ANNA ŚWIRSZCZYŃSKA O przygodach i igraszkach wesołego Patałaszka Anna Świrszczyńska (ur. 1909), poetka, prozaik, dramaturg, wydała około pięćdziesięciu książek dla dzieci i młodzieży. W większości są to utwory osnute na tle różnych wydarzeń historycznych i legend. Autorka za twórczość dla dzieci otrzymała nagrodę Prezesa Rady Ministrów i nagrodę Prezydenta m. Krakowa. Książka "O przygodach i igraszkach wesołego Patałaszka" to żartobliwa wierszowana opowieść o wesołym, pomysłowym chłopcu, który miał zostać fryzjerem, ale został cyrkowcem i dzięki dziwnej przygodzie z papierowym koniem, który ożył, odbył podróż po wielu egzotycznych krajach świata, dokonując niezwykłych czynów, a w końcu powrócił do rodziców, bo "choć wędrować każdy rad, dom rodzinny - sami wiecie - milszy jest niż cały świat". Przygoda pierwsza Dziwne zdarzenie w cyrku Żył raz Fipcio Patałaszek,@ zawsze wesół niby ptaszek.@ Zuch był chłopak co się zowie,@ miał pomysłów tysiąc w głowie,@ humor żywy niby rtęć@ i do przygód wielką chęć.@ Posłał tata kawalera@ na naukę do fryzjera.@ Przeszedł roczek, przeszły dwa -@ z Fipcia fryzjer, że to ha!@ - Umiem golić,@ umiem strzyc.@ Pan pozwoli -@ bródka w szpic?@ Czy dla panów,@ czy dla dam@ zawsze grzeczne@ słówko mam.@ Raz krawcowa, pani Kasia, przybiegła@ z przeciwka.@ - Proszę wieczną ondulację. Dwa loczki@ i grzywka.@ Fipcio czesze, mistrz nie lada,@ a krawcowa gada:@ - W cyrku byłam dziś z sąsiadką.@ Ej, tam dziwy, jakich rzadko!@ Są pajace, foki, słonie,@ małpy wiszą na ogonie.@ Sławny magik pan Chryzostom@ to czarodziej - powiem prosto!@ Na grzebieniu gra jak słowik@ i z guzika ptaszka robi,@ i potrafi nieść na nosie@ talerzy pięćdziesiąt osiem!@ I tak gada, tak się wzrusza,@ że Fipciowi rośnie dusza.@ Zasłuchany bez pamięci@ w aparacie coś tam kręci.@ Kręci, kręci, aż tu swąd.@ Kasia woła: - Skąd to, skąd?!@ Ach, gorąco! Ach, zemdleję!@ Gwałtu, rety, co się dzieje!@ Moja grzywka, moje włosy! -@ no i krzyczy wniebogłosy.@ Potem były straszne rzeczy.@ Ten, kto widział, nie zaprzeczy.@ Płonie głowa@ pani Kasi!@ Straż ogniowa@ jedzie gasić.@ Tru_tu_tu_tu! Na bok, z drogi!@ A tu dom już w ogniu srogim.@ Nim dom cały ugasili,@ dwie godziny się męczyli.@ Ugasili z wielkim trudem.@ Taki fryzjer - psu na budę.@ Gniewny ojciec rzekł z przejęciem:@ - Musisz zmienić swe zajęcie,@ Fipcio z wstydu drży jak liść.@ - Ja... do cyrku chciałbym iść.@ Pan Chryzostom,@ magik z bródką,@ patrzy ostro,@ mówi krótko:@ - Kiedy praca, to nie śmiech.@ Masz się ćwiczyć w sztukach trzech.@ Niech się kawaler@ nad tym głowi,@ by na grzebieniu@ grać jak słowik,@ z gracją na nosie,@ jak należy,@ pięćdziesiąt osiem@ nieść talerzy@ oraz z guzika -@ to nie fraszka -@ na zawołanie@ robić ptaszka.@ A gdy posiądziesz owe sztuki,@ czeka cię jeszcze moc nauki,@ abyś potrafił też, pędraku,@ na papierowym mknąć rumaku.@ Sztuka to trudna, wielki strach,@ bo rumak wzniesie się pod dach.@ Hej, miły Boże, pracy moc!@ Uczy się Fipcio dzień i noc.@ Wreszcie rzekł magik: - Oto teraz@ pokażę światu kawalera.@ Jutro zrobimy przedstawienie,@ wystąpisz ze mną na arenie.@ Gdy wieczorem w wielkiej budzie@ zebrali się gwarnie ludzie,@ wyszedł magik, Fipcio z nim,@ zawstydzony tłumem tym.@ - Uwaga, uwaga,@ nie żadna to blaga,@ to spryt i technika,@ to kunszt jest magika.@ Przesławny magik nad magiki@ zwracam się oto do publiki@ i ucznia wiodę, Patałaszka,@ co to z guzika robi ptaszka.@ Umie na nosie,@ jak należy,@ pięćdziesiąt osiem@ nieść talerzy,@ gra na grzebieniu@ jak najęty@ i jeszcze inne@ ma talenty!@ Tu Patałaszek uroczy@ na środek zgrabnie podskoczył.@ Na nosie - aż podziw bierze -@ niesie talerze!@ A potem na grzebieniu@ przepięknie gra w natchnieniu,@ a w końcu chwyta guzik,@ zwyczajny i nieduży.@ - Hokus, pokus, czarny kot!@ rzecz niezwykłą zrobię w lot!@ Tu rzucił guzik w górę,@ a guzik - dziwy wielkie -@ już ptasią ma figurę@ i trzpie już skrzydełkiem.@ Malutki jak koliber,@ złocisty fruwa ptaszek.@ Ach, cudo to prawdziwe,@ ach, mistrz ten Patałaszek!@ Gdy skończył sztuczki owe,@ podnosi dłoń i głowę.@ - Cisza, panowie moi,@ niech wyjdzie, kto się boi.@ Cud będzie nad cudami,@ koń będzie ze skrzydłami,@ koń papierowy, który@ uniesie mnie do góry.@ Orkiestra, proszę tusz,@ bo zaczynamy już!@ Tutaj magik papier bierze@ i rysuje na papierze@ trochę prosto, trochę krzywo,@ skrzydlatego konia-dziwo.@ Fipek podbiegł, sprytny skrzat,@ i na grzbiet mu prędko siadł.@ Koń jest z drzewa i tektury,@ ale z Fipciem mknie do góry.@ Ciągną go pod dach wysoki@ cienkie linki, mocne sznury.@ Wszyscy krzyczą: - Brawo, brawo!@ Fipek patrzy w lewo, w prawo,@ nagle strasznie się zatrwożył,@ bo koń ożył!@ To ci heca, to dopiero!@ Już jest żywy, nie z papieru,@ już wytrzeszczył żywe oczy,@ żywą pianę z pyska toczy,@ żywym macha już kopytem@ i na skrzydłach leci przy tym.@ Leci, leci jak szalony,@ zerwał linki, zerwał sznury,@ miota się na wszystkie strony,@ z góry na dół, znów do góry.@ Grzywą błyska,@ pianą pryska,@ złotym ogniem@ świeci z pyska.@ Każdy pyta: - Co za kawał,@ by żywego tak udawał?@ Ale magik pobladł wszystek,@ Fipcio trzęsie się jak listek.@ - Hej, milicja, pogotowie!@ Hej, ratujcie, cni ludkowie! -@ Fipek krzyczy półżywy,@ jedna pani już mdleje,@ a koń parska straszliwy,@ a koń w górze szaleje!@ Że w suficie jest dziura,@ więc przez sufit dał nura.@ Ludzie patrzą ze strachem,@ aż zamiera w nich dusza,@ a koń leci nad dachem,@ mknie nad wieżą ratusza.@ Skrzydła szumią mu w pędzie,@ to nie żarty, nie fraszka.@ Co to będzie, co będzie?@ Straszny los Patałaszka!@ Przygoda druga Fipcio wśród Murzynów Koń w zawody z wichurą@ ponad miastem mknie górą.@ Fipcio trzyma się grzywy,@ przerażony, półżywy.@ Płyną, płyną długi czas,@ w dole rzeka, potem las,@ potem pola, domy, gaje,@ góry, rzeki, nowe kraje.@ Aż na koniec - morza fale@ zapieniły się wspaniale.@ Fipcio patrzy - w dali ląd.@ Palm wysokich widać rząd.@ - Uf, gorąco! Kraj tu dziki.@ Przyjechałem do Afryki!@ Rumak zrobił dziwny ruch,@ z nieba na dół prosto - buch!@ I już Fipcio, biedny skrzat,@ leży w piasku rad nierad.@ A koń dziwny parsknął w mig@ i nagle, proszę pana,@ jak szpilka w stogu siana -@ znikł.@ Fipcio chce go szukać, lecz@ nowa go zajęła rzecz.@ Słychać z krzaków straszne ryki,@ od tych ryków - ziemia drży.@ Poznasz, że to ląd Afryki,@ gdy przed tobą staną - lwy!@ Patałaszek zbladł, niebożę,@ chwilę w miejscu wryty tkwił,@ potem - szybko, tak jak może,@ zmyka biedak, co ma sił.@ Za nim zaś - to nie przelewki -@ mknie lew żwawy, mknie lew krewki.@ Za lwem zasię sadzi lwica,@ co też Fipcia nie zachwyca.@ A za lwicą osiem lwiąt.@ Skądże się tu wzięły, skąd?@ Gdy dogonią go w tym pędzie,@ no to... Fipka już nie będzie.@ I tak by się stało, lecz@ nowa się zdarzyła rzecz.@ Czy widzicie? Oto w krąg@ pełno czarnych głów i rąk.@ Czarni ludzie biegną, krzyczą,@ krzyczą wielce tajemniczo.@ W tam-tam biją wznosząc śpiew,@ a w tym śpiewie dźwięczy gniew.@ - Uda muda dzielny ród@ czarnych ludzi znad Wielkich Wód!@ Zabijemy tego lwa,@ bo on chłopca połknąć ma.@ Tu chwytają dzidy, łuki@ i wydają złe pomruki.@ Zaś na czele w pióropuszu@ biegnie pełen animuszu@ król murzyński z wielką dzidą.@ Wojownicy za nim idą.@ - Biada, biada, dziki lwie,@ wnet twe życie skończy się.@ Zginiesz, zginiesz, lwico dzika,@ z rąk czarnego wojownika!@ Strzał i dzid wylata grad,@ srogi lew na ziemię padł,@ przestraszona zasię lwica@ zmyka niby błyskawica.@ Za nią zmiata osiem lwiąt,@ co się wzięły nie wiem skąd.@ Już zniknęły w gęstych krzakach!@ Nie zagryzą już chłopaka!@ - Czarni ludzie, dzięki wam!@ Jak dziękować - nie wiem sam.@ Raczcie mi wybaczyć, bowiem@ nic wam teraz już nie powiem,@ bo mi szczęka ząb o ząb,@ choć tu upał, a nie ziąb.@ Król murzyński kiwa głową@ i powiada takie słowo:@ - Biały chłopcze, pójdziesz z nami@ tam do wioski pod palmami.@ Tam ci damy jeść i pić -@ bez obawy z nami idź.@ Gdy się najesz, uspokoisz,@ pogadamy tak jak swoi.@ Przed domem króla, na placu wioski,@ małych Murzyniąt lśnią czarne noski.@ Mamy-Murzynki stoją za nimi,@ każda na głowie kok ma olbrzymi.@ A w koku kwiaty, muszle i pióra -@ bardzo to piękna była fryzura.@ Na samym przedzie w starszyzny gronie@ siadł król murzyński na pięknym tronie.@ - Kucharzu - woła - po jadło idź!@ Dajmy gościowi i jeść, i pić.@ Już Murzyni na wyścigi@ niosą mu banany, figi,@ zupę z żółwia, jaja strusia.@ Będzie Fipek zjeść dziś musiał@ ucho słonia w żółtym sosie@ i pieczonych papug osiem.@ Pyszne były to frykasy,@ a na deser - ananasy,@ ciastka z miodem i daktyle.@ Ach, jedzenia było tyle!@ Fipcio zjada, co mu dają@ (w krąg piszczałki cienko grają),@ a gdy najadł się do syta,@ taką mową króla wita:@ - Jestem Fipcio Patałaszek,@ chłopiec wesół niby ptaszek.@ W sposób dziwny, nieco dziki@ przyjechałem do Afryki.@ Chciałbym poznać wasze życie,@ jeśli na to pozwolicie.@ Jestem magik i cyrkowiec,@ umiem nawet stać na głowie@ i na nosie, jak należy,@ nieść stos bębnów lub talerzy.@ Chcę zabawić dzielny ród@ czarnych ludzi znad Wielkich Wód.@ Więc na mowy zakończenie@ dam wam małe przedstawienie.@ Tu wytrzeszczył nagle oczy@ i na środek placu skoczył.@ - Patrzcie, panie i panowie,@ będzie sztuka, co się zowie!@ Chwycił bęben i na nos@ kładzie sobie zgrabnie w skos,@ na nim drugi,@ czwarty,@ piąty,@ szósty, siódmy i dziesiąty.@ Aż postawił na swym nosie@ bębnów tych pięćdziesiąt osiem!@ Potem z wdziękiem, gracją, szykiem@ czyni rzeczy całkiem dzikie:@ skacze,@ tańczy,@ wstaje,@ siada -@ ale z nosa nic nie spada.@ Tańczy,@ skacze,@ siada,@ wstaje -@ a na nosie wciąż zostaje,@ wciąż się trzyma mu na nosie@ bębnów tych pięćdziesiąt osiem!@ Wielki stos,@ wszystkie w skos,@ tak jak włożył je na nos.@ Patrzy czarny na czarnego.@ - Niesłychane, mój kolego!@ Wielki zachwyt mi się wwierca@ do samego środka serca.@ Brawo, brawo, Patałaszek!@ Jesteś zgrabny niby ptaszek.@ Lecz w Afryce - zważaj na to -@ każdy Murzyn - akrobatą.@ I już jeden, niby kot,@ wdrapał się na palmę w lot,@ drugi po wiszącej lianie@ włazi szybko niesłychanie@ i na drzewo z drzewa - skik! -@ jak wiewiórka skacze w mig.@ Fipcio krzyczy: - Brawo! Bis!@ Tak - nie skoczę, choćbym skisł!@ Co za zwinność, co za wdzięk,@ tak - nie umiem, choćbym pękł.@ Nauczcie mnie waszych sztuk,@ żebym je pokazać mógł,@ gdy powrócę znów do kraju.@ Niech je wszyscy podziwiają.@ Tu zawołał tłum wesoły:@ - A więc z dziećmi idź do szkoły!@ Moa Boa, nauczyciel,@ uczy bardzo przyzwoicie.@ To dopiero była szkoła -@ fantastyczna i wesoła!@ - Ucz się, Fipciu, ucz, kochanie,@ po cieniutkiej piąć się lianie@ i na czubek palm wysokich@ włazić prawie pod obłoki,@ jak krokodyl pływać w wodzie,@ jak gazela skakać co dzień.@ Fipcio zdolny był, jak wiecie,@ więc nauczył się wszystkiego.@ Biegał, skakał jak w balecie.@ - Moa Boa, mój kolego!@ Fantastyczna i wesoła@ była, bracie, twoja szkoła.@ Żyjcie w zdrowiu przez lat wiele,@ moi czarni przyjaciele!@ Nim w świat dalej powędruję,@ za gościnę wam dziękuję.@ Przygoda trzecia Piramidy i sfinksy Gdy się rozstał z Murzynami,@ poszedł Fipcio w kraj nieznany.@ Zawędrował na pustynię,@ a tam piasek w krąg jedynie.@ - Ach, co teraz mam uczynić@ sam na wielkiej tej pustyni?@ Ani auta, ni roweru -@ to ci bieda jest dopiero!@ Nagle patrzy - struś uroczy@ z wielkim wdziękiem sobie kroczy.@ - Miast roweru masz tu ptaszka.@ Biegać dla mnie - to jest fraszka.@ Struś kolega,@ szybkobiegacz,@ może podwieźć Patałaszka.@ Co kolega zwiedzić raczy?@ Tu w Afryce dziwów wiele.@ - Piramidę chcę zobaczyć,@ to jest teraz moim celem.@ Skoro w sposób taki dziki@ przyleciałem do Afryki,@ no to teraz - na wariata -@ chcę zobaczyć trochę świata.@ Wio! I struś pomyka z Fipciem@ do piramidy w Egipcie.@ Fipcio trzyma go za szyję@ i z radości piszczy tak:@ - Strusi rodzaj niechaj żyje,@ struś to jest wspaniały ptak!@ I ułożył wnet poemat,@ a poemat miał ten temat,@ że nad strusia - ptaszka nie ma.@ Jechać na strusiu to jest gratka,@ lecz to już Egipt. Stop, wysiadka!@ Struś na pamiątkę dał mu piórko@ i zniknął wnet za jakąś górką.@ Piasek skrzy się w słońca blasku,@ Fipek mówi: - Ile piasku!@ A pośrodku - z dala widać -@ piramida!@ Piramida z kamienia,@ sławna przez pokolenia,@ wspaniała, niebotyczna,@ zupełnie fantastyczna,@ która - kochani moi -@ od lat czterech tysięcy,@ a może i więcej -@ stoi.@ Fipciowi w oczach ściemniało@ i aż zatrzęsła się głowa.@ Wielu to ludzi musiało@ nad takim dziwem pracować!@ Latami, dniem i nocą -@ po co?@ Do czego może się przydać@ ta piramida?@ Ledwo powiedział te słowa,@ zerwała się burza szalona@ i ujrzał kamienną osobę@ jakiegoś faraona.@ - To dla mnie, dla mojej chwały@ te cuda kamienne powstały.@ Niezmierna czciła mnie rzesza@ byłem jak król i jak cesarz.@ Jedno skinienie mej ręki@ na śmierć skazywało i męki.@ Zaraz masz@ w tej godzinie@ paść na twarz@ albo zginiesz!@ Tutaj spuścił wzrok swój władczy,@ na małego Fipcia patrzy.@ Ale Fipcio - śmiały brzdąc -@ ukłonił się trochę drwiąc.@ - Na twarz padać? Pan wybaczy,@ lecz ja witam się inaczej.@ Mnie uczyli mama z tatą,@ że zdjąć czapkę starczy na to.@ A zresztą pana osoba@ nie bardzo mi się podoba,@ bo pan coś za dużo, mój panie,@ myślał o swojej reklamie.@ Pan ważniak był, jak widać,@ a świadkiem ta piramida.@ Źle, że pan męczył tak i trudził@ bezużytecznie tylu ludzi.@ Lepiej by szkołę jaką wznieśli.@ A teraz, panie, daruj, jeśli@ zakończę twoją rozmowę z Fipciem@ pod piramidą w Egipcie.@ Gdy to usłyszał wielki faraon,@ nie odgadniecie, co tam się stało!@ Zaryczał strasznie jak lew pustyni,@ egipskie czary zaraz uczynił.@ - Hej, sfinksy tajemnicze,@ lwy z człowieczym obliczem,@ niech w waszych kamiennych szponach@ ten śmiałek skona!@ Oj, sprawa coraz gorsza,@ posągów wstaje orszak.@ Fipcio nie wierzy oczom.@ To sfinksy z tyłu, z przodu,@ z południa i zachodu@ kroczą.@ Każda bestia z kamienia,@ strasznie groźna z wejrzenia,@ każda bestia wściekła.@ Przyznam się, moi mili,@ że ja bym w takiej chwili@ uciekła.@ Lecz Fipek głowę zadarł po prostu,@ spojrzał po sfinksach wielkiego wzrostu,@ po czym - będziecie zdumieni -@ wyjmuje grzebień z kieszeni@ i na grzebieniu jak słowik@ zagrał sfinksowi.@ Mknie głos cienko i czysto,@ śmiały, wdzięczny i lekki,@ nad pustynią piaszczystą, hen, ku gwiazdom dalekim.@ No i z tego wynikła@ sytuacja niezwykła.@ Bo oto sfinksy z kamienia,@ sławne przez pokolenia,@ po raz pierwszy od lat czterech tysięcy,@ a nawet i więcej -@ poszły, mój kochany,@ w tany.@ W pląs pełen majestatu,@ nie znany światu.@ Ze zdumienia świat oniemiał.@ Patrzy słońce, słucha ziemia.@ Zadrżał w trwodze sam faraon.@ - Co to znaczy, co się stało?@ Choć był pełen wielkich zalet@ ten niezwykły sfinksów balet,@ nie czekając, aż go skończą,@ mądry Fipek - drapnął rączo!@ Przygoda czwarta O perskim szachu Fipcio śle do domu liścik:@ "We świat dalej jechać muszę.@ Podróż mi daje korzyści,@ podróż kształci ciało, duszę.@ Niech Was losy darzą zdrowiem,@ potem wszystko Wam opowiem.@ Pełen werwy i fantazji@ jadę dalej. Gdzie? Do Azji!"@ Oto Persja. Persy siedzą,@ słodką chałwę siedząc jedzą,@ wonnościami brody zdobią@ i dywany perskie robią.@ Fipcio przy nich siada zaraz@ i tak grzecznie się odzywa:@ - Ja się będę bardzo starać,@ nauczcie mnie robić dywan.@ - Zgoda, siadaj! - Od tej chwili@ tkać dywany go uczyli.@ Aż tu jeden młody Pers z oczami jak aksamit,@ pochylony nad dywanami,@ mówi: - Ja córkę szacha kocham.@ I szlocha.@ - Kocham, ach, kocham duszą mą całą@ córeczkę szacha jak jaśmin białą.@ W Fipcia litość wnet się wwierca@ do samego środka serca.@ - Idź do szacha, mój kolego,@ mów, że chcesz być zięciem jego.@ Tkacz, gdy dobry, więcej wart@ niźli szach, gdy zły jak czart.@ A ja z tobą pójdę rad@ jak przyjaciel twój i brat.@ Siedzi szach na dywanie,@ a wokoło dworzanie.@ Przyszedł Pers i rzekł z przejęciem:@ - Chciałbym zostać pańskim zięciem.@ A szachówna biegnie z komnat:@ - Taka wola ma niezłomna!@ Fipcio wreszcie też podchodzi:@ - Niech daruje szach dobrodziej.@ Chłopiec dobry, zdolny tkacz,@ więc córeczkę dać mu racz!@ Spojrzał szach i z gniewu zbladł,@ potem powstał, potem siadł.@ - Tkacz mą córkę chce za żonę! Tkacz pohańbił mą koronę!@ Z gniewu łamie mnie podagra.@ Niechże ze mną w szachy zagra.@ Wygra - córkę dam mu w darze.@ Przegra - troje zabić każę...@ Zbladły dworzan karne zgraje,@ szachownicę ktoś podaje.@ W marmurowej siedli sali,@ no i grali, grali, grali...@ Patrzy wkoło dwór milczący,@ Fipcio stoi trochę drżący,@ panna zbladła jak opłatek,@ no i mdleje na dodatek.@ Przeszedł dzień, już noc szarzeje,@ tkacz się słania, szach się śmieje,@ wreszcie rzucił szachownicę@ i wykrzywił srogie lice.@ I zawołał z śmiechem tak:@ - Do gry ci talentu brak!@ Otoś przegrał, żegnaj świat!@ Niech tu zaraz przyjdzie kat.@ Idzie kat wielkiego wzrostu,@ że i mówić strach po prostu.@ Zęby szczerzy niczym zwierz.@ - Kacie, obu śmiałków bierz.@ Zamknij w wieży do komórki,@ wkrótce - obu śmierć! I córki.@ Za trzy noce, za dni dwa@ cała trójka zginąć ma!@ Ponad miastem noc zapada,@ ponad miastem gwiazd gromada@ i półksiężyc w srebrnych blaskach@ (jak malują na obrazkach).@ Cichych fontann słychać szmery,@ pachną wonnych róż szpalery,@ a wśród tej uroczej woni@ na gałązce słowik dzwoni.@ Szach się kładzie w złote łoże,@ ale Fipcio spać nie może.@ Za trzy noce, za dni dwa@ z przyjaciółmi zginąć ma.@ Z jego winy - biada, biada! -@ młodej parze śmierć wypada.@ Zginie panna, zginie tkacz.@ Głupi Fipciu, siądź i płacz!@ Nagle mu błysnęła myśl:@ - Stróżu, racz do szacha iść.@ Piękny dywan zrobić chcemy@ dla imć szacha, nim umrzemy.@ Czas szybko, szybko bieży,@ wre praca w starej wieży.@ Pers z Fipciem na przemiany@ tka dywan niesłychany.@ Szachówna zasię słodka@ odwija nici z motka.@ Noc przeszła jedna, druga@ i dni już przeszły oba.@ Znów gwiazda z nieba mruga,@ z nią śmierci idzie doba.@ Lud cały biegnie z miasta,@ mąż, dziecko i niewiasta,@ pod starą idą wieżę,@ gdzie straż skazanych strzeże.@ Już bęben dziko brzmi,@ już każdy leje łzy,@ już kroczy wielki kat,@ już muszą żegnać świat.@ Lecz co to z wieży spływa@ jak wielki, piękny motyl?@ To leci dywan, dywan@ zielony, modry, złoty!@ Dywan to nad dywany,@ piękności niesłychanej!@ Jak kraj szeroki, długi,@ nie powstał taki drugi.@ Historię tam zobaczysz@ o pannie i o tkaczu,@ że patrząc - jakbyś czytał...@ Więc wszyscy patrząc płaczą.@ Tak piękne owe dziwa@ i treść tak żałośliwa,@ bo widać na dywanie@ i śmierć ich, i kochanie.@ Więc płacze lud pod wieżą@ i dobosz, co w bęben uderzył,@ i płacze dworzan orszak,@ i - sprawa wiele gorsza -@ płacze sam srogi kat,@ łzę otarł rad nierad.@ (Bo w Persji - fakt to znany -@ każdy uwielbia dywany).@ I ludzie zawołali:@ - Tak być nie może dalej!@ Kto takie ma talenty,@ ten być nie może ścięty.@ Niech ich uwolnią skoro@ i niechaj się pobiorą.@ Aż zamilkł szach jak trusia,@ no i - ustąpić musiał.@ Bo i on, proszę pana,@ też znał się na dywanach.@ Więc już w następnej chwili@ na wolność ich puścili,@ a panna drodzy moi,@ do ślubu już się stroi.@ Już kładą jej kobiety@ na nogi bransolety,@ jedwabne pantalony@ i złote trzy zasłony.@ I oto już wesele!@ Szach prosi gości wiele,@ i wszyscy razem siedli@ i słodką chałwę jedli,@ i słodką kawę pili,@ i dobrze się bawili.@ A Fipek w okamgnieniu@ grać zaczął na grzebieniu@ i piękną pieśń ułożył@ o całym tym zdarzeniu:@ - Był tkacz, co miał oczy jak aksamit,@ i raz popatrzył tymi oczami@ na córkę szacha jak jaśmin białą@ i wnet tych dwoje się pokochało.@ Potem cierpieli, płakali wiele,@ lecz dziś nareszcie jest ich wesele,@ a więc się cieszmy@ i tańczyć śpieszmy,@ a więc się cieszmy, o przyjaciele!@ Niech im śpiewają do snu słowiki,@ niech mają życie pełne muzyki,@ niech mają życie słodkie jak chałwa,@ a ja - za piosnkę niechaj mam brawa!@ Zaś dywan taką pozyskał sławę,@ że Fipcio posłał go na wystawę@ aż do Warszawy. I tam, rzecz prosta,@ cztery nagrody od razu dostał.@ Więc tkacz się zrobił sławny ogromnie,@ a szach na wszystko spoglądał skromnie@ i myślał sobie z wielkim przejęciem,@ że się pochlubić może swym zięciem!@ Przygoda piąta Chiński Smok Nowa powieść się zaczyna:@ oto Fipcio jest już w Chinach.@ Śliw kwitnących pachną drzewa,@ białe płatki wiatr rozwiewa,@ a tam kwitną znów brzoskwinie@ w cichej wiosce, hen, w dolinie.@ Drogą idą małe Chinki,@ mają buzie jak cytrynki,@ mają bluzy i spodenki,@ kwiat we włosach, głosik cienki,@ czarne grzywki, czarne oczy,@ no i każda żwawo kroczy.@ Razem z nimi chłopcy biegną,@ krzyczą jeden przez drugiego.@ Każdy piękny ma latawiec,@ wielki tak, jak chłopiec prawie.@ I w niebieskich mknie kaftanach@ cała rzesza roześmiana.@ Fipcio patrzy w krąg i przy tym@ mówi do nich tak z zachwytem:@ - Jestem Fipcio Patałaszek,@ chciałbym poznać życie wasze,@ dzielić z wami radość, trud.@ Miły mi jest chiński lud.@ - Patrzcie, patrzcie, biały chłopiec!@ Chodźże z nami, hen, pod kopiec.@ Tam na łące urządzamy@ dziś wyścigi z latawcami.@ I ty udział weź w zabawie,@ patrz, jak piękny mam latawiec.@ Ja nazywam się Li Po,@ a to moje siostry są.@ Ta, co przodem biegnąc tańczy,@ zwie się Kwieciem Pomarańczy,@ ta, co idzie zaś pomału,@ ma na imię Kwiat Migdału.@ Fipcio grzecznie podał rękę,@ panny się skłoniły z wdziękiem.@ - Chodźcie prędzej - Li Po woła -@ patrzcie, jaki tłum dokoła!@ Już za chwilę hen pod chmurę@ sto latawców pójdzie w górę.@ Złote, srebrne, purpurowe -@ pomkną w niebo lazurowe.@ Puścili chłopcy latawców rój,@ ten ma kształt lisa, ten żurawia.@ - Lecz najpiękniejszy, Li Po, twój!@ Ach, co też wicher z nim wyprawia!@ Jak szybko w górę uniósł go!@ Puścił się za nim w ślad Li Po.@ Siostry wołają: - Bracie, czekaj!@ Li Po z latawcem wciąż ucieka.@ Latawiec smoka postać ma,@ jak smok błękitny w słońcu drga.@ I szumi tak latawiec ten:@ - Chcę lecieć w dal, chcę lecieć hen,@ nad Jangcy- ciang, Błękitną Rzekę.@ Tam żyje Wielki Smok od wieków.@ Gdy smoka kształt mi dał Li Po,@ chcę lecieć i zobaczyć go.@ - O, stój, latawcze, zawróć z drogi,@ tam jest kraina wiecznej trwogi.@ Tam woda w przepaść rycząc spada,@ dla wszystkich istot tam zagłada.@ Nie słucha go latawiec, nie.@ - Nad Jangcy-ciang ja lecieć chcę!@ I leci z wiatrem coraz dalej,@ jak żywy smok się w słońcu pali.@ A za nim chłopiec mknie jak jeleń.@ Już przebiegł wzgórz i dolin wiele,@ za swym latawcem biegnie w skok,@ tam gdzie Błękitny mieszka Smok.@ Nagle - gdzieś w dali z oczu znikł.@ Gdzie jest? Już tego nie wie nikt.@ Kwiat Pomarańczy łka w rozpaczy,@ że już braciszka nie zobaczy,@ i Kwiat Migdału z żalu mdleje...@ A co się z Fipciem naszym dzieje?@ Choć wielka żałość mu się wwierca@ aż do samego środka serca,@ pociesza panny: - Ach, Patałach@ w niejednych srogich był opałach!@ Głowa do góry! Rzućcie trwogę,@ ja go odzyskać wam pomogę.@ Nad brzeg Błękitnej pójdźmy Rzeki,@ choć spacer smutny i daleki.@ I tu nie tracąc czasu więcej,@ obie siostrzyczki wziął za ręce@ i wszyscy śpiesznie idą już@ wśród pól bawełny i wśród wzgórz.@ Aż przyszli tam, gdzie wód kaskada@ w ogromną przepaść hucząc wpada,@ tam gdzie się wiry kłębią dzikie,@ gdzie rzeka wielkim krzyczy krzykiem.@ Biada statkowi, biada łodzi,@ gdy tędy płynąć im przychodzi!@ Tam stają wszyscy drżąc jak liść.@ Pusto dokoła. Dokąd iść?@ Po chłopcu wszelki zginął ślad.@ Pewno w tę przepaść straszną wpadł.@ Pewno go wicher w rzekę zwiał@ z tych dzikich brzegów, stromych skał.@ Dziewczynki płaczą, Fipcio drży,@ aż rzekł do siebie: - Porzuć łzy.@ Tu trzeba działać! Na to bacz,@ że nie pomoże nic twój płacz.@ Więc chwilę myślał Fipcio nasz,@ a potem w górę podniósł twarz.@ - Zawołam Smoka, niech odda chłopca.@ Może mu litość przecie nieobca.@ Może się zjawi przede mną tu, a wy - zmykajcie obie co tchu.@ Straszna podobno jest jego postać,@ więc nie możecie tutaj pozostać.@ Na to odpowie Kwiat Pomarańczy:@ - O, ja potrafię nie tylko tańczyć.@ Choć jestem mała, chociaż się boję,@ zawołam Smoka, tak jak tu stoję.@ Ale ty, siostro, lepiej stąd idź.@ - Nie, i ja z wami chcę tutaj być.@ Lepiej, gdy wołać będziem we troje.@ Ja nie odejdę, chociaż się boję,@ choć tylko siedem skończyłam lat -@ tak mówi mały Migdału Kwiat.@ Fipcio z podziwem spogląda na nie.@ O, jakże dzielne są niesłychanie!@ Dwie żółte rączki ujął w swą dłoń@ i wszyscy troje patrzą się w toń.@ I wszyscy głośno, na dany znak,@ wielkiego Smoka wołają tak:@ - Błękitny Smoku, Błękitny Smoku,@ ukaż się w blasku, ukaż się w mroku!@ Ukaż się w wichrze, ukaż się w mgle,@ Błękitny Smoku, wzywamy cię!@ I nagle - dziw to nad dziwy! -@ zabłysła tęcza nad rzeką.@ Smok się ukazał prawdziwy@ na chmurze białej jak mleko.@ Wił się jak żmija, świecił jak słońce,@ na barkach skrzydła miał migocące.@ Był niby z ognia, był niby z mgły,@ a oczy jego - jak gwiazdy trzy!@ - Błękitnej Rzeki jam wielki Smok,@ straszny jest głos mój i straszny wzrok.@ Kto mnie zawołał? Czy nikt z was nie wie,@ że wzrokiem śmiałka zabijam w gniewie?@ - Oddaj nam, Smoku, Li Po małego,@ bo nie możemy wrócić bez niego.@ Oddaj nam, Smoku, Li Po - braciszka,@ bo wielka żałość serce nam ściska.@ - Ja, Smok Błękitny, oddam wam chłopca,@ bo memu sercu litość nieobca,@ lecz przez minutę musicie całą@ w troje mych oczu spoglądać śmiało.@ Jeśli kto spuści ku ziemi wzrok,@ chłopca wieczysty pochłonie mrok.@ Podnoszą Chinki skośne oczy,@ patrzą na Smoka z całej mocy,@ Fipcio też patrzy, ani drgnie -@ długo minuta ciągnie się.@ A Smok zapalił trzy źrenice@ jak trzy ogromne błyskawice,@ a Smok oczami iskry ciska,@ straszy, oślepia, grozi, błyska.@ Och, jak okropna ta minuta!@ Któż inny by pozostał tutaj!@ Boją się wszyscy coraz więcej -@ któż inny by pozostał tu -@ lecz wciąż trzymają się za ręce,@ na Smoka patrzą już bez tchu.@ Wtem - zagasł nagle jego wzrok@ i jak sen zniknął straszny smok!@ I wtedy z fali wielce burzliwej,@ śmiejąc się jakby nigdy nic,@ Li Po z latawcem wyskoczył żywy,@ czerstwy i zdrowy niby rydz.@ Ach, jak siostrzyczki go witały!@ Jak go tuliły i ściskały!@ Jak wiele Fipek wylał łez -@ powiedzieć o tym - trudno jest.@ Powraca Li Po szczęśliwy@ do wioski, gdzie kwitną śliwy,@ do cichej wioski w dolinie,@ gdzie pięknie kwitną brzoskwinie,@ do pól ryżowych, gdzie w pocie@ pracuje matka i ojciec,@ i babka obok dziadka,@ i cnych sąsiadów gromadka.@ Ryż sadzą brodząc w wodzie,@ w palącym słońcu, jak co dzień.@ Lecz z trudem idzie im praca,@ bo myślą wciąż, dlaczego@ Li Po do domu nie wraca@ ni małe siostry jego.@ Radość to była niemała,@ gdy matka dzieci witała.@ Sąsiadów i całą rodzinę@ prosi na wieczór w gościnę.@ Zabawa była wesoła,@ trudno wam wszystko opisać.@ Lampiony świeciły wkoło,@ na wietrze się kołysząc.@ Herbatę wszyscy pili@ w maleńkich filiżankach,@ Fipciowi było najmilej@ siedzieć przy koleżankach.@ A potem Kwiat Pomarańczy@ zaczęła ślicznie tańczyć,@ a mała Migdału Kwiatek@ na lutni grała wraz z bratem.@ Zaś lutnia stara to była,@ strun siedem miała z jedwabiu.@ Śpiewała, słodko kwiliła,@ jak ptaszki, kiedy się wabią.@ Li Po za Fipcia pił zdrowie,@ a wreszcie pędzelek bierze@ i wierszyk pisze Fipciowi@ na ślicznym chińskim papierze:@ "O biały chłopcze, tyś mój przyjaciel.@ Zamieszkaj ze mną w mej niskiej chacie".@ No i zamieszkał Fipcio z nimi@ i żył na pięknej chińskiej ziemi.@ Gdy słońce piekło, on w mozole@ ryżowe tam uprawiał pole,@ z krzaków herbaty zbierał liście@ i jadł - po chińsku oczywiście.@ Przygoda szósta Fipcio wśród białych niedźwiedzi Rozmaicie jest na świecie,@ tutaj upał, a tam chłód.@ Może z Fipciem dziś pomkniecie@ w świat, gdzie śniegi, mróz i lód?@ Lśnią na niebie blade zorze,@ szumi wielkie, srogie morze,@ w nim lodowe płyną góry.@ Dziwnej są architektury,@ a tak piękne, że się zdaje -@ góry z srebra, góry z bajek!@ Jak chcesz widzieć takie cuda,@ razem z Fipciem tam się udaj.@ Ale przedtem - wedle mody -@ futro, bracie, weź na chłody.@ Patrz, na brzegu tłum niedźwiedzi.@ Każdy sobie grzecznie siedzi.@ Wśród nich Fipcio śmiało staje,@ piękny ukłon im oddaje.@ - Witam was, białe niedźwiedzie!@ Jakże wam się tutaj wiedzie?@ Spojrzał niedźwiedź@ na sąsiada.@ - Kiedyś przyszedł,@ no to siadaj.@ Właśnie mamy dziś wesele.@ Będą grały trzy kapele,@ pan wieloryb, zwierz z talentem,@ jest tu u nas dyrygentem.@ Będą tańce, śpiewy też,@ razem z nami lodów zjesz.@ Panna młoda, cud urody,@ śmietankowe jadła lody,@ a mąż, chuda poczciwina@ ślubny welon jej upinał.@ Ale smutny był, niebożę,@ bo misiowa - w złym humorze!@ - Jestem piękna niedźwiedzica,@ każdy mną się w krąg zachwyca.@ Mam urodę, wdzięk i szyk,@ chcę wystroić się jak nikt!@ Patrz, mężu, oto zorza@ świeci nad falą morza,@ promienie liliowe i sine@ zanurza w ciemną głębinę.@ Tysiąc prześlicznych promieni,@ a każdy ślicznie się mieni.@ Zielone, różane, tęczowe -@ chcę jeden z nich włożyć na głowę.@ W dzień ślubu na głowę chcę włożyć@ promyczek północnej zorzy.@ Masz mi go, mężu, odnaleźć@ albo nie znamy się wcale!@ Miś drżące łapy składa.@ - Ach, biada mi, ach, biada!@ Jakże go, biedny, dostanę?@ Powiedz mi, serce kochane.@ - Kiedy północna zorza@ idzie pić wodę do morza,@ to czasem promyczek zgubi,@ bo w fali przeglądać się lubi.@ Mówią, że pewna foka,@ co zwie się Złotooka,@ a jest najstarsza na świecie@ (nie wierzcie, jak nie chcecie),@ ma jeden taki promyk,@ powiedział mi to znajomy.@ Więc siadaj, serce me,@ zaraz na jaką krę@ i jedź do Srebrnej Zatoki,@ gdzie jest mieszkanie tej foki.@ I proszę cię, tak zrób,@ by mi go dała na ślub.@ - Tak - mówi krewnych gromada -@ zaraz ci jechać wypada.@ Toć znasz niedźwiedzie zwyczaje,@ że żona rozkazy daje.@ Przysiadł ze strachu miś niebożę,@ patrzy na żonę i na morze.@ - Żono, krewni, proszę was,@ ja mam katar, psi dziś czas.@ I podagra też mnie kręci -@ podróżować nie mam chęci.@ Pozwól zostać, serce moje.@ Rzecz nieważna wszystkie stroje!@ Zresztą wyznam wam w sekrecie:@ sam na morzu - ja się boję.@ Czuję trwogę,@ zbłądzić mogę,@ gdy w daleką ruszę drogę.@ No i była heca cała!@ Żona z gniewu aż zemdlała.@ Krewni rzekli sapiąc tęgo:@ - Rozprawmy się z niedołęgą!@ Niedołęga - wstyd w rodzinie.@ Nasza kara cię nie minie.@ W drogę, w drogę, panie szwagrze,@ dość bajeczek o podagrze!@ Na krę siadaj,@ nic nie gadaj@ albo - proszę jegomości -@ policzymy tobie kości.@ Otworzyli straszne gęby,@ pokazali straszne zęby.@ Zadrżał misio, nie bez racji,@ w przykrej będąc sytuacji.@ Idzie, łapami przebiera,@ ukradkiem łzy ociera.@ Z Patałaszka, jak to wiecie,@ strasznie czułe było dziecię.@ - Nie płacz, misiu! Nie sam wszakże@ jedziesz - ja wraz z tobą także!@ W górę głowa! Toć Patałach@ już w niejednych był opałach.@ Umiem pływać i żeglować,@ cało wyjdzie nasza głowa.@ Na krę siedli i już płyną@ bystrym prądem i głębiną.@ Wkoło huczą fale morza,@ w górze blado świeci zorza,@ tam lodowa sunie góra -@ sytuacja wręcz ponura.@ Bo kra trzęsie się i trzeszczy@ w sposób groźny i złowieszczy.@ Straszna podróż! Ach, przyznacie,@ trzeba spisać w poemacie@ i stalówką spisać złotą@ czyny Fipcia wtedy oto...@ Kra po falach z prądem idzie - @ tak płynęli cały tydzień.@ Aż pod Srebrną Zatoką@ zobaczyli się z foką,@ co miała złote oko.@ - Foko, foko,@ co masz złote oko,@ moja żona na ślub chce włożyć@ promyk północnej zorzy.@ Mówił jej pewien znajomy,@ że ty masz taki promyk.@ Spojrzała na nich foka@ ponuro i spod oka.@ Wąsami gniewnie rusza,@ aż w Fipku mdleje dusza.@ A wąsy siwe miała@ i bardzo była zgrzybiała,@ i bardzo była dzika.@ - Nie dam wam, nie dam promyka.@ Bo nim go w falach złowiłam,@ miesiąc się w morzu czaiłam,@ gdy zorza wodę piła.@ Nie jadłam i nie spałam,@ na zorzę czatowałam@ i focze pieśni śpiewałam.@ A z tego jasno wynika,@ że nie pożyczę promyka,@ chyba że dasz mi za niego@ coś bardzo, bardzo pięknego.@ Spuścił głowę Patałaszek@ i popatrzył na swój guzik.@ - Wnet z guzika będzie ptaszek@ albo mały, albo duży.@ Wnet z guzika zrobię ptaszka,@ toć to drobiazg, toć to fraszka@ dla magika Patałaszka!@ Tu rzucił guzik w górę,@ a guzik - dziwy wielkie -@ już ptasią ma figurę@ i trzepie już skrzydełkiem.@ Malutki jak koliber,@ stubarwny fruwa ptaszek.@ Ach, cudo to prawdziwe,@ ach, zuch ten Patałaszek!@ - Foko, dla ciebie te dziwa.@ Czy jesteś już szczęśliwa?@ Foka z zachwytu wytrzeszcza oczy.@ - Ach, ptaszek śliczny! Ptaszek uroczy!@ Foka z zachwytu piszczy i parska,@ tysiąc koziołków fiknęła w wodzie.@ - Choć byłam stara, znów jestem dziarska.@ Twój ptaszek, Fipciu, tak mnie odmłodził.@ Pożyczę tobie promyczek zorzy,@ niech go misiowa na głowę włoży.@ Już z powrotem na krze jedzie@ dzielny Fipek wraz z niedźwiedziem.@ Miła była to godzina,@ gdy witała ich rodzina.@ Biedny misio był wzruszony,@ kiedy zbliżył się do żony.@ Krewni rzekli sapiąc tęgo:@ - No, nie jesteś niedołęgą!@ A misiowa - cud urody -@ dała wszystkim słodkie lody@ i ubrała wnet w promyczek@ niedźwiedziowe swe oblicze.@ Huczne było tam wesele,@ ozwały się trzy kapele,@ zaś wieloryb, zwierz z talentem,@ był wspaniałym dyrygentem.@ Dostał w nagrodę huczne brawa,@ a gdy skończyła się zabawa,@ Fipcio pożegnał cne niedźwiedzie:@ - Niech wam się tutaj dobrze wiedzie!@ Przygoda siódma Awantura w Meksyku Oto Meksyk. Świat ciekawy.@ Tu kaktusy, tam agawy.@ Skały, stada. Patrz, zza krzaka@ idzie jakiś zawadiaka,@ a za pasem trzy czy cztery@ dźwiga wielkie rewolwery.@ Krok ma dumny, wzrok ma władczy,@ twarz ocienia mu sombrero.@ Na małego Fipcia patrzy@ i powiada tak dopiero:@ - Coś za jeden? Czego chcesz?@ Jak masz gadać, to się śpiesz.@ Fipcio na to: - Tak, jak stoję,@ chciałbym zostać tu kowbojem.@ Chcę kowbojskie poznać życie,@ jeśli tylko pozwolicie.@ Do zawodów chciałbym stawać@ i na koniu mknąć jak ptak.@ Marzy mi się wielka sława -@ nic w tym złego nie ma wszak.@ Zawadiaka@ spoza krzaka@ patrzy drwiąco@ na chłopaka.@ - Do zawodów? Zmieńmy temat,@ tam dla dzieci miejsca nie ma!@ Takie chuchro, taki skrzat@ chce być z nami za pan brat!@ I ze śmiechem w bok się ujął,@ a koledzy mu basują.@ Zadrżał z gniewu Patałaszek@ i powiada do nich wprost:@ - Nie dam sobie dmuchać w kaszę,@ choć niewielki jest mój wzrost.@ Zobaczymy, kto, mój bratku,@ będzie śmiać się na ostatku!@ Poszedł i duma: "Co bądź kto powie,@ musi być ze mnie kowboj_sportowiec.@ Dziś mi się przyda murzyńska szkoła,@ w której mnie uczył mistrz Moa Boa".@ Jeszcze nie minął@ miesiąc dwunasty,@ z Fipcia już słynny@ kowboj-gimnastyk.@ Z konia nie zsiada,@ na koniu jada,@ jeździ jak dżokej@ z dziada pradziada.@ Ruchy sprężyste,@ oko jak krater -@ strasznie ognisty@ z niego bohater.@ Kiedy zwalczył już przeszkody,@ na kowbojskie mknie zawody,@ dokąd z całej Ameryki@ przyjechało moc publiki.@ Z Ameryki, z Europy@ przyjechały tęgie chłopy.@ Wszyscy jeżdżą niby czarty,@ każdy dumny i zażarty,@ każdy wzrok ma strasznie władczy@ i na Fipcia z góry patrzy.@ Fipcio idzie jakby nic,@ uśmiech mu nie schodzi z lic.@ Idzie prosto tam, gdzie zgrają@ zawodnicy się zgłaszają.@ - Jestem Fipcio Patałaszek,@ chłopak wesół, ludziom rad.@ Nie dam sobie dmuchać w kaszę,@ śmiało patrzę na ten świat.@ Do zawodów chciałbym stawać,@ choć niewielki jest mój wzrost.@ Każdy równe ma tu prawa,@ to wam wszystkim powiem wprost!@ I stanął Fipcio do zawodów@ wśród sławnych jeźdźców stu narodów.@ Już pokazuje sztuki liczne@ akrobatyczne i hippiczne.@ Wszyscy patrzą,@ biją brawo,@ a on jedzie@ z wielką wprawą.@ Jedzie na koniu stojąc, leżąc,@ fikając kozły na ogonie,@ a ludzie ledwie oczom wierzą,@ bo teraz jedzie już pod koniem!@ Panienki kwiaty mu rzucają,@ panie się śmieją i wołają:@ - Hej, brawo, Fipek, mały chwat!@ Podziwia Fipka cały świat.@ Potem w wyścigach brał też udział,@ wzbudzając wielki podziw w ludziach.@ Patrzcie, jeźdźcy już na starcie,@ czeka widzów krąg olbrzymi.@ Naprzód! Wszyscy mkną zażarcie,@ mały Fipek między nimi.@ Jest dziesiąty i dziewiąty,@ potem szósty, potem piąty.@ - Naprzód, naprzód, Patałaszek!@ A on leci niby ptaszek.@ Koń go niesie bystro, lekko -@ oto meta niedaleko.@ Już jest trzeci, już jest drugi!@ Huczy wrzawą stadion długi.@ Fipcia koń ma skok lamparta.@ Tam, do licha! Tam, do czarta!@ Jeźdźcy sadzą w wielkim pędzie.@ Co to będzie? Co to będzie?@ Fipek pierwszy! Już na przedzie!@ Brawo, brawo! Pysznie jedzie!@ Wygrał, już dopada mety!@ Mkną okrzyki i bukiety.@ Wygrał, pobił w trudnym boju@ meksykańskich stu kowbojów.@ Pobił jeźdźców stu narodów -@ Fipek królem tych zawodów!@ Wnet przybyli reporterzy,@ na świat cały wieść się szerzy.@ Już filmują go filmowcy.@ - Oto Fipek, chłopiec z Polski,@ Wiele krajów pięknych zwiedził,@ pośród białych żył niedźwiedzi@ i w sportowym pobił boju@ sławnych jeźdźców i kowbojów!@ Oto film kręcimy z nim,@ tysiąc przygód w filmie tym.@ Na ekranie zobaczycie@ Patałaszka dziwne życie.@ I tak Fipek w ową porę@ stał się sławą i gwiazdorem.@ Tysiąc gazet i plakatów@ jego imię głosi światu.@ Aż raz w kinie przy niedzieli,@ hen, w dalekim polskim mieście,@ tata z mamą go ujrzeli.@ Ujrzeli go raz nareszcie,@ więc z radości i wzruszenia@ przesiedzieli - trzy kręcenia!@ I do Fipcia piszą swego,@ że im smutno już bez niego.@ Kiedy Fipek liścik dostał,@ cieszył się ogromnie chwat.@ - Muszę wracać, sprawa prosta!@ Już zwiedziłem trochę świat.@ W małym mieście, tam daleko,@ mały domek jest nad rzeką.@ Tam mój ojciec pędzi dnie,@ tam matusia czeka mnie.@ Chociaż pięknie jest na świecie,@ choć wędrować każdy rad,@ dom rodzinny - sami wiecie -@ milszy jest niż cały świat.@ Piękna była to godzina,@ gdy ujrzała go rodzina,@ gdy kolegów orszak duży@ krzycząc witał go z podróży.@ Fipcio skłonił im się z gracją,@ potem głośno wytarł nos,@ potem witał ich oracją,@ potem - beczał, biedak, w głos!@ Lecz największa była heca@ jak otworzył wielki plecak!@ W tym plecaku podróżnym@ miał on rzeczy przeróżne,@ warte, by je oglądać:@ uzdeczkę na wielbłąda,@ małą małpkę w spódniczce@ i agawę w doniczce,@ żółwia bardzo miłego@ i ananas do tego.@ Strusie pióro z Afryki@ i murzyńskie kolczyki,@ z Persji cudne pachnidła@ i różane powidła,@ z Chin czapeczkę na wacie,@ którą zaraz dał tacie.@ A dla mamy - to gratka! -@ nie odgadniesz, kolego:@ miał ślicznego niedźwiadka@ niby mleko białego!@