Ellen Weiss "Shrek" tytuł oryginału: ShREK drobna korekta: dunder@poczta.fm Redaktor serii: ZBIGNIEW FONIOK Redakcja stylistyczna: BEATA SŁAMA Redakcja techniczna: ANDRZEIWITKO Korekta: BARBARA CYWIŃSKA i MAGDALENA Kwiatkowska Ilustracje: LAWRENCE HAMASHIMA Skład WYDAWNICTWO AMBER Text by Ellen Weiss Ilustrations by Lawrence Hamashima All rights reserved First published m the USA by PutTin Books a dmsion of Penguin Putnam Books for Young Readers 2001 Published m Great Bntain in Puffin Books. 2001 For the Polish edition Copyright C 2002 by Wydawnictwo Amber Sp z o o ISBN 83-7245-880-4 * * * 1. Nagroda za stwory Pewnego razu była sobie śliczna królewna. Spoczywała jednak na niej straszliwa klątwa, której moc mógł złamać tylko pierwszy pocałunek prawdziwej miłości. Królewna zamknięta była w zamku strzeżonym przez potwornego, ziejącego ogniem smoka. Wielu dzielnych rycerzy próbowało uwolnić ją z tego koszmarnego więzienia, ale żadnemu się to nie udało. Czekała więc na pierwszą miłość w Smoczej Twierdzy, na najwyższym piętrze najwyższej wieży. I - oczywiście - na pierwszy pocałunek prawdziwej miłości. Shrek siedział w wygódce i oglądał książkę z bajkami. Była trochę zniszczona, ale nadal wyglądała wspaniale, oprawiona w cienką skórę. Patrzył właśnie na rysunek, na którym piękna królewna, podtrzymując rozwiane suknie, biegnie przez kwiecistą łąkę. W tle widniał bajkowy za- mek. - Taaa... jak zwykle! - zachichotał i wielkim zielo- nym łapskiem wydarł z książki kartkę. Właśnie skończył mu się papier toaletowy, a ta kartka świetnie nadawała się do użytku. Wychodząc z wygódki, upchnął koszulę w spodnie. Nie był przystojniakiem. Prawdę mówiąc, był ogrem, więc czegóż można było się spodziewać. Mierzył ponad dwa metry i był solidnie zbudowany. Jego skóra miała kolor skwaśniałej zupy fasolowej, uszy wyglądały jak dziwaczne trąbki na łodyżkach, a zęby miał takie, jakby kruszył nimi skały. I pewnie to robił. Shrek, jako ogr, był całkiem zadowolony ze swojego wyglądu. Nie obchodziło go, że ludziska z miasta widzieli w nim okropnego, przerażającego potwora. Był szczęśli- wy, jeśli nie wchodzili mu w drogę. Po drodze do domu zauważył, że kartka z książki z baj- kami przywarła mu do stopy. Podciągnął więc spodnie i strząsnąłją z buta. Zatrzymał się na chwilę, żeby popatrzeć z podziwem na swoją ubogą chatę. Chociaż dla niewprawnego oka wy- glądała jak wielka, krzywa kupa błota i patyków, to dla ogra była bardzo wygodnym domem. Lubił go, a ponieważ ce- nił sobie samotność, otoczył dom dużymi tabliczkami, na których napisane było: Msłfp M^wmony. Shrek chwycił wielki kubeł i zabrał się do porannej toalety. Najpierw prysznic z błota. Nabrał do kubła potęż- ną porcję mazi z wielkiej błotnistej sadzawki za chatą i wy- smarował się nią od stóp do głów. Kiedy skończył, wziął się za zęby. Z dzbana z przybo- rami toaletowymi wyjął robala, wycisnął go na patyk i wy- czyścił sobie zęby. Mniam! Pasta robalowa. Uśmiechnął się do lustra, które pękło z trzaskiem. Czyż życie nie jest piękne? Na koniec wskoczył do mulistego stawu. Położył się zadowolony na plecach i wkrótce w wodzie, wokół jego tyłka, pojawiły się koszmarnie cuchnące bąbelki. Kiedy go otoczyły, uśmiech ulgi zawitał na twarzy ogra. Kilka sekund później w pobliżu pojawiło się kilka śnię- tych ryb pływających brzuchami do góry. Zadowolony Shrek wyjął je z wody. Czyż jest lepszy sposób na ło- wienie ryb? Gdy wygramolił się ze stawu, jego wielkie zielone nogi pokryte były pijawkami. Oderwał jedną i zjadł. Mniam! Spostrzegł spróchniałą kłodę pływającą po stawie. Zła- pał ją i wielkim łapskiem wypchnął ze środka mazistą za- wartość. W mazi była - ojej! - bagienna mątwa, jego ulu- biony przysmak. Zmierzch. Koniec pięknego dnia. Shrek zajęty był malowaniem. Mrucząc do siebie, delikatnie głaskał pędz- lem deskę, odsuwając się co chwila, żeby podziwiać swoje dzieło. Kiedy skończył, zdjął malowidło ze sztalugi i przy- bił do kija. To nie był jakiś tam pejzażyk. To był napis, który gło- sił: Uuaya »ffl Litery były duże i starannie namalowane, żeby mógł je odczytać każdy nicpoń. To powinno poskut- kować. Teraz nikt nie ośmieli się zakłócić jego spokoju. Tymczasem w spokojnym miasteczku położonym nie- daleko bagien sprawy miały się nie najlepiej. Z karczmy wylewał się właśnie rozjuszony tłum. Do drzwi knajpki przybity był napis, który głosił: POSZUKIWANI! NA- GRODA ZA STWORY! Na plakacie widniała postać ogra. Ktoś patykiem rysował na ziemi plan najazdu. Zapala- no pochodnie, potrząsano widłami, a kiedy już wszyscy byli w dostatecznie bojowym nastroju, tłum skierował się w stronę lasu - prosto ku bagnom Shreka. Shrek żył w błogiej nieświadomości tego, co się szy- kuje. Kiedy rozkrzyczana hałastra pędziła przez las, on zjadł zupę, rozpalił ogień i usiadł przy kominku. Kiedy zbliżali się do jego domu, depcząc wszystkie tabliczki ostrzegaw- cze, on pogryzał smakowite rybie główki. Wreszcie usłyszał hałas i wyjrzał przez okno w noc. Rozejrzał się wkoło i zaciągnął zasłony. Co teraz? Tłum po cichu przedarł się przez krzaki i stanął. Ludzie ostrożnie rozgarniali trzciny, żeby spojrzeć na dom Shreka. Jeden z nich z determinacją wystąpił naprzód. - W porządku - wyszeptał. - Łapać go! Drugi mieszczuch, zaniepokojony, złapał pierwszego za ramię. - Hola! Wstrzymaj się! - powiedział. - Czy masz ja- kiekolwiek pojęcie, co toto może ci zrobić? - Właśnie - wtrącił się trzeci. - Zmiażdży ci kości i upiecze sobie z nich chleb. Tłum gapił się na nich. Przez chwilę nikt nie był w sta- nie się odezwać. Nagle milczenie przerwał jakiś głos. - Prawdę powiedziawszy - powiedział wesoło - tak właśnie robią olbrzymy. Na dźwięk głosu wszyscy się odwrócili. Za nimi w nonszalanckiej pozie stał Shrek. W migoczącym świetle pochodni wyglądał naprawdę przerażająco. - Hm, te wasze ogry - ciągnął przyjacielsko. - One są znacznie gorsze. Zaczął zbliżać się ku nim, a im bliżej podchodził, tym jego głos stawał się silniejszy i groźniejszy. - Zrobią sobie rękawiczki z ludzkiej skóry - opowia- dał. - Zeskrobią wasze wątroby, wycisną galaretkę z wa- szych oczu. Świetnie smakuje na grzance! Tłum zaczął się cofać. Wszystkich ludzi zaczęła opusz- czać odwaga. Wreszcie jeden z nich zebrał się w sobie i dzielnie sko- czył do przodu. Stanął przed ogrem i zaczął machać mu przed nosem pochodnią. - Precz! Precz! Bestio! Precz! Ostrzegam cię! - krzy- czał. Shrek odruchowo odchylił się do tyłu, żeby uniknąć zetknięcia z pochodnią i obojętnie zaczął przypatrywać się człowiekowi. Wreszcie, zmęczony machaniem mężczyzna groźnie wzniósł pochodnię. Shrek wystawił język, żeby poślinić palec wskazujący i kciuk, po czym łagodnym ru- chem zgasił płomień. Ludzie osłupieli. Shrek skorzystał z chwili ciszy i wy- dał straszliwy, porażający ryk. Mieszczuchy zacisnęły powieki i wrzasnęły ile sił w płucach. Shrek spostrzegł z rozbawieniem, że wrzeszczeli jeszcze długo po tym, jak on skończył swoje ryki. Wresz- cie, gdy wrzask zaczął słabnąć, nachylił się i szepnął do nich poufale: - Buuu. Nie czekając ani chwili, odwrócili się i pobiegli ile sił w nogach. Shrek, chichocząc, patrzył jak wieją. Potem westchnął i poszedł do domu. Kiedy się wreszcie odcze- pią? Zanim dotarł do drzwi, spostrzegł mały plakat porzu- cony przez jednego z intruzów. Podniósł go i przeczytał. To był plakat z napisem POSZUKIWANI. Głosił, że za złapanie stwora można dostać nagrodę. Shrek zmiął go, wyrzucił i wszedł do domu. Potrząsa- jąc głową, znów pomyślał, kiedy oni wreszcie się odcze- pią. 2. Osioł na wolności Obietnica nagrody za stwory była atrakcyjna, zbyt atrak- cyjna, żeby miejski ludek o niej zapomniał. Innych mieszkańców tego baśniowego królestwa łatwiej było upo- lować niż ogry. Tego samego dnia mieszkańcy miasteczka zaczęli ustawiać się w kolejce do punktu skupu, żeby ode- brać pieniądze. Panował straszny harmider. Na polanie na skraju lasu ustawiono stół. Siedział za nim kapitan, który wypłacał pieniądze za schwytane dzi- wadła. Jakiś farmer w jednej ręce trzymał kurczowo plakat z namalowanym karłem, w drugiej niósł pęczek bajkowych krasnali. Kapitan rzucił mu kilka złotych monet, a potem zapisał transakcję w księdze rachunkowej. - Następny - powiedział. - Zabrać je. Krasnale odprowadzono w okowach. - Ruszać się - poszturchiwał je strażnik, gdy się ocią- gały. - No, dalej. - Hej-ho, hej-ho - zaśpiewały smutno. - Do niewoli by się szło... Hej-ho, hej-ho, do niewoli... Następny rolnik podszedł do stołu, prowadząc przed sobą związaną wiedźmę. Jeden ze strażników szybko zła- pał j ej miotłę. - Daj mi to! Twoje loty już się skończyły - warknął, łamiąc kij od miotły na kolanie. Kapitan spojrzał na czarownicę bez specjalnego zain- teresowania. - Dwadzieścia sztuk srebra za wiedźmę. Następny. Wiedźmę odprowadzono, zanim jeszcze rolnik zdą- żył zebrać ze stołu pieniądze. - Marne dwadzieścia sztuk! - zrzędził pod nosem, odchodząc. Prawie nie zauważał długiej kolejki ludzi, któ- rzy czekali, żeby sprzedać swoich bajkowych jeńców. Było tam dwóch wieśniaków z elfami, starzec z drewnianą lalką przedstawiającą chłopca, stara kobieta z osłem, którego nazywała Osłem, chłopiec z wróżką w klatce rzucającą blask i gruby chłop z trzema prosiątkami pod pachą. Osioł stojący obok starej kobiety rozglądał się ner- wowo. Patrzył, jak odwożą na wózku czarownicę i sied- miu krasnoludków. Potem usłyszał płacz, odwrócił się i zobaczył trzy niedźwiedzie. Wszystkie siedziały w klat- kach. Niedźwiedziątko próbowało objąć mamę, którą wła- śnie odciągano na bok. - Ta klatka jest za ciasna! - szlochało. Tego było dla Osła za wiele. Odezwał się błagalnie do starej kobiety trzymającej linę, do której był uwiązany: - Proszę, nie wydawaj mnie! Nie będę już uparty! Ja się zmienię, proszę, daj mi jeszcze jedną szansę! - Zamknij się, Ośle! - odparła starucha. - Następny! - powiedział kapitan. Podszedł do niego starzec i rzucił na stół kukiełkę. - Co tam masz? - zapytał kapitan. - Tę małą, drewnianą kukiełkę - odparł starzec. - Nie jestem kukiełką! Jestem prawdziwym chłopcem! - zaprotestował Pinokio. Wtedy jednak zaczął dygotać i jego nos wydłużył się pięciokrotnie. - Pięć szylingów- zaproponował kapitan. - Zabrać to! - Ojcze, proszę, nie pozwól im tego zrobić! - błagał Pinokio. - Pomóż mi! Ale było za późno. Starzec liczył właśnie pieniądze. - Następny! - huknął kapitan. Starucha przyciągnęła do stołu opierającego się Osła. - Co tam masz? - zapytał kapitan. - To jest mówiący Osioł. Te słowa sprawiły, że kapitan podniósł wzrok znad księ- gi rachunkowej, by przyjrzeć się Osłu. - W porządku - powiedział. - Będzie pięć szylingów, jeśli coś powie. Osioł przełknął głośno i popatrzył na staruchę, która zaczęła odwiązywać linę. - No, dalej, maleńki - powiedziała. Osioł z wahaniem spojrzał na staruchę, a potem na kapitana. Kapitan odwzajemnił mu spojrzenie i uniósł brew. - No i co? - zapytał. Osioł znów popatrzył na kapitana. Nic nie mówić to będzie najlepsze wyjście. Starucha aż się spociła. -Jest troszeczkę nerwowy - powiedziała drżącym gło- sem. - Tak naprawdę to straszna z niego gaduła. - Nachy- liła się i pacnęła Osła w łeb. - Gadaj, ty ośla głowo! Gadaj! - rozkazała mu półgłosem. -Wystarczy - odparł niecierpliwie kapitan. - Usłysza- łem tyle, ile trzeba. Straż! - On mówi! Nawija jak najęty! - krzyknęła starucha. Zdesperowana schwyciła Osła za wargi i ścisnęła je. - Mogę mówić! Uwielbiam gadać! - powiedziała jak kiepski brzuchomówca, próbując poruszać przy tym war- gami Osła. -Jestem najgadatliwszym stworzeniem, jakie widzieliście w życiu! Kapitan miał dosyć. Machnął ręką na strażników. - Zabrać mija sprzed oczu! - powiedział. Straż podeszła do staruchy i odciągnęła ją, wrzeszczą- cą, na bok. - Nie! - krzyczała. - Nie! Przysięgam. Puśćcie mnie. On mówi! Nie! Poczekajcie! Szarpiąc się, przypadkiem wykopnęła klatkę z wróżką z ręki chłopca, który jako następny czekał na swoją kolej. Klatka poleciała łukiem i wylądowała na głowie Osła, ob- sypując ją czarodziejskim pyłem. Osioł zamrugał, wystraszony, ale po chwili zaczął się uśmiechać. Działo się z nim, coś niezwykłego, coś... - Hej! Ja potrafię latać! Wszystkie spojrzenia zwróciły się na Osła, który wy- frunął ponad tłum. - On potrafi latać! - krzyknął Piotruś Pan. - On potrafi latać! - krzyknęły Świnki Trzy. - On potrafi mówić! - zauważył kapitan. Osioł, uśmiechając się dziko, płynął w powietrzu jak pies w wodzie. - Zgadza się, ty durniu! - krzyknął z bezpiecznej wy- sokości. - Teraz jestem mówiącym i latającym osłem. Wi- działeś może jak lata mucha, może nawet supermucha, ale jeszcze nie widziałeś latającego osła. Ha, ha! Osłu nie szło jednak za dobrze latanie, ponieważ pył wróżki powoli przestawał działać. Osioł spojrzał w dół i na- gle uświadomił sobie, że grozi mu niebezpieczeństwo. - Och, och - powiedział, lądując twardo przed kapita- nem. - Brać go! - rozkazał kapitan. Strażnicy rzucili się na Osła, ale on już biegł ile sił w nogach w stronę lasu. - Za nim! Ucieka! - Zaczęła się gonitwa. Kapitan pę- dził na czele pościgu. Osioł gnał przez las. Drzewa tylko śmigały koło nie- go. Obejrzał się. Żołnierze byli coraz bliżej. Osioł przy- spieszył. Ale zanim zdołał zwiększyć dystans... bam! Rąb- nął prosto w zadek Shreka. Równie dobrze mógł uderzyć w ścianę. Bez tchu klapnął na pośladki. 3. Trzeba mieć przyjaciół Shrek właśnie wieszał na skraju lasu kolejną tablicę ostrzegawczą. Chciał zrobić wszystko, co się da, żeby żadna dzika tłuszcza nie nachodziła już jego bagna, "wła- śnie kończył, gdy wpadł na niego Osioł. Shrek spojrzał na niego z góry. Osioł spojrzał na nie- go z dołu, nie będąc całkiem pewnym, jak ma się zacho- wać. Wtedy zza rogu wypadli żołnierze, hamując rozpacz- liwie na widok Shreka. Osioł nie tracił czasu na rozmyśla- nia. Stwierdził, że lepie) będzie zaryzykować kontakt z tym wielkim zielonym facetem niż z żołnierzami. - Hej, ty - powiedział nieco nerwowym tonem kapi- tan. - Ogrze. — A cooo? - zdziwił się Shrek. - Z rozkazu naszego pana, lorda Farquaada - powie- dział kapitan, a wyglądał przy tym na coraz bardziej spe- szonego - mam obowiązek aresztować was obu i przewieźć do wyznaczonej strefy zamkniętej. Shrek popatrzył na niego z góry. - O, poważnie? Ty i... a masz jakieś wsparcie? Kapitan rozejrzał się i stwierdził, że jego ludzie ucie- kli. Na jego twarzy malowało się przerażenie. Shrek tylko się uśmiechnął, a kapitan jęknął i pognał w las. Shrek wzruszył ramionami i poszedł w stronę swoje- go domu, nie zwracając uwagi na Osła. Ale Osioł nie był głupcem. Uśmiechnął się do swojego wybawcy i ruszył za nim. Shrek szedł nieświadom faktu, że Osioł podąża za nim. Wreszcie Osioł zebrał się na odwagę: - Mogę coś wtrącić? - zapytał. - Słuchaj, to było na- prawdę mocne. Niesamowite! Niewiarygodne, jak ich za- łatwiłeś! Shrek zatrzymał się i odwrócił, nieco poirytowany. - Do mnie mówisz? - zapytał. Ale Osła już nie było. Shrek pomyślał, że to dobrze. Nie był mu potrzebny jakiś denerwujący gadatliwy osioł. Odwrócił się, żeby iść dalej, a tam dokładnie przed nim stał Osioł. Cały w uśmiechach. - Jak najbardziej - trajkotał. - Chcę ci tylko powie- dzieć, że byłeś wspaniały, a ci strażnicy, no im się zdawało, że wszystko mogą! I 'wtedy ty się pokazałeś i... trach! Aż się potykali jeden o drugiego, płakali jak dzieci zagubione w lesie. Naprawdę mi się podobało. - Fajnie - odparł Shrek, nie wykazując żadnego zain- teresowania. - Naprawdę. Osioł dopiero się rozgrzewał. - Chłopie, jak to dobrze być wolnym - powiedział, przeciągając się. Shrek popatrzył mu prosto w oczy. - To może pójdziesz radować się wolnością w gronie przyjaciół - wycedził i nie była to sugestia. - Ale, hm... Ja nie mam przyjaciół. I sam nigdzie nie pójdę. Hej, poczekaj minutkę. Mam świetny pomysł. Zo- stanę z tobą. Jesteś wielką, zieloną machiną stworzoną do walki. Razem napędzimy stracha każdemu, kto wejdzie nam w drogę! Shrek miał tego dosyć. Zatrzymał się i westchnął głę- boko. Dlaczego ciągle musi się zgrywać i udawać straszne- go ogra? Odwrócił się do Osła, ryknął, zamachał ramiona- mi, krótko mówiąc - robił ogra tak, jak zazwyczaj, kiedy chciał odstraszyć niechcianych gości. Ale Osioł był inny niż wszyscy. Uznał Shreka za swo- jego bohaterskiego wybawcę. I oczywiście, jako bohater- ski wybawca nie będzie próbował go wystraszyć. On tylko się wygłupia. - O kurczę! - powiedział Osioł. Gadał tak szybko, jak tylko mógł. - To było naprawdę przerażające. I jeśli po- zwolisz, to powiem, że gdyby to nie podziałało, to twój oddech dokończyłby dzieła. Zainwestuj w jakieś tic-taki albo w coś, bo strasznie od ciebie jedzie! Człowieku! Pra- wie spaliłeś mi włoski w nosie. Zupełnie jak... Shrek schwycił Osła za pysk i przytrzymał. Ten jed- nak nie zamilkł. - .. .gung gu gnug bhja mniu bo mno - kontynuował najlepiej jak potrafił. Shrek był zrozpaczony. Nigdy wcześniej mu się to nie przytrafiło. Puścił Osła i spróbował odejść, ale ten nadal gadał i szedł tuż za nim. - ...i wtedy zjadłem trochę zepsutych jagód -jazgo- tał. - Człowieku, ależ ja miałem po tym gazy... Shrek nie był w stanie tego wytrzymać. Odwrócił się do Osła. - Dlaczego za mną idziesz? - zapytał stanowczo. - Powiem ci dlaczego. - I gdy Shrek patrzył na niego w niemym przerażeniu, Osioł zaczął śpiewać piosenkę: Trzeba miećprzyjaciół... Rozkręcał się, gdy Shrek mu przerwał. - Przestań! - ryknął. Przerażony Osioł zamknął pysk. -1 ty się dziwisz, że nie masz przyjaciół! - powiedział Shrek. Osioł patrzył na Shreka, rozważając te słowa. Przez sekundę wyglądał tak, jakby był na tyle wystraszony, by naprawdę się przymknąć. Ale nie. Przecież był Osłem. - Ha! - powiedział z entuzjazmem. - Tylko przyjacie- la stać na taką szczerość. - Słuchaj, mój mały - powiedział Shrek, spoglądając na niego z góry. Ośla głowa znajdowała bowiem się na wysokości jego pasa. - Przyjrzyj mi się dobrze. I co wi- dzisz? Osioł wyciągnął szyję, żeby spojrzeć Shrekowi w twarz. - O, że lubisz zjeść? - zgadywał. - Nie! Że jestem ogrem! Wiesz, takim jak na tym pla- kacie: „Bierzcie pochodnie i widły, to ogr!" Nie przeszka- dza ci to? - Nie - odparł Osioł. - Serio? - zapytał Shrek, trochę zdziwiony. - Serio, serio - zapewnił go Osioł, a jego głos brzmiał niewiarygodnie szczerze. To rozbroiło Shreka. Nie był przyzwyczajony, żeby ktokolwiek wglądał w niego głębiej niż powierzchnia jego ohydnej zielonej skóry -Eee...? - Chłopie, jajuż cię lubię. Jak masz na imię? - zapytał Osioł. - Eee... Shrek - odparł z wahaniem ogr. Potem od- wrócił się i ruszył przed siebie. To sprawiło, że Osioł na chwilę się zamknął. - Shrek? - powiedział wreszcie, usiłując jakoś przy- swoić to nieszczęsne imię. Ale nie dał się zniechęcić. Na- wet takiemu imieniu jak Shrek. Szybko doszedł do siebie. - A wiesz, za co cię lubię Shrek? - zapytał. - Ty jesteś z takich, co to mówią: „Nie obchodzi mnie, co inni o mnie myślą". Podoba mi się to, szanuję to. Święta racja. 4. Towarzystwo Zbliżyli się do wzgórza, którego zbocze opadało aż do wielkich bagien. U jego podnóża stał dom Shreka. Kro- czyli wijącą się ścieżką, mijając postawione przez ogra ta- blice: Msłfp wkwHwn^, Hit ilitisae si{. HiekesplewMtłtfo. W końcu dotarli do chaty. Nie było to obszerne do- mostwo. Nie było też ładne. Nie wyglądało także jak willa ze stronic „Domu i wnętrza". Domostwo przypominało swojego właściciela. Shrek własnoręcznie położył tu każ- dą garść mułu i zrobił dach z patyków i kamieni zebra- nych na własnym bagnie. - Ho, ho! -powiedział Osioł, nieświadom, czyim dzie- łem jest dom. - O, widziałeś tę ruderę. Kto by chciał miesz- kać w czymś takim? - Tak konkretnie, to ja - odparł Shrek, wyraźnie urażony. Osioł szybko zaczął się wycofywać. - Och, tu jest pięknie - rozpływał się. - Cudownie. Wiesz, niezły z ciebie dekorator. To zadziwiające, jakie efek- ty osiągnąłeś przy tak skąpym budżecie! - Wskazał kawał skały leżący na frontowym dziedzińcu. - Podoba mi się ten głaz - entuzjazmował się. - To całkiem ładny głaz. - Shrek tylko zerknął, gdy przechodzili koło kamienia. Teraz Osioł zauważył tablice z napisami Uwaya oyr roz- stawione wokół posiadłości. I znów poczuł się trochę nie- swojo. - Domyślam się, że nie masz tu zbyt wielu rozrywek, prawda? - zagaił nerwowo. - Cenię sobie swoją prywatność - odparł szorstko ogr, patrząc znacząco na niechcianego gościa. - A wiesz, że ja też lubię! - brnął Osioł, zupełnie nie łapiąc znaczenia, jakie swoim słowom nadał Shrek. - To jeszcze jedna rzecz, która nas łączy. O, na przykład, kiedy ktoś stoi przed tobą, a ty patrzysz znacząco, a on nie chce sobie pójść i wtedy zapada taka niezręczna, cisza... co nie? Zapadła niezręczna cisza... Shrek piorunował Osła wzrokiem. Osioł wyglądał na zakłopotanego. W końcu postanowił wyrzucić to z siebie: - Mogę z tobą zostać? Shrek odwrócił się, zaskoczony. - Co? - zapytał. Ten Osioł nie może tego mówić po- ważne. To jasne. - Mogę z tobą zostać? Shrek uśmiechnął się do niego. - Oczywiście - powiedział. - Serio? - zapytał z nadzieją Osioł. -Nie. Skoro inne metody zawiodły, Osioł uciekł się do prośby. - Proooooszę - błagał. - Nie chcę tam wracać. Na- wet nie wiesz, jak to jest, kiedy mają cię za dziwadto! No cóż, ty może wiesz. Ale to właśnie dlatego powinniśmy się trzymać razem. Musisz pozwolić mi zostać! Proszę! Proszę! Osioł wspiął się teraz tak, że sięgał Shrekowi do twa- rzy, a kopyta opierał na jego piersi. Całkowicie zdomino- wał ogra. - Dobra! - ryknął pokonany Shrek. - Dobra, ale tylko jedną noc. - Och, dzięki - powiedział Osioł. Shrek odwrócił się i otworzył drzwi, potrząsając gło- wą, a Osioł wpadł do środka błotnego domostwa. - Nie, nie, nie! - krzyknął wystraszony ogr. Nie to miał na myśli. Ale Osioł już go wyprzedził. - Och, będzie fajnie. Możemy prowadzić męskie roz- mowy, takie o życiu i śmierci, a rano zrobię omlet. Osioł potruchtał przez pokój i wskoczył na ulubiony wygodny fotel Shreka pokryty skórą aligatora. Shrek spio- runował go wzrokiem. W tym fotelu nikt nie siadał. Ni- gdy. Shrek patrzył, jak Osioł wierci się, dopóki nie znalazł właściwej pozycji, a potem opadł na siedzenie. Wyglądało na to, że jest mu całkiem wygodnie. - Uffi - mruknął ogr. - A gdzie ja śpię? - zaszczebiotał Osioł. Shrek był zbyt zrozpaczony, żeby odpowiedzieć. Wska- zał gorączkowo drzwi. - Na dworze! - wrzasnął. Osioł, przygnębiony, zlazł z fotela i ruszył do drzwi. - Ach, no tak. To naprawdę super. Przecież my się za dobrze nie znamy. Tak pewnie będzie najlepiej. - Pociąg- nął nosem, wstrzymując się od płaczu. - No to idę. Do- branoc. - Westchnął rozpaczliwie i wyszedł. Shrek zatrzasnął za nim drzwi. Ostatnią rzeczą, jaką za nimi zobaczył, był smutny pysk Osła. Przez chwilę patrzył z żalem na drzwi, ale potem wzru- szył ramionami. Shrek naprawdę lubił samotność - nie- potrzebny mu był intruz plączący się pod nogami. Osioł musiał odejść. Ale Osioł, jak to on, wcale się nie zamknął. Teraz ga- dał przez drzwi. - Wiesz - mówił -ja naprawdę lubię świeże powie- trze. Jestem przecież osłem. Urodziłem się na świeżym powietrzu. Wiesz co, ja się tu położę. Na dworze. No wiesz, tutaj, zupełnie sam, - Zaczął podśpiewywać:/^tóm zupeł- nie sam... nikogo nie ma wokót... 5. Znacznie większe łowarzysłwo ^^hrek zaczął przygotowania do samotnej kolacji. Takiej, ^(jaką najbardziej lubił. Wyciągnął trochę woskowiny z ucha, żeby przylepić ją do wielkiej brązowej świecy Po- tem ułożył na talerzu gustowny wzorek z wielkich ślima- ków i czarnych grzybów i włożył oko do kieliszka z ba- giennym martini. No właśnie. Doskonale. Na stole ze spróchniałego drewna, który sam zrobił, nigdy nie stał lep- szy posiłek. Osioł ułożył się na progu przed drzwiami. W chwilę później, gdy Shrek siedział już za stołem i rozkoszował się jedzeniem, rozległ się jakiś hałas. Jakby ktoś otwierał drzwi. - No, chyba ci mówiłem, że masz spać na dworze! - ryknął ogr. - No, przecież śpię - odparł Osioł zza drzwi. Shrek usłyszał chrobot. W porządku, a więc to nie Osioł. Podniósł oczy znad miski i dostrzegł przemykający cień. Wystraszony, rozejrzał się po pokoju. Nagle rozległ się trzask. Ogr popatrzył na stół. Łaziły po nim trzy myszy w czarnych okularach, wymacując so- bie drogę białymi laskami. Mysz Numer Jeden zwróciła się do swoich towarzy- szek, ostukując cenny dzban z oczami do martini. - No, chłopaki - zapiszczała. - To się nie umywa do naszej farmy, ale nie mamy wyboru. - To nie to, co nasze stare śmieci - powiedziała męż- nym głosem Mysz Numer Dwa - ale jest w porządku. Potem potknęła się i upadła prosto na pyszczek. Shrek zaczął się otrząsać z szoku, jakiego doznał na widok inwazji na jego samotnię. Podszedł do stołu, żeby rozprawić się z małymi intruzami. Tymczasem Mysz Nu- mer Trzy odkryła ulubioną świecę Shreka zrobioną z wo- skowiny usznej i zaczęła zjeżdżać po jej śliskim zboczu. Mysz Numer Jeden ułożyła się na ślimaku bagiennym. - Ale superowe łóżko! - powiedziała. Shrek rzucił się na nią. - Mam cię! - wrzasnął. Ale mysz wymknęła mu się z łapska. Jednocześnie Mysz Numer Trzy ugryzła Shreka w ucho. - Znalazłam ser - zameldowała, ale zaraz potem wy- krzywiła się i splunęła. - Błeee... Co za ohyda! - krzyknęła, zeskoczyła na stół i nadepnęła na łyżkę, katapultując sos prosto w oko Shreka. - To ty, Gordo? - zapytała Mysz Numer Jeden, ostu- kując laską stół. - No, a kto ma być? - odparła Mysz Numer Trzy, przy- jemnie zaskoczona. Shrek miał tego dość. Nachylił się i ogromną łapą zgar- nął myszy ze stołu. - Dość! - ryknął. - Co robicie w moim domu? Ale zanim zdążył je wyrzucić, coś uderzyło go od tyłu. Była to przezroczysta trumna. Zaskoczony wypuścił my- szy, które natychmiast rzuciły się do ucieczki. Przemknęły tuż obok siedmiu krasnoludków wpychających właśnie na stół szklaną trumnę z Królewną Śnieżką. - Hola! - ryknął Shrek. - O nie, nie, nie! Denatkę jazda mi ze stołu! Shrek zepchnął trumnę z powrotem na ramiona kra- snoludków. - No to gdzie mamy ją postawić? - zapytałjeden z nich. - Łóżko jest już zajęte. - Co takiego? - Zupełnie zagubiony Shrek przebiegł przez kuchnię i odsunął zasłonę z wężowej skóry odgra- dzającą sypialnię. Ujrzał Złego Wilka ubranego w koszulę nocną i szlafmycę, leżącego sobie wygodnie najego łóżku. Ogra zamurowało. - Czego? - zapytał ze złością Wilk. Tego już było za wiele. Shrek złapał Wilka za kark i wy- ciągnął z pościeli. - Mieszkam na bagnach! - wrzeszczał. - Stawiam na około tablice ostrzegawcze! Jestem straszliwym wielkim ogrem! Co mam jeszcze zrobić, żeby mieć trochę prywat- ności? Powlókł Wilka do drzwi, otworzył je i wyrzucił go na dwór. A na dworze czekała na niego niespodzianka. Wiel- ka, koszmarna niespodzianka. Jak okiem sięgnąć, na bagnie Shreka kłębił się tłum przy- gnębionych postaci z bajek. Dużych i małych, niebieskich i zielonych. Namioty uchodźców stały wszędzie. Szczuro- łap obozował ze swoimi szczurami tuż obok Starowinki Która Mieszkała w Bucie i jej potomstwa. Dwa z Trzech Niedźwiedzi ścieśniły się wraz z kilkoma elfami wokół ognia. Wszędzie wokół płonęły ogniska, a przy nich siedziały kra- snale, wróżki, jednorożce, czarownice i czarodzieje. Shre- kowi opadła szczęka, gdy dotarło do niego, co widzi -jego najgorszy koszmar, tłum niechcianych gości. - O, nie! -jęknął. - Nie, nie, nieee! Nagle wzdrygnął się na dźwięk potężnego ryku. Rzucił się na ziemię, a tymczasem na skraju bagna, niczym szwa- dron myśliwców, wylądowały wiedźmy na miotłach. Po- wietrzny desant czarownic sprowadzał na ziemię machają- cy flagami sygnałowymi elf ze słuchawkami na uszach. Shrek wyprostował się. Kipiał z wściekłości. - Co wy robicie na moim odludziu?! - ryknął do zgro- madzonego tłumu. Pragnąc za wszelką cenę pozbyć się stworów ze swojej ziemi, próbował je nastraszyć. - No dobra! - krzyknął. - Spadajcie stąd, ale już! Nie, nie tutaj! - krzyknął, gdy kilka stworów wbiegło do jego chaty Próżny to był trud. Wszystkie stwory biegały bez ładu ogarnięte paniką, a wysiłki ogra przypominały próby za- gnania do zagrody stada kotów. Wreszcie zrezygnowany Shrek spojrzał wilkiem na Osła. - Nie patrz tak na mnie, ja ich nie spraszałem! - po- wiedział Osioł. Wtedy z tłumu wypadł Pinokio. Ciżba wypchnęła go „na ochotnika". - No, kurczę - zagaił. - Nikt nas tu nie zapraszał. Shrek odwrócił się ciężko w jego stronę z zamiarem dobrania mu się do skóry. - Ze co? - zapytał. - Zmuszono nas do tego - odparł drewniany chło- piec, trzęsąc się ze strachu. - Kto was zmusił? - zapytał Shrek. Tym razem przemówiła jedna ze Świnek Trzech. - Lord Farquaad! - oznajmiła. - Sapał i dyszał, i zarzą- dził eksmisję. Siostry świnki zgodnie przytaknęły. - No dobra - powiedział Shrek. - Kto wie, gdzie jest ten facet, jak mu tam... Farquaad? Wszystkie stwory popatrzyły na niego ogłupiałe. Wszystkie poza Osłem. - Aha! Ja wiem! - krzyknął Osioł, podskakując. - Ja wiem, wiem, gdzie go znaleźć! Shrek usiłował go zignorować. Dla niego Osioł ozna- czał tylko kłopoty. - Czy może ktoś inny wie, gdzie go można znaleźć? No, ktokolwiek. Kto? Każdy stwór wskazywał na innego. A Osioł ciągle ska- kał, żeby tylko Shrek zwrócił na niego uwagę. -Ja! Ja! Hej! Hej! Mnie wybierz! Hej, ja wiem, ja wiem! Ja, ja! Shrek westchnął. - No dobrze, fajnie - powiedział wreszcie i odwrócił się do tłumu. - Uwaga, słuchajcie wy... bajkowe stwory! Niech wam się tylko coś nie wydaje - ciągnął. - Oficjalnie oświadczam, że mam was po dziurki w nosie. Chcę na- tychmiast spotkać się z tym, jak mu tam, Farquaadem, żeby zabrał was wszystkich z mojej ziemi tam, skąd przyszli- ście. Zapadła cisza. Zgromadzeni musieli przetrawić słowa Shreka. Po chwili zaczęli wiwatować: - Huraaa! - wrzeszczały stwory, otaczając Shreka, żeby uczcić go jako swego bohatera. Ptaszki uwiły na jego gło- wie wieniec. Shrek przewrócił oczami. Znów nieporozumienie. - Wrrr! - warknął. Potem wskazał na Osła. - Ty pój- dziesz ze mną! Osioł, zachwycony, że dopuszczono go do kompanii, zaczął brykać z radości. - Chłopie! Właśnie to chciałem usłyszeć! Shrek i Osioł, nierozłączni przyjaciele, wyprawiają się do miasta, żeby przeżyć przygodę życia. No, bomba! Shrek ruszył w drogę, żeby znaleźć Farquaada, a Osioł brykał wokół niego. Był w siódmym niebie. Shrek mru- czał coś zrzędliwie, ale Osioł nie zwracał na to najmniej- szej uwagi. - Znów w drodze... ~ zaśpiewał, gdy tylko zostawili za sobą bagna. - Zaśpiewaj ze mną Shrek... - Co ja ci mówiłem o śpiewaniu? - zapytał Shrek. - A gwizdać mogę? -Nie. - A nucić? - No dobrze - zgodził się ogr. - Nuć sobie. I tak szli sobie przez las - nucący osioł i jego nowy przyjaciel ogr. G. Farquaad wybiera żonę Tymczasem w innym miejscu tego samego królestwa, w mrocznych kazamatach zamku Farquaada, krzepki zakapturzony kat nalewał do szklanki zimne mleko. Farquaad wszedł do lochu i stanął obok oprawcy. Pa- trzył, jak j ego sługa zabiera się do swoich straszliwych obo- wiązków. Farquaad był jegomościem o dość dziwacznym wyglądzie. Miał wielki, wystający podbródek i niezbyt twa- rzową fryzurę „na pazia". Na obcasach mierzył zaledwie metr trzydzieści. Kat trzymał w ręku ciasteczko, które raz po raz zanu- rzał w mleku, za każdym razem przytrzymując je pod po- wierzchnią na nieznośnie długą chwilę. Chociaż Farquaad nie widział ofiary, wiedział, kim ona jest. Był to Piernikowy Ludzik. - Nie! Och! Bul, bul, bul - bełkotała nieszczęsna ofiara. - Wystarczy - powiedział Farquaad. - Wszystko wy- śpiewa. Kat odsunął się na bok, odsłaniając kaszlącego i czka- jącego Piernikowego Ludzika, leżącego bezradnie na bla- sze do pieczenia. Wokół niego rozchlapane było mleko. Farquaad podszedł do stołu tortur. A że był malutki, stawiał małe kroczki, a kiedy stanął przy stole, nad kra- wędzią widać było tylko wierzch jego wielkiej czerwonej czapy. - Hę, hę, hę, hę, hę - r oześmiał się groźnie i odchrząk- nął. Jego groźny śmiech nie wywarł takiego wrażenia, jak powinien, bo Piernikowy Ludzik nie widział księcia. Fa- rquaad wyglądał na niezadowolonego. Dwóch strażników skwapliwie za pomocą mechani- zmu opuściło blat. Teraz było lepiej. Farquaad górował nie- znacznie nad ofiarą. - Biegnij, biegnij, ile masz sit... - Farquaad szydził sobie z Ludzika, unosząc jego nóżki i bawiąc się nimi. -1 tak nie uciekniesz, w męczarniach będziesz się wił... -Jesteś potworem! -wykrztusił Piernikowy Ludzik. - To nie ja jestem potworem, ale ty - odparł Farquaad. - Ty i reszta tego bajkowego tałatajstwa, które zaśmieca mój doskonały świat. A teraz powiedz mi, gdzie są pozo- stali? - Zjedz mnie! - powiedział dzielny mały bohater z piernika, plując mlekiem w twarz Farquaada. Farquaad powoli otarł mleko. - Próbowałem postępować z wami uczciwie, wy dzi- wadła - rzekł przez zaciśnięte zęby - ale moja cierpliwość 3-Shrek się skończyła. Powiedz, bo jak nie to... - Nachylił się i zła- pał Piernikowego Ludzika za guziki. - Nie! Tylko nie guziki - zaczęło błagać umęczone ciasteczko. - Tylko nie moje lukrowane guziczki! - Dobrze, ale w takim razie, kto ich wszystkich ukry- wa? - zapytał Farquaad. Piernikowy Ludzik był teraz skruszonym ciastecz- ki em. - W porządku... powiem ci. Znasz Muchomorka? - rzekł cicho. - Muchomorka? - powtórzył Farquaad. - Tak, Muchomorka. - Owszem, znam Muchomorka - powiedział Farqu- aad. - To ten od Zwirka. - Cóż - powiedział Piernikowy Ludzik. - Żwirek kręci z Muchomorkiem. - Żwirek kręci z Muchomorkiem? - A tak, z Muchomorkiem! - wrzasnął Piernikowy Ludzik, nie mogąc już tego wytrzymać. Farquaad odwrócił się. - Kręcą ze sobą - powiedział w zamyśleniu. Nagle drzwi lochu otworzyły się na oścież i do księcia podszedł strażnik. - Panie, znaleźliśmy to. Farquaad natychmiast zapomniał o życiu intymnym Muchomorka. - No to na co czekacie?! - krzyknął zirytowany. - Da- wać j e tutaj! Przyniesiono osłonięty materią kształt zwisający z łań- cucha. Farquaad patrzył niecierpliwie. Strażnicy zerwali pokrowiec, ujawniając obiekt pożą- dania Farquaada. Było to wielkie, oprawione w bogatą ramę lustro. Wjego srebrzystej powierzchni pojawiła się poważ- na twarz. - Ach! - westchnęli z podziwem strażnicy. - Och! - zajęczał Piernikowy Ludzik, wiedząc, że to oznacza kłopoty. - Magiczne lustro... - szepnął Farquaad z szacunkiem. - Nic mu nie mów! - krzyknął Piernikowy Ludzik ze swojej blachy. Farquaad wysunął stopę i nacisnął pedał kosza na śmieci. Metalowe wieko podskoczyło do góry, a książę gwałtownym ruchem wrzucił Piernikowego Ludzika do środka. - Nie! - wrzasnął Piernikowy Ludzik. - Ach!!! - Ale jego krzyki zagłuszone zostały przez opadającą z brzękiem pokrywę. Teraz Farquaad skupił całą uwagę na magicznym lu- strze. Uśmiechnął się złowróżbnie. - Kłaniam! - powiedział radośnie i podszedł do lustra. - Lustereczko powiedz przecie - zapytał - które królestwo jest najdoskonalsze na świecie? - Cóż, z technicznego punktu widzenia - odparło lu- stro — ty nie jesteś królem. - Teloniuszu! - zawołał Farquaad. Teloniusz, muskularny strażnik w kapturze, zbliżył się do lustra. Podniósł małe ręczne lusterko i rozbił je jed- nym ciosem. Magiczne lustro połapało się natychmiast, że popełni- ło błąd. Koszmarny błąd. - No, miałem na myśli - powiedziało, usiłując zatrzeć złe wrażenie - że jeszcze nie jesteś królem. Ale nim bę- dziesz. Musisz tylko poślubić królewnę. - Mów dalej - powiedział Farquaad, a Teloniusz sta- nął groźnie przy lustrze. - Nooo iiii... - ciągnęło lustro, nerwowo grając na zwło- kę. - No i właśnie ja mogę ci znaleźć doskonałą królewnę. Lustro odprężyło się trochę, gdy dostrzegło cień uśmie- chu na twarzy Farquaada. Nie jest źle. Można się będzie nawet trochę zabawić. - Więc usiądź sobie i patrz, Wasza Wysokość - powie- działo pełnym optymizmu tonem prowadzącego teletur- niej - bo właśnie dziś nadszedł czas, kiedy obejrzysz sobie panny do wzięcia i... oto one! - Zagrała skoczna muzycz- ka, a lustro gestem dłoni wskazało trzy zacienione portre- ty księżniczek. - Kandydatka numer jeden - powiedziało lustro tym samym sztucznym, wesołkowatym tonem prezentera -jest upośledzoną psychicznie dziewczynką z odległego króle- stwa. Lubi sushi i gorące kąpiele! Wśród jej hobby wyróż- nia się gotowanie i sprzątanie za dwie złe siostry! Gorące oklaski dla... Kopciuszka! Światło padło na pierwszą z sylwetek. Ukazał się Kop- ciuszek w całym swoim żałosnym pięknie. A lustro gadało jak najęte: - Kandydatka numer dwa. Dziewczę w pelerynie z kra- iny fantazji. Żyje, co prawda, z siedmioma mężczyznami, ale nie jest łatwym kąskiem! Pocałuj tylko jej zimne mar- twe usta, a przekonasz się, jaka z niej bestyjka! No dalej, pokaż, co potrafisz. Królewno Śnieżko! W świetle reflektora ukazał się portret Królewny Śnieżki. - A teraz ostatnia - zapowiedziało lustro. - Ale na pew- no nie najgorsza, kandydatka numer trzy. Ognista rudo- włosa piękność ze strzeżonego przez smoka zamczyska oto- czonego wrzącą lawą. Ale niech to nie ochłodzi twego zapału. Jest jak naładowany pistolet, lubi drinki z parasol- ką i malować paznokcie. Będzie twoja, jeśli ją uratujesz... królewna Fiona! Zapalił się trzeci reflektor, ukazując portret zapiera- jącej dech w piersiach piękności o ogniście rudych wło- sach. -A więc, czy ma to być kandydatka numer jeden, kan- dydatka numer dwa, czy też kandydatka numer trzy? - zapytało lustro. Widownia składająca się ze strażników natychmiast za- częła wykrzykiwać numery swoich faworytek. - Jeden! Trzy! Dwa! Trzy! Jeden! Dwa! Trzy! Jeden! Dwa! Farquaad dygotał. -Jeden - powiedział z wahaniem. - Dwa, trzy. Hm, Jeden. Trzy. Hm... - Trzy - podpowiedział Teloniusz, podnosząc dwa pal- ce. — Wybierz panie numer trzy. Farquaad nadal mamrotał do siebie, nie mogąc się zde- cydować. -Jeden, dwa, trzy, hm, jeden, dwa, trzy, hm, cóż... Dobrze, dobrze... Numer trzeci! - Lordzie Farquaadzie - powiedziało oficjalnym gło- sem lustro -wybrałeś... królewnę Fionę! Zgromadzona publiczność, czyli strażnicy, zgotowali gorący aplauz. Farquaad wpadł w zachwyt, urzeczony por- tretem Piony Po chwili jednak odwrócił się i zamyślił. - Królewna Fiona... - powiedział rozmarzony. -Jest doskonała. Musimy tylko znaleźć kogoś, kto by się po nią wybrał... Lustro przerwało tę chwilę zadumy. - Powinienem chyba wspomnieć o jednym drobnym szczególe, otóż ona co noc... - W tym problem - powiedział Farquaad, nie słucha- jąc słów lustra. Był zbyt zajęty obmyślaniem swojego wiel- kiego planu. 7. DuLoo ło sama doskonałość Jakiś czas późnię) Shrek i Osioł wychynęli ze zboża. Sta- li u bram miasta DuLoc, w którym znajdował się za- mek Farquaada. Była to samotna wysoka wieża wyrastają- ca ze środka miasta. - No to jesteśmy na miejscu. To tu - powiedział zado- wolony z siebie Osioł. - Oto DuLoc. Mówiłem ci, że je znajdę. - A więc to musi być zamek lorda Farquaada - stwier- dził Shrek z niesmakiem, idąc wielkimi ogrowymi kroka- mi ku bramie. - Hej, poczekaj, poczekaj na mnie, Shrek! - krzyknął Osioł, ledwie za nim nadążając. Shrek przechodził wła- śnie przez dziedziniec zastawiony drewnianymi wozami. Wszędzie stały znaki z napisami: ZAPARKOWAŁEŚ W STREFIE LANCELOT XVII, albo ZAPARKOWA- ŁEŚ W STREFIE PARSIFAL XII. Osioł, bez tchu, dognał wreszcie Shreka w momen- cie, gdy dotarli do wejścia do królestwa Farquaada. Była tam rozwieszona aksamitna taśma, wzdłuż której miała przesuwać się kolejka wchodzących. Ale wejście oznaczo- ne przez linę było kompletnie puste. Obok niego stał czło- wiek w wielkiej masce przedstawiającej Farquaada. Napis za nim głosił: 45 MINUT OCZEKIWANIA - Hej, ty! - krzyknął Shrek, niepewny z kim ma do czynienia. - Gdzie znajdę lorda Farquaada? - Aaaaaa! - wrzasnął człowiek z wnętrza głowy i za- czął uciekać, lawirując w labiryncie, który tworzyła lina. Shrek wpadł w złość. - Poczekaj chwileczkę. Hej, ty-powiedział. - Czekaj! Nie mam zamiaru cię zjeść, ja tylko... ja tylko... Jednak człowiek w masce nadal uciekał, wrzeszczał i przemykał się między linami, aż wreszcie rąbnął w słup i zemdlał. Shrek westchnął rozdrażniony. Tymczasem Osioł truchtał posłusznie przez labirynt aksamitnych lin. W tę i z powrotem, do góry i w dół. Shrek przyglądał się temu z rozbawieniem, a potem ruszył na przełaj, rozwalając cały labirynt. Po drugiej stronie przejście zablokował im kołowrót. Shrek przeszedł przez niego, a Osioł za nim. A przynaj- mniej próbował. Kołowrót nie był jednak przewidziany dla stworzeń, które mają cztery nogi. Osioł szarpał się, ale utknął w nim na dobre. Wreszcie, ostatnim szarpnięciem, udało mu się wepchnąć całe ciało w kołowrót. Maszyna przewróciła go do góry nogami i wyrzuciła na ziemię obok Shreka. Osioł skoczył, stanął na czterech nogach i poszedł za ogrem na plac. Zatrzymali się i rozejrzeli wokół. Co to za królestwo? Wszędzie panował idealny porządek; przycięte w stożki drze- wa stały w doskonale równych rządkach, trawa wyglądała, jakby skoszono ją maszynką do golenia, a wszystkie domy były jednakowe. Skądś dobiegała żwawa muzyczka. Obok, w kiosku stały pamiątki - figurki przedstawiające lorda Fa- rquaada. W pobliżu nie widać było żywej duszy. Shrek pociągnął nosem. - Coś cicho - powiedział. - Za cicho. Osioł spostrzegł budkę informacyjną. Z boku miała wielką dźwignię z napisem: POCIĄGNĄĆ. - O, pamiątki - powiedział i pognał do budki, żeby pociągnąć za dźwignię. Urządzenie zaskoczyło i stukając, zaczęło się obracać. Drzwi budki otworzyły się nagle, uka- zując rzędy doskonale obrobionych drewnianych laleczek, które zaczęły śpiewać: Witaj w DuLoc doskonałym mieście, Mamy tutaj reguł, co się zmieści. Oto one: nie rób wrzawy, Bądź spokojny, nie depcz trawy, Tak unikniesz w sądzie sprawy. DuLoc miasto pełne zalet, Włóż więc szaty doskonale, Wyczyść buty, umyj twarz. DuLoc to, DuLoc to, DuLoc to miasto w sam raz. Osioł i Shrek stali i patrzyli na to przedstawienie z wy- razem osłupienia na twarzach. Potem zobaczyli oślepiający błysk i maszyna wypluła ich zdjęcia. Na fotografiach utrwalone były ich zadziwio- ne gęby Trach! Drzwi się zamknęły. Osioł i Shrek postali jesz- cze przez chwilę, nadal nieco oszołomieni. Osioł uśmiechnął się. - O! Ja chcę jeszcze raz! Ale Shrek miał lepszy pomysł. - Nie! - ryknął. - Nie. Nie, nie... nie. - Był tutaj po to, żeby odzyskać swoje bagno i ostatnią rzeczą, jaką chciał- by zrobić, było powtórne przyglądanie się temu żałosne- mu przedstawieniu. Ruszyli do centrum DuLoc. Zobaczyli tam stadion i wejście do tunelu prowadzącego do środka budowli. Z drugiego końca tunelu zdawał się dobiegać jakiś hałas. Weszli do środka i zaczęli iść w półmroku, nie wiedząc, co zastaną po drugiej stronie. W końcu zobaczyli przyćmio- ne światełko. Gdy tak maszerowali, Osioł zaczął głośno nucić me- lodyjkę Witaj w DuLoc. - Słuchaj - warknął Shrek. - Słuchaj, jeszcze chwila, a otworzę wytwórnię salami! - Och, przepraszam. Mogli teraz usłyszeć fanfary i wiwaty tłumu. Z oddali dobiegał czyjś głos. To Farquaad przemawiał do tłumu. - Dzielni rycerze! - krzyczał Farquaad. -Jesteście naj- lepsi w tym kraju, a dzisiaj jeden z was okaże się lepszy niż reszta. Ogr i Osioł szli dalej. W miarę jak zbliżali się do końca tunelu, wiwaty tłumu stawały się coraz głośniejsze. Wresz- cie wyszli na wypełniony po brzegi stadion. Mały lord Fa- rquaad stał na wysokim podium, chłonąc wiwaty swojego ludu. Po chwili znów przemówił. - Zwycięzca - oświadczył - będzie miał zaszczyt - nie, nie, przywilej - uratowania ślicznej królewny Fiony z ogni- stych szponów podłego smoka. Jeśli, z jakichś względów, zwycięzcy się nie powiedzie, to ten, który zajmie drugie miejsce, stanie się jego następcą i tak dalej, i tak dalej. Nie- którzy z was mogą zginąć, ale jest to poświęcenie, na które jestem gotów. Shrek rozejrzał się zadziwiony. Owszem, ludzie kla- skali, ale: strażnicy Farquaada, rozstawieni po całym sta- dionie, trzymali tablice z napisami i pokazywali je tłumo- wi. Było na nich napisane: OWACJE oraz OKLASKI. Farquaad wyrzucił ramiona w dramatycznym geście. - Niechaj rozstrzygnie sąd boży! - ryknął. Między Shrekiem a Farquaadem stał zastęp rycerzy. Shrekowi to jednak nie przeszkadzało. Szedł przed siebie, a równe szeregi rycerstwa przestraszone rozstępowały się przed nim. Shrek stanął buntowniczo przed obliczem Farquaada. - A co to takiego? -jęknął lord. - Brrr... co za ohyda! Shrek wyglądał na zdenerwowanego, ale szybko się uspokoił. - Hę? Niezbyt to ładnie! - upomniał Farquaada i wska- zał na swego towarzysza: - To jest po prostu osioł. Farquaad nie był zachwycony tym dowcipem. - Doprawdy? - rzekł. Nie był w nastroju do żartów. I wtedy wpadł na doskonały pomysł. - Rycerze! - powiedział. - Zmiana planu. Ten, kto zabije ogra, zostanie zwycięzcą. Na niego! Wszyscy wojownicy zwrócili się w stronę Shreka, a ten szeroko otworzył oczy. Cofnął się, gdy rycerze rzucili się do niego, wyciągając broń. - No, co wy, dajcie sobie siana, chłopaki - powiedział. Cofnął się aż do kramu stojącego przed wielkimi beczka- mi z piwem i podniósł jedną z baryłek stojących na stole. - Może rozstrzygniemy to przy bezalkoholowym...? - zapytał. Wojownicy nacierali na niego, potrząsając bronią. - Nie? - zapytał sarkastycznie Shrek i spoważniał. - No, dobra, gramy! - wrzasnął. Gdy rycerze rzucili się na niego, wydając najprzeróż- niejsze okrzyki bojowe, Shrek pociągnął potężny łyk piwa dla dodania sobie animuszu, okręcił się na pięcie i wybił baryłką szpunty z beczek. Trysnęły fontanny piwa, które zbijały rycerzy z nóg, wsiąkały w ziemię, zamieniając ją w błoto. Rycerzom zaczęły się rozjeżdżać nogi, ślizgali się i przewracali. Shrek uśmiechnął się zadowolony i zaczął ślizgać się jak hokeista. Ale fajnie! W końcu ogry i błoto pasują do siebie jak kawa i koniak. Shrek bawił się doskonale, a ry- cerstwo, ubabrane w błocie, starało się stanąć na nogi. Teren, na którym zazwyczaj trzymano konie, wyglą- dał niczym arena zawodowych zapasów. Chaos narastał. Widownia zaczęła dopingować Shreka, który wszedł na ring i zaczął wypróbowywać chwyty zapaśnicze na rycerzach. Potężne rzuty! Uderzenia kolanem! Wykręcanie stawów! Duszenie! Istne szaleństwo! Osioł też chciał wziąć udział w grze. - Hej, Shrek! Ja też! - krzyczał. Shrek wziął Osła, a potem przytrzymał rycerza, żeby Osioł mógł go rąbnąć głową w tyłek. Tłum urządził im owację na stojąco. - Krzesłem go! Dajcie mu krzesło! - wrzasnęła jakaś starsza pani. Shrek rąbnął leżącego rycerza składanym krzesłem. Podniósł innego i zastosował klasyczny rzut przeciwnikiem o ziemię. Potem odwrócił się i walnął innego podstępnie głową w brzuch. Tymczasem Osioł skakał po ringu i rozda- wał na lewo i prawo kopniaki. Jednego po drugim wyelimi- nowali z gry wszystkich rycerzy. Tłum szalał. Shrek i Osioł kłaniali się triumfalnie rozentuzjazmowanej ciżbie. - Dziękuję, bardzo dziękuję! - powiedział. - Zostaję do środy! W dechę imprezka. Farquaad przyglądał się zaintrygowany. Skinął głową i nagle Shreka otoczyli łucznicy. Celowali prosto w niego. - Skończyć sprawę, panie? - zapytał jeden ze strażni- ków. - Nie. Mam lepszy koncept - odparł Farquaad i zwró- cił się do widowni: - Ludu DuLoc! - krzyknął, wyciągając ramiona w stronę Shreka. - Oto zwycięzca! Ludzie zaczęli wiwatować jeszcze głośniej na cześć Shreka, który nie miał pojęcia, do czego to wszystko zmie- rza. Farquaad był naprawdę bardzo zadowolony ze swoje- go nowego planu. - Moje gratulacje, ogrze! - rzekł, cały w uśmiechach. - Tobie przypada honor podjęcia wielkiej i szlachetnej misji! Teraz Shrekjuż wiedział, o co chodzi, i bardzo mu się nie spodobało, że sprawy przybrały taki obrót. - Misja? Jajuż mam swoją misję - rzekł do Farquaada. - Misję odzyskania mojego własnego bagna! - Zaczął groź- nie stąpać w kierunku podium. - Twojego bagna? - zapytał zainteresowany Farquaad. - A tak, mojego. Tego, do którego wysłałeś wszystkie te bajkowe stwory - odparł Shrek. - O, doprawdy? - parsknął Farquaad. Jego wielki plan oczyszczania królestwa z dziwolągów zaczynał przynosić rezultaty. - W porządku, ogrze. Zaproponuję ci układ - odezwał się słodko. -Jedź dla mnie na wyprawę, a ja zwrócę ci bagno. - W nienaruszonym stanie? - zapytał podejrzliwie Shrek. - Co do ostatniej ropuszejjamy. - A dzicy lokatorzy? -Jakby już ich tam nie było - obiecał Farquaad. Shrek przez moment zastanawiał się nad słowami Fa- rquaada, rozważał różne możliwości. Zmrużył oczy. - A co to za misja? - zapytał. 8. Warsłwy I w taki oto sposób Shrek i Osioł znaleźli się następnego dnia na polu słoneczników. -W porządku. Wyłożę sprawę jasno - mówił Osioł. - Masz zabić smoka i uratować jakąś królewnę, a wtedy Fa- rquaad odda ci twoje bagno, które teraz nie jest twoje, bo aż się na nim roi od dziwadeł. Zgadza się? Shrek miał już dosyć tej oślej gadaniny. - Wiesz co, zastanawiałeś się, dlaczego osły nie mają głosu? - zapytał. Szli dalej w milczeniu. Shrek pogryzał cebulę, którą znalazł na ziemi. - No, nie wiem, Shrek - odpowiedział Osioł. - Za- stanawiam się, dlaczego nie załatwisz tego jak ogr. Tro- chę go przydusić, pooblegać jego fortecę, zmielić jego kości i zrobić chlebek - no wiesz, wszystkie te ogrze sztuczki. - No... boja wiem - odparł sarkastycznie Shrek. Zdą- żył się już przyzwyczaić do wszystkich tych stereotypów dotyczących ogrów. - Mógłbym zmasakrować wioskę i po- nabijać głowy ofiar na płot. Albo lepiej wybebeszyć kmiot- ków i wyssać szpik z kości. Podoba ci się taka opcja? - No, wiesz... nie bardzo - powiedział Osioł nieco zawstydzony. - Tak się składa, że ogry mają wiele cech, o których nikt nie wie. - Na przykład jakich? - Na przykład... hm... - Shrek spojrzał na cebulę, którą ciągle trzymał w ręku. Wpadła mu do głowy pewna myśl. - Ogry - powiedział - są... jak cebula. Osioł powąchał cebulę. - Śmierdzą? - Tak. Nieee! - krzyknął zmieszany Shrek. - Och! - zgadywał Osioł. - Bo się od nich płacze? - Nie! - O! Już wiem! - zawołał podekscytowany. - Zosta- wia się je na słońcu, a one robią się brązowe i wyrastają z nich małe białe włoski. - Nie! - ryknął Shrek. - Warstwy Cebule mają war- stwy. Ogry mają warstwy. Cebule mają warstwy. Dociera? I my, i one mamy warstwy! - Aha - powiedział Osioł, niczego nie chwytając. - Macie warstwy. Aha. - Potem powąchał cebulę. - Wiesz co? Nie wszyscy lubią cebulę - oznajmił. Zastanawiał się przez chwilę, aż wreszcie zrozumiał. - Tort! - rzekł uszczę- śliwiony. - Wszyscy lubią torty! Torty mają warstwy. - Nie obchodzi mnie, co lubią wszyscy! Ogry nie są jak torty. - A wiesz, co jeszcze wszyscy lubią? - zapytał Osioł, którego niełatwo było zniechęcić. - Lody! Lody warstwo- we: z owocami, syropem i bitą śmietaną na wierzchu. Czy spotkałeś kogokolwiek, komu byś powiedział: „Hej, chodź- my na lody", a on odpowiedziałby: „Kurczę, nie, nie lubię lodów?" Lody są pyszne. - Nie, ty tępy, irytujący, kłapouchy gaduło! - ryknął Shrek, czując, że nie zniesie dłużej tego nieprzerwanego oślego jazgotu. - Ogry są jak cebula! Koniec pieśni, pa, pa. Pozdrów krewnych. Zaczął się oddalać, a Osioł stał w miejscu, oniemiały. Trwało to jednak tylko chwilkę. - Lody - stwierdził Osioł, biegnąc za Shrekiem - być może są najlepszą rzeczą na całej planecie. Shrek o mało nie pękł ze złości. - Wiesz co? - wywarczał. - Na pewno są jakieś przy- czyny, dla których osły nie powinny mówić. - Masz chusteczkę albo coś takiego? - zapytał beztro- sko Osioł. - Chyba się ubrudziłem. Na samo słowo „lody" zaczynam się ślinić. Shrek tylko westchnął i ruszył w dalszą drogę. Po jakimś czasie krajobraz zaczął się zmieniać. Z każ- dym kilometrem zieleń brązowiała, trawa była coraz rzadsza, aż wreszcie Shrek i Osioł znaleźli się na jałowej, 4-Shrek wypalonej ziemi, znaczonej gdzieniegdzie szkieletami drzew. Osioł zaczął węszyć, marszcząc przy tym nos, jakby wyczuł jakiś szczególny smród. - Shrek! Wymskło ci się?! - zawołał. - Stary, ty uprze- dzaj, zanim puścisz bąka! Ja tu się cieszę górskim powie- trzem! - Wierz mi, Ośle, że gdybym to był ja, to już byś nie żył. - Shrek zatrzymał się i także zaczął węszyć. - To siarka - powiedział. - Musimy być już blisko. - No tak, siarka... Nie mów mi tu o siarce. Siarka przy tym to perfumy! - powiedział Osioł, patrząc na tyłek Shre- ka. Szli dalej, robiło się coraz ciemniej. Po niebie płynęły czarne chmury, nadając krajobrazowi ponury wygląd. Spa- lone drzewa rzucały długie, upiorne cienie. A przed nimi, niczym niesamowity potwór, wyrosła wielka stroma góra. To nie było przyjemne miejsce. Ale cóż robić - trzeba było iść naprzód. A to oznaczało wspinaczkę na skalisty szczyt, co samo w sobie było nie lada wyczynem. Wreszcie, po wielogodzinnej wspinaczce, weszli na ostatni grzbiet. I wtedy zobaczyli Smoczą Twierdzę. Stała przed nimi - walący się zamek, spalony i pokryty sadzą. Sterczał na skalnej iglicy, a otaczało go porażające jezioro wrzącej lawy. 9. Ognisły smok 8hrek starał się to zbagatelizować. - Trochę zaniedbany - powiedział - ale za to jaka dziel- nica... hę, hę, hę. Śmiejąc się nieco sztucznie, ruszył w stronę niezbyt solidnie wyglądającego drewnianego mostu wiszącego nad wrzącą od lawy fosą. Tędy wiodła jedyna droga do zamku. Kiedy dotarli do mostu, Osioł zatrzymał się nagle przed końską czaszką wbitą na jeden ze słupów. Przera- żony tym widokiem szybko pobiegł do przodu, a po chwili stanął i patrzył ze strachem w przepaść ziejącą u jego ko- pyt. Całkiem straciwszy animusz, potruchtał żałośnie za Shrekiem. - Hm, Shrek - powiedział. - Hm, o ile pamiętam, hm, to powiedziałeś, że ogry mają warstwy? - Taaa... - odparł niezbyt pewnym głosem Shrek, nie wiedząc, do czego Osioł zmierza. - No to... Jest taka sprawa. Osły warstw nie mają. My nasze lęki nosimy jak odzież wierzchnią. - Chwileczkę, osły nie noszą ubrania - odparł Shrek. Osioł stanął przy Shreku u wejścia na most. - Wiesz, o co mi chodzi - powiedział. - No! Tylko mi nie mów, że masz lęk wysokości - warknął Shrek. Jeśli cokolwiek pewnego można było po- wiedzieć o osłach to to, że nie miewają lęku wysokości. Osioł spoglądał niepewnie przez krawędź urwiska. - Nie - powiedział, starając się nie szczękać zębami. - Po prostu jest mi trochę słabo, gdy pomyślę, że znajdę się na rozklekotanej kładce nad jeziorem wrzącej lawy! - Daj spokój, Ośle. Jestem tuż za tobą. Będę cię wspie- rał duchowo. W porządku? - powiedział Shrek, starając się, aby jego głos był pełen otuchy. - Razem się z tym upo- ramy, kroczek za kroczkiem. - Serio? - Serio, serio. - Dobra, to sprawia, że czuję się znacznie lepiej - po- wiedział Osioł, ale wyglądał na równie wystraszonego, jak przedtem. Mając Shreka tuż za sobą, wszedł chwiejnym krokiem na most i zaczął iść, ostrożnie stawiając kroki na cienkich deskach. - Po prostu idź naprzód i nie patrz w dół - powiedział Shrek. - Nie patrzeć w dół. Nie patrzeć w dół - powtarzał Osioł. - Iść naprzód i nie patrzeć w dół... Nie patrzeć w dół, iść naprzód i nie patrzeć w dół. - Krok po kroku posuwał się do przodu. Szło mu nieźle, dopóki nie stąpnął na obluzowaną deskę. Deska pękła i spadła do fosy pełnej wrzącej lawy. Osioł poleciał naprzód. Nie mógł się powstrzymać i spojrzał przez dziurę w moście. - Shrek? Ja w dół patrzę! - krzyknął, odwracając się w panice. - Łaaaaa! Nie dam rady. Proszę, puść mnie! Shrek zaczynał się denerwować. - Ale jesteś już w połowie drogi - powiedział. - Tak, ale wiem, że bezpieczna jest tamta połowa - odparł Osioł, wskazując na tę część mostu, którą dopiero co przebyli. - No dobra! - stwierdził ogr. - Nie mam czasu na twoje kaprysy. Wracasz. - Próbował przepchnąć się obok Osła, ale mostek był za wąski. Kiedy tak napierali na sie- bie, most zaczął się kołysać. - Shrek! Nie! Poczekaj! - ryknął Osioł, czując, że most się chwieje. - Nie mogę przepchnąć się obok ciebie. Ośle, przejdź na lewo. Ja pójdę na prawo. No to zatańczymy, co ty na to? - powiedział ogr, kołysząc mostem jeszcze bardziej, żeby zdenerwować Osła. - Oj! Nie rób tego! - pisnął Osioł, przeskakując przez dziurę po desce, w stronę, w którą ogr chciał go zagnać - czyli w przód. - Och, przepraszam. Co mam zrobić? Aha. To? - po- wiedział Shrek, ciągle kołysząc mostem. - Tak! To! - Tak? Mam tak robić? Dobra! - Shrek wprawiał most w takie drgania, że przerażony Osioł cofał się coraz dalej. Ogr robił dokładnie to, o co mu chodziło: zaganiał rozhisteryzowanego Osła, krok po kroku, na drugi koniec mostu. - Nie! Shrek! Shrek! Nie. Przestań! - piszczał Osioł. - Ale ty przecież powiedziałeś, że mam tak robić, no to robię! - Shrek zagłuszał śmiechem prośby Osła. - O Boże, chyba umrę. Na pewno umrę. Shrek, umie- ram! - wrzeszczał Osioł. Z zamkniętymi oczami cofał się powoli, nieświadomy tego, że prawie przeszedł już na drugą stronę. Nagle otworzył oczy i stwierdził, że patrzy na stały grunt. - Och! - westchnął. Shrek pochylił się i poklepał Osła po pysku. -Jakoś poszło, Ośle. Jakoś poszło - powiedział łagod- nie. Osioł popatrzył za siebie, na most. - Super! - Teraz już nie chciał umrzeć. Znów był sobą. Ruszył za Shrekiem ku ogromnej bramie prowadzą- cej do zamku. Nie było przy niej straży; najwyraźniej smok nie spodziewał się, by ktokolwiek przeprawił się przez ra- chityczny mostek nad wrzącą lawą. - No więc - powiedział Osioł - gdzie jest ta ziejąca ogniem zadra w tyłku? -W środku, czeka na swojego rycerza - odparł Shrek. - Smoka miałem na myśli, Shrek. Prześlizgnęli się przez drzwi i zaczęli wymacywać so- bie drogę przez mroczne korytarze smoczego legowiska. Shrek był bardzo ostrożny, bo nie wiedział, co go może spotkać. Osioł umierał ze strachu. Ciemność rozświetlał tylko ogieniek pochodni. Korytarze usłane były kośćmi nieznanego pochodzenia, wielkimi i małymi, a także ka- wałkami zbroi. - Hej, Shrek-wyszeptał Osioł, starając się ukryć prze- rażenie. - Boisz się? - Nie - odparł Shrek normalnym tonem. - Ale... Cśśśśśśśś! Przerażony Osioł odskoczył o kilometr. - O rany... ja też - rzekł drżącym głosem. Wtedy usły- szał hałas dobiegający gdzieś z wnętrza zamku. - Aaaach! - wrzasnął. - No cóż - powiedział, starając się uspokoić. - To przecież jasne, że człowiek się boi i nie ma w tym ni- czego dziwnego. Wiesz, jak to jest, strach to odpowiedź na nieznane. Na nieznane i groźne, dodałbym. A jeśli tu jest jeszcze smok, który zieje ogniem, zjada rycerzy i znów zieje ogniem... to niewielka dawka strachu wcale nie oznacza, że jest się tchórzem. Wiesz, co mam na myśli? Bo ja, to wcale nie jestem tchórzem, do cholery. I wiem o tym do- skonale. Nagle Osioł wpadł na stos rycerskich kości i kawał- ków zbroi. - Oooooo! - wrzasnął, gdy jakiś hełm nadział mu się na głowę. Shrek zdjął mu hełm i włożył go na swoją głowę po to, żeby zobaczyć, jak to jest, gdy nosi się hełm. Potem odwrócił się do towarzysza. - Ośle?! - zawołał. - Dwie sprawy, dobra? Zamknij. Się. - Wyliczył te dwa słowa na palcach. Potem pokazał w lewo. - Teraz idź tam i spróbuj znaleźć jakieś schody. - Schody? Wydawało mi się, że szukamy królewny. - Królewna będzie na końcu schodów w komnacie na najwyższej wieży. - A dlaczego sądzisz, że właśnie tam będzie? - Czytałem o tym wjednej książce - powiedział Shrek, odchodząc. - No to super -jęknął Osioł, siląc się na odwagę. - Ty zajmiesz się smokiem, a ja zajmę się schodami. Shrek skierował się w głąb korytarza. Osioł popatrzył, jak odchodzi, i poszedł w swoją stronę. - Oj, już ja znajdę te schody - mruczał pod nosem. - I już ja im pokażę. No pewnie. Schody same nie będą prze- cież wiedziały, dokąd prowadzą. Trzeba będzie podjąć dra- styczne kroki. Takje skopię, że nie będą wiedziały, którędy na górę. Lepiej niech ze mną nie zadzierają, jestem po- gromcą schodów, panem schodów. Szkoda, że ich tu nie ma, o tu, na miejscu... zaraz na nie wejdę. - Był zbyt zaję- ty gadaniem, żeby dostrzec wielkie oko, które przyglądało mu się, gdy wchodził po schodach. Tymczasem Shrek dotarł do drugiego końca koryta- rza. Przez okno zobaczył smukłą wieżę oplecioną schoda- mi. Z twierdzą łączył ją kamienny most. - No, to już wiem, gdzie jest królewna - mruknął do siebie. -Ale gdzie jest... - Smok! Ojejejejej! - wrzasnął Osioł, stając oko w oko z wyżej wymienionym stworem. Może i był pogromcą schodów, ale zdecydowanie nie był pogromcą smoków Postąpił roztropnie: uciekł z wrzaskiem. - Łaaaaa! - darł się, uchylając się przed wielką kulą ognia. Shrek, na drugim końcu korytarza, odwrócił się i zo- baczył zbliżającego się do niego galopem Osła, a za nim kłębiący się ogień. - Ośle! Uważaj! - ryknął, gdy Osioł przebiegał obok niego. Złapał Osła i ledwie zdołał uskoczyć z drogi ognistej kuli, ciągnąc przyjaciela za sobą. Potem zaczęli biec. Kierowali się do wysokiej wieży, bo wyglądało na to, że tam znajdą schronienie. Jednak chwilę później sytuacja się powtórzyła. Osioł biegł przed Shrekiem, a następna kula ognia za nimi. Ogr uskoczył na bok i przepuścił ogień, tymczasem Osioł biegł dalej. Ogień był tuż za nim. Już, już miał go ogarnąć, gdy Osioł rzucił się na ziemię i roz- płaszczył się, jak tylko mógł. - A teraz idę spać - modlił się. - Mam nadzieję, że pożyję jeszcze z tydzień. - Kula ognia przemknęła nad nim, ledwie muskając kitkę na jego ogonie. Jednak tarapaty Osła jeszcze się nie skończyły, bo te- raz rycząc dziko, gnał za nim smok. Shrek szybko wgra- molił się po schodach na wieżę i skoczył z wysoka na wiel- ki smoczy ogon. - A mam cię! - ryknął. To nie mogła być równa walka. Smok po prostu mach- nął ogonem i wyrzucił Shreka w powietrze. Ogr rąbnął w dach wieży i przebił go. Wylądował, półprzytomny, na kamiennej podłodze komnaty sypialnej. Na zewnątrz smok kończył dzieło zniszczenia. Tym razem użył ogona jak żelaznej kuli do burzenia murów, rozwalając nim most prowadzący na wieżę. W ten sposób odciął Osłu drogę ucieczki. - Łaaaaa! - zaryczał Osioł, kiedy wielki ogon rozwalił kamienny pomost tuż przed nim. - Uaaa, uooo, uiii! - ryczał, biegając w tę i z powrotem, szukając na moście miejsca, do którego mógłby przylgnąć. Wreszcie znalazł się w pułapce - na szczycie pojedyn- czej kolumny, która jeszcze przed chwilą była podporą pomostu. Smok zbliżał się. Jego groźna sylwetka rysowała się na tle dymu. - Nie... nie... - błagał Osioł, gdy gigantyczna smocza głowa nachylała się nad nim coraz niżej i niżej. - Och, nie... och... och, jaką ty masz żuchwę! -beł- kotał. Nieważne było, co mówi, i tak wybiła jego ostatnia godzina. Smok, zaciekawiony, tylko pomrukiwał i gapił się. Zbliżył się jeszcze bardziej do Osła, który desperacko szu- kał słów mających powstrzymać smoka przed zrobieniem z niego oślej pieczeni. - Miałem na myśli... białe, lśniące ząbki! - bełkotał gorączkowo. Smok zatrzymał się, popatrzył na Osła uważnie i... uśmiechnął się. Osioł natychmiast wykorzystał okazję; musi coś powiedzieć o tych zębach. Musi to dobrze rozegrać. - Wiem, że twoje jedzenie ciągle ci to mówi - powie- dział - ale chyba używasz wybielacza, czy czegoś takiego. No, masz naprawdę olśniewający uśmiech. I czyżbym wyczuwał zapach miętowej świeżości? Smok uśmiechał się i nadal przyglądał Osłu. Był czuj- ny, ale najwyraźniej zainteresowany. -1 wiesz co? - przymilał się Osioł, który zdążył zapa- lić się do własnych słów. -1 wiesz co jeszcze? Jesteś... Smok pochylił się i patrzył na Osła uwodzicielsko. Nagle wszystko stało się jasne. -Jesteś... smoczycą! Oj, oj... to znaczy, no, napraw- dę, jesteś smoczycą! Od ciebie aż emanuje kobiecy urok. Smoczycą zatrzepotała rzęsami, trzeba przyznać dość długimi. - Co z tobą? Coś ci wpadło do oka? - zapytał Osioł, niezupełnie rozumiejąc, co się dzieje. Smoczycą prychnęła dymem, który ułożył się w ser- duszko. Dopiero teraz Osioł zrozumiał. - Hej, no wiesz... - powiedział. - O rany, naprawdę chciałbym tu zostać, ale mam astmę i nie mogę przebywać w strefie dla ziejących... - zakaszlał znacząco. Smoczycą tylko zamruczała i chwyciła Osła za ogon. Zaniosła go do swojego legowiska. Była oczarowana. - Shrek! Na pomoc! - wrzasnął Osioł. - Nie! Nie! Nie! Shrek! Shrek! 10. 9hrek w lśniącej zbroi A wysoko na wieży lekko oszołomiony Shrek leżał na podłodze tam, gdzie wylądował. Ciągle miał na głowie znaleziony rycerski hełm. Za nim, na łóżku pod oknem le- żała królewna Fiona. Jej wspaniale rude włosy wiły się w przepysznych splotach na szmaragdowozielonej sukni. Shrek nie zauważył jej, ale ona zdążyła już zobaczyć postać rycerza usiłującego wstać z posadzki. Leżała sobie ślicznie na łożu z baldachimem i czekała, aż podejdzie do niej rycerz w lśniącej zbroi. Czekała, ale nic się nie działo. Po krótkiej analizie sytuacji, schyliła się, schwyciła bukiet kwiatów, położyła go sobie na piersi i znów przybrała pozę Śpiącej Królewny. Wreszcie Shrekjakoś się pozbierał. Z opuszczoną przy- łbicą podszedł do łoża, na którym leżała Fiona. Królewna, udając, że śpi, lekko wydęła wargi. Była go- towa. Shrek nachylił się nad nią, ale zamiast ją pocałować, potrząsnął za ramiona. - Co, co... -jęknęła Fiona. To nie tak miało być. -Wstawaj! - krzyknął Shrek. - Co? - warknęła ze złością. - Ty jesteś królewna Fiona? - Tak, to ja - odparła, dochodząc do siebie. - Czekam na cnego rycerza, który mnie uratuje. - A, to ładnie z twojej strony - powiedział szorstko, nie zważając na j ej zachowanie. -A teraz idziemy. Shrek odwrócił się, żeby odejść, a Fiona usiadła na łożu. - Ależ poczekaj, rycerzu! - odezwała się z desperacją i wyprężyła z wdziękiem. - Toż to nasze pierwsze spotka- nie - powiedziała. - Zali nie winna to być piękna, pełna romantyzmu chwila? Shrek znów podszedł do Fiony, złapał ją za ramię i zwlókł z łoża. - Taaa, przepraszam, paniusiu, ale nie mamy czasu. Jazda, idziemy. - Hejże, poczekaj! Co ty robisz? - protestowała, gdy ciągnął ją przez komnatę. Stwierdził, że drzwi są zamknięte i niecierpliwie zaczął szarpać za klamkę. - Wiesz, powinieneś wziąć mnie na ręce - poinstru- owała go Fiona - i zjechać na złotej linie, prosto na grzbiet swego walecznego rumaka. - Ty to sobie dokładnie zaplanowałaś, co? - zapytał drwiąco Shrek. - Noooo - odparła królewna. Shrek naparł barkiem na drzwi, a te ustąpiły z trza- skiem i ogr wypadł na korytarz, ciągnąc za sobą Fionę. - Ajaj! Ojej! - krzyknęła, ale zaraz pozbierała się i za- częła biec, żeby dotrzymać mu kroku, bo przez cały czas ciągnął ją za ramię. - Musimy rozkoszować się tą chwilą! Powinieneś... boja wiem... wyrecytować jakiś wiersz? Albo zaśpiewać balladę? A może sonet? No, niech będzie limeryk. -Wreszcie udało się jej wyszarpnąć ramię. -Albo w ogóle cokolwiek! - Nie sądzę - powiedział Shrek. Zatrzymali się na chwilę, bo Shrek chciał się zoriento- wać, w którą stronę mają pójść. - Cóż, czy mogłabym przynajmniej poznać imię mo- jego wybawcy? - zapytała Fiona, która miała już tego po- wyżej dziurek w nosie. - Hm... Shrek - odparł ogr, zajęty wyszukiwaniem drogi ewakuacji. Fiona wyciągnęła chusteczkę. - Sir Shrek - powiedziała z wahaniem. To nie było imię, które pasowałoby do dzielnego rycerza. Odchrząk- nęła: - Przyjmij tedy, panie, chustę na dowód mojej wdzięczności. Shrek ze zdziwieniem przyjrzał się chusteczce i otarł nią pobrudzone sadzą czoło. Chusteczka zrobiła się czar- na. Oddał ją Pionie. - Dzięki - powiedział. Fiona gapiła się na chusteczkę, ale zanim zdążyła zare- agować, usłyszała straszny smoczy ryk. - Nie pokonałeś jeszcze smoka? - zapytała, zaszoko- wana. Ten facet rzeczywiście zupełnie wypadł z roli. - Zapisałem go w kalendarzyku na później. A teraz idzie- my! - Złapał ją za rękę i pociągnął na klatkę schodową. - Ale to nie jest w porządku! - protestowała Fiona, potykając się co chwila. - Miałeś wpaść z wyciągniętym mieczem i powiewającym proporcem! Tak robią wszyscy rycerze. Shrek pokazał na szkielet leżący przy drzwiach i wy- palony kontur człowieka na ścianie nad nim. - Taaa. A potem tak kończą. Oburzona Fiona wyszarpnęła się Shrekowi i stanęła. Shrek szedł jednak dalej. Kierował się w stronę holu, gdzie zostawił Osła. - Wiesz, że nie o to chodzi! - zaczęła, ale urwała, za- skoczona. - Ufl Poczekaj, dokąd idziesz? - zapytała, wska- zując w inną stronę. - Wyjście jest tam! - No wiesz, muszę ratować tyłek! - krzyknął do niej Shrek przez ramię. Miał oczywiście na myśli tyłek Osła, ale Fiona o tym nie wiedziała. - Och! - krzyknęła. - Co z ciebie za rycerz? Ale Shrek po prostu szedł dalej. -Jedyny w swoim rodzaju! - odkrzyknął przez ramię. 11. Pierwszy pocałunek prawdziwej miłości Osioł znalazł się w dość niezwykłym położeniu. Kie- dy Shrek otworzył drzwi do komnaty smoka, przy- witał go zaskakujący widok. Był tam smok siedzący na ogromnym stosie klejnotów i szlachetnych kamieni, które błyskały niczym światła w dyskotece. Był tam też Osioł, owinięty ciasno zwojami smoczego ogona, desperacko pró- bując gadaniem oddalić romantyczną noc, którą gotowała mu szczęśliwa smoczyca. Już zdążyła zapalić kandelabry i zaciągnąć zasłony. - Powoli, dziewczyno, zwolnij trochę, zwolnij, kocha- nie, proszę. Słuchaj, uważam, że najpierw trzeba tego ko- goś trochę poznać, wiesz, jak to jest. Trzeba się znać od jakiegoś czasu. Możesz, oczywiście, powiedzieć, że jestem trochę konserwatywny, ale nie chciałbym za szybko zacząć kontaktów fizycznych. Hm, cóż, nie jestem emocjonalnie na to przygotowany - bełkotał Osioł. Smoczyca, ignorując jego protesty, marzycielsko gła- skała go po podbródku wielkim pazurem. - Hej - wrzasnął. - Ty mnie nie naciskaj, bo się w so- bie zamknę. Scena była zabawna, ale Shrek wiedział, że musi wy- dobyć Osła z tarapatów. Rozejrzał się i spostrzegł łańcuch, na którym wisiał żyrandol. Osioł, który nie widział Shre- ka, nadal próbował zyskać na czasie, czekając na jakiś cud. - Hej! Co ty wyprawiasz? - pisnął. - No dobrze, już dobrze. Słuchaj. Zwolnijmy trochę i spróbujmy dojść do tego razem - kroczek po kroczku. Chodzi mi o to, że na- prawdę, najpierw powinniśmy lepiej się poznać. No, wiesz, zaprzyjaźnić się, zacząć korespondować. Bo widzisz, teraz co prawda jestem w podróży służbowej, ale tak w ogóle, to uwielbiam dostawać kartki z życzeniami... Smoczyca mlasnęła swoim wielkim językiem i poliza- ła go, przykrywając cały jego pysk. - Oj! Hejże! - krzyknął Osioł. - No wiesz, naprawdę bardzo chciałbym zostać, ale... hejże! Hejże! Nie rób tego! - Osioł wrzeszczał, czując, jak smoczyca głaszcze jego ogonek swoimi długimi szponami. - To jest mój ogon, mój osobisty ogon, urwiesz mi go i co? Nie wyrażam na to zgody! Shrek, niezauważony ani przez smoczycę, ani przez Osła, śmignął na łańcuchu i sięgnął ręką, żeby złapać to- warzysza. Był jednak za wysoko. Zaczął kołysać się do- kładnie nad Osłem, ale spojrzał do góry i stwierdził, że łańcuch się zaciął. Zaczął się szarpać, starając się zwolnić blokadę wielokrążka. 5-Shrek Tymczasem smoczyca zwilżyła wargi i zaczęła pochy- lać wielką głowę, żeby pocałować Osła. Nagle blokada ustąpiła i Shrek spadł prosto na przyjaciela. Ten wyskoczył ze zwojów smoczego ogona i pocałunek smoczycy wylą- dował na tyłku ogra. Zaskoczony Shrek puścił łańcuch, który natychmiast nawinął się na wielokrążek, a żyrandol spadł z hukiem w dół. Słysząc hałas, smoczyca ryknęła z wściekłości. W tym momencie żyrandol spadł na nią i zatrzymał się na jej szyi jak obroża. Shrek wykorzystał szansę; złapał Osła i uciekł. Smoczyca ruszyła w pogoń. Łańcuch rozwijał się za nią. Na korytarzu królewna nadal czekała na ratunek. Shrek, przebiegając obok niej, zgarnął ją i pobiegł dalej. Za nimi pędziła smoczyca, wypuszczając z pyska kule ognia. Osioł popatrzył na królewnę. Królewna popatrzyła na Osła. - Cześć, królewno mała! - powiedział Osioł. - On gada? - zapytała Fiona, wskazując na Osła. - Tak - odparł Shrek, chichocząc. - Ale to tylko jedna z jego wad! - Shrek! - powiedział Osioł, obrażony. Shrek nadal się śmiał, gdy ześlizgnęli się z kolumny i z hukiem upadli na ziemię. Biegli teraz w stronę wyjścia z holu. Shrek przebiegał zygzakiem między kolumnami, smoczyca tuż za nim. Biegli i biegli, w lewo i w prawo, a łańcuch owijał się o kolejne kolumny. Shrek zatrzymał się w końcu i postawił na ziemi Osła i królewnę. - Dobra - powiedział - teraz do wyjścia. Ja zajmę się smoczyca. Posłuchali go i zostawili Shreka sam na sam ze smo- czyca. Wszystko miało się rozstrzygnąć właśnie teraz. Shrek, z pełnym determinacji wyrazem twarzy złapał za miecz wystający ze zbroi leżącego obok martwego rycerza. Po- tem, gdy łańcuch z grzechotem przelatywał koło niego, nawlókł kilka ogniw na ostrze i wbił je głęboko w podło- gę. To powinno na jakiś czas powstrzymać smoczycę. Shrek zaczął biec, żeby przyłączyć się do Osła i Piony, którzy czekali przy wyjściu. - Biegiem!!! - wrzasnął, gdy wypadł zza rogu. Przed sobą most. Jeśli uda im się go przebiec, będą bezpieczni. Pobiegli co sił po chwiejnym mostku, ale smoczyca, mimo że była teraz uwiązana na łańcuchu, nadal ziała ogniem i wściekłością. Jeśli przechodzisz po rachitycznym mostku wiszącym nad fosą pełną wrzącej lawy, to na pewno nie chciałbyś jednego: mieć za plecami złego, dyszącego ogniem smo- ka. Kiedy Shrek i jego towarzysze przeprawiali się przez most, smoczyca wysłała za nimi największą i najpotężniej- szą ognistą kulę, na jaką było ją stać. Stare wysuszone drew- no momentalnie zajęło się ogniem. Płomienie były coraz bliżej uciekającej trójki. W końcu, wszystko za nimi było już spalone i Osioł nie miał na czym postawić kopyta. - Łaaaaa! Shrek! - wrzasnął i zaczął spadać wprost w płonącą lawę. W ostatniej sekundzie Shrekowi udało się schwytać Osła za ogon. Smoczyca patrzyła bezradnie z zamku, jak gramolą się na drugą stronę w chwili, gdy ostatni kawałek mostu spada w piekielną czeluść fosy. Nagle smoczyca runęła przez ogień, leciała prosto na nich. Zaczęli wrzeszczeć, ale podstęp Shreka zadziałał. Łańcuch napiął się i pociągnął smoczycę do tyłu. Ufff Teraz Shrek, Osioł i Fiona dyndali na końcu spalone- go mostu tuż nad wrzącą lawą. Ponad nimi wznosiło się nagie urwisko. Jeśli nie uda im się na nie wspiąć, będą ugo- towani. Zaczęli pełznąć do góry po moście, jakby to była sznurowa drabina. Ostatnim wysiłkiem Shrek wciągnął Fionę na skraj urwiska. Padła na ziemię i stoczyła się z małego pagórka, a za nią wylądował Osioł. Za sobą zobaczyli sylwetkę smo- czycy patrzącej ze smutkiem w ich stronę. Szczególnie smutno przypatrywała się Osłu. "wydała żałosny ryk. - Udało się! - bełkotała Fiona, ledwie jej stopy do- tknęły ziemi. - Uwolniłeś mnie! Jesteś niezwykły, jesteś... jesteś cudowny, jesteś... trochę nietypowy, przyznaję - ga- dała, gdy w bardzo niedbałym stroju Shrek wciągnął ogromne cielsko na urwisko i pokoziołkował w jej stronę. -Ale - zaczerpnęła tchu i opanowała się - twój czyn, o pa- nie, wielki jest, a serce twe czyste - dokończyła. Potem ukłoniła się ślicznie. -Jestem na wieki twoją dłużniczką. Shrek nie był nieczuły na komplementy, zwłaszcza na takie. Pokraśniał z zadowolenia pod przyłbicą. - Ahem - przerwał Osioł, który wyglądał na nieco urażonego. Fiona poklepała go pobłażliwie po pysku. - Czymże byłby rycerz bez swego wiernego rumaka? - Tak jest! - krzyknął Osioł. - Nie wiem, czy zauwa- żyłeś, ale nazwała mnie rumakiem! - Wykrzywił się do ogra w triumfalnym uśmiechu. - Czemu nie ogierem? Fiona ponownie zwróciła się do Shreka i zachichotała. - Bitwa została wygrana - rzekła. - Możesz zdjąć hełm, mój szlachetny panie rycerzu. - Eeeee... nie - odparł Shrek. - Zali wżdy? - No, bo... mi będzie zimno - szukał wymówki Shrek. - Proszę - powiedziała nieśmiało Fiona. - Chcę spoj- rzeć w lico mego wybawcy. - Żartobliwie próbowała zerk- nąć pod przyłbicę. Shrek odsunął ją. - Oj, nie chcesz, wierz mi. Królewna znów zachichotała. - W takim razie, jak mnie pocałujesz? - zapytała. Shrek wymienił z Osłem rozbawione spojrzenie. - Co? - zapytał. - Tego umowa nie obejmowała... - Może to korzyść dodatkowa? - podsunął Osioł. - Nie - rzekła Fiona. - To przeznaczenie. Och, na pewno wiecie, jak to leci: królewna zamknięta w wieży, pilnowana przez smoka zostaje uratowana przez dzielne- go rycerza, a potem on składa na jej ustach pierwszy poca- łunek prawdziwej miłości. - Ze Shrekiem? - zarżał Osioł. - Myślisz, że Shrek jest ci przeznaczony? - No cóż... tak - odparła królewna, cokolwiek zaszo- kowana. - A więc sądzisz, że Shrek jest twoją prawdziwą miło- ścią? Ha, ha, ha! - zaryczał Osioł. Śmiał się do utraty tchu, a kiedy już kończył, znów wymienił spojrzenie ze Shrekiem i tym razem obaj zaczęli się histerycznie śmiać. - Co w tym takiego śmiesznego? - zapytała urażona Fiona. Shrek z trudem powstrzymał śmiech. - Powiedzmy, że nie jestem w twoim typie, w porządku? - Oczywiście, że jesteś. Jesteś moim wybawcą! - Fio- na zaczęła tracić cierpliwość. - No, dalej, zdejmuj hełm - rozkazała. - Słuchaj - ostrzegł ją Shrek - naprawdę nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł. - Zdejmuj hełm i już - powtórzyła Fiona. - Nie mam zamiaru. -Już! -Nie! Fiona wreszcie wrzasnęła. -Ale już! - Było jasne, że nie żartuje. - Dobra! - powiedział Shrek. - Spoko. Jak Wasza Wy- sokość sobie życzy. - Powoli zdjął hełm i zaczął się nie- śmiało uśmiechać. Fiona gapiła się na niego bez wyrazu. Była zmieszana, ale nie wystraszona. Shrek nadal się uśmiechał. - Aaa, ty się księcia z bajki spodziewałaś? - Cóż... właściwie, to tak! Och, nie! To wszystko nie tak! Książę nie może być ogrem! Shrek westchnął. Za często słyszał takie rzeczy. - Królewno, ja tu działam z ramienia lorda Farquaada, jasne? - powiedział zirytowany. - To on chce cię poślubić. Fiona spojrzała na niego zaskoczona. - No to dlaczego sam nie pospieszył mi na ratunek? - zapytała. - Dobre pytanie - odparł Shrek. - Możesz go sama zapytać, gdy się z nim spotkamy. - Ale przecież -jęknęła - miałam być uratowana przez człowieka, którego obdarzę prawdziwą miłością, a nie przez jakiegoś ogra i jego osła! - Odeszła zagniewana. - No, no - powiedział Osioł urażonym tonem. -1 ty- le zostało ze „szlachetnego rumaka"! Shrek popatrzył na Osła spode łba, a potem przeniósł wzrok na Fionę. Musi coś jej wyjaśnić. - Słuchaj, królewno - powiedział - utrudniasz mi tyl- ko zadanie. - No cóż, przykro mi, ale twoje zadanie to nie mój pro- blem. Możesz powiedzieć lordowi Farquaadowi, że jeśli chce mnie uratować według zasad sztuki, to będę tu na niego czekała, - Usiadła z determinacją na najbliższym głazie. Shrek przybrał równie zdeterminowany wyraz twarzy. - Hej, ja tu nie robię za jakiegoś posłańca - podszedł do niej - tylko za doręczyciela. - Nie ośmielisz się! - wrzasnęła, gdy zrozumiała, że ogr ma zamiar ją podnieść. Ale Shrek się ośmielił. Podniósł królewnę i zarzucił ją sobie na ramię bardzo nieeleganckim chwytem strażackim. - Aaaa! - piszczała. - Postaw mnie! Aaaa! - Idziesz, Ośle?! - zawołał Shrek przez ramię. Osioł ożywił się. - No jasne! Jestem tuż za tobą. Fiona kopała i wrzeszczała. - Postaw mnie, bo poniesiesz wszelkie konsekwencje swego czynu! To uwłacza mojej płci! 12. Zmartwienia królewny Mijały godziny, a cała trójka nadal przedzierała się przez las. Albo raczej przedzierało się dwóch, bo królewna nie przedzierała się wcale a wcale. Królewna bowiem na- dal zwisała z ramienia Shreka. Do tego czasu zdążyła się już pogodzić z nową sytuacją życiową; oparła podbródek na dłoni, ułożyła się wygodnie na barkach Shreka i gwa- rzyła sobie z Osłem. - "więc jest jeszcze jedna kwestia - mówił Osioł. - Powiedzmy, że jest kobieta, która się na człowieka napali- ła, a tyją lubisz, ale nie w „ten sposób". Jak ją spławić, żeby jej nie urazić i żeby nie buchnęła ogniem, nie usmażyła i nie zjadła? No, jak to zrobić? - Po prostu powiedz jej, że nie jest ci przeznaczona - poradziła mu Fiona. W tych sprawach była ekspertem. - Każdy wie, co się dzieje, kiedy odnajdujesz swoją... aj[j[j[j! - Shrek przerwał jej, celowo poruszając gwałtownie ramie- niem, niby chcąc sobie lepiej ułożyć ciężar. - Hejże! - upomniała go. - Im szybciej dotrzemy do DuLoc, tym lepiej - powiedziała rozzłoszczona. - O, tak, spodoba ci się tam, królewno. Tam jest pięk- nie - odparł Osioł. -A jaki jest mój przyszły oblubieniec, lord Farquaad? - zainteresowała się Fiona. -Jak wygląda? Shrek, który zauważył w pobliżu staw, bezceremonial- nie posadził królewnę na ziemi i poszedł do wody, żeby się umyć. - Jak by ci to powiedzieć, królewno - rzekł, uśmie- chając się do Osła. - O ludziach takich jak Farquaad mam dość niskie mniemanie. Osioł zrozumiał żart i zachichotał. - O nie, Shrek! Ty go za mało... za krótko znasz! Gdy zdezorientowana Fiona zaczęła tupać nogami, przerwali. - Przestańcie! Przestańcie obaj. Jesteście po prostu za- zdrośni, że nie możecie mierzyć się z tak wielkim władcą jak lord Farquaad! - powiedziała cierpko. Shrek skończył toaletę i wyszedł z wody. - Może masz rację, królewno - powiedział, idąc w stro- nę drzew. - Ale jak go jutro zobaczysz, powiesz to samo. Fiona zmartwiała. -Jutro? -jęknęła, ogarnięta paniką. - Dopiero ju- tro? - Obejrzała się wystraszona przez ramię na zacho- dzące słońce. - Czy nie powinniśmy zatrzymać się gdzieś na noc^ - Nie - odparł szorstko Shrek. - To by tylko przedłuży- ło podróż. - Nie przerywał marszu. - Nie ma co zwlekać. -Ale... ale słońce już prawie zaszło... - powiedziała Fiona z paniką w oczach. -Wkrótce będzie ciemno. - Nie szkodzi, tej nocy księżyc będzie jasno świecił - odparł Shrek. Fiona z sekundy na sekundę była coraz bardziej za- niepokojona. Szukała pretekstu, żeby tylko zatrzymać ogra. - Ale... w lesie są rabusie - spróbowała. Teraz zaniepokoił się Osioł. - Hej, Shrek, czas się kończy. Słowo „obóz" coraz bar- dziej mi się podoba. Shrek przerwał mu z sarkazmem. - Nie marudź. Najgorszy potwór, którego można spo- tkać w tym lesie, to przecież ja. Fiona, rozwścieczona ponad wszelkie granice, skoczyła przed Shreka, stając mu na drodze. - Aleja chcę, żebyśmy rozbili obóz, i to już! - wrza- snęła. Shrek i Osioł zatrzymali się i z lekka zaskoczeni wy- mienili spojrzenia. Kilka minut później Shrek odsuwał wielki głaz bloku- jący wejście do jaskini. - Hej! Wy tam! - zawołał do towarzyszy wędrówki. Kiedy zobaczyli, jaki obóz przygotował Shrek, Osioł już nie był taki pewien, czy zależy mu na tym postoju. - Shrek - napomniał ogra - możemy znaleźć coś lep- szego. Nie sądzę, żeby to był odpowiedni nocleg dla kró- lewny. Ale Fionę bardziej martwiła zbliżająca się noc niż brak wygód. - Nie, nie, jest w sam raz - powiedziała z wyczuwalną nutką niecierpliwości w głosie. - Potrzebna tu jest tylko kobieca ręka, żeby było jak w domu. Shrek nie zauważył paniki w jej głosie. Zajrzał do ja- skini i przewrócił oczami. - Kobieca ręka? Niby po co? - zapytał oburzony. Nagle rozległ się głośny trzask, który sprawił, że wyjął głowę z wejścia do jaskini i rozejrzał się wkoło. To Fiona zrywała ogromny płat kory z pobliskiego drzewa. Shrek i Osioł przypatrywali się temu zaskakującemu pokazowi siły w niemym zadziwieniu. - To drzwi - odpowiedziała Fiona, na niewypowie- dziane pytanie. Przydźwigala korę do jaskini, jeszcze raz spojrzała na słońce i udała, że ziewa, żeby uzasadnić po- śpiech. - Cóż, panowie, życzę wam dobrej nocy - powiedzia- ła i szybko zasunęła za sobą drzwi z kory. Shrek i Osioł popatrzyli na siebie, nie wiedząc, co po- cząć. Osioł pochylił się w stronę drzwi do jaskini i zawo- łał. - Hm, może chciałabyś, żebym tam wszedł i poczytał ci do snu?! Dobrze mi to idzie. - Powiedziałam przecież dobranoc! - odkrzyknęła kró- lewna. Jej towarzysze znów wymienili spojrzenia. Potem Shrek, który już dość miał gadania Fiony, nachylił się, jak- by chciał zasunąć głaz, który wcześniej przesłaniał wejście do groty. Osioł był zgorszony. - Shrek, co ty robisz? - zapytał. - Hę, hę, hę, ja tylko... żartowałem - odparł zmiesza- ny ogr. Osła to jednak nie rozśmieszyło, choć musiał przy- znać, że królewna zachowuje się trochę dziwnie. 13. Jeszcze o cebuli 8hrek i Osioł leżeli na plecach przy ognisku i gapili się na gwiazdy. - .. .a ten - powiedział Shrek, wskazując grupę gwiazd - to Plwocina, na cześć ogra, który potrafił plunąć na odle- głość trzech pól pszenicy! Osioł zamknął jedno oko i zaczął poruszać głową. Najwidoczniej nie był w stanie znaleźć tego gwiazdo- zbioru. - A tak... tam - powiedział wreszcie. - Hej, potrafił- byś odczytać moją przyszłość z gwiazd? - Gwiazdy nic nie mówią o przyszłości, Ośle, one mówią o tym, co było. O, patrz, tam to Gordak, zwany Wiatropędem. Możesz się domyślić, czym wsławił się ten ogr. - W porządku. "Wiem, że zmyślasz! - Wcale nie, popatrz! - Shrek przejechał paluchem po nieboskłonie, ale Osioł tylko zamrugał oczami, nie nadą- żając za nim. - O, jest - wskazał Shrek. - A tam grupa myśliwych uciekających przed smrodem. - Człowieku, ależ to są tylko świecące punkciki - po- wiedział Osioł. Shrek zaczynał się denerwować. - Wiesz co, Ośle - rzekł - niektóre rzeczy kryją w so- bie więcej, niż można by sądzić! - Zerknął, żeby spraw- dzić, czy Osioł zrozumiał, o co mu chodzi, ale do Osła nic nie dotarło. - Nieważne - mruknął Shrek. Leżeli przez chwilę w milczeniu. Osioł kontemplo- wał gwiazdy i od czasu do czasu spoglądał na Shreka. "Wresz- cie westchnął: - Hej, Shrek, co będziemy robić, gdy odzyskamy na- sze bagno? - Nasze bagno? - No, wiesz, kiedy już uratujemy królewnę i załatwi- my całą sprawę. - My? Ośle, tu nie ma żadnego „my". Nie ma żadne- go „nasze". Jestem ja i moje bagno. A pierwsza rzecz, jaką mam zamiar zrobić, to cały teren ogrodzę ostrokołem. Osioł nie krył zaskoczenia. - Zraniłeś mnie, Shrek - powiedział smutno. - Głę- boko mnie zraniłeś. Naprawdę. - Milczał przez chwilę, żeby dojść do siebie. - Wiesz, co ja myślę? - powiedział wreszcie. - Myślę, że cały ten mur jest tylko po to, żeby trzymać się z daleka od innych. Shrek udał, że jest wstrząśnięty. - Nie! - powiedział. - Serio? - Czy coś ukrywasz? - Zostaw to, Ośle - ostrzegł Shrek. - Och, to znowu coś w stylu cebuli. - Nie - odparł Shrek - to znowu coś w stylu: „zostaw to i nie mów o tym więcej". - Dlaczego nie chcesz o tym pogadać? - A dlaczego ty chcesz o tym pogadać? - Dlaczego się zamykasz? - zapytał Osioł. -Ja się nie zamykam! - ryknął Shrek. - O tak! Zamykasz się. - Ośle! Ostrzegam cię... - Kogo chcesz powstrzymać tym murem? Po prostu mi powiedz,. Shrek. Kogo? Shrek skoczył na równe nogi. Osioł naprawdę zalazł mu za skórę. - Wszystkich! - wybuchnął. -Jasne? Słyszał to nie tylko Osioł. Niezauważona przez nich Fiona, kręciła się przy drzwiach jaskini i przysłuchiwała się rozmowie. - Och - powiedział Osioł. - Wreszcie do czegoś do- szliśmy! - O rany! - ryknął Shrek. Miał już dosyć tej rozmowy. Podszedł na skraj urwi- ska, usiadł z dala od Osła i zapatrzył się w przestrzeń. Ale Osioł jeszcze nie skończył. - No, Shrek, jaki masz problem?! - zawołał. - Co ty się tak wszystkiego czepiasz? - Słuchaj, to nie ja się tutaj czepiam, dobrze? To świat z jakiś względów musi się czepiać mnie. Ludzie widzą mnie i wrzeszczą: „Ojej! Ratunku! Uciekać! Wielki, głupi, ohyd- ny ogr!". - Westchnął. - Oceniają mnie, choć nic o mnie nie wiedzą. Dlatego lepiej mi samemu. Fiona słuchała ze zrozumieniem, ukryta w cieniu pie- czary. Osioł patrzył w milczeniu na Shreka, po czym pod- szedł do niego i obaj stanęli na tle rozgwieżdżonego nie- ba. - Wiesz co? - powiedział Osioł. - Dla mnie, to ty ni- gdy nie byłeś wielkim, głupim ogrem. Shrek popatrzył na niego spode łba, ale zaraz zmiękł. - No - mruknął - wiem. Osioł uśmiechnął się i spojrzał na gwiazdy. - No... hm, czy są tam też jakieś osły? - zapytał. - No cóż, tam jest Gaduś, mały i męczący - powie- dział Shrek, tłumiąc uśmiech. Osioł udawał, że znalazł gwiazdozbiór. -Aha, aha widzę go... tak, wielki i lśniący, o tam, praw- da? Ten z tamtej strony? -To jest Księżyc. - Och... no dobra. - Osioł uśmiechnął się. A tymczasem lord Farquaad, mały, ale czarujący face- cik, leżał w wielkim okrągłym łożu opatulony w ulubione prześcieradła w pasy. Wokół stała nowa kolekcja królew- skich drobiazgów: ręczniki, pozłacane kubki do kawy, ko- rony i wszystko, co zdaniem jego doradców mogło uczy- nić go szczęśliwym, włączając w to wyprawę ślubną dla niego i Fiony. z Uwaleniem Ma się swemu Wemu obeJsem. - Jeszcze raz, pokaż mi jeszcze raz - powiedział Fa- tauaad. - Lustereczko, lustereczko, pokaż przecie. Pokaż tni królewnę. Lustro przewróciło oczami, ale wolało się na wszelki wypadek nie sprzeczać. Przed oczami Farquaada ukazał się więc jeszcze raz wizerunek pięknej Fiony. '' - Och - westchnął lord. - Idealna. 14. 9hrek zosłaje ranny Następnego ranka Fiona wstała wcześnie. Szła przez las, rozkoszując się pięknem przyrody. Odgrywając rolę księżniczki doskonałej, zaczęła śpiewać: - Trą, la, la. Trą la, la - świergotała. Mały niebieski ptaszek zeskoczył z gniazda na gałązkę i strząsnął z niej poranną rosę. - Tiu, tiu, tiutiu - zaśpiewał w odpowiedzi. Fiona uśmiechnęła się i podbiegła do niego tanecz- nym krokiem. - Trą, la, la, trą la, laaaa - zaświergotała wesoło. Ptaszek odćwierkał, znów naśladując jej ton: - Tiu, tiu, tiu, tiu, tiuuu. Fiona przyjęła to wyzwanie: - Trą, la, laaaa. Ptaszek też przyjął wyzwanie i zaśpiewał wyżej. - Tiu, tiu, tiuuuuu. Uradowana Fiona zaśpiewała głośniej i wyżej, długo trzymając ostatnią, niezwykle wysoką nutę. - Trą, la, LAAAAAAAAA... Ptaszek zadygotał, oczka wyszły mu na wierzch, za- czął się trząść i dostał konwulsji. Ale Fiona, szczęśliwa królewna, nadal trzymała górną nutę i nawet nie usłyszała głośnego trzasku i nie zauważy- ła opadających wkoło błękitnych piórek. Wreszcie jedno z piórek przepłynęło w powietrzu tuż przed nosem Fiony i wystraszyło ją. Popatrzyła z miną winowajcy na trzy jajeczka samotnie leżące w gnieździe. Oj! Niedługo potem Shreka obudził cudowny zapach ja- jek smażących się na kawałku skały służącym za patelnię. Wstał i zaczął energicznie węszyć. To Fiona smażyła jajka nad ogniskiem. Ogr był zasko- czony i wyraźnie mu to zaimponowało. Dał kuksańca Osłu, żeby i on mógł to zobaczyć. Osioł śnił na głos: - Och, tak, tak... - mówił. - Wskakuj mała, będzie fajnie... - Ośle, obudź się! - powiedział teatralnym szeptem Shrek. Osioł ocknął się gwałtownie. - Hę? Co? - sapnął. Zobaczył Shreka i ziewnął. - Co takiego? Shrek wskazał na Fionę i obaj zaczęli się na nią gapić, nie kryjąc zaskoczenia. Wreszcie spostrzegła, że już nie śpią. - Dzieńdoberek! - powiedziała nieco nerwowo. ~ Mniam... mocno ścięte? - Dzień dobry, królewno - powitał ją Osioł. - Co się stało? - dziwił się Shrek. - No, wiesz - powiedziała Fiona - wczoraj mieliśmy kiepski początek i chciałam to naprawić. - Postawiła skwier- czące jajka przed Shrekiem. - Bądź co bądź, zawdzięczam wam wolność. Shrek stracił na chwilę mowę. - A tak, dzięki - wykrztusił wreszcie. Fiona wytarła ręce o sukienkę. - No, to podjedz sobie - powiedziała. - Czeka nas wielki dzień. - I poszła, żeby się umyć, zostawiając Osła i Shreka w niemym osłupieniu. Wkrótce cała trójka znów przedzierała się przez lasy w stronę DuLoc. Shrek oblizał palce i głośno beknął. - Shrek! - upomniał go Osioł. - Co?! - zapytał Shrek. - To komplement. Z dwojga złego lepiej tą stroną... - No wiesz, tak nie należy zachowywać się wobec kró- lewien - powiedział Osioł. I właśnie wtedy Fiona też głośno beknęła. Shrek i Osioł popatrzyli na nią zaskoczeni, a w przypadku Shreka - tak- że z podziwem. Fiona uśmiechnęła się skromnie i poszła przed nimi. - Dzięki - powiedziała do Shreka. Osioł był zaszokowany. - Trafił swój na swego - powiedział do Shreka. Shrek roześmiał się. - Wiesz? - zwrócił się do Fiony - ty jesteś, no, hm, jesteś inna, niż się spodziewałem. Odwróciła się do niego i żartobliwym tonem powtó- rzyła słowa, które powiedział w nocy do Osła. - Cóż, może nie należy osądzać ludzi, zanim się ich pozna. Shrek pomyślał, że królewna ma rację. Nagle rozległ się głośny świst i nad ich głowami prze- leciało coś zielonego. Fiona zniknęła. - La Liberie! - wrzasnął ktoś. Shrek spojrzał do góry. To był Robin Hood, który przeleciał nad nimi na pnączu i porwał królewnę. - Ufl - powiedziała Fiona, gdy wylądowali na konarze nad polaną. - Co ty wyprawiasz? - Stój spokojnie, mon cheri - odparł Robin Hood - bo jam jest twój wybawca i ratuję cię z łap tej zielonej... be- stii! -1 zaczął obsypywać ramię Fiony pocałunkami, choć ta wyrywała się zaskoczona i oburzona jego zachowaniem. - Hej! To moja królewna! - ryknął Shrek. - Znajdź sobie własną! - Och, proszę, potworze! - odrzekł Robin Hood. - Nie widzisz, że jestem trochę zajęty? Słysząc to, Fiona straciła cierpliwość. - Słuchaj no, facet - rzuciła. - Za kogo ty się właści- wie masz... - Och, mon Dieu - przerwał jej Robin Hood -jakież to nieuprzejme z mojej strony. Pozwól, proszę, że się przed- stawię. Przyłożył dłonie do ust i zawołał w głąb lasu. - Hejże, wesoła kompanio! - wyśpiewał radośnie. Nagle wszystkie krzaki otaczające polanę zaczęły się poruszać. Za każdym z nich siedział sprytnie zamaskowa- ny wesołek, kompan Robin Hooda. W rzeczy samej byli tak weseli, że stworzyli naprędce chórek i zaczęli śpiewać. - Ta, da, da, da, da... huuu! - zaśpiewali, wyrzucając wysoko nogi, jakby tańczyli kankana. - Kradnę bogatym, rozdaję biednym - oznajmił Ro- bin Hood, zeskakując z drzewa niczym akrobata. 'Wylądo- wał z gracją przed swoimi ludźmi, którzy przygotowywali się do następnego numeru. Robin Hood wykonał przed nimi piruet, gdy zaczęli śpiewać, że: - Zabiera bogatym, daje tym w potrzebie, niavielki procen- cik zostawia dla siebie. - Ale nie jestem chciwy - dodał Robin Hood, zanim przeszedł do następnego wiersza. - Ratuję piękne damulki.Jakja to umiem robić! - Co za facet! - wtórował mu chór. - O la, la! - piał z zachwytu Robin Hood. - Monsieur Hood - śpiewała wesoła kompania. - A teraz kółeczko'. - krzyknął Robin Hood, gdy jego ludzie wpadli w taneczny trans. - Uwielbiam dziewczęta i cięciwę napięta - śpiewał Robin Hood, nie zauważając, że Fiona zaczyna się coraz bardziej denerwować. - Francuski nasz trochę szorstki, ale on chciałby trochę... - Forsy - dośpiewał Robin, a wesołkowie ustawili się w kółko. -Ach taaaak - zaśpiewali. - Gdy ogr dziki zrywa z damy tuniki, jest źle! - to była kwestia Robina. - Oj źle, oj źle, oj źle - wtórowali mu jego ludzie. - Bestia i dziewczę - chyba się wścieknę! - Oj wścieknie się, jak on wścieknie się! Fiona, która nadal stała na drzewie, spojrzała w dół. Jej twarz, wyrażająca do tej pory zniecierpliwienie, przy- brała wyraz grozy, gdy Robin Hood wyśpiewał ostatnią zwrotkę: - Teraz wyjmę szpadę i przebiję twe serce zacne. Patrzcie chtopcy, bo zaraz zacznę! Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętał Robin, była wysoko uniesiona stopa, która zwaliła go z nóg. Stopa należała do Fiony, która zeskoczyła z drzewa, żeby mieć więcej miej- sca na walkę. - Haaaal - wrzasnęła. Robin Hood wylądował na skale i stracił przytomność, bo dostał jeszcze raz, a Fio- na zrobiła przewrót w tył i stanęła z gracją przed Shre- kiem. - Rany, ale palanti - powiedziała do ogra. Wesoła kompania nie była już taka wesoła. - O, żesz... - powiedział jeden z nich, celując do Pio- ny z łuku i wypuszczając strzałę. Ale strzała tylko śmignęła obok królewny i poleciała w stronę Shreka i Osła, który ze strachu wskoczył Shre- kowi w ramiona. jednocześnie Mały john runął na Fionę. Umiejętnie rąbnęła go łokciem w żołądek i niby przypadkiem wierz- chem pięści w nos. (/ Jako następny ruszył na nią braciszek Napalony, ma- jąc zamiar obalić ją na ziemię. Spokojnie podbiegła kilka kroków po pniu drzewa, odbiła się, zrobiła przewrót w po- wietrzu i kopnęła go w głowę. Rzucili się na nią dwaj na- stępni napastnicy. Podskoczyła wysoko, zawisła w powie- trzu na niewiarygodnie długą chwilę - i z obu nóg kopnęła naraz ich obu. Walka trwała przez dłuższą chwilę, aż po serii ciosów kung-fu ciała nieprzytomnych wesołków zasłały mura- wę. Już po wszystkim. Osioł i Shrek patrzyli to na wesoł- ków, to na Fionę. Byli w szoku. - To co, idziemy? - zapytała królewna. Wyglądała na nieco zakłopotaną, gdy wygładzała sukienkę i uspokajała oddech. Dalej szli w milczeniu. Co jakiś czas Shrek rzucał na Fionę przepełnione po- dziwem ukradkowe spojrzenie. Ta panienka to jedna wielka niespodzianka. To pewne. To nie jakaś tam przeciętna kró- lewna z bajki. A ten zniewalający lewy sierpowy... Wreszcie postanowił wziąć byka za rogi. Fiona szła bardzo szybko, toteż musiał podbiec, żeby ją dogonić. - Hola, hola, hola, hola, poczekaj sekundę - powie- dział. - Poczekaj, poczekaj. Hola! Jak ty to robisz? - Co? - zapytała wymijająco, robiąc niewinną minkę. - No to! To tam! To było niesamowite! Fiona tylko się zaczerwieniła. - Gdzie się tego nauczyłaś? - dopytywał się Shrek, nie kryjąc podziwu. Fiona usiłowała zachować królewską postawę. - No, cóż - rzekła - samotna kobieta musi znać takie sztuczki, na wypadek gdyby... - Nagle zatrzymała się i spojrzała na Shreka ze zdumieniem. - Shrek, ty jesteś ranny! - wykrzyknęła. Shrek zmieszał się nieco. - Co? - zapytał. Fiona wskazała ręką. Z ogromnego zadka Shreka wy- stawała nieduża strzała. - Och, czy mogłabyś na to spojrzeć - poprosił, wykrę- cając się, żeby zbadać sytuację. - Och, nie! To wszystko moja wina. Tak mi przykro! - zaszlochała Fiona. Kiedy Shrek próbował wyciągnąć strzałę, dołączył do nich Osioł. - Co się stało? - zapytał z niepokojem. - Shrek jest ranny - odpowiedziała Fiona. Tego tylko trzeba było Osłu. Zaczął szaleć. Biegał hi- sterycznie w kółko, robiąc straszne zamieszanie. - Ośle, nic mi nie jest - zapewnił go Shrek. Ale Osioł nie słuchał. - Och, nie możesz mi tego zrobić, Shrek! Jestem za młody, żebyś umierał! Podnieś nogi. Odwróć głowę w bok i odkaszlnij. Czy jest na sali lekarz? Wreszcie Fiona złapała Osła za głowę i przyciągnęła do siebie. - Ośle! Uspokój się! - przemawiała łagodnie. - Jeśli chcesz pomóc Shrekowi, to pobiegnij do lasu i znajdź nie- bieski kwiat z kolcami. To uspokoiło Osła. Miał teraz do spełnienia ważną mi- sję. - Niebieski kwiat i kolce - powtarzał sobie. -Już się robi. Niebieski kwiat i kolce. Niebieski kwiat i kolce. Nie umieraj, Shrek - plótł, kierując się w głąb lasu. - A jak zobaczysz długi tunel, to nie idź w stronę światła! - Ośle! - wrzasnęli Shrek i Fiona. - No dobrze już, dobrze - odpowiedział Osioł, przy- tomniejąc, i wszedł między drzewa. - Niebieski kwiat i kolce. Niebieski kwiat i kolce - powtarzał. - Po co te kwiaty? - zapytał Shrek. - Po to, żeby pozbyć się Osła - odparła. - Aha! - Shrek zrozumiał podstęp. - No dobrze - powiedziała, gdy obejrzała strzałę. - Stój spokojnie, a ja to wyszarpnę. - Schwyciła za strzałę i zaczęła ciągnąć. - Au! - krzyknął Shrek. - Hej! Powoli pani doktor! - Przepraszam, ale to musi wyjść... No dobrze, te- raz. .. Teraz się trzymaj... nie ruszaj się... - Nie, to wrażliwe miejsce. Hej, czy mogłabyś... To, co robisz, to przeciwieństwo niesienia pomocy. Fiona kręciła strzałą, a Shrek próbował uciec. Wresz- cie złapał ją za twarz i odepchnął. - No dobrze. Czas z tym skończyć - powiedział. - Czy mógłbyś... - zaczęła, zdenerwowana. - To co proponujesz? Głęboko w lesie Osioł gorączkowo przeszukiwał po- szycie. - Niebieski kwiat i kolce - mruczał. - Niebieski kwiat i kolce. Niebieski kwiat i kolce. Byłoby o wiele łatwiej, gdybym nie był daltonistą! Nagle usłyszał ryk Shreka: - Auuuuu! Szybko zerwał zębami najbliżej rosnącą kiść kwiatów i zaczął biec w stronę polany. -Trzymaj się, Shrek, nadchodzę! -wrzeszczał, ale jego głos tłumiły kwiaty trzymane w pysku. Na polanie Shrek kłócił się z Fiona na tematy medycz- ne. Ogr leżał twarzą do ziemi, a Fiona, stojąc nad nim, oburącz próbowała wyrwać strzałę z jego tyłka. -Au! - ryknął powtórnie Shrek. - Boli! - Dobrze, dobrze. Już prawię widzę grot... Już go pra- wie mam. Shrek miał dość. Całe to kręcenie i szarpanie zaczy- nało być naprawdę bolesne. Odwrócił się na plecy, prze- wracając jednocześnie Fionę tak, że padła prosto na nie- go- Osioł wpadł na polanę i zatrzymał się na ten widok, zarywszy kopytami w ziemię. - Ehem - odchrząknął. Zaskoczony Shrek odepchnął Fionę i przewrócił się jeszcze raz, żeby spojrzeć na Osła. - To nie to, co myślisz - zaczął się tłumaczyć. - My po prostu... hm... - Słuchaj - powiedział Osioł -jeśli chcecie pobyć tro- chę sami, to wystarczy poprosić. Jasne? - Oj, przestań już - powiedział Shrek. - To jest ostat- nia rzecz, na jaką mam ochotę. Królewna próbowała... Fiona jednym szybkim ruchem wyrwała strzałę z tył- ka ogra. - Au! - krzyknął Shrek. - Au! Osioł spojrzał na strzałę, która trzymała król i zbladł. - Hej, co to? Mmmm - zabelkotał, - To krewjestl'; I zemdlał. Shrek, bez słowa, podniósł go i zarzucił sobie na mię. Ruszyli dalej leśną drogą. 15. Tajemnica Fiony Wędrowali nadal w stronę DuLoc, ale coś się zmieni- ło. Stosunki między Fioną a Shrekiem zdecydowa- nie się poprawiły. Kiedy doszli do przeprawy przez rzeką, Shrek schwy- cił za czubek drzewa i nagiął je, żeby zrobić most dla swo- ich towarzyszy. Jednak zanim Osioł zdążył znaleźć się po drugiej stronie rzeki, ogr spojrzał Pionie w oczy i puścił konar. Żadne z nich nawet nie zauważyło szybującego Osła. Szli dalej, a Osioł wlókł się za nimi. Zęby umilić czas, Shrek złapał żabę i ją nadmuchał. Zrobił z niej śliczny ba- lonik dla Fiony. Fiona także mu coś podarowała: nadmu- chała węża, zrobiła z niego balonik i wygięła go w kształt pieska. Znalazła też wielką kleistą pajęczynę pełną much i owinęła ją wokół patyka tak, że przypominała cukrową watę, po czym wręczyła ją Shrekowi. Szli ramię w ramię i dla żartu spychali się ze ścieżki. Wkrótce wyszli z lasu na małe wzniesienie, na którym stał stary opuszczony młyn. Przed nimi rozciągały się pięk- ne pola DuLoc, a w oddali wznosił się obrzydliwy zamek lorda Farquaada. -Jesteśmy - powiedział Shrek. - Tam czeka twoja przy- szłość. - Więc to jest DuLoc? - zapytała z tęsknotą w głosie. Shrek popatrzył na nią z wahaniem. - No, wiesz... - wydusił wreszcie. - No... myślę, że lepiej, żebyśmy już poszli dalej. -Jasne, ale wiesz co, Shrek? - zapytała, zerkając na zacho- dzące słońce, a potem na Osła. -Ja... się o niego martwię. -Jak to?-zapytał. - No, popatrz tylko. Nie wygląda najlepiej. - Podnio- sła wzrok na Shreka. Shrek spojrzał na nią. - Prawda? - dodała, żeby podkreślić, jak bardzo się martwi. - O czym wy mówicie? Nic mi nie jest - zaprotesto- wał Osioł. - No tak - powiedziała Fiona. — Tak się zawsze mówi, a potem ląduje się z kopytami do góry. Kaput. Shrek wreszcie zrozumiał, do czego zmierza Fiona. Czy rzeczywiście muszą tak pędzić do tego DuLoc? -Wiesz co, ona ma rację - zwrócił się do Osła, próbu- jąc zyskać na czasie. - Wyglądasz okropnie. Chcesz trochę odpocząć? - Wiesz co, zaparzę ci ziółek - zaproponowała Fiona. Uważnie przyglądali się Ostu, który był coraz bardziej speszony. - No, wiecie, jak to jest, nie to, żebym się skarżył - odparł - ale mam takie dziwne sztywnienie w karku, kie- dy odwracam głowę, o tak. Patrzcie. - Odwrócił głowę. - Au! Widzicie? - To co, jemy? - zapytał natychmiast Shrek. -Ja coś upoluję. - A ja nazbieram drewna na ognisko - dodała szybko Fiona. Fiona i Shrek pospieszyli w przeciwnych kierunkach, zostawiając oszołomionego Osła, który patrzył raz za jed- nym, raz za drugim. - Hej, dokąd idziecie? O rany, nie czuję palców! Gdzie są moje palce! Niech mnie ktoś przytuli - dodał posęp- nie. Wkrótce Fiona i Shrek siedzieli przy ognisku, a Osioł ułożył się kawałeczek dalej. Shrek piekł coś na rożnie. - Mniam. Dobre - powiedziała Fiona, odgryzając ko- lejny kawałek. - To naprawdę pyszne! Co to? - Szczur polny - wyjaśnił Shrek. - Moja specjalność. Fiona odgryzła jeszcze kawałek. - Naprawdę? Ależ pycha. - Hm, są doskonałe również jako gulasz - powie- dział entuzjastycznie Shrek. Nieczęsto ktoś chwalił jego kuchnię. A prawdę powiedziawszy, to nigdy. - No, nie chcę się chwalić, ale robię świetne szczury w sosie wła- snym. Fiona uśmiechnęła się, ale uśmiech szybko znikł jej z twarzy. Westchnęła. - Myślę, że od jutra będę jadała trochę inaczej - po- wiedziała. W oddali widziała zamek Farquaada, w którym lord miał ją jutro poślubić. - Może od czasu do czasu odwiedzisz mnie na bagnie - zaproponował Shrek. - Przygotuję różne smakołyki: zupę z ropuchy, żabi tatar. Co chcesz! Fiona spojrzała na Shreka przeciągle i uśmiechnęła się. - Hm. Lubię to. Przez dłuższy czas patrzyli sobie w oczy, po czym Shrek wciągnął do ust szczurzy ogon. - Hm, królewno...? - powiedział z nerwowym śmieszkiem. Wyglądał tak, jakby chciał powiedzieć coś ważnego. Spojrzała na niego znacząco. -Tak... Shrek? -Ja, hm. Ja myślałem... - zaczął. - Czy ty... - Stchó- rzył. - Czy ty chcesz to dojeść? - dokończył. Fiona uśmiechnęła się i wręczyła Shrekowi pieczone- go szczura wodnego. Ich dłonie dotykały się trochę dłu- żej, niż to było konieczne. W tej chwili przysiadł się do nich Osioł. - Ludzie, czyż to nie jest romantyczne! - entuzjazmo- wał się. - Tylko popatrzcie na ten zachód słońca. Shrek i Fiona podnieśli wzrok. Niezwykły nastrój prysnął. Fiona posmutniała. Wyprostowała się i spojrzała na słońce. - Słońce zachodzi! - krzyknęła. - O, nie! To znaczy... chciałam powiedzieć, że jest już późno. Bardzo późno. Wstała szybko, na jej twarzy malowała się desperacja. - Co? - zapytał Shrek. Fiona nie potrafiła wyjaśnić, o co jej chodzi. -No,ja...ja...ja tylko... -plątała się. - Chwileczkę - powiedział Osioł. -Wiem, co tu jest grane. Fiona popatrzyła na niego przestraszona. - Boisz się ciemności, prawda? - rzekł triumfalnie. Królewna odetchnęła z ulgą. - Ufff... tak! Tak, właśnie o to chodzi! Jestem przera- żona. Ja... wiecie co? Lepiej wejdę do środka. - I ruszyła w stronę młyna. - No, królewno, nie ma się czego wstydzić - pocieszał ją Osioł. -Ja też bałem się ciemności dopóki... Hej, nie, poczekajcie. Ja wciąż się boję ciemności. Nie boję się na- tomiast szpinaku. Fiona ze smutnym uśmiechem weszła na schodki pro- wadzące do drzwi młyna. - Dobranoc - powiedziała i zniknęła w środku, zamy- kając za sobą drzwi. - Dobranoc - odpowiedział Shrek. Osioł patrzył to na drzwi, to na Shreka. - Och, dopiero teraz widzę, co tu się kroi. Shrek wreszcie oderwał wzrok od drzwi. - O czym ty gadasz? - zapytał. Osioł potruchtał do ogniska. - Nie chcę słyszeć żadnych wymówek - powiedział. - Zrozum, że jestem zwierzęciem, mam instynkt i wiem, że wy oboje przypadliście sobie do gustu. To się czuje. - E tam, zwariowałeś. Ja ją po prostu odprowadzam do Farquaada. - Dalej, Shrek, obudź się! Po prostu idź i powiedz jej, co czujesz. 7-Shrek -Ja... nie ma o czym mówić - parsknął Shrek, a po chwili westchnął z rezygnacją. - A poza tym, nawet gdybym jej o tym powiedział... no, wiesz... to i tak jej nie powiem, bo nie i już. Ona jest królewną, a ja... - Ogrem? - Tak. Ogrem - Shrek odwrócił się i poszedł do lasu. - Hej, dokąd idziesz?! - zawołał Osioł. - Po drewno idę. Osioł popatrzył na ogień, a obok dostrzegł wielki stos drewna. Shrek wcale nie poszedł po drewno. Po prostu chciał być sam. Tymczasem Shrek wlazł na pole słoneczników ciągnące się aż po DuLoc. Usiadł i w gęstniejących ciemnościach gapił się na miasto. Wtedy przyszła mu do głowy pewna myśl. Chwilę później Osioł wszedł do opuszczonego mły- na. Było to koszmarne miejsce wypełnione cieniami i prze- gniłymi belkami porozrzucanymi na podłodze. Osioł brnął przez ciemności pełen złych przeczuć. - Królewno? - wyszeptał. - Królewno Fiono? Gdzie jesteś? Królewno, tu jest ponuro, ja nie żartuję, no, daj spokój... Usłyszał trzask i zapadła cisza. Z sekundy na sekundę czuł się coraz bardziej nieswojo. Nagle z ogłuszającym trzaskiem złamała się nad nim przegniła belka. Coś spadło z góry i wylądowało tuż obok Osła. - Aaaa! - wrzasnął Osioł. - Aaaaa! - wrzasnęło... cokolwiek to było. W ciemnościach Osioł ledwie widział postać wstają- cą z podłogi. Była duża. Była straszna. Była nawet po- tworna. - Nieeeee! - krzyknęła, a jej głos był dziwnie znajo- my - Nie! Osioł wpadł w panikę, szukał drogi ratunku, ale był osaczony. W miarę jak oczy Osła przyzwyczajały się do ciemności, postać stawała się coraz lepiej widoczna. Wy- glądała na ogrzycę. - O, nie! Na pomoc! - wrzasnął Osioł. - Cśśśś! - powiedziała ogrzyca. - Shrek! Shrek! Shrek! - ryczał Osioł. - Nie! Nie! Już dobrze! Dobrze! - szeptała gorączko- wo ogrzyca. - Co zrobiłaś z królewną? - zapytał wyzywająco Osioł. Ogrzyca wyłoniła się z cienia. - Ośle, ćśśśś! To ja jestem królewną. To ja. W tym cie- le - wyszeptała. - O rany. Zeżarłaś królewnę! - Nachylił się i przyci- snął ucho do brzucha ogrzycy. - Słyszysz mnie?! - ryknął. - Słuchaj, oddychaj powoli! - Ośle! - powiedziała zrozpaczona ogrzyca. Osioł nadal przemawiał do jej żołądka: - Wydobędę cię stąd! - krzyknął i potruchtał do drzwi, przez cały czas wzywając pomocy. - Shrek! Shrek! Ogrzyca zacisnęła rękę na pysku Osła, próbując go uspokoić. - Cśśś! To ja! - powiedziała łagodnie. - Mmmmm brrr! - odparł Osioł głosem stłumionym przez wielką łapę. Walczył z dzikim wyrazem oczu ze swoją pogromczynią. I wtedy znienacka ich oczy się spotkały i Osioł zoba- czył w oczach ogrzycy Fionę. Przestał się wydzierać, a ona łagodnie zdjęła dłoń z jego pyska. -Królewna...? Co się z tobą stało? Jesteś... hm... hm, jakaś dziwna. - Choć raz zabrakło mu słów. Fiona odwróciła od niego twarz. Starała się powstrzy- mać łzy. -Jestem ohydna, wiem! - powiedziała gorzko. - No cóż, tak. Czy zjadłaś coś nieświeżego? A mówi- łem Shrekowi, że jedzenie szczurów to zły pomysł! Sta- jesz się tym, co jesz - stwierdził Osioł. - Nie! - Przerwała mu i westchnęła. - Jestem taka, odkąd pamiętam - wyznała. - Co masz na myśli? Słuchaj, ja tam nie zauważyłem... ~ To się dzieje tylko po zachodzie słońca. - Fiona na- chyliła się nad beczką z wodą i popatrzyła w zamyśleniu na swoje odbicie. - Za dnia pięknością, w nocy zaś szka- radą - powiedziała. - Póki czar będzie trwał. Póki miłości poznasz słodki smak i prawdziwy swój przybierzesz kształt. - Och... ty wiesz, że ładne. Nie wiedziałem, że pisu- jesz wiersze. - To zaklęcie - wyjaśniła. - Kiedy byłam małą dziew- czynką, wiedźma rzuciła na mnie urok. Co noc zamie- niam się w to! - Ponownie spojrzała na swoje odbicie i zmą- ciła wodę ręką. - Taka straszna, ohydna bestia! - westchnęła, dusząc szloch. Odwróciła się do Osła i mówiła dalej przytłumionym głosem: - Miałam pozostać w wieży do dnia, w którym uratu- je mnie ten, który jest mi przeznaczony. Muszę jutro po- ślubić lorda Farquaada, zanim zajdzie słońce i zobaczy mnie... w tej postaci. - Osunęła się na ziemię, trzymając się za głowę. Szlochała. Osioł nie wiedział, co powiedzieć, ale robił, co wjego mocy, żeby ją pocieszyć. - No dobrze już, dobrze. Słuchaj, nie jest tak źle. Nie jesteś taka wstrętna. No dobra, nie będę kłamał, jesteś wstrętna. Ale za to tylko w nocy. Shrek ma obciach w peł- nym zakresie. - Ale, Ośle, ja jestem królewną - a królewny tak nie wyglądają. I Fiona zaczęła płakać jeszcze głośniej. - Królewną? Posłuchaj, a może ty nie wychodź za Fa- rquaada. - Muszę! - powiedziała przez łzy. - Tylko pocałunek ukochanego może zdjąć zaklęcie. -Ale, wiesz co... jesteś ogrzycą, a Shrek... macie wie- le wspólnego - powiedział Osioł. - Shrek? 16. Nie ma łego złego, co by na gorsze nie wyszło \ JB Jtej właśnie chwili Shrek zbliżał się do młyna. Na ii itjego twarzy gościł szeroki uśmiech. W ręku trzymał słonecznik. - Królewno - powiedział, powtarzając sobie mowę. -Ja... No, jak to idzie? Dobrze, dobrze mi tak. Mam się świetnie. Zobaczyłem ten kwiatek i pomyślałem o tobie, bo jest śliczny i, no jak by tu powiedzieć, mi on się spe- cjalnie nie podoba, ale pomyślałem, że tobie się spodoba, bo ty jesteś śliczna... no, ja cię lubię... Och, ale wpadłem - jęknął zbolałym głosem. Nabrał głęboko powietrza i wszedł na schodki. - Raz kozie śmierć - powiedział do siebie. Dotarł do drzwi, już kładł rękę na klamce... Ale co to? Głosy? Kto tam może być z królewną? Ręka zawisła o cen- tymetr nad klamką. Shrek uchylił odrobinę drzwi. -.. .kto pokocha takiego szkaradnego i paskudnego po- twora? - mówiła Fiona. - Królewny nie mają nic wspól- nego z brzydotą. Oto dlaczego nie mogę zostać tu ze Shre- kiem. Jedyną szansą na szczęśliwe życie jest poślubienie mojej prawdziwej miłości. Shrek zamknął drzwi, jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. A on myślał, że ona go lubi! Jak mógł być takim idiotą? - Nie rozumiesz, Ośle? - usłyszał jeszcze, gdy odcho- dził od drzwi. -Właśnie tak musi być. Słowa Fiony długo dźwięczały w głowie Shreka. „Kró- lewny nie mają nic wspólnego z brzydotą". Zdruzgotany, Shrek wyrzucił słonecznik i odszedł. Był teraz wrakiem ogra. A we młynie Fiona nadal rozmawiała z Osłem, całko- wicie nieświadoma, że Shrek słyszał, co mówili. - To jedyny sposób, zęby złamać zaklęcie - powiedziała do Osła. - No to chociaż powiedz Shrekowi, co jest grane - odparł Osioł. - Nie! Nie wolno ci pisnąć ani słówka. Nikt nie ma prawa się o tym dowiedzieć! Osioł nie był w stanie tego pojąć. -Jaka korzyść z tego, że umie się mówić, skoro trzeba zachowywać jakieś tajemnice? - narzekał. - Obiecaj, że nie powiesz. Obiecaj! - No dobrze już, dobrze. Nie powiem mu - przyrzekł Osioł. -Ale ty sama powinnaś mu o tym powiedzieć. Gdy schodził ze schodków, mruczał do siebie: - Nie, no bomba! Ja się po tym będę musiał poddać jakiejś terapii! O, już mi oko lata! Fiona patrzyła, jak odchodzi. A kiedy spojrzała w dół przez uchylone drzwi, zauważyła, że coś leży na ziemi. Schyliła się i podniosła słonecznik wyrzucony przez Shreka. Tej samej nocy, gdy Osioł spał sobie przy ognisku, ogrzyca, która była Fiona, nie mogła zmrużyć oka nawet na chwilę. Trzymała słonecznik i głęboko zamyślona ob- rywała płatki. - Powiem mu, nie powiem. Powiem, nie powiem - mruczała do siebie. Zerwała wreszcie ostatni płatek, a po chwili ze złości oderwała od łodygi całą główkę. - Powiem - rzekła z przekonaniem. Wstała i podeszła do drzwi. - Shrek! - krzyknęła. - Shrek! Chcę ci coś... Ale Shreka nie było przy ognisku. Nigdzie nie było go widać. Fiona, rozglądając się za nim, nie zauważyła, że nad horyzontem wstaje słońce. Kiedy pierwszy promień padł na Fionę, błysnęło ośle- piająco i królewna znów przybrała swoją dzienną postać. W porannym świetle spostrzegła zbliżającą się samot- ną istotę. To był Shrek. Uśmiechnęła się. Słońce słało im swoje promienie. Shrek wyglądał niemal jak rycerz w lśnią- cej zbroi. Była to niezwykła, magiczna chwila. Przepeł- niona szczęściem pobiegła, żeby go powitać. Ale gdy Shrek podszedł bliżej, zobaczyła jego twarz - wyglądał jak szaleniec. Fiona zatrzymała się. - Shrek! Coś ci jest? - zapytała. - Doskonale. Nigdy nie było lepiej. - W jego głosie brzmiał nieprzyjemny ton. Przeszedł obok niej. Musiała podbiec, żeby dotrzymać mu kroku. -Ja... Ja muszę ci coś powiedzieć. - Nie musisz mi niczego mówić, królewno. Usłysza- łem wystarczająco dużo ostatniej nocy. - Słyszałeś, co powiedziałam? - Każde słowo - stwierdził Shrek. - Myślałam, że mnie zrozumiesz - powiedziała, ugo- dzona jego bezdusznością. - Och, rozumiem. Jak to szło? „Kto pokocha takiego szkaradnego i paskudnego potwora?" Królewna była załamana. Gdyby znalazł się ktoś, kto pomógłby rozwiązać jej problem, to tym kimś powinien być Shrek. - Ale... Myślałam, że dla ciebie to nie ma znaczenia - wymamrotała, na poły do siebie. - O, doprawdy? - odparł Shrek. - A jednak. Sytuacja bez wyjścia. Shrek nie mógł wiedzieć, że nie słyszał wszystkiego, co powiedziała Fiona, nie mogła tego wiedzieć również ona. A więc on myślał, że ona nazwała go szkaradnym i paskudnym potworem, a ona myślała, że on wie, że mówiła o sobie. Tak czy inaczej, rozmowa miała się ku końcowi, ale przerwał ją dziwny dźwięk. Był to tętent wielu kopyt koń- skich. To zbliżała się armia Farquaada.Jego przybycie oznaj- miły fanfary - Oho, w samą porę - powiedział z sarkazmem Shrek. - Królewno, mam dla ciebie niespodziankę. Fiona z przerażeniem przysłuchiwała się zbliżającym się odgłosom. W ciągu minuty armia była na miejscu. Na jej czele jechał Farquaad. Osioł, śpiący przy dogasającym ognisku, odskoczył przerażony. - Czy coś przespałem? Co się dzieje? - zapytał, nadal na pół śpiąc. I wtedy zobaczył pochylających się nad nim żołnierzy. Skurczył się z przerażenia. - Co to takiego? - wymamrotał, starając się nie poru- szać wargami. - Czy nie mogłyby to być osły? Farquaad wstrzymał konia, gdy podjechał do miejsca, w którym stali Shrek i Fiona. Ubrany był w najwspanialszą lśniącą zbroję, jaką miał na składzie. Aż błyszczała w słońcu. - Królewna Fiona? - zapytał, mierząc ją spojrzeniem od góry do dołu. Królewna była zbyt oszołomiona, by odpowiedzieć. To wszystko działo się za szybko, o wiele za szybko. Korzystając z chwili ciszy, odezwał się Shrek. - Zgodnie z umową - powiedział do Farquaada. - Te- raz wymiana. Farquaad wręczył Shrekowi wielki, wyglądający urzę- dowo kawał pergaminu. - Doskonale, ogrze - powiedział nonszalancko. - Oto akt własności na twoje bagno. Zostało oczyszczone, tak jak się umówiliśmy. Zabieraj to i idź, zanim zmienię zdanie. Fiona popatrzyła na Shreka. Shrek popatrzył na Fio- nę. Potem Shrek wyszarpnął z ręki Farquaada akt własno- ści i gwałtownie się odwrócił. Nie widział już wyrazu prze- rażenia na twarzy księżniczki. Właśnie zrozumiała, że prze- handlowano ją jak jakiś mebel. Lord Farquaad z wysokości swojego potężnego wierz- chowca przemówił do Fiony: - Wybacz, królewno, że cię olśniewam. Ale to ty olśni- łaś mnie, bo nigdy w życiu nie widziałem tak promienie- jącej piękności. Jestem lord Farquaad. Fiona opanowała się. - Lord Farquaad. Och, wybacz lordzie, to było wła- śnie krótkie... Farquaad strzelił palcami, jakby to słowo było dla nie- go sygnałem i straż przyboczna zsadziła go z konia. Przy siodle pozostała para przedłużaczy nóg sięgających do strze- mion. To one sprawiały, że gdy siedział w siodle, wyglądał na tak wysokiego. Teraz stanął na ziemi, w całej okazałości swojego metra i trzydziestu centymetrów. - ...pożegnanie - dokończyła Fiona, starając się nie gapić na oblubieńca. Farquaad niczego nie zrozumiał. - Och, jakież to słodkie — zachichotał. - Nie musisz jednak marnować swojej uprzejmości dla ogra. On nie ma uczuć. Fiona spojrzała na oddalającego się Shreka. Twarz jej stężała. - Masz rację - powiedziała. - Nie ma. Farquaad, z pewnym trudem, przyklęknął przed Fiona i wziął ją za rękę. W konsekwencji mocno pociągnął ją w dół. - Królewno Fiono - zaczął - piękna, czysta, nieskazi- telna Fiono... proszę cię o rękę. Czy zechcesz zostać ide- alną oblubienicą u boku idealnego oblubieńca! Fiona nadal patrzyła w stronę Shreka, - Lordzie Farquaadzie - powiedziała, nie spuszczając z oka pleców ogra. - Przyjmuję oświadczyny. Nic nie by- łoby w stanie uczynić mnie szczęśliwszą. — Specjalnie mówiła głośno, żeby Shrek mógł słyszeć każde słowo. Je- śli mu na niej nie zależy, to na pewno nie będzie z jego powodu robić z siebie idiotki. - Doskonale! - krzyknął Farquaad. - Już zaczynam planować... bo jutro bierzemy ślubi - Nie! - wyrzuciła z siebie Fiona. Słysząc to, Shrek odwrócił się nagle z nadzieją w oku. Ale sprawy posunęły się za daleko, a Fiona czuła się zbyt urażona, by próbować coś zmienić. Chciała tylko jed- nego - zranić Shreka. - No bo... po co czekać? - powiedziała, starając się złagodzić swój wybuch. - Pobierzmy się dzisiaj. Zanim zajdzie słońce. Nadzieja, którą żywił Shrek, ulotniła się. Zmarszczył czoło i podjął wędrówkę. - Och! Rączki cię świerzbią? - powiedział Farquaad zadowolony, że wywarł na niej tak piorunujące wrażenie. - Masz rację. Im wcześniej, tym lepiej. Tyle jest do zrobie- nia! Jeszcze raz strzelił palcami i strażnicy wwindowali go na siodło z atrapami nóg. Kiedy już pewnie siedział i znów wyglądał po królewsku, jeden ze strażników schylił się, żeby pomóc Pionie. Ale zanim zdołał ją podnieść, sama wskoczyła na konia i siadła bokiem za Farquaadem. Wy- glądało to jak w książce z bajkami; piękna dziewica urato- wana przez dzielnego rycerza. Osioł, który był świadkiem tej sceny, patrzył z despe- racją w oku, raz na Fionę, raz na oddalającego się Shreka. Jak mogło do tego dojść? Dlaczego żadne z nich nie za- chowało się racjonalnie? Przecież są sobie przeznaczeni! Każdy to widzi. Nawet on! W panice pognał za Shrekiem, którego właśnie mijał lordowski orszak. Farquaad liczył na palcach. - To będzie tak: dostawca żywności, tort, orkiestra, lista gości. Kapitanie! - zawołał. - Spędzić mi tam trochę gości! Fiona rzuciła na Shreka ostatnie, pogardliwe spoj- rzenie. - Niech ci szczęście sprzyja, ogrze - powiedziała gorzko. Shrek zmarszczył się, gdy przejechali mimo, i zaczai gasić ogień. Osioł dopadł go zadyszany. - Shrek! - wysapał. - Czy cię pogięło? Pozwalasz jej odjechać! - Taaa, no i co? Ognisko było już ugaszone i Shrek podjął wędrówka do swojego bagna. Osioł ledwie za nim nadążał. Patrzył cc i rusz w tył, na oddalających się żołnierzy. - Shrek - powiedział -jest coś, czego o niej nie wiesz Słuchaj, ja... ja z nią rozmawiałem ostatniej nocy. On; jest... Shrek naparł na Osła. - Tak, wiem, że rozmawiałeś z nią ostatniej nocy. Je steście teraz kumplami, co? No to, skoro tak się przyjaźni cię, dlaczego nie pobiegniesz za nią do jej domu? - Ależ, Shrek, chcę iść z tobą. - Hola, mówiłem ci już, co? Nie pójdziesz ze mną do domu - parsknął Shrek. - Mieszkam sam! Moje bagno i ja. Nikogo więcej, zrozumiałeś? Nikogo! A w szczegól- ności bezużytecznych, żałosnych, irytujących gadających osłów! -Ale... myślałem... - Taaa, wiesz co? Złe myślałeś! Ogr odszedł szybkim krokiem i zniknął za wzgórzem. I tak historia pozornie zmierza do końca. I nie jest to koniec szczęśliwy. Shrek, Fiona, Farquaad i Osioł - każde zdąża swoją własną drogą. Shrek na swoje bagno bez nie- chcianych gości, Fiona i Farquaad do DuLoc, a Osioł na samotną wędrówkę. W zamku Fiona i Farquaad przygotowywali się do ślu- bu. Farquaad krzątał się pełen entuzjazmu, polerował ko- ronę, nadzorował detale. Ale Fiona wyglądała na bardzo, bardzo smutną. Pod- jęła decyzję, ale nie dało jej to szczęścia. Kiedy dostarczo- no ekstrawagancki tort weselny, stanęła i popatrzyła na nie- go z odrazą. Na samym wierzchu stały figurki państwa młodych. Wyciągnęła rękę i wcisnęła pana młodego w cia- sto tak, że ledwie sięgał pannie młodej do ramienia. Wła- śnie tak. Przecież w rzeczywistości tak to właśnie wyglą- dało. W tym samym czasie Shrek zajęty był uprzątaniem magicznych resztek ze swojego obejścia. Wymiótł magicz- ny pył, wyrzucił czarodziejskie różdżki do śmieci, pozbie- rał porzucone szpiczaste kapelusze czarownic. Wreszcie cały dom należał do niego. Przybrał minę kogoś, kto stara się przekonać sam siebie, że jest szczęśliwy. Fiona w komnacie na zamku przymierzała ślubny welon. W oczach miała tęsknotę. A Osioł? Szwendał się po świecie, aż wreszcie na kogo trafił? Na swoją starą przyjaciółkę smoczycę! Spotkał ją, gdy siedziała nad rzeką. Wyglądała na smutną i samotną. Szukała go. Tęskniła za nim. Z poczuciem winy usiadł obok niej, a potem długo, długo rozmawiali. 17. Idź zapyłać Fionę Tego popołudnia Shrek usiadł właśnie do samotnego po- siłku składającego się z robaków w sosie z pijawek. Nie miał jednak ochoty najedzenie. Po raz pierwszy w życiu nie miał apetytu. Odsunął od siebie talerz. Wtedy usłyszał na zewnątrz jakiś hałas. Farquaad wy- rzucił stąd wszystkich niechcianych gości, więc kto może czynić ten piekielny hałas? Wstał i poszedł, żeby to spraw- dzić. Na środku podwórza stał Osioł. Układał mur z ka- mieni i patyków. - Osioł? A ty co tu robisz? - zapytał Shrek. - Kto jak kto, ale ty powinieneś wiedzieć, jak wygląda ostrokół - odparł Osioł, nie przerywając pracy. Shrek spojrzał z ukosa na jego dzieło. - No, cóż. Ale on ma biec wokół mojego bagna, a nie przez środek. -Jasne. Wokół twojej polowy. Widzisz? To jest twoja część, a to moja część. - Osioł machnął w jedną stronę, a potem w drugą. - O... twoja połowa? - zdziwił się Shrek. - Hm... - Tak, moja połowa. Pomogłem ci uratować księżnicz- kę. Odwaliłem połowę roboty. Należy mi się połowa łupu. Teraz podaj mi ten kamulec, ten jak twój łeb. Shrek wcale nie był rozbawiony. - Idź stąd - ostrzegł Osła. - Nie, ty stąd idź. Shrek zaczął burzyć mur, a Osioł budował go dalej. Ogr podniósł gałąź i chciał ją wyrzucić, ale Osioł zabloko- wał mu drogę. Zaczęli walczyć o tę gałąź. - To moje bagno! - ryczał Shrek. - Nasze bagno! - odpowiadał Osioł. - Zmiataj stąd! - warczał Shrek. - Sam zmiataj! - wrzeszczał Osioł. - Uparty osioł! - Śmierdzący ogr! Nie mówiąc już więcej ani słowa, Shrek puścił nagle gałąź, a Osioł pokoziołkował do tyłu. - Świetnie! - krzyknął i ruszył do domu. - Hej! Hej, wracaj tutaj! - zawołał za nim Osioł. - Jeszcze z tobą nie skończyłem. - Aleja skończyłem! Osioł zabiegł mu drogę. Shrek odwrócił się i poszedł w inną stronę. Powtarzali to wielokrotnie, aż wreszcie skoń- czyli przed wychodkiem. Przez cały czas Osioł perorował: 8-Shrek - Ha! Ty zawsze tylko ja, ja, ja! No to wiesz co? Teraz moja kolej, a ty się zamknij i słuchaj, co mówię! Jesteś dla mnie podły, obrażasz mnie, krytykujesz wszystko, co ro- bię. Nic tylko mnie popychasz albo odpychasz! - Ach tak? Skoro tak źle cię traktuję, to po co wróci- łeś? - Bo tak robią przyjaciele! - krzyknął Osioł. - Przeba- czają, rozumiesz? Zapadła cisza. - No tak - powiedział po chwili Shrek i zabrzmiało to prawie jak przeprosiny. - Masz rację, Ośle. - Potem jed- nak rysy mu stężały i spojrzał złowrogo na Osła. - Przeba- czam ci - powiedział - że wbiłeś mi nóż w plecy! - Potem odwrócił się i wpadł jak burza do wygódki, zatrzaskując za sobą drzwi. - Ale ty jesteś uparty, jak nie wiem co. Boisz się wła- snych uczuć. Postępujesz ze mną tak samo, jak z Fioną. A ona przecież cię lubiła. Może nawet kochała. - Kochała mnie? Powiedziała... że jestem paskudny! Ohydna kreatura! Słyszałem waszą rozmowę. - Ona nie mówiła o tobie! - wrzeszczał Osioł przez drzwi. - Ona mówiła o... - Nagle przypomniał sobie obiet- nice daną Fionie. - Ee... o kimś innym - dokończył bez przekonania. Zaległa długa cisza. Po kilku chwilach Shrek powoli otworzył drzwi. - Nie mówiła o mnie? - zapytał. - No to o kim, w ta- kim razie? - Hm, hm, nic z tego. Nie powiem ani słowa. - Ośle! - ryknął zrozpaczony Shrek. Osioł nie ustąpił. Był jak głaz. Po raz pierwszy nie chciał gadać. Spojrzał ostro na Shreka. - Dobra, słuchaj, przepraszam. Wystarczy? - Shreko- wi było bardzo, bardzo trudno wypowiedzieć te słowa. Widać było, że się zmusza. Osłu spodobał się taki rozwój sytuacji, ale chciał praw- dziwych przeprosin. Uniósł brew. - Przepraszam - powtórzył Shrek. - Chyba jestem jed- nak wielkim, głupim... wstrętnym ogrem! - Przerwał. Wdać było, że ma mętlik w głowie. -Wybaczysz mi teraz? - wykrztusił wreszcie. Osioł zmierzył Shreka wzrokiem od stóp do głów i po- myślał, że ogr mówi szczerze. -Jasne, taka jest rola przyjaciół, nie? Shrek uśmiechnął się. - No. Zgoda? - Zgoda - zgodził się Osioł. Poklepali się po plecach. Znów zaległa krepująca cisza, bo żaden z ich nie wie- dział, co ma teraz powiedzieć. Wreszcie Shrek przerwał milczenie: - Hm, no to co Fiona w końcu o mnie powiedziała? - A co ty mnie tak wypytujesz? Niech ci to sama po- wie. Na twarzy Shreka pojawił się wyraz stanowczości i de- terminacji. Zapyta. Zrobi to. Pójdzie, żeby zapytać Fionę. I wtedy nagle aż podskoczył. - Och, nie! - krzyknął. - Ślub! Nie zdążymy na czas! Osioł roześmiał się lekko i z fantazją. - Ha, ha, nie bój nic - zarżał. - Gdzie wola, znajdzie się sposób. A ja mam sposób! Osioł zagwizdał głośno. Po kilku sekundach rozległ się wibrujący świst. Shrek spojrzał w górę i zobaczył smoczycę unoszącą się w powietrzu nad ich głowami niczym heli- kopter ratunkowy. - Ośle? - wyszeptał zdumiony. Osioł się roześmiał. - To chyba ten mój zwierzęcy magnetyzm - powie- dział. Shrek też się roześmiał huczącym śmiechem, który zatrząsł czubkami drzew. - Ha, ha, ha. Ach, ty zgrywusie. - Nachylił się, złapał Osła za szyję i dał mu żartobliwego kuksańca. To był od- powiednik uścisku w wydaniu ogra. - No dobrze, już dobrze - powiedział Osioł. - Nie rozklejaj się. Nikt nie lubi być obcałowywany. Smoczyca rzuciła im łańcuch, który nadal nosiła na szyi i obaj wspięli się po nim. - W porządku, wskakuj! - powiedział Osioł. - I trzy- maj się mocno. Zabrakło mi łańcucha na pasy! I tak, trzymając się z całych sił, żeby nie spaść na zła- manie karku, polecieli przez chmury, nad zieloną ziemią, prosto do DuLoc. 18. Ogr prołesłuje Wdulockiej katedrze ceremonia już się zaczęła. Była taka, jakie powinny być królewskie zaślubiny. Setki dulocian przyglądało się z czcią i respektem, a to dzięki strażnikom, którzy obnosili tablice z napisami RESPEKT albo CZEŚĆ. W pobliżu stał Teloniusz, trzymając aksa- mitną poduszkę, na której leżały dwie obrączki. Biskup właśnie rozpoczął ceremonię. - Ludu DuLoc - zaintonował - zebraliśmy się tutaj, aby być świadkami połączenia się naszego nowego kró- la... Fiona zerkała nerwowo za okno, gdzie słońce powoli chowało się za horyzontem. - Przepraszam - przerwała uprzejmie biskupowi. - Hm... czy nie moglibyśmy przejść od razu do „tak"? Farquaad zaśmiał się pobłażliwie na tę niecierpliwość panny młodej. - Ha, ha, ha. Kontynuuj - powiedział, uśmiechnął się do biskupa i uczynił gest wzywający do pośpiechu. Nagle, za katedrą, z nieba, jak kamień zleciał smok. Ziemia się zatrzęsła, gdy wylądował. Straż natychmiast uciekła, zdjęta strachem. Smoczyca spojrzała pytająco na Shreka i Osła siedzą- cych na jej grzbiecie. - No, dalej, trochę się zabawimy - powiedział do niej Osioł. - Gdybyśmy cię potrzebowali, zagwiżdżę. Co ty na to? Shrek i Osioł zleźli na dół, a smoczyca wystartowała, myśląc z radosnym drżeniem o chaosie, jaki wkrótce wzbudzi w mieście. Shrek poszedł ku wrotom katedry, ale Osioł zatrzy- mał go. - Hola, Shrek - powiedział. - Poczekaj chwileczkę. Słuchaj, chyba chcesz, żeby wszystko poszło jak należy? - O czym ty gadasz? - Trzeba poczekać na odpowiedni moment - wyjaśnił Osioł. - Kapłan musi powiedzieć: „Niech powie teraz albo na zawsze zachowa milczenie" i wtedy powiesz „protestu- ję"! - Oj, nie mamy na to czasu! - odparł Shrek. Prze- pchnął się obok Osła i sięgnął do klamki. - Hej, czekaj! Czekaj! Co ty robisz? Słuchaj mnie! Shrek posłuchał, bardzo zniecierpliwiony. - Słuchaj, kochasz tę kobietę, prawda? - zapytał Osioł. - Tak - odparł Shrek z wahaniem. - To bracie, bracie daj jej trochę ciepła i już... One lecą na takie bajery - Dobrze! W porządku! Kiedy facet mówi tę kwestię? - Musimy to sprawdzić! W chwilę potem, gdyby ktokolwiek obejrzał się za sie- bie, dostrzegłby oślą głowę wystającą zza wysokiego okna. Głowa znikła, znów się pokazała i znów znikła. Na zewnątrz Shrek podrzucał Osła i łapał go. - Co widzisz? - zapytał. - Są przy ołtarzu - odparł Osioł, gdy znów wpadł w ra- miona ogra. I jeszcze raz ukazał się w oknie. - ...i na mocy danej już władzy - mówił biskup - oznajmiam, że jesteście mężem i żoną, królem i królo- wą... - Na oddech smoka! On tojuż powiedział! - krzyknął Osioł jeszcze w powietrzu. - O rany - odparł Shrek. I tyle wyszło z wspaniałego planu Osła. Shrek skoczył ku drzwiom i wpadł do katedry. - Nie zgadzam się! - zagrzmiał. Farquaad, który już miał pocałować Fionę, odwrócił się, żeby zobaczyć, co się dzieje. Fiona też się odwróciła. Kiedy zobaczyła Shreka, szczęka opadła jej ze zdziwienia. W tylnych ławkach rozległy się okrzyki i przetoczyły się za Shrekiem aż do pierwszych rzędów. Ludzie cofali się przed ogrem stąpającym zdecydowanym krokiem w stronę ołtarza. - Shrek... ? - powiedziała Fiona tęsknym, pełnym na- dziei głosem. - O, nie, czego to może chcieć? -zapytał rozdrażnio- ny Farquaad. Shrek doszedł pod sam ołtarz. - Cześć wszystkim! - powiedział wesoło, żeby ludzie się go nie bali. - Fajnie się bawicie, co? Kocham DuLoc, bo jest takie czyste. Fiona zerkała na zachodzące słońce, następnie zwró- ciła się do Shreka, lekko zdenerwowana i zdesperowana: - Co ty tu robisz? - zapytała. Słońce już, już miało zajść i jeśli nie zdąży wcześniej pocałować Farquaada, może być duży problem. - Doprawdy - odezwał się Farquaad - to wystarczają- co niegrzeczne z twojej strony, że jeszcze żyjesz, ale żeby nieproszony zwalać się na wesele... Shrek zignorował go. - Fiono, muszę z tobą porozmawiać. - O? - odparła ze złością. - Teraz chcesz rozmawiać? No, chyba trochę na to za późno. Toteż jeśli pozwolisz... Odwróciła się do Farquaada, gotowa na przyjęcie ce- remonialnego pocałunku. Farquaad wydął usta, ale Shrek złapał ją za ramię i odwrócił do siebie. - Nie możesz go poślubić! - powiedział. - A to dlaczego? - zapytała zaczepnie Fiona. - Bo... bo on chce się z tobą ożenić tylko dlatego, żeby zostać królem. - Oburzające! - powiedział Farquaad. - Fiono, nie słu- chaj... - To nie jest twoja prawdziwa miłość - nalegał Shrek. - A co ty wiesz o prawdziwej miłości? - zapytała Fiona. Farquaad zaczął się śmiać. Machnął na giermka, żeby podniósł tablicę z napisem ŚMIECH. - Ależ to, doprawdy, wyborne! - rechotał Farquaad. - Ogr zakochał się w królewnie. O mój Boże. Ha, ha, ha. Ogr i królewna? Publiczność roześmiała się. Ale Fiona nie. Zbliżyła się do Shreka i spojrzała mu w oczy. - Shrek? Czy to prawda? - zapytała łagodnie. Farquaad zauważył, że traci przewagę. - A kogo to obchodzi! Toż to żałosne! - stwierdził, podchodząc bliżej, by złapać Fionę za ramię. - Fiono, ko- chanie, jesteśmy zaledwie o pocałunek od naszego szczę- ścia. A teraz pocałuj mnie. Farquaad znów złożył usta gotów do pocałunku, ale Fiona patrzyła na niego z odrazą. Słońce zachodziło. Fiona spojrzała na Shreka, potem znów na Farquaada, który stał z zamkniętymi oczami i buzią w ciup. Odsunęła się od niego. Zajrzała w oczy Shrekowi. - Za dnia piękność, w nocy zaś szkarada - wyszeptała. - Chciałam ci powiedzieć wcześniej... Nie kończąc zdania, zamknęła oczy i czekała. Słońce już prawie zaszło za horyzont, a wraz ze zmrokiem Fiona zaczęła się zmieniać. Robiła się wyższa i grubsza, jej skóra zzieleniała i zaczęła przypominać skórę Shreka, nos stał się ogórkowaty, a uszy przybrały kształt trąbek. Farquaad miał teraz oczy szeroko otwarte z zaskocze- nia i odrazy. Patrzył na ogrzycę Fionę. Tłum jęknął prze- rażony. Co wrażliwsi zemdleli. A Shrek? Gapił się na Fionę. Patrzył zafascynowany, jak zmienia swą postać, i uśmiechał się. - Cóż - powiedział. - To by wiele wyjaśniało! Spojrzeli sobie w oczy. Fiona uśmiechnęła się, mile zaskoczona. Farquaad cofał się przerażony widokiem ogrzycy. - Eeeee! - wrzasnął. - To odrażające Straż! Straż! Za- brać mi ich sprzed oczu! Jazda! Brać ich! Oboje! Farquaad nie zamierzał pozwolić, żeby ta mała przeszkoda pokrzyżowała mu plany. Schwycił swoją koronę i założył ją. - Całe to hokus-pokus niczego nie zmienia - oświad- czył. - Małżeństwo zostało zawarte, a ja jestem królem! - Wskazał na swoją ukoronowaną głowę. - Widzicie? Wi- dzicie? - odezwał się do zgromadzonych. Strażnicy, posłuszni rozkazom, ruszyli, żeby złapać Shreka i Fionę i rozdzielić ich. - Nie! - krzyknął Shrek, walcząc jak oszalały. - Nie, zabierać łapy! - wrzeszczała Fiona. — Shrek! Shrek usiłował przebić się do niej, ale była to przegra- na bitwa. Krok po kroku odciągano go od królewny. - Nie stać mi tutaj, cymbały! - Farquaad rozdarł się na strażników. - Zabijcie go, jeśli inaczej nie można, ale za- bierzcie go stąd. Shrek usiłował wyrwać się napastnikom. - Bezczelny bydlaku! - wrzeszczał na niego Farquaad. - Pożałujesz dnia, w którym mnie spotkałeś. Każę cię wziąć na męki. Będziesz błagał o śmierć. - Nie! Shrek! - krzyczała Fiona. Farquaad spojrzał teraz na Fionę trzymaną mocno przez straż. Dobył miecza i przyłożył jej do gardła. - A co do ciebie, moja żono - zakpił - każę cię zarr nać w wieży i trzymać tam do końca twoich dni. Shrek z ogromnym wysiłkiem wyrwał jedną rę z uchwytu strażników. Włożył palce do ust i gwizdnął. -Jestem królem! - ryczał Farquaad. -Już ja tu zap] wadzę porządek! Idealny porządek. Idealny ład. Nagle kolorowe szyby witraża za ołtarzem rozbiły z brzękiem i do środka wleciała smoczyca ujeżdżana pr: Osła. Jej straszliwe szczęki rozwarły się. Leciała prosto Farquaada. - Łaaaaaaa! - wrzasnął Farquaad, ale tylko tyle zdq powiedzieć, bo smoczyca go połknęła. Wstrząśnięta widc nią jęknęła. -W porządku! - krzyknął Osioł. - Ręce do góry! M przy sobie smoka i nie zawaham się go użyć! Przerażony tłum zamarł. -Jestem Osłem na skraju wytrzymałości nerwów Nagle smoczyca beknęła i z jej paszczy wyleciała rona Farquaada. - Te małżeństwa prominentów nigdy za długo trwają, prawda? - dowcipkował Osioł. Widownia roześr ta się i zaczęła wiwatować. Osioł zwrócił się do Sh i Piony: - No, dalej, Shrek! - powiedział. Shrek podszedł do Fiony i łagodnie położył rękę n ramieniu, odwracając ją do siebie. Popatrzyła na n wyczekująco i z nadzieją. -Hm, Fiono...? -Tak? Shrek popatrzył na Fionę. Tym razem nie stchór; - Kocham cię - powiedział. - Serio? - Serio, serio. Fiona uśmiechnęła się. -Ja też cię kocham - powiedziała. Shrek uśmiechnął się, nachylił i pocałował ją. Teloniusz wyczuł moment, wyrwał tablicę stojącemu obok strażnikowi, nabazgrał na niej fieh1. i podniósł ją do góry. - Ach! - westchnął tłum. Fiona i Shrek przestali się całować. Stali wpatrzeni w siebie, gdy ni stąd, ni zowąd Fiona zaczęła wznosić się w górę i świecić. Dziwny szepczący wiatr zaczął omiatać wnętrze kate- dry. Ponad jego świstem unosił się nieziemski głos odbija- jący się od murów kościoła. - Aż przyjdzie pierwszy pocałunek prawdziwej miło- ści... - mruczał głos. Bum! Oślepiający błysk magicznego wybuchu oświe- tlił katedrę. Towarzyszyło mu tornado iskierek, które w jed- nej chwili stłukły wszystkie witraże. Światło wirowało we wnętrzu, migotało, a wszędzie słychać było odgłos tłuką- cego się szkła. Potem magia ustąpiła i głos zaczął słabnąć. Jeszcze odbijał się echem w sklepionych nawach katedry: - ...i przyjmij prawdziwą postać, którą nadaje ci mi- łość. .. prawdziwą postać... prawdziwą postać... Tuż za Osłem i smoczycą jedno okno pozostało nie- tknięte. Tak się składało, że był to witraż z wizerunkiem lorda Farquaada. Oboje popatrzyli na nie przez chwilę, a potem smoczycą jednym machnięciem pazura zbiła ko- lorowe szkło. Uśmiechnęli się do siebie. Fiona leżała na posadzce jak kupka nieszczęścia. Była odwrócona plecami do Shreka. Ogr zbliżył się ostrożnie. - Fiono? Nic ci nie jest? - zapytał, chcąc pomóc jej wstać. Odwróciła się powoli. Nadal była ogrzycą. Popatrzyła na siebie zaniepokojona. - No tak... ale... nie rozumiem - mruknęła do siebie. - Przecież miałam być piękna. - Przecież jesteś piękna - zapewnił ją Shrek. Osioł nie mógł już wytrzymać. - Ąj[jj -jęknął. - Słusznie miałem nadzieję, że to się skończy happy endem. I rzeczywiście tak było. Każdy to potwierdzi. Każdy, kto widział, jak Shrek całuje Fionę. 19. W stronę zachodzącego słońca Ogr i ogrzyca połączyli się związkiem małżeńskim na bagnie Shreka. Dulocianie i bajkowe stwory święto- wali razem, a krasnoludki zorganizowały muzykę. Wróżka dala nowożeńcom prezent - zamieniła cebulę i trzy ślepe myszy w śliczny powóz ciągnięty przez zaprzęg białych koni. Transformacja nie była całkowita, bo zarówno ko- nie, jak i woźnica nadal byli ślepi i nosili czarne okulary. Ale całość wyglądała całkiem dobrze. Fiona i Shrek wsiedli do powozu, ale zanim zniknęli w środku, Fiona odwróciła się i rzuciła w tłum swój ślub- ny bukiet. Odbyła się krótka potyczka, bo Śpiąca Królew- na i Królewna Śnieżka zaczęły się rozpychać łokciami, żeby schwytać wiązankę. Smoczyca jednak wykorzystała swoją przewagę wzrostu i z łatwością przejęła bukiet. Odwróciła się do Osła, trzepocząc długimi rzęsami i trzymając w pasz- czy kwiaty Osioł uśmiechnął się do niej nieśmiało. Nadszedł czas, kiedy szczęśliwa para młoda musiała odjechać. Kiedy powóz ruszał, Shrek pomachał Osłu przez tylne okienko. W ostatniej chwili przed wiwatujący tłum wystąpiła maleńka postać. Był to Piernikowy Ludzik. Chodził o ku- lach, ale świetnie dawał sobie radę. - Kochani, załatwcie jakąś rentę, czy co! - krzyknął. A Fiona i Shrek odjechali w stronę zachodzącego słońca i żyli długo, i było im zielono.grzycy. - Słyszysz mnie?! - ryknął.