Eugeniusz Dębski GODMOL (Odgłos kroków w miękkim obuwiu, skrzypienie drzwi, szelest ubrania, szurnięcie krzesła ) Tom: Włącz radio zdążę jeszcze wysłuchać wiadomości. Zmieniłaś sznurowadła w butach? Nina: Oj! Przepraszam Cię ale zapomniałam kupić. Zawiąż jakoś na węzeł (cicha muzyka z radia) T: Mam tam już trzy węzły, cholera! Te sznurowadła mają dwa tygodnie, żadne węzły nie pomogą. N: Miałeś kupić droższe, Tom. Są trwalsze... T: Guzik tam trwalsze! Najwyżej o tydzień a kosztują dwa razy drożej. Dajmy spokój, jakoś dojdę do Joela. Zrób głośniej i daj mi tu herbatę. (głos spikera dobiega poprzez zakłócenia, przez cały czas przeszkadzają trzaski, chrypienie, gwizdy "uciekające fale") Spiker: ... trzy tysiące siedemset dziewięćdziesiątego szóstego roku. Wiadomości poranne. Komisja Robleya opublikowała kolejny raport o stanie Ziemi. Nie wdając się w szczegóły możemy stwierdzić, że sytuacja stale się pogarsza. proces tzw. totalnej erozji któremu z nieznanych przyczyn uległ nasz glob pogłębia się. Członek komisji, profesor Viet, w udzielonym wywiadzie oświadczył że postęp geometryczny procesu przestał być hipotezą, ale komisja postanowiła wstrzymać się z zajęciem stanowiska w tej kwestii. Szczegóły w prasie popołudniowej. N: Masz herbatę. T: Ci-i-i S: Trzy bardziej optymistyczne informacje. W Irlandii Północnej urodziły się bliźniaki obie dziewczynki czują się dobrze i znajdują się pod troskliwą opieką lekarzy. Ich matka piętnastoletnia Susan Poirick, która od trzech lat nie mogła zajść w ciążę z powodu niedrożności jajowodów nazwała dzień narodzin córek najszczęśliwszym dniem w swoim życiu. Jak zapewne pamiętacie państwo klubową na szczycie góry o godzinie trzeciej dwadzieścia sześć czasu lokalnego. Rzecznik prasowy MKOL podał wczoraj do wiadomości, że do dnia dzisiejszego nie pobito ani jednego ubiegłorocznego rekordu sportowego. Z jednej strony jest to wynik pogarszającej się stale dyspozycji ludzkości Z drugiej - malejącej liczby czynnie uprawiających sport. Smutne - ale fakt. Oficjalnie uznano za zaginiony boliwijski parowiec "Simone", który sześć dni temu wpadł w strefę działania cyklonu "Berta". Był to jeden z nowszych statków armatora południowoamerykańskiego. Katastrofa ożywiła szeregi przeciwników żeglugi oceanicznej. Przewodniczący tzw. Komitetu Separacji, Juan Charmette zapowiedział opublikowanie w najbliższych dniach danych, z których niezbicie wynika że kontakty między oceaniczne przynoszą więcej szkód i ofiar ludzkich niż spektakularnych korzyści materialnych, Z danych tych dowiadujemy się że transport morski pochłania obecnie więcej ofiar niż swego czasu komunikacja lotnicza. Przypomnijmy tu lot pułkownika Sandersa, który przed dwoma laty dotarł do wybrzeży Portugalii. Była to ostatnia udana próba przelotu przez Atlantyk. Zdaniem specjalistów wytrzymałość materiałów nie pozwala już na tego typu wyczyny. Przy okazji, przypomnijmy aktualny komunikat Rządowego Instytutu Badań i Prognoz, dotyczący wytrzymałości poszczególnych materiałów. Papier zwykły - sześćdziesiąt godzin, wzbogacony - do tygodnia, tkaniny grupy pierwszej - sześć miesięcy, grupy drugiej - dziewięć do czternastu miesięcy; drewno uszlachetnione - rok; stal- dwa lata; gatunki.../trzask wyłącznika /. Tom: Słyszysz? Rok temu gazeta wytrzymywała pięć dni, pamiętasz? Nina: Chyba nie... T: Jak to: nie? Przecież pamiętam może chcesz powiedzieć że mam sklerozę. M: Ależ skąd! Przecież ... T: Dobrze ... Dajmy spokój, to nie ma sensu. Rzygać mi się chce jak pomyślę, że zdążę jeszcze usłyszeć w swoim życiu kilku takich komunikatów. Gdzie jest klucz od kłódki? M: A! Zapomniałam ci powiedzieć - wczoraj zepsuła się. Jak wróciłam od Luizy to nie dała się zamknąć. T: To co ? zostawiłaś rower na całą noc bez łańcucha? M: Przecież sam mówiłeś, że nikt się na niego nie złakomi. Ma już półtora roku. T: Ale jak go nam ukradną to za co kupimy drugi ? wyjrzyj przynajmniej przez okno, kobieto. Siedzisz sobie beztrosko. N: A co miałam robić? Pilnować go całą noc? T: Przepraszam cię kochanie. Jestem dzisiaj jakiś rozdrażniony, boli mnie głowa, wszystko wyprowadza mnie z równowagi. No? Nie złościsz się? M: Oczywiście że nie /dudnienie za oknem /. Poczekaj wyjrzę przez okno /kroki/. Wiesz jakiś tłum na naszym podwórku. Chodź zobacz T: Czekaj otworzę /zgrzyt klamki, skrzypienie zawiasów. Głos z podwórza wzmocniony przy pomocy blaszanej tuby :... ...-raszamy wszystkich do świątyni Ósmego dnia. A teraz wysłuchajcie brata Thorna Drugi głos z podwórka: bracia i siostry: bóg, którego czciliśmy prawie cztery tysiące lat odwrócił się od nas. Tak! Rozejrzyjcie się dookoła, popatrzcie, co się dzieje z naszym świateM I nie słuchajcie tych którzy winą za to obarczają was samych. To nie jest wasza wina! Nie macie sobie nic do zarzucenia, wierzcie mi. Nie szukajcie w sobie winy, zwróćcie oczy ku temu, który was nie zawiedzie. Bo szatan jest z nami ! był zawsze, będzie a teraz jest bliżej niż kiedykolwiek. Czcijmy go, a być może .../odgłos zamykanego okna/. T: Jeszcze jeden wariat. Zresztą może i nie wariat ? M: Luiza mówiła mi ... T: No, ciekaw jestem, co też takiego mądrego mogła wymyślić ta kretynka ? daj mi spokój. Idę. zadzwoń do Martina i ... M: Przecież prywatne telefony od tygodnia nie działają. T: Racja ... no to nic. Może uda mi się zadzwonić od Petera. Idę. *** / Ulica, kroki przechodniów, z rzadka przejeżdżających samochodów/ Tom: dzień dobry, Joel. Joel: A-a-a ... Witam! Co tak późno? T: E! Parszywy dzień. Wszystko się rwie, drze i psuje. Od samego rana jestem wściekły jak wszyscy diabli. W skroniach mi łupie ... tobie to dobrze - siedzisz w budzie, gazetki - śmietki i spokój. Daj mi przegląd i sznurowadła. J: Tom dobrze się czujesz? T: Dlaczego pytasz? J: Ni-i-c... tak... T: O co ci chodzi? Nie możesz powiedzieć? J: Jakiś blady jesteś. Tak mi się powiedziało. T: Niby jak mam wyglądać? Trzydzieści cztery lata. Jeszcze trochę i-i- i.../gwizdnięcie/. Do góry! Zresztą dzisiaj jakiś facet pod moim oknem wrzeszczał, że na górze zwolnił się etat. Podobno trzeba się zwrócić ku dołowi, che-che! J: Przestań się zgrywać. Dowcip zawsze miałeś cienki, a twój cynizm nie jest wart kawałka dwudniowego papieru. Znam się trochę. Masz swoją gazetę i sznurowadła. T: Dziękuję ...ChghyM..Dobra, pójdę już... O! ... O rany... /upadek ciała / J: Tom! /szybkie kroki, otwieranie drzwi trafiki/. Biegnij po policjanta, tam stoi, na rogu. Niech sprowadzi pogotowie. Szybko!... ToM... *** Lekarz: Zabierzcie ciało. Joel: Panie doktorze, co to było? To ja wezwałem pogotowie, jestem jego przyjacieleM..ByłeM.. Nazywam się Joel Brady. L: Ile lat miał pana przyjaciel? J: Prawie trzydzieści cztery. L: No to po co pan pyta? W tym wieku wylew... J: To straszne. Wydaje się, że nie tak dawno biegaliśmy do parku podrywać dziewczyny a tu... L: No, rzeczywiście nie było to dawno. Kiedyś... J: Co kiedyś ? L: Aaa taM.. .../trzask zapalanej zapałki, odgłos zapalanego papierosa/. Mam w swojej biblioteczce taką książkę... Stary podręcznik fizjologii, ma jakieś dwieście lat. I taM.. J: Bzdura! Przecież papier wytrzymuje najwyżej rok a i to specjalne gatunki. Ma mnie pan za durnia L: Po co te nerwy? Chce pan skończyć jak kolega ? J: PrzepraszaM Ale jak ona przetrwała tyle lat? Inny papier? L: Nie- e taM.. skąd. Przecież wszystko się rozsypuje bez względu na datę wykonania. Słyszał pan że Sfinks się rozsypał? A przecież wytrzymał tyle tysięcy lat, nie? Totalna erozja. A tę książkę miał mój ojciec, kopiował ją co dwa lata, to wystarczyło a ja muszę to robić co pół roku, chociaż sam nie wieM Tak samo jak nie wiem po co to panu mówię. J: Ale co jest w tej książce? Dlaczego jest taka ważna ? L: Teraz tym bardziej mi pan nie uwierzy. Piszą tam, że przeciętna długość życia wynosi sześćdziesiąt lat i że kilkadziesiąt lat wcześniej ludzie żyli ponad siedemdziesiąt lat. A teraz? J: Panie doktorze! Pan mnie nie buja ? Przecież to nie do uwierzenia. L: Po co miałbym to robić? J: A może to jakaś bujda ? L: E tam! Mój ojciec był chirurgiem, nie dałby się nabrać. Zresztą ja też nie widzę powodu by człowiek nie miał żyć przynajmniej do pięćdziesiątki J: No to dlaczego nie żyjemy tyle. Co kto jest temu winien ? Kto - na boga - nas tak urządził?! L: A żebym ja to wiedział... *** Komputer /równy metaliczny głos/: procedury lądowania zakończone. Uszkodzenia i awarie : powłoka zewnętrzna - zero, kompleks napędowy - zero, blok sterujący ... Harvey: dane o warunkach na zewnątrz! K: Dane podaję w odniesieniu do Ziemi. Grawitacja - zero osiemdziesiąt pięć, ciśnienie - zero dziewięćdziesiąt trzy, atmosfera - zero dwanaście, pole magnetyczne... H: Dość. Słyszałeś Mitchel? Nie ma czym oddychać. Mitchel: To i dobrze inaczej roiłoby się tu od ziomków. H: A ty skąd miałeś dane ? M: Przecież mówiłeM Z biblioteki na Seforze. H: A idź ty ! Przecież nikt nie traktuje serio tych półkul pokrytych pismem fikcyjnych Seforytów M: Nieprawda. Ja. H: Daj spokój. Akurat ci wierzę. W połowie trzydziestego drugiego wieku można bez cienia wątpliwości określić wiek dowolnego przedmiotu. Udowodniono ponad wszelką wątpliwość, że znaki na przekrojach kul powstały nieco ponad ćwierć wieku temu, a to znaczy, że Kruel wyrył je sam podczas powrotu na Ziemię i nikt mnie nie przekona, że jest inaczej. M: Ależ nikt cię nie przekonuje! H: A ty. Nie wolałbyś abym był twoim sojusznikiem? M: To mi jest obojętne. Pracujesz dla pieniędzy, to motywacja dobra jak inne. Wystarczy mi, że ja mam inne powody. H: O właśnie! To mnie interesuje najbardziej. Dlaczego ty tu przyleciałeś? Tylko mi nie mów, że z twoją forsą nie mogłeś odbyć ciekawszej wycieczki. Wystarczy przeczytać foldery ... M: Nie czytam folderów. H: Racja. Masz od tego kilku absolwentów Prichton. M: Harvardu. Mają szersze spojrzenie i rzadko ulegają iluzjoM H: Gratuluję. jeśli to oni natchnęli cię wiarą w te ...chi-chi... syforyty, że tak powiem ... chi-chi... N: Dowcipny. Jedną z cech ludzi ograniczonych jest szydzenie i wykpiwanie rzeczy, których nie rozumieją.... H: / kończy zdanie/ ...do których nie dorośli i tak dalej. Zgoda. Nie mam szerokiego spojrzenia i ulegam iluzjoM Właśnie dlatego staram się nie wierzyć w te bzdury Sefory. M: A co o nich wiesz? H: Co ? No dwadzieścia parę lat temu Kruel przywiózł kupę tych półkul z odkrytej przez siebie Sefory. Twierdzi, że odkrył tam bibliotekę. Prócz tych półkul widział jakieś grobowce, kilka trucheł, ale wszystko się rozsypało. Przywiózł tylko wyryte w kamieniu legendy Seforytów, tak twierdzi. M: Wszystko się zgadza uzupełniam : Większość tych legend poświęconych jest PatrakoM Według Seforytów są to istoty, które stworzyły nasz świat. Wszechpotężne, nieograniczone czasem ani przestrzenią. Kreatorzy Uniwersum H: Już chociażby to znakomicie dowodzi jak bzdurne są to historyjki. M: A niby dlaczego? Jeśli wierzysz w praeksplozję, w Big Bang to dlaczego nie miałaby to być eksplozja sterowana i zainicjowana przez Patraków ? H: Tak nie dojdziemy do niczego. Ale mów. Nie idę jeszcze spać. M: Mało kto mógłby z tobą konkurować w dziedzinie cienkiej drwiny. Ech ty!...słuchaj więc dalej. Jedna z legend zaczyna się od zdania: "Było tak, że nie było nic. Aż Patrakowie stworzyli Godmol. I był już czas, było Kiedyś i dziś i miało być jutro. Stało się Wszystko". H: No-no ? to ładne. I co dalej? M: nic. Przeczytałem wsystkie legendy i zlokalizowałem Godmol. Powinien być tu chcę go znaleźć. H: Ale co to jest Godmol? M: Ojciec czasu. Urządzenie wytwarzające czas. H: Pf-f-f-f-f-u...no to doczekaliśmy się Ta-a-k... Komputer! Podaj definicję słowa "czas" K: Konieczne sprecyzowanie: czas efemeryd, czas gwiazdowy, czas lokalny czas portowy, czas słoneczny prawdziwy?... H: Stop! Jak się określa czas w filozofii ? K: Pojęcie niezdefiniowane. H: Próby definicji? K: Forma bytu materii. Jej atrybut. W mechanice relawistycznej czwarta współrzędna czasoprzestrzeni, w której zachodzą wszystkie zjawiska fizyczne. Czas istnieje obiektywnie i jest nierozerwalnie związany z ruchem materii. M: Komputer stop! To nie ma sensu. Nie przekonasz mnie : od szesnastu lat siedzę w fizyce i nie znalazłem w niej niczego ... H: A to że czas istnieje obiektywnie ? Komputer... M: Komputer powtarza to co wpakowali weń ludzie. H: No jeśli tak podchodzisz do sprawy... M: Dajmy spokój. chyba ci nie przeszkadza, ze będziesz szukać coś co twoim zdaniem nie istnieje ? H: Oczywiście że nie, ale szkoda że chcesz przerwać naszą rozmowę, mam cię na widelcu M: To fajnie. Obaj jesteśmy więc zadowoleni H: Obaj? A ty dlaczego się cieszysz ? M: Bo ja mam dowód. H: Na istnienie Godmola ? ja też o! To świetny zegarek, kupiłem go tuż przed odloteM A skoro są zegarki musi istnieć czas, skoro jest czas - musi być jakiś jego generator. M: Głupiś. Mam dowód potęgi patraków, pośredni dowód istnienia Godmola. Zobacz. H: Ta kuleczka ? Zaiste... . M: Kruel znalazł ją w jednym z grobowców. Kupiłem ją za ciężkie pieniądze. To tworzywo podobne do ziemskich polimerów, nic rewelacyjnego ale pomimo nieciekawej budowy - i tego nie można w żaden sposób wyjaśnić - jest absolutnym akumulatoreM Podgrzana do jakieś temperatury oddaje tę samą ilość ciepła po dowolnym czasie. Po pobycie w polu magnetycznym staje się magnesem, podłączona do prądu ładuje się jak najlepszy akumulator. To jeszcze nie wszystko - wpakowałem w nią całą pamięć Komputera Państwowego. Zmieściła się. Proste urządzenia ściągają z niej wszystko, co się w nią ładuje. Można ją jednocześnie podgrzewać, ładować prądem zapisywać informację i tak dalej. Żadnych strat. H: Interesujące. M: Popatrz jak oddaje energię mechaniczną /w pomieszczeniu zaczyna się rozlegać regularnie powtarzający się odgłos - rytmiczne uderzanie kuleczki/ H: To... to ... niemożliwe ona nie może tak latać ! M: Zapewniam cię, że może. Kruel powiedział, że kuleczka fruwała po komorze, w której ją znalazł w taki właśnie sposób : między podłoga a sufitem, ruchem jednostajnym pokonując tę odległość, choć ciążenie jest tam większe niż na Ziemi. Być może fruwała tak kilka tysięcy lat. Co ty na to? H: ... odmawiam odpowiedzi. Po raz pierwszy w życiu wydaje mi, się że cokolwiek powiem wyjdę na durnia. Pas. Ale w Godmol i tak nie wierzę M: No to idziemy spać. jutro zaczniemy szukać, właściwie :ty zaczniesz. Przy okazji mam do ciebie prośbę propozycję. Dowiedziałem się że jesteś jednym z niewielu we flocie dalekiego zwiadu nadwrażliwceM Chciałbym żebyś dał się wprowadzić w trans i wspomagał w ten sposób aparaturę. Jeśli się nie zgodzisz - trudno. ale za każdą minutę w transie płacę podwójnie. H: Ładnie mnie załatwiłeś normalni nie zgodziłbym się ... ale skoro już tu jestem i mam szukać to oczywiście zgadzam się. Dobrze.. zaczynamy rano ? M: Jasne N: No to dobranoc. Wyłącz tę kuleczkę bo jeszcze mi w nocy wybije oko. /stukot ustaje/ M: Już. Możesz spokojnie chodzić na nocniczek. *** H: Mitchell! Zgłoś się! / Głos z radiostacji/: M: JesteM Co się stało ? Dlaczego nie zgłaszałeś się przez trzy godziny? H: Czekaj ! ubieraj się i leć do mnie, włączam namiar, a po drodze opowiem ci wszystko, nie stracisz w ten sposób czasu. M: Dobrze, ale ... powiedz :znalazłeś ? H: Chyba tak. Słuchaj, trafiłem na miejsca gdzie zanikły fale radiowe, coś je tłumiło, dlatego nie mogłem się z tobą porozumieć, a czujniki były martwe, miałem cholerne szczęście. W każdym razie rozgrzebałem tę łachę piasku i znalazłem tam schody... M: Jakie schody ? H: Zwykłe kamienne schody. A na ich końcu drzwi. M: Ty draniu ! otworzyłeś je beze mnie ? / szmer drzwi, sygnały kilku urządzeń, odgłos pracy silnika/ H: Oczywiście. Jestem odpowiedzialny za jakościowe wykonanie zlecenia. Lepiej słuchaj dalej : drzwi otworzyłem bez problemu - były w nich trzy otwory, wsadziłem jeden palec i rozsypały się dosłownie znikły w oczach. Za nimi jest korytarz nietypowy w kształcie - owal. Dość niewygodnie się po nich idzie, trzeba się pomęczyć jakieś trzydzieści metrów i znowu są takie same drzwi, też się rozsypały. A za nimi zobaczyłem najgęstszą z możliwych ciemność. zobaczysz sam, wygląda jak...cholera nie wieM.. jak sztuczna czy co? Niesamowita. Zostawiłem w korytarzu robota, zabezpieczyłem się liną i wszedłem w ten kisiel. Po dwóch krokach nagle zrobiło się jasno i okazało się, że jestem prawie piętnaście metrów od wylotu korytarza, rozumiesz? Jakaś kurtyna ? Nie wiem ... Odwróciłem się i zobaczyłem chyba coś, czego szukasz, bo nie widzę innego wyjścia - coś tak bez sensu... M: Zatłukę cię bydlaku. Gadaj : co tam jest? H: To jest sala w kształcie półkuli, w najwyższym miejscem ma za sześćdziesiąt metrów. Nie pytaj mnie jak to się stało że zszedłem pod ziemię cztery do pięciu metrów a znalazłem się w pomieszczeniu dziesięciokrotnie wyższyM Musisz tu sprowadzić swoich harwardczyków nie ulegających iluzjom, hy-hy! H: Zamknij się i... gadaj! H: Zdecyduj się bo jestem w rozterce. Dobra - mówię. w każdym razie od dołu ku górze rozciągają się tam przezroczyste rury, po których pędzą różnokolorowe kule. Czasem mają ten sam kolor wszystkie, a chwilę później rozsypują się na wszystkie możliwe barwy, albo stają się mleczne prawie niewidzialne. A rury prowadzą w najprzeróżniejszych kierunkach - od sufitu do podłogi, od ściany do ściany, od podłogi do ściany i o ścian do sufitu. Niektóre wychodzą z podłogi na przykład i wracają do niej, a kilka chyba w ogóle wisi tworząc jakieś powyginane pętle. czasem rury są całe zapchane kulami a czasem tworzą się pomiędzy nimi odstępy - pół metra, metr nawet dwa. W sumie - kapitalny widok. I cały czas słychać cichutki dźwięk - coś jakby mała metalowa kuleczka turlała się po kryształowej misie, albo ... hej! Widzę cię! Przyhamuj trochę, bo zaryjesz w piach. Uważaj! /Silniki zmieniają ton, kilka dźwiękowych sygnałów / M: Spokojnie... / dźwięk otwieranych drzwi skrzypienie piasku pod stopami/ M: Gdzie to jest ? Prowadź / kroki na schodach / H: O tu były drzwi. Czekaj, pójdę pierwszy. M: Odsuń się ! H: Proszę bardzo / głuchy odgłos podwójnych kroków w korytarzu / H: Dlaczego stoisz? Śmiało, to tylko ciemność ...no i co? / stały odgłos podobny do dźwięku wydawanego przez turlającą się po szklanej misie metalowej kulki / M: Pięknie H: Ale czy to jest twój Godmol M: To musi być Godmol H: To co teraz? Dalej wierzysz, że to "produkuje" czas? Niby jak? Te kulki w rurach? M: A jak twoim zdaniem ma wyglądać prawdziwy emiter czasu ? H: Dobrze -dobrze. Masz rację nie wieM M: Mam rację / zaczyna mówić wolno, cedzi słowa przez zęby /. Mam rację. We wszystkim mam rację. Więc teraz go załatwię. H: Co chcesz zrobić ?! M: Spokojnie Harvey! Twój promiennik jest już wyładowany! H: Coś ty wymyślił? Zwariowałeś, Mitchel? Schowaj tego gnata ! M: Załatwię go. Zniszczę. H: Po co ? przecież to jest bez sensu. posłuchaj ... M: Nie ruszaj się ! / syk, cicha eksplozja /. Następnym razem walnę w ciebie, ostrzegaM Tak, tak właśnie stój. Wyjaśnię ci co mnie gnębi. Chcesz? Dobrze ... gdy pierwszy raz przeczytałem, że istnieje ojciec czasu odniosłem się do niego sceptycznie, mniej więcej jak ty. Ale powoli przekonywałem się, szczególnie pomagała mi ta kuleczka - akumulator. Dlatego postanowiłem odnaleźć Godmol i zniszczyć go. H: Tego to już zupełnie nie rozumieM Zwariowałeś, Mitchell. Połóż ten cholerny promiennik i wracajmy na statek. Co? M: Przestań się wygłupiać. Rozważałem swój pomysł na wszelkie możliwe sposoby i między innymi zacząłem się podejrzewać o psychoodchylenia. Poddałem się badaniom u kilku ziemskich znakomitości. Z punktu widzenia psychiatrii wszystko jest w porządku. Po prostu mam nieszablonowe podejście do sprawy. H: Nieszablonowe podejście!! Sfiksowałeś i tyle. Weź się w garść chłopie. Nie jesteś oryginalny tylko nienormalny. M: Nieprawda. Chcę go zniszczyć i mam ku temu powody. pierwszy czysto poznawczy - chcę sprawdzić czy to rzeczywiście Godmol, Ojciec Czasu. Jeśli się pomyliłem to nic się nie stanie. Ale jeśli nie to pomyśl jakimi gównami jesteśmy wobec Patraków ? Brak mi porównania. I tu jest drugi powód - nie mam zamiaru żyć w przeświadczeniu, że byle Patrak może tu wrócić i byle kichnięciem przestawić cały nasz wszechświat. H: No dobrze. A co będzie jeżeli to jest rzeczywiście Godmol ? Wyłączysz czas i co ? M: Dokładnie nie wieM Albo wszystko od razu się rozsypie, albo - w co bardziej wierzę - wszystko się rozsypie ale wolno stopniowo. H: Jak to? M: Wyobraź sobie piórko utrzymywane w powietrzu prze podmuch z wentylatora. Gdy go wyłączysz, piórko jeszcze jakiś czas będzie wisiało utrzymywane podmuchem, docierającym do niego mimo, że źródło jest wyłączone. Tak to sobie wyobrażaM Wszechświat ulegnie zniszczeniu, ale stopniowo z różną prędkością- jedne rzeczy ulegną rozpadowi wcześniej inne później, coś tam się będzie rozsypywało szybciej coś tam wolniej. A może i nie ? może nastąpi eksplozja albo implozja. Nie mam pojęcia. H: A ludzie ? pomyślałeś o miliardach ludzi ? chcesz ich wszystkich zabić. M: Co: "ludzie"? ludzie to również ja. Im może i jest wszystko jedno, ale ja muszę wiedzieć ! kościół i tak zwana nauka wbijały nam przez kilka tysięcy lat do głów, ze jesteśmy wyjątkowi, jedyni, niepowtarzalni. I ja mam nagle z tego zrezygnować|? Zgoda ale zabawię się przy tyM H: IdiotyzM Kto cię upoważnił do decydowania o losach Ziemi, Wszechświata. M: A więc wierzysz że to Godmol? He-He! H : Nie wierzę ale nie można ryzykować !to może być co innego, możesz wysadzić w powietrze całą planetę! M: To mnie nie interesuje. H: A przecież jeśli nastąpi eksplozja to nawet nie będziesz o tym wiedział. I cała zabawa przestaje mieć jakikolwiek sens. M: No to w każdym razie nie będę pyłkiem strzepniętym z podeszwy jakiegoś cholernego Patraka. H: To wszystko... M: Cisza! Zakończyliśmy dyskusję. Wychodzimy ty pierwszy. H: Jak chcesz. Ha-e!!! /chwila szarpaniny, tępe uderzenie, upadek ciała na posadzkę. Chwila ciszy/ M: Ty ciężki frajerze ! zbawca ludzkości za trzy grosze. E-ech! Nie chcesz pomagać - to nie, ale przynajmniej nie przeszkadzaj. /odgłos wleczonego po posadzce ciała /. Ale chcę żebyś zobaczył wybuch mojej bombki. Razem będziemy oglądać koniec wszechświata. To będzie piękne widowisko. *** M: Harvey, nie chcesz patrzeć w ekran ? Za pięć sekund wybuch. H: Odczep się, ty kretynie /wysoki świdrujący dźwięk, długi cichnący huk/ M: No i widzisz? Żyjesz. Przynajmniej na razie. Niepotrzebnie się tak podniecałeś, strach przed śmiercią nie powinien pozbawiać człowieka zdolności racjonalnego myślenia. H: Poczekaj! W końcu mnie uwolnisz, wtedy się policzymy! H: A uwolnię, uwolnię! Jak tylko się przekonam, Ze zniszczyłem Godmol albo że się pomyliłeM W obu przypadkach przyszłość przestaje mnie interesować. H: To tylko jeszcze jeden dowód na to że jesteś chory. Chory! M: Tak-tak. H: A poza tym wydaje mi się że już wszystko się wyjaśniło. Nic się nie dzieje, nic się nie sypie, nic się nie rozwala. Więc mnie rozwiąż a z całą przyjemnością obiję ci mordę. M: Spokojnie... Przypomnij sobie moje piórko nad wentylatoreM H: Obłęd. Zupełny ob.... M: Komputer! Szczegółowa analiza otoczenia. Porównanie z danymi z przed pięciu minut. Podaj wszystkie różnice. /Głos komputera przerywany trzaskami, zgrzytami, gwizdami./ Komputer: KoM..koM..pu-ter-ter po-po...po-raturi...ne zano...tował-ła żadnem zmian-ny... M: Komputer! Co się dzieje? Awaria ? odpowiadaj! K: Nie... a-a-wari... obwo-dy ...są zeata-zestarza...łe proces-starz- rzenia ... pro-o-oces sta-ta... rzenia... M: Proces starzenia?! Ch-cha-a-a ...starość! Jest! Tak! Tak! Wszystko będzie się starzeć, rozwalać, rozsypywać, łamać... H: Mitchel! Uspokój się! Mitchel ty kanalio! Rozwiąż mnie. Rozwiąż mnie ty, cholerny draniu! M: ...rozwalać! Rozsypywać!.. Rdzewieć i gnić! Cha-ch-cha...Starzeć... H: Mitchel! Mitche-e-e-e-el!!!