Wiktor OSIATYŃSKI w kręgu mitu amerykańskiego Wiktor Osiatyński (ur. 1945) podczas studiów na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego specjalizował się w zakresie historii doktryn politycznych i prawnych. W 1967 r. otrzymał nagrodę Rektora UW za pracę magisterską poświęconą koncepcjom politycznym J. F. Kennedy'ego. Od kilku lat pisuje artykuły z różnych dziedzin nauk społecznych, m. in. na łamach „Miesięcznika Literackiego", „Współczesności", „Kultury" i „Polityki". Większość z nich dotyczyła dziejów myśli społeczno-politycznej, zwłaszcza amerykańskiej. Dotychczasowe dociekania na ten temat autor zebrał w niniejszej książce, która przedstawia źródła i przemiany amerykańskiej r.xitoIogii społeczno-politycznej od pierwszej połowy XIX w. po lata ostatnie. OSIATYŃSKI W KRĘGU MITU AMERYKAŃSKIEGO Wiktor OSIATYŃSKI w kręgu mitu amerykańskiego PAŃSTWOWY INSTYTUT WYDAWNICZY Okładkę i kartę tytułową projektował MACIEJ URBANIEC 27922 .Akc. ? n PRINTED IN POLAND Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1971 r. Wydanie pierwsze Nakład 5000 + 290. Ark. wyd. 15,5. Ark. druk. 22 Papier ra/gł. ki. III 70 g z form. 74 X 90/32 Oddano do składania 27 lutego 1971 r. Podpisano do druku w lipcu 1971 r. Druk ukończono w październiku 1971 r. Drukarnia Wydawnicza Kraków Nr zam. 577/71 M-018-1080 pena zł 25.— - " Rodzicom poświęcam \ V \ WSTĘP \ Przed pięćdziesięciu z górą laty, w 1917 ?., najzupełniej przeciętny obywatel amerykański, nikomu nie znany urzędnik Izby Reprezentantów William Tyler Page napisał następujące słowa: „Wierzę w Stany Zjednoczone Ameryki jako rząd ludu poprzez lud i dla ludu, w których władza wywodzi się z woli rządzonych; wierzę w demokrację w republice; wierzę w suwerenny naród, składający się z suwerennych stanów; w doskonałą unię — jedną i niepodzielną — założoną w oparciu o te zasady wolności, równości, sprawiedliwości i humanitaryzmu, za które patrioci amerykańscy poświęcali swoje życie i dobytek. Wierzę zatem, że moim obowiązkiem wobec kraju jest kochać go, udzielać wszelkiego poparcia jego Konstytucji, przestrzegać jego praw, szanować flagę oraz bronić go przed wszelkimi wrogami." \ Słowa te weszły do historii jako wyznanie wiary Amerykanów (Americans' Creed). Powstało ono niedługo po zakończeniu ważnego okresu historii niepodległych Stanów Zjednoczonych, gdy różne grupy etniczne połączyły się we względnie jednolity naród, żyjący na określonym i zamkniętym terytorium, zaczynający odgrywać coraz ważniejszą rolę na arenie międzynarodowej oraz złączony wspólnymi instytucjami społeczno--politycznymi i wspólną ideologią. Wyznanie wiary odzwierciedlało tę dominującą ideologię: powszechną wiarę w doskonałość amerykańskiego systemu społecznego i instytucji politycznych. Wiara ta 7 powstawała i utrwalała się w pierwszym okresie historii USA, a potem odgrywała olbrzymią rolę w dalszym rozwoju kraju. W nowożytnych społeczeństwach powszechnie uznawane idee, dotyczące hierarchii wartości społecznych, władzy, instytucji politycznych i całego życia społecznego, zdają się spełniać podobną funkcję co mitologia w społeczeństwach dawniejszych. Są one czynnikiem integracji społecznej, a przez to jednym z gwarantów trwałości społeczeństwa, choć czasem, gdy stają się zbyt sztywne, mogą utrudniać postęp. Każde społeczeństwo potrzebuje ideologicznych czynników integracji. Czynniki takie kształtują się w procesie historycznego rozwoju, a ponieważ proces ten przebiegał różnymi drogami, mitologia społeczno-polityczna każdego kraju — mimo licznych podobieństw — ma swoisty i odrębny charakter, którego źródeł można doszukać się właśnie w historii. W niniejszej książce zajmiemy się niektórymi źródłami, przemianami i konsekwencjami mitu amerykańskiego — zbioru przekonań Amerykanów na temat ich własnego społeczeństwa. W rozważaniach tych będziemy się opierać w głównej mierze na — przeważnie niezbyt powszechnie u nas znanej ?— amerykańskiej literaturze historycznej, społecznej i politycznej, gdyż w niej właśnie najgłębiej odzwierciedla się istota mitu amerykańskiego, jego swoistość i odrębność. Wyodrębnienie w książce części zatytułowanych „Tradycje" i „Współczesność" w żadnym wypadku nie ma sztywnego charakteru. Każde społeczeństwo jest silnie osadzone w historii, a społeczeństwo amerykańskie, mimo że jest młode, a raczej właśnie dlatego że jest młode, wydaje się osadzone w swej historii jeszcze mocniej niż inne. W dziejach Stanów Zjednoczonych można znaleźć wiele problemów wciąż jeszcze nurtujących społeczeństwo amerykańskie. Wydaje się nawet, że bez znajomości historii USA nie sposób w ogóle współczesnej Ameryki zrozumieć. Dlatego też i w ostatniej części pojawią się rozważania historyczne, zwłasz- 8 cza wówczas gdy będą one służyły wyjaśnieniu współczesności amerykańskiej. Książka ta nie pretenduje do rangi pełnego i systematycznego wykładu z dziedziny amerykańskiej mitologii społeczno-politycznej. Poruszane w niej sprawy raczej krążą wokół tej problematyki. Niektóre, czasem nawet niezwykle istotne kwestie — jak na przykład wpływ i znaczenie religii czy też rola okresu kolonialnego lub wojny domowej w kształtowaniu mitu amerykańskiego oraz wiele innych — zostaną tu potraktowane jedynie marginesowo, głównie ze względu na konieczność pogłębienia studiów nad tymi problemami. Wszystkie zaś konstrukcje przedstawione w tej pracy mają charakter spekulatywny o tyle, o ile nie były poddane bezpośredniej konfrontacji z rzeczywistością amerykańską. Jest to zarazem główną przyczyną niepokoju, z jakim oddaję tę książkę w ręce Czytelników. Warszawa grudzień 1970. W. O. CZĘSC I TRADYCJE Rozdział I FUNDAMENTY WIARY Wierzyli w postęp. Przez to pojęcie rozumieli coraz doskonalsze wykorzystywanie bogactw naturalnych w celu zaspokojenia swych potrzeb. W skali ogólnospołecznej postęp ten wyrażał się w najbardziej widocznym kształcie w rozwoju produkcji dóbr; w skali indywidualnej — we iwzroście zamożności obywateli. Wierzyli więc, że całyjpostęp jspołeczny można sprowadzić do-postępu technologicznego, że świat, w którym będzie więcej coraz doskonalszych dóbr, z natury rzeczy będzie światem lepszym. Nie mieli wątpliwości, że wszystko, co stoi na przeszkodzie rozwojowi produkcji i wzrostowi bogactwa, powinno zostać usunięte lub przynajmniej poważnie ograniczone. Z tej perspektywy spoglądali na całą organizację społeczeństwa, system wartości oraz norm moralnych i obyczajowych. Wierzyli, że siłą napędową postępu jest konkurencja, wyzwalająca z. ludzi energię, inicjatywę i przedsiębiorczość. Byli przekonani, że z dążenia do realizacji własnych, indywidualnych interesów nieuchronnie muszą wynikać pozytywne rezultaty ogólnospołeczne. Z wiarą w skuteczność konkurencji szedł więc w parze indywidualizm, w samej jednostce upatrujący źródła jej sukcesów lub niepowodzeń. Warunkiem dopuszczenia do konkurencji, a przez to także motorem postępu była wolność. Zaczynała się ona od wolności osobistej, oćbodrzucenia więzów narzuconych jednostce przez silniejszych, więzów 13 ustalających stałe i niezmienne miejsce człowieka w społeczeństwie. Prowadziła poprzez wolność polityczną, oznaczającą brak dowolnie stosowanego przymusu ze strony silniejszych grup społecznych oraz państwa, aż do wolności ekonomicznej, którą było prawo swobodnego zawłaszczania dóbr i bogactw przez przedsiębiorczą jednostkę. Drugim warunkiem skutecznej konkurencji była równość. Decydowała ona o dopuszczeniu do współzawodnictwa, nie mogła jednak z góry przesądzać jego wyników. Różnice materialne miały być nagrodą za różne zasługi, toteż przyjęli koncepcję równości konkurencyjnej (competitive eąuality). Sprowadzała się ona do równych szans na starcie. Równe szanse to nie tylko wolność osobista, lecz także równe prawa polityczne dla wszystkich. Te przejawiały się w dwóch sferach: równego udziału wszystkich w stanowieniu prawa, czyli w podejmowaniu decyzji dotyczących wszystkich, oraz równego stopnia ochrony prawnej i równych praw dla wszystkich, czyli braku trwałych, prawem określonych przywilejów i dyskryminacji poszczególnych jednostek lub grup. Taka równość miała sprzyjać wolności, natomiast pełna równość ekonomiczna mogłaby naruszać wolność i stawać na przeszkodzie postępowi — toteż do postulatów pełnego egalitaryzmu ekonomicznego odnosili się od początku niechętnie. Wierzyli w doskonałość instytucji społeczno-politycznych, które umożliwiały konkurencję ekonomiczną, nie uznawały trwałych przywilejów i gwarantowały równość polityczną, a przede wszystkim nie naruszały wolności. Świadomi doświadczeń europejskich największą groźbę dla wolności upatrywali we władzy państwowej; toteż z zadowoleniem spoglądali na rozdział władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej, które miały iwzajemnie się równoważyć, oraz na podział władzy między rządami stanowymi a rządem federalnym. Ten 14 drugi miał powstrzymywać pierwsze w sytuacjach, gdyby naruszały one indywidualne prawa jednostek. Żaden rząd nie miał więc być mózgiem lub sercem organizmu społecznego, lecz obrońcą praw obywatelskich, spośród których najważniejszymi prawami były życie, wolność i dążenie do szczęścia, przy czym w praktyce szczęście utożsamiano z bogactwem. Źródłem i granicą władzy publicznej była zgoda rządzonych, wyrażająca się w woli większości, która to większość wybierała członków organów państwowych, a władza tych organów ponadto była ograniczona czasowo. Cały zaś system miał chronić jedne grupy przed potęgą innych, dając wszystkim równy udział we władzy i nie dopuszczając do dominacji jakichkolwiek interesów partykularnych. f Wszystkie te ideały wolności, równości, indywidualizmu, przedsiębiorczości konkurencyjnej oraz postępu ekonomicznego zawarli w pojęciu, które stało się kluczem do mentalności tego narodu, w pojęciu „demokracji". Ameryka stała się dla nich, i nie tylko dla nich, uosobieniem demokracji, a demokracja ?— symbolem doskonałości. Mimo braku hierarchicznych tradycji feudalnych demokracja nie od razu zatriumfowała za oceanem. W koloniach prądy demokratyczne ścierały się z teokratycznymi próbami zaprowadzenia hierarchicznych i arystokratycznych porządków. Antydemokratyczny charakter miały też rządy gubernatorów brytyjskich i właścicieli kolonii. Dopiero wojna o niepodległość pozbawiła ich twładzy, ziemi i majątków, ustanawiając w 'miejsce kolonii niezależne stany, które miały się rządzić demokratycznymi zasadami. Deklaracja Niepodległości z 1776 r. z naturalnej równości wszystkich ludzi wyprowadzała nienaruszalne prawa do życia, wolności oraz dążenia do szczęścia. Demokratyczny charakter .miało także rozszerzenie zakresu czynnego prawa wyborczego po wojnie o niepodległość, cho- 15 ciąż utrzymano jeszcze majątkowy cenzus wyborczy .J?iexwsze dziesięć pop-rawek do Konstytucji nazywane Kartą Praw (Bill of Rights), gwaj^nlujle-wolnośćjsłowaj zgromadzeń, sumienia i drukii oraz równość wobec prawa i ustanawiając sądy przysięgłych, było dalszym krokiem na drodzeTću demokracji. Jednakże praktyka polityczna Stanów Zjednoczonych w pierwszym ćwierćwieczu po zdobyciu niepodległości w dalszym ciągu odbiegała od rzeczywistej demokracji. Dominujące wpływy polityczne miała koalicja bogatych kupców i bankierów z Północy oraz plantatorów z Południa skupionych w obozie tzw. „federalistów". Sprzeciwiali się oni zbyt daleko idącej demokratyzacji i dążyli do umocnienia kontrolowanej przez siebie władzy centralnej. Konserwatywni federaliści odegrali decydującą rolę w procesie przygotowywania Konstytucji Stanów Zjednoczonych z 1787 r.,"~Tctóra w porównaniu z Deklaracją""?epodległości miała dużo bardziej zachowawczy charakter. Coraz bardziej konserwatywne stawały się też rządy dwóch pierwszych prezydentów USA — George'a Washingtona i Johna Adamsa. W opozycji do federalistów powstała pod kierownictwem twórcy Deklaracji Niepodległości Tomasza Jeffersona (nie było go zresztą wśród sygnatariuszy Konstytucji) Partia Republikańsko-De-mokratyczna, reprezentująca koncepcje umiarkowanej demokracji. Partia ta uzyskała silne poparcie różnych grup społecznych, pozostających w opozycji wobec elitarnej koalicji federalistów, i odniosła zwycięstwo w wyborach prezydenckich w 1800 r. Nastąpiło dalsze rozszerzenie praw wyborczych, choć nadal nie zlikwidowano w pełni cenzusów majątkowych. Zwycięstwo republikańskich demokratów zniszczyło federalistów. W tej sytuacji elitarne grupy kapitału i plantatorzy z Południa zaczęli }« poszukiwać możliwości zdobycia wpływów w samej partii założonej przez Jeffersona. W efekcie już wokół prezydenta Jamesa Monroe (1817-^1825), a zwłaszcza Johna Quincy_ Adamsa- (1825—1829) znowu skupiały śfęT konserwatywne elementy. Jednakże właśnie wówczas w pełni zaowocowały najbardziej doniosłe posunięcia polityczne z czasów prezydentury Jeffersona. Pierwszym było zakupienie od Francji w 1803 r. Luizjany, którą to nazwą określano podówczas obszary położone na zachód od rzeki Missisipi, a drugim — ułatwienie imigracji z krajów europejskich i naturalizacji nowo przybyłych w USA. W wyniku nabycia Luizjany zachodnia granica USA przesunęła się aż do Gór Skalistych, a obszar kraju powiększył się dwukrotnie: do 4,5 min km2. Rozległe obszary czekały na zagospodarowanie i osadników. Rozpoczął się okres ekspansji na Zachód i otwartości terytorialnej społeczeństwa, za którą w ślad szła otwartość ludnościowa i społeczna. Państwo amerykańskie w dużo mniejszym stopniu przypominało „terytorialnie" zorganizowany aparat przymusu. Nie tylko na Zachodzie, ale także na Wschodzie poszczególne społeczności lokalne musiały w maksymalnym stopniu uwzględniać interesy wszystkich swoich członków. Wymagało tego samo ich istnienie, każdy bowiem, komu nie odpowiadał ustalony porządek, mógł się niejako „wypisać" z dotychczasowej społeczności i iść dalej na Zachód, aż dotarł do miejsca, w którym znalazł zadowalające warunki oraz mógł mieć wpływ na kształt i decyzje grupy, do której „przystąpił". Na pograniczu i Zachodzie powstawanie nowych społeczności do złudzenia przypominało Locke'ow-ską umowę społeczną. Demokracja, zwłaszcza lo- eiecznością, a trwałość całego pań-o wymagała z kolei godzenia inte-ólnych stanów, co zadecydowało ji władzy na szczeblu federalnym. 17 W 1828 r. masy osadników z Zachodu w połączeniu z kupcami, spekulantami ziemią, politykami i innymi ludźmi, mającymi swoje żywotne interesy właśnie na Zachodzie, zadecydowały o wyborze do Białego Domu generała Andrew Jacksona. Rozpoczął się okres pionierskiej i egalitarnej demokracji, niekiedy nazywanej wręcz „demokracją plebejską". Przyspieszono proces likwidacji majątkowych cenzusów wyborczych także w starszych stanach na Wschodzie. Jeszcze w 1824 r. w wyborach prezydenckich brało udział tylko 27% dorosłych białych mężczyzn, w 1828 r. — około 55%, a w 1840 r. już 78%. Jednocześnie poważnie wzrosła liczba obieralnych stanowisk na szczeblu stanowym i lokalnym. Demokracja polityczna stała się faktem. W następnych dziesięcioleciach zwolennicy pionierskiej demokracji musieli jeszcze tylko pokonać plantatorskie Południe, które także starało się rozszerzyć swoją potęgę na Zachód, by po wojnie domowej ideały Jeffersona i jego następcy Abrahama Lincolna rozciągnęły się na cały obszar USA. Demokracja ta znalazła wyraz w instytucjach partyjno-politycznych, które w znacznej mierze przetrwały w zewnętrznej, organizacyjnej formie aż po dzień dzisiejszy. Tę Jacksonowską egalitarną demokrację, stworzone przez nią instytucje oraz kryjące się w niej niebezpieczeństwa opisał w łatach trzydziestych XIX stulecia najbystrzejszy obserwator życia amerykańskiego, młody arystokrata francuski Alexis de Tocquevillę. Pomińmy iwięc opis, polecając lek-turę*15emofcracji w Ameryce i żywiąc zarazem nadzieję, że wydawcjTjak najszybciej udostępnią znakomite dzieło polskim czytelnikom, i zatrzymajmy się nad przedstawioną wcześniej ideologią tej demokracji. Znajoma wydaje się wizja społeczeństwa, w którym równowaga rozdzielonych władz ma zabezpie- 18 czać dobro jednostek; w którym każdy jest wolny, a wolność ta jest przede iwszystkim prawem do wzbogacania się; w którym bogactwo narodu osiąga się dzięki konkurencji jednostek; w którym pa-' nuje równość polityczna, oznaczająca przede wszystkim równe możliwości wzięcia udziału w konkurencji ekonomicznej, i w którym wreszcie formą rządów ma być demokracja, nie tylko wyrażająca wolę iwiększości, ale także godząca wzajemnie równość z wolnością, z pewną przewagą tej ostatniej. Taką wizję społeczeństwa przedstawił tw-órca liberalnej myśli społeczno-politycznej. John Locke, a po nim rozwijali ją następni liberałowie wczesnego okresu: Blackstone, Milton, Smith, Ricardo i inni. Jest to obraz społeczeństwa kapitalizmu wolnokon-kurencyjnego, w którym drobni i średni posiadacze dominują zarówno pod względem liczebności, jak i pod względem łącznej wartości posiadanego majątku nad wszystkimi innymi grupami społecznymi. Społeczeństwa, w którym nikt w zasadzie nie może wzlecieć zbyt wysoko ani zbyt nisko upaść, toteż równość ekonomiczna nie jest tu problemem zbyt ważnym. Społeczeństwa, w którym władza ekonomiczna jest rozproszona, a więc rozproszeniu musi ulegać także władza polityczna, a przecież demokracja jest w pewnym stopniu rozproszeniem władzy. W sumie jest to obraz społeczeństwa o silnej klasie średniej w pierwszym stadium konkurencji kapitalistycznej, gdy wszyscy stający do konkurencji domagają się przede wszystkim wolności zawłaszczania, która z czasem, prowadząc do koncentracji kapitału, zniszczy tę formę kapitalizmu. O tym jednak stający do współzawodnictwa jeszcze nie myślą, gdyż każdy z nich ma nadzieję, że jemu przypadnie w udziale sukces, a stopniowy wzrost zamożności zdaje się te nadzieje potwierdzać. I takie właśnie było poza Południem społeczeństwo amerykańskie ^yP? narodom. ^ *la przełomie wie- gdy mówił, ze „świat musi zosk .^Ykrok naprzód, demokracji". Jeszcze dalej zas> *abezpieczony dla Roosevelt i inni, gdy uznali, że 4$ jSlin Delano giej wojny światowej na Stą4 zak(0nCzeniu dru-ma spoczywać odpowiedzialnych Ziedn0czonych łego świata. Ten „liberalny > ^tj-edość ca-swych licznych proroków, ta^ V P „ znalazł ce, który w latach czterej iafHenry R. Lu-„Stulecia Amerykańskiego" ,%*** " ? slogan Mesjanizm jako parawan ??. Century). nym społeczeństwem rzeczy- ed włas- darcze i strategiczne przyczyrA ^[(Jesy gosp0-akceptacji przez społeczeństwo>ie do początkowej wencji -w Indochinach. Trądy 4^ , %?? inter-„zrodziło wsrod Amerykanów \ ?*2???? misji penahzm» - przekonanie, że ^%tvmentalny iro-mnych narodów, co ma ^%? wyiemy lepiej od W swoim najgorszym wydani^ ,„h interesom- tego, by być nie tyle reformat,????? ono nas do konawcą własnych wyroków V, sądzia i wy-taką właśnie rolę odegraliśmy V ' . iata __ bo sał z rozgoryczeniem Arthur ? W , fflie" — pi- Nie ma jednakże nic bardafeA gchlesinger, Jr.9 zbyt daleko posunięte PocW %? jecznego niż me w Indochinach stało się olb ?. niepowodzeniem dla Amerykanów, nie tylj^J " r0zczarowa-tarno-pohtycznych, lecz przec^ ;>e względów mili-ze wykazało fałszywość załoj?^???? dlatego, przydatności systemu ????????^p0Wszechnej stkich narodów o najbardziej ?, - kulturach i tradycjach. rt . ? ^kiego dla wszy-Dziś >ąVet różnorodnych ^c coraz większa ' A. M. Schlesinger, Jr, Vietnam. w: The Crisis of Confldence. Meas *.c America, Boston 1969, s. 157. ' fe s«ons of the ???????. 3 Osiatyński 4er and Violence i" 33 1 - I! II 1 6008 X liczba Amerykanów zdaje się rozumieć, że każdy naród ma prawo sam decydować o tym, co jest dla niego przydatne, a tradycyjne ideały amerykańskie mają w najlepszym wypadku zasięg ograniczony do własnego kraju. Dopiero Wietnam stał się więc spóźnioną, ale konieczną lekcją relatywizmu dla społeczeństwa amerykańskiego przesiąkniętego tradycyjną wiarą we własną doskonałość i w regeneracyjną misję Ameryki wobec „cierpiącego rodzaju ludzkiego". Połączone w symbolicznym pojęciu „demokracji amerykańskiej" ideały postępu ekonomicznego, wolnej konkurencji, indywidualizmu, wolności i egalitaryzmu legły u podstaw amerykańskiej mitologii społeczno-politycznej. Powszechna niemal wiara w doskonałość systemu nie tylko zapewniała wyjątkową jednolitość społeczeństwa, ale także nadała tym ideałom uniwersalny w mniemaniu Amerykanów charakter. Ideały te powstały w określonym czasie i wyrażały konkretne, łatwo dające się zrekonstruować interesy społeczeństwa czy też niektórych jego grup. Pod wpływem różnorodnych czynników utrwaliły się one i wykazywały żywotność także wówczas, gdy społeczeństwo amerykańskie uległo zasadniczym zmianom. Utrzymały się, lecz zaczęły spełniać nowe funkcje. Będąc rdzeniem narodowych tradycji, były zarazem wykorzystywane przez różne grupy w różnych celach i powodowały różnorodne rezultaty. W dalszym ciągu niniejszych rozważań spróbujemy dociec, jaką rolę odgrywała tradycyjna mitologia społeczno-polityczna w rozwoju Stanów Zjednoczonych i jakim ulegała przemianom. Najpierw jednak dokładniej przyjrzyjmy się głównym czynnikom tworzącym i podtrzymującym tę mitologię — ekspansji na Zachód oraz imigracji. Rozdział II GRANICA Pojęcie granicy ma zupełnie inne znaczenie w Europie i w Ameryce. W Starym Świecie oznaczało ono najczęściej ufortyfikowaną linię pomiędzy zaludnionymi i zagospodarowanymi obszarami różnych państw; za oceanem natomiast granica oddzielała zagospodarowane tereny od zaludnionych przez Indian, lecz nie zagospodarowanych w sposób trwały obszarów łatwej do zdobycia „wolnej ziemi". Najbardziej zaś charakterystyczną cechą granicy amerykańskiej była jej płynność: stałe przesuwanie się na Zachód. Znaczenie granicy w historii amerykańskiej nie było przedmiotem studiów historyków czy pisarzy amerykańskich w XIX w. Zbyt głęboko tkwili oni sami w procesie, który wydawał im się zupełnie naturalny, by zwracać nań szczególną uwagę. Dopiero pod koniec XIX w., gdy już niemal cały obszar USA był zagospodarowany, rola granicy uwypukliła się bardziej i zaczęto prowadzić szersze studia nad tym problemem. Rozpoczął je wybitny historyk, twórca całej nowoczesnej amerykańskiej nauki historycznej Fre-derick Jackson Turner. 12 lipca 1893 r. wygłosił on w Amerykańskim Stowarzyszeniu Historyków odczyt pt. The Significance oj the Frontier in American History (Znaczenie granicy w historii ame- 35 rykańskiej), a potem zajmował się problemami Zachodu, znaczenia poszczególnych jego regionów dla całych Stanów Zjednoczonych oraz wpływem Zachodu na kształtowanie się amerykańskich ideałów i charakteru narodowego. Niechaj więc Turner będzie naszym przewodnikiem po płynnej granicy Stanów Zjednoczonych.1 Rozwój pierwszych kolonii na obszarze Wschodniego Wybrzeża Atlantyku, podobnie jak rozwój wszystkich nowożytnych państw europejskich, odbywał się w ramach ograniczonego terytorium. Tam właśnie, na obszarze Nowej Anglii (obecne stany New Hampshire, Massachusetts, Rhode Island i Connecticut), w rejonie środkowonadatlantyckim (Nowy Jork, Naw Jersey i Pensylwania) oraz na południowym wybrzeżu Atlantyku (Delaware, Maryland, Wirginia, Karolina Płn. i Karolina Płd. oraz Georgia), powstało trzynaście pierwszych kolonii, które z czasem obaliły dominację angielską, powołały do życia niepodległe Stany Zjednoczone i stworzyły ich instytucje polityczne. Ludność tych kolonii w przededniu wojny o niepodległość, w 1775 ?., wynosiła 2,5 min. Życie w koloniach bardziej przypominało jeszcze Stary Świat aniżeli nową Amerykę. Szybko jednak doszedł nowy czynnik roawoju. Koloniści zaczęli posuwać się na "zachód i przy każdorazowym przekroczeniu granicy zachodniej rozwój społeczny Ameryki zaczynał się niejako na nowo. Te właśnie wielokrotne narodziny, płynność i W ostatnich latach historycy i socjologowie amerykańscy często dowodzą, że dokonana przez Turnera ocena roli granicy w kształtowaniu amerykańskich instytucji społeczno-?politycznych oraz mentalności narodowej jest nieco przesadna i nie uwzględnia innych czynników. (Np. G. W. Pierson, The Frontier and American Jnstitutions: A Criticism of Turner Theory, w: R. Hofstadter i S. M. Lipset, Turner and the Sociology of the Frontier, New York, 1968, s. 15—42.) Jednakże ze względu na znikomą znajomość całego problemu granicy amerykańskiej w Polsce, przedstawimy niektóre hipotezy Turnera, pomijając dość liczne kwestie dyskusyjne. 36 życia, ekspansja ku nowym, niczym niemal nie ograniczonym możliwościom oraz stały kontakt z prostotą prymitywnej społeczności były siłami dominującymi w procesie kształtowania się charakteru amerykańskiego. Tak więc Zachód, a nie Wschód staje się głównym punktem obserwacji historii USA. Tam rodziły się podstawowe problemy, tam narastały najsilniejsze konflikty społeczne i nawet kwestia niewolnictwa zajęła główne miejsce w historii USA XIX w. dopiero wtedy, gdy związała się z ekspansją na Zachód. Zachód Stanów Zjednoczonych to nie tyle obszar, co raczej forma społeczeństwa. Termin ten odnosił się do różnych rejonów leżących na stale przesuwającej się granicy osadnictwa, na której warunki społeczne były wynikiem zastosowania przyniesionych ze wschodu idei i instytucji w zupełnie odmiennych warunkach pustki i naturalnej niemal dzikości. Kombinacja tych czynników radykalnie zmieniała wszystkie formy życia społecznego. „Zachód" jako forma organizacji społecznej rozpoczął zatem swoje istnienie blisko Atlantyku, a potem przemierzył cały kontynent. W wieku XVII granica osadnictwa nie przekraczała dorzecza rzek wpadających do Atlantyku. W połowie XVIII w. zaczęła się jednak przesuwać ku obszarom Ohio, Zachodniej Wirginii, podgórskich rejonów Piedmontu w obu Karolinach oraz na zachód od Pensylwanii. W 1763 r. król angielski wydał zakaz osadnictwa poza źródłami rzek wpływających do Atlantyku; nie był on jednak w stanie powstrzymać ekspansji kolonistów. W okresie wojny o niepodległość zaczęło się zagospodarowywanie obszarów Kentucky i Tennessee, graniczących od wschodu z Wirginią i Karolinami, od południa z Georgią i od północy z Ohio, oraz górnego biegu rzeki Ohio. Po nabyciu Luizjany ekspansja uległa znacznemu przyspieszeniu i w 1820 r, granica za- 37 siedlania obejmowała już cały obszar Ohio, południowe części Indiany i Illinois, południowo-wschodnie rejony Missouri, Alabamę, Missisipi i obecny stan Luizjana. Przyłączenie stanów pogranicznych zostało poważnie przyspieszone przez rozwój nawigacji na rzekach zachodnich, otwarcie Kanału Erie oraz rozciągnięcie uprawy bawełny na zachód południowej części USA. W połowie XIX w. granica zasiedlenia przesunęła się ku stanom Kansas i Ne-braska, a północno-centralne stany Wisconsin i Minnesota także zaczęły żyć w warunkach pogranicznych. Jednakże rzeczywista granica w tym okresie sięgnęła już Pacyfiku, gdyż „gorączka złota" popchnęła poszukiwaczy do Kalifornii i Oregonu. Pośrodku pozostał olbrzymi rejon górski i zacho-dnio-centralny, słabo jeszcze zasiedlony przez białych osadników, ale konieczność budowy połączeń komunikacyjnych z wybrzeżem Pacyfiku (w 1869 r. została otwarta transkontynentalna kolej Union Pacific) znacznie przyspieszyła ekspansję na te obszary. W latach osiemdziesiątych obszar zasiedlony rozciągnął się już na północne części stanów Michigan, Wisconsin i Minnesota, sięgając wzdłuż rzek Dakota ku obecnej granicy z Kanadą, na zachód od Kansas objął Kolorado, na wschód od Kalifornii — Nevadę, a w stanach górskich Idaho i Montana zaczęły powstawać pierwsze osady górnicze. Pozostałe rejony środkowo-zachodnie oraz leżący na północno-zachodnim krańcu kontynentalnego obszaru USA stan Waszyngton zostały zasiedlone do końca XIX w. Załączona mapka przedstawia ekspansję kontynentalną Stanów Zjednoczonych. Podane w niej daty oznaczają rok przyjęcia do Unii i odbiegają niekiedy od przedstawionych wyżej okresów zagospodarowywania, gdyż część stanów została przyjęta jeszcze przed pełnym zasiedleniem, inne zaś już po zagospodarowaniu. Każda nowa fala ekspansji na Zachód przekra- 39 czała pawne naturalne linie graniczne. W XVIII w. zostały przekroczone góry Allegheny, a następnie Apalachy, w pierwszym dwudziestopięcioleciu XIX w. — rzeka Missisipi, w połowie stulecia — Missouri, a w ostatnim dwudziestoleciu ubiegłego wieku — Góry Skaliste i leżące w okolicach 99 południka długości geograficznej zachodniej pasmo tzw. „ziemi jałowej". Każda granica musiała rozwiązywać swoje problemy. Należało do nich postępowanie z Indianami, stosunki ze starszymi osadnikami oraz zagadnienia władzy, zakresu organizacji publicznych czy działalności religijnej i edukacyjnej. Właściwe jednej granicy rozwiązanie tych oraz podobnych problemów było tylko punktem wyjścia na następnej. I tak np. stosunki z Indianami układały się zupełnie inaczej na pierwszych granicach, gdy mogli oni jeszcze cofać się w głąb terytorium, niż na ostatnich, na których eksterminacja przybierała najbardziej drastyczne formy, a niedobitki Indian kierowano do rezerwatów. Pomiędzy kolejnymi granicami występowały też znaczne różnice. Rolnicza granica doliny rzeki Missisipi była oczywiście inna i jej osiągnięcie rodziło odmienne konsekwencje niż na przykład przekroczenie górniczej granicy Gór Skalistych. Podobnie granica osiągana przez linię kolejową biegnącą ku Pacyfikowi, strzeżoną przez armię i budowaną przez stale napływających imigrantów, posuwała się szybciej i zupełnie inaczej niż granica osiągana za pomocą łodzi lub koni. Odwróćmy obecnie na chwilę kierunek ekspansji i spójrzmy na obszar dziewiętnastowiecznej Ameryki od zachodu ku wschodowi. Będziemy mogli dostrzec w ten sposób przesuwającą się historię organizacji społecznej i trwały ślad ewolucji. Natkniemy się kolejno na żyjących w prymitywnych plemionach Indian, a pomiędzy nimi pierwszych białych myśliwych; następnie spotkamy się z rozpa- 40 dem indiańskiej „dzikości", spowodowanym coraz częstszymi kontaktami z białymi kupcami; potem natkniemy się na etap zorganizowanego życia hodowlanego na ranchach; następnie na rzadko porozrzucane społeczności rolne, uprawiające głównie kukurydzę i pszenicę; potem spotkamy duże, gęściej zaludnione obszary intensywnych i bardziej zróżnicowanych upraw rolnych, aż wreszcie dotrzemy do miast z rozwiniętym przemysłem i organizacją fabryczną. Przedstawiony powyżej cykl ewolucyjny powtarzał się wszędzie. Rejon, który np. w 1870 r. stał się obszarem uprzemysłowionym, dziesięć lat wcześniej był terenem intensywnych upraw, jeszcze wcześniej wyłącznych upraw pszenicy bądź kukurydzy, hodowli, a na samym początku żyli tam Indianie. Podobnie przesuwały się różnorodne grupy zawodowe. Od granicy atlantyckiej posuwali się na zachód kupcy futer i skór, myśliwi i górnicy, hodowcy i farmerzy. Każda z tych grup szła jednak z różną szybkością i osiągała różną odległość, w zależności od swoich interesów. Stańmy zatem w dowolnym punkcie Apalachów i spójrzmy na przemarsz cywilizacji. Kolejno uciekają najpierw przed ludźmi dzikie zwierzęta, głównie bawoły, potem przechodzą Indianie, za nimi kupcy skór i futer oraz myśliwi, hodowcy bydła, górnicy i wreszcie rolnicy. Granica stała się przeszłością. Stańmy sto lat później w Górach Skalistych, a zobaczymy ją ponownie. Nierówna szybkość posuwania się każdej z tych grup pozwala jeszcze inaczej zróżnicować rodzaje granic i mówić o granicy kupców, farmerów, ran- cherów, górników. Gdy kopalnie były jeszcze w pobliżu linii pienwszego zasiedlenia, handlarze futer i myśliwi przekroczyli już linię Apalachów. Gdy zaś traperzy wspinali się po Górach Skalistych, farmerzy byli wciąż jeszcze nad rzeką Missouri. Bardzo poważne znaczenie dla całej wędrówki Amerykanów przez kontynent miała szybkość, 41 z jaką przeszli kupcy handlujący z Indianami. W poszukiwaniu skór i futer przybyli do wybrzeży Ameryki już Normanowie, potem Vespucci i inni podróżnicy, jak Hudson czy John Smith. Na tym handlu wzbogacały się pierwsze osady w Nowej Anglii i on też z czasem torował drogę całej ekspansji. Kupcy w zamian za futra i skórki dawali Indianom dobra produkcyjne i przede wszystkim broń. Handel ten dezintegrował naturalny, prymitywny charakter społeczności indiańskich jeszcze przed przybyciem pierwszych białych rolników, którzy spotykali Indian już uzbrojonych w karabiny. „Granica handlowa, choć nieustannie podkopywała siłę Indian, całkowicie uzależniając ich plemiona od białych, mimo to przez sprzedaż broni zwiększała ich siłę oporu wobec granicy farmerskiej." ~ Mimo tej różnicy interesów kupców i farmerów, ci pierwsi torowali drogę cywilizacji. Szlaki bawołów kolejno stawały się szlakami Indian, kupców, potem drogami lub torami kolei. Posuwały się one od miejsca jednej dawnej osady Indian ku następnej, a ci przecież osiedlali się w punktach szczególnie do tego przystosowanych przez naturę. W tych samych miejscach z czasem powstawały osady kupieckie, z których w końcu wyrosły takie miasta, jak Pittsburg, Detroit, Chicago, Kansas City i inne. Tak więc cywilizacja amerykańska nie posuwała się iwedług linii sztucznych, lecz trasami wybranymi przez układ geologiczno- przyrodniczy kontynentu. Według tych samych ???? rosła Ameryka i przebiegała ekonomiczna oraz społeczna konsolidacja kraju, co było jednym z czynników umacniających całość Stanów Zjednoczonych. Gdyby zaś osadnictwo przebiegało według sztucznych szlaków, 2 F. J. Turner, The Significance of Frontier in American History, w: The Frontier in American History, New York 1958, s. 13. 42 prawdopodobieństwo trwałej izolacji poszczególnych stanów byłoby dużo większe. Granica jeszcze w inny sposób przyczyniała się do jednolitości USA. Już od końca XVII w. zbierali się razem przedstawiciele różnych kolonii, by ustalić wspólne środki postępowania wobec Indian, którzy byli (wspólnym przeciwnikiem, wymagającym zjednoczonej akcji. Nic więc dziwnego, że na jednym z takich spotkań, w Albany w 1754 ?., powstały pierwsze plany założenia Unii. Kongresy tego rodzaju zajmowały się ustalaniem warunków pokoju lub wypowiadaniem wojny plemionom indiańskim, regulacją handlu, nabywaniem ziemi od Indian oraz zarządzaniem nowymi osadami. Wydaje się oczywiste, że ta współpraca tw regulacji problemów granicznych przyspieszyła tendencje unifikacyjne w okresie bezpośrednio poprzedzającym wojnę o niepodległość. Najsilniejszy zaś partykularyzm występował zazwyczaj tam, gdzie nie było granicy z Indianami. Przesuwanie się granicy zmniejszało także zależność gospodarczą USA od Anglii. Wybrzeże miało bowiem mało zróżnicowany przemysł i początkowo było uzależnione od dostaw z Anglii. W jeszcze gorszej sytuacji znajdowało się Południe, dokąd sprowadzano żywność z kolonii północnych. Z czasem, gdy granica oddalała się od wybrzeża Atlantyku, Anglikom było już coraz trudniej dostarczać tawary bezpośrednio do konsumentów. Powstała silna amerykańska warstwa kupiecka, a takie miasta jak Boston, Nowy Jork czy Baltimore zaczęły skutecznie konkurować z handlem angielskim. Z drugiej zaś strony rozwój nowych terenów rolniczych uniezależnił Amerykę w dziedzinie zaopatrzenia w żywność. Wpływ granicy na rozwój gospodarczy USA był dość złożony. W początkowym okresie ekspansji na pogranicze na ogół nie udawali się ludzie bogaci. 43 W iwiększości byli to drobni i średni posiadacze, którzy także — z wyjątkiem poszukiwaczy złota — nie dążyli do zdobycia olbrzymich fortun. Po prostu chcieli 2—3 razy pomnożyć swój majątek na każdym nowym miejscu. Jednocześnie każda granica kolejno spełniała wobec bardziej rozwiniętych terenów wschodnich funkcje, które można porównać z wszystkimi fazami kolonialnymi: początkowo dostarczała żywności i surowców, potem wraz ze wzbogaceniem i stabilizacją stawała się rynkiem zbytu, aż w końcu zaczynała przyciągać kapitał, który coraz dalej na zachodzie podejmował nowe inwestycje. Ważną konsekwencją ekspansji terytorialnej był rozwój ustawodawstwa ogólnoamerykańskiego. Przynajmniej trzy dziedziny ustawodawstwa, które przecież najbardziej umacniało rolę rządu ogólnonarodowego oraz odgrywało decydującą rolę w jego działalności, bezpośrednio wiązały się z granicą. Osadnicy potrzebowali stałych dostaw różnorodnych towarów ze wschodnich rejonów USA, co było jednym z bezpośrednich powodów budowania urządzeń komunikacyjnych i związanych z nimi instytucji użyteczności publicznej. Problem ustawodawstwa kolejowego powodował zażarte dyskusje iw Kongresie, w czasie których podnoszono niekiedy niezwykle istotne problemy konstytucyjne, takie jak zakres praw poszczególnych stanów, ich stopień uzależnienia od rządu federalnego itd. Drugim problemem ustawodawczym, który wiązał się bezpośrednio z przesuwaniem się granicy i towarzyszył niemal bez przerwy amerykańskiemu życiu politycznemu od lat trzydziestych XIX w., były cła ochronne. Podnoszenie tych ceł służyło interesom osadników z pogranicza, gdyż uniemożliwiało traktowanie Zachodu jedynie jako rynku zbytu, ale zmuszało przemysł do posuwania się za farmerami i zakładania przedsiębiorstw na nowo zagospodarowywanych terenach. Przyczyniło się to 44 bezpośrednio do ogólnego i wszechstronnego wzrostu gospodarczego nowych stanów. Granica stawiała także przed ustawodawcami problem dysponowania ziemią pubUczną. Wszelkie próby ograniczenia dostępu do nowych obszarów musiały skapitulować pod naciskiem Zachodu, który jednocześnie dbał o to, by ziemia ta jak najdłużej pozostawała możliwie najtańsza. Nie tylko w dziedzinie ustawodawstwa granica wywierała silny wpływ narodotwórczy, przeciwstawiający się sekcjonalizmowi Wybrzeża. Człowiek granicy był bowiem bardziej zbliżony do mieszkańców środkowej części Wybrzeża (Nowy Jork, New Jersey i Pensylwania) niż do Amerykanów z Nowej Anglii czy też Południa. Właśnie rejon środko-wonadatlantycki był stosunkowo najmniej angielski; stanowił zróżnicowane etnicznie społeczeństwo o silnie rozwiniętym systemie rządów lokalnych, różnorodnym życiu ekonomicznym i wielości bardzo odmiennych sekt religijnych. Był to rejon najbardziej demokratyczny i najbardziej „amerykański". Położenie między Północą a Południem, brak granic zamykających oraz system dużych dróg wodnych łączących ten rejon z sąsiednimi obszarami i z pograniczem przyczyniły się do tego, że Środkowe Wybrzeże nie przejawiało regionalizmu. Tędy także przybywała większość imigrantów z Europy. Te amerykanizująee tendencje trzech stanów Środkowego Wybrzeża umocniły się jednak najbardziej pod wpływem stałego kontaktu z pograniczem, skąd powracały przekształcone już ideały pionierów i osadników. Zachód miał zawsze poczucie dużej zbieżności własnych interesów z interesami ogólnokrajowymi. Jednocześnie stałe migracje międzystanowe mieszały różnorodne idee, instytucje i tradycje. Każda zaś ruchliwość społeczna osłabia regionalizm. Naro-dotwórcze tendencje Zachodu przekształciły ograniczoną jeszcze do niewielkiego obszaru wschodnie- 45 go demokrację Jeffersona tw narodowy republika-nizm Monroego, a potem w demokrację pogranicza reprezentowaną przez Jacksona. Drugą — obok formowania się jednolitego narodu amerykańskiego — konsekwencją przesuwania się granicy było wspomniane już umocnienie demokracji amerykańskiej w pierwszej połowie XIX w. Osadnicy, którzy pierwsi przekroczyli góry Alleg-heny, od razu uniezależnili się w znacznym stopniu od dotychczasowych ośrodków władzy. W warunkach naturalnych złożona społeczność zmieniała się iw coś w rodzaju prymitywnej organizacji opartej przede wszystkim na rodzinie. Niezależność i indywidualizm wytwarzały niechęć do kontroli, a zwłaszcza do bezpośredniej kontroli z zewnątrz. Nowe obszary domagały się autonomii i uzyskały ją już w 1787 ?., gdy stworzono system niezależnych rządów zachodnich. Jednocześnie na samym pograniczu zasięg demokracji był dużo szerszy niż na Wschodnim Wybrzeżu. Łatwość nabycia ziemi umacniała równość ekonomiczną i polityczną, a „otwartość" terytorial-no-społeczna sprzyjała tolerancji politycznej. Wszystkim osadnikom trzeba było dać prawo decydowania o sprawach lokalnych. Nic (więc dziwnego, że stany, które przystąpiły do Unii po jej założeniu, rządziły się demokratycznymi przepisami wyborczymi. Wywarły one też demokratyzujący wpływ na te starsze stany, z których ludność napływała na tereny pograniczne. Nie jest przypadkiem, że właśnie zachodnia część stanu Nowy Jork najsilniej naciskała na rozszerzenie praw wyborczych podczas stanowej konwencji konstytucyjnej w 1821 ?., a zachodnia część Wirginii w 1830 r. zmusiła rejon przybrzeżny tego stanu do liberalizacji przepisów o głosowaniu oraz zagwarantowała sobie silniejsza reprezentację w stanowych organach władzy. Z czasem stany pogranicza uzyskiwały coraz 46 większe znaczenie polityczne w skali ogólnokrajowej, przyspieszając w ten sposób proces demokratyzacji całej Unii. Przyczynił się do tego bez porównania większy wzrost ludności w tych rejonach. I tak np. w latach 1830—1840 ludność całego wybrzeża Atlantyku wzrosła o 1,5 min, a w samej dolinie Missisipi o 3 min. Łączny przyrost ludności iw Wirginii oraz obu Karolinach w tym samym czasie wynosił 60 000, a w pogranicznym stanie Illinois — 318 000. W drugiej połowie XIX w. wzrost ludności w dolinie Missisipi był jeszcze szybszy — z 15 min w 1860 r. do 40 min, czyli prawie połowy całej ludności USA w 1900 r. Właśnie w latach czterdziestych XIX w. dolina Missisipi stała się główną siłą polityczną USA. O ile w 1812 r. rejon ten miał tylko 6 senatorów w Kongresie federalnym (Nawa Anglia i stany środkowo-nadatlantyckie — po 10, a Południe — 8), o tyle w 1840 r. liczba senatorów ze stanów leżących w dolinie Missisipi wzrosła do 22, a było to już wówczas dwukrotnie więcej niż liczba senatorów z Nowej Anglii i stanów środkowonadatlantyckich łącznie i trzykrotnie więcej niż ze starego Południa.s Liczba posłów do Izby Reprezentantów z obszaru doliny Missisipi także była największa w całych Stanach Zjednoczonych. Nic więc dziwnego, że od czasów Jacksona regułą stało się wybieranie prezydentów ze stanów środkowych, a nie z Wybrzeża, jak to było wcześniej. Interesy Zachodu uzyskiwały też priorytet na szczeblu federalnym, a ponieważ interesy te w najmniejszym stopniu miały charakter lokalny, przyczyniło się to jeszcze bardziej do zjednoczenia całych Stanów Zjednoczonych. Po wojnie domowej Stany Zjednoczone w zasadzie były już zjednoczone politycznie, oczywiście pod hegemonią stanów północnych ' F. J. Turner, The Signiflcance of the Mlssissippi Valley In American History, w: The Frontier..., s. 193. 47 i pogranicznych, jednakże z pewnym uszczerbkiem wpływów Wschodniego Wybrzeża. Trudno więc nie przyznać, że otwarcie granicy zachodniej miało decydujące znaczenie polityczne w całej historii USA. F. J. Turner podsumował je w następujących słowach: „Znaczenie doliny Missisipi w historii USA u progu nowej republiki polega na tym, że poza obszarem społecznej i politycznej kontroli trzynastu kolonii powstało nowe, agresywne społeczeństwo, które władczo postawiło przed ustawodawcami starego reżimu kolonialnego problemy ziemi publicznej, komunikacji wewnętrznej, samorządu lokalnego, obronności i agresywnej ekspansji. Ludzie z doliny Missisipi zmusili tych ze Wschodu, by zaczęli myśleć kategoriami amerykańskimi, a nie europejskimi."4 Znaczenie ekspansji i zagospodarowywania Zachodu dla całej historii i kultury USA znajduje odzwierciedlenie w kultach bohaterskich, które przeniknęły do tradycji amerykańskiej. Zdecydowaną większość bohaterów legend, baśni, i opowiadań przekazywanych z pokolenia na pokolenie i spisywanych w literaturze, a także filmu i telewizji stanowią ludzie granicy. Symbolizowali oni romantyzm ekspansji oraz trud i ryzyko całego przedsięwzięcia kolonizacji Zachodu, dlatego też stali się bohaterami już dla swoich współczesnych. Dla następnych natomiast pokoleń szczególnie silnie symbolizowali nostalgię za lepszą — jak im się zdawało — nieskomplikowaną przeszłością w dawnej, otwartej i ruchliwej Ameryce. Daniel Boone, włóczęga i myśliwy, W pewnym stopniu odpowiednik rousseauwskiego „dobrego dzikusa" pomieszanego z amerykańskim człowiekiem natury, w 1769 r. przekroczył przełęcz Cumberland, przeszedł Apalachy i potem przeprowa- * Tamże, s. 185. 48 dzał liczne grupy osadników do Kentucky. Już w 1784 r. trafił do literatury, gdy John Fiłson opublikował książkę pt. The Discovery, Settlement and Present State oj Kentucky (Odkrycie, zasiedlenie i aktualny stan Kentucky), która zawierała tzw. Autobiografię Daniela ?????'?. Potem legenda trafiła do Europy i poświęcone Boone'owi fragmenty ósmej pieśni Byronowskiego Don Juana zdobyły mu światoiwą sławę i uczyniły zeń największego bohatera pogranicza. Uznano go za odkrywcę i pierwszego osadnika w Kentucky, a nawet za „pierwszego białego człowieka na Zachodzie", w czym z pewnością tkwiło wiele przesady. Legenda przekazała jego obraz jako człowieka walecznego i dzielnego, ale nie agresywnego, jak późniejsi ludzie granicy. Nigdy nie doszedł do własnego majątku, zawsze był w ruchu, ciągle w innym miejscu, snuł coraz to nowe plany i zawsze pozostawał pełen optymizmu oraz pogody ducha. Do historii i mitu przeszli także późniejsi bohaterowie Zachodu: David Crockett, który w latach dwudziestych doszedł do Teksasu; a potem, gdy ekspansja przekroczyła Wielkie Równiny i doszła do Gór Skalistych, bohaterami stali się traperzy, tacy jak Kit Carson, Thomas Fitzpatrick czy Old Bill Williams. Wszyscy oni byli w latach czterdziestych przewodnikami ekspedycji badawczych, wyznaczających szlaki do Kalifornii, Oregonu, Montany, Utah, Idaho i Wyomingu. Po wszystkich pozostały liczne legendy oraz niezwykle romantyczne i atrakcyjne opowieści, czyniące z nich bohaterów nie tylko Zachodu, ale całej Ameryki. Ludźmi Zachodu byli także cowboye, którzy mniej przypominali wcielenie cnót chrześcijańskich, a bardziej zbliżali się do darwinowskiej wizji świata, według której walka była rzeczą najbardziej naturalną, a każdy zwycięzca był nie tylko silniejszy, ale także lepszy od pokonanego. Do literatury wprowadził ich Prentiss Ingraham, ale twórcą 4 Osiatyński 49 klasycznego cowboyskiego westernu realistycznego był Owen Wister, który iw 1902 r. wydał klasyczną powieść tego gatunku Wirgińczyk. Cowboye z westernów literackich i filmowych byli ludźmi, którzy z dziecinną łatwością rozwiązywali najtrudniejsze problemy, stawali w obliczu nieprzyjaznego tłumu i uwodzili dziewczęta. Wszystko, co mieli do zrobienia, robili z napięciem i emocją, ale także z łatwością i fantazją. Jednym strzałem rozwiązywali najtrudniejsze problemy i zaiwsze wierzyli, że racja znajduje się po ich stronie. Z Zachodu wywodził się także światowej już sławy Buffalo Bill ?— William Frederick Cody, nie tylko bohater, ale i twórca legendy pogranicza. W 1883 r. zorganizował on wystawę pod nazwą Dziki Zachód (Wild West), a następnie objechał z nią cały świat. Na Zachodzie zdobyli także sławę pierwsi „szaleńcy" {desperados) którzy z zimną krwią mordowali ludzi i dokonywali rabunkótw — Jessie James i słynny Billy the Kid, czyli William H. Bonney, którzy trafili do licznych powieści i filmów amerykańskich. W tym samym więc czasie, gdy Frederick Jackson Turner pisał historię Zachodu i przesuwającej się granicy, która wywarła wpływ na niewielką garstkę historyków i intelektualistów, legendy Daniela ?????'?, Davy Crocketta, Buffalo Billa i innych pionierów, westerny literackie i prototypy późniejszych thrillerów przemawiały do wyobraźni milionów i wprowadziły na stałe granicę do kultury amerykańskiej, a z czasem za pośrednictwem Bonanzy, Znaku Zorro i innych serii telewizyjnych także do kultury światowej. Najpoważniejszą konsekwencją ekspansji na Za- Cchód był jej wpływ na formowanie się amerykańskiego charakteru narodowego. Ideały pionierskie, połączywszy"śię ze swoistą mentalnością imi-grancką, stworzyły nowy typ obywatela bardzo od- 50 biegający od europejskiego, a nawet od pierwszych mieszkańców kolonii na Wschodnim Wybrzeżu Atlantyku. Dokumenty z XVII w. opisują mieszkańców Nowej Anglii raczej jako ludzi flegmatycznych, których trudno porównać z nerwowym, a przede wszystkim energicznym typem człowieka Zachodu. Bo właśnie Zachód był źródłem olbrzymiej energii, która wywarła różne, pozytywne i negatywne wpływy na dziewiętnastowiecznego Amerykanina. Wędrówka na Zachód spowodowała prymitywizację warunków życia jednostek i społeczności. Stały kontakt z naturą i całkowite oddanie się podjętemu przedsięwzięciu musiały spowodować oderwanie od wyższych form organizacji społecznej i nie pozwalały na systematyczną edukację czy też na rozwijanie zbyt rozległych zainteresowań umysłowych lub estetycznych. Wśród pionierów dominowała idea podboju. Opanowywali oni ziemię przeganiając, a z czasem bestialsko mordując Indian, opanowywali przyrodę, karczowali puszczę, na jej miejscu budowali gospodarstwa, domy, koleje, miasta i fabryki. Walczyli z przyrodą i z ludźmi, a walka ta zrodziła wśród nich kultsiłyj. bo tylko wytrzymałość i siła mogły zapewnić powodzenie. Poszukiwali nowych sposobów opanowywania przy rody i stąd się wziął ich praktyczny stosunek do życia i nauki, wynalazcza orientacja umysłu, niemal nigdy nie zajmującego się teoretycznymi spekulacjami, lecz zawsze rozwiązującego konkretne problemy i poszukującego praktycznych zastosowań nawet najbardziej przypadkowych odkryć. Ludzie granicy, w odróżnieniu od wspaniałych oratorów ze starych kolonii, także w polityce mniej mówili i teoretyzowali, a więcej działali praktycznie. Problemy nie nadawały się ich zdaniem do rozważania, lecz do rozwiązywania, nie tyle słowem, lecz przede wszystkim czynem. Nie dzielili włosa na czworo, a wybierając środki prowadzące do celu, chętnie przyjmowali zasadę, w myśl której cel, 51 czyli sukces, uświęcał środki. Nie mieli zbyt wiele skrupułów i obciążeń moralnych. „Gdy należało coś zrobić, to najszybsza, najprostsza i znajdująca się najbliżej pod ręką oraz najskuteczniejsza metoda była najlepsza." 5 Oddalając się od Wschodniego Wybrzeża, Amerykanie oddalili się całkowicie niemal od Europy, jej tradycji j ideałów Ich kultura także uległa ???-mitywizacji, stworzyli sobie własnych-papularnych bołialfifOW, klurych pierwowzorem był prezydent Jackson, w zabłoconych butach wchodzący na dywany Białego Domu i nie przywiązujący żadnej wagi do form, obyczajów i konwenansów. Wędrowali na Zachód głównie po to, by się wzbogacić, wierzyli w nieograniczone możliwości czekające na granicy i najczęściej osiągali tam to, czego szukali. Wzrastało więc w nich uwielbienie rzeczy materialnych i pieniądza, kult rzeczy przesłaniający wszystkie inne wartości, aż iw końcu stworzyli pierwsze i najpotężniejsze społeczeństwo niemal całkowicie handlowe i do cna zmaterializowane. Nie kryli się z tym, choć oblekali to w formuły idealistyczne, gdyż wiara w możliwość poprawy materialnych warunków ich życia miała właśnie świadczyć o ich idealizmie, zgodnie z którym nic nie jest zdeterminowane, lecz wszystko zależy od samego człowieka, jego energii i przedsiębiorczości. Przybywali na tereny, na których nie było legalnych organów władzy; tworzyli więc je spontanicznie, zrodzili szeryfów i niejako amatorskich obrońców praworządności, po dziś dzień opiewanych w westernach. Może dlatego tak silnie i tak długo opiewanych, że praworządności tej było mało, że sukces, głównie materialny, stał nie tylko ponad moralnością, ale często i ponad prawem. Tam przecież, na Zachodzie, powstały pierwsze fortuny & F. J. Turner, The Problem of the West, w: The Frontier..., s. 212. 52 oparte na spekulacji, na ominięciu lub złamaniu prawa. Bez specjalnego wysiłku uzyskiwali ziemię, toteż pogłębiała się ich wiara w równość i niczyj sukces nie zagrażał temu poczuciu równości, ale przeciwnie, napawał nadzieją i optymizmem, gdyż czło-v wieka sukcesu honorowali i wierzyli, że oni sami lub ich potomkowie będą mogli się z nim zrównać albo naiwet prześcignąć. Nienawidzili arystokracji i wszelkich specjalnych przywilejów przysługujących jednostkom oraz wierzyli w prostotę życia, gospodarki i organizacji społecznej. Byli przekonani, że każdy z nich najlepiej się orientuje, co jest dobre, a co złe, i na tym opierała się demokratyczna wiara w posłuszny ich woli rząd ludu. Wierzyli wreszcie w posłannictwo swego kraju, w opisywane już „objawione Przeznaczenie", w to, że są nowymi Adamami żyjącymi w nowym Edenie i powinni iść dalej na zachód, a jeśli byłoby to możliwe, także na północ i południe. W oparciu o tę wiarę walczyli z Indianami, Hiszpanami i Anglikami na granicy, podjęli wojnę z Anglią w 1812 r. i naruszali granicę Meksyku, po to tylko, by zwiększyć obszar „amerykańskiego królestwa na ziemi". Nade wszystko zaś wierzyli w ideę osobistego rozwoju każdej jednostki, rozwoju wolnego od ograniczeń społeczeństwa lub rządu. Rozwinęli chyba największy W H^pjai-b indyyHHiiaHyn^ który / znajdował potwierdzenie w systemie wolnej kon- ' kurencji i zrodził z czasem całą ich mitologię suk- • cesu i cały kult bohaterski.^Przychodzili na granicę oderwani od swojej przeszłości, nie znali przeszłości swoich sąsiadów, zaczynali więc zupełnie od nowa i przede wszystkim dla siebie. W trudnych warunkach imusieli polegać na sobie, nic iwięc dziwnego, że troszczyli się głównie o własne sprawy. Nie mieli poczucia odpowiedzialności społecznej, gdyż stare społeczeństwo zostawili daleko na 53 wschodzie albo w Europie, a nowego najczęściej jeszcze nie było. Zresztą nie przywędrowali tu po to, by realizować jakiekolwiek cele społeczne, lecz swoje własne. Graniczącym egc*zmemindywid,ua-lizm stale wywierał presję na bezgranicznąwoj-ność osobistą i na szczycie wartości oraz ideałów społeczno- politycznych stawiał filozofię ewolucji i leseferyzmu, taką, jaką formułował w swoicfcTsJs-mach Spencer, a w Ameryce jeszcze od niego bez-względńiejszy William Graham Sumner. Takie były główne cechy Amerykanów, które powstały i umocniły się na granicy, a gdzie indziej zostały wywołane dzięki samemu jej istnieniu. One właśnie niezwykle przyspieszyły rozwój gospodarczy i polityczny Stanów Zjednoczonych, ale także spowodowały poważne sprzeczności w procesie tego rozwoju: kryzysy, niepowodzenia i wątpliwości narodu amerykańskiego. Każdy zaś obserwator z łatwością może zauważyć, w jak znacznym stopniu cechy te przetrwały do dzisiaj w zupełnie przecież odmiennych warunkach współczesnych Stanów Zjednoczonych. I i Rozdział III „TYGIEL" Ludność Stanów Zjednoczonych do dnia dzisiejszego jest dość sztucznie dzielona na rdzennych (na-tive) Amerykanów i imigrantów. Do pierwszych zalicza się potomków kolonistów, którzy przybyli zza oceanu przed powstaniem niepodległych Stanów Zjednoczonych w 1776 ?.; pozostali zaś to potomkowie ludzi, którzy osiedlili się już w niepodległej Ameryce. Samo pojęcie „imigrant-' (weszło w powszechne użycie dopiero w 1817 ?., wypierając używane poprzednio przez lat 40 określenie „emigrant". O ile emigrant, podobnie jak wcześniej kolonista, wyjeżdżał „skądś" do bliżej nie znanego i niezbyt jeszcze ustabilizowanego kraju, o tyle imigrant jechał „dokądś" — do niepodległych, względnie ustabilizowanych i posiadających już utrwalone instytucje społeczno-polityczne Stanów Zjednoczonych. Podstawowa zaś różnica polegała na tym, że po 1815 r. imigracja miała charakter indywidualny, poprzednia^ zaś migracja kolonistów i emigrantów za ocean *=* grupowy. W ciągu stu lat (1815—1914) do USA przybyło około 35 min Europejczyków. Z pewnością okres ich napływu miał nie mniejsze znaczenie w historii USA niż poprzednie dwieście lat kolonizacji. Migracja ludności do USA w równym stopniu wiąże się z historią Stanów Zjednoczonych jak 55 i Europy. O ile warunki amerykańskie określały rozmiary i trwałość poszczególnych faz imigracji, o tyle przemiany zachodzące w Starym Świecie przesądzały o konkretnych źródłach nowych rzesz imigrantów. Takie problemy jak możliwości, pragnienie czy środki emigracji oraz wiele innych związanych z exodusem za ocean pojawiają się przy każdym niemal problemie historii Europy XIX w. Masowa emigracja stała się możliwa dopiero wówczas, gdy rozluźnione zostały ścisłe więzy zależności feudalnej, a system dzierżawy ziemi uległ istotnym przeobrażeniom. W wyniku tych procesów solidarność w ramach społeczności europejskich uległa zmniejszeniu, umożliwiając ruchliwość poszczególnych jednostek. Zamiary i pragnienia emigracji były wynikiem różnorodnych motywów politycznych, ekonomicznych, społecznych i psychologicznych, które występowały w różnym nasileniu i w różnych kombinacjach na poszczególnych obszarach Europy w różnych okresach czasu. I wreszcie badanie środków, które umożliwiały emigrantom przepłynięcie za ocean, wiąże się nierozdziel-nie z historią transportu towarów na linii Ameryka—Europa oraz z rozwojem transportu lądowego i wodnego na obu kontynentach. Masowa migracja była bowiem niemożliwa, dopóki nie powstały możliwości taniego i względnie bezpiecznego przekroczenia Atlantyku. Przenieśmy się jednak za ocean, by zobaczyć wpływ masowej imigracji milionów Europejczyków na historię USA oraz na charakter kształtującego się tam narodu. W literaturze amerykańskiej — zwłaszcza pod koniec ubiegłego stulecia, gdy imigracja stała się problemem niezwykle kontrowersyjnym — rozwinęły się trzyJamcepcje dotyczącjE-asymilagiLLame-rykanizacji imigrantów wjWHgJjOJczyźnie. Pierwsza z nich wychodziła z założenia, że imigranci przynieśli ze sobą nowe poglądy, tradycję 56 i kulturę, które poważnie zmodyfikowały kolonialne dziedzictwo anglosaskie i wpłynęły na kształt życia amerykańskiego. W rezultacie zarówno „starzy", jak i „nowi" Amerykanie znaleźli się iw „tyglu" (melting pot), roztapiającym różnorodne elementy etniczne i tworzącym względnie jednolitym ale jakościowo zupełnie nowy^naród amerykańskjy Żadna z tych grup nie mogła bowiem uniknąć wpływów społecznego i intelektualnego środowiska kształtowanego przez zmieniające się warunki. Koi^e^c4a~7t*j^ła a ich liczba i szybkość, z jaką nadchodzili, pomogła nadać ekspansji niezorga- nizowany i brawurowy charakter." 7 *Pod koniec XIX w. sytuacja nowo przybywających imigrantów uległa poważnym zmianom. Zachód został w zasadzie zagospodarowany i nie było już zapotrzebowania na ludzi „wypełniających" miejsce po rdzennych Amerykanach. Zmieniły się także źródła imigracji, a kultura Europy wschodniej i południowej była bardziej odległa od anglosaskiej niż poprzednich grup imigrantów. Asymilacja była więc już dużo trudniejsza. Jednocześnie liczba imigrantów często przewyższała zdolności absorbcji przez dobrze nawet rozwijający się przemysł amerykański. Zaczęły się zdarzać nie spotykane poprzednio przypadki powrotnej emigracji do Europy — zwłaszcza wśród emigrantów z Włoch, którzy po kryzysach 1893 i 1907 r. masowo wracali do swojej ojczyzny, gdzie łatwiej było uzyskać ziemię niż w USA. Coraz silniejsze były też nastroje antyimigracyjne starszych Amerykanów, niekoniecznie rdzennych, ale równie często dawniejszych imigrantów. Źródła tych nastrojów miały oczywiście charakter ekonomiczny i wiązały się ze stosunkami pracy w przemyśle amerykańskim. Imigranci z południowej i wschodniej Europy podejmowali pracę w fabrykach i kopalniach na Wschodnim Wybrzeżu i w stanach środkoiwych. Pracowali głównie jako robotnicy niewykwalifikowani i z czasem niemal całkowicie zmonopolizo- ' M. L. Hansen, Immigration and ?????????, w The Imrni-grant..., s. 76. 66 wali zawody nie wymagające kwalifikacji w podstawowych gałęziach przemysłu. Imigranci ci żyli w macierzystych krajach iw dużo gorszych warunkach niż Anglicy, Niemcy czy Skandynawowie, którzy wcześniej przybyli do USA. Każde oferowane w Ameryce warunki pracy i płacy wydawały więc im się korzystne. W efekcie pracodawcy coraz częściej korzystali z tańszej imigranckiej siły roboczej, a płace starszych Amerykanów nie rosły. Tak więc i oni, podobnie jak pionierzy rolnictwa, przenosili się na Zachód, gdzie odczuwano brak siły roboczej, a płace w przemyśle były wyższe. W wyniku tych procesów następowała koncentracja imigrantów w wielkich miastach Wschodniego Wybrzeża. I tak np. w 1885 r. w uważanym za typowo amerykański stanie Massachusetts 27% mieszkańców urodziło się za granicą, a ponad 50°/o było potomkami imigrantów. W tym samym roku tylko 31°/o mieszkańców Bostonu stanowili ludzie urodzeni w USA. W centralnych i najbiedniejszych dzielnicach miast (były to tzw. ports oj entry, które z czasem zmieniły się w getta murzyńskie i slumsy białej biedoty) było skoncentrowanych 45% Irlandczyków i 60% Włochów mieszkających w Stanach Zjednoczonych.8 Zadowolenie irnigjrjmi^w-A-4stniejąc^cJi. warunków poważnie utrudniało zorganizowanie ruchu związkowego na Wschodzie, toteż organizacje robotnicze niezwykle silnie dążyły do ograniczenia imigracji. Przewodniczący Amerykańskiej Federacji Pracy, Samuel Gompers, sam urodzony w Londynie imigrant, który iw 1863 r. przybył do USA, w licznych wystąpieniach podkreślał, że tania, niewykwalifikowana siła robocza, napływająca z Europy środkowej i wschodniej, przyczynia się do obniżenia płac i braku postępu w głównych 8 R. Mayo-Smith, op. clt., 3. 73. 67 gałęziach przemysłu amerykańskiego. W 1902 r. na konwencji Amerykańskiej Federacji Pracy w Nashville stosunkiem głosów 1858 do 352 przyjęto rezolucję, domagającą się iwprowadzenia ograniczeń imigracyjnych, a przede wszystkim wymogu umiejętności czytania i pisania jako warunku wpuszczenia imigrantów do USA. Miało to na celu ograniczenie imigracji wyłącznie do wykwalifikowanych robotników, którzy by mieli większe wymagania niż niepiśmienni chłopi z Galicji czy południowych Włoch i nie stwarzali zbyt silnej konkurencji robotnikom amerykańskim, ale raczej przeciwnie, identyfikowaliby się z ich interesami i wspólnie walczyli o cele amerykańskiej klasy robotniczej. Tak więc głównymi przeciwnikami imigracji byli robotnicy amerykańscy, sprzymierzeńcami zaś — jak się wydawało ?— imigrantów i zwolennikami swobód imigracyjnych byli przede wszystkim zatrudniający ich przedsiębiorcy, którzy nie chcieli rezygnować ze źródła taniej siły roboczej. Fakt ten miał istotne znaczenie w historii USA. Otóż występowanie najsilniejszych sprzeczności interesów, antagonizmów i konfliktów w ramach najniższych warstw klasy robotniczej skutecznie zamazywało ogólniejsze sprzeczności klasowe, topiło konflikty klasowe w sporach między samymi robotnikami i jeszcze silniej podtrzymywało przekonanie o bezklasowym charakterze społeczeństwa amerykańskiego. Konflikty w ramach podzielonej klasy robotniczej były jedną z głównych przyczyn pozornie paradoksalnego faktu, że Stany Zjednoczone w XIX w. były krajem, w którym kwitły różnego rodzaju eksperymenty komunistyczne, by przypomnieć choćby gminy owenistów czy fourierystów, ale w którym nigdy nie było silnego politycznie, a nie tylko związkowo, ruchu robotniczego. 68 Przeciwnicy imigracji nie tylko opierali się na takich argumentach jak konkurencja ekonomiczna, zakończenie ekspansji na Zachód czy też większe trudności asymilacji nowych imigrantów, ale często uciekali się do niezliczonych stereotypów rasowych. Problem ten wydaje się ciekawy, przede wszystkim dlatego, że rasizm w USA utożsamiany jest na ogół z problemem indiańskim i murzyńskim, podczas gdy w rzeczywistości dotyczył on w niemałym stopniu także i białych Amerykanów. . e Już w połowie XIX w. rozwinęła się szkoła głosząca tzw. ,,1???§^??????1?????-4^ W myśl tej teorii swobody i instytucje demokratyczne miały być cechą charakterystyczną „rasy" 9 teutońskiej. Poglądy takie głosili m. in. George Bancroft, John Motley, William Prescott i Francis Lieber. Ten ostatni twierdził, że każda „rasa" ma pewne cechy charakterystyczne, wyróżniające ją spośród innych. I tak Greków miał charakteryzować instynkt estetyczny, Rzymian — prawny, a „rasę anglikańską" (pojęcie to miało według Lie-bera obejmować Anglików i Amerykanów) cechuje ustrój demokratyczny. Teoria pochodzenia teutoń-skiego była dominującą szkołą myślenia wśród historyków amerykańskich. Jej zwolennicy wywodzili z „rasy" teutońskiej te cechy, które każdorazowo uważali za najważniejsze i najbardziej pozytywne w społeczeństwie amerykańskim. Raz mógł to być parlamentaryzm i demokracja, kiedy indziej zaś, jak np. u znanego historyka Henry Brooksa Adamsa, sama idea prawa itp. Jego imiennik, także historyk, Herbert Baxter Adams wyszukiwał podobieństwa między instytucjami i zwyczajami opisanymi w Germanii Tacyta a panującymi w Nowej Anglii. • Słowo „rasa" zostało ujęte w cudzysłów, ponieważ jego znaczenie w omawianych tekstach nie ma nic wspólnego z antropologicznym pojęciem rasy. 69 ~1???*"?1???????. Różne jednak bywało rozłożenie " akcentów w zależności od pochodzenia i związków poszczególnych przedstawicieli szkoły pochodzenia teutońskiego. I tak np. założyciel „Political Science Quarterly", John W. Burgess, w pracy Political Science and Comparative Constitutional Law (Nauka polityczna i porównawcze prawo konstytucyjne) na szczycie hierarchii „rasowej" stawiał Germanów, a znany prawnik, polityk i pisarz Henry Cabot Lodge wszystkie pozytywne tradycje amerykańskie wywodził nie od Anglosasów, lecz od Normanów. Zasygnalizowane powyżej teorie początkowo miały na celu historyczno-„rasowe" uzasadnienie słuszności i trwałości amerykańskich instytucji politycznych, a zwłaszcza rządu reprezentacyjnego. Czasem dostarczały one argumentów przemawiających za wyższością instytucji i narodu amerykańskiego, a „wraz z dalszym rozwojem coraz sil-• niej zaczęły podkreślać, że «starzy Amerykanie», wywodzący się z Anglii i Europy północnej, są «prawdziwymi Amerykanami». Z czasem teorie te straciły swoją mocną i prostą dumę z instytucji demokratycznych i wyraźniej zarysowały swój rasistowski charakter." 10 Teorie te znalazły wyraz także w badaniach literackich. Ich głosiciele uznaiwali, że anglosaski charakter narodowy wyraża się w literaturze anglosaskiej, która oczywiście jest najdoskonalsza. Historyk literatury Barrett Wendell w swej pracy Literary History oj America (Historia literatury w Ameryce), wydanej w 1900 ?., uznawał za najwspanialszą — prowincjonalną w końcu — literaturę Nowej Anglii w latach 1830—1860, ponieważ 10 T. F. Gosset, Race. The History of an Idea in America, Dallas 1963, s. 122. 70 region ten był wówczas prawie homogeniczny rasowo. „Rasa" anglosaska była dla niego oczywiście najwyższa i jej właśnie miało być pisane zwycięstwo w walce o byt, jednakże winna ona — zdaniem Wendella — strzec się wchłaniania zbyt licznych elementów obcych „rasowo". Inny historyk literatury, Charles F. Richardson, dowodził, że literatura jest odzwierciedleniem „rasy", która z kolei jest kształtowana przez klimat i środowisko. Nacisk na ostatnie dwa czynniki skłaniał go do twierdzenia, że źródeł wielkości literatury Nowej Anglii należy poszukiwać w surowości klimatu. Amerykanie — jego zdaniem — odziedziczyli najlepsze cechy germańskie, i one właśnie znajdują wyraz w literaturze amerykańskiej. Poglądy te wydają się dzisiaj prymitywne i śmieszne, ale w XIX w. dominowały w amerykańskiej historiografii i teorii literatury. Zwłaszcza w tej ostatniej utrzymywały się aż do czasu, gdy Vernon Louis Parrington w Głównych nurtach myśli amerykańskiej, których dwa tomy ukazały się w latach 1927-—1929, wykazał, że historia literatury winna wyjaśniać rozwój idei w oparciu o ich społeczne i ekonomiczne podłoże, a nie o czynniki „rasowe". Teorie rasistowskie przenikały również literaturę amerykańską XIX w. Już u J. F. Coopera można znaleźć pełny zestaw popularnych stereotypów rasowych — nieinteligentnych Murzynów, dzikich Indian i" wszechstronnie utalentowanych białych z Anglosasami na szczycie hierarchii. Pod koniec XIX w. jasizrcf "stał się Istotną podstawą filozoficzną amerykańskiej prozy naturalistycznej i znalazł wyraz w książkach Franka Norrisa, Owena Wistera i Jacka Londona. „Żaden pisarz amerykański nie ucżyniFwtęcej dla spopularyzowania teorii rasowych oraz gloryfikacji Anglosasów niż Frank Norris, Jack London i Owen Wister. Żaden 71 z tych pisarzy nie należy do czołówki literatury amerykańskiej, ale wszyscy — a zwłaszcza London i Wister — pisali książki o bardzo dużych nakładach. Bez wątpienia książki te stały się głównym źródłem upowszechnienia popularnego darwi-nizmu społecznego — dostosowanej do celów literackich teorii doświadczenia ludzkiego, widzącej w konfliktach rasowych i w dziedziczeniu cech rasowych wyjaśnienie postępowania ludzkiego." n Pozostawmy teorii literatury Norrisa i Wistera i zajmijmy się krótko niezwykle popularnym u nas Jackiem Londonem. Bohaterowie jego książek to niemal wyłącznie Angłosasi, ostro przeciwstawieni „brutalnym" Włochom, „nieporadnym i niewykształconym" Słowianom czy też „tchórzliwym" Żydom. W opisie postaci występujących w jego książkach kładzie się dużo większy nacisk na zewnętrzne cechy „rasowe", takie jak kolor oczu i włosów, kształt ciała, głowy itd., aniżeli na psychikę bohaterów, a dziedzictwo „rasowe" decyduje o tych cechach, które zazwyczaj są przypisywane wpływowi rodziny i środowiska. W książkach i działalności Londona ujawniała się silna sprzeczność między jego socjalizmem a rasizmem. Wierzył, że idealny — jego zdaniem — spółdzielczy system społeczny nadaje się wyłącznie dla białych, a demokrację mogą osiągnąć i utrzymać tylko ludzie o anglosaskich tradycjach, instytucjach i ideałach. Co więcej, odrzucał możliwość, by jakikolwiek system społeczno-polityczny mógł złagodzić napięcia pomiędzy „rasami". W jednym z wywiadów "London oświadczył: „Socjalizm nie jest idealnym systemem przeznaczonym dla uszczęśliwienia całego gatunku ludzkiego, lecz został on wymyślony w celu uszczęśliwienia pewnych tylko spokrewnionych ras. Ma na celu zwiększenie siły pewnych uprzywilejowanych ras, tak 11 .Tamże, s. 199. 72 aby mogły one przetrwać i odziedziczyć całą ziemię po wymarciu ras niższych i słabszych. Zwolennicy socjalizmu mogą mówić o braterstwie wszystkich ludzi i choć wiem, że mówią to poważnie, nie zmienią w ten sposób prawa, zgodnie z którym są po prostu narzędziami, działającymi nieświadomie na rzecz ulepszenia jednych ras i ze szkodą dla innych, których członków mogą nawet nazywać braćmi. Takie jest prawo, z którego — być może — nie zdają sobie sprawy, ale fakt ten nie zmieni biegu wydarzeń." 12 Gdy podczas jednego z zebrań partii socjalistycznej w San Francisco krytykowano Londona, dowodząc, że jego ataki na „żółte niebezpieczeństwo" oraz cała doktryna rasowa są szkodliwe dla partii i niezgodne z jej programem, London gniewnie odpowiedział — „Co do diabła!? Przede wszystkim jestem białym człowiekiem, a potem dopiero socjalistą!" 18 Doktryna rasowa Londona była jednak w bardzo poważnym stopniu zabarwiona „anglosaską melancholią". Uznawał Anglosasów za najwyższą i najdoskonalszą „rasę", ale obawiał się, że zaczyna ona zanikać w obliczu dużo szybszego wzrostu „ras" niższych. Obawy te znajdowały potwierdzenie w rozwijających się na początku XX w. teoriach etnologicznych, przewidujących nadchodzący zmierzch Anglosasów. Czytelnicy książek Londona, którzy podzielali te obawy, coraz bardziej nieprzyjaźnie odnosili się do przedstawicieli innych grup etnicznych, mających — w myśl tych przewidywań — zastąpić bohaterską „rasę" anglosaską. Twórcą teorii przewidującej zmierzch „rasy" anglosaskiej w USA był szkocki lekarz i etnolog Robert Knox, który już w 1850 r. dowodził, że kli- 11 Cyt. za Joan London, Jack London and His Times. An Unconventional Biography. New York 1939, s. 212—213. !! Tamże, s, 284. _________„ 73 mat amerykański, zwłaszcza na południu i w Nowej Anglii jest szczególnie uciążliwy dla Anglo-sasów i faworyzuje inne grupy etniczne. O ile w latach pięćdziesiątych sami mieszkańcy Nowej Anglii uważali jeszcze tego rodzaju teorie za nonsensowne, to w trzydzieści lat później, w obliczu wzrostu nieanglosaskiej ludności imigranckiej, zaczęli się coraz bardziej ku nim przybliżać. W 1883 r. dr Nathan Allen z Lowell w stanie Massachusetts przeprowadził badania nad tempem przyrostu naturalnego rdzennych mieszkańców Nowej Anglii i imigrantów. Wyniki tych badań skłoniły go do zaalarmowania amerykańskiej opini publicznej. Podobne badania przeprowadzał Francis A. Walker, profesor ekonomii politycznej i historii na uniwersytecie Yale, dyrektor biura badań statystycznych i ludnościowych. Dowodził on, że napływ imigrantów przyczynił się do obniżenia tempa przyrostu naturalnego rdzennych Amerykanów i w efekcie prowadzi do zastąpienia ich przez obcokrajowców. Ci ostatni — zdaniem Walkera — byli całkowicie nie przystosowani do instytucji amerykańskich i nie mieli żadnych sympatii dla idei politycznych i sentymentów, które legły u podstaw organizacji społeczno-politycznej USA. Źródło wszystkich kryzysów ekonomicznych oraz napięć i konfliktów społecznych widział Walker — podobnie jak wielu innych myślicieli i polityków amerykańskich tego okresu — iw niezdolności imigrantów, przede wszystkim z Europy południowej i wschodniej, do asymilacji w USA. Domagał się on jak najszybszego zamknięcia imigracji, gdyż z roku na rok mieli przybywać zza oceanu coraz gorsi, bardziej upośledzeni i mniej wartościowi imigranci. W charakterystyczny i niezwykle demagogiczny sposób Walker przestrzegał przed dalszym kontynuowaniem imigracji: „Nie ma żadnych powodów, dla których wszyscy mieszkańcy każdego 74 najbardziej cuchnącego bajora ludzkiego w Europie, ofiary największych niepoiwodzeń cywilizacji i walki o byt, najwięksi zwyrodnialcy rodzaju ludzkiego, nie mieliby przybyć do Stanów Zjednoczonych. Dopóki będzie istniała jakakolwiek różnica warunków ekonomicznych na naszą korzyść, dopóki ostatnią nadzieją nieszczęśliwych, załama-manych, skorumpowanych i podłych będzie myśl, że mogłoby im się tu powieść lepiej niż u siebie, jeśli nawet nie przy warsztacie, to w domu poprawczym, dopóty ci Hunowie, Polacy, Cyganie, Żydzi rosyjscy i południowi Włosi nadal będą przybywać całymi milionami." u Z czasem rozłożenie akcentów w teoriach rasowych ulegało pewnym zmianom. Prezydent Theodore Roosevelt, który sam był z pochodzenia Holendrem i nie przepadał za Anglosasami, używał pojęcia „rasa amerykańska" przypisując jej wszystkie pozytywne cechy dotychczas upatrywane w Anglosasach. Przeprowadził ostrą kampanię przeciw kontroli urodzeń. Oczywiście opierała się ona na rozpowszechnionej już tezie o groźbie rozpłynięcia się rdzennych Amerykanów w imigrantach. Teorie „rasowe" służyły też uzasadnianiu imperializmu amerykańskiego, rodzącego się na ???-łomie XIX i XX w. Tacy politycy jak Elihu Root, ?Albert J. Beveridge czy sam Theodore Roosevelt dowodzili, że pewne „rasy" są z natury niezdolne do samorządu i nie można składać na nie ciężaru dzenie posiadają natomiast Amerykanie i ..oni winni decydować o kształcie porządku światowego. Poglądy te służyły propagandzie amerykańskiej do uzasadniania aneksji Puerto Rico, Filipini Hawajów. 11 F. A. Walker, Immigration and Degradation, „Forum" XI 1891, cyt. za O. Handlin, Immigration..., s. 74. 75 W okresie pierwszej wojny światowej z uprzywilejowanej „rasy" teutońskiej i nordyckiej zostali wyłączeni w wyniku nieraz bardzo kunsztownych konstrukcji Niemcy. W wydanej w 1916 r. pracy The Passing oj the Great Race (Zmierzch wielkiej rasy) Madison Grant pozbawił Niemców nordyckości, dowodząc, że nordycy zostali wymordowani w Niemczech już w okresie wojny trzydziestoletniej. Jedynymi przedstawicielami najwyższej „rasy" nordyckiej mieli pozostać — zdaniem Granta — tylko Amerykanie. Muszą oni jednak chronić swój kraj przed fatalnym wpływem „niższej knwi" zalewającej Amerykę wraz z imigracją. Na podobne poglądy, głoszone w USA pod koniec XIX i w pierwszym dwudziestoleciu XX w. i dowodzące — w oparciu o teorie rasistowskie — konieczności ograniczenia imigracji, można by było powoływać się niemal w nieskończoność. Stała propaganda rasg>wajg7_pjg^czCTiiu z leżącymi u jej źródeł czynnikami społeczno-ekonomiczny-mi (zagospodarowanie Zachodu, ubieganie się o pra- . cę w przemyśle, powstanie slumsów w miastach oraz wzrost napięć społecznych) przyniosła efekty w postaci ustawodawstwa antyimigracyjnegp. •Uchwalony w ?88???. Oriental Act ograniczył możliwości imigracji ze Wschodu — Chińczyków i Japończyków. W tym samym roku wyłączono/ z możliwości osiedlenia i naturalizacji lunajtyjców,/ ludzi karanych sądownie, idiotów oraz tych, któ-" rzy mogliby „stać się ciężarem publicznym". Ta ostatnia klauzula wprowadziła zasadę swobodnego uznania władz administracyjnych przy podejmowaniu konkretnych decyzji imigracyjnych i natu-rałizacyjnych. W 1891_ r. dodano do powyższych ograniczeń konieczność pomyślnego przejścia badań lekarskich oraz uniemożliwiono imigrację po-ligamistam. Jednocześnie iwydane całkowity. k^z_imigracji z Chin. W 1897~7^lrmve"s1oho do Kogresu USA wspomi- 76 naną już propozycję wprowadzenia wymogu runiieje^nośd_Disania i czytania dla imigrantów. PropozyT5jlT"ta by7a*~pTze"dmiotem ostrych dyskusji przez 20 lat i zakończyła się zwycięstwem rzeczników ograniczeń imigracyjnych. Mimo założonego przez prezydenta Wilsona iweta literacy test został uchwalony przez Kongres jć 1917^. Był to punkt zwrotny w polityce imigracyjnej USA, gdyż w ten sposób utorowano drogę kolejnym ograni- eniom imigracji. Pierwsza wojna światowa zwiększyła nastroje izolacjonistyjczne i antyimigracyjne. Reaktywowany w~i915 r. przez pułkownika Williama J. Sim-monsa zTIfanty Ku-Klux- Klan podjął działalność na terenie całego kraju7*1f jego celem była już nie tylko walka z Murzynami, lecz „utrzymanie czystości cywilizacji anglosaskiej" na całym kontynencie amerykańskim. Klan podkreślał supremację „protestanckiej rasy nordyckiej", walczył przeciw Murzynom, Żydom i katolikom oraz domagał się jak najszybszego zamknięcia imigracji. Idee te zyskiwały coraz większą popularność nie tylko wśród rdzennych Amerykanów, ale także wśród starszych imigrantów, których ojcowie lub oni sami stosunkowo niedawno przybyli zza oceanu. Powoływany przykład Goimpersa był przypadkiem nieodosobnionym. 1921 r. wprowadzono nowe ustawodawstwo imigracyjne, które przewidywało, że rocznie może przybyć z każdego kraju 3% liczby imigrantów z tego kraju zamieszkujących USA w 1910 r. Trzy lata później ograniczono te limity do 2% imigrantów mieszkających iw USA w 1890 r. Faworyzowało to Anglików, Irlandczyków, Niemców i Skandynawów, którzy zaczęli wcześniej przybywać do USA, a ograniczało imigrację z Włoch, Austrii, Rosji, Polski i innych krajów Europy środkowej i wschodniej} W ten sposób długa walka o zamknięcie imigra- ?? 77 cji zakończyła się zwycięstwem zwjolenni]jów_-Jza^ chowania anglosaskiego"~w swej większości charakteru narodu amerykańskiego. Z czasem pod wpływem dalszych zmian ustawodawczych, umożliwiających przybycie i naturalizację w USA przede wszystkim tym, którzy mogliby przynieść korzyści nowej ojczyźnie, imigracja zamieniła się w „drenaż mózgów", zjawisko znane, jeszcze do niedawna nasilające się i budzące coraz większy niepokój na całym świecie. Obecnie, z perspektywy ponad pięćdziesięciu lat od zakończenia masowej imigracji — gdy do historii przeszły spory o wkład imigrantów w społeczeństwo amerykańskie i jego kulturę oraz o możliwości i trudności adaptacji w nowym społeczeństwie — można z większym obiektywizmem ocenić znaczenie exodusu 35 min Europejczyków do Stanów Zjednoczonych. Niewątpliwie fakt, że przeszło połowa Amerykanów to potomkowie imigrantów przybyłych do niepodległej Ameryki, iwy-warł istotny wpływ na każdą dziedzinę życia w USA. Znalazł on także odzwierciedlenie w dziedzinie umocnienia wiary obywateli USA w doskonałość instytucji amerykańskich. Motywy imigracji bywały różnorodne. W krajach macierzystych przyszli emigranci — przeważnie najubożsi chłopi — mówili urzędnikom wystawiającym zeztwolenia emigracyjne, że do wyjazdu skłania ich chęć poprawienia sytuacji ekonomicznej. Księdzu, przestrzegającemu przed trudnościami podróży i asymilacji za oceanem, tłumaczyli się często, że chcą stworzyć bodźce skłaniające do wytężonej pracy ich niezbyt robotnych synów, a znajomym mówili także o panującej w Ameryce, a egzotycznej we własnym kraju wolności i równości. Po przybyciu do Ameryki podkreślali jednak już tylko jeden motyw. Nie mówili o bodźcach materialnych, gdyż w ten spo- 73 sób potwierdzaliby przekonanie amerykańskich przeciwników imigracji, że obcokrajowcy są niebezpiecznymi konkurentami ekonomicznymi. Nie wspominali też o potrzebie dyscypliny moralnej dla synów, gdyż dostarczaliby w ten sposób argumentów tym, którzy — jak Francis Walker — dowodzili, że imigranci są zdeprawowani i bez-\ wartościowi. Jedną zaś rzecz Amerykanie lubili słyszeć. Wciąż jeszcze mając pozostałości kolonialnego poczucia niższości, wiedzieli, że w dziedzinie kulturalnej kraj ich nie może równać się z Europą. Mieli jednak swoją Konstytucję, którą uwielbiali i szczycili się nią. Gdy więc imigrant mówił i „— Przybyłem do USA, by korzystać z dobrodziejstw waszego wspaniałego rządu i prawa" ?3— spotykał się z ciepłym przyjęciem. Imigranci szybko nauczyli się tego działania amerykańskiego wyznania wiary. Przy każdej okazji przeciwstawiali wolność Nowego Świata despotyzmowi Starego. W możliwie najszybszym czasie naturalizowali się i z entuzjazmem neofitów iwychwalali Amerykę oraz oferowane przez nią dobrodziejstwa. Większość z nich czyniła to z całą powagą. Wiedzieli, że ciężka praca i bogate zasoby naturalne są źródłem ich sukcesów, ale powtarzali to, czego rdzenni Amerykanie słuchali z przyjemnością. Z czasem, wraz z rosnącymi trudnościami adaptacyjnymi oraz niechęcią wobec imigrantów, wyznanie wiary stało się głównym argumentem i orężem nowo przybyłych Europejczyków. Opuszczając niezwykle ciężkie warunki życia w swojej ojczyźnie, chcieli, by Ameryka ich nie odrzuciła, by zaakceptowała ich na najniższym nawet szczeblu. Najbardziej obawiali się, że zostaną uznani za „obcych" (alien), nieamerykańskich (un-Ameri- 15 M. L. Hansen, Immigration and Democracy, w: The Immigrant..., s. 78. 79 ???). Stąd ich przesadna lojalność, częste powiewanie flagą nowej ojczyzny i stałe dawanie wyrazu przywiązaniu do amerykańskich tradycji, ideałów i instytucji. Stany Zjednoczone były więc dla imigrantów, a może raczej w ich wypowiedziach, krajem wolności i demokracji. Pielęgnowali oni jednak specyficzną koncepcję wolności, bardzo różną od reprezentowanej przez rewolucjonistów europejskich, którzy rozumieli przez to pojęcie republikańskie instytucje oraz wolność słowa i prasy. Wśród imigrantów natomiast nawet po przyjeździe do USA utrzymywał się często szacunek do monarchii, gdyż nie monarcha, lecz pan feudalny, a potem dziedzic ich gnębił i „zmusił" do opuszczenia kraju. Niewiele też oznaczała wolność słowa dla ludzi, którzy mieli mało opinii do wyrażenia, czy też wolność prasy dla tych, którzy z trudnością umieli się podpisać. * Biedni imigranci chcieli przede wszystkim wolności od tych praw i zwyczajów, które hamowały w ich ojczyźnie indywidualną przedsiębiorczość gospodarczą. Była to wolność od pańszczyzny, od ">rzypisąnia---TTa stałe do jednego kawałka ziemi, jednego dziedzica i fornala. Była to wolność kupna i sprzedaży, możliwość uzyskania różnorodnej pracy, uprawnienie do tego, by dzięki własnej pracowitości stać się bogatym lub z własnej winy pozostać biednym. Właśnie taki rodzaj wolności był uważany za źródło energii indywidualnej i dobrobytu społecznego. „Korzystanie z możliwości systemu wolnej konkurencji oraz możliwość zachowania owoców uzyskiwanych dzięki temu systemowi — takie były aspiracje szeregowych imigrantów."le Ich wiara w demokrację sprowadzała się więc przede wszystkim do wiary w to, że amerykańskie insty- " Tarnże, s. 81. m tucje społeczno-polityczne ułatwią zdobycie własności i pozycji społecznej oraz będą broniły tego, co zdobyli. System, który znaleźli za oceanem, był tym właśnie, który chcieli utrzymać. Stąd ich późniejszy konsenwatyzm i skłonność do obrony amerykańskiego status quo. Imigracja nie tylko skłaniała Amerykanów do przesadnej lojalności i konserwatyzmu w dziedzinach społeczno-ustrojowych. Przyczyniała się także do łagodzenia, a jeszcze częściej zamazywania konfliktów klasowych. Była już mowa o tym, w jaki sposób przesunięcie głównej sfery konfliktów na sprzeczności między „starymi" a „nowymi" robotnikami oraz pomiędzy różnymi elementami etnicznymi społeczeństwa amerykańskiego utrzymywało wiarę w brak ostrych i sztywnych granic klasowych, w brak konieczności czy nawet potrzeby walki klasowej w USA. Z drugiej strony płynność zatrudnienia i struktury społecznej rzeczywiście utrudniała utrwalenie sztywnych różnic klasowych, które mogłyby w trwały sposób ograniczać możliwości. Różnorodność i ruchliwość społeczna były charakterystycznymi cechami życia w Stanach Zjednoczonych w okresie imigracji. Co więcej, imigracja w dużej mierze tłumaczy przyczyny braku silnej opozycji wobec ideałów liberalnego kapitalizmu w historii USA. Konstytucja amerykańska miała charakter kapitalistyczny, a Stany Zjednoczone XIX stulecia, aż do czasu powstania wielkich fortun i korporacji, były krajem średnich kapitalistów. Tradycyjna forma rządu dobrze więc służyła interesom tej klasy. Opozycja mogła zrodzić się tylko wśród niekapita-listów. Jako przyczyny jej słabości wymienia się na ogół różnorodność etniczną społeczeństwa oraz brak siły politycznej związków zawodowych czy innych organizacji niekapitalistycznych. Głównym jednak czynnikiem wydaje się fakt, że imigranci w zdecydowanej większości byli z ducha i z wiary R Osiatyński 81 kapitalistami. Wspomniane już ideały ruchliwości, braku ograniczeń, indywidualizmu i polegania na sobie były przecież ideałami kapitalistycznymi, a robotnik, który pracował np. przy budowie kolei, zbierał pieniądze najczęściej po to, by założyć własny warsztat lub stać się właścicielem także skapitalizowanego gospodarstwa rolnego. Te drob-nokapitalistyczne aspiracje jeszcze bardziej zwiększały konserwatyzm imigrantów i zaufanie do tradycji społeczno-politycznej. Do tradycji, bo współczesność amerykańska zaczęła od niej odbiegać — powstawały już korporacje grożące wolnej konkurencji i utrudniające rozwój drobnej, indywidualnej przedsiębiorczości. Imigranci najsilniej popierali więc ideały leseferyzmu^ a z drugiej strony przeciwstawiali się~Tm"aTćTuzmowi, który ujawnił się w USA w latach osiemdziesiątych. Nie chcieli zmian, bo sam przyjazd do USA i asymilacja były już największą z możliwych do wyobrażenia zmianą na lepsze, a noiwe mogłyby w ich odczuciu tylko pogorszyć istniejącą sytuację i pozbawić ich z trudem zdobytych możliwości. Toteż nawet w obliczu trudności i rosnącego rasizmu nie podejmowali ostrej i zorganizowanej walki z przeciwnikami, gdyż amerykanizacja w myśl tradycyjnych wzorów, a nie opozycja wobec czegokolwiek, co mogłoby być z Ameryką utożsamiane, była ich celem podstawowym. Ekspansja na ????^?^^??-???.? tworzyły i kształtowały charakter „mieszającego się" tam narodu. Były one wynikiem możliwości oferowanych przez niespotykane bogactwa naturalne i olbrzymi rozwój gospodarczy oraz wpływały na wykorzystanie tych bogactw i na przyspieszenie tego rozwoju. Obfitość ziemi i stały napływ taniej siły roboczej stawiały na czele wszystkich czynników produkcji kapitał. On umożliwiał nabycie ziemi, założenie przedsiębior- 82 stwa czy fabryki oraz korzystanie z owoców systemu. Instytucje społeczno- polityczne nie krępowały operowania kapitałem i czerpania zysków płynących z tych operacji, a powiększanie zysków było celem zarówno tych, którzy pieniądze już posiadali, jak i tych, którzy spodziewali się je zdobyć w bliższej lub dalszej przyszłości. Dla jednych i dla drugich Ameryka była szansą. Szansą tego, co było dużo trudniejsze i często sztucznie niejako hamowane w społeczeństwach europejskich, czyli szansą sukcesu osobistego każdej jednostki. Nic więc dziwnego, że najbardziej chyba „amerykańską" z całej mitologii społeczno- politycznej Stanów Zjednoczonych stała się mitologia sukcesu. Rozdział IV SUKCES Żadna z idei zrodzonych w dziewiętnastowiecznej Ameryce nie przetrwała tak długo i nie była wyznawana tak powszechnie, jak przekonanie, że w otwartym społeczeństwie amerykańskim okoliczności narodzin, pochodzenia i przynależność klasowa rodziców nie ograniczają możliwości jednostki. „Każdy — w ramach pewnych określonych reguł ogólnych — wyłącznie dzięki swoim własnym wysiłkom może uczynić swoje życie takim, jakim chce, żeby było" — oto kwintesencja indywidualistycznej wiary, n Irtńrpj fródiał ?,??7?? oczywiście brak tradycji feudalnych, stałego przypisania jednostki do określonego miejsca w hierarchii społecznej oraz ruchliwość społeczeństwa, znajdującego się w stałej ekspansji terytorialnej, ludnościowej i gospodarczej. Zbiór różnorodnych i zmieniających się wierzeń dotyczących tego przeświadczenia składa się na amerykańską mitologię sukcesu. W przyjętym tu rozumieniu pojęcie „mitologii" dotyczy rozpowszechnionych i głęboko zakorzenionych przekonań i wartości, poprzez które ludzie widzieli świat i interpretowali swoje własne doświadczenia. Mitologia sukcesu nie tyle więc była opisem społeczeństwa amerykańskiego, co raczej odzwierciedleniem wiary milionów ludzi w to, jakie społeczeństwo 84 jest lub być powinno, a mówiąc konkretniej — wiary w to, że każdy obywatel ma możliwość odniesienia sukcesu. Amerykański mit sukcesu skrystalizował się w-drugim trzydziestoleciu XIX w., ale jego źródła można znaleźć już we wczesnym purytanizmie Nowej Anglii. Już tam powodzenie osiągnięte dzięki własnej pracy i zaradności, wspinanie się po szczeblach drabiny życiowej miało wysokie miejsce w hierarchii wartości i zyskiwało aprobatę oraz szacunek, choć sam sukces materialny był godzony z szerszymi wartościami moralnymi, a nawet im podporządkowany. Wydane przez Cottona Mathera w 1710 r. w Bostonie Bonifacious: Essays to Do Good (Bonifacius, czyli eseje o tym, jak czynić dobro) były jednym z licznych purytań-skich przewodników, określających godziwy sposób postępowania w życiu. Miał on odpowiadać na pytanie, jak spełniać na ziemi wolę bożą w drodze do zbawienia,, przy czym sukces nie miał jeszcze charakteru ziemskich nagród, lecz raczej było nim owo zbawienie właśnie. Wolą bożą miało być czynienie dobra, w tym pomoc biedniejszym, którzy doznawali niepowodzeń. Obowiązek ten miał spoczywać na całym społeczeństwie. Łatwo zauważyć, jak bardzo obraz ten różni się jeszcze od późniejszej indywidualistycznej etyki społeczeństwa amerykańskiego. Etyka purytańska miała bowiem niezwykle złożony charakter. Z jednej strony kładła silny nacisk na cnoty i nakazy religijne, obawiając się, że nadmierne wzbogacenie doprowadzi do rozluźnienia dyscypliny społeczno-religijnej i laicyzacji społeczeństwa. Duchowni purytańscy obawiali się więc pokusy do grzechu, ukrytej w sukcesie materialnym. Z drugiej jednak strony, uznali oni sukces materialny jednostek za znak doskonałego wypełniania obowiązków nałożonych przez Boga. Podlegał on, co prawda, ograniczeniom ze strony 85 wartości moralnych zawartych w etyce. protestanckiej — pracowitości, oszczędności i roztropności. Ludzie postępujący zgodnie z tymi zasadami mieli odnosić sukcesy, a łamiący je mieli doznawać niepowodzeń. Jednakże właśnie te cnoty etyki protestanckiej prowadziły do sukcesów materialnych, do wzrostu bogactwa, który podminowywał religijny charakter kolonii purytańskich na terenie Nowej Anglii. Im bardziej kwitł ekonomicznie święty eksperyment purytanów, tym mniej świętym się stawał, a Kościół coraz częściej potępiał owoce kwitnącego kapitalizmu. Cnoty etyki protestanckiej przejął Franklin. Choć jego system etyczny bywa nazywany pury-tańskim, należy pamiętać, że jest to już puryta-nizm świecki, skierowany ku życiu ziemskiemu i ziemskim nagrodom; purytanizm jakże odmienny od religijnego systemu etycznego twórcy „Wielkiego Przebudzenia" religijnego Nowej Anglii w latach czterdziestych XVIII w., „ostatniego pu-rytanina" ?— w religijnym sensie słowa „puryta-nin" — Jonathana Edwardsa. Pracowitość przestała być dla Franklina wypełnianiem nakazów bożych. Stała się koniecznością społeczną oraz środkiem podniesienia pozycji życiowej jednostki. Dopiero więc Franklin oderwał się od purytańskich, ze średniowiecza wywiedzionych przekonań o stałej pozycji jednostki w społeczeństwie. Dopuszczał awans w hierarchii i popularyzował ideał ruchliwości społecznej, a sam był pierwszym symbolicznym reprezentantem owej ruchliwości. Odtąd cnoty i wartości protestanckie nabierały coraz bardziej użytecznego charakteru. Zachowanie zgodne z nimi przynosiło korzyści materialne, które w efekcie umożliwiały awans jednostki i przesądzały o sukcesie. Leżący u podstaw etyki burżuazyjnej sukces materialny jednostki niemal do połowy XIX w. podlegał — przynajmniej formalnym — ogranicze- 86 niom moralnym: wpierw była to moralność religijna, później zaś świecka. Szanse absolutnego i niczym nie skrępowanego korzystania z możliwości ekonomicznych i bogacenia się nie od razu stały się synonimem kapitalizmu amerykańskiego. W przypadku konfliktu między sukcesem finansowym a moralnością ta druga uznawana była za ważniejszą. Taką koncepcję sukcesu reprezentował m. in. Jefferson, mający przed oczyma obraz społeczeństwa o niewielkich rozpiętościach ekonomicznych. Jeszcze w latach trzydziestych XIX w. moralność rozciągała się poza ekonomiczne cnoty pracowitości, oszczędności i roztropności, obejmując m. in. użyteczność jednostki dla społeczności, w której żyła. Z czasem jednak, wraz z przyspieszeniem ekspansji na Zachód i utrwaleniem jacksonowskiej demokracji, pielęgnowane w literaturze i moralistyce wartości starego, tradycyjnego kapitalizmu stanęły naprzeciw nowego — żywiołowego i agresywnego. W rzeczywistości społecznej coraz częściej dominował gwałtowny indywidualizm ekonomiczny, zwracający coraz mniejszą uwagę na wymogi moralności. Amerykanie odchodzili od tradycji cnoty na rzecz bogactwa. Wraz z szybkim uprzemysłowieniem oraz wzrostem zamożności po wojnie domowej pozostał już tylko jeden klucz do sukcesu — pieniądz. Literatura moralizatorska, będąca właśnie literaturą sukcesu, próbowała pogodzić cnotę z bogaceniem się. Freeman Hunt, który wydał w 1856 r. książkę Worth and Wealth (Wartość ? bogactwo), sugerował, że słowa te nie są równoznaczne i starał się podtrzymywać to rozróżnienie. W obliczu szybko rosnących fortun utrzymywał on, że jedynie stopniowy wzrost dochodów jest naturalny, a gwałtowne bogacenie się jest sprzeczne z naturą. Musiał on jednak przyznać, że w społeczeństwie nie posiadającym zróżnicowań dziedzicznych 87 istnieje tylko jeden wyznacznik pozycji społecznej, a mianowicie bogactwo, i jego uzyskanie jest przepustką z jednego środowiska do drugiego. Przemiany społeczne i ekonomiczne zapoczątkowane w okresie Jacksona i przyspieszone po wojnie domowej spowodowały zalew popularnej literatury sukcesu. Literatura ta usiłowała łagodzić agresywne dążenia do bogacenia się, godząc je z wymogami moralności. W tym celu deformowała ona obraz rzeczywistości, pozostając jednak wierną głównej już w tym czasie wartości społecznej — samemu dążeniu do bogactwa, zgadzając się z tym, że jest ono uzasadnionym celem działań ludzkich. Literatura ta, skierowana głównie do młodzieży, kształtowała jej postawy i wpływała na charakter narodu. Stworzyła ona i utrwaliła jakże bardzo amerykański mit self-made mana, kryjący iw sobie cały indywidualizm ludzi granicy, imigrantów i szeregowych kapitalistów, tradycją sięgający do Franklinowskiego stwierdzenia, że „Bóg. pomaga tym, którzy sami sobie radzą". Pojęcie self-made man zostało użyte po raz pierwszy "przez jenatora Henry Claya z Wirginii podczas jednej z debat w Senacie w 1832 r. W tym samym roku w Chelsea w stanie Massachusetts urodził się najbardziej znany w swoim czasie popularyzator amerykańskiej literatury sukcesu,-Ha-^ rątig_AIgexj>. Napisał on ponad sto książek przeznaczonych głownie dla młodzieży, których łączne nakłady osiągnęły 20 min egz. On właśnie upowszechnił obiegową iw Ameryce wizję indywidualnego sukcesu, określanego pojęciem „od pucybuta do milionera" (from rags to riches). We wszystkich jego książkach powtarzał się ten sam schemat. Osamotniony, najczęściej osierocony, pozbawiony jakiejkolwiek pomocy, obdarty chłopiec ze wsi dostaje się do miasta, gdzie dzięki własnej dzielności, pracowitości i szczęściu zdobywa pokaźny mają- 88 tek i awansuje w hierarchii społecznej. Filozofia sukcesu bohaterów wszystkich powieści Algera sprowadzała się do optymistycznego przekonania, że takie cnoty jak uczciwość, pracowitość, poleganie na sobie i zapobiegliwość zawsze zostaną wynagrodzone przez zdobycie bogactwa i wiążącej się z nim aprobaty społecznej. Bohaterowie powieści Algera reprezentowali najszerzej uznawaną koncepcję w dziewiętnastowiecznym społeczeństwie amerykańskim — wiarę w potencjalną wielkość przeciętnego człoiwieka, gloryfikację wysiłków i osiągnięć indywidualnych oraz utożsamianie pogoni za pieniędzmi z „dążeniem do szczęścia", o którym wspominała Deklaracja Niepodległości jako o niezbywalnym prawie każdego obywatela. Jeśli więc nawet twórczość Algera nie była odzwierciedleniem rzeczywistości, to odbijała wiernie ideały społeczeństwa, dla którego była przeznaczona i iw którym powstała. Alger był w zasadzie kontynuatorem protestanc- ^ kiej wizji sukcesu, a jedyny w jego twórczości element nie znany w purytanizmie — nacisk na szczęście — także miał swój odpowiednik w postaci protestanckiej koncepcji łaski. Podobnie jak łaska, tak samo szczęście w powieściach Algera nigdy nie mogło spotkać złego człowieka. Bohaterowie jego książek w zasadzie nie „robili fortuny", lecz raczej znajdowali ją dzięki szczęśliwemu zbiegowi iwydarzeń. Bogactwo stawało się nagrodą za godziwy sposób życia, a sam fakt, że nagrodą tą było ziemskie bogactwo, a nie zbawienie, odzwierciedlał zmienioną hierarchię wartości i pragnień społeczeństwa. Ten nurt mitologii sukcesu znalazł także wyraz w chrześcijańskiej literaturze lat 1860—1914 związanej z ruchem tzw. „ewangelii społecznej" (So-cial Gospel). Tacy pisarze jak Augusta Jane Evans, Edward Payson Roe czy Gene Stratton Porter przedstawiali w swoich książkach wyjątkowo pro- « sty obraz świata, w którym dobre uczynki przynosiły pozytywne rezultaty, a złe miały negatywne konsekwencje. Dobro triumfowało nad złem i nagradzało bohaterów dobrobytem materialnym. Ich powieści zachęcały czytelników do | optymizmu i nakazywały raczej odwoływanie się do Boga aniżeli uporczywą walkę o osiągnięcie sukcesu. I iw tej literaturze uczciwość, pracowitość oraz zapobiegliwość przynosiły nagrody, a sukces był równoznaczny z pieniędzmi. Przyczyny powodzenia lub klęski nie miały nigdy charakteru społecznego, lecz zawsze indywidualny i były zależne od cnót osobistych. Indywidualne były również w tej literaturze źródła coraz trudniejszych problemów społecznych, a próby ich rozwiązania także sprowadzały się do przekształceń charakteru jednostek, stroniąc od jakichkolwiek reform czy nawet krytyki instytucji i systemu społecznego. Twórcy literatury sukcesu nie dostrzegali konfliktów społecznych. Podkreślali oni zrównoważony i harmonijny charakter organizmu społecznego. Ich rady sprowadzały się do następującego schematu: „Wierzmy w Boga i opatrzność oraz polegajmy sami na sobie, a wszystko będzie dobrze, osiągniemy sukces i natura obdarzy nas bogactwem." Ta optymistyczna wizja sukcesu nagradzającego cnoty pucybuta osiągnięciem bogactwa wraź z rozwojem kapitalizmu amerykańskiego stawała się coraz bardziej odległa od rzeczywistości. Nawet jeśli kiedyś w jakimś stopniu odpowiadała ona warunkom (wiejskiego społeczeństwa o niezbyt wielkich dysproporcjach, ale stosunkowo szerokich możliwościach awansu, z pewnością nie pasowała do nowej sytuacji, stworzonej przez rozwój nauki i techniki, postęp przemysłu i urbanizację. Klasyczny mit sukcesu opierał się na indywidualizmie ekonomicznymi oraz na przekonaniu o otwartych, niemal nieograniczonych możliwo- 90 ściach awansu każdej jednostki. Tymczasem kapitalizm drobnych i średnich przedsiębiorców ustępował miejsca koncentracji kapitału oraz rodzącym się korporacjom. John D. Rockefeller powiadał, że „indywidualizm przeminął i nigdy już nie powróci". Olbrzymiej akumulacji bogactwa w rękach niewielu towarzyszyło ubóstwo mas ludzkich, zwłaszcza w miejskich slumsach. Osiągnięcie niezależności ekonomicznej, w tradycyjnym sensie tej niezależności, było bez porównania trudniejsze. Coraz większa liczba ludzi musiała pracować w ramach uzależniających ich struktur organizacyjnych — jako robotnicy lub urzędnicy. Zmieniły się więc pod koniec XIX w. wzory ruchliwości społecznej. Sukces rzadko kiedy wyrażał się w karierze niezależnego przedsiębiorcy kapitalistycznego i coraz częściej przybierał iw najlepszym przypadku postać kariery urzędniczej, już nie dla wszystkich dostępnej i nie stwarzającej takich nieograniczonych możliwości awansu jak poprzednio. Wynikiem tych zmian był głęboki kryzys moralny. Klasyczne tradycje polegania na sobie miały coraz mniejsze zastosowanie w życiu codziennym. Rozpowszechniało się przekonanie, że przeciętny człowiek ma już dużo mniejsze możliwości osiągnięcia sukcesu niż dawniej. Tradycyjne łączenie sukcesu i cnoty było coraz śmieszniejsze. Trudniej już było tłumaczyć sukces lub niepowodzenie jednostki jej cnotami lub występkami. Spełniły się j więc najgorsze obawy starszej generacji twórców literatury sukcesu — zanikała iwiara w to, że z chrześcijaństwa wywiedzione nakazy moralne doprowadzą każdego do ziemskiego dobrobytu. Bezrobotnemu najbardziej nawet żarliwa wiara i przestrzeganie zasad etycznych niewiele pomagały w znalezieniu pracy. W kontekście przekształconej Ameryki mit „od pucybuta do milionera" stawał się coraz bardziej anachroniczny. 91 / „Mit sukcesu oraz literatura, którą stworzył on w XIX w., były wyrazem mentalności przedindu-strialnej Ameryki. Jego upadek został poprzedzony zniknięciem tych stosunków społecznych, do \ których niegdyś miał zastosowanie." * Niedostosowanie klasycznej mitologii sukcesu do zmieniającej się rzeczywistości społecznej nie oznaczało jednak całkowitego zaniku wiary w sukces indywidualny. Utrzymywała się ona równie mocno w społeczeństwie amerykańskim jak wcześniej, tylko poszukiwała nowego zbioru wyobrażeń, skojarzeń i idei, które mogłyby ożywić ją na nowo, z uwzględnieniem zmienionych warunków. W konsekwencji zrodziła się potrzeba nowej filozofii życia, która by była dostosowana do nowych doświadczeń ludzkich, ale zarazem brała pod uwagę tradycyjne wymogi moralności__Filozqfia_ taka powstała jod koniec XIX w. i przybrała -formę spontanicznego ruchu intelektualnego i quą-si-religijnego określanego mianem Nowej Myśli (New Thought). Integralną częścią tej doktryny była nowa ewangelia sukcesu, która kładła nacisk na psychologiczne metody kierowania,jwiasną__oso-bowością jako środek prowadzący do osiągnięć. Kluczem do tej filozofii sukcesu było pojęcie „potęgi umysłu" (mind power) — stany umysłu, a nie" cechy charakteru były odtąd uznawane za przyczyny sukcesów lub niepowodzeń. *?— Przedstawiciele Nowej Myśli, tacy jak Ralph Wado Trine, John Herman Randall, Horatio W. Dresser, Orison Swett Marden, Joseph E. Tuttle i inni, bronili w nowych warunkach tradycyjnego przekonania, że człowiek jest wolny i sam może kształtować swoją przyszłość. Ich teorie były eklektyczne i wywodziły się z idealizmu Emer- 1 R. Weiss, The American Myth of Success, New York 1969, s. 118. 92 sona i pragmatyzmu Jamesa oraz z nowych osiągnięć nauk przyrodniczych, a zwłaszcza fizyki i psychologii. Ich pisma z pozoru wydają się mieszaniną niezbyt ze sobą łączących się idei. Badane jednak dokładniej, wykazują swoją własną logikę. Bóg jest przez nich definiowany w kategoriach Emersonowskich jako Uniwersalna Inteligencja, zbliżona do Bergsonowskiego elan vital, jednostka zaś jest częściowym ucieleśnieniem sił kosmicznych. Siły te znajdują swoje odbicie w umyśle jednostki i właśnie umysł wiąże człowieka z ową Uniwersalną Inteligencją i daje mu dostęp do władzy. Teoria ta w popularnej wersji sprowadzała się do przekonania, że każdy obdarzony umysłem człowiek, może niejako „obmyślić" swoją drogę do sukcesu. Mimo zmienionych okoliczności człowiek pozostał dla reprezentantów Nowej Myśli zdolnym do kształtowania awego własnego życia. Podobnie jak przedstawiciele tradycyjnej mitologii sukcesu zwolennicy mind power negowali jakikolwiek de- terminizm biologiczny lub ekonomiczny i z równą siłą podkreślali indywidualizm. Człowiek jest wolny — świat jest rządzony przez pewne ściśle określone prawa, a każdy może te prawa poznać i nie będzie wówczas żadnych ograniczeń dla osiągnięć jednostki. Każdy na nowo zdobył w Nowej Myśli perspektywy swojej własnej potęgi i siły oraz szanse sukcesu. I nic dziwnego, że takie słowa jak „opanowywanie", „potęga", „władza" i „kontrola" pojawiały się niezwykle często w nowej literaturze sukcesu. W ten sposób Nowa Myśl godziła indywidualistyczne ideały z rzeczywistością społeczeństwa przemysłowego. Zweryfikowany mit sukcesu stworzył konstrukcję ideologiczną, która umożliwiała członkom społeczeństwa masowego utrzymanie przynajmniej złudzenia niezależności. W mitologii tej cnota była już raczej kojarzona ze 93 k zdrowiem psychicznym i sprawnością umysłową, a nie z klasycznymi nakazami postępowania, takimi jak pracowitość, zapobiegliwość i oszczędność. Purytański grzech przekształcił się w chorobę, która nie dawała się pogodzić z sukcesem, tak jak lenistwo w dawniejszych koncepcjach. Źródła sukcesu i niepowodzeń nadal pozostały indywidualne, a nigdy społeczne. Zwolennicy Nowej Myśli na materialistyczne argumenty, że człowiek jest kształtowany przez środowisko i warunki społeczne, odpowiadali za Emersonem: „Sam tworzę moje środowisko." \ Popularne zawołanie nowej literatury sukcesu brzmiało „Kształćcie swoje własne talenty." Szlachetne życie, zawsze będące przedmiotem literatury sukcesu, obecnie stało się synonimem pełnego życia. Sukces materialny nadal pozostał uzasadnionym celem działalności, ale nie trzeba było dążyć doń za (wszelką cenę. Nowa Myśl znajdowała miejsce i na odpoczynek, i na hobby. Równowaga pragnień i możliwości weszła na to miejsce, które dawniej zajmowało umiarkowanie w korzystaniu z przyjemności oferowanych przez świat. W zasadzie kontynuując tradycje purytańskie, Nowa Myśl w pewnej mierze odbiegała od nich, jeszcze silniej niż poprzednia mitologia sukcesu podkreślając promienny optymizm. „«Stara» myśl podkreślała suwerenność Boga i spoglądała na człowieka jako na nieszczęśliwe i biedne stworzenie — «nowa» kładzie nacisk raczej na wspaniałą potęgę i szlachetne możliwości ludzi. Dawna koncepcja człowieka uznawała, że jest on w pewnym stopniu istotą zdeprawowaną, cierpiącą za grzechy swoich prarodziców i potrzebującą zbawienia za swoje własne grzechy — nowa podkreśla przyrodzoną dobroć jednostki i ma niewiele do powiedzenia na temat grzechu [...] Przestarzałe poglądy zazwyczaj podkreślały niedolę naszej naturalnej egzystencji, okropności piekieł 94 i w ogóle wszelkie ciemniejsze strony życia — na- X tomiast nowy obraz jest pogodny, afirmuje i idealizuje świat. Nie ma on nic do powiedzenia na temat cierpienia, bólu i smutku; niewiele mówi o poświęceniach, pokucie czy też zbawieniu poprzez zaakceptowanie krzyża oraz o dziedziczeniu, środowisku czy innych podobnych «ograniczeniach» jednostki. Jego celem jest przełamanie (wszelkich barier doktrynalnych, krępujących jednostkę konwencji oraz zastrzeżonych dla kogokolwiek wyróżnień, aby szeroko otworzyć perspektywy prowadzące do królestwa nadziei i ambicji." 2 Zgodnie z tymi założeniami Nowa Myśl potępiała spotykaną w USA na przełomie wieków literaturę pesymizmu, nie widzącą szans dla jednostki w nowym, zurbanizowanym i zmaterializowanym masoiwym społeczeństwie. Z rezerwą też odnosiła się do literatury realistycznej, której obraz świata nie zawsze był równie optymistyczny jak wizje Dressera czy Mardena. Ten ostatni szczególnie silnie zdawał sobie sprawę z przemian, które nastąpiły w dziewiętnastowiecznej Ameryce. W pierwszej połowie ubiegłego wieku powszechnie sądzono, że środowisko amerykańskie wyjątkowo sprzyja rozwojowi jednostki. Pod koniec wieku stracono jednak zaufanie do doskonałości natury, a nowe warunki wydawały się raczej niekorzystne. Dlatego właśnie Nowa Myśl uznała za najważniejsze swoje zadanie dowodzenie, że „człowiek nie musi być ofiarą swego środowiska, lecz może być jego panem" 3. Właśnie po to, by zrekompensować utratę przychylności natury, nowi moralizatorzy podkreślali niemal boskie atrybuty człowieka i jego potencjal- 2 H. W. Dresser, Handbook of the New Thought, New York 1917, s. 16—17. s O. S. Marden, Peace, Power and Plenty, New York 1909, s. IX. 95 nie nieograniczone możliwości, które należy pobudzać. Koncepcja ta iwiązała się z otwartością aspiracji, z hasłem: „Sięgaj daleko — wszystko bowiem zależy od ciebie." Cierpienia ludzkości były dla i przedstawicieli Nowej Myśli raczej wynikiem zbyt małych, a nie zbyt wielkich ambicji. Zawsze niemal charakteryzująca świętych pokora i obniżanie własnej wartości w nowej literaturze zostały uznane za znamiona grzechu. Programowy optymizm Nowej Myśli — podobnie jak optymizm Algera w klasycznej literaturze sukcesu — nakazywał nie przejmować się zbytnio drogą do najwyższej wartości, czyli do sukcesu; „Ża-\ den wielki sukces nie został osiągnięty na siłę. Nadchodzi on lekko, delikatnie i szczęśliwie. Pozwól swemu życiu płynąć spokojnie, czując i wiedząc, że osiągniesz swoje cele, i nie przywiązując zbyt wielkiej wagi do tego, jak się to stanie" — doradzał Joseph Tuttle.4 Skoro ludzie mogli tworzyć własne środowisko, kontrolując stany swojego umysłu, iwszelkie osiągnięcia z powrotem znalazły się w zasięgu możliwości każdej jednostki. W ten sposób Nowa Myśl starała się podtrzymać tradycyjną egalitarną wiarę w równość szans wszystkich obywateli. W przeszłości niepowodzenie przypisywano pogwałceniu praw moralnych, obecnie jego przyczyną było ra-"" czej złamanie praw natury rządzących umysłem ludzkim. To chyba właśnie miał na myśli Elbert Hubbard, gdy zapewniał swych czytelników, że „sukces jest najbardziej naturalną rzeczą w świecie. Człowiek, który nie odniósł sukcesu, stanął w opozycji wobec praw natury." 5 Nowa Myśl odrzucała także twierdzenia ekonomistów, którzy dowodzili, że względny brak zaso- 1 J. E. Tuttle, Prosperity Through Thought Force, Holyoke 1907, s. 79. 5 E. Hubbard, The Book of Business, New York 1913, s. 90. 96 bów musi prowadzić do podziału społeczeństwa'na posiadających i ubogich. Poglądy takie były — ich zdaniem — antydemokratyczne, podminowyiwały naturalną harmonię społeczeństwa i prowadziły do konfliktów. Odrzucali więc z darwinizmu wywiedzioną koncepcję walki o byt, z właściwym sobie optymizmem dowodząc, że każdy może odnieść sukces i zdobyć bogactwo. Z żarliwością ludzi Zachodu i imigrantów sprzed kilkudziesięciu lat podkreślali bogactwo Stanów Zjednoczonych i dowodzili, że zagwarantowanie dobrobytu materialnego dla wszystkich nie wymaga głębszych przemian społecznych lub instytucjonalnych. I w tym zatem zakresie podtrzymywali tradycyjną mitologię społeczną. Choć przedstawiciele Nowej Myśli sukces mierzyli nie rzadziej niż poprzednicy głównie ilością pieniędzy, nie stawali bynajmniej na szczycie hierarchii społecznej milionerów. Zbyt małe były już szanse zrobienia olbrzymiej fortuny, aby wzorem kariery pozostał Carnegie czy Rockefeller. Nowa wizja świata raczej kładła nacisk na dobrobyt dla wszystkich, a zamazywała zbyt rażące dysproporcje. Dlatego też milionerzy byli dla nich tymi, którzy zorganizowali produkcję i iw przyszłości będą musieli ustąpić miejsca tym, którzy zorganizują dystrybucję.6 Nic więc dziwnego, że ulubionym tematem tej literatury było „naukowe zarządzanie" (scienttfic management), a częstym bohaterem — chyba po raz pierwszy — „człowiek organizacji" (organizational man), który później zrobił wielką karierę nie tylko literacką. Będąc tworem nowych, miejskich warunków społecznych literatura Nowej Myśli nie mogła nie brać pod uwagę istniejącego ubóstwa licznych grup Amerykanów. Ubóstwo, które dla Algera było * Zob. np. W. D. Wattles, Financial Success Through Crea-tive Thought, Holyoke 1927, s. 43. 7 Osiatyński 97 szkołą dobrego postępowania prowadzącą do sukcesów i nagród materialnych, w nowej literaturze było już źródłem zła, które należy zlikwidować. I co ciekawe, choć sukces miał dla nich zawsze charakter indywidualny, pisarze Nowej Myśli podkreślali społeczne źródła ubóstwa. Jednakże wydostanie się ze społecznie uwarunkowanej nędzy znowu stawało się sprawą indywidualną. Miało ono nastąpić właśnie poprzez kształcenie i rozwijanie potęgi umysłu jednostki. Trudno się jednak dziwić owym indywidualistycznym lekarstwom przepisywanym na choroby społeczne. Podczas gdy w innych społeczeństwach instytutye.,,,pąóstwpwę mogły być dostosowywane do zmieniających się.potrzeb społecznych, Amerykanie iw nie spotykanym stopniu byli wolni od ograniczeń instytucjonalnych i kontroli społecznej. „Historia zmuszała Amerykanów do poszukiwania rozwiązań indywidualnych tam, gdzie brakowało społecznych. Samowystarczalność jednostki, stworzona w wyniku naturalnej potrzeby, z czasem sama stała się powszechnie aprobowaną wartością i nawet wówczas, gdy nie przynosiła pożądanych rezultatów, była zbyt głęboko zakorzeniona iw świadomości, aby mogła zostać z niej nagle usunięta." 7 Ruch określany nazwą Nowa Myśl miał charakter niezwykle złożony i niejednoznaczny. Podobnie jak jego źródła były eklektyczne, tak samo idee propagowane przez literaturę tego ruchu były niezwykle różnorodne, a niekiedy nawet pozornie stały wobec siebie w sprzeczności. Była ona bowiem odpowiedzią na zbyt liczne i zróżnicowane napięcia społeczne oraz frustracje psychiczne przełomu wieków, aby pozostać jednolitą. Będąc w swoim zamiarze ruchem quasi- xeligijnym, ozdrawiającym i optymistycznym, obejmującym całość społeczeń- ' R. Weiss, op, cit,, s. 181. 98 stwa, Nowa Myśl musiała wychodzić naprzeciw różnorodnym źródłom owych napięć i frustracji. Chcąc ożywić nadzieje, oferowała oczekiwaną i potrzebną listę niekiedy tylko zmienionych, kiedy indziej zaś zupełnie nowych aksjomatów. „Tych, którzy czuli się przytłoczeni przez nieuchwytne siły, zapewniała o nieograniczonej potędze każdej jednostki; tym, którzy sądzili, że sprawiedliwość odeszła w przeszłość, dostarczała nowych podstaw wiary w porządek moralny; innym, przeciążonym pracą i udręczonym do sizaleństwa, oferowała ukojenie w «ewangelii odprężenia»; wątpiącym w tradycyjną religię proponowała nową wiarę i dawała nowe gwarancje nieśmiertelności; ludziom zaś nawiedzanym widmem niepowodzenia oferowała świeże poczucie możliwości i nową ewangelię sukcesu." 8 Ewangelię opartą na zaufaniu do psychicznych możliwości każdej jednostki i sprowadzającą siłę oraz możliwości człowieka do manipulacji psychologicznych, rozwijających zdolności i talenty oraz inne cechy, nie dziedziczne, lecz istniejące u wszystkich i prowadzące do sukcesu tych, którzy umieli kierować ich rozwojem. Najnowszym popularyzatorem drogi prowadzącej do sukcesu "poprzez „potęgę umysłu" byl.twór-ca tzw. „ewangelii ^pozytywnego myślenia", pastor metodystyczny, Norman Vincent Peale. W 1954 r. 150 gazet amerykańskich przedrukowało jego felietony zatytuowane Confident Life (Ufne życie). W 1957 r. 30 min Amerykanów co tydzień słuchało jego audycji radiowych The Art of Living (Sztuka życia), jego występy telewizyjne były transmitowane przez ponad 140 stacji, a wydawane przezeń pismo „Guidepost" ukazywało się w nakładzie 650 000 egz. Ponadto w popularnym i poważnym tygodniku „Look" ukazywała się stała rubryka pt. 8 Tamże, s. 188. 99 Norman Vincent Peale Answers Your Questions (Norman Vincent Peale odpowiada na pytania). Jego książka The Power oj Positive Thiriking (Potęga myślenia pozytywnego), wydana w 1952 ?., po trzech latach osiągnęła 2 min egz. nakładu i zajmowała przez długi czas drugie po Biblii miejsce na liście bestsellerów. Jeszcze w 1970 r. ukazała się w dużym nakładzie książka pt. Norman Vin-cent Peale's Treasury oj Courage and Conjidence (Skarbnica odwagi i ujności Normana Vincenta Peale). Trudno więc przecenić jego wpływ na kształtowanie postaw społeczeństwa amerykańskiego. Założeniem nauk ?????'? była prostota życia, religii i dążeń oraz łatwość zrealizowania ambicji. Chrześcijaństwo było dlań po prostu praktyczną etyką, prostym — choć, jak utrzymywał, naukowym — systemem wskazującym środki zapewniające sukces. Wiara miała dawać odpowiedź na każdy problem życiowy, a podstawowa w społeczeństwie i życiu jednostek zasada wydajności i efektywności miała stosować się także do wiary. „Módl się o to, co chcesz od życia dostać, i umiej sobie to wyobrazić, a marzenia tiwoje zostaną zrealizowane" 9 — oto niezwykle prosta formuła sukcesu popularyzowana przez Normana Vineenta ?????'?. Peale, podobnie jak przedstawiciele Nowej Myśli, opierał się na zaufaniu do wszechmocy umysłu ludzkiego. Jego system był połączeniem religii z psychiatrią. Jeszcze w 1937 r. wraz z drem Smi-leyem Blantonem stworzył klinikę religijno- psy-chiatryczną, w której stosował tzw. „terapię grupową", zmierzającą do rozbudowania i umocnienia osobowości pacjentów, wierzył bowiem i przekonywał swych pacjentów słuchaczy i czytelników, że każdy człowiek może uzyskać władzę nad okolicz- • N. V. Peale, The Power of Positive Thinking, Englewood Cliffs 1958, s. 134. 100 nościami, sytuacją, nad sobą samym, swoim strachem i słabościami, władzę, do której dążą wszyscy i która każdego może doprowadzić do sukcesu. Podobnie jak Alger, a potem Trine, Dresser czy Randall, Peale gorąco propjgo^ajjndjwidju^zni, oraz__bj3a52u.'tradycyjnego kapitalizmu, który, miał — jego zdaniem — zawsze wyrażać wiaEĘ w znaczenie każdej jednostki oraz jej .nieograniczone możliwości: Właśnie w imię indywidualizmu -zdecydowanie" przeciwstawiał się reformom Nowego Ładu, podobnie jak pisarze Nowej Myśli na przełomie stuleci w imię indywidualizmu często zbliżali się ku ruchowi populistów i progresywi-stów. Pozostawał więc Peale w tej samej tradycji mitologii indywidualnego sukcesu, którą zapoczątkował Horatio Alger i którą przekształciła Nowa Myśl u progu XX wieku. Mitologia ta przede wszystkim afirrnowała władzę jednostki nad środowiskiem i jej zdolność do kształtowania własnego losu, zdolność umożliwiającą osiągnięcie sukcesu i zdobycie zmaterializowanej nagrody. i^ Cała zaś historia mitologii indywidualnego suk- \ cesu odzwierciedla istotne zmiany społeczeństwa j amerykańskiego. Przekształcenie filozofii „od pu- / cybuta do milionera" w postulat „obmyślenia f własnej drogi do sukcesu" było wynikiem kryzysu \ indywidualizmu; kryzysu, który towarzyszył po- > wstaniu nowoczesnego państwa przemysłowego w USA. „Gdy ludzie stawali się trybikami w skomplikowanych strukturach organizacyjnych, znikało ich poczucie znaczenia osobistego. Rosnące zainte- i resowanie władzą jednostki odzwierciedlało właś-^/" nie obawy przed utratą tej władzy." 10 Mitologia sukcesu, tworząc i podtrzymując złudzenie równych dla wszystkich szans i możliwości, służyła obiektywnie za instrument łagodzenia na- 10 R. Weiss, op. cit., s. 230. 101 .pięć społecznych i stabilizacji istniejącego porządku społecznego. W różnych swoich formach, równając niepowodzenie najpierw z grzechem i gwałceniem nakazów moralnych, a potem z osobistym niedostosowaniem jednostki do praw naturalnych rządzących środowiskiem, zaciemniała rzeczywiste przyczyny nierówności i niesprawiedliwości społecznych. Wiara w potęgę umysłu, kładąc wyłączny nacisk na znaczenie subiektywnych czynników psychicznych jako na źródło i środek rozwiązywania wszelkich problemów ludzkich, także miała konserwatywny charakter. Dużo rzadziej natomiast mitologia sukcesu była interpretowana jako opis stanu pożądanego i wówczas — jak właśnie w okresie progresywizmu — skłaniała do reform mających stworzyć równe szanse jak największej liczbie Amerykanów. Główna jednak funkcja tej mitologii polegała na wszczepianiu kolejnym pokoleniom wiary w indywidualny sukces jako istotny element aprobaty określającej zasługi jednostki i wyznaczającej jej miejsce w hierarchii społecznej. Zarysowaliśmy powyżej pewną amerykańską tradycję literacką. Tradycję literatury na ogół niezbyt wysokich lotów, która nie weszła do historii myśli ludzkiej ani nawet do historii literatury. Znaczna część wzmiankowanych powyżej pisarzy w ogóle nie figuruje w amerykańskich słownikach biograficznych. Ich znaczenia w swoim czasie nie sposób jednak nie docenić. Wydawali książki o olbrzymich nakładach, kształtowali postawy dorastających Amerykanów i uczyli godziwego — ich zdaniem — sposobu postępowania w życiu. Ich popularność i aktualność kryły się w tym, że wyrażali zarazem aspiracje i nadzieje milionów: nadzieje na sukces, najczęściej materialny, który stawiali na szczycie hierarchii wartości społecznych, ale który zarazem ograniczali zmieniającymi się w czasie normami etycznymi. Była to więc litera- 102 tura moralizatorska i inspiracyjna raczej mz realistyczna, apelowała do pragnień i wyobrażeń, a nie do rzeczywistości. W Ameryce przyjęła się dla niej nazwa mitologii sukcesu. Mitologii, która afirmowała prostotę świata i ludzi, łatwość osiągnięcia powodzenia w życiu, godziła sukces z wymogami etylu oraz głosiła demokratyczny i egalitarny optymizm. I w owym optymizmie właśnie — choć starała się wskazywać drogę postępowania w życiu — jakże bardzo była od życia odległa. Rzeczywistość amerykańska bardziej bowiem przypominała wizję bezwzględnego wyścigu, nie rządzącego się żadnymi poza pomnażaniem majątku prawami, aniżeli idylliczną wizję nagród materialnych, oczekujących każdego, kto będzie żył godziwie^lub^ uruiejataig. Wielkie majątki powstawały najczęściej z pominięciem prawa i moralności, w wyniku bezwzględnej konkurencji, podczas której uczestnicy często uciekali się do intryg i przemocy. Wielkie majątki nie powstawały jeszcze w okresie Jeffersona ani iw okresie Jacksona w społeczeństwie rolników i średnich kapitalistów. Zaczęły tworzyć się w czasie wojny domowej i po niej — w okresie gwałtownej industrializacji, gdy kapitał mnożył się z zadziwiającą łatwością tym, którzy owo pomnażanie kapitału uznali za główny cel swojej działalności, a bogactwo stawiali ponad etyką. John Pierpont Morgan w pierwszych miesiącach wojny domowej zakupił od armii federalnej 5 tysięcy karabinów uznanych za niezdatne do użytku, płacąc 3,5 dolara od sztuki, po to, by niedługo potem sprzedać je ge-nerałoiwi Freemontowi jako zupełnie nowe po 22 dolary. Zysk przyniósł 100 tysięcy dolarów, a suma ta po trzydziestu latach z łatwością zamieniła się w miliardową niemal fortunę. Rockefellerawie bezwzględnie niszczyli konkurentów Standard Oil, 103 uciekając się często do aktów gwałtu i przemocy. A jeszcze na początku bieżącego stulecia olbrzymi majątek Josepha Patricka Kennedy'ego — ojca Johna, Roberta i Edwarda — powstał w wyniku budzących poważne wątpliwości etyczne operacji, zwanych poolami giełdowymi. Polegały one na tym, że dobrana grupka kompanów sprzedawała między sobą akcje o niezbyt wysokich notowaniach. Po kilku takich operacjach ceny akcji szły w górę i budziły zainteresowanie niczego nie podejrzewających byznesmenów. W końcu ktoś z zewnątrz zakupywał niemal bezwartościowe akcje, a wspólnicy dzielili się pokaźnymi zyskami. -"Podstawy miliardowych fortun najbogatszych obecnie rodzin amerykańskich powstały w drugiej połowie XIX w., gdy Stany Zjednoczone poważnie przyspieszyły tempo uprzemysłowienia i zaczęły .ątosować nową technologie w przemyśle. Andrew MelEn^SHWelWwar^""tg8rTT^rdmną sumę 250 000 dolarów iw unowocześniony proces wytapiania aluminium i zyski z tego przedsięwzięcia pozwoliły mu po dwunastu latach na zdobycie kontroli nad nowo powstałym przedsiębiorstwem naftowym w Teksasie. Dzisiaj łączny majątek rodziny Mellonów według niektórych obliczeń przekracza 5 młd dolarów. Majątek Du Pontów powstał iw pierwszej połowie XIX w. z handlu prochem strzelniczym i po licznych operacjach finansowych obrócił się w po^ nad 7 mld dolarów w dniu dzisiejszym. Podobnie powstawały fortuny Rockefellerów, Morganów, Vanderbiltów i innych królów przemysłu amerykańskiego. O powodzeniu finansowym twórców tych majątków decydowała szybka orientacja, brak skrupułów i umiejętność natychmiastowego przenoszenia kapitałów z jednych gałęzi do innych — bardziej zyskownych. Z czasem kilkumiHonowe majątki pomnażały się w myśl zasady, że pieniądz rodzi pieniądz. Duże pieniądze 104 zrodziły dzisiejsze fortuny rekinów przemysłu i byznesu amerykańskiego. Z zadziwiającą łatwością milionerzy amerykańscy potrafili omijać przepisy nakładające wysokie podatki od zysków i dziedziczenia. Działo się tak w dużej mierze dzięki fikcyjnemu często dzieleniu majątków pomiędzy członków rodziny. W ten sposób większość bogactwa elity pieniądza po dziś dzień pozostaje w rękach pięciuset rodzin super-milionerów. W wykazie najbogatszych ludzi Ameryki figuruje dwustu pięćdziesięciu Du Pontów i siedemdziesięciu pięciu Rockefellerów. U podstaw wielkich majątków zawsze niemal leżały już pokaźne pieniądze, którymi można było zacząć obracać w okresie forsownej industrializacji. Kariery finansowe ludzi nic niemal nie posiadających i startujących od zera, takich jak Ford czy Carnegie, należały do rzadkości. One jednak najsilniej przemawiały do wyobraźni milionów Amerykanów przesiąkniętych mitologią sukcesu, ; gdyż stwarzały i podtrzymywały złudzenie rów- :, nych szans, i nie jest przypadkiem, że właśnie Ford, a nie Morgan czy Rockefeller stał się po- ? pularnym symbolem self-made mana. Jednakże i jego kariera dalece odbiegała od propagowanych przez moralizatorską literaturę sukcesu cnót oraz od optymistycznego spokoju w oczekiwaniu na sukces, dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności nagradzający godziwe życie. W obliczu nierównych szans odniesienia zmito-' logizowanego i podniesionego do najwyższej rangi w hierarchii wartości sukcesu wielkie fortuny wymagały dodatkowych uzasadnień, by zyskiwać aprobatę społeczną i nie budzić niechęci ze strony tych, którzy nie mogli ich zdobyć. Widzieliśmy, że pisarze Nowej Myśli wyżej cenili umiarkowany sukces materialny i niezbyt chętnie odnosili się do milionerów. A nawet jeszcze u Algera kariery wyrażające się w milionach iwystępowały niezwykle 105 rzadko, częściej zaś jego bohaterowie zdobywali majątek umożliwiający godziwe życie i awans w hierarchii społecznej, lecz nie dający się nawet porównać do rzeczywistych fortun najbogatszych Amerykanów. Miliony w odczuci^społeczeńsijg;a były przedmiofem""'marzeń, lecz jednocześnie zagrażały wierze iw demokratyczny i egalitarny cha-kter społeczeństwa. Olbrzymie fortuny znajdowały natomiast usprawiedliwienie w filozofii amerykańskiej, przesiąkniętej darwinistycznym ewolucjonizmem i drapieżnym indywidualizmem Spencera. Koncepcję tę rozwinął w Ameryce wyznawca i przyjaciel Spencera, William Graham Sumner. Zdecydowany przeciwnik interwencjonizmu i protekcjonizmu państwowego, bronił wolnej, niczym.....nie skrępo- wanej konkurencji, zrównując postęp społeczny "T^TostępenTlFchScznym i widząc w ludziach wielkiego kapitału nosicieli owego postępu technicznego. Przemysł tworzy warunki istnienia i rozwoju całego społeczeństwa — dowodził Sumner — i jemu zawdzięczamy wszystko, toteż należy odrzucić jakiekolwiek zasady ekonomiczne,, społeczne czy nawet etyczne, które opóźniałyby rozwój postępu przemysłowego i torującej mu drogę koncentracji kapitału. Milionerzy w tej koncepcji byli jwynikiem dobcffiypoai5E^S3gtc±3Wvv«?«chncj w przyrodzie oraz w -społeczeństwie walki o byt. Należało ich uważać za organy społeczeństwa, które zostały z niego wyłonione w naturalnym procesie w celu wykonywania określonych zadań. Zadania te miały przynosić korzyści całemu społeczeństwu. 1 W ten sposób indywidualistyczna etyka zysku i i koncentracji bogactwa uzyskiwała u Sumnera i uzasadnienie w postaci ogólnospołecznej użytecz-I ności. Najbardziej zbliżony do mitu from rags to ri-ches sukces odniósł w Ameryce ;Ańdrew Carnegie. 106 Jako trzynastoletni chłopak wyemigrował z rodzinnej Szkocji do Stanów Zjednoczonych. Pracował jako roznosiciel depesz i telegrafista, jednocześnie pilnie się ucząc. Z czasem został dyrektorem towarzystwa kolejowego Pennsylvania Raił-road. Pokaźne zarobki umożliwiły mu samodzielne zajęcie się byznesem. Kolejno koncentrował swoje wysiłki i środki na różnych gałęziach rozwijającego się przemysłu, zwłaszcza naftowego i stalowego, co lw efekcie przyniosło mu miliony. W 1901 r. sprzedał koncernowi US Steel Corporation swoją Carnegie Company za 250 min dolarów. Był wyznawcą filozofii Spencera, z którym pozostawał w przyjaźni, a nawet pomagał mu finansowo; nazywał go „człowiekiem, któremu wszystko zawdzięcza". Od Spencera wywiódł przekonanie, że jego własna kariera i zajęcie miejsca iwśród potentantów przemysłu było zupełnie naturalne i uczyniło go jednym z wielu zróżnicowanych organów społeczeństwa. W latach osiemdziesiątych zaczął pisać książki i artykuły: Triumphant Democracy (Triumfująca demokracja), Round the World (Naokoło świata), The Empire of Business (Państwo interesu), The Gospel of the Wealth (Ewangelia bogactwa), Autobiography (Autobiografia) i inne, w których wyłożył zmodyfikowaną teorię ewolucyjnego indywidualizmu. Konkurencja prowadząca do sukcesu i powodzenia była dla Carnegie'ego celem wystarczającym i nie musiała prowadzić do trwałej akumulacji kapitału. Każdy musi zdobywać niezbędne środki utrzymania, ale zyskanie wielkiego bogactwa nie musi być cnotą samą w sobie. „Pieniądz jest sługą człowieka, a nie człotwiek pieniądza" — pisał Carnegie w Państwie interesu. u Dążenie do pomnażania majątku jest po prostu przyjęciem pewnej 11 A. Carnegie, Państwo interesu, tł. S. Barszczewski, Warszawa 1904, s. 51. 107 formy aktywności życiowej i pociąga za sobą wielką odpowiedzialność. Musi istnieć harmonia między kapitałem a pracą i dlatego na kapitale spoczywają obowiązki społeczne. Toteż milioner po- przez.siebie majątek nie na filantropię, która nie przyczyniając się--do- pomnożenia bogactwa społecznego jest stratą pieniędzy (a „na nic się nie zda pomaganie człowiekowi, który sam sobie pomóc nie chce"12), lecz na działalność na ?????^?????-Upowszechnienie i rozwój wykształcenia jest koniecznością i może przyczynić się do osiągnięcia nie formalnej tylko, lecz faktycznej równości szans. Sam Carnegie przeznaczył pod koniec życia około 350 min doi. na cele publiczne, takie jak popieranie badań naukowych i wykształcenia, zakładanie bibliotek publicznych oraz różnorodne nagrody i fundacje. Stał się więc Carnegie — podkreślając współzależność pracy i kapitału, obowiązki spoczywające na tym ostatnim oraz uzasadniając swoją koncepcję teorią ewolucji — jednym z pierwszych solida-rystów amerykańskich. Jego filozofia, która znajdowała potwierdzenie we własnych doświadczeniach życiowych, silniej przemawiała do ludzi pozostających pod wpływem mitologii sukcesu niż do równie potężnych byznesmenów, bo dla nich konkurencja była najczęściej środkiem prowadzącym do fortuny, ta zaś była celem ostatecznym. Fundacje Forda i Rockefellera różniły się od fundacji Car-negie'ego nie tylko tym, że pochłonęły niewielką część ich majątków, lecz przede wszystkim tym, że miały na celu uchronienie się przed podatkami i osiągnięcie jeszcze większych zysków. Mimo że fortuna nie przyszła do Carnegie'ego mimochodem w wyniku szczęśliwego zbiegu okoliczności, lecz została zdobyta dzięki olbrzymim iwysiłkom, jego 12 Tamże, s. 87. 108 kariera wydaje się jednym z nielicznych przykładów realizacji tradycyjnej mitologii sukcesu w amerykańskiej rzeczywistości społecznej. Najbliższa rzeczywistości i najsilniej osadzona w amerykańskiej hierarchii wartości wydaje się naturalistyczna literatura Theodora Dreisera, Jacka Londona, Franka Norrisa, Davida Grahama Phillipsa i Roberta Herricka. Odzwierciedlała ona w pełni propagowany przez Sumnera i innych filozofów oraz praktykowany przez kapitalizm amerykański indywidualistyczny ewolucjonizm i zasady walki o byt wraz ze wszystkimi ich konsekwencjami. W wyniku własnych na ogół doświadczeń pisarze naturaliści wcześnie przestali widzieć świat przez różowe okulary Algera. Zdali sobie sprawę, że o sukces trzeba walczyć. W walce tej nagrodą są pieniądze, a karą za porażkę — śmierć. W jednym z artykułów w lutym 1897 r. Dreiser napisał: „Na tym świecie niepowodzenie szeroko otwiera bramy przed śmiertelnym napadem choroby, której nieuniknionym rezultatem jest śmierć." 1S Do sukcesu prowadził więc wyścig po otwartej drabinie pieniądza, na której nie było żadnych szans zatrzymania się, po której można było wspinać się aż do szczytu, a potem walczyć o utrzymanie zdobytej pozycji, i z której jeszcze łatwiej można było spaść na sam dół i zginąć. Bohaterowie powieści Siostra Car He reprezentują jedyne istniejące możliwości — powodzenie, pieniądze, najdroższe apartamenty i najbardziej wykwintne stroje, które zdobyła Carrie, i samobójstwo, które popełnił Hurtswood. Z czasem Dreiser i London zdali sobie spraiwę, że wyścig się kończy, ponieważ usunięto drabinę; » Cyt. za K. S. Lynn, The Dream of Success, Boston 1955, s. 24. 109 ispoieczenstwo ameryKańskie przestawało byc /otwarte, stawało się coraz bardziej statyczne i hie-I rarehiczne, a możliwości sukcesu uległy poważne-j mu ograniczeniu. Bogactwo coraz rzadziej było | zdobywane, a coraz częściej dziedziczone. Głęboka i i tradycyjna wiara w wartość indywidualnego | sukcesu skłoniła ich do pesymizmu i poszukiwania *4tawych rozwiązańyDreiser dał temu wyraz w Tragedii amerykańskiej oraz w Tragic America (Tragicznej Ameryce) i zaczął skłaniać się ku marksizmowi. London wyrażał nostalgię za dawną otwartością i nieograniczoną ruchliwością społeczną, umieszczając swoich bohaterów na Zachodzie, w mitycznym niemal Klondike, i wierzył, że socjalizm może na nowo ożywić indywidualizm. Powieści Algera, Dreisera, Londona i innych pisarzy sukcesu, należących do zupełnie odmiennych nawet prądów tej literatury, odzwierciedlają istotną cechę społeczeństwa amerykańskiego, odróżniającą je od europejskich. Literatura ta kończy się bowiem w tym miejscu, w którym europejska literatura sukcesu XIX w. dopiero się zaczyna. Zdobycie bogactwa lub niepowodzenie jest końcem losów siostry Carrie czy Martina Edena. Potem życie staje się nudne i bezbarwne. Fortuna Rastignaca z Ojca Goriot, Rogożyna z Idioty czy naszego Wokulskiego jest natomiast jedynie początkiem rzeczywistego dramatu, polegającego na przebijaniu się przez tradycyjnie zhierarchizowane społeczeństwo. Dopiero w tej dziedzinie można było osiągnąć sukces lub doznać niepowodzenia, często zresztą spotykającego bohaterów literatury europejskiej. Różnica ta jest kolejnym znamiennym dowodem znaczenia braku feudalnej tradycji w społeczeństwie amerykańskim i braku innych niż pieniądz i wartości materialne wyróżników pozycji społecznej. W społeczeństwie statycznym ubóstwo oznaczało ciężkie życie, ale nie było hańbą. Natomiast ?? w płynnym, ruchliwym i dynamicznym społeczeństwie amerykańskim, w którym według powszechnych (wyobrażeń biedny rnógł z łatwością wspinać się na szczyty hierarchii, ubóstwo było dowodem indywidualnej słabości, a nawet niemoralności. Takie przekonania zrodziły w mitycznej Ameryce powieści Algera, w których bohaterowie zawsze wygrywali wyścigi ku szczytom i odnosili sukcesy. W realnej Ameryce bohaterowie coraz częściej przegrywali; stąd poczucie słabości, frustracje i załamania iwiary. Dreiser, London i inni naturaliści zdawali sobie sprawę z tego, że w społeczeństwie pozbawionym trwałych wyznaczników pozycji droga w dół jest jeszcze łatwiejsza niż w górę. Rozumieli dobrze koszmar porażki w wyścigu ku szczytom, ale dostrzegli, że zwycięstwo w tym (wyścigu bywało równie straszliwe. Ci, którzy osiągnęli bogactwo, szybko przekonywali się, że sukces wcale nie był tym, czym miał być w myśl popularnej mitologii. Uzyskane z trudem towarzystwo milionerów było po prostu nudne. Co więcej, na szczycie nadal nie można było spocząć i trzeba było walczyć o utrzymanie pozycji, nie mniej ciężko niż poprzednio. Meta wyścigu została osiągnięta, ale iwalka trwała nadal, tylko była już nudna, monotonna i wyczerpująca. Toteż zarówno klęska, jak i zwycięstwo prowadziły ku śmierci. Klęska spowodowała samobójstwo Hurstwooda, a sukces doprowadził Martina Edena do samobójstwa. Dreiser, w momencie gdy miał zamiar rzucić się z mostu do rzeki, znajdował się w nędzy; Jack London, w chwili gdy zarabiał przynajmniej 60 000 doi. rocznie, 21 listopada 1926 r. wieczorem starannie obliczył śmiertelną dawkę trucizny i zażył ją. Ani biedni, ani bogaci nie mogli sobie pozwolić na zatrzymanie czasu, odprężenie i wycofanie się z wyścigu do sukcesu. Jedyną ucieczką była śmierć. 111 Zdawał sobie sprawę z tej równie niszczycielskiej co twórczej siły indywidualnego wyścigu do sukcesu William James, gdy w liście do Herberta G. Wellsa z 11 września 1906 r. pisał: „Powszechne uwielbienie cholernego sukcesu [...] jest naszą chorobą narodową." u Tymczasem po dzień dzisiejszy The American Schools and Colleges Association dorocznie przyznaje nagrody im. Horatio Algera dla tych pisarzy, których opowiadania o sukcesach „są — według regulaminu nagrody — konkretnymi dowodami, że Ameryka nadal jest opisywana przez naszych przodków jako miejsce, w którym równość i nieograniczone możliwości każdej jednostki są synonimami". u Tamże, s, 248. j CZĘSC II PRZEMIANY ? I i Rozdział V „ZAMKNIĘCIE" Pod koniec XIX w. zakończył się proces ekspansji i osadnictwa na Zachodzie. W 1890 r. oficjalnie ogłoszono zniesienie linii granicznej i datę tę można w przybliżeniu uznać za przełomowy punkt w dziejach narodu amerykańskiego o znaczeniu chyba nie mniejszym nawet niż wojna domowa. Zniesienie linii granicznej i zagospodarowanie Zachodu było bowiem równoznaczne z „zamknięciem" społeczeństwa amerykańskiego w każdym sensie, choć także i owo „zamknięcie" nie nastąpiło od razu. Najpierw w Ameryce zrobiło się jakby ciaśniej. Trudniej już było „wypisać się" z własnej społeczności (choć ruchliwość na długo jeszcze pozostała w USA większa niż gdzie indziej) i przestało istnieć pogranicze wraz ze wszystkimi ekonomicznymi, politycznymi, kulturalnymi i psychologicznymi atrybutami. Gdy zrobiło się ciaśniej, Amerykanie poczuli się jakby nieco mniej pewnie; zaczęli zazdrośniej patrzyć na — niewyczerpane, jak im się dotąd zdawało — bogactwa naturalne. Przestały one już wydawać im się niewyczerpane. Zwiększyła się konkurencja, nie tyle w sensie ekonomicznej konkurencji drobnych przedsiębiorców — w tej dziedzinie było akurat odwrotnie — lecz w sensie zwiększonej rywalizacji o pracę, dochody, zyski, 115 możliwości i władzę. Coraz bardziej niechętnym okiem Amerykanie patrzyli na nowych przybyszów z Europy, nasilił się przedstawiony już ruch antyimigracyjny, aż wreszcie Stany Zjednoczone zostały zamknięte także ludnościowo. Związane natomiast z zakończeniem ekspansji i imigracji oraz z uprzemysłowieniem, urbanizacją, koncentracją kapitału, poszerzaniem się sektora usług i innymi czynnikami przemiany ekonomiczne i społeczne doprowadziły do wspomnianego „usunięcia drabiny", czyli zmniejszenia olbrzymiej dotąd ruchliwości społecznej. Stany Zjednoczone stały się „nowym" społeczeństwem. Nowym, bo odmiennym od płynnego dziewiętnastowiecznego; „nowym", bo upodobniło się do terytorialnie i ludnościowo stabilniejszych społeczeństw starego kontynentu. W zamkniętym społeczeństwie ludzie coraz rzadziej występowali jako jednostki, a coraz częściej byli przypisywani określonym grupom społecznym. Wyraźniej zaczęto odróżniać poszczególne grupy etniczne, religijne, zawodowe, społeczne itp. Miejsce dominujących w okresie „otwartości" napięć indywidualnych zaczęły zajmować konflikty społeczne pomiędzy tymi grupami. Trudniej już także było „roztapiać" i neutralizować owe konflikty. Występowały coraz częściej, były silniejsze niż poprzednio i pozostawiały bardziej trwałe następstwa. Spośród wspomnianych już napięć związanych z imigracją, jak też zmniejszeniem się możliwości awansu, uprzemysłowieniem i urbanizacją oraz koncentracją kapitału wyłonił się podstawowy chyba konflikt mający także, jak i tamte, głównie ekonomiczne podłoże, a mianowicie konflikt dotyczący problemu władzy. Miał on ekonomiczne podłoże, gdyż chodziło o władzę polityczną nad wykorzystywaniem zasobów gospodarczych, a przede wszystkim nad podziałem dochodów i zysków z tych zasobów. Izolacjonizm i „interna- 116 cjonalizm", leseferyzm i planowanie rozwoju gospodarczego, zagadnienia kryzysów ekonomicznych, rosnący kontrast między bogactwem klas wyższych i ubóstwem najniższych warstw społeczeństwa, kontrola nad byznesem i walka o prawa robotników oraz wiele innych problemów, które począwszy od końca ubiegłego wieku aż po dzień dzisiejszy stanowią centralne zagadnienia amerykańskiego życia politycznego oraz znajdują wyraz w prasie, literaturze i naukach społecznych, pozostawały w bezpośrednim stosunku do problemu władzy ekonomicznej i politycznej. Problem ten będzie też najczęściej przewijał się w dalszym ciągu niniejszych rozważań. Stany Zjednoczone w szczytowym okresie ekspansji na Zachód, po wojnie domowej, były społeczeństwem demokratycznym rządzonym w zasadzie przez, a w każdym razie w interesie średnich farmerów oraz średniego kapitału przemysłowo--handlowego. Klasa średnia — przewyższająca liczebnie, a także w zakresie łącznej siły ekonomicznej jakiekolwiek inne grupy społeczne, a więc nie odczuwająca zbyt ostrego zagrożenia dla swoich interesów ze strony innych grup — opowiadała się za jak najdalej idącym indywidualizmem oraz przeciwstawiała się ingerencji państwa w sprawy społeczne i ekonomiczne. Z czasem jednak sytuacja zaczęła ulegać zmianie. Na wyższym etapie zagospodarowywania Zachodu coraz większą rolę zaczęły odgrywać problemy kredytu, pieniądza i transportu. Sukcesy osadników były w poważnym stopniu uzależnione od rozwiązania tych kwestii. O ile poprzednio pionierzy żądali jedynie „wolnej ziemi", o tyle obecnie zaczęli domagać się odpowiedniego ustawodawstwa, służącego ich interesom. Zaczęli kłaść nieco mniejszy nacisk na indywidualizm, a rząd przestawał być dla nich złem koniecznym. Coraz 117 częściej spoglądali nań jako na instrument utrzymania swych ideałów demokratycznych. Indywi-dualizm pioniera z Kentucky z 1796 r. przekształcił się w populizm pioniera z Kansas w 1896 r. Krótko mówiąc, „obrona pionierskiej demokracji zaczęła przesuwać się z wolnej ziemi na ustawodawstwo, ^Tl5eału~indywidualizmu ku ideałowTTsańtróIT społecznej poprzez regulację prawną"?1"" Mówimy o „obronie'5 ideałów demokracji pionierskiej, ponieważ w ostatnim ćwierćwieczu XIX w. pojawiły się siły owym ideałom zagrażające. W ślad za armią indywidualistów bezgranicznie oddanych swoim wolnokonkurencyjnym ideałom (wolności i demokracji szedł na Zachód strumień bogatszych pionierów z obszarów północno--wschodnich. Chcieli oni także na Zachodzie stworzyć nowe ośrodki przemysłowe, a budując fabryfcjpmiasta, urządzenia komunikacyjne — rozszerzyć prosperity na cały kraj, przede wszystkim zaś zwiększyć swoje własne majątki. Unowocześnione formy kolonizacji przemysłowej wymagały poważnych nakładów kapitału. Farmerom i drobnym kapitalistom z Zachodu trudno było połączyć swoje indywidualne zasoby, aby wspólnie podejmować poważne inwestycje. Dokonywał ich więc przede wszystkim kapitał północno-wschodni. Wschód bowiem dużo wcześniej wszedł w okres uprzemysłowienia, tam więc następowały pierwsze procesy koncentracji kapitału, tam też powstały pierwsze korporacje, takie jak United States Steel Corporation, Standard Oil, General Electric, West-mghouse Electric and Manufacturing Company i inne. Korporacje te posiadały zasoby umożliwiające zakładanie kopalń, budowę fabryk i urządzeń komunikacyjnych na Zachodzie. Perspektywa olbrzymich zysków była dostatecznym bodźcem do 1 F. J. Turner, Pioneer Ideals and the State Universlty, w: The Frontier..., s. 277. 118 tych inwestycji. Kapitały pochodzące ze Wschodu i zainwestowane na niedawnym pograniczu mnożyły się w olbrzymim tempie. Zasoby naturalne na terenie całej Ameryki ulegały coraz szybszej monopolizacji, a rolnicy i średni kapitaliści z Zachodu stawali się coraz bardziej uzależnieni od wschodnich sił ekonomicznych. Jednocześnie koncentracja kapitału i eliminacja praw wolnokonku-rencyjnych silnie uderzała w interesy ekonomiczne farmerów, sprzedających swoje produkty na wolnym rynku, a kupujących niezbędne dobra na rynku chronionym, na którym ceny były coraz częściej dyktowane przez korporacje. W wyniku tych procesów zmieniło się podejście różnych grup społecznych do tradycyjnego indywidualizmu. Leseferyzm i towarzyszący mu w USA darwinizm społeczny zrodziły wielkie fortuny Du Pontów, Mellonów, Morganów, Rockefellerów Vanderbiltów i innych milionerów, "n1"? iltrT" my'wąmg_iy?h__teorii odpowiadało obecjBJ^przede wszystkMn-4nteresom najbogaiSzycE^pKedsiebJar;; ców oraz korporacji. Średni natomiast rolnicy i kapitaliści zaczęli odczuwać płynące ze strony wielkiego kapitału zagrożenie dla swoich ideałów pionierskiej demokracji. Czerpali bowiem coraz mniejsze dochody z bogactw naturalnych w porównaniu z olbrzymimi zyskami poważniejszych inwestorów. Sami nie byli w stanie stawić czoła potężnym korporacjom i zaczęli poszukiwać siły, która mogłaby uczynić to iw ich imieniu. W ten właśnie sposób porzucili swój dawny indywidualizm i zwrócili się ku państwu, widząc w nim jedyną siłę zdolną pohamować agresywny (wielki kapitał. Po raz pierwszy w historii USA wystąpił na arenie publicznej silny ruch domagający się zwiększenia uprawnień państwa oraz prawnej regulacji życia gospodarczego. Rozwijający się w ostatnim dziesięcioleciu XIX w. ruch populistyczny, który głosił tego rodzaju ideały, powstał 119 i zyskiwał najsilniejsze poparcie właśnie wśród farmerów oraz średnich i drobnych kapitalistów z Zachodu. Walka o władzę polityczną, dającą kontrolę głównie nad dystrybucją zasobów ekonomicznych, prowadzona między farmerami i drobnym kapitałem z jednej strony a wielkim kapitałem z drugiej, która rozgorzała w Stanach Zjednoczonych pod koniec XIX iw., przybrała niezwykle ciekawe formy i dość zaskakujący obrót. Rolnicy i drobni kapitaliści tracili swoją przewagę ekonomiczną w stosunku do korporacji, ale pozostawali w większości liczebnej. Mogli więc korzystać z demokratycznych instytucji politycznych i wpływać w ten sposób na decyzje polityczne. Wysuwali programy zmierzające do zwiększenia uprawnień organów państwowych na (wszystkich szczeblach, a zwłaszcza rządu federalnego, licząc na to, że rząd w ich interesie przeciwstawi się korporacjom. Skłonili Kongres do uchwalenia skierowanej przeciw kompaniom kolejowym ustawy o obrocie międzystanowym (The Interstate Commerce Aict) w 1887 ?., antytrustowej ustawy Shermana w 1890 ?., ustawy o podatku dochodowym w 1894 r. oraz szeregu innych ustaw ograniczających swobodę działania wielkiego kapitału, a zwłaszcza korporacji. W dziedzinie ustawodawczej średni kapitał amerykański korzystał więc ze swoich demokratycznych uprawnień i wydawało się, że odnosi r-sujccesy. Sukcesy ustawodawcze nie były jednak równo- / znaczne ze zwycięstwem politycznym. Skoncentrowany kapitał Wschodniego Wybrzeża, mający swoje inwestycje na całym obszarze USA, dysponował pod koniec XIX w. największą częścią majątku narodowego i kontrolował najbardziej nowoczesne i najszybciej rozwijające się gałęzie | przemysłu. Będąc najpotężniejszą siłą gospodarcza, niejako „musiał" przejąć władzę polityczną, 120 a głównym problemem pozostawała jedynie forma, w jakiej owo przejęcie władzy miało nastąpić. W3>-daje się, że nawet wielokrotnie silniejsza ekonomicznie od innych grupa społeczna nie byłaby w stanie zdobyć i utrzymać na dłuższy czas władzy politycznej w USA metodą zmiany tradycyjnych demokratycznych instytucji społeczno-politycznych. Systemu politycznego nie można było obalić ani odejść od niego, ponieważ od samego początku Ameryki był on jednym z najważniejszych czynników integracji społecznej. Nawet przecież „wyznanie wiary" w swoich formalnych deklaracjach podkreślało nie tyle szanse ekonomiczne i wyższą niż gdzie indziej stopę życiową, lecz przede wszystkim demokratyczny charakter instytucji politycznych — równy udział każdego obywatela w stanowieniu prawa, obieralny charakter większości urzędów publicznych, powszechność wyborów na wszystkich szczeblach, równy stopień ochrony prawnej każdego obywatela, doskonałość zasady równoważących się władz: wykonawczej, ustawodawczej i sądowniczej, oraz inne cechy tradycyjnego systemu politycznego. Demokracja fascynowała pioniera z pogranicza i imigranta z Europy, którzy szczerze wierzyli, że właśnie doskonałości systemu zawdzięczają poprawę swojego /Josu i swoje osiągnięcia. Demokracja w JusŁgrii Stanów-Zjednoczonych, a jeszrae^bardztef 'w- świa* domości narodu nie była. jak w państwach euro-pejSKi'ch~jedną z wielu histojygznię .zmieniających się form rząclzenia, lecz była ona dla Amerykan ów formą jedyną, niczym nie zastąpioną i jiienaru-szalną. Można więc z dużą dozą prawdopodoDleń-'""stwa przypuszczać, że jakiekolwiek odejście od tradycyjnych instytucji społeczno-politycznych mogłoby doprowadzić do dezintegracji społeczeństwa i niezwykle silnych napięć o nieobliczalnych konsekwencjach. 121 ?\Jf tej sytuacji grupa społeczna dążąca do uzyskania władzy politycznej musiała zdobywać ją zachowując tradycyjne demokratyczne instytucje polityczne. Nie było to zbyt trudne dzięki .elastyczności... samego systemu. Mitologia demokratyczna podkreślała bowiem przede wszystkim doskonałość formalnych cech systemu i nie wnikała zbyt głęboko w mechanizmy sprawowania władzy. Amerykanin był dumny z tego, że wszyscy obywatele wybierali swego prezydenta, i wierzył, że prezydent będzie sprawował władzę w interesie wyborców. Ba, wierzył nawet, że niemal wszystko, co prezydent czyni, jest zgodne z wolą większości, bo jakże mogłoby być inaczej w demokratycznym społeczeństwie. Takim samym zaufaniem obdarzał senatorów, kongresmenów i innych urzędników. Cieszył się, że żyje w demokratycznym państwie, a o tym, że społeczeństwo... jest demQk,rgtyczne, przesądzała forma. Treść miała bez porównania mniejsze znaczenie.:" ? Celem zyskującego coraz większą przewagę / ekonomiczną wielkiego kapitału stało się więc na przełomie wieków nadanie nowej, korzystnej dla niego treści tradycyjnym demokratycznym formom, czyli — mówiąc prościej — objęcie kontroli nad systemem politycznym, zachowanym w takim kształcie, w jakim chciało go widzieć społeczeństwo. Przyjrzyjmy się zatem metodom, jakimi korporacje zdobywały kontrolę nad systemem politycznym. Aktywność polityczna korporacji zmierzała w dwu kierunkach, z których jeden można nazwać .^wyborczym", a drugi — ;?2§?2]???^2 Działalność „wyborcza" dotyczyła selekcji i poparcia kandydatów na obieralne urzędy publiczne oraz dobierania i forsowania, kiedy indziej zaś « E. M. Epstein, The Corporation in American Politics, Englewood Cliffs 1969, s. 11. 122 utrącania problemów, które miały być przedmiotem rozważań i decyzji organów władzy. Działalność „rządowa" natomiast sprowadzała się do zaangażowania politycznego korporacji bezpośrednio lub za pośrednictwem zorganizowanych grup interesów. Zaangażowanie takie miało na celu formułowanie, uchwalanie i wprowadzanie w życie pożądanej polityki przez władzę wykonawczą, ustawodawczą lub sądowniczą. Drugą rozległą dzie-, dziną działalności „rządowej" korporacji było uzy-l skiwanie wpływu na opinię publiczną i urabianie I tej opinii w sprawach dotyczących zarówno sa- * mego systemu politycznego, jak i konkretnie ????-zowanej polityki. Już w latach osiemdziesiątych XIX w. działal-jaość przemysłowa uległa konsolidacji w wielkich koncernach ogólnokrajowych, najpierw w kplejr nictwie, przemyśle stalowym i naftowym, a potem "w innych gałęziach. Na początku XX w. w Stanach Zjednoczonych było 318 olbrzymich trustów ogólnokrajowych o łącznym majątku 7 mld doi. (produkt narodowy USA wynosił w tym czasie ca 17 mld doi.), które posiadały 5300 oddzielnych fabryk. Trusty te stanowiły 2% przedsiębiorstw amerykańskich, ale produkowały już niemal 50% wszystkich dóbr w kraju.8 Jednocześnie w wielu częściach kraju, a zwłaszcza na wybrzeżu Atlantyku władza lokalna przechodziła z rąk rolników w ręce przemysłowców. Demokracja coraz rzadziej wiązała się z równością ekonomiczną, a coraz częściej oznaczała całkowitą swobodę działalności gospodarczej i prawo nieograniczonego rozszerzania własności. W 1886 r. Sąd Najwyższy USA poparł wysiłki korporacji, zmierzające do uniknięcia regulacji ze strony państwa, uznając, że korporacje są w rozumieniu prawa „osobami" (persom), i jako 'E. N. Current, T. H. Williams i F. Freidel, op. clt., s. 490. 123 takie podlegają przewidzianej w XIV poprawce do Konstytucji ochronie przed jakąkolwiek akcją ograniczającą ich swobodę działania. Dziesięć lat później wraz z wyborem na prezydentajpupilka byznesu Williama McKinteya" także "ha""szczeblu federalnym został" rozstrzygnięty problem: czy krajem ma rządzić rolnictwo, czy byznes. Zwyciężył byznes, a mówiąc dokładniej, wielki skoncentrowany kapitał, przede wszystkim ze Wschodniego Wybrzeża. Działalność polityczna korporacji w tym okresie była równie silna w dziedzinie „rządowej", jak i „wyborczej". W polityce „rządowej" przemysł uzyskiwał coraz szersze wpływy w urzędach miejskich, w stanowych organach ustawodawczych oraz w Kongresie federalnym. Korporacje często bezpośrednio dawały pieniądze politykom, którzy występowali iw ich interesie. Kompania kolejowa Southern Pacific Railroad niemal całkowicie kontrolowała organy ustawodawcze w stanie Kalifornia, legislatywa stanu Nowy Jork była terenem przetargów o kontrolę nad Erie Railroad, ajsu&z, ralna Izba Reprezentantów często była porównywana do giełdy, ? której handlowano opłacalnymi kontraktami i ustawami uchwalanymi w interesie różnorodnych grup byznesu. Jednocześnie korporacje (wykorzystywały swoje rosnące powiązania i wpływy, zwłaszcza w organach władzy wykonawczej, w celu zmniejszenia praktycznego znaczenia ustaw, ograniczających ich^ swobodę działania, a uchwalanych pod naciskiem farmerów oraz średnich i drobnych kapitalistów. Wspomniana już ustawa o obrocie międzystano-wym z 1887 r. powołała do życia Międzystanową Komisję Handlową, która szybko znalazła się pod wpływem wielkiego kapitału kolejowego, i jej rola sprowadzała się przede wszystkim do pośredniczenia między byznesem a społeczeństwem. Ustawa ta — podobnie jak ustawa Shermana, bardzo ogra- 124 niczona i zbyt wieloznaczna, by mogła działać skutecznie, oraz inne akty ustawodawcze skierowane pozornie przeciw korporacjam — była „minimalną koncesją polityków wielkiego byznesu na rzecz sprzeciwiających się im wyborców" 4. Ludzie wierzyli, ,,że nadal sprawują swoją demokratyczną władzę, gdyż ustawodawstwo zdawało się wyrażać ich. interesy, a korporacje różnymi metodami ograniczały zasięg tych ustaw ,Xjra.?J5fiaJŁ^^chdla siebie korzyści. """*? Korporacje działały także przeciw ustawodawstwu pracy uchwalanemu! przez stanowe organy ustawodawcze. W walce tej często wykorzystywały poparcie federalnego Sądu Najwyższego, który uznawał prawną regulację warunków pracy i płacy za sprzeczną z Konstytucją. Wielki byznes nie zaniedbywał także dziedziny polityki „wyborczej". W latach osiemdziesiątych, gdy reprezentowanie interesów korporacji przez zawodowych polityków często okazywało się zbyt kosztowne i niezbyt pewne, przestawiciele byznesu zaczęli osobiście brać aktywny udział w życiu politycznym. W 1889 r. Senat był nazywany „klubem milionerów", a zasiadali w nim, m. in.: Leland Stanford z Southern Pacific Railroad, George Hearst, właściciel koncernów górniczych i prasowych, czy Henry B. Paine ze Standard Oil. Kilka lat później bezpośredni udział przywódców byznesu w polityce zmalał, ale korporacje nadal były reprezentowane w organach władzy przez odpowiednio dobranych kandydatów. Doprowadziło to do sytuacji, w której np. s^na^owjej^pj^zento-^ wali nie tyle- .sta»x.Jub regiony.USA, ile interesy poszczególnych gałęzi byznesu. Polityka „wyborcza" korporacji znajdowała także swój wyraz w rosnących powiązaniach ' ?. ? Cohran i W. Miller, The ??? of Enterprise, New York 1961, s. 171. 125 z aparatem partyjnym. Zgodnie z ustawodawstwem amerykańskim większość urzędników publicznych jest wybierana w formalnie demokratycznych wyborach powszechnych. Wybór ten jest jednak ograniczony do kilku, najczęściej dwóch kandydatów wysuwanych w ramach procedury wewnątrzpartyjnej. Proces nominacji kandydatów ma już dużo mniej wspólnego z demokracją wyborczą. I tak np. kandydaci na stanowisko prezydenta są wysuwani na konwencjach obu wielkich partii przez delegatów partyjnych. Ci z kolei nie są wybierani w stanowych wyborach powszechnych, lecz na ogół są mianowani przez lokalnych bossów partyjnych. Zdobycie więc kontroli nad machiną partyjną gwarantowało wpływ na selekcję kandydatów do obieralnych urzędów publicznych. Funkcje przywódców partyjnych sprawowali na ogół przez wiele lat zawodowi politycy, którzy najczęściej traktowali swoją działalność partyjną jako lukratywny zawód i których powiązania z wielkim byznesem wykraczały daleko poza kontakty osobiste i poparcie finansowe. Stanowiska publiczne oraz reprezentacja polityczna konkretnych interesów byznesu często były po prostu sprzedawane i kupowane za cenę nie tylko określonych wpłat na rzecz partii, lecz także opłacalnych finansowo posad i bezpośrednich korzyści majątkowych przywódców partyjnych. Najbardziej znanym „handlarzem urzędami publicznymi", z prezydenckim włącznie, był długoletni przewodniczący krajowego komitetu Partii Republikańskiej Marcus Hanna, który starał się wprowadzić zasadę stałych wpłat korporacji na rzecz partii. W czasie kampanii wyborczej w 1896 r. zebrał on bezprecedensową wówczas sumę 3 500 000 doi. na poparcie Williama McKinleya, przy czym sam tylko Standard Oil wpłacił 250 000 doi. Poparcie finansowe kandydatów na urzędy, ^publiczne stało się z czasem jedną z głównych metod 126 kentrołi wielkiego byznesu nad życiem politycz-???. Przyczynił się do tego przede wszystkim stały wzrost' kosztów kampanii wyborczych, który następował wraz z upowszechnieniem użycia środków masowego przekazu — prasy, radia, a później telewizji — w kampaniach wyborczych i w poważnym stopniu uzależnił polityków od możnych prcP tektorów. *~~~ W zasadzie na początku XX w. wielki kapitał jako całość odniósł tylko; jedna poważną porażkę ustawodawczą. Było to iwfl907 j., gdy Kongres pod naciskiem klas średnich uchwalił tzw. ustaw?. Tillmana, zakazującą korporacjom finansowania kampanii partyjnych i kandydatów w wyborach federalnych. Jednakże i ta ustawa niezbyt długo była stosowana w praktyce. Dotacje były odtąd wpłacane indywidualnie przez ludzi ściśle związanych z różnymi korporacjami, w tym zarówno właścicieli znacznych udziałów, jak i członków administracji przedsiębiorstw. I tak np. różni członkowie rodzin Du Pontów i De Pew, reprezentujących Sun Oil Company, wpłacili łącznie 1 min doi. na, nieskuteczną zresztą, kampanię republikańską skierowaną przeciw F. D. Rooseveltowi w 1936 r. Wpływ byznesu na politykę amerykańską dał się zauważyć w jeszcze jednej dziedzinie. Otóż iw pierwszych dziesięcioleciach XX w. dokonywano w USA znacznych reorganizacji struktury 1 metod działania organów administracji państwowej na wszystkich szczeblach. Dokonując tych przeobrażeń, mających na celu zwiększenie efektywności administracji, funkcjonowanie organów państwowych oparto entuzjastycznie i bez żadnych niemal zastrzeżeń na modelu organizacyjnym korporacji. Jak się później okazało, podobne formy zewnętrzne poważnie ułatwiały współpracę, a z czasem nawet wzajemne przenikanie się byznesu i administracji publicznej. 127 W późniejszym okresie, zwłaszcza podczas pierwszej wojny światowej, przedstawiciele byznesu,, a w jeszcze większym stopniu pracownicy zarządów wielkich korporacji byli kóoptowani do pracy w adrninisiracji. Wskaźniki produkcji i cen ustalane podczas wojny przez zarządy największych korporacji w określonych gałęziach przemysłu uzyskiwały formalne sankcje ze strony rządu federalnego. W..służbie państwowej było.niewielu ekonomistów, toteż rząd korzystał z usług doświadczonego personelu przemysłowego, integracja zaś instytucji ekonomicznych i wojskowych stała się już wówczas zalążkiem zjawiska, które szczególnie silnie rozwinęło się po drugiej wojnie światowej . i uzyskało nazwę „kompleksu wojskowo-przemy- * słowego". Podobne efekty przynosiła działalność towarzystw przemysłowo-handlowych. W ^Mljr. na zorganizowanej pod protektoratem ministra handlu i pracy konferencji w Waszyngtonie utworzono Izb^^JIa^lawą^JSlgnów Zjednoczonych, która wkrótce stała się —-^orjók**™KJa^w^go™Stowarzy-szenia Przemysłowców i Amerykańskiego Stowarzyszenia Bankierów — jedną z najpoważniejszych grup nacisku, reprezentujących interesy byznesu. Aktywność zorganizowanych grup interesu odgrywała coraz większą rolę w wyniku stałego wzrostu specjalizacji produkcji oraz dystrybucji dóbr i usług. Kontrola każdej z wyspecjalizowanych gałęzi życia gospodarczego stawała się coraz trudniejsza, a grupy nacisku z łatwością przekonywały odpowiednie organy państwowe o potrzebie prowadzenia polityki odpowiadającej ich interesom. Po wojnie działalność stowarzyszeń byznesu zmierzała do ograniczenia ustawodawstwa naruszającego swobodę przemysłu i handlu oraz wszelkich innych szkodliwych dla byznesu regulacji politycznych. Grupy nacisku starały się także zmniejszyć praktyczne znaczenie ustaw antytrustowych, 128 prowadziły walkę ze wzrostem związków zawodowych oraz z ich akceptacją przez społeczeństwo, popierały korzystne dla byznesu wysokie cła ochronne oraz starały się skłonić rząd do sprzedania przedsiębiorstwom prywatnym państwowych urządzeń wojskowych. Przeważnie odnosiły one sukcesy w tej działalności. Zacieśniające się kontakty między wielkim kapitałem a rządem ułatwiały więc kształtowanie polityki państwowej stosownie do potrzeb byznesu. Byznesmeni narzucali administracji swoją hierarchię wartości, w której na naczelnym miejscu znajdowała się produkcja i jej nieograniczony wzrost, a wszelkie działania, które mogłyby zmniejszyć ten wzrost produkcji — w tym przede wszystkim programy socjalne — były uznawane za szkodliwe i podlegały dyskryminacji. Jednocześnie byznes rozpoczął skierowaną do społeczeństwa kampanię propagandową, która miała na celu uzyskanie aprobaty publicznej dla poczynań wielkiego kapitału. Towarzystwa kontrolujące środki przekazu — prasę i radio — takie jak American Telephone and Telegraph czy Du Pont narzucały odbiorcom obrazy podkreślające dobroczynny charakter działalności byznesu oraz korzyści dla całego społeczeństwa, jakie miały wynikać z nieskrępowanego rozwoju przemysłu. Reklama, podkreślając wagę i zna^Zjenieolóbr^pod-kreślała jednocześnie znaczenie producentów. W środkach masowego przekazu kontrolowanych przez wielki kapitał odpowiednio spreparowane opinie i komentarze były' podawane jako obiektywne fakty i wiadomości. W zasadzie od zakończenia pierwszej wojny światowej, która w pełni ukazała znaczenie propagandy, byznes nie zaniedbywał żadnej dziedziny manipulacji, mogącej skłonić społeczeństwo amerykańskie do akceptacji jego własnych celów i wartości, a przynajmniej do odrzucenia idei celom tym przeciwstawnych. 9 Osiatyński 129 Efekty wielostronnego zaangażowania politycznego oraz silnej kampanii propagandowej byznesu dały się odczuć w pełni już w latach dwudziestych. Wielki kapitał niepodzielnie rządził wówczas Stanami Zjednoczonymi, a prezydenci Harding i Coolidge często wyrażali opinię, że polityka zgodna z interesami byznesu oraz jego bezpośredni udział w polityce są niezbędnie potrzebne i korzystne dla kraju. Wiceprzewodniczący Krajowego Stowarzyszenia Przemysłowców Charles N. Fay w następujących słowach wyraził ówczesną filozofię polityczną: „Dobrobyt byznesu, a w szczególności wielkiego byznesu, który jest produktem skrajnego indywidualizmu, jest z konieczności równoznaczny z dobrobytem powszechnym. Są one niepodzielne! [...] Żaden obywatel [...] nie jest lepiej przygotowany, by kierować ustawodawstwem i administracją, aniżeli znajdujący się na szczycie skali społecznej byznesmeni i fachowcy; nikt nie ma równie wielkich interesów, które skłaniałyby do większego od nich zaangażowania w sprawy publiczne, nikt nie mógłby wreszcie lepiej od nich określić efektywnych metod organizacji oraz sposobu prowadzenia interesów publicznych." 5 Stwierdzenia tego rodzaju nie były już postulatem, lecz raczej racjonalizacją faktycznej dominacji politycznej wielkiego kapitału. Dominacji, która została osiągnięta w wyniku zdobycia skutecznej kontroli nad nadal formalnie demokratycznym systemem politycznym i która przeja-iwiała się w olbrzymich powiązaniach byznesu z politykami wszystkich władz i na. wszystkich szczeblach. Z perspektywy zarysowanego powyżej procesu warto raz jeszcze spojrzeć na aktywność polityczną farmerów oraz średnich i drobnych kapitalistów, 5 Cyt. za E. M. Epstein, op. cit., s. 31. 130 którzy chcieli utrzymać swoją pozycję ekonomiczną, polityczną i społeczną w obliczu wzrostu roli skoncentrowanego wielkiego kapitału. Jak już wspominaliśmy, postulowali oni zwiększenie aktywności rządu federalnego, sądząc, że przeciwstawi się on w ich imieniu korporacjom. Postulaty zwiększenia zakresu regulacji prawnej oraz roli rządu były szeroko propagowane zarówno w ruchu populistów z końca XIX w., jak i w programie tzw. progresy wistów, którzy rozwinęli swoją działalność na początku drugiego dziesięciolecia XX w. Mimo braku decydujących sukcesów politycznych na szczeblu federalnym, ruchy te odegrały istotną rolę, wpływając na programy obu wielkich partii i na ustawodawstwo Kongresu oraz torując drogę rzeczywistemu zwiększeniu uprawnień rządu federalnego. Jednakże wzrost uprawnień państwa i jego interwencja ustawodawcza w życie gospodarcze nie tylko nie mogły zaszkodzić, lecz nawet były korzystne dla wielkiego kapitału w sytuacji, w której sprawował on już kontrolę nad systemem politycznym i miał decydujący wpływ na aparat państwowy. Nic iwięc dziwnego, że w ostatnich latach zaczęła ulegać zmianie ocena ustawodawstwa gospodarczego w tzw. „erze progresywizmu". Historycy i ekonomiści amerykańscy podważyli powszechnie akceptowaną tezę o jednoznacznej i monolitycznej opozycji byznesu wobec progresywizmu. Przemysłowcy oczywiście przeciwstawiali się wszelkim programom skierowanym przeciw ich interesom oraz programom socjalnym, ale często popierali regulację życia gospodarczego pr?ez tworzenie różnorodnych komisji celnych, Federalnej Komisji Handlowej, rozbudowy Systemu Rezerw Federalnych czy nawet ustawodawstwa pracy, zwłaszcza wówczas, gdy regulowało ono działalność związków zawodowych itp. Badania nad społecznym, 131 politycznym i zawodowym środowiskiem przywódców ruchu progresywistów wykazały liczny udział nie tylko średnich, ale i (większych byznesmenów. Znany ekonomista amerykański Gabriel Kolko dowodził niedawno, ze okres pomiędzy 1906 a 1916 r. charakteryzował się „triumfem konserwatyzmu", a potrzeby i pragnienia korporacji przyczyniły się w decydującej mierze do uchwalenia tzw. ustawodawstwa progresywistycznego. „To właśnie kontrola byznesu nad polityką (a przez pojęcie byznes rozumiem dominujące interesy ekonomiczne), a nie polityczna regulacja gospodarki była decydującym zjawiskiem ery pro-gresywizmu. Dominacja taka była bezpośrednia i pośrednia, ale miała ona znaczenie tylko o tyle, o ile była środkiem prowadzącym do osiągnięcia wielkiego celu — politycznego kapitalizmu. Polityczny kapitalizm oznacza wykorzystanie zjawisk politycznych w celu uzyskania warunków stabilizacji, możliwości przewidywania i bezpieczeństwa w gospodarce."e Warunki te zaś były potrzebne korporacjom, które dążyły do minimalizacji czynników znajdujących się poza ich kontrolą. Ich wzrost i działalność eliminowały tradycyjne prawa ekonomii wolnokonkurencyjnej, choć utrzymywanie się starych koncepcji w mitologii społecznej było dla byznesu korzystne, gdyż mógł on uzasadniać wzrost swojej potęgi gospodarczej i politycznej właśnie działaniem praw wolnorynkowych, zasadami ewolucji i „przetrwaniem struktur najlepiej dostosowanych". Bez (względu na różne oceny złożonego ruchu progresywistycznego wydaje się oczywiste, że wielki kapitał w maksymalnym stopniu wykorzystał ten ruch dla zabezpieczenia swoich interesów zarówno gospodarczych, jak i politycznych, a pro- ? G. Kolko, The Triumph of Conservatlsm, New York 1969, s. 3. 132 pozycje zmierzające do zwiększenia roli rządu federalnego z czasem okazały się także korzystne przede wszystkim dla byznesu. Miał on bowiem do swojej dyspozycji aparat państwowy, który ułatwiał manipulację społeczeństwem, skądinąd w większości przekonanym, że nadal sprawuje demokratyczną władzę. Rozdział VI NOWE PRĄDY Problemy społeczne i polityczne, które stanęły przed Stanami Zjednoczonymi w pierwszych dziesięcioleciach „zamkniętego" okresu, zrodziły w USA poważne wątpliwości teoretyczne co do tradycyjnej mitologii społeczno-politycznej. Wzrost bogactwa wielkich rekinów byznesu oraz ubóstwo mieszkańców slumsów miejskich, ubożenie farmerów oraz gorsze możliwości akumulacji kapitału przez średnich i drobnych kapitalistów postawiły przed tradycyjnie indywidualistycznym społeczeństwem nie tylko wspomniane problemy regulacji życia gospodarczego, ale także i kwestie socjalne oraz szersze zagadnienia sposobu korzystania z zasobów naturalnych, podejmowania decyzji inwestycyjnych oraz dystrybucji dochodów. W sytuacji, w której biednym, bezrobotnym, ubożejącym lub po prostu nie widzącym perspektyw dalszego bogacenia się nie można już było wskazać granicy: oferującego perspektywy sukcesu nie zagospodarowanego obszaru czekającego na osadników, rolników i przedsiębiorców — pojawiły się propopo-zycje rozładowywania napięć za pomocą regulacji socjalnej. Związane zaś z koncentracją kapitału przejmowanie władzy, zmniejszenie się ekonomicznej i politycznej roli klas średnich oraz przechodzenie formalnie już tylko demokratycznego systemu politycznego na służbę byznesu postawiły 134 pod, znakiem zapytania przydatność i aktualność tradycyjnej amerykańskiej koncepcji demokracji liberalnej. Wszystkie te wątpliwości znalazły wyraz w literaturze politycznej pierwszego trzydziestolecia XX w., a zwłaszcza lat dwudziestych, i były odbiciem szerszego kryzysu tradycyjnej — z okresu „otwartości" Stanów Zjednoczonych wywiedzionej — wiary politycznej w nowym, „zamkniętym" społeczeństwie. Warto więc spośród licznych i różnorodnych teoretycznych koncepcji społeczno-politycznych przedstawić choćby niektóre, dokładniej te, które odchodziły od tradycyjnego indywidualistycznego leseferyzmu, w nowy sposób analizowały problemy społeczne i wskazywały kierunek reform, podjętych częściowo w latach trzydziestych. Przeszczepiony na grunt amerykański darwi-nizm społeczny, który znalazł wyraz w najostrzejszej formie w pracach wspomnianego już Williama Grahama Sumnera, był nie tyle nauką o człowieku, co nauką o naturze i prawach natury rządzących społeczeństwem i jednostkami. Dla -Spen» cera procesy &wolucyjne„.jmały_xharakter bezosobowy, w. filozofii zaś Sumnera. człowiek był przedmiotem, a nie podmiotem ewolucji. Prawem natury i cywilizacji było „pjrzetrwaaie.najle-piej dostosowanych" (survival of the fittest). Wymagało ono od człowieka tylko tego, by dbał o swoje interesy i nie przywiązywał zbytniej wagi do problemów społecznych, takich jak powszechne wykształcenie, ochrona zdrowia, warunki pracy, bezrobocie, ubóstwo itp. Sumner, jak się wydaje, nie dostrzegał tego, że jego filozofia nie pozostawia miejsca na naukę rzeczywiście społeczną, gdyż ani socjologia, ani ekonomia nie mają zbyt wiele wspólnego z prawami natury i naturalnymi — niezależnymi od ludzi — procesami. Spencer i Sumner zawładnęli myślą przeciętnego Amerykanina w drugiej połowie XIX wieku 135 i znaleźli licznych sympatyków. Ich wyznawcy nie zdawali sobie na ogół sprawy z psychologicznych i filozoficznych konsekwencji darwinizmu, według którego jednostka nie miała wpływu na swój los, lecz cenili przede wszystkim indywidualistyczne założenia ekonomiczne i polityczne tej teorii. Była to jednak filozofia atrakcyjna dla zadowolonych, a trudna do zaakceptowania przez niedostosowanych; stawała się więc coraz mniej aktualna w sytuacji, gdy proporcje między zadowolonymi i niedostosowanymi zaczęły się coraz wyraźniej zmieniać, i nic też dziwnego, że najdłużej i najsilniej propagowali ją zawsze ci, którzy radzili sobie najlepiej. Doktryna ewolucjonistyczna nie przyczyniła się do żadnego rzeczywistego postępu w amerykańskich naukach społecznych, gdyż interpretowano ją jako mechaniczne prawo, a nie jako instrument przeobrażeń społecznych. Darwinizm spotkał się z krytyką już w drugiej połowie XIX w.; nie miała ona jednak jeszcze wówczas naukowego charakteru. W 1879 r. Henry George wydał książkę Progress and Poverty (Postąp i ubóstwo), iw której dowodził, że podział bogactw między garstkę mniejszości w obliczu ubóstwa licznych grup społecznych jest zaprzeczeniem postępu. W 1867 r. Edward Bellamy napisał Looking Backward (Spojrzenie wstecz), utopijną powieść, przedstawiającą wizję skoszarowanego społeczeństwa o nowym porządku socjalistycznym opartym na wspólnej własności prażona., wojsku.. Bardziej realistyczna była praca ( Henry Lloyda: Wealth against Commonwealth (Bogactwo przeciw wspólnocie), będąca ostrym atakiem na Standard Oil i metody, za pomocą których koncern ten doszedł do swojej potęgi. Lloyd był pierwszym poważniejszym pisarzem amerykańskim, który zwrócił uwagę na zanik pełnej wolnej konkurencji w społeczeństwie przemysłowym i który domagał 136 się regulacji prawnej-jako jedynego rozwiązania problemów, będących konsekwencją- powstania olbrzymich organizacji ekonomicznych... Początek rzeczywistym naukom o społeczeństwie w USA^.dał pierwszy naukowy socjolog amerykański, Lester Ward, pracą Dynamie Śociology (Socjologia dynamiczna) z 4883^/r. Teorie swoje rozwinął w następnych książkach: Outlines oj Śociology (Zarys socjologii), ???? Śociology (Socjologia ogólna) i Applied Śociology (Socjologia stosowana). Jego koncepcje stanowiły nowość na gruncie amerykańskim, choć w Europie były znane i zyskiwały coraz więcej zwolenników już od kilku dziesiątków lat. Polemizując z darwinizmem Ward dowodził, że Spencer i Sumner przeoczyli rolę umysłu ludzkiego w dynamicznej ewolucji. Właśnie umysł jest siłą przekształcającą materialne i duchowe środowisko oraz torującą drogę postępowi. Podważając przesądy swojej generacji — leseferyzm i przetrwanie najlepiej dostosowanych — Ward twierdził, że sam leseferyzm jest sprzeczny z naturą, a pojęcie „dostosowany" ma charakter konwencjonalny i zbyt subiektywny, by mogło praktycznie spełniać rolę poznawczą. Wskazywał na koncentrację, która ograniczała dawną iwolną konkurencję i ustanawiała na jej miejsce sztuczną rywalizację. Twierdził wreszcie, że działania zbiorowe nie są sprzeczne z ewolucją, a kolektywizm i indywidualizm nie są przeciwnościami, lecz mogą, a nawet powinny współistnieć ze sobą. W odróżnieniu od klasycznych liberałów nie widział konfliktu między wolnością indywidualną a iwzrostem aktywnej roli rządu. Przeciwnie, był zwolennikiem interwencjonizmu państwowego w dziedzinie nie tylko ekonomicznej, ale ?"TlśpoTecznej, uznając, że wolność jednostki w nowej sytuacji może opierać się tylko na regulacji społecznej. Uważając wreszcie, że wykorzystanie wiedzy umożliwi społeczeństwu przejście od pa- 137 sywnej i naturalnej do aktywnej, społecznej ewolucji, domagał się systematycznego planowania rozwoju. Funkcję tę powinien spełniać rząd, który także musi dbać o dobrobyt socjalny. W ten sposób tradycyjna demokracja uległaby przekształceniu w wyższą formę organizacji społecznej — „socjokrację". Zdając sobie sprawę z dziedzicznych i środowiskowych różnic pomiędzy poszczególnymi ludźmi Ward dowodził, że ukryte talenty każdej jednostki mogą ujawnić się dzięki odpowiedniemu ukształtowaniu środowiska społecznego oraz edukacji. W związku z tym rząd powinien zmierzać do likwidacji ubóstwa, do zrównywania szans wszystkich grup społecznych i do eliminacji sztucznych barier oraz rozwijać odpowiednio zróżnicowany system oświaty, inny dla wybitnych talentów, a inny dla przeciętnie inteligentnej młodzieży. Koncepcje Warda, zwłaszcza dotyczące socjalnej roli państwa, znajdowały uzasadnienie w przemianach gospodarczych, społecznych i politycznych USA na przełomie (wieków, jednakże daleko odbiegały zarówno od potrzeb i interesów byznesu, jak i od obiegowych poglądów społeczeństwa i długo jeszcze musiały czekać na pierwsze próby wprowadzenia w życie. Filozofia społeczna Lestera Warda znalazła uznanie wśród tej części Amerykanów związanych z ruchem progresywistów, którym chodziło przede wszystkim o ustawodawstwo socjalne, czyli wśród grup upośledzonych, a nie tych, którzy widzieli w interwencji rządu możliwość przywrócenia warunków indywidualnej wolnej konkurencji, jak rolnicy oraz drobni i średni kapitaliści, czy też dążyli do wyeliminowania ryzyka związanego z fluktuacją rynkową, a takie cele stawiali sobie przedstawiciele byznesu. Podobne poglądy głosił znany publicysta związany z progresywizmem — Herbert Croly, który 138 w Promise oj American Life (Perspektywy życia w Ameryce, 1903) przedstawił historyczne i ekonomiczne argumenty przemawiające za ogólnokrajowym planowaniem. Do takich samych wniosków — choć odmienną drogą — doszedł w latach dwudziestych jeden z najwybitniejszych filozofów amerykańskich John Dewey. Oparł się on na bardzo amerykańskim, "optymistycznym, indywidualistycznym i demokratycznym pragmatyzmie Williama Jamesa. James uznał za kryterium prawdziwości twierdzeń teoretycznych ich praktyczną użyteczność i wykazywał, że teorie są po prostu narzędziami — Dewey w swojej filozofii, nazywanej właśnie instrumen-tałizmem, posunął się nieco dalej i powiedział, że narzędzi tych trzeba używać. James powiadał, że prawdziwe jest to, co jest użyteczne dla jednostki — Dewey postaiwił w miejsce jednostki społeczeństwo. Pragmatyzm podkreślał znaczenie działania — według Deweya istotą działania miały być eksperymenty przeprowadzane w szerszym kontekście społecznym. Podobnie jak Ward uważał on, że naukę można _i należy wykorzystywać _do dokonywania przeobrażeń społecznych. Poglądy te były w Ameryce naprawdę całkiem* nowe, ba, nawet samo stwierdzenie, że można dokonywać jakichkolwiek świadomych przeobrażeń społecznych było nowością w stosunku zarówno do tradycyjnej filozofii, jak i do pragmatyzmu Jamesa, który szybko uległ wulgaryzacji, zmienił się w jeszcze jedną filozofię indywidualnego sukcesu i znalazł wyraz w koncepcjach Nowej Myśli i „potęgi umysłu". Podkreślenie pierwszorzędnej roli celów publicznych i rekonstrukcji społecznej, a nie interesów prywatnych, różniło Deweya od tradycyjnego indywidualistycznego transcendentalizmu Emer-sona, oparcie się zaś na doświadczeniu różniło go od deterministycznego eiwolucjonizmu. Dewey rozwinął swoje koncepcje społeczno-poli- 139 tyczne już po zdobyciu sławy twórczością głównie pedagogiczną, czyli w latach dwudziestych. W 1922 r. w pracy Humań Naturę and Conduct {Natura i postępowanie człowieka) podkreślił plastyczność natury ludzkiej, rozumianej w szerszym kontekście społecznym; pięć lat później w książce The Public and Its Problems (Publiczność i jej problemy) odrzucił abstrakcyjne problemy teoretyczne, które pasjonowały starszą generację, i dowodził, że zastosowanie naukowych metod do społeczeństwa może stworzyć społeczność zdolną do racjonalnego planowania swojej przyszłości. W wydanej w 1929 r. pracy Individualism Old and New {Indywidualizm stary i nowy) Dewey podjął niezwykle ryzykowny w Ameryce problem kolektywizmu i wykazywał że dawny amerykański ideał indywidualizmu został zniszczony przez kapitalizm, a Ameryka już weszła w okres kolektywistyczny i pozostaje jej wybór między anarchicznym kolektywizmem zysku a dobroczynnym i demokratycznym zarazem kolektywizmem planowania, który może stworzyć nowe warunki autentycznego rozwoju każdej jednostki. Pod wpływem depresji gospodarczej Dewey doprowadził swoją filozofię do końca i w Liberalism and Social Action (Liberalizm i działalność społeczna, 1935) domagał się reform, wyznaczania celów postępu społecznego oraz planowania na szczeblu centralnym. Słowo „plan" stało się kluczem do racjonalnych przeobrażeń społecznych, lecz słowo to na skutek wielu lat wszechogarniającej propagandy byznesu było bardzo niechętnie widziane w konserwatywnym społeczeństwie amerykańskim. Byznes bowiem, przystając na — eliminującą elementy [znajdujące się poza własną kontrolą — regulację prawną warunków działalności ekonomicznej, właśnie w planowaniu widział główną groźbę kontroli zewnętrznej mad swoimi poczynaniami i kojarzył plan z komunizmem, ten z kolei przedsta- 140 wiając jako największe niebezpieczeństwo dla Stanów Zjednoczonych. Koncepcje Warda, Croly'ego i Deweya dotyczące konieczności interwencji państiwa, a zwłaszcza scentralizowanego planowania, zyskały także poparcie najwybitniejszych w owym czasie ekonomistów i historyków amerykańskich, • takich jak Thorstein Veblen, John R. Commons, Charles A. Beard i inni. Najbardziej chyba zaciekłym wrogiem byznesu był Thorstein Veblen, twórca tzw. „instytucjonalizmu" w ekonomii, który jako.pierwszy wziął pod uwagę konsekwencje koncentracji kapitału, rewolucji techniczno-przemysłowej oraz przejęcia władzy politycznej przez.wielki kapitał przemysłowo--finansowy i porzucił dogmaty klasycznej ekonomii liberalnej. Oparł się on na założeniu, że zada-„.niem ekonomii nie powinno być budowanie abstrakcyjnych modeli teoretycznych, lecz opisywanie i wyjaśnianie społecznej roli aktualnie funkcjonujących instytucji ekonomicznych. Pierwszym atakiem Veblena na byznes była The Theoru^raj the Leisure Class (Teoria klasy próżnującej, |[899), w której w szczególności podkreślał negatywne konsekwencje finansowej motywacji działalności oraz zmaterializowanej hierarchii wartości byznesmenów. Theory oj Business Enterprise (Teoria przedsiębiorstwa, 1904) zawierała ekonomiczne rozważania teoretyczne oparte na praktycznych problemach postępu technologicznego, rozwoju korporacji, korzystania z kredytu, oraz wpływu ideologii byznesu i nacisków kapitalistów na prawo oraz politykę. W pracy tej Veblen przedstawił także po raz pierwszy istotne odróżnienie byznesu od przemysłu i działalności przemysło-słowej. O ile cele przemysłu, w postaci zwiększenia produkcji dóbr, są społecznie użyteczne i godne poparcia, o tyle interesy byznesu — maksymalizacja zysku — są szkodliwe nie tylko dla całego 141 społeczeństwa, ale także często stają w opozycji wobec rozwoju przemysłu. Tragedia kapitalizmu amerykańskiego miała polegać — zdaniem Veble-na — właśnie na tym, że byznes podporządkowywał produkcję dóbr swojemu własnemu celowi — robieniu pieniędzy. System gospodarczo-polityczny iw jego aktualnym kształcie był środkiem, za pomocą którego kapitalizm wykorzystywał dla swoich celów (Veblen używał nawet pojęcia „sabotował") technologię, a byznes ograniczał możliwości przemysłu. Sytuację pogarszał fakt, że społeczeństwo amerykańskie tradycyjnie było przyzwyczajone raczej do finansowej, opartej na zysku, aniżeli nowej, technologicznej gospodarki. W czasie pierwszej wojny światawej i rosnącego zaangażowania politycznego, a także gospodarczego USA w sprawy światowe Veblen napisał pracę An Inąuiry into the Naturę oj Peace (Badania nad naturą pokoju, 1917), w której wykazywał związki między nacjonalizmem a interesami byznesu oraz dowodził, że są one szkodliwe dla społeczeństwa jako całości i stanowią głóiwną przeszkodę dla trwałego pokoju. Rok później w The Higher Learn-ing in America (Szkolnictwo wyższe w Ameryce) Veblen krytykował rosnącą bezpośrednią i pośrednią kontrolę byznesu nad szkolnictwem amerykańskim, która przyczyniała się do wszczepiania szkodliwej, zmaterializowanej hierarchii wartości kolejnym generacjom. Veblen wyprowadził ze swoich badań konkretne postulaty reform, które przedstawił iw głównym obok The Theory oj the Leisure Class dziele — The Engineersjuańthe Price System (Inżynierowie i system cen, 1921'). Domagał się on uwolnienia przemysłu spod kierownictwa byznesu. Miało to nastąpić poprzez zastąpienie systemu rynkowego scentralizowanym planowaniem i zorganizowaniem gospodarki jako jednolitej całości. Główną jego propozycją było wprowadzenie na miejsce 142 ograniczonego w wyniku kontroli byznesu mechanizmu rynkowego „rady" inżynierów i techników, którzy mieliby prawo decydowania o rozmieszczeniu nakładów, wykorzystaniu zasobów i dystrybucji dochodów. Istota koncepcji Yeblena także więc sprowadzała się do uznania konieczności scentralizowanego planowania i aktywnej roli państwa. Jego teorie "niełatwo jednoznacznie zaliczyć dó nurtu liberalnego czy radykalnego. Reprezentował Hberalne podejście do problemów ekonomicznych i stosował liberalne metody badawcze, jednakże implikacje jego krytyki społeczeństwa kapitalistycznego miały rewolucyjny charakter. Radykalny charakter jego postulatów wynikał po części z faktu, że Veblen opierał się głównie na źródłach europejskich i unikał wpływu amerykańskiej literatury społeczno--ekonomicznej. W poważnym stopniu przyczynił się on do osłabienia tzw. neoklasycznej teorii ekonomii, ale największy wpływ wywarł na opinię publiczną i politykę gospodarczą, torując drogę poglądom domagającym się kontroli społecznej nad gospodarką w iwieku dominacji ekonomicznej i politycznej byznesu. Przedstawieni powyżej niektórzy zwolennicy reform gospodarczych i społecznych bezpośrednio wiązali potrzebę uzdrowienia społeczeństwa amerykańskiego z ogólnokrajowym planpwaniem rozwoju gospodarczego, a niekiedy także i społecznego. Odrzucali oni tradycyjną filozofię darwiniz--mu ?— leseferyzm, a nade wszystko indywidualizm — i doszli do wniosku, że musi ona zostać zastąpiona systemem inteligentnej kontroli centralnej, planowaniem, demokratycznym kolektywizmem i nawym porządkiem społecznym. Punktem wyjścia ich koncepcji było dostrzeżenie rzeczywistych przemian społecznych, głównie gospodarczych, zachodzących w nowym okresie rozwoju Stanów Zjednoczonych. 143 Przemiany polityczne natomiast, a zwłaszcza formalizacja demokracji, legły u podstaw twórczości jednego z najciekawszych amerykańskich myślicieli politycznych XX w. Waltera Lippman-^na, który próbował zweryfikować—w -«oiwej ?sytuacji tradycyjną amerykańską koncepcję demokracji. Demokracja była dla Amerykanów — jak już wspominaliśmy — mitologicznym symbolem doskonałości, a jedną z" przyczyn trwałej akceptacji amerykańskiego systemu politycznego była powszechna wiara, że służy on realizacji.demokracji. Cała zaś amerykańska mitologia demokratyczna opierała się na wierze w zdolność opinii publicznej do sprawowania rządów. Rozum, wyrażający się w zdrowym rozsądku prostych ludzi, miał posiadać iW ludzkim sądzeniu o sprawach publicznych przewagę nad emocjami i namiętnościami, toteż opinia publiczna, odzwierciedlająca się w woli większości, mogła być podstawą rządów w republikańskim i egalitarnym społeczeństwie. Tradycyjna doktryna demokratyczna zakładała wszechkompetencję obywateli w ramach małej i samowystarczalnej wspólnoty, gdzie wszyscy dobrze orientowali się iw sprawach publicznych i mieli warunki po temu, by się nimi zajmować. Opinia publiczna mogła wówczas rzeczywiście spełniać konstruktywną rolę w procesie efektywnego sprawowania władzy. Jednakże w nowoczesnych społeczeństwach sytuacja uległa zmianie i koncepcja demokracji stawała się niekiedy przedmiotem krytyki. Walter Lippmanniw jednej ze swoich pierwszych poważniejszych prac Public Opinion (Opinia publiczna, 1922) podał w wątpliwość tezę o racjonalnym charakterze opinii publicznej i uznał, że jest ona niekompetentna do sprawowania rządów w nowoczesnym społeczeństwie. Rozszerzenie i komplikowanie się stosunków społeczno-ekono- 144 micznych uniemożliwia pełne poznanie ich przez jednostkę, gdyż stopień zwiększania się pojemności umysłu ludzkiego nie nadąża za rozwojem spraw wynikających w toku rządzenia. Rozbieżność ta jest szczególnie silna wśród szerokich warstw ludności i wymaga posługiwania się uproszczonymi obrazami otaczającego świata. Uproszczony charakter tych obrazów, które są wytworem zarówno jednostek, jak i całej kultury, polega przede wszystkim na przewadze elementów pozaracjonał-nych: silnie przemawiających do człowieka emocji, fikcji i symboli. Działanie ludzkiejest więc.poiważ-nie zabarwione 'subiektywnymi i emocjonalnymi elementami zawartymi w stereotypowych wyobrażeniach o świecie i rzadko kiedy stanowi prawidłową reakcję na rzeczywiste wydarzenia. Jednocześnie konieczność używania w procesie korffunikowa-nia się między ludźmi symboli, które mają przede wszystkim emocjonalny charakter, umożliwia szeroką manipulację postawami społecznymi. Możliwość manipulacji zwiększa się jeszcze bardziej wraz z oszałamiającym rozwojem i monopolizacją środków masowego przekazu. Właśnie symboliczny i Emocjonalny charakter procesów komunfkaćji społecznej oraz związana z nim łatwość manipulacji odgrywają decydującą rolę wśród wielu czynników świadczących o nieracjonalności opinii publicznej i osłabiających jej znaczenie, zwłaszcza że proces kierowania ludźmi za pomocą umiejętnego stosowania symboli na ogół nie jest przez nich uświadamiany. Dodatkową wadą rządów opinii publicznej jest to, że ruch opinii jest wolniejszy niż ruch wydarzeń, a pozytywna działalność społeczeństwa przekształconego z aktywnej publiczności w bierne masy sprowadza się do udzielenia odpowiedzi „tak" lub „nie" na postawione pytanie. Poinformowanie społeczeństwa i przekonanie go wymaga wiele czasu. Zanim podejmie ono decyzję, wyda- 10 Osiatyński 145 J rżenia zajdą dalej. Ponadto opinia publiczna na wiele zupełnie nowych propozycji odpowiada zazwyczaj negatywnie, co w połączeniu z głęboko zakorzenionym pragnieniem stabilizacji zwiększa jej konserwjL&wnycharakter. Konserwatyzm zaś prowadzi do słabości państw demokratycznych w sytuacjach kryzysowych. Lippmann podważył więc jeden z głównych aksjomatów amerykańskiej mitologii społeczno--politycznej — wiarę w racjonalny charakter zdrowego rozsądku przeciętnego obywatela i jego kompetencje do aktywnego udziału w życiu politycznym. Nie odrzucił jednak demokratycznej formuły i w swojej koncepcji przyznał społeczeństwu istotne funkcje kontrolne. _Akt wyborczy nie miał być aktywną formą rządów, lecz miał się stać oceną sprawowania władzy. Prawo nieprzedłużenia mandatu urzędnikowi państwowemu nie krępuje go zbytnio i nie ogranicza koniecznej w nowoczesnym społeczeństwie efektywności działania, ale może skutecznie chronić przed nadużyciem władzy i działaniem sprzecznym z interesami wspólnoty. W spełnieniu tych funkcji kontrolnych decydujące znaczenie posiadałaby informacja, która nie może odgrywać aktywnej roli w systemie rządów opinii publicznej. Lippmann proponował, aby powołano do życia aparat ekspertów, którzy sami nie podejmowaliby decyzji; ich zadaniem byłoby obiektywne i pełne informowanie społeczeństwa o wszystkich dziedzinach życia. Eksperci powinni być oddzieleni od podejmujących decyzje, co chroniłoby ?'????......"nleobiektywną i tendencyjną informacją oraz przed nadużyciem władzy przez samych ekspertów. Dopiero w tak zorganizowanym systemie mogłaby — zdaniem Lippmanna — sprawnie funkcjonować demokracja. W poinformowanym społeczeństwie rozbieżność między światem wyobrażonym a rzeczywistym uległaby zmniejszeniu, a obywatele, znając fakty, rozumie- 146 liby konieczność takiego, a nie innego postępowania władzy państwowej. Znajdujemy więc u Lippmanna jedną z pierwszych nowoczesnych wizji społeczeństwa ekspertów, jeszcze co prawda samodzielnie nie rządzących, ale już postawionych niejako ponad społeczeństwem i dostarczających informacji zarówno podejmującym decyzje, jak i społeczeństwu, które na podstawie tych informacji miałoby ową władzę kontrolować. Lippmann uważa, że oddzielenie ekspertów od rządzących chroniłoby przed nadużyciem władzy. Nie proponuje on jednak żadnych skutecznych środków, mogących uniemożliwić ekspertom reprezentowanie interesów wąskich grup społecznych i przekazanie całego systemu na służbę tych grup, których władza stałaby się jeszcze większa z chwilą zyskania do swej dyspozycji nowego, chyba najpotężniejszego ze wszystkich, bo posiadającego pełne zaufanie społeczeństwa, środka manipulacji. Nic więc dziwnego, że mimo subiektywnie liberalno- demokratycznych źródeł teorii Lippmanna koncepcje nowoczesnego społeczeństwa ekspertów żTczasem zyskały zupełnie nowy charakter, uzasadniając podziałem pracy i niekompetencją ogółu koncentrację władzy politycznej w ręku nielicznych grup, dominujących w procesie produkcji. W konsekwencji więc koncepcja Lippmanna nie wskazywała realnej perspektywy utrzymania demokracji w dwudziestowiecznym społeczeństwie. Odegrała ona jednak poważną rolę, przede wszystkim iw części krytycznej, wykazującej przestarzałość tradycyjnej teorii demokracji jako suwerennej władzy wszechkom-petentnej opinii publicznej, oraz wytyczyła kierunek późniejszych poszukiwań teoretycznych. Z dążeniem do odrodzenia tradycyjnej demokracji w nowej formie, uwzględniającej przemiany społeczno-polityczne, szło u Lippmanna w parze dążenie do odrodzenia tradycyjnego liberalizmu 147 klas średnich, Podobnie jak Ward, Dewey, Veblen *""! Inni, "Mppmann postulował centralizację władzy iw rękach państwa i zwiększenie jego udziału w życiu społeczno-ekonomicznym. W odróżnieniu jednak od nich Lippmann nie był krytykiem, lecz apologetą tradycyjnego liberalizmu i usiłował ożywić gaj& .??????«??_- ??|?|?|????'? Wyrażał tradycyjną j wiarę w wolną konkurencję'""jako najlepszy środek regulacji społecznego podziału pracy oraz przeciwstawiał się planowaniu jako „drodze do totalitaryzmu".; Na tych założeniach opierał przedstawioną w pracy The Good Society (Sprawnie funkcjonujące społeczeństwo, 1937) teorię niezbędnej interwencji rządu, w której podkreślał nie tyle uprawnienia państwa, co jego ograniczenie prawem i obowiązki na nim spoczywające. Obowiązkiem nowoczesnego państwa liberalnego miała, być ograniczenie nadmiernej koncentracji ekonomicznej, która mogłaby naruszyć działanie praw rynkowych, przeciwstawienie się dążeniom monopoli do maksymalizacji zysku oraz sprawowanie funkcji kontrolnych na rynku, niezbędnych w sytuacji, iw której nabywca nie był już w stanie samodzielnie ocenić technologicznej jakości oferowanego mu towaru. Ponadto państwo miało dbać o dostosowanie porządku społecznego do wymogów gospodarczych i samodzielnie podejmować daleko posuniętą działalność ekonomiczną w postaci inwestycji publicznych przeznaczonych na kształcenie, konserwację zasobów naturalnych, rozbudowę instytucji użyteczności publicznej itp. Fundusze na ten cel państwo powinno czerpać z podatków, obciążających przede wszystkim najbogatszych ludzi oraz korporacje. Podatki te jednocześnie winny być wykorzystywane na pomoc dla upośledzonych grup społecznych. Aktywna rola państwa w dystrybucji dochodów była najdalej idącym postulatem Lippmanna, który całą swoją teorię państwa oparł na konieczności umocnienia klasy średniej, 148 mającej spełniać rolę bufora pomiędzy bogatymi a biednymi i zapewniać w ten sposób stabilność całego społeczeństwa. Koncepcje Lippmanna miały o tyle istotne znaczenie, że — jak się okazało ?— historia Stanów Zjednoczonych potoczyła się właśnie w kierunku wzrostu liczebnego klasy średniej, znaczna zaś część jego propozycji dotyczących roli interwencjonizmu państwowego została wprowadzona w życie w okresie Nowego Ładu. Jego poglądy różniły się w swoich założeniach od antyliberalnych postulatów reform, a także od koncepcji F. D. Roosevelta, jednakże podkreślanie tradycyjnej liberalnej koncepcji wolności jednostki, antykolektywizmu oraz obowiązków spoczywających na zwiększającym się aparacie państwowym, a nie jego uprawnień, lepiej niż inne koncepcje przemawiało do przeciętnego Amerykanina, dążącego do utrzymania indywidualizmu, i umożliwiały mu zaakceptowanie interwencji państwowej jako środka prowadzącego do odrodzenia tradycyjnej wiary w zmienionych warunkach. Jak więc widać z tego z konieczności ograniczonego i pobieżnego przeglądu niektórych poglądów teoretycznych pierwszego trzydziestolecia XX w., propozycje reform miały różne źródła i różne cele. Były one odzwierciedleniem napięć pogłębiających się w społeczeństwie amerykańskim pod koniec pierwszej fazy „zamkniętego" okresu rozwoju i reprezentowały dążenia różnych grup społecznych. Stojące „na lewo" od liberalizmu koncepcje, domagające się aktywnej działalności socjalnej-państwa, zdawały się leżeć w interesie niższych warstw społecznych. Interwencja państwa, ograniczająca dążenia monopoli, leżała w interesie konserwatywnej skądinąd klasy średniej i jej dążenia reprezentowała najlepiej koncepcja Lippmanna. Wszyscy zaś zwolennicy przemian widzieli konieczność przerzucenia mostów pomiędzy różno- 149 rodnymi, coraz bardziej dzielącymi się i stającymi wobec siebie w sprzeczności grupami społecznymi, i chcieli, by zadanie to zostało spełnione przez państwo. Silny i aktywny rząd centralny (big go-vernment), będący zaprzeczeniem tradycyjnej koncepcji leseferyzmu, staiwał się coraz częstszym postulatem, różnice zaś między poszczególnymi teoriami polegały na ujęciu charakteru i zasięgu działalności rządu. Różnice te zaczęły już pod koniec pierwszego dwudziestolecia XX w. pokrywać się z podziałem partyjnym. Republikanie' zajmowali bardziej konserwatywne starrowisko, reprezentujące interesy byz-nesu i ograniczające działalność państwa tylko do niezbędnej regulacji prawnej życia gospodarczego. Program republikanów znajdował także poparcie wśród tradycjonalistycznych grup społeczeństwa — rdzennych Amerykanów i dawnych imigrantów, izolacjonistów w kwestiach polityki zagranicznej oraz tych przedstawicieli klas średnich, którzy byli zadowoleni ze swojej sytuacji i nie domagali się zbyt daleko idących reform. Partia Demokratyczną już od czasu prezydentury Wilsona (1913—1921) zbliżała się ku koncepcji „państwa dobrobytu" (welfare state) uznając konieczność aktywnej interwencji państwa oraz jego odpowiedzialność za problemy socjalne. Program demokratów zyskiwał poparcie wśród awolenników aktywnego zaangażowania USA iw problemy światowe, niższych klas społecznych, części ubożejących rolników, mniejszości etnicznych rekrutujących się spośród nowszych imigrantów, którzy nie mieli jeszcze pełnego dostępu do udziału w amerykańskim życiu politycznym, oraz rosnących w siłę związków zawodowych i większości intelektualistów. Ci ostatni najsilniej sprzeciwiali się dominacji byznesu i nadali Partii Demokratycznej jej liberalny profil teoretyczny. (Pojęcie „liberalizm" zostało tu użyte już w nowym znaczeniu, odmien- 150 nym od klasycznego leseferyzmu i zbliżającym się właśnie ku koncepcji „państwa dobrobytu"). Pomiędzy partiami znajdowały się klasy średnie, które w zależności od swojej sytuacji oraz od konkretnej sytuacji ekonomiczno-politycznej wyrażały poparcie dla jednej z dwu partii i często spełniały rolę przysłowiowego „języczka u wagi" w amerykańskim życiu politycznym. Po zakończeniu pierwszej wojny światowej wyczerpane wojną, ciągłymi kryzysami politycznymi, debatami i sporami (wywodzącymi się jeszcze z okresu progresywizmu oraz rosnącymi za demokratów podatkami społeczeństwo amerykańskie opowiedziało się za spokojem i vĄ 1920 r. przekazało władzę republikanom. Bierność polityczna społeczeństwa poważnie ułatwiła wspomniane już procesy przejmowania władzy przez byznes. Prezydenci Harding i Coolidge ani razu w czasie swojej kadencji nie przeciwstawili się postulatom przemysłowców i bankierów, a interes narodowy USA był identyfikowany z interesami, celami i wartościami tej tylko jednej klasy, wykazującej przy tym całkowitą obojętność wobec głębszych problemów społecznych. Oficjalny porządek ignorował potrzeby i nie zaspokajał ambicji coraz liczniejszych grup społecznych, które znalazły się na marginesie życia politycznego. Rosło więc ich niezadowolenie wymierzone w establishment. Pod koniec lat dwudziestych grupy te zaczęły się jednoczyć wokół Partii Demokratycznej i rzuciły pierwsKe wyzwanie byznesowi oraz związanemu z nim aparatowi władzy już podczas wyborów prezydenckich w 1928 r. Wtedy właśnie irlandzki katolik, a więc reprezentant upośledzonej politycznie zarówno ze względów etnicznych, jak i religijnych grupy społeczeństwa amerykańskiego, Al Smith, starał się przeciwstawić supremacji byznesu i popierających republikanów starszych protestanckich grup społeczeństwa, repre- 151 zentowanych przez Herberta Hoovera, i zdobył całkiem pokaźną liczbę głosów — 15 min (Hoover 21,3 min). Smith uzyskał przewagę zdobytych głosów na obszarach tradycyjnie republikańskich, przede wszystkim w miastach, gdzie zmobilizował wokół siebie .mniejszości etniczne. Reprezentował on nowe tendencje polityczne, które mogłyby doprowadzić do zwycięstwa demokratów w 1932 lub 1936 ?., nawet gdyby nie nastąpiła depresja gospodarcza. Ziwycięstwo takie z pewnością oznaczałoby dopuszczenie do aktywnego udziału w życiu politycznym grup utrzymywanych na marginesie w okresie administracji byznesu. Kryzys gospodarczy 1929 r. i następująca po nim depresja przyspieszyły więc procesy, które najprawdopodobniej — ze względu na zbyt poważne nagromadzenie konfliktów ścierających establishment z różnymi grupami społecznymi — wcześniej czy później musiałyby nastąpić. Krach giełdowy był bezpośrednim wynikiem spekulacji w okresie boomu, kiedy to nowojorska Wall Street różniła się od kasyna gry tylko tym, że niemal wszyscy wygrywali. Taki stan rzeczy nie mógł trwać w nieskończoność. 21 października 1929 r. kursy akcji gwałtownie spadły i dwa dnr później rozpoczął się kryzys. Nie był on główną przyczyną depresji, ale zastępując spiralę inflacyjną równie trudną do powstrzymania deflacją, przyczynił się do pogorszenia sytuacji gospodarczej kraju. Główną — obok innych — przyczyną depresji była nierównomierność podziału rosnącego w latach dwudziestych dochodu narodowego. Wraz ze stałym wzrostem produkcji zbyt mały był udział iw zyskach rolników i producentów innych surowców oraz robotników, a zbyt wielką ich część uzyskiwał byznes, reprezentujący nie więcej niż 5% społeczeństwa. Znaczną część zysku przemysłowcy obracali na nowe inwestycje produkcyjne, co doprowadziło do nadmiernej podaży przy 152 mniejszej zdolności nabywczej konsumentów. Zdolność nabywczą mogłaby zwiększyć bardziej równomierna dystrybucja dochodów wśród całego społeczeństwa, jednakże w latach dwudziestych zdominowany przez byznes rząd popierał koncentrację kapitału, zwiększanie nierówności dochodów oraz wszelkie inne kroki byznesu, kierującego się swoimi wąsko pojętymi interesami. Tak więc identyfikacja interesu narodowego z interesem jednej klasy doprowadziła do katastrofalnych konsekwencji. Jednocześnie krjays '"WstkAaw^ który rozpoczął się wiostiąl931-,r. w Austrii i wkrótce objął całą Europę, dotarł także do USA i poważnie przyczynił się do pogłębienia depresji. Kryzys i depresja były szokiem dla społeczeństwa amerykańskiego. Zaufanie do systemu i duma przeciętnego Amerykanina ze swego kraju były oparte na większych niż gdzie indziej możliwościach ekonomicznych, na dobrobycie, do którego większość obywateli zdążyła się już przyzwyczaić i który uważała za rzecz zupełnie naturalną. Społeczeństwo produkcyjno-konsumpcyjne, stawiające iwzrost produkcji i konsumpcji na szczycie hierarchii wartości, znalazło się w zupełnie nowej sytuacji — masowego bezrobocia robotników, rosnącej nędzy farmerów i powszechnego bankructwa przedsiębiorców. Tradycyjna wiara w doskonałość systemu zachwiała się, ale tradycyjne wartości produkcyjne skłoniły Amerykanów do poszukiwania rozwiązań społeczno-gospodarczych stojących nawet w sprzeczności z dotychczasowymi wyobrażeniami na temat porządku społecz-no-ekonomiczno- politycznego. Dzięki temu propozycje reform, mające jeszcze kilka lat wcześniej nikłe poparcie w społeczeństwie, mogły zostać wprowadzone w życie. Wybory w„1.932 r. wygrał kandydajjdemokratów Franklin Delano \Boosevelt, który zaraz po objęciu władzy podjął reformy nazywane Nowym Ładem, 153 wcielając w życie propozycje zwiększenia aktywnej roli rządu federalnego, centralnego planowania ogólnokrajowego oraz wzrostu kompetencji władzy wykonawczej w stosunku do organów ustawodawczych i sądowych. Pierwsze posunięcia Roosevelta polegały na ustanowieniu szerokiego programu pomocy dla bezrobotnych \ zarówno w postaci bezpośrednich zasiłków, jak ilstworze-nia nowych miejsc pracy przy konserwacji zasobów naturalnych i innych programach specjalnych oraz pomocy kredytowej dla rolnictwa i przedsiębiorców dotkniętych kryzysem, w tym także dla drobnych i średnich kapitalistów. Ponadto nowa administracja podjęła wysiłki zmierzające___do_star_ bilizacji waluty, ograniczenia spekulacji bankowej oraz wprowadzenia nadzoru administracyjnego nad giełdą. Tak więc u początku Nowego Ładu leżała przede wszystkim pomoc dla najsilniej dotkniętych depresją oraz próby ożywienia życia gospodarczego. Później szczególny nacisk położono na reformy, stanowiące istotę właściwego Nowego Ładu. / W maju 1933 r. powołano Zarząd Doliny Rzeki Tennessee (The Tennessee Valley Authority ?— TV A), który wprowadzał w życie plan zagospodarowania olbrzymiego obszaru leżącego w siedmiu stanach południowo-wschodnich. Zarząd był zdecentralizowanym organem państwowym, a inwestycje, zwłaszcza budowę zapór i elektrowni wodnych, rozbudowę przemysłu, urządzeń komunikacyjnych, miast i instytucji użyteczności publicznej, podejmował zarówno kapitał prywatny, jak i państwowy, pod nadzorem TVA. Eksperyment ten miał łączyć prywatną przedsiębiorczość z aktywną ingerencją gospodarczą państwa i planowaniem publicznym i w ten sposób przyczyniać się do ożywienia gospodarczego tego regionu. Jedną z głównych reform gospodarczych Nowego Ładu było przyjęcie programu szerokich wy- 154 datków i inwestycji publicznych, które obok odpowiedniej polityki finansowej miały być środkami regulacji ogólnego popytu i przyczyniać się do łagodzenia cyklu koniunkturalnego oraz do stabilizacji sytuacji gospodarczej. W ten sposób zaczęto stosować w praktyce model interwencjonizmu ekonomicznego, który po kilku latach uzyskał nazwę „keynesowskiego". Środki na programy pomocy, kredyty oraz inwestycje rząd federalny czerpał m. in. z tzw. długu publicznego oraz z podatków, przy czym w 1939 r. zreformowano prawo podatkowe, zwiększając progresję wraz ze wzrostem dochodów i własności. Poważne znaczenie miały reformy Nowego Ładu w dziedzinie stosunków pracy. Zakazano pracy nieletnim, wprowadzono czterdziestogodzmny tydzień pracy, ustalono wysokość minimalnych płac, a przede wszystkim upowszechniono system umów zbiorowych między pracodawcami a zatrudnionymi, reprezentowanymi przez związki zawodowe. Główne znaczenie miała w tym zakresie ustawa Wagnera z 1935 ?., która stworzyła legalne podstawy działalności związków zawodowych. Mając praiwo do pertraktowania z przemysłowcami oraz z organami państwowymi, związki stały się nareszcie realną siłą i zdobyły dostęp do życia gospodarczego i politycznego. Reformy Nowego Ładu, poprawa sytuacji gospodarczej w postaci zażegnania najostrzejszych skutków depresji oraz wciągnięcie do koalicji demokratycznej farmerów, związków zawodowych, miejskiego aparatu partyjnego i biednych przyniosły efekty w postaci olbrzymiego zwycięstwa wyborczego Roosevelta w 1936 r. Podczas drugiej kadencji posuwał on naprzód zapoczątkowane w latach 1933—1936 przemiany, a przede wszystkim zmierzał do zmiany charakteru Sądu Najwyższego, który reprezentując interesy byznesu w poprzednim okresie uznał większość aktów No- 155 wego Ładu za sprzeczne z Konstytucją. Roosevel-towi udało się wykorzystać rozbieżności iw ramach Sądu Najwyższego, tak że począwszy od 1937 r. sąd zaczął weryfikować dotychczasowe orzecznictwo, uznając konstytucyjność ustawodawstwa Nowego Ładu, a zwłaszcza ustawy Wagnera. Z czasem, korzystając z osiągnięcia iwieku emerytalnego przez poszczególnych sędziów, Roosevelt niemal całkowicie zmienił skład sądu, wprowadzając do niego liberalnych sędziów, solidaryzujących się z jego polityką. W ten sposób Nowy Ład zdobył poparcie w trzecim obok Kongresu i władzy wykonawczej organie władzy, mającym poważne znaczenie właśnie ze względu na konstytucyjne uprawnienie do uznania za nieważny każdego — zdaniem sądu ?— sprzecznego z Konstytucją aktu władzy ustawodawczej i wykonawczej. Ustalony przez Roosevelta liberalny skład Sądu Najwyższego odegrał poważną rolę w życiu politycznym USA w okresie powojennym. Jednocześnie wzmocniony w okresie recesji 1937 r. intenwencjonizm gospodarczy przyniósł ożywienie, które osiągnęło swój zenit w okresie drugiej wojny światowej. Wzmożona produkcja wojenna wpłynęła na likwidację bezrobocia. W latach 1940—1943 produkcja przemysłowa uległa podwojeniu, znacznie rozbudowano moce produkcyjne w przemyśle. Większość tych inwestycji przemysłowych (około dwóch trzecich) sfinansował rząd, budując zakłady za sumę ponad 17 mld doi. W ogóle wydatki budżetu federalnego wzrosły z 3,1 mld doi. w 1928 r. do 13,2 mld doi. w 1941 ?., a w 1945 r. osiągnęły one zawrotną sumę 98,4 mld doi. W tym samym czasie wartość ogólnej produkcji globalnej brutto Stanów Zjednoczonych wzrastała z 98,2 mld doi. do 125 mld doi. w 1941 r. i 213 mld doi. w 1945. Jak więc widać, wzrost (wydatków federalnych był bez porównania szybszy niż produkcji globalnej i w 1945 r. wydatki te 156 równały się przeszło 45% wartości produkcji USA. Liczby te są chyba najbardziej przekonywającym dowodem zasięgu i rozmiarów interwencjonizmu państwowego w Stanach Zjednoczonych w latach 1933—1945. W całym ruchu intelektualnym, społeczno-ekonomicznym i politycznym tego okresu krzyżowały się różnorodne koncepcje i postulaty reform. I tak np. działacze Amerykańskiej Partii Socjalistycznej, m. in. Norman Thomas, Mainert Kruger i Oskar Lange, w okresie przejściowego kryzysu lat 1937—1938 zaczęli głosić parasocjalistyczną koncepcję Nowego Ładu, w postaci liberalnego socjalizmu. Chcieli oni połączyć uspołecznienie banków i największych koncernów z jednoczesnym przywróceniem wolnej konkurencji, któremu miałoby służyć daleko posunięte ustawodawstwo antytrustowe, przy czym sankcją za łamanie ustaw antytrustowych byłaby właśnie nacjonalizacja dopuszczających się tego przedsiębiorstw. Chociaż podobnych, jak i całkowicie odmiennych, programów reform było w latach trzydziestych dużo więcej, zazwyczaj brało górę pragmatyczne i świadomie „antydoktrynalne" nastawienie Roosevelta. Wszystkie zaś dalej idące propozycje reform zostały zarzucone w okresie „zjednoczenia narodu" w obliczu wojny, a zbrojenia rozpoczęte w latach czterdziestych nie tylko przyczyniły się do ograniczenia bezrobocia, lecz także wpłynęły przemożnie na dalszy rozwój Stanów Zjednoczonych. Interwencjonizm stał się trwałą zasadą polityki wewnętrznej USA, ale jego zasięg i kierunki ulegały w późniejszym okresie wahaniom. Wraz ze spadkiem bezrobocia i ożywieniem gospodarczym nieodmiennie pojawiały się nastroje zmierzające do zwiększenia liberalizmu gospodarczego (w tradycyjnym, równoznacznym z leseferyzmem znaczeniu pojęcia „liberalizm") i ograniczenia interwencji państwa, natomiast w okresach wzrostu 157 bezrobocia i groźby kryzysu zwiększeniu ulegał zakres interwencjonizmu.J Przemiany lat trzydziestych spowodowały także istotne przegrupowanie na mapie ideologiczno-po-litycznej Stanów Zjednoczonych. O ile w poprzednim okresie, jak już wspominaliśmy, liberalizm polityczny łączył się z liberalizmem (leseferyzmem) iw gospodarce, o tyle w latach trzydziestych liberalizm polityczny szedł w parze z interwencjonizmem gospodarczym. Po wojnie natomiast za interwencjonizmem opowiedzieli się także nawet konserwatyści, a podział sił społecznych zaczął dotyczyć głównie typu interwencji państwa. Podczas gdy siły postępowe opowiadały się za interwencją socjalną, to konserwatyści, reprezentujący interesy „wodzów byznesu", widzieli jedynie możliwy i potrzebny kierunek interwencji państwowej w zbrojeniach. Niełatwo jednoznacznie ocenić charakter tak złożonego ekonomicznie, społecznie i politycznie zjawiska, jakim był Nowy Ład. W literaturze amerykańskiej nieustannie pojawiają się nowe interpretacje poszczególnych posunięć Roosevelta oraz nie publikowane dotąd materiały źródłowe, dotyczące życia politycznego, różnorodnych nacisków i kompromisów iw latach 1933—1945. Nie wdając się w głębsze problemy sporne, na użytek niniejszych rozważań wystarczy jeszcze raz podkreślić, że w okresie tym zostały zastosowane i uwieńczone powodzeniem zasady interwencjonizmu gospodarczego, zmierzającego do łagodzenia cyklu koniunkturalnego, utrwaliła się i uzyskała akceptację aktywna rola wielkiego rządu federal- 1 Por. artykuł M. Kaleckiego opublikowany w 1943 r. w angielskim czasopiśmie „Political Quarterly", nr 4: Polityczne aspekty pełnego zatrudnienia, w którym autor wykłada koncepcję tzw. „politycznego cyklu koniunkturalnego". Artykuł ten został zamieszczony w pracy: Szkice o funkcjonowaniu współczesnego kapitalizmu, Warszawa 1962. 158 nego w rozwiązywaniu problemów socjalnych, a program Partii Demokratycznej uległ dalszej konsolidacji wokół liberalnych założeń. Jednocześnie rozwój gospodarczy w czasie wojny i znaczny wzrost stopy życiowej złagodził skutki kryzysu gospodarczego, przywracając przeciętnemu Amerykaninowi wiarę w doskonałość systemu ekonomicznego, a wzrost roli i dopuszczenie do aktywnego udziału w życiu politycznym związków zawodowych, mniejszości etnicznych, intelektualistów i innych grup, które w latach dwudziestych pozostawały na marginesie i zostały wprowadzone przez Roosevelta do koalicji politycznej, złagodziły kryzys społeczno-polityczny drążący Amerykę pod koniec okresu „dyktatury" byznesu. Rozdział VII POWRÓT DO TRADYCJI Kryzys 1929 r. oraz depresja były rezultatem egoistycznej polityki byznesu, który władając Ameryką w latach dwudziestych dawał priorytet swoim wąskim interesom, ignorując szersze problemy społeczne. Nawet po krachu giełdowym sekretarz skarbu w administracji H. Hoovera, multimilioner Andrew W. Mellon, doradzał, aby pozostawić wydarzenia samym sobie i nie ingerować, gdyż może to przynieść więcej szkód aniżeli pożytku. Oczywiście miał na myśli szkody i pożytek swojej własnej klasy — wielkich byznesmanów i korporacji. Jednakże już Hoover podjął pierwsze programy interwencyjne, a Roosevelt nadał im nie spotykane wcześniej i później rozmiary. Prestiż i wpływy polityczne byznesu osłabły, co po części także należy przypisać temu, że byznes nie podjął współpracy z rządem, do której wzywał Roosevelt w ciągu pierwszych stu dni Nowego Ładu. Korporacje sprzeciwiały się ustawodawstwu Nowego Ładu poprzez działalność rozmaitych stowarzyszeń przemysłowych i handlowych oraz rozwijając za pośrednictwem nadal kontrolowanych przez siebie środków masowego przekazu olbrzymią kampanię propagandową, która miała przekonać społeczeństwo, że stoi ono niemal że w obliczu komunizmu. Byznes stworzył także nowe organizacje 160 opozycyjne wobec Roosevelta, takie jak Amerykańska Liga Wolności (American Liberty League), oraz finansował przeciwników demokratów w wyborach do Kongresu i kontrkandydata Roosevelta z ramienia Partii Republikańskiej w wyborach 1936 r. Alfa M. Lamona. Jak już wspominaliśmy, w pierwszym okresie Nowego Ładu wielki kapitał dysponował także wpływami w Sądzie Najwyższym, który przeciwstawiał się ustawodawstwu Roosevelta. Tak więc można by przypuszczać, że wielki kapitał pozostawał iw jednoznacznej opozycji wobec Nowego Ładu, a reformy podjęte w tym czasie były skierowane przeciw byznesowi. Obraz taki byłby jednak niezwykle uproszczony, a nawet fałszywy. W zasadzie spośród całego ustawodawstwa Nowego Ładu tylko ustawa Wagnera bezpośrednio ograniczała prerogatywy byznesu, zezwalając na rządową kontrolę kosztów, cen i innych decyzji produkcyjnych, pozostających poprzednio w zakresie nie kontrolowanej władzy korporacji. Jednakże już w 1947 r. zmniejszono znaczenie tych ustaw, wprowadzając antyzwiązko-wą i uwzględniającą szersze interesy byznesu ustawę Tafta-Hartleya. Jednocześnie nawet w szczytowych latach Nowego Ładu koncentracja kapitału nie malała. W 1935 r. mniej niż 5% korporacji posiadało 87% majątku wszystkich korporacji. Dochody górnego 1,5% ludności były równe dochodom najniżej zarabiających 47% społeczeństwa. W 1938 r. Roose-velt powołał specjalną komisję, która miała podjąć badania nad koncentracją oraz określić metody ograniczenia działalności koncernów omijających przepisy ustaw antytrustowych. Komisja przeprowadziła wnikliwe badania, których wyniki opublikowała w 1941 r. w 39 tomach sprawozdań i w 43 monografiach naukowych, ale w tym czasie uwaga rządu i społeczeństwa była zajęta problemami 11 Osiatyński 161 związanymi z wojną i nowe ustawodawstwo nie zostało nigdy uchwalone. Co więcej, administracja znacznej części zakła-dóiw przemysłowych zbudowanych w okresie Nowego Ładu w ramach inwestycji państwowych była powierzana przedsiębiorstwom prywatnym. W czasie wojny byznes podjął aktywną współpracę z rządem, uzyskując miliardowe zamówienia zbrojeniowe i wykorzystując wszystkie metody aktywności politycznej stosowane przez siebie już w latach dwudziestych. Pod koniec wojny i po niej wiele departamentów rządowych, a zwłaszcza handlu, spraw wewnętrznych i obrony, nadal korzystało z usług doradczych komitetów byznesu. Rząd przekazywał prywatnym korporacjom finansowane przez siebie akcje, takie jak badania naukowe, obrona, przebudowa miast, a nawet niektóre programy socjalne. W efekcie już podczas wojny wielki kapitał z powrotem uzyskał udział we władzy politycznej, tym razem jednak w ramach szerszej koalicji stworzonej przez Roosevelta. Z czasem koalicja Roosevelta uległa zesztywnieniu i zamieniła się w nowy establishment. Niedawno dopuszczone do niej grupy ucieszyły się zdobytym miejscem wśród „elity władzy" i przede wszystkim chciały to miejsce utrzymać. Przywódcy związkowi coraz częściej ignorowali potrzeby robotników i często powiększali swoją własną władzę nad nimi; lokalni przywódcy partyjni znowu rozglądali się za intratnymi kontaktami. Nowy establishment, jak każdy, stawał się coraz bardziej konserwatywny, iw pewnym sensie coraz bierniejszy i bronił niedawno ustanowionego status quo. Najbardziej natomiast ekspansywną siłą w całej koalicji znów stał się byznes, który znał już z przeszłości smak niepodzielnej władzy i związane z nią korzyści. Szybko więc rozpoczął kampanię zmierzającą do podporządkowania sobie nowej koalicji i systemu politycznego, 162 tym bardziej że wielki i bardzo bogaty rząd reprezentował dla byznesu nie lada perspektywy. Moment do rozpoczęcia kampanii był przy tym wyjątkowo odpowiedni. Depresja została zażegnana, produkt narodowy wzrastał, stopa życiowa także. Po wojnie większość społeczeństwa nie miała już podstaw do narzekań, przeciwnie, była zadowolona. Zadowolenie zaś z aktualnej sytuacji pociągnęło za sobą tradycyjny konserwatyzm w sprawach społeczno-politycznych. Już coraz mniej chętnym okiem patrzono na wzrost uprawnień i iwielką aktywność rządu federalnego, znów widziano w nim zagrożenie dla wolności indywidualnej, a w działalności socjalnej — przyczynę wzrostu podatków. Na tak przygotowany grunt padła nie spotykana w swoich rozmiarach akcja propagandowa byznesu, która przeszła do historii pod nazwą „odrodzenia rynkowego" (market revival). W 1944 r. profesor Fryderyk Hayek opublikował The Road to Serjdom (Droga ku niewolnictwu) — alarmujący traktat przeciw groźbie socjalizmu, w którym wzrost uprawnień państwa identyfikował z niewolnictwem. Podobne poglądy reprezentowała grupa naukowców (m. in. Milton Friedman, Jacob Vainer, Frank Knight) skupionych na uniwersytecie w Chicago i w innych ośrodkach akademickich. Niezwykle znamienny był fakt, że w 1945 r. dołączył do nich właśnie Hayek, przychodząc na uniwersytet iw Chicago na miejsce nie zgadzającego się istotnie z poglądami swych współpracowników Oskara Langego. Poglądy „szkoły chicagowskiej" zostały podjęte przez dziennikarzy i w uproszczonej, łatwej do przyjęcia wersji zaczęły pojawiać się na łamach „Fortune", „Wall Street Magazine", „U.S. News and World Report" i innych pism byznesu. W świecie wielkich korporacji i potężnego rządu na łamach prasy, w pro- 163 gramach radiowych i telewizyjnych znoiwu znalazły się ideały wolnej konkurencji. Znowu propagowano idee ekonomiczne Smitha, Ricarda, Bent-hama i Alfreda Marshalla oraz koncepcje socjolo-giczno-polityczne Spencera i Sumnera. Rosnącej liczebnie klasie średniej przedstawiano perspektywy indywidualnego rozwoju, a rzeczywiste zwiększenie ruchliwości społecznej po wojnie zdawało się te obietnice potwierdzać. Ideały „odrodzenia rynkowego" miały swój wydźwięk polityczny. Głosiły one, że istotne decyzje nie powinny być podejmowane przez niewielkie organy wykonawcze, lecz przez całkowicie bezosobowy mechanizm rynkowy. Rynek miał dzielić zasoby i utrzymywać system w równowadze. Jakakolwiek interwencja mogłaby utrudnić działalność tego mechanizmu i przyczynić się — zdaniem rzeczników „'odrodzenia rynkowego" — do zmniejszenia produkcji i spadku stopy życiowej. Najbardziej zaś niebezpiecznym organem interwencji miało być państwo, w związku z czym jego rolę, która znacznie wzrosła w okresie Nowego Ładu i wojny, należało zmniejszyć. „Odrodzenie rynkowe" nie było jednak nawet w teorii całkowitym powrotem do modelu wolno-konkurencyjnego. Nie dotykało boiwiem w najmniejszym stopniu rosnącej potęgi i władzy wielkich korporacji, które przecież w oczywisty i skuteczny sposób naruszały funkcjonowanie mechanizmów wolnorynkowych. Nie domagało się także całkowitej likwidacji działalności gospodarczej rządu, lecz tylko „najbardziej niegodziwych", jak twierdził Hayek, Ludwig von Mises i inni rzeczni-nicy „odrodzenia rynkowego", form aktywności rządoiwej. Należały do nich: ustalanie minimalnych płac, popieranie umów zbiorowych o pracę, rozwój budownictwa publicznego, programów socjalnych i edukacji publicznej. Popierali oni natomiast taką działalność rządu, jak kontrakty 164 wojskowe, zbrojenia czy ustalanie wysokich ceł ochronnych. „Odrodzenie rynkowe" nie pociągnęło jednak za sobą żadnych poważniej szych działań konkretnych. Nadal utrzymywała się aktywna rola rządu federalnego w sprawach gospodarczych i społecznych. Rezultatem tej kampanii była jednak poważna zmiana nastrojów społeczeństwa. Już podczas wyborów do Kongresu w 1946 r. prawie wszystkie programy wyborcze były nastawione opozycyjnie wobec działalności państwa, a w wyniku wyborów Stany Zjednoczone uzyskały najbardziej konserwatywny Kongres w historii. Zmienione nastroje społeczne były przede wszystkim skierowane przeciw powodującym wzrost podatków wydatkom publicznym. Wypowiadanie się za nimi było często utożsamiane z działaniem przeciw wolności. Ten zaś, kto był zwolennikiem szkolnictwa publicznego, wydatków federalnych na walkę z zanieczyszczeniem powietrza lub na świadczenia socjalne, znowu w oczach opinii znajdował się na drodze do komunizmu. Jedynym wyjątkiem od zasady „odrodzenia rynkowego", dopuszczającym aktywność państwową, były działania zmierzające do pobicia i odparcia komunizmu. Tu wydatki, podatki i aktywna działalność były wyłączone z ogólnej opozycji przeciw aktywności państwowej i zyskiwały poparcie środków masowego przekazu, byznesu oraz konserwatywnych polityków. W tej perspektywie istota „odrodzenia rynkowego" wydaje się jaśniejsza. Jego celem było przede wszystkim urobienie opinii publicznej tak, by była ona skłonna poprzeć ofensywę byznesu zmierzającą do skierowania działalności publicznej na odpowiadające mu tory. Wydatki państwowe były cenną, skutecznie wypróbowaną w okresie Nowego Ładu metodą łagodzenia przebiegu cyklu koniunkturalnego i uchronienia kraju przed kryzysami, co leżało także w interesie byznesu. Jednakże 165 dla kapitału groźna była jakakolwiek działalność gospodarcza państwa konkurencyjna wobec jego interesów ekonomicznych. Pierwszym osiągnięciem byznesu była podjęta przez rząd decyzja sprzedaży za bezcen prywatnym korporacjom państwowych zakładów produkcyjnych zbudowanych w czasie drugiej wojny światowej. Olbrzymie sumy będące w dyspozycji państwa zostały natomiast przeznaczone na taką działalność, która by pomagała, a nie zagrażała wielkiemu kapitałowi. Taką dziedziną interwencji państwowej były zbrojenia. Nie ograniczały one konkurencji, gdyż inwestycje zbrojeniowe nie miały charakteru produkcyjnego i zawsze były finansowane przez rząd federalny. Natomiast zamówienia wojskowe stanowiły źródło zwiększonego popytu i przyczyniały się do olbrzymiego wzrostu potęgi finansowej i gospodarczej wielkich korporacji, łagodząc zarazem częściowo konflikty między kapitałem a pracą poprzez zwiększanie zatrudnienia. Interesy byznesu nie tylko iwięc zyskały priorytet w powojennej polityce rządu, ale także przesądziły o kierunku oficjalnej propagandy, której chodziło o skłonienie społeczeństwa do akceptacji zbrojeń. Na tym m. in. tle zrodziła się histeria antykomunistyczna u progu zimnej wojny. Jednocześnie polityka zbrojeń opartych na prywatnym przemyśle oraz rosnące związki między byznesem a wojskiem, które dały początek „kompleksowi wojskowo-przemysło-wemu", obok innych zjawisk przyczyniły się poważnie do ponownego zrastania się aparatu państwowego z iwielkim byznesem. Z czasem państwo stało się ramieniem byznesu, a byznes — ramieniem państwa, co znalazło wyraz w powstaniu tzw. „nowego państwa przemysłowego", dokładnie zanalizowanego przed kilku laty przez jednego z najciekawszych ekonomistów amerykańskich Johna Kennetha Galbraitha. Tak więc (wynikiem długiej i skomplikowanej 166 walki o władzę w Stanach Zjednoczonych było ponownie zwycięstwo byznesu po drugiej wojnie światowej. Było ono tym cenniejsze, że byznes kontrolował obecnie aparat państwowy, dysponujący olbrzymimi środkami i posiadający bez porównania większe niż kiedykolwiek wcześniej uprawnienia. Państwo mogło więc spełniać różnorodne funkcje, wśród których niebłahą było dalsze rozładowywanie napięć społecznych i utrzymywanie jedności społeczeństwa. Nic więc dziwnego, że rząd federalny w latach powojennych podejmował niezbędne do utrzymania owej jedności programy socjalne i starał się utrzymać tradycyjną, integrującą społeczeństwo mitologię społeczno-polityczną. Z oddzielonego oceanem i nie zaangażowanego w sprawy światowe kraju, całkowicie niemal pochłoniętego swoimi wewnętrznymi problemami ekspansji i rozwoju gospodarczego, Ameryka zmieniła się w ciągu pierwszej połowy XX w. w mocarstwo światowe współdecydujące o losach ludzkości i posiadające swoje interesy gospodarcze, a także swoich żołnierzy na wszystkich niemal kontynentach. Zmieniło się także społeczeństwo amerykańskie i te właśnie zmiany kształtu oraz struktury społecznej miały decydujące znaczenie dla dalszych losów i problemów kraju oraz dla postaw jego obywateli. Liczba ludności wzrastała z 76 min w 1900 r. do 120 min w 1928 ?., 150 min w 1950 r. i przekroczyła 170 min w 1957 r. Istotnym zmianom uległo także rozmieszczenie ludności. Kraj w 1900 r. w przeszło 60% (wiejski zmienił się w społeczeństwo wysoce zurbanizowane; w 1950 r. ponad 65°/o obywateli żyło w miastach, przy czym coraz bardziej wzrastała wówczas jeszcze liczba mieszkańców wielkich miast o przynajmniej dwustu 167 pięćdziesięciotysięcznej, a nawet milionowej ludności. Tak jak wieś dominowała w kulturze i polityce amerykańskiej XIX w., tak w latach pięćdziesiątych dominowały wielkie miasta. W drugiej połowie XIX w. w rolnictwie pracowało dużo więcej niż połowa wszystkich zawodowo czynnych Amerykanów, iw 1929 r. — około 30°/o, a w 1957 r. już mniej niż 10%. Zmieniła się także struktura zawodowa ludzi zatrudnionych poza rolnictwem. W latach 1920—1957 zmalał w stosunku do całej liczby ludności procent zatrudnionych w górnictwie, transporcie, a nawet nieco w przemyśle (z 40 do 33% zatrudnionych poza rolnictwem); utrzymało się na tym samym mniej więcej poziomie zatrudnienie w budownictwie, finansach i ubezpieczeniach oraz liczba posiadaczy nieruchomości; iwzrósł natomiast udział pracujących w handlu, usługach oraz w różnorodnych agencjach rządowych na wszystkich szczeblach. Takie tendencje rozwojowe utrzymywały się w dalszym ciągu. Wynikiem tych przemian było pojawienie się tzw. „nowej klasy średniej", czyli „ludzi w białych kołnierzykach", które to określenie upowszechnił Charles Wright Mills, publikując w 1951 r. analizę tego nowego zjawiska społecznego, zatytułowaną właśnie Białe kołnierzyki. Dawna, dziewiętnastowieczna klasa średnia składała się przede wszystkim z farmerów, indywidualnych przedsiębiorców i przedstawicieli wolnych zawodów — w skład „nowej" weszli ludzie zajmujący kierownicze stanowiska na średnim szczeblu zarządzania, różnego rodzaju specjaliści, pracownicy handlu i urzędnicy. Ich udział wśród wszystkich zatrudnionych wzrósł z 17% w 1900 r. do 37% pięćdziesiąt lat później. Te przekształcenia społeczeństwa amerykańskiego znalazły jeszcze silniejszy wyraz w podziale rosnącego bogactwa Stanów Zjednoczonych. Produkt globalny wzrastał z 98,2 mld doi. w 1928 r. 168 poprzez 125,8 w 1941 ?., 213,6 w 1945 ?., 329 iw 1951 r. i osiągnął sumę 440,5 mld doi. w 1957 r. Przeciętny dochód przypadający na głowę ludności, wynoszący w 1929 r. 703 doi., w okresie depresji spadł do 375, w 1941 r. wzrósł już do 719, pięć lat później osiągnął wysokość 1249, a w 1957 r. wynosił 2027 doi. rocznie. Przeciętny dochód rodziny tylko po drugiej wojnie światowej wzrósł z 3940 doi. w 1946 r. do 4904 doi. w 1951 r. i 5914 doi. iw 1956 :r. Mimo rosnących podatków i spadku siły nabywczej dolara był to wzrost niebywały, tym bardziej że obejmował coraz szersze kręgi społeczeństwa. Pierwsze co do bogactwa 5% Amerykanów utrzymało swój niezwykle wysoki, różny według rozmaitych obliczeń, ale z pewnością przekraczający 20% udział w dochodzie narodowym, a na samym szczycie piramidy dochodów następowała dalsza koncentracja, prowadząca do pomnażania olbrzymich majątków. Jednakże pozostałe 80% dochodu i bogactwa dzieliło się równomierniej. Obraz społeczeństwa amerykańskiego pod względem dystrybucji dochodów coraz bardziej oddalał się od tradycyjnej i spotykanej po dziś dzień w wielu krajach piramidy, o największej liczbie ludzi ubogich, mniejszej — średnio zarabiających i minimalnej — bogatych, i przybierał kształt gruszki, najszerszej w środkowych warstwach i bardzo spiczasto zakończonej na górze. W okresie depresji zdecydowana większość Amerykanów należała do rodzin najmniej zarabiających. W latach 1935 — 1936 90,8% wszystkich rodzin amerykańskich miało dochody poniżej 3000 doi. rocznie, a rodziny o dochodach w przedziale 0—999 dolarów rocznie stanowiły 43,5%. W 1946 r. liczba zarabiających poniżej 3000 doi. rocznie zmniejszyła się do 46,7%, a w 1957 r. do 24%. Procent średnio zarabiających rodzin (3000 — 5000 doi. rocznie) wzrósł z 6,1% w latach 1935 — 1936 do 169 32,2% w 1946 ?., a potem znów spadł do 25,6% w 1957 r. Spadł, bo dochody coraz większej liczby rodzin osiągały wysokość 5—10 tys. doi. rocznie. W latach kryzysu było takich rodzin tylko 2,2%, w 1946 r. — 17%, a w 1957 r. już 38% pośród wszystkich rodzin amerykańskich. Odpowiednie cyfry dla rodzin o dochodach powyżej 10 tys. dolarów rocznie wzrastały z 0,9% w latach 1935 — 1936, poprzez 4,1% w 1946 r. do 12,4% w 1957 r. Jak łatwo wywnioskować z przytoczonych powyżej cyfr, przedstawiciele warstw średnich po drugiej wojnie światowej wywodzili się w zdecydowanej większości z ubogich jeszcze przed wojną Amerykanów. Awans i nową pozycję zdobyli niedawno. Z awansem wiązało się podniesienie statusu społecznego i zwiększenie własnego prestiżu. Z niedawnością tego awansu wiązała się wspomniana niepewność statusu i pozycji społecznej. Niepewność statusu z kolei przyczyniała się do podporządkowania całej swojej działalności jego utrzymaniu i podwyższaniu. Utrzymanie i podwyższanie statusu w społeczeństwie zmaterializowanym, w którym głównym wyznacznikiem pozycji społecznej tradycyjnie był i pozostał pieniądz oraz dobra materialne, równało się utrzymaniu i powiększaniu własnych dochodów. A właściwie tylko powiększaniu, bo utrzymanie dochodów w społeczeństwie bogacącym się było równoznaczne ze zmniejszeniem pozycji. Toteż celem wszystkich członków jednej grupy społecznej, charakteryzującej się na przykład posiadaniem samochodu w cenie 1500 doi., mieszkania w średnio zamożnej dzielnicy i wyposażenia domu w jedną łazienkę, telewizor, dwa rfedia itp., było sukcesywne zmienianie samochodów na bardziej luksusowe i droższe, przenoszenie się do bardziej ekskluzywnych dzielnic, budowanie willi z kilkoma łazienkami, telewizorami, radiami itp. Po pomyślnym dokonaniu tych wszystkich zabiegów pozycja społeczna 170 jednostki nie rosła, ponieważ podobnie postępowali w większości pozostali członkowie tej samej grupy. W skali ogólnospołecznej'sukces indywidualny pozostał silnym celem działania, ale zmienił się sens owego sukcesu. Coraz rzadziej było nim przekroczenie barier i awans do wyższej pod względem statusu społecznego grupy, a coraz częściej po prostu utrzymanie się w swojej własnej grupie i temu przede wszystkim służył wzrost dochodów jednostek w dość równomiernie bogacącym się społeczeństwie amerykańskim. Konsumpcja i jej wzrost były głównym wyznacznikiem pozycji społecznej. Konsumpcja ta upodabniała się coraz bardziej w społeczeństwie o masowej, zautomatyzowanej produkcji, poddanym przemożnym wpływom nowoczesnych i wszechogarniających środków reklamy i perswazji. Ciekawe i charakterystyczne, że reklama coraz rzadziej podkreślała zalety oferowanego produktu i jego przydatność, a coraz częściej prestiż społeczny nabywcy. Chyba trafnie odzwierciedlało to nowy, socjalny charakter konsumpcji w konsumpcyjnym społeczeństwie. Większość społeczeństwa tak samo jadła, mieszkała i ubierała się, korzystała z tych samych rozrywek, pozostawała pod wpływem tych samych środków masowego przekazu. Wraz z konformizacją życia następowała rosnąca konformizacją postaw, celów i wartości członków klas średnich. Wartości społeczne utrzymały tradycyjny charakter, choć w nowej, masowej formie. Dziewiętnastowieczni imigranci jechali do Ameryki po to, by się wzbogacić; w podobnym celu wyruszali pionierzy na Zachód. W konsumpcyjnym społeczeństwie lat pięćdziesiątych Amerykanin —choć przecież w odróżnieniu od imigranta rzadko kiedy był głodny — chcąc się utrzymać na powierzchni, chcąc utrzymać szacunek innych dla siebie, swój prestiż i pozycję, a więc i własny dla siebie sza- 171 cunek, musiał się bogacić coraz bardziej. Konsumpcja stała się sprawą najważniejszą. Jej źródłem był rozwój mocy produkcyjnych i wzrost produkcji w skali ogólnokrajowej. Czcił więc przeciętny Amerykanin ów wzrost produkcji i umocnił jego miejsce na szczycie hierarchii wartości. Wszystko, co przyczyniało się do awego wzrostu, było dlań dobre i pożyteczne. Wszystko, co hamowało wzrost produkcji, było szkodliwe, bezużyteczne i stanowiło marnotrawienie zasobów. Wydatki wojskowe nakręcały koniunkturę, należało więc je utrzymać — wydatki na cele socjalne, na oświatę, oczyszczanie miast itp. nie przynosiły natychmiastowych efektów w postaci wzrostu produkcji, toteż najlepiej byłoby je maksymalnie ograniczyć lub iw ogóle zlikwidować. Co więcej, przyczyniały się one do bezpośredniego obniżania dochodów i możliwości konsumpcyjnych, ponieważ fundusze na nie pochodziły z podatków, a te — obok groźby inflacji — były największą zmorą zadowolonego i sytego, ale zmuszonego do powiększania swego bogactwa Amerykanina z klas średnich. Byznes uzyskał to, o co walczył od dawna. Nie tylko władzę, ale przede wszystkim klucz do owej władzy — wysoki prestiż iw oczach przeciętnego Amerykanina z klas średnich. Stawiał on przecież produkcję i jej wzrost na szczycie wszystkich wartości, a wysoki prestiż produkcji przyczyniał się do aprobaty tych, dzięki którym produkcja wzrastała, czyli właśnie byznesmenów. W mitologicznym, bo przecież całkowicie od rzeczywistości społeczno-politycznej „nowego państwa przemysłowego" odbiegającym konflikcie między prywatnym kapitałem a państwem, zadowolony Amerykanin opowiadał się przeważnie za kapitałem, widząc w nim twórcę dobrobytu, i przeciw państwu, które znowu kojarzył z podatkami, wydatkami socjalnymi, zagrożeniem wolności i wszelkim złem. 172 Wraz z konformizmem zadowolonych warstw średnich społeczeństwa amerykańskiego rosła ich nietolerancja. Przedstawiciele tych (warstw stanowili większość społeczeństwa i coraz bardziej niechętnym okiem patrzyli na tych, którzy nie byli skłonni podzielać ich postaw i poglądów. Uważając, że swoje sukcesy zawdzięczają nie tylko sobie, ale mitologicznej Ameryce, jej systemowi gospodarczemu, społecznemu i politycznemu, które stworzyły im warunki rozwoju i możliwości sukcesu, chcieli utrzymać ów system iw tradycyjnym kształcie i niemile widzieli dysydentów czy „naprawiaczy". I ta wiara była mitologiczna, bo przecież system tylko formalnie pozostał taki sam jak przed laty; jego praktyczne funkcjonowanie zmieniło się całkowicie — naruszeniu uległa zasada równowagi władz na korzyść władzy wykonawczej, a ściślej pewnych kół tej władzy: prezydenta i jego doradców, naruszony został pluralizm polityczny różnorodnych grup społecznych na korzyść „elity władzy", a ściślej wielkiego byznesu i „kompleksu wojskowo-przemysłowego", demokracja się sformalizowała i zmieniło się także praktyczne funkcjonowanie innych zasad politycznych. Jednakże Amerykanin nadal głosował i wybierał swoich urzędników i jak dawniej tak i teraz nie wnikał w kulisy owego iwyboru. Cieszył się, że żyje w demokracji, i chciał ją zachować. Jego nietolerancja, która znalazła najsilniejszy wyraz w okresie imakkartyzmu, była przy tym podwójnie antyintelektualna. Po pierwsze, intelektualiści najczęściej różnili się odeń iw poglądach, byli bardziej liberalni i mieli nieoo inną hierarchię wartości — w równym stopniu co produkcja interesowała ich dystrybucja bogactwa — utrzymali idee Nowego Ładu, a przede (wszystkim wyróżniali się ponad przeciętność, co nie było dobrze widziane w coraz bardziej konformizującym się społeczeństwie. Nic więc dziwnego, że właśnie w Ameryce powstało 173 symboliczne określenie intelektualisty słowem „jajogłowy". Po drugie, konserwatywne i nietole-rancyjne były najmniej wykształcone warstwy społeczeństwa. Ludzie najsilniej oddani iw swoich proklamacjach Konstytucji na ogół nigdy jej nie czytali, a czciciele amerykańskich tradycji przeważnie nie znali tych tradycji. Poparcie dla senatora J. McCarthy'ego było odwrotnie proporcjonalne do wykształcenia i wprost proporcjonalne do stopnia konformizmu. „Klasa średnia" dominowała w społeczeństwie amerykańskim lat pięćdziesiątych i stanowiła największą w Ameryce siłę społeczną, ale nie stała się aktywną, lecz pozostała co najwyżej bierną siłą polityczną. Była siłą, bo w formalnie demokratycznym społeczeństwie .miała decydującą przewagę liczebną i odgrywała poważną rolę wyborczą. Klasa średnia nie stała się jednak aktywną siłą polityczną właśnie dlatego, że była zbyt liczna, zbyt homogeniczna, a przede wszystkim nie posiadała żadnych postulatów, które musiałaby w walce politycznej realizować. Cele ekonomiczne warstw średnich realizowały się jakby .mimochodem w wyniku zupełnie naturalnego rozwoju gospodarczego i tylko inflacja lub groźba kryzysu ożywiała je politycznie. Będąc jednolitą co do celów, wartości i postaw, klasa średnia była jednocześnie podzielona według tradycyjnych kryteriów etnicznych i religijnych, według nowych kryteriów przynależności zawodowej oraz według dawnych problemów politycznych, różniących bardzo od siebie odmienne regiony, jak np. Południe i Północ czy Zachód. Wszystko to powodowało, że jak dawniej oddanie głosu na kandydata jednej z dwu partii było (wynikiem wielu różnorodnych czynników społecznych, ekonomicznych i historycznych, a niemałą rolę odgrywał przy tym przypadek oraz czysto zewnętrzne cechy kandydatów. Klasa średnia nie stanowiła aktywnej siły poli- 174 tycznej przede wszystkim dlatego, że nic ani nikt nie zagrażał jej interesom, głównie materialnym. Ameryka rozwijała się pomyślnie, dochody rosły, rząd był zajęty problemami światowymi, w kraju panował względny spokój i porządek, a tylko od czasu do czasu pojawiały się peryferyjne jeszcze wówczas problemy: Murzyni na Południu zaczynali walczyć o równouprawnienie, solidaryzowała się z nimi część studentów, zdarzały się strajki, spotykano niezadowolonych i krytykujących intelektualistów. Klasa średnia patrzała na to niechętnie, jednak nie widziała jeszcze w tych ruchach niczego, co bezpośrednio by jej zagrażało i zmuszało do aktywnego działania politycznego. Problemy te nie wydawały się jeszcze zbyt poważne ani niemożliwe do rozwiązania. Po doświadczeniach kryzysu społecznego lat dwudziestych, kryzysu ekonomicznego i Nowego Ładu, który rozładował obydwa kryzysy, wojny, która wzbogaciła Amerykanów, „odrodzenia rynkowego", które przywróciło tradycyjną filozofię społeczno- polityczną, zimnej wojny i makkartyzmu, które zjednoczyły Amerykanów pod konserwatywnymi sztandarami — w latach pięćdziesiątych w Ameryce klas średnich powróciła w pełni do życia tradycyjna mitologia społeczno-polityczna. Stworzona w społeczeństwie średnich producentów przed ponad stu laty, odrodziła się w społeczeństwie średnich konsumentów. Z tego, że w nowej sytuacji ta dawna mitologia była w każdej dziedzinie niezwykle odległa od rzeczywistości i niezbyt przydatna, a w konsekwencji mogłaby okazać się szkodliwa, mało kto zdawał sobie sprawę. Ożyła dawna mitologia sukcesu propagowana teraz przez Normana Vincenta ?????'?, znów wychwalano doskonałość systemu gospodarczego, społecznego i politycznego. W życiu politycznym panował spokój, a może nawet pewien marazm, upowszechniła się pewność siebie i zaufanie do 175 wszechpotęgi Ameryki. W połowie 1957 r. niemal wszyscy wydawali się zadowoleni i optymistycznie patrzeli w przyszłość. W takich nastrojach Amerykanie stanęli w obliczu lat sześćdziesiątych, które — jak się okazało — stanowiły dla nich olbrzymie zaskoczenie. CZĘSC III WSPÓŁCZESNOŚĆ Rozdział VIII KRYZYS Pierwsze zaskoczenie nastąpiło zresztą właśnie już w 1957 r. i nadeszło z zewnątrz. Było nim wystrzelenie przez Związek Radziecki sputnika. Kraj będący zaprzeczeniem Ameryki, o systemie gospodar-czo-politycznym utożsaimianym przez propagandę amerykańską, a także i przez znaczną część obywateli USA z największym złem i niebezpieczeństwem, dokonał osiągnięcia, którego znaczenia nie sposób było nie doceniać, i dokonał go przed Stanami Zjednoczonymi. Związek Radziecki korzystał z zasobów nie większych niż amerykańskie, lecz dowiódł, że umie z nich korzystać w sposób bardziej celowy i niezwykle skuteczny. Sputnik zrodził pierwsze po wojnie poważniejsze wątpliwości Amerykanów co do doskonałości ich systemu. Wątpliwości te przeszły do historii pod nazwą „psychozy posputnikoiwej" i były najsilniejszym wyrazem załamywania się zrodzonego zaraz po wojnie, gdy Stany Zjednoczone górowały ekonomicznie, politycznie i militarnie nad zniszczonym światem, „mitu kolosa" amerykańskiego. Zarówno główne zachodnioeuropejiskie kraje kapitalistyczne oraz Japonia, jak i Związek Radziecki szybko odbudowywały się i nadrabiały zaległości ekonomiczne. Zmiana układu sił w ONZ i innych powszechnych organizacjach międzynarodowych podważyła 179 supremację polityczną USA w świecie. Natomiast wystrzelenie sputnika wykazało, że Związek Radziecki posiada już doskonały potencjał rakietowy. Gdy w trzy lata później zestrzelono w okolicach Świerdłowska supernowoczesny i — jak się wydawało ?— niemal niemożliwy do wykrycia samolot szpiegowski U-2, stało się oczywiste, że Stany Zjednoczone przestały również być nienaruszalne militarnie. Mimo wyższego niż gdzie indziej poziomu życia i większych chyba niż gdziekolwiek wydatków zbrojeniowych supremacja ustąpiła miejsca równowadze sił, do której trzeba było umieć się przystosować w nowej sytuacji, w której „mit kolosa" uległ dezaktualizacji. Tak więc u progu lat sześćdziesiątych po raz pierwszy w powojennej historii USA postawiono pod znakiem zapytania nie kwestionowane wcześniej nieograniczone możliwości i potęgę Ameryki. Wątpliwości te zaczęły obejmować nie tylko problemy produkcji, ale także podziału i wykorzystywania olbrzymiego bogactwa kraju. Nastroje zwątpienia i poczucie konieczności jakichś przemian niezbyt szybko rozpowszechniły się wśród konserwatywnych warstw społeczeństwa; dużo wcześniej znalazły one wyraz w publicystyce, nauce, a nawet polityce. W tych dziedzinach najsilniej i najwyraźniej tradycyjna pewność siebie i zaufanie do systemu krzyżowały się z wątpliwościami. Oba te stanowiska na początku lat sześćdziesiątych zdawały się być w równowadze. Dowodem tej równowagi były chyba wybory prezydenckie w 1980 r. Zmierzyło się w nich dwóch polityków reprezentujących podobne interesy i posiadających aprobatę wielkiego kapitału oraz „elity władzy". Nie było między nimi żadnych zbyt daleko idących różnic politycznych, a ściślej nie było takich różnic w treści proponowanej przez obydwu kandydatów polityki. Istotna różnica kryła się jednak w formie i metodach działalności politycznej. 180 Oto naprzeciw umiarkowanie konserwatywnego wiceprezydenta republikańskiego stanął młody senator, który odsłaniał cienie życia amerykańskiego, niezbyt pochlebnie wyrażał się o niedawnej przeszłości i podkreślał konieczność poszukiwania nowych rozwiązań nie tylko w polityce zagranicznej, ale przede wszystkim w sprawach wewnętrznych USA. I był przy tym J. F. Kennedy politykiem zupełnie niemal odbiegającym od „idealnego" modelu kandydata na prezydenta Stanów Zjednoczonych w latach pięćdziesiątych. Model taki zarysował w 1956 r. Charles Wright Mills w Elicie władzy ł. Wyraźnym wzorem idealnego obrazu był prezydent Eisenhower, ale wiele cech wyeksponowanych przez Millsa charakteryzowało większość polityków amerykańskich, z których każdy mógłby zostać prezydentem. Kilka cech takiego polityka warto przytoczyć. Wiek: około pięćdziesiąt pięć lat. Pochodzenie: farmer z zasobnej, ale nieco podupadłej rodziny, od dawna mieszkającej na kontynencie amerykańskim i raczej wywodzącej się jeszcze z rdzennych Amerykanów, a nie z imigrantów. Selj-made man, który podejmuje pracę w bardzo młodym wieku, najpienw pracuje na farmie, a potem w fabryce i wszędzie poznaje z pierwszej ręki problemy owej pracy. Jednocześnie odbywa studia. Jeżeli chce zostać politykiem, kończy szkołę prawniczą. Potem rozpoczyna aktywną działalność polityczną na szczeblu lokalnym i stanowym. Problemy polityki zagranicznej poznaje podczas kariery wojskowej, która w polityce okazuje się wyjątkowo przydatna. „Idealny" polityk amerykański powinien sprawiać wrażenie człowieka zadowolonego z siebie i z własnych osiągnięć, a także niezbyt wymagającego 1 C. W. Mills, Elita władzy, ???. I. Rafelski, Warszawa 1961, s. 295 i nn. 181 w stosunku do innych ludzi. Cechy te można by mnożyć, ale naszym celem nie jest ich szczegółowe wyliczanie, lecz przedstawienie najbardziej ogólnego obrazu. Dokładnie przystawał do niego Eisenhower, a wiele spośród wymienionych wyżej rysów charakteryzowało Trumana, Johnsona, Nixona i innych polityków amerykańskich. Trudno zaś było doszukać się tych cech u Kennedy'ego. Wysoko wykształcony intelektualista, którego praca dyplomowa w Harvardzie z 1940 r. (Kennedy miał wówczas dwadzieścia trzy lata) pt. Why En-gland Slept? (Dlaczego Anglia zaspała?), stanowiąca analizę przyczyn nieprzygotowania Wielkiej Brytanii do drugiej wojny światowej i podejmująca przy okazji liczne problemy z zakresu ogólnej teorii demokracji, była i pozostała po dziś dzień nie tylko wartościową rozprawą naukową, ale także świetnym studium politycznym, wykazującym umiejętność myślenia nowoczesnymi kategoriami politycznymi, bardzo odległymi od tradycyjnej mitologii. Laureat nagrody Pulitzera, najwyższej nagrody literackiej w kraju, przyznanej nie ze względu na stanowisko polityczne, lecz w uznaniu rzeczywistych wartości Profiles oj Courage (Sylwetki odważnych, 1955), w której to książce Kennedy raz jeszcze powrócił do problemu odpowiedzialności poUtyka w demokracji, podjął kwestię odwagi politycznej i przedstawił model polityka aktywnie przekształcającego świadomość społeczną, walczącego z dogmatami i uprzedzeniami, przeciwstawiając go wizji polityka, który w systemie demokratycznym miałby być tylko „sejsmografem" opinii publicznej. Był wreszcie Kennedy człowiekiem urodzonym pod koniec pierwszej wojny światowej, zyskiwał dojrzałość w okresie Nowego Ładu, i silniej przemawiały doń idee „uspołecznienia" Ameryki, aktywnego podejmowania problemów społecznych aniżeli stara, indywidualistyczna mitologia. Myślał współczesnymi ka- 182 tegoriami, a prezydenturę pojmował jako urząd, na którym można i trzeba takie kategorie myślenia upowszechniać. Na tym chyba polegała główna różnica między Kennedym a Nixonem, różnica formy i podejścia do problemów politycznych bardziej niż treści proponowanej polityki, ale była to różnica olbrzymiej wagi. Kennedy w czasie kampanii iwyborczej mówił: „Najbardziej teraz potrzebujemy stałego przypływu nowych idei. Nie osiągniemy niczego, dopóki nie będziemy mieć rządu, który będzie respektował nowe idee."2 Ostrzegał, że czasy jego prezydentury będą bardzo ciężkie nie tylko dla niego, ale dla całego narodu. Potęgę międzynarodową USA chciał oprzeć na potędze wewnętrznej, przez którą rozumiał nie tylko siłę potencjału zbrojeniowego i gospodarczego, ale przede wszystkim harmonijny rozwój wszystkich dziedzin życia społecznego i wszystkich grup społecznych. Odnosząc się z szacunkiem do tradycji, widział wady wynikające z utrzymywania przestarzałych mitów w nowym społeczeństwie i zdawał sobie sprawę z konieczności przemian. Reprezentował więc Kennedy idee bliskie twórcom Nowego Ładu, ale reprezentował je trzydzieści lat po kryzysie, dwadzieścia pięć lat po reformach Roosevelta, po „odrodzeniu rynkowym" i siedem lat po okresie makkartyzmu, który był m. in. skoncentrowanym atakiem (właśnie na filozofię Nowego Ładu i liberalizm polityczny. Kennedy głosił przy tym swój program w jakże odmiennych niż Roosevelt warunkach społecznych, gdy centralne miejsce dotkniętych depresją ubogich zajęły w społeczeństwie względnie bogate warstwy średnie. Konfrontacja umiarkowanego konserwatyzmu ' Cyt. za J. McGregor Burns, John Kennedy. A Political Profile, New York 1961, s. 247—248. 183 republikańskiego reprezentowanego przez Nixona z liberalną filozofią odrodzonego Nowego Ładu zakończyła się nieznacznym zwycięstwem Kennedyego. Opowiedziało się za nim 49,7% wszystkich wyborców, o 0,1% więcej niż za Nixonem. Gdyby tylko 28 000 wyborców w Teksasie i 4500 w Illinois głosowało na republikanów, prezydentem zostałby Nixon. Tak więc zwycięstwo Kennedy'ego było rzeczywiście minimalne i do ostatniej chwili niepewne. Z perspektywy czasu wydaje się, że najbardziej istotną przyczyną zwycięstwa Kennedy'ego była trzecia w ciągu siedmiu lat administracji republikańskiej recesja gospodarcza, która w kwietniu 1960 r. objęła USA. Nixon w niezbyt udolny sposób negował w czasie kampanii wybiorczej istnienie recesji, co oczywiście odwróciło od niego tych wszystkich, których recesja dotknęła. Same wybory nie - miały charakteru głosowania za którymś z programów, lecz zgodnie z tradycją o opowiedzeniu się za jednym z kandydatów decydowało mnóstwo różnorodnych, drobnych i niekiedy nieuchwytnych przyczyn, których drobiazgowa analiza byłaby chyba zajęciem bezpłodnym. Niezależnie bowiem od szczegółów kampanii wyborczej i głosowania 8 listopada 1960 r. najbardziej istotny wydaje się fakt, iż połowa wyborców opowiedziała się za Kennedym, że zaproponowana przezeń metoda aktywnego przywództwa nie poniosła absolutnej klęski, takiej jak propagowany cztery lata później skrajnie reakcyjny program Goldwatera. Ważne wydaje się to, że połowa Amerykanów nie tylko chciała wydostać się z marazmu politycznego i społecznego lat pięćdziesiątych, ale także zaakceptowała proponowane przez Kennedyego formy i metody przeprowadzenia tych zmian. Józef Chałasiński w Kulturze amerykańskiej, idąc śladem powieściopisarza amerykańskiego 184 Normana Mailera, poświęca kilka uwag wyborowi Kennedy'ego na prezydenta. Wybór ten pozostawał zagadką. Spodziewano się go, ale nikt dokładnie nie wiedział dlaczego; poprzednia działalność polityczna Kennedy'ego nie uzasadniała bowiem takiego sukcesu. Był bardziej intelektualistą niż rasowym politykiem. Ani jego program, ani partia, która go wysunęła, nie miały tak wielkiego znaczenia jak fakt, że „«masowe społeczeństwo» wybrało na swego prezydenta indywidualność."3 Chałasiński widział w tym przejaw potrzeby przywództwa silnej indywidualności, wołanie o „wodza", w społeczeństwie odpolitycznionym w swych dziejach i wchodzącym w latach sześćdziesiątych w punkt zwrotny swojej historii. W okresie zastoju dobrobytu i zastoju społecznego, gdy recesje gospodarcze przeplatały się z recesjami świadomości społecznej, potrzebna była nowa wiara i nowe idee. I właśnie wiara Kennedy'ego „we własną publiczną misję zniewalała tych, co popadli w niewiarę pod brzemieniem nadmiaru prywatnego szczęścia. Kennedy jako wierzący liberał, wierzący w swój naród, podnosił na duchu liberałów w nic nie wierzących." 4 Wydaje się, że właśnie u progu lat sześćdziesiątych Ameryce potrzebna była nowa wiara w konieczność zmian i dostosowania społeczeństwa do rewolucji XX wieku. Sam wybór Kennedy'ego można było uważać za symptom zmian, które zaczęły drążyć naród amerykański, oraz za dowód zaufania, że zmiany takie mogą nastąpić w ramach tradycyjnych instytucji społeczno-politycznych, dzięki działalności mądrego i nie obawiającego się reform przywódcy. Istotny sens zawarty w wyborze Kennedy'ego polegał „na przywróceniu polityce godności, godności, której losy w historii amery- ! J. Chałasiński, Kultura amerykańska, Warszawa 1962, s. 312. 1 Tamże, s. 313. 185 kańskiej były zmienne. Kennedy odwrócił proces upadku tej dziedziny w okresie McCarthy'ego, który wyrósł ponad najwyższe polityczne autorytety kraju. [...] Wybór Kennedy'ego był rehabilitacją polityki jako dziedziny godnej dżentelmenów." 5 Poświęciliśmy wiele miejsca samemu wyborowi Kennedy'ego na prezydenta i uczyniliśmy tak nie bez powodu. Wydaje się bowiem, że do historii i tzw. „mitu Kennedy'ego" przeszedł — w dużo większym stopniu niż prezydent z lat 1961—1963 — ten Kennedy z 1960 ?.: młody, agresywny, inteligentny senator, który (wskazywał potrzebę i możliwości zmian. W czasie tysiąca dni w Białym Domu dały o sobie znać wszystkie ograniczenia urzędu prezydenckiego, konieczność liczenia się z różnorodnymi grupami interesów, Kongresem, politykami lokalnymi itp. Stąd też polityka Kennedyego na stanowisku prezydenta nie była zbyt konsekwentna przede wszystkim w dziedzinie polityki zagranicznej, w której inicjatywy odprężeniowe krzyżowały się ze zgodą na inwazję w Zatoce Świń, a (wspaniałemu i humanitarnemu przemówieniu pokojowemu na Uniwersytecie Waszyngtońskim z 10 czerwca 1963 r. towarzyszyło zimnowojenne przemówienie berlińskie. W dziedzinie polityki wewnętrznej Kennedy był bardziej konsekwentny, zwłaszcza w kwestii praw obywatelskich dla Murzynów, ubóstwa mniejszości, ochrony zdrowia i pomocy społecznej, ale w tej działalności był on najsilniej krępowany przez różnorodne czynniki polityczne. Mimo wszystkich ograniczeń związanych ze sprawowaniem urzędu prezydent Kennedy często dawał znać o tym, że wyróżnia się spośród swoich poprzedników, a — jak się okazało — także i następców. Nie sposób nie zacytować tu fragmentów 5 Tamże, s. 316—317. 186 improwizowanego przemówienia wygłoszonego przez Kennedy'ego podczas uroczystości położenia kamienia węgielnego pod budowę biblioteki im. Roberta Frosta w Amherst College w stanie Massachusetts: „Jeżeli sztuka ma ożywiać korzenie naszej kultury, to społeczeństwo musi pozwolić artyście iść za jego wizją, dokądkolwiek ona go wiedzie. Nie wolno nam zapomnieć, że sztuka nie jest formą propagandy, lecz kształtem prawdy. [...] Ludzie, którzy tworzą potęgę, wnoszą konieczny wkład w sprawę wielkości swojego narodu. Ale ludzie, którzy kwestionują potęgę, wnoszą również konieczny wkład, zwłaszcza jeżeli czynią to bezinteresownie. [...] Gdy władza budzi w człowieku pychę, poezja przypomina mu o jego ograniczoności. Gdy władza zmniejsza zakres zainteresowań człowieka, poezja wskazuje na bogactwo i różnorodność jego istnienia. Gdy władza wproiwadza rozkład, poezja działa oczyszczająco. Sztuka bowiem ustala podstawowe prawdy o człowieku, które służą za sprawdzian naszych sądów. Artysta staje się ostatnim bojownikiem o indywidualne prawa twórczego umysłu i jego wrażliwości przeciwko (wewnętrznemu otoczeniu oraz natarczywości aparatu państwowego." e Można podawać w wątpliwość szczerość, cele i intencje tych słów, ale można także dojrzeć w nich tego Kennedy'ego, który wszedł do mitu, stał się trwałym bohaterem i ożywiał nadzieje przede wszystkim młodzieży i liberalnych intelektualistów amerykańskich. Tysiąc dni Kennedy'ego w Białym Domu stało się w jakimś sensie punktem zwrotnym w najnowszej historii USA. W okresie tym Kennedy nie odniósł większych sukcesów ustawodawczych czy * Cyt. za: Kultura USA, Wydawnictwo Ambasady USA w Warszawie, nr 15. 187 w ogóle politycznych. Być może Nixom prowadziłby podobną politykę. Być może sam Kennedy prowadziłby w następnych latach taką politykę, jaką przyjął Johnson. Trudno powiedzieć coś konkretnego na ten temat, a snucie hipotez wydaje się w tym przypadku mało celowe. Ważniejsza jest znów forma i oprawa prezydentury Kennedyego. Jego (wybór i skrytobójcza śmierć. Wybór Kennedyego na stanowisko prezydenta przełamał marazm lat pięćdziesiątych i ożywił nadzieje tych wszystkich — zarówno polityków i myślicieli, jak i różnych grup społecznych — którzy nie byli zadowoleni z tworzącego się od lat piętnastu społeczeństwa biernych klas średnich i pragnęli zmian oraz reform. Nadzieje związane z wyborem Kennedyego były dowodem wiary, że zmiany takie mogą nastąpić bez używania przemocy, drogą spokojnych procesów politycznych, w ramach istniejących instytucji społeczno-politycznych. Zamordowanie Kennedy'ego nie zniszczyło nadziei rozbudzonych przed trzema laty, ale podało w wątpliwość możliwość pokojowych przemian. Było początkiem kryzysu zaufania do systemu. Nie powinien więc dziwić paradoksalny z pozoru fakt, że Kennedy, pełen szacunku i zaufania do systemu społeczno-politycznego USA i działający w ramach oficjalnych instytucji tego systemu, po kilku latach stał się bohaterem i symbolem dla części tych Amerykanów, którzy straciwszy zaufanie do instytucji, zaczęli protestować przeciw samemu systemowi. Olbrzymia fala protestów, zamieszek i zaburzeń, która zaskoczyła poważną liczbę spokojnych i zadowolonych Amerykanów z klas średnich w połowie lat sześćdziesiątych, była po części przejawem, a po części wynikiem poważnego kryzysu społecznego, który narastał od dłuższego czasu i dał o sobie znać właśnie w latach sześćdziesiątych. 188 W wyniku tego kryzysu problemy peryferyjne jeszcze przed kilku laty znalazły się obecnie w centrum życia politycznego. Wraz bowiem z dalszym rozwojem stopy życiowej, dochodów klas średnich, produkcji globalnej i wydatków rządu federalnego zaczęto sobie w Ameryce uświadamiać, że nie wszystko jest zgodne z optymistyczną mitologią, głoszącą, że Stany Zjednoczone są krajem równych dla wszystkich szans, braku ubóstwa, nieograniczonych możliwości konsumpcyjnych, słowem, z mitem „raju amerykańskiego". Coraz więcej ludzi zaczęło sobie zdaiwać sprawę z tego, że żyją w kraju o zwichniętej równowadze, w którym olbrzymie bogactwo jest nie tylko nierówno dzielone, ale także zupełnie nieracjonalnie wykorzystywane, czego wynikiem jest stały wzrost poważnych trudności społecznych. Kryzys społeczny lat sześćdziesiątych w Stanach Zjednoczonych był przedmiotem licznych artykułów publicystycznych oraz opracowań książkowych. Nie chcąc powtarzać rzeczy znanych i publikowanych gdzie indziej, a przede (wszystkim z braku miejsca, w niniejszej pracy poprzestaniemy na krótkim wyliczeniu najistotniejszych problemów społecznych USA.7 Długotrwała opozycja byznesu oraz konserwatywnej części społeczeństwa i polityków wobec jakichkolwiek państwowych inwestycji pozamilitarnych przyniosła niezbyt trudne do przewidzenia rezultaty. Rozwijający się przemysł na niespotykaną gdzie indziej skalę zanieczyszczał powietrze, wodę i całe tzw. „naturalne środowisko człowieka". Stały napływ najbiedniejszych Murzynów z Południa do centralnych dzielnic wielkich miast północ- 7 Liczne dane statystyczne, ilustrujące rozmiary aktualnego kryzysu społecznego w USA, zawiera książka L. Pastusiaka Co z Ameryką? Warszawa 1970. 189 nych w połączeniu z rosnącą migracją bogatszych białych mieszkańców miast na przedmieścia oraz z wieloma innymi czynnikami spowodował spadek funduszów władz miejskich, prowadząc w efekcie do tzw. ^.kryzysu miast". Kryzys ten przejawia się w postaci braku odpowiedniego budownictwa, niszczenia starych domów, zaśmiecenia ulic, spiętrzenia trudności komunikacyjnych, nie najlepszego stanu edukacji publicznej itd. Dodatkowym czynnikiem zwiększającym problemy miejskie jest niesłychany wzrost przestępczości, a zwłaszcza tzw. „przestępstw ulicznych". Należą do nich napady, rabunki, gwałty oraz morderstwa dokonywane w miejscach publicznych. Liczba napadów z bronią w ręku w samym tylko Waszyngtonie (wzrosła z 4640 w 1968 r. do 7071 w rok później. W skali ogólnokrajowej tempo wzrostu przestępczości wynosiło w 1969 r. 13% w porównaniu z rokiem poprzednim. Tylko w 1968 r. zaaresztowano zastraszająco wysoką liczbę 5 616 879 osób, a naukowcy amerykańscy obliczają, że rzeczywista liczba przestępstw jest niemal dwukrotnie większa, niż wykazują statystyki policyjne, co oznaczałoby, że w USA popełnia się około 10 min przestępstw rocznie. Oprócz problemów miast, przestępczości, zanieczyszczania środowiska naturalnego na kryzys społeczny USA składają się także takie bolączki, jak stały wzrost kosztów utrzymania, społeczne skutki bezrobocia, trudności szkolnictwa amerykańskiego itd. Wszystkie te trudności w mniej więcej podobnym stopniu dotyczą większości społeczeństwa, a nie tylko niektórych grup społecznych; stały się więc one w związku z tym problemami ogólnonarodowymi. Nic też dziwnego, że w ostatnich latach administracja waszyngtońska zaczęła — jak się wydaje — poważnie interesować się tymi zagadnieniami i podejmować pewne kroki 190 zmierzające do złagodzenia najostrzejszych bolączek. Inaczej natomiast przedstawia się sprawa trudności charakterystycznych tylko dla niektórych grup społeczeństwa amerykańskiego. Jedną z takich mniejszości, która ze względu na wspomniane przemiany społeczeństwa w ciągu ostatnich 25 lat została zepchnięta na margines, są ubodzy Amerykanie. Ich problemy bezpośrednio wiążą się z będącą przedmiotem naszych zainteresowań mitologią społeczno- polityczną, toteż wymagają nieco szerszych wyjaśnień. Trwałe ubóstwo mniejszości najsilniej bowiem pozostaje w sprzeczności z samym fundamentem mitu amerykańskiego. W społeczeństwie konsumpcyjnym, w którym dochody i wydatki są głównym wyznacznikiem pozycji społecznej, ubóstwo, uniemożliwiające osiągnięcie średniego poziomu konsumpcji, jest samo przez się olbrzymią dolegliwością. Biedny z natury samego systemu nie posiada bowiem żadnego prestiżu społecznego, a niemożliwość nabycia reklamowanych na wszelkie możliwe sposoby dóbr dodatkowo pogarsza jego sytuację. Ciężar ubóstwa staje się jednak jeszcze większy w społeczeństwie, w którym tradycyjnie podkreśla się łatwość awansu, możliwości podniesienia stopy życiowej i wejścia do klas średnich. Otóż wydaje się, że pod koniec lat pięćdziesiątych uległ znacznemu osłabieniu proces bogacenia się biednych w okresie Nowego Ładu Amerykanów. Zdecydowanej ich większości udało się stać członkami warstw średnich, ci natomiast, którzy pozostali w najniższych warstwach społeczeństwa, mieli coraz większe trudności w awansie. Pozostali bowiem na dole drabiny społecznej ci, którzy nie byli w stanie uzyskać kwalifikacji umożliwiających otrzymanie dobrze płatnej pracy. W ten sposób został otwarty krąg: ubóstwo — brak środków na uzyskanie wykształcenia i kwalifikacji — bez- 191 robocie lub iw najlepszym wypadku marnie płatna praca nie wymagająca kwalifikacji — jeszcze większe ubóstwo. Prezydent Johnson w 1964 r. ogłosił program „wojny z nędzą". Wówczas też po raz pierwszy po wojnie amerykańska opinia publiczna została poinformowana, że w bogatych Stanach Zjednoczonych przeszło 25 min obywateli żyje poniżej poziomu zaspokojenia elementarnych potrzeb. Ubóstwem dotknięte są różnorodne grupy społeczeństwa amerykańskiego. Około 40% wszystkich rodzin murzyńskich żyje poniżej limitu nędzy. Reprezentują one poważną grupę społeczną, a ich walka o osiągnięcie wyższego poziomu ekonomicznego jest powiązana z całością walki o równouprawnienie. W dużo gorszej sytuacji znajdują się ludzie w podeszłym wieku, których znaczna część żyje w nędzy. Społeczeństwo produkcyjne jest bezwzględne w stosunku do ludzi, którzy nie mogą dawać bezpośredniego wkładu we (wzrost majątku narodowego. Amerykański system ubezpieczeń społecznych i ochrony zdrowia nie obejmuje wszystkich starców i najpoważniejszym ich problemem jest pokrycie wysokich kosztów ochrony zdrowia. Ceny lekarstw i usług lekarskich w Stanach Zjednoczonych są wyższe niż w innych krajach. Co (więcej, w społeczeństwie amerykańskim przy obecnym tempie postępu technicznego trudno znaleźć warunki, na których mogłaby opierać się bezpieczna pozycja starców. Nie kontrolują oni własności, od której byłoby uzależnione młode pokolenie. Wiedza dzisiejsza jest nowa i iw niewielkim stopniu opiera się na tradycji, toteż rola starszych pokoleń w jej przekazywaniu jest niewielka. Współczesne społeczeństwo amerykańskie nie interesuje się przeszłością i z tego powodu starsi ludzie nie mogą odgrywać poważnej gdzie indziej roli w przekazywaniu tradycji i kultury. Nowo- 192 czesny model rodziny zakłada jak najtwcześniejsze odchodzenie usamodzielnionych ekonomicznie dzieci od rodziców i zakładanie przez nie własnych rodzin, toteż rodzice rzadko mogą liczyć na bezpośrednią pomoc z ich strony. Wszystko to pogarsza zarówno materialną, jak i psychiczną sytuację ludzi w podeszłym wieku. Inną grupę ubogich stanowią młodociani, którzy przedwcześnie porzucili naukę, nie zdobywając odpowiednich kwalifikacji zapewniających im możność uzyskania pracy. Pochodzą oni w zdecydowanej większości z ubogich rodzin murzyńskich i białych, a rozwiązaniem problemu byłoby w dużej mierze zmniejszenie ubóstiwa ich rodziców. I wreszcie istnieją w Stanach Zjednoczonych wielkie regiony wiejskie, które zamieszkują ubodzy. Dotyczy to obszarów, w których rolnictwo nie dostarcza odpowiednich dochodów, a przemysł albo nie istnieje, albo ulega likwidacji (np. zamyka się stare i nieefektywne kopalnie). Do grupy tej należą ludzie mieszkający w Apalachach, gdzie 46% głów rodzin nie posiada stałego zatrudnienia, plemiona Ozarków w stanie Arkansas czy też Meksykanie, których pozycja ekonomiczna jest jeszcze gorsza niż Murzynów. W ciągu 15 lat (1949—1963) ilość miejsc pracy iw stanie Zachodnia Wirginia spadła o 55%, a ilość kopalń zmniejszyła się tam w tym samym czasie o około 68%. Migracja nie rozwiązuje problemu ubóstwa w regionach słabszych ekonomicznie. Pomijając fakt, że nie wszyscy ludzie chcą lub mogą opuścić swoje miejsce zamieszkania, to przeniesienie się do wielkiego miasta przez ludzi z niskimi kwalifikacjami oznacza zamieszkanie w slumsach i ponowne wegetowanie na granicy nędzy. Trudno zatem przypuszczać, aby jakiekolwiek programy migracyjne bez innych planów pomocy w zdobyciu zawodu i pracy okazały się skuteczne. Po proklamowaniu przez Johnsona programu 13 Osiatyński 193 „wojny z nędzą" podjęto wiele prób rozwiązania tego problemu. Między innymi stworzono Biuro Możliwości Ekonomicznych (OEO) oraz utworzono tak zwane Korpusy Pracy (Job Corps). Jednakże programy te nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Korpusy Pracy nie zdołały wyuczyć skierowanych do nich młodych ludzi odpowiednich kwalifikacji, a ci, którzy zdobyli zawód, mieli trudności z uzyskaniem odpowiedniego zatrudnienia. OEO natomiast objęło swoim działaniem tylko 6°/o bezrobotnych i pozostało bezskuteczne. Jednocześnie poważna część sum przeznaczonych na walkę z ubóstwem została wydatkowana na samą administrację walki z nędzą. Kwoty te zresztą ulegały poważnemu zmniejszeniu, przede wszystkim ze względu na zwiększające się koszty wojny w Wietnamie. Ponadto scentralizowane zarządzanie poszczególnych programów socjalnych nie uwzględniało specyfiki lokalnej, wskutek czego znaczna część (wysiłków poszła na marne. Co więcej, programy te w większości sprowadzały się do przyznawania zasiłków ludziom znajdującym się poniżej minimalnego standardu, co nie rozwiązywało problemu w długim okresie czasu. W ten sposób można bowiem walczyć z ubóstwem spowodowanym chorobami czy wypadkami losowymi. Metody te jednak nie są skuteczne w stosunku do najpowszechniejszego w Ameryce rodzaju ubóstwa, wynikającego z postępów automatyzacji, które pozbawia ludzi pracy nie dając im żadnych innych możliwości (dotyczy to głównie robotników niewykwalifikowanych). W tym zakresie programy pomocy rządowej dla ubogich, popieranie drobnych wysiłków zmierzających do zapewnienia większej ilości miejsc pracy czy wreszcie propozycje przeniesienia nędzarzy do regionów bardziej rozwiniętych są połowiczne. Jedynym rozwiązaniem byłaby likwidacja bezrobocia i podjęta na szeroką skalę akcja nauki zawodu. Tylko szeroki program inwe- 194 Istycyjny, który stworzyłby znaczne możliwości zatrudnienia i zaktywizowałby lokalną gospodarkę, połączony z szeroką akcją edukacyjną, mógłby przerwać wspomniany już zamknięty krąg nędzy. Program taki jest jednak niezwykle trudny do zrealizowania w ramach dzisiejszej struktury społeczno-gospodarczej Stanów Zjednoczonych. Wspomniane inwestycje musiałyby być podejmowane w regionach o wysokim bezrobociu. Musiałyby więc one charakteryzować się wysoką pracochłonnością i niską kapitałochłonnością. Takie techniki wytwarzania o niskim stopniu mechanizacji pracy oznaczają odpowiednio niski poziom wydajności pracy, a więc również odpowiednio niskie zyski realizowane przez inwestorów. Z tej przyczyny decyzje inwestycyjne tego typu są niechętnie podejmowane przez kapitał prywatny, zainteresowany głównie maksymalizacją zysków. Inwestycje tego rodzaju powinien oczywiście podejmować rząd federalny. To jednak napotyka opór wielkich korporacji, które domagają się, aby rząd lokował swoje środki finansowe w sposób najlepiej realizujący ich interesy, a więc głównie w zbrojenia. Można więc obawiać się, że ubóstwo mniejszości długo jeszcze pozostanie nie rozwiązanym problemem USA. Co więcej ubodzy Amerykanie, stanowiąc rozproszoną i nie zorganizowaną mniejszość, nie reprezentują żadnej samodzielnej siły politycznej, która byłaby w stanie z szansami powodzenia walczyć o swoje interesy. Ich problemy i cele są reprezentowane przez pewną część liberalnych intelektualistów, naukowców i studentów oraz przez niektórych polityków z liberalnego skrzydła Partii Demokratycznej, jak np. zamordowany w 1968 r. senator Robert Kennedy. Niektórzy ubodzy biali Amerykanie w dalszym ciągu wierzą, że będą mogli uzyskać poprawę swoich warunków i wejść do klasy średniej. Inni zaś 195 ? porzucili wiarę w tradycyjną mitologię społeczną i połączyli się z lepiej zorganizowanymi grupami, protestującymi przeciw aktualnej sytuacji społecznej w USA, a przede wszystkim z Murzynami, których znaczny procent także należy do najuboższych Amerykanów. Rozdział IX PROTEST MURZYNÓW Problem murzyński stał się w ostatnich latach centralnym zagadnieniem amerykańskiego życia społeczno-politycznego. Właśnie ruch murzyński zapoczątkował lata protestu w USA oraz zmusił społeczeństwo i rząd do szerszego spojrzenia na problemy współczesnej Ameryki. Problemy Murzynów amerykańskich są niezwykle złożone i winny być szczegółowo rozpatrywane w różnych aspektach: historycznym, ekonomicznym, prawnym, politycznym i psychologicznym. Jednakże w niniejszych rozważaniach skoncentrujemy się jedynie na stosunku ruchu murzyńskiego do tradycyjnej amerykańskiej mitologii społeczno--politycznej, zalecając zarazem lekturę innych publikacji, szerzej uwzględniających całokształt problemu rasowego w USA.ł Celem tradycyjnego ruchu murzyńskiego, który powstał pod koniec XIX w., było zdobycie przez Murzynów równych szans i wywalczenie dostępu do pełnego udziału w życiu społeczno-politycznym. 1 L. Pastusiak, Co z Ameryką? op. clt; J. Meredlth, Trzy lata w Missisipi, przeł. K. Wojciechowska, Warszawa 1970; S. Brodzki, Czarny problem USA, Warszawa 1968; M. L. King, Dlaczego nie możemy czekać?, przeł. D. Passent, Warszawa 1967; L. ?????, Bunt Murzynów, przeł. K. Dziewanowski, Warszawa 1966. 197 Celami bezpośrednimi było zdobycie równych białym praw politycznych, czyli likwidacja segregacji i jakichkolwiek prawem dopuszczanych form dyskryminacji, oraz osiągnięcie przez Murzynów pewnego postępu ekonomicznego. Miało to umożliwić im asymilację w społeczeństwie amerykańskim. Dążąc do asymilacji, Murzyni utrzymywali idealistyczną lojalność iwobec amerykańskiego wyznania wiary. Ideały kredo amerykańskiego były w praktyce w stosunku do Murzynów nieustannie gwałcone, lecz silnie utrzymywały się one jako ideał, do którego należy dążyć i który kiedyś zostanie rozciągnięty także na czarnych obywateli. Ideał wiary amerykańskiej narzucał Murzynom system wartości i skłamał ich do uznania amerykanizacji za cel swojej walki. Tradycyjne organizacje murzyńskie różnymi drogami zmierzały do tego celu. Inicjator ruchu murzyńskiego w końcu XIX w., Booker T. Washington, nie domagając się jeszcze likwidacji legalnej dyskryminacji, skoncentrował siwoją działalność na ekonomicznym i kulturalnym awansie Murzynów. Założył Ligę Byznesu Murzyńskiego oraz Tuskegee Institute — pierwszą murzyńską instytucję naukową na Południu. Sądził, że osiągnięcie wyższego statusu ekonomicznego i zdobycie wykształcenia po jakimś czasie umożliwi Murzynom asymilację w społeczeństwie amerykańskim. W imię tych zasad domagał się od Murzynów zaakceptowania segregacji i uległości wobec białych, która to uległość mogłaby zlikwidować podstawy uprzedzeń rasowych. Pozytywistyczna działalność Bookera T. Washingtona przyniosła jednak niewielkie rezultaty. W opozycji do propozycji Washingtona inny działacz murzyński W. E. B. Du Bois zorganizował w 1906 r. Ruch Niagara, który z czasem przekształcił się w NAACP (National Association for the Advancement of Colored People). Była to eksklu- 198 żywna organizacja białych i czarnych, przy czym większość kierowniczych stanowisk zajmowali w niej do niedawna biali liberałowie. Celem działania NAACP było zapewnienie Murzynom praw iwyborczych, delegalizacja segregacji oraz walka o pełne wprowadzenie w życie XIV i XV poprawki do Konstytucji, które zapewniały wszystkim obywatelom USA bez względu na kolor skóry równą ochronę prawną i powszechne prawo wyborcze. Działalność NAACP sprowadzała się przede wszystkim do propagowania wśród białych Amerykanów integracji rasowej, pomocy finansowej dla szkół murzyńskich oraz forsowania ustaw o prawach obywatelskich. NAACP zdecydowanie potępiała jakiekolwiek gwałtowne wystąpienia murzyńskie, widząc w nich przeszkodę w realizacji swoich celów i groźbę zwiększenia konfliktów. Podobną do NAACP organizacją, złożoną głównie z białych był Kongres Równości Rasowej (CORE) stworzony w 1942 r. Jego celem była także likwidacja prawnych form dyskryminacji. Ruch murzyński szczególnie przybrał na sile po drugiej wojnie światowej, w czasie której duża ilość Murzynów służyła w armii amerykańskiej. W obliczu nieprzyjaciela biały i czarny człowiek po raz pierwszy iw historii byli całkowicie równi. Po wojnie czarni żołnierze armii amerykańskiej znaleźli się w jeszcze innej sytuacji. Na zachodzie Europy byli wyzwolicielami białych narodów; w Niemczech zwycięzcami i okupantami. Przysługiwały im niekiedy większe prawa niż białym, z łatwością mogli posiąść białą kobietę. Po powrocie do Ameryki zetknęli się znowu z uprzedzeniami i dyskryminacją. Ci, którzy byli równi iw obliczu śmierci, zaczęli głośniej żądać równości obywatelskiej. Walka narodowowyzwoleńcza i uzyskanie niepodległości przez narody Afryki poważnie wpłynęły na nasilenie ruchu murzyńskiego w drugiej po-= 199 łowię lat pięćdziesiątych. Murzyni amerykańscy domagali się takich samych praw obywatelskich, jakie uzyskali czarni Afrykanie. Z drugiej strony ooraz większa liczba białych liberałów zdawała sobie sprawę, że dyskryminacja rasowa jest anachronizmem kompromitującym Stany Zjednoczone iwobec świata. Dalsza tolerancja dyskryminacji sankcjonowanej przez prawo i stosowanej przez organy państwowe stanęła w kolizji z celami polityki zagranicznej USA. Problem murzyński zbytnio bowiem zniechęcał narody Trzeciego Świata do Stanów Zjednoczonych. Zrozumieli to także przywódcy amerykańscy i zaczęli poszukiwać możliwości rozwiązania problemu. Ożywienie ruchu murzyńskiego oraz wzrost wysiłków białych liberałów na rzecz praw obywatelskich przyniosły pewne rezultaty. Sąd Najwyższy stopniowo wydawał decyzje potępiające segregację i inne formy dyskryminacji rasowej, a w 1954 r. uznał, iż sama zasada „oddzielni, ale równi", będąca od czasów orzeczenia Sądu Najwyższego w słynnej sprawie pod nazwą „Plessy versus Ferguson" w 1896 r. podstawą segregacji na Południu, jest sprzeczna z Konstytucją. Południe nie mogło przywrócić segregacji prawnej, ale różnymi sposobami potrafiło utrzymać faktyczną separację, zwłaszcza w szkolnictwie. Walka o rzeczywistą integracje i pełne prawa obywatelskie szczególnie się nasiliła w drugiej połowie lat pięćdziesiątych. Organizacje murzyńskie organizowały na Południu rajdy wolności, tzw. sit-ins (czarni i biali zajmowali miejsca w instytucjach użyteczności publicznej przeznaczonych wyłącznie dla białych, uniemożliwiając w ten sposób ich normalne funkcjonowanie), oraz stosowały inne formy walki z dyskryminacją. W tym samym czasie powstały dwie nowe organizacje murzyńskie, SNCC (Student Non-Violent Coordinating Commitee) i SCLC (Southern Christian Leadership Confe- 200 rence). W obu tych organizacjach poważną rolę odgrywał Martin Luther King, Jr, główny zwolennik zasady biernego oporu {non violence). Wcześniejszy ruch na rzecz praw murzyńskich, kierowany głównie przez NAACP, wychodził z założenia, że Murzyni powinni biernie oczekiwać na realizację ich postulatów. Organizacje działające na ich rzecz miały przekształcić świadomość społeczeństwa, w wyniku czego rząd będzie zmuszony uchwalić ustawę o prawach obywatelskich. Martin Luther King uznał, że Murzyni nie powinni czekać. Twierdził, że słowo „czekajcie" iw odniesieniu do konfliktu rasowego w Ameryce jest równoznaczne słowu „nigdy". Postulował on podejmowanie bezpośrednich akcji w formie demonstracji, marszów, bojkotu, presji ekonomicznych, sit-ins itp. Działanie bezpośrednie nigdy nie powinno prowadzić do użycia siły i gwałtu. Jego celem powinno być jedynie stworzenie napięcia i sytuacji kryzysowej, która zmusiłaby białe społeczeństwo do podjęcia rokowań i ustępstw. Zdaniem Kinga stworzenie takich napięć pozwoliłoby ludziom porzucić przesądy i przejść od uprzedzeń do zrozumienia i braterstwa. King proponował metody, które miały zezwolić na rozwiązanie problemu murzyńskiego przy utrzymaniu jedności Ameryki. Bierny opór miał być metodą gwarantującą sukces przy stosunkowo najmniejszych stratach. Sukcesem tym w pojęciu Kinga byłaby integracja i asymilacja Murzynów w społeczeństwie amerykańskim. Celem bezpośrednim — zmuszenie Kongresu do uchwalenia ustawy przyznającej Murzynom wszelkie prawa obywatelskie. Działanie bezpośrednie miało przezwyciężyć bierność mas murzyńskich, które uprzednio nie protestowały wobec segregacji i dyskryminacji. Wyrzeczenie się siły miało złagodzić napięcia rasowe i wyeliminować wszelkie źródła nienawiści. . Zaktywizowanie mas murzyńskich i podejmowa- 201 nie bezpośrednich akcji przyniosło pożądane przez przywódców efekty. W 1963 r. Kongres uchwalił ustawę o prawach obywatelskich. Cele, które wytyczyły sobie pokojowe organizacje działające na rzecz przyznania Murzynom równości prawnej, zostały osiągnięte. Osiągnięcie tych celów zakończyło jednocześnie karierę dotychczasowych przywódców organizacji murzyńskich. Dzień, w którym nie pozostało już prawie nic do zdobycia w dziedzinie równości praiwnej, nie okazał się dniem radości, lecz rozczarowania. Od 1964 r. konflikty rasowe zwiększyły się i osiągnęły rozmiary dotąd niespotykane. Przyszły „gorące lata", które rozwiały złudzenia, że problem murzyński ma przede wszystkim charakter prawno-polityczny, i ukazały jego nowe, nieporównanie trudniejsze do rozwiązania społeczno--ekonomiezne aspekty. Osiągnięcie równości prawnej było realizacją postulatów czarnej klasy średniej, która sprawowała kontrolę nad wcześniejszym ruchem murzyńskim. Nie odczuwała ona zbyt silnie problemów spo-łeczno-ekonomicznych, a uzyskanie pełnych praw politycznych umożliwiało jej dalszy rozwój „czarnego kapitalizmu". Jednocześnie realizacja tych postulatów pozbawiła czarną klasę średnią kontroli nad dalszym rozwojem ruchu murzyńskiego. Przyznanie pełnej równości prawnej rozwiązywało w jakimś stopniu problem na Południu. Dyskryminacja rasowa nie miała tam po wojnie domowej realnych podstaw społecznych. Z jednej strony była ona tworem sztucznym opartym na tradycji, uprzedzeniach, przesądach i emocjach, z drugiej zaś strony była stanem prawnym. Ustawa o prawach obywatelskich stanowiła więc rzeczywiste osiągnięcia Murzynów na Południu. Mimo to nawet na Południu ruch murzyński nie poprzestał na metodzie biernego oporu. Gdy we wczesnych latach sześćdziesiątych biali rasiści 202 w Birmingham i Selmie zastosowali wobec Murzynów gwałt i przemoc, ci odpowiedzieli czynnym oporem i aktywną walką. Ta forma wystąpień została przejęta przez ruch murzyński w miastach północnych. Tam bowiem przeniósł się realny konflikt rasowy. Na Północy dyskryminacja nigdy nie była legalna, Murzyni mieli takie same prawa jak biali; nowe ustawodawstwo nie zmieniło więc w niczym sytuacji. Było jednak bodźcem do ostrzejszych wystąpień. Murzyni na Północy chcieli uzyskać coś, co odpowiadałoby osiągnięciom Południa. Ich żądania stały się bardziej widoczne i dramatyczne. A przede wszystkim tak jak na Południu King wołał: Freedom NOW, tak i oni chcieli natychmiastowych reform, te zaś musiały być zupełnie inne od reform, o które walczyły dotychczas organizacje murzyńskie. Konflikt rasowy na Północy miał bowiem swoiste cechy i swoją odrębną historię. W 1910 r. na Północy żyło mniej niż 10% Murzynów. Dzisiaj prawie połowa czarnych obywateli USA zamieszkuje w miastach północnych. Kryzys rolny i ograniczenia upraw na Południu oraz mechanizacja pracy w rolnictwie uderzały głównie w Murzynów, którzy początkowo przenosili się ze wsi do miast południowych. Tam jednak możliwości zatrudnienia były ograniczone, w związku z czym Murzyni wędrowali do uprzemysłowionych miast Północy. Opuszczając Południe nie uniknęli jednak dyskryminacji. Wręcz przeciwnie, Północ stawała się także biało-czarna. Murzyni spóźnili się na Północ. Jedyne dostępne dla nich miejsca pracy nie wymagające kwalifikacji były już zajęte przez ostatnią falę imigrantów. W ten sposób od początku pozostawali oni w gruncie rzeczy poza procesem industrializacji, który poprzednio dość skutecznie mieszał mniejszości etniczne w jednolity naród amerykański. 203 Murzynów nie objął proces asymilacji także dlatego, że w istocie nie stanowili jednolitej mniejszości narodowej, takiej jak np. Irlandczycy, Polacy czy Włosi. W odróżnieniu od nich Murzyni nie posiadali bowiem własnej kultury i tradycji. W XVII i XVIII w. czarni niewolnicy zostali odcięci od swojej afrykańskiej przeszłości i „wymieszani" plemiennie na plantacjach, a zarazem nie zostali dopuszczeni do udziału w tworzeniu kultury amerykańskiej. W Stanach Zjednoczonych Murzyni nie zostali pełnoprawnymi członkami narodu amerykańskiego i zawsze stanowili odrębną, a co więcej nie zintegrowaną wewnętrznie społeczność. Nde byli więc w stanie aktywnie walczyć o dopuszczenie do udziału w życiu politycznym, tak jak inne mniejszości narodowe, szansa zaś, jaką była industrializacja Północy, w stosunku do Murzynów okazała się pozorna. Murzyni, którzy migrowali na Północ, zamieszkiwali tradycyjnie tw najstarszych i najgorszych dzielnicach miast. Tam właśnie były najtańsze mieszkania, tam też najłatwiej było o pracę nie wymagającą kwalifikacji, a tylko do takiej pracy byli przygotowani potomkowie niewolników. Biali imigranci wraz z awansem ekonomicznym przenosili się do innych dzielnic i powoli ports oj entry stawały się gettami, w których do dnia dzisiejszego zamieszkuje przeważająca część Murzynów. Problemy getta mają charakter zarówno ekonomiczny, jak i psychiczny. Murzyni są stale zadłużeni u właścicieli domów a sklepików, udzielających im kredytu, a ceny mieszkań i żywności są dużo wyższe niż w innych dzielnicach. Szkoły są na najniższym poziomie, a sama koncentracja Murzynów w jednej dzielnicy tworzy segregację szkolnictwa dużo trudniejszą do zlikwidowania niż prawna segregacja na Południu. Niskie kwalifikacje Murzynów czynią z nich pierwsze ofiary bez- 204 robocia; wysoki procent chorób oraz stały napływ biedoty z Południa zwiększający przeludnienie — to powszechnie znane bolączki getta murzyńskiego. Trzykrotnie większa jest śmiertelność dzieci murzyńskich niż białych, dwukrotnie większy procent Murzynów pozostaje bez pracy, a możliwość znalezienia się w nędzy jest trzykrotnie większa. Prawie cztery razy więcej Murzynów niż białych (ponad 40%) mieszka iw domach o standardzie niższym niż minimalny. Stale wzrasta różnica rocznych dochodów zyskiwanych przez rodziny murzyńskie i białe. W 1960 r. wynosiła ona przeciętnie 2803 dolary, a w 1968 r. — 3036 dolarów. Nędza jest więc codziennością czarnych dzielnic. Istnieje przy tym zasadnicza różnica pomiędzy mieszkańcem czarnego getta a nędzarzem z białych slumsów. Polega ona na tym, iż mieszkaniec slumsu najczęściej mimo wszystko wierzy, że będzie mógł osiągnąć wyższy poziom ekonomiczny i przenieść się do lepszej dzielnicy. W getcie natomiast normalne kanały ruchliwości społecznej i możliwości ekonomicznych są zablokowane. Jednocześnie Murzyni widzą wokół siebie luksus społeczeństwa obfitości zdając sobie sprawę z tego, że kolor skóry odbiera im szanse pełnego uczestnictwa w tym społeczeństwie. Powoduje to wielorakie skutki — alkoholizm, przestępczość, brak szacunku dla pracy i dezorganizację życia rodzinnego. Biali często uważają te zjawiska za naturalny rezultat niższości Murzynów. W rzeczywistości są one wynikiem warunków narzuconych przez społeczeństwo; warunków, które uczyniły sytuację Murzyna w getcie beznadziejną. To poczucie beznadziejności stało się podłożem, na którym wyrósł nieznany na Południu nacjonalizm murzyński. Hasło be proud oj your race — („bądź dumny ze swojej rasy") po raz pierwszy rzucił w drugim 205 dziesiątku lat XX wieku przywódca murzyński Marcuse Garvey. W 1914 r. założył on organizację UNIA (Universal Negro Improvement Association), która opierała się na niezadowolonych mieszkańcach gett murzyńskich. UNIA chciała stworzyć potęgę ekonomiczną Murzynów, a rozwiązanie konfliktu widziała w powrocie Murzynów do Afryki. Pomysł ten nie był nowy. Już w 1787 r. wolni Murzyni iw Newport utworzyli Towarzystwo Wolnych Afrykanów, którego zadaniem miało być zorganizowanie Murzynom powrotu do macierzystych krajów. W 1812 r. — 32 czarnych wyjechało do Sierra Leone, a w osiem lat później duża grupa dotarła do Afryki d stworzyła tam w 1847 r. własne państwo, któremu nadała znamienną nazwę Liberia. W sumie do połowy XIX w. ponad 150 000 Murzynów powróciło na Czarny Ląd. U progu wojny domowej z kolei biali podjęli hasło kolonizacji Murzynów poza obszarem Stanów Zjednoczonych. Lincoln proponował wysłanie Murzynów na teren dzisiejszej Panamy, należący wówczas do Kolumbii. Jednakże opozycja państw południowoamerykańskich i wojna domowa uniemożliwiły realizację tych planów. Zamiary Marcuse Garveya także nie doczekały się realizacji. Został on zwalczony przez innych przywódców murzyńskich. Dzisiaj część białych chętnie pozbyłaby się Murzynów wysyłając ich do Afryki, ale żaden czarny nie jest już skłonny zaakceptować takich planów. Chcą oni stworzyć samodzielną siłę i zmusić białych do umożliwienia im korzystania z szans, jakie Ameryka zapewnia większości swoich obywateli. Najciekawszą z punktu widzenia naszych zainteresowań — choć niezbyt wiele znaczącą w obecnym ruchu murzyńskim — spośród licznych dzisiaj w Ameryce nacjonalistycznych organizacji murzyńskich są Black Muslims (Czarni Muzułmanie). Podjęli oni idee dumy rasoiwej i stworzenia siły murzyńskiej rzucone przez Garveya, ale już bez 206 planów powrotu do Afryki. Czarni Muzułmanie postanowili w obrębie Stanów Zjednoczonych zniszczyć mit naturalnej wyższości białych i przeciwstawili mu własny mit czarnej supremacji. Ruch Czarnych Muzułmanów założył W. D. Fa-rah Muhammad, człowiek, o którym wiadomo tylko tyle, że od 4 lipca 1930 r. do 30 czerwca 1934 r. przebywał w Detroit, gdzie wszczepiał Murzynom poczucie odrębności i iwyższości rasowej. Jego uczniem był Elijah Poole, który po odejściu proroka stanął na czele ruchu i kieruje nim do dnia dzisiejszego jako Elijah Muhammad. Wyznawcy czarnego muzułmanizmu wierzą, iż znana wszelkim religiom opozycja dobra i zła wyraża się w przeciwieństwie czarnego i białego. Czarny człowiek był pierwszym mieszkańcem ziemi, biały zaś jest wcieleniem diabła, niezdolnym do jakichkolwiek dobrych czynów. Diabły zniewoliły czarnych i odebrały im poczucie tożsamości. Walka między dobrem i złem rozegra się na terenie Ameryki. W jej wyniku biały diabeł poniesie zasłużoną klęskę i powróci czarny raj na ziemi. Ażeby uzyskać to zwycięstwo należy za wszelką cenę zachować swoją odrębność. Czarny człowiek musi szanować samego siebie, żyć w czystości i ascezie, a przede wszystkim odseparować się od zwyczajów, które narzuciło mu niewolnictwo. Ponieważ Murzyni są poza procesem asymilacji, który objął wszystkie grupy etniczne w Stanach Zjednoczonych, muszą znaleźć własne symbole, iwłasną religię i własną odrębną kulturę. Symbole monolitycznej kultury murzyńskiej nie istnieją w Ameryce, Czarni Muzułmanie musieli więc przyjąć i ożywić symbole bliskowschodnie. Elijah Muhammad czerpie swoich wyznawców z najbardziej upadłych warstw murzyńskiego getta. Poważną ich część stanowią byli więźniowie, prostytutki, alkoholicy i przestępcy. Wyciąga ich z upodlenia i w zamian za wiele wyrzeczeń daje 207 wiarę w przyszłą dominację czarnego człowieka. Wszystkie cierpienia, bolączki oraz wrogość zrodzone w getcie przenosi na jeden obiekt — białego człowieka. Protest Czarnych Muzułmanów kieruje się nie tylko przeciwko białym ludziom. Przede wszystkim kieruje się on przeciw całemu systemowi wartości stworzonemu przez białych, przeciwko całej amerykańskiej mitologii społeczno-politycznej. I na tym polega zasadnicza odrębność Czarnych Muzułmanów od (wszystkich działających przed nimi organizacji murzyńskich. Czarni Muzułmanie odrzucili ideały kredo amerykańskiego, a wraz z nimi poczucie obywatelstwa amerykańskiego na rzecz udziału w bliżej nieokreślonym i .mistycznym Braterstwie Afroazja-tyckim. Przyjęli Islam i odrzucili chrześcijaństwo, które było podstawą zasad i ideałów demokracji amerykańskich. Zastąpili je nowymi zasadami i wartościami, opartymi na odmiennej interpretacji historii. Muhammad obiecuje nowy porządek oparty na prymacie czarnych, który będzie zgodny z zamierzeniami czarnego Boga. Czarni Muzułmanie są najbardziej drastycznym rezultatem ograniczenia dostępu Murzynów do tych wartości, które większość Amerykanów uiważa za powszechne i absolutne. Nie są oni zbyt popularną organizacją murzyńską właśnie dlatego, że opór wobec tradycyjnego systemu wartości ogranicza ich zasięg. Ruch Black Muslims wpłynął jednak w poważnym stopniu na rozbudzenie dumy rasowej i zwiększenie wojowniczości Murzynów. Idea separatyzmu została podjęta przez najsilniejszy obecnie nurt ru-/ chu murzyńskiego — Black Power, który już objątf niemal (wszystkie organizacje murzyńskie. / Black Power może być przetłumaczone jabo Czarna Władza lub Czarna Siła. Oba terminy są trafne, we współczesnym bowiem ruchu murzyń- 208 skim kryje się zarówno dążenie do władzy, jak i dążenie do zwiększenia siły. Istota Black Power zawiera się jednak w słowie czarna. W ostatnich latach Murzyni wyeUminowali z ruchu białych liberałów, uznając, że czarni muszą sami poprowadzić rewolucję murzyńską. Jeden z przywódców SNCC Stokely Carmichael sformułował to w słowach: „??Inożemy pozwolić, żeby ciemięży-ciele mówili uciskanym, w jaki sposób mają się pozbyć swoich prześladowców". Koalicja z białymi tylko utrzymywała ich supremację i stawiała Murzyna w sytuacji młodszego brata błagającego o pomoc. Zwolennicy Black Power stoją na stanowisku, że biała" Ameryka sama nie podaruje niczego swoim czarnym obywatelom. Wszystkie mniejszości zdobywały dla siebie prawa dopiero wtedy, gdy stanowiły zorganizowaną siłę. Taką niezależną siłę polityczną muszą stworzyć sami Murzyni. Powstanie ona najpierw w gettach, gdzie bliskość fizyczna i wspólne upośledzenie będą podstawami potęgi. Korzystając z praw (wyborczych należy starać się wprowadzić jak największą ilość Murzynów do lokalnych władz ustawodawczych. W ciągu najbliższych dziesięciu lat wskutek wzrastającej migracji białej klasy średniej do okręgów podmiejskich Murzyni będą stanowić większość w miastach i sami będą mogli rozwiązywać Siwoje problemy. Silna partia murzyńska, niezależna od każdej z dwu partii (rządzących Ameryką, będzie mogła odgrywać poważną rolę w wyborach. Carmichael sądzi, że tylko zjednoczenie ruchu murzyńskiego i stworzenie potęgi politycznej może zmusić białą większość do podjęcia rzeczywistych reform i w konsekwencji dopuścić Murzynów do pełnego udziału w dobrobycie Ameryki. Black Power nie domaga się władzy nad całym państwem. Domaga się tylko udziału we władzy proporcjonalnego do ilości Murzynów i samodzielnej kontroli nad gettami, szkolnictwem oraz programami pomocy społecznej. Ich 14 Osiatyński 209 żądania sprowadzają się więc do czarnej władzy nad czarną Ameryką, nawet w ramach istniejącej obecnie struktury politycznej. Czarna siła nie mogła zostać poddana politycznej kontroli przywódców. Oficjalne przyjęcie przez ruch murzyński zasady separatyzmu i uznanie wszystkich białych za potencjalnych przeciwników zwiększyło napięcie rasowe po obu stronach. Masy murzyńskie nie chciały czekać do czasu, aż czarna partia zacznie wpływać na życie polityczne iw Stanach Zjednoczonych. Musiałyby czekać zbyt długo. Coraz częściej okazywały swą wrogość i nienawiść do białego człowieka. Coraz częściej stosowały czarną siłę. W zamieszkach rasowych, które wybuchały w ostatnich latach w miastach amerykańskich, Murzyni byli bardziej agresywni. Manifestowali w nich swoją siłę, która przybierała charakter destrukcyjny, wyrażali gniew i żądania natychmiastowych zmian. Demonstracje czarnej siły w naturalny sposób spowodowały wzrost nastrojów antymurzyńskich wśród białych Amerykanów. Ilość organizacji rasistowskich poważnie iwzrosła, a skrajna prawica na Północy zawarła sojusz z rasistowskimi siłami Południa. Kampania wyborcza w 1968 ?., podczas której problem murzyński był na ogół sprowadzany do ostrzejszych represji wobec rebeliantów, wiernie odzwierciedlała nastroje większości społeczeństwa. Jednocześnie Murzyni stracili swoich dawniejszych sojuszników — białych liberałów. Wyproszeni z ruchu murzyńskiego, uznali oni Black Power za rasizm d rebours, budzący taką samą niechęć jak Ku-Klux-Klan, i znaleźli się poza konfliktem rasowym. Najbardziej radykalną — choć podobnie jak Czarni Muzułmanie bardzo nieliczną, bo liczącą tylko około 1200 aktywnych członków — spośród wszystkich działających obecnie organizacji rnu- 210 rzyńskich jest partia Czarnych Panter. Partia ta powstała wiosną 1966 r. w Oakland w Kalifornia. Jej założyciele — Bobby Seale i Huey P. Newton — i dążyli do zorganizowania rozbitego na wiele od-|/3 łamów ruchu murzyńskiego i stworzenia samo- : rządu Murzynów w gettach. Zadaniem Czarnych Panter miało także być stworzenie samoobrony przeciw antymurzyńskim akcjom policji. Jednocześnie partia ta prowadzi szeroką działalność socjalną, przejawiającą się w takich akcjach, jak organizowanie darmowych posiłków dla dzieci w gettach czy też zakładanie ośrodków ochrony zdrowia w slumsach. Czarne Pantery, rozczarowane nikłymi efektami pokojowych form ruchu murzyńskiego, przyjęły zasadę zdobycia siłą przez Murzynów należnych im praw. Program polityczny Czarnych Panter ulegał stałej ewolucji w kierunku socjalizmu. Chociaż socjalizm ten jest swoiście rozumiany, warto podkreślić fakt, że partia Czarnych Panter jako jedna z pierwszych organizacji murzyńskich zwróciła uwagę na klasową rolę konfliktu rasowego. Rasizm przestał być dla nich zagadnieniem obyczajowym czy etycznym i stał się istotnym czynnikiem manipulacji społeczeństwem przez klasę rządzącą'. Dostrzegli oni rzeczywistą rolę społeczną od dawna spełnianą przez pogłębianie nienawiści rasowej i polegającą na kanalizowaniu napięć społecznych w konfliktach rasowych. Czarno-biała przepaść skutecznie bowiem uniemożliwia jakąkolwiek integrację najniższych warstw społeczeństwa amerykańskiego. Poważne znaczenie ma tu fakt, że najbardziej rasistowskie są najbiedniejsze warstwy białych Amerykanów. Oni obawiają się czarnych konkurentów w pracy, oni zamieszkują obok Murzynów w centralnych dzielnicach miast, oni więc najsilniej odczuwają skutki rozruchów rasowych, które jeszcze silniej zwiększają napięcia. Psychiczne i społeczne bariery oparte na kolorze skóry powodują, że 5 211 biała biedota przeważnie integruje się z białą klasą średnią przeciw Murzynom, a nie z Murzynami przeciw niesprawiedliwości. Czarne Pantery zdają sobie sprawę, że dopóki ten stan rzeczy będzie się utrzymywał, białej Ameryce nie będą groziły ostrzejsze formy walki klasowej. Stąd też ich niechęć do prób zwalczenie białego kapitalizmu za pomocą kapitalizmu murzyńskiego, stąd też ich ewolucja ku programowi socjalistycznemu. Jednakże właśnie ten radykalny program poważnie ograniczył możliwości oddziaływania partii Czarnych Panter. Część Murzynów amerykańskich, wierna zasadom biernego oporu, uważa walkę Czarnych Panter za beznadziejną i odrzuca hasło używania siły. Natomiast murzyńskie klasy średnie nadal dążą do pełnej asymilacji w społeczeństwie amerykańskim i nie podzielają radykalnego programu społecznego Czarnych Panter. Jednocześnie program ten oraz przyjęcie zasady stosowania siły spowodowały wydanie Czarnym Panterom bezlitosnej walki przez rząd i policję. W ciągu dwóch lat (1968—1969) z rąk policji zginęło 28 członków tej organizacji, a co najmniej drugie tyle zostało rannych. Aresztowano 600 działaczy Czarnych Panter, w więzieniu znajdują się jej założyciele, a pozostali na wolności przywódcy opuszczają kraj, m. in. Eldridge Cleaver wyjechał na Kubę. Policja amerykańska stale przeprowadza akcje przeciw Czarnym Panterom, atakując lokale tej organizacji oraz mieszkania przywódców w głównych ośrodkach działania partii: San Francisco, Los Angeles, Oakland, Chicago i Nowym Jorku. Obawa przed represjami jest dodatkowym czynnikiem ograniczającym zasięg działania Czarnych Panter. Co więcej, wiosną 1971 r. Czarne Pantery podzieliły się na kilka zwalczających się frakcji, których przywódcy zaczęli się wzajemnie usuwać z organizacji. 212 W rezultacie po uchwaleniu ustawy o prawach obywatelskich w 1963 ?., gdy okazało się, że likwidacja prawnej dyskryminacji nie rozwiązała najistotniejszych obecnie problemów Murzynów, a zwłaszcza po zamordowaniu M. L. Kinga iw 1968 ?., który był jedynym niemal ogólnonarodowym przywódcą murzyńskim — ruch murzyński uległ rozbiciu na wiele organizacji o zupełnie odimiennych niekiedy programach i celach. W celach tych można doszukać się także istoty aktualnego charakteru ruchu murzyńskiego. Sprowadzenie bowiem dążeń tego ruchu do rozwiązania palących problemów społeezno-ekonamicznych i politycznych lub do całkowitego odrzucenia integracji wraz z całą amerykańską mitologią społeczną dawałoby obraz jednostronny i zniekształcony. Nie tłumaczyłoby to mianowicie w żaden sposób, dlaczego gwałtowne rozruchy występowały także w tych miastach, w których sytuacja Murzynów jest dobra i ulega dalszej poprawie. Np. w New Haven przeprowadza się szeroko zakrojone programy przebudowy miasta. Wydatki na świadczenia socjalne wynoszą tam około 800 doi. na jednego Murzyna (w Nowym Jorku wydaje się 42 doi., a suma ta jest zbliżona do średniej krajowej). Wprowadza się w życie wszelkie proponowane przez socjologów i ekonomistów programy pomocy społecznej. Wszystko to nie uchroniło New Haven od gwałtownych rozruchów. Badania aresztowanych po rozruchach w Watts — murzyńskiej dzielnicy w Los Angeles — wykazały, że stopień wrogości Murzynów do białych nie jest uzależniony od ich statusu spo-łeozno-ekonomicznego. Podobne badania wśród mieszkańców Detroit po zaburzeniach w 1967 r. wykazały, że Murzynów biorących udział w rozruchach nie wyróżniała ani szczególna nędza, ani bezrobocie, ani też różnice w wykształceniu. Z drugiej strony większość demonstrujących Murzynów 213 była negatywnie ustosunkowana do głoszonej przez przywódców Black Power zasady przekreślającej integrację jako cel ruchu murzyńskiego. Przedstawione powyżej fakty włączyły do analizy napięć rasowych również psychologów społecznych. 2 Wzrost agresywności ze strony prześladowanych przez setki lat Murzynów był przez nich interpretowany jako konieczna terapia pozwalająca zrzucić kompleks niższości, przezwyciężyć bierność i odbudować zaufanie do swoich możliwości. Black Power pojmowana w kategoriach funkcjonalnych nie byłaby zatem ruchem politycznym, ale raczej koniecznym stopniem na drodze do odzyskania równowagi psychicznej i poczucia własnej wartości, systematycznie odbieranych Murzynom przez ponad trzysta lat. Walka o prawa obywatelskie prowadzona bez użycia siły doprowadziła nie tylko do zmian ustawodawstwa, ale także zwiększyła poczucie bezpieczeństwa Murzynów. To z kolei przyspieszyło wyładowanie spowodowanych dyskryminacją agresywnych skłonności, dawniej tłumionych. Psychiatrzy z Watts, którzy badali uczestników zamieszek, stwierdzili, że udział w rozruchach dał im poczucie godności, którego nie mieli Murzyni wykazujący bierność, nienawiść zaś do białych po zakończeniu zamieszek zmniejszyła się. Gwałt jako terapia nie musi być stałym stosunkiem pomiędzy białymi i czarnymi. Wręcz przeciwnie, może on doprowadzić do rozładowania napięć i umożliwić harmonijne współżycie w przyszłości. Gwałty murzyńskie byłyby więc rachunkiem wystawionym białej większości za 350 lat dyskryminacji, upokorzeń i nędzy. Rozwiązanie konfliktu 1 Beferowane poniżej poglądy zostały w pełny sposób przedstawione przez R. W. Friedrichsa, Interpretatlon of Black Aggresslon, w: „The Yale Heview. A National Quar-terly", Spring 1968. 214 wymagałoby przeniesienia na jakiś czas ciężarów napięć rasowych na barki białych Amerykanów. Dopiero wtedy obie strony mogłyby uzyskać równość psychiczną niezbędną dla zapoczątkowania harmonijnego współżycia. Taka interpretacja mogłaby napawać pewnym optymizmem co do możliwości rozwiązania konfliktu, ale wydaje się, że ma ona charakter czysto teoretycznych spekulacji. Nawet gdyby znikły psychiczne bariery oddzielające obie rasy, czynniki społeczno-ekonomiczne uniemożliwiałyby pełną integrację. Z drugiej zaś strony doświadczenie nakazuje odrzucić przypuszczenie, że biali mogliby przyjąć gwałty bez zwiększenia nienawiści i odwetu. Niemniej jednak z przedstawionej powyżej koncepcji można wyciągnąć istotne wnioski. Wskazywałyby one, że mimo odrzucenia tradycyjnej mitologii przez przywódców radykalnych organizacji masy murzyńskie w dalszym ciągu uznają za swój cel integrację ze społeczeństwem amerykańskim i zdobycie pełnego, nie tylko formalnego udziału w życiu społeczno-politycznym w ramach aktualnego systemu. Cały zaś program Black Power wraz ze stylem afroazjatyckim, ideami dumy rasowej itd. miałby na celu usunięcie najpoważniejszej słabości dotychczasowego ruchu murzyńskiego — braku jednolitości społecz-no-kulturalnej — i stworzenie symboli tożsamości, które dopiero obecnie uczyniłyby wszystkich Murzynów amerykańskich tak samo zwartą mniejszością etniczna, jaką byli przed kilkudziesięciu laty Irlandczycy, Włosi czy Polacy. To zaś poważnie zwiększyłoby szanse Murzynów zdobycia pełnego dostępu do życia społeczno-politycznego. Hipoteza ta znajduje także potwierdzenie w historyczno-politycznej analizie problemu murzyńskiego, którą zajmiemy się w jednym z następnych rozdziałów niniejszej książki. Rozdział X RADYKALIZM INTELEKTUALNY Drugim obok „rewolucji murzyńskiej" głównym problemem życia społeczno- politycznego USA w latach sześćdziesiątych był rosnący ferment najbardziej w swojej większości „uspołecznionej" grupy Amerykanów, a mianowicie intelektualistów i studentów. Na charakter tego fermentu wywarły decydujący iwpływ wydarzenia polityczne ostatniego dziesięciolecia. Jak już wspominaliśmy, prezydent Kennedy proponował Ameryce odrodzenie liberalnego programu politycznego oraz usiłował wciągnąć do współpracy przy realizacji tego programu licznych liberalnych intelektualistów. Nic więc dziwnego, że cała niemal społeczność intelektualna spodziewała się przywrócenia równowagi między wartościami intelektualnymi a władzą. Przypuszczali oni, że względy rozumu, które często utożsamiali z wartościami moralnymi, będą mogły po raz pierwszy naprawdę silnie wpłynąć na praktyczne posunięcia polityczne zarówno w polityce wewnętrznej, jak i zagranicznej. Wyrazem tych nadziei były w pewnej mierze opinie przytoczone wyżej za Kulturą amerykańską J. Chałasińskiego. Podobne, a nawet jeszcze większe nadzieje wiązali z wyborem Johnsona, którego program wewnętrzny miał jeszcze bardziej liberalny charakter 216 niż program Kennedy'ego. Właśnie intelektualiści — naukowcy, pisarze i publicyści — przyczynili się w decydującej mierze do tego, że wybory 1964 r. rozgrywały się nie tyle na płaszczyźnie konkurencji konserwatywnego republikanina Goldwatera z liberalnym demokratą Johnsonem, lecz raczej na płaszczyźnie opozycji dobra i zła. Tak więc większość intelektualistów wiązała olbrzymie nadzieje ze zdobyciem władzy politycznej przez liberalnych demokratów, przy czym nadzieje te w poważnym stopniu dotyczyły zwycięstwa, a przynajmniej pogodzenia moralności z czystym praktycyzmem w polityce. Tymczasem zarówno Kennedy, jak i Johnson, a także pewna część silniej związanych z nimi intelektualistów, w praktyce okazali się przede wszystkim politykami, a nie moralistami. Inwazja na Kubę w 1961 r. była dla wielu z tych, którzy żywili wspomniane wyżej nadzieje, dowodem ignorowania wartości moralnych przez Kennedy'ego i przyjęcia pozycji „czystej" polityki. Wielu z nich odczuło, że Kennedy zdradził nakazy „rozumu etycznego" na rzecz racji stanu. Wybór Johnsona na nowo ożywił nadzieje, ale jego osobista niechęć do „jajogłowych", a przede wszystkim eskalacja wojny w Wietnamie i całkowite niepowodzenie programu budowy tzw. Wielkiego Społeczeństwa doprowadziły do całkowitego rozdźwięku poważnej części intelektualistów z polityką. Poczuli się oni rozczarowani i zdradzeni przez liberalnego prezydenta, z którym wiązali tak wielkie nadzieje; nic więc dziwnego, że ich niechęć obróciła się przede wszystkim przeciw tym, którzy ich zawiedli, a więc przeciw liberałom rządzącym w administracji demokratycznej. W rezultacie rósł opór coraz większej liczby intelektualistów amerykańskich wobec współpracy z władzą polityczną. Zrodził się sceptycyzm co do celów, w jakich władza chce ich wykorzystać — 217 nie jako intelektualistów, lecz jako ludzi świadczących swoiste usługi umysłowe; jako tych, którzy powinni wymyślać bomby, ale nie zastanawiać się nad rolą i wykorzystaniem tych bomb. Zaczęło więc rozpowszechniać się przekonanie, przypominające tezy napisanej w 1927 r. Zdrady klerków Juliena Bendy, który dowodził, że czystość powołania intelektualistów wymaga absolutnego braku zaufania do wszelkiej władzy. W braku możliwości zrealizowania platońskiego modelu intelektuali-sty-władcy, przyjęto model sokratejski — krytyka, odrzucono zaś arystotelesowski — wychowawcy, doradcy i sługi rządzących. Koncepcja ta znalazła w ostatnich latach wyraz w teorii ogłoszonej przez Noama Chomsky'ego w zbiorze esejów wydanych pod koniec 1968 r. pod tytułem American Power and the New Mandarins (Władza w Ameryce i nowi mandaryni), Chomsky jest językoznawcą, który w ostatnim czasie zajął się problemami społecznymi, politycznymi i historycznymi. Jego teoria powstała w oparciu o analizę iwojny w Wietnamie, którą uznał za kulminację imperializmu amerykańskiego. W odróżnieniu od licznych amerykańskich krytyków polityki wietnamskiej nie uważał on tej wojny jedynie za przejaw głupoty politycznej, lecz dostrzegł w niej wyraz głębokich instynktów agresywnych zawartych w amerykańskim systemie handlowym i przemysłowym. Jednocześnie Chomsky uważa, że we współczesnej Ameryce istnieje najpoważniejsze od czasów Niemiec hitlerowskich zagrożenie dla intelektualistów. Dzieli on intelektualistów na dwie kategorie. Do pierwszej należą godni potępienia mandaryni; do drugiej zaś ci, którzy przeciwstawiają się systemowi. Mandaryni to ci, którzy posiadaną przez siebie i niezbędną w społeczeństwie przemysłowym wiedzę wykorzystują współpracując z państwem w celu osiągania osobistych korzyści oraz powięk- 218 szania swojej władzy. Są to pragmatyczni technokraci, obojętni na jakiekolwiek problemy moralne i społeczne. Przeciwstawiają się oni udziałowi mas w podejmowaniu decyzji i dążą do utworzenia zamkniętej „elity władzy", w której zasiedliby obok polityków i zarządców największych korporacji po to, by jak najefektywniej z owej władzy korzystać. Ich zaprzeczeniem jest garstka naukowców stawiających opór władzy politycznej i jej zakusom na czystość powołania intelektualisty. Oni stanowią „elitę moralną" poświęconą prawdzie, sprawiedliwości i twórczemu poszukiwaniu alternatyw dla aktualnego systemu społecznego i politycznego. Ich działalność ma charakter spontaniczny, dążą do urzeczywistnienia szczytnych zasad moralnych i stworzenia rzeczywistej demokracji, przeciwstawiają się organizacjom w imię interesów społeczności. Słowem, w ujęciu Chomsky'ego są oni humanistami niemal na miarę renesansu. Mimo że poważna część jego teorii pokrywa się z filozofią tzw. Nowej Lewicy, Chomsky pozostaje w zasadzie w opozycji wobec nawoływań do rewolucji. Uważa bowiem, że udział w walce politycznej, zmierzającej nie tylko do zniszczenia istniejącego systemu, ale także do przejęcia władzy przez lewicę, skorumpowałby intelektualistów, których powołaniem jest opozycja wobec każdej władzy. Odmienną koncepcję reprezentuje Herbert Mar-cuse. Uważa on, że współczesne społeczeństwo polityczne zabsorbowało i obaliło dawne środki rewolucji społecznej. Dokonało tego przez połączenie pewnej dozy opieki społecznej, tolerancji i stosowanej na nieznaną wcześniej skalę manipulacji. Kapitalizm współczesny obezwładnia potencjalnych oponentów, oferując im postęp ekonomiczny i wolność osobistą. Tradycyjne środki protestu stały się nieskuteczne, a nawet niebezpieczne, ponieważ podtrzymują złudzenie suwerenności ludu. 219 Głównym złem współczesnego społeczeństwa kapitalistycznego jest według Marcusego manipulowana — bo nie ma dziś innej — tolerancja. Przestała być środkiem protestu i stała się instrumentem niewolnictwa. Umożliwia ona ponadto głoszenie złych i wstecznych idei. Wobec tego jedyną metodą walki o możliwość przeprowadzenia zmian społecznych powinno być uderzenie w główne źródło zła — właśnie w tolerancję. Obowiązkiem postępowego intelektualisty powinno być narzucanie dobrych idei i nieubłagana walka ze złymi. W ostateczności Marcuse zbliża się do koncepcji platońskiej i właśnie w postępowych intelektualistach «radzi tych, którzy powinni władzę sprawować. Ze względu na wiele nieporozumień zawartych w naszych publikacjach, głównie prasowych, dotyczących Marcusego, jego postawa oraz stosunek do Nowej Lewicy wymagają jeszcze pewnych wyjaśnień. Otóż Marcuse wydaje się w istocie jednym z najgłębszych krytyków współczesnego społeczeństwa przemysłowego. Krytyka ta jednakże dotyczy przede wszystkim stanu aktualnego i, nie wykraczając w zasadzie poza analizę, daje bardzo mętną i trudną do jednoznacznego uchwycenia wizję przyszłości. Wydaje się jednak, że trudno z tego czynić zarzut myślicielowi, który nie pretenduje do roli działacza politycznego. Elementy postula-tywne, w postaci dążenia do humanizacji i „natu-ralizacji" intymnej sfery doznań ludzkich, przejawiają się w pracy Eros and Civilization (Eros i cywilizacja) z 1955 ?., której nie sposób traktować, jak to czynią niektórzy krytycy Marcusego oraz część Nowej Lewicy, jako apoteozy nieskrępowanego seksualizmu. Książka ta jest bowiem przede wszystkim głęboko humanistycznym atakiem na pruderię, komercjalizację seksu oraz „barbaryza-cję" ludzkich odruchów emocjonalnych w nowoczesnym społeczeństwie. Cała zaś twórczość Marcusego nakazuje traktować go raczej jako „olim- 220 pijczyka", krytykującego utarte kategorie ideolo-giczno-filozoficzne oraz rzeczywistość społeczną z niezwykle dalekiej perspektywy, a nie jako ideologa konkretnej działalności politycznej. I właśnie ta perspektywa tworzy z całej jego koncepcji filozofię niemożliwą do realizacji za pomocą środków politycznych. Hipotezę tę potwierdziła — jak się wydaje — druga połowa lat sześćdziesiątych, gdy wielki filozof okazał się bezradny w obliczu wydarzeń politycznych, które go przerosły. Mimo że trudno dopatrzyć się jakichkolwiek ogniw pośrednich między perspektywą filozoficzną, z jakiej Marcuse spoglądał na współczesne społeczeństwo przemysłowe, a programem Nowej Lewicy, sędziwy filozof stał się jej idolem. Co więcej, wszystko wskazuje na to, że nie stało się tak iwbrew jego woli, gdyż — choć nigdy o to nie zabiegał — nie protestował także nigdy przeciw ogłoszeniu go „duchowym przywódcą" Nowej Lewicy. Nie należy jednak zapominać o istotnych różnicach w sposobie patrzenia na społeczeństwo przez Marcusego i Nową Lewicę, podobieństwo zaś można sprowadzić w zasadzie jedynie do ataków na establishment oraz cały komercjalny system wartości współczesnego kapitalizmu amerykańskiego. Nowa Lewica intelektualna skrystalizowała się na początku lat sześćdziesiątych i zgrupowała m. in. takich myślicieli, pisarzy, publicystów i naukowców, jak Norman Mailer, Paul Jacob, Saul Landau, Warren Susman, Ernst Nolte, Robert Warshow, Staughton Lynd, James Weinstein, Irving Horowitz, Sumner Rosen i inni. Prace swoje publikowali oni przede wszystkim na łamach miesięcznika „Liberation", nieregularnie wychodzącego kwartalnika „Studies on the Left" oraz radykalnego pisma „Dissent" wydawanego przez Irvinga Howe, w którego kolegium zasiadają obok Normana Mailera inni znani ławicowi — choć nie 221 zawsze radykalni — intelektualiści, jak np. Mi-chael Harrington, Bayard Rustin, Ben B. Seligman i Paul Goodman. Poglądy poszczególnych członków Nowej Lewicy często się różnią między sobą, a nawet niekiedy są sobie przeciwstawne. Jednoczy ich zdecydowana nienawiść do całego amerykańskiego systemu społeczno- politycznego oraz do pielęgnowanych przez ten system wartości i ideałów, w tym także do liberalnej koncepcji wolności i demokracji. Z przedstawionych poiwyżej przyczyn, a także dlatego, że największymi zwolennikami swobód i tolerancji politycznej byli politycy liberalni, Nowa Lewica niemal cały swój atak na system zwróciła przeciw liberalizmowi amerykańskiemu. Szła z tym w parze także wrogość do Starej Lewicy, która związała się częściowo z liberałami i dla nowych radykałów stała się częścią znienawidzonego systemu. Pierwszy nurt antyliberalnej myśli Nowej Lewicy czerpie swoje źródła z prac Ch. W. Millsa i uznaje, że liberalizm w praktyce funkcjonuje jako jedna z form konserwatyzmu. Od czasu Nowego Ładu celem liberałów było uzyskanie władzy, którą zdobyto, porzucając ruch rewolucyjny na rzecz uczestnictwa iw konserwatywnej machinie biurokratycznej. W efekcie liberalizm stał się organem prawicy i wspólnie z nią akceptuje istniejący porządek, broni go oraz wykorzystuje instytucje demokratyczne, które przestały spełniać jakąkolwiek konstruktywną rolę. W sumie liberalizm współczesny stał się świadomie rozwiniętym systemem politycznym, którego celem jest umacnianie wielkokorporacyjnego kapitalizmu. Druga interpretacja liberalizmu w łonie Nowej Lewicy porównuje go z faszyzmem. Odwołuje się ona do dość wątpliwych analogii instytucjonalnych, historycznych i personalnych, przyrównując konstytucyjne uprawnienia prezydenta USA do władzy Hitlera czy też twierdząc, że Kennedy 222 działał podczas kryzysu kubańskiego tak samo jak iiitier, gdy zajmował Sudety. Cała zaś najnowsza historia USA ma być rekapitulacją historii III Rzeszy. O ile pierwsza interpretacja ma pewne podstawy w rzeczywistej roli hberalizmu w amerykańskim systemie politycznym, o tyle historiozo-iiczna koncepcja faszystowskiego liberalizmu nie pretenduje nawet do miana teorii naukowej ze iwzględu na swój czysto emocjonalny charakter. Antyliberalizm Nowej Lewicy znalazł swój wyraz m. in. w przemówieniu wygłoszonym przez ówczesnego przewodniczącego organizacji SDS Carla Oglesby'ego podczas marszu na Waszyngton w 1965 r. Rozszerzając nieco pojęcie liberalizmu na wszystkich powojennych prezydentów USA, powiedział on m. in.: „Prezydent Truman, pozostający w głównym nurcie liberalizmu, dał początek naszemu zaangażowaniu w Wietnamie. Kontynuował je prezydent Eisenhower — umiarkowany liberał, a zintensyfikował je nieżyjący prezydent Kennedy — płomienny liberał. Pomyślcie o wszystkich ludziach, którzy kierują obecnie tą wojną, studiują mapy, wydają rozkazy, przyciskają guziki i liczą zabitych: Bundy, McNamara, Rusk, Lodge, Goldberg i sam prezydent. — Nikt z nich nie jest potworem moralnym. Wszyscy oni są szanowanymi ludźmi. Wszyscy są liberałami." 1 Słowo „liberał" stało się więc epitetem o silnym zabarwieniu moralnym. I nie ma chyba w tym nic szczególnego, bo cały antyliberalizm Nowej Lewicy w zasadzie nie dotyczy konkretnych problemów, lecz wartości. Posługuje się ona swoistym językiem, w którym o słuszności jakiejkolwiek tezy i opinii nie musi decydować zgodność z rzeczywistością, a kluczem do akceptacji lub potępienia jest 1 Cyt. za P. Jacob i S. Landau, The New Radicals, New York 1966, s. 36—37. 223 słowo human (ludzki). Teorie polityczne Nowej Lewicy starają się dowodzić, że państwo liberalne jest wrogie ludzkiemu życiu; nic więc dziwnego, że tak silnie eksponują obok wojny problemy Murzynów, ubogich i innych grup nie dopuszczonych do pełnego korzystania z dobrodziejstw społeczeństwa technologicznego. Ten egzystencjalizm Nowej Lewicy czerpie swoje źródła z pisarstwa wspomnianego już Herberta Marcusego, który w One-Dimensional Man (Człowiek jednowymiarowy, Boston 1964) dowodził, że ostatecznym celem liberalnego „państwa dobrobytu" jest likwidacja ludzkich odruchów przez podporządkowanie ich swoistemu pluralizmowi, który zaciera jakiekolwiek różnice między ludźmi. W społeczeństwach rozwiniętego kapitalizmu wytworzyła się swoista kultura technologiczna będąca wynikiem konspiracji korporacji i rządu, której celem jest podporządkowanie jednostek państwu. Obok Marcusego ojcami duchowymi Nowej Lewicy zostali: Norman Mailer, który od dawna wykazywał konspiracyjny i antyhumanitarny charakter społeczeństwa opartego na demokratycznej zgodzie rządzonych, oraz Paul Goodman — myśliciel niezwykle mętny, a miejscami nawet mistyczny, dla którego państwo jest formą represyjnego superego. Dowodem tego re-presywnego charakteru państwa ma być brak całkowitej swobody seksualnej. „Wolności nie gwarantują ani prawo własności, ani prawa człowieka, lecz nie dające się skodyfikować potrzeby seksualne. Dopóki rząd nie uznaje tego faktu, jest rządem tyrańskim" 2 — pisał Goodman już w latach pięćdziesiątych. Nieskrępowany seks staje się dla Nowej Lewicy naczelną (wartością, swoiście pojmowaną siłą polityczną oraz przejawem aktywności. * P. Goodman, Utopian Essays and Practical Proposals, New York 1964 (1 wyd. — 1951); cyt. za R. Berman, America In the Sizties. An Intellectual History, New York 1968, s. 122. 224 Antyliberalizm Nowej Lewicy zdominował także podjęty przez nią ruch „rewolucji kulturalnej". Radykalna literatura lat sześćdziesiątych jednoznacznie odrzucała nie tylko system kapitalistyczny, ale także wszelkie próby naprawienia tego systemu w ramach tradycyjnych form poli-tyczno-ustrojowych. Wyrazem sprzeciwu wobec powszechnie uznawanych wartości społecznych był nieskrępowany seksualizm, podkreślanie antagonizmu między instynktem a cywilizacją oraz zasadniczo odmienne od wcześniejszej literatury podejmowanie problemu murzyńskiego. Atak na całą cywilizację i kulturę zachodnią przejawiał się głównie w postaci potępienia rozumnego charakteru życia społecznego, obowiązków społecznych, pracy jako cnoty humanizmu protestanckiego oraz w afirmacji podświadomości przeciwstawianej świadomej i racjonalnej działalności jednostki iw społeczeństwie. Rewolucja kulturalna starała się stworzyć własnych bohaterów. Znajdowali się wśród nich także politycy, ale nigdy nie mieli nic wspólnego z liberalną demokracją. Kennedy, który stał się bohaterem poważnej części niezbyt radykalnych i niewiele mających wspólnego z Nową Lewicą studentów, był równie znienawidzony przez intelektualistów Nowej Lewicy jak każdy inny polityk działający w ramach systemu. Bohaterami Nowej Lewicy byli politycy działający, a nie moralizu-jący, i symbolizujący walkę z systemem kapitalistycznym, tacy jak Castro, ???, Lumumba, Su-karno, Ben Bella czy Naser, a później Che Gue-vara. Podziwiano w nich zdolność do stosowania przemocy rewolucyjnej, która miała być realizacją wolności. Nowa Lewica uznawała bowiem, że wolność ma charakter absolutny i polega właśnie na prawie oporu przeciw woli większości. Innym bohaterem Nowej Lewicy stał się Caryl Chessman. Stał się on herosem cierpienia za 15 Osiatyński 225 sprzeciw i uzyskał poparcie radykalnych intelektualistów jako ofiara niehumanitaryzmu prawa. W napisanych w celi śmierci książkach: Celi 2455, Death Row (Cela 2455, droga ku śmierci), Trial by Ordeal (Skazani na sąd Boży), The Face oj Justice (Oblicze sprawiedliwości), Chessman starał się przerzucić odpowiedzialność za swoje zbrodnie na społeczeństwo klas średnich, co zyskało uznanie Nowej Lewicy. Ponadto Chessman został skazany na karę śmierci za gwałty, a przecież Nowa Ławica głosiła apoteozę nieskrępowanego seksualizmu. Obok Chessmana wśród bohaterów Nowej Lewicy znaleźli się także i inni przestępcy — zbrodnicza stała się kultura; przestępcy byli jej niewinnymi ofiarami. W istocie więc „rewolucja kulturalna" była całkowitym zaprzeczeniem dotychczasowych tradycji amerykańskich. Była jednak zbyt radykalna i dobierała sobie zbyt zniechęcające formy wyrazu oraz bohaterów, by móc w jakikolwiek sposób «wyjść poza zamknięte środowisko swych twórców. Nawet znaczna część zradykalizowanych z czasem, ale nie należących do ekstremistycznych organizacji studentów nie przyjęła jej w całości, ograniczając swoje uczestnictwo w „rewolucji kulturalnej" jedynie do opozycji wobec wartości społecznych, a zwłaszcza sukcesu, oraz do prób znalezienia nadrzędnego ładu w narkotykach i swobodzie seksualnej. Tyle, czyli bardzo niewiele, można powiedzieć o teoretycznych podstawach Noiwej Lewicy. Wyraża ona protest, głównie emocjonalny, przeciw państwu liberalnemu, jego instytucjom i wartościom, przeciw wszystkiemu, co określa się pojęciem „system" lub establishment; dąży do zniszczenia tego systemu, usprawiedliwia przemoc jako oręż walki z systemem oraz rozwiązłość seksualną i narkomanię jako sposoby walki z (wartościami i kulturą tego systemu. Czasem Nowa Lewica 226 podejmowała pewne konkretne problemy społeczne lub polityczne, które także miały być przede wszystkim symbolem ataków na establishment. Równie dobrze mógł to być problem praw obywatelskich, likwidacji ubóstwa czy protest przeciw wojnie i imperializmowi jak i zupełnie peryferyjne problemy społeczeństwa i polityki amerykańskiej. Nie ideologia bowiem była głównym zagadnieniem nowego radykalizmu, lecz zdobycie tożsamości przez ten ruch. Tożsamości tej nie poszukiwano iw programach, lecz w stylu. Toteż w ruchu tym zawsze forma dominowała nad treścią, agresywny i emocjonalny styl nad ideologią i intelektem. Nawet przemoc, początkowo tylko teoretyczna i uzasadniana wymyślnymi koncepcjami, była przede wszystkim stylem działania. Dominacja stylu nad treścią daje się zauważyć w publicystyce i literaturze Nowej Lewicy, w której z łatwością można spostrzec zupełną dowolność założeń. Każdy zbiór założeń może oznaczać to samo, brak jakichkolwiek jednoznacznych kryteriów ocen i wszystko można dowolnie zdefiniować. Nic więc dziwnego, że przy braku programu i ideologii, przy egzystencjali-stycznym założeniu, zgodnie z którym samo działanie jest ważniejsze od celów tego działania, głównym problemem Nowej Lewicy stał się anarchistyczny ruch protestacyjny, określany pojęciem „aktywizmu". Najbardziej naturalnym miejscem rozwoju nowego radykalizmu były uniwersytety. Uniwersytet jest jedyną samowystarczalną instytucją w Ameryce, która mogła próbować odseparować się od społeczeństwa. Jednocześnie uniwersytet stwarza formę więzi społecznej wolnej od ingerencji władzy. Każdy student jest równy innemu studentowi, podobnie trudno dostrzec nierówność wśród ciała profesorskiego. W środowisku akademickim pienądz tylko w niewielkim stopniu może 227 być wyznacznikiem pozycji społecznej. Będąc niezależną instytucją, uniwersytet skupia największą grupę lewicowej inteligencji. W tradycji uniwersytetów tkwi głęboko zakorzenione uznanie dla ludzi o odmiennych od powszechnie uznawanych poglądach. Luźniejsza niż w całym społeczeństwie dyscyplina i swoboda od ograniczeń politycznych umożliwiły stosowanie na uniwersytetach radykalnych form działania. Nic więc dziwnego, że większość grup Nowej Lewicy skupiła się wokół miasteczek uniwersyteckich, które jednocześnie dostarczały ruchom radykalnym aktywnych uczestników. Studenci amerykańscy na początku lat sześćdziesiątych bylj wyjątkowo podatni na wszelką radykalną ideologię, a nawet na każdą niemal manipulację bez Względu na jej cele, jeżeli środki tej manipulacji przeciwstawiały się systemowi i tradycyjnym wartościom. Na ową podatność złożyły się liczne przyczyny, które zmieniły rolę uniwersytetów w całym systemie społeczno-politycznym. O ile w przeszłości wyższe wykształcenie miało znaczenie poboczne i elitarne, będąc dostępne tylko dla nieznacznej części młodzieży z najwyższych klas, o tyle po drugiej wojnie światowej stało się ono istotą całego społeczeństwa technologicznego i zaczęło decydować o dalszym jego rozwoju- W latach 1957—1967 liczba studentów amerykańskich zwiększyła się dwukrotnie i osiągnęła poziom 7 min studentów w 1970 r. Oznacza to, że w USA studiuje prawie połowa młodzieży w wieku 18—21 lat. Tak liczna grupa ludzi, o ponad milion Przewyższająea liczbę farmerów, chciałaby odgrywać jakąś rolę społeczną i polityczną, chciałaby wywierać istotny wpływ na swoje własne życie i na kształt całego społeczeństwa. Jednakże w tradycyjnych koalicjach politycznych (chyba nie tylko w USA, lecz w jakimś stopniu także we wszystkich innych krajach objętych „rewoltą mło- 228 dzieży") brak miejsca dla tych, od których uzależniona jest przyszłość kraju. Wraz ze wzrostem liczby studentów zmieniły się same uniwersytety. Obok małych, ekskluzywnych uniwersytetów prywatnych rozwinęły się olbrzymie uczelnie stanowe, jak up. University of Wis-consin, liczący 55 tys. studentów, przeszło czterdziestotysięczne uniwersytety stanów Ohio, Michigan, Minnesota, Illinois czy Nowy Jork. Uniwersytet Berkeley w Kalifornii składa się ze 101 wydziałów i 89 oddzielnych instytutów, laboratoriów i ośrodków badawczych, a na całym uniwersytecie kalifornijskim studiuje ponad 90 tys. młodzieży. Do tych olbrzymich uczelni stosuje się obecnie wprowadzone przez znanego socjologa amerykańskiego Clarka Kerra, określenie multiwersytetu. W nowych, olbrzymich uniwersytetach, wyglądem i organizacją przypominających najbardziej nowoczesną korporację, jednostka czuje się osamotniona, bezsilna i poddana kontroli bezosobowej organizacji. Miejsce dawnych spotkań i dyskusji koleżeńskich zajęły różnego rodzaju akcje masowe, najpierw wiece i spokojne demonstracje, później strajki czy okupowanie budynków, a w końcu gwałtowne rozruchy, niekiedy prowadzące do zwykłych aktów wandalizmu. Jedną z istotnych przyczyn obecnego kryzysu akademickiego jest podwójna rola spełniana przez uniwersytet. Z jednej strony uniwersytet zgodnie z tradycją chce nadal być ośrodkiem niezależnych badań oraz źródłem krytyki istniejących instytucji społecznych i politycznych. Z drugiej zaś strony głównym celem uniwersytetu w technologicznym społeczeństwie jest dostarczanie wysoko kwalifikowanych techników i ekspertów, którzy powinni działać w przyszłości w ramach systemu. „Współczesny uniwersytet podtrzymuje świat organizacji i dostarcza mu pracowników, a jednocześnie zachęca do buntu przeciw organizacjom [...], w re- 229 zultacie dzisiejszy uniwersytet amerykański, będąc jednocześnie centrum kolaboracji i oporu, wchodzi iw stadium schizofrenii" — pisał umiarkowany liberał Arthur M. Schlesinger, Jr.3 Do podobnych wniosków doszli także socjologowie amerykańscy, badający przyczyny niezadowolenia studentów. Seymour Martin Lipset i Sheldon Wolins pisali ??.: „Istota sprawy polega na tym, że multi-wersytet nie jest ośrodkiem edukacyjnym, lecz wyjątkowo wydajną gałęzią przemysłu: produkuje on bomby i inne urządzenia wojskowe, niektóre tzw. «pokojowe» urządzenia oraz olbrzymią liczbę bezpiecznych, wysoko kwalifikowanych i cieszących się szacunkiem automatów [techników—W.O.] w celu zaspokojenia bezpośrednich potrzeb byz-nesu i rządu."i Poważna część sympatyzujących z Nową Lewicą studentów zarzuca uniwersytetom, że dostarczają one korporacjom tego, czego te najbardziej potrzebują — dużej liczby posłusznych i wykształconych techników. Bardziej skonkretyzowane zarzuty wobec uniwersytetu podkreślają, że stał się on instrumentem w ręku „kompleksu wojskowo-przemysłciwego" lub że wartości przekazywane na uniwersytetach są narzucane przez Pentagon; że ułatwia on korporacjom wszczepianie nowej generacji własnych celów i wartości; że uzależnienie od funduszy federalnych uczyniło z uniwersytetu bezpośredni organ państwa, któremu służą wszystkie badania prowadzone na uniwersytecie; krótko mówiąc, że uniwersytet jest sojusznikiem państwa liberalno-totalitarnego. Stopień niezadowolenia studentów z funkcji spełnianych przez uniwersytet oraz formy wyrażania tego niezadowolenia mają swoje głębsze źródła społeczne. s A. M. Schlesinger, Jr, ??? College, R. I. ?., w: The Cri-sis..., s. 196. 4 S. M. Lipset i S. Wolins, The Berkeley Student Revolt; cyt. za K. Berman, op. cii., s. 152. 230 Studiująca obecnie młodzież wyrosła w okresie, w którym zmiany społeczne są szybsze niż kiedykolwiek przedtem. Stałe zaś zmiany zwiększają napięcia i potęgują poszukiwanie tożsamości i znaczenia przez jednostkę. Owo poszukiwanie tożsamości i znaczenia jest szczególnie silne w świecie zdominowanym przez bezosobowe organizacje i w społeczeństwie, w którym status społeczny ludzi wykształconych nie odpowiada ich wartości i znaczeniu dla społeczeństwa. Wzrost liczby studentów w ostatnich latach nie wynikał ze wzrostu liczby dzieci w ubogich rodzinach, lecz z powiększania się klas średnich. Na uniwersytetach amerykańskich studiuje obecnie pierwsza „generacja zamożności", dla której motywy nauki nie mają charakteru ekonomicznego. Przy łatwiejszych (możliwościach podjęcia studiów lęk przed poborem do wojska, niechęć do pracy, naciski rodziców i inne przyczyny odgrywają równie wielką rolę co dążenie do podniesienia swojego statusu i dochodów dla dawniejszych studentów. Zresztą dla i tak niebiednego członka klasy średniej związane ze zdobyciem wyższego wykształcenia podniesienie zarobków wcale nie oznacza awansu do wyższej klasy — najczęściej status absolwenta uczelni przesuwa się niezbyt wysoko w ramach olbrzymiej i coraz bardziej jednorodnej klasy średniej. Sam sens społeczny studiów uległ więc istotnej zmianie, a ich ukończenie nie powoduje radykalnych i dających satysfakcję zmian pozycji społecznej. Podatność studentów na radykalne programy iwiąże się niewątpliwie z faktem, że obecne pokolenie studentów amerykańskich wyrosło w erze stałej przemocy. Nie jest już ona — jak dla ich ojców czy starszych braci — przypadkiem, lecz stałą cechą otaczającego świata. Wzrost przestępczości przyczynił się do tego, że niektórzy studenci nie pamiętają czasów, gdy można było bezpiecznie 231 chodzić po ulicach miast. Wojna, przemoc rasowa, morderstwa działaczy i polityków, w tym obu braci Kennedych i M. L. Kinga, musiały wywrzeć wpływ na postawy młodzieży. Nie bez znaczenia jest także fakt, że obecni studenci wyrośli iw „erze telewizji". Od wczesnej młodości telewizja pokazywała im różnorodne formy życia i działania, a w tyrn przemoc, która zajmuje poczesne miejsce w programach telewizyjnych. Jednocześnie telewizja stała się środkiem dla radykalnych przywódców studenckich. Informacje o drobnych demonstracjach, np. na uniwersytecie w Kalifornii, dzięki telewizji mogły w ciągu kilku godzin dotrzeć do najbardziej odległych zakątków i stworzyć ruch ogólnokrajowy. Głóiwną jednakże przyczyną niezadowolenia studentów było wspomniane już poczucie bezsilności wobec wielkich organizacji, propagandy i reklamy. Studenci widzieli, że system manipuluje nimi i wykorzystuje ich do swoich własnych celów, cele te zaś — wojna i zwiększanie bogactwa — wydawały im się absurdalne i antyhumanitarne. Chcą oni bronić się przed wchłonięciem przez system, nie chcą zostać niewolnikami zautomatyzowanego społeczeństwa. Domagają się aktywnego uczestnictwa w życiu społecznym i kontroli nad swoją własną przyszłością. Poszukują prawd absolutnych, w które mogliby wierzyć, ale jak dotychczas nie potrafili znaleźć nic lepszego niż spontaniczne działanie na zasadzie odruchów protestu i wiara w egzystencjalistyczną tezę, zgodnie z którą człowiek spełnia się przez spontaniczne akty swoich wyborów. Protest studentów skierowany jest przeciw sztywnym strukturom, symbolizującym skorumpowaną rzeczywistość. Najbliższą zaś im strukturą jest sam uniwersytet, w którym widzą instrument mający na celu uczynienie z nich bezwolnych narzędzi wielkich organizacji. Zobaczywszy, że profe- 232 sorowie sami są podporządkowani systemowi i nie są w stanie nic zmienić, studenci zaczęli domagać się samorządu oraz uczestnictwa iwe władzach uczelni i w podejmowaniu istotnych, bo dotyczących ich i ich przyszłości decyzji. Początkowo żądania i postulaty studentów były ignorowane przez władze uczelni i administrację. Zwiększyło to niezadowolenie, choć nie doprowadziło jeszcze do otwartych zamieszek. Dopiero gdy dalsze oznaki protestu nadał ignorowano, inicjatywa przeszła w ręce niewielkiej, ale dobrze zorganizowanej grupy ekstremistów, pozostających pod wpływem anarchistycznej filozofii Nowej Lewicy, którzy — zgodnie z radami radykałów — zaczęli stosować siłę i przemoc. W ten sposób anarchistyczny program radykalnych intelektualistów zdołał wykorzystać płynące w dużej mierze ze szlachetnych pobudek niezadowolenie znacznej części studentów amerykańskich i znalazł wyraz w zorganizowanym ruchu studenckim. Najbardziej znaną organizacją tego ruchu jest SDS — Students for Democratic Society (Studenci na Rzecz Demokratycznego Społeczeństwa). SDS (wyłoniła się spośród młodzieży zgromadzonej w League of Industrial Democracy (Liga Demokracji Przemysłowej). Początkowo była to przede wszystkim liberalna organizacja studencka i trudno było przypuszczać, że stanie się wkrótce radykalnie przeciwna całemu systemowi i kulturze amerykańskiej. Dopiero w 1962 r. z inspiracji radykalnych studentów uniwersytetu Michigan pod przewodnictwem Toma Haydena SDS ogłosiła tzw. Deklarację Port Huron. Dowodziła ona klęski systemu amerykańskiego, a zwłaszcza niepowodzenia prób zaproiwadzenia pokoju społecznego i międzynarodowego oraz likwidacji ubóstwa i eksploatacji. Jednocześnie autorzy deklaracji domagali się tzw. „demokracji uczestniczącej", w której każdy 233 uuaiuj juawu ???? w aecyzjacn aotyczącycn jego życia. Jednakże zgodnie z ogólnymi zasadami „aktywizmu" w ślad za tą deklaracją nie podjęto głębszych analiz społeczeństwa amerykańskiego. Podstawą teorii miała być sama działalność, toteż ideologia SDS zazwyczaj odzwierciedlała chwilowe potrzeby ruchu. Początkowa działalność SDS zmierzała do uzyskania lokalnych iwpływów politycznych. W 1963 r. podjęto na szeroką skalę eksperymenty, polegające na współpracy z mieszkańcami gett murzyńskich oraz inne akcje w niewielkich społecznościach pozauniwersyteckich. Głównym problemem politycznym, wokół którego koncentrowała się działalność SDS, była wówczas walka o prawa obywatelskie, która z czasem zamieniła się w szerokie poparcie ruchu na rzecz całkowitego równouprawnienia Murzynów. W 1963 r. SDS zawarła sojusz z organizacją murzyńską SNCC, a w rok później tysiące studentów udały się na Południe, by wziąć udział w tzw. Mississippi Summer — akcji polegającej na walce o rejestrację wyborców murzyńskich w stanach południowych. Ponadto członkowie SDS brali udział iw licznych akcjach biernego oporu, takich jak sit-ins, rajdy wolności itd. Działalność SDS uległa poważnej radykalizacji z chwilą przyłączenia się do niej niewielkiej organizacji pod nazwą Free Speech Movement (Ruch na Rzecz Wolności Słowa). Organizacja ta powstała w 1964 r. na uniwersytecie Berkeley i jako pienw-sza wśród wszystkich ugrupowań Nowej Leiwicy zaczęła stosować taktykę gwałtownych konfrontacji z istniejącym porządkiem społecznym. Radykalni przywódcy z Berkeley zaczęli szybko odgrywać dominującą rolę w SDS. Rozpoczęły się gwałtowne zamieszki i starcia z policją, najpierw właśnie w Berkeley, a potem także i na innych uniwersytetach. Strategia Berkeley mówiła już nawet o zdobyciu bezpośredniego udziału we wła- 234 dzy politycznej, a zaburzenia miały charakter ideo-logiczno-strategiczny: FSM chciał zaktywizować poważną liczbę wciągniętych w ruchy studentów i stworzyć bazę, w oparciu o którą intelektualiści mogliby iwalczyć o władzę, początkowo oczywiście na szczeblu lokalnym. Program ten ujawnił w 1964 r. jeden z przywódców SDS, mówiąc m. in.: „Intelektualiści chcą bezpośredniej władzy. Nie chcą oni już dłużej mieć do czynienia z władzą w postaci abstrakcyjnych symboli w salach wykładowych i w książkach. Chcą wykorzystywać władzę w celach społecznych."5 Jednakże żaden z działaczy SDS iw dalszym ciągu nie precyzował dokładniej owych celów i organizacja nadal pozostawała bez programu. Lukę ideologiczną starała się wypełnić Progres-sive Labor Party (Postępowa Partia Pracy). Ta organizacja o kierunku maoistowskim, założona w 1964 ?., przyłączyła się w 1966 r. do SDS jako jej lewicowa frakcja. Chciała skłonić SDS do podjęcia szerszych problemów teoretycznych rozwiniętego kapitalizmu, socjalizmu i imperializmu. Młodzi działacze PLP, którzy wstąpili do SDS, wnieśli z sobą poczucie uniwersalności walki politycznej oraz wskazywali na bezcelowość ruchu czysto studenckiego i niemożność osiągnięcia sukcesów bez sojuszów z innymi grupami społecznymi. Jednocześnie postępowa Partia Pracy nie przywiązywała zbyt wielkiej walki do rewolucji kulturalnej, która legła u podstaw całej Nowej Lewicy, ani do złożoności związków białych radykałów z ruchem murzyńskim. Związki te uległy znacznemu rozluźnieniu już w 1965 r. iwraz z ewolucją całego ruchu murzyńskiego. Rezultatem zaburzeń w gettach, upowszechnienia sloganu Czarnej Władzy oraz po- 5 P. Potter, The Intellectual and Social Change, w: M. Cohen ł D. Hale (wyd.), The New Student Le/t, Boston 1966, s. 17. 235 wstania Partii Czarnych Panter było zerwanie więzów SNCC z białymi radykałami. W tym samym czasie pierwszoplanowym problemem SDS stała się wojna w Wietnamie. Pierwszymi krokami studentów był opór przeciw poborowi do wojska, naciski na zarządy uniwersytetów, by te potępiły wojnę, oraz odmowa współpracy z biurami rekrutacji. Bardziej drastyczne akcje polegały na paleniu kart poborowych oraz na równoznacznej z dezercją odmowie wcielenia do jednostek wojskowych. Na przełomie lat 1966 — 1967 opozycja wobec wojny w miasteczkach uniwersyteckich doprowadzała do bezpośrednich potyczek z urzędnikami rekrutującymi studentów do pracy w zakładach produkujących artykuły wojenne, a zwłaszcza DOW Chemical Co. W 1967 r. odbył się wielki antywojenny marsz na Pentagon, który przyczynił się do rozszerzenia ruchu z elitarnych uniwersytetów na cały system wielkich uczelni stanowych. Demonstracje w Berkeley, Columbia University, San Francisco State College i w kilku innych miastach w 1967 r. przekształciły się po wejściu na teren uczelni policji w długotrwałe i gwałtowne zamieszki. Powtarzały się one wielokrotnie, co doprowadziło w 1968 r. do zamknięcia uniwersytetów Columbia, Harvard, Berkeley, Wisconsin State Uni-versity i wielu innych. Było to interpretowane jako dowód sukcesów SDS. Jednakże w dalszej perspektywie sukcesy te nie prowadziły do niczego poza rosnącą izolacją studentów w obliczu przesuwających się na prawo nastrojów większości społeczeństwa i polityków, w tym także liberałów. Izolacja zwiększała poczucie frustracji wśród studentów i przyczyniała się do ich dalszej radykalizacji, jednakże każda następna skuteczna akcja SDS pociągała za sobą eskalację represji — najpierw zjawiała się w miasteczkach uniwersyteckich policja brutalnie rozpędzająca wszelkie demonstracje, potem zaczęto stosować broń chemiczną, a na- 236 wet — wiosną 1969 r. w Berkeley — helikoptery. Rosnące represje doprowadziły do osłabienia fali radykalizmu, choć w dalszym ciągu uczelnie amerykańskie stają się czasem widownią burzliwych demonstracji i zamieszek. Jednocześnie nawet ci profesorowie, którzy dawniej sympatyzowali z ruchem studenckim, odsunęli się odeń, a władze uczelni zaczęły wprowadzać „prawo i porządek". Doświadczenia burzliwego 1968 r. wykazały przywódcom SDS konieczność stworzenia programu teoretycznego, który mógłby umożliwić organizacji podjęcie rzeczywiście poważnej działalności rewolucyjnej. Postępowa Partia Pracy zaczęła rozwijać swój program sojuszu robotniczo-studen-ckiego — WSA (Worker- Student Alliance), a kierownictwo SDS ogłosiło tzw. rezolucję RYM — Ku Rewolucyjnemu Ruchowi Młodzieży (Toward a Revolutionary Youth Movement). Głównym zadaniem SDS w myśl tej rezolucji miało być „wyjście poza ograniczenia walki narzucone ruchowi studenckiemu". Przestano już uważać młodzież za samodzielną klasę i uznano, że działalność rewolucyjną należy rozciągnąć także na inne grupy. Nowy rewolucyjny ruch młodzieży miałby obejmować studentów, młodych robotników i młodych Murzynów. W obliczu ewolucji programu Czarnych Panter ku pewnego rodzaju marksizmowi, wielu członków SDS dojrzało w Panterach awangardę walki nie tylko z rasizmem, ale z całym kapitalizmem, a nawet niekiedy utożsamiano ich z całym ruchem wyzwoleńczym trzeciego świata. W efekcie wiosną 1969 r. SDS ogłosiła Pantery awangardą rewolucji. Postępowa Partia Pracy sprzeciwiła się temu, uważając, że każdy nacjonalizm, w tym także oparty na haśle Black Power nacjonalizm murzyński, jest reakcyjny. Z drugiej zaś strony przywódcy Czarnych Panter prowadzili swoją partię ku programowi bardziej zbliżonemu do polityki Komunistycznej Partii USA niż Nowej Lewicy, sto- 237 jącej w opozycji wobec KP USA i uznającej ją za część całego amerykańskiego systemu politycznego. Wysiłki SDS zmierzające do scementowania więzów lewicy studenckiej z sojusznikami pozauni-wersyteckimi odsunęły jej działalność od problemów uniwersyteckich. Rosnące walki frakcyjne wywoływały poważne zamieszanie i często uczucie wyobcowania wśród studentów nie będących działaczami, lecz sympatyzujących poprzednio z SDS. W rezultacie jedyne pewne oparcie uniwersyteckie tej organizacji uległo osłabieniu. Wielu działaczy SDS obwiniało o te trudności Postępową Partię Pracy, która jako zorganizowana i silna frakcja, sprzeciwiająca się Panterom i „rewolucji kulturalnej", wydawała się przeszkodą na drodze do umocnienia i rozszerzenia ruchu. W czerwcu 1969 r. zebrała się konwencja SDS w Chicago. Tylko PLP przybyła na nią z jednolitym programem, podkreślającym konieczność podjęcia przez SDS drobiazgowych problemów ideologicznych. Pozostałe ugrupowania SDS miały zbieżne poglądy tylko w kwestii opozycji wobec Postępowej Partii Pracy. Zgodnie z przewidywaniami konwencja zakończyła się rozłamem całej organizacji SDS. Aktualnie do nazwy SDS pretendują dwie organizacje. Pierwsza z siedzibą w Bostonie składa się głównie z Postępowej Partii Pracy wraz ze stworzonym przez nią Sojuszem Robotniczo-Studenc-kim. Organizacja ta potępiała Demokratyczną Republikę Wietnamu za podjęcie negocjacji paryskich oraz działała przeciw radykalnemu ruchowi murzyńskiemu i w dalszym ciągu stoi na podobnym stanowisku, zajmując się głównie problemami ideologicznymi. Pozostała część SDS, oparta głównie na RYM i sojusznikach tego programu, posiadającą swoją kwaterę w Chicago, znajduje się obecnie w stanie głębokiego podziału, a jej przywódcy coraz wyraź- 238 niej tracą kontakt z organizacjami uniwersyteckimi. Największa frakcja jest aktualnie zjednoczona wokół nowego kierownictwa SDS, a zwłaszcza wokół dokumentu zatytułowanego „Nie potrzebujecie meteorologa, aby wiedzieć, skąd wieje wiatr." Druga grupa — RYM II — jest dużo mniejsza i skupia się wokół byłego sekretarza krajowego SDS ????'? Klonsky'ego. Trzecia grupa zgromadzona w Niezależnym Klubie Socjalistycznym, krytykuje dwie poprzednie jako „stalinowskie". Ponadto istnieje znaczna liczba mniejszych frakcji i nie stowarzyszonych z innymi organizacji lokalnych. Grupa określana nazwą Weatherman, kierowana przez Marka Rudda, zmierzała do przekształcenia ruchu studenckiego w bezpośrednią walkę z całym kapitalizmem amerykańskim. W walce tej zamierzała opuścić sanktuaria uniwersyteckie i szukać sojuszników wśród Murzynów, klasy robotniczej oraz kobiet, zaczynających obecnie coraz aktywniej walczyć o pełne równouprawnienie. Program ten zmierza do przekształcenia SDS z rozległej organizacji w bardziej spoiście zorganizowaną grupę rewolucyjną. Jest on jednak szczególnie narażony na niebezpieczeństwo dalszego ignorowania problemów teoretycznych, pozostawania bez rozwiniętej analizy współczesnego kapitalizmu amerykańskiego i niewypracowania najbardziej skutecznych form walki. Niecierpliwość i dążenie do efektownych sukcesów mogą skłonić do uznania rosnących represji za dowód słabości systemu i rozpoczęcia pochopnych działań, których cel na domiar złego nie został sprecyzowany. Największe zaś obawy budzi przyjęta ostatnio taktyka grupy Weatherman. Ugrupowanie to nadal jest niezbyt wielkie liczebnie, choć liczba jego członków i sympatyków wzrosła w latach 1969—1?70 z 1000 do 5000. W obliczu utraty kontaktu z młodzieżą uniwersytecką oraz wyraźnego zmniejszenia się fali radykalizmu w całym amerykańskim ruchu studenckim, co iwią- 239 zało się z ogólnym zniechęceniem młodzieży do dalszej działalności politycznej oraz z pewnymi ustępstwami administracji na rzecz studentów, grupa ta — podobnie jak wiele innych maleńkich ugrupowań ekstremistycznych — zdaje się przyjmować zasadę „gwałt dla gwałtu", uważając, że wszelkie zaburzenia, zamachy bombowe i akty terroru mogą przyczynić się do zniszczenia systemu. W okresie luty 1969 — kwiecień 1970 r. dokonano w USA 4330 zamachów bombowych, z czego największa część przypadła na ekstremistyczne organizacje młodzieżowe. Można jednak żywić poważne wątpliwości, czy taktyka tego rodzaju nie przyniesie skutków przeciwnych niż zamierzone. Nieprzemyślany ekstremizm skrajnej lewicy już przyczynił się do przesunięcia nastrojów społeczeństwa na prawo i może utorować drogę jeszcze groźniejszemu ekstremizmowi skrajnej prawicy. Anarchizm wraz z zawartymi w nim atakami na wszelkie formy władzy był naturalną reakcją na zniewalający świat wielkich struktur organizacyjnych. Jednakże można się obawiać, że anarchizm niektórych ugrupowań SDS doprowadził do nihilizmu, a strategia konfrontacji zamieniła się w niezbyt przemyślane — a może nawet manipulowane — prowokacje. Początkowe postulaty „demokracji uczestniczącej" zostały z czasem pochłonięte przez żądania tolerancji wyłącznie dla siebie, wysuwane przez każdą z frakcji SDS, która uwierzyła iwe własną nieomylność. Pierwsze sukcesy SDS doprowadziły część przywódców tej organizacji do programu zniszczenia dla samego zniszczenia. W szczytowym okresie powodzenia SDS gazety amerykańskie szacowały liczbę jej członków na 40 000. Natomiast szef FBI Edgar Hoover, który nie ma zwyczaju zmniejszania liczby swych przeciwników, podał w 1968 r. cyfrę 6372 członków SDS. Niezależnie od tej różnicy liczbowej SDS stanowiła niewielką garstkę spośród prawie 7 min 240 studentów amerykańskich. Jednakże działalność tej organizacji zradykalizowała bardzo wielu studentów dalekich od anarchistycznej filozofii. Wobec notorycznego ignorowania ich słusznych żądań przyłączyli się oni do jedynego w zasadzie zorganizowanego ruchu młodzieży. W efekcie co piąty student amerykański brał udział w demonstracjach, a miesięcznik „Fortune" ze stycznia 1969 r. donosił, że 750 tys. studentów w jakiś sposób identyfikowało się z Nową Lewicą. Złożyły się na to różne przyczyny, m. in. postawa ekstremistyczna, która często okazywała się skuteczna — zmuszała władze uczelni do zainteresowania się problemami, którymi same nigdy by się nie zajęły — a przez to bywała atrakcyjna dla innych studentów, nie ekstremistów. Najbardziej jednak atrakcyjne dla szerokich rzesz młodzieży me w pełni solidaryzującej się z Nową Lewicą, a zwłaszcza dla politycznie biernych hrppiesów było hasło „rewolucji kulturalnej", skierowanej przeciw zwyczajom i wartościom klas średnich. Opozycja przeciw sztywnym strukturom i mitologii społeczno-politycznej znalazła także wyraz w odrzuceniu najwyższej tradycyjnie wartości społecznej — sukcesu. 40°/o studentów amerykańskich stwierdziło, że nie są już zainteresowani tradycyjnymi formami kariery — pieniądzem. Utrzymanie tej postawy w przyszłości niewątpliwie byłoby istotnym efektem „rewolucji kulturalnej" lat sześćdziesiątych. Trudno dziś przewidzieć, jakie będą przyszłe rezultaty obecnej aktywności młodzieży amerykańskiej. Fermentów społecznych nie sposób bowiem oceniać w zbyt krótkiej perspektywie. Historycznie rzecz biorąc, każdy protest przeciw tradycyjnym wartościom w pierwszej fazie spotykał się z ostrą reakcją, ale w dłuższym okresie czasu każda kontrreformacja wchłaniała reformację. Bez wątpienia sarn protest przeciw skomercjalizowanej i odhu- 16 Osiatyński 241 manizowanej kulturze współczesnej Ameryki zaczął już obecnie wydawać pierwsze owoce. Studenci nauczyli proiesorow patrzeć na świat inaczej niż przez pryzmat narzuconycn im przez tradycję wyobrażeń oraz dostrzegać nowe, pozakonsump-cyjne wartości. John Kenneth Galbraith, o którym będzie mowa w następnym rozdziale, przyznał, że właśnie niepokój młodzieży umożliwił mu dostrzeżenie antyhumanitarnego charakteru wartości powszechnie uznawanych za niepodważalne w nowoczesnym społeczeństwie przemysłowym, takich jak pogoń za pieniądzem czy wzrostem produkcji. Ogólnospołeczna kampania na rzecz walki z zanieczyszczaniem naturalnego środowiska człowieka także jest dowodem „wchłonięcia" części postulatów młodzieży przez system. Możliwe, że już za kilka lub kilkanaście lat większość buntującej się obecnie młodzieży wejdzie w system i będzie żyła podobnie jak ich ojcowie. Jeśli jednak choć część z nich nie zapomni wiary, nadziei i pasji społecznej, która ożywiała ich działalność na uniwersytetach w połowie lat sześćdziesiątych, będzie można powiedzieć, że „lata zwątpienia" przyniosły efekty. Na płaszczyźnie politycznej natomiast dziesięciolecie działalności Nowej Lewicy nie przyniosło zbyt poważnych efektów. Nie potrafiła ona stworzyć jakiejkolwiek teorii rewolucji społecznej oraz doprowadziła do walk frakcyjnych wśród przywództwa SDS i rosnącej izolacji tego przywództwa od coraz bardziej sceptycznych członków organizacji. Forma zniszczyła często słuszną i wartościową treść protestu. Nieprzemyślana i pozbawiona szerszego programu przemoc okazała się nieskutecznym środkiem walki z potężnym systemem. Często szczere i potencjalnie twórcze niezadowolenie szeregowych studentów zostało zaprzepaszczone w manipulacjach przywódców, walczących o swoją własną władzę nad ruchem, oraz 242 w próbach realizacji niezbyt głębokich, mówiąc łagodnie, propozycji radykalnych intelektualistów pokroju Paula Goodmana, Staughtona Lynda i innych egzystencjalistów amerykańskich, którzy uwierzyli w swoją nieomylność. Intelektualnie ruch nazywamy Nową Lewicą był podobny do europejskiego egzystencjalizmu, choć objął bez porównania szersze kręgi i miał dużo silniejszy charakter polityczny. Druga wojna światowa, która zrodziła egzystencjalizm europejski, nie wywarła zbyt wielkiego wrażenia na społeczeństwie amerykańskim. Dopiero kryzys społeczny wyzwolił energię intelektualną i wskazał na osamotnienie jednostki, jej bezradność i słabość, a wojna wietnamska ukazała oczom licznych intelektualistów amerykańskich amoralność świata tradycyjnych struktur politycznych i społecznych. W ten sposób zrodziło się zwątpienie, obawy i chęć zamanifestowania własnej osobowości przez działanie, nawet jeśli cele tego działania byłyby nieznane. Rozwinęła się filozofia aktywności dla samej aktywności, niestety przeważnie destruktywnej, a dzięki szczególnym warunkom znalazła wielu wyznawców. Filozofia Nowej Lewicy uczyniła z fragmentu amerykańskiej historii politycznej ostatnich lat bogaty w gwałtowne wydarzenia happening i choć bez wątpienia przyniósł on pewne efekty moralne, zwracając uwagę na wadliwy system wartości społecznych, historia Nowej Lewicy raz jeszcze potwierdziła polityczną bezradność egzystencjalizmu. Rozdział XI NOWY LIBERALIZM W skład Nowej Lewicy weszli radykalni myśliciele, już przed 1960 r. stojący na lewo od tradycyjnego liberalizmu amerykańskiego. I oni jednak wiązali nadzieje z objęciem władzy przez swoich najbliższych sojuszników w ramach systemu politycznego, czyli przez liberalne skrzydło Partii Demokratycznej. Niespełnienie tych — często przesadnych — nadziei zwróciło ich z niespotykaną żarliwością właśnie przeciw liberalizmowi. Podobnie rozgoryczeni niepowodzeniem programów reform społecznych, brutalną i bezsensowną wojną w Wietnamie, rosnącą przemocą polityczną i eskalacją ekstremizmu zarówno lewicy, jak i prawicy, zamordowaniem polityków, z którymi wiązali największe nadzieje — braci Kennedych i M. L. Kinga — byli myśliciele głoszący liberalny program teoretyczny i mniej lub bardziej związani z Partią Demokratyczną, zwłaszcza w okresie administracji Kennedy'ego. Utrata zaufania do polityki Johnsona z jednej strony oraz niechęć Johnsona do intelektualistów w administracji „odziedziczonych" po Kennedym z drugiej strony złożyły się na ich odejście od bezpośredniego udziału w życiu politycznym. Profesorowie Galbraith, Schlesinger i inni nie przyłączyli się jednak do destruktywnego programu Nowej Lewicy, lecz powrócili na 244 uniwersytety i do instytutów naukowych, gdzie kontynuowali przerwane na kilka lat badania nad historią, gospodarką, polityką i społeczeństwem amerykańskim. Podjęli oni próby stworzenia nowych programów, które mogłyby wyprowadzić ? Stany Zjednoczone z kryzysu społecznego i kryzysu zaufania do instytucji społeczno- politycznych, oraz próby odkrycia perspektyw racjonalnej i mającej szanse powodzenia polityki liberalnej na przyszłość. Tradycyjny liberalizm amerykański — zmierzający do rozszerzenia interwencji rządu federalnego w celu utrzymania pełnego zatrudnienia i stymulowania rozwoju ekonomicznego, uznający konieczność troski państwa o niektóre programy socjalne i domagający się przyznania formalnej równości prawnej Murzynom — wykazywał żywotność polityczną w sytuacji, gdy ścierał się z konserwatyzmem reprezentowanym przez Partię Republikańską. Był on wówczas aktywną siłą entuzjastycznie popieraną przez wszystkie niekonserwatywne grupy społeczeństwa i określaną jako wywrotowa przez konserwatystów oraz prawicę. Niezbyt pewna pozycja polityczna, w wyniku której tradycyjny liberalizm musiał walczyć o zdobycie poparcia znacznej części olbrzymiego centrum, zmuszała go do aktywności i właśnie nadawała mu żywotność. Liberalizm ten zginął w listopadzie 1964 r. w wyniku triumfującego zwycięstwa Johnsona nad skrajnie konserwatywnym Goldwaterem. Poparcie dla Johnsona rozciągało się od przywódców byznesu, jak Ford, po działaczy związków zawodowych, jak Walter Reuther; od konserwatywnych, (wcześniej niezależnych polityków po przywódców ruchu murzyńskiego. Lewica, centrum i bardziej oświecona prawica zgodziły się na wspomniane cele tradycyjnego liberalizmu, a nawet na dość daleko posunięty, choć nieco mglisty program socjalny nazwany przez Johnsona Wiel- 245 kim Społeczeństwem. Ta powszechna niemal zgoda uczyniła tradycyjny, z rooseveltowskiego Nowego Lądu wywiedziony program liberalny ideologią narodową USA. Przestał on być siłą wywrotową dla jednych i proroczą dla innych, i dotarł do samego centrum społeczeństwa amerykańskiego. Ogólnonarodowy charakter liberalizmu w 1964 r. pozbawił go jednak poprzedniej kontrowersyjności i żywotności oraz umożliwił Johnsonowi daleko posuniętą manipulację swoim programem w ramach dużo szerszych niż tradycyjny liberalizm, bo przecież mógł się on odwoływać także do poglądów bardziej konserwatywnego centrum. Z drugiej strony Nowa Lewica miała chyba odrobinę racji twierdząc, że liberalizm stał się konserwatywny, choć nie miała racji — całkowicie utożsamiając go z republikańskim konserwatyzmem. Program Johnsona musiał bowiem być konserwatywny, gdyż będąc kontynuacją Nowego Ładu, nie uwzględniał przemian gospodarczych i społecznych, jakie nastąpiły w Ameryce po wojnie. Nie brał pod uwagę dalszego olbrzymiego wzrostu koncentracji w głównych gałęziach produkcji oraz zrastania się przemysłu z państwem ani społeczno--politycznych konsekwencji niespotykanego wzrostu bogactwa kraju i poziomu życiowego obywateli. W 1964 r. zarówno liberalny program Partii Demokratycznej, jak i konserwatywna platforma republikanów zdawały się nie dostrzegać tych przemian. Oba programy były więc na swój sposób konserwatywne i niezbyt dostosowane do rzeczywistości. Przede wszystkim jednak liberalizm wymagał ożywienia i stworzenia nowego programu, który nie mógł być wymyślony przez polityków pewnych siebie w rezultacie oszałamiającego zwycięstwa. Program nowego liberalizmu został zarysowany przez jednego z najwybitniejszych ekonomistów 246 i chyba w ogóle myślicieli współczesnych Stanów Zjednoczonych — Johna Kennetha Galbraitha w słynnej pracy The New Industrial State (Nowe państwo przemysłowe), wydanej w 1967 r. Propozycje Galbraitha wiążą się bezpośrednio z przedmiotem naszych rozważań nie tylko dlatego, że dotyczą przemian ideologii liberalnej w USA, ale przede iwszystkim dlatego, że obejmują centralne problemy amerykańskiej mitologii społeczno-politycznej, a mianowicie analizę hierarchii (wartości społecznych. Galbraith wyszedł w swoich badaniach od źródeł tych zjawisk, które złożyły się na wspomniany kryzys społeczny. Już w 1958 r. w pracy The Af-fluent Society (Społeczeństwo obfitości) zastanawiał się, dlaczego w najbogatszym kraju świata istnieje ubóstwo, kryzys miast i inne trudności społeczne. Zauważył wówczas to, o czym (wspominaliśmy już wielokrotnie — olbrzymią dysproporcje miedzy bogactwem prywatnego sektora produkcji dóbr a ubóstwem działu inwestycji publicznych i świadczeń socjalnych. Dysproporcję tę nazwał Galbraith brakiem równowagi społecznej i odtąd poszukiwanie warunków przywrócenia tej równowagi stało się jednym z głównych celów jego twórczości. * W 1958 ?., poszukując źródeł braku równowagi społecznej, Galbraith nie analizował jeszcze problemu władzy i grup interesów. Zdawał się także nie dostrzegać podyktowanej interesami ekonomicznymi i politycznymi opozycji byznesu wobec wydatków socjalnych. Dostrzegał źródła braku 1 Poprzednio (zwłaszcza w pracy American Capitalism. The Concept of Countervailing Power, Boston 1952) Galbraith zajmował się wyłącznie problemem równowagi ekonomicznej w gospodarce amerykańskiej i widział siłę równoważącą działanie monopoli w związkach zawodowych oraz organizacjach sprzedaży. Do czasu wydania The Affluent Society nie podejmował natomiast szerszych problemów społecznych kapitalizmu amerykańskiego. 247 równowagi społecznej w skrzywionej hierarchii wartości społeczeństwa amerykańskiego, na której szczycie — jak wiemy — znajduje się produkcja i jej nieograniczony wzrost. Dążenie do zwiększenia produkcji za wszelką cenę powoduje niechęć do wszelkich nakładów, których bezpośrednim efektem nie byłby wzrost produkcji. W związku z tym toleruje się absurdalnie wysokie wydatki na zbrojenia i reklamę, ale nie toleruje się wydatków i inwestycji publicznych, które mogłyby dać zatrudnienie bezrobotnym oraz zlikwidować napięcia społeczne związane z rozwojem cywilizacji. Właśnie podjęcie problemów hierarchii wartości — która, ułatwiając byznesowi manipulację społeczeństwem, bez wątpienia przyczynia się do braku równowagi społecznej — już przed dwunastu laty odróżniało Galbraitha od utartej praktyki programów politycznych liberalizmu amerykańskiego. Ograniczały się one przecież zazwyczaj do podkreślania konieczności podejmowania świadczeń socjalnych i wydatków publicznych przez państwo, ale także stawiały na szczycie hierarchii wartości wzrost produkcji. U źródeł powszechnego w społeczeństwie amerykańskim mitu o najwyższej wartości produkcji legły — zdaniem Galbraitha — następujące przyczyny: W świecie, w którym produktów brakowało, zwiększenie ich ilości było głównym środkiem wydobycia z ubóstwa szerokich mas ludności w okresie uprzemysłowienia. Wzrost produkcji rozwiązywał także tradycyjny problem nierówności społecznych, które były szczególnie rażące, gdy bogactwo nielicznych kontrastowało z nędzą przeważającej większości. Tak więc tradycyjne zainteresowania ekonomistów nierównością, zabezpieczeniem ekonomicznym ludności i wzrostem produkcji z biegiem czasu ograniczyły się tylko da tego ostatniego problemu. 243 Następną przyczyną wyjątkowego prestiżu produkcji jest powszechne przekonanie, że tylko nieograniczony jej wzrost może zaspokajać potrzeby ludzkie. Przekonanie to opiera się na założeniach, że pragnienia nie mają końca i powstają jedynie po stronie konsumentów. Taka wizja potrzeb ludzkich jeszcze bardziej akcentuje wagę produkcji i zwiększa prestiż wytwórców. Prestiż produkcji jest także podtrzymywany wysiłkami byznesu. Jeśli bowiem uznaje się produkcję za najwyższy cel społeczny, to producenci cieszą się również wysokim prestiżem. Byznesmani, chcąc utrzymać swoją wysoką pozycję, bronią znaczenia produkcji, iw czym poważnie pomaga im reklama i inne środki propagandy. Sojusznikami byznesmanów w obronie znaczenia produkcji byli także tradycyjni liberałowie amerykańscy. O ile ich dawniejszy program do lat trzydziestych miał na celu pewne wyrównanie redystrybucji istniejących dochodów oraz ochronę swobód i praw obywateli i organizacji w obliczu nierównego podziału władzy ekonomicznej, to w latach wielkiego kryzysu ekonomicznego, gdy podstawowym problemem stała się likwidacja bezrobocia, wzrost produkcji zaczął nabierać coraz większego znaczenia i w końcu w programach liberałów amerykańskich stał się panaceum na wszystko. Głoszony przez nich program podniesienia produkcji i zmniejszenia bezrobocia przynosił im zwycięstwa w wyborach. Przywiązanie zaś grupy politycznej do idei, dzięki której odniosła ona niegdyś sukces polityczny, jest olbrzymie. Produkcja, która dawniej była dla liberałów amerykańskich jedynie środkiem, stała się celem ostatecznym. Scharakteryzowane powyżej czynniki — obok tych, o których wspominaliśmy poprzednio — tłumaczą powszechną akceptację wzrostu produkcji jako ostatecznego i nie wymagającego żadnych in- 249 nych uzasadnień celu działań ludzkich. Akceptacja ta znajduje wyraz w uznaniu przez poszczególne jednostki podniesienia własnych dochodów za jedyny godziwy cel swojej działalności. Galbraith, odchodząc od utartych poglądów tradycyjnych liberałów, już od dawna kwestionował to naczelne znaczenie produkcji. W 1954 r. analizując przyczyny wielkiego kryzysu ekonomicznego pisał, że: „wartości społeczeństwa całkowicie pochłoniętego zwiększaniem majątku nie budzą zaufania". 2 Wyczerpującą natomiast analizę znaczenia produkcji przedstawił w Społeczeństwie obfitości. Wykazał w tej pracy bezzasadność wszystkich przyczyn wysokiego prestiżu produkcji. Pierwsza przyczyna miała charakter czysto historyczny i nie może służyć uzasadnieniu produkcyjności jako wartości najwyższej w społeczeństwie bogatym. Dwie ostatnie są typowym przykładem idei odzwierciedlających interesy konkretnych grup społecznych, czyli przekonań opartych przede wszystkim na kryterium przydatności dla grupy i akceptacji przez jej członków, a nie na analizie rzeczywistości. Galbraith polemizował natomiast dokładnie z tezą głoszącą, że tylko nieograniczony wzrost produkcji imoże zaspokajać potrzeby ludzkie. Konsumpcja jednego człowieka wywołuje bowiem pragnienia u innych. Oznacza to, że proces zaspokajania potrzeb jest jednocześnie procesem ich tworzenia. Szczególne znaczenie ma tu oczywiście reklama i nowoczesne techniki sprzedaży. To one w decydującej mierze tworzą potrzeby i pragnienia, które wcześniej nie istniały. Tak więc założenie, że potrzeby powstają jedynie po stronie konsumentów, nie wytrzymuje krytyki. A jeśli potrzeby są uzależnione od produkcji — dowodził Galbraith — to trudno twierdzić, że na wyższym « J. K. Galbraith, The Great Crash 1929, Boston 1954, s. 81. 250 poziomie produkcji poczucie dobrobytu jest większe niż na niższym. Wyższy stopień produkcji tworzy bowiem większe pragnienia, które także nie zawsze mogą być zaspokojone. Ten stosunek między potrzebami a poziomem produkcji nazywał Galbraith „efektem zależności". Jeśli iwięc produkcja tworzy potrzeby, to ich znaczenie w żaden sposób nie może służyć za usprawiedliwienie znaczenia samej produkcji. Tak wię.c Galbraith dowodził, że większość przyczyn, dla których produkcja stoi na pienwszym miejscu w" hierarchii wartości społeczeństwa amerykańskiego, ma charakter tradycyjno-ideolo-giczny. Nie oznacza to jednak, że można całkowicie negować jej znaczenie. Produkcja nadal pozostaje źródłem dochodów, czyli zabezpieczenia ekonomicznego ludności, i ta jej funkcja winna być starannie strzeżona. Zmienia się jedynie znaczenie produkcji w nowoczesnym, zamożnym społeczeństwie. Jej wzrost nie rozwiązuje automatycznie "wszystkicłi bolączek społecznych i nie powinien być naj-svyższym kryterium oceny osiągnięć, a w żadnym wypadku nie może być jedynym i ostatecznym celem działalności społecznej. Musi stać się środkiem do realizacji innych, wyższych celów, takich jak minimalizacja napięć społecznych 1 troska o jakość życia. Tylko tego rodzaju cele m°gą doprowadzić do osiągnięcia równowagi społecznej. Rozpowszechnione jest przekonanie, że każda społeczność w demokratyczny sposób decyduje °_ tym, jalc iwiele środków finansowych ma poświęcić na usługi publiczne. Przekonanie to jest fałszywe. Wynika bowiem z błędnej tezy o niezależne kształtowanych potrzebach konsumenta. Bio-r3c Pod u^agę „efekt zależności" można łatwo się Przekonać, że żaden obywatel nie dokonuje niezależnego wyboru. Reklama i nowoczesne techniki sprzedaży działają niemal wyłącznie na rzecz pry- 251 watnie produkowanych dóbr. Usługi publiczne pozostają zatem w tyle. Popyt na samochody będzie zawsze większy niż na parki, szpitale, a nawet drogi. „Środki masowego przekazu kierują uwagę społeczeństwa raczej na większą ilość piwa, a nie szkół."3 Równowaga społeczna wymaga zatem istnienia siły zdolnej do występowania w interesie dyskryminowanych usług publicznych. Równowaga społeczna wymaga także zmiany proporcji inwestycji w sektorze prywatnym i publicznym. Domeną publiczną są inwestycje w człowieka, w jego kwalifikację i wiedzę, a więc te nakłady, które mają decydujące znaczenie dla dalszego rozwoju społeczeństwa. Inwestycje w wychowanie i kształcenie nie tylko przesądzają o postępie technologicznym, ale także tworzą nawe potrzeby, które mogą być łatwiej zaspokajane (chodzi tu o ignorowane przez społeczeństwo produkcyjne potrzeby natury estetycznej, a przecież potrzeby te mogą być zaspokajane w dowolnej ilości, bez wywoływania napięć społecznych). Siłę, która miałaby wystąpić w interesie usług publicznych, przywrócić równowagę społeczną oraz dbać o jej utrzymanie widział Galbraith w państwie, które za pomocą odpowiedniej polityki podatkowej i inwestycyjnej powinno przejmować część rosnącego bogactwa sektora prywatnego i wykorzystywać je na rozwój sektora publicznego. Tak więc propozycja Galbraitha z okresu, gdy kryzys społeczny w USA dopiero się zarysowywał, była zgodna z tradycyjnym programem liberalnym co do konieczności aktywnej roli socjalnej państwa; odbiegała zaś od tego programu, kwestionując priorytet wartości produkcyjnych i stawiając szersze cele społeczne, dające się krótko określić pojęciem troski o jakość życia. Jednakże niepełny » J. K. Galbraith, The Affluent Soclety, New York 1958, s. 205. 252 charakter tej propozycji polegał i na tym, iż nie podejmowała ona problemu: w jaki sposób państwo ma przekształcić cele i wartości społeczne oraz czy w ogóle zdolne jest to uczynić. I znów zgodnie z tradycyjnym liberalizmem Galbraith spoglądał na państwo jako na siłę odrębną od byz-nesu i mogącą działać samodzielnie nawet wbrew woli i interesom wielkiego kapitału. Po jedenastu latach w przedmowie do kolejnego wydania Społeczeństwa obfitości Galbraith przyznał, iż nie przypuszczał, „...że reakcja na braki równowagi społecznej będzie aż tak gwałtowna".4 Kryzys społeczny lat sześćdziesiątych był dla niego właśnie ową reakcją. Prowadzi to do pytania: dlaczego w ciągu dziesięciu lat państwo nie działało na rzecz osiągnięcia równowagi społecznej. Dlaczego w dalszym ciągu wydatki publiczne i programy socjalne były niewystarczające? Czy nie można było przewidzieć, do czego doprowadzi zacofanie iw sektorze publicznym? I przede wszystkim, czy państwo nie chciało, czy też nie mogło aktywnie działać na rzecz równowagi społecznej? Odpowiedzi na te pytania można znaleźć właśnie w wydanym w 1967 r. Nowym państwie przemysłowym. Książka ta jest w pewnym stopniu kontynuacją rozważań zawartych iw Społeczeństwie obfitości. Dotyczy bowiem przyczyn i źródeł zamożności Stanów Zjednoczonych. Badaniu tych problemów Galbraith poświęcił dziesięć lat, a wynikiem tych studiów stała się głęboka analiza współczesnego amerykańskiego kapitalizmu pań-stwowo-monopoHstycznego i jego tendencji rozwojowych. W Nowym państwie przemysłowym Galbraith poruszył niesłychaną ilość fascynujących proble- 1 J. K. Galbraith, The Affluent Soclety after Ten Years, „The Atlantic", maj 1969. 253 mów współczesnego kapitalizmu, takich jak: korporacje i system przemysłowy, konieczność planowania w tym systemie, transformacja władzy, cele systemu przemysłowego, zmiana charakteru motywacji w korporacjach, nowa rola pracy itd. Przedmiot naszych rozważań nakazuje jednak skoncentrować się na koncepcji równowagi społecznej, która uległa znacznej ewolucji w stosunku do Społeczeństwa obfitości. O ile bowiem iw tamtej pracy Galbraith zajął się przede wszystkim społecznymi konsekwencjami wzrostu zamożności, o tyle w Nowym państwie przemysłowym dojrzał konsekwencje szerszych przemian ekonomicznych, społecznych i politycznych, które nastąpiły w Stanach Zjednoczonych po drugiej wojnie światowej. Proces koncentracji doprowadził do tego, że większość najważniejszych gałęzi przemysłu amerykańskiego jest kontrolowana przez kilka korporacji, dysponujących olbrzymim kapitałem oraz działających w oparciu o nowoczesną technologię i organizację pracy. Korporacje te tworzą system przemysłowy. Aparat państwowy natomiast złączył się z systemem przemysłowym, tworząc jednolite „nowe państwo przemysłowe", którego dominującą cechą jest właśnie ów system wielkich korporacji. Państiwo i system przemysłowy mają wspólne cele, a krytyka interwencji państwa ze strony przemysłu zanika. Co więcej, państwo jest potrzebne nowoczesnym korporacjom. Instytucje wojskowe dostarczają olbrzymich zamówień wielu gałęziom przemysłu. Korporacje potrzebują coraz większej ilości pracowników o wysokich kwalifikacjach. Ich zdobycie jest możliwe dzięki finansowanym przez państwo wydatkom na szkolnictwo i oświatę. W państwowych, głównie wojskowych instytucjach badawczych dokonuje się nowych odkryć i ulepszeń technologicznych, które są następnie wykorzystywane przez korporacje. Państwowa kontrola cen także służy interesom korporacji po- 254 dobnie jak regulowanie popytu przez politykę podatkową państwa. Zarówno bezpośrednie, jak i pośrednie związki państwa z sektorem prywatnym są coraz ściślejsze. Zanika granica dzieląca władzę publiczną i władzę prywatną. Przedstawiciele wielkiego byznesu zajmują eksponowane stanowiska w administracji państwowej, a państwo ulega fuzji z systemem przemysłowym. Nie można więc liczyć na to, aby państwo mogło przeciwstawić się lub przynajmniej zakwestionować cele systemu przemysłowego, a to przecież postulował Galbraith w Społeczeństwie obfitości. Obecnie cele państwa i systemu przemysłowego utożsamiły się. Ich wspólnym celem jest przetrwanie i rozwój samego systemu przemysłowego. Służyć temu ma dalszy wzrost produkcji dóbr z jednej strony oraz zapewnienie sobie aprobaty społecznej dla tej działalności z drugiej strony. Utrzymanie takiej aprobaty oczywiście nie jest zbyt trudne, gdyż cel systemu przemysłowego — iwzrost produkcji dóbr — od dłuższego czasu był na najwyższym miejscu w hierarchii wartości społeczeństwa amerykańskiego. Rozwijająca się stale reklama i inne środki perswazji zwiększają jeszcze bardziej nastroje konsumpcyjne i podkreślając wagę dóbr, podkreślają znaczenie samego systemu przemysłowego, który tych dóbr dostarcza. Dzięki temu system nie traci prestiżu społecznego. W rezultacie, dziesięć lat po opublikowaniu Społeczeństwa obfitości, Galbraith doszedł do wniosku, że krytykowana przezeń hierarchia wartości społeczeństwa konsumpcyjnego nie uległa zmianie. Przeciwnie — została wzmocniona. „Geniusz systemu przemysłowego polega na tym, że potrafi on skoordynować cele, które są odbiciem jego własnych potrzeb — (wydajną produkcję dóbr, ciągły wzrost produkcji oraz konsumpcji, preferencję dóbr nad czas wolny od pracy, nieograniczony wkład w zmiany technologiczne, dążenie do auto- 255 nomii samego systemu oraz dążenie do uzyskania odpowiedniej liczby wykwalifikowanych pracowników — z wyobrażeniami społeczeństwa na temat cnót społecznych i oświecenia ludzkiego." 6 Konkluzje badań nad systemem przemysłowym wykazały utopijność poprzedniego programu Gal-braitha oraz tradycyjnego programu liberalnego. Państwo złączone z korporacjami nie może i nie chce przeciwstawiać się celom systemu przemysłowego i zabezpieczać rozwoju sektora publicznego. Usługi publiczne nie zaspokajają bezpośrednio potrzeb systemu przemysłowego; podlegają więc dyskryminacji z jego strony. Podobnie spod kontroli systemu przemysłowego wymykają się doświadczenia estetyczne, a procedury organizacyjnej tego systemu nie da się stosować do sztuki. System przemysłowy podaje w związku z tym w wątpliwość samo znaczenie sztuki i estetyki, a jej perspektywy w państwie przemysłowym rysują się w ciemnych barwach. Jedyną siłą w nowym państwie przemysłowym jest system przemysłowy, który nie napotyka w swoim rozwoju żadnych sił przeciwdziałających i wchłania coraz większą część społeczeństwa, zostawiając na uboczu tylko tych, którzy nie są potrzebni systemowi, i ignorując usługi nie przyczyniające się bezpośrednio do jego wzrostu. On też narzuca i podtrzymuje korzystną dla siebie hierarchię wartości i celów. Konkluzje takie doprowadziły Galbraitha do wniosku, że dawny program liberalny, który widział siłę zdolną do narzucenia równowagi społecznej w państwie, jest niemożliwy do zrealizowania. Nowy liberalizm powinien więc znaleźć inną siłę, zdolną zapewnić równowagę społeczną i przekreślić monopol systemu przemysłowego na określa- 5 J. K. Galbraith, The New Industrial State, Boston 1967, s. 343. 256 nie celów społecznych. Siłę taką Galbraith widzi tym razem już nie ,na zewnątrz, lecz wewnątrz samego systemu przemysłowego. Rozwój systemu przemysłowego jest uzależniony od postępu technicznego i od postępu nauki w ogólności. W państwie przemysłowym rośnie zapotrzebowanie na pracowników o wysokich kwalifikacjach. Pracowników tych tworzy system przemysłowy i państwo. W wyniku tego procesu powstaje nowy „stan wychowawczo- naukowy" (educational and scientific estate), który składa się z ludzi wykształconych. Ich wykształcenie jest — zdaniem Galbraitha — właśnie tym czynnikiem, który może wyzwolić społeczeństwo spod kontroli systemu przemysłowego. Obecnie „stan wychowawczo-naukowy" służy celom systemu i jest całkowicie podporządkowany państwu, które sprawuje kontrolę nad uniwersytetami i instytutami badawczymi. Dzięki temu wpływy, prestiż i monolityczny charakter systemu są zagwarantowane. Galbraith sądzi, że wyzwolenie spod panowania systemu przemysłowego nastąpi wtedy, gdy „stan wychowawczo-naukowy" zdobędzie niezależność. Naukowcy powinni sobie uświadomić, jak bardzo system przemysłowy jest od nich zależny, i zdobyć dla siebie odpowiednie przywileje, które pozwolą bronić społeczeństwo przed zniewalającą władzą systemu. Wspólnota naukowa musi zdobyć autorytet w sprawach wychowania i nauki. Potrzeby systemu przemysłowego winny być dla niej drugorzędne. „Stan wychowawczo-naukowy" powinien walczyć o niezależność ekonomiczną, aby mógł swobodnie działać na rzecz celów ogólnospołecznych, intelektualnych i artystycznych. Niezależność ekonomiczna i autorytet uczynią ze „stanu wychowawczo-naukowego" siłę społeczną. Ten nowy stan intelektualistów powinien również rozstrzygnąć podstawową kwestię celów społecznych. Postęp — dowodzi Galbraith — 17 Osiatyński 257 to nie tylko wzrost produktu globalnego. Intelektualiści zaś muszą znaleźć inne oblicze postępu. „Jeżeli będziemy w dalszym ciągu wierzyli, że cele systemu przemysłowego — ekspansja produktów, iwzrost konsumpcji, postęp technologiczny i wyobrażenia społeczeństwa, które podtrzymują te cele — decydują o życiu człowieka, wówczas rzeczywiście nasze życie będzie na służbie tych celów. Będziemy mogli czynić tylko to, co jest zgodne z tymi celami, wszystko inne będzie zakazane. Nasze pragnienia będą narzucane zgodnie z potrzebami systemu przemysłowego, polityka państwowa będzie pod podobnym wpływem, edukacja będzie dostosowana do potrzeb przemysłowych, dyscyplina wymagana przez system przemysłowy stanie się konwencjonalną moralnością społeczeństwa. Wszystkie inne cele będą nieważne, zbyt wyszukane i antyspołeczne. Będziemy przywiązani do celów systemu przemysłowego. Państwo zaś doda swoją moralną, a może nawet prawną sankcję po to, by wprowadzić te cele w życie." 6 Jedynym sposobem, aby zachować (wolność i osiągnąć równowagę społeczną jest — zdaniem Galbraitha — uczynienie z systemu przemysłowego części życia podporządkowanej wszelkim innym, ważniejszym celom społeczeństwa i jednostek. W takim przypadku system przemysłowy spełni pozytywną rolę, uwalniając ludzi od licznych trudności i problemów. Jeśli cele pozaekonomiczne zostaną uznane za mające równie ważne znaczenie jak produkcja dóbr, system przemysłowy powróci na swoje miejsce jako autonomiczne ramię państwa, ale odpowiedzialne wobec wyższych celów społecznych. „Zobaczyliśmy, gdzie leży szansa zbawienia — konkluduje Gal-braith. — System przemysłowy, w odróżnieniu od swoich poprzedników ekonomicznych, ma poważne wymogi intelektualne. Tworzy dla swoich nauko- « Tamże, s. 398. 258 wych i intelektualnych potrzeb społeczność, która — miejmy nadzieję — odrzuci jego monopol na określanie celów społecznych." 7 Doszliśmy w ten sposób do istoty nowego programu liberalnego zaproponowanego przez Galbraitha. Propozycja ta odbiega od tradycyjnych celów liberałów z Partii Demokratycznej, podkreślając obok wzrostu produkcji i bardziej równomiernego podziału produktu społecznego konieczność poszukiwania nowych celów społecznych, nie podporządkowanych wyłącznie wzrostowi produkcji globalnej. Cały zaś program Galbraitha można zrekapitulować w następujących założeniach. Po pierwsze, celem nowego liberalizmu powinna być nadal troska o roziwój świadczeń socjalnych i usług publicznych. Założenie to jest zgodne z tradycyjnym liberalizmem, ale zakres postulowanej interwencji socjalnej jest dużo szerszy niż w jakimkolwiek programie najbardziej nawet liberalnego skrzydła Partii Demokratycznej w całej dotychczasowej historii USA. Po drugie, nowy liberalizm powinien dostrzec i włączyć do swojego programu politycznego cele pozaprodukcyjne, takie jak minimalizacja napięć społecznych, rozwój i upowszechnienie najbardziej wartościowej kultury, nie mającej charakteru masowej kultury konsumpcyjnej itp. Słowem, powinien troszczyć się nie tylko o efektowne wskaźniki ilościowe, ale o wspomnianą już jakość życia. Widzieliśmy, że program ten stanowi właśnie główną zmianę jakościową w stosunku do tradycyjnego liberalizmu. 8 Po trzecie, w celu realizacji powyższych zamie- 7 Tamże, s. 399. 8 Pojęcie „jakości życia" próbował wprowadzić do polityki amerykańskiej już w 1956 r. jeden z najbardziej światłych polityków amerykańskich Adlai Stevenson. Używał go on jednak w węższym znaczeniu, ograniczonym do praw obywatelskich i tradycyjnych programów socjalnych. 259 rżeń nowy liberalizm powinien walczyć o pewną socjalizację działalności korporacji. Nie ma tu oczywiście Galbraith na myśli uspołecznienia środków produkcji, lecz rozciągnięcie kontroli nad efektami działalności systemu przemysłowego właśnie w imię celów pozaprodukcyjnych. Liberalny ruch polityczny powinien umiejętnie planować, by móc przeciwstawić się skutecznemu planowaniu korporacji. Po czwarte, liberalny ruch polityczny powinien opierać się nie na przemysłowcach lub politykach, lecz przede wszystkim na środowisku intelektualnym. Tylko ono bowiem jest wrażliwe na szersze cele społeczne i może wymknąć się spod kontroli systemu. Intelektualiści powinni stworzyć niezależne centrum opozycji, które posiadałoby istotną siłę polityczną, a z czasem powinno starać się zdobyć władzę. Choć tego 'ostatniego postulatu Galbraith dosłownie nie wysuwa, trudno sobie inaczej wyobrazić możliwość skutecznego narzucenia celów i wartości, przeciwstawiających się interesom władającego obecnie systemu przemysłowego. By zrealizować ten program, „państwo przemysłowe", musiałoby stać się „państwem intelektualnym" i dopiero korzystając z aparatu państwowego przeciwstawić się systemowi przemysłowemu. Podobnie więc jak przedstawiciele Nowej Lewicy Galbraith wierzy w to, że intelektualiści mają zbawić ludzkość. Jednakże występował on zawsze ostro przeciw jakimkolwiek radykalnym środkom, zmierzającym do obalenia systemu, a zwłaszcza przeciw ekstremizmowi politycznemu Nowej Lewicy. Jego zamiarem było utrzymanie istniejącego systemu społeczno-politycznego, z wprowadzeniem do niego tylko pewnych określonych przez* siebie zmian. Żywiąc zaufanie do elastyczności amerykańskich instytucji politycznych, Galbraith widzi drogę do realizacji swojego programu w uzyskaniu niezależności i autonomii przez inteligencję, 260 najpierw w instytucjach naukowych, a następnie w tradycyjnych organach władzy kolejno na szczeblach lokalnym, stanowym i federalnym. Nowy program liberalny mógłby zatem wydawać się atrakcyjny dla zdecydowanej większości niezadowolonych, ale spokojnych jeszcze np. w 1965 czy 1966 r. studentów amerykańskich. Mieści się w nim bowiem uznanie zmienionej, większej niż kiedykolwiek roli wyższego wykształcenia, opozycja wobec celów bezosobowych organizacji oraz całego amerykańskiego systemu prze-mysłowo-państwowego, a także postulat humanizacji życia. Jednakże środki proponowane przez ekstremistów były dużo bardziej konkretne i możliwe do zastosowania niż propozycje Galbraitha. Co więcej, można odnieść wrażenie, że Galbraith w ogóle nie zaproponował żadnych środków działania możliwych do zastosowania nie tylko na uniwersytetach, ale i w skali ogólnokrajowej. I na tym właśnie polega utopijność i bezradność nowego programu liberalnego. Jest prawdą, że rośnie liczba i rola intelektualistów w „nowym państwie przemysłowym". Nie wzrasta jednak ich siła. Potęga systemu przemysłowego opiera się na doskonałej organizacji; „stan wychowawczo-naukowy" nie dysponuje natomiast żadną organizacją, a ze względu na różne orientacje społeczno- polityczne jego członków reprezentuje siłę mniejszą niż suma składających się nań jednostek. Wydaje się zatem wątpliwe, aby intelektualiści mogli kiedykolwiek stworzyć zorganizowaną siłę polityczną, i to tak potężną, by mogła się przeciwstawić systemowi przemysłowemu •i państwu. Co więcej, dzisiejsza nauka coraz rzadziej zajmuje się problematyką celów działalności społecznej; koncentruje się raczej na znalezieniu optymalnych środków realizacji celów stawianych przez politykę i gospodarkę. Tak więc raczej sy- 261 stem przemysłowy wytwarza i będzie wytwarzać nowy typ intelektualistów, podporządkowujących swoje badania celom narzuconym z zewnątrz i działających na rzecz systemu, a tak zwany „brak kręgosłupa" intelektualistów jest, niestety, zjawiskiem dość powszechnym i znamiennym. Proponowany przez Galbraitha model intelektualisty zakłada, że będzie on w swojej pracy wychowawczej i naukowej kwestionować cele i wartości cieszące się w całym społeczeństwie amerykańskim powszechnym niemal szacunkiem, nie uciekając się przy tym do radykalnych form działania. Takich niezależnych intelektualistów jest jednak bardzo niewielu i trudno przypuszczać, by mogli oni zdobyć decydujące wpływy w całym — tradycyjnie skądinąd antyintelektualnym i wierzącym w cele produkcyjne — społeczeństwie. Postulowana przez Galbraitha logokracja wydaje się zatem utopią, a perspektywy przywrócenia równowagi społecznej i zrealizowania nowego programu liberalnego w Stanach Zjednoczonych są mało realne. Wszystko wskazuje na to, że mimo olbrzymiego rozwoju gospodarczego, a może nawet po części wskutek tego rozwoju brak równowagi społecznej pozostanie nieuleczalną chorobą kapitalizmu amerykańskiego. Bezradność Galbraitha polega przede wszystkim na tym, że proponuje wprowadzenie nowej hierarchii celów i wartości, wykraczającej poza system społeczny, nie postulując istotnych przekształceń samego systemu. Mimo całej swojej bezradności twórca nowego liberalizmu fascynuje i zaciekawia. Badacza organizacji przemysłowych i społecznych Galbraith zaciekawia jako głęboki analityk współczesnego kapitalizmu państwowo-monopolistycznego. Natomiast obserwatora przemian amerykańskiej myśli społecznej zaciekawia jako ten, który — w społeczeństwie ogarniętym manią produkcyjności, wzrostu bogactwa, dochodów indywidualnych 262 i konsumpcji, stojących na szczycie hierarchii wartości i podtrzymujących całą tradycyjną mitologię, społeczno-polityczną — postawił w centrum rozważań jakość życia i zadał pytania o decydującym znaczeniu: „Jak wiele piękna można poświęcić w zamian za zwiększony dochód? Ile wartości cywilizacyjnych można utracić po to, aby dobra były bardziej skutecznie sprzedawane? Jak dalece można ograniczać wolność człowieka w celu osiągnięcia wyższego dochodu narodowego? Jak dalece wychowanie powinno być dostosowane do potrzeb produkcji sprzecznych z wymogami oświecenia? Jak wiele ryzyka militarnego można ponieść w celu udoskonalenia technologii? Jak dalece wreszcie jednostka powinna podporządkować swoją osobowość organizacjom, które zostały stworzone po to, aby zaspokajać jej potrzeby?"9 Mówiąc obrazowo, Galbraith zaciekawia jako ten, który zaproponował, by — bez względu na koszty takiej operacji i związany z nimi uszczerbek dla ilościowego wzrostu produkcji — przewody telegraficzne ciągnąć pod ziemią, tylko dlatego że zaszpecają one krajobraz. » J. K. Galbraith, The New Industrial State, op. cit., s. 407, / 7 / Rozdział XII POLITYKA CONSENSUSU Burzliwe lata sześćdziesiąte postawiły w centrum życia politycznego i dyskusji teoretycznych w Stanach Zjednoczonych kluczowy dla każdego społeczeństwa problem zmian. Z konieczności zmian zdawała sobie sprawę znaczna część polityków i myślicieli amerykańskich. O potrzebie zmian mówił w 1960 r. Kennedy i Martin Luther King, w osiem lat później mówili o niej przywódcy Czarnych Panter, działacze SDS, liberałowie, jak John K. Galbraith, a także prawicowi politycy pokroju Ronalda Reagana i George'a Wallace'a. Problem zmian stał się szczególnie ostry w obliczu różnych kierunków proponowanych przeobrażeń, nierównomiernego zainteresowania różnych grup społecznych tymi zmianami i przede wszystkim nierównomiernego podziału władzy oraz wpływów politycznych. W tej sytuacji starły się ze sobą koncepcje ewolucyjnych przekształceń i przemian drastycznych, polegających na odrzuceniu tradycyjnych instytucji politycznych. Mimo zasadniczej różnicy celów i wartości zarówno Nowa Lewica, jak i prawica wspólnie potępiały centralne instytucje systemu amerykańskiego: rząd, establishment i elitę władzy. Propagowały podobne metody i wskazywały wspólnego wroga — liberalizm. Karl Hess, który w prze- 264 mówieniach pisanych w 1964 r. dla Goldwatera podkreślał, że „ekstremizm w obronie wolności nie jest niczym złym", cztery lata później mówił: „Podobnie jak Nowa Lewica jestem przeciw władzyf...]. Jest to jeden z powodów, dla których bardzo podoba mi się wiele deklaracji i przedsięwzięć SDS." ł Sojusz prawicy i lewicy w opozycji do systemu znalazł wyraz w listopadzie 1968 ?., gdy wielu lewicowych radykałów, a także studentów popierających we wcześniejszych fazach kampanii wyborczej Roberta Kennedy'ego i Eugene McCarthy'ego, oddało swe głosy na niezależnego kandydata, symbolizującego opozycję wobec tradycyjnego systemu wyborczego — na prawicowego polityka George'a Wallace'a. W obliczu skoncentrowanego ataku Nowej Lewicy i prawicy na działające iw ramach tradycyjnych instytucji centrum polityczne zwolennicy demokracji liberalnej po raz pierwszy znaleźli się w defensywie. Radykalne metody głoszone i stosowane przez przeciwników zmusiły ich do obrony tradycyjnych instytucji oraz do dowodzenia, że w ramach tych instytucji, a nawet tylko w ramach tych instytucji można dokonać drogą ewolucyjną niezbędnych przeobrażeń. W 1968 r. obrońcy demokracji liberalnej wywodzili się głównie spośród ludzi iw mniejszym lub większm stopniu związanych z rządzącą wówczas Partią Demokratyczną. Jeden z niezależnych już wówczas liberałów prof. Arthur M. Schlesimger, Jr, krytykując konkretne posunięcia polityczne Johnsona i przyznając, że tradycyjny liberalizm w zbyt wielkim stopniu był polityką stałych obietnic i tłumaczeń z powodu ich niedotrzymania, bronił demokracji liberalnej. Dowodził, że w obliczu stałego wzrostu przestępczości, gwałtów i zaburzeń postawa Nowej Lewicy, 1 Cyt. za A. M. Schlesinger, Jr, The Prospects for Politics, w: The Crlsls..., s. 251. 265 która, propagując stosowanie przemocy, „racjonalizuje strumień nienawiści oraz przemocy w naszej tradycji narodowej"2, jest szkodliwa sama przez się. Wykazywał on ponadto, że przemoc nie może przynieść lewicy korzyści. Po ewentualnym zniszczeniu demokracji zwycięstwo może przypaść w udziale tylko tym, którzy będą umieli najlepiej i najbardziej bezwzględnie używać przemocy, czyli prawicy. Żaden przywódca lewicy nie będzie w stanie wyprowadzić na ulicę większej liczby uzbrojonych i pozbawionych skrupułów ludzi niż George Wallace. W związku z tym jedyną racjonalną i bezpieczną polityką — zdaniem Schlesingera — jest polityka oparta na zgodnej woli większości, czyli związana opinią publiczną demokracja liberalna. Program działania każdej dążącej do postępu grupy politycznej nie powinien zmierzać do odrzucenia tradycyjnych instytucji, lecz do walki z konkretnymi wadami naszych czasów. W walce tej nie powinno się poświęcać wolności ani rozumu, które leżą u podstaw każdego społeczeństwa — konkluduje Schlesinger. Dowodzi on także, że oparte na opinii publicznej procesy demokratyczne nadal skutecznie funkcjonują w społeczeństwie amerykańskim, i jako dowód tej skuteczności powołuje fakt, że w 1968 r. opinia publiczna pokonała prezydenta Johnsona, zmuszając go do podjęcia decyzji o nieubieganiu się o ponowny wybór. Inny liberał, dużo ściślej związany z administracją demokratyczną, mianowany w 1965 r. przez prezydenta Johnsona sędzią Sądu Najwyższego Abe Fortas, podjął obronę demokracji liberalnej na gruncie tradycyjnej koncepcji „rządów prawa" (rule oj law). W wydanej w lipcu 1968 r. w przeszło 2 A. M. Schlesinger, Jr, Violence as an American Way of Life, w: The Crisis..., s. 44. 263 milionowym nakładzie książce Concerning Dissent and Civil Disobedience (W sprawie odmiennych poglądów i nieposłuszeństwa obywatelskiego) Fortas wykazał wszystkie charakterystyczne cechy liberałów amerykańskich. Napisał mianowicie wiele ciepłych słów o motywach walczących Murzynów i młodzieży demonstrującej na uniwersytetach oraz uznał ich bunt przeciw obowiązującym wzorom społecznym za wartościowy, potępiając nie-praworządne formy, w jakich bunt ten się przejawia. Dowodził, że opozycja ma konstytucyjnie zagwarantowane środki wyrażania swego protestu w postaci praw i swobód politycznych i tylko stosowanie tych środków może przynieść rezultaty. „Przemoc zaś nigdy nie odniosła zwycięstwa i nie spowodowała istotnych reform w otwartym społeczeństwie, w którym istnieją inne możliwości zdobywania poparcia dla własnej sprawy i przeprowadzania zmian rządu lub jego polityki." 3 W Stanach Zjednoczonych zaś skutecznie funkcjonują — zdaniem Fortasa — takie na. in. środki rozstrzygania konfliktów pomiędzy państwem a jednostkami lub grupami, jak możliwość zaskarżenia każdej decyzji władzy państwcwej do sądu czy też instytucje wyborcze. Podstawowym warunkiem wolności jednostek i istnienia państwa są rządy prawa i w związku z tym wszelkie środki protestu oraz działania zmierzające do osiągnięcia zmian muszą być zgodne z prawem. Tolerowanie zaś przemocy zawiera ryzyko zniszczenia podstaw praworządnego społeczeństwa. Najbardziej rozwiniętą obronę demokracji liberalnej przedstawił znany publicysta amerykański, laureat nagrody Pulitzera, doradca Adlai Steven-sona w czasie kampanii wyborczej w 1952 r. i Hu- • A. Fortas, Concerning Dissent and Civil Disobedience, New York 1968, s. 80. 267 berta Hamphreya w dwanaście lat później, profesor nauk politycznych Sidney Hyman. Centralnym punktem jego koncepcji jest pojęcie consensusu. Słowo to w łacinie oznacza „zgodność", „zgodę", „jedność", w języku zaś angielskim „zgodę" lub „jednomyślność". W amerykańskiej tradycji politycznej pod pojęciem consensusu rozumiano m. in. „prawa rozumu", „prawa naturalne", „zwyczaje i powszechne w społeczności poglądy", „wspólne dobro", „zgodę rządzonych", „jedność pośród różnorodności", „rząd większości", „współdziałające większości" czy wreszcie „opinię publiczną", a więc niemal wszystkie zasady, które legły u podstaw i weszły w skład rozwiniętej teorii demokracji liberalnej. W najszerszym znaczeniu politycznym pod pojęciem consensusu można rozumieć powszechną zgodę, w skrajnych przypadkach graniczącą niemal z jednomyślnością co do wartości i celów społecznych, a nawet co do środków realizacji tych celów i wartości. Sidney Hyman przyjmuje za punkt wyjścia teorii consensusu podstawowe założenie demokracji, zgodnie z którym o kształcie społeczeństwa, jego celach i polityce ma decydować wola większości. Po to jednak, by demokracja nie stała się tyranią liczebnej większości 51%, consensus musi przejawiać się w poszukiwaniu zbieżnych interesów różnych grup społecznych, czyli wspólnego dobra. „Consensus dąży do stworzenia warunków, iw których różnice mogą być wspólnie określone, przemyślane i .rozwiązane na drodze kompromisu, w celu rozszerzenia jednomyślności i wzajemnego zrozumienia." 4 Koniecznym warunkiem polityki consensusu jest dyscyplina społeczno-polityczna zarówno większości, jak i mniejszości. Większość nie ma prawa nisz- 4 S. Hyman, The Politics of Consensus, New York 1968, S. 41. 268 czyć mniejszości, lecz powinna uwzględniać jej interesy, zezwalać na głoszenie swoich poglądów i zdobywanie poparcia, co w efekcie może prowadzić do stworzenia nowej większości i nowego consensusu. Mniejszość natomiast powinna mieć zaufanie do większości i podporządkowywać się jej decyzjom. Dyscyplina społeczna ma się przejawiać W podporządkowaniu konstytucyjnym, instytucjonalnym wymogom procesu politycznego. Tak więc koncepcja consensusu jest jedynie bardziej rozwiniętą teorią polityczną, lecz w interesującym nas aspekcie niewiele różni się od teorii demokracji liberalnej bronionej przez Schlesingera czy też — z nieco odmiennego punktu widzenia — przez For-tasa. Począwszy od lat trzydziestych, w obliczu kryzysu i wyraźniejszego niż wcześniej zróżnicowania interesów różnych grup społecznych amerykańscy myśliciele polityczni coraz częściej używali pojęcia consensus w znaczeniu poszukiwania, ujawniania i realizowania zbieżnych interesów różnych grup, łącznie stanowiących znaczną większość społeczeństwa. Zdecydowane zwycięstwo wyborcze F. D. Roo- sevelta w 1936 r. było m. in. wyrazem szerokiego consensusu opartego na programie reform wewnętrznych. W latach pięćdziesiątych proces osiągania i funkcjonowania consensusu analizowali z różnych punktów widzenia tacy myśliciele polityczni, jak John Courtney Murray, Adolf Berle, Reinhold Niebuhr czy Walter Lippmann, który w pracy The Public Philosophy z 1955 r. postulował odrodzenie tzw. „filozofii publicznej", podtrzymującej jedność społeczeństwa i będącej podstawą jednomyślności. Szersze znaczenie społeczno-polityczne w skali ogólnoamerykańskiej consensus uzyskał w 1964 r. Właśnie wówczas prezydent Johnson propagował hasło: „myślmy i działajmy razem", niezależnie od dotychczasowych różnic przynależności czy sympatii partyjnych. Jego oszałamiające zwycięstwo nad 269 Goldwaterem było rozumiane jako osiągnięcie niespotykanej wcześniej jednomyślności. Nic więc dziwnego, że odtąd stosunek większości Amerykanów do polityki consensusu wiązał się z ich indywidualnym stosunkiem do celów politycznych i metod stosowanych przez Johnsona. Pierwsze dwa lata jego rządów były sukcesem. Polityka wewnętrzna Johnsona zyskiwała powszechne niemal uznanie; pomiędzy administracją a Kongresem panowała zgoda i nikt nie mówił jeszcze o „kryzysie zaufania", a wręcz przeciwnie, liberałowie mówili o „niewiarygodnym fakcie", że Johnsonowi udało się nadać formę ustaw wszystkim niemal projektom wysuwanym przez liberałów od czasu Nowego Ładu. Od końca 1965 r. zmiana stosunku do polityki Johnsona spowodowała zmianę stosunku do consensusu. Eskalacja wojny w Wietnamie i ignorowanie Kongresu przy podejmowaniu podstawowych decyzji doprowadziły do rosnących rozbieżności pomiędzy władzą wykonawczą a ustawodawczą. Manipulowanie opinią publiczną oraz częste wprowadzanie w błąd prasy, uznawanej w tradycyjnej koncepcji demokracji liberalnej za niezwykle istotny organ kontroli demokratycznej, doprowadziło do rosnącego kryzysu zaufania. Rezultatem cynizmu politycznego Johnsona było także niepowodzenie programu Wielkiego Społeczeństwa. Consensus z 1964 r. bardzo szybko zanikał. Po wyborach do Senatu iw 1966 ?., gdy demokraci stracili wiele foteli na rzecz republikanów, mimo utrzymania przewagi przez Partię Demokratyczną nie było już mowy o zdecydowanej większości graniczącej z jednomyślnością w Kongresie. Partia Republikańska znów stała się silną opozycją, utrudniającą działanie administracji i stawiającą odmienne cele polityczne. Coraz częściej dowodzono, że consensus trzeba zastąpić silnym przywództwem (ieadership), przy czym — jak już wskazywaliśmy — różne gru- 270 py w różny sposób rozumiały to przywództwo, często całkowicie odrzucając koncepcję demokracji liberalnej i parlamentarno-prezydenckich rządów większości. Dla najbardziej radykalnych ugrupowań słowo „consensus", podobnie jak „liberał", stało się epitetem. W tej sytuacji podjęta przez Hymana obrona polityki consensusu musiała zmierzać w dwóch kierunkach: po pierwsze, starał się on dowieść, że ze względów historyczno-ustrojowych consensus jest w Stanach Zjednoczonych koniecznością i jedyną możliwą polityką, i po drugie, że aktualnie funkcjonujące instytucje polityczne rzeczywiście służą, a raczej mogą służyć osiąganiu jednomyślności oraz realizacji osiągniętej w ten sposób woli większości. Tylko bowiem tego rodzaju dowód mógł oderwać pojęcie consensusu od błędnej, powszechnie krytykowanej i zakończonej niepowodzeniem polityki Johnsona. Hyman szeroko zanalizował różnorodne przyczyny, które złożyły się na to, że polityka consensusu była i nadal pozostaje koniecznością dla Stanów Zjednoczonych. Zaliczył do nich charakter stosunków między społeczeństwem a państwem, wywodzącym się z klasycznej niemal umowy społecznej; konieczność zapewnienia możliwości pokojowych przemian w państwie, które powstało w wyniku przemocy skierowanej przeciw rządom angielskim; pluralistyczny charakter Konstytucji USA, który w powiązaniu z federalizmem powodował, że każdy obywatel jednocześnie należy do wielu różnych społeczności politycznych; możliwość elastycznego stosowania Konstytucji na drodze orzecznictwa Sądu Najwyższego; utrzymanie równowagi między zasadami tradycji i porządku zawartymi w Konstytucji a hasłami wolności i przemian, znajdującymi się w Deklaracji Niepodległości, oraz konieczność osiągnięcia i utrzymania harmonii między rasami — nie powinna ona opierać się na biernej 271 akceptacji zasad narzuconych Murzynom przez silniejszych politycznie białych, lecz właśnie na jak najszerszej zgodności interesów, celów i wartości obu ras, którą to zgodność może ujawniać i realizować jedynie polityka consensusu. Zdaniem Hymana wszystkie te czynniki, występując łącznie, złożyły się na to, że polityka consensusu, a nie dominacja jakiejkolwiek grupy lub na-iwet nieograniczona władza aktualnej większości, jest jedyną możliwą metodą społeczno-politycznego rozwoju USA. Polityka consensusu ma się realizować — zdaniem Hymana — za pośrednictwem tradycyjnych instytucji politycznych i w ramach procesów przebiegających w tych instytucjach. W rozumowaniu Hymana państwo reprezentuje elementy „apoliń-skie" — jest wcieleniem rozumu oraz racjonalnych nakazów i zakazów; w społeczeństwie zaś dominują instynktowne elementy „dionizyjskie", które skądinąd są źródłem niespożytej niemal energii. Państwo i społeczeństwo pozostawione same sobie dochodzą do ekstremów; połączone natomiast i pogodzone ze sobą zapewniają energię i rozum zarazem. Toteż celem całej struktury politycznej Stanów Zjednoczonych ma być: „tworzenie ram dla polityki consensusu, dzięki której apoliński charakter amerykańskiego państwa narodowego, i dionizyjski charakter społeczeństwa amerykańskiego nie dochodzą do ekstremów, lecz odwrotnie, godzą się nawzajem dla obopólnych korzyści" 5. Patrząc z takiej perspektywy, Hyman dowodzi, że główną funkcją amerykańskich partii politycznych jest pośredniczenie pomiędzy państwem a społeczeństwem. Partie polityczne iwypracowują porozumienia i kompromisy, dzięki którym instynktowne propozycje wychodzące ze społeczeństwa przechodzą do prawotwórczej i rozumnej 5 Tamże, s. 74. 272 struktury państwowej. Po wprowadzeniu propozycji w życie, czyli nadaniu jej odpowiedniej formy ustawodawczej, partia ma wracać do społeczeństwa ,w poszukiwaniu nowych źródeł energii społecznej. Tak więc partie wszczepiają państwu ducha społecznego i zarazem czynią państwo odpowiedzialnym przed społeczeństwem. Kierują zrodzone w społeczeństwie dążenia do zmian w kanały konstytucyjne oraz utrzymują wiarę społeczeństwa w celowość i skuteczność istniejącej struktury politycznej. Bezpośrednim efektem ich działania — zdaniem Hymana — jest zawsze ochrona i umacnianie consensusu. Podobne funkcje spełniają i mogą nadal spełniać iwielcy przywódcy, jak Jefferson, Hamilton, Lincoln i inni, którzy wpływali na świadomość współczesnych oraz następnych pokoleń. W ten sposób Hyman próbuje pogodzić przeciwstawione sobie pod koniec prezydentury Johnsona koncepcje consensusu i przywództwa. Przywódcy mianowicie, wpływając na poglądy społeczeństwa, przyczyniają się do tworzenia szerokiej zgody, a czasem nawet jednomyślności, czyli consensusu. Wybory prezydenckie także odgrywają istotną rolę iw polityce consensusu. Już sam akt wyborczy jest dowodem uznania racjonalności istniejących instytucji politycznych, a przez wybory osiąga się consensus, który dotyczy rządu wybranego przez więksizość. Consensus taki ima jednak charakter czysto formalny, w związku z czym Hyman, analizując rolę wyborów prezydenckich, poszukuje consensusu wykraczającego ???? samą procedurę głosowania i sprawowania urzędu, czyli takiej zgodności, która dotyczyłaby stałej cyrkulacji różnorodnych opinii, interesów i przekonań w społeczeństwie, a więc problemu stosowania ogólnych zasad prawa do spraw konkretnych. Uznaje on, że właśnie jedynie prezydent wyposażony w olbrzymią władzę może brać pod uwagę zmieniające się 18 Osiatyński 273 wydarzenia. Nadużycie zaś tej władzy jest mało prawdopodobne, gdyż jest ona ograniczona prawem, a władza ustawodawcza spoczywa w rękach oddzielonych od egzekutywy Kongresu i Sądu Najwyższego. Prezydent, chcąc wpłynąć na zmianę nieodpowiednich — jego zdaniem — ustaw, musi stać się rzeczywistym przywódcą, mówiącym obywatelom o tym, co jest, i o tym, co być powinno. Jego świadomość musi się stać źródłem świadomości innych. Dopiero wówczas będzie miał szanse wpłynięcia na decyzje władzy ustawodawczej, która także związana jest wolą rządzonych. Taka zaś rola prezydenta pozostaje w bezpośrednim stosunku do ujawniania i rozszerzania zakresu zbieżnych interesów oraz przekonywania społeczeństwa o tej zbieżności, czyli do polityki consensusu. Polityka consensusu znajduje miejsce na protest (ten nie powinien jednak przybierać radykalnych form) określany pojęciem „nieposłuszeństwa obywatelskiego" (civil disobedience). Celem wszelkiego protestu powinno być tworzenie nowej szerokiej zgodności postaw, popierającej postulowane przez protestujących zmiany. Toteż protestujący musi doskonale zdawać sobie sprawę z tego, dlaczego protestuje, przeciw czemu, czego chce i jak można osiągnąć to, czego chce. W przeciwnym razie protest jego -nie miałby sensu, gdyż nie tworzyłby nowego consensusu. W warunkach polityki konstytucyjnej nieposłuszeństwo obywatelskie musi być skierowane przeciw konkretnym przepisom prawa, nie zaś przeciw prawu w ogólności; protest musi być aktem publicznym, nie prywatnym, gdyż tylko w ten sposób może spełniać funkcję perswazji i zdobywania poparcia, a protestujący musi z góry zgodzić się na konieczność poniesienia sankcji za złamanie przepisu prawnego. Ponadto działalność taką można podjąć dopiero po wyczerpaniu wszelkich środków konstytucyjnych. Powyższe wymogi pod adresem protestujących Hyman opiera na zało- 274 żeniu, że interesy indywidualne lub grupowe nie uprawniają do niszczenia praw, niezbędnych w każdym społeczeństwie. Z drugiej jednak strony bardzo często postęp osiąga się dzięki poświęceniu jednostek. Dlatego też tylko polityka consensusu jest w stanie zmobilizować poparcie społeczeństwa po stronie porządku lub po stronie tych, którzy łamią prawo uznane przez nich za niesprawiedliwe. Słowem, tylko większość jest władna decydować o tym, czy protesujący w drodze naruszania prawa miał rację. Hyman przeciwstawia się także dość rozpowszechnionym w USA poglądom głoszącym, że w nowoczesnym społeczeństwie, w warunkach „mieszanej gospodarki" państwowo- kapitalistycz-nej, specjalizacji i eksplozji informacyjnej, tradycyjne organy demokratyczne przestają być kompetentne, w związku z czym władza powinna przejść i — jak dowodzą niektórzy — przechodzi w ręce ekspertów i naukowców. Uważa on, że naukowcy i eksperci nie są nieomylni ani bardziej kompetentni w sprawach moralno-politycznych od przeciętnego obywatela. W odróżnieniu od Galbraitha czy Schlesingera uważa, że ludzie idei powinni działać jako indywidua, a nie jako odrębna klasa. Powinni brać równy innym udział w procesie wymiany opinii i tworzenia każdorazowego consensusu. Przede (wszystkim zaś powinno ożywić się siłę równoważącą działanie zekspertyzowanej egzekutywy. Siłą taką powinien być bezpośredni organ ludu, czyli Kongres. Obecnie członkowie Izby Reprezentantów i Senatu znajdują się pod zbyt silnym naciskiem wyborców i interesów lokalnych. Załatwiają oni masę nieistotnych spraw o niewielkim znaczeniu. Nie wykazują w zasadzie żadnej inicjatywy ustawodawczej, lecz ograniczają się do przyjmowania lub odrzucania projektów ustaw wnoszonych przez administrację. Powyższe przyczyny oraz pojmowanie mandatu przede wszystkim w katego- 273 riach kolejnego sukcesu wyborczego powodują znaczne osłabienie władzy ustawodawczej w stosunku do wykonawczej, co rażąco odbiega od tradycyjnej zasady demokracji liberalnej — równowagi rozdzielonych władz. W związku z tym Kongres winien ulec zasadniczej reorganizacji, tak by przestał być biernym ciałem i znów stał się aktywnym instrumentem rządzenia we własnym interesie i w interesie wyborców. Musi stać się partnerem lub rywalem egzekutywy, zdolnym oceniać jej działanie i podejmować samodzielne kroki. Główną zaś funkcją Kongresu powinno być ujawnianie zbieżnych interesów większości społeczeństwa, czyli tworzenie i podtrzymywanie consensusu, określającego granice, których nie może przekraczać swobodne działanie władzy wykonawczej. Tak funkcjonujący Kongres będzie — zdaniem Hymana — w stanie wprowadzać w życie wszelkie postulaty zmian, uwzględniające interesy większości lub nawet tylko możliwe do przyjęcia przez większość, choć zarazem uwzględniające interesy mniejszości. Tak więc w części postulatywnej cała teoria consensusu rozwinięta przez Sidneya Hymana sprowadza się do propozycji przywrócenia znaczenia Kongresu, propozycji szczególnie istotnej w obliczu rzeczywistego wzrostu uprawnień władzy wykonawczej w ciągu ostatnich trzydziestu lat oraz całkowitego niemal ignorowania Kongresu przez prezydenta Johnsona w sprawach związanych z wojną w Wietnamie. Postulat ten był wysuwany przez licznych kongresmenów amerykańskich, a zwłaszcza przez przewodniczącego senackiej Komisji Spraw Zagranicznych, J. Williama Fulbrighta, którego współpracownikiem był zresztą przed laty sam Hyrnan. Zarysowana powyżej teoria consensusu stawia istotne problemy teoretyczne. Koncepcja ta pokrywa się w zasadzie z całą amerykańską teorią demo- 276 kracji liberalnej i różni się od niej przede wszystkim tym, że używając pojęcia „consensus", rozszerza zakres większości od demokratycznego minimum 51°/o po dużo szerszą zgodność, a nawet niemal jednomyślność. Poglądy Sidneya Hymana nie są też niczym nowym, wręcz przeciwnie, zasadnicze zręby przedstawionej przez niego koncepcji przewijają się przez znaczną część amerykańskich podręczników nauk politycznych i prac z tej dziedziny. W pracach tych często używane są pojęcia o charakterze przede wszystkim emocjonalnym, takie jak: demokracja, wolność, praworządność, sprawiedliwość itp., co dodatkowo zwiększa atrakcyjność propagowanej przez nie teorii. Jednakże teoria ta kryje w sobie wszystkie słabości tradycyjnej amerykańskiej koncepcji demokracji liberalnej, a w wersji zaprezentowanej przez Hymana ułatwia nawet dojrzenie tych słabości. Otóż prof. Hyman niezwykle misternie przedstawił względy natury historyczno- ustrojowej, które zdecydowały o tym, że polityka consensusu (czy szerzej — demokracja liberalna) stała się w Stanach Zjednoczonych koniecznością. Nie wdając się w dyskusję z poszczególnymi tezami Hymana, wypada stwierdzić, że cały ten wywód z teoretycznego punktu widzenia był niezbyt potrzebny. Każda bowiem polityka zawsze i wszędzie dążyła do stworzenia zgodności postaw, a w krańcowych przypadkach jednomyślności całego społeczeństwa. Społeczeństwa składają się ż różnorodnych grup o różnych, często sprzecznych interesach. Trwałość społeczeństwa warunkuje więc istnienie czynników integrujących jego części składowe. Czynnikiem integracji może być przymus lub zgodność postaw, celów i wartości społecznych. Od najwcześniejszych czasów politycy zdawali sobie sprawę z tego, że drugi czynnik integracji jest bez porównania trwalszy i w efekcie skuteczniejszy. Nic więc dziwnego, że wykorzystywali w celu uzyskania zgodności 277 postaw nurtujące społeczeństwa idee, religie, poczucie przynależności narodowej, kulturę, a czasem hasła i slogany oraz podobne czynniki integrujące, które mogą niekiedy obejmować zdecydowaną większość społeczeństwa. Tak więc zasada consensusu, podkreślająca konieczność jak najszerszej integracji społecznej, nie była i nie jest niczym swoistym dla Stanów Zjednoczonych. Swoiste natomiast było to, co miało integrować społeczeństwo. W zróżnicowanym etnicznie, religijnie i kulturowo społeczeństwie głównym czynnikiem integracji były instytucje społeczno--polityczne, które zdawały się warunkować możliwości rozwoju ekonomicznego obywateli. Nic więc dziwnego, że teoria demokracji liberalnej zajęła tak eksponowane miejsce w tradycyjnej amerykańskiej mitologii społeczno-politycznej. Z tego punktu widzenia wiara w gospodarkę kapitalistyczną i w instytucje demokracji liberalnej, zapewniające funkcjonowanie tej gospodarki, spełniała swoistą funkcję „religii politycznej" USA. Po prostu z braku innych ponadgrupowych czynników integracji społecznej czynnikiem integracji stała się sama wiara w konieczność tejże integracji, osiąganej na drodze realizowania zgodnej woli większości, azyli demokracji. Spójrzmy teraz na zabieg zastosowany przez Sidneya Hymana pamiętając, że zabieg taki ma dość długie tradycje w amerykańskiej literaturze społeczno-politycznej. Otóż Hyman dowodzi, że consensus jest absolutną koniecznością dla Stanów Zjednoczonych i niemal najwyższym dobrem, a następnie wykazuje, że tradycyjne instytucje polityczne służą polityce consensusu. I one więc są doskonałe, skoro służą realizacji najwyższego dobra. Funkcją teorii consensusu staje się więc obrona instytucjonalnego status quo, zresztą obrona wyjątkowo skuteczna, jeśli amerykańskie instytucje polityczne nie musiały zmieniać swego prawne- 278 go kształtu od niemal dwustu lat. Z drugiej strony jest to obrona pozorna i przede wszystkim propagandowa, skoro niemal całkowicie zmieniło się funkcjonowanie i rola tych formalnie niezmienionych instytucji. Profesor Hyman dowodzi, że amerykańskie instytucje służą poszerzaniu consensusu. W praktyce jednak partie polityczne bez mała od stu lat nie wypracowują już kompromisów i porozumień, lecz funkcjonują głównie w okresie kampanii wyborczych jako instrument selekcji kandydatów na stanowiska polityczne. System wyborczy natomiast ma na celu uzyskanie poparcia większości dla jednego z odpowiednio dobranych przez rządzącą koalicję kandydatów. Cały amerykański system polityczny — podobnie jak każdy — spełnia w istocie niezwykle ważną funkcję narzędzia manipulacji społeczeństwem przez grupy sprawujące kontrolę nad tym systemem. Można twierdzić, że jako narzędzie manipulacji system polityczny tworzy zgodność postaw, ale zgodność ta ma więcej wspólnego z ukrytym przymusem aniżeli z rządem lub realizacją interesów większości, a tym bardziej całego społeczeństwa. Profesorowie Schlesinger i Hyman dowodzą, że zmiany powinny odbywać się w ramach porządku prawnego i istniejących instytucji politycznych. Jest jednak oczywiste, że zakres możliwych zmian w systemie zdominowanym i kontrolowanym przez jakąkolwiek elitę polityczną nie może być zbyt szeroki, a w żadnym wypadku nie może naruszać interesów tej elity. Przecież główną funkcją instytucji politycznych jest właśnie obrona interesów rządzących, podobnie jak główną funkcją prawa jest obrona interesów ustawodawcy, toteż propozycja Fortasa, głosząca, że protest nie może naruszać ustalonego porządku prawnego, ma równie zachowawczy charakter. Obrońcy koncepcji demokracji liberalnej czy 279 consensusu, czyli tradycyjnych instytucji politycznych USA, wyrażają niekiedy zgodę na reformy niektórych z tych instytucji, a czasem nawet wysuwają postulaty takich reform. Reformy takie mają jednak na celu umocnienie, a nie naruszenie całej struktury politycznej, skutecznie broniącej interesów rządzących. Istotny sens wywodów Hymana — niezależnie od intencji autora — można więc przedstawić następująco: Brońmy tradycyjnej demokracji liberalnej, bo jest ona bez porównania lepsza i bezpieczniejsza niż jawna przemoc, do której nawołuje prawica. Zmieńmy protest w politykę consensusu i skierujmy go z powrotem w ramy instytucji politycznych, bo są one bezpieczne i pewne. W ramach tych instytucji zgodzimy się na wszelką demokrację, która i tak jest formalna, i na wszelką krytykę, a nawet na wolność polityczną dla przeciwników, dopóki nie są w stanie zagrozić aktualnej strukturze władzy. Zagrożą zaś dopiero wtedy, gdy obalą istniejące instytucje. Instytucje bronią interesów rządzącej koalicji, tradycyjna zaś mitologia społeczno-polityczna i w jej ramach wszelkie odmiany teorii demokracji liberalnej podtrzymują wiarę społeczeństwa w doskonałość tych instytucji. Nic więc dziwnego, że obrońcy zasad demokracji liberalnej stanęli w ostatnich latach bezradni wobec zasadniczego problemu współczesnych Stanów Zjednoczonych: żądania dość daleko idących zmian oraz oporu silnych ekonomicznie i politycznie grup wobec tych żądań. Mimo bowiem sympatii licznych liberałów w rodzaju Schlesingera, Hymana, Fortasa i Galbraitha wobec grup znajdujących się na marginesie i mimo wysuwanych przez tychże myślicieli postulatów ewolucyjnych reform, pielęgnowana przez nich tradycyjna teoria demokracji liberalnej skutecznie broni interesów grup sprawujących kontrolę nad systemem i korzystnego dla nich status quo. Rozdział XIII MIT POKOJOWEGO POSTĘPU Jednym z podstawowych założeń teoretycznych demokracji liberalnej jest koncepcja pokojowego postępu. Zgodnie z tą koncepcją Stany Zjednoczone mają być jedynym krajem, w którym grupy o całkowicie odmiennych, a nawet sprzecznych interesach dochodziły do załagodzenia różnic drogą pokojową. Każda z różnorodnych grup mogła uzyskać właściwy udział we władzy, bogactwie i prestiżu, prowadząc grę polityczną w ramach reguł określonych zasadami demokracji liberalnej. W rezultacie postęp odbywał się bez gwałtownych konfliktów pomiędzy grupami, gdyż nie było potrzeby stosowania przemocy politycznej. Założenie pokojowego postępu głosi, że masowa przemoc grupowa jest anomalią. Jest ona zawsze wynikiem specyficznych cech grupowych, takich jak brak szacunku dla prawa, histeria tłumów itp., a nie takich cech systemu społeczno- politycznego, jak elitaryzm, niedopuszczanie mniejszości do pełnego udziału w życiu społeczno-politycznym czy też eksploatacja ekonomiczna. Utrzymywanie teorii pokojowego postępu wymagało także w różnych okresach czasu rozpowszechniania różnorodnych stereotypów rasistowskich, takich jak „dziki Indianin", „nieokrzesany Irlandczyk" czy też „niezdolny do zasymilowania się Murzyn". Stereotypy te miały na celu wytłumaczenie stosowanej przez te grupy (a także wobec tych 281 grup) przemocy, nie dotykając istniejącego systemu społeczno-politycznego. Nawet w okresie nasilenia zamieszek rasowych zwolennicy koncepcji pokojowego postępu tłumaczyli je na zasadzie wyjątku potwierdzającego regułę, widząc ich przyczyny w tradycyjnej niezdolności Murzynów do adaptacji społecznej. W efekcie założenie, że przemoc nie jest cechą amerykańską, prowadziło do konkluzji, że ludzie odwołujący się do przemocy są „antyamerykań-scy", „wyobcowani ze społeczeństwa", są „agentami obcego mocarstwa" lub „istotami niższymi rasowo". Z przekonania o anormalności wewnętrznej przemocy politycznej wynikał także wniosek, że wszelkie powstania i rebelie w USA zawsze były bezużyteczne i niekonieczne. Nie sposób przyjąć innych wniosków przy charakteryzującym awolen-ników demokracji liberalnej założeniu, że tradycyjne instytucje społeczno-polityczne w wystarczający sposób zapewniają realizację interesów mniejszości nie dopuszczonych do koalicji i znajdujących się na marginesie życia politycznego. Zarysowana powyżej koncepcja pokojowego postępu dotyczy dwu podstawowych problemów współczesnych Stanów Zjednoczonych — zmian oraz przemocy politycznej. Nic więc dziwnego, że w ostatnich latach ukazały się w USA liczne prace poddające tę koncepcję mniej lub bardziej szczegółowej analizie. Jedną z najciekawszych jest praca profesora nauk politycznych na uniwersytecie im. Roosevelta, autora licznych studiów dotyczących przemocy politycznej, przestępczości i kryzysu miast, doradcy Krajowej Komisji do Spraw Przyczyn i Zapobiegania Przestępczości, Richarda E. Rubinsteina, zatytułowana Rebels in Eden (Zbuntowani w Edenie).1 Książka ta daje niezwy- 1 R. E. Rubinstein, Rebels in Eden. Mass Political Violence in the United States, Boston-Toronto 1970. 282 kle starannie udokumentowane odpowiedzi na liczne pytania dotyczące współczesnej sytuacji w USA. Istotnie odbiega ona zarówno od literatury Nowej Lewicy lub prawicy, jak też od wywodów mieszczących się w ramach tradycyjnej mitologii demokracji liberalnej, rozpatrując aktualny kryzys społeczny oraz problemy przemocy i zmian na tle rzeczywistego funkcjonowania systemu społeczno-- politycznego USA. Waga poruszanych problemów i dość unikalna pozycja tej książki w amerykańskiej literaturze politycznej oraz dość duża — jak się wydaje — trafność analiz, skłaniają do starannego przedstawienia wywodów R. Rubinsteina w niniejszej pracy. Autor dowodzi, że założenie pokojowego postępu jest fałszywe. „Przez ponad dwieście lat, od czasu wojen z Indianami i powstań farmerów w XVIII w. aż po konflikty między pracodawcami a robotnikami oraz zaburzenia rasowe w latach dwudziestych XX tw., Stany Zjednoczone przeżywały powtarzające się okresy stosowania przemocy masowej, mającej związek ze społecznymi, politycznymi i ekonomicznymi celami grup rebeliantów." 2 Nie jest bowiem prawdą, że tradycyjne instytucje polityczne umożliwiały wszystkim większym gru-gom z marginesu pokojowy awans do rządzącej koalicji. Przeciwnie, amerykańskie indywidualistyczne instytucje polityczne ułatwiały awans raczej utalentowanych jednostek niż grup społecznych. W większości zaś grupy, które zaczynały stosować przemoc, uciekały się do niej dopiero po długim okresie bezowocnych, pokojowych starań, podczas których starały się wykorzystać instytucjonalnie dopuszczalne metody. Podobnie fałszywe jest przekonanie, że istniejący porządek jest zdolny do samodzielnych przekształceń oraz że grupy sprawujące władzę są gotowe dzielić tę wła- ? Tamże, s. 7. 283 dzę z grupami z marginesu, nie będąc do tego doprowadzone przemocą lub groźbą jej zastosowania. Aktualna sytuacja polityczna w USA stwarza szczególnie podatne (warunki do pojawienia się masowej przemocy politycznej na nieznaną uprzednio skalę. Oto w miejsce ścisłej elity byznesu z lat dwudziestych od czasów Nowego Ładu władzę sprawuje dużo szersza koalicja rządowa, w skład której poza byznesem weszli przedstawiciele takich m. in. dawniejszych grup z marginesu, jak związki zawodowe, farmerzy i (większość „nowych" imigrantów z lat 1880—1920. Istnienie tej właśnie koalicji, która sprawuje władzę za pośrednictwem silnie scentralizowanej biurokracji federalnej, powoduje utrzymywanie słabszych grup na marginesie i w zależności. Istota sprawy polega więc na tym, że tzw. „rewolucja Roosevelta" nie była ciągłą rewolucją, a koalicja otwarta w 1935 r. w dziesięć lat później uległa ponownemu zamknięciu. Grupy, które zdołały do niej wejść, utrzymały się, inne zaś nadal pozostawały na marginesie. Członkowie koalicji Roosevelta nie dostrzegają lub nie chcą dostrzegać własnego oporu wobec istotnych zmian politycznych. Wskazują na swój awans przed trzydziestu laty i dowodzą, że obecne grupy z marginesu mają takie same szanse sukcesu. Aktualna koalicja jest dużo szersza i bardziej reprezentatywna niż elita z lat dwudziestych, toteż jej członkowie mogą dowodzić, że jest ona demokratyczną reprezentacją całego narodu. Jednakże w ramach chroniących interes tej koalicji instytucji politycznych interesy grup z marginesu są ignorowane. Tak więc istota ostatnich zaburzeń iw USA kryje się — zdaniem Rubinsteina — w tym, że „Stanom Zjednoczonym, podobnie jak innym społeczeństwom, nie udało się rozwiązać najstarszego problemu wszelkiej polityki — problemu pokojo- 281 wego przekazywania władzy"3, to znaczy dopuszczania do pełnego udziału w podejmowaniu decyzji politycznych nowych, rosnących w siłę spo-łeczno- ekonomiczną grup z marginesu. Opozycja systemu wobec grup znajdujących się na zewnątrz nie pozostawała w żadnej niemal zależności od tego, jaka partia polityczna aktualnie sprawowała władzę. W 1877 r. repubUkański prezydent Ruthefort B. Hayes dopomógł w brutalnym stłumieniu strajków w kolejnictwie. Czternaście lat później taki sana strajk został rozbity przez prezydenta G. Clevelanda z Partii Demokratycznej. Formalne przejęcie władzy politycznej przez jedną z partii miało przede wszystkim rytualny charakter, gdyż te same grupy interesów sprawowały skuteczną kontrolę nad obydwiema partiami. W związku z tym grupy spoza systemu często usiłowały spowodować przekształcenie struktury władzy za pomocy polityki trzeciej partii. Jednakże wobec potęgi centrum działalność tego rodzaju rzadko bywała skuteczna. Właśnie wówczas gdy wyczerpane zostały wszystkie metody działania za pośrednictwem różnych instytucji systemu, a polityka trzeciej partii nie przynosiła żadnych rezultatów, powstawało największe prawdopodobieństwo odwołania się do masowej przemocy politycznej. Przez pojęcie przemocy Rubinstein rozumie „zagrożenie, przymus lub bezpośrednie uszkodzenie osób czy też własności; przemocą polityczną natomiast jest taka przemoc stosowana przez grupy lub w imieniu grup, która przejawiała się w podejmowaniu działań zbiorowych i jest związana z walką o władzę polityczną lub ekonomiczną" 4. W historii USA przemoc polityczna stosowana 8 Tamże, s. 13. 4 Tamże, s. 24. 285 przez dyskryminowane grupy z marginesu w celach politycznych, społecznych i ekonomicznych była tak wyraźnie związana z walką tych grup o dopuszczenie do władzy, że przypadki jej stosowania można nazwać „rewoltami". Do głównych epizodów masowej przemocy politycznej w dziejach USA należały rewolty Indian i podejmowane przeciw nim ekspedycje; protesty farmerów przeciw elicie Wschodniego Wybrzeża iw drugiej połowie XVIII w. (m. in. „rebelia Shaysa" w 1787 r. w stanie Massachusetts, tzw. „rebelia whisky" w 1794 r. w Pensylwanii itd.); konflikty między lojalistami a zwolennikami niepodległości (W okresie wojny o niepodległość; walki między południowymi właścicielami niewolników a przeciwnikami niewolnictwa, białymi abolicjonistami z Północy czy wreszcie samymi Murzynami w latach 1820—1860 (m. in. powstanie Nata Turnera w 1831 ?., tzw. „wojna Kansas-Nebraska" w latach pięćdziesiątych, powstanie Johna Browna iw 1859 r. itp.) oraz po wojnie domowej, a zwłaszcza po 1867 r. na Południu, gdy Ku-Klux-Klan i inne grupy terrorystyczne prowadziły niemal partyzancką wojnę przeciw zwolennikom rekonstrukcji. W późniejszym okresie występowały ostre konflikty i walki między robotnikami a pracodawcami (gwałtowne zamieszki w całym kraju, a zwłaszcza w Baltimore i Pittsburgu związane ze strajkiem robotników kolejowych w 1877 ?., bombardowanie Haymarket Sąuare i ostre walki z policją w Chicago iw 1886 ?., tzw. „homestead" strajk w 1892 r. itd.); zaburzenia związane z imigracją oraz rozruchy w miastach na tle rasowym (masakry Murzynów przez tłum w Cincinati w 1886 r. i w East St. Louis w 1917 ?., walki z udziałem obu stron w Chicago i Waszyngtonie w 1919 ?., w Tulsa w 1922 ?., w nowojorskim Harlemie w 1935 ?., w Detroit w 1935 r. itp.). 286 W latach sześćdziesiątych zrodził się nawy rodzaj masowej przemocy politycznej stosowanej przez Murzynów. Była ona skierowana przede wszystkim przeciw białej własności w gettach oraz przeciw reprezentantom władzy (policja, wojsko i Gwardia Narodowa). Najpotężniejsze rozruchy wybuchały w Rochester i Filadelfii w 1964 ?., ,w Los Angeles w 1965 ?., w Chicago i Cleveland w 1966 ?., w Newark, północnych miastach stanu New Jersey i w Detroit w 1967 r. oraz w Waszyngtonie, Pittsburgu i Chicago w 1968 r. Jednocześnie w latach sześćdziesiątych wystąpiły wspomniane już zamieszki studenckie. Powyższy katalog można by było poszerzać niemal w nieskończoność, podobnie jak można by było dokładnie analizować każdy z podanych wyżej przykładów. Jednakże z braku miejsca ograniczymy się tylko do pewnych uogólnień. Wszystkie wspomniane powyżej epizody masowej przemocy politycznej mają pewne wspólne cechy charakterystyczne. Nie były one na ogół rewoltami skierowanymi przeciw centralnej władzy w Waszyngtonie, lecz przeciw lokalnym symbolom władzy. Ich celem było zdobycie przez grupy rebe-lianckie kontroli nad własnymi sprawami, własnym terytorium i własnym życiem, czyli osiągnięcie swoiście rozumianej niezależności. Niezależność ta ograniczała się przede wszystkim do faktycznej kontroli lokalnego terytorium. Do stosowania przemocy pobudzało wkroczenie na terytorium grupy reprezentantów władzy, a walka przeważnie także ograniczała się do terytorium, na którym działała zorganizowana grupa z marginesu. (Strajki na obszarze fabryki, a dokładniej hal fabrycznych i dziedzińców, niemal nigdy w tej części, w której mieściły się biura zarządu; rozruchy murzyńskie w gettach, a tylko rzadko po eskalacji przemocy przenoszące się na teren innych centralnych dzielnic miast). 287 Grupy rebelianckie nie uważały siebie za reprezentantów całego narodu amerykańskiego, lecz występowały zawsze w swoim własnym imieniu. Celem ich działania było zastąpienie lokalnej dominacji z zewnątrz jakąś formą własnego samorządu, a więc chodziło raczej o decentralizację władzy politycznej aniżeli o istotne przemiany centralnych ośrodków władzy. Odzwierciedlało się to także w fakcie, że ideologie rebelii wewnętrznych nie zawierały konkretnych planów przekształcenia (zastąpienia czym innym, ale dokładnie określonym) systemu politycznego lub gospodarczego na szczeblu ogólnokrajowym. Co więcej, podstawowe deklaracje o charakterze ideologicznym powstawały na ogół dopiero po podjęciu działań i służyły raczej ich racjonalizacji aniżeli wezwaniu do rewolty, która miałaby nastąpić w bliżej nieokreślonej przyszłości. Nie ma więc nic dziwnego w fakcie, że ideologia Black Power powstała dopiero po zaburzeniach w gettach w latach 1964—1966. Tradycyjne środki używane podczas rewolt wewnętrznych miały zawsze podobny charakter i cel — maksymalizację autonomii grupy. Toteż działania grup rebelianckich miały często na celu wygnanie z własnego terytorium kolaborantów czy jak w przypadku zaburzeń w gettach, palenie sklepów i kamienic, by uniemożliwić powrót białych właścicieli. Zdecydowana większość rewolt wewnętrznych w historii USA spełniała więc funkcję podobną do obrony przed agresją zewnętrzną i utrzymywała swój lokalny charakter nawet po eskalacji przemocy. Oczywiście rewolta tego typu wymaga stosunkowo wysokiej spójności walczącej grupy — a spójność ta zazwyczaj oparta jest na wspólnym dziedzictwie kulturowym — oraz dającego się określić terytorium, którego grupa może domagać się dla siebie i bronić przed „inwazją" z zewnątrz. Brak takiego terytorium był jedną z przyczyn sła- 288 bości ruchu związkowego; w górnictwie natomiast, gdzie o spełnienie tego warunku było dużo łatwiej, ruch związkowy był najsilniejszy. Podstawowe znaczenie dla określenia społecznych przyczyn rewolty miały stosunki pomiędzy spójną grupą z marginesu, działającą na określonym terytorium, a grupami sprawującymi władzę. Rebelie, których celem jest zdobycie niezależności, sugerują bowiem ścisły związek między stosowaną przez grupę przemocą a świadomością zależności. Wszystko wskazuje na to, że rebelie wybuchały wówczas, gdy spójna i terytorialnie jednolita grupa z marginesu stawała wobec agresywniejszych grup w warunkach powodujących jednoczesny wzrost świadomości politycznej grupy oraz utratę autonomii lokalnej. Oznacza to, że grupy stają się świadome swojej odrębności i niezależności przede wszystkim wówczas, gdy tracą ją, a przemoc wydaje się im w tej sytuacji jedyną metodą uniknięcia całkowitej zależności od silniejszych grup. Proces ten przebiega w kilku fazach. W pierwszej fazie, określanej przez R. E. Rubinsteina nazwą „względnej izolacji", grupa znajduje się poza zasięgiem bezpośrednich interesów ekonomicznych i politycznych rządzącej koalicji. Jej członkowie mają świadomość zbiorowej tożsamości, ale świadomość ta nie ma jeszcze charakteru politycznego. Grupie przewodzi niewielka elita, której interesy są zbliżone do interesów elit klas wyższych, znajdujących się u władzy. Izolacja grupy nie jest absolutna; jej członkowie mogą być eksploatowani, np. jako tania siła robocza. Jednakże na własnym terytorium ma ona wysoki stopień autonomii lokalnej i własnej organizacji społecznej, opartej na swojej tradycji. W takiej sytuacji znajdowali się Indianie na początku XVIII w., koloniści amerykańscy przed 1740 ?., biali na Południu 19 Osiatyński 289 przed 1820 ?., farmerzy na Zachodzie przed 1860 r. (a więc przed rozwojem transportu i przemysłu oraz uzależnieniem od silniej skoncentrowanych wschodnich sił ekonomicznych), imigranci z Europy zaraz po przybyciu (we własnych ports oj entry), Murzyni w miastach przed 1820 r. (we własnych gettach), a obecnie znajdują się w tej sytuacji biali ubodzy w Apalachach. W drugiej fazie — „konfrontacji" — zacieśniają się kontakty grupy z rządzącą koalicją i z silniejszymi grupami z jednej strony oraz z innymi, sąsiednimi grupami z marginesu, z którymi grupa wchodzi w konflikty lub tworzy sojusze, z drugiej strony. Rozpoczyna ona działalność polityczną na ogół już nie pod przywództwem elity, lecz własnej klasy średniej, która ma wprowadzić całą grupę do społeczeństwa ogólnonarodowego i zintegrować ją z tym społeczeństwem. Świadomość grupowa nabiera charakteru politycznego — rosną zarówno nadzieje, jak i zależność w stosunku do sprawujących władzę. W tej fazie znajdowali się m. in. biali południowcy w latach 1830—1860, czyli po zetknięciu się z silną opozycją Północy wobec niewolnictwa, a przed wojną domową, oraz w latach 1865—1867, czyli zaraz po wojnie, ale przed rekonstrukcją; pierwsza generacja osiedlonych na stałe imigrantów; zachodni farmerzy w latach 1865— 1895; Murzyni w miastach w latach 1920—1960 oraz Amerykanie pochodzenia latynoskiego (głównie Meksykanie) obecnie. Pod koniec tej fazy grupa często zdobywa istotne osiągnięcia polityczne. Odtąd istnieją dwie możliwości dalszego rozwoju. Jeżeli członkowie grupy uznają, że zyskali autonomię na szczeblu lokalnym (niezależnie od tego, czy oiwo zdobycie autonomii jest wynikiem rewolty, czy też nie trzeba było się do niej uciekać), mogą rozpocząć „politykę koalicji", początkowo także na szczeblu lokalnym. Z czasem grupa może wejść do jednej z dwu wielkich partii ogólnonaro- 290 dowych i zostaje dopuszczona do władzy wraz ze wszystkimi przywilejami. Warunkiem pełnego uczestnictwa takiej grupy w amerykańskim życiu gospodarczo- politycznym jest polityczne przekształcenie systemu, umożliwiające akceptację żądań grupy, lub szybka integracja indywidualna poszczególnych członków grupy z ogólnoamerykań-ską klasą średnią. Tego rodzaju awans uzyskali imigranci niemieccy po 1850 ?., irlandzcy po 1880 ?., żydowscy po 1930 ?., zachodni farmerzy oraz wykwalifikowani członkowie związków zawodowych w okresie Nowego Ładu. Jeżeli jednak — mimo początkowych osiągnięć politycznych pod koniec fazy konfrontacji — zależność grupy pogłębia się do tego stopnia, że jej członkowie obawiają się utraty autonomii lokalnej i popadnięcia w trwałą zależność, odwołują się zazwyczaj do przemocy politycznej. Przebiega ona od indywidualnych aktów nieposłuszeństwa obywatelskiego przez masowe naruszanie prawa, marsze, demonstracje i spontaniczne zamieszki aż po zorganizowaną walkę. Na kolejnych szczeblach walki grupa, a zwłaszcza jej przywódcy, staje się coraz bardziej bojowa, a świadomość polityczna ulega awiększeniu. Jeżeli problem zależności nadal nie zostanie rozwiązany, może zacząć się powstanie, które prowadzi do zniszczenia powstańców (np. bunty indiańskie, powstania murzyńskie, wojna domowa) lub do zwycięstwa rebelii (wojna o niepodległość, w peiwnej mierze partyzantka białych na Południu w okresie rekonstrukcji), a najczęściej do wprowadzenia drastycznych zmian politycznych (demokratyzacja okresu Jeffersona, Nowy Ład itp.). Spójrzmy za autorem prezentowanej koncepcji na ten sam proces od strony grup sprawujących władzę. Otóż wiele rebelii było poprzedzonych przez okresy szybkich zmian społecznych, podczas których coraz częstsze były kontakty rządzącej 291 koalicji ze słabymi i względnie izolowanymi grupami z marginesu. Właśnie wówczas agresywne klasy posiadające pieniądze i władzę zaczynały się interesować zacofanymi grupami i zajmowanym przez nie terytorium. Powiadały najczęściej, że chcą przyczynić się do ich rozwoju. Wkraczały na terytorium grupy z marginesu i dokonywały tam inwestycji, poszerzały handel i narzucały prawa. Czasem podejmowały paternalistyczne reformy i obiecywały świetlaną przyszłość. Integracja ekonomiczna i polityczna zmniejszała izolację grupy. Klasa sprawująca władzę uważała, że ma prawo czerpać zyski z „odkrycia" uprzednio izolowanych obszarów oraz że ma obwiązek objąć grupę z marginesu dobrodziejstwami swych praw i rozwiniętej kultury. Richard E. Rubinstein porównuje ten proces do kolonizacji i dowodzi, że jest on „wewnętrzną kolonizacją" grup słabiej rozwiniętych przez silniejsze. Proces ten jest niezwykle bolesny dla grup z marginesu. Kontakt z kolonizatorami rodzi nadzieje, ale jednocześnie niszczy tradycyjne życie grupy i tworzy nową świadomość tożsamości grupowej. Proces ten wyzwala żądanie władzy, ale jednocześnie niszczy tradycyjną podstawę władzy w grupie. Zaczyna więc ona zachowywać się podobnie jak naród skolonizowany. Wewnętrzni administratorzy kolonialni — podobnie jak imperialni administratorzy brytyjscy (Rubinstein wskazuje nawet na strukturalne i funkcjonalne podobieństwa między brytyjskimi czy francuskimi urzędami do spraw kolonii a amerykańskim Biurem do Spraw Indian czy obecnym Departamentem Budownictwa i Rozwoju Miast) — oferują zacofanym grupom nadzieję na przyspieszenie rozwoju, rozbijając zarazem tradycyjne instytucje. Dążenie do „cywilizowania" i eksploatacja ekonomiczna w równym stopniu charakteryzują oba rodzaje kolonizacji. Powszechnym programem kolonizatorów 292 jest jedność (właśnie consensus!) i dobrobyt pod wspólnym prawem i w ramach wspólnych instytucji; zaś kolonizowanych — niezależność. Taki charakter miała m. in. walka kolonistóiw ze zwolennikami korony. Pozostawali oni we względnej izolacji i spokoju przez ponad sto lat. Sprawowali zarówno polityczną, jak ekonomiczną kontrolę na szczeblu lokalnym. Dopiero seria ustaw w latach sześćdziesiątych XVIII w. (ustawa o akcyzie od cukru, o opłatach stemplowych itd.) naruszyła ich niezależność. Niezadowolenie i protesty z jednej strony oraz przemoc stosowana przez brytyjskie władze kolonialne z drugiej strony rosły i doprowadziły do wojny o niepodległość, zakończonej zwycięstwem rebeliantów. W połowie XIX w. cele grupowe wojny domowej dla białych p>ołudniowców były .maksymalne — dążyli do zdobycia prawnej niezależności i przegrali. Po 1867 ?., gdy zaczęła się rekonstrukcja, walczyli o minimalne cele — lokalną autonomię na Południu — i zakończyli tę walkę zwycięstwem. Ich program wyrażał się w następującej wypowiedzi: „Jesteśmy gotowi zaakceptować porażkę militarną i prawną unię [z Północą i Zachodem — W. O.], a nawet zależność ekonomiczną i polityczną od silniejszych regionów, ale nigdy nie zaakceptujemy okupacji wojskowej, rządów ludzi z marginesu lub narzuconych przemian społecznych n a naszej własnej ziem i." 5 Doszliśmy w ten sposób do istotnej cechy rewolt wszystkich grup skolonizowanych wewnętrznie, jaką jest dążenie do zdobycia ąuasi-niezależności, czyli autonomii lokalnej. Kontrola lokalnego terytorium była tradycyjnie najbardziej skuteczną metodą przerwania cyklu pogłębiającej się słabości i zależności, który charakteryzował grupy rozwijające się zbyt wolno, by wywalczyć sobie 5 Tamże, s. 70. 293 miejsce w ogólnokrajowej strukturze władzy. Władza grupy na szczeblu lokalnym kompensowała tę bezsilność. Problem autonomii lokalnej ma olbrzymie znaczenie dla zrozumienia działania grup z marginesu i konieczności odwoływania się przez nią do przemocy. I tak np. farmerzy z Zachodu w okresie między wojną domową a Nowym Ładem — mimo że znaleźli się w zależności od wschodnich sił ekonomicznych, a ich ruchy (populizm, progresywizm) nie dały rezultatów na szczeblu federalnym — tylko sporadycznie odwoływali się do przemocy i niemal nigdy w radykalnych formach. Mieli oni bowiem autonomię lokalną (kandydaci populistów odnosili zwycięstwa w powiatach i stanach zachodnich) i nie musieli odwoływać się do przemocy, by ją uzyskać. Po osiągnięciu autonomii lokalnej grupa, która nadal jest niezadowolona ze swojej sytuacji, może przejść do polityki koalicyjnej lub iw dalszym ciągu prowadzić rebelię w celu uchwycenia władzy iw centrum. Potęga centrum przeważnie zamykała tę drugą drogę. Ponadto zdobycie ąuasi-nieza-leżności usuwa widoczną zależność, toteż po jej zdobyciu trzeba by było rozpocząć „agresję" poza własnym terytorium. Z tych m. in. przyczyn na ogół wybierano politykę koalicyjną. Zawsze zresztą istniała zależność między zdobyciem autonomii lokalnej a możliwością uzyskania dostępu do władzy w centrum. Grupy łączące żądania zmian z umiejętnością kontrolowania głosów na ogół (wchodziły do politycznego systemu partyjnego. Historycznie rzecz biorąc, celem walki grup z marginesu było zdobycie dostępu do życia politycznego i integracja ze społeczeństwem całej grupy jako zwartej ekonomicznie, politycznie i kulturalnie, a w miarę możliwości także i terytorialnie całości, a nie poszczególnych jednostek wchodzących w skład grupy. Członkowie tych grup 294 zdają sobie sprawę z tego, że rzeczywista konkurencja w USA nie przebiega między jednostkami, lecz pomiędzy grupami. Sprawujący władzę natomiast podtrzymują indywidualizm, pojmują siwoją władzę w kategoriach indywidualnych i obawiają się kolektywizmu innych. W przypadku konfliktu oferują członkom walczących grup pewne przywileje indywidualne, nawet niekiedy tak daleko posunięte, jak rozwój programów pomocy socjalnej, budownictwa mieszkaniowego, równość praw indywidualnych czy nawet zrównanie szans dla jednostek itd. Środki te rozmijają się jednak z dążeniami grup z marginesu, które chcą dopuszczenia całej grupy (właśnie jako świadomej i jednolitej całości) do udziału w życiu politycznym. Niezbędnym po temu warunkiem jest przekształcenie systemu politycznego i rozszerzenie rządzącej koalicji. Toteż po odrzuceniu przez walczącą grupę oferty indywidualnej integracji poszczególnych jej członków z istniejącym społeczeństwem następowało zaostrzenie konfliktu, a czasem gwałtowna rewolta. W takiej sytuacji władza usiłowała zniszczyć rebelię stosując przemoc wobec poszczególnych członków walczącej grupy. Środki te nie były jednak skuteczne, gdyż przemoc polityczna nie jest działalnością typu kryminalnego i takie środki, jak areszty, więzienia, wyroki itd., nie mogły zmusić rebeliantów do porzucenia swych celów politycznych. Ich działalność opiera się bowiem na słusznym skądinąd przeświadczeniu, że „prawo i porządek" nie są neutralne, lecz służą interesom sprawujących władzę. Każdy konflikt kończył się masowym zniszczeniem rebeliantów lub wspomnianym już przekształceniem systemu. Grupy sprawujące władzę nie od razu podejmowały środki zmierzające do zniszczenia rebeliantów. Niezbędnym po temu warunkiem był zawsze konflikt między walczącą grupą z marginesu a byłą grupą z marginesu, która znajdowała się na 295 drodze do koalicji. Przez dwa stulecia główną siłą naciskającą na Indian nie był rząd federalny, lecz żądni ziemi biali osadnicy. Dopiero ich wejście do centrum życia politycznego zmuszało władze federalne do przyłączenia się do akcji. Podobną presję wywierali biedni biali z Południa w celu ograniczenia praw Murzynów i podobny charakter ma obecna postawa niższych białych miejskich klas średnich wobec Murzynów. Reasumując więc poglądy Richarda Rubinsteina na temat przemocy politycznej, należy stwierdzić, że problemem USA nie jest przemoc murzyńska, przemoc studencka itd., lecz przemoc grupowa, wynikająca z systematycznej „kolonizacji" grup z marginesu. Kolonizacja ta jest — zdaniem Rubinsteina — istotą amerykańskiego systemu ekonomicznego, społecznego i politycznego i tylko rozwiązanie tego problemu w postaci wbudowania w system środków umożliwiających pokojowy dostęp do władzy grup z marginesu może uchronić Amerykę przed dalszą przemocą oraz spowodować, że skolonizowane obecnie grupy po ewentualnym dostaniu się do koalicji nie staną się kolonizatorami kolejnych grup z marginesu. Klasycznym przykładem reakcji na kolonizację wewnętrzną jest obecna rewolta w gettach amerykańskich. Zamieszki we wszystkich gettach zawsze były spontaniczne, skierowane przeciw takim samym obiektom (policjanci, sklepy i domy będące własnością białych) oraz ograniczone do obszarów centralnych dzielnic miast, a nawet niemal wyłącznie do gett murzyńskich. Nigdy przedmiotem ataków Murzynów nie były obiekty wojskowe, transport publiczny czy też urządzenia przemysłu ciężkiego i nigdzie Murzyni nie usiłowali rozszerzyć terenu zamieszek na obszary podmiejskie. Reakcja władz natomiast zawsze sprowadzała się do represji lub propozycji pewnych reform, nigdy 296 jednak nie obejmowały one rady Kamy en zmian systemu. Czynniki potwierdzające słuszność przedstawionego powyżej schematu w stosunku do problemu murzyńskiego można by mnożyć. Zastanówmy się jednak nad istotą kolonizacji wewnętrznej gett przez białą Amerykę w okresie nasilenia migracji do miast północnych w latach 1940—1960. Po 1950 r. znacznie wzrosła wartość ziemi i domów na obszarze gett, co zwiększyło bezpośrednie interesy dużo silniejszej, niż można przypuszczać, grupy społecznej. Obok właścicieli znaleźli się w niej dostawcy, budowlani, konstruktorzy, bankierzy, spekulanci, pośrednicy handlowi, kupcy itp. Interesy tych grup były silnie reprezentowane w obu partiach i w Kongresie, a prawo także dawało im ochronę. Wzrost ludności w gettach zwiększył rynek dóbr i usług o wyższych niż gdzie indziej cenach i najczęściej na korzystnych dla sprzedawców warunkach kredytu. Toteż ci biali byznesmeni i właściciele nieruchomości, którzy sami przenieśli się na przedmieścia, woleli zachować swoje intratne przedsiębiorstwa aniżeli sprzedać je nowym mieszkańcom. Murzyni przybyli do rniast zdominowanych przez Partię Demokratyczną. Podstawowym założeniem polityki tej partii nie było przeprowadzenie radykalnych zmian, lecz utrzymanie głosów murzyńskich — taka też była granica pomocy liberałów, która zresztą ograniczała się do rozszerzenia indywidualnych szans awansu dla niektórych jednostek. Jednocześnie zwiększono inwazję na obszar gett. O ile dawniej białe władze unikały gett, o tyle obecnie chcą one tam właśnie wprowadzać i utrzymać „prawo i porządek". Obecności policji w getcie wymagają zainwestowane tam interesy białej bur-żuazji, co w sumie sprawia wrażenie okupacji terytorialnej. 297 We wczesnych latach sześćdziesiątych zostały spełnione wszystkie warunki wstępne rewolty anty kolonialnej. Miejscy Murzyni, którzy dawniej stanowili izolowaną grupę z marginesu, znaleźli się w bliskim kontakcie z agresywniejszymi, potężniejszymi i nowocześniejszymi grupami społecznymi. W nowych warunkach znikły tradycyjne instytucje społeczne i religijne, wywodzące się z Południa. Jednocześnie ta sama inwazja białych, która zwiększyła nadzieje grupy, dając jej członkom wizję życia w ramach klas średnich w miejskiej, nowoczesnej i zintegrowanej Ameryce, pogłębiła zależność Murzynów od białych. Zależność ta rosła. Różnice ekonomiczne między rasami zwiększały się. Mieszkańcy gett znaleźli się po raz pierwszy w historii USA w sytuacji, w której standard życia pogarszał się. Zwiększało się więc jeszcze bardziej poczucie zależności i beznadziejności. Niepowodzenie kroków pokojowych przyspieszyło rewoltę antykolonialną, która była bezpośrednio skierowana przeciw kolonizacji. Taki właśnie charakter miało palenie domów i sklepów należących do białych, by właściciele nie mieli do czego wracać. W latach 1964 — 1968 Murzyni walczyli o uwolnienie ich terytorium od obcych i zdobycie autonomii lokalnej. W trakcie tej rewolty Murzyn wyzwala się z zależności od białego, a potem jest gotów zaniechać przemocy, na co wskazywałyby przedstawione uprzednio wyniki badań psychologów. Zaburzenia bowiem prowadzą ku przywróceniu porządku na nowych zasadach. Ich bezpośrednim efektem jest wzrost świadomości politycznej i solidarności wewnętrznej mas murzyńskich oraz stworzenie nowych więzi, a nawet symboli politycznych, ekonomicznych i kulturalnych (kultura panafrykańska, eksponowanie cech murzyńskich itd.). W nowej sytuacji tradycyjni przywódcy przestają być reprezentantami dążeń grupy oraz tracą poparcie (spadek popularności Kinga i programu 298 akcji pokojowych, zmiana przywódców i programów wszystkich organizacji murzyńskich itd.). Wzrasta radykalizm, a odpowiedzią władz na tę radykalizację są wyłącznie propozycje pewnych zmian zwiększających szanse jednostek z jednej strony oraz wzrost represji z drugiej strony. Rządząca koalicja nie mogłaby dopuścić Murzynów do udziału we władzy przez objęcie ich szczególną ochroną rządu federalnego, jak to uczynił Roosevelt w stosunku do związków zawodowych, gdyż Murzyni nie stanowią jednolitej grupy ekonomicznej, lecz zwartą grupę etniczną, i w ich przypadku ochrona rządu federalnego tylko zwiększyłaby poczucie zależności i dążenie do zdobycia autonomii lokalnej. Przede wszystkim jednak dopuszczenie Murzynów do koalicji podminowałoby samą tę koalicję. Black Power w miastach oznacza zmniejszenie władzy miejskich machin partyjnych; Black Power w gospodarce jest równoznaczna z uszczerbkiem władzy właścicieli wielu związków zawodowych. W ogóle realizacja hasła Black Power byłaby równoznaczna ze zmniejszeniem władzy i naruszeniem interesów wszystkich grup wchodzących w skład obecnej koalicji. Stąd opozycja wobec jakichkolwiek dalej idących przekształceń systemu. W ten sposób doszliśmy do aktualnej sytuacji. Propozycje terrorystyczne i partyzantka w getcie nie mają jeszcze zbyt szerokiego poparcia szeregowych Murzynów. W dalszym ciągu tnwa walka wśród samych grup murzyńskich o przywództwo i program działania. Jednakże historia wskazuje, że w przypadku negatywnej odpowiedzi władz na żądania grupy rebelianckiej programy terrorystyczne zyskują coraz większe poparcie. Richard Rubinstein dowodzi, że jedyną metodą uniknięcia wojny terrorystycznej, która byłaby niszcząca fizycznie dla Murzynów, a moralnie dla 299 białych, jest dekolonizacja getta.c Musiałaby ona polegać na likwidacji białych przedsiębiorstw i (własności na terenie gett, przekazaniu Murzynom kontroli nad własną gospodarką, administracją, policją, systemem opieki społecznej, szkolnictwem itd. W sumie jest to program podobny do żądań niektórych ugrupowań Black Power. Wszystkie natomiast reformy prawne i akcje socjalne, które nie łamią interesów białych, przesądzających o kolonialnej zależności Murzynów, i zwiększają tę zależność, jedynie potwierdzają przekonania najbardziej ekstremistycznych działaczy, dowodzących, że walka nieterrorystyczna jest stratą czasu i wysiłków, gdyż system nie jest zdolny do radykalnych zmian. Schemat podany przez Rubinsteina z łatwością można zastosować do zaburzeń studenckich, ruchu Amerykanów pochodzenia latynoskiego i innych grup z marginesu, znajdujących się iw różnych fazach rozwoju. Studenci ??., którzy dawniej stanowili niewielki procent społeczeństwa, znajdowali się na marginesie życia społeczno-politycznego. Obecnie stali się silną grupą o dających się sprecyzować interesach i świadomą swego znaczenia dla przyszłości, lecz nie dopuszczoną do udziału w życiu politycznym. Usługi uniwersytetów dla nowoczesnego przemysłu i administracji przerwały dawną względną izolację. Szerokie i różnorodne (wykorzystywanie przez system stworzyło poczucie zależności. Terytorium uniwersytetu było naruszane najpierw przez przedstawicieli koncernów rekrutujących do pracy, a potem przez oficerów rekrutujących do służby wojskowej. Pierwsze postulaty studentów żądały dopuszczenia do zarzą- 6 Podobne stanowisko zajmuje w najnowszej pracy H. K. AUen (A Guide to Black Power In America, London 1970), który dowodzi, że problem murzyński w USA należy pojmować raczej w kategoriach kolonializmu aniżeli rasizmu. 300 dzania uniwersytetami, czyli autonomii lokalnej. Ignorowanie tych żądań stworzyło sytuację, w której z łatwością rozwinął się ruch radykalny, odwołujący się do przemocy. W latach 1967—1969 nastąpiła eskalacja zaburzeń i represji, a rewolta studencka zakończyła się kompromisem. Studenci uzyskali częściowy dostęp do zarządzania uczelniami i zrealizowano znaczną część ich postulatów dotyczących uniwersytetów. Uzyskali więc coś w rodzaju autonomii lokalnej. Bardziej radykalne żądania, wykraczające poza sprawy uczelni, zostały zahamowane przez represje, ale skłoniły niewielką część radykałów do wejścia na drogę działalności terrorystycznej. Przedstawiliśmy powyżej dość obszernie rozważania Richarda E. Rubinsteina ze względu na to, że stanowią one jedną z najgłębszych i stosunkowo przekonywającą analizę przyczyn masowego protestu politycznego, który targnął Stanami Zjednoczonymi w ostatnich latach. Praca Rubinsteina daje klucz do problemu przemocy politycznej w USA, a kluczem tym jest konserwatywny charakter systemu politycznego i struktury władzy. Pozwala to posunąć nasze rozważania o niezwykle istotny krok naprzód. Koncepcja Rubinsteina trafnie wyraża cele radykalnej lewicy amerykańskiej, zarówno murzyńskiej, jak i białych przywódców organizacji studenckich. Podobne rozważania można znaleźć w pracach przywódców tych ruchów, takich jak Staughton Lynd, Eldridge Cleaver czy Tom Hay-den 7. Ich wspólnym celem jest „rewolucja". Ma ona polegać na przekształceniu systemu, czyli na dopuszczeniu grup z marginesu do udziału w rządzą- 7 Por. S. Lynd, A Radical SpeaHs on Defense of SNCC; E. Cleaver, Requiem for Nonuiolence; T. Hayden, Hayden on 301 cej koalicji. W dalszej perspektywie postulaty Rubinsteina, mające na celu uniknięcie przemocy na przyszłość, sprowadzają się do takich zmian strukturalnych, które umożliwiałyby grupom z marginesu awans do koalicji bez stosowania przemocy. Cel pozostaje ten sam — udział swe władzy. Choć radykałowie mogą przyjmować pewną formę ideologii marksistowskiej i mówić o obaleniu całego systemu, to jednak w świetle przedstawionej powyżej koncepcji deklaracje takie mają przede wszystkim charakter taktyczny — zmierzają do zwiększenia spoistości grupy w okresie rebelii oraz stają się podstawą sojuszów. Celem rebelii jest jednak nie tyle całkowite obalenie systemu, ile rozszerzenie rządzącej koalicji i wejście w jej skład. Cel ten jest zgodny z bardzo starą w Stanach Zjednoczonych koncepcją pluralizmu politycznego. Koncepcja ta głosi, że każda grupa społeczna o dających się wyraźnie określić interesach posiada (w sensie opisowym) lub powinna posiadać (w sensie postulatywnym) równy udział we władzy politycznej. Grupy te mają wywierać wpływ na obie partie polityczne, w efekcie czego żadna z tych grup nie powinna dominować nad całym systemem. Konkretne decyzje polityczne winny być wypadkową ścierających się tendencji różnych grup o względnie równym udziale we władzy. Wydaje się, że właśnie realizację tych celów pluralizmu politycznego ma na myśli Richard Rubinstein mówiąc o rewolucji, której celem byłoby poszerzenie lub zmiana rządzącej koalicji, i do tego samego dążą przywódcy organizacji murzyńskich, walcząc o autonomię lokalną, wyzwolenie spod zależności ąuasi- kolonialnej, i dążąc do udziału we (władzy, najpierw na szczeblu lokalnym, a po~ Walker on Daley, w: T. Rosę (wyd.), Violence In America. A Historlcal and Contemporary Reader, New York 1969. 302 tem — za pośrednictwem machin partyjnych, liczących się z „czarnym blokiem wyborczym" — także na szczeblu ogólnokrajowym. W skrócie rozumowanie to 'można przedstawić następująco. Nie ma i nigdy nie było consensusu, choć bardzo życzyliby sobie go ludzie aktualnie sprawujący władzę. Zawsze Stanami Zjednoczonymi rządziła węższa lub szersza koalicja różnych grup interesów. 8 Wiążące się z teorią consensusu założenie pokojowego postępu jest mitem. Każda grupa zdobywała sobie miejsce w koalicji dopiero w wyniku długiej walki, iw której trakcie często musiała odwoływać się do masowej przemocy politycznej. Miejsce consensusu zajmuje więc, gdy zanalizujemy sprawę głębiej i bardziej realistycznie, twarda walka o osiągnięcie celów pluralizmu politycznego — odpowiedniego udziału we władzy politycznej. Zatrzymajmy się na chwilę nad założeniami i funkcjonowaniem koncepcji pluralizmu politycznego, gdyż pozwoli nam to dotrzeć do istoty amerykańskiej mitologii politycznej. Teoria pluralizmu politycznego jest najszerzej akceptowaną w amerykańskiej nauce politycznej koncepcją władzy i znajduje zwolenników wśród wielu wybitnych socjologów.9 » Koncepcja taka jest dość popularna w amerykańskiej myśli politycznej. Tak np. M. D. Irish i J. W. Prothro w poczytnym zarysie amerykańskiego systemu politycznego piszą: „Z pewnością żadna polityka [w historii USA — W. O.] nie odzwierciedlała consensusu. Polityka w Stanach Zjednoczonych odzwierciedla zwycięstwo jednej koalicji interesów nad inną, przy czym pokonani protestują tak głośno, że nikt nie może mieć wątpliwości co do ich niezadowolenia. M. D. Irish i J. W. Prothro, The Politics of American Demo-cracy, New York 1965, s. 664. 9 Np. W. Kornhauser, Politics of Mass Soclety, Gleneoe 1959; S. M. Lipset, Politicat Man, Garden City 1960; D. Rie-sman, The Lonely Crowd, Garden City 1953; b. W. Milbrath, 303 Pluralistycznemu modelowi władzy, zgodnie z którym różne grupy wywierają taki wpływ na politykę, że żadna w pojedynkę lub iw węższej koalicji nie może kontrolować całego systemu politycznego, można przeciwstawić zarówno model dominacji ekonomicznej, określany w nauce amerykańskiej jako marksistowski, jak i millsowską koncepcję rządów niewielkiej elity władzy, składającej się z zarządów największych korporacji, elity wojskowej i politycznej, które mają dominować iw obu partiach, a zatem sprawować kontrolę nad całym systemem politycznym. Zwolennicy pluralistycznego modelu władzy tradycyjnie uznawali', że biedni, mniej wykształceni i wyobcowani z systemu odrzucają demokratyczną filozofię pluralistyczną, gdyż nie rozumieją jej, nie wierzą w jej skuteczność polityczną i mają wyraźne inklinacje autorytatywne. Tak np. S. M. Lip-set dowodził, że robotnicy są najbardziej autorytatywni i obce im są założenia demokracji pluralistycznej, i twierdził: „Wyższe wykształcenie przyczynia się do większej tolerancji i szacunku dla właściwej procedury politycznej." 10 Inne stanowisko reprezentował V. O. Key Jr, który twierdził, że „indoktrynacja ludzi wykształconych o wyższym statusie i dochodzie wydaje się dużo łatwiejsza niż mobilizacja ludzi pomniejszych, o których sądzi się, że łatwiej nimi manipulować." u Przyjęcie tezy Lipseta, Riesmana i innych o autorytatywnym i z natury antypluralistycznym (a nawet szerzej — antydemokratycznym) nastawieniu niższych warstw społecznych przeczyłoby Political Participation, Chicago 1965; R. A. Dahl, Plurallst Democracy in the United States, Conflict and Consent, Chicago 1967. * S. M. Lipset, Three Decades of Radical Right, w: D. Bell (wyd.), The Radical Right, Garden City 1965, s. 399. Podobnie: D. Riesman, The Lonely Crowd, op. cit., s. 242—258. 11 V. O. Key Jr, Politics, Parties and Pressure Groups, New York 1964, s. 125. 304 wysuniętej poprzednio hipotezie o pluralistycznych celach ruchu grup z marginesu. W związku z tą zasadniczą odmiennością poglądów teoretycznych warto przyjrzeć się wynikom badań socjologicznych dotyczących poglądów społeczeństwa amerykańskiego na temat udziału różnych grup we władzy. 12 Badania te były prowadzone (przez Williama H. Forma z Michigan State University i Joan Rytina z University of Notre Damę) w Muskegon w stanie Michigan. Muskegon jest miastem uprzemysłowionym, w którym dominuje przemysł metalowy, a więc bardzo czule reagujący na zmiany sytuacji gospodarczej. Przeciętny dochód rodziny w 1960 r. wynosił 6048 doi., a więc niewiele odbiegał od przeciętnej krajowej (6324 doi.). Murzyni stanowią 10% mieszkańców miasta, dwie trzecie siły roboczej to robotnicy, a połowa całej siły roboczej była zatrudniona w przemyśle. W sumie teren badań można uznać za względnie reprezentatywny dla całych Stanów Zjednoczonych. Objętych badaniami mieszkańców Muskegon podzielono na trzy grupy, przy czym za kryterium podziału przyjęto wysokość rocznych dochodów na rodzinę. Biednych i średnio zamożnych podzielono dodatkowo na białych i Murzynów. Bogaci (o dochodach powyżej 25 tys. dolarów) byli w Muskegon tylko biali. Pierwsza część badań miała na celu stwierdzenie, który z trzech teoretycznych modeli funkcjonowania władzy (pluralistyczny, millsowski i model dominacji ekonomicznej) badani mieszkańcy Muskegon uważają za najwierniejsze odzwierciedlenie rzeczywistej sytuacji politycznej we władzach federalnych. Około 59% wszystkich ankieto- « W. H. Form i J. Rytina, Ideological Beliefs on the Distri-bution of Power in the United States, „American Sociological Review", tom 34, nr 1, luty 1969. 20 Osiatyński 305 wanych opowiedziało się za koncepcją pluralistyczną, 22% za marksistowską i 19°/o za millsoiw-ską. Murzyni byli bardziej zbliżeni do modelu marksistowskiego (nie licząc dominującej koncepcji pluralistycznej), biedni zaś i średnio zamożni biali przekładali nad dominację ekonomiczną wizję elity władzy. Jednocześnie procent uważających pluralizm za rzeczywistość zdecydowanie wzrastał wraz z wykształceniem. Wyniki te upoważniałyby do wysnucia dwóch wniosków. Jeden z nich byłby zgodny z założeniami Riesmana, Lipseta, Kornhausera i innych, według których schemat pluralistyczny jest trudniejszy do zrozumienia, toteż mniej (wykształceni wybierają prostsze i jaśniejsze modele. Drugi wniosek prowadziłby jednak do konkluzji, że cały amerykański system nauczania eksponuje ideologię pluralistyczną, toteż bardziej wykształceni niemal automatycznie uznają ten schemat za zgodny z rzeczywistością. Druga faza badań polegała na wskazaniu tej spośród dwunastu grup wybranych przez autorów badań13, która — zdaniem respondentów — ma największe wpływy w rządzie federalnym. Otóż naturalną reakcją 59% badanych, którzy w odpowiedzi na poprzednie pytanie uznali za zgodny z rzeczy-iwistością pluralizm (powtórzmy raz jeszcze: uznaje on, że jedna lub kilka grup nie może mieć największych, dominujących nad innymi wpływów), powinno być zakwestionowanie samej celowości pytania. Nikt jednak nie odpowiedział: „wszystkie mają taki sam udział". Najwięcej (łącznie ponad 75% osób) wskazało na wielki byznes (w połączeniu z pozycją „bogaci") lub na związki zawodowe. Porównując wyniki odpowiedzi na to pytanie z odpowiedzą na pytanie pierwsze, gdy 59% opowie- ? Protestanci, Murzyni, związki zawodowe, Żydzi, farmerzy, katolicy, wielki byznes, profesorowie uniwersyteccy, mały byznes, ludzie bogaci, biedni, wojskowi. 306 działo się za pluralizmem politycznym, dojdziemy do wniosku, że mając wybór pomiędzy różnorodnymi grupami interesu, badani skłaniali się w ocenie rzeczywistości politycznej w USA od pluralizmu ku koncepcji dominacji ekonomicznej. Pomijając inne płaszczyzny badań w Muskegon, przejdźmy do najbardziej interesującego z naszego punktu widzenia pytania. Brzmiało ono, która z dwunastu grup interesów powinna mieć największy wpływ w rządzie federalnym. W odpowiedzi na to pytanie 44% respondentów zgodnie z wymogami pluralizmu samodzielnie dopisało, że wszystkie grupy powinny mieć równy udział we władzy. O ile jednak wyboru takiego dokonywali przede wszystkim Murzyni i biedni biali, o tyle bogaci w bardzo poważnym stopniu opowiadali się za potrzebą dominacji wielkiego byznesu. Tak więc ludzie o najwyższym dochodzie i wykształceniu uważają, że pluralizm najlepiej odzwierciedla rzeczywistość polityczną w USA, ale dużo mniej chętnie niż inne grupy uważają stan taki za słuszny i chętniej widzieliby dominację wielkiego kapitału i bogactwa. Odwrotnie najbiedniejsi i najmniej wykształceni — więcej respondentów w tych grupach niż w innych uznaje, że pluralizm nie jest zgodny z rzeczywistością, lecz w zdecydowanej większości uważają go za stan pożądany. Wyniki tych badań mają niezwykle istotne znaczenie. Przeczą one tezie o autorytatywnym charakterze niższych warstw, gdyż właśnie te warstwy bardziej konsekwentnie niż inne wysuwają postulaty pluralistyczne. Dowodzi to przy okazji, że silna wiara w pluralizm jako odzwierciedlenie aktualnej rzeczywistości jest wynikiem indoktrynacji w procesie nauczania, i potwierdza cytowaną tezę V. O. Keya, że łatwiej jest manipulować ludźmi (wykształconymi. Dodajmy do tego, że manipulacja ta odbywa się właśnie głównie w trakcie 307 edukacji. I przede wszystkim wyniki badań w Muskegon wydają się potwierdzać wysuniętą uprzednio hipotezę, że celem działania grup z marginesu (a szerzej, wszystkich grup w jakikolwiek sposób dyskryminowanych) jest uzyskanie dostępu do koalicji w ramach tradycyjnej koncepcji pluralizmu politycznego. Powróćmy jeszcze na moment do mieszkańców Muskegon. Otóż istotną częścią tradycyjnego demokratycznego pluralizmu politycznego, który dominuje w całej amerykańskiej myśli społeczno-politycznej, jest przekonanie o równości szans i równych wszystkim możliwościach ruchliwości społecznej, czyli awansu. Zgodnie z tymi założeniami w sytuacji, gdy praktyka odbiega od idei, władza powinna podejmować działalność interwencyjną w celu przywrócenia równości szans. Jak już wskazywaliśmy, w 'ostatnim czasie rozdźwięk między egalitarną mitologią a rzeczywistymi możliwościami awansu w USA uległ zwiększeniu — ubóstwo stało się w poważnej części dziedziczne, a nawet warunki startu następnej generacji bywają gorsze niż poprzednich. Wierni tradycyjnej mitologii powinni więc opowiadać się za interwencją socjalną państwa. W. Fonm i J. Rytina przyjęli jednakże nieco odmienne założenie i próbowali zweryfikować hipotezę, zgodnie z którą ideologia jest odzwierciedleniem systemu nierówności, a więc wraz ze wzrostem dochodów rośnie przekonanie, że system funkcjonuje idealnie i nie trzeba nic zmieniać ani też komukolwiek ułatwiać startu. Wyniki badań potwierdziły to przypuszczenie. Mieszkańcy Muskegon zapytani, czy rząd powinien pomagać biednym w nauce i w rozwiązywaniu problemów mieszkaniowych oraz innych kwestii socjalnych, dawali odpowiedzi wyraźnie uzależnione od swych dochodów i wykształcenia: zdecydowana (większość bogatych uznała, że „rząd zrobił już zbyt wiele dla biednych". 308 Wyniki te wykazują zastanawiającą z pozoru, a największą w całym społeczeństwie niespójność mitologii pluralistyczne-demokratycznej wśród bogatych białych. Uznają oni pluralizm za rzeczywistość, a jednocześnie chcą dominacji byznesu i są przeciwni zrównywaniu szans. Broniąc swojej uprzywilejowanej pozycji, opowiadają się za powstrzymywaniem szans dla twarstw niższych i siebie widzą jako najbardziej kompetentnych do sprawowania władzy. Mielibyśmy iwięc do czynienia z czymś odwrotnym, niż chcą Lipset, Riesman i inni — z autorytatywnym charakterem klas wyższych, a nie niższych. Niespójność ideologii bogatych jest zastanawiająca tylko pozornie; jest ona bowiem skądinąd zupełnie naturalna. Pluralizm, podobnie jak cała amerykańska mitologia społeczno-polityczna, jest z założenia koncepcją aklasową. Nie może więc ona być spójna wśród członków grupy o największej świadomości klasowej, osiągniętej jeszcze w XIX w., gdy powstawała elita byznesu. Grupa ta składała się w decydującej mierze z rdzennych Amerykanów, białych anglosaskich protestantów, do tego indywidualistów, którzy na początku swej kariery finansowej oderwali się od własnych grup etnicznych, przełamali różnice narodowe i polityczne, po czym osiągnęli jako jedyna chyba grupa w ???-wiecznej Ameryce wspólną świadomość klasową, umożliwiającą im solidarne działanie przeciw wspólnym, ale nie zjednoczonym przeciwnikom. Grupa ta od początku była więc niemal doskonale zorganizowana w celu obrony swych klasowych przywilejów, a propaganda koncepcji demokracji liberalnej i pluralizmu była jednym z środków obrony tych przywilejów. Jak mogliśmy się przekonać, najwierniejsze zasadzie pluralizmu politycznego jako postulatowi, który należałoby wcielić w życie, są grupy znaj- 309 ww dujące się obecnie na marginesie amerykańskiego życia politycznego. Pokrywałoby się to z teorią R. Rubinsteina, który dowodził, że celem walki grup z marginesu jest zdobycie dostępu do rządzącej koalicji. Tak więc protest lat sześćdziesiątych nie byłby skierowany przeciw amerykańskiemu systemowi społeczno-politycznemu i jego celem nie byłoby obalenie tego systemu, lecz jego pewne przekształcenie, a jeszcze dokładniej: „naprawienie" — przełamanie oporu grup sprawujących kontrolę nad systemem i utrzymujących inne grupy w zależności oraz zdobycie dostępu do władzy. W praktyce zdobycie dostępu do koalicji przez grupy znajdujące się aktualnie na marginesie nie byłoby najprawdopodobniej równoznaczne z automatycznym urzeczywistnieniem ideałów pluralizmu politycznego, gdyż trudno przypuszczać, by jakakolwiek siła zdołała obalić dominującą pozycję byznesu w tejże koalicji. W takiej sytuacji zdobycie dostępu do koalicji tylko w niewielkim stopniu zmieniłoby sytuację społeczno-ekonomiczną grup pozostających obecnie na marginesie, choć wzrosłaby zapewne ich ranga polityczna. Załóżmy jednak zupełnie abstrakcyjnie, że wraz z awansem dyskryminowanych grup do rządzącej koalicji, zostałyby wcielone w życie postulaty pluralizmu politycznego, gdyż prawdopodobnie o to przede wszystkim chodzi obecnym rebeliantom. Załóżmy więc, że cele ich zostałyby zrealizowane. Każda grupa społeczna miałaby wówczas równy udział we władzy. W takim przypadku sytuacja społeczno-polityczna dyskryminowanych uprzednio grup społeczeństwa mogłaby ulec znacznym zmianom. Mogłyby one zdobyć poważne środki z budżetu federalnego, które pozwoliłyby na przeprowadzenie daleko idących reform. W żadnym przypadku nie uzyskałyby one jednak wpływu na podstawowe decyzje w skali ogólnospołecznej, a mianowicie na decyzje inwestycyjne, które 310 w dalszym ciągu pozostawałyby w rękach byznesu. Pluralizm polityczny, podobnie jak cała amerykańska mitologia społeczno-polityczna, nie dotyczy bowiem podstawowych problemów związanych z procesem produkcji i podejmowaniem decyzji inwestycyjnych, lecz ogranicza się w aspekcie ekonomicznym wyłącznie do kwestii podziału części rosnącego dochodu, w praktyce do tej części, która znajduje się w dyspozycji rządu. W ten sposób doszliśmy do jedynego rzeczywistego i niemal powszechnego consensusu w społeczeństwie amerykańskim. Dotyczy on kapitalistycznego sposobu gospodarowania i w jego ramach mieści się zdecydowana większość kontrowersji i konfliktów, które nigdy nie wykraczają poza problem dzielenia rosnących dochodów z gospodarki kapitalistycznej. u Grupy protestujące w drugiej połowie lat sześćdziesiątych w zdecydowanej większości nie dążyły do obalenia kapitalistycznego systemu gospodarowania. Domagały się udziału w decyzjach dotyczących dystrybucji bogactwa i chciały uczynić Stany Zjednoczone rzeczywistym „państwem dobrobytu" oraz „zhumanizować" kapitalizm amerykański. Dążyły do podobnych celów, jakie wskazywał m. in. Galbraith, który jednakże nie mógł zaproponować żadnych realistycznych pokojowych środków przełamania egoizmu byznesu, dążącego do zagarnięcia jak największych sum także spośród tych, które pozostają w dyspozycji rządu federalnego. Amerykański system społeczno-polityczny iw ciągu ostatniego stulecia przeszedł istotną ewolucję i znalazł się na usługach najsilniejszej klasy społecznej. Choć zewnętrzny kształt tego systemu nie uległ zbyt daleko idącym zmianom, a instytucje utrzymały swój formalnie demokratyczny 14 J. P. Young, The Politics of Affluence. Ideology in the United States sińce World War II, San Francisco 1968, s. 3—8. 311 i pluralistyczny charakter, zmieniła się ich rola i stały się narzędziem dominacji ekonomiczno-po-litycznej byznesu. Niezwykle rozpowszechniona w społeczeństwie i starannie pielęgnowana tradycyjna mitologia społeczno- polityczna utrzymywała wiarę większości Amerykanów, że to, co jest, jest zgodne z tym, co być powinno; że ideały Jeffersona i Lincolna są realizowane w praktyce. W latach sześćdziesiątych dyskryminowane mniejszości przestały wierzyć, że rzeczywistość jest zgodna z ideałami i podjęły protest, który nie był skierowany przeciw Ameryce lub jej systemowi, lecz miał na celu praktyczne urzeczywistnienie tych samych ideałów. I ta walka zresztą, jak dotychczas, była bezskuteczna. Niemal nikt jednak nie brał pod uwagę faktu, że ideały te powstały w określonym czasie i służyły realizacji określonych interesów. Od tamtych czasów Stany Zjednoczone w każdej dziedzinie życia społecznego, ekonomicznego i politycznego, przeszły olbrzymią ewolucję, która spowodowała, że wczesnokapitalistyczne ideały stały się anachroniczne, a nowa rzeczywistość wymaga zupełnie odmiennej od tradycyjnej wizji irozwoju społecznego. Rozdział XIV KU „MILCZĄCEJ WIĘKSZOŚCI" W praktyce społeczno-politycznej USA miejsce pluralizmu politycznego zajmuje dominacja eko-nomiczno-polityczna wielkiego byznesu. Nie oznacza to jednak, że różnorodne grupy społeczne o dających się określić interesach są tylko biernym obiektem .manipulacji wielkiego kapitału i nie odgrywają żadnej roli politycznej. Jedną bowiem z podstawowych funkcji całego systemu politycznego jest utrzymywanie .maksymalnej jedności i spoistości społeczeństwa oraz zdobywanie poparcia jak największej liczby obywateli dla polityki realizującej iw decydującym stopniu interesy byznesu. Służy temu przede wszystkim system wyborczy. Otóż establishment przywiązuje ogromną wagę do tego, żeby wszelkie wybory, a zwłaszcza prezydenckie, były rzeczywiście reprezentatywne dla nastrojów większości społeczeństwa. Liczne czynniki instytucjonalne, a zwłaszcza proces nominacyjny w obu partiach, dostatecznie zabezpieczają interesy wielkiego kapitału, a demokratyczny charakter wyborów zapewnia utrzymanie jedności społeczeństwa i umożliwia rządzenie przez zgodę większości na wybranego kandydata i prowadzoną przezeń politykę. Co więcej, sam kapitał nie jest w żadnym wypadku ciałem jednorodnym ekonomicznie i poli- 313 tycznie; ścierają się tam bardzo silnie sprzeczne interesy poszczególnych grup. W tej sytuacji różne niekapitalistyczne grupy społeczne stają się często obiektem walki o władzę i dominację w ramach samej klasy kapitalistycznej, której poszczególne grupy szukają za pośrednictwem aparatu partyjnego jak najszerszego poparcia w społeczeństwie. Krótko mówiąc, iw ramach aktualnej struktury politycznej USA każda względnie jednolita grupa społeczna stanowi pewną liczbę głosów, o których pozyskanie zabiega wielki kapitał lub poszczególne jego odłamy, i w tej liczbie głosów kryje się wartość grupy w grze politycznej. Uzyskanie poparcia wyborczego musi oczywiście kosztować, toteż każda grupa zdolna udzielić takiego poparcia może odnieść konkretne korzyści, także oczywiście nie zagrażające władzy byznesu. W takim też sensie można mówić o koalicjach politycznych, obejmujących różnorodne poza byz-nesem grupy społeczeństwa amerykańskiego. Każda z takich koalicji składałaby się niejako z trzech szczebli. Na szczycie znajdowałby się wielki kapitał, odnoszący największe korzyści z konkretnej polityki całej koalicji. Pośrodku aparat polityczny różnych szczebli, reprezentujący interesy byznesu i zdobywający dla niego poparcie większości społeczeństwa, do którego różnorodnych grup adresuje on swoje programy wyborcze i całą tzw. „strategię wyborczą". Aparat ten uzyskuje w zamian za swoją pośredniczącą rolę konkretne korzyści zarówno prestiżowe, jak materialne. Na dole znajdowałyby się różne grupy społeczeństwa, spełniające swoją rolę jako wyborcy, wspierające całą koalicję i uzyskujące w zamian za to pewne mniej lub dalej idące korzyści. Przyjęcie takiego modelu nakazywałoby postawienie w miejsce pluralizmu politycznego po prostu i tylko pluralizmu wyborczego: każda grupa społeczna jest dopuszczona do gry wyborczej, w której — nie mając wpływu na pod- 314 stawowe decyzje ekonomiczne i polityczne zastrzeżone dla dominującego nad całym systemem wielkiego kapitału — może uzyskać pewne korzyści. Właśnie tego rodzaju polityka koalicyjna jest najczęstszym przedmiotem amerykańskiej literatury politycznej oraz różnych spekulacji przedwyborczych i w niej można dostrzec istotę amerykańskiego życia politycznego. Spójrzmy obecnie na mapę polityczną Stanów Zjednoczonych w ostatnich latach. Od końca drugiej wojny światowej niezależnie od tego, która partia sprawowała aktualnie władzę, utrzymywała się koalicja wyborcza stworzona przez Roosevelta. Na najwyższym szczeblu tej koalicji znajdował się wielki, skoncentrowany kapitał monopolistyczny po zwycięstwie nad średnimi i drobnymi indywidualnymi kapitalistami. Dominacja wielkiego kapitału była bezpośrednim wynikiem zdobycia przewagi ekonomicznej, wyrażającej się w kontroli nad większą częścią majątku narodowego. (Wartość majątku trwałego wszystkich korporacji była iw latach pięćdziesiątych ponad czterokrotnie wyższa niż wszystkich drobnych i średnich przedsiębiorstw indywidualnych, a stopień dalszej koncentracji wyraża się m. in. w tym, że największe korporacje o majątku przekraczającym 1 mld doi. zagarnęły w 1966 r. 34,2% zysków wszystkich korporacji.) Średni i drobny kapitał padł także ofiarą własnej strategii politycznej. Jak już wspominaliśmy, pod koniec XIX w. średni kapitaliści, głównie z Zachodu, za pośrednictwem Partii Populistów domagali się zwiększenia roli rządu federalnego, którego celem miałoby być ograniczenie wzrostu władzy korporacji i utrzymywanie warunków względnej równości ekonomicznej w ramach całej klasy kapitalistycznej. Choć program zwiększenia uprawnień rządu z pozoru miał charakter liberalny, to jednak cele po- 315 pulistów były konserwatywne — utrzymanie status quo sprzed uzależnienia ekonomicznego drobnego i średniego kapitału od wschodnich monopoli. Po opanowaniu rozwiniętego aparatu państwowego i całego systemu politycznego przez wielki byznes średni i drobny kapitał przeciwstawiał się w równej mierze monopolom i państwu i znalazł się w pewnym sensie poza systemem. Próba wprowadzenia części ich interesów na arenę partyjnego życia politycznego, podjęta przez Goldwatera w 1964 ?., zakończyła się klęską. Aktualnie drobny i średni kapitał najczęściej zasila skrajnie konserwatywne organizacje prawicowe, jak John Birch Socdety czy ruch George'a Wallace'a. Jego celem politycznym jest cofnięcie kapitalizmu amerykańskiego do okresu przedmonopolistycznego i przywrócenie warunków wolnej konkurencji. Drogę do tego celu widzi on w powstrzymaniu centralizacji władzy na szczeblu federalnym oraz w zwiększeniu uprawnień władz stanowych i lokalnych, gdyż na tym szczeblu w niektórych rejonach mógłby on brać skuteczniejszy udział iw życiu politycznym. Drobni i średni przedsiębiorcy, kupcy czy właściciele zakładów usługowych w niewielkich miasteczkach — a oni właśnie składają się w decydującej mierze na tę grupę — nie mają także żadnych interesów ekonomicznych za granicą; nic więc dziwnego, że prawica amerykańska chętnie powraca do tradycyjnych haseł izolacjonistycznych, co zresztą nie zmniejsza w niczym jej skrajnego anty-komunizmu, a wręcz przeciwnie, właśnie oni określają obecnie interwencjonizm państwowy mianem „komunistycznej konspiracji". Wielki byznes, który zdominował zaraz po wojnie koalicję Roosevelta, składał się przede wszystkim z najsilniejszego wówczas kapitału monopolistycznego Wschodniego Wybrzeża. Jednakże już pod koniec wojny, a zwłaszcza w okresie zimnej wojny, coraz większa liczba inwestycji wojsko- 316 wych była lokowana na Zachodzie, coraz szybciej także rozwijało się gospodarczo „nowe Południe" (a zwłaszcza Teksas). Protekcjonistyczny charakter interwencjonizmu państwowego w stosunku do najsilniej związanego z administracją kapitału Wschodniego Wybrzeża spowodował, że prężny i ekspansywny młody kapitał Zachodu i Południa chętnie widziałby ograniczenie władzy Waszyngtonu i stworzenie warunków konkurencji ze Wschodnim Wybrzeżem. Podstawowe koncepcje polityczne, znajdujące swój wyraz w obu partiach — liberalizm i konserwatyzm — odzwierciedlałyby więc interesy tych dwóch ugrupowań wielkiego kapitału. Liberalizm, mający pewną przewagę w Partii Demokratycznej, wyrażałby interesy starszego kapitału Wschodniego Wybrzeża; konserwatyzm zaś, silniejszy w Partii Republikańskiej, byłby bliższy interesom Zachodu i „nowego Południa". Jednocześnie ze względu na znaczną liczbę nowoczesnych inwestycji wojskowych na Zachodzie (Kalifornia uzyskuje przeszło 25% wszystkich zamówień wojskowych Pentagonu, a 23,3% wszystkich zatrudnionych w tym stanie pracuje w przedsiębiorstwach zależnych od Pentagonu) w interesie kapitału zachodniego leży wzrost zbrojeń i wydatków wojskowych i do tej dziedziny najchętniej ograniczyliby oni interwencję państwa. Stamtąd też płyną najbardziej zimnowojenne hasła i postulaty. Konkurencja obu grup kapitału znajduje także wyraz na płaszczyźnie polityki zagranicznej USA. Interesy ekonomiczne, a co za tym idzie, także polityczne i militarne kapitału wschodniego koncentrowały się na obszarze wcześniejszych wpływów Stanów Zjednoczonych — w Kanadzie, Ameryce Łacińskiej, na Bliskim Wschodzie i w Europie. Kapitał południowo-zachodni zaczął angażować się na Dalekim Wschodzie i jego interesy dyktowały w pewnej mierze eskalację wojny w Wietnamie. 317 Były to interesy podwójne — obok bezpośredniego zaangażowania pociągały za sobą wzrost wydatków zbrojeniowych korzystny dla kapitału zachodniego. Pierwszym atakiem Zachodu na wschodni establishment był makkartyzm. Zjawisko to miało bez wątpienia niezwykle złożony charakter i mogło powstać tylko w ogólnej atmosferze zimnej wojny i histerii antykomunistycznej na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych, ale powiązanie go ze sprzecznościami w łonie wielkiego kapitału wydaje się niezwykle przekonywające. Otóż makkartyzm nie był w zasadzie skierowany przeciw np. komunizującemu nauczycielowi w małym miasteczku środkowych stanów USA, lecz przede wszystkim przeciw nic w istocie z komunizmem nie mającym wspólnego liberałom ze Wschodniego Wybrzeża. Podkomisja śledcza Senatu, na której czele stał właśnie senator J. McCarthy z Wisconsin, stawiała zarzuty i przesłuchiwała głównie liberalnych intelektualistów, profesorów i naukowców czy też byłych urzędników administracji Roosevelta. Łączenie liberalizmu, opowiadającego się za świadczeniami socjalnymi i planowaniem państwowym, z komunizmem było zresztą zgodne z nastrojami uformowanymi przez „odrodzenie rynkowe" i dominującymi po wojnie wśród amerykańskich klas średnich. Makkartyzm stał się więc symbolem re-publikanizmu walczącego przeciw liberalnym demokratom i reprezentując interesy ekspansywnego kapitału Zachodu oraz Południa, znalazł poparcie najbardziej konserwatywnych i najmniej oświeconych grup społeczeństwa. Otrząśnięcie się z psychozy antykomunistycznej i oficjalne potępienie makkartyzmu w Kongresie w 1954 r. należałoby interpretować jako zwycięstwo kapitału wschodniego. W drugiej połowie lat pięćdziesiątych utrzymywała się przewaga Wschodniego Wybrzeża, którą starał się wzmocnić jeszcze bardziej prezydent 318 Kennedy. W czasie kadencji Johnsona coraz większe korzyści zaczął uzyskiwać kapitał południowo--zachodni, co znalazło wyraz m. in. w eskalacji wojny (wietnamskiej. Obecnie zaś mniej więcej równomierne zainteresowanie administracji Ni-xona wszystkimi obszarami ekspansji kapitału amerykańskiego oraz inne posunięcia („wietnamizacja" wojny, wzrost zaangażowania USA na Bliskim Wschodzie, próby ożywienia kontaktów z Ameryką Łacińską, podjęcie rozmów SALT w sprawie ograniczenia zbrojeń strategicznych, rezygnacja z prób z tzw. „kierowanym laboratorium orbitalnym", ale zarazem podjęcie decyzji o budowie systemu obrony przeciwrakietowej ABM itp.) wskazywałyby na próby ponownego przywracania równowagi między obydwiema grupami kapitału na najwyższym szczeblu nowej koalicja ?????. Średni szczebel koalicji nie jest zbyt skomplikowany. Stanowią go zawodowi politycy, których racja bytu polega na poszukiwaniu poparcia większości społeczeństwa dla wielkiego byznesu jako całości lub, w przypadku braku równowagi w łonie wielkiego byznesu, dla dominujących jego grup. Formalne poparcie większości społeczeństwa jest bowiem jednym z warunków umożliwiających władzę byznesu bez odwoływania się do środków przymusu. Politycy, których dobór odbywa się pod starannym nadzorem wielkiego kapitału, mają dość daleko idącą swobodę w zdobywaniu poparcia, układaniu programów wyborczych itd., jednakże swoboda ta jest ograniczona zasadniczymi interesami byznesu. Dlatego też podczas kampanii wyborczych kontrowersje między poszczególnymi kandydatami na ogół nie dotyczą kwestii zasadniczych, lecz sprowadzają się przeważnie do drugorzędnych różnic, mających na celu pozyskanie takiej czy innej grupy wyborczej. Marginesowe problemy odgrywają poważną rolę podczas kampanii wyborczych także dlatego, że w zasadzie przez 319 kilkadziesiąt lat (w okresach 1828—1860, 1860— 1896, 1896—1932 i 1932—1968) obie partie poszukiwały głosów wśród tych samych grup składających się na większość społeczeństwa i że dopiero istotne zmiany struktury społecznej oraz sytuacji politycznej powodowały radykalniejszą zmianę koalicji wyborczej. Wydaje się, że właśnie z taką sytuacją mamy do czynienia obecnie. Na najniższym szczeblu koalicji Roosevelta znaleźli się dopuszczeni w okresie Nowego Ładu do udziału w życiu politycznym przywódcy związków zawodowych, mniejszości etniczne, machiny partyjne, rolnicy oraz liberalni intelektualiści. Ponadto koalicja ta poszukiwała poparcia wyborczego wśród różnych grup tradycyjnie podzielonego społeczeństwa amerykańskiego, przy czym demokraci szczególnie liczyli na poparcie wyborców murzyńskich oraz uboższych białych Amerykanów. Program wewnętrzny tej koalicji niezmiennie podkreślał konieczność interwencji ekonomicznej i socjalnej, uregulowanej w ustawodawstwie Nowego Ładu. W zasadniczych rysach program ten realizowali także republikanie w okresie administracji Eisenhowera (1953—1960), nic więc dziwnego, że różnice platform wyborczych we wszystkich powojennych wyborach aż do 1964 r. były nieznaczne i sprowadzały się w zasadzie do poszukiwania poparcia wśród różnych grup społecznych, wyodrębnionych według różnorodnych kryteriów, przy czym decydujące znaczenie miała tu wspomniana już uprzednio bierność polityczna ław. „nowych klas średnich". Trzydziestoletnia koalicja rozpadła się w ciągu dwóch ostatnich lat prezydentury Johnsona. Przyczyny tej dezintegracji już ogólnie wskazywaliśmy, lecz zatrzymajmy się nad nimi jeszcze. W chwili ogłoszenia programu Wielkiego Społeczeństwa wszyscy członkowie koalicji spodziewali się wi- 320 docznych efektów i korzyści. Tymczasem nierówności podziału rosnącego dochodu jeszcze bardziej zwiększyły się w okresie liberalnej administracji Kennedy'ego i Johnsona. W latach 1960—1966 zyski korporacyj wzrosły o 52%, a po uwzględnieniu podatków aż o 67% (oznacza to, że korporacje były faworyzowane także w polityce podatkowej demokratów), dywidendy płacone akcjonariuszom wzrosły o 43% ale płace robotników wzrosły o 21%, a uwzględniając wzrost cen — tylko o 13%. Eskalacja wojny w Wietnamie spowodowała olbrzymie przekroczenie przewidywanych wydatków wojskowych. W ramach niezbyt elastycznego budżetu federalnego wzrost wydatków militarnych musiał spowodować obcięcie innych nakładów. Trudno było naruszyć interesy tradycyjnych członków koalicji, ofiarą więc padli jej najnowsi, a więc najmniej chronieni przez biurokrację członkowie. Program Wielkiego Społeczeństwa zakończył się całkowitym fiaskiem. Wypadli zatem z koalicji wyborczej ubodzy biali i Murzyni. Odsunęli się od polityki Johnsona liberalni intelektualiści, a wobec nikłego wzrostu płac robotników część związków zawodowych, zwłaszcza lokalnych, z coraz większą rezerwą odnosiła się do polityki demokratów. Koalicja zaczęła się rozpadać. Niepowodzenie programu Wielkiego Społeczeństwa tylko przyspieszyło nieuchronną — jak się wydaje — zmianę sytuacji na mapie politycznej USA. Zmiana ta była nieuchronna, gdyż wynikała z przemian struktury społecznej Stanów Zjednoczonych. Otóż program Roosevelta, podkreślający konieczność pomocy socjalnej, był skierowany do ubogiej w okresie depresji i zaraz po niej większości społeczeństwa amerykańskiego. Jak już wspominaliśmy, po wojnie liczba ubogich malała, rosła natomiast liczba względnie zamożnych klas średnich. Tendencja ta utrzymywała się nadal 21 Osiatyński 321 w latach sześćdziesiątych. Procent rodzin o dochodach poniżej 3000 doi. spadł z 18,9 w 1960 r. do 12,5 w 1967 ?., w przedziale 3000—4999 doi. z 17,2 do 12,8, a w przedziale 5000—6999 doi. z 21,1 do 16,l°/o wszystkich rodzin amerykańskich. Liczba rodzin o dochodach w przedziale 7000—9999 doi. rocznie wzrosła z 23 do 24,3°/o wszystkich rodzin amerykańskich, iw przedziale 10 000—14 999 doi. z 14,1 do 22,4%, a liczba rodzin o rocznych dochodach przekraczających 15 tys. doi. wzrosła z 5,8% do 12% wszystkich rodzin amerykańskich. Polityka dostosowana do struktury społecznej w kształcie piramidy była już niemal całkowicie nieodpowiednia w obliczu struktury dochodów przypominających wspomnianą już gruszkę, ale coraz węższą na dole i coraz szerszą powyżej środka, choć jeszcze ostrzejszą na samym szczycie, gdyż koncentracja największych kapitałów w dalszym ciągu rosła. Jednocześnie liczba członków tzw. „nowej klasy średniej" wzrosła do 47,6% społeczeństwa w 1969 r. Ów wzrost klas średnich znalazł swój najpełniejszy wyraz w migracji z centralnych dzielnic miast do dzielnic podmiejskich. Tradycyjna polityka rooseveltowskiej koalicji w zasadzie ignorowała te niezwykle istotne przemiany struktury społecznej. Nie spowodowało to jednak reakcji klasy średniej, która w latach pięćdziesiątych pozostawała bierną siłą polityczną. Dopiero lata rozpadu liberalnej koalicji zaktywizowały politycznie klasę średnią. Wzrost inflacji uderzył w jej podstawowe interesy ekonomiczne. Inflacja w połączeniu ze wzrostem podatków pochłonęła niemal cały 6% przyrost nominalnych dochodów w latach 1967—1968. Po raz pierwszy od wielu lat klasa średnia przestawała się bogacić. Decydującym jednak czynnikiem aktywizującym klasy średnie był radykalizm studentów i organizacji murzyńskich, wzrost zaburzeń, przestępczości itd. W drugiej połowie lat sześćdziesiątych na- 322 stroje większości społeczeństwa stawały się coraz bardziej konserwatywne, co znalazło wyraz już podczas wyborów do Kongresu w 1966 r. W następnych latach klasa średnia coraz częściej i głośniej potępiała liberalną politykę Partii Demokratycznej wobec najniższych grup społeczeństwa, a zwłaszcza Murzynów, i brak surowości wobec demonstrantów oraz coraz głośniej domagała się przywrócenia „prawa i porządku". Pod takim też hasłem odbywała się kampania wyborcza w 1968 r. „Prawo i porządek" miały realizować bezpośrednie cele większości wyborców, przy czym — co szczególnie silnie podkreślano w przewidywaniach przedwyborczych — owa większość była „niemłoda", „nieczarna" i „niebiedna", czyli jej członkowie nie stanowili aktywnie protestujących grup społecznych. Po raz pierwszy w powojennych kampaniach wyborczych nie analizowano zbyt dokładnie, ile procent wyborców stanowić będą protestanci, ile katolicy, a ile członkowie różnorodnych mniejszości etnicznych itd., lecz dość jednoznacznie uznano klasę średnią za grupę o wspólnych i wyraźnych interesach zarówno ekonomicznych, jak politycznych, a więc dostrzeżono w niej siłę polityczną, którą nie była jeszcze kilka lat wcześniej. Podmiejska i małomiasteczkowa klasa średnia (w 1968 r. w dzielnicach centralnych wielkich miast mieszkało 29,4%, w dzielnicach podmiejskich 34,9%, a na obszarach niemetropolitalnych, czyli w mniejszych miastach, miasteczkach i na wsiach — 35,7% społeczeństwa amerykańskiego) znalazła się w 1968 r. w centrum uwagi polityków amerykańskich. Na marginesie zaś znaleźli się członkowie różnorodnych grup wyobcowanych ze społeczeństwa amerykańskiego. Należeli do nich z jednej strony Murzyni, Indianie, Portorykań-czycy i Amerykanie pochodzenia latynoskiego oraz biedni biali, którzy mimo obietnic zawartych 323 w programach Nowych Rubieży i Wielkiego Społeczeństwa nie zostali dopuszczeni do pełnego udziału w amerykańskim życiu społeczno-politycznym. Z drugiej zaś strony znaleźli się na marginesie ci, którzy sami wyłączyli się z tego udziału z szczególnych przyczyn. Do tej ostatniej grupy należeli intelektualiści z Nowej Lewicy, młodzież studencka i część liberałów — wszyscy zniechęceni wielostronnymi negatywnymi efektami polityki liberalnej, a zwłaszcza wojny w Wietnamie, oraz niższa klasa średnia, której wyobcowanie z systemu było bezpośrednim wynikiem rawolucji murzyńskiej, choć szersze przyczyny poczucia alienacji i niechęci do systemu wśród członków tej grupy były bardziej złożone. Zatrzymajmy się nad nimi nieco dłużej, gdyż tzw. „zapomniani Amerykanie" stanowią — jak się wydaje — najciekawszy fenomen współczesnego społeczeństwa amerykańskiego. Liberałowie widzieli społeczeństwo amerykańskie podzielone na bogatą większość i ubogą mniejszość. Zdawali się nie dostrzegać około 20% znajdujących się pośrodku. Obiektywnie nie są to ludzie bogaci ani biedni. Zarabiają około 4000—6000 doi. rocznie i zamieszkują między slumsami a nowoczesnymi, bogatymi dzielnicami podmiejskimi — w centrum miast lub na dużo uboższych przedmieściach położonych niedaleko dzielnic centralnych. Często mają dom, na który zaczęli pracować już ich ojcowie, ale utrzymanie tego domu kosztuje ich niemało wyrzeczeń. Nie są zbyt wysoko wykształceni. Tylko 6% spośród „zapomnianych Amerykanów" ma wykształcenie wyższe niż średnie, aż 43% zaś skończyło swą edukację na szkole podstawowej. Dom i obowiązki rodzinne ograniczyły ich własne możliwości kariery, a obecnie obawiają się oni także o przyszłość swoich dzieci. Dużo trudniej jest im bowiem opłacić koszty nauki 324 niż bogatym „pełnoprawnym" członkom klas średnich i wyższych, a przecież zdają sobie sprawę z tego, że w nowoczesnym społeczeństwie kluczem do sukcesu jest wykształcenie. „Zapomniani Amerykanie" są ludźmi najbardziej wiernymi tradycyjnej mitologii społeczno-politycznej. Wierzą w ewangelię ciężkiej pracy i w „poleganie na sobie", czyli w to, że sukces jest uzależniony od własnej pracowitości. Wierzą w Amerykę i mają zaufanie do władzy i porządku. Są konserwatywni, gdyż niezbyt wierzą w zmiany na lepsze, a obawiają się, by zmiany nie przyniosły negatywnych efektów. Owi „zapomniani Amerykanie" to w przeważającej większości robotnicy amerykańscy, ludzie w „niebieskich kołnierzykach" lub czasem, rzadziej, iw „białych kołnierzykach", należący do najniższych warstw urzędniczych. Pracują regularnie, stale i w miarę możliwości jak najstaranniej, niekiedy nawet podejmują dodatkową pracę, by utrzymać swój domek, samochód i inne dobra, które podtrzymują ich status. Obawiają się depresji, inflacji, wzrostu podatków i w ogóle wszystkiego, eo mogłoby powstrzymać niewielkie tempo przyrostu ich dochodów. Będąc szczególnie wrażliwymi na status, często opierali swoją pozycję na niższej pozycji innych, biedniejszych, a nawet jawnie dyskryminowanych Murzynów, stanowiących „tło kontrastowe". Nie wszyscy byli przeciwnikami postępu tamtych grup, często chcieli, by i tamci rozwijali się, ale w bezpiecznej odległości za nimi samymi. I nagle spostrzegli, że sami drepcą w miejscu i nikt się nimi nie interesuje, podczas gdy biedni biali wraz z Murzynami stają się przynajmniej programowo szczególnie chronionymi klientami liberalnej koalicji. Oni sami ponosili znaczny ciężar opieki społecznej w postaci rosnących podatków, ale system opieki socjalnej wydawał im się krzywdzący. Murzyni 325 i bezrobotni otrzymywali zasiłki, ale wdowa z trojgiem dzieci zarabiająca pięć czy sześć tysięcy dolarów rocznie nie mogła dać tym dzieciom wyższego wykształcenia, gdyż zarabiała zbyt mało, by płacić za studia, a zbyt wiele, by jej synowie otrzymali stypendia. Niższą klasę średnią drażniły nowe szkoły budowane w gettach, podczas gdy w dzielnicach robotniczych z rzadka tylko remontowano stare budynki szkolne. Duma i obawa o utratę prestiżu nie pozwalały im zgłosić się z prośbą o pomoc, ale jednocześnie nie przepadali za tymi, którzy otrzymywali i brali zasiłki. Coraz częściej pytali, dlaczego Murzyni mają pierwszeństwo, dlaczego do nich głównie są skierowane programy pomocy, dlaczego wreszcie nie mogą pracować równie ciężko jak oni sami, i rzadko dostrzegali szersze, społeczne przyczyny i konsekwencje długoletniej dyskryminacji. Przerażał ich nie tyle rozwój korporacji co groźba skierowanego przeciw nim sojuszu, który mógłby zawrzeć establishment z najniższymi klasami społecznymi i z Murzynami. Gdy po wybuchu rewolty w gettach demokraci nie potrafili pogodzić swych dążeń do emancypacji Murzynów z utrzymaniem porządku — wzrósł konserwatyzm niższej klasy średniej i jej niechęć zarówno do Murzynów, wyrażająca się w „białym rykoszecie", jak i do administracji. Koalicja liberalna zajmowała się opieką społeczną, gettami, rewoltą studencką i Wietnamem; a wszystkie te problemy w niewielkim stopniu dotyczyły niższej klasy średniej poza tym, że pochłaniały ich podatki, a w Wietnamie ginęli oni sami i ich najbliżsi. Dla nich największe znaczenie miało zmniejszenie podatków i powstrzymanie inflacji, czyste ulice, porządek w miastach, pomnożenie sił policyjnych i bezpardonowa walka z przestępczością, czyli te wszystkie problemy, z którymi administracja demokratów nie mogła sobie poradzić. Przeprowadzona w 1969 r. tylko wśród człon- 326 ków niższej klasy średniej ankieta Gallupa przyniosła następujące wyniki: 46% „zapomnianych Amerykanów" uważało, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat ogólna sytuacja w USA uległa pogorszeniu; 58% przypuszczało, że będzie ona pogarszać się nadal; 59% twierdziło, że niebezpieczeństwo konfliktów na tle rasowym wzrasta; 78% wypowiedziało się z uznaniem o działalności policji, a 85% uważało, że Murzyni i demonstranci studenccy są zbyt łagodnie traktowani przez policję. Tylko 25% popierało integracyjne programy w szkolnictwie, a pozostali opowiadali się bądź za podniesieniem poziomu nauczania w szkołach murzyńskich, bądź za pozostawieniem Murzynów samym sobie. W kwestii wykorzystywania federalnych środków finansowych zdecydowany priorytet uzyskała walka z przestępczością oraz rozwój taniego budownictwa i opieki społecznej, rozszerzonej jednak poza najniższe warstwy znajdujące się w nędzy także i na niższą klasę średnią. Najwyższą wartością dla „zapomnianych Amerykanów" zawsze była i jest stabilizacja. „Prawo i porządek" mogłyby zapewnić tę stabilizację, spokój i podtrzymywanie tradycyjnych wartości. W 1968 r. było jednak więcej przestępstw i zaburzeń niż kiedykolwiek. I wtedy właśnie przypomnieli oni o sobie, zdecydowanie popierając na początku kampanii wyborczej Wallace'a, który obiecywał zaprowadzenie „prawa i porządku" i przedstawił program będący zupełnym zaprzeczeniem polityki liberałów. Wtedy też zaczęto określać ich mianem najbardziej reakcyjnej grupy w społeczeństwie amerykańskim. Ich reakcjonizm był skierowany przeciw integracji, która stanowiła zagrożenie dla ich statusu; przeciw systemowi opieki społecznej w jego aktualnym kształcie, z którego nie korzystali; przeciw wzrostowi podatków, które płacili; przeciw wychowaniu seksualnemu i rozluźnieniu obyczajów, które zagrażały ich idea- 327 łom moralnym; przeciw bogatym, którym zazdrościli, zdając sobie sprawę, że ich własne możliwości sukcesu są ograniczone; przeciw biednym, którym zazdrościli opieki rządowej i których najczęściej uznawali za winnych swoich niepowodzeń; przeciw studentom, którzy „nie wiedzieli, czego chcą", i zamiast uczyć się zakłócali porządek i naruszali prawo; i wreszcie przeciw mieszkańcom lepszych dzielnic podmiejskich, do których chcieliby się przenieść, lecz zdawali sobie sprawę, że jest to bardzo trudne. W sumie tw 1968 r. owi „zapomniani" przez rządzącą koalicję Amerykanie, będąc grupą najbardziej wierną tradycyjnej mitologii społeczno--polityeznej, przeciwstawiali się niemal całemu społeczeństwu amerykańskiemu, i to chyba najpełniej odzwierciedla rozmiary przemian, które nastąpiły w Stanach Zjednoczonych w ciągu ostatnich trzydziestu lat. Tak więc lata administracji demokratycznej, lata ??? spełnionych obietnic, zawiedzionych nadziei, narastającej frustracji, kryzysu społecznego i przemocy politycznej nie tylko doprowadziły do rozbicia tradycyjnej koalicji, ale także wykazały niezdolność tej koalicji do poradzenia sobie z rosnącymi trudnościami kraju oraz jej izolację od społeczeństwa. Pośrednio przyznał się do tych niepowodzeń prezydent Johnson, gdy 31 marca 1968 r. oświadczył, że nie będzie ubiegał się o wybór na następną kadencję. Straciwszy przywódcę iw osobie urzędującego prezydenta, Partia Demokratyczna już na samym początku kampanii wyborczej 1968 r. uległa rozbiciu na trzy odłamy, z których każdy reprezentował inny stosunek do nowej sytuacji społeczno- politycznej. Wiceprezydent Hubert Humphrey usiłował utrzymać fasadę koalicji rooseveltowskiej, opierając się na organizacjach politycznych, związkach zawo- 328 dowych, farmerach, mniejszościach etnicznych, i w dalszym ciągu usiłował utrzymać poparcie Murzynów oraz ubogich białych. Opierał się iwięc na tych grupach interesów, których znaczenie malało, a publiczne wyrazy zrozumienia dla przyczyn zaburzeń w gettach i dla demonstracji studenckich poważnie zmniejszyły jego szanse w obliczu ewoluujących na prawo nastrojów większości społeczeństwa. Chociaż poparcie aparatu partyjnego zapewniło mu zwycięstwo podczas konwencji w Chicago, w skali ogólnokrajowej tradycyjna polityka poniosła porażkę i nikłe są chyba jej szanse na przyszłość. Odmienną koncepcję reprezentował senator Eu-gene McCarthy. Jego politykę można określić mianem elitarnej. Zdawał sobie sprawę z tego, że wyborcy odchodzą od dawnych grup interesów, i poszukiwał poparcia wśród różnorodnych grup społecznych — podmiejskiej wyższej klasy średniej, studentów, nauczycieli i profesorów, przywódców religijnych, wykształconych byznesmenów i menedżerów. W sumie próbował on stworzyć koalicję składającą się z elity najbardziej wykształconych Amerykanów. Cieszył się dużą popularnością w dzielnicach podmiejskich oraz wśród dość znacznej części wyborców tradycyjnie republikańskich. Pośród młodzieży popierającej McCarthy'ego i gwałtownie demonstrującej na ulicach Chicago znajdowali się przeważnie młodzi ludzie z wyższych klas średnich, a niemal zupełnie nie było wśród nich biednych, Murzynów czy robotników. McCarthy bowiem próbował przeprowadzić ooś zupełnie nowego w amerykańskiej polityce wyborczej — rewoltę skierowaną przeciw robotnikom, biednym i niewykształconym. Koncepcja ta spotkała się z porażką podczas konwencji partyjnej, ale nawet w przypadku sukcesu partyjnego nie miałaby większych szans podczas wyborów. Pośrednią i chyba najbardziej realistyczną poli- 329 tykę próbował realizować senator Robert Kennedy. Widział on rolę Partii Demokratycznej nie tyle w reprezentowaniu tradycyjnych grup interesów, ile w przerzucaniu mostów pomiędzy wykształconymi i niewykształconymi, czarnymi i białymi Amerykanami. Nie chciał oddać głosów niższej klasy średniej skrajnej prawicy i w odróżnieniu od McCarthy'ego nie odrzucał całkowicie koalicji rooseveltowskiej. Chciał ją natomiast poszerzyć o mieszkańców przedmieść i wykształconych członków klasy średniej z jednej strony oraz o te grupy społeczne, którymi żaden polityk wcześniej się nie interesował, jak np. Amerykanów pochodzenia latynoskiego, Portorykańczyków, Indian, najbiedniejszych białych z Apalachów, wędrownych robotników rolnych itd., z drugiej strony. Polityka ta wydawała się dość skuteczna. W czasie prawyborów wiosną 1968 r. Robert Kennedy uzyskiwał poparcie i zwycięstwa zarówno w okręgach murzyńskich, jak i w okręgach najsilniejszego „białego rykoszetu". Latem tego samego roku pisano o nim, że był ostatnim politykiem liberalnym, który miał kontakt z białą klasą pracującą w Ameryce. I rzeczywiście po zamordowaniu Roberta Kennedy'ego po zwycięstwie w prawyborach w Kalifornii w czerwcu 1968 r. wielu spośród jego zwolenników z białej niższej klasy średniej zaczęło popierać kandydaturę Wallace'a. Podobnie zresztą jak wielu młodych i wykształconych zwolenników McCar-thy'ego, którzy oddali głosy na Wallace'a w listopadzie 1968 r. Grupy te pociągał George Wallace jako symbol opozycji wobec niedemokratycznego i zbiurokratyzowanego systemu. Przyłączyli się oni do Partii Niezależnej, gdyż był to jedyny dostępny instrument protestu. Nie na nich jednak opierał się sukces Wallace'a, wyrażający się 13,6% głosów wszystkich wyborców i zwycięstwem w pięciu stanach. Partia Niezależna głosiła program apelujący 330 przede wszystkim do rasistowskiego Południa, drobnomieszczaństwa i skrajnej prawicy, domagający się ograniczenia interwencjonizmu państwowego, przywrócenia pełnych praw stanowych i przede wszystkim cofnięcia procesu integracji Murzynów oraz zdławienia masowych protestów za pomocą represji. Uzyskiwał on poparcie finansowe skrajnie reakcyjnego byznesu na Południu oraz „niezależnych" bogatych rasistów (np. znany aktor John Wayne, wpłacił na kampanię wyborczą Wal-????'? 30 tys. doi.). Wallace dowodził, że zaburzenia są wynikiem obcej agitacji i „konspiracji komunistycznej", która zresztą w znacznej mierze miała — jego zdaniem — opanować biurokrację waszyngtońską i system dwupartyjny. W sumie w jego programie mieszały się hasła wszystkich ruchów skrajnej prawicy od ojca Coughlina z lat trzydziestych, przez McCarthy'ego i Goldwatera aż po program John Birch Society. Toteż prawie 14% głosów, które padły na Wallace'a, a jeszcze liczniejsze głosy młodzieży były najlepszym dowodem kryzysu politycznego i zniechęcenia do systemu w 1968 r. (Osiem lat wcześniej Wallace najprawdopodobniej nigdzie poza Południem nie zebrałby nawet wystarczającej liczby głosów, by zostać dopuszczonym do wyborów). Go więcej, podczas samej kampanii wyborczej poparcie kandydatury Wallace'a było dużo większe niż w wyborach, jednakże ofensywa Partii Demokratycznej w ostatnich dniach przed wyborami oraz aktywna akcja ogólnokrajowej centrali związków zawodowych przyczyniły się do tego, że tylko nieznaczna liczba robotników ostatecznie oddała głosy na kandydata Partii Niezależnej. Kampania wyborcza Wallace'a miała trzy główne konsekwencje. Po pierwsze, rozwijając swą działalność z pozycji skrajnie konserwatywnych przesunęła ogólne nastroje całej kampanii wyborczej na prawo; po drugie, ujawniła dość znaczny 331 brak zaufania wyborców do tradycyjnego dwupar-tyjnego systemu wyborczego — i po trzecie, zmniejszyła zwycięstwo Nixona nad Humphreyem do minimum wynoszącego 0,6% głosów. Badania wyników wyborów wskazują, że przynajmniej 75% popierających Wallace'a głosowałoby na Nixona, gdyby wybór był ograniczony do niego i Humph- reya. 53% poparcia dla programu Partii Republikańskiej dużo wierniej odzwierciedlałoby rzeczywiste nastroje społeczeństwa amerykańskiego pod koniec 1968 r. W czasie kampanii wyborczej Nixon wystąpił z umiarkowanym programem konserwatywnym, a więc znalazł się w samym centrum nastrojów społeczeństwa. Program ten musiał być umiarkowany, gdyż republikanie nie mogli sobie pozwolić na oddanie zbyt wielu głosów z lewej strony Humphreyowi i z prawej — Wallace'owi. W kwestii „prawa i porządku" Nixon obiecywał podjęcie radykalnych środków zmierzających do likwidacji zaburzeń, ale jednocześnie mówił o konieczności podjęcia pewnych reform uwzględniających społeczne źródła protestu. Domagał się ograniczenia centralizacji władzy w Waszyngtonie, a w zmniejszeniu administracji i deficytu budżetowego widział środek prowadzący ku powstrzymaniu inflacji i obniżeniu podatków. Odwoływał się do „milczącej większości" {silent majority) spokojnych, niebiednych, nieczarnych i niemłodych Amerykanów, zniechęconych do polityki Partii Demokratycznej oraz do będących efektem tej polityki zaburzeń i demonstracji. Nixon wygrał wybory w trzydziestu jeden stanach opierając się na średnich i wyższych białych klasach podmiejskich. Głosowała na niego większość byznesmenów, urzędników, zarządców wielkich korporacji, członków grupy określanej pojęciem „białych kołnierzyków" oraz farmerów. W sumie „milcząca większość" cichych Ameryka- 332 nów, swoim spokojem i pracą protestująca przeciw demonstrantom — jak mawiał o nich w czasie kampanii wyborczej — zdecydowała o zwycięstwie Nixona. Zwycięstwo wyborcze Nixona w 1968 r. było nieznaczne i kruche. Jednakże porażka demokratów była dużo poważniejsza. Opowiedziało się przeciw nim łącznie 57% wyborców, którzy oddali głosy na republikanów i Wallace'a, a sama kampania wyborcza wykazała rozpad tradycyjnej liberalnej koalicji i jej brak oparcia w większości społeczeństwa. Toteż zaraz po objęciu urzędu prezydenckiego Nixon przystąpił do tworzenia nowej koalicji i przede wszystkim w tym aspekcie należałoby rozpatrywać pierwsze lata jego administracji. Nowa antyliberalna i umiarkowanie konserwatywna koalicja ma się opierać na tych 57% Amerykanów, którzy w listopadzie 1968 r. opowiedzieli się przeciw demokratom. Trzon tej koalicji mają stanowić ci, którzy udzielili bezpośredniego poparcia Nixonowi, czyli średnie i wyższe klasy podmiejskie. W dalszej perspektywie koalicja ta miałaby zostać poszerzona o część tych grup społeczeństwa amerykańskiego, które bądź odeszły od Partii Demokratycznej, jak konserwatywne Południe, bądź też z niechęcią odnosiły się do polityki demokratów, choć ostatecznie oddały większość głosów na Humphreya, jak niższa biała miejska klasa średnia. Toteż już na początku sprawowania administracji republikanie w swoich wystąpieniach rozszerzyli pojęcie „milczącej większości", obejmując nim te wszystkie centralne i konserwatywne grupy społeczeństwa. Utrzymanie poparcia klas średnich wymagało zrealizowania przynajmniej części obietnic zawartych w programie wyborczym Partii Republikańskiej. Do tego właśnie zmierzała polityka Nixona 333 zaraz po objęciu urzędu i w tej dziedzinie udało mu się odnieść dość poważne sukcesy. Głównym tematem kampanii był problem „prawa i porządku": walki z przestępczością oraz stłumienia zaburzeń w miastach i na uniwersytetach. Jednym z pierwszych posunięć Nixona było podwojenie funduszy na walkę z przestępczością, co przyniosło dość widoczne rezultaty w postaci spadku tempa wzrostu przestępczości z 17,5% w latach 1967—1968 do ll°/o w pierwszej połowie 1970 r. Mimo że przestępczość nadal pozostała podstawowym problemem USA, nie sposób było nie przyznać, że Nixon lepiej sobie z nim radzi aniżeli liberalna administracja demokratyczna. Jednocześnie sam wybór konserwatywnego prezydenta przyczynił się do pewnego spadku zaburzeń w miastach, gettach murzyńskich i na uniwersytetach. Jedną z istotnych przyczyn tych zaburzeń i niepokojów było ustaiwiczne niedotrzymywanie wygórowanych obietnic i programów reform przez administrację demokratyczną. Nixon natomiast niewiele obiecywał Murzynom czy studentom, a raczej przeciwnie, z góry odrzucił znaczną część ich dążeń, toteż odpadł dość poważny czynnik emocjonalny w postaci „frustracji protegowanych" — jak określali przyczyny masowych wystąpień konserwatyści. W 1970 r. było dużo mniej zaburzeń na uniwersytetach (ich nasilenie wiązało się z interwencją w Kambodży) i obejmowały one dużo mniejszą liczbę studentów. Podobnie było z rozruchami murzyńskimi. Ale gdy w maju 1971 r. ponownie nasiliły się gwałtowne demonstracje przeciw wojnie w Azji południowo-wschodniej, administracja i organy porządku podjęły wobec demonstrantów niezwykle stanowcze kroki (w samym Waszyngtonie w ciągu trzech dni aresztowano blisko 15 000 osób). Jednym z poważniejszych posunięć Nixona w dziedzinie „prawa i porządku" była prowadzona 334 przezeń polityka wobec Sądu Najwyższego. W 1968 r. w sądzie tym przeważali liberalni sędziowie mianowani w okresie od Roosevelta do Johnsona. W tym czasie Sąd Najwyższy był najbardziej, jak na warunki amerykańskie, liberalnym ciałem politycznym w USA. W dziedzinie walki z przestępczością liberalny Sąd Najwyższy w swoich orzeczeniach kładł główny nacisk na ochronę praw ludzi podejrzanych i oskarżonych o udział w przestępstwach, ograniczając w pewnym stopniu uprawnienia organów ścigania i administracji. Nixon jeszcze w okresie kampanii wyborczej przeciwstawiał się tej polityce Sądu Najwyższego, wielokrotnie powtarzając, że decyzje sądu „poważnie ograniczają siły porządku w naszym społeczeństwie i umacniają siły przestępcze". Po objęciu fotela prezydenckiego Nixon wykorzystał przejście na emeryturę dotychczasowego prezesa Sądu Najwyższego Earla Warrena i mianował na jego miejsce byłego wiceministra sprawiedliwości w rządzie Eisenhowera, konserwatywnego sędziego Warrena Burgera, który wielokrotnie zajmował krytyczne stanowisko wobec decyzji Sądu Najwyższego. Nie akceptował on doktryny kładącej nacisk na prawa jednostki, a za główne kryterium wyrokowania uważał dobro społeczeństwa jako całości. Niemal w tym samym czasie republikanie wykorzystali niezbyt czyste powiązania wspomnianego już liberalnego sędziego Abe Fortasa z odsiadującym karę więzienia defraudantem giełdowym Louisem Wolf-sonem i iw wyniku różnorodnych nacisków Fortas został zmuszony do rezygnacji ze stanowiska. Osiągnięcie wieku emerytalnego przez kilku sędziów mianowanych jeszcze przez Roosevelta może przyczynić się do zwolnienia kolejnych miejsc w Sądzie Najwyższym i umożliwić Nixonowi obsadzenie tego sądu zwolennikami „prawa i porządku". W sumie kampania o Sąd Najwyższy oraz inne 335 dość skuteczne środki zmierzające do zmniejszenia przestępczości przekonały „milczącą większość", że Nixon stara się realizować obietnice dotyczące przywrócenia „prawa i porządku". Głównym jednakże terenem działania konserwatywnej administracji republikańskiej był atak na liberalizm polityczny reprezentujący interesy i mający pewne poparcie Północnego Wschodu. W powołanym jeszcze przed objęciem urzędu gabinecie nie znalazł się żaden (może poza ministrem Budownictwa i Rozwoju Miast — George Rom-neyem) liberał, a nikt z członków rządu nie pochodził z Północnego Wschodu. Sam Nixon w miarę możliwości unikał przebywania na Wschodnim Wybrzeżu, w Białym Domu, lecz możliwie najczęściej urzędował iw Kalifornii lub na Florydzie, odcinając się od „siedliska liberałów". Wspomniane już przesunięcia w składzie Sądu Najwyższego miały także antyliberalny charakter. Decydującą jednak rolę tw walce z liberalizmem politycznym odegrał były gubernator stanu Maryland, wiceprezydent Spiro Agnew. O ile sam Ni-xon, będąc w końcu prezydentem całych Stanów Zjednoczonych, musiał podejmować czasem różnorodne działania, wykraczające poza interesy klas średnich, o tyle Agnew był przede wszystkim reprezentantem i wyrazicielem dążeń „milczącej większości". Okazał się on jednym z najaktywniej-niejszych wiceprezydentów w historii USA; wygłaszał niezliczoną ilość przemówień, odbywał masę spotkań, brał aktyiwny udział w różnorodnych kampaniach wyborczych oraz utrzymywał ścisłe kontakty z władzami stanowymi i lokalnymi. Zawsze w niezbyt wyszukanych słowach atakował opozycję, pomawiając ją o antyameirykanizm, określał mianem „odszczepieńców" liberalizujących polityków z Partii Republikańskiej i przede wszystkim ostro występował przeciw centralnej prasie amerykańskiej, w istocie iw przeważającej więk- 336 szóści opanowanej przez liberałów ze Wschodniego Wybrzeża i krytycznie nastawionej do konserwatywnej administracji. Równie ostro występował Agnew przeciw młodzieży i „rewolucji kulturalnej"; zawsze okazywał się rzecznikiem drogich klasie średniej tradycyjnych wartości, niezbyt daleko odbiegających od wskazań moralnych Normana Vincenta ?????'?. Choć bardziej wykształconych Amerykanów Agnew raził swoim skrajnym anty-intelektualizmem, pewna część „milczącej większości" darzyła go sympatią, widząc w nim pierwszego po latach rządów liberałów i „jajogłowych" człowieka z własnych szeregów na niemal najwyższym stanowisku. Często narażający się na pośmiewisko prasy wiceprezydent Agnew był tym, który miał cementować konserwatywną koalicję. Nixon starał się także zrealizować wyborczą obietnicę powstrzymania inflacji. Główną przyczynę tendencji inflacyjnych upatrywał w braku równowagi budżetowej w czasie administracji Johnsona, kiedy to deficyt budżetowy sięgał 20 mld doi. Na początku 1970 r. Nixon przedstawił propozycję zrównoważonego budżetu oraz założył weto (wobec uchwalonej przez Senat kwoty 19,7 mld doi. na pomoc rządową w dziedzinie opieki zdrowotnej, oświaty i pomocy społecznej, gdyż suma ta o 1,1 mld doi. przekraczała kwotę przewidzianą w projektach rządowych, co miało — zdaniem prezydenta — zwiększać tendencje inflacyjne. Mimo tych i wielu innych posunięć Nixon odniósł w ciągu pierwszych dwóch lat swojej administracji stosunkowo najmniejsze sukcesy na polu walki z inflacją, a ceny wzrastały w dalszym ciągu. Niepowodzenia na polu gospodarczym dały zresztą o sobie silnie znać podczas wyborów do Kongresu jesienią 1970 r. Drugi kierunek działalności administracji republikańskiej zmierzał ku wspomnianemu już rozsze- 22 Osiatyński 337 rżeniu koalicji klasy średniej przede wszystkim o te grupy, które mogłyby stanowić potencjalną klientelę skrajnej prawicy. W 1968 r. za Wallace'em opowiedziało się głównie rasistowskie Południe (odniósł on zwycięstwa w Arkansas, Luizjanie, Missisipi, Alabamie i Georgii), które do 1964 r. zazwyczaj popierało demokratów. Zdając sobie sprawę z tego, że Partia Niezależna nie ma większej przyszłości w skali ogólnonarodowej, Nixon postanowił pozyskać poparcie Południa dla siebie i opracował w tym celu tzw. „południową strategię". Jej głównym założeniem było zwolnienie tempa procesu integracji Murzynów oraz zwiększenie uprawnień poszczególnych stanów w dziedzinie lokalnego rozwiązywania własnych problemów rasowych. Podobny charakter miało wysunięcie przez Nixona kandydatów na opróżnione po rezygnacji Fortasa miejsce w Sądzie Najwyższym. Zarówno sędzia Haynsworth, jak i sędzia Carswell pochodzili z Południa, a ich przeszłość była nie tylko konserwatywna, lecz wręcz rasistowska. Obie kandydatury zostały odrzucone przez Senat, ale zapeiwniło to republikanom poparcie części konserwatystów z Południa zarówno w wyborach uzupełniających do Kongresu w listopadzie 1970 ?., jak i na dalszą metę. Drugą grupą, którą Nixon postanowił na trwałe włączyć do nowo budowanej koalicji, byli „zapomniani Amerykanie" — niższa miejska biała klasa średnia. Jak już wspominaliśmy, podczas kampanii wyborczej w 1968 r. flirtowali oni z Wal-????'??, ale w końcu oddali większość głosów na demokratów, przy czym skłoniła ich do tego pro-demokratyczna kampania związków zawodowych oraz obawa całkowitego utracenia dostępu do opieki socjalnej, a zwłaszcza ochrony zdrowia. Pod adresem tej grupy Nixon skierował poważną część swoich wystąpień, koncentrując się na dwóch problemach. Pierwszy dotyczył ogólnego zagadnienia 338 kryzysu miast amerykańskich. Poza ostrzejszą iwal-ką z przestępczością Nixon wydatnie zwiększył kwoty pozostające w dyspozycji Ministerstwa Budownictwa i Rozwoju Miast, propagując przede wszystkim rozwój taniego budownictwa, którego szczególnie domagali się przedstawiciele niższych klas średnich. Ponadto cała akcja walki z zanieczyszczeniem atmosfery także w decydującej mierze dotyczyła miast będących największymi skupiskami przemysłowymi. Drugim kierunkiem działalności Nixona, zmierzającej m. in. do pozyskania poparcia niższych klas średnich, była radykalna reforma systemu opieki społecznej, a iwięc jednego z centralnych założeń liberalnego „państwa dobrobytu", którego praktyczne funkcjonowanie wywołało olbrzymie zniechęcenie „zapomnianych Amerykanów". Warto zapoznać się pokrótce z głównymi założeniami reformy systemu opieki społecznej, gdyż stanowi ona jedno z najdonioślejszych zamierzeń nowej administracji, którego znaczenie może w przypadku powodzenia równać się ustawodawstwu socjalnemu Nowego Ładu. Tradycyjny system opieki społecznej z niewielkiego początkowo programu iw ciągu ponad trzydziestu lat rządów liberalnej koalicji rozrósł się do olbrzymich rozmiarów, nie tyle pod względem faktycznej pomocy społecznej co przede wszystkim pod względem administracyjnym. Obejmował on (wiele różnorodnych, często niezbyt ze sobą zgodnych programów zarządzanych centralnie przez administrację federalną. Różnorodne próby zmiany wielu nieskutecznych programów spotykały się z ostrym sprzeciwem wpływowej „grupy nacisku" części administracji bezpośrednio zainteresowanej, także ekonomicznie, w utrzymywaniu starego systemu. Podstawowe iwady tego systemu polegały na znacznym zróżnicowaniu zasiłków od 236 doi. miesięcznie w jednych stanach do 39 doi. w innych. 339 W stanach o najwyższych zasiłkach często można było więcej otrzymać w ramach opieki społecznej niż zarobić wykonując nisko płatną pracę. Dodatkowym czynnikiem mającym takie same skutki był fakt, że podjęcie pracy automatycznie pozbawiało prawa do zasiłku. W rezultacie liczba utrzymujących się z zasiłków, mimo zmniejszającego się bezrobocia, wzrosła w ciągu ośmiu lat administracji demokratycznej do 3 min, a dalsze utrzymywanie tego systemu podniosłoby liczbę otrzymujących pomoc do 4 min w latach siedemdziesiątych. Co więcej, daiwne ustawodawstwo przewidywało, że rodzina nie może uzyskać zasiłku wówczas, gdy ojciec rodziny zamieszkuje razem, niezależnie od przyczyn, z jakich nie pracuje. Skłaniało to do opuszczania rodzin przez ojców (w 1965 r. liczba kobiet murzyńskich porzuconych przez mężów wynosiła przeszło 21°/o). Tak więc główne — choć nie jedyne — wady starego systemu polegały na tym, że przyczyniał się on do rozbijania rodzin oraz nie zachęcał do podjęcia pracy, a przez to krzywdził pracujących. Jednakże wspomniane już interesy części machiny biurokratycznej uniemożliwiały usunięcie tych wad. W wygłoszonym 8 sierpnia 1969 r. orędziu telewizyjnym do narodu, poświęconym wyłącznie problemowi opieki społecznej, Nixon nazwał tradycyjny system nieuczciwym wobec otrzymujących pomoc i pozbawiającym ich godności, nieuczciwym wobec pracujących niezamożnych i wobec wszystkich podatników. Zaproponował on nowy program, nazwany systemem pomocy dla rodzin, którego główne założenia wyglądają następująco: Wszystkie rodziny we wszystkich stanach, które otrzymywały dotychczas zasiłki, niezależnie od obecności ojca będą otrzymywać z funduszy federalnych kwotę 1600 doi. rocznie, przy czym suma ta ma charakter minimalny, a poszczególne stany mogą ją zwiększać z własnych funduszy. Z chwilą 340 podjęcia pracy otrzymujący pomoc nie będzie jej tracił, jeśli jego zarobki nie przekroczą 720 doi. rocznie, a przy wyższych dochodach zasiłek zmniejszy się tylko o 50 centów od każdego zarobionego dolara. Podobnie wszyscy pracujący o niskich dochodach otrzymają uzupełnienie w ramach nowego programu pomocy dla rodzin. W ten sposób nowy system ma na równi traktować pracujących i nie pracujących oraz zachęcać do podjęcia pracy, gdyż zawsze będzie się to opłacało. Co więcej, podjęcie pracy lub nauki zawodu ma być (warunkiem otrzymania pomocy, a z obowiązku tego będą zwolnieni tylko niezdolni do pracy oraz matki małych dzieci. Propozycja Nixona różniła się więc istotnie od tzw. „gwarantowanego dochodu", którego wprowadzenie postulowali niektórzy liberałowie (m. in. J. K. Galbraith w 1958 ?., choć później odszedł od tej koncepcji). W warunkach gwarantowanego dochodu każdy otrzymywałby tyle samo, niezależnie od potrzeb, możliwości uzyskania pracy, chęci do pracy itd., co w sumie — podobnie jak tradycyjny system opieki społecznej — mogłoby stanowić zachętę do niepodejmotwania pracy. Program pomocy dla rodzin natomiast zachęca do podjęcia pracy, a nawet zmusza do niej, gdyż — jak oświadczył Nixon — „nie ma powodu, by podatnicy płacili na tych, którzy nie chcą pracować". Do przedstawionego powyżej programu pomocy dla rodzin Nixon dodał propozycję skuteczniejszego od dotychczasowych programu nauki zawodu i zatrudnienia. Program ten miałby połączyć różnorodne, rozdrobnione i nieskuteczne, dotychczasowe przedsięwzięcia w tej dziedzinie, miałby być dużo elastyczniejszy od dawnych, a decentralizacja miałaby umożliwić dostosowanie go do zmieniających się potrzeb lokalnych i stanowych. Oprócz tego Nixon poinformował o utworzeniu komputerowego banku pracy, który miałby umożliwić maksymalne wykorzystanie wszystkich miejsc pracy, oraz 341 o rozbudowie sieci żłobków i przedszkoli. Ponadto zapowiedział reorganizację tzw. Biura Możliwości Ekonomicznych oraz podział funduszy federalnych między stany, które będą samodzielnie zarządzać programami opieki społecznej. W ten sposób po czterdziestu latach koncentrowania władzy w Waszyngtonie ima rozpocząć się decentralizacja władzy i środków finansowych oraz przenoszenie odpowiedzialności na niższe szczeble. Oprócz powyższych reform Nixon zapowiedział utrzymanie i zwiększenie efektywności pozostałych programów opieki społecznej, a zwłaszcza ochrony zdrowia. O znaczeniu przywiązywanym przez Nixona do nowego programu opieki społecznej może świadczyć fakt, że w dorocznym orędziu o stanie państwa wygłoszonym 22 stycznia 1971 r. prezydent uznał wprowadzenie w życie przedstawionych przez siebie propozycji za najważniejsze zadanie, jakie aktualnie stoi przed Stanami Zjednoczonymi. Program pomocy dla rodzin bez trudności bowiem został zaaprobowany przez Izbę Reprezentantów, lecz w Senacie nie został poddany pod głosowanie do czasu wspomnianego orędzia. Jest oczywiste, że powodzenie całego przedsięwzięcia będzie uzależnione od możliwości wprowadzenia go w życie i jego skuteczności. Jednakże już samo ogłoszenie tego programu miało niezwykle istotne skutki. Nie został on, co prawda, zbyt przychylnie przyjęty przez samych nie pracujących ubogich, ale zdobył Nixonowi uznanie części liberalnych republikanów i całkowicie niemal obezwładnił Partię Demokratyczną, która nie mogła już zarzucać nowej administracji ignorowania problemów społecznych. Program Nixona zapewniał pewien stopień stabilizacji ekonomicznej, oczywiście na niskim poziomie, ale zawsze ma to być stabilizacja, która oznacza, że pracujący nie stanie się z biegiem cza- 342 su pozbawionym pomocy ubogim. Właśnie ów element stabilizacji w połączeniu z wymogiem pracy oraz utrzymaniem innych świadczeń socjalnych zyskał największe uznanie dla projektu Nixona w oczach „zapomnianych Amerykanów". Niższa klasa średnia w dalszym ciągu jest potencjalnie najbardziej reakcyjną grupą społeczeństwa amerykańskiego, na której mogą oprzeć się siły jeszcze bardziej prawicowe niż Wallace i przy dogodnym zbiegu wydarzeń mogą wyprowadzić członków tej grupy na ulicę. Nixon próbuje wciągnąć ich do szerszej koalicji „milczącej większości", co wydaje się rozwiązaniem bezpieczniejszym. W ciągu pierwszych lat swojej administracji Nixon próbował także podejmować problemy dotyczące całego społeczeństwa, a nie tylko członków nowej koalicji. Najważniejszym z tych zagadnień była ochrona naturalnego środowiska człowieka. Kampania zmierzająca do wzmożenia wysiłków w celu realizacji tego zadania dość skutecznie odwróciła uwagę części społeczeństwa, np. studentów, od innych kwestii społecznych. Trudno jeszcze powiedzieć z całą pewnością, czy Nixon zdoła stworzyć koalicję równie szeroką jak utworzona przez Roosevelta przed czterdziestu laty. Tak jak tamta ma ona być oparta na większości społeczeństwa. Jednakże podczas gdy ówczesna większość znajdowała się nieco na lewo od centrum, obecna większość przesuwa się ©oraz bardziej na prawo od linii dzielącej umiarkowanych konserwatystów od umiarkowanych liberałów. Ogólne zasady funkcjonowania amerykańskiego systemu partyjnego pozwalają przypuszczać, że obie partie będą przystosowywać swoje programy do nowej „milczącej większości" niezależnie od tego, która z nich będzie znajdować się u władzy. Obecnie przewagę polityczną mają jeszcze republikanie, choć utrata wielu stanowisk gubernato- 343 rów stanów w wyborach 1970 r. oraz wyraźne cementowanie się Partii Demokratycznej po wstrząsach 1968 r. zmniejszają tę przewagę. Z punktu widzenia ulubionej przez komentatorów amerykańskich „geografii wyborczej" republikanie mają silne poparcie iw stanach centralnych, na Południu i Zachodzie, a silne wpływy demokratów utrzymały się w zasadzie głównie w stanach północno-- wschodnich. Jednakże w skali ogólnokrajowej Partia Demokratyczna będzie mogła nadal dość skutecznie współzawodniczyć z republikanami na płaszczyźnie ekonomicznej, która może mieć niezwykle duże znaczenie ze względu na ekonomiczną właśnie orientację „milczącej większości". W pozostałych natomiast sprawach demokraci będą musieli prawdopodobnie wyzbyć się zbytniego liberalizmu i zbliżyć się do konserwatywnego centrum. Już zresztą kampania wyborcza do Kongresu w 1970 r. wykazała, że główne punkty platformy Partii Demokratycznej w dużo mniejszym stopniu obejmowały postulaty tradycyjnego liberalizmu i koncentrowały się na zagadnieniu rosnącej inflacji, eo także — obok pewnego nadużycia haseł „prawa i porządku" przez Nixona i Agnew — było główną przyczyną pewnych sukcesów demokratów w tych (wyborach. Klasy średnie stały się nie tylko aktywną i jednolitą siłą polityczną, ale „milcząca większość" staje się trzonem nowej konserwatywnej koalicji wyborczej w USA. Koalicja taka kryje w sobie jednak niezwykle istotne niebezpieczeństwa, które mogą za jakiś czas dać o sobie znać w nie mniej silny sposób niż załamanie się liberalnej koalicji w latach sześćdziesiątych. Otóż „milcząca większość" może okazać się egoistyczna i dbała tylko o swoje interesy, program zaś decentralizacji może znacznie ułatwić jej egoistyczne postępowanie. To z kolei grozi trwalszym pozostawaniem pewnych, coraz słabszych grup na marginesie życia społeczno-politycznego. 344 Forsowany przez Nixona program „czarnego kapitalizmu" i zwolnienie tempa integracji daleko odbiegają od najłagodniejszych nawet postulatów Murzynów, a trudno się spodziewać, by chcieli oni wyrzec się walki o niezależność i dopuszczenie do aktywnego uczestnictwa w systemie. Podobnie przedstawia się sprawa z Meksykanami, Portory-kańczykami, Amerykanami pochodzenia latynoskiego i innymi mniejszościami ignorowanymi iw polityce Nixona. Co więcej, o ile Roosevelt, tworząc swoją koalicję, starał się utrzymać ją jak najbliżej centrum, o tyle Nixon w ciągu pierwszych dwu lat prezydentury pozwalał, by rosnący konserwatyzm „milczącej większości" oraz pozostałych grup wchodzących iw skład nowej koalicji przesuwały ją, a zatem i całe centrum życia politycznego coraz bardziej na prawo. Kontynuowanie takiej polityki mogłoby doprowadzić do powstania nowych, nie znanych dotąd w Ameryce konfliktów. Nowa koalicja ma opierać się przede wszystkim na bogatej klasie średniej oraz na niższej klasie średniej. Ideologia tych grup jest konserwatywna, a istotną ich cechę stanowi antyintelektualizm. Kryje to w sobie największą chyba groźbę na przyszłość — niebezpieczeństwo zwiększenia i utrwalenia się przepaści pomiędzy niewykształconą a wykształconą Ameryką. Wszystko wskazuje zaś na to, że za kilkadziesiąt lat większość Amerykanów będzie nie tylko bogata, ale i wykształcona. Wówczas mogą powstać nowe, groźne konflikty, jeśli oczywiście bieg wydarzeń nie pchnie wcześniej Stanów Zjednoczonych w innym kierunku. Tak więc koalicja „milczącej większości" jest może efektowna i skuteczna politycznie, ale w dłuższej perspektywie niezbyt bezpieczna, podobnie jak każdy system rządzenia oparty na masie znajdującej się w centrum. W perspektywie historycznej społeczeństw kapitalistycznego parlamentaryzmu trwalsze okazywały się zazwyczaj rządy oparte na 345 przerzucaniu mostów między różnymi grupami społecznymi, do czego zmierzała polityka obu braci Kennedych. Najnowsze wydarzenia w amerykańskim życiu politycznym do połowy 1971 ?., ? przede wszystkim pawne „odejście w cień" wiceprezydenta Agnew oraz złagodzenie tonu wypowiedzi Nixona, mogłyby wskazywać na to, że po wyborach do Kongresu jesienią 1970 r. administracja republikańska zamierza nieco zweryfikować swój dotychczasowy program. Być może więc, w wyniku niepełnego powodzenia dotychczasowego programu konserwatywnego, Ni-xon będzie próbował łączyć inne grupy społeczne z umiarkowanie konserwatywnym centrum, na którym opiera się on w dalszym ciągu. Być może również Nixon spróbuje nieco „zliberalizować" nastroje „milczącej większości", unikając jednak zbytniego rozbudowania nadziei — wskazywałyby na to jego programy socjalne, pewna zmiana stosunku do kwestii murzyńskiej oraz złagodzenie „południowej strategii" na początku 1971 r. Pełniejszej odpowiedzi na pytania wiążące się z poszukiwaniem „większości (wyborczej" będzie można jednak udzielić dopiero podczas kampanii prezydenckiej w 1972 r. Aktualna bowiem sytuacja polityczna w USA jest w dalszym ciągu niepewna. W niebezpieczeństwach kryjących się przed Ameryką część Amerykanów, a zwłaszcza prof. A. M. Schlesinger, dostrzega konsekwencje strzałów w Dallas 22 listopada 1963 r. W istocie Kennedy, którego liberalizm był dużo bardziej umiarkowany i mniej „ewangeliczny" niż Johnsona, prawdopodobnie mógłby uniknąć „rewolucji" drugiej połowy lat sześćdziesiątych. Być może udałoby mu się połączyć różnorodne grupy i utrzymać jedność społeczeństwa. Interpretacja taka wydaje się jednak czystą spekulacją, a przede wszystkim nie uwzględnia przemian społeczno- ekonamicznych, które złożyły się na kryzys polityczny lat sześćdziesiątych, 346 doprowadziły do aktualnej sytuacji i mogą wskazywać perspektywy rozwoju na przyszłość. Perspektywy te nie przedstawiają się jednak w pełni optymistycznie w sytuacji, gdy żaden z kierunków rozwoju powstałych w ramach systemu nie wydaje się rozwiązywać wszystkich niezwykle złożonych problemów współczesnych Stanów Zjednoczonych, a realistycznych propozycji spoza systemu wciąż brak. ZAKOŃCZENIE Istota mitu amerykańskiego sprowadzała się do przekonania, że tradycyjny system społeczno-eko-nomiczny i instytucje polityczne Stanów Zjednoczonych doskonale służą zaspokajaniu potrzeb ludzkich, przy czym potrzeby te określane były przede wszystkim słowem „posiadać". Mitologia ta powstawała spontanicznie przez kilka stuleci, gdy za ocean płynęli ludzie głodni, wyzuci w swoich krajach macierzystych z podstawowych praw społecznych, lub syci, którzy płynęli po to, by się wzbogacić. Wszyscy oni chcieli imieć coraz więcej, a „więcej" oznaczało „lepiej", a często nawet „doskonale". Wędrowali za ocean indywidualnie, odrywając się od dawnych tradycji i starych społeczeństw, toteż dążenie do posiadania i pomnażania bogactwa miało także indywidualistyczny charakter. Przeważnie udawało im się osiągnąć to, czego pragnęli najbardziej. Pomnażali swoje bogactwo i podporządkowali tej wartości niemal całą swą kulturę, coraz nowocześniejszą cywilizację i cały system wartości. Wierzyli zarazem, że wszystko, co przyczynia się lub po prostu nie przeszkadza realizacji tych wartości, jest doskonałe. Wierzyli więc w doskonałość całego siwego systemu i wiarę tę podzielali niemal zupełnie jednomyślnie. W XX wieku mitologia, która w poprzednim 348 stuleciu odpowiadała interesom i pragnieniom większości społeczeństwa amerykańskiego, przestała pokrywać się z tymi interesami. Najsilniejszym tego dowodem był ferment intelektualny oraz kryzys społeczno-ekonomiczny lat trzydziestych. Tradycyjna mitologia zaczęła natomiast służyć interesom coraz węższej elity byznesu, która wraz z postępem technologicznym uzyskała przemożne środki manipulacji społecznej. Zrodziła się olbrzymia gałąź działalności społecznej, której celem była świadoma produkcja mitu: utrzymywanie tradycyjnych wierzeń, wartości i przekonań, słowem, podtrzymywanie i rozszerzanie fałszywej już obecnie, bo oderwanej od rzeczywistych potrzeb i interesów, świadomości. W latach sześćdziesiątych pewna część społeczeństwa amerykańskiego zaczęła sobie zdawać sprawę ze stopnia, w jakim pragnienia i postawy społeczne są wynikiem manipulacji mitem, i z tego, jak dalece optymistyczna mitologia odbiega od rzeczywistości. Zaczęto sobie zdawać sprawę z tego, że nie wszyscy są równi, a rosnąca nierówność pozbawia niektórych współobywateli możliwości sukcesu; że licznym grupom społecznym trudniej zaspokajać swoje potrzeby, a innych w ogóle nie dopuszczono do współzawodnictwa. Zaczęto rozumieć, że instytucje polityczne, choć formalnie pozostały takie same jak dawniej, bynajmniej nie służą doskonale całemu społeczeństwu, lecz zostały opanowane przez najsilniejsze grupy, których interesom służą przede wszystkim. Zaczęto zdawać sobie sprawę z tego, że system społeczno-gospodarczy kryje w sobie poważne wady, utrudniające realizację jeffersonowskich ideałów, i że w ramach innych systemów można także osiągnąć sukcesy. Zaczęto rozumieć, że model amerykański nie ma bynajmniej charakteru uniwersalnego, że inne narody mogą realizować swoją własną, odmienną wizję rozwoju, a „uszczęśliwianie" ich na siłę prowa- 349 dzi do katastrofalnych także dla samej Ameryki konsekwencji. Zaczęto wreszcie rozumieć, że wyłącznie produkcyjno-konsumpcyjne potrzeby i wartości nie są jedyne, a może nawet nie są najważniejsze i nie pokrywają się z dążeniami całego społeczeństwa. Zaczęto poszukiwać innych wartości, które mogłyby decydować o podniesieniu jakości życia. Na gruncie tych wątpliwości zrodził się kryzys zaufania do tradycyjnej mitologii społeczno-politycznej, który iw połączeniu z kryzysem społecznym zrodził ferment polityczny lat sześćdziesiątych. Jednym z najważniejszych efektów tego fermentu jest fakt, że tradycyjna mitologia społeczno--polityczna, która w XIX stuleciu była głównym czynnikiem utrzymującym jedność społeczeństwa amerykańskiego, obecnie coraz wyraźniej zaczyna to społeczeństwo dzielić. Wraz ze stałym zacieraniem się dawnych etnicznych i religijnych linii podziału Amerykanie zaczynają się różnić między sobą stopniem wiary w tradycyjną mitologię. Od decyzji, które obecnie zapadają za oceanem i będą zapadać w najbliższej przyszłości, zależy, czy społeczeństwo amerykańskie ulegnie dalszej polaryzacji po dwu przeciwstawnych stronach tradycyjnego „wyznania wiary" i rozpadnie się na „wierzących" w dalszym ciągu oraz coraz silniej „kontestujących", czy też znajdzie nowy, lepiej dostosowany do wymogów współczesności zbiór (wartości, wierzeń, wyobrażeń i symboli, które będą mogły przywrócić zachwianą jedność narodu amerykańskiego. SPIS RZECZY Wstęp ........... 7 Część I — TRADYCJE Rozdział I Fundamenty wiary...... 13 Rozdział II Granica........ 35 Rozdział III „Tygiel"........ 55 Rozdział IV Sukces........ 84 Część II — PRZEMIANY Rozdział V „Zamknięcie"....... 115 Rozdział VI Nowe prądy....... 134 Rozdział VII Powrót do tradycji..... 160 Część III — WSPÓŁCZESNOŚĆ Rozdział VIII Kryzys........ 179 Rozdział IX Protest Murzynów..... 197 Rozdział X Radykalizm intelektualny ,. . . 216 Rozdział XI Nowy liberalizm...... 244 Rozdział XII Polityka consensusu .... 264 Rozdział XIII Mit pokojowego postępu ... 281 Rozdział XIV Ku „milczącej większości" . . . 313 Zakończenie 348 BIBLIOTEKA MYŚLI WSPÓŁCZESNEJ Dotychczas ukazały się: Marcin Czerwiński Przemiany obyczaju Mircea Eliade Sacrum, mit, historia Konstanty Grzybowski Ojczyzna, naród, państwo Fernand Leger Funkcje malarstwa Henri Van Lier Nowy wiek E. i F. Hyszkowie Między utopią a zwątpieniem Super-Ameryka Szkice o kulturze i obyczajach Oprać. W. Górnicki i J. Kossak Krzysztof Teodor Toeplitz Mieszkańcy masowej wyobraźni Andrzej Zajączkowski Muntu dzisiaj Cena zł 25.— BIBLIOTEKA MYŚLI WSPÓŁCZESNEJ Tytuły roku 1971: Geoffrey Barraclough Wstęp do historii współczesnej Remigiusz Bierzanek Współczesne stosunki międzynarodowe Jerome S. Bruner O poznawaniu Szkice na lewą rękę Jurij Dawydow Sztuka jako zjawisko socjologiczne Erich Fromm O sztuce miłości Gustav Jahoda Psychologia przesądu Wiktor Osiatyński ^ W kręgu mitu amerykańskiego Andrzej Targowski Informatyka — klucz do dobrobytu