Caroline Pitcher Nie da rady bez czekolady Meg Cabot PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI I PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI 2 Księżniczka w świetle reflektorów PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI 3 Zakochana księżniczka PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI 4 Księżniczka na dworze PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI 4 ? ? Akcja „Księżniczka" DZIEWCZYNA AMERYKI Jenny Carroll (Meg Cabot) KIEDY PIORUN UDERZA KRYPTONIM „KASANDRA" BEZPIECZNE MIEJSCE ZNAK WĘŻA Caroline Pitcher NIE DA RADY BEZ CZEKOLADY Chloe Ra/ban WIRTUALNA PŁEĆ MIŁOŚĆ W CYBERŚWIECIE DZIKA MAŁOLATA CYBERSZYK „ Cecily von Ziegesar PLOTKARA ??? nastolatki... na poważnie Książki dla dusajr M.T. Anderson WSZCZEP Melvin Burgess LADY Jak stałam się suką Nicola Morgan PONIEDZIAŁKI SĄ CZERWONE Markus Zusak MOJE TAK ZWANE ŻYCIE WALCZĄCY RUBEN WOLFE w przygotowaniu Patrick Wood NA GIGANCIE Nie da rady bez czekoiaau Caroline Pitcher Przekład Anna Błasiak ANBER Tytuł oryginału 11 0'CLOCK CHOCOLATE CAKE Redaktorzy serii MAŁGORZATA CEBO-FONIOK EWA TURCZYŃSKA Redakcja stylistyczna BEATA SŁAMA Redakcja techniczna ANDRZEJ WITKOWSI#V*Bofe,? Korekta BARBARA CYWIŃij§\ ELŻBIETA SZELE* Ilustracja na okładce ^ GETTYIMAGES/FLASH PRESS hu, Opracowanie graficzne okładki STUDIO GRAFICZNE WYDAWNICTWA AMBER Skład WYDAWNICTWO AMBER Wydawnictwo Amber zaprasza na stronę Internetu http://www.amber.sm.pl http://www.wydawnictwoamber.pl Copyright © Caroline Pitcher 2002. Ali rights reserved. For the Polish edition Copyright © 2003 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. ISBN 83-241-1324-? l\ 1 To opowieść o lecie, które właśnie się skończyło. Opowieść o Lizzie, Star i o mnie, historia Doda, Babci z Wózkiem, Boba na Dole i Jej Wysokości Bizneswoman, Chłopca z Tubą i Pięknego Nieznajomego. (A także Jona Watkinsa i moich stóp). Kto ją opowiada? Ja. Emma ????. Wybrańcom znana jako Em. Tego łata wszystko się zmieniło. t&&ć na auł°4/ No i masz! Star wlokła się noga za nogą w stronę przystanku, gdy zza zakrętu wyskoczył nasz autobus i przerwał jej bujanie w obłokach, brumbrumbrum! - Szybko, Star, ruszaj się! - wrzasnęłam. Wszyscy w autobusie wyciągnęli szyje, żeby zobaczyć, do kogo tak krzyczę. Star nic biega, jeśli nie musi, ale gdy już musi, to sadzi na tych swoich długich nogach wielkimi susami. Zadziera je tak wysoko, że kolana wskazują niebo. Potrafi nieźle pędzić, nawet o ósmej rano. W ostatniej chwili uniknęła zmiażdżenia drzwiami, które właśnie się zamykały. - Rewelacja, Star! - ryknął Zbyt Okropny, By O Nim Myśleć, zwłaszcza tak wcześnie rano. Olać go! - Cześć, Star. Gotowa na E-dzień? - spytałam, gdy sadowiła się przede mną. Kiwnęła głową. Była zbyt zasapana, żeby odpowiedzieć. Był wtorek, lecz nie taki sobie zwykły wtorek Dziś był E-dzień, początek egzaminów, całego ogromniastego mnóstwa egzaminów. 7 Przypominał sadzawkę ciemną od oślizgłych wodorostów. Tylko jedna rzecz mogła przebić się przez te mroczne gęstwiny niczym reflektor. Piękny Nieznajomy. On był najlepszy z całego autobusu. On był w ogóle najlepszy! Wielgachna stonoga na włochatych nogach Duża część tej historii dzieje się w autobusie jadącym do szkoły, więc lepiej od razu opowiem, jaki on jest. Czerwony. w Jednopiętrowy. Gdy jedzie, to warczy, a gdy staje, to syczy. Przypomina wielgachna stonogę, oczywiście z kołami zamiast włochatych nóżek. No i tych kół jest osiem, a nie sto. Czy stonogi mają włochate nóżki? To jedno z Fundamentalnych Pytań, prawda? Być może nigdy się tego ?? dowiem. Kola autobusu kręcą się jak szalone... Ludzie gapią się na wszystkie strony... Choć wcale nie paplają jak wrony. A przynajmniej nie z samego rana. Każdy uważa, żeby nie napotkać spojrzenia sąsiada. Gdy czyjeś miejsce jest zajęte, ten ktoś robi miny i mruczy coś pod nosem. Czasem pasażerowie siedzą z otwartymi ustami. Ale zanim wysiądą, to je zamykają. Bo, widzicie, to wcale nie jest szkolny autobus. Po prostu dużo ludzi z naszej szkoły jeździ nim rano i po południu. Fotele są pokryte czymś przypominającym dywan - białe i czerwone pajęczynki na niebieskim tle. Siedzenia są nowe, nie śmierdzą i nie są całe w gumie do żucia i innych lepkich ——? rzeczach, jak w niektórych autobusach, którymi zdarzało mi się jeździć. Kierowca nazywa się Steve. Ma ciemne włosy i kolczyk w uchu od strony drzwi, ale nie wiem nawet, czy jest wysoki, czy niski, bo zawsze widzę go za kierownicą. Lizzie co rano flirtuje ze Steve'em. To urodzona flirciara. Bo flirciara się jest albo nie. Ja nie jestem. Tego ranka za kierownicą nie siedział Steve. Paczuszki, wiersze i słoiki z majonezem Star pogrążyła się w lekturze. Star czyta, tak jak inni ludzie oddychają. Komiksy i gazety, opakowania po płatkach śniadaniowych, etykiety na słoikach z majonezem i dżemem, Burzę Szekspira i bilety autobusowe. Czyta też wiersze i w kółko gada o takich ludziach, jak Ted Hughes, Carol Ann Duffy czy Benjamin Zephaniah. Widziałam nawet, jak czytała dawne mity, gdy brumbrumbrumowali-śmy przez pochmurne miasto. No, wiecie, mity greckie... na przykład o Odysie, który płynie dookoła świata, syreny kuszą go śpiewem, a potem staje oko w oko z jednookim potworem. Ja nawet lubię te historyjki, ale przecież nie czytałabym ich w autobusie. Star wsunęła kosmyk włosów za ucho. Kiedyś mama plotła jej warkocz, który wyglądał super, ale czesanie trwało całe wieki. Po wyjeździe mamy Star nie radzi sobie z tym sama, więc po prostu wiąże włosy w kucyk. Jest puszysty jak miotełka do kurzu. Dzisiaj zrobiła sobie kok na czubku głowy. Wygląda jak gałka na pokrywce imbryka. Star jest cała zwarta i gotowa do egzaminów. 9 Rozmarzyłam się, gapiąc się na jej włosy. Chciałabym móc to samo zrobić ze swoimi. Ale się nie da. Zupełnie nie mogę ich okiełznać. - Niech nie będzie dzisiejszego dnia! -jęknęłam. - Co to za życie, Star? Odwróciła się i powiedziała: - Nie martw się, Em. Wszystko będzie dobrze. -Wcale nie, Star. Wcale nie będzie dobrze! Nie zrozumcie mnie źle, zrobiłam swoje, całkiem sporo się uczyłam. Mieliśmy tydzień wolnego na przygotowanie, a przedtem były ferie. Ale nastrajanie się zajmuje tyle czasu, prawda? Trzeba puścić właściwą muzykę, sprawdzić, czy są odpowiednie długopisy. Siedziałam sobie w pokoju obłożona książkami i godzinami podziwiałam swój charakter pisma i litery w nagłówkach, które wykonałam kolorowymi pisakami. Najbardziej lubię róż i złoto. Z zakrętasami i zawijasami, jak w tych starych, iluminowanych przez zakonników księgach. Iluminacje osiągnęły szczyt przy ekonomii. A potem skończył mi się złoty flamaster. Iluminowany zeszyt do ekonomii z XXI wieku Moje dzieło wyglądało fantastycznie, ale gdy spróbowałam sprawdzić, czy pamiętam coś do egzaminów... Panika! Atak paniki! Przecież nawet zrezygnowałam z opalania. Co za okrutny człowiek ustalił termin najważniejszych egzaminów na lato? Popatrzcie tylko na moje nogi! Z przodu złocistobrązowe, a z tyłu białe jak kreda. Potrzebne mi opalanie, a nie nauka. No, dobrze, dobrze, powtarzałam sobie, po egzaminach nadrobię zaległości. Będziemy mieli mnóstwo wolnego. Zresztą zaraz wakacje, jeśli do tego czasu słońce nie wybuchnie albo nie zgaśnie. 10 - Nie mogę się doczekać, kiedy już będzie po egzaminach _ westchnęłam. - Tęsknię za nieróbstwem. Star wyglądała przez okno. Milczała. Jakiś głos w mojej głowie zauważył, że Star zrobiła się ostatnio jakaś inna. Nie potrafiłam pojąć, na czym to polega. To znaczy Star często jest nieobecna, jakby żyła we własnym, małym systemie słonecznym. Ona to lubi. Ale dziś można było odnieść wrażenie, że jest głęboko zanużona w jakimś uczuciu, otulona nim szczelnie jak atmosferą. Oj! Autobus zatrzymał się z piskiem hamulców. Wszyscy polecieli do tyłu jak chipsy w kartonowej tubie. Zastępca Steve'a Przystanek Lizzie. Wsiadła nachmurzona, bo dziś nie był to autobus Steve'a (czego wcześniej nie zauważyłam, bo za Ste-ve'em nie przepadam). Może kierowca, który nie był Steve'em, tylko jego zastępcą, nie wiedział o tym przystanku i dlatego o mało go nie minął? Lizzie usiadła koło mnie. Lizzie to chyba jedyna osoba, którą jestem w stanie znieść tak wcześnie rano (poza Bazylem). Ze Star jesteśmy dobrymi przyjaciółkami, ale rano każda z nas potrzebuje przestrzeni dla siebie. Najlepiej rozmiaru lodowiska. Lizzie przybrała swoją Bardzo Tragiczną Minę. - Cóż za początek dnia! Bez Steve'a - oznajmiła jękliwie. -Jest upał, Lizzie. Może wziął dzień wolnego i pojechał do Skegness nad morze? - Założę się, że jest w Lido - odparła. - Mmmmm... zaraz wskoczy do basenu. Ma na sobie tylko malutkie kąpielówki... Wyobraź to sobie, Em... Wyobraziłam sobie. Chude nogi, brzuch jak akordeon... zupełnie jak u mojego taty... 11 Więc powiedziałam: - On jest trochę stary. Zignorowała mnie. - Ile zrobiłaś, Em? - zapytała. - Czego? - Przedmiotów ścisłych, oczywiście. Całą noc się uczyłam. A teraz mam w głowie kompletną pustkę. Za dużo do niej wcisnęłam i klapka nie chciała się domknąć, więc wszystko powypadało. Och, Em! Twoje paznokcie! Dodo oszaleje, gdy je zobaczy! Przerwa na zrobienie paznokci - Dodo niczego nie zauważy - powiedziałam. - Będzie zajęty wzdychaniem. Zresztą malowanie paznokci mnie uspokaja. To jak medytacja. Wyciągnęłam przed siebie dłonie, żeby mieć lepszy widok. Każdy paznokieć miał inny kolor, od głębokiego fioletu, przez czerń, błękit, brąz, złoto, perłową biel, ostry róż, szmaragdową zieleń i srebro (dwukrotnie, bo to mój ulubiony kolor). - Rany, Em! -jęknął z tyłu Okropny. - Masz zezwolenie na te paznokcie? Dobrze, że włożyłem okulary słoneczne. Ach, ty... Nawet się nie pofatygowałam, żeby się odwrócić. Jono Watkins zawsze ma coś do powiedzenia na mój temat. I nigdy nie jest to miłe. Wydaje mu się, że jest dowcipny. Ma dwóch starszych braci. Oni może i mają S&K. Styl i klasę. Ale on nie. Nawet nie syknęłam. Brak syknięcia powinien dać mu do zrozumienia, że zachowuje się poniżej wszelkiej krytyki. - Pewnie paznokcie u nóg masz równie powalające. Ten Jono Watkins nigdy nie wie, kiedy odpuścić. 12 - Pewnie nie! - odparłam. - Przez Bazyla. (To Zła Cecha Bazyla. Nie pozwala mi malować paznokci u stóp. Druga to jego oddech. Bazyl wiecznie podjada czosnek). - No, ale po co ozdabiać sobie stopy, mała? I tak nikt ich nie widzi. Przestań gadać o moich stopach, Jono Watkinsie! Zamknij się! Bo, widzicie, mam sekret. Haniebny sekret. Właśnie w tym momencie - najwyższa pora - autobus zrobił brumbrumbrum i zatrzymał się. To był Najważniejszy Przystanek, który wyznacza Centrum Wszechświata Rozglądałam się za ukochanym widokiem, za ulubioną pożywką dla oczu. Przyspieszony oddech, walące serce! Ludzie siedzieli apatycznie na przystanku, jakby zaraz mieli zemdleć z gorąca. Twarzy było całe mnóstwo, ale tylko jedną z nich widziałam wyraźnie, tylko tę, której wyglądałam. Piękny Nieznajomy! Nie zawsze był na przystanku. Prowadziłam dziennik zatytułowany Raport widzeń Pięknego Nieznajomego. Nic więcej, na wypadek gdyby kiedyś wpadł w ręce Jona Watkinsa. Uzupełniałam Raport co rano podczas sprawdzania obecności. Dodo (szczegóły wkrótce) myślał, że pracuję. Zawsze lubił widzieć mnie cichą i „zajętą", jak to nazywał. (Brzmi jak opis toalety). Niestety, nie potrafiłam znaleźć żadnej prawidłowości w pojawiania się Pięknego Nieznajomego na Najważn. Przyst. kt. wyznacza Centr. Wszechśw. Na jaki autobus czeka? Kiedy? Jak często? Błagam, niech któregoś ranka wsiądzie do naszego autobusu... Ale co ja wtedy zrobię? 13 Jest taki przystojny. Lśniące włosy spadają mu na opalone czoło, różnokolorowe - to znaczy włosy - niektóre ciemne, inne jasne, trochę jak ogon Bazyla, tylko że Bazyl się taki urodził, nie jest farbowanym psem. W przypadku Bazyla nie ma mowy o żadnej niespodziance. Oczy Nieznajomego robią wrażenie głębokich i ciemnych niczym jaskinie, choć, jeśli mam być zupełnie szczera, z autobusu słabo to widać. Jest taki cool, jakby w ogóle go nie obchodziło, co się dookoła niego dzieje. Na pewno błądzi myślami gdzieś daleko. Jest taki nonszalancki. Uznałam, że to właściwe określenie. Taki właśnie jest. Powiedziałam to cicho pod nosem. Powtarzałam jak mantrę. - Nonszalancki, nonszalancki, nonszalancki... Dziś chyba wyczuł, że na niego patrzę. Nie odwrócił wzroku. Spojrzał na mnie, wejrzał głęboko w moją duszę. Miałam ochotę się rozpłynąć (jak gorzka czekolada nad rondlem z wrzątkiem, gdy robię Nocne Ciasto Czekoladowe. Szczegóły później). Spojrzenie trwało całe wieki, bo był to przystanek Chłopca z Tubą. Pora na tubę Pora na tubę przypada we wtorki. Wtedy stoimy na Nąj-ważn. Przyst. całe wieki, co, jeśli o mnie chodzi, jest w porządku ze względu na Pięknego Nieznajomego. Bo, widzicie, mały siód-moklasista plus ogromna tuba oznacza długaśne oczekiwanie, aż wdrapie się do autobusu. Dlaczego takiemu maluchowi ktoś kazał grać na tak wielkim instrumencie?! Osobiście wolę flet. Wdrapał się po schodkach, rozdając ciosy tubą na lewo i prawo. Zrobił się czerwony na buzi jak sos słodko-kwaśny. Wiecie, taki sos, jakiego używa się do Nocnego Makaronu. 14 Nocny Makaron to prawdziwa wieloetniczna potrawa godna XXI wieku. Zróbcie sami to wspaniałe danie! Poproście rodziców, żeby kupili kilka prostych składników. Trzeba zagotować wodę w garnku. Woda nie jest wieloetniczna, prawdopodobnie pochodzi z rzeki Trent, z dodatkiem jakiejś chemii, mającej zabić wszystkie zarazki, które się w niej kręcą i zamiast tego ma zatruć chemią ciebie. NOCNY MAKARON* *Idealny na nocowanie z koleżankami. Tylko że jest tak czerwony, że rodzice będą jęczeć przy zmywaniu. Potrzebne: - opakownie tradycyjnego makaronu „gniazdka" - jedno opakowanie sosu słodko-kwaśnego (z jakiegoś dobrego supermarketu) - woda 1. Ugotuj makaron. 2. Rozłóż go na talerze. 3. Polej czerwonym sosem. Jedz pałeczkami, jeśli jesteś snobem, albo palcami, jeśli jesteś głodny. HIR HIR HURA! Koniec przerwy na makaron. Wszyscy przyglądali się, jak czerwony na buzi siódmoklasi-sta szarpie się ze swoją tubą. Przyglądanie się jeszcze pogarszało sprawę. Chłopak ze wszystkich sił starał się nikogo nie potrącić. I im bardziej się starał, tym bardziej trącał. 15 Dziś potrącił Jej Wysokość Bizneswoman. - Przepraszam! - wymamrotał. - Nic się nie stało - odpowiedziała. - Uderzyłeś tylko moją teczkę. To elegancka lśniąca teczka. Ona cała jest elegancką lśniącą kobietą. Założę się, że w teczce trzyma parę eleganckich lśniących pończoch na wypadek, gdyby puściło jej oczko w tych, które ma na sobie. W pismach mówią, że tak właśnie należy robić. Jej Wysokość Bizneswoman na pewno ma w teczce zapasowe pończochy pod kanapkami. I nie są to zwyczajne kanapki z serem cheddar i kiszonym ogórkiem, lecz raczej z pieczonymi warzywami, suszonymi krewetkami albo homarem. A może na lunch chodzi gdzieś ze swoimi eleganckimi znajomymi i zamawia sushi według feng shui oraz wodę mineralną z plasterkiem mango? Uwagi o Jej Wysokości Bizneswoman Jej Wysokość Bizneswoman ma mnóstwo Stylu i klasy. W przeciwieństwie do Jona Watkinsa, któremu tylko się zdaje, że je ma. Jeździ naszym autobusem co rano. Zawsze jest opalona, nosi śnieżnobiałą bluzkę, krótką, prostą spódniczkę orazj elegancki, szyty na miarę żakiet. Z wyjątkiem dni, gdyjest upał. Nie, żeby Jej Wysokość Bizneswoman miała się pocić, o nie. Ona nigdy nie ma przepoconych pach, jak pan Pimm od chemii. Ma błyszczące wiśniowe wargi i fryzurę, która aż krzyczy „kasa!" -wiecie, artystycznie postrzępiona i podgolona na karku. Ma też rozjaśnione końcówki, popielate i srebrne. Zawsze jest zadbana, nie ma w niej nawet szczypty niechlujstwa czy etnicznej nonszalancji w złym guście, jak w przypadku mojej mamy. 16 Ile lat może mieć Jej Wysokość Bizneswoman? Nie aż tyle, co moja mama, ale w końcu mało jest tak starych kobiet. Jej Wysokość Bizneswomanjest zbyt elegancka, by być czyjąś mamą, więc ciekawe, kogo rozstawia po kątach? Założę się, że ludzi w pracy. Lizzie i ja doszłyśmy do wniosku, że jest szefową Tesco albo Liberalnych Demokratów, albo nawet Nestle. No, tak, ale dlaczego jeździ autobusem? Nie wygląda jak działaczka ekologiczna, która korzysta z transportu publicznego ze względów ideologicznych. Nie w takich pończochach. Kilka miesięcy temu Jej Wysokość Bizneswoman odwiedziła Wróżka od Pierścionków. Zauważyłam to jeszcze przed Lizzie. Trudno było nie zauważyć, bo Jej Wysokość Bizneswoman wymachiwała ręką i łapała się za uchwyt na każdym zakręcie. Pierścionek na serdecznym palcu lśnił mocno w słońcu. Wyglądał, jakby ważył z dziesięć ton, jak wielki stos czegoś oślepiająco białego z niebieskimi kamieniami na górze, błyskającymi niczym reflektory. Zdaniem Lizzie ta podbudowa to brylanty kalibru tych, które są w insygniach królewskich. Trochę więcej i złamałby się jej palec. Tego ranka Jej Wysokość Bizneswoman popatrzyła na „reflektory" i westchnęła z rozdzierającym smutkiem. Niektórym ludziom nigdy nie można dogodzić, nie? Więcej kapuchy, mniej szpinaku! Buzia Chłopca z Tubą przybrała jeszcze głębszy odcień czerwieni. Był tak zdenerwowany, że nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić. I wtedy Star poklepała siedzenie koło siebie i uśmiechnęła się do niego. Na jego małej czerwonej twarzy odmalowała się ogromną>rfsXjMupnął koło Star, pac! No, to już bardziey^stylu Stabgfest miła dla małych dzieci. W zeszłym roku jej oj Nie ten autobt Nawet nie chciałan - cym, że Star jedzie jakimś obcym autobusem. Autobusem, który zabierają daleko od Liz-zie, Jona i ode mnie.