LESLEY-ANN JONES Freddie MERCURY BIOGRAFIA DEFINITYWNA Przełożyt Paweł Lipszyc Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie 1DDDE355D2 Wydawnictwo ALFA Warszawa 1999 Tytuł oryginału FREDDIE MERCURY: THE DEFINITIYE BIOGRAPHY Copyright © Lesley-Ann Jones 1997 ML .M Ą 999 Okładka i strony tytułowe Jacek Tofil Redaktor Marek S. Nowowiejski Redaktor techniczny Teresa Jędra 792747 For the Polish edition Copyright © 1999 by ALFA-WERO Sp. z o.o. ISBN 83-7179-147-X WYDAWNICTWO ALFA-WERO Sp. z o.o. — WARSZAWA 1999 Wydanie pierwsze Drukarnia WN ALFA-WERO Sp. z o.o. Zam. 3038/99 Cena zł 36,00 BUW-EO- tf ł Ą Este libro esta dedicado a los amores de mi vida: Gerard y Mia iii ' !l] Spis rozdziałów 1. Wstęp ............................ 13 2. Przyprawa życia ....................... 31 3. Z Zanzibaru do Panchgani, z Panchgani do Londynu . . 42 4. Ealing ............................ 70 5. Queen — początek ..................... 86 6. Freddie wchodzi na pokład ................ 95 7. Czas Mary .......................... 105 8. Wczesny okres i lata w Trident .............. 118 9. Wszyscy młodzi kolesie ................... 123 10. Killer Queen ......................... 137 11. Mona Liza i Zwariowani Kapelusznicy .......... 147 12. Sława ............................. 158 13. Queen z ograniczoną odpowiedzialnością ........ 180 14. Królowa Południa ...................... 205 15. Bawarska rapsodia: moja zabawna Yalentin ....... 218 16. Miłość mego życia? ..................... 239 17. W napięciu: Sun City Rollers ............... 254 18. Królowa drogi........................ 268 19. Jesteśmy mistrzami ..................... 278 20. Budapeszt .......................... 292 21. Dwór króla Freddie'ego .................. 304 22. Barcelona: kto chce żyć wiecznie? ............. 318 23. Do wieczności........................ 334 Wybrana bibliografia (źródła cytatów) .......... 350 Dodatek I: Chronologia .................. 354 Dodatek II: Dyskografia zespołu Queen ......... 359 Podziękowania Jestem niezmiernie wdzięczna wielu osobom i instytucjom za pomoc w pracy nad książką. Oto ich nazwiska i nazwy: i W Londynie: Peter Freestone, Brian May, Roger Taylor, Mary Austin, Spike Edney, Tony Hadley, Leee Johns, Tommy Yance, Mikę Read, Mikę i Lulu Appleton, Paul Gambaccini, Bob Gel-dof, Ken Jones, Andrew MacGillivray, Fiz Shapur, Lindsay i Ju-de Martinsowie, Alicia i Daniel Martinsowie, Joy King, Hayley Young, Jenny Falconer, Nick Gordon, David Thorpe, Rolf Har-ris, Phil Swern, Denis O'Regan, Rick Sky, Martin Dunn, Peter Hillmore, David Wigg, John Blake, Edmund Preston, Richard Hughes, David Quantick, Tony Brainsby, Berni Kilmartin, Lynda Sheridan, Jennie Halsall, Phil Symes, Peter Lee, Lee Everett-Al-kin, Debra i Gareth Mollisonowie, Ken O'Neill, Jerry Hibbert, Charles Armitage, Liam McCoy, Chris Poole, Shernaz Screwaller, Michael Anastasios, Julie Glover, Dominie Denny, Jacky Smith Gunn, Ollie Lambert, WENN, Murray Chalmers i EMI Records, Hans Tasiemka Archives, News International, St Catherine's House, College of Psychic Studies w Kensington, Brookwood Mi-litary and Civil Cemetery w Surrey, Tanzania High Commission w Mayfair. W Liverpoolu: Jim Jenkins. W Monachium: Barbara Yalentin, Gerd Kochlin. W Nowym Jorku: Mick Rock, Nick Elgar. W Los Angeles: Stuart White, David Syner. W Carlow: Jim Hutton. W Paryżu: Toby Rosę. W Montreux: Jim Beach, Annę Meyer. W Zanzibarze i Tanzanii: Sandy Evans, Bonzo Fernandez, Perviz Darunkhanawala, Diana Darunkhanawala, Nancy Galloway, Nasser K. Awadh, profesor Abdul Sheriff, Hamari Omar, Kevin Patience, Zanzibar Museums, Uniwersytet Dar es-Salaam. W Bombaju i Panchgani: Sheroo Khory, pan Innis i St Peter's School, Cyrus Ghandy, Janet Smith, Gita Choksi, państw o Davi-sowie. W Argentynie i Brazylii: Marcela Delorenzi, Jorge Fregonese, Patricio. W Budapeszcie: Hollow Skai, Tomas Petterson. Wszelkie ewentualne pominięcia są niezamierzone. Jestem szczerze wdzięczna wszystkim zainteresowanym za nieocenioną pomoc. Żadna z wyżej wymienionych osób nie ponosi odpowiedzialności za poglądy autorki wyrażone w tej książce. Szczególne podziękowania dla: Freddie'ego Mercury'ego, mojego agenta literackiego Roberta Kirby'ego, mojego redaktora Simona Prossera, jego asystentki Anny-Marii Watters, wszystkich w wydawnictwie Hodder and Stoughton. — Jak powiedział mi kiedyś Freddie: „Jeżeli ma powstać książka o mnie, chce, żeby zawierała całą prawdę, dobrą i złą." Oto Freddie jakiego znałem. Peter Freestone, osobisty asystent Freddie'ego Mercury'ego w latach 1982-1991 Pamięci: Anny Margaret Jones, Glyn i Gladys Powell, Jacka Tin-kera, Josepha P. Wheelera, Teda Harta, Olivii Cadman, Theresy Morgan, Alana Watkinsa. Niech spoczywają w pokoju. ROZDZIAŁ PIERWSZY Wstęp y^ichy pomruk narasta na tyłach stadionu, toczy się niczym wzbierająca fala, wreszcie rozbija się z gromkim łoskotem o scenę.. Na dany znak zespół wybiega na scenę, żeby stanąć przed widownią, której cierpliwość jest na wyczerpaniu. Dzisiaj nie będzie żadnych przygotowań: muzycy zaczynają grać gorączkowy rytm One Yision. Wydaje się, że dźwięki wyrywają scenę z fundamentów i unoszą w ofiarnym geście ku wrzosowemu wieczornemu niebu. Wokalista Mercury w śnieżnobiałym wojskowym mundurze z czerwonymi ozdobami wyróżnia się jak zabandażowany palec; rzuca się w tłum. Paraduje, przechadza się, gra na stojaku do mikrofonu, chociaż nigdy nie wiadomo, czy jest to hołd dla Briana Maya, czy może doping. Wyrzucanie pięści w górę, wyzywający palec wskazujący, szeroki rozkrok, kopanie lewą nogą — wszystko to są powszechnie znane gesty, których miliony ludzi oczekuje od wykonawcy, znaki szczególne jego stylu. Ile razy nie oglądalibyście występu, Freddie Mercury zawsze oczarowuje, zawsze zatyka dech w piersiach. Nawet cynicy, którzy już go widzieli, przyznają, że Mercury jest wyjątkowy. Freddie Mercury stanowi kwintesencję gwiazdora rockowego. W ciągu ostatnich dziesięciu lat mogliście oglądać taki występ tylko na wideo lub w telewizji. Chociaż trudno w to uwierzyć, od ostatniego koncertu zespołu Queen minęło ponad dziesięć lat, a od pięciu lat Freddie nie żyje. Siła legendy, która zaczęła powstawać wkrótce po jego śmierci, rośnie z każdym rokiem. Freddie ma zapewniony status postaci kultowej. Ludzie, którzy próbują zgłębić jego fenomen jako piosenkarza, często używają słowa „magia". Cokolwiek to jest, najwyraźniej nie blaknie ani się nie 13 dawaluuje. Nie starzeje się, jak to się stało w przypadku Petera Gabriela, Micka Jaggera czy Stinga. Jeżeli tragedia śmierci w młodym wieku — czterdzieści pięć lat trudno uznać za starość — niesie ze sobą jakieś dobrodziejstwo, może jest nim trwałe zachowanie doskonałości? Wiek nigdy nie miał wywrzeć na Mercurym swego piętna. Freddie chwalił się nawet kiedyś, nie nigdy się nie zestarzeje. Sama idea starości była dla niego równoznaczna z klątwą. Jeżeli istnieje Niebo rock'n'rolla, to musi ono tańczyć w rytm muzyki wielkich, którzy odeszli: Jol1 na Lemiona, Elvisa Presleya, Marca Bolana, Janis Joplin, Jimi Hendrixa, Phila Lynot-ta, Sida Yiciousa, Kurta Cobaina, Jima Morrisona, Roya Orbiso-na, Briana Jonesa, Keitha Moona... Peter Townsherid do dzisiaj musi się wstydzić za to, że miał nadzieje umrzeć, zanim się zestarzeje. Siedemdziesięciolatek, który rozwala gitary, jest żałosny. Gwiazdor rockowy w wieku emerytalnym jest przedmiotem szyderstw, a kto wie, czy nie jest nawet skazany na potępienie. Pozostali członkowie zespołu Queen — Brian May, Roger Taylor i John Deacon — obchodzą wielkie rocznice, rozpamiętują przeszłość, usiłują dociec, o co w tym wszystkim chodziło. Zastanawiają się też, co mogłoby, a co nie mogłoby się wydarzyć, gdyby ten najważniejszy, czwarty przeżył. Niewielu było większych rockowych gwiazdorów niż Freddie Mercury. W porównaniu z nim pozostali członkowie zespołu Queen nie są powszechnie znani. Zbyt często traktowano ich jako akompaniatorów Freddie'ego. Kiedy myślisz o Queen, przed oczyma nie staje ci czterech gwiazdorów, ale jeden. Freddie Mercury, którego wygląd zna cały świat: obcisłe trykoty, uwydatniające jego zgrabne, muskularne ciało, kusa biała kamizelka, krótko przycięte włosy i wąsik. Jednak pod starannie wypracowanym „wyglądem klona" czai się dawny wizerunek dandysa. W cygańskich czasach Freddie podkreślał pełne usta błyszczykiem, przenikliwe oczy malował uwodzicielsko antymonem, a ostre kości policzkowe dopracowywał makijażem. W tamtych czasach malował paznokcie na czarno, a włosy do ramion podkręcał. Upajający, andro-giniczny efekt miał w sobie coś dziewczęcego; oszałamiająca, ciemnowłosa wersja Stevie Nicks z zespołu Fleetwood Mac pasowała do rozszerzanych aksamitnych „dzwonów", brokatowych marynarek i koronkowych bluzek modnych w latach siedemdziesiątych. Dlaczego nie? Dzisiaj taki wygląd może się wydać śmieszny, ale wtedy był jak najbardziej na czasie. Oczywiście Freddie Mercury, który opuścił tę planetę w 1991 roku, bardzo się różnił 14 wyglądem od cygańskiej gwiazdy pop z połowy lat siedemdziesiątych. Ale wizerunki ewoluują i ulegają zmianom, a przynajmniej powinny, jeżeli oddziaływanie artysty ma trwać. W 1990 roku, kiedy zespół uczcił dwudziestolecie istnienia kolejnym legendarnym, szalonym przyjęciem, wydawało się, że nadeszła dobra okazja, by dokonać podsumowania niewiarygodnej kariery. Niemal od początku Queen pokonywali bariery, ustanawiali precedensy, dążyli śmiało tam, dokąd nie zapuściła się wcześniej żadna grupa rockowa. Ich kariera jest ogłuszającym crescendo sukcesów, które nie cichnie do dzisiaj. Debiutancki album QUEEN, wydany w 1973 roku, wszedł na amerykańską listę stu przebojów Billboardu, co rzadko się udaje nowej brytyjskiej grupie. Zaledwie rok później Freddie Mercury odbierał pierwszą nagrodę Ivora Novello od brytyjskiego stowarzyszenia piosenkarzy za Killer Queen. Później miały nadejść niezliczone nagrody Ivora Novello, Britannia, Golden Lion, Billboardu i Silver Clef, a nawet wpis na obelisku organizacji Greenpeace na Antarktydzie. W 1975 roku zespół po raz pierwszy zasmakował ąueenmanii. Nie stało się to, jak można było oczekiwać, w Londynie czy Nowym Jorku, ale w Tokio, kiedy Japonia jako pierwszy kraj uznała zespół na supergwiazdę. W tym roku, umieszczając swój pierwszy singiel, klasyczną Bohemian Rhapsody, na pierwszym miejscu listy przebojów, Queen nie tylko przekroczył barierę miliona sprzedanych płyt w samej Wielkiej Brytanii, ale na nowo zdefiniował muzykę rockową. Zespół wprowadził niepokojące chóralne aranżacje i niezwykłe, wielowarstwowe techniki produkcyjne. Nadał też nowy kierunek promocji muzyki pop, nagrywając pierwszy na świecie wideoklip. Przemysł muzyczny nastawił uszu. Potężny głos Freddie'ego miał nieziemski wymiar, wyjątkową jakość, która wykraczała poza granice konwencjonalnego rocka. Ten głos stanowił świadectwo, może pierwsze w historii, że styl współczesny może się z powodzeniem połączyć z klasycznym. Bohemian Rhapsody zaczęła żyć własnym życiem, a jej przeznaczeniem było zostać jedną z najsłynniejszych piosenek świata. Dwadzieścia jeden lat od ukazania się nadal znajduje się na radiowych listach stu najlepszych utworów wszech czasów na całym świecie. Pojawienie się Bohemian Rhapsody w kultowych filmach Świat Wayne'a przedstawiło Queen nowemu pokoleniu fanów na całym świecie. Bicie rekordów zawsze należało do ulubionych zajęć Queen. Ich darmowy koncert na wolnym powietrzu w 1976 roku nadal 15 zajmuje pierwsze miejsce pod względem liczby widzów wśród darmowych koncertów, które odbyły się w Hyde Parku. Pod koniec 1980 roku zespół znalazł się w Księdze Rekordów Guinessa, jako najlepiej opłacani dyrektorzy firmy. W tym samym roku, wyznaczającym dziesiątą rocznic? istnienia, sprzedali 45 000 000 albumów i 25 000 000 singli. Od tamtej pory wytapetowali niezliczone ściany srebrnymi, złotymi i platynowymi płytami; sprzedali miliardy płyt analogowych, kompaktowych i wideoklipów; grali praktycznie we wszystkich stanach Stanów Zjedroczonych, we wszystkich krajach, gdzie muzyka rockowa stanowi popularną formę rozrywki oraz w wielu miejscach, gdzie nigdy jej wcześniej nie grano. Queen stawiał to sobie za cel. Zespół wypełnił większość olbrzymich scen muzycznych świata, od Madison Sąuare Garden w Nowym Jorku po Morumbi w Sao Paulo w Brazylii — drugi co do wielkości stadion świata. 131 000 ludzi zapłaciło, żeby ich zobaczyć, co stanowiło wówczas rekord wszech czasów. Podczas tego tournee po Ameryce Południowej w 1981 roku, które przyniosło zysk wysokości trzech i pół miliona dolarów, Queen zagrał dla oszałamiającej liczby 479 000 fanów łącznie. Cztery lata później pobili nawet ten rekord występując na Rock w Rio, największym festiwalu rockowym w historii Odbył się on na specjalnie wybudowanym stadione Barra da Tijuca w Rio, który pomieścił aż 250 000 osób. Przyjęcie, które odbyło się po koncercie w hotelu Copacabana Beach, telewizja transmitowała dla milionów widzów w Ameryce Południowej. 13 lipca 1985 Bob Geldof nazwał Queen „największym zespołem na naszej planecie", kiedy wystąpili na stadionie Wembley obok największej gromady bohaterów rocka, jaką kiedykolwiek widziano, podczas Global Jukę Box w ramach koncertu Live Aid. Wielu osobom należą się podziękowania za ten jedyny w swoim rodzaju występ ale wszyscy się zgodzili, że to był dzień Freddie'ego, który przez całe życie pragnął choć raz zaśpiewać dla całego świata. W 1986 roku, podczas tournee Magie, wykupiono wszystkie bilety, na dwa koncerty Queen na Wembley, jeden w St James's Park w Newcastle, jeden w Maine Road w Manchester i jeden w Knebworth Park. W sumie przyszło na te koncerty ponad 400 000 ludzi, co stanowi brytyjski rekord wszech czasów. Podczas tego samego tournee, w roku, kiedy zespół wydał co najmniej dwadzieścia osiem przyjęć (udało mi się uczestniczyć w pięciu), sześćset pięćdziesiąty siódmy występ Queen, 27 lipca na Nepsta-dion w Budapeszcie, stał się pierwszym w historii koncertem na 16 zów wśród :u. Pod ko-v Guinessa, i roku, wy-lOOOOalbu-niezliczone rzedali mi-ipów; grali lonych, we popularną j wcześniej icłnił więk-ion Sąuare Brazylii — :aciło, żeby łsów. Pod-oku, które ów, Queen Cztery lata v Rio, naj-na specjal-ry pomieś-srcie w ho- milionów jeldof na-;ie", kiedy iady boha-x)bal Jukę lżą się pole wszyscy icałe życie 1 wszystkie >t James's :r i jeden ty ponad iów. Pod-) najmniej (v pięciu), a Nepsta-certem na stadionie w bloku wschodnim. Freddie Mercury był nieprzerwanie wybierany „najlepszym wokalistą", zarówno przez popowe dodatki do brytyjskich gazet brukowych, jak i międzynarodowe programy radiowe i telewizyjne. Piosenki z nieprawdopodobnego katalogu Queen stały się równie znane milionom ludzi, jak melodie Beatlesów czy rockowe riffy Rolling Stonesów: Killer Queen, Bohemian Rhapsody, Another One Bites the Dust — przebój w niezliczonych krajach, przyjęty jako temat muzyczny przez kilka amerykańskich zespołów piłkarskich oraz brytyjski program telewizyjny The Gla-diators; We Arę the Champions — porywający hymn, grany na całym świecie podczas mistrzostw piłkarskich i innych wydarzeń sportowych; Crazy Little Thing Called Love; Radio Ga Ga; Under Pressure; A Kind of Magie; I Want to Break Free; Love ofMy Life; We Will Rock You; Friends Will Be Friends. Każdy ma swoją ulubioną piosenkę Queen. Kiedy, w ostatnim dniu 1989 roku, płyta z największymi przebojami Queen stała się czwartym najlepiej sprzedającym się albumem na świecie (po BROTHERS IN ARMS Dire Straits i THRILLER Michaela Jacksona), nawet Freddie, który w ciągu blisko dwudziestu lat nigdy nie był zadowolony z dokonań Queen i bardziej niż którykolwiek z muzyków ponaglał zespół do dalszej pracy, musiał przyznać, że osiągnęli sukces. Żaden z członków zespołu nie mógłby zaprzeczyć, że żyli jak na rockowych milionerów przystało. Przez znaczną część dwudziestu lat balangowali tak, jakby był 1999 rok. W szwajcarskiej miejscowości Montreux, gdzie Queen kupił własny kompleks nagraniowy Mountain Studios, Freddie bujał się na hotelowych żyrandolach. W 1981 roku, kiedy mieszkał w nowojorskim hotelu Berkshire Place i w ostatniej chwili zapragnął uczcić swoje trzydzieste piąte urodziny, kupił bilety na concorde'a dla kilkudziesięciu najbliższych przyjaciół i poleciał z nimi na Manhattan. Świętowanie w hotelu trwało pięć dni, a zakończyło się dopiero wtedy, kiedy Freddie musiał wrócić do Anglii, żeby odzyskać siły. Queen balangował z prezydentami, dokazywał z królami, włóczył się z bohaterami. Jednak przez cały czas zespół prowadził zbiórki, pomagał w zakładaniu fundacji i przekazywał do banków miliony na działalność charytatywną takich instytucji jak: Ratujmy Dzieci, Apel do Brytyjskich Dawców Szpiku Kostnego, Szkoła Kutlawamong dla głuchych i niewidomych dzieci w Bophuthatswanie w Republice Południowej Afryki, Terrence Higgins Trust czy Mercury Phoenix Trust, powołany przez Queen na rzecz walki z AIDS. Wszystkie te organizacje są do dzisiaj zasilane honorariami Queen. 2 — Freddie Mercury 17 Za tym imponującym publicznym wizerunkiem kryło się, rzecz jasna, czterech ludzi z rodzinami, słabostkami, prywatnym życiem. Pozostali członkowie zespołu tylko od czasu do czasu trafiali do gazet z okazji pomniejszych przedsięwzięć solowych czy wydarzeń w życiu prywatnym. Według niepisanych reguł rock and roiła jest całkowicie zrozumiałe i akceptowalne, by człowiek wiódł hulaszczy, rozwiązły żywot powszechnie uwielbianego gwiazdora rockowego, a po zakończeniu tournee wracał do względnie statecznej roli oddanego męża i ojca. Żony rockmenów miały w tej kwestii odmienne zdanie. Brian miał romans z Anitą Dobson, czyli Angie Watts z telewizyjnego serialu EastEnders, wyniku którego doszło do rozpadu małżeństwa, Roger przeżył miłostkę z modelką Debbie Lang, dziewczyną ze znanej telewizyjnej reklamy płatków kukurydzianych Cadbury, dla której zostawił Dominiąue, matkę swoich dwojga dzieci. Ta historia przybrała dziwaczny obrót, kiedy Roger wrócił, ożenił się z Dominiąue, by wkrótce potem wyprowadzić się, zamieszkać z Debbie kilka ulic dalej i założyć nową rodzinę. John, solidny, stateczny ojciec rodziny, rzadko trafiał do gazet. Wyjątkiem była okazja, kiedy, przytłoczony sławą, wyjechał w dalekie kraje bez paszportu, nie powiadomiwszy o tym ani rodziny, ani menedżerów. W odróżnieniu od kolegów Freddie prawie od początku stanowił niewyczerpane źródło fascynacji. Początkowo grał w tę grę; udzielił kilku ostrożnych wywiadów, świadom, że zdrowe relacje z prasą są niezbędne dla budowania pozytywnego wizerunku. Szybko jednak zdał sobie sprawę, że jest to gra, w której nie zdoła zwyciężyć. Na przełomie lat siedemdziesiątych dziennikarstwo na temat muzyki pop i rock właśnie niebierało rozmachu. Każda państwowa brytyjska gazeta brukowa zatrudniała dziennikarzy rockowych, zamieszczała felieton o muzyce pop, a wzięty felietonista miał za zadanie wypełniać stronę świeżymi plotkami. Panowała ostra konkurencja, nakłady finansowe były znaczne. Tropiono pracowników firm nagraniowych i menedżerskich, stacji radiowych, restauracji, klubów, salonów fryzjerskich, nawet gabinetów chirurgicznych, opłacano ich i zachęcano do sprzedawania plotek o gwiazdach. Zwyczaje ludzi w rodzaju Freddie'ego Mer-cury'ego stały się powszechną własnością, konsumowano je każdego ranka razem z zupą mleczną. Freddie nie był łatwym łupem. Nikt lepiej niż on nie wiedział, jak wiele ma do ukrycia. Jego prywatne życie wzięto pod lupę. Im mniej zdradzał o sobie, tym więcej ludzie chcieli wiedzieć. Szerzyły się domysły, zaczęła po- 18 wstawać mitologia. Spośród gwiazd rocka, które zdominowały publiczną wyobraźnię w latach osiemdziesiątych — Mick Jagger, Madonna, David Bowie, Elton John, Bono, George Michael, Sting — jedynie konsekwentnie nieuchwytny Freddie mógł się równać klasą z Michaelem Jacksonem. To, czego media o nim nie wiedziały, nadrabiały przesadzonymi domysłami. Zgodnie ze starym powiedzeniem, że nie ma dymu bez ognia, wiele zmyślonych informacji włączono do archiwów prasowych jako fakty. Nawet prasa nie mogła winić Freddie'ego za usunięcie się w cień i zaciągnięcie zasłony na swoje prywatne życie, ale to nie powstrzymało dziennikarzy od pisania o nim. Podstawowym celem wysiłków Freddie'ego, by chronić swoje prywatne życie, nie była ochrona własnej osoby. Podczas całego dorosłego życia w pierwszym rzędzie pragnął ochraniać rodziców i innych bliskich członków rodziny, którzy nie wiedzieli lub, być może, nie zdołaliby zaakceptować jego szalonego stylu życia. We wczesnych dniach Queen Freddie zakochał się w uroczej dziewczynie nazwiskiem Mary Austin, wprost wymarzonej kandydatce na synową, i zamieszkał z nią. W miarę jak Freddie czuł potrzebę prowadzenia dalszych eksperymentów homoseksualnych, romantyczny związek z Mary się rozluźnił, ale prawdziwa przyjaźń przetrwała. Przez pewien czas prasa dawała się zwodzić wizerunkowi Freddie'ego i Mary jako szczęśliwej pary. Dopiero później świat się dowiedział, choć nie w wyniku działań Mary, że ta mistyfikacja, która zadowalała wszystkich, wiązała się z wielkim poświęceniem z jej strony. Pobożni rodzice Freddie'ego, wyznawcy religii parsyjskiej, nie ucieszyliby się z jego dziwacznego, hedonistyczne-go stylu życia, który niekiedy mógł się kłócić z ich wiarą. Do dzisiaj są podobno oszołomieni sławą, blichtrem i czystym szaleństwem uwielbianego syna, a jednocześnie niezwykle dumni z jego muzycznych dokonań. Prezentując Mary jako jedyną prawdziwą miłość swego życia — którą pod wieloma względami pozostała — Freddie uniknął urażenia rodziców. Pod osłoną tego na pozór konwencjonalnie heteroseksualnego związku Freddie mógł się oddawać homoseksualnej rozwiązłości, natomiast Mary, chociaż straciła kochanka, zachowała najlepszego przyjaciela. Co więcej, zagwarantowała sobie posadę na resztę życia. Kiedy zespół osiągnął sławę przekraczającą ich najśmielsze oczekiwania, to właśnie Mary okazała się zbawieniem Freddie'ego. Oddana, całkowicie godna zaufania, niezastąpiona, wkrótce zaczęła kierować personelem Freddie'ego i organizować praktycznie wszystkie aspek- 19 ty jego życia, włącznie z domowymi finansami. W ten spos< powstał „dwór króla Freddie'ego", rock and rollowa wersja d mostwa średniowiecznego monarchy. Świta Freddie'ego mieszk ła razem z nim albo w pobliskim domu należącym do niego. Ka dego dworzanina zatrudniano wyłącznie po to, by zaspokajał p trzeby pana. Freddie podróżował w towarzystwie menedżera z społu Jima Beacha albo razem z zaufanymi przyjaciółmi, a tak: z własnym asystentem, służącym i kucharzem. Podczas tourni Queen grupa Freddie'ego trzymała się zazwyczaj na uboczu. W; bierał inny hotel niż pozostali muzycy i funkcjonował niezależn od nich. Przy pomocy Mary Freddie stworzył własny, hermetyc: nie zamknięty świat. Kiedy jego profesjonalna pomoc nie była p( trzebna, rozpływał się, niczym Doktor Who, w alternatywny] wymiarze. Jeśli nie występował, wychodził do miasta z kolegam wypijał kilka kolejek, oglądał filmy na wideo, znikał dyskretni w gejowskich klubach i barach, oddawał się wszystkim dostef nym przyjemnościom. Często dawał się odziać w nienagannie skrc jony garnitur, po czym, pachnący i nieskazitelny, wyruszał na za kupy obrazów, wyrobów z porcelany czy dzieł sztuki. Pilnowan przez specjalnie do tego celu wyznaczonych ludzi, radośnie prze chytrzał fotoreporterów i najszybszych paparazzi. Wkrótce na uczył się rezygnować z londyńskiej sceny gejowskiej na rzecz bar dziej liberalnych miast, takich jak Nowy Jork i Monachium, z da la od wszystko widzącego oka brytyjskich mediów. Najczeście uchodziło mu to na sucho i mógł się cieszyć nieskrępowanyn prywatnym życiem. Kiedy potrzebował rozgłosu, pracował tylkc z paroma zaufanymi dziennikarzami, których uważał za przyjaciół. Relacja napisana przez byłego współpracownika, zamieszczona w jednej z brukowych gazet, dotknęła Freddie'ego do żywego, pogłoski na temat jego prawdziwych preferencji seksualnych, a później spekulacje dotyczące wirusa HIV nigdy nie ucichły. Jednak Freddie wzniósł się ponad to wszystko. Mary Austin nigdy nie zaznała spokoju, chociaż odziedziczyła lwią część osobistej fortuny Freddie'ego. Do dzisiaj mieszka z dwójką dzieci, których ojcem jest projektant wnętrz Pierś Cameron, w Garden Lodge, eleganckim domu Freddie'ego w Kensington, który siłą rzeczy stał się świątynią jej dawnego partnera. Sąsiedzi, dawniej skarżący się Radzie Miejskiej na nieprzerwaną inwazję, teraz wzruszają ramionami i przymykają oczy. Przez cały dzień przed Logan Place wałęsają się wielbiciele. Z ulicy nie mogą zoba- 20 ten sposób a wersja do-:go mieszka- niego. Każ-spokajał po-enedżera ze->łmi, a także :zas tournee iboczu. Wy-1 niezależnie , hermetycznie była po-ernatywnym z kolegami, ł dyskretnie kim dostęp-gannie skro-uszał na za-. Pilnowany dośnie prze-Vkrótce na-a rzecz bar-hium, z da- Najcześciej repowanym cował tylko ł za przyja-:a, zamiesz-:'ego do ży-icji seksual-,y nie ucich- ziczyła lwią l z dwójką Cameron, Censington, u Sąsiedzi, cały dzień &o&ą zoba- czyć domu, ale to ich najwyraźniej nie zraża. Ostatecznie na całym świecie nie ma innego miejsca kultu, z wyjątkiem pomnika Freddie'ego, wzniesionego ostatnio nad Jeziorem Genewskim w szwajcarskim Montreux. W Londynie nie znalazło się niestety miejsce na pomnik. Nigdzie nie ma grobu, tablicy pamiątkowej w krematorium ani w kościele. Nikt spoza kręgu najbliższych przyjaciół Freddie'ego nie wie, gdzie się znajdują prochy, które, nie wiedzieć czemu, pozostawały w pieczy zakładu pogrzebowego przez blisko rok po kremacji. Niektórzy, wśród nich Jim Hutton, kochanek i „zastępcza wdowa" po Freddiem, twierdzą, że prochy spoczywają pod ulubioną wiśnią Mercury'ego w pięknym ogrodzie Garden Lodge. Podobno Freddie wymógł kiedyś na Jimie i Mary Austin obietnicę, że pochowają tam jego prochy, „żebym mógł mieć oko na was wszystkich!" Niewykluczone, że miejsce spoczynku prochów Freddie'ego jest utrzymywane w tajemnicy, aby zapobiec kradzieży czy aktom wandalizmu. Moje odkrycia okazały się bardziej zdumiewające, < niż przypuszczałam. Wielbiciele Freddie'ego, witani tylko przez nagie cegły i dwoje zwykłych drzwi, wejście główne oraz służbowe, zostawiają po sobie ślad w postaci misternych graffiti na murach ogrodu. Pracownicy Mary zamalowują te dowody miłości, ale wielbiciele nie rezygnują. Odwiedzający zobaczy też wzruszające rzędy kwiatów, a 24 listopada, w rocznicę śmierci Freddie'ego, świece, modlitwy i wiersze zostawione na progu jego domu. Jednak każdego roku liczba wielbicieli maleje. Ostatnio, w piątą rocznicę śmierci, tylko około sześćdziesięciu zapłakanych, skostniałych z zimna fanów zebrało się w ulewnym deszczu, by wspólnie oddać hołd zmarłemu. Stanowiło to wyraźny kontrast w porównaniu z setkami ludzi, którzy pielrzymowali w poprzednich latach. Większość osób, które zebrały się w piątą rocznicę śmierci, przybyła z daleka, z Argentyny, Włoch, Japonii. Ludzie ci śpiewali razem, modlili się, spoglądali z szacunkiem, ilekroć przybywał ktoś nowy ze starannie wybranym lub nawet wykonanym własnoręcznie darem, uważnie oglądali przemoczone kwiaty i rozmazane zapewnienia o pamięci i uwielbieniu. Godzinami kulili się pod parasolami, czekając na pojawienie się Mary Austin około dziewiętnastej, przybliżonej godziny odejścia Freddie'ego. Każdego roku w tym dniu wychodzi na ulicę w towarzystwie dwóch ochroniarzy. Spędza trochę czasu z fanami, dziękuje im za przybycie, wreszcie czyta swoim cichym głosem modlitwę, której stojący z tyłu nie mogą 21 usłyszeć. W umieszczonej na drzwiach małej skrzynce z napisem PROSZĘ WEŹ JEDNĄ znajduje się stos kserograficznych odbitek innej modlitwy: Dzisiaj, w piątą rocznicę tragicznej śmierci Freddie'ego Mercury'ego, niechaj Potęga Wszechmogącego Boga obdarzy Pokojem, Miłością i Radością naszego nieśmiertelnego Króla Królowej, kiedy śpiewa i tańczy pośród Aniołów. Możliwe, że Mary Austin zażywa miłości i radości w życiu rodzinnym z synami, ale pokój nie jest jej udziaiem. Wielokrotnie przechwytywano jej korespondencje, wykradano listy. Ostatnio musiała założyć skrytkę pocztową z utajnionym numerem. Istnieją też groźniejsze aspekty bycia stróżem domu Freddie'ego: obsesyjni fani Mercury'ego, którzy piszą do Mary domagając się wstępu do domu, wydzwaniają do niej o wszystkich godzinach. Postanowiła nie zmieniać numeru telefonu. „To by znaczyło, że Mary Austin ucieka", mówi. „Nawet jeżeli coś mnie kiedyś przestraszyło, nie mogę tego okazać, bo wtedy oni by wygrali."1 Najbardziej niewrażliwi fani, włącznie z dziwacznym sobowtórem Freddie'ego, przechodzili przez mur i naruszali prywatność Mary w najbardziej prowokujący sposób. Czyżby robili to dlatego, że nie mogą już wtargnąć w prywatność Freddie'ego? Chociaż nigdy się go nie wypierał, homoseksualizm był ostatnią rzeczą, do której Freddie by się publicznie przyznał. I nogami w rozkroku, uniesioną w górę pięścią, odrzuconą do tyłu głową i szeroko otwartymi ustami odsłaniającymi wystające przednie zęby, chełpił się silnym, krzykliwie dumnym wizerunkiem scenicznym, który można niemal uznać za wyraz radości z bycia gejem. Pozwalał nam snuć domysły, a przy tym nie pozostawiał wątpliwości, że jest człowiekiem, który rozkoszuje się życiem. Seksualność Freddie'ego lekceważono niekiedy jako równie nieistotną dla jego sztuki jak ulubiony gatunek mydła; jako nie najbardziej interesujący aspekt jego osoby, ani miarkę, którą można by go zmierzyć. Mimo to seksualność Freddie'ego pozostaje pod wieloma względami istotnym czynnikiem. Chociaż powszechnie uznawano go i akceptowano jak homoseksualistę, nie przeszkadzało to milionom wielbicielek Freddie'ego. Przeciwnie, można wręcz powiedzieć, że każde skandaliczne doniesienie prasowe tylko wzmacniało ich oddanie. Mimo iż Freddie nigdy się oficjalnie nie ujawnił i nie przyjął roli gejowskiej ikony, był wzorem dla milionów gejów, zwłaszcza młodych mężczyzn, którzy borykali się z własną 22 rnce z napisem ificznych odbi- rcury'ego, niechaj i Radością nasze-pośród Aniołów. ści w życiu ro-. Wielokrotnie listy. Ostatnio merem. Istnie-ldie'ego: obse-gając się wstę-izinach. Posta- . „Nawet jeżeli zać, bo wtedy znym sobow-ili prywatność •obili to dlate-die'ego? izm był ostat-mał. I nogami do tyłu głową jące przednie ikiem scenicz-i bycia gejem, tawiał wątpli-:iem. Seksual-nieistotną dla jbardziej inte-a by go zmie-pod wieloma nie uznawano Sadzało to mi-Vrecz powieko wzmacnia-ie nie ujawnił milionów gęsi? z własną seksualną tożsamością. Wielu idoli przemysłu rozrywkowego naszego stulecia, takich jak gwiazdor filmowy Rock Hudson, ukrywało prawdziwą orientacje seksualną w obawie, że zostaną odrzuceni przez publiczność. Chociaż Freddie nigdy tak nie postępował, to nie ogłosił też swych homoseksualnych upodobań, co musiało rozczarować liczne rzesze gejowskich wielbicieli. Wielu ludzi idealizowało go jako jednego z najbardziej wziętych gejowskich wykonawców w historii, ale przypuszczalnie równie liczna była grupa osób, które wierzyły, że Freddie nie jest gejem w konwencjonalnym znaczeniu tego słowa. Na poparcie tej teorii należy przytoczyć zdumiewające nowe dowody, które świadczą o tym, że u szczytu homoseksualnej aktywności Freddie nadal utrzymywał seksualne związki z kobietami. Z pewnością odpowiadało mu, że świat nigdy w pełni go nie zrozumiał. Oczywiście zbliżał się dzień, w którym pieczołowicie strzeżony prywatny świat Freddie'ego miał runąć. Te same środki przekazu, które traktował z nonszalancją, nigdy nie dały mu spokoju. Papar razzi mieli go w końcu dopaść. Zniszczenie przybrało monstrualne rozmiary. Po koncercie, który odbył się 9 sierpnia 1986 roku w Knebworth Park w Stevenage, ostatnim występie Queen, Mer-cury wycofał się z publicznego życia i zaczął wieść pustelniczy żywot w Garden Lodge. Chociaż on i pozostali muzycy nadal nagrywali studyjne płyty, trasy koncertowe nie wchodziły w grę. Snuto gorączkowe domysły na temat stanu zdrowia Freddie'ego. Plotki o AIDS krążyły od lat, ale ludzie zatrudnieni przez Queen zwarli szeregi, lakonicznie zaprzeczali i odmawiali dalszych komentarzy. Odkąd jednak sępy z brukowców zwęszyły krew, żadna siła nie była w stanie ich powstrzymać. Prawda o ciężkiej chorobie Freddie'ego Mercury'ego ujrzała światło dzienne zaledwie kilka miesięcy przed jego śmiercią, kiedy pewien fotoreporter wpadł na trop. Począwszy od tego dnia zwykli ludzie zaczęli poświęcać więcej uwagi AIDS. Fotoreporter Ja-son Fraser, który od pewnego czasu zastanawiał się, co się stało z Freddiem Mercurym, dostał cynk i postanowił odszukać gwiazdora. Z opuszczoną głową, w garniturze zwisającym na wychudzonym ciele, Freddie, nieświadomy obecności fotoreportera, siedział ze swoim lekarzem w ekskluzywnej restauracji w dzielnicy West End. Zdjęcia, które Fraser wypstrykał tego dnia posługując się długim obiektywem, wywołały burzę. Przedstawiały wynędzniały strzęp człowieka, który kiedyś elektryzował miliony. Po wywołaniu filmu Fraser spojrzał oniemiały w puste oczodoły ży- 23 wego trupa. Przez ponad czternaście dni i nocy fotoreporter oglądał tragiczne zdjęcia i szukał w swoim sercu usprawiedliwienia dla ich publikacji, która oznaczała, ujawnienie światu agonii super-gwiazdy, na którą zapadł wyrok śmierci. Fraser był rozdarty, ale w końcu dziennikarski instynkt zwyciężył. Fraser postanowił sprzedać zdjęcia i ponieść konsekwencje. „Zadręczałem się przez dwa tygodnie", powiedział mi. „Rozważałem tę kwestię razem z rodziną. Chcę jasno zaznaczyć, że nie kierowałem się pieniędzmi. Nie potrzebowałem tych zdjęć dla sławy ani majątku." Istotnie, ponad jedną trzecią honorarium, które, jak przyznaje Fraser, zamknęło się niską kwotą pięciocyf-rową, przekazał na cele dobroczynne. Najwyraźniej jednak fotograf nie był przekonany, że postąpił słusznie i przyznał, że spośród tysięcy zdjęć, które sprzedał podczas swojej lukratywnej kariery, właśnie te przysporzyły mu najwięcej bólu. „W pewnym sensie byłem fanem Freddie'ego Mercury'ego. Zawsze kipiał życiem, uśmiechaj się i był na szczycie. Ale coś się święciło. Freddie przestał występować. Tego faceta, uwielbianego przez miliony, zaatakowała straszliwa choroba, która może cię dopaść bez względu na to, jest bardzo jesteś bogaty czy sławny. Poszedł do bardzo publicznej restauracji. Chodził po ulicach. Mógł zostać zauważony przez setki ludzi. Pod koniec dnia po prostu sfotografowałem go na ulicy, bez żadnych złośliwych zamiarów. Nie tropiłem go. Za żadne pieniądze nie włamałbym się do szpitala albo nie przeszedłbym przez mur do ogrodu, żeby pstryknąć mu zdjęcie. To, co zobaczyłem, zaszokowało mnie w nie mniejszym stopniu niż innych." Gdyby Fraser podjął odmienną decyzję i schował zdjęcia do szuflady, uniknąłby wielu zjadliwie krytycznych uwag, które wypowiedziano pod jego adresem. Obecnie panuje powszechne przekonanie, że postąpił właściwie. Zdając sobie sprawę z handlowych, demonicznych i potencjalnie niemoralnych aspektów opublikowania takich zdjęć, Fraser twierdzi, że miał przeczucie, iż posłużą one pewnemu celowi. Tak też się stało. Opinia publiczna jest zmienną, nieprzewidywalną siłą. Wystarczy przypomnieć sprawę Eltona Johna sprzed ponad dziesięciu lat. Właściciele gazety Sun do dzisiaj się krzywią na wspomnienie artykułów, które demaskowały domniemane aspekty homoseksualnych obyczajów piosenkarza. Czytelnicy zwrócili się przeciwko gazecie za to, co zrobiła Eltonowi. Piosenkarz wytoczył Sun proces o zniesławienie, a czytelnicy udzielili mu pełnego poparcia. Gazeta musiała się 24 reporter oglą-edliwienia dla agonii super-t rozdarty, ale :r postanowił riał mi. „Roz-inaczyć, że nie ych zdjęć dla honorarium, rotą pięciocyf-j jednak foto-yznał, że spo-kratywnej ka- Mercury'ego. ie. Ale coś się uwielbianego ;óra może cię y czy sławny. ił po ulicach. ; dnia po pro-liwych zamia-lałbym się do i, żeby pstryk-3 mnie w nie yał zdjęcia do rag, które wy-flszechne prze-wę z handlo-pektów opub-;czucie, iż po-publiczna jest mnieć sprawę ;le gazety Sun , które dema-jy czaj ó w pio-za to, co zro-zniesławienie, a musiała się wycofać, przeprosić i zapłacić. Podobnie, kto mógł się spodziewać, że publikacja tragicznych zdjęć Freddie'ego spowoduje radykalny zwrot w publicznych uprzedzeniach wobec AIDS? A jednak tak właśnie się stało. W tym czasie homofobia szalała; panowało powszechne przekonanie, że AIDS jest „gejowską zarazą", boską karą za zdrożne praktyki. Mimo to natychmiast po ujawnieniu losu gwiazdora opinia publiczna, nawet w środowisku najbardziej nieprzejednanych „pedałożerców", złagodniała. Nikt, bez względu na seksualne preferencje, nie zasłużył na to, by cierpieć tak jak Freddie. Mówi się, że wybitni ludzie, którzy umierają przedwcześnie często zyskują większą sławę po śmierci niż kiedykolwiek za życia. Kiedy zaczyna działać mechanizm mitologii, fakty historyczne często odchodzą w zapomnienie. Żadna siła nie jest w stanie powstrzymać tego procesu. Chociaż wysuwanie takich hipotez w przypadku Freddiefego jest może przedwczesne, to prognozy świadczą na jego korzyść.' Czas może tylko wzmocnić popularność tego człowieka, który stał się legendą za życia i został uświęcony w chwili śmierci. Ale co w nim było takiego, co dało początek legendzie? Pozory najczęściej mylą. Za maską genialnego artysty krył się człowiek, który często czuł się zagubiony i zły. Tylko nieliczni pogodziliby się z obrazem Freddie'ego jako smutnego, osamotnionego człowieka. Potężna, niezachwiana pewność siebie, którą potrafił emanować jak na zamówienie, skrywała niekiedy paraliżujące poczucie zagrożenia. Pomimo faktu, że w ciągu zaledwie kilkudziesięciu lat osiągnął znacznie więcej niż wielu ludzi marzy, żeby osiągnąć w życiu, nigdy nie doszedł do ładu z samym sobą. Freddie wielokrotnie mówił: „Ja szukam, kochanie, ciągle szukam." Ale czego on, na Boga, szukał? Właśnie na to pytanie postanowiłam odpowiedzieć; ono stało się powodem, dla którego napisałam tę książkę. Chociaż ludzie najbliżsi Freddie'emu nie wyrazili dezaprobaty, nie jest to „oficjalna biografia" Freddie'ego Mercury'ego. Jim Beach, menedżer Queen i wykonawca testamentu Freddie'ego, odmówił nadania tej książce takiego charakteru, wyjaśniając, że on i pozostali członkowie zespołu już wiele lat wcześniej postanowili nie włączać się bezpośrednio w prace nad żadnymi biografiami, ani nie udzielać oficjalnych wywiadów dziennikarzom, których sami nie wyznaczyli. iii 25 Mimo to we wrześniu 1995 roku napisałam do Briana May, na adres biura Queen w londyńskiej dzielnicy Notting Hill, żeby się dowiedzieć, co sądzi o napisaniu przeze mnie książki. Postanowiłam nie pisać w razie, gdybym nie uzyskała aprobaty. W przeszłości przyjaźniłam się z Brianem i nie miałam zamiaru wystawiać na szwank tej przyjaźni. Jednak od naszego ostatniego spotkania upłynęło dziewięć lat, więc nie wiedziałam, czy Brian w ogóle mnie sobie przypomni. Zadzwonił do mnie natychmiast po otrzymaniu listu i umówiliśmy się na spotkanie. Lunch okazał się emocjonalnym wydarzeniem. Tyle lat, tak wiele smutku, Freddie odszedł. Wróciliśmy do biura Queen, gdzie oddaliśmy się wspomnieniom. Brian puścił mi kilka utworów z wówczas jeszcze niewy-danej płyty MADĘ IN HEAYEN. Freddie wypełnił pokój, oboje się popłakaliśmy. Wkrótce potem Brian przysłał mi długi list, w którym pisał, że jestem „absolutnie właściwą osobą do napisania biografii Freddie'ego", że aprobuje pomysł z całego serca i zrobi wszystko co w jego mpcy, żeby mi pomóc. „Wiem, że podejdziesz do tego tematu w sposób wrażliwy i profesjonalny." Brian nie wiedział jednak, jakie stanowisko zajmą pozostali członkowie zespołu albo Jim Beach. „Naprawdę nie wiem, czy nasza ekipa uzna, że tym razem może się włączyć." Ponieważ w Queen zawsze panowała demokracja, Brian powiedział, że musi się z nimi skontaktować. To zapoczątkowało długą wymianę faksów między moim biurem w Kent a biurem Jima Beach w Montreux. Jego pierwsza reakcja była chłodna. Queen nie przewidywał żadnych biografii. Ani Jim Beach, ani pozostali członkowie zespołu nie czuli się przygotowani na udzielanie wywiadów. Ponieważ jednak zdążyłam przeczytać wszystkie publikacje na temat Freddie'ego, jakie się ukazały do tego czasu, nabrałam przekonania, że powinnam napisać definitywną biografię. Stwierdziłam, że żaden pisarz nie zapuścił się w zasnute pajęczynami zakamarki przeszłości i osobowości Freddie'ego; nikt nie podjął próby odszukania samego Mercury'ego. Jako jedna z nielicznych dziennikarek, które znały Freddie'ego osobiście, zdawałam sobie sprawę z pewnych aspektów jego osobowości i charakteru, o których nigdy dotąd nie pisano. Od początku lat osiemdziesiątych do około 1992 roku pisałam o muzyce pop i rockowej dla, między innymi, Daily Mail, Sun oraz do dodatku YOU gazety Mail on Sunday. Zespół Queen poznałam jako młoda dziennikarka pisząca o muzyce rockowej do Daily Mail. Po przeprowadzeniu wywiadu z Freddiem i Brianem w biurze Queen 26 ) Briana May, na ng Hill, żeby się ążki. Postanowi-robaty. W prze- zamiaru wysta- ostatniego spot-czy Brian w ogó- natychmiast po Lunch okazał się smutku, Freddie iśmy się wspom-as jeszcze niewy-mił pokój, oboje ał mi długi list, >sobą do napisa-t z całego serca ;. „Wiem, że po-profesjonalny." zajmą pozostali lie wiem, czy na- i M racja, Brian po-zapoczątkowało ' Kent a biurem a była chłodna, n Beach, ani po-wani na udziela-czytać wszystkie y do tego czasu, łnitywną biogra-: w zasnute paję-ldie'ego; nikt nie nały Freddie'ego )ektów jego oso-i pisano. Od po-isałam o muzyce sze. rarzyszem Fred-dy, który wydał spomnienie ich anizacja Queen tty w Londynie, •sicielem wirusa i i spędzać wię-lizował sprawy lo niego wiado-czy wrócić do padek po Fred-ić spokojniejsze , rozczarowany ilmowania jego na wykorzysta-tość z optymiz-niennym torem łych, szalonych riazdora rocko-ivał jako fryzjer mię w Carlow, ?o raz pierwszy ni z Freddiem, jak dramatycz- cy Bawarii nie-rowadzi na tyle •odki. Rozłoży-edź na Brigitte ardziej przypo-U postać kulto- wa, była stałą towarzyszką Freddie'ego podczas jego dobrowolnego wygnania w Niemczech na początku lat osiemdziesiątych. Co więcej, byli kochankami w prawdziwym, pełnym oddania, seksualnym i duchowym sensie, jak powiedziała mi podczas naszego kilkudniowego pobytu w Monachium. Wspólnie zainwestowali w posiadłość, która miała być ich europejskim domem i gdzie — po długich utarczkach z prawnikami Freddie'ego, którzy kwestionowali prawo własności Barbary — mieszka do dziś. Barbara mówi, że nie raz opiekowała się Freddiem podczas ostrych załamań zdrowotnych, spowodowanych ubocznymi efektami narkotyków, od których się uzależnił. Lekkomyślna para wyznała sobie wieczną miłość, pomimo niewyjaśnionego okresu, w którym Freddie bez słowa zniknął z życia Barbary. Ta opowieść kończy się smutno. Zbliżając się do kresu swych dni, Freddie zamykał się w coraz większej samotności, a Barbarze wyperswadowano odwiedzenie go w londyńskim domu, gdzie kiedyś Freddie oddał sypialnię na jej użytek. Wyznała mi, że kiedyś ona i Freddie mieli, w Monachium „około setki" przyjaciół, z którymi prowadzili autentycznie szalone nocne życie. Dzisiaj według obliczeń Barbary, z tej grupy pozostała przy życiu zaledwie piętnastka. Chociaż Barbara jest kochającą matką i babcią, twierdzi, że od śmierci Freddie'ego jej życie ma niewiele sensu i nie daje jej praktycznie żadnej satysfakcji. W przedwczesnej śmierci przyjaciela dostrzega szansę na ponowne połączenie się z „największą miłością jej życia". „Nie mogę się doczekać, kiedy znowu go zobaczę." Co z Peterem Freestone'em „Phoebe", byłym pomocnikiem garderobianego w Royal Opera House, który wyruszył w trasę koncertową z Queen, by sprawować pieczę nad kostiumami? Freestone został osobistym asystentem i służącym Freddie'ego, a później opiekował się nim aż do samego końca. Obecnie pomaga prowadzić europejską operę kameralną w Londynie. Freestone udzielił mi pierwszego szczegółowego wywiadu na temat życia w samym centrum osobistej świty Freddie'ego. Ludzi, którzy podtrzymują przy życiu marzenie Freddie'ego, jest zbyt wielu, by można ich było wszystkich wymienić. Jego służba, najbliżsi przyjaciele, projektanci kostiumów, fryzjerzy, charakteryzatorzy, producenci płyt i wideoklipów, inżynierowie dźwięku, pracownicy wytwórni płytowej wspominają rzeczy, które, choć oni nie zawsze mogą się z tym pogodzić, należą już do przeszłości. Są też współcześni Freddie'emu wykonawcy rockowi, którzy w bezsenne noce myślą może: Gdyby nie łaska Boga... 29 Freddie otrzymał stosowne nazwisko, ponieważ potrafił być najbardziej zmiennym z ludzi. W trakcie zbierania materiałów dc książki odkryłam wiele sprzecznych sił kształtujących jego charakter, które starannie ukrywał przed światem. Z całym szacunkiem nie przepraszam za ten naturalistyczny portret Freddie'ego, ponieważ wierze, że tego właśnie by oczekiwał. Freddie nie znosi] połowicznie wykonanej pracy. Odkrycie tego, co się kryje po ciemnej stronie księżyca, w niczym nie umniejsza splendoru jasnej strony. Przeciwnie, kontrast wzmaga jasność. To był cały Freddie. Nigdy nie spotkałam człowieka, który łączyłby w sobie takie skrajności; składał się z ciemności i światła, ale bardzo mało miał w sobie szarości. Potrafił być równie kąśliwy, jak uprzejmy; mógł pobłażać sobie i być altruistą; umiał być równie obraźliwy, jak czarujący; równie nędzny, jak ekstatyczny; równie smutny, jak histerycznie wesoły; równie skromny poza sceną, jak arogancki na niej. Zachowanie pokory musi być trudne, kiedy tysiące ludzi skandują twoje imię. Freddie lubił brzmienie swego imienia, kiedy wyskakiwał na scenę. Na scenie sprawiał wrażenie człowieka całkowicie swobodnego, jakby właśnie ona była jego naturalnym środowiskiem. Ktoś mógłby pomyśleć, że ten człowiek przeistaczał się w Freddie'ego Mercury'ego dopiero wtedy, gdy stawał przed publicznością, która zapłaciła za bilety. Jak zauważył Peter Hillmore z Observera, po tym jak on i ja spędziliśmy wieczór w apartamencie hotelowym Freddie'ego w Budapeszcie, podejmowani wystawnie przez gospodarza: „Kiedy tak rozmawiałem z nim w Prezydenckim Apartamencie z widokiem na Dunaj, uzmysłowiłem sobie, że prowadzę rozmowę ze zwykłym facetem. Był miły. Traktował mnie tak, jak traktowałby gościa na przyjęciu w swoim domu. Był nad wyraz drażliwy, jak to mają w zwyczaju geje w rozmowie z heteroseksualnymi mężczyznami. Był afektowany, zgryźliwy i cudownie złośliwy, ale nie paradował w tej swojej kusej kamizelce jak matador. Miałem przed sobą żywy paradoks. Gdyby zachowywał się tak skromnie wobec publiczności, jak wobec mnie na balkonie tamtego wieczoru, znienawidziłbym go. Gdyby odnosił się wobec mnie z taką arogancją, jaką prezentował na scenie, znienawidziłbym go. Freddie był wyjątkowy, ponieważ potrafił odrzucić gwiazdorstwo, tak jak się zdejmuje płaszcz. Potrafił być zwyczajnym człowiekiem." Właśnie tego Freddie'ego Mercury'ego, zwyczajnego człowieka ukrytego za olśniewającym wizerunkiem gwiazdy, postanowiłam odszukać w mojej książce. 30 tż potrafił być materiałów do h jego charak-m szacunkiem eddie'ego, po-Idie nie znosił kryje po ciem-lendoru jasnej ł cały Freddie. :>ie takie skraj-zo mało miał przejmy; mógł abraźliwy, jak mutny, jak hi-arogancki na tysiące ludzi imienia, kiedy człowieka cał-o naturalnym wiek przeista-y, gdy stawał pi jak on i ja l Freddie'ego podarza: Apartamencie adz? rozmowę k, jak trakto-wyraz drażli-oseksualnymi ; złośliwy, ale idor. Miałem tak skromnie itego wieczo-mnie z taką >ym go. Fred-zdorstwo, tak złowiekiem." ego człowie-, postanowi- ROZDZIAŁ DRUGI Przyprawa życia można sobie wyobrazić lepsze miejsce narodzin legendy niż legendarny kraj? Jak na swoje skromne rozmiary, Zanzibar, podobnie jak Wenecja, zajmuje sporą romantyczną przestrzeń r w sercu światowej wyobraźni. Sama jego nazwa wyczarowuje hipnotyczne obrazy romantycznej i burzliwej historii. Zinjibar lub Zanguebar, Kraj Czarnych, był w średniowieczu terminem, którym określano całe wschodnie wybrzeże Afryki. Zanzibarski folklor obfitował w baśnie w rodzaju tych o Sindbadzie, Ali Babie i szalonych arabskich książętach. Kraj noszący miano Zanzibaru odziedziczył nie tylko nazwę, ale wszystkie cudowne obietnice Wschodu. Zanzibar, który w atlasie jest zaledwie punkcikiem, około sześciu stopni na południe od równika, składa się nie z jednej, ale z dwóch wysp. Są to Unguja oraz jeszcze odleglejsza Pemba u wschodniego wybrzeża Afryki, obmywane przez Ocean Indyjski. Obecnie, wraz z sąsiednią Tanganiką, najpierw kolonią niemiecką, potem brytyjską, wyspy te wchodzą w skład Zjednoczonej Republiki Tanzanii. Taki stan rzeczy utrzymuje się jednak dopiero od trzydziestu trzech lat. Jak na tak maleńki obszar, Zanzibar doświadczył aż nadto korupcji, rozpadu i przemocy. Kroniki historyczne tego kraju czyta się jak Baśnie Tysiąca i Jednej Nocy. W ciągu stuleci na Zanzibar najeżdżały wszystkie rasy nieustraszonych zdobywców od Asyryjczyków, Sumerów, Egipcjan, Fenicjan, Indusów, Persów, Arabów omańskich i Malajów do Chińczyków, Portugałczyków, Holendrów i Anglików. Niektórzy przybywali tu w celach handlowych, inni po to, by plądrować, jeszcze inni szukali nowego, egzotycznego życia. Wszyscy znajdo- 31 wali to, czego szukali, a nawet więcej. Niektórzy, zwłaszcza Pe sowie ze starodawnego, otoczonego murami miasta Sziraz, któi obecnie znajduje się w południowym Iranie, Arabowie omańsc oraz, znacznie później, Anglicy, osiedlali się w Zanzibarze i za prowadzali własne porządki. Istnieją dowody na to, że cywilizacj Swahili w tej części świata pochodzi z samego początku epok islamskiej. Po wprowadzeniu w 1818 goździkowca, który dał po czątek przemysłowi korzennemu, wyspiarze zaczęli uprawiać tak że inne przyprawy, takie jak wanilia, kardamon. czarny pieprz imbir i gałka muszkatołowa. Zanzibar otrzymał epitet, który oc tej pory stał się jego nieodłączną częścią. Korzenna Wyspa Zanzibar widziała, jak misjonarze i podróżnicy mijają jej portale w drodze na Czarny Ląd. Haremy, intrygi pałacowe oraz porwanie zanzibarskiej księżniczki do Europy umacniały ten romantyczny wizerunek. Zanzibar zyskał fatalną sławę jako kwitnący ośrodek handlu nie tylko kością słoniową, ale także niewolnikami. Jest zrozumiałe, że współczesny Zanzibarcrzyk wstydzi się tego, że jego kraj słynął jako największe targowisko niewolników na wchodnim wybrzeżu. Aż do zniesienia niewolnictwa, które w końcu stało się faktem w 1897, każdego roku przez barbarzyńskie targowisko przewijało się około 50 000 Afrykańczyków, sprowadzanych nawet znad jezior w Afryce Środkowej. Historia notuje niewiele przypadków tak brutalnego gwałcenia praw człowieka. Istnieje zapis świadczący o tym, że młodą dziewczynę możny było nabyć za „jeden pierwszorzędny kieł słonia, nową koszulę lub trzynaście angielskich igieł do szycia". Niewolników gnano na wybrzeże w tragicznych kawalkadach, jak ta opisana przez towarzysza Davi-da Livingstone'a: „Na własne oczy widziałem grupy złożone z czterystu lub pięciuset ludzi, najwyraźniej dopiero co schwytanych, ponieważ mieli obtarte, krwawiące szyje. Z oczu płynęły im łzy. Byli to głównie mężczyźni w wieku od dziesięciu do osiemnastu lat, pędzeni w całkowicie nieludzki sposób."1 Pod koniec dwudziestego wieku Zanzibar stał sią popularną atrakcją turystyczną, a wstydliwa przeszłość odeszła w zapomnienie. Turyści zjeżdżają gromadnie na egzotyczne wybrzeża Zan-zibaru, żeby zapoznać się z różnorodną kulturą i architekturą wyspy, opalać się na ponad dwudziestu wspaniałych plażach i pływać w krystalicznej wodzie. Przyjeżdżają też dlatego, że na tej wyspie przyszedł na świat Freddie Mercury, choć ludzie sprawujący kontrolę nad zanzibarskim przemysłem turystycznym dopiero 32 zwłaszcza Per-:a Sziraz, które >owie omańscy anzibarze i za-, że cywilizacja loczątku epoki , który dał po-uprawiać tak-czarny pieprz, pitet, który od a Wyspa Zan-lJą jej portale 'e oraz porwa-en romantycz- środek handlu Jest zrozumia-:jego kraj sły-rchodnim wy-ońcu stało się ie targowisko sadzanych na-otuje niewiele rieka. Istnieje iy było nabyć lub trzynaście na wybrzeże 'arzysza Davi-tfożone z czte-schwytanych, fyneły im łzy. p osiemnastu ią popularną ia w zapom->ybrzeża Zan- architekturą plażach i pły-go, że na tej zie sprawują- iym dopiero ostatnio zaczęli doceniać ten fakt. Na wyspie nie ma ani jednej tablicy pamiątkowej, pomnika ani miejsca kultu piosenkarza. Należy jednak zaznaczyć, że to nikogo nie zraża, ponieważ w Londynie również nie ma śladu po Freddiem. Wspominają o nim za to przewodniki turystyczne i podróżnicze programy telewizyjne, ilekroć pada w nich wzmianka o wyspie. Freddie Mercury i korzenna wyspa Zanzibar są ze sobą nierozerwalnie związane. W odległym zakątku planety urodzona w Indiach pobożna młoda parsyjka pochodzenia perskiego 5 września 1946 roku, w czwartek wydała na świat pierwsze dziecko. Jer Bulsara poczuła ulgę, ponieważ mogła powiadomić uradowanego męża, Bomiego Bulsarę, że noworodek jest nie tylko cały i zdrowy, ale na dodatek jest chłopczykiem, co według ich wiary stanowi błogosławieństwo po prostu dlatego, że zapewnia kontynuację rodu. Jer Bulsara odpoczywała po wyczerpującym, bolesnym, ale na szczęście pozbawionym komplikacji porodzie w spartańskich warunkach rządowego szpitala na Zanzibarze. Zastanawiała się nad imieniem dla synka. Jako parsowie, wyznawcy monoteistycznej zoroastryjskiej religii z początku szóstego wieku przed naszą erą, państwo Bulsara mieli ograniczony wybór. Zdecydowali się na imię Farrokh. Zgodnie z prawnymi wymogami ojciec chłopca zarejestrował go w urzędzie cywilnym. Fakt, że przyszedł na świat na Zanibarze jako Farrokh Bulsara, stanowił źródło zakłopotania dla Freddie'ego w dorosłym życiu. Z niewyjaśnionych powodów była to zamknięta księga, temat, który rzadko poruszał. Unikał tej kwestii podczas wywiadów, których, jak wiemy, i tak prawie nigdy nie udzielał. Specjaliści od wizerunku publicznego, którzy pracowali z nim od początku kariery Queen, zgadzają się co do tego, że Freddie unikał rozmów o dzieciństwie i nie zdradzał chęci opowiadania o miejscu czy okolicznościach swoich narodzin. „To prawda", potwierdza Tony Brainsby, niezależny publicysta, który zajmował się wizerunkiem publicznym Queen we wczesnym okresie kariery zespołu. „Freddie ukrywał swoje pochodzenie. Nigdy nie zdradził mi nawet prawdziwego imienia. Nie miałem pojęcia, że na początku nazywał się Faruk, Farrokh czy coś takiego — nigdy się do tego nie przyznał. Co więcej, przez lata wierzyłem, że jego prawdziwe nazwisko brzmi «Bulsova», a miałem być specjalistą od wizerunku publicznego Queen. Zabawne jest to, że Freddie był dość śniady, jakby w jego żyłach płynęła orientalna i azjatycka krew, więc m 3 — Freddie Mercury 33 nie mógł ukryć faktu, że miał egzotycznych rodziców. Dzisiaj u żarn, że wyparł się tego faktu, chociaż jest wykluczone, by kiero się niskimi czy rasistowskimi pobudkami. Należy pamiętać, wielbił Jimi Hendrixa, który był dla niego największym rocków idolem wszech czasów. Nie zdołałem zgłębić wtedy podstaw decyzji i na pewno nie liczę na to, że dokonam tego teraz." Pozostaje tajemnicą, dlaczego Freddie przyjął taką posta Możemy tylko snuć domysły, ponieważ nie pozostawił żadn wskazówek. Sądził może, że fani muzyki w latach siedemdzie: tych nie zaakceptują piosenkarza rockowego, którego korze sięgały Indii i wschodniej Afryki. Oczywiście dzisiaj nie miałc to żadnego znaczenia; im bardziej egzotyczne jest twoje poci dzenie, tym lepiej, ponieważ jest o czym pisać. Ale wtedy, zi niem Freddie'ego, fakty po prostu nie pasowały do wizerun] który usiłował stworzyć. Idealny piosenkarz rockowy musiał b z definicji, rdzennym Amerykaninem, jako ze Stany Zjednoczę stanowiły kolebkę rock and roiła. Od biedy mógł się urod w Londynie albo, dzięki Beatlesom, w Liverpoolu. Preferowany przez ogół typem był biały Anglosas, ale czarny Amerykanin i przechodził: w takiej sytuacji mogłeś twierdzić, że masz blue i rytm we krwi. Zresztą w tamtych czasach wykonawcy muz} pop i rock często skrywali szczegóły dotyczące swojej przeszłoś dzięki czemu otaczała ich dyskretna aura tajemniczości, kto najwięksi eksperci od wizerunku publicznego podtrzymywali ogromne pieniądze. Skoro postanowiłam, że odkryję prawdę o przeszłości Fre die'ego, nie pozostawało mi nic innego jak udać się na Zanzibe 19 stycznia 1996 wyruszyłam w niezapomnianą podróż, którą z częłam od przelotu do Dar es-Salaam w Tanzanii z przesiadł w Nairobi. Na Zanzibar można się dostać małym samolotem, w< dolotem lub statkiem. Wybrałam statek. Rejs trwał godzinę i czte dzieści pięć minut. Potem wodolot przepłynął około pięciu kiłom trów równolegle do szosy prowadzącej z lotniska do ruin Mbwen gdzie, jak mi poradzono, mogłam znaleźć bezpieczny i przyzwoil hotel. Chociaż Zanzibar wchodzi w skład Zjednoczonej RepubliJ Tanzanii, zazdrośnie strzeże swojej autonomii, o czym przekonuj się cudzoziemcy zarówno przy wjeździe, jak i przy wyjeździe, kied muszą przejść przez sito procedury imigracyjnej, medycznej i cei nej. W porcie Dar często dochodzi do sporego zamieszania; niektć rym cudzoziemcom udaje się dostać na statek dzięki wsunięcii dolarów w dłoń urzędnika. 34 v. Dzisiaj uwa-le, by kierował r pamiętać, że :ym rockowym [y podstaw tej ego teraz."2 taką postawę, tawił żadnych siedemdziesią-rego korzenie ij nie miałoby twoje pocho-e wtedy, zdało wizerunku, /y musiał być, ' Zjednoczone ;ł się urodzić 'referowanym nerykanin też masz bluesa tawcy muzyki ej przeszłości, iczości, którą rzymywali za iszłości Fred-na Zanzibar. róż, którą za-z przesiadką nolotem, wo-)dzinę i czter-lieciu kilome-ruin Mbweni, < i przyzwoity lej Republiki a przekonują eździe, kiedy iycznej i cel-:ania; niektó-ki wsunięciu Zbliżając się od morza do tętniącej życiem zatoki miasta Zanzibar, człowiek odnosi wrażenie, że wpływa w zaczarowaną przeszłość wyspy. Kiedy się patrzy na arabskie statki jednomasztowe z trójkątnym żaglem i łódeczki rybackie, nietrudno sobie wyobrazić, jak wyglądało to miejsce w czasach rozkwitu. Człowiek urodzony na nudnej prowincji mógłby mieć trudności ze zrozumieniem faktu, że Freddie odrzucił Zanzibar jako miejsce urodzenia. Skoro mógł uświetnić przyjęcie opowieściami o egzotycznym dzieciństwie — zwłaszcza że uświetnianie przyjęć było jedną z jego specjalności — dlaczego nie skorzystał z okazji? Musiał mieć poważny powód, by wymazać tę część swojej przeszłości. Ale czy ta decyzja nie była podświadoma? Niezależnie od przyczyny, poszukiwania należało zacząć od Zanzibaru. Na brzegu wznoszą się imponujące sułtańskie pałace, starodawny fort arabski z pordzewiałymi armatami, kolonialne budynki i nnóstwo kupieckich posiadłości. Niektóre z tych budowli mają charakter pałacowy, inne są prostymi konstrukcjami, ale misternie rzeźbione drewniane drzwi, świadczące o bogactwie dawnych mieszkańców, są typowe dła całej architektury Zanzibaru. Jedna z najbardziej okazałych posiadłości nosi niezbyt skromny epitet „Mabo Msiige" („Nie Imitować"). Jak głosi przewodnik turystyczny, budowniczy użyli ogromnej ilości koszy z jajkami do wzmocnienia fundamentów. Za domami rozciąga się labirynt bazarów i wąskich, zakurzonych ulic, i tam właśnie rozpoczyna się poszukiwanie dowodów dzieciństwa Freddie'ego. Fakt, że Zanzibar jest miejscem urodzenia Freddie'ego Mercu-ry'ego, nie robi wrażenia na większości mieszkańców wyspy. Niektórzy, z niewyjaśnionych przyczyn, twierdzą, że czują się urażeni. Kilka osób okazało umiarkowane rozbawienie i zaproponowało pomoc w nawiązaniu kontaktów i zlokalizowaniu pewnych miejsc. Słowo mówione ma kluczowe znaczenie, ponieważ oficjalne źródła są skąpe. Archiwum Zanzibaru przy szosie z lotniska wyglądało obiecująco, a jego dyrektor, pan Hamari Omar, okazał się zarówno uprzejmy, jak i pomocny. Jednak w archiwum nie znaleźliśmy prawie żadnych dokumentów, które dotyczyłyby bezpośrednio Freddie'ego Mercury'ego. Omar zasugerował WAKF (urząd do spraw spadkowych), gdzie znajdują się wszystkie świadectwa urodzeń, ślubów i zgonów. Może tam zdołam uzyskać kopię świadectwa urodzenia Freddie'ego. Urząd WAKF został ostatnio przeniesiony z pierwotnej sie- 35 dziby, smutno podniszczonego domu, w którym obecnie n się biuro pośrednictwa pracy. Podobno państwowe urzędy na zibarze często wymieniają się budynkami. Petenta odsyła się szalancko pod inny adres, który również okazuje się bł^ W tym wypadku był to duży, rozsypujący się budynek, zanie ny i zakurzony w środku, pełen ludzi oczekujących na zareje wanie potomka, ślubu lub zgonu. Na korytarzach tłoczył; dziesiątki skromnie odzianych matek tulących maleńkie m rodki, a urzędnicy o wyglądzie uczonych w piśmie i faryze wyniośle ustawiali petentów w kolejki, usiłując zaprowadzić w tym chaosie. Powoli robili wpisy w wielkich księgach dług sami odpowiednich kolorów. Urzędnicy, którzy siedzieli za st dawnymi kontuarami, oddzieleni od publicznej części cięż] metalowymi kratami i usiłowali pomóc petentom w rejestracji znalezieniu dokumentów dotyczących ukochanych osób, wygi; li na zmęczonych i zrezygnowanych. Całość przypominała sc z epickiego filmu na motywach biblijnych. Ludzie przychodzili, słuchali i odchodzili. Pozostawało m dynie czekać cierpliwie i przy pomocy przewodnika wytłumac czego potrzebuję. W końcu zaprószono mnie do gabinetu kier nika urzędu. Urzędnik z beznamiętnym wyrazem twarzy wręczył mi kar papieru i ołówek, po czym zapytał o szczegóły. Faruk lub Farrokh Bulsara 5 września 1946 Rodzice Borni i Jer Bulsara. Urodzony w Rządowym Szpitalu na Zanzibarze. Z oczywistych powodów nikomu nie podałam nazwiska Fn die Mercury. Kazano mi wrócić za dwie godziny po kopię dol mentu, za którą będę musiała zapłacić. Wizyta w Muzeum Pa cowym, gdzie miałam nadzieję znaleźć profesora Abdula Sherif kustosza i czołowy autorytet we wszystkich kwestiach dotyc; cych Zanzibaru, nie przyniosła rezultatu. Na moje pytanie, c w muzeum znajdę cokolwiek, co ma związek z Freddiem Merc rym, usłyszałam: „Jakim Freddiem?", czemu towarzyszyły chich ty i potrząsanie głowami. Wracając do urzędu WAKF nie była przygotowana na to, co miałam usłyszeć. „A więc przyszła tu pani do świadectwo urodzenia Freddif ego?" zapytał kierownik urzędu, podsuwając mi krzesło i propon 36 i obecnie mieści : urzędy na Zan-L odsyła się non-:uje się błędny, lynek, zaniedba-:h na zarejestro-ich tłoczyły się naleńkie nowo-die i faryzeuszy sprowadzić ład ięgach długopi-edzieli za staro-części ciężkimi iv rejestracji lub osób, wygląda-pominała scenę ostawało mi je-:a wytłumaczyć tbinetu kierow- ?czył mi kartkę lazwiska Fred-o kopię doku-Muzeum Pała-łdula Sheriffa, tiach dotyczą-e pytanie, czy ddiem Mercu-yszyły chicho-KF nie byłam bnia Freddie'-sło i proponu- jąc drinka. Mimo iż nie wyjawiłam przybranego nazwiska Fred-die'ego, tylko prawdziwe, ten dżentelmen nie miał wątpliwości, kogo miałam na myśli. „Tego świadectwa nie ma w naszym urzędzie. Ono tam było. Pamiętam, że ostatnim razem widziałem świadectwo urodzenia trzy, cztery lata temu. Szukała go pewna Argentynka, która zbierała materiały do książki o Freddiem. Sporządziliśmy dla niej kopię i wyjechała. Od tamtej pory nikt nie widział oryginału, chociaż proszono o niego kilkakrotnie. Przypuszczam, że byli to fani, którzy przyjechali, żeby dowiedzieć się więcej o swoim idolu. Dzięki temu odkryliśmy, że świadectwo urodzenia zniknęło. Było już jednak za późno, żeby cokolwiek z tym zrobić. Główny problem polega na tym, że w 1946 i 1947 roku nie prowadzono prawdziwego archiwum, tylko zbierano świstki papieru, które teraz walają się po całym urzędzie. Proszę pójść za mną, pokażę pani." Po powrocie do głównego gabinetu kierownik wszedł za kontuar, poszperał w segragatorze i wrócił z naręczem luźnych świadectw urodzenia, które rzucił na kontuar. Kilkadziesiąt świadectw sfrunęło na podłogę. „Widzi pani? Tak wyglądał dokument Freddie'ego. Ale, jak już wspomniałem, nigdy nie zaprowadzono wśród nich porządku, więc łatwo się mogły zapodziać. Jest pewien lekarz, doktor Meh-ta, który aktualnie przebywa w Omanie, ale wraca w przyszłym tygodniu. Wiem, że miał kopię świadectwa Freddie'ego. Może pozwoliłby pani zrobić kopię jego kopii. Musi pani sama z nim porozmawiać." Okazało się jednak, że doktor Mehta jest nieosiągalny. Za-brnęłam w ślepą uliczkę. Stanęłam w obliczu prawdziwej zagadki. Było powszechnie wiadome, że piosenkarz rockowy, znany dawniej jako Faruk lub Farrokh Bulsara, istniał i przyszedł na świat na Zanzibarze, ale nie potwierdzał tego żaden oficjalny dokument. Urzędnicy widzieli kiedyś świadectwo urodzenia, które zaginęło, być może na zawsze. Chociaż w archiwum panował chaos, trudno było uwierzyć, by tego rodzaju dokument mógł spaść pod biurko lub zostać omyłkowo wyrzucony. Czyżby, jak wierzyli niektórzy, oryginalne świadectwo urodzenia Freddie'ego kupił jakiś awanturnik, który miał przyjaciół w archiwum, albo złodziej, który namówił, przekupił lub zastraszył urzędnika, żeby wydał mu świadectwo w zamian za pokaźną kwotę? Jeśli tak się stało, gdzie znajdowało się 37 ii. teraz świadectwo? Przecież to nie mógł być koniec całej historii. Musiał upłynąć prawie rok, zanim dowiedziałam się prawdy. Pozostała jeszcze jedna nadzieja. Podobno kilku krewnych i przyjaciół Freddie'ego nadal mieszkało na wyspie, w dzielnicy Shangani. Wychodząc z urzędu WAKF i idąc wąską, jednokierunkową ulicą dociera się do dużego, imponującego białego domu z dużą ilością małych okien z zamkniętymi okiennicami. Dom, sąsiadujący z hotelem Serena Inn w budowie, zajmował całą ulicę. Wzdłuż frontowej ściany biegła drewniana ława. Siedziało na niej dwóch Arabów wpatrzonych w przestrzeń i spał jeden Murzyn. Stary, zdezelowany rower stał oparty o ławę, a na jednym jej końcu leżała spora sterta łachmanów. Przy dużych drewnianych podwójnych drzwiach zauważyłam dzwonek, ale znajdował się za wysoko. Potrzebowałam pomocy. W końcu pewien Murzyn, który czaił się w pobliżu, podszedł, załomotał w drzwi pięściami, potem cofnął się na drogę i spojrzał na najwyższy rząd okien. Po kilku minutach w oknie ukazała się kobieta, skinęła głową i schowała się do środka. Dopiero po pięciu, sześciu minutach kobieta w wieku około trzydziestu lat otworzyła drzwi. Kobieta była olśniewająco piękna. Miała klasyczne delikatne rysy parsyjskie, pogodny sposób bycia, poruszała się jak baletni-ca. Siatka kruczoczarnych włosów zaczesanych do tyłu opadała jej na ramiona. Miała duże, okrągłe, ciemne oczy z rzęsami Bam-biego, szeroki, promienny uśmiech odsłaniający drobne białe zęby, elegancki nos, drobne przeguby i dłonie. Wyglądała jak postać wyjęta z animowanego filmu o wróżkach. Jej styl cechowała elegancja i prostota. Miała na sobie szmaragdową sukienkę w czarne i białe sześciany. Była bosa, nie nosiła żadnej biżuterii. Przedstawiłam się, wyjaśniłam cel wizyty, powiedziałam, że podobno w tym domu mieszkają krewni Freddie'ego. Kobieta uśmiechnęła się i przedstawiła się jako Diana Darunkhanawala. „Moja matka i Freddie Mercury byli kuzynami", powiedziała nienaganną angielszczyzną, z jednym wyjątkiem: jego przybrane nazwisko wymawiała jak nazwisko sławnej greckiej aktorki Meliny Mercouri, z akcentem na drugą sylabę. „Ich ojcowie byli braćmi." Zypatałam, czy mogę się spotkać z jej matką, która pracowała w biurze prokuratora generalnego Zanzibaru, ale Diana wyjaśniła, że matka wyjechała na kilka miesięcy do siostry w Buffalo w Stanach Zjednoczonych. Czy mogłabym do niej zadzwonić? 38 liec całej historii, m się prawdy. kilku krewnych rspie, w dzielnicy wąską, jednokie-icego białego do-rmi okiennicami, dowie, zajmował miana ława. Sie-przestrzeń i spał arty o ławę, a na >w. Przy dużych n dzwonek, ale :y. W końcu pe-szedł, załomotał spojrzał na naj- a, skinęła głową ześciu minutach t drzwi. syczne delikatne i się jak baletni-io tyłu opadała z rzęsami Bam-Irobne białe zę-Jdała jak postać '• cechowała ele-bienkę w czarne żuterii. i wiedziałam, że ie'ego. Kobieta srunkhanawala. i", powiedziała jego przybrane :j aktorki Meli-h ojcowie byli (ora pracowała Diana wyjaśni-itry w Buffalo iej zadzwonić? Diana odparła, że musi zapytać ojca. Zamknęła drzwi i zniknęła na kwadrans. Po powrocie powiedziała, że jest jej przykro, ale nie mają numeru telefonu; matka dzwoniła do nich z Ameryki, ale oni do niej nie dzwonili. Czy mogłabym napisać do jej matki, a jeśli tak, to czy przesłaliby list? Diana wyraziła zgodę, zapisała w moim notesie nazwisko matki, Perviz Darunkhanawala, oraz adres ich skrzynki pocztowej na Zanzibarze. Co Diana wie o Freddiem? Młoda kobieta uśmiechnęła się na moje pytanie. „Prawdę mówiąc Freddie Mercouri w ogóle mnie nie interesu-je." „Przecież byliście rodziną", powiedziałam. „Tak, ale nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego." „Zupełnie nic?" „Cóż... może dzieciństwo. Podobnie jak Freddie Mercouri, zostałyśmy z siostrą wysłane do szkoły w Indiach. Mieszkałyśmy u wujostwa w Bangalore. Mój wuj służył w wojsku i podróżowa- , liśmy po całych Indiach." „Czy to znaczy, że wasza rodzina miała pieniądze?" „Można chyba powiedzieć, że nasza sytuacja była lepsza niż większości ludzi." „Dlaczego Freddie w ogóle pani nie interesował?" „Jeśli chce pani wiedzieć, wyjechał z Zanzibaru, kiedy byłam zupełnie mała. Zrezygnował z naszego nazwiska. Nie żył tak jak my, nie miał z nami nic wspólnego. Nigdy tutaj nie wrócił, należał do innego świata. Był obcy." Wszędzie powtarzała się ta sama historia. Wszyscy wiedzieli o Freddiem, ale nikogo on nie obchodził. Pewnego dnia przewodnik turystyczny przybiegł do mnie zadyszany twierdząc, że wie, w którym domu mieszkał Freddie. Popędziliśmy krętymi bocznymi uliczkami, mijając maleńkie sklepiki, w kierunku poczty po przeciwnej stronie miasta, gdzie, jak nam powiedziano, mieliśmy znaleźć małą witrynę Bubli, starego optyka. „Ten staruszek wie, który to był dom!" powiedział podniecony przewodnik. Kiedy dotarłam na miejsce, staruszek powiedział po angielsku, że w ogóle nie mówi po angielsku. Poza tym nie miał pojęcia, który to dom. Nikt na poczcie nie potrafił wskazać starego domu Bulsarów — w końcu upłynęło ponad trzydzieści lat. Również w sklepie pamiątkarskim nikt nie umiał mi pomóc. Jacyś ludzie powiedzieli, że wiedzieli, o który dom chodziło, ale został zburzo- 39 •tógmj^. ny, co okazało się prawdą. Mogłam wiec wrócić i sfotografować dom, który stoi na miejscu dawnego domu Freddie'ego. Pewien indyjski sklepikarz o kostycznym poczuciu humoru powiedział: „Nie, nie wiem, nikt tego nie wie. Każdy, kto mówi pani, że wie, tylko zgaduje. Zwłaszcza przewodnicy, którzy oprowadzają panią po wyspie. Oni nic nie wiedzą, chcą tylko pieniędzy. Na wyspie nie ma już nikogo, kto by wiedział — tylu ludzi wyjechało nagle w tym samym czasie. Ale jeśli kiedykolwiek ;ie pani dowie, czy wróci pani, żeby mi powiedzieć? Mam serdecznie dosyć ludzi, którzy stale mnie o niego pytają. O tak, pytają mnie często. Co najmniej raz na parę dni. Zawsze przyjezdni. Narodowość? Oczywiście Amerykanie. Ludzie z Ameryki Południowej. Anglicy. Niemcy. Japończycy. Miejscowi po prostu nie rozumieją tego zamieszania. Kim właściwie był ten człowiek?" Zdumienie jest w tej sytuacji zrozumiałe. Oto stoimy w miejscu urodzenia najsławniejszego syna Zanzibaru — czy przychodzi wam na myśl inny? — a Zanzibar nie okazuje zainteresowania. Dla zewnętrznego świata, który wielbi zespół Queen, ta wyspa jest uświęconym miejscem. Ale Freddie Mercury nigdy nie uzyskał za życia statusu gwiazdy w ojczystym kraju, a co dopiero w mieście, gdzie mieszkała jego rodzina. Status ten nie został mu przyznany nawet pośmiertnie. W archiwum nie znajdziemy o nim żadnej wzmianki, w miejscowym muzeum ani śladu. Nie ma dawnego domu, który mógłby zostać miejscem kultu. Żaden dumny krewny nie szczyci się Freddiem. Nie ma woskowej podobizny, pomnika, masowo produkowanych popielniczek ani rnisek dla psów, nie ma nawet pocztówki z jego podobizną, chociaż są pocztówki ze wszystkimi innymi rzeczami. Agencje turystyczne nie oferują Podróży Śladami Freddie'ego Mercury'ego. Nie ma nawet, niech Bóg wybaczy ludziom odpowiedzialnym za zaginięcie lub kradzież tego dokumentu, skromnego świadectwa urodzenia w archiwum. Jeżeli kiedykolwiek szukaliście przeciwieństwa Gracelandu Elvisa Presleya w Memphis w stanie Tennessee, to musi być nim Zanzibar. Wielbiciel Queen nastawiony na zysk mógłby zbić majątek, posługując się samą tylko listą wyżej wymienionych braków. Tuż przed Bożym Narodzeniem w 1996 roku tajemnica świadectwa urodzenia Freddie'ego ponownie zaprzątnęła moją uwagę. Marcela Delorenzi, argentyńska dziennikarka, zadzwoniła do mnie z Buenos Aires i powiedziała, że ma coś dla mnie i przywiezie do Londynu osobiście. Była to czytelna kopia świadectwa 40 i sfotografować ldie'ego. czuciu humoru mówi pani, że :y oprowadzają pieniędzy. Na ludzi wyjechało się pani dowie, lie dosyć ludzi, tnie często. Co dowość? Oczy-awej. Anglicy, ozumieją tego toimy w miejs-:zy przychodzi interesowania. i, ta wyspa jest nie uzyskał za ero w mieście, mu przyznany o nim żadnej ma dawnego dumny krew-bizny, pomni-dla psów, nie pocztówki ze : oferują Pod-ret, niech Bóg 3 kradzież te-nv archiwum, elandu Elvisa rć nim Zanzi-ibić majątek, i braków, emnica świa-moją uwagę, izwoniła do lie i przywie- świadectwa urodzenia Freddie'ego. Marcela okazała się ową Argentynką, która udała się na Zanzibar w poszukiwaniu kopii. Twierdzi, że w tym czasie oryginał świadectwa znajdował się w archiwum. Widziała go na własne oczy. Kopię, którą posiadała, wykonano z oryginału. Nie mając dalszych wskazówek, mogłyśmy tylko dojść do wniosku, że świadectwo zostało skradzione, może sprzedane z dużym zyskiem i dzisiaj leży.w czyjejś prywatnej kolekcji. Bój jeden wie w której części świata. Mgła zaczęła w końcu ustępować. Prawdziwy powód początkowej „amnezji" i późniejszej obojętności Freddie'ego wobec własnej przeszłości zaczął się wyłaniać: Freddie Mercury nie interesował się Zanzibarem, ponieważ Zanzibar nie interesował się nim. l L ROZDZIAŁ TRZECI Z Zanzibaru do Panchgani, z Panchgani do Londynu i Chociaż w późniejszych latach Freddie mógł uważać, że Zanzi-bar go zawiódł, pozostaje faktem, że przez większą cześć pierwszych osiemnastu lat życia właśnie to miejsce nazywał swoim domem. To, co mu się tam przydarzyło w dzieciństwie oraz to, co w końcu skłoniło rodzinę do opuszczenia wyspy na dobre, odegrało zasadniczą role w rozwoju Freddie'ego. Kiedy Zanzibar stał się brytyjskim protektoratem w 1890 roku, cała władza administracyjna została przekazana brytyjskiemu rezydentowi, który objął funkcję gubernatora. W ten sposób rozpoczął się okres kolonialnego rozkwitu, mający trwać nieco ponad siedemdziesiąt lat, który w latach czterdziestych i pięćdziesiątych zapewnił ludziom w rodzaju Bomiego Bulsary i jego rodzinie wszystkie przywileje życia „ekspatrianta"'. Czy można sobie wyobrazić lepszego rozmówce niż członek rodziny Freddie'ego, który w interesującym nas okresie dzielił z nim ten styl życia? Miałam szczęście, że w końcu mogłam przeprowadzić wywiad z kuzynką Freddie'ego, Perviz Darunkhanawa-lą, z domu Bulsara, bratanicą ojca Freddie'ego Bomiego Bulsary i matką Diany Darunkhanawali. Rozmawiałyśmy w domu Peryiz na Zanzibarze. Moja rozmówczyni przycupnęła sztywno na krawędzi krzesła w spartańskim salonie i zaczęła szperać w pamięci w poszukiwaniu szczegółów dotyczących pierwszych lat rodziny Bulsarów na wyspie. „Mój ojciec Sorabji i ojciec Freddie'ego Borni byli dwoma z ośmiu braci. Urodziłam się tutaj, na Zanzibarze, ale mój ojciec pochodził z Indii, z Bulsaru, małego miasta na północ od Bombaju w stanie Gudżarat, gdzie się wychował razem z rodzeństwem. 42 mchgani :ać, że Zanzi-cześć pierw- : ał swoim do- f e oraz to, co ' i dobre, ode- n w 1890 ro-brytyjskiemu i sposób roz-ać nieco po-i piećdziesią-iego rodzinie l [niż członek tresie dzielił logłam prze-unkhanawa-iego Bulsary iomu Perviz vno na kra-ź w pamięci i lat rodziny k dwoma ój ojciec |od Bomba-Kństwem. Stąd pochodzi nazwisko Bulsara. Wszyscy bracia przyjeżdżali tu z Indii jeden po drugim w poszukiwaniu pracy. Mój ojciec dostał pracę w Urzędzie ds. Radia i Komunikacji, a jego brat zatrudnił się w Sądzie Najwyższym, gdzie pracował dość długo. Kiedy ojciec Freddie'ego, Borni, przyjechał do Zanzibaru, nie był jeszcze żonaty. Dopiero później wrócił do Indii, gdzie poślubił matkę Freddie'ego, Jer. Potem przywiózł ją do Zanzibaru. Pamiętam bardzo dokładnie, kiedy urodził się Freddie. Był maleńki, prawdziwa kruszynka. Nawet jako bardzo małe dziecko przychodził do nas z rodzicami. Zostawiali go pod opieką mojej matki i wychodzili. Kiedy trochę podrośliśmy, bawiliśmy się w naszym domu. Freddie był urwisem. Ja byłam znacznie starsza od niego i lubiłam się nim opiekować. Był malutkim, bardzo miłym chłopczykiem. Bardzo go kochałam. Za każdym razem chciałam, żeby został, ale wieczorem rodzice zawsze zabierali go do domu." Według Perviz rodzina Bulsarów prowadziła całkiem wyrafi-' nowane życie towarzyskie w obrębie parsyjskiej religii i kultury. Z pensji, która w Wielkiej Brytanii dawałaby mu pozycję nieco wyższą niż skromnego urzędnika państwowego, Borni mógł utrzymywać bardzo wygodny dom ze służbą, w tym ayah (nianię) Freddie'ego imieniem Sabinę. Jego rodzinie na niczym nie zbywało. Życie było łatwe, klimat sprzyjający. Kiedy chłopiec, wciąż noszący imię Farrokh, miał sześć lat, matka w końcu urodziła mu siostrzyczkę, z którą mógł się bawić. Kashmira, chudziutka dziewczynka, która miała wyrosnąć na drobne, ale piękne, szczupłe dziecko o okrągłych oczach i lśniących czarnych włosach, przyszła na świat w 1952 roku. Jako kasjer w sądzie, zatrudniony przez brytyjski rząd, Borni pracował w Beit-el Ajaib, Domu Cudów wzniesionym pod koniec dziewiętnastego wieku przez sułtana Sayyida Barghasha dla celów reprezentacyjnych. W tym czasie był to najwyższy budynek we wschodniej Afryce, który szczycił się imponującym ogrodem botanicznym. Dom Cudów przetrwał bombardowanie brytyjskiej floty podczas krótkiego powstania, a później został zamieniony na główne muzeum Zanzibaru. Praca Bomiego wymagała licznych podróży po całej kolonii oraz do Indii. Możliwe, że częste wyjazdy stały się jednym z powodów, dla których państwo Bulsara postanowili wysłać syna do szkoły za granicę. Pojawiło się też pytanie, do jakiego stopnia chłopiec może odebrać wykształcenie na Zanzibarze. Mimo że je- 43 ':'€K',i •1«J go parsyjscy rodzice nadal praktykowali wiarę zoroastryjską, Far-rokh od piątego roku życia uczęszczał do Zanzibarskiej Szkoły Misyjnej, gdzie nauczycielkami były anglikańskie zakonnice. We wczesnym okresie życia znajdował się wiec głównie pod wpływem kobiet. Szybko opanował czytanie, pisanie i arytmetykę; uchodził za dziecko inteligentniejsze niż przeciętne, wykazywał zdolności w malowaniu, rysowaniu i modelowaniu. Wyrastał na rozkosznie grzecznego, choć poważnego i dokładnego chłopca, z błyskiem w oku i żyłką psotnika, która co pewien rzas bra-'a górę. Perviz zapamiętała kuzyna przede wszystkim jako bardzo nieśmiałego, skrytego chłopczyka. „Tak, był boleśnie nieśmiały. Nawet kiedy odwiedzał nas z rodzicami, nie mówił wiele. Taki miał charakter. Kiedy dorósł, nie widywaliśmy się często, ponieważ bawił się z innymi chłopcami." W latach pięćdziesiątych możliwości edukacyjne na Zanziba-rze były ograniczone. Wśród szanowanych rodzin panował trend wysyłania potomstwa zbliżającego się do dziesiątego roku życia do szkół z internatami, z których najlepsze wchodziły w skład brytyjskiego systemu szkół prywatnych i znajdowały się za oceanem w Indiach. Kiedy Borni i Jer Bulsara, urodzeni w Indiach parsowie, zastanawiali się nad dalszą edukacją syna, naturalnie brali pod uwagę Bombaj. Bombaj od lat był przybraną ojczyzną perskich parsów, narodu na wygnaniu. „Nasi przodkowie uciekli z Persji podczas islamskiej inwazji w ósmym roku naszej ery, a w 745 roku osiedlili się w Sanjan w Gudżaracie w zachodnich Indiach, na północ od Bombaju"1, wyjaśnia Fiz Shapur, bezpośredni potomek perskiego , „Myślałam, że mówienie o nim nie będzie właściwe, ale teraz z radością z tobą rozmawiam. Freddie i ja opędziliśmy w szkole sj jedenaście lat (chociaż według szkolnych dokumentów było to cl osiem lat), byliśmy dobrymi przyjaciółmi. Kiedy zobaczyłam w w Sunday Times zdjęcia z wystawy poświęconej Freddie'emu, po- k czułam straszliwą nostalgię. Kilka osób przysłało mi ten numer P gazety. Widzisz, w albumach przechowuję od lat oryginalne zdje- b cia. w Freddie'ego poznałam w 1955 roku, kiedy zaczęłam chodzić w do The Kimmins School w Panchgani, prowadzonej przez prote- s: stanckich misjonarzy z Anglii. Opuściłam ją w 1963 roku. Przez większość czasu, który Freddie spędził w Panchgani — my mówi- C liśmy „Panchi" — byliśmy przyjaciółmi. Mali chłopcy od Świętego o Piotra chodzili do przedszkola przy Kimmins, a potem zaczynali d właściwą edukację od trzeciej klasy w Szkole Świętego Piotra. s Pochodzę z Bombaju, ale mieszkałam w Panchi z matką c i dziadkami. Nasza paczka chodziła do tej samej klasy przez wiele t lat. Yictory Rana i ja trzymaliśmy się razem przez całą szkołę, s Bucky — tak nazywaliśmy Freddie'ego, chyba z powodu jego ze- c bów* — też należał do tej grupy. r W naszej paczce był też Derrick Branche, który został aktorem; sądzę, że wystąpił w filmie Moja piękna pralnia. To on udzie- t lił wywiadu do książki o Freddiem, gdzie powiedział o mnie kilka r zupełnie nieprawdziwych rzeczy. Nie mam pojęcia dlaczego. j To wszystko działo się bardzo dawno temu, ale pamiętam, że l Bucky i ja byliśmy szczególnie blisko. To była przyjaźń, nic po- i nadto, nic intymnego. Bardzo często podczas przerwy majowej l nie wracaliśmy do domów do Bombaju, ale zostawaliśmy w Pan- | chi. Wszyscy jeździliśmy na wycieczki rowerowe, które cieszyły się i wielką popularnością. Wypożyczaliśmy rowery po trzy rupie za 5 dzień, co pochłaniało znaczną część naszego kieszonkowego. i Wiosłowaliśmy też po jeziorze Mahableshwar i sialiśmy prawdzi- < bucktooth (ang.) — wystający ząb (przyp. tłum.). 54 we zamieszanie. Mama pozwalała mi urządzić przyjęcie albo zaprosić kilku przyjaciół na lunch, po którym szliśmy na spacer albo w coś graliśmy. Podczas wakacji Bucky często mnie odwiedzał. Był idealnym gościem, grzecznym i dobrze ułożonym. Moja mama i babcia przepadały za nim. Nasza przyjaźń na tym się kończyła. Musisz zrozumieć, że w tamtych czasach szczytem intymności było trzymanie się za ręce. Jedną z rzeczy, która najbardziej utkwiła mi w pamięci, był sposób, w jaki Bucky nosił szkolny mundurek. Mieliśmy bardzo charakterystyczne mundurki. Ja nosiłam białą bluzkę z granatowym fartuszkiem, a chłopcy koszule i krótkie spodenki w kolorze khaki. Koszula Bucky'ego zawsze wystawała z tyłu ze spodenek. Później my dziewczęta zaczęłyśmy nosić tak zwane „miotełki", biało-niebieskie mundurki, a chłopcy długie spodnie, które nazywali pogardliwie „rurkami", ponieważ były bardzo długie i wąskie w porównaniu z szerokimi spodenkami. Koszula Bucky'ego zawsze zabawnie wystawała z tyłu." Co się tyczy osobowości Freddie'ego, Gita twierdzi, że najlepiej oddaje ją szkolna fotografia, na której Freddie przyjmuje nagrodę. Freddie, elegancki i swobodny w oblamowanym blezerze, koszuli z rozpiętym kołnierzykiem, spodniach khaki oraz dużych ciężkich, sznurowanych butach, pochyla się nieco do przodu i patrzy prosto, śmiało w obiektyw. Emanuje skromną dumą. Ręce skrzyżował na piersiach, a dłonie ukrył. W prawie czarnych oczach migoczą charakterystyczne ogniki, a Freddie wyjątkowo nie próbuje zasłaniać wystających zębów. „To zdjęcie to cały Freddie", mówi Gita. „Wyraźnie pamiętam tamten dzień. Freddie był zachwycony nagrodą, szkolnym Osca-rem. Dostać ją to było naprawdę coś. Nie spodziewał się, że mu ją przyznają, ale oczywiście bardzo się ucieszył. Nie krył radości. Pamiętam, że w szkole najczęściej był bardzo zabawny, a czasami trochę szalony. Czytałam, że nauczyciel nazwiskiem Davis jako pierwszy zainteresował Bucky'ego muzyką i namówił go do gry na fortepianie, ale chciałabym to sprostować. W rzeczywistości była to biedna, ale w sumie urocza stara panna nazwiskiem O'Shea, oczywiście Irlandka, o zmierzwionej dziewczęcej fryzurze. Była bardzo stara, ale wprost rozpływała się z zachwytu nad Buckym. To ona zachęcała go do muzyki. Pewnie byli też inni, ale to panna O'Shea zaraziła Bucky'ego miłością do muzyki." 55 Pomimo bliskiej przyjaźni Freddie nigdy więcej nie skonta tował się z Gitą, odkąd wyjechał z Panchgani. , „Wiem, że to bardzo smutne, ale taka jest prawda. Po prosi nie podtrzymywał znajomości, jak gdyby ten rozdział jego życif został zamknięty, a Bucky chciał się odciąć od życia w Indiacf i pójść dalej. Całkowicie się wyalienował. Myślę, że czułam s^ trochę zawiedziona, kiedy Bucky całkowicie zerwał z przeszłością O tym, że Freddie Mercury to Freddie Bulsara ze szkoły, dowie działam się dopiero dwadzieścia lat później / artykułu w czaso piśmie Woman's Own. Byłam bardzo mile zaskoczona i wyjęłan wstystkie stare zdjęcia, żeby pokazać przyjaciołom. Jeśli chodzi o to, co pisano o przyczynych, dla których Fred die chciał ukryć swoje indyjskie korzenie, nie wiem, dlaczego wy pisano tyle bzdur. Ja uważam siebie za Induskę, ale Freddie możf czuł inaczej. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy; kiedy go znałam byliśmy dziećmi. Powiedzenie «jestem Persem» brzmi oczywiści! niezwykle egzotycznie, ale prawda jest taka, że z Persji wygnano nas dawno temu. Tak jak ja to widzę, mamy narodowość indyjską, koniec kropka. Oczywiście jest możliwe, że rodzina Fred-die'ego nie czuła się aż tak związana z Indiami, przynajmniej w okresie, o którym mowa, i należy to uszanować. Kiedy się dowiedziałam, kim jest Freddie, zgromadziłam trochę jego nagrań. Niektóre płyty bardzo mi się podobały, chociaż nie wszystkie. Przyjaciele stale dawali mi płyty kompaktowe, ale wiele z nich rozdałam. Z przykrością muszę powiedzieć, że nigdj nie widziałam występu Freddie'ego na żywo. Mój szesnastoletni syn jest niepocieszony z tego samego powodu. Jeden z naszyci dawnych szkolnych kolegów poszedł kiedyś na koncert Queen, zapomniałam, gdzie to było, i spróbował wejść za kulisy, żeby się spotkać z Freddiem. Ale kiedy stanął przed nim, Freddie tylko spojrzał na tego biedaka i powiedział: «Przykro mi, ale po prostu nie wiem, kim jesteś.» Właśnie wtedy zrozumieliśmy, że nie chce mieć z nami nic wspólnego. Co mnie w nim najbardziej dziwiło? To, że osiągnął taką sławę. Nigdy nie wiedziałam, że jest aż tak utalentowany. Ale nic mnie w nim nigdy nie szokowało, więc bardzo się ucieszyłam, kiedy odniósł taki wspaniały sukces." rem z< Jeśli chodzi o sugestie, że Freddie był zadurzony w swojej pięknej trochę koleżance z klasy, Gicie Bharucha, pomimo krążących plotek i po- Kii głosek wydaje się to mało prawdopodobne. Biorąc pod uwag? nie zr< 56 tamte czasy, restrykcje nakładane na uczniów szkół z internatami za utrzymywanie kontaktów z uczniami płci przeciwnej oraz surowe kary za złe zachowanie po lekcjach i poza terenem szkoły, należy przypuszczać, że Freddie i Gita wymieniali tylko wstydliwe spojrzenia i oddawali się niewinnym rozmowom. Sama Gita potwierdziła te domysły: „Przede wszystkim nigdy nie śpiewałam w chórze! Wszystkie te sugestie, że Freddie był we mnie zakochany, to stek bzdur. Nie wiem, co myślą ludzie, kiedy fabrykują takie rzeczy. Byliśmy tylko niewinnymi, platonicznymi przyjaciółmi." Może właśnie stłumiony młodzieńczy zawód, albo fakt, że był homoseksualistą, sprawiły, że Freddie zaczął w końcu prowadzić seksualne zabawy z innymi chłopcami? Freddie nigdy nie odpowiedział na to pytanie, ale w późniejszych latach oświadczył: „Głupotą jest mówienie, że takie rzeczy nie zdarzają się w szkołach z internatami. Wszystko, co mówi się o tych szkołach, jest w mniejszym lub większym stopniu prawdą: znęcanie się silniej-, szych nad słabszymi i tak dalej. To mnie nie szokowało, ponieważ szkoły z internatami w pewnym sensie... nie stajesz z tym twarzą w twarz, ale uświadamiasz to sobie powoli. Kiedyś byłem młody i niedoświadczony. Uczniowie muszą przez to przejść. Nie stroniłem od szkolnych psikusów. To wszystko, co mam na ten temat do powiedzenia."3 Według Gity Freddie nigdy nie dawał najmniejszych wskazówek co do swoich seksualnych preferencji. „Nigdy, przenigdy nie sądziłam, że Bucky jest gejem. Trzeba przyznać, że w późniejszych latach nigdy nie miał dziewczyny, ale nikt z nas nie zwrócił na to uwagi. Stały układ chłopak — dziewczyna nie istniał. Wszyscy byliśmy po prostu kumplami. Możliwe, że nauczyciele wiedzieli o homoseksualizmie Bucky'ego, ale zachowywali dyskrecję. My, przyjaciele, nie mieliśmy o tym pojęcia. Nigdy się o tym nie rozmawiało, a w tych czasach homosek-sualizm stanowił całkowite tabu. Bucky był brawurowym aktorem, scena była jego żywiołem. Zawsze grał role kobiet, ale nie sądzę, żeby to miało związek z jego homoseksualizmem. Po prostu był wyjątkowo dobrym aktorem i nikt nie potrafił grać ról kobiecych lepiej niż Bucky. Miał bardzo twórczy talent, był filarem zespołu The Hectics. Jeśli chodzi o samą naukę, radził sobie trochę gorzej. Kiedy stał się sławny, a ja w końcu odkryłam, że jest gejem, nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia. Ostatecznie w dzisiej- 57 szych czasach to całkiem zwyczajna sprawa. Ale z drugiej s; nie dotyczyło mnie to osobiście. Gdyby ta kwestia dotyczyła jej najbliższej rodziny, pewnie przejęłabym się równie mocne rodzina Bucky'ego. Czasami myślę, że może on nie wiedział jest. Ta sprawa została nagłośniona ze względu na element i dalu, o którym ludzie zawsze chętnie czytają. To trochę pn mina czytanie o Indiach: zawsze się pisze o krowach chodzą po drodze, o dymie na torach, monsunach, cyklonach i ni Nigdy nie czyta się nic pozytywnego 3 moim kraju, poniew; byłoby zbyt zwyczajne i nieskandaliczne. Wyobrażam sobi dorosłe życie Freddie'ego trochę takie było. Bardzo możliw przyczyniło się do ukształtowania go w taki a nie inny spos Chociaż wiele napisano o latach, które Freddie spędził w 82 Świętego Piotra, informacje są często sprzeczne. Kto może pewnie, że wraz z upływem czasu fikcja nie zajęła miejsca fak Tylko wizja lokalna mogła pomóc w dotarciu do prawdy o 52 nych dniach Freddie'ego w Indiach. Dziewięciogodzinną podróż z Bombaju do Panchgani o< łam w sierpniu 1996 roku, w porze monsunów. Podjazd sl z niebezpieczeństw, ale powiedziano nam, że podróż krętą go drogą warto odbyć chociażby ze względu na widoki: zachwyca wodospady, takie jak Wodospad Chińczyka czy Dhobi, pi^ jezioro Yenna, imponujące zrujnowane świątynie z piątego w naszej ery. Niebezpieczny podjazd przez las, często w ulewi deszczu, przywodzi na myśl bajkę o Jasiu i Zaczarowanej Fa Z dala od krętej, wąskiej drogi, która miejscami nie jest sze niż skalna półka, znajduje się miasto Wai nad rzeką Krishna, ne starożytnych świątyń, do których hindusi pielgrzymują od sięcy lat. Orzeźwiające powietrze wydaje się pociągać człowi do przodu i w górę, do nieba. Mgła sprawia, że widoczność sp czasami do dziesięciu metrów. Jedna z dziewczynek powiedzi że mogłaby wyciągnąć rękę przez okno samochodu i jeść chmi Przejeżdżamy przez Mahableshwar, który uchodzi za najważr szą górską miejscowość. W czasach radżów znajdowała się tu nią siedziba bombajskiego prezydenta, a dzisiaj Mahablesh słynie z uprawy truskawek i doskonałych dżemów. Po przejęć ńiu kolejnych dziewiętnastu kilometrów widzimy, że ziemia pi biera kolor czerwony. Mgła się przerzedza, naszym oczom uka ją się drzewa kazuaryny i srebrne dęby. W końcu docieramy Panchgani, małego osiedla wciśniętego między rozległe płaskow 58 z drugiej strony i dotyczyła mo-mie mocno, jak ie wiedział, kim i element skan- troche przypo-ich chodzących onach i nędzy, u, ponieważ to iżam sobie, że zo możliwe, że inny sposób." >ędził w Szkole Kto może za-liejsca faktów? rawdy o szkol- nchgani odby-5odjazd słynie ż kretą górską zachwycające 3hobi, piękne piątego wieku o w ulewnym wanej Fasoli, ie jest szersza Krishna, peł-tymują od ty->,ać człowieka •czność spada powiedziała, 'jeść chmury, a najważniej-ała się tu let-tahableshwar 'o przejecha- ziemia przy-czom ukazu-ocieramy do J płaskowyże i nagie klify opadające w dolinę. Jest to sielankowe, spokojne, czyste i migotliwe miejsce, które kontrastuje z tłumnym, nędznym życiem równin w dole. Na zawrotnej wysokości 1334 metrów nad poziomem morza można zapomnieć o bombajskim zgiełku. Powietrze jest chłodne i aromatyczne, a za zasłoną mgiełki rozpościerają się prawdziwie spektakularne widoki. Główna ulica Panchgani jest niewielka, zaledwie pół kilometra sklepików, restauracji i straganów pełnych towarów. Powiedziano nam, że miejscowość jest urokliwa i spokojna, przez cały rok panuje tu przyjemny klimat, chociaż Mahableshwar zajmuje drugie miejsce w Indiach pod względem opadów w porze monsunów, od czerwca do września. Panchgani słynie z dobrych szkół i sanatoriów. Der-rick Branche, wspomniany już szkolny kolega Freddie'ego, powiedział kiedyś, że Mahableshwar przypomina angielskie miasteczko Great Malvern, które przycupnęło w górach Malvern, w innym świecie. Inni moi rozmówcy potwierdzili, że chodziło o najcudowniejsze miejsce na świecie, w jakie tylko można było wysłać chłopca do szkoły. Szkoła Świętego Piotra jest większa, niż można się było spodziewać. Po obu stronach drogi są rozrzucone skromne budynki — akademiki, przybudówki i domy nauczycieli — z których większość wymaga generalnego remontu, podobnie jak większość domów w Indiach. Z powodu deszczów boiska nadawały się do kąpieli błotnych. Niektóre budynki wyglądają dokładnie tak, jak za czasów Freddie'ego. Inne przebudowano lub odnowiono po pożarze i trzęsieniu ziemi. Akademiki, klasy i sala do zajęć plastycznych są doskonale wyposażone, chociaż, według naszych standardów, nieco ubogie. Ściany głównej sali są wyłożone tabliczkami z polerowanego drewna, na których wyryto nazwiska dawnych i obecnych wybitnych uczniów. Chociaż zlustrowaliśmy wszystkie tabliczki, nie natrafiliśmy na nazwisko Freddie'ego. Nigdy nie pełnił funkcji gospodarza klasy, szefa akademika, kapitana drużyny krykietowej, nigdy nie został mistrzem bieżni ani boiska. Może się wydać dziwne, że szkoła nie złożyła żadnego hołdu pamięci sławnego ucznia. Nie ma fotografii, plakatu ani złotego albumu. Przeważająca część szkoły, w tym mała scena, na której występował publicznie po raz pierwszy, zachowała się w takim samym stanie, w jakim znał ją Freddie. Szkoda, że jego obecność nie została oficjalnie uznana nawet w tym odległym zakątku świata. Dom dyrektora przylega do szkoły. W gabinecie przywitał nas ciepło pan Innis, który uczył do 1978 roku, wrócił trzy lata póź- 59 y niej i od 1981 roku pełni funkcje dyrektora. Mimo że pan In nigdy nie spotkał Freddie'ego, czuje się tak, jakby dobrze a najsłynniejszego ucznia, ponieważ od śmierci Freddie'ego ma czynienia z międzynarodowym zainteresowaniem jego osd Przyznał, że się ucieszył, kiedy indyjskie gazety nie wspomnii w nekrologach Freddie'ego, że był uczniem Świętego Piotra. „Oprócz przyczyny śmierci nie słyszałem o nim nic złegi mówi pan Innis, który może nie chce w ten sposób sugerować, śmierć Freddie'ego z powodu AIDS była czymś „złym". „Zawsze mi mówiono, że był miłym człowiekiem, że, ogoli rzecz biorąc, był przyzwoitym gościem. Miał talent do gry na fc tepianie i ogólne zdolności muzyczne. Nie wierze, że potrafił cz tac nuty, ale grał pięknie ze słuchu. Ale, wie pani, jeżeli w szko ktoś nie wyróżnia się wybitnymi osiągnięciami w nauce, all szczególnie złym zachowaniem, ludzie go nie pamiętają. Tak by] z Freddiem. Nie był orłem w nauce ani nie cieszył się reputafj szalonego czy narwańca." Według szkolnych dokumentów, które wyszukano skrzętnie naszą wizytą, Freddie uczęszczał do Szkoły Świętego Piotra w i tach 1955-1963, nie 1954-1962, jak pisali poprzedni biografowi Przybył z misyjnej szkoły w Zanzibarze i został przyjęty do trą ciej klasy 14 lutego 1955. Wpisano go na listę uczniów jako R rookha Bomiego Bulsare — proszę zauważyć różnice w pisowi imienia w porównaniu ze świadectwem urodzenia. Z arkuszy oce wynika, że uczył się przeciętnie, a szczególnym zainteresowanie! darzył wszystkie sporty oraz zajęcia pozalekcyjne, zwłaszcza mi1 zyke, lekcje dykcji i szachy. Został członkiem Ashlin Houst W 1958 roku, kiedy miał prawie dwanaście lat, otrzymał dorocz na nagrodę dla najlepszego juniora, z której jego rodzina był niezwykle dumna, a w rok później, w 1959, kiedy chodził di siódmej klasy, otrzymał pierwszą nagrodę za wyniki w nauce i zo stał najlepszym uczniem w klasie. Mniej więcej w tym samym cza się Freddie zaczął otrzymywać role w szkolnych przedstawieniach a jego zainteresowania teatralne popierał pan Davis, który pusz-czał chłopcom nagrania wielkich brytyjskich aktorów, takich jal John Gielgud i Laurence Olivier, czytających Szekspira. Uśpion; talent sceniczny Freddie'ego ujawniał się w szybkim tempie. Także w 1959 roku po raz pierwszy zagrał kobietę w szkolnym przedstawieniu Ghost by Request i zwyciężył w konkursie wokalnym juniorów. W 1960 roku Freddie zagrał księdza w sztuce A Nigkl 60 in the Inn. W 1962 przegrał w meczu bokserskim w wadze lekkiej z niejakim R. Kapurem, również uczniem Świętego Piotra. W tymże roku dał pamiętny występ w The Indian Love Cali, gdzie śpiewał solo w trio wraz z dwoma kolegami, Yictorym Rana i Bruce'em Murrayem. Zagrał też główną rolę w przedstawieniu Death on the Linę amatorskiego kółka dramatycznego. Zdjęcia z tego spektaklu zdobiły kiedyś ściany głównego korytarza, ale podobno ktoś je ukradł. Była też muzyka. Wielu uczniów bawiło si? świetnie, występując w zespole muzycznym, a Freddie i jego koledzy nie byli wyjątkiem. Ich entuzjazm wzmagał fakt, że właśnie zaczęły się lata sześćdziesiąte, a wraz z nimi wybuch muzyki pop i nowych trendów w kulturze. Freddie i jego koledzy z zespołu, który nazwali The Hectics, zajmowali własne małe dormito-rium. Freddie wystąpił po raz pierwszy jako muzyk w roli pianisty świeżo opierzonego zespołu. Szczególne wrażenie zrobił na słuchaczach jego styl boogie-woogie. Zachęcany przez pozostałych . uczniów i nauczycieli, zespół krzepł i wkrótce niemal zawładnął' [ muzyczną, gdzie Gita Bharucha wraz z kilkoma koleżankami "mogła przysłuchiwać się próbom The Hectics. Zespołowi pozwalano grać na wszystkich szkolnych koncertach, na dorocznej fecie i podczas kilku innych okazji w ciągu roku szkolnego. Nauczyciele pamiętają liczny udział dziewcząt z sąsiednich żeńskich szkół, które stały pod sceną, pożerały zespół wzrokiem i krzyczały co sił w płucach. Najwyraźniej słyszały, że tak właśnie należy się zachowywać na koncercie. Idolami popu tamtych czasów byli Elvis Presley, Cliff Richard, Fats Domino i Little Richard. Dwaj ostatni należeli podobno do ulubieńców Freddie'ego, bo to właśnie ich styl wytrwale naśladował. Freddie nie był jeszcze w pełni przygotowany do przyszłej roli lidera zespołu rockowego. W tamtych czasach chętnie się wycofywał i oddawał prowadzenie Bruce'owi Murrayowi, który grał na gitarze i śpiewał. Według Gity i innych, którzy odlądali występy The Hectics, Freddie potrafił być przeraźliwie nieśmiały, a nawet nieco afektowany i w ogóle nie zapowiadał się na przyszłego lidera. Hałaśliwa, dzika, śmielsza strona jego charakteru tylko czasami brała górę. Zdarzało się też, chociaż rzadko, że tracił cierpliwość zarówno do nauczycieli, jak i do kolegów, zwłaszcza kiedy podejrzewał, że ktoś zabrał jego własność, albo kiedy został niesłusznie oskarżony. Jak powiedziała Gita, ona i koledzy, którzy byli najbliżej z Freddiem w szkole, nie mogli wyjść ze zdumienia, że został sławnym na cały świat gwiazdorem rockowym. •5*1 hrf Wt: 61 Począwszy od dziesiątej klasy, w szkolnych dokumenta ma dowodów na osiągnięcia Freddie'ego w nauce; najwyi szło mu gorzej. Oblał nawet końcowe egzaminy i opuścił i przed maturą. Nikt nie potrafi wyjaśnić, co się wtedy stało bardziej prawdopodobne wydaje się wytłumaczenie, że die'ego rozpraszała pogmatwana seksualność, a także t\\ poszukiwania na gruncie muzyki i sztuki. Wygląda na t stracił zainteresowanie do nauki i wyznaczył sobie ba szczytne cele. Wbrew temu, co we wcześniejszych biografiac sano, że Freddie opuścił Szkołę Świętego Piotra z maturą z przedmiotów, a szczególnie dobre stopnie otrzymał ze sztuk storii i języka angielskiego, pozostaje faktem, że nie zdał nych przedmiotów na maturze. Powód przeinaczania histori szedł na jaw później, kiedy porównałam dokonania Freddii w nauce szkolnej, a raczej ich brak, ź niewiarygodnie impoi cymi kwalifikacjami pozostałych trzech członków Queen. niej, w rozmowie z" Jimem Jenkinsem, współautorem książk // Began, „oficjalnej" biografii zespołu, powiedziałam, że we ukochanego Freddie'ego, Jima Huttona, oraz siostry Freddie Kashmiry Cooke, Mercury'ego nie cieszył fakt ukazania się t. Began. „To całkowita prawda", przyznał Jim, w kręgach Queen i ny również jako „Encyklopedia Queen". „Powiedział, że pn wszystkim nie chce wyjść na dupka i tępaka w porównaniu z zostałymi członkami Queen, którzy osiągnęli tak wiele. M właśnie dlatego powiedział, że zdał egzamin maturalny, co nie zgodne z prawdą, ale w tej sytuacji można go zrozumieć." Dyrektor szkoły z czasów Freddie'ego, pan Davis, nadal i w czasie pisania tej książki; mieszka z żoną Nasik w tej sai prowincji Maharastra, niedaleko Panchgani. Pan Davis, kruc osiemdziesięciolatek, przypomniał sobie błędnie, że Freddie opi cił Szkołę Świętego Piotra w 1962 roku i wyjechał do Wielk Brytanii, gdzie umożliwiono mu ukończenie dwóch brakujący klas w kolegium w hrabstwie Kent. Ale ustaliłam ponad wszell wątpliwość, że Freddie nigdy nie uczył się w hrabstwie Kei W 1963 roku wrócił na Zanzibar, gdzie ukończył dwie brakują klasy w rzymsko-katolickiej szkole przy Klasztorze Świętego Józi fa. O tym fakcie nie wspomina żadna dotychczasowa biograf! Freddie'ego. Chociaż w ciągu czterdziestu lat, jakie upłynęły od czasu, ki dy Freddie uczęszczał do Szkoły Świętego Piotra, pamięć pa« 62 nych dokumentach w nauce; najwyraźn aminy i opuścił szk< o się wtedy stało. Ni Umączenie, że Fn J°ść, a także twórc '• Wygląda na to ; łączył sobie bardzi jszych biografiach pi [°tra z maturą z kil 'trzymał ze sztuki, em, że nie zdał za maczania historii wj >konania Freddie'ea arygodnie imponują onków Queen. Póz ^autorem książki A edziałam, że wedłuj J siostry Freddie'ego ^ ukazania się As I kręgach Queen zna-'Wiedział, że przede v porównaniu z po-'i tak wiele. Może aturalny,coniejest o zrozumieć." 1 Davis, nadal żyje Nasik w tej samej fan Davis, kruch -, że Freddie opus iechał do Wielkie ^óch brakujących im ponad wszelką ' hrabstwie Kent ył dwie brakujące 'ze Świętego Józe-zasowa biografia fty od czasu, kiera, pamięć pana lavisa pogorszyła się, to wzruszająco wspominał chłopca nazwi-iem Bulsara głównie ze względu na jego zespół muzyczny. „Freddie był bardzo nieśmiały. Pamiętam, że utworzył własny ;pół o nazwie The Hectics, który występował w Panchgani dla iczniów i ludzi spoza szkoły. Grali też na rozmaitych koncertach. Pamiętam też, że Freddie był bardzo dobrym sportowcem, a w wieku dwunastu lat otrzymał nagrodę za osiągnięcia w nauce i w zajęciach pozaszkolnych." Pani Davis pracowała u boku męża, uczyła dramatu i prowadziła amatorskie kółko teatralne. To właśnie ona przypomniała sobie o wizycie, jaką w 1979 roku złożyła w Panchgani matka Freddie'ego, Jer, kiedy to pani Bulsara podarowała szkole wycinki, płyty i inne pamiątki. Kto więc wszedł w posiadanie tych cennych rzeczy? W szkole nie ma bowiem po nich ani śladu. Inna nauczycielka z Panchgani, Janet Smith, która pracuje w pobliskiej żeńskiej szkole — jej matka (zmarła na miesiąc przed naszą wizytą) uczyła w Szkole Świętego Piotra w czasach Fred" die'ego — przyznaje się do konsternacji wywołanej odcięciem się Freddie'ego od lat spędzonych w Panchgani. „Później zachowywał się tak, jakby zupełnie umył ręce od Panchgani. Nigdy tego nie rozumiałam, ponieważ był tu chyba bardzo szczęśliwy. Moja matka, która przez wiele lat uczyła tu sztuki, pozwalała Freddie'emu i jego małemu zespołowi na próby w klasie do sztuki. Nad klasą znajdowała się sala, gdzie spali. Do sali przylegał mały pokój, gdzie również grali, kiedy w klasie do sztuki robiło się nieznośnie, ponieważ robili okropny hałas podczas prób. Dobrze pamiętam Freddie'ego, chociaż byłam wtedy młoda: był niezwykle chudym, żarliwym chłopcem, który miał zwyczaj zwracać się do wszystkich «kochanie», co wydawało mi się nieco dziwaczne. Po prostu w tamtych czasach chłopcy nie zachowywali się w ten sposób. Ciągle mówił «kochanie to», «kochanie tamto». Ale był bardzo miłym, uczynnym chłopcem. Właściwie wszyscy oni byli mili, ale Freddie zwłaszcza. Wykonywali dodatkowe instrumenty ze skrzynek i kawałków drewna, brzdąkali na nich, robili straszliwy hałas. Moja matka uczyła też muzyki, ale nie Freddie'ego. Po opuszczeniu szkoły nie zawracał sobie głowy utrzymywaniem kontaktów z moją matką czy kimkolwiek, po prostu się rozpłynął... Nigdy się nie dowiedzieliśmy, co się z nim stało. Dopiero znacznie później, kiedy wypłynął, powiedzieliśmy: Mój Boże, przecież my go znamy. Czy to naprawdę może być Freddie Bulsara? Nie mogliśmy w to uwierzyć." ii 63 y Co się tyczy homoseksualizmu, Janet pamięta, że choci sprawie nie mówiło się otwarcie i nie aprobowano go, ra< wątpiła, że Freddie i jego przyjaciele są gejami. „Po prostu wiedziałam to, chociażby na podstawie jego go zwracania się do wszystkich «kochanie». Powszechnie towano fakt, że Freddie jest homoseksualistą", mówi konki tonem Janet. „O tak, kiedy chodził do szkoły, to było oczywiste. Pro nie dziwić, ponieważ nikogo z nas to nie dziwiło. Przyzn; w tych czasach to było dość nietypowe, ale w przypadku ii chłopca jak Freddie akceptowano to, sama nie wiem c W normalnej sytuacji rzecz byłaby, mój Boże, wie pani, po j okropna. Ale w przypadku Freddie'ego rzecz była w porz Czy traktowano te sprawę może jako pewien etap dojr nią, jakoś coś, z czego Freddie mógł w końcu wyrosnąć? „Nie, to tkwiło w nim głęboko, stanowiło fundamentalną jego osoby. Naprawdę tak czuje. Freddie był po prostu b; zniewieściały. Wzbudzał we mnie litość, kiedy inni chłopc; śmiewali się z niego od czasu do czasu. Zabawne jest też, że l die'emu to właściwie nie przeszkadzało. Proszę też pamięta nie był jedyny." Według informacji zgromadzonych przez szkołę na przest lat Freddie nie chciał się przyznać do związków z Indiami.' opinia zrodziła się z faktu, że nigdy nie próbował odwiedzić s ły ani zorganizować koncertu na rzecz macierzystej uczelni. P je się przykłady Cliffa Richarda i Engelberta Humperdincka, urodzonych w Indiach (pierwszy w Lucknow, drugi w Mądra Żaden z nich nie próbował ukryć pochodzenia. Ale czy Fr& usiłował to zrobić? Opuszczenie się Freddie'ego w nauce musiało stanowić d zawód dla rodziców, jeśli wziąć pod uwagę czas i pieniądze, kl zainwestowali w wykształcenie syna, nie mówiąc o wielkich nad jach, jakie musiał obudzić wczesny sukces Freddie'ego. Frec opuścił Szkołę Świętego Piotra nie z hałasem, ale ze skomlenii po czym wrócił do rodzinnego domu Bulsarów na Zanziban „W końcu moja ciocia i wujek sprowadzili go ze szkoły w diach, zanim ukończył naukę", potwierdza kuzynka Freddie'e Perviz. „Myślę, że stało się tak częściowo dlatego, że Freddie b; dzo interesował się muzyką, a częściowo dlatego, że ciocia i wuj zaczęli poważnie rozważać możliwość wyemigrowania do Lonc nu. Postanowili, że pobędą tu wszyscy razem, a potem wyjadą i 64 Londynu. Freddie wrócił więc z Indii i spędził tu jeszcze dwa lata, zanim wyjechali z Zanzibaru. Wiem, że chodził tutaj do szkoły, ale nie pamiętam do której." Pytałam wielu mieszkańców Zanzibaru, ale tylko nieliczni przyznali, że znali Freddie'ego osobiście. Jednym z takich ludzi był Bonzo Fernandez, były zanzibarski policjant, który stracił pracę na początku rewolucji, a obecnie pracuje jako taksówkarz. Miły, uśmiechnięty człowiek, w następujący sposób wspominał przyjaźń z Freddiem: „Freddie'ego poznałem, kiedy miałem około szesnastu lat. Obaj uczyliśmy się w szkole przy Klasztorze Świętego Józefa." Szkoła, prowadzona przez zakonnice z Klasztoru Świętego Serca — niektóre w niej uczyły — była afiliowana z rzymsko-ka-tolicką Katedrą Świętego Józefa, ukończoną przez francuskiego architekta Berangera w 1896 roku. Imponujące kościelne wieże, które wznoszą się na tyłach fortu, widać wyraźnie, kiedy zbliżyć się do wyspy na pokładzie dhow*. Katedrę trudno jest jednak znaleźć, kiedy się krąży po wąskich uliczkach Zanzibaru. „Pochodzę z Goa, a mieszkałem na wyspie Pemba", powiedział Bonzo. „Potem przyjechałem na Zanzibar, żeby skończyć szkołę. Właśnie tutaj spotkałem Freddie'ego. Grywaliśmy razem w hokeja i krykieta. Freddie był naprawdę dobrym sportowcem, a szczególnie celował w krykiecie. W szkole mieliśmy drużynę krykieta, hokeja i piłki nożnej, ale ta ostatnia dyscyplina w ogóle Freddie'ego nie interesowała. Zostaliśmy dość bliskimi przyjaciółmi, ale muszę powiedzieć, że nigdy nie zapraszano mnie do jego domu. Rodzina Freddie'ego żyła w izolacji. Wiedziałem tylko, że jego ojciec pracuje dla rządu. Nie wiem, czy byli szczególnie zamożni. Owszem, mieli służącego czy służących, ale w tamtych czasach wszyscy mieli służących, nawet jeśli zarabiali niewiele. Pamiętam, że Freddie żył układnie z rodziną; miał też dobrą siostrę, chociaż nigdy jej nie widywaliśmy, bo większość czasu spędzała w domu. To była bardzo dobra rodzina, a Freddie został doskonale wychowany. Społeczność parsyjska należała do bardzo nielicznych, ale to byli bardzo dobrzy ludzie o wyśmienitych manierach. dhow — arabski statek jednomasztowy z trójkątnym żaglem (przyp. tłum.) l? -H 5 — Freddie Mercury 65 Wiedziałem, że chodził do szkoły w Indiach, ale nigdy mówił o latach, które tam spędził. To było dziwne. Wróci: Zanzibar i posłano go do Świętego Józefa, żeby ukończył szk< Wygląda na to, że tylko tyle pozwolono mi wiedzieć. Fre< mówił bardzo dobrze po angielsku i dobrze władał swahili, ciąż w czasach kolonialnych nie uczyliśmy się formalnie tego zyka. Pierwszym jeżykiem był angielski, a w liceum mogliśmy uczyć francuskiego i Freddie się go uczył. Według mnie, uczy bardzo, bardzo dobrze. Był niewiarygodnie bystry, a szczególiii dobrze sobie radził z matematyką, którą bardzo lubił. Nic ip wskazywało na to, że zostanie piosenkarzem. Opuściłem szkdi wcześniej niż Freddie, ponieważ po śmierci ojca musiałem zacztrj pracować, żeby utrzymać rodzinę. Wstąpiłem do policji, gdz służyłem aż do rewolucji, kiedy straciłem pracę i opuściliśmy wyw pę. Na Zanzibar wróciłem dopiero w 1985 roku Kilku naszyć szkolnych kolegów, którzy są rozrzuceni po całym świecie, nadin odwiedzają Zanzibar — Freddie i ja mieliśmy przyjaciela imiiw niem Anthony, który obecnie mieszka w Kanadzie i jeszcze jetn: nego, Johna Fernandeza, który mieszka całkiem blisko, w Dtts es-Salaam. Był jeszcze inny kumpel^ Ali — kto wie, co się z niim stało? W Stanach Zjednoczonych mam przyjaściół, którzy są leksw rzami z tytułami; są amerykańskimi obywatelami, którzy pochtin dzą stąd, z Zanzibaru. Szkoła Swiątego Józefa była w tamtyota czasach jedną z najbardziej szanowanych, oferowała bardzo dobisi wykształcenie. Kiedy dawni koledzy wracają, spotykamy się. Al w Freddie nigdy nie wrócił na Zanzibar." el Bonzo zapamiętał Freddie'ego jako „bardzo sprytnego" chłoj st ca. Nawet jeśli Freddie był w tych czasach z kimś w bliższyt U związku, nie opowiadał o tym w obawie przed drwinami. d< „Podczas szkolnych zabaw chłopcy stali po jednej stronie ki a dziewczęta po drugiej. W tamtych czasach tańce należały d są rzadkości. Freddie przychodził czasami do Instytutu Goańskiego st prywatnego klubu, ale nigdy nie widziałem go tam z dziewczyną Jeżeli interesował się chłopcami, nigdy sią z tym przede mną nii Ei zdraził." w; Bonzo i Freddie często spędzali razem wolny czas. Bonz« łei przypomina sobie, jak chodzili razem na plażę, żeby się wykąpać są „Czasami po lekcjach wyskakiwaliśmy przez okno i pływaliś- di my w morzu, co Freddie uwielbiał. Do dzisiaj mam go przed św oczami! Pływaliśmy też w klubie Starehe przy ulicy Shangani gdzie była bardzo czysta plaża." ży 66 Chłopcy jeździli też na wycieczki rowerowe po wyspie, do Fumba na południu, do Mungapwani na północnym zachodzie, gdzie znajdowały się dawne groty niewolników, albo daleko do Chwaki, na południowo-wschodnim półwyspie. Wyprawy rowerowe należały do ulubionych rozrywek chłopców, którzy przemierzali razem spore odległości. „Czasami wyprawialiśmy się całą grupą. Dojeżdżaliśmy do celu, pływaliśmy tam, zjadaliśmy prowiant, a niekiedy wdrapywaliśmy się na palmę kokosową i podkradaliśmy kokosy. Byliśmy psotni, ale nie źli. Nie, nigdy nie piliśmy alkoholu. Nie wiedzieliśmy nawet, co to jest alkohol. Podobnie rzecz się miała z narkotykami i papierosami." Bonzo zapamiętał rodzinę Bulsara jako wiernych, oddanych wyznawców religii zoroastryjskiej. „Myślę, że byli bardzo wierzący. Wszyscy w ich małej społeczności otaczali czcią świątynię ognia. Wiem, że Freddie też, ponie-. waż wszyscy szanowali religię swoich rodziców, ale nigdy o tym nie rozmawialiśmy. W tamtych czasach ludzie nie dykutowali na takie tematy jak religia. Zanzibar jest kosmopolityczną wyspą; mamy tu wiele religii, wiele ras. Nikogo nie wyrzucano poza nawias. Wszyscy byli swoi, a upodobania religijne czy jakiekolwiek inne były prywatną sprawą każdego człowieka. Wiem, że Freddie tak właśnie to odczuwał i że tu był jego dom. Tak samo jest dzisiaj. Kiedy o nim myślę, widzę szczupłego, szczęśliwego chłopca w niebieskich krótkich spodenkach i białej koszuli. Zawsze był elegancko ubrany, zwłaszcza do krykieta. Jego nieskazitelnie biały strój zawsze wydawał się bielszy niż stroje innych chłopców. Uwielbiał grać w krykieta. Miał swobodny sposób bycia, sypał dowcipami, ale czasami bywał samotnikiem. Wychodził z tłumu, krzyżował ręce na piersiach i wszyscy wiedzieli, że chce zostać sam. Za to kiedy był w nastroju, przebywanie w jego towarzystwie stanowiło czystą przyjemność. Po rewolucji wszyscy opuściliśmy wyspę. Wyjechałem do Europy i Wielkiej Brytanii, ale nigdy się nie dowiedziałem, dokąd wyjechał Freddie. Nie wiedziałem, co się z nim stało i nie zdawałem sobie sprawy, że znaleźliśmy się w Wielkiej Brytanii w tym samym czasie. Dopiero po jego śmierci dotarło do mnie, że Freddie, mój dawny przyjaciel i kolega z klasy, został sławnym na cały świat piosenkarzem rockowym. Bardzo chciałem się z nim spotkać, porozmawiać o jego przeżyciach, wysłuchać wszystkich opowieści. Ale nigdy do tego nie 67 r 1 doszło. Takie jest życie. Wiele lat później, kiedy brat przysłał z Wielkiej Brytanii wycinek z gazety z dopiskiem: «To był n sławny parsyjski piosenkarz z Zanzibaru», początkowo nie v działem, o kogo chodzi. Pisali o nim jako o Freddiem Mercur) aleja nigdy nie znałem go jako Freddie'ego. Znałem go tylko j^ Farrokha." Również Perviz dobrze pamięta tamte dni, kiedy Freddie ja młody nastolatek wałęsał się z miejscowymi chłopcami i spedl czas na plaży. Nie trwało to jednak długo. Rodzinna idylla p słońcem wkrótce miała lec w gruzach, a życie miało zmienićj bezpowrotnie. Od kilku lat Zanzibar był sceną politycznego fermentu, cząwszy od lat pięćdziesiątych powojenne zmiany dawały się q czuć w kolonialnym świecie. Utrata Indii i Pakistanu przez Wieli Brytanię w 1947 roku, niepodległość Burmy i Cejlonu w 1948 oij społeczna rewolucja w Chinach w 1949 wywarły silny wpływ j mieszkańców wschodniej Afryki. Nacjonalistyczne walki w p< nocnej, północno-wschodhiej i wschodniej Afryce toczyły si? tyle blisko, by wpłynąć bezpośrednio na wielu Zanzibarczykó Lata pięćdziesiąte ujrzały wzbierającą falę nastrojów nacjona stycznych, skierowanych przeciwko rządom brytyjskim. Rosm niepokój klas pracujących, złożonych głównie z Afrykanów, < prowadził do powstania licznych związków zawodowych, kt< następnie organizowały się w partie polityczne prące do żmii W roku 1956 mniejszość arabska i szyrazyjska założyła Narodoi Partię Zanzibaru, a wkrótce potem powstała Patria Afroszyrazj ska, której kierownictwo stanowili głównie kontynentalni Afryka nie. W latach 1960-1961 niezadowolenie mas pracujących dopro wadziło do strajków w wielu gałęziach przemysłu. Korzystne dl Arabów wyniki wyborów, a także słabe zbiory goździków i koko sów stały się przyczyną niezadowolenia mas i przyspieszyły upadd brytyjskiego porządku kolonialnego. Wybuchło wiele zamieszek a niepodległość, której Wielka Brytania, w typowy dla siebie spo sób, przeciwstawiała się twierdząc, że kraj jeszcze do niej nie dój rżał, osiągnięto pod rządami sułtana Jamshida bin Abdulli 10 grud nią 1963 roku. Jednak brak równowagi w reprezentacji wyborcze rozwścieczył czarną afrykańską większość, co wkrótce zaowocowa ło zamachem stanu przeprowadzonym przez radykalną lewic? W wyniku krwawej zanzibarskiej rewolucji z 12 stycznia 1964 roki nowego sułtana zdetronizowano, natomiast szejk Abeid Amani Karume, przewodniczący Partii Afroszyrazyjskiej, został piere 68 'szym prezydentem Zanzibaru. W krwawych walkach ulicznych wymordowano tysiące mieszkańców. Rodziny takie jak Bulsara musiały się salwować ucieczką. Z zaledwie kilkoma walizkami wyruszyli do Anglii, gdzie krewni udzielili im schronienia i nie oglądali się za siebie. „Wszyscy wyjechali do Anglii w 1964 roku, kiedy Freddie miał osiemnaście lat", potwierdza Perviz. „Na tym urwały się więzy rodzinne. Kiedy znacznie później usłyszałam, że Freddie został sławnym muzykiem, bardzo się ucieszyłam, że mamy w rodzinie takiego geniusza. Wszyscy bardzo się cieszyliśmy z jego sukcesu. Ale nigdy do niego nie napisałam, jak bardzo jesteśmy z niego dumni, ponieważ on nie kontaktował się z nami. Nigdy nie przysłał kasety ani niczego, chociaż autentycznie interesowaliśmy się jego muzyką. Wielka szkoda." Pomimo braku kontaktu przez tyle lat Perviz pojechała do Londynu z córką po śmierci Freddie'ego w 1991 i odwiedziła cioci? i wujka, rodziców Freddie'ego. „Ciocia i wujek bardzo się postarzeli. Ciocia zaprosiła mnie do ich domu. Miło pogawędziliśmy, a ja byłam szczęśliwa, że znowu ich spotkałam po tylu latach. Pokazali nam jedną z jego kaset wideo i to było wszystko. Nie mówili wiele o tym, co się stało z Freddiem i nie wspominali jego śmierci. Opowiadanie o stracie syna jest bolesne dla rodziców, wi?c nie poruszałam tego tematu, a oni również milczeli. Po prostu usiedliśmy, porozmawialiśmy i tyle. Nie pokazali mi domu, w którym mieszkał Freddie, ale zrobili to moi przyjaciele, kiedy przejeżdżaliśmy tamtędy w drodze do Earls Court. Widziałam tylko mur, nie weszłam do środka. Jak rozumiem, mieszka tam jakaś Mary. To był mój ostatni kontakt z rodzicami Freddie'ego." Po wyjeździe państwa Bulsara i wielu podobnych rodzin Zan-zibar dźwignął się ze zniszczeń, a 26 kwietnia 1964 roku wszedł w unię z Tanganiką pod nową nazwą Tanzanii. Dzisiejsi mieszkańcy Tanzanii są bardzo spokojni i tolerancyjni, a Zanzibar uchodzi na najbardziej pokojowy i stabilny kraj Afryki. Ale rewolucja, która przetoczyła się po wschodniej Afryce jak burza, obwieszczając początek nowej ery, nie została zapomniana. Afryka-nie na całym kontynencie do dzisiaj postrzegają to, co się stało na Zanzibarze, jako początek ich własnej rewolucji, kulminację walki przeciwko dwóm wiekom agresji i ucisku ze strony cudzoziemców, handlarzy niewolników, omańskich kolonistów oraz przeciwko siedemdziesięcioletniemu brytyjskiemu kolonializmowi. 69 ROZDZIAŁ CZWARTY Ealing | Istnieje wiele sprzecznych relacji na temat tego kiedy i w jak okolicznościach państwo Bulsara przybyli do Londynu. Wedl jednej wersji Borni Bulsara zmienił pracę i przeniósł się na stałe Bombaju, kiedy Freddie „był jeszcze małym chłopcem". Podob Borni zabrał syna do Indii, podczas gdy Jer „wróciła" do Anj z córeczką Kashmirą (chociaż nigdy wcześniej nie postawili sto na angielskiej ziemi). Prawdą jest, że później zamieszkali w wikt riańskim domu w dzielnicy Feltham miasta Hounslow w hra stwie Middlesex, kilka mil na południe od lotniska Heathrow, a błędne jest twierdzenie, że „Borni i Freddie dołączyli późnił w 1959 roku, kiedy Freddie miał trzynaście lat". Tylko troje żyjących ludzi mogło rozwiać wątpliwości: rodził Freddie'ego oraz jego siostra. Napisałam do Jer i Bomiego Bulsi rów w Feltham — cały czas mieszkali w tym samym domu pn Gladstone Avenue — i wkrótce potem otrzymałam uroczą odpt wiedź od matki Freddie'ego, Jer. W swoim liście zaproponowa łam, że złożę im wizytę i wyjaśniłam, że zależy mi tylko na uściś leniu szczegółów. Uprzejma odpowiedź pani Bulsara zawierała t oto słowa: „Dziękuję pani za okazanie takiego zainteresowani biografią naszego Syna Freddie'ego. Z przykrością zawiadamia my, że w chwili obecnej z nikim nie chcemy przeprowadzać wy wiadów [sic] na ten temat. Jeżeli w przyszłości uznamy, że nadi szedł odpowiedni moment, damy pani znać..." List, napisany długopisem na tanim liniowanym papiera schludnym pismem, jakiego kiedyś uczono w szkole, był pełei godności, ale także bólu. Zwróciłam uwagę na dużą literę w sło wie „Syn", odnoszącym się do drogiego chłopca, którego idę 70 iedy i w jakich idynu. Według t się na stałe do «m". Podobno siła" do Anglii wstawili stopy izkali w wikto-nslow w hrab-Heathrow, ale iczyli później, wości: rodzice Bulsa-domu przy' uroczą odpo-aproponowa-tfko na uściś-i zawierała te hteresowania zawiadamia-owadzać wy-, że nad- pm papierze e, był pełen liter? w sło-ctórego ide- alizowała i z którego śmiercią najwyraźniej nigdy się nie pogodziła. Napisałam również do siostry Freddie'ego Kashmiry, która poślubiwszy Anglika Rogera Cooke'a zmieniła imię na Cash, a obecnie mieszka w szacownej części regionu Sherwood w hrabstwie Nottinghamshire z dwójką dzieci, siostrzenicą i siostrzeńcem Freddie'ego. Ciotka Sheroo powiedziała mi również, że rodzice Freddie'ego niedawno opuścili Feltham, żeby zamieszkać bliżej córki, zwłaszcza że pan Bulsara poważnie zapadł na zdrowiu. Mieszkają na tej samej ulicy, co ich córka, zięć i wnuki. Kashmira nigdy nie odpisała na mój list, co mnie nie zdziwiło. Przestrzeżono mnie, że nie zwykła się dzielić informacjami dotyczącymi zmarłego brata i nie ma cierpliwości do dziennikarzy. Jim Hutton, dawny ukochany Freddie'ego, który z nim mieszkał, oświadczył, że chociaż utrzymywał dobre stosunki z Cash, drobną kobietą w typie gospodyni domowej, którą darzył szczerą sympatią, to nigdy nie wiedział, kim właściwie w jej oczach jest. Hutton przyznał się też do bezbrzeżnej antypatii wobec męża Cash, Rogera, a Freddie podobno podzielał to uczucie. Dopiero po piętnastu miesiącach od rozpoczęcia pracy nad tą książką miałam okazję spotkać się z rodzicami Freddie'ego, podczas otwarcia wystawy fotograficznej poświęconej Freddie'emu Mercury'emu w Royal Albert Hali w listopadzie 1996 roku. Razem z fotografem Queen Denisem O'Reganem sunęłam po okrągłym korytarzu, którego ściany zdobiły dość skromnie wystawione fotografie Freddie'ego, kiedy nagle ujrzałam przed sobą grupkę ludzi idących powoli od zdjęcia do zdjęcia. Zdając sobie sprawę, że okazja spotkania rodziców Freddie'ego może się więcej nie nadarzyć, podbiegłam do nich i wyjaśniłam, kim jestem. Oboje byli drobniutcy i słabi, ojciec Freddie'ego nawet badziej niż matka. Starszy pan był przygarbiony i zgięty jak małe, stare, koślawe drzewo; najwyraźniej nie mógł już chodzić bez laski. Kiedy się przedstawiłam, natychmiast mnie sobie przypomnieli i przywitali się ze mną ciepło. Pani Bulsara powiedziała, że bardzo się cieszy, że mnie poznała, ale to było właściwie wszystko. Pan Bulsara mocno ujął moją dłoń sztywnymi, zimnymi palcami i szepnął: „Cudownie jest widzieć te wszystkie zdjęcia i tych ludzi, którzy zebrali się, żeby uczcić pamięć naszego drogiego syna. Jesteśmy bardzo dumni..." W tym momencie jego żona ścisnęła go za rękę, jakby przypominając, żeby nie mówił więcej. Państwo Bulsara, <ł :: 71 którzy przez tyle lat zachowywali godność i milczenie, najw niej nie chcieli udzielać wywiadów. Brian May powiedział mi parę miesięcy temu, że kilk wcześniej rodzice Freddie'ego udzielili wywiadu, a ich wypo\\ zostały poważnie przeinaczone. Od tamtej pory unikają koi tów z prasą. Kto może ich winić? Czuli też może, za każde ze opowiada pewną historie, a fakt, iż zgodzili się, pewnie za n; wą menedżera zespołu Jima Beacha, udostępnić rodzinne alb światu w piątą rocznice śmierci Freddie'ego, stanowił już di teczne wtargniecie w ich życie. Ta kolekcja fotografii była wj naładowana opowieściami. Każdy gość (na wernisaż i koktaj proszono bowiem tylko ludzi bezpośrednio związanych z F diem), od pierwszego menedżera zespołu, Kena Testi, do sl sprzątaczki Freddie'ego, Marje, miał do opowiedzenia przy mniej jedną zadziwiającą anegdotę. Podczas wernisażu Cash Cooke beształa Jima Jenkinsa, ws autora As It Began, za to, że miał czelność napisać te ksią: Wystarczyło zobaczyć, jak Cash marszczy brwi. To nie był od wiedni moment, by prosić siostrę Freddie'ego o wywiad. * Ponieważ najbliższa rodzina Freddie'ego na chciała potwien posiadanych przeze mnie informacji, postanowiłam skorzys z innych źródeł. Formalne dochodzenie w Ministerstwie Śpi Wewnętrznych jest zabronione. Dokumenty dotyczące imigr tów istnieją, ale mają charakter poufny i nie udostępnia się ludziom z zewnątrz. Mimo to udało mi się potwierdzić, że rodź Bulsara osiedliła się w Anglii na dobre w styczniu 1964 roki Jak już wiemy, istnieje wiele sprzecznych relacji odnoś wykształcenia i akademickich kwalifikacji Freddie'ego. W ksią; As It Began czytamy: „W roku 1962, w wieku szesnastu lat Fr< die zdał egzamin maturalny w Szkole Świętego Piotra, uzysl dobre oceny ze szuki, historii oraz języka angielskiego i uznał, chce opuścić szkołę. „Kilka innych książek potwierdza tę wers chociaż Rick Sky kazał Freddie'emu uczęszczać do „liceum" w te worth od czternastego roku życia, „...gdzie opuścił się w nauce a kiedy kończył szkołę... jedynym przedmiotem, w którym cel wał, była sztuka. „Ale my już wiemy, że Freddie opuścił Szko Świętego Piotra niemal okryty niesławą, bez matury i musiał di kończyć naukę w innej szkole, na Zanzibarze. W As It Began cz; tamy, że po przybyciu do Anglii w wieku siedemnastu lat Fredd postanowił rozpocząć studia w akademii sztuk pięknych, ale dc 72 :zenie, najwyraź- j wiedział się, że niezbędnym warunkiem jest matura z przynajmniej jednego przedmiotu. Dlatego, we wrześniu 1964, wkrótce po ukończeniu osiemnastu lat, „...rozpoczął naukę w pobliskiej politechnice w Isleworth, by zdać maturę ze sztuki. „Osiągnął to bez trudu i wiosną 1966 roku opuścił Isleworth z maturą ze sztuki." Dotychczas nie znamy odpowiedzi na pytanie, dlaczego w późniejszych latach Freddie dawał do zrozumienia, że osiągnął w szkole znacznie więcej. Czy chciał oszczędzić trosk rodzicom, którzy najwyraźniej wiązali wielkie nadzieje z akademicką karierą syna? Może widzieli przed sobą świetlaną przyszłość, w której ukochany syn robi lukratywną karierę jako lekarz, adwokat czy profesor uniwersytetu? Koledzy Freddie'ego z zespołu, Brian i Roger, uzyskali tytuły naukowe. Brian otrzymał stypendium w szkole średniej, którą ukończył z małą maturą z czterech przedmiotów i maturą z dziesięciu. Studiował astronomię w londyńskim Imperiał College, zrobił specjalizację i obronił doktorat. Roger uczęszczał do Katedralnej Szkoły Truro w Kornwalii dzięki stypendium, został przyjęty do prywatnej szkoły Truro (najlepszej w okolicy), gdzie osiągnął dobre wyniki w muzyce, angielskim i biologii. Ukończył szkołę z małą maturą z trzech przedmiotów i maturą z siedmiu, po czym zapisał się do londyńskiej Hospital Medical School na wydział dentystyczny. Jeśli chodzi o Johna, zdał małą maturę z trzech przedmiotów: matematyki, wyższej matematyki i fizyki oraz maturę z ośmiu przedmiotów, co zapewniło mu miejsce w Chelsea College, należącym do Uniwersytetu Londyńskiego, gdzie studiował elektronikę. W porównaniu z dokonaniami kolegów odejście Freddie'ego ze Szkoły Świętego Piotra bez dyplomu musiało wyglądać bardzo mizernie. Później z pewnością stał się tego boleśnie świadom, chociaż może nie wtedy, kiedy jego umysł zaprzątały bardziej naglące kwestie, takie jak rozkręcenie nowego zespołu i wyruszenie w drogę ku sławie. To prawda, że we wrześniu 1966 roku, w stosunkowo dojrzałym wieku dwudziestu lat, rozpoczął studia w Ealing College of Art, który opuścił w wieku dwudziestu trzech lat z dyplomem z grafiki i wzornictwa. Zawsze lojalny i wielkoduszny wobec swego idola, Jim Jenkins twierdzi w As It Began, że jest to „odpowiednik dyplomu akademickiego". Ale to niezupełnie prawda. Tytuł Freddie'ego nie mógł się równać z błyskotliwą karierą szkolną i akademickimi sukcesami pozostałych członków Queen. Mimo to Freddie coś jednak osiągnął. 73 f f' Ironia polega na tym, że Freddie uchodził za większego koń lektualistę niż wszyscy pozostali członkowie Queen razem wzipow Roger sam przyznaje, że był leniwy, a nauka go nie pociągazc2 zakuwał w ostatnią noc przed egzaminem i szedł po linii najmnije, szego oporu, należy wiec przypuszczać, że swoje godne poiani zdroszczenia talenty uważał za coś zwyczajnego. Często przyzioja wał, że bardziej interesowały go dziewczyny, seks i muzyka rod wa niż nudna nauka. Roger posiada cudowne poczucie humotiet (Kilkanaście lat temu, kiedy wracaliśmy samolo.em z Niemicza wypowiedział słowa, które natychmiast zapamiętałam i powijaj* rzam do dziś: „Mam takiego kaca, że własne imię mnie boliPra Brian ma błyskotliwy umysł, ale niekiedy brak mu ogłady, a w tjegi kich momentach cała subtelna inteligencja przepada. Trudno pcię; wiedzieć, czy poza człowieka z przedmieść, który wysyła sygnki' „Nie pytajcie mnie o nic, bo nic nie wiem", jest zamierzonjesl W osobowości Briana zawsze było coś cichego, intelektualnegWt ale zdarzało się, że sam- wydawał się niemal zakłopotany własigw inteligencją. Co się tyczy Jonna, to nazwanie go kujonem byłotwa okrucieństwem, ale niewątpliwie sprawia wrażenie człowieka, ktiwk ry dla zabawy liczy pociągi i zapisuje ich numery. wy Freddie emanował zawsze wspaniałą, światową pewnością sit za] bie. Chociaż, jak widzieliśmy, niedociągnięcia w nauce musiał być źródłem rozpaczliwej niepewności, Freddie posiadał jednajal nadzwyczajny talent stwarzania iluzji, że jest odwrotnie. Impono wi wał barwnym sposobem bycia, wyrafinowanymi pełnymi wdzięk się manierami oraz zdolnością oczarowania praktycznie każdegc sp< a cechy te kompensowały brak zdanych egzaminów. Z całą pew za: nością nie brakowało mu inteligencji. Wręcz przeciwnie. Gdybi rei udało mu się przekonać ludzi, którzy się z nim zetknęli, że jest rei prawdziwym intelektualistą, oczywiście bawiłby się setnie. Freddi ci< zawsze śmiał się ostatni. o pr Kiedy państwo Bulsara przybyli do Londynu, musieli doznać sil w; nego środowiskowego i kulturowego szoku. Posępny, szary ła« śr przedmieść zachodniego Londynu nie mógł się równać z barw n> nym, egzotycznym Zanzibarem i Bombajem tętniącym życiem. G fa więcej, szczęście trochę przestało dopisywać państwu Bulsara. Ni tu wschodzie byli grubymi rybami w małym stawie, ale w Londynit z okazało się, że są właściwie nikim. Nie mieli statusu, własnego ^ 74 domu, służby, sowitego wynagrodzenia ani przywilejów. Trudno powiedzieć, dlaczego Borni Bulsara, który miał kontakty na szczeblu ministerialnym i przypuszczalnie wystarczające referencje, nie mógł znaleźć posady księgowego. Możliwe, że Wielka Brytania, zwróciwszy wolność protektoratowi, wolała nie zauważać lojalnej siły roboczej. Borni Bulsara znalazł w końcu pracę jako księgowy w przedsiębiorstwie dostawczym Forte. Freddie pracował od czasu do czasu jako dostawca na lotnisku Heathrow. Było to jedno z wielu zajęć, jakie podejmował podczas wakacji, żeby sobie dorobić. Pracował też w magazynie kontenerów w Feltham, chociaż ani jego budowa ciała, ani delikatne dłonie nie predestynowały go do ciężkiej fizycznej pracy. Freddie zręcznie ripostował żarty i docinki współpracowników, tłumacząc się beztrosko, że tak naprawdę jest muzykiem, który gra na zwłokę i dorabia sobie na boku. Wtedy po raz pierwszy przyznał się do marzenia o zostaniu, gwiazdorem rockowym światowej sławy. Pomimo nieco afektowanego, barwnego sposobu bycia, dzięki wrodzonemu wdziękowi wkrótce owinął sobie kolegów wokół palca. Wkładając minimalny wysiłek w swoją pracę, Freddie potrafił otrzymywać taką samą zapłatę jak koledzy. Ludzie, którzy z nim wtedy obcowali, pamiętają Freddie'ego jako nieśmiałego, zachowującego dystans człowieka, który sprawiał jednak wrażenie „czarnego konia"; w jego wnętrzu musiało się wiele dziać. Wydaje się, że był ciepły i hojny, uświadomiony społecznie, nieobojętny na los innych. Dzieciństwo na Zanzibarze zaszczepiło w nim tolerancję i współczucie dla ludzi wszystkich religii, kultur i klas. Te wartości miały pozostać mu bliskie przez resztę życia. Chętnie pożyczał innym pieniądze i pomagał przyjaciołom w biedzie. „Zawsze wielkoduszny, zawsze myślał o innych"l — tak pisała o nim później jego matka, Jer. W 1966 roku Freddie uczęszczał do Isleworth College, jesienią przeniósł się do Ealing College of Art, gdzie rozpoczął studia na wydziale grafiki i wzornictwa. W wieku dwudziestu lat, w samym środku swingujących lat sześćdziesiątych, został w pełni upierzo-nym studentem. Londyn był samozwańczą Mekką kultury młodzieżowej, a Freddie nie mógłby sobie wymarzyć bardziej ekscytującego miasta. Budził się w nim niepokój i bunt; podobnie było z większością młodych ludzi, którzy nadal mieszkali z rodzicami. W mieście działo się mnóstwo rzeczy, które kłóciły się z tym, co 75 szacowni rodzice przewidzieli dla swoich dzieci. Freddie nie się doczekać dnia, kiedy wyrwie się spod rodzicielskich skrzyjyc i włączy się w nurt wydarzeń. Boom muzyki pop znajdował V I w momencie przełomowym, a single ustępowały miejsca „właś sz wym" płytom długogrającym. Właściciele sal tanecznych przeklzi nali się, że rockandrollowe i „beatowe" noce nie przyciągają jcdc tłumów, zaczęli więc organizować stricte taneczne imprezy. Dziki siatki zespołów popowych wychodziły ze skóry i wyglądało na IKV że wypalą się przedwcześnie; konkurencja po obu stronach Atlaiuż tyku osiągnęła apogeum. Beatlesi nadal byli najpopularniejszM< zespołem na świecie. Oprócz nich na listach przebojów rządco Stonesi, Animalsi, Manfred Mann oraz niekwestionowany „kityc klubów" Georgie Famę. Tom Jones, wysoki muskularny bruisp o bardzo donośnym głosie, pochodzący z Pontypridd w walijskiw< dolinach, stanowił najnowsze odkrycie muzyki pup. Najpopulaor niejszymi brytyjskimi piosenkarkami były Sandie Shaw i PetuJc Clark. Muzyka folk, która ,rok wcześniej objawiła się światu, zw skiwała kolejnych wielbicieli. Możliwe, że bardziej adekwatnyiD określeniem byłaby „fala kontestacyjna": nie miało znaczeniila o czym śpiewałeś, wystarczyło, że tego nie lubiłeś. Bob Dylasz i Joan Baez zapoznali Wielką Brytanię ze swymi politycznynw przesłaniami na temat Wietnamu. Donovan zaprzyjaźnił się z Dzs łanem i wskoczył do folkowego pociągu. Jednak niezależnie ołć tytułów do sławy, jakie mógł sobie rościć ten dziewiętnastoletip Irlandczyk, jego głównym wkładem w młodzieżowy styl stał sir „płaszcz Donoyana" z niebieskiego wojskowego drelichu ora k czapka z daszkiem. Inne amerykańskie towary importowe, taki z jak Peter, Paul and Mary, The Byrds, Tbe Righteous Brothers l1 The Walker Brothers, Elvis oraz Sonny and Cher, trzymały sit v dzielnie na brytyjskich listach przebojów. Pirackit stacje radiowi i przyciągały rzesze słuchaczy, pojawiła się telewizja młodzieżowa l której najważniejszym dokonaniem było przejście od odtwarzani l wokalu z playbacku do śpiewania muzyki pop na żywo (chociai { wielu ludzi nie zwróciło uwagi na tę różnicę). W telewizji po[ i królował program Ready, Steady, Go (Do biegu, gotowi, start) < Cathy McGowan, „kuma" programu (jak nazywano telewizyjni ] prezenterki), wsławiła się opiniami na temat ubioru i zachowani! ; modsów i stała się postacią kultową jako główna rzeczniczka brytyjskich nastolatków. Cathy uzyskała tytuł Wybitnej Kobiece) Osobowości Telewizyjnej Roku. W świecie kwitły butiki, odkąd młodzi ludzie odkryli, że „od 76 jazdowych" ubrań nie można dostać w większych, konwencjonalnych sklepach. Małe sklepiki na tańszych ulicach wyrastały w Londynie jak grzyby po deszczu; niektóre same projektowały i szyły odzież. Szybkie i tanie zmiany w modzie były na porządku dziennym. Mary Quant i dwudziestojednoletnia Angela Cash zdominowały scenę projektancką, natomiast John Stephen został „królem ulicy Carnaby", centrum świata modsów. Moda młodzieżowa uzyskała własny głos i nie zamierzała zniknąć. Młodzi ludzie już nigdy nie mieli nosić wersji tych samych ubrań co ich rodzice. Modnym materiałem stał się drelich, występujący w rozmaitych kolorach, takich jak różowy i szary. Szaleństwo na punkcie śmiałych wzorów op-artu w oślepiających barwach zapoczątkował zespół The Who. Muzycy The Who nosili koszulki z krótkimi rękawami i swetry z aplikacjami, głównie koncentrycznymi kołami oraz marynarki z materiału z nadrukiem wielkich flag brytyjskich. John Lennon paradował w tweedowych czapkach z daszkiem w czarno-białą szachownicę, natomiast Dave Clark z zespołu Dave Clark Five, późniejszy bliski przyjaciel Freddie'ego, spopularyzował białe levisy. Sam Freddie był w tym czasie szczególnie szczupły i wąski w biodrach; podobnie jak inni chłopcy w jego wieku lubił nosić obcisłe przykrótkie spodnie (hipster trouserś), zazwyczaj spinane paskiem. Spodnie, szyte z rozmaitych materiałów, miedzy innymi ze sztruksu, a później z aksamitu, stanowiły prototyp „dzwonów". Nosiło się długie, często dwurzędowe marynarki z paskiem, epoletami oraz naszywanymi lub odpinanymi kieszeniami. Popularne stały się skórzane i zamszowe marynarki, zwłaszcza z szorstkiego zamszu o kroju wojskowych mundurów. Najgorętszym towarem były jednak koszule, które występowały w dwóch odmianach: białe z kontrastującymi kołnierzykami i mankietami, wszelkiego rodzaju kratki, atłasy i jedwabie oraz koszule w kwiaty dla zdeklarowanego moda. Ulubionym kolorem Freddie'ego przez lata był czarny, chociaż odkąd wstąpił do college^, zaczął eksperymentować odważniej ze wzorami i kolorami ubrań. Ealing College był bowiem pierwszą znaczącą sceną auto-ekspresji Freddie'ego. Środowisko studenckie jest względnie bezpiecznym miejscem na rozpoczęcie poszukiwań, niezależnie od tego, czy pragniesz się wtopić w tłum, czy masz odwagę się wyróżniać. Nigdy się nie dowiemy, do którego z tych dwóch celów dążył Freddie. Rok 1966 przyniósł wiele znaczących zmian dla Freddie'ego. W końcu postanowił się wyprowadzić od rodziców i siostry, by jyjłi|ps 77 rozpocząć niezależne życie. Opuścił podmiejską dzielnice Felth*a krótk i przeniósł się do tętniącej życiem dzielnicy Kensington, gdzie * krawat; najął małe mieszkanie. Ten krok wiązał się z codziennymi dój* studeni darni do college'u w Ealing, ale Freddie uznał, że warto zapła^dniianę taką cenę za życie wśród ludzi o podobnych zainteresowaniajkóry. TI w nieporównanie bardziej dynamicznej części miasta. Chciał rai^et włas wszystko w pobliżu domu: modne butiki, sklepy z płytailów prai i książkami, miejsca spotkań muzycznych, puby i kluby, mod| nas to targ Kansington oraz słynny sklep Biba. Freddie ciesrył się, Biadało mieszka o rzut kamieniem od King's Road w dzielnicy Chelsini wierz i Carnaby Street w Soho. Miał wolną rękę. Nie podlegał już wf»utom z dzy, kochających ale surowych rodziców, którym coraz trudnjrtauracji było zrozumieć syna, kierować jego życiem. Mieszkanie poza dpkiego. l mem oznaczało też, że Freddie mógł prowadzić eksperymenty sejBulsara sualne, co jest głównym zajęciem typowego dwudziestolatka, poświęć; Okazało się, że Ealing College of Art był dobrym wyborem dpwiadon chłopca takiego jak Freddie. Na tej uczelni studiował Pete To\v| Pom shend z The Who i Ronnie Wood'z zespołu Faces, który późnidaleko l zasilił skład Rolling Stonesów. Kilku innych absolwentów zrobi zarównc karierę w prasie, pisując do najpoczytniejszych w kraju dziennikói przedmi wydawanych na Fleet Street. Chociaż uczelnia w Ealing nie mogi wszystk: się równać z modniejszymi akademiami sztuki — St Martin1! wielką Camberwell czy The Slade — to jednak miała postępowy, praktyci i uwielb ny charakter i promowała multimedialny profil, który miał ułatwyizieć p< absolwentom znalezienie pracy. f »A.k Jerry Hibbert przybył do Ealing College z Oxfordu, gda przędza ukończył pierwszy rok studiów na wydziale grafiki, ponieważ jeg Frec promotor powiedział mu, że Ealing znacznie przewyższa pozio gow z l mem uczelnię w Oxfordzie. Rozpoczął studia dwa lata po Fred odkrył diem, w 1968 roku, ale znał go dobrze dzięki wspólnym zaintere diamen1 sowaniom muzycznym. Hibbert pamięta Ealing jako prężne, po- Hen stepowe środowisko studentów, którzy mieli odwagę przełamywał Freddie schematy: 27 listo „Osobiście zamierzałem się zająć reklamą, a Ealing był dosko- powod< nałym miejscem, ponieważ wspierał tego rodzaju zainteresowa- służby nią. W tym czasie Ealing College podlegał wielu zmianiom; ostat- wykom nim krzykiem mody była Madison Avenue w Nowym Jorku. Ta i Isley aleja wywierała nawet wpływ na nasz styl życia, z wyglądem ze- w klub; wnętrznym włącznie. Wielu z nas mówiło: Kurczę, zobaczcie, do- Keitha okoła sami hipisi — zróbmy coś innego. Chcieliśmy wyglądać jak lei °P° grube ryby od reklamy z Madison Avenue. Obcięliśmy więc włosy Animal 78 na krótko i zaczęliśmy przychodzić na wykłady w garniturach i krawatach po prostu dlatego, że wszędzie roiło się od hipisów, a studenci sztuki chcą być inni. Chodziło nam o swego rodzaju odmianę stylu modsów... dwukolorowe garnitury, buty z wężowej skóry. To była daleko posunięta stylizacja... wypracowaliśmy nawet własny sposób chodzenia. Nie przypominaliśmy też studentów prawa, bo ci mają skłonność do gry w rugby i picia piwa, a nas to zdecydowanie nie kręciło. Upijanie się piwem nie odpowiadało naszej wizji dobrej zabawy głównie dlatego, że — możesz mi wierzyć lub nie — nosiliśmy drogie buty. Piwo nie robi dobrze butom z wężowej skóry. Chodziliśmy za do to akademickiej restauracji, która, jak pamiętam, pełniła funkcję centrum towarzyskiego. Freddie — w tamtych czasach nazywał się jeszcze Freddie Bulsara — przesiadywał tam z nami. Podobnie jak my wszyscy poświęcał wiele uwagi stylowi i ubiorowi, zawsze był bardzo świadom swego wyglądu."2 Pomimo niewątpliwie artystycznego usposobienia Freddie'emu daleko było do najlepszego studenta na akademii. Brakowało mu zarówno dyscypliny, jak i pracowitości, wiele obowiązkowych przedmiotów nudziło go do łez; szybko przestawał się interesować wszystkim, co nie przychodziło mu z łatwością. Czerpał natomiast wielką przyjemność z hedonistycznych aspektów życia uczelni i uwielbiał beztroskie wałęsanie się z kolegami. Jak miał powiedzieć później: „Akademia sztuki uczula cię na modę, sprawia, że zawsze wyprzedzasz wszystkich o krok."3 Freddie spędzał wiele czasu na szkicowaniu portretów kolegów z klasy oraz swego idola, Jimi Hendrixa, którego właśnie odkrył wraz z milionami innych fanów muzyki, a którego wpływ diamentralnie zmienił życie Freddie'ego. Hendrix, Afroamerykanin zaledwie o cztery lata starszy od Freddie'ego, zaczai życie jako Johnny Allen Hendrix w Seattle 27 listopada 1942 roku. Kiedy miał cztery lata, z niewyjaśnionych powodów zmieniono mu imiona na James Marshall. Po odbyciu służby wojskowej pracował jako muzyk akompaniujący z takimi wykonawcami jak B.B. King, Ike i Tina Turner, Little Richard i Isley Brothers, potem przeniósł się do Nowego Jorku. Grał w klubach Greenwich Yillage, kiedy zauważyła go dziewczyna Keitha Richarda, opowiedziała o Hendrixie Keithowi, a ten z kolei opowiedział o nim Chasowi Chandlerowi, basiście zespołu The Animals. Chas obejrzał występ Hendrixa, który zrobił na nim ta- 79 kie wrażenie, że Chandler postanowił zrezygnować z własr riery muzycznej i sprzedał gitary basowe, żeby kupić sprzęt rixowi. W 1966 przywiózł swojego nowego protegowane; Londynu, gdzie zorganizował zakrojoną na wielką skale, h skuteczną kampanie reklamową. Chandler namówił Beati Pete'a Townshenda i Erica Claptona, żeby przychodzi wszystkich modnych klubów i oglądali niesłychanie barwn stepy Hendrixa. Hendrix powalił ich wszystkich na kolam kwintesencją artysty estradowego, wykorzystywał sztuczki, rych nauczył się od niezliczonej rzeszy ledwo znanych cza; amerykańskich muzyków. Grał na białej gitarze Fender Stra ster odwróconej do dołu gryfem, zębami, za szyją, eksperym wał z niewiarygodnym zakresem technik muzycznych. Nie oszołomił fanów, ale zdumiał najświetniejszych brytyj: bluesmanów wirtuozerią gry na gitarze i nowatorskim stj Nawet tacy gwiazdorzy jak Eric Clapton zaczęli przychodzi wszystkie występy Hendrixa i rozpływać się z zachwytu nad k nutą. Jego zespół, Jiml Hendrix Experience, był „triem mc opartym na brytyjskiej koncepcji zespołu muzycznego. Perku Mitch Mitchell zdradzał silne wpływy jazzowe, natomiast ] Redding, wszechstronny i nowatorski basista w poprzedniej pie, grał na gitarze prowadzącej. Według Roberta Palmera, a rykańskiego eksperta muzycznego, Jimi Hendrix Experi< „...wzniosło improwizowaną muzykę rockową o bluesowych j stawach na najwyższy poziom rozwoju, jaki można sobie wyol zić. Hendrix poszerzył tonalny i brzmieniowy zakres gitary e trycznej w takim stopniu, że jego dzieło pozostaje kamieniem \ bierczym ćwierć wieku po śmierci artysty. Gitarzyści rockowi, l rży przyszli po nim, wyznaczyli nowe kierunki ewolucji gitary, nowo zdefiniowali jej role w zespole, ale nikt n;e dorównał Hę rixowi w jego własnej grze, nie mówiąc o prześcignięciu go.' Zaledwie cztery lata później, parę tygodni po dwudziest; czwartych urodzinach Freddie'ego Hendrix nie żył. Cztery l wyczerpujących tras koncertowych, nagrań, nadużywania alkol lu i narkotyków zebrały tragiczne żniwo. 18 września 1970 rp martwe ciało Hendrixa znaleziono w jego londyńskim mieszkań Udusił się własnymi wymiocinami. Freddie nigdy nie miał oka spotkać swojego idola. Wiadomość o śmierci Hendrixa wstrząsr ła nim do głębi. Dzięki wpływowi Hendrixa Freddie potrafił nadać kształt sw jej przyszłości; był przekonany, że — na swój własny sposób • 80 podejmie misję zapoczątkowaną przez zmarłego muzyka. Freddie zmierzał do celu. Nie znaczy to wcale, że był błyskotliwym gitarzystą. Nie był nawet zawodowym muzykiem. Chociaż w nadchodzących latach zdarzało mu się brzdąkać na gitarze, nigdy nie wykroczył poza zwykły akompaniament; robił to wyłącznie dla zabawy. Freddie mógł wywołać burzę na fortepianie, ilekroć przyszła mu ochota, ale głównym instrumentem miał się dla niego stać głos. Mimo to jako artysta estradowy zawdzięczał Hendrixowi więcej niż przeważająca część krytyków zechciała przyznać. Gitarowe dzieło Hendrixa rzucało wyzwanie wszystkim konwencjonalnym ograniczeniom muzyki pop i rock; przyszłe pisanie piosenek, aranżacje i techniki wokalne Freddie'ego miały uczynić to samo. Sceniczna postawa Hendrixa i jego obrazoburcze występy sprawiały, że słuchacze jedli mu z ręki i otwierali usta ze zdumienia; Freddie miał dokonać tego samego. Hendrixowi uchodziło na sucho wykonywanie najzwyklejszych rockowych standardów, ponieważ, podobnie jak uczynił to wcześniej Jerry Lee Lewis, potrafił nadać im oryginalność o swoiście dzikim charakterze. Występy Hendrixa były tak nowatorskie, pełne energii i entuzjazmu, że dosłownie zatykały dech w piersiach; pewnego dnia Freddie miał wywrzeć takie samo wrażenie na słuchaczach. Hendrix mógł wziąć na warsztat dowolną piosenkę, nawet coś pozornie banalnego i nadać temu wyjątkowe brzmienie, jak gdyby było jego własną kompozycją. W 1986 roku widziałam, jak Freddie zrobił dokładnie to samo na scenie w Budapeszcie, kiedy doprowadził tysiące słuchaczy do łez swoją interpretacją prostej węgierskiej ballady ludowej. Nie znał ani słowa po węgiersku, tekst ballady nic dla niego nie znaczył i trudno sobie wyobrazić melodię bardziej odległą od piosenki rockowej. Ale Freddie uczynił balladę swoją własną, zaśpiewał prawdziwie i prosto z serca, tak że niemal ociekała jego krwią. Słuchacze oniemieli. Wystarczy przyjrzeć się dokładniej namiętności, jaką Freddie darzył Hendrixa, a pierwotne źródło natchnienia Mercury'ego stanie się zrozumiałe. Stary, dobry Jerry Lee Lewis nadal wyrażał swoją wybuchową osobowość, używając i nadużywając każdego fortepianu, jaki mu się nawinął; natomiast Hendrix poszedł o dwa kroki dalej, cofając się o krok. Hendrix, który pod względem wy-buchowości nie ustępował Lewisowi ani na jotę, wtórował swoim ukochanym gitarom. Była to sprzeczność, która czyniła cuda. Podczas pewnej legendarnej okazji, pod koniec występu Lewis oblał fortepian paliwem do zapalniczki i podpalił, pragnąc przyćmić I 1f l il l 6 — Freddie Mercury 81 PśS sławę Chucka Berry'ego, ot tak, dla draki. W efekcie nie osiągt c; nic poza kosztownym zniszczeniem i umiarkowaną, krótkotrw ci sensacją. Wyczyn Lewisa był zwykłym skeczem w porównatak z tym, czego dokonał Hendrix podczas festiwalu w Monteelei w 1967 roku, kiedy roztrzaskał i spalił gitarę przy włączom. al i nastawionych na maksymalną głośność wzmacniaczach. Odjbzy rozwijających się strun gitary pożeranej przez płomienie nie oiw t czał tylko kolejnego ataku destrukcji: to była muzyka. Podcna występu na festiwalu w Woodstock w 1969 roku Hendrix zapzy Gwiaździsty Sztandar i za pomocą gitary przywołał huk boico wycie syren, wszystkie nabrzmiałe cierpieniem krzyki wojny, liśr mrożąca krew w żyłach mieszanina nadal odbija się echdoi w czaszkach ludzi, którzy ją słyszeli. Z tego, co zostało powist dziane, nie należy wnosić, że Freddie kiedykolwiek próbował ninej czyć instrumenty czy wzniecać ogień na scenie. Możliwe, że kistzło Queen znajdował się u szczytu światowej sławy, tego rodzsul sztuczki należały już do przeszłości, zastąpione przez nowoczes oświetlenie, wyszukane sceny hydrauliczne i efekty pirotechniiszc ne, które musiały dokładnie spełniać warunki wyznaczone przq , sami przeciwpożarowymi. Koncert przebył długą drogę. Jednłav to właśnie nowatorskie elementy występów Hendrixa połączcii u z wirtuozerią roznieciły entuzjazm Freddie'ego i zainspirowały (dr; rockowego gwiazdorstwa. Freddie'emu nigdy nie chodziło tyllob o to, by zostać profesjonalnym muzykiem. Jego celem było świdzi towe uznanie i wywołanie takiej samej sensacji jak Hendricie W Ealing College Freddie dopiero zaczynał ćwiczyć struny glpo sowę. Nawet on sam nie miał pojęcia, że posiada wszystkie atudis niezbędne do tego, by zostać największym piosenkarzem rockiint wym, jakiego świat miał usłyszeć. Wszystko miało przyjść znacB.i nie później. Oryginalność. Barwność. Odwaga. Te cechy talempi, Hendrixa olśniły Freddie'ego, który postanowił zgłębić je osobiidk cię. Wszystko to było tylko kwestią czasu. po Freddie wytapetował ponure ściany małego mieszkań! ła w Kensington podobiznami Hendrixa. Dopracował do perfekcFr rysowanie portretu idola. Nieco pijany wygląd Hendrixa, grul os wargi, fryzura ,afro postawiona na brylantynę, mięsisty nos i li godne, ciemne oczy były teraz równie bliskie Freddie'emu, jak n Er sy jego własnej twarzy. Freddie zaczął też przejmować styl Heni ch rixa, którego podstawowe elementy zadomowiły się już na londyi su skich ulicach: marynarki w jaskrawe kwiaty, zakładane na czaru Ti lub wielobarwne koszule, wąskie kolorowe spodnie, buty Chelse te; 82 z czarnymi skarpetkami, szyfonowe szaliki wiązane na grdyce i ciężkie srebrne pierścienie. Garderoba Freddie'ego ewoluowała tak długo, aż zaczęła się składać z mniej więcej z tych samych elementów. Chudy jak szczapa, uwielbiał nosić obcisłe drelichy i aksamitne spodnie, w których wyglądał jeszcze chudziej. Niektórzy koledzy ze studiów wspominają, że Freddie wyróżniał się w tłumie, jak gdyby przede wszystkim zależało mu na zwróceniu na siebie uwagi. Innym nie utkwił w pamięci żaden detal wyglądu czy stylu Freddie'ego. Według kolegi z roku Grahama Rosę: „To, co nosił, w niczym nie różniło się od ubrań, które wszyscy nosiliśmy w tym czasie. W sumie był cichym gościem, chociaż czasami dostawał napadów chichotu. W takich chwilach zasłaniał dłonią usta, żeby zakryć te swoje wielkie zęby. Pamiętam go jako świetnego faceta, bardzo miłego i wrażliwego. Nie było w nim grama złośliwości. Wielu z nas bardzo się ucieszyło, kiedy odniósł taki sukces." Jerry Hibbert potwierdza, że Freddie nie wyróżniał się niczym szczególnym: „...oprócz tego, że uwielbiał śpiewać. Siedział w klasie w swojej ławce i śpiewał przez cały dzień. Był rok czy dwa wyżej ode mnie i uczył się w sąsiedniej klasie... klasy były połączone podwójnymi drzwiami, więc mogłeś odwiedzać przyjaciół. Freddie siedział obokTima Staffela i śpiewali razem... harmonijnie. To było bardzo dziwne, ponieważ w tym czasie wszyscy mieli świra na punkcie bluesa. Słuchaliśmy Johna Mayalla i Erica Claptona, zanim powstał Cream. Clapton grał takie piosenki jak Hideaway Fred-die'ego Kinga, którą uważaliśmy za fantastyczną i zaczęliśmy się interesować wszystkimi Kingami. Był Freddie King, Albert King, B.B. King. Wszyscy niezwykle królewscy. Blues z delty Mississip-pi, muzyka bluesowa, kultura bluesowa. Pycha. Ci muzycy byli dla nas tym bardziej interesujący, że amerykańskie towary importowane nie były wcale łatwo dostępne. Muzyka bluesowa miała w sobie coś elitarnego, a to oczywiście pociąga studentów. Freddie Bulsara jako współczesny Freddie King... ciekawe, że ostatecznie zasilił zespół o nazwie Queen. Ceniliśmy również Buddy Guya, którego uwielbiał Clapton. Eric mówił, że Guy gra tak, jakby nie panował nad gitarą i lada chwila mógł zagrać fałszywą nutę. Claptonowi podobało się to surowe brzmienie. Słuchaliśmy też Elmore Jamesa, którego Ike Turner nagrywał w prowizorycznym studio w swoim domu. Była też wspaniała, wczesna płyta Fleetwood Mac Petera Greena, któ- 83 lii : i„, ra w sumie zrzynała z Elmore Jamesa. Dostaliśmy bzika na puiem cię wszystkich tych wpływów muzycznych... na przykład nie liśmy już oglądać Erica Claptona, króry gra Hideaway; interesowało nas wykonanie Freddie'ego Kinga. Freddie Buk „_ niewątpliwie podzielał te zainteresowania, ale potem spotykało^: ^ go w klasie, jak śpiewał harmonijnie. Najwyraźniej bardzo pochłaniało, chociaż nikt się tym nie zajmował i jego śpiewa zakrawało na śmieszność. Uważaliśmy, że postępowanie die'ego jest trochę nie w porządku, ale ani on, ani Tim się tym L z zrażali. Siedzieli obok siebie i pracowali nad śpiewem. PIL, n dziwne. Oczywiście pamiętam zęby Freddie'ego. Nie sposób je przeoczyć, zwłaszcza kiedy śpiewał. Freddie miał najbardziej i wiarygodne wystające zęby."5 Co się tyczy osobowości Freddie'ego w tamtym czasie, bert zaprzecza, jakoby Fred pragnął zwracać na siebie uwagf „Nie, on nie był taki. Freddie był najmilszym facetem, jakiej t„ można sobie wyobrazić. Nie rrłiałem też pojęcia, że jest gejem. li -g na to nie wskazywało. Właściwie nie przypominam sobie, żel !,„„ miał dziewczynę, ale w tych czasach ludzie mieli zwyczaj szybki ^ go zmieniania partnerów. Nie przypominam też sobie, żeby \ • podobny do postaci, którą stworzył na scenie. Był znacznie ciel szy, bardzo przyjazny. Zawsze grzeczny, zawsze miły. Był typa chłopaka, którego twoja mama nazwałaby « dobrze wychów nym». Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek się popisywał. Jasn szczebiotał i śpiewał, udawał, że linijka to mikrofon, ale robił t m tylko dla zabawy. Kto z nas nie wyrabiał takich rzeczy? Pamięta Freddie'ego jako po prostu bardzo miłego człowieka." Nawet po opuszczeniu college'u Freddie, pomimo zwyczaj zrywania dawnych znajomości, przez pewien czas utrzymywi kontakty z Hibbertem. „Stało się tak dzięki muzyce", wyjaśnia Jerry. „Razem z grup znajomych grałem bluesa w college'u, na zabawach, w prywal nych mieszkaniach. Freddie wpadał od czasu do czasu i przyłąca się do nas. Działo się to w okresie, zanim ludzie zaczęli puszcza płyty na przyjęciach. Jeżeli chciałeś muzyki, zapraszałeś kapelf Słowo «dyskoteka» nie zostało jeszcze wynalezione, a do klubói chodziło się po prostu po to, żeby posłuchać muzyki." Freddie zwierzył się w końcu Hibbertowi, że myśli o kariera muzycznej. „Po odejściu Freddie'ego z college'u przez jakieś dwa lata gra cząc prze już 84 liśmy bzika na punk-ia przykład nie chcie-i Hideaway; bardziej iga. Freddie Bulsara potem spotykało się raźniej bardzo go to wał i jego śpiewanie postępowanie Fred-, ani Tim się tym nie lad śpiewem. Prze- Nie sposób je było niał najbardziej nie- imtym czasie, Hib-na siebie uwagę: 'm facetem, jakiego i, że jest gejem. Nic tninam sobie, żeby sli zwyczaj szybkie-też sobie, żeby był Był znacznie cich-x miły. Był typem •dobrze wychowa-popisywał. Jasne, :rofon, ale robił to i rzeczy? Pamiętam o wieka." pomimo zwyczaju czas utrzymywał f. „Razem z grupą lwach, w prywat-czasu i przyłączał ; zaczęli puszczać ipraszałeś kapele. ?ne, a do klubów nuzyki." myśli o karierze ieś dwa lata gra- łem w zespole. Pewnego dnia przyszedł i oznajmił, że zamierza skompletować kapele. Powiedział mi, że nie ma ochoty zawracać sobie głowy grafiką. Pamiętam, że powiedziałem mu: «Nie rób tego, Freddie. Skoncentruj się na grafice. W muzyce nie ma pieniędzy. Skup się na tym, co znasz.» Ale on już podjął decyzję i żadna siła nie mogła go skłonić od zmiany planu. «Myślę, że zaryzykuję», powiedział tylko. Potem widziałem go raz przy okazji wymiany sprzętu. Kupiłem jakiś sprzęt, a może sprzedałem go Freddie'emu, już nie pamiętam. To chyba było w Barnes, w mieszkaniu przy Ferry Road. Kilka razy wystąpił w college'u z zespołem, który chyba nazywał się Wreckage. Grali w dużej sali. Szczerze mówiąc nie zrobili na mnie wielkiego wrażenia. Nie byli zbyt dobrzy, ale uważałem tak między innymi dlatego, że nie odpowiadał mi ich rodzaj muzyki. Potem straciłem kontakt z Freddiem. Tak to już bywa. Zająłem się animacją. Zatrudniłem się w agencji, która wyprodukowała Żółtą łódź podwodną dla Beatlesów, a około 1970 roku całkowicie przestałem się interesować muzyką. Wszystko mi zbrzydło, nie kupowałem płyt, nie chodziłem na koncerty. Jakieś cztery lata później usłyszałem, jak prezenter radiowy mówi o zespole o nazwie Queen. Usłyszałem ich pierwszy singiel Seven Seas of Rhye: był niezły. Ale po prostu nie skojarzyłem nazwiska Freddie'ego Mercury'ego z Freddiem Bulsara, moim kolegą z Ealing College. Nagle, jak grom z jasnego nieba, wybuchła reklama i gdzie się nie obejrzałeś, tam był on. Na okrągło mówiło się o Freddiem Mercu-rym. Pewnego dnia mijałem kiosk z gazetami i zobaczyłem jego zdjęcie na pierwszej stronie Melody Maker, wielkie zdjęcie z krzyczącym podpisem. Spojrzałem i pomyślałem: Niech mnie szlag, przecież to Freddie Bulsara. Ten mały drań zmienił nazwisko. Nie mogłem w to uwierzyć." Ale dawni kumple z college'u i uczestnicy spotkań jamowych już nigdy nie mieli się spotkać. ROZDZIAŁ PIĄTY Queen - początek ry p ;r /a z\ ir< tv vy )0 ti lo ie ie: ie: .oledzy z roku mogli się z nich naśmiewać do woli. Gdyby FrPo die nie ćwiczył harmonijnego śpiewu z kolegą z akademii Timczź Staffellem, to możliwe,'że nigdy nie przywlókłby się na próbę i za1 spotkał się z zespołem, z Ićtórego miał się narodzić Queen. ok Freddie i Tim zaczęli się włóczyć razem. W towarzystwie jecie cze jednego studenta, Nigela Fostera, zaczęli organizować dla anc bawy sesje jamowe. Dwugłosowe harmonie przerodziły i w trójgłos, a większość czasu poświęcali na ćwiczenie przebojia l Jimiego Hendrixa z brytyjskiej Złotej Dziesiątki, takich jak: Rwa Joe, Purple Haze i The Wind Cries Mary, ponieważ Freddie pottz I fił perfekcyjnie wcielić się w swojego idola. i E „Freddie był gwiazdą już w college'u", wspominał późni się Staffell. „Wszystko robił pewnie. Sława była mu pisana. Pod to Bu nieć lat sześćdziesiątych w akademiach sztuki roiło się od niediżyi szłych muzyków, ale Freddie naprawdę miał wszystkie atuty. Ni Re którzy podśmiewali się z niego, ale on zawsze potrafił się dowcif kó nie odciąć."1 cyj Nie znaczy to, że sam Staffell był skromnym, cichym facetea ko Miał wyczucie stylu, dzięki któremu wyróżniał się w tłumie. Jeda czi z wykładowców pamięta buty z metalowymi czubami, w któryd Staffell pojawiał się na zajęciach. W wypolerowanych stalowyd gn nakładkach można się było przeglądać. Na metalu Staffell mało wa wał swoje ulubione postaci z kreskówek. Znajomym utkwiła te w pamięci jego obsesja na punkcie literatury science fiction i noit żył sensownych wierszyków Edwarda Leara. śpi Przez pewien czas Tim i Freddie byli nieodłącznymi przyja li { ciółmi. Wspólnie korzystali ze studenckiej swobody, z rados'ci! nii 86 wyruszyli w podróż na poszukiwanie siebie. Zarówno Tim, jak i pozostali koledzy z roku mieli zaledwie mgliste wyobrażenie na temat pochodzenia Freddie'ego oraz okoliczności jego przeprowadzki z Zanzibaru do Anglii. Wszyscy wiedzieli, że ich przyjaciel czuje się nieco wyobcowany ze swojej rodziny. Freddie nigdy nie próbował przedstawić przyjaciół rodzicom, więc uznali, że państwo Bulsarowie zadzierają nosa i nie chcą się integrować z nowym środowiskiem. Pojawiły się pogłoski, że prawie nie mówią po angielsku, ale za wszelką cenę usiłują zachować swoją kulturę i tradycję. Była to chyba nieuczciwa opinia, skoro Freddie władał doskonale angielszczyzną już we wczesnym dzieciństwie. Tim i Freddie rzadko rozmawiali o życiu rodzinnym. Możliwe, że dzieciństwo jest ostatnią rzeczą, nad którą zastanawia się student. W końcu, jak zauważył L.P. Hartley, autor słynnej powieści Posłaniec: „Przeszłość jest obcym krajem: panują tam inne zwyczaje." Były inne, niecierpiące zwłoki sprawy. Odnalezienie siebie zawsze zaprzątało głowy studentów, a dlaczego Freddie miałby się okazać wyjątkiem? Dzieciństwo zupełnie przestało się liczyć. Życie rozpościerało się przed nim jak wielkie czyste płótno, z którym mógł zrobić wszystko. Tim grał już z półprofesjonalnym zespołem o nazwie Smile, a Freddie wkrótce zaczął przychodzić na próby. Na gitarze prowadzącej grał Brian May, wysoki szczupły student astronomii z Imperiał College. Chociaż Freddie o tym nie wiedział, on i Brian byli praktycznie sąsiadami w Feltham: Brian wychowywał się w domu oddalonym zaledwie o kilka ulic od domu państwa Bulsarów. Brian, pilny jedynak, grał na gitarze od szóstego roku życia i jeszcze w szkole przy pomocy ojca wyciął własną gitarę Red Special ze starego mahoniowego kominka i dębowych ścin-ków. Grał na niej srebrnymi sześciopensówkami zamiast tradycyjnej kostki. Ta gitara miała mu później towarzyszyć w trasach koncertowych po całym świecie. Podobnie jak Freddie, Brian zaczął podgrywać z amatorskimi zespołami w szkole. „Żaden z tych zespołów nie osiągnął sukcesu, ponieważ nie graliśmy prawdziwych koncertów ani nie traktowaliśmy tego poważnie", miał później powiedzieć Brian. Na jednej z potańcówek Brian i jego muzyczni koledzy zauważyli Tima Staffela, chłopaka ze szkoły, który stał w głębi sali, śpiewał i grał imponujące kawałki na harmonijce ustnej. Zaprosili go do zespołu i tak Tim został głównym wokalistą i harmo-mjkarzem. Zespół, ochrzczony 1984, wystąpił po raz pierwszy 87 w Kościele Świętej Marii w Twickenham. Chłopcy zapowiad obiecująco, a w maju 1967 zagrali jako support przed konc samego Jimi Hendrixa w Imperiał College. Kilka miesięcy p< wygrali konkurs Top Rank Club w Croydon i wyglądało na i mają zapewnioną karierę. „1984 był czysto amatorskim, szkolnym zespołem, chociaj koniec zarobiliśmy może piętnaście funtów", wspominał po Brian. „Nigdy nie graliśmy poważnego, oryginalnego materiału, l repertuar stanowił dziwną mieszaninę utworów innych wykoi ców, których ludzie chcieli wtedy słuchać. Mniej więcej w okresie wypłynęli Stonesi, wiec graliśmy utwory Stonesów, a tem Yardbirds... Nigdy mnie to nie cieszyło. Odszedłem, ponie chciałem grać w zespole, który pisze własne utwory."2 j Brian oznajmił kolegom, że jego studia są najważniejsze j nie ma już czasu na granie w zespole. Rozstali się niechętnie, Brian i Tim StaffelKnie zerwali kontaktów. Staffell studiował raz w Ealing College of'Art. Obaj cierpieli jednak na zespół stawienia i straszliwie tęsknili za muzyką. Wkrótce zaczęli povt nie rozmawiać o założeniu nowej grupy. Na tablicy w Impe College zamieścili ogłoszenie, że poszukują perkusisty. Roger Meddows Taylor wyglądał niemal zbyt ślicznie ja. chłopca. Miał jasne włosy niemowlaka i oczy Paula Newmana; wszystkich, którzy go spotykali, było oczywiste, że ten facet wprost nieprzyzwoite powodzenie u kobiet. Czy Rogerowi wy dało zaprzeczać? Z całą pewnością nie lubił sprawiać zawodu, czął się już wybijać jako perkusista w szkolnyrr zespole w Koifi walii o nazwie Johnny Quale and the Reaction, do którego dole czył w 1965 roku. Zespół zdobył czwarte miejsce w lokalmil konkursie „Rock and Rhythm Championship" i zyskał sporą pd pularność w Kornwalii. Kiedy Johnny Quale opuścił zespół, Rs ger został również wokalistą, stając się śpiewającym perkusistą ff długo przed Philem Collinsem. Zespół skrócił nazwę do Reactio;v a grupa fanów rosła. W następnym roku zdobyli pierwsze miejsa w konkursie i nagle stwierdzili, że są rozrywani. Dotychczas opii rali swój repertuar na muzyce soulowej, ale w 1967 roku zesp«v Jimi Hendrix Experience powalił ich na kolana, wiec odwrócili a s od Otisa. 1 Roger opuścił Kornwalie i wyruszył do stolicy jesienią 196 roku, żeby rozpocząć studia na wydziale dentystycznym londylis skiej Hospital Medical School. Wkrótce został czwartym subloka I 88 opcy zapowiadali si? art przed koncertem łka miesięcy późnię wyglądało na to, że społem, chociaż pod wspominał później ego materiału. Nasz v innych wykonaw-Iniej więcej w tym •ry Stonesów, a po-iszedłem, ponieważ utwory."2 najważniejsze i żel i się niechętnie, ale affell studiował te-Inak na zespół od-3tce zaczęli poważ-tablicy w Imperiał irkusisty. byt ślicznie jak na iula Newmana; dla e, że ten facet ma y Rogerowi wypa-twiać zawodu. Za-i zespole w Korq- do którego dołą-°jsce w lokalnym i zyskał sporą popuścił zespół, Ro-Pym perkusistą na few? do Reaction, i pierwsze miejsce Dotychczas opie-1967 roku zespół ffięc odwrócili się i jcy jesienią 1967 tycznym londyń-wartym subloka- torem w wynajętym mieszkaniu w Shepherd's Bush, gdzie mieszkał już jego przyjaciel z Truro, Les Brown. O rok starszy od Ro-gera, Les studiował w Imperiał College. Głównym celem Rogera stało się znalezienie nowego zespołu. Postanowił już, że zostanie gwiazdą rocka; przecież rockman zawsze mógł liczyć na dobrą kobietę, a może nawet trzy. Ujmujący, słodki, trochę nieśmiały, cieszył się popularnością wśród kolegów. Chłopcy rozpoczęli poszukiwania z myślą o Rogerze, a wkrótce nadarzyła się idealna okazja. Przeglądając tablicę ogłoszeń w Imperiał College, Les Brown natrafił pewnego dnia na bardzo interesujący anons. Nowy zespół poszukiwał „perkusisty w rodzaju Gingera Bakera/Mitcha Mitchella". Była to precyzyjna i stylowa charakterystyka: Baker zyskał grono lojalnych wyznawców grając w Graham Bond Orga-nization, która uchodziła za „grupę muzyków", później nagrywał z The Who, aż wreszcie wszedł w skład Cream Erica Claptona. Mitchell był pekusistą Jimi Hendrix Experience. Nieznany, nowy zespół, który wywiesił ogłoszenie, najwyraźniej wiedział, dokąd zmierza, miał wielkie oczekiwania i jasną wizję perkusisty. Na ogłoszeniu widniało nazwisko Briana Maya, więc Roger skontaktował się z nim niezwłocznie. Brian, który lubi kuć żelazo, póki gorące, odpisał natychmiast, wyjaśniając, czego on i Tim szukają. Wkrótce Brian i Tim przyjechali do mieszkania Rogera na jam i udziałem gitar akustycznych i bongosów; perkusja Rogera nadal zbierała kurz w rodzinnym domu w Kornwalii. Nie minęło wiele czasu, a cała trójka miała próby w klubie jazzowym w Imperiał College, gdzie przeskoczyła iskra i przypieczętowano ambicje na całe życie. Przyjaciele byli trzema różnymi osobowościami, które dopełniały się doskonale: Brian był cichym, łagodnym typem; Tim, jak sam przyznaje, był bardziej wulgarnym, nieokrzesanym, niecierpliwym człowiekiem; natomiast Roger, według tych, którzy się z nim zetknęli, był perkusistą „zarówno z nazwy, jak i z charakteru" i zarażał zespół energią i entuzjazmem. To były szczęśliwe dni pełne nadziei. Wielkie marzenia jeszcze się nie spełniły, a cała trójka miała wszystko przed sobą. Smile, bo taką nazwę przyjął wkrótce zespół, próbował wytrwale przez całą jesień 1968 roku. Wykonywali utwory innych artystów, a Brian i Tim zaczęli także komponować własną muzykę. To były prawdziwe narodziny Queen. „Mógłbym ci puścić nagrania Smile, które w swojej ogólnej strukturze są identyczne z tym, co robimy dzisiaj", powiedział Brian w 1977 roku. 89 Brian zdał egzamin na specjalizację i odebrał dyplom nauki z rąk królowej matki w Royal Albert Hali. Pozostał w Impa College na studiach doktoranckich, a cały wolny czas pośwfl zespołowi. Smile zadebiutował jako support zespołu Pink Flra w październiku i od tego momentu trójka przyjaciół szła jak l W Imperiał byli tak rozrywani, że nazwano ich Zespołem Imp College. Roger był tak pewien sukcesu Smile, że zrezygnov studiów medycznych po pierwszym roku. Smile otwierał koncj T. Rex, Yes i Family, a w lutym 1969 wziął udział w pierwsśa koncercie na cele dobroczynne, obok Joe Cockera i Free. ;a Na początku 1969 roku Tim Staffell przyholował na próbę Fi legę z akademii, Freddie'ego Bulsarę. Członkowie zespołu natyjyi miast poczuli do przybysza sympatię, zresztą w pełni odwzajd, nioną. W towarzystwie doświadczonych muzyków Freddie «i< się jak ryba w wodzie, a im dłużej przyglądał się próbie Srasz tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że znalazł swoje pod< łanie. Brianowi i Rogerowi od razu spodobał się ten egzotyczfu zabawny typ o ostrym jak brzytwa poczuciu humoru i niezwytn< osobowości. Kiedy Freddie czuł się jak u siebie w domu, lp< wspaniałym kompanem, a muzycy zapragnęli zobaczyć go jki nownie. Chociaż, według Tima Staffella, Brianowi i Rogerow nieobce były cięte riposty i dowcipne uwagi, to kostyczne poci cię humoru Freddie'ego dosłownie ich rozbroiło. r „Uważałem, że Freddie jest bardziej cyniczny niż cała reszt! P komentował Staffell. „Był umiarkowanie cyniczny w czasach, ki d dy nikt nie był cyniczny. Nie był to jednak destrukcyjny cynizitc tylko rodzaj poczucia humoru."3 \\ Oto jak wspomina Freddie'ego przyjaciel Rogera Les Browi te „Chyba nigdy nie spotkałem kogoś równie niesamowitej si Freddie płonął zdumiewającym entuzjazmem. Pamiętam, że ki li dyś dosłownie wciągnął mnie do pokoju i kazał słuchać płyty soi z lowej, która mu się podobała. W tym czasie nikt nie przyzna* z się do sympatii dla muzyki soul, wszyscy słuchali rocka, więc s v dzę, że Freddie demonstrował swój katolicki gust." k Freddie zaczai się pojawiać na większości koncertów Smil i a w dodatku udzielał im rad, jak mają występować, siadać, stai Ł ubierać się. Nie grzeszył przy tym skromnością. Gdyby podobii t sugestie wysuwał ktokolwiek inny, mogłyby się wydać obrazi™ c Za kogo on się miał? Ale Freddie'emu, jak zwykle, wszystla uchodziło na sucho, ponieważ ratował go wrodzony wdzięk i uj z mujące uśmiechy. J 90 ił dyplom naukowy 'ozostał w Imperiał >lny czas poświęcał :espołu Pink Floyd iciół szła jak burza. Zespołem Imperiał że zrezygnował ze - otwierał koncerty dział w pierwszym :kera i Free. ował na próbę ko-'ie zespołu natych-v pełni odwzajem-ków Freddie czuł si? próbie Smile, lalazł swoje powo-i? ten egzotyczny, moru i niezwykłej bie w domu, był zobaczyć go ponowi i Rogerowi kostyczne poczu-o. 'f niż cała reszta", iy w czasach, kie-rukcyjny cynizm, gera Les Brown: ! niesamowitego, amietam, że kie-hichać płyty sou-t nie przyznawał l rocka, wiec są-ist." oncertów Smile, 'ać, siadać, stać, Gdyby podobne rydać obraźliwe. yykle, wszystko ?ny wdzięk i uj- „Podsuwał nam sugestie w taki sposób, że nie mogliśmy odmówić!" wspomina Brian. „W tym czasie jeszcze nie śpiewał, nie wiedzieliśmy, że umie. Braliśmy go za jakiegoś muzyka od teatralnego rocka."4 Latem 1969 roku Freddie opuścił Ealing College z dyplomem z grafiki i wzornictwa. Nie tylko nie miał posady, ale nie zamierzał takowej szukać. Miał inne plany. Razem z Rogerem Taylo-rem, który pozbył się niewygodnego dwuczłonowego nazwiska, zaczęli prowadzić stragan na targu Kensington, który dzierżawili za dziesięć funtów tygodniowo. Początkowo sprzedawali prace Freddie'ego i jego kolegów z Ealing College. Nie było jednak wielkiego zapotrzebowania na dzieła sztuki i przyjaciele zrozumieli, że nie zrobią w ten sposób pieniędzy. Ponieważ obaj uwielbiali si? stroić, postanowili pofolgować namiętności i spróbować szczęścia w handlu odzieżą. Zapełnili więc stragan akcesoriami dandysów: egzotycznymi szalikami, płaszczami, marynarkami, futrzanymi etolami. Wszystko to była taniocha, rupiecie skupio-* ne na wyprzedażach na prowincji, ale przyjaciele sprzedawali je po wyśrubowanych cenach. „Roger i ja stręczymy i wstawiamy kit, gdzie się da, a ostatnio okrzyczano nas parą ciot",5 pisał w tym czasie Freddie do przyjaciela. Roger i Freddie zaczęli zamawiać ubrania, które szyto ze starych materiałów i ścinków: dostawali też „hurtowe zamówienia". Pewnego razu handlarz starzyzną z Battersea sprzedał im za pięćdziesiąt funtów sto futer, które przyjaciele sprzedali po osiem funtów za sztukę. Ich mały straganik w Kasbah, jak wielu miejscowych nazywało targ, znajdował się w Alei Śmierci. Nazwa ta wzięła się stąd, że większość straganów w tej części targu zajmowała się handlem starzyzną. Wśród pozostałych sprzedawców było wielu bezrobotnych artystów i pisarzy, a Roger i Freddie cieszyli się z barwnego towarzystwa, którego tak pragnęli. Ludzie, którzy znali ich w tym czasie, zapamiętali Rogera jako bardziej afektowanego z pary. Turek cypryjski nazwiskiem Michael Anastasios, który od 1968 roku prowadził stragan z zegarami, zegarkami i drobiazgami, jest jedynym pozostałym na targu człowiekiem, który pamięta Freddie'ego z tamtych czasów. Wiekowy ekscen-tryk, który majstruje przy swoich zegarkach i gawędzi z przechodniami o starych, dobrych czasach. „W sześćdziesiątych i siedemdziesiątych tu był ruch", mówi z uśmiechem i akcentem gęstym i lepkim jak rachatłukum. Jednocześnie zagląda do wnętrza skomplikowanego mechaniz- 91 mu staromodnego zegarka i grzebie w nim maleńkim śrubo kretem. „Przychodziło tu wielu reżyserów filmowych, wszystkie gwiazdy. Mieszkali niedaleko, a amerykańscy aktorzy przychodzili tu, kiedy zwiedzali Londyn. Michael Caine przychodził tu wiele razy Norman Wisdom — tego widywałem stale. Julie Christie, Olivia Hussey, znasz ją: gwiazda z Romea i Julii. Naprawiłem jej zegarek, przesiadywała tu wiele razy. Rolling Stonesi wpadali i wypadali.., przychodzili wszyscy. Lubili się włóczyć po targu. To było miejsce. Pewnie, że pamiętam Freddie'ego. To ten Pers, tak? Ten piosenkarz. Stale mówił do wszystkich «Ach, kochaanie». Jak mógłbym go zapomnieć? To był stuknięty, zabawny gość. Zawsze si{ stroił, biegał, wszędzie go było pełno. Bez przerwy się śmiał, wrzeszczał jak dziewczyna. Człowiekowi chciało si? śmiać na sam jego widok. Świetny. Świr. Nie przejmował się zbytnio życiem,] Miał, jak to się mówi...-? Silnego ducha. Był bardzo skupiony sobie, pełen siebie, ale w miły sposób. Chciał być sławny. Wte wszyscy chcieli być sławni. Dlatego przyjeżdżali do Londynu, nie ja! Freddie nie żyje? Nie, kochaanie, on nie umarł. Nadal jest!" T.C., urodzony w Dublinie pracownik firmy ochroniarskiej, który pracował na targu przez jedenaście lat, także pamięta Fred-die'ego, ale w innej wersji. „W latach osiemdziesiątych, kiedy był już wielką gwiazdą przychodził na targ jako klient. Przechadzał się, oglądał ubrania. Wyglądało na to, że czuje się tu jak u siebie w domu, nie ogląda się przez ramię, nie krył się przed ludźmi. Najwyraźniej lubił tuts przychodzić. Rozmawiałem z nim raz czy dwa i był bardzo zwj czajny, bardzo miły." Tim Staffell miał później wspomnieć, że handlowanie na targi sprawiało Rogerowi i Freddie'emu prawdziwą frajdę; byli w swoin żywiole. „Oni czerpali radość ze świrowania", powiedział Staffell, „Freddie rozwinął afektowaną część swojej natury, którą uważa za zabawną. Nigdy nic nie wskazywało na to, że jest gejem. Nigdjf nie afiszował się ze swoją seksualnością."6 Freddie zaczął jeździć z zespołem Smile w trasy koncertom jako akceptowany i oczekiwany członek ich świty. W kwietr 1969 roku Smile zagrał w lodyńskim klubie Revolution, gdzie mu zycy poznali człowieka z A & R nazwiskiem Lou Reizner. Reiz-1 ner, który później miał zasłynąć jako producent dwóch pierw-j 92 leńkim śrubo- izystkie gwiaz-rzychodzili tu, t tu wiele razy. ^hristie, Olivia :m jej zegarek, li i wypadali... ) było miejsce, tak? Ten pio-e». Jak mógł-ść. Zawsze się wy się śmiał, śmiać na sam ytnio życiem, i skupiony na :awny. Wtedy Londynu, ale arł. Nadal tu :hroniarskiej, >amięta Fred- ilką gwiazdą jdał ubrania, i, nie oglądał iej lubił tutaj bardzo zwy- inie na targu it\i w swoim ał Staffell. ;tórą uważał lejem. Nigdy I koncertowe W kwietniu n, gdzie mu-iizner. Reiz-cóch pierw- szych solowych płyt Roda Stewarta, był wtedy skromnym łowcą talentów, który poszukiwał nowych zespołów. Zaproponował Smile kontrakt z Mercury Records na nagranie jednego singla, a muzykom tak bardzo zależało na zaistnieniu, że podpisali kontrakt prawie bez zastanowienia. Do czerwca nic się nie wydarzyło, aż wreszcie wytwórnia Mercury uznała, że Smile powinien nagrać nowy materiał. Zespół wszedł do studia Trident w Soho, gdzie nagrał kilka utworów, ale nie wyznaczono żadnej konkretnej daty ukazania się płyty. W kilka miesięcy później Mercury wydała singiel Earth, ale z niewiadomych powodów ukazał się on tylko w Ameryce, gdzie zespół był nikomu nieznany. Singiel przeszedł bez echa, a muzycy poczuli się bardzo rozczarowani. Nadal odnosili natomiast sukcesy podczas występów ma żywo. Nic dziwnego, że wytwórnia Mercury nie chciała stracić kontraktowego zespołu o takim potencjale. Możliwe, że mimo wszystko uznano ich za „zespół albumowy". Brian i Tim skomponowali już sporo utworów. Nagrywali w studio De Lane Lea w Wembley z producentem Fritzem Freyerem. Nic się jednak nie ukazało, a taśmy zniknęły w sejfie na ponad dwadzieścia lat, kiedy ktoś uznał za stosowne wydać maksisingiel Smile w Japonii, gdzie fani Queen są stale spragnieni starych osobliwości. Kiedy rok 1969 zbliżał się ku końcowi, przygnębieni muzycy Smile zastanawiali się nad rozwiązaniem zespołu. Może zaufanie marzeniom było głupotą. Może powinni byli postarać się o stałe posady. Może Roger nie powinien był rzucać studiów dentystycznych. Może mimo wszystko sława gwiazd rockowych nie była im pisana. Z pewnością nie kroczyli drogą usianą różami, jak to sobie wyobrażali, a jeżeli chcieli pozostać w branży i liczyć na sukces, musieli znacznie więcej i ciężej pracować. Brian i Roger zdecydowali, że gra jest warta świeczki i byli gotowi grać dalej. „Im ciężej pracujesz, kochanie, tym większe szczęście ci dopisuje"7, miał powiedzieć pewnego dnia Freddie. Tim postanowił jednak dać sobie spokój. Znużony koncertami, zaczął podejrzewać, że Smile nie jest zespołem dla niego. „Nabrałem dość negatywnego nastawienia do tego, co robiliśmy i do własnej gry na basie", powiedział później. „Pojawiło się we mnie napięcie i przestałem być zadowolony z kierunku, w jakim zmierzaliśmy. Usłyszałem Jamesa Browna i pomyślałem: Boże!... W sumie całkowicie zmieniłem muzyczną orientację."8 Staffell opuścił Smile, by zasilić skład popowej grupy Humpy Bong, w której grał były perkusista Bee Gees. Przemknęli jak me- 93 teor. Jeden singiel, jeden występ telewizyjny i Humpy Bongi szedł w zapomnienie. Tim przez pewien czas pozostawał na soi muzycznej, ale w końcu całkowicie zmienił zainteresowania i s się efektami specjalnymi w telewizji. Pewnego dnia miał ponów zasmakować przelotnej sławy jako twórca pociągów w telewiz nym programie Thomas the Tank Engine. W porównaniu z da nymi kolegami z zespołu Tim spądził większość życia na uboci ale niczego specjalnie nie żałuje. Dawny lider zespołu rockowi| powiedział wiele lat później: „W przeciwieństwie do Freddie'ego widowiskowość nigdy i leżała w mojej naturze. Żałowałem, że przestałem być muzykiem, ale nie żałowałem odszedłem ze Smile. Dobrze, że usunąłem się z drogi, bo w pn ciwnym razie Queen nigdy by nie powstał, a świat straciłby mu y-stwo świetnej muzyki. Smile nigdy nie dokonałby czegoś takiego ,,-L Odkąd Smile stracił wokalistę, wytwórnia Mercury Recon nu: przestała uznawać ich za zespół. Roger i Brian zostali zwolnią by) z kontraktu i znaleźli się w zawieszeniu. Wpadli w przygnębieni ale nie na długo. Zmusiwszy się do optymizmu, przekonywali si ry bie nawzajem, że muszą potraktować niepowodzenie jako bodzii po do większego wysiłku. Prowadzili szczere rozmowy, zasięgali rai ne przyjaciół. Brian, Roger, Tim oraz paru muzyków z zespól sta o nazwie Ibex mieszkali teraz w maleńkim mieszkaniu z jedną sj ro pialnią w bliźniaku „Carmel" przy Ferry Road w Barnes. Do lo Ti katorów należały też siostry Helen i Pat McConnell, które zoba dc czyły występ Smile w miejscowym pubie i dołączyły do ekipy. I al< był szczęśliwy okres w życiu muzyków; w późniejszych latacl ki wyidealizowali go nie do poznania. Mieszkanko przeszło do hi Je storii jako „Bohema", chociaż była to zaledwie marna nora: zatto ki czona, brudna, pozbawiona jakichkolwiek jadalnych produktów P< Lokatorzy żyli ściśnięci jak śledzie w beczce: większość musiali w; spać na materacach na podłodze. Co gorsza, ostatnio pojawił sij ta nowy lokator nazwiskiem Freddie Bulsara. Co jego zdanien powinni zrobić? L b; st F i si J ROZDZIAŁ SZÓSTY Freddie wchodzi na pokład „Dlaczego tracicie czas? Powinniście grać bradziej oryginalne numery. Wasza muzyka powinna trafiać do słuchaczy. Gdybym był waszym wokalistą, właśnie na tym bym się skoncentrował/'' Tak w roku 1970 powiedział do Rogera i Briana Freddie, który nigdy niczego nie owijał w bawełnę. Cóż, zwrócili się do niego po rade. Freddie wypowiedział swoją opinię autorytatywnym tonem, ponieważ w tym czasie sam śpiewał w zespole. Nadal pozostając pod wrażeniem Hendrixa, a także pełen podziwu dla gitarowej gry Briana, Freddie postarał się o używaną gitarę i poprosił Tima, żeby ją przestroił i dostosował do jego potrzeb. Prawdopodobnie już wtedy wiedział, że nie zostanie mistrzem gry na wiośle, ale to nigdy nie było celem Freddie'ego. Postanowił pisać piosenki, musiał więc na tyle poznać gitarę, by radzić sobie z akordami. Jego pierwsze próby kompozycyjne były takie same jak wszystkich innych ludzi — nieporadne, surowe i straszliwie osobiste. Później nauczył się poruszać bardziej abstrakcyjne koncepcje, wykraczać poza własne doświadczenia i eksperymentować z tematami, które miały bardziej uniwersalny oddźwięk. Tuż po ukończeniu college'u Freddie został pewnego wieczoru przedstawiony zespołowi Ibex, który przyjechał z Liverpoolu do Londynu w poszukiwaniu kontraktu. Podobnie jak Smile, Ibex był triem, w którego skład wchodzili: gitarzysta Mikę Bersin, basista John Taylor („Tupp") oraz perkusista Mick Smith („Miffer"). Freddie poznał też ich świeżo upieczonego menedżera/kucharza i zmywacza butelek Kena Testi oraz Geoffa Higginsa, innego basistę, który czasami grał z Ibex, żeby Tupp, który wielbił zespół Jethro Tuli, mógł grać na flecie. 95 Ibex stanowił dość imponującą ekipę, która wywarła sja wrażenie na Freddiem. Mimo to nie uszło jego uwadze, że braj; wało im przyzwoitego wokalisty. Podobnie jak uczynił w pia padku Smile, zaczai się pojawiać na próbach i koncertach Ita a niekiedy stawał przy mikrofonie, by śpiewać razem z Mike'ii Bersinem. W końcu, podczas jednej z prób w Imperiał Collega na której Ibex wypadł korzystnie na tle innych próbujących i b centrujących zespołów — muzycy zaprosili Freddie'ego na pin słuchanie w charakterze wokalisty. Uznali, że Freddie dyspoia fantastycznym głosem o cudownej skali. Musiał tylko nauczyćć panować nad głosem i podawać go właściwie. Chociaż cierpieli na chroniczny brak gotówki, bawili siejg skonale. Pomimo wilgotnych, zatłoczonych mieszkań i dziurawy kieszeni ci, którzy tam byli, wspominają szalone dni, dzikie pra< cia z dużą ilością marihuany (kupowanej na targu Kensingy i mieszanej z herbatą jaśminową, niewiele snu i jeszcze mniej/ dzenia. Freddie, chudy jak patyk z powodu niedożywienia, podi nie jak pozostali, kiedy nie pracował na targu, poświęcał cały c> na próby z Ibex, który wykonywał własne wersje przebojów % Stewarta, Beatlesów i Yes. Tworzyli własny wizerunek scenią i dopracowali kilka skromnych znaków firmowych: na pr:'yki zawsze rozpoczynali występ od Jailhouse Rock Elvisa, wielb, przeboju dwanaście lat wcześniej. Barwy styl Freddie'ego zaczął wreszcie ujawniać, niekiedy ku zakłopotaniu pozostałych czl) ków zespołu, których sceniczna obecność była w porównaniu z \ dosyć powściągliwa. ] „Dawał takie same występy jak u szczytu swojej karier wspominał Ken Testi. „Był gwiazdą, zanim został gwiazdą, j wiesz, co mam na myśli. Paradował po scenie dumny jak pa W roku 1969 Ibex koncertował po całym kraju, a najwięk popularnością cieszył się na północy Anglii, co wiązało się z rq larnymi, nużącymi podróżami autostradą Ml. Zespół wkró zmęczył się podróżowaniem. W Londynie nie zaproponowano żadnego nagrania, postanowili więc, że wrócą do Liverpoc Freddie'emu ten pomysł nie przypadł do gustu, ale wszystkimi nym odpowiadał. Nie pozostało mu nic innego, jak uśmiech! się i spróbować szczęścia. Właściwie niewiele się zmieniło. Nai spali na podłodze, nadal głodowali. W końcu, jak stało w przypadku Tima Staffella w zespole Smile, muzycy Ibex zaa się zastanawiać, czy gra jest warta zachodu. Mick Smith miał k poty rodzinne i nagle stanął przed koniecznością zatrudnienia 96 na stałej posadzie, by pomóc matce. Po jego odejściu za bębnami zasiadł Richard Thompson, przyjaciel zespołu. Zagrali tylko jeden katastrofalny koncert. Nawaliło wszystko, co tylko mogło nawalić nagłośnienie, światła, sprzęt. Nawet mikrofon zawiódł oczekiwania Freddie'ego. Nabrał zwyczaju obracania mikrofonu w palcach. Ten egzemplarz składał się z górnej części oraz ciężkiego starego stojaka. W pewnym momencie Freddie chwycił mikrofon energicznie i spróbował nim machnąć, ale stojak po prostu odpadł. Niezrażony, Freddie zafurkotał imponująco samą tylko górną częścią. Narodził się znak firmowy gwiazdy. W tym czasie zaczai się ujawniać dziwny paradoks Freddie'-ego-wykonawcy i Freddie'ego Bulsary. Kiedy tylko dysponował czymś, co mogło uchodzić za scenę, Freddie kreował pewną siebie osobę, której każdy gest, każdy ruch był barwny i melodrama-tyczny. Nie można było oderwać od niego oczu. Zachowywał się w sposób majestatyczny, niezapomniany. Ale kiedy nie znajdował si? na scenie, krył się w kuchniach i kredensach, w prowizo-f rycznych garderobach, którymi zespoły musiały się zadowolić, grając w pubach i klubach. Freddie ukradkiem wciskał się w ręcznie szyte, obcisłe spodnie, tak wąskie, że ledwo mógł w nich usiąść. Dosyć niski, drobnej budowy, nie był przystojny w tradycyjnym sensie. Wiedział, że się wyróżnia z powodu śniadej cery i czasami czuł się zażenowany z tego powodu. Ciemne oczy zasłaniał grzywką, a wystające zęby zakrywał dłonią, kiedy chciał się uśmiechnąć. Po występie zmuszał się do rozmowy z fanami, ale nigdy nie wiedział, co właściwie ma mówić. Co więcej, chociaż Freddie doskonale władał językiem angielskim, precyzyjnie wymawiał samogłoski i spółgłoski, to mówił jakby szeptem, z wahaniem, boleśnie światom nieznacznego seplenienia. Tylko kiedy czuł, że znajduje się wśród przyjaciół, jego entuzjazm, poczucie humoru, szalona wyobraźnia i iskrząca się osobowość ujawniały si? w całej krasie. W takich chwilach zachowywał się po królewsku i sprawiał, że słuchacze spijali mu słowa z ust. Przez resztę czasu zachowywał milczenie i próbował się wtopić w tło. Nigdy nie opanował sztuki udawania pewności siebie wśród obcych. W nadchodzących latach ta sytuacja właściwie nie miała się zmienić. Freddie był rozluźniony i szczęśliwy na własnych przyjęciach, ale na cudzych czuł się jak ryba wyjęta z wody. Należy też dodać, że w tym czasie nie nabrał jeszcze zwyczaju upijania się albo odlatywania na narkotykach. Jednym z powodów był fakt, że nie mógł sobie na to pozwolić. Kilku przyjaciół 7 — Freddie Mercury 97 pamięta, że w pubach Freddie zamawiał porto z cytryną, co, ń się zs niem jego rówieśników, „piły wtedy wszystkie niańki. To b wości drink dziewczyn." toczy Nie należy się dziwić, że Freddie wkrótce zmęczył się Liva nawę poolem i sypianiem na cudzych podłogach z powodu braku pii „i niędzy. Wkrótce po swoich dwudziestych trzecich urodzinach pi mądr żegnał się z Ibex i wrócił do domu, a Mikę Bersin poszedł w jej sławr ślady. Śpiewanie w zespole stało się prawdziwą obsesją Freddie K ego. Wypatrywał ogłoszeń „Poszukiwany wckalista", ale możiwpn wości było niewiele. Postanowił, że nie zmarnuje żadnej okazji. P równ pierwszym przesłuchaniu został wokalistą w zespole Sour Ml Fred( Sea. Wokalista i gitarzysta Chris Chesney miał tylko siedemnaśo nać c lat, ale natychmiast znalazł wspólny język z Freddiem; wkróti oczet zamieszkał razem z nim i jego paczką w przeludnionym mieszki że pc niu przy Ferry Road. Pozostali członkowie Sour Milk Sea b] i ubr; zazdrośni o bliską przyjaźń Chrisa z Freddiem, toteż zespół roi grani padł się zaledwie po kilku tygodniach. Wkrótce potem to sani twon stało się z przyjaźnią Chrisa i Freddie'ego. Chris położył uszy p ludzi sobie i wrócił na studia do Oxfordu, a Freddie ponownie zacz Z jeć się zastanawiać nad niepewną przyszłością. wysił Jakby mało miał kłopotów na głowie, Freddie zaczął się ti wiał borykać z własną seksualnością. Ludzie z jego paczki pamiętaj dać c że wykazywał żywe zainteresowanie całą koncepcją homoseksui któn lizmu i spotykania się z gejami, ale nigdy nie zdobył się na odwi się o gę, żeby cokolwiek z tym zrobić. Od czasu do czasu na pewn nie c ulegał kobiecym wdziękom. Krążyła pikantna plotka o Freddiei P i jego koleżance ze studiów Rosemary Pearson, z którą jakol ku, spędził noc, ale nie stanął na wysokości zadania. Jak powiedzii wsiai jeden z kolegów Freddie'ego ze studiów: fikać „Myślał, że podobają mu się kobiety, ale dopiero po pewnyi trafiJ czasie zdał sobie sprawę, że jest gejem... Chyba nie potrafił si wied uporać z uczuciami, jakie budziła w nim ta świadomość. Hornu przy seksualizm najwyraźniej go fascynował, ale także budził lęk. AV] czesi daje mi się, że wzdragał się i bał uznania siebie za geja." w ot Inny przyjaciel pamięta, że Freddie zaczai regularnie odwii czek dzać znajomych gejów w innej części Barnes, niedaleko Ferr kurs Road. Eskapady te utrzymywał jednak w tajemnicy przed swoin stins współlokatorami. Jak mógł wytłumaczyć swoje uczucia przyjacio dziłe łom, skoro sam nie potrafił się z nimi uporać? Freddie zaczął si daw niepokoić wrażeniem, jakie robił; czasami zupełnie zamykał si strać w skorupie. Przyjaciele wspominają, że mniej więcej w tym okrt ni t 98 cytryną, co, zda-niańki. To był [leczył się Liver-ivodu braku pie-i urodzinach po-i poszedł w jego >bsesją Freddie'-ista", ale możli-adnej okazji. Po pole Sour Milk ko siedemnaście ddiem; wkrótce ionym mieszka-r Milk Sea byli ateż zespół roz-potem to samo położył uszy po onownie zaczął e zaczął się też czki pamiętają, ą homoseksua-ył się na odwa-zasu na pewno ka o Freddiem i którą jakoby Jak powiedział ro po pewnym nie potrafił się >mość. Homo-ludził lęk. Wy-a geja." ułamie odwie-edaleko Ferry ' przed swoimi jcia przyjacio-idie zaczął się e zamykał się :j w tym okre- sie zaczęły się ujawniać mniej sympatyczne aspekty jego osobowości. Potrafił być egotyczny, drażliwy, humorzasty, jak gdyby toczył potężną wewnętrzną walkę. Pewna kobieta zapamiętała go nawet z tego okresu jako: „niezbyt inteligentnego człowieka. Był frywolny i dość niemądry, brakowało mu głębi. Odnosiło się wrażenie, że chce zostać sławny, ale nie bardzo wie, jak się do tego zabrać." Każdy ma swoją ciemniejszą stronę. Możliwe, że akurat w przypadku Freddie'ego wcale nie była ona taka ciemna w porównaniu z większością ludzi. Ale przynajmniej nie był okrutny. Freddie ani razu nie posłużył się drugim człowiekiem, aby osiągnąć cel. Przeciwnie, z radością pozwalał się wykorzystywać, nie oczekując niczego w zamian. Najbardziej irytujące było w nim to, że potrafił być nieznośnie próżny; nieustannie poprawiał włosy i ubranie, żeby się upewnić, czy wygląda „jak trzeba". Niekiedy graniczyło to z obsesją. Hołdował różnym niepojętym dziwactwom, które czyniły go śmiesznym, jeśli nie żałosnym. Wszystkim ludziom, którzy zechcieli słuchać, mówił, że zostanie „Legendą". Z jednej strony żył niezwykle skromnie, z drugiej wkładał wiele wysiłku w to, by zachować klasę. Na przykład stanowczo odmia-wiał korzystania z publicznych środków komunikacji; wolał wydać ostatnie kilka funtów na taksówkę niż na przyzwoity posiłek, którego tak bardzo potrzebował. Przyjaciele Freddie'ego zaczęli si? o niego niepokoić. Zastanawiali się, co się z nim stanie, jeśli nie osiągnie sukcesu w branży muzycznej. Ponieważ w życiu Freddie'ego brakowało stabilizacji i kierunku, jest zrozumiałe, że zaczai się zastanawiać, czy na pewno wsiadł do właściwego pociągu. W końcu miał odpowiednie kwalifikacje i potencjał, by zrobić karierę projektanta, gdyby tylko potrafił się nagiąć do rutyny pracy od dziewiątej do piątej. Freddie wiedział w głębi serca, że po prostu nie jest stworzony do szarej, przyziemnej egzystencji. Wiedział, że jest inny niż wszyscy. Jednocześnie zaczynało do niego docierać, że powinien przestać bujać w obłokach i zacząć zarabiać na życie, bo w przeciwnym razie czeka go ponura przyszłość. W pierwszych tygodniach 1970 roku kursował po londyńskich agencjach ze swoją teczką. Agencja Au-stina Knighta mieszcząca się przy Chancery Lane w Holborn zgodziła się go reprezentować i szukać w jego imieniu zamówień wydawniczych. Jak można się było spodziewać, Freddie wkrótce stracił cierpliwość. Nie mógł znieść nudy oczekiwania, aż zadzwoni telefon. Został wolnym strzelcem, zamieścił kilka ogłoszeń. li 99 Wiele wieczorów spędzał jednak z kumplami ze Smile, chodził na ich próby i koncerty, irytowało go to, że sam nie występuje. Kiedy frustracja osiągnęła punkt kulminacyjny, Freddie uznał, że pozostało mu tylko jedno wyjście: skompletować własny zespół. Zebrał Richarda Thompsona, który od święta grał na perkusji w Ibex, Mike'a Bersina oraz Tuppa Taylora i zamienił Ibex w zespół Wreckage. Pierwszy koncert odbył się w Ealing College of Art i był to ten sam występ, który zapamiętał Jerry Hibbert jako wydarzenie, które pozostawiło go zupełnie zimnym. Freldie się nie przejmował, ponieważ tego wieczoru był w gronie przyjaciół: stawili się wszyscy współlokatorzy, włącznie z Rogerem i Brianem oraz stała ekipa z Kensington. Nawet jeżeli zespół nie był wiele wart, to Freddie dał oszałamiający występ; większość widzów wyszła zdumiona tym, co zobaczyli. Freddie objawił się jako lider z prawdziwego zdarzenia. Wkrótce potem Wreckage zagrał koncert w Imperiał College, po którym posypały się zamówienia z klubu rugby. Mimo to frustracja nie opuszczała Freddie'ego. Wiedział, że ma w ręku wszystkie niezbędne atuty, ale coś nie pasowało. Może Wreckage nie był odpowiednim zespołem dla niego. Może po spowalniali. W końcu jedna z wiodących wytwórni płytowych powinna mu już zaproponować kontrakt na trzy albumy, prawda? Freddie pragnął sukcesu i nie zamierzał czekać. Oznajmił kolegom, że odchodzi i taki był koniec Wreckage. „Myślę, że Ibex wypełnił pewną lukę w życiu Freddie'ego", zauważył później Ken Testi. „Chciał śpiewać w zespole, a Ibex odniósł ogromną korzyść z jego obecności. To było małżeństwo z wygody dla zainteresowanych stron. Wszyscy byliśmy bardzo naiwni, nie wyłączając Freddie'ego. Śpiewanie w Ibex było dla niego jak pierwszy używany samochód, który kupujesz, kiedy uda ci się odłożyć trochę pieniędzy. Po pewnym czasie chcesz czegoś lepszego."2 Nikt nie winił Freddie'ego za zgon zespołu. Nie ulegało wątpliwości, że wszyscy zainteresowani odczuli silny wpływ tego człowieka, jego ambicji, entuzjazmu do życia. Ken Testi wyraził odczucie wszystkich, kiedy powiedział: „Znajomość z Freddiem była pouczająca. Angażował się we wszystko, co robił. Miał w sobie nieustępliwość, skupienie, pragnienie doskonałości." Bersin i Taylor otrząsnęli się z uczucia zawodu i wrócili do rodzinnego Liverpoolu. Thompson rozpłynął się bez śladu w kłębach smogu londyńskiej sceny muzycznej. Pozostali muzycy nadal 100 ;, chodził na ępuje. Kiedy lał, że pozo-:spół. Zebrał usji w Ibex, :x w zespół llege of Art ert jako wy-:ddie się nie syjaciół: sta-i i Brianem ie był wiele widzów wy-? jako lider zagrał kon-zamówienia 7reddie'ego. ale coś nie społem dla rch wytwór-t na trzy al-rzał czekać, reckage. lie'ego", za-a Ibex od-tnałżeństwo my bardzo ix było dla , kiedy uda cesz czegoś ;ało wątpli-tego czło-&yraził odwal się we enie, prag- wrócili do adu w kłę-zycy nadal gnieździli się w zatłoczonym mieszkaniu w zachodnim Londynie. Roger i Brian nie mieli wokalisty. Freddie nie miał zespołu. Rozwiązanie narzucało się samo. Gdyby nie siła przekonywania i zwyczajny upór Freddie'ego, w kwietniu 1970 roku mógłby zostać wokalistą zespołu o nazwie The Grand Dance lub The Rich Kids. Pierwsza z tych nazw została zaczerpnięta z książkowej trylogii C.S. Lewisa Z milczącej planety — Perelandra — Ta ohydna siła, której wielbicielami byli Roger i Brian. Obaj twierdzili, że The Grand Dance jest doskonałą nazwą dla zespołu. Kilka lat później przyszły członek zespołu Sex Pistols nazwał swoją grupę właśnie The Rich Kids. Freddie nie przyjmował tych propozycji do wiadomości. Twierdził, że jedno-wyrazowe nazwy są najlepsze, ponieważ są chwytliwe, dosadne i zapadają w pamięć. Dyskusja jest wykluczona, kochani, musimy się nazywać Queen. Początkowo pozostali muzycy się opierali, głównie dlatego, że słowo ąueen* nabrało w ostatnim czasie pejoratywnych skojarzeń w odniesieniu do homoseksualności. W tym okresie słowa „gej" używano rzadko. Później zrobiło ono karierę, przypuszczalnie w opozycji do gueer, swego bardziej pejoratywnego poprzednika. Sam Freddie, chociaż nie zdeklarował się formalnie jako homoseksualista (nigdy nie miał tego uczynić), zdążył się już przyzwyczaić do określenia „stara królowa". Nie czuł się urażony tym epitetem, przeciwnie, bawił go on. Podobały mu się królewskie, androginiczne, wielowarstwowe implikacje; co więcej, tytuł ten dawał Freddie'emu asumpt do bezkarnie zniewieściałego zachowania się na scenie, które przecież stanowiło część jego roli. Brian i Roger wkrótce przystali na propozycję Freddie'ego, ponieważ dostrzegli jej zabawny aspekt. A skoro niełatwo sobie wyobrazić dwóch mężczyzn bardziej w typie macho, z punktu widzenia Briana i Rogera nazwa Queen stanowiła szaloną parodię. Okazało się, że jest to natchniony wybór. Po wymyśleniu oryginalnej nazwy dla zespołu Freddie postanowił zrezygnować ze swego nazwiska. Miejsce Bulsary zajął Mer-cury, na cześć rzymskiego posłańca bogów. Merkurego kojarzono też z greckim bogiem Hermesem; przedstawiano go w skrzydlatych sandałach, wyposażonego w skrzydlatą laskę, którą oplatały węże. Jest to nazwa rtęci, jedynego ciekłego metalu, gęstej, ruchliwej, srebrzystej cieczy występującej w przyrodzie, znanej starożytnym Chińczykom i Indusom. Rtęć odkryto też w egipskich ąueen (ang.) — królowa, ale także określenie homoseksualisty (przyp. tłum.) 101 grobowcach pochodzących z około 1500 roku przed naszą erą. j Merkury jest również nazwą planety położonej najbliżej Słońca,] tej, która nie ma księżyca. Istnieje wiele teorii, usiłujących wyjaśnić wybór Freddie'ego, Ale, zdaniem Jima Jenkinsa, wieloletniego fana Queen i współautora książki As It Began, „Freddie powiedział mi osobiście w 1975 roku, że wybrał nazwisko na cześć posłańca bogów. Pamiętam to tak dobrze, jakby powiedział mi to przed chwilą. Niektórzy twierdzą, że przyjął nazwisko na cześć Mike';i Mercury'ego z telewizyjnego programu Fireball XL5, ale mogę was zapewnić, że to nie miało żadnego związku z nim." Chociaż powszechnie zakłada się, że Freddie zmienił nazwisko na mocy jednostronnego aktu prawnego około 1970 roku, w pub-j licznym archiwum nie ma na to żadnych dowodów. W trakcia poszukiwań zostałam skierowana do urzędu stanu cywilnego w Kew, ale moje dochodzenie okazało się bezowocne. Chociaż znaleźli nazwisko Eltona Johna, to po Freddiem nie został żaden ślad. Rzecznik urzędu powiedział mi jednak: „Dawniej zaledwie dziesięć procent zmian nazwisk była rejestrowana przez Sąd Naj- j wyższy i pojawiała się w naszym archiwum. Obecnie jest to właś- < ciwie pięć procent. Nie jest to żaden wymóg prawny, ponieważ możesz się nazwać tak, jak ci się żywnie podoba. Niewykluczone, że Freddie Mercury zmienił nazwisko przy pomocy adwokata. Po spisaniu dokumentów on zatrzymałby jedną połowę, a adwokat drugą." Astrologiczne zainteresowania Freddie'ego ujawniły się później, kiedy zaprojektował słynne logo Queen. Łącząc symbole zodiakalne wszystkich członków zespołu, logo składało się z dwóch lwów Deacona i Taylora, kraba Maya spod znaku Raka, wróżki Mercury'ego spod znaku Panny; całości dopełniała stylizowana litera Q z wyszukaną koroną w środku. Osiemnastego września 1970 roku Roger i Freddie zamknęli stragan na targu Kensington, by uczcić pamięć swojego idola Jimi Hendrixa, którego znaleziono martwego w jego mieszkaniu. Freddie był zdruzgotany i zbyt przygnębiony, by pracować. Wkrótce jednak nabrał przekonania, że jego życiowa misja polega na przejęciu schedy po Hendrixie. Następnym punktem programu było zatrudnienie basisty. W ciągu 1970 roku przez zespół przewinęło się kilku basistów, aż trójka przyjaciół zaczęła tracić nadzieję, czy kiedykolwiek znajdą czwartego na stałe. Poszukiwania odpowiedniego gitarzysty ba- 102 sowego toczyły się pełną parą. Wreszcie, w lutym 1971 roku w londyńskiej dyskotece natknęli się na Johna Deacona. Urodzony w Leicester Deacon, który grywał z rozmaitymi zespołami od czternastego roku życia, studiował elektronikę w Chelsea College na Uniwersytecie Londyńskim. Był człowiekiem małomównym o żywym umyśle i miał ostry rytm we krwi. Okazało się też, że ma dryg co wzmacniaczy i sprzętu muzycznego, a poza tym właśnie rozglądał się za zespołem, do którego mógłby dołączyć. Ale to nie było wszystko. Jak powiedział Roger: „Uznaliśmy, że John jest wspaniały. Cała nasza trójka bardzo się ze sobą zżyła, świrowaliśmy na potęgę, więc pomyśleliśmy, że skoro John jest taki cichy, to zaadaptuje się bez większyć tarć. Poza tym świetnie grał na basie, a fakt, że okazał się geniuszem elektronicznym, przeważył szalę." Nastało sześć miesięcy niezwykle intensywnych prób, podczas których Brian, Roger i Freddie przekazywali swój repertuar nowemu członkowi zespołu. W tym czasie John jeszcze studiował, a Brian pisał pracę magisterską. Tylko Roger i Freddie mogli sobie pozwolić na poświęcenie całego czasu Queen. Mimo to zespół w swoim ostatecznym składzie mógł wystąpić po raz pierwszy w college'u w Surrey pod koniec semestru letniego w 1971 roku. Wkrótce potem zagrali w Imperiał College. Roger zapisał się na wydział biologii w North London Polytechnic, co dało mu prawo do grantu, który zasilił jego szczupłe fundusze. Freddie jako jedyny członek Queen nie zajmował się wyższym wykształceniem. Miał inne sprawy na głowie. Jedynym sposobem na „dotarcie się" jako zespół było jak najczęstsze wspólne granie, toteż Queen rzucił się w wir koncertów ze wznowioną energią. Dzięki popularności Rogera na zachodzie kraju otrzymywali wiele zamówień z lesistego półwyspu, często jeździli tam na kilka dni i spali na podłodze w domu matki Rogera w Truro. Win wspominała później: „Freddie był najbardziej nieśmiałym, najcichszym człowiekiem w zespole. Prowadzenie konwersacji nie było jego domeną. Zawsze miał na sobie nieskazitelnie czyste ubranie i zawsze potrafił gdzieś wywęszyć parę białych spodni. Zachowywał się w znie-wieściały sposób, ale mówiliśmy: «Och, Freddie, po prostu pójdź na całość.» Miał długie włosy, a chłopcy nosili wtedy futra. W Kornwalii rzucali się w oczy. Kiedy szłam na zakupy z córką i natykałam się na zespół, zdarzało się, że przechodziłyśmy na drugą stronę ulicy."3 103 ROZDZIAŁ SIÓDMY Czas Mary Dyła wprost wymarzona do tej pracy. Z długimi jedwabistymi włosami koloru moreli, cerą niemowlaka i rzęsami Bambiego. Mary Austin stanowiła ucieleśnienie hippisowskiego kociaka Barbary Hulanicki. Kiedy projektantka mody otworzyła butik Biba w Kensington i wykreowała pogląd, z którego wyrosła cała moda, mogła wybrać Mary albo kogoś podobnego na swoją muzę. Rzeczywistość przedstawiała się nieco mniej bajkowo. Chociaż Mary Austin była piękna, to nawet gdyby zechciała spróbować szczęścia w tej profesji, brakowało jej pewnych przymiotów modelki światowej klasy. Mary była co prawda delikatna i drobno-koścista, obdarzona tą świeżą, mądrą niewinnością, która symbolizowała styl lat siedemdziesiątych, ale brakowało jej długich nóg, przebojowości i egoizmu graniczącego z agresywnością, którego zaczął wymagać zawód modelki. Jak wspomina jej stary przyjaciel Mick Rock: „W szczytowym okresie londyńskiej sceny glam Mary była słodką kobietą, która mogła mieć każdego, mogła robić wszystko, ale nigdy nie uważała się za kogoś wyjątkowego. Nigdy nie chciała w żaden sposób się narzucać. Unikała rozgłosu, była słodka, urocza. Człowiek stale chciał ją przytulić. Blada i skromna, przyglądała się światu uważnie spod lśniących loków. Sposobem bycia przypominała swoją wcześniejszą imienniczkę, Mary Hopkin, świeżutki cud Paula McCartneya, która płaczliwie szczebiotała: „To były piękne dni". Obie miały w sobie czystość, nietykalność i ulotność, które doskonale pasowały do cygańskiej mody tych czasów. Wygląd, który po zastanowieniu można było przypisać Stevie Nicks, piosenkarce zespołu 105 Fleetwood Mac, zadomowił się już na dobre na Kensington High: sukienki midi, długie płaszcze, zamszowe kozaki na koturnach, szyfonowe szale, aksamitne kołnierze, purpurowe wargi i zamglone oczy mówiące: „chodź tutaj". Już jako nastolatka Mary wpadła w wir londyńskiej sceny rockowej. Wrażliwa na modę młoda kobieta nie mogłaby sobie wymarzyć lepszego miejsca pracy niż butik Biba na Ken High. Wypełniona kadzidlanym dymem, ozdobiona paprociami Mekka wyznawców mody była sezamem ubrań, kosmetyków i najróżniejszych akcesoriów, gdzie przychodziły zarówno znane osobistości, jak i anonimowi entuzjaści, którym wciąż było mało unikalnego stylu Biba. W pewnym sensie praca we wpływowym sklepie mogła się wydawać dziwnym wyborem jak na cichą dziewczynę w rodzaju Mary. Trzymała się na uboczu i nigdy nie robiła szumu wokół swojej osoby. Krążyły plotki, że rodzice Mary są głuchoniemi, więc wyrosła w milczącym świecie. Jednak niewiele osób znało fakty z jej osobistego życia. Mówienie o, sobie nigdy nie przychodziło Mary z łatwością. Mary rzucała czar, ale uroda nie była najbardziej pociągającym aspektem jej osoby. Tajemnica jej magnetyzmu polegała chyba na nieśmiałości oraz skłonności do introspekcji. Brian May jako pierwszy zwrócił uwagę na Mary, która pod wieloma względami była jego ideałem dziewczyny. Niezwykle wysoki, śniady, „do schrupania", jak mówiło się w latach siedemdziesiątych, Brian nie zwlekał z umówieniem się z Mary na randkę. Zafascynowany jej prawie stoickim spokojem, pogodą ducha i mądrością ponad wiek, umówił się z nią w 1970 roku, po czym przedstawił Mary Freddie'emu. Co ciekawe, Freddie wspominał później, że on i Mary poznali się w 1970 roku, ale Mary twierdziła, że miało to miejsce w roku 1976. „W tym miesiącu mija szesnasta rocznica naszego pierwszego spotkania, miała powiedzieć w wywiadzie dla Daily Express w kwietniu 1992 roku, chociaż należy dopuszczać możliwość błędu w druku lub niedokładność cytatu.1 Jest powszechnie wiadome, że Freddie i Mary poznali się na długo, zanim zespół osiągnął sukces. Jak sama powiedziała: „Kiedy się poznaliśmy, nie mieliśmy nic, więc to było na dobre i na złe." W tym samym wywiadzie czytamy, że Mary miała wówczas dziewiętnaście lat. Ale wiele lat później, w 1996 roku, kiedy rozmawiałam z Mary na temat upływu lat i problemów matek w śred- 106 l )bre na Kensington High: we kozaki na koturnach, irpurowe wargi i zamglo- w wir londyńskiej sceny )bieta nie mogłaby sobie utik Biba na Ken High. siona paprociami Mekka kosmetyków i najróżniej-równo znane osobistości, |ż było mało unikalnego pływowym sklepie mogła cha dziewczynę w rodza-r nie robiła szumu wokół e Mary są głuchoniemi, lak niewiele osób znało sobie nigdy nie przycho- a najbardziej pociągają-ignetyzmu polegała chy-rospekcji. Brian May ja-)ra pod wieloma wzglę-szwykle wysoki, śniady, siedemdziesiątych, Brian randkę. Zafascynowany icha i mądrością ponad czym przedstawił Mary lał później, że on i Mary siła, że miało to miejsce dca naszego pierwszego tóe dla Daily Express łuszcząc możliwość błę-;st powszechnie wiado-i, zanim zespół osiągnął :, więc to było na dobre i Mary miała wówczas 996 roku, kiedy rozma-blemów matek w śred- nim wieku, które zastanawiają się nad urodzeniem dziecka, powiedziała mi, że ma czterdzieści pięć lat. Oznaczałoby to, że urodziła się w 1951 roku. Spróbowałam uściślić te fakty, składając podanie o kopię świadectwa urodzenia Mary. Okazało się, że w spisie urzędu statystycznego występuje dziesięć kobiet nazwiskiem Mary Austin, zarejestrowanych w pierwszych dwóch kwartałach 1951 roku. Nie dysponując żadnymi dodatkowymi informacjami (Mary grzecznie odmówiła udzielania ich tłumacząc, że to nie ona, ale Freddie był gwiazdą rodziny), nie mogłam ustalić nic więcej. Tak więc, jeżeli pamięć nie zawiodła Freddie'ego, kiedy powiedział, że poznali się w 1970 roku, a Mary zapamiętała właściwie, że miała wtedy dziewiętnaście lat, oznaczałoby to, że odnaleźli się sześć lat wcześniej, niż powiedziała w wywiadzie. Wynikałoby z tego, że w chwili śmierci Freddie'ego byli oddanymi towarzyszami życia od blisko dwudziestu dwóch, nie szesnastu lat. Bez względu na fakty, przyciąganie między nimi miało charakter obopólny, natychmiastowy i trwały, a Mary i Freddie mieli dla siebie nawzajem pozostać najważniejszymi osobami w życiu. Może się więc wydać dziwne, że przez sześć miesięcy od pierwszego spotkania Mary trzymała się z dala od Freddie'ego. Dopiero po kilku latach wyjaśniła, że postępowała tak, ponieważ sądziła, że Freddie bardziej interesuje się jej bliską przyjaciółką. Pewnego wieczoru, po koncercie Queen, zostawiła Freddie'ego przy barze ze swoją przyjaciółką, poszła do toalety i więcej nie wróciła. Freddie oniemiał, ale nie dał się zrazić. Przeciwnie, skorzystał z najbliższej okazji, żeby umówić się z Mary i odtąd stali się nieodłączną parą na resztę życia Freddie'ego. Pod wieloma względami Freddie i Mary mieli ze sobą wiele wspólnego. Oboje wyobcowali się od rodziców i postanowili budować własną niezależność. Oboje mieli osobowość przypominającą „czubek góry lodowej" w tym sensie, że to, co ujawniali innym, stanowiło zaledwie mikroskopijną część ich charakteru. Oboje sprawiali niekiedy wrażenie osób powierzchownych, nonszalanckich i frywolnych, z materialistycznymi skłonnościami i tendencją do życia z dnia na dzień, zwłaszcza w młodości. Wszystko to jednak stanowiło tylko wizerunek mający ukryć ich wrodzoną nieśmiałość. Zarówno Freddie, jak i Mary byli wrażliwymi ludźmi, zachowującymi dystans, znacznie głębszymi, niż się niekiedy wydawało. Te wspólne cechy, które przyciągnęły ich ku sobie i stały się fundamentem nierozerwalnej więzi. Jednak w miarę upływu czasu do scementowania związku przyczyniły się kon- 107 trastujące, dopełniające się i przeciwstawne aspekty ich o* „W) wości. Mary sprawiała wrażenie kruchej, zwiewnej, łagodnej', ws] szy, która nie potrafiłaby skrzywdzić muchy. Pod kruchościąkoch ła się jednak niewiaragodna siła i pogoda ducha, które Frobec głęboko podziwiał. W przyszłości miał polegać na Mary, iltfboki czuł, że traci kontrolę i coraz gorzej radzi sobie z wymogami Ma go stylu życia. Nawet jeśli to on był gwiazdą w rodzinie, l Fred była godną zaufania opoką, wybaczającą, akceptującą fiiczeg< matki, do której Freddie lgnął. rzypł „Jestem człowiekiem pełnym skrajności", powiedział ka i ki o sobie Freddie. „Mam łagodną stronę i twardą stronę, rała j środku niewiele. Kiedy odnajduje mnie odpowiednia osoba,rzeci trafie być bezbronny jak dziecko, zresztą właśnie wtedy zonnyn zdeptany. Czasami jednak jestem twardy, a kiedy jestem sirzecs nikt nie może do mnie dotrzeć."2 potk; Mary, która znała go lepiej niż ktokolwiek i potrafiła poi „F instynktownie, kiedy jest „łagodny", a kiedy „twardy", była? ko trwała i nigdy nie odmawiała mu pomocy. Freddie obnosi nią z niezniszczalnym wizerunkiem twardego faceta, pod którym st»r żyj; wał niepewność i lek przed odrzuceniem. Chociaż rzadko sitmajd tego przyznawał, prawie od dzieciństwa cierpiał na manię prze V dowczą. Robił wszystko, żeby ją pokonać, ale miała pozoscowc jego najgroźniejszym demonem prawie do śmierci. Możliwe,i ze\ w reakcji na to irracjonalne uczucie czasami wybuchał gniewgo z potrafił być niemiły albo wręcz okrutny. Sugerowano, że wpiW k niejszych latach Mary wyrobiła w sobie obronną postawę, żMar chronić Freddie'ego i siebie przed mediami i wścibskimi fananiej, często potrafiła być nieufna i podejrzliwa, ale nigdy nie stratnie i zdolności do empatii. Nigdy też nie postępowała świadomie ntylk życzliwie. dw\ Chociaż związek Freddie'ego i Mary stanowił relację umysł sen serca i duszy, nie powinno się ignorować roli ciała w tym rówi stai niu. Związek seksualny zaczął się niemal natychmiast, a okazats tzu na tyle satysfakcjonujący, że trwał przez sześć długich lat. Kiei ludzie mają po dwadzieścia parę lat, sześć lat to całe życie. Ti jes' długi okres oznacza całkowite wzajemne oddanie obojga kochs cz) ków. Tak przynajmniej sądziła naiwna, niczego nie podejrzewaj nie ca Mary. Kochankowie wkrótce zamieszkali razem w jednopoli m^ jowym mieszkaniu przy Yictoria Road, o kilka minut drogi i m< południe od Kensington High Street, okolicy, do której Fredi zv miał wracać przez całe życie. rr>' 108 „Wyrośliśmy razem. Lubiłam go, i od tego wszystko się zaczęło", wspominała później. „Dopiero po trzech latach naprawdę się zakochałam. Od tamtej pory nigdy nie czułam czegoś podobnego wobec nikogo... Kochałam Freddie'ego bardzo mocno, bardzo głęboko."3 Mary przyjęła zasadę otaczania tajemnicą swojego życia z Freddie'em, ale kilkakrotnie opuściła gardę i zdradziła intymne szczegóły. Okazało się na przykład, że ilekroć Freddie poczuł przypływ natchnienia w środku nocy, przyciągał fortepian do łóżka i komponował. Kto mógłby się dziwić, gdyby Mary protestowała przeciwko takim zakłóceniom życia seksualnego czy snu? Przeciętna kobieta nie tolerowałaby długo podobnych obyczajów. Innym razem Mary przyznała, że bardzo wcześnie zaczęła mieć złe przeczucie co do seksualności Freddie'ego, a podczas pierwszego spotkania zastanawiała się, czy może być gejem. „Pewnego dnia powiedział mi, że jest biseksualistą", wyjawiła w końcu w rzadkim wywiadzie prasowym, który przeprowadził z nią David Wigg, dziennikarz zajmujący się rozrywką i lojalny przyjaciel Freddie'ego. „Od tamtej pory myślałam, że pewnie znajdzie sobie kogoś innego, ale nigdy do tego nie doszło." Wkrótce jednak Freddie zaczął sypiać z mężczyznami. Początkowo robił to skrycie, zachowując zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne pozory utrzymywania normalnego związku miłosnego z Mary. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnął, było zadanie jej bólu. W końcu wybiegi Freddie'ego wyszły na jaw i musiał wyjawić Mary prawdę o swojej seksualności. Jeżeli wiedziała o tym wcześniej, wypierała tę myśl. Taka wiedza wiąże się z bólem. Ostatecznie ich związek składał się z czterech odrębnych części. Mary nie tylko dzieliła z Freddie'em jego kipiący talent twórczy, ale także dwuznaczną seksualność. Stanęła przed dylematem, który spędza sen z powiek wielu kobietom. Człowiek z zewnątrz może tylko stać i się przyglądać. Oto co powiedziała kobieta, którą mąż porzucił po dwudziestu latach małżeństwa oznajmiając, że jest gejem: „Jakkolwiek perwersyjnie to brzmi, prawda jest taka, że lepiej jest, kiedy twój mąż zostawia cię dla innego mężczyzny czy mężczyzn niż dla innej kobiety. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale nie chodzi tu o rywalizację. Po prostu w takiej sytuacji odejście męża w mniejszym stopniu przypomina policzek. Przynajmniej masz pewność, że niczego ci nie brakuje jako kobiecie. Mąż nie zwrócił się ku innej kobiecie z oczywistych powodów. Skoro woli mężczyzn, to znaczy, że górę wzięła biologia, koniec, kropka. 109 Najwyraźniej zmagał się z tą decyzją przez cały czas, kiedyZaj wszelką cenę próbował zachować normalność dla dobra mojłidz i dzieci. Nie masz poczucia, że w jakikolwiek sposób zawiodpo\ Oczywiście ta sama sytuacja stanowi wyzwanie dla pewnego tjdzii kobiet, które będą rozmyślnie usiłowały „nawrócić" homoseksizwi listę, jak gdyby chciały potwierdzić siłę oddziaływania swoZwi kobiecych wdzięków. Rozumie się samo przez się, jaka to niektrz; pieczna gra." PQ1 Możliwe, że Mary trzymała się kurczowo nadziei, że Fredtan tylko przechodzi „fazę" i w końcu „pójdzie po rozum do głonmii Była gotowa przymykać oko na jego wybryki. W miarę uplydie czasu stało się jednak jasne, że Freddie rzeczywiście woli sidłu z mężczyznami. Podobnych preferencji nie sposób ukryiza< w nieskończoność i wkrótce nadszedł dzień, kiedy związek FBW die'ego i Mary skończył się we łzach. Można sobie tylko wyot żać bezmiar smutku i rozpaczy Mary. Freddie był jej uwielbiano1 kochankiem, partnerem, najlepszym przyjacielem. Był jedyunk człowiekiem, któremu mogła się zwierzyć ze wszystkiego i być>w ba. Przed urodzeniem dziecka, ten związek stanowił dla Maryidz cję bytu. Jak bardzo musiała się czuć osamotniona. Jaki ból nSa siały jej sprawiać stracone nadzieje i marzenia, jak łatwo jejg| łość do Freddie'ego mogła się przerodzić w nienawiść. O forma za tej kobiety niech świadczy fakt, że odsunęła na bok osobisty i d> i nie pozwoliła umrzeć przyjaźni. Skoro nie mogła mieć Fnżo die'ego wyłącznie dla siebie, przystała na jego warunki. Dzii a 1 niej — zdaniem naocznych świadków, była to głównie zastija Mary, ponieważ Freddie, gnębiony poczuciem winy, przypii czalnie trzymałby się na dystans, gdyby mu pozwoliła — zwiąi w< przerodził się w głęboką platoniczną więź. Niektórzy ludzie oki tu lali uczucia, jakie Freddie żywił dla Mary i jej stosunku do ni| jako „miłość macierzyńską". Może nieprzypadkowo taki wł; tytuł nosił wiele lat później przebój śpiewany przez Freddie'ego Q płycie MADĘ IN HEAYEN, wydanej cztery lata po jego śmie gi Tempo ich związku zmieniało się bardzo szybko. Mary zosti w swego rodzaju osobistą sekretarką, Piętaszką Freddie'ego, je di prawą ręką. Ona sama nazwała siebie później jego „główną % w stentką"; spędzała z nim przynajmniej część każdego dnia. Frt d; die nazywał ją „starą wierną". Mary miała teraz wolną rękę,!nc szukać nowych partnerów, ale miało upłynąć trochę czasu, zali do tego doszło. Nie ulega wątpliwości, że hołdowała marzeniu, pewnego dnia ona i Freddie się zejdą i wszystko „wróci do norm) 110 i, kiedy za >ra mojego zawiodłaś, rtiego typu moseksua-lia swoich to niebez- re Freddie lo głowy", r? upływu woli seks ukrywać ;zek Fred-3 wyobra-ielbianym jedynym ) i być so-Mary ra-i ból mu-ro jej mi-formacie abisty żal ieć Fred-a. Dzięki 5 zasługa )rzypusz-- związek ńe okreś-do niego i właśnie ie'ego na [ śmierci. y została :go, jego ivną asy-ia. Fred-reke, by u, zanim zeniu, iż normy". Zaproponowała nawet Freddie'emu, żeby mieli dziecko, na co udzielił słynnej, choć, zdaniem niektórych, dość bezmyślnej odpowiedzi, że „wolałby mieć kota". Mary miała urodzić dwójkę dzieci; drugie przyszło na świat tuż po śmierci Freddie'ego. Ale jej związki z innymi mężczyznami stale pozostawały pod wpływem związku Mary z Freddie'em, może dlatego, że podświadomie podtrzymywała przy życiu marzenie o Freddie'em i Mary. W okresie powstawania tej książki związek Mary z ojcem jej synów, projektantem wnętrz Piersem Cameronem, jest już zakończony. Mary mieszka z Richardem i Jamie w Garden Lodge, posiadłości Fred-die'ego w Kensington. Gameron miał się poskarżyć, że nie mógł dłużej znieść życia w „świątyni". Powszechnie wiadomo, że Mary zadała sobie wiele trudu, by zachować dom, prawie dokładnie w takiej postaci, jaką kochał Freddie. Co się tyczy Freddie'ego, w późniejszych latach wiązał się zarówno z kobietami, jak i mężczyznami, a Mary nie pozostawało . nic innego, jak to akceptować. Jedno jest pewne: nikt nie zajął w jego sercu miejsca Mary. Nie sposób wyobrazić sobie prawdziwszej miłości niż ta, która była udziałem Freddie'ego i Mary. Sam Freddie powiedział: „Wszyscy moi kochankowie pytali mnie, dlaczego nie mogą zastąpić Mary, ale to po prostu wykluczone. Mary jest moim jedynym przyjacielem i nie chcę nikogo innego. Była dla mnie jak żona. Nasz związek był małżeństwem. Wierzymy sobie nawzajem, a to mi wystarczy. Nie potrafiłbym się zakochać w mężczyźnie tak jak w Mary."4 Przyjaciel Freddie'ego i Mary, londyńczyk Mick Rock, absolwent Cambridge i językoznawca, włączył się w narkotykową kulturę lat siedemdziesiątych, a w 1972 roku, po spotkaniu z Davi-dem Bowie został fotografikiem rockowym. Na początku lat siedemdziesiątych wykonał jedne z pierwszych zdjęć reklamowych Queen, a międzynarodową sławę i pieniądze przyniosły mu fotografie Bowie'ego i Lou Reeda. Obecnie pracuje jako fotografik w swoim nowojorskim studio, gdzie mieszka od końca lat siedemdziesiątych. Rock prowadzi stosunkowo wyciszone życie, w którym trudno się doszukać szaleństw młodości jego i Fred-die'ego. Początkowo udzielał mi wymijających odpowiedzi i odmawiał udzielenia wywiadu. Nagabywałam go przez kilka miesięcy, aż w końcu zgodził się na rozmowę. Rock pamięta Mary jako „prawdziwą świętą". „Mary jest bajeczna, rewelacyjna, bardzo lojalna, bezpretensjo- 111 nalna, dyskretna. Jest dobrym człowiekiem... jednym z najle; szych, jakich poznałem w życiu. Znałem Mary i Freddie'ei w Londynie, kiedy byli parą, w 1973, czwartym, piątym i doski nale się z nimi rozumiałem. Kiedy Queen wypłynął, a ja przenii słem się na Manhattan, często spotykałem Freddie'ego w Nowyi Jorku. Przegadaliśmy długie godziny. Był moim dobrym przyj; cielem, bardzo go kochałem. Ostatnio nie widuję się z Mary. Podczas mojej ostatniej wizyty] w Londynie, może rok temu, umówiliśmy się na herbatę. Powił działa bardzo dziwną rzecz, której wtedy nie zrozumiałem, ale ti raz chyba rozumiem. Powiedziała: «Najpierw mój ojciec, potem Freddie, teraz moi synowie. Wygląda na to, że przyszłam na świat, żeby opiekować się mężczyznami.» Z tych słów wynikało, że taki właśnie los przypadł jej w udziale. Ma dziwne życie, jeśli się nad tym zastanowić, ale jest w nim sens. Mary jest bardzo troskliwą kobietą. Cieszę się, że. Freddie dobrzeją traktował. Kiedy mieszkali razem, tworzyli, jak tp się zwykło mawiać, bardzo interesującą parę. Mary stanowiła klucz do tego, czym stał si( Freddie. Znała go lepiej niż ktokolwiek inny, dlatego zostawił jej prawie wszystko. Pamiętam, jak Freddie się miotał z powodu całej tej sprawy seksualności, zanim postanowił wyjść z ukrycia. Freddie'ego i Mary łączyła prawdziwa miłość. Seks nie miał takiego znaczenia, jak emocjonalna i duchowa więź. Po latach niektórzy ludzie krytykowali Mary bezlitośnie za to, że została w tym domu, kwestionowali jej motywy. Jednak mogę się założyć o własne życie, że nie zrobiła tego dla pieprzonych pieniędzy. Kiedy si? z nią spotkałem, powiedziałem, że najlepsze w tym wszystkim jest to, że mogła zabezpieczyć przyszłość swoim synom. Czasami kiedy o niej myślę, ogarnia mnie smutek. Ale Mary ma w sobie stoicki spokój, który chyba zawsze stanowił część jej natury." Rock jako pierwszy przyznaje, że Freddie miał szczęście zakochując się w takiej słodkiej, wyrozumiałej dziewczynie. Z pewnością nie był najspokojniejszym partnerem życiowym. „Freddie był wyjątkowym człowiekiem i nikomu nie żyłoby si? łatwo z kimś takim. Z całą pewnością był gejem, ale nie tylko gejem, przez co świrował. Chciał się przekonać, czy jest tym, czy tamtym, ale lądował pośrodku, na ziemi niczyjej. W późniejszych latach ze smutkiem słuchałem, jak wszyscy gadają: «Och, Freddie był gejem, Freddie był gejem.» Prawda jest jednak taka, że on | kochał kobiety, przepadał za ich towarzystwem. Chociaż w późniejszych latach sypiał głównie z mężczyznami, to z Mary z pew- 112 nością łączył go seks, a od czasu do czasu miewał też inne kobiety. Możliwe, że wikłał się w więcej przygodnych związków z mężczyznami, ale uwielbiał sypiać z dziewczynami. Mary była oczywiście miłością jego życia na poziomie emocjonalnym. Ta relacja stanowiła najbliższy emocjonalny związek, jaki znał. Ironia życia Freddie'ego polegała na tym, że chociaż był gejem, najsilniejszy związek łączył go z kobietą. Możliwe, że istotniejszą rolę odgrywała tu sama kobieta niż seksualne preferencje. Poza tym", wyjaśnia Rock, „najważniejsze miejsce w życiu Freddie'ego zawsze zajmowała praca. Całą sprawę komplikował fakt, że zdarzały mu się niewytłumaczalne chwile szaleństwa. W sumie praca z nim musiała być koszmarem, a Freddie wiedział o tym, ponieważ nie był głupi. Mary musiała znosić takie rzeczy, na które większość ludzi nigdy by nie przystała, ale mimo to do dzisiaj nie przestała go kochać. Można powiedzieć, że oddała mu życie, a wierz mi, że to, co otrzymała w zamian, jest niczym w porównaniu z tym, co dała." Rock zachęcił mnie do przejrzenia dość eleganckiej książki pod tytułem Mick Rock. A Photographic Record 1969-1980, poświęconej „Nie tak odległym czasom, kiedy bycie młodym, fascynującym, utalentowanym i złym stanowiło mniej zabójczy styl życia". Książka zawiera jedne z najlepszych zdjęć Queen, a Rock zachował dla potomności te owocne lata pracy z zespołem, którą rozpoczął w 1974 roku. „Wciąż pamiętam moje pierwsze spotkanie z Queen", mówi. „Był rok 1973, David (Bowie) nagrywał PIN UPS, a ja spędzałem z nim mnóstwo czasu, robiąc zdjęcia. Ken Scott, producent i inżynier dźwięku Bowie'ego, który stale przewijał się w wytwórni Trident, powiedział, że jest nowy zespół, który chce mnie poznać. Queen był ucztą dla obolałych oczu, zwłaszcza Freddie, z którym nawiązałem najlepszy kontakt. Uwielbiałem też Rogera, a pozostali dwaj zawsze byli wspaniali." W swojej książce Rock pisze: „Wszyscy byli niezwykle uparci, a jak na nieznany zespół przejawiali bezwstydną pewność siebie. Ostatnio wydali pierwszą płytę QUEEN, która przeszła raczej bez echa i sprzedawała się słabo, ale muzycy nie mieli wątpliwości, że osiągną sukces. Bardzo^wierzyli w siebie nawzajem. Jeden za wszystkich, wszyscy za jedneg^po-myślałem. Nie było lidera, wszyscy musieli być zadowoleni. Kiedy po raz pierwszy puścili mi swoją płytę, natychmiast zrozumiałem ich pewność siebie. Grali bardzo ekscytującą, oryginalną muzykę." l — Freddie Mercury 113 Freddie i Mick wyczuli w sobie nawzajem odwagę i żyłkę szaleństwa. Obaj byli ludźmi bezkompromisowymi, którzy nie tolerowali odmowy. Ich przyjaźń polegała na wzajemnym podziwie, „Kiedy Freddie'emu zależało na czymś w sferze plastycznej, potrafił zmusić do tego pozostałych", ciągnie Rock. „Był niekwestionowanym filarem zespołu, jeśli chodzi o stronę wizualną. To Freddie wysunął pomysł, żeby Zandra Rhodes szyła dla nich stroje. W sferze muzyki nie zawsze stawiał na swoim; wiem, że darzył wielkim szacunkiem muzyczny talent Briana. Czuł chyba, że on i Brian są sobie równi pod względem muzycznym, a to naturalnie powodowało konflikty. Freddie i ja mieliśmy wiele wspólnych gustów. Wkrótce zostaliśmy bliskimi przyjaciółmi. Możliwe, że pewną role odegrała moja praca z Bowie'em, bo wiedziałem, że Freddie jest nim całkowicie zafascynowany. Nietrudno pojąć, dlaczego Freddie uległ czarowi Bowie'ego, Wielbiony przez wielu jako najważniejsza postać rocka w tym okresie, Bowie miał wrodzony zmysł teatralny oraz wszystkie atuty trwałej ikony przemysłu rozrywkowego, nawet w tym czasie, kiedy moda i styl miały decydujące znaczenie. Nie tylko stale zmieniał i odnawiał zarówno swój wizerunek, jak i muzykę, ale prowadził szalone, artystyczne życie w tak zawrotnym tempie, tak blisko przepaści, że podniecało to i szokowało nawet najbardziej steranych mieszkańców rockowego świata. Davida i jego żon? Angelę (małżeństwo to mogło równie dobrze zostać zawarte na Jowiszu) określano mianem „Wieloseksualistów", „Kosmicznych Twarzy", „Obcych". W latach siedemdziesiątych byli zagorzałymi obrońcami wolności seksualnej, a robili to w stylu, który rzucał wyzwanie, a nawet ośmieszał zaćpaną, naiwną permisywność lat sześćdziesiątych. W tym samym czasie zaczęła też dochodzić do głosu duma homoseksualistów; gejowska społeczność wszczęła kampanię przeciwko nietolerancji i odrzucaniu homoseksualizmu przez opinię publiczną. Wszystko to uderzało Freddie'emu do głowy. „Styl glam rozkwitał", pisał w swojej książce Rock, „i to właśnie Freddie pragnął uczynić sednem swojego przesłania. Olśniewający, androginiczny, prowokujący — «i niezapomniany», dodawał Freddie. Kiedy poznałem Freddie'ego, mieszkał z Mary, poznałem wiec ich oboje i pokochałem w równym stopllra. Regularnie wpadałem do ich małego mieszkanka na herbatę. Herbata z Freddie'em była czymś rewelacyjnym." 114 ; i żyłkę szarzy nie tole-m podziwie, plastycznej, ,Był niekwe-/izualną. To la nich stroni, że darzył hyba, że on o naturalnie lotce zosta-degrała moim całkowi- Bowie'ego. cka w tym zystkie atu-tym czasie, tylko stale nuzykę, ale tempie, tak najbardziej jego żonę zawarte na Dsmicznych agorzałymi tory rzucał ywność lat chodzić do ć wszczęła sksualizmu lie'emu do („i to właś- Olśniewa- », dodawał lałem wiec wpadałem le'em była Możliwe, że zwyczaj ten wyrastał z kolonialnego stylu życia na Zanzibarze pod koniec lat czterdziestych i na początku pięćdziesiątych. Emigranci w całej Wspólnocie Brytyjskiej przywiązywali większą wagę do eleganckich aspektów angielskiej tradycji, niż czynili to w ojczyźnie. Freddie nigdy nie miał stracić tej kolonialnej maniery. Rock wspomina: Cokolwiek się działo, on wiódł z Mary słodkie, przytulne, urocze życie w domowych pieleszach. Freddie zawsze występował w szlafroku i pantoflach. Gadaliśmy godzinami, co sprawiało mi wielką frajdę. Z Freddie'em można było rozmawiać o wszystkim. Był znacznie lepiej poinformowany niż przeciętny muzyk, a ja zastanawiałem się, czy przywiązuje do tego taką wagę, ponieważ czuje się mniej wykształcony niż pozostali członkowie zespołu. Niekoniecznie musiało tak być. Sam studiowałem w Cambridge, a spotkałem tam więcej skończonych idiotów niż gdziekolwiek. Posiadali fantastyczną, dogłębną wiedzę w jednej dziedzinie, ale , to nie czyniło ich automatycznie błyskotliwymi omnibusami. Według mnie Freddie był najbardziej oczytanym i dociekliwym członkiem Queen. Chciał wiedzieć wszystko na każdy temat. Był żarłocznym pochłaniaczem informacji. John Lennon był podobny, David Bowie też." Istniała niezwykła ilość podobieństw między tymi trzema rockowymi gwiazdami. Wszyscy opuścili szkołę przed czasem i stanowili produkty akademii sztuki, podobnie jak Pete Town-shend i Keith Richards. „Z całą pewnością możesz powiedzieć, że Freddie należał do brytyjskiej szkoły studentów sztuki, którzy zostali muzykami", mówi Rock. Sztuka liczyła się przede wszystkim. Muzyka oczywiście też — w tym czasie zwłaszcza Joni Mitchell. Freddie powtarzał stale, że ona wywarła na nim wielki wpływ i stanowiła inspirację. Ubóstwiał jej muzykę, teksty piosenek, obrazy [prawie wszystkie płyty Mitchell zawierają jej oryginalne utwory]. Czasami po prostu siadaliśmy i rozmawialiśmy. Freddie uwielbiał trywialne plotki i bzdury. Był bardzo zabawny. Mówił do mnie: «Najważniejsze, kochanie, to żyć bajecznie. Dopóki żyję bajecznie, nie obchodzi mnie, jak długo to potrwa.» Możesz mnie zacytować: Freddie był bajecznym człowiekiem. Był szczodry i ciepły, mogę to powiedzieć z ręką na sercu. Nie przychodzi mi na myśl ani jeden przypadek, kiedy zachował się —^ 115 fil złośliwie wobec kogokolwiek. Miał przeogromne serce. Właściwie nie potrafię powiedzieć o nim nic negatywnego. Jeśli mówimy o Bowiem czy Lou Reedzie, od razu przychodzą mi na myśl różne negatywne rzeczy na ich temat... co nie przeszkadza mi ich bardzo lubić. Ale nie Freddie. W relacjach ze mną pokazywał się tylko z pozytywnej strony. Odkąd umarł, myślałem czasami, że może właśnie dlatego odszedł tak młodo. Tłumienie negatywnej energii niekoniecznie musi być bardzo zdrowe. Najwyraźniej Freddie miał bardzo skomplikowane, pomieszane życie. Wiele w nim było wewnętrznego niepokoju, który stanowił istotną cześć jego natury." Co się tyczy pracy, Rock twierdzi, że Freddie nigdy nie zachowywał się jak primadonna w studio fotograficznym. Wprost przeciwnie: „Bardzo łatwo się z nim pracowało. Jedyny drobny problem stanowiły jego zęby. Kiedy miała zapaść decyzja co do ostatecznej wersji zdjęcia, zawsze należało zwracać uwagę na zęby. Nie ulega wątpliwości, że wystawały, a Freddie usiłował to ukryć. Pewnego dnia otworzył usta, żebym mógł zobaczyć, na czym polega problem. Po prostu miał za dużo zębów. Z tyłu podniebienia rosły dodatkowe cztery, które wypychały pozostałe zęby do przodu. Powiedziałem Freddie'emu, że dobry dentysta poradziłby z tym sobie bez trudu, ale moja argumentacja na nic się nie zdała. Freddie nie chciał słyszeć o zabiegu, ponieważ mógłby on wpłynąć na jego głos. «Te dodatkowe zęby są mi potrzebne», powiedział. Drugą sprawą było to, że Freddie'emu nie podobał si? sposób, w jaki czasami marszczył mu się i fałdował podbródek. Jeśli spojrzysz na zdjęcie na okładce płyty QUEEN II, mogę ci pokazać, w którym miejscu dokonano drobnego retuszu. [Faktycznie można to zauważyć, kiedy ktoś wskaże odpowiednie miejsce.] Nie istnieje wiele ustawianych zdjęć, na których Freddie ma otwarte usta albo kiedy się śmieje. Dzisiaj wszystko to nie ma już żadnego znaczenia. Freddie był jednym z moich ulubionych ludzi... Był prawdziwym klejnotem. Nie znałem człowieka, który miał w sobie więcej miłości." „Freddie poszerzył moje perspektywy, wprowadzając mnie w świat baletu, opery, sztuki", wspominała Mary. „Bardzo wiele się od niego nauczyłam, bardzo wiele mi dał."5 Chociaż frywolna, sowizdrzalska strona jego natury najczęściej wysuwała się na pierwszy plan, perfekcjonizm Freddie'ego sprawiał niekiedy, że życie z nim stawało się boleśnie trudne. Nie 116 czasami, że tylko miał skłonność do robienia dramatu z najdrobniejszego kryzysu, ale potrafił przywiązywać wprost obsesyjną wagę do najbardziej trywialnych szczegółów. Nawet kwiaty musiały być ustawione w domu w konkretny sposób, bo w przeciwnym razie wyrzucał je z obrzydzeniem. „To się wiązało z jego stylem", wyjaśnia Mary. „Freddie lubił stawiać na swoim i potrafił być bardzo trudny. Często się kłóciliśmy, ale on lubił dobrą kłótnię." Zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym kompromis nie przychodził Freddie'emu łatwo. Lubił stawiać na swoim i zawsze wierzył, że jego pomysły i interpretacje są najlepsze. Reszta zespołu nie ustępowała jednak bez walki, zwłaszcza Brian, który pomimo łagodnego usposobienia był niemal gwałtownie twórczy i potrafił zawzięcie bronić własnych dokonań. Takie konflikty prowadziły do przykrych spięć w okresie wzlotu Queen ku sławie, a następnie dwudziestu lat na szczycie. Parę lat później, w 1974 roku, kiedy zespół szedł jak burza, Freddie zrobił kilka znamien-' nych uwag: „Jestem bardzo emocjonalnym człowiekiem. Dawniej miałem czas na podejmowanie własnych decyzji, ale obecnie prawie wszyscy działamy na takich obrotach, że puszczają nam nerwy. Zawsze się sprzeczamy, ale według mnie to objaw zdrowia, ponieważ docieramy do sedna sprawy i wypracowujemy najlepszą wersję. Ostatnio tyle się dzieje, sprawy przybrały tak szybki obrót, że często reaguję bardzo emocjonalnie." „Trzeba wiedzieć, gdzie wytyczyć granicę, ale publiczność jest zawsze najważniejsza — wiem, że to banał, ale naprawdę tak uważam. Ostatnio zacząłem rzucać rzeczami, co jest do mnie niepodobne. Wczoraj rzuciłem w kogoś szklanką. Myślę, że za kilka lat zwariuję. Zostanę jednym z tych szalonych muzyków."6 Dynamika rozmaitych relacji wewnątrz zespołu rodziła takie napięcia, że co pewien czas muzycy rozważali możliwość zaprzestania działalności. Na szczęście nigdy do tego nie doszło. Tymczasem, dzięki obecności Freddie'ego, życie nigdy nie było nudne. ROZDZIAŁ ÓSMY Wczesny okres i lata w Trident Jbvok 1971 miał się ku końcowi, a zespół Queen nadal tkwił] w miejscu. Bywały dni, kiedy uczucie przygnębienia i rozpacz l brały górę. Jak zauważył Brian: ' „Skoro mieliśmy zrezygnować z wyuczonych zawodów, chcieliśmy naprawdę dobrze grać. Wszyscy mieliśmy sporo do stracenia. Szczerze mówiąc chyba nikt z nas nie podejrzewał, że osiągnięcie sukcesu zajmie nam pełne trzy lata. Nasza droga nie była usłana różami."1 „W pewnym momencie, dwa czy trzy lata po zawiązaniu si? zespołu, o mały włos nie zawiesiliśmy działalności", powiedział Freddie. „Odnosiliśmy wrażenie, że nic nam nie wychodzi, w branży muzycznej jest zbyt wiele rekinów i mieliśmy wszystkiego dość. Jakaś siła kazała nam jednak grać dalej i uczyliśmy się na własnych doświadczeniach, zarówno dobrych, jak i złych."2 We wspomnieniach nietrudno o optymizm. Oto jak zapamiętał te czasy Roger: „W ciągu pierwszych dwóch lat praktycznie nic się nie działo. Wszyscy się uczyliśmy, ale postęp był zerowy. Mieliśmy jednak wspaniałe pomysły i chyba wszyscy czuliśmy, że nam się uda."3 „Nigdy nie mieliśmy żadnych wątpliwości, kochanie, nigdy", powiedział Freddie. „Po prostu wiedziałem, że wypłyniemy. Mówiłem to każdemu, kto pytał." Tymczasem muzyków czekała praca. Przekonani o swoich zdolnościach, pewni, że posiadają wszystkie niezbędne atuty zespołu, członkowie Queen chodzili od jednej wytwórni płytowej do drugiej. Jest to niezwykle ciernista, najeżona przeszkodami droga. Robiąc dobrą minę do złej gry, Queen nadal grał w college'ach 118 nt l ladal tkwił i i rozpacz dów, chcie-i do strace-.ł, że osiąg-ga nie była 'iązaniu się powiedział Izi, w bran-kiego dość. ię na włas- „2 zapamiętał nie działo. my jednak ^się uda."3 de, nigdy", liemy. Mó- [ o swoich e atuty ze-iłytowej do ami droga. :ollege'ach koncerty, które czasami przyciągały spore tłumy, a czasami tylko garstkę fanów. Tony Stratton-Smith, szef wytwórni Charisma, zainteresował się zespołem. Jego wytwórnia mieściła się w maleńkim biurze przy Dean Street w Londynie. Charisma rozpoczęła działalność pod koniec lat sześćdziesiątych i była odpowiedzialna za wczesne płyty grupy Monty Python, Genesis, Petera Gabriela, Lindisfarne i Malcolma McLarena. Ostatecznie Charisme kupiła wytwórnia Yirgin. Tony Stratton-Smith zaproponował Queen niebagatelną zaliczkę wysokości 20 000 funtów. Muzycy stwierdzili jednak, że skoro faktycznie są tyle warci, to gdzieś indziej będą przypuszczalnie warci jeszcze więcej. Postanowili wykorzystać ofertę i entuzjazm Charismy do zainteresowania innych wytwórni płytowych. „W momencie kiedy nagraliśmy taśmę demo, zaczęliśmy sobie zdawać sprawę z rekinów", wspominał Freddie w 1974 roku. „Otrzymywaliśmy zdumiewające oferty od ludzi, którzy mówili:' «Zrobimy z was drugi T. Rex», ale pilnowaliśmy się, żeby nie wykonać fałszywego ruchu. Zanim podpisaliśmy kontrakt, odwiedziliśmy dosłownie wszystkie wytwórnie. Nie chcieliśmy, żeby traktowano nas jako zwykły zespół."4 Logika Queen mogła się wydać nieco dziwna, zwłaszcza w obliczu intencji deklarowanych przez Strattona-Smitha, wielkich oczekiwań tego młodego nowego zespołu oraz sporej sumy pieniędzy na stole. Jak miał później przyznać Brian: „W sumie jesteśmy bardzo pewni siebie w tym sensie, że wierzymy w to, co robimy. Kiedy ktoś nam mówi, że nasza muzyka jest nic niewarta, nie przyjmujemy tego do wiadomości, ale uważamy, że ten człowiek błądzi."5 Inni ludzie sympatyzowali z odwagą, z jaką zespół bronił swoich przekonań. „Chcieliśmy zgarnąć główną nagrodę", wyjaśniał Freddie. „Drugie miejsce nas nie satysfakcjonowało." Muzycy Queen nie myśleli, że są dobrzy, oni o tym wiedzieli. Przekonanie o tym całego przemysłu płytowego było jedynie kwestią czasu. To, co opisywano jako szczęśliwe spotkanie Queen z jednym z utalentowanych, młodych londyńskich producentów nagrań, było przypuszczalnie nie tyle korzystnym zrządzeniem losu, co efektem świadomych zabiegów Freddie'ego. Freddie był dobrze znany ze swoich różnorodnych kontaktów w świecie mody i mu- 119 zyki. Otwarcie przyznawał się do fascynacji takimi artystami jak Liza Minnelli, The Who, Led Zeppelin oraz David Bowie we wcieleniu Ziggy Stardusta; wykorzystywał też elementy ich osobistego stylu. Freddie nadal przywiązywał wielką wagę do ubioru, a im bardziej szokująco i egzotycznie wyglądał, tym lepiej; w sobotnie popołudnia kursował po Kensington High Street i King's Road, nakłoniwszy kogoś do zajęcia się straganem. Pytany o po- J wód, dla którego tyle czasu poświęcał na coraz bardziej ekscen-; tryczny wygląd, odpowiadał: „Nigdy nie wiesz, kogo możesz spotkać." Freddie'emu najwyraźniej zależało na tym, żeby się rzucać w oczy. Zdaniem niektórych Freddie postanowił doprowadzić do spotkania z Johnem Anthonym z wytwórni Trident Studios i nie chciał spocząć, dopóki nie dopnie swego. Jeśli tak było, to wytrwałość Freddie'ego się opłaciła, ponieważ w końcu natknął si? na Anthony'ego podczas jednej ze swoich sobotnich przechadzek. Freddie nie potrzebował wiele czasu, by nakłonić Anthony'ego do zaproszenia całego zespołu do siebie w celu omówienia perspektyw. W wyniku tego spotkania Anthony namówił właścicieli Trident Studios, Barry'ego i Normana Sheffieldów do pójścia razem z nim na koncert Queen w Forest Hill Hospital w marcu 1972 roku. Występ okazał się taką sensacją, że Sheffieldowie zaproponowali oficjalne spotkanie w Studios ASAP. Spotkanie nie pokryło się z oczekiwaniami muzyków. Bracia Sheffieldowie mieli skłonność do dominacji, a w centrum ich zainteresowania znajdowały się interesy. Skuszeni pokaźnymi sumami, muzycy Queen dali się uwieść. Przeoczyli jednak pewną drobną klauzulę kontraktu, która sprawiała, że cała transakcja nabierała szczególnego charakteru. Dla pozostałych osób obecnych podczas spotkania było oczywiste, że zaproponowane warunki są twarde. Poza tym kontrakt zapewniał wytwórni sporą dozę kontroli nad zespołem. Nie było powszechnie przyjętą praktyką, by jedna wytwórnia nagrywała, produkowała, zarządzała i publikowała artystę, a oprócz tego prowadziła w jego imieniu negocjacje nagraniowe. Każdy, kto posiadał najbardziej podstawową wiedzę o funkcjonowaniu przemysłu muzycznego, zwróciłby uwagę na sprzeczne interesy zespołu i wytwórni. Nie oznacza to jednak, że Queen pospieszył się czy wykazał brak rozwagi przy podpisaniu kontraktu. Przeciwnie, wahali się przez blisko osiem miesięcy, do listopada 1972 roku, a w tym okresie nie zagrali ani jednego koncertu. Wobec braku wyjaśnień oraz 120 artystami jak id Bowie we ity ich osobi-5? do ubioru, lepiej; w so-treet i King's Pytany o po-dziej ekscen- y się rzucać irowadzić do Studios i nie było, to wy-i natknął się >rzechadzek. hony'ego do nią perspek-iścicieli Tri-śjścia razem marcu 1972 ie zapropo- ców. Bracia im ich zain-lymi suma-ewną drob-ikcja nabie-) obecnych warunki są i dozę kon-'aktyką, by >i publiko-negocjacje )wą wiedze i uwagę na :y wykazał wahali się 1 tym okre-Śnień oraz faktu, że nikt nie pamięta tamtego epizodu, możemy tylko snuć domysły na temat ociągania się muzyków. Możliwe, że zespół powrócił do swoich starych sztuczek i postanowił wykorzystać ofertę w celu uzyskania jeszcze lepszych. Jeżeli wstrzymywali się po to, by wymóc na Trident lepsze warunki, czekało ich gorzkie rozczarowanie. Zdaniem niektórych kontrakt podpisany przez Queen z wytwórnią Trident pozostawiał wiele do życzenia. O tym, jak bardzo jest dla nich niekorzystny, muzycy mieli się oczywiście przekonać dopiero po fakcie. Łatwo jest być mądrym po szkodzie. Freddie najwyraźniej nie miał złudzeń, kiedy umowa z Trident w końcu wygasła. „Jeśli chodzi o Queen, nasze zobowiązania wobec dawnej wytwórni przestały obowiązywać. Wytwórnia nie ma już związku z żadnym aspektem naszej działalności... Czujemy ogromną ulgę!" żartował w 1974 roku.6 Zespół nie miał innego wyjścia, jak uczyć się na błędach. W 1977 roku Freddie tak skomentował rozstanie się z Trident: „Po odejściu od Trident pojawiły się rzeczy, o których nie miałem pojęcia... Musieliśmy zachować czujność." Aby oddać sprawiedliwość wytwórni Trident i braciom Shef-field, należy zauważyć, że ich reputacja w przemyśle muzycznym była ustalona. Sheffieldowie prowadzili jedno z najlepszych studiów w Londynie, z którego korzystało regularnie wielu wybitnych artystów. Właściciele Trident nie zaciągali długów, nie uchylali się przed odpowiedzialnością, zainwestowali sporo własnych pieniędzy na kampanię reklamową zespołu Queen. W późniejszych latach tylko Brian zdobył się na uznanie wkładu Trident w sukces Queen. Podczas wypółpracy z wytwórnią Trident zespół Queen pozostawał pod opieką Jacka Nelsona, przedstawiciela amerykańskiego przemysłu muzycznego, który wypracował własną taktykę na niełatwym polu amerykańskiej branży nagraniowej. Queen i jego dokonania wywarły wielkie wrażenie na Nelsonie, toteż w końcu postanowiono, że przyjedzie do Londynu i skontaktuje zespół z odpowiednim menedżerem. Zdziwiony brakiem zainteresowania, Nelson sam podjął się roli menedżera Queen. Ponieważ żadna kompania nagraniowa nie wyraziła chęci wspierania zespołu, wytwórnia Trident została zmuszona do finansowania nagrań Queen we własnym studiu. Muzycy musieli się pogodzić z poniżającą sytuacją, w której mieli dostęp do studia tylko wtedy, gdy nie korzystali z niego bardziej cenieni artyści, tacy jak Elton John czy David Bowie. 121 „Dzwonili do nas i mówili, że David Bowie skończył kilka godzin wcześniej, więc mamy czas od trzeciej nad ranem do siódmej, kiedy wchodzą sprzątaczki", powiedział później Brian. „Nasze sesje bardzo często tak właśnie wyglądały. Trafiło nam się kilka pełnych dni, ale najczęściej musieliśmy się zadowalać «okien-kami»."7 Taka sytuacja nie sprzyjała twórczości. Jest jednak zdumiewające, jak wiele można dokonać, kiedy się próbuje. Ironia polega na tym, że najważniejsze nagranie z okresu współprac} z Trident, jeden z najbardziej poszukiwanych singli został nagrany właściwie przypadkiem. Pewnego dnia, kiedy muzycy Queen wałęsali się po studiu, zaproszono ich do zagrania starego przeboju Phila Specto-ra I Can Hear Musie, który zespół Beach Boys umieścił w pierwszej dziesiątce przebojów w 1969 roku. Freddie zaśpiewał, a Brian i Roger zadbali o stronę muzyczną. Zrobili to głównie dla zabawy, ale każdy otrzymał honorarium za nagranie. Żaden z muzyków nie podejrzewał, co miało w,yniknąć z tej pozornie niewinnej sesji nagraniowej. Niczego nie podpisali, na nic się nie zgodzili, a w swojej niewiedzy zrzekli się wszelkich praw do finalnego produktu. Singiel z tym nagraniem ukazał się rok później nakładem EMI. Zespołowi nadano zmyśloną nazwę Larry Lurex, która stanowiła zarówno hołd, jak i parodię Gary Glittera. Większość disc--jockeyów nie poznała się jednak na dowcipie uważając, że skalane zostało dobre imię Szefa. Płyty prawie nie grano w radio, sprzedano zaledwie kilka egzemplarzy i na tym skończyła się jej kariera. Wznowiony po latach singiel stał się białym krukiem kolekcjonerów, a jego cena osiąga wysokość kilkuset funtów. Po-znawszy się na bezlitosnych metodach branży muzycznej, zespół Queen nabył prawa do płyty. We wrześniu 1972 roku każdy z członków Queen otrzymywał od wytwórni Trident tygodniową pensję wysokości dwudziestu funtów. Jedyna droga wiodła w górę. ;zył kilka go-lem do siód-j Brian. „Na-) nam się kil-/alać «okien- k zdumiewa-ronia polega cy z Trident, .ny właściwie ałesali się po Phila Specto-ścił w pierw-:wał, a Brian lie dla zaba-den z muzy-lie niewinnej nie zgodzili, nalnego pro-iej nakładem :x, która sta-ekszość disc-jąc, że skalano w radio, iczyła się jej krukiem ko-funtów. Po-?znej, zespół otrzymywał dwudziestu ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Wszyscy młodzi kolesie Diorąc pod uwagę ograniczenia, niegodne warunki i nieregularny charakter pracy, na które zespół musiał się godzić w Trident, debiutancka płyta Queen pod tym samym tytułem, pracowicie wyprodukowana przez Roya Thomasa-Bakera i Johna Anthony'ego, ukończona w styczniu 1973 roku, była prawie arcydziełem. Ponieważ wszyscy muzycy stali się drobiazgowymi perfekcjonistami, remiksy i praca nad brzmieniem ciągnęły się w nieskończoność. Jeden z inżynierów dźwięku powiedział później o Freddie'em: „Praca z urodzoną supergwiazdą zszargała mi nerwy." Queen nadal nie miał jednak wytwórni płytowej, która uwieczniłaby ich wysiłki na winylu i wypuściła płytę na rynek. Pomimo żarliwych wysiłków Jacka Nelsona i Trident w celu rozbudzenia zainteresowania wokół Queen, odzew trudno nazwać entuzjastycznym. Jak wspominał później Nelson: „Załatwienie kontraktu dla Queen zajęło mi ponad rok. Wszyscy ich odrzucali, naprawdę wszyscy. Nie wymienię nazwisk... ale oni dobrze wiedzą, o kogo chodzi."1 W końcu Nelsonowi udało się zagwarantować Queen kontrakt z wydawnictwem muzycznym B. Feldman and Co., w którym panował prawie jednomyślny entuzjazm dla zespołu, co zdarza się niezwykle rzadko. Wciąż jednak wytwórnie płytowe pozostawały obojętne. To było zdumiewające. Panowało powszechne przekonanie, że muzyka Queen zbyt jawnie przypomina inne zespoły, takie jak Yes i Led Zeppelin, co jest dziwną opinią, ponieważ praktycznie każdy, kto pracował z Queen, uważał ich brzmienie za wyjątkowe. Freddie, Brian, Roger i John wprost nie mogli uwierzyć, że wciąż nie mogą podpisać przyzwoitej umowy na płytę. 123 W listopadzie 1972 roku zorganizowano pokazowy koncert w modnym w owym czasie klubie przy King's Road o nazwie The Pheasantry. Wszyscy zainteresowani zapraszali, kogo się dało, pożyczali i kradli notesy z adresami, podwędzali numery telefonów, dzwonili po mieście i błagali o wsparcie każdego przedstawiciela branży muzycznej, który przychodził im na myśl. Pomimo tych wysiłków, na koncert przyszło niewielu ludzi i wszyscy przeżyli przygnębiającą noc. Sprzęt nawalił, zespół stracił zapał, a na domiar złego żaden łowca nowych talentów nie pojawił się na koncercie. Pięć dni przed Bożym Narodzeniem Queen zagrał w klubie Marąuee w Soho, jednym z najbardziej uświęconych przybytków muzyki rockowej. Występ wypadł odrobinę pomyślniej niż katastrofalna noc w The Pheasantry, ale zespół nadal pozostawał bez kontraktu płytowego. W klubie Marąuee pojawił się dyrektor muzyczny wytwórni Elektra Records, Jac Holtzman, który wkrótce potem zaproponował, że podpisze z Queen kontrakt na rynek amerykański. Oto znaleźli się w doborowym towarzystwie zespołu The Doors, a nadal nie mogli znaleźć wytwórni, która wytłoczy ich płytę. Queen zachowywał spokój i czekał cierpliwie na swój dzień. W lutym 1973 roku nagrali sesję dla progresywnego programu Johna Peela, co stanowiło prawdziwy precedens, ponieważ w tych czasach Radio One nie nagrywało bezkontraktowych zespołów. Sprawy zaczęły przybierać pomyślniejszy obrót. Tymczasem wydawnictwo B. Feldman and Co. zostało nabyte przez EMI Musie Publishing, tak więc Queen został przypisany tej wytwórni zaocznie. Muzycy robili podchody do łowcy nowych talentów w EMI Records, Holendra Joopa Yissera. który ujawnił, że poszukuje zespołu, jaki wypełniłby lukę po Deep Purple, Queen początkowo nie zrobił wrażenia na Yisserze, który przyszedł na ich przedgwiazdkowy koncert w Marąuee, ale nie padł na kolana. Visser obejrzał próbę zespołu, po której oświadczył, że grają koszmarnie, a prywatnie wyznał, że osobowości muzyków, rozumiane zarówno indywidualnie, jak i kolektywnie, pozostawiły go obojętnym. Członkowie Queen mieli do wykonania poważną pracę. Żaden zespół nie sprostał wyzwaniu tak jak Queen. Blisko rok uników i wstrzymywania się przyniósł rezultaty. Wiosną 1973 roku Queen podpisał poważny kontrakt z EMI Records, a muzycy pogratulowali sobie nieomylności. Chociaż nigdy nie zdradzili wysokości zaliczki, krążyły pogłoski, że była to feno- 124 menalna kwota. Wytwórnia płytowa nie mogła dobitniej wyrazić aprobaty dla swego najnowszego kontraktu. Aby usprawiedliwić tak poważny wydatek, EMI musiała teraz stanąć na głowie, żeby Queen odniósł sukces. Mimo to marzenie o sławie zdobytej w jedną noc nadal nie chciało się spełnić. 6 lipca 1973 roku ukazał się pierwszy oficjalny singiel Queen Keep Yourself Alive. Utwór nie zrobił wrażenia na ludziach z Radio One, nie znalazł się na oficjalnej liście, a jedynym disc-jockeyem, który puszczał singiel, był weteran Alan Freeman. Gazety muzyczne nie mogły się zdecydować, czy uwielbiają utwór, czy go nie cierpią. Nieobecność na antenie sprawiła, że singiel nie znalazł się na liście przebojów. Był to pierwszy i ostatni tego typu przypadek w karierze zespołu Queen. Chociaż pierwszy singiel Queen został przyjęty bez entuzjazmu, ludzie od promocji i marketingu z EMI, świadomi pokaźnej sumy zainwestowanej w pierwszy kontrakt zespołu, nie ustawali w wysiłkach, by rozreklamować swój nabytek. Przypuszczalnie najlepszą formą popularyzacji dostępną w tym czasie był prowadzony przez Boba Harrisa kultowy telewizyjny program rockowy BBC pod tytułem The Old Grey Whistle Test, w którym, w odróżnieniu od Top of the Pops, prezentowano tylko muzykę z płyt długogrających. Program okazał się takim przebojem, że utrzymywał się na antenie przez około szesnaście lat, co w telewizji oznacza całe życie. Dzisiejsze telewizyjne programy tego typu rzadko utrzymują się przez rok czy nawet przez jedną serię odcinków. W ostatnim czasie tylko jeden program może się równać z Whistle Test, mianowicie Later with Jools Holland. Jest to jedyny program muzyczny, którego klimat przypomina Whistle Test. Powodzenie tej formuły zależy prawie całkowicie od tego, żeby program nie próbował przyćmić prezentowanych artystów. Wkrótce do redakcji programu Whistle Test wysłano promocyjny egzemplarz albumu Queen, płytę z czystą białą naklejką w cienkiej białej okładce. Ale z powodu braku długopisu arcydzieło o mały włos nie przepadło. Człowiek odpowiedzialny za promocję zapomniał napisać nazwę zespołu i wytwórni na białej naklejce płyty, nic więc nie wskazywało na to, przez kogo została nagrana i skąd pochodzi. Twórca i producent programu Whistle Test, wcześniej wieloletni pracownik BBC Mikę Appleton, podejmuje opowiadanie.2 „W tym czasie wiele wiodących zespołów, jeśli chodzi o muzykę z płyt długogrających, pochodziło ze Stanów Zjednoczonych. 125 Z tego względu większość kapel nie mogła występować w naszym programie na żywo. Aby ominąć te przeszkodę, zacząłem wybierać utwory z albumów i prosić pewnego utalentowanego człowieka, Phila Jenkinsona, o opracowanie strony wizualnej. Obecnie wiele osób uważa, że ta metoda doprowadziła do wynalezienia wideoklipów. Patrząc wstecz, mogę powiedzieć, że sytuacja odbijała się niekorzystnie na przemyśle muzycznym. Pieniądze odpływały od występów na żywo, kluby rockowe upadały, a w końcu wszystkie rockowe programy telewizyjne upodobniły się do siebie. Mimo to opracowania wizualne sprawiały nam wielką frajd?. Fani zaczęli oglądać Whistle Test wyłącznie dla nich. W naszym programie regularnie występowali Little Feat, ZZ Top, JJ Cale, wczesny Springsteen, Lynyrd Skynyrd. Utwór Freebird tego ostatniego zespołu mogłem grać co tydzień, a i tak zasypywano mnie prośbami o więcej; to był najpopularniejszy numer w tamtym czasie. Korzystaliśmy z całej gamy środków: kreskówek, filmów abstrakcyjnych, eksperymentalnych i tak dalej. Wszystko grało doskonale. Pewnego dnia zauważyłem na biurku płytę z białą naklejką bez żadnego napisu. Mogłem ją zignorować i wrzucić do kosza, ale akurat ją puściłem, zupełnie nieświadomy, że jest to pierwsze wydanie pierwszego albumu Queen. Muzyka, którą usłyszałem, bardzo mi się spodobała. Natychmiast postanowiłem, że utwór Keep Yourself Alive musi się znaleźć w programie. Zacząłem dzwonić po ludziach, żeby ustalić nazwę zespołu i wytwórni, ale bez skutku. W końcu wręczyłem płytę Phi-lowi ze słowami: «Zagrajmy to. Powiemy w programie, że nie mamy zielonego pojęcia, kto gra, ale jeżeli ktoś wie, prosimy o telefon. » Phil wyciągnął czarno-białą kreskówkę, przedstawiającą pociąg pędzący przez Amerykę. To był taki srebrny pociąg o opływowych kształtach z podobizną F.D. Rooseve!ta na lokomotywie. Ten materiał filmowy został wykorzystany do kampanii politycznej w 1930 roku. Nazajutrz zadzwonili z EMI i powiedzieli, że zespół nazywa się Queen, o czym poinformowaliśmy telewidzów w przyszłym tygodniu. Ale przez cały tydzień ludzie dzwonili do nas z pytaniem, kto to grał. To było niezwykłe. Oglądanie Whistle Test w dawnych czasach przypominało należenie do klubu. To było coś osobistego. Nigdy się nie reklamowaliśmy, ale ludzie polecali nasz program znajomym. Nowiny najwyraźniej krążyły. 13 lipca 1973 roku pierwsza płyta Queen w końcu ujrzała światło dzienne. Album trafił z powrotem do programu Radio One BBC, gdzie Queen nagrywał sesję 126 ać w naszym jąłem wybie-lego człowie-nej. Obecnie fuacja odbi-ądze odpły- a w końcu i? do siebie. ielką frajdę. W naszym >p, JJ Cale, f tego ostat-'wano mnie amtym cza-rek, filmów ystko grało z białą na-wrzucić do , że jest to la. Natych-sie znaleźć talić nazwę i płytę Phi-nie, że nie osimy o te-Istawiającą iąg o opły-iomotywie. ii politycz-iedzieli, że telewidzów źwonili do nie Whistle klubu. To ludzie po- irwsza pły-ł z powro-ywał sesje dla Johna Peela zaledwie kilka miesięcy wcześniej. Sesja została wyemitowana, ale ludzie odpowiedzialni za układanie list muzycznych nadal ignorowali zespół. Wytwórnia Trident zarezerwowała dla Queen studio Shepperton, gdzie muzycy mieli pracować nad nowymi piosenkami i próbować istniejący materiał. Właśnie podczas pracy w Shepperton Queen wystąpił w swoim pierwszym filmie promocyjnym, ponieważ Trident akurat zajął się produkcją wideo za pośrednictwem własnej wytwórni Trillion. Film, który miał towarzyszyć utworom Liar oraz Keep Yourself Alive, reżyserował inny profesjonalista, który miał się stać legendą w swojej dziedzinie, Mikę Mansfield. Jego rozległe doświadczenie, wiedza techniczna i twórczy talent uczyniły go jednym z najwybitniejszych reżyserów w branży. Promocyjne wideo, wówczas dopiero w powijakach, miało się stać tak integralnym promocyjnym narzędziem przemysłu muzycznego, że wkrótce wytwórnie płytowe zaczęły wydawać setki tysięcy funtów na czołowych reżyserów, stylowe plany filmowe oraz, oszałamiające efekty specjalne — wszystko po to, by umieścić swoich artystów w pierwszej dziesiątce. W końcu przemysł wideo, ze wszystkimi swoimi sztuczkami i technikami, miał się wydostać spod kontroli i o mały włos nie uległ samowyczerpaniu. Przemysł płytowy przypomniał sobie wtedy o ludzkim czynniku i cały cykl rozpoczął się na nowo. Pod koniec lat siedemdziesiątych wideo wciąż było nowym medium, które w latach osiemdziesiątych w znacznym stopniu pomogło dziesiątkom artystów, przy czym wielu z nich nie mogło się pochwalić talentem usprawiedliwiającym swoją popularność. Sukces promocyjnego wideo zależał od trzech podstawowych elementów: muzyki i słów piosenki, występu „na żywo" oraz oryginalnego języka artystycznego wykonawcy. Kiedy te trzy składniki łączyły się ze sobą w odpowiednich proporcjach, pojedyncza emisja wideoklipu mogła zrobić więcej dla promocji płyty czy kariery artysty niż dowolna ilość „ślepych" emisji radiowych. Trzyminutowa reklamówka mogła za jednym zamachem zaspokoić rozmaite wymagania: przykuć uwagę telewidza; sprawić, żeby nie tylko oglądał, ale także słuchał; zapamiętał singiel; zechciał ponownie „zobaczyć" piosenkę, a najlepiej żeby kupił płytę. Nie minęło wiele czasu i wielu artystów zaczęło zupełnie unikać występów na żywo. Szybko zrozumieli, że w nagraniu wideo można uzyskać takie złudzenie doskonałości, o jakim przy występie na żywo nie można nawet marzyć; podobnie jak portret fotograficzny można je retuszować tak długo, aż 127 wszelkie skazy znikną. Z tego względu, jak zauważył Mikę Apple: ton, małe koncerty zaczęły znikać w szybkim tempie. Negatywna strona procesu filmowego polega na tym, że jest on wyczerpujący, zwłaszcza dla ludzi nie przyzwyczajonych do rygorystycznych wymogów pracy na planie. Zdjęcia często zaczynają się o świcie i nie kończą się przed zachodem słońca. Na razie jednak wyglądało na to, że plusy przewyższają minusy. Pierwsze zetknięcie się Queen z nowym medium nie było zachęcające. Zespół czuł się niezręcznie w studiu i nie znalazł wspólnego języka z Mansfieldem, który odrzucił wiele artystycznych koncepcji muzyków na rzecz własnych. Zespół Queen, a zwłaszcza Freddie, poczuł się urażony. Rezultat nagrania okazał się bezużyteczny i nigdy nie został wykorzystany, chociaż pojawia si? jako „rzadkie premiowane nagranie" na Box ofFlix (Greatest Flix i Greatest Flix II, gdzie czytamy również, że film został nakręcony w studiu St John's Wood). Podczas pracy nad promocyjnym wideo do utworu Liar muzycy Queen nie zgodzili się na współprac? z Mansfieldem i osobiście zajęli się reżyserią, korzystając z technicznej pomocy Bruce'a Gowersa. Porównując film Mansfielda zrobiony do Keep Yourself Alive z Liar trzeba przyznać, że według dzisiejszych standardów nie ma między nimi wielkiej różnicy. W obu filmach zespół Queen prezentuje wygląd typowy dla targu Kensington. Na pierwszym filmie muzycy występują w skromnych warunkach scenicznych. Chociaż wideo jest surowe i sprawia wrażenie improwizacji — nie ma błyskających świateł ani kłębów dymu — to jak na okres, w którym powstało, robi wrażenie. Długowłosy Freddie prezentuje się barwnie w marynarce w czarno-białe kwiaty, obcisłych czarnych spodniach z atłasu, ciężkim dżetowym kołnierzu, biżuterii na dłoniach i pasku. Pobrzękuje tam-burynem o udo, jest gorący i macho, na pr/ernian męski i kobiecy. Ale Freddie nie jest centralną postacią; widz odnosi wrażenie, że ogląda film zespołu. Za to w Liar, chociaż także wykorzystano scenę, Freddie znajduje się w centrum uwagi, pojawia się w sekwencji seksownych zbliżeń, na których prawie pożera mikrofon, podczas gdy reszta zespołu rozmywa się w tle. Wprowadzono podstawowe efekty kalejdoskopowe i nieostry obraz, a w całym filmie czuje się odważniejsze, bardziej artystyczne podejście, które kłóci się z wybitnie heavymetalową muzyką. W Liar Freddie zamienił kwiecistą marynarkę na tunikę z czarno-białego atłasu. Brian nosi marynarkę w dość komiczny sposób: ledwo opina mu talię, a rękawy kończą się w połowie długich rąk. Z zachowania 128 .4 Zatoka w mieście Zanzibar, 1996. (Zbiór: Lesley-Ann Jones) Plaża w Zanzibarze, na której bawił się Freddie. (Zbiór: Daisy May Queen) z.o.p., J>.H. 88-60 Bss-S-45. GOYERNMENT OF ZANZIBAE. CERTIFICATE OF BIRTH. Registered No Datę and Time of Birth Place of Birth Name . ......... Sex Kanie and Surname ) &&M* /f- of Fatlier ) ••••••• ••••••••• Name and Maiden Surname or Motiier Race... .r&y.-P**:.., ........... Nationality.. ^7.'. Rank or Prof ession of Fatlier ..G$S)&^..i&.. Name of Inf ormant ........... Resideace .......... .......... Datę of Rejństration ......... [6EE h Registrar. Świadectwo urodzenia Freddie'ego. (Zbiór: Lesley-Ann Jones) Od góry: Szkoła Świętego Piotra w Panchgani w Indiach. (Zbiór: Lesley-Ann Jones) Dom w Zanzibarze, w którym mieszkał Freddie z rodziną po powrocie z Indii. (Zbiór: Daisy May Queen) Pierwszy zespół Freddie'ego, The Hectics. (Zbiór: Gita Choksi) Sala w Szkole Świętego Piotra, gdzie Freddie występował po raz pierwszy. (Zbiór: Leslty-Ann Jones) Powyżej: Freddie (szósty od lewej) ze szkolnymi kolegami na wycieczce rowerowej w Panchgani. \ (Zbiór: Gita Choksi) Powyżej na prawo: Freddie (drugi od lewej) ze szkolnymi kolegami na jeziorze Mahableshwat j w pobliżu Panchgani. (Zbiór: Gita Choksi) U dołu: Freddie i Gita na przyjęciu w jej domu w Panchgani. Freddie stoi w tylnym rzędzie, drugi od prawej; Gita pierwsza od lewej w tylnym rzędzie. (Zbiór: Gita Choksi) U dołu po prawej: Gita Bharucha, klasowa koleżanka Freddie'ego w Panchgani. Od lewej: Peryiz (kuzynka Freddie'ego), Diana i Borni Darunkhanawala, Zanzibar. (Zbiór: Daisy May Queen) Pierwsza fotografia reklamowa Queen z astrologicznym logo, zaprojektowanym przez Freddie'ego. (Zbiór: Tony Brainsby) !'!• f Li Pierwsza fotografia reklamowa Freddie'ego. (Foto © Mick Rock, zbiór: Tony Brainsby) Freddie i Mary Austin (Foto © MickRock, 1974, 1977) 'Freddie i Mick Rock w Nowym Jorku, 1974. (Foto © Mick Rock, 1974, 1997) Freddie w lustrze. (Foto © Mick Rock, 1974, 1997) S*** zespołu bije pewność siebie; od czasu do czasu muzycy posyłają nawet uśmiech do kamery. Zdążyli zrozumieć, że dopiero kiedy mają zapewnioną mniej lub bardziej pełną kontrolę nad swoją pracą, potrafią się rozluźnić i zdobyć się na twórczą odwagę. Ta prawidłowość miała obowiązywać w trakcie całej dwudziestoletniej kariery Queen. „Nie nazwałbym ich świrami na punkcie kontroli. Po prostu zawsze wiedzieli, czego chcą, a wszelkie kompromisy przychodziły im z wielkim trudem. Zawsze mieli klarowną koncepcję, więc sugerowanie im czegokolwiek innego mijało się z celem", wspomina Tony Brainsby, w tamtych czasach czołowy londyński dziennikarz, którego wytwórnia Trident zatrudniła za pokaźną sumę, by pełnił funkcję niezależnego PR zespołu.3 Swego czasu Brainsby zadawał szyku na scenie muzycznej, przemierzając miasto rolls--royce'em. Szczupły okularnik o zwariowanej fryzurze, zazwyczaj nosił czarną marynarkę ze stójką, spodnie „rurki" i kozaki Chelsea. Między palcem wskazującym a kciukiem najczęściej trzymał papierosa albo obfitego drinka. Mało kto pamięta, by Brainsby kiedykowiek jadł; czasami można mu było policzyć kości przez ubranie. Swoim reklamowym imperium zarządzał z dużego ekscentrycznego domu pełnego telewizorów, uschniętych roślin, żywych rockowych kociaków i popowych pamiątek, niekoniecznie w tej kolejności, w Edith Grove między Fulham Road a King's Road. Urządzał legendarne przyjęcia, a ściany domu zdobiły kiedyś oryginalne prace Warhola. „Ktoś mi je zwędził dawno temu." Przyjaciel Freddie'ego Mick Rock był fotografem na ślubie Brainsby'ego. Do jego klientów należeli czołowi artyści tamtego okresu: Thin Lizzy, Mott the Hoople, Paul McCartney z zespołem Wings, Cat Stevens, Wizzard, Steeleye Span, The Strawbs. „Skontaktowała się ze mną wytwórnia Trident, a dokładnie rzecz biorąc amerykański menedżer Jack Nelson", wspomina Brainsby. „Przyjmowanie nieznanego wykonawcy na klienta nie leżało w moim zwyczaju; w tamtych czasach sam byłem trochę gwiazdą. Ale z Queen sprawa wyglądała inaczej. Kiedy myślisz o ludziach, o których już przy pierwszym spotkaniu wiesz, że urodzili się po to, by zostać gwiazdą, przychodzą do głowy tylko dwie osoby. Jedną był Phil Lynott, drugą Freddie. Pamiętam, że poszedłem na ich koncert do Imperiał College w Londynie, dokąd chodził Brian. Już postanowiłem, że się nimi zajmę, ale chciałem pokazać zespół większej grupie ludzi. Pamiętam, że nie było sceny, a Queen grali na parkiecie tanecznym, co 9 — Freddie Mercury 129 wydało mi się dosyć dziwaczne. Oprócz nas prawie nikt nie przyszedł. Freddie paradował w białych pelerynach i wszystkich tych swoich akcesoriach dosłownie o kilka centymetrów od ludzi, którzy tańczyli „kaczuszki". Ten występ bardzo się różnił od ich późniejszego stylu, ale Freddie z pewnością miał osobowość i prezencję. Swój występ miał już wtedy dopięty na ostatni guzik. Ludzie zapominają, że w tamtych czasach to nie Freddie, ale Brian komponował większość materiału. I chociaż Freddie był zdecydowanie typem barwnego lidera, to wydało mi się godne pochwały, że ani przez chwilę nie prezentowali się jako „Freddie Mer-cury i Queen". Od początku funkcjonowali jako zespół. Freddie nigdy nie próbował uzurpować sobie pozycji lidera. Według mnie w zespole zawsze panowały bardzo harmonijne relacje. Byli niewiarygodnie inteligentni jak na muzyków rockowych; Bóg wie ile mieli tytułów. Czasami człowiek czuł się niepewnie w ich obecności. Ale to był świetny haczyk do wywiadów, pod warunkiem, że nie zachowywaliśmy się zbyt protekcjonalnie w stosunku do dziennikarzy. Początkowo do wywiadów używaliśmy głównie Freddie'-ego, ale z czasem nauczyłem się wykorzystywać wszystkich w równym stopniu. Później zostawialiśmy duże wywiady dla Freddie'-ego. Jeszcze później duże wywiady robił Brian. Zawsze mówił o tym, jak zrobił sobie gitarę ze starego kominka, więc sprawa była prosta. Roger, który był zawsze fotogeniczny, świetnie wypadał w pisemkach dla nastolatek, jak Jackie i 19. Był taki śliczny. Zespół nie był wybredny jeśli chodzi o rodzaj gazet, które o nim pisały i całe szczęście, ponieważ w tych czasach wielu dziennikarzy nie chciało sobie nimi zawracać głowy. Muszę jednak powiedzieć, że muzycy przywiązywali dużą wagę do fotografii: musieli osobiście zaaprobować każde zdjęcie, zanim mogłem dać je do druku. Freddie był szczególnie wrażliwy na tym punkcie, ponieważ wiązało si? to z jego zębami. Nigdy nie zgadzał się na zdjęcie, które za bardzo eksponowało jego zęby. Miał paranoję na punkcie swojego wyglądu. Myślę, że nie wynikało to z braku pewności co do własnego wyglądu, ale dlatego, że był perfekcjonistą. Typowa Panna." Właściwie wszystko we Freddiem fascynowało Tony'ego od samego początku: „Był jedyny w swoim rodzaju. Miał mnóstwo drobnych dziwactw, które zapadały w pamięć. Malował paznokcie lewej albo prawej dłoni na czarno. Albo malował tylko jeden paznokieć. Co drugie zdanie mówił: «Kochanie!» albo «Moi drodzy!» i robił te swoje kobiece numery, bardzo zabawne i urocze. Był doskonałym 130 kompanem, w którego obecności nikt się nie nudził. Dziewczęta uwielbiały, kiedy Freddie przychodził do biura. Wtedy oczywiście mieszkał z Mary. Trzeba zacząć od tego, że jego życie seksualne stanowiło dla nas całkowitą zagadkę. Myślę, że on sam nie potrafił tego pojąć, ale szedł na całość i, że tak powiem, sprawdzał w praniu. Nie pamiętam, żeby o tym mówił. Nie rozmawiałem z nim na takie tematy, ponieważ nie utrzymywałem bliskich stosunków towarzyskich z zespołem. Nigdy nie lubiłem zbyt blisko wiązać się z klientami. Uważanie zespołu za twoich czterech najlepszych kumpli jest wielkim błędem z punktu widzenia PR, ponieważ artyści potrafią ci wejść na głowę, jeśli za bardzo ich do siebie dopuścisz. Te sprawy zostawiałem dziewczynom z biura; po to tam były. Świat rock'n'rolla jest bardzo niestabilny, chwiejny, emocjonalny, naładowany ego. Jest taki sam jak jego gwiazdy. Popracuj w tym interesie tak długo jak ja, a przestaniesz się dziwić, że praktycznie każdy rockowy artysta jest paranoicznym ekscentrykiem. Taki wpływ ma na nich ten styl życia." Tony dokładnie pamięta spotkanie z Queen w swoim biurze, kiedy muzycy postanowili zmienić nazwę zespołu. Na szczęście nigdy do tego nie doszło, ale muzycy mieli bardzo ustalone poglądy na wszystkie tematy. „Od samego początku wiedzieli, jak chcą wyglądać i jak chcą być przedstawiani w prasie. Wiedzieli, kim są i czym są, a wierz mi, że to było bardzo nietypowe jak na zespół rockowy. Między innymi dlatego nie ulegało wątpliwości, że odniosą sukces. Zaprojektowali już swój znak firmowy w kształcie herbu. Mieli własne stroje, kolorystykę, wszystko. Nie trzeba było zatrudniać stylistów. Muzycy z Queen naprawdę odrobili pracę domową i wiedzieli doskonale, dokąd zmierzają. Zespoły w tamtym okresie nie zachowywały się w ten sposób. Panowało nastawienie: «Hej, człowieku, jesteśmy muzykami.»" Trudno się więc dziwić, że prasa muzyczna odniosła się z taką podejrzliwością wobec Queen i początkowo uznała ich za hochsztaplerów. Można było lekceważyć podobne zarzuty jako przejaw niewiedzy i błędnego poinformowania, ale nie sposób było ignorować ogromnego wpływu takich pism jak Melody Maker czy New Musical Express. Mogły one zarówno wyrządzić wielką szkodę, jak i w znacznym stopniu umocnić pozycję zespołu. Co tydzień rozchodziło się ponad 200 000 egzemplarzy nowego numeru Melody Maker, a artykuł wiodący mógł zapewnić zespołowi prze- 131 bój. Obecnie, przy zmniejszonych nakładach i oddziaływaniu uszczuplonym przez konkurencje, zwłaszcza rockowe i popowe artykuły w prasie krajowej, uzyskanie poparcia prasy muzycznej nie odgrywa już tak wielkiego znaczenia. Tony Brainsby zapewnia, że w tamtych czasach stanowiło ono klucz do sukcesu. „Problem polegał na tym, że nie mogłem przekonać ludzi z pism muzycznych, by traktowali Queen poważnie. Mieli wygląd zespołu popowego, ale twierdzili, że są prawdziwymi muzykami, co oczywiście było zgodne z prawdą. Wielu dziennikarzy muzycznych nie chciało uwierzyć, że muzycy z Queen naprawdę grają na instrumentach, a to może oznaczać gwóźdź do trumny zespołu. Nazywano ich „pozerami" i zarzucano, że wynajmują muzyków, ponieważ ludzie nie mogli uwierzyć, że ktoś może tak wyglądać i mieć talent. Właściwie trudno się dziwić, że prasa muzyczna uznała zespół za jeden wielki szwindel. Ostatecznie pojawili si? znikąd, a tu nagle wszyscy zaczęli trąbić o Queen." Zaistniała sytuacja szczególnie mocno wkurzała Rogera, który powiedział w jednym z wczesnych wywiadów prasowych: „Są dwie sprawy, które naprawdę bolą: po pierwsze, nazywają nas hochsztaplerami, a tym akurat nie jesteśmy. Działamy w staromodny sposób, który polega na sprzedawaniu płyt, graniu koncertów i umożliwianiu wytwórni płytowej poparcia cię przy drugiej płycie. Po drugie, ludzie wyrażają wątpliwości co do naszych umiejętności muzycznych, a tych akurat jesteśmy pewni. Uważamy, że jesteśmy cholernie dobrzy."4 Chociaż Tony opracował dokładne plany strategiczne, by uporać się z takimi problemami, nie przewidział jednej rzeczy, a mia-, nowicie reakcji fanów. „To było naprawdę bardzo dziwne. Nawet przed ukazaniem się pierwszej przebojowej płyty Queen dzwoniły cło mnie stare kobiety. Oto był zespół, o którym nikt nie miał prawa słyszeć ani wiedzieć nic konkretnego, a mimo to miał już własny fanklub. Założyły go gospodynie domowe, kobiety w średnim wieku. Owszem, były autentyczne. Paru gości twierdziło, że muzycy z Queen namówili swoje mamy i ciocie, żeby do nas dzwoniły, ale mnie wystarczyło pogadać z kilkoma kobietami przez telefon, żeby stwierdzić, że są autentyczne. Po prostu się czuło, że coś wisi w powietrzu. Queen poruszył w ludziach pewną strunę. Od samego początku towarzyszył im wielki szum. W całej karierze nie spotkałem się z niczym podobnym. Inną rzeczą, która zdumiewała Tony'ego oraz stanowiła pewną 132 oddziaływaniu cowe i popowe rasy muzycznej rainsby zapew-lo sukcesu, rzekonać ludzi e. Mieli wygląd tmi muzykami, ikarzy muzycz-rawdę grają na umny zespołu, mją muzyków, : tak wyglądać :asa muzyczna de pojawili się i." Rogera, który iowych: csze, nazywają ziałamy w start, graniu kon-; ci? przy dru-co do naszych >ewni. Uważa- iczne, by upo-rzeczy, a mia- ed ukazaniem unie stare ko-\ra słyszeć ani isny fanklub. idnim wieku, t, że muzycy dzwoniły, ale ;z telefon, że-o, że coś wisi ine. Od same-karierze nie iowiła pewną wskazówkę co do sposobu funkcjonowania gwiazdorskiego umysłu Freddie'ego, był fakt, że już w tym wczesnym okresie Freddie zatrudnił własnego fryzjera. Wkrótce miał też prywatnego masażystę. „Freddie po prostu wiedział, że gwiazdorstwo na wielką skalę jest tylko kwestią czasu." Tony przyznaje, że chociaż darzył Freddie'ego nieodpartą sympatią, to nie był on najłatwiejszym artystą, z jakim Brains-by'emu zdarzyło się pracować. „Wydaje mi się, że wolałem pozostałych muzyków z zespołu. Ale podziwiałem Freddie'ego. Oto zetknąłem się z człowiekiem o kolosalnym talencie twórczym, który nie był tworem wyobraźni, ale istniał naprawdę. Już wtedy Freddie wiedział, że ma to w sobie, a ile miał lat... Chyba dwadzieścia siedem. Trzeba przyznać, że startowali dość późno. Freddie wiedział od dawna, że ma to w sobie. Jak bardzo frustrująca musiała być świadomość, że posiada wszystkie atuty, chce wypłynąć, ale nie posuwa się' ani o krok do przodu. Sprawiał wrażenie człowieka, który od dzieciństwa wiedział, do czego jest zdolny. Z całego serca pragnął znaleźć ujście dla swego talentu, więc kiedy w końcu coś zaczęło się dziać, musiał poczuć wielką ulgę. W pewnym okresie musiał walczyć pazurami o to, czego pragnął, a to nie zawsze wyzwala najlepsze cechy w człowieku. Konieczność przepychania się łokciami, wrzeszczenia i kopania zawsze wywiera swoje piętno. Na takim etapie znajdował się Freddie, kiedy go poznałem." W sierpniu 1973 roku Queen wrócił do studia Trident, żeby rozpocząć nagrywanie drugiej płyty. Dzięki wytrwałym wysiłkom Brainsby'ego muzyków uznawano już za zespół z prawdziwego zdarzenia, dysponowali więc regularnym czasem nagraniowym. Jak na Queen przystało, mieli niezliczone pomysły i chętnie eksperymentowali z brzmieniem. We wrześniu weszli do studia Gol-ders Green Hippodrome, żeby nagrać kolejną sesję dla radia BBC. W tym samym miesiącu amerykańska wytwórnia Elektra wypuściła pierwszy album zespołu w Stanach Zjednoczonych. Muzycy nie ulegali jednak przesadnemu podnieceniu. Wiedzieli, że Queen jest stosunkowo nieznanym brytyjskim zespołem, który ma przed sobą długą drogę. Ku ich zaskoczeniu amerykańscy disc--jockeye okrzyknęli ich „fantastycznym nowym brytyjskim talentem" i zaczęli puszczać w radio utwory z płyty. Wkrótce popłynęły prośby od słuchaczy, a album dostał się na szanowaną listę przebojów Billboardu, zajmując bardzo prestiżowe 83 miejsce. Jak 133 na zupełnie nowy zespół był to prawdziwy sukces, który nie przeszedł niezauważony. Tony Brainsby przedstawił Queen innemu wielkiemu wykonawcy, który również był jego klientem, mianowicie zespołowi Mott the Hoople, prowadzonemu przez szalonego lana Huntera o kręconych włosach. Kariera Mott the Hoople przebiegała w kratkę. Pomimo lojalnego poparcia londyńskiej sceny klubowej, ilość sprzedanych płyt nie budziła zachwytu. Zespół rozwiązał się nawet w 1972, ale do wznowienia działalności w zmienionej formule namówił ich David Bowie, który przedstawił muzyków własnemu menedżerowi. Mott the Hoople podpisał nowy kontrakt z CBS Records (obecnie Sony Musie). Bowie napisał nawet i wyprodukował dla zespołu przebojowy singiel Ali The Young Dudes (Wszyscy młodzi kolesie), który znalazł sio na trzecim miejscu listy przebojów w 1972 roku. W następnym roku Mott the Hoople nagrał jeszcze trzy przeboje, które dotarły do pierwszej dwudziestki, w tym Ali the Wayfrom Memphis i Roli Away the Stone. Przed zespołem rysowała się perspektywa największej brytyjskiej trasy koncertowej. Przedsprzedaż biletów wyglądała obiecująco, a promotorzy zarezerwowali dwadzieścia dni trasy, która rozpoczynała się 12 listopada w sali Urzędu Miejskiego w Leeds, a kończyła się w londyńskim Hammersmith Odeon tuż przed gwiazdką. Zespół potrzebował teraz tylko grupy, która otwierała- j by ich koncerty. Nie można winić menedżerów Mott the Hoople za opór, z jakim odnieśli się do stosunkowo nieznanego zespołu. Panowało przekonanie, że Queen ma zbyt małe doświadczenie, by sprostać wymaganiom wyczerpującej trasy koncertowej po całym kraju. Nieugięty Jack Nelson nie chciał jednak ustąpić i w tym okresie okazał się najbardziej zagorzałym sojusznikiem Queen. Wstawiał się za muzykami, wychwalał ich talent i determinację, nękał i kusił menedżerów, aż w końcu namówił ich do zaangażowania Queen. Niektórzy ludzie do dzisiaj szepczą o domniemanych argumentach gotówkowych, jakimi posłużono się podczas tej transakcji. Nic dziwnego, że nikt nie chciał rozwinąć tego tematu. Queen zaczynał doświadczać pierwszych oznak zainteresowania swoją muzyką poza Wielką Brytanią. Wytwórnia EMI wysyłała ich do kilku europejskich krajów na promocyjne nagrania radiowe, zwłaszcza do Francji, Holandii i Belgii. Później nadszedł czas na jednorazowe promocyjne koncerty. Pierwszy międzynarodowy występ Queen miał miejsce w październiku 1973 roku we 134 tory nie prze- kiemu wyko-cie zespołowi lana Huntera : przebiegała sceny klubo-espół rozwią-w zmienionej wił muzyków ił nowy kon-lapisał nawet // The Young ? na trzecim m roku Mott rły do pierw-RollAway the iwiększej bry-rglądała obie-11 trasy, która iego w Leeds, on tuż przed >ra otwierała- za opór, z ja-lu. Panowało :, by sprostać całym kraju. f tym okresie ien. Wstawiał !, nękał i kusił vania Queen. ch argumen-ej transakcji, latu. :ainteresowa-EMI wysyła-nagrania raniej nadszedł miedzynaro-973 roku we Frankfurcie. W tym czasie brytyjska grupa fanów zespołu zdążyła już okrzepnąć, a publiczność na koncertach dopisywała. Niektórzy fani przychodzili z całymi rodzinami, włącznie z dziećmi i dziadkami. Muzyka Queen nie była typową rodzinną muzyką środka, ale to nie zrażało wielbicieli. Występy Queen otwierające koncerty tras Mott the Hoople okazały się wielkim sukcesem, szczególnie ten w macierzystej uczelni Briana, Imperiał College, który wypadł o niebo lepiej niż niedawna klapa w Pheasantry. Freddie miał wreszcie to, czego chciał: pełną widownię, nieprzerwane pochlebstwa, tłumy proszące o więcej. Parę pochwalnych recenzji w prasie muzycznej również by nie zaszkodziło, ale te ukazywały się sporadycznie. Pomimo entuzjazmu rosnącej armii fanów Queen, gazety muzyczne chłostały zespół i mniej lub bardziej jednogłośnie oceniały Queen jako banalny przykład zjawiska „nowe szaty cesarza". „Pierdol ich, kochany, jeżeli nie łapią", oświadczył Freddie oniemiałemu Tony'emu Brainsby'emu. Tony, na którym często skrupiał się tłumiony gniew i frustracja Freddie'ego, zauważał dramatyczny wpływ uwielbienia fanów na swego klienta: „Pomimo stanowiska prasy, pewność siebie Freddie'ego sięgała zenitu. Widziałem jednak, że nie lubi wywiadów. Chociaż udawał, że nic sobie z tego nie robi, złe wywiady i złośliwe recenzje sprawiały mu prawdziwy ból. Z czasem w ogóle przestaliśmy wykorzystywać go do wywiadów, chyba że ukazywała się nowa płyta albo zbliżała się trasa koncertowa. Dziennikarze, którzy interesowali się zespołem, nie mieli nic przeciwko temu, że przeprowadzają wywiady z Brianem i Rogerem, ale nie z Freddiem. Zamierzona nieuchwytność czyniła go oczywiście jeszcze bardziej tajemniczym, co według mnie odpowiadało Freddie'emu. John ani trochę nie dbał o prasę i prawie nigdy nie wykorzystywaliśmy go do wywiadów. Oto jak widział to sam Freddie: „Myślę, że w pewnym stopniu stanowimy łatwy cel, ponieważ osiągnęliśmy popularność szybciej niż większość zespołów, a w zeszłym miesiącu mówiono o nas więcej niż o jakimkolwiek innym zespole, więc to jest nieuniknione. Jako pierwszy przyjmę uczciwą krytykę. Myślę, że byłoby niewłaściwe, gdybyśmy zbierali tylko pozytywne recenzje, ale wkurzam się, kiedy ludzie, którzy nie odrobili pracy domowej, piszą nieuczciwe, fałszywe recenzje."5 Denis O'Regan, uhonorowany wieloma nagrodami fotograf rockowy, który stawiał pierwsze kroki w branży, robiąc zdjęcia Davidowi Bowie'emu w Hammersmith Odeon aparatem pożyczo- 135 nym od wujka, ten sam O'Regan, który pewnego dnia miał zjeździć świat razem z Queen jako ich oficjalny fotograf, oglądał występ Queen otwierający koncert Mott the Hoople i zdumiał si? „pretensjonalnością i pewnością siebie" głównego wokalisty. „Już wtedy Freddie był absolutną gwiazdą", twierdzi Denis. „Urozmaicał występ najróżniejszymi pozami, a w przerwach mię- , dzy utworami rozmawiał z publicznością. Brian May też był fan- i tastyczny. Nigdy wcześniej nie słyszałem o Queen, ale w tamtych czasach chodziło się nie tylko na główny koncert, ale także zobaczyć zespół otwierający. Zwróciłem się do mojego przyjaciela George'a Bodnara (obecnie również znane nazwisko w świecie fotografii rockowej) i powiedziałem wskazując na Freddie'-ego: «Za kogo ten głupol się ma?» Freddie zachowywał się jak postać z pierwszych stron gazet. Po roku zrozumiałem ten fenomen, kiedy razem z resztą świata oswoiłem się z Queen. W ich muzykę wszedłem dopiero po usłyszeniu występu zespołu w programie Johna Peela. Od tamtego czasu jestem wielkim fanem Queen."6 „Sądzę, iż", zauważył Joop Yisser, „dopiero po trasie z Hoople Queen naprawdę wystartował, ale wtedy zrobił to tak, że wszystkim poszło w pięty. Pod koniec trasy ludzie z Mott the Hoople zaczęli się bać, ponieważ koncerty zaczęły należeć do Queen."7 Trasa koncertowa objęła całą Wielką Brytanię: Leeds, Black-burn, Worcester, Lancaster, Liverpool, Stoke-on-Trent, Wolver-hampton, Oxford, Preston, Newcastle, Glasgow, Edinburgh, Manchester, Birmingham, Swansea, Bristol, Bournemouth, Southend — gdzie Queen bez Johna przyłączyli się do Mot the Hoop e na scenie, by wykonać zaimprowizowaną wersję Ali the Young Dudes — oraz Londyn. Chociaż muzycy z Queen rozpoczęli nerwowo, to wkrótce stanęli na wysokości zadania, zachęceni reakcją widowni oraz faktem, że wielu fanów przyszło specjalnie po to, by zobaczyć Queen, a nie tylko kolejną grupę otwierającą koncert Mott the Hoople. Ton większości recenzji prasowych był ekstatyczny: atmosfera „elektryzująca", zespół „fenomenalny". Poproszony o skomentowanie ich zdumiewającego sukcesu podczas trasy koncertowej, która zaczęła, się jako trasa Mott the Hoople, a zakończyła jako trasa Queen, Freddie wzruszył ramionami: „Zawsze myślałem o nas jako o zespole numer jeden. Wiem, że brzmi to bardzo zadufanie, ale tak już jest. Okazja grania z Mott była świetna, ale kiedy skończyliśmy tę trasę, wiedziałem cholernie dobrze, że w Wielkiej Brytanii to o nas będą pisali."8 136 ROZDZIAŁ DZIESIĄTY Killer Queen Li jednej skrajności w drugą. Wytwórnia EMI Records nie mogła już sobie poradzić z lawiną listów od fanów i próśb o fotografie-z autografami oraz informacje o zespole Queen, spróbowała wiec zlecić te obowiązki Trident Studios. Ale Trident też nie potrafił im sprostać. Istniał tylko jeden sposób na rozwiązanie tego pożądanego problemu. Pod koniec 1973 roku Queen otworzył pierwszy oficjalny klub fanów, namówiwszy do prowadzenia go przyjaciół z Kornwalii, Sue i Pata Johnstone'ów. Chociaż zarząd klubu miał się zmieniać kilkakrotnie na przestrzeni lat, sam zespół nigdy nie przestał się nim interesować. Freddie jako pierwszy zdał sobie sprawę z wagi zajmowania się i opiekowania wielbicielami Queen, więc zawsze spełniał ich wszystkie prośby, czy był to jeden z jego scenicznych kostiumów przekazywany na aukcję dobroczynną, czy list do gazetki klubu fanów. Pilnował też, by zajmować się osobiście dziewczętami, które prowadziły klub; zachęcał je, by dzwoniły do niego z pytaniami, a w późniejszych latach zapraszał je nawet do domu na prywatne przyjęcia. Pomimo nieustannej walki z prasą, która trwała przez cały 1973 rok, sprawy przybrały pomyślniejszy obrót na Nowy Rok, kiedy gazeta muzyczna Sounds okrzyknęła Queen „Największą Brytyjską Niewiadomą", a w zorganizowanym przez gazetę głosowaniu na najlepszy nowy zespół Queen zajął trzecie miejsce. Płyty sprzedawały się dobrze, a wytwórnia EMI, w ramach nasilenia międzynarodowej kampanii promocyjnej, zaplanowała koncerty w Australii na styczeń 1974 roku. Do katastrofy doszło, kiedy Brian May dostał zakażenia po rutynowym szczepieniu przed podróżą. Stan był tak poważny, że przez pewien czas Brian obawiał 137 się, że grozi mu amputacja. Później jednak szybko wrócił do zdrowia i zespół wystartował zgodnie z planem. Właśnie podczas lotu do Sydney po raz pierwszy ujawnił się lęk Freddie'ego przed lataniem. Wdało się też ciężkie zakażenie ucha, na które przepisano antybiotyki. W rezultacie Freddie dostał wysokiej gorączki i doznał okresowej wady słuchu. Wyglądało na to, że podróż od samego początku prześladuje pech. Ani Freddie, ani Brian nie byli w formie koncertowej. Queen nie wywarł pozytywnego wrażenia na australijskiej publiczności. Gazety zamieściły kąśliwe recenzji, a kilka zupełnie fałszywych wywiadów ukazało zespół w niekorzystnym świetle. Ostatni koncert musiał zostać odwołany, a muzycy, liżąc rany i pielęgnując nadszarpniętą dumę, zarządzili pospieszny odwrót. W domu czekała na nich zachęta w postaci głosowania czytelników New Musical Express na najbardziej obiecujący nowy zespół, w którym Queen zajął drugie miejsce, chociaż nie miał na koncie przebojowego singla. W Ameryce wytwórnia Elektra wypuściła kolejny singiel z albumu Queen, ale on również przeszedł bez echa. Nie zrażona EMI w Wielkiej Brytanii zaplanowała wydanie kolejnego singla. W ostatniej chwili pojawiło się wolne miejsce w telewizyjnym programie Top of the Pops i Queen zadebiutowali w telewizji 21 lutego wykonaniem Seven Seas of Rhye, jeszcze przed ukazaniem się singla. Tony Brainsby pamięta, że Freddie pobiegł na Oxford Street, żeby obejrzeć występ w sklepowej witrynie, ponieważ w tym czasie nie miał telewizora. Wytwórnia pospiesznie wydała singiel parę dni później i wyglądało na to, że sprawy przybrały w końcu pomyślniejszy obrót. Nie tylko drugi album QUEEN II był gotowy do wydania, ale zespół planował pierwszą solową trasę po Wielkiej Brytanii, która miała się rozpocząć pierwszego marca w Blackpool, a zakończyć trzydzieści dni później w słynnym londyńskim Rainbow Theatre. Queen próbował wytrwale w Ealing Studios. Tony Brainsby wspomina, że Freddie zaproponował, by uznana projektantka mody Zandra Rhodes uszyła dla nich okazałe stroje na trasę koncertową, na co pozostali muzycy chętnie przystali. Stare powiedzenie „nie rezygnuj z codziennej pracy" dotychczas okazywało się pomocne w życiu Freddie'ego. Dopiero teraz, i nie bez dozy smutku, znalazł w sobie dość pewności siebie, by pożegnać się ze straganem na targu Kensington. Cztery dni po koncercie w Blackpool singiel Seven Seas ofRhye znalazł się na liście przebojów, zajmując czterdzieste piąte miejsce, 138 co było bardziej niż przyzwoitym wynikiem jak na pierwsze notowanie. Trzy dni później ukazała się płyta QUEEN II, która pod koniec miesiąca zajęła trzydzieste piąte miejsce na liście albumów i zebrała mieszane recenzje. Seven Seas ofRhye pozostaje jedynym powszechnie znanym utworem z tej płyty, na której znalazły się także Procession, Father to Son, White Queen (As It Began), Some Day One Day, The Loser in the End, Ogre Battle, The Fairy Fellers Masterstroke, Nevermore, The March of the Black Queen oraz Fun-ny How Love Is. Trasa koncertowa nie obyła się niestety bez tragicznego wypadku. W wyniku bójki, jaka wywiązała się w tłumie podczas koncertu na uniwersytecie Stirling, dwóch widzów zostało ranionych nożem i wezwano policję. Chociaż zespół Queen siedział bezpiecznie zamknięty w kuchni, dwóch rannych członków ekipy odwieziono do szpitala. Nie było innego wyjścia, jak odwołać koncert w Birmingham, zaplanowany na następny wieczór i przełożyć go na późniejszy termin. Nagle i bezwiednie Queen stał się przedmiotem nagłówków w prasie muzycznej donoszących o zamieszkach, których wynikiem stał się wzrost popularności. Po występie na wyspie Mań pod koniec marca popularność nadal rosła. Zespół wraz z ekipą uczcił sukces nieco zbyt entuzjastycznym przyjęciem, podczas którego, zgodnie z prawdziwą rockandrollo-wą tradycją, zdemolowano hotelowe pokoje. W nadchodzących latach podobne zachowanie miało się stać typowym sposobem celebracji po występach. Drugi album Queen nie tylko wspiął się na siódme miejsce listy przebojów, ale coraz więcej fanów zaczęło sięgać po pierwszy. W końcu i ta płyta znalazła się na liście przebojów na pozycji czterdziestej siódmej, mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Elektra wypuściła ją w Japonii. Płytę przyjęto z ogromnym entuzjazmem. Ani Queen, ani Trident, ani EMI nie zdawali sobie sprawy, jak wielka sława czekała na zespół w Japonii. Listy przebojów otwierały się przed płytami Queen, a bezbronna publiczność ulegała czarowi zespołu. Przed muzykami pojawiły się nowe wyzwania. Sukces, bez względu na to jak zasłużony, zazwyczaj odciska swoje piętno. Zdarzało się, że Freddie wybuchał pod wpływem napięcia, a Brian tracił cierpliwość. Ich zjadliwe utarczki, które wkrótce stały się legendarne, najczęściej kończyły się tym, że rozdrażniony Freddie wypadał z pokoju w dramatycznym geście, a Brian i pozostali po prostu wzruszali ramionami. W większości przypadków Freddie'emu udawało się 139 ^MHHI r ochłonąć i wracał, ale strata czasu była bezsensowna i mecząi a przecież muzycy mieli przed sobą mnóstwo pracy. Większość osób przyznawała, że irytacja Briana była uzasadniona. Ogromny sukces debiutanckiej trasy koncertowej po Wielkiej \ Brytanii dodał muzykom pewności siebie, toteż poczuli się zaszczyceni, ale nie zdziwieni, kiedy zaproszono ich do otwierania koncertów Mott the Hoople podczas zbliżającej się trasy koncertowej po Stanach Zjednoczonych. Trasa miała się rozpocząć w Denver w stanie Colorado, a kilka wieczorów przeznaczono na Nowy Jork. Szczególnie Freddie nie mógł się doczekać na tę podróż. Pomimo leku przed lataniem z niecierpliwością oczekiwał na dwunasty kwietnia, kiedy zespół miał odlecieć do Ameryki. Wytwórnia Elektra wypuściła drugi album Queen w Stanach zaledwie kilka dni przed przybyciem zespołu. Trasa koncertowa zrpowia-dała się męcząco, ale nie bez elementu zabawy. Pierwsza amerykańska rockandrollowa trasa koncertowa była dokładnie tym, na co zespół pracował przez lata. Cztecej muzycy na myśl o podróży zachowywali się jak małe dzieci w Wigilię Bożego Narodzenia. Katastrofa miała się jednak powtórzyć. Bnan zachorował w Nowym Jorku podczas koncertów w tym mieście. Wyglądało na to, że nie doszedł w pełni do zdrowia po australijskim zakażeniu. W końcu się załamał, a zespół musiał się pożegnać z koncertem w Bostonie. Wkrótce muzykom poradzono, żeby zrezygnowali z reszty amerykańskiej trasy, ponieważ Brian nabawił się zapalenia wątroby. Mimo że choroba nie pozwalała Brianowi nawet wstać z łóżka, przeżywał nieopisane rozczarowanie i poczucie winy. Nie mógł odegnać uczucia, że zawiódł zespół i że gdyby nie jego choroba, Queen podbiłby Amerykę i rządziłby niepodzielnie jako największy zespół rockowy świata. Po powrocie zespołu do Anglii, a Briana do zdrowia muzycy rozpoczęli pracę nad utworami do trzeciego albumu, zawierającego Killer Queen. Producentem płyty został Roy Thomas Baker, który na początku lat sześćdziesiątych pracował jako inżynier dźwięku w wytwórni Decca z takimi wykonawcami jak Rolling Stones, T. Rex, Frank Zappa i Eric Clapton. Jako producent Baker odpowiadał za sukces między innymi Nazareth, Dusty Spring-field i Lindisfarne i należał do najbardziej uznanych profesjonalistów tamtych lat. Wszystko zapowiadało się jak najlepiej. Po kilku tygodniach Brian ponownie wylądował w szpitalu, tym razem z wrzodem dwunastnicy. Następna trasa koncertowa po Ameryce, zaplanowana na jesień, musiała zostać odwołana, a Brian odcho- 140 dził od zmysłów. W chwilach czarnowidztwa obawiał się nawet, że zespół zatrudni innego gitarzystę, chociaż jego koledzy nigdy nie brali takiej możliwości pod uwagę. Wkrótce pojawiła się pociecha w postaci srebrnej płyty przemysłu muzycznego, przyznanej Queen za sprzedanie ponad 100 000 egzemplarzy albumu QUEEN II. Tony Brainsby, który zawsze potrafił stanąć na wysokości zadania, zorganizował ceremonię wręczenia nagrody w londyńskiej Cafe Royal, na którą zaprosił atrakcyjną aktorkę Jeanette Charles. Jeanette, przypadkowa dublerka Jej Królewskiej Mości, doskonale utrafiła w zmysł komizmu Freddie'ego, kiedy zwróciła się do zebranych w sposób godny królowej. Pewien żartowniś, spojrzawszy na Briana, zakpił: „Boli mnie, kiedy się śmieję..." Wybierając pannę Charles, która w tym czasie była swego rodzaju krajową instytucją telewizyjną, Brainsby wykazał prawdziwe natchnienie, zwłaszcza że Queen właśnie dopracowywał niewinną rockową wersję hymnu narodowego, którym postanowił kończyć koncerty. Killer Queen, trzeci singiel zespołu, ukazał się w październiku tego roku, tuż przed kolejną trasą koncertową po Wielkiej Brytanii. Promowana przez czołowego rockowego impresario Mela Busha, trasa zapowiadała się ambitniej i bogaciej niż poprzednie. Nowy singiel rzeczywiście okazał się zabójczy, przedarł się na drugie miejsce listy przebojów, zmuszając w końcu wszystkie gazety muzyczne do przyznania, że tego wyjątkowego zespołu nie można zlekceważyć jako fenomenu, który nie potrafi stworzyć przeboju. Kilku dziennikarzy dokonało obowiązkowej wolty, ale muzycy Queen nie zamierzali rzucać się z wdzięcznością w ramiona mediów, które dotychczas zachowywały obojętność. Prasa musiała się postarać trochę bardziej, a Freddie napawał się sukcesem. Jest zrozumiałe, że trzeci album, SHEER HEART ATTACK, został przyjęty pochlebnie przez większość. Paru dziennikarzy, może w nadziei na wywiad, uhonorowało płytę oszałamiającymi recenzjami. Na koncert Queen w Rainbow Theatre sprzedano wszystkie bilety, a występ rozciągnął się na dwie noce. Pokoncer-towe przyjęcie w Swiss Cottage Holiday Inn przerodziło się w dziką hulankę — znak nadchodzących czasów. Muzycy ledwo mogli sprostać pierwszym występom europejskiej trasy koncertowej, zaplanowanej na koniec listopada. Na kontynencie płyty sprzedawały się fantastycznie, a większość koncertów zebrała komplet widzów. W Barcelonie, mieście, które z rozmaitych po- 141 wodów miało stać się bliskie sercu Freddie'ego i dokąd miał wracać wielokrotnie, sześć tysięcy biletów na koncert sprzedano w ciągu doby. Raz na wozie, raz pod wozem. Muzycy Queen jako pierwsi przyznaliby, że ich układ z wytwórnią Trident już od pewnego czasu był daleki od idealnego. Dopiero teraz zaczęło wychodzić na jaw, jak bardzo był on niedoskonały. W grudniu 1974 roku relacje stały się tak napięte, że Queen poczuł się zmuszony do wynajęcia niezależnego adwokata, żeby wyplata* ich z kabały. Na scenę wkroczył młody geniusz palestry Jim Beach. W ten sposób narodziła się znajomość, która miała przetrwać całe życie Fred-die'ego i nie wygasła nawet po jego śmierci. Beach do dzisiaj kieruje międzynarodową kompanią menedżerską Queen. Pomimo nieposzlakowanej reputacji Beach potrzebował aż dziewięciu miesięcy, by uwolnić Queen od rozmaitych zobowiązań wobec wytwórni Trident, którą trudno winić za to, że pragnęła zatrzymać zespół. Przecież poważna inwestycja właśnie zaczęła przynosić zyski. Queen znalazł się na międzynarodowej mapie rockowej i odniósł prawdziwy sukces w USA. Kiedy singiel Killer Queen i album SHEER HEART ATTACK dostały się do amerykańskiej Pierwszej Dziesiątki, zdecydowano, że zespół jest gotowy do samodzielnej trasy koncertowej po Stanach. Muzycy świętowali Nowy Rok w cichej kontemplacji, przygotowując się psychicznie do wielkiej przygody, która miała się rozpocząć w Kansas. Tylko John Deacon wyłamał się z nastroju, biorąc ślub 18 stycznia. Właśnie podczas tej pierwszej niezależnej trasy po Stanach Freddie doświadczył problemów z głosem, przypadłości, która miała go nękać w ciągu całej kariery. W rzeczywistości sam stworzył ten problem, ponieważ nadwerężył głos. W gardle pojawiły się guzki, a lekarz poradził Freddie'emu, żeby nie śpiewał, a nawet, jeśli to możliwe, nie mówił przez trzy miesiące. Taka sugestia wydała si? Freddie'emu niedorzeczna. Złamał zalecenia lekarza i wyszedł na scenę w Waszyngtonie następnego wieczoru. Zadał sobie jednak trud skonsultowania się z innym specjalistą, który stwierdził, że Freddie ma wprawdzie opuchnięte gardło, ale nie ma guzków i operacja nie jest konieczna. Zirytowany koniecznością odwołania sześciu koncertów, ale ucieszony tym, że nie grozi mu kilkumiesięczna przerwa w pracy, Freddie pojechał do Nowego Orleanu, by odpocząć i poddać się kuracji. W typowy dla siebie sposób wrócił do pracy zbyt wcześnie. Problemy z gardłem powróciły i Queen musiał odwołać resztę koncertów. Stawało się jasne, że 142 :ąd miał wra-rt sprzedano jako pierwsi od pewnego to wychodzić u 1974 roku muszony do z kabały. Na V ten sposób : życie Fred-dzisiaj kieru-Pomimo nie-ieciu miesie->ec wytwórni imać zespół, nosić zyski. vej i odniósł ?en i album iskiej Pierw-y do samo-owali Nowy chicznie do nsas. Tylko 18 stycznia, mach Fred-która miała itworzył ten ty się guzki, wet, jeśli to , wydała się wyszedł na )bie jednak wierdził, że na guzków ;ią odwoła-; mu kilku-rego Orlea-:bie sposób powróciły e jasne, że Freddie daje z siebie na scenie więcej niż pozostała trójka. Jego ciało, a zwłaszcza struny głosowe odmawiały posłuszeństwa. Musiał sobie zrobić dłuższą przerwę, jeżeli chciał utrzymać głos i zdrowie w szczytowej formie, zwłaszcza że wkrótce miał rozkwitnąć ekscytujący romans Queen z Japonią. Mimo że amerykańska trasa koncertowa była wspaniałym doświadczeniem, a Queen dobrze wywiązał się z zadania, muzycy nie mieli złudzeń co do swojej pozycji. Byli po prostu jeszcze jedną grupą rockową, która przyjechała, zagrała i odjechała. Wywarcie potężnego i trwałego wpływu na kraj, który słusznie uważał siebie za kolebkę rock'n'rolla, stanowiło niełatwe wyzwanie dla zespołu spoza Ameryki. Chociaż najlepsi brytyjscy artyści trzymali się dzielnie w Stanach od czasów „wielkiej brytyjskiej inwazji" w 1964 roku, kiedy takie grupy jak Rolling Stones, Kinks, Dave Clark Five i Gerry and the Peacemakers włożyły swój wkład w muzyczną rewolucję amerykańską, nie mogli się jednak oprzeć wrażeniu pewnego zblazowania ze strony amerykańskiej publicznoścj. Ludzie dawali do zrozumienia, że już wszystko widzieli. Tylko Beatlesi wkroczyli do kraju jako prawdziwi popowi półbogowie i utrzymali tę pozycję, zwłaszcza w oczach milionów Amerykanów, którzy obejrzeli Ed Sullivan Show i ulegli czarowi telewizyjnego występu chłopców z Liverpoolu. Tacy wykonawcy jak The Who, Rolling Stones, Bowie, Led Zeppelin, Genesis i Elton John miały uzyskać w Ameryce status rockowych legend, ale tylko Beatlesi zyskali powszechne uznanie. Queen pragnął oczywiście zająć pozycję rockowej supergwiazdy, ale kiedy ambicja muzyków została w końcu zaspokojona, zaskoczyło i zdumiało ich geograficzne źródło sławy. Naturalnie zdawali sobie sprawę z popularności, jaką cieszą się w Japonii, która jako pierwszy kraj uznała Queen za rockową gwiazdę z prawdziwego zdarzenia. Chociaż sprzedaż płyt i biletów w tym rejonie świata, podobnie jak wiadomość, że zarówno album SHEER HEART ATTACK, jak i singiel Killer Queen znalazły się na pierwszych miejscach japońskich list przebojów, budziły zachwyt muzyków, okazali się całkowicie nieprzygotowani na powitanie, jakie zgotowano im na lotnisku w Tokio w kwietniu 1975 roku. Hala przylotów drżała od wrzawy trzech tysięcy roz-histeryzowanych fanów rocka, którzy powiewali domowej roboty transparentami i płytami Queen, kiedy promieniejący muzycy wraz z ekipą przechodzili przez odprawę celną. Zdaniem niektórych świadków scena ta przypominała beatlemanię sprzed ponad 143 dziesięciu lat. Freddie zachowywał się iście po królewsku: machał, rozsyłał promienne uśmiechy i chłonął uwielbienie. Pewien reporter zażartował, że Freddie musi się czuć swojsko, ponieważ wielu Japończyków również ma wystające zęby. Nikt nie mógł si? oprzeć dyskretnemu chichotowi. Freddie momentalnie zapalał sympatią do japońskich fanów. Wszystkie aspekty tej starodawnej, wulkanicznej krainy na północnym Pacyfiku były bliskie jego poczuciu egzotyki, począwszy od historii, a skończywszy na sztuce, zwłaszcza na wyrobach z porcelany i obrazach z okresu prę-buddyjskiego, które Freddie miał zacząć żanocznie kolekcjonować. Fascynowała go nie tylko subtelna tradycja i pełna wdzięku kultura Japonii, ale także jej bogaty, technologiczny styl życia na miarę dwudziestego pierwszego wieku. Wydawało się, że kraj i człowiek mają ze sobą wiele wspólnego. Podobnie jak Freddie, Japonia stanowiła plątaninę sprzeczności, starodawny klejnot o niezwykle złożonej, wieloaspektowej osobowości. Same nazwy tysiąca wysp brzmiały jak czarodziejskie zaklęcie: Hokkaido, Kyushu, Shikoku. Zachwyt Freddie'ego budził fakt, że kultura potrafi być tak tradycyjna, a jednocześnie tak postępowa; tak archaiczna, a przy tym tak futurystyczna. Wielkie wrażenie wywarł na nim łagodny, stoicki japoński naród, który przetrwał stulecia feudalnego jarzma i odrodził się z taką pogodą ducha z popiołów drugiej wojny światowej. Freddie'ego pochłaniał głód wiedzy. Znowu był małym chłopcem, przed którym otworzyły si? nowe horyzonty i musiał się dowiedzieć absolutnie wszystkiego. Wpatrywał się w górę Fuji, delektował się sushi i sake, targował się o lalki i przepyszne jedwabne kimona (już wtedy ujawniła si? w nim namiętność do kupowania). Pragnął wszystkiego. Zostałby jeszcze bardziej bezwstydnym turystą, gdyby Queen przybyli do kraju nikomu nieznani. Niestety, Freddie nigdy nie miał okazji, by zakosztować anonimowości. Nie powstrzymało go to jednak od odwiedzania osławionych łaźni z masażem erotycznym oraz kagemejaya (ustronnych herbaciarni, spopularyzowanych przez amerykańskich żołnierzy) czy spędzania czasu w towarzystwie gejsz — raczej chłopców niż dziewcząt. Freddie zaprzyjaźnił się ze stylową japońską odpowiedzią na Danny'ego La Rue, specjalistą od ról kobiecych, Miwa Akihiro Maruyamą. Ten przepiękny, elegancki mężczyzna prowadził własny kabaret w dzielnicy Ginza, tokijskim odpowiedniku paryskiego Pigalle i londyńskiego Soho. Podziw był wzajemny, a po pierwszej wizycie Freddie'ego Miwa zaczął wykonywać piosenki Queen i Mercury'ego na cześć swojego nowego serdecznego przyjaciela. 144 Koncert Queen w tokijskiej sali Budokan okazał się niezapomnianym przeżyciem, nie tylko dlatego, że organizatorzy zamiast zwykłych bramkarzy wynajęli zapaśników sumo. Ale nawet ich potężna tusza nie była w stanie powstrzymać dziesięciotysięcznego tłumu, złożonego głównie z rozhisteryzowanych nastolatek. Kiedy wydawało się, że sytuacja wymyka się spod kontroli, Freddie przerwał występ i zwrócił się z prośbą do fanów, żeby się uspokoili dla własnego dobra. Wszędzie, gdzie występowali, powtarzała się ta sama historia: otaczało ich wzburzone morze niskich, czarnowłosych fanów, którzy wychodzili z siebie, żeby choć raz rzucić okiem na idoli. Przychodzili na koncerty z drogimi prezentami i nie mogli się nasycić Queen. Japonia nie widziała czegoś podobnego od czasu Beatlesów. Po powrocie do Wielkiej Brytanii na Queen czekały dobre i złe wieści. Dobre polegały nie tylko na tym, że zespół stał się pupilkiem prasy, telewizji i radia, ale i na tym, że Freddie otrzymał prestiżową nagrodę Ivora Novello za Killer Queen. Przyjął ją' z dumą w Londynie podczas gali, uświetnionej obecnością wielu wybitnych osobistości. Było to jak dotychczas największe wyróżnienie Freddie'ego. Jak powiedział Elton John: „Ivor Novello jest moją ulubioną nagrodą, ponieważ znaczy najwięcej." Nagroda Ivora Novello została ustanowiona w 1955 roku przez Brytyjską Akademię Kompozytorów i Autorów Piosenek na cześć wybitnego walijskiego aktora, dramatopisarza i kompozytora musicali, którego piosenki, takie jak: Keep the Home Fires Bur-ning czy We'll Gather Lilacs symbolizują czasy, kiedy rock'n'roll oznaczał niewiele więcej niż ruch statku na morzu. Ze wszystkich przyznawanych dorocznie nagród właśnie Ivor Novello był „Osca-rem" brytyjskiego przemysłu muzycznego, a radość Freddie'ego z otrzymania nagrody na tak wczesnym etapie kariery niezwykle podniosła morale całego zespołu. Za ten sam przebój otrzymali prestiżową nagrodę Złotego Lwa w Belgii, którą Brian i Roger odebrali podczas festiwalu w lipcu. Złe wieści dotyczyły sporu o kontrakt, jaki Jim Beach wciąż prowadził z wytwórnią Trident. Nie osiągnięto żadnego porozumienia, a muzycy zaczynali się niecierpliwić. Chcieli wiedzieć, na czym stoją. Podtrzymywanie aktywności twórczej było dostatecznie trudne samo w sobie, nawet bez problemów z menedżerami. Na rozwiązanie trzeba było jednak czekać aż do sierpnia. Tymczasem muzykom nie pozostało nic innego, jak zasiąść do pracy 10 — Freddie Mercury 145 nad kolejnym albumem. Jak można się było spodziewać, stan niepewności zaczął się odbijać na relacjach wewnątrz zespołu. Z powodu błahostek wybuchały sprzeczki, a atmosfera niebezpiecznie się zaogniła. Freddie, którego nawet w okresach pomyślności nie opuszczało napięcie, gorzej niż pozostali radził sobie z negatywnymi uczuciami, co zaowocowało problemami z żołądkiem. Plotkarze zlecieli się jak sępy. Pojawiły się pogłoski, że muzycy nie potrafią sobie poradzić z osobistymi problemami, wi?c postanowili zakończyć działalność. Plotka wkrótce doiarła do zespołu i odegrała rolę katalizatora. Muzycy odłożyli na bok urazy i zawarli przymierze. Wytwórnia Trident zwolniła w końcu Queen z trzech kontraktów, żądając jednak odszkodowania wysokości 100 000 funtów oraz jednego procenta zysków z ich kolejnych sześciu albumów. Chociaż Queen chętnie przystał na te warunki, nie dysponował potrzebną kwotą. Postanowili, że później będą się o to martwić. Tymczasem szykowali się do podpisania nowych kontraktów z EMI w Wielkiej Brytanii oraz Elektrą w Stanach Zjednoczonych. Mogli też rozpocząć mozolne poszukiwania nowego menedżera. We wszystkich działaniach pomagał , im prawnik Jim Beach, człowiek, którego nie tylko darzyli szacunkiem i zaufaniem, ale na którym polegali bezgranicznie we wszystkich operacjach. Doskonały menedżer znajdował się na wyciągnięcie ręki. Tymczasem Queen miał przed sobą jeszcze sporo żab do pocałowania. Iziewać, stan ątrz zespołu, •sfera niebez-sach pomyśl- radził sobie lami z żołąd-;łoski, że mu-lemami, więc 'otarła do ze-la bok urazy ła w końcu dowania wy-ów z ich korzystał na te wili, że póź- do podpisa-oraz Elektrą zolne poszu-ach pomagał darzyli sza-ranicznie we rał się na wy-eszcze sporo ROZDZIAŁ JEDENASTY Mona Liza i Zwariowani Kapelusznicy Spotkanie Freddie'ego Mercury'ego, „numeru drugiego" rocka, z Eltonem Johnem, najpłodniejszym gwiazdorem rockowym lat siedemdziesiątych, było chyba nieuniknione. Kiedy Queen właśnie zaczynał wypływać na arenie międzynarodowej, Elton był już największym solowym wykonawcą od czasów Elvisa Presleya; jego single i albumy zajmowały czołowe miejsca na listach przebojów po obu stronach Atlantyku. Aż siedem albumów Eltona zajęło pierwsze miejsce w Ameryce. Zapełniając wielkie stadiony na całym świecie, Elton oddziaływał na ludzi bez względu na wiek, pochodzenie społeczne, kulturę czy modę. Nawet ludzie, którzy w ogóle nie interesowali się rockiem, natychmiast rozpoznawali dziesiątki jego utworów. Miliony fanów znało na pamięć teksty wielkich przebojów: Your Song, Rocket Mań, Crocodile Rock, Daniel, Goodbye Yellow Brick Road, Don't Let the Sun Go Down on Me, Philadelphia Freedom. W tym czasie mało komu przyszło do głowy, jak wiele łączyło Eltona Johna z Freddiem Mercury, jak łatwo mieli się ze sobą utożsamić, jakimi oddanymi przyjaciółmi mieli zostać. W 1975 roku mało kto wiedział, że Elton będzie jednym z nielicznych ludzi, którzy trzymali Freddie'ego za rękę, kiedy przyszło mu leżeć na łożu śmierci zaledwie szesnaście lat później. Ludzie bliscy obu artystom dostrzegali szereg uderzających podobieństw. Elton, zaledwie sześć miesięcy młodszy od Fred-die'ego, był zawsze oddany matce, ale pozostawał w dość chłodnych stosunkach z ojczymem. Był wrażliwym, trzymającym się na uboczu chłopcem, który od wczesnych lat uczył się gry na fortepianie. Zmienił nazwisko z Reginald Kenneth Dwight na Elton Hercules John — podobnie jak Freddie przyjął imię mitologicz- 147 l nego rzymskiego boga. Jego droga do gwiazdorstwa również była długa i nie pozbawiona przeszkód. Podobnie jak Freddie, Elton miał zawsze kłopoty z własnym wyglądem. Z czasem wypracował ! nieziemski styl — ekscentryczne okulary, nieprawdopodobne buty : na koturnach — żeby ukryć to, co uważał za brzydotę. On rów- ; nież borykał się ze swoją seksualnością. Miewał dziewczyny, miał ; nawet bogatą, wymuskaną narzeczoną, Linde Ann Woodrow, > z którą przeżył pozornie konwencjonalny romans. Podobnie jak Freddie i Mary, Elton i Linda mieszkali w małym londyńskim gniazdku i początkowo wszystko układało się sielankowo. Wydaje się jednak, że jego życie seksualne nie spełniło oczekiwań, co powinno stanowić wskazówkę w kwestii prawdziwej orientacji Elto-na. Miał złe przeczucia co do małżeństwa i odwołał ślub na trzy tygodnie przed uroczystością. Niemiecka inżynier dźwięku Renatę Blauel nie miała tyle szczęścia i podobno do dzisiaj ma złamane serce z powodu nieudanego małżeństwa z Eltonem. Od 1988 roku Elton John otwarcie mówi o swoim homoseksualizmie, a w okresie powstawania tej książki mieszka głównie w Londynie oraz w Atlancie w stanie Georgia ze swoim amerykańskim partnerem Davidem Furnishem. Wiele lat później, kiedy osobowości Freddie'ego i Eltona rozwinęły się równolegle i obaj uzależnili się w pewnym stopniu od wzajemnej przyjaźni, ujawnił się bardziej tragiczny wymiar łączących ich podobieństw. Oto co pewien wybitny psychoanalityk powiedział o Eltonie w telewizyjnym filmie dokumentalnym, po tym jak artysta ujawnił swoje problemy osobiste: „Elton John urodził się jako człowiek uzależniony. Jest osobowością całkowicie obsesyjno-kompulsywną. Gdyby nie uzależnił się od alkoholu, sięgnąłby po narkotyki. Gdyby nie uzależnił się od narkotyków, ich miejsce zajęłoby jedzenie. Gdyby nie uzależnił się od jedzenia, uzależniłby się od związków z ludźmi. Jeśli nie byłyby to związki, uzależniłby się od zakupów. Wreszcie co? Według mnie on jest uzależniony od wszystkich pięciu rzeczy."1 To bezlistosne rozłożenie na części jego charakteru i osobowości najwyraźniej wytrąciło Eltona z równowagi, ale postanowił nie zaprzeczać słowom psychoanalityka. Dzięki zezwoleniu na podanie tych poglądów do wiadomości publicznej Elton John doświadczył ogromnego wzrostu poparcia za odwagę. Powyższy wizerunek stanowił lustrzane odbicie osoby, jaką Freddie Mercury stał się w połowie lat osiemdziesiątych, kiedy sława oraz wszystkie rozrywki, jakie się z nią wiążą, wzięły nad nim górę. 148 W 1996 roku Elton John powiedział: „Przeszedłem w życiu cholernie dużo. To była karuzela fantastycznych okresów, prawdziwych dołów oraz straszliwej nieodpowiedzialności z mojej strony."2 Przemawiał podczas galowego otwarcia Fundacji AIDS Elto-na Johna w Ameryce, która stanowi odpowiednik Mercury Phoe-nix Trust. Zapytany o amerykańskich polityków, według których AIDS nie stanowi problemu, odparł: „Myślę, że są źle poinformowani. Są uprzedzeni, a ich gniew wynika z homofobii. W chwili obecnej do wzrostu liczby zachorowań na AIDS przyczynia się głównie społeczność hetero-seksualna. Ale bigoci pozostaną bigotami i będą atakować ludzi, których najbardziej nienawidzą. Tak więc obecna sytuacja mnie nie dziwi. Moja orientacja seksualna nigdy nie stanowiła dla mnie problemu. Życie w kłamstwie po prostu się nie opłaca. Masz tylko jedną szansę na ziemi, więc znacznie lepiej jest być sobą. Jeżeli innym się to nie podoba, to ich cholerny pech." Oto co powiedział Elton swojej rozentuzjazmowanej publiczności: „Właśnie w tym kraju wyjawiłem prawdę o sobie. Spałem z połową tego kraju i nie mam wirusa HIV. Jestem prawdziwym szczęściarzem. Teraz muszę spłacić dług." W 1975 roku najważniejszym ogniwem, które łączyło Fred-die'ego Mercury'ego i Eltona Johna, był energiczny Szkot nazwiskiem John Reid. Ten dwudziestosześcioletni impresario urodzony w Paisley rozpoczynał działalność w wieku jedenastu lat, zbierając używane gazety i sprzedając je właścicielom zieleniaków, którzy pakowali w nie warzywa. Reid odniósł taki sukces, że wkrótce zaczął zatrudniać inne dzieci za skromny procent. Piętnaście lat później żądny władzy Reid kierował przedsiębiorstwem wartym około czterdziestu milionów funtów, którym zarządzał jeden z największych artystów estradowych świata. Reid przybył do Londynu okrężną drogą, pracował w sklepie z galanterią męską, a w przemyśle muzycznym zadebiutował jako obsługa techniczna. Awansując na kolejne kierownicze stanowiska, nie tracił ambicji towarzyskich; kultywował przyjaźnie z wybitnymi osobistościami z takim samym zapałem, z jakim angażował się w działalność zawodową. Przez pewien czas był nietypową osobą towarzyszącą Barbarze Windsor, aktorce i gwieździe telewizyjnego programu EastEnders. Z Eltonem Johnem John Reid zetknął się po raz pierwszy w 1970 roku w San Francisco, na kilka dni przed 149 l swymi dwudziestymi pierwszymi urodzinami. Wkrótce zamieszka-] li razem w małym mieszkanku w pobliżu Marble Arch. Niewiele ł osób zdawało sobie sprawę z prawdziwego charakteru tego J związku, dobrze znanego w kręgach muzycznych i szczegółowo j omawianego przez Philipa Normana w biografii Eltona Johna.! Kiedy w końcu wyszło na jaw, że Reid i Elton są kochankami, niej wybuchła sensacja. Być może dlatego, że obaj zachowywali siej całkowicie naturalnie, romans nie stał się przyczyną skandalu, j Matka Eltona Sheila podsunęła Eltonowi myśl. że Reid mógłby się sprawdzić jako menedżer. Reid miał zaledwie dwadzieścia jeden lat. Wkrótce potem Elton zaczął współpracować z innym Szkotem, który zaczynał zdobywać listy przebojów. Nazywał się Rod Stewart. W przeszłości obaj pracowali z gwiazdorem muzyki pop Long Johnem Baldrym, a teraz postanowili, że wyprodukują dla Baldry'ego album, żeby tchn.ąć ducha w jego kulejącą karier?. Baldry był zawsze niesłychanie afektowany, a wyglądało na to, że nic się nie zmieniło, od kiedy pracowali razem. Właśnie podczas sesji nagraniowych do nowego albumu Baldry'ego IT AIN'T EASY postanowili wykorzystać stary teatralny zwyczaj nadawania sobie kobiecych imion. Później okazało się, że ten numer przetrwał próbę czasu. Elton otrzymał imię Sharon, Rod Stewart — Phyllis, Baldry został Adą, a John Reid — Beryl, na cześć aktorki Beryl Reid. Na wieść o tej zabawie Freddie musiał si? przyłączyć. Wkrótce nazywał siebie Meliną, na cześć greckiej aktorki Meliny Mercouri, a miały przyjść czasy, kiedy Freddie zatrudniał całą ekipę znaną pod kobiecymi imionami. Jego osobisty asystent nazywał się Phoebe (Peter Freestone), kucharz miał na imię Liza (Joe Fanelli), osobisty menedżer Trixie (Paul Prenter). Przyjaciele i członkowie zespołu również się nie ostali: Brian został Maggie, od „Maggie May", Roger otrzymał imię Liz, od Liz Taylor, David Nutter, brat sławnego krawca Tommy'ego Nuttera, został Dawn. Menedżer muzyczny Tony King otrzymał imię Joy. Z kolei Mary Austin nadano chłopięce imię: została Steve'em, od Steve'a Austina, Człowieka Za Sześć Milionów Dolarów. Czy miała coś przeciwko temu? „Nikomu nie pozwolono protestować", chichocze dawny asystent Freddie'ego Phoebe. „Co więcej, ludzie wiedzieli, że nadanie «imienia» oznaczało akceptację. Ciekawe, że John Deacon nigdy nie dostał imienia."3 Może dlatego, że był taki nieśmiały. Żart żyje: podczas ostatniej trasy koncertowej za fryzurę Eltona 150 mi W 1996 roku Elton John powiedział: „Przeszedłem w życiu cholernie dużo. To była karuzela fantastycznych okresów, prawdziwych dołów oraz straszliwej nieodpowiedzialności z mojej strony."2 Przemawiał podczas galowego otwarcia Fundacji AIDS Elto-na Johna w Ameryce, która stanowi odpowiednik Mercury Phoe-nix Trust. Zapytany o amerykańskich polityków, według których AIDS nie stanowi problemu, odparł: „Myślę, że są źle poinformowani. Są uprzedzeni, a ich gniew wynika z homofobii. W chwili obecnej do wzrostu liczby zachorowań na AIDS przyczynia się głównie społeczność hetero-seksualna. Ale bigoci pozostaną bigotami i będą atakować ludzi, których najbardziej nienawidzą. Tak więc obecna sytuacja mnie nie dziwi. Moja orientacja seksualna nigdy nie stanowiła dla mnie problemu. Życie w kłamstwie po prostu się nie opłaca. Masz tylko jedną szansę na ziemi, więc znacznie lepiej jest być sobą. Jeżeli ' innym się to nie podoba, to ich cholerny pech." Oto co powiedział Elton swojej rozentuzjazmowanej publiczności: „Właśnie w tym kraju wyjawiłem prawdę o sobie. Spałem z połową tego kraju i nie mam wirusa HIV. Jestem prawdziwym szczęściarzem. Teraz muszę spłacić dług." W 1975 roku najważniejszym ogniwem, które łączyło Fred-die'ego Mercury'ego i Eltona Johna, był energiczny Szkot nazwiskiem John Reid. Ten dwudziestosześcioletni impresario urodzony w Paisley rozpoczynał działalność w wieku jedenastu lat, zbierając używane gazety i sprzedając je właścicielom zieleniaków, którzy pakowali w nie warzywa. Reid odniósł taki sukces, że wkrótce zaczął zatrudniać inne dzieci za skromny procent. Piętnaście lat później żądny władzy Reid kierował przedsiębiorstwem wartym około czterdziestu milionów funtów, którym zarządzał jeden z największych artystów estradowych świata. Reid przybył do Londynu okrężną drogą, pracował w sklepie z galanterią męską, a w przemyśle muzycznym zadebiutował jako obsługa techniczna. Awansując na kolejne kierownicze stanowiska, nie tracił ambicji towarzyskich; kultywował przyjaźnie z wybitnymi osobistościami z takim samym zapałem, z jakim angażował się w działalność zawodową. Przez pewien czas był nietypową osobą towarzyszącą Barbarze Windsor, aktorce i gwieździe telewizyjnego programu EastEnders. Z Eltonem Johnem John Reid zetknął się po raz pierwszy w 1970 roku w San Francisco, na kilka dni przed 149 t lii swymi dwudziestymi pierwszymi urodzinami. Wkrótce zamieszkali razem w małym mieszkanku w pobliżu Marble Arch. Niewiele osób zdawało sobie sprawę z prawdziwego charakteru tego związku, dobrze znanego w kręgach muzycznych i szczegółowo omawianego przez Philipa Normana w biografii Eltona Johna. Kiedy w końcu wyszło na jaw, że Reid i Elton są kochankami, nie wybuchła sensacja. Być może dlatego, że obaj zachowywali się. całkowicie naturalnie, romans nie stał się przyczyną skandalu. Matka Eltona Sheila podsunęła Eltonowi myśl, ze Reid mógłby się sprawdzić jako menedżer. Reid miał zaledwie dwadzieścia jeden lat. Wkrótce potem Elton zaczął współpracować z innym Szkotem, który zaczynał zdobywać listy przebojów. Nazywał się Rod Stewart. W przeszłości obaj pracowali z gwiazdorem muzyki pop Long Johnem Baldrym, a teraz postanowili, że wyprodukują dla Baldry'ego album, żeby tchnąć ducha w jego kulejącą karierę. Baldry był zawsze niesłychanie afektowany, a wyglądało na to, że nic się nie zmieniło, od kiedy pracowali razem. Właśnie podczas sesji nagraniowych do nowego albumu Baldry'ego IT AIN'T EASY postanowili wykorzystać stary teatralny zwyczaj nadawania sobie kobiecych imion. Później okazało się, że ten numer przetrwał próbę czasu. Elton otrzymał imię Sharon, Rod Stewart — Phyllis, Baldry został Adą, a John Reid — Beryl, na cześć aktorki Beryl Reid. Na wieść o tej zabawie Freddie musiał si? przyłączyć. Wkrótce nazywał siebie Meliną, na cześć greckiej aktorki Meliny Mercouri, a miały przyjść czasy, kiedy Freddie zatrudniał całą ekipę znaną pod kobiecymi imionami. Jego osobisty asystent nazywał się Phoebe (Peter Freestone), kucharz miał na imię Liza (Joe Fanelli), osobisty menedżer Trixie (Paul Prenter). Przyjaciele i członkowie zespołu również się nie ostali: Brian został Maggie, od „Maggie May", Roger otrzymał imię Liz, od Liz Taylor, David Nutter, brat sławnego krawca Tommy'ego Nuttera, został Dawn. Menedżer muzyczny Tony King otrzymał imię Joy. Z kolei Mary Austin nadano chłopięce imię: została Steve'em, od Steve'a Austina, Człowieka Za Sześć Milionów Dolarów. Czy miała coś przeciwko temu? „Nikomu nie pozwolono protestować", chichocze dawny asystent Freddie'ego Phoebe. „Co więcej, ludzie wiedzieli, że nadanie «imienia» oznaczało akceptację. Ciekawe, że John Deacon nigdy nie dostał imienia."3 Może dlatego, że był taki nieśmiały. Żart żyje: podczas ostatniej trasy koncertowej za fryzurę Eltona 150 zamieszka-i. Niewiele eteru tego czegółowo na Johna. tikami, nie wywali się skandalu, id mógłby Izieścia je- ym Szkoli się Rod uzyki pop ukują dla l karierę, na to, że : podczas F AINT nadawa-n numer l Stewart na cześć lusiał się greckiej ;ddie za-osobisty miał na Prenter). "ian zos-, od Liz Nuttera, ni? Joy. i'em, od w. Czy łny asy-nadanie n nigdy Eltona odpowiadał fryzjer Tina Sparkle. Związek Eltona z Reidem przetrwał kilka burz i zakończył się pokojowo w 1975 roku. Sława, uznanie i bogactwo zmieniły obu mężczyzn nieodwracalnie. Nigdy nie było wątpliwości, że Reid pozostanie menedżerem Eltona, którego sprawami do dzisiaj zarządza kompania Reida o nazwie John Reid Enterprises. Po sześciu latach wyczerpujących koncertów na całym świecie Elton John na pewien czas wycofał się z działalności, a Reid, kierujący teraz wytwórnią płytową Eltona Rocket Records, zabrał się do konsolidowania i rozbudowywania imperium przyjaciela. Nabył udziały w Edinburgh Playhouse. Dzięki finansowemu wsparciu Eltona otworzył restaurację Friends w londyńskim Covent Garden. Możliwe, że było nieuniknione, by jesienią 1975 roku wykorzystał okazję kierowania niezwykle oryginalnym nowym zespołem o nazwie Queen. Elton John oznajmił, że będzie to pewna klapa. Grube ryby z przemysłu muzycznego przyznawały się do obaw, a niektórzy pozwalali sobie nawet na drwiny z Freddie'ego ( za skomponowanie najbardziej zwariowanego utworu w swoim dorobku. Stacje radiowe zastanawiały się, co, do diabła, mają zrobić z sześciominutowym singlem. Kilku rockowych dziennikarzy podejrzewało, że Mercury postradał zmysły, a ten utwór jest ostateczną parodią całego przemysłu muzyki rockowej. Nawet członek zespołu John Deacon wyraził obawę, co prawda prywatnie, że wypuszczenie tego utworu okaże się największym błędem w karierze Queen. Jak na piosenkę, która miała wejść do kronik historii rocka jako jeden z największych, o ile nie największy klasyczny utwór wszech czasów, miała bardzo niepewny start. Nawet ludzie, którzy natychmiast dostrzegli jej wielkość, wahali się przed powiedzeniem tego publicznie, tak daleko odbiegała Bo-hemian Rapsody od przyjętych konwencji rocka. Można się tylko zastanawiać, co pobudziło wyobraźnię Fred-die'ego i zainspirowało go do stworzenia tak złożonego, błyskotliwego utworu. Górnolotny i dekadencki, naładowany agonią i ekstazą, stanowi niemożliwe zestawienie baroku z balladą, tanc-budy z gotyckim rockiem. Nieprzystające do siebie elementy spajają kakofoniczne zawodzenia gitar, klasyczne sekwencje fortepianowe, powalające orkiestrowe aranżacje oraz bogate wielowarstwowe chóry, a wszystko to wielokrotnie zmontowane do takiego stopnia, że, w zależności od nastroju słuchacza, utwór może być czasami wprost nie do wytrzymania. Doskonale wyważony, klarowny i płaczliwy śpiew Freddie'ego wznosi piosenkę do silnej, 151 »?»v . ^'""'f sentymentalnej kulminacji, która może poruszyć nawet najba dziej flegmatyczną duszę. Dzięki poetyckiemu tekstowi, od nym zmianom tempa, złożonej majestatyczności i bolesnej prosto-1 cię, piosenka osiąga w ciągu zaledwie sześciu minut wszystkie j wzloty, upadki i fantastyczne emocje każdego klasycznego dzieła j operowego. Co więcej, utwór odzwierciedla dobitnie sprzeczności< osobowości kompozytora. Bohemian Rhapsody można traktować niemal jako echo samego Freddie'ego. Nic wiec dziwnego, że i Freddie przez lata odmawiał wytłumaczenia piosenki, t~go, jak ją; stworzył, a nawet tego, o czym ona opowiada. „Wszyscy pytają, czy ona znaczy to, czy tamto", prychnął kiedyś. „Pierdol ich, kochanie. Powiem tylko to. co powiedziałby każdy przyzwoity poeta poproszony o zanalizowanie jego dzieła;a Jeżeli dostrzegasz to, kochanie, to tam jest."4 Tommy Yance, kiedyś jedno z największych nazwisk w rocko-' wym radio, który prowadził programy w londyńskiej stacji Capital, w Radio One BBC oraz w Yirgin Radio, nazywa Bohemian Rhapsody, wypuszczoną 31 października 1975 roku, „rockowym odpowiednikiem zabójstwa prezydenta Kennedy'ego". „Wszyscy pamiętamy, co robiliśmy w chwili, kiedy po raz pierwszy ją usłyszeliśmy. Ja prowadziłem wtedy weekendowy program rockowy w Capital.5 Kiedy usłyszałem Bohemian Rhapsody, pomyślałem, że to całkowita świrownia. Większość ludzi w Radio One momentalnie1 skazało ją na klęskę, ale — o dziwo — zagrali ją. W tym czasie Queen uchodził za podstawowy zespół rockowy, więc ludzie odj rocka skorzystali z okazji i położyli płytę na talerz. W tym utworze genialne było to, że każdemu dawał szansę wyrażenia własnej opinii; kultowi rockowi disc-jockeye mogli puścić coś, co nie było oczywiste i posłużyć się wyobraźnią; każdy, kto miał związek z awangardowym radiem, mógł złożyć oświadczenie i zwrócić na siebie uwagę. Słuchacze mieli okazję stanąć na wysokości zadania. Pamiętam, jak pomyślałem, że ta płyta jest tak enigmatyczna, że po prostu musi odnieść sukces." Yance, który dzisiaj prowadzi rockową telewizję VH-1 dla MTV i co wieczór ogląda go pięćdziesiąt milionów ludzi na całym świecie, przyznaje, że płyta zawdzięcza sukces telewizyjnej prezentacji. „Fakt, że płyta wspinała się na listach przebojów, zmusił twórców programu Top of the Pops do dania jej szansy. Kiedy płyta dostawała się do pierwszej trzydziestki, musieli ją puścić, a Bohe- 152 lawet najbar-towi, odważ-lesnej prosto-mt wszystkie :znego dzieła sprzeczności ia traktować Iziwnego, że , tego, jak ją >rychnął kie-)owiedziałby jego dzieła: isk w rocko-stacji Capi-ra Bohemian „rockowym edy po raz 'eekendowy i, że to cał-lomentalnie tym czasie : ludzie od tym utwo-nia własnej co nie było al związek zwrócić na ci zadania, ityczna, że VH-1 dla i na całym lej prezen- msil twór-iedy płyta ć, a Bohe- mian Rhapsody zajęła trzydzieste miejsce. Od tej pory ilekroć ją puszczali, płyta wspinała się wyżej na listach przebojów, a disc--jockeye, słuchacze i wszyscy pozostali mieli okazję, by wykazać się twórczą ekspresją. Niewiarygodne było to, że wideo, wyreżyserowane przez Bruce'a Gowersa (obecnie jednego z najbardziej rozchwytywanych reżyserów koncertów w Stanach Zjednoczonych) i wyprodukowane przez Lexi Godfreya dla Jona Rosemana, nakręcono chyba w Shepperton za zaledwie 7 000 dolarów. Go-wers kręcił wideo z występu Queen, a tego samego dnia nakręcili wideo do Bohemian Rhapsody; wszystko razem trwało tylko cztery godziny. Powstał naprawdę twórczy materiał. Gowers wykorzystał pryzmaty, by osiągnąć pożądane efekty wizualne, znacznie wcześniej niż zaprzęgnięto do tego celu urządzenia elektroniczne i komputery. Skąd czerpał pomysły? Zainspirowała go płyta. Album Queen stanowił zestaw tak wielu ekscytujących idei, że pomysły Bruce'a po prostu płynęły. Ale podstawowy pomysł opierał się na okładce poprzedniego albumu Queen." , Dokładnie rzecz biorąc, chodzi o album QUEEN II (1974), na którego okładce widzimy surowe czarno-białe zdjęcie, przedstawiające tylko głowy muzyków; wyjątek stanowi Freddie, który stoi w środku z rękami skrzyżowanymi na piersiach jak skrzydła. Pomysł zdjęcia nie wyszedł od muzyków, ale od fotografa Micka Rocka. Oto jego wspomnienie: „Moja narada z zespołem na temat okładki albumu QUEEN II była krótka. Okładka miała przedstawiać zespół. Reszta należała do mnie. Musiałem zaprojektować okładkę i sfotografować ją. Od niedawna przyjaźniłem się z kanadyjskim dżentelmenem nazwiskiem John Kobal, który kolekcjonował wczesne hollywoodzkie fotosy. W zamian za własną sesję zdjęciową podarował mi kilka zdjęć ze swojej kolekcji, w tym jedno, którego nigdy wcześniej nie widziałem, przedstawiające Marlenę Dietrich w filmie Shanghai Express. Ubrana na czarno, stała na czarnym tle ze skrzyżowanymi rękami, a zdjęcie było wybornie oświetlone. Wydawało się, że przechylona głowa i dłonie Marleny płyną. Natychmiast dostrzegłem związek. To był jeden z tych przebłysków intuicji, bardzo silny, bardzo wyraźny. Tajemnicze, klasyczne olśnienie. Postanowiłem, że przetransponuję zdjęcie na czterogło-wego potwora. Muzycy musieli się zgodzić. Poszedłem do Fred-die'ego. On również to zobaczył, zrozumiał. Momentalnie zachwycił się pomysłem i sprzedał go pozostałym. «Będę Marleną», zaśmiał się. «Cóż to za słodki pomysł!»" 153 Rock pamięta, że w trakcie montażu brano pod uwagę zarówno „czarne", jak i „białe" zdjęcia (podczas tej sesji muzycy w bia- j łych, wymuskanych strojach, w jedwabnych szalikach, kwiatach j i futrach stali na białym tle). Ale: j „Ani Freddie, ani ja nie mieliśmy wątpliwości, że należy wy- • brać czarne zdjęcie. Pamiętam jednak, że pozostała trójka wahała się do ostatniej chwili. Nie oznacza to, że czarne zdjęcie im się nie podobało, ale obawiali się, że dla niektórych ludzi może się okazać zbyt mocne, nawet pretensjonalne. Zresztą mieli trochę r?cji. Na szczęście Freddie nigdy nie bał się oskarżenia o pretensjonalność. Uwielbiał cytować Oscara Wilde'a: «Często to, co dzisiaj uważa się za pretensjonalne, jutro uważa się za sztukę. Ważne jest, żeby zwracano na nas uwagę.» Freddie przekonał pozostałych i decyzja zapadła." Takie więc było źródło inspiracji Gowersa podczas pracy md wideo do Bohemian Rhapsody. Wziął wizerunek stworzony przez muzyków, upiększył go i rozwinął go na tyle, na ile się odważył. Oto komentarz Tommy'ego Vance'a: „Ponieważ ta piosenka była tak cholernie operowa, pozwalała zespołowi na fantastyczną wizualną ekspresję. Muzycy nigdy wcześniej nic podobnego nie robili. To była czysta fantazja. Bohemian Rhapsody była pierwszą płytą wypromowaną przez wideo. Obecnie uważa się, że Queen jako pierwszy zespół nakręcił promocyjne surrealistyczne wideo, ale to niezupełnie prawda. Myślę, że ubiegł ich zespół Devo, który kręcił eksperymentalne wideo przed powstaniem Bohemian Rhapsody. Nie ulega jednak wątpliwości, że Queen jako pierwszy zespół stworzył «konceptualne» wideo. Muzycy nadstawili karku i zaryzykowali. Wierzyli w ten film, podobnie jak Bruce Gowers, Lexi Godfrey i Jon Roseman. Jakimś cudem doprowadzili tę sprawę do końca. Wzięli zupełnie niezwykłą piosenkę, po czym pracowali i rozwijali pierwotny pomysł i temat tak długo, aż wideo w pełni uchwyciło muzyczną poetykę. Ich pracy nie można nazwać zwykłą interpretacją, ale końcowy wynik zdał egzamin doskonale. Muszę powiedzieć, że wszystko to nie byłoby możliwe bez Freddie'ego. Piosenka była piosenką. Wizualna interpretacja czyniła ją tym, czym piosenka jest dzisiaj. Ponieważ za każdym razem piosence towarzyszyło echo, obrazy rozbrzmiewały w umyśle słuchacza. Piosenka i film wkrótce stały się nierozłączne. Nie możesz słuchać tej muzyki, nie widząc filmu oczami wyobraźni. Można powiedzieć, że Bohemian Rhapsody «zobaczono» wszędzie. To było pierwsze wideo, które wypromowało piosenkę w taki sposób." 154 Montaż wspomina Tommy. „Odbywał się w montażowni przy Poland Street [w londyńskiej dzielnicy Soho] i ja tam byłem. Mogłeś tylko stać i otwierać szeroko oczy. Patrzyłem, jak film powstaje na moich oczach i pamiętam, jak pomyślałem, że ci ludzie robią coś całkowicie oryginalnego, o czym nikt wcześniej nie pomyślał: wyprowadzają rock'n'roll z sytuacji koncertowej w obszary tajemnicy, awangardy." Jeśli chodzi o samą piosenkę, poglądy Tommy'ego nie uległy zmianie: „Technicznie rzecz biorąc ta piosenka to chaos. Nie naśladuje żadnego znanego wzoru, ani konwencjonalnego, ani komercyjnego. Jeśli przeanalizujesz tekst, przekonasz się, że piosenka nie ma żadnego sensu. Jest o niczym. Stanowi sekwencję snów, wspom-. nień, antycypacji, winiet, całkowicie pokawałkowanych idei. Bez żadnego wyraźnego powodu zmienia kolejność, barwę, tonację, tempo, dokładnie tak jak opera. Ale determinacja muzyków zasługuje na najwyższy podziw. Sądzę, że Freddie i zespół podjęli ryzyko, ponieważ wierzyli, że muzyka pop jest lepsza niż w rzeczywistości. Byli niepoprawnymi optymistami. Bohemian Rhapsody miała pewną nieokreśloną jakość, pewną cudowną magię. To jest genialny utwór. Nawet dzisiaj, ponad dwadzieścia lat po ukazaniu się, jest czczony jako ikona. Która piosenka może się z nim równać? Bohemian Rhapsody kasuje wszystko. Według dziennikarza radiowego i pisarza Paula Gambaccinie-go, Bohemian Rhapsody stała się, pomijając genialne dokonanie w dziedzinie rocka, pierwszym istotnym, a może najważniejszym czynnikiem, który scalał zespół przez wiele płodnych lat. „Zgoda, Freddie napisał tę piosenkę, ale Brian zagrał owo niewiarygodne gitarowe przejście w połowie, Roger zagrał wysokie tony, a John oczywiście też miał swój wkład. Rozłożenie odpowiedzialności w taki sposób to coś wspaniałego. Później postępowali tak samo w przypadku własnych, indywidualnych kompozycji i jestem pewien, że dzięki temu przetrwali jako zespół." Oczywiście Bohemian Rhapsody nabrała znaczenia wraz z upływem czasu, nie tylko z powodu spadku ambicji twórców popularnych piosenek. Utwory, które aspirują do wielkości, takie jak: MacArthur Park, Hey Jude, American Pie, Bohemian Rhapsody, robią coraz większe wrażenie w miarę upływu lat. Naturalnie film Świat Wayne'a przyczynił się do wzrostu popularności tej piosenki...6 Czy Gambaccini kiedykolwiek się zastanawiał, jak zareago- 155 wałby Freddie na amerykański renesans popularności Queen, j spowodowany kultowymi filmowymi parodiami, w których Mikę Myers gra niedoszłego odjazdowca Wayne'a Campbella, a Dań Carvey jego akolitę, nieudacznika w okularach Gartha Algara? Film zawiera pastisz Bohemian Rhapsody, który zwrócił uwag? nowego pokolenia fanów rocka na zespół Queen. „Och, Freddie byłby zachwycony, ponieważ film odnosi się do nich z szacunkiem połączonym z zabawą. To wspaniałe, że powstało takie dzieło, a jednocześnie twórcy puszczali oko do publiczności. To było fantastyczne, całkowicie w duchu Freddie'ego. Film stanowi też ważny moment w historii hard rocka, ponieważ jest zarówno parodią, jak i streszczeniem gitarowej muzyki rockowej. Freddie byłby zachwycony, ponieważ film nadaje treść muzyce, dotyka hard rockowych korzeni. Freddie bardzo by się ucieszył." Mikę Appleton przypomina sobie podniecenie, jakie w studio Whistle Test wywołało pojawienie się wideo do Bohemian Rhapsody. , „Uznałem, że jest to fenomenalny, genialny, naprawdę cudowny pomysł. Film posiadał taką samą siłę oddziaływania jak, na przykład, pierwsze wideo Meatloafa. Byłem całkowicie zahipnotyzowany. Ten film mówił, śpiewał, tańczył sam za siebie. Pozostawało go tylko wyemitować. Trzeba powiedzieć, że pomógł zespołowi, prawda? Już wtedy istniało żywe zainteresowanie wokół Queen, ale to wideo stało się kropką nad i. Pamiętam, że Freddie mnie powalił; zrozumiałem, że nigdy wcześniej nie było takiego zjawiska. Później zresztą też nie. Freddie stanowił kwintesencję gwiazdora rockowego, a przy tym zachowywał zdumiewającą prywatność. Był najbardziej barwnym liderem zespołu, jakiego można sobie wyobrazić, ale poza sceną nie był ani trochę nachalny. Kusi mnie nawet, żeby nazwać go nieśmiałym, wycofanym w głąb siebie człowiekiem. Siła i witalność widoczne na scenie nie opuszczały go w życiu prywatnym, ale Freddie nad nimi panował. Cały przepych znikał jednak do takiego stopnia, że Freddie poza sceną zawsze wydawał się znacznie mniejszy. Zapamiętałem go jako bardzo prywatną osobę na bardzo publicznym polu. Często myślałem o nim jako o jedynym dorosłym w branży zdominowanej przez rozpieszczone, drażliwe dzieciaki. Wielu gwiazdorów rockowych, z którymi musiałem mieć wtedy do czynienia, zachowywało się w zdziecinniały, śmieszny sposób. Freddie był niemal doskonałym dżentelmenem. Nie postępował tak, jak wielu gwiazdorom rocka wydaje się, że powinni postępować. Co więcej, za- 156 3ści Queen, órych Mikę ella, a Dań :ha Algara? 'ócił uwagę inosi się do że powsta-niblicznos'->'ego. Film nieważ jest rockowej, ić muzyce, i ucieszył." e w studio Bohemian i? cudow-iajak, na ahipnoty-Pozosta-)gł zespo-iie wokół e Freddie 3 takiego ntesencję liewającą , jakiego ? nachal-cofanym cenie nie >anował. die poza ałem go . Często ninowa-izdorów , zacho-' niemal i gwiaz-cej, za- równo Freddie, jak i reszta zespołu byli niezwykle profesjonalni. Zawsze przychodzili punktualnie na próby, nigdy nie musiałeś na nich czekać pół dnia. Zawsze byli gotowi, nie mieli much w nosie. Dokładnie wiedzieli, co robią i nie zamierzali zmarnować ani chwili. Nigdy nie znałem zespołu, który pracowałby tak ciężko. Pamiętam, że szczególną sympatią darzyłem Freddie'ego, ale trudno mi było wyrobić sobie o nim zdanie jako o człowieku. Nie miałem okazji, żeby się na tyle do niego zbliżyć. Appleton jako pierwszy przyznaje, jak łatwo jest stracić entuzjazm do przemysłu muzyki rockowej. „Można to chyba nazwać słuchowym odpowiednikiem zbyt dużej ilości ekskluzywnych posiłków. Po pewnym czasie podniebienie się nudzi. Podobnie się dzieje z uszami. Muszę przy tym zaznaczyć, że nigdy nie znużyłem się Queen. Uwielbiam ich muzykę. Ale geniusz Freddie'ego doceniłem dopiero po latach, kiedy obejrzałem koncert na jego cześć. Zebrało się tylu fantastycznych piosenkarzy, żeby oddać hołd śpiewając piosenki Queen, ale w sumie zdołali tylko podkreślić, jak wielki był sam Freddie.' Myślę, że tylko George Michael zbliżył się do klasy Freddie'ego w wykonaniu piosenki Queen. Żaden inny piosenkarz nie potrafiłby tchnąć takiej magii w Bohemian Rhapsody, jak to robił Freddie. Nawet najbardziej zblazowany dyrektor wytwórni płytowej musiał się zatrzymać, popatrzeć i posłuchać. Kiedy Tony Brainsby po raz pierwszy usłyszał Bohemian Rhapsody, uznał piosenkę za „dziwaczną". „Wszyscy tak uważali. Jedyną osobą, która naprawdę szczerze rozumiała tę piosenkę i sekundowała jej w drodze na szczyt, był Kenny Everett. Muszę przyznać, że pokochałem Bohemian Rhapsody, choć sam nie wiem dlaczego. Ten utwór stanowił dla mnie punkt zwrotny. Wyprowadziłem Queen z mroku i doprowadziłem do pozycji jednego z największych zespołów wszech czasów. Czułem się jak ojciec, który właśnie wydał dziecko na świat." Ekstaza Brainsby'ego była krótkotrwała. Nowy układ Queen z Johnem Reidem sprawił, że pozycja Brainsby'ego stała się nie do utrzymania. „John Reid sprawił, że moja dalsza praca z Queen stała się bardzo trudna. Z nieznanych mi powodów Reid wolał pełnić funkcję PR na swój własny sposób, a dla mnie zabrakło miejsca w tym schemacie." Nieco później Brainsby miał powrócić. Tymczasem Queen wyszedł na orbitę razem z człowiekiem, który wysłał w kosmos Człowieka-Rakietę. 157 llfiK ROZDZIAŁ DWUNASTY Sława Czwarty album Queen ukazał się 21 listopada 1975 roku. Według Paula Gambacciniego, płyta A NIGHT AT THE OPERA nadała zespołowi status supergrupy. „Byłem na przyjęciu zorganizowanym przez EMI Records dla uczczenia płyty A NIGHT AT THE OPERA i najbardziej utkwiło mi w pamięci to, że podano wyśmienite jedzenie. Może się to wydać trywialne i bez znaczenia, ale wierz mi, to był wyraźny sygnał: w ten sposób ich menedżer John Reid oznajmił, że nowy album jest doskonały i dlatego nikt nie będzie skąpił na promocję. Przyjęcie było prawdziwym świętem genialnego dzieła. Oto Queen opuszczał ligę takich zespołów jak powiedzmy, Sparks czy Mott the Hoople. Działało wiele popularnych grup, ale John Reid posiadał największego artystę na świecie, jakim był wtedy Elton John. To wystawne, kameralne przyjęcie oznaczało: Proszę bardzo, Queen przechodzi teraz do ligi Eltona Johna." Gambaccini dodaje, że interesujące w Johnie Reidzie było to, że najwyraźniej doskonale zdawał sobie sprawę z klasy Queen. „Ale nie wiedział, że trafił na doskonały moment. Jeżeli kiedykolwiek opłacało się wpisać Queen na swoje konto, to właśnie wtedy, gdy ukazała się płyta A NIGHT AT THE OPERA. Musisz pamiętać, że ciągle napawaliśmy się blaskiem czterech ex-Beatle-sów, którzy, obok Led Zeppelin i Pink Floyd, wciąż byli brytyjskimi wykonawcami o największym znaczeniu na świecie. W porównaniu z olśniewającymi Beatlesami prawie wszyscy wypadali blado." Fakt, że Queen zdołał zwrócić na siebie uwagę i wywrzeć tak ogromne wrażenie, że krytyczny John Reid uznał ich za równie ważnych jak Elton John, oznaczał, że naprawdę szli po swoje. 158 Oto jak Gambaccini wspomina pierwsze spotkanie z Queen w Bostonie, gdzie pracował jako producent radia WBZ, największej stacji radiowej w Nowej Anglii: „Muzycy zespołu Queen przyjechali do miasta, żeby promować album, który ukazał się przed A NIGHT AT THE OPERA, mianowicie SHEER HEART ATTACK. Jeżeli mnie pamięć nie myli, impreza odbyła się w tym barze w Bostonie, który późnej wykorzystano w serialu telewizyjnym Cheers. Muzycy Queen organizowali spotkania z wielbicielami w całych Stanach Zjednoczonych. Widziałem ich już, jak otwierali koncert Mott the Hoople, chyba w Hammersmith Odeon. Od razu wywarli na mnie spore wrażenie, ponieważ zachowywali się zupełnie naturalnie. Freddie zdobył moją sympatię, kiedy wdał się w długą rozmowę z Beverly Mirę, który pracował w radio jako mój asystent. Wielu ludzi potraktowałoby takiego człowieka jako sługusa, ale Freddie tego nie zrobił. Potraktował Beverly'ego jak człowieka. Dzięki rozmaitym przypadkowym spotkaniom miałem poczucie, że jestem na fali razem z Queen — ich kariera zbiegła się w czasie z moją. Wiele lat później, podczas koncertu ku czci Freddie'ego na Wembley, Bowie wyszedł i zaśpiewał Ali the Young Dudes. Przywołał ducha tamtej wczesnej trasy koncertowej z Mott the Hoople, a ja dosłownie oniemiałem. To było tak, jakbyśmy zaczynali w tym samym oddziale zwiadowczym, potem wpadali na siebie od czasu do czasu, ale każdy z nas miał już swoje życie... a potem nagle wszyscy zebraliśmy się w jednym miejscu, żeby uczcić tego z naszej grupy, który odszedł jako pierwszy." Doceniając skromność Freddie'ego, Gambaccini zaznacza, że Freddie zawsze wiedział, że zostanie wielką gwiazdą. Stanął na wysokości zadania i w swoim umyśle zajął „pozycję gwiazdy" znacznie wcześniej, niż Queen osiągnął prawdziwy sukces. „W tym miejscu zawsze używam analogii z bostońską drużyną siatkówki Boston Red Sox. Ich legendarny rozgrywający, Ted Williams, do dziś uchodzi za najlepszego rozgrywającego siatkarza wszech czasów. Kiedy przeszedł na emeryturę, właściciel drużyny Red Sox dał młodemu następcy Williamsa taką samą pensję, co stało się przedmiotem krytyki ze strony prasy. Pewien dziennikarz zwrócił się kiedyś do właściciela Red Sox: «Przecież ten człowiek nie zasługuje na takie same pieniądze jak Ted Williams.» Na co właściciel odparł: «Jeżeli płacę mu tyle samo, to znaczy, że daję mu taką samą pozycję, jaką miał Ted Williams i mówię wszystkim, że to pierwszorzędny gracz.» 159 «i Poznałem sporo ludzi z branży muzyki pop, którzy, sami be/ dąć wielbicielami muzyki popularnej, podziwiali czy wręcz wielbili prawdziwe gwiazdy, takie jak Liza Minnelli i Shirley Bassey. Ci ludzie, kiedy nadarzała się okazja do występu, zachowywali si? jak prawdziwi gwiazdorzy, chociaż nie byli jeszcze artystami estradowymi. To bardzo interesujące. Poza tym naprawdę myślę, że Freddie utrzymywał z publicznością podobną relację do tej, jaką utrzymywała Liza Minnelli: «Jestem gwiazdą, ale jedziemy na jednym wózku!» Cóż to za wspaniałe połączenie Dostaw: publiczność szanuje cię, a jednocześnie lubi. Imponujesz ludziom, ale dajesz im do zrozumienia, że uważasz ich za równych sobie; jesteś przyjacielem, a przy tym szefem. Freddie zawsze pamiętał, że w przemyśle rozrywkowym jest zawarty element widowiska, co w sumie bardzo się opłaciło, ponieważ po wspaniałej passie Queen w latach siedemdziesiątych, nie wszystkie ich albumy z lat osiemdziesiątych były genialne. Ale ponieważ Freddie zdołał zbudować własną osobowość, ten fantastyczny wizerunek oraz dorobek > płytowy pomogły zespołowi przetrwać słabsze okresy." Oprócz zawodowej znajomości, jaka łączyła go z zespołem, Gambaccini zawarł też przyjaźnie, które, przynajmniej w przypadku Freddie'ego, miały przetrwać całe życie: „Uważałem, że radzę sobie nieźle, biorąc pod uwagę, że było to czterech ludzi o różnych charakterach. Dla mnie stanowili zawsze wzór zrozumienia, na czym polega ta szalona zabawa. Doskonale wiedzieli, że chodzi o interes. Nie oczekiwali na przykład, że zostaną najlepszymi przyjaciółmi, dzięki czemu nie doznali zawodu, kiedy tak się nie stało. Musieli tylko tolerować się nawzajem, szanować się. Wiedzieli, że można się lubić, nie mając bzika na swoim punkcie. Ta luźna, otwarta atmosfera pozwoliła im przetrwać ciężkie chwile, w których inne kapele by się rozpadły. W latach osiemdziesiątych wiele popularnych grup, które stały się nagłymi sensacjami, z jakichś powodów nie mogło zostać razem: Culture Club, Wham!, Kajagoogoo. Oczywiście Queen był starszym, mądrzejszym i dojrzalszym zespołem. Ale ważniejsze jest to, że mieli głowy do interesu w większym stopniu niż inni. Rogera poznałem na tyle, że mówiliśmy sobie: Hej, jak się masz? Zapraszał mnie na przyjęcia do swojego domu. Briana poznałem całkiem dobrze: pamiętam, że kiedyś przyszedł, żeby zasięgnąć mojej opinii na temat nowego utworu, który w końcu ukazał się na jednym z ich singli. Zaprzyjaźniliśmy się bliżej, kiedy Brian zaczai się spotykać z Anitą Dobson. 160 •zy, sami be-.recz wielbili y Bassey. Ci iowywali się ratami estra-1? myślę, że do tej, jaką edziemy na iw: publicz-iom, ale da-iobie; jesteś bwym jest płaciło, po-Iziesiątych, tiialne. Ale , ten fanta-zespołowi zespołem, ej w przy- ;?, że było owili zaw-ra. Dosko-zykład, że lali zawo-lawzajem, bzika na i im prze-iły. W la-iły się na-ić razem: był starze jest to, ii. j, jak się riana po- żeby za-w końcu iżej, kie- Najbardziej zbliżyłem się z Freddie'em. Nie twierdzę, że byłem jednym z jego najlepszych przyjaciół. Nie twierdzę, że wiele razy gościłem w jego domu, chociaż tam gościłem. Freddie był jednym z tych facetów, którzy, kiedy się ich spotyka, natychmiast przechodzą do sedna sprawy. Był niezwykle osobisty i szczery. Nie bawił się w mowę trawę. Wierzę, że po części było tak dlatego, że — podobnie jak Freddie — należałem do gejów ze świata rockowego. Nie oznacza to, że od początku mówił o tym otwarcie: Freddie wiedział, że jestem bardziej «otwarty» niż on..." Czy jest możliwe, że Freddie zazdrościł Gambacciniemu odwagi, z jaką otwarcie przyznawał się do homoseksualizmu i pragnął, nawet we wczesnym okresie sławy Queen, uczynić to samo? „Możliwe. Kiedyś powiedział do mnie: «Pewnego dnia przeprowadzisz ze mną wywiad i powiemy wszystko.» Nigdy do tego nie doszło. Ale wiedziałem, że Freddie rozważa poinformowanie opinii publicznej o tym, co go podnieca, do jakich miejsc ma zwyczaj chodzić, jaka atmosfera panuje w tych miejscach — o wszystkich tych rzeczach, o których nigdy nie rozmawiał." Dlatego, że bał się wyjawić prawdy o swoim stylu życia? „Niewykluczone. Ale chociaż sam jestem gejem, ten typ zachowania w ogóle nie był moim stylem życia. Freddie sprawiał, że czułem się jak turysta. Wydawało mi się, że to on jest prawdziwym homoseksualistą. Tylko że ja mówiłem o tym otwarcie, a on milczał. Freddie był gejem przez duże G, a ja tylko małym uda-waczem." Gambaccini nie wątpi, że w okresie, kiedy się spotkali, Freddie był przede wszystkim gejem, ale mówi, że zawsze darzył Fred-die'ego sympatią za jego chęć ukrycia prawdziwej orientacji seksualnej. Ale dlaczego zdeklarowanie się zajęło Freddie'emu tak dużo czasu i co sprawiło, że poczuł się na tyle zrelaksowany, by ludzie mogli poznać prawdę? „Według mnie cztery powody. Po pierwsze, wystarczający sukces. Kiedy osiągasz sukces, właściwie przestaje cię obchodzić, co ludzie myślą. Po drugie, wystarczająca pewność siebie, dzięki której czujesz, że masz do zaoferowania coś więcej niż tylko jakiś wizerunek z heteroseksualnej fantazji. Innymi słowy, ludzie będą się tobą cieszyć za to, co robisz, a nie z takiej czy innej fantazji, jaką wysnuli sobie na twój temat. Freddie potrzebował sporo sukcesu, żeby osiągnąć ten etap, ale osiągnął go. Trzecim czynnikiem stał się Boy George, który zawsze mówił na ten temat bezwstydnie, a przy tym słodko. Myślę, że dzięki — Freddie Mercury 161 niemu Freddie łatwiej mógł powiedzieć: No cóż, ja też zawsze byłem gejem. Czwartym czynnikiem, chociaż nie udaję, że wiele wiem na ten temat, ale mogę jedynie snuć domysły, są wydarzenia z życia osobistego Freddie'ego. Widzisz, publiczność głośno domaga się Prawdziwych Wyznań ludzi bogatych i sławnych, ale nie zdaje sobie sprawy, że ich życie osobiste podlega ograniczeniom, które sprawiają, że «otwarcie się» jest trudne, o ile w ogóle możliwe. Weźmy na przykład rodziców. Niektórzy ludzie sądzą, że ich rodzice poczują się zażenowani lub zmartwieni, więc nie są w stanie przekroczyć tej granicy. Wiem o pewnym wielkim, cieszącym się międzynarodową sławą gwiazdorze rockowym, który zawsze bał się przyznać do homoseksualizmu, ponieważ obawiał się reakcji rodziców!" Co się tyczy piątego czynnika, mianowicie faktu, że w tym wczesnym okresie Freddie nadal pozostawał w głębokim związku z Mary Austin, a ponadto miewał romanse z innymi kobietami, Gambaccini podkreśla, że nie pretenduje do wiedzy na temat aktywności seksualnej Freddie'ego. Pięć dni po ukazaniu się A NIGHT AT THE OPERA, 25 listopada 1975 roku singiel z utworem Bohemian Rhapsody stał sie_ pierwszą płytą krótkogrającą zespołu Queen, która znalazła się na pierwszym miejscu listy przebojów. Muzycy uczcili ten sukces w wielkim stylu podczas krótkiej, przedgwiazdkowej trasy koncertowej po Wielkiej Brytanii, a w Wigilię zagrali fenomenalny koncert w Hammersmith Odeon, emitowany jednocześnie w programie telewizyjnym The Old Grey Whistle Test i w programie Radio One stacji BBC. Świeżo upieczony fotograf Denis O'Regan zrobił na tym koncercie swoje pierwsze komercyjne zdjęcia Queen. „Kilka dni po koncercie zaniosłem zdjęcia do biura menadżera Queen, Johna Reida, przy South Audley Street, gdzie, po wejściu do niewłaściwego gabinetu, zapytałem o drogę pewnego młodego człowieka. Doskonale wiedziałem, że rozmawiam z Eltonem Johnem, ale niczego nie dałem po sobie poznać. On bardzo uprzejmie skierował mnie do gabinetu Queen, a tam poradzono mi, żebym zaniósł zdjęcia do czasopisma Jackie. Czasopismo kupiło jedno zdjęcie za dwanaście funtów, a ja nie posiadałem się z dumy. To było pierwsze zdjęcie, jakie sprzedałem w życiu. Więc od tej pory mogłem się uważać za zawodowego fotografa." Zaledwie trzy dni po koncercie wigilijnym w Hammersmith płyta A NIGHT AT THE OPERA znalazła się na pierwszym 162 miejscu listy przebojów, a zespół otrzymał platynową płytę za sprzedanie ponad 250 000 albumów. Płyta dotarła też na amerykańską listę najlepszych albumów, gdzie utrzymywała się przez niewiarygodnie długi okres pięćdziesięciu sześciu tygodni, co do dzisiaj stanowi rekord Queen. Wszystko to pokrywało się, rzecz jasna, z oczekiwaniami muzyków. Nowy rok przyniósł im niezliczone pochwały, w tym pierwsze miejsca w dorocznych głosowaniach organizowanych przez prasę muzyczną. Tym razem otrzymali nominacje i zwyciężyli w wielu kategoriach. Freddie odebrał też kolejną nagrodę Ivora Novello za Bohemian Rhapsody, która 24 stycznia 1976 roku znajdowała się na brytyjskich listach przebojów od rekordowych dziewięciu tygodni. W samej Wielkiej Brytanii sprzedano ponad milion singli z tym utworem i ponad pół miliona egzemplarzy płyty A NIGHT AT THE OPERA. Menedżer Queen John Reid, wbrew swoim zwyczajom, wykupił miejsce na ogłoszenie w czasopiśmie Sounds, by pogratulować protegowanym fantastycznego sukcesu. » Queen planował drugą dużą trasę koncertową po Ameryce, tym razem jako gwiazda pierwszej wielkości. Trasa, która okazała się najbardziej wyczerpująca w dotychczasowej karierze zespołu, objęła prawie wszystkie stany, a nowym menedżerem trasy został Gerry Stickells. Wybór okazał się trafny; Stickells pracował kiedyś jako inżynier dźwięku i menadżer tras koncertowych Jimi Hendrixa. Miał pozostać z Queen do końca ich koncertowej kariery. Trasa okazała się ogromnym sukcesem. Na koncerty ściągały setki tysięcy ludzi, a Queen spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem w całym kraju. Co więcej, właśnie podczas tej trasy zespół udoskonalił sztukę przyjęć po koncertach. Z czasem te przyjęcia miały się stać legendarne w całym przemyśle muzycznym jako najlepsze pokoncertowe imprezy w branży. Pierwotnie miały pełnić funkcję wyciszającej terapii dla muzyków, którzy po zejściu ze sceny znajdowali się w stanie takiego pobudzenia, że nie mogli się zrelaksować, nie mówiąc już o śnie. Później jednak przyjęcia same w sobie stały się szalonymi, pamiętnymi wydarzeniami. Wszędzie, gdzie występował Queen, zapraszano miejscowe wybitne osobistości, dygnitarzy i bawiącą się młodzież, a okazało się, że organizacja tych przyjęć jest pracą na pełny etat dla menedżerów i specjalistów od reklamy zespołu. Oferowano wszelkiego rodzaju ba-chiczne rozkosze, kac był gwarantowany, tylko togi nie stanowiły stroju obowiązkowego. Ameryka, a zwłaszcza Nowy Jork, zawróciła w głowach muzy- 163 kom Queen, w szczególności Freddie'emu. Podczas tej pierwszej wielkiej trasy koncertowej zaczął się romans gwiazdora z miastem, który właściwie nigdy nie miał wygasnąć. Dziennikarz Rick Sky, którego książka o Mercurym The Show Must Go On ukazała się wkrótce po śmierci Freddie'ego, wspomina „ciche, dyskretne przyjęcie", wydane przez Freddie'ego i zespól dla uczczenia udanego koncertu w Madison Sąuare Garden, ważnym miejscu na mapie światowego rock and roiła. „Impreza odbyła się za kulisami, zaraz po koicercie", wspomina Rick.1 „Właściwe przyjęcie zorganizowano później. Dziesiątki kelnerek w strojach topless roznosiło butelki szampana o pojemności dwóch i pół litra, natychmiast napełniając kieliszki gości. Nikt nie miał prawa pozostać trzeźwy. Zostałem zaproszony do Nowego Jorku, żeby przeprowadzić wyłączny wywiad z Freddie'em. Paradoks tego człowieka polegał oczywiście na tym, że będąc takim barwnym artystą, mistrzem ciętych ripost, nigdy nie odsłaniał prawdy o sobie. Po spotkaniu z nim zawsze sie_ zastanawiałeś, kim tak naprawdę jest ten facet. Byłem więc bardzo podniecony wywiadem, ale nie liczyłem na to, że wiele się dowiem." Fakt, że Freddie opowiedział Rickowi Sky'owi o swoim prywatnym życiu, świadczył może o tym, jak swobodnie gwiazdor czuł się w Nowym Jorku, mieście, które zaczął uważać za swój drugi dom. „Freddie miał na sobie białą kamizelkę, w jednej dłoni trzymał plastikowy kubek z szampanem, w drugiej papierosa i wyglądał na całkowicie zrelaksowanego, wyluzowanego. Powiedział mi, że tajemnica szczęścia polega na czerpaniu z życia pełnymi garściami. «Nadmiar jest częścią mojej natury», oświadczył. «Dla mnie nuda jest chorobą. Naprawdę potrzebuję niebezpieczeństwa i podniecenia. Nie zostałem stworzony do tego, żeby zostawać w domu i oglądać telewizję. Jestem zdecydowanie seksualną osobą. Lubię się pieprzyć przez cały czas. Dawniej mawiałem, że poszedłbym do łóżka z każdym, ale ostatnio stałem się bardziej wybredny. Uwielbiam się otaczać dziwnymi, ciekawymi ludźmi, ponieważ dzięki nim czuję, że żyję. Zwyczajni ludzie nudzą mnie śmiertelnie. Kocham mieć wokół siebie odjazdowców. Mam niespokojne, porywcze usposobienie, więc nie byłbym dobrym ojcem rodziny. W głębi serca jestem bardzo uczuciowym człowiekiem, pełnym skrajności, co często jest niszczące dla mnie i dla innych.» 164 tej pierwszej dora z mia- r m The Show go, wspomi-'ego i zespół farden, waż- rcie", wspo-źniej. Dzie-i szampana jąć kieliszki łem zapro-:ny wywiad ywiście na ych ripost, i zawsze się i wiec bar-e wiele się woim pry-: gwiazdor ić za swój ni trzymał i wyglądał rial mi, że garściami. Dla mnie eczeństwa zostawać lalną oso-m, że po-jdziej wy- ponieważ śmiertel-ipokojne, i rodziny. , pełnym W ten sposób Freddie przyznawał się do dzikiej strony swojej natury, którą mógł ujawnić dzięki sławie i bogactwu. Mógł sobie folgować do woli, a dla mnie stało się jasne, że zamierza iść na całość. Musiało na tym jednak ucierpieć pragnienie posiadania pełnego związku z drugim człowiekiem, za jakim wszyscy tęsknimy. Powiedziałem Freddie'emu, że przy jego stylu życia taki związek na pewno jest trudno utrzymać. «Cóż, kiedy pozostaję z kimś w związku, nigdy nie robię tego połowicznie», odparł. «Nie wierzę w półśrodki czy kompromisy. Kompromis jest dla mnie nie do zniesienia. Daję wszystko, co mam, ponieważ taki już jestem.»" W tym samym wywiadzie ze Sky'em Freddie przyznał się też do beznadziejnego uzależnienia od nowojorskiego życia nocnego. „Uwielbiam kluby w Nowym Jorku", powiedział. „Pamiętam, że kiedyś chciałem pójść do klubu o nazwie Złote Grono, który był podobno kapitalny, ale wszyscy mi to odradzali. Ludzie mówili, że jeśli chcę tam się wybrać, to przed klubem powinien na* mnie czekać szybki samochód z kuloodpornymi szybami. Wszyscy ostrzegali mnie przed tym klubem, przez co oczywiście jeszcze bardziej zechciałem tam pójść." Tego wieczoru wspólnikiem Freddie'ego w zbrodni została niezwykła towarzyszka: była mistrzyni Wimbledonu w tenisie Bil-lie-Jean King, którą w końcu udało mu się namówić. „Wkrótce po naszym przyjściu w klubie wybuchła solidna bijatyka, która skończyła się przy naszym stoliku", powiedział Sky'owi Freddie. „Trzaskały krzesła, furkotały pięści, krew tryskała na wszystkie strony. Billie siedziała jak sparaliżowana, ale ja byłem w siódmym niebie. Powiedziałem jej, żeby się nie przejmowała i pociągnąłem ją na parkiet, kiedy wokół nas trzaskali się ludzie. To było znacznie zabawniejsze niż jakaś przytulna kolacyjka w hotelu." W tym czasie stało się już jasne, że Freddie zakochał się w samym mieście, nie tylko w nowojorskim podziemiu gejowskim, które ktoś określił jako „tygiel rozpusty i nieprawości, pełen wściekłych psów, łachudrów i darmozjadów". W rozmowie z pisarzem Johnem Blake'iem o Nowym Jorku Freddie wyznał: „Kiedy tam jadę, tarzam się w rozpuście. To jest miasto grzechu. Musisz wyjechać w porę, bo jeśli zostaniesz o jeden dzień za długo, miasto złapie cię w szpony. Niezwykle hipnotyczne miejsce. O ósmej czy dziewiątej rano muszę sobie robić zastrzyki w gardło, żebym mógł śpiewać. To miasto jest autentyczne. Uwielbiam je."2 165 Chociaż Freddie w zawoalowany sposób przyznał się do niewiarygodnie rozpustnego trybu życia, zawsze utrzymywał w tajemnicy swoją namiętność do kokainy. To było zrozumiałe: oprócz faktu, że narkotyk ten był nielegalny w większości krajów, a już na pewno w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych, wizerunek ćpuna nigdy nie pasował do Freddie'ego. Nie chciał też być w ten sposób postrzegany. W owych wczesnych, chudych latach Freddie nie wykazywał zainteresowania marihuaną, która rozprowadzali jego koledzy i za nic nie chciałby uchodzić za typ narkomana. Pewne jest to, że nigdy nie uzależnił się od kokainy: kiedy w końcu postanowił przestać ją zażywać, potrafił to zrobić dosłownie z dnia na dzień. Tymczasem jednak żył według schematu „seks, narkotyki i rock and roli". Nadmierne ilości szampana i kokainy stanowiły część tego układu. Freddie uzależnił się od natychmiastowego „kopa", od wpływu, jaki kokaina wywierała na jego osobowość, a dokładniej mówiąc na libido. Dla tego kopa rozstawał się z setkami funtów tygodniowo, a z pewnością nie był jedynym gwiazdorem rockowym, który to robił. Miasto, które nigdy nie śpi, od dawna stanowiło ośrodek nerwowy świata i uwiodło wielu ludzi przed Freddie'em nie tylko swoimi rozmiarami i skalą architektury, ale także zagęszczeniem i różnorodnością mieszkańców, pulsem przedsiębiorczości, gorączkowym życiem ulicznym, wielowarstwową kulturą, wigorem, dynamiką, brakiem szacunku i szorstkim, bezlitosnym humorem. Jak mam dojść do Carnegie Hali? Próbuj. Jeden z ulubionych numerów Freddie'ego dotyczył cudzoziemskiego turysty, który pyta o drogę rodowitego mieszkańca Nowego Jorku: „Czy możesz mi wskazać drogę do Times Sąuare, czy mam się odpierdolić?" Freddie kochał to miasto, neony, olśniewające widoki. W ciągu dnia lubił chodzić po dobrych dzielnicach, szpancwać razem z innymi, zaglądać do luksusowych sklepów i eleganckich hoteli. Nocą wędrował do Greenwich Yillage, spacerował brukowanymi ulicami dzielnicy pakowń mięsa, kilka przecznic od rzeki Hudson. Właśnie tam znajdowała się większość osławionych nowojorskich gejowskich klubów i barów, z których większość zamknięto w połowie lat osiemdziesiątych, kiedy wybuchła epidemia AIDS. Greenwich Yillage od dawna była znana jako nowojorska dzielnica bohemy, która przyciągała gejów i lesbijki z całej Ameryki. Zamieszki w Stonewall w czerwcu 1969 roku, które zapoczątkowały ruch wyzwolenia gejów i przeszły do historii jako bo-stońska „herbatka" ruchu gejowskiego, wybuchły w najpopular- 166 niejszym nielegalnym gejowskim barze w Nowym Jorku. Nazwa zapuszczonego baru Stonewall Inn przy ulicy Christopher na tyłach Siódmej Alei, w samym sercu Yillage, stała się synonimem kolebki gejowskiej potęgi. Nowa homoseksualna głasnosf doprowadziła do zalegalizowania lukratywnego przemysłu, obsługującego nowojorską społeczność gejów. Seksualne pałace, kina porno, łaźnie, skórzane bary i tak zwane „bary z zapleczem" wyrastały jak grzyby po deszczu, oferując pozornie pustą (ale przypuszczalnie przyjemną) anonimowość seksualnych kontaktów. Wysokie buty, pasy, bicie, krępowanie, „sporty wodne", fisting (wkładanie pieści do odbytu), poniżanie, przypalanie papierosami — w niektórych lokalach seks pełen przemocy stanowił normę. W tamtych czasach chorób przenoszonych drogą płciową nie uważano za zagrożenie, ponieważ zarówno rzeżączkę, jak i syfilis leczyło się jedną receptą. Większy problem stanowiło wirusowe zapalenie wątroby, którego regularne epidemie okazały się preludium nadchodzących czasów. Mimo to choroba nie była w stanie na tyle przestraszyć gejów, by się ustatkowali. Jeszcze nie. Najnędzniejszymi, opuszczonymi przez Boga gejowskimi lokalami były bary sadomasochistyczne, takie jak Mineshaft, gdzie spełniano wszelkie seksualne fantazje. Na piętrze znajdowało się pomieszczenie o nazwie „Plac Zabaw", gdzie mężczyźni zwieszali się z sufitu na linach i robiono im niewypowiedziane rzeczy. Na dole pary i grupy oddawały się rozmaitym wyuzdanym czynnościom, a w ciemnym kącie stały wanny, w których siadali mężczyźni i pozwalali, żeby oddawano na nich mocz. Był wreszcie okryty złą sławą klub Kowadło, gdzie pewnej nocy, według naocznego świadka, fotografa Micka Rocka, Freddie po raz pierwszy ujrzał członka zespołu Yillage People, parody-stycznej grupy z końca lat siedemdziesiątych, która igrała ze stereotypami gejowskich fantazji macho: kowbojem, policjantem, robotnikiem budowlanym, motocyklistą. Podobno Freddie patrzył jak zahipnotyzowany, razem z całą salą gejowskich „klonów", na Glenna Hughesa, „faceta w skórze", który tańczył na barze. Według Rocka, po tym wydarzeniu Freddie „już nigdy nie był taki jak dawniej". Sam Freddie miał później powiedzieć: „Podoba mi się skóra. Lubię myśleć o sobie jako o czarnej panterze."3 Zdaniem niektórych, przygoda w Kowadle stała się inspiracją do wizerunków przejętych później przez Freddie'ego. Był więc wi- 167 zerunek „skórzany" oraz „gejowski klon". Podczas gdy faza „skórzana" okazała się względnie krótkotrwała, wizerunek „klona" (tak odległy od jego bohemowej pozy z lat siedemdziesiątych) — krótko przystrzyżone włosy, wąsik, muskularny tors, obcisłe dżinsy — miał przetrwać. Wygląd „klona" narodził się w San Francisco, gdzie występował jako „Klon Castro", od nazwy dzielnicy Castro, zniszczonej irlandzkiej części San Francisco, która kiedyś służyła hipisom z Haight-Ashbury. Później dzielnica ta stała się gejowską stolicą Stanów Zjednoczonych dzięki napływowi homo-seksualnych uciekinierów i słynęła z „największego zagęszczenia gejów na świecie". Większość stanowili biali mężczyźni z klasy średniej, którzy przyjęli własny, „konformistyczny" wygląd, by zastąpić odchodzący w przeszłość styl hipisowski: zwiewne szaty, paciorki, długie włosy. Pojawił się nowy, wyraźny wizerunek geja, szybko nazwany „klonem z ulicy Castro". Wygląd ten był także, przynajmniej na początku, swego rodzaju maską. Przez długi czas chronił gejów, ponieważ heteroseksualiści nie rozpoznawali w nim gejowskiej tożsamości: byli to po prostu faceci z krótkimi włosami, wąsami i świetnymi ciałami. Ale właśnie z tego wyglądu wziął początek cały kodeks homoseksualnych zachowań. Gej mógł wskazywać na swoje seksualne upodobania kolorem chustki do nosa, wystającej z tylnej kieszeni spodni. Co więcej, w zależności od tego, czy chustka wystawała z lewej czy z prawej kieszeni, mężczyzna deklarował się jako strona aktywna lub pasywna. Freddie, na którego pod koniec lat siedemdziesiątych nagle spłynęła sława, był zafascynowany tym, że w Nowym Jorku homo-seksualizm święcił prawdziwy polityczny triumf; w mieście panował zaraźliwie podniosły nastrój. Geje wyszli z ukrycia, zjednoczyli się, zapanowali nad własnym stylem życia i losem. Myśleli, że może być tylko lepiej. Granice seksualnych eksperymentów mogły zostać poszerzone w takim stopniu, jaki nie był dopuszczalny chyba w żadnym innym mieście, może z wyjątkiem Monachium. Gejowską społeczność w Nowym Jorku wskazywała na większą aktywność seksualną niż gdziekolwiek indziej, ponieważ była to stolica gejowskiej wolności, a oni wywalczyli sobie prawo swobody. Ktoś mógłby powiedzieć, że Freddie, który dotychczas zachowywał się w obcym kraju dość niewinnie, został skorumpowany przez rozwiązłość (niestrawną dla zwykłych, szczerych ludzi w rodzaju jego rodziców, których czuł się w obowiązku ochraniać przed swymi skłonnościami), z jaką zetknął się w Nowym Jorku. Freddie twierdził jednak, że sam jest sobie winien. 168 ly faza „skó-nek „klona" iesiątych) — obcisłe dżin->an Francis-vy dzielnicy ctóra kiedyś ta stała się rawi homo-ageszczenia źni z klasy wygląd, by swne szaty, runek geja, i był także, : długi czas wali w nim imi włosa-;lądu wziął Gej mógł ;hustki do zależności j kieszeni, pasywna, lagle spły-ku homo-icie pano-jednoczy-lyśleli, że św mogły uszczalny nachium. i większą ż była to swobody. is zacho-npowany dzi w ro-chraniać n Jorku. „Nie musiałem zdejmować majtek, kochanie. Nikt mnie do tego nie zmuszał."4 Jak zauważył Paul Gambaccini: „Freddie szedł na całość. Jeśli chodzi o ciemne strony życia, w porównaniu z nim jestem nowicjuszem. Moja koncepcja cywilizowanego wieczoru po całym dniu pracy polega na przyjemnym posiłku i akcie miłosnym z jedną osobą. Freddie pochłaniał duże ilości rozmaitych rzeczy. Lubił luksus. Między innymi dlatego nie pozostawałem z nim w tak bliskich stosunkach towarzyskich jak, powiedzmy, Kenny Everett, ponieważ styl życia Freddie'ego bardziej odpowiadał Kenny'emu niż mnie. Co więcej, w Londynie Freddie zachowywał się znacznie lepiej niż w Nowym Jorku czy później w Monachium. W Nowym Jorku i Monachium znajdowały się o wiele bardziej dekadenckie społeczności. Te dwa miasta były stolicami anonimowego, jednorazowego seksu, który nigdy mnie nie interesował, ale Freddie niewątpliwie dobrze się tam bawił. To cały świat, równie bogaty w swej różnorodności, jak muzyka popular1-na. Jest to rzeczywistość, która nie zostanie przedstawiona w książkach i filmach wideo. Freddie dawał mi do zrozumienia, że podczas pobytów w Nowym Jorku naprawdę szaleje, ale tamtejsza gejowska scena była w owych czasach znacznie ostrzejsza niż gdzie indziej. Przychodzi mi do głowy jedno słowo: fantazja. Kiedy angażujesz się w anonimowy seks, albo seks z wieloma partnerami, musi być w tym element fantazji. Myślę, że aby to zrozumieć, należy zbadać rolę wyobraźni w życiu Freddie'ego. Fakt, że takie rzeczy składały się na charakter jednego człowieka, nie jest niczym dziwnym, ale całkiem sensownym. Jeżeli posiadasz rozbudowaną wyobraźnię w sferze publicznej, można się spodziewać tego samego w sferze prywatnej. Ale nie myślę — a jest to bardzo ważne, ponieważ niektórzy ludzie będą podekscytowani lub oburzeni twoim opisem jego prywatnego życia — by ta sfera kiedykolwiek wzięła górę lub wystawiła na szwank jego życie zawodowe. Mogła pochłonąć Freddie'ego, ale nie Queen. Tu wracamy do tego, co mówiłem wcześniej o czterech ludziach, którzy mieli świadomość partnerstwa." Według bliskiego przyjaciela Freddie'ego, fotografa Micka Rocka, który wyemigrował do Nowego Jorku we wczesnym okresie swojej kariery, seks stanowił tylko jeden aspekt romansu gwiazdora z Nowym Jorkiem. Miasto pociągało Freddie'ego na wielu rozmaitych poziomach: 169 „Od samego początku Freddie czuł się w Nowym Jorku jak j u siebie w domu. Głównie dlatego, że jakkolwiek szalony był j w tym czasie Londyn, Nowy Jork był znacznie bardziej szalony. Innym bardzo ważnym czynnikiem był fakt, że w Nowym Jorku możesz się bardzo łatwo zgubić. Wszystkie te historie, które dzieją się przed domem Freddie'ego w Garden Lodge w Londynie — fani wystający pod drzwiami, graffiti na ścianach — nigdy by się nie wydarzyły w Nowym Jorku, a trzeba pamiętać, że to miasto roi się od supergwiazd. W Nowym Jorku możesz stać się tak anonimowy, jak tylko chcesz. Możesz dosłownie zniknąć i bez względu na to, co cię kręci, nikt nie będzie ci zawracał głowy. Freddie szybko to chwycił i natychmiast mu się to spodobało. Często widywałem się z nim w Nowym Jorku we wczesnym okresie sławy Queen. Czasami przechadzaliśmy się po Madison, albo po Piątej, parę osób podchodziło, mówiło mu: «Cześć, Freddie!" a on odpowiadał: «Witajcie, kochani!» i to było wszystko. Żadnych kłopotów. , Oczywiście wtedy pasjonował się zakupami, a Nowy Jork był wymarzonym miastem do kultywowania tej namiętności. Nigdy nie przestało mnie zdumiewać, ile pieniędzy potrafi wydać Freddie. Był niewiarygodnie rozrzutny. Miałem wrażenie, że patrzę na kobietę: zapalał się do pewnych przedmiotów i po prostu musiał je mieć. Uwielbiał Tiffany'ego, to był jeden z jego ulubionych sklepów. Zawsze kupował tam prezenty dla innych, rzadko dla siebie. Był niesamowicie hojnym facetem. Ogromną radość sprawiało mu robienie przyjemności innym dzięki swemu bogactwu. Szczególnie uwielbiał kupować dla kobiet. Towarzyszyłem mu, kiedy kupił uroczy zegar. Cenę wzięto z księżyca, ale on musiał go mieć. Cały Freddie." Rock pamięta też wypady na herbatkę, które szybko zamieniały się w farsę/, ilekroć Freddie zauważył młodego człowieka, który wpadł mu w oko. „Szliśmy na herbatę, a Freddie zawsze zaczynał flirtować z kelnerami. Robił to w miły, zabawny sposób, nigdy nie przekraczał granicy dobrego smaku. W tamtych czasach miałem wielu przyjaciół wśród gejów w Nowym Jorku", wspomina Rock, dzisiaj żonaty, ma córkę. „Wierz mi, potrafiłem nadawać na tej samej fali co najlepsi geje. Pamiętam, jak wypuściłem się w miasto z Freddie'em i bezlitośnie taksowaliśmy facetów. W hotelu Waldorf Astoria pracował pewien szczególnie przystojny kelner, który oblał nas herbatą, po- 170 E i Jorku jak szalony był iej szalony, wym Jorku storę dzieją ondynie — igdy by się ' to miasto i? tak ano-bez wzglę-ry. Freddie wczesnym Madison, :eść, Fred- wszystko. i Jork był ici. Nigdy dać Fred-patrzę na tu musiał ubionych adko dla ość spra-ogactwu. łem mu, nusiał go amienia-:a, który r icz kel-ekraczał iprzyja-isiaj żo- najlepsi : i bezli-racował »ą, po- nieważ zachowywaliśmy się okropnie i puściły mu nerwy. Żaden z nas nie zamierzał go podrywać, nie było w tym nic seksualnego. Ale wyciągnęliśmy od niego nazwisko, dowiedzieliśmy się, że trochę pozuje jako model, takie historie. Dla żartów Freddie i ja wróciliśmy do hotelu, żeby go zobaczyć, a on unikał nas jak ognia, zupełnie nas zignorował. Myślę, że wystraszyliśmy go śmiertelnie." Jeżeli Freddie przemienił się w Nowym Jorku w całkowitego hedonistę, to głównie dlatego, że mógł sobie na coś takiego pozwolić. Od tej pory nie cofał się przed niczym w swoim poszukiwaniu przyjemności. „Nazywał się Mercury, ale naturę miał mroczną", żartuje Sky. „W jego życiu było wiele ciemności, a Freddie'emu to odpowiadało. Zapuszczał się w miejsca, gdzie obawiały się stąpać anioły. Był klasycznym przykładem wyrafinowanego człowieka, który lubił się tarzać w rynsztoku. Ostateczną fantazją Freddie'ego byłoby zabranie wynajętego chłopca do opery. Rudolf Nurejew bardzo przypominał Freddie'ego w tym, że posiadał rzadką zdolność uwielbiania jednocześnie wysokiej i niskiej kultury. Freddie'ego postrzegano często jako przedstawiciela klasy średniej, ale w rzeczywistości wykreował się na archetypowego arystokratę. Nie można go zaszufladkować do klasy średniej, ponieważ nigdy nie ciążyła na nim klątwa tego szczególnego rodzaju snobizmu, który wynika z niewiedzy, czy jest się na szczycie, czy na dole, czy jest się w łaskach, czy się z nich wypadło. Freddie ani nie zabiegał o aprobatę, ani jej nie potrzebował. Wiedział, że jako gwiazdor jest wielki, a jako człowiek jest taki sam jak wszyscy. Kiedy było mu po drodze, bratał się z ziemiaństwem. W ludziach z eleganckiego świata nie podobało mu się jednak to, że rzadko podejmują ryzyko; zazwyczaj są całkowicie przewidywalni, do tego stopnia, że żenią się między sobą dla zachowania rodzinnego majątku. Freddie gardził takim zachowaniem. W zwykłych ludziach pracy uwielbiał to, że potrafią postawić wszystko na jedną kartę. Bezrobotny ojciec czworga dzieci rezygnuje z ciepłego obiadu i stawia ostatniego dziesiątaka na psy, w nadziei że wygra milion. Dlaczego? Ponieważ żyje się tylko raz. Ponieważ jesteś nikim i nie masz nic do stracenia. Jak mówi piosenka, na tym właśnie polega wolność. Freddie o tym wiedział. Podziwiał taką postawę i naśladował ją. Jeżeli pojawiało się ryzyko, on podejmował je jako pierwszy. Pomijając moralność, co niewłaściwego widziano w szalonych 171 zabawach Freddie'ego? Niewiele osób rozumiało motywację jego rozwiązłości i dekadencji w latach osiemdziesiątych, okresie szczytowej sławy. Mimo to publiczność akceptowała to, o czym wiedziała i przymykała oko. Tylko dziennikarze się podniecali, ilekroć zwęszyli skandal, ale kim oni byli, żeby się wypowiadać? Freddie na pewno nie był jedynym człowiekiem, który to robił. Dopiero znacznie później okazało się, że Freddie rozumiał, lepiej niż jakikolwiek rockowy gwiazdor, że ludzie uwielbiają go za odwagę. Wiele osób skrycie wielbiło Freddie'ego za te, że potrafił si? poruszać w jawnym środowisku seksualnym, bez końca smakując sybaryckie eskapady i dewiacje tamtych czasów. Próbował wszystkiego w nadmiarze, i to w ten sposób, o jakim większość ludzi nawet nie mogła marzyć. Oprócz dostarczania stale rosnącej publiczności wspaniałej muzyki i szalonej rozrywki, Freddie częstował też ludzi zastępczym deszczykiem. „Podczas tamtej podróży do Nowego Jorku przyszło mi coś do głowy, co rozpoznawałem wielokrotnie w nadchodzących latach", dodaje Sky. „Poszedłem na koncert Queen, obejrzałem skalę ich szaleństw i zdumienie, jakie wzbudzały, rzucono mi okru-chy. Muzycy sprawili, że, w pewnym sensie, poczułem się równie uprzywilejowany jak oni. Nigdy nie byli egoistami w tych kwestiach. Muzykom z Queen zawsze zależało na tym, żeby wszyscy bawili się równie dobrze jak oni. Ze względu na ich niewiarygodną hojność ducha oraz dzielenie się materialnymi dobrami nie było lepszego zespołu rockowego, z którym mogłaś się zabawić. Nie chodziło tylko o Freddie'ego, ponieważ tak naprawdę nie mogłaś balować z Freddiem. Od czasu do czasu pozwalano ci na audiencję u niego i tyle. Pozostali muzycy byli za to bardzo przystępni. Ich towarzystwo zawsze gwarantowało noc dobrej zabawy. Zespół niewątpliwie składał się z czterech utalentowanych ludzi, ale podobnie jak każdy mężczyzna potrzebuje dobrej kobiety, żeby dotrzeć na szczyt, tak każdy zespół potrzebuje królowej pszczół, żeby osiągnąć status supergwiazdy." Freddie'ego rzeczywiście można nazwać królową pszczół zespołu Queen. Był największym artystą estradowym, główną atrakcją sezonu, prawdziwym omnibusem. Można sobie niemal wyobrazić, jak występuje w programie Morecambe and Wise Christmas Special. Wiedział, że może zrobić wszystko. Miał ogromne zaufanie do własnych zdolności i potrafił doprowadzić wszystko do ekstremum. Instynktownie wiedział, gdzie przebiega granica. „Pozostali trzej muzycy mieli oczywiście niewiarygodny ta- 172 Owację jego lesie szczy- czym wie-niecali, ile-'powiadać? •y to robił, miał, lepiej [ go za od-potrafił się smakując /ał wszyst-zość ludzi lącej pub-czestował ło mi coś :ących la-ałem ska-mi okru-i? równie ych kwe-' wszyscy /iarygod-ii nie by-iwić. Nie e mogłaś i audien-zystępni. '. Zespół , ale po-teby do-czół, że- czół ze-ą atrak-al wyo-iristmas ; zaufa-itko do ica. lny ta- lent", mówi Sky. „Stale zdumiewa mnie fakt, że Roger Taylor napisał Radio Ga-Ga, a John Deacon Another One Bites the Dust. Ale to Freddie uczynił z tych piosenek przeboje. Najwspanialszą rzeczą, jaką musiałem w nim podziwiać, było to, że wszystkie jego najdziwaczniejsze i najcudowniejsze fantazje spełniły się za jego życia. Na tym polegał triumf Freddie'ego i jego tragedia." Fotograf David Thorpe przypomina sobie kilka pamiętnych spotkań z Freddie'em, pierwsze pod koniec lat siedemdziesiątych, kiedy Queen znajdował się u szczytu sławy, podczas których zaczęła się ujawniać mniej szlachetna strona charakteru Freddie'ego. Thorpe przyznaje, że drażliwe, egotyczne, a czasami męcząco dziecinne zachowanie Freddie'ego mogło wynikać z jego wrodzonej niechęci i nieufności wobec dziennikarzy. Przyczyn można się też doszukiwać w napięciach związanych z życiem gwiazdy, nieustannej uwadze, rygorom nie kończących się tras koncertowych i sesji nagraniowych. Jak powiedział wtedy sam Freddie: „Im wyżej się wspinasz na drabinę, tym paskudniejszy musisz być, żeby nie spaść."5 Możliwe, że w grę wchodziła frustracja i świadomość, że jego życie już nigdy nie będzie w pełni do niego należało. Nie jest też wykluczone, że ulegał czarowi gwiazd bardziej migotliwych niż on. Taką sytuację zaobserwował Thorpe w studiu prób baletowych, gdzie Freddie, niedawno okrzyknięty rockowym bohaterem, ćwiczył figury taneczne z jednym z największych tancerzy, jakich znał świat. „Po raz pierwszy spotkałem go w Covent Garden", wspomina Thorpe.6 „W tym czasie pracował z Rudolfem Nurejewem, który był oczywiście światową gwiazdą, legendą. Mimo to nie przypominam sobie, żebym myślał, że wybieram się fotografować jakieś niesamowite, historyczne wydarzenie. Całkiem często zdarzało się, że wielkie gwiazdy zaprzyjaźniały się ze sobą, a kiedy o tym pomyśleć, widać, że Mercury i Nurejew mieli wszystkie cechy, które powinny spodobać się drugiej stronie. W tym czasie pracowałem jako wolny strzelec dla Evening News, a ludzie od reklamy Mercu-ry'ego wyrazili zgodę, żebym przyszedł i zrobił trochę zdjęć jemu i Nurejewowi. Jeżeli dobrze pamiętam, spotkali się w sali prób przy Floral Street, za gmachem opery Covent Garden. Nurejew pokazywał Mercury'emu różne figury taneczne. Kiedy się pojawiłem, Mercury stał się wyniosły, jak to miał w zwyczaju, ilekroć w pobliżu znajdował się ktoś z prasy. Nigdy nie zachowywał się zbyt przyjaźnie lub nieprzyjaźnie. Podczas pracy nigdy nie śmiał 173 1! się ani nie żartował; traktował obowiązki bardzo poważnie i zawsze wyglądał na bardzo pochłoniętego tym, co robił. Mercury nigdy nie utrzymywał bliskich kontaktów z ludźmi mojego pokroju. Właściwie mnie ignorował, chociaż dano mi do zrozumienia, że zależy mu na tym, żeby te zdjęcia powstały. Możliwe, że naprawdę mu zależało, tylko udawał irytację przez Nureje-wem, żeby pokazać, że on też jest światową gwiazdą i jakie to wszystko jest męczące, kochanie. Nie jest też wykluczone, że Mercury został wmanewrowany w tę sesję zdjęciową i wolałby, ;ebym się tam w ogóle nie pojawił. Za to Nurejew był całkowicie zaskoczony. Wszedłem bardzo cicho, bardzo grzecznie, powiedziałem coś w rodzaju: «Usiądę gdzieś z tyłu i nie będę nikomu przeszkadzał." Mieli na sobie stroje do ćwiczeń baletowych i bałetki. Freddie najwyraźniej traktował to spotkanie bardzo poważnie, nie było żadnego podśmiewania się. Freddie potrafił naśladować figury, które pokazywał mu Nurejew, chwytał dość łatwo. Bardzo zależało mu na tym, żeby nauczyć się jak, najwięcej. Każdy, kto znał Freddie'ego, wiedział, że skoro zajmuje się tańcem, to znaczy, że chce to zrobić dobrze albo doskonale, ponieważ już wtedy słynął jako perfekcjonista. Sprawy między nim a Nurejewem układały się bardzo harmonijnie. Freddie najwyraźniej szanował Nurejewa jako mistrza sztuki, którą wykonywał. Odnosił się do niego z wielkim szacunkiem, jak typowy uczeń. Pomyślałem, że popracuję cicho, bez rzucania się w oczy i wchodzenia w drogę komukolwiek. Okazało się jednak, że jestem na przegranej pozycji. W końcu Nurejew dosłownie wybuchnął. Aż miło było patrzeć. Podszedł do mnie wytrzeszczając oczy, czerwony na twarzy, wziął się pod boki i wrzasnął: «Nie mogę pracować, kiedy pan tu jest, pan mnie rozprasza. Proszę natychmiast wyjść.» Wpadł w prawdziwy szał, najwyraźniej coś go gryzło. Nie sądzę, żeby chodziło o to, że jakiś niepozorny facecik z Evening News siedzi cicho w głębi sali. Zachowywałem się naprawdę przepraszająco. Ponieważ jednak zdążyłem wypstrykać kilka rolek, mogłem spokojnie wyjść. Później jednak uderzyło mnie coś dziwnego. Tamtego dnia Nurejew, który zaczął być znany z napadów złego humoru, zachował się dokładnie tak samo, jak zaczął zachowywać się Freddie, kiedy został wielką gwiazdą o międzynarodowej sławie. Wydawać się mogło, że postanowił stosować technikę oto-jak-popisuje-się--sławna-osoba-kiedy-ma-odpowiedni-humor. 174 Kiedy znacznie później usłyszałem, że Nurejew i Mercury mają gorący romans, w ogóle mnie to nie zdziwiło. Ci dwaj? Byli niemal stworzeni dla siebie. Jeżeli faktycznie mieli romans, to mógł się zacząć właśnie tamtego dnia. Freddie Mercury nigdy nie ukrywał, że jego zainteresowania wykraczają poza muzykę rockową. Odniosłem wrażenie, że uważa się za wielowymiarowego artystę. Z tego powodu często zaprzyjaźniał się z gwiazdami z innych dziedzin sztuki, zwłaszcza z tancerzami baletu i aktorami. Miał bardzo niewielu bliskich przyjaciół w świecie muzyki, co jest dość znaczące. Ludzie w rodzaju Nure-jewa byli jego paszportem do światów niezwiązanych bezpośrednio z rockiem." Chociaż ludzie skupieni wokół Freddie'ego często zaprzeczali, jakoby obu artystów łączył romans, Nurejew o tym napisał. 21 czerwca 1995 roku w St Petersburgu ukazała się książka, która opisuje licznych kochanków tancerza. Książka Rudi Nureev bez makijażu autorstwa Yuri Matthew Ryuntyu jest bardzo intymną relacją, opartą na listach pisanych przez wspaniałego gwiazdora Baletu Kirowa, który uciekł ze Związku Radzieckiego na zachód w 1961 roku. W swojej korespondencji Nurejew przyznaje się do skrytych seksualnych związków z zaprzyjaźnionym piosenkarzem rockowym. W niektórych z tych listów, zawierających przezwiska i akronimy niezliczonych seksualnych partnerów Nurejewa, Mercury występuje początkowo jako „Eddie", ale później pojawia się jego pełne nazwisko. Nurejew pisze, że kiedyś odwołał wszystkie próby i poprosił dyrekcję teatru o tydzień urlopu, żeby mógł spędzić ten czas z Freddiem. Para pokazała się publicznie po raz pierwszy w październiku 1988 roku w Hiszpanii, podczas wielkiego festiwalu muzycznego La Nit, gdzie Freddie zaśpiewał z Mont-serrat Caballe oraz Orkiestrą i Chórem Opery Barcelońskiej. Ten wspaniały koncert odbył się na świeżym powietrzu na Dziedzińcu Pałacowym w Barcelonie, gdzie uroczyście zapalono znicz olimpijski. Nurejew i Freddie trzymali się dyskretnie na dystans, a obecni zadawali sobie pytanie, czy w ogóle się znają. Nigdy nie doszło do skandalicznego ujawnienia ich romansu. Autor wspomnianej książki cytuje jednak poruszający fragment korespondencji Nurejewa, w której tancerz sugeruje, że odwiedził nawet Fred-die'ego w jego londyńskim domu. Z kolei Peter Freestone twierdzi, że Nurejew nigdy nie przyjeżdżał do Garden Lodge i nie wierzy, by romans kiedykolwiek miał miejsce. „On [Freddie] chciał umrzeć samotnie w swoim domu w Lon- 175 dynie, który był mu obcy", pisze Nurejew. „Padał deszcz, a ja płakałem w holu u Wielkiego Freddie'ego Mercury'ego. Umarł cicho, mało cierpiał. Wiedziałem, że za dwa lata albo mniej znowu się spotkamy." Nurejew, o osiem lat starszy od Freddie'ego, również umierał na AIDS. Jego przewidywania się sprawdziły: w 1993 roku, zaledwie dwa lata po odejściu Freddie'ego, tancerz w końcu przegrał walkę o życie. Obydwaj żyli na wygnaniu, z dala od ojczyzny. Obydwaj „wybielili" szczegóły dotyczące pewnych epizodów ich życia, a później podtrzymywali rozmaite nieścisłości lub przymykali na nie oko, chociaż wiedzieli, że są nieprawdziwe. Na przykład Nurejew nigdy nie poprawił wersji własnej biografii, według której urodził się, stopami do przodu, w wagonie kolei transsybe-ryjskiej, a nawet powtórzył ten fakt w swojej autobiografii. Później pojawiło się pytanie, czy celowo i konsekwentnie mówił nieprawdę o swoim miejscu i dacie urodzenia, a jeśli tak, to dlaczego. Tego rodzaju anomalie składano zazwyczaj na karb „teatralnej i romantycznej natury" tancerza. Zbadaliśmy już powody, które przyświecały Freddie'emu, kiedy zezwalał na rozpowszechnianie podobnych nieścisłości. Jeżeli Freddie symbolizował parsyjską ekscentryczność, Nurejew uosabiał tatarski temperament. Obydwaj byli zapalczywi i zmienni. Obdarzeni żelazną wolą, mieli fanatyczny stosunek do pracy i stać ich było na opanowanie. Żyli w izolacji z powodu artystycznego usposobienia, ale byli wdzięczni za to, co otrzymywali w zamian. Odnaleźli prawdziwe powołanie, łączyli w sobie talent i pilność, niezbędne do pełnego opanowania rzemiosła. Obydwaj dowiedli w młodym wieku, że potrafią się uczyć, poświęcać rzemiosłu, doskonalić sztukę, chłonąć kulturę, muzykę, atmosferę i publiczność. Podobnie jak Nurejew praktykował wszystkie odmiany danego tańca, włącznie z rolami kobiecymi, i często ćwiczył, kiedy inni tancerze odpoczywali, Freddie w pełni zdawał sobie sprawę z wkładu wszystkich ludzi w koncerty Queen, w tym reżyserów, menedżerów, techników oświetleniowych i inżynierów dźwięku. Zachwycały go wysiłki innych, a jednocześnie pilnował, choćby na odległość, żeby niczego nie pozostawiono na los szczęścia. W studiu nagraniowym Freddie zazwyczaj przejmował kontrolę nad sesjami. Zawczasu przygotowywał aranżacje struktury i harmonii piosenki, które potrafił obliczyć z matematyczną precyzją. Freddie pojawiał się w studiu wystrojony, jakby gotowy do wyjścia na scenę, chociaż pozostali przy- 176 łł deszcz, a ja ry'ego. Umarł bo mniej zno- wnież umierał 993 roku, za-v końcu prze-i od ojczyzny, epizodów ich i lub przymy-iwe. Na przy-jrafii, według lei transsybe-iografii. Pozie mówił nie-, to dlaczego, b „teatralnej wody, które wszechnianie 'czność, Nu-i zapalczywi stosunek do |i z powodu co otrzymy-?yli w sobie i rzemiosła. 1 uczyć, porę, muzykę, iraktykował kobiecymi, Idie w pełni v koncerty iświetlenio-lych, a jed-) nie pozo-Idie zazwy-gotowywał ił obliczyć liu wystro-istali przy- chodzili nieformalnie ubrani; wiedział już, co chce uzyskać z konkretnego utworu i nie ustawał w pracy, dopóki tego nie osiągnął. Zarówno Nurejew jak i Mercury stworzyli fenomenalne wizerunki i sceniczne, z którymi nie mógł się równać żaden współczesny artysta. Obydwaj stali się mistrzami widowiska, ponieważ, po zanalizowaniu i porównaniu poszczególnych elementów, okazuje się, że między magią rocka a baletem nie ma wielkiej różnicy. Nurejew i Mercury prowadzili absurdalne, niezwykłe życie, tworząc dramat wszędzie, gdzie się znajdowali, w egzotycznym świecie, który obracał się wokół artysty i jego własnych, prywatnych interesów. Obydwaj mieli ambiwalentny stosunek do sławy. Posiadali zjadliwe poczucie humoru, którym niekiedy umniejszali własne osoby. Lubili luksusy i mieli skłonność do wystawnego życia. Posiadali domy w Londynie i Nowym Jorku: Nurejew mieszkał w dzielnicy East Sheen oraz w legendarnym domu „Dakota" na Manhattanie, przy Siedemdziesiątej Drugiej Ulicy Zachodniej, gdzie miał za sąsiadów Lauren Bacall i Lennonów, o kilka przeez-nic od Lincoln Center i Metroplitan Opera House. Freddie pozostał w swojej ukochanej dzielnicy Kensington, a w Nowym Jorku utrzymywał mieszkanie przy Pięćdziesiątej Ósmej Wschodniej, niedaleko Parku Centralnego, domu towarowego Bloomingdale, Organizacji do spraw Wyżywienia i Rolnictwa, sklepu z zabawkami Schwarza, Carnegie Hali i hotelu Plaża, o kilkanaście przecznic od domu Nurejewa. Mercury'emu i Nurejewowi podobał się pomysł — od czasu do czasu wcielali go w życie — stabilnego życia z jednym partnerem, pod warunkiem, że pozostawiano im margines rozwiązłości, swobody w doborze nowych seksualnych partnerów. Nurejew, który był przede wszystkim homoseksualistą, wierzył, że wszyscy ludzie są biseksualni. Przez wiele lat Freddie zachowywał się tak, jakby się z tym zgadzał. Obydwaj utrzymywali bogate kontakty erotyczne z mężczyznami. Mimo to obydwaj nawiązali najsilniejsze osobiste związki z kobietami: Freddie z Mary Austin, a później z niemiecką gwiazdą filmową Barbarą Yalentin; Nurejew z uroczymi typami „nianiek" w miastach na całym świecie, w tym z olśniewającą siostrą Jackie Kennedy Onassis, Lee Radziwiłł. Niektóre z tych kobiet, w taki sam sposób, jak Mary dla Fred-die'ego, były gotowe zrezygnować z własnych osobowości i stylu życia, by przyjąć osobowość i styl życia „ukochanego". Nurejew powiedział kiedyś: „Kochanie się jak mężczyzna i jak kobieta daje szczególną wiedzę."7 i 12 — Freddie Mercury 177 " ! •!.' *• i Ani Freddie, ani Nurejew nie szukali mentorów. Żaden z nich nie dbał o figurę ojca, ale figurę matki uznali za nieodzowną. Obydwaj postanowili czerpać jak najwięcej z życia. Żaden nie wydawał się zdolny do monogamii czy wierności; żaden nie znalazł prawdziwej, trwałej, wszechogarniającej i całkowicie satysfakcjonującej miłości w ramionach drugiego człowieka. Jak zauważył pewien krytyk baletowy: „Związek tych dwóch ludzi byłby niebiański. Ale jak mogli żyć razem, robiąc to, co robili, prowadząc taki tryb życia? Już znalezienie się na tym samym kontynencie w tym samym czasie stanowiłoby niemały wyczyn. Jeżeli doszło między nimi do zbliżenia, musiał to być potężny, namiętny romans, kwitnący za zamkniętymi drzwiami w cudownych miastach na całym świecie, ponieważ ci ludzie nie robili niczego połowicznie. Byli bratnimi duszami. Prawdę mówiąc żaden z nich nie dokonał w swojej karierze niczego nadzwyczajnego. Robiono to już wcześniej. Ale to, czego dokonali, okazało się najlepsze ze wszystkiego, co było możliwe w tym czasie. Żaden z nich nie był człowiekiem wyjątkowym, obydwaj byli przewidywalni, a jednocześnie błyskotliwie skrajni, Wyobraźcie sobie tylko, co by było, gdyby ci dwaj mieli dzieci... Kilka lat po swoim pierwszym spotkaniu z Freddiem, kiedy Da-vid Thorpe prowadził agencję fotograficzną Picture Power przy Chancery Lane w Londynie, ponownie mimowolnie wzbudził gniew Freddie'ego i ujrzał ciemną stronę natury piosenkarza. „Mój wspólnik Bili Zygment znał Phila Symesa, jednego z ludzi od kontaktów Freddie'ego z prasą. Queen grali kilka koncertów na Wembley i byli na fali. Podczas tej serii występów przypadały urodziny Freddie'ego. Bili i ja wymyśliliśmy, żeby zamówić dla niego tort urodzinowy i zrobić zdjęcie. Przedstawiliśmy pomysł jego ludziom od kontaktów z prasą, którzy wyrazili zgodę. Powiedzieli, że Freddie życzy sobie tortu w kształcie wielkich piersi. Upieczenie tortu zleciliśmy żonie właściciela pubu przy Holborn, gdzie piliśmy regularnie. Ciasto było dość wyszukane, kosztowało czterdzieści czy pięćdziesiąt funtów: dwie wielkie półkule pokryte białym lukrem, z sutkami z czerwonego lukru. Tort był okropny, ale doskonale pasował do Freddie'ego, który uwielbiał odrobinę wulgarności. Zaniosłem tort na Wembley, poszedłem za kulisy, ustawiłem lampy i aparat, tak że Freddie musiał tylko wejść, usiąść za tortem, podnieść nóż i uśmiechnąć się. Zamierzałem też zrobić mu 178 Laden z nich nieodzowną, iden nie wy-i nie znalazł satysfakcjo- ik mogli żyć ? Już znale-zasie stano-o zbliżenia, :a zamknię-e, ponieważ ni duszami, 'ierze nicze-, czego do-ło możliwe łątkowym, wie skrajni, ieli dzieci... , kiedy Da-Power przy e wzbudził enkarza. dnego z luka koncer-ów przypa->y zamówić /iliśmy po-izili zgodę. ie wielkich pubu przy yyszukane, ńelkie pół-ukru. Tort tory uwiel- ustawiłem |ść za tor-zrobić mu zdjęcie razem z resztą zespołu. Ustawiłem muzyków i czekałem na Freddie'ego. W końcu przyszedł, niezadowolony, i natychmiast stało się jasne, że coś się święci. Freddie siedział bez ruchu. Powiedziałem grzecznie: «Proszę cię, Freddie, czy mógłbyś podnieść nóż, jakbyś zabierał się do krojenia tortu?» Właśnie kiedy mówiłem: «Bliżej głowy, panowie», Freddie wybuchnął: «Co tutaj robi ten pierdolony tłum?» «Przepraszam», odparłem. «Przykro mi... Co?» «Czyje to są pierdolone urodziny?!» wrzasnął. «Cóż... twoje. Ale pomyślałem, że będzie miło, jeśli...» «Posłuchaj, mam, kurwa, dosyć pierdolonych ludzi, którzy mi, kurwa, mówią, co mam robić!» Po tych słowach Freddie po prostu wypadł z pokoju i trzasnął drzwiami. Brian May, który zawsze jest miłym, łagodnym, dobrze wychowanym człowiekiem, wzruszył ramionami i powiedział z zakłopotaniem: «Strasznie mi przykro.» , Zostałem więc na lodzie, bez zdjęć. Przepraszam, ale pomyślałem, że ten facet jest skończonym gnojem. Cokolwiek go gryzło, nie musiał się tak zachowywać i psuć swojego zdjęcia urodzinowego. Ludzie od kontaktów z prasą zadzwonili kilka dni później i powiedzieli, że jest im przykro, że to się działo przed koncertem, on bywa bardzo drażliwy, trema, artystyczny temperament... ale ja nadal myślałem, że facet sobie po prostu folguje. Nie liczył się z nikim oprócz siebie."8 Później Thorpe zasmakował zemsty, chociaż Freddie nigdy się o tym nie dowiedział: „Barman, który pracował w tym samym pubie przy High Hol-born, powiedział nam, że miał romans z Freddiem Mercury. Nie zdziwiło mnie to. Freddie słynął z tego, że miał w sobie coś z ladacznicy. Kiedy ten barman dowiedział się, że mam zanieść tort na Wembley, wręczył mi kopertę z listem, który zamierzałem oddać Freddie'emu po zrobieniu zdjęć. Nie tylko nie oddałem mu listu, ale po wyjściu poczułem takie rozdrażnienie, że otworzyłem tę cholerną kopertę. W środku znajdowała się gejowska kartka z życzeniami ze zdjęciem gołego faceta. Barman napisał coś w rodzaju: «Swietnie się bawiliśmy, Freddie. Czy pamiętasz tamtą noc? Pamiętasz mnie?» Według mnie barman konfabulował. Wychodząc z Wembley byłem taki wściekły, że cisnąłem kartkę na ziemię i wróciłem do domu." 179 ROZDZIAŁ TRZYNASTY Queen z ograniczoną odpowiedzialnością W lutym 1976 roku wszystkie cztery albumy Queen znalazły si? w pierwszej dwudziestce przebojów w Wielkiej Brytanii, a zespół miał ponownie wystąpić w Japonii i Australii, gdzie sprzedaż płyt przekraczała wszelkie oczekiwania. Po powrocie do Anglii muzycy znowu weszli do studia, żeby rozpocząć pracę nad piątym albumem, a w maju Brian wziął urlop, żeby poślubić Chrissy Mul-len. W następnym miesiącu ukazał się pierwszy singiel Queen autorstwa Johna Deacona. You're My Best Friend, miła, harmonijna ballada, odbiegała nieco od poprzednich produkcji Queen, ale spotkała się z pozytywnym przyjęciem i szybko weszła do pierwszej dziesiątki. Latem tego roku, podczas Szkockiego Festiwalu Muzyki Popularnej Queen zagrał dwa koncerty w Edinburgh Playhouse, a następnie koncert na świeżym powietrzu w Cardiff. We wrześniu muzycy zdobyli się na gest, który nie przyszedłby do głowy wielu pierwszoligowym zespołom rockowym: zorganizowali olbrzymi darmowy koncert w Hyde Parku, by podziękować fanom za poparcie. Przybyło blisko dwieście tysięcy wielbicieli Queen. Współorganizatorem koncertu był Richard Branson, święcący sukcesy maestro z wytwórni Yirgin Records, który przy tej samej okazji bezwiednie dostarczył Rogerowi Taylorowi nową dziewczynę w przepysznej postaci swojej francuskiej asystentki Domi-niąue Beyrand. Wkrótce potem para zamieszkała na kilku akrach zalesionej ziemi w luksusowym domu wyposażonym w studio nagraniowe. Darmowy koncert odbył się 18 września, w rocznic? śmierci Jimi Hendrixa. Słoneczna pogoda utrzymała się i był to niezwykle udany dzień. Otwierająca koncert Kiki Dee, również na 180 alnością n znalazły się anii, a zespół sprzedaż płyt Anglii muzy- nad piątym Chrissy Mul- " 'el Queen , harmo-ji Queen, a weszła do Muzyki Po-Playhouse, r. We wrześ-'Y do głowy izowali olb-Jwać fanom cieli Queen. n, święcący zy tej samej ową dziew-ntki Domi-ilku akrach i studio na-jw rocznicę si? i był to również na kontrakcie Rocket Records Johna Reida, miała wykonać swój nowy przebój w duecie z Eltonem Johnem. Chociaż Elton miał na koncie wiele popularnych utworów, piosenka Don't Go Breaking My Heart była jego pierwszym numerem jeden. Elton John nie zdołał jednak dotrzeć na koncert, wiec Kiki musiała się zadowolić występem w towarzystwie ogromnej tekturowej podobizny gwiazdora. Denis O'Regan, który nadal usiłował zrobić karierę jako fotograf rockowy, ale wciąż jeszcze nie był w pełni upieczonym profesjonalistą, przyszedł na koncert do Hyde Parku. Razem z przyjacielem udało mu się wcisnąć za kulisy i przekraść się pod samą scenę. „Stałem tuż obok Freddie'ego, który właśnie miał wystąpić. Wchodził do swego rodzaju klatki i przygotowywał się do wystrzelenia na scenę za pomocą małej windy podczas wybuchów na początek utworu Nów Tm Herę. Znajdowały się dokładnie pod nim, kiedy to się stało. Freddie wyglądał na zupełnie zdezorientowanego. Oczywiście nie miałem okazji, żeby zrobić zdjęcie. W ogóle nie powinienem tam stać." Freddie, odziany w migoczący kostium białego kota, zwrócił się do publiczności w niezrównanym stylu: „Witajcie na naszym małym pikniku na Serpentynie." O'Regan postarał się o to, by zaprzyjaźnić się z pracownikami Rocket Records i w ten sposób zbliżyć się do Queen, których miał nadzieję fotografować na zlecenie. Jeden z przyjaciół i współpracowników Johna Reida, Paul Prenter, poczuł sympatię do Denisa i wkrótce potem zaczęli go dopuszczać do stanowiska dla fotografów na koncertach Queen. Jednym z pierwszych koncertów, na jakie mnie wpuścił, był występ Queen w Paryżu. Stałem za kulisami i zauważyłem, że zbudowali tam drugą małą scenę. Natychmiast pomyślałem, że Queen zamierza zaimprowizować małą sesję... ustawili tam krzesła i cały sprzęt. Ale po chwili do pokoju weszła dziewczyna i rozebrała się. Potem weszła następna, zrobiła striptiz, później jeszcze jedna, aż w końcu na małej scenie znajdowało się dwanaście czy czternaście kobiet. Na koniec odstawiły przed nami wielki les-bijski numer. Zrobiły to dla zabawy i rozrywki ludzi, którzy pracowali i zaglądali za kulisy, to było wspaniałe. Może jak na owe czasy było to nieco wulgarne, ale takie numery stały się znakiem szczególnym przyjęć Queen: zawsze lubili cycki, tyłki i dekadencki seks. Nie było w tym nic obleśnego, robili to po prostu dla żartów. 181 i Zainteresowanie muzyków seksem celowo podtrzymywano, eksponowano zupełnie inny aspekt zespołu. Wyobrażam sobie, że mogło to ukręcić łeb wszelkim plotkom o homoseksualiźmie Freddie'ego, których zresztą w tamtym okresie nie słyszałem". Denisa najbardziej uderzyło w Queen to, że trzymali się razem po koncertach. „Nienawidziłem tego zwyczaju, ponieważ natychmiast chciałem się zmywać. Po pracy lubiłem się rozerwać. Ale oni po koncercie zawsze zasiadali do kolacji. Siadali przy okrągłym stole w garderobie i jedli razem. Nigdy wcześniej nie zetknąłem si? z zespołem, który by tak postępował. Wszyscy inni zwijali manat-ki, limuzyny czekały na nich na tyłach, gotowe zabrać ich na lotnisko albo do hotelu. Pamiętam, że znacznie później zacząłem widzieć w zachowaniu muzyków Queen element autentycznego koleżeństwa. Myślę, że naprawdę lubili swoje towarzystwo. Krążyły historie o tym, że się nie znoszą, że podróżują osobnymi limuzynami, ale przecież każdy to robi, kiedy jost wielki i może sobie pozwolić. Freddie w autobusie? Chyba żartujesz". Inspiracją albumu A NIGHT AT THE OPERA stał się film braci Marx z 1935 roku pod tym samym tytułem, a muzycy Queen chętnie przenieśli temat na kolejną płytę. Album A DAY AT THE RACES otrzymał tytuł filmu nakręconego w 1937 roku przez najśmieszniejszy i najbardziej wpływowy zespół komediowy Hollywoodu, który muzycy Queen od dawna uwielbiali. Niektórzy fani Queen dla zabawy porównywali członków zespołu z czterema najsławniejszymi z pięciu braci Mara: Groucho, nazwany tak z powodu humorzastego zachowania, bystrego dowcipu i wiecznego uśmieszku to był Freddie; milczący Harpo musiał być Johnem Deaconem: Chico był szurniętym pianistą z włoskim akcentem, co nie pasowało ani do Briana, ani do Rogera, ale Chico otrzymał przezwisko z powodu żywego i wytrwałego zainteresowania, jakim darzył „kociaki", więc wypadło na Rogera. Pozostawał Zeppo, który wystąpił tylko w pięciu z trzynastu filmów braci Marx, a przezwisko zawdzięczał temu, że stale podciągał si? na rękach jak Zippo, popularna w tym czasie postać wodewilowa. W rzeczywistości nie odpowiadało to ani trochę wizerunkowi Briana, ale trudno. Groucho Marx dowiedział się o hołdzie, jaki Queen złożył jego filmom i wysłał do muzyków telegram z życzeniami. Zespół miał okazję podziękować mu osobiście w marcu 1977 roku, kiedy występował w Los Angeles Forum, podczas kolejnej amerykańskiej trasy koncertowej. Na wieść o ich przyjeździe 182 nywano, eks-am sobie, że >seksualiźmie słyszałem", lali się razem miast chcia-oni po kon-rągłym stole :tknąłem się wjali manat-ć ich na lot-:acząłem wi-ycznego ko-ffo. Krążyły ^mi limuzy-może sobie 'tał się film zycy Queen DAY AT 1937 roku komediowy iii. Niektó-iołu z czte-, nazwany cipu i wie-lusiał być oskim ak-ale Chico aintereso-ra. Pozo-tu filmów •ciągał się iewilowa. erunkowi :dzie, jaki i z życze-iw marcu iczas ko-'zyjeździe geniusz komedii, który miał wtedy osiemdziesiąt dwa lata, zaprosił muzyków na herbatę. Ci podarowali mu marynarkę upamiętniającą trasę koncertową oraz oprawioną pamiątkową złotą płytę. Musieli się nawzajem szczypać, kiedy śpiewali do siebie w salonie Groucho Marxa. Wybrali właściwy moment: Mara umarł w tym samym roku. W ramach stylowej promocji nowego albumu Queen wytwórnia EMI Records wynajęła namiot na wyścigach w Kempton Park i sponsorowała specjalny Dzień Na Wyścigach. Jak zwykle, nie szczędzono pieniędzy na wykwintne potrawy i alkohol, a wydarzenie uświetniły występy zespołów Tremeloes i Marmalade. Pierwszym singlem z nowego albumu Queen był utwór Somebody to Love, który natychmiast znalazł się na czwartym miejscu brytyjskiej listy przebojów oraz pierwszym na liście radia Luksemburg. W święta Bożego Narodzenia Queen był rozrywany przez radio i telewizję. BBC powtórzyła koncert Whistle Test z Ham-mersmith Odeon z zeszłego roku, a płyta A DAY AT THE RA-CES która ukazała się 10 grudnia 1976 roku, stała się drugim albumem Queen, który zajął pierwsze miejsce w Wielkiej Brytanii. Freddie w końcu rozwikłał miłość swego życia, oficjalnego kończąc romantyczny związek z Mary Austin. Mary miała pozostać jego najbardziej oddaną asystentką, trwając przy nim prawie dzień w dzień, aż do śmierci Freddie'ego piętnaście lat później. Kolejny Nowy Rok, kolejna światowa trasa koncertowa. Występy w Ameryce okazały się równie udane jak poprzednie, pomijając odnowione problemy Freddie'ego z gardłem, z powodu których musiano odwołać parę koncertów na Zachodnim Wybrzeżu. „Guzki ciągle mi towarzyszą", powiedział Freddie. „W moim wnętrzu rosną zgrubienia [miał na myśli gardło], które od czasu do czasu obniżają moją sprawność wokalną. Na razie jednak jestem górą. Zamierzam nie przesadzać z czerwonym winem, a trasa została zaplanowana pod kątem moich guzków." Pewnego razu Freddie stanął w obliczu operacji, ale lekarz mu się nie spodobał, a poza tym Freddie'ego zaniepokoiła „perspektywa wpychania mi do gardła dziwacznych przyrządów". Trasa powiodła do Europy, rozpoczęła się w Sztokholmie, po czym przyszedł czas na odcinek brytyjski, który zaczął się majowym koncertem na torze wyścigów konnych w Bristolu. Podczas czerwcowych występów na londyńskim Earls Court zespół wprowadził oświetlenie typu „korona", olbrzymią konstrukcję, która unosiła się ze sceny w kłębach dymu i suchego lodu. Potem muzycy 183 wrócili do studia, by rozpocząć pracę nad nowym albumem. Muzycy Queen co pewien czas próbowali sił jako artyści solowi albo występowali gościnnie na albumach i singlach innych artystów, Bogactwo i sława zaczęły przypominać jedną ciężką, niekończącą się harówkę. Oczywiście nadal najbardziej uwielbiali to, co robili, ale od pewnego momentu muzyka zaczęła im sprawiać frajdę tylko wtedy, gdy nagrywali ją w cudzym imieniu. Kolejny wielki singiel Queen, We Arę the Champions, miał si? okazać jednym z ich najbardziej uwielbianych hymnów. Po ukazaniu się został jednak zgryźliwie przyjęty przez brytyjską pras? muzyczną, do takiego stopnia uwiedzioną przez zespół Sex Pistols i modę punk, że wszystko, co pachniało rockiem ze stadionów, przyjmowała pogardliwie. Ostatnią rzeczą, do jakiej człowiek chciałby się wtedy przyznać, było uwielbienie dla Led Zeppelin, The Who czy Queen. Pomimo zjadliwych recenzji singiel zajął drugie miejsce na brytyjskiej liście przebojów oraz na amerykańskiej liście Billboardu, a Queen dostał swój pierwszy amerykański numer jeden, kiedy utwór znalazł się na liście gazety handlowej Record World. W Stanach Zjednoczonych przebój We Arę the Champions znalazł się na singlu obok utworu We Will Rock You. Tę drugą pieśń przejęli kibice amerykańskiego futbolu, a pierwszy utwór zapożyczyli kibice drużyn New York Yankees i Philadel-phia 76ers. Zemsta okazała się słodka. Utwór We Arę the Champions ukazał się 7 października 1977 roku, towarzyszyło mu wideo, w którym wystąpiła lojalna armia fanów Queen, a dwadzieścia lat później pozostaje wielkim klasycznym przebojem na całym świecie, granym podczas największych imprez sportowych. Również w październiku 1977 roku Queen otrzymał nagrodę Britannia brytyjskiego przemysłu fonograficznego za Bohemian Rhapsody dla najlepszego brytyjskiego singla nagranego v, ciągu dwudziestu pięciu lat. Dwa dni później muzycy promowali szósty album, NEWS OF THE WORLD, który spotkał się z mieszanym przyjęciem. W tym czasie dla wszystkich muzyków Queen stało się jasne, że umysł Johna Reida zaprzątają inne sprawy. Chociaż Elton John niewiele koncertował, nadal pozostawał płodnym twórcą płyt, a należąca do obu panów wytwórnia Rocket Records ciągle kwitła. Queen, który obecnie dorównywał Eltonowi pod względem jakości i statusu gwiazdy, pilnie poszukiwał menedżera, który skoncentrowałby się wyłącznie na nich. Ponownie skorzystano z usług adwokata Jima Beacha z firmy prawniczej Harbottle and 184 >umem. Mu-solowi albo :h artystów, niekończącą o, co robili, ć frajdę tyl- f' >ns, miał się w. Po uka-yjską prasę Sex Pistols stadionów, :j człowiek i Zeppelin, ingiel zajął amerykań-nerykański handlowej 7e Arę the Rock You. a pierwszy i Philadel-the Cham-ło mu wi-dwadzieś-: na całym ych. ł nagrodę Bohemian 3 w ciągu 'ali szósty lieszanym się jasne, iaż Elton n twórcą :ds ciągle >d wzgle-:era, któ-irzystano ottle and Lewis, tym razem po to, by ostatecznie uwolnił zespół od kontraktu z John Reid Enterprises. Procedura okazała się względnie bezbolesna, choć kosztowna. Ponieważ umowę rozwiązano przed terminem, Reid otrzymał pokaźną kwotę oraz, bezterminowo, piętnaście procent honorariów za wszystkie dotychczas wydane albumy Queen. Trudno winić Queen za chęć prowadzenia swoich interesów na własną rękę. Pete Brown, który zajmował się codziennymi sprawami Queen z ramienia John Reid Enterprises, złapał wiatr w żagle i został osobistym menedżerem zespołu. Do ekipy dołączył też inny przyjaciel Reida, Paul Prenter. Jim Beach miał zajmować się etatowo wszystkimi prawnymi i kontraktowymi sprawami Queen, natomiast Gerry'emu Stickellsowi przypadła rola menedżera zespołu podczas tras koncertowych. Wkrótce potem powołano do życia Queen Productions Ltd. wraz z afiliowanymi kompaniami Queen Musie Ltd. i Queen Films Ltd. Zespół Queen posiadał obecnie tyle praw do produktów własnej pracy i do samych siebie, ile było możliwe. Wszyscy uznali, że wymarzona ekipa została skompletowana. Celem Queen szybko stało się przebicie dokonań innych zespołów rockowych. Ponieważ w ich zbiorowe doświadczenie gwiazdorstwa wkradł się element rutyny, należało poszukać nowych wyzwań, jeżeli zespół miał pozostać twórczy i zachować entuzjazm do męczących tras koncertowych. Na początek, w 1977 roku zorganizowano nie jedną ale dwie amerykańskie trasy. Podczas pierwszej, która rozpoczęła się 11 listopada w Portland, Freddie po raz pierwszy wykonał piosenkę Love of My Life, zapraszając publiczność do udziału w śpiewaniu, co miało się stać znakiem firmowym Queen na całym świecie, bez względu na bariery językowe. Zespół poczuł też, że posiada dostateczną kontrolę nad własnymi finansami, by zafundować sobie pierwszy prywatny samolot. W grudniu ponownie zawitali do Nowego Jorku, gdzie Freddie, który od dawna był zagorzałym fanem artystki, wybrał się na sensacyjny występ Lizy Minnelli, The Act. Liza pociągała go nie tylko talentem i osobowością sceniczną. Matka Minnelli, Judy Garland, była wielbiona przez ten odłam gejowskiej społeczności, który idealizuje maltretowane artystki. W wyniku niesamowitego zbiegu okoliczności Garland została pochowana w ekskluzywnej dzielnicy Nowego Jorku w tym samym dniu, kiedy w centrum wybuchły gejowskie zamieszki w pubie Stonewall. Symbolika tych dwóch wydarzeń nie przeszła bez echa. Naturalną koleją rzeczy 185 Liza odziedziczyła część wielbicieli matki i stała się pupilka ho-moseksualnej społeczności. Liza, która sama miała w sobie coś z udręczonej diwy, smakowała biseksualną miłość jako Sally Bowles, fikcyjna artystka z nocnego klubu w kultowym filmie Kabaret. Film powstał na podstawie Pożegnania z Berlinem Christo-phera Isherwooda, w których nieżyjący już gejowski angielski powieściopisarz opisał „maskaradę perwersji", z którą się zetknął (i której zakosztował) w Berlinie lat dwudziestych. Okazało się, że Freddie zadziwiająco dobrze zna ten rozdział gejowskiej historii i polityki i w rozmowach co pewien czas wtrącał na pozór drobną uwagę, świadczącą o tym, że wniknął głęboko w znaczenie i ducha homoseksualizmu. Wydawać by się mogło, że Freddie wyruszył w samotną podróż w celu rozwikłania węzłów własnej złożonej psychiki. Podziw Freddie'ego dla Lizy okazał się odwzajemniony, a Minelli jako jedna z pierwszych gwiazd zgodziła się występować na koncercie ku czci Mercury'ego w Londynie w 1992 roku. W Madison Sąuare Garden Freddie zachwycił publiczność jeszcze bardziej niż zwykle, wychodząc na bis w stroju drużyny New York Yankees. Jankesi dopiero co weszli do rozgrywek światowych, a nowojorscy fani powitali z entuzjazmem ten ukłon w stronę ich ulubionej gry. Tym gestem wypływającym prosto z serca Freddie zdobył ogromną sympatię fanów. W ciągu całej kariery koncertowej Queen Freddie wprowadzał tego rodzaju osobiste elementy: tu kilka słów po hiszpańsku, tam lokalna piosenka ludowa, peleryna z flagą brytyjską podszyta flagą węgierską... Czasami zastanawiał się godzinami nad właściwym gestem, słowami czy piosenką. W ten skromny sposób Freddie odwzajemniał uczucia, a fani uwielbiali go za to. W 1978 roku Queen ponownie koncertował w Europie, w maju zagrał pięć koncertów w Anglii, po czym rozpoczął pracę nad kolejnym albumem w Mountain Studios w szwajcarskiej miejscowości Montreux. Uroczy, ekskluzywny kurort nad jeziorem słynął z rockowych i jazzowych festiwali. Poza tym było to cudownie spokojne miasteczko ze wspaniałymi widokami na Alpy i Matter-horn po drugiej stronie Jeziora Genewskiego. Można przypuszczać, że Montreux przypomniało Freddie'emu Panchgani w Indiach, podobne skupisko sanatoriów, klinik oraz szkół dla zamożnych panienek. Muzycy, a zwłaszcza Freddie, zakochali się w górskim kurorcie. W przyszłości Freddie miał tu kupić dom. Również tutaj miał powstać ostatni album Queen MADĘ IN 186 HEAVEN*. Kiedy Freddie wiedział, że pozostało mu niewiele czasu, jak najwięcej czasu spędzał w Montreux, rozkoszując się powietrzem przenikniętym sosnowym aromatem i niebiańskimi widokami. Jego pomnik, odsłonięty w 1996 roku, stoi na brzegu Jeziora Genewskiego i ma przed oczami ten sam widok, który znalazł się na okładce albumu MADĘ IN HEAYEN. Brian i Freddie zostali w Anglii. Brian chciał być obecny przy porodzie pierwszego syna, Jimmy'ego, a Freddie pracował nad projektem dla własnej, niedawno założonej kompanii Goose Pro-ductions. Miał to być album jego bliskiego przyjaciela, aktora Pe-tera Strakera. Urodzony na Jamajce Straker wystąpił w pierwszej brytyjskiej inscenizacji musicalu Hair, pod koniec lat siedemdziesiątych grał w serialu Doctor Who, w przebojowym serialu Connie obok Stephanie Beacham, zagrał też główną rolę w sztuce The Phantom of the Opera, wystawionej na West Endzie. Straker i Freddie spotkali się po raz pierwszy w 1975 roku w londyńskiej restauracji, gdzie Straker jadł kolację ze swoim menedżerem, Da-videm Evansem, który również pracował dla Johna Reida. Tak się złożyło, że Freddie i John jedli kolację w tej samej restauracji. Straker wspominał później niemal bolesną nieśmiałość Freddie'e-go i jego zwyczaj wbijania wzroku w ziemię w obecności obcych. Później wpadali na siebie w Londynie, a Straker zaprosił Fred-die'ego na swoje przyjęcie urodzinowe w listopadzie 1975 roku. Temat przyjęcia brzmiał: Przyjdź ubrany jak twoja ulubiona osoba. Freddie, który w tym czasie miał cichy romans z młodym adeptem teatralnym Davidem Minnsem, powiedział Strakerowi, że może przyjdzie (istotnie tak się stało), ale ostrzegł go, że nie wystąpi w żadnym wyszukanym stroju, ponieważ on sam jest swoją ulubioną osobą, przyjdzie więc jako on sam. Przyjaźń rozwinęła się do tego stopnia, że wkrótce Freddie i Straker wspólnie podbijali miasto, chodzili na przedstawienia baletowe, do opery, do pubów i klubów, od czasu do czasu grywali w tenisa w eleganckim londyńskim klubie Hurlingham. Straker poprosił Freddie'e-go o wyprodukowanie albumu z muzyką postglam i wodewilowymi numerami, na co Freddie przystał, inwestując w płytę THIS ONE'S ON ME 20 000 funtów. Z albumu powstały dwa single, Jackie i Ragtime Piano Joe. Straker nagrał dla Goose Productions jeszcze kilka płyt, ale wyprodukował je już ktoś inny niż Freddie. * W 1998 r. ukazał się kolejny, pt. BACK TO THE QUEEN, składanka wcześniejszych, dotąd niepublikowanych utworów (przyp. red.)- 187 m Zespół Queen wkrótce zebrał się w komplecie w studiu w Mon-treux i praca nad nowym albumem ruszyła pełną parą. Później, z przyczyn podatkowych, nagrania kontynuowano w innym studiu, SuperBear w Nicei. Queen był zobowiązany zrobić sobie rok przerwy, a z tego względu nie mógł ryzykować nagrywania całego albumu w jednym kraju, ponieważ mogłoby to doprowadzić do żądań podatkowych ze strony innego państwa. Trzydzieste drugie urodziny Freddie'ego obchodzono w prześlicznym francuskim miasteczku St Paul de Yence, gdzie jeden z Rolling Stonesów, Bili Wyman, miał uroczy dom na uboczu. Dzikie przyjęcie przy basenie zakończyło się, jak zwykle, wspólnym szaleństwem w wodzie, w którym wzięli udział wszyscy oprócz Freddie'ego. On i Peter Straker, który przyleciał na imprezę w towarzystwie kilku najbliższych przyjaciół Freddie'ego, wieczorem uraczyli pijany tłum ariami Gilberta i Sulliyana. Kolejny singiel Queen zawierał okryte złą sławą utwory Fat--Bottomed Girls i Bicycle Race. W ramach promocji płyty 17 września muzycy wynajęli stadion Wimbledon i zapłacili sześćdziesięciu pięciu nagim dziewczętom, by zainscenizowały wyścig rowerowy. Wydarzenie uwieczniono na prześmiesznych zdjęciach. Rowery dostarczyła firma Halfords, która z niezrozumiałych powodów kazała Queen zapłacić za sześćdziesiąt pięć zniszczonych siodełek. Singiel ukazał się w następnym miesiącu i dotarł do jedenastego miejsca listy przebojów, ale nie obyło się bez kontrowersji: nagie pośladki na okładce uznano za obraźliwe, więc na kolejnych egzemplarzach dorysowano skąpe czarne majteczki... W październiku zespół powrócił do Stanów Zjednoczony;h na kolejną trasę koncertową, a w noc Halloween w Nowym Orleanie Queen wydał następne dzikie przyjęcie, zapowiadające ukazanie się nowego albumu JAZZ. Na liście gości, złożonej z ponad czterystu osób, znaleźli się przedstawiciele prasy ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Ameryki Południowej i Japonii. Zespół zorganizował prawdziwą orgię w scenerii parnych, zarośniętych nowoorleańskich bagien, stworzonych w hotelowej sali balowej. Było wszystko, czego znudzona dusza zapragnie: karły i homoseksualiści w kobiecych przebraniach, połykacze ognia i zapaśniczki w błocie, striptizerki i węże, bębniarze grający na puszkach, tancerze voodoo, zuluscy tancerze, wielbicielki muzyków rockowych, ekscentrycy i prostytutki. Niektórzy oddawali się niewyobrażalnym albo wręcz nielegalnym czynnościom na oczach gości. Pewna młoda modelka została wniesiona na tacy pełnej su- 188 iu w Mon-ą. Później, innym stu-': sobie rok inia całego wadzić do este drugie rancuskim lesów, Bili przy base-w wodzie, )n i Peter cu najbliż-iany tłum wory Fat-)cji płyty icili sześć-iły wyścig zdjęciach, ałych po-izczonych arł do je-z kontro-, wiec na jteczki... onych na Orleanie ukazanie nad czte- Zjedno->nii. Zes-zarośnie- sali ba-ie: karły :e ognia ający na a muzy-awali się i oczach ełnej su- rowej wątróbki, inne wiły się w klatkach zwisających z sufitu. Szaleństwa trafiły do gazet na całym świecie, umacniając status Queen jako twórców najlepszych przyjęć w świecie muzyki rockowej. Tony Brainsby, który ponownie odpowiadał za prasowy wizerunek zespołu, przyleciał z grupą dziennikarzy z Londynu do Nowego Orleanu tylko na przyjęcie. Nie wiedzieli, co ich czeka: „To było szaleństwo. Prosto z lotniska pojechaliśmy na przyjęcie, a z przyjęcia na lotnisko, ani na moment nie zbliżyliśmy się do łóżka. Widywałem w życiu różne imprezy, ale nigdy czegoś takiego. Kiedy zbieraliśmy się do wyjścia, niektórym dziennikarzom oczy wychodziły z orbit. Freddie podpisywał się nawet na pośladkach striptizerek, ale to była najbardziej niewinna rzecz, jaką widziałem. Przez blisko miesiąc dochodziłem do siebie."1 Przez Amerykę przetaczała się fala niezadowolenia z powodu włączenia plakatu z wyścigiem rowerowym golasek do albumu JAZZ. Opinia publiczna uznała zdjęcie za pornografię i od tego ( momentu do albumu załączano formularz zgłoszeniowy, który umożliwiał fanom otrzymanie kontrowersyjnego plakatu. Muzycy Queen nie posiadali się ze zdumienia, ponieważ ich zdaniem plakat stanowił nieszkodliwy żart. Ale, jak ktoś powiedział, to jest możliwe tylko w Ameryce. Cała afera nie powstrzymała Queen od zaproszenia na scenę Madison Sąuare Garden chmary dziewcząt na rowerach, które dzwoniły dzwonkami podczas wykonania utworu Bicycle Race. Tymczasem album JAZZ dotarł prosto na drugie miejsce brytyjskiej listy przebojów, gdzie utrzymywał się przez dwadzieścia siedem tygodni. Wyglądało na to, że muzycy zapomnieli, jak się relaksować; ogarniał ich niepokój, jeżeli zbyt długo nie pracowali. Po najkrótszej przerwie gwiazdkowej wyruszyli na gigantyczną trasę po Europie, złożoną z dwudziestu ośmiu koncertów. Po raz pierwszy wystąpili dwukrotnie w Jugosławii. Dwunasty singiel Queen Don't Stop Me Nów ukazał się w styczniu, a prasa muzyczna wyjątkowo postanowiła go poprzeć. Później muzycy wrócili do Montreux, żeby pracować nad nagraniami z trasy, z których miał powstać album koncertowy. Ponieważ muzycy zawsze się czuli w tym miasteczku nad jeziorem jak u siebie w domu, a w Mountain Studios świetnie im się pracowało, księgowi zaproponowali, żeby zespół kupił studio i w ten sposób wykaraskał się z trudnej sytuacji podatkowej. Muzycy skwapliwie skorzystali z okazji. Wraz ze studiem nabyli 189 usługi miejscowego inżyniera dźwięku Dave'a Richardsa. W tym samym roku Queen poproszono o skomponowanie tytułowego utworu i tematu do futurystycznego filmu science fiction Flash Gordon o komiksowej postaci o tej samej nazwie, który miał wyprodukować Dino de Laurentiis. Film od dawna był ambicja Queen, wiec muzycy chętnie przyjęli propozycje. Znowu przyszła kolej na Japonie, znowu harmider i uwielbienie, po czym ukazał się podwójny koncertowy album LIVE KIL-LERS, który dotarł do trzeciego miejsca brytyjskiej listy przebojów. Kiedy wytwórnia EMI Records otrzymała Nagrodę Przemysłu Muzycznego (Queen's Award to Industry), wytłoczyła dwieście pamiątkowych singli z Bohemian Rhapsody w niebieskim winylu, a pierwsze cztery wręczono zespołowi. Ten singiel pozostaje jedną z płyt najbardziej poszukiwanych przez kolekcjonerów. Lato 1979 roku Queen spędził w obecnie opuszczonym : tudiu Musicland w Monachium, które zawdzięczało sławę sukcesowi producenta Giorgio Morodera w erze dyskotekowej. Queen, który nadal nagrywał za granicą z przyczyn podatkowych, miał pracować z nowym producentem, uznanym niemieckim geniuszem nagraniowym Reinholdtem Maćkiem*, który stworzył Musicland wspólnie z Moroderem. Nagrywali tu Marc Bolan, Deep Purple i Rolling Stonesi, a studio Musicland cieszyło się godną pozazdroszczenia reputacją w przemyśle muzycznym. Okres spędzony w Musicland miał wywrzeć silny i do pewnego stopnia niszczący wpływ na cały zespół, w tym na Freddie'ego, na którego miasto i jego podejrzane rozkosze podziałały jak narkotyk. W Monachium pociągała Freddie'ego głównie gejowska kultura, skoncentrowana na małym obszarze w centrum miasta, znanym jako Trójkąt Bermudzki. Ta enklawa stała się schronieniem dla homoseksualistów z całej Europy, podobnie jak Greenwich Yillage w Nowym Jorku i dzielnica Castro w San Francisco stały się azylem dla gejów z całej Ameryki. W Monachium panowała swobodna, zrelaksowana atmosfera, a Freddie mógł otwarcie prowadzić eksperymenty seksualne bez obawy, że skwapliwa brytyjska prasa będzie mu siedzieć na karku i opisywać każdy ruch. Kluby dyskotekowe święciły triumfy, w licznych gejowskich barach ciała kłębiły się przez siedem nocy w tygodniu. Życie nocne toczyło się w karkołomnym tempie w ciemnych, dudniących jas- * Pisownia imienia producenta pozostaje kością niezgody, ale powszechnie znano go po prostu jako „Mack". 190 dsa. W tym tytułowego iction Flash ry miał wy->ył ambicją i uwielbie-LIVE KIL-sty przebo-ę Przemys-ła dwieście im winylu, staje jedną /. iym studiu sukcesowi een, który iał praco-iszem na-tfusicland :p Purple ią pozaz-spędzony niszczący ;o miasto ka kultu-sta, zna-Jnieniem reenwich sco stały anowała otwarcie iwa bry-iy ruch. dch ba-e nocne ych jas- znano go kiniach klubów Ochsen Gardens, Sugar Shack, New York i Fris-co. Ludzie nie zwracali uwagi na skandaliczne zachowanie gejów w Trójkącie, ponieważ wszyscy dobrze się bawili; kluby przyciągały też heteroseksualnych mężczyzn i kobiety, którzy chcieli się zabawić. Producent Reinholdt Mack wspominał później: „Freddie uwielbiał urozmaicone towarzystwo. Nigdy nie przepadał za ściśle gejowskim światem. Był osobą prywatną i nigdy nie zachował się oburzająco bez powodu. Nie afiszował się swoim homoseksualizmem. Nigdy nie wywoływał burd, w mieszanym towarzystwie zawsze zachowywał się nienagannie. Jego postępowanie można określić jako «wszystko na swoim miejscu»."2 Freddie nie był jedynym członkiem zespołu, na którego doświadczenie monachijskie wywarło duży wpływ. Oto co Brian powiedział później autorom książki As It Began: „Monachium wywarło wielki wpływ na życie nas wszystkich. Spędzaliśmy w tym mieście tak wiele czasu, że stało się niemal drugim domem, miejscem, gdzie prowadziliśmy inne życie. To by-r ło coś innego niż trasa koncertowa, podczas której nawiązywaliśmy intensywny kontakt z miastem na parę dni, a potem ruszaliśmy w dalszą drogę. W Monachium wplątaliśmy się w życie mieszkańców. Większość nocy spędzaliśmy w tych samych klubach, a szczególnie fascynował nas Sugar Shack. Była to rockowa dyskoteka z niesamowitym nagłośnieniem, a fakt, że niektóre nasze płyty nie brzmiały tam dobrze, całkowicie zmienił nasze podejście do miksowania i muzyki, którą graliśmy. Patrząc wstecz, można chyba powiedzieć, że w Monachium nie pracowaliśmy na najwyższych obrotach. Z powodu trybu życia zaczynaliśmy pracę późno, zmęczeni, a (dotyczy to zwłaszcza mnie, ale może również Freddie'ego) emocjonalne rozproszenie stało się niszczące". Pomimo szalonej homoseksualnej rozwiązłości Freddie'ego w bawarskiej stolicy Mack wierzy, że ten typ gejowskiego stylu życia przestawał pociągać Mercury'ego. Oto co powiedział producent rockowemu dziennikarzowi Rickowi Sky'owi: „Freddie powiedział mi kilkakrotnie: «Może pewnego dnia dam sobie spokój z tym całym gejostwem.» W ogóle mnie to nie zdziwiło. W wieku dwudziestu czterech, dwudziestu pięciu lat postanowił, że jest gejem, a przedtem uchodził za heteroseksualistę. W przypadku Freddie'ego wszystko było możliwe. Naprawdę myślę, że mógł zrezygnować z gejostwa, ponieważ kochał kobiety. Widziałem, jak się zachowuje w ich obecności i zapewniam cię, 191 że nie należał do tych gejów, którzy nigdy w życiu nie lubili kobiet. Wręcz przeciwnie." Freddie często gościł w domu Macka i jego żony Ingrid, był też ojcem chrzestnym jednego z ich dzieci. Mack opowiadał o tym, że Freddie nie był niewrażliwy na atrakcje życia rodzinnego, a wręcz sugerował, że pragnie radykalnie zmienić styl życia. Zdaniem Macka gwiazdor bardzo chciał się ożenić i mieć dzieci. „Dla Freddie'ego największą rzeczą było mieć rodzinę i normalne życie", twierdził Mack i przytacza następ ijące zdarzenie: „Pewnego razu zostałem okrutnie wyrolowany i musiałem zapłacić furę zaległych podatków. Bardzo mnie to przygnębiło i podzieliłem się tym z Freddiem. Powiedział mi: «Kurwa, to tylko pieniądze! Po co się martwić czymś takim? Masz wszystko, czego potrzebujesz — cudowną rodzinę i dzieci. Masz wszystko, czego ja nigdy nie mogę mieć.» Wtedy uświadomiłem sobie, ze kiedy Freddie odwiedzał nas w domu, obserwował wszystko i chłonął. Widział, na czym polega życie rodzinne i jak bardzo mogłoby go uszczęśliwić." Mimo to rok później Freddie wyznał Rickowi Sky w wywiadzie dla Daily Star: „Mam niespokojne, porywcze usposobienie, więc nie byłbym dobrym ojcem rodziny. W głębi serca jestem bardzo uczuciowymi i człowiekiem, pełnym skrajności, co często jest niszczące dla mnie) i dla innych." W tej rozmowie, która odbyła się za kulisami Madison Sąuare Garden, poruszono też temat Mary Austin, z którą Freddie nadal utrzymywał iluzję romantycznego związku. „Nie mieszkamy razem, ale Mary mieszka o dwie minuty drogi ode mnie", powiedział Freddie. „Widujemy się codziennie. Lubię wolność, a ona jest na szczęście bardzo wyrozumiała. Nauczyła się pokonywać zazdrość. Mój biseksualny wizerunek jest tylko dla publiczności. Dzięki niemu utrzymuje się wokół mnie aura tajemniczości. Mam wielu przyjaciół wśród gejów, ale nigdy nie mógłbym się zakochać w mężczyźnie tak jak w dziewczynie." Mack odkrył też podczas znajomości z Freddiem i na podstawie jego komentarzy, że Freddie był osamotnionym dzieckiem. „Pewnego dnia podsłuchałem rozmowę Freddie'ego z moim drugim synem Feliksem. Freddie mówił mu: «Ja nigdy tego wszystkiego nie miałem. W młodości często przebywałem z dala od rodziców, ponieważ chodziłem do szkoły z internatem. Czasami prawie wcale ich nie widywałem.» Freddie sporo opowiadał moim 192 dzieciom o swoim dzieciństwie. On uwielbiał dzieci. Kiedy tylko zaczynały chodzić i mówić, zaprzyjaźniał się z nimi." Mack opowiadał o tym, że do jego współpracy z Queen doszło przypadkiem, ponieważ przyszedł do studia w tym samym czasie co Freddie, który nic nie wiedział, że producent jest wolny. Freddie napisał nową piosenkę Crazy Linie Thing Called Love, nad którą natychmiast chciał pracować i zaproponował, żeby od razu zabrali się do dzieła. Freddie po raz pierwszy miał grać na gitarze rytmicznej w utworze Queen. „Nie potrafię grać na gitarze, ale to nie ma znaczenia", powiedział Maćkowi. Mack odniósł wrażenie, że Freddie chce nagrać utwór, zanim Brian przyjdzie dograć partie solowe na gitarze. „Freddie poszukiwał innego brzmienia. Ja dodałem trochę rockandroIłowych pogłosów i wszystko świetnie się udało." Freddie miał takie podejście do całego albumu THE GAMĘ. Jak wyjaśnił Brian: „Podeszliśmy do pracy od innej strony. Postanowiliśmy bezlitośnie okroić materiał do postaci spójnego albumu, nie dając się ponieść wyobraźni. Inicjatywa wyszła w znacznej mierze od Fred-die'ego, który oświadczył, że nasza muzyka stała się tak zróżnicowana, że ludzie przestali rozumieć, o co nam chodzi. Jeżeli ten album ma jakikolwiek temat, to jest nim rytm i oszczędności: ani razu nie zagraliśmy dwóch nut, jeżeli jedna wystarczyła. Wymagało to żelaznej dyscypliny, ponieważ zazwyczaj odlatujemy podczas pracy."3 Nowe podejście wywołało niepokój już na samym początku, ponieważ nikt oprócz Freddie'ego nie wierzył, że zda egzamin. „Przecieraliśmy nowe szlaki, ponieważ po raz pierwszy weszliśmy do studia nagrań bez końcowego terminu. Chcieliśmy tylko nagrać kilka utworów w takiej wersji, jaka nam wyjdzie", powiedział wtedy Brian. Jedną z tych piosenek była Crazy Little Thing Called Love, inną Save Me. Brian wyjaśnił też, że kontrakt nie zobowiązywał Queen do natychmiastowego wydania materiału. Powiedział, że jest to coś, „co mamy w zanadrzu, a pewnego dnia może nadamy temu formę albumu". Brian wyjaśnił, że chodzi głównie o „osadzenie nas w zupełnie nowej sytuacji. W ten sposób przerwaliśmy rutynę nagrywania płyty, koncertowania w Anglii, koncertowania w Ameryce i tak dalej. Postanowiliśmy spróbować odmiany i zobaczyć, 13 — Freddie Mercury 193 co z tego wyniknie. Po pewnym czasie sam musisz zacząć dbać o własną rozrywkę". Tymczasem Mack rozpływał się z zachwytu nad techniką, jaką Freddie prezentował w studiu, jego pomysłowością, pełnym zaangażowaniem, entuzjazmem, szybkością i zręcznością pracy. Główną przeszkodą w tych warunkach pracy, a także, być może, w życiu osobistym, był ograniczony czas koncentracji Freddie'ego; nieoczekiwanie przestawał się interesować czymś, co wydawało mu się zbyt rozwlekłe i żmudne. Zdaniem Macka Fi ^ddie nic potrafił się skupić na czymkolwiek dłużej niż przez półtorej godziny. „Kiedy słuchasz Killer Queen, widzisz wyraźnie, że on po prostu usiadł do pianina i zagrał. Zakończenie utworu jest trochę niedopracowane. Według mnie, to była typowa cecha Freddie'-ego. On uwielbiał zabierać się za coś nowszego, bardziej odnien-nego." „Moje relacje z Freddiem układały się wyjątkowo dobrze", powiedział później Mack. „Podobało, mi się, że jest geniuszem. Naprawdę nim był, w sensie postrzegania muzyki i punktu docelowego piosenki." Mack i muzycy nadali nowy wymiar brzmieniu Queen, który odpowiadał nastrojowi epoki i zainspirował zespół do wspięcia się na nowe twórcze wyżyny. Po występach Queen na niemieckich festiwalach na świeżym powietrzu w sierpniu 1979 roku Freddie rozpoczął próby do charytatywnego występu, organizowanego przez Royal Ballet \\ londyńskim Coliseum w październiku na rzecz Towarzystwa Opieki nad Dziećmi Specjalnej Troski w Westminster. Bliski przyjaciel Freddie'ego, Wayne Eagling, dyrektor Royal Ballet, namówił Mercury'ego, by wystąpił gościnnie w zróżnicowanym programie tanecznym. Stworzono choreografię do Bohemian Rhapsody i Crazy Little Thing Called Love, a Freddie dodał partie wokalne na żywo. Freddie tańczył dobrze i został nagrodzony owacją na stojąco. „O balecie wiedziałem tylko z telewizji", wyznał Johnowi Bla-ke'owi, który w tym czasie pisał o kulturze pop do Evening News. „Ale zawsze podobało mi się to, co widziałem. Potem zaprzyjaźniłem się z sir Josephem Lockwoodem z EMI, przewodniczącym rady zarządu Royal Ballet, zacząłem poznawać wszystkich tych ludzi związanych z baletem, a moja fascynacja rosła. Wreszcie zobaczyłem Barysznikowa, który tańczył z American Ballet Theatre. Rzucił mnie na kolana bardziej niż Nurejew, bardziej niż ktokol- 194 zacząć dbać ±niką, jaką ;łnym zaan-racy. Głów-noże, w ży-rreddie'ego; i wydawało Idie nie po-:ej godziny, on po pro-jest trochę i Freddie'-iej odmien- o dobrze", geniuszem, nktu doce- een, który /spięcia się ieżym po-do chary-let w lon-tfa Opieki przyjaciel namówił )rogramie iy i Crazy na żywo. stojąco, iowi Bla-ing News. jrzyjaźni-niczącym cich tych :szcie zo- Theatre. t ktokol- wiek. Ten człowiek naprawdę potrafił latać, a kiedy zobaczyłem go na scenie, poczułem się jak groupie." Oto co powiedział Freddie o swoim występie z Royal Ballet: „Kazali mi ćwiczyć przy drążku, rozciągać nogi... w ciągu tygodnia miałem zrobić rzeczy, nad którymi oni pracowali latami. To było mordercze. Po dwóch dniach zaczęła się agonia. Bolało mnie w miejscach, o których istnieniu nie wiedziałem, kochanie. Potem, kiedy nadszedł galowy wieczór, nie mogłem się nadziwić temu, co się działo za kulisami. Wychodząc na scenę musiałem się przeciskać przez takich ludzi jak Merle Park, Anthony Dowell i mówić: «Przepraszam, ale teraz na mnie kolej.» To było niesłychane." Freddie opowiadał też o swojej wielkiej chwili, kiedy tańczył śpiewając Bohemian Rhapsody: „Tak, kochanie, wykonałem ten skok. Wykonałem cudowny skok, który powalił publiczność, potem wszyscy mnie złapali, a ja po prostu śpiewałem dalej." , Zapytany, czy chciałby zostać zawodowym tancerzem, Freddie odparł: „Owszem, ale jestem bardzo szczęśliwy robiąc to, co robię. W wieku trzydziestu dwóch lat nie możesz powiedzieć: chcę zostać tancerzem baletowym." Spytany o swoją namiętność do zniewieściałych aspektów tańca, które dały początek plotkom o jego homoseksualiźmie, Freddie wybuchnął: „O Boże, kochanie. Niech sobie myślą, co im się podoba. Widzisz, gdybym powiedział «nie», albo «tak», to byłoby nudne. Nikt by mnie więcej nie pytał. Wolę, żeby nadal mnie pytali. Och, to wszystko jest takie nudne. Kochanie, prywatne życie jest sprawą jednostki. Kiedy patrzę na kogoś takiego jak Elton, myślę: Cóż ja mogę powiedzieć? On jest bardziej zorientowany na prasę, prawda? Ja nie mam takiego świra na tym punkcie." W wywiadzie udzielonym Davidowi Wiggowi z Daily Express w Cannes 5 lutego 1980 roku Freddie znowu żartował na temat swojego występu z Royal Ballet: „Śpiewanie do góry nogami to cudowna sprawa. Za kulisami trząsłem się ze zdenerwowania. Zawsze trudniej jest próbować sił w nie swojej dziedzinie, ale ja lubię wyzwania. Chciałbym zobaczyć, jak robi to Mick Jagger albo Rod Stewart." Freddie oznajmił też, tradycyjnie puszczając oko, że z tamtego wieczoru najbardziej utkwiło mu w pamięci to, że primabalerina Merle Park uszczypnęła go figlarnie w pośladek. 195 l „Ta kobieta jest skandaliczna." Właśnie za kulisami Royal Opera House w październiku 1979 roku Freddie po raz pierwszy spotkał młodego garderobianego i krawca nazwiskiem Peter Freestone. •*• „Freddie wstąpił do opery, żeby przymierzyć kostiumy, które miał założyć na galowy występ z Royal Ballet w Coliseum", wspomina Freestone, potężnie zbudowany, przyjazny człowiek, do którego Freddie natychmiast poczuł miętę. „Był nadzwyczaj miły i uprzejmy. Później odkryłen , że zawsze zachowywał się uprzejmie, chyba że ludzie go irytowali. Wtedy Freddie wybuchał. Opera napędziła mu solidnego strachu — znalazł się na obcym terytorium. Opera House stanowiła bastion establishmentu, a on był całkowity przeciwieństwem takiej filozofii. Gala udała się wspaniale. Sposób, w jaki tancerze manipulowali Freddiem na scenie, zapierał dech w piersiach. Zaśpiewał Crazy Linie Thing Called Love i Bohemiąn Rhapsody. Do pierwszej piosenki wystąpił w skórzanym kostiumie, potem ukrył się za murem tancerzy i wyłonił się cały w cekinach. Wtedy po raz pierwszy dostrzegłem widowiskowy talent Freddie'ego. Dotychczas nazwa Queen tylko obiła mi się o uszy, a raz, chyba w 1971 roku, widziałem, jak Freddie i Mary przyszli na herbatę do Tęczowej Sali w Bibie. Miał włosy dotąd, futro z lisów i to na pewno był on. Po gali odbyło się przyjęcie w klubie Legends, gdzie spotkałem Paula Prentera z Freddiem i pogawędziłem z nimi. Trzy tygodnie później Paul zadzwonił do mojego szefa Michaela Browna z pytaniem, czy zna kogoś, kto byłby zainteresowany sześciotygodnio-wym kontraktem na szycie kostiumów na trasę koncertową Queen. Z radością przyjąłem tę ofertę. Śpiącą Królewnę i Jezioro Łabędzie oglądałem po tysiąc razy i przestały mnie podniecać. Teraz chciałem oglądać częściej tego człowieka, chciałem zobaczyć więcej rocka. Freddie był fenomenalny na tej scenie. Nie miałem pojęcia, w co się pakuję. Myślałem tylko, że szycie kostiumów dla czterech osób nie może być trudniejsze niż odpowiadanie za garderobę całego zespołu Royal Ballet Company. Jakiż byłem naiwny. Zrezygnowałem ze stałej pracy «z widokami na przyszłość», żeby podpisać sześciotygodniowy kontrakt z Queen, po czym znalazłem się bez pracy. Potem pracowałem przez trzy miesiące jako telefonista w British Telecom do czasu, kiedy Queen ponownie wyruszył w trasę i znowu mnie zaprosili. Później, w przerwach między koncertami, zajmowałem się wyłącznie kostiumami na 196 trasy. Po amerykańskiej trasie Paul i Freddie postanowili, że najlepiej będzie, jeżeli zajmę się wyłącznie Freddiem. Nadal miałem szyć kostiumy dla wszystkich na trasy, ale poza tym miałem się skoncentrować na Freddiem." Zgodnie z uświęconą tradycją Freestone został przemianowany na „Phoebe". Szybko odkrył, że zarówno on, jak i Freddie chodzili do szkoły z internatem w Indiach, tysiące mil od rodzinnego domu, co natychmiast scementowało ich przyjaźń. Freestone zwrócił też uwagę na ważny aspekt charakteru Freddie'ego: „Nienawidził konfrontacji. Freddie nigdy nie zachowywał się obcesowo. Jeżeli coś zaczynało się z nim dziać, wycofał się, pozwalał innym prowadzić rozmowę, a sam ograniczał się do obserwacji. Od czasu do czasu wtrącał parę słów. To prawda, że on i Mary sporo się sprzeczali, ale działo się tak głównie dlatego, że Freddie miał oczekiwania wobec ludzi, a kiedy oni ich nie spełniali, wpadał w rozdrażnienie. Zawsze dostawałeś nauczkę. Jeżeli coś się przydarzyło, Freddie zwracał ci uwagę, a ty pilnowałeś, żeby się to więcej nie powtórzyło. Nie powstrzymywało to jednak Mary od powtarzania ciągle tych samych numerów. Kiedy sobie coś wbiła do głowy, po prostu robiła to, w sposób, który uznała za najstosowniejszy. Ale jeżeli nie zgadzało się to z planami Fred-die'ego, wybuchała słynna wielka kłótnia." Profesjonalne dokonania Queen nigdy nie przestały zdumiewać Freestone'a: „Na każdej kolejnej trasie musieli mieć silniejsze oświetlenie, lepsze nagłośnienie, coraz bardziej fantastyczny program. Stale musieli przebijać swoje wcześniejsze dokonania. Już tylko z tego powodu byli niezwykle ekscytujący. Kilka lat temu widziałem, jak Michael Jackson dał dwa koncerty na Wembley dzień po dniu. Drugiego dnia wszystko było dokładnie takie samo jak pierwszego, ani odrobiny odmiany. Queen miał zupełnie inne podejście. Nigdy nie wiedziałem, co dostaniesz. Queen słynęli też z najdroższych zespołowych spotkań w studiu nagraniowym. Dzisiaj nikt tego nie robi." Wkrótce zdefiniowano obowiązku Freestone'a jako prawej ręki Freddie'ego: „Pakowałem mu bagaże. Podstawiałem dla niego samochód. Pilnowałem, żeby miał pieniądze, karty kredytowe, paszporty, bilety, właściwie to ja sam trzymałem bilety. Odprowadzałem go do samolotu. Stale byłem przy nim, dosłownie u jego boku, na sąsiednim fotelu w samolocie. Biorąc pod uwagę ilość czasu, jaką 197 spędziliśmy razem, układało się między nami niewiarygodnie dobrze. Podczas pobytu w Los Angeles, gdzie mieszkaliśmy przez pewien czas, kiedy Queen nagrywał płytę, zawsze kręcili się wokót nas inni ludzie, co rozładowywało napięcie. Ale w Nowym Jorku był tylko Freddie i ja. Często zostawaliśmy dosłownie we dwóch. Najprościej opisać tę relację za pomocą granicy: tu jest pracodawca, a tu przyjaciel. Podział był zawsze płynny. Dość szybko zacząłem wyczuwać, w zależności od sytuacji, czy Freddie potrzebował pracownika, który zrobiłby to lub tamto, czy przyjaciela, na którym mógłby się oprzeć. Tak musiało być. Dzięki temu wiedział, że może na mnie krzyknąć — często to robił, głównie w celu odreagowania frustracji. Obydwaj wiedzieliśmy, czemu tak się dzieje i wszystko było w porządku. Nigdy nie wracaliśmy do sprawy, a Freddie nigdy nie chował urazy wobec kogokolwiek. Stawiał na swoim, koniec, kropka." Ponieważ Freestone był stale na zawołanie tak wymagającego pana, można się zastanowiać, czy kiedykolwiek czuł się jak służący. Freestone twierdzi stanowczo, że nigdy nie miało to miejsca: „Głównie dlatego — straszne jest się do tego przyznawać — że Freddie nigdy nie odnosił się do mnie w stylu «przynieś, podaj, pozamiataj», tak jak ja traktowałem służących w Indiach. Zazwyczaj był wobec mnie bardzo miły. Dopóki wypłacał nam pensję, żadna z osób, które dla niego pracowały, nie musiała za nic płacić. Freddie nigdy nie oczekiwał, że ktoś zapłaci za posiłek albo postawi mu drinka. Kiedy stawialiśmy mu drinka, bardzo się cieszył, ale tego nie oczekiwał. Jeśli wybieraliśmy się do baru w dziesięć osób, Freddie płacił za wszystkich. Mimo to nigdy nie nosił przy sobie pieniędzy; to my je nosiliśmy, ale nigdy nie czułem się. tym skrępowany. Według mnie miałem bardzo szczęśliwe życie. Żyłem życiem Freddie'ego, nie musząc na nie zarabiać. Nie musiałem tworzyć muzyki ani kontaktować się z prasą. Ale podróżowałem concor-dem niezliczoną ilość razy, mieszkałem w najlepszych apartamentach najlepszych hoteli świata, kupowałem dla Freddie'ego dzieła sztuki na aukcjach, płacąc jego podpisanymi in blanco czekami. Żyłem i wydawałem na jego poziomie. Jak mógłbym się czuć jak służący?" Freestone mówi, że bliska, osobista relacja, która miała przetrwać do śmierci Freddie'ego, uformowała się dosyć szybko: „Freddie nie ufał ludziom tak łatwo. Albo obdarzał ich zaufaniem w stosunkowo krótkim czasie, albo nigdy do tego nie do- 198 'godnie dob-ny przez pe-ili się wokół )wym Jorku : we dwóch, t pracodaw-ybko zaczą->otrzebował ela, na któ-wiedział, że ' celu odre-k się dzieje do sprawy, Stawiał na nagającego t jak służą-to miejsca: awać — że ieś, podaj, ;h. Zazwy-im pensje, za nic pła-)siłek albo Izo się cie-ru w dzie-f nie nosił :zułem się m życiem si tworzyć n concor->artamen-:go dzieła czekami. ' czuć jak ra miała szybko: ch zaufa-) nie do- chodziło. Zaakceptowanie mnie w konkretnej roli, które stało się podstawą naszej przyjaźni, zajęło rok. Doszło między nami tylko do jednej dużej kłótni, około 1989 roku, ale nie trwała ona długo. Oznajmiłem Freddie'emu, że mam dosyć i chcę odejść. «Proszę cię, nie rób tego», powiedział. «Chcę, żebyś tu został. Potrzebuję cię.» To było wszystko, co potrzebowałem usłyszeć. Natychmiast wszystko poszło w zapomnienie i zostałem na czas nieokreślony. Ludzie należący do grupy osobistych współpracowników Freddie'ego stanowili jego rodzinę. Robiliśmy dla niego wszystko. Zrobiłbym dla niego wszystko, i to nie tylko dlatego, że mi płacili. Robiłem to, co robiłem, ponieważ szanowałem go. Freddie stał dla mnie na piedestale. Nie robiłem tego wszystkiego powodowany lękiem, ale dlatego, że miałem dość szczęścia, żeby zostać jego przyjacielem. Nie zrobiłbym tego dla nikogo innego." W okresie, kiedy obaj się poznali, prywatne życie Freddie'ego osiągnęło już tak obłędną skalę, że wiele osób zastanawiało się, w jaki sposób potrafi on prowadzić takie życie, utrzymując, je w tajemnicy przed prasą. Zdaniem Freestone'a sekret polegał po prostu na pilnowaniu własnych spraw. „Pewni ludzie z rockowego bractwa nie opuszczą nawet uroczystego otwarcia koperty. Jeżeli akurat nic się nie dzieje, oni coś wymyślą, żeby zwrócić na siebie uwagę. Freddie zadawał sobie wiele trudu, żeby unikać prasy. Spełniał wymagane minimum obowiązków reklamowych, ale nie chodził, na wielkie przyjęcia świata przemysłu rozrywkowego czy na premiery. Bardzo rzadko chodził na koncerty innych wykonawców. Jego pracą była muzyka. Jego biurem było studio. Kiedy nie znajdował się w studio, nie chciał pracować." Freestone twierdzi stanowczo, że nigdy nie bał się o Freddie'-ego ze względu na jego styl życia. „To była część tamtych czasów, początku lat osiemdziesiątych. Wszystkie chwyty były dozwolone." W październiku 1979 roku Freddie był w podniosłym nastroju jeszcze z innego powodu: czternasty singiel Queen, zawierający piosenki Crazy Little Thing Called Love oraz We Will Rock You, zebrał pochwalne recenzje i zajął drugie miejsce na brytyjskiej liście przebojów. Zwiewny, długowłosy, cygański wizerunek dawno należał do przeszłości; Freddie poszedł w „skórę". Na scenie lubił występować w spodniach z czarnej lub czerwonej skóry i czapkach w stylu macho; przyjął twardszy, bardziej agresywny kurs. Wkrótce jednak i ten wizerunek złagodniał, a Freddie poprzestał 199 l ; ostatecznie na prostych kamizelkach i dżinsach. Siedział mocno w siodle, przyjął nowy sceniczny wizerunek na nowe dziewięciole-cie. Lata osiemdziesiąte zbliżały się szybkimi krokami, a Freddie był dobrze przygotowany. „Od tej pory zwariowane stroje na scenie nie wchodzą w grę", oświadczył. „Zamierzam przekazywać naszą muzykę swobodniej ubrany. Świat się zmienił. Ludzie chcą czegoś bardziej bezpośredniego."4 Zespół Queen rozpaczliwie poszukiwał sposobów na podtrzymanie marzenia przy życiu, na utrzymanie słabnącego entuzjazmu i energii, jak powiedział Freddie: „Żeby wytrzymać to tempo, musisz mieć nerwy ze stali. Po osiągnięciu sukcesu zaczynają się prawdziwe problemy, ponieważ poznajesz ciemne strony tego przemysłu. Odkrywasz prawdziwe minusy, o których przedtem nie miałeś pojęcia. Wykrycie ich wymaga dużej siły. Przypomina to jazdę samochodzikiem w wesołym miasteczku: musisz pilnować, żeby cię za często nie stukali. Każdy, kto odniósł sukces, sparzy się raz czy dwa. Nie istnieje coś takiego jak gładka droga na szczyt." Muzycy denerwowali się też tym, że sukces na skalę światową prowadzi do utraty kontaktu z fanami. W końcu wpadli na pomysł unikania wielkich stadionów na rzecz małych sal, chociaż niektóre z nich zupełnie nie nadawały się na szaleństwa rockand-rollowego zespołu. W ten sposób doszło do Szalonej Trasy Koncertowej, która objęła Dublin (gdzie Queen po raz pierwszy zagrał w Irlandii). Birmingham, Manchester, Glasgow, Liverpool (gdzie Freddie wystąpił w czerwonym i niebieskim ochraniaczu kolan, by zadowolić kibiców piłkarskich zarówno z Everton, jak i z Li-yerpoolu), Brighton i Londyn. Muzycy podeszli do trasy z hiimorem, zakasali rękawy i postanowili się dobrze bawić. Po koncercie w Brighton Freddie wyznał przyjacielowi, że uległ pokusie „dziwacznej orgii": „W przedostatni wieczór graliśmy w Brighton, a ekipa urządziła jedno ze swoich przyjęć. Wygląda na to, że przyjęcie to jedna ze specjalności Queen. Przyszło pełno niegrzecznych kobiet i wszyscy się włączyli do zabawy. Nie zdradzę ci nazwisk, ale role zostały świetnie obsadzone, w powietrzu latały rekwizyty, i Bóg wie co jeszcze. Było cudownie." Freddie nie wyznał natomiast, ze spędził namiętną noc w ramionach młodego kuriera z firmy DHL nazwiskiem Tony Bastin, 200 który wkrótce miał zamieszkać z Freddiem jako jego pierwszy stały kochanek, jeżeli nie antidotum na rozwiązłość. Przerywany związek kulał przez dwa lata, ale Freddie nigdy nie łudził się, że spotkał swoją drugą połowę. Odpowiadało mu po prostu posiadanie trwałego partnera, ponieważ miał bazę do wypadów. Nowy Rok nowe dziesięciolecia powitano umieszczeniem singla Save Me na jedenastym miejscu brytyjskiej listy przebojów, a w tym samym czasie utwór Crazy Linie Thing Called Love podbijał cały świat, zajmując pierwsze miejsce w Ameryce (jako pierwszy singiel Queen), Australii, Nowej Zelandii, Meksyku, Kanadzie i Holandii. Zespół wszedł do studia Musicland w Monachium, by rozpocząć pracę nad kolejnym albumem oraz nad ścieżką dźwiękową do filmu Flash Gór don. Tymczasem w Anglii bliska przyjaciółka i osobista asystentka Freddie'ego Mary Austin wreszcie znalazła dla niego dom, o którym zawsze marzył. Długotrwałe, mozolne poszukiwania opłaciły się, kiedy Mary przedstawiła Freddie'emu. szczegóły domu, kto-' remu nie mógł się oprzeć. Dom Garden Lodge w Logan Place, na tyłach Kensington High Street, niedaleko domu przy Stafford Terrace 12, gdzie Freddie w tym czasie mieszkał, był dokładnie tym, czego szukał. Ponadto jak zauważył Paul Gambaccini: „Wygoda tego miejsca polegała też na tym, że można było stamtąd dotrzeć na piechotę do wszystkich gejowskich pubów i klubów w Earls Court." Nietypowo dla tej ekskluzywnej części Londynu piękny dom stał na akrze doskonale utrzymanych ogrodów krajobrazowych, otoczony wysokimi ceglanymi murami, które zapewniały niemal całkowitą prywatność. Poprzednio należał do bankierskiej rodziny Hoare. Freddie nie przegapił gry słów i złośliwie przechrzcił dom na „Whore-House" (Burdel). Właściciel żądał ponad pół miliona funtów, ale Freddie się nie zraził. Musiał mieć ten dom; zapłacił gotówką. Budynek wymagał jednak gruntownej renowacji i remontu, toteż upłynęło wiele czasu, zanim Freddie zaczai nazywać Garden Lodge domem. Freddie opowiedział z dumą o nowej posiadłości w wywiadzie udzielonemu Rickowi Sky'owi dla Daily Star, ujawniając przy tym, że wydawanie pieniędzy należy do jego największych wad. „Nie wierzę w umieszczenie pieniędzy w banku. Lubię wydawać, wydawać, wydawać. Ostatnio kupiłem nowy dom. Uwielbiam kupować antyki w domach aukcyjnych Sotheby i Christie. Są chwile, kiedy mógłbym wejść do Cartiera i wykupić całą biżu- 201 terie. Na początku swoich wypadów często czuje się jak kobieta, która kupuje sobie nowy kapelusz dla poprawienia humoru. Są dni, kiedy mam wszystkiego dość, chcę się zatracić w swoich pieniądzach. Nakręcam się i wydaję, wydaję, wydaję. Po powrocie do domu myślę: O Boże, co ja nakupowałem? Ale te rzeczy nigdy się nie marnują. Czerpię ogromną przyjemność z dawania prezentów." W wywiadzie przeprowadzonym przez Raya Colemana dla Daily Minor Freddie powiedział: „Nie lubię zbyt łatwego życia. Jeżeli będę dużo wydawał, bed? musiał dużo zarabiać. W ten sposób się mobilizuję. Dużo pije, dużo palę, lubię wino i dobre jedzenie. Już nigdy w życiu nie wezmę do ust hamburgera." W rozmowie z Niną Myskow, która wcześniej pisała o kulturze pop, Freddie wyznał: „Zobaczyłem ten dom, zakochałem się w nim, a pół godziny później był mój. W tej chwili robię, tam remont, więc dom jest w strasznym stanie. Będę mógł się tam wprowadzić nie wcześniej niż za rok. Nazywam go moim wiejskim domem w mieście. Stoi na uboczu, na rozległym terenie w samym sercu Londynu. Raz na miesiąc pod wpływem natchnienia idę tam z architektem i pytam: «Może usuniemy tę ścianę?» Wszyscy jęczą, a architekt pada trupem. Wczoraj poszedłem tam na gazie po dobrym lunchu. Na piętrze jest cudowne miejsce na sypialnię; kazałem połączyć trzy pokoje w jeden królewski apartament. Podchmielony, powiedziałem w natchnieniu: «Szklana kopuła nad sypialnią wyglądałaby ładnie.» Architekt się skrzywił, ale wrócił pędem do rajzbretu. Jeszcze nie widziałem szkiców, ale są w drodze." Jeśli chodzi o dom, podobnie zresztą było z większością rzeczy w jego życiu, Freddie stale szukał nowych sposobów uczynienia go bardziej ekscytującym. Tak jakby nic nie przerażało go bardziej niż nuda. „Nuda jest najcięższą chorobą na świecie. Czasami myślę, że życie musi polegać na czymś więcej niż tylko na uganianiu się po świecie i nudzeniu się śmiertelnie. Nie potrafię długo usiedzieć w jednym miejscu. Mam w sobie mnóstwo nerwowej energii. Przyzwyczajasz się do różnych rzeczy. Twoje standardy i oczekiwania rosną. Jeżeli wiesz, że potrzebujesz stałej rozrywki, musisz ją sobie zapewnić. Kiedy mówię ludziom, jakie rzeczy wyrabiałem, są zdumieni, ja w ten sposób się bawię. Dlatego nie potrafię usiąść i przeczytać książki. Mogę czytać wszystkie książki 202 się jak kobieta, ia humoru. Są 5 w swoich pie-3o powrocie do zeczy nigdy się iwania prezen- Colemana dla wydawał, będę j?. Dużo piję, y w życiu nie >isała o kultu- a pół godziny więc dom jest nie wcześniej ' mieście. Stoi idynu. Raz na ktem i pytam: tekt pada tru-n lunchu. Na połączyć trzy y, powiedzia- wyglądałaby do rajzbretu. szością rzeczy w uczynienia tżało go bar- .mi myślę, że nianiu się po |go usiedzieć bj energii, dardy i ocze->zrywki, mu-rzeczy wyra-tego nie po-tkie książki świata, kiedy będzie po herbacie i będę miał nogi w bandażach. Może stałem się pazerny, ale rozrywkę mam we krwi... Jestem zdobywcą, kochanie. Dajcie mi scenę. Ale w pewnym sensie stworzyliście potwora i musicie z nim żyć." W maju ukazał się szesnasty singiel Queen Play the Gamę. Wielbicielki były oburzone zmienionym wizerunkiem Freddie'ego, który propagował wideoklip. Pomimo szczoteczkowych wąsów, mimo protestów singiel dotarł na czternaste miejsce. Latem 1980 roku przyszedł czas na kolejną amerykańską trasę koncertową, złożoną z czterdziestu sześciu występów, na które sprzedano wszystkie bilety. W tym samym czasie w Wielkiej Brytanii ukazał się dziewiąty album Queen THE GAMĘ. Skrytykowana przez prasę muzyczną płyta zaczęła karierę na liście przebojów od pierwszego miejsca. W Vancouver fani przestali obrzucać swojego idola kwiatami i bielizną osobistą, zamiast których na scenę poleciały brzytwy i jednorazowe maszynki do golenia, Freddie nie miał więc wątpliwości, co myślą o jego wąsach. Nie ugiął się, wąsy zostały. W sierpniu ukazał się w Ameryce singiel Another One Bites the Dust, dotarł na pierwsze miejsce, gdzie pozostał przez pięć tygodni i okazał się wielkim przebojem w całych Stanach. Utwór zajął też pierwsze miejsce w Argentynie, Gwatemali, Meksyku i Hiszpanii. W Wielkiej Brytanii wszedł do Pierwszej Dziesiątki, plasując się na siódmej pozycji. Tymczasem płyta THE GAMĘ stała się pierwszym albumem Queen, który zajął pierwsze miejsce w Ameryce, a sprzedaż przeszła najśmielsze oczekiwania. Najdłuższa w historii zespołu trasa koncertowa zakończyła się występami cztery wieczory pod rząd w nowojorskiej Madison Sąuare Garden. Bezlitosny program wysysał z muzyków resztki sił. Owszem, zrobili sobie przerwę, ale okazało się, że październik jest za krótki na odpoczynek. Należało dokończyć dziesiąty album FLASH GORDON oraz wypuścić osiemnasty singiel Flash. Przed Bożym Narodzeniem miała się odbyć kolejna europejska trasa koncertowa, obejmująca trzy występy na Wembley. Muzycy Queen, podobnie jak wszyscy, byli zupełnie nieprzygotowani na wiadomość, że John Lennon został zastrzelony w Nowym Jorku na chodniku przed Dakota Building. Muzycy nie tylko opłakiwali stratę wielkiego rockowego bohatera, ale musieli ocenić własne bezpieczeństwo, któremu wcześniej w ogóle nie poświęcali uwagi. Stało się jasne, że to samo może spotkać w każdej chwili każdego z nich. 203 Muzycy zostali zmuszeni do ponownego ocenienia własnych środków bezpieczeństwa i ludzi, których zatrudniali do ochrony. Już nigdy nie mogli sobie pozwolić na rozluźnioną, zblazowaną pozę; stale musieli oglądać się za siebie. Podczas drugiego koncertu na Wembley, w ramach hołdu dla Lennona, Queen wykonał utwór Imagine. Fakt, że Freddie zapomniał słów, a Brian pogubił się w akordach, nie miał znaczenia dla łkającej, zrozpaczonej publiczności. Nagrody nadal napływały, w tym dwie nominacje do Grammy, za najlepiej wyprodukowany album (THE GAMĘ) i najlepszy zespołowy utwór (Another One Bites the Dust). Crazy Linie Thing Called Love i Another One Bites the Dust znalazły się w piątce najlepiej sprzedających się amerykańskich singli 1980 roku, przy czym pierwszy z nich sprzedał się w ilości przekraczającej trzy i pół miliona egzemplarzy. Pod koniec roku, kiedy Queen planował występy w Japonii na nadchodzący rok, w tym pięć koncertów w tokijskim Budokanie (sprzedano wszystkie bilety) oraz japońską premierę FLASH GORDON, obliczono, że do tej pory sprzedano ponad czterdzieści pięć milionów albumów i dwadzieścia pięć milionów singli na całym świecie. Muzycy Queen trafili też do Księgi Rekordów Guinessa jako najlepiej opłacani dyrektorzy kompanii, którzy jednocześnie sami byli swoim największym majątkiem. Co więcej mogli osiągnąć? własnych o ochrony, blazowaną go koncer-n wykonał in pogubił zonej pub- do Gram-) i najlep-•azy Little ii? w piąt-m roku, raczającej iy Queen tym pięć ie bilety) że do tej albumów Muzycy najlepiej ami byli ąć? ROZDZIAŁ CZTERNASTY Królowa Południa K.ok 1981 zaczął się dobrze dla zespołu Queen, a obiecywał jeszcze więcej. Ponieważ muzycy podjęli decyzje, że zawsze będą dążyć do przecierania nowych szlaków, zerkali na atlas szukając miejsc na świecie, które mogliby podbić. Co z Ameryką Południową? Queen był najpopularniejszym zespołem na tym kontynencie, a od lat krążyły plotki, że przybędą na koncerty. Dotychczas kilku wykonawców rockowych zapuściło się tak daleko na południe, ale ich występy nie wryły się w pamięć ani nie osiągnęły takiego rozmachu, a o jakim marzyli muzycy Queen. Jeżeli koncerty mogły spełnić ich tradycyjne wygórowane standardy na najlepszych piłkarskich stadionach Argentyny i Brazylii, zespół Queen z niecierpliwością czekał na podpisanie kontraktu. Dzięki olbrzymiej popularności piłki nożnej w żadnym z owych krajów nie brakowało tego rodzaju obiektów: drużyny z Ameryki Południowej wygrały sześć z jedenastu mistrzostw świata w piłce nożnej, organizowanych od 1930 roku. Do negocjacji wynajęto lokalnych promotorów i ustalono następujące miejsca koncertów w Argentynie: Yelez Sarsfield w Buenos Aires; miejski stadion w Mar del Pląta oraz stadion do lekkiej atletyki w Rosario. „Publiczność Queen to kibice piłkarscy, którzy nie popierają żadnej drużyny", powiedział mi kiedyś Brian. Freddie, który rozpoczął trzydziesty piąty rok życia — „jestem najstarszy w zespole, ale tylko o rok" — udał się do Nowego Jorku, by sfinalizować zakup mieszkania. Hotelowe apartamenty za tysiąc dolarów za dobę stały się nadmiernym wydatkiem dla gości w rodzaju Freddie'ego, którzy czasami zostawali nawet na trzy miesiące. Wspaniałe mieszkanie z balkonem na czterdziestym 205 trzecim piętrze przy Pięćdziesiątej Ósmej Wschodniej 425 szczyci" ło się niewiarygodnymi widokami na północ i południe na Wschodnią Rzekę i siedem mostów. „Pamiętam, w jakie podniecenie wprawiły Freddie'ego nowojorskie uroczystości związane z setną rocznicą oddania do użytku Mostu Brooklyńskiego, które oglądaliśmy jednocześnie z jego balkonu i w telewizji", wspomina Peter Freestone. „Mieszkanie należało poprzednio do senatora czy kongresmena nazwiskiem Gray, a Freddie kupił je od wdowy po nim. Całe mieszkanie urządzono w kolorze szarym: cztery sypialnie, pięć łazienek i pokój wyłożono szarym materiałem, z jakiego szyje się męskie garnitury. Ściany jadalni wyłożono srebrzystym atłasem. Freddie, którego wielką namiętnością było tworzenie nowych wystrojów zakupionych wnętrz, o dziwo zostawił wszystko w nietkniętej postaci." Tymczasem czterdzieści ton sprzętu oświetleniowego i nagłaśniającego oraz konstrukcji scenicznych płynęło ze Stanów Zjednoczonych do Rio de Janerio. Ekjpa koncertowa zespołu z dodatkowymi dwudziestoma tonami sprzętu wyruszyła w najdłuższy na świecie lot z miasta do miasta: — Tokio — Buenos Aires. Kiedy sami muzycy wylądowali w letnim upale w Buenos Aires 24 lutego 1981 roku, po raz pierwszy zrozumieli, na czyrn polega powitanie „bohaterów". Queen zaznał już histerycznego uwielbienia, ale nigdy na taką skalę. Po ogłoszeniu przyjazdu zespołu do Argentyny, oficjalnie uznanego przez rząd, środki przekazu oszalały na punkcie Queen, a do Buenos Aires napływały dziesiątki tysięcy fanów. Wyglądało na to, że wszyscy oni stawili się na lotnisku w dniu przylotu. Wysiadających z samolotu muzyków witała delegacja prezydenta i policyjna eskorta, a całe wydarzenie transmitowała na żywo państwowa telewizja. Tym razem nawet Freddie'emu odebrano mowę. Według radiowej dziennikarki Marceli Delorenzi, która wówczas była piętnastoletnią fanką Queen, a później przyjęła na cześć zespołu zawodowy pseudonim radiowy Daisy May Queen: „To było największe rockowe wydarzenie w naszym kraju. Wywołało niewiarygodną rewolucję. Przez cały miesiąc poprzedzający ich przyjazd w prasie, radiu i telewizji przez dwadzieścia cztery godziny na dobę nie mówiło się o niczym oprócz Queen. Po ich trasie koncertowej wszyscy nasi artyści rockowi musieli zmienić wizerunek i podejść do muzyki w zupełnie nowy sposób. Musieli ulepszyć, unowocześnić sprzęt, nagłośnienie, oświetlenie, wszelkie aspekty koncertu. Wszystko, co dotychczas wydawało się 206 liej 425 szczyci-i południe na ddie'ego nowo-ania do użytku 'cześnie z jego e. „Mieszkanie na nazwiskiem ałe mieszkanie : łazienek i po-f męskie garni-. Freddie, któ-wystrojów za-nietej postaci." wego i nagłaś-Stanów Zjed-zespołu z do-J w najdłuższy uenos Aires. Buenos Aires i czym polega lego uwielbie-iu zespołu do rzekazu osza-rały dziesiątki viii się na lot-uzyków wita-e wydarzenie razem nawet i, która wów-yjeła na cześć Queen: aszym kraju. psiąc poprze- ! dwadzieścia cz Queen. Po musieli zmie- sposób. Mu- oświetlenie, 'ydawało się do przyjęcia, w porównaniu z Queen nagle stało się żałosne. Od tej pory wszystko było Przed Queen i Po Queen. Queen wywarł ogromny wpływ na Amerykę Południową. Rzesze ludzi z Chile, Urugwaju, Paragwaju i Boliwii przekroczyły granice, żeby zobaczyć argentyńskie koncerty. Daty występów w Buenos Aires wyryły się w mojej pamięci: 28 lutego, l marca i 9 marca. Queen wystąpił też w Mar del Pląta i Rosario."1 Właśnie podczas tej trasy Marcela po raz pierwszy spotkała swojego idola Freddie'ego Mercury'ego, a doświadczenie to, jak wyjaśnia ze łzami w oczach, odmieniło jej życie: „Zatrzymał się w hotelu Sheraton w Buenos Aires. Przyszłam tam z tłumem fanów Queen i czekaliśmy na zespół. Muzycy musieli pójść na konferencję prasową na stadionie, która miała być emitowana przez dziewiąty program telewizji. Przed hotelem zgromadził się tłum ludzi czekających na Freddie'ego, którzy wrzeszczeli i skandowali, jakby zbliżał się koniec świata. * Pamiętam tamten dzień, jakby to było wczoraj, a to z następującego powodu: cała byłam ubrana w kolorze jasnoniebieskim. Kiedy w holu hotelowym rozsunęły się drzwi windy, ze zdziwieniem zobaczyłam, że Freddie jest ubrany od stóp do głów dokładnie w tym samym kolorze. Otaczali go ochroniarze, ale ja poczułam nieodparte pragnienie, żeby przecisnąć się przez tłum i uściskać go. Przepchnęłam się przez krąg ludzi, uściskałam Freddie'ego i wręczyłam mu list, w którym napisałam, że chciałabym się spotkać z Frederickiem Bulsarą (nie Mercurym), napisałam swój adres i numer telefonu, oczywiście nie spodziewając się, że zadzwoni. W liście wymieniłam jego prawdziwe nazwisko, ponieważ zawsze uważałam, że Freddie ma dwie strony: dobrą i złą, białą i czarną. Freddie Bulsarą był dobrą, białą stroną. Nawet w tamtych czasach czułam, że on się boi Freddie'ego Bulsary. Dopiero wiele lat później przekonałam się, że wcale się tak bardzo nie myliłam. Potem jeden z ochroniarzy uderzył mnie i zostałam odepchnięta. Nie mogłam ich winić za to, że strzegą bezpieczeństwa Freddie'ego, ale ja nie chciałam wyrządzić mu krzywdy. Po prostu musiałam go dotknąć. Wyobrażam sobie, że miliony ludzi na całym świecie czuły dokładnie to samo co ja. Zespół wyszedł z hotelu i wsiadł do samochodu. Tylko Brian został, żeby rozdawać autografy, a w końcu musieli go wciągnąć do samochodu. Kiedy odjeżdżali, zobaczyłam, że Freddie otwiera i czyta mój list. Nie posiadałam się z radości." 207 Przed wszystkimi trzema koncertami na stadionie Velez Sarsfield fani stali w kolejkach od ósmej rano, chociaż każdy występ dla około pięćdziesięciu tysięcy widzów zaczynał się dopiero o dwudziestej drugiej. „Koncert Queen był zdumiewającym widowiskiem", wspomina Marcela, która widziała dwa występy w Buenos Aires. „Argentyna nigdy nie widziała czegoś podobnego. Na początku koncertu na scenę zjechało coś w rodzaju UFO, przedziwne światła, dym, po prostu czary. Wszyscy dostali gęsiej skórki, ludzie płakali, dosłownie łkali. Powierzchnię stadionu pokryto ochronną warstwą astrotorfu, wprowadzono niezwykle surowe środki bezpieczeństwa, wszędzie roiło się od policjantów, głównie dlatego, że w tym czasie mieliśmy radykalnie prawicowy rząd generała Violi. Generał oświadczył, że chciałby poznać zespół Queen i wysłał do muzyków zaproszenie. Poszli wszyscy z wyjątkiem Rogera, który powiedział, że przyjechał do Argentyny żeby grać dla ludzi, nie dla rządu. , Kiedy Queen przybył do Argentyny w 1981 roku, nasz kraj był bardzo uciśniony, ale w ciągu dwóch lat od ich pierwszej wizyty osiągnęliśmy demokrację po raz pierwszy od blisko piętnastu lat. Podobna rzecz wydarzyła się w Brazylii. Wkrótce po koncercie Queen na Węgrzech w 1986 roku odrzucono stary reżim, a przed Węgrami otworzyła się nowa demokratyczna przyszłość. Queen złożył też bardzo kontrowersyjną wizytę w Sun City w Republice Południowej Afryki, a parę lat później apartament upadł i zapanowała demokracja. To wszystko są pewnie przypadki, ale trudno się nie dziwić: tak jakby Queen przynosił ludziom wolność i pokój. Stali się zespołem Wolności." Freddie wyglądał nadzwyczaj muskularnie w obcisłych dżinsach i białej kamizelce z przeciągniętym przez szlufki paska szalem, a gęste wąsy zmniejszały efekt wystających zębów. Ten wizerunek sceniczny miał pozostać prawie niezmieniony do czasu, kiedy Queen zaprzestał działalności koncertowej, na pięć lat przed śmiercią Freddie'ego. Kipiąc energią Freddie dyrygował publicznością za pomocą entuzjastycznych okrzyków „tak", „świetnie" i „okej", powiedział też tłumom „Cantan muy bien" (Śpiewacie bardzo dobrze). Utwór Love of My Life przemienił publiczność w morze rozkołysanych płomieni, a zapłakany tłum bezbłędnie odśpiewał piosenkę. Potem Freddie siadł do pianina, by rozpocząć inny wielki przebój: „Ten utwór nazywają czasami Bo Rap." 208 leź Sarsfield r występ dla iero o dwu- ', wspomina JS. Na począt-przedziwne skórki, lu-m pokryto kle surowe >w, głównie wy rząd ge-nać zespół cy z wyjąt-ntyny żeby isz kraj był szej wizyty itnastu lat. | koncercie w, a przed 'ść. Queen Republice idł i zapa-ale trudno lość i po- dżinsach l szalem, Wizerunek su, kiedy lat przed t publicz-iświetnie" Śpiewacie bliczność ezbłednie >y rozpo-Bo Rap." Zespół zagrał Bohemian Rhapsody, po czym opuścił scenę na czas chóralnych sekwencji puszczanych z taśmy. Tego fragmentu nigdy nie wykonali na żywo. Freddie udzielił w Buenos Aires kilka wywiadów, w tym dla Pelo (Włosy), muzycznego czasopisma o wysokim nakładzie, argentyńskiego odpowiednika Rolling Stone. Zapytany, dlaczego zawsze sprawia wrażenie oddzielonego od reszty zespołu, odpowiedział: „Ponieważ Queen gra i nagrywa razem, ludzie postrzegają nas jako monolit. Ale Queen jest zespołem muzycznym, nie rodzina. Każdy z nas robi to, na co ma ochotę." Jakie ma oczekiwania wobec tej trasy koncertowej? „Sporo wiedziałem o Argentynie, ale nie przypuszczałem, że jesteśmy tutaj tak dobrze znani. Reakcja waszego narodu wprawiła mnie w zdumienie... Od dawna chcieliśmy zorganizować dużą trasę koncertową po Ameryce Południowej, ale od sześciu miesięcy pracowaliśmy bardzo ciężko, prawie bez przerwy. Queen jest nie tylko zespołem; w grę wchodzi mnóstwo ludzi. Z tego względu nasza trasa koncertowa jest bardzo kosztowna." Co z ceną sławy i problemami z prasą? W tym czasie Freddie w pełni zrozumiał wartość ciętej riposty: „Przez długi czas miałem z tym kłopoty, ale teraz, jak widzisz, już ich nie mam." Oto co powiedział dziś już nieistniejącej stacji radiowej Radio-landa 2000: „Kocham Argentyńczyków. Byłem przyzwyczajony do innych reakcji i zachowań publiczności. Ale Argentyńczycy są zdumiewający, chcę tutaj wrócić. Muszę przyznać, że uwielbiam fakt, iż ludzie uważają mnie za idola. Owszem, chcę zostać legendą, ale musisz zrozumieć, że nasza praca jest wynikiem wspólnego wysiłku. To nie jest tylko Freddie Mercury, ale cały zespół. Wystarczy, że przypomnisz sobie Seven Seas of Rhye, Killer Queen, You're My Best Friend, Somebody to Love, Bohemian Rhapsody — to był najbardziej satysfakcjonujący moment w mojej karierze. To wszystko był Queen, nie Freddie. Myślę, że najlepszym dowodem naszego szacunku dla publiczności jest nasza praca." Aby uniknąć możliwości porwania lub ataku terrorystycznego, podczas trasy koncertowej wprowadzono niespotykane wcześniej środki bezpieczeństwa. Wśród osobistych ochroniarzy znalazł się Jorge Fregonese, wynajęty do ochrony Freddie'ego dwadzieścia 14 — Freddie Mercury 209 cztery godziny na dobę. Fregonese zawdzięczał tę lukratywną posadę swojemu wpływowemu pracodawcy, biznesmenowi Alfredo Capalbo, który zorganizował argentyńską trasę Queen. Fregonese był zaufanym pracownikiem, który wcześniej zajmował się końmi Capalbo. Po raz pierwszy miał pracować jako ochroniarz-tłumacz i bardzo zależało mu na tym, żeby wywiązać się z obowiązków. Początkowo miał jednak złe przeczucia, ponieważ okoliczności nie zapowiadały dobrego startu. Fregonese opowiada, jak jego pierwszy dzień wśród ekipy Queen okazał się całkowity katastiofą: „Nikt nikogo nie znał. Każdy z nas robił co w jego mocy, ale ponieważ angielscy ochroniarze nie znali argentyńskich ochroniarzy, wszyscy kłócili się między sobą zamiast pilnować, żeby ludzie nie zbliżali się do zespołu. Myślę, że pierwszego dnia moje relacje z Freddiem były bardzo chłodne, przede wszystkim dlatego, że nie zostaliśmy sobie formalnie przedstawieni. Następnie dni pochłonęły konferencje prasowe, wywiady i tym podobne, więc, nie mieliśmy czasu się poznać. Pewnego dnia po prostu przerwałem rozmowę Freddie'ego z sekretarką i przedstawiłem się. W tym czasie stosunki między angielskimi a argentyńskimi ochroniarzami zaczęły się poprawiać. Odbyło się spotkanie, na którym ochroniarza i tłumacze mieli się zorganizować, wszyscy zaczęli się rozluźniać i nabierać zaufania." Fregonese pamięta wyraźny podział na dwa obozy: Freddie'e-go i menedżerów zespołu. Jima Beacha i Paula Prentera w jednym oraz resztę muzyków w drugim. „Poza sceną żyli zupełnie osobno, czego się nie spodziewałem. Ale, rzecz jasna, byli czterema ludźmi, czterema różnymi osobowościami. Nie miałem prawdziwego kontaktu z resztą zespołu; widywałem ich tylko na stadionie, konferencji prasowej lub kolacji. To mnie nie interesowało. Moją rzeczą było wiedzieć s-tale, gdzie w danym momencie znajduje się Freddie; chodziło o względy bezpieczeństwa. Ochroniarze pozostałych muzyków wiedzieli o nich to samo; wiedzieliśmy też, jak się skontaktować, gdyby wydarzyło się coś dziwnego czy groźnego. Przez cały czas organizowano spotkania, często zmieniano plany. W takiej sytuacji menedżerowie informowali mnie o nowych zasadach, a moim obowiązkiem było przekazać to reszcie, w tym Gerry'emu Stickellso-wi, który kierował ekipą sceniczną i panu Capalbo." Do obowiązków Fregonesego należało sprawowanie kontroli nad fanami, którzy dobijali się o autograf Freddie'ego: „Freddie nigdy nie mówił nic o fanach. Powiedział mi tylko, 210 "atywną po-)wi Alfredo . Fregonese ił się końmi irz-tłumacz >owiązków. koliczności a, jak jego katastrofą: > mocy, ale i ochronia-żeby ludzie l były bar-iśmy sobie :onferencje asu się po-reddie'ego iki między (oprawiać. ;e mieli się :aufania."2 Freddie'e-Iw jednym ziewałem, ni osobo-| zespołu; lub kola-aeć stale, i o wzglę- wiedzieli ić, gdyby is organi-uacji me-Dim obo-tickellso- j kontroli iii tylko, że niepokoi go, kiedy zbiera się ich za dużo w jednym momencie. Kiedy było ich kilku, nie miał nic przeciwko temu. Musiałem go pytać, czy chce rozdawać autografy, a kiedy zebrało się ponad sześ osób, Freddie zawsze odmawiał i musiałem przeprowadzić go przez tłum. Czasami podczas rozdawania autografów zerkał na mnie, a ja znałem ten sygnał. Oznaczał: «Wystarczy, dosyć.» Wtedy wydawałem polecenie i szybko go wyprowadzałem." Pewnego razu, kiedy Jorge i Freddie pili herbatę w hotelowym barze, Jorge wziął długopis i zaczął mazać na kartce papieru. Nie zastanawiając się co robi, zaczął bazgrać to, co jego przełożony pisał tysiące razy: podpis „Freddie Mercury". Freddie zauważył, co robi ochroniarz i zdumiony chwycił kartkę. Nie tylko nie wpadł w gniew, ale wybuchnął śmiechem i powiedział Jorgemu, że jego zdaniem fałszerstwo jest doskonałe. Od tej pory, pomimo początkowego sprzeciwu ochroniarza, Jorge pomagał w rozdawaniu autografów, ilekroć fani zostawili coś Freddie'emu do podpisania, t „Nie uznawał odmowy. Właściwie zmusił mnie do tego." Ulubionym zajęciem Freddie'ego było naciskanie wszystkich przycisków w windzie hotelowej. „Nagminnie się spóźnialiśmy, bo drzwi otwierały się na każdym piętrze, ale Freddie o to nie dbał. Uważał taką jazdę windą za wyśmienitą zabawę, był jak mały chłopiec, który robi psikusy. Czekając na przyjazd windy, robił pompki na dywanie, albo organizował wyścigi wzdłuż hotelowych korytarzy." Fregonese pamięta, że pewnego razu Freddie zakazał palić wszystkim szoferom limuzyn, ponieważ palenie szkodzi zdrowiu. Szoferzy uznali, że gwiazdor troszczy się o stan swojego gardła i natychmiast spełnili polecenie. „Wyobraź sobie ich zdziwienie, kiedy Freddie wsiadł do samochodu i zapalił papierosa. «Chodziło mi o ich zdrowie, nie moje!» Wyjaśnił ze śmiechem. Nie znaczy to, że Freddie dużo palił. Lubił wypalać kilka papierosów dziennie, głównie mentolowych, ponieważ wmówił sobie, że mentol ma korzystny wpływ na gardło. Mieliśmy z tym zresztą problem, bo papierosy mentolowe nie są powszechnie dostępne w Argentynie." Pewnej nieznośnie upalnej nocy po koncercie Fregonese zaprowadził Freddie'ego na kolację do ekskluzywnej restauracji w Buenos Aires o nazwie Los Ańos Locos (Szalone Lata): „Nie mogłem pozwolić, żeby Freddie poszedł gdzieś sam, nawet do łazienki. Nie opuszczałem go, kiedy szedł do toalety publicz- 211 nej. Ta sytuacja wcale się Freddie'emu nie podobała, czuł się bardzo niezręcznie. Odbierał to jako ostateczne wtargniecie w jego prywatność, a ja doskonale go rozumiałem. Nie chciałbym, żeby ochroniarz nachylał się nade mną za każdym razem, kiedy musiałbym się wysikać. Ale to była część ceny sławy, a Freddie się z tym pogodził. Ale tamtego wieczoru w Los Ańos Locos Freddie się uparł, że sam pójdzie do łazienki. Ponieważ siedzieliśmy na pierwszym piętrze, a męska znajdowała się bardzo blisko naszego stolika, uznałem, że widzę wszystko i zauważę, jeśli ktoś spróbuje się wkraść za Freddiem do toalety. Tak więc, po raz pierwszy w trakcie tej trasy koncertowej, puściłem go samego. Pozostała część dalej jadła i rozmawiała, minuty mijały. Freddie nie wychodził z toalety, a ja szybko zrozumiałem, że coś się stało. Poprosiłem drugiego ochroniarza, żeby poszedł ze mną do męskiej toalety. Po wejściu do środka zobaczyliśmy dwóch mężczyzn i dwie kobiety, którzy walili w zamknięte 4rz\vi kabiny. Mogliśmy się tylko domyślać, że Freddie jest w środku. Ci ludzie terroryzowali go, wrzeszczeli, krzyczeli do Freddie'ego, żeby otworzył drzwi, bo oni muszą go zobaczyć, muszą dostać autografy. Freddie nie odpowiadał, a ja zobaczyłem wyraźnie, że zamknął się od środka. Zdjął mnie strach, bo zacząłem podejrzewać, że coś mu się stało. Wypędziliśmy tych ludzi z toalety, a kiedy sytuacja się uspokoiła, a do Freddie'ego dotarło, że to my, otworzył drzwi blady jak płótno. Był przerażony. Spojrzał na mnie i powiedział: «Miałeś rację, Jorge. Nie mogę nawet pójść sam do toalety, prawda?» Po tym wieczorze wróciliśmy do dawnej rutyny." W pewien sobotni wieczór, poprzedzający ostatni występ Queen na Yelez Sarsfield, zespół został zaproszony na uroczyste asado, skrzyżowanie grilla i ogniska, na guinta (weekendowy piknik) u seńora Petraca, prezydenta stadionu. Posiadłość była olbrzymia i przepiękna, a muzycy momentalnie zakochali się w tym miejscu. Fregonese wspomina: „Wszyscy świetnie się bawiliśmy, kiedy, jak zwykle, pojawili się dziennikarze. Freddie nie przepadał za prasą. Nie miał nic przeciwko samym dziennikarzom, ale męczyły go ich wyprane z wyobraźni pytania. Mawiał: «Od dziesięciu lat zadają mi te same głupie pytania.» Queen wiedział doskonale, zarówno wtedy, jak i teraz, że nie potrzebuje prasy, żeby sprzedawać płyty i bilety; świetnie radzili sobie sami. Ale zawsze zachowywali się grzecznie i odgrywali komedie wywiadów.»" 212 żuł się barcie w jego tbym, żeby kiedy mu-"reddie się e uparł, że vszym pie-ika, uzna-wkraść za ie tej trasy lalej jadła alety, a ja go ochro- zn i dwie jliśmy się oryzowali drzwi, bo ie nie od-i środka, się stało, spokoiła, )lady jak : «Miałeś vda?» Po i występ iroczyste owy pik-była olb-ię w tym pojawili miał nic wyprane ni te sa-> wtedy, ;i bilety; zecznie Jednak podczas tego wieczoru Freddie postanowił zagrać na nosie prasie: „Pojawiło się dwóch dziennikarzy, w tym jeden znowu z pisma Pelo. Ten facet nie rozumiał słowa po angielsku. Przypadła mi rola tłumacza, a ponieważ i tak należało to do moich obowiązków, nie miałem nic przeciwko temu. Freddie i ja zawarliśmy umowę. Ja miałem tłumaczyć pytania, żeby Freddie, który w tym czasie z zapamiętaniem grał w bilard elektryczny, wiedział, o co go pytają. Freddie paplał, a ja odpowiadałem dziennikarzowi, co mi ślina na język przyniosła. Pytania były jak zwykle niewiarygodnie durne, więc facet dostał to, na co zasłużył. Kiedy w następnym tygodniu wziąłem do ręki czasopismo, zobaczyłem, że w wywiadzie zamieszczono wszystkie moje zmyślone odpowiedzi, z wyjątkiem jednej, na temat Diego Maradony." Delikatny temat. Argentyna była mistrzem świata w piłce nożnej, po zwycięstwie na własnym terenie w 1978 roku. Piłka nożna była rzeczą świętą. Młode bożyszcze, które miało się przyczynić do unicestwienia nadziei Anglii na tytuł mistrzowski w ćwierćfinale mistrzów w 1986 roku, zyskał już niemal status narodowego boga. Queen od dawna podziwiał Maradonę. „W tym człowieku żyje duch pogoni za doskonałością", powiedział Brian. Maradona i Freddie poznali się na przyjęciu w Castelar, gdzie Freddie zaproponował piłkarzowi, żeby wystąpił razem z Queen na scenie podczas ostatniego koncertu w Buenos Aires. Maradona od razu przystał na ten pomysł. „Freddie nie wiedział właściwie, kim jest Maradona, ponieważ nie był fanem piłki nożnej", śmieje się Peter Fregonese. „Był raczej fanem ud piłkarzy i jeszcze większym fanem ud graczy w rugby." Mimo to zuchwały piłkarz rozbawił Freddie'ego, który do pewnego stopnia mógł się z nim utożsamić. Na pozór nie mieli ze sobą wiele wspólnego, może z wyjątkiem żelaznego krocza, niewysokiego wzrostu i głodu sukcesu. Entuzjastycznie witany Maradona wystąpił obok Queen na scenie, gdzie wymienił się z Fred-diem na koszulki. Piłkarz zdjął koszulkę z numerem 10 argentyńskiej reprezentacji i wymienił ją na koszulkę Freddie'ego z filmu Flash Gordon. Następnie Maradona zaczął śpiewać Another One Bites the Dust, po czym zszedł ze sceny, by Queen mógł wykonać ten utwór, cieszący się w Argentynie niesłabnącym powodzeniem. Możliwe, że ten dziennikarz z Pelo nie był taki głupi. Tamtego wieczoru podczas asado zaczął wypytywać Freddie'ego o najwięk- 213 szego argentyńskiego idola sportu, a jego pytania były, mówiąc oględnie, prowokacyjne. Dziennikarz zasugerował, że wymiana koszulek z piłkarskim gwiazdorem na oczach publiczności zebranej na stadionie Yelez była aktem demagogicznym. Freddie zareagował jak byk na czerwoną płachtę. „Freddie odparł temu dziennikarzowi, że jego pytanie jest śmieszne", wspominał Fregonese. „Powiedział: «To był przyjacielski gest, nic więcej. Jeżeli publiczność uważa, że można zrobić coś takiego i docenia ten gest, guzik mnie obchodzi, co sobie pomyśli prasa. Będę robił to, co mi się żywnie podoba, nawet jeśli prasa uzna to za demagogiczne czy niewłaściwe.»" Zawodowa relacja Fregonesego z Freddiem była względnie spokojna. Ochroniarz przyznał, że jak na wybitną osobistość Freddie nie był szczególnie wymagający, nie miał też żadnych dziwacznych zwyczajów. „Poza sceną Freddie zachowywał się tak samo jak wszyscy, z jedną podstawową różnicą: stale miał do czynienia z ludźmi, którzy się za nim uganiali albo nękali go. Znaczną część czasu spędzał na ukrywaniu się i uciekaniu, a to nikogo nie pozostawi obojętnym. Wszędzie natychmiast go rozpoznawano, ani przez chwilę nie miał spokoju. Jeżeli chodzi o jego zwyczaje, to jadł bardzo mało. Lubił herbatę o tradycyjnej porze, ale kolacje jadał skromne. Nie był żarłokiem. Mimo to zaspokojenie jego wymogów kulinarnych nastręczało trudności, ponieważ Freddie chciał jadać co wieczór w innej restauracji. Próbowaliśmy kuchni włoskiej, francuskiej, argentyńskiej, każdej, jaką możesz sobie wyobrazić. Poza tym Freddie dużo spał, nigdy, przenigdy nie wychodził z hotelu przed pierwszą czy drugą po południu, więc nic nie mogliśmy zaplanować przed tą godziną. Miał wyszukane zwyczaje zakupowe i sum lubił sobie kupować ubrania. Kiedyś kupił dwadzieścia pięć par skarpetek, dziesięć jednakowych koszulek, dwadzieścia par podobnych spodni... Kiedy zapytałem go o powód, odparł, że kiedy był nastolatkiem, nigdy nie miał możliwości noszenia modnych rzeczy, które mu się podobały, więc teraz nadrabiał zaległości. Pomijając takie ekstrawagancje, Freddie był prostym człowiekiem. Od czasu do czasu nabierał ochoty na przejażdżkę po mieście. Zdarzało się też, że odzywało się w nim dziecko, jak wtedy, kiedy zwiedzaliśmy Japoński Ogród w Buenos Aires. Pewnego popołudnia wybraliśmy się do tego uroczego ogrodu, który znajduje się w głównym miejskim parku. Jest tam mała wylęgarnia 214 ryb, można chodzić po ścieżkach i mostach. Freddie uznał, że jest to zachwycające miejsce, zrobił tam dużo zdjęć i powiedział, że chce urządzić taki sam ogród przy swoim domu w Londynie. W pewnej chwili, chociaż było to zabronione, wdrapał się na wodospad, żeby zrobić zdjęcie, a jeden z japońskich strażników zobaczył go, zagwizdał wściekle na gwizdku i kazał Freddie'emu zejść. Musiałem podbiec do strażnika, wyjaśniłem mu, kim jest Freddie i przekonałem go, żeby pozwolił mu zrobić zdjęcia. Freddie zszedł dopiero wtedy, kiedy skończył. Nakarmił karpie koi i powiedział, że ogród go urzekł. W małej wylęgarni ryb, gdzie można kupić pokarm dla karpi, Freddie wpisał dwa autografy do księgi pamiątkowej. Mimo to nie mógł w pełni korzystać z wolnego czasu, bo zawsze ktoś go rozpoznawał. Zdarzało się, że Freddie musiał dosłownie uciekać, ponieważ ktoś go rozpoznał i natychmiast gromadził się wokół niego tłum." Fregonese i Freddie zbliżyli się do siebie podczas pobytu Queen w Argentynie, a w miarę jak trasa koncertowa zbliżała się ku końcowi, obydwaj zaczęli się martwić „ostatnim dniem". „Obydwaj przyznaliśmy, że nie lubimy pożegnań. Nawiązaliśmy naprawdę dobrą znajomość, jedną z tych dziwnych bliskich przyjaźni, które rozkwitają w ciągu dwudziestu dni. Ludzie wierzą, że przyjaźń potrzebuje wielu lat, żeby dojrzeć i stać się wartościowa, ale czasami w ciągu kilku dni z właściwą osobą możesz osiągnąć coś, do czego nigdy nie doszedłbyś z innym człowiekiem nawet przez dwadzieścia lat. Rozmawialiśmy z Freddiem o tym, w jaki sposób się pożegnamy, ale nigdy nie rozwiązaliśmy tego problemu. Dał mi za to parę prezentów: czapkę i swoją fotografię, podpisaną: «Dla Jorgego, milion podziękowań, Freddie.»" Tego autografu Freddie'ego Mercury Fregonese nie musiał podpisywać sam. „Kiedy nasz samochód zajechał na lotnisko, wysiadłem, poszedłem prosto do stanowiska odprawy paszportowej linii Aeroli-neas Argentinas i powiadomiłem ich, że przyjechał Freddie Mercury. Potwierdzili rezerwację salonu dla VIP-ów i trzech miejsc w pierwszej klasie. Wróciłem do samochodu, powiedziałem Fre-ddie'emu, że wszystko jest załatwione, zabrałem paszporty do odprawy, a pracownik lotniska odprowadził ich do salonu dla VIP-ów. Kiedy zauważyłem, że Freddie zmierza w stronę salonu, powiedziałem po prostu: «Do widzenia. Na razie» i uścisnąłem mu rękę. «Do widzenia. Ciao», odparł i to był koniec. 215 Kilka miesięcy później nieoczekiwanie dostałem od niego kartkę: «Jak się masz, Jorge? U mnie wszystko w porządku. Wszystkiego najlepszego, Freddie Mercury.» Nic więcej. Ale nie żałuję czasu, jaki z nim spędziłem. Czułem, że znajomość z nim wzbogaca mnie. Był jednym z największych gwiazdorów świata, ale zachowywał się jak prosta i najczęściej niewymagająca osoba. Zdobył wszystko, co było do zdobycia, a teraz chciał tylko żyć. Odniosłem wrażenie, że artystyczna strona jego natury zaczęła go męczyć. Znałem artystów, którzy byli gwiazdami warowne na scenie, jak i poza nią; bez przerwy zachowywali się jak wybitne osobistości. Freddie był inny. Na scenie był zdumiewającą elektryczną maszyną, zapierał dech. Ale poza sceną zachowywał się zupełnie inaczej, co zawsze dziwiło ludzi. Freddie był jak dzień i noc. Występ dobiegał końca, ale jeśli o niego chodziło, gwiazda mogła pozostać na scenie. Freddie, który szedł po koncercie do garderoby, był skromnym, zwyczajnym człowiekiem. Zawsze czułem, że jest dobrym, człowiekiem. Używając jego własnej definicji, był dorosłym, który cieszył się życiem, na jakie nie mógł sobie pozwolić w dzieciństwie. Osiągnął etap, na którym mógł mieć wszystko, czego zapragnął. Chcę wszystkiego? Czasami odnosiłem wrażenie, że Freddie zmusza się do pożądania rzeczy, nawet jeśli w istocie wcale mu na nich nie zależało." Podniosły nastrój Queen w związku z argentyńskim triumfem opadł nieco w połowie trasy koncertowej, kiedy nadeszły wieści, że ich ambicja wystąpienia na osławionym, największym na świecie stadionie Maracana w Rio de Janeiro, mogącym pomieścić sto osiemdziesiąt tysięcy osób, została ukrócona przez biurokracje. Trudno było zlekceważyć techniczne, prawne i polityczne trudności, jakie zespół napotkał w Brazylii, ale nawet one nie mogły przerwać trasy. Zespół przystał na stadion Morumbi w Sao Paulo, dalej na południe, gdzie 20 marca 1981 roku zagrali dla stu trzydziestu jeden tysięcy osób, co do dzisiaj stanowi rekordową liczbę widzów, którzy zapłacili za bilety na jeden koncert. Następnego wieczoru kolejne sto dwadzieścia tysięcy osób wzięło udział w magii. Porządku pilnowali policjanci na narowistych koniach, a uzbrojeni tajniacy krążyli wśród oniemiałego tłumu ludzi, z których większość nigdy w życiu nie widziała czegoś podobnego. W mieście, gdzie mało kto mówi po angielsku, widok ponad stu tysięcy osób śpiewających razem z zespołem Love of My Life, hymn Queen w Ameryce Południowej, był szczególnie poruszający. 216 i od niego porządku. cej. Ale nie ność z nim 'ów świata, jąca osoba. : tylko żyć. zaczęła go vno na sce-^bitne oso-elektrycz-t się zupeł-zień i noc. zda mogła o gardero- ego i, na jakie ia którym ? Czasami da rzeczy, triumfem ły wieści, na świe-ieścić sto rokrację. me trud-ie mogły 10 Paulo, stu trzy-vą liczbę stepnego »1 w ma-bniach, :i, z któ-obnego. •nad stu fy Life, zający. Ogromny sukces trasy po Ameryce Południowej stał się osobistym triumfem menadżera Jima Beacha, który przez pięć miesięcy przekonywał władze obu krajów, że wszyscy odniosą korzyści z pionierskiej rockowej przygody Queen. „Na siedmiu koncertach zespół Queen obejrzało ponad pół miliona ludzi, którzy nigdy wcześniej nie zetknęli się ze zjawiskiem koncertu rockowego", powiedział Beach w Brazylii w 1981 roku. „Koszty koncertowania na tym kontynencie są tak olbrzymie, że zyski zespołu są niewielkie. Ale promocja jest cudowna. W ciągu naszego ostatniego tygodnia w Argentynie wszystkie dziesięć albumów Queen zajęło czołowe dziesięć pozycji na listach przebojów. Przed naszym przyjazdem wszyscy mówili, że żaden zespół nie może koncertować z powodzeniem w Ameryce Południowej, ale my zadaliśmy temu kłam. W Brazylii pięćdziesiąt procent ludności ma poniżej dwudziestu jeden lat, co stanowi wielki potencjał publiczności." „Nie mieliśmy pojęcia, jak na nas zareagują", dodał Briaa. „W Europie i Stanach Zjednoczonych wiemy, czego się spodziewać, ale dla tutejszych fanów byliśmy zupełnie nowym zjawiskiem. Argentyńczycy są trochę bardziej wyrafinowani, mieli pewne pojęcie o tym, czego się spodziewać, ale dla brytyjskich fanów wszystko było całkowicie nowe. Przeżyłem jeden z najbardziej podniecających momentów w życiu, kiedy wyjrzałem przez okno i zobaczyłem, że czeka na nas sto trzydzieści tysięcy osób." Wielu krytyków Queen stawiało prowokacyjne pytania, czy zespół ma moralny obowiązek unikania występów w takich krajach jak Argentyna i Brazylia. Pojawiły się głosy, że Queen może zostać oskarżony o popieranie tamtejszych reżimów. Jim Beach nie okazał jednak skruchy: „Gdybyśmy przyjęli takie stanowisko, byłoby bardzo mało krajów poza Europą Zachodnią i Ameryką Północną, w których moglibyśmy występować." ROZDZIAŁ PIĘTNASTY Bawarska rapsodia: moja zabawna Yalentin „IN ienawidzę przestawać z ludźmi ze świata rozrywki. Mógibym wziąć przykład z Roda Stewarta i wtopić się w ten tłum, ale wolę się trzymać od nich z daleka. Kiedy nie jestem z Queen, chcę być zwyczajnym człowiekiem na ulicy. Zmieniłem się. Dawniej cieszyłem się, kiedy ludzie mnie rozpoznawali, ale te czasy minęły. Teraz dużo czasu spędzam w Nowym Jorku, gdzie wiele osób mnie nie zna. Może jestem bardzo bogaty, ale czasy udawania zamożnego człowieka dawno minęły. Zarówno w domu, jak i poza nim chodzę w dżinsach i koszulce. Po zejściu ze sceny nie gram już, ponieważ wiem, kim jestem i co mam. Czasy, kiedy wchodziłem do pokoju i chciałem przerywać wszystkie rozmowy, należą już do przeszłości. Nie mogę przewidzieć, czy mamy przed sobą przyszłość, ale dopóki będziemy przecierać nowe szlaki, dopóty w Queen będzie płonął ogień. Gdybym jutro utracił wszystko, jakoś wczołgałbym się z powrotem na szczyt."1 Tak mówił emerytowany paw pod koniec 1981 roku. T;-j wypowiedzią, może najbardziej szczerym publicznym wystąpieniem, Freddie potwierdził, że jego przemiana była mniej lub bardziej całkowita. Świat mógł sobie myśleć, co chciał. Rockowy gwiaz-dor-multimilioner wreszcie czuł się dobrze we własnej skórze, zadomowił się w tym, co uznał za swoją prawdziwą osobowość. Niedawno świętował trzydzieste piąte urodziny w niezrównanym stylu. Za dwieście tysięcy funtów przetransportował grupę ulubionych kumpli, w tym aktora Petera Strakera, concordem do Nowego Jorku, gdzie w hotelu Berkshire Place przy Pięćdziesiątej Drugiej Wschodniej zajmowali luksusowy apartament. Wypito szampana z dobrego rocznika za trzydzieści tysięcy funtów, a eki- 218 pa impręzowała przez pięć pijanych dni. W końcu Freddie był tak wykończony, że musiał wrócić do Londynu, żeby dojść do siebie. „Pamiętam, że zupełnie zdemolowaliśmy apartament", krzywi się Peter Frestone. „Pamiętam też Freddie'ego rozciągniętego na wielkiej stercie mieczyków. To były tak zwane «przyjęcia». Nikt nie potrafił urządzać ich lepiej niż Queen." W roku 1981 zespół świętował dziesiątą rocznicę powstania. Queen odbył kolejną zdumiewającą i niebezpieczną trasę koncertową po Ameryce Południowej, tym razem odwiedzając Wenezuelę i Meksyk, wydał też jedenasty album, letni HOT SPACE. Płyta zawierała singiel Under Pressure, słynny owoc współpracy Queen z ich sąsiadem z Montreux Davidem Bowie. Często do nas wpadał na pogawędkę i na drinka", wyjaśnia Brian. „Ktoś zaproponował, żebyśmy weszli do studia, grali przez całą noc i zobaczyli, co z tego wyniknie. Tak też zrobiliśmy: graliśmy swoje stare piosenki, po prostu brzdąkaliśmy. Następnej nocy przesłuchaliśmy te nagrania, bo zostawiliśmy włączony magnetofon, i wybraliśmy parę utworów, które brzmiały obiecująco. Wreszcie zaczęliśmy pracować nad jednym pomysłem, z którego powstał utwór Under Pressure. Graliśmy przez całą, niezwykle długą noc."2 Po latach pojawiły się pogłoski, że Bowie nienawidzi tego przebojowego singla, ponieważ uważa, że nie spełnia jego standardów. Podobno powiedział, że wolałby, żeby płyta nigdy się nie ukazała. W 1981 roku New York Times doniósł o rzadkiej postaci raka skóry u czterdziestu jeden homoseksualistów, którzy dotychczas cieszyli się dobrym zdrowiem. Według Centrum Medycznego Uniwersytetu w Nowym Jorku co najmniej u dziewięciu z tych ludzi stwierdzono niewyjaśnione obniżenie odporności. Mięsak Kaposiego występował dotychczas głównie u starszych mężczyzn pochodzenia śródziemnomorskiego. Inne tego rodzaju przypadki zanotowano w San Francisco i Los Angeles. Artykuł w New York Times ukazał się 3 lipca. Według gejowskiej gazety New York Na-tive pod koniec sierpnia liczba chorych wzrosła do stu dwudziestu, z czego większość stanowili mieszkańcy Nowego Jorku. Wkrótce potem Centrum Kontroli Chorób w Atlancie potwierdziło, że w całej Ameryce zanotowano niewyjaśniony wzrost zachorowań na mięsak Kaposiego oraz rzadką formę zapalenia płuc o nazwie pneumocystis carinii pneumonia (PCP). Dziewięćdziesiąt procent wszystkich zdiagnozowanych przypadków stanowili homoseksua- 219 liści. Dało to początek wysoce kontrowersyjnym domysłom, jakoby nowa „gejowska zaraza" była związana z rozwiązłym trybem życia homoseksualistów i/lub nadużywaniem narkotyków. Dopiero po pewnym czasie zebrano wystarczające dowody na to, że nowa choroba, początkowo określona mianem GRID (Gay-Rela-ted Immune Deficiency czyli Obniżenie Odporności Związane z Homoseksualistami), zaatakowała również miliony heterose-ksualnych mężczyzn, kobiet i ich dzieci, przy czym najwięcej przypadków notowano wśród chorych na hemofilie i osób zażywających dożylnie narkotyki. Ostatecznie ustalono, że choroba, obecnie określana przez lekarzy jako AIDS — nabyty syndrom obniżenia odporności — rozprzestrzenia się poprzez krew, wspólne igły do strzykawek oraz seks bez zabezpieczenia. Tymczasem ukazywały się okolicznościowe produkty na dziesiątą rocznicę Queen: album GREATEST HITS; zestaw wszystkich promocyjnych wideoklipów Greatest Flix oraz portrety zespołu autorstwa byłego męża księżniczki Małgorzaty, lorda Snow-dona. Queen wystąpił też w pierwszym własnym filmie, będącym rejestracją koncertu w Montrealu. Ostatnie tygodnie 1981 roku muzycy spędzili w Monachium, ponieważ oficjalnie wciąż przebywali na podatkowym wygnaniu. Mieli rozpocząć pracę nad nowym albumem. Dla Freddie'ego był to też początek gorączkowego epizodu, złożonego aż z trzech rozpaczliwych romansów. Dwaj z kochanków byli mężczyznami. Pierwszy, Winnie Kirchberger, był szorstkim, niewykształconym austriackim restauratorem, o tak prostackich manierach, że niewiele osób z otoczenia Freddie'ego mogło pojąć to zauroczenie. Ale Freddie'emu podobali się właśnie tacy mężczyźni: im bardziej przypominali niedomytych kierowców ciężarówek, tym lepiej. Drugi kochanek, irlandzki fryzjer Jim Hut-ton, którego Freddie poderwał w Londynie, regularnie przylatywał do Monachium, paradował jak lalka, żeby wzbudzić zazdrość w Winniem, co sprawiało, że Austriak stawał się bardziej oddany Freddie'emu. Ironia polegała na tym, że znacznie głębsza wieź miała połączyć Jima i Freddie'ego: to właśnie Jim pozostał wiernym towarzyszem Freddie'ego na całe życie. Trzecią kochanką w tym równaniu była kobieta, ale sensacja na tym się nie kończyła. Niemieckiej gwiazdy filmowej Barbary Yalentin w żaden sposób nie można nazwać „jeszcze jedną kobietą". Odkąd Freddie zaczął stale przebywać w towarzystwie dawnej gwiazdy łagodnych filmów porno, która później miała z nim zamieszkać jako wspól- 220 niczka zbrodni, jego życie w Monachium już nigdy nie miało być takie jak dawniej. Chociaż pisano, że Freddie zamieszkał w hotelu Arabella--Haus, Peter Freestone mówi: „Freddie spędził tam tylko jedną czy dwie noce, ponieważ nienawidził tego hotelu. Znajdował się ponad studium Musicland i był jeszcze jednym okropnym betonowym klocem. Większość pokojów wynajmowano na długie okresy, a w hotelu rezydował spory kontyngent Arabów. W nocy na korytarzach unosił się ostry zapach gotowanych przez nich potraw. To nie było najwy-godniejsze miejsce do mieszkania. Początkowo Freddie mieszkał u Winnie Kirchbergera, później ulokował się w hotelu Stollberg-plaza na Stollbergstrasse, w bardziej eleganckiej części centrum Monachium. Barbara Yalentin mieszkała naprzeciwko — miała bajkowe mieszkanie. Paul Prenter wpadał od czasu do czasu, a Joe zaczął się pojawiać dopiero w '84 czy '85 roku. Najczęściej byliśmy tylko ja i Freddie." Ponieważ lojalny asystent spełniał kaprysy i zachcianki pracodawcy, towarzyszył mu w eskapadach i nocnych wypadach, Freddie żył w niemieckim mieście jak we śnie. Pozostali muzycy zaczęli się jednak niepokoić, ponieważ ich kolega stracił serce do pracy. "Możliwe, że Fred zainteresował się innymi rzeczami, a przebywanie w studiu zaczęło go trochę nudzić..." komentuje Brian. „W końcu nie mógł wysiedzieć w studio: chciał wykonać, co do niego należało i zniknąć." Stało się tak głównie dlatego, że Freddie wprost nie mógł się nasycić frenetycznym nocnym życiem Monachium, które, przynajmniej tymczasowo, zajęło miejsce jego podstawowej namiętności, jaką była muzyka rockowa. „To był szalony okres, znacznie lepszy i gorszy niż ktokolwiek może sobie wyobrazić", powiedziała Barbara Yalentin, kiedy odwiedziłam ją w Monachium w maju 1996 roku. Nadal mieszka w wygodnym mieszkaniu, które kupiła razem z Freddiem przy Hans Sachs Strasse w podupadającej dzielnicy Trójkąt Bermudz-ki, a po śmierci Freddie'ego musiała stoczyć prawdziwą bitwę prawną, żeby je zatrzymać. Przeprowadzenie wywiadu z Barbarą okazało się bardzo trudne; dopiero po kilku miesiącach udało mi się namówić ją na spotkanie. „Trzeba być bardzo ostrożnym, kiedy się mówi o człowieku, który umarł i o życiu spędzonym razem z nim", wyjaśnia Barbara. „Widzisz, pozostali ludzie muszą żyć dalej. Nie chcę nikogo zranić 221 mówiąc o Freddiem. Zawsze powtarzałam: niech Mary Austin pozostanie wdową, nie mam nic przeciwko temu. Nie chcę jej niczego odbierać. Po śmierci Freddie'ego proponowano mi majątek za napisanie książki o naszym związku, ale do tej pory zawsze odmawiałam. Jeżeli mam mówić o Freddiem, jest dla mnie ważne, żebyś opowiedziała naszą historię we wrażliwy, uważny sposób. Odkąd umarł, mnóstwo ludzi twierdzi, że byli jego najlepszymi przyjaciółmi, że z nim spali; mnóstwo ludzi chce się załapać." Barbara Yalentin skończyła pięćdziesiąt lat. ale zachowuje powab, który przed laty oczarował Freddie'ego. Wszystko u tej Austriaczki i byłej baronowej jest duże, nie do przeoczenia: piersi, kości, jasne włosy, głos, osobowość. Jednokaratowy diament w prawym uchu był pierwszym prezentem, jaki otrzymała od Freddie'ego. Krótka przechadzka, z Barbarą po ulicach — chodzi wolno, pogodnie, wysoko unosząc głowę — świadczy o tym, że nadal zwraca uwagę. Dziesiątki ludzi zatrzymują się, żeby z nią porozmawiać. Wszyscy wiedzą, kjm jest Barbara, zwłaszcza na Hans Sachs Strasse, modnej uliczce pełnej salonów fryzjerskich, aptek, barów, saun, sklepów jubilerskich, egzotycznych kwiaciarni, kin wyświetlających filmy drugiej kategorii oraz kafejek w paryskim stylu ze stolikami krytymi marmurowymi blatami. Z parasolami z wiklinowymi krzesłami. Yalentin, która dysponuje wszystkimi niezbędnymi rekwizytami, rozpoczynała karierę jako modelka i aktorka w łagodnych filmach porno, a sławę osiągnęła w latach siedemdziesiątych, kiedy została muzą kultowego niemieckiego reżysera Rainera Wernera Fassbindera, który zmarł w 1982 roku. Fassbinder słynął z płodności; nakręcił ponad trzydzieści filmów, same stylizowane utwory o miłości, nienawiści i uprzedzeniu, jak znany film z 1974 roku Strach zżerać duszę. Po-trójnie zamężna Yalentin wystąpiła w około siedemdziesięciu filmach i została nazwana „niemiecką Brigitte Bardot". Freddie zobaczył w niej silną, zdecydowaną kobietę panującą nad własnym życiem. Trudno sobie wyobrazić większe przeciwieństwo Mary Austin. Freddie'ego przyciągnął wyolbrzymiony wizerunek, skrywający wielką wrażliwość i kruchość. W istocie Barbara pod wieloma względami przypominała Freddie'emu jego samego. Czasami jednak pozory mylą. Może po raz pierwszy w życiu Freddie zetknął się z człowiekiem, przy którym mógł być sobą — całkowicie i kompletnie, bez żadnych zahamowań. Nie istniało nic, żaden aspekt jego życia, żadne zdarzenie, niczego nie obawiałby się wyjaśnić tej kobiecie. Nie potrzebował ochraniać Barbary przed 222 Mary Austin ie chcę jej ni-o mi majątek pory zawsze ; mnie ważne, ażny sposób. • najlepszymi i? załapać." e zachowuje szystko u tej :zenia: piersi, wy diament trzymała od ch — chodzi zy o tym, że :, żeby z nią właszcza na fryzjerskich, ch kwiaciar-ifejek w pa-imi. Z para- dysponuje carierę jako y? osiągnęła towego niektóry zmarł ponad trzy- nienawiści ć duszę. Po-liesięciu fil-Freddie zo-d własnym stwo Mary Linek, skry-!a pod wie-igo. Czasa-ju Freddie (- całkowi-nic, żaden (by się wy-ary przed pewnymi stronami swojej osobowości i zachowania, jak w przypadku Mary. Barbara rozumiała, ponieważ była dokładnie taka sama. Chodziła własnymi drogami, nie dbając o to, co myślą inni ludzie. Kim są inni, by osądzać? Niech ten, kto jest bez grzechu, pierwszy rzuci kamieniem. Podejście Barbary do świata, ludzi, do życia w ogólności podziałało na Freddie'ego jak haust świeżego powietrza. Kim była ta dziwaczna kobieta, stuprocentowo kobieca, a przy tym zachowująca się jak mężczyzna, która bez zmrużenia oka zwalała ludzi z nóg i zmuszała ochroniarzy do ucieczki? Freddie był zauroczony jej wyniosłością, jej postawą „pieprzyć ich wszystkich". Freddie odpowiedział na tęsknoty duszy Barbary i z wzajemnością. Nazwanie ich bratnimi duszami nie jest więc przesadą. Fakt, że Barbara była gotowa zrezygnować z potencjalnie lukratywnej kariery teatralnej, żeby zostać z Freddiem, fakt, że pozwolił jej na to, wiedząc ile znaczy dla niej kariera, jest, zdaniem samej Barbary, ostatecznym dowodem ich wzajemnego oddania. Przyjaźń miała rzucić Barbarę w wir świata Freddie'e,go. Oprócz towarzyszenia mu, zarówno z Queen, jak i podczas prywatnych wizyt w Rio de Janeiro, Montreux, na Ibizie i w Hiszpanii, „czterdzieści czy pięćdziesiąt razy" odwiedziła londyński dom Freddie'ego, gdzie nawet urządzono dla niej sypialnię. Wbrew dotychczasowym biografom znajomość Freddie'ego z Barbarą Yalentin zaczęła się dopiero w styczniu 1984 roku. Aktorka poznała Freddie'ego przez jego asystenta o chytrym wyglądzie, Paula Prentera (Trixie), na którego dosłownie wpadła przypadkiem pewnego wieczoru w jednym z najpopularniejszych klubów w monachijskim gejowskim Trójkącie. „Widywałam ich każdego wieczoru. Mniej więcej wiedziałam, kim jest Freddie Mercury, ale fakt, że jest sławnym gwiazdorem rockowym, nie znaczył wiele w Monachium. W tamtych czasach byłam tutaj pewnie sławniejsza niż on", wspomina Barbara niskim, gardłowym głosem, kiedy przeglądamy pudełka ze starannie ułożonymi gazetowymi wycinkami o jej bogatej karierze i związku z Freddiem. Szperanie we wspomnieniach nie przychodzi łatwo i moja rozmówczyni wkrótce się męczy. Miła i gościnna, zaprasza mnie do rozejrzenia się po mieszkaniu, które kupiła razem z Freddiem. Każde z nich miało tu swoją sypialnię, a mieszkanie miało się stać ich prawdziwym monachijskim domem. To mieszkanie na drugim piętrze z prostymi białymi drzwiami mogłoby należeć do każdego. Jedynym śladem po dawnym właścicielu są złote inicjały „FM", przyklejone do ściany na lewo od drzwi. Wys- 223 l trój wnętrza jest połączeniem stylu Laury Ashley i Liberty. Ściany pomalowano na kojący odcień cytrynowy, pełno tu cennych obrazów, szkiców i rzeźb. Jest też misterny antyczny żyrandol oraz trochę ciężkich, wiejskich bawarskich mebli. Na komodzie Barbary stoją oprawione fotografie jej najbliższych: dzieci, wnuków, Freddie'ego. Na stoliku do kawy stoi mnóstwo srebrnych bibelo-tów, świeczników, pudełeczek, z których większość podarował jej Freddie. „Mam też mnóstwo biżuterii od Freddie'ego: serduszka i i me rzeczy od Tiffany'ego i Cartiera; jest tego zbyt dużo, bym mogła to nosić." W mieszkaniu są dywany i gobeliny, eleganckie dra-perie i sofy obite atłasem. Szesnastoletni kot Tarzan, „dziecko" Freddie'ego i Barbary, jej najukochańszy towarzysz, drzemie na miękkim fotelu. Jest też kolekcja filmów wideo i płyt kompaktowych Queen i Freddie'ego Mercury'ego, ale Barbara nigdy nie może się zdobyć na słuchanie i oglądanie ich. Ale dzisiaj, pod wpływem koniaku i wspomnień, zmusza się do obejrzenia wideo-klipu Living on My Own żeby pokazać mi, jak z utlenionymi włosami tańczy taniec derwiszów, częściowo też po to, by powspominać przyjaciół, którzy wystąpili w tym krótkim promocyjnym filmie, a dzisiaj większości z nich nie ma już wśród żywych. Mała kuchenka, w której Barbara podobno nigdy nie gotuje, jest wyłożona jasną glazurą. W ciasnej szatni dla gości znajduje się sedes, w desce klozetowej z przezroczystego plastyku jest zatopiony drut kolczasty, pełno tu paczuszek z prezerwatywami i szczoteczkami do zębów; wisi tutaj oprawione zdjęcie Barbary w prowokacyjnej pozie. Wsparta seksownie na oparciu krzesła, ma na sobie egzotyczną czerwoną bieliznę, negliż, pończochy i czerwone szpilki. Później Barbara wspomniała, że po raz pierwszy „pokazała wszystko" podczas sesji zdjęciowej dla Penthouse'a i Playboya w wieku czterdziestu sześciu lat: „Trzeba wierzyć w siebie." W mieszkaniu nie ma ani jednego skrawka materiału, ani jednego mebla, który Barbara wybrałaby i kupiła bez wcześniejszej konsultacji z Freddiem. „Posyłałam mu zdjęcia wszystkich zakątków pokoju. Posyłałam mu do Londynu wszystkie próbki. Ilekroć przesunęłam roślinę, posyłałam Freddie'emu zdjęcie." Tragedią Barbary stał się fakt, że w końcu Freddie nigdy nie postawił nogi w tym mieszkaniu i nigdy nie potrafił nazwać go domem. 224 Barbara kontynuuje opowiadanie o tym, jak poznała Fre-ddie'ego, chociaż czasami wspomnienia są najwyraźniej bolesne: „Spotykałam ich zawsze, kiedy szłam do dyskoteki New York, może trzy razy w tygodniu. Ilekroć tam wchodziłam, natykałam się na Freddie'ego Mercury'ego z ekipą, kilkoma ochroniarzami albo Phoebe czy kto tam z nim akurat był. Freddie'ego zawsze otaczali ludzie, zawsze miał świtę. Freddie był przemysłem sam dla siebie. Często bywałam w tym klubie, ponieważ znałam właściciela — znam te wszystkie cioty, wiesz? Mieszkam tutaj. Trudno powiedzieć, czemu znam tylu gejów, kto wie? Pewnie przez Fass-bindera. Fassbinder był gejem, z którym nie mogłaś pracować tak samo jak z innymi reżyserami. Nie przychodziło się na plan, żeby po dniu pracy wrócić do domu. Musieliśmy żyć życiem Fassbin-dera, chodzić z nim do restauracji, spędzać czas z jego przyjaciółmi. Byliśmy jak rodzina. Nie musiałam z nim tylko sypiać. Nakręciłam z Fassbinderem wiele filmów, przez niego rozpadło się moje drugie małżeństwo. Przekonałam się, że nie mogę pozostawać w szczęśliwym małżeństwie z heteroseksualnym prawnikiem, wychowywać dzieci, cieszyć się cudownym normalnym życiem w willi z basenem, sauną i całą resztą, a jednocześnie pozostawać w głębokim związku z Fassbinderem. Widzisz, on był Bogiem. Większość z nich to geje, a kiedy znasz jednego, zaraz znasz dziesięciu, kiedy znasz dziesięciu, zaraz znasz stu. Tak to szło. Chyba wszyscy moi przyjaciele byli gejami, ale co z tego. Pewnego wieczoru siedziałam w New Yock, paliłam papierosa, kiedy minął mnie Trixie, otarł się o mnie, a ja niechcący go oparzyłam. Krzyknął na mnie, a ja się odgryzłam: «Cholera, nie zrobiłam tego specjalnie, twardzielu. W tych lokalach trzeba uważać. » Wszystko to działo się w kącie klubu, który nazywali Rodzinny Kącik, ponieważ Freddie miał tam swoje miejsce, gdzie zawsze przesiadywał ze swoją ekipą. Tamtego wieczoru siedzieli tam Trixie, Freddie i Winnie, ponieważ w tym czasie już się spotykali. Winnie pochodził z Tyrolu, był Austriakiem jak ja; przyjechał do Niemiec z rodzicami. Stał się moim dobrym znajomym. Nie był wykształcony tak jak Freddie i mówił z silnym akcentem. Freddie mówił bardzo słabo po niemiecku. Nie miał talentu językowego, ale sporo rozumiał i zawsze starał się porozumieć. Freddie poznał Winnie'ego mniej więcej rok przed poznaniem mnie; mieli długi związek z kilkoma przerwami. Po prostu nie mogli się od siebie odczepić. W końcu zaczęło to być bardzo niszczące. Stanowili niezwykłą parę: Winnie był nieco prymitywnym pedałem, 15 — Freddie Mercury 225 w typie kierowcy ciężarówki, jaki podobał się Freddie'emu. Żyli jak pies z kotem, podrywali nieodpowiednich facetów, żeby wzbudzić w tym drugim zazdrość. Mimo to Winnic miał dobre serce." Winnie, krepy mężczyzna o agresywnym wyglądzie, gęstych czarnych włosach i krótko przyciętych wąsach, zaczynał jako barman, ale później został właścicielem gospody, dzisiaj już zamkniętej, o nazwie Sebastian Stub'n. Był to prosty lokal, zdaniem niektórych zbyt prosty; wielu klientów utyskiwało na marne jedzenie. Kiedy .restauracja się spaliła i wymagała odbudowy, remont został częściowo sfinalizowany z pieniędzy Freddie'ego. Wyglądało na to, że Freddie zawsze inwestuje w marzenia przyjaciół. „Winnie był tragedią Freddie'ego", twierdzi Barbara. „Niewątpliwie zakochali się w sobie, ale stale ze sobą walczyli, stale si? nienawidzili. Zastanawiałam się, dlaczego kochankowie muszą się ranić? Dla mnie jest to jedna z największych tragedii. Widzisz, Winnie był bardzo prostym człowiekiem. Słabo wykształcony, nie skończył żadnej porządnej szkoły i myślę, że był trochę przewrażliwiony na tym punkcie. Czasami najwyraźniej chciał pokazać Freddie'emu: «Kogo to obchodzi, że jesteś jakimś głupim rock-androllowym gwiazdorem? Ja jestem Winnie Kirchberger, prawdziwy macho.» Traktował Freddie'ego okropnie na oczach innych ludzi, robił głupie rzeczy, straszne rzeczy, tylko po to, żeby zranić i poniżyć Freddie'ego... Mam nadzieję, że rozumiesz, co mam na myśli, bo tych incydentów było tysiące, zbyt wiele, by o nich wspominać. Właściwie nie chcę o nich pamiętać. Przyszło mi na myśl, że Freddie wielbi Winnie'go, ponieważ on najczęściej traktował go okropnie. Freddie nie mógł uzyskać aprobaty i uwielbienia Winnie'ego, chociaż uzyskiwał je bez trudu od reszty świata, co sprawiało, że starał się bardziej, żeby do niego dotrzeć. Na swój prosty sposób Winnie rozumiał chyba, że może zatrzymać przy sobie Freddie'ego Mercury'ego tylko wtedy, gdy będzie go traktował jak śmiecia i udawać, że wcale mu na mnie nie zależy. W każdym razie metoda działała, bo Freddie stale wracał do Winnie'ego po więcej." Później związek się rozpadł, Freddie wyjechał na dobre z Monachium, a wirus HIV opanował nie tylko ciało, ale także umysł Winnie'ego. Barbara wspomina z płaczem, że pod koniec życia Winnie osunął się w całkowite szaleństwo: „Widzisz, AIDS działa w ten sposób na wielu ludzi. Pod koniec 226 lie'emu. Żyli cetów, żeby J miał dobre Izie, gęstych .czynał jako >iaj już zam-:al, zdaniem a marne je-budowy, re-Freddie'ego. enia przyja- bara. „Nie-:yli, stale się ie muszą się ji. Widzisz, tałcony, nie ? przewraż-ał pokazać upim rock-Tger, praw-zach innych żeby zranić co mam na by o nich i^szło mi na ;eściej trak-' i uwielbie-izty świata, lotrzeć. Na zatrzymać ' będzie go inie zależy, [wracał do obre z Mo-łkże umysł 3niec życia 'od koniec znalazłam Winnie'ego zagłodzonego niemal na śmierć w jego mieszkaniu, a kot jadł własne futro, żeby przeżyć. Zabrałam go do szpitala, opłaciłam rachunki, ale było o wiele za późno, żeby mu pomóc." Jednak przez pewien czas Freddie, Barbara i Winnie bawili się razem wyśmienicie jako najbardziej niewiarygodne trio w Monachium. Po oparzeniu papierosem Trixie, kiedy, jak mówi Barbara: „Freddie po raz pierwszy zwrócił na mnie uwagę, zerkaliśmy na siebie, pozdrawialiśmy się. Pewnej nocy wypiliśmy razem drinka i sprawy potoczyły się dalej." Freddie i Barbara natychmiast nawiązali nić porozumienia. Mieli mnóstwo wspólnych tematów. Ponieważ w rozwrzeszcza-nym barze było za głośno, schronili się w damskiej toalecie, a rozmowa trwała bez przerwy przez dwadzieścia cztery godziny. „Opowiedziałam Freddie'emu o swoim życiu, a on opowiedział mi o swoim: o tym, że pochodzi z Zanzibaru, o szkole z internatem, o ojcu i matce, którzy, zdaniem Freddie'ego, nie mogli zaakceptować faktu, że jest gejem, chociaż później odniosłam wrażenie, że się z tym pogodzili. W każdym razie pod koniec życia Freddie'ego byli tego bliscy. Rodzice Freddie'ego lubili Mary. Freddie powiedział mi, że rodzice zawsze oczekiwali, że Mary urodzi mu dziecko. Opowiedział mi o swojej siostrze, jej mężu i dzieciach, które zaadoptowali. Powiedział, że zazwyczaj nie rozmawia o takich rzeczach nawet z przyjaciółmi, ale w rozmowie ze mną przychodziło mu to z łatwością. Byliśmy zauroczeni sobą, nie mogliśmy się rozstać. Freddie dużo się śmiał, a wtedy zazwyczaj zasłaniał usta dłonią, ponieważ wstydził się wystających zębów. Ale kiedy się upijał, śmiał się otwarcie i głośno, przestawał dbać o zęby. Nigdy nie chciał ich usunąć. Mówił: «Czemu miałbym je usuwać? To są zdrowe zęby!»" Kiedy rozplotkowana para postanowiła w końcu wrócić do tłumu, stwierdzili, że klub dawno został zamknięty. Usiedli więc i kontynuowali rozmowę, aż przyszła sprzątaczka i wypuściła ich. Tak zaczął się głęboki, silny związek, który kwitł pomimo gejow-skich upodobań Freddie'ego. Barbara twierdzi, że byli w sobie namiętnie zakochani. „Owszem, to całkiem możliwe", mówi Peter Freestone, świadek praktycznie wszystkich zdarzeń, jakie zachodziły między Freddiem i Barbarą. „Z pewnością byli sobie bardzo bliscy. Lubiłem i nadal ogromnie lubię Barbarę. Pod względem statusu i sławy miała z Freddiem wiele wspólnego. Barbara nie przejmowała 227 się byle czym. Do wszystkiego miała wspaniałe, cudowne podejście: podoba się, to dobrze; nie podoba się, drugie dobrze. «Niech ludzie myślą o mnie to, co im się żywnie podoba.» Freddie był taki sam. Wiedział, jaki jest i nigdy nie dbał o to, co na ten temat myśleli inni. Oboje mieli podobne gusta, oboje mieli klasę. Barbara była bardzo, bardzo ważną osobą w życiu Freddie'ego i nie pozwól sobie wmówić czegoś innego." Barbara mówi, że dopiero po pewnym czasie zdała sobie sprawę, że ona i Freddie zakochali się w sobie. „Długo próbowaliśmy się rozgryźć. Czy uważałam, że Freddie jest normalny, kiedy go poznałam? Cóż, «normalny» nie jest najlepszym słowem, ale mnie też nie nazwałabyś normalną. Miałam wokół siebie czterech czy pięciu pedałów, Freddie też miał wokół siebie świtę. Dopiero po pewnym czasie spędzonym sam na sam z Freddiem odkryłam, jaki jest naprawdę. W miejscach publicznych, w barach był tym szalonym gejem, który zdzierał z siebie koszulę, tańczył i robił skandaliczne, rzeczy. Freddie stale grał. Później przekonałam się, że prywatnie jest zupełnie inną osobą." Barbara wcale się nie zdziwiła, kiedy usłyszała od Freddie'ego o silnej więzi, jaka łączyła go z Mary Austin: „Freddie stale o niej mówił. Chyba ją uwielbiał, ufał jej. Opowiedział mi o niej wszystko, na przykład to, że bardzo pragnęła mieć z nim dziecko. Najwyraźniej kiedyś obiecał Mary, że się z nią ożeni, ale nigdy tego nie zrobił. Miał z tego powodu poczucie winy. Freddie był niezwykle obowiązkowym człowiekiem. Oczekiwano od niego, że ożeni się z Mary, ale nie dotrzymał słowa. Właśnie tak to widział, a poczucie winy nigdy go nie opuściło, chociaż zastanawiałam się, na ile Mary podświadomie wzbudzała w nim owo poczucie winy. Freddie nie ponosił winy za to, że okazał się w znacznej mierze gejem, takie jest życie, ale nic mógł się pogodzić ze świadomością, że zawiódł Mary. To było dla niego typowe. Opowiadał mi o tym wszystkim, a ja widziałam, jak okropnie się czuje. Powiedział mi, że na początku nie był gejem, ale potem zupełnie odleciał, zaczął prowadzić gejowskie życie. W przypadku Freddie'ego to była kwestia wyboru, nie biologicznej determinacji." „To całkowita prawda", potwierdza Peter Freestone. „Freddie był wtedy bardzo emocjonalnym człowiekiem. „Zresztą pod koniec życia Freddie nie dbał o seks", mówi Barbara. „Lgnął do ludzi, ponieważ pragnął czułości, uczuć. Jego tęsknoty przestały mieć związek z ciałem. Przypominał małe 228 dziecko, płakał jak niemowlę. O mój Boże, serce mi pękało, kiedy widziałam go w takim stanie. Mówił: «Barbaro, jedyną rzeczą, jakiej nikt nie może mi odebrać, jesteś ty.» Przysyłał mi krótkie liściki: «Droga Barbaro, padnij trupem, kocham, Freddie.» Chociaż Barbara twierdzi, że nigdy nie miała problemu z Mary: „Ona jest cudowną osobą", zawsze czuła, że jej dobra wola nie jest odwzajemniona. „Zachowywała się w sposób chłodny, zawsze się mnie wystrzegała. Często przyjeżdżała do Monachium, ale zawsze trzymała się na dystans. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie była dla mnie miła; była niezwykle miła. Ale nie była ciepła; zachowywała się z rezerwą, uprzejmie. Wymieniałyśmy prezenty gwiazdkowe..." Barbara wyjmuje z torebki skórzany futeralik na karty kredytowe ze swoimi inicjałami. „Podarowała mi to na Gwiazdkę. Dostałam też od niej szalik i kosmetyki. Ja posyłałam jej prezenty dla dziecka, ale nie mogę powiedzieć, że byłyśmy bardzo blisko." Może Mary wiedziała, że zajmuje szczególne, nieskalane miejsce w sercu Freddie'ego i nie chciała dzielić go z inną kobietą? „Możliwe", przyznaje Barbara. „Musiała jednak uznać, że ja również pozostawałam z nim w związku. Jedno muszę przyznać: Mary zawsze kierowała się dobrem Freddie'ego." Peter Freestone potwierdza te słowa. „Pewnego razu Mary zadzwoniła do mnie z Londynu i powiedziała, że zdechł jeden z kotów Freddie'ego", kontynuuje Barbara. «Przekaż mu tę wiadomość, Barbaro, ale zrób to delikatnie, znajdź odpowiedni moment.» Zwlekałam całe wieki, wreszcie powiedziałam Freddie'emu o kocie. Zupełnie się załamał i powiedział: «Lecimy do Londynu.» Tłumaczyłam mu: «Freddie, ten kot zdechł.» Ale on nie chciał słuchać, więc polecieliśmy do Londynu. Był oddany swoim zwierzakom. Innym razem Jim musiał zabić jedną z rybek, a Freddie dostał szału i wrzeszczał na Jima: «Jak mogłeś zabić biedną rybę, ty potworze?»" Barbara twierdzi, że w związku z Mary natychmiast przychodzi jej na myśl jedno słowo, mianowicie „oszczędna". Dbała o pieniądze Freddie'ego. Na przykład wyciągała z kosza na śmieci pastę do zębów,, którą wyrzucił Freddie i mówiła: „Mogłeś nią jeszcze dwukrotnie umyć zęby!" Freddie na pewno lubił tę cechę Mary, ponieważ sam potrafił być bardzo rozrzutny. Noc, kiedy zrozumiała, że się w sobie zakochali, Barbara pamięta, jakby to było wczoraj. 229 „Pewnego wieczoru jeden z kochanków Freddie'ego zgarnął mnie od baru i zaczął mi myć włosy w zlewie za barem, gdzie si? myje szklanki. Wyobrażasz sobie? Freddie uderzył mnie za to, sama nie wiem dlaczego. Pewnie z powodu zazdrości. Popatrzyłam na niego groźnie i musiałam mieć bardzo zszokowaną minę, bo twarz Freddie'ego przybrała płaczliwy wyraz i powiedział: «Kocham cię, ty wariatko, wiesz?» Oniemiałam. Odparłam: «Ależ, Freddie, podobno jesteś gejem.» «Pieprzyć gejów», odpowiedział. «Kocham cię. Chodźmy do domu.»" Wkrótce Barbara zrozumiała, że homoseksualna rozwiązłość nie jest tym, co podnieca Freddie'ego. „Postanowił grać rolę Wielkiego Oszusta. Myślę, że w pewnym sensie to go podniecało, ponieważ było zakazanym owocem. W tym samym czasie, kiedy to wszystko się działo, Freddie i ja zostaliśmy kochankami. Regularnie uprawialiśmy seks. Tak. lak. Zajęło nam trochę czasu zanim do tego doszło, a kiedy się stało, było piękne, prawie niewinne. Była w tym, jakby to powiedzieć, pewna delikatność. W każdym razie wtedy byłam w nim już po uszy zakochana. Oczywiście nadal podrywał dziesiątki gejów i sprowadzał ich noc w noc do domu, ale nie miałam nic przeciwko temu. Wiem, że to brzmi nienormalnie, ale tak wtedy żyliśmy, a poza tym nie mogłabym go powstrzymać, nawet gdybym chciała. Ja też brałam kochanków. Do pewnego momentu Freddie mi na to pozwalał, ale potem zaczął wyrzucać ich z domu albo znieważać tak, że w końcu sami się wynosili. Teraz, kiedy o tym opowiadam, to wszystko brzmi niewiarygodnie, ale wtedy tak właśnie żyliśmy. Nie próbuj zrozumieć naszego ówczesnego stylu życia. Musiałabyś tam być, żeby go pojąć. Dla człowieka z zewnątrz to brzmi jak szaleństwo, ale dla ludzi, którzy tak żyli, jest w tym sens. Właściwie szaleństwo jest ,-byt słabym, zbyt prymitywnym słowem. Nasze życie miało w sobie coś bardzo szczególnego, a szaleństwo jest zbyt głupim, zbyt pospolitym określeniem. Ale nic innego nie przychodzi mi do głowy." Zdarzało się, że Barbara po prostu nie mogła znieść nieobliczalnego zachowania Freddie'ego. „Czasami mówiłam mu: «Kochanie, ty nie kończysz się na fiucie. » Dlaczego sypiał z tymi wszystkimi facetami? Ponieważ byli pod ręką. Często mówił, że nawet nie sprawia mu to przyjemności. Ale nie miał żadnych skrupułów przed wykorzystywaniem ludzi w ten sposób, poniewftż wiedział doskonale, że wielu z nich wykorzystuje jego. Czasami musiałam być okrutna, wyrzucałam 230 go zgarnął i, gdzie się mię za to, Popatrzy-^aną minę, 10 wiedział: 3dparłam: w», odpo- )związłość v pewnym owocem. eddie i ja Pak. Tak. się stało, •wiedzieć, m już po 3w i spro- irzeciwko żyliśmy, 'm chcia- 'eddie mi Ibo znie- liewiary-tnieć na-Jo pojąć, la ludzi, jest zbyt w sobie byt pos-głowy." nieobli- f na fiu-ivaż byli jemnoś-aiem lu-i z nich Eucałam kochanków Freddie'ego albo odradzałam mu podrywanie tego czy tamtego. «Nie bierz go, jest głupi, taki czy owaki», mówiłam. «Nie mów mi, z kim mogę sypiać!» wrzeszczał wtedy. «Co z tego, że jest głupi? Nie mów mi, że można się pieprzyć tylko z Albertem Einsteinem albo Zygmuntem Freudem!» «Dobra, w takim razie powiedz mu tylko, żeby się zamknął i nie odzywał sie», odpowiadałam. Freddie stawiał na swoim. Potem do mnie należało pozbywanie się tych facetów z mieszkania. Zawsze musiałam pełnić rolę tłumacza między Freddiem a nimi, osłaniać go, a często było to bardzo kłopotliwe, ponieważ sprowadzał do domu ludzi, których codziennie spotykałam w mieście. Czegóż ja nie robiłam dla Freddie'ego! Czasami zachowywał się jak całkowity maniak seksualny, jakby nie mógł się opanować. Każdy, kto nie znał go tak dobrze jak ja, mógł rozpaczać nad zachowaniem Freddie'ego. Ale mówię ci, że to była tylko poza. W rzeczywistości Freddie wcale taki nie był." Początkowo Barbara podejrzewała, że Freddie próbuje cpś sobie udowodnić, chociaż nie potrafiła dociec co. „Po pewnym czasie przyjrzałem się dokładnie własnemu zachowaniu i pojęłam, skąd wypływała motywacja Freddie'ego. Wypływała z tego samego źródła, co moja. Później zrozumiałam go bardzo dobrze; robił te wszystkie rzeczy, ponieważ czuł się osamotniony. Współczułam mu, ponieważ sama czułam się osamotniona. Oboje próbowaliśmy za bardzo osiągnąć szczęście, ponieważ nie czuliśmy się szczęśliwi. To prawie tak, jakbyś powiedziała sobie: Teraz będę szczęśliwa. Upijasz się, zażywasz narkotyki, robisz z siebie małpę, wskakujesz do łóżka z tyloma ludźmi, ile tylko się da, jakbyś rzucała wyzwanie własnemu ciału. W pewnym sensie jest to pragnienie śmierci; takie życie wydaje się zabawne, możesz się oszukiwać, że bawisz się wyśmienicie. Ale im dłużej to robisz, tym bardziej żałosna się stajesz. Takie życie stanowi formę samoobrony, ale w końcu sprawia, że czujesz się jeszcze bardziej osamotniona, bardziej pusta. Takie zachowanie jest właściwie głupie, ale ty tego nie wiesz. Aż pewnego dnia stwierdzasz, że wzięło górę nad całym twoim życiem. Freddie i ja byliśmy siebie warci. Utożsamialiśmy się ze sobą. W końcu mieliśmy tylko siebie nawzajem. Gdyby Freddie nie miał mnie, a ja nie miałabym jego, myślę, że oboje umarlibyśmy znacznie wcześniej." Barbara i Freddie byli znani w całym Monachium jako Szalona Para, która zawsze wpadała w tarapaty. Pewnego razu Barbara 231 dała w twarz taksówkarzowi, ponieważ powiedział, że Freddie jest pijany, a on nie zabiera pijanych. W istocie piosenkarz kulał, ponieważ złamał nogę. Barbara i Freddie znajdowali podniecenie w ramionach innych, ale najczęściej uchodzili za nierozłączną parę. „Zaczęły nawet krążyć plotki, że zamierzamy się pobrać, co podchwyciły wszystkie gazety. W żaden sposób nie mogliśmy ukręcić łba tym bzdurom, więc Freddie i ja po prostu się z nich śmialiśmy. W końcu Freddie zaczai mówić: «Cóż, właściwie już jesteśmy małżeństwem...» Wystarczy, że raz zażartujesz w ten sposób, a następnego dnia piszą o tym wszystkie gazety. Wiesz, w tym mieście jestem gwiazdą. No, może już nie, ale wtedy ludzie mówili: «O, to ta wielka aktorka!» Zestawienie Freddie'ego ze mną nie byłoby może niczym szczególnym w Anglii czy Stanach Zjednoczonych, ale tutaj wywołało prawdziwą sensację. Freddie Mercury i Barbara Yalentin, mój Boże, cóż za gratka dla prasy. Dziennikarze nie odstępowali nas ani na krok." Po pewnym czasie, wbrew własnej woli, Freddie i Barbara wpadli w znaną pułapkę: uwierzyli we własny publiczny wizerunek. / „Cóż, to był ładny pomysł. Czasami rozmawialiśmy o tej szalonej fantazji: wielkim, pięknym ślubie, bajkowej białej sukni. Oboje zaczęliśmy myśleć: może faktycznie... Ale chyba w głębi serca oboje wiedzieliśmy, że to tylko fantazja, a rzeczywistość nigdy nie zda egzaminu. Ale miło było pomarzyć, czerpać radość z tego, o czym wiedzieliśmy, że nigdy nie stanie się naszym udziałem. W istocie oboje lubiliśmy wolność. Muszę też przyznać, że nigdy nie wychodziło mi bycie dobrą żoną, opiekowanie się dziećmi, mordowanie się nad gorącą kuchnią. Wierzę, że zarówno Freddie jak i ja pragnęliśmy prostszego, bardziej zorganizowanego, konwencjalnego życia, takiego zdrowego stylu, jaki się widzi na filmach. Myślę, że to była reakcja na szalone, nienaturalne życie, jakie prowadziliśmy. Kiedy masz za dużo dobrego, zamienia się to w coś złego. Nigdy nie wiesz, czy masz przyjaciela, bo tak naprawdę odgrywasz tylko małpę dla gawiedzi. Twoje życie jest przedstawieniem. Freddie i ja tak bardzo się zbliżyliśmy i uzależniliśmy od siebie, ponieważ jechaliśmy na tym samym wózku. Pytaliśmy: «Odpoczywamy dzisiaj wieczorem, czy wychodzisz dać kolejne przedstawienie?» Mimo to żadne z nas nie mogło się powstrzymać, ponieważ jeśli jesteś aktorem, lubisz robić przedstawienie. Twój brak poczucia bezpieczeństwa wynika stąd, że w głębi 232 ; Freddie jest rz kulał, po-podniecenie nierozłączną : pobrać, co e mogliśmy u się z nich łaściwie już ojesz w ten zety. Wiesz, ytedy ludzie ddie'ego ze ;zy Stanach :je. Freddie i dla prasy. i Barbara :ny wizeru- y o tej sza-ałej sukni, ba w głębi :czywistość pac radość zym udzia-•zyznać, że jwanie się :e zarówno .nizowane-i się widzi :uralne ży-, zamienia la, bo tak l życie jest y i uzależ-fózku. Py-idzisz dać ? się pow-'.edstawie-w głębi serca wiesz, że publiczność woli cię jako wielką aktorkę niż jako ciebie samą. To niszczy twoje poczucie własnej wartości, które może odbudować tylko oddany przyjaciel. Freddie i ja robiliśmy to dla siebie nawzajem." Przyznając, że stąpali po grząskim gruncie, Barbara twierdzi stanowczo, że ona i Freddie czerpali radość z szalonego monachijskiego trybu życia, w którym zanurzyli się bez wstydu do samego dna. „To była najlepsza obrona. Przed czym? Właściwie nie potrafi? ci powiedzieć. Przed kilkoma rzeczami, codziennie przed czymś nowym. Freddie i ja stale się przed czymś broniliśmy, ale przynajmniej mieliśmy siebie nawzajem. Nigdy nie okazywaliśmy nikomu, że jesteśmy zranieni, ale przed sobą nawzajem tego nie ukrywaliśmy. Na przykład oboje ukrywaliśmy pewne rzeczy przed rodzinami. Freddie chronił rodziców i siostrę, a ja nie chciałam, żeby moje dzieci dowiedziały się wszystkiego o moim stylu życia. Zdarzało się, że wpadałam na syna w dyskotece, a wtedy mówiłam: «O Boże, niewłaściwa dyskoteka.» Freddie i ja staliśmy się dla siebie drugą rodziną. I nigdy nie wtrącaliśmy się do naszych prywatnych rodzinnych spraw." Tymczasem trio: Barbara, Freddie i Winnic kontynuowali swoje szalone eskapady. „26 listopada, w dniu urodzin Winnie'ego, leżeliśmy we trójkę w łóżku, zupełnie nadzy, kiedy zadzwonił dzwonek: policja podatkowa. Była siódma rano. «Przyjdźcie później!» krzyknął Freddie. «Jeżeli nas nie wpuścicie, wyważymy drzwi!» brzmiała odpowiedź. Freddie wpadł w panikę. Wpadł do sypialni krzycząc: «Wstawajcie, wstawajcie!» Po chwili policjanci weszli do mieszkania, zajęli pozycje we wszystkich pokojach, a Freddie stał nago, oprócz małego ręcznika wokół bioder. Policjanci kazali całej naszej trójce nie ruszać się z miejsc. Nie mogliśmy drgnąć, podczas gdy oni wybebeszali mieszkanie. Wreszcie Freddie mówi: «Na-prawdę muszę się wysikać, panowie.» Pozwolili mu. Nagle policjant, który stał przy drzwiach łazienki, rozpoznał go: «To Freddie Mercury!» Wtedy Freddie nabrał śmiałości: nie byłby sobą, gdyby nie spróbował. Powiedział do tego policjanta: «Jeżeli będziesz miły dla mojej dziewczyny, zaśpiewam ci piosenkę. Chodź, kolego, napijemy się szampana.» Nie było jeszcze ósmej, więc ten policjant mówi nieśmiało: «Przepraszam, jesteśmy na służbie.» «Do-bra, w takim razie pierdol się!» odpalił Freddie. «I tak jesteś za brzydki, żeby dla ciebie śpiewać!»" 233 Wiele było takich zabawnych chwil w towarzystwie Freddie'-ego. „Innym razem zastałam go nagiego na balkonie, jak śpiewał We Arę the Champions dla grupy robotników budowlanych i krzyczał: «Kto ma największego fiuta, niech wejdzie na góre!» Freddie uwielbiał szokować ludzi, ale nie robił tego w obraźliwy sposób, tylko dla zabawy. To było urocze. Freddie był zupełnie wyjątkowy", uśmiecha się Barbara. „Zachowywał się jak dżentelmen, czuły, troskliwy, zabawny... i zupełnie nieprzewidywalny. Nigdy nie wiedziałaś, co się za chwilę wydarzy. Czas spędzony z Freddiem był najbardziej ekscytującym okresem w moim życiu, a wierz mi, że miałam barwne życie. Wiele rzeczy związanych z Freddiem całkowicie mnie zaskakiwało. Chociaż ostro imprezował — «W grobie porządnie się wyśpię», mawiał — w studiu Musicland zachowywał się spokojnie, profesjonalnie, robił, co do niego należało. Przed wyjściem na scenę robił pod siebie ze strachu, dwadzieścia razy musieli go zabierać do tablicy, ale po wyjściu na scenę eksplodował jak Super-man, tysiące ludzi jadło mu z ręki. Freddie miał charyzmę, której nikt nie jest w stanie się nauczyć. Trzeba się z nią urodzić. Zdumiewało mnie, że chociaż Freddie zwykł bardzo dużo podróżować, z całego serca nienawidził latać. W samolocie tulił się do mnie jak małe dziecko, trzymał mnie za rękę, dygotał, zlewał się potem. Przeraźliwie bał się startu i lądowania. Raz, kiedy nie dostaliśmy się do samolotu z Londynu do Monachium, ponieważ wszystkie loty były zarezerwowane, Freddie wynajął prywatny samolot. Podczas lotu zrobiło się niewiarygodnie gorąco. Rozebraliśmy się, z trudem łapaliśmy oddech. Wreszcie poszliśmy do kabiny i powiedzieliśmy kapitanowi: «Chyba coś się stało. Ten samolot się przegrzewa.» Kapitan odparł, że w takim razie musimy zawrócić do Londynu. Po drodze o mały włos nie zderzyliśmy się z jumbo jetem; oboje z Freddiem prawie umarliśmy ze strachu. Potem dowiedzieliśmy się, że musimy czekać trzy i pół godziny na lotnisku, zanim usuną awarię. Powiedziałam do Freddie'ego: «Chodźmy do domu do Garden Lodge. Może Bóg próbuje nam coś powiedzieć. Polecimy jutro rano, co za różnica?» Myślałam, że skoro Freddie tak bardzo nie cierpi latać, ta przygoda zupełnie go zniechęci. Ale nie, z jakiegoś powodu postanowił, że tej nocy musi się znaleźć w Monachium. Czekaliśmy więc i czekaliśmy, aż w końcu wsiedliśmy do tego samego odrzutowca i tym razem wszystko się udało." 234 Freddie nie znosił też wind: „Pewnego razu utknęliśmy w hotelowej windzie w Montreux. Freddie zamarł ze strachu. Powiedziałam: «Posłuchaj, o prostu oddychaj głęboko.» Kiedy to nie pomogło, poradziłam: «Może w takim razie zaśpiewasz?» I tak oto Freddie śpiewał w windzie We Arę the Champions. Najbardziej uwielbiałam w nim to, że zawsze wiedział dokładnie jak się zachować, w każdej sytuacji. Był idealnym dżentelmenem od stóp do głów. Miał nienaganne maniery. Doskonale wychowany, o czym nie zapomniał nawet wtedy, kiedy był zupełnie pijany. Nigdy nie przyłapałabyś go na bekaniu przy kolacji. Zawsze traktował mnie jak damę, jak księżniczkę, nawet w najgorszych gejowskich barach, najbardziej zaplutych burdelach, gdzie nie dotknęłabyś niczego bez rękawiczek. Zdarzało się, że w tych lokalach naprawdę cię zaczepiano. Kiedy ktoś się ze mnie naigra-wał i mówił: «Za kogo ty się masz, Barbaro Yalentin, jesteś taka sama jak wszyscy», Freddie zawsze wstawiał się za mną i odpowiadał: «Nieprawda, ona jest wyjątkowa, wy aroganckie dupki. Jeżeli Barbara się wam nie podoba, zostawcie ją w spokoju!» Zawsze był bardzo rycerski: otwierał drzwi, podawał płaszcz, zapalał ci papierosa, zanim wsunął swojego do ust. Kiedyś rozmawiał w kuchni z moją matką. Ona mówiła po francusku, a Freddie po angielsku, więc poszłam, żeby im pomóc. «Wyjdź stąd! Wyjdź stąd!» krzyknął. «Zostaw nas samych, rozumiemy się doskonale!» Gestykulowali rękami, nogami, całym ciałem, bawili się świetnie, a moja matka po prostu nie mogła się nim nacieszyć: «Cóż to za czarujący cztowiek/»" Takie rozmowy i nieporozumienia zawsze stanowiły rozrywkę, ilekroć Freddie znajdował się w pobliżu. Barbara pamięta, że pewnego razu w mieszkaniu zadzwonił telefon, rozmówca z Los Angeles poprosił Freddie'ego i przedstawił się jako Elton John. „Pewnie, a ja jestem Liz Taylor", powiedziała Barbara i rzuciła słuchawkę. „Ale kiedy powiedziałam o tym Freddie'emu, krzyknął: «Mój Boże, ale z ciebie idiotka! Czekałem na ten pilny telefon, ty głupia krowo!» Na szczęście Elton zatalefonował ponownie. Tym razem powiedział: «Mówi Sharon, czy mogę prosić Melinę?» Wtedy zrozumiałam, że to naprawdę on." W okresie kiedy mieszkał w Monachium, Freddie stał się dość bezradny. Zatrudniona przez niego ekipa, mająca spełniać wszystkie jego kaprysy, sprawiała, że Freddie nie potrafił zrobić 235 nic dla siebie. Praktycznie nie musiał podejmować decyzji ani nawet myśleć samodzielnie. Zdaniem Barbary fakt ten stanowił śmiertelne zagrożenie dla zdrowia Freddie'ego. „Freddie nigdy nie nosił klucza, nigdy nie miał w kieszeni pieniędzy — jak królowa angielska! — nie znał różnicy miedzy jedną marką niemiecką a tysiącem dolarów. Wchodził do baru i mówił do ludzi: «Pijcie, co chcecie. Ja stawiam.» Nie miał zielonego pojęcia o pieniądzach. Stale był otoczony przez szulerów, alfonsów, dziwki, obcych ludzi, którzy chcieli go wykorzystać Nigdzie nie chodził sam, ponieważ nie mógł. Nawet idąc do toalety prosił, żebym mu towarzyszyła. Wszędzie, gdzie się znalazł Freddie, powstawał bałagan, ale doskonale wychodziło mu zlecanie ludziom, żeby posprzątali." Mimo to sprawy nie zawsze przebiegały zgodnie z planem. „Pewnego razu Joe Fanelli wybrał się na siłownię około szóstej po południu, żeby poćwiczyć. Powiedział do mnie: «Czy mogę wyjść na dwie godziny i zostawić Freddie'ego pod twoją opieką?» Poszedł. Nie minęła nawet godzina, a w mieszkaniu nie było nic do jedzenia. Często zamawialiśmy jedzenie z pobliskiej restauracji, ale tym razem postanowiłam, że zrobię szybkie zakupy i przygotuję posiłek. Może znudziliśmy się jedzeniem z restauracji. Mieszkanie wyglądało jak pobojowisko przepełnione popielniczkami, wszędzie brud. Powiedziałam: «Dobra, Freddie, wracam za godzinę, nie ruszaj się, tu masz pilota do telewizora, siedź i oglądaj telewizję, dopóki nie wrócę.» Upominałam go tak. ponieważ Freddie zawsze wplątywał się w jakąś kabałę. Niespokojnie uwijałam się po supermarkecie, a nawet zapytałam kierownika, czy mogę skorzystać z telefonu, ponieważ zdałam sobie sprawę, że upłynęło już więcej czasu niż godzina i niepokoiłam się o Freddie'ego. Mieliśmy wspólny szyfr: dzwoniliśmy raz, odkładaliśmy słuchawkę, po czym dzwoniliśmy znowu. Zatelefonowałam." Ale kiedy Barbara wróciła do domu obładowana zakupami, nie zastała Freddie'ego. Łóżko było pościelone, popielniczki opróżnione i wymyte, całe mieszkanie lśniło czystością. „Kiedy Freddie w końcu się pojawił, zapytałam: «Kto tutaj był, krasnołudki?» «Nie, to ja», zaśmiał się Freddie. «To ja posprzątałem mieszkanie, nawet odkurzyłem.» «Jakim cudem znalazłeś odkurzacz?» «Nie znalazłem.» Mrugnął do mnie. «Użyłem to-stera.» Byłam zdumiona czystością panującą w mieszkaniu. Nie wiedziałam, że Freddie potrafi robić takie rzeczy. Dopiero póź- 236 niej, chodząc po mieszkaniu, zauważyłam, że wszystkie kontakty zwisają ze ścian na przewodach elektrycznych. Odkurzacz miał przycisk, który uwalniał sześć metrów kabla, ale Freddie tego nie odkrył. Próbował odkurzyć całe mieszkanie odkurzaczem z metrowym kablem. Musieliśmy sprowadzić elektryka i zapłacić mu dwieście pięćdziesiąt marek. Za te pieniądze moglibyśmy wynająć zawodową sprzątaczkę, ale Freddie był dumny ze swojej pracy jak mały chłopiec i nie mogłam się na niego gniewać." Innym razem, w Rio de Janeiro w 1985 roku Barbara i Freddie zrobili taki bałagan w hotelowym apartamencie, że bali się wpuścić sprzątaczki. „Zadzwoniliśmy do służby hotelowej z prośbą o szczotki, wiadra, szmaty i płyn do mycia. Apartament był w opłakanym stanie. «My to zrobimy», powiedzieli. «Nie, nie», upieraliśmy się. W apartamencie panował taki bałagan, że nawet my czuliśmy się zażenowani. Freddie nigdy nie był konsekwentny w zachowywaniu czystości i porządku. Czasami schludnie składał ubranie, czasami zostawiał je tam, gdzie upadło, zdarzało się nawet, że zapomniał się rozebrać przed wejściem do wanny." Pewnego razu, na dzień przed Wigilią, Freddie nagle wpadł w panikę, ponieważ nie kupił prezentów dla przyjaciół. „Postanowił pojechać do miasta i kupić prezenty", wspomina Barbara. „Sporządził listę około dwudziestu osób, ale kiedy skończył, była 11.50, a Cartier zamykał się tego dnia w południe. Musiałam zadzwonić do sklepu i poprosić, żeby nie zamykali. Kiedy dotarliśmy na miejsce moim samochodem, nie znaleźliśmy miejsca do parkowania, więc musiałam zostawić wóz na trawniku i wbiegliśmy do sklepu." „Freddie siedział na tym samym miejscu, co ty teraz", mówi do mnie Barbara, kiedy przejeżdżamy przez Monachium i oglądamy teren dawnych wypadów Freddie'ego i Barbary: Teddy Bar na Hans Sachs Strasse, niedaleko ich mieszkania; hotel Deutsche--Eiche, który z upodobaniem odwiedzają też Robert de Niro i Ri-chard Chamberlain; restauracja Car — amerykański bar w rodzaju tego z serialu Cheers; Petit Cafe, ulubiony bar Freddie'ego. Ściany kilku lokali, w których bywał, zdobią zdjęcia Freddie'ego. „«Zamknij drzwiczki», powiedziałam do Freddie'ego. «Jak to się robi?» «Po prostu wciśnij przycisk!» wrzasnęłam. Wtedy Freddie zrobił straszliwą scenę. «Jestem gwiazdą rock and roiła!» sierdził się. «To nie ja mani 237 wiedzieć, jak się wciska przycisk! Zadzwoń po Phoebe, niech przyjdzie tutaj i zrobi to za mnie, ale już!»" „To całkowita prawda", uśmiecha się Peter Freestone. „Owszem, zadzwonili, owszem, wybrałem się z nimi na zakupy. Cudownie jest słuchać tych wspomnień. Czuję, jakbym przeżywał to wszystko jeszcze raz." Freddie zareagował w dość typowy dla siebie sposób, wi?c Barbara postanowiła zignorować wybuch. Mały kryzys został zażegnany. Barbara wcisnęła przycisk osobiście, weszli do sklepu Cartiera, gdzie Freddie zaczął się rozglądać. Wkrótce jednak znowu stracił panowanie nad sobą. „«Nie wiem co kupić», zawodził. «Barbaro, t y wiesz, co będzie dla wszystkich odpowiednie. Wybierz prezenty.» «Muszę pójść do apteki», odparłam. «Muszę kupić tampaxy.» «O nic się nie martw», powiedział Freddie. «Ja to zrobię. Zostań tutaj i kup prezenty.»" Barbara wyjaśnia, że chociaż Freddie irwielbiał robić zakupy, nigdy nie potrafił wybrać. Między innymi dlatego wydawał tyle pieniędzy: jeżeli nie mógł się zdecydować, kupował całą partię towaru; jeżeli nie mógł wybrać koloru, kupował wszystkie dostępne odcienie. Właśnie podczas tamtych gwiazdkowych zakupów Barbara ujrzała przyczynę legendarnej rozrzutności Freddie'ego. Po pewnym czasie wrócili z apteki z ogromną torbą, a Barbara otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. «Coś ty, na Boga, kupił?» zapytałam. «Cóż, nie powiedziałaś mi, jakie chcesz podpaski, więc kupiłem po trochu ze wszystkich rodzajów!» «Kupił trzy rodzaje: lekkie, regularne, super, super-max, całe sterty paczek i pudełek z tamponami i podpaskami. Mogłabyś zaopatrzyć całą ulicę i zadbać o okresy wszystkich kobiet przez cały rok. Mnie chodziło tylko o małą paczuszkę. ROZDZIAŁ SZESNASTY Miłość mego życia? W 1985 roku Irlandczyk Jim Hutton, fryzjer z Londynu, zaczął pojawiać się regularnie na monachijskiej scenie. Jim i Freddie spotkali się po raz pierwszy pod koniec 1983 roku w Cococabana^ gejowskim klubie w South Kensington. Freddie zdecydował się wtedy na otwarty podryw, ale Jim, fryzjer z hotelu Savoy, był nieosiągalny, ponieważ miał wtedy stałego partnera. Dwa lata później, w marcu 1985 roku znowu wpadli na siebie, tym razem w osławionym gejowskim superklubie w Londynie o nazwie Hea-ven. Właśnie tam, w 1984 roku dziennikarz radiowy Paul Gam-baccini po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że Freddie umiera: „W 1984 roku staliśmy w pewnym konkretnym miejscu w klubie Heaven, a ja zapytałem Freddie'ego, czy zmienił zachowanie w świetle ostatnich wydarzeń. Freddie machnął rękami w charakterystyczny dla siebie sposób i odparł: «Pieprzyć to, kochanie. Robię wszystko ze wszystkimi.» Oczywiście «wszyscy» nie ograniczają się wyłącznie do mężczyzn. Ze słów Freddie'ego wywnioskowałem, że przypuszczalnie nadal uprawia seks z kobietami... ale sam nie wiem. Wiedziałem tylko, że kimkolwiek są jego partnerzy, jest ich bez liku. Dosłownie zamarło mi serce. W Nowym Jorku widziałem dość, by wiedzieć, że Freddie umiera. Pewne miejsca w klubie Heaven kojarzą mi się z przyjaciółmi, których nie ma już wśród nas; to jest tak poruszające, że nie potrafię o tym mówić gładkimi słowami. Nie potrafię. Och, w klubie Hea-ven jest zbyt wiele duchów, bym mógł udawać, że kiedykolwiek może tam znowu zapanować swobodna atmosfera." Fakt, że Freddie podrywał dziesiątki mężczyzn tygodniowo i sypiał z nimi, a jednocześnie afiszował się związkiem z Barbarą 239 Yalentin, sugerowałby, że zaczął się uważać raczej za biseksualist? niż geja. Ale, jak zauważa Paul Gambaccini: „Pamiętaj, że koncepcja homoseksualizmu pojawiła się dopiero w latach sześćdziesiątych dziewiętnastego wieku, kiedy pewien niemiecki psycholog wynalazł słowo «homoseksualny». Przedtem ludzie byli «seksualni». Zawsze sądziłem, że po jednej stronie tego seksualnego spektrum masz ludzi, którzy nigdy nie kochają się z przedstawicielami tej samej płci, po drugiej zaś takich, którzy nigdy nie kochają się z przedstawicielami płci przeciwnej. A'e wierz mi, że pośrodku znajdziesz mnóstwo osób, które kochają si? z przedstawicielami obojga płci. Nie oznacza to, że mamy do czynienia z rozkładem pół na pół. Znam wielu ludzi, którzy nazywają siebie heteroseksualistami, a mają kochanków tej samej płci: znam też wielu ludzi, którzy nazywają siebie gejami, a mają kochanków płci przeciwnej. W tym wypadku nazwa wynika z zasady, nie z wyjątku. Prawdziwi biseksualiści byliby ludźmi, którzy sypiają dokładnie w połowie z mężczyznami i w połowie z kobietami, ale ja spotykam takich bardzo rzadko. Zazwyczaj jest to indywidualna sprawa i tak powinno być. Miłość zawraca ci w głowie. W przypadku ludzi, którzy łamią swoją główną zasadę [jak było chyba w przypadku Freddie'ego i Barbary], zazwyczaj wchodzi w grę silny kontakt emocjonalny. Nie zamierzam snuć domysłów na temat sercowych powikłań Freddie'ego, ale nie dostrzegam żadnej sprzeczności miedzy stwierdzeniem, że w ciągu całego życia Freddie sypiał więcej z mężczyznami niż z kobietami, co jest chyba prawdą, a stwierdzeniem, że pod koniec życia przypomniał sobie o swojej miłości do Mary. To nie są sprzeczne postawy. Oznacza to tylko, że Mary stanowiła wyjątek od reguły Freddie'ego. Oznacza to tylko, że w grę wchodziły zarówno emocje, jak i pożądanie. Nie twierd/?, że Freddie nie kochał niektórych ze swoich mężczyzn, ale Mary mogła zajmować szczególne miejsce w jego sercu. Nie ma powodu, dla którego to nie miałoby być prawdą." Mimo to kobiety były ostatnią rzeczą, jaką miał w głowie Freddie, kiedy natknął się na Jima Huttona tamtej nocy w Hea-ven. Jim, który trochę przypominał niemieckiego kochanka Fred-die'ego, Winnie'ego Kirchbergera — miał gęste ciemne włosy i wąsy — był nieco wstrząśnięty nonszalanckim pytaniem Fred-die'ego: „Jak dużego masz fiuta?" Dał się jednak namówić do przyłączenia się do paczki Freddie'ego, w skład której wchodzili Peter Straker i Joe Fanelli, resztę nocy przetańczył z Freddiem, 240 a o świcie udał się z nim do jego mieszkania w Kensington. Freddie nie odzywał się do Huttona przez następne trzy miesiące, częściowo dlatego, że mieszkał w Niemczech jako wygnaniec podatkowy i tylko sporadycznie wracał do Londynu, częściowo dlatego, że jeździł z Quenn w trasy koncertowe do Australii, nowej Zelandii i Japonii. W najmniej oczekiwanym momencie Freddie zadzwonił do Jima i zaprosił go do siebie na kolację, gdzie Hutton ze zdumieniem spotkał Petera Freestone'a. Jim i Peter pracowali kiedyś w Selfridges. Żaden z nich nie przypuszczał, że spotkają się znowu przez Freddie'ego Mercury'ego. W swojej autobiografii zatytułowanej Freddie Mercury i ja Hutton pisze, że prawie natychmiast zakochał się w gwiazdorze rockowym: „Zakochałem się bardzo we Freddiem i nie miało to związku z tym, z czego żył. Miał ogromne piwne oczy i bardzo delikatną, niemal dziecięcą osobowość. Był zupełnym przeciwieństwem typu mężczyzny, jaki mnie dotąd interesował. Lubiłem dużych mężczyzn o mocnych nogach, a Freddie miał talię jak osa i najcieńsze nogi, jakie kiedykolwiek widziałem. Na dodatek — mimo wszystkiego, co dotąd osiągnął — wydawał się wyjątkowo niepewny siebie. Był całkowicie szczery i otwarty, a ja poczułem, że jestem zgubiony."* Wkrótce Jim i Freddie oparli swoją znajomość na następującym rytmie: Freddie leciał do Londynu na weekend, po czym Jim przelatywał do Niemiec, żeby spędzić z nim następny weekend. Kiedy po raz pierwszy Jim wylądował w Monachum, na lotnisku czekali na niego Freddie, Joe Fanelli i Barbara Yalentin. Wkrótce wyszło na jaw, że Jim ma wzbudzić zazdrość Winnie'ego Kirchber-gera, ale ta rola wcale nie przypadła Huttonowi do gustu. Barbara wspomina: „Owszem, Jim był tu w Monachium po to, by wzbudzić zazdrość Winnie'ego. Jim był marionetką. Czasami Freddie dzwonił do niego i mówił: «Wpadnij.» Jim przychodził o siódmej rano, a o czwartej po południu był odsyłany z powrotem. W tym czasie nasłuchałam się wielu smutnych historii. Jim bardzo często płakał, a ja mówiłam: «Po prostu się postaw. Jeden raz odmów Freddie'emu. Nie pozwalaj się wykorzystywać.» «Tak, ale ja go kocham», odpowiadał Jim. «Zgoda, ale posłuchaj, on cię wyko- * Jim Hutton i Tim Wapshott: Freddie Mercury i ja, przeł. Maciej Pertyński, Warszawa 1995, s. 23. 16 — Freddie Mercury 241 rzystuje, żeby wzbudzić zazdrość Winnie'ego, rozumiesz? Nie ulegaj», radziłam mu. Jim stał się popychadłem. Robił wszystko, co kazał Freddie. Rozumiałam, co Freddie w nim widzi: kiedy Jim zdejmował koszulę, widziałam, że ma całkiem ładne ciało. Ale ta namiętność została ustanowiona na warunkach Freddie'ego: Jim przybiegał na każde jego skinienie. Potem Jim był odsyłany, a Freddie wracał do poprzednich zajęć. Czasami było to dość żałosne, a często wręcz paskudne." Mimo to związek był chyba głębszy i bardziej znaczący, niż sądzili wszyscy z wyjątkiem obu zainteresowanych. Według Petera Freestone'a, który obserwował z bliska wszystkie romanse Fred-die'ego: „Wierzę, że Jim i Freddie naprawdę się kochali, każdy na swój własny sposób. Po lekturze książki Jima i znając go tak dobrze jak go znam, powiedziałbym, że książka jest do pewnego stopiia wyidealizowana. W rzeczywistości napisał i zredagował ją kto inny. Jim pragnął szczęśliwego związku z jedną osobą. Chyba nigdy nie pojął, że życie Freddie'ego nie ograniczało się tylko do jakiegoś związku albo, później, do domowego życia w Garden Lodge. Freddie prowadził ekstrawaganckie, wieloaspektowe życie na wielką skalę. Wszyscy wiedzieli, że trzeba się przystosować do życia Freddie'ego, on nigdy nie przystosowywał się do twojego. Problem wynikał po części stąd, że upór nie pozwalał Jimowi tego zaakceptować. W konsekwencji ich związek można określić jako «na górę — na dół». Jim chciał, żeby Freddie zszedł na dół, ale Freddie chciał, żeby Jim wszedł na górę. Jednocześnie muszę powiedzieć, że gdyby nie Jim, ostatnie lata Freddie'ego nie byłyby takie szczęśliwe. W sumie Jim był odpowiednim partnerem dla Freddie'ego w tym okresie jego życia. Znaczył dla niego o wiele więcej, niż sugerowała większość ludzi." Kiedy Freddie w końcu doprowadził swój londyński dom do ładu, postanowił zmienić życie i opuścić Monachium na dobre, zamieszkał nie z Barbarą, ale właśnie z Jimem. Chociaż w swojej książce Jim wspomina ośmioletni związek z gwiazdorem, spotkali się przelotnie w 1983 roku, a romans zaczął się dopiero w 1985 roku i trwał do śmierci Freddie'ego w 1991 roku. Spędzili ze sobą sześć lat. Wydaje się, że Jim znaczył dla Freddie'ego więcej niż sugeruje Barbara: „Jim był tylko marionetką, nie miał nic do gadania. Kiedy wrócili do Garden Lodge, opiekował się kotami, rybkami i ogrodem Freddie'ego, to wszystko. Czasami Freddie tracił cierpliwość 242 mz do całego tego układu. Pewnego razu, podczas mojego pobytu w Garden Lodge, Freddie zupełnie zwariował.Wybiegł do ogrodu, pozrywał tulipany, które posadził Jim i porozrzucał je na ziemi. «Co ty robisz, biedne rośliny !» powiedziałam, a Freddie oparł: « Nienawidzę tego dupka.» Czasami Freddie mówił, że Jim jest do niczego." Ale najwyraźniej Jim miał w sobie coś wyjątkowego, co sprawiło, że związek z nim posiadał dla Freddie'ego pewną szczególną wartość, której brakowało nawet w relacji z Mary. Przyznaje to nawet Barbara: „Często myśleliśmy o Jimie jako o zwykłym służącym, ale wiem, że w pewien sposób Freddie go kochał. Pomiatał Jimem, ale niektórzy ludzie potrzebują kopa w tyłek; dziękują ci za to. Dobrze, że Jim był przy Freddiem do końca. Sześć lat — to niemało, to naprawdę więcej niż nic. Freddie wrócił do Londynu, a Jim, dzięki Bogu, został z nim do samego końca. Na początku lat osiemdziesiątych w Stanach Zjednoczonych szpitale notowały wzrost liczby chorych na AIDS. Byli to głównie młodzi, seksualnie aktywni homoseksuliści, u których występowały objawy związane z wirusem HIV: spadek wagi ciała, zmiany patologiczne, powiększone węzły chłonne, opryszczka, zapalenie opon mózgowych, żółtaczka, powiększona wątroba i śledziona, konwulsje. Lekarze zwracali uwagę na obniżenie się odporności komórkowej. Stale pojawiały się nowe objawy zaburzeń odpornościowych: wyczerpanie, półpasiec, pocenie nocne. Wielu chorych walczyło z pleśniawką, zgłaszając się do szpitala z ustami pełnymi białych plam. W niektórych przypadkach drożdżowa infekcja gardła była tak daleko posunięta, że pacjenci z trudem oddychali. Donoszono też o przypadkach paranoi, a coraz większa liczba pacjentów cierpiała na zaniki pamięci i roztargnienie. Połowę wszystkich przypadków zachorowań na AIDS w Stanach Zjednoczonych zanotowano w rejonie Nowego Jorku. W Monachium Freddie i Barbara prawie się nie rozstawali; planowali kupno domu, za który mieli zapłacić po połowie. Przygotowali prawne dokumenty, na mocy których w razie śmierci jednego z nich dom przechodził na własność drugiego. Tymczasem, chociaż nie padło na ten temat ani jedno słowo, Barbara zauważyła, że stan zdrowia Freddie'ego pozostawia wiele do życzenia. „To się zaczęło od drobnych spraw", mówi łamiącym się głosem, z wahaniem, jakby czuła, że nie powinna mówić o tych sprawach. „Właściwie nie mogłam powiedzieć, że Freddie traci 243 apetyt, ponieważ nigdy nie miał szczególnego apetytu. Zawsze mawiał: «Jem jak ptaszek i sram jak ptaszek.» Faktycznie jadł bardzo mało. Jego ulubionym daniem był kawior i puree ziemniaczane. Lubił też małe krakersy serowe, które przysyłała mu matka, do dziś mam pudełko. Freddie lubił kuchnię włoską, indyjską, chińską. Nigdy nie jadł dużo, ale zawsze byli ludzie, którzy robili to za niego. Freddie zawsze pił wódkę Stolichnaya. Freddie zaczął chorować bez żadnego wyraźnego powodu. Kiedyś zachorował u mnie w mieszkaniu, nie wiedziałam co ::ro-bić, więc wezwałam swojego ginekologa, któremu ufałam bardziej niż jakiemukolwiek lekarzowi. Byłam pewna, że będzie wiedział co zrobić. Przyszedł natychmiast i zastał Freddie'ego majaczącego w gorączce. Badał go, kiedy Freddie nagle się ocknął. Powiedziałam: «Wszystko w porządku, Freddie, to jest mój ginekolog.» «O mój Boże, chyba nie jestem w ciąży?» wykrzyknął Freddie. «Nie do wiary.»" Barbara wspomina, że mniej więcej^w tym czasie Freddie zaczął psioczyć na innych członków zespołu, czego nigdy wcześniej nie robił. Później doszło do słynnego zerwania ze starym przyjacielem Peterem Strakerem. Znajomość, która trwała wiele lat, zakończyła się bezpowrotnie. „Straker był zabawnym komikiem: był dobry dla Freddie'ego, ponieważ podtrzymywał go na duchu w ciepły, lekki sposób. Rozśmieszał Freddie'ego", wyjaśnia Barbara. „Ale Straker nie prowadził ustabilizowanego życia. Przenosił się z miejsca na miejsce i zawsze mieszkał kątem u przyjaciół. W końcu kupił mieszkanie w jednym z domów Jima Beacha w Londynie [według Petera Freestone'a to było w Clapham]. Łazienka wymagała remontu, nowej glazury, nowej wanny, nowej umywalki, wszystkiego. Freddie pięć razy dawał pieniądze Peterowi na remont łazienki, ale nic się nie działo. W końcu Freddie stracił cierpliwość i wyrzucił Strakera z życia. Nigdy nie wytłumaczył mu swojego gniewu, powiedział tylko: «Wynocha!» Straker zupełnie oniemiał. Nigdy nie zrozumiałam, co właściwie zaszło, dlaczego Straker wypadł z łask. Ale takie zachowanie stało się typowe dla Freddie'ego. Dawał, dawał i dawał, nie oglądając się na koszty, aż nagle wydarzyła się jakaś drobna, nieistotna sprawa, która przechylała szalę." „Przyjaźń Freddie'ego ze Strakerem rozbiła się o jakieś głupstwo", potwierdza Jim Hutton. „Krąży na ten temat wiele historii, ale moim zdaniem zerwanie stanowiło wynik pewnego procesu. Według jednej z wersji umówili się na lunch w Joe's Cafe. Peter 244 11 trochę się spóźnił, przyszedł wstawiony i zaczął przedstawienie: śpiewał, zagadywał kelnerów, bawił się świetnie, jak to robił w Garden Lodge. Freddie się wkurzył i było po wszystkim. Cała sprawa nie miała sensu: Straker i Freddie byli bardzo dobrymi przyjaciółmi. Straker zawsze był w pobliżu. Przychodził, a Freddie pytał: «Czego się napijesz?» Potem wołał do Joe'ego albo do Petera: «Kieliszek szampana dla Strakera», albo brandy czy cokolwiek to było. Zawsze myślałem, że skoro Straker tak często przychodzi, to czemu do cholery sam sobie nie naleje. Ale nie mogłem tego powiedzieć. To był cały Freddie: Straker musiał być «obsługiwany»." Peter Freestone, który twierdzi, że znał Petera Strakera prawie równie dobrze jak Freddie'ego, potwierdza obydwie historie. „Nie było żadnego konkretnego powodu, chociaż obie te rzeczy, które są całkowicie prawdziwe, przyczyniły się do zerwania. Ostatecznie przeważyło to, że Straker spóźnił się do restauracji, to było Ponteveccio, nie Joe's Cafe. Straker bawił się kosztem Fred-die'ego. Kocham Petera z całego serca, ale muszę powiedzieć, że udawał wtedy bardziej pijanego, niż w istocie był, tylko dla efektu. Później, kiedy Freddie przestawał pić i tak dalej, stwierdził, ilość wypijanej brandy i szampana w jego domu nie zmniejsza się, co go nieco irytowało. Wiedział, że jest trochę wykorzystywany. Freddie był takim rodzajem człowieka, że jeśli wiedział, że to robią, nie miał nic przeciwko temu. Ale nienawidził, kiedy robiono to za jego plecami. Mimo to Straker, podobnie jak Barbara, był dobry dla Freddie'ego." Barbara przypomina sobie inny przypadek, kiedy Freddie zerwał z przyjacielem: „Freddie «pożyczył» pewnemu facetowi mnóstwo pieniędzy wiedząc, że nigdy ich nie zobaczy. Pewnego dnia w Garden Lodge ten człowiek po prostu podszedł do lodówki, wyjął butelkę szampana, otworzył i wypił bez pytania. Trzeba pamiętać, że Freddie dałby każdemu wszystko. Był najbardziej hojnym człowiekiem, jakiego znałam, ale poczuł się urażony zachowaniem tego człowieka. Dałby mu nawet dziesięć butelek szampana, ale poczuł się urażony, że ten facet obsłużył się bez pytania. Freddie się wściekł i to był koniec tej przyjaźni." Nadszedł czas, kiedy nie sposób było nie zauważyć tego, co Barbara nazywa „naroślą w przełyku Freddie'ego": „Nagle wyrosło mu to w gardle. Nazywaliśmy to «grzybem». Czasami Freddie mówił, że czuje, jakby gnił od środka. Pewnej nocy leżałam w łóżku z Freddiem i jednym z jego chłopców, kiedy 245 Freddie dostał strasznego ataku kaszlu, spowodowanego właśnie tą naroślą w gardle. Usiadł na łóżku, żeby odkaszlnąć w chusteczki higieniczne, potem nachylił się nad tym facetem, żeby wyrzucić chusteczki do kosza. Chłopiec Freddie'ego obudził się i powiedział: «O mój Boże, nigdy nie sądziłem, że będzie na mnie leżał nagi umierający gwiazdor rocka!»" Ponieważ Barbara, podobnie jak gejowskie społeczności na całym świecie, słyszała o informacjach napływających do Europy z Nowego Jorku, od dawna musiała podejrzewać, że Freddie jest nosicielem wirusa HIV, kiedy zostali kochankami. „Cóż... kiedy się poznaliśmy, Freddie albo nie przyznawał się do tego przed sobą, albo nie wiedział. Po zrobieniu pierwszego testu jego życie uległo zmianie." Czy Barbara nie bała się o siebie? „Nie." Nigdy? „Nie bałam się, odkąd zrobiłam pierwszy test." Czy to znaczy, że Barbara zrobiła test na AIDS? „Naturalnie. Zrobiłam tylko jeden test, wynik był negatywny. Ponieważ przestaliśmy ze sobą sypiać, ryzyko zniknęło, więc dalsze testy były niepotrzebne." Zapytana, kiedy zdała sobie sprawę, że Freddie ma AIDS, Barbara milknie na długą chwilę. W końcu odzyskuje równowagę, wypijając duży łyk koniaku. „Pewnego razu po powrocie do domu Freddie poszedł do toalety i niechcący skaleczył się w palec. Bardzo krwawił. Próbowałam mu pomóc, poplamiłam sobie dłonie krwią, a Freddie krzyczał: «Nie! Nie dotykaj mnie, nie dotykaj mnie!» Wtedy po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, że jest zarażony wirusem. Nijrdy mi tego nie powiedział, ale ja wiedziałam. Wiedziałam to już od pewnego czasu, ponieważ miał na twarzy znamiona, takie ciemne sińce, które zakrywałam makijażem przed przyjściem zawodowej charakteryzatorki, kiedy miał wystąpić w telewizji albo kręcić film wideo. Właściwie nigdy nie rozmawialiśmy o tym, że Freddie jest chory na AIDS. Ale on wiedział, że ja wiem, a ja wiedziałam, że on wie. Zaczął rzucać uwagi w rodzaju: «Cóż, możliwe, że już długo nie pożyję.» Mimo to nigdy nie powiedział mi, żebym zrobiła sobie test. Z tego co mówił, zrozumiałam, że Freddie nigdy się nie dowiedział, który z jego kochanków zaraził go AIDS. Ale dawno temu, kiedy jeden z jego wczesnych amerykań- 246 "BŁ skich kochanków umarł na AIDS, Freddie powiedział: «O mój Boże, to koniec.» Jestem pewna, że od tej pory wiedział, że jego dni są policzone." Wyjazd Freddie'ego z Monachium pod koniec 1985 roku był nagły, niewytłumaczalny i rozdzierająco bolesny dla kobiety, którą zostawił. „Byliśmy nierozłączni, aż nagle doszło do rozstania", mówi Barbara, a jej twarz wyraża zdumienie i ból. „Patrząc wstecz, jestem prawie pewna, że to miało związek z «testem». Freddie zniknął z Monachium. Poleciałam do Londynu, gdzie miałam wystąpić w «Randce w ciemno» z Cillą Black dla niemieckiej telewizji, zadzwoniłam do Freddie'ego, a on nie odpowiedział. Wydawało mi się, że nie zrobiłam nic złego, ale on po prostu zniknął z mojego życia. Nie potrafiłam tego pojąć. Wysłałam mu życzenia urodzinowe, pisałam, dzwoniłam, ale nigdy go nie zastałam. Według mnie to nie miało sensu, Freddie zachowywał się fałszywie. Ale w porządku, pomyślałam, jeśli on chce to skończyć, niech tak będzie. Nie ma się nad czym zastanawiać. To naprawdę było zerwanie bez powodu. Tej nocy, kiedy Freddie wyjeżdżał z Monachium, zrozumiałam, że mnie opuszcza. Organizował transport maszyny do lodu, obrazów i tak dalej, ponieważ zdążył zgromadzić spory dobytek. Tamtej nocy poszliśmy w miasto, potem wróciliśmy do hotelu Freddie'ego, bo w moim mieszkaniu wszyscy nie mogli się pomieścić. Joe powtarzał: «O jedenastej musimy być na lotnisku», a robiło się coraz później. Powiedziałam: «Dobrze, chodźmy do mnie na drinka.» Mieszkałam tuż obok. Oni na to: «Jasne, ale musimy się wyspać przed podróżą...» Robili tyle szumu wokół dwugodzinnego lotu do Londynu, że powinno było mi to dać do myślenia. Wzruszyłam ramionami i odparłam: «Dobra, idźcie spać, ja wracam do domu, pa, pa, pogadamy jutro», wszystkie te drobne kłamstewka. Freddie wiedział wtedy doskonale, że nie zamierza ze mną rozmawiać. Nagle zmienił zdanie i powiedział: «Odprowadzę cię do domu.» Tak też zrobił. Kiedy przyszliśmy do mnie, powiedziałam: «Freddie, musisz się wyspać», po czym się rozebrałam. Wszystko to było jednak bardzo dziwne, bo Freddie powiedział: «Och, wracajmy do mnie.» Znowu musiałam go odprowadzić do domu. Bujaliśmy się tak prawie przez całą noc, do ósmej rano. Miałam dość. «Do diabła, zadzwoń do Joe'ego, każ mu odwołać lot, pole- IM 247 cisz wieczorem», powiedziałam. Leżałam w łóżku, a Freddie klęczał w nogach łóżka i płakał. Nie mógł już nawet ze mną rozmawiać. «Co się stało? Co ci jest?» spytałam, ale on nie odpowiedział." Ostatnie słowa Barbara wypowiada chrapliwym, płaczliwym szeptem. „Siedział i wpatrywał się we mnie. To koniec. To koniec. Potem zniknął z mojego życia." „Owszem, ale zniknął z życia Barbary tylko na pewien czas", dodaje Peter Freestone. „Freddie chciał zerwać na zawsze, ale nie mógł tego znieść. Za bardzo tęsknił za Barbarą." Czy Barbara kiedykolwiek odkryła przyczynę? „Teraz rozumiem." Ponieważ Freddie był chory? Ponieważ nie chciał jej powiedzieć? Barbara potakuje. „Początkowo to było trudne, ponieważ nie rozumiałam, ale po kilku miesiącach spróbowałam o tym więcej nie myśleć. Za bardzo bolało, rozumiesz?" Według Petera Freestone'a: „W tym czasie Garden Lodge nadał się już do zamieszkania. Spędziłem w Monachium półtora roku, a kiedy remont w Garden Lodge został ukończony, ktoś musiał tam zamieszkać ze względów bezpieczeństwa i z uwagi na ubezpieczenie. Wprowadziłem się do domu z kotami, Oscarem i Tiffanym, a Joe Fanelli poleciał do Monachium, żeby być przy Freddiem. Pewnego dnia Freddie postanowił nieoczekiwanie, ze wraca do Londynu i wprowadza się do Garden Lodge. Jim zajął miejsce Winnie'ego, ale sytuacja, z Barbarą się skomplikowała; myślę, że Freddie po prostu rniał dosyć. Poza tym historie o Freddiem i Barbarze zaczęły się ukazywać w niemieckich gazetach z niepokojącą regularnością, a Freddie wbił sobie do głowy, że to Barbara sprzedaje informacje. Osobiście nie wierzę, że zrobiłaby coś takiego, ale Freddie był przekonany. Miał dość, więc wyjechał z Monachium. Myślę, że w tym czasie naprawdę wierzył, że odchodzi od Barbary na zawsze." Wkrótce po wprowadzeniu się Freddie'ego do Garden Lodge Jim został wyeksmitowany z mieszkania, więc Freddie zaprosił go do siebie. „Freddie i ja nigdy nie rozmawialiśmy o tym, jak długo będziemy razem", powiedział Jim. „Uznawaliśmy, że jesteśmy i bę- 248 dziemy razem. Czasami Freddie pytał mnie, czego oczekuję od życia. «Zadowolenia i miłości», odpowiadałem. Obie te rzeczy odnalazłem we Freddiem. Ale czy Freddie odnalazł te rzeczy w Jimie? Nie ulega wątpliwości, że wydana w 1994 wybiórcza autobiografia Jima Huttona Freddie Mercury i ja w pierwotnym zamyśle miała być czułym hołdem, napisanym przez oddanego, pogrążonego w żałobie kochanka. Dobre intencje Jima uległy jednak wypaczeniu, być może przez dziennikarza-„murzyna", który skoncentrował się na sensacyjnych aspektach związków obu mężczyzn i mniej strawnym szczegółom ostatnich dni Freddie'ego, by zainteresować prasę brukową. Jeżeli czytelnik odnosi wrażenie, że podczas lektury ani razu nie spotkali prawdziwego Freddie'ego, nie powinno się winić Huttona, którego ktoś nazwał «Sally Bur-ton, o ile Mary Austin była Elizabeth Taylor», a także «haustem świeżego powietrza Freddie'ego». Zniesmaczony gazetowymi rewelacjami podczas ciemnych, pustych tygodni po śmierci Fred-die'ego, zły z powodu faktu, że zarówno on, jak i cała służba domowa Freddie'ego zostali całkowicie usunięci z życia piosenkarza, Jim postanowił napisać prawdę. Zamierzał napisać najwierniejszą relację o swoim życiu z Freddiem. W sumie rezultat raczej go zadowala. Jim jest jednak do dzisiaj zdumiony protestami, obraźliwymi uwagami oraz ostracyzmem ze strony „obozu Queen", z jakimi spotkał się po publikacji książki. Roger Taylor nie ukrywał zawodu z powodu faktu, że książka się ukazała. „Freddie nigdy nie wyraziłby zgody na publikację Freddie Mercury i ja za swego życia. Zresztą książka przedstawia tylko jeden aspekt ostatnich kilku lat jego życia. To nie jest cały człowiek. Jima Huttona znałem dosyć dobrze i według mnie książka jest w porządku, chociaż została napisana bardzo jednostronnie. Protestowałem nie tyle przeciwko książce, co przeciwko reklamie, jaka jej towarzyszyła. Nie sądzę, by Freddie'emu zależało na publikacji tej książki. Nigdy nie afiszował się swoim prywatnym życiem, ludziom nie było nic do tego." Po spotkaniu z Jimem, wytropiwszy go w malowniczym hrabstwie Carlow w południowo-wschodniej Irlandii, gdzie mieszka w wygodnym bungalowie, zbudowanym za pół miliona funtów, które otrzymał w spadku, nie mam wątpliwości, że darzył Fred-die'ego autentyczną miłością. Hutton jest ciepłym, przyzwoitym, przyjaznym człowiekiem; zadowolony z życia, próbuje zrobić jak 249 l f l m najlepszy użytek z dni, które mu pozostały. Jest rzadkim typem Celta, który niczego nie żałuje. Jim pozostaje też dozgonnie wdzięczny za życie supergwiazdy, do jakiego dopuścił go Freddie. Piećdziesieciokilkuletni Hutton zasmakował luksusowego życia u boku Freddie'ego. Przed poznaniem piosenkarza Jim, jedno z dziesięciorga dzieci irlandzkiego piekarza, wychował się w dwu-pokojowym domu, mieszkał w Londynie, gdzie pracował jako fryzjer w hotelu Savoy za siedemdziesiąt funtów tygodniowo. Po latach dzielił sypialnie z Freddiem w Garden Lodge, gdzie, pragnąc „zarobić na swoje utrzymanie", pracował też jako ogrodnik. Ich związek najwyraźniej polegał na przyciąganiu przeciwieństw. Według Huttona Freddie był „wrażliwy, nieśmiały, ulegał straszliwym zmianom nastroju i lubił stawiać na swoim. Ja jestem cichym człowiekiem, raczej bez charakteru, chyba że wleiesz we mnie kilka litrów piwa". Jim i Freddie pozostali sobie oddani aż do śmierci Freddie'e-go, który mówił nawet o Huttonie „mój mąż". O sytuacji wiedzieli jednak tylko najbliżsi przyjaciele piosenkarza. Wobec świata zewnętrznego, nawet kiedy podróżowali razem, Mary Austin nadal występowała jako wielka miłość życia Freddie'ego. To nie Jim, ale Mary dekorowała piosenkarza na przyjęciach i publicznych zgromadzeniach. To Mary występowała w końcu jako „wdowa". Jima często uznawano za człowieka, który skłonił Freddie'ego do zmiany stylu życia, porzucenia szalonego gejowskiego świata i wzięcia się w karby. Prawda była jednak bardziej skomplikowana. Radykalną zmianę w zachowaniu Freddie'ego spowodowało potwierdzenie jego największego lęku. Obecność wirusa HIV stwierdzono u Freddie'ego dopiero w 1987 roku — zarówno on sam, jak zespół i współpracownicy publicznie potwierdzili ten fakt dopiero w przeddzień śmierci Freddie'ego — chociaż Freddie i Jim od dawna to podejrzewali. Freddie natychmiast powiedział Jimowi o wyniku testu i oświadczył, że zrozumie, jeśli Hutton postanowi odejść. Jim postanowił, że nie opuści swojego mężczyzny. Zostali razem, słowa „AIDS" nie wypowiadano więcej w domu, aż stało się tematem tabu. W 1990 roku Jim dowiedział się, że jest nosicielem wirusa HIV, ale Freddie'emu powiedział o tym dopiero rok później, tuż przed śmiercią Mercury'ego. Hutton przyznaje, że znowu ma w życiu „kogoś wyjątkowego", ale z seksu dawno już zrezygnował. „Freddie był najważniejszą miłością mojego życia", mówi, a w tych słowach pobrzmiewa niesamowite echo wyznań Bar-250 bary. „Przed nim nie było kogoś takiego i już nigdy nie będzie, odkąd odszedł. Pożyję jeszcze rok albo pięćdziesiąt lat, ale myśl o umieraniu nie spędza mi snu z powiek. Wiem, że kiedy umrę, Freddie będzie na mnie czekał po drugiej stronie." Podobnie jak w przypadku Barbary Yalentin i wszystkich osób przed nią, musiało upłynąć wiele miesięcy negocjacji, zanim Jim zaprosił mnie do swego domu w Irlandii. W końcu odbyłam tę podróż w lipcu 1996 roku, przejechałam przez miesteczko Car-low, „celtyckie centrum Irlandii" i zagłębiłam się w bogatą, tętniącą życiem rolniczą krainę. Bungalow Huttona stoi w środku siatki zarośniętych alejek. W ogrodzie kwitną uwielbiane przez Fred-die'ego przepyszne róże Niebieski Księżyc, które bardzo trudno wyhodować. Jim opowiedział mi o innej róży związanej z Freddiem, różo-wo-żółtej Róży Mercury, którą podobno można zamówić u Har-rodsa. Przeprosił mnie za „stan" domu; jeszcze nie zdążył się rozpakować, a wiele jego rzeczy nadal znajduje się w pudłach. Sam dom, chciaż nie jest królewski według standardów Garden Lodge, jest przytulny, wykwintnie umeblowany i nieskazitelnie czysty. Biorąc pod uwagę katolickie pochodzenie Jima oraz fakt, że jego matka jeszcze żyła, kiedy pisał autobiografię, napisanie Freddie Mercury i ja m\xs\a\o wymagać weMej odmgj.. „Przed rozpoczęciem pracy nad książką rozmawiałem o niej z rodziną", powiedział Jim. „W pewnym sensie poprosiłem ich o zgodę. Odparli: «Zrobisz to, co uznasz za stosowne. Jako twoja rodzina w pełni cię popieramy. Reszta nie ma znaczenia.»" Biorąc pod uwagę wzorce zachowań i restrykcje, jakie narzuca katolicyzm, nacisk, jaki kładzie na grzech i winę, rodzina Jima wykazała niezwykłą wyrozumiałość wobec homoseksualizmu syna. Za to Freddie stanął przed znacznie większym dylematem z powodu zoroastryjskiej religii rodziców. „Cóż, po pierwsze, Freddie nie praktykował tej religii." „To prawda", potwierdza Peter Freestone. „Ale ponieważ rodzice Freddie'ego oddali jego ciało do kremacji zgodnie z wiarą zoroastryjską, uznano powszechnie, że Freddie sam praktykował." Jim twierdzi, że w ciągu całej znakomości: „Freddie nigdy nie praktykował tej religii. Nic nie wiem o zo- roastryzmie. Freddie i ja nigdy nie rozmawialiśmy o religii. Ponieważ wiedział, że jestem Irlandczykiem, zakładał pewnie, że jestem rzymskim katolikiem, ale nigdy nie rozmawialiśmy na ten 251 temat. Nie wiem, czy religijne wartości rodziny Freddie'ego wywarły jakikolwiek wpływ na jego życie, możliwe że tak. Pamiętam jednak, że czasami leżałem obok niego pogrążony w półśnie i słyszałem, jak się modli." Po jakiemu? „Po angielsku." Do Boga? „Nie wiem do kogo. Czasami pytałem Freddie'ego: «Do kogo ty mówisz?» ale on mnie zbywał: «Odmawiam modlStwe.» Myśl? zresztą, że on i ja mamy jednego Boga." Wkrótce po rozpoczęciu romansu Freddie pokazał Jimowi dom, który miał się stać ich „małżeńskim" gniazdkiem. W swojej autobiografii Jim opisuje dom, który Freddie wybebeszył, wyremontował i zaprojektował zgodnie z własnym gustem. Jim pisze o „dużych, jasnych holach", „eleganckich szerosich schodach", podwójnych drzwiach prowadzących do „wspaniale przestronnych, wyłożonych parkieterrj pokojów, z oknami wychodzącymi na ogród"; o galerii dla minstreli, łazienkach z włoskiego marmuru, „jacuzzi mogącym pomieścić trzy osoby" oraz o tym, co nazywa „klejnotem domu", ogrodzie, który zapewniał mieszkańcom całkowitą prywatność. Para mieszkała razem aż do śmierci Freddie'ego w 1991 roku. „Jestem pewien, że Freddie miał inną wizję tego związku niż standard «mąż i żona», twierdzi Peter Freestone. „Wszyscy byliśmy dla niego bardzo ważni, ale Jim zajmował wyjątkowe miejsce w sercu Freddie'ego. Kiedy o tym mówię, wydaje mi się to dziwne: Freddie związał się z Mary, z Joe'em, ale nigdy ze mną. Rzecz w tym, że Freddie miał olbrzymi potencjał poczucia winy i właśnie dlatego Joe i Mary ciągle byli blisko niego. Freddie czuł się za nich odpowiedzialny. Czuł, że związując się z nim, zaburzył ich życie, więc musiał się nimi zaopiekować, żeby wynagrodzić im szkody. Kiedy o tym myślisz, to jest śmieszne, ale taki właśnie był Freddie." Służba domowa Freddie'ego została szybko skompletowana. Składała się z Phoebe, osobistego asystenta i służącego, Lizy (Joe Fanelli), kucharza, z którym Freddie pozostawał w bardzo nietrwałym związku oraz Jima, który w końcu zrezygnował z posady fryzjera w Savoyu, by zostać ogrodnikiem. Freddie opłacał też dwoje członków ekipy, którzy nie mieszkali w Garden Lodge: Terry Giddingsa, szofera oraz Mary Austin, która mieszkała w pobliżu, w domu opłacanym przez Freddie'ego. Spośród 252 wszystkich bliskich przyjaciół i współpracowników Freddie'ego Mary była jedyną osobą, z którą Jim miał problemy. „Mary nigdy nie pozwoliła Freddie'emu odejść", powiedział Jim, a Peter to potwierdził. „Nigdy nie pogodziła się z końcem romansu. Pod wieloma względami była motorem Freddie'ego. Nie pozwalała, żeby sobie cokolwiek odpuszczał. Była bardzo stanowcza w tej kwestii i w tym sensie można powiedzieć, że Freddie potrzebował dokładnie kogoś takiego. Matkowała mu, a Freddie darzył ją zaufaniem i polegał na niej. Ich związek opierał się na tym, że Mary kierowała życiem Freddie'ego. Freddie mówił, że kiedy są razem, nie są kochankami, ale bratem i siostrą. Na długo przed poznaniem mnie Freddie obiecał publicznie, że większość swego majątku zostawi Mary, a on dotrzymywał obietnic, nie cofał danego słowa." ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY W napięciu: Sun City Rollers JVLożna wybaczyć postronnemu obserwatorowi, który doszedł do wniosku, że w latach osiemdziesiątych życie osobiste Fred-die'ego oraz sprawy domowe wzięły góref nad twórczością i interesem zespołu. Chociaż prawdą jest, że fascynacja Freddie'ego pracą nieco osłabła, nie można tego powiedzieć o pozostałych muzykach, którzy niestrudzenie maszerowali dalej, a kiedy sytuacja tego wymagała, pociągali Freddie'ego ze sobą. Nigdy poważnie nie rozważali możliwości rozstania się. Wszyscy aż za dobrze zdawali sobie sprawę, że Queen to Freddie, a Freddie to Queen. Ale ze wszystkich członków zespołu tylko on wiedział, że osiągnął sukces, że nie musi się tak bardzo starać, że może odpocząć i smakować owoce własnej pracy. Mimo to ilekroć wymagano jego obecności i współpracy, Freddie angażował się z takim samym oddaniem i swobodną genialnością jak zawsze. W ciągu całego 1983 roku prasa rozpisywała się o „rozłamie w Queen". W rzeczywistości muzycy, wykończeni trasami koncertowymi, postanowili odpocząć od koncertów i od siebie nawzajem i skoncentrować się na projektach solowych. Brian przyznał: „Myślę, że każdy z nas miał sporo myśli o odejściu z zespołu. Jednocześnie wszyscy wiemy, że chociaż uzyskalibyśmy swobodę, coś byśmy stracili. W chwili obecnej stracilibyśmy więcej, niż byśmy zyskali. Ponieważ nie zawsze się zgadzamy, działamy na siebie stymulujące... W momencie rozpadu zespołu traci się mniej czy bardziej określoną siłę napędową. Zespół jest pewną równowagą talentów, nazwą, z którą ludzie się utożsamiają... Jeśli spojrzysz na większość muzyków, którzy odeszli od zespołów święcących tryumfy, 254 przekonasz się, że rzadko udało im się osiągnąć sukces komercyjny albo osobistą satysfakcje. Postawienie na swoim nie zawsze czyni cię szczęśliwym." Jednocześnie Brian powiedział mi w wywiadzie przeprowadzonym w biurze Queen: „Nie chcę zrezygnować z koncertowania. Możliwe, że odejdę od Queen, to się staje cholernie irytujące. Przypada ci w udziale tylko ćwierć wolności, a mnie zależy na całej." Freddie ujął to inaczej: „Dawniej myślałem, że będziemy grali przez pięć lat, ale dotarliśmy do punktu, kiedy jesteśmy za starzy, żeby się rozstać. Czy możesz sobie wyobrazić montowanie zespołu po czterdziestce? To byłoby trochę głupie, prawda? Potrzebowałem odpoczynku, ponieważ całe to życie mnie zmęczyło. Uznałem, że potrzebna mi jest długa przerwa. Chyba nigdy się nie rozstaniemy, to byłoby tchórzostwo. Myślę, że gdyby ludzie przestali kupować nasze płyty, dalibyśmy sobie spokój. Wtedy zostałbym striptizerem albo kimś w tym rodzaju." Decyzja zapadła po roku, który okazał się jednym z najbardziej wymagających w karierze zespołu: w kwietniu 1982, tuż przed kolejną europejską trasą koncertową, obejmującą kilka występów w Wielkiej Brytanii w maju i czerwcu, Queen podpisał umowę z EMI Records na kolejne sześć albumów. Jak można się było spodziewać, trasa zakończyła się erotyczną hulanką: przyjęciem „spodenki i podwiązki" w londyńskim klubie Embassy. Ukazał się dwunasty album Queen HOT SPACE, którego dyskotekowy charakter tłumaczyć może wpływ Reinholdta Macka i duchów studia Musicland. Brian przyznał się później do rozczarowania płytą, która, pomimo krytyki w Stanach Zjednoczonych, dotarła na czwarte miejsce listy przebojów w Wielkiej Brytanii. „Myślę, że album HOT SPACE był pomyłką, chociażby ze względu na moment, w jakim się ukazał. Weszliśmy głęboko w muzykę funk, podobnie jak Michael Jackson na płycie THRILLER parę lat później; źle wyliczyliśmy moment. Dyskoteka była nieprzyzwoitym słowem."1 Latem 1982 roku przyszedł czas na występy w Stanach Zjednoczonych, w tym dwa koncerty w Medison Sąuare Garden, chociaż muzycy znudzili się graniem w tej sali. W lipcu burmistrz Bostonu wręczył zespołowi klucze do miasta, a 23 lipca ogłoszono oficjalnie Dniem Queen. We wrześniu zespół wystąpił w dwóch niezwykle popularnych programach telewizyjnych: Saurday Night 255 Live i Entertainment Tonight. Z powrotem do Japonii, znowu fala ąueenmanii, po czym Freddie zaszył się na czterdziestym trzecim piętrze nowojorskiego drapacza chmur, w mieszkaniu, które zaczął nazywać domem. W listopadzie wytwórnia Elektra Records w Stanach Zjednoczonych poniosła taką klęsk? podczas promocji Staying Power, ostatniego singla Queen z umowy, że renegocjowanie kontraktu stało się niezwykle trudne i kosztowne. Umowa z Elektra obejmowała także Australię i Nową Zelandię, gdzie Queen czuł, że może sobie radzić lepiej, niż było w irtocie. Rozwiązanie umowy z Elektra kosztowało Queen milion dolarów. Wkrótce potem zespół rozwiązał też umowę z Elektra w Japonii. Nadwyżką zajęła się wytwórnia EMI, natomiast nową umowę nagraniową w Stanach Zjednoczonych Queen podpisał dopiero w październiku 1983 roku z Capitol Records. W 1983 Freddie mógł się zająć własną twórczością; zaczął pracować nad solowym albumem w studiu Musicland w Monachium. Kiedy przychodziła mu ochota na zmiapę otoczenia, przenosił si? na swój ulubiony plac zabaw do nowego Jorku. Podczas jednej z takich podróży postanowił polecieć do Los Angeles, odwiedzić Michaela Jacksona i wspólnie coś nagrać. Do współpracy istotnie doszło, ale efekty nigdy nie ujrzały światła dziennego. Pojawiły si? mało prawdopodobne plotki, że Jackson stracił zapał, kiedy odkrył zamiłowanie Freddie'ego do kokainy. Przez następne dwa lata Freddie'emu nie udało się nakłonić Michaela do upublicznie-nia efektów ich muzycznej współpracy. Oto co mówi na ten temat Peter Freestone: „Freddie nagrał parę utworów demo z Michaelem w jego studiu w Encino w Kalifornii. Byłem tam, grałem nawet w gry wideo z Michaelem. Na jednym z utworów słychać, jak trzaskam drzwiami łazienki, ponieważ dobrze naśladowały odgłos bębna. Ostamio słyszałem, że parę utworów nagranych z Freddiem ma się ukazać na albumie Michaela Jacksona HISTORY PART II. Nietypowa przyjaźń? Cóż, doszło tylko do tego jednego spotkania. Przyjaźń nigdy nie rozwinęła się do takiego stopnia, do jakiego rozdmuchały ją gazety. Napięte programy obu muzyków nie pozwoliły im kontynuować znajomości, ale polubili się, uznając siebie nawzajem za geniuszów." Po powrocie do Londynu Freddie oddał się swojej namiętności do opery. W maju 1983 roku w Covent Garden Opera House obejrzał Un balio in maschera („Bal maskowy") Giuseppe Verdiego z monumentalnym włoskim tenorem Luciano Pa'varottim oraz 256 równie imponującą hiszpańską sopranistką Montserrat Caballe, która miała wtedy pięćdziesiąt lat. „Do tej pory Freddie zawsze podziwiał tenorów: Domingo, Pavarottiego", wyjaśnia Peter. „Miałem olbrzymią kolekcje płyt z operami, a Freddie pragnął dowiedzieć się jak najwięcej o operze. Pewnego dnia powiedziałem do niego: «Jeżeli naprawdę tak bardzo lubisz Pavarottiego, to wkrótce ma wystąpić w Opera House. Może pójdziemy?» Freddie uznał, że to doskonały pomysł i natychmiast kazał mi zarezerwować bilety. Payarotti zaśpiewał arie w pierwszym akcie, a Freddie stwierdził, że zrobił to genialnie. W drugim akcie na scenę wyszła pri-madonna Montserrat Caballe. Ponieważ tak bardzo zaabsorbowała nas perspektywa obejrzenia Pavarottiego, nie bardzo zwróciliśmy uwagę na pozostałych artystów. Montserrat zaczęła śpiewać, a Freddie'emu szczeka opadła. Od tej chwili chciał słuchać tylko jej, prawie zapomniał, że Payarotti jest na scenie." Freddie siedział jak zahipnotyzowany, zwłaszcza podczas słynnego miłosnego duetu miedzy płomiennym Riccardo a piękną Amelią, kobietą dręczoną poczuciem winy, ale nie potrafiącą się mu oprzeć. Freddie bez trudu nawiązał kontakt z tymi emocjami. Do końca przedstawienia nie mógł oderwać oczu i uszu od mocno zbudowanej, ale muzycznie delikatnej Caballe, tak ogromne wrażenie wywarły na nim jej krystaliczny ton, nienaganna technika i wyborna wszechstronność wokalna. „No tak, to jest prawdziwa śpiewaczka", stwierdził później Freddie. „Gdybym miał wymienić dziesięć szczęśliwych osób, które widziałem w życiu, to jedną z nich był Freddie, który lada chwila miał zobaczyć występ Montserrat w Covent Garden", powiedział Paul Gambaccini. „W albumie ze zdjęciami, jaki nosimy w umyśle, mam fotografię występu Montserrat w Covent Garden. Caballe właśnie ma wyjść na scenę, ja siedzę w środku rzędu na parterze, a po mojej lewej ręce siedzi w loży Freddie. Jego oczy wyrażają zachwyt i rozkosz... lewą dłonią wskazuje na scenę na znak, że Montserrat za moment się pokaże, a twarz Freddie'ego promienieje szczęściem. Jest jak dziecko! To jest wielka chwila, która dowodzi, że bez względu na odniesiony sukces Freddie nigdy nie stracił podziwu i szacunku dla swoich wielkich, ulubionych gwiazd. Nawet gwiazdy mają swoje gwiazdy." 17 — Freddie Mercury 257 Freddie nie mógł wiedzieć, że wkrótce on i sopranistka o międzynarodowej sławie wystąpią razem i nagrają płytę jako jeden z najbardziej nieprawdopodobnych dynamicznych duetów świata. Nawet sławni i bogaci gwiazdorzy rocka miewają dość przyjemnych rzeczy, na przykład odpoczynku i relaksu. Nieudana próba skomponowania i nagrania ścieżki dźwiękowej do filmu Tony Richardsona Hotel New Hampshire według powieści Johna Irvinga zaostrzyła apetyt muzyków. Niezwłocznie zebrali się w Los Angeles, gdzie, po złatwieniu formalności, weszli do s udia Record Plant, by rozpocząć produkcję kolejnego albumu THE WORKS. Pierwszy singiel z tej płyty, zawierający utwór Rogera Taylora Radio Ga-Ga, ukazał się w styczniu 1984 roku. Numer dwa w Wielkiej Brytanii, zajął pierwsze miejsce w dziewiętnastu krajach na całym świecie i okazał się jednym z najinteligentniejszych utworów Queen. W słodkich słowach piosenki kryło są słabo zawoalowane szyderstwo ze sposobu, w jaki popularne radio się „sprzedało". Wizerunek i funkcja tego medium wyraźnie kłóciła się z tym, co początkowo reprezentowało. Kiedy Roger był nastolatkiem, z religijną żarliwością słuchał pod kołdrą zasłużonego Radia Luksemburg. Singiel okazał się epicki pod każdym względem, a jego promocja wymagała równie epickich efektów wizualnych. Dzięki pomocy klubu fanów Queen około pięciuset „wiernych" stawiło się w londyńskim studiu Shepperton, gdzie, odziani w srebrne garnitury, ustawili się w równych szeregach, klaskali i wyrzucali w górę ręce w rytm refrenu, co wkrótce podchwycili fani Queen na koncertach na całym świecie. Ten najdroższy promocyjny film Queen okazał się też najbardziej imponującym w karierze zespołu. Singiel natychmiast zajął czwarte miejsce na brytyjskiej liście przebojów. W lutym 1984 roku Queen dołączył do Boya George'a z Culture Club, Paula Younga i Bon-nie Tyler na festiwalu piosenki w San Remo. Występ zakończył się fiaskiem, ale sceneria była urocza, a muzycy nie mogli sobie odmówić kilku dni zabawy na słońcu. W lutym w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii ukazał się trzynasty album Queen THE WORKS. Płyta nie zachwyciła amerykańskich fanów, ale w Anglii wspięła się na drugie miejsce listy przebojów. Inny utwór z płyty THE WORKS stał się inspiracją do słynnego, choć kontrowersyjnego filmu. Występując w wideoklipie I Want to Break Free muzycy wystroili się w kobiece ubrania, a najbardziej skandalicznie, czemu może nie należy się dziwić, 258 wyglądał Freddie w wypchanym, obcisłym różowym sweterku, skórzanej spódniczce mini, kabaretkach i szpilkach. W skład wi-deoklipu weszła także licząca czterdzieści pięć sekund sekwencja baletowa, inspirowana Popołudniem fauna Debussy'ego. Przygotowując się do tego występu Freddie, niepoprawny baletoman, ćwiczył do upadłego z zespołem Royal Ballet. W maju 1984 roku Queen wystąpił na festiwalu muzyki pop Rosę d'Or w Montreux, poinformował fanów o europejskiej trasie koncetowej, która miała się rozpocząć w sierpniu, po czym Freddie udał się do Monachium, by pracować nad solowym albumem. Właśnie podczas tego pobytu miał miejsce wspomniany przez Barbarę Yalentin wypadek, w wyniku którego Freddie złamał nogę. GWIAZDOR ROCKA FREDDIE RANNY W BÓJCE, zachłystywała się gazeta Sun donosząc, że „trzydziestosiedmioletni piosenkarz został kopnięty w nogę podczas pijaństwa w nocnym klubie". Do incydentu doszło ponoć w dziś już zamkniętym nocnym klubie Henderson's, albo „Pani Henderson", jak go nazywano, ulubionej knajpie Freddie'ego i Barbary, gdzie Mercury wielokrotnie urządzał huczne przyjęcia urodzinowe. „Tak naprawdę to się zdarzyło w barze New York w Monachium, ale pomyłka musiała wyniknąć stąd, że właścicielami baru było to samo małżeństwo, które prowadziło klub HendersonY', śmieje się Peter. Niewinna zabawa przerodziła się w pijacką bójkę, podczas której Freddie niefortunnie upadł i nadwerężył wiązadła prawej nogi. Próbując odwieźć przyjaciela do szpitala, Barbara starła się z taksówkarzem, który odmówił zabrania „pijaka". Okazało się, że Freddie nie złamał kości, niemniej jednak kontuzja okazała się bardziej bolesna i musiał chodzić w gipsie przez trzy tygodnie. W czerwcu zespół Queen spotkało.szczególne wyróżnienie: Srebrny Klucz za Wybitny Wkład w Brytyjską Muzykę, nagroda Organizacji Charytatywnej Nordoff-Robbins. Organizacja ta, kierująca się przekonaniem, że poważnie upośledzonym dzieciom można wpoić zdolności ruchowe i nauczyć porozumiewania się poprzez muzykę, od początku swego istnienia była gorąco wspierana przez przemysł muzyki popularnej i rockowej. Na dorocznych lunchach, organizowanych w celu zbierania funduszy oraz wręczania nagród, regularnie pojawiają się największe gwiazdy i przedstawiciele przemysłu muzycznego. 259 li l Wkrótce potem Queen wszedł bezwiednie w najbardziej kompromitujący politycznie okres swojej kariery, kiedy zgodził się zagrać dwanaście koncertów w październiku w kontrowersyjnym kurorcie południowoafrykańskim Sun City Superbowl. Kurort ten, zbudowany na pustyni Bophuthatswana za wiele milionów dolarów, był kompleksem kasyn w stylu Las Yegas, częściowo finansowanym przez rząd w okresie, kiedy apartheid kwitł. Świat zewnętrzny widział w Sun City szyderczy uśmieszek uprzywilejowanej białej mniejszości RPA pod adresem pogrążonych w aędzy czarnych mieszkańców osad. Związek Muzyków w Wielkiej Brytanii zakazał swoim członkom występowania w Sun City. Bruce Springsteen, Little Stevie i przyjaciele uchwycili nastrój antya-partheidowy na singlu I Ain't Gonna Play Sun City. „Dużo słyszeliśmy o Republice Południowej Afryki, o tamtejszych problemach, ale słyszeliśmy też sporo o Sun City i chcieliśmy się przekonać na własne oczy", wyjaśnił Brian. Kontrowersje wokół Queen w zw;ązku z planowanymi występami w RPA nie cichły, kiedy muzycy przygotowywali się do europejskiej trasy koncertowej, na którą po raz pierwszy zaprosili piątego muzyka. Serdeczny, utalentowany, pracowity i kochający rozrywkę Spike Edney wsławił się jako członek zespołu Boom-town Rats Boba Geldofa i użyczał swoich talentów pianistycznych różnym znanym zespołom. Odświeżający brak ego, chłopięcy tupet, a także zdolność i gotowość do dzielenia mieszkania z innymi sprawiły, że Queen natychmiast zapałał sympatią do Spike'a. Muzycy zwabili go do Monachium na przesłuchanie, co Edney wspomina ze sporym zakłopotaniem: „Queen uchodził za zespół wrażliwy i trudny, więc naprawdę nie wiedziałem, czego się spodziewać. Pomyślałem, że najlepszym zabezpieczeniem będzie możliwie najpełniejsze przygotowanie, więc wykułem na blachę wszystkie piosenki z poprzedniej trasy koncertowej Queen i z ostatniego albumu THE WORKS. Freddie był już w Monachium, a ja poleciałem tam z pozostałymi. Dotarliśmy na miejsce w przedzień prób, a Crystal (Chris Taylor, osobisty asystent Rogera podczas tras koncertowych) powiedział do mnie: «Dobra, Spike, dzisiaj organizujemy wieczorek zapoznawczy.» Tak więc ja, Crystal, kilku ludzi z ekipy, Roger, Brian i John ruszyliśmy w Monachium, i to ostro. Oczywiście miałem się na baczności; byłem nowy, nie znałem reguł. Zachowywałem się jak najlepiej, próbowałem być panem Grzecznym. Bawiliśmy się cholernie dobrze, za dobrze. Przemierzyliśmy 260 Monachium wzdłuż i wszerz. O czwartej nad ranem wylądowaliśmy w klubie Sugar Snack, a o szóstej wróciliśmy do hotelowego apartamentu Rogera, gdzie szampan lał się strumieniami. Wszystko to było bajeczne, a ja pomyślałem sobie: Cóż, lepsze to niż praca. Nagle przypomniałem sobie, że o jedenastej ma się zacząć próba. Pomyślałem, że pójdę do domu i trochę się prześpię. Chociaż dobrze się przygotowałem, uznałem, że powinienem być w szczytowej formie, ponieważ jeszcze nie poznałem Freddie'ego. Położyłem się do łóżka, zamówiłem budzenie, a muszę przyznać, że byłem skonany. Kiedy się obudziłem, było jeszcze ciemno, więc uznałem, że spałem tylko przez godzinę. Na pewno obudziłem się tak wcześnie ze zdenerwowania. Zadzwoniłem do recepcji i zapytałem, która godzina. «Jest ósma», usłyszałem. «Przecież jest ciemno», odparłem. «Owszem, proszę pana, jest ósma wieczorem.»" Spike do dzisiaj wspomina to zdarzenie jako jedną z najgorszych chwil w życiu. Pewien, że przespał cały pierwszy dzień prób, uznał, że nie pozostaje mu nic innego, jak spakować się i wrócić do domu. Zanim to jednak zrobił, zadzwonił do Crystala. „«Ty cipo», usłyszałem na powitanie. To właśnie Crystal załatwił mi występ z Queen. Ze słuchawki sączył się jad. Pomyślałem: Jezu Chryste, on jest naprawdę wściekły i ma całkowitą rację, zawiodłem go. Powiedziałem: «Posłuchaj, przepraszam, że zaspałem, zamówiłem budzenie... dlaczego ktoś do mnie nie zadzwonił? Mogłeś mnie obudzić, kiedy się nie pojawiłem...» Crystal na to: «Obudziłeś mnie, ty cipo!» «Przecież jest ósma wieczorem», powiedziałem. «No tak, położyliśmy się dopiero o czwartej po południu.» «A co z próbą?» «Zapomnij o próbie!» wrzasnął i rzucił słuchawkę. Godzinę później zadzwonił i powiedział: „Dobra, spotykamy się u Rogera i wychodzimy.» Znowu ruszyliśmy w miasto. Nikt nie wykonał jeszcze żadnej pracy. Tym razem jednak wzięliśmy trochę na wstrzymanie, a nazajutrz po raz pierwszy poznałem Jima Beacha i Freda."2 W tym czasie muzycy Queen nie grali razem od prawie dwóch lat, chociaż nagrali w studiu album THE WORKS. Próby nie należały do ulubionych rozrywek Queen, ale zespół nigdy nie traktował ich niedbale: jeżeli jakąś pracę warto było wykonać, warto ją było wykonać dobrze. Muzycy weszli więc do sali wyposażonej w najnowocześniejszy sprzęt oświetleniowy, nagłaśniający i całą resztę. Zespół nigdy nie krył, że nienawidzi prób. Z tego względu zazwyczaj ograniczał się do absolutnego minimum. 261 „Pierwszym utworem, który grałem z nimi na próbach, była piosenka Tie Your Mother Dowri", wspomina Spike. „Wszystko poszło gładko, ponieważ grali to chyba od stu lat. Potem próbowaliśmy coś innego — Under Pressure — aż wreszcie powiedzieli: no to zagrajmy coś nowego, na przykład I Want To Break Free. Wydaje się, że to nie jest skomplikowany utwór. Zagraliśmy wiec pierwszą zwrotkę, zacięliśmy się, przerwaliśmy, a mnie przyszło do głowy, że oni nigdy nie grali razem tej piosenki. Ja oczywiście miałem wszystko zapisane. Powiedziałem: «To leci tak: da-da-da...» John podszedł do fortepianu, potem Brian, na koniec dołączył Freddie i spytał: «Pewnie nie znasz słów, co, stary?» Tak się złożyło, że znałem. Usiedliśmy więc wokół fortepianu, a ja pomyślałem: Wszystko będzie dobrze. Dam sobie radę. Początkowo bardzo nieśmiało zgłaszałem własne propozycje, ale po pewnym czasie zacząłem się wychylać i mówić: «Może zrobimy to w ten sposób?» Wspaniałe było to, że żaden z muzyków nie miał nic przeciwko temu." , W Monachium Spike po raz pierwszy zetknął się z podziałem na „Grupę Freddie'ego" czyli „Mafię", jak członkowie świty Queen nazywali ten wędrowny cyrk Mercury'ego, oraz „Resztę Zespołu", przy czym każdy hotel, w którym zatrzymywała si? druga grupa, określano mianem „Hetero Towers". „Ten układ nie przysparzał żadnych problemów", twierdził Spike. „Nie było mowy o podziale «my i oni», wszyscy traktowali tę sytuację bardzo swobodnie. Mieliśmy odrębne przyjęcia. Podczas trasy koncertowej nie zawsze tak było, ale później w Rio podział wyraźnie się zaznaczył, głównie dlatego, że przebywało tam mnóstwo gwiazd muzyki pop, a Freddie musiał mieć najlepszy apartament w mieście, więc zatrzymał się w eleganckim hotelu, a my w drugim, równie eleganckim. W Afryce Południowej zaistniała zupełnie inna sytuacja, więc trzymaliśmy się razem." Przed wyprawą do RPA Queen wystąpił w Wielkiej Brytanii, w tym trzykrotnie w National Exhibition Centre w Birmingham. Właśnie podczas tych koncertów zdolny młody Londyńczyk Tony Hadley, wokalista sensacyjnego nabytku wytwórni Chrysalis, grupy Spandau Ballet, która szturmem zdobyła pierwszą dziesiątkę takimi przebojami jak Lifeline, True i Gold, poznał Freddie'ego i przekonał się, jak hojny potrafi być wielki piosenkarz wobec młodych, obiecujących wykonawców. Hadley, który wtedy miał zaledwie dwadzieścia kilka lat, dysponował tak silnym i wszechstronnym głosem, że porównywano go do młodego Franka Sina- 262 try. Chociaż Hadley o tym nie wiedział, Freddie należał do jego gorących wielbicieli. Podziw był zresztą całkowicie odwzajemniony, ponieważ Hadley wyrósł na płytach Queen. „Freddie był największym liderem zespołu, jakiego znał świat", powiedział Tony.3 „Poza tym płyty Queen zawsze wprawiały człowieka w dobry humor, zawsze zawierały element zabawy. Od lat pragnąłem ich poznać, szczególnie Freddie'ego. Po raz pierwszy spotkałem go w NEC w Birmingham w 1984 roku. Podróżowałem z Leonie [żona Hadleya], mieliśmy bilety, wejściówki za kulisy, wszystko. W tym czasie byłem taki sławny, że mogłem dostać wejściówkę za kulisy na praktycznie każdy koncert! Poszliśmy z żoną za kulisy, spotkaliśmy się z chłopakami, którzy zachowywali się bardzo przyjaźnie i uprzejmie. Powiedzieli, że po koncercie urządzają przyjęcie w hotelu obok NEC. Kiedy tam wszedłem z Leonie, obok Freddie'ego było jedno wolne miejsce. «Chodź, kochanie, usiądź obok mnie», powiedział. Leonie wylądowała w innej części stołu! Gadaliśmy sobie w najlepsze, kiedy, nagle weszły dwie striptizerki, żeby rozbawić towarzystwo. To było rewelacyjne. Zawsze miałem wrażenie, że Queen bawi się najlepiej ze wszystkich. Przyjęcia zawsze były duże, płyty wielkie, osobowości muzyków większe niż w innych zespołach. Nawet John Deacon, który był bardzo cichym człowiekiem, miał niewiarygodnie silną osobowość. Wystarczyło zamienić z nim parę słów, żeby się przekonać, że to fantastyczny, zadziwiająco głęboki gość. W branży muzycznej jest bardzo mało całkowicie autentycznych ludzi, a Freddie był jednym z nich, podobnie jak wszyscy muzycy z Queen. Równi goście. Tamtej nocy w Birmingham po raz pierwszy rozmawiałem z Freddie'em o osobowości scenicznej. «Nigdy nie przepraszaj za to, że jesteś na scenie, nigdy się nie tłumacz», mówił Freddie. «Publiczność przyszła, żeby cię zobaczyć, więc nie ma znaczenia, jeśli trochę odlecisz.» Nie ulega wątpliwości, że nikt nie odlatywał lepiej niż Freddie. Wystarczyło, że wyszedł na scenę, zrobił kilka swoich gestów i publiczność należała do niego. Nie był najwyższym facetem na świecie, ale był gwiazdorem w każdym calu. Miałem wtedy dwadzieścia trzy, dwadzieścia cztery lata, śpiewałem w kapeli, której nieźle się powodziło. Freddie nie musiał sobie zawracać głowy kimś takim jak ja. Mimo to kipiał entuzjazmem i zawsze był gotów przekazywać wiedzę i doświadczenie. Był niewiarygodnie hojny pod tym względem. Nikt przed Freddie'em nie wziął mnie na bok i powiedział: «Posłuchaj, oto kilka zasad... 263 w ten sposób dasz z siebie wszystko i zagrasz najlepszy koncert.» Freddie był jedynym gościem, który powiedział mi coś takiego. Naprawdę szanowałem go za to. Nie odnosił się wobec mnie protekcjonalnie czy łaskawie; naprawdę próbował mi pomóc. «Każdy artysta zmaga się z wątpliwościami, Tony», mówił Freddie. «Nawet ty?» pytałem. «Zwłaszcza ja.» Rozmawialiśmy o tym, że każdy artysta ma dwie strony. Musisz znaleźć w sobie psychiczną siłę, żeby wyjść na scenę. Człowiek, który pozostaje poza sceną, jest bezbronny, potrzebuje przytulenia, odrobim uczuć, trzeba mu mówić, że jest dobry. Wiem, że Freddie nie był inny. Jeżeli jesteś taki wielki, jak on był na scenie, możesz mieć pewność, że poza sceną będziesz równie bezbronny i mały." Koncerty w Wielkiej Brytanii okazały się takim sukcesem, jakiego się spodziewano, a ponieważ jeden z koncertów n? Wembley przypadał na 5 września, trzydzieste ósme urodzin} Freddie'ego, Mercury urządził wielkie przyjęcie w londyńskim klubie Xenon. Kilka dni później ukazał się dwudziesty szósty singiel Queen Hammer to Fali, równolegle z debiutanckim solowym singlem Freddie'ego Love Kills, nagranym do filmu Metropolis. Kiedy dwa dni później zespół przyleciał na koncert do Dortmun-du, ktoś zwrócił uwagę, że dziewięć albumów Queen znalazło się jednocześnie w pierwszej dwudziestce w Wielkiej Brytanii, co stanowi nie byle jakie osiągnięcie. Podczas koncertu w Hanowerze Freddie ponownie upadł i znowu usztywniono mu nogę w szpitalu. Nie zważając na rady lekarza Freddie wrócił na scenę dwa dni później, chociaż nie był w pełni sił. Na początku października, wbrew radom Związku Muzyków, Queen wraz z ekipą, obejmującą Mary Austin i jej nowego narzeczonego Joe'ego Berta, basistę zespołu Toma Robinsona, wyruszył do Sun City w Bophuthatswanie, gdzie miał zagrać dwanaście koncertów. „Sytuacja związana z Afryką Południową była nieco delikatna, ponieważ oficjalnie nikt nie miał prawa tam występować", wspomina Spike Edney. „Ja w ogóle nie przyznałem się, że tam pojechałem. Tak było bezpieczniej, ponieważ byłem tylko muzykiem sesyjnym. Związek zakazał występów w RPA, a łamiąc zakaz narażałeś się na wyrzucenie ze związku. Dla mnie konsekwencje skreślenia byłyby katastrofalne. Związek potraktował Queen wyjątkowo surowo, ale to była hipokryzja, ponieważ w RPA występowali już Stevie Wonder, Diana Ross, Rod Stewart i kilku innych wykonawców. Dlaczego uwzięli się na Queen? Zespół usły- 264 szał, że złamał zasady, a ich muzyka trafiła na czarną listę, nie mieli prawa występować w telewizji i tak dalej. Wszystko to brzmiało dość poważnie." Pech nie opuszczał zespołu. Pierwszej nocy, 5 października głos odmówił Freddie'emu posłuszeństwa zaledwie po kilku piosenkach. Jednym z zawiedzionych widzów był Rolf Harris, australijski piosenkarz, rysownik, wirtuoz didgeridoo. „Poleciałem do Sun City specjalnie po to, by zobaczyć Queen", potwierdza Rolf, który w 1996 nagrał własną wersję Bo-hemian Rhapsody na pile, chociaż nie odniosła ona takiego fenomenalnego sukcesu, jak jego wersja Stairway to Heaven zespołu Led Zeppelin. „To było fantastyczne. Niewiarygodne nagłośnienie, decybele łomotały ze sceny o mały włos nie zrywając dachu. Zapewniam cię, że zatkałem uszy stoperami. Myślałem tylko, jak ci ludzie wytrzymują ten hałas? Queen zagrał może dwie piosenki, zrobił to genialnie, ale nagle ktoś wyszedł na scenę i ogłosił, że głos odmówił Freddie'emu posłuszeństwa. Co za zawód." Według Spike'a Edney'a noc, kiedy Freddie stracił głos, „była naprawdę bardzo smutną, czarną nocą. Myślę, że po raz pierwszy w całej swojej karierze Queen musiał przerwać koncert, a Freddie czuł się fatalnie z tego powodu. Nic nie mógł jednak poradzić. Poszliśmy na kolację i kilka drinków, żeby się pocieszyć, a Roger zamówił bardzo dużą butelkę szampana, którą posłał Freddie'e-mu z karteczką: «Nie przejmuj się, Fred, nadal cię kochamy.«" Zespół wznowił koncerty cztery dni później. Nie było jednak sposobu, żeby przenieść odwołane występy na inne dni, wszyscy zainteresowani ponieśli znaczne koszty, co bardzo przygnębiło zespół. Podróż nie obyła się bez momentów humorystycznych: „Pewnego wieczoru zabrali nas do wodopoju, żebyśmy zobaczyli dzikie zwierzęta", wspomina Spike. „Przeszliśmy dziesięć mil drogą, wlokąc kosze z butelkami szampana. Byli wszyscy: zespół, ekipa, ochroniarze. Nikt wcześniej nie uczestniczył w podchodzeniu do dzikich zwierząt, więc panowało spore podniecenie. Wszyscy się ucieszyli: «Ćśś... nie możecie hałasować, bo zwierzęta się wystraszą.» Przez dziesięć minut siedzieliśmy nieruchomo w całkowitym milczeniu. Nagle tuż przed nami przeleciała ćma, a Freddie zapytał: «Niech mnie szlag, to ma być dzikie zwierzę? » Oczywiście wszyscy zaczęli wyć ze śmiechu, zwierzęta się wypłoszyły, a nasz przewodnik powiedział: «Równie dobrze możemy wracać do domu. Dzisiaj już niczego nie zobaczymy!» 265 W sumie, pomimo odwołanych koncertów, tak dobrze się bawiliśmy, że osobiście wcale nie chciałem wyjeżdżać z Afryki." Po powrocie do Londynu Brian i Roger poszli do związku, żeby wstawić się za Queen. „Queen prowadził dość ożywioną działalność charytatywną w RPA", mówi Spike. „Zbierali fundusze na szkołę dla głuchych i ociemniałych dzieci w Kutlawamong, a później wydali w RPA specjalny album koncertowy i wpływy z jego sprzedaży przekazali na szkołę... Wszędzie, gdzie występowali, spotykali się ', takim wspaniałym przyjęciem, że nadal nie wierzę, że zrobili coś niewłaściwego. Ludzie w RPA byli spragnieni przyzwoitej muzycznej rozrywki. Oczywiście parę lat później sytuacja polityczna uległa zmianie i koncertowanie w RPA stało się koszerne." Queen nie uniknął jednak wysokiej kary. Zespół nalegał, żeby pieniądze przekazano na cele charytatywne zamiast na pęczniejące konto bankowe związku. Muzycy przez wiele lat nie mogli pojąć, dlaczego tak surowo ich potraktowano. W wywiadzie udzielonym Martinowi Dunnowi z Sun w kwietniu 1986 roku Roger Taylor zauważył: „Nasze piosenki są bardzo popularne w Republice Południowej Afryki. I Want to Break Free jest nieoficjalnym hymnem Afrykańskiego Kongresu Narodowego, a Another One Bites the Dust to jeden z najlepiej sprzedających się utworów w historii RPA." Właśnie podczas tej podróży Spike Edney po raz pierwszy zdał sobie sprawę, jak zwartą grupą jest Queen. „Queen był prawdziwym zespołem. Wszyscy muzycy mieli silne osobowości, przeżywali wiele trudnych chwil i nauczyli się wstawiać za sobą nawzajem. Myślę, że ostatnie słowo należało najczęściej do Freda. Na przykład w przypadku koncertów to on ponosił największą odpowiedzialność. Kiedy do nich dołączyłem, Queen grał od tak dawna, że wszyscy muzycy wiedzieli, co do nich należy, mogli to robić prawie z zamkniętymi oczami. Do scysji dochodziło — osobiście widziałem ich bardzo niewiele — tylko podczas nagrań. Zazwyczaj kończyły się, kiedy Freddie mówił: «Nie, nie zrobię tego. Robię to!» Wydaje mi się jednak, że nie sprawował rządów żelaznej ręki ani nie próbował tego robić. Zawsze słuchał zdania innych, wypróbowywał pomysły innych ludzi. Z całą pewnością nie miał obsesji na punkcie kontroli. Powoli przekonywałem się, jak wiele aspektów ma osobowość tego człowieka. Freddie potrafił być niewiarygodnie silny i gwał- 266 L towny. Potem stawał się swobodny, żartował, stawał się całkowicie przystępny. Z oczywistych powodów nie ufał ludziom przy pierwszym spotkaniu. Podczas tras koncertowych wszyscy przesiadywaliśmy w apartamencie Freda, ponieważ on nigdzie nie chciał chodzić. Gdyby wyszedł, nie mógłby się rozluźnić; oblegałyby go setki ludzi proszących o autografy. Fred mógł się zrelaksować tylko w swoim własnym, prywatnym świecie, wśród swoich ludzi. Podczas tras koncertowych przypominaliśmy paczkę chłopaków, bo w końcu rockandrollowa trasa jest chłopięcą zabawą. W tym prywatnym świecie Fred potrafił się rozluźnić, można mu było wszystko powiedzieć i doskonale się bawić. Lubił koleżeńską atmosferę i bezlitosne docinki. Nie musiałaś się «trząść o posadę», jak to nazywaliśmy; nie musiałaś czapkować Szefowi. Pod koniec kariery koncertowej Freddie spędzał większość czasu w hotelu, a to jest okropne życie. Najbardziej uwielbiałem we Freddie'em jego styl, którego nie tracił nawet wtedy, kiedy cię beształ. Nigdy nie miałem z nim wiele problemów. Kiedy proponowałem coś, a on uważał, że to było gówno, mówił: «To jest gówno warte.» Człowiek zawsze wiedział, na czym stoi. Nie mogłaś się obrażać, ponieważ Freddie miał wspaniałe poczucie humoru. Nie chciałbym jednak, żeby skupił się na mnie jego zły humor. Myślę, że kiedy już coś postanowił, bardzo trudno było z nim dyskutować." Spike przyznaje, że Queen słynął z niewiarygodnej arogancji. „To prawda, oni byli aroganccy, ale głównie dlatego, że najczęściej postępowali właściwie. Uważali chyba, że na początku kariery źle ich potraktowano, a to nauczyło ich samowystarczalności, polegania na własnym zdaniu. Jedynym mankamentem arogancji Queen był fakt, że udzielała się ona ich współpracownikom. Ludzie, którzy dla nich pracowali, zaczęli być aroganccy w imieniu Queen, kiedy wcale nie mieli do tego prawa. Czasami bywało to nieznośne." Po przygodzie południowoafrykańskiej Freddie schronił się w azylu w Monachium. W święta Bożego Narodzenia Queen postanowił nagrać swój pierwszy gwiazdkowy singiel, Thank God It's Christmas. Dwudziesty siódmy singiel zespołu, stanowiący swoistą parodię gatunku, został wyprodukowany w Londynie, a wokal Freddie'ego dograno w Monachium. Utwór nie dotarł do pierwszej dwudziestki w Wielkiej Brytanii, ale ponieważ dotychczas nie znalazł się na żadnym albumie Queen, singiel pozostaje rarytasem kolekcjonerów. 267 m ROZDZIAŁ OSIEMNASTY Królowa drogi Zapowiadano, że będzie to największy festiwal rockowy, jaki widział świat. Rock in Rio, który poprzedził koncert Live Aid Boba Geldofa i stanowił południowoamerykańską odpowiedź na Woodstock, spełnił oczekiwania z nawiązką. W 1985 roku Queen został zaproszony do udziału jako główna gwiazda ośmiodniowego noworocznego festiwalu, gdzie mieli wystąpić najwięksi wykonawcy tamtego czasu: Rod Stewart, Yes, Iron Maiden, Def Lep-pard, Ozzie Osbourne, George Benson, James Taylor oraz kilku najwybitniejszych artystów brazylijskich. Queen nie mógł odmówić udziału w takim przedsięwzięciu, tym bardziej, że głównym organizatorem festiwalu był nie kto inny jak ich menedżer koncertowy, Gerry Stickells. Zespół wyruszył do Brazylii 6 stycznia, a Freddie'emu towarzyszyli Peter Freestone, Barbara Valen-tin, Paul Prenter i ochroniarz. Sześć dni później Queen miał wystąpić przed najliczniejszą publicznością w historii rocka: na koncert przybyło od 250000 do 300000 fanów, z których wielu podróżowało przez dwa dni lub dłużej w upale, żeby zobaczyć swój ulubiony zespół. Spike Edney, który dołączył do Queen w Rio, żeby grać na klawiszach, bardzo współczuł Freddie'emu z powodu sytuacji, w jakiej się znalazł: „Musisz pamiętać, że Freddie był wtedy w Ameryce Południowej wielką gwiazdą. Był Bogiem. Piosenka Queen Love of My Life utrzymywała się na pierwszym miejscu w Argentynie całe wieki; to był odpowiednik Stairway to Heaven. Z tego względu, odkąd Freddie tam się znalazł, został więźniem. Nigdzie nie mógł się ruszyć, nawet w towarzystwie uzbrojonych strażników. 268 To musiało być dla niego ogromnie irytujące. Myślę, że raz czy dwa udało mu się wymknąć, ale prawdę mówiąc nie było to warte zachodu. Przypuszczam, że jednym z powodów jego popularności w tej części świata był wygląd Freddie'ego. Nie wiem, czy to prawda, ale słyszałem, że odkąd Fred obciął włosy i zapuścił wąsy, stał się symbolem przystojnego Latynosa, swego rodzaju latynoskim Clarkiem Gable. Możliwe, że jest w tym część prawdy, ale myślę, że przede wszystkim chodziło o muzykę." Spike pamięta, że doświadczenie w Rio wywarło na nim niezatarte piętno: „Brałem udział w różnych przedsięwzięciach, ale nigdy nie widziałem czegoś podobnego. Wiedziałem, że wcześniejsze trasy koncertowe Queen po Ameryce Południowej miały pionierski charakter, ale muszę powiedzieć, że ten koncert również był nowatorski. To było największe widowisko, jakie się kiedykolwiek odbyło. Na tym brazylijskim polu zgromadziło się blisko trzysta tysięcy osób. Wspomnienia trochę się już zatarły, ale pamiętam, że minister kultury wydał przyjęcie, na które poszliśmy. Miał nieprawdopodobnie wielki dom, stojący na prywatnej posiadłości, gdzie roiło się od ochroniarzy. Stawiły się wszystkie gwiazdy: Rod Stewart, George Benson, Yes. Prawie cały dom wyłożono białym futrem — podłogi, sufit, nawet ściany! Najbardziej utkwiło mi w pamięci, że jakaś brazylijska gwiazda siedzi przy fortepianie obok George'a Bensona i szczebiocze, my stoimy dookoła i dajemy do zrozumienia, że «to trochę śmiech na sali», i wtedy nagle do fortepianu podchodzi Nina Hagen i zaczyna wyć z mocą stu pięćdziesięciu watów. Boki zrywać." Koncert faktycznie odbył się na otwartej przestrzeni. Przez kilka miesięcy organizatorzy wznosili na Barra de Tijuca Rockod-romo półkolistą scenę z fontannami po bokach. Fontanny okazały się szczególnie przydatne, ponieważ przez całą noc poprzedzającą festiwal padał ulewny deszcz. Ochlapani błotem fani mogli się umyć w fontannach. W szczerym polu wyrosło małe miasteczko. Na Barra ustawiono też stanowiska dla prasy, zainstalowano międzynarodowe linie telefoniczne dla tysięcy dziennikarzy i fotografów, teleksy, sklepy, stoiska z hamburgerami. W nocy olbrzymie reflektory przeczesywały niebo jak na hollywodzkiej premierze, oświetlając teren na przestrzeni wielu mil. W pobliżu zorganizowano lotnisko dla helikopterów, które okazało się nieodzowne. Wszystkie drogi 269 i prowadzące do Barra były zakorkowane od kilku dni, toteż artyści mogli dotrzeć na miejsce tylko helikopterem, co bynajmniej nie ucieszyło Freddie'ego. Queen miał wystąpić po zespole Iron Maiden w pierwszą noc festiwalu jako główna atrakcja. W rzeczywistości od występu Iron Maiden do długo oczekiwanego pojawienia się Queen upłynęły aż dwie godziny. Zespół wyszedł na scenę dopiero o drugiej nad ranem, kiedy tłum odchodził od zmysłów ze zniecierpliwienia. Felietonista Observera Peter Hillmore przybył dc Rio, żeby obejrzeć niecodzienne wydarzenie: „Jim Beach zorganizował wszystko, ale nie do końca. Zrobiłem awanturę, domagając się, żeby przenieśli mnie do hotelu, w którym zatrzymał się zespół. Jak miałem o nich pisać, mieszkając w innym miejscu? Pamiętam, że siedziałem przy basenie, leniwie dłubałem w melonie, kiedy na śniadanie zszedł Rod Stewart wzdychając: «O rany, ależ my mamy ciężkie życie. » Na pocieszenie Jim Beach załatwił mi wejście za, kulisy podczas koncertu Queen. Kiedy tam wszedłem, wyjrzałem i zobaczyłem tłumy widzów. Ten widok zaparł mi dech w piersiach. Zapytałem Briana: «Jakie to uczucie stać na scenie?» A on na to: «Wyjdź i sam się przekonaj. » Nigdy nie czułem się głupiej niż na tej scenie. Oczywiście nie występowałem, po prostu stałem tam. Wpatrywały się we mnie tysiące twarzy, a wszyscy głośno domagali się Queen. Krzyczeli też do mnie, ponieważ byłem z zespołem. To była niezwykła chwila. Poczułem moc Freddie'ego Mercury'ego, zrozumiałem jakie to uczucie, kiedy ćwierć miliona ludzi nie pragnie niczego innego jak tylko tego, żebyś otworzył usta i zaczął śpiewać. Pamiętam, że bardzo się bałem, ponieważ nie mogłem kiwnąć palcem. Tymczasem Queen wyszedł na scenę, sprawy potoczyły się szybko, a ćwierć miliona ludzi wrzeszczało: