Richard Pipes Rosja, Komunizm i Świat 1 Eseje zamieszczone w tym zbiorze zostały opublikowane pierwotnie w następujących pismach i wydaniach: „Commentary" (Russia's Past, Russia's Future, June 1996; Soviet Global Strategy, April 1980; Yeltsin - and After, March 2000) „Foreign Affairs" (Misinterpreting the Cold War, January 1995; Can the Soviet Union Reform?, Fall 1984; The Soviet Union Adrift, January 1991) „The National Interest" (1917 and the Revisionists, March 1993) „Bulletin of the American Academy of Arts and Sciences" (Human Nature and the Fall of Communism, vol. XLIX, no. 4) „Encounter" (Russia's Mission, America's Destiny, October 1970) „Russia on Russia" (What Russians Should Do in the Twenty-First Century, no. 1) R. Pipes, Russm Under the Bolshevik Regime, Alfred A. Knopf, 1994: (Communism, Fascism and National-Socialism) „Arka" (To imperium się rozpadnie..., nr 3/1991) Richard Pipes ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT esejów tłumaczenie Andrzej Nowak, Szymon Czarnik Copyright by Richard Pipes, Cambridge, Mass. 2002 Copyright for the Polish edition and translation by ARCANA 2002 Wybór i redakcja Andrzej Nowak Projekt graficzny serii i okładki Marek Pawlowski ISBN 83-89243-05-9 Wydanie pierwsze, Kraków 2002 Wydawnictwo ARCANA ul. Dunajewskiego 6 33-133 Kraków tel./fax (0 prefixl2) 422-84-48 (0 prefixl2) 429-56-29 - dział handlowy e-mail wydawnictwo@arcana.pl www.arcana.pl Druk i oprawa Drukarnia GS, ul. Zabłocie 43, Kraków SPIS TREŚCI Wstęp 7 Przeszłość i przyszłość Rosji 9 Komunizm, faszyzm i narodowy socjalizm 26 1917 i rewizjoniści 82 Błędna interpretacja zimnej wojny 101 Misja Rosji, przeznaczenie Ameryki. założenia amerykańskiej i sowieckiej polityki zagranicznej 111 Sowiecka strategia globalna 127 Czy Związek Sowiecki jest reformowalny? , 147 Związek Sowiecki dryfuje 164 Natura ludzka i upadek komunizmu 183 Czas Jelcyna 196 „co powinni czynić, a czego wystrzegać się rosjanie w xxi weku?" 206 „to imperium się rozpadnie..." 212 I .v.v .v.v *:*: WSTĘP Możliwość udostępnienia zbioru moich szkiców politycznych i historycznych czytelnikowi polskiemu daje mi wielką satysfakcję. Wynika ona stąd, że urodziłem się i wychowałem w Polsce i że moje poglądy na Rosję i Związek Sowiecki noszą niezatarte ślady wpływu polskiej szkoły studiów nad Rosją. Jak wyjaśniłem to w przeprowadzanym przez Andrzeja Nowaka wywiadzie (włączonym do niniejszego tomu), wpływ ten musiał mieć charakter pośredni, ponieważ w okresie mojej wczesnej młodości nie interesowałem się jeszcze specjalnie tym przedmiotem. Wydaje się jednak, że jako człowiekowi urodzonemu w państwie sąsiadującym z Rosją zostały mi oszczędzone romantyczne złudzenia na temat owego wielkiego kraju, tak powszechne wśród ludzi, którzy mieszkają odeń o tysiące mil. Andrzej Nowak wybrał z moich pism przede wszystkim te, które odnoszą się do sposobu postępowania Związku Sowieckiego, jak rozwijał się on w okresie trzydziestu lat, podczas których przez pewien czas służyłem w rządzie Stanów Zjednoczonych i mogłem do pewnego stopnia wpływać zarówno na amerykańską politykę, jak i opinię publiczną. Wydaje mi się, że o wartości tych tekstów stanowi nie tylko brak owych iluzji, o których wspomniałem przed chwilą, ale także wyrażana w nich wiara, że przeszłość bardzo istotnie wpływa na teraźniejszość. Może się to wydawać oczywiste, niestety jednak współczesne nauki polityczne, podobnie jak ekonomiczne, wykazują skłonność do lekceważenia historii. Sądzę, że te szokujące błędy, jakie popełniła zachodnia „sowietologia" w ocenie Związku Sowieckiego w okresie Zimnej Wojny, mogą być w znacznym stopniu przypisane świadomej ignorancji na temat historycznego dziedzictwa tego kraju. W pewnych przypadkach oczywiście myliłem się w swoich analizach. Błędnie przewidywałem, że Gorbaczow połączy swe siły z czerwono-bru-natną koalicją i porzuci pieriestrojkę, aby ocalić sowieckie imperium. W 1996 roku przeceniłem siłę rosyjskich nacjonalistów. Kilka lat później nie doceniłem pragmatyzm Putina. Mimo tych pomyłek, mogę wskazać na moją trafną ocenę wewnętrznej słabości wbudowanej w poststalinowski reżim, który - jak to określiłem w artykule opublikowanym pierwotnie w 1984 roku - stał w obliczu „sytuacji rewolucyjnej". Z tej przesłanki wyprowadzałem wniosek - trafny, jak pokazał to czas - że zamiast starać się za wszelką cenę „dogadać" z ZSRR, jak dyktowała to doktryna detente, powinniśmy zrobić wszystko, ¦:«•;¦¦¦ ROSJA,KOMUNIZM I ŚWIAT i co w naszej mocy, żeby podważyć ten reżim. Przeciwnie do dominującego poglądu, twierdziłem, że im mniej pewnie będzie się czuło sowieckie kierownictwo, tym bardziej będzie ono skłonne do porozumienia. Wreszcie, okazało się, że miałem także racje przewidując, że Rosja postkomunistyczna będzie mniej agresywna i ekspansjonistyczna. Ten wynik pokazuje, że łatwiej jest przewidywać kierunek długoterminowych trendów niż kształt krótkoterminowych decyzji politycznych. Chcę wyrazić moją głęboką wdzięczność wobec pana Andrzeja No-waka za sam pomysł tego tomu, a także za tak doskonale wykonaną pracę w jego przetłumaczeniu i przygotowaniu do publikacji. Richard Pipes Lipiec 2002 roku *:•:•: PRZESZŁOŚĆ I PRZYSZŁOŚĆ ROSJI Przez ostatnie kilka lat Rosja sprawiła wiele zawodu tym spośród nas, którzy spodziewali się, że po upadku reżimu komunistycznego kraj wejdzie na drogę powolnego, być może nierównomiernego, tym niemniej nieodwracalnego upodobniania się do Zachodu. Mieliśmy na myśli szlak, jakim - na różne sposoby - podążały kraje bałtyckie, Republika Czeska, Polska i Węgry, które to państwa również niedawno wyzwoliły się z komunizmu. Nie oczekiwaliśmy natomiast tego, co wielu Rosjan wyobrażało sobie w porywie euforii po upadku dawnego systemu - mianowicie, że ogłaszając Rosję państwem demokratycznym i zorientowanym rynkowo, w ciągu roku czy dwóch zamieni się ją w drugie Stany Zjednoczone. Jak wiadomo, żaden z tych dwu scenariuszy się nie spełnił. Po obiecującym początku w Rosji zapanował nieokreślony reżim, nie będący w stanie zapewnić społeczeństwu ani dostatku i wolności demokracji kapitalistycznych, ani podstawowych zabezpieczeń społecznych, jakie dawał dojrzały komunizm. Taki obrót spraw stał się przyczyną powszechnego rozczarowania. W ostatnich wyborach parlamentarnych największą liczbę mandatów zdobyli komuniści. Blisko połowa elektoratu oddała swe głosy na kandydatów odrzucających demokratyzację i gospodarkę rynkową, widzących w Zachodzie wroga chcącego ujarzmić Rosję i domagających się rządów „silnej ręki". Przyszłość zaś rysuje się tak, że w czerwcowych wyborach prezydenckich zwycięstwo odniesie albo komunista, albo nacjonalista, między którymi nie ma większych różnic, bowiem obydwaj pragną odbudować utracone imperium i zlikwidować młode instytucje demokratyczne. Taki rozwój sytuacji, niepokojący życzliwie zainteresowanych obserwatorów, pokazuje też, jak bardzo mylili się neo-słowianofile pokroju Aleksandra Sołżenicyna, dla których wszystkie problemy kraju miały swe źródło w marksizmie, postrzeganym jako wirus sprowadzony do Rosji, gdzie wcześniej był on nieznany, ze świata Zachodu. Teoria marksistowska rzeczywiście zaimportowana została z Zachodu, tym niemniej marksizm w praktyce, jako pewien system rządów, nabrał w Rosji wyjątkowo despotycznego charakteru. W krajach zachodnich marksizm, dochodząc do głosu za sprawą socjaldemokracji, ewoluował w kierunku demokratycznego welfare state; w Rosji, podobnie jak w większości krajów Trzeciego Świata, które go przyjęły, doprowadził do stworzenia systemu totalitarnego. Te jakże odmienne koleje losu jednej ideologii pokazują dobitnie, że 10 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT kultura polityczna Rosji nie sprzyja politycznym, tudzież gospodarczym instytucjom Zachodu, a idee zachodnie skłonna jest przekształcać w duchu wrogim zasadom społeczeństwa obywatelskiego. Dopóki Rosjanie nie uświadomią sobie tego, co wymaga zmiany w ich własnej kulturze, mają niewielkie szansę, by stać się - zgodnie ze swymi aspiracjami - „normalnym" społeczeństwem. Cóż takiego znajduje się w historycznym dziedzictwie Rosji, co nie pozwala Rosjanom upodobnić się do Zachodu i czyni ich podatnymi na antyzachodnią demagogię? Wyjaśnienie, które w pierwszej chwili przychodzi na myśl, to charakter narodowy: Rosjanie to naród zupełnie odrębny, ulepiony z innej gliny niż Anglicy, Francuzi czy Szwedzi. Tę odpowiedź trzeba jednak z gruntu odrzucić. W wiekach średnich Rosja składała się z dwu państw. Jedno skupione było wokół Moskwy, drugie wokół Nowogrodu, dobrze prosperującego handlowego miasta-państwa, które za pośrednictwem Ligi Hanze-atyckiej prowadziło ożywiony handel z Europą Północną. Jego kultura handlowa sprzyjała pojawieniu się demokratycznych instytucji, odpowiadających ówczesnym instytucjom zachodnim, a pod pewnymi względami nawet je przewyższających. Nowogród był republiką, której książęta obierani byli w wyborach, a przed objęciem urzędu musieli składać przysięgę, że będą przestrzegać praw ściśle ograniczających ich władzę. Wybory wyłaniały także innych wysokich urzędników. Własność obywateli chroniona była przed bezprawną konfiskatą. Prawa uchwalane były przez wiec (odpowiednik anglosaksońskiego folkmoot) - zgromadzenie powszechne, w którym uczestniczyć mógł każdy wolny obywatel. Rosyjskie miasto-państwo uderzająco przypominało samorządne wspólnoty miejskie średniowiecznej Europy, które tak bardzo przyczyniły się do rozwoju wolności i rządów prawa na Zachodzie. Na nieszczęście dla Rosji, pod koniec wieku XV Nowogród został podbity przez autokratyczne państwo moskiewskie, które zniosło wiec, skonfiskowało wszystkie posiadłości ziemskie na rzecz cara, a przedstawicieli elity deportowało tysiącami w głąb Rosji. Mimo to, choć Nowogród nie przetrwał do czasów współczesnych, samo jego istnienie dowodzi, że Rosjanie nie są organicznie wrodzy kulturze zachodniej. Potwierdza to również współczesna kultura rosyjska. Wielka literatura ostatnich dwu wieków, a także muzyka i sztuka rosyjska, z jednej strony wiele przejęły z Zachodu, z drugiej zaś łatwo znajdywały tam odbiór. Puszkin, Turgieniew, Tołstoj i Czechów, Czajkowski i Strawiński, Kandinsky i Chagall z powodzeniem mogliby zostać uznani za twórców zachodnich. PRZESZŁOŚĆ I PRZYSZŁOŚĆ ROSJI 11 Stajemy oto przed zagadką: kraj, który graniczy z Europą, zamieszkany jest przez ludzi fizycznie podobnych do Europejczyków, który przez ubiegłe trzysta lat domagał się, by traktować go jako część Europy, i który udowodnił, że potrafi być europejski zarówno w sferze polityki, jak i kultury, praktycznie nie jest w stanie stworzyć systemu społeczno-politycz-nego, opartego na modelu europejskim. Jak to możliwe? Tu na miejscu będzie pewna dygresja. W dalszej części artykułu przyjmuję założenie, iż zachodnie instytucje i praktyka działania wyznaczają pewien standard, wedle którego oceniać trzeba Rosję (a także, uogólniając, pozostałe kraje nie-zachodnie). Takie założenie jest w dzisiejszych czasach dość niepopularne, przywodzi bowiem na myśl egoistyczne argumenty, przytaczane przez Zachód w szczytowym okresie jego ekspansji imperialnej dla usprawiedliwienia własnych działań na rzecz podporządkowania sobie, a nawet zniewolenia innych ras. Pojęcie rasowej wyższości Europejczyków, w szczególności Nordyków („Aryjczyków"), które znalazło swój tragiczny wyraz w dobie Holokaustu, zostało całkowicie i słusznie skompromitowane. W rezultacie popadliśmy jednak w drugą skrajność. Obecnie na amerykańskich uczelniach dominuje politycznie poprawna „wielokulturowość" - mętny neologizm, każący traktować wszystkie kultury tak, jakby miały one jednakową wartość, a jeśli już wyróżniać kulturę zachodnią, to tylko w tym sensie, że jest ona czymś gorszym z racji wyjątkowych krzywd, jakie rzekomo wyrządziła ludzkości i środowisku naturalnemu. Odpokutowując rasistowskie uprzedzenia przeszłości, ta modna dziś doktryna ma jednak swe własne słabości, z których nie najmniejszą jest hipokryzja. Porzuciliśmy przekonanie, że nie-Europejczycy to dzikusy, czy też ludzie w jakikolwiek sposób od nas gorsi, ale wciąż uparcie osądzamy inne społeczeństwa wedle naszych własnych standardów. Kiedy przywódca Iranu nakazał prawowiernym muzułmanom zabicie pewnego pisarza za domniemaną obrazę Mahometa, nasi czołowi „postępowi" autorzy byli oburzeni, mimo że rozkaz ten mógł być w zupełności zgodny z prawem islamskim. Potępiamy praktyki skazujące kobiety w Trzecim Świecie na pełnienie podrzędnych ról, a w niektórych społeczeństwach afrykańskich wręcz na fizyczne okaleczenia, pomimo iż praktyki takie odpowiadają lokalnym tradycjom kulturowym. Te i wiele innych przykładów pokazują, w jak d-użym stopniu to, co uchodzi za „wielokulturowość", z towarzyszącym jej szkalo aniem Zachodu, jest zwykłą pozą, wypływającą po części z poczucia winy, a po części z nienawiści do samego siebie. Stawianie zachodniej kultury za przykład do naśladowania dla współczesnego świata nie oznacza w rzeczywistości przekonania o rasowej wyższości mieszkańców Zachodu. 12 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT Z wielu powodów Europa była pierwszym kontynentem, na którym rozwinęły się instytuq'e będące podstawą nowoczesnego życia - system prawny i praktyki administracyjne, nauka i technologia, środki przekazu i transportu, przepływ ludzi, kapitału i towarów, które w połączeniu ze sobą nieustannie scalają świat w jedną wielką wspólnotę. Nowoczesność i za-chodniość to, praktycznie rzecz biorąc, jedno i to samo. Poczet krajów cieszących się dziś najwyższym dochodem per capita, to w gruncie rzeczy grono krajów, które przyjęły najwięcej zachodnich rozwiązań. I na odwrót, najbiedniejsze są te kraje, które z tego czy innego względu nie podążyły tą ścieżką. Rosja nie jest wyjątkiem od tej reguły. Jej głęboko zakorzeniona niechęć do Zachodu świadczy o niemożności dostosowania się do współczesnego świata, co oznacza biedę i zacofanie. Teoria sformułowana w XIX wieku przez słowianofilów - głosząca, iż Rosja musi podążać swą własną, „odrębną" drogą -niezaprzeczalnie okazała się być receptą na katastrofę. Nie przeszkadza to Giennadijowi Ziuganowowi, szefowi rosyjskiej partii komunistycznej i jednemu z głównych kandydatów w tegorocznych wyborach prezydenckich, domagać się, by świat uznał „nasze równe prawo do podążania naszą własną drogą, w zgodzie z naszymi tradycjami i uwarunkowaniami". Nie jest przy tym jasne, na czym konkretnie polega ta „własna droga" -to znaczy, jakie właściwie „tradycje" powinna Rosja zachować i do jakich „uwarunkowań" się dostosować - a już w żadnym wypadku nikt takiego „prawa" Rosji nie odmawia. Natomiast zważywszy na doświadczenia ostatnich 78 lat, wypada zapytać o to, dokąd ta droga prawdopodobnie zaprowadzi. Dlaczego Rosji tak trudno jest przyjąć zachodni model, podczas gdy z powodzeniem uczyniło to kilka krajów azjatyckich, pod każdym względem bardziej odległych od Europy? Wytłumaczenie leży zarówno w czynnikach natury subiektywnej, jak i obiektywnej: w psychicznym uprzedzeniu, wzmocnionym dziedzictwem historii. Uporczywą anty-zachodniość Rosji przypisać można przede wszystkim jej dziedzictwu religijnemu. Głębia uczuć religijnych ludu rosyjskiego była i jest przedmiotem sporów, ponieważ religijność rosyjska jest w wyjątkowym stopniu przesiąknięta przesądami i magią. Ale nie podlega dyskusji, że przez setki lat ogromna większość społeczeństwa - w szczególności chłopstwa, stanowiącego 80 proc. populacji - oddawała nabożny szacunek ikonom, skrupulatnie przestrzegała kościelnych świąt i postów, a także - w przypadku osób piśmiennych - czytała książki religijne. Aż do czasu, gdy w latach 30. nabrała rozpędu komunistyczna kampania anty-religijna, większość Rosjan pod wieloma względami żyła wciąż w wie- PRZESZŁOŚĆI PRZYSZŁOŚĆ ROSJI 13 kach średnich, nie dotknięta śladem świeckiej kultury zachodniej, dominującej wśród wykształconej elity. Jakkolwiek może to nie wydawać się oczywiste, pomiędzy wyznawaną przez Rosjan religią a ich stosunkiem do Zachodu istnieje ścisły związek przyczynowy. Z punktu widzenia prawosławia zarówno katolicyzm, jak i protestantyzm zawsze były religiami wynaturzonymi, skażonymi pogańskim klasycyzmem i racjonalizmem filozoficznym. O sile tego przekonania świadczy fakt, iż po podbiciu przez Turków Konstantynopola w 1453 roku i zlikwidowaniu przez nich imperium bizantyjskiego -centrum prawosławnego chrześcijaństwa - kler rosyjski tłumaczył tę klęskę karą boską za wcześniejszą o wiek próbę wejścia przez Bizancjum w unię z Rzymem. Po upadku Bizancjum i zajęciu przez Osmanów Półwyspu Bałkańskiego, carat moskiewski pozostał jedynym prawosławnym państwem na świecie. Wskutek tego od połowy XV wieku prawosławie zaczęło być utożsamiane z rosyjskością, zamieniając się w religię narodową. To wyjątkowe powiązanie religii i narodowości - obce katolicyzmowi i protestantyzmowi, które po dziś dzień pozostają wyznaniami ponadnarodowymi - miało dalekosiężne konsekwencje. Z upływem czasu wrogość Kościoła prawosławnego do zachodnich gałęzi chrześcijaństwa uległa zeświecczeniu. Tak jak wyznawcy prawosławia uważali, że jest ono nie do pogodzenia z chrześcijaństwem zachodnim, tak naród rosyjski nabrał przekonania o swej zasadniczej odrębności od społeczeństw Zachodu. Nie odczuwając przy tym żadnej więzi ze swymi sąsiadami wyznającymi religie wschodnie - islam, buddyzm, czy konfucjanizm - Rosjanie zaczęli uważać się za naród zupełnie wyjątkowy. Historycy od dawna zwracali uwagę na to, w jaki sposób bolszewicy, mimo całego swego wojującego ateizmu, nieświadomie grali na tych uczuciach, organizując Trzecią Międzynarodówkę i ogłaszając Moskwę stolicą światowego komunizmu. Postępując tak, szli w ślady XVI-wiecznych kapłanów rosyjskich, którzy po upadku Konstantynopola ogłosili stolicę swego kraju Trzecim i ostatecznym „Rzymem". W epoce, gdy nauka i ideologia zastąpiły religię w roli intelektualnego i moralnego drogowskazu, doszukiwanie się religijnych źródeł postaw politycznych może wydawać się zbyt daleko idące. Jednak zeświecczenie to zjawisko dość świeżej daty, a wiele spośród naszych przekonań, nawet ujętych w terminy naukowe czy ideologiczne, po dokładniejszej analizie, okazuje się mieć swe korzenie w wierze religijnej. Miliony Rosjan, oklaskujących demagogów, którzy potępiają „zepsuty" i „siejący zepsucie" Zachód, nieświadomie powiela poglądy, jakie wieki temu pojawiły się wśród prawosławnej hierarchii i za jej sprawą rozprzestrzeniły na cały naród. 14 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT Oprócz wspomnianych postaw, które uniemożliwiają Rosjanom czerpanie korzyści z zachodniego doświadczenia i modernizacji, istnieją także instytucjonalne przeszkody utrudniające zmiany - w gruncie rzeczy cale mnóstwo takich przeszkód. Na pierwszym miejscu wymieniłbym spóźnione i krótkotrwałe obcowaniez własnością prywatną. My na Zachodzie skłonni jesteśmy traktować pojęcie własności prywatnej jako prawo natury, gwarantujące nam zachowanie i wyłączne korzystanie z dóbr i uprawnień, będących w naszym posiadaniu. Chronimy te nasze dobra i prawa nie tylko przed innymi współobywatelami, ale również przed państwem: mamy święte przekonanie, że rząd nie może nas opodatkować bez zgody naszych przedstawicieli, ani położyć ręki na naszym mieniu bez odpowiedniej rekompensaty. W rzeczywistości jednak kosztowało to wiele czasu i zaciekłych konfliktów, zanim te „naturalne" i same przez się oczywiste zasady znalazły trwale miejsce w naszej kulturze. Konstytucyjna historia Anglii, kraju, który dał światu demokrację parlamentarną, pełna jest sporów poddanych z koroną o naruszanie przez nią ich własności, głównie w wyniku arbitralnie nałożonego podatku.* Zmagania te zakończyły się, nie tylko w Anglii zresztą, triumfem suwerenności ludu. Przekonanie, iż własność obejmuje zarówno mienie materialne, jak również życie i wolność, spopularyzowane przez Johna Locke'a i przeniesione z Anglii do Stanów Zjednoczonych, wywarło znaczny wpływ także na Starym Kontynencie. W całej Europie, nawet w krajach, gdzie panował reżim absolutystyczny, uznawano za truizm, że królowie rządzą, ale nie są właścicielami: popularna sentencja, zaczerpnięta od rzymskiego filozofa Seneki, głosiła, iż „do królów należy władza nad wszystkimi rzeczami, a do poszczególnych mężów - własność". Pogwałcenie tej zasady odbierane było jako znamię tyranii. Ten sposób myślenia był w Rosji nie znany. Moskiewski władca cale królestwo traktował jako swą własność, a wszystkich świeckich posiadaczy ziemskich miał za swych głównych dzierżawców, którzy zarządzali swymi posiadłościami z jego łaski i tylko pod warunkiem wiernej służby. Suwerenność obejmowała własność ziemi wraz z ludźmi. Ten typ ustroju, określany przez niemieckiego socjologa Maxa Webera mianem „patrymo-nialnego", przetrwał w Rosji nienaruszony do końca XVIII wieku, a pod PRZESZŁOŚĆ I PRZYSZŁOŚĆ ROSJI 15 * Treść niniejszego akapitu nie pozostaje w sprzeczności z uwagami Autora, zawartymi w rozdziale zatytułowanym Natura ludzka a upadek komunizmu. Tam jest mowa o naturalnym instynkcie posiadania, będącym źródłem naturalnego pojęcia własności, podczas gdy tutaj chodzi o własność jako koncepcję prawną [przyp. tłum.]. pewnymi względami aż do początków wieku XX. Bezwarunkowa prywatna własność ziemi, będącej główną postacią majątku wytwórczego, pojawiła się dopiero w 1785 roku, wraz z wydanym przez Katarzynę Wielką „Przywilejem szlacheckim", choć nawet wówczas ograniczała się wyłącznie do szlachty; chłopi wciąż uprawiali rolę należącą albo do państwa, albo do ziemian. Teoretycznie własność ziemi stała się osiągalna dla chłopstwa dopiero w 1861 roku, zaś praktycznie dopiero w 1906 roku, czyli niemalże w zasięgu ludzkiej pamięci. I po zaledwie kilku dekadach prywatna własność ziemi została zniesiona w wyniku przeprowadzonej przez Stalina kolektywizacji. Brak prywatnej własności ziemskiej pod każdym względem wywarł dogłębny wpływ na rosyjską historię. W Anglii królowie zwoływali parlamenty, ponieważ zwyczaj zabraniał nakładania bezpośrednich podatków bez zgody poddanych; im więcej pieniędzy potrzebowała korona, z reguły na pokrycie kosztów niekończących się wojen, tym więcej władzy musiała przyznawać Izbie Gmin. Wielki kryzys konstytucyjny XVII wieku, którego wynikiem było trwałe przesunięcie władzy ustawodawczej z króla na Gminy, został rozstrzygnięty w ten sposób dlatego, że te ostatnie sprawowały kontrolę nad kasą. W Rosji, dla odmiany, carowie nie mieli żadnej potrzeby zwoływać jakichkolwiek ciał przedstawicielskich, ponieważ sami byli właścicielami wszystkiego. Tak zwane Sobory Ziemskie, które niektórzy historycy lubią przyrównywać do zachodnich parlamentów, nie były niczym w tym rodzaju - nie miały żadnych uprawnień w kwestii podatków, a ich rola ograniczała się do żyrowania decyzji podjętych na Kremlu. Carski absolutyzm dzierżył tedy pełnię władzy, przybierając formy o wiele uciążliwsze niż którykolwiek z absolutyzmów zachodnich, skutecznie powściąganych przez istnienie otoczonej szacunkiem własności prywatnej. Carat mógł utrzymać się do początków XX wieku w dużej mierze dzięki swej fiskalnej niezależności. Własność odgrywa historyczną rolę nie tylko jako hamulec dla sprawujących władzę polityczną. W nie mniejszym stopniu to właśnie jej zawdzięczamy zastąpienie prymitywnych rządów ludzkich rządami prawa. Własność i prawo zawsze szły ze sobą w parze: jedną z definicyjnych cech własności jest wyłączne prawo właściciela do czynienia użytku ze swego mienia. Używając słów C.B. Macphersona, „Własność od jedynie chwilowego posiadania odróżnia się tym, że jest ona roszczeniem, które będzie egzekwowane przez społeczeństwo i państwo, przez zwyczaje, konwencje i prawa". Tak więc własność zakłada istnienie prawa - zwyczajowego lub pisanego - i wszystkiego, co się z tym wiąże. „Własność i prawo ra- 16 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT zem się narodziły i razem muszą umrzeć", pisał Jeremy Bentham blisko dwa wieki temu. „Przed prawem nie było własności; znieście prawa, a wszystka własność ustanie". Ścisła więź łącząca te dwie instytucje tłumaczy, dlaczego w politycznej ewolucji Anglii i innych krajów anglojęzycznych, w których najpełniej rozwinęła się własność, tak doniosłą rolę odegrali przedstawiciele profesji prawniczej. Począwszy od sir Johna Fortescue, działającego w XV wieku, angielscy juryści byli najwyższymi arbitrami niepisanej konstytucji swego kraju. To właśnie oni ustanowili kluczową dla współczesnej demokracji zasadę, że prawo ma pierwszeństwo zarówno przed wolą suwerena, jak i wolą poddanych. Ewolucja taka nie miała miejsca w Rosji. Brak prywatnej własności powstrzymał wyłonienie się instytucji prawnych: spory dotyczące nieruchomości, które w XVII-wiecznej Anglii stanowiły gros spraw rozstrzyganych przez sądy, w Rosji rozstrzygane były poprzez rozporządzenia administracyjne. Wystarczy wspomnieć, iż niezależne sądy i kadra prawnicza do ich obsługi zadebiutowały w Rosji dopiero w 1864 roku, w epoce kolei i telegrafu. Nigdy w historii tego kraju nie proszono prawników o opinię na temat konstytucyjności działań władz. Procesy między obywatelami a państwem były zupełnie nie do pomyślenia. Nawet we współczesnej, postkomunistycznej Rosji próby wytoczenia państwu procesu pod zarzutem łamania konstytucji okazują się być osobliwie nieskuteczne. Rozważając szkodliwą spuściznę ustroju patrymonialnego, nie sposób nie wspomnieć także o poddaństwie i przypisaniu do ziemi. Było ono oczywiście znane również w Europie Zachodniej, ale tam było to znamię feudalizmu, które zanikło u schyłku wieków średnich. Rosja nie znała feu-dalizmu, lecz absolutyzm, a przypisanie do ziemi pojawiło się dopiero z nastaniem wczesnej ery nowożytnej, w wiekach XVI i XVII; zniesione zaś zostało w roku 1861. Ponieważ carat żądał, by wszyscy posiadacze ziemscy oddawali mu się na osobistą służbę, zwłaszcza w siłach zbrojnych, nie dysponował zaś odpowiednimi funduszami, by zapewnić im odpowiednie pensje, musiał pomyśleć o innej formie wynagrodzenia. W kraju bogatym w ziemię, lecz ubogim w ręce do jej uprawy, ziemian zjednano, zapewniając im siłę roboczą, rekrutującą się z przywiązanego do ziemi chłopstwa. Poddaństwo chłopstwa było więc konsekwencją przymusowej służby państwowej pełnionej przez szlachtę. Choć poddaństwo różniło się od niewoli, podzielało kilka najgorszych jej cech: chłopi także nie posiadali żadnych legalnych praw, w tym prawa do własności. Podobnie, jak miało to miejsce w przypadku niewolnictwa, poddaństwo zaszczepiło chłopom pogardę dla prawa i własności oraz ducha posępnego oporu względem PRZESZŁOŚĆ I PRZYSZŁOŚĆ ROSJI 17 wszelkiej władzy. Cóż mogło oznaczać dla nich państwo, żądające od nich jedynie podatków i rekrutów, i nie dające przy tym nic w zamian? Poddaństwo uniemożliwiło także rozwinięcie się wśród chłopstwa poczucia patriotyzmu, jak bowiem mogli chłopi poczuwać się do jakiejkolwiek wspólnoty z urzędnikami lub posiadaczami ziemskimi, którzy traktowali ich po prostu jak część majątku ruchomego? Tak przedstawia się najszkodliwsza spuścizna rosyjskiej przeszłości. Ludność Rosji nie miała sposobności, by rozwinąć w sobie szacunek dla prawa i własności, czy choćby poczucie przynależności do wspólnoty narodowej. Nauczono ją posłuszeństwa w sytuacji, gdy nie ma innego wyboru, oraz buntu, gdy taki wybór się pojawia; jedno, czego jej nie wpojono, to obowiązków i korzyści związanych ze statusem obywatela. Utrzymując absolutyzm w jego najskrajniejszej postaci aż do początków XX wieku, państwo rosyjskie nie opierało się na mandacie społecznym, lecz na sile. Z powodu wielce nierównomiernego rozdziału praw obywatelskich wśród poddanych, carat nie mógł nawet odwołać się do uczuć narodowych. Robiący wrażenie opór Rosji wobec obcych najeźdźców nie może być mylony z patriotyzmem, bowiem motywem leżącym u podstaw tego oporu była raczej nienawiść do obcych niż poczucie wspólnoty z własnymi rodakami, a i te uczucia rozpływały się szybko, gdy wzywano Rosjan do walki poza granicami kraju. Rząd, który opiera się na przemocy, siłą rzeczy musi stale dawać społeczeństwu dowody swej potęgi. Jednym ze sposobów na to jest ekspansja terytorialna. Także inne kraje tworzyły imperia, lecz żadne z nich nie rozprzestrzeniało się w sposób tak bezwzględny i nie trzymało się swych podbojów tak uparcie jak Rosja. Według moich wyliczeń, w ciągu 150 lat między środkiem XVI a końcem XVII wieku, państwo moskiewskie każdego roku zdobywało terytorium odpowiadające powierzchnią współczesnej Holandii. Co prawda większość tych terenów stanowiły jałowe pustkowia, ale mimo to ich wcielenie wywarło potężny wpływ na psychikę Rosjan, mogących dzięki temu chwalić się, że nawet jeśli nie są najbogatszym czy najbardziej cywilizowanym krajem na świecie, to są krajem bezdyskusyjnie największym. Poeta Michał Lermontow, tworzący w czasie, gdy armie rosyjskie podbijały Kaukaz, przedstawił w jednym ze swych utworów Rosjanina, który przekonuje muzułmańskiego mieszkańca gór, że kiedy ten znajdzie się już pod władzą cara, będzie mógł z dumą przyznać: „Tak, jestem niewolnikiem, ale moim panem jest car wszechświata". Podsycający to poczucie ekspansjonizm i militaryzm rosyjski, miały oczywiście swe odpowiedniki na Zachodzie, jednakowoż w Rosji pojęcie 18 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT „bycia wielkim mocarstwem" nabrało zupełnie szczególnego znaczenia. Zarówno carat, jak i jego komunistyczni następcy legitymizowali swą władzę, kreując swój wizerunek jako niezwyciężonej potęgi. Cóż mogło służyć do wpojenia własnemu społeczeństwu poczucia daremności wszelkiego oporu lepiej niż wykazanie, że^ały świat boi się Rosji? W ten oto sposób wytworzyła się ścisła więź pomiędzy mocarstwową pozycją Rosji a jej wewnętrzną stabilnością. Jedną z głównych przyczyn upadku caratu w 1917 roku, rzadko dostrzeganą przez badaczy patrzących na historię przez pryzmat teorii walki klas, jest stopniowe słabnięcie aspiracji caratu do miana wielkiego mocarstwa w wyniku przegrania wojny krymskiej w latach 1854-56, dyplomatycznych niepowodzeń będących następstwem wojny bałkańskiej 1877-78, przegranej w konflikcie z Japonią 1904-05, i wreszcie powtarzających się klęsk ponoszonych z rąk Niemiec w czasie I wojny światowej. W rezultacie tych upokorzeń, monarchia utraciła w oczach swych poddanych „mandat niebios", zwłaszcza że także na gruncie krajowym okazała się niezdolna do poradzenia sobie z plagą terroryzmu. To historyczne dziedzictwo tłumaczy, dlaczego spośród wszystkich imperiów, jakie rozpadły się od czasu II wojny światowej, żadnemu nie było równie trudno pogodzić się z dekolonizacją, co Rosji. Wielka Brytania, której imperium rozpościerało się niegdyś na cały glob, szybko przeszła do porządku dziennego nad swą stratą - podobnie, jak uczyniły to Francja, Portugalia i inne europejskie mocarstwa. Dla nich posiadłości kolonialne, będące co prawda źródłem dumy i potencjalnych zysków, nie stanowiły czynnika samoidentyfikacji. W Anglii, by dać jeden tylko przykład, silne poczucie przynależności narodowej rozwinęło się już w XVI wieku, zanim Anglia zdobyła znaczące terytoria zamorskie. Tymczasem w Rosji, gdzie poczucie tożsamości etnicznej od zawsze nierozerwalnie związane było z imperium, jego upadek był bolesny i oszałamiający. W gruncie rzeczy nic tak nie troska wielu współczesnych Rosjan, nawet pogorszenie ich warunków bytowych i powszechna przestępczość, i nic tak nie obniża w ich oczach prestiżu rządu, jak nagła utrata statusu wielkiego mocarstwa. Ich kraj, za komunizmu będąc super-potę-gą równą Stanom Zjednoczonym, w ich odczuciu traktowany jest dziś jak państwo Trzeciego Świata, pokorny odbiorca zachodniej dobroczynności. Atrakcyjność czerwono-brunatnej (czyli komunistyczno-faszystowskiej) koalicji w znacznej mierze zasadza się na tym, iż obiecuje ona przywrócić Rosji status szanowanego - czyli budzącego postrach - mocarstwa. Tyle o rosyjskiej przeszłości. A co z przyszłością Rosji? Poczucie izolacji i wyjątkowości, odziedziczone po prawosławiu, PRZESZŁOŚĆ I PRZYSZŁOŚĆ ROSJI 19 nadal jest niestety żywotne. Współcześni Rosjanie wciąż czują się wyobcowani, postrzegają się jako naród sui generis, nie należący ani do Europy, ani do Azji. Znamiona paranoi nosi ich stosunek do cudzoziemców, którzy -jakkolwiek nie rywalizowaliby ze sobą nawzajem - tworzą w opinii Rosjan jednolity wrogi blok, który w ten czy inny sposób chce „dobrać się" do Rosji. Dla przykładu, według ostatnich sondaży 60 proc. Rosjan jest przekonanych, iż zachodnie mocarstwa oferują im doradztwo ekonomiczne (i, jak można domniemywać, również pomoc) po to, by osłabić ich kraj. Aby zilustrować tę szeroko rozpowszechnioną postawę, niech wolno mi będzie przytoczyć pewne osobiste doświadczenie. Kilka lat temu zdarzyło mi się być w Szwajcarii na konferencji, w której brał udział również rosyjski urzędnik rangi rządowej. Podczas lunchu, otoczony dwoma rosyjskimi ambasadorami, poskarżył się, że obce mocarstwa spiskują ze sobą, by zablokować Rosji dostęp na rynki światowe. Na potwierdzenie swej tezy przytoczył fakt, że w poprzednim roku Rosja sprowadziła 600 tysięcy aut z Japonii, podczas gdy Japonia zaimportowała raptem 20 tysięcy samochodów z Rosji. Najwyraźniej umknęła mu różnica w jakości między samochodami rosyjskimi i japońskimi, drapieżna konkurencja między japońskimi i amerykańskimi firmami motoryzacyjnymi, jak również narzekania Amerykanów na zamknięty rynek japoński. Jego pole widzenia ograniczało się do tego, że to „oni" zawzięli się na „nas". Jakkolwiek nie byłyby irracjonalne tego typu podejrzenia, poczucie osaczenia przez nieprzyjazny Zachód jest bardzo realne. Rosyjska paranoja żywi się sama sobą, szukając i znajdując potwierdzenie w każdym wydarzeniu - w szczególności zaś w niedawnej decyzji o rozszerzeniu NATO aż do samych granic byłego Związku Radzieckiego. Posunięcie to wzbudziło w Rosjanach najgłębszy niepokój, utwierdzając ich w przekonaniu, że nawet po wprowadzeniu demokracji i gospodarki rynkowej, wciąż uznawani są za pariasów, niegodnych pełnego członkostwa we wspólnocie narodów. Nie znam żadnego Rosjanina, bez względu na orientację polityczną, który by to pociągnięcie popierał. Wręcz przeciwnie, planowana ekspansja NATO dostarcza atutów nacjonalistom, żerującym na strachu przed Zachodem i utrzymującym, iż Rosja musi odbudować imperium i potęgę militarną, by móc upomnieć się o swoje w nieprzyjaznym świecie. Tego rodzaju uwarunkowania kładą się cieniem na stosunkach międzynarodowych, jednakowoż nie mniej wyjątkowe trudności stoją przed Rosją na arenie krajowej, gdzie dokonać trzeba przejścia od totalitaryzmu do demokracji i od gospodarki nakazowej do gospodarki opartej na rynku. Jakby nie było, demokracja i gospodarka rynkowa, charakterystyczne 20 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT znamiona współczesności, opierają się na własności prywatnej oraz wynikłych z niej rządach prawa; jak wiemy, nic z tych rzeczy nie zapuściło w rosyjskiej kulturze zbyt głębokich korzeni. Ostatnie pięć lat to okres szaleńczego przejmowania zasobów zmonopolizowanych uprzednio przez partię komunistyczną, a wraz z jej rozpadem wydanych na pastwę silniejszego. Na przejęciach tych, równoznacznych w rzeczywistości z rozkradaniem mienia publicznego, najwięcej skorzystał sam aparat komunistyczny; jak na razie jednak nie wzrósł dzięki temu ani o jotę szacunek dla własności prywatnej. Raz, że zasoby te zostały zdobyte środkami pozaprawnymi, a dwa, że nowi właściciele nieruchomości i zakładów przemysłowych mają skłonność do pozbywania się ich za dolar, które deponują w zagrnicznych bankach. „Prywatyzacja" w tym stylu przynosi niewiele korzyści rosyjskiej gospodarce i wzmaga tylko przeświadczenie, że kapitalizm to nic więcej, jak spekulacja i ciemne interesy. Można oczywiście wskazać także pewne pozytywne strony tego procesu. Przekazanie krajowego majątku z rąk państwa w ręce prywatne postępuje dość szybko: prawdopodobnie nie mniej jak trzy czwarte dzisiejszego Produktu Krajowego Brutto Rosji pochodzi z sektora prywatnego. Oznacza to, że państwo nie kontroluje już gospodarki i nie może wykorzystywać jej w charakterze narzędzia społecznego nadzoru. Co więcej, w ścisłym interesie każdego posiadacza własności są rządy prawa - w stopniu, w jakim służą one jego osobistym korzyściom; bowiem nawet, jeśli zdobył swój majątek w sposób bezprawny, to by zabezpieczyć go dla siebie, musi on odwołać się do prawa. W gruncie rzeczy Borys Jelcyn i inni reformatorzy, którymi otaczał się do czasu swej niedawnej wolty w stronę rządów autorytarnych, mogli świadomie popierać prywatyzację po to, by wyeliminować zupełnie możliwość odrodzenia się komunizmu. Na razie jednak nowy porządek graniczy z anarchią. Tradycją rosyjskich rządów było to, że odmawiały społeczeństwu jakiegokolwiek prawa do mieszania się w sprawy państwa. Polityka była równoznaczna z administrowaniem, a prawo było raczej narzędziem administracyjnym niż nadrzędną regułą, wiążącą zarówno suwerena, jak i poddanych. W rezultacie zawsze wtedy, gdy państwu rosyjskiemu brakowało fizycznej siły, by wyegzekwować swe zarządzenia, skazane było na niemal zupełną niemoc. Taka właśnie sytuacja zapanowała po roku 1991. Legislature nie ma żadnego wpływu na decyzje podejmowane na Kremlu; jej głosowania są co najwyżej wskaźnikami nastrojów społecznych. Duma, będąca niższą izbą parlamentu, jest areną działania szczególnie nieodpowiedzialnych polityków, którzy zajmują się przede wszystkim znajdywaniem ujścia dla PRZESZŁOŚĆ I PRZYSZŁOŚĆ ROSJI 21 osobistych i społecznych frustracji. Nie tak dawno temu znacząca większość deputowanych głosowała, przy całkowitym pogwałceniu norm konstytucyjnych, nad unieważnieniem podpisanego pod koniec 1991 roku przez prezydenta Rosji porozumienia, rozwiązującego Związek Radziecki i przyznającego niepodległość republikom wchodzącym w jego skład. To mniej więcej tak, jakby brytyjska Izba Gmin ogłosiła, że Kanada i Indie są terytoriami zależnymi od Anglii i podlegającymi jej prawom. Współczesna Rosja jest nie tyle jednym zintegrowanym państwem, co raczej zlepkiem 89 quasi-suwerennych regionów, formalnie związanych z Moskwą, lecz w rzeczywistości zajętych głównie realizacją własnych wąskich interesów. Gubernatorzy, w większości mianowani przez prezydenta, w niektórych zaś przypadkach będący zwycięzcami lokalnych wyborów, działają jak satrapowie, posłuszni rozkazom z centrum tylko w tym zakresie, w jakim jest im to na rękę. Znane są fakty, gdy gubernatorzy cieszący się dużą popularnością na swoim terenie lekceważyli przychodzące z Moskwy wezwania do rezygnacji. Czasami odnosi się wrażenie, że Moskwa sprawuje efektywną władzę już bodaj wyłącznie w sferze finansów: przyznawania subsydiów prowincjom (co jest jednym z nielicznych źródeł kontroli, jakimi dysponuje jeszcze centrum), zaciągania pożyczek zagranicznych oraz druku banknotów. Kreml kontroluje także większość programów telewizyjnych, wykorzystując je w interesie urzędującego prezydenta. Poza tym, można by rzec, rząd rosyjski nie istnieje. Dekrety rządowe są nagminnie lekceważone przez masy, które jeśli w ogóle uznają jakąkolwiek wyższą władzę, to raczej posłuszne są władzom prowincji. Wymowna jest w tej mierze niezdolność prezydenta Jelcyna do sprawowania kontroli nawet nad własnymi siłami zbrojnymi: jego solenne zapewnienia, osobiście wygłoszone na antenie telewizji pod koniec marca, że oddziały rosyjskie natychmiast zaprzestaną operacji wojennych w Czeczenii, trafiły zdaje się w głuchą próżnię. Ogólnie rzecz biorąc, sytuacja polityczna w Rosji bardzo przypomina okres pomiędzy abdykacją cara w lutym 1917 roku a bolszewickim przewrotem, który miał miejsce w październiku - z tą ważną różnicą, że Rosja nie znajduje się obecnie w stanie wojny, a utopijne idee nie porywają już ani inteligencji, ani mas. Jednak i w tej sferze, podobnie jak w sferze gospodarki, można dopatrzyć się jaśniejszych punktów. Obecny rząd, jako pierwszy w całej historii Rosji, dysponuje mandatem społecznym: urzędujący prezydent został wyłoniony w wyborach powszechnych, a konstytucja została zaakceptowana w ogólnokrajowym referendum. Taka legitymizacja nie ma swego precedensu w kraju, gdzie władzę tradycyjnie przejmowało się albo drogą dziedziczenia, albo poprzez zamach stanu. W 22 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT końcu także Rosjanie zyskali sposobność stworzenia efektywnego systemu demokratycznego. Dopiero czas pokaże, czy będą potrafili z tej sposobności skorzystać. Wielu Rosjan jest przekonanych, że niezależnie od tego, kto wygra wybory prezydenckie, Jelcyn pozostanie na urzędzie. Sondaże opinii publicznej, przeprowadzone w pierwszych trzech miesiącach tego roku, ujawniają zastanawiającą sprzeczność: każdego miesiąca coraz więcej wyborców deklaruje, że odda głos na przywódcę komunistów, Ziuganowa, a równocześnie rosnąca liczba osób wyraża przekonanie, że głową państwa pozostanie Jelcyn. Pozostające wątpliwości co do dalszego biegu wydarzeń w Rosji, mają swe źródło przede wszystkim w braku doświadczenia politycznego rosyjskiego społeczeństwa. W czasach komunizmu „wybory" były tylko pokazówkami, wymagającymi by 99 proc. głosujących potwierdziło swe ukontentowanie ze status quo. W czasach przedkomunistycznych Rosja po raz ostatni miała rzeczywiste wielopartyjne wybory w październiku 1917 roku, kiedy to 44 miliony mężczyzn i kobiet powyżej 20 roku życia oddało swe głosy na kandydatów do Zgromadzenia Konstytucyjnego. Oznacza to, że w 1991 roku, kiedy miały miejsce następne wolne wybory, tylko obywatele w wieku lat 94 lub więcej mieli jakiekolwiek doświadczenie ze swobodnym wybieraniem kandydatów, partii i programów. Niedoświadczony elektorat jest z reguły bardzo zmienny. Współcześni Rosjanie oczekują od głowy państwa zdolności magicznych; gotowi są powierzyć jej nieograniczoną władzę, jeśli tylko będzie w stanie wykorzystać ją, by szybko i bezboleśnie rozwiązać wszystkie ich problemy. Ponieważ jednak w życiu nie ma cudów, nieuchronnie pojawić się musi rozczarowanie. Tak właśnie stało się w późnych latach osiemdziesiątych za rządów Michała Gorbaczowa, którego popularność gwałtownie spadła, gdy pierestrojka nie spełniła pokładanych w niej oczekiwań; to samo przytrafiło się Jelcynowi; i bez wątpienia tak samo byłoby, gdyby wybrany został Ziuganow. Prędzej czy później - osobiście obawiam się, że raczej później niż prędzej - Rosjanie uświadomią sobie, że nie ma żadnych błyskawicznych recept na ich trudności, i że mają przed sobą żmudne zadanie stworzenia od podstaw nowoczesnego państwa i nowoczesnej gospodarki. Do tego czasu będziemy mieli do czynienia z elektoratem tak niedojrzałym i naiwnym, że -jeśli wierzyć sondażom -jeden na dziesięciu wyborców chce powierzyć prezydenturę błaznowi i awanturnikowi pokroju Władimira Żyry-nowskiego, autora politycznej rozprawy zatytułowanej Pluć na Zachód. Wziąwszy to wszystko pod uwagę, jak duża jest groźba restauracji PRZESZŁOŚĆ I PRZYSZŁOŚĆ ROSJI 23 komunizmu i jego imperium? Czy gdyby komuniści wygrali wybory prezydenckie, mogliby cofnąć wstecz zegar historii? Oficjalny program partii komunistycznej, wzorowany zresztą na programach zachodnich socjaldemokratów, jest dość niewinny. W szczególności odżegnuje się on od jakiejkolwiek chęci wcielenia w życie zasadniczego postulatu komunizmu, tj. obalenia własności prywatnej. Są jednak oznaki, że oficjalny program stanowi jedynie kamuflaż dla prawdziwych zamiarów komunistów. W rosyjskim żargonie politycznym przedstawia on „pogram minimum", zestaw celów przeznaczonych do natychmiastowej realizacji, za którym chowa się cel ostateczny, czyli „program maksimum". Ustawa o reformie gospodarczej, przygotowana w ostatnim czasie przez komunistyczną frakcję w Dumie, rzuca nieco światła na to, jakie są założenia programu maksymalnego w sferze gospodarczej. Ustawa przyznawałaby państwu stanowczo poszerzoną rolę w zarządzaniu gospodarką, nakładając poważne ograniczenia na przedsiębiorczość prywatną. Wyjęto by spod prawa własność ziemską, ceny poddane zostałyby regulacji, a inwestycje zagraniczne rygorystycznej kontroli. Całość gospodarki na nowo poddana zostałaby wymogom planu. Co do politycznych zamiarów partii komunistycznej - nie zostały one jeszcze otwarcie wyłożone, choć można bezpiecznie przyjąć, że w tym wypadku także przejęto wzory z przeszłości. Bez wątpienia zwycięstwo komunistów spowodowałoby poważne zaburzenia w rosyjskiej gospodarce: galopującą inflację, masowe wycofywanie towarów z rynku, spadek a może nawet całkowite zawieszenie inwestycji zagranicznych. Jednak powrót do komunizmu wydaje mi się wysoce nieprawdopodobny. Komunizm nie był jedynie ideologią. Było to złożone zjawisko, na które składało się szereg sprzęgniętych ze sobą instytucji, włączając w to rządy jednopartyjne, terror policyjny, państwowy monopol środków produkcji, całkowitą kontrolę prasy i szkolnictwa, represjonowanie organizacji religijnych, itp.; komunizm zatomizował społeczeństwo, pozbawiając ludzi prawa do tworzenia niezależnych stowarzyszeń - choćby w najbardziej niewinnych celach. Wprowadzenie tego reżimu w Rosji zabrało komunistom dwie dekady, od roku 1917 do 1937: dwadzieścia lat rewolucji, wojny domowej, kolektywizacji i masakr, eufemistycznie określanych mianem „czystek". Jest nie do pomyślenia, by jakikolwiek rosyjski rząd jeszcze raz zyskał możliwość podporządkowania sobie społeczeństwa w taki sposób. I nawet jeśli starsze pokolenia, nawykłe do uległości względem władzy, można by zagonić do totalitarnej zagrody, młodsi Rosjanie, poniżej trzydziestego piątego roku życia, którzy wedle wszelkich danych są skrajnie sceptyczni 24 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT względem jakichkolwiek ideologii, nie daliby się łatwo wprzęgnąć w służbę państwu. Można wyobrazić sobie opór, z jakim spotkałaby się taka próba ze strony klasy nowych właścicieli, w znacznej mierze składającej się zresztą z byłych funkcjonariuszy komunistycznych, którzy z pewnością nie oddaliby swych świeżych zysków, czy to legalnie czy nielegalnie osiągniętych, bez walki. Nierealna jest także łagodniejsza forma komunizmu. Reżim komunistyczny musi stanowić zwartą całość: nie może tolerować choćby ograniczonej własności prywatnej czy wolności słowa: W późnych latach osiemdziesiątych byliśmy świadkami gwałtownego upadku komunizmu sowieckiego w wyniku daremnych wysiłków Gorbaczowa, by ożywić dogorywającą gospodarkę poprzez wprowadzenie do systemu pewnej dozy wolności. Nie ma powodu, by przypuszczać, że kolejna próba połączenia komunizmu z elementami kapitalizmu będzie bardziej udana. Jest zatem bardzo prawdopodobne, że bez względu na to, kto wygra zbliżające się wybory, Rosja przez długi jeszcze czas będzie musiała radzić sobie jakoś ze swym pseudo-demokratycznym i quasi-kapitalistycz-nym ustrojem. Najgorszym z realistycznych scenariuszy wydaje się być powstanie autorytarnego rządu, który zlikwiduje przeciwników politycznych i rządzić będzie za pomocą dekretów, zostawiając spory margines dla wolności gospodarczej, a nawet intelektualnej. Wzorem może tu być Chile za generała Pinocheta, które budzi podziw wielu dzisiejszych Rosjan. Jest duża szansa, że taki reżim utorowałby drogę raczej do demokracji niż do neo-totalitaryzmu. Mało prawdopodobna jest także odbudowa imperium, mimo szeroko rozpowszechnionej nostalgii za czasami imperialnymi. Doświadczenie mocarstw zachodnich pokazuje, że gdy raz przyzna się koloniom niepodległość, nie ma już powrotu do przeszłości. Każda wyemancypowana koloni-a wykształca swe własne elity, żywotnie zainteresowane utrzymaniem władzy i przywilejów, jakie niesie ze sobą niepodległość; urzędnicy średniego szczebla, którzy stali się ministrami, sierżanci, którzy zostali generałami - nie zaakceptują bez pro estu degradacji do ich poprzedniej rangi. Zmiany ekonomiczne wraz z nowymi-układami w eksporcie i imporcie także przenoszą środek ciężkości z dawnej metropolii do innych krajów. Owe względy sugerują, że jedynie naga siła mogła y przywrócić hegemonię Moskwy nad oddzielonymi republikami. Tej siły Rosja nie posiada, jak świadczy o tym jej niezdolność do skutecznego podporządkowa ia maleńkiej Czeczenii. Owszem, za pomocą połączenia ekonomicznych „marchewek" i „kijów", a także wykorzystania niezadowolenia rosyjskiej mniejszości zamieszkującej „bliską zagranicę" Moskwa jest w stanie doprowadzić od- PRZESZŁOŚĆI PRZYSZŁOŚĆ ROSJI 25 dzielone republiki do bliższego związku. Trudno jednak wyobrazić sobie jak mogłaby przywrócić samo imperium. Wymagałoby to wysiłku nie mniej ogromnego niż ten, jaki byłby konieczny do przywrócenia komunizmu. Podsumowując, można stwierdzić, że są powody do ostrożnego optymizmu. Ciężar historii wciąż dużo waży, ale jedynie zwalnia on postęp Rosji, a nie skazuje tego kraju na zastój, a tym bardziej na regres. Moja osobista nadzieja opiera się na przekonaniu, że Rosja, kraj aspirujący do statusu uznanego mocarstwa światowego, nie zechce wykreślić się sama z XXI wieku. „Commentary", czerwiec 1996 T KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM „Co to jest faszyzm'? To socjalizm uwolniony od demokracji: Charles Maurras1 Konsekwencją działalności komunistów tak w Rosji, jak i za granicą nie było rozpętanie światowej rewolucji, ale - paradoksalnie - pobudzenie ruchów, które zasymilowały ich ducha i skopiowały ich metody w celu zwalczenia komunizmu. Z powodu owego celu swej działalności, tak zwane skrajnie prawicowe czy „faszystowskie" ruchy, które pojawiły się w Europie po zakończeniu I wojny światowej, postrzegane są jako antyteza komunizmu. Jak to się jednak często dzieje, gdy ideologie (czy to religijne czy świeckie) ścierają się ze sobą zaciekle, czynią tak nie dlatego, iż mają sprzeczne zasady czy dążenia, ale dlatego, że rywalizują o tę samą grupę potencjalnych zwolenników. Stosunek między komunizmem i „faszyzmem" od dawna jest przedmiotem kontrowersji. Interpretacja obowiązująca historyków komunistycznych i podzielana najchętniej przez zachodnich socjalistów i liberałów utrzymuje, że owe dwa zjawiska są całkowicie ze sobą nieporównywalne. Teoretycy konserwatywni z kolei obydwa zjawiska rozpatrują przez pryzmat koncepcji „totalitaryzmu". Problem jest nadzwyczaj delikatny, ponieważ wynika z niego pytanie, czy „faszyzm", a zwłaszcza nazizm, jego najostrzejszy przejaw, jest powiązany z marksizmem-leninizmem, a więc - ostatecznie - z socjalizmem, czy też wynika za „kapitalizmu". Omówienie, które poniżej zostanie przedstawione nie odwołuje się wprost do tej kontrowersji: na ten temat istnieje już bogata literatura.2 Zamiast tego będzie ono starało się rzucić światło na wpływ, jaki komunizm wywierał na politykę w krajach zachodnich - zarówno jako model, z którym można było rywalizować, jak też groźba, którą można było wykorzystać. Zbadanie przyczyn skrajnie prawicowego ruchu w Europie mię- 1 Jean Touchard, Histoire des idees politiques, t. 2, Paris 1959, s. 696. 2 Zob. np. Carl J. Friedrich, Totalitarianism, Cambridge, Mass. 1954; Ernst Nolte (red.), Theorien tiber de Faschismus, Koln-Berlin 1967; Renzo de Felice, Le interpretazioni del Fascismo, Bari 1972; Bruno Seidel, Siegfried Jenkner (red.), Wege der Totalitarismus-Forschung, Darmstadt 1968; Ernest A. Menze (red.) Totalitarianism Reconsidered, Port Washington, New York, London 1981. KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 27 dzywojennej szybko ujawnia fakt, że jest on nie do wyobrażenia bez wcześniejszego precedensu ustanowionego przez Lenina i Stalina. Temat ten jest w dziwny sposób pomijany przez historyków i politologów, którzy traktują europejskie dyktatury totalitarne tak jakby powstawały one same z siebie: nawet Karl Bracher, w swym klasycznym opisie dojścia Hitlera do władzy niemal w ogóle nie wspomina Lenina, mimo iż jego narracja cały czas odkrywa analogie między metodami stosowanymi przez obu tych ludzi.3 Dlaczego doświadczenie sowieckie jest na ogół pomijane w pracach na temat faszyzmu i totalitaryzmu? Dla historyków lewicowych samo nawet zapytanie o podobieństwa między sowieckim komunizmem a „faszyzmem" jest równoznaczne z dopuszczeniem możliwości uwarunkowania przyczynowo-skutkowego między jednym a drugim zjawiskiem. Ponieważ „faszyzm" jest dla nich z definicji antytezą socjalizmu i komunizmu, żadne tego rodzaju podobieństwa nie mogą być uznane, a źródła „faszyzmu" mogą być poszukiwane wyłącznie w ideach konserwatywnych i praktykach kapitalizmu. W Związku Sowieckim trend ten zaszedł tak daleko, że za Lenina, Stalina i ich bezpośrednich następców nie wolno było nawet używać określenia „narodowy socjalizm". Po drugie, w latach 20. XX w., kiedy w obieg zaczęły wchodzić pojęcia „totalitaryzmu" i „faszyzmu", zachodni uczeni nie wiedzieli prawie nic na temat bolszewików i systemu dyktatury jednopartyjnej, którą oni wymyślili. Jak już zauważyliśmy,4 fundamenty tego reżimu zostały położone w latach 1917-1918, kiedy Europa - w końcowych latach I wojny światowej - musiała zajmować się kwestiami bardziej pilnymi niż rozwój sytuacji wewnętrznej w Rosji. Prawdziwa natura systemu komunistycznego długo była ukrywana przed oczami zagranicznych obserwatorów za parawanem nowych pseudodemokratycznych instytucji, za którymi stała monopolistyczna Partia. Jakkolwiek dzisiaj może się to wydać dziwne, w latach 20., „podczas których rozwijały się ruchy faszystowskie, komunizm nie ujawnił się jeszcze jako system totalitarny... ale zdawał się sprzyjać nieskrępowanej wolności..."5 W okresie międzywojennym nie powstało żadne studium, które poddałoby źródła systemu komunistycznego poważnej analizie historycznej i teoretycznej. Kilka systematycznych studiów 3Karl Bracher, Die deutsche Diktatur, 2 wyd., Cologne-Berlin 1969. 4 Richard Pipes, The Russian Revolution, New York 1996 (wyd. polskie: Rewolucja rosyjska, tłum. Tadeusz Szafar, Warszawa 1994 - cyt. dalej jako: RR), rozdział 12. 5Hans Buchheim, Totalitarian Rule, Middletown, Conn. 1968, s. 25. 28 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT na temat Rosji Sowieckiej, głównie w okresie lat 1930-ych, opisywało kraj pod rządami Stalina, co tworzyło fałszywe wrażenie, że to dopiero on, a nie Lenin był twórcą dyktatury partii komunistycznej. Jeszcze w 1951 roku Hannah Arendt mogła podtrzymywać tak zdumiewającą tezę, iż Lenin pierwotnie zamierzał skoncentrować władzę w rękach sowietów (rad delegatów) i poniósł swa „największą klęskę", kiedy po wybuchu wojny domowej „najwyższa władza przeszła w ręce partyjnej biurokracji".6 Pierwsze analizy zjawiska totalitaryzmu pisane były niemal wyłącznie przez badaczy niemieckich na podstawie doświadczeń ich własnego kraju.7 To tłumaczy przesadne znaczenie przypisywane, jakie Hannah Arendt przypisała antysemityzmowi jako atrybutowi totalitaryzmu.8 Inni pisarze (jak Sigmund Neumann) zauważyli podobieństwa między reżimami Józefa Stalina, Benito Mussoliniego i Adolfa Hitlera, ale nawet oni przeoczyli wpływ przykładu z Rosji na ruchy skrajnej prawicy z tego prostego powodu, iż niewiele wiedzieli na temat funkcjonowania komunistycznego systemu politycznego. Pierwsze systematyczne porównanie lewicowych i prawicowych dyktatur, opublikowane w 1956 roku przez Carla Friedricha i Zbigniewa Brzezińskiego, również dostarczało raczej statycznej niż historycznej analizy.9 Trzecim czynnikiem, który ograniczał badania wpływu bolszewizmu na faszyzm i narodowy socjalizm był nacisk Moskwy na wykeślenie ze słownika „postępowej" myśli przymiotnika „totalitarny" i zastąpienia go słowem „faszystowski", które miało określać wszystkie antykomunistyczne ruchy i rządy. Linia partyjna w tym zakresie została sformułowana już w latach 20. i potwierdzona w uchwałach Kominternu. „Faszyzm", termin luźno stosowany wobec Włoch Mussoliniego, Niemiec Hitlera, a nawet do tak relatywnie łagodnych antykomunistycznych dyktatur jak Antonio Sala- 6Hannah Arendt, The Origins of Totalitarianism, New York 1958, s. 319. 7 Peter Christian Ludz, [w:] Seidel, Jenkner, Wege, s. 536. Zob. pionierskie prace Ernsta Fraenkela, The Dual State, New York 1941; Sigmunda Neu-manna, Permanent Revolution, New York, London 1942; Franza Nauman-na, Behemoth, London 1943. W pierwszej dekadzie po wojnie poważne studia totalitaryzmu zostały także napisane przez emigrantów z Niemiec, a w szczególności przez Arendt (Origins) i Friedricha (Totalitarianism). 8 W Orignis of Totalitarianism, s. VIII, określa ona kwestię żydowską i antysemityzm jako „czynnik katalizujący" najpierw ruch nazistowski, a następnie II wojnę światową. Pierwsze cztery rozdziały jej książki są poświęcone tej właśnie kwestii. 9 Carl J. Friedrich i Zbigniew K. Brzeziński, Totalitarian Ditatorship and Autocracy, Cambridge, Mass. 1956. KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 29 zara w Portugalii czy Piłsudskiego w Polsce, został ogłoszony produktem „kapitalizmu finansowego" i narzędziem burżuazji. W latach 20. oficjalna doktryna sowiecka wykładała, że wszystkie kraje „kapitalistyczne" będą musiały przejść przez fazę „faszystowską" zanim skapitulują ostatecznie wobec komunizmu (socjalizmu). W latach 30., kiedy Moskwa ogłosiła politykę „Frontów Ludowych", złagodziła częściowo swoje stanowisko w tej sprawie, opuszczając współpracę z rządami i ruchami, które podpadałyby pod jej definicję „faszyzmu". Jednak pogląd, że antykomunizm jest jednoznaczny z faszyzmem pozostał w krajach poddanych komunistycznej cenzurze obowiązujący aż do nadejścia wprowadzonej przez Gorbaczowa gla-snosti. Pogląd ten dominował także w „postępowych" kołach za granicą. Uczeni zachodni, którzy ośmielili się w jakikolwiek sposób łączyć Mussoliniego czy Hitlera z komunizmem, albo opisywać ich ruchy jako rzeczywiście masowe, narażali się na brutalne ataki słowne, albo inne.10 W kanonicznej wersji lewicy, sformułowanej przez Komintern, „faszyzm" jest antytezą komunizmu i wszelkie próby wrzucania obu tych zjawisk do jednego worka „totalitaryzmu" są dyskwalifikowane jako wytwory propagandy Zimnej Wojny. Zgodnie z tym poglądem, „faszyzm" jest tym przejawem imperialisty cznego etapu rozwoju kapitalizmu, który bezpośrednio poprzedza jego ostateczny upadek. Osaczony i zagrożony „kapitalizm monopolistyczny" ucieka się do „dyktatury faszystowskiej" w rozpaczliwym wysiłku, by utrzymać klasę robotniczą pod kontrolą. Komitet Wykonawczy Międzynarodówki Komunistycznej zdefiniował w 1933 roku faszyzm jako „otwartą, terrorystyczną dyktaturę najbardziej reakcyjnych, szowinistycznych i imperialistycznych elementów kapitalizmu finansowego".11 Dla przekonanego marksisty nie ma istotnej różnicy między demokracją parlamentarną i „faszyzmem": są one jedynie różnymi sposobami, którymi burżuazja utrzymuję się przy władzy wbrew woli mas pracujących. „Faszyzm" jest konserwatywny ponieważ zachowuje istniejące stosunki własności: „nie jest rewolucyjny, ale reakcyjny, a nawet kontrrewolucyjny ponieważ stara się zapobiec naturalnemu rozwojowi w kierunku społeczeństwa socjalistycznego".12 Rewolucyjne elementy w sys- 10Zob. na przykład sposób, w jaki włoska inteligencja potraktowała Renzo de Felice za podkreślanie w jego analizach ludowych, nie-„burżu-azyjnych" korzeni faszyzmu - Michael Ledeen, [w:] George Mosse (red.), International Fascism, London, Beverly Hills 1979, s. 125-140. 11 Leonid Luks, Entstehung der kommunistischen Faschismustheorie, Stuttgart 1984, s. 177. 12 Axel Kuhn, Das faschistische Herrschafsystem und die modernę Gesell-schaft, Hamburg 1973, s. 22. 30 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT temach rządów Mussoliniego i Hitlera, tak uderzające dla współczesnych, opisywane są jako mylące manipulacje. Argumenty przeciwko koncepcji „totalitaryzmu" i przeciwko sugestiom, iż bolszewizm wpłynął na „faszyzm" można sprowadzić do dwóch kategorii. Na najniższym poziomie ^polemiki odwołuje się do metod ad kominem. Koncepcja „totalitaryzmu", mówi się wówczas, została wymyślona jako jedna z broni Zimnej Wojny: łączenie komunizmu z nazizmem pomagało w zwracaniu opinii publicznej przeciwko Związkowi Sowieckiemu. W rzeczywistości koncepcja ta wyprzedza rozpoczęcie Zimnej Wojny o co najmniej dwadzieścia lat. Pojęcia „totalnej" władzy politycznej i „totalitaryzmu" zostały sformułowane w 1923 roku przez jednego z przeciwników Mussoliniego, Giovanniego Amendolę (zamordowanego później przez faszystów), który na podstawie obserwacji systematycznego przejmowania instytucji państwowych przez Mussoliniego doszedł do wniosku, iż jego reżim różni się zasadniczo od zwykłych dyktatur. W1925 roku sam Mussolini przejął ten termin i przypisał mu pozytywne znaczenie. Określił faszyzm jako „totalitarny" w tym sensie, iż dokonuje on upolitycznienia wszystkiego co „ludzkie" i co „duchowe": „Wszystko w państwie, nic poza państwem, nic przeciwko państwu".13 W latach 30., w okresie dojścia Hitlera do władzy i jednoczesnego rozpętania przez Stalina masowego terroru, termin ów zyskał akceptację także w kręgach akademickich. Wszystko to miało miejsce na długo przed Zimną Wojną. Poważniejsi teoretycy, którzy odrzucają „totalitaryzm", czynią tak z następujących powodów: po pierwsze, żaden reżim nigdy nie zdołała wymusić całkowitego upolitycznienia i kontroli ze strony państwa, a po drugie - cechy przypisywane tak zwanym totalitarnym reżimom nie są charakterystyczne wyłącznie dla nich. „Systemy, które w ścisłym sensie tego słowa zasługują na określenie ich mianem totalitarnych nie istnieją", głosi ten argument, „ponieważ zawsze pozostają gdzieś większe lub mniejsze pozostałości pluralizmu". Innymi słowy, systemy takie nie są w stanie osiągnąć owej „monolitycznej jedności", która miała być ich wyróżniającą charakterystyką.14 Można na to odpowiedzieć, że jeślibyśmy wszystkie pojęcia stosowane w naukach 13 Kwame Nkrumah, dyktator Ghany w latach 50. i 60., sojusznik Związku Sowieckiego, kazał wyryć na swoim pomniku następującą parafrazę Ewangelii: „Szukajcie najpierw politycznego królestwa, a wszystkie inne rzeczy zostaną warn dodane". 14Seidel i Jenkner w Wege..., s. 26. To samo zastrzeżenie zgłasza Kuhn w Das faschistische Herrschaftsystem, s. 87. KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 31 społecznych oceniali konsekwentnie w świetle kryterium „ścisłej" interpretacji, to żadne nie przeszłoby takiego testu. Nie możnaby mówić wtedy o „kapitalizmie", ponieważ nawet w szczytowym okresie ekonomicznego leseferyzmu rządy regulowały, a zatem interweniowały w działania rynku. Nie możnaby również mówić w takim wypadku o „komunistycznej ekonomii", ponieważ nawet w Związku Sowieckim, gdzie gospodarka była w teorii w 99 procentach własnością państwową zarządzaną przez państwo, tolerowano jednak zawsze „drugi" sektor wolnorynkowy. Demokracja oznacza rządy ludu, jednak teoria polityczna bez trudu uznaje istnienie w najbardziej nawet demokratycznych krajach specjalne grupy interesu, które wpływają istotnie na politykę. Tego rodzaju terminy są pożyteczne ponieważ wyrażają to, do czego dany system aspiruje i to, co osiąga - nie „ściśle", w kategoriach słownikowej definicji, jak to się dzieje w naukach przyrodniczych - ale w ogólnym ujęciu, jakie tylko jest osiągalne w naukach zajmujących się sprawami ludzi. W praktyce wszystkie systemy polityczne, społeczne i ekonomiczne są „mieszane", żaden nie jest doskonale „czysty". Celem badacza jest zidentyfikowanie tych cech, które w sumie wyróżniają dany system i oddzielają go od innych. Nie ma solidnych podstaw intelektualnych, by „totalitaryzm" miał podlegać bardziej surowym standardom. W rzeczywistości totalitarne aspiracje są tak rozległe, że - według Hansa Buchheima, z samej swej natury okazują się niezdolne do pełnego urzeczywistnienia: „Ponieważ władza totalitarna zmierza do tego, co jest do osiągnięcia niemożliwe - a więc do całkowitej kontroli nad ludzką osobowością i jej losem -może być ona zrealizowana jedynie częściowo. Istota totalitaryzmu jest to, że cel nigdy nie jest osiągnięty i spełniony, ale musi pozostać dążnością, pragnieniem władzy... Władza totalitarna nie jest jednolicie zracjonalizowanym aparatem, równie efektywnym we wszystkich swoich częściach. Taki jest idealny stan (totalitarnego) państwa i w kilku dziedzinach rzeczywistość może się zbliżać do ideału, rozpatrywane jednakjako całość totalitarne dążenie do pełni władzy urzeczywistnia się w nierównomierny sposób, z rozmaitą intensywnością w różnych okresach i różnych dziedzinach życia. W procesie tym cechy totalitarne zawsze mieszają się z nie-totalitarnymi. Właśnie z tego powodu skutki totalitarnego pragnienia pełni władzy są tak niebezpieczne i opre-sywne: są one bowiem mgliste, trudne do oszacowania i do wykazania... Niemal każda obserwacja na temat totalitarnych środków ma fatalną tendencję do przesadzania ich znaczenia w pewnych aspektach i niedoceniania ich w innych. Paradoks ten wynika z nie dającego się zrealizować pragnienia do totalnej kontroli; charakteryzuje on życie w systemach totalitarnych i czyni je tak niezwykle trudnym do zrozumienia dla wszystkich obserwatorów zewnętrznych".15 15Buchheim, Totalitarian Rule, s. 38-39. 32 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 33 Podobnej odpowiedzi można udzielić tym wszystkim, którzy twierdzą, że cechy przypisywane totalitaryzmowi (jak przywiązanie do ideologii, masowe oddziaływanie i charyzmatyczne przywództwo) istnieją także w innych systemach politycznych: „Argument o historycznej wyjątkowości jakiekolwiek konfiguracji (cech) nie oznacza, że jest ona »calkowicie« wyjątkowa - nic bowiem takie nie jest. Wszystkie zjawiska historyczne należą do szerokich kategorii przedmiotów analizy... Historia jest nauką, która zajmuje się przede wszystkim tym, co jednostkowe - czy to osobami, czy to rzeczami, czy wydarzeniami - i dlatego wystarczająco wyróżniający się wzór charakterystycznych elementów stanowi o historycznej wyjątkowości."16 Badanie włoskiego faszyzmu i niemieckiego narodowego socjalizmu jest jak najbardziej przydatne dla zrozumienia rewolucji rosyjskiej przynajmniej z trzech powodów. Po pierwsze, Mussolini i Hitler użyli widma komunizmu dla zastraszenia ludności w swoich krajach, by ta zdecydowała się oddać im dyktatorską władzę. Po drugie, obaj nauczyli się bardzo wiele od bolszewickich technik budowania partii całkowicie lojalnej osobiście wobec nich, partii, której celem było zdobycie władzy i ustanowienie dyktatury monopartyjnej. Pod oboma tymi względami komunizm miał większy wpływ na „faszyzm" niż na socjalizm i ruch robotniczy. Po trzecie, literatura na temat faszyzmu i narodowego socjalizmu jest bogatsza i bardziej wyrafinowana intelektualnie niż literatura na temat komunizmu: zaznajomienie się z nią pozwala rzucić wiele światła na system, który wyłonił się z rewolucji rosyjskiej. Kwestia wpływów to grunt nader zdradliwy dla historyka ze względu na ryzyko popadnięcia w logiczny błąd post hoc ergo fropier hoc („po czymś, a więc z powodu tego czegoś"). Nie można powiedzieć, iż komunizm „spowodował" faszyzm i narodowy socjalizm, ponieważ miały one swoje rodzime źródła. Można natomiast powiedzieć, że kiedy już siły antydemokratyczne we Włoszech i w Niemczech po I wojnie światowej uzyskały wystarczającą siłę, ich przywódcy mieli już w zasięgu ręki gotowy model do naśladowania. Wszystkie atrybuty totalitaryzmu miały swoje antecedencje w leninowskiej Rosji: oficjalna, wszechobejmująca ideologia; jedyna partia wybranych, kierowana przez „wodza" i dominująca nad państwem; terror policyjny; kontrola partii rządzącej nad środkami komunikacji masowej oraz nad armią; centralne sterowanie ekonomią.17 Po- 16 Friedrich, Totalitarianism, s. 49. 17 Kryteria te zostały ustalone przez C. J. Friedricha i Z. B. Brzezińskiego w Totalitarian Dictatorship and Autocracy (New York and London 1964), s. 9-10. Plan gospodarczy został wprowadzony w Rosji Sowieckiej I nieważ wszystkie te instytucje i procedury funkcjonowały już w Związku Sowieckim na początku lat 20., kiedy Mussolini tworzył dopiero system swojej władzy a Hitler swoją partię, a nie występowały nigdzie indziej, ciężar udowodnienia, że nie było żadnych związków między „faszyzmem" i komunizmem spoczywa na tych, którzy tak właśnie twierdzą. Żaden wybitny socjalista europejski przed I wojną światową nie przypominał bardziej Lenina niż Benito Mussolini. Podobnie jak Lenin przewodził on antyrewizjonistycznemu skrzydłu partii socjalistycznej w swoim kraju. Podobnie jak on wierzył, że robotnik nie jest z natury rewolucjonistą i że musi być wobec tego pobudzany do radykalnej akcji przez intelektualna elitę. Działając jednak w środowisku bardziej sprzyjającym jego ideom, Mussolini nie musiał dokonywać rozłamu w swojej partii, podczas gdy Lenin, przewodząc skrzydłu mniejszościowemu, musiał doprowadzić do rozłamu. Mussolini uzyskał poparcie większości we Włoskiej Partii Socjalistycznej (PSI) i wyrzucił reformistów. Gdyby nie zmiana jego stanowiska w 1914 roku w sprawie wojny, ostatecznie na rzecz zaangażowania Włoch po stronie Ententy, co doprowadziło do jego usunięcia z PSI, Mussolini całkiem prawdopodobnie mógł stać się włoskim Leninem. Historycy socjalistyczni, zakłopotani tymi faktami wczesnej biografii Mussoliniego, albo pomijają je milczeniem, albo opisują jako przejściowy flirt z socjalizmem człowieka, którego rzeczywistymi mentorami intelektualnymi byli nie Marks, ale Nietzsche i Sorel.18 Tego rodzaju twierdzenia trudno jednak pogodzić z faktem, że włoscy socjaliści myśleli wystarczająco dobrze o przyszłym liderze faszyzmu, by mianować go w 1912 po raz pierwszy w 1927 roku, ale jego fundamenty zostały położone jeszcze za Lenina wraz z utworzeniem Rady Najwyższej Gospodarki Narodowej (WSNCh). Zob. RR, rozdział 15. 18 Twierdzenie, że Sorel wywarł głęboki wpływ na Mussoliniego jest jednym z utrwalonych mitów literatury antyfaszystowskiej. Rzeczywiste świadectwa sugerują, że ów wpływ był niewielki i przejściowy. Zob. Gaudens Megaro, Mussolini in the Making, Boston, New York 1938, s. 228; Ernst Nolte, Der Faschismus in seiner Epoche, Munich 1963, s. 203. Kult przemocy występujący u Mussoliniego pochodził nie od Sorela, ale od Marksa. Sorel, zresztą, napisał pochwałę adresowaną do Lenina we wrześniu 1919 roku („Pour Lenine", w : Reflexions sur la violence, 10 wyd., Paris 1946, s. 437-454), w której stwierdził, że byłby niezmiernie dumny, gdyby prawdą okazało się to, co głoszą pogłoski, zgodnie z którymi to on, Sorel, wpłynął na intelektualny rozwój człowieka, który zdaje mu się „zarówno największym teoretykiem socjalizmu po Marksie, jak i przywódcą państwowym, którego geniusz przypomina Piotra Wielkiego" - s. 442. 34 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT roku redaktorem naczelnym głównego organu prasowego partii, „Avan-ti!".19 Daleki od przelotnego tylko flirtu z socjalizmem, Mussolini był w rzeczywistości fanatycznie przywiązany do niego: aż do listopada 1914 roku, a pod pewnymi względami aż do początku lat 20., jego poglądy na naturę klasy robotniczej, strukturę i funkcjonowanie partii oraz strategię rewolucji socjalistycznej były uderzająco podobne do Leninowskich. Mussolini urodził się w Romanii, najbardziej zradykalizowanej prowincji Włoch, jako syn zbiedniałego rzemieślnika o poglądach anarcho-syndykalistycznych i marksistowskich. Ojciec uczył go, że świat dzieli się na dwie klasy: wyzyskiwanych i wyzyskiwaczy. (Jest to formuła, której Mussolini używał jako przywódca socjalistyczny: „Są tylko dwie ojczyzny na świecie: ojczyzna wyzyskiwanych i ojczyzna wyzyskiwaczy" - sfrutłati i sfruttatori.)20 Był znacznie bardziej skromnego pochodzenia niż założyciel bolsze-wizmu i jego radykalizm miał bardziej proletariacki charakter. Nie był teoretykiem, tylko taktykiem, którego eklektyzm intelektualny, mieszanka anarchizmu i marksizmu, jak również nacisk, jaki kladl na przemoc -wszystko to przypominało ideologię rosyjskich socjalistów-rewolucjoni-stów. W1902 roku, w wieku lat 19, przeniósł się do Szwajcarii, gdzie spędził dwa lata w skrajnym ubóstwie, pracując jako robotnik sezonowy i studiując w wolnym czasie.21 Podczas tego okresu włączył się w środowisko radykalnych intelektualistów -jest możliwe, choć nie jest to pewne, że 19 Wśród dzieł, które poważnie traktują historię wczesnego zaangażowania Mussoliniego w socjalizm oraz jego pokrewieństwa z leninowskim bolszewizmem, można wymienić Renzo de Felice, Mussolini il rivo-luzionario, 1883-1920 (Turyn 1965); Gaudens Megaro, Mussolini in the Making (Boston, New York 1938); dwa studia A. Jamesa Gregora, Young Mussolini and the Intellectual Origins of Fascism (Berkeley 1979) i The Fascist Persuasion in Politics (Princeton 1974); a także eseje Domenico Settembri-niego, Mussolini and Lenin, w: George R. Urban (red.), Euro-communism (New York 1978, s. 146-178) i Mussolini and the Legacy of Revolutionary Socialism, w: George L. Mosse (red.), International Fascism (London and Beverly Hills 1979, s. 91-123). 20 Benito Mussolini, Opera Omnia, t. 3, Firenze 1952, s. 137. 21 Jego wyjazd do Szwajcarii jest zazwyczaj tłumaczony chęcią uniknięcia poboru do armii. Jak jednak wskazał A. James Gregor, nie mógł to być powód skoro Mussolini wrócił do Włoch w listopadzie 1904 roku i spędził następne dwa lata na służbie wojskowej: Young Mussolini and the Intellectual Origins of Fascism, Berkeley 1979, s. 37. KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 35 spotkał się z Leninem.22 Według Angeliki Balabanoff, która spotykała go często w owym okresie, był próżnym egocentrykiem ze skłonnościami do histerii, a jego radykalizm wynikał z ubóstwa i nienawiści do bogaczy.23 Wówczas też rozwinęła się jego trwała wrogość wobec ref ormistycznego, ewolucyjnego socjalizmu. Podobnie jak Lenin, Mussolini widział w konflikcie wyróżniającą cechę polityki. „Walka klasowa" oznaczała dla niego wojnę w dosłownym znaczeniu: musiała przybrać gwałtowne formy ponieważ żadna klasa rządząca nigdy nie wyrzekła się pokojowo swojego bogactwa i władzy. Podziwiał Marksa, którego nazywał „ojcem i nauczycielem", nie z powodu jego ekonomii czy socjologii, ale ponieważ był „wielkim filozofem robotniczej przemocy".24 Pogardzał „socjalistami prawnikami", którzy udają, że służą sprawie za pomocą parlamentarnych manewrów. Nie wierzył także w ruch związkowy, który według niego odwracał uwagę robotników od walki klasowej. W 1912 roku, we fragmencie, który równie dobrze mógłby wyjść spod pióra Lenina, napisał: „Robotnik, który jest jedynie zorganizowany [w związku zawodowym] przekształca się w drobnomieszczanina, który idzie wyłącznie za głosem interesu. Pozostaje głuchy na każde apel do wyższych ideałów."25 Pozostał wierny temu przekonaniu nawet po porzuceniu sprawy socjalizmu: w 1921 roku, już jako przywódca faszystowski, określił robotników jako ludzi „z natury... pobożnie i zasadniczo pacyfistycznych".26 Tak więc, niezależnie od Lenina, zarówno w swym socjalistycznym jak i faszystowskim wcieleniu Mussolini odrzucał to, co rosyjscy radykałowie nazywali „spontanicznością": pozostawiony swoim własnym metodom, robotnik nie zrobiłby rewolucji, ale dogadałby się z kapitalistą - to była esencja Leninowskiej teorii społecznej.27 22 Renzo de Felice (Mussolini il rivoluzkmario, 1883-1920, Turyn 1965, s. 35) uważa, że do takich spotkań dochodziło. Mussolini, który nigdy nie udzielił jasnej odpowiedzi na pytanie o swoje spotkanie z Leninem („rosyjscy emigranci wciąż zmieniali nazwiska"), raz zauważył tajemniczo: „Lenin znał mnie lepiej niż ja jego". W każdym razie, podczas tego okresu Mussolini czytał niektóre teksty Lenina w tłumaczeniu: powiedział, że „zajęły go bardzo". - Yvon de Begnac, Palazzo Venezia: Storia di un Regime, Rzym 1950, s. 360. 23 Angelica Balabanoff, My Life as a Rebel, New York 1938, s. 44-52. 24 Mussolini, Opera Omnia, t. 2, Firenze 1951, s. 31; t. 4 (Firenze 1952), s. 153. 25 Ibidem, t. 4, s. 156. 26 A. Rossi, The Rise of Italian Fascism, 1918-1922, London 1938, s. 134. 27 We włoskich kołach socjalistycznych idea, że świadomość klasowa jest naturalnym wytworem statusu klasowego była odrzucana przez roz- 36 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT Owe założenia postawiły Mussoliniego wobec tego samego problemu, przed którym stanął Lenin: jak zrobić rewolucję przy pomocy klasy, o której twierdzi się, że jest z gruntu nierewolucyjna. Rozwiązał ten problem tak jak Lenin - przez wezwanie do stworzenia elitarnej partii, która zaszczepi wśród robotników duchar rewolucyjnej przemocy. O ile Leninowska koncepcja partii jako awangardy wynikała z doświadczeń rosyjskiej Woli Ludu, o tyle koncepcja Mussoliniego uformowana została przez pisma Gaetano Mosca i Vilfredo Pareto, którzy w latach 90. XIX w. i w pierwszych latach XX wieku spopularyzowali pogląd na politykę jako walkę o władzę między elitami. Mosca i Pareto byli pod wpływem współczesnych doktryn filozoficznych, w szczególności Henri Bergsona, które odrzucały pozytywistyczne pojęcie „obiektywnych" czynników jako decydujących w zachowaniach społecznych - na rzecz woluntaryzmu. Najważniejszy bodziec teorii elit pochodził z obserwacji praktyk polityki demokratycznej końca XIX wieku, która podpowiadała wniosek, że demokracja nie funkcjonuje. Demokracje na kontynencie europejskim nie tylko trapione były bezustannymi kryzysami parlamentarnymi i skandalami -Włochy miały w ostatniej dekadzie tamtego wieku sześć gabinetów - ale dostarczały coraz więcej świadectw na rzecz tezy, iż demokratyczne instytucje stały się jedynie parawanem, za którym ukrywa się faktyczna dominacja oligarchicznych mniejszości. Na podstawie tych obserwacji Mosca i Pareto sformułowali teorie, które odcisnęły głębokie piętno na polityce europejskiej po I wojnie światowej. Koncepcja „elitaryzmu" w polityce została już do tego stopnia przyjęta w głównym nurcie myśli zachodniej, że wydaje się banalna: według Carla Friedricha, teoria elit stała się „dominującym tematem w historii myśli zachodniej przez ostatnie trzy pokolenia".28 Na początku XX wieku była to jednak uderzająco nowa idea: w swej Teorii klasy rządzącej, Mosca stwierdził, że „raczej trudno jest uznać jako stały i naturalny fakt to, że raczej to mniejszości rządzą większościa-mi niż odwrotnie": „Dominacja zorganizowanej mniejszości, posłusznej wobec jednego impulsu, nad niezorganizowaną większością jest nieuchronna. Silą każdej mniejszości jest nie do odparcia przez żadną jednostkę z grona większości, stającą w obliczu całości zorganizowanej mniejszości. Jednocześnie mniejszość jest zorganizowana właśnie z tego powodu, że jest mniejszością. Setka ludzi działających razem w sposób zharmonizowany, połączonych wzajemnym poro- maitych teoretyków socjalistycznych począwszy od 1900 roku; wśród nich byli min. Antonio Labriola, A. O. Olivetti i Sergio Panunzio. Zob. A. James Gregor, The Fascist Persuasion in Politics, Princeton 1974, s. 107. 28 Carl J. Friedrich, The New Image of the Common Man, Boston 1950, s. 246. KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 37 zumieniem, pokona tysiąc ludzi, których nie łączy porozumienie i dlatego można się z nimi rozprawiać po kolei".29 Mussolini, kiedy już przekonał się, że klasa robotnicza jest zasadniczo reformistyczna („organizacje ekonomiczne [związki zawodowe] są reformistyczne ponieważ ekonomiczna rzeczywistość jest reformistyczna") i że w każdym systemie politycznym rządzi mniejszość, doszedł do wniosku, że jeśli robotnicy mają w ogóle zostać zrewolucjonizowani, to będzie to wymagało, aby pokierowała nimi „arystokracja inteligencji i woli".30 Wyrażał takie poglądy już w roku 1904.31 Mussolini starał się przekształcić Włoską Partię Socjalistyczną na takiej podstawie. W „La Lotta di Classe" („Walce Klas"), którą założył w 1910 roku, tępił reformistyczna większość tak samo jak Lenin tępił mień-szewików, choć z mniejsza ilością obelg. Lenin nie zawahałby się z pewnością przed podpisaniem takiego oto „wstępniaka" Mussoliniego do pierwszego numeru owego pisma: „Socjalizm nadchodzi, a środków realizacji socjalizmu w łonie istniejącego społeczeństwa obywatelskiego nie dostarczą polityczne [wyborcze] podboje -jak to często utrzymują iluzoryczne zasady Partii Socjalistycznej - ale liczba, siła i świadomość robotniczych stowarzyszeń, które już dziś tworzą jądro komunistycznej organizacji przyszłości. A klasa robotnicza, jak mówi Karol Marks w swojej Nędzy filozofii, zastąpi w procesie swego rozwoju stare społeczeństwo obywatelskie tego rodzaju stowarzyszeniem, które wyeliminuje klasy i ich konflikty... W oczekiwaniu tego, walka miedzy proletariatem i burżuazją jest walką klasy przeciwko klasie, walką, która - prowadzona aż do największego natężenia - jest totalną rewolucją... Wywłaszczenie burżuazji będzie ostatecznym rezultatem tej walki, a klasa robotnicza nie będzie miała trudności z rozpoczęciem produkcji na bazie komunizmu, bowiem już dziś w swych związkach zawodowych przygotowuje ona swoją broń, instytucje i ludzi do owej walki i owego podboju... Socjalistyczni robotnicy muszą sformować awangardę, czujną i bojową, która będzie pobudzać masy do tego, aby nie zapominały nigdy wizji idealnego celu... Socjalizm nie jest sprawą dla kupców, nie jest grą dla polityków, nie jest marzeniem romantyków, a tym mniej sportem. Jest wysiłkiem moralnego i materialnego dźwigania się wzwyż, zarówno indywidualnego jak i kolektywnego, a zapewne najpotężniejszym dramatem, jaki wstrząsał ludzką wspólnotą, na pewno zaś najbardziej wytę- 29 Gaetano Mosca, The Ruling Class, New York, London 1939, s. 53. Teoria ta wyjaśnia dlaczego systemu totalitarne przykładają taką wagę do zniszczenia nie tylko innych partii politycznych, ale bez wyjątku wszystkich samodzielnych organizacji. Atomizacja społeczeństwa pozwala rządzić mniejszości nad większością o wiele bardziej skutecznie. 30 De Felice, Mussolini, s. 122-123. 31 Gregor, The Fascist Persuasion, s. 145. 38 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT sknioną nadzieją milionów istot ludzkich, które cierpią i nie chcą dłużej wegetować, ale żyć".32 Dzięki wykorzystaniu pełnego frustracji radykalizmu szeregowych członków partii, Mussolini zwyciężył na zjeździe Włoskiej Partii Socjalistycznej w 1912 roku, gdzie udało rńu się usunąć umiarkowanych z kierownictwa. Wśród jego zwolenników, nazywanych „Mussoliniani", było też kilku luminarzy późniejszego komunizmu włoskiego, między innymi Antonio Gramsci.33 Został on wyznaczony do Komitetu Wykonawczego Partii i powierzono mu redakcję „Avanti!" Lenin z zadowoleniem przywitał zwycięstwo frakcji Mussoliniego na łamach „Prawdy": „Podział jest trudną, bolesną sprawą. Niekiedy jest jednak konieczny i w takich okolicznościach każda słabość, każdy »sentymentalizm«... jest zbrodnią. A Partia włoskiego proletariatu, wyrzucając ze swoich szeregów syndy-kalistów i prawicowych reformistów, wybrała właściwą drogę".34 W1912 roku Mussolini, na rok przed ukończeniem trzydziestki, zdawał się nieuchronnie zmierzać ku pozycji lidera włoskich rewolucyjnych socjalistów czy tez „nieugiętych", jak ich nazywano. Tak się nie stało ze względu na zmianę stanowiska Mussoliniego w kwestii udziału Włoch w wojnie. Podobnie jak Lenin, Mussolini groził przed 1914 rokiem, że jeśli rząd zdecyduje o udziale Włoch w wojnie, wówczas socjaliści odpowiedzą społeczną rewoltą. W1911 roku, kiedy Włochy wysłały swoje wojsko do Try-politanii (dzisiejszej Libii), ostrzegł, że socjaliści są przygotowani do przekształcenia „wojny między narodami w wojnę między klasami".35 Środkiem do tego celu miał być strajk generalny. Powtarzał to ostrzeżenie na progu I wojny światowej: jeśli Włochy porzucą neutralność, aby dołączyć do państw centralnych przeciwko Entencie, pisał w sierpniu 1914 roku, naraziłyby się na konfrontację z proletariackim powstaniem.36 Historyk faszyzmu, Ernst Nolte, z jakiegoś powodu ignorując Lenina, stwierdził, że Mussolini był jedynym wybitnym socjalistą europejskim, który groził swemu rządowi powstaniem w przypadku przystąpienia do wojny.37 Wybuch działań wojennych i całkowicie nieoczekiwana decyzja socjalistów europejskich, by głosować za kredytami wojennymi, wstrząsnę- 32 Artykuł wstępny z 9 11910, w: Mussolini, Opera Omnia, t. 3, s. 5-7. 33 Gregor, Young Mussolini, s. 135. 34Lenin, Połnoje sobranije soczinienij, t. 21, s. 409. 35 „La Lotta di Classe", 5 VIII 1911, cyt. za: De Felice, Mussolini, s. 104. 36 Mussolini, Opera Omnia, t. 6, Firenze 1953, s. 311. 37 Ernst Nolte, Three Faces od Fascism, London 1965, s. 168. KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 39 ły stanowiskiem Mussoliniego. W listopadzie 1914 roku, ku zdumieniu swoich towarzyszy, opowiedział się za przystąpieniem Włoch do wojny po stronie Ententy. Za jego deklaracją poszły czyny: wstąpił do armii i jako żołnierz piechoty walczył na froncie do lutego 1917 roku, kiedy odniósł poważne rany i został odesłany na tyły. Przedstawia się rozmaite wyjaśnienia tej wolty, która kosztowała Mussoliniego wyrzucenie z Partii Socjalistycznej. Najmniej mu życzliwe głosi, iż Mussolini został po prostu przekupiony - że znalazł się pod silnym naciskiem socjalistów francuskich, którzy dali mu pieniądze na wydanie jego własnej gazety, „Popolo dTtalia". Sugeruje się więc, że Mussolini się sprzedał. Bardziej prawdopodobne jest jednak to, że motywy jego decyzji były polityczne. Kiedy okazało się, że niemal wszystkie partie socjalistyczne w Europie pogwałciły swe pacyfistyczne obietnice i poparły decyzje swoich rządów o przystąpieniu do wojny, Mussolini jak się zdaje doszedł do wniosku, że nacjonalizm okazał się znacznie bardziej potężny od socjalizmu. W grudniu 1914 roku pisał: „Naród nie zniknął. Wierzyliśmy, że został unicestwiony. Tymczasem widzimy, jak powstaje, żyje, oddycha na naszych oczach! I jest to zrozumiałe. Nowa rzeczywistość nie może stłumić prawdy: klasa nie może zniszczyć narodu. Klasa jest wspólnotą interesów, naród natomiast jest historią uczuć, tradycji, języka, kultury, naszych przodków. Można włączyć klasę w naród, ale nie mogą one siebie nawzajem zniszczyć".38 Wynikało z tego, że Partia Socjalistyczna powinna przewodzić nie tylko proletariatowi, ale całemu narodowi: musi stworzyć „un socialismo nazionale". Naturalnie w 1914 roku zmiana stanowiska z internaq'onali-stycznego socjalizmu na nacjonalistyczny była jak najbardziej sensowna z punktu widzenia ambitnego demagoga w Europie Zachodniej.39 Mussolini pozostał wierny idei gwałtownej rewolucji kierowanej przez partię-eli-tę, odtąd jednak miała to być rewolucja narodowa. Zmianę jego stanowiska można również tłumaczyć racjami strategicznymi, a mianowicie przekonaniem, że rewolucja wymaga najpierw międzynarodowej wojny. Opinia taka była rozpowszechniona pomiędzy włoskimi socjalistami-interwencjonistami, jak ilustrują to cytowane poniżej uwagi, opublikowana na łamach „Avanti!" dwa miesiące po rozpoczęciu wojny przez lewicowego ekstremistę Sergio Panunzio (później wybitnego teoretyka faszyzmu): 38 Mussolini, Opera Omnia, t. 7, Firenze 1951, s. 101; zob. też Gregor, The Fascist Persuasion, s. 171. 39 Mussolini, op. cii.; Gregor, The Fascist Persuasion, s. 168-171. 40 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT „Jestem stanowczo przekonany, że tylko obecna wojna - i to im ostrzejszy i dłuższy będzie jej przebieg - rozpęta w Europie socjalizm rewolucyjnego czynu... Po wojnach zewnętrznych musza nastąpić wojny wewnętrzne, te pierwsze muszą poprzedzać te drugie i razem przygotują one nadejście wielkiego, świetlanego dnia socjalizmu... Wszyscy jesteśmy przekonam, że aby socjalizm nastąpił, musi on być chciany. To jest właśnie moment pragnienia i spełnienia. Jeżeli socjalizm pozostanie bierny i neutralny, wówczas jutrzejsza sytuacja historyczna może jedynie potwierdzić stan rzeczy podobny do obecnego, który jednak obiektywnie może okazać się bardziej oddalony i wrogi wobec socjalizmu... Jesteśmy, my wszyscy, przekonam, że wszystkie państwa - a tym bardziej państwa burżuazyjne, zarówno zwycięskie, jak i pokonane - będą po wojnie w stanie rozbicia, z przetrąconym kręgosłupem... Wszystkie będą w pewnym sensie pokonane... Kapitalizm będzie tak bardzo zdewastowany, ze będzie wystarczyło jedno pchnięcie... Kto popiera sprawę pokoju, popiera - nieświadomie - sprawę zachowania kapitalizmu" .40 Tak pozytywne nastawienie wobec wojny było również spotykane wśród socjalistów rosyjskich, szczególnie na skrajnej lewicy, choć rzadko mówili o tym z taką szczerością. Są świadectwa, iż Lenin przyjął z zadowoleniem wybuch I wojny światowej i miała nadzieję, że będzie ona długa i wyniszczająca. Atakując publicznie międzynarodową „burżuazję" za dokonywanie masowej rzezi, prywatnie Lenin przyklaskiwał tej autode-strukcji. W styczniu 1913 roku, podczas kryzysu bałkańskiego, pisał do Maksyma Gorkiego: „Wojna austriacko-rosyjska będzie bardzo pożyteczna dla rewolucji (w całej Europie Wschodniej), jest jednak mało prawdopodobne, żeby Franz Josef i Nikołaszka (car Mikołaj II) dali nam tę satysfakcję".41 Przez całą I wojnę światową Lenin odrzucał wszelkie przejawy pacyfizmu w rosyjskim i międzynarodowym ruchu socjalistycznym, upierając się, że misja socjalistów polega nie na tym, żeby zatrzymać wojnę, ale aby przekształcić ją w wojnę domową, to jest w rewolucję. Trzeba więc zgodzić się z Domenico Settembrinim, iż postawy Mus-soliniego i Lenina wobec wojny wykazywały ścisłe podobieństwo, mimo że pierwszy z nich popierał udział swojego kraju w wojnie, a drugi wypowiadał się przeciw (przynajmniej publicznie): 40 Cyt. za: de Felice, Mussolini, s. 245-246. Zwracano nawet uwagę na możliwość, że autorem tego artykułu był sam Mussolini. W 1919 roku Mussolini mówił o przystąpieniu Włoch do wojny jako „pierwszym epizodzie rewolucji, jej początku. Rewolucja była kontynuowana pod nazwą wojny przez 40 miesięcy" - cyt. za: A. Rossi, The Rise of Italian Fascism, 1918-1922, London 1938, s. 11. 41 Lenin, Polnoje sobranije soczinienij, t. 48, s. 155. KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 41 „Choć [zarówno Lenin jak Mussolini] zdawali sobie sprawę, że partia może być narzędziem zradykalizowania mas i formowania ich postaw, to jednak nie była ona w stanie sama stworzyć podstawowej przesłanki do rewolucji -załamania kapitalistycznego porządku społecznego. Niezależnie od tego wszystkiego, co mówił Marks na temat rewolucyjnego ducha, jaki będzie wynikał ze zubożenia proletariatu i związanej z tym niezdolności kapitalizmu do sprzedawania swych wytworów na kurczącym się rynku, w rzeczywistości proletariat nie stawał się coraz biedniejszy, rewolucyjny duch najwyraźniej się nie pojawiał, a porządek kapitalistyczny rozszerzał się raczej niż stał w obliczu bankructwa. Trzeba było zatem znaleźć substytut dla zakładanego przez Marksa samoczynnego mechanizmu wybuchu rewolucji - tym substytutem była wojna."42 Mussolini uważał się za socjalistę jeszcze w 1919 roku - tym samym, w którym założył Partię Faszystowską. Włochy, rojące się od zdemobilizowanych, nie mogących znaleźć pracy weteranów i doświadczające problemów związanych z inflacją, stały w obliczu poważnych niepokojów społecznych. Setki tysięcy robotników strajkowało. Mussolini pobudzał owe niepokoje. W styczniu 1919 roku wzniecił nielegalne przerwanie pracy przez urzędników pocztowych i wezwał robotników do przejmowania fabryk. Według jednego z badaczy, latem 1919 roku, kiedy zaburzenia społeczne osiągnęły swój szczyt, starał się za wszelką cenę przebić nieefektywną Partię Socjalistyczną i Generalną Federację Związkową swoimi apelami do robotników o przejście do czynnej przemocy: jego „Popolo d'lta-lia" wzywał do „wieszania wyzyskiwaczy na latarniach".43 W czerwcu 1919 roku program/flsci di combatimento, które tworzyły jądro Partii Faszystowskiej, bynajmniej nie różnił się od programu socjalistów: Zgromadzenie Konstytucyjne, ośmiogodzinny dzień pracy, udział robotników w zarządzaniu fabrykami, narodowa milicja robotnicza, częściowe wywłaszczenie bogaczy za pomocą maksymalnego obciążenia podatkiem kapitału, a wreszcie konfiskata majątku kościelnego. Robotnicy byli wezwani do wszczęcia „rewolucyjnej wojny".44 Eksperci w Partii Socjalistycznej określali Mussoliniego jako socialisto rivoluzionario.*5 42 W: G. R. Urban, red., Euro-Communism, London 1978, s. 151. Settem-brini podnosi też interesującą kwestię, „co zrobiłby Lenin, gdyby car -tak jak rząd włoski w 1914 roku - ogłosił neutralność. Czy można być pewnym, że Lenin nie stałby się wówczas gorącym zwolennikiem interwencji w wojnie?" - w: George L. Mosse, red. International Fascism, London and Beverly Hills 1979. 43 Rossi, The Rise, s. 19. 44 De Felice, Mussolini, s. 742-745. 45 Ibidem, s. 730. 42 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT Za pomocą tych działań niegdysiejszy lider socjalistów, zdyskredytowany wskutek swojego stanowiska w sprawie wojny, miał nadzieję odzyskać swoją pozycję we Włoskiej Partii Socjalistycznej. Socjaliści jednak mu nie wybaczyli: byli gotowi utworzyć wspólny blok wyborczy z faszystami, ale tylko pod warunkiem, że ci ostatni usuną Mussoliniego.46 Izolowany politycznie i popierany głównie przez socjalistów-interwencjonistów, Mussolini przesunął się na prawo. Jego ewolucja w ciągu dwóch powojennych lat wskazuje, że to nie on odrzucił socjalistów, tylko oni jego i że założył ruch faszystowski jako środek dla swych politycznych ambicji, których nie mógł zaspokoić w swej macierzystej organizacji - Partii Socjalistycznej. Jego zerwanie z socjalizmem miało więc, innymi słowy, charakter nie ideologiczny, ale osobisty. Poczynając od końca 1920 roku uzbrojone bandy faszystów wkraczały do wsi i biły chłopów nielegalnie zajmujących ziemię. Z początkiem następnego roku zaczęły organizować „ekspedycje karne" terroryzujące mniejsze miasteczka północnych Włoch. Metodami podobnymi do tych, jakie stosowali bolszewicy, faszyści rozbijali organizacje socjalistów i związków zawodowych za pomocą fizycznej przemocy i gróźb. Podobnie jak ich rosyjskie odpowiedniki, socjaliści włoscy odpowiadali biernością na tego rodzaju metody, zostawiając swoich zwolenników w stanie dezorientacji i demoralizacji. Za pomocą takich działań Mussolini zdobył poparcie przemysłowców i właścicieli ziemskich. Wykorzystywał również rozczarowanie Włochów postanowieniami traktatu pokojowego - choć bowiem Włochy walczyły po stronie zwycięskiej Ententy, to jednak ich roszczenia terytorialne pozostały na ogół niezaspokojone. Mussolini grał na nucie owego niezadowolenia przedstawiając Włochy jako „naród-proletariusza": taktyka ta przyniosła mu poparcie wśród rozgoryczonych weteranów wojennych. W listopadzie 1921 roku Partia Faszystowska liczyła już 152 tysiące członków, z których 24 procent stanowili robotnicy rolni a 15 procent robotnicy przemysłowi.47 Nawet już jako przywódca faszystowski, Mussolini nigdy nie krył swojej sympatii i podziwu dla komunizmu: cenił wysoko „brutalną energię" Lenina i nie widział nic godnego potępienia w bolszewickich masakrach popełnianych na zakładnikach.48 Z dumą nazywał włoski komunizm swoim dzieckiem. W swej pierwszej mowie w Izbie Deputowanych, 21 czerwca 1921 roku, chwalił się w ten sposób": 46 Rossi, The Rise, s. 39. 47 Ibidem, s. 163. 48 Nolte, Theorien, s. 231. KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 43 „Znam [komunistów] bardzo dobrze, gdyż niektórzy z nich są moim dziełem. Przyznaję ze szczerością, która może wydawać się cyniczna, że to ja pierwszy zaraziłem tych ludzi, kiedy wprowadziłem do włoskiego socjalizmu odrobinę Bergsona rozpuszczonego w dużej dawce Blanquiego."49 Na temat bolszewizmu miał w lutym 1921 roku tyle do powiedzenia: „Odrzucam wszystkie formy bolszewizmu, ale gdybym musiał jakiś wybrać, to byłby to bolszewizm moskiewski, leninowski, choćby dlatego, że jego rozmach jest gigantyczny, barbarzyński, uniwersalny."50 Nie mogło być przeoczeniem to, że przez pewien czas pozwalał przetrwać włoskiej Partii Komunistycznej po wydaniu w listopadzie 1926 roku dekretu zakazującego działalności niezależnych partii politycznych, stowarzyszeń i organizacji.51 Jeszcze w 1932 roku Mussolini przyznawał istnienie podobieństw między faszyzmem i komunizmem: „W całej naszej negatywnej części jesteśmy podobni do siebie. My i Rosjanie jesteśmy przeciwko liberałom, przeciwko demokratom, przeciwko parlamentowi."52 (Hitler zgodzi się z tym później, mówiąc, że nazistów więcej faktycznie łączy z bolszewikami niż dzieli.53) W 1933 roku Mussolini publicznie wezwał Stalina do naśladowania modelu faszystowskiego, a w 1938, kiedy sowiecki dyktator dokończył najbardziej przerażającą rzeź w historii, Mussolini udzielił mu najwyższej pochwały: „W obliczu totalnego załamania systemu Lenina, Stalin stał się ukrytym faszystą", z tą tylko różnicą, że - będąc Rosjaninem, „to jest rodzajem pół-barbarzyńcy" - „nie naśladował faszystowskiej metody przymusowego karmienia olejem rycynowym swoich więźniów".54 Komuniści rosyjscy bacznie obserwowali jak najpierw Mussolini, a następnie Hitler kopiują ich polityczne techniki. Na XII Zjeździe Partii (w 1923 roku), kiedy takie porównania wolno było jeszcze czynić, Bucharin zauważył: „Charakterystyczną cechą faszystowskich metod walki jest to, że bardziej niż jakakolwiek inna partia przyjęły one i zastosowały w praktyce doświad- 49 Rossi, The Rise, s. 134-135. 50 Ibidem, s. 138. 51 Erwin von Beckerath, Wesen und Werden des faschistischen Staates, Berlin 1927, s. 109-110. 52 Yvon von Begnac, Palazzo Venezia: Stork di un Regime, Roma 1950, s. 361. 53 Hermann Rauschning, Hitler Speaks, London 1939, s. 134. 54 Mussolini, Opera Omnia, t. 29, Firenze 1959, s. 63-64; Gregor, The Fascist Persuasion, s. 184-185. T 44 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT czenia rewolucji rosyjskiej. Jeśli patrzy się na nie z formalnego punktu widzenia, to jest z punktu widzenia techniki ich politycznych metod, to zauważa się w nich doskonale zastosowanie bolszewickiej taktyki, a w szczególności taktyki bolszewizmu rosyjskiego, w sensie nagiej koncentracji sił i energicznej akcji ściśle ustrukturowanej organizacji militarnej, w sensie szczególnego systemu angażowania swoich sil, uczmspriedów, mobilizacji, itp. oraz bezlitosnej destrukcji przeciwnika, kiedy tylko jest to konieczne i wymagają tego okoliczności."55 Świadectwa historyczne wskazują więc, że faszyzm Mussoliniego nie pojawił się jako prawicowa reakcja na socjalizm czy komunizm, nawet jeśli we własnym interesie politycznym Mussolini nie zawahał się zaatakować oba te ruchy.56 Gdyby była taka okazja, Mussolini cieszyłby się zapewne jeszcze w 1920-1921 roku, gdyby mógł zagarnąć pod swoje skrzydła włoskich komunistów, wobec których czuł bliskie pokrewieństwo - z pewnością bliższe niż do demokratycznych socjalistów, liberałów czy konserwatystów. Genetycznie faszyzm pochodził z „bolszewickiego" skrzydła włoskiego socjalizmu, nie zaś z jakiejkolwiek konserwatywnej ideologii czy ruchu. Bolszewizm i faszyzm były herezjami socjalizmu. Narodowy socjalizm wyrastał z innego posiewu. O ile Lenin pochodził z wyższej warstwy rosyjskiej szlachty urzędniczej, a Mussolini ze środowiska zubożałych rzemieślników, Hitler miał pochodzenie drobnomieszczańskie i spędził swoje dzieciństwo w atmosferze przesyconej wrogością do socjalizmu i nienawiścią do Żydów. Inaczej niż Mussolini i Lenin, którzy byli namiętnymi czytelnikami ówczesnych teorii politycznych i społecznych, Hitler był w tej dziedzinie ignorantem, który chwytał to, co znał z obserwacji, przypadkowej lektury i rozmów: nie miał żadnego teoretycznego przygotowania, a jedynie opinie i przesądy. Mimo to, polityczna ideologia, której miał użyć z tak zabójczym skutkiem, najpierw do zdławienia wolności w 55 XII S'jezd RKP(b): Stienograficzeskij otcziet, Moskwa 1968, s. 273-274. Uczraspriedy były organami Sekretariatu Komitetu Centralnego odpowiedzialnymi za wyznaczanie funkcjonariuszy partyjnych. Wydawcy protokołów XII Zjazdu Partii odrzucili analogię Bucharina jako „śmieszną", „bezpodstawną" i „nienaukową" - ibidem, s. 865. Zob. też Leonid Luks, Entstehung der kommunistischen Faschismustheorie, Stuttgart 1984, s. 47. 56 Renzo de Felice dokonał rozróżnienia między faszyzmem jako ruchem i faszyzmem jako systemem politycznym, podkreślając, że ten pierwszy pozostał rewolucyjny: Michael Ledeen, [w:] Mosse, International Fascism, s. 126-127. To samo, oczywiście, można powiedzieć o bolsze-wizmie, który wkrótce po dojściu do władzy stał się konserwatywny w celu utrzymania się przy władzy. KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 45 Niemczech, a następnie do szerzenia śmierci i zniszczenia w całej Europie, była głęboko zainspirowana przez rosyjską rewolucję, zarówno negatywnie jak i pozytywnie. Negatywnie - triumf bolszewizmu w Rosji i jego starania o zrewolucjonizowanie Europy dostarczyły Hitlerowi usprawiedliwienia dla jego instynktownego antysemityzmu i dla widma „żydow-sko-komunistycznego spisku", którym można było nastraszyć naród niemiecki. Pozytywnie - dopomógł mu w dążeniu do dyktatorskiej władzy poprzez nauczenie go technik manipulowania tłumem i dostarczenie mu gotowego modelu monopartyjnego państwa totalitarnego. Antysemityzm zajmował w ideologii i psychologii narodowego socjalizmu wyjątkowe miejsce jako centralny i niezmienny cel. Chociaż źródła judeofobii sięgają klasycznej starożytności, to jednak chorobliwie destrukcyjne formy, jakie przyjęła ona pod rządami Hitlera nie mają historycznego precedensu. Aby to zrozumieć, trzeba wziąć pod uwagę wpływ, jaki rosyjska rewolucja wywarł na rosyjskie i niemieckie ruchy nacjonalistyczne. Tradycyjny antysemityzm przed początkiem XX wieku wynikał przede wszystkim z wrogości religijnej: z postrzegania Żydów jako zabójców Chrystusa i jako pełnego złej woli narodu, który uporczywie odrzuca chrześcijańską Dobrą Nowinę. Wrogość ta, propagowana przez Kościół katolicki i niektóre sekty protestanckie, została umocniona przez ekonomiczną rywalizację i niechęć do Żydów jako lichwiarzy i szczwanych kupców. Dla tradycyjnego antysemity Żyd nie był ani członkiem „rasy", ani międzynarodowej wspólnoty, ale wyznawcą fałszywej religii, skazanym na cierpienie i bezdomne tułactwo, by stanowić przestrogę dla ludzkości. Aby pojęcie Żydów jako międzynarodowego zagrożenia mogło się przyjąć, musiała najpierw powstać rzeczywista wspólnota międzynarodowa. Dokonało się to w ciągu XIX wieku, wraz z pojawieniem się globalnego handlu i globalnej komunikacji. Przekraczając granice regionów i państw, zjawiska te wpływały bezpośrednio na wspólnoty i narody, które aż do czasów nowożytnych prowadziły w miarę zamknięte i odcięte od zewnętrznych zagrożeń życie. Nagle i w sposób niewytłumaczalny ludzie zaczęli odczuwać, że tracą kontrolę nad swoim życiem. Odkąd poziom zbiorów w Rosji mógł wpływać na los farmerów w Stanach Zjednoczonych, odkrycie złota w Kalifornii na ceny w Europie, a polityczne ruchy takie jak międzynarodowy socjalizm mogły postawić sobie za cel obalenie wszystkich istniejących systemów politycznych, nikt nie mógł już czuć się bezpieczny: poczucie zagrożenia pobudzane przez wydarzenia na arenie międzynarodowej całkiem naturalnie zrodziło pojęcie międzynarodowego spisku. A któż mógł lepiej pasować do tej roli niż Żydzi, którzy nie tylko tworzyli najbardziej rzucającą się w oczy wspólnotę na arenie międzyna- 46 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT rodowej, ale zajmowali także wybitne stanowiska w dziedzinie globalnych finansów i mediów? Wizja żydostwa jako zdyscyplinowanej ponadnarodowej wspólnoty, kierowanej przez dało niewidzialnych zwierzchników, pojawiła się po raz pierwszy na fali rewolucji francuskiej. Choć Żydzi nie odgrywali w niej żadnej roli, ideologowie kontrrewolucji dostrzegli w nich winowajców, po części dlatego, że skorzystali z rewolucyjnego prawodawstwa, nadającego im równe prawa obywatelskie, a po części dlatego, że byli oni w popularnym wyobrażeniu łączeni z ruchem masońskim, który francuscy rojaliści oskarżali o spowodowanie roku 1789. W latach 70. XIX w. niemieccy ekstremiści twierdzili już, że wszyscy Żydzi, bez względu na ich przynależność państwową, kierowani są przez tajną organizacje międzynarodową - tę zaś utożsamiano na ogół z Alliance Israelite Universelle w Paryżu, instytuqa, której rzeczywistym celem była działalność filantropijna. Idee takie stały się popularne we Franq'i w latach 90. XIX w. w związku z aferą Dreyfusa. Niedługo przed rewolucją rosyjską antysemityzm zyskał powszechną aprobatę w Europie, głównie w reakcji na pojawienie się Żydów jako równoprawnych uczestników społeczeństw, które przyzwyczajone były do traktowania ich jako kasty pariasów, a zarazem w wyniku rozczarowania, że nawet po wyemancypowaniu Żydzi nie chcą się asymilować. Żydzi byli nie lubiani ze względu na to, co postrzegano jako ich klanowość i tajemniczość, ich rzekomo „pasożytnicze" postępowanie w gospodarce i ich wschodnie obyczaje. Nie bano się ich jednak. Strach przed Żydami przyszedł wraz z rewolucją rosyjską i okazał się jedną z najbardziej katastrofalnych części jej dziedzictwa. Dziełem, które ponosi największą odpowiedzialność za taki rozwój wypadków były tak zwane Protokoły mędrców Syjonu, fałszerstwo, które - jak powiedział historyk, Norman Cohn - dostarczyło „upoważnienia" dla hitlerowskiego ludobójstwa.57 Autor tej fabrykacji nie został zidentyfikowany najwidoczniej została ona jednak skompilowana pod koniec XIX w. we Francji z traktatów antysemickich publikowanych w okresie sprawy Dreyfusa pod wpływem wiadomości o pierwszym międzynarodowym Kongresie Syjonistycznym w Bazylei w 1897 roku. Wydaje się, że maczał w tym palce paryski wydział carskiej Ochrany, rosyjskiej tajnej policji. Książka ta rzekomo odsłania tajne rezolucje podejmowane na spotkaniach przywódców międzynarodowego żydostwa w nieokreślonym czasie i miejscu, rzekomo uzyskane od jednego z uczestników owych spotkań. Celem owych rezolucji miało być sformułowanie strategii podporządkowania chrześcijańskich narodów i ustanowienia żydowskiego panowania nad światem. 7 Norman Cohn, Warrant for Genocide, London 1967. KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 47 Środkami prowadzącymi do tego celu miało być rozsiewanie wzajemnych walk miedzy chrześcijanami, niekiedy przez pobudzanie wystąpień robotniczych, a niekiedy przez popychanie do wyścigu zbrojeń i do wojny, a zawsze przez wspieranie moralnego zepsucia. Państwo żydowskie, które miałoby się wyłonić w wyniku zrealizowania owej strategii byłoby despo-tią utrzymywaną za pomocą wszechobecnej policji; społeczeństwo pozbawione byłoby wolności, ale nie socjalnych korzyści, w tym pełnego zatrudnienia, które miałyby utrzymać je w posłuszeństwie. Tak zwane Protokoły zostały opublikowane po raz pierwszy w jednym z petersburskich czasopism. Trzy lata później, podczas rewolucji 1905 roku, wyszły w postaci książkowej, wydanej przez Siergieja Nilusa pod tytułem Wielkie w małym i antychryst. Za tym poszły kolejne wydania rosyjskie, nie było jeszcze jednak tłumaczeń na języki obce. Nawet w Rosji książka ta zdawała się nie budzić większego zainteresowania: Nilus, jej najbardziej gorliwy propagator, narzekał, że nikt nie traktuje jego rewelacji poważnie.58 Dopiero rewolucja rosyjska zapoczątkowała ogromną karierę Protokołów. I wojna światowa postawiła Europejczyków w stan najwyższego osłupienia, skłaniając ich do szukania winowajców tej rzezi. Dla lewicy konspiratorami, którzy odpowiadali za I wojnę światową byli „kapitaliści", w szczególności ci, którzy zajmowali się produkcją broni: oskarżenie, że kapitalizm nieuchronnie prowadzi do wojny przyniosło komunistom wielu zwolenników. To była jedna wersja teorii spisku. Inna, przeważająca wśród konserwatystów, wskazywała na Żydów. Kaiser Wilhelm II, który ponosił największą odpowiedzialność za wybuch I wojny światowej, zrzucał winę na Żydów jeszcze w czasie trwania działań wojennych.59 Generał Erich Ludendorff twierdził, że Żydzi nie tylko pomogli Anglii i Francji rzucić Niemcy na kolana, ale również „zapewne sterowali oboma tymi krajami": „Przywódcy narodu żydowskiego... dostrzegali w nadchodzącej wojnie narzędzie realizacji jego politycznych i ekonomicznych celów, aby uzyskać dla Żydów terytorium państwowe w Palestynie i uznanie jako osobnego narodu, oraz aby zdobyć dla siebie ponadpaństwową i ponadkapitalistyczną hegemonię w Europie i w Ameryce. Na drodze do urzeczywistnienia tego celu, Żydzi w Niemczech dążyli do osiągnięcia takiej samej pozycji, jaką w owych krajach [w Anglii i Francji] zdobyli już wcześniej. W tym cełu naród żydowski potrzebował klęski Niemiec."60 To „wyjaśnienie" jest echem Protokołów i niewątpliwie było zainspirowane ich treścią. 58 Ibidem, s. 90-98. 59Pipes,RR, s. 461-462. 60 Erich Ludendorff, Kriegsfuhrung und Politik, Berlin 1922, s. 51. 48 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT Straszliwe czyny bolszewików i otwarte nawoływanie do światowej rewolucji przez władzę, w której obecność Żydów rzucała się w oczy -wszystko to zbiegło się w czasie z momentem, kiedy zachodnia opinia publiczna szukała kozłów ofiarnych. Po wojnie utożsamienie komunizmu z globalnym spiskiem żydowskim i interpretowanie go jako realizacji programu przedstawionego w Protokołach rozpowszechniło się w szczególnie w klasie średniej i wśród profesjonalnej kadry robotniczej. Chociaż zdrowy rozsądek stawał dęba wobec sugestii, iż Żydzi są odpowiedzialni zarówno za ponadnarodowy kapitalizm, jak też za jego arcywroga - komunizm, dialektyka Protokołów była dość elastyczna, żeby pogodzić takie sprzeczności. Ponieważ -jak głosiła - ostatecznym celem Żydów było rozbicie świata nie-Żydów, mogli oni działać, zależnie od okoliczności, raz jako kapitaliści, raz jako komuniści. Wszystko to było kwestią taktyki. W rzeczywistości, jak twierdził autor czy autorzy Protokołów, aby wskazać także swoim własnym „braciom mniejszym" miejsce w szeregu, Żydzi posługiwali się nawet antysemityzmem i pogromami.61 Po zdobyciu władzy przez bolszewików i rozpętaniu przez nich rządów terroru, Protokoły uzyskały status spełnionego proroctwa. Odkąd stało się publicznie wiadome, że wśród wybitnych bolszewików są Żydzi kryjący się pod słowiańskimi pseudonimami, wszystko wydawało się absolutnie jasne: rewolucja październikowa i komunistyczna władza okazały się przełomowymi osiągnięciami Żydów na drodze do ich światowej dominacji. Pucze spartakusowców w Niemczech, komunistyczne „republiki" na Węgrzech i w Bawarii, w których zaangażowanych było wielu Żydów, postrzegane były jako rozszerzenie żydowskiej władzy poza jej rosyjską bazę. Chrześcijanie (aryjczycy), aby zapobiec ostatecznemu wypełnieniu proroctwa Protokołów, musieli uświadomić sobie niebezpieczeństwo i zjednoczyć się przeciwko wspólnemu wrogowi. Protokoły zyskały w Rosji popularność w okresie terroru, w latach 1918-1919; wśród ich czytelników był Mikołaj II.62 Ich poczytność zwiększyła 61 Protokoły, w: „Łucz Swieta", t. 1, księga 3 (maj 1920 roku), s. 238. Niemal na pewno pod tym wpływem sowieckie władze tolerowały, a przez to uwiarygodniały tezę, że Żydzi pomogli Hitlerowi zorganizować Holocaust, aby popchnąć swych wahających się jeszcze braci do Palestyny -zob. L. A. Korniejew, Kłassowaja suszcznost' Syjonizmu, Kijów 1982. 62 Cesarzowa Aleksandra zanotowała w swoim dzienniku pod datą 7 kwietnia 1918 (starego stylu): „Mikołaj czytał nam protokoły masonów" („Chicago Daily News", 23 VI 1920, s. 2). Książka ta została znaleziona wśród rzeczy Aleksandry w Jekaterynburgu - zob. N. Sokołów, Ubijstwo carskoj sieni'ji, Paryż 1925, s. 281. KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 49 się jeszcze po zamordowaniu carskiej rodziny, którym to czynem obciążano Żydów. Kiedy zimą 1919 na 1920 rok tysiące pobitych w wojnie domowej oficerów „białej" Rosji szukało schronienia w Europie Zachodniej, niektórzy z nich zabierali ze sobą egzemplarze tej fałszywki. W ich interesie było popularyzowanie tej książki, która miała ostrzec Europejczyków, na ogól dość obojętnych wobec losu rosyjskich uchodźców, że komunizm nie jest tylko problemem rosyjskim, ale dopiero pierwsza fazą światowej rewolucji komunistycznej, która ich również odda na pastwę Żydów. Najbardziej osławionym wśród owych emigrantów był F. W. Win-berg, rosyjski oficer niemieckiego pochodzenia, którego obsesyjne zainteresowanie Żydami przybrało skalę manii prześladowczej.63 Widział on w rosyjskiej rewolucji tylko i wyłącznie żydowską robotę: w jednej ze swych publikacji zamieścił fałszywą listę sowieckich wyższych urzędników, na której niemal wszyscy okazali się Żydami.64 Takie poglądy szybko zostały przyjęte w niemieckich kołach prawicowych, rozgoryczonych klęską wojenną i zaniepokojonych powstaniami komunistów. Właśnie Winberg do spółki z innym znanym judeofobem niemieckim wydali pierwsze tłumaczenie Protokołów w Niemczech. Opublikowane w styczniu 1920 roku odniosło natychmiastowy sukces. W następnych paru latach Niemcy zalały setki tysięcy egzemplarzy: Norman Cohn szacuje, że kiedy Hitler dochodził do władzy w obiegu w Niemczech znajdowało się co najmniej 28 wydań Protokołów!'5 Wkrótce pojawiły się tłumaczenia na szwedzki, angielski, francuski, polski, a za nimi na kolejne języki. W latach 20. Protokoły stały się międzynarodowym bestsellerem. Szczególnie chętnie ich przesłanie przyjmowała stawiająca dopiero pierwsze kroki Niemiecka Partia Narodowo-Socjalistyczna, która od swego założenia w 1919 roku wyznawała najwścieklejszy antysemityzm, brakowało jej jednak teoretycznych podstaw do tego. Najwcześniejsza platforma nazistowska, opublikowana w 1919 roku, określała jako najważniejszych wrogów Niemiec: najpierw Żydów, następnie traktat wersalski, a na trzecim miejscu „marksistów", przez co rozumiała socjaldemokratów, a nie komunistów, z którymi naziści utrzymywali przyjacielskie kontakty.66 Związek między żydostwem a komunizmem został ustanowiony za pomocą Protokołów, na które, jak się uważa, zwrócił Hitlerowi uwagę Alfred Rosenberg. Bałtycki Niemiec, który studiował architekturę w Rosji, miał rosyjski pasz- 63 Na jego temat zob. Walter Laqueur, Russia and Germany, London 1965, s. 114-118. 64 E Winberg, Kriestnyj put', 1.1, 2 wyd., Monachium 1922, s. 359-372. 65 Cohn, Warrant, s. 293. 66Laqueur, Russia and Germany, s. 55. 50 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT port i mówił lepiej po rosyjsku niż po niemiecku, nawrócił się na poglądy Winberga i zaszczepił je w ruchu nazistów, którego stał się głównym ideologiem. Winberg przekonał go, że rewolucja rosyjska została zaprojektowana przez światowe żydostwo w celu zdobycia przez nie globalnej dominacji. Protokoły wywarły na przyszłym Fiihrerze przytłaczające wrażenie. „Czytałem Protokoły mędrców Syjonu - po prostu mną wstrząsnęły", powiedział Hermannowi Rauschningowi, swemu ówczesnemu współtowarzyszowi. „Niewidzialność przeciwnika i jego wszechobecność! Przekonałem się od razu, że musimy to naśladować - oczywiście na nasz sposób."67 Według Rauschninga Protokoły służyły Hitlerowi jako istotne źródło politycznej inspiracji.68 Hitler użył zatem podrobionego podręcznika Żydowskiej strategii walki o dominację nad światem nie tylko po to, aby opisać Żydów jako śmiertelnych wrogów Niemiec, ale także, aby urzeczywistnić własny zamysł do światowego panowania przy pomocy metod zapożyczonych z owego podręcznika. Tak bardzo podziwiał rzekomy spryt Żydów w ich dążeniu do opanowania świata, że zdecydował się w pełni przyjąć ich „ideologię" i „program".69 Dopiero po przeczytaniu Protokołów Hitler stał się antykomunistą: „Rosenberg wycisnął trwałe piętno na ideologii nazistowskiej. Partia [naro-dowosocjalistyczna] była gwałtownie antysemicka od momentu swego powstania w 1919 roku, natomiast rosyjski komunizm stał się jej obsesją dopiero w 1920-1921 - i to wydaje się w dużym stopniu rezultatem wpływu Rosenber-ga. On połączył rosyjski antysemityzm czarnosecinnego typu z antysemityzmem niemieckich rasistów; konkretnie - przejął pogląd Winberga na bołsze-wizm jako żydowski spisek i zreinterpretował go w iw/fasfowsfco-rasistowskich kategoriach. Powstała w rezultacie fantazja, jaka została wyrażona w niezliczonych artykułach i broszurach, stała się obsesyjnym tematem myśli Hitlera oraz światopoglądu i propagandy nazistowskiej partii."70 Mówi się, że Hitler miał tylko dwa główne cele polityczne: zniszczenie żydostwa i ekspansję na obszar wschodnioeuropejskiego Lebensraumu („przestrzeni życiowej"), wszystkie inne elementy jego programu, zarówno kapitalistyczne jak i socjalistyczne, pozostają jedynie środkami do tych dwóch celów.71 Toria zrodzona na rosyjskiej prawicy, łącząca Żydów z komunizmem, pozwoliła mu powiązać te dwa cele ze sobą. 67Rauschning, Hitler Speaks, s. 235. 68 Ibidem, s. 235-236. 69 Alexander Stein, Adolf Hitler, Schiller der „Weisen von Zioń", Karlsbad 1936 70 Cohn, Warrant, s. 194-195. 71 Eberhard Jackel, Hitlers Weltanschauung, Tiibingen 1936, cyt. za: Kuhn, Das faschistische Herrschaftssystem, s. 80. KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 51 W ten sposób brednie skrajnych monarchistów rosyjskich, którzy w „ukrytej ręce" światowego żydostwa szukali i znaleźli kozła ofiarnego odpowiedzialnego za katastrofę, jaka spotkała ich kraj, dostały się do politycznej ideologii partii, która wkrótce miała sięgnąć po totalną władzę nad Niemcami. Uzasadnienie nazistowskiej eksterminacji Żydów przyszło z kręgów rosyjskiej skrajnej prawicy: to Winberg i jego przyjaciele pierwsi wezwali publicznie do fizycznej eksterminacji Żydów.72 Żydowski Holocaust okazał się w ten sposób jedna z licznych nieoczekiwanych i niezamierzonych konsekwencji rewolucji rosyjskiej. Nazizm jako polityczny fenomen określa dwie rzeczy: technikę manipulowania masami, dającą złudzenie masowego uczestnictwa w politycznym procesie, a także system rządów, w którym Narodowo-Socjali-styczna Partia Robotnicza zmonopolizowała władzę i przekształciła instytucje państwa w swoje narzędzia. W obu przypadkach wpływ marksizmu, zarówno oryginalnego jak i tego w bolszewickich szatach, jest bezsporny. Wiadomo, że młody Hitler pilnie studiował, jak socjaldemokraci manipulowali masami: „Od socjaldemokratów zapożyczył ideę masowej partii i masowej propagandy. W Mein Kampf opisuje wrażenie, jakie odniósł, gdy 'spojrzał na niekończące się szeregi maszerujących czwórkami wiedeńskich robotników w czasie masowej demonstracji. Stałem oniemiały przez blisko dwie godziny, patrząc jak ten ogromny ludzki smok rozwija się przede mną."73 Z takich obserwacji Hitler rozwinął swoją teorię psychologii tłumu, którą później stosował z takim powodzeniem. W rozmowie z Rauschnin-giem uznał swój dług wobec socjalizmu: „Nauczyłem się wiele od marksizmu, czego nie waham się przyznać. Nie mam tutaj na myśli ich nużącej doktryny społecznej czy materialistycznej koncepcji historii, czy ich absurdalnych teorii wartości dodatkowej i temu podobnych. Nauczyłem się jednak wiele od ich metod. Różnica między nimi a '. nami jest taka, że ja rzeczywiście wprowadziłem w czyn to, co te kupczyki i gryzipiórki ledwie nieśmiało zaczęły. Na tym opiera się cały narodowy socjalizm. Proszę spojrzeć na robotnicze kluby sportowe, na komórki partyjne w przemyśle, na masowe demonstracje, na ulotki propagandowe dostosowane specjalnie do poziomu mas - wszystkie te nowe metody politycznej walki są zasadniczo marksistowskie w swej genezie. Musiałem tylko przejąć te meto- 72Laquer, Russia and Germany, s. 115. 73 Alan Bullock, Hitler. A Study in Tyranny, wyd. poprawione, New York 1962, s. 44. W książce Joachima Festa Hitler (New York 1974, s. 144-145) reprodukowana jest fotografia Hitlera w tłumie, przysłuchującego się socjadelmokratycznemu mówcy zimą 1919/1920 roku. 52 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT dy i zaadaptować je do naszego celu. Musiałem tylko rozwinąć do logicznego końca to, co socjaldemokracji stale się nie udawało, ponieważ starała się zrealizować swoją ewolucję w ramach demokracji. Narodowy socjalizm jest tym, czy marksizm mógłby być, gdyby tylko mógł porzucić swe absurdalne i sztuczne więzi z porządkiem demokratycznym."74 I, można by dodać, co bolszewizm zrobił i czym się stał.75 Jednym z kanałów dostarczających komunistyczne wzory do ruchu nazistowskiego były kręgi bliskich Hitlerowi prawicowych intelektualistów o lewicowych skłonnościach, znanych jako „narodowi bolszewicy".76 Ich główni teoretycy, Josef Goebbels i Otto Strasser, pozostający pod wielkim wrażeniem bolszewickich sukcesów w Rosji, chcieli, aby Niemcy pomogli Rosji Sowieckiej w odbudowie jej gospodarki w zamian za jej polityczne poparcie przeciwko Francji i Anglii. Na argument Rosenberga, przejęty przez Hitlera, iż Moskwa jest kwaterą główną żydowskiego spisku międzynarodowego, odpowiadali, że komunizm jest tylko fasadą, za którą kryje się tradycyjny rosyjski nacjonalizm: „Oni mówią - rewolucja, a myślą - Rosja."77 „Nacjonal-bolszewicy" chcieli jednak czegoś więcej niż tylko współpracy z komunistyczna Rosją: chcieli, aby Niemcy przyjęły jej system rządów poprzez centralizaq'e władzy politycznej, wyeliminowanie partii politycznych - rywali i ograniczenie funkcjonowania wolnego rynku. W 1925 roku Goebbels i Strasser przekonywali na łamach nazistowskiego „Volkischer Beobachter", że jedynie wprowadzenie „socjalistycznej dyktatury" może ocalić Niemcy od chaosu. „Lenin poświęcił Marksa", pisał Goebbels, „i dał w zamian Rosji wolność".78 O swej własnej partii nazistowskiej pisał w 1929 roku, że jest to partia „rewolucyjnych socjalistów".79 74 Rauschning, Hitler Speaks, s. 185. 75 W mowie wygłoszonej 24 lutego 1941 roku Hitler otwarcie stwierdził, że „zasadniczo narodowy socjalizm i marksizm są tym samym" - „The Bulletin of International News", London, t. XVHI, nr 5, 8 m 1941, s. 269. 76 Termin ten ukuł w negatywnym znaczeniu Karol Radek w 1919 roku. Najlepszym studium tego interesującego choć marginalnego ruchu jest książka Otto Ernsta Schuddekopfa Linkę Leute von Rechts, Stuttgart 1960. 77 Schiiddekopf, Linkę Leute, s. 87. Pogląd, że komunizm w rzeczywistości wyrażał rosyjskie interesy narodowe pochodził od Nikołaja Ustria-łowa i innych teoretyków tak zwanej „Smieny Wiech" - ruchu w rosyjskiej emigracji we wczesnych latach 20. - zob. R. Pipes, Russia Under the Bolshevik Regime, New York 1993, s. 139. 78 Cyt. za: Max H. Kele, Nazis and Workers, Chapell Hill 1972, s. 93. 79 David Schoenbaum, Hitler's Social Revoltution, New York-London 1980, s. 25. KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 53 Hitler odrzucił tę ideologię, ale postępował zgodnie z nią o tyle, o ile socjalistyczne slogany były mu potrzebne do odciągania niemieckich robotników od socjaldemokracji. Przymiotniki „Socjalistyczna" i „Robotnicza" w nazwie partii nazistowskiej nie były jednak wyłącznie oszukańczym wykorzystaniem popularnych słów. Partia nazistowska wyrosła ze związku robotników niemieckich w Czechach, uformowanego w początku XX wieku w celu zwalczania rywalizujących z nimi robotników czeskich. Program Niemieckiej Partii Robotników (Deutsche Arbeiter Partei), jak nazywała się pierwotnie owa organizacja, łączył socjalizm, antykapi-talizm i antyklerykałizm z niemieckim nacjonalizmem. W1918 roku zmieniła ona swoją nazwę na Narodowo-Socjalistyczną Niemiecką Partię Robotniczą (NSDAP), dodając antysemityzm do swojej platformy i przyciągając do swoich szeregów zdemobilizowanych weteranów wojny, sklepikarzy i pracowników wykwalifikowanych. (Słowo „Robotnicza" nazwie miało oznaczać „wszystkich, którzy pracują", a nie tylko robotników przemysłowych.80) Tę właśnie organizację przejął Hitler w 1919 roku. Według Brachera, ideologia partii w pierwszych latach jej istnienia „zawierała ściśle rewolucyjne jądro wewnątrz irracjonalnej, zorientowanej ku przemocy ideologii. W żadnym sensie nie był to wyłącznie wyraz tendencji reakcyjnych: ideologia ta pochodziła ze świata robotników i związkowców".81 Naziści odwoływali się do socjalistycznych tradycji robotników niemieckich, nazywając robotnika „filarem wspólnoty", a „burżuazję" - wraz z tradycyjna arystokracją - klasą skazaną na klęskę.82 Hitler, który mówił swoim współpracownikom, że był „socjalistą"83 skłonił partię do przyjęcia czerwonej flagi i, po dojściu do władzy, ogłosił 1 maja świętem państwowym; członkowie partii nazistowskiej mieli zwracać się do siebie nawzajem per „towarzysze" (Genossen). Jego koncepcja partii była, tak samo jak u Lenina, koncepcją bojowej organizacji, Kampfbundu czy „Ligi Bojowej". („Popiera ruch ten, kto wyraża swoja zgodę z jego celami. Członkiem ruchu może być tylko ten, kto walczy dla niego."84) Jego ostatecznym celem było społeczeństwo, w którym tradycyjne klasy zostałby zniesione, a status osiągałoby się osobistym bohaterstwem.85 W charakterystycznie radykalny sposób wyobrażał sobie człowieka jako twórcę wła- mIbidem, s. 17. 81 Bracher, Die deutsche Diktatur, s. 59. 82 Schoenbaum, Hitler's Social Revolution, s. 48. 83 Alan Bullock, Hitler: A Study in Tyranny, s.157. 84 The Impact of the Russian Revolution, 1917-1967, London 1967, s. 340. 85 Rauschning, Hitler Speaks, s. 48-49. r 54 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT snego losu" „Człowiek staje się bogiem", mówił Rauschningowi. „Człowiek jest bogiem w procesie tworzenia".86 Naziści początkowo bez większego powodzenia starali się przyciągać robotników, a ich szeregi zapełniały się „drobnoburżuazyjnymi" elementami. Z końcem lat 20. ich socjalistyczne apele zaczęły odnosić skutek. Kiedy bezrobocie stało się w latach 1929-1930 prawdziwą plagą, robotnicy zaczęli przyłączać się do partii masowo. Zgodnie z dokumentacją NSDAP, w 1930 roku 28 procent członków partii stanowili robotnicy przemysłowi; w 1934 ich proporcja wzrosła do 32 procent. W obu tych latach stanowili oni największą grupę zawodową w szeregach partii nazistowskiej.87 Biorąc pod uwagę fakt, że członkostwo w partii nazistowskiej nie pociągało za sobą tych samych obowiązków jak w Rosyjskiej Partii Komunistycznej, można przypuszczać, że udział prawdziwych robotników przemysłowych (w odróżnieniu od byłych robotników, którzy stali się zawodowymi funkcjonariuszami partyjnymi) był w rzeczywistości wyższy w NSDAP niż w KPZR. Dowody, że Hitlerowski model totalitarnej partii został zapożyczony z komunistycznej Rosji mają charakter pośredni: chociaż Hitler był gotów przyznać swój dług wobec „marksistów", to jednak starannie unikał przyznania się do jakichkolwiek zapożyczeń z komunistycznej Rosji. Koncepcja państwa jednopartyjnego najprawdopodobniej zaświtała mu w połowie lat 1920-ych, kiedy zastanawiając się nad klęska puczu Kappa w 1923 roku, zdecydował się zmienić taktykę i przejąć władzę legalnie. Hitler sam twierdził, że koncepcja zdyscyplinowanej, hierarchicznie zorganizowanej partii politycznej została mu podpowiedziana przez wzór organizacji wojskowej. Był także gotów przyznać, że uczył się od Mussoliniego.88 Byłoby jednak absolutnie niezwykłe, gdyby partia komunistyczna, której działalność była tak szeroko omawiana w prasie niemieckiej, również nie wpłynęła na niego - choć z oczywistych powodów nie mógł on się do tego przyznać. W prywatnej rozmowie zechciał stwierdzić, że „studiował re- KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 55 86 Ibidem, s. 242. 87 Bracher, Die deutsche Diktatur, s. 256. David Schoenbaum (Hitler's Social Revolution, s. 28, 36) podaje minimalnie różniące się dane. Niektórzy historycy marksistowscy pozbywają się tych niewygodnych faktów poprzez wykluczenie z szeregów klasy robotniczej tych robotników, którzy wstąpili do partii nazistowskiej lub głosowali na nią, na tej podstawie, że status robotnika określa nie jego zawód, ale „walka przeciwko klasom rządzącym": Timothy W. Mason, Sozialpolitik im Dritten Reich, Opladen 1977, s. 9. 88 Schoenbaum, Hitler's Social Revolution, s. XIV. wolucyjną technikę w dziełach Lenina i Trackiego oraz innych marksistów".89 Jak twierdził, odwrócił się od socjalistów i zaczął „coś nowego", ponieważ okazali się oni „małymi ludźmi"90 - niezdolnymi do śmiałej akcji - co nie różni się specjalnie od powodów, które skłoniły Lenina do zerwania z socjaldemokratami i założenia partii bolszewickiej. W sporze zwolenników Rosenberga ze zwolennikami Goebbelsa i Strassera, Hitler w końcu opowiedział się za tymi pierwszymi. Nie mogło być sojuszu z Rosja Sowiecką ponieważ Hitler potrzebował widma ży-dowsko-komunistycznego zagrożenia, aby nastraszyć niemieckich wyborców. To jednak nie przeszkodziło mu przejmować do własnych celów wzorów instytucji centralnych i praktyk komunistycznej Rosji.] Trzy reżimy totalitarne różniły się pod kilkoma względami - różnice te zostaną omówione we właściwym momencie. To, co łączyło owe reżimy było jednak o wiele bardziej istotne od tego, co je dzieliło. Po pierwsze i najważniejsze był to wspólny wróg: liberalna demokracja z jej systemem wielopartyjnym, jej poszanowaniem dla prawa własności, jej ideałem pokoju i stabilizacji. Tyrady Lenina, Mussoliniego i Hitlera przeciwko „burżuazyj-nej demokracji" i socjaldemokratom doskonale się nawzajem uzupełniają. Aby przeanalizować wzajemne stosunki między komunizmem i „faszyzmem", trzeba najpierw zrezygnować z fałszywego, konwencjonalnego modelu, zgodnie z którym „rewolucja" jest z samej swej natury egalitarna i internacjonalistyczna, podczas gdy ruchy nacjonalistyczne są zasadniczo kontrrewolucyjne. To był błąd popełniony przez tych niemieckich konserwatystów, którzy początkowo poparli Hitlera w przekonaniu, że tak wymowny nacjonalista jak on nie może mieć rewolucyjnych aspiracji.91 Termin „kontrrewolucja" może być właściwie zastosowany tylko w odniesieniu do ruchów, które dążą do odwrócenia dzieła rewolucji i przywrócenia status cjuo ante, co rzeczywiście stosuje się do francuskich rojali-stów z lat 90. XVIII w. Jeżeli „rewolucja" określa nagły przewrót istniejącego systemu politycznego, po którym następują zasadnicze zmiany w gospodarce, strukturze społecznej i kulturze, to termin ten można w równym stopniu odnieść do antyegalitarnych, ksenofobicznych przewrotów. 89 Rauschning, Hitler Speaks, s. 236. W 1930 roku Hitler miał powiedzieć swoim zaskoczonym współpracownikom, że wiele czytał i nauczył się z ostatnio opublikowanej autobiografii Trockiego, którą nazwał „wspaniałą": Konrad Heiden, Der Fuehrer, New York 1944, s. 308. Heiden nie podaje jednak żadnego źródła tej informacji. 90 Rauschning, Hitler Speaks, s. 187. 91 Hermann Rauschning, The Revolution of Nihilism, New York 1939, s. 55, 74-75,105. 56 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT Przymiotnik „rewolucyjny" opisuje nie treść zmiany, ale sposób, w jaki ona się dokonuje - a mianowicie nagły i pełen przemocy. Słusznie więc można mówić o rewolucjach prawicowych i rewoluq'ach lewicowych: fakt, że ścierają się one ze sobą jak śmiertelni wrogowie wynika z tego, iż rywalizują one o tę samą masę zwolenników, a nie z tego, iżby różniły się między sobą metodami czy celami. Zarówno Hitler jak i Mussolini uważali się za rewolucjonistów - i mieli rację. Rauschning twierdził, że narodowy socjalizm był faktycznie bardziej rewolucyjny w swych celach niż komunizm czy anarchizm.92 Jednak prawdopodobnie najbardziej fundamentalne pokrewieństwo między trzema totalitarnymi ruchami odkryć można w dziedzinie psychologii: komunizm, faszyzm i narodowy socjalizm pobudzały i wykorzystywały masowe resentymenty - klasowe, rasowe i etniczne - aby zdobyć masowe poparcie i umocnić swoje pretensje do tego, iż to one, a nie demokratycznie wybrane rządy, wyrażają prawdziwą wolę ludu. Wszystkie trzy odwoływały się do emocji nienawiści. Francuscy jakobini pierwsi zdali sobie sprawę z potencjału resenty-mentu klasowego. Eksploatując go, wymyślali ciągłe spiski arystokratów i innych wrogów rewolucji: niedługo przed swym upadkiem przygotowali akty prawne sankcjonujące ekspropriację prywatnej własności, które miały bezspornie komunistyczne konsekwencje.93 Właśnie na podstawie doświadczenia rewolucji francuskiej i jej następstw Marks sformułował teorię walki klasowej jako dominującej cechy dziejów. W jego teorii antagonizm społeczny uzyskał po raz pierwszy moralną legitymację: nienawiść, którą judaizm potępiał jako samoniszczącą, a chrześcijaństwo (jako gniew) traktowało jako jeden z grzechów głównych, uczyniona została cnotą. Nienawiść ma jednak dwa ostrza i wkrótce jej ofiary sięgnęły po nią w samoobronie. Przed końcem XIX wieku pojawiły się doktryny, które wykorzystywały etniczne i rasowe resentymenty jako przeciwwagę dla socjalistycznych haseł walki klasowej. W profetycznej książce z 1902 roku, Doktryny nienawiści, Anatole Leroy-Beaulieu zwrócił uwagę na podobieństwa między lewicowymi i prawicowymi ekstremistami tego czasu i przewidział pewnego rodzaju współdziałanie między nimi, które stało się rzeczywistością po 1917 roku.94 Nie trzeba udowadniać, że Lenin wykorzystywał resentyment wobec 92 Ibidem, s. 19. 93 Pierre Gaxotte, The French Revolution, London-New York 1932, r. XII. 94 Anatole Leroy-Beaulieu, Les Doctrines de Haine, Paris 1902; por. R. Pipes, The Russian Revolution, s. 136-137. KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 57 zamożnych, „burżujów", aby pociągnąć za sobą miejski plebs i biedniejsze chłopstwo. Mussolini zmienił formułę walki klasowej w postać konfliktu między narodami „posiadającymi" i „nie-posiadającymi". Hitler zaadaptował technikę Mussoliniego, reinterpretując walkę klasową jako starcie ras i narodów, a mianowicie „aryjczyków" przeciwko Żydom i narodom rzekomo zdominowanym przez tych ostatnich.95 Pierwsi pronazi-stowscy teoretycy polityczni twierdzili, że prawdziwy konflikt współczesnego świata popycha nie klasę robotnicza przeciwko kapitałowi, ale państwa oparte na suwerenności Volku przeciwko globalnemu „imperializmowi" żydowskiemu, który to konflikt nie może być rozstrzygnięty dopóki Żydzi nie zostaną pozbawieni możliwości ekonomicznego przeżycia i w ten sposób wyniszczeni.96 Ruchy rewolucyjne, czy to „prawicowej", czy to „lewicowej" odmiany, muszą mieć obiekt nienawiści, ponieważ nieskończenie łatwiej jest poruszyć tłumy przeciwko widzialnemu wrogowi niż w imię jakiejś abstrakcji. Kwestia ta została teoretycznie wyjaśniona i usprawiedliwiona przez Car la Schmitta, teoretyka bliskiego nazistom. Na sześć lat przed dojściem Hitlera do władzy określał on wrogość jako definiującą kategorie polityki: „Specyficznie politycznym rozróżnieniem podbudowującym polityczne działania i motywy jest rozróżnienie między przyjacielem i wrogiem. Odpowiada ono w dziedzinie polityki względnie niezależnym od niego przeciwstawieniom w innych dziedzinach: miedzy dobrem i ziem w etyce, pięknem i brzydotą w estetyce i tak dalej. Jest ono [rozróżnienie między przyjacielem i wro- ' giem] samowystarczalne - to znaczy nie pochodzi ono z jednego czy kilku z wyżej wymienionych przeciwstawień, ani nie sprowadza się do nich. ...Może ono istnieć, zarówno w teorii jak i praktyce, bez równoczesnego zastosowani innych dystynkcji - moralnych, estetycznych, ekonomicznych i temu podobnych. Polityczny wróg nie musi być moralnie zły czy estetycznie brzydki; nie musi być ekonomicznym rywalem, a nawet korzystne może być robienie ¦ z nim interesów. Ale on jest inny, jest obcy; i to wystarczy, że jest on, w szcze- 95 Możliwość zreinterpretowania idei walki klasowej w sensie rasowym został podniesiona już w 1924 roku przez żydowskiego emigranta z Rosji, I. M. Bikermana, w charakterze przestrogi pod adresem jego pro-bolszewickich współrodaków: „Dlaczegóż wolny kozak Petlury czy ochotnik Denikina nie mógłby przyjąć doktryny, która redukuje całą historie nie do walki klas, ale do walki ras i - naprawiając błędy historii - zabrać się do eksterminaqi rasy, w której widzi źródło zła? Grabież, morderstwa, gwałty, nadużycia mogą być równie dobrze popełniane pod jednym sztandarem jak i pod drugim". Rossija i Jewriei. Sbornik I, Berlin 1924, s. 59-60. 96 Gottfried Feder, Der deutsche Staat auf nationaler und sozialer Grundla-ge, 11 wyd., Monachium 1933. 58 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT gólnie intensywnym, egzystencjalnym sensie, kimś różnym i obcym tak, że w wypadku konfliktu, reprezentuje on negację naszego istnienia i z tego powodu trzeba mu się przeciwstawić i walczyć z nim, aby zabezpieczyć sobie-po-dobny (seinmdssig) sposób życia".97 ta Przesłanie tej napuszonej prozy sprowadza się do tego, że działanie polityczne wymaga położenia nacisku na różnice dzielące poszczególne grupy, ponieważ tylko w ten sposób można wyczarować wrogów, których istnienie jest niezbędne dla polityki. „Obcy" nie muszą być faktycznie wrogami: wystarczy, żeby byli postrzegani jako inni, różni od nas. To właśnie przywiązanie komunistów do nienawiści Hitler uznał za tak sobie bliskie i to ono było powodem, dla którego zalecił partii nazistowskiej przyjmowanie eks-komunistów, zakazując jednocześnie przyjmowania byłych socjaldemokratów: nienawiść bowiem można łatwo przenieść z jednego obiektu na inny.98 Tak się złożyło, że na początku lat 1920-ych największą grupę zwolenników Włoskiej Partii Faszystowskiej stanowili eks-komuniści." Rozpatrzymy poniżej wspólne cechy trzech reżimów totalitarnych pod trzema względami: struktury, funkcji i władzy rządzącej partii, stosunku między partią i państwem oraz stosunku między partią i ogółem ludności. 1 .Partia rządząca Przed pojawieniem się bolszewickiej dyktatury państwo składało się z rządu (władzy) i rządzonych (poddanych lub obywateli). Bolszewizm wprowadził trzeci element, monopolistyczną „partię", która dominowała zarówno nad rządem jak i nad społeczeństwem, lokując się jednocześnie poza kontrolą zarówno rządu jak i społeczeństwa: „partię", która nie była w rzeczywistości partią, rządziła nie będąc rządem, sprawowała władzę nad ludem w jego imieniu, ale bez jego zgody. „Monopartyjne państwo" jest mylącym terminem zarówno dlatego, że struktura rządząca totalitarnym państwem nie jest w rzeczywistości partią w ogólnie przyjętym znaczeniu tego słowa, jak również dlatego, że odróżnia się ona od państwa. To jest właśnie najbardziej wyróżniająca cecha totalitarnego reżimu, jego najbardziej istotny atrybut. Jej twórcą był Lenin. Faszyści i naziści wiernie naśladowali stworzony przez niego wzór. 97 Carl Schmitt, [w:] „Archiv fur Sozialwissenschaft und Sozialpoli-tik", t. 58, cz. 1 (1927), s. 4-5. 98 Rauschning, Hitler Speaks, s. 134. 99 Angelica Balabanoff, Errinerungen und Erlebnisse, Berlin 1927, s. 260. KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 59 A. Partia jako zakon wybranych W odróżnieniu od prawdziwych partii politycznych, które dążą do powiększania liczby swoich członków, organizacje komunistyczne, faszystowskie i nazistowskie były w swej naturze ekskluzywistyczne. Przyjmowanie do partii było przedmiotem starannej analizy, która obejmowała takie kryteria, jak pochodzenie społeczne, rasa czy wiek, a szeregi członków były okresowo poddawane czystce z „niepożądanych" elementów. Z tego powodu przypominały one „bractwa" czy „oligarchiczne stowarzyszenia" wybranych, które odnawiały się przez kooptację. Hitler powiedział Rauschningowi, że „partia" to termin, który właściwie nie pasuje w odniesieniu do NSDAP, którą lepiej można by określić jako „zakon" (Or-den).wo Faszystowski teoretyk opisywał partię Mussoliniego jako „kościół, to jest wspólnotę wiary, jedność woli i intencji lojalnych wobec najwyższego i jedynego celu".101 Owe trzy totalitarne organizacje były kierowane przez outsiderów, nie należących do tradycyjnych grup rządzących, samotników, którzy albo zniszczyli owe grupy, jak w przypadku Rosji, albo ustanowili siebie i swoją organizację jako alternatywny, równoległy stan uprzywilejowany i z czasem podporządkowali sobie tradycyjne elity. To kolejna cecha, która odróżnia totalitarne dyktatury od zwyczajnych dyktatur, które nie tworzą własnej politycznej machiny, ale opierają się na tradycyjnych narzędziach władzy, takich jak biurokracja, Kościół i siły zbrojne. Włoscy faszyści przyjęli najbardziej surowe standardy przyjmowania do swojej partii, ograniczając członkostwo w latach 20. do poniżej jednego miliona. Preferowano młodych, którzy wstępowali do partii po okresie terminowania w organizacjach młodzieżowych, Ballila i Avanguardia, kopiach komunistycznych pionierów i Komsomołu. W następnej dekadzie szeregi partii wzrastały, a na progu klęski Włoch w II wojnie światowej partia faszystowska liczyła ponad cztery miliony członków. Naziści utrzymywali najłagodniejsze standardy przyjmowania do partii: po próbach powstrzymywania napływu „oportunistów" w 1933 roku rozluźnili je i w momencie upadku II Rzeszy niemal co czwarty dorosły Niemiec (23 procent) był członkiem NSDAP.102 Polityka Rosyjskiej Partii Komunistycznej mieściła się gdzieś pomiędzy tymi biegunami, raz zwiększając swe szeregi w celu sprostania potrzebom administracyjnym i wojskowym, to znów 100 Pipes, RR, s. 404. 101 Sergio Panunzio, cyt., [w:] Neumann, Permanent Revolution, s. 130. 102 Aryeh L. Unger, The Totalitarian Party, Cambridge 1974, s. 85. 60 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT zmniejszając je w ogromnych i często krwawych czystkach. We wszystkich trzech przypadkach jednak przynależność do partii traktowana była jak przywilej i wstępowanie miało charakter wprowadzenia. B. Wódz Totalitarne reżimy, odrzucając ograniczenie ich władzy przez obiektywne normy, wymagają wodza, który zastąpiłby prawo. Jeżeli tylko to jest „prawdziwe" i „dobre", co służy interesom danej klasy czy narodowości (czy rasy), musi zatem być arbiter w osobie wożdia, Duce, czy Fuhre-ra, który będzie decydował, jakie są owe interesy w danym momencie. Choć w praktyce Lenin zawsze przeforsowywał swoje stanowisko (w każdym razie po 1918 roku), to jednak nie aspirował nigdy do nieomylności. Mussolini i Hitler natomiast mieli takie aspiracje. U Duce a sempre ragione (Duce ma zawsze rację) - to było hasło wywieszane w latach 30. jak Włochy długie i szerokie. Pierwsze przykazanie w zasadach partii nazistowskiej wydanych w lipcu 1932 roku głosiło: „Decyzja Hitlera jest ostateczna".103 Choć zahartowany system totalitarny może przetrwać śmierć swego wodza (jak to miało miejsce w Związku Sowieckim po śmierci najpierw Lenina, a potem Stalina), to jeśli nie sięgnie po władzę kolejny wódz, wówczas staje się on kolektywna dyktaturą i przekształca się w oligarchię. W Rosji sowieckiej osobista dyktatura Lenina w jego partii była zamaskowana takimi formułami jak „demokratyczny centralizm" i zwyczajem pomniejszania roli jednostek na rzecz bezosobowych sił historycznych. Niemniej jednak jest faktem, że w ciągu paru lat po objęciu władzy Lenin stał się niekwestionowanym szefem komunistycznej partii, wokół którego wyrósł szybko prawdziwy kult jednostki. Lenin nie tolerował nigdy poglądu, który byłby sprzeczny z jego własnym, nawet gdyby to był pogląd większości. Już w roku 1920 próba formowania „frakcji" wewnątrz partii została określona jako naruszenie zasad partyjnych, karane wyrzuceniem z organizacji, przy czym „frakcja" oznaczała po prostu jakąkolwiek grupę działającą w sposób uzgodniony przeciwko woli najpierw Lenina, a następnie Stalina: tylko Lenin i Stalin byli immunizowani na zarzut działalności „frakcyjnej".104 Mussolini i Hitler naśladowali komunistyczny model. Partia faszystowska miała cała fasadę instytucji przeznaczonych do wytwarzania wrażenia, że jest ona kierowana kolektywnie: w istocie jednak żadna z nich, nawet „Grań Consiglio" i narodowe kongresy partii nie miały rzeczywi- 103 Giselher Schmidt, Falscher Propheten Wahn, Mainz 1970, s. 111. 104 Zob. Pipes, Russia Under the Bolshevik Regime, s. 455. KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 61 stej władzy.105 Urzędnicy partyjni, którzy bez wyjątku zawdzięczali swoje nominacje albo bezpośrednio Duce, albo osobom wyznaczonym przez niego, składali przysięgę lojalności wobec jego osoby. Hitler nawet nie starał się maskować swojej absolutnej kontroli nad partią narodowosocjalistycz-ną. Na długo jeszcze przed tym zanim został dyktatorem Niemiec ustanowił już całkowitą własną dominacje nad partią, kładąc - podobnie jak Lenin - nacisk na ścisłą dyscyplinę (to jest podporządkowanie wszystkich jego woli) i, znów tak jak Lenin, odrzucając koalicje z innymi organizacjami politycznymi, gdyż rozpuszczałyby one jego osobista władzę.106 2. Partia rządząca i państwo Podobnie jak Lenin, Mussolini i Hitler użyli swoich organizacji do przejęcia państwa. We wszystkich trzech krajach partia rządząca funkcjonowała jak prywatna organizacja. We Włoszech utrzymywano fikcję, że partia faszystowska jest jedynie „cywilną, dobrowolna siłą pod kierunkiem państwa", mimo, iż w rzeczywistości było dokładnie odwrotnie, nawet jeśli - dla pozoru - urzędnicy (prefekci) formalnie mieli pierwszeństwo przed funkcjonariuszami faszystowskimi.107 Sposób, w jaki partie bolszewicka, faszystowska i nazistowska przejęły kontrolę nad administracją w ich krajach był z praktycznego punktu widzenia identyczny: kiedy raz została przyjęta Leninowska zasada, jej wcielenie w czyn było stosunkowo prosta sprawą. W każdym wypadku partia albo wchłaniała, albo osłabiała instytucje, które stały na jej drodze do nieograniczonej władzy: w pierwszej kolejności ogólnopaństwowe organy ustawodawcze i wykonawcze, a w drugiej kolejności organy lokalnego samorządu. Owe instytucje miały udawać, iż nie zostały podporządkowane instrukcjom partii w sposób bezpośredni: stosowano wymyślne chwyty, które miały stworzyć wrażenie, że państwo działa w sposób niezależny. Partia kierowała administraq'a poprzez wstawianie swoich członków na kluczowe pozycje wykonawcze. Wyjaśnieniem tego złudzenia jest to, iż totalitarny „ruch", jak sugeruje już ta nazwa, jest czymś dynamicznym i płynnym, podczas gdy administracja, jako statyczna, wymaga solidnych struktur i trwałych norm. Zacytowane poniżej uwagi odnoszące 105 Beckerath, Wesen und Werden, s. 112-114. 106 partie komunistyczne i nazistowskie są porównane w pracy Unge-ra Totalitarian Party. O kontroli Hitlera nad NSDAP przed 1933 rokiem zob. Bracher, Die deutsche Diktatur, s. 108,143. 107 M. Manoilescu, Die Einzige Partei, Berlin 1941, s. 93. 62 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT się do nazistowskich Niemiec, mogą być równie dobrze zastosowane w odniesieniu do komunistycznej Rosji czy faszystowskich Włoch: „Ruch sam podejmuje decyzje, a pozostawia ich mechaniczne wypełnienie państwu. Jak to zostało określone w ekresie Trzeciej Rzeszy, ruch przejmuje zarządzanie kadrami (Menschenftihrung) i pozostawia państwu zarządzanie rzeczami (Sachverwaltung). Aby uniknąć w miarę możliwości otwartego rozziewu między politycznymi środkami (którymi nie kierują żadne normy) a normami (które są nie do uniknięcia z technicznych powodów) reżim nazistowski starał się na tyle na ile to możliwe „opakować" na zewnątrz swe działania formami prawnymi. Owa legalność nie miała jednak decydującego znaczenia, służyła tylko pokryciu wspomnianego rozziewu między dwoma nie dającymi się pogodzić formami rządzenia."108 „Podbój instytucji", który wczesny badacz faszyzmu uznał za „najbardziej niezwykły podbój państwa w nowożytnej historii"109, był oczywiście jedynie kopią podobnego procesu, jaki dokonał się w Rosji sowieckiej po październiku 1917 roku. Bolszewicy podporządkowali sobie centralny aparat wykonawczy Rosji oraz instytuq'e ustawodawcze w ciągu zaledwie dziesięciu tygodni.110 Ich zadanie było ułatwione przez zniknięcie carskiego reżimu wraz z jego biurokracją na początku 1917 roku, co stworzyło próżnię władzy, jakiej Rząd Tymczasowy nie był zdolny wypełnić. Inaczej niż Hitler i Mussolini, Lenin stał w obliczu nie funkcjonującego systemu państwowego, tylko anarchii. Mussolini postępował w o wiele wolniejszym tempie: stał się dyktatorem Włoch de facto i de jure dopiero w 1927-1928, ponad pięć lat po opanowaniu Rzymu. Hitler, przeciwnie, działał niemal z prędkością Lenina, uzyskując pełna kontrole nad państwem w ciągu sześciu miesięcy. 16 listopada 1922 roku Mussolini oświadczył Izbie Deputowanych „w imieniu narodu", iż objął władzę: Izba miała do wyboru albo zaaprobować ten fakt, albo zostać rozwiązaną. Zaaprobowała. Mussolini jednak udawał przez pewien czas, iż rządzi konstytucyjnie i świadomie wprowadzał reżim monopartyjny etapami. W ciągu pierwszego półtora roku włączał przedstawicieli kilku niezależnych partii do swego gabinetu zdominowanego przez faszystów. Skończył z udawaniem rządu koalicyjnego dopiero w 1924 roku, kiedy stanął w obliczu ostrych ataków po zamordowaniu Giacomo Matteottiego, socjalistycznego deputowanego, który otwar- 108 Buchheim, Totalitarian Rule, s. 93. Kwestia ta jest tematem książki Fraenkla Dual State. 109 Beckerath, Wesen und Werden, s. 112-114. 110 Pipes, RR, r. XII. KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 63 cie krytykował nielegalne posunięcia faszystów. Nawet jednak wtedy pozwolił jeszcze funkcjonować konkurencyjnym organizacjom politycznym jeszcze przez jakiś czas. Partia faszystowska została określona jako jedyna legalna organizacja polityczna w grudniu 1928 roku, kiedy proces formowania państwa monopartyjnego we Włoszech można uznać za zakończony. Kontrola nad prowincjami została zabezpieczona przy pomocy sposobu zapożyczonego od bolszewików, a mianowicie nadzoru lokalnych funkcjonariuszy faszystowskich nad prefektami i przekazywania tym ostatnim dyrektyw Duce. W nazistowskich Niemczech ustanowienie dominacji partii nad rządem i prywatnymi stowarzyszeniami dokonane zostało w imię Gleichschal-tung, czy też „synchronizacji".111 W marcu 1933 roku, dwa lata po objęciu urzędu kanclerza, Hitler uzyskał od Reichstagu „Pełnomocnictwo", na mocy którego parlament pozbawiał się władzy ustawodawczej na okres czterech lat - w rzeczywistości, jak się okazało, na stałe. Odtąd aż do swojej śmierci w dwanaście lat później Hitler rządził Niemcami środkami „praw nadzwyczajnych", wydawanych bez zwracania uwagi na konstytucję. Szybko zlikwidował uprawnienia posiadane zarówno w Cesarstwie Niemieckim jak w Republice Weimarskiej przez państwa federalne: rozwiązał administracje Bawarii, Prus i innych historycznych krajów, tworząc w ten sposób z Niemiec unitarne państwo po raz pierwszy w ich historii. Wiosną i latem 1933 roku Hitler zdelegalizował partie polityczne. 14 lipca 1933 roku NSDAP została uznana za jedyną legalną organizację polityczną: Hitler stwierdził wtedy, całkiem niesłusznie, że „partia stała się państwem". W rzeczywistości w nazistowskich Niemczech, podobnie jak w sowieckiej Rosji, partia i państwo pozostały odrębne.112 Ani Mussolini, ani Hitler nie zdecydowali się pozbyć za jednym zamachem praw, sądów i uprawnień swoich obywateli, tak jak zrobił to Lenin: tradycje prawne były w ich krajach zbyt głęboko zakorzenione, aby można było wprowadzić zalegalizowane bezprawie. Zamiast tego obaj zachodni dyktatorzy musieli zadowolić się ograniczeniem kompetencji sądownictwa i wyjąć spod jego kompetencji „zbrodni przeciwko państwu", którymi miała się zająć policja polityczna. 111 Termin ten początkowo stosowany byl w odniesieniu do integracji członów niemieckiej federacji w system scentralizowanego państwa narodowego, ostatecznie nabrał jednak szerszego znaczenia, określającego podporządkowanie wszystkich wcześniej niezależnych organizacji partii nazistowskiej - zob. Buchheim, Totalitarian Rule, s. 11. 112 Bracher, Die deutsche Diktatur, s. 251, 232. 64 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT W celu efektywnego zwalczania politycznych przeciwników faszyści powołali dwie organizacje policyjne. Jedna z nich, znana po 1926 roku jako Organizacja Ochotnicza do Walki z Antyfaszyzmem (Opera Volontaria di Repressione Antifascista - OVRA), różniła się od swoich rosyjskich i niemieckich odpowiedników tym, że funkcjonowała pod nadzorem państwa, a nie partii. Dodatkowo partia faszystowska miała swoja tajną policję, która kierowała „nadzwyczajnymi trybunałami" osądzającymi politycznych przeciwników i zarządzającymi miejscami ich odosobnienia.113 Niezależnie od często wyrażanej przez Mussoliniego fascynacji ideą przemocy, jego reżim, w porównaniu z sowieckim i nazistowskim, był całkiem umiarkowany i nigdy nie posunął się do masowego terroru: miedzy 1926 i 1943 rokiem dokonał egzekucji 26 osób114, co stanowiło zaledwie ułamek tego, czym Leninowska Czeka mogła się pochwalić w ciągu jednego dnia, nie mówiąc już o milionach osób zgładzonych pod rządami Stalina i Hitlera. Naziści także naśladowali komunistów w tworzeniu policji politycznej. Od nich właśnie zapożyczyli praktykę (która miała swe korzenie w Rosji jeszcze w początkach XIX wieku) tworzenia dwóch odrębnych instytucji policyjnych -jednej do ochrony władzy, i drugiej - do utrzymywania porządku publicznego. Zyskały one odpowiednio miano „Policji Bezpieczeństwa" (Sicherheitspolizei) i „Policji Porządkowej" (Ordnungspolizei), co odpowiadało sowieckiej Czeka i jej kontynuatorkom (OGPU, NKWD i tak dalej) oraz milicji. Policja Bezpieczeństwa, czy gestapo, jak również SS, które łącznie zabezpieczały partię, nie były poddane kontroli ze strony państwa, służąc bezpośrednio pod rozkazami Fuhrera i jego zaufanego współpracownika, Heinricha Himmlera. Ten układ również naśladował model ustanowiony przez Lenina w formie Czeka. Żadna z tych instytucji nie była ograniczona przez sądowe instytucje czy procedury: podobnie jak Czeka i GPU, mogły one zsyłać obywateli do obozów koncentracyjnych, gdzie byli oni pozbawiani wszelkich praw. Odmiennie jednak niż ich rosyjskie odpowiedniki, nie miały one jednak prawa skazywać niemieckich obywateli na śmierć. Te środki, które podporządkowywały całe życie publiczne jednej organizacji prywatnej, partii, tworzyły rodzaj władzy, jaki nie pasował do standardowych kategorii zachodniej myśli politycznej. To, co Angelo Rossi mówi o faszyzmie, może być w równym, a może nawet jeszcze większym stopniu zastosowane do komunizmu i narodowego socjalizmu: 113 Friedrich i Brzeziński, Totalitarian Dictatorship, s. 145. 114 De Felice, [w:] Urban, Euro-communism, s. 107. KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 65 „Gdziekolwiek wprowadzany jest faszyzm, najbardziej istotna konsekwencją, od której zależą wszystkie inne, jest pozbawienie ludzi wszelkiego udziału w politycznej aktywności. „Konstytucyjna reforma", zdławienie parlamentu i totalitarny charakter reżimu nie mogą być oceniane same w sobie, ale w odniesieniu do ich celów i rezultatów. Faszyzm nie jest tylko zastąpieniem jednej władzy politycznej przez inną: jest to zanik samego życia politycznego, ponieważ staje się ono funkcją i monopolem państwa."115 Na tej podstawie Buchheim czyni interesująca uwagę, że być może niesłusznie mówi się, iż totalitaryzm wyposaża państwo w nadmierną władzę. W rzeczywistości jest to zaprzeczenie państwa: „Biorąc pod uwagę odrębną naturę państwa i totalitarnej władzy, mówienie 0 »totalitarnym państwie« jest sprzecznością w założeniu, jakiej wciąż się dokonuje... Postrzeganie totalitarnych rządów jako nadmiaru władzy państwowej jest w istocie niebezpiecznym błędem, w rzeczywistości bowiem państwo 1 życie polityczne, właściwie rozumiane, należą do najważniejszych warunków zabezpieczających nad przed niebezpieczeństwem totalitaryzmu."116 „Pozbawienie ludzi wszelkiego udziału w politycznej aktywności" i jego pochodna, likwidacja politycznego życia wymaga stworzenia jakiejś namiastki. Dyktatury, które udają, iż występują w imieniu ludu, nie mogą po prostu nawrócić do przeddemokratycznych modeli autorytaryzmu. Totalitarne reżimy są „demotyczne" w tym znaczeniu, iż pretendują do wyrażania woli ludu (szeroko uznawanej od czasów rewolucji amerykańskiej i francuskiej jako prawdziwe źródło suwerenności), bez udzielenia ludowi żadnego głosu w politycznych decyzjach. Namiastki są dwojakiego rodzaju: fikcyjne „wybory", w których partia rządząca rutynowo uzyskuje dziewięć dziesiątych czy nawet więcej głosów, a z drugiej strony pompa-tyczne widowiska publiczne, które tworzą iluzję zaangażowania mas. Potrzeba odgrywania politycznego dramatu była odczuwana już przez jakobinów, którzy kryli swoja dyktaturę za fasadą efektownie opracowanych świąt, takich jak oddawanie czci „Najwyższej Istocie" czy uroczystość 14 lipca. Dokonując w owych świeckich spektaklach zbliżenia wszechmocnych przywódców i pozbawionej wszelkiej władzy ludności, jakobini starali się przekazać poczucie zjednoczenia ze swoimi poddanymi. Bolszewicy używali swoich ubogich środków już podczas wojny domowej, by organizować parady, przemawiać do zgromadzonych tłumów z balkonów i organizować oparte na najnowszych wydarzeniach teatralne występy na świeżym powietrzu. Twórcy owych spektakli starali się jak mogli zacierać granice oddzielające aktorów i widzów, a więc wodzów i 115 Rossi, The Rise, s. 347-348. 116 Buchheim, Totalitarian Rule, s. 96. 66 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT masy. Masy były kierowane zgodnie z zasadami wyłożonymi w końcu XIX wieku przez francuskiego socjologa, Gustave'a Le Bona, który przypisał tłumom odrębną mentalność zbiorową, jaka czyni z nich posłuszny obiekt manipulacji psychicznej ,117 Faszyści eksperymentowali po raz pierwszy z takimi metodami podczas dokonanej przez nich okupacji Fiume w 1919-1920, kiedy miastem rządził poeta-polityk, Gabriele d'Annunzio: „Ciąg festiwali, w których d'Annunzio grał pierwszoplanową rolę, a także przemówienia wygłaszane z balkonu miały znieść dystans między wodzem i jego poddanymi"."8 Mussolini i inni nowocześni dyktatorzy uznali takie metody za niezbędne - nie jako rozrywkę, ale jako rytuały przeznaczone do narzucania zarówno oponentom jak i sceptykom wrażenie niezłomnej więzi między rządzącymi i rządzonymi. Nikt nie przewyższył nazistów w tego rodzaju produkcjach. Stosując najnowsze techniki teatralne i filmowe hipnotyzowali Niemców wiecami i pogańskimi rytuałami, które wywoływały zarówno na uczestnikach jak i na obserwatorach wrażenie pierwotnej siły, której nic nie może zatrzymać. Jedność między Fuhrerem i jego narodem symbolizowały hordy umundurowanych mężczyzn, ustawionych rzędami jak ołowiane żołnierzyki, rytmiczne krzyki tłumu, iluminacje, płomienie i flagi. Tylko najbardziej niezależne osobowości mogły zebrać w sobie dość zdrowego rozsądku, by w obliczu tych przedstawień uświadomić sobie ich cel. Dla wielu Niemców owe żywe spektakle o wiele lepiej odbijały prawdziwego ducha narodu, aniżeli mechaniczne liczenie głosów wrzucanych do wyborczych urn. Rosyjska emigrantka socjalistyczna, Jekatierina Kuskowa, która miała okazję przypatrywać się zarówno bolszewickim jak i „faszystowskim" praktykom manipulowania tłumami, dostrzegła podobieństwa: „Metoda Lenina - pisała w 1925 roku - polega na przekonywaniu poprzez przymus. Hipnotyzer, demagog podporządkowuje wolę obiektu manipulacji swojej własnej woli - na tym polega przymus. Zahipnotyzowany jest jednak przekonany, że działa z własnej, nieprzymuszonej woli. Więź między Leni- 117 La Psychologie de Foules, Paris 1895; zob. Pipes, RR, s. 318. Wiadomo, że Mussolini i Hitler czytali książkę Le Bona - zob. A. James Gregor, The Ideology of Fascism, New York 1969, s. 112-113, oraz George Mosse, w: „Journal of Contemporary History", vol. 24, nr 1 (1989), s. 14. Mówi się o Leninie, że miał tę książkę stale na swym biurku - Boris Bażanow, Wo-spominanija bywszego sekretaria Stalina, Paris, New York 1983, s. 117. 118 George Mosse, [w:] „Journal of Contemporary History", vol. 24, nr 1 (1989), s. 15; zob. też George Mosse, Masses and Man, New York 1980, s. 87-103. KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 67 nem i masami ma dosłownie taki sam charakter... Dokładnie takiego samego przykładu dostarcza włoski faszyzm."119 Masy poddane takim metodom ulegały w rezultacie auto-brutalizacji. W związku z tym trzeba jeszcze coś dopowiedzieć na temat totalitarnej ideologii. Reżimy totalitarne formułują i narzucają systemy idei, które miały rzekomo dostarczyć odpowiedzi na wszelkie pytania dotyczące zarówno życia publicznego jak i prywatnego. Ideologie świeckie tego rodzaju, narzucane przez kontrolowane przez partię szkoły i media, są historyczna nowością wprowadzona przez bolszewików i naśladowaną przez faszystów i nazistów. To właśnie jest jeden z najważniejszych elementów dziedzictwa bolszewickiej rewolucji. Niektórzy obserwatorzy współcześni, pod wrażeniem owej nowości, dostrzegali w niej najbardziej charakterystyczną cechę totalitaryzmu i sądzili, że może ona ostatecznie przekształcić ludzi w roboty.120 Doświadczenie wykazało, że tego rodzaju obawy okazały się bezpodstawne. Uniformizacja publicznie wypowiadanego i drukowanego słowa na jakikolwiek istotny z punktu widzenia władz temat osiągnęła niemal doskonały poziom we wszystkich trzech omawianych systemach - a jednak żadnemu z nich nie udało się osiągnąć kontroli nad myślą. Funkcja ideologii była podobna do wspomnianych wyżej masowych widowisk, to jest tworzenie totalnego zanurzenia jednostki w zbiorowości. Sami dyktatorzy nie żywili jednak specjalnych złudzeń i nie przejmowali się zbytnio tym, ze za fasadą jedności ich poddani mają wciąż swoje prywatne myśli. 119 Carl Landauer i Hans Honegger, red., Internationaler Faschismus, Karlsruhe 1928, s. 112. 120 Badacze totalitaryzmów często podkreślają narzucanie ideologii jako wyróżniająca charakterystykę takich systemów. Ideologia ma jednak w owych reżimach rolę na ogół tylko instrumentalną, służąc do manipulowania masami. (Mając na myśli nazizm, Rauschning pisał: „Program i oficjalna filozofia, przywiązanie do zasad i wiara są dla mas. Elita nie ma żadnych tego rodzaju zobowiązań - żadnej filozofii, żadnych standardów etycznych. Ma ona tylko jedno zobowiązanie: do absolutnej lojalności wobec towarzyszy, do współczłonków wtajemniczonej elity" [Revolution of Nihilism, s. 20].) To samo można powiedzieć o ideologii komunistycznej, która w praktycznych zastosowaniach okazywała się nieskończenie elastyczna. Demokracje zresztą także mają swoje ideologie: kiedy francuscy rewolucjoniści wydali w 1789 roku „Deklarację Praw Człowieka", współcześni myśliciele konserwatywni, tacy jak Burkę czy du Pan, uznali to za niebezpieczny eksperyment. Bynajmniej nie oczywiste pojęcie niezbywalnych praw było rewolucyjną nowością w owym czasie. Tylko tradycyjny ancien regime nie wymaga ideologii. 68 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT Jak można brać serio nazistowska ideologię, skoro sam Hitler wyznał, iż nigdy nie zmusił się, by przeczytać Mit XX wieku Alfreda Rosenberga, oficjalnie ogłoszony za teoretyczna podstawę narodowego socjalizmu? I od jak wielu Rosjan oczekiwano, że naprawdę opanują zawiłą i oderwaną od rzeczywistości ekonomię Marksa i Engelsa? W maoistowskich Chinach indoktrynacja osiągnęła najbardziej skrajne formy w całej historii, kiedy miliard ludzi stracił dostęp do wykształcenia i w ogóle książek innych niż zbiór wypowiedzi samego tyrana. A jednak, kiedy tylko Mussolini, Hitler i Mao zeszli ze sceny, ich nauki rozpłynęły się w powietrzu. Ideologia, ostatecznie, okazała się jeszcze jednym widowiskiem, równie efemerycznym.121 3. Partia i społeczeństwo Nie wystarczy pozbawić ludzi wpływu na politykę, aby przekształcić ich w rzeczywiście bierny materiał w rękach dyktatorów: trzeba także pozbawić ich praw obywatelskich - ochrony prawnej, prawa do zgromadzeń i stowarzyszeń, gwarancji własności. Kiedy dyktatura wkracza na tę drogę, przekracza granice oddzielającą „autorytaryzm" od „totalitaryzmu". Choć rozróżnienie to zostało spopularyzowane w Stanach Zjednoczonych dopiero w 1980 roku przez Jeane Kirkpatrick, a przez nią wszedł do słownika administracji Reagana - i z tego powodu został przez niektórych odrzucony jako element zimnowojennej retoryki - to jednak jego an-tecedencje sięgają wczesnych lat 30. W1932 roku, na progu przejęcia władzy przez nazistów, niemiecki politolog napisał książkę zatytułowaną Państwo autorytarne czy totalitarne?, w której przeprowadził jasne rozróżnienie między tymi pojęciami.122 W1957 roku niemiecki uczony emigracyjny, Karl Loewenstein, w ten sposób rozróżnił te dwa systemu: „Termin »autorytarny« określa polityczną organizację, w której pojedynczy 121 Historycy intelektualni, tacy jak Hannah Arendt i Jacob Talmon śledzą źródła totalitaryzmu w ideach. Dyktatorzy totalitarni jednak nie byli intelektualistami żądnymi sprawdzenia idei w praktyce, ale po prostu ludźmi, którzy dążyli do władzy nad swoimi współbraćmi. Wykorzystywali idee, aby osiągnąć swoje cele: ich kryterium była praktyczna skuteczność. Wpływ bolszewizmu na nich nie polegał na programach, z których zapożyczali to, co im pasowało, ale na tym, że bolszewikom udało się ustanowić absolutną władzę przy użyciu wcześniej niepraktykowa-nych metod. Metody te nadawały się w równym stopniu dla rewolucji nacjonalistycznych, jak i dla internacjonalistycznych. 122 H. O. Ziegler, Autoritdter oder tołaler Staat, Tiibingen 1932. KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 69 ; dysponent władzy - jednostka, dyktator, zgromadzenie, komitet, junta, czy partia - monopolizuje polityczna władzę... Termin »autorytarny« odwołuje się jednak raczej do struktury władzy niż do struktury społeczeństwa. Reżim autorytarny ogranicza się na ogól do politycznej kontroli nad państwem, nie aspirując do całkowitego panowania nad społecznoekonomicznym życiem wspólnoty... Odwrotnie natomiast termin »totalitarny« odnosi się do społecz- ¦ noekonomicznej dynamiki, sposobu życia społeczeństwa w danym państwie. Techniki rządzenia systemu totalitarnego są koniecznie autorytarne. W systemie tym jednak następuje coś więcej niż tylko wykluczenie adresatów władzy z ich należnego udziału w formowaniu woli państwa. Stara się on także kształtować prywatne życie, dusze, umysł i obyczaje obywateli wedle panującej ideologii... Oficjalnie proklamowana ideologia wnika w każdy kącik i każdą szczelinę życia społecznego; jej ambicja jest »totalna«."123 To rozróżnienie dwóch typów antydemokratycznych systemów ma znaczenie fundamentalne dla zrozumienia dwudziestowiecznej polityki. Tylko ktoś beznadziejnie usidlony przez marksistowsko-leninowską frazeologię może nie dostrzec różnicy między nazistowskimi Niemcami i, powiedzmy, Portugalią Salazara czy Polską Piłsudskiego. Odmiennie niż systemy totalitarne, które zmierzają do radykalnej zmiany istniejącego społeczeństwa i nawet zmiany samego człowieka, reżimy autorytarne maja charakter defensywny i w tym sensie konserwatywny. Pojawiają się wtedy, gdy demokratyczne instytucje, rozbijane przez nie dające się pogodzić interesy polityczne i społeczne, nie mogą już efektywnie funkcjonować. Autorytarne reżimy są zasadniczo sposobem mającym ułatwić podejmowanie decyzji politycznych. W rządzeniu odwołują się one do tradycyjnych źródeł poparcia i, bynajmniej nie próbując angażować się w „inżynierię" społeczną, starają się zachować status quo. Niemal we wszystkich znanych przypadkach, kiedy tylko autorytarny dyktator zmarł lub został odsunięty od władzy, wówczas kraj nie miał większych problemów z przywróceniem demokracji.124 Oceniając na podstawie tych kryteriów jedynie Rosja bolszewicka w szczytowym okresie stalinizmu może być określona jako w pełni rozwinięty system totalitarny. Choć bowiem Włochy i Niemcy naśladowały środ- 123 poiiticai Power and the Governmental Process, Chicago 1957, s. 55-58. Loewenstein niesłusznie przypisywał sobie pierwszeństwo w dokonaniu tego rozróżnienia w książce wydanej w 1942 roku, poświęconej pro-faszystowskiemu dyktatorowi brazylijskiemu Getulio Vargasowi {ibidem, s. 392, przyp. 3). 124 Przykładem mogą tutaj posłużyć m.in. Hiszpania Franco, Portugalia Salazara, Grecja po odsunięciu junty wojskowej, Turcja Kemala Atatiirka i Chile Pinocheta. 70 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT ki stosowane przez bolszewików w celu zatomizowania społeczeństwa, to jednak nawet w swym najgorszym stadium (nazistowskie Niemcy w okresie wojny) nie osiągnęły one tego, co zamierzył Lenin a zrealizował Stalin. Podczas gdy przywódcy bolszewiccy opierali się niemal wyłącznie na przemocy, Mussolini, a nawet Hitler, szli za radą Pareto, łącząc przemoc z zabiegami o społeczną aprobatę. Gotowi oni byli zostawić społeczeństwo i jego instytucje nietknięte tak długo, jak długo ich rozkazy były bezdyskusyjnie wykonywane. W tym przypadku decydujące znaczenie miały tradycje historyczne. Bolszewicy, działając w społeczeństwie przyzwyczajonym przez wieki absolutyzmu do utożsamiania rządu z arbitralną władzą, nie tylko mogli, ale wręcz musieli przejąć kontrolę nad społeczeństwem i sprawować ją, angażując się w większe represje niż byłoby to konieczne dla zademonstrowania, że to oni są u władzy. Ani faszyści, ani naziści nie zniszczyli struktur społecznych w swoich krajach, co - po ich klęsce w II wojnie światowej - pozwoliło Włochom i Niemcom szybko powrócić do normalności. W Związku Sowieckim wszelkie podejmowane miedzy 1985 i 1991 rokiem próby reformowania systemu leninowsko-stalinowskiego prowadziły donikąd, ponieważ każda instytucja pozarządowa, czy to społeczna czy to ekonomiczna, musiała być budowana od zera. Efektem nie była ani reforma komunizmu, ani ustanowienie demokracji, ale stopniowe załamanie całego zorganizowanego życia. Destrukcja niezależnych instytucji pozapolitycznych w była w Rosji ułatwiona przez fakt, że instytucje społeczne, i tak jeszcze niedorozwinięte w tym kraju, uległy bez wyjątku rozpadowi w anarchii 1917 roku. W niektórych przypadkach (na przykład związków zawodowych, uniwersytetów i Cerkwi prawosławnej), bolszewicy zastąpili istniejące wcześniej kierownictwo swoim personelem; inne instytucje zostały po prostu rozwiązane. Kiedy umierał Lenin w Rosji nie było już dosłownie ani jednej instytucji, która nie byłaby pod bezpośrednią kontrolą partii komunistycznej. Z wyjątkiem wspólnoty chłopskiej, która uzyskała chwilowe odroczenie wyroku śmierci, pomiędzy indywidualnym obywatelem i systemem nie stało już nic, co mogłoby się wstawić za tym pierwszym. W faszystowskich Włoszech i nazistowskich Niemczech stowarzyszenia prywatne miały się o wiele lepiej: w szczególności związki zawodowe, choć poddane kontroli ze strony partii, nadal cieszyły się pewnym stopniem autonomii i wpływu, który -jakkolwiek mógł się wydawać obywatelom demokratycznych społeczeństw nieznaczący - był całkowicie nieosiągalny dla robotników w Związku Sowieckim. Narzucając swą osobistą władzę włoskiemu społeczeństwu, Mussolini postępował z podobną ostrożnością, jaką wykazał w odniesieniu do instytucji politycznych. Jego rewoluqa posuwała się naprzód w dwóch KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 71 etapach. Od 1922 do 1927 roku był typowym dyktatorem autorytarnym. Jego przejście do totalitaryzmu zaczęło się w 1927 roku wraz z atakiem na niezależność prywatnych stowarzyszeń. W tym właśnie roku zażądał od wszelkich tego typu stowarzyszeń, aby przedstawiły władzy swoje statuty i listy członków. Środek ten miał przywołać je do porządku, bowiem odtąd członkostwo w organizacjach gotowych przeciwstawiać się partii faszystowskiej pociągało za sobą ryzyko osobiste. W tym samym roku włoskie związki zawodowe pozbawione zostały swoich tradycyjnych uprawnień i zakazano strajków. Mimo to, zachowały one jednak pewną władzę, ponieważ Mussolini używał ich jako przeciwwagi w stosunku do prywatnej przedsiębiorczości: w faszystowskim systemie prawnym prywatni przedsiębiorcy zobowiązani byli nadać przedstawicielom związków zawodowych równe prawa w podejmowaniu decyzji w sprawach przedsiębiorstwa - pod ogólnym nadzorem partii. Hitler pokrył Niemcy siecią kontrolowanych przez nazistów stowarzyszeń, obejmujących wszystkie grupy zawodowe i amatorskie, w tym nauczycieli, prawników, lekarzy i lotników.125 Związki zawodowe zostały ze względu na duże wpływy socjaldemokratów rozwiązane (maj 1933 roku) i zastąpione „Frontem Pracy", który - za przykładem stworzonym przez Mussoliniego - obejmował nie tylko robotników i urzędniczą obsługę, ale także pracodawców: te trzy grupy miały rozwiązywać spory miedzy sobą pod nadzorem partii nazistowskiej.126 Członkostwo we Froncie było przymusowe, a organizacja rozwijała się skokowo, ostatecznie obejmując połowę ludności kraju. Pod względem instytucjonalnym Front Pracy był odgałęzieniem partii narodowo-socjalistycznej. Z czasem niemieckim robotnikom, tak jak w stalinowskiej Rosji, zakazano porzucać pracę, a zarazem przedsiębiorcy także nie mogli ich zwalniać inaczej jak za pozwoleniem władz. Naśladując bolszewików, Hitler w prowadził w czerwcu 1935 roku powszechny obowiązek pracy.127 Skutkiem tej polityki było przejęcie przez partię, tak jak w sowieckiej Rosji, pełnej kontroli nad zorganizowanym życiem kraju. „Organizacja wspólnoty", chełpił się Hitler w 1938 roku, „jest rzeczą gigantyczną i jedyną w swoim rodzaju. Nie ma już dziś chyba Niemca, który nie byłby osobiście przywiązany i czynny w takiej czy innej formacji narodowo-socjalistycznej wspólnoty. Sięga ona każdego domu, każdego warsztatu pracy, każdego zakładu, każdego miasta i każdej wsi".128 125 Tjnger, Totalitarian Party, s. 71-79. 126 Schoenbaum, Hitler's Social Revolution, s. 82-85. 127 Ibidem, s. 79 us Unger, Totalitarian Party, s. 78. 72 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT Tak jak w leninowskiej Rosji, partie faszystowska i nazistowska narzuciły rządowy monopol na informacje. W Rosji wszystkie niezależne gazety i czasopisma zostały zlikwidowane w sierpniu 1918 roku. Wraz z ustanowieniem w 1922 roku centralnego biura cenzury, Gławlitu, kontrola partii komunistycznej nad słowem drukowanym stała się pełna. Podobna kontrola została rozciągnięta nad teatrem, kinem i każdą inną formą publicznej ekspresji, w tym nawet nad cyrkiem.129 Mussolini rozpoczął atak na niezależna prasę w rok po objęciu władzy, wysyłając swoich bandziorów do napadów na redakcje i drukarnie nieprzyjaznych wobec faszystów czasopism. Po zamordowaniu Matteot-tiego, gazety, które rozpowszechniały „fałszywe" informacje zostały obłożone ciężkimi grzywnami. Ostatecznie w 1925 roku wolność prasy została oficjalnie zniesiona, a rząd narzucił uniformizację wiadomości i redakcyjnych komentarzy. Własność środków przekazu pozostała jednak w rękach prywatnych, dozwolone było sprowadzanie publikacji zagranicznych, a Kościół mógł dystrybuować swoją gazetę, „L'Osservatore Romano", która bynajmniej nie trzymała się faszystowskiej linii. W Niemczech wolność prasy została zniesiona wraz z wprowadzeniem nadzwyczajnego ustawodawstwa po objęciu przez Hitlera urzędu kanclerza. W styczniu 1934 roku wyznaczono „wodza prasy" Rzeczy, który miał zagwarantować, że prasa będzie wypełniała dyrektywy partii i otrzymał w tym celu uprawnienia pozwalające mu zwalniać niechętnych do współpracy redaktorów i dziennikarzy. Nazistowska koncepcja prawa była identyczna jak bolszewicka i faszystowska: prawo nie jest wcieleniem sprawiedliwości, ale narzędziem panowania. Istnienie transcendentnych standardów etycznych zostało odrzucone; moralność została określona jako subiektywna i zdeterminowana przez kryteria polityczne. Na zarzut Angeliki Blabanoff, krytykującej go za wymyślanie od „zdrajców" tym socjalistom, których jedyna winą było to, iż się z nim nie zgadzali, Lenin odpowiedział, że „wszystko, co robi się w interesie sprawy proletariatu jest uczciwe".130 Naziści przetłumaczyli tę pseudomoralność na kategorie rasowe, zgodnie z którymi moralne było to, co służyło interesom rasy aryjskiej.131 Owa konwergencja w definicjach etyki, z których jedna opierała się na pojęciu klasy, a druga na 129 Zob. R. Pipes, Russia Under the Bolshevik Regime, rozdz. VI. 130 Angelica Balabanoff, Impressions of Lenin, Arm Arbor 1964, s. 7. 131 Hitler definiował sprawiedliwość jako „środek rządzenia". „Sumienie", mówił, „jest żydowskim wynalazkiem. Jest skazą, tak samo jak obrzezanie." - Rauschning, Hitler Speaks, s. 201, 220. KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 73 rasie, prowadziła do podobnych koncepcji prawa i sprawiedliwości. Teoretycy nazistowscy podchodzili do obydwu pojęć w sposób utylitarny: „Prawem jest to, co służy narodowi", przy czym „naród" był utożsamiony z osobą Fiihrera, który w lipcu 1934 roku ogłosił się „Najwyższym Sędzią" kraju.132 Mimo iż Hitler często mówił o potrzebie ostatecznego zniesienia całego systemu sądownictwa, to jednak tymczasowo wolał rozbijać ów system od środka. W walce ze „zbrodniami przeciwko narodowi", jak to zostało nazwane, naziści kopiowali metody bolszewików i wprowadzili dwa rodzaje trybunałów: „sądy specjalne (Sondergerichte), odpowiedniki leninowskich trybunałów rewolucyjnych, oraz „sądy narodowe" (Volks-gerichthofe), analogiczne do „sądów ludowych" w Rosji Sowieckiej. W sądach specjalnych zwyczajowe procedury sadowe były pomijane na rzecz ogólnych wyroków dyktowanych przez partię. Przez cały okres rządów nazistów, kiedy tylko stwierdzano, że dane przestępstwo nosi znamiona polityczne, wówczas rezygnowano z konieczności uzyskania dowodów prawnych.133 „Zdrowe osąd Narodu" stał się zasadniczym sposobem ustalania winy lub niewinności. Z pozoru główna różnice między praktykami systemu komunistycznego z jednej strony i faszyzmu oraz narodowego socjalizm z drugiej polegała na ich podejściu do prywatnej własności. Ten właśnie wzgląd skłania wielu historyków do zaklasyfikowania reżimów Mussoliniego i Hitlera jako „burżuazyjnych" i „kapitalistycznych". Kiedy jednak przyjrzymy się bliżej, w jaki sposób reżimy te traktowały własność prywatną, okazuje się, że uznawały one własność nie za niezbywalne prawo, ale za warunkowy przywilej. W Rosji Sowieckiej, w momencie śmierci Lenina cały kapitał i środki produkq'i (z wyjątkiem chłopskiej ziemi) były własnością państwową. Kiedy w latach 20. dokonana została kolektywizacja rolnictwa, która pozbawiła chłopów prawa sprzedawania ich produktów, zniesienie własności prywatnej było ukończone. W 1938 roku, według oficjalnych statystyk sowieckich, państwo posiadało 99,3 procent przychodu narodowego.134 132 Bracher, Die deutsche Diktatur, s. 235, 394. Szersze omówienie nazistowskiej koncepcji i praktyki prawa znaleźć można w: Ernst Fraenkel, The Dual State, New York 1969, s. 107-149. Stwierdzenie, że moralne jest to, co służy danemu narodowi miało być zaczerpnięte z Protokołów mędrców Syjonu, który rzekomo głosił, iż „wszystko, co służy narodowi żydowskiemu jest moralne i święte" - zob. Arendt, Origins..., s. 358. 133Bracher, Die deutsche Diktatur, s. 395. 134 Strony mira. jeiegodnyj sprawocznik, Moskwa 1946, s. 129. 74 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT Mussolini stworzył model, który naśladował Hitler. Uznał on, że własność prywatna ma swoje miejsce w państwie faszystowskim, nie uznał jej jednak za „naturalne", a więc niezbywalne prawo: prawo własności było według niego warunkowe, podporządkowane interesom państwa, które miało uprawnienia do ingerencji w kwestie własności, a gdy chodziło o środki produkcji - także do zniesienia własności na drodze nacjonalizacji.135 Władze faszystowskie nieustannie wtrącały się w działalność przedsiębiorstw prywatnych, które nie spełniały ich oczekiwań, czy to wskutek złego zarządzania, złych stosunków pracy, czy to z jakiegoś innego powodu. Często wchodziły tez w spory z przemysłowcami, którzy nie chcieli traktować związków zawodowych jak równych partnerów. Interweniowali także w proces produkcji i dystrybucji, „dopasowując" zyski i zastępując menadżerów. Odnosząc się do tych praktyk ktoś ze współczesnych zauważył, że niesłusznie uznawano faszyzm za „triumfujący kapitalizm", ponieważ po jego panowaniem prywatna przedsiębiorczość jest w równym stopniu kontrolowana jak siła robocza.136 Naziści także nie widzieli powodu, by likwidować prywatną przedsiębiorczość, tym bardziej, iż gotowa ona była do współpracy i chętna do pomocy w programie zbrojeń, jaki Hitler przedstawił jako swój główny cel ekonomiczny. Tolerowanie prywatnego biznesu było jednak praktycznym kompromisem, a nie wynikiem przekonań. Podobnie jak faszyści, naziści uznawali zasadę prywatnej własności, ale nie uznawali jej nietykalności na tej podstawie, iż środki produkcji, podobnie jak siła robocza, powinny służyć potrzebom „wspólnoty". Jak ujął to jeden z nazistowskich teoretyków, „własność nie jest już tylko... sprawą prywatną, ale czymś w rodzaju koncesji państwowej, ograniczonej przez warunek, iż będzie ona właściwie »używana«".137 Oczywiście „własność", która nie jest „prywatną sprawą" przestaje być prywatną własnością. Fiihrer jako ucieleśnienie ducha narodu miał prawo do „ograniczania lub wywłaszczania własności zgodnie ze swoją wolą, gdy owo ograniczenie czy wywłaszczenie było zgodne z zadaniami wspólnoty".13* 14 lipca 1933 roku, w dniu, kiedy NSDAP została ogłoszona jedyną legalną partią, wydane zostało również prawo zezwalające na konfiskatę wszelkiej własności „wrogiej" interesom partii i państwa.139 Nazistowski Plan Czteroletni, bezpośrednio zapożyczony w 135 A. James Gregor, Ideology of Fascism, New York 1969, s. 304-306. 136 Beckrath, Wesen und Werden, s. 143-144. 137 Theodor Maunz, [w:] Schoenbaum, Hitler's Social Revolution, s. 146-147. Zob. także Feder, Der deutsche Staat, s. 22. 138 Schoenbaum, op. cit., s. 147. 139 Bracher, Die deutsche Diktatur, s. 247. KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 75 swym pomyśle od praktyki komunistów i zamierzony w tym samym celu, a więc gwałtownego dozbrojenia, znacznie zwiększył możliwości państwa w zakresie ingerowania w sferę działalności gospodarczej. „Jeśli pominiemy trwającą już pokolenie mitologię marksistowską i neomark-sistowską, prawdopodobnie nigdy w okresie pokoju gospodarka zewnętrznie kapitalistyczna nie była sterowana w sposób tak nie-, a nawet anty-kapi-talistyczny, jak gospodarka niemiecka między 1933 i 1939 rokiem... Status prywatnej przedsiębiorczości w III Rzeszy był w najlepszym razie wynikiem społecznej umowy między dwoma nierównymi partnerami, w której podporządkowanie było warunkiem powodzenia."140 Prawo rolników do zbywania ziemi było ściśle regulowane z intencją utrzymania jej w rodzinie.141 Ingerencje w świat biznesu miały charakter stały i dochodziły aż do ograniczania wysokości zysków, jakie korporacje mogły wypłacać w formie dywidendy. Rauschning ostrzegał zachodnich zwolenników polityki appeasementu w 1939 roku, że wywłaszczenie żydowskiej własności przez nazistów jest tylko pierwszym krokiem, preludium do „totalnej i nieodwołalnej destrukcji pozycji" niemieckich kapitalistów i dawnych klas rządzących.142 Przypisanie nazizmowi charakteru „burżuazyjnego" opierało się tradycyjnie na dwóch argumentach, obydwu przekreślonych już poprzez świadectwa historyczne. Powszechnie wierzono, że w swej drodze do władzy Hitler skorzystał z finansowego poparcia kręgów przemysłowych i bankowych. Badania źródeł dokumentalnych wskazują jednak, że koła wielkoprzemysłowe dały Hitlerowi jedynie śmiesznie niskie sumy, znacznie mniejsze niż te, które ofiarowano opozycyjnym wobec niego partiom konserwatywnym, ponieważ odnoszono się z podejrzliwością do jego socjalistycznych sloganów: : „Tylko na drodze grubego fałszerstwa można stwierdzić, że wielki prze- mysł odegrał kluczowa, czy choćby ważną rolę w upadku Republiki [Weimarskiej]... O ile rola wielkiego biznesu w rozpadzie Republiki została wyolbrzymiona, to jeszcze bardziej odnosi się to do przypisywanej mu roli w sukcesie Hitlera... Pierwotny wzrost NSDAP dokonał się bez żadnej znaczącej pomocy ze strony kół wielkich przedsiębiorców."143 Po drugie, nie sposób wykazać, że kiedykolwiek w ciągu trwania re- 140 Schoenbaum, Hitler's Social Revolution, s. 114,116. 141 Neumann, Permanent Revolution, s. 169-170. 142 Revolution of Nihilism, s. 56. 143 Henry A. Turner Jr., German Big Business and the Rise of Hitler, New York 1985, s. 340-341. 76 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT żimu nazistowskiego koła wielkiego biznesu mogły przeciwstawić się polityce nazistów, a tym bardziej podyktować im swoją politykę. Niemiecki historyk marksistowski opisuje miejsce klasy kapitalistów pod rządami Hitlera w sposób następujący: „W swoim własnym obrazie, system rządów faszystowskich charakteryzował się prymatem polityki. Dopóki prymat polityki był zabezpieczony, faszystom było obojętne, jaka grupa korzysta z ich reżimu. Ponieważ system ekonomiczny miał, z punktu widzenia faszystów, drugorzędne znaczenie, akceptowali istniejący system kapitalistyczny."144 Ruch narodowo-socjalistyczny, pisze inny badacz, „był od początku rządem nowej, rewolucyjnej elity, która tolerowała przemysłowców i arystokratów dopóty, dopóki zadowalali się oni statusem, który nie dawał im żadnego realnego wpływu na bieg polityki".145 I zadowalali się sutymi zamówieniami państwowymi i zyskami, jakie one dostarczały. W związku z tym nie wolno zapominać, że Lenin nie miał żadnych skrupułów biorąc pieniądze od rosyjskich milionerów czy od rządu Cesarskich Niemiec.146 Dochodząc do władzy był gotów do współpracy z rosyjskim wielkim przemysłem, kiedy inicjował negocjacje z kapitalistycznymi kartelami, by skłonić je do współdziałania z nowym systemem. Plan ten spalił na panewce z powodu opozycji tzw. lewicowych komunistów, żądnych jak najszybszego wprowadzania komunizmu.147 Intencja była jednak taka, i gdyby do 1921 roku, kiedy Lenin wprowadził Nową Politykę Ekonomiczną (NEP), przetrwał na większą skalę kapitalistyczny przemysł i handel w Rosji, to Lenin niemal na pewno zawarł by wówczas z nim kompromis. Jeśli przejdziemy do różnic dzielących systemy komunistyczny, faszystowski i nazistowski, to stwierdzimy, że można te różnice przypisać odmiennym warunkom społecznym, ekonomicznym i kulturalnym, w których owym trzem systemom przyszło działać. Innymi słowy, wynikały one z taktycznej adaptacji tej samej filozofii rządzenia do lokalnych okoliczności, a nie z różnych filozofii. 144 Axel Kuhn, Das faschistische Herrschaftssystem, Hamburg 1973, s. 83. Autor używa terminu „faszystowski" dla określenia nazizmu. Zauważono już, że w okresie Republiki Weimarskiej niemieckie środowisko biznesowe „wykazywało... zdumiewająca obojętność wobec form rządu" - Henry A. Turner, w: „American Historical Review", vol. 75, nr 1 (1969), s. 57. 145 Neumann, Permanent Revolution, s. 170. 146 R. Pipes, RR, s. 325-329. 147 Ibidem, s. 534-535. KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 77 Najbardziej rzucająca się w oczy różnicą między komunizmem z jednej strony i faszyzmem oraz narodowym socjalizmem z drugiej, tkwi w ich podejściu do nacjonalizmu: komunizm jest ruchem internacjonalistycz-nym, podczas gdy faszyzm, jak to ujął Mussolini, nie był „na eksport". W przemówieniu w Izbie Deputowanych w 1921 roku Mussolini zwrócił się do komunistów w następujący sposób: „Między nami i komunistami nie ma politycznych podobieństw, są jednak intelektualne. Podobnie jak wy, uznajemy za konieczne scentralizowane, unitarne państwo, które narzuca żelazną dyscyplinę wszystkim osobom, z tą różnicą, że wy dochodzicie do tego wniosku poprzez koncepcję klasy, a my poprzez koncepcję narodu."148 Przyszły minister propagandy Hitlera, Josef Goebbels, również wierzył, że jedyna rzeczą, jak oddziela komunizm od nazizmu jest internacjo-nalizm komunistów.149 Jak fundamentalna była ta różnica? Przy bliższym przyjrzeniu się, może ona być wyjaśniona głownie przez specyficzne warunki społeczne i etniczne w trzech krajach ojczystych dla trzech totalitaryzmów. W 1933 roku w Niemczech 29 procent dorosłej ludności pracowało na roli, 41 procent w przemyśle i rzemiośle, a 30 procent w sektorze usługowym.150 W kraju tym, podobnie jak we Włoszech, rozkład ludności na miejską i wiejską, na zarabiających pensje, samozatrudniających się oraz pracodawców, wreszcie na posiadających własność i tych, którzy jej nie posiadali był o wiele bardziej zrównoważony niż w Rosji, która pod tym względem przypominała bardziej Azję niż Europę. Biorąc pod uwagę złożoność struktury społecznej i znaczenie grup, które nie należały ani do „proletariatu", ani do „burżuazji", perspektywa szczucia jednej klasy przeciwko drugiej była w Europie Zachodniej całkowicie nierealistyczna. W krajach tych kandydat na dyktatora nie mógł utożsamić się z pojedyncza klasą nie osłabiając zarazem poważnie swojej politycznej bazy. Prawdziwość tego stwierdzenia została potwierdzona przez stale powtarzające się niepowodzenie komunistów w ich próbach wzniecenia rewolucji społecznej na Zachodzie. W każdym przypadku - na Węgrzech, w Niemczech, we Włoszech - ta część inteligencji i klasy robotniczej, którą udało się im pobudzić do rewolty, została pokonana przez koalicję innych grup społecznych. Po II wojnie światowej, nawet w krajach, w których cieszyli się stosunkowo największą popularnością, a więc we Włoszech i Francji, ko- i 148 Mussolini, Opera Omnia, 1.17, Firenze 1955, s. 295. 149 Kele, Nazis and Workers, s. 92. 150 Schoenbaum, Hitler's Social Revolution, s. 3. 78 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT munistom nie udało się przełamać izolacji - ponieważ opierali się na pojedynczej klasie. Na Zachodzie kandydat na dyktatora musiał wykorzystywać animozje o charakterze raczej narodowościowym niż klasowym. Mussolini i teoretycy faszystowscy zręcznie połączyli te dwie płaszczyzny, twierdząc, że w przypadku Włoch „walka klasowa" popycha nie jedna klasę obywateli przeciwko innej, ale cały „naród-proletariat" przeciwko „kapitalistycznemu" światu.151 Hitler określił „międzynarodowe żydostwo" jako nie tylko „rasowego", ale również klasowego wroga Niemców. Koncentrując wrogość na elementach obcych, zewnętrznych - na Schmittowskim „wrogu" - Hitler równoważył interesy klasy średniej, robotników i rolników, nie faworyzując widocznie żadnej z tych grup. Nacjonalizm Mussoliniego i Hitlera był koncesją na rzecz faktu, iż struktura ich społeczeństw wymagał skierowania wrogości na zewnątrz, że droga do władzy w nich prowadziła poprzez zorganizowanie współdziałania różnych klas przeciwko obcym.152 Przy licznych okazjach - zwłaszcza w Niemczech i na Węgrzech - komuniści także bez wahania gotowi byli odwołać się do szowinistycznych emocji. Na Wschodzie sytuacja była zgoła odmienna. Rosja w 1917 roku była w przytłaczającym stopniu krajem jednej klasy - chłopstwa. Rosyjska klasa robotnicza w przemyśle była relatywnie mała i, na ogół, wciąż mocno zakorzeniona na wsi. Owa raczej homogeniczna społecznie ludność „pracujących", która w guberniach wielkoruskich obejmowała 90 procent ogółu, różniła się od pozostałych 10 procent nie tylko pod względem społecz-no-gospodarczym, ale także kulturowym. Nie odczuwała żadnego poczucia narodowej wspólnoty z na ogół zokcydentalizowanymi właścicielami ziemskimi, urzędnikami, wykonawcami wolnych zawodów, biznesmenami i inteligentami. Dla rosyjskich chłopów i robotników mogli oni równie dobrze być obcymi, ludźmi z zagranicy. Wróg klasowy, „burżuje" byli rewolucyjnej Rosji rozpoznawani w równym stopniu przez swoją mowę, 151 Gregor, Fascist Persuasion, s. 176-177. 152 Bardziej świadomi członkowie Kominternu zdawali sobie z tego sprawę. Na plenum w czerwcu 1923 roku Radek i Zinowiew podkreślali, iż niemieccy komuniści powinni w celu przełamania izolacji nawiązać kontakt z elementami nacjonalistycznymi. Miało to być uzasadnione na tej podstawie, iż nacjonalistyczna ideologia „uciskanych" narodów, do których należały Niemcy, nosiła rewolucyjny charakter. „W Niemczech", powiedział Radek przy tej okazji, „położenie silnego nacisku na naród jest czynem rewolucyjnym" - Luks, Entstehung der kommunistischen Fa-schismustheorie, s. 62. KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 79 maniery i wygląd zewnętrzny, jak przez swój ekonomiczny status. Droga do władzy w Rosji prowadziła zatem przez wojnę domową między masami chłopskimi i robotniczymi oraz zokcydentalizowaną elitą. O ile Rosja była mniej skomplikowana w swej strukturze społecznej niż Włochy czy Niemcy, to jednak była ona o wiele bardziej złożona w kategoriach swego składu etnicznego: Rosja była wielonarodowym imperium, w którym panująca grupa narodowa liczyła mniej niż połowę ogółu ludności. Polityk, który odwoływałby się otwarcie do rosyjskiego nacjonalizmu, narażałby się na to, że zraziłby nie-rosyjską połowę ludności. Z tego faktu zdawał sobie sprawę rząd carski, który starał się unikać utożsamienia z wielkoruskim nacjonalizmem, opierając się raczej na etnicznie neutralnej idei „imperialnej". Również z tego powodu Lenin musiał wybrać inna drogę niż Mussolini i Hitler i rozwinąć ideologię pozbawioną etnicznego zabarwienia. Podsumowując, gdy weźmie się pod uwagę dość homogeniczną strukturę społeczną Rosji i jednocześnie jej heterogeniczna strukturę etniczną, należało oczekiwać, że kandydat na dyktatora w tym kraju odwoła się do antagonizmów klasowych, podczas gdy na Zachodzie, gdzie sytuacja była odwrotna, apel mógł się zwracać ku nacjonalizmowi. Powiedziawszy to, trzeba zauważyć, że z czasem totalitaryzmy oparte na rozróżnieniu klasowym i na rozróżnieniu narodowym wykazywały tendencję do upodobnienia. Stalin od początku swej politycznej kariery dyskretnie popierał wielkoruski nacjonalizm i antysemityzm; podczas II wojny światowej i po jej zakończeniu zrobił to już otwarcie, w brutalnie szowinistycznych kategoriach. Hitler z kolei czuł, że niemiecki nacjonalizm jest zbyt ciasny. „Mogę zrealizować mój cel wyłącznie na drodze re-woluq'i światowej", mówił Rauschningowi i zapowiadał, że rozpuści niemiecki nacjonalizm w szerszej koncepcji „aryjskości": „Koncepcja narodu straciła znaczenie... Musimy pozbyć się tej fałszywej koncepcji i ustanowić na jej miejsce koncepcję rasy... Nie można wyobrazić sobie nowego porządku w kategoriach narodowych granic ludów o określonej przeszłości historycznej... Wiem doskonale, równie dobrze, jak ci niezmiernie bystrzy intelektualiści, że w naukowym sensie nie ma takiej rzeczy jak rasa. Ale jak rolnik i hodowca bydła nie może prowadzić swej hodowli w sposób udany bez koncepcji rasy, tak również ja, jako polityk, potrzebuję koncepcji, która umożliwi zburzenie dotychczasowego porządku, opartego na historycznych podstawach, i wymuszenie nowego, całkowicie antyhistorycz-nego porządku oraz nadanie mu pewnej podstawy intelektualnej... Do tego celu koncepcja rasy służy mi wystarczająco dobrze... Francja wyprowadziła swą wielką rewolucję poza swe granice wraz z koncepcją narodu. Z koncepcją rasy narodowy socjalizm poprowadzi rewolucję za granicę i przekształci świat... Nie wiele zostanie wtedy z wytartych wzorów nacjonalizmu, także 80 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT wśród nas, Niemców. Zamiast tego będzie panowało porozumienie między rozmaitymi grupami językowymi jednej dobrej rasy panów."153 Komunizm i „faszyzm" miały różne źródła intelektualne w tym sensie, że ten pierwszy zakorzeniony jest w filozofii oświecenia, a ten drugi w antyoświeceniowej kulturze epoki romantyzmu. W teorii, komunizm jest racjonalny i konstruktywny, „faszyzm" jest irracjonalny i destrukcyjny, co tłumaczy dlaczego komunizm zawsze o wiele bardziej przemawiał do intelektualistów. W praktyce jednak, owo rozróżnienie również się zaciera. Tu rzeczywiście „byt" określa „świadomość" - w tym znaczeniu, że totalitarne instytuq'e podporządkowują sobie ideologię i przekształcają ją wedle swoich potrzeb. Jak już zauważyliśmy, obydwa ruchy traktują idee jako nieskończenie plastyczne narzędzia, które narzuca się poddanym, by wymusić na nich posłuszeństwo i stworzyć wrażenie jedności. Ostatecznie jednak totalitaryzm systemu leninowsko-stalinowskiego i hitlerowskiego, niezależnie od swych różnych korzeni intelektualnych, okazały się równie nihilistyczne i równie niszczące. Najwięcej mówi o nich być może podziw, jaki totalitarni dyktatorzy żywili do siebie nawzajem. Wspominaliśmy już o wielkim szacunku Mus-soliniego wobec Lenina i pochwale skierowanej przez niego pod adresem Stalina, który miał się stać „ukrytym faszystą". Hitler wyznawał swoim zaufanym respekt wobec „geniuszu" Stalina: w szczytowym momencie II wojny światowej, kiedy jego wojska zwarły się w śmiertelnym boju z Armią Czerwoną, Hitler snuł rozważania o połączeniu sił i wspólnym uderzeniu na zachodnie demokracje. Jedyna poważna przeszkoda na drodze do takiej współpracy, obecność Żydów w rządzie sowieckim, wydawała się do usunięcia w świetle zapewnień, jakie sowiecki wódz dał Joachimowi Ribbentropowi, ministrowi spraw zagranicznych Hitlera, że jak tylko będzie miał już dostatecznie przygotowane kadry „gojów", wtedy usunie wszystkich Żydów z kierowniczych stanowisk.154 Z kolei Mao Zedong, najbardziej radykalny komunista, podziwiał Hitlera i jego metody. Kiedy podczas rewolucji kulturalnej zarzucano mu, że poświęca życie tak wielu swoich współtowarzyszy, odpowiedział: „Spójrzcie na II wojnę światową, na okrucieństwo Hitlera. Im więcej okrucieństwa, tym więcej entuzjazmu dla rewolucji".155 U samych swych podstaw totalitarne systemy, zarówno lewicowe jak 153 Rauschning, Hitler Speaks, s. 113, 229-230. 154 Henry Picker, red., Hitlers Tischgesprache im Fuhrerhauptsquartier, 1941-1942, Bonn 1951, s. 133. 155 „New York Times", 31 VIII 1990, cz. A, s. 2. KOMUNIZM, FASZYZM I NARODOWY SOCJALIZM 81 i prawicowe, łączyły się nie tylko poprzez podobną polityczną filozofię i praktykę, ale przez wspólną psychologię swoich założycieli: ich głównym motywem była nienawiść i jej wyraz - przemoc. Mussolini, najbardziej szczery z nich, mówił o przemocy jako „moralnej terapii", bowiem zmusza ona ludzi do dokonywania jasnych wyborów.156 W tym właśnie, i w ich determinacji, by zburzyć istniejący świat, w którym czuli się pariasa-mi, za wszelką cenę i wszystkimi środkami, znajdowało się pokrewieństwo między nimi. Richard Pipes, Russia Under the Bolshevik Regime, New York 1993, Alfred A. Knopf, rozdział V. 1 Gregor, Fascist Persuasion, s. 148-149. 1917 1 REWIZJONIŚCI W latach 70. i 80. tak zwani (przLz siebie samych) rewizjoniści w dziedzinie historii Związku Sowieckiego przejęli wiele katedr w najważniejszych uniwersytetach amerykańskich, angielskich i niemieckich, a następnie za pomocą układów, które bardziej przystoją polityce niż nauce, narzucili swoje poglądy studentom i zawodowym organizacjom w ich dyscyplinie. Skutkiem tego okazała się szokująca forma „politycznej poprawności" w pisaniu i nauczaniu XX-wiecznej historii Rosji. Tego rodzaju kontrola myśli jest nowym, bardzo niepokojącym zjawiskiem, które nie znajduje wyraźnej paraleli w innych gałęziach historiografii (być może z wyjątkiem tzw. Black studies).1 „Rewizjonizm" pierwotnie oznaczał poglądy Eduarda Bernsteina, który sto lat temu wezwał niemieckich socjaldemokratów, by zrezygnowali z marksowskiej teorii rewolucji i przyjęli w jej miejsce ewolucyjną ideologię. Ostatnio zaś termin ten zaczął określać rozmaite szkoły zachodnich historyków, którzy podważyli tradycyjne poglądy historiografii swoich krajów poprzez zastosowanie podejścia klasowego, bliskiego, ale jednak nie bezkrytycznie naśladowczego wobec marksizmu. (W Niemczech termin ten został zastosowany wobec tych pseudo-uczonych, którzy zaprzeczają, że naziści przeprowadzili swój program masowej eksterminacji Żydów; to jednak jest odrębna sprawa). Jedna z owych szkół postawiła sobie właśnie za zadanie rewizję dotychczas obowiązujących na Zachodzie poglądów na sowiecką historię w celu uzyskania, jak twierdzą zwolennicy tej szkoły, bardziej wyważonej i mniej uwarunkowanej politycznie interpretacji. W praktyce „rewizjonistyczna" koncepcja narodzin państwa sowieckiego okazuje się bliska tej, którą do niedawna promowały obalone już reżimy komunistyczne. 1 Rewizjoniści nie ograniczają się tylko do rewolucji rosyjskiej i jej bezpośrednich antecedencji. Profesor J. Arch Getty na przykład podjął próbę zmiany spojrzenia na terror Jeżowa w 1937 roku, starając się jak najbardziej pomniejszyć osobistą odpowiedzialność Stalina w tej kwestii (zob. jego Origins of the Great Purges: The Soviet Communist Party Reconsidered, 1933-1938, New York 1985, Cambridge University Press). Tego rodzaju starania nie spotkały się jednak z przychylnością rewizjonistów głównego nurtu. W niniejszym eseju będę zajmował się rewizjonizmem tylko w zakresie dotyczącym historii rewolucji rosyjskiej. 19171 REWIZJONIŚCI 83 Rewizjonizm pojawił się w Stanach Zjednoczonych i Anglii w latach 1960-ych, kiedy wszystkie gałęzie nauk społecznych przechodziły proces radykalizacji. Jego metodologia inspirowana była przez francuska szkołę „Annales" oraz teksty brytyjskiego radykalnego historyka i publicysty, E. P. Thompsona (w szczególności jego książka Making of the English Working Class, wydana w 1963 roku). Pośrednio była oczywiście zainspirowana przez Marksa i Engelsa. Był to okres detente, kiedy wrogość wobec komunizmu została złagodzona w poszukiwaniu jakiegoś porozumienia z Moskwą. To nastawienie prowadziło do uwypuklania pozytywnych stron tej ostatniej i przypisywania odpowiedzialności za Zimną Wojnę Zachodowi. Owe zmiany w zachodniej opinii zbiegły się w czasie z przemianami w historiografii sowieckiej, które nastąpiły po objęciu steru przez Breżnie-wa w 1964 roku, kiedy to pouczono sowieckich historyków, by w swych badaniach poświęcili więcej uwagi roli „mas", szczególnie klasy przemysłowej (rola ta była pomniejszana w okresie rządów Stalina, który wolał wszystkie zasługi przypisywać partii i sobie). Poprzez kontakty z sowieckimi instytucjami akademickimi, które popierały ich kierunek badań, rewizjoniści uzyskali dostęp do niektórych archiwów. W okresie gorbaczo-wowskiej pieriestrojki kilku z nich uzyskało dostateczna aprobatę w oczach Moskwy, iż ich książki i artykuły mogły zostać opublikowane w Związku Sowieckim. Zanim przejdziemy do głównych haseł rewizjonizmu, trzeba powiedzieć co nieco o jego politycznych powiązaniach. Z pozoru wydarzenia, które rozegrały się w dalekiej Rosji całe dekady temu nie powinny stanowić przedmiotu, który mógłby ekscytować zachodnich badaczy. Jeżeli niektórzy z owych badaczy odnosiło się jednak do owych wydarzeń z pasją, to dlatego, iż geneza sowieckiego państwa miała ścisły związek z aktualną oceną i uzasadnieniem jego rządów. Jeśli bowiem państwo sowieckie powstało w rezultacie bolszewickiego spisku, jak utrzymywali tradycyjnie zorientowani historycy zachodni i rosyjscy historycy emigracyjni, wówczas jego pretensje do sprawowania rządów były w najlepszym razie wątpliwe. Jeśli natomiast państwo to powstało w wyniku ludowego buntu, to jego rząd miał legitymację do sprawowania władzy, z którą Zachód musiał wobec tego dojść do porozumienia, niezależnie od swoich sympatii czy antypatii w tej kwestii. Aby zademonstrować konieczność dostosowania się do komunistycznego reżimu, zachodni rewizjoniści, podobnie jak ich partnerzy w ZSRR, pragnęli potwierdzić zarówno demokratyczną legitymację jak i stabilność sowieckiego państwa poprzez odwołanie do jego rzekomo ludowych źródeł. Innymi słowy, motyw, który pobudzał rewizjonistów miał charakter nie tyle ciekawości intelektualnej, ile polityczne- 84 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT go zapału a mianowicie gorącej niechęci wobec antykomunizmu i tak zwanej zimnowojennej polityki, którą twierdzili zrodził właśnie antykomunizm.2 Łatwiej określić przeciw czemu występują rewizjoniści, niż to za czym się opowiadają, ponieważ ich ruch jest nader szeroki i niekiedy wewnętrznie sprzeczny. Zasadniczo zgadzają się we wspólnym odrzuceniem obrazu Października 1917 jako puczu, przeprowadzonego przez partię spiskowców wbrew życzeniom „mas", a przynajmniej bez ich aktywnego udziału. Dla rewizjonistów było to nieuchronne, ludowe powstanie. Odrzucają dalej pojęcie „totalitaryzmu", gdyż przedstawia ono komunistyczną elitę jako grupę manipulującą pasywną ludnością. Gdy idzie o założenia metodologiczne, podkreślają konieczność rozpatrywania wydarzeń „od dołu", to jest poszukiwania zasadniczego czynnika historii w masach, zwłaszcza robotniczych.3 Pomniejszają znaczenie polityki i ideologii, które jak marksiści traktują jako elementy „nadbudowy". Takie są wspólne przekonania tego ruchu. W innych kwestiach rewizjoniści wykazują znaczne różnice. Skrzydło radykalne sympatyzuje z komunizmem, a przynajmniej z jego idealną postacią. Większość - w centrum pociąga socjalizm i z tego punktu jest gotowa bronić Lenina i jego reżimu. Na prawicy grupa „fellow-travellerow" przyjmuje metodologię szkoły rewizjonistycznej, nie akceptując przy tym jej (politycznych) poglądów. Granice ruchu są zatarte i łatwiej je określić przez jego antypatie niż przez jego przekonania. A owe antypatie są nader silne: tak jak pierwse pokolenie bolszewików, rewizjoniści są wyrozumiali w stosunku do swoich, a zarazem wściekle nietolerancyjni wobec outsiderów. Ich zapalczywość, niechęć do szukania tego, co może ich łączyć z ich poprzednikami i reprezentantami innych szkól, sugeruje niepokojący brak prawdziwie naukowego ducha w ich poczynaniach. W naukach przyrodniczych, które stanowią dziś model dla współczesnej nauki także w innych dziedzinach, odkrycia traktuje się nie jako unieważnienie starszych teorii, ale raczej jako ich rozszerzenie, bądź ograniczenie pewnymi warunkami. Stąd też zazwyczaj oddaje się w nich należny szacunek poprzednikom, nawet wtedy, gdy już wykracza się poza ich ustalenia. W naukach społecznych natomiast, przeciwnie, zapew- 2 Wszyscy rewizjoniści bez wyjątku sprzyjali pogodzeniu się z ZSRR i odrzucali politykę twardej linii, kiedy tylko Waszyngton ją realizował. Nie byli więc pozbawieni politycznej motywacji, jak sami lubili twierdzić, ale inspirowała ich po prostu ich własna polityka. 3 Pojęcie pisania „historii od dołu" zostało spopularyzowane przez brytyjskiego historyka komunistycznego, George'a Rude, autora The Crowd in the French Revolution (1959) i The Crowd in History (1964). 19171 REWIZJONIŚCI 85 ne dlatego, że nie są one prawdziwymi naukami, panują inne obyczaje: dominuje duch stronniczości, który wyraża się w gotowości do całkowitego pomijania poprzedników. Na pewno można powiedzieć w każdym razie, że rewizjoniści nie stronią nawet od argumentów ad kominem, co zawsze jest pewnym wskaźnikiem poczucia intelektualnej niepewności.4 Aż do pojawienia się rewizjonizmu dominujący wśród nie-komuni-stycznych badaczy rosyjskich (np. Siergiej Mielgunow) i zachodnich (np. Bernard Pares, Leonard Schapiro, Robert Daniels) pogląd na przyczyny i przebieg rewolucji rosyjskiej opierał się na następujących założeniach: 1. Rosja carska w ostatnim okresie swojego istnienia, aczkolwiek była osłabiona wewnętrznymi konfliktami, robiła szybkie postępy zarówno w sferze politycznej jak i gospodarczej, jej załamanie zostało spowodowane wewnętrznymi napięciami, jakie wywołała I wojna światowa; 2. mimo najlepszych intencji, demokratyczna inteligencja, która przejęła władzę w lutym 1917 roku, okazała się niezdolna do rządzenia krajem, co spowodowało, iż padł on ofiarą anarchii; 3. bolszewicy, partia najlepiej zorganizowana i najbardziej zdeterminowana, wykorzystali tę anarchię, aby obalić Rząd Tymczasowy i zdobyć władzę. Natychmiast po dokonaniu tego przewrotu przystąpili do budowania fundamentów pod budowanie systemu dyktatury swojej partii. Poprzednia generacja historyków skupiała się na polityce ponieważ uznawała, że kryzys, który doprowadził najpierw do upadku caratu, a następnie Rządu Tymczasowego, był przede wszystkim politycznej natury. Nie znaczyło to bynajmniej jednak, jak twierdzą rewizjoniści, że ich poprzednicy ignorowali problemy społeczne: wizja przed-rewizjonistycz-nej historiografii, która skupia się na polityce i eliminuje wszystko inne cel ataków ze strony rewizjonistów nie ma w istocie związku z rzeczywistością. Wszyscy profesjonalni historycy rewolucji rosyjskiej byli świadomi tego, że walka o władzę w 1917 roku toczona była na tle jednocześnie dokonywanego przejmowania ziemi przez chłopów i fabryk przez robotników. Czego jednak „tradycjonaliści" nie akceptowali, to tezy, że społeczne niepokoje w roku 1917 prowadziły bezpośrednio i nieuchronnie do 4 Tak na przykład profesor Mosze Lewin z University of Pennsylvania uznał za stosowne ostrzec w wywiadzie prasowym przede mną i moimi poglądami w następujący sposób: „Nie wolno powierzać [interpretowania] Rosji Polakom: oni nie myślą uczciwie." {„You don't give Russia to the Poles: they don't think straight".), „Boston Globe", 8 maja 1991. Ta etniczna obelga byłaby wyłącznie obraźliwa, gdyby nie była jednocześnie groteskowa jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że profesor Lewin urodził się właśnie w Polsce. 86 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT zwycięstwa bolszewików. Wynik owych niepokojów był, ich zdaniem, zdeterminowany przez konflikty między niewielkimi liczebnie elitami i jeśli bolszewicy ostatecznie zatriumfowali, to nie dlatego, że cieszyli się największym poparciem społecznym, ale dlatego, że byli lepiej zorganizowani, bardziej żądni władzy i mieli mniej skrupułów w walce o nią. Jak to zazwyczaj się dzieje z historycznymi uogólnieniami, i to nie może zostać udowodnione w sposób dla wszystkich zadawalający. Trzeba jednak podkreślić, że kwestią sporną między tradycyjnymi historykami a rewizjonistami nie jest to, czy czynniki społeczne odgrywały w ogóle rolę w rewolucji rosyjskiej bo tego nikt nie neguje ale to, czy to one przesądziły 0 wyniku tej rewolucji. O ile nie jest prawdą, że tradycyjni historycy rewolucji rosyjskiej pomijają kwestie społeczne, o tyle niestety jest prawdą, że rewizjoniści koncentrują się wyłącznie na owych kwestiach do tego stopnia, że skłania ich to do całkowitego zlekceważenia politycznych i ideologicznych aspektów rewolucji. W efekcie otrzymujemy dwuwymiarowy obraz, na którym żywych ludzi, zdolnych do podejmowania decyzji, zastąpiły abstrakcyjne „masy", działające na podstawie scenariusza, jaki pisze dla nich Historia. Stosunki między czynnikami politycznymi, intelektualnymi i społecznymi są z samej swej natury bardzo złożone, gdzie niekiedy jeden z tych czynników, a niekiedy inny może okazać się najbardziej decydujący. Historyk nigdy nie staje przed ostrym wyborem, w którym miałby całkowicie wykluczyć któryś z tych czynników: problemem dla niego jest podkreślenie któregoś z nich. Jednak choć w życiu politycznym bywają przypadki, w których ludność jest w większości minimalnie zaangażowana, trudno sobie wyobrazić sytuację, w której polityka byłaby całkowicie bez znaczenia, jak chcieliby tego rewizjoniści, ponieważ dla polityków polityka jest zawodem wypełniającym całe ich życie, podczas gdy dla mas jest ona marginesem. Uniwersyteccy profesorowie, przyzwyczajeni do odbierania comiesięcznej pensji za to, że robią zasadniczo to, co lubią, wydają się mieć trudności ze zrozumieniem, że zwykli ludzi zarabiają na życie codzienną pracą, co oznacza, że ich zaangażowanie w rewolucję czy jakąkolwiek inną polityczną działalność musi być z konieczności przejściowe 1 krótkotrwałe. Uznanie tego prostego faktu zbliża już bardzo do zrozumienia dlaczego każdy przewrót społeczny prędzej czy później traci rozpęd i wtedy przejmują ster politycy. Jak zobaczymy, zlekceważenie polityki przez rewizjonistów uniemożliwia im wyjaśnienie takiej kwestii, jak to się stało, że bezpośrednio po rzekomo ludowym powstaniu w październiku 1917 roku Rosja wpadła w ręce jednopartyjnej dyktatury. Podważając powszechnie uznane dotąd poglądy, rewizjoniści twier- 19171 REWIZJONIŚCI 87 dzą, że: 1. załamanie carskiego reżimu nie zostało spowodowane przez I wojnę światową, ponieważ już wcześniej został on decydująco osłabiony przez niepokoje społeczne; 2. Październik 1917 nie był politycznym puczem, ale masowym powstaniem, w którym bolszewicy nie tyle pokierowali masami, ile poszli za nimi; 3. dyktatura partii, która pojawiła się w Rosji po Październiku 1917 nie była naturalną konsekwencją ani ideologii, ani politycznej praktyki bolszewików, ale niechcianym wypaczeniem, wymuszonym przez wydarzenia, które od nich nie zależały. Zajmiemy się teraz tymi twierdzeniami po kolei. Teza, że carat nieuchronnie zmierzał do upadku wskutek walki społecznej, została po raz pierwszy rozwinięta w latach 1964-1965, na samym początku ruchu rewizjonistycznego, przez profesora Leopolda Haimsona z Columbia University w eseju, który zyskał odtąd status tekstu kanonicznego.5 Autor twierdził, że już na progu I wojny Światowej ośrodki miejskie i przemysłowa carskiej Rosji doświadczały niepokojów społecznych na taką skalę, iż cały kraj zmierzał wyraźnie w stronę rewolucji. Aby udowodnić tę tezę, profesor Haimson oparł się na świadectwach wskazujących na znaczny wzrost liczby strajków w przemyśle w latach bezpośrednio poprzedzających wybuch wojny. Wzrost ten nie podlega dyskusji: bezspornie miał on miejsce. Inną kwestią jest jednak, czy można go uznać za oznakę całkowitej destabilizacji społecznej i zapowiedź nieuchronnej rewolucji. Tak się akurat zdarzyło, że wszystkie najbardziej rozwinięte kraje przemysłowe, w tym Anglia i Stany Zjednoczone, doświadczały podobnych zjawisk w tym samym czasie: „Fala niepokojów i masowych strajków, która ogarnęła świat zachodni między 1911 i 1913 rokiem, pobudzona przez niezadowolenie wśród robotników niewykwalifikowanych, została zainspirowana i pokierowana przez ludzi, którzy znajdowali się pod wpływem idei anarcho-syndykalistycznych, w części zaś była przejawem tendencji, które służyły umocnieniu ruchu syndykąlistycznego",6 Na Zachodzie strajki te nie spowodowały rewolucji. W Rosji, gdzie rewolucja nastąpiła, mogłoby się wydawać naturalne połączenie fali strajków sprzed wojny i rewolucji 1917 w jednym związku przyczynowo-skut-kowym. Założenie takie byłoby jednak typowym przykładem błędu logicznego post hoc ergo propter hoc (po tym, a więc z powodu tego). Oczywiście nikt nie będzie w stanie udowodnić ostatecznie, czy losy caratu były przesądzone niezależnie od wojny, czy też nie. Skala inwesty- 5 „Slavic Review", December 1964, March 1965. 6 Lewis L. Lorwin w: Encyclopaedia of the Social Sciences, t. XIV, New York 1944, s. 498. ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT cji zachodnich w Rosji przed 1914 rokiem sugeruje, że wielu na zimno kalkulujących biznesmenów uznawało ją wtedy za bezpieczne miejsce dla ich pieniędzy. Fakt, że wieś była po 1908 roku spokojna i, przynajmniej jak na rosyjskie standardy, relatywnie zasobna, byl potężnym czynnikiem stabilizacji w kraju, w którym chłopów było 33 razy więcej niż robotników. W moim osobistym przekonaniu, carska Rosja prawdopodobnie załamałaby się nawet bez wojny, ale z powodów nie społecznych czy ekonomicznych, ale raczej politycznych a mianowicie z powodu niezdolności do osiągnięcia państwowego kompromisu z jednej strony przez dwór i biurokrację carską, z drugiej przez inteligencję. Państwo takich rozmiarów, o tak zróżnicowanej ludności, ze słabo rozwiniętą kultura narodową i obywatelską nie mogło osiągnąć stabilności bez zdolnej do funkcjonowania konstytucji. Na taką konstytucję nie było zaś szans z powodu bezwzględnej wrogości między tymi, którzy rządzili i tymi, którzy do władzy dążyli. Centralna rola polityki w rosyjskiej rewoluq'i staje się oczywista, gdy rozważy się dokładniej już wydarzenia lutego 1917 roku. Mimo inflacji i braków na rynku, które tworzyły duże niezadowolenie wśród mieszkańców miast, kryzys nie wybuchnął z powodów ekonomicznych czy społecznych. Utrata popularności przez reżim carski zimą 1916 na 1917 rok była zdecydowanie i przede wszystkim wynikiem jego nieudolności w prowadzeniu wojny i nasilających się pogłosek o zdradzie w najwyższych sferach. Rosnące zamieszanie wymusiło na Mikołaju II abdykację: zdecydował się na ten krok, ponieważ generałowie doradzili mu, że musi tak postąpić, jeśli Rosja ma nadal brać udział w wojnie. Była to polityczna decyzja, podjęta z politycznych powodów. Ona zmieniła całkowicie oblicze Rosji, którą tradycyjnie spajało dotąd przywiązanie do osoby cara. Podobnie dwa wydarzenia, które najbardziej bezpośrednio wpłynęły na upadek Rządu Tymczasowego niesławna ofensywa czerwcowa i spór Kiereńskiego z generałem Korniłowem nie miały charaktery społecznego, choć poprzez osłabienie rządu wzmogły one naturalnie niepokoje społeczne. Dochodzimy teraz do sedna sporu do zdobycia władzy przez bolszewików: czy był to pucz czy rewolucja? Oficjalna „linia" rewizjonistów została wyłożona przez profesora Ronalda Suny z University of Michigan w lutowym numerze „American Historical Review" z 1983 roku. Autorytatywny ton eseju Toward a Social History of the October Revolution nieprzyjemnie przypominał instrukqe, jakie w na szczęście minionych już czasach były udzielane sowieckim historykom przez organa KPZR. Profesor Suny ogłosił, że Październik był rewolucją społeczną i zasugerował, że ktokolwiek podważałby tę oczywistą prawdę musiałby działać pod wpływem motywów politycznych. 19171 REWIZJONIŚCI 89 Co czyni owe nazbyt kategoryczne sądy jeszcze bardziej niepokojącymi, to fakt, że ich autor nie potwierdził ani wtedy, ani też do dziś, aby kiedykolwiek badał źródłowo rewolucję w Rosji: jego speqalnością jest obszar Zakaukazia i temu regionowi poświęcone są wszystkie jego cztery książki. Mimo to, nie czuł najmniejszych skrupułów, aby odrzucić jako „upolitycznione" prace całych pokoleń uczonych, którzy badali bezpośrednio źródła i zasugerować, że ich prawdziwym celem było podważenie prawomocności sowieckiego reżimu. Czynił owe insynuacje, odwołując się do autorytetu innych badaczy, którzy podzielali jego polityczne sympatie, a przecież sam nie miał kompetencji, aby ten autorytet ocenić i zweryfikować. Jeśli można sądzić na podstawie popełnionych przez Su-ny'ego szokujących błędów rzeczowych, jego wiedza na temat wydarzeń 1917 roku nie tylko pochodziła z drugiej ręki, ale była po prostu nieścisła. I tak, opisał antyrządowe manifestacje w Piotrogrodzie w czerwcu i lipcu 1917 roku jako „niezależne", choć i jedne i drugie były otwarcie zorganizowane przez bolszewików; powiązał Kiereńskiego z Korniłowem, a wreszcie wymyślił fikcyjny „szturm" Pałacu Zimowego z udziałem 20 tysięcy zwolenników bolszewickiej partii! Prawdziwym ekspertem rewizjonistów w tej dziedzinie jest profesor Alxander Rabinowitch z Indiana University autor Prelude to Revolution oraz The Bolsheviks come to Power.7 Obydwie książki podtrzymują tezę, iż wydarzenia prowadzące do Października były napędzane od dołu: to nie bolszewicy manipulowali masami, jak utrzymywali tradycyjni historycy, ale to masy manipulowały bolszewikami. Zamieszki lipcowe 1917 roku, które osobiście Lenin i Trocki w przejrzysty sposób przedstawili jako nie do końca zdecydowane i ostatecznie nieudane próby przejęcia władzy, opisane są przez Rabinowitcha jako spontaniczne wybuchy ludowego niezadowolenia, które bolszewicy starali się ze wszystkich sił powstrzymać: dokładnie ta teza obowiązywała w komunistycznej historiografii, odkąd po raz pierwszy sformułował ją Stalin.8 Według profesora Rabinowitcha, w ciągu trzech kolejnych miesięcy po zamieszkach w lipcu 1917, bolszewicy utrzymali ścisły kontakt z masami i stale dopasowywali swą taktykę do tego, aby odpowiadała ona życzeniom mas. Rabinowitch, jeden z regularnych uczestników amerykańsko-sowiec-kiej wymiany naukowej, w ten sposób podsumował swoją tezę na międzynarodowym zjeździe historyków w Moskwie w 1984 roku: 7 Prelude to Revolution, New York 1968, Norton; The Bolsheviks come to Power, New York 1976, Norton. 8Zob. np. Z. V. Stiepanow, Ijulskije sobytija, Leningrad 1967, s. 107. 90 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT „Październik... był głęboko ludowym, demokratycznym ruchem", w którym „partia bolszewicka generalnie wyrażała zasadnicze interesy mas".9 Zadowoliło to sowieckich gospodarzy do tego stopnia, że odwdzięczyli się swojemu gościowi, powierzając mu funkcję zastępcy przewodniczącego komitetu, który miał pokierować dalszymi badaniami nad „Wielką Socjalistyczną Rewolucją Październikową"; przewodniczącym został 1.1. Mine, zaprawiony w ideologicznych bojach klasyk stalinowskiej historiografii. Cztery lata później Moskwa wydała tłumaczenie rewizjonistycznego „arcydzieła" Rabinowitcha Dojście bolszewików do władzy. Nie jest żadną tajemnicą, dlaczego komunistycznej nomenklaturze zależy na uznaniu „ludowego" i „demokratycznego" charakteru tego przewrotu, który wyniósł ją do władzy. Nie mając ani tradycjonalistycznego mandatu do sprawowania władzy, jaki posiadał carat, ani też mandatu demokratycznego, potwierdzonego wyborami, komuniści muszą uciekać się do fantastycznych historycznych legend na temat poparcia, jakiego udzieliły im abstrakcyjne „masy". Mniej jasne wydaje się natomiast dlaczego zachodni historyk, pracujący poza zasięgiem partyjnej kontroli, musi podzielać tego rodzaju fałszywą pretensję. Jeżeli bowiem weźmiemy pod uwagę fakty, jakie określiły okoliczności przejęcia władzy przez bolszewików, wówczas przekonamy się, że istotnie pretensja owa pozbawiona jest jakichkolwiek rzeczywistych podstaw. Nawet głowni organizatorzy Października, Lenin i Trocki, nie udawali (poza chwytami retorycznymi), że odpowiedzieli na powszechny apel i zostali zaniesieni do władzy na barkach mas ludowych. Lenin instruował swych zwolenników w Rosji, aby uzbroić robotników, w celu zorganizowania powstania przeciw Rządowi Tymczasowemu poczynając od marca, kiedy tylko dowiedział się w Szwajcarii o wybuchu rewolucji lutowej. Uzasadnił swą zaskakującą strategię w „tezach kwietniowych" po powrocie do Rosji w cztery tygodnie później. Stanowisko takie przyjął zanim jeszcze ludność miała czas, aby się rozczarować do nowego reżimu: to była decyzja polityczna podjęta a priori, wynikająca z przekonania Lenina, że liberalni i socjalistyczni intelektualiści, którzy kierują Rządem Tymczasowym, są równie słabi jak niezdolni do sprawowania władzy. Pragnienia „mas" nawet nie pojawiły się w jego kalkulacjach. 9 „Woprosy Istorii", nr 2/1985, s. 164. To oświadczenie na temat rewolucji, pochodzące z najbardziej autorytatywnego źródła rewizjonistycznej szkoły, wykazuje jak bardzo myli się profesor Orlando Figes, który w próbie obrony rewizjonistów zaprzeczył jakoby wierzyli oni, iż „październik był prawdziwą rewolucją masową starowaną od dołu" („Times Literary Supplement", 20 XI1992, s. 19). 19171 REWIZJONIŚCI 91 Lenin zupełnie nie wierzył w ludowe rewolucje. W lipcu 1917 roku napisał: „w czasach rewolucji nie wystarczy uznać »wolę większości«... widzimy setki przykładów, jak lepiej uświadomiona, lepiej uzbrojona mniejszość narzucała swą wolę większości i podbijała ją."10 Słowa te wydają się stawiać Lenina nie po stronie rewizjonistów, ale raczej ich oponentów. We wrześniu i październiku 1917, kiedy krył się przed policją i nie miał bezpośredniego kontaktu z codzienną pracą Komitetu Centralnego bolszewików, Lenin słał do KC ponaglające listy, w których domagał się bezzwłocznego przeprowadzenia powstania zbrojnego. Wzywał by nie czekać na II zjazd Sowietów, na którym jego zwolennicy chcieli oficjalnie ogłosić powstanie nowej władzy - rewolucja nie czeka na głosowania. Trzeba brać władzę, a potem będziemy się martwić o wszystko inne. Jeżeli nie będziemy działać natychmiast, wszystko zostanie stracone. To nie były rady człowieka, który uznawałby się jedynie za narzędzie ludu. Niecierpliwość Lenina wynikała przede wszystkim z obawy - potwierdzonej następnie przez wydarzenia - że wybory do Zgromadzenia Konstytucyjnego, zaplanowane na połowę listopada, ujawnią, że bolszewicy nie mają za sobą większości, że nic nie upoważnia ich do występowania w imieniu „mas". Nocą 10 października Komitet Centralny bolszewików podjął ostatecznie decyzję o przejęciu władzy. Decyzja ta została powzięta w największej tajemnicy: kiedy kilka dni później w wywiadzie prasowym Kamie-niew ujawnił intencje bolszewików, rozwścieczony Lenin domagał się, by go wyrzucić z partii. To było zachowanie klasycznego konspiratora, a nie kogoś, kto odpowiada jedynie na presję „dołów". Można dodać, że w rozmowach z cudzoziemcami, na przykład z niemieckim ambasadorem w Rosji sowieckiej Mirbachem, czy z Bertrandem Russellem, Lenin nie przypisywał wcale swego sukcesu masowemu poparciu. Wyjaśniał, że jego przyczyną był przede wszystkim brak jedności w obozie przeciwnika oraz wyższość komunistycznej propagandy. Gdy idzie o Trockiego, który faktycznie pokierował przewrotem październikowym, to szacował on, że brało w nim udział w Piotrogrodzie „najwyżej" 25 do 30 tysięcy osób." Biorąc pod uwagę fakt, że w stolicy było wówczas 400 tysięcy robotników przemysłowych, a jej garnizon wojskowy wynosił ponad 200 tysięcy żołnierzy, oznacza to, że bolszewicki przewrót poparło czynnie najwyżej 5procent tych dwóch grup, w imieniu 10 W. I. Lenin, Połnoje sobranije soczinienij, t. 34, Moskwa 1962, s. 40. llIstorija russkoj riewolucji, t. 2, cz. 2, Berlin 1933, s. 319. 92 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT których został on dokonany bynajmniej nie przeważająca większość, ale raczej „lepiej zorganizowana, bardziej uświadomiona, lepiej uzbrojona mniejszość", na którą liczył Lenin, aby „podbić" większość. W sumie, centralna teza szkoły rewizjonistów nie da się utrzymać w świetle świadectw, jakie zostawili sami przywódcy Października 1917. Teza ta nie jest niczym więcej, jak tylko odnowioną wersją tej interpretacji, którą sowieckim historykom narzuciła partia komunistyczna. Nie dodaje ona nic istotnego do standardowego brzmienia nieskończonej liczby prac komunistycznych, którego dobrym przykładem może być poniższy cytat: „Wielkie zwycięstwo Października 1917 zostało osiągnięte przede wszystkim dzięki heroicznej klasie robotniczej Piotrogrodu, która działając pod przewodnictwem partii bolszewickiej kierowanej przez jej przywódcę, W. I. Lenina pociągnęła za sobą w walce przeciwko rządom burżuazji masy żołnierzy i marynarzy... Walka piotrogrodzkich robotników ujawniła z ogromną siłą i oczywistością rolę klasy robotniczej jako głównej, przodującej siły w ruchu wyzwoleńczym wszystkich wyzyskiwanych i uciskanych przeciwko rządom burżuazji... Robotnicy Piotrogrodu dali przykład zręcznego zastosowania bolszewickiej taktyki, która wymagała wielkiej elastyczności w doborze metod i form walki klasowej."12 Słowa te zostały napisane w Związku Sowieckim w 1965 roku, jedenaście lat przed tym, zanim profesor Rabinowitch doszedł do podobnych konkluzji i zaprezentował je zachodnim czytelnikom jako wielkie odkrycie. Rewizjoniści, podobnie jak komunistyczni historycy, przypisują wiodącą rolę w wydarzeniach Października robotnikom przemysłowym. Rok za rokiem oni i ich doktoranci produkują opasłe monografie, wypchane tabelami i przypisami, na temat robotników Piotrogrodu, robotników Moskwy, komitetów zakładowych, strajków w przemyśle, robotniczej Gwardii Czerwonej i temu podobnych. Bohaterowie owych studiów jednak nigdy nie ożywają: czytelnik ma wrażenie, że autorzy tych studiów nigdy nie spotkali realnego, z krwi i kości, robotnika przemysłowego. Wydają się owi robotnicy z ich książek bladymi abstrakcjami, jak szlachetni dzikusi osiemnastowiecznych filozofów, i podobnie jak tamci -właśnie wyjątkowo szlachetni. Rewizjoniści wydają się zakładać wyjątkowo niesprawiedliwy rozkład cnót między różne klasy - gdzie cała dobroć koncentruje się w klasie robotniczej. Dużą odwagę musiał wykazać ostatnio młody historyk, który odważył się wyłamać z szyku i wskazać, że rosyjscy robotnicy przemysłowi mieli skłonność do przemocy i odgrywali 12 Z. W. Stiepanow, Raboczije Pietrograda w pieriod podgotowki i prowie-dienija Oktiabr'skogo woowużennogo wosstanija, Moskwa-Leningrad 1965, s. 283-284. 19171 REWIZJONIŚCI 93 wybitną rolę w pogromach Żydów.13 Symptomatyczny jest brak zainteresowania rewizjonistów żywymi ludźmi, co potwierdza choćby fakt, że nie pofatygowali się, aby napisać biografię takiego rzeczywistego rewolucjo-nisty-robotnika jak Aleksander Szliapnikow, przywódca probolszewickiego związku metalowców, głównego agenta Lenina w Piotrogrodzie w okresie I wojny światowej i pierwszego komisarza pracy w jego rządzie. To zaniedbanie żywo kontrastuje z uwagą, jaką tak szczodrze rewizjoniści udzielają bolszewickim intelektualistom, takim jak Aleksandra Kollątaj, kochanka Szliapnikowa, pisarka feministyczna z bogatej rodziny, która jest już tematem co najmniej trzech biografii w samym tylko języku angielskim. Do jakiego stopnia rosyjscy robotnicy przemysłowi byli rzeczywiście zbolszewizowani? Dane liczbowe są dostępne i wskazują, że jesienią 1917 roku zaledwie 7 procent piotrogrodzkich robotników należało do partii, a proporcja w skali ogólnokrajowej była jeszcze niższa i wynosiła 5,3 procent.14 O partii bolszewickiej, która miała między 1 na 15 a 1 na 20 robotników rosyjskich w swoich szeregach, nie bardzo można powiedzieć, by reprezentowała klasę robotniczą czy też cieszyła się jej zdecydowanym poparciem. W wydarzeniach października 1917 roku w Piotrogrodzie zaangażowana była jedynie niewielka część „proletariatu" tego miasta. To prawda, że w wyborach do Zgromadzenia Konstytucyjnego wielu robotników głosowało na listę bolszewicką, ale znaczenie tych głosów trzeba wytłumaczyć. Partia bolszewicka uzyskała poparcie wyborcze znacznej części robotników przemysłowych poprzez nagłośnienie hasła „kontroli robotniczej". Bolszewicy zachęcali do tworzenia komitetów fabrycznych, które miały zastąpić ogólnokrajowe związki zawodowe, zdominowane przez ich rywali mieńszewików, i pobudzali robotników do przejmowania zarządu nad fabrykami. „Kontrola robotnicza" była jednak anar-cho-syndykalistycznym sloganem, którym bolszewicy w istocie pogardzali nawet wtedy, gdy używali go do celów taktycznych, zgodnie z Leninowską strategią mobilizowania wszystkich potencjalnych wrogów Rządu Tymczasowego. Ze względu na zaniedbanie przez siebie historii intelektualnej, rewizjoniści są kiepsko przygotowani do zorientowania się w gąszczu poli- 13 Charters Wynn, Workers, Strikes and Pogroms, Princeton 1992, Princeton University Press. W 1921 roku, zgodnie z Zinowiewem, znaczna część piotrogrodzkich robotników wyrażała „czarnosecinne", to jest monarchistyczne i antysemickie, nastroje Diesatyj sjezd RKP(b): stienogra-ficzeskij otczet, Moskwa 1963, s. 347. "Stiepanow, Raboczije Pietrograda, s. 47-48. 94 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT tycznych programów i sloganów. Odmiennie niż europejscy historycy radykalni, którzy zazwyczaj terminowali w szkole marksizmu, amerykańscy rewizjoniści są na ogól nieświadomi ideologii: zasadniczo ich ideologiczne instrumentarium sprowadza się do liberalnych sentymentów. To powoduje, iż nie rozumieją tych wialnie ruchów społecznych, którym tak hojnie poświęcają swoją uwagę. Nieświadomi dziejów europejskiego syn-dykalizmu, błędnie interpretują ruch na rzecz kontroli fabryk jako oznakę sympatii dla bolszewików. Bolszewicy wykorzystali ów pęd do robotniczej kontroli, tak samo jak wykorzystali sformułowany przez socjalistów-rewolucjonistów program uspołecznienia własności ziemskiej, aby przyciągnąć chłopów, i jak wykorzystali hasło o prawie narodów do samookreślenia, aby pozyskać mniejszości narodowe. Żadnej z tych obietnic nie mieli zamiaru dotrzymać i wszystkie złamali, gdy tylko doszli do władzy. Komitety fabryczne długo nie przetrwały: po spełnieniu swego zadania zostały porzucone na rzecz bardziej konwencjonalnych metod zarządzania. Tu były źródła konfliktu między władzą bolszewicką i ruchem robotniczym, który wybuchł otwarcie w latach 1920-1921 - konfliktu, którego po prostu nie można zrozumieć, gdyby ograniczyć się do kategorii, jakimi w analizie 1917 roku posługują się rewizjoniści. Największym problemem, z jakim muszą zmierzyć się rewizjoniści, jest próba wyjaśnienia, w jaki sposób masowa rewolucja przekształciła się w jednopartyjną dyktaturę. Zgodnie bowiem z kronikarzem szkoły rewizjonistów, dostrzegają oni „głęboką nieciągłość" (profound discontinuity) między „zasadniczo ludową rewolucją" a „wysoce autorytarnym reżimem", który z niej się wyłonił.15 Tutaj historycy komunistyczni nie mogą już służyć pomocą, ponieważ zaprzeczają oni oczywiście, jakoby rządy Lenina były dyktaturą i nigdy nie zerwali z wyjaśnieniem Stalina, które ma sens wyłącznie dla marksisty wierzącego w historyczną „nieuchronność". Gdy się ich naciśnie w tej sprawie, rewizjoniści skłonni są zrzucać winę za załamanie „sowieckiej demokracji" na wojnę domową. Nie pokazują jednak nigdy, jak owa transformacja się dokonała, ani też nie wyjaśniają, dlaczego już po zakończeniu wojny domowej w 1920 roku Rosja Sowiecka nie zdołała wrócić do swych rzekomo demokratycznych początków. Ignorują także świadomie fakt, że bolszewicy przejęli władzę z otwartą intencją rozpętania wojny domowej, trudno więc jej wybuch traktować jak historyczne deus ex machina, które psuje dobre plany bolszewików. 15 Edward Acton, Rethinking the Russian Revolution, London 1990, Ro-utlege, s. 204. 19171 REWIZJONIŚCI 95 To niepowodzenia rewizjonistycznej historiografii unieważnia cały stworzony przez nią obraz października 1917 roku. Jest bowiem rzeczywiście nie do pojęcia, jak w ciągu kilku tygodni, a najwyżej miesięcy, owe masy - gdyby rzeczywiście one były siłą napędową października 1917 -tak łagodnie zrezygnowały z władzy na rzecz partii, która (zgodnie z wynikiem wyborów do Zgromadzenia Konstytucyjnego) reprezentowała mniej niż jedną czwartą ogółu społeczeństwa. Jedyne sensowne wytłumaczenie może być takie, że owe masy były, tak jak chcieli tradycjonalistycz-ni historycy, jedynie w minimalnym stopniu zaangażowane, głównie jako siła niszcząca, i że październik 1917 byl w istocie puczem dokonanym przez partię zmierzającą do zmonopolizowania władzy. Powodem wprowadzenia jednopartyjnej dyktatury nie były wymogi wojny domowej, ale otwarcie deklarowana przez Lenina determinacja, by dokonać odgórnej rewolucji, to jest dla ludu, ale nie przez lud a następnie zmonopolizować w swoich rękach władzę ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. W rzeczywistości Lenin naśladował polityczną strategię Louisa Augusta Blanqui, francuskiego radykała z połowy XIX wieku, czołowego zwolennika koncepcji zdobycia władzy na drodze spisku. Nieuchronne konsekwencje rewolucji dokonywanej w taki sposób były oczywiste już dla Engelsa, który napisał w 1870 roku: „Z faktu, że Blanqui wyobraża sobie każdą rewolucję jako przewrót dokonany przez niewielką rewolucyjną mniejszość, wynika konieczność dyktatury po osiągnięciu zwycięstwa: najwidoczniej dyktatury nie całej klasy rewolucyjnej, ale niewielkiej grupki tych, którzy dokonali przewrotu..."16 Rewizjoniści wydają się tak samo nie znać tej opinii, jak nie znają idei anarcho-syndykalizmu z jednego powodu: zaniedbania historii ideologii i idei. Nawet mimo tego braku, trudno zrozumieć dlaczego dziwi ich rezultat października 1917 roku, gdyż przecież dokumenty z okresu rewolucji zawierają przewidywania takiego właśnie obrotu wypadków. Istnieje wiele przestróg ze strony liberałów i socjalistów, że Lenin jest zdecydowanie nastawiony na ustanowienie własnej dyktatury. Niektórzy z towarzyszy samego Lenina też zdawali sobie z tego sprawę. Kiedy 4 listopada (starego stylu), zaledwie tydzień po udanym przewrocie Lenin odmówił przyjęcia mieńszewików i socjalistów-rewolucjonistów do swojego rządu, czterech komisarzy-bolszewików podało się do dymisji. Wytłumaczyli swoje stanowisko w liście otwartym, w którym stwierdzili, że rząd stworzony 6K. Marks, E Engels, Werke, t. XVIII, Berlin 1962, s. 529. 96 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT wyłącznie z bolszewików może utrzymać się przy władzy wyłącznie środkami „politycznego terroru", który doprowadzi do „odsunięcia masowych organizaqi proletariatu od kierowania życiem politycznym, ustanowienia nieodpowiedzialnego reżimu i destrukcji rewolucji i kraju".17 Upierając się przy swojej tezie, że polityka nie ma znaczenia, rewizjoniści stracili z oczu tę prostą rzeczywistość. Rewizjoniści, widząc siebie samych jako „wspólnotę", lubią działać w „interakcji". Osiągają to poprzez wzajemne konsultowanie swoich prac, wzajemne omawianie napisanych przez siebie książek i artykułów, jak również wspólne organizowanie kolokwiów, seminariów i konferencji, na które dopuszczani są wyłącznie przedstawiciele tej jednej szkoły, albo - w najgorszym wypadku - badacze neutralnie wobec niej nastawieni. Ich wzajemna adoracja przybiera niekiedy groteskowa postać, jak może to zilustrować następujący fragment, bardziej stosowny w kronice licealnej niż w naukowej monografii. Fragment ten pochodzi z książki wspólnie napisanej przez dwóch wybitnych rewizjonistów, Diane Koenker i Williama Rosenberga: „Diana dziękuje Billowi za jego zdumiewającą szczodrość i niezmienny optymizm... Diane będzie brakowało tej interakcji... Bili również czuje się szczęśliwy, że miał okazję pracować z Diane... Chociaż jest zadowolony także, iż projekt ten został doprowadzony do szczęśliwego końca, Bili żałuje bardzo, że kończy się również tak ubogacająca go interakcja."18 Nie ma oczywiście nic złego w przyjacielskiej współpracy, kiedy jednak przekształca się ona w zwyczaj, zaczyna wtedy sprzyjać „myśleniu grupowemu". Działalność rzeczywiście twórcza rzadko jest rezultatem zbiorowego wysiłku - wynika raczej z indywidualnego olśnienia, które nadmiar „interakcji" może zgasić. Może to tłumaczyć nędzny poziom produkcji rewizjonistów: rzadko w ich pismach można zobaczyć próby odejścia od kanonu, nagle błyski inspiracji, które zaskakują czytelnika połączeniem różnych elementów w zaskakującą całość. Gromadzą fakt obok faktu, statystyki obok statystyk, wszystko to przypieczętowane ciężkim aparatem uczonych przypisów, ale brak im zasadniczej wartości, jaką potrafią nadać swoim dziełom dobrzy historycy: zdolności odróżniania tego, co istotne od tego, co oczywiste. 171. N. Liubimow (red.), Riewoljucija 1917 goda. Chronika sobytij, t. 6, Moskwa-Leningrad 1930, s. 423-424. 18 Strikes and Revolutions in Russia, 1917, Princeton 1989, Princeton University Press, s. XVII-XVIII. 19171 REWIZJONIŚCI 97 Traktują wszystkie fakty jako jednakowo ważne, najwidoczniej w nadziei, że sama ich masa wywrze wrażenie na czytelniku i skłoni go do zaakceptowania wniosków. Nie tylko nie ma w ich pismach ludzkiego spojrzenia, ale nie ma w ogóle życia, nie ma szerszej perspektywy, nic, co mogłoby podniecić wyobraźnię. Styl jest nużący, narracja (której jest tam na ogół i tak niewiele) kuleje. Dla kogoś, kto wiele lat uczył na uniwersytecie cały ten materiał pachnie jakością, jaką ocenia się w najlepszym razie „na czwórkę", a często po prostu „na troję". Cechą charakterystyczną metodologii rewizjonistów jest to, iż skupiają się oni na niewielkiej, ściśle dobranej liście tematów, które w przekonaniu zwolenników tej szkoły służą do udowodnienia ich tez. Świadomie więc pomijają cały szereg zagadnień, które dla ludzi żyjących w okresie rewolucji stanowiły jej istotę (jeśli można sądzić na podstawie świadectw ich wspomnień czy ówczesnej prasy). Z braku miejsca nie sposób ich tutaj wymienić wszystkich. Oto jednak kilka przykładów zagadnień, których rewizjoniści nie podjęli: historia wsi rosyjskiej, szczególnie po 1917 roku; radykalny terroryzm przed 1917; rola liberałów w rewolucyjnych wydarzeniach 1905 i lutego 1917; pobudzanie masowego niezadowolenia przez parlament (Dumę); wkład Niemców najpierw w finansowanie marszu bolszewików do władzy, a następnie w ich utrzymanie przy tej władzy; Zgromadzenie Konstytucyjne; odrzucenie bolszewików przez robotników na wiosnę 1918 roku; „Czerwony Terror"; prześladowania Cerkwi; masowe powstania chłopskie przeciwko władzy bolszewickiej w latach 1919-1921; głód w 1921-1922, który pochłonął -jak się szacuje- pięć milionów ofiar. Wydarzenia, które wedle przekonania niemal wszystkich uczestników, włącznie z bolszewikami, odgrywały kluczową rolę w dojściu ekipy Lenina do władzy takie jak np. sprawa „puczu" Korniłowa zostały pominięte przez rewizjonistów wyłącznie dlatego, że są politycznej natury a zatem nie nadają się do studiowania „od dołu". Każdy historyk-determinista może, jeśli tylko będzie miał na to ochotę, przyjąć specjalną metodologię i przez skupienie się na zagadnieniach, które odpowiadają jego schematowi, uzyskać spójny i przekonujący opis przekonujący w jego kategoriach oczywiście. Ktoś może wyjaśniać wydarzenia historyczne jako uwarunkowane ideami, ktoś inny przez ekonomię, przez masy, albo przeciwnie przez „wielkich ludzi" i tak zawsze można ukształtować narrację, aby uzyskać pożądany efekt. Historię tworzą jednak wszystkie te zjawiska i w różnych czasach jeden czynnik albo inny może mieć decydujące znaczenie. Krytyczna umiejętność historyka polega na tym, aby wyróżnić, które konkretnie czynniki i w jakim konkretnie momencie „napędzają" wydarzenia. Rewizjoniści uznają, że prze- ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT bieg rewolucji w Rosji został zdeterminowany przez „masy". Dzięki pominięciu wszelkich alternatywnych wyjaśnień nie mają żadnych kłopotów z potwierdzeniem własnej tezy. Samopotwierdzającą się naturę takiej procedury dostrzegła Sheila Fitzpatrick. Mimo, iż jest jedną z założycielek całej szkoły, wykazała ducha samokrytyki, obcego większości jej wyznawców, kiedy zasugerowała, iż „nasza nowa metodologia i źródła wykazują tendencję do wytwarzania rewizjonistycznych wniosków".19 Niestety nie doprowadziła tej myśli do jej logicznej konkluzji. Z powodu bardzo ograniczonego zakresu swoich zainteresowań, rewizjoniści okazali się niezdolni do stworzenia świeżej interpretaqi rewolucji jako całości. Ich jedyna próba w tym zakresie, podjęta przez Sheilę Fitzpatrick, okazała się całkiem konwencjonalna, a nawet w niektórych aspektach zgoła nie-rewizjonistyczna.20 Wyczerpujące studium takiego tematu nie może zostać napisane z rewizjonistycznej perspektywy z tego prostego powodu, że ludzka historia nie sprowadza się tylko do tego, co leży „na dole", ale - by tak rzec - również w środku i na górze. Tacy reprezentanci szkoły „Annales" jak Marc Bloch czy Fernand Braudel, mieli prawo obniżyć rangę polityki w swoich pracach, ponieważ zajmowali się przedmiotami długie trwania (longue duree) - w przypadku Blocha kilkoma wiekami feudalizmu w Europie Zachodniej, a w przypadku Braudela - basenem Morza Śródziemnego za czasów 42-letniego panowania Filipa II. W tak ogromnych ramach przestrzennych i chronologicznych, bezosobowe procesy rzeczywiście przyćmiewają wydarzenia i spychają politykę w tło. Kiedy jednak przedmiotem badania jest jeden rok, a najwyżej kilka lat, w jednym kraju, a właściwie jedynie w kilku większych miastach tego kraju, i kiedy zasadniczą kwestią, wokół której koncentrują cię wydarzenia jest walka o opanowanie władzy -jak w takiej sytuacji można ignorować politykę? Załamanie komunizmu w Rosji zadało wspólnocie rewizjonistów cios, po którym trudno wyobrazić sobie, by mogła się ona podnieść. W teorii oczywiście można oderwać październik 1917 od reżimu, który wyłonił się z niego. Można opisać ten pierwszy jako powstanie „mas ludowych", a wszystko co potem nastąpiło jako wypaczenie prawdziwie rewolucyjnej linii. Psychologicznie jest to jednak trudno zrobić. Niezależnie bowiem od tego, jak bardzo rewizjoniści mogli krytykować Stalina i jego następców, 19 W: Diane P. Koenker, William G. Rosenberg i Ronald Suny (redj, Party, State and Society in the Russian Civil War, Bloomington 1989, Indiana University Press, s. 387. 20 The Russian Revolution, New York 1982, Oxford University Press. 19171 REWIZJONIŚCI 99 to jednak ich ruch zrodził się z podziwu dla „osiągnięć sowieckich" i odrazy wobec antykomunizmu. To przecież przetrwanie państwa komunistycznego wbrew wszelkim przeciwnościom i jego rzekome sukcesy w rozwiązywaniu problemów społecznych, jakie trapią świat kapitalistyczny to właśnie doprowadziło do gloryfikacji bolszewickiego przewrotu, a nie odwrotnie. Rewizjoniści zostali wprowadzeni w zakłopotanie, niekiedy nawet wstrząśnięci, wskutek rozwiązania Związku Sowieckiego i zatriumfowania na jego gruzach tak pogardzanego antykomunizmu. Jeden z bardziej radykalnych reprezentantów ruchu rewizjonistów, profesor David Man-del z Uniwersytetu w Montrealu, autor dwóch studiów na temat robotników w Piotrogrodzie w 1917 roku, opublikował bieżący komentarz do wydarzeń lat 1989-1991 w Związku Sowieckiem, który to komentarz uderza czytelnika niezdolnością autora do zrozumienia, co się naprawdę dzieje. Obserwując poroniony pucz w sierpniu 1991 roku, Mandel zauważa, że poparcie dla Jelcyna było bardzo nikłe: liczba mieszkańców Moskwy, którzy go aktywnie poparli w tych krytycznych dniach, nie przekraczała stu tysięcy, co prowadzi Mandela do refleksji: co myślało dziewięć milionów pozostałych mieszkańców stolicy Rosji?21 Jest to ten sam autor, który pisząc o październiku 1917, kiedy liczba osób aktywnie popierających Lenina nie była proporcjonalnie większa, uznał, że robotnicy „w przygniatającej większości udzielili poparcia" bolszewikom.22 Rewizjoniści wciąż uzyskują moralne wsparcie ze strony tych starszych historyków rosyjskich, którzy okazali się niezdolni do zerwania z umysłowymi ograniczeniami, jakie narzuciły im całe dziesięciolecia politycznego nadzoru. Owi reprezentanci „betonu" wykruszają się jednak. Jelcyn, pierwszy w Rosji demokratycznie wybrany prezydent państwa, zdelegalizował Komunistyczną Partię Związku Sowieckiego na podstawie historycznej rzeczywistości iż nigdy nie była ona polityczną partia w prawdziwym znaczeniu tego słowa, ale mechanizmem do sprawowania kontroli nad państwem. Wkrótce nie będzie w Rosji nikogo, kto pomógłby podtrzymać motywowaną politycznie starą wersję, może z wyjątkiem „bru-natno-czerwonej" koalicji, jaką tworzą reakcyjni nacjonaliści, miejscowy odpowiednik niemieckich neonazistów. Jest jeszcze jeden powód, dla którego upadek komunizmu źle wróży 21 David Mandel, Perestroika and the Soviet People, Montreal-New York 1991, Black Rose Books, s. 4. 22 David Mandel, The Petrograd Workers and the Seizure of Power, London 1984, St. Martin's, s. 312. 100 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT sprawie rewizjonistów. Ekipa Jelcyna otwarła większość zasobów archiwalnych, w tym Centralne Archiwum Partyjne, dawniej dostępne wyłącznie dla najbardziej zaufanego personelu partyjnego. Teraz mogą z nich korzystać wszyscy badacze, miejscfowi i zagraniczni, prokomunistyczni i antykomunistyczni. Owe zespoły dokumentów były wcześniej zamknięte właśnie z tego powodu, że zawierały świadectwa nader kłopotliwe dla komunistycznej władzy. Znaczna część tych dokumentów odnosi się do politycznych zamysłów i decyzji bolszewickiego kierownictwa. Ujawnienie tego materiału z całą pewnością wymaże obraz pełnych dobrej woli bolszewików, którzy działają wyłącznie w imieniu mas - i odsłoni ich dominujące zainteresowanie kwestiami czysto politycznymi. Rewizjoniści lubią myśleć o sobie jako o młodych buntownikach. Czas jednak nie stoi w miejscu i młodzi z lat 1960-ych osiągnęli dziś wygodny średni wiek. Nowe pokolenie buntowników puka do bram. Jak zauważył to już Turgieniew w jednym ze swych dzieł, awangarda szybko zamienia się w ariergardę wystarczy tylko zmiana kierunku. A nie upłynie wiele czasu zanim kierunek się zmieni: kiedy nowe pokolenie historyków Rosji przejdzie do ofensywy i zmusi wczorajszych rewizjonistów, podobnie jak członków starego sowieckiego establishmentu historycznego, do obrony ich własnej wersji ortodoksji. Niestety dla rewizjonistów, z ich dziedzictwa najprawdopodobniej niewiele zostanie. Jak mówi stare powiedzenie: to, co jest w ich tekstach prawdziwe, nie jest nowe, a to, co jest nowe nie jest prawdziwe. Niezależnie od tego, że polityczne implikacje ich tez zostały wskutek upadku komunizmu pozbawione zarówno odniesień do rzeczywistości jak i swej mocy oddziaływania, narzucone przez samych rewizjonistów ograniczenie, które kazało im pominąć dziewięć dziesiątych treści rzeczywistej historii, skazuje ich na rolę przyczynkarzy: wytwórców cegieł bez architektonicznej wizji. Ich niezdolność do stworzenia oryginalnego opisu rewolucji rosyjskiej sugeruje, że ich produkqa wydawnicza nie wniesie do przyszłego dorobku historii najprawdopodobniej nic poza drobnym przypisem przypisem, który będzie mówił więcej o zachodnich modach intelektualnych w końcu XX wieku, aniżeli o wydarzeniach w Rosji na początku owego stulecia. „The National Interest", nr 31, wiosna 1993 BŁĘDNA INTERPRETACJA ZIMNEJ WOJNY Czterdzieści lat temu debata polityczna w Stanach Zjednoczonych koncentrowała się wokół kwestii: „Kto stracił Chiny?" Obecnie jednym z najbardziej spornych problemów jest „Kto wygrał Zimną Wojnę?" Zwolennicy twardej linii czują, że wydarzenia ostatnich pięciu lat potwierdzają słuszność ich strategii. Twierdzą, że to właśnie polityka powstrzymywania (containment), wzmocniona przez technologiczny wyścig zbrojeń, ekonomiczne wyrzeczenia i wojnę psychologiczną doprowadziła do upadku Związek Sowiecki i komunizm. Zwolennicy łagodnej linii nie zgadzają się z tym w najmniejszym stopniu. Twierdzą, że bynajmniej nie przyczyniając się do upadku komunizmu, strategia zwolenników twardej linii przedłużyła w istocie Zimną Wojnę, pobudzając głęboko zakorzenione obawy Rosjan i czyniąc ich wskutek tego jeszcze bardziej agresywnymi. Co w takim razie spowodowało upadek komunizmu na ten temat zwolennicy łagodnej linii wypowiadają się już z mniejszą pewnością. Relacja Raymonda Garthoffa z ostatniej fazy Zimnej Wojny jest pomyślana jako apologia łagodnej linii.1 Dzięki swej bogatej podstawie źródłowej może ona zyskać rangę klasyka wśród zwolenników owej linii. Książka śledzi przebieg stosunków amerykańsko-sowieckich w okresie administracji Reagana i Busha, zaczynając swą narrację mniej więcej tam, gdzie kończyła się narracja poprzedzającej ja książki Garthoffa - Detente and Confrontation. Obydwa te tomy, podobne w objętości i w swym podejściu do materiału, uzupełniają się wzajemnie, drobiazgowo relacjonując stosunki między supermocarstwami w latach 1969-1991. Są to prawdziwie imponujące traktaty, obejmujące razem blisko dwa tysiące wypełnionych faktami stron, przy czym niemal każdy poparty jest źródłowym odsyłaczem. Garthoff wyróżnia trzy generalne podejścia do komunizmu i Związku Sowieckiego, z których każde miało swoje konsekwencje w polityce. Pierwsze, którego najwybitniejszym przedstawicielem był Ronald Reagan, Garthoff określa jako „esencjalistyczne". Podejście to zakładało, że Związek Sowiecki jest totalitarnym państwem, kierującym się wojowniczą ideologią i z tego powodu zasadniczo nastawionym na ekspansję. Takie państwo mogło być powstrzymane i unieszkodliwione wyłącznie na drodze stanowczej konfrontacji. Drugie, „mechanicystyczne" podejście, choć uzna- 1 Raymond L. Garthoff, The Great Transition: American-Soviet Relations and the End of the Cold War, Washington 1994, The Brookings Institution, ss. 834. 102 r ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT wało, że Związek Sowiecki jest rzeczywiście ekspansjonistyczny, rozpatrywało państwo sowieckie przede wszystkim jako mocarstwo pragmatyczne, którym można „pokierować" poprzez inteligentne zastosowanie systemu kar i nagród. Trzecie, „interakcjonistyczne" podejście odsuwało na bok kwestie sowieckiej ideologii i postępowania, koncentrując się natomiast na konflikcie miedzy dwoma supermocarstwami, który rozpatrywano w owym podejściu jako konflikt napędzany własną dynamiką. Z punktu widzenia tej ostatniej szkoły najbardziej rzeczywista była sama rywalizacja; aby zredukować napięcie, trzeba było przede wszystkim zrozumieć i zaakceptować obawy przeciwnika. Garthoff, który przyjął na siebie zadanie oświecenia czytelnika w kwestii motywów, które kierowały poczynaniami sowieckimi, nie ukrywa, że sympatyzuje z tą ostatnią, trzecią szkołą. Choć znajduje czasem dobre słowo dla zwolenników pojęcia „mechanicystycznego", dla „ideologów" broniących podejścia „esencjali-stycznego" nie czuje nic innego, jak tylko pogardę. Zgodnie ze swymi założeniami, Garthoff przedstawia w swych dwóch tomach złożoną historię stosunków sowiecko-amerykańskich od Nixona do Busha jako serię interakcji, wzajemnie powiązanych posunięć dwóch rywalizujących między sobą stron. W Detente and Confrontation zdawał się nie dostrzegać żadnej różnicy między Stanami Zjednoczonymi i Rosją: były to po prostu dwa obozy militarne, zmagające się w walce o światową supremację. W drugim tomie, napisanym już po upadku ZSRR, jest już skłonny przyznać, raczej dyskretnie, że jednak mimo wszystko komunistyczna ideologia, podkreślająca nieuchronność globalnego konfliktu między socjalizmem i kapitalizmem, wpłynęła w pewnym stopniu na postępowanie Związku Sowieckiego. Mimo to jego narraq'a składa się z następstwa epizodów, z których każdy zdominowany jest przez jeden model: akcja, reakcja (czy przesadna reakcja), konfrontacja i rozwiązanie. W żadnym z tych konfliktów nie widać istotnej treści, żadnego sensu; każdy z nich wynika z opacznego zrozumienia intencji strony przeciwnej, połączonego z błędnym rozpoznaniem potrzeb własnego bezpieczeństwa. Nie ma tu żadnych walczących między sobą wartości, ani nawet interesów; są tylko błędne oceny sytuacji i lęki. Cała niemal agresywność sowiecka jest wytłumaczona w ten właśnie sposób. Wytłumaczenie tym sposobem równa się usprawiedliwieniu: metodologia Garthoffa pozwala mu usprawiedliwić każdy akt sowieckiej agresji - czy to Afganistan w 1979 roku, czy zdławienie polskiej „Solidarności", czy zestrzelenie koreańskiego samolotu pasażerskiego w 1983 roku. Dobrym przykładem apologetycznego podejścia Garthoffa do zim-nowojennej polityki sowieckiej jest jego opis wydarzeń Grudnia 1981 roku BŁĘDNA INTERPRETACJAZIMNEJ WOJNY 103 w Polsce. Nie dostrzega on żadnej zasługi „Solidarności" w tym, że udało jej się tak zdumiewający sposób rzucić pokojowe wyzwanie dyktaturze komunistycznej partii. Nie próbuje też nawet wytłumaczyć, dlaczego „Solidarność" powstała i co jej powstanie oznaczało. Jego analiza jest w tej kwestii czysto geopolityczna: powstanie sił demokratycznych w Polsce stanowiło zagrożenie dla władzy sowieckiej i nie pozostawiło jej innego wyjścia jak tylko zareagować: albo wprost przez inwazję na Polskę w celu stłumienia „Solidarności", albo przez upoważnienie swoich polskich namiestników do wykonania tego zadania. Wybrano drugie, mniej krwawe rozwiązanie. Choć godne ubolewania, wprowadzenie stanu wojennego w Polsce było zrozumiałe i uzasadnione. Tak obie strony przecież prowadziły swoją grę. Cóż, owszem, „Solidarność" zagroziła sowieckiemu reżimowi, ale zagrożenie to miało charakter moralny, nie militarny. Polski związek zawodowy wykazał przed całym światem pustkę komunistycznych pretensji do reprezentowania klasy robotniczej i pokazał jak robotnicy we współpracy z intelektualistami potrafili obejść pozornie doskonały system zabezpieczeń wewnętrznych komunistycznego reżimu. To właśnie osiągnięcie „Solidarności" wzbudziło panikę na Kremlu, gdzie przestraszono się, że rosyjscy robotnicy mogą ulec pokusie pójścia w ślady polskiego przykładu. Ta obawa stała się bodźcem do reform. Jest oczywiste, że „Solidarność" nie była tylko pionkiem w geopolitycznej rywalizacji. Garthoff nie chce jednak uznać wpływu „Solidarności" na ewolucję komunizmu, ponieważ w ogóle traktuje wszystkie ruchy dysydenckie w krajach komunistycznych jako zupełny margines swojej historii. Tak na przykład czechosłowacki ruch „Karta 77" zasłużył jedynie na jeden przypis w pierwszym tomie jego dzieła. „Solidarność" nie znalazła się nawet jako osobna pozycja w indeksie drugiego tomu, a działający w Związku Sowieckim Helsiń-ski Komitet Obrony Praw Człowieka nie jest w ogóle wymieniony w żadnym tomie. Takie właśnie powierzchownie realistyczne myślenie, całkowicie ślepe wobec ludzkich aspiracji, doprowadziło większość sowietolo-gów do tego, iż nie docenili słabości komunizmu, a następnie zostali tak zaskoczeni jego upadkiem. Szczególnie anachroniczne wydaje się w tej książce uporczywe usprawiedliwianie przez autora sowieckiej agresji w takich kategoriach, które brzmią jak echo oficjalnej propagandy sowieckiej tamtych czasów, w kategoriach, które publicznie odrzucili wybrani demokratycznie przywódcy Rosji - od prezydenta Borysa Jelcyna poczynając. W przemówieniu do Kongresu Stanów Zjednoczonych w czerwcu 1992 roku Jelcyn pośrednio podpisał się pod poglądem Reagana na Związek Sowiecki jako „impe- 104 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT rium zła" i mocarstwo odpowiedzialne przede wszystkim za Zimną Wojnę. Oświadczył wtedy: „Świat może odetchnąć. Bożek komunizmu, który rozsiewał wszędzie napięcia społeczne, wrogość i bezprecedensową brutalność, który zaszczepił w ludzkości strach - upadł". To nie są słowa kogoś, kto nie widziałby istotnej różnicy między dwiema stronami zaangażowanymi w Ziemna Wojnę. W ciągu minionych kilku lat inni dawni sowieccy przywódcy polityczni i wojskowi otwarcie przyznawali agresywne intenq'e ich państwa i potwierdzali manipulowanie zachodnią opinią liberalną. Mimo że udostępniane ostatnio materiały archiwalne potwierdzają te wyznania, Gar-thoff niestety nie znajduje w swej książce miejsca na takie świadectwa. Przedstawianą przez niego łagodną interpretację sowieckiej polityki zimnowojennej w dzisiejszej Rosji wyrażają publicznie jedynie najbardziej reakcyjni nacjonaliści z obozu „brunatno-czerwonych". Jakimż paradoksem jest to, że amerykański liberał musi znaleźć się w jednym obozie z niepoprawnymi komunistami i faszystami rosyjskimi, podczas gdy prezydent Rosji łączy się z zachodnimi „rycerzami zimnej wojny". Reagan miał rację Wychodząc z założenia, iż Związek Sowiecki działał w okresie Zimnej Wojny wyłącznie motywowany obawami o swoje bezpieczeństwo, Garthoff wyraża swoją pogardę wobec Reagana oraz otaczających go „ideologów", którzy jak twierdzi popchnęli prezydenta do militarnej i retorycznej konfrontacji ze Związkiem Sowieckim. Nie próbuje przy tym odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w czasie ugodowej polityki Nixona i Cartera Związek Sowiecki rozbudowywał z tak nieubłaganą konsekwencją swoje siły zbrojne i dokonywał kolejnych interwencji za granicą, których kulminacją okazała się inwazja na Afganistan. Garthoff opisuje Reagana jako biernego wyraziciela polityki przygotowanej przez innych, prostaka kierowanego prymitywnym uprzedzeniem antykomunistycznym. Rzeczywiście, Reagan wykazywał małe zainteresowanie takimi danymi, jakie z taką konsekwencją zgromadził Garthoff. Niemniej jednak wykazywał znakomite rozeznanie i zdolność do instynktownego formułowania trafnego sądu, jakie cechują prawdziwego męża stanu. Inspirowało go silne poczucie moralne i zdroworozsądkowe zrozumienie tego, co oznacza życie w warunkach tyranii. Jako jeden z tych, którzy uczestniczyli w formułowaniu polityki wobec Związku Sowieckiego w pierwszych dwóch latach administracji Reagana, mogę poświadczyć, że kierunek polityki ustalał prezydent, a nie jego personel i że był on energicznie wcielany w życie mimo zastrzeżeń kilku nastawionych bardziej „gołębio" mini- BŁĘDNA INTERPRETACJA ZIMNEJ WOJNY 105 strów w jego gabinecie. Fundamentem tej polityki było właściwe rozpoznanie słabych punktów sowieckiego reżimu. Garthoff twierdzi, że z początkiem i w połowie lat 1980-ych nikt „nie oczekiwał, ani nie przewidywał tego, że w ciągu dekady skończy się Zimna Wojna, rządy komunistyczne i sam Związek Sowiecki". To stwierdzenie jest bezspornie prawdziwe, gdy idzie o samego Garthoffa i jego kolegów z kręgu sowietołogów. Jest jednak całkowicie fałszywe gdy chodzi o prezydenta Reagana. Reagan postępował właśnie w przekonaniu, że Związek Sowiecki jest słaby, a nie silny, że jego potęga opiera się terrorze policyjnym wewnątrz systemu i nuklearnym szantażu na arenie międzynarodowej. To zaś, stanowiąc sytuację w najgłębszym tego słowa znaczeniu nienaturalną, nie może długo trwać. Dam chociaż jeden przykład: w przemówieniu wygłoszonym na Uniwersytecie Notre Dame w maju 1981 roku Reagan zapewnił, że „Zachód nie będzie powstrzymywał komunizmu, ale przekroczy jego granice" („the West will not contain communism; it will transcend communism") i odrzucił cały eksperyment komunizmu jako „smutny, dziwaczny rozdział w historii ludzkości, którego ostatnie strony są właśnie teraz zapisywane". Tego rodzaju oświadczenia, które stały w sprzeczności z poglądami dominującymi w środowisku akademickim i przyniosły Reaganowi w niektórych kręgach reputację niebezpiecznego prawicowego fanatyka, nie opierały się jedynie na intuicji. We wczesnych latach 1980-ych rząd Stanów Zjednoczonych systematycznie otrzymywał raporty wywiadowcze, które w ostrych sformułowaniach opisywały wewnętrzny kryzys, jaki ogarniał Związek Sowiecki. Raporty te nie różniły się tak bardzo od owych „nieupiększonych raportów wewnętrznych KGB", którym Garthoff przyznaje zasługę poinformowania sowieckiego kierownictwa, że ich kraj znalazł się w kłopotach. Wielka strategia, jaką przyjęła administracja Reagana w stosunku do ZSRR polegała na wykorzystaniu owego kryzysu wszystkimi dostępnymi środkami w celu zmuszenia Moskwy do podjęcia reform. W1984 roku, po moim odejściu ze służby rządowej, a nie długo przedtem, zanim do władzy doszedł Gorbaczow, podsumowałem tę strategię w artykule na łamach „Foreign Affairs", gdzie opisałem Związek Sowiecki jako kraj, który znalazł się na krawędzi „rewolucyjnej sytuacji" i którego kierownictwo nie ma już żadnej alternatywy (za wyjątkiem wojny) jak tylko przeprowadzić drastyczne reformy wewnętrzne.2 W moich argumen- 2 Can the Soviet Union Reform?, „Foreign Affairs", Fall 1984, ss. 47-61. Rozwinąłem tę ideę w mojej książce Survival Is Not Enough, New York 1984, Simon & Schuster. 106 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT BŁĘDNA INTERPRETACJA ZIMNEJ WOJNY 107 tach sparafrazowałem National Security Decision Directive 75, podpisany przez prezydenta w grudniu 1982 roku dokument, który wykładał politykę Reagana wobec Związku Sowieckiego. Następujące potem wydarzenia potwierdziły słuszność tej strategii. Na początku drugiej kadencji Reagana przywództwo w Moskwie powierzone zostało człowiekowi, który był już przekonany, iż Związek Sowiecki bardzo pilnie potrzebuje liberalizacji wewnątrz kraju i przyjęcia mniej agresywnej postawy na arenie zewnętrznej. Kiedy tylko Gorbaczow przeszedł od słów do czynów, Reagan wyszedł mu naprzeciw i, jak pisze Gar-thoff, stopniowo przeszedł z pozycji „esencjalistycznej" na „interakcjoni-styczną". Ta zmiana nie wynikała oczywiście ze zmiany przekonań samego Reagana, tylko z przystosowania prowadzonej polityki do zmienionej sytuacji w ZSRR. Zasadniczą słabością interpretacji Garthoffa jest jego niezdolność do wyjaśnienia, dlaczego za administracji reprezentującej najtwardszą linię w polityce Waszyngtonu pojawił się w Moskwie zwolennik łagodnej linii w polityce sowieckiej. Zgodnie z jego interakcjonistycznym modelem sowieckie kierownictwo odpowiadało dokładnie, wet za wet, na postępowanie Amerykanów, reagując wojowniczością na wojowniczość, złagodzeniem kursu na złagodzenie kursu Waszyngtonu. Taka teoria nie jest w stanie wyjaśnić, dlaczego Związek Sowiecki zachowywał się raczej agresywnie niż pokojowo w okresie detente. Nie jest też w stanie wytłumaczyć, dlaczego w odpowiedzi na Reaganowski antykomunizm Politbiuro zareagowało wyborem człowieka, który okazał się zwolennikiem pieriestrojki i ograniczenia zbrojeń. Niezdolność autora do zmierzenia się z tym problemem stawia pod znakiem zapytania całą teoretyczną podstawę jego traktatu. Gorbaczow: deus ex machina? Wpędziwszy się w ten sposób do narożnika Garthof f nie może przedstawić żadnego sensownego wytłumaczenia upadku komunizmu. Jeżeli to nie był skutek ani zachodniej strategii powstrzymywania, ani narastania wewnętrznych ruchów opozycyjnych, to co w takim razie doprowadziło komunizm do załamania? I dlaczego Zimna Wojna zakończyła się rozpadem Związku Sowieckiego? Ponieważ nie może uniknąć całkowicie rozważania owych problemów, Garthoff ucieka się do jednego, nieprawdopodobnego wyjaśnienia - do Gorbaczowa. Samo pojawienie się nowego sekretarza generalnego, wkraczającego na scenę historii niczym deus ex machina, zmienia wszystko. Ta zdumiewająco upraszczająca rzeczy- \ wistość konkluzja jako podsumowanie tak wielkiego wysiłku badawczego jest skrajną wersją starej teorii prezentującej wielkich ludzi jako decydujące czynniki w dziejach. Historycy dawno już z tej teorii zrezygnowali. Gorbaczow, świetlany bohater książki Garthoffa, pojawia się znikąd. Nie otrzymujemy żadnego satysfakcjonującego wyjaśnienia dlaczego ten typowy produkt sowieckiej nomenklatury, człowiek, który po dziś dzień potwierdza swa wiarę w ideały komunizmu, z chwilą swojego wyboru na stanowisko głowy partii i państwa sowieckiego w marcu 1985 roku zdecydował się tak radykalnie zmienić kurs polityki wewnętrznej i zagranicznej swego kraju. Garthoff koncentruje się wyłącznie na drobiazgach wewnątrzpartyjnych intryg w Moskwie oraz na rejestracji wszelkich kontaktów sowieckich i amerykańskich dyplomatów. Ignoruje natomiast centralną kwestię, jaka wynika z przyjętej przez niego metodologii, a mianowicie dlaczego po czterech latach prowadzonej przez Reagana nieugięcie polityki konfrontacji, Związek Sowiecki nie odpowiedział (jak by tego wymagała teoria interakcji) wyborem równie wojowniczego sekretarza generalnego, który także reprezentowałby twardy kurs, tylko zdecydował się na człowieka nastawionego na kompromis. Coś jest wyraźnie nie w porządku z modelem interakcjonistycznym. Taka ewentualność, że antykomunizm Reagana mógł jednak mieć coś wspólnego ze zmianą kursu w Związku Sowieckim, nie jest nawet w ogóle brana przez Garthoffa pod uwagę. Tak więc mimo całej masy zgromadzonych pracowicie faktów, przyczyny „Wielkiej Zmiany" pozostają dla Garthoffa owiane mgłą tajemnicy. Polityka Stanów Zjednoczonych miała znaczenie Na początku tego roku ukazała się Victory - książka Petera Schweize-ra, związanego obecnie z Hoover Institution.3 Objętościowo stanowi ona ledwie ułamek opusu Garthoffa, nie jest też napisana z zachowaniem wszelkich naukowych rygorów. Przypisy odwołują się głównie do rozmów z przedstawicielami administracji Reagana i Breżniewa, które w wielu punktach trudno jest zweryfikować. Nie ma spisu treści ani indeksu. A jednak ta dziennikarska relacja o wiele bardziej zbliża się do wyjaśnienia problemu końca Zimnej Wojny niż traktat Garthoffa, razem ze swoimi 1794 przypisami. Victory stwierdza, że administracja Reagana sformułowała i wprowadziła w czyn systematyczną politykę dywersji przeciwko Związkowi Sowieckiemu, głównie przy użyciu CIA, i że ta polityka wniosła decydujący wkład w ostateczny upadek komunizmu. Schweizer otwiera swa książ- 3New York 1994, Atlantic Monthly Press. 108 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT kę cytatami wypowiedzi trzech wyższych urzędników sowieckich (jednym z nich jest były sowiecki minister spraw zagranicznych, Aleksander Biessmiertnych), którzy przyznają publicznie, że takie programy Reagana jak Strategiczna Inicjatywa Obronna [SDI - program „wojen gwiezdnych" - przyp. tłum.] „przyspieszyły upadek Związku Sowieckiego". Wśród wielu przykładów ilustrujących tezę Schweizera jest nowa informacja na temat zakończonych sukcesem starań Dyrektora CIA, Willia-ma Caseya, który w 1982 roku przekonał Arabię Saudyjską, by ta zgodziła się obniżyć ceny ropy naftowej. Tego rodzaju posunięcia nadszarpnęły w latach 1980-ych sowieckie dochody w twardej walucie, czerpane głownie z eksportu źródeł energii, i wpłynęły negatywnie na stan całej sowieckiej gospodarki. Autor dostarcza także nowe dowody potajemnego wsparcia, jakiego Waszyngton udzielał „Solidarności" po wprowadzeniu stanu wojennego oraz pomocy udzielanej afgańskim partyzantom. Naturalnie wpływ, jaki twardy kurs polityki Reagana wywarł na upadek ZSRR nie będzie w pełni znany zanim nie zostaną otwarte odpowiednie archiwa sowieckie, przede wszystkim tak zwane Archiwum Prezydenckie, które zawiera min. stenogramy posiedzeń Politbiura w latach 1980-ych. Nawet wówczas kwestia ta może nie zostać jeszcze rozwiązana w sposób nie budzący wątpliwości, jak bowiem historykom doskonale wiadomo, najdonioślejsze decyzje państwowe nie zostawiają niekiedy śladów na papierze. Mimo wszystko można jednak stwierdzić, że polityka Stanów Zjednoczonych odegrała bez wątpienia poważną rolę w wymuszeniu reform w ZSRR i że owe reformy, raz wprowadzone w życie, doprowadziły do rozbicia całego systemu. Tyle wiadomo z wypowiedzi byłych sowieckich polityków i generałów. Garthoff postąpiłby roztropnie, gdyby chociaż rozważył taką ewentualność. Grzechy sowietologii Upadek Związku Sowieckiego był katastrofą dla sowietologów, a nawet szerzej dla całej dyscypliny politologicznej. Nigdy wcześniej tak wielkie sumy pieniędzy nie zostały przeznaczone na badania jednego kraju; nigdy tylu uczonych profesorów i specjalistów rządowych nie analizowało tak szczegółowo każdego aspektu życia danego kraju na podstawie świadectw publikowanych i niepublikowanych, jak również na podstawie danych uzyskanych za pomocą urządzeń podsłuchowych i satelitów. Kiedy nadszedł koniec, okazało się jednak, że eksperci byli nań całkowicie nieprzygotowani. O ile politologia chce być traktowana jako nauka, wypadałoby, aby jej adepci zmierzyli się z tym niepowodzeniem. BŁĘDNA INTERPRETACJAZIMNEJ WOJNY 109 Oczywiście nie ma tu miejsca, aby podejmować tego rodzaju analizę. Tom wydany przez Garthoffa prowokuje jednak kilka uwag na ten temat - właśnie dlatego, iż jest to poważne studium, oparte na wnikliwym zbadaniu szerokiego spektrum źródeł i dostarczające wielu interesujących informacji. Dlaczego taki ogromny, poważny wysiłek okazał się niezdolny do przewidzenia tego, co się stało i do przekonywającego wyjaśnienia, co się właściwie stało? Fiasko sowietologii - z którym to faktem adepci tej dyscypliny jeszcze się nie pogodzili - może mieć swoje korzenie w determinacji politologów, by postępować tak jak fizycy czy biolodzy: w celu uzyskania tego prestiżu, jakim cieszą się przyrodoznawcy i reprezentanci nauk ścisłych. Jednak, jak to wykazali już dobrze ponad sto lat temu filozofowie niemieccy i rosyjscy, badanie ludzkości różni się zasadniczo od studiowania natury: po części dlatego, że obserwator jest tożsamy z obiektem obserwowanym, a po części dlatego, że - inaczej niż molekuły i komórki - ludzie mają swoje wartości i cele, które uniemożliwiają ich analizowanie na sposób wolny od wartościowania, nie-teleologiczny. Tak więc badanie organizacji społecznych i politycznych wymaga zastosowania metodologii bardziej zbliżonych do tych, jakie stosuje się w historii czy nawet w literaturze. Niestety współcześni politolodzy, lekceważąc tę sugestię, konsekwentnie dehumanizowali badanie państwa i społeczeństwa, przekształcając je w jałową dyscyplinę, która w swych najgorszych przejawach przypomina średniowieczny scholastycyzm pod względem swego oddalenia od realnego życia, samoweryfikującej się metodologii i samopotwierdzających się konkluzji. Sowietolodzy nie chcieli czytać sowieckich powieści, ani poezji, a w każdym razie odmawiali wzięcia ich pod uwagę, gdyż stanowiły one „miękkie" źródła, jakich nie można oszacować naukowo. Historię odrzucili jako bez znaczenia dla ich dyscypliny. Informacje dostarczane przez dysydentów, emigrantów z ZSRR, traktowali z pobłażaniem, ponieważ nie można ich było ocenić zgodnie z przyjętymi standardami socjologicznymi. W rezultacie pominęli wszystko to, co było w tym społeczeństwie żywe - i co w końcu sprawiło, że system ten okazał się niezdolny do funkcjonowania: ludzkie aspiracje i ludzki sprzeciw. Kiedy studium państwa i społeczeństwa nazywano raczej „polityką", a nie „politologia", nie polegało ono tylko na rozważaniu mechaniki „społecznych struktur" i „funkcji" poszczególnych instytucji. Arystoteles otwierał swoją Politykę od opisu gospodarstwa i kończył refleksją nad rolą muzyki w wychowaniu dzieci. Hobbes otwierał swego Lewiatana długim rozważaniem „O człowieku", a Machiavelli, którego cytat zdobi książkę Garthoffa jako jej motto, podkreślał, że zrozumienie natury ludzkiej jest 110 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT najważniejsze dla męża stanu. Ich dwudziestowieczni kontynuatorzy zapomnieli o tej rzeczywistości. Wspomniani tutaj fundatorzyjolitycznej teorii prawdopodobnie o wiele lepiej od współczesnych politologów zrozumieliby co się stało w Związku Sowieckim. Zrozumieliby to, obserwując sposób, w jaki ten reżim traktował swoich obywateli i w jaki oni reagowali na takie traktowanie. Czy to za wiele prosić, aby ci, którzy studiują politykę pamiętali, że przedmiotem ich badania nie są tylko „struktury", „modele", „funkcje" czy geopolityczne aspiracje i konflikty, ale przede wszystkim konkretni ludzie, zarówno w odwiecznym kształcie ich natury, jak też w ich szczególnych cechach, uformowanych przez historię i środowisko? I żeby pamiętali także, że ich dyscyplina, niezależnie od całego użytku jaki może czynić z technik nauk ścisłych czy przyrodniczych, należy nie do tych ostatnich, ale do dziedziny humanistyki? „Foreign Affairs", vol. 74, nr 1: styczeń/luty 1995 MISJA ROSJI, PRZEZNACZENIE AMERYKI. Założenia amerykańskiej i sowieckiej polityki zagranicznej Detente - odprężenie w stosunkach sowiecko-amerykańskich po śmierci Stalina, zjawisko, któremu świat zawdzięcza relatywny spokój, ma tendencję do zaciemniania podstawowych różnic nie tylko w długofalowych interesach obu mocarstwa, ale także w całym ich sposobie patrzenia na problematykę spraw zagranicznych. Choć obecnie modne jest przypisywanie detente rzekomej „konwergenq'i" w rozwoju obu mocarstw, bardziej realistyczne wydaje się uznanie owego odprężenia za rezultat patowej sytuacji, jaka określa obecnie stan dyplomatycznej i militarnej rywalizacji miedzy nimi. Pat w takim konflikcie może być tylko przejściowy i nie wolno pozwolić się zwieść przez ukrycie tego, co tworzy najbardziej fundamentalne, najgłębiej zakorzenione różnice w sposobie, w jaki dwaj rywale patrzą na świat poza swoimi granicami. Rozpatrując rzecz historycznie, można wskazać dwa źródła owych różnic: pojmowanie świata i własnego w nim miejsca ukształtowane przez tradycje religijne i filozoficzne, a także pojmowanie politycznego procesu uformowane przez doświadczenia w polityce wewnętrznej. Koncepcje, które Amerykanie i Rosjanie mają na temat ich własnego miejsca w świecie, posiadają jedną cechę wspólną. Oba te kraje, choć każdy w innym sensie, są przedłużeniem cywilizaqi europejskiej, a jednak znów, na podstawie rozmaitych przyczyn oba tę cywilizację odrzucają zarazem. Owa negatywna cecha ustanawia pewne powierzchowne podobieństwo między Amerykanami i Rosjanami i - na poziomie indywidualnych spotkań - pozwala na uzyskanie kontaktu, jaki często jest trudny do uzyskania w stosunkach czy to Rosjan, czy Amerykanów z Europejczykami. Mniej subtelni zwolennicy teorii konwergencji często wskazują na ten fakt jako na dowód, iż te dwa narody będą musiały w końcu pójść w historii razem. Dla historyka jednak podobieństwa są jednak o wiele mniej istotne niż różnice. W szczególności różne powody, dla których Amerykanie i Rosjanie odrzucają europejską cywilizację, są ważniejsze od podtrzymywanego przez oba te narody twierdzenia, iż tworzą one nową, odrębną cywilizację. ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT W ksenofobicznej perspektywie Jak wskazał już na to Piotr Czaadajew w swoich Listach filozoficznych (1829-1831), Rosja odcięła się od reszty Europy, kiedy zdecydowała się zaczerpnąć wiary chrześcijańskiej z Konstantynopola a nie z Rzymu. Z Bizancjum Rosja przejęła wyjątkowo konserwatywny, antyintelektualny i ksenofobiczny ethos. Kościół bizantyjski o wiele mocniej niż łaciński przestrzegał elementu ortodoksji, albowiem rozpatrywał chrześcijaństwo jako formę doskonałą, raz na zawsze urzeczywistnioną przez męczeńską ofiarę Chrystusa. Konserwatyzm był zakorzeniony w bizantyjskiej koncepcji Kościoła wyłącznie jako powiernika Chrystusowego przesłania; antyinte-lektualizm - w przemożnym strachu, że wszelkie niezależne myślenie zagraża fundamentom Kościoła; a ksenofobia - w przekonaniu, że ci którzy do niego nie należą, przede wszystkim chrześcijańscy „heretycy", będą skazani na wieczne potępienie. Rosyjska wersja prawosławia umocniła jeszcze owe postawy, ponieważ rosyjscy duchowni (szczególnie w okresie moskiewskim) byli gorzej wykształceni i zarazem bardziej odizolowani od świata od bizantyjskich -i stąd skłonni do utrzymywania jeszcze wyższego mniemania na swój własny temat. Upadek Bizancjum nie wstrząsnął tym poglądem. Tak jak Żydzi po zburzeniu Jerozolimy, Rosjanie interpretowali upadek Konstantynopola jako karę za odstępstwo od prawdziwej wiary, dokonane przez Bizantyjczyków poprzez ich zgodę na unię z Kościołem Katolickim na soborach we Florencji i Ferrarze w latach 30. XV wieku. To przekonanie umocniło jeszcze nastawienie Rosjan, by unikać kontaktów z obcymi i zachowywać czystość wiary prawosławnej w dostojnej samotności - jako ostatnie państwo, w którym pozostała ona wiarą panującą. Owo religijnie uwarunkowane spojrzenie na świat zewnętrzny bardzo mocno wpłynęło na stosunki zagraniczne moskiewskiego państwa. Nie ma w tym wpływie nic zaskakującego, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że Kościół i monarchia funkcjonowały w Rosji w ścisłym wzajemnym związku, w stanie graniczącym z symbiozą. Tak jak cesarskie Chiny czy Japonia w epoce Tokugawa, Rosja nie odczuwała potrzeby nawiązywania regularnych stosunków dyplomatycznych z obcymi mocarstwami, choć nie przeszkadzało jej to przyjmować posłów, ani też wysyłać niekiedy własnych poselstw na obce dwory. Zagraniczne misje, przybywające w XVI i XVII wieku do Moskwy, trzymane były w warunkach faktycznego aresztu domowego i odsyłane z Rosji pod strażą zaraz, gdy tylko ich bezpośrednie zadanie zostało wypełnione. Uczucia władców Moskwy w stosunku do osób z zagranicy ilustruje symboliczna ceremonia umywania MISJA ROSJI, PRZEZNACZENIE AMERYKI 113 rąk, dokonywana przez cara (przy użyciu dyskretnie schowanego obok tronu dzbana i miednicy) po odprawieniu zagranicznego poselstwa.1 Moskiewska pogarda dla świata zewnętrznego, świata nie-prawosław-nego, odbija się podobnie w raportach przedstawianych przez posłów carskich po powrocie z ich misji. Próżno by w nich szukać przejawów zainteresowania zagranicznymi instytucjami czy obyczajami, tak wyraźnymi np. w tekstach sporządzonych przez zachodnich podróżników do Rosji w tym czasie. A raczej, aby być bardziej precyzyjnym, są pewne oznaki zaciekawienia, ale wyrażają one jedynie zdumienie bądź rozbawienie, nigdy zaś poważniejsze zainteresowanie. Moskiewscy posłowie odwiedzający renesansowe Włochy czy elżbietańską Anglię nie dostrzegali nic godnego odnotowania w raportach, bowiem nic z tego, czego w owych krajach doświadczali, nie miało żadnego związku ze światem ich wyobrażeń. Jeszcze przed wstąpieniem na tron Piotra I, owo surowe podejście wobec zagranicy zaczęło się rozluźniać, ponieważ niezależnie od tego, jak źle znosiła kontakty z niewiernymi Cerkiew prawosławna, państwo nie mogło skutecznie bronić jej i własnego terytorium przed katolikami, luteranami i muzułmanami bez adaptowania najnowszych technik militarnych swoich przeciwników. Piotr dopełnił sekularyzacji monarchii i porzucił tradycyjną politykę izolacji. Na początku XVIII wieku Rosja dołączyła do europejskiego systemu mocarstw i wchodząc w sojusze z jego członkami stała się aktywnym partnerem w dyplomacji równowagi sił (balance of power diplomacy). Sama wielkość Cesarstwa Rosyjskiego -jak lubili się przechwalać Rosjanie za czasów Piotra I, terytorium ich państwa równało się całej widzialnej powierzchni Księżyca - zawsze wytwarzała napięcie w europejskiej dyplomacji, bowiem trudno było „wpasować" takiego giganta w skomplikowaną strukturę polityki opartą na zasadzie równowagi. Tutaj możemy przytoczyć narzekanie Francuzów w 1735 roku -gdy po raz pierwszy oddziały rosyjskie pojawiły się nad Renem, by pomóc Austrii w wojnie o sukcesję polską - że oto „barbarzyńcy" rozbijają obóz w sercu Europy, a osiemdziesiąt lat później charakterystyczny epitet, którym brytyjski minister spraw zagranicznych, lord Castlereagh, obdarzył całkowicie sfrancuziałego cara Aleksandra I, nazywając go „kałmuckim księciem". Takie obawy i takie epitety pojawiały się jednak tylko wtedy, gdy Rosja była „po drugiej strome". Ci sami Francuzi i Brytyjczycy witali zarazem z entuzjazmem rosyjskie bataliony, gdy tylko były one potrzebne, aby przywrócić europejską równowagę na korzyść tych akurat mocarstw. 1 W. O. Kljuczewski, Skazanija inostrancew o Moskowskom gosudarstwie, Pietriograd 1918, s. 61. Cesarska Rosja chętnie, niemal gorliwie, grała w tę grę. Starała się bardzo, by stać się pełnoprawnym członkiem klubu wielkich mocarstw Europy i postępować zgodnie z jego regułami, często nawet kosztem swoich własnych narodowych interesów, jak słowianofilsko nastawieni publicyści chętnie to wytykali. Z perspektywy czasu wydaje się jednak, że przywiązanie cesarskiej Rosji do europejskiego systemu mocarstw miało szczególny charakter, którego współcześni nie dostrzegali. To, co wydawało się nieodwracalnym trendem w rosyjskiej historii, okazało się jedynie epizodem. Konwenq'o-nalna polityka zagraniczna, jaką prowadził cesarski gabinet była polityką zokcydentalizowanego dworu, który opierał się na zokcydentalizowanej szlachcie. Wyrażała poglądy nowej elity, która zerwała z moskiewskimi tradycjami i spodziewała się wielkich zysków dla Rosji z jej zaangażowania w sprawy europejskie. To nie była polityka „demokratycznej inteligencji", jaka wyłoniła się w połowie XIX wieku - przedstawiciele tej grupy domagali się od rządu, aby poświęcił on całą uwagę i wszelkie środki na rozwiązanie wewnętrznych problemów. W jeszcze mniejszym stopniu sprzyjali owej „europejskiej" polityce przeciętni poddani cara - chłopi, rzemieślnicy, pracownicy najemni, kupcy, sklepikarze, oficjaliści niższych rang (zarówno państwowi jak i prywatni) czy duchowni. Niższe warstwy niemal nietknięte były przez proces okcydentalizacji. Ich kultura pozostawała zakorzeniona w starej Moskwie, to jest odrzucali oni nadal całą nie-prawosławną cywilizację, jaka reprezentowały zachodnie kraje i systemy państwowe, jak również zokcydentalizowana elita samej Rosji. Gdyby Rosja uniknęła rewolucji, owa nie-zokcydentalizowana jeszcze większość najprawdopodobniej uległa by w końcu procesowi okcydentalizacji, a Rosja dołączyłaby do systemu polityki międzynarodowej na dobre tak jak to się stało z Japonią. Rewolucja październikowa uniemożliwiła taki obrót spraw. Wraz z odrzuceniem politycznych, ekonomicznych i społecznych instytucji starego reżimu, bolszewicy nieświadomie i niezamierzenie odcięli Rosję od zachodniej kultury, z której owe instytucje zostały zapożyczone. Kiedy opadł już pył wojny domowej, stało się jasne, że Październik 1917 roku zdetronizował nie tylko monarchię i własność prywatną: wraz z nimi zniknęła zokcydentalizowana elita, która przez dwa wieki byłą ogniwem łączącym Rosję z Zachodem, a przez Zachód ze światem. W epoce Stalina administracja kraju wpadła w ręce elementów - pochodzących głównie z amorficznej masy drobnej burżuazji - których przedstawiciele byli podczas całego okresu carskiego zmarginalizowani, wyłączeni ze struktur władzy, elementów charakteryzujących się resentymen- MISJA ROSJI, PRZEZNACZENIE AMERYKI 115 tami, konserwatyzmem, antyintelektuałizmem i ksenofobią. Choć elita, która sprawowała kontrolę nad Rosją w minionych 50 latach jest zapewne niewierząca, a nawet charakteryzuje ją otwarty ateizm, to jednak doszedłszy do władzy z zasadniczo antyzachodnim programem nie miała żadnego innego oparcia kulturalnego poza tym, które dawała jej stara Mosko-wia. Ci ludzie instynktownie myślą o sobie jako o narodzie sui generis, wyjątkowym i niezwiązanym z żadnym innym, nie będącym również częścią żadnego systemu międzypaństwowego czy międzynarodowej wspólnoty, jedynym strażniku prawdziwej Ortodoksji, niegdyś chrześcijańskiej, teraz komunistycznej. Tak jak ich moskiewscy przodkowie nie dostrzegają nic, czego warto byłoby się uczyć od zagranicy - oczywiście z wyjątkiem technologii, zwłaszcza militarnej. W trakcie lektury ostatnio wydanych pamiętników córki Stalina, historyka może nagle zelektryzować jej relacja z rozmowy z Susłowem. Córka Stalina poprosiła o paszport, aby mogła odwieźć do Indii prochy jej właśnie zmarłego męża, który pochodził z tego kraju. Od razu jednak napotkała trudności. „Cóż cię tak przyciąga do tej zagranicy?" - chciał się dowiedzieć widocznie tym zaintrygowany Susłow. „Cóż, moja rodzina i ja nigdy nie byliśmy zagranicą i nigdy nie mieliśmy na to ochoty. To nie jest interesujące!"2 Oto cienie bojarów i popów, których brody kazał ściąć i pozbawił majątku Piotr I, mają swoją chwilę słodkiego rewanżu wobec cara-reformatora. Ten ostatni uważał życie zagranicą za tak interesujące, że gotów był nawet przez pewien czas pracować na obczyźnie jako zwykły robotnik. -¦ Obcy i grzesznicy Pogarda dla tego wszystkiego, co znajduje się poza granicami kraju, nie jest też obca w Stanach Zjednoczonych, nie charakteryzuje ona jednak tych, którzy realizują politykę państwową, a już na pewno nie tych, którzy odpowiadają za prowadzenie amerykańskiej polityki zagranicznej. Ten świat zewnętrzny, do którego Amerykanie najpewniej odwracają się tyłem - to świat, który historycznym skrótem można by ochrzcić jako „feudalny": świat przywilejów i autorytetu opartego na odziedziczonym bogactwie ziemskim. To selektywne i warunkowe odrzucenie, którego kryteria biorą swój początek także w ważnym nurcie europejskiej kultury, a 2S. Alliłujewa, Tylko jeden rok (1969). Susłow wykonuje w obecnej administracji sowieckiej taką samą funkcję, jaką Pobiedonoscew wykonywał dla Aleksandra III. 116 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT mianowicie w ethosie, który jako pierwsze wyraziły warstwy kupieckie i rzemieślnicze (jak to wykazał Werner Sombart) we włoskich miastach-pań-stwach późnego Średniowiecza, a następnie przejęła większość europejskiego mieszczaństwa. Stany Zjednoczone przejęły ów ethos głównie za pośrednictwem angielskiego liberalizmu. W Europie nigdy nie uzyskał on całkowicie dominującej pozycji, ponieważ musiał na jej terenie mierzyć się z silnymi antyliberalnymi, antymieszczańskimi tradycjami Kościoła i arystokracji.3 W Stanach Zjednoczonych, gdzie z rozmaitych powodów nie było ani silnej władzy Kościoła, ani arystokracji, które mogłyby hamować ową dynamikę biznesu, to co było ethosem jednej klasy szybko przekształciło się w ideologię narodu. Amerykański izolacjonizm nie jest oparty na ekskluzywistycznej, manichejskiej perspektywie, zakorzenionej we religii zorientowanej na wspólnotę. Przeciwnie, jest on zakorzeniony w religii, która podnosi znaczenie indywidualnego sumienia i wolnej woli. Indywidualistyczny i wo-luntarystyczny, zakłada on, iż narody - tak jak ludzie - są zdolne do znalezienia własnej, właściwej drogi. Amerykański nawyk wprowadzania moralności do dyplomacji wywodzi się genetycznie z moralistycznej obsesji liberalnej klasy średniej, zwłaszcza angielskiej. Przeziera przez nią pasja, z jaką Wilberforce agitował przeciwko niewolnictwu, Cobden przeciwko taryfom celnym, a Gladstone przeciwko okrucieństwom popełnianym przez Turków na ludności bułgarskiej. Pochodzi ona z religijno-filozoficz-nego przekonania, że każdy czyn jest dobry albo zły i że człowiek nieustannie musi dokonywać wyboru między dobrem a złem. Odmowa uznania dyplomatycznego dla złego rządu jest logicznym przedłużeniem zasady indywidualnego postępowania ze zdeprawowanym osobnikiem. Jeżeli sama Anglia nie postępowała zgodnie z tą praktyką, to działo się tak dlatego, że kierowanie sprawami zagranicznymi zwyczajowo powierzano w niej arystokratom, którzy nie mieli tego rodzaju moralnych subiekcji. Ani w starym, konserwatywnym izolacjonizmie Ameryki, ani w jego nowym, radykalnym nurcie ksenofobia nie odgrywa istotnej roli. Amerykańscy izolaqonisci lubią myśleć, że narody, tak jak jednostki, muszą same rozwiązywać swoje problemy. Wobec tych narodów, które gotowe są opierać się na własnych siłach, wykazują odwagę w obliczu przeciwności i przywiązanie do zasady równości szans swoich obywateli - Amerykanie 3 Jak zauważył kiedyś Tomasz Masaryk w odpowiedzi na zarzut, że Amerykanie są materialistami: „Tak to prawda, że Amerykanie gonią za dolarem. Ale jedyna różnica między nimi a nami jest taka, że my gonimy za groszami..." MISJA ROSJI, PRZEZNACZENIE AMERYKI 117 instynktownie odczuwa sympatię. Podziw, jaki tak zwana Nowa Lewica wyraża pod adresem Kuby czy Wietnamu Północnego opiera się na tych samych wartościach, które leżały u podstaw ekstrawaganckiej sympatii, jaką Stara Prawica wyrażała pod adresem Finlandii. Taka perspektywa w oczywisty sposób zakłada zaangażowanie w sprawy całego świata, poczucie przynależności - jeżeli nie bezwarunkowo do całej ludzkości, to przynajmniej do tej jej części, która podziela amerykański ideał samodoskonalenia. Jest to izolacjonizm jakościowo różny od tego poczucia eks-kluzywizmu, jakie dominuje w moskiewskich i sowieckich elitach władzy, a które ma tendencję do mieszania narodu i historycznej misji. Różnica ta jest tak duża, jak różnica między liberalnym protestantyzmem i greckim prawosławiem, z których oba te izolacjonizmy odpowiednio czerpią. Tyle można powiedzieć o szerszym kontekście, w którym prowadzona jest polityka zagraniczna. Obecnie, przechodząc do kwestii wyboru środków, można zaryzykować następujące uogólnienie: metody rosyjskiej dyplomacji zostały ukształtowane przez doświadczenia uzyskane w zarządzaniu ogromnym, wielonarodowym imperium, podczas gdy metody amerykańskie można wyjaśnić najlepiej poprzez handlowe i wytwórcze tradycje tego kraju. Państwo rosyjskie wyłoniło się na pograniczu wielkiego, lecz posiadającego luźną strukturę i chronicznie niestabilnego imperium mongol-sko-turańskiego. Aby stworzyć swoje państwo Moskwa musiała nie tylko narzucić swoją zwierzchność rywalizującym z nią księstwom ruskim, ale również odeprzeć, a następnie podporządkować sobie i zintegrować tu-rańsko-mongolską i fińską ludność, która ją otaczała. W rezultacie Rosja w procesie budowy swojego państwa narodowego zaczęła jednocześnie budowę wielonarodowego imperium. Dwa te procesy, tak wyraźnie odrębne w historii państw zachodnich, nie mogą być w przypadku Rosji łatwo odróżnione ani chronologicznie, ani geograficznie. W drugiej połowie XVI wieku, po zdobyciu Kazania, ale na długo przedtem jeszcze zanim ukończona została wybrana przez samą Moskwę misja „zbierania ziem ruskich", carowie zarządzali już znaczną liczbą kolonialnej ludności Tatarów i plemion ugro-fińskich. Do tej liczby w XVII wieku doszły plemiona syberyjskie, ukraińscy Kozacy, a w XVIII wieku koczownicy Azji Środkowej, Tatarzy krymscy, Ukraińcy, Białorusini, Polacy, Żydzi i narodowości bałtyckie, a wreszcie w XIX wieku Finowie, narodowości Kaukazu i muzułmanie Turkiestanu. Stwierdzenie, że państwo moskiewskie unikało regularnych stosunków dyplomatycznych z innymi państwami, nie oznacza zatem, że nie miało ono żadnych stosunków z zagranicą. Jeszcze przed wstąpieniem na 118 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT tron Piotra I, rosyjski rząd dysponował bardzo poważnym doświadczeniem w zakresie spraw zagranicznych - nabyte jednak poprzez zarządzanie podbitymi ludami, zarówno zachodnimi jak i orientalnymi, a nie poprzez równoprawne stosunki z innymi suwerennymi państwami. Posol-skij Prikaz (dosł. Urząd Ambasadorów) o tym jak postępować z cudzoziemcami wiedział stosunkowo mniej niż prikazy czyli urzędy zajmujące się sprawami Kazania, Syberii czy Małorosji (Ukrainy), odpowiedzialne za zarząd ogromnymi terytoriami, zamieszkanymi przez ludzi obcych ras i religii. Do pewnego stopnia układ ten utrzymał się także w okresie Cesarstwa Rosyjskiego, kiedy to ministerstwa wojny oraz spraw wewnętrznych miały na ogół znacznie więcej codziennych kontaktów z nie-Rosja-nami niż ministerstwo spraw zagranicznych. Nie trzeba daleko szukać konsekwencji tego historycznego faktu. Kraj, którego aparat władzy nauczył się postępowania z cudzoziemcami na podstawie zasadniczo kolonialnych praktyk, nie będzie skłonny myśleć kategoriami „stabilnej wspólnoty międzynarodowej" czy „równowagi sił". Jego instynkt będzie pchał go do wywierania maksymalnego nacisku i do traktowania aneksji jako jedynie pewnego sposobu rozwiązywania konfliktów z innymi państwami, zwłaszcza z sąsiednimi. Nie trzeba tu żadnej teorii, ponieważ pozostające w takiej sytuacji opcje dotyczą już raczej tylko taktyki, a nie strategii czy celów polityki. Każdego, kto zna bogata literaturę dotyczącą stosunków zagranicznych państw zachodnich, musi zaskakiwać fakt, że praktycznie nie ma wyczerpującej czy choćby przyzwoitej historii rosyjskiej polityki zagranicznej. Literatura dotycząca teorii rosyjskiej polityki zewnętrznej jest tak znikoma, że można wręcz powiedzieć, iż po prostu nie istnieje. To zaś, że sami Rosjanie nie odczuwali potrzeby zebrania świadectw swoich stosunków z zagranicą, aby zbadać przebieg i zasady owych relacji, jest już samo w sobie wymownym faktem, który ilustruje ich generalne nastawienie do świata zewnętrznego. Kiedy analizujemy sposób prowadzenia rosyjskiej polityki zagranicznej, musimy wziąć pod uwagę jeszcze jedną cechę szczególną rosyjskiej historii a mianowicie fakt, że społeczny system w Rosji określała zawsze zasada elitarności. Z przyczyn, których nie ma miejsca omawiać tutaj szczegółowo, przez wieki rządy w Rosji sprawowane były za pośrednictwem swoistej klasy „służebnej", która w zamian za swe usługi oddawane państwu nagradzana była nie tylko pieniędzmi, ziemią czy urzędami, ale także prawami, których pozbawiona była pozostała część ludności. W istocie rzeczy jedną z ważnych przyczyn, dla których rosyjscy władcy zawsze niechętnie podchodzili do kwestii nadania swoim poddanym praw, które MISJA ROSJI, PRZEZNACZENIE AMERYKI 119 w innych krajach europejskich uznawane były za elementarne prawa obywatelskie, był fakt, że używali oni owych praw jako przywilejów, innymi słowy jako narzędzi władzy. W państwie moskiewskim i w cesarskiej Rosji, aż do wyzwolenia chłopów w 1861 roku, klasa „służebna" (występująca pod nazwą dworianstwa jako szlachta) miała faktyczny monopol na główne źródło produkcyjnych zdolności kraju na niewolniczą pracę poddanych. Co więcej, cieszyła się ona wolnością od podatków i kar cielesnych, jak również innymi istotnymi przywilejami, które wymieniała sławiona przez nią Karta Wolności szlachty, wydana przez Katarzynę II w 1785 roku. Przywileje sowieckiej klasy „służebnej" (aparatu partyjnego i grup menedżerskich pracujących na jego rzecz) nie zostały jeszcze skodyfikowane, ale nie są przez to wcale mniej realne. Wśród nich znajduje się dostęp do trudnych do zdobycia dóbr konsumpcyjnych, do mieszkań, do bardziej obiektywnych źródeł informacji, a także możliwość wyjazdów za granicę. Ze względu na ów tradycyjnie ścisły związek między rządem a jego klasą „służebną", Rosja - zarówno przeszła jak i współczesna - lepiej pasuje do marksistowskiego modelu społeczeństwa klasowego niż jakikolwiek inny kraj europejski.4 Mamy tu do czynienia z państwem, w którym rządzący cieszą się także ekonomiczną siłą i prawnymi przywilejami, jakie pozwalają im skutecznie bronić ich wyróżnionej pozycji przed zagrożeniem czy to „oddolnym", czy to zewnętrznym. Harmonia między ekonomiczną bazą oraz polityczną i ideologiczną nadbudową jest w przypadku sowieckiego reżimu niemal doskonała. Polityka zagraniczna-jak również wewnętrzna - ma na celu nie tyle poprawę położenia narodu, ale zabezpieczenie i rozszerzenie przywilejów „służebnej" elity. Jest to etatystyczna polityka zagraniczna par excellence, całkowicie różna nie tylko od liberalnego ideału wyrażanego przez Adama Smitha czy Turgota, ale nawet od bardziej nacjonalistycznie zorientowanego modelu, jaki reprezentował Friedrich List. Dobrą ilustracją ścisłego wzajemnego powiązania między rosyjskim doświadczeniem kolonizaqi wewnętrznej a sposobem postępowania przez Rosję w stosunkach z obcymi państwami jest interesujący użytek, jaki jej rząd czynił z przywileju jako narzędzia polityki zagranicznej. Tradycyjną metodą, jaką przedrewolucyjna Rosja tłumiła, a jeśli to było możliwe -zapobiegała i neutralizowała - nacjonalistyczną opozycję na przyłączonych do imperium obszarach, było nadawanie lokalnym elitom tych sa- 4 Ten fakt, jak się zdaje, pomaga zrozumieć zdumiewającą popularność, jaką idee Marksa uzyskały w Rosji na długo przedtem za nim kraj ten zbudował wielki przemysł i wytworzył liczniejszą klasę robotniczą. 120 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT mych przywilejów, którymi cieszyła się elita rosyjska. W XVII wieku na przykład Moskwa skutecznie stłumiła opór na obszarach, które wcześniej tworzyły suwerenne chanaty tatarskie nad Wołgą, poprzez prosty zabieg, jakim było wprowadzenie prawa ograniczającego możliwość posiadania chłopów-niewolników wyłącznie do grupy właścicieli-chrześcijan. W konsekwencji wśród miejscowych notabli muzułmańskich nastąpiła fala masowych nawróceń na chrześcijaństwo. Uzyskawszy te same prawa co rosyjscy dworianie, szybko i bez śladu rozpuścili się następnie w ich masie.5 Podobny rezultat został uzyskany w XVIII wieku na południowym pograniczu poprzez przyjęcie do grona rosyjskiej szlachty znaczniejszych przedstawicieli Kozactwa, najgłośniejszych wcześniej orędowników ukraińskich „wolności". Charakterystyczny jest fakt, że Rosjanie doświadczyli największych trudności w zarządzaniu terytoriami unicestwionej polsko-litewskiej Rzeczypospolitej - w znacznym stopniu spowodowanych przez to, że szlachta cieszyła się tam jeszcze większymi przywilejami niż rosyjscy zdobywcy mogli jej zaoferować. Niezdolny do pozyskania katolickiej szlachty, carat skłaniał się ku możliwości szukania oparcia na tym terenie w katolickim chłopstwie, przyznając mu pewne uprawnienia wykraczające znacznie poza prawa, które mieli chłopi w Rosji właściwej. Tak więc w trakcie swych długotrwałych doświadczeń kolonizator-skich Rosjanie uzyskali znaczną zdolność manipulowania przywilejami społecznymi i społecznymi konfliktami we własnych celach. Zdolność ta została oddana do użytku na scenie międzynarodowej przez Komintern w okresie międzywojennym oraz przez władzę sowiecką w strefie okupacji Europy Wschodniej uzyskanej po II wojnie światowej. Ani Stalin, ani jego następcy nie traktowali krajów Europy Wschodniej jako suwerennych państw: wedle ich podświadomej kalkulacji politycznej były to wszystko jeszcze nie strawione części rosyjskiej domeny, dokładnie tak samo jak przed wiekami Kazań, Syberia czy Ukraina były nimi dla caratu. W dążeniu do ich podporządkowania i wchłonięcia, wrócono do starych i wypróbowanych metod tworzenia uprzywilejowanych, ale ściśle uzależnionych elit lokalnych. Powierzając władzę i zarazem nadając przywileje całkowicie nowej klasie, której status uzależniony jest od losów komunizmu, to jest od sowieckiego poparcia, Rosja Sowiecka zdołała (oczywiście tylko do pewnego stopnia) opanować potężne sentymenty narodowe w owych krajach. Być może te stare i wypróbowane metody nie okażą się ostatecznie skuteczne w krajach o żywej tradycji własnej państwowości. Problem polega 5 Wśród znanych potomków owych zasymilowanych rodzin tatarskich można wymienić między innymi Karamzina, Turgieniewa i Rachmaninowa. MISJA ROSJI, PRZEZNACZENIE AMERYKI 121 jednak na tym, że innych metod rosyjska władza po prostu nie zna. Gdyby pamiętano o wszystkich wspomnianych tutaj uwarunkowaniach historycznych w czasie II wojny światowej, zapewne mniej byłoby na Zachodzie zdziwienia i rozczarowania, że Rosja nie umiała „dotrzymać jałtańskiej umowy", której język był przecież obcy jej historycznemu doświadczeniu. Awersja do polityki równowagi sił jest jeszcze jedną z tych cech, które łączą Amerykanów i Rosjan. Ten negatywny czynnik umożliwił obu mocarstwom, tak różnym w ich politycznych doświadczeniach, osiągnięcie w połowie lat 50-ych porozumienia o współpracy miedzy nimi: porozumienia, dla którego Rosjanie wymyślili specyficzny eufemizm „pokojowa koegzystencja", ale które w rzeczywistości oznacza „staroświeckie", otwarte porozumienie w sprawie podziału stref wpływów. W pewnym sensie i to porozumienie opiera się na zasadzie równowagi sił. Faktu tego nie chcą jednak uznać przywódcy ani jednej, ani drugiej strony owego porozumienia. Wolą bowiem wierzyć, że wynika ono ze specjalnego zrozumienia wzajemnego, jakie daje obu stronom zdolność do błyskawicznego wzajemnego zniszczenia. Skłonność do stabilizacji Tu również jednak to, co wydaje się na pozór podobne, w istocie okazuje się wcale niepodobne. W przypadku Rosji niechęć wobec polityki równowagi sił wynika z zasadniczej wrogości wobec samej idei stabilnego systemu politycznego. W przypadku Stanów Zjednoczonych natomiast owa niechęć okazuje się jeszcze jednym przejawem antyfeudalnego i mo-ralistycznego zarazem sposobu myślenia. Klasyczna polityka równowagi sił, jaką uprawiali europejscy dyplomaci od połowy XVII wieku, pociągała za sobą tajną dyplomację, pałacowe intrygi, przekupstwo pod płaszczykiem subsydiów, handlowanie całymi terytoriami i ich mieszkańcami, sojusze z krajami, których forma rządów nie budziła aprobaty. Krótko mówiąc - była to Realpolitik, polityka „wypłukana" z moralności, coś, co w amerykańskim sumieniu budziło zawsze najwyższą odrazę.6 61 nadal budzi: senator Fulbright, dowiedziawszy się ostatnio, że Stany Zjednoczone płaciły Filipinom, Południowej Korei i Tajlandii za to, że posyłały swoich żołnierzy do Wietnamu, określił tę praktykę jako „najgorszą korupcję" („Evening Star", Washington D.C., 19 XI1969). Zignorował widocznie fakt, że ów „najgorszy" poziom został dawno osiągnięty, a nawet przekroczony przez Brytyjczyków, którzy przez całe wieki subsydiowali swoich aliantów, aby umożliwić im udział w swoich wojnach. 122 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT Jeżeli jednak oderwiemy się od amerykańskich deklaracji na temat polityki zagranicznej i przejdziemy do praktyki amerykańskiej polityki, wówczas z łatwością zauważymy, że Stany Zjednoczone są w równym stopniu przywiązane do zasady równowagi sił w stosunkach międzynarodowych, jak do konstytucyjnej zasady równowagi między poszczególnymi gałęziami władzy w polityce wewnętrznej.7 Można zaryzykować opinię, iż żaden kraj nie przewyższył Stanów Zjednoczonych w przywiązaniu do owej zasady, której jednak na poziomie swej świadomości Amerykanie nie chcą zaakceptować. Zasada „interwencjonizmu", tak często przywoływana, iż niektórzy historycy uważają ją wręcz za istotę amerykańskiej polityki zagranicznej, nie jest wszak niczym innym jak szczególnym przypadkiem zastosowania zasady równowagi sił. Wymaga ona zaangażowania w momencie, gdy równowaga została zagrożona, nie wcześniej. W odróżnieniu od europejskiej polityki równowagi sił ma ona charakter raczej naprawczy aniżeli zapobiegawczy, jej cel jest jednak taki sam (nie dotyczy to oczywiście zachodniej półkuli, która stanowi w amerykańskiej polityce specjalny przypadek). Decyzja o interwencji wojsk amerykańskich w Wietnamie zdawała się zakładać właśnie, że z chwilą osiągnięcia na polu walki takiej równowagi, która uniemożliwi obu stronom sięgnięcie po ostateczne zwycięstwo, wówczas automatycznie nastąpi wynegocjowane porozumienie. Najwidoczniej kiedy tę politykę formułowano, wówczas nie rozpatrzono takiej możliwości, że druga strona może po prostu nie uznawać zasady równowagi sił i odmówić udziału w tej grze. Być może najbardziej uderzającym przykładem wiary Amerykanów w skuteczność zasady równowagi sił jest decyzja, aby pozwolić Związkowi Sowieckiemu na osiągnięcie równorzędnego statusu w dziedzinie zbrojeń nuklearnych. Wpisana w tę ryzykowną decyzję nadzieja sprowadzała się do założenia, że z chwilą osiągnięcia nuklearnej równowagi między oboma supermocarstwami dynamiczna, w więc potencjalnie niebezpieczna sytuacja, przekształci się w statyczną. Trudno byłoby znaleźć w całej historii drugi przykład kraju, który faktycznie zrezygnowałby świadomie ze swej przewagi nad rywalem w celu osiągnięcia równowagi. Nawet Brytyjczycy nalegali na zachowanie zdecydowanej przewagi nad Niemcami w wyścigu zbrojeń na morzach na przełomie XIX i XX wieku, odkładając w tej kwestii na bok zasady, które praktykowali wobec kontynentu. Mamy więc tutaj najwidoczniej do czynienia z głęboko zakorzenionym przekonaniem. Na najbardziej podstawowym poziomie psychologicznym zdaje się ono pochodzić z mechanistycznego poglądu, który two- 7 Zwraca na to uwagę Hans Morgenthau, [w:] Defence of the National Interest (1951), s. 5-7. MISJA ROSJI, PRZEZNACZENIE AMERYKI 123 rzy tak wyraźny składnik amerykańskiej kultury. Ów pogląd pojmuje rzeczywistość w kategoriach ciał fizycznych, które oddziałują na siebie wzajemnie zgodnie z dającymi się zdefiniować prawami, przy zastosowaniu dających się zmierzyć sił. Zdumiewająca skłonność Amerykanów do folgowania abstrakcji, do przetwarzania obiektów z krwi i kości w pozbawione twarzy „ruchy", a dotkliwych ran w ezoteryczne „problemy", które można „rozwiązać"; amerykańska słabość do języka mechaniki („dynamika społeczna", „struktura społeczna" itp.) - to jedna z wielu cech, którą Amerykanie przed trzydziestką dzielą ze starszym pokoleniem. Jak taki naród mógłby się oprzeć filozofii „równowagi sił", niezależnie od tego, jak bardzo odrażające nie wydawałyby się pewne jej implikacje w perspektywie innej ze stron kultury tego narodu, jego moralistycznego liberalizmu klasy średniej? Przecież cała koncepcja równowagi sił jest oczywiście dodatkowym produktem mechaniki i była pierwotnie wymyślona jako sposób regulowania stosunków między państwami na tej samej zasadzie, na jakiej Galileusz, Kepler i Newton określali relacje między ciałami fizycznymi. Mechanika chaosu Filozofia równowagi sił jest jednak atrakcyjna dla kraju o ethosie przede wszystkim przedsiębiorczości nie dlatego głównie, że jest naukowa i z tego powodu dająca się obliczyć, ale również dlatego właśnie, że zdaje się ona dostarczać klucza do stworzenia takiej sytuacji, w której handel i przedsiębiorczość mogą najlepiej rozkwitnąć. Naturalnie biznes potrzebuje stabilności. Wymaga on otoczenia, w którym polityczna aktywność - z założenia zmienna i nieprzewidywalna byłaby ograniczona do minimum, to jest takiego, w którym polityczne podmioty są sprowadzone do stanu przypominającego dała w spoczynku. Na tym założeniu skonstruowana jest amerykańska konstytucja, Amerykanie zaś - podobnie jak większość ludzi na świecie - mają tendencję, by świat rozpatrywać przez pryzmat własnych doświadczeń. Zazwyczaj tego rodzaju przeniesienie doświadczeń własnego systemu politycznego na poziom uniwersalny ma charakter nieświadomy, niekiedy jednak dokonywane jest wprost -jak w przypadku zdumiewającej sugestii profesora Franka Tannenbauma, aby relacje między wszystkimi suwerennymi państwami przemodelować zgodnie z wzorem, jaki daje system stosunków między stanami federalnymi USA.8 Ethos kupiecki i mechanistyczna filozofia dopełniają się tutaj w sposób doskonały. 8F. Tannenbaum, American Tradition in Foreign Policy (1955). 124 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT Można przytoczyć wiele przykładów, aby zilustrować to uogólnienie, musimy się jednak zadowolić tutaj jednym: związanym z kryterium, które Stany Zjednoczone przywołują najczęściej, gdy muszą zmierzyć z kwestią, czy udzielić czy też odmówić pomocy jakiemuś obcemu państwu. Oficjalna wersja amerykańskiej polityki zagranicznej utrzymuje, że Stany Zjednoczone, będąc lidererrt tzw. Wolnego Świata, przyjaźni się i popiera te rządy, które dają dowody swego przywiązania do pryncypiów wolności.9 Nawet jeśli jest najbardziej oczywiste, że istnieje zasadnicza, jakościowa różnica co do stopnia wolności, jakim cieszyć się mogą obywatele w dwóch blokach, jest także jasne, że Stanu Zjednoczone nie wybierają i nie mogą wybierać swoich sojuszników wyłącznie na podstawie tak niejednoznacznego kryterium jak wolność. Gdyby tak czyniły, wówczas nie mogłyby utrzymywać przyjacielskich stosunków z rządami Hiszpanii, Południowej Korei czy Południowego Wietnamu. Jednocześnie równie nieprzekonywujące jest lustrzane odbicie ofiq'al-nej deklaraq'i, zgodnie z którym Stany Zjednoczone powodowane strachem o zachowanie swych bogactw i swoich zagranicznych inwestycji bronią status quo w skali globalnej i dlatego podtrzymują konserwatywne sprawy i reżimy. Wielokrotnie przecież Stany Zjednoczone udzielały swego poparcia ruchom i rządom o charakterze radykalnym i nacjonalistycznym, między innymi komunistycznej Jugosławii i nacjonalistycznej Indonezji. Na Bliskim Wschodzie, po wielokrotnym niepowodzeniu swoich zabiegów, by dojść do porozumienia z państwami arabskimi, na ogól konserwatywnymi w swej orientacji, Stany Zjednoczone oparły się w końcu o Izrael -najbardziej postępowe państwo w tym regionie pod każdym względem. Powodem tej widocznej niekonsekwencji jest fakt, iż Stany Zjednoczone kierują się w swych sojuszach nie tyle kryterium politycznej czy społecznej ideologii czy też krótkoterminowymi rachubami ekonomicznymi, ale szerszym uwzględnieniem czynnika stabilności. W polityce amerykańskiej jest tendencja, by zakładać, że rządy, które zapewniają swoim ludom wolność i dobrobyt są bardziej stabilne od tych, które tego warunku nie spełniają i dlatego Stany Zjednoczone będą na ogół wolały sprzy- 9 Określenie „Wolny Świat" jest ostatnio coraz częściej dezawuowane, zwłaszcza przez młodszych ludzi, którzy nie znajdują wystarczająco dużych różnic między dwoma blokami, aby jeden z nich nazwać „Wolnym", a drugi zniewolonym czy „Totalitarnym". Można jednak chyba uratować ów pożyteczny termin definiując „Wolny Świat" jako tę część świata, w której można otwarcie i bez obawy przed karą stwierdzić, że ów „Wolny świat" nie istnieje. MISJA ROSJI, PRZEZNACZENIE AMERYKI 125 mierzyć się z krajem demokratycznym, nastawionym konsumpcyjnie. Kiedy jednak staną wobec konieczności wyboru między rządem, który jest demokratyczny, ale niestabilny oraz takiego, który jest niedemokratyczny, ale stabilny - Stany Zjednoczone z zasady wybiorą ten drugi. Niewypowiedziane założenie tej polityki polega na tym, że kraje, które osiągnęły wewnętrzną stabilność - niezależnie od tego czy za pomocą środków konserwatywnych czy też radykalnych - z mniejszym prawdopodobieństwem będą postępowały w stosunkach międzynarodowych w sposób nieprzewidywalny. Można zatem z nimi łatwiej robić interesy: albowiem ich ruchy, tak jak ruchy planet, mogą być obliczone i naszkicowane z góry, czego nie można powiedzieć o meteorach. Na tej właśnie podstawie Stany Zjednoczone mogą współpracować jednocześnie z Franco i z Tito, z byłym sojusznikiem Hitlera i byłym sojusznikiem Stalina. Z tego też powodu wolą utrzymywać stosunki ze Związkiem Sowieckim, krajem potencjalnie stanowiącym największe zagrożenie dla bezpieczeństwa Ameryki, ale - wedle wszelkiego prawdopodobieństwa - stabilnym, aniżeli z Chinami, które wydają się tkwić w stanie permanentnego chaosu. Pod koniec lat 40. Stany Zjednoczone poparły indonezyjskich nacjonalistów - rewolucjonistów o podejrzanej ideologii - przeciwko bardziej konserwatywnie nastawionym, reprezentującym ducha przedsiębiorczości Holendrom, ponieważ uznały, że „dekolo-nizacja" stała się nieuchronna i wolały ją raczej przyspieszyć niż narażać się na ryzyko długotrwałej wojny domowej w Azji Południowo-Wschodniej. Wreszcie Izrael (gdzie Stany Zjednoczone nie mają znaczących inwestycji) jest bardziej atrakcyjny (przynajmniej w pewnej mierze) ze względu na swą wewnętrzną stabilność - od często jeszcze feudalnych, niekiedy półfaszystowskich, ale zawsze niestabilnych państw arabskich (w których inwestycje amerykańskie sięgają miliardów). Jest jeszcze jedna różnica w historycznym zapleczu obydwu krajów, którą musimy wziąć pod uwagę. Gospodarcze doświadczenie Stanów Zjednoczonych jest zasadniczo handlowe, a Związku Sowieckiego rolnicze (jeszcze dziś blisko połowa ludności ZSRR żyje z ziemi, a większość z pozostałych to chłopi, którzy przenieśli się do miast, albo ich dzieci) .W działalności handlowej obie strony oczekują zysku z wymiany: handel, w którym jedna strona zyskuje wszystko, a druga wyłącznie traci jest sprzecznością w założeniu. Spory między handlującymi stronami dotyczą podziału zysków, każda ze stron jest jednak świadoma, że jej zysk jest uwarunkowany tym, aby i druga strona także coś zarobiła. Handel z samej swej natury skłania do kompromisu. Narody opierające swe historyczne doświadczenie na handlu instynktownie poszukują obszaru porozumienia, takiego punktu, w którym druga strona gotowa byłaby zawrzeć umowę. 126 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT Rzecz ma się inaczej z narodami, które zajmują się eksploatacją zasobów. Produkcja towarów - czy to surowców, czy już przetworzonych - nie uczy sama z siebie kompromisu. Spory o ziemię czy jakiekolwiek inne zasoby maja taki charakter, że zysk jednej strony oznacza stratę dla drugiej i jest całkowicie możliwa taka sytuacja, w której jedna ze stron bierze wszystko. Przemysł, który zdaniem wielu socjologów i ekonomistów może wytworzyć jednolity styl życia dla mieszkańców całego świata, przypomina pod tym względem raczej rolnictwo niż handel. Dany kraj może łatwo dokonać przejścia od produkcji rolnej przede wszystkim do przemysłowej - nie zmieniając przy tym swoich nawyków i mentalności. Taka zmiana może pojawić się dopiero wtedy gdy następuje wymiana dóbr, handel. Nie produkowanie dóbr, ale ich wymiana formuje zwyczaje cywilizowanego życia, uczy zarówno jednostki jak i całe narody respektować prawa innych na tej zasadzie, że ich powodzenie jest także warunkiem własnego dobrobytu. Takiego właśnie handlowego doświadczenia Rosji bardzo brakuje - i nie nabędzie go w warunkach aktualnego systemu. Niezależnie od tego, jak bardzo Rosja się „zindustrializuje", to zanim nie zacznie traktować wymiany, handlu - zarówno wewnątrz kraju jak i na zewnątrz - w sposób poważny, nie będzie w stanie zrozumieć wartości kompromisu i konieczności szukania wspólnego obszaru, na którym można by dojść do porozumienia. Z owych refleksji płynie niewielka pociecha dla kogoś, kto wierzy, że w jakiś czarodziejski sposób, przez połączenie dobrej woli i oświeconego poczucia własnego interesu, polityki zagraniczne Stanów Zjednoczonych i Rosji spotkają się ze sobą. Pojęcia tego co jest „dobre" i co oznacza „własny interes" nie są rozumiane tak samo przez twórców polityki tych dwóch krajów. Stan międzynarodowej równowagi, jaki utrzymuje się od połowy lat 50-ych i zapewnia jak dotąd szczególny rodzaj pokoju, nie wynika z uznania przez komunistycznych przywódców międzynarodowej wspólnoty interesów. Tak jak możemy to zobaczyć z naszego miejsca, kosmos nie składa się z majestatycznych planet, z których każda krąży po swej ustalonej orbicie i wśród których znalazł się człowiek, by potwierdzić własną wartość. Wizja, jaką możemy odtworzyć z tego miejsca - o ile nie jest całkowicie pogrążona w cynizmie - to wizja chaosu, w którym dzieją się rzeczy wspaniałe i straszne, a Bóg - w przebraniu Historii - wydaje swój nieubłagany Sąd Ostateczny. „Encounter", październik 1970 ; SOWIECKA STRATEGIA GLOBALNA W swoim tegorocznym orędziu o stanie państwa, prezydent Carter zwrócił się w jednym z punktów do sowieckich przywódców: '[ „Związek Sowiecki musi odpowiedzieć na pewne zasadnicze pytania. Czy 1 pomoże tworzyć stabilne środowisko międzynarodowe, w którym jego własne, 1 uzasadnione, pokojowe cele mogłyby również być realizowane? Czy też będzie nadal rozszerzał swą potęgę militarną daleko poza uzasadnione wymagania własnego bezpieczeństwa, używając tej potęgi do kolonialnych podbojów?" To, że prezydent mógł postawić poważnie takie pytania, mając już do dyspozycji świadectwo ponad sześćdziesięciu lat sowieckiej historii, zdaje się świadczyć, że choć być może zdał już sobie sprawę z dwulicowości sowieckich przywódców, wciąż jeszcze nie zrozumiał - kim oni są i jakie są ich cele. Kilka wieczorów spędzonych z przeciętnym podręcznikiem marksi-zmu-leninizmu i dobrą historią Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego pomogłoby prezydentowi znaleźć odpowiedź na jego pytania i zaoszczędzić jemu (i nam wszystkim) paru nader kosztownych błędów. Oto, czego szybko by się dowiedział - ponieważ mówi się, że jest pojętnym uczniem -1. w przypadku Związku Sowieckiego „uzasadnione" cele nie oznacza wcale „pokojowe" czy „obronne"; 2. sowieccy przywódcy nie są w stanie - z poważnych powodów ideologicznych, politycznych i ekonomicznych - „pomagać w tworzeniu stabilnego środowiska międzynarodowego"; 3. ich „uzasadnione wymagania własnego bezpieczeństwa" wymagają „kolonialnychpodbojów". To są fakty, które nie wynikają z woli sowieckich przywódców, ale z tego, iż oni sami są ofiarami systemu, którego nie są w stanie zmienić chyba że zaryzykowaliby upadek całej jego struktury. Im szybciej ludzie odpowiedzialni za naszą politykę zagraniczną porzucą nieznośne moralizo-wanie i zmierzą się wprost z imperatywami reżimu, który los wybrał nam za przeciwnika, tym lepiej dla wszystkich zainteresowanych. Tutaj zatem przedstawiam kilka podstawowych odpowiedzi na pytania postawione przez prezydenta. Zacznijmy od ideologicznych podstaw sowieckiej polityki zagranicznej: marksizm-leninizm jest z samej swej natury doktryną wojowniczą, dzieckiem epoki społecznego darwinizmu, rozpatrującą historię jako nieprzerwany ciąg walki klasowej i popierającą kontynuowanie owej walki jako środka, przy pomocy którego zniesione by zostały raz na zawsze klasy i wyzysk człowieka przez człowieka. Ten 128 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT rodzaj „stabilności", o którym mówi prezydent i który według niego jest upragnionym celem wszelkiej polityki zagranicznej, zgodnie z marksistow-sko-leninowską doktryną może być osiągnięty dopiero po likwidaq'i kapitalizmu. Zlikwidowanie kapitalizmu będzie jednak wymagało długiego okresu niestabilności, w tym międzynarodowych wojen, które są - według Lenina - nieuchronnie związane z kapitalizmem. Po drugie, marksizm-leninizm jest doktryną międzynarodową. W jego perspektywie fazy w rozwoju ludzkości mają charakter globalny i nie można ich ograniczyć (inaczej niż tylko przejściowo) do ram jednego państwa czy też podporządkować jego „uzasadnionym wymaganiom własnego bezpieczeństwa". Zasadniczo międzynarodowy, czy raczej ponadnarodowy charakter komunizmu symbolizuje jego hasło, obowiązujące od 1847 roku: „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!" W 1917 roku bolszewicy (a dotyczy to również mieńszewików i socjalistów-rewolucjo-nistów) nie walczyli o zmianę reżimu w Rosji tylko, ale o rewolucję światową. Warto zauważyć, że najwcześniejsza odezwa Piotrogrodzkiego So-wietu, wydana w marcu 1917 roku (kiedy jeszcze był on kontrolowany przez „umiarkowanych" socjalistów), skierowana była „Do Ludów Całego Świata!" i wzywała je do pozbycia się ich „klas rządzących". To nastawienie nie zostało nigdy zmienione - ani przez Lenina, ani przez jego następców. Oczywiście można minimalizować znaczenie tego rodzaju ideologicznych rozważań za pomocą argumentu, iż historia pełna jest przykładów ruchów, które ogłaszały swoje uniwersalne ambicje, by jednak dostosować się z czasem do bardziej ograniczonej roli: kilka religii, w tym Islam, dostarcza takich przykładów. Niezależnie jednak od faktu, że w rezultacie zderzenia jakiegoś uniwersalistycznego ruchu z oporem rzeczywistości zawsze następowało tego rodzaju dostosowanie, komunizm nie jest tylko wiarą, ale także programem potężnego świeckiego rządu. To właśnie owo połączenie uniwersalistycznej doktryny historycznej z najbardziej przyziemnymi celami wielkiego, imperialistycznego mocarstwa nadaje globalnym ambicjom Rosji komunistycznej taką siłę. Albowiem spoza wzniosłych ideałów społeczeństwa bezklasowego przezierają także nader prymitywne interesy rządzącej elity, która znajduje w owych ideałach uzasadnienie dla swej władzy i przywilejów. Najbardziej dotkliwym faktem rzeczywistości, z którym sowieckie kierownictwo musi się codziennie mierzyć jest to właśnie, iż nie posiada ono generalnie uznawanego mandatu dla sprawowania swojej władzy; nie może również zaczerpnąć autorytetu z osobistej charyzmy jakiegoś wielkiego, żyjącego przywódcy. Ów komitet całkowicie bezbarwnych, zajętych tylko utrwalaniem swej władzy administratorów stara się udawać, SOWIECKA STRATEGIA GLOBALNA iż opiera się na powszechnym poparciu i w tym celu organizuje wciąż fałszywe wybory, ale rytuał wybierania bez możliwości realnego wyboru z całą pewnością może zwieść tylko naiwnych. Jedyny mandat, na jaki bolszewicki reżim może się istotnie powoływać, odwołuje się do historii, a mianowicie do przeświadczenia, iż reżim ten reprezentuje awangardę majestatycznej siły postępu, której misją jest dokonanie ostatecznej rewolucji społecznej w dziejach. Kiedy tylko pretensja do owego szczególnego mandatu historii zostałaby odłożona - a tak stałoby się wówczas, gdyby władza sowiecka uznała międzynarodowy status quo jako zjawisko stałe i pogodziła się z jego kształtem w ramach uformowanych obecnie stref wpływów - wówczas natychmiast pojawiłby się problem uzasadnienia, legitymacji dla jej rządów. Bo rzeczywiście - któż dał Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego prawo do zmonopolizowania politycznej władzy w kraju, jak również kontroli nad jego zasobami ludzkimi i materialnymi -jeśli nie bogini Historii, która powołała tę partię do wypełnienia najszlachetniejszej misji, jaką kiedykolwiek miał człowiek do wykonania? Władza musi zatem iść naprzód, dalej, musi zwyciężyć, albo przynajmniej stwarzać pozory odnoszenia niekończących się zwycięstw nad „kapitalizmem", aby utrzymać owo wrażenie nieuchronnego marszu naprzód, nieodłącznie związane z jej misją. Alternatywą jest ryzyko wystawienia swojej politycznej wiarygodności na próbę i prawdopodobnego jej podważenia. W uzupełnieniu swej uniwersalistycznej ideologii i prostego interesu rządzącej elity, sowiecki ekspansjonizm ma również głębokie korzenie w rosyjskiej historii. Z powodu swego naturalnego ubóstwa, uwarunkowanego przeciwnościami klimatu, słabymi glebami i innymi związanymi z tym czynnikami, Rosja nigdy nie była w stanie utrzymać swej ludności na poziomie takiego zagęszczenia zwykłego w bardziej umiarkowanym klimacie. W ciągu swej historii Rosja kolonizowała obszary przylegające do jej matecznika w północnej tajdze, czasem pokojowo, a czasem na drodze podboju. Ze wszystkich europejskich krajów Rosja ma nie tylko najstarszą i najtrwalszą tradycję imperialnej ekspansji, ale także odznacza się największą konsekwencją w utrzymywaniu raz podbitych terytoriów. Tak więc ideologia, walka o polityczne przetrwanie i wymogi ekonomiczne wzmacniają się wzajemnie, kierując Rosję ku podbojom. Każde nowe terytorium staje się natychmiast częścią niezbywalnego „patrymo-nium" i zostaje prędzej czy później wcielone do „ojczyzny". Każde wymaga nowego buforu, który chroniłby je od rzeczywistego czy wyimaginowanego wroga, dopóki ów bufor także nie zostanie w końcu wcielony do „ojczyzny" - a wtedy znów wymaga nowego buforu... 130 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT Teoria „pokojowej koegzystencji", promowana przez sowiecką władzę od połowy lat 50., zdawała się przeczyć tezie, że ekspansjonizm i międzynarodowa walka klasowa są nieodłączne od rosyjskiego komunizmu. Prezentowana Zachodowi (zupełnie inaczej przedstawiana była wewnątrz obozu komunistycznego), teoria ta - poprzez swe odwołania do pokojowej koegzystencji między różnymi*systemami społecznymi, zdawała się akceptować perspektywę łagodnej, pozbawionej przemocy ewolucji i ostatecznej wspólnej „konwergencji". W rzeczywistości detente jest jedynie taktycznym dostosowaniem generalnej strategii, które nie jest sprzeczne z zasadami, jakie wyżej przedstawiliśmy. Aby wytłumaczyć, dlaczego właśnie tak jest, trzeba powiedzieć parę słów o zasadniczych cechach komunistycznej polityki, jakie sformułował Lenin, a dopracowali jego epigoni. Historycznym osiągnięciem Lenina była militaryzacja polityki. Słusznie ktoś powiedział, że Lenin odwrócił tezę Clausewitza do góry nogami, czyniąc politykę kontynuacją wojny przy pomocy innych środków. Tak właśnie było - zastosowanie strategii i taktyki do polityki określone zostało przez zasadniczo wojskowe podejście do tego, co nazywa się „korelacją sił". Te ostatnie obejmują w komunistycznej teorii nie tylko te czynniki, które w zachodniej terminologii obejmuje pojęcie „równowagi sił", ale również potencjał ekonomiczny, równowagę społeczną, publiczną opinię, to jest te elementy, które, choć nie są wojskowe w ścisłym tego słowa znaczeniu, wpływają jednak istotnie na zdolność prowadzenia wojny przez określony naród. Z tego punktu widzenia, decyzja czy należy forsować ofensywę przeciwko „klasowemu wrogowi", wewnętrznemu czy zewnętrznemu, czy też ją chwilowo wstrzymać, musi opierać się na chłodnej analizie zaangażowanych sił. W przemówieniu wygłoszonym w maju 1918 roku, w którym powtórzone zostało stwierdzenie, iż „ostateczne zwycięstwo jest możliwe wyłącznie w skali światowej", Lenin przestrzegł swoich zwolenników, by nie parli do walki w każdych warunkach: „Dysponujemy wielkim rewolucyjnym doświadczeniem, które nauczyło nas, że konieczne jest przyjęcie taktyki bezlitosnego ataku, kiedy tylko obiektywne warunki na to pozwalają... Musimy jednak uciekać się do taktyki przeczekiwania, do stopniowego zbierania sił, kiedy obiektywne warunki nie sprzyjają wezwaniu do generalnego, bezlitosnego natarcia".1 Zjawiska określane na Zachodzie jako „zimna wojna" i „detente" i postrzegane tam jako wzajemnie się wykluczające, w oczach sowieckiego kierownictwa są wyłącznie taktycznymi niuansami jednej i tej samej stra- 1 W. I. Lenin, Collected Works, London, b.d., t. 27, s. 373, 377. SOWIECKA STRATEGIA GLOBALNA 131 tegii, stosowanymi na przemian, w zależności od „obiektywnych warunków". W przypadku polityki „pokojowej koegzystencji", zainicjowanej w połowie lat 50., decydującą okolicznością obiektywną była absolutna wyższość nuklearna przeciwnika, która stawiała go w pozycji umożliwiającej destrukcję Związku Sowieckiego w dowolnym momencie. Owa szczególna okoliczność w najmniejszym stopniu nie ograniczyła konieczności prowadzenia międzynarodowej walki klasowej, wymagała jednak zmiany taktycznych planów: trzeba było unikać konfrontacji i dać pierwszeństwo pośrednim metodom walki - przynajmniej dotąd, dopóki zagrożenie nuklearne ze strony Ameryki nie zostanie efektywnie zneutralizowane. Ostatecznym celem sowieckiej polityki globalnej jest oczywiście świat, w którym prywatne środki produkcji zostałyby zniesione, a istniejące państwa byłyby w mniejszym lub większym stopniu kopiami państwa sowieckiego. Tylko w świecie tak ukształtowanym elita rządząca Związkiem Sowieckim mogłaby się czuć pewnie i bezpiecznie. Osiągnięcie tego celu nie wymaga bynajmniej, jak sądzą niektórzy, fizycznej okupacji całego świata przez ZSRR - to zadanie przekraczałoby możliwości nawet gigantycznych sił wojskowych i sił bezpieczeństwa tego państwa. Termin „hegemonia" oddaje najlepiej ten rodzaj układu międzynarodowego, który zadowalałby sowieckie kierownictwo. Termin ten ma greckie źródło i pierwotnie oznaczał dominację jednego z państw-miast, a zwłaszcza królestwa Macedonii, nad całą Helladą. Posiadanie statusu „hegemona" nie oznaczało bynajmniej ani wtedy, ani obecnie konieczności fizycznego podboju: oznaczało raczej zdolność mocarstwa sprawującego hegemonię do realizowania swoich interesów - na obszarze objętym zasięgiem owej hegemonii - za pomocą groźby użycia siły, albo (gdy to nie dałoby pożądanego skutku) poprzez faktyczne zastosowanie przemocy. Wielka Brytania cieszyła się hegemonią nad znaczną częścią globu w XIX wieku; Stany Zjednoczone były podobnym hegemonem w okresie między zakończeniem II wojny światowej a wycofaniem się Ameryki z wojny w Wietnamie. Niemcy zainicjowały dwie wojny światowe w celu uzyskania hegemonii w Europie. Andriej Gromyko, sowiecki minister spraw zagranicznych, wyraził zwięźle ostateczne aspiracje sowieckiej polityki zagranicznej w przemówieniu wygłoszonym na XXIV zjeździe KPZR, kiedy chwalił się (nieco przedwcześnie): „Dziś nie ma żadnej istotnej kwestii, która mogłaby być rozstrzygnięta bez Związku Sowieckiego, albo w opozycji do niego".2 2XX7X S'jezd KPSS: Stienograficzeskij otczet, Moskwa 1971,1.1, s. 482. 132 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT W oświadczeniu tym ukryte jest założenie, że sowieckie interesy mają charakter globalny i nie mogą być ograniczone do granic jednego państwa czy nawet całego bloku państw. Rzecz jasna potwierdzenie podobnych pretensji ze strony Stanów Zjednoczonych zostałoby bez dyskusji odrzucone przez stronę sowiecką (jak również przez amerykańskich liberałów) jako przejaw najbardziej odrażającego imperializmu. To tylko jeden z wielu przykładów, jak Związek Sowiecki przedstawia zasady polityki międzynarodowej zawsze w taki sposób, by te faworyzowały wyłącznie sowiecką stronę. Jeżeli polityka jest wojną, w takim razie wymaga strategicznego dowodzenia. Strategia, którą przyjmuje się w dążeniu do osiągnięcia celów globalnych nie może opierać się wyłącznie na środkach militarnych, ale musi obejmować całą gamę rozmaitych narzędzi. Strategię tego typu nazywa się „Wielką" lub „Totalną" - i taka bardziej odpowiada totalitarnemu państwu, aniżeli demokratycznemu. Związek Sowiecki od początku był organizowany przez Lenina do prowadzenia totalnej wojny i w tym celu sowiecka władza skupiła w swych rękach całkowity monopol na siły i zasoby poddanego sobie narodu. W Związku Sowieckim istnieje mechanizm integracji wertykalnej i horyzontalnej, który nie tylko umożliwia, ale wręcz zmusza władze tego gigantycznego konglomeratu politycznego do wysiłków na rzecz skoordynowania polityki wewnętrznej i międzynarodowej. Właściciele Związku Sowieckiego muszą starać się zintegrować politykę, gospodarkę i propagandę (ideologię) w stopniu niepojętym dla Zachodu, gdzie każda z tych dziedzin jest kontrolowana przez rozmaite grupy i ma tendencję do rozwijania się w sprzecznych kierunkach. Przejrzyjmy teraz krótko składniki sowieckiej Wielkiej Strategii. Brak miejsca nie pozwala tu na omówienie wielu aspektów i niuansów sowieckiej strategii politycznej. Jej podstawowa zasada może być jednak zwięźle zdefiniowana: trzeba polegać nie tylko na swoich własnych siłach (to jest na partiach komunistycznych i ich „frontach"), ale w jeszcze większym stopniu na tych sojusznikach, jakich można tymczasowo oderwać z obozu przeciwnika w nawiązaniu do indywidualnych kwestii (np. nacjonalizmu, „walki o pokój", „walki z rasizmem", „antysyjonizmu", itd.). Owa technika, wytworzona jeszcze przez grupy nielegalnej opozycji antycarskiej w Rosji, okazała się w zastosowaniu do relacji międzynarodowych nader efektywna. Jej istotę wyraził najlepiej sam Lenin. W1920 roku przywódca sowiecki musiał zmierzyć się z opozycją zapaleńców z III Międzynarodówki, którzy krytykowali jego ostrożną politykę zagraniczną. Chcieli oni otwartego szturmu na cały kapitalistyczny Zachód. Lenin odpowiedział im szczerze: SOWIECKA STRATEGIAGLOBALNA 133 „Cała historia bolszewizmu, zarówno przed jak i po rewolucji październikowej, jest pełna przykładów zmiany tempa, ugodowej taktyki i kompromisów z innymi partiami, w tym z burżuazyjnymi! Prowadzić wojnę o obalenie międzynarodowej burżuazji, wojnę, która jest sto razy trudniejsza, dłuższa i bardziej skomplikowana niż najcięższe ze zwyczajnych wojen prowadzonych między państwami - i wyrzekać się z góry wszelkiej możliwości zmiany tempa, czy wykorzystania sprzeczności interesów (nawet jeśli tylko tymczasowo) między przeciwnikami, albo kompromisu z możliwymi sojusznikami (nawet jeśli są oni tylko chwilowymi, niepewnymi, wahającymi się, czy warunkowymi sojusznikami) - czyż to nie byłoby w najwyższym stopniu śmieszne?... Po pierwszej socjalistycznej rewolucji proletariatu i obaleniu burżuazji w jednym kraju, proletariat tego kraju pozostaje przez długi czas słabszy niż '.¦; [międzynarodowa] burżuazja... Potężniejszy przeciwnik może zostać poko-:: nany tylko największym wysiłkiem i przy najściślejszym, najbardziej ostrożnym i uważnym, najzręczniejszym i koniecznym wykorzystaniu każdej, nawet najmniejszej rysy w obozie przeciwnika, każdego konfliktu interesów między burżuazja różnych krajów, i przy wykorzystaniu każdej, nawet najmniejszej okazji do pozyskania sojusznika w masach, nawet jeśli jest to so-.. jusznik tymczasowy, wahający się, niepewny i warunkowy."3 Sukces tej polityki opiera się w dużym stopniu na tym, że „międzynarodowa burżuazja" nie tylko nie chce przyjąć do wiadomości owych manipulatorskich intencji, jakie stoją za sowieckimi ofertami ugodowymi, ale czuje się dość pewna swych własnych zdolności do manewrowania w sowieckich mętnych wodach i przeciwstawiania nieistniejących „gołębi" równie sztucznym „jastrzębiom". Sowiecki arsenal ekonomiczny nie jest dość bogaty, aby dostarczyć głównej broni w sowieckiej strategii globalnej. Na inwestycjach i handlu jako środkach rozszerzania swoich wpływów Związek Sowiecki opiera się w swej ekspansji w o wiele mniejszym stopniu niż czyniły to inne mocarstwa w dobie klasycznego imperializmu. Sowiecki nacisk ekonomiczny jest wywierany głównie za pośrednictwem pomocy gospodarczej i wojskowej, jaką Moskwa ostrożnie dozuje krajom, które uznaje za strategicznie wartościowe. Pomoc tego rodzaju wytwarza rozmaite zależności, w tym pragnienie odbiorcy owej pomocy, by towarzyszyła jej także obecność przeszkolonego personelu sowieckiego. Bardzo pouczająca jest analiza statystyki sowieckiej pomocy krajom Trzeciego Świata, ponieważ dane te ukazują, jaką wagę przywiązuje Moskwa do poszczególnych krajów. W przeliczeniu na głowę mieszkańca, wśród największych beneficjentów sowieckiej pomocy po 1954 roku znalazł się Jemen Południowy i Afgani- 3 W. I. Lenin, Colected Works, London, b.d., t. 31, s. 70-71. 134 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT stan. Ostatnio ZSRR i jego klienci wpompowali ogromne sumy pieniędzy do Turcji członka NATO i do Maroka. Znaczący wzrost sowieckiej pomocy jest zazwyczaj pewnym wskaźnikiem strategicznego zainteresowania ZSRR danym obszarem: sądząc po ostatnim układzie danych o pomocy, basen Morza Śródziemnego cieszy się obecnie priorytetem. W stosunku do najlepiej rozwiniętych gospodarczo mocarstw, Związek Sowiecki znajduje się w nader utrudnionej pozycji, próbując stosować nacisk ekonomiczny. Jednak nawet w tej dziedzinie może on poszczycić się pewnymi sukcesami, uzależniając Europę Zachodnią i Japonię od swej dobrej woli. Jedną z form nacisku tworzy dług zaciągnięty na Zachodzie przez kraje bloku sowieckiego w okresie detente. Ocenia się go obecnie na 60 miliardów dolarów, w tym jedną czwartą tej sumy winien jest Związek Sowiecki, pozostałą część - reszta krajów wschodnioeuropejskich. Zadłużenie zagraniczne Związku Sowieckiego trudno uznać za nadmierne, biorąc pod uwagę naturalne zasoby i rezerwy złota tego kraju; nie można już tego jednak powiedzieć o „ludowych demokracjach", takich jak Polska, której zadłużenie zewnętrzne przekracza nawet dług ZSRR. Zachodni bankierzy chętnie pożyczali wielkie sumy Europie Wschodniej, zakładając, że wszelkie należności zostaną zabezpieczone przez Związek Sowiecki. Czyniąc takie założenie ignorowali oficjalne wypowiedzi sowieckie, które przeczyły takim zobowiązaniom. Pozycja Moskwy w tej kwestii, przypomniana ostatnio na konferenqi Wschód-Zachód w Wiedniu, opiera się na stwierdzeniu, iż „każde państwo musi zwrócić swój własny dług".4 Pożyczki tej skali skłaniają zachodnich bankierów do troski o ekonomiczne powodzenie ich wschodnioeuropejskich dłużników i przywiązuje ich do idei detente, niezależnie od jej politycznych kosztów. Innym środkiem nacisku ekonomicznego jest energia, której strategiczne znaczenie sowieckie kierownictwo uświadomiło sobie na długo przedtem zanim taka myśl zaświtała w ogóle w głowach polityków zachodnich. Związek Sowiecki nie tylko zdobył pozycję strategiczną umożliwiającą mu zakłócenie dostaw ropy naftowej z rejonu Bliskiego Wschodu (tę kwestię omówimy za chwilę), ale postarał się także o to, by uzależnić Europę i Japonię bezpośrednio od dostaw swoich źródeł energii, w szczególności gazu ziemnego. W tym celu ustanowił praktykę pokrywania dostarczanym gazem kosztów budowy gazociągów wykonywanych przez zachodnie koncerny. RFN opiera już obecnie swoje zużycie gazu ziemnego w jednej czwartej na dostawach z ZSRR, a jeśli prowadzone SOWIECKA STRATEGIA GLOBALNA 135 4 „Neue Ziircher Zeitung", 10 X 1979. obecnie negocjacje w sprawie poszerzenia współpracy w tym zakresie zakończą się sukcesem, wówczas uzależnienie Niemiec Zachodnich od sowieckich dostaw gazu jeszcze się pogłębi. Jakie może ono mieć skutki pokazała już sytuacja w czasie wojny izraelsko-egipskiej w październiku 1973 roku, kiedy to Związek Sowiecki zawiesił nagle dostawy gazu do VEBY, największej kompanii energetycznej w Niemczech, najwidoczniej po to, aby skłonić ten kraj do nie udzielania poparcia proizraelskiej polityce Waszyngtonu. Lista innych narzędzi, jakie Związek Sowiecki stosuje w swojej strategii globalnej, byłaby długa i zróżnicowana. Musiałyby się znaleźć na niej nawet tak, zdawałoby się, niepolityczne kwestie jak stosunki rodzinne. Związane z porozumieniami helsińskimi poszerzanie kontaktów między rodzinami rozłączonymi przez granicę między RFN i NRD, daje komunistom pożyteczny środek nacisku: obawa przed zerwaniem owych kontaktów jest często wymieniana w kołach politycznych Bonn jako poważny argument na rzecz zachowania detente. Wśród wszystkich narzędzi, jakimi dysponuje Związek Sowiecki, instrumentarium czysto militarne zajmuje najbardziej eksponowane miejsce. Sowiecki imperializm (to samo dotyczy carskiego imperializmu) jest zjawiskiem militarnym par excellence, a w miarę jak siła bojowa Związku Sowieckiego rośnie zarówno w kategoriach bezwzględnych, jak i w porównaniu do możliwości Zachodu - spycha ona stopniowo na margines te polityczne manipulacje, na których władza sowiecka opierała wcześniej swą zagraniczną strategię. Coraz częściej przedstawiciele Związku Sowieckiego zwracają uwagę na ową zmianę w równowadze militarnej na korzyść Rosji jako na decydujący fakt określający realia świata współczesnego i chełpią się możliwościami, jakie daje to ich krajowi w dziedzinie paraliżowania amerykańskich prób przeciwdziałania sowieckim inicjatywom. Ludziom, którzy wciąż słyszą o niskim standardzie życia mieszkańców Związku Sowieckiego i o niewydolności gospodarki tego państwa, trudno uwierzyć, aby taki kraj mógł stać się poważnym zagrożeniem militarnym dla Zachodu. Pomijają oni jednak fakt, że bogactwo i techniczna wynalazczość, w których to dziedzinach wyższość Zachodu jest bezdyskusyjna, nie przekładają się na siłę militarną dopóki nie zostaną wprost zaprzęgnięte do służby na rzecz obronności. Ignorują także i to, że - z drugiej strony - stosunkowo ubogi kraj, o ile tylko dysponuje minimalną przynajmniej bazą techniczno-przemysłową, może stać się co najmniej równy pod względem militarnym w stosunku do swoich bogatszych sąsiadów, jeżeli tylko zdecyduje się na zaangażowanie odpowiednich środków na cele wojskowe. Japonia jest na przykład mocarstwem przemysło- 136 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT wym i technologicznym pierwszej rangi. Ponieważ jednak zdecydowała się oprzeć swoje bezpieczeństwo na Stanach Zjednoczonych i nie rozwijać własnego aparatu militarnego odpowiadającego jej sile ekonomicznej, jej siły zbrojne są liczebnie o połowę mniejsze od sił zbrojnych Izraela, a pod względem bojowej efektywności stanowią zapewne tylko ułamek tej siły, jaką dysponuje kraj z ludnością trzycfzieści razy mniejszą od Japonii i czterdzieści razy mniejszym produktem narodowym. Gdy zaś chodzi o Związek Sowiecki i niski standard życiowy jego mieszkańców, to powinno być oczywiste, że kiedy kraj o tak rozwiniętym wielkim przemyśle nie może zaspokoić potrzeb konsumpcyjnych swojego społeczeństwa, to przyczyna tego stanu nie tkwi w niewydolności systemu, ale raczej w świadomej decyzji, która kierunkuje środki produkcji przemysłowej na cele inne niż produkcja towarów konsumpcyjnych. Innymi słowy, fakt, że jej mieszkańcy cierpią obecnie z powodu niskich standardów życiowych nie świadczy 0 niezdolności Rosji do stworzenia zagrożenia militarnego wobec Zachodu, ale dokładnie na odwrót. Rosja zawsze miała tendencję do poświęcania nieproporcjonalnie dużej części swoich zasobów na utrzymanie sił zbrojnych: za panowania Piotra Wielkiego na przykład, ponad dziewięć dziesiątych budżetu przeznaczonych było na ten cel. Potężny aparat wojskowy pomagał zdobywać nowe terytoria dla rosnącej ludności Rosji, jak również utrzymać porządek wewnątrz imperium. Wysocy urzędnicy carscy byli doskonale świadomi, w jak wielkim stopniu wpływy Rosji na arenie międzynarodowej wynikały z jej zdolności do zagrożenia mniejszych i większych państw wzdłuż całych jej gigantycznie rozległych granic. Zasadniczą słabością armii rosyjskiej przez 1917 rokiem był niski stopień rozwoju wspierającego ją przemysłu i możliwości transportowych, a także wszystkich tych innych ni bezpośrednio wojskowych czynników, których znaczenie na współczesnym polu walki ujawniły doświadczenia 1 wojny światowej. Z tej lekcji bolszewicy wyciągnęli wnioski. Z podziwem studiowali oni znakomite wyniki armii niemieckich w czasie owej wojny i kiedy tylko doszli do władzy, natychmiast zastosowali na froncie walki wewnętrznej te metody masowej mobilizacji, jakie zainicjowały Niemcy. W Rosji mogły one okazać się jeszcze skuteczniejsze z powodu zniesienia własności prywatnej i wprowadzenia powszechnego obowiązku służby na rzecz państwa. Pięciolatki Stalina, niezależnie od całego propagandowego hałasu o budowaniu socjalizmu, były tak samo militarne w swej treści, jak plany czteroletnie Hitlera. Cechująca sowiecki reżim natura imperialnego konglomeratu doskonale pasuje do celów militarnej mobilizacji. Jeśli władza sowiecka tak zde- SOWIECKA STRATEG IA GLOBALNA 137 cyduje, może skierować do sektora obronnego gospodarki zasoby ludzkie i materialne w wymaganej ilości i jakości, a sektor konsumpcyjny musi wtedy troszczyć się sam o siebie. Im potężniejsza jest baza przemysłowa, tym szybciej może następować w takich warunkach rozwój sił zbrojnych, ponieważ środki kierowane do sektora cywilnego mogą być utrzymywane na stałym poziomie, podczas gdy ogromna większość środków uzyskanych z rozwoju przemysłu może być kierowana do sektora wojskowego. Przy tym, oczywiście, nie ma żadnych przeszkód ze strony niechętnego takiej alokacji środków ustawodawcy, ani też ze strony dociekliwych mediów, które chciałyby zapytać o sens tak wielkich nakładów na zbrojenia. Tak więc dzieje się tak, że ani detente, ani układy o ograniczeniu zbrojeń związane z tą polityką, w tym SALT I, nie zmniejszają wcale stale rosnącej krzywej sowieckich wydatków na zbrojenia. Najnowsze studium Williama T. Lee, specjalisty o długim stażu w CIA, szacuje, że pochłaniany przez sektor obronny udział w sowieckim dochodzie narodowym brutto wzrósł z mniej więcej 12-13 proc. w roku 1970 do aż 18 proc. w roku 1980, a ponieważ sowiecki PKB także wzrastał w ciągu tej dekady, wzrost nakładów na obronę w liczbach bezwzględnych okazuje się jeszcze bardziej imponujący.5 Akurat w tym samym okresie (1970-1979) amerykańskie nakłady na obronę zmniejszyły swój udział w produkcie narodowym brutto z 7,5 procent do 4,6 procent, a w liczbach bezwzględnych (przyjmując wartość dolara z 1972 roku) - z 85,1 mld. do 65 mld. dolarów. Choć sowieccy wojskowi wydają się zdeterminowani, by dogonić i przegonić Stany Zjednoczone we wszystkich dziedzinach zbrojeń, to jednak na pewno główną rolę przyznają strategicznej broni nuklearnej. Sowieccy teoretycy wojskowości uznają ją za najbardziej rozstrzygającą broń we współczesnej wojnie. Wszystkie dostępne świadectwa, jakimi dysponujemy w oparciu o opracowania teoretyczne i dające się zaobserwować ruchy wojsk, wskazują, że sowiecki Sztab Generalny nie podziela dominującej w Stanach Zjednoczonych opinii, iż dla broni nuklearnej nie ma dziś innego miejsca w racjonalnej strategii jak tylko jako czynnika odstraszania. Jest bardzo prawdopodobne, że w przypadku powszechnej wojny, Związek Sowiecki zamierza wykorzystać część swego strategicznego arsenału do zadania niszczącego uderzenia prewencyjnego, które uczyniłoby amerykańskie uderzenie odwetowe samobójczym, a zapewne w ogóle by go powstrzymało. Nacisk na wielkie wyrzutnie w połączeniu z wysoką celnością instalowanych na nich rakiet ICBM jest wyraźną wskazówką, 5 „Soviet Defense Expenditures in the Era of SALT", United States Strategic Institute Report 79-1 (Washington, D.C., 1979), s. 10-11. 138 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT że Związek Sowiecki zamierza rozwinąć swoją zdolność do zadania pierwszego uderzenia. Odmowa amerykańskiej społeczności naukowej, która w dużym stopniu odpowiada za sformułowanie strategii nuklearnej Stanów Zjednoczonych, poważnego potraktowania sowieckiej doktryny militarnej może być najdelikatniej nazwana aktem poważnej nieodpowiedzialności intelektualnej i politycznej. Z tego powodu w nadchodzącej dekadzie Stany Zjednoczone mogą doświadczyć rosnącego zagrożenia wszystkich trzech członów swojej „triady" bezpieczeństwa, co nie tylko utrudniłoby możliwość odpowiedzi na agresywne ruchy ze strony Związku Sowieckiego, ale uwolniłoby także stronę sowiecką od tych zahamowań, które skłoniły ją do przyjęcia polityki detente. Kiedy już równowaga nuklearna zostanie wyraźnie zachwiana, wtedy przeciwko programom naprawy tej sytuacji ze strony amerykańskiej wystąpią ci sami zwolennicy jednostronnej powściągliwości, którzy doprowadzili do zachwiania równowagi, argumentując tym razem, iż w nowej sytuacji jakiekolwiek raptowne ruchy ze strony amerykańskiej okazałyby się czynnikami „destabilizacji" i mogłyby sprowokować Związek Sowiecki do prewencyjnego uderzenia. Wyraźne zaangażowanie strony sowieckiej w procesie tak zwanego ograniczenia zbrojeń nie unieważnia bynajmniej założenia, iż opiera się ona w swej doktrynie na założeniu możliwości zadania pierwszego uderzenia nuklearnego. Jak jest to już oczywiste od 1972 roku, SALT I nie ma żadnego istotnego wpływu na rozwój sowieckich strategicznych sil ofensywnych. To samo można powiedzieć o SALT II, która po ratyfikacji nie wywierałaby większego wpływu na rozwój sowieckich zbrojeń, ograniczając natomiast w pewnym zakresie istotne możliwości odpowiedzi ze strony Stanów Zjednoczonych (takich jak pociski Cruise dalekiego zasięgu i schrony zabezpieczające dla rakiet typu Minuteman). Przyjmując dla celów negocjacyjnych amerykańską doktrynę MAD („Mutual Assured Destruction"), Związek Sowiecki zdołał przeprowadzić poważne ograniczenia dla zbrojeń amerykańskich za stosunkowo małą cenę w ograniczeniu własnych. Pociski nuklearne mają jednak nie tylko militarny sens: są one równie, a może nawet bardziej użyteczne jako środek politycznego i psychologicznego szantażu. Rosnący arsenał nuklearny Rosji wprowadza do wpływowych kół na Zachodzie rosnące poczucie wszechogarniającego strachu, który pobudza skłonność do ugody. Kiedy pogląd, iż nie ma obrony przed bronią nuklearną umocni się na dobre, wówczas rozsądne będzie się wydawała obrona polityki unikania wszelkich nieporozumień z drugim mocarstwem nuklearnym jako najważniejszej zasady w stosun- SOWIECKA STRATEGIA GLOBALNA 139 kach z zagranicą. Przedstawione poniżej nastroje, jakie wyraził kongres-men Jonathan Bingham, są typowym przejawem tego rodzaju opinii: „Przede wszystkim musimy pamiętać, że Związek Sowiecki jest jedynym oprócz nas supermocarstwem - jedynym państwem na świecie, które może nas zniszczyć. Utrzymanie dobrych stosunków ze Związkiem Sowieckim musi więc być naszym najważniejszym celem."6 Zastanawiam się, czy kongresmen Bingham przemyślał do końca konsekwencje swoich słów. Przecież wzywa on, praktycznie rzecz biorąc, abyśmy wszystkie nasze narodowe interesy, wszystkie nasze ideały wolności i praw człowieka, a także wszystko to jeszcze, co możemy uznać za nasz „najważniejszy cel" -podporządkowali innemu kryterium, a mianowicie kryterium przeżycia. Zgodnie z owym kryterium musimy zabiegać o zgodę z tym krajem, który może nam odmówić prawa do przeżycia. (Tylko my musimy o to zabiegać. W przytoczonej wypowiedzi nie ma żadnej wzmianki o tym, aby podobnie Związek Sowiecki musiał zabiegać o porozumienie z nami, jedynym krajem, który może zniszczyć ZSRR.) Kiedy ten sposób rozumowania zdobędzie przewagę, naród straci swobodę działania w obronie własnej: na poziomie psychologicznym biała flaga jest już wtedy podniesiona, dając tym samym nieomylny sygnał naszemu przeciwnikowi. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, aby dostrzec jaki wpływ musi mieć tego rodzaju rozumowanie na sowieckie kierownictwo: dosłownie pobudza ich to do zwiększania militarnej przewagi, gdyż im większa teoretycznie będzie sowiecka zdolność do zniszczenia Stanów Zjednoczonych, tym głośniejsi będą w Ameryce zwolennicy ugody z ZSRR jako „najważniejszego celu" naszej narodowej polityki. Sowiecka strategia globalna jest realizowana środkami nacisku, wywieranego w różnych punktach świata w oszałamiającym ciągu zwrotów, które utrudniają wykrycie jakiegoś ich wzoru i skłaniają część obserwatorów do tego, by dostrzec w postępowaniu Związku Sowieckiego jedynie wykorzystywanie nadarzających się okazji. Tak jednak nie jest. O ile sowiecka strategia obronna wymaga skoncentrowania sił wokół Królowej na szachownicy (a więc wokół rakiet nuklearnych dalekiego zasięgu), o tyle strategia terytorialna zmierza do osaczenia Króla strony przeciwnej -a więc Stanów Zjednoczonych. Tylko ten ostami kraj dysponuje bogactwem i potęgą, które mogą pokrzyżować szyki sowieckiej strategii: upadek czy choćby izolacja owej „cytadeli międzynarodowego imperializmu" pozwoliłaby zgarnąć resztę świata w dowolnym momencie. Świat, w którym Stany Zjednoczone byłyby pozbawione znaczenia, automatycznie 6 V. Johnson, współautor, „Foreign Affairs", Spring 1979, s. 919. 140 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT znalazłby się pod sowiecką hegemonią. Zredukowanie roli Stanów Zjednoczonych jest więc tak samo ważne dla Związku Sowieckiego, jak wyeliminowanie Kartaginy było dla Rzymu. Taki cel nie może być jednak osiągnięty w serii wojen punickich: konflikt militarny z głównym przeciwnikiem jest najmniej pożądaną ewentualnością, jaka stoi przed Moskwą, ponieważ nie da się całkowicie wyeliminować amerykańskiego arsenału nuklearnego i zawsze - niezależnie od stopnia, do jakiego zachwiana będzie równowaga strategiczna - będzie on w stanie zadać druzgocące ciosy. Z tego powodu, niezależnie od wojny ideologicznej, do której Stany Zjednoczone nie przywiązują wagi, a na której froncie Rosja może rozwijać bezkarnie najostrzejszą nawet kampanię nienawiści wobec Ameryki, atak na Stany Zjednoczone musi przyjąć formy pośrednie, które w niedostrzegalny sposób podważyłyby amerykańskie poczucie bezpieczeństwa. Ten cel można najlepiej osiągnąć przez oderwanie Europy i Japonii od Stanów Zjednoczonych i wciągnięcie ich w sowiecką orbitę wpływów. Dodanie potencjału ekonomicznego Europy i Japonii do możliwości bloku sowieckiego natychmiast zmieniłoby w najbardziej dramatyczny sposób globalny stosunek sil na korzyść Związku Sowieckiego. Ekonomiczne statystyki mówią tu same za siebie. Produkt narodowy brutto krajów Układu Warszawskiego był na lata 1977-78 szacowany na około 1 bilion dolarów; Stanów Zjednoczonych - na 2 biliony; Zachodniej Europy na nieco ponad 2 biliony; Japonii - na nieco mniej niż 1 bilion. Mierzona tym kryterium obecna przewaga sił Zachodu wynosi 5 do 1, zmieniłoby się to jednak na stosunek 4 do 2 na korzyść bloku komunistycznego, gdyby tylko udało się zerwać więzi łączące Europę Zachodnią i Japonię ze Stanami Zjednoczonymi. Nawet jeśliby przyjąć spadek efektywności gospodarki japońskiej i zachodnioeuropejskiej w wyniku takiej zmiany o połowę (czyż nie mówi się, że pod rządami sowieckimi na Saharze zabrakłoby wkrótce piasku?), Moskwa mogłaby się zmierzyć ze Stanami Zjednoczonymi na poziomie ekonomicznym jako równorzędny przeciwnik. Atak na Europę i Japonię byłby jednak ryzykowny, ponieważ chronią siły poważnych kontyngentów wojskowych USA oraz amerykańskie siły strategiczne. W tej dziedzinie strategia pośrednia jest więc również lepsza. Można powiedzieć, że Związek Sowiecki prowadzi regularne oblężenie Zachodniej Europy i Japonii w taki sam sposób, w jaki przed wynalezieniem prochu blokowano średniowieczne zamki - to jest poprzez systematyczne dążenia do przecięcia linii zaopatrzenia i wsparcia oblężonych: wsparcia ze strony amerykańskich sił zbrojnych i amerykańskich materiałów wojennych oraz zaopatrzenia w formie ropy naftowej i rud metali z Bliskiego Wschodu i Afryki Południowej. SOWIECKA STRATEGIA GLOBALNA 141 W przypadku wojny Stany Zjednoczone uruchomiłyby gigantyczny most powietrzny i morski, przez który miałaby przebiegać pomoc wojskowa i materiałowa na europejski front. Aby przerwać ten most, Rosjanie stworzyli potężną flotę oceaniczną, głównie podwodną, skoncentrowaną w portach na Półwyspie Kola. Flota ta miałaby za zadanie przeniknąć przez linię Islandia - Faros - Anglia i uderzyć na amerykańskie konwoje. Politycznym wsparciem dla owej strategii morskiej jest nieustanna presja, jaką rząd sowiecki wywiera na kraje skandynawskie, czasem wprost, a czasem za pośrednictwem Finlandii. Aby złagodzić ten nacisk, Norwegia i Dania od dłuższego czasu nie wyrażają zgody na stacjonowanie jednostek NATO i broni nuklearnej na swoim terytorium. Ten akt jednostronnego wyrzeczenia stał się obecnie częścią status quo, którego Związek Sowiecki zazdrośnie strzeże i na którego zmianę nie wyrazi najprawdopodobniej zgody. Zintegrowanie sowieckich i fińskich torów kolejowych oraz budowa w Finlandii autostrad skierowanych w stronę Norwegii wyraźnie sugeruje, że w przypadku działań wojennych Rosjanie uderzą błyskawicznie w kierunku norweskich portów i lotnisk, tak jak uczynił to Hitler w 1940 roku. Szwecja, która nie jest członkiem NATO, wciąż jest bombardowana sowieckim oskarżeniami o łamanie jej neutralnego statusu. Ma to zapewne związek z sowieckim naciskiem, aby Szwecja zgodziła się dostarczyć ZSRR pływający dok, który mógłby obsługiwać ogromne lotniskowce, obecnie znajdujące się w budowie. Tego rodzaju sowiecka aktywność na terenie Skandynawii nie zwraca niemal żadnej uwagi amerykańskich mediów, choć jej strategiczne konsekwencje dla Europy są niewiele mniejsze niż bardziej znane zagrożenie ze strony Związku Sowieckiego dla głównych linii eksportu ropy naftowej. Dziewięć dziesiątych amerykańskich dostaw wojennych do Europy musiałoby być przekazywanych drogą morską, przez co sowieckie zagrożenie dla basenu północnej części Atlantyku miałoby oczywiście poważne konsekwencje dla przebiegu działań wojennych w Europie. (Zgodnie ze świadectwem admirała Isaaca Kidda, niedawno emerytowanego dowódcy Floty Atlantyku, floty sprzymierzonych mogłyby co prawda utrzymać kontrolę nad Północnym Atlantykiem w obliczu takiego zagrożenia, ale pociągnęłoby to za sobą ogromne straty.) Drugim obszarem, nad którym rozwierają się sowieckie „szczypce", jest Bliski Wschód. Ich celem jest przecięcie, w przypadku działań wojennych, dostaw ropy naftowej i innych surowców naturalnych, bez których gospodarki sojuszników Ameryki nie mogłyby funkcjonować. To zadanie jest o wiele trudniejsze do wykonania niż zadanie północne, już choćby dlatego, że Armii Sowieckiej brakuje w tym regionie baz lotniczych i mor- 142 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT skich, ale intensywność wysiłków sowieckich w tym regionie zdradza istnienie strategicznego planu. Siły sowieckie koncentrują się od lat wokół trzech głównych „wąskich gardeł",.przez które musi przechodzić transport bliskowschodniej ropy na drodze do Europy i Japonii. Pierwszym z nich jest cieśnina Bab el Mandeb, która strzeże dostępu do Morza Czerwonego i Kanału Sueskiego. Siły sowieckie i prosowieckie stacjonujące w Etiopii i Jemenie Południowym niewątpliwie będą próbowały opanować to przejście w przypadku wojny. Dalej na wschód mamy Cieśninę Hor-muz, u wejścia do Zatoki Perskiej. Związek Sowiecki ma długą drogę, by zyskać kontrolę nad tą cieśniną, trzeba jednak zauważyć, że okupacja Afganistanu skróciła o połowę (z 1100 do 550 kilometrów) dystans, jaki sowieckie samoloty musiałyby pokonać, aby dotrzeć do Cieśniny Hormuz. Wreszcie w Azji Południowo-Wschodniej, gdzie Związek Sowiecki ma przyjaznego klienta - Wietnam - w zasięgu ręki znajduje się Cieśnina Malajska, przez którą prowadzi główny szlak tankowców do Japonii. Uzależnienie Europy i Japonii od południowoafrykańskich surowców mineralnych, choć o wiele mniej znane niż zależność od bliskowschodniej ropy naftowej, jest także bardzo istotna. Amerykańscy sojusznicy czerpią znaczną część takich minerałów jak chrom, platyna, wanad i mangan właśnie z Rodezji i Republiki Południowej Afryki. Intensywne zaangażowanie Związku Sowieckiego w tak zwany ruch narodowowyzwoleńczy w subsaharyjskiej Afryce, błyskawiczne wykorzystanie szansy, jaką stworzył na tym obszarze rozpad portugalskiego imperium kolonialnego, wskazuje na intencję zablokowania Zachodowi dostępu do bogactw Afryki Południowej. Ten okrążający manewr, wymierzony przeciw Europie, poprzez Afrykę i Bliski Wschód wprowadza Związek Sowiecki w kontakt z krajami Trzeciego Świata i wymaga sformułowania politycznej strategii zorientowanej na tę grupę państw. Bezpośrednio po śmierci Stalina Związek Sowiecki opierał się na sojuszach z ruchami „narodowo-burżuazyjnymi", to jest z ruchami, które dzieliły ze Związkiem Sowieckim wrogość wobec „kapitalistycznego" i „imperialistycznego" Zachodu, nie będąc przy tym komunistyczne, ani socjalistyczne. Dostarczały one tego rodzaju „tymczasowych" sojuszy, których wykorzystanie zalecał Lenin. Taka polityka wymagała eksploatowania antyzachodniego, antykolonialnego nastawienia charyzmatycznych przywódców narodowych (z których część była jeszcze obciążona sympatiami do państw Osi z okresu II wojny), w celu wyeliminowania rozmaitych kanałów wpływów Zachodu, jakie pozostały jeszcze nawet po formalnym przecięciu kolonialnych powiązań. Strategia ta okazała się na ogół rozczarowująca. Przywódcy Trzecie- SOWIECKASTRATEGIAGLOBALNA 143 go Świata, hołubieni i popierani przez Związek Sowiecki przy pomocy poważnego wsparcia materialnego, posiadali - jak się okazało - zbyt wąską bazę społecznego poparcia, by mogli służyć jako pewni sojusznicy. Nagła śmierć jednego z takich przywódców lub udany pucz przeciw innemu mogły zmienić polityczny klimat w takim kraju z dnia na dzień, przekształcając przyjaciela we wroga. W rezultacie mogło się okazać, że miliardy rubli wpompowano w błoto. Taka właśnie nieprzyjemna zmiana przydarzyła się w 1965 roku w Indonezji z chwilą obalenia Sukarno, a w następnym roku w Ghanie - wraz z usunięciem Nkrumaha. Jeszcze gorsze były konsekwencje zmiany politycznej orientacji przez Sadata po wojnie w 1973 roku, podczas której Związek Sowiecki oddał Egiptowi nieocenione usługi. Kiedy Sadat doszedł do wniosku, że koncesje, które chciał uzyskać od Izraela, mogą mu zagwarantować Stany Zjednoczone a nie Związek Sowiecki i że musi w tym celu przyjąć antysowiecką orientację -dni wpływów Moskwy w Egipcie były już policzone. Związek Sowiecki musiał bezsilnie się przypatrywać, jak jego ogromne inwestycje w Egipcie idą na marne. Przejście Egiptu na stronę wroga było najdotkliwszym ciosem dla polityki sowieckiej w Trzecim Świecie. Egipt był spoiwem sowieckiej strategii na Bliskim Wschodzie, polityczno-militarną bazą, z której Moskwa miała nadzieję rozwinąć swoje wpływy zarówno w kierunku Afryki Wschodniej, jak i w stronę Półwyspu Arabskiego. Egipt był odbiorcą niewyczerpanej pomocy materialnej z ZSRR. Dla ratowania armii egipskiej przed nieuchronną katastrofą w wojnie z Izraelem w 1973 roku, Związek Sowiecki zdecydował się na poważna konfrontację ze Stanami Zjednoczonymi. I wszystko to okazało się na próżno, skoro tylko „burżuazyjno-nacjo-nalistyczny" dyktator zdecydował się zmienić swe zewnętrzne sojusze. Po zdradzie Egiptu, Moskwa podjęła próbę przewartościowania swojej strategii w Trzecim Świecie. Rezultaty tej próby stają się coraz bardziej przejrzyste. Nowa strategia w mniejszym stopniu opiera się na „burżu-azyjno-nacjonalistycznych" liderach, takich jak Nkrumah i Sadat, polega natomiast bardziej na figurach mniejszego pokroju, które swój polityczny status zawdzięczałyby w całości poparciu Związku Sowieckiego. Tacy nowi przyjaciele Moskwy w Trzecim Świecie, jak niedawno zmarły Neto w Angoli, pułkownik Mengistu w Etiopii i Taraki czy Karmal w Afganistanie - nie są narodowymi bohaterami, którzy dysponowaliby własną bazą społecznego poparcia. Są politykami chwilowymi, zależnymi od poparcia Moskwy. W celu ich osadzenia u władzy - albo ich usunięcia, gdyby okazali się już niewygodni - Rosjanie nie wahają się już przed użyciem „egzekucji" gangsterskiego typu, wykonywanych przez wojskowe lub KGB- 144 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT owskie służby specjalne. Dla zabezpieczenia swoich wpływów Moskwa wprowadza w dużych ilościach swoich stałych „doradców wojskowych", najemników kubańskich oraz służby bezpieczeństwa z ZSRR lub z krajów Europy Wschodniej. Po zainstalowaniu tych sił powstaje infrastruktura niepodatna na nagłe zmiany lokalnego kierownictwa. Wobec obecności personelu wojskowego i policyjnego z ZSRR, Kuby i Europy Wschodniej trudno przypuszczać, czy Angola czy Etiopia mogły wymknąć się spod sowieckiej kontroli równie łatwo jak to zrobiły Egipt czy Indonezja. W celu większego jeszcze umocnienia swojej kontroli, Rosjanie pomagali wybranym przez siebie liderom w przeprowadzaniu masowych morderstw na przedstawicielach wewnętrznej opozycji: według Amina, rząd Tara-kiego w Afganistanie dokonał egzekucji na 13 tysiącach więźniów politycznych. Masakry na podobną skalę dokonywane są także w Etiopii. Jakkolwiek nowa strategia Związku Sowieckiego wydaje się obiecująca, ma ona jednak swoje wady. W krajach, w których Moskwa dokonuje tak brutalnej interwencji, musi ona zarazem przyjąć poważniejsze zobowiązania i jednocześnie jeszcze trudniej byłoby jej zaakceptować perspektywę wymknięcia się któregoś z takich krajów spod swojej kontroli -jak pokazała to choćby ostatnia akcja sowiecka w Afganistanie. W tym przypadku nie wystarczył nawet ściśle kontrolowany, „ręcznie dobierany" kandydat, otoczony przez sowieckich „doradców" wojskowych i policyjnych i „zabezpieczony" przez dokonanie masakry oponentów - ostatecznie konieczna okazała się okupacja wojskowa na pełną skalę. Można wątpić, czy Związek Sowiecki zdecydowałby się na interwen-qę w regionie Karaibów - tak jak to czyni obecnie - gdyby nie szczęśliwy przypadek. W1962 roku, uznając to za poważny przełom dyplomatyczny, prezydent Kennedy zgodził się udzielić Kubie gwarancji, iż nie będzie żadnej amerykańskiej interwencji na wyspie - w zamian za wycofanie z niej sowieckich rakiet balistycznych średniego zasięgu. Gwarancja ta okazała się tak cenna dla Związku Sowieckiego - dała mu bezpieczną bazę do rozwijania politycznej dywersji i akcji wojskowych na Półkuli Zachodniej - że można pokusić się nawet o podejrzenie, iż Związek Sowiecki po to zainstalował rakiety na Kubie, żeby uzyskać w zmian za ich wycofanie taką właśnie umowę [tak właśnie w swoich pamiętnikach usprawiedliwiał swoją kubańską awanturę sam Chruszczow - przyp. aut.]. Kuba stanowi ograniczoną, ale nader użyteczną bazę lotniczą i morską dla sił sowieckich. Dostarcza także żołnierzy i kadr politycznych do prowadzenia sowieckich misji na Bliskim Wschodzie, w Afryce i Ameryce Środkowej. Jest zarazem najbardziej uzależnionym sojusznikiem w Trzecim Świecie, pod kierownictwem megalomana, którego historyczna misja, jaką sam sobie wymyślił - zmusza go do oparcia się w wielkim stopniu o pomoc sowiecką. SOWIECKA STRATEGIA GLOBALNA 145 Pozostają Chiny. W stosunku do tego kraju Związek Sowiecki przyjął, jak się zdaje, po pewnych wahaniach, strategię defensywną. W pierwszych latach sporu na linii Moskwa-Pekin, niektórzy przywódcy sowieccy wydawali się skłaniać do zadania szybkiego, prewencyjnego ciosu Chinom, ostatecznie jednak przeważyły trzeźwiejsze głowy na Kremlu. Perspektywa walki z innym reżimem totalitarnym, oddalonym o tysiące kilometrów, w rejonie słabo przystosowanym do transportu, nie bardzo pociągała władzę, która jeśli już decyduje się walczyć, musi odnosić szybkie, decydujące zwycięstwa. Siły sowieckie stacjonujące obecnie na Dalekim Wschodzie są ogromne, to nie ulega kwestii. Nie wydają się jednak przeznaczone do operacji ofensywnych. Chińscy wojskowi oceniają, że do tego, aby im poważnie zagrozić, Rosjanie musieliby zgromadzić na granicy z Chinami dwa do trzech milionów żołnierzy, co kilkakrotnie przewyższa liczbę aktualnie stacjonujących tam wojsk. Rakiety sowieckie także skierowane są przede wszystkim przeciwko NATO. Aby pokrzyżować sowiecką strategię globalną trzeba przede wszystkim uznać, że ona istnieje. Musimy pozbyć się przekonania, rozpowszechnionego wśród wykształconych i bogatych Amerykanów, że Związek Sowiecki postępuje pod wpływem strachu, że jego działania są zawsze tylko odpowiedziami na amerykańskie poczynania i że wyłącznie sięga po nadarzające się okazje, jak jakiś międzynarodowy kieszonkowiec. Mamy do czynienia z przeciwnikiem, którym kieruje nie strach, ale agresywne impulsy; przeciwnikiem na ogół bardziej pomysłowym od nas w dziedzinie politycznej strategii; przeciwnikiem, który wybiera swoje ofiary starannie, zawsze z długoterminowym celem na myśli. Po drugie, musimy przezwyciężyć tę postawę wobec broni nuklearnej, która czyni nas coraz bardziej podatnymi na subtelne formy psychologicznego i politycznego szantażu. Kiedyś przyjmowaliśmy podobną postawę w stosunku do raka: myśleliśmy jakby, że sama wzmianka o tej chorobie może ją spowodować. W rzeczywistości jednak otwarta rozmowa na temat raka prowadzi do wcześniejszej diagnozy i leczenia, znacznie zmniejszając ryzyko śmierci z powodu tej choroby. Broń nuklearna jest czymś w rodzaju raka polityki międzynarodowej. Uświadomienie sobie rzeczywistego (a nie wyimaginowanego) zagrożenia, jakie ze sobą ona niesie, może doprowadzić do podjęcia rozsądnych kroków, które pozwoliłyby zredukować ryzyko wybuchu wojny nuklearnej i ograniczyć liczbę ofiar, gdyby mimo wszystko miało do niej dojść. Jeżeli nie przygotujemy się do tego, by stawić czoła owemu zagrożeniu, rosnąca przewaga Rosjan w dziedzinie broni strategicznej postawi nas w położeniu, w którym nie będziemy mieć innego wyjścia, jak tylko kapitulacja wobec sowieckich żądań, kiedy tylko zostaną one poparte groźbą wojny. 146 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT Po trzecie, musimy uczciwie spojrzeć na system naszych, sojuszy, który pogorszył się do tego stopnia, że jego wartość wydaje się już dziś bardziej psychologiczna tylko niż realna. Od pewnego czasu NATO stało się układem obowiązującym jakby tylko w jedną stronę: Stany Zjednoczone biorą odpowiedzialność za zabezpieczenie Europy przed sowieckim atakiem, natomiast europejscy sojusznicy nie czują się specjalnie zobligowani do tego, żeby wspomagać Stany Zjednoczone w konfrontacji ze Związkiem Sowieckim w innych częściach świata. Dotyczy to nawet Bliskiego Wschodu, gdzie interesy europejskie są o wiele bardziej bezpośrednie niż amerykańskie. Tego rodzaju zachowanie zachęca sowieckie kierownictwo do agresywnych działań w Trzecim Świecie, w przekonaniu, że przeciwstawiać im się będą wyłącznie Stany Zjednoczone i że taka konfrontacja posłuży dodatkowo o zaostrzenia różnic między Ameryką i jej sojusznikami z NATO. Po czwarte, musimy poprawić jak najszybciej zachwianą równowagę w dziedzinie zbrojeń, w szczególności gdy chodzi o siły strategiczne i morskie. Jeżeli odpowiednie wysiłki zostaną podjęte również przez Europę Zachodnią i Japonię i jeżeli wzajemne zobowiązania wynikające z naszych sojuszy zostaną potraktowane w sposób bardziej równy niż obecnie, wówczas sowiecka ekspansja w kierunku Bliskiego Wschodu i Afryki okaże się bardziej kosztowna i w związku z tym mniej atrakcyjna. Ostatecznym celem zachodniej kontrstrategii powinno być zmuszenie Związku Sowieckiego, by zwrócił się ku swym sprawom wewnętrznym od podbojów do reformy. Tylko poprzez zahamowanie swej zewnętrznej ekspansji, sowiecka władza może zostać zmuszona do tego, by stanąć twarzą w twarz ze swoimi obywatelami i wyrazić tę zmianę w polityce. Powszechnie znanym faktem nowożytnej historii Rosji jest to, że kiedy tylko rosyjski rząd poniósł poważną porażkę na arenie międzynarodowej -w wojnie krymskiej, wojnie lat 1904-1905 z Japonią, w I wojnie światowej -zawsze był zmuszony przez presję wewnętrzną do nadania swoim obywatelom praw politycznych. Powinniśmy pomóc mieszkańcom Związku Sowieckiego wziąć ich władzę pod kontrolę. Bardziej demokratyczna Rosja będzie mniej ekspansjonistyczna i łatwiej będzie można z nią współżyć. „Commentary", kwiecień 1980 I CZY ZWIĄZEK SOWIECKI JEST REFORMOWALNY? Do stosunków amerykańsko-sowieckich podchodzić można na dwa sposoby. Pierwszy z nich czyni użytek z technik meteorologicznych, koncentrując się na regularnym badaniu klimatu na osi Wschód-Zachód, mierzonego typem retoryki stosowanej przez Waszyngton i Moskwę, obecnością bądź brakiem dialogu i negocjacji, oraz nasileniem rywalizacji w regionach leżących poza zasięgiem ich bezpośredniej kontroli. Podejście to szczególnie odpowiada dziennikarzom, ponieważ skupia ono uwagę na konkretnych zdarzeniach, które świetnie nadają się na „wiadomość dnia", i które poddać można natychmiastowej analizie. Przeważa ono również w tak zwanych kręgach postępowych, wyznających pogląd, że pomiędzy narodami nie ma rzeczywistych różnic wartości ani interesów, a konflikty, jakie się pojawiają, wynikają z obopólnego niezrozumienia lub braku ducha ugody, głównie po stronie administracji amerykańskiej. Podejście alternatywne więcej wspólnego ma z geologią. Przyczyny konfliktu Wschód-Zachód upatruje ono w fundamentalnych różnicach dzielących oba społeczeństwa; różnicach dotyczących, by tak rzec, rdzenia ideologicznego i struktury politycznej obu społeczeństw. Dzięki solidnej dyplomacji i stałej gotowości bojowej można co prawda zapobiec sytuacji, w której niezgoda ta doprowadzi do wybuchu otwartej wrogości, ale nie można w ten sposób usunąć głęboko zakorzenionego antagonizmu. To drugie podejście, dominujące wśród zachodnich konserwatystów, podzielane jest również przez przywództwo sowieckie. Żadne z obu tych podejść nie jest w pełni satysfakcjonujące. Z pewnością stosunki między suwerennymi państwami to coś więcej niż kwestia atmosfery; niewątpliwie mamy do czynienia z istotnymi różnicami w naturze i sposobie funkcjonowania społeczeństw demokratycznych i komunistycznych, których to różnic nie da się usunąć ani lepszymi kontaktami międzyludzkimi, ani dobrą wolą, ani też odpowiednimi technikami negocjacyjnymi. Różnice te wpływają na stosunki między oboma społeczeństwami z racji związku, jaki występuje pomiędzy sytuacją wewnętrzną kraju a jego działaniami zewnętrznymi: polityka zagraniczna, jakby nie patrzeć, motywowana jest głównie krajowymi interesami i kształtowana kulturą polityczną społeczeństwa. Jeśli rzeczywiście tak się sprawy mają, to kluczowych czynników oddziałujących na stosunki Wschód-Zachód szukać trzeba poza bieżącymi decyzjami przywódców obu bloków, zaś zrozumienie przemian we wzajemnych stosunkach wymaga czegoś 148 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT więcej niż tylko odczytywania wskazań politycznego barometru, mieszczących się między biegunami słonecznego odprężenia i pochmurnej zimnej wojny. Czynniki te leżą w systemach politycznych, społecznych i ekonomicznych, jak również w typach kultury dominujących w społeczeństwach Wschodu i Zachodu. Zgadzając się zasadniczo z powyższym tokiem rozumowania, trzeba jednakże kilka słów krytyki wypowiedzieć pod adresem podejścia konserwatywnego; mianowicie nic w naturze nie jest stałe i niezmienne: nawet formacje geologiczne przechodzą ewolucję, jakkolwiek powolną i zupełnie niedostrzegalną dla ludzkiego oka. Tak jak przesuwają się kontynenty, tak zmieniają się i stworzone przez ludzi instytucje. Przeto jeśli ktoś twierdzi, iż polityka zagraniczna jest pochodną polityki wewnętrznej, to powinien stąd czerpać przekonanie, że skoro zmienią się wewnętrzne uwarunkowania w obrębie bloków, to zmianie ulegną również działania podejmowane na arenie międzynarodowej. Gremiom przywódczym Związku Sowieckiego niesamowicie zależy na stworzeniu wrażenia, że jakiekolwiek zmiany pojawiające się pod ich rządami są wynikiem świadomych i rozmyślnych decyzji. Jest jednakowoż dość oczywiste, że rządzący muszą działać pod presją zmieniających się warunków, związanych z takimi niezależnymi czynnikami, jak trendy demograficzne, pojawienie się licznej, dobrze wykształconej inteligencji technicznej, czy zmiana nastawienia młodszych pokoleń. Zachodni komentatorzy stosunków Wschód-Zachód notorycznie ignorują zależność między sytuaq'a wewnętrzną ZSRR a sowiecką polityką zagraniczną. Analizy zawarte we współczesnej literaturze przedmiotu, włączając w to wiele monografii naukowych, rzadko odbiegają poziomem od zwykłego dziennikarstwa; skupiają uwagę raczej na działaniach i wydarzeniach niż na strukturach i procesach, politykę zagraniczną traktują zaś tak, jakby była to działalność absolutnie od niczego nie zależna. W ramach tej praktyki pomija się milczeniem stanowisko większości wybitnych dysydentów z ZSRR i Europy Wschodniej - np. Andrieja Sacharowa, Aleksandra Sołżenicyna, Milovana Dżilasa czy Adama Michnika - którzy przyczyny sowieckiej agresywności, będącej zagrożeniem dla pokoju światowego, upatrują w sytuacji panującej wewnątrz bloku komunistycznego. Argumentują oni, że sposób, w jaki zamknięte elity tych krajów traktują swych własnych obywateli, zasadniczo przekłada się na ich zachowanie względem innych państw. Wychodząc z tej przesłanki, wnioskują, że Za- CZY ZWIĄZEK SOWIECKI JEST REFORMOWALNY? 149 chód powinien zainteresować się warunkami politycznymi i gospodarczymi wewnątrz społeczeństw komunistycznych, nie tyle powodowany motywami filantropijnymi i idealistycznymi, co w najściślej pojętym interesie własnym. W apelu wystosowanym ostatnio do zachodnich ruchów „pokojowych", działających w przekonaniu, że samo istnienie broni zagraża pokojowi, grupa polskich intelektualistów skupionych wokół „Solidarności", starała się ująć to wprost: Państwa o totalitarnych systemach politycznych są groźbą dla światowego pokoju; potrzeba agresywnej ekspansji pojawia się zawsze, gdy władza oparta jest na przemocy i kłamstwie, gdy społeczeństwa pozbawione są możliwości wpływania na politykę rządu, gdy rządy boją się tych, którymi rządzą i przeciwko którym prowadzą wojny. [...] Jedyną ideologią wyznawców totalitaryzmu jest utrzymanie władzy za wszelką cenę. Przy obecnym kryzysie nawet wojna może być rozważana jako akceptowalny środek do osiągnięcia tego celu. W odpowiedzi można argumentować, że nawet jeśli powyższa teza jest słuszna, to nie ma to żadnego znaczenia, bowiem reżimy totalitarne z definicji są niezdolne do ewolucji od wewnątrz, a tym bardziej pozostają nieprzenikalne dla wpływów z zewnątrz; zachodnie próby osłabienia sowieckiej agresywności muszą przeto ograniczyć się do skromnych wysiłków na rzecz usuwania tarć poprzez traktaty i „dialog". Taka argumentacja pozostaje jednak nieprzekonująca. Uważniejsze przyjrzenie się wewnętrznej sytuacji społeczeństw komunistycznych, włączając Związek Sowiecki, pozwala stwierdzić, że społeczeństwa te znajdują się w poważnym kryzysie systemowym, który wcześniej czy później wymagał będzie zdecydowanego działania - działania, które z kolei wywrze dogłębny wpływ na sowiecką politykę zagraniczną. Stanowczo mniej oczywiste jest, czy ta zmiana polityki wewnętrznej będzie prowadzić do zwiększenia czy też zmniejszenia agresywności na arenie międzynarodowej, czy objawi się ona dążeniem do pokojowej reformy wewnątrz systemu, czy raczej zamiast reformy znajdzie ujście we wzmożonej agresji militarnej. Obecny kryzys systemu sowieckiego ma dwa aspekty: polityczny i gospodarczy. Najogólniej rzecz ujmując, obydwa mają swe źródło w narastającej rozbieżności pomiędzy zadaniami - dotyczącymi zarówno spraw wewnętrznych, jak i zewnętrznych -jakie wzięła na siebie komunistyczna elita, a zasobami ludzkimi i materialnymi, jakimi dysponuje w celu ich wykonania. Kryzys polityczny to, po pierwsze i najważniejsze, kryzys es- 150 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT tablishmentu Partii Komunistycznej. Pierwotnie Partia miała być całkowicie powolnym narzędziem w rękach ścisłego kierownictwa, służącym do popychania opornej ludności ku wizji utopijnego społeczeństwa, jaka narodziła się w umysłach grupy radykalnych intelektualistów. Jednakowoż z biegiem czasu zmieniała się ona w uprzywilejowaną klasę, zajętą realizacją własnych interesów, zaś jej najwyższe gremia - tzw. nomenklatura - stały się warstwą całkowicie pasożytniczą. Zepsuta przywilejami i skorumpowana, od śmierci Stalina Partia straciła jakiekolwiek poczucie służby i obowiązku, czy to wobec ideałów komunizmu, czy to wobec narodu: tak bardzo obawia się ona jakiejkolwiek zmiany w systemie stalinowskim, z którego w znacznej mierze wywodzi się jej potęga i przywileje, że na swych przywódców wybiera coraz słabszych pierwszych sekretarzy. Pochłonięta własnymi interesami, wyobcowana ze społeczeństwa i osłabiona brakiem stanowczego przywództwa, Partia w każdej chwili może stracić panowanie nad sytuacją. Widać to na przykładzie Polski, gdzie w latach 1980-81 komunistyczny establishment ugiął się pod naporem społecznego niezadowolenia i zmuszony był przekazać władzę wojsku. Kryzys polityczny dotyka także przerośniętego imperium sowieckiego -jego mieszkańcy zaczynają stawiać żądania, nie tylko zresztą polityczne, których Moskwa coraz częściej nie jest w stanie ani spełnić, ani stłumić. Kryzys gospodarczy wynika z niewystarczającej produkcji, co z kolei spowodowane jest dwoma czynnikami: nadmierną centralizacją procesu decyzyjnego w rękach organów partyjnych, oraz brakiem dostatecznych bodźców ekonomicznych dla robotników i rolników, którym zasadniczo płaci się nie w proporcji do wyników, lecz według czasu spędzonego w pracy. Spadająca stopa wzrostu gospodarczego negatywnie wpływa na zdolność Moskwy do podejmowania ambitnych działań wojskowych i imperialnych. Od przeszło dziesięciolecia sowieccy planiści zmuszeni są przesuwać środki z sektora inwestycji kapitałowych do sektora zbrojeniowego, co na dłuższą metę musi prowadzić do dalszego osłabienia wzrostu gospodarczego. Siły wytwórcze kraju są dławione przez system gospodarczy, skonstruowany tak, by przede wszystkim zapewniać bezpieczeństwo i władzę nomenklaturze. Rząd teoretycznie mógłby, ale w rzeczywistości nie odważy się - w obawie przed strajkami i zamieszkami w ośrodkach przemysłowych - jeszcze bardziej pomniejszyć zubożały sektor dóbr konsumpcyjnych; zamiast tego woli zaryzykować podminowaniem przyszłości krajowego przemysłu. Jednym ze skutków ubocznych kryzysu ekonomicznego jest spadek stopy urodzin, spowodowany w dużej mierze niebotyczną liczbą aborcji (szacuje się, że przeciętnie rosyjska kobieta poddaje się dziesięciu aborcjom). Po raz pierwszy w notowanej CZY ZWIĄZEK SOWIECKI JEST REFORMOWALNY? 151 historii Rosji, niegdyś mającej najwyższy przyrost naturalny w Europie, nie ma zastępowalności pokoleń - każdego roku więcej Rosjan umiera niż się rodzi. IV Kryzys takich rozmiarów, kamuflowany potężną dezinformacją i pobrzękiwaniem szabelką, w zupełności podpada pod Leninowską definicję „sytuacji rewolucyjnej". Wyrażenie to oznaczało u Lenina sytuację, w której rządząca elita kraju nie jest już w stanie sprawować władzy, zaś lud nie pozwoli dłużej rządzić sobą w ten sam sposób. Osiągnąwszy to stadium, społeczeństwo obiektywnie przygotowane jest na rewolucję. Lecz aby rewolucja wybuchła, potrzebny jest jeszcze jeden element natury subiektywnej, a mianowicie zdolność i wola ludu do działania: „z zasady - cytując Lenina - stary rząd [...] nigdy, nawet w czasie kryzysu, nie »upada«, jeżeli nie zostanie obalony"1. Gdy brak tego subiektywnego elementu, co wedle Lenina miało miejsce kilka razy w krytycznych momentach XIX-wiecznej historii Niemiec i Rosji, wówczas „sytuacja rewolucyjna" nie znajduje właściwego ujścia i przemija. Gdyby Lenin dziś żył, najprawdopodobniej stwierdziłby, że warunki panujące w jego kraju i całym imperium, spełniają sformułowane przez niego kryteria „sytuacji rewolucyjnej". Z pewnością blok sowiecki pogrąża się obecnie w znacznie poważniejszym kryzysie gospodarczym i politycznym niż ten, jakiego Rosja i Niemcy doświadczały sto lat temu. To, czego dziś brakuje, podobnie jak brakowało tego wówczas, to element subiektywny, zdolność i wola grup społecznych i stronnictw politycznych do przekształcenia „sytuacji rewolucyjnej" w rzeczywistą rewolucję. Zdolność do rewolty tłumiona jest przez aparat przemocy, który w reżimach komunistycznych rozbudowany został w stopniu nie spotykanym wcześniej w historii; doszedłszy do władzy poprzez rewolucję, komuniści robią wszystko, by ich również nie obalono w ten sam sposób. Ale nawet tę przeszkodę można by ominąć, jak pokazują wydarzenia na Węgrzech, w Czechosłowacji i Polsce, gdyby znalazła się tylko rewolucyjna wola. W Rosji jednakowoż jej brakuje. Doświadczenia historyczne od roku 1917 sprawiły, że Rosjanie, niezależnie od orientacji politycznej, 1 Upadek Drugiej Międzynarodówki, W. I. Lenin, Dzieła zebrane, t. XXI (str. 214 według londyńskiego wydania Lawrence & Wishart z 1963 roku). 152 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT CZY ZWIĄZEK SOWIECKI JEST REFORMOWALNY? obawiają się upadku władzy nawet bardziej niż despotyzmu i odrzucają przemoc jako narzędzie zmiany. Przed rokiem 1917 rosyjska inteligencja żywiła niezachwianą wiarę we wrodzoną dobroć i demokratycznego ducha swego ludu. Była przekonana, że skoro tylko carat upadnie, nastanie i na całej linii zatriumfuje demokracja. Te Rousseau'owskie iluzje zdruzgotała rewolucja. Obecne pokolenie wykształconych mieszkańców Związku Sowieckiego zostało uleczone z rewolucyjnego romantyzmu. Jest ono przekonane, że jeśli rząd sowiecki upadnie, powstanie polityczna próżnia, którą ćwierć miliarda ludzi wykorzysta, by wyrównać stare rachunki: wieś powstanie przeciw miastu, nacjonaliści przeciw komunistom, Rosjanie przeciw Żydom, muzułmanie przeciw Rosjanom, Ormianie przeciw muzułmanom, w morderczej Hobbes'owskiej wojnie wszystkich przeciwko wszystkim. Lecz nawet ta garstka, która gotowa byłaby zapłacić tę cenę za pozbycie się komunistycznej tyranii, nie wierzy już w pozytywny skutek tej ofiary. Doświadczywszy rewolucji z całym jej barbarzyństwem, Rosjanie poznali nie tylko jej potworne koszty, ale i jej daremność: ilekolwiek jaj by się nie stłukło, jakoś nigdy nie wychodzi z tego omlet. Panuje tedy w Związku Sowieckim ogólna niechęć do stosowania politycznej przemocy; w każdym bądź razie nie popiera jej żaden znaczący przedstawiciel opozycji demokratycznej czy też nacjonalistycznej. Obydwa obozy zgadzają się co do tego, że jeśli Rosja ma się podnieść z kryzysu, to musi się to dokonać drogą stopniowych i pokojowych przemian; jeśli oznacza to pozostanie przy władzy Politbiura i reszty nomenklatury, to niech tak będzie - przynajmniej do czasu. Oto typowy, silnie antykomunistyczny w treści, ustęp z niedawnej broszury samizdatu: W swojej masie ludność ZSRR stanowczo nie jest jeszcze przygotowana na demokrację bezpośrednią. Jesteśmy przeświadczeni, że kolejna rewolucja w ZSRR byłaby prawdziwym nieszczęściem dla kraju. Sołżenicyn jest przekonany, że moralny poziom dzisiejszego ludu jest nawet niższy niż był w 1917 roku. Sam nie wiem. Może i tak. Jakkolwiek by nie było, jest absolutnie jasne, że bez dostatecznie długiego doświadczenia ciągłej demokratyzacji istniejącego porządku socjopolitycznego, nie można podejmować ryzyka wciągnięcia milionów politycznie nie wyrobionych ludzi w zadanie socjopolitycznej transformacji kraju. [...] Strukturalne ulepszanie kraju jest lepsze od jego zniszczenia. System zreformowany jest pod wieloma względami korzystniejszy od systemu dopiero co powołanego do życia. Dostarczają na to dowodów doświadczenia demokracji zachodnich. Tam, gdzie ściśle przestrzega się zasady ciągłości między starym i nowym [...], tam mamy do czynienia ze stabilnym systemem demokracji przedstawicielskiej typu angielskiego czy szwedzkiego2. 153 2Ju. K. Pietrow, pseud., Mietamorfozy ruskowo libieralizma, str. 109-110; rękopis w posiadaniu autora. Konserwatyzm tego rodzaju, szeroko rozpowszechniony wśród klas wykształconych, nie gwarantuje oczywiście, że rewolucja nie wybuchnie sama z siebie, nieproszona i niechciana, w momencie załamania się władzy. Stwierdzenie Lenina, że rządy, aby upaść, muszą wprzód zostać obalone, jest nieco zbyt mocne; reżim carski załamał się pod własnym ciężarem, gdy okazał się niezdolny do sprostania wysiłkowi wojennemu. Tym niemniej prawdopodobieństwo rewolucyjnego wybuchu w Związku Sowieckim jest z pewnością o wiele mniejsze dzięki temu, że w tej kwestii nomenklatura ma opinię publiczną po swojej stronie. W istocie rzeczy przeciwnicy reżimu nie chcą go obalić i przejąć rządów, lecz pragną ograniczyć władzę nomenklatury poprzez rozszerzenie sfery prywatnej; to pragnienie może być niebezpieczne dla reżimu totalitarnego, lecz nie grozi mu ono niekontrolowaną przemocą. V Jeśli wykluczymy rewolucję, to reżim sowiecki stoi przed trzema możliwościami: nawrotem do stalinizmu, nasileniem agresji zewnętrznej prowadzącym do wojny światowej, i wreszcie wewnętrzną reformą. Wśród nomenklatury i osób słabiej wykształconych czasy Stalina wspominane są z nostalgią - oczywiście nie z racji jego ludobójczego okrucieństwa, ale ze względu na wyidealizowany obraz reżimu utrzymującego porządek i dyscyplinę, gdzie każdy wypełniał swój obowiązek, a korupcja była bezlitośnie tępiona. Tak postrzegany stalinizm wydaje się dawać szansę na wyjście z trudnego położenia, w jakim znalazło się społeczeństwo rosyjskie, bez uciekania się do niebezpiecznych reform. Jest to jednakże czcza mrzonka. Stalinizmu nie da się przywrócić z bardzo wielu powodów, spośród których najważniejszy jest ten, że współcześnie niemożliwe jest kierowanie zaawansowanym technologicznie przemysłem kraju oraz armią przy użyciu nagiej siły i w izolacji od reszty świata. Nomenklatura nie może też zapominać o tym, jak niepewne i ciężkie było jej życie pod władzą Stalina, i jak wielu jej członków zginęło w masowych rzeziach. Tak czy owak, po trzydziestu latach demontażu i rozkładu stalinizmu, nie ma sensu mówić o jego restauracji; musiałby on być odtworzony i wprowadzony na nowo. Można podejrzewać, że ci, którzy wspominają go z taką tęsknotą, zdają sobie z tego sprawę, i tak naprawdę stalinizm jest ostatnią rzeczą, jakiej pragną i z jaką pogodziliby się, gdyby rzeczywiście wrócił. Obecna nostalgia za stalinizmem bardzo przypomina rozrzewnienie, z jakim kręgi biurokratyczne i konserwatywne wspominały w czasie „sytuacji rewolu- 154 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT cyjnej" lat 70. i 80. XIX w. „stare dobre czasy" Mikołaja I (1825-1855), kiedy chłopi zmuszeni byli do odrabiania pańszczyzny, a rząd tłumił wszelki odruch sprzeciwu. Podobnie jak teraz, tak i wówczas ten zwyczaj oglądania się wstecz był oznaką niechęci aparatu rządzącego do stawienia czoła zmienionym warunkom i podjęcia bolesnych, acz nieuniknionych reform. W pewnym sensie najprostszym, choć najbardziej niebezpiecznym, wyjściem z kryzysu jest eskalacja agresywnych działań na arenie międzynarodowej. Panika wojenna, od lat 20. jeden z głównych wytworów sowieckiego przemysłu propagandowego, odwraca uwagę mas od ich własnego położenia i uzasadnia domaganie się nadzwyczajnych wyrzeczeń od robotników, jak również zamknięcie ust opozycji w imię patriotyzmu. Celowi temu służy ciągłe pobudzanie wspomnień II wojny światowej w Związku Sowieckim oraz łączenie słowa „faszyzm" z amerykańskim „imperializmem". Jednak wzbudzanie paniki wojennej to ryzykowna gra, bowiem łatwo może się ona wyślizgnąć spod kontroli: logicznym następstwem paniki wojennej jest wojna. Nie można wykluczyć, że nomenklatura poważnie rozważa wojnę jako sposób na uniknięcie wewnętrznej reformy; w opinii niektórych wschodnioeuropejskich obserwatorów, jest to ryzyko, jakie władza podejmie, jeśli poczuje się dostatecznie zagrożona na arenie krajowej. Im większe prawdopodobieństwo szybkiego i taniego zwycięstwa, tym większa pokusa skorzystania z tej drogi ucieczki z wewnętrznych opresji. Oczywiście, im więcej uwagi Zachód poświęca własnym przygotowaniom wojennym, tym mniej atrakcyjnie przedstawia się ta opcja dla reżimu sowieckiego. VI Jeśli odsuniemy na bok rewolucję, której brak jest społecznego poparcia, powrót do stalinizmu, który jest zupełnie nierealistyczny, jak również wojnę, której wynik byłby niepewny, reforma jawi się jako jedyne sensowne wyjście z „sytuacji rewolucyjnej", w jakiej znajduje się Związek Sowiecki. Jest sprawą zasadniczej wagi zarówno dla Rosji, krajów przez nią ujarzmionych, jak i całej reszty świata, czy nomenklatura będzie w stanie spojrzeć na swe trudne położenie w ten właśnie sposób - czy beznamiętna analiza faktów zwycięży pychę i mentalność typu „po nas choćby potop". Nomenklatura nie jest pierwszą w historii elitą rządzącą, która staje w obliczu wyboru między próbą utrzymania całej swojej władzy i uprzywilejowania - przy ryzyku utraty wszystkiego, oraz rezygnacji z części władzy i przywilejów - w nadziei na zachowanie reszty. Historia zna obydwa te przypadki. Anglia unikała rewolucji przez trzy stulecia, CZY ZWIĄZEK SOWIECKIJESTREFORMOWALNY? 155 bowiem jej królowie, arystokracja i klasy średnie zawsze w porę dostrzegały nieodzowność zmian i czyniły niezbędne ustępstwa. Z kolei w carskiej Rosji zasadą była nieustępliwość, podobnie jak dzisiaj ma to miejsce w Ameryce Łacińskiej. Eksperci są podzieleni co do zachowania się sowieckiej nomenklatury w tych warunkach. Raczej pesymistycznie postrzega sytuację Jugosłowianin Milovan Dżilas, autor Nowej klasy, pionierskiej pracy poświęconej nomenklaturze, jak również człowiek, który będąc bliskim współpracownikiem Tity, miał wiele sposobności, by od podszewki poznać sposób myślenia sowieckiej elity. „Moim zdaniem - pisze on — zmiany w systemie sowieckim są najmniej prawdopodobne. Jednym z powodów jest to, że system ten, bardziej niż jakikolwiek inny, przeniknięty jest przywilejami klasy imperialnej. Jestem przekonany, że system sowiecki nie ma wewnętrznego potencjału zmiany, tak jak sowiecki imperializm nie może zakończyć się sam z siebie. Teoretycznie jedyna możliwość zmiany leży w powstaniu swego rodzaju oświeconego absolutyzmu, który mógłby zainicjować reformy, lecz nawet wówczas biurokratyczny gorset może zdusić proces demokratyzacji. Nawet by pojawił się taki oświecony autokrata, potrzeba jakiegoś rodzaju ogólnokrajowego kryzysu: militarnego bądź rewolucyjnego, lub obu jednocześnie. Trzeba przy tym zauważyć, że taka perspektywa dobrze pasuje do rosyjskiej historii"3. Przekonanie Dżilasa, że nic poza katastrofą nie skłoni aparatu władzy do podjęcia reform, podzielane jest zarówno przez wielu dysydentów, jak i lojalnych lecz w miarę rozsądnych komunistów w Związku Sowieckim. Inni utrzymują, że wkrótce nomenklatura nie będzie miała w tej kwestii żadnego wyboru, że życie zmusi ją do wejścia na ścieżkę reform, czy jej się to będzie podobać, czy nie. Wymownym rzecznikiem tej bardziej optymistycznej szkoły myślenia jest Walerian Czalidze, jedna z pierwszych osób walczących o przestrzeganie praw człowieka w ZSRR: Rosja pełna jest najgłębszych sprzeczności. Są one tak liczne, że czasami wydaje się, jakby zrobiono to wszystko umyślnie po to, by jedna wielka sprzeczność przesłoniła pozostałe. Ale gdy wszystkie one dadzą o sobie znać, wówczas rząd nie będzie mógł ograniczyć się jedynie do obietnic i represji, jak czyni to obecnie, ponieważ wszyscy ludzie zostaną wciągnięci w ten wir wewnętrznych sprzeczności. Rząd będzie musiał je jakoś rozwiązać: będzie zmuszony zająć się poprawą sytuacji i właściwą organizacją stosunków zarówno gospodarczych, jak i społecznych. A wtedy, na pewien czas, wszystkie imperialne marzenia zbledną w porównaniu z doniosłością problemów wewnętrznych. 3 „Sintaksis", Paryż, nr 6,1980, str. 112-113. 156 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT Ktoś może argumentować, że władze nie będą zawracać sobie głowy polepszeniem stosunków społecznych, a zamiast tego uciekną się do masowych represji. Myślę, że tak się niejstanie. Kraj rządzony jest przez klasę profesjonalistów, zainteresowanych stabilnością i potęgą imperium. Jakikolwiek wybuch niezadowolenia może zostać stłumiony siłą: nad moralnością władców nie ma nawet co dyskutować. Lecz narastająca w całym kraju presja społeczna i zaostrzenie się wielu sprzeczności spowodują, że profesjonaliści ci zareagują w sposób, który nie zagrozi ani ich pozyqi, ani stabilności imperium; zmusi ich to do przeprowadzenia reform społecznych, a reformy te znaczyć będą początek stopniowego, powolnego przechodzenia do bardziej demokratycznego systemu rządów. Władze są gotowe na takie reformy pod warunkiem, że nie zagrożą one stabilności, zaś stopniowe reformy z pewnością nie niosą ze sobą takiego niebezpieczeństwa4. Różnica pomiędzy tymi dwoma szkołami myśli, bardziej i mniej optymistyczną, jest tak naprawdę różnicą stopnia: pan Czalidze jest przekonany, że stan ostrego kryzysu jest o wiele bliżej, niż wydaje się to panu Dżi-lasowi. Jednakowoż obaj są zgodni - i to ma dla Zachodu znaczenie zupełnie zasadnicze - że reformy są do pomyślenia tylko w wyniku poważnych niepowodzeń na arenie krajowej i międzynarodowej; że zostaną podjęte tylko wówczas, gdy nomenklatura dojdzie do wniosku, iż są one ceną, jaką musi ona zapłacić za swoje przetrwanie. Ścisła więź łącząca reformy z kryzysami, do której odwołuje się pan Dżilas, znajduje potwierdzenie w rosyjskiej historii. Rosja to kraj skrajnie konserwatywny - do tego stopnia, że nawet soqalizm nabrał tam dogłębnie reakcyjnego charakteru. Jest to kraj tak rozległy, zróżnicowany i luźno powiązany w jedną całość, że jego przywódcy zawsze obawiali się zmian i jedynie wyjątkowo przeprowadzali je dobrowolnie. W większości przypadków godzili się na nie pod przymusem wynikłym albo z upokorzeń poza granicami, albo z wewnętrznych buntów. Carat ostatecznie zdobył się na zniesienie poddaństwa chłopów oraz wprowadzenie niezależnego sądownictwa i samorządu lokalnego dopiero wtedy, gdy porażka w wojnie krymskiej dowiodła zacofania Rosji. Mikołaj II zdecydowany był zachować system autokratyczny, który zapewniał mu monopol na władzę ustawodawczą, aż do czasu, gdy klęska poniesiona z rąk Japończyków i zamieszki, jakie po niej wystąpiły, zmusiły go do nadania krajowi konsty-tuqi i parlamentu. Nawet Lenin w 1921 roku musiał dokonać ostrego zwro- 4 O politiczieskom proswieszczeni nasielienija Sowietskowo Sojuza [O politycznym oświeceniu ludności Związku Sowieckiego], „Probliemy Wo-stocznoj Jewropy", Nowy Jork, nr 2,1981, str. 133-134. CZY ZWIĄZEK SOWIECKIJEST REFORMOWALNY? 157 tu w kierunku bardziej liberalnej polityki ekonomicznej, gdy niepokoje społeczne i nadchodzący upadek gospodarki zagrażały jego reżimowi. Rosyjska historia dowodzi tedy jasno, a potwierdzają to również dobrze zorientowani Rosjanie, że zmiany na lepsze, jakich należałoby się spodziewać, dotyczące natury sowieckiej władzy, jak również jej zachowania na arenie międzynarodowej, ziszczą się wyłącznie wskutek niepowodzeń, niestabilności i obaw przed upadkiem, nie zaś rosnącej pewności siebie i poczucia bezpieczeństwa. Taka ocena sytuacji jest przeciwna do tej, jaka stała za polityką odprężenia i jaka wciąż dominuje w kręgach postępowych i wśród osób zajmujących się polityką zagraniczną w Europie i Stanach Zjednoczonych - według nich im pewniej i bezpieczniej czuje się sowiecka elita, tym bardziej powściągliwie będzie się zachowywać. Tej ostatniej tezy nie można poprzeć żadnymi argumentami historycznymi - wynikać ona może jedynie z nieznajomości sposobu myślenia sowieckiej elity oraz faktów z przeszłości Rosji. Vii ' Bez wątpienia dla polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych jest niezwykle istotne, która z tych dwu interpretacji jest właściwa. Przyjmując, że poprawna jest teza o reformie w kryzysie, oraz że „sytuacja rewolucyjna" osiągnie ten punkt, w którym konieczne będzie powzięcie jakichś kroków, powstaje pytanie: jakiego rodzaju reformy można rozsądnie oczekiwać po przywództwie sowieckim? Mówiąc bardzo ogólnie, problem z systemem sowieckim w jego obecnej formie polega na tym, iż łączy on w sobie najgorsze cechy obu światów: z jednej strony ujawniają się w nim wszystkie wady reżimu opartego na zasadzie nakazowej, z drugiej natomiast nie odczuwa się już niemal żadnych korzyści, jakie niesie ze sobą system autorytarny. Człowiek może być motywowany albo strachem i pogróżkami, albo nadzieją i zachętami. Komuniści zawsze woleli polegać na tych pierwszych. Praktyka ta nie zapewniła im ani stabilności ani wydajności społeczeństw wolnorynkowych, ale umożliwiła im za to skoncentrowanie ograniczonych zasobów będących w ich dyspozycji na dowolnych celach, jakie zechcieli uznać za priorytetowe. Niedostateczną ilość, jakość i zróżnicowanie zasobów nadrabiali zdolnością do mobilizowania ich na potrzeby najpilniejszych programów. Ta zdolność od jakiegoś już czasu zaczęła ulegać erozji. W pewnym sensie obecny kryzys komunizmu sprowadza się do stanu wegetacji w swego rodzaju limbo pomiędzy przemocą a wolnością, gdzie nie można czerpać korzyści ani z jednej, ani z drugiej. Wszechogarniający strach, wpojony ludziom przez reżim stalinowski dawno uległ zapomnieniu i nie 158 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT można już dziś polegać na jego mglistych wspomnieniach, aby zmusić do ciężkiej pracy i bezmyślnego posłuszeństwa: dla obywateli bloku sowieckiego poniżej czterdziestki - a zatem»dla większości - stalinizm to historia starożytna. Jednak w miejsce strachu nie pojawiły się nadzieja i zachęty. W rezultacie twórcza energia ludzi żyjących w systemach typu sowieckiego skierowana została w kanały prywatne i opozycyjne, nie tylko nie przynosząc tym reżimom żadnego pożytku, ale wręcz przysparzając im na wiele sposobów szkód. Normalny i zdrowy duch gospodarczej przedsiębiorczości, pozbawiony kanałów legalnych, szuka ujścia w półlegalnych, a nawet nielegalnych działaniach związanych z „drugą gospodarką", przekupstwem i czarnym rynkiem. Obywatele zatroskani sprawami publicznymi jawnie bądź skrycie wyrażają swój sprzeciw, którego reżim nie jest w stanie stłumić, a jedynie może próbować utrzymać go w bezpiecznych granicach. Innymi słowy, wszystko co dynamiczne i kreatywne, czy to w sferze gospodarczej czy intelektualnej, spychane jest przez system w działalność przestępczą; siły, które powinny wzmocnić reżim, z konieczności podminowują go. Tak, w wielkim skrócie, przedstawia się problem, przed jakim stoją reżimy post-stalinowskie, i któremu wcześniej czy później będą musiały stawić czoła. Trzeba znaleźć jakiś sposób na pogodzenie interesów państwa i jego elity rządzącej z twórczą energią obywateli. Tego zaś nie da się osiągnąć, jeśli elita nie będzie gotowa poświęcić części swej władzy i wejść w bardziej partnerskie stosunki ze społeczeństwem, choćby w ograniczonym zakresie. Nie ma potrzeby rozważać tu w detalach możliwych programów reform w Związku Sowieckim i jego koloniach. Lepiej wskazać główne zasady, na których opierać się musi każda reforma, mająca przynieść jakikolwiek pożytek. Przede wszystkim trzeba zaprząc twórcze siły kraju do służby publicznej, aby zasypać przepaść między dążeniem do realizacji prywatnych interesów - co obecnie stanowi jedyny cel większości obywateli krajów komunistycznych, włączając w to również przywódców - a interesem społeczeństwa jako całości. Ażeby to osiągnąć, niezbędne wydają się trzy reformy. Pierwsza to praworządność. Obywatel społeczeństwa komunistycznego nie musi koniecznie brać udziału w tworzeniu ustaw - tego uprawnienia nomenklatura z całą pewnością nie przyznałaby nikomu z własnej woli - ale musi on być przekonany, że prawa zawarte w ustawach są wiążące dla wszystkich, włączając w to także przedstawicieli władz państwowych. Obywatelska świadomość tego, co wolno i czego nie wolno czynić, jest warunkiem sine qua non jakiegokolwiek sprawnie funkq'onujacego spo- CZYZWIĄZEKSOWIECKIJESTREFORMOWALNY? 159 leczeństwa. Ten wymóg oznacza, między innymi, ścisłą kontrolę sądową nad działaniami partyjnej biurokracji - a zatem koniec odziedziczonej po caracie tradycji, w myśl której słudzy rządu stoją ponad prawem. Praworządność jest do pogodzenia z autorytarnymi metodami rządzenia, toteż innowacja ta powinna okazać się do zaakceptowania, skoro już zapadnie decyzja o podjęciu reform. Druga reforma to szerszy zakres prywatnej przedsiębiorczości. Gospodarka zarządzana bezpośrednio przez reżim musi związać się z sektorem prywatnym i podchwycić jego dynamizm. To z kolei wymaga decentralizacji procesu podejmowania decyzji ekonomicznych, rozwiązania kolektywnych gospodarstw rolnych, oparcia przemysłu i rolnictwa na zasadzie umów zawieranych przez kontrahentów, co do tej pory było jedynie wyjątkiem, oraz przekazania znacznej części sektora usług i dóbr konsumpcyjnych w ręce prywatne5. W wyniku takich reform powstałaby gospodarka mieszana, w której państwo i establishment partyjny wciąż dzierżyłyby potężną władzę, lecz nie dławiłyby już dłużej sił wytwórczych. Rezygnacja z części władzy menedżerskiej zwróciłaby się nomenklaturze z wielokrotną nawiązką w postaci zwiększonej wydajności. Trzecia reforma to administracyjna decentralizacja ZSRR. Nomenklatura musi uznać, że dni kolonializmu są skończone, że nigdy nie uda jej się stworzyć syntetycznego narodu „sowieckiego" poprzez wtopienie mniejszości etnicznych w szeregi Rosjan. Jest nieprawdopodobne, aby rząd sowiecki dobrowolnie rozbił Związek Sowiecki na wchodzące w jego skład republiki, ale swego rodzaju rzeczywisty federalizm, z szerokim zakresem autonomii dla mniejszości, jest do pomyślenia; wymaga on tylko, by konstytucyjną fikcję zamienić w konstytucyjną rzeczywistość. Byłby to ogromny krok w kierunku zmniejszenia występujących obecnie tarć etnicznych. Patrząc powierzchownie, los reform w państwach komunistycznych może jawić się jako przedmiot wyłącznie akademickiego zainteresowania dla obywateli innych krajów. Ostatecznie to nie ich sprawa pouczać Rosjan, jak mają się rządzić - byle tylko Związek Sowiecki respektował międzynarodowe konwencje i powstrzymywał się od agresji. Jednak w rzeczywistości kwestia ta jest niesamowicie istotna z racji ścisłego związku, łączącego system panujący wewnątrz państwa z jego działaniem na are- 5 W kontraktowym systemie pracy, praktykowanym tu i ówdzie w sowieckim rolnictwie i przemyśle, grupy rolników i robotników zawierają z przedsiębiorstwami państwowymi umowy, wedle których pracownicy ci nie pobierają standardowych pensji za spełnienie określonych norm, lecz wynagradzani są za wyniki swej pracy. 160 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT nie międzynarodowej. Sowiecki militaryzm i skłonność do agresji nie są, jak się powszechnie mniema, wytworem mitycznej paranoi, wynikającej z wieków obcych agresji: wystarczy tylko odrobinę głębsza znajomość historii Rosji, by wiedzieć, że kraj ten podejmował działania agresywne przeciwko swym sąsiadom o wiele częściej i z większym uporem, niż jego sąsiedzi przeciwko niemu6. Imperializm stanowi trwały element systemu sowieckiego po części dlatego, że jego elita rządząca nie potrafi usprawiedliwić swej władzy i przywilejów inaczej, jak tylko wytwarzając widmo wiecznie obecnego zagrożenia z zewnątrz, a po części dlatego, że manifestacją swej potęgi poza granicami próbuje ona zrekompensować swym obywatelom niedostatek, jaki cierpią w kraju. Istota problemu - i główne zagrożenie dla światowego pokoju dzisiaj - tkwi w politycznym i gospodarczym systemie stalinizmu, który następcy Stalina utrzymują nawet po tym, jak jego twórcę zamienili już dosłownie w nie-osobę*. Dopóki nomenklatura pozostaje tym, czym jest do tej pory, dopóki w Związku Sowieckim panuje bezprawie, i dopóki energia ludzi nie może wyrazić się w sposób twórczy, dopóty nikt na świecie nie może czuć się bezpiecznie. VIII Klucz do światowego pokoju leży przeto w wewnętrznym przekształceniu systemu sowieckiego w kierunku praworządności, gospodarczej decentralizacji, szerszego zakresu pracy kontraktowej i wolnej przedsiębiorczości, oraz samostanowienia narodów. Przeszkody stojące przed tymi reformami są przytłaczające. Nomenklatura będzie opierać się tego rodzaju zmianom tak długo, jak tylko będzie mogła, a to w rezultacie oznacza: jak długo będzie w stanie rekompensować wewnętrzne niepowodzenia triumfami za granicą. Podjęcie agresywnej polityki zagranicznej będzie dla niej zawsze atrakcyjniejsze od radzenia sobie z problemami wewnętrznymi, ponie- 6 W 1898 roku Rosyjski Carski Sztab Generalny ukończył historyczne studium rosyjskiej wojskowości. Wydawca, w tomie zamykającym dzieło, zapewnił czytelników, że mogą być dumni ze swej przeszłości i spoglądać z ufnością w niepewną przyszłość: z 38 kampanii wojennych, jakie prowadziła Rosja w ostatnich dwustu latach, 36 miało charakter „ofensywny", a jedynie dwie defensywny. N.N. Suchotin, Wojna w istorii russkowo mim (Wojna w historii rosyjskiego świata), St. Petersburg, 1898, str. 13-14. * Określenie zaczerpnięte z Roku 1984 Orwella, odnoszące się do osób, których istnienie zostało wymazane z wszelkich dostępnych dokumentów, gazet, itp. [przyp. tłum.] CZY ZWIĄZEK SOWIECKI JEST REFORMOWALNY? 161 waż w tym pierwszym przypadku może ona zyskać na czasie wszelkiegi rodzaju manewrami taktycznymi, podczas gdy problemy wewnętrzne wymagają zmian strukturalnych, które o wiele trudniej jest potem cofnąć Sedno sprawy tkwi w tym, że większość obywateli jakiegokolwiek państwa, w tym i Związku Sowieckiego, nie interesuje się zbytnio polity ką zagraniczną. Mogą być rozczarowani upokorzeniami swego kraju lub uniesieni jego triumfami, lecz skutki takich wydarzeń odczuwają jedynie pośrednio. Tymczasem to, co dzieje się w kraju, ma dla nich znaczenie zasadnicze i bezpośrednie; w tej dziedzinie każdy obywatel jest eksper tem. Rywalizując z demokracjami, które pragną tylko, by pozostawione w spokoju mogły zająć się własnymi interesami handlowymi, rząd typu so wieckiego może przez cały czas pozostawać w ofensywie. W kraju jedna kowoż prowadzi on nieustającą kampanię defensywną przeciwko wła snemu społeczeństwu, które gotowe jest wykorzystać każdą sposobność i każdą oznakę słabości, by zagarnąć dla siebie nieco więcej władzy ekono micznej i politycznej. Skoro tylko społeczeństwo zajmie jakąś nową pozy cję, bardzo trudno ją potem z powrotem odbić. Uwzględniwszy te trudności, trzeba jednak jasno stwierdzić, że system stalinowski, panujący obecnie w Związku Sowieckim, przeżył czasy swej użyteczności, zaś siły prące do zmiany wkrótce staną się nie do zatrzymania. Kiedy Związek Sowiecki zwróci swą energią do wewnątrz, siłą rzeczy osłabnie jego militaryzm i ekspansjonizm. Warunkiem wstępnym wszelkich sowieckich reform jest jednak przekazanie przez nomenklaturę części swoich uprawnień społeczeństwu, ograniczenie arbitralnej władzy jej członków, zastąpienie biurokratycznych kaprysów stosunkami opartymi na prawie i umowach. Jakiekolwiek zmiany w tym kierunku będą studzić nieokiełznaną dotąd pasję podbojów, ponieważ zwykli obywatele jakkolwiek nie pochlebiałaby im zewnętrzna potęga Rosji -bardziej przejmują się tym, co dzieje się w ich kraju. Niesamowicie trudne zadanie wewnętrznej przebudowy, jakie stoi przed krajem, nie może zostać podjęte, dopóki wydatki na cele militarne pozostają na obecnym poziomie. Cięci!) w budżecie wojskowym będą z kolei wymagać bardziej pokojowej poi i ty ki zagranicznej. Innymi słowy: im większy nacisk na reżim sowiecki, by zajął się on rzeczywistym kryzysem dotykającym kraj, zamiast zajmować się sztucznie wytworzonymi kryzysami za granicą, tym większa zależ ność reżimu od własnych obywateli, a w rezultacie - większa zdolność obywateli do odciągania go od awantur zagranicznych. Tę uwagę poczynił już sto lat temu Fryderyk Engels: „Cała groźba wojny światowej zniknie w chwili, gdy w Rosji zmiana polityki pozwoli ludowi rosyjskiemu położyć kres carskiej tradycji podbojów i sku- 162 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT pić się na własnych żywotnych interesach - interesach, które obecnie są skrajnie zagrożone - zamiast snuć fantazje podboju świata."7 Ktokolwiek wątpi w taki rozwój wypadków, niech ma na uwadze ewolucję Chin od śmierci Mao. Dopóki to Mao rządził Chinami, kraj ten prowadził skrajnie agresywną politykę zagraniczną, zagrażając Trzeciemu Światu pożogą kampanii „narodowo-wyzwoleńczych", lekceważąc przy tym nawet ryzyko wojny atomowej. Waszyngton potraktował to zagrożenie tak poważnie, że wysłał setki tysięcy ludzi na drugą półkulę, aby udowodnić, że potrafi opanować sytuację. Tymczasem następcy Mao doszli do wniosku, że ich priorytetem musi być modernizacja gospodarcza; gdy ta decyzja zapadła, agresywne działania i słowa ustały, jak ręką odjął. Ekonomiczna modernizaqa oznaczała szereg reform, w tym decentralizację procesu podejmowania decyzji, stopniowy demontaż systemu kolektywnych gospodarstw rolnych, większą swobodę dla sektora prywatnego. Równocześnie podjęto próby wprowadzenia większej praworządności w stosunkach między państwem a obywatelami. Okopana na swych pozycjach biurokracja w sobie właściwy sposób sabotowała po cichu wszystkie te zmiany, ale nawet przy tym sabotażu wpływ tych zmian na politykę zagraniczną był zdumiewający. Mając świadomość, że lepsze stosunki z Zachodem są kluczowe dla programu modernizacji, Chiny ostrożnie zaczęły nawiązywać z nim bliższe kontakty gospodarcze, polityczne i militarne. Zatem to nie sukces lecz niepowodzenia doprowadziły do tego, że komunistyczne Chiny z śmiertelnego wroga krajów „kapitalistycznych" przemieniły się w ich quasi-partnera; nie obietnice zachodniego wsparcia lecz desperacka potrzeba uzyskania takiej pomocy. I nawet uczyniwszy słuszne zastrzeżenie, że Rosja to nie Chiny, trudno dostrzec, dlaczego doświadczenie jednego stalinowskiego kraju nie miałoby się bezpośrednio odnosić do innego takiego państwa. Z powyższych uwag nietrudno jest wyciągnąć wnioski dla polityki prowadzonej przez państwa zachodnie. Zachód powinien wykorzystać wszystkie swe możliwości, aby wesprzeć siły działające na rzecz zmiany wewnątrz ZSRR i jego satelitów - siły, które już wykruszają stalinowskie fundamenty reżimów komunistycznych. Celowi temu może po części służyć twardy opór wobec sowieckiej ekspansji i militarnego szantażu: taki opór odetnie nomenklaturze możliwość rekompensowania wewnętrznych niepowodzeń triumfami za granicą. Po drugie, odmawiając blokowi so- 7Friedrich Engels, Die auswdrtige Politik des russischm Zamnthums (Polityka zagraniczna rosyjskiego caratu), „Die Neue Zeit", Stuttgart, t. VUI, str. 202. CZYZWIĄZEKSOWIECKI JEST REFORMOWALNY? 163 wieckiemu jakiejkolwiek pomocy gospodarczej, Zachód doprowadzi do nasilenia potężnych napięć, jakim poddane są niesprawne gospodarki komunistyczne. To z kolei popchnie je w kierunku ogólnej liberalizacji, jak również porozumienia się z Zachodem, co jest jedynym sposobem na redukcję wydatków militarnych i uzyskanie dostępu do zachodniej pomocy w procesie modernizacji. Doświadczenie wielokrotnie pokazywało, że próby powściągnięcia sowieckiej agresywności mieszaniną kar i nagród nie spełniają swego celu, bowiem odnoszą się one do objawów problemu, tj. samej agresji, a nie do jej przyczyny, którą jest system polityczno-gospodarczy skłaniający do agresywnego zachowania. Zachód powinien przeto, w swoim własnym interesie, ośmielać anty-stalinowskie siły i procesy działające wewnątrz bloku sowieckiego. Taka polityka wymaga nie tyle szczególnych działań na rzecz obalenia komunizmu, ile cierpliwego wyczekania, aż komunizm upadnie sam. „Foreign Affairs", jesień 1984 ZWIĄZEK SOWIECKI DRYFUJE Przez czterdzieści lat, jakie upłynęły po II wojnie światowej, Stany Zjednoczone miały do czynienia z surowym, wrogo nastawionym Związkiem Sowieckim. Wytworzony w rezultacie stan napięcia międzynarodowego doprowadził do dwóch wojen, w których oddziały amerykańskie walczyły z reprezentantami obozu sowieckiego, a także pobudzał stale regionalne konflikty, zmuszając oba kraje do wydawania olbrzymich sum na obronę. Paradoksalnie jednak owo napięcie podtrzymało zarazem globalną stabilność, gdyż obydwa supermocarstwa powściągały swoich sojuszników i klientów i unikały bezpośredniej konfrontacji zbrojnej. W powszechnej opinii ten okres historii dobiegł końca. Można więc zrozumieć, że niemało politycznych i wojskowych osobistości w obu krajach spogląda z nostalgią w czasy Zimnej Wojny. Wraz ze zbliżaniem się XXI wieku sytuacja międzynarodowa nabiera nowych i na razie niezbyt jeszcze czytelnych kształtów. Wpływają na to rozmaite procesy, z których być może najważniejszym jest stopniowe zanikanie państwa narodowego, najważniejszego czynnika organizującego zachodnie społeczeństwo i jego zdobycze od XVII wieku. Oddolna presja w formie etnicznych separatyzmów i terroryzmu wykrusza tradycyjny autorytet demokratycznych rządów. Przepływ kapitału ignoruje istnienie granic państwowych. Podobnie zachowuje się ruch całych populaq'i, który przekracza obecnie wszystko, z czym mieliśmy do czynienia od czasu wielkiej wędrówki ludów u schyłku starożytności. Uciekając przed wojną albo przed nędzą, dziesiątki milionów ludzi przecina swoje korzenie i rusza w drogę. Jak daleko zaawansowane są owe procesy migracyjne pokazała niedawna inwazja Iraku na Kuwejt, która w ciągu miesiąca usunęła z tego maleńkiego kraju ponad milion emigrantów zarobkowych. Polityka przyszłości stanie się zapewne mniej przewidywalna, gdyż znacznie wzrasta liczba aktorów międzynarodowej sceny. Tak jak klasyczne imperia XIX wieku ustąpiły miejsca mnogości państw narodowych, tak teraz państwa narodowe rozpadają się pod wpływem sił odśrodkowych. Trudno oprzeć się wrażeniu, iż znaczna część współczesnego świata wkracza w okres neofeudalizmu. ZWIĄZEK SOWIECKI DRYFUJE 165 Imperium sowieckie aż do niedawna skutecznie chroniło się przed owymi destrukcyjnymi procesami za pomocą wyjątkowego systemu kontroli społeczeństwa. Sześć lat temu jednak jego przywódcy zdali sobie sprawę, że za tę stabilizację Związek Sowiecki zapłacił ogromną cenę w postaci zastoju swojej gospodarki i publicznej apatii, które razem zagroziły przekształceniem tego kraju w drugorzędne państwo. Sowieccy przywódcy uznali, że trzeba to zmienić, ale nie mieli żadnego programu. Zdawali się zakładać, że cały system jest zasadniczo dobry i można go będzie naprawić przez zastrzyk nowej energii. Gejdar Alijew, niegdyś członek Polit-biura, powiedział rzeczywiście, iż Michaił Gorbaczow został wybrany na szefa partii ponieważ wydawał się bardziej „energiczny" niż jego rywale i oczekiwano, że użyje on owej energii do rozwinięcia komunizmu.1 Z dzisiejszej perspektywy wydaje się oczywiste, że cale sowieckie kierownictwo, w tym Gorbaczow, nie docenili zarówno ogromu przedsięwzięcia, jakie czekało każdego, kto zechciałby zerwać ze status quo, jak i determinacji beneficjentów istniejącego systemu w oporze przeciwko wszelkim zmianom. Padając ofiarą własnej propagandy przywódcy KPZR wierzyli, że system komunistyczny potrzebuje jedynie renowacji. Sowieckie kierownictwo wkrótce jednak przekonało się, że odziedziczyło doszczętnie spróchniałą strukturę, której żadna część nie mogła zostać naprawiona bez naruszenia innych. Kiedy ta świadomość zaświtała, ostrożne korekty zastąpiono reformami. Ich celem były zmiany bardziej fundamentalne, aż do faktycznego odrzucenia leninowsko-stalinowskie-go dziedzictwa. W rezultacie owych zmian wystawiono na szwank stabilność komunistycznego systemu w jego rzeczywistej postaci: sztucznej formy, narzuconej odgórnie i pozbawionej wewnętrznego poparcia. To, co zostało stworzone przy użyciu przemocy, dało się utrzymać tylko przemocą; ceną za utrzymywanie tej sytuacji była ogólnopaństwowa martwica. Reformy, które zaczęto przeprowadzać w rosnącym tempie począwszy od 1985 roku, nadszarpnęły złudzenia tak troskliwie pielęgnowane przez sowiecką władzę wśród jej poddanych że stoją oni na czele awangardy postępu i cieszą się bezpieczeństwem, jakiego nie ma nikt inny na świecie. Aby usprawiedliwić konieczność coraz głębszych reform, sowieckie kierownictwo musiało wreszcie powiedzieć prawdę o sytuacji kraju, która w rzeczywistości pogarszała się nadal, nawet w czasie wprowadzania reform w życie. Wszystko to doprowadziło mieszkańców Związku Sowieckiego do swego rodzaju kolektywnej depresji. Tatiana Zasławska, 1 „Golos Armenii", 7 X1990, cyt. za: „Radio Free Europe/Radio Liberty Daily Report", nr 200,19 X 1990. 166 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT dyrektor jednego z ważniejszych sowieckich ośrodków badania opinii publicznej, dostrzega ten fakt, iż społeczeństwo zostało ogarnięte skrajnym niepokojem i pesymizmem: * „Kiedy rok temu pytaliśmy ludzi, czy liczą na lepszą przyszłość, 62 procent odpowiedziało negatywnie. We wrześniu tego roku już tylko półtora procent respondentów pokładało nadzieje na lepszą przyszłość. Nawet w Moskwie było ich jedynie pięć procent. W wielu rejonach kraju nie mogliśmy znaleźć ani jednej osoby, która nie obawiałaby się przyszłości."2 Pieriestrojka odsłoniła w ten sposób oszukańczą naturę systemu komunistycznego i czyniąc to doprowadziła kraj do stanu, który Zasławska określiła jako „nerwowe wyczerpanie". Żadne manipulowanie instytucjami czy procedurami nie jest w stanie przezwyciężyć tego ogólnospołecznego niepokoju; jego źródła leżą u podstaw sytuacji, w jakiej znalazło się sowieckie państwo i sowieckie społeczeństwo. Zanim określi się politykę wobec Związku Sowieckiego, trzeba zrozumieć jego sytuację wewnętrzną. To zalecenie wydaje się oczywiste, a jednak nie zawsze postępowano zgodnie z nim. Polityka Stanów Zjednoczonych wobec zagranicy tradycyjnie kierowała się raczej subiektywnymi pragnieniami niż rozpoznaniem obiektywnej rzeczywistości. Podchodzimy do polityki z moralistycznego punktu widzenia. Doświadczenie uczy, że poparcie amerykańskiego elektoratu dla aktywnego zaangażowania zagranicą można uzyskać tylko wówczas, jeżeli zostanie on przekonany, że będzie to służyło jakiemuś moralnemu celowi. Odwołanie się wyłącznie do narodowego interesu nie sprawdza się, ponieważ większość Amerykanów nie uważa, aby można było istotnie skorzystać na zaangażowaniu za granicą, a Realpolitik do nich nie przemawia. Nie chodzi tutaj o krytykę tego stanowiska, a jedynie o przestrogę, by brać je pod uwagę. Amerykański moralizm służył siłą dobru, nawet jeśli niekiedy był zabarwiony hipokryzją, i dostrzegalnie podniósł standardy postępowania na arenie międzynarodowej. Problem polega na tym, iż jednocześnie wykazuje on tendencję do zaciemniania amerykańskim politykom twardej rzeczywistości tego świata, z którym mają do czynienia, pobudzając ich do myślenia w tych samych czarno-bialych kategoriach, do jakich uciekają się w poszukiwaniu poparcia elektoratu. Gorbaczow został ogłoszony „cudem", namaszczono go na „człowieka dekady" i uhonorowano pokojową nagrodą Nobla. Mimo, iż amerykańska prasa opisuje w przygnębiających szczegółach załamanie sowieckiego społeczeństwa pod jego rządami, zgodnie z dominującym w Wa- 2„Komsomolskaja prawda", 30 X 1990, nr 249. ZWIĄZEK SOWIECKI DRYFUJE 167 szyngtonie (i nie tylko) poglądem trzeba popierać Gorbaczowa za wszelką cenę, gdyż alternatywa może być tylko gorsza. To może być prawdą, albo nie. Jednak to nie pytanie o to, co jest gorsze, a co lepsze powinno być najważniejsze przy formułowaniu rozsądnej polityki Stanów Zjednoczonych wobec Związku Sowieckiego na progu lat 90. Najważniejsze pytanie brzmi: co jest bardziej prawdopodobne? Wydarzenia w ZSRR mają swoja dynamikę. Nasza zdolność wpływania na ich bieg jest w najlepszym razie minimalna, tym bardziej, że polityka zagraniczna odgrywa w owych wydarzeniach drugoplanową rolę. Chociaż najbardziej widoczne przejawy sowieckiego kryzysu mają charakter ekonomiczny, to jednak jego istota jest polityczna. Przejąwszy na własność wszelkie zasoby wytwórcze kraju, państwo sowieckie przyjęło tym samym odpowiedzialność za wszystkie ekonomiczne niedostatki. A ponieważ komuniści nie pozwolili żadnej innej partii na współudział we władzy, niezadowolenie konsumentów oznacza zarazem odrzucenie komunizmu jako takiego. Badania opinii przeprowadzone w lipcu 1990 r. wskazują, że liczba obywateli, którzy zachowują „pełne zaufanie" do Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego spadła do 14 procent. Jest ich znacznie mniej niż tych, którzy wyrażają swoje zaufanie do armii (35 procent), czy nawet do KGB (24 procent). Między 80 a 90 procent respondentów odrzuca socjalizm; niewielka mniejszość, która wciąż go popiera składa się niemal wyłącznie z ludzi starszych, którzy obawiają się, że rozluźnienie systemu ekonomicznego może zagrozić ich przywilejom emerytalnym na starość.3 Kryzys polityczny ma dwa zasadnicze aspekty: wertykalny konflikt wewnątrz partii komunistycznej między elementami konserwatywnymi i demokratycznymi oraz konflikt horyzontalny między rządem centralnym i rządami 15 konstytucyjnych republik Związku. Gorbaczow początkowo próbował realizować reformy za pośrednictwem aparatu partyjnego. Podobnie jak inne instytucje władzy w ZSRR (w tym armia), partia jest podzielona wzdłuż osi pokoleniowej. Na nieszczęście dla Gorbaczowa, elementy demokratyczne, liczące około jednej trzeciej ogółu partii, skupiają się wokół młodszych członków, którzy zajmują niższe funkcje w aparacie. Starsi komuniści, wypełniający szeregi nomenklatury, 3„Izwiestija", 29 XI1990, nr 332. 168 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT są twardymi konserwatystami.4 Przeciwstawili się oni i przy pomocy biernego oporu udało im się skutecznie zablokować program reform Gorbaczo-wa, ponieważ zagrażał on ich materialnemu utrzymaniu i przywilejom, które zależały od partyjnej kontroli nad życiem ekonomicznym. Sfrustrowany tym oporem, Gorbaczow zdecydował się odwołać do masowego poparcia, które jak wiedział sprzyjało zmianom. W tym celu podjął niezmiernie ryzykowny krok polegający na przeniesieniu centrum politycznych decyzji z partii do państwa. Powołał do życia nową instytucję - Zjazd Delegatów Ludowych, którego wielu członków wybieranych było w oparciu o rzeczywiste wybory demokratyczne; tchnął także życie w fasadowe dotąd rady związkowe (sowiety) poszczególnych republik. Jednocześnie Gorbaczow osłabił partię pozbawiając ja statusu monopolisty jako jedynej legalnej organizacji politycznej w kraju, ograniczył drastycznie kompetencje Politbiura i pozbawił partię większości jej dochodów. Posunięcia te wywołały prawdziwą rewolucję poprzez podważenie systemu dyktatury jednej partii, który stanowił faktyczną konstytucję Związku Sowieckiego od 1918 roku. Zmiana w instytucjach państwowych okazała się jednak niezmiernie trudna do osiągnięcia. W systemie leninowsko-stalinowskim organy państwowe posłusznie realizowały partyjne dyrektywy; nie wykonywały żadnych funkcji ustawodawczych i dlatego też nie miały żadnych doświadczeń legislacyjnych. Pozbawienie partii funkcji władzy państwowej miało zatem konsekwencje podobne do tych, jakie spowodowała w marcu 1917 roku abdykacja cara, a mianowicie administracyjny chaos. W pierwszym przypadku przestała funkcjonować carska biurokracja, w nowym - biurokracja komunistyczna. Carat i komunizm to właśnie łączyło: tworzyły jedyne więzi administracyjne, które trzymały razem to ogromne imperium. Kiedy centralny zwornik całego systemu przestał funkcjonować, cała struktura się rozpadła ponieważ nic jej nie podtrzymywało od dołu. Gorbaczow, tak jak Aleksander Kiereński, rozpaczliwie starał się od tego momentu zapobiec załamaniu całego systemu rządów, które zostało sprowokowane jego własnymi działaniami - wymyślaniem coraz to nowych in- 4 Badanie opinii przedstawione w tygodniku „Argumienty i fakty" (nr 29 z 21-27 VII 1990) pokazuje, że 68 procent delegatów na XXVIII zjazd partii chciało utrzymania „demokratycznego centralizmu"; 67 procent popierało utrzymanie statusu partii jako „awangardy" społeczeństwa, a 64 procent uznało, że powinna odgrywać kierowniczą rolę w armii i KGB. Ponieważ delegaci pochodzili głównie z wyższych sfer partyjnych, statystyka ta może przeceniać siłę zwolenników linii konserwatywnej w całej partii. ZWIĄZEK SOWIECKI DRYFUJE 169 stytucji, które miały wypełnić próżnię. Jak dotąd jednak proces dezintegracji nie reagował na żadne środki zapobiegawcze. Panuje chaos. Na początku 1990 roku liberalny historyk Jurij Afanasjew miał tyle do powiedzenia: „Tak niewydolna struktura władzy jak nasza... z całą pewnością nigdzie jeszcze nie istniała. Mamy dwie izby Rady Najwyższej. Jest także Prezydium Rady Najwyższej, ze swoimi komitetami i komisjami. Poza tym istnieje Rada Prezydencka i Rada Ministrów. Taka struktura nie może działać normalnie. Podział funkcji między, na przykład, Prezydium Rady Najwyższej i Rada Prezydencką nie jest określony. Władza prezydenta jest, jak by się zdawało, wykonawcza, ale przecież istnieje jeszcze Rada Ministrów, dla której brak wyodrębnionej sfery działalności."5 W ciągu kilku miesięcy, jakie upłynęły odkąd te słowa zostały napisane, powołano jeszcze dwa nowe organy: Radę Federacji i Radę Bezpieczeństwa Narodowego. Stosunek tej pierwszej do istniejących instytucji jest tak nieokreślony, że nie można już nawet powiedzieć, jakie - jeżeli w ogóle jeszcze jakiekolwiek - funkcje pozostały ministrom. Od 1917 roku stałym elementem polityki amerykańskiej było założenie, że w najlepszym interesie Stanów Zjednoczonych leży zachowanie integralności terytorialnej Związku Sowieckiego. Podczas gdy Waszyngton popierał demontaż imperiów mocarstw zachodnioeuropejskich, podtrzymywał jednocześnie imperium rosyjskie, odmawiając uznania aspiracji niepodległościowych nie-rosyjskich narodów ZSRR. Polityka ta była stosowana z taką konsekwencją, iż Waszyngton zignorował nawet ogłoszone w 1990 roku deklaracje niepodległości trzech republik bałtyckich, mimo iż nigdy formalnie nie uznał ich przymusowego wcielenia do ZSRR, traktując je jako de jure niepodległe. Polityka popierania sowieckiej integralności terytorialnej oparta jest na dwóch obawach: 1. że niestabilność i regionalne konflikty, jakie wynikną z rozbicia imperium „zbałkanizują" Europę Wschodnią i znaczną część Azji, co mogłoby okazać się szczególnie niebezpieczne w dobie nuklearnej; 2. Że wyrażenie sympatii wobec narodowych ambicji sowieckich „mniejszości" doprowadzi do zrażenia sobie Wielkorusów, największej i najważniejszej grupy etnicznej tego kraju. Pierwsze z owych założeń może być prawdziwe, ale w praktyce nie ma sensu: nigdzie dążenia narodów do niepodległości nie zostały zahamowane wskutek wzięcia pod uwagę 5 „Strana i mir", nr 3/57,1990, s. 30. 170 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT regionalnej czy globalnej stabilizacji. Stosowane konsekwentnie założenie to musiałoby prowadzić do naszego przeciwstawienia się wycofaniu Związku Sowieckiego z Europie Wschodniej. Drugie założenie podważają świadectwa, iż większość Rosjan nie tylko nie pragnie utrzymywać dalej przemocą pozostałe narody w Związku Sowieckim, ale nawet chce się ich pozbyć. Od swego powołania w 1922 roku, Związek Sowiecki był czymś zupełnie innym niż miał być. Choć nominalnie miała to być federacja wolnych i równych narodów, faktycznie było to cały czas unitarne państwo, rządzone przez usadowioną w Moskwie i zdominowaną przez Rosjan partię komunistyczną za pośrednictwem jej biurokracji, armii i aparatu bezpieczeństwa. Narodowe aspiracje mniejszości, które składały się na blisko połowę ludności ZSRR, miały być zaspokajane przez pozbawione realnej władzy instytucje i pozbawione realnego znaczenia rytuały, podczas gdy rzeczywiste dążenia narodowe były wyciszane i tłumione przemocą. Pod spokojną fasadą szczęśliwej wspólnoty narodów gotowały się etniczne animozje, zaostrzane jeszcze przez rywalizację o dobra konsumpcyjne, pracę i mieszkania. Wystarczyło tylko rozluźnić kontrolę centralną, aby animozje te wybuchnęły na powierzchni. Dezintegraq'a Związku, jaka dokonuje się na naszych oczach, nie ogranicza się wyłącznie do terenów zamieszkanych przez ludność nie-rosyj-ską. Nacjonalizm często wyraża aspiracje jak również frustracje, które w etnicznie jednorodnych regionach mogą przybierać formy narodowo neutralne. To wyjaśnia rozwój wielkoruskiego nacjonalizmu i zarazem równoległy do tego proces zmniejszającego się zainteresowania Rosjan utrzymywaniem ich kolonialnych posiadłości. Badania opinii przeprowadzone w maju 1990 roku pokazują, że 43 procent mieszkańców Republiki Rosyjskiej pragnie wystąpienia ich kraju ze Związku Sowieckiego.6 Przeciwnie do rozpowszechnionego w Waszyngtonie poglądu, znaczna część Rosjan konsekwentnie pragnie udzielić innym republikom niepodległości. Ową tolerancję wobec separatyzmu tłumaczy rozpowszechnione poczucie, że RSFRS, która liczy sobie połowę ludności Związku, ale wytwarza 70 procent produkcji przemysłowej i 80 procent eksportu całego Związku, miałaby się znacznie lepiej jako odrębne państwo. Siły odśrodkowe nie przejawiają się wyłącznie na poziomie republik: niektóre republiki są same z kolei rozdzierane etnicznymi konfliktami. Kilka mniejszości wewnątrz Republiki Rosyjskiej (jak np. Tatarzy i Jakuci) zgłosiło pretensje do suwerenności. Gdzie indziej, niewielkie mniejszości 5 „Argumienty i fakty", nr 21, 26 Maja-1 czerwca 1990. ZWIĄZEKSOWIECKI DRYFUJE 171 żyjące wśród mniejszości bardziej liczebnych (jak Abchazi w Gruzji czy Gagauzi w Mołdowie) zrobiły to samo.7 Wreszcie niektóre rosyjskie miasta i terytoria ogłosiły również swój suwerenny status. Nacjonalistyczne emocje są tylko jedną z przyczyn owego zjawiska. Ma ono także swoje powody ekonomiczne i polityczne. Niezdolność rządu centralnego do zaspokojenia potrzeb konsumentów i załamanie systemu dystrybucji ekonomicznej zmusza każdy region do zajęcia się własnymi potrzebami. Każdy gromadzi zasoby w celu (bezgotówkowej) wymiany z innymi regionami, co odbija się oczywiście na ogólnozwiązkowej gospodarce. Trend ten stanowi zapewne najważniejszą przyczynę załamania jedności ogólnonarodowej, z pewnością przynajmniej w Rosyjskiej Republice. Wiąże się z tym również inny czynnik - większego zaufania, jakie obywatele (niezależnie od narodowości) pokładają obecnie we władzach lokalnych, które lepiej od centralnych rozumieją szczególne potrzeby danego regionu. Tak więc decentralizacja regionów, która się obecnie dokonuje, jest tylko częściowo napędzana idami nacjonalistycznymi; w znacznym stopniu jest ona motywowana niezdolnością centrum do sprawowania efektywnego kierownictwa ekonomicznego i politycznego. Są liczne dane, które świadczą, iż Gorbaczow niedocenia ani stopnia intensywności ani skomplikowania kwestii narodowości w swoim państwie. Gotów jest on uznać, że republiki mają pewne uzasadnione powody do skarg i zasługują na większy udział w procesach decyzyjnych, nie wyraża jednak najmniejszej sympatii dla tendencji separatystycznych, o które obwinia siły ekstremistyczne. Szczególnie irytujący jest dla niego separatyzm Republiki Rosyjskiej. Aby sparaliżować to dążenie raz stara się zniszczyć Borysa Jelcyna, prezydenta RSFRS, to znów zaprasza go do partnerstwa - i jedno i drugie bez wielkiego powodzenia. Stanowczo zbyt długo odkładał spełnienie swej obietnicy zamiany pseudofederacyjnej konstytucji Związku Sowieckiego na taką, która oznaczałaby rzeczywiste równouprawnienie republik. Potrzeba takiej konstytucji stała się koniecznością, odkąd partia komunistyczna straciła swą pozycję hegemona. W rezultacie owego opóźnienia separatyzm tylko się wzmógł. Propozycja nowego traktatu związkowego, przedstawiona w listopadzie 1990 roku, mogły zadowolić republiki trzy lata wcześniej, dziś jednak kilka republik, w tym Rosja, odrzuca tę propozycję. Proces dezintegracji osiągnął punkt, kiedy nie wydaje się już, by jakikolwiek nowy traktat, niezależnie od tego 7 Wielu Gruzinów i Mołdawian wierzy, że owe ruchy separatystyczne pobudzane są przez Moskwę jako narzędzie jej dywersji mającej zahamować dążenia ich republik do niepodległości. 172 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT jak bardzo ugodowy, mógł zaspokoić bardziej nacjonalistycznie zorientowane republiki. Kiedy zdecydowały się one już na separację, jest mało prawdopodobne, aby zdecydowały się zadowolić federacyjną unią. W końcu 1990 roku Rosja i kilka innych mniejszych republik już zachowuje się tak, jakby były suwerennymi państwami. Dążą one do kontroli nad podatkami i nad zasobami ulokowanymi na ich terenie. Nawiązują stosunki dyplomatyczne między sobą i z innymi państwami. Zarówno Jelcyn jak i nowy minister spraw zagranicznych Republiki Rosyjskiej dali do zrozumienia, że opowiadają się za oddaniem Japonii Wysp Kuryl-skich, której to koncesji rząd sowiecki nieugięcie dotąd odmawiał. Najbardziej spektakularnym przejawem owej pewności siebie była podjęta w ostatnich dniach 1990 roku decyzja Republiki Rosyjskiej, aby nie oddawać władzom centralnym 85 procent przychodów, które zawsze dotąd były odprowadzane z Rosji do kasy ogólnozwiązkowej. Każdy dzień przynosi nową ilustrację całkowitej bezsilności władz centralnych. Rada Najwyższa ZSRR zadeklarowała 24 października 1990 roku, iż wydawane przez nią prawa są nadrzędne w stosunku do prawa poszczególnych republik. Jeszcze tego samego dnia Rada Najwyższa Republiki Rosyjskiej potwierdziła, że bez jej ratyfikacji prawa ogólnozwiązkowe nie maja mocy obowiązującej na terytorium Rosji. Podobnie było, kiedy Rada Najwyższa ZSRR zakazała przeprowadzania kontrdemonstracji w rocznicę rewolucji 7 listopada tylko po to, by za chwile dowiedzieć się, że jej zakaz został odrzucony przez zarządy miejskie Moskwy i Leningradu. Kontrdemonstracje odbyły się we wszystkich większych miastach, gdzie obchodzona była rocznica rewolucji; w kontrdemonstracji moskiewskiej brał udział sam Jelcyn. Centralny aparat partii komunistycznej, armii i KGB jest naturalnie przerażony tymi siłami odśrodkowymi, ponieważ zostanie on puszczony z torbami, kiedy tylko realna władza przejdzie z centrum do republik, z których każda ma swoją administrację, wojsko i polityczną policję. Walka o zachowanie Związku Sowieckiego przekształciła się zatem w walkę o przetrwanie nomenklatury. Ona tworzy ostatnią linię obrony osaczonego aparatu starego reżimu. Gorbaczow, niezależnie od całego swojego liberalizmu, pozostaje szefem tego aparatu. Nie pozostawił też wątpliwości, że porzuci pieriestrojkę i rzuci się w objęcia swoich konserwatywnych oponentów, byle tylko zachować Związek Sowiecki i ocalić przewagę rządu centralnego. Jego doradca wojskowy, marszałek Siergiej Achromiejew, przestrzegł w groźnie brzmiącym oświadczeniu, że armia nie będzie się biernie przyglądała rozpadowi Związku Sowieckiego.8 Inni wysocy urzędni- 8„Sowietskaja Rossija", nr 261 z 14 XI1990. ZWIĄZEK SOWIECKI DRYFUJE 173 cy i generałowie wydali podobne oświadczenia. Przestrogi te zdają się sugerować, że Gorbaczow jest gotów rozpętać wojnę domową, byle tylko utrzymać zbuntowane republiki w szyku. Jest to jednak wojna, której rząd centralny nie może wygrać. W dłuższej perspektywie nie posiada on bowiem sił odpowiednich do tego zadania i nie mógłby polegać na swych nie-rosyjskich oddziałach. Rozpad Związku wydaje się więc raczej pewny, tym więcej, że znaczna część ludności Rosji nie chce w nim pozostawać. Istnieje jeszcze możliwość, że Moskwa wystąpi z federalną konstytucją, aby zaspokoić republiki, ale czas ucieka szybko. Władza polityczna w Związku Sowieckim uległa rozproszeniu do tego stopnia, że rząd centralny nie może już zrobić nic więcej, jak tylko wydawać dekrety, którym nikt się nie podporządkowuje i angażować się w stosunki zagraniczne, które nikogo nie obchodzą. W przekonaniu wielu intelektualistów sowieckich, „Związek Sowiecki" stal się już fikcją. IV Natura nie znosi próżni, a polityka nie znosi anarchii. Aktualna sytuacja nie może długo trwać ponieważ nikogo ona nie satysfakcjonuje. Jeżeli stopniowy rozkład rządu nie ma doprowadzić do kompletnego załamania zorganizowanego życia i przekształcić Związku Sowieckiego w gigantyczny Liban, to dwie możliwości wydają się najbardziej prawdopodobne: stopniowa ewolucja poszczególnych republik sowieckich w stronę samowystarczalności, albo też reakcja przeciw temu w formie przewrotu, który - przynajmniej na jakiś czas - przywróci jedność i odnowi centralną władzę przy pomocy siły zbrojnej. Badania opinii publicznej wskazują, że w przybliżeniu dwie trzecie ludności ZSRR popiera demokrację i wolny rynek. Na pierwszy rzut oka dane te zdają się dobrze wróżyć na przyszłość. Tłumaczą one, dlaczego Gorbaczow i jego towarzysze nie odważyli się zaryzykować wyborów prezydenckich i parlamentarnych. Niestety jednak siły demokratyczne są podzielone i kiepsko zorganizowane. Składają się one z rozłamowych partii skupionych wokół silnych osobowości. Próby stworzenia większych formacji kończą się niepowodzeniem z powodu braku efektywnego kierownictwa i obaw, że wymuszanie partyjnej dyscypliny będzie prowadziło do bolszewickiego systemu zarządzania. Politycy demokratyczni uzyskali kontrolę nad zarządami miejskimi w około pięćdziesięciu miastach, stają w nich jednak wobec zbyt wielu bieżących, nader pilnych problemów, aby móc przejmować się jeszcze kwestiami ogólnonarodowymi. Zaintereso- J 174 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT wanie polityką rozbudzone dwa lata temu przez wybory do Kongresu Deputowanych Ludowych wygasło ponieważ nowe instytucje polityczne nie doprowadziły do żadnej poprawy warunków życia. Ludzie rozczarowują się do demokracji, zapewne dlatego, że nie mają pojęcia o ile jest ona trudniejsza do wprowadzenia niż dyktatura. Sprawy nie przedstawiają się lepiej, gdy chodzi o gospodarkę. W czerwcu 1990 roku dwie trzecie ludności Związku Sowieckiego wyraziło poparcie dla gospodarki rynkowej.9 Przy dokładniejszej analizie wyniki badania opinii nie dają wcale wielkich powodów do optymizmu. Wydaje się, że przez gospodarkę rynkową respondenci rozumieją system, który obiecuje dobrobyt, ale bez cieni tegoż systemu: bez społecznej nierówności i bezrobocia. Oksymoroniczne pojęcie „rynku regulowanego", lansowane przez władze, odpowiada pragnieniom większości ludzi sowieckich, którzy chcą kapitalistycznego dobrobytu o tyle, o ile płace pozostaną mniej więcej równe a praca będzie zagwarantowana. Tylko 28 procent aprobuje wolny rynek we właściwym sensie tego słowa, to jest o trzy procent mniej niż zwolenników ściśle scentralizowanej ekonomii.10 Pozostałych 41 procent chciałoby zjeść swoje ciastko i jednocześnie zachować je nienaruszone. Instytut badania opinii publicznej Zasławskiej stwierdza, że 75 procent ludności z niechęcią odnosi się do właścicieli spółdzielni produkcyjnych, a więc do miejscowych kapitalistów, a pozostałych 25 procent w najlepszym razie ich toleruje. Jedynie 32 procent mieszkańców miast chciałoby mieć własny interes; zaledwie 4 procent stumilionowej wiejskiej ludności ZSRS pragnie zostać niezależnymi gospodarzami. Zgodnie z konkluzją Zasławskiej, większość obywateli sowieckich uważa, że „większość ich codziennych problemów powinna być rozstrzygana nie przez nich samych, ale przede wszystkim przez organa państwowe"." Takie wyniki badania opinii sugerują, że perspektywy rozwoju politycznej i gospodarczej demokracji nie są w ZSRS bynajmniej obiecujące i że konserwatorzy starego systemu mają więcej zwolenników niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Za fasadą całkowitej odnowy przetrwały stare postawy, podobnie jak siły, które liczą na to, że będą mogły owe postawy wykorzystać. Czekają tylko na swój czas: im większy jest bałagan i im bardziej katastrofalny jest stan gospodarki, tym większe są szansę na odzyskanie władzy przez owe siły. Wśród nich najpotężniejsza pozostaje partia komunistyczna, wciąż 9 „Raboczaja Tribuna", 29 VII 1990. 10 „Argumienty i fakty", nr 2 z 26 V - 1 VI1990. 11 „Komsomolskaja prawda", 30 XI1990. ZWIĄZEK SOWIECKI DRYFUJE 175 największa zorganizowana siła polityczna w kraju. Partia poniosła wielkie straty w ostatnich dwóch latach, tracąc swój monopol na działalność polityczną i swoją kontrolę nad aparatem państwowym. Obecnie musi pogodzić się z istnieniem rywalizujących z nią partii i instytucji elekcyjnych tak na ogólnopaństwową jak i lokalną skalę. Popularność komunistów drastycznie spadła. Liczba członków kurczyła się w zastraszającym tempie: 700 tysięcy oddało swoje legitymacje tylko w ciągu pierwszych ośmiu miesięcy 1990 roku, wśród nich było także kilka najwybitniejszych osobistości życia politycznego kraju. Obecnie kursujący po Moskwie żart głosi, że partia oferuje zwolnienie ze składek na rok dla każdego, kto wprowadzi nowego członka; za wprowadzenie dwóch - dożywotnie zwolnienie ze składek, a za trzech lub więcej - zaświadczenie, że nigdy nie należało się do partii. „Prawda", główny organ partii, straciła tak wielu czytelników, że samo jej przetrwanie staje pod znakiem zapytania. Przyszłość wygląda jeszcze gorzej. Partia komunistyczna musi zrezygnować z wielu swych ekonomicznych przywilejów, w tym ze zwolnień podatkowych, bezpłatnego wynajmu budynków rządowych i monopolu na publikacje, swego głównego źródła dochodów. Mimo to, partia wciąż jest jeszcze potężna. Rządzi, jak zawsze, w większości wsi i wielu prowincjonalnych miastach nietkniętych jeszcze pieriestrojką. Na prowincji, jak mówią, rejonowe komitety partii (mjkomy) są jedynymi skutecznymi organami administracji. W porównaniu z 17 milionami członków partii komunistycznej, partie demokratyczne, z których żadna nie ma więcej jak 100 tysięcy członków, wydają się niezbyt imponujące. Największym źródłem ukrytej władzy partii pozostaje jej zwierzchnictwo nad wojskiem i KGB. Gorbaczow starał się pozbawić partię jej tradycyjnej kontroli nad siłami zbrojnymi, odniósł jednak tylko częściowy sukces. Główny Zarząd Polityczny, którego tradycyjnym zadaniem była indoktrynacja personelu wojskowego i uświadamianie go o aktualnie obowiązującej linii ideologicznej, został zredukowany do nieszkodliwej funkcji wychowawczej. Partia zachowuje jednak inne środki kontroli nad wojskiem. Po pierwsze ten, iż 75 procent oficerów i 100 procent generałów to członkowie partii, zobowiązani do dyscypliny wobec jej kierownictwa. Po drugie, partia nadal wyznacza dowódców w siłach zbrojnych. Wreszcie, po trzecie, generałom udało się zapobiec próbom wprowadzenia politycznego pluralizmu w szeregi wojska - na tej podstawie, iż miałby on stanowić zagrożenie dla jedności i dyscypliny w wojsku. Choć artykuł 6, gwarantujący partii komunistycznej monopol na polityczną działalność, został wykreślony z sowieckiej konstytucji, pozostaje on jednak nienaruszo- 176 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT ny w wojskowych kadrach dowódczych. Tu KPZR pozostaje wciąż jedyna legalna partią polityczną: ponieważ posiada swoje komórki we wszystkich jednostkach na szczeblu pułku i wyżej, jej kontrola nad wojskiem pozostaje nienaruszona. Podobnie jednak jak reszta społeczeństwa, również sowiecki korpus oficerski jest politycznie podzielony. Wyżsi rangą dowódcy pozostają zdecydowanie konserwatywnie nastawieni; średnie rangi - na wpół demokratyczne; młodsi oficerowie - przeważnie demokratyczni. Jednak to generałowie kierują wojskową polityką, a w ostatnich miesiącach wypowiadali się oni coraz bardziej otwarcie przeciwko polityce Gorbaczowa. Początkowo popierali go, ponieważ zdawali sobie sprawę z pogarszającego się stanu ekonomicznej i technologicznej bazy, który wróżył problemy także dla sił zbrojnych. Nie potrafili jednak najwyraźniej przewidzieć, że istotna poprawa bazy ekonomicznej i technologicznej kraju będzie wymagała poważnych cięć w wydatkach na wojsko i ograniczenia jego roli. Rozwścieczyła ich także decyzja o porzuceniu Europy Wschodniej - owocu rosyjskiego zwycięstwa w II wojnie światowej. Pogardzają głasnostią, którą wi-nią za upadek sowieckiego morale i wzrost „rusofobii". Przeraża ich masowe zjawisko unikania poboru i sugerowana możliwość utworzenia armii wyłącznie ochotniczej. Czują, że siły zbrojne, opoka reżimu, poddane zostały upokorzeniom. Tego rodzaju krytyka władz ze strony ludzi w mundurach nie ma precedensu w rosyjskiej historii - może ona oznaczać, iż wojsko wymknęło się spod kontroli Gorbaczowa i połączyło swe siły z najbardziej reakcyjnymi elementami w partii, których bazę instytucjonalną tworzy Rosyjska Partia Komunistyczna. KGB podjęło dosyć ambitną próbę oczyszczenia swego publicznego wizerunku. Jednak według byłego jej wyższego oficera, generała-majora Olega Kaługina, dymisjonowanego w niełasce, działania KGB nie zmieniły się. W liczbach bezwzględnych KGB wciąż jest większa od połączonych sił bezpieczeństwa Europy, Ameryki i Azji (bez Chin). Według Kaługina, nie ma „takiej sfery życia, która nie doświadczałaby oddziaływania ręki KGB czy cienia jej obecności... Kiedy mówimy o nowym wyglądzie KGB, mamy na myśli raczej tylko kosmetyczne zmiany, wcieranie różu w nader przyblakłe policzki starej, stalinowsko-breżniewowskiej szkoły. Fundamenty, metody i procedury pozostają bez zmian".12 Kaługin i inni oskarżają w szczególności KGB o naśladowanie carskiej Ochrany przez umieszczanie agentów w ruchach demokratycznych i 12 „Argumienty i fakty", nr 26 z 30 VI - 6 VII 1990. ZWIĄZEK SOWIECKI DRYFUJE 177 narodowościowych, aby siali w nich zamęt.13 Uważa się także, iż KGB sponsoruje ultrakonserwatywną i antysemicką Pamiat'. Podobnie jak armia, również KGB początkowo popierała pieriestroj-kę, i podobnie jak armia, zaskoczona i przerażona zasięgiem reform, połączyła szeregi z partyjnymi konserwatystami. Mając do dyspozycji 150 tysięcy pewnych żołnierzy, KGB posiada zdolność do zdławienia nie odpowiadających jej prób przejęcia władzy i hamowania trendu ku rzeczywistej demokratyzacji. Istnieją więc potężne siły reakcyjne, które łączą się przeciwko świeżo opierzonym ruchom demokratycznym i narodowościowym w Związku Sowieckim. Zjednoczone wspólna ideologią - nienawiścią wobec Zachodu i lekiem wobec demokracji - siły te czekają na swój czas w nadziei, że tak samo jak reżim komunistyczny w Polsce dziesięć lat wcześniej dadzą opozycji dość sznura, by powiesiła się sama. Z rozmów z przedstawicielami rosyjskiej demokracji można wynieść wrażenie, że tak samo jak przywódcy polskiej „Solidarności" w swoim czasie, nie doceniają oni możliwości wprowadzenia brutalnych sankcji. Wiele wskazuje na to, że w celu zapobieżenia rozpadowi Związku Sowieckiego Gorbaczow istotnie zaczął zmierzać w stronę wprowadzenia takich sankcji. 17 listopada 1990 roku nieoczekiwanie zwrócił się on do rady najwyższej ZSRR z nowym projektem poszerzenia jego już i tak olbrzymiego zakresu władzy, pozwalającego mu sprawować ją za pomocą dekretów. Według nowego projektu prezydent będzie bezpośrednio kierował ministrami. Wojsko i policja otrzymają szerokie kompetencje dla nader arbitralnych działań, natomiast kompetencje, które nadały sobie republiki miałyby zostać skasowane. Owe zmiany instytucjonalne zostały wzmocnione jeszcze przez złowróżbne zmiany personalne. Zorientowany proreformatorsko minister spraw wewnętrznych, Wadim Bakatin, został zastąpiony przez twardogłowego aparatczyka z KGB, Borysa Pugo. Zastępca Pugo, generał Borys Gromów, podejrzewany powszechnie o poważne ambicje polityczne, zyskał obecnie możliwość wykorzystania kil-kusettysięcznych oddziałów wojskowych MSW w dowolnej akcji represyjnej w przyszłości. Zmiany te interpretuje się jako oznaki przejęcia MSW przez wojsko o KGB. Dobrze poinformowany dziennikarz niemiecki porównał te wydarzenia do przygotowań do puczu Ludwika Napoleona Bonaparte w 1851 roku.14 W reakcji na ten właśnie złowróżbny rozwój 13 „Leningradskaja prawda", 21 X 1990, cyt. za: Radio Free Europe/ Radio Liberty Daily Report, nr 214 z 9 XI1990. 14Christian Schmidt-Hauer w „Die Zeit", nr 50 z 7 XII 1990. 178 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT wydarzeń podał się do dymisji sowiecki minister spraw zagranicznych, Eduard Szewardnadze - i uczynił to w sposób jak najbardziej dramatyczny, w nadziei, że uświadomi krajowi zagrożenie nową dyktaturą. Emitowane 11 grudnia 1990 roku telewizyjne wystąpienie szefa KGB, Władimi-ra Kriuczkowa, które - jak oświadczył - wypowiadane było w imieniu Gorbaczowa, było najbardziej niepokojącym potwierdzeniem tego, że zagrożenie, o którym mówił Szewardnadze jest jak najbardziej realne. Po raz pierwszy od czasu wprowadzenia pieriestrojki tak wysoki rangą przedstawiciel sowieckiego rządu oskarżył zachodnie służby specjalne o prowadzenie „tajnej wojny", której celem jest rozbijanie Związku Sowieckiego poprzez popieranie ruchów dysydenckich. Z uwag tych wynika, że opozycja demokratyczna i narodowościowa winna jest zdrady głównej. Jeśli Gorbaczow rzeczywiście popiera te neostalinowskie poglądy i kolejne posunięcia zmierzające w stronę konfrontacji, będzie musiał zrezygnować ze wszystkiego co próbował robić od momentu objęcia władzy i będzie musiał powrócić do metod starego reżimu. Wątpliwe, by udało mu się cofnąć zegar historycznych przemian lepiej niż generałowi Jaruzelskie-mu dziewięć lat temu. Ale może spróbować. V Sytuacja wewnętrzna w Związku Sowieckim jest tak płynna i poten-q'alnie wybuchowa, że niemożliwe jest sformułowanie niczego, co przypominałoby spójną i konsekwentną politykę. Dążenie do tego przypominałoby planowanie rekonstrukcji miasta w czasie, gdy jest ono wciąż wstrząsane potężnym trzęsieniem ziemi. Dopóki kierunek polityki Związku Sowieckiego zmienia się niemal z dnia na dzień, dopóty polityka Stanów Zjednoczonych musi być odpowiednio elastyczna. Trzeba być przygotowanym na wiele rozmaitych opcji - od całkowitego załamania władzy, przez różne warianty rządów demokratycznych i autorytarnych, aż do wprowadzenia wojowniczej, militarno-policyjnej dyktatury. Z oczywistych powodów Waszyngton wolałby mieć do czynienia ze spójnym organizmem państwowym, kierowanym przed demokratycznie wybrane władze, cieszący się dobrodziejstwami gospodarki rynkowej i współpracujący na rzecz zachowania pokoju światowego. Prawdopodobieństwo ewolucji Związku Sowieckiego ku roli stabilnego i stabilizującego sytuację światową partnera jest jednak małe. Siły wyzwolone przez pieriestrojkę nie zostaną raczej zaspokojone w taki sposób. Nastawienie Zachodu wciąż odbija optymizm z wczesnego okresu reform Gorbaczowa, tymczasem sy-tuaqa wewnątrz ZSRR nie uzasadnia już takich optymistycznych nadziei. ZWIĄZEK SOWIECKI DRYFUJE 179 Polityka amerykańska musi odnieść się do faktu, że Gorbaczow nie jest już rzeczywistym reprezentantem swego kraju i że baza jego społecznego poparcia - poniżej 20 procent, według ostatnich badań opinii - jest zbyt płytka, aby zapewnić jego polityczne przetrwanie w innej roli niż dyktatora. Obecnie najbardziej popularni politycy w ZSRR są to, bez wyjątku, przywódcy republikańscy i liderzy miejskich zarządów, którzy bardziej nastawieni są na realne potrzeby obywateli - wśród nich Jelcyn, który cieszy się poparciem ponad 90 procent Rosjan. Gorbaczow osłabił partie komunistyczną, zostawiając ją na łasce skrajnych konserwatystów. Instytucje państwowe, w których widział nową bazę swojej władzy, załamały się i jeśli w ogóle funkcjonują, to tylko na poziomie lokalnym. Gorbaczow zrezygnował z partii, nie zyskując w zamian efektywnego aparatu państwowego. Obsypywany za granicą zaszczytami i pochwałami, w kraju Gorbaczow traci coraz bardziej na znaczeniu: nic oprócz zamachu stanu nie może przywrócić jego wewnętrznej władzy. Taki przewrót pociągnął by za sobą nieuchronny zwrot na prawo, w kierunku przeciwnym do demokracji, praw człowieka i gospodarki rynkowej, ku jakimś formom autorytaryzmu, wykorzystującego tradycyjne metody represji. Innymi słowy, jeśli Gorbaczow chce pozostać przy władzy, musi porzucić swój reformatorski program, który przyniósł mu taka popularność na zachodzie. Przyszłość demokracji w ZSRR nie zależy już od niego, ponieważ nie może on już liczyć na sprawowanie władzy w oparciu o demokratyczny consensus. Przyszłość demokracji zależy raczej od przetrwania rządów republikańskich. Możliwość, by Związek Sowiecki odrodził się jako unitarne państwo, wydaje się nikła. Raczej rozpadnie się on całkowicie, albo też przekształci się w luźna wspólnotę ekonomiczna w pełni niepodległych państw - według wzoru wczesnej EWG czy EFTA. W każdym wypadku z tym, co obecnie tworzy ZSRR, trzeba będzie prowadzić politykę nie tylko, albo nawet w ogóle nie poprzez Kreml, ale przez bezpośrednie kontakty z indywidualnymi podmiotami. Jeśli ta ocena jest trafna - a podziela ja wielu intelektualistów rosyjskich - wówczas Waszyngton nie może postępować dalej na podstawie założenia, że ZSRR jest jedynym legalnym partnerem. Czy nam się to podoba czy nie, władza rządu centralnego ZSRR skurczyła się do tego stopnia, że ośrodki efektywnej suwerenności znajdują się obecnie poniżej poziomu ogólnosowieckiego. Ta rzeczywistość wymaga prowadzenia dwutorowej polityki: kontakty z sowieckim rządem centralnym w kwestiach, w których wciąż on tylko decyduje - takich jak np. kwestie rozbrojenia -musza być dopełnione przez bezpośrednie kontakty z władzami republi- 180 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT kańskimi. Zagraniczne mocarstwa w swych stosunkach ze Związkiem Sowieckim zrobią najlepiej, jeśli sprawdzą zmianę środka ciężkości władzy w tym kraju, metodą prób i błędów ustalając, które instytucje - centralne czy republikańskie - są w stanie podpisywać i wypełniać polityczne i gospodarcze umowy. Niezależnie od kilku uderzających ustępstw w kwestiach ograniczenia zbrojeń, większość sowieckich wysiłków zbrojeniowych toczy się dawnym torem. Niektórzy ekonomiści sowieccy twierdzą, że sektor wojskowy nie został dotknięty poważniejszymi cięciami i że nadal cieszy się on najwyższym priorytetem w gospodarce. Według premiera Republiki Rosyjskiej, związany z wojskowością przemysł wytwarza wciąż około 55 procent ogółu produkcji przemysłowej RSFRS; inne źródła wskazują, że 85 procent przedsiębiorstw w Leningradzie związanych jest z „kompleksem wojskowo-przemysłowym". Mimo obietnic „konwersji" z produkcji wojskowej na cywilną, według raportu „Izwiestii" nakłady na obronę w 1991 roku wzrosną, w szczególności na uzbrojenie.15 Żadna z tych informacji nie świadczy o tym, jakoby Związek Sowiecki przekuwał miecze na lemiesze. Wnioski płynące z tych danych dla Zachodu są oczywiste. Wiele mówi się w Europie i w pewnych sferach amerykańskiej opinii o konieczności udzielenia ekonomicznej pomocy Związkowi Sowieckiemu, aby „ratować" Gorbaczowa. Miliardy dolarów kredytu nie uczynią jednak Rosji bardziej stabilną, ani też nie posuną jej na drodze ku ekonomicznej i politycznej demokracji; jej zagraniczne zadłużenie wzrosło w latach 1985-1989 czterokrotnie - do 85,8 miliardów rubli - co nie pociągnęło za sobą żadnej poprawy w warunkach politycznych i gospodarczych kraju. Dodatkowe pożyczki, napływające nader liberalnie z rozmaitych źródeł, w tym tak nieoczekiwanych jak Arabia Saudyjska, służyć będą jedynie do oliwienia przerdzewiałej maszynerii ekonomicznej, która podtrzymuje nomenklaturę i pomaga jej sabotować reformy. Trzeba tylko przypomnieć, jak dziesiątki miliardów dolarów pożyczek udzielonych Polsce, Węgrom i Rumunii w latach 1970-ych zostało wykorzystanych do podtrzymania zmurszałego systemu. Grupa liberalnych ekonomistów sowieckich przedstawiła ostatnio dokument wykazujący, iż najlepszym sposobem pomocy dla ZSRR jest wstrzymanie się od wszelkiej pomocy pod jego adresem.16 W każdym razie dopóki większość sowieckiego przemysłu pracuje na potrzeby wojskowe i dopóki Moskwa wydaje miliardy dolarów na wspieranie komunistycznych dyktatur w Afganistanie, Korei 15 „Izwiestija", nr 339 z 6 XII 1990. 16 The Anti-Communist Manifesto, red. Lev Timofeyev, Bellevue 1990. ZWIĄZEK SOWIECKI DRYFUJE 181 Północnej, Wietnamie i na Kubie, sowiecki rząd nie może rościć sobie pretensji do pomocy ze strony demokratycznych potęg przemysłowych. Oprócz bezpośrednich dostaw żywności, jedyna dopuszczalną formą pomocy ekonomicznej dla ZSRR jest menedżerskie know-how, uczenie technik biznesowych prywatnych przedsiębiorców oraz tych republik, które wybrały drogę prywatyzacji. Można jednocześnie wysunąć poważne argumenty na rzecz rozszerzenia ekonomicznej pomocy w stosunku do tych krajów Europy Wschodniej, w których siły komunistyczne zostały odsunięte od władzy i które nie stanowią żadnego zagrożenia militarnego dla Zachodu. Kraje te mogą nie być w stanie dokonać trudnego przejścia do demokracji i wolnego rynku bez zewnętrznej pomocy. 17 procent głosów zdobytych w ostatnich wyborach w Czechosłowacji przez komunistów, a w polskich wyborach prezydenckich zaskakująco wysoki wynik uzyskany przez nieznanego kandydata, który obiecywał ekonomiczny cud - wszystko to świadczy o możliwości nagłego zwrotu w stronę skrajnej lewicy albo prawicy. W krajach Europy Wschodniej o najsłabszych tradycjach demokratycznych - w Bułgarii i Rumunii - ryzyko, że desperacja ekonomiczna może doprowadzić do triumfu ekstremizmu, w tym do powrotu komunistycznego totalitaryzmu, jest bardzo realne. Gdyby tak się stało, nadzieje na ponowne zjednoczenie Europy zostałyby poważnie nadszarpnięte. VI Pieriestrojka, reforma systemu leninowsko-stalinowskiego, zawiodła: naprawa przegniłych struktur okazała się niemożliwa. System się roz-przągł, ale nie zastąpił go jeszcze żaden inny: sześć lat rządów Gorbaczowa miało charakter destrukcyjny. Mamy teraz przed sobą kraj, który przechodzi przez okres nabierającej przyspieszenia anarchii, w której rywalizujące między sobą siły ciążą w kierunku przeciwległych skrajności politycznego spektrum. Elementy demokratyczne, porzuciwszy lidera władzy centralnej, skupiają się wokół przywódców republikańskich, w tym zwłaszcza Jelcyna. Instynkt samozachowawczy Gorbaczowa wpędza go w objęcia konserwatorów starego systemu. Jedyną nadzieją dla demokracji może być zdolność republik do potwierdzenia ich suwerenności, ponieważ ci, którzy pragną zachowania Związku Sowieckiego i jego tradycyjnych instytucji muszą odwołać się do dyktatury. Stany Zjednoczone i ich sojusznicy nie mogą pozwolić sobie na to, aby rozpatrywać wschodniego olbrzyma po prostu jako jeden z wielu problemów własnej polityki zagranicznej. Mogliśmy wygrać Zimną Wojnę, 182 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT ale jej konsekwencje będziemy jeszcze długo odczuwali. Przezwyciężenie duchowych i materialnych zniszczeń, jakie komunizm spowodował w Związku Sowieckim i w jego imperium, zajmie cale dziesięciolecia. Z tego powodu nie możemy spocząć na laurach: świat wchodzi w nową epokę niestabilności, której Związek Sowiecki także nie umknie. „Foreign Affairs", vol. 70, nr 1/1991 NATURA LUDZKA A UPADEK KOMUNIZMU Zadziwiające zdarzenie, którego wszyscy tu zgromadzeni byliśmy niedawno świadkami - rozpad Związku Sowieckiego oraz upadek komunizmu w Rosji i jej imperialnych posiadłościach - nie ma precedensu w historii świata. Wszystkie imperia wcześniej bądź później upadały, ale działo się tak albo w wyniku powolnego wewnętrznego rozkładu, albo w następstwie wojny. Związek Sowiecki rozpadł się w ciągu kilku dni i to w okresie pokoju. Czemu przypisać to nagłe zniknięcie mocarstwa, które jeszcze kilka lat temu chełpiło się, że posiądzie na własność ziemię? Na myśl przychodzą różne wyjaśnienia: nieznośne obciążenie budżetu wydatkami zbrojeniowymi, które - jak dziś wiemy - pochłaniały jedną czwartą (a prawdopodobnie nawet więcej) produktu krajowego brutto imperium; gwałtowny spadek cen na rynkach światowych w latach osiemdziesiątych, w szczególności spadek cen ropy, stanowiącej źródło lwiej części dochodów dewizowych Moskwy; upokorzenie Armii Czerwonej w Afganistanie; opór dysydentów. Do powyższych przyczyn dodać trzeba jeszcze stanowczą postawę sojuszu zachodniego, który pod przewodnictwem Stanów Zjednoczonych - niezależnie od panującej administraqi, począwszy od Harry'ego Trumana - dążył do dotrzymania kroku sowieckim zbrojeniom i zdławienia sowieckiej ekspansji militarnej. Historycy jeszcze długo będą się spierać, jaką wagę przypisać każdemu z tych czynników. Dopiero ujawnienie zapisek z posiedzeń Politbiura z lat osiemdziesiątych wskaże nam, który z nich w największym stopniu zaważył na decyzji o podjęciu reform, zakończonych rozpadem całej totalitarnej struktury. Dzisiejszego wieczoru moim zamiarem jest sięgnięcie głębiej, pod powierzchnię przyczyn natury politycznej, ekonomicznej i militarnej. Chcę postawić pytanie: czy reżim oparty na zasadach komunistycznych był zdolny do przetrwania nawet w maksymalnie dogodnych dla siebie warunkach, czy mógł utrzymać się przy władzy inaczej, jak przy użyciu terroru, oraz czy terror służy długofalowej stabilizacji? Innymi słowy: czy gdyby nie popełniono żadnych błędów i nie wystąpiły żadne przeciwności losu, Związek Sowiecki mógł był przetrwać? Zamiast pytać „Dlaczego Związek Sowiecki upadł tak szybko?", możemy dociekać „Jak to możliwe, że tego typu reżim utrzymywał się tak długo przy życiu?" Albowiem, jak zamierzam dowieść, nie tylko praktyka, ale same zasady komunizmu gwałciły wszystko to, czego o ludzkiej naturze - kamieniu węgielnym każdego porządku społecznego - dowiedzieliśmy się dzięki socjobiologii, Ii 184 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT antropologii i psychologii. Gdyby dano mi więcej czasu, przedstawiłbym cały arsenał autodestruktywnych właściwości komunizmu. Tego wieczoru skupię się tylko na jednej z nich, a mianowicie na zniesieniu prywatnej własności, co Marks i Engels w Manifeście komunistycznym uznali za kwintesencję swego ruchu. Twierdzę stanowczo, że rząd, który monopolizuje bogactwo kraju, zabraniając swym obywatelom akumulacji jakiejkolwiek własności wykraczającej poza najbardziej podstawowe mienie osobiste, przygotowuje grunt pod własną zagładę -jeśli nie wskutek wybuchu społecznego lub politycznego, to z powodu chronicznej apatii, będącej socjo-politycznym odpowiednikiem wyniszczającej anemii. Zanim podejmę zasadniczy wątek argumentacji, chciałbym sprostować kilka powszechnych nieporozumień, dotyczących zarówno Rosji przedrewolucyjnej, jak i bolszewików, którzy w październiku 1917 roku przejęli władzę w kraju. To prawda, że schyłkowa Rosja carska miała pewne bardzo niepożądane cechy. Wielki zakres arbitralnej władzy spoczywał w rękach tajnej policji, zaś mieszkańcy pochodzenia żydowskiego gnębieni byli na modłę średniowieczną. Ale podobnież prawdą jest, że po 1905 roku przyznano obywatelom prawo do zgromadzeń, zakładania organizacji i swobody wypowiedzi. W latach 1906-1917 Rosja miała parlament, i każde prawo, zanim weszło w życie, musiało być przezeń ratyfikowane. Pod względem ekonomicznym, żadną miarą nie był to kraj „feudalny": w przededniu rewoluq'i, dziewięć dziesiątych ziemi uprawnej, stanowiącej główne bogactwo kraju, znajdowało się w posiadaniu chłopów. Skrupulatnie przestrzegano praw własności prywatnej. I jakkolwiek Rosja na początku XX wieku była krajem biednym w przeliczeniu per capita, tym niemniej jej gospodarka była co do wielkości piątą na świecie; Rosja była jednym z czołowych eksporterów zbóż i największym producentem ropy naftowej. Z kolei bolszewicy nie byli bynajmniej idealistycznymi reformatorami. Gardzili idealizmem, który uważali za spektakl hipokryzji, i zwalczali każdą próbę reformowania caratu, obawiając się, że reformy mogłyby oddalić w czasie, bądź nawet w ogóle uniemożliwić rewolucję, co było ich głównym celem. Ich dewiza brzmiała: „im gorzej, tym lepiej". Zamiast udoskonalać instytucje polityczne i gospodarcze, pragnęli je do cna zniszczyć, aby na ich ruinach stworzyć zupełnie nowe społeczeństwo i nowy gatunek istot ludzkich. Jak wszyscy socjaliści, podpisywali się pod Loc-ke'owska koncepcją człowieka, który przychodzi na świat jako nie zapisana tablica, i którego osobowość i idee są w zupełności kształtowane przez środowisko. Używając słów Trockiego, dążyli oni ni mniej ni więcej tylko do „zburzenia świata". Dla osiągnięcia tego celu zdecydowani byli znieść własność prywat- NATURA LUDZKA A UPADEK KOMUNIZMU 185 ną we wszystkich jej formach, od wielkich fortun po małe poletka, uprawiane przez rodziny chłopskie, we własności bowiem widzieli podstawę podziałów społecznych - przyczynę wyzysku, ucisku i wojny. Przejęli przekonanie, którego Engels nabrał za sprawą pism amerykańskiego antropologa Louisa Morgana, jakoby w swym stanie pierwotnym ludzkość znała jedynie własność wspólną, własność prywatna zaś była jedynie przejściową, historycznie uwarunkowaną instytucją, skazaną na zanik we właściwym czasie. Wierni tej doktrynie, natychmiast po dojściu do władzy zna-cjonalizowali ziemię rolniczą, nieruchomości miejskie oraz przemysł. Wyjęli spod prawa dziedziczenie. Następnie przystąpili do niczym nie skrępowanego dodrukowywania banknotów, tak że we wczesnych latach dwudziestych pieniądz ledwie wart był papieru, na którym został wydrukowany. Stalin dokończył dzieło rozpoczęte przez Lenina, nacjonalizując chłopskie plony i żywy inwentarz. Kiedy Stalin umierał w roku 1953, około 99 proc. majątku wytwórczego kraju należało do państwa, a ściślej - do partii komunistycznej. Komuniści byli przekonani, iż koncentrując wszystkie zasoby materialne i ludzkie w swoim ręku, będą w stanie dokonywać ich alokacji racjonalniej od kapitalistów, których decyzje inwestycyjne, podyktowane poszukiwaniem prywatnych korzyści, prowadziły do marnotrawnej konkurencji. W istocie rzeczy komuniści udowodnili, że mobilizując kapitał i pracę, mogą co rusz prowadzić zakrojone na gigantyczną skalę inwestycje. Do samego końca nie udało im się jednak stworzyć gospodarki, która pobudzałaby innowacje i kształtowanie się etyki pracy. Jakikolwiek dynamizm wykazywał jedynie drobny sektor prywatny, ograniczony do małych ogródków pozostawionych w dyspozycji chłopskich rodzin: 1,5% ziemi uprawnej Związku Sowieckiego - tyle pozwolono przejąć prywatnej inicjatywie i tyle podlegało działaniu sił rynkowych - dawało blisko jedną trzecią plonów kraju. Sektor państwowy zmarniał zupełnie. W ostatnich dwu dekadach istnienia reżimu pracownicza apatia, spowodowana przez gospodarczy zastój, czyli stagnację, była przedmiotem ciągłych narzekań ze strony sowieckich przywódców. Aby przezwyciężyć tę kiepską atmosferę, potencjalnie zabójczą dla sowieckich ambicji globalnych, w 1985 roku Politbiuro wybrało na pierwszego sekretarza Gorbaczowa i upoważniło go do podjęcia programu reform. Czy własność prywatna jest przejściowym, historycznie uwarunkowanym zjawiskiem, jak zakładali komuniści? Czy są podstawy, by sądzić, że w swych warunkach „naturalnych" istoty żywe, włączając człowieka, ani nie potrzebują, ani nie pragną posiadać niczego na własność? Zacznijmy od zwierząt. Etologia, systematyczne studium zachowa- 186 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT nia się zwierząt na wolności, to relatywnie nowa gałąź nauki, jej początki sięgają lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku. Jednym z najwcześniejszych wyników pionierskich badafuNicholasa Tinbergena i Konrada Lo-renza było ustalenie, że obrona własnego terytorium należy do najbardziej konsekwentnych znamion życia zwierzęcego. Niemal wszystkie stworzenia, od owadów do naczelnych, ujawniają instynkt posiadania w odniesieniu do terytorium, na którym żyją, rozmnażają się, i z którego czerpią pokarm. Znaczą jego granice, a sprowokowane bronią go, odpędzając intruzów. Nie ma w tym nic zdumiewającego, bowiem zwierzęta w swych naturalnych warunkach, będąc całkowicie zależne od hojności natury, giną pozbawione swego środowiska. Pierwsi zaobserwowali ten fakt ornitolodzy. W 1920 roku H. Eliot Howard opublikował pracę Terytorium w życiu ptaka, nadzwyczajny opis relacji między ptakami a ich środowiskiem. Howard opisał z poetyckimi szczegółami, jak zięby - żyjące obok siebie pokojowo podczas zimy - z nadejściem wiosny przechodzą znamienną metamorfozę, ujawniając agresywny instynkt posiadania. Gdy nadchodzi okres godowy, samce zięb oddzielają się od grupy i obejmują w posiadanie określony teren, najczęściej drzewo lub żywopłot, i obwieszczają swoje prawo do niego śpiewem. (Ptasie śpiewy, które mają dla nas tyle uroku, to z reguły roszczenia własnościowe do nieruchomości, ogłaszane przez samców, głównie podczas zalotów i okresu godowego.) Stanowczość, z jaką ptaki odganiają intruzów, związana jest z faktem, iż świeżo wylęgnięte potomstwo jest skrajnie wrażliwe na zimno i narażone byłoby na śmierć, gdyby rodzice musieli zbyt daleko odlatywać w poszukiwaniu pożywienia. Aby pisklęta przeżyły, zięby potrzebują pobliskiego terenu na wyłączny użytek. Większość innych zwierząt zdradza podobny instynkt w odniesieniu do terytorium; stwierdzono, że nawet pierwotniaki, najprymitywniejsze z istot żywych, tworzą wspólnoty terytorialne. Ciernik zyskał rozgłos dzięki Tinbergenowi, który opisał determinację, z jaką ta skromna ryba broni swego terenu tarłowego. W przypadku licznych gatunków kontrola nad przestrzenią wydaje się być warunkiem wstępnym nie tylko przetrwania, ale także prokreacji. W popularnej pracy na ten temat, zatytułowanej Imperatyw terytorialny, Robert Ardrey stwierdza, że w większości, choć nie we wszystkich gatunkach terytorialnych [...] samica pozostaje seksualnie obojętna wobec samca pozbawionego własności. Będąca ogólną regułą zachowania wśród gatunków terytorialnych rywalizacja samców, którą uprzednio uważaliśmy za walkę o samice, w gruncie rzeczy jest walką o własność. NATURA LUDZKA A UPADEK KOMUNIZMU 187 Według Edwarda Wilsona tylko kilka prostych zwierząt nie posiada terytorium; ogromna większość, włączając w to wszystkie kręgowce i większość rozwiniętych bezkręgowców, „wiedzie swe życie zgodnie z precyzyjnymi zasadami władania terenem, rozmieszczenia przestrzennego i dominacji". Świadom jestem kontrowersji wokół tez socjobiologii, usiłującej w zachowaniach zwierzęcych szukać klucza do zrozumienia zachowania społecznego istot ludzkich. Jej krytycy zaprzeczają istnieniu instynktów i twierdzą, że cale bądź prawie całe zachowanie człowieka zdeterminowane jest kulturowo. Nie wdając się w dyskusję, bardzo odległą od mojej specjalności, niech wolno mi będzie jedynie poczynić następującą, zdroworozsądkową uwagę: ktokolwiek wierzy, że ludzie nie wyewoluowali z niższych form zwierzęcych, lecz zostali ukształtowani przez Boga na Jego podobieństwo, jako istoty zupełnie wyjątkowe, ma podstawy, by zaprzeczać istnieniu związku pomiędzy zachowaniem zwierząt i zachowaniem człowieka. Natomiast ktokolwiek wierzy w ewolucję - a wiara ta jest z pewnością powszechna wśród naukowców - nie może oddzielać zupełnie zachowania zwierzęcego od ludzkiego. Czy jest do pomyślenia, by ludzie, dzielący ze zwierzętami tak wiele cech fizycznych, różnili się od nich całkowicie pod względem psychiki i postępowania? Innymi słowy, jeżeli instynkt posiadania jest niemalże powszechny w świecie zwierzęcym, co wydaje się być solidnie udokumentowane, to trudno pojąć, jak można zaprzeczać, że instynkt ten jest także cechą istot ludzkich. Podczas gdy u zwierząt odnosi się on przede wszystkim do terytorium, u ludzi dotyczy także wszystkiego, co udaje się stworzyć dzięki ludzkiej pomysłowości - od narzędzi i broni, aż po idee i dzieła sztuki. I nawet wtedy, gdy ludzkość wyzwala się z zależności od darów samej przyrody, rywalizacja o terytorium wciąż odgrywa istotną rolę w stosunkach między narodami i rządami. W Esejach federalistów, Aleksander Hamilton utrzymywał, że „spory terytorialne we wszystkich czasach stanowiły jedno z najobfitszych źródeł wrogości między narodami. U podłoża większości wojen, które wyludniły ziemię, prawdopodobnie leżała ta właśnie przyczyna". W gruncie rzeczy dzisiaj, dwieście lat po napisaniu tych słów, co -jeśli nie walka o przestrzeń - stanowi zarzewie najkrwawszych konfliktów - między Serbami i Bośniakami, Izraelitami i Arabami, Rosjanami i Czeczenami, Peruwiańczykami i Ekwadorczykami, Kikuju i Masajami w Kenii? Co kryje się za narastającą niechęcią do nielegalnych i półlegalnych imigrantów - we Francji, Niemczech, Kalifornii -jeśli nie pragnienie ochrony własnego terytorium przed osobami z zewnątrz? Całkiem prawdopo- 188 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT dobne, że w XXI wieku najgroźniejszym katalizatorem konfliktów będzie presja demograficzna oraz inwazja biedniejszych regionów świata na kraje cieszące się większym dostatkiem i bardziej przywiązane do bezpieczeństwa socjalnego. Dalej, skierujmy nasze dociekania na temat własności na społeczeństwa prymitywne. Społeczeństwo starożytne, wpływowy traktat Louisa Morgana z 1877 roku, który spopularyzował przekonanie, iż u swego zarania ludzkość nie znała własności prywatnej, powstał pod wpływem Darwina. Według socjologii ewolucyjnej ludzkie społeczeństwa, podobnie jak gatunki zwierzęce, doświadczają ciągłej zmiany. Używając słów Leszka Ko-łakowskiego, ewolucyjna filozofia uczy, że „każdy obserwowalny fragment rzeczywistości jest tylko stadium nieustającego rozwoju" - innymi słowy, o niczym nie można powiedzieć, że istnieje, ponieważ wszystko ciągle przekształca się w coś innego. Bardziej rozwinięte formy wykształcają się z form prostszych, czasem nabierając cech zupełnie przeciwnych. Te aprioryczne sądy wysnuto z zastosowań biologii i socjologii. Późniejsze badania społeczeństw prymitywnych wykazały, że tezy te są nie do utrzymania, w efekcie czego ewolucyjna socjologia została zdyskredytowana. Badania terenowe dowiodły, że nie ma uniwersalnych stadiów ewolucji społecznej, każdy z nich zdeterminowany jest przez sobie właściwe instytucje i praktyki. Formy prymitywne i rozwinięte częstokroć występują obok siebie, a prawie wszystko, co jest prawdą w odniesieniu do społeczeństw wysoko rozwiniętych, można także znaleźć - może w nieco mniej wyraźnej postaci - wśród społeczeństw prymitywnych. Rzekomy brak religii i małżeństwa we wspólnotach prehistorycznych okazał się czczym wymysłem. Podobnie jak rzekoma nieznajomość własności prywatnej. Współcześni antropologowie są zgodni co do tego, iż nie ma społeczeństwa tak nierozwiniętego, by obca mu była własność prywatna. Myśliwi i zbieracze, najbardziej prymitywne ze wszystkich grup ludzkich, z reguły wspólnie dzierżą ziemię, z której się utrzymują i - podobnie jak zwierzęta - przepędzają lub zabijają intruzów. Lecz uznają także prywatną własność tego, co członkowie grupy osiągnęli dzięki osobistemu wysiłkowi, czy będzie to żywność, broń, naczynia, ubrania, ozdoby, schronienie, czy nawet pieśni i legendy. W swym studium buszmenów, Pigmejów i negroidalnych ludów południowo-wschodniej Azji, niemiecki antropolog Walter Nippold odkrył, iż wśród tych bardzo prymitywnych społeczności własność prywatna nie tylko służyła celom ekonomicznym i społecznym, ale wywiedziona była z „rozwiniętego poczucia indywidualizmu, powiązanego ze świadomością osobistych osiągnięć jednostki"; trudno nie zauważyć, że taki związek natury psychologicznej charakterystyczny NATURA LUDZKA A UPADEK KOMUNIZMU 189 jest także dla człowieka współczesnego. Odkrycia te nabierają szczególnego znaczenia, gdy weźmiemy pod uwagę, że według niektórych antropologów przez co najmniej 99 proc. swych dziejów ludzkość utrzymywała się z myślistwa i zbieractwa. Powszechne potępienie i karanie kradzieży we wszystkich znanych społeczeństwach jest najlepszym dowodem powszechnego występowania własności prywatnej. Znaczenie własności prywatnej rośnie w miarę, jak społeczeństwa ewoluują od form nomadycznych do form osiadłych, od myślistwa i zbieractwa do wyłącznego rolnictwa, a potem do handlu i przemysłu. Jakkolwiek istnieją wyjątki - najbardziej znanym jest rosyjska wspólnota chłopska, zwana mirem - ziemia uprawna z reguły znajduje się w posiadaniu prywatnym. Tam, gdzie nie jest ona we władaniu rodzinnym, jej własność jest z reguły ograniczona do szerszej grupy krewnych. Instynkt posiadania w odniesieniu do ziemi uprawnej jest zrozumiały nie tylko ze względu na uwarunkowania ekonomiczne - mianowicie pragnienie zebrania korzyści z pracy zainwestowanej w rolę - ale także ze względu na fakt, iż ziemia jest miejscem stałego pobytu rodziny. W grę wchodzi tu także wiara religijna, mianowicie szeroko rozpowszechnione przekonanie, że duchy przodków wciąż przebywają na ziemi, którą ci swego czasu karczowali i uprawiali. Własność pod postacią płynnego kapitału jest prywatna z samej swej natury. To rozwój kapitału, jaki miał miejsce na Zachodzie od XVI wieku, oraz wielkie nierówności społeczne zeń wynikające, dały początek socjalizmowi i przekonaniu, że własność prywatna jest nie tylko niemoralna, ale i „nienaturalna". Skoro własność prywatna jest zjawiskiem powszechnym, obserwowanym we wszystkich społeczeństwach i wszystkich czasach, to na jakiej podstawie można zaprzeczać, iż jest ona nieodłączną cechą ludzkiej osobowości? Cóż poza z góry wyrobionym wyobrażeniem istot ludzkich -nie takich, jakimi są one w rzeczywistości, ale takich, jakimi powinny być - może stać za wizjami pozbawionego własności społeczeństwa? Powszechne występowanie własności prywatnej, w szczególności w odniesieniu do terytorium, jest zrozumiałe - zarówno wśród zwierząt, jak i wśród ludzi - przede wszystkim ze względu na je funkcje ekonomiczne. Wiadomo jednak, że własność ma również istotne konsekwencje psychologiczne. Sto lat temu William James pisał na ten temat z godną uwagi przenikliwością w swych Zasadach psychologii: Empiryczna Jaźń każdego z nas to wszystko, co człowiek skłonny nazwać jest mną. Lecz trudno oczywiście wyznaczyć granicę pomiędzy tym, co człowiek nazywa mną, a tym, co określa po prostu jako moje. [...] To dość płynna 190 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT sprawa. Ten sam przedmiot czasem traktowany jest jako część mnie, innym razem jako po prostu mój, a jeszcze kiedy indziej tak, jakby w ogóle nie miał ze mną nic wspólnego. Jednakowoż w swym najszerszym możliwym sensie ]aźń człowieka jest całkowitą sumą wszystkiego tego, co MOŻE on nazwać swoim, nie tylko jego ciała i władz umysłowych, ale także jego ubrań i przyjaciół, jego reputacji i dzieł, jego ziemi i koni, i jachtu, i rachunku bankowego. Wszystkie te rzeczy dostarczają mu tych samych odczuć. Gdy rosną i mają się dobrze, odczuwa zadowolenie; gdy karleją i marnieją, sprawia mu to przykrość. [...] W każdym przypadku utraty własności [...] pozostaje w nas [...] poczucie ubytku naszej osobowości, częściowej zamiany nas samych w nicość [...]. Intuicje Jamesa zostały potwierdzone w toku późniejszych badań klinicznych. Prowadząc studia nad zachowaniem się małych dzieci, Lita Furby zauważyła, że bardzo wcześnie wykształca się w nich poczucie własności, nie mające oczywiście nic wspólnego z ekonomią, natomiast bardzo istotne dla ich poczucia tożsamości. Według Furby, posiadanie jest jedną z pierwszych koncepcji, jakiej dają wyraz malcy, gdy zaczynają używać wyrażeń dwuwyrazowych (typu „fotel taty"). Okazuje się, że samoświadomość dziecka - świadomość tego, kim jest - ściśle wiąże się ze znajomością przedmiotów znajdujących się pod jego kontrolą (tj. będących jego własnością): „Ja" to ten, kto może używać pewnych przedmiotów i pewnego terytorium; „moje" pomaga zdefiniować „mnie". Parafrazując kartezju-szowskie „myślę, więc jestem", można śmiało rzec, że w odniesieniu do psychologii dziecięcej właściwe jest stwierdzenie „Posiadam, więc jestem". Kłótnie o własność to główne zajęcie dzieci w wieku przedszkolnym. Inna psycholog dziecięca, Halen C. Dawe, ustaliła, iż 73,5 proc. utarczek między maluchami między 18 a 29 miesiącem życia dotyczy posiadania. Aby uniknąć zarzutu, że badane przez nią dzieci zostały wychowane i uwarunkowane przez środowisko, w którym własność znajdowała się w centrum zainteresowania, Furby objęła swymi badaniami izraelskie kibu-ce, zorganizowane na zasadach komunistycznych. Wyniki były takie same. Na podstawie tych ustaleń doszła ona do dwóch wniosków: po pierwsze, istnieje coś takiego, jak „poczucie osobistej kontroli i kompetencji związanej z własnością"; oraz po drugie, istnieje „związek między posiadanymi przedmiotami a odczuwaniem samego siebie". Innymi słowy, w przypadku dzieci własność wspomaga poczucie własnej tożsamości, jak również pewności siebie. Te powiązania przenoszone są w dorosłe życie. Furby wyraziła zdumienie, że aż do lat 80. „nie było prawie żadnej pracy empirycznej, ani też żadnej systematycznej pracy teoretycznej z zakresu psychologii własności, dotyczącej źródeł i rozwoju indywidualnego instynktu posiadania". NATURA LUDZKA A UPADEK KOMUNIZMU 191 Tak oto sto lat po Williamie James'ie podjęto wątek psychologicznych implikacji własności. Mając na uwadze te ogólne rozważania, powróćmy do Związku Sowieckiego i jego upadku. Teraz jest już prawdopodobnie jasne, dlaczego specjalista od współczesnej Rosji zapuszcza się w tak odległe tereny jak etologia, antropologia czy psychologia dziecięca. Otóż moje doświadczenie akademickie jest takie, że w pracy naukowej wiedza o elementach brakujących jest równie ważna, jak wiedza o elementach obecnych, albowiem często przyczyna występowania jakiegoś zjawiska leży właśnie w braku sił temu zjawisku przeciwdziałających. O tym, jakie mogłyby to być siły, dowiadujemy się analizując sytuacje, w których wypadki potoczyły się w odmienny sposób. Zapuszczanie się w obce terytoria zawsze wiąże się jednak z pewnym ryzykiem - nie tylko dlatego, że można pobłądzić, ale także z tego powodu, że ich dyplomowani posiadacze - zgodnie z tym, co powiedziałem wcześniej o ludzkiej naturze - ujawniają drapieżny instynkt posiadania objawiający się niechęcią do intruzów. Tym niemniej wydaje mi się, że warto podjąć to ryzyko. Jak powiedziałem uprzednio, w ciągu pierwszych dziesięciu lat swej władzy bolszewicy zlikwidowali wszelkie formy własności produkcyjnej i sprowadzili wszystkich obywateli do roli najemnych pracowników państwa. W teorii całe bogactwo kraju stało się własnością publiczną. Jednakowoż bezcielesna abstrakcja zwana „ludem" nie jest w stanie zarządzać zasobami kraju, w związku z czym majątek Rosji stał się w rzeczywistości własnością partii komunistycznej, a ściślej partyjnego kierownictwa, które w roku 1930 oznaczało jednego człowieka: Józefa Stalina. Jakie były tego skutki? Po pierwsze i najważniejsze: korupcja - ogromna, wszechobecna korupcja, rozciągająca się od szczytów hierarchii partyjnej aż do najgorzej płatnych robotników przemysłowych i rolnych. Dochodząc do władzy, Stalin zadbał o to, by centralny aparat partyjny, będący jego politycznym zapleczem, otrzymał szczególne przywileje w postaci specjalnych racji żywnościowych, mieszkań i opieki medycznej, jak również wszystkiego innego, czego brakowało w tym zubożałym kraju. Te przywileje zostały następnie zinstytucjonalizowane. Postępując od głowy, rak korupcji przerzucał się na cały organizm polityczny. Przekupstwo stało się czymś powszechnym. W epoce Breżniewa, nawet stanowiska ministerialne w niektórych republikach wystawiane były na przetarg: zwycięzcy traktowali to jak inwestycję, ponieważ urzędy te dawały im dostęp do państwowych zasobów, które dla własnego zysku można było upłynnić na czarnym rynku. W społeczeństwie Sowieckim nic nie działało bez odpowiedniego „posmarowania". Cała ta 192 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT rozchwiana struktura pozostawała nienaruszona za sprawą swego rodzaju wzajemnej współzależności, znanej z kręgów zorganizowanej przestępczości na całym świecie. Nie znajdując ujścia w normalnych, legalnych kanałach, żądza zysku wydrążyła drogę do podziemia. Innym skutkiem było zniszczenie ducha publicznego. Komuniści chcieli, by obywatele wraz z własnością prywatną zrezygnowali z jakichkolwiek ambicji osobistych i poświęcili się bez reszty celom kolektywu. Taki ideał bardzo trudno urzeczywistnić nawet w małej utopijnej wspólnocie, składającej się z marzycielskich ochotników. W rozległym imperium, silą utrzymywanym w całości, było to zupełnie nieosiągalne. Zamiast poświęcać się w 100 proc. dobru ogółu, znakomita większość obywateli Sowieckich oddała się w 100 proc. zapewnianiu sobie dobrobytu prywatnego. Dla członków elity reżim byl nieprzebranym rogiem obfitości, z którego czerpali pełnymi garściami bez najmniejszych skrupułów. Dla zwykłych obywateli nacjonalizacja oznaczała, że nie mają o co dbać w tym kraju, gdzie wszystko należy do kogoś innego: „oni" to posiadają, więc niech „oni" się o to troszczą. Jak w starym Sowieckim dowcipie: „oni udają, że nam płacą; my udajemy, że pracujemy". Takie postawy skutkowały postępującym wyobcowaniem obywateli z organizmu politycznego. Kolejna konsekwencja wywłaszczenia własności była taka, że państwo przejęło odpowiedzialność za zarządzanie zasobami ludzkimi i materialnymi, która znacznie przekraczała jego możliwości organizacyjne. Sowiecki rząd był największym konglomeratem na świecie: chciał kontrolować wszystko, od mamucich fabryk samochodowych i hut, aż po dwu-fotelowe pracownie fryzjerskie. Przedsiębiorstwa kapitalistyczne już dawno odkryły granice skutecznej centralizacji zarządzania. Komuniści nie chcieli skorzystać z tej nauki: wciąż usiłowali kierować blisko 300 milionami ludzi, rozproszonymi w 13 strefach czasowych, z jednego biurokratycznego centrum - a postępowali tak, ponieważ na tym zasadzała się ich władza i przywileje. Ich doświadczenia potwierdziły z całą mocą spostrzeżenie Friedricha Hayeka, że gospodarka socjalistyczna nie może efektywnie funkcjonować, ponieważ nie jest ona w stanie podejmować milionów niezbędnych mikrodecyzji ekonomicznych. To mogą uczynić jedynie właściciele zasobów, bezpośrednio znający fakty i mający świadomość, że to oni sami poniosą koszty błędnej kalkulacji. Ogólnoświatowy triumf gospodarek wolnorynkowych po upadku komunizmu dowiódł ponad wszelką wątpliwość słuszności tezy Hayeka. Potwierdził także przewidywania niemiecko-włoskiego socjologa Roberta Michelsa z początków XX wieku, który twierdził, że „socjaliści mogą zwyciężyć, ale socjalizm - nigdy". Wreszcie, w wyniku zniesienia własności prywatnej wystąpiły niewymierne, tym niemniej bardzo realne, uboczne skutki psychologiczne. NATURALUDZKAAUPADEK KOMUNIZMU 193 Komuniści tępili jako działalność przestępczą jakikolwiek przejaw prywatnej inicjatywy, jakiekolwiek działania sprawiające wrażenie zabiegów o poprawę osobistej sytuacji ekonomicznej. W latach 1920-tych, a zwłaszcza 1930-tych, systematycznie eliminowali - innymi słowy wtrącali do więzień lub mordowali - wszystkich, którzy zdradzali jakiekolwiek oznaki dążeń ekonomicznych, od bogatszych wieśniaków po drobnych przedsiębiorców kapitalistycznych, przez pewien tylko czas pozostawionych w spokoju. Wprowadzono w życie swego rodzaju ewolucję wsteczną, polegającą na tym, że ci, którzy w normalnych warunkach mieliby najmniejsze szansę na przeżycie - tj. najbardziej ulegli i najmniej przedsiębiorczy -przeżywali lepszych od siebie. Na koniec zaś ocaleni popadali w zupełne otępienie, w którym alkohol stawał się ulubionym sposobem na ucieczkę od beznadziejnej egzystenq'i. Stopniowo mieszkańcy krajów komunistycznych utracili w ogóle chęć do życia i prokreacji. Rosja, która za reżimu carskiego wykazywała najwyższy przyrost naturalny w Europie - przewaga urodzeń nad zgonami wynosiła w skali roku między 15 a 18 na 1000 mieszkańców - skończyła, w ostatnich latach komunizmu, na przyroście ujemnym. Efekt ten wciąż trwa: zeszłego roku w Rosji odnotowano 15,6 zgonów na 1000 mieszkańców i tylko 9,4 urodzin. Gdy po raz pierwszy odwiedziłem Związek Sowiecki blisko czterdzieści lat temu, tym, co najbardziej mnie uderzyło, nie były bieda i zacofanie, lecz powszechne przygnębienie. Bywałem w biedniejszych, bardziej zacofanych krajach, tętniących życiem i radością. Tutaj po raz pierwszy byłem świadkiem czegoś przypominającego zbiorową depresję. Czy przesadą jest przypisywać ten ponury nastrój, przynajmniej w części, utracie wiary w siebie, spowodowanej niemożnością sięgnięcia po owoce własnej pracy? Temu „poczuciu ubytku [...] osobowości" i „częściowej zamianie [...] w nicość", spowodowanymi pozbawieniem własności, o czym pisał James i co potwierdziła współczesna psychologia? W latach 1980-tych władze komunistyczne w końcu zrozumiały, że przy społeczeństwie pogrążonym w takim bezwładzie, tak wyobcowanym względem rządu i samego siebie, Związek Sowiecki nie jest w stanie zachować swej pozycji wielkiego światowego mocarstwa. Zainicjowano tedy, z początku ostrożnie, później z większą śmiałością, reformy mające dać obywatelom poczucie przynależności i celu w życiu. Niestety dla komunistów, ich reżim okazał się być niepodzielną całością: gdy otwarto okna, by wpuścić świeże powietrze wolności słowa i prywatnej inicjatywy, cały budynek po prostu się zawalił. Szybkość i nieodwracalność upadku potwierdziły tylko, jak nienaturalna była cała ta struktura. 194 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT Upadek komunizmu wyzwolił instynkty, tłumione przez trzy czwarte wieku. Od pięciu lat kraj rozdziera żądza posiadania, nie pohamowana ani prawem, ani sumieniem. Stara komunistyczna elita, odpowiednio przemieniona, upłynnia mienie państwowe, chomikując zyski na zagranicznych kontach bankowych. Zbrodnia została sprywatyzowana i gangsterzy wszelkiej maści zajmują się wymuszaniem haraczy. W dzisiejszej Rosji wszystko uchodzi. Pojawiają się nadużycia, ludzie cierpią. To naprawdę bardzo przykry widok - ale czegóż można się było spodziewać po ludziach, których naturalne pragnienie posiadania i polepszania własnej doli było tak długo tłumione, których ciężkie doświadczenia życiowe nauczyły dbać wyłącznie o siebie? Nie wypada nam potępiać takiego zachowania. Z pewnością nie ma też powodu, by żałować upadku systemu komunistycznego, będącego główną przyczyną tak nieobywatelskiego postępowania. Wydaje mi się, że obecnie obserwujemy w Rosji nieuniknioną i bolesną transformację, drapieżne interludium, kiedy to zdrowe, lecz długo tłumione instynkty, dają o sobie znać w dość niecywilizowany sposób. Są jednak przesłanki skłaniające do nadziei. Warunki są złe, lecz nie aż tak złe, jak przedstawiają to niektórzy zachodni obserwatorzy, tęskniący za iluzjami kreowanymi przez komunistyczne mity. Nie zapominajmy, że Rosja - po raz pierwszy w swych dziejach - ma głowę państwa wybraną w wyborach powszechnych, usankcjonowaną konstytucję oraz demokratyczny parlament. Prasa i telewizja mogą swobodnie krytykować rząd. Państwowe zasoby kraju nieodwołalnie przechodzą w ręce prywatne: według prezydenta Jelcyna obecnie 62 proc. produktu krajowego brutto Rosji pochodzi z sektora prywatnego. Mniejsza o to, że prywatne interesy prowadzą także brutalni przestępcy i pozbawieni skrupułów spekulanci. Wielkie fortuny Europy i Ameryki też nie zawsze osiągane były zgodnie z literą prawa. Ważne jest to, iż prywatyzacja, sądząc z historii Zachodu, z czasem prowadzi do stabilności społecznej, ponieważ właściciele, potrzebując rządów prawa, sami je wspierają. No i są jeszcze młodzi. Rosjanie przed trzydziestką reagują na nowe warunki zgoła odmiennie od swych przestraszonych i zdezorientowanych starszych rodaków. Lubią zmiany: szybko uczą się pływać we wzburzonych wodach wolnej gospodarki i pewnie spoglądają w przyszłość, która zapewni im finansową niezależność. Okazują pewność siebie i inne cechy będące konsekwencją posiadania - choćby tylko antycypowanego. Oni stanowią przyszłość Rosji; jak bowiem niegdyś napisał Coleridge, jest „tylko jedno niezawodne źródło politycznych przepowiedni", a jest nim znajomość wartości i opinii, wyznawanych przez ludzi między dwudziestym a NATURA LUDZKA A UPADEK KOMUNIZMU 195 trzydziestym rokiem życia. Jeśli Coleridge miał rację, są podstawy, by przypuszczać, że gdy nieuchronnie nadejdzie czas, by rosyjska młodzież przejęła władzę, będziemy mieli do czynienia z inną, lepszą Rosją. „Biuletyn Amerykańskiej Akademii Nauk i Sztuk", tom XLIX, nr 4, styczeń 1996, tekst referatu, wygłoszonego na 1773. posiedzeniu zwyczajnym, dnia 8 marca 1995 roku. CZASJELCYNA' Podobno Yogi Berra [znany menadżer amerykańskiego zespołu sportowego - przyp. tłum.] udzielił kiedyś takiej rady: „gdy dojdziesz do skrzyżowania, skręć w nie." Rosja zdaje się stosować do tej wskazówki. Kroczy równocześnie do przodu, w kierunku demokraq'i i wolnego rynku, oraz do tyłu, w kierunku rządów autorytarnych i imperializmu. Człowiekiem, który swą prezydenturą pieczętował to zdumiewające zachowanie, był Borys Jelcyn. Za zasługę trzeba poczytać Jelcynowi trzy główne osiągnięcia: w krytycznym okresie po rządach Gorbaczowa zapobiegł obsunięciu się Rosji z powrotem w komunizm; dopuścił do rozpadu imperium rosyjskiego; oraz jako pierwszy człowiek w historii Rosji został głową państwa w wyniku wyborów powszechnych. Trudno jednakowoż w tej chwili wyrokować, na ile trwałe okażą się te osiągnięcia. Bowiem ledwie stały się one faktem, ich autor zaczął wyhamowywać proces reform. Spuścizna Jelcyna i jego miejsce w historii pozostają zatem bardzo wątpliwe. Tymczasem dzięki nowej, pouczającej biografii, pióra rosyjskiego emigracyjnego naukowca Leona Arona1, zyskaliśmy szereg cennych informacji na temat życia i działalności tego fascynującego polityka. Nic w młodości i wczesnej karierze zawodowej Jelcyna (przyszedł na świat w górach Uralu w 1931 roku) nie wskazywało na jego wybitną przyszłość. Zaczął jako sumienny i pracowity inżynier-konstruktor; w 1961 roku - w wieku lat trzydziestu - wstąpił do partii komunistycznej. Decyzja ta podyktowana była nie tyle ambicjami politycznymi, ile chęcią osiągnięcia kolejnych szczebli kariery zawodowej. Hierarchia partyjna śledziła jednak jego poczynania. W1976 roku mianowany został pierwszym sekretarzem regionalnego komitetu w Świerdłowsku, będącym ważnym ośrodkiem przemysłowym (obecnie, podobnie jak przed rewolucją, Jekatierin-burg). Tam, w 1977 roku, na rozkaz szefa KGB Jurija Andropowa wyburzył tzw. Dom Ipatiewa, gdzie 59 lat wcześniej komunistyczni siepacze wymordowali rosyjską rodzinę carską. W1981 roku uzyskał pełne członkostwo w komitecie centralnym partii. Jelcyn wkrótce zwrócił uwagę reformatorsko nastawionego Michaiła Gorbaczowa. Kilka miesięcy po wyborze na sekretarza generalnego partii w 1985 roku, Gorbaczow sprowadził go do Moskwy, aby ten przejął kie- 1 Yeltsin. St. Martin's, 896 stron. CZASJELCYNA 197 rownictwo nad największym i najważniejszym w kraju lokalnym komitetem partyjnym. Władze miały wszelkie powody przypuszczać, że Jelcyn będzie działał w zupełności po linii partyjnej. Przyznano mu nawet zwyczajowe uposażenie członków nomenklatury najwyższego szczebla, obejmujące wedle słów Arona „olbrzymią urzędową daczę [...], obsługiwaną przez trzech kucharzy, trzy kelnerki, pokojówkę i ogrodnika", plus dostęp do specjalnych sklepów spożywczych, szpitali i kurortów, jak również prawo do korzystania z odrzutowca. To, że Jelcyn nie był zwykłym karierowiczem, powinno stać się dla władz oczywiste, kiedy odmówił on przeprowadzenia się do swej luksusowej wiejskiej rezydencji, woląc pozostać w swym dotychczasowym mieszkaniu z dwoma pokojami sypialnymi, w niemodnej dzielnicy Moskwy, które on i jego żona dzielili wraz z córką. Takie zachowanie zwiastowało kłopoty, bowiem spoiwem całego systemu komunistycznego były właśnie przywileje i uprawnienia elity, będące źródłem nierówności społecznych wręcz niewyobrażalnych w krajach „burżuazyjnych". Jelcyn zdawał sobie oczywiście sprawę z tego, w jaki sposób działa reżim, ale najwyraźniej nieświadom był skali nierówności panujących w Moskwie, gdzie 40 tysięcy członków nomenklatury cieszyło się standardem życia porównywalnym do tego, w jakim żyły zachodnie elity, podczas gdy 10 milionów zwykłych mieszkańców stolicy musiało walczyć o zapewnienie sobie artykułów pierwszej potrzeby. Kierowany impulsem, poznawał realia systemu, stając incognito w kolejkach do sklepów i jeżdżąc metrem. Doświadczenia te budziły w nim wściekłość. Gdy zaczęły krążyć wieści, że w odróżnieniu od swych poprzedników nowy zwierzchnik stolicy ma na względzie dobro zwykłych ludzi, Jelcyn stał się swego rodzaju ludowym bohaterem. Ośmielony tym, zaczął kwestionować same podstawy systemu marksistowsko-leninowskiego, twierdząc, że działacze partyjni odpowiedzialni są nie przed partią, lecz przed ludźmi, oraz domagając się, by wszyscy obywatele sowieccy traktowani byli na równi: „Nie możemy znów pozwolić na [sytuację, w której] jedni będą musieli stosować się do prawa, a drudzy będą żyli ponad nim". Mając instynkt urodzonego polityka, wyczuwał wzbierającą falę poparcia dla swych poglądów i z coraz większą śmiałością atakował nierówności przenikające sowieckie społeczeństwo. W normalnych okolicznościach natychmiastowym skutkiem takiego nieposłuszeństwa byłaby dymisja i popadniecie w niełaskę. Ale to nie były normalne czasy: sytuacja w kraju była beznadziejna, a z każdym dniem jeszcze się pogarszała. Mimo że wielu Rosjan myśli dziś z nostalgią o cza- 198 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT sach komunistycznych, Aron przypomina, jak niewłaściwe są takie odczucia. W późnych latach osiemdziesiątych, gdy system wciąż jeszcze trwał niezachwiany, 43 miliony obywateli sowieckich żyło poniżej oficjalnego progu biedy, ustalonego na poziomie 75 rubli (7,50 dolara) na osobę miesięcznie. Dalsze 100 milionów musiało przeżyć za 100 rubli (10 dolarów) na miesiąc. Łącznie obie te grupy stanowiły 47 proc. sowieckiego społeczeństwa. Co szósty sowiecki szpital nie miał bieżącej wody; w co trzecim nie było toalet wewnątrz budynku. I tak to wyglądało. System komunistyczny dogorywał, nie będąc w stanie nie tylko dotrzymać kroku reszcie uprzemysłowionego świata, ale nawet zapewnić swemu społeczeństwu najbardziej niezbędnych dóbr i usług. W obliczu kryzysu Gorbaczow i jego doradcy, postanowiwszy wcielić w życie (ograniczony) program reform, usiłowali przezwyciężyć opór partyjnych grup interesu. Tymczasem Jelcyn śmiało zmierzał do stanięcia na czele narastającej fali społecznego niezadowolenia. Pod koniec 1987 roku, krytykując powolne tempo zmian i narzekając na brak poparcia partii dla jego wysiłków na rzecz poprawy sytuacji w Moskwie, poprosił o zwolnienie go ze wszystkich dotychczasowych funkcji, włączając w to kandydackie (bez prawa głosu) członkostwo w Politbiurze. Było to zachowanie bez precedensu w całej historii Związku Sowieckiego. Partia komunistyczna nie była partią polityczną w zwykłym sensie tego słowa, do której można by wstępować i występować wedle własnego uznania, lecz organizacją typu wojskowego, prowadzącą ciągłą wojnę przeciwko reszcie świata; jej członkowie nie mogli prosić o zwolnienie ich z obowiązków, podobnie jak oficerowie nie mogą po prostu wystąpić z wojska w środku bitwy. Za pogwałcenie tej świętej zasady Jelcyn został okrzyknięty renegatem i z furią zaatakowany przez, między innymi, dwóch przyszłych bohaterów ruchu antykomunistycznego: Eduarda Szewardnadze i Aleksandra Jakowlewa. Jelcyna uratował Gorbaczow, który zdawał sobie sprawę, że w ramach dotychczasowych struktur politycznych reforma była niemożliwa: aby przezwyciężyć opór nomenklatury, konieczna była częściowa demokratyzacja i wciągnięcie mas do zmagań z elitą. Był to szalenie ryzykowny krok, ale podjęty w przeświadczeniu, że zarówno program reform, jak i ideały komunizmu cieszą się szerokim poparciem społecznym. Odgórna rewolucja Gorbaczowa przybrała formę instytucjonalną na początku 1989 roku po utworzeniu „Kongresu Deputowanych Ludowych" - ciała przedstawicielskiego naprędce powołanego do życia poza strukturami partii komunistycznej. Pewna część delegatów na to zgromadzenie miała zostać wyłoniona w wolnych wyborach i Jelcyn wykorzystał tę okazję, by CZAS JELCYNA 199 zaprezentować się jako otwarcie antykomunistyczny kandydat z Moskwy. Stwierdzał wprost, że jedyny cel socjalizmu, jaki udało się osiągnąć, to nacjonalizacja (tj. wywłaszczenie) własności; nie może być zatem żadnej piere-strojki, czyli odnowy, ponieważ po prostu nie ma czego „odnawiać". Jak donosi Aron, dzięki swemu atakowi na reżim Jelcyn stał się bohaterem narodowym; był zasypywany listami z wszystkich zakątków kraju, a gdziekolwiek się pojawiał, przyciągał nieprzebrane tłumy. W rezultacie zdobył miejsce w Kongresie 1989 roku przy zdumiewającym wyniku wyborczym sięgającym 92 proc. głosów Moskwian. Jesienią tego samego roku Jelcyn, będąc na najlepszej drodze do zostania najpopularniejszym politykiem w ZSRR, odwiedził Stany Zjednoczone, chcąc samemu poznać ten kraj i zdobyć poparcie dla swego programu demokratyzacji. To, co zobaczył, przerosło jego oczekiwania; jak sam później stwierdził, podróż ta była „nieprzerwanym pasmem obalonych stereotypów i sloganów". Nie zaplanowana wcześniej wizyta w supermarkecie nieopodal Houston uświadomiła mu wszystkie niedostatki jego własnego kraju. Jak pisze Aron, cytując naocznego świadka, Jelcyn „był w »szoku«. »Przez długi czas«, na pokładzie samolotu do Miami, siedział nieruchomo z twarzą ukrytą w dłoniach. »Co oni zrobili naszym biednym ludziom!«, wyszeptał po długim milczeniu". Zdaniem bliskiego doradcy, podczas tej podróży w Jelcynie „obumarły ostatnie resztki bolszewizmu". Jednak mimo otwarcie wyrażanego przez Jelcyna podziwu dla Ameryki, jego prośba o spotkanie z prezydentem Georgem Bushem została odrzucona. To otrzeźwiające, dowiedzieć się z biografii Arona, jak zupełny brak zrozumienia dla fenomenu Jelcyna wykazała administracja Bu-sha. Biały Dom tak bardzo przejęty był utrzymaniem „stabilności" w Związku Sowieckim - podobnie jak dwa lata wcześniej troszczył się o utrzymanie „stabilności" w Iraku Saddama Husajna - że unikał wszystkiego, cokolwiek mogłoby urazić Gorbaczowa lub podkopać jego autorytet. Umiarkowany komunizm przedkładano nad demokrację. Po dość szorstkim odrzuceniu jego prośby o spotkanie z Bushem, Jelcyn został skierowany do Brenta Scowcrofta, doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego. W drodze na spotkanie był stale upokarzany - do Białego Domu wprowadzono go tylnym wejściem i poproszono, by przypiął sobie plakietkę „odwiedzający". „Bohater bulwarówek za ćwierć dolara" -tak zwerbalizował swe wrażenia po spotkaniu Scowcroft, podczas gdy prezydent Bush, który zgodnie z wcześniejszym planem wpadł na kilka minut niezobowiązujących żarcików, zauważył, że Jelcyn nie ma „tej klasy" co Gorbaczow. Co tragiczne, jakby nieumyślnie przydając takim ocenom wiarygod- 200 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT nośd, Jelcyn - największy trybun ludowy, jakiego znała Rosja od czasów Aleksandra Kiereńskiego (umiarkowanego rewolucjonisty, obalonego przez bolszewików w listopadzie 1917 roku) - wkrótce miał objawić pewną skazę swego charakteru, która okaże się mieć fatalne następstwa zarówno dla niego, jak i jego kraju: skłonność do popadania w depresję w momencie triumfu. Przyczyna takiego zachowania tkwi głęboko w jego psychice - pod względem temperamentu jest to człowiek, który najlepiej czuje się w oku cyklonu. Depresyjne skłonności, które wciąż będą dawać 0 sobie znać, a w końcu przysporzą mu niewypowiedzianych szkód, ujawniły się u schyłku lat osiemdziesiątych, gdy zamiast przypieczętować swe zwycięstwo, wycofał się i pozwolił, by to inni zorganizowali liberalne siły w parlamencie. Wkrótce jednakowoż otrząsnął się z letargu, by podjąć działania zmierzające do likwidacji Związku Sowieckiego. Różne tak zwane republiki sowieckie - formalnie suwerenne, w rzeczywistości zaś będące koloniami Moskwy - zaczynały się burzyć, w miarę jak za sprawą prowadzonej przez Gorbaczowa polityki głasnosti i liberalizacji politycznej zaczął znajdować ujście ich tłumiony dotąd nacjonalizm. Trzy republiki nadbałtyckie, zdobyte przez ZSRR w 1944 roku na mocy umowy z Hitlerem, jako pierwsze upomniały się o rzeczywistą niepodległość; za nimi poszły inne. Aby ukrócić te starania, Gorbaczow uciekł się do kombinacji ustępstw 1 nacisków. Jelcyn, wręcz przeciwnie, ogłosił swe poparcie dla republik, i to w najbardziej niekonwencjonalny sposób: nie tylko opowiedział się za prawem każdej republiki do secesji, co gwarantowała konstytucja, ale także wezwał Rosjan, by sami skorzystali z tego prawa. Taktyka ta zyskała popularność. W czerwcu 1990 roku, z poduszczenia Jelcyna, Kongres Deputowanych Ludowych ogłosił Rosję niepodległą republiką, demokratyczną i praworządną, ze ścisłym rozdziałem władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej. W ten sposób Jelcyn i jego sprzymierzeńcy, wedle słów Arona, „wyrwali potężną ideę rosyjskiej »odnowy« narodowej z rąk partyjnych konserwatystów i »patriotów-nacjonałów« i wprzęgli ją w służbę demokratycznej modernizacji". Secesja Rosji ze Związku umożliwiła Jelcynowi pognębienie nie tylko Gorbaczowa, ale i całego aparatu komunistycznego, a także dotarcie ze swym przesłaniem bezpośrednio do społeczeństwa największej i najludniejszej z sowieckich republik. Latem 1990 roku Jelcyn wystąpił z partii. Rok później ubiegał się o rosyjską prezydenturę i wygrał, zdobywając 57 proc. głosów. Teraz wreszcie dysponował własnym zapleczem władzy. Te same wydarzenia, które wyniosły Jelcyna do prezydentury, ze- CZASJELCYNA 201 pchnęły w efekcie Gorbaczowa w stronę autorytaryzmu. Zdystansowawszy się od reformatorów i wycofawszy się po cichu ze swego ambitnego „500-dniowego" planu reformy gospodarczej, Gorbaczow stał się teraz zakładnikiem konserwatywnego establishmentu partyjnego. Establishment ten w szczególności zaniepokoiły kroki Jelcyna, zmierzające do rozbicia imperium. W sierpniu 1991 roku grupa funkcjonariuszy partyjnych i generałów podjęła zakończoną niepowodzeniem próbę puczu. Jelcyn odpowiedział na ten akt buntu z taką samą odwagą i energią, jaką objawiał w obliczu innych kryzysów. Popierany przez tysiące Mo-skwian, zneutralizował oddziały wysłane przez puczystów do tzw. Białego Domu i zlikwidował bunt, urastając do roli zbawcy niemowlęcej rosyjskiej demokracji; w gruncie rzeczy pucz okazał się być ostatnim tchnieniem reżimu komunistycznego. Ale właśnie wtedy, w kulminacyjnym momencie swej kariery politycznej, Jelcyn raz jeszcze się potknął. W listopadzie 1917 roku, po przejęciu władzy, Lenin z godnym odnotowania pośpiechem przystąpił do likwidowania wszelkiej opozycji i usuwania jakichkolwiek śladów zarówno po rządzie carskim, jak i po jego demokratycznych następcach. Trzy czwarte wieku później, Borys Jelcyn okazał się dalece mniej zapobiegliwy. Zdelegalizował co prawda stojącą za puczem partię komunistyczną, ale wkrótce zmięknął i pozwolił zrekonstruowanej partii wziąć udział w wyborach. Powstrzymał się od postawienia przed sądem sierpniowych puczystów. Pozostawił w spokoju niezliczone mnóstwo rozsianych po całym kraju symbolów komunistycznych, włączając w to pomniki Lenina i nazwy miejscowości upamiętniające jego samego i jego reżim. Nie usunął nawet mumii Lenina z mauzoleum na Placu Czerwonym, co w owym czasie mógł uczynić zupełnie bezkarnie. Aron interpretuje tę bezczynność jako dowód na tolerancyjność i pojednawczego ducha Jelcyna. W pewnym stopniu może to być prawda: Jelcyn miał powody, by starać się uniknąć katastrofalnego rozdarcia narodu pomiędzy komunistów i antykomunistów. Ale był to także nade wszystko objaw słabości i niezdecydowania. Powojenne Niemcy zdelegalizowały partię nazistowską i postawiły przed sądem zbrodniarzy wojennych, a mimo to pozostały demokratyczne. Tolerowanie buntu nie jest oznaką demokracji; wręcz przeciwnie - może okazać się dla demokracji śmiertelnie niebezpieczne. Jelcynowska rewolucja - bo tak to trzeba nazwać - zatrzymała się w połowie drogi, pozostawiając w spokoju jej i samego Jelcyna najzagorzalszych wrogów. Niespełna dwa lata później, w październiku 1993 roku, Jelcyn musiał uciec się do użycia sił zbrojnych, aby rozbić kolejną antydemokratyczną rebelię, tym razem w łonie Rady Najwyższej. I po raz wtóry, 202 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT zapewniwszy sobie zwycięstwo, wycofał się, pozwalając buntownikom na wzięcie udziału w wyborach parlamentarnych i swobodny dostęp do publicznego radia i telewizji. Po sierpniu 1991 roku Jelcyn podjął jeszcze dwa stanowcze kroki. Jednym z nich było spotkanie z przywódcami Białorusii Ukrainy i podpisanie dokumentu rozwiązującego Związek Sowiecki. Czyn ten nie tylko położył kres sowieckiemu imperium, stworzonemu przez Lenina i Stalina, ale również pozbawił Rosję owoców imperialnych podbojów carskich, sięgających jeszcze XVII wieku. W ten oto sposób zerwana została tradycyjna więź, łącząca państwo narodowe z imperium. Drugim krokiem było przeprowadzenie zakrojonej na szeroką skalę reformy gospodarki rosyjskiej. Bezpośrednim celem tego programu, kierowanego przez Jegora Gajdara, było uwolnienie krajowych sił wytwórczych i zapobieżenie gospodarczej katastrofie. Program ten miał jednak również swój cel polityczny: neutralizację komunistów poprzez pozwolenie im na zawłaszczenie znacznej części bogactwa kraju, a równocześnie pozbawienie komunizmu jego ekonomicznej podstawy. Dążąc do realizacji tego celu, Gajdar zniósł urzędowe ceny i płace na rzecz cen ustalanych przez wolną grę podaży i popytu, a także sprywatyzował wiele przedsiębiorstw państwowych. Dzięki reformie udało się przekazać zasoby państwa na własność społeczeństwu: w roku 1996 już 70 proc. rosyjskiego produktu krajowego brutto pochodziło z sektora prywatnego. W rezultacie udało się uwolnić od nacisków politycznych gros krajowego handlu i przemysłu. Reformy miały jednak również swoje negatywne następstwo w postaci hiperinfla-cji, która pochłonęła ludziom oszczędności w chwili, gdy demontaż sowieckiego państwa pozbawił ich podstawowych usług społecznych. Wielka liczba Rosjan została w ten sposób wpuszczona w świat prywatnej przedsiębiorczości, zupełnie go nie rozumiejąc i nie dysponując odpowiednimi środkami, by jakoś sobie w nim poradzić. Popularność Jelcyna drastycznie spadła. Stanąwszy w obliczu problemów, na które nie był ani intelektualnie ani psychicznie przygotowany, tracąc kontakt z własnym elektoratem, Jelcyn zaczął popadać w depresję. „Po oczyszczeniu gruntu z wielkich pniaków i kamieni - pisze Aron - wydawał się nie mieć pomysłu na zasiew i uprawę". I dodaje: „W 1994 roku rzecznik prasowy Kremla często zastawał prezydenta przy pustym biurku, pogrążonego w »głębokiej i ponurej zadumie«". To właśnie w takim nastroju zdecydował się na to, co Aron określa mianem „najpoważniejszego błędu politycznego w jego życiu": ataku na Czeczenię. CZASJELCYNA 203 Prowadzona pod pozorem obrony terytorialnej integralności Federacji Rosyjskiej, której Czeczenia była częścią, operacja ta była w rzeczywistości motywowana przekonaniem, że „reforma i demokracja przestały już pełnić rolę jednoczącą i inspirującą". Oszałamiający triumf nacjonalistycznego demagoga Władimira Żyrynowskiego w wyborach do Dumy w 1993 roku przekonał Jelcyna, że Rosjanie zaczęli żywiej reagować na argumenty nacjonalistyczne. Kampania wojenna była powtórką wydarzeń sprzed 90 lat, kiedy to rząd carski, wobec narastającego wzburzenia ze strony chłopstwa i postępowej inteligencji, zdecydował, że dla zespolenia narodu potrzebuje - wedle słów przypisywanych ówczesnemu ministrowi wojny, A.N. Kuropatkinowi - „krótkiej zwycięskiej wojny" i sprowokował konflikt zbrojny z Japonią. Podobnie jak miało to miejsce w latach 1904-5, ofensywa Jelcyna przeciwko zbuntowanej Czeczenii niebyła ani krótka, ani zwycięska. Zdemoralizowana armia rosyjska, walcząca z fanatycznym muzułmańskim przeciwnikiem, świetnie obznajomionym z własnym terenem, ponosiła klęskę za klęską, co natychmiast trafiało do wiadomości publicznej za pośrednictwem prasy uwolnionej już od cenzorskiego kagańca. W ostateczności, stojąc w obliczu nasilających się protestów społecznych, rząd zmuszony był de facto uznać suwerenność Czeczenów. Nakładając się na problem inflacji, klęska ta zadała Jelcynowi potężny cios. Jego popularność zaczęła gwałtownie topnieć: w styczniu 1996 roku poparcie dla niego spadło do 10 proc. Tym niemniej nadchodzącego lata udało mu się zwyciężyć w wyborach prezydenckich, dzięki sprytnemu przedstawieniu własnej rywalizacji z liderem partii komunistycznej Giennadijem Ziuganowem, jako wyboru między obiecującą przyszłością a powrotem do odpychającej przeszłości. Dla osiągnięcia tego celu, Jelcyn bez skrupułów wykorzystał media będące w dyspozycji rządu. To zwycięstwo było ostatnim tchnieniem Jelcyna - od tej chwili zaczął się staczać. W miarę jak pogarszał się stan jego zdrowia, coraz trudniej było mu kierować sprawami państwa, toteż zadanie to przekazał tzw. „Rodzinie" - grupie osób składającej się z jego córki Tatiany, oligarchy Borysa Berezowskiego, oraz kilku zauszników. Człowiek, który zaledwie kilka lat wcześniej potępiał przywileje, teraz zasmakował we władzy i możliwościach, jakie ta ze sobą niesie. Zamknięty w murach Kremla, utracił kontakt ze społeczeństwem, z którym niegdyś był tak blisko. Był to dość żenujący spektakl. W pewnej mierze to prawda, że do upadku Jelcyna przyczyniła się chimeryczność rosyjskiego elektoratu, który nie okazuje żadnego przywiązania politycznego i oczekuje od swych przywódców, że osiągną to, czego 204 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT sam nie jest w stanie dla siebie zrobić. Jesienią 1917 roku ten sam los spotkał Kiereńskiego, który raptem sześć miesięcy wcześniej był bożyszczem tłumów. Jednak większa część winy spoczywa na niekonsekwentnym zachowaniu człowieka, który zupełnie stracił wyczucie sytuacji. Leon Aron napisał wybitną biografię polityczną ^Pod pewnymi względami jego książka daje najlepszy dostępny opis upadku Związku Sowieckiego i spazmatycznych wysiłków na rzecz zbudowania nowoczesnego państwa na jego ruinach. Zgromadzony przezeń materiał badawczy jest nader obfity i zajmujący, obejmując szeroki zakres źródeł pisanych oraz wywiady z ludźmi, którzy współpracowali z Jelcynem na różnych etapach jego kariery. Książka napisana jest żywym językiem, dającym świadectwo literackiemu talentowi autora. Oczywiście nie jest ona zupełnie wolna od usterek. Za minus policzyłbym Aronowi raczej powierzchowną wiedzę na temat Rosji sprzed 1917 roku; pozbawia ona Jelcyna historycznej głębi. Co ciekawe, autor więcej uwagi poświęca francuskiej rewolucji 1789 roku niż rosyjskiej 1917. Popełnia też liczne pomniejsze, aczkolwiek irytujące błędy w swych aluzjach historycznych. Tempo narracji zostaje niestety spowolnione wraz z początkiem drugiej kadencji Jelcyna, by urwać się niespodziewanie na drugiej połowie 1997 roku. Jako że ostatnie katastrofalne dwa lata jego rządów przedstawione są dość pobieżnie, Aron może sobie pozwolić na raczej nazbyt optymistyczną ocenę całościowych osiągnięć swego bohatera. Zamykający książkę rozdział „W poszukiwaniu historycznego Jelcyna" jest 50-stroni-cowym peanem na cześć twórcy nowej Rosji, człowieka, który zerwał definitywnie ze spuścizną rządów autorytarnych, militaryzmem i ekspansją imperialną. W gruncie rzeczy Jelcyn uznany jest tu za postać historyczną na miarę Abrahama Lincolna. W moim przekonaniu historia nie osądzi Jelcyna aż tak łaskawie. Bez wątpienia podjął on próbę zastąpienia upadłego państwa totalitarnego demokracją i udało mu się zniszczyć dzieło Lenina i Stalina w takim stopniu, że odrodzenie się komunizmu w Rosji wydaje się dziś być po prostu niemożliwe. Lecz, jak ujął to Jean-Francois Revel, „o wiele łatwiej rozprawić się z samym komunizmem niż z jego konsekwencjami". Wrogiem Jelcyna nie był po prostu aparat komunistyczny, któremu zadał on cios łaski, lecz mentalność ludu rosyjskiego - mentalność ukształtowana przez wieki arbitralnych rządów i bezprawia, które przez 70 lat komunizmu uległo jedynie wzmocnieniu. Tego wroga nie udało mu się pokonać, a na koniec nawet się do niego przyłączył. Tak jak w późnych latach osiemdziesiątych wyostrzony zmysł polityczny Jelcyna podpowia- CZASJELCYNA 205 dał mu, że kraj pragnie demokracji, tak pod koniec lat dziewięćdziesiątych mówił mu coś zupełnie innego: Rosja wygląda twardej ręki i chce być znów dumna z własnej mocarstwowości. I tak jak wsłuchał się w vox popu-li wówczas, tak uczynił i tym razem; teraz jednak głos ten popchnął go w stronę autorytaryzmu. Największe szkody, jakie Jelcyn wyrządził rosyjskiej demokracji dały o sobie znać w ciągu ostatniego roku. Po pierwsze, chodzi o wznowienie pod obłudnym pretekstem ofensywy przeciwko Czeczenii i rezygnację na rzecz wybranego przez siebie następcy, Władimira Putina, która nastąpiła trzy miesiące później. Postępując w ten sposób, Jelcyn przesunął wybory prezydenckie z czerwca na marzec, utrudniając pozostałym kandydatom zorganizowanie się, Putinowi zaś dając tym samym sposobność występowania przez trzy miesiące w roli głowy państwa. Zważywszy na rosyjską uległość wobec władzy, sprawi to, że porażka Putina będzie musiało jawić się jako rzeczywisty zamach stanu. Jego ludzie już dają do zrozumienia, że głosowanie przeciwko urzędującemu prezydentowi w środku wojny z cze-czeńskimi „terrorystami" będzie działaniem wielce niepatriotycznym. Sądząc po niektórych jego publicznych wypowiedziach, Putin reprezentuje wszystko to, z czym Jelcyn walczył w swym poprzednim wcieleniu. Jest przekonany, że Rosja nie jest jeszcze gotowa na demokrację - że potrzebuje ona „przywrócenia kierowniczej i regulacyjnej roli państwa". Jego zdaniem państwo powinno ingerować w gospodarkę; służby specjalne są ostoją państwowości; zaś poprawa stanu krajowej gospodarki wymaga znaczącego wzrostu wydatków zbrojeniowych. Następcą człowieka, który przed dekadą przyjął Stany Zjednoczone za wzór pod prawie każdym względem, został były szpieg KGB, który zdaje się podchodzić do Stanów Zjednoczonych z głęboką podejrzliwością. Pierwszym dekretem Putina po objęciu przezeń urzędu, było przyznanie Jelcynowi immunitetu, chroniącego go przed śledztwem w sprawie poważnych zarzutów o korupcję. Pomijając wszystko inne, trudno się nie zastanawiać nad tym, co się stało z zasadą „jedno prawo dla wszystkich", tak odważnie głoszoną przez Borysa Jelcyna raptem dziesięć lat temu. Przypuszczam, że gdy Rosja na powrót wpadnie w stare koleiny, przyszłe pokolenia będą widzieć w Jelcynie raczej przebiegłego polityka niż męża stanu i ojca demokracji. „Commentary", marzec 2000 CO POWINNI CZYNIĆ, A CZEGO WYSTRZEGAĆ SIĘ... 207 „CO POWINNI CZYNIĆ, A CZEGO WYSTRZEGAĆ SIĘ ROSJANIE W XXI WIEKU?" Ażeby moje słowa nie zabrzmiały nazbyt przygnębiająco, na samym wstępie pragnę zaznaczyć, że w moim przekonaniu od chwili upadku komunizmu w 1991 roku w Rosji dokonał się znaczący postęp. Rosja jest dziś wolnym krajem z demokratycznie obieranymi władzami, wolną prasą i otwartymi granicami. Większość majątku państwowego przeszła w prywatne ręce obywateli, co sprawia, że powrót do komunizmu jest już praktycznie niemożliwy. Rozpadło się, przynajmniej formalnie, imperium sowieckie, i Rosjanie nie narzucają już swej dominacji innym narodom. Wszystko to są kroki we właściwym kierunku, dzięki którym możliwe będzie przezwyciężenie fatalnego dziedzictwa komunizmu i stworzenie naprawdę demokratycznego i cieszącego się dobrobytem społeczeństwa. Jednak obiektywnie rzecz biorąc, trzeba stwierdzić, że pozostało jeszcze mnóstwo do zrobienia. W ciągu blisko ośmiu lat, jakie upłynęły od rozpadu ZSRS, nie podjęto się systematycznego tworzenia efektywnych instytucji demokratycznych i kapitalistycznych; co gorsza, nie widać ewolucji postaw publicznych, która dawałaby gwarancję, że Rosja będzie bezpiecznie kroczyła ku wolności i dobrobytowi. Wyniki sondażów opinii publicznej, przeprowadzonych przez pana Jurija Lewadę, są dość przygnębiające. Pokazują bowiem, jak żywotne są wśród większości Rosjan wpojone im przez reżim sowiecki schematy myślenia, takie jak wrogość i strach przed Zachodem, przekonanie, że Rosja musi podążać swą własną, specyficzną ścieżką rozwoju, czy przedkładanie bezpieczeństwa materialnego nad ekonomiczną niezależność, wiążącą się z podejmowaniem ryzyka. Przyszłość Rosji ma zasadnicze znaczenie nie tylko dla jej obywateli, ale i dla całego świata. Jej położenie geopolityczne jest zupełnie wyjątkowe w skali globu. Leży ona w sercu Eurazji, rozgraniczając - jak żaden inny kraj - trzy quasi-kontynentalne regiony: Europę oraz Środkowy i Daleki Wschód. Przedstawię teraz kilka uwag krytycznych, które - mam nadzieję -odebrane zostaną jako konstruktywne. W tym duchu je tu wypowiadam, jak najdalszy jestem od czczej złośliwości. Uważam, że problemy, przed jakimi stoi Rosja, wynikają zarówno z tego co się w Rosji robi, jak i z tego, czego się nie robi - z grzechów uczynku i zaniechania. Omówię je w tej właśnie kolejności. I Wśród grzechów uczynku, w mojej opinii najgorszym i najszkodliw-szym dla interesów rosyjskich, jest szeroko rozpowszechnione przeświadczenie, że Rosja była, jest i zawsze będzie „Wielkim Mocarstwem" (Wieli-kaja Dierżawa). To uporczywe przekonanie - dzisiaj zupełnie bezpodstawne - odwraca uwagę i energię od rzeczywistych zadań, jakie obecnie stoją przed Rosją, a są to zadania w przeważającej mierze odnoszące się do spraw wewnętrznych. Popycha ono także Rosję do konfrontacji z Zachodem, którego pomoc ma decydujące znaczenie dla procesu odnowy. Idea, że Rosja jest, z definicji, „Wielki Mocarstwem", sięga czasów Piotra Wielkiego. Przez większą część tych trzystu lat, jakie upłynęły od jego rządów, Rosję rzeczywiście można było uznać za takie mocarstwo, głównie ze względu na jej potęgę militarną. Potęga ta nabyta została wielki kosztem: olbrzymia część dochodu narodowego Rosji zasilała budżet wojskowy, odciągając fundusze od bardziej podstawowych potrzeb, jak budowa infrastruktury gospodarczej, czy zapewnienie społeczeństwu usług medycznych i wykształcenia. Poczucie bycia „Wielkim Mocarstwem" wzmacniane było dodatkowo ogromnym terytorium państwa rosyjskiego. I nie gra roli, że większość tego terytorium pozostaje nie zamieszkana i do zamieszkania się nie nadaje: wciąż podsyca ono przekonanie, że Rosja jest „wielka". To poczucie w pewien sposób łagodzi przykrą świadomość, że pod względem standardu życia i wielu innych aspektów cywilizowanej egzystencji, Rosja pozostaje daleko w tyle za rozwiniętymi demokracjami przemysłowymi. Poczucie to opiera się jednak na ułudzie. W świecie broni nuklearnej, w którym wojna między państwami atomowymi jest prawie nie do pomyślenia, status „Wielkiego Mocarstwa" zdobywa się nie siłą militarną, lecz potęgą gospodarczą i kulturą masową. Tymczasem pod tymi względami Rosja po prostu nie przynależy do „pierwszej ligi". Rosyjski Produkt Krajowy Brutto w 1998 szacowano na 152 miliardy dolarów. Liczba ta jest z pewnością znacznie zaniżona, ponieważ nie obejmuje rozległego „szarego" rynku. Lecz nawet gdyby ją podwoić, jest ona śmiesznie mała w porównaniu z kwotami właściwymi naprawdę wielkim mocarstwom. Wartość kapitałowa jednej wielkiej amerykańskiej korporacji, jak np. Wal-Mart wynosi 226 miliardów - prawie tyle, ile wart jest cały kapitał rosyjski. Wartość 50 największych firm, notowanych na rosyjskiej giełdzie na początku tego roku, sięgała 22 miliardów, czyli mniej niż kapitał jednej korporacji amerykańskiej średniej wielkości, dajmy na to Emerson Electric. To bardzo otrzeźwiające dane dla kraju aspirującego do roli światowego lidera. Wymowne pod tym względem jest także doświadczenie Ro- 208 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT sji podczas niedawnego kryzysu w Kosowie. Moskwa była autentycznie rozzłoszczona operaqami wojskowymi NATO przeciwko Jugosławii i próbowała je udaremnić, nie przebierając przy tym w słowach i pogróżkach. Ale gdy przyszło co do czego, groźby okazały się być bez pokrycia: Rosja musiała ustąpić, ponieważ pilnie potrzebowała pdżyczki z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. I tak oto w końcu opuściła Serbów, budząc ich wrogość i pokazując, jak próżne były jej groźby i pretensje. Rosyjska kultura popularna nie ma w świecie jakiegokolwiek wpływu. Czy to dobrze czy źle, źródłem takiego wpływu są natomiast Stany Zjednoczone. Podsumowując, Rosja nie podpada pod definiqe wielkiego mocarstwa w dzisiejszym znaczeniu tego słowa, i im prędzej porzuci to fałszywe wyobrażenie, tym szybciej będzie mogła skupić się na działaniach, dzięki którym kraj może rzeczywiście zdobyć powszechny szacunek. Zanim zmienię temat, muszę powiedzieć jeszcze kilka słów o rosyjskim imperializmie. Rosja uznała co prawda niepodległość swych byłych kolonii (sowieckich „republik"), ale jak dotąd nie wyzbyła się świadomości bycia mocarstwem imperialnym. Ma to swoje uzasadnienie historyczne, mianowicie inaczej niż miało to miejsce w przypadku innych potęg imperialnych, w Rosji rozwój państwa narodowego i imperium dokonywał się mniej więcej w tym samym czasie, zaś geograficznie kolonie przylegały bezpośrednio do metropolii. Pretensje Wspólnoty Niepodległych Państw, twierdzenie, iż Rosja ma prawo do zbrojnej interwencji w którymkolwiek z krajów „bliskiej zagranicy", jeśli tylko czuje, że zagrożone jest jej bezpieczeństwo, mieszanie się w wewnętrzne sprawy tych krajów (np. Gruzji) - wszystko to świadczy o kłopotach z przystosowaniem się do post-imperialnej rzeczywistości. To kolejna iluzja, którą lepiej zawczasu porzucić. Teraz niech mi wolno będzie przejść do tych spraw, którym - moim zdaniem - Rosjanie powinni się poświęcić w nadchodzącym stuleciu. Można je ogólnie określić jako budowę prawomocnego porządku społecznego, gwarantującego prawa cywilne i własnościowe każdemu, kto mieszka w Rosji, bądź w niej inwestuje. Jest to praca wymagająca wytężonego wysiłku, ponieważ, jak wiadomo, bolszewicy od pierwszego dnia swej władzy robili wszystko, by zatomizować społeczeństwo i wykorzenić z niego wszystkie legalne instytucje. To Lenin zdefiniował „dyktaturę proletariatu" jako „władzę niczym nie ograniczoną, żadnymi prawami, nie skrępowaną jakimikolwiek zasadami, władzę, która opiera się bezpośrednio na przymusie". Wśród organów „przymusu" (nasilija) widział on także sądy. W wyniku takiego podejścia całe społeczeństwo Rosji wyrosło w CO POWINNI CZYNIĆ, A CZEGO WYSTRZEGAĆ SIĘ... 209 reżimie bezprawia, w którym prawo nie było zasadą wiążącą dla wszystkich, zarówno rządzących, jak i rządzonych, lecz igraszką w rękach władców. Taka filozofia leżała u podstaw działalności reżimu sowieckiego przez siedem dziesięcioleci. To najpoważniejsza cecha byłego reżimu, z którą Rosjanie muszą się rozprawić. Muszą stworzyć społeczeństwo, w którym wszyscy, a w szczególności przedstawiciele władz, poddani będą rządom obiektywnie wymierzanego prawa. Nie muszę nadmieniać, jak daleko współczesnej Rosji do osiągnięcia tego ideału. Spośród wszystkich znaczących krajów świata, ten wydaje się być najbardziej skażony przestępczością i bezprawiem. Przezwyciężenie tego stanu wymagać będzie niezmiernego wysiłku zarówno ze strony rządu, jak i społeczeństwa. Nade wszystko konieczne będzie zbudowanie wzajemnego zaufania - zaufania między ludźmi i władzami, oraz w stosunkach pomiędzy samymi obywatelami. Jeśli uda się to osiągnąć, jedną z korzyści będzie napływ inwestycji zagranicznych, bez których Rosja nie może mieć nadziei na odbudowę swej gospodarki. Kapitaliści to bojaźliwy gatunek: nie lubią ponosić niepotrzebnego ryzyka, wolą inwestować tam, gdzie środowisko polityczne jest bardziej stabilne. A Rosji akurat nie uważają za kraj, który takie środowisko zapewnia. „The Wall Street Journal", w numerze z 14 lipca 1999 roku, przedstawił wyniki niedawnego sondażu, przeprowadzonego na grupie 4 tysięcy czołowych przedsiębiorców świata, zapytanych o to, gdzie znajdują najkorzystniejsze warunki dla prywatnego biznesu. Palma pierwszeństwa przypadła Singapurowi, tuż za nim znalazły się Stany Zjednoczone, Hong Kong i Tajwan. Na samym dole listy marniały Zimbabwe, Kolumbia, Ukraina i Rosja. Powody, dla których Rosja zajęła tak niską lokatę, przytaczano następujące: „przestępczość zorganizowana, niepewne prawa własności, uboga infrastruktura i nikłe zaufanie do rządu". Taka percepcja sytuacji sprawia, że inwestycje w Rosji są śladowe. W ubiegłym roku (1998) suma inwestycji zagranicznych w Rosji wyniosła 2,2 miliarda dolarów, podczas gdy w pobliskiej Polsce sięgnęły one 10 miliardów. Jeśli Rosja została zaproszona na spotkania grupy G-7, to był to jedynie gest grzecznościowy: Rosja nie należy do tej grupy - i nie będzie należeć, dopóki nie zaprowadzi w swym kraju porządku. Kontynuując mój przegląd „uczynków", przyjrzyjmy się teraz partiom politycznym. Partie są kluczowym elementem procesu demokratycznego, bowiem organizują opinie i interesy: tam, gdzie partie nie istnieją lub działają nieefektywnie, ludność nie może mieć rzeczywistego wpływu na decyzje rządzących. W dzisiejszej Rosji wśród osób aktywnych politycznie, nie ma consen- 210 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT susu co do wartości, które państwo winno zachowywać i wspierać. Nie ma żadnej płaszczyzny porozumienia, wspólnej dla wszystkich partii. Są one liczne, lecz wiele z nich istnieje jedynie po to,i>y zaspokoić egotyzm swych założycieli. Nie mogą łączyć się w koalicje, gdyż ich przywódcy są zbyt próżni, by czynić ustępstwa na rzecz kogokolwiek. Nie są oni po prostu rywalami, jak w normalnych krajach demokratycznych - są wrogami. Wydaje się, że łączy ich tylko jedno - nienawiść do Zachodu. Aby zakończyć ten temat, wspomnę jeszcze pokrótce o symbolicznym dziedzictwie komunizmu. Przygnębia mnie fakt, że z nielicznymi wyjątkami prawie wszystkie pomniki, godła i nazwy z czasów komunistycznych pozostają nietknięte. Lenin dopilnował, żeby w przeciągu kilku miesięcy symbole władz carskich zostały usunięte i zastąpione nowymi: patrząc z jego punktu widzenia, miał w tym absolutną słuszność. Jak dotąd nic takiego nie miało miejsca w demokratycznej Rosji. Leningrad przemianowano na Sankt Petersburg, ale region, w którym leży miasto, wciąż nazywa się Leningmdskaja Oblast'. Ciało Lenina wciąż spoczywa w mauzoleum na Placu Czerwonym. Jego gigantyczny pomnik góruje nad moskiewskim Placem Październikowym. W prowincjonalnych miasteczkach, rozsianych po całej Rosji, są ulice Lenina, Rewolucji Październikowej i Pierwszego Maja. Można ten problem trywializować, lecz symbole i nazwy mają swoją wagę, i nie powinno się pozwalać, by były zgorszeniem dla oczu i uszu. Obecny stan, by tak rzec, odciska na demokratycznej Rosji piętno tymczasowości. Podsumowując, niech będzie mi wolno wyrazić żal, iż tak mało słychać w Rosji głosów, artykułujących takie ostrzeżenia i nadzieje. Dominuje tendencja, by winę za wszystko, co idzie źle, zrzucać na innych. Często czytam rosyjskie czasopismo „Sprawy Międzynarodowe", wydawnictwo poważne i profesjonalne. W jego numerze z maja 1998 roku pojawił się artykuł Sergiusza Rogowa, dyrektora Instytutu Stanów Zjednoczonych i Kanady, zatytułowany Rosja i Stany Zjednoczone: test kryzysowy. W artykule tym pan Rogów o niepowodzenia rosyjskich reform ekonomicznych obwinia Amerykę: Administracja Clintona nie jest biernym obserwatorem: od czasu rozpadu Związku Sowieckiego podjęła się roli mentora Moskwy w procesie reform politycznych i gospodarczych. W wielkim stopniu Stany Zjednoczone są odpowiedzialne za sytuację lat dziewięćdziesiątych w Rosji. Uderza mnie to jako niczym nie usprawiedliwione przerzucanie winy za własne niepowodzenia na kogoś innego. Rosjanie mogliby z korzyścią dla siebie przejąć slogan, popularny wśród amerykańskich pacyfistów podczas wojny w Wietnamie: „Znaleźliśmy wroga i okazało się, że to my". CO POWINNI CZYNIĆ, A CZEGO WYSTRZEGAĆ SIĘ... 211 Historia stosunku Stanów Zjednoczonych do Niemiec i Japonii dowodzi, że nie mamy upodobania w gnębieniu naszych niegdysiejszych przeciwników, wyzyskiwaniu ich, nie mówiąc już o doprowadzaniu ich do ruiny. Wystarczającym dowodem na to niech będzie plan Marshalla. Działając w dobrze pojętym interesie własnym, odbudowywaliśmy Europę w latach czterdziestych i pięćdziesiątych. To samo odnosi się do Rosji, naszego byłego przeciwnika w zimnej wojnie: stanowczo w naszym interesie jest Rosja dostatnia i stabilna. Możecie przyjąć nasze rady i naszą pomoc, albo je odrzucić - ale cokolwiek uczynicie, decyzja należy do was, i to wy sami poniesiecie jej konsekwencje, czy będą one dobre, czy złe. Streszczenie przemówienia, wygłoszonego w Moskiewskiej Szkole Nauk Politycznych 22 lipca 1999 roku „TO IMPERIUM SIĘ ROZPADNIE" 213 „TO IMPERIUM SIĘ ROZPADNIE" Z profesorem Richardem PIPESEM rozmawia Andrzej Nowak W autobiograficznym wstępie do zbioru swoich esejoiv historycznych „Russia Observed" przedstawia Pan krótko swą drogę do zainteresowania Rosją i jej dziejami. Wspomina Pan o ojcu, który służył w legionach Piłsudskiego. W polskiej tradycji politycznej czyn legionowy kojarzy się naturalnie z walką przeciwko Rosji. Czy w rodzinnym przekazie tamtych doświadczeń, w domowej atmosferze były jakieś nawiązania do walki z Rosją, do historii i polityki tego kraju? Nie. Byliśmy zorientowani raczej na kulturę niemiecką, a ściślej austriacką. Ojciec urodził się we Lwowie, ale mając 13-14 lat wyjechał do Wiednia, tam studiował i tam pracował. Zgłosił się do Legionów, gdy tylko wybuchła I wojna światowa. O swoich przeżyciach wojennych prawie nigdy nie mówił. W domu mówiliśmy po niemiecku i po polsku. Mówiłem jednakowo swobodnie oboma tymi językami, czytałem jednak raczej literaturę niemiecką. Moja matka, która pochodziła z Warszawy, miała więcej do czynienia z Rosją. Jej ojciec prowadził w Rosji różne interesy, sprzedawał tam węgiel. Umarł jednak w tym samym roku, w którym ja się urodziłem. Z mojej licznej rodziny nikt poza tym nie miał większych kontaktów z Rosją. Jeżeli więc w ogóle coś łączy mnie w rodzinnej tradycji z Rosją, to raczej przez matkę niż przez ojca. Czy później, może już w Stanach Zjednoczonych, w trakcie swych studiów zapoznał się Pan z tradycją polskiego spojrzenia historycznego na Rosję, tradycją mocno akcentującą ciągłość „od białego caratu do czerwonego"? Pytam o to, gdyż wydaje się, że wśród wszystkich sowietologów i historyków amerykańskich zajmujących się Rosją, pańska interpretacja jest najbardziej zbieżna z tą właśnie polską „szkołą". Niektóre fragmenty pańskich prac brzmią wręcz jak echo dawnych opinii polskich - choćby Maurycego Mochnackiego, Zygmunta Krasińskiego, Henryka Kamieńskiego czy Jana Kucharzewśkiego. Mochnackiego trochę czytałem, ale dopiero jakieś dwa lata temu. Ktoś przysłał mi jego artykuł z 1832 roku o metodach, jakimi Rosjanie rozszerzali swoje imperium. Krasińskiego nie czytałem w ogóle. Kucharzewśkiego mam, ale kupiłem dopiero jakieś 15 lat temu. Nie miałem też okazji poznać go ' osobiście, kiedy był w Stanach Zjednoczonych pod koniec życia. Nie mogę więc powiedzieć, żebym znał tę polską szkołę czy tradycję. Tutaj studiowałem niemal wyłącznie źródła i opracowania rosyjskie i zachodnie. Cała zatem pańska interpretacja politycznego fenomenu Rosji, historii rosyjskiej, zbudowana została z jednej strony na elementarnym doświadczeniu człowieka urodzonego i wychowanego w Europie środkowo-wschodniej l na progu paktu Stalin-Hitler, a z drugiej już na bezpośredniej pracy nauko- wej ze źródłami historycznymi? Tak, bezwzględnie tak. Cala polska tradycja nie wpłynęła na mnie. Chyba że podświadomie. W sowietologii, bujnie rozwijającej się na amerykańskim gruncie od U wojny światowej, wybrał Pan podejście historyczne, nie zaś modniejsze ujęcia socjologiczne czy politologiczne. Pańskim mistrzem tutaj był Michael Karpo-vich, ojciec-założyciel harvardzkiej szkoły historii Rosji. To dla mnie swego rodzaju zagadka, gdyż w pracach Karpovicha rysuje się wizja Rosji niemal dokładnie przeciwstawna pańskiemu ujęciu. Wedle Karpovicha przedrewo-lucyjna Rosja nie ma nic wspólnego ze Związkiem Sowieckim, między starym i nowym reżimem nie ma żadnej ciągłości. On był moim profesorem, nie mistrzem. Nie miał wielkiego wpływu intelektualnego na mnie. Przede wszystkim dlatego, że miał wielu studentów, poza tym jego sytuacja rodzinna była trudna - jego żona była bardzo chora - więc miał mało czasu dla nas. W praktycznych sprawach bardzo dobrze się z nim zgadzałem, był dla mnie bardzo miły. Wiem jednak, że nie byłby zadowolony z tego, co piszę o historii Rosji, z mojej interpretacji. Zresztą nie popierał mojej profesury w Harvardzie; miał innego kandydata. Choć bardzo mnie lubił, był świadomy, że moje poglądy na historię Rosji są sprzeczne z jego ujęciem. To był jednak człowiek bardzo tolerancyjny, nie narzucał studentom swoich poglądów. Był pod tym względem bardzo nierosyjski. Karpovich był zresztą, o ile wiem, polskiego pochodzenia. Jego ojciec był powstańcem 1863 roku zesłanym na Kaukaz - i tam też urodził się mój przyszły profesor. Moje poglądy rozwijały się jednak całkiem niezależnie od jego opinii. Czy wobec tego miał Pan w ogóle jakiekolwiek innych mistrzów na drodze do swej interpretacji dziejów Rosji? Jakieś książki, a może jakieś doświadczenia negatywne, które formowały pańskie opinie? W początkach mojej kariery w Harvardzie było wielu wybitnych socjologów, takich jak Talcott Parsons czy Alex Inkeles. Zdumiało mnie, do jakiego stopnia nie mieli oni pojęcia o Europie Wschodniej i Rosji, zabiera- 214 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT jąc na ich temat głos. Dla nich to, co się tam działo, było właściwie identyczne z tym, co działo się tutaj - w Ameryce czy w Europie Zachodniej. Mieli podejście funkcjonalne, zgodnie z którym w każdym społeczeństwie istnieją pewnego rodzaju stałe funkcje i ich stałość, ich zasadnicze podobieństwo sprawia, że w gruncie rzeczy wszystkie społeczeństwa są do siebie podobne. Ja wiedziałem, że to jest kompletna bzdura. Wiedziałem, że to, co się dzieje w Rosji czy w podbitej przez nią Europie Wschodniej nie ma nic wspólnego z tym, co działo się tutaj. To była raczej antyteza. Ale jak to udowodnić? - Trzeba było pracować historycznie. Trzeba było pokazać, że rozwój historyczny Rosji i rozwój historyczny Zachodu był zupełnie różny. W latach pięćdziesiątych zacząłem interesować się głębiej problemem własności prywatnej. Problem ten jest raczej słabo obecny w literaturze zachodniej, dlatego że traktuje się tutaj własność prywatną jako coś danego, coś oczywistego. Gdy jednak dochodzi się do Wschodu, do Rosji czy społeczeństw Azji, można dopiero przekonać się, jak fundamentalne znaczenie ma prywatna własność. Tego właśnie strasznie brakowało w Rosji i to doprowadziło mnie do poglądu, że w Rosji był także w ogóle inny rodzaj rządu, inny ustrój niż w Europie Zachodniej - ustrój patrymo-nialny. Ale do tego sam doszedłem. Czy prace Karla Wittfogela nie były tutaj jakimś drogowskazem dla Pana ? Znałem Wittfogela, rozmawiałem z nim. Nie akceptowałem jednak w pełni jego poglądu na despotyzm orientalny, bo u niego wszystko było związane z hydrauliką itp. Wittfogel bardzo się rozczarował, kiedy wyszła moja książka, Russia Under the Old Regime, 1976, bo spodziewał się, że potwierdzę w niej wszystkie jego tezy i że będzie mógł uważać się za mojego mistrza. Tak się nie stało. Czy fala krytyki, jaką wzbudziła pańska książka o Rosji starego reżimu, krytyki szczególnie zajadłej ze strony ugodzonej w dumę narodową rosyjskiej emigracji (atakował Pana szczególnie ostro Aleksander Sołżenicyn), wprowadziła jakiekolwiek korekty do pańskiej interpretacji? Sołżenicyn atakował mnie nie przedstawiając żadnych argumentów. O żadnej dyskusji nie mogło być mowy. Rosyjscy emigranci, często nie mający pojęcia o historii, reagowali tak, jak niektórzy Żydzi, którzy na najmniejszą krytyczną wzmiankę o Izraelu czy o historii swojego narodu rzucają oskarżenie o antysemityzm. Rosjanie nazwali mnie rusofobem. Jedyna poważna rosyjska krytyka ukazała się w piśmie „Pamiat" (obecnie „Minuwszeje") wydawanym w Paryżu. To była bardzo długa recenzja, w której sowiecki autor (historyk średniowiecza) skupił się na wytykaniu „TO IMPERIUM SIĘ ROZPADNIE" 215 błędów faktograficznych i na tej podstawie odrzucał moją generalną koncepcję dziejów Rosji. Dwie trzecie wskazanych przez niego omyłek, jak wykazałem w mojej odpowiedzi, nie było rzeczywistymi omyłkami, a wynikało z nieuważnej lektury książki. Co do pozostałych kwestii, to jakie znaczenie może mieć dla ogólnej wizji dziejów Rosji to, czy np. Andrzej Bogolubski był dziadem czy wujem Aleksandra Newskiego? Niezależnie jednak od krytyk historycznych czułem niechęć do swojej książki przede wszystkim z powodu jej politycznych konsekwencji - tak dla demokratów, jak i dla ludzi konserwatywnej orientacji. Moja interpretacja obala zasadniczą tezę tych ostatnich, wedle której komunizm jest w Rosji tylko importem z zagranicy. Dla części demokratów, dla których komunizm jest czymś całkowicie sztucznym, wniosek o jego zakorzenieniu w historii Rosji jest także nieprzyjemny. Z pańskiej interpretacji związku dziejów Rosji i genezy komunistycznego systemu płynąć mogą jednak równie „przyjemne", wygodne implikacje polityczne dla reprezentantów socjalistycznej lewicy, którzy twierdzą, że to tylko fatalna, niewolnicza tradycja rosyjska jest winna praktycznemu upadkowi idei socjalizmu, i którzy przez pogardę dla Rosji chcą ocalić swą wiarę w polityczną przyszłość swej ulubionej idei. Pan zdaje się nie akceptuje takiej lekcji swej książki, czego dowodzi bodaj ostatnie pańskie dzieło „Russian Revolution", gdzie odsłonięte są w pełni także nierosyjskie, ideologiczne korzenie sowieckiego systemu. Rozmawiałem kiedyś z Feltrinellim, włoskim wydawcą (jego nakładem ukazało się min. pierwsze wydanie Doktora Żywago), komunizują-cym milionerem, który stracił później życie przygotowując bombę dla czerwonych terrorystów. Odwiedził mnie w Harvardzie, by wypytać mnie o moją interpretację historii Rosji. Bardzo go wtedy ucieszyła. Nie lubił despotyzmu i wierzył w komunizm. To przykład na trafność pańskiej uwagi o takiej właśnie interpretacji historii Rosji. Jednak w ostatniej książce rzeczywiście starałem się wytłumaczyć, że system sowiecki powstał nie z samej tylko tradycji rosyjskiej, ale z jej połączenia z ideologią marksistowską. Tradycja jest tu jakby podłożem, a ideologia tworzy „nadbudowę". To się razem znakomicie łączy. Kiedy jeżdżę teraz do Rosji i mówię na ten temat, mam takie wrażenie, że Rosjanie muszą właściwie wszystko zacząć od nowa. Katastrofa pieriestrojki wykazała ostatecznie, że komunizmu reformować nie można. W rosyjskiej historii jest niezwykle mało pozytywnych tradycji, które można by użyć do zbudowania sensownego systemu politycznego. Należy więc porzucić jedno i drugie - i zacząć od nowa. 216 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT W pańskich książkach przeivija się jednak wątek wyraźnej krytyki racjona-listycznego ujęcia historii, wedle którego ludzie, społeczeństwa kierują się w swoim zachowaniu w historii rozumem, logicznymiprzesłankami. Tymczasem tutaj sugeruje Pan, że Rosjanie powinni pójść za głosem rozumu, odrzucić to, co złe (choć po części własne) i wybrać to, co dobre (choć nierodzi-me). Czy wolno liczyć na tak wiele ze strony narodu tak skołowanego przez własną historię i komunistyczną ideologię? Nie jestem prorokiem. Ale ludzie pytają mnie: co robić? Więc im odpowiadam -ja zrobiłbym tak. Powiedzieć -ja nie wiem - to żadna odpowiedź. Mówię zatem - tak bym zrobił, a czy tak właśnie postąpicie, tego już naprawdę nie wiem. Wybrał Pan historię kraju szczególnie ważnego na politycznej mapie świata, historię uprawianą w sposób zaangażowany, świadomy politycznych implikacji badania przeszłości Rosji i Związku Sowieckiego. Nie przyjął Pan postawy teoretycznej, postawy entomologa czy astrofizyka, traktując swe powołanie nie tylko w kategoriach czysto naukowych. Część sowietologów czy historyków Rosji na Zachodzie potępia taki właśnie politycznie zaangażowany sposób uprawiania zawodu, krytykują takie podejście jako nienaukowe, nawołują do usunięcia z prac poświęconych stalinizmowi czy rewolucji bolszewickiej wszelkich politycznych opinii czy moralnych kwalifikacji. Ci sami ludzie angażują się często, jak np. Stephen Cohen, w polityczną obronę systemu sowieckiego i jego ideologii. W Harvardzie dajemy studentom kwestionariusze, w które wpisują, czy im się dany kurs podobał, czy nie. Niektórzy studenci narzekają, że mój kurs jest, jak się to mówi po angielsku, „biased". Jeden student miał odwagę i napisał: „He is biased the wrong way". To znaczy, że byłoby wszystko w porządku, gdybym był „biased" prosowiecko... Wszyscy są zaangażowani. W takiej dziedzinie jak nowoczesna historia Rosji nie można pisać bez ocen. Ci, którzy wyrzucają mi, że jestem zaangażowany politycznie i udają, że sami nie są, w gruncie rzeczy są tak samo zaangażowani, tylko w kierunku lewicowym. Krytykują więc moje książki, atakują mnie za moją ostatnią Russian Revolution, że przyjmuję w niej rolę prokuratora. Ale przecież oni przyjmują rolę obrońców... U Pana wysiłek zrozumienia historii Rosji, zdarzeń z jej najnowszych dziejów, idzie w parze z wysiłkiem ich osądzenia; u pańskich adwersarzy rozumienie oznacza usprawiedliwienie. Tak-i to właśnie też jest oirn.i. Zreszl.) jest In pmMrm. który nigdy „TO IMPERIUMSIĘ ROZPADNIE" 217 gdy, by kogoś oskarżano, że jest antynazistą. Tylko jeżeli mówi się o komunizmie, pojawia się w formie zarzutu pojęcie antykomunistycznego skrzywienia czy uprzedzenia. Profesora, który wykłada historię III Rzeszy, nie potępia się za to, że jest nazbyt antyhitlerowski, że nie pokazuje pozytywnych stron hitlerowskiego systemu: autostrad, volkswagena itp. Oczywiście, dla systemu typowy jest Auschwitz, nie autostrady... Jak ocenia Pan dorobek naukowy amerykańskiej sowietologii? W Ameryce są tysiące ludzi, którzy pracują w tej dziedzinie. Są między nimi oczywiście duże różnice. Na przykład w historii gospodarczej jest bardzo dużo solidnych prac, bo są tam konkretne fakty i liczby, którymi można precyzyjnie operować. W dziedzinie historii politycznej jest dużo gorzej. Ja używam względnie mało naszej, amerykańskiej literatury w moich książkach (co mi zresztą wyrzucają bardzo ci, których pominąłem w bibliografii). Nie znajdowałem w tych książkach wiele więcej niż w sowieckich. Nie ma w nich może tylu cytatów z Lenina, ale ujęcie jest takie samo: system carski był podły, nie dawał żadnej możliwości reform, sytuacja w Rosji na początku XX wieku była coraz bardziej krytyczna, i kiedy nadeszła rewolucja bolszewicka, to znalazła naturalnie oparcie w masach. To przecież sowieckie ujęcie. Jest to teza, której nie da się dowieść. Można dowieść czegoś wręcz przeciwnego. Masy wcale nie chciały rewolucji. To, co zrobili bolszewicy w listopadzie 1917 roku, to był spisek, konspiracja, a nie rewolucja. Przecież Lenin chciał nawet wyrzucić z partii Zinowiewa i Kamieniewa za to, że zdradzili termin przewrotu. Jakżeż można zdradzić nadejście prawdziwej rewolucji? Czy można by tak powiedzieć np. o re-woluq'i francuskiej 1789 roku? To po prostu śmieszne. Otóż znaczna część sowietologów amerykańskich powtarza takie tezy. Niektórzy robią to po to, by pojechać do Rosji i otrzymać zgodę na korzystanie z archiwów. (Mają w tych rachubach słuszność. Mnie na przykład archiwalne materiały dawano bardzo niechętnie i skąpo. Części moich kolegów dawano je znacznie hojniej, ale musieli zapłacić za to pewną cenę). Inni przyjmują tezy sowieckiej historiografii po prostu dlatego, że nie wypracowali sobie żadnej własnej filozofii historii. Są to czyści pozytywiści, którzy wierzą w fakty, w to, że z samych faktów układają się pewne sensowne całości. Ale ponieważ nic z tego nie wychodzi, więc przyjmują dla uporządkowania faktów to, co najprostsze, najpowszechniejsze - marksizm-leninizm. Bardzo ich razi, kiedy im sio to wytyka (a robię to czasem w recenzjach). A jtikti /i':.7 pańska ///<» nfin historii? ¦l( ' i l/ir In..).. 218 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT prawda - wszystko, co tworzy historię, historię polityczną przynajmniej, to są decyzje ludzi i ludzie odpowiadają za swoje błędy, za swoją ignorancję. Pisanie historii jest dlatego tak ciekawe, że człowiek uczy się czego nie robić, czego unikać. Oczywiście są też pewne siły czy uwarunkowania bezosobowe, one tworzą ramy, w których ludzie podejmują decyzje (nie można np. zrobić z Rosji kraju demokratycznego w ciągu jednego dnia czy miesiąca...). Dodałbym jeszcze, że -jak pan wspomniał - nie wierzę w racjonalizację życia, w stworzenie takiego układu życia społecznego, w którym wszystko będzie funkcjonowało jak w szwajcarskim zegarku. Konflikty zawsze będą istnieć. Najlepszy system polega na tym, by dać ludziom żyć, by dać ludziom spokój. Tego rodzaju pogląd jest bardzo niepopularny wśród inteligencji, bo inteligencja lubi rządzić (piszę o tym szerzej w Russian Revolution). Inteligencja jest bowiem taką międzynarodową klasą, którą łączy przekonanie, że zna tajniki dobrego rządu, że wie lepiej, czego ludziom potrzeba... Co uformowało w pańskim rozwoju tak nietypową - nie tylko w amerykańskim środowisku elity akademickiej - wizję historii? Lektura - nie tylko historyków. Wielbię Montaigne'a, niezwykle cenię Tocqueville'a. Oni zresztą nie dali mi tych idei, ale raczej je potwierdzali. I Montaigne'a, i Tocqueville'a czytałem już w wieku czterdziestu lat i później. Podobnie prace rosyjskiego filozofa i polityka Piotra Struwe, któremu poświęciłem dwa tomy biografii. On miał wielki wpływ na moje widzenie historii, historii Rosji w szczególności. Ale też raczej dlatego, że potwierdzał to, co przeczuwałem, nie dlatego, by dawał mi idee. Myślę zresztą, że w większości wypadków tak właśnie jest, że człowiek wyrabia sobie pewne idee - trochę z doświadczenia, trochę z własnej psychiki - i potem czyta książki i mówi: „Tak, tak właśnie sądzę. To jest świetnie sformułowane! ". Kiedy poznawałem biografię i poglądy Struwego, w książce Siemiona Franka, powiedziałem: „To jest mój człowiek". Spędziłem dziesięć lat nad pracą o Struwem i dało mi to pewnego rodzaju wykształcenie. Ogólnie jednak patrząc wstecz, nie widzę, by ktoś mi dał gotowe idee. One wyrosły z mojej filozofii życia, potem szlifowałem je pracując nad żywym materiałem historii, wreszcie znalazłem potwierdzenie w różnych książkach, które wywarły na mnie wrażenie. W ciągu początkowych dwóch lat pierwszej kadencji prezydenta Reagana piastował Pan w jego administracji (w Narodowej Radzie Bezpieczeństwa USA) funkcję dyrektora Departamentu Europy Wschodniej i Związku Sowieckiego. Czy myśl o odegraniu czynnej roli w formowaniu polityki Stanów Zjednoczonych wobec Związku Sowieckiego wpisywał 1'nii od diiwnn „TO IMPERIUM SIĘ ROZPADNIE" 219 świadomie w swą karierę akademicką, czy też pański związek z wielką polityką był raczej dziełem przypadku? Przypadek to nie był, choć aktywnie nie szukałem tego rodzaju pracy. Zaczęło się to z początkiem lat siedemdziesiątych. Panowała tutaj wówczas taka opinia, wedle której sowieci podzielają naszą interpretację możliwości wojny atomowej, to znaczy uznają, że taka wojna jest zasadniczo nieprawdopodobna, że jedynym celem posiadania broni atomowej jest odstraszanie - deterrence. Mnie wydawało się to nielogiczne. Rosjanie nie patrzą tak na broń, ale widzą w niej zawsze coś, czego się używa. W 1969 roku bodajże, na kongresie historycznym w Waszyngtonie, przedstawiłem wykład, w którym dałem wyraz swojej opinii. Wykładem zainteresował się senator Jackson. W tym czasie zaczęły rodzić się wątpliwości, dlaczego Rosjanie budują tyle nowych broni atomowych, skoro osiągnęli już parytet z nami. Dla wyjaśnienia tych wątpliwości CIA stworzyła w 1976 roku tajną komisję, której przewodniczyłem jako niezależny ekspert. Na podstawie materiałów Agenq'i potwierdziła się moja interpretacja i ją ostatecznie, mimo oporu przeważającej części ekspertów CIA, przyjął ówczesny szef Agencji George Bush. Opublikowałem wtedy artykuł na temat sowieckiej doktryny wojny atomowej, który narobił bardzo wiele szumu w kręgach polityków. Za tym szły dalsze ekspertyzy pisane także na zamówienie Departamentu Obrony, dalsze artykuły na temat bieżącej polityki, które zebrałem później w książce U.S.-Soviet Relations in the Era of Detente. Pamiętano o tym, kiedy prezydent Reagan formował swoją pierwszą administrację - i w ten sposób dostałem posadę w Narodowej Radzie Bezpieczeństwa. Nigdy nie poszukiwałem politycznego stanowiska. Kiedy usłyszałem z ust prezydenta Reagana słynne określenie Związku Sowieckiego - „the empire of Evil" - pomyślałem zaraz, że to wizja jego '. doradcy do spraw sowieckich Richarda Pipesa. Jaki miał Pan realnie wpływ na formowanie tej wizji w myśli i w polityce prezydenta ? Kiedy byłem tydzień temu w Moskwie w Instytucie Historii, pytano mnie o to samo: czy jestem autorem tej słynnej frazy. Odpowiedziałem -„K sożalieniju niet". To nie ja. Jaki miałem wpływ? Trudno mi powiedzieć. Prezydent robił politykę. Ja dawałem mu materiały, pomagałem pisać niektóre przemówienia, część jego politycznej korespondencji itd. Jeżeli miało to wpływ, to dlatego, że po prostu prezydent się z tym zgadzał. W jego otoczeniu byli jednak ludzie, którzy starali się go odgrodzić od takich doradców jak ja. (">i i i w końcu wygrali. Ja odszedłem po dwóch latach (Harvard nie ud/icl.i dhi/s/vch urlopów), innych ludzi po prostu wyrzucili. l'ti)|'i iiuwoc.it 11 Mihh li I'rezy'li'iii.i Kca^.ina wobocZwią/kn łowieckie- 220 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT go zmieniła się w sposób zasadniczy. To oczywiście był rezultat zmian w samej Rosji, ale to także była robota jego żony. Pani Reagan była niezadowolona, że z jej męża, z jego poglądów, z jego polityki wyśmiewa się inteligencja, prasa; że widzą w nim prymitywnego kowboja itp., a ona bardzo chciała, by traktowano ich w tych kręgach z uznaniem. Usuwała więc wszystkich, którzy doradzali prezydentowi twardą linię, którą zresztą on bardzo lubił. Byłem tego pewny, gdyż ilekroć się z nim spotykałem i przedstawiałem mu swoje myśli, to natychmiast je podchwytywał. Był jednak izolowany. Jak ocenia Pan swoje koncepcje polityczne wobec Związku Sowieckiego na tle wcześniejszej linii Kissingera, czy linii wyznaczonej przez Zbigniewa Brzezińskiego? Kissinger nie ma żadnych własnych opinii w tej materii. Jest czystym oportunistą (politykiem). Poglądy Brzezińskiego znam bardzo dobrze. Jesteśmy kolegami od 40 lat i prawie zawsze zgadzamy się jak najpełniej. Ale on jest nie tylko teoretykiem, lecz także politykiem i musi zawsze uważać, co można, a czego nie można, co jest realne, a co nie. Nie zawsze może wypowiedzieć w pełni swoje myśli. Mnie taki układ nie interesował. Mówiłem dokładnie to, co myślałem, co oczywiście ściągało na mnie rozmaite kłopoty. Nie miałem w swoich planach żadnej politycznej kariery. Wiedziałem, że odejdę po dwóch latach. Czy mógłby Pan bardziej szczegółowo opowiedzieć, na czym polegała rola pańskiego departamentu w pracy Narodowej Rady Bezpieczeństwa? Jakie koncepcje z niego wychodziły? Poprzez rozmaite memoriały, polityczne scenariusze, formowaliśmy w moim departamencie całą strategię w stosunku do Rosji. To jednak wszystko były tajne dokumenty. Mogę tylko to powiedzieć, że moja strategia polegała, najkrócej mówiąc, na tym, by tak przycisnąć Rosję, aby dążyła do reform. Nie tylko zresztą wyścigiem zbrojeń, ale także propagandą, naciskiem psychologicznym, odmawianiem im pomocy ekonomicznej . Im gorzej będzie w Rosji, mnie się wydawało, tym szybciej będą musieli wziąć kurs na reformy. Co do tego, że reformy przyjdą, nie miałem żadnych wątpliwości. W mojej książce Survival is Not Enough: Soviet Realities and America's Future, wydanej pół roku przed dojściem Gorbaczowa do władzy, stwierdziłem, że reformy są nieuniknione. Najgorszą rzeczą w tej sytuacji wydawało mi się kontynuowanie polityki detente, faktycznego wspierania przez Zachód sowieckiego reżimu. Patrzyłem na to oczami historyka: im bardziej Rosja jest stabilna, im bardziej pewna siebie, tym „TO IMPERIUM SIĘ ROZPADNIE" 221 bardziej jest agresywna na zewnątrz. Rosja, która jest niepewna siebie, która ma problemy wewnętrzne, robi się mniej agresywna - tak że w naszym interesie jest, aby Rosja była zdestabilizowana, aby miała trudności wewnętrzne. Wydaje mi się, że doświadczenie ostatnich lat potwierdziło, że jest to podejście słuszne. Ale to było przeciwne zdaniu 99 procent naszych ekspertów, którzy stwierdzili, że taka polityka doprowadzi do wojny. A jak ocenia Pan obecną politykę Busha-Bakera wobec Związku Sowieckiego, tak wyraźną w niej niechęć do angażowania się w wewnętrzne walki i spory rozpadającego się imperium? To, co się dzieje obecnie w Związku Sowieckim, ma charakter przejściowy i nie wiadomo, co z tego wyniknie. Departament Stanu stawia bardzo na Gorbaczowa, bo oni lubią mieć do czynienia z centralnym rządem, tak jak teraz to robią, zresztą bardzo głupio, w Iraku. Nie lubią raczej sił odśrodkowych. To się jednak częściowo teraz zmienia. Zaczynają pertraktować z Rosją, Litwą, Estonią, Łotwą. Politykę obecną oceniam w sumie nie najgorzej. Jest bardzo ostrożna, pasywna nawet, ale też bym taką doradzał. Czy nie widzi Pan w tym jednak pewnego lęku, stałego lęku amerykańskiej administracji przed destabilizacją, dominującej w Departamencie Stanu szkoły myśli, wedle której lepszy stary Związek Sowiecki niż nowa anarchia, jaką wywołać mogą dążenia niepodległościowe poszczególnych jego narodów? To prawda. Fetyszem Departamentu Stanu jest stabilizacja. Zawsze chcą mieć do czynienia z rządem. Czy to jest rząd prawicowy, czy lewicowy, dyktatura czy demokracja - wszystko jedno. Wolą oczywiście demokrację, ale gdy jej nie ma - wybierają nawet Saddama Husajna na partnera. Tego nie rozumiem i nie akceptuję. Jak widzi Pan obecnie szansę odzyskania przez Rosję własnej podmiotowości politycznej, szansę jej wyemancypowania ze struktury Związku Sowieckiego? To nieuniknione, choć nie wiem, czy w bliskiej przyszłości. To imperium się rozpadnie. Wierzę w to od czterdziestu paru lat. Moją pierwszą książkę poświęciłem temu właśnie tematowi - zalążkom rozpadu zawartym w samych początkach budowy wielonarodowego imperium komunistycznego. Historia nie zrobi wyjątku dla sowieckiego imperium. Kiedy i jak dokładnie się to dokona - to trudno prorokować, ale rozpaść się musi. To już się właściwie dokonuje. Władza wysuwa się z rąk rządu centralnego, jest przejmowana przez rządy republikańskie. Ujawniło się to choćby w ubiegłym tygodniu, kiedy Gorbaczow nie był w stanie uniknąć potęż- 222 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT nych manifestacji. Z jego bardzo surowych zakazów ludzie po prostu się śmiali; gdyby Jelcyn wydał takie zakazy, ludzie by posłuchali. Alejelcyn nie ma wojska ani KGB? Tak - i dlatego chce być wybrany prezydentem Rosji. Ale tak czy inaczej obecna ekipa, ci generałowie i ludzie z KGB nie mogą już rządzić. Nie mają żadnych koncepcji, żadnych rozwiązań dla zasadniczych problemów ekonomicznych. Rozpad jest nieunikniony i to chyba jeszcze przed nadejściem XXI wieku. Czy ludzie z KGB rzeczywiście nie mogą już rządzić? Istnieje przecież i taka interpretacja całej tzw. pieriestrojki, zgodnie z którą jest to tylko głęboki manewr KGB, która zmienia wszystko, by wszystko, co najważniejsze (a więc władza „organów"), pozostało po staremu. To zupełnie niepoważne. Nie jest żadną tajemnicą, dlaczego Rosjanie musieli zacząć reformy. Mówiłem już o tym przed chwilą. W 1981-1982 roku, kiedy byłem w Białym Domu, na podstawie materiałów, jakie dostarczała CIA (a przecież był to tylko drobny fragment tego, czym dysponowało KGB), mogłem doskonale zorientować się, jak sytuacja ekonomiczna i społeczna Związku Sowieckiego jest tragiczna i jak wszystko trzeba zmienić. Reformy były konieczne i dlatego został wybrany Gorbaczow -bo był młody, energiczny i dawał istotnie nadzieję na dokonanie niezbędnych zmian bez zmiany całego systemu. Okazało się jednak szybko, że takie zmiany są niemożliwe, że systemu nie da się reformować i Gorbaczow oparł się w tej sytuaq'i na KGB i armii. Jednak założenie, że to wszystko jest tylko jakąś inscenizacją, jest zupełnie nieprawdopodobne. Ludzie po prostu lubią wierzyć w różne konspiracje, tak jak wierzyli np., że to Anglicy zrobili rewolucję lutową w Rosji, a Niemcy zorganizowali pucz bolszewicki... KGB była za pieriestrojką, bo najlepiej zdawała sobie sprawę z tego, w jakim stanie jest kraj. Ale to nie była ich konspiracja. Skoro wróciliśmy do 1917 roku: czy ostatnie pańskie dzieło, dziewięćset-stronicową „Russian Revolution", wolno już traktować jako ostateczne podsumowanie pańskiej pracy nad historią Rosji? Być może. Współtworzy ona pewną całość, jest fragmentem trylogii, której pierwszą część stanowi Russia Under the Old Regime, a część trzecia, którą piszę obecnie, będzie się nazywać Russia Under the Bolshevik Regime. Oprócz tego bardzo lubię wśród swoich książek pracę o Struwem. Czy Russian Revolution jest najlepszą historią rosyjskiej rewolucji - nie wiem. Wiem, że to najlepsza historia, do jakiej byłem zdolny. Nie miałem przy jej „TO IMPERIUM SIĘ ROZPADNIE" 223 pisaniu żadnych specjalnych wzorów - może tylko do pewnego stopnia Historię rewolucji francuskiej Taine'a. Wziąłem się po prostu do materiałów, a historyczne dokumenty śpiewają, mówią, co pisać. Zarzucano Panu prokuratorski ton, jaki przyjął Pan iv tej książce. I rzeczywiście, bezpardonowo rozprawia się Pan, rozdział po rozdziale, z kolejnymi mitami, jakie wokół 1917 roku nawarstwiła komunistyczna propaganda, historiografia sowiecka iprosowiecka na Zachodzie. To prawda, czego się człowiek nie dotknie, to widzi, że to, co na dany temat napisano, to albo kłamstwa, albo naiwności. Na przykład w trzecim tomie mojej trylogii (lata 1919-1924) miałem zamiar początkowo w ogóle nie pisać o Kościele prawosławnym. Byłem pod wrażeniem istniejącej literatury, która narzuciła mi sugestię, że Cerkiew nie miała w tym okresie żadnego istotnego znaczenia. Potem zacząłem wchodzić w materiały źródłowe i ogarnęło mnie przerażenie, że mogłem pominąć tak ważny temat. Cerkiew miała olbrzymią rolę; prześladowania wszystkich Kościołów chrześcijańskich, a także religii żydowskiej, były prowadzone na skalę nie znaną od czasów rzymskich. Przez dwa tysiące lat nikt tak jak bolszewicy nie prześladował religii. Poświęcam więc temu zagadnieniu obszerny, odrębny rozdział. Tymczasem w żadnej innej historii rewolucji rosyjskiej nie znajdzie pan nic ponad najwyżej stroniczkę na ten temat: Chamberlin w swojej dwutomowej historii rewolucji ma wyjątkowo „aż" trzy strony bodaj; Schapiro nie pisze nic; Fitzpatrick nic, itd. Stawia się też pańskiej ostatniej książce zarzut widzenia historii rewolucji, całej historii Rosji niemal, w perspektywie jednej tylko linii prowadzącej nieuchronnie do przewrotu bolszewickiego, do zwycięstwa sowieckiego systemu w jego najgorszej postaci. Czy jednak nie rozważa Pan również pewnych elementów nieciągłości na tej drodze, szans innego rozwoju zdarzeń, straconych okazji uniknięcia triumfu bolszewików? Przecież nie jest Pan deterministą? Oczywiście, takich momentów jest bardzo wiele. Na przykład, gdyby Mikołaj II wziął poważnie konstytucję po rewolucji 1905-6 roku, a nie uznał jej tylko za chwilową, szkodliwą aberrację; gdyby w 1915 roku nie pojechał na front i nie brał osobistej odpowiedzialności za klęski wojenne; gdyby pod koniec lutego 1917 skierował oddziały frontowe, by skończyć z buntem garnizonu piotrogrodzkiego; gdyby soq'alisti latem 1917 nie pozwolili organizować Leninowi konspiracji (w ogóle wina socjalistów, ich niesprzeci-wianie się bolszewikom w zaślepieniu obawą reakcji, jest straszna) itd., itd. Gdyby Fania Kapłan, strzelając do Lenina, miała lepsze oczy i pewniejszą rękę; gdyby Piłsudski jesienią 1919 roku pomógł Denikinowi... 224 ROSJA, KOMUNIZM I ŚWIAT To temat na odrębną historyczną dyskusję. Teraz, kończąc już naszą rozmowę, chciałem przejść raz jeszcze od historii do przyszłości i zapytać, jak widzi Pan szansę rozwoju sytuacji w Rosji ku wyzwoleniu jej spod ciężaru tradycji „starego" i „nowego" reżimu, ku wyjściu z zaklętego kręgu historii, która dostarczyła Panu życiowego zajęcia? Teraz jestem nastawiony trochę bardziej optymistycznie niż jeszcze parę miesięcy temu. Rozmawiałem niedawno z Rosjaninem, który świetnie orientuje się w bieżących trendach politycznych swego kraju. Pytałem go, jak idzie pieriestrojka. „Znakomicie" - odpowiada - „wszystko się wali". Trzeba właśnie rozwalić, zburzyć wszystko do gruntu, tak, żeby nic nie zostało ze „starego" i „nowego" reżimu. Zasadniczo nie jestem rewolucjonistą, wierzę raczej w ewolucję, ale w tym wypadku wydaje mi się, że żadnej ewolucji tego systemu być nie może. Teraz wszystko tam burzy się - niekoniecznie przez gwałt, w większym stopniu przez samoistny upadek. Coś może z tego wyrośnie nowego. Wbrew rozmaitym ponurym proroctwom i przestrogom lewicowej inteligencji, nie wydaje mi się, żeby groziła teraz Rosji jakaś forma nacjonalf aszyzmu, skrajnego nacjonalizmu w stylu „Pamiati". Ta organizacja nie ma wcale dużego poparcia, jest tylko małą grupką fanatyków. W wyborach na Zjazd Delegatów Ludowych nikt z jej kandydatów nie przeszedł. Są popularyzowani przez KGB, dzięki niej mają ułatwiony dostęp do prasy, mogą głośno krzyczeć, ale poparcia dużego nie mają. Może więc rozwinie się w Rosji jakaś specjalna rodzima forma demokracji. Jaka dokładnie - nie wiem. Sam fakt jednak, że ludzie w Rosji są tak pesymistycznie nastawieni, już wydaje mi się dobry. W 1917 roku wszyscy byli optymistami, wszyscy wierzyli, że kiedy zwycięży rewolucja, to wszystko będzie w porządku. Dzisiaj nikt w nic nie wierzy. Oczywiście, obecny stan jest przejściowy, ale jestem przekonany, że im bardziej się ten system zburzy, tym będzie lepiej w przyszłości. Cambridge, Massachusetts, 5 kwietnia 1991 „Arka", nr 33 (3/1991) I