Gwyneth Rees Polowanie na mamę Zrealizowano w ramach Programu Operacyjnego ?Promocja Czytelnictwa" ogłoszonego przez Ministra Kuftury I Dziedzictwa Narodowego Płatne ze środków finansowych Biblioteki Narodowej Tłumaczenie Ewa Bobocińska %uar Tytuł oryginału: The Mum Hunt First published by Macmillan Children's Books, London 2003 Wydanie pierwsze, Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2006 Projekt okładki: Chloe March Projekt typografii na okładce i stronach tytułowych w wydaniu polskim: Andrzej Chojecki Skład i łamanie: Piotr Sztandar-Sztanderski Redakcja: Ewa Holewińska i Anna Pawłowicz Copyright © by Gwyneth Rees 2003 Copygight for the Polish edition © by Wydawnictwo Jaguar 2006 ISBN 83-60010-22-6 ?><&?> 5 ?, Dystrybucja: L&L Sp. z o.o. ul. Budowlanych 64 F, 80-298 Gdańsk teł. (58) 340 55 29, fax (58) 344 13 38 e- mail: hurtownia@ll.com.pl strona handlowa: www.ll.com.pl (również sprzedaż wysyłkowa) Druk i oprawa: edpoigrafs* ?& ?\ 2n\ 4 X. :?; Dla Agnes, w dowód miłości Wszystko zaczęło się na francuskim. No, w pewnym sensie. Siedziałam na ostatniej lekcji i okropnie się nudziłam, bo zrobiłam już wszystkie zadane ćwiczenia i nie miałam się czym zająć. Okropnie chciałam pogadać z Holly. Holly to moja najlepsza przyjaciółka i przez cały dzień czekałam, żeby poprosić ją o radę w pewnej ważnej sprawie. Holly jest prawdziwym ekspertem w rozwiązywaniu problemów. Twierdzi, że to dlatego, iż mama traktuje ją jak dorosłą, pozwala jej oglądać wszystkie programy w telewizji, a potem zadawać sobie wszelkie pytania, jakie jej tylko przyjdą do głowy. Czasami Holly i jej mama dyskutują o różnych sprawach do późna w nocy, czego jej okropnie zazdroszczę, bo mnie o niczym nie wolno dyskutować do późna. Tego dnia Holly spędziła cały ranek u dentysty i gdyby nie to, już wcześniej bym z nią porozmawiała. Mogłybyśmy pogadać w czasie popołudniowej przerwy, ale nasza szkoła zlikwidowała popołudniowe przerwy, żebyśmy wcześniej kończyli lekcje, jak na Kontynencie. W związku z tym oczekują, że będziemy od prze- 7 rwy obiadowej do trzeciej po południu pracować jak mróweczki, nie zamieniając ze sobą ani słowa, co jest — moim zdaniem — jedną z form znęcania się nad dziećmi. A w każdym razie nade mną. Jestem nieco gadatliwa, przynajmniej tata tak uważa. Matthew, mój brat, twierdzi, że gadam w kółko jak zacinająca się płyta. Stanowczo protestuję przeciwko temu określeniu, bo zawiera ono sugestię, że ciągle powtarzam to samo, co nie jest prawdą. Matt mówi, że nasza cioteczna babka, Esmeralda, mogła swą gadaniną zanudzić człowieka na śmierć i dlatego odziedziczyłam po niej imię, ale tata twierdzi, że to imię po prostu bardzo się podobało mamie. Zresztą, nikt nie zwraca się do mnie: Esmeral-do. Wymyślili skrót — Esmie — i tak mnie wołają. Wracając do rzeczy — zostaliśmy tego popołudnia posadzeni nad ćwiczeniami przez naszą nauczycielkę francuskiego, pannę Murphy (która wyszła z sali, żeby przywołać do porządku sąsiednią klasę, w której nie było nauczyciela), to znaczy musieliśmy przetłumaczyć na francuski długą listę różnych potraw i artykułów spożywczych. — Zgadnij, co mam ci do powiedzenia? — syknęłam do ucha przyjaciółki, zerkając równocześnie, jak radzi sobie z odpowiedziami. — Spadaj! — Holly odepchnęła moją rękę, kiedy próbowałam wpisać słowo pomme przy rysunku jabłka. — Mogę zrobić to sama, Esmie! 8 — Przepraszam. — Odkąd zamieszkała z nami Ju-liette, nasza francuska au pair, dostaję z francuskiego same szóstki. Holly przysięga, że wcale mi nie zazdrości, ale tak naprawdę, to jest zirytowana, że zawsze kończę ćwiczenia przed nią. — Wczoraj wieczorem Juliette wpadła na pewien pomysł i jestem bardzo ciekawa twojego zdania na ten temat! — oznajmiłam. Holly spojrzała na mnie. Wiedziałam, że zwrócę jej uwagę. Ale pragnęłam opowiedzieć jej całą historię, od samego początku. I tak też zrobiłam. — Zaczęło się od tego, że Juliette powiedziała po francusku coś, czego Matthew nie zrozumiał, a ja tak — zaczęłam z dumą. (Tata wpadł na pomysł, że oboje z Matthew błyskawicznie nauczymy się płynnie mówić po francusku, jeżeli Juliette będzie rozmawiała z nami wyłącznie w swoim języku. Niestety, Juliette przyjechała do Anglii w celu szlifowania angielszczyzny, pojawiła się więc sprzeczność interesów.) Holly zmarszczyła nos. — Myślę, że to naprawdę idiotyzm, kazać wam rozmawiać po francusku przy wszystkich posiłkach. — Nie przy wszystkich. Wolno nam mówić po angielsku przy śniadaniu i podczas lunchu, a w weekendy nawet przez cały dzień. Tak czy owak, Matthew jej nie zrozumiał, a ja tak! 9 — I co z tego? — warknęła HoUy, wracając do swoich ćwiczeń. HoUy nie ma pojęcia, co to znaczy rywalizować przez cały czas ze starszym bratem o odrobinę uwagi rodzica. Ma, jak ja, jedenaście lat, ale jest jedynaczką. Jej rodzice są rozwiedzeni i to oni rywalizują przez cały czas o zwrócenie na siebie jej uwagi. Stoczyli prawdziwą walkę o prawo do opieki i w końcu stanęło na tym, że muszą się nią dzielić. HoUy spędza u ojca jedną noc w tygodniu i co drugi weekend, a przez resztę czasu mieszka z mamą. W związku z tym wszystko ma podwójne: dwie sypialnie, dwie garderoby i dwie szczoteczki do zębów. Jak dotąd, nie ma tylko dwóch mam i dwóch ojców. Żadne z jej rodziców nie znalazło jeszcze nowego partnera życiowego, ale HoUy podejrzewa, że ten stan już długo nie potrwa i wkrótce jedno z nich zwiąże się z kimś nowym, czego ona okropnie się boi. Kontynuowałam relację, choć przyjaciółka zdawała się w ogóle mnie nie słuchać. — Siedzieliśmy wszyscy przy obiedzie i Juliette zaczęła opowiadać tacie — po francusku, oczywiście! __o ogłoszeniu, które znalazła w gazecie, w rubryce samotnych serc, a które, jak twierdziła, było w sam raz dla niego! Tata o mało nie udławił się swoimi pommes de terre. — Wskazałam HoUy niewypełnione miejsce obok rysunku ziemniaków i zaczekałam, aż wpisała brakujące słowa. 10 — I jak twój tata na to zareagował? — HoUy odłożyła długopis, teraz już wyraźnie zainteresowana. — Powiedział coś po francusku, nie zrozumiałam co, ale podejrzewam, że jakieś paskudne przekleństwo. Potem zadzwonił telefon. Oczywiście, ktoś z pracy taty. Okazało się, że znaleźli jakieś zwłoki czy coś w tym rodzaju i, jak zwykle, zepsuli nam wieczór. Po wyjściu taty Juliette pokazała nam to ogłoszenie i... — Zwłoki?! — HoUy zawsze żywo się interesowała makabrycznymi szczegółami pracy mojego taty. Tata jest policyjnym detektywem, co HoUy uważa za bardzo cool. — To było morderstwo? — Skąd mam wiedzieć? — Tata nie chciał, bym orientowała się w prowadzonych przez niego sprawach i gdyby dowiedział się, że rozmawiam o tym z HoUy, chyba by mnie zabił. — Zresztą, to nieważne! Chcę zapytać, co sądzisz o tym! — Przetrząsnęłam szkolny plecak i wyciągnęłam zgnieciony wycinek z gazety, zanim jednak zdążyłam podać go przyjaciółce, do sali wpadła nasza nauczycielka francuskiego. Zatrzymała się przy pierwszej ławce. Tak się składa, że naszej... — Co to? — Zanim zorientowałam się, co się dzieje, wyrwała mi z ręki wydartą z gazety rubrykę samotnych serc. Byłam przerażona. Panna Murphy ma czterdziestkę na karku, okrągłe okularki, przylizane włoski i w ogóle 11 robi wrażenie osoby, która nie miałaby pojęcia, co zrobić z samotnym sercem, nawet gdyby rąbnęło ją między oczy. Ale nawet ona nie mogła przeoczyć tego ogłoszenia, bo Juliette zakreśliła je czerwonym długopisem. — To jej taty, proszę pani — oświadczyła pospiesznie Holly, pokazując mnie palcem. Wykrzywiłam się do niej. Reszta klasy natychmiast przestała gadać i w sali zapadła martwa cisza. Czułam, że wszyscy się na mnie gapią. — To prawda? — Panna Murphy mówi z bardzo silnym irlandzkim akcentem i nosi na szyi duży, srebrny krzyżyk, co, zdaniem Holly, oznacza, że jest katoliczką. Niezbyt wiele wiem o religii, bo tata nigdy nie chodzi z nami do kościoła. Holly także nie chodzi do kościoła, ale, jak już wspomniałańl, mama wszystko jej tłumaczy. Nawet za dużo, jak uważa mój tata. Panna Murphy przeczytała na głos ogłoszenie, głośno i wyraźnie, jakby dopiero uczyła się czytać. — Śliczna, błękitnooka blondynka ChS... — Nauczycielka niemal skandowała, podnosząc głos, jakby chciała przekrzyczeć dobiegające zewsząd chichoty. — C....h...S... — powtórzyła dobitnie. I spojrzała na nas obie, oczekując wyjaśnień. Holly trąciła mnie łokciem. — No, Esmie. —Jakbym ja była jakimś ekspertem! 12 — Chciałaby spotkać — wychrypiałam, umierając z zażenowania. — Chciałaby spotkać przystojnego, kochającego przyrodę mężczyznę w mundurze! — Panna Murphy zakończyła, jak to miała w zwyczaju, stłumionym pry-chnięciem. Cała klasa zaśmiewała się już wniebogłosy. — A więc sądzisz, Esmie, że twój tata kierowałby się w wyborze takimi kryteriami? Byłam czerwona i trzęsłam się jak galareta. Miałam ochotę zamordować Holly! Dlaczego nie mogła na przykład powiedzieć, że znalazłyśmy tę gazetę? Pokręciłam głową. Byłam tak zażenowana, że nie zdołałam wydusić z siebie ani słowa. — On nie kocha przyrody, proszę pani — wyjaśniła Holly. Klasa dosłownie zawyła ze śmiechu. — Ale naprawdę jest policjantem! — dodała Holly, która najwyraźniej bawiła się coraz lepiej. — Tak? — W oczach panny Murphy pojawił się błysk złośliwości. — No, cóż, wygląda na to, że ta... — ponownie rzuciła okiem na ogłoszenie — ...ta bo-taniczka ma słabość do mundurów, więc może jednak twój tata będzie miał u niej szanse! — Ale on chodzi po cywilnemu, proszę pani — wyrwała się Holly i zmarszczyła czoło. — Prawda, Esmie? Jest detektywem, proszę pani, więc musi nosić zwyczajne ubrania, żeby mordercy, których łapie, nie rozpoznali go. 13 Wreszcie odzyskałam głos. — To nieprawda! — wymamrotałam niewyraźnie. — Zawsze musi pokazywać mordercom odznakę, zanim zada im jakiekolwiek pytanie! — Bóg raczy wiedzieć, dlaczego właściwie to powiedziałam. Twarz panny Murphy poróżowiała i nauczycielka zaczęła krztusić się od śmiechu. Nie był to miły widok. — Więc może ta odznaka będzie w stanie zrekompensować jej brak munduru — zakpiła. — Ale pod warunkiem, że to bardzo seksowna odznaka! — wrzasnął jeden z chłopaków. Najchętniej zapadłabym się pod ziemię i już nigdy nie wróciła na powierzchnię. Albo przynajmniej wyprowadziła się daleko stąd i zmieniła nazwisko, żeby już nikt nigdy nie zdołał mnie wytropić. Wtedy rozległ się dzwonek, ale panna Murphy zdążyła jeszcze krzyknąć, że jako pracę domową mamy napisać po francusku własne ogłoszenie do gazetowego kącika samotnych serc. I znów zaczęła się śmiać. Oddała mi gazetę i wypadła z klasy, niewątpliwie po to, żeby jak najszybciej opowiedzieć o całej historii w pokoju nauczycielskim. — Holly, dlaczego to zrobiłaś? — warknęłam, wpychając gazetę na samo dno szkolnego plecaka. — Nie miej do mnie pretensji! — zawołała, wyraźnie urażona. — To TWÓJ ojciec! — Hej, Esmie! — krzyknął jakiś chłopak. 14 Podniosłam wzrok. To był Billy Sanderson, który zwykle odzywa się do mnie tylko wtedy, kiedy chce przepisać pracę domową, a gdy odmawiam, do końca tygodnia się wyzłośliwia. Stał teraz w drzwiach ze swoimi kumplami. — Panna Murphy jest wolna! Jak sądzisz? Może zapoznać ją z twoim ojcem? Mogłabyś ją mieć za macochę! Wszyscy jego kumple zarechotali. Holly też parsknęła śmiechem. Zacisnęłam zęby. W tym właśnie momencie poczułam się chora. Rozbolało mnie serce i zakręciło mi się w głowie. Złapałam plecak i przecisnęłam się koło nich, żeby wyjść z sali. Naprawdę nie czułam się dobrze. Przypominałam sobie wszystkie okropne choroby, na które mogłam zapaść, a które mogłyby mi na zawsze uniemożliwić powrót do szkoły. 15 2. % — Juliette, wydaje mi się, że mam zapalenie opon mózgowych — zawołałam zaraz po powrocie ze szkoły. Rzuciłam plecak na podłogę i padłam na kanapę. — Okropnie boli mnie głowa i w ogóle czuję się bardzo chora. Pewnie mam gorączkę. Juliette, która zmagała się z całą górą prasowania, odstawiła żelazko, podeszła do mnie i wierzchem dłoni dotknęła mojego czoła. Juliette ma dwadzieścia dwa lata i jest naprawdę ładna. Jej krótkie blond włosy wyglądają jak z magazynu „Vogue", a niebieskie oczy ozdabiają długie, ciemne rzęsy. Chciałabym być trochę bardziej podobna do Juliette. A tymczasem mam brązowe oczy i proste jak druty, brązowe włosy do ramion. W dodatku ludzie mówią, że wyglądam blado. — Nie jesteś rozpalona — stwierdziła Juliette i zabrała rękę z mojego czoła. — Pewnie dlatego, że mi zimno — oświadczyłam i zadrżałam gwałtownie. — Idę do łóżka. Jak tata wróci, powiedz mu, że nie czuję się dobrze. — I z wysiłkiem dźwignęłam się z kanapy. 16 — Jak skończę prasowanie, to do ciebie zajrzę i pomyślimy, czego ci trzeba — zawołała za mną Juliette. Pomyślałam, że powinna przynajmniej sprawdzić, czy nie zemdlałam na schodach, ale Juliette zanadto się mną nie przejmuje. W ogóle nikt się mną nie przejmuje. Tata wpada w panikę tylko, kiedy zachoruję. Matthew w takich wypadkach zazwyczaj zmywa się z domu. — Fuj! Zarazki! — krzywi się i znika. Ciekawe, czy gdyby mama żyła, to bardzo by się mną przejmowała. Zdjęcie mamy stoi przy moim łóżku, więc kiedy leżę, mogę z nią rozmawiać, a ona zawsze doskonale mnie rozumie. Rozbierając się, opowiedziałam jej szczegółowo o dzisiejszych wydarzeniach i wyjaśniłam, że czuję się chora. Jestem absolutnie pewna, że — zdaniem mamy — powinnam zostać w domu do końca tygodnia, dopóki całkiem nie wydobrzeję. Wyciągnęłam się na łóżku i położyłam głowę na poduszce. Nagle zachciało mi się pić. — Kochanie, uważam, że powinnaś dużo pić — zabrzmiał w mojej głowie głos mamy, która uśmiechała się do mnie ze zdjęcia. Wygramoliłam się z pościeli i chwiejnym krokiem wyszłam na korytarz. — JULIETTE! — zawyłam. — Chce mi się pić! Juliette wytknęła głowę z salonu i spojrzała na mnie. Juliette, czy -«cgłabyś podać mi coś do picia poprawiła mnie sur /m tonem, jakby uprzejmość miała jakiekolwiek znaczenie, kiedy człowiek umiera na zapalenie opon mózgowych. — Proszę o sok pomarańczowy — wychrypiałam, chwiejąc się niebezpiecznie na szczycie schodów. Juliette westchnęła. Głośno. — Wracaj lepiej do łóżka. Zaraz ci przyniosę. W oczach zakręciły mi się łzy. Juliette w ogóle o mnie nie dbała. Dla niej był to tylko sposób zarabiania pieniędzy. Pobiegłam z powrotem do swojego pokoju i trzasnęłam drzwiami. Kiedy Juliette stanęła w progu, leżałam nakryta na głowę i udawałam, że śpię. — Masz tu sok, Esmie. — Postawiła na stoliku szklankę, która stuknęła lekko o fotografię mojej mamy. Juliette postała przez chwilę nade mną, żeby przekonać się, czy naprawdę zasnęłam. W końcu ruszyła do drzwi, a mnie ogarnął nagle gniew. Usiadłam w łóżku. — Nie trać czasu na sprawdzanie, czy jeszcze nie umarłam, dobrze?! — warknęłam. — Czy nie umarłaś? — Juliette najwyraźniej osłupiała. — Tak. Wiesz, ludzie bardzo szybko umierają na zapalenie opon mózgowych! — Zapalenie opon mózgowych? — Jej zdumienie jeszcze wzrosło. — Właśnie! Przecież nie jesteś lekarzem, prawda? Więc nie możesz być całkiem pewna, że nie mam zapalenia opon mózgowych! 18 — Esmie, co znaczy to zachowanie? Nie jesteś tak ciężko chora, żebym mogła podejrzewać zapalenie opon. Coś się musiało wydarzyć, że tak się zmieniłaś. O co chodzi? — Podeszła bliżej i stanęła przy łóżku. Tak blisko, że znalazła się na wysokości szklanki soku i zdjęcia mamy. — Powiedz mi — poprosiła. Przykucnęła i dotknęła mojej głowy. — Co się stało? Popatrzyłam na nią. I stało się ze mną coś dziwnego. Otworzyłam usta, żeby rzucić jakąś złośliwą uwagę i niespodziewanie zalałam się łzami. * * * Juliette od początku różniła się znacznie od wszystkich poprzednich au pairs. Zaraz po przyjeździe zaczęła rozmawiać z tatą w taki sposób, w jaki żadna przedtem się nie ośmieliła. Na przykład, mówiła mu, dlaczego — jej zdaniem — żaden z jego związków się nie udał. Tata spotykał się w ciągu ostatnich paru lat z kilkoma kobietami, ale nigdy nie trwało to dłużej niż kilka miesięcy. Z reguły, zresztą, kilka tygodni, a nie kilka miesięcy. Od wieków już z nikim się nie umawiał, aż tu nagle, wkrótce po przyjeździe Juliette, dał się umówić na randkę w ciemno. Randkę zorganizował jeden z przyjaciół taty. Tata wrócił zadziwiająco szybko, tak wcześnie, że jeszcze nie leżeliśmy w łóżkach. Na pierwszy rzut oka było 19 widać, że miał za sobą traumatyczne przejścia i Juliette zdołała go namówić, by przy dzbanku gorącego kakao zrelacjonował przebieg spotkania. Byłam naprawdę zadowolona. Dotychczas nie udawało mi się niczego dowiedzieć o randkach taty. Wszystko zdawało się iść jak najlepiej, dopóki jego partnerka nie zapytała o mamę. Tata powiedział, że mama była najpiękniejszą kobietą na świecie i jedyną miłością jego życia (czy coś równie sentymentalnego). Juliette aż zachłysnęła się powietrzem ze zgrozy. — Ależ to okropne! Nic dziwnego, że natychmiast się zmyła! — Każda inna odpowiedź byłaby nieprawdą! — odparł tata z uporem, choć trochę się zaczerwienił. — A nie wolno rozpoczynać nowego związku od kłamstwa! — Cóż, nigdy nie zbuduje pan nowego związku, jeśli zacznie pan znajomość od takiego stwierdzenia! Czy nie mógłby pan wymyślić trochę mniej... mniej agresywnej... odpowiedzi na pytanie tych nieszczęsnych kobiet, które miały pecha zainteresować się pańską byłą żoną? — Chyba nie miałaś na myśli „agresywnej", Juliette, chodziło raczej o „gorącą" — wtrąciłam się do rozmowy. Chciałam być pomocna, ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi. — Przecież możesz im mówić... no, nie wiem... na przykład, że była słodka! — podsunął ochoczo Mat- 20 thew i, korzystając z chwilowego rozkojarzenia taty, szeroko otworzył lodówkę po czym napił się soku pomarańczowego prosto z kartonu. — Mama Holly twierdzi, że określenie „słodka" jest obraźliwe dla kobiety, chyba że leży ona jeszcze w wó-zeczku i ma na głowie czepeczek — znowu wtrąciłam swoje cztery grosze. Odwróciłam się ostentacyjnie i zwróciłam się wprost do Juliette. — Mama Holly twierdzi, że tata psuje wszystkie randki, bo w głębi duszy boi się ponownie zakochać. — Mama Holly powinna zająć się własnymi sprawami — warknął tata. — Ale to ma sens, prawda? — zawołała Juliette z naciskiem. — Miłość może budzić lęk. Szczególnie kiedy już raz się kogoś straciło. Tata przełknął ślinę. Nigdy nie mówił o stracie mamy. Często opowiadał o tym, jak z nią był, ale nigdy — jak ją utracił. Juliette uważa, że niechęć do mówienia o tym, co nas najgłębiej obchodzi, jest bardzo angielska. A ja sądzę, że to cecha bardzo „tatowska". W każdym razie, Juliette wiele w naszym domu zmieniła. Bez porównania bardziej ingeruje w nasze życie niż jakakolwiek z poprzednich au pairs, czasami nawet martwię się, że tata już więcej nie zniesie jej uwag i odeśle ją do Francji. Na przykład, Juliettte wciąż owtarza, że tata mógłby więcej czasu spędzać z Mat- thew, żeby dawać mu męski wzorzec. 21 . , .afeas» ? ? — Za kogo ona się uważa? Za Mary Poppins? — warknął tata, kiedy ostatnim razem Juliette próbowała interweniować podczas jego kłótni z moim bratem. — Wiesz, mogę sobie wyobrazić, jak lecisz tu z Francji pod parasolem — powiedziałam jej teraz, a ona uściskała mnie i zapytała, co się stało. Ale nie byłam w stanie opowiedzieć jej, co się dziś wydarzyło na francuskim. Mogła z tym pójść do taty. Więc jęknęłam tylko, że źle się czuję. Juliette westchnęła. — Może wkrótce wydarzy się coś bardzo miłego. — Zmierzwiła moje włosy. — Nigdy nic nie wiadomo. Twój tata jest przystojnym mężczyzną. Może się jeszcze raz ożeni i będziesz miała bardzo sympatyczną macochę. Chciałabyś? — Tak, ale tata nigdy się nie ożeni — powiedziałam. — Wciąż bardzo kocha mamę. I wcale nie chce zastąpić jej kimś innym. Przynajmniej mama HoUy tak sądzi. — A co byś powiedziała na mamę HoUy? — zapytała Juliette. — Jest osobą wolną, prawda? — Nie ma mowy! — wrzasnęłam i gwałtownie usiadłam na łóżku, zapominając kompletnie o zapaleniu opon mózgowych. — To niemożliwe, żeby tata i mama Holly... Z jednej zasadniczej przyczyny: tata jej nienawidzi! 22 — Nienawidzi? — Juliette była wyraźnie zainteresowana. — Nienawiść to bardzo namiętne uczucie, prawda? — Miałaś chyba na myśli: „gwałtowne", Juliette — poprawiłam. Ale ona uśmiechnęła się tylko, jakby wiedziała o życiu coś, o czym ja nie miałam jeszcze zielonego pojęcia. — Doskonale wiem, co chciałam powiedzieć — stwierdziła stanowczo. — A teraz, skoro tak strasznie boli cię głowa, spróbuj się trochę przespać. — Puściła do mnie oko i wyszła z pokoju. 23 — Tata! — krzyknęłam i zbiegłam w dół po schodach, jak tylko usłyszałam, że przekręca klucz w zamku. Tak długo spałam po przyjściu ze szkoły, że teraz kompletnie nie byłam senna, choć właśnie nadeszła pora pójścia do łóżka. Siedziałam u szczytu schodów i czekałam na niego. Już pół godziny temu powinnam być w swoim pokoju, a tata bardzo rygorystycznie przestrzega pory spania. Powtarza zawsze, że w wielu sprawach musi być restrykcyjny, bo wychowuje nas sam, ale ja tam nie wiem. Matthew twierdzi, że gdyby tata nie był sam, to i tak wisiałby nam ciągle nad głową jak astronauta w stanie nieważkości w wahadłowcu kosmicznym. Podejrzewam, że w tej sprawie brat może mieć rację. Bo weźmy, na przykład, godziny posiłków. Tata przestrzega ich z uporem maniaka. Zresztą, jest równie zasadniczy we wszystkim. Nie znosi, kiedy zostawiamy nie-dojedzone resztki na talerzu, nawet gdyby ta odrobina jedzenia miała posłużyć — dajmy na to — nakarmieniu głodnych dzieci, przechodzących akurat pod naszymi oknami. I lubi, żebyśmy prosili o zgodę na odejście od 24 stołu. I nie pozwala mi spróbować nawet kropli wina, choć ciągle powtarzam mu, że francuskie dzieci normalnie piją wino do posiłków. I na co ta cała Unia Europejska? Mama Holly nie czepia się w żadnej z tych kwestii, choć przecież także jest samotnym rodzicem, prawda? Matt uważa, że jeśli chodzi o zachowanie się przy stole, tata jest po prostu okropnie staroświecki. I znów wydaje mi się, że mój brat ma rację. — Dlaczego jeszcze jesteś na nogach? — zapytał tata, ściskając mnie i patrząc na mnie z radością. — Nie czuję się dobrze. Juliette uważa, że jutro nie powinnam iść do szkoły. — To właściwie nie było kłamstwo. To znaczy, o ile ją znam, to mogła tak sobie pomyśleć, tylko nic nie mówiła, żeby mnie nie martwić. — A gdzie jest Juliette? — zapytał tata, marszcząc czoło. Matthew słuchał muzyki w swoim pokoju. Mnie to nie przeszkadzało, ale tata niewątpliwie uważał, że gra za głośno. — Myje włosy — odparłam. Juliette ma własną łazienkę, przylegającą do jej pokoju i przesiaduje w niej godzinami, kiedy ja już leżę w łóżku. —Tato, chciałabym cię o coś zapytać. Czy wolisz brunetki, blondynki czy rude? — Słucham? — Wypełniam kwestionariusz — wyjaśniłam. — Z „Marie Claire". — Juliette ma zawsze pod ręką 25 „Marie Cłaire" i w jednym z numerów znalazłam artykuł na temat: „Jak znaleźć idealnego partnera". — Esmie... — Podrapał się w głowę. Widziałam, że jest zmęczony. — Esmie, a czemu musisz wypełniać taki kwestionariusz? — (A tak na marginesie — tata ma ciemne włosy. Z kilkoma siwymi nitkami, które, zdaniem Juliette, dodają mu tylko uroku.) — Zamierzam się dowiedzieć, jaka jest twoja idealna partnerka — oświadczyłam. — Zrobiłam listę pożądanych cech. Chcesz zobaczyć? — Jedyne, co w tej chwili chciałbym zobaczyć, to jak wskakujesz do łóżka — powiedział tata. — A jeśli twój brat nie wyłączy tego wycia, to jego również poślę zaraz spać. No, jazda. Na górę. Kiedy mijaliśmy drzwi pokoju Matthew, tata głośno zastukał. Brat wyczuł chyba, że to on, bo natychmiast wyłączył muzykę. Mnie nigdy nie słucha, a z Juliette długo się targuje, zanim ściszy. Matthew, jeśli się jeszcze nie zorientowaliście, jest naprawdę okropny. Ma piętnaście lat i uważa, że jest cool. I wyobraźcie sobie, Holly on się podoba! Mówi, że grzywka ślicznie opada mu na oczy i że ma tyłek jak Brad Pitt. Jak widać, Holly nie zawsze ma rację. — Jak było w pracy, tatusiu? — zapytałam, otulając się kołdrą. Zawsze go pytam, jak minął dzień. Wydaje mi się, że takie pytania powinna zadawać żona, a skoro tata nie ma żony, próbuję w miarę możliwości ją zastąpić. 26 — Znośnie, dziękuję, kochanie — odparł tata takim śmiesznym tonem, jakby składał dowódcy meldunek. Zawsze tak mówi, kiedy zadaję to pytanie. Zachichotałam. Bo chociaż nie cierpię, kiedy tata traktuje mnie jak dziecko, to czasami lubię, kiedy kładzie mnie do łóżka. W dni powszednie naprawdę mało go widujemy, a w takich chwilach przynajmniej przez kilka minut mam go wyłącznie dla siebie. — Dobranoc, kochanie, śpij dobrze — powiedział już swoim normalnym głosem i pocałował mnie w czoło. — Do zobaczenia rano. Po jego wyjściu wzięłam do ręki zdjęcie mamy. Nigdy tego nie robię w jego obecności, żeby się nie martwił, że mi smutno z powodu jej braku. Bo gdyby sądził, że mi smutno, to i on by posmutniał. Na tej fotografii mama ma ciemne włosy, bez śladu siwizny. Mocno zacisnęłam powieki i ze wszystkich sił starałam się wyobrazić sobie jak mówi. Bo choć często słyszałam w myślach jej słowa, to przecież nie znałam jej głosu. Kiedy Juliette obudziła się następnego ranka, tata już zdążył wyjść do pracy. To zdarzało się dość często, kiedy miał do rozwikłania szczególnie trudną sprawę. Matthew również wcześnie wyszedł z domu. Ostatnio 27 wraz ze swoim najlepszym przyjacielem, Jakem, zaku-mplowali się z trochę starszymi chłopakami. Jeden z nich pracował w McDonald'sie i mógł ich częstować za darmo, więc Matty coraz częściej zostawiał domowe śniadania i wpadał przed lekcjami do McDonald'sa. Tata o niczym nie wiedział, a Jułiette nie miała chyba nic przeciwko temu. Podejrzewam, że tata nie byłby zachwycony, bo zawsze ogranicza nam jedzenie z fast foodów, ale nie miałam zamiaru go informować, bo dzięki temu przy śniadaniu miałam Jułiette tylko dla siebie. Jułiette zapytała, jak się czuję, więc oświadczyłam, że nie jestem jeszcze w stanie iść do szkoły, chociaż dopuszczam możliwość, że to jednak nie jest zapalenie opon mózgowych. Na szczęście, Jułiette była akurat tego dnia skłonna"* do współczucia. — To może zostań w łóżku, a ja przyniosę ci na górę coś do jedzenia. I powiem ci, na jaki wpadłam pomysł. Okazało się, że Jułiette nadal chciała znaleźć tacie dziewczynę. — Jeżeli nie zdołamy namówić twojego taty, żeby odpowiedział na ogłoszenie w rubryce samotnych serc, to same wyślemy odpowiedź w jego imieniu. Może twój tata poczuje się pewniej, jeżeli to kobiety będą pisały do niego, a nie odwrotnie — powiedziała. Usta- 28 wiła przede mną tacę z płatkami na mleku i sokiem, po czym usadowiła się w nogach łóżka. — A nie sądzisz, że powinnyśmy najpierw uprzedzić tatę, zanim zrobimy coś takiego? — zapytałam trochę strapiona. Jułiette z dezaprobatą pokręciła głową. — Dlaczego? On się nigdy nie zgodzi. Ale kiedy to będzie... fait accompli... jak to powiedzieć po angielsku? — Fakt dokonany — powiedziałam i zmarszczyłam czoło. — Ale co mamy napisać? — Wysoki, przystojny Anglik.... Zamożny.... Seksowny... Coś w tym rodzaju. — Ale to nieprawda! — zaprotestowałam. — Tata nie jest zamożny, ani... no... te pozostałe określenia też do niego nie pasują. — Poczułam się nieco zażenowana słowem „seksowny" w odniesieniu do mojego własnego taty. Jułiette zbyła moje zastrzeżenia lekceważącym machnięciem ręki. — Ależ koniecznie musimy to napisać! Chyba nie chcesz, żeby ogłoszenie sugerowało, że twój tata jest jakimś drętwym nudziarzem, bo odpowiedziałyby na nie tylko mdłe kobiety! — Wzruszyła ramionami. — Ale, Jułiette, musimy powiedzieć tacie prawdę. Musimy go uprzedzić, co robimy! Jułiette prychnęła lekceważąco. 29 — Skąd w Anglikach ta obsesja mówienia prawdy? O czym twój tata nie wie, tym się nie martwi. A jak się dowie, może się zdenerwować. To proste! Zresztą, będzie miał dość czasu, żeby zamartwiać się do woli, kiedy wyjdzie na jaw, co zrobiłyśmy. Niestety, argumenty Juliette nie trafiały mi do przekonania. — Tak czy owak — oświadczyła, podchodząc już do drzwi — twój tata jest samotny. To widać na pierwszy rzut oka! Zaczęłam się zastanawiać nad jej słowami. Pomyślałam o tych wszystkich wieczorach, kiedy my z bratem leżymy już w łóżkach, a tata siedzi kompletnie sam na dole i ogląda telewizję. Przypomniałam sobie wszystkie minione wakacje, kiedy tata siedział samotnie na plaży z książką, podczas gdy my z bratem bawiliśmy się w piasku. Tata zawsze był sam. Nigdy jednak nie przyszło mi do głowy, że jest samotny. A jeśli Juliette ma rację? Jeśli naprawdę jest samotny? Następnego dnia Juliette zabrała mnie do lekarza. Pani doktor stwierdziła, że to okres infekcji wirusowych, wszyscy naokoło chorują i musiałam się od ko- 30 goś zarazić. Rano poczułam się bardzo źle i o mało nie zemdlałam w poczekalni. Nasza lekarka zmierzyła mi temperaturę, obejrzała język i zajrzała do uszu za pomocą takiego metalowego urządzenia, które — jak mi się wydawało — nazwała horror-skopem, ale mogłam źle usłyszeć. W każdym razie podczas badania pojękiwałam i powtarzałam, że okropnie się czuję, a kiedy położyła mnie na kozetce, żeby pomacać mój brzuch, jęknęłam przy pierwszym dotknięciu. Miała chyba pewne wątpliwości, wypisała mi jednak zwolnienie. Uznała, że mogę zostać w domu dzień czy dwa, dopóki całkiem nie wydobrzeję. Natychmiast po opuszczeniu gabinetu poczułam się lepiej. Wieczorem tata i Matthew znowu się pokłócili. Tym razem poszło o to, czy mój brat może sobie przekłuć nos. — Posłuchaj, tato, Jake już to zrobił. — Matthew osaczył tatę w rogu kuchni, co zdecydowanie nie było najlepszym pomysłem. Tata zawsze się złości, kiedy widzi, że niełatwo mu będzie przed nami uciec. — Obiecuję, że nie będę wkładał kolczyka do szkoły. Tylko na wyjścia. — Fu! — Skrzywiłam się. — To znaczy, że będziesz chodził po szkole z wielką dziurą w nosie! To obrzydliwe! — Za moich czasów tylko punkowcy przekłuwali sobie nosy — rzucił tata od niechcenia, nalewając so- 31 bie kawy. — Mam nadzieję, że nie zamierzasz ufar-bować włosów na różowo. — Tato, proszę, przestań wreszcie udawać, że się na wszystkim znasz! — Mój brat przyglądał się tacie tak, jakby nie mógł uwierzyć, że ojciec nie zmarł przed wielu laty na uwiąd starczy. — Ojciec Jake'a nie wtrąca się bez przerwy w jego życie! — Tata Jake'a uważa, że syn ma prawo robić z własnym nosem, co mu się żywnie podoba — podsunęłam usłużnie. Byłam świadkiem przygotowań mojego brata do tej rozmowy i w moim mniemaniu nie należało zapominać o tym argumencie. Tata zaczął się śmiać. — Zamknij się, Esmie — warknął Matthew. — Czyżbym twierdził, że nos twojego brata nie jest jego własnością? — zakpił tata i złapał mnTe za nos, udając, że chce go zabrać. — W przeciwieństwie do twojego, który należy wyłącznie do mnie! Zapiszczałam, bo zaczął mnie łaskotać. Żadne z nas nie zdawało sobie sprawy, jaki wściekły był Matthew, dopóki nie usłyszeliśmy głośnego trzaś-nięcia frontowych drzwi. — Wiesz, Esmie — westchnął tata. — Aż się boję pomyśleć, co mnie czeka, kiedy i ty zaczniesz być nastolatką. Posiadanie w domu jednego nastolatka jest nieszczęściem, a co dopiero dwoje... 32 — Przypuszczalnie będę jeszcze gorsza niż Matthew, bo jestem dziewczyną i jako nastolatka będę gwałtowniej przechodzić okres burzy hormonalnej — uprzedziłam go uczciwie. Uśmiechnął się. — Naprawdę? A skąd ty to wiesz? — Odjuliette. — Od Juliette. A więc powiedz ode mnie Juliette, że sama nie wie, o czym mówi. Przecież nigdy nie była chłopcem, prawda? Potrząsnęłam głową. — A ja byłem. I możesz mi wierzyć, wiem, co mówię. Próbowałam wyobrazić sobie tatę jako nastolatka. Nie było łatwo. Wtedy do kuchni weszła Juliette. Musiała podsłuchać naszą rozmowę, bo uśmiechała się pod nosem. — Założę się, że Matthew bardzo chętnie posłuchałby, jaki pan był w jego wieku — rzuciła lekko. — Co za przenikliwość, Juliette — powiedział tata sucho, choć nie przestał się uśmiechać. I wyszedł z kuchni, niemal ocierając się o nas w wąskim przejściu. W tym stwierdzeniu nie było niczego niezwykłego, ale powiedział to w taki sposób i opuścił kuchnię w takim pośpiechu, że poczułam się w pewien sposób przez niego odrzucona. Tata zachowuje się tak, kiedy nie chce, żebyśmy się domyślili, co myśli lub czuje. 33 — Nadal sądzisz, że tata jest samotny? — zapytałam Juliette. — Nigdy tego nie powiedział. — Oczywiście, że nie powiedział. Nie chce, żebyś o tym wiedziała. Zmarszczyłam czoło. Czy to dlatego? Czy tata ukrywa przed nami swoje uczucia, kiedy czuje się osamotniony? — Nie chcę, żeby tata był samotny — oświadczyłam stanowczo. Juliette spojrzała na mnie. — W takim razie wiesz, co powinnaś zrobić, prawda? 34 DZIEWICA W OPRESJI POSZUKIWANA PRZEZ WYSTRZAŁOWEGO DETEKTYWA TUŻ PO CZTERDZIESTCE. POWINNA LUBIĆ DZIECI I ZWIERZĘTA. Juliette spojrzała z powątpiewaniem na ogłoszenie, które wysmażyłam po wielu godzinach studiowania wszystkich anonsów w gazetowym kąciku samotnych serc. — Co to za „dziewica w opresji"? I co znaczy „wystrzałowy"? — zapytała. — Tata uwielbia, gdy ktoś potrzebuje pomocy—wyjaśniłam. — Szczególnie ładne kobiety. — To prawda! Tata zawsze zatrzymuje się, żeby pomóc, jeśli ktoś nie może uruchomić samochodu albo mocuje się w pojedynkę ze zmianą opony, albo kiedy na parkingu w Sainsbury widzi kobietę, która nie może otworzyć drzwi samochodu, bo na jednej ręce trzyma dziecko, a w drugiej dźwiga trzy torby z zakupami. Myślę, że byłby naprawdę w swoim żywiole, gdyby spotkał kobietę w śmiertelnym niebezpieczeństwie, najlepiej wymagającą reanimacji! — A „wystrzałowy" to tyle co „przystojny", tylko lepiej brzmi. 35 — Naprawdę? —Juliette wyglądała jak osoba, która nagle odkryła, że wcale nie jest w pewnej dziedzinie takim ekspertem, za jakiego się uważała. — Ale ta druga kwestia... ta „w opresji"... Chyba nie chcesz przyciągnąć kobiet, które... które... — Szukała w myślach odpowiedniego angielskiego słowa, w końcu jednak poddała się. — I po co ta część o zwierzętach? Przecież tu nie ma żadnych zwierząt! — Nie, ale ja naprawdę chciałabym mieć psa! — Nie jestem pewna, czy twój tata marzy o psie... albo o „damie w opresji". — Nie damie, tylko dziewicy! W tym punkcie musisz mi po prostu uwierzyć, OK? Juliette jednak nie pozbyła się wątpliwości. — Może nie powinnyśmy tego robić — mruknęłam. — Tata wpadnie w szał. — Oczywiście, że musimy to zrobić! — zawołała pośpiesznie. — Twój tata początkowo może się trochę gniewać, ale to nie potrwa długo. Bo kiedy się zakocha, będzie szczęśliwy. On jest zdecydowanie zbyt ostrożny w tych sprawach. Musimy mu pomóc podjąć ryzyko. — Ryzyko? — Tak! Ryzyko. — Ta myśl wyraźnie wprawiła ją w doskonały nastrój. — W końcu... — Uśmiechnęła się od ucha do ucha. — Jak wyglądałoby życie pozbawione ryzyka? 36 — Pewnie byłoby wolne od większości kłopotów — odparłam bystro. Juliette klasnęła językiem i z niesmakiem pokręciła głową. — Jakie to angielskie! — Wyjęła mi kartkę z ręki. — Jutro wyślę to do gazety. Powiedz mi, czy czujesz się na siłach, żeby pójść dziś po południu do szkoły? Głośno przełknęłam ślinę. Po południu miały być dwie godziny francuskiego. Znowu poczułam zawroty głowy. I wrócił ucisk w klatce piersiowej. — Muszę się położyć, Juliette — szepnęłam, przyciskając rękę do tej części klatki piersiowej, w której powinno być serce. Poczułam jego uderzenia. Czy to normalne, by czuć bicie własnego serca, a może świadczy to o zbliżaniu się zawału? — W takim razie zostawiam cię samą, żebyś doszła do siebie — stwierdziła Juliette. Bardzo chłodnym tonem. A przecież miała się mną opiekować, to znaczy nie dopuścić, w miarę możności, do mojej śmierci. Wmawiałam sobie, że nic mnie to nie obchodzi. Kiedy Juliette ruszyła do wyjścia, zamknęłam oczy i skoncentrowałam się maksymalnie, żeby usłyszeć w myślach głos mamy. Niemal namacalnie czułam, że spogląda na mnie z nieba. — Nigdy cię nie zostawię, kochanie — powiedziała cudownym, melodyjnym głosem. Był gardłowy, ale śli- 37 czny i przypominał mi... sama nie wiem... może głos mamy jelonka Bambi? — Esmie! Otworzyłam oczy. Juliette przyglądała mi się od progu. — Co się z tobą dzieje? — zapytała surowo. — Wyglądasz, jakbyś wpadła w trans! Zachichotałam. Rozbawiła mnie myśl, że mogłabym wpaść w trans. Znowu zamknęłam oczy, wyciągnęłam przed siebie wyprostowane ręce, jak lunatyczka i zaczęłam zawodzić monotonnie: — Jes-tem-w-tran-sie. Nie-chcę-z-to-bą-roz-ma-wiać. Nie-przesz-ka-dzaj. Rozdrażniona Juliette prychnęła i zostawiła mnie samą. Juliette odnosiła się do ogłoszenia z coraz większym entuzjazmem. Stwierdziła, że powinnyśmy najpierw same przeczytać wszystkie odpowiedzi i dokonać wstępnej selekcji, zanim pokażemy je tacie. Potem zaczęła nawet żałować, że nie możemy same przeprowadzić wstępnych rozmów z kandydatkami, zanim umówimy je z tatą, żeby wyeliminować dziwaczki. Wyraziłam pogląd, że powinnyśmy pozwolić tacie zdecydować, która jest dziwaczką, a która nie, ale Juliette upierała się, że kiedy już człowiek zacznie się 38 zakochiwać, to nie może przestać, a ona wolałaby nie dopuścić, by tata zakochał się w jakiejś przepięknej dziwaczce. Cała ta sprawa zaczęła mnie powoli przyprawiać o ból głowy. Im dłużej Juliette rozważała wszystkie za i przeciw procesu wstępnej selekcji, aby wyeliminować psychopatki z siekierą i kobiety, którym zależało wyłącznie na majątku taty, tym bardziej byłam zdenerwowana. Juliette mówiła tak, jakby nie miała na grosz zaufania do gustu mojego ojca, jakby jedynie od naszej czujności zależało, czy moją macochą nie zostanie byle kto. No i ciągle pozostawało bez odpowiedzi pytanie, którego nie odważyłam się zadać Juliette, a które nurtowało mnie codziennie przed snem. Co z moją prawdziwą mamą? Co ona o tym wszystkim sądzi? Chodzi mi o to, że ona czekała tam sobie spokojnie w niebie, aż tata pewnego dnia umrze i przyłączy się do niej. I nie byłoby chyba najlepiej, gdyby musiał dokonywać w niebie wyboru, czy ma zostać na wieczność z moją mamą, czy też z żoną numer dwa. No, chyba że ta druga żona poszłaby po śmierci do piekła, co niewątpliwie rozwiązałoby problem, ale żeby pójść do piekła, musiałaby być okropnie zła, a nie chciałabym mieć okropnie złej kobiety za macochę. To chyba oczywiste. W czwartek wieczorem leżałam w łóżku, patrząc na fotografię mamy i rozmyślałam o tym wszystkim, kiedy nagle wydarzyło się coś niesamowitego. Pytałam 39 właśnie mamę, czy nie ma nic przeciwko temu, żeby tata i zakochał się w innej kobiecie, a ona jak zwykle patrzyła na mnie z uśmiechem, który nic mi nie mówił, kiedy zaczął dzwonić telefon. Jakby to ona zadzwoniła, żeby odpowiedzieć na moje pytanie. Cóż, wiem oczywiście, że to idiotyczny pomysł i odrzuciłam go niemal natychmiast, ale wtedy tata zawołał z dołu, żebym zeszła odebrać telefon i ta myśl znowu się we mnie zalęgła. — Kto dzwoni? — zawołałam, jak tylko zbiegłam na dół i stanęłam przy nim. — Niespodzianka — odparł z uśmiechem. Wzięłam od niego słuchawkę i powiedziałam: — Halo? — Esmie? — rozległ się skrzekliwy głos. — Babcia! — Moja babcia mieszka w Ameryce, więc ; nieczęsto się spotykamy. Rozwiodła się z dziadkiem I bardzo dawno, jeszcze przed moim urodzeniem, a pięć lat temu poznała Amerykanina, profesora uniwersytetu, wyszła za niego za mąż i wyjechała z nim do Chicago. — Jak się masz, mój aniołku? — zapytała. Zaczynała już mówić z amerykańskim akcentem, ale nie jestem głupia: nie powiedziałam jej o tym. — Świetnie, babciu! — odparłam. Zaczęłam ją zasypywać pytaniami o jej trzy koty i o jej podopiecznych, bo pracowała jako wolontariuszka wśród bezdomnych. Tata szepnął mi do ucha, że idzie na górę, żeby przyprowadzić Matta — mój brat nigdy nie słyszy telefonu, 40 kiedy słucha muzyki przez słuchawki — i zrozumiałam, że to moja jedyna szansa. Bo właśnie babcia najczęściej rozmawiała ze mną o mamie — w końcu mama była jej córką — i wydaje mi się, że teraz, kiedy jak nigdy potrzebowałam rady mamy, telefon babci nie mógł być zwyczajnym zbiegiem okoliczności. — Babciu — zawołałam pospiesznie, kiedy tylko tata oddalił się na tyle, że nie mógł mnie słyszeć — mam pewne zmartwienie. Chodzi o tatę. Na drugim końcu linii zapadła cisza. Potem babcia powiedziała: — Czy on kogoś spotkał? — To była telepatia! — Jeszcze nie, ale... — Chciałabym móc wyjaśnić jej wszystko szczegółowo, ale nie było czasu. — ...ale myślę, że to wkrótce nastąpi. — No, cóż — westchnęła babcia. —Jeżeli twój tata spotka odpowiednią osobę, kogoś, kto da mu szczęście i pokocha ciebie i Matthew, to ja będę bardzo zadowolona. — Zamilkła na chwilę, ?-1 wiem, że twoja mama również by się z tego ucieszyła. — Na pewno by się ucieszyła? — zapytałam. — Oczywiście! Kiedy kogoś kochasz, to chcesz, żeby był szczęśliwy, prawda? — W głosie babci brzmiała prawdziwa, stuprocentowa pewność. — Chyba tak... — mruknęłam i musiałam zmienić temat, bo tata i Matthew już schodzili po schodach. 41 Oddałam bratu słuchawkę, żeby i on mógł zamienić kilka słów z babcią i poczułam, że ta rozmowa nieco mnie uspokoiła. A kiedy wróciłam do swojego pokoju i jeszcze raz spojrzałam na zdjęcie mamy, wydało mi się, że i ona robiła wrażenie spokojniejszej. Wiem, że to, co mówię, brzmi idiotycznie, ale zdawało mi się, że kiedy wreszcie znalazła sposób, żeby przekazać mi swoją opinię, poczuła ulgę. * * * Ten spokój utrzymał się do piątkowego wieczora, kiedy Juliette wpadła do mojego pokoju z bardzo skruszoną miną. Od razu się domyśliłam, że nasz Plan Samotnych Serc nie powiódł się. W ręce trzymała gazetę. Szybko usiadłam na łóżku. — Co się stało? Tata się dowiedział? Potrząsnęła głową. — Nie, ale nie przeczytałyśmy porządnie instrukcji. Nie wysyła się ogłoszenia do gazety. Trzeba do nich zadzwonić. Wtedy przydzielają ci inny numer telefonu, pod który dzwonią samotne serduszka, kiedy chcą nawiązać z tobą kontakt. Popatrz! — Pokazała mi notkę na dole strony, której dotychczas nie przeczytałyśmy porządnie, a która zawierała dokładne instrukcje. — To wszystko jest skomputeryzowane! — zawołałam ze zgrozą, kiedy po paru minutach przebrnęłam 42 wreszcie przez zaznaczony kawałek. Zęby zamieścić swoje ogłoszenie, należy nagrać wiadomość do poczty głosowej. Jeżeli komuś spodoba się twoje ogłoszenie w gazecie, dzwoni pod podany numer i wysłuchuje twojej nagranej na taśmę wiadomości, a jeśli i ona będzie mu się podobała, może wysłać ci informację wraz ze swoim numerem telefonu. — Ludzie już w ogóle nie wysyłają listów! — zawołałam. Juliette westchnęła. — Osoba poszukująca partnera musi sama nagrać wiadomość dla kandydatów. — Po chwili dodała z nadzieją: — Może twój tata zgodziłby się na to, gdybyśmy go o wszystkim poinformowały? — Nie ma mowy! Tata nienawidzi komputerów! I automatycznych sekretarek! Zresztą, byłby zbyt zażenowany! — To prawda, Anglicy bardzo łatwo wpadają w zakłopotanie. W tym momencie rozległo się pukanie i tata zajrzał do mojego pokoju. Kiedy dostrzegł Juliette, natychmiast się wycofał. Miała na sobie nocną koszulkę, a kiedy mówię „koszulkę", to mam na myśli naprawdę króciutką koszulkę. Ja widziałam, że miała też na sobie majteczki, ale ze swojego punktu obserwacyjnego tata nie mógł ich dostrzec. — Esmie, pora spać — warknął tata. — Wiesz, że jutro czeka cię pracowity dzień. Oczywiście, jeśli bę- 43 dziesz się czuła na siłach, żeby wstać. — Tata uznał za podejrzane, że w piątkowy wieczór, przed weekendem, niespodziewanie ustąpiły wszystkie moje dolegliwości. — Idę teraz do łazienki, Juliette. Byłbym wdzięczny, gdybyś wślizgnęła się do swojego pokoju, zanim znowu wyjdę na korytarz. Juliette uniosła brwi i spojrzała na mnie wymownie. — Rozumiesz już, co miałam na myśli? Łatwo wpadają w zakłopotanie, prawda? Roześmiałam się i skopałam ją ze swojego łóżka razem z gazetą. — Przyjdziesz jutro? — zapytałam. Następnego dnia miało się odbyć przyjęcie urodzinowe Holly i zarówno tata, jak i Juliette zostali zaproszeni. Holly zawsze wyprawiała huczne urodziny, na które zapraszała tłumy dorosłych i dzieci. W tym roku zaplanowała bar-becue w ogrodzie na tyłach domu i miałam przyjść wcześniej, żeby jej pomóc w przygotowaniach. — Przyjdź, Juliette! Będzie fajnie! — namawiałam. — Zakupy też będą fajne — odparła Juliette ze śmiechem. — To mój dzień wolny, pamiętasz? Cały dzień bez Esmie! Aaachch! — Wydała westchnienie rozkoszy, jakby zanurzała się w wytęsknionej, gorącej kąpieli. Pokazałam jej język, na co roześmiała się, przesłała mi pocałunek i wyślizgnęła się z mojego pokoju. 44 Juliette naprawdę była w porządku. Wyciągnęłam się wygodnie w łóżku i chyba po raz pierwszy nie miałam wrażenia, że rozmawiam z mamą. Ale nie zasnęłam od razu. Wróciłam myślami do tego, co wydarzyło się przed chwilą. Przypomniało mi się, jak tata zarumienił się i gwałtownie wycofał się na korytarz, kiedy zobaczył Juliette w skąpej nocnej koszulce. Był naprawdę okropnie zakłopotany! Holly wymyśliła pewien test, który pozwala sprawdzić, czy jej rozmówcy na kimś zależy. Patrzy ci prosto w oczy i wymawia imię chłopaka, który — jej zdaniem — ci się podoba. Jeżeli się zarumienisz, to dla niej dowód, że ten chłopak rzeczywiście nie jest ci obojętny. Ale przecież Juliette nie może się tacie podobać. Jest znacznie młodsza i ciągle go wyprowadza z równowagi. Oczywiście, w filmach ludzie zawsze na początku się nienawidzą, a na końcu zakochują w sobie. Ale tylko w filmach. Poza tym, tata przecież nie nienawidzi Juliette. Nigdy niczego takiego nie mówił. Próbowałam sobie wyobrazić tatę i Juliette w romantycznej sytuacji, na przykład całujących się ze sobą. Na samą myśl o tym omal nie wybuchnęłam śmiechem. Muszę zacząć myśleć o czymś mniej zabawnym, bo inaczej nigdy nie usnę. 45 Obudziłam się rano i spojrzałam na budzik. Przy odrobinie szczęścia może się okazać, że tata już wyszedł do pracy. Tata zawsze pracuje na okrągło, kiedy trwa dochodzenie w sprawie morderstwa. Moim zdaniem nie ma pojęcia, co to jest czas wolny od pracy. Oczywiście, nie licząc naszych wspólnych wakacji. Tata potrafi całkowicie się wyluzować, kiedy razem gdzieś wyjeżdżamy. Nie jest taki, jak ci detektywi z powieści, którzy podczas urlopu zawsze zdołają wplątać się w tajemnicze morderstwo. Moim zdaniem, kiedy tata jest z nami na wakacjach, to ktoś mógłby na jego oczach zadźgać, udusić i zastrzelić ofiarę, a on spokojnie nadal lizałby lody. Tata nie przyznaje się nawet, że jest detektywem. Kiedy ludzie pytają go o zawód, to udaje, że jest farmaceutą albo doradcą finansowym. Nie rozumiem, dlaczego wybiera akurat te zawody. On sam twierdzi, że jego zdaniem wydają się najbardziej prawdopodobne. Poszłam prosto do kuchni. Sobotnia gazeta została już dostarczona, ale wyglądało na to, że nikt jej jeszcze nie czytał. Przewertowałam strony w poszukiwaniu 46 kącika samotnych serc, po czym poszłam do salonu i podniosłam słuchawkę telefonu. Kończyłam odsłuchiwanie dziesiątej odpowiedzi na ogłoszenie, kiedy do pokoju wpadł Matt. W pierwszej chwili go nie usłyszałam. „Więc jeśli chciałbyś zostawić mi wiadomość, to... no... to zostaw mi wiadomość...". Czasem naprawdę przykro słuchać, co ludzie wygadują, ale uznałam, że warto dowiedzieć się, jak wyglądają takie nagrywane wiadomości. — Esmie! Co ty wyprawiasz? — Matt gapił się na mnie. Podskoczyłam. — Nic! — Zdążyłam już wystukać kolejny numer i doszłam do wniosku, że powinnam zachowywać się w sposób naturalny, nie nazbyt tajemniczo. Ale zanim zaczęłam udawać, że rozmawiam z koleżanką, brat wyrwał mi z ręki słuchawkę. — HEJ! ODDAJ MI TO NATYCHMIAST! Sapnął głośno, kiedy zorientował się, czego słucham. — Matthew! Co robisz? — Do salonu wtargnęła Juliette i odebrała mu telefon. Sama posłuchała przez chwilę, po czym odłożyła słuchawkę i spojrzała na nas oboje. — Gdzie wy macie rozum? Te telefony nie są za darmo! A wasz tata co miesiąc dostaje biling, w którym podane są wszystkie numery, z którymi przeprowadzono rozmowy, co do jednego. Wszystkie są... Wszystkie są... 47 — Wyszczególnione? — podsunęłam nieśmiało. — Właśnie! — Odwróciła się i spojrzała mi w oczy. — I wasz tata zainteresuje się, kto za jego plecami wydzwaniał pod te drogie numery! — Zajrzała do gazety, żeby sprawdzić koszt połączenia i zrobiła się czerwona na twarzy. — Wiesz, ile kosztuje minuta? Spójrz! — I z autentycznie zdegustowaną miną odwróciła gazetę w moją stronę. — Wszystko będzie OK. Tata pomyśli, że to sprawka Matta — próbowałam ją uspokoić. — Matt zawsze dzwoni pod te podejrzane numery, kiedy wpadają do niego koledzy. — Wcale nie! — Brat natychmiast przestał szczerzyć zęby w uśmiechu. — A właśnie, że tak! Tata powiedział, że jeśli nie przestaniesz się tego kłamliwie wypierać, to zacznie sprawdzać odciski palców na telefonie! — Przestań, Esmie! — krzyknęła Juliette. — Nie] życzę sobie następnych kłótni pomiędzy Matthew i twoim ojcem! To się już robi nudne! — Chyba nie chciałaś powiedzieć „nudne", Juliette, pewnie miałaś na myśli... — zaczęłam, ale mi przerwała. — Dziękuję za pomoc, ale powiedziałam dokładnie to, co miałam na myśli: nudne! Męczące! Powtarzające się! W kółko to samo! To naprawdę nudne, nie sądzisz? — Nadal piorunowała mnie wzrokiem. — Es- 48 niie, powinnaś teraz iść na górę i przymierzyć sukienkę na urodziny Holly. Twój ojciec musiał wpaść na parę godzin do pracy, ale niedługo powinien wrócić. Trzeba zająć się twoją fryzurą. — Ale dlaczego właściwie dzwoniłaś pod numer kącika samotnych serc? — zapytał niespodziewanie Matt, kiedy obie z Juliette byłyśmy już przy drzwiach. — Chciałaś sobie znaleźć faceta, co? — Matthew, nie bądź... wulgarny! — wysyczała Juliette. Spojrzała na mnie. — Powiedziałaś mu? — NIE! — odparłam porywczo. — I nie ma o tym mowy! — O czym mi miała powiedzieć? — Chodź, Juliette! — Zaczęłam ją ciągnąć za rękę. — To nasz sekret! — Obrzuciłam Matthew lodowatym spojrzeniem i wyciągnęłam ją z pokoju. — Sekret? — Brat spojrzał na mnie zwężonymi oczami, w których malowała się determinacja. Powinnam była potraktować to jako ostrzeżenie. Niestety, nie zrobiłam tego. * * * Watro teraz opowiedzieć o nowej sukience, jaką dostałam na przyjęcie Holly. Juliette pomogła mi ją wybrać. Jest ciemnozielona — w odcieniu leśnej zieleni, jak podano na metce — z dekoltem obszytym falbanką 49 z zielonej koronki. Jest dopasowana w talii, a dołem rozszerzana, opadająca miękkimi falami, zwiewna i płynnie poruszająca się przy każdym kroku. (Kiedy pokazałam ją tacie, powiedział coś o Marilyn Monroe i o unikaniu kratek wentylacyjnych w chodniku.) Juliette przerzuciła całą stertę sukienek, zanim wy-brała tę jedną. Kręciła nosem — choć twierdzi, że tylko Anglicy to robią — na widok pierwszej, którą przymie-rzyłam, szkarłatnej, z wysoką stójką przy szyi. — Wyglądasz jak bożonarodzeniowy cukierek na choinkę! — zaprotestowała. Tak samo reagowała na wszystkie inne, które przymierzałam, przeważnie jaskrawo różowe albo fioletowe z dużą ilością błyszczących ozdóbek. — Są takie okropnie dziewczęce, nie sądzisz? — Przecież jestem dziewczynką! — odparłam wreszcie z rozdrażnieniem w Marksie i Spencerze, bo myszkowanie po chyba wszystkich sklepach w mieście porządnie mnie już zmęczyło. — Tak, podobnie jak Holly. Jestem bardzo ciekawa, co ona będzie miała na sobie. Sliczniutką, dziewczęcą sukienusię z naszytymi świecidełkami? Bardzo wątpię! — Juliette pokazała mi prostą, czarną sukienkę. — Szykowna, ale jeszcze nie na twój wiek. — Odwiesiła ją i przeszła w stronę drugiego końca wieszaka. Westchnęłam i powlokłam się za nią. Zaczynałam rozumieć, jak się czuje Holly, kiedy wybiera się z ojcem 50 na zakupy. Tata Holly ma ogromne wymagania w stosunku do jej strojów. Jest projektantem mody kobiecej i zawsze wypróbowuje swoje kreacje na córce. (Dawniej dawał je do mierzenia mamie Holly, ale teraz ona już się na to nie zgadza.) W każdym razie, kiedy Holly wkłada na siebie ubranie, zakupione w zwyczajnym sklepie, on wymaga, żeby wyglądała pięknie, jak z żur-nala, bo ktoś mógłby pomyśleć, że to jeden z jego projektów. — Holly będzie miała na sobie coś bardzo wyszukanego, prawda? — powiedziała Juliette. — I nie dopuszczę, żebyś poszła na to przyjęcia ubrana jak jakaś... laleczka dla dzieci... tylko dlatego, że... — Zamilkła gwałtownie. — Dlaczego, Juliette? Zarumieniła się lekko. — Dlatego, że nie masz mamy, która pomogłaby ci w wyborze ładnej sukienki. ??.? — Ale ja przecież mam ładne sukienki! — zaprotestowałam. — Ha! — Machnęła ręką z lekceważeniem. — Znam twoją garderobę! — A co widzisz złego w mojej garderobie? — zapytałam. — Te wszystkie proste spodnie z gumką w pasie! — Skrzywiła się. — I te sukienki z takimi rękawami! — Pociągnęła wiszącą na wieszaku sukienkę z szero- 51 kimi rękawami. — I te śmieszne, staromodne kardiga-ny! Ufffl — Babcia zrobiła mi je na drutach! — oświadczyłam z urazą. — I wcale nie są stare! Zrobiła je w zeszłym roku, kiedy była uwiązana w domu, bo czekała na operację usunięcia katarakty! — Matka mojego taty mieszka w Bournemouth z moją ciocią. Jest bardzo stara i rzadko wychodzi z domu, za to ciągle robi na drutach. — Katarakty? —Juliette wyglądała na autentycznie przerażoną. (Potem dowiedziałam się, że to słowo po francusku brzmi niemal identycznie.) — Więc sama widzisz, o co mi chodzi! Była niemal ślepa, kiedy je robiła! Wszystkie twoje ubrania wyglądają tak, jakby wyprodukowali je niewidomi. Trzeba się ich pozbyć. Bo inaczej co z ciebie wyrośnie? Wszystkie dzieci będą się z ciebie wyśmiewać! Wszyscy chłopcy będą się nabijać z twojego wyglądu! — Ale ja nie noszę tych kardiganów! — zawołałam na swoją obronę. — Trzymam je tylko na wypadek... no... na wypadek, gdyby babcia przyjechała z wizytą i zatrzymała się u nas. Nie chcę ranić jej uczuć. — To moje uczucia są zranione — oświadczyła stanowczo Juliette. — Pomyśl, co czuję, kiedy widzę cię przebraną za małą dzidzię! Chodź, sprawdzimy, co mają w tym nowo otwartym butiku. — Ale, Juliette, tam pewnie będzie za drogo! 52 Ale ona pomachała mi tylko przed nosem czekiem in blanco, który dostała od taty na tę okazję i kazała mi się pospieszyć. I w ten właśnie sposób wróciłam do domu z najpiękniejszą — i najdroższą — suknią, jaką miałam kiedykolwiek. — Podejrzewam, że ty zdążysz z niej wyrosnąć, zanim ja zdążę ją spłacić, młoda damo — oświadczył tata, kiedy przed wyjściem z domu okręcałam się przed nim w nowej sukni. Widział mnie już w tej kreacji, kiedy tylko przyniosłyśmy ją ze sklepu, ale teraz miałam włosy zaczesane do góry w fantazyjny, francuski kok, a na szyi zawiesiłam pożyczony od Juliette jej ulubiony naszyjnik. Tata wyciągnął do mnie rękę i powiedział miękko: — Chodź tutaj. — Podobałam mu się. Jestem tego pewna. Przyjechał do domu, żeby mnie zawieść na przyjęcie, ale potem musiał jeszcze wrócić do pracy. Obiecał, że przyjedzie później do domu Holly. Juliette nie wybrała się jeszcze na planowane od dawna zakupy i teraz, kiedy gotowa do wyjścia stałam na środku holu, przyglądała mi się z szerokim uśmiechem. Tata odwrócił się i uśmiechnął się do Juliette naprawdę ciepło, jakby ona sama podobała mu się tak bardzo, jak moja nowa sukienka. 53 — Juliette — poprosiłam z najbardziej anielskim uśmiechem — czy mogłabyś po zakończeniu zakupów wpaść na urodziny Holly? Proszę! Choćby na chwilę. Tata przyjdzie, prawda? Tata uniósł brew i skrzywił się cynicznie. — Zdaje się, że gdybym nie przyjechał, to straciłbym najważniejsze wydarzenie towarzyskie sezonu. — Wszyscy dorośli dostaną koktajle i poczęstunek! — poinformowałam Juliette. — Tata naprawdę lubi tam chodzić! — No... —Juliette uśmiechnęła się. — ...rzeczywiście chciałabym poznać mamę Holly. — A, tak, mamę Holly! — prychnął tata. — Tylko nie spodziewaj się dzisiaj żadnych fajerwerków intelektu, Juliette. W końcu to ma być barbecue, więc będzie pewnie bardzo zajęta pieczeniem kiełbasek. Podbiegłam, żeby dać mu kuksańca w brzuch, bo mam już powyżej uszu jego kpin z matki Holly. Próbował mnie złapać, ale Juliette zaczęła marudzić, że jeśli nie przestaniemy się wygłupiać, to pogniotę nową sukienkę. Mrucząc coś do siebie po francusku, zaczęła obciągać i wygładzać sukienkę. Tata uśmiechnął się do niej. — Może dać ci chusteczkę do nosa, żebyś jej jeszcze wytarła buzię? — zapytał. 54 — Zamknij się, tato! — wrzasnęłam, piorunując go wzrokiem. Ale tak naprawdę wcale się nie gniewałam. Mogłam tylko z niecierpliwością czekać na przyjęcie Holly. 55 Wszystkim na przyjęciu spodobała się moja sukienka. Holly włożyła na tę okazję prezent urodzinowy od swojego ojca, czyli obcisłą, długą do pół łydki suknię z czerwonego połyskliwego materiału, który wyglądał na zgnieciony jedwab. Kreacja była niewątpliwie wyszukana, ale jakaś dziwaczna, trochę nie z tej ziemi. Mama Holly ciągle powtarzała córce, że za parę miesięcy to będzie najnowszy krzyk mody, ale nawet ona nie mogła się powstrzymać od dodania: — No, w każdym razie przez jakieś pięć minut, na wybiegu. Na szczęście, Holly nie należała do osób nieśmiałych i nigdy nie przejmowała się tym, że jej wygląd przyciąga wszystkie spojrzenia i prowokuje ludzi do komentarzy. — Jest tu twój tata? — zapytałam, rozglądając się dokoła. Potrząsnęła głową. — Nie mógł przyjechać. Jest w Paryżu. W przyszłym roku ma mi tam wyprawić urodziny. Żeby w szczególny sposób uczcić fakt, że zostanę nastolatką! 56 — W takim razie nie pozwól mu rozmawiać z moim ojcem. Tata uważa, że kiedy w domu pojawia się nastolatek, ludzie powinni ogłosić stan najwyższego pogotowia. — Nadal ciągle się kłócą z Matthew? — zapytała Holly. Kiwnęłam głową. — Matthew jest teraz naprawdę okropny. — Już miałam zagłębić się w szczegóły, kiedy nadjechali kolejni goście i Holly musiała iść się z nimi przywitać. Większość koleżanek Holly przyjechała z matkami, a niektóre również z ojcami. Obserwowałam Holly, opartą plecami o mamę, która obejmowała rękami jej ramiona. Kiedy byłam młodsza, lubiłam udawać, że jesteśmy z Holly siostrami i że jej mama jest również moją mamą. Przez resztę dnia rzadko udawało mi się dostrzec Holly. W połowie przyjęcia, podczas zabaw i toastów, zadzwonił tata, że jednak nie zdoła wyrwać się z pracy. Nagle popadłam w dziwny nastrój. Czasami miewam takie nastroje. Spadają na mnie znienacka i sprawiają, że czuję się tak, jakby ktoś przekłuł ukryty we mnie balon szczęścia i cała radość nagle uleciała. Staję się wówczas tak znudzona i pusta w środku, że wstrętna jest mi wszelka myśl o zabawie, czy jakichkolwiek przyjemnościach. Usiadłam na trawie i pomyślałam, że Juliette pewnie też nie przyjedzie na przyjęcie. Na pewno wpadła 57 w wir zakupów, z którego otrząśnie się dopiero po zamknięciu sklepów. — Wszystko w porządku, Esmie? Podniosłam wzrok. Nade mną stała mama Holly, trzymając w ręku banana owiniętego folią aluminiową. — Masz ochotę? Potrząsnęłam głową. Przykucnęła obok mnie na trawie i zapytała: — A może pomogłyby uściski? Kiwnęłam głową. Mama Holly potrafi mnie rewelacyjnie uściskać, kiedy potrzebuję pocieszenia i nigdy nie zadaje zbędnych pytań. Holly twierdzi, że nie ma nic przeciwko użyczaniu mi swojej mamy od czasu do czasu. Ale dziś jej mama mogła mi poświęcić tylko chwilę, bo musiała zająć się także innymi gośćmi. Dziesięć minut później — ciągle jeszcze siedziałam na trawie — zauważyłam, że mama Holly rozmawia z jakąś wysoką blondyną, odwróconą do mnie plecami. Ubrana w połyskliwą niebieską suknię kobieta nawet od tyłu wyglądała oszołamiająco. Nagle nieznajoma odwróciła się i rozpoznałam w niej Juliette. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom! W tym stroju wydawała się kompletnie odmieniona! Pomachała mi ręką na powitanie i ruszyła w moją stronę z hot-dogiem w jednym ręku i kieliszkiem wina w drugiej. — Dlaczego siedzisz tu sama? — zapytała. Zrzuciła pantofle i ostrożnie usadowiła się przy mnie na trawie. 58 __ Mam nadzieję, że się nie przejadłaś. Chyba nie będziesz chorować? — Nie czuję się źle — odparłam, wpatrując się z zachwytem w jej suknię. — Mama Holly jest zmartwiona, że nie bawisz się najlepiej. — Zmarszczyła czoło. — Dlaczego stronisz od innych? Siedzisz tu sama, jak jakaś skurczona staruszka! — Przestań, jesteś okropna! — Wcale nie jestem okropna! Po prostu martwię się o ciebie. Trzeba nauczyć się patrzeć na siebie z przymrużeniem oka! Bo inaczej osiwiejesz i nabawisz się wrzodów żołądka ze zmartwienia. A teraz słuchaj... mam dobre wieści! — Powiedziała, że popołudniu wpadła na świetny pomysł w związku z naszym Planem Samotnych Serc. — Właśnie się nad tym głowiłam, kiedy zadzwonił telefon. Odebrał Matthew, ale ten ktoś myślał, że to twój ojciec. I nagle mnie olśniło, że przecież Matthew mógłby nagrać wiadomość do gazety. Może udawać twojego tatę i nikt nie zauważy różnicy! Poprosiłam go i już to zrobił! Nie mogłam uwierzyć własnym uszom! — Juliette, ty... ty zdrajczyni! — wybuchłam. — Ależ Esmie, Matthew nam pomógł! Nagrał wiadomość niskim głosem, do złudzenia przypominającym głos waszego ojca! Myślałam, że będziesz zadowolona. Dzięki temu możemy zamieścić w gazecie nasz anons. 59 — Nic mnie to nie obchodzi! Matthew jest głupią, zarozumiałą, przemądrzałą, podstępną ŚWINIĄ! — wrzasnęłam. — On wszystko zepsuje! — Uspokój się, Esmie! Aleja nie chciałam się uspokoić. Piekliłam się nadal, że nasz Plan Samotnych Serc przepadł bezpowrotnie i że mój tata już do śmierci zostanie sam jak palec. A ja będę musiała tkwić w domu i opiekować się nim do końca życia, aż zmienię się w zgrzybiałą, obrośniętą pajęczyną staruszkę, jak panna Havisham z „Wielkich nadziei". — Co za katastroficzna wizja przyszłości! — przerwała mi Juliette ze śmiechem. — Jak tragedia z wielkiego ekranu. — Ale tak się to może skończyć! — krzyknęłam. — Mnie nigdy nic nie wychodzi! To nie w porządku! — Oh, Esmie... — Pociągnęła nosem, szyderczo udając współczucie. Zawsze tak robi, kiedy zaczynam się nad sobą rozczulać. Na przykład, kiedy raz wpadłam w chandrę, bo Matt wziął z zamrażarki ostatnie opakowanie lodów truskawkowych, choć wie, że to moje ulubione. Gej mogło się to wydawać błahostką, ale ja naprawdę kocham lody truskawkowe, a Matt niespecjalnie za nimi przepada i wybrał je tylko dlatego, że były największe.) — Nic nie rozumiesz... — powiedziałam z niesmakiem. 60 — Oczywiście, że nie! Masz tak tragiczne życie, że nie mogłabym sobie lepszego wymarzyć! Rzuciłam jej ostre spojrzenie. Po przyjeździe do Anglii Juliette rzadko posługiwała się sarkazmem, teraz jednak stała się prawdziwą mistrzynią w tej dziedzinie. — Juliette, czy siedziałaś przy nim, kiedy nagrywał to ogłoszenie do gazety? — zapytałam. — Nie, powiedział, że czułby się skrępowany, gdybym mu stała nad głową i słuchała. Przymknęłam oczy pełna przerażenia. — Nie rozumiem, Esmie. Co ty sobie wymyśliłaś? Że co on mógł powiedzieć? Potrząsnęłam głową. Juliette bywa chwilami zadziwiająco naiwna! Na przykład, w kwestii braci. Może dlatego, że nie ma żadnego brata. — Sama się przekonasz — powiedziałam brutalnie. Wstałam, żeby dołączyć do Holly i jej gości, którzy zgromadzili się w domu. — Przekonasz się. W tydzień później się przekonała. * * * Ale przedtem musiałam wrócić do szkoły. Wytargowałam jeszcze poniedziałek, bo dopiero po wyjściu taty do pracy powiedziałam, że źle się czuję. Zresztą, naprawdę nie czułam się dobrze. Nie kłama- 61 łam. Robiło mi się słabo na samą myśl o pójściu na francuski i stawieniu czoła pannie Murphy po tym, co się wydarzyło na ostatniej lekcji — nie mówiąc już o spojrzeniu w twarz Billy'emu San-dersonowi i jego kumplom. Kiedy Juliette straciła cierpliwość i krzyknęła, że muszę iść do szkoły, zamknęłam się w łazience. To naprawdę nie moja wina, że Juliette doszła do wniosku, iż pobiegłam wymiotować. Miała potem wyrzuty sumienia, że na mnie nakrzy-czała i zamiast zmuszać mnie do pójścia do szkoły, zadzwoniła, żeby jeszcze raz zapisać mnie do lekarza. Okazało się jednak, że pani doktor zachorowała. — W tej chwili w mieście panuje paskudny wirus — poinformowała ją recepcjonistka przez telefon. (Miała tak donośny głos, że słyszałam każde jej słowo). — Moje dzieci też to złapały. Najczęstsze objawy to niewiarygodnie silne wymioty i biegunka! Na pani miejscu zatrzymałabym dziewczynkę w domu, dopóki całkiem nie wróci do zdrowia. Chyba nie chce pani, żeby pozarażała wszystkich dookoła? Kiedy tata wrócił z pracy i usłyszał, co się stało, oświadczył, że nie mam biegunki — wymiotów też zresztą nie — i że następnego dnia mam iść do szkoły i przekonać się, jak się będę czuła. Tata jest pozbawiony elementarnej wrażliwości. Powiedziałam mu, że nadal czuję się chora, więc kiedy 62 poszłam do ubikacji, ruszył za mną, stanął pod drzwiami i kazał mi opisywać, co się dzieje. — Odejdź, tato! Twoja obecność mnie krępuje! — protestowałam. — Nie rozumiem, dlaczego. Pamiętaj, że to ja zmieniałem ci pieluszki! I uczyłem cię siadać na nocnik! I wycierałem cię... Pociągnęłam za łańcuszek, żeby szum wody zagłuszył jego dalsze słowa i podeszłam do umywalki. — Tato, jestem naprawdę blada — poinformowałam go, patrząc w łazienkowe lustro. — Jak blada? — zapytał podejrzliwie. — Tato, to nie jest dochodzenie w sprawie morderstwa, ??.? — warknęłam i zapaliłam żółtą lampkę nad lustrem. Już nie wyglądałam blado. Zrobiłam się żółta. Nogi się pode mną ugięły. Może rzeczywiście zaczynała się we mnie rozwijać jakaś choroba? Tata nie dał się jednak przekonać i następnego dnia osobiście odwiózł mnie samochodem do szkoły. Kiedy powiedziałam, że czuję się nadal chora, wręczył mi tylko papierową torbę na wypadek wymiotów i obiecał, że po szkole zawiezie mnie do swojego lekarza — który nie złapał wirusa — jeżeli po dzisiejszych lekcjach nadal będę przekonana, że jednak nie jestem w stanie chodzić do szkoły. O dziwo, ani tego dnia, ani następnego nie czułam się źle. Nie mieliśmy francuskiego, nie musiałam więc 63 patrzeć w twarz pannie Murphy. Z Billym Sandersem i jego kumplami nie miałam żadnych wspólnych lekcji poza francuskim, a większość przerw spędziłam z Hol-ly w toalecie dla dziewcząt, wypróbowując przybory do makijażu, które dostała w prezencie na urodziny, więc z ogóle nie musiałam się z nimi spotykać. — Jeśli będą coś gadać, to powinnaś ich po prostu zignorować — oświadczyła Holly, starannie nakładając śliwkowej barwy szminkę na moją dolną wargę. — Nie rozumiem, dlaczego tak się tym przejmujesz. — Dlatego, że to naprawdę krępujące! — zawołałam ze złością. Musiałam się przy tym poruszyć, bo szminka się rozmazała. — Nie mam pojęcia, dlaczego — oświadczyła Holly. Wytarła mi usta kawałkiem papieru toaletowego i zaczęła malować od nowa. Holly nie rozumie takich rzeczy. Ona sama nigdy nie czuje się zażenowana. Kiedyś wyszła z ubikacji z zadartą z tyłu spódnicą, bo jej brzeg dostał się pod gumkę od majtek i wszyscy tarzali się ze śmiechu, także całe watahy chłopaków. Gdyby mnie spotkało coś podobnego, to chyba umarłabym ze wstydu, a ona tylko wyciągnęła spódnicę z majtek i sama wybuchnęła śmiechem. Nikt się z niej zbyt długo nie wyśmiewał, bo ona się tym nie przejmowała. Holly doskonale pamięta jednak wszystkie żenujące przypadłości, które przytrafiają się innym. I kiedy ktoś zalezie jej za skórę, 64 potrafi być naprawdę paskudna. Holly jest wspaniałą przyjaciółką, jeżeli trzyma z tobą sztamę, ale kiedy cię nie lubi, bywa wręcz groźna. — Ale powiedz — poprosiła — co z twoim tatą? Czy Jułiette nadal próbuje go wyswatać? — Tak jakby... — mruknęłam. Na szczęście, w tym momencie rozległ się dzwonek, więc nie musiałam nic więcej mówić. Następnego dnia wypadał czwartek, a w czwartki po południu mamy francuski, więc już podczas lunchu pojawił się znajomy ból brzucha i musiałam pójść do gabinetu lekarskiego, w którym dyżuruje pielęgniarka i położyć się. Pielęgniarka była bardzo miła i napisała mi usprawiedliwienie dla panny Murphy, że jestem zbyt chora, by brać udział w lekcji francuskiego. Kiedy rozległ się dzwonek, obwieszczający koniec lekcji, natychmiast poczułam się lepiej. Nie powiedziałam tacie o tym, że chorowałam. Nie oddałam mu też karteczki od pielęgniarki, bo wiedziałam, że narobiłby rabanu i upierałby się przy zabraniu mnie do swojego lekarza. W piątek czułam się znakomicie. W piątki nie mamy francuskiego, a w następnym tygodniu przypadała przerwa międzysemestralna czyli całych siedem dni wolnych od nauki! Ale pod koniec zajęć dostałam wiadomość, że panna Murphy chce mnie widzieć natychmiast po przerwie międzysemestralnej. Od razu poczułam się słabo. 65 — To nerwy — orzekła Holly, odprowadzając mnie do toalety po dzwonku na przerwę. — Moja mama twierdzi, że ludzie często chorują w okresie dużego nasilenia stresu. Powinnaś wziąć kilka głębokich wdechów i pomyśleć o czymś przyjemnym. Mama zawsze każe mi tak robić. Pomyślałam o weekendzie i o tym, że nasze ogłoszenie w kąciku samotnych serc ukaże się już następnego dnia. Ale to również wprawiało mnie w zdenerwowanie, bo kiedy zaczęłam o tym myśleć, natychmiast poczułam się sto razy gorzej! 66 Kiedy weszłam do domu, tata przesłuchiwał Mat-thew w salonie. Przynajmniej raz wrócił wcześniej z pracy. W pierwszej chwili pomyślałam, że tata musiał w jakiś sposób dowiedzieć się o naszym Planie Samotnych Serc, ale kiedy podeszłam pod drzwi, żeby podsłuchać, o czym mówi, zorientowałam się, że przypierał mojego brata do muru w całkiem innej sprawie. — Więc z kim byłeś w McDonald'sie? — pytał bardzo surowym tonem. — Tylko z Jakem i kilku jego znajomymi — mamrotał Matthew. Stał twarzą do mnie a tyłem do kominka i nagle ogarnęło mnie pragnienie przyjścia mu z pomocą. Nie mam pojęcia, skąd mi się to wzięło, bo zazwyczaj nic mnie nie obchodzi, kiedy mój brat wpakuje się w kłopoty. Może sprawiły to jego czerwone jak burak policzki, a może stojąca dęba z jednej strony grzywka. Albo przestępowanie z nogi na nogę i ręce w kieszeniach. Tak czy owak wyglądał na pięć lat, a nie na swoich piętnaście. — Nigdy dotychczas nie wspominałeś o tych nowych kolegach. 67 — Ostatnio bez przerwy przesiadywałeś w pracy,! prawda? — mruknął Matthew ponuro. Zamilkł, jakby czekał na słowa ojca. Ale tata tylko patrzył na niego, więc mój brat przełknął ślinę i wyjąkał nerwowo: I — No... spotkaliśmy się na śniadaniu. Jake i ja zapom-1 nieliśmy po prostu spojrzeć na zegarek. Nie chcieliśmy spóźnić się do szkoły. — Tu piszą o trzech spóźnieniach w ostatnim tygo-1 dniu! — Tata pomachał Matthew przed nosem trzy-i manym w ręku listem. — Przy czym raz spóźniłeś się o czterdzieści pięć minut. — To tylko tak zapisali. Nauczyciele, sprawdzający 1 listę, okropnie się czepiają czasu rozpoczęcia lekcji — wyjąkał Matthew, który w tym momencie zauważył mnie i zrobił niegrzeczny gest: spływaj-stąd-natych--miast. Od razu się na niego wściekłam. — Moja nauczycielka angielskiego twierdzi, że pierwsze 25 minut lekcji jest najważniejsze, bo wtedy uczniowie są najbardziej skoncentrowani! — oświadczyłam, odpowiadając mu równie niegrzecznym gestem. Tata odwrócił się na pięcie, słysząc mój głos. — Nauczycielka angielskiego z klasy Esmie zapewne wie, co mówi, nie sądzisz? — wycedził tata, utkwiwszy ponownie nieubłagane spojrzenie w twarzy Matthew. 68 Matt znowu zrobił się czerwony na twarzy i zaczął dukać. — Tak, tato. — Pożałowałam, że w ogóle otworzyłam usta. Owszem, mój brat bywa naprawdę okropny, ale patrzenie, jak wije się, niczym nabity na szpilkę robak nie sprawiało mi przyjemności. Nasz tata przeważnie jest w porządku, ale potrafi być autentycznie wredny, kiedy Matthew przeskrobie coś wyjątkowo poważnego, znacznie bardziej wredny od taty Jake'a. Nie widziałam twarzy ojca, więc nie mogłam ocenić, w jak poważnym niebezpieczeństwie znalazł się mój brat, ale Matt najwyraźniej uważał zagrożenie za znaczne, bo zwiesił głowę, jakby oczekiwał szlabanu aż do końca roku szkolnego. — Nie mogę uwierzyć, że Juliette nic mi o tym nie mówiła — powiedział tata nieoczekiwanie. W pokoju zapadła cisza. Wstrzymałam oddech. Juliette nie powinna wpaść przez to w kłopoty. Tata nie powinien jej za to winić. — To nie była wina Juliette — wyjąkał mój brat nerwowo. — Nic nie wiedziała o spóźnieniach do szkoły. Tata przez chwilę nie odpowiadał. Potem powoli kiwnął głową. — Masz rację, Matthew. Jesteś już dużym chłopcem i sam powinieneś zadbać o punktualne dotarcie do szkoły. A teraz słuchaj... — Wycelował w syna palec. — Przyznaję, że ostatnio spędzałem w pracy zbyt wiele czasu i jeśli naprawdę tego potrzebujesz, to obiecuję, 69 że będę rano siedział w domu, żeby codziennie osobiście wykopać cię na czas do szkoły. Przysięgam, że to zrobię. Czy naprawdę tego ode mnie oczekujesz? — Nie, tato. — Matthew znów spłonął rumieńcem. — Jeszcze jedno spóźnienie na lekcje, a zacznę cię osobiście odwozić rano do szkoły. Mało tego, zaprowadzę cię pod drzwi klasy. I przekażę do rąk własnych nauczyciela, sprawdzającego listę. Nie życzę sobie, żebyś codziennie przed lekcjami chodził do McDonald'sa. Wolno ci iść tam z Jakem raz w tygodniu i to wszystko. Zrozumiano? Matt otworzył usta, żeby zaprotestować, ale zal mknął je natychmiast. Nawet on nie był tak głupi, żeby w tym momencie wszczynać kłótnię. — Tak, tato — powiedział potulnie. — W takim razie, w porządku. — Tata złożył list i schował go na powrót do koperty. — Z przyjemnością zawiadamiam, że podczas tego weekendu nie zamierzam pracować. — Może więc pójdziemy do kina? — zapytałam pospiesznie. — Właśnie weszła na ekrany nowa część „Gwiezdnych wojen", prawda, Matty? Matthew zagryzł dolną wargę i milczał uparcie, pomimo że od minionego weekendu, czyli odkąd Jake wybrał się na ten film ze swoim ojcem, o niczym innym nie mówił. — Może wybierzemy się wszyscy razem w sobotę po południu? — zaproponował tata. 70 — Świetnie! — zawołałam. Tata spojrzał na mojego brata. — Matthew? — Nastąpiła długa chwila ciszy, brat celowo kazał tacie czekać na odpowiedź. — Matthew? — powtórzył tata, tym razem z lekkim zniecierpliwieniem. — Może być — mruknął mój brat. — Czy możemy zabrać ze sobą Juliette? — zapytałam. — Proszę, tato! — Może być — westchnął tata. — Wspaniale! — zawołałam i pobiegłam ją zaprosić. * * * Zazwyczaj lubię piątkowe wieczory, bo mam przed sobą dwa dni wolne od szkoły, a w dodatku więcej czasu spędzam z tatą, bo jest weekend. Ale ten piątek był naprawdę nudny. Najpierw Juliette oświadczyła, że wychodzi i wróci późno. Potem tata zapytał podczas podwieczorku, czy Matthew dostał już ocenę z testu z angielskiego, na co mój brat zawył: — Tak, oblałem ten test, ??.! Szekspir jest głupi! — Po czym zerwał się od stołu i wybiegł z pokoju, choć jeszcze nie skończył posiłku. Egzamin maturalny czekał go dopiero w przyszłym roku, ale już teraz wpadał czasem w panikę. Szczególnie histeryzował, kiedy do- 71 stawał zły stopień z przedmiotu, który miał w przyszłości zdawać. Myślałam, że tata każe mu wracać, ale nie zrobił tego. Spokojnie skończył posiłek, dopilnował, żebym wszystko zjadła i dopiero wtedy wstał i poszedł do salonu, w którym mój brat wyciągnął się na kanapie i udawał, że ogląda telewizję. Tata przysiadł na stoliczku do kawy i zaczął spokojnie przemawiać. Powtarzał to co zawsze: że zależy mu tylko na tym, żeby Matthew się postarał. — Czasami do niektórych rzeczy trzeba się bardziej przyłożyć, zanim uda się nam je zrozumieć — dodał i lekko poklepał syna po ramieniu. Matt podniósł wzrok. — Do Szekspira mógłbym się „przykładać" do końca życia... a i tak nie zdołałbym pojąć, o co facetowi chodziło! — warknął. Tata roześmiał się. — Chodź, mam akurat chwilę czasu. Zerkniemy na to razem. — Tata studiował literaturę angielską, zanim postanowił wstąpić do policji, więc znakomicie sobie radził z pomaganiem mojemu bratu, kiedy ten miał problemy. Po chwili siedzieli obaj przy kuchennym stole nad podręcznikiem do angielskiego. Zaczęłam się nudzić, więc zabrałam do swojego pokoju batonik KitKat, wyciągnęłam się na łóżku i zastanawiałam się, co ze sobą zrobić. W telewizji nie 72 wio niczego ciekawego, a w szkole zadali nam tak jpało, że nie musiałam natychmiast zabierać się za odrabianie lekcji. Spojrzałam na fotografię mamy i próbowałam zgadnąć, o czym myślała. Założę się, że o nas. Pewnie zastanawiała się, czy kiedykolwiek znajdziemy kogoś, z kim będziemy tak szczęśliwi, jak z nią. Oczywiście, mnie wtedy właściwie nie było na świecie, bo jeszcze się nie urodziłam, ale jestem przekonana, że musiałam być wyjątkowo szczęśliwym nienarodzonym dzieckiem, skoro siedziałam w brzuchu takiej mamy! — Ogłoszenie taty w kąciku samotnych serc ukaże się jutro — wyznałam jej szeptem. — Co o tym sądzisz? — Jak zwykle uśmiechała się promiennie. — Oczywiście, istnieje możliwość, że nie napłyną żadne odpowiedzi — dodałam. — Ale jeśli nadejdą, to spróbujemy go nakłonić do spotkań z tymi kobietami. Podejrzewam jednak, że nie pójdzie łatwo. Ty przecież najlepiej wiesz, co tata lubi... — Nagle przyszło mi coś do głowy. — Może mogłabyś nam pomoc? — podsunęłam. — Może mogłabyś sprawić, żeby odpowiednia kobieta zauważyła to ogłoszenie? Mogłabyś? Słuchałam bardzo uważnie, ale nie doczekałam się żadnej odpowiedzi, nawet wewnątrz mojej głowy. * * * 73 Następnego popołudnia Matt wbiegł pędem po frontowych schodach z sobotnią gazetą w ręku. Miał taką minę, jakby wygrał na loterii. — Jest! W rubryce: „Panowie szukają pań". Czwarte od dołu! Popatrzcie! Przystojny detektyw z okropną córką poszukuje... — Matthew! — wrzasnęłam na niego. Wybuchnął śmiechem. — Tylko żartowałem! Nie martw się. Poprawiłem trochę twoje głupie ogłoszenie. Spójrz... Zaczyna się od słowa: Śpiewający... — Uśmiechając się od ucha do ucha, podsunął Juliette gazetę. — Śpiewający? — Wytrzeszczyłam oczy na Juliette. — A co ci mówiłam? Wszystko pozmieniał! Ale Juliette już czytała na głos ogłoszenie. — Śpiewający (w kąpieli) detektyw poszukuje bratniej duszy, która przyłączyłaby się do niego w mydlinach. 43, wysoki, brunet z owłosionymi nogami, lubiący muzykę klasyczną i biegle władający językiem francuskim. Niezbędne OPH... — Zaczęła się śmiać. — Bardzo dobrze napisane! Ale co to jest: O... P... H...? — Ogromne poczucie humoru — odpowiedzieliśmy z Mattem zgodnym chórem. Matthew wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie. — Naprawdę sądzisz, że to dobre? Juliette poklepała go po ramieniu. 74 — To najlepsze ogłoszenie w tej gazecie. Myślę, że możemy się spodziewać lawiny odpowiedzi! Łzy zakręciły mi się w oczach, więc odwróciłam głowę, żeby tego nie zauważyli. To nie w porządku! Moje ogłoszenie było równie dobre, jak jego! — Znakomicie! —warknęłam sarkastycznie. —Teraz nie opędzimy się od prawdziwych wariatek, które będą się tu pchały, żeby śpiewać z tatą w wannie! — Daj spokój, Esmie! — roześmiała się Juliette. —Już dość tych katastroficznych wizji, proszę. To dowcipne ogłoszenie. I możemy oczekiwać, że odpowiedzą na nie osoby z poczuciem humoru. Zacisnęłam zęby. — Będzie śmiesznie, w porządku. — Zanim wasz tata wróci do domu, możemy sprawdzić, czy przyszły już jakieś odpowiedzi — zaproponowała Juliette. Tata pojechał właśnie do Sainsbury. — Możesz sobie słuchać razem z Matthew — warknęłam. — Bo zdaje się, że teraz wszystko robisz z nim! I pognałam po schodach na górę. To nie w porządku! Na pomysł kącika samotnych serc wpadłyśmy razem z Juliette. To był nasz wielki wspólny sekret. A ona dopuściła do niego mojego brata i Matthew przejął nasz plan jak własny. Teraz to był już właściwie ich plan, Matty'ego i Juliette, nie mój. Biegnąc do swojego pokoju, zajrzałam po drodze do sypialni taty. Przy jego łóżku stał jedyny na piętrze 75 aparat telefoniczny. Zatrzymałam się. Ja też miałam prawo posłuchać tych wiadomości! Podeszłam na paluszkach i cichutko podniosłam słuchawkę. Matthew i Juliette już słuchali. Na razie przyszły cztery odpowiedzi. Na szczęście, nie trzeba było odsłuchiwać całej nagranej wiadomości, wystarczyło wcisnąć guzik w telefonie, a rozlegał się krótki sygnał dźwiękowy, po którym przechodzi się do następnego nagrania. — Cześć. Mam trzydzieści lat. Na imię mi Bianca. Jestem samotną matką. Podobnie jak ty, lubię muzykę klasyczną. Mam czworo dzieci w wieku... ???! — Hej, cześć ci! Ale klawe ogłoszenie! Wskoczę do wanny z tobą i twoimi owłosionymi nogami, kiedy tylko zechcesz, słonko, tylko zadryndaj! Mam na imię... ???! — Nazywam się Myfanwy... Mam pięćdziesiąt lat. Jestem osobą samotną... Śpiewam w naszym chórze kościelnym... Mam 152 cm wzrostu. Wagi ci nie podam, bo właśnie rozpoczęłam dietę odchudzającą. Dzieci, dzięki Bogu, nie posiadam! Czy wspominałam już, że jestem samotna? A to... ???! — Mówi Gaynor. Obie z przyjaciółka uważamy, że masz bardzo seksowny głos.... — Chichot. Chichot. Dyszenie. 76 — To był mój głos, mała! — zawołał Matthew do telefonu. Nie mogłam tego znieść. — To są jakieś idiotki, Matthew! — zawołałam z wściekłością. — ZABIJĘ cię! — Pędem zbiegłam po schodach i stwierdziłam, że oboje z Juliette dosłownie tarzali się ze śmiechu. — One wszystkie były żałosne! — krzyknęłam. — Gdybyś przeczytał mój tekst, na pewno oddzwoniłyby sympatyczniejsze panie! A co ty właściwie powiedziałeś? — Byłam tak zaabsorbowana własną przemową, że nie zwróciłam uwagi na wyraźny pośpiech, z jakim Matty odłożył słuchawkę. — Założę się, że nie powiedziałeś ani jednego ciepłego słowa o tacie! I na pewno nie wyjaśniłeś, o jaką osobę mu chodzi! Jak mogłeś oczekiwać, że tata zaakceptuje...? — Esmie! — przerwała mi ostro Juliette. I wskazała głową coś za moimi plecami. Obejrzałam się za siebie i zachłysnęłam się powietrzem. W drzwiach stał tata. — Ze co tata zaakceptuje? — zapytał. Na szczęście, jego uwagę odwrócił pager, leżący na stoliczku do kawy- — A, tu jest! — Tata szybko przemierzył pokój i złapał pager. — Do kogo dzwoniliście? Przez kilka sekund wpatrywaliśmy się w niego tępym wzrokiem. Potem wszyscy zaczęliśmy mówić naraz. 77 — Do Holly! — powiedziałam. — Do Francji! — zawołała Juliette. — Do nikogo! — oświadczył Matthew. Tata przyjrzał się nam uważniej. Nawet jeżeli przed chwilą nie wydawaliśmy mu się szczególnie podejrzani, to teraz niewątpliwie stał się podejrzliwy jak diabli. — Co tu się dzieje? — zapytał natychmiast ostrym tonem. Zauważył leżącą przy telefonie gazetę. — Właściwie możemy mu wszystko powiedzieć — stwierdziła niecierpliwie Juliette. — NIE! — zawyliśmy z Matthew jednym głosem. Juliette zignorowała nasz protest i wskazała ogłoszenie w gazecie, które napisaliśmy w imieniu taty. — Próbujemy znaleźć panu dziewczynę. Proszę spojrzeć. — I podetknęła mu gazetę pod nos. Tata miał taką minę, jakby nie był pewien, czy nie śni. — Niestety, na razie nie odpowiedziała żadna normalna kobieta — ciągnęła Juliette. — Ale jest jeszcze czas. Tata zaczął czytać ogłoszenie. — Kto to napisał? — Matthew! — zawołałam pospiesznie. Brat spiorunował mnie wzrokiem. — To był twój pomysł, panno Mądralińska! — Wcale nie mój, tylko Juliette! — krzyknęłam na swoją obronę. 78 —- Przestańcie się kłócić! — skarciła nas Juliette. __ Nie rozumiem waszego zachowania. To bardzo dobry pomysł i powinniście być z niego dumni! To świadectwo waszej troski o ojca, który do tej pory nie otrząsnął się po śmierci żony i nie znalazł sobie nikogo innego. Próbujecie więc wyręczyć go w poszukiwaniach. — Zwróciła się do taty. — Chyba pan się na nich nie gniewa, prawda? Tata zacisnął zęby. — Nie, NA NICH nie, Juliette. — Widzicie! — Uśmiechnęła się do nas. — A nie mówiłam? Wasz ojciec jest rozsądnym człowiekiem, choć z pozoru na takiego nie wygląda! — I najwyraźniej całkowicie nieświadoma morderczego spojrzenia, jakim zmierzył ją tata, opuściła pokój tanecznym krokiem. Tata przeniósł zbrodnicze spojrzenie na Matthew. — Przepraszam, tato — wyjąkał mój brat. — Wydawało mi się, że to dobry pomysł. — Chcieliśmy tylko ci pomóc! — dodałam nerwowo. — Chyba nie zrobiliśmy niczego złego, prawda? — W oczach zakręciły mi się łzy. Tata przyjrzał mi się. — Nie — westchnął w końcu. — Chyba nie. Przez dłuższą chwilę staliśmy we trojkę w milczeniu. — Tato, to nieprawda, co mówiła Juliette, prawda? — zaczął niepewnie Matthew. 79 — Co masz na myśli? — warknął tata. — No, że nie otrząsnąłeś się...? To znaczy, ty pol prostu nie spotkałeś nikogo innego, prawda? Nie chodzi o to, że nie mogłeś... no, wiesz... — Matty przełknął ślinę. — Matthew — odparł tata po namyśle. — Mam na-; dzieję, że pewnego dnia znów się zakocham. Naprawdę mam nadzieję. — I wyszedł z pokoju. — Ufff! — Bezwładnie opadłam na kanapę. — Myślałam, że nas zabije, jeśli się dowie! Brat nie odpowiedział. — Ale te wszystkie kobiety były całkiem do niczego, nie sądzisz? — dodałam. — Jakie kobiety? — Matt najwyraźniej był myślami bardzo daleko stąd. — Kobiety, które odpowiedziały na ogłoszenie taty! — Podniosłam nogę z kanapy i kopnęłam Matty'ego. — Oprzytomniej! — A może tylko wariaci odpowiadają na takie ogłoszenia — mruknął. — Jutro znowu spróbujemy posłuchać — zaproponowałam. — Przecież to dopiero pierwszy dzień. Jeszcze może się odezwać wiele innych osób. Ale mój brat przestał już myśleć o Planie Samotnych Serc. Podszedł do kominka, żeby przyjrzeć się stojącemu na nim zdjęciu mamy. Fotografia została zrobiona w ogrodzie za domem podczas czwartych urodzin Mat- 80 thew. Na zdjęciu byli oni oboje w plastikowych płaszczach przeciwdeszczowych, z kapturami na głowach, płaszcz mamy był żółty, a Matty'ego — czerwony. Roześmiana mama przytulała do siebie mojego brata, a w widocznym pod płaszczem zaokrąglonym brzuchu byłam ja. — Chciałbym ją lepiej pamiętać — powiedział miękko. — I tak masz szczęście! — stwierdziłam. — Ja chciałabym ją w ogóle pamiętać! Spojrzał na mnie dziwnie. — Przynajmniej za nią nie tęsknisz. — To nieprawda — mruknęłam zachmurzona. — Bardzo za nią tęsknię. Matthew zrobił pogardliwą minę. — Jak można tęsknić za kimś, kogo się nie znało? Nie odpowiedziałam, bo nie miałam na to odpowiedzi. Ale można tęsknić za kimś, kogo się nie znało. Jestem tego pewna. Jestem pewna, bo zawsze tęskniłam. 81 — Jak to się stało, że nie pracujesz w czasie tego weekendu, tato? — zapytał Matthew, wysiadając z samochodu, zaparkowanego zaraz za rogiem ulicy, przy której stało kino. Wybraliśmy się tylko we troje, bo Juliette nie miała ochoty iść z nami, choć ją gorąco zapraszałam. — Właśnie — wtrąciłam swoje cztery grosze. —Jak to możliwe? Czy złapałeś już tego swojego mordercę, tato? — Spokój, dzieciaki — powiedział tata. — Wiecie przecież, że na takie tematy z wami nie rozmawiam. Po prostu w niektóre weekendy jestem w pracy potrzebny, a w inne nie. — Nie wiem, dlaczego robisz z tego taką tajemnicę — mruknął Matthew. — Ojciec jednego z moich kolegów z klasy jest neurochirurgiem i zawsze opowiada mu o swojej pracy. — A ja ciągle coś zmyślam o pracy taty — oświadczyłam. — Różne niestworzone historie. Na przykład: Wyobraźcie sobie, że wczoraj mój tata znalazł odciętą rękę... właśnie zdejmują z niej odciski palców... Albo: 82 \Viecie co?! W okolicy grasuje morderca, który zabija wyłącznie nauczycieli matematyki! — Zaczęłam się śmiać. Tata i Matthew też się uśmiechali, ale miny im zrze-dły, kiedy zobaczyli kolejkę przed kinem. Szła wzdłuż całej ściany budynku i zakręcała aż za róg ulicy. — Mówiłem, że powinniśmy się wybrać do multipleksu — jęknął Matthew. Tata upierał się przy wyprawie do starego kina w śródmieściu, bo nie cierpi składającego się z kilku sal „kombinatu" na peryferiach. To kino miało tylko dwie sale, w jednej z nich grano „Gwiezdne wojny", które chcieliśmy obejrzeć. — Powinieneś zarezerwować bilety telefonicznie, tato — powiedziałam. — Mama Holly zawsze tak robi. — Nie mów! — rzucił oschle tata. Staliśmy w kolejce całe wieki, a kiedy znaleźliśmy się wreszcie przy kasie, okazało się, że nie ma już miejsc. — Przykro mi! — powiedział bileter do ludzi stojących przed nami. — Mogą państwo iść do drugiej sali. Seans właśnie się rozpoczyna. Spojrzeliśmy na plakat, żeby zobaczyć, co tam grają. — „Dźwięki muzyki"! — zawołał tata. — Co wy na to? Matty zmarszczył nos. Wyraźnie uważał, że to nie jest cool. Bóg raczy wiedzieć, dlaczego jeszcze to grali 83 w kinach, skoro tyle razy pokazywano ten film w telewizji, że chyba w całym kraju nie było nikogo, kto by go nie widział. Może poza mną. Wielokrotnie oglą. dałam fragmenty, ale jakoś nigdy nie mogłam usiąść i spokojnie obejrzeć całości. — Więc co wy na to? — tata powtórzył pytanie. \ Zerknęłam na brata, żeby się zorientować, co chciał powiedzieć. — Nie ma mowy! — jęknął Matty. — Już za późno, żeby pojechać do innego kina — stwierdził tata. — A więc mamy do wyboru to albo nic. Na „Gwiezdne wojny" możemy się wybrać w następny weekend, jeśli macie ochotę. — Spojrzał na plakat i uśmiechnął się ciepło, jak na widok starego przyjaciela. — Chyba ostatni raz byłem na tym w kinie jeszcze z waszą mamą! Matthew westchnął głośno, jakby tata zmienił się nieoczekiwanie w dziecko, a on sam w dorosłego, który wbrew rozsądkowi ustępuje wobec zachcianki malucha. — W takim razie pospiesz się z kupnem biletów — wymamrotał ponuro. — Zatrzymujemy całą kolejkę. Tata z entuzjazmem wprowadził nas do drugiej sali w chwili, gdy zajmująca cały środek ekranu młoda, krótko ostrzyżona blondynka wyśpiewywała: „Wzgórza ożywają przy dźwiękach muzyki". — Jeeezu! — jęknął Matty. 84 .— Ciii — syknęłam, oczarowana. Na śmierć zapomniałam, że bohaterką „Dźwięków muzyki" jest zakonnica imieniem Maria — trochę podobna do Juliette! — która przyjeżdża, żeby zająć się dziećmi kapitana żeglugi wielkiej — w tym samym mniej więcej wieku co tata — a kończy się na tym, że zakochują się w sobie. Ale nie zdają sobie z tego sprawy, dopóki okropna Baronowa nie podejmuje próby rozdzielenia ich. Właściwie to początkowo sama Maria chciała, by Baronowa wyszła za Kapitana, bo uważała, że dzieci powinny mieć matkę. I w tym momencie mnie olśniło. To było tak oczywiste, że nie rozumiem, dlaczego nigdy przedtem nie przyszło mi to do głowy... Tata i Juliette stanowiliby idealną parę! Zupełnie jak Kapitan i Maria. Kapitan był bardzo surowy — zupełnie jak tata — a Maria kochała zabawę i miała mnóstwo poglądów na temat wychowywania dzieci, których Kapitan nie akceptował — zupełnie jak Juliette. Kapitan i Maria także początkowo bez przerwy się kłócili i nie zdawali sobie sprawy, że są w sobie zakochani! Może tak samo jest z tatą i Juliette! Może również są zakochani, tylko jeszcze nie zdają sobie z tego sprawy?! — Nie sądzisz, że Maria była podobna do Juliette? — szepnęłam z podnieceniem do Matty'ego po wyjściu z kina. 85 — Ani trochę! — zawołał Matthew i zmarszczył nos. —Juliette jest bez porównania bardziej sexy, nie sądzisz, tato? — Słucham? — Tata robił wrażenie półprzytomnego, jakby nie wrócił jeszcze do rzeczywistości. — Sexy... Juliette. Nie sądzisz? Wyobrażasz ją sobie w roli zakonnicy? — Matthew... — mruknął tata ostrzegawczo, a mój brat wyszczerzył zęby w uśmiechu. Nie mogłam już dłużej się powstrzymać. — Tato? — zagadnęłam. —Jak myślisz, czy w prawdziwym życiu mogłoby zdarzyć się to samo, co w „Dźwiękach muzyki"? Tata uśmiechnął się do mnie. — Masz na myśli: i żyli długo i szczęśliwie? Owszem, czasem tak się zdarza. — Trzeba tylko dać szansę losowi, prawda, tato? — zapytałam. To był kolejny cytat z wypowiedzi matki Holly, ale jakoś wolałam o tym teraz nie wspominać. — Święta prawda, Esmie. — Tata roześmiał się i wziął mnie pod rękę. Przyszło mi do głowy, że gdyby tata i Juliette zakochali się w sobie, to byłoby im znacznie łatwiej niż Kapitanowi i Marii, bo Juliette nie była przecież zakonnicą. * * * 86 Zaraz po powrocie do domu zadzwoniłam do Holly, 2eby zapytać ją o zdanie. — Nie byłabym wcale zaskoczona, gdyby twój tata zakochał się w Juliette — powiedziała Holly spokojnie, z nutką pewności w głosie. I podała mi listę filmów, na których samotny ojciec zakochiwał się w opiekunce do dzieci. — Tak, ale czy Juliette mógłby się spodobać mój tata? — zapytałam. — Przecież jest od niej znacznie starszy. — Mnóstwo młodych dziewczyn lubi starszych panów — oświadczyła moja przyjaciółka i podała mi kolejną długą listę, tym razem znanych par, w których mężczyzna był dwa razy starszy od żony. O wielu z nich nie słyszałam, ale Holly za nich ręczyła. (Przeważnie czytała o nich w magazynie „Hello!" swojej mamy, który Holly wertowała co tydzień). — Ale tata nie jest sławny — wyraziłam wątpliwość. — Juliette też nie — zauważyła Holly. — To się wyrównuje, nie sądzisz? Słuchaj... — Urwała, żeby jeszcze bardziej przykuć moją uwagę. — W „Dźwiękach muzyki" Maria zakochała się w Kapitanie, tak? A on był znacznie od niej starszy! Zorientowała się w swoich uczuciach dopiero pod wpływem słów Baronowej. Powinnaś wziąć na siebie rolę tej Baronowej. Powiedz jej! 87 — Ale Maria uciekła do klasztoru, kiedy Baronowa jej powiedziała! — zauważyłam z niepokojem. — A jeśli Juliette ucieknie do Francji? — Nie ucieknie — stwierdziła Holly stanowczo. — Maria spanikowała, bo była zakonnicą, a zakonnice nie powinny się w nikim kochać. Juliette przyjmie to znacznie spokojniej. — Tak sądzisz? — zapytałam sceptycznie. — Jestem przekonana. Po prostu zrób to! Zresztą — co masz do stracenia? Ale zanim zdążyłam podjąć jakiekolwiek działanie, podsłuchałam rozmowę taty z Juliette i doszłam do wniosku, że chyba jednak mam coś do stracenia i powinnam dwa razy się zastanowić, zanim powiem coś, co mogłoby wystraszyć Juliette. W sobotę późnym wieczorem, kiedy już dawno powinnam leżeć w łóżku, zeszłam na dół do kuchni, żeby wziąć sobie szklankę wody. Zatrzymałam się na schodach, bo usłyszałam dobiegające z salonu ciche głosy Juliette i taty. Drzwi były uchylone i przez szparę dostrzegłam Juliette, która siedziała wygodnie na kanapie z kieliszkiem wina w ręku. Taty nie widziałam, ale słyszałam, że pił wino i mówił do Juliette. Jego głos brzmiał smutno. — Nie wiem, czy dzieciństwo bez matki jest trudniejsze dla chłopca, czy dla dziewczynki — westchnął. — Czasami wydaje mi się, że Matthew znosi to gorzej 88 niż Esmie. Może dlatego, że doświadczył utraty matki. csmie nigdy jej nie poznała... Martwię się jednak, że w miarę dorastania będzie coraz bardziej potrzebowała kobiecego wzorca. A kogo teraz ma? Żadna z babć nie mieszka w pobliżu. — Ma matkę Holly — powiedziała wolno Juliette. __ I mnie. Tata milczał przez dłuższą chwilę. — Bardzo się do ciebie przywiązała, Juliette... tak bardzo, że... pomimo naszych nieporozumień... mam nadzieję, że nie znikniesz całkiem z jej życia. Wstrzymałam oddech. Co on mówi? Nie chce, żeby Juliette odeszła? Chce, żeby pozostała z nami jako członek naszej rodziny? Jedyny sposób, by tak się stało, to poprosić Juliette o rękę, tak jak Kapitan poprosił Marię... — Chciałabym pozostać w jej życiu... i być dla niej kimś więcej niż tylko au pair — odparła Juliette. Nie dosłyszałam odpowiedzi taty, który zagulgotał coś niewyraźnie, bo wziął właśnie łyk wina. Usłyszałam natomiast jego kroki zbliżające się w stronę drzwi, więc szybko wróciłam na górę, żeby nie zorientował się, że podsłuchiwałam. Kiedy jednak znalazłam się w swoim pokoju, z trudem opanowałam podniecenie. Rozmawiali w taki sposób, jakby planowali wspólną przyszłość. Juliette chciała pozostać w moim życiu, nie tylko jako au pair, 89 ale jako... kto? Moja matka? Jeśli tak, to mogło to oznaczać wyłącznie jedno: że tata naprawdę poprosił ją o rękę, a ona powiedziała tak! * * * — Jeszcze raz przesłuchałem dziś odpowiedzi na ogłoszenie taty — powiedział Matthew, kiedy następnego wieczora znaleźliśmy się sami w kuchni. — Pojawiła się jedna nowa i brzmi całkiem sympatycznie. Ma na imię Elizabeth. — Matthew, czy nie sądzisz, że powinniśmy przestać myśleć o wyswataniu taty z którąś panią z samotnych serc? — Bardzo się starałam, żeby moje słowa zabrzmiały lekko, jakby od niechcenia. Matthew uśmiechnął się szeroko. — Dlaczego? Czyżby tata i Juliette naprawdę się w sobie zakochali, tylko jeszcze o tym nie wiedzą? Zachłysnęłam się powietrzem. Nie miałam pojęcia, że mojemu bratu przyszło do głowy to samo co mnie. — Słyszałem twoją wczorajszą rozmowę z Holly — wyjaśnił z uśmiechem. — Moja siostra swatką! Posłuchaj, chciałbym ci coś pokazać. Zaczekaj tutaj... — Pobiegł na górę do swojego pokoju i po chwili wrócił z jakimś papierem w ręku. — To jest wiadomość od Elizabeth. — Ale, Matthew, co z tatą i Juliette? 90 Mój brat wykrzywił się. — Chyba musiałaby upaść na głowę! Zastanów się, juliette jest olśniewającą dziewczyną, a tata... to tylko tata. — Juliette powiedziała kiedyś, że tatą jest przystojny — upierałam się przy swoim. — Naprawdę? — Matthew wzruszył ramionami. — No, cóż... z gustami trudno dyskutować. Ale, moim zdaniem, ta Elizabeth wydaje się bardzo dla taty odpowiednia. Ona też jest stara, ma trzydzieści osiem lat, więc nie będzie się przejmowała jego wiekiem, prawda? — Pomachał mi przed nosem trzymanym w ręku papierem. — Chcesz usłyszeć, co powiedziała? — Udał, że podnosi wyimaginowaną słuchawkę i zaczął mówić wysokim, seksownym, kobiecym głosem: — Cześć, jestem Elizabeth. Nie zwykłam odpowiadać na takie ogłoszenia, ale twoje mnie zaintrygowało. Płynnie mówię po francusku i kocham muzykę klasyczną. I muszę wyznać, że mam słabość do policjantów. Czy jesteś kimś takim, jak inspektor Morse...? Zastanawiałam się, czemu brat urwał w tym momencie, ale nagle zauważyłam stojącego w drzwiach ojca. — Tato — wykrztusił Matthew. — Ta pani robi dość sympatyczne wrażenie. Zna francuski i lubi muzykę klasyczną, i inspektora Morse'a, i... — Głos mu zamarł. 91 — Doprawdy? — Tata nie odrywał od niego chłodnego spojrzenia. —Jestem pewien, że inspektor Morse umówi się z nią z najwyższą przyjemnością. — Ona pewnie tylko żartowała z tym inspektorem Morsem, tato — pospieszyłam z tłumaczeniem. — Tak — zawołał Matthew, energicznie kiwając głową. — Mówiła w sposób naprawdę bardzo... bardzo dowcipny. No, wiesz. Sardoniczny. Jej wiadomość nie została skasowana, może zechcesz posłuchać. — Matthew... Esmie... Ostrzegam was! Przestańcie się wtrącać w moje życie. — Przyczepię jej numer telefonu do lodówki, dobrze? — powiedział Matthew, sięgając po magnesiki w kształcie owoców tropikalnych. — Może zmienisz zdanie i do niej zadzwonisz. — Nie zmienię zdania — oświadczył tata stanowczo. Spojrzałam na tatę z aprobatą. Wyraźnie nie miał ochoty spotykać się z kimś nowym. Tylko ile jeszcze czasu zajmie mu zrozumienie, że spotkał już kobietę swoich marzeń? * * * Miałam nadzieję, że Juliette będzie zazdrosna, kiedy dowie się o Elizabeth, a tymczasem była wyraźnie podekscytowana. 92 — Juliette widocznie nie zdaje sobie sprawy, że zakochała się w tacie! — poinformowałam Holly. Zapoznałam już ją z podsłuchaną poprzedniego wieczora rozmową i Holly zgodziła się ze mną, że na razie lepiej ich zostawić samych sobie, żeby się — broń Boże! — nie spłoszyli. Rozmawiałam z aparatu w sypialni taty, szeptem zdając Holly relację z najświeższych wydarzeń. — Juliette musi być na etapie silniejszego wypierania rzeczywistości, niż początkowo sądziłyśmy — orzekła Holly poważnie. — Może powinna zobaczyć twojego tatę z inną kobietą, żeby prawda do niej dotarła. Może gdyby ujrzała go z tą Elizabeth... Doszłyśmy razem do wniosku, że najlepsze, co mogę zrobić w tej chwili, to przyłączyć się do Matta i Juliette i brać udział w ich knowaniach. — Nie ma mowy! — Taka była pierwsza reakcja mojego brata, kiedy Juliette zdradziła mu swój najnowszy plan. Juliette wymyśliła mianowicie, że mój brat powinien zadzwonić do Elizabeth i podszyć się pod tatę, mówiąc tym samym niskim głosem, jakim nagrał ogłoszenie. — Ona nie zauważy różnicy. Musisz tylko uzgodnić z nią czas i miejsce spotkania. Bez trudu nakłonicie ojca, żeby tam poszedł, nie wyjaśniając, o co chodzi. Dopiero na miejscu powiemy mu prawdę. A potem po prostu zostawimy ich razem. 93 — Jasne! A kiedy tata się o wszystkim dowie, to obedrze mnie ze skóry! — protestował Matthew. — Obedrze? — zdumiała się Juliette, jakby nie rozumiała tej groźby. — Zdechłe mięso! — oznajmiłam, żeby wszystko było jasne. — Słucham? — Mina Juliette świadczyła o jeszcze głębszym braku zrozumienia. — Esmie chciała przez to powiedzieć, Juliette — oznajmił Matt — że kiedy tata się o tym dowie, to tu, w tym domu zostanie popełnione jego własne, prywatne morderstwo, a w roli ofiary wystąpię ja! Juliette lekceważąco machnęła ręką. — Tata nie będzie na ciebie zły, kiedy już spotka Elizabeth i zakocha się w niej. No, chyba że ona okaże się okropna i wasz tata spędzi z nią upiorny wieczór. Wtedy będzie wściekły, ale jakoś to przeżyje! — Uśmiechnęła się lekko do mojego brata. — Na pewno tak strasznie się go nie boisz, Matthew! Spojrzałam na brata w oczekiwaniu, że zaraz zacznie protestować i przysięgać, że wcale nie boi się taty. Ale on tylko stwierdził zimno: — Niezłe zagranie, Juliette. Ale kiedy tata wpadnie w szał, to nie ty będziesz pod ręką, prawda? Zdesperowana Juliette podniosła oczy w górę. — Jakie to angielskie! — westchnęła. — Unikanie najmniejszego choćby ryzyka! Dlaczego podejmować 94 próby wprowadzenia w swoje życie czegoś nowego, skoro wszystko może iść tymi samymi, utartymi torami co zawsze? Matthew, jesteś taki sam jak twój ojciec! Matthew zaczerwienił się. — Wcale nie jestem taki sam jak tata! — Jaki ojciec, taki syn — zacytowała Juliette i spojrzała na mnie takim wzrokiem, jakbyśmy konspirowa-ły razem przeciwko Matthew. — Esmie jest inna. — Juliette, ja nie jestem taki jak on! — warknął Matty, w którego oczach zapłonął gniew. Juliette wzruszyła ramionami. — Nie ma powodu do wstydu. Dziedziczysz cechy ojca. Istnieją gorsze rzeczy niż konformizm i unikanie wszelkiego ryzyka. — Uśmiechnęła się do mnie. — Ty i ja, Esmie, jesteśmy osobami niekonwencjonalnymi. Nie przypominamy twojego brata, który zawsze wybiera to, co najbezpieczniejsze. — To nieprawda! — wrzasnął Matty. — Wcale nie wybieram zawsze najbezpieczniejszych rozwiązań! Wiecznie pakuję się w kłopoty! To Esmie podlizuje się ojcu z minką grzecznej-córeczki-tatusia! — Wcale nie! — Kopnęłam go w piszczel. On zrewanżował mi się mocniejszym kopniakiem. Chciałam się na niego rzucić, ale Juliette nas rozdzieliła. — Przestańcie! Nie chcę, żebyście się bili! Przestańcie natychmiast! Oboje! 95 — Nie pozjadałaś wszystkich rozumów, Juliette! — wrzeszczał mój brat. — Nie jesteś naszą matką, prawda? Wydaje ci się, że jeśli chodzi o nas, to zawsze masz rację, a tak wcale nie jest! Wytrzeszczyłam na niego oczy. Dlaczego nagle tak strasznie się przejął? Juliette również była z lekka zaskoczona. — Nawet wasza matka nie zawsze miałaby rację w dotyczących was sprawach — zauważyła. — A ja powiedziałam tylko, że nie należysz do ludzi skłonnych do podejmowania ryzyka. A może się mylę? — Tak, mylisz się! — warknął Matthew. — Sama się przekonasz! — I przepchnął się obok nas, żeby wyjść z pokoju. 96 9. ? Juliette nie znała Matthew tak dobrze jak ja. Nie wierzyła, że mógłby zrobić coś naprawdę szalonego tylko po to, żeby postawić na swoim, ale ja wiedziałam, że mój brat jest zdolny do wszystkiego. To, co wkrótce nastąpiło, sprawiło, że kompletnie zapomniałam o naszym Planie Samotnych Serc. W piątkowy wieczór zostaliśmy z tatą sami w domu. Tata wybierał się wcześniej na jakieś przyjęcie, ale w ostatniej chwili je odwołał. Juliette namawiała go, żeby jednak poszedł, ale stwierdził, że jest zbyt zmęczony i że ma już dość imprez, na które wszyscy przychodzą we dwoje. Miał ciężki dzień w pracy i ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował, było prowadzenie przez cały wieczór lekkiej towarzyskiej konwersacji. — Użala się nad sobą — zauważyła Juliette ze współczuciem, co mnie zdumiało, bo zawsze myślałam, że rozczulanie się nad sobą to coś złego, nie budzącego sympatii. — Musisz być dziś dla niego wyjątkowo miła, Esmie — dodała. — Ja zawsze jestem dla niego mila — stwierdziłam z naciskiem. — To Matthew go denerwuje! — I zo- 97 stałam z tatą w domu, podczas gdy Juliette, która nie musiała się mną opiekować, umówiła się z kolegą na tańce, a Matthew poszedł do Jake'a. Brat miał wrócić do domu przed dziesiątą, więc kiedy nie pojawił się do wpół do jedenastej, tata zadzwonił do domu Jake'a, ale nikt nie odebrał telefonu. Tata natychmiast się zdenerwował. Widziałam, jak bardzo zmartwił się o Matthew. Tata zawsze staje się nadopie-kuńczy w stosunku do Matta i mnie, kiedy pracuje nad sprawą morderstwa, choć nigdy nie chce się do tego przyznać. Chciałby, żebyśmy żyli w przekonaniu, że nam samym morderstwo absolutnie nie grozi, co jest raczej niemożliwe, zważywszy, że on zachowuje się tak, jakbyśmy mieli zginąć z rąk jakiegoś zbira, jak tylko na chwilę stracimy czujność. Siedział nad dzbankiem kawy, spoglądał co chwila na zegarek i chmurzył się coraz bardziej w miarę upływu czasu. — Może pójdziemy go poszukać? — zaproponowałam, żeby jakoś pomóc. Domyślałam się, że Matthew spóźnia się celowo, żeby udowodnić Juliette, że potrafi podejmować ryzyko, ale przecież nie mogłam tego powiedzieć tacie. Bo naraziłabym Juliette na kłopoty. — Nie mam nawet pojęcia, gdzie go szukać, Esmie — powiedział tata. — A on doskonale o tym wie. — Wiedziałbyś, gdybyś zgodził się kupić mu następny telefon komórkowy — zauważyłam. Matthew zgu- 98 bił swoją pierwszą komórkę w trzy tygodnie po tym, jak ją dostał, a drugą ukradziono mu ze szkolnej szatni. Tata wściekł się na niego za niedbalstwo i nie zgodził się na kupno następnego telefonu. Teraz ewidentnie tego żałował. — O ile go znam, to i tak by ją wyłączył — mruknął. — Nie martw się, tato — próbowałam go pocieszyć. — Pewnie nic mu się nie stało, zasiedział się tylko z kolegami. Nie sądzę, żeby miał jakiś wypadek czy coś takiego. — Wypadek? — zawołał zaniepokojony tata. — To mi nie przyszło do głowy! Ale przecież gdyby wylądował w szpitalu, to chyba by mnie zawiadomili, prawda? — Nic mu nie będzie, tato — zawołałam i podbiegłam, żeby go uścisnąć. — Będzie, jak tylko dostanę go w swoje ręce — odparł tata, oddając mi uścisk. W końcu tata posłał mnie do łóżka i zapadłam w sen, zanim mój brat zadzwonił. Tata przyszedł na górę, żeby mnie obudzić. Dochodziła już północ i Matthew przegapił ostatni autobus, a nie miał pieniędzy na taksówkę. — Gdzie on jest? — zapytałam sennie. — Na zabawie z Jakem i paru innymi kolegami — odparł tata. — Powiedziałem, żeby tam na mnie zaczekał, to po niego przyjadę. Juliette też jeszcze nie wróciła. Bóg jeden wie, co się z nią dzieje. 99 Tata nigdy nie zostawiał mnie samej w domu, więc i teraz kazał mi wstać z łóżka, włożyć płaszcz na piżamę i wsiąść z nim do samochodu. — Dlaczego nie mogę po prostu zostać w domu? — marudziłam, ziewając. Wyciągnęłam się na tylnym siedzeniu, zamiast usiąść prosto, bo strasznie chciało mi się spać. — Usiądź i zapnij pas — powiedział tata, w którego głosie dawało się wyczuć takie napięcie, że postanowiłam mu się nie sprzeciwiać. Nie dojechaliśmy jeszcze do miejskiej sali, w której odbywała się zabawa, kiedy zauważyliśmy idącego w naszą stronę Matthew. Był sam. — Zabiję go—wycedził tata, zatrzymując samochód. Prawie całkiem się rozbudziłam. Konflikty Matta z tatą działają na mnie stymulujące Pewnie dlatego, że na tym tle ja wypadam bardzo dobrze. Tata zatrzymał samochód z gwałtownym szarpnięciem i pochylił się, żeby otworzyć przednie drzwi od strony pasażera. — Co ty wyprawiasz, do licha? Matthew wsiadł i zatrzasnął drzwi. Wyglądał jak prawdziwy wrak. — Wszystko w porządku, tato — wymamrotał. — Nic się nie stało! — Chodzi o to, co mogło się stać! — warknął tata. — Jak śmiałeś zniknąć, nie mówiąc mi, dokąd się wy- 100 bierasz? Jak śmiałeś zlekceważyć moje polecenie, że masz wrócić do domu przed dziesiątą? — My... my straciliśmy rachubę czasu — wyjąkał mój brat. Tata przysunął się do niego i powąchał jego oddech. — Piłeś? — Nie! Tata obrzucił go takim spojrzeniem, że Matthew zrobił się czerwony. Tata nienawidzi, kiedy kłamiemy, gdy on daje nam reprymendę. Wścieka się wtedy jeszcze bardziej. — Masz szlaban — oznajmił. — Tato, nie! — zawołał Matthew. — Przysięgam, że wypiłem tylko parę puszek, które przyniósł Jake. No i przecież zadzwoniłem po ciebie, żebyś mnie zabrał do domu, prawda? Tak jak mnie zawsze uczyłeś! — Tak, a potem wyszedłeś i w pojedynkę ruszyłeś na piechotę do domu, choć kazałem ci na siebie czekać! — Daj spokój, tato! — wybuchnął mój brat. — Równie dobrze mogłem zostać zamordowany, czekając na ciebie przed salą. Wszyscy rozeszli się już do domów, a chodnik wzdłuż sali miejskiej jest całkiem nieoświetlony. Każdy może się tam zaczaić z nożem czy czymś takim. Tata szarpnął dźwignią zmiany biegów w taki sposób, że zrozumiałam, iż mój brat użył zdecydowanie niewłaściwych argumentów. 101 — A twoi przyjaciele? — zapytał niespodziewanie. — Nie mogłeś ich poprosić, żeby z tobą zaczekali? — A co im miałem powiedzieć? Że się boję? Tato, wyśmiewaliby się ze mnie do końca życia. Zresztą, ja się wcale nie bałem... — Spojrzał na mnie przez ramię. Chciał się upewnić, czy zrozumiałam, że nie bał się absolutnie niczego. Tata nie odpowiadał przed dłuższą chwilę. W samochodzie zapadła cisza. Wreszcie wybuchnął: — Uwierz mi, synu, gdybyś zobaczył to, co ja widziałem, to naprawdę byłbyś przerażony! Myślałem, że moim dzieciom to się nie może przydarzyć. Bo moje dzieci nie chodzą w nocy po ulicach! Bo ja zawsze wiem, gdzie są! Bo są rozsądne! Zdają sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Przecież mówiłem im o tym miliony razy. O, nie — syczał — ja nigdy nie bę3ę musiał przechodzić przez to, przez co przechodzą te rodziny, do których drzwi puka pewnego dnia gliniarz, żeby zawiadomić o odnalezieniu zwłok syna czy córki! Siedziałam skulona na tylnym siedzeniu. Nie wiedziałam, że tata musi czasem rozmawiać z rodzinami ofiar morderstwa. Próbowałam sobie wyobrazić, co bym powiedziała, gdybym znalazła się na jego miejscu. Nie zdołałam wymyślić niczego poza solenną obietnicą, że złapię tego drania, który to zrobił, kimkolwiek jest, zanim skrzywdzi następną osobę. Ale, jak do tej pory, tacie nie udało się ująć sprawcy ostatniej zbrodni. 102 *~ Jeśli nie potrafisz sobie poradzić ze stresem, to może powinieneś zmienić pracę — powiedział Matty pełnym napięcia, zdławionym głosem. Tata z piskiem opon zatrzymał wóz przy krawężniku, jak detektywi z programów telewizyjnych, podniósł rękę i wymierzył mojemu bratu policzek. Mat-thew odskoczył i osłonił się ręką przed kolejnymi ciosami. Które nie nastąpiły. Nie widziałam jego twarzy. Tata ciężko oddychał. — Nie martw się, tato! — zawołałam z płaczem. — Złapiesz go! Złapiesz go i wszystko będzie dobrze. Po tych słowach w samochodzie zapadła cisza. Słychać było tylko moje łkanie. Kiedy dotarliśmy do domu, Matty pobiegł prosto do swojego pokoju i trzasnął drzwiami. — Tato — zaczęłam mówić, ale przerwał mi. — Wracaj do łóżka, Esmie — powiedział, nie patrząc na mnie. — Natychmiast. Położyłam się, ale nie mogłam zasnąć. Chyba wydawało mi się, że jeśli nie będę czuwała, to w ciągu jednej nocy moja rodzina się rozpadnie. Spojrzałam na fotografię mamy, ale ona uśmiechała się do mnie bez słowa, jak zwykle. Jakby wszystko było w porządku. 103 Wsłuchiwałam się wyjątkowo uważnie we własne myśli, ale nie usłyszałam jej głosu. Wstałam i zeszłam na dół. Tata był w salonie. Zajrzałam i przekonałam się, że leżał na kanapie. A potem dostrzegłam, że wycierał oczy, jakby były mokre. Chciałam do niego podejść i powiedzieć, jak bardzo go kocham, ale w tym momencie usiadł, znów pełen energii. Szybko dałam nura do kuchni, żeby mnie nie zobaczył, jak będzie szedł do siebie na górę. Kiedy po chwili skradałam się po schodach, zauważyłam, że drzwi łazienki są zamknięte, a szum wody świadczył, że tata robił sobie kąpiel. Wróciłam do swojego pokoju i nasłuchiwałam, kiedy woda przestanie płynąć. Nagle dotarł do mnie jakiś inny dźwięk. Dobiegał z pokoju Matta. Czyżby to był płacz? Matty zachowuje się jak prawdziwy twardziel, ućtaje, że wcale nie potrzebuje taty, ale sądzę, że to nieprawda. Bo kiedy po naprawdę poważnych kłótniach tata każe mu iść do swojego pokoju, to Matty ma taki dziwny wyra-twarzy, jakby... — sama nie wiem jak to określić — ...jak by tata wyrzucił go na zawsze ze swego życia, a nie tylk odesłał do pokoju. A teraz, kiedy tata go uderzył... Gdyby mama żyła, pewnie poszłaby do Matty'ego i przytuliła go tak jak na zdjęciu w salonie, a potem przytuliłaby tatę i wszystko byłoby znowu dobrze. Usłyszałam dobiegający z dołu hałas i przez jedną mrożącą krew w żyłach chwilę wydawało mi się, że to 104 flioja mama, przywołana przeze mnie myślami, wyskoczyła ze stojącej na kominku fotografii. W filmie coś takiego mogłoby się wydarzyć. Ale w normalnym życiu to niemożliwe, więc kiedy wyszłam na schody i spojrzałam w dół, zobaczyłam w holu Juliette, która zapaliła światło i wieszała swój płaszcz na wieszaku. Miała na sobie błyszczącą, niebieską sukienkę. Poczekałam, aż wejdzie po schodach na górę i jak tylko znalazła się na podeście, złapałam ją za rękę. — Dlaczego nie jesteś jeszcze w łóżku? — wyszeptała. — Co się stało? — Z przerażeniem spojrzała na zamknięte drzwi łazienki. Dobiegał zza nich głos taty, który mówił coś spokojnie do siebie. Wciągnęłam Juliette do swojego pokoju. Szybko powiedziałam jej, co Matty zrobił. — Myślę, że zrobił to z powodu twoich słów, Juliette — wyjaśniłam. — Żeby udowodnić, że nie boi się podejmować ryzyka. Ale tata wpadł w prawdziwą furię i okropnie się pokłócili. — Co za głupi chłopak! — prychnęła Juliette. Ale wyglądała na bardzo zatroskaną. — Tata jest tym okropnie zgnębiony. Siedzi w tej wannie od wieków i rozmawia z moją mamą — szepnęłam. (Tata robi to czasami, kiedy bardzo się czymś gryzie. Jest w tym trochę podobny do mnie, jak sądzę.) — Co robi? —Juliette spojrzała na mnie tak, jakby podejrzewała, że zwariowałam. 105 — Chodź i sama posłuchaj. — Zaprowadziłam ja' znowu na podest i przytknęłam ucho do drzwi łazienki. Juliette wahała się przez chwilę, ale poszła za moim przykładem. Po paru sekundach cofnęła się. Wyglądała na przerażoną. — To urocze, prawda? — szepnęłam, również odchodząc od drzwi. — On ciągle z nią rozmawia i wszystko jej opowiada. Myślę, że to bardzo romantyczne. — Romantyczne? —Juliette wstrząsnęła się. — Od jak dawna ona nie żyje, twoja matka? — Jedenaście lat i siedem miesięcy — odparłam. Zresztą Juliette już to przecież wiedziała. Tata powiedział jej, że mama zmarła przy moich narodzinach. Nie lubię o tym myśleć. I zwykle nie chcę o tym mówić. Z niewiadomych przyczyn tej nocy było inaczej. Nagle poczułam, że chcę, by Juliette poznała całąTiistorię. — Umarła w godzinę po moim urodzeniu. Właściwie to wcześniej, ale wtedy przerwali reanimację. Juliette spojrzała na mnie tak, jakby doskonale wiedziała, że bardzo rzadko komuś o tym mówię. — Jak to się stało? — Nie wiem dokładnie. Tata powiedział, że coś poszło źle. Coś, co zwykle nie idzie źle. I nie zdołali powstrzymać krwotoku. Nawet nie mogła zapytać, czy urodziła chłopca czy dziewczynkę. Ale tata twierdzi, że chciała, żebym była dziewczynką. Juliette odsunęła mnie delikatnie od drzwi łazienki. 106 __Stracił ją w straszliwy sposób. — I ja—przypomniałam jej. —Ja także ją straciłam. — Oczywiście — odparła, marszcząc czoło. — Ty również ją straciłaś. — Wyglądało na to, że chciała coś jeszcze powiedzieć, ale jej uwagę zwróciły zduszone łkania dobiegające z pokoju Matty'ego. — Matthew jest aż tak przybity? — Tata go uderzył. — To straszne! Nie ma prawa go bić! — Wiem, ale Matty okropnie się zachował. — Chyba powinnam zajrzeć do twojego brata. — Lepiej nie. Nienawidzi, kiedy ludzie widzą, jak płacze. Ciebie też może paskudnie potraktować. Juliette wzruszyła ramionami. — Kiedy byłam nastolatką, też zachowywałam się okropnie. To normalne. — Zostawiła mnie i ruszyła do pokoju Matthew, ale nagle zatrzymała się. Odwróciła się i powiedziała miękko: — Idź już do łóżka, Es-mie. Zobaczymy się rano. — I zanim zdążyłam odpowiedzieć, odwróciła się znów do drzwi pokoju mojego brata. Zapukała i chociaż nie zawołał „proszę", weszła do środka. * * * Położyłam się do łóżka, ale nie mogłam zasnąć. Nie mogłam, bo nikt w domu nie spał. Przez kilka minut 107 wierciłam się i przewracałam z boku na bok, ale wciąż słyszałam dobiegające z sąsiedniego pokoju stłumione głosy Juliette i Matthew. I wreszcie uległam pokusie. Wstałam z łóżka i podeszłam pod drzwi pokoju brata. — ...oczywiście, że nie powinien cię uderzyć! — mówiła Juliette. — Niezależnie o tego, jak bardzo był rozgniewany. Niezależnie od tego, jak bardzo był zmęczony. Niezależnie od tego, jak bardzo się o ciebie martwił. Nie miał prawa cię uderzyć. — On za bardzo się wszystkim przejmuje! To wyłącznie jego wina! — Cóż, ty i Esmie jesteście wszystkim, co ma na świecie. Na pewno niełatwo mu borykać się ze wszystkim samemu, bez wsparcia żony. A pod wpływem stresu zdarza mu się popełniać błędy. — Juliette? — Otworzyłam drzwi. Nie chciałam już dłużej być sama. Chciałam być z nimi. — Myślałam, że jesteś w łóżku, Esmie! — Nie mogłam zasnąć — powiedziałam. — Mogę trochę z wami zostać? Proszę! — Przywołałam na twarz najbardziej błagalny wyraz. — Proszę. Matty? — NIE! — warknął mój brat. — Zaczekaj, Matthew — poprosiła Juliette. — Być może Esmie również powinna to usłyszeć. — Przesunęła się i zrobiła mi miejsce na brzegu łóżka obok siebie, choć brat nadal się boczył. — A teraz powiedz 108 nii coś więcej o tej kłótni w samochodzie. Jakie twoje słowa wprawiły ojca w taki gniew? ?— Nie pamiętam — mruknął Matthew. — Powiedziałeś: „Jeżeli nie radzisz sobie ze stresem, to może powinieneś poszukać innej pracy, nie sądzisz?" — przypomniałam, żeby pomóc. — Tylko ty mówiłeś bardziej napastliwym tonem! — Wcale nie! — zaprotestował mój brat, czerwony jak burak. — Już dobrze — przerwała nam błyskawicznie Juliette. — Matthew, najwyraźniej to, co powiedziałeś, było bardzo... bardzo... — Ze zmarszczonym czołem próbowała znaleźć odpowiednie słowo. — Agresywne? — podsunęłam, starając się omijać wzrokiem piorunujące spojrzenie brata. — Miałam na myśli raczej: raniące uczucia ojca. — Mój ojciec jest pozbawiony wszelkich uczuć! — oświadczył Matthew pogardliwie. — Oczywiście, że nie jest pozbawiony uczuć! On tylko starannie się z nimi kryje. Francuzi otwarcie informują się nawzajem o swoich uczuciach, co bardzo ułatwia życie! Tak czy owak... musisz powiedzieć ojcu, że jest ci przykro, Matthew, wtedy on również ci powie, że mu przykro, porozmawiacie o tym wszystkim i pogodzicie się. — Nie ma mowy! — krzyknął Matthew. — Nie po tym, co zrobił! 109 — Nikt nie lubi przepraszać — tłumaczyła mu JuJ liette. — Ale czasem trzeba. Musisz się tego nauczyć, Matthew, jeśli nie chcesz w przyszłości tracić ludzi, na których ci zależy. Gapiłam się na Juliette ze zdumieniem. Nigdy dotychczas nie przyszło mi do głowy, że można stracić człowieka, chociaż on nie umarł. Że można go stracić przez niewłaściwe zachowanie. W tej właśnie chwili zauważyłam stojącego w drzwiach tatę. Miał na sobie szlafrok, a mokre po kąpieli włosy sterczały na wszystkie strony. — Mogę przyłączyć się do tego zebrania? — zapytał żartobliwie. Matthew podniósł na niego wzrok, a Juliette zerwała się na równe nogi, jakby została przyłapana na robieniu czegoś niewłaściwego. Ja też wstałam. ** — Nie chciałem cię uderzyć, Matthew—powiedział tata i postąpił kilka kroków w głąb pokoju. — I bardzo cię za to przepraszam. Tak strasznie się o ciebie martwiłem. Kotłowały mi się w głowie różne nieszczęścia, które mogły ci się przytrafić. Dlatego się zapomniałem. Mój brat przełknął ślinę. Spojrzał na Juliette, potem znów na tatę. Po dłuższej chwili wymamrotał: — Ja też przepraszam. Przez kilka minut wszyscy patrzyliśmy na siebie bez słowa. Cisza była taka, że wydawało się, iż słychać, jak dom trzeszczy w posadach. 110 — Nadał obowiązuje cię zakaz pozostawania do późna poza domem, jeśli miałeś co do tego jakieś wątpliwości — dodał tata stanowczym tonem. — Nie wolno ci zrobić mi tego jeszcze raz, rozumiesz? Chciałeś mnie wystraszyć na śmierć, czy co? — Przepraszam — wyjąkał Matthew znowu, unikając wzroku taty. — Chodź, Esmie. —Juliette zaprowadziła mnie do mojego pokoju, zostawiając tamtych razem. Głęboko zamyślona, przyglądała się, jak kładę się do łóżka. — Postaram się znaleźć jakiś sposób, żeby zorganizować spotkanie tej Elizabeth z twoim ojcem bez zmuszania Matthew do robienia czegoś, na co on nie ma ochoty. — Pocałowała mnie w czubek głowy i szybko wyszła z mojego pokoju. Tak szybko, że nie zdążyłam jej powiedzieć tego, czego byłam już teraz absolutnie pewna. Że chcę, aby to ona została moją macochą, a nie ktoś inny. 111 10. # — Zastanawiałam się nad problemem pierwszego kontaktu — powiedziała następnego dnia Juliette, zmywając naczynia po śniadaniu. Gdyby to tata zmywał, musiała bym je wycierać i odstawiać na miejsce, ale Juliette uważała, że jest bardziej higienicznie, kiedy obsychają na suszarce, więc po prostu siedziałam, nic nie robiąc. Popatrzyłam na nią. Pierwszy kontakt? Czyżbym coś przeoczyła? Owszem, nie śledzę zbyt uważnie wydarzeń światowych, ale — o ile wiem — nie nastąpiła inwazja istot z innej planety na Ziemię. — Postanowiłam sama nawiązać z nią pierwszy kontakt — ciągnęła, trzymając namydlone naczynie pod kranem. Juliette zawsze puszcza zimną wodę z kranu, żeby opłukać umyte naczynia, co, jak twierdzi, robią wszyscy Francuzi i co bardziej światli Anglicy. Ja osobiście uważam, że w tej sposób zwiększa się tylko bałagan, bo woda ochlapuje wszystko dookoła, ale nie ma sensu dyskutować z Juliette, kiedy ona uważa coś za obowiązującą regułę. 112 — O co chodzi z tym pierwszym kontaktem? — zapytałam, mając przed oczami ufoludki, wysiadające z latających talerzy. — Sama zadzwonię do tej Elizabeth! Wytrzeszczyłam na nią oczy. — Chyba żartujesz! — I zrobię to zaraz! — oświadczyła stanowczo. — Ależ Juliette, nie możesz do niej dzwonić! — Dlaczego Juliette ciągle nie zauważa, jak doskonale by z tatą do siebie pasowali, gdyby tylko uświadomili sobie, że się kochają? — Co jej powiesz? Że tata wcale nie chce się z nią spotkać, a my podstępem próbujemy go do tego zmusić? — Oczywiście, że tego jej nie powiem! Trzymaj. Dokończ to. — Wręczyła mi ścierkę i ruszyła w stronę lodówki, do której przyczepiła kartkę z numerem telefonu Elizabeth. — Juliette! Nie możesz! — krzyknęłam i rozchlapując mydliny po całej podłodze, pognałam za nią do przedpokoju, gdzie stał aparat telefoniczny. Chciałam wyrwać jej z ręki słuchawkę, ale mnie odepchnęła. — Halo? — powiedziała, a mnie serce zaczęło walić jak młotem. Uśmiechnęła się do mnie z zadowoleniem. — Idealnie. To automatyczna sekretarka. — Słuchała przez kilka chwil, po czym zaczęła mówić. — Halo, czy to Elizabeth? Szef prosił mnie o przekazanie pani wiadomości. Detektyw inspektor... — Urwała 113 i zaczęła jeszcze raz. — Przepraszam! Miałam powiedzieć, że to wiadomość od śpiewającego detektywa. —Jeszcze raz zamilkła, dla zwiększenia efektu dramatycznego. — Próbował się z panią skontaktować, ale bez powodzenia. Zamówił stolik na jutrzejszy, czyli niedzielny, lunch. W pobliżu sali miejskiej jest nowa francuska restauracja. Zna ją pani? Przykro mu, że nie mógł umówić się z panią osobiście, ale wcześniej nie zdołał się do pani dodzwonić, a potem został odwołany do obowiązków służbowych i nie wiadomo, kiedy znów będzie pod telefonem. Podejrzewał, że źle zapisał pani numer. Pewnie nie może odczytać własnego pisma! Powiedział, że gdyby jutrzejszy lunch pani nie pasował, to prosi wieczorem o telefon na jego numer domowy. Podaję ten numer... — Juliette! — syknęłam, podejmując drugą próbę odebrania jej słuchawki, ale trzymała ją mocno, dyktując numer. Tylko zamiast ostatniej cyfry: zero, powiedziała: sześć. Gapiłam się na nią szeroko otwartymi oczami. Zwariowała? — Stolik został zarezerwowany na pierwszą i szef chciałby spotkać się z panią w poczekalni. Dziękuję. Do widzenia. — I odłożyła słuchawkę. — Zwariowałaś, Juliette? — prawie krzyknęłam na nią. — Tata nie zarezerwował żadnego stolika i to nie jest nawet nasz numer telefonu, i... 114 — Nie martw się, mam wszystko pod kontrolą _— przerwała mi. —Ja zarezerwuję stolik, a wam pozostanie tylko namówić ojca, żeby zabrał was tam jutro na lunch. Nie powinniście mieć z tym specjalnych trudności, bo on ciągle jeszcze ma wyrzuty sumienia z powodu tego, że uderzył Matthew. Myślę, że się zgodzi, szczególnie jeśli mu powiem, że we wszystkie niedziele w restauracji obowiązuje bezwzględny nakaz mówienia wyłącznie po francusku, co byłoby dla was doskonałym ćwiczeniem językowym. — Ale to miała być randka! — zaprotestowałam. — Ona nie będzie się spodziewała spotkania ze mną i Matthew na dodatek! — Nie, ale kiedy wejdziecie do restauracji i ją zobaczycie, to przyznacie się ojcu, co zrobiliśmy. Nie będzie miał sumienia jej tam zostawić, żeby czekała nie wiadomo jak długo. Poczuje się w obowiązku, żeby do niej podejść i porozmawiać. A wy z Matthew szybko wrócicie do domu i zostawicie ich samych. Jeśli Elizabeth okaże się miłą kobietą, wasz tata zacznie się z nią umawiać i wszystko się jakoś ułoży! — W uśmiechu Juliette dawało się zauważyć zadowolenie z siebie. — Juliette! To się nie uda! — zaprotestowałam. — Tata nas zabije! A jeśli ona nie przyjdzie? — Wtedy nie będzie problemu. Powiemy po prostu, że ten francuskojęzyczny lunch był pomyłką. — A jeśli ona zadzwoni do taty? 115 — Nie może. Przecież miałam problemy z odczytaniem bazgrołów twojego ojca. Jego zero wyglądało zupełnie jak szóstka, prawda? — Juliette była tak zadowolona z siebie, że niemal oczekiwałam, iż lada chwila uniesie się pod sufit, jak Mary Poppins. Gapiłam się na nią w milczeniu. Była niesamowita! I wtedy postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę. — Dlaczego to robisz, Juliette? — wrzasnęłam. — Dlaczego to robisz, skoro byłoby najlepiej, gdybyś to ty umówiła się z tatą! — Pardon? — Powiedziała to po francusku, z osłupieniem, jakby podejrzewała, że źle mnie zrozumiała. — Ty i tata tworzylibyście idealną parę, Juliette — powtórzyłam, chwytając ją za rękę. — Skończ już z tym kącikiem samotnych serc. To idiotyczne. Tata wcale nie chce nawiązywać znajomoścfw taki sposób, zresztą ja też tego nie chcę. Chcę, żeby był z tobą! — Mówisz poważnie, Esmie? — Twarz Juliette wyrażała tak kompletne niedowierzanie, jakbym jej zaproponowała, żeby wyszła za mąż za King Konga. —Ja i twój ojciec? Naprawdę przyszło ci to do głowy? — Tak, Juliette! — potwierdziłam entuzjastycznie. — Ale, Esmie... — Teraz to ona gapiła się na mnie, nie mogąc wykrztusić ani słowa. — Ale ja go nie lubię w taki sposób. — Maria również nie zdawała sobie sprawy, że kocha Kapitana, dopóki nie usłyszała tego z ust Baro- 116 nowej! — powiedziałam. — Musisz tylko dać szansę temu uczuciu! — Maria? Baronowa? Co się z tobą dzieje? — Zmarszczyła czoło i uważnie przyjrzała się moim oczom, jakby podejrzewała, że mogłam wziąć narkotyki. — W „Dźwiękach muzyki" — wyjaśniłam. — Przecież wiesz! To ten film o zakonnicy, która przyjechała opiekować się dziećmi, a w rezultacie zakochała się w ich ojcu. Ta Maria była nawet do ciebie podobna, jeśli nie liczyć tego, że ty nie jesteś zakonnicą! Holly twierdzi, że mnóstwo kobiet wychodzi za starszych od siebie mężczyzn. Aktorki wychodzą czasem nawet za panów, którzy mogliby być ich dziadkami! Holly widziała w magazynie „Hello!" taki ślub... — Esmie, ja nie zamierzam wyjść za mąż za żadnego dziadka, rozumiesz? — W głosie Juliette pojawiło się zniecierpliwienie. — Nie wiem, jak ci to mogło przyjść do głowy. Czy twój ojciec wie, że ubzdurałaś sobie coś tak śmiesznego? Nie byłby zachwycony, gdyby się o tym dowiedział! Ja również nie jestem zachwycona! — Tata cię lubi, Juliette — oświadczyłam z uporem. — Bzdury! Wiem, kiedy się podobam mężczyźnie. Zresztą, ja już mam chłopaka. Poznałam go w zeszłym tygodniu na potańcówce. Poczułam się tak, jakby mnie ktoś uderzył. Wargi zaczęły mi drżeć. 117 — Nie możesz mieć chłopaka. — Ma na imię Peter. To Anglik, ale jest bardzo przystojny. W przyszłym tygodniu wybieramy się razem na randkę. Patrzyłam na nią. Nie mogłam wykrztusić ani słowa. Jak ona mogła zrobić tacie coś takiego?! Jak mogła coś takiego zrobić mnie?! Dlaczego zachowywała się jak matka, dopuściła, bym ją pokochała, a potem wybrała jakiegoś tam Petera zamiast nas?! — Esmie... — położyła mi rękę na ramieniu, ale odtrąciłam ją z niechęcią. — Nienawidzę cię! — krzyknęłam i ile sił w nogach uciekłam od niej na górę. * * * Leżałam na wznak na łóżku, trzymając przed sobą zdjęcie mamy. Wpatrywałam się w nie w poszukiwaniu najdrobniejszych szczegółów, które mogły dawniej umknąć mojej uwadze. W jej oczach, utkwionych w osobę, która robiła tę fotografię, błyszczało szczęście. Uświadomiłam sobie nagle, że nigdy nie zapytałam taty, kiedy zostało zrobione to zdjęcie. Nie wiedziałam, czy to on trzymał aparat, ani co robili tego dnia poza miastem. Ta fotografia stała w moim pokoju, odkąd pamiętam, nigdy nie widziałam innej odbitki tego ujęcia. Dotychczas nie przyszło mi jakoś do gło- 118 y/yt że to była właściwie utrwalona na kliszy jedna chwila jej życia, upamiętniona na zawsze, podobnie jak wiele innych, ukrytych bezpiecznie w licznych w naszym domu albumach fotograficznych. Zawsze wydawało mi się, że ta fotografia... sama nie wiem... zawiera mamę. Raz, kiedy byłam młodsza, wyjęłam ją z ramki i zajrzałam na drugą stronę, jakbym spodziewała się znaleźć tam mamę. Kiedy byliśmy mali, mieliśmy nianię, która czytała mi „Opowieści z Narnii — Lwa, Czarownicę i Starą Szafę", a ja, zamiast wyobrażać sobie, że za tylną ścianą szafy znajduje się przejście do czarodziejskich krain, wyobrażałam sobie, że na odwrocie zdjęcia mamy jest przejście do jej świata, przez które będę mogła wskoczyć i być przy niej. Ale kiedy naprawdę zajrzałam pod ramkę, nie znalazłam żadnego skrawka papieru z listem od niej. Gdybym pisała o tym opowiadanie, oto, co by się stało: moja bohaterka zajrzałaby na drugą stronę zdjęcia zaginionej osoby i trafiłaby na wiadomość od niej ze wskazówkami, gdzie jej szukać. Mama na zdjęciu wyglądała młodo. Tata powiedział kiedyś, że zostało zrobione jeszcze przed urodzeniem Matthew. Miała na sobie białą bluzkę i niebieskie dżinsy, opierała się o furtkę, za którą rozciągały się szerokie pola. Przypomniałam sobie, że Juliette nigdy nie nosi białych bluzek, bo uważa, że to niezbyt twarzowy kolor. Cóż, nie ma racji. Nie ma racji w wielu spra- 119 wach, na przykład, że koty są mądrzejsze od psów, a sałatki powinno się jeść na zakończenie posiłku, a nie na wspólnym talerzu z resztą dań obiadowych. — Esmie... — Ciche pukanie do drzwi. — Idź sobie! — krzyknęłam. Drzwi otworzyły się i Juliette weszła do pokoju. — Nigdy nie słyszałaś o poszanowaniu prywatności? — wysyczałam. Chciałam powiedzieć jej coś naprawdę przykrego, ale zdążyła przejść przez cały pokój i usiąść na skraju mojego łóżka, a ja niczego nie wymyśliłam. — Nie znacie tego pojęcia w tej swojej starej, głupiej Francji? — Jesteś zła na mnie, a nie na Francję, prawda? — Juliette spoglądała na mnie z góry z powagą. — Nie jestem zła — odparłam i położyłam się na boku, żeby na nią nie patrzeć. Położyła rękę na mojej nodze. — Nieprawda, Esmie. Jesteś bardzo zła! — Mam cię tylko dość! — Więc widzisz, o co mi chodzi? — Wracaj do tej swojej kochanej Francji! Nic mnie to nie obchodzi. Moim zdaniem Francja jest głupia, całymi dniami siedzicie tylko przy stole i wcinacie ser... — Zamilkłam, bo Juliette wybuchnęła śmiechem. Podciągnęłam nogi i odwróciłam się tak, że usiadłam wyprostowana na łóżku. — Szkoda, że w ogóle tu przyjechałaś! Dlaczego powiedziałaś tacie, że chcesz być 120 dla mnie kimś więcej niż tylko au pair, skoro wcale tak nie myślałaś? Wtedy przestała się śmiać. W pierwszej chwili była zdumiona, potem jednak skojarzyła sobie, o czym mówię- — Podsłuchałaś naszą rozmowę poprzedniej nocy? — Nie odpowiedziałam, więc kontynuowała. — Esmie, przykro mi, że cię rozczarowałam, ale źle mnie zrozumiałaś. Chciałam powiedzieć, że mam nadzieję, iż pozostaniemy przyjaciółkami także po moim wyjeździe z Anglii. — Zamilkła i przyjrzała mi się uważniej. — Esmie, gdybym była znacznie starsza, to kto wie... może obudziłyby się we mnie jakieś romantyczne uczucia względem twojego ojca. Ale w obecnej sytuacji on przypomina mi mojego własnego ojca. Rozumiesz? Zmarszczyłam czoło. — Twojego ojca? Kiwnęła głową. — Mój tata jest niewiele starszy od twojego. — Naprawdę? — Jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, że Juliette mogłaby mieć we Francji swojego własnego ojca, w dodatku trochę podobnego do mojego. Znowu kiwnęła głową. — Tak. Często się kłóciliśmy, kiedy mieszkałam w domu. Był dla mnie bardzo surowy, kiedy byłam nastolatką. — Uśmiechnęła się. — Teraz twierdzi, że był przekonany, iż tego właśnie potrzebuję. Kłóciliśmy 121 się nawet częściej niż Matthew z twoim tatą. Szkoda, że nas nie słyszałaś! — Ja rzadko się kłócę ze swoim tatą — oświadczyłam, bo nagle wydało mi się bardzo ważne zaakcentowanie różnicy pomiędzy mną a Juliette. I miedzy naszymi ojcami. — Nie, nie kłócisz się — przyznała. — Ale możesz zacząć, kiedy podrośniesz. Teraz jesteś jego małą dziewczynką i bardzo mu to odpowiada. Ale ojcowie często nie mogą się pogodzić z tym, że ich małe dziewczynki dorastają i odchodzą z domu. — Ja nigdy nie zostawię taty — oświadczyłam stanowczo. — Kiedy dorosnę i wyjdę za mąż, tata będzie mógł zamieszkać z nami, jeśli tylko zechce. Juliette nic nie powiedziała. Wzięła do ręki fotografię mojej mamy, która leżała przy mnie na* łóżku. — Jest bardzo ładna na tym zdjęciu, ta twoja mama. Miałaby... ile...? Czterdzieści jeden... może czterdzieści dwa lata... gdyby żyła, prawda? — Tak, ale to jeszcze nie znaczy, że tata chciałby mieć za towarzyszkę życia wyłącznie osobę w swoim wieku! — zaprotestowałam, bo nie trzeba być geniuszem, żeby się domyślić, do czego prowadziła rozmowa. — Pytałaś go o to? — Oczywiście, że nie! — Może powinnaś, Esmie. Naprawdę bardzo bym chciała, żebyś przestała myśleć o mnie jak o... — Zmar- 122 szczyła czoło. —Jestem tylko jedenaście lat starsza od ciebie. A twój tata jest starszy ode mnie o dwadzieścia lat! Esmie, ja nie chcę jeszcze zostać matką! Niczyją! przez wiele następnych lat nie zamierzam mieć dzieci. Chcę chodzić na zabawy, podróżować po świecie, mieć fantastycznych chłopaków i doskonale się bawić! Jeszcze długo nie będę gotowa, żeby się ustatkować. Możesz to zrozumieć? Popatrzyłam na nią. Nigdy dotychczas nie pomyślałam, że Juliette dzieli ode mnie mniejsza różnica wieku niż od mojego ojca. I że jej zainteresowania również bliższe są moim. — Posłuchaj, Esmie. Chciałabym, żebyś poszła jutro zobaczyć, jaka jest ta Elizabeth. Nie musisz jej polubić. Sądzę jednak, że nie powinnaś jej odrzucać, zanim ją poznasz. Pamiętaj, że naszym celem było namówienie twojego ojca, żeby znowu zaczął się spotykać z kobietami. Więc dla jego dobra daj szansę tej Elizabeth. Tylko szansę, dobrze? Zrobisz to? — Tacie ona na pewno się nie spodoba — oświadczyłam z uporem. — Więc o co chodzi? — O to — stwierdziła Juliette stanowczo — żebyś nie próbowała decydować o życiu uczuciowym swojego ojca, pozwól jemu samemu podjąć decyzję. Popatrzyłam na nią z niedowierzaniem. I kto to mówi? Ona! 123 #11.? Rano Juliette powiedziała tacie o francuskojęzycznych niedzielnych lunchach w nowej restauracji francuskiej. — Powinien pan zabrać tam dzisiaj dzieci — stwierdziła. — Zamówię dla was stolik. — Raczej nie, Juliette — mruknął tata, nie podnosząc wzroku znad gazety. — Mam kilka rzeczy do zrobienia. Siedzieliśmy przy kuchennych stole, każdy z nas nad innym śniadaniem. Tata jadł grzanki z marmoladą; ja nasypałam sobie właśnie wielką miskę chrflpiących płatków orzechowych; Juliette piła kawę, bo nigdy nie jada śniadań, a Matthew sterczał nad tosterem, czekając, aż przypieką się jego grzanki. — Niedziela powinna należeć do rodziny — oświadczyła Juliette stanowczym tonem. — Nie powinien pan tego dnia pracować. — Dała mi solidnego kuksańca. — Tak, tato — zaczęłam. — Mama Holly zawsze twierdzi, że trzeba wygospodarować jeden dzień w tygodniu wyłącznie dla rodziny. Juliette spiorunowała mnie wzrokiem. Nie mam pojęcia dlaczego. Przecież poparłam ją tak, jak chciała, no nie? 124 Tata podniósł wzrok. — Mama Holly — odezwał się poirytowanym głosem — ma zawód, który pozwala nie pracować podczas weekendów. — Ale ty, Esmie, na pewno bardzo chciałabyś pójść dziś z tatą na lunch do restauracji, prawda? — podpuszczała mnie Juliette. — Tak! — zawołałam pospiesznie. — Proszę, tato. Moglibyśmy pójść dzisiaj do tej francuskiej knajpki? Mogłabym poćwiczyć mój francuski przed pójściem do szkoły. — Kujon! — warknął Matthew za moimi plecami. — Zamknij się! — wrzasnęłam i już mieliśmy rozpocząć kłótnię, kiedy tata włączył radio. To była nasza lokalna stacja i mówiono właśnie o morderstwie, nad którym pracował tata. Domyśliłam się, że to jego sprawa, bo natychmiast przestał gryźć swoją grzankę. Prezenter radiowy określił śledztwo jako posuwające się w żółwim tempie i przytoczył opinię wuja ofiary, który sugerował, że policja wykorzystała za mało psów tropiących. Już chciałam zapytać tatę, ile właściwie psów tropiących zostało użytych w śledztwie, kiedy Juliette spojrzała na mnie ostrzegawczo. Żadne jednak ostrzegawcze spojrzenia nie zdołały powstrzymać Matthew od przedstawienia własnej opinii o tym, w jaki sposób powinny być prowadzone dochodzenia w sprawach o morderstwo, co sprowadzało 125 się do redukcji pracowników i zastąpienia ich większą ilością komputerów. Zdaniem Matty'ego, komputer-w odróżnieniu od policjantów, nie były podatne na uginanie się pod presją opinii publicznej i aresztowanie niewinnych osób. Zauważyłam, że tata był poirytowany, bo wsypał do kawy dwie łyżeczki cukru zamiast jednej. (Próbował odzwyczaić się od słodzenia.) Potem utkwił spojrzenie w moim bracie. — Posłuchaj, młody człowieku — zaczął w sposób, który nie wróżył nic dobrego. Juliette natychmiast pospieszyła z interwencją. — Proszę pana — zawołała, starając się udobruchać tatę. — Przecież on ma dopiero piętnaście lat. Nie można go traktować poważnie. W tym wieku ma się za dużo... wie pan... — Machała rękami, szukając w myślach potrzebnego słowa. — Pryszczy? — pospieszyłam z pomocą. Zmarszczyła czoło. — Nie, nie. Mam na myśli przyczynę powstawania pryszczy. — Wcześnie rano angielski Juliette wyraźnie kulał. — Łojotoku? — podsunęłam, nie zwracając uwagi na gniewne miny brata. — Chyba masz na myśli hormony — powiedział tata ze śmiechem i wyciągnął rękę, żeby powstrzymać Matthew przed przyłożeniem mi. 126 — Oui! A ich nadmiar sprawia, że nastolatkowi wydaje się, że pozjadał wszystkie rozumy, prawda? — powiedziała Juliette. — Oui! — zaświergotałam, pochylając się, bo Matthew rzucił we mnie pokrywką od słoika marmolady. — Wychodzę! — syknął i wrzucił do zlewu swój talerz, na który nie zdążył jeszcze niczego położyć. — Zaczekaj! — zawołał tata i wyłączył radio. Myślałam, że chciał przypomnieć Matty'emu o obowiązującym go szlabanie, ale tata uśmiechnął się do niego. — Może rzeczywiście powinienem zapomnieć dzisiaj o pracy, Juliette — powiedział, a ona spojrzała na niego. — Myślę, że ten niedzielny lunch to niezły pomysł. Wybierzesz się z nami? Juliette rozpromieniła się. — Nie, dziękuję. Mam inne plany. Ale jestem pewna, że wspaniale spędzi pan czas z dziećmi. Zamówię stolik na pierwszą, dobrze? Mrugnęła do mnie, przeciskając się obok lodówki, do której nadal przytwierdzona była karteczka z numerem telefonu Elizabeth. * * * Oczywiście, Juliette nie miała żadnych innych planów. Zamierzała czekać w domu, aż ja i Matthew wrócimy, żeby zaopiekować się z nami w czasie randki 127 taty. To było naprawdę bardzo ładnie z jej strony, zważywszy, że niedziela był jej wolnym dniem. Matthew w pierwszej chwili nie chciał iść z nami. Oświadczył, że ma przecież szlaban na wychodzenie z domu, ale tata stwierdził, że to będzie przerwa w odbywaniu kary za dobre sprawowanie. Wiedziałam doskonale, że brat jest ciągle nadęty, bo wszyscy naskoczyli na niego przy śniadaniu. Tata próbował wyrwać go z ponurego nastroju, bo rozpoczął rozmowę o tym, jak długo kobiety siedzą w łazience, choć nie muszą się przecież golić jak mężczyźni. — Matthew nie musi się golić! — zawołałam, ale tym razem tata opowiedział się po stronie syna. — Dość już dręczenia starszego brata na dzisiaj, Es-mie — powiedział stanowczo. Musiałam się zamknąć, co chyba natychmiast poprawiło humor mojemu bratu, bo zgodził się z nami pójść. Nowa francuska restauracja znajdowała się w śródmieściu, w pewnej odległości od sali miejskiej. Martwiłam się, czy Elizabeth ją znajdzie, ale Matty mnie uspokoił, że przecież w mieście nie ma drugiej knajpki, noszącej nazwę „Le Nouveau Restaurant Francais", więc nie może jej przeoczyć. Kiedy zdradziłyśmy Matty'emu prawdziwy powód naszej wyprawy na lunch, powiedział, że z przyjemnością rzuci okiem na tę Elizabeth pod warunkiem, że to nie on będzie musiał powiedzieć tacie, iż to właśnie ona jest powodem naszej wyprawy do restauracji. 128 Co oznaczało, że to ja będę musiała mu powiedzieć, ;eśli oczywiście Elizabeth przyjdzie na spotkanie. Przecież mogła nie odsłuchać pozostawionej przez Juliette wiadomości. Zresztą, sama już nie byłam pewna, czy chcę, żeby Elizabeth przyszła, czy nie. Jeśli tata i Juliette nie mieli być razem — a coraz bardziej wyglądało na to, że jednak do tego nie dojdzie — to chyba jednak chciałabym znaleźć jakąś macochę. Pod warunkiem jednak, że byłaby równie miła, jak Juliette, choć nie wiem, czy to możliwe. — Nie mogę uwierzyć, że to robię — powtarzał ciągle Matthew i chichotał tak głośno, że bałam się, iż tata wreszcie nabierze podejrzeń. — Mam nadzieję, że ona tam jest. Bo jeśli nie, to czeka nas okropnie nudny lunch, podczas którego tata będzie nas zmuszał, żebyśmy rozmawiali z kelnerami po francusku. — Zamknij się! — warknęłam. Byłam tak zdenerwowana, że zaczęłam mieć nadzieję, iż Elizabeth nie będzie jednak czekała w restauracji. Z niepokojem zerknęłam na zegarek. Było już prawie piętnaście po pierwszej. — Spóźniliśmy się, tato! — stwierdziłam z napięciem. Tata otwierał właśnie drzwi restauracji. W malutkim holu kłębiła się ogromna francuska rodzina z tabunami biegających w kółko dzieci. Tata natychmiast zatarł ręce z zadowolenia. Zaczął rozprawiać o tym, że to musi być naprawdę świetna restauracja, 129 skoro wybierają ją rodowici Francuzi, którzy mogą przecież mieć francuską kuchnię nie wychodząc z domu. Rozejrzałam się dokoła. Nie dostrzegłam żadnej samotnej kobiety umówionej na randkę w ciemno. — Zechce pan tu chwilę zaczekać, sir, a my już szybciutko przygotujemy pański stolik — powiedział Francuz stający za kontuarem. Miał taki sam akcent jak Juliette. — Kiedy mamy przestać mówić po angielsku? — zapytał tata. Odpowiedziało mu tylko osłupiałe spojrzenie tamtego. W tym momencie jakaś kobieta wyszła zza wąskich drzwi opatrzonych napisem: Mesdames. Była sama. Przyglądałam jej się, wstrzymując oddech. Matty również. Tata zaglądał do stojącego opodal akwarium z rybami. — Od lat nie jadłem homara — powiedział, wskazując wielkiego, czarnego potwora ze szczypcami, który siedział w kępie wodorostów na dnie. — Spójrz, Esmie. Miałabyś ochotę zjeść coś takiego na lunch? Nie odpowiedziałam. Byłam zbyt zajęta przypatrywaniem się kobiecie, która opierała się o ścianę dokładnie naprzeciw nas. Jeśli to ona, to bardzo różniła się od moich wyobrażeń o niej. Właściwie nie potrafiłabym opisać, w jaki sposób ją sobie wyobrażałam, 130 miałam tylko mgliste wrażenie, że będzie przypominała Baronową z „Dźwięków muzyki". Ale nie przypominała. Baronowa była blondynką, a ta kobieta miała ciemne włosy, jak moja mama. Nosiła kremową, bawełnianą sukienkę i luźny, czerwono-brązowy żakiet, którym coraz ciaśniej się owijała, jakby chciała w nim zniknąć. Kiedy otwarły się drzwi wejściowe, spojrzała nerwowo i wyraźnie odprężyła się, kiedy dostrzegła trzymającą się pod rękę parę. Czy to ona? — Matty, czy ta Elizabeth opisała w ogłoszeniu swój wygląd? — szepnęłam. — Niestety, nie — powiedział szyderczo. — Boże, chyba umrę z zażenowania, jeśli ją zapytasz. Chyba nie ma tu nikogo znajomego, co? Ale ja nie zdobyłam się na zapytanie jej. Stałam tylko, patrzyłam na nią i zastanawiałam się, czy to ona przyszła tu na spotkanie z tatą, a jeśli tak, to czy mi się podoba. Nagle ponownie weszła do toalety. Powiedziałam tacie, że też muszę tam iść. Nie wiem właściwie, co spodziewałam się zobaczyć w łazience. Przecież nie byłam tak głupia, żeby oczekiwać, iż kobieta wyjmie z torebki wycinek gazety z kącikiem samotnych serc i zacznie nim powiewać z powietrzu. Stała przed lustrem i szarpała włosy związane w luźny węzeł z tyłu głowy, jakby chciała je rozpuścić. Pochwyciła w lustrze moje spojrzenie i uśmiechnęła się. Po- 131 myślałam, że kiedy Baronowa spotykała się z Kapitanem w „Dźwiękach muzyki", to również uśmiechała się do jego dzieci, chociaż przez cały czas snuła plany wysłania ich do szkoły z internatem. Juliette nigdy nie odesłałaby mnie do szkoły z internatem. Ale Juliette nie wchodziła już w grę, prawda? Szybko zamknęłam się w najbliższej kabinie i poczekałam, aż kobieta wyjdzie. Odczekałam potem jeszcze parę minut, zanim wróciłam do poczekalni. Francuska rodzina została już zaprowadzona do stolika. Tata i Matthew nadal stali przy akwarium z homarami. Kobieta również, właśnie spoglądała na zegarek. Zignorowałam Matthew, który robił do mnie miny. — Chyba nikt tu nie mówi po francusku — powiedział tata, kiedy podeszłam. — Może Juliette się pomyliła — wyraziłam przypuszczenie. — To do niej niepodobne. Przepraszam panią — zwrócił się do kobiety — nie wie pani, którego dnia mają tu francuskojęzyczne lunche? Zrobiło mi się słabo. Nie przewidzieliśmy w naszych planach, że tata zacznie z nią rozmawiać, zanim się o wszystkim dowie. — Przykro mi, ale w ogóle o tym nie słyszałam — odpowiedziała z uśmiechem. 132 Spojrzałam na brata, żeby sprawdzić, czy rozpoznał jej głos, ale on był zbyt zajęty powstrzymywaniem wybuchu śmiechu. — Dziwnie długo trwa przygotowywanie naszego stolika — zauważył tata tonem towarzyskiej pogawędki. — Pani również tak długo czeka? — Właściwie to czekam tu na kogoś — odparła i spojrzała na drzwi, które się właśnie otworzyły, ale to tylko jeden z kelnerów wracał z przerwy. Spojrzała na zegarek i w tym momencie podszedł główny kelner i zapytał, na jakie nazwisko został zarezerwowany jej stolik. — Cóż... — zająknęła się. — Prawdę mówiąc, nie wiem. — Jak się nazywa pani przyjaciel? — Niestety, nie wiem. — Zaczerwieniła się jak burak. — Nie znam nazwiska. — A może zarezerwował stolik na swoje imię — nie ustępował kelner. — Niektórzy klienci tak robią. — Nie — powiedziała. — Nie sądzę. Musiałam chyba pomylić miejsce. Wszystko w porządku. Poczekam jeszcze trochę, a jeśli osoba, na którą czekam, nie pojawi się, to stolik nie będzie mi potrzebny. Dziękuję. Mój brat dusił się wręcz od powstrzymywanego śmiechu. Jeszcze chwila, a mu przywalę! — Przepraszam, ale może pożyczyć pani telefon komórkowy, żeby zadzwoniła pani do przyjaciela? — za- 133 pytał tata nieoczekiwanie. Jak już wspominałam, tata nigdy nie przechodził obojętnie wobec kobiety w opresji. — Dziękuję panu, ale nie sadzę... — Roześmiała się z zakłopotaniem. — Chyba muszę wreszcie przyjąć do wiadomości, że zostałam wystawiona do wiatru! — Na pewno nie — zaczął tata, ale kelner mu przerwał. — Pański stolik już gotów, sir. Zarezerwowano stolik na dwie osoby... ale zakładam, że życzyłby pan sobie, żebyśmy dodali jeszcze jedno nakrycie? — Oczywiście. — Tata rzucił mu przepraszające spojrzenie. — Nie wiem, jak do tego doszło, ale oczywiście proszę o nakrycia dla trzech osób. Chodźcie, dzieciaki! — Uśmiechnął się do naszej tajemniczej damy. — Mam nadzieję, że wszystko się ułożyf— I ruszył za kelnerem. — Zapytaj ją — mruknął brat i popchnął mnie leciutko w jej stronę, zanim ruszył za tatą. Zamarudziłam chwilę, ale w ostatniej chwili stwierdziłam, że nie zdobędę się na to. Zrobiłam się czerwona jak burak i nie mogłam wykrztusić ani słowa. Zostawiłam ją w poczekalni i pobiegłam na salę za tatą i bratem. Matthew podniósł oczy do nieba, kiedy padłam na swoje krzesło. — Tchórz! 134 Tata podniósł wzrok znad menu. ?— O czym mówicie? — O niczym! — odpowiedział Matty. — Tato, czy mógłbym zamówić piwo do obiadu? — Nie. Nie mógłbyś — odpowiedział tata z marsową miną. — Tata Jake'a pozwala mu pić alkohol — przekonywał Matthew. — Może tata Jake'a i mama Holly powinni wspólnie napisać poradnik wychowania dla innych rodziców — stwierdził tata cierpko. Matthew zamknął się. Czasami wie, kiedy zamilknąć, dzięki Bogu! Zauważyłam, że tata zerka ciągle, co się dzieje w poczekalni. Kelner rozmawiał z kobietą, która ciągle jeszcze tam stała. Wydawało się jednak, że była już gotowa do wyjścia. Odetchnęłam głęboko. Powinnam coś zrobić, żeby cały nasz plan nie spalił na panewce. — Tato — zaczęłam. Ale tata mnie nie słyszał. Zdawał się całkowicie pogrążony we własnych myślach. — Zaczekajcie tu chwilę — mruknął, wstał i szybko przeszedł przez salę. Spojrzeliśmy z Matthew na siebie. Co on wyprawia? Zobaczyliśmy, że rozmawia z kobietą. Potem oboje mówili coś do kelnera. Zaczęłam podejrzewać, że jed- 135 ??? w jakiś sposób wszystko się wydało. Juliette musiała coś tacie powiedzieć. Ale jeśli tak, to dlaczego tata z niczym się wcześniej nie zdradził? — Nie mogę w to uwierzyć! — sapnął Matthew, kiedy tamci dwoje ruszyli w stronę naszego stolika. — Tata sam ją zaprosił! — Przecież nie może nic wiedzieć! — szepnęłam. Zakręciło mi się w głowie, jakby cała sala nagle zaczęła wirować. — Może nie wie. Może po prostu mu się spodobała i postanowił ją poderwać. — Mój brat gwizdnął pod nosem. — Do ataku, tato! Nie mogłam uwierzyć, że Matty podchodzi do tego tak spokojnie. Przecież to wszystko było idiotyczne. Kompletnie odjechane. Jakby nasz plan został przejęty przez... sama nie wiem... jakieś siły wyfśze czy co? Tata podszedł do naszego stolika i odsunął dla tej kobiety wolne krzesło. Wziął do niej żakiet, a kelner położył dodatkowe nakrycie. — Gdyby pani przyjaciel przyszedł, proszę opuścić nas bez najmniejszych skrupułów — powiedział, podając jej swoje menu. Potrząsnęła głową. Zauważyłam, że jej włosy miały rudawy połysk. Wcale nie były w tym samym kolorze co włosy mamy. — Bynajmniej o tym nie marzę — odparła. — Nie, jeśli się teraz pojawi, to może sobie... no... wracać, 136 skąd przyszedł! — I roześmiała się. Miała ładny śmiech, jakby naprawdę była rozbawiona, a nie śmiała się, żeby okazać uprzejmość. — Może byś nas przedstawił, tato — poprosił Matthew bezczelnie. Tata nie zawracał na niego uwagi. Rozmawiał z gościem, poświęcając kobiecie całą uwagę. — Pamiętam, że i mnie przytrafiło się kiedyś coś podobnego. Umówiłem się na spotkanie w modnej, eleganckiej restauracji, ale ona nie przyszła. Byłem straszliwie upokorzony! Okazało się jednak, że czekała na mnie w innym miejscu. I w końcu zdołaliśmy się odnaleźć. A zakończyło się to małżeństwem... — Uśmiechnął się i wskazał gestem mojego brata i mnie. — To mój syn, Matthew i córka, Esmie. — Najwyraźniej siebie przedstawił jej już wcześniej. Pamiętam, że w ogłoszeniu nie ujawniliśmy jego imienia. — Matthew... Esmie... Miło mi was poznać — powiedziała i dosłownie rozpromieniła się w uśmiechu. —Jestem Lizzie. Lizzie Watson. — I podała nam rękę. 137 #12. ? ? Kelner, na szczęście, tak długo nie przychodził przyjąć od nas zamówienie, że tata poszedł go poszukać. — Czy Lizzie to zdrobnienie od Elizabeth? — zapytałam, jak tylko tata znalazł się poza zasięgiem słuchu. Matthew wpatrywał się w nią tak zachłannie, jakby był na wycieczce w ZOO, miałam nadzieję, że przestanie, zanim tata wróci do stolika. Na szczęście, kobieta nie zwróciła uwagi na gapienie się Matty'ego, uśmiechnęła się swobodnie i kiwnęła głową. — Ale pełnego imienia używam wyłącznie w sytuacjach oficjalnych. A to nie jest oficjalne spotkanie, prawda? — Nie! — Nie bardzo wiedziałam, o czym z nią teraz mówić, więc dodałam: — Chociaż tata okropnie rygorystycznie przestrzega zasad zachowywania się przy stole. — W takim razie muszę zachowywać się najlepiej, jak umiem, nie sądzisz? — roześmiała się w odpowiedzi. — Ojej, nie panią miałam na myśli! — zawołałam pospiesznie. To zabawne, ale wcale nie miałam poczu- 138 cia, że ona i nasza tajemnicza Elizabeth to jedna i ta sama osoba. Uśmiechnęła się. — Wiesz, masz bardzo ładne imię. Francuskie? — Nie — sprostował Matthew, zanim zdążyłam go powstrzymać. — To zdrobnienie od: Esmeralda. Odziedziczyła imię po naszej ciotecznej babce! Ale Esmeralda nie cierpi, kiedy się tak do niej zawracać, prawda, Esmeraldo? Kopnęłam go pod stołem, a on natychmiast mi oddał. — Moja ukochana książeczka z dzieciństwa to bajka o księżniczce Esmeraldzie — powiedziała Lizzie. — Moim zdaniem to śliczne imię. — Naprawdę? — Byłam bardzo zadowolona i spojrzałam na brata z wyższością. — A co ta księżniczka Esmeralda robiła? — prych-nął Matthew. — Latała i całowała wszystkie napotkane żaby? — I ryknął tak głośnym, rżącym śmiechem, że jakaś pani odwróciła się od sąsiedniego stolika i popatrzyła na niego z niesmakiem. Obrzuciłam go morderczym spojrzeniem, a Lizzie wyraźnie zastanawiała się, czy powinna w tej sytuacji zwrócić mu uwagę, ale na szczęście powrót taty wybawił ją z kłopotu. Wraz z tatą pojawił się kelner. Wystarczyło, że tata stanął za plecami Matthew i położył mu rękę na ramieniu, a donośny rechot mojego brata urwał się, jak nożem uciął. 139 — Akceptujesz, Lizzie? — Tata wskazał wzrokiem trzymaną przez kelnera butelkę czerwonego wina. Lizzie rozpromieniła się. — Wspaniałe. Pozwól jednak, że to ja postawię wino. I oczywiście zapłacę za swój lunch... — I oboje zaczęli z rosnącym zażenowaniem spierać się o to, kto będzie płacić. Gdyby poznali całą prawdę o tym lunchu, mieliby znacznie większe powody do zmartwienia! — A więc, Lizzie — powiedział tata, nalewając wina do kieliszków, kiedy wreszcie złożyliśmy zamówienie — mieszkasz w tej okolicy? — Tata siedział naprzeciw niej i oderwał wzrok od jej twarzy tylko na krótką chwilę, żeby zajrzeć do menu. Zwróciłam uwagę, że wypił wino jednym haustem i bardzo mnie to zaniepokoiło. Twarz taty zaróżowiła się, co nie najlepiej wróżyło ich znajomości, bo przeczytałam w „Marie Claire", że osiem na dziesięć kobiet woli opalonych mężczyzn. — Tak — odparła. — A ty? — Po drugiej stronie parku — powiedział tata. — Mieszkamy tylko we trójkę — dodał szybko. —Jestem wdowcem. — Wcale nie we trójkę — sprostowałam natychmiast. — Jest jeszcze Juliette. — Juliette? — zapytała Lizzie i bardzo wolniutko wypiła łyk wina. 140 — To tylko nasza au pair — wyjaśnił pospiesznie tata. Z jakiegoś względu Matthew uznał to za zabawne. Nie wiem dlaczego, bo mnie to zirytowało. Przecież Juliette nie była tylko kimkolwiek. — Ona jest niemal członkiem naszej rodziny — zaznaczyłam naprawdę donośnym głosem. Tata starł palcem kropelkę czerwonego wina, która spływała po jego kieliszku. — Juliette i Esmie bardzo się zżyły — powiedział. — Może dzięki niewielkiej różnicy wieku. Juliette sama jest jeszcze niemal nastolatką. — Wcale nie! Ma dwadzieścia dwa lata — oświadczyłam z gniewem. — Juliette ciągle próbuje umówić z kimś tatę na randkę, bo uważa, że zbyt długo był sam — wtrącił Matthew. — Prawda, Ez? Podejrzliwie spojrzałam na siedzącego naprzeciwko mnie brata. Pomoc w sprowadzeniu rozmowy na odpowiednie tory nie leżała w jego charakterze. — Czy ty jesteś wolna, Lizzie? — dodał Matty, szczerząc zęby w uśmiechu. — Jesteś niegrzeczny, Matthew! — skarcił go tata ostrym tonem. — W porządku. — Lizzie uśmiechnęła się leciutko. — Tak, Matthew. Właściwie jestem. A ty? — Oczywiście, że tak! — zawołałam. — Nikt przy zdrowych zmysłach by się z nim nie umówił! 141 — No, nie wiem, Esmie — stwierdził tata lekko. — Nie oglądaj się teraz, ale zauważyłem, że dziewczyna ze stolika przy drzwiach popatruje na niego z zainteresowaniem. Matty i ja odwróciliśmy się jak na komendę, a tata wybuchnął śmiechem. Dziewczyna, o której mówił tata, miała długie, blond włosy i była mniej więcej w wieku Matty'ego. Spojrzała na nas, jakby wyczuła nasz wzrok, po czym gwałtownie odwróciła głowę i zaczęła coś mówić do rodziców. — Może uznała, że jesteś podobny do Brada Pitta — wyraziłam przypuszczenie. — Holly tak uważa. To znaczy sądzi, że masz taki sam tyłek. — Zamknij się, Esmie! — warknął Matthew i zrobił się czerwony jak burak. Lizzie uśmiechnęła się, a tata wyglądał... sama nie wiem... wyglądał na szczęśliwego i po raz pierwszy naprawdę odprężonego. Tata przełknął kolejny łyk wina, po czym zaczął wypytywać Lizzie o jej sprawy. Stopniowo stawali się coraz bardziej ożywieni, jakby naprawdę czuli się doskonale w swoim towarzystwie. Wolałabym jednak, żeby nie pili wina w takim tempie. Nie chciałabym, żeby uznali się nawzajem za alkoholików. Nie mogłam wprost uwierzyć, że Lizzie okazała się tak miłą osobą. Strasznie chciałam być już w domu i opowiedzieć o wszystkim Juliette, ale w tym momencie Lizzie zapytała, gdzie tata pracuje. 142 Omal nie udławiłam się lemoniadą. Powinnam była wiedzieć, że to zbyt piękne, by mogło dłużej trwać. Kiedy tata powie, że jest detektywem, ona domyśli się, że to z nim była umówiona w restauracji, że to na jego ogłoszenie odpowiedziała. I wszystko rozwieje się jak dym! — Tata jest farmaceutą! — oświadczyłam pospiesznie. Tata spojrzał na mnie tak, jakbym oszalała. Matty też. — Nie wierzę własnym uszom! — zawołała podekscytowana Lizzie. —Ja też! Pracuję w aptece przy dworcu autobusowym. — Sięgnęła po kieliszek, a kiedy podnosiła go do ust, kilka kropel wina prysnęło na sukienkę. — No, nie! Zaczekajcie chwilę! — I pobiegła do damskiej toalety, żeby sprać plamę. — Co ty wyprawiasz, Esmie? — zwrócił się do mnie wyraźnie rozgniewany tata natychmiast po jej odejściu. — No, przecież... na wakacjach zawsze mówisz, że jesteś farmaceutą — broniłam się słabo. — Ufff— sapnął Matthew, jakby był okropnym tłu-ściochem. Uśmiechnął się do taty złośliwie. — Ale tym razem dałeś plamę, skoro ona naprawdę jest farmaceu-tką, co? Bo chyba niezbyt wiele wiesz o pigułkach, prawda, tato? — Nie bądź głupi! Przecież powiem jej prawdę, jak tylko wróci — warknął tata groźnie. — Chyba nie powinieneś tego robić, tato... — zaczęłam niepewnie i zamilkłam, bo nie miałam pojęcia, 143 jak to uzasadnić, nie niszcząc przy okazji wszystkiego, co zaczęło tak obiecująco pączkować. Kiedy Lizzie wróciła do stolika — zamiast małej plamki po winie miała teraz na sukience wielką, mokrą plamę — zaczęła gwałtownie wyrzucać z siebie wyjaśnienia. Była zarumieniona, a kilka kosmyków włosów wysunęło się z jej koka. — Czuję, że muszę ci coś powiedzieć... naprawdę bardzo się cieszę, że jesteś farmaceutą, a nie... na przykład... — uśmiechnęła się — ...na przykład, policjantem! Siedziałam jak zamurowana. Tata też. — P... policjantem? — wyjąkał. — Mężczyzna, z którym miałam się tu spotkać, jest detektywem — ciągnęła. — Prawdę mówiąc, to miała być randka w ciemno. Teraz już naprawdę rrie chcę go znać! Poprzednio spotykałam się także z policjantem, ale zerwaliśmy, bo był straszliwie apodyktyczny! Nie, już nigdy w życiu nie chcę mieć nic wspólnego z policjantami! — I uśmiechnęła się do taty promiennie, jakby zrzuciła z ramion ogromny ciężar. Tata wyglądał tak, jakby miał ochotę zapaść się pod ziemię. Matthew krztusił się, zakrywając usta serwetką. — Co? — zapytałam. — Już nigdy? — W tym momencie mój brat parsknął śmiechem, przeprosił i odszedł od stołu. 144 — Ja... rozumiem... — wyjąkał tata. Rozpaczliwie dawałam mu znaki, żeby milczał, ale on zignorował moje sygnały i ciągnął z uporem: — Wobec tego muszę ci, Lizzie, coś wyznać... * * * Nigdy nie uwierzycie, co się potem stało. Tata przyznał jej się do swojego zawodu, a ona w ogóle się tym nie przejęła! Okazało się, że nie tylko jej okropny poprzedni facet był policjantem, ale również jej ukochany ojciec i właśnie ze względu na ojca zawsze uważała, że policjanci są najwspanialszymi ludźmi na świecie i to z nimi najchętniej się umawiała. Tylko ten jej poprzedni chłopak absolutnie nie był wspaniały. Zaczęła się rozwodzić nad swoim ojcem, który był doskonałym policjantem i najcudowniejszym tatą, przyznała też, że bardzo jej go brakuje, bo zmarł kilka lat temu. Pomyślałam, że powinna się na coś zdecydować. To znaczy: albo nienawidziła policjantów, albo nie. Potem zrobiło się strasznie nudno, bo Lizzie i tata rozmawiali tylko ze sobą, kompletnie nie zwracając na nas uwagi, jakby nas z Mattym tam w ogóle nie było. Ale przynajmniej Lizzie nie domyśliła się, że to nasz tata był tym detektywem, na którego ogłoszenie odpowiedziała. Po posiłku tata zaprosił ją do nas na kawę, co mnie bardzo ucieszyło. 145 Dopiero kiedy zbliżaliśmy do domu, uderzyła mnie pewna myśl. Jułiette nie miała pojęcia, że nie wszystko poszło zgodnie z planem! Natychmiast po wejściu do domu pobiegłam jej szukać, ale nigdzie nie mogłam jej znaleźć. Może wyszła? — Możemy wypić kawę w ogrodzie, jeśli masz ochotę — mówił tata, kiedy zbiegałam na dół po schodach. Zaprosił Lizzie do kuchni i wskazał jej gestem, by usiadła, podczas gdy on nastawił czajnik. Matthew wsadził natychmiast łapy do puszki z biszkoptami, jakby przed chwilą nie zjadł ogromnego niedzielnego lunchu i oznajmił, że zamierza wpaść do Jake'a. Tata zareagował natychmiast: — Słucham? Czyżbyś zapomniał już, że masz szlaban? Do końca weekendu. — Wściekły Matthew pognał po schodach do swojego pokoju, a tata wzniósł oczy do nieba i zwrócił się do Lizzie: — Masz dzieci? Nie wiem, dlaczego, ale byłam zadowolona, kiedy przecząco pokręciła głową. Zastanawiałam się, czy powinnam zostać z nimi w kuchni, czy raczej zostawić ich samych, kiedy Lizzie zaczęła mnie wypytywać o szkołę, o to, do której klasy chodzę, jakie przedmioty najbardziej lubię. Odniosłam wrażenie, że wolałaby, abym została. Zaczęłam podejrzewać, że byłaby z niej niezła macocha. Nie zwracała się do mnie takim idiotycznym tonem jak niektórzy dorośli i chyba naprawdę uważnie słuchała odpowiedzi, chociaż były może trochę zbyt rozwlekłe. 146 Tata nalewał właśnie kawę, kiedy w kuchennych drzwiach stanęła wracająca z ogrodu Jułiette z książką w jednej ręce i pustym kubkiem w drugiej. Dosłownie rozpromieniła się na widok Lizzie. — Jułiette, to jest... — zaczął tata. — Wiem i uważam, że to cudowne! — przerwała mu Jułiette. Podeszła do Lizzie i ucałowała ją w oba policzki, jak stara przyjaciółka. — Widzę, że lunch się udał? Tak się cieszę! — Zwróciła się do mnie. — A nie mówiłam, że wszystko dobrze pójdzie! Nie jesteś dumna ze swojego taty? Tata patrzył na nią tak, jakby podejrzewał, że zbyt długo siedziała na słońcu. Nie miałam odwagi spojrzeć na Lizzie. — Jułiette, muszę z tobą porozmawiać — mruknęłam. — Na osobności! — Dałam znak głową, żeby szła za mną do salonu. — Natychmiast! Kiedy wychodziłyśmy, usłyszałam, jak tata mówił do Lizzie: — Czy mogłabyś wyjąć mleko z lodówki? Jest za twoimi plecami. I wtedy sobie przypomniałam. — NIE! — wrzasnęłam i wpadłam z powrotem do kuchni. Ale Lizzie wpatrywała się już w przyczepioną do drzwi lodówki karteczkę ze swoim imieniem i numerem telefonu. 147 — Ten numer telefonu nie będzie mi już potrzebny — oświadczył pogodnie tata, kiedy zauważył, co przyciągnęło jej wzrok. — Możesz go wyrzucić do śmieci, jeśli chcesz! Lizzie odwróciła się i patrzyła na tatę, jakby zmienił się nagle nie do poznania. — Co się stało? — zapytał, stawiając na stole dzbanek z kawą. — Skąd to masz? — spytała lekko drżącym głosem. — Słucham? — Tata był wyraźnie zaskoczony. — To jest naprawdę... — Głos jej się załamał, wzdrygnęła się. Zaczęła tyłem odsuwać się od taty, bardzo wolno, jakby starała się opanować rosnącą panikę. — Skąd masz mój numer? — zapytała ochrypłym głosem. — Twój numer? — Tata potrząsnął głową. — Nie, to jest... — Lizzie! — zawołałam desperacko. — Wszystko jest w porządku! Możemy wytłumaczyć... Ale ona już rzuciła się do drzwi w takim pośpiechu, jakby spodziewała się usłyszeć, że tata jest obłąkanym seryjnym mordercą, a my z Juliette — jego wspólniczkami! 148 No, to już wiecie. Nigdy nie słuchajcie aupairs, kiedy im wpadnie do głowy natrętna myśl wyswatania waszego ojca. Po wyjściu Lizzie tata natychmiast wdrożył prawdziwie profesjonalne śledztwo. Powiedział Juliette, że chciałby porozmawiać ze swoimi dziećmi na osobności, sprowadził z góry Matthew i przesłuchiwał nas, dopóki wszystkiego z nas nie wyciągnął. Potem kazał nam obojgu wrócić do swoich pokojów. — Nie powinien pan mieć do nich pretensji — zawołała Juliette, która wpadła do salonu, jak tylko tata otworzył drzwi, żeby nas wypuścić. Powiedziała, że jeśli już koniecznie musi kogoś obwiniać, to powinien winić ją, a wtedy on wrzasnął, że właśnie ją wini. I rozpoczęła się najgorsza awantura, jaką tylko można sobie wyobrazić. Siedzieliśmy z Matthew na półpiętrze i słuchaliśmy, jak na siebie krzyczeli. A potem Juliette trzasnęła frontowymi drzwiami i wyszła. Wróciła później, ale już się prawie do siebie nie odzywali, a kiedy próbowałam porozmawiać z Juliette 149 o tym, ?? się wydarzyło, zmieniała temat. A taty nie miałam odwagi pytać o cokolwiek. Byłam pewna, że Juliette zamierza od nas odejść i przez kilka dni siedziałam w szkole półprzytomna, zamartwiając się bez przerwy, czy nie wyprowadzi się przed moim powrotem do domu. W czwartek panna Murphy poprosiła, żebym została po lekcjach, bo chce ze mną porozmawiać. Znowu! Rozmawiałam już z nią zaraz po przerwie międzysemestralnej, bo mnie o to prosiła i powiedziałam jej, że nie mam problemów z francuskim. Chyba mi nie uwierzyła, ale nie mogła nic powiedzieć, bo chodziłam na wszystkie jej lekcje, a kiedy wspomniała jakby mimochodem o tamtej aferze z ogłoszeniem, udałam, że mnie to w ogóle nie obchodzi. Zresztą, rzeczywiście mnie nie obchodziło. Odkryłam, że w ogóle nie przejmuję się tym, co ona czy jakieś głupie dzieciaki z mojej szkoły sądzą o moim ojcu. Nawet gdyby uważali mojego tatę za ostatniego fajtłapę, który może sobie znaleźć dziewczynę tylko przez ogłoszenie w gazecie, to co z tego? Rozległ się dzwonek i wszyscy zaczęli wysypywać się z klasy. Francuski był naszą ostatnią lekcją. Spojrzałam na Holly, która wzruszyła ramionami i ruchem warg dała mi do zrozumienia, że zaczeka na mnie przed szkołą. Panna Murphy poczekała, aż wszyscy wyjdą. Serce zaczęło mi szybciej bić. Co znów złego zrobiłam? To 150 prawda, że przez ostatnich kilka dni niezbyt uważałam podczas lekcji i nie za bardzo przykładałam się do nauki, zresztą nie tylko francuskiego. Nie skończyłam żadnego z ćwiczeń, które mieliśmy wykonać i nie zgłaszałam się bez przerwy do odpowiedzi, jak to miałam w zwyczaju. Przestałam też odpowiadać na kierowane do klasy pytania panny Murphy. No bo jaki sens miało szlifowanie francuskiego, skoro Juliette zamierzała wyjechać? — Czy coś się stało, Esmie? — Stała teraz tuż przy mnie. — Nie, proszę pani. — Unikałam jej wzroku, koncentrując się na zapinaniu suwaka przy szkolnym plecaku. — To może mi powiesz, kiedy wreszcie zaczniesz pracować na moich lekcjach. A może chcesz już zawsze tak bojkotować naukę? Przełknęłam ślinę. Panna Murphy bywa przerażająca, kiedy się z nią zadrze. — Przepraszam panią. — Zaczęłam się wycofywać w stronę drzwi. — Esmie, czy ty zawsze wychodzisz, kiedy ludzie coś do ciebie mówią? Przestałam się cofać. — Przepraszam. — Przestań, na litość boską, ciągle przepraszać i powiedz mi wreszcie, co się dzieje! — wybuchnęła panna 151 Murphy. — Odkąd wróciłaś do szkoły po przerwie międzysemestralnej, jesteś nienormalnie spokojna. Ani razu nie musiałam ci zwracać uwagi, że gadasz podczas lekcji, a to do ciebie niepodobne! Niestety Holly wybrała ten właśnie moment, żeby wejść do klasy i odpowiedzieć za mnie. — Jest po prostu przygnębiona, bo ojciec się na nią gniewa, proszę pani. — Zamknij się, Holly — warknęłam. Holly rzuciła pannie Murphy porozumiewawcze spojrzenie, jakby one obie były osobami dorosłymi, a ja — dzieciakiem. — Esmie próbowała umówić tatę na randkę w ciemno i wyszło nie najlepiej — dodała. — ZAMKNIJ SIĘ, HOLLY! — wrzasnęłam, odepchnęłam ją i wypadłam z klasy. W damskiej toalecie wybuchnęłam płaczem. Jak Holly śmiała powiedzieć pannie Murphy o tacie! Żałowałam, że zdradziłam jej, co się stało. Mogłam przewidzieć, że będzie latała z jęzorem i wszystko rozgada. Ktoś delikatnie zapukał do drzwi toalety. — Jesteś tam, Esmie? —To był głos panny Murphy. Gwałtownie otworzyłam drzwi i... zobaczyłam własne odbicie w wielkim lustrze na przeciwległej ścianie. Wyglądałam okropnie. Miałam potargane włosy, czerwone, załzawione oczy i opuchniętą, brzydką twarz. 152 — Och, Esmie! — sapnęła panna Murphy, dosłownie wyciągnęła mnie z kabiny i przycisnęła do swej potężnej piersi tak mocno, że omal się nie udusiłam. Holly powiedziała później, że na szczęście ćwiczyłyśmy na basenie zatrzymywanie oddechu podczas nurkowania, bo w przeciwnym razie mogłoby u mnie dojść do niedotlenienia mózgu. — Czy nie sądzi pani, że Esmie poczułaby się lepiej, gdyby o tym opowiedziała? — suflerowała Holly od drzwi. — Moja mama twierdzi, że człowiek powinien zawsze wyrzucać z siebie to, co go dręczy. — No, tak... na pewno... — wystękała panna Murphy, niechętnie wypuszczając mnie z objęć. — Mówiłam ci, Esmie! — zawołała Holly triumfalnie. — Poczujesz się lepiej, kiedy o wszystkim opowiesz pannie Murphy! Prawda, proszę pani? Panna Murphy nic nie powiedziała. Stała tam tylko i patrzyła... no... prawdę mówiąc, patrzyła na zegarek. Jak już wspominałam, zazwyczaj jestem raczej osobą gadatliwą. Panna Murphy zaprowadziła mnie do swojego pokoju, a Holly odesłała do domu — co bardzo się Holly nie spodobało — i skończyło się na tym, że wszystko jej powiedziałam. Nie przyznałam się, jak bardzo po- 153 kochałam Juliette i jak chciałam, żeby wyszła za tatę, natomiast przedstawiłam jej szczegółowo nasz Plan Samotnych Serc, opowiedziałam o spotkaniu z Lizzie i późniejszej katastrofie. I o tym, co się stało, kiedy tata dowiedział się o wszystkim. A kiedy doszłam do tego momentu, kiedy tata mówił takie okropne rzeczy Juliette i zaczęli się kłócić, a potem tata już przez cały czas chodził wściekły, a Juliette na pewno wyjedzie, jeśli on się nie uspokoi, znowu się rozszlochałam. — Dobrze, Esmie, zastanówmy się nad tym przez chwilę — stwierdziła panna Murphy, podsuwając mi pudełko chusteczek do nosa. — Nie sądzisz, że przydałoby się dowiedzieć, z jakiego powodu twój tata jest ciągle taki wściekły? — Z powodu tego, co Juliette zrobiła, oczywiście. Razem ze mną, ale on ma głównie pretensje do Juliette, bo ona jest dorosła. — Tak, ale czy to jedyny powód? Po części na pewno. Ale zastanawiam się... Wydawało mi się, że twój tata i ta pani przypadli sobie do gustu. — W jej oczach pojawił się dziwny błysk. — Zastanawiam się, czy twój tata nie jest przypadkiem najbardziej zły dlatego, że stracił taką szansę! Patrzyłam na nią bez słowa. Tata i Lizzie przypadli sobie do gustu, to nie ulegało wątpliwości. Ale jeżeli rzeczywiście najbardziej dręczyło go to, że Lizzie od 154 niego uciekła, to dlaczego wyżywał się na nas? To nie miało sensu. — Teraz... — Panna Murphy znów spojrzała na zegarek. —... musimy już iść, bo jeszcze chwila a dozorca zamknie nas w szkole na klucz! A w domu zaczęli już się pewnie zastanawiać, gdzie się podziewasz. — Pewnie tak — stwierdziłam obojętnie i wzruszyłam ramionami. — Och, Esmie — westchnęła, kiedy zeszłyśmy po schodach na parking dla nauczycieli. — Chodź. Podwiozę cię do domu, to będziesz trochę szybciej niż autobusem. Spodziewałam się, że jej samochód będzie taki jak ona: porządny i schludny, a tymczasem pełno w nim było papierków po cukierkach i śmieci. Na tylnym siedzeniu leżały sterty książek i różnego rodzaju papierów, które nie dziwiły w aucie nauczycielki, ale zauważyłam również fotelik dla dziecka. Patrzyłam na niego w osłupieniu. Wyobrażałam sobie zawsze, że panna Murphy siedzi wieczorami sama w domu i przez zsunięte na czubek nosa okulary czyta grube francuskie tomiszcza. Uważniej przyjrzałam się wnętrzu samochodu. Zauważyłam na podłodze pluszowego królika i parę dziecięcych bucików. A pod tylną szybą dostrzegłam opakowanie chusteczek dla dzieci. — Pani ma dziecko? — zapytałam i odwróciłam się, żeby na nią spojrzeć. 155 Kiwnęła głową. — Tak, dwuletniego Danny'ego. Muszę go odebrać ze żłobka najpóźniej za pięć minut, ale to blisko twojego domu, więc powinnam zdążyć. — Uśmiechnęła się do mnie. Nie wierzyłam własnym uszom! Nic dziwnego, że zerkała na zegarek! — Panno Murphy... — Chciałam jej podziękować, ale bałam się, że złamałabym w ten sposób pewne zasady. Z reguły nie dziękuje się nauczycielom za to, co dla nas robią. — Jaka szkoda... — westchnęła nieoczekiwanie panna Murphy — ...że nikt nie poszedł do tej Lizzie wytłumaczyć, co się właściwie stało. Kto wie, może zgodziłaby się dać tej znajomości jeszcze jedną szansę. — Nie ma co marzyć o jeszcze jednej szansie! — parsknęłam. — Ona uważa tatę za kogoś w rodzaju Drakuli! — Jeszcze nie raz ludzie cię zaskoczą — roześmiała się panna Murphy. Kiedy zahamowała pod moim domem, doszłam do wniosku, że ona bez wątpienia mnie zaskoczyła. * * * Po powrocie do domu zorientowałam się, że Juliette przygotowała wystawny obiad. Gotowała wszystko 156 według przepisów swojej mamy i twierdziła, że to jest właśnie prawdziwa francuska kuchnia. Moim zdaniem prawdziwa francuska kuchnia polegała głównie na nadawaniu potrawom eleganckich francuskich nazw, ale nie odważyłabym się tego powiedzieć Juliette. Ucieszyłam się, że jeszcze z nami była. Zamiast zupy pomidorowej mieliśmy soupe d la tomate, a zamiast surówki z marchwi — salade de carottes. Na obiad było jeszcze jakieś bardzo czerwone mięso i mnóstwo różnych serów. — Twój tata dzwonił, że późno wróci do domu — powiedziała, kiedy zapytałam, gdzie tata. — Uznałam, że zjemy dziś obiad bez niego. Wystawny obiad, bo dziś są moje urodziny. — Twoje urodziny! — zawołałam przerażona, bo nie miałam dla niej żadnego prezentu. Choć bez własnej winy, bo Juliette nic mi nie powiedziała. — Tak, dziś kończę dwadzieścia trzy lata — odparła z uśmiechem. — Musiałam się jakoś pocieszyć, więc przez cały dzień stałam przy kuchni! — A dlaczego musiałaś się pocieszyć? — zapytałam. — Bo spędzam ten dzień z dala od Francji, od mojej rodziny i przyjaciół. Wytrzeszczyłam na nią oczy, bo jakoś nigdy nie pomyślałam, że mogłaby tęsknić za domem. Rzadko o nim mówiła, chyba tylko wtedy, kiedy chciała podkreślić wyższość Francji nad Anglią. 157 — Już się nie cieszysz, że jesteś tu z nami? — zapytałam cichutko. Podbiegła i uściskała mnie. — Uwielbiam być tu z tobą, Esmie. Chciałabym móc cię ze sobą zabrać do domu! Ale reszta — zrobiło się raczej ciężko, nie sądzisz? — A twój chłopak? — zapytałam. — Myślałam, że naprawdę ci się podoba. Zachmurzyła się. — Peter doszedł do wniosku, że jednak nie chce, żebym była jego dziewczyną. Wczoraj mi o tym powiedział. — O, nie! Tak mi przykro, Juliette! — I naprawdę było mi przykro, że Juliette jest nieszczęśliwa. Chciałam ją pocieszyć, więc powiedziałam: — Zaraz pójdę kupić ci prezent! — Nie bądź niemądra. Pomóż mi raczej nakryć do stołu. Potrząsnęłam głową. — Matty może nakryć. Ja idę kupić ci coś na urodziny. — I pobiegłam na górę po portmonetkę. Poszłam do śródmiejskich sklepów, gdzie kupiłam jej bukiet kwiatów i dużą tabliczkę belgijskiej czekolady. Nie mogłam nigdzie znaleźć francuskiej czekolady, więc przynajmniej nie kupiłam angielskiej. Kiedy wróciłam, okazało się, że Matthew jeszcze nie przyszedł do domu i Juliette uznała, że właściwie możemy 158 zacząć bez niego. Zaczynała podawać do stołu, kiedy wpadł mój brat, bardzo z siebie zadowolony. Natychmiast zauważyłam dlaczego. — I co ty na to? — zapytał, uśmiechając się od ucha do ucha. — Tata cię zabije! — oświadczyłam. Miał, co prawda, kolczyk w uchu, a nie w nosie, ale jednak! Tata już dawno mu zapowiedział, że przed ukończeniem szkoły nie ma co myśleć o przekłuwaniu sobie jakiejkolwiek części ciała. Juliette podniosła oczy do nieba. — Powinnam była przewidzieć, że w tym domu nie może być spokoju nawet w moje urodziny — westchnęła. — Dziś są twoje urodziny? — zawołał Matty. Najwyraźniej podczas przekłuwania ucha uszkodzeniu uległ jego mózg, bo mój brat zaczął śpiewać „Happy birthday to you" w jakiejś okropnej mieszance angielskiego i francuskiego. — Dlaczego, Matty? — szepnęłam do niego, kiedy wreszcie przestał się wydzierać. Chodziło mi o to, dlaczego dodatkowo denerwował tatę po tym wszystkim, co się ostatnio wydarzyło. Po co jeszcze pogarszać sprawę? — Dlatego, że mam już powyżej uszu jego wiecznego wtrącania się we wszystko! — oświadczył gniewnie Matty. — Musi zrozumieć, że nie może decydować o wszystkim, choćby nie wiem jak się na nas wydzierał. 159 Zmywaliśmy w kuchni naczynia, kiedy tata wrócił do domu. Ja natychmiast zamilkłam, Matthew również byl spięty. Tylko Juliette normalnie gawędziła. Powiedzieliśmy tacie o jej urodzinach, więc zaczął burkliwie składać jej życzenia wielu szczęśliwych powrotów, kiedy nagle zauważył ucho Matty'ego i zamilkł. — Przekłułeś? — zapytał ostro. — Tak — odparł Matthew. — A nie pomyślałeś, żeby najpierw to ze mną omówić? — Więc? — Więc... masz natychmiast zdjąć ten kolczyk! — warknął tata. — Potem zapytasz, co ja o tym sądzę. A wtedy dopiero ja zastanowię się nad tym, czy pozwolić ci włożyć go z powrotem, czy nie. — Nie wyjmę go. Początkowo musż"ę go nosić bez przerwy, bo inaczej dziurka zarośnie — wyjaśnił Matty pojednawczym tonem. — Uparty jak osioł. Marsz na górę! Zdejmij go, zanim naprawdę stracę cierpliwość! — Nie, tato, nie możesz mnie do tego zmusić! — Matty był blady jak śmierć, ale widziałam, że nie zamierza ustąpić. Przestraszyłam się. Nigdy dotychczas tak tacie nie pyskował. Co teraz będzie? — Matthew... — Tata ruszył w jego stronę z taką miną, jakby osobiście chciał mu zdjąć ten kolczyk. Przeszkodziła mu Juliette. 160 — Na litość boską! — krzyknęła, rzuciła ścierkę do naczyń i ruszyła do drzwi. Tata odwrócił się ku niej na pięcie z szybkością błyskawicy. — Ty pewnie uważasz, że wszystko jest w porządku? Że powinienem pozwalać swoim dzieciom na wszystko i nie zawracać sobie nimi głowy? — Nie zamierzam dyskutować z panem w obecności pańskich dzieci — powiedziała Juliette i sztywno wyprostowana wymaszerowała z kuchni. — Dobrze więc, posłuchajmy, co masz do powiedzenia, kiedy dzieci nie słyszą! — warknął tata i ruszył za nią. Zaprosił ją gestem do salonu i zatrzasnął za sobą drzwi. Matthew i ja spojrzeliśmy na siebie z gwałtownym niepokojem. — Chodź — szepnął Matty. Przekradliśmy się do holu i przyłożyliśmy uszy do drzwi salonu. Mówili tak głośno, że wszystko słyszeliśmy. — Ja tylko uważam, że powinien pan odwoływać się do swojego autorytetu w sprawach naprawdę istotnych — mówiła Juliette. — Jeśli Matthew chce trochę poeksperymentować, nie robiąc przy tym nikomu krzywdy, to dlaczego mu na to nie pozwolić? Nie powinien mu pan wszystkiego zabraniać! Bo może się okazać, że chłopak odmówi posłuszeństwa w chwili, gdy będzie to naprawdę ważne. 161 Głos taty był pełen napięcia. — Mam już dosyć twojego wtrącania się w życie naszej rodziny, Juliette. Od przyjazdu do Anglii bez przerwy mówisz mi, jak mam wychowywać swoje dzieci... a tak na marginesie, ile dzieci ty wychowałaś? — Żadnego — odparła i zamilkła na chwilę. — Wie pan, przypuszczalnie właśnie dlatego pozostał pan dotąd samotny. Nie pozwala pan żadnej kobiecie zbliżyć się do swojej rodziny. Bo mogłaby mieć własne poglądy, które pan... pan uznałby za niebezpieczne. Powiedziałby jej pan pewnie, że od lat wychowuje pan dzieci samotnie, więc nie potrzebuje pan żadnej pomocy i bardzo jej dziękuje! W tej sytuacji ona przestałaby się wtrącać w sprawy pańskich dzieci, co one odebrałyby jako brak zainteresowania. Pan, oczywiście, zachowałby dzięki temu dla siebie pełną kontrolę nad ich życiem. Tylko że w ten sposób nie stworzyłby pan prawdziwej rodziny. Matty i ja spojrzeliśmy na siebie szeroko otwartymi oczami. Nigdy dotychczas nie słyszeliśmy, by ktokolwiek odzywał się w taki sposób do taty. I nagle przyszła mi do. głowy idiotyczna myśl: gdyby to była scena z „Dźwięków muzyki", to tata przyznałby w tej chwili, że całkowicie się mylił i zaśpiewałby Juliette pieśń miłosną. Nie zrobił tego. Wręcz przeciwnie — wybuchnął. 162 — Jesteś zwolniona, Juliette! Słyszałaś? Żądam, żebyś w ciągu tygodnia opuściła mój dom! — On nie może tego zrobić! — krzyknęłam do Mat-thew. — Nie może! Ale Juliette zdawała się tego spodziewać, bo nic nie powiedziała. Wyszła z salonu, a Matthew zaciągnął mnie szybko do kuchni. W milczeniu obserwowaliśmy, jak zmierzała z wystudiowanym dostojeństwem po schodach na górę, do swojego pokoju. A tata nie pobiegł za nią, nie zawołał jej, nie próbował jej zatrzymać, bo to się działo w realnym świecie, a on zupełnie nie był w niej zakochany. Zaczęłam dygotać. Matthew miał łzy w oczach. — Żałuję, że się z tym wygłupiłem — powiedział. Zacisnął zęby, wyrwał sobie kolczyk z ucha i cisnął go na podłogę. — Co zrobimy? — zapytałam, starając się powstrzymać drżenie głosu. — Coś — odparł z twarzą zmiętą ze zmartwienia. — Nie możemy do tego dopuścić. Chodź. Idziemy do mojego pokoju. W tym momencie zrozumiałam, że Matthew musiał się czuć naprawdę okropnie, bo od lat nie zapraszał mnie do swojego pokoju. 163 # 14. ? Nie zdawałam sobie sprawy, że Matthew tak bardzo lubił Juliette. — Więc co zrobimy? — zapytałam znowu, usadowiwszy się obok brata na brzegu jego łóżka. Nie odpowiedział, nieruchomym wzrokiem wpatrywał się w przestrzeń. Zaczęłam oglądać jego pokój. Na stoliku, przy którym odrabiał lekcje, stała fotografia mamy. To zdjęcie, w przeciwieństwie do mojego, nie zostało zrobione przed jego urodzeniem. Matthew był na nim wraz z nią, mama posadziła go sobie na biodrze i uśmiechała się do aparatu. — Matty, czy pomyślałeś kiedyś, że Juliette jest dla nas trochę jak matka? — zapytałam. —Jest kimś więcej niż poprzednie aupairs... One odbierały nas tylko ze szkoły, odrabiały z nami lekcje, bawiły się itd., ale nigdy nie czułam, że one... — Głos mi się załamał. — Juliette jest za młoda na naszą matkę — żachnął się Matthew. — Wiem, a jednak przy niej czuję się inaczej niż przy pozostałych — obstawałam przy swoim. — Żadna z tamtych nigdy nie stawiła czoła tacie, tak jak Juliette — westchnął Matthew. — Na tym po- 164 lega różnica. One się nie angażowały. — Był niezwykle jak na niego zamyślony. — Wiesz, kiedy Juliette przyszła do mojego pokoju tamtej nocy, to było niesamowite. — Przez chwilę wydawało mi się, że to już wszystko, co Matty miał na ten temat do powiedzenia. Ale on zaczął znowu mówić, bardzo wolno. — Kiedyś, jak byłem malutki... może miałem ze cztery lata... płakałem w swoim pokoju. Czymś się martwiłem. Już nie pamiętam, o co chodziło. Tak czy owak, płakałem w swoim pokoju i pamiętam ją... — Spojrzał na zdjęcie mamy. — ...pamiętam, że do mnie przyszła. — Wzruszył ramionami. — Kiedy Juliette przyszła tamtej nocy, poczułem się jak... no... chyba przypominała mi trochę mamunię. Nagle zobaczyłam wszystko w innym świetle. Nigdy dotąd nie słyszałam, żeby Matthew nazwał naszą mamę takim zdrobnieniem. Nie zastanawiałam się nawet, jak się do niej zwracał, kiedy jeszcze żyła. W jego pamięci mama pozostała taka, jak w jego najwcześniejszym dzieciństwie, podczas gdy w mojej pamięci w ogóle nie istniała. Nie jako realnie istniejąca istota. Miałam tylko moją matkę — tę, której się zwierzałam — ale nigdy nie była przy mnie w taki sposób, w jaki była przy Matthew. Natomiast Juliette naprawdę tu była. Jako realna istota. I nie chciałam, żeby Juliette zmieniła się w odległe wspomnienie. Chciałam, żeby już na zawsze po- 165 została w moim życiu. Kochałam ją! Dlaczego tata tego nie dostrzegał? Dlaczego wyrzucił ją z domu? — Nienawidzę taty! — mruknęłam z goryczą. — Szkoda, że to nie on umarł tylko mama! — Nie wolno ci tak mówić — żachnął się mój brat. — Nic mnie to nie obchodzi — powiedziałam z tępym uporem. — A powinno — oświadczył Matthew, marszcząc czoło. — Bo ja dawniej powtarzałem, że chciałbym, żebyś to ty umarła zamiast mamy, a tata zawsze cię wtedy bronił. — Ty chciałeś, żebym ja umarła zamiast niej? — Poczułam się tak, jakby mnie kopnął w brzuch. — Byłem mały — powiedział, patrząc mi prosto w oczy. — Tata tłumaczył, że ona i tak by umarła, niezależnie od tego, czy ty byś przeżyła, ćży nie. To nie był taki przypadek, kiedy lekarze muszą wybierać pomiędzy życiem matki a dziecka. I ilekroć byłem dla ciebie paskudny albo miałem do ciebie pretensje, tata mi o tym przypominał. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Miałam kompletny mętlik w głowie. — Nie martw się! — Matthew uderzył mnie żartobliwie w ramię. — Z czasem zacząłem cię kochać. Nie miałem, prawdę mówiąc, zbytniego wyboru. Tyle razy dostałem lanie za próby uduszenia cię w kołysce, że musiałem wreszcie się poddać! 166 — Przepraszam — powiedziałam i zdobyłam się na cień uśmiechu. — Za co przepraszasz? — Za to, co powiedziałam o tacie. — Pociągnęłam nosem. — Ale, Matty, nie możemy dopuścić, by Juliet-te odeszła! Co zrobimy? I w tym momencie przypominała mi się rozmowa z panną Murphy. Następnego dnia po lekcjach spotkaliśmy się z Mat-tym. Zwykle brat udaje w szkole, że w ogóle mnie nie zna, więc prosił, żebym czekała na niego na przystanku autobusowym, a nie przy bramie szkoły. Pewnie się obawiał, że jak koledzy zobaczą go z uwieszoną jego ręki młodszą siostrą, to dojdą do wniosku, że nie jest cool. Złapaliśmy autobus, jadący na dworzec. Zamierzaliśmy odszukać aptekę, w której pracowała Lizzie i porozmawiać z nią. Kiedy autobus skręcił w ulicę, prowadzącą do dworca, zaczęliśmy uważnie obserwować sklepy w poszukiwaniu apteki i przepowiadaliśmy sobie, co mamy powiedzieć, kiedy już się tam znajdziemy. — A jeśli ona zacznie na nas krzyczeć? — zapytałam. — Albo jeśli w ogóle nie zechce z nami rozmawiać? 167 — Tak czy owak będziemy już to mieli za sobą — stwierdził stanowczo Matthew. — Zresztą, czy mamy coś do stracenia? Racja! Do stracenia mieliśmy jedynie Juliette, która w przeciągu tygodnia będzie musiała opuścić nasz dom, jeśli szybko czegoś nie zrobimy. Kiedy wysiedliśmy z autobusu, ktoś zawołał brata po imieniu. Rozejrzeliśmy się dokoła i zauważyliśmy dwóch nastolatków, sterczących przed sklepem dworcowym. Matthew pomachał im ręką. — Kto to? — zapytałam. — Kumple z McDonald'sa. — Chodź tu, Matt! Co to za dziewczyna? — wrzasnął jeden i natychmiast poczułam do niego niechęć. Miał rude włosy i był chyba o kilka lat starszy od mojego brata. — Chodźmy, Matthew. Musimy poszukać Lizzie — przypomniałam mu, ciągnąc go za kurtkę. — Esmie, przejdź tam i zaczekaj na mnie przez chwilę, ??.? — Próbował popchnąć mnie w stronę wyjścia z dworca autobusowego, żeby spokojnie przywitać się z kolegami, ale ja ruszyłam za nim. — Cześć, Matt. Wiesz co? Twój kumpel, Jake, właśnie teraz, w czasie naszej rozmowy, łamie prawo — powiedział rudzielec z szerokim uśmiechem, zapalając papierosa. 168 — Co ty gadasz? — Matthew rozejrzał się dokoła w poszukiwaniu Jake'a. — Nie było go dziś w szkole. Myślałem, że jest chory. — Akurat! Tak się włóczyliśmy po mieście. Uczyliśmy Jake'a, jak ściągnąć sobie parę gratisów ze sklepu. Matthew spojrzał na niego ze zdumieniem. — Co? Chcesz powiedzieć, że Jake kradnie? — Sam się nie spodziewał, że jest do tego zdolny. Ale my wiedzieliśmy z góry, że ma do tego dryg! Hej! Droga wolna, Jake! — Ze sklepu do drugiej stronie ulicy właśnie wyłonił się Jake. Trzymał obie ręce w kieszeniach. Był zaskoczony i nieco zażenowany, kiedy zauważył mnie i Matta. — Proszę — powiedział Jake, wyciągając z kieszeni kilka płyt kompaktowych. — Co tu robisz? — zwrócił się do mojego brata. — Jake, czy ty naprawdę to ukradłeś? — zapytałam, wpatrując się w Jake'a szeroko otwartymi oczami. Nie mogłam w to uwierzyć. Nikt z naszych znajomych nie kradł. — Zamknij się, Esmie — zawołał Matthew pospiesznie. — Jake mówił nam, że nie wolno ci już chodzić z nami na śniadanka do McDonald'sa — rzucił rudzielec. — Podobno okropnie boisz się ojca. Przynajmniej Jake tak twierdzi, prawda, Jake? 169 — Nie boję się ojca — oświadczył Matthew, zerkając w bok, gdzie z dość głupią miną stał Jake. — Udowodnij to! Idź tam i zwiń nam jakiegoś fanta! — Nie rób tego, Matty! — krzyknęłam przerażona. Kradzież jest złym uczynkiem. Tata nie musiał nam nawet o tym mówić. Było dla niego oczywiste, że o tym wiemy. — Co, teraz młodsze siostry ci rozkazują, Matt? — zakpił rudy. — Nie mów, że jej też się boisz! Idź i ściągnij dla niej jakieś cukierki. To jej zatka gębę! Matthew otoczył mnie ramieniem w tak opiekuńczym geście, że poczułam się zaskoczona. — Nie zwykłem robić wszystkiego, co mi ktoś każe — wycedził, mierząc wzrokiem rudzielca. — Chodź, Esmie. — I zaczął odwracać mnie tyłem do nich. — Słyszałem co innego. Słyszałem, że stary naprawdę trzyma cię pod pantoflem. Tak, tatusiu! Nie, tatusiu! Trzy torby pełne, tatusiu! — przedrzeźniał go złośliwie tamten. W tym momencie Matthew odsunął mnie na bok, odwrócił się i rzucił się na tamtego. Rudzielec krzyknął i natychmiast mu oddał, po czym obaj zaczęli okładać się pięściami i szarpać, a Jake i ten drugi chłopak próbowali ich rozdzielić. — Przestańcie! — krzyknęłam. Byłam przerażona. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby mój brat się bił. Bałam się, że jeśli nie przestaną, to Matty zostanie zabity 170 albo skatowany do nieprzytomności, albo aresztowany. Kiedy Jake odciągnął mojego brata, a drugi chłopak rudzielca, wbiegłam pomiędzy nich. Mój brat miał rozcięty policzek i krew leciała mu z nosa. Rudy miał podbite prawe oko. Obaj ciężko dyszeli. — Zabierz go do domu, Esmie — powiedział Jake. Puścił mojego brata i zaczął się wycofywać. — Zmywamy się stąd. Zadzwonię do ciebie później, Matty, ??.? — I odszedł z tamtymi, a Matthew przyciskał ręką policzek i patrzył za nim z takim dziwnym wyrazem oczu, jakby spodziewał się, że kolega zostanie z nami, a nie odejdzie z tamtymi. — Wszystko w porządku? — zapytałam i delikatnie dotknęłam rozciętego policzka. Matty i Jake byli najlepszymi przyjaciółmi, jak daleko sięgam pamięcią. — Czy mam zadzwonić do taty? — Zbzikowałaś? Chodź. — I ruszył przed siebie. — Dokąd idziemy? — A jak sądzisz, głupolu? Odnaleźć Lizzie. W milczeniu szliśmy ulicą. Matthew podtrzymywał rękę, jakby go bolała, ale nie miałam odwagi znowu zapytać, czy wszystko w porządku. Żałowałam, że nie ma z nami taty. Albo Juliette. Nie miałam ochoty teraz stawiać czoła Lizzie, ale Matthew z determinacją starał się zachowywać tak, jakby nic się nie stało. W aptece przy kasie siedziała jakaś młoda kobieta. Podeszliśmy do głównej lady, myślałam, że Matthew 171 coś powie, a on tymczasem zaczął grzebać w różnych przeciwkaszlowych cukierkach do ssania. Ponad parawanem, oddzielającym przestrzeń sklepową od zaplecza, dostrzegłam czubek czyjejś głowy. Nie sposób było odróżnić, czy to Lizzie, czy kto inny. — W czym mogę pomóc? — zapytała młoda kobieta, zerkając podejrzliwie na krwawiący policzek mojego brata, jakby podejrzewała, że za chwilę może tu dojść do strzelaniny. — Musimy porozmawiać z farmaceutką — oświadczył głośno Matthew. Aż nazbyt głośno. Jego głos zdradzał wyraźne zdenerwowanie, a zachowanie wydawało się na tyle dziwne, że kobieta doszła zapewne do wniosku, iż to jakiś napad rabunkowy. Zdążyłam już sobie wyobrazić, że kobieta nacisnęła pod ladą jakiś tajemniczy guziczek, który postawił w stan pogotowia całą okoliczną policję, w tym naszego ojca, kiedy zza parawanu wyłoniła się farmaceutką. To była Lizzie. — O Boże! — krzyknęła ze zgrozą na widok mojego brata. — Wyglądasz, jakbyś wracał z pola bitwy. A wtedy, ku mojemu najwyższemu zadziwieniu, Matty zaczął płakać. Lizzie podbiegła i posadziła mojego brata na krzesełku, przeznaczonym dla klientów, czekających na realizację recepty. Potem zażądała, żeby kasjerka przyniosła jej gazę i ciepłą wodę. Obserwowałam, jak delikatnie zmywała krew z twarzy Matthew i gdzieś 172 w moim wnętrzu zrodziło się jakieś dziwne uczucie. Wydawało mi się, że nie jestem sobą, a kimś całkiem innym, kto obserwuje tę scenę z bardzo dużej odległości. Ale wraz z poczuciem satysfakcji, że udało nam się jednak odnaleźć Lizzie, pojawiła się również rosnąca z każdą chwilą obawa. Jak ona zareaguje, kiedy się dowie, dlaczego przyszliśmy? * * * Rozmawialiśmy dość długo. Lizzie miała pewien pomysł i chciała, żebyśmy przekazali go tacie. Prosiliśmy, żeby przyszła do nas od razu tego samego dnia, ale uznała, że tata powinien mieć możliwość podjęcia decyzji, czy naprawdę chce się z nią znowu zobaczyć. Powiedziała, że albo zrobimy to na jej sposób, albo wcale. Więc, oczywiście, zgodziliśmy się jej ustąpić. Kiedy wróciliśmy do domu, okazało się, że Juliette gdzieś wyszła, za to tata był — dla odmiany! — w nieco lepszym nastroju. Nie zdążyliśmy jednak powiedzieć mu, żeby poszedł zobaczyć się z Lizzie, bo od razu zaczął wypytywać, co się stało z moim bratem. Uparł się, że musi zdjąć plaster przylepiony przez Lizzie i osobiście obejrzeć rozmiary skaleczenia. Lizzie obmyła twarz Matty'ego, więc nie prezentował się najgorzej, miał jednak opuchniętą wargę, a i policzek był dość obrzmiały. Tata wyjął z zamrażalnika paczkę mrożo- 173 nego groszku i kazał Matty'emu przykładać ją do twarzy, a potem zażądał szczegółowych wyjaśnień. — Matty wziął udział w bójce, ale to nie jego wina — zawołałam szybko, bo mój brat nie odpowiadał. — To nie była prawdziwa bójka — wymamrotał Matthew. — Zwykła przepychanka z kumplem Jake'a. — Nie wiem, jak Jake może nadal uważać go za swojego kolegę! — krzyknęłam zapalczywie. — Tak czy owak, Jake nie powinien... — To problem Jake'a — przerwał mi Matthew stanowczo, uciszając mnie równocześnie wzrokiem. — Pokłóciliście się z Jakem? — zapytał tata, odgarniając grzywkę z czoła mojego brata z taką delikatnością, z jaką nie dotykał go już od lat. Matthew nie poruszył się, ani nic nie powiedział, tylko jego oczy były pełne bólu. — Mój biedaku! — Tata objął gó*i mocno uścisnął. — Nie martw się. Przyjaźnicie się z Jakem od lat. Na pewno uda wam się rozwiązać to nieporozumienie. — I dodał, nie zdejmując ręki z ramienia mojego brata: — Zechcesz mi powiedzieć, o co się pobiliście? Mój brat pociągnął nosem. — Wolałbym nie. — Rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie, żebym trzymała buzię na kłódkę. Nie wiem, po co ta tajemnica, bo moim zdaniem tata byłby raczej zadowolony a nie wściekły, gdyby się dowiedział, że Matthew odmówił udziału w kradzieży wraz z Jakem 174 i resztą. Podejrzewam, że brat nie chciał nic mówić z obawy, że tata zadzwoni do rodziców Jake'a i kolega będzie miał kłopoty. Na które, moim zdaniem, w pełni sobie zasłużył. — A gdzie wy właściwie byliście? — zainteresował się tata. — I dlaczego zabrałeś ze sobą Esmie? — Byliśmy na dworcu autobusowym — powiedział Matthew. — Tato, musimy ci coś wyznać... W tym momencie zabrzęczał pager taty. Nienawidzę tego głupiego pagera, naprawdę nienawidzę! Odzywa się zawsze w najbardziej nieodpowiednim momencie. Najchętniej utopiłabym go w klozecie, ale tata się odgraża, że jeżeli to zrobię, to on mnie spuści w klozecie. — Dlaczego oni nie dają ci spokoju? — wściekłam się. — To nie w porządku! — Esmie, zawsze muszę być pod telefonem, kiedy jest prowadzone dochodzenie w sprawie o morderstwo. Przecież wiesz. Może chcą mnie tylko o czymś poinformować. To nie musi oznaczać, że mam się stawić w pracy. — Poszedł na górę, żeby zatelefonować z aparatu w swojej sypialni. Kiedy rozmowa dotyczy jego pracy, tata zawsze stara się, byśmy nie mogli jej usłyszeć. Matty i ja czekaliśmy na niego w milczeniu. Wreszcie zbiegł pędem po schodach. Zwykle niewiele nam mówi o pracy, ale wczoraj wymknęło mu się, że za- 175 trzymali kogoś w celu przesłuchania. To często wstęp do aresztowania. A aresztowanie oznacza, że ujęli mordercę — no, chyba że aresztowali niewłaściwą osobę, oczywiście. — Niestety, muszę iść — przyznał wyraźnie czymś zdenerwowany tata. — Co takiego chcieliście mi powiedzieć? Matthew potrząsnął głową. — To może poczekać. — OK. Powiecie mi jutro. Matthew, będziesz musiał zostać w domu i zaopiekować się siostrą. — Wziął kluczyki do samochodu, rzucone na wierzch gazety leżącej na stole. — Aha, i chciałbym, żebyś mi coś nagrał. To program na... Zaraz, gdzie to jest? — Sięgnął po długopis, znalazł program telewizyjny w gazecie i coś zaznaczył. — Juliette ma zostać u przyjaciół i pewnie nie wróci na noc, na mnie też nie czekajcie. Nie wiem, jak długo to może potrwać. — Co się dzieje, tato? — zapytał Matty. — Wasz podejrzany nie chce gadać? Będziecie musieli biciem wymusić od niego zeznanie? Tata zwinął gazetę w rulon i przyłożył nią Mat-ty'emu w głowę. — Rozprawię się z tobą później, słoneczko. — I już zza drzwi dorzucił: — I nie myśl sobie, że nie wiem, ile mam w lodówce butelek piwa! 176 — Będziemy musieli zaczekać do jutra rana, żeby mu powiedzieć — westchnęłam, słysząc warkot silnika samochodu na podjeździe. — Nie wierzę! — krzyknął Matty. — Co? Patrzył na program, który tata kazał mu nagrać. — Ten program! Nosi tytuł ,Au pairs z piekła rodem"! — popatrzył na mnie, kręcąc głową. —Jak mamy go przekonać, żeby pozwolił Juliette zostać? — Przekonamy go, jeśli sprawimy, że zejdą się z Lizzie — stwierdziłam, marszcząc czoło. — Będzie szczęśliwy, więc przestanie się gniewać na Juliette. — Esmie, nawet jeśli tata zgodzi się na ponowne spotkanie z Lizzie, to jeszcze nie oznacza, że się pogodzą — ostrzegł mnie brat. — Wiem! — zawołałam niecierpliwie. — A nawet gdyby się pogodzili i gdyby tata poprosił Juliette, by pozostała, to jeszcze nie znaczy, że ona się zgodzi. Podejrzewam, że ma już go powyżej uszu. Pewnie o niczym tak nie marzy, jak o powrocie do Francji. — Musimy po prostu spróbować, to wszystko — wymamrotałam. Brat miał taką minę, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale po namyśle zrezygnował, zamknął usta i poszedł przygotować kasetę wideo, żeby nagrać tacie program. * * * 177 Nastawiłam własny budzik na jutro rano, żeby nie zaspać, bo jakoś nie miałam zaufania do Matty'ego. O dziewiątej weszłam do pokoju brata, żeby go obudzić, zgodnie z umową. Ziewnął, usiadł na łóżku i odgarnął opadające na oczy włosy. Był goły do pasa, więc widziałam, że na jego piersi nie wyrosły jeszcze włoski, jak u taty. Podejrzewam, że Holly przestałaby uważać, iż jest podobny do Brada Pitta, gdyby zobaczyła go dziś rano, chociaż jego twarz rzeczywiście wyglądała lepiej, odkąd tata zabrał go do lekarza, który zapisał mu jakiś środek na pryszcze. — Chodź. Już czas — powiedziałam. Nasz plan przewidywał, że ja obudzę tatę, przyniosę mu do łóżka tacę z herbatą i grzankami, i powtórzę, co powiedziała Lizzie, kiedy ją wczoruj odwiedziliśmy. — Ciebie prędzej wysłucha — stwierdził mój brat, kiedy zastanawialiśmy się, kto ma mu powiedzieć. — Szczególnie, kiedy wystąpisz w roli grzecznej córeczki tatusia. Przygotowaliśmy więc śniadanie, Matthew zaniósł je na tacy na górę i oddał mi pod drzwiami pokoju taty. Ścisnął kciuki na szczęście i szeptem życzył mi powodzenia. Weszłam do pokoju taty. Tata chrapał. Ostrożnie ustawiłam tacę w nogach łóżka. 178 — Tato? — Potrząsnęłam nim, a on odwrócił się na drugi bok z takim impetem, że o mało nie kopnął tacy. — Tato, przyniosłam ci śniadanie do łóżka. Tata zaczął przecierać oczy. — Cześć! — mruknął zachrypniętym głosem. — Przyniosłam ci śniadanie do łóżka — powtórzyłam. — Na przeprosiny. Za to, co zrobiliśmy. — Hę? — Powieki same mu opadały, ale z wysiłkiem podciągnął się do pozycji siedzącej, podłożył poduszki pod plecy i oparł się o nie wygodnie. — Naprawdę bardzo przepraszamy, że umówiliśmy cię na tę randkę w ciemno z Lizzie. Nie przyszło nam do głowy, że nie wszystko ułoży się po naszej myśli — kontynuowałam szybko. Tata chyba trochę oprzytomniał. — Hmm... Cóż... Znając Juliette, mogę się domyślać, że wmówiła wam, iż nic nie może się nie udać! — powiedział. Potem westchnął. — W porządku, wybaczam wam. Chodź tu do mnie i daj mi całusa! Pisnęłam, kiedy przyciągnął mnie do siebie, bo pierwsze poranne całusy taty są okropne. Strasznie drapie mi twarz brodą, to naprawdę kłuje! Ale przynajmniej już się na mnie nie gniewał. Nie chciałam wszystkiego od razu zepsuć, więc z dalszymi rewelacjami poczekałam, aż zje grzankę. — Tato, mogę cię o coś zapytać? — zaczęłam ostrożnie. 179 — Oczywiście, kochanie. — Naprawdę spodobała ci się Elizabeth... to znaczy — Lizzie... kiedy byliśmy razem w tej restauracji? Tata odstawił filiżankę. — No... tak. A tobie nie? — Mnie też i wcale jej się nie dziwię, że uciekła, kiedy zobaczyła swój numer telefonu przypięty do naszej lodówki! — powiedziałam. — Musiała się przerazić! — Z pewnością! — Tata zachmurzył się. — Dziwię się nawet, że nie złożyła na mnie doniesienia na policję! Próbowałem dodzwonić się do niej następnego dnia i wszystko jej wyjaśnić, ale numer nie odpowiadał. — Dzwoniłeś?! — usiadłam na łóżku. Nie wiedziałam o tym. Kiwnął głową. — Najwyraźniej nie chciała więcej ze mną rozmawiać. — Znowu się zachmurzył. — Juliette zachowała się wyjątkowo nieodpowiedzialnie! To nie była nieszkodliwa zabawa! — Tato — zaczęłam z ociąganiem. — ...a gdybym ci powiedziała, że poszliśmy do niej z Mattym i wszystko jej wyjaśniliśmy, i że wcale nie jest już zła na ciebie, to co byś powiedział? Spojrzał na mnie. — Poszliśmy się z nią zobaczyć — dodałam szybko. — Do apteki. Wyjaśniliśmy jej, co się stało. Przyjęła 180 to do wiadomości. No, może nie od razu, ale po chwili rozmowy. — Esmie... — Pomyśleliśmy, że nie będzie się tak wściekać, kiedy wyjawimy jej prawdę — podjęłam pospiesznie. — I teraz, tato, to ona już się wcale nie wścieka. I powiedziała, że nie będzie miała nic przeciwko następnemu spotkaniu z tobą, jeśli tylko ty naprawdę masz na to ochotę. Proszę, tato, spotkasz się z nią, prawda? Ona będzie dziś rano spacerowała z psem po parku. No, z psem swojej ciotki. Nie musisz tam iść od razu, tato! — zawołałam przestraszona, bo gwałtownym gestem odsunął tacę i spuścił nogi z łóżka. — Ona ma tam być po jedenastej. Powiedziała, że ma zwyczaj siedzieć trochę przy stawie z kaczkami... — Esmie, wstaję, żeby skorzystać z łazienki — przerwał mi tata. — Wcale nie biegnę do parku! Nie mogę uwierzyć... — Dopiero w tym momencie zauważyłam, że jest zły. Odwrócił się i popatrzył na mnie gniewnie. — Esmie, ja po prostu nie mogę uwierzyć, że po tym wszystkim co się stało, odważyliście się z Mattym jeszcze raz ingerować w moje sprawy! Poszedł do łazienki, trzaskając drzwiami. Trzęsłam się jak galareta. Myślałam, że będzie zadowolony. W pierwszej chwili zaszokowany, ale potem zadowolony. Nie rozumiem, co jest złego w ingerowaniu? Przecież ingerowanie w sprawy ukochanej 181 osoby, kiedy robi się to dla jej dobra, musi być ??., prawda? — Co się stało? — zapytał mój brat, kiedy weszłam do jego pokoju i wyłączył swój przenośny telewizorek. Jadł grzankę, więc w łóżku pełno było okruchów. Kątem oka zerknęłam na stojącą na stole fotografię mamy w srebrnej ramce. Uśmiechała się do nas tak radośnie, jakby nas chciała ostatecznie pognębić. Bo czy były jakiekolwiek powody do radości? Chyba że cieszyła się, że nic nam się nie udaje. — Naprawdę jest na nas wściekły — westchnęłam, siadając przy Matthew na łóżku. Powtórzyłam bratu słowa taty. — I nie zamierza iść do parku, żeby się z nią spotkać. Oczy Matty'ego zwęziły się. Nagle rzucił się do działania. Wyskoczył z łóżka. — Powiem ci, co teraz zrobimy. Posłuchaj... Przyznaję, że byłam pod wrażeniem jego determinacji w przystąpieniu do akcji, niezależnie od tego, co właściwie wymyślił. A jego pomysł sprowadzał się do tego, że powinnam zniknąć na kilka godzin, żeby tata zaczął mnie szukać. — A gdzie poleci najpierw po tym wszystkim, co mu rano powiedziałaś? — zapytał, widząc moje osłupiałe spojrzenie. Zastanawiałam się przez chwilę, wreszcie uśmiechnęłam się z satysfakcją. 182 — Do parku! — Właśnie! A tam, przy odrobinie szczęścia, natknie się na czekającą na niego Lizzie! — Idę się ubrać — oświadczyłam, wstając. — Ale w rzeczywistości nie powinnam chyba iść do parku, prawda? — Oczywiście, że nie! Musimy zostawić tatę i Lizzie samych. Najlepiej pokręć się po sklepach. Kiwnęłam głową i jeszcze raz zerknęłam na zdjęcie mamy na biurku Matthew. Zdawała się patrzeć wprost na mnie, a w jej oczach dostrzegłam coś jakby... sama nie wiem... ogromne rozbawienie. Nagle wpadł mi do głowy szalony pomysł. 183 # 15. ? Może nie wierzycie w niebo i życie po śmierci — mnóstwo osób nie wierzy — i po śmierci mamy czy taty sądzicie, że oni żyją już wyłącznie w waszej pamięci. Wiem, że tata tak właśnie uważa. Jeśli czasami rozmawia z mamą, to dlatego, że lepiej się czuje, udając, że ona nadal przy nim jest, a nie dlatego, że naprawdę wierzy w jej istnienie. Przynajmniej tak mówi. Gdybym go zapytała o moje rozmowy z mamą, wyjaśniłby przypuszczalnie, że w tym przypadku mama pełni rolę kogoś w rodzaju wyimaginowanej przyjaciółki. Może nawet ma rację. Ale chwilami wręcz czuję na sobie jej spojrzenie i jestem pewna, że mama w jakiś niezrozumiały dla mnie sposób jednak przy mnie jest. A jeśli tak, to może potrafi tam z nieba ingerować w nasze życie? Wyszłam z domu, nie uprzedzając nikogo i ruszyłam na przystanek autobusowy. Nie musiałam długo czekać. W autobusie jechało niezbyt wielu pasażerów, więc znalazłam miejsce siedzące z przodu, na górnym poziomie, które lubię najbardziej, bo stamtąd wszystko widać. Przejechałam tak całe miasto, wysiadłam do- 184 piero przed skrętem w obwodnicę. Już tylko kilka kroków dzieliło mnie od cmentarza. Po drodze był kiosk z gazetami, w którym można również kupić kwiaty. Wiem, bo zawsze przyjeżdżamy tu w Boże Narodzenie i w urodziny mamy. Przed kioskiem stały w wiadrze tylko bukiety przywiędłych goździków, więc zamiast kwiatów kupiłam baton. Tata mówił mi kiedyś, że mama bardzo lubiła ...batoniki. Na cmentarzu jest mnóstwo kamiennych nagrobków, ale zapamiętałam, jak się idzie do mamy. Nie wiem właściwie, co spodziewałam się tam znaleźć, ale od naszej ostatniej wizyty nic się nie zmieniło, znalazłam nawet stary słoik po dżemie. Słoik przewrócił się na bok, napadało do niego deszczówki, a w dodatku zwisały z niego resztki zwiędłych kwiatów. Ciekawe, czy tata przychodził tu czasem bez nas? Te kwiaty zwiędły chyba stosunkowo niedawno, więc nie mogły stać na grobie mamy od naszej ostatniej wspólnej wizyty. Wyrzuciłam uschnięte kwiaty i wylałam brunatną wodę, po czym ustawiłam słoik równiutko. Ostrożnie ułożyłam batonik w poprzek otworu słoika i usiadłam na trawie przed grobem. Była trochę wilgotna, ale nie zwracałam na to uwagi. Szybko rozejrzałam się dokoła. Na cmentarzu nie było nikogo poza mną. — Nie musisz się martwić, że o tobie zapomnimy — powiedziałam na głos. — Jeśli o to ci chodzi. To 185 znaczy, jeśli to za twoją sprawą wszystko idzie nie tak — Zamilkłam na chwilę, na wypadek gdyby mam chciała odpowiedzieć. Nie spodziewałam się usłyszę jej głosu dobiegającego z nieba, ale siedziałam bez ru chu z zamkniętymi oczami i czekałam, aż odezwie si on w mojej głowie. Lubiłam myśleć, że mama właśni w taki sposób komunikowała się ze mną — wkładają czasami swoje myśli do mojej głowy — i taką też dróg przekazywała mi swoją miłość, choć już dawno ni żyła. Nie usłyszałam jednak głosu mamy, nawet kied podrapałam się w czoło i skoncentrowałam się z całej siły. Im bardziej się skupiałam, tym większą miałam pus tkę w głowie. Może jednak nie było tu mojej mamy. Zastanowiłam się, co powiedziałby tata, gdyby wie dział, co robię. Ciekawe, czy już zaczął się o mnie mar twić. Poczułam nagle wyrzuty sumienia, że przyspa rzam mu trosk. Może spotkał Lizzie i razem zaczęl mnie szukać. — To nie oznacza, że nie wolałabym, abyś była z na mi — poinformowałam mamę. — Gdybyś żyła, to wca le nie chciałabym tej Lizzie. Więc jeśli możesz do na wrócić, to zrób to zaraz, a obiecuję, że natychmias przestanę szukać następnej mamy. Dopiero kiedy powiedziałam to na głos, uderzył mnie, że właściwie przez cały czas szukałam raczej no wej mamy dla siebie, niż nowej żony dla taty. Wybie 186 rałam pod kątem własnej sympatii do niej, a nie pod kątem upodobań taty. I na tym polegał problem. Tata był wściekły ze względu na sposób, w jaki wtykaliśmy nosy w nie swoje sprawy, był wściekły, bo próbowaliśmy wmówić mu, co jest dla niego najlepsze, pozbawiając go prawa decydowania o sobie. Pewnie czuł się tak samo jak ja, kiedy Holly próbowała dla mojego dobra przejąć nas wszystkim kontrolę. Patrzyłam na nazwisko mojej mamy wypisane złotymi literami na szarym marmurze. Może jednak pomagała mi tam z nieba przemyśleć pewne sprawy. A może nie. Tak czy owak, na pewno chciałaby, żeby tata był szczęśliwy, nawet jeśli oznaczałoby to ponowne małżeństwo. Spojrzałam na leżący na słoiku batonik. Nie jadłam śniadania, więc zrobiłam się okropnie głodna. I nagle wydało mi się okropne głupie zostawienie go dla mamy, która nie mogła zejść z nieba na ziemię, żeby go zjeść. * * * Kiedy wróciłam do domu, Matthew stał w szeroko otwartych drzwiach i czekał na mnie. Musiał mnie zauważyć, kiedy szłam ulicą. — Udało się! — Uśmiechał się od ucha do ucha. — Tata zachodził w głowę, dokąd mogłaś pójść! Po- 187 wiedziałem mu, że okropnie cię zdenerwował! Poleciał do parku, żeby cię szukać! Powinnaś zadzwonić do niego na komórkę, że nic ci się nie stało. Spojrzałam na zegarek. Piętnaście po jedenastej. — Myślisz, że znalazł już Lizzie? — zapytałam zaniepokojona. — Wkrótce się dowiemy. — Przyglądał się, jak wystukiwałam numer telefonu komórkowego taty. — A gdzie byłaś? Nie odpowiedziałam. Wsłuchiwałam się w sygnał telefonu. — Tak? — odezwał się pełnym napięcia głosem. — To ja, tato. — Esmie? Gdzie jesteś? Jesteś w domu? — niemal krzyczał do słuchawki. — Tak — powiedziałam. — Zostań tam. Już wracam. — I przerwał połączenie. — Mam nadzieję, że nie da mi szlabanu — mruknęłam do brata ponuro. — Nie miał zbyt radosnego głosu. — A ja mam nadzieję, że się z nią spotkał i że wszystko się jakoś ułoży — odparł Matty. Przez następnych dziesięć minut chodziłam w tę i z powrotem po domu, zastanawiając się, co będzie, jak tata wróci. Pierwsza jednak przyszła do domu Ju-liette. W drzwiach cmoknęła mnie w oba policzki i już 188 zmierzała do drzwi, kiedy nagle zatrzymała się w pół kroku na widok mojej miny. — A co się stało tym razem? Nie było czasu na odpowiedź, bo w tym momencie na podjeździe pojawił się tata. Był sam, bez Lizzie. Matthew i ja patrzyliśmy na niego z niepokojem. Miał surową minę, wbił we mnie wzrok, położył mi rękę na ramieniu, odwrócił w miejscu i zaprowadził do salonu, gdzie zostałam poddana najbardziej drobiazgowemu przesłuchaniu w życiu, któremu towarzyszyły przerażające pogróżki, co mi tata zrobi, jeśli jeszcze raz wyjdę z domu, nie mówiąc, dokąd. Powiedziałam mu, że łaziłam po sklepach i że mama Holly uważa, iż tata nie może przez całe życie trzymać nas pod kloszem, na co tata przedstawił mi długą listę dzieci, które zostały porwane z centrów handlowych. Odczepił się ode mnie dopiero, kiedy Matthew stwierdził: — A kto by tam zechciał ją porywać? Wtedy tata przerzucił się na mojego brata. — Na twoim miejscu trzymałbym buzię na kłódkę, Matthew! Ty też nie wiedziałeś, gdzie się twoja siostra podziewa, co? I przez pewien czas tata wymyślał nam obojgu. Żadne z nas nie miało odwagi zapytać go o Lizzie. Ale kiedy już oboje z Matthew straciliśmy nadzieję, że spotkali się w tym parku, tata stwierdził nieoczekiwanie, 189 że chciałby, aby brat został jutro wieczorem w domu i miał na mnie oko, bo on zamierza wyjść. — A nie mogłaby Juliette z nią zostać? — zaprotestował Matthew. — Juliette już wystarczająco długo pełniła rolę opiekunki do dzieci. Zresztą nie zaszkodzi ci, jeśli od czasu do czasu okażesz się użyteczny. — Dokąd idziesz, tato? — wtrąciłam się, podekscytowana. — Umówiłeś się z kimś, kogo znamy? — Mógłbym ci powiedzieć, Esmie — stwierdził tata, odwracając się tak, żeby widzieć moją twarz. — Ale boję się, że znów byś się wtrąciła i wszystko zepsuła. Oczywiście, nienaumyślnie. — Uśmiechnął się leciutko i nagle zrozumiałam, że wcale nie był taki zły, jakiego udawał. — A teraz... muszę porozmawiać z Juliette. Juliette była w kuchni i jak tylko tata wyszedł z salonu, my z Mattym natychmiast ruszyliśmy za nim. Stanęliśmy pod drzwiami, podsłuchując. — Juliette — powiedział tata — winien ci jestem przeprosiny. — Oboje z Matthew wstrzymaliśmy oddech. Co to? Czyżby ją prosił, by z nami została? — Bardzo mi przykro z powodu tego wszystkiego, co ci powiedziałem. Wiem, że próbowałaś tylko pomóc, choć posłużyłaś się dość niekonwencjonalnymi metodami. Nie powinienem tak do ciebie mówić, to było wysoce niestosowne. — Cóż... — zaczęła Juliette. Wyczułam, że nie miała zamiaru skwapliwie przyjąć tych przeprosin, ani też 190 zrewanżować się tacie wyrazami ubolewania, ale na szczęście tata najwyraźniej wcale ich nie oczekiwał. — Czy moglibyśmy omówić pewne sprawy? — zapytał. — Na osobności. — Błyskawicznie podszedł do drzwi i wytknął głowę, jakby przez cały czas wiedział, że podsłuchujemy i nie miał nic przeciwko temu, żebyśmy usłyszeli jego przeprosiny, nie życzył sobie natomiast, byśmy byli świadkami dalszego ciągu rozmowy. — ??., wy dwoje! Na górę! Natychmiast! — warknął, a my czmychnęliśmy po schodach. Byłam przekonana, że poprosił ją, aby u nas została, ale człowiek nigdy nie może być niczego do końca pewien — o czym się wkrótce przekonałam — a ilekroć próbowałam porozmawiać o tym z Juliette, zmieniała temat. Matty stwierdził, że może tata ją poprosił, ale ona potrzebowała czasu do namysłu, choć ja naprawdę nie rozumiem, po co jej czas. Dlaczego nie miałaby chcieć pozostać, skoro zostały wyjaśnione wszelkie nieporozumienia pomiędzy nią a tatą? Następnego dnia tata obudził się z bólem brzucha. Juliette podejrzewała, że to skutek zdenerwowania wieczorną randką — była święcie przekonana, że umówił się na randkę! — ale ja nie byłam taka pewna, czy to rzeczywiście było przyczyną jego choroby. Kiedy ta- 191 ta się denerwuje, to... po prostu jest zdenerwowany. Nigdy nie miewa boleści. Juliette przyniosła mu z apteki jakieś tabletki, które zażył. Potem oświadczył, że chyba ma gorączkę. — Wygląda na to, że jednak nie będzie pan mógł wyjść dziś wieczorem — stwierdziła Juliette. Tata jęknął, że musi. — Jeśli nie pójdę, ona uzna, że stchórzyłem. Po tym wszystkim, co się wydarzyło, nigdy nie uwierzy, że naprawdę się rozchorowałem. — W tym momencie stało się dla nas jasne, że naprawdę umówił się z Lizzie. — Spotkałeś się z nią w parku, tato? — zapytałam. — Co się stało? O czym rozmawialiście? — Ale tata całkowicie zignorował moje pytania, przyciskając rękę do bolącego brzucha. — W takim razie niech pan zaprosi ją tutaj — poradziła Juliette. — Tutaj? — jęknął tata. — Żeby mnie zobaczyła w takim stanie? — Ja ją zaproszę. Powiem, że jest pan chory i potrzebuje pocieszenia. Zapytam, czy mogłaby wpaść do pana w odwiedziny. Ma pan jej numer? Ale tata nie zgodził się podać jej numeru. — Jeśli już ktoś ma do niej dzwonić, Juliette, to już raczej ja — stwierdził sucho. — Nie sądzisz? I Juliette musiała przyznać mu rację. 192 Kiedy wieczorem zabrzmiał dzwonek, popędziłam otworzyć drzwi. — Lizzie! — pisnęłam z podnieceniem. — Wiedziałam, że przyjdziesz! Tata spotkał się z tobą w parku, prawda? — Cześć, Esmie. Jak się miewa chory? — odezwała się Lizzie, jakby wcale nie słyszała mojego pytania. — Nadal marnie — odparłam, zapraszając ją do środka. — Ale nie biega już tak często do toalety. — To dobrze! Ale może jeszcze nie jest w stanie przyjmować gości? Może nie powinnam przychodzić? — Ciebie przyjmie na pewno! — zawołałam energicznie i pewnie od razu zaciągnęłabym ją po schodach do pokoju taty, gdyby w holu nie pojawiła się Juliette, która zaprosiła Lizzie do salonu. — Właśnie zaparzyłam herbatę — powiedziała Juliette. — Napije się pani filiżankę? A ja w tym czasie pójdę na górę i zawiadomię inwalidę, że pani przyszła. — Puściła do mnie oko i wyszła. Teraz, kiedy zostałam z Lizzie sama, poczułam się nagle niezręcznie. 193 — Lepiej mu tego nie dawaj — powiedziałam na widok torby winogron, które położyła na stoliku. — Winogrona nie są zalecane przy niedyspozycjach żołądkowych. Lizzie uśmiechnęła się. — Chyba masz rację, Esmie. Może więc ty powinnaś je zjeść? — Dobrze! — zawołałam i natychmiast sięgnęłam po winogrono. Uwielbiam winogrona! Zjadłam już kilkanaście, kiedy w drzwiach salonu pojawiła się Juliet-te. — Umyj je! — poleciła, dając mi po łapie. — I ułóż na talerzu! — Wzdrygnęła się. — Nienawidzę sposobu, w jaki Anglicy jedzą winogrona. Odrywają je jedno po drugim. Muszę kupić tej rodzinie nożyce do winogron. — Ona nie cierpi też obcinania nosa od sera — powiedziałam i podniosłam oczy do nieba, żeby pokazać, co sądzę o jej uprzedzeniach. — No, wiesz, taki dzióbek na końcu sera. Lizzie roześmiała się. — Jak sobie radzisz, Juliette? Czy twój pacjent jest bardzo wymagający? Juliette skrzywiła się na znak, że jakoś sobie z nim radzi, choć z trudem. — Jest taki drażliwy w chorobie! Powiedziałam mu, że nie spodziewałam się po nim zachowania godnego 194 rozpuszczonego bachora, ale on nadal jest nieznośny! Wreszcie przyszedł tata. Był całkowicie ubrany, dzięki Bogu, ale zauważyłam, że włożył najluźniejsze spodnie. Wyglądał okropnie i mogłam tylko mieć nadzieję, że nie popełniliśmy błędu, pozwalając, by Lizzie zobaczyła go w tym stanie. Co będzie, jeśli zniechęci ją do siebie na zawsze? — Witaj w naszym domu — powiedział nieco zdenerwowany. — Lizzie przyniosła ci winogrona — poinformowałam. — Są pyszne, ale uznałam, że lepiej, abyś ich nie jadł. Pamiętasz, jak babcia mówiła, co owoce wyrabiają z jej jelitami? — Dziękuję, Esmie, ale daruj sobie opowieść o jelitach swojej babci — poprosił tata, krzywiąc się tak, jakby miał jakiś skurcz własnych jelit. — Jesteś pewien, że nie wolałbyś, abym przyszła kiedy indziej? — zapytała zaniepokojona Lizzie. — Nie wyglądasz zbyt dobrze. — Tata jest zawsze bardzo dzielny w chorobie — oświadczyłam z dumą. — Mama Holly mówi, że chyba cała brytyjska policja spoczywa na jego barkach, skoro tata wyrywa się do pracy nawet wtedy, kiedy jest chory. Holly to moja najlepsza przyjaciółka — wyjaśniłam Lizzie. — Jej mama też jest samotna, ale tacie się nie podoba, prawda, tato? 195 — Esmie, może poszłabyś do kuchni sprawdzić, czy Juliette nie potrzebuje przypadkiem pomocy? — powiedział tata, gromiąc mnie wzrokiem. — Ale Juliette wcale nie... — zaczęłam protestować, ale kiedy rozejrzałam się po salonie, odkryłam, że rzeczywiście wyszła, choć jakoś tego nie zauważyłam. — Wszystko w porządku, naprawdę. — Lizzie uśmiechnęła się ciepło do nas obojga. — Zostań, jeśli masz ochotę, Esmie. — ??.! — zgodziłam się, choć tata dawał mi głową znaki, żebym poszła do kuchni. Udałam, że tego nie widzę, bo przyglądam się Lizzie. Miała na sobie naprawdę ładną zieloną spódnicę. — Mam nową sukienkę w identycznym kolorze — zauważyłam. — Juliette pomogła mi ją wybrać. Chcesz zobaczyć? — Koniecznie! — zawołała Lizzie z uśmiechem. — Świetny pomysł — zgodził się tata. — Ale ubierz się w nią i przyjdź nam się pokazać. Tylko spokojnie. Nie ma powodu do pośpiechu. — Za chwilę wracam! — zawołałam i puściłam się biegiem po schodach, żeby jak najszybciej się przebrać. Zauważyłam, że drzwi pokoju Matthew są zamknięte, więc głośno zapukałam. — Matty! Ona tu jest! — Nie zareagował, więc otworzyłam drzwi gwałtownym szarpnięciem. Słuchał muzyki. Zdjął słuchawki i spojrzał na mnie. 196 — Co? — Lizzie tu jest. I najwyraźniej są w świetnej komitywie! Uśmiechnął się i uniósł kciuki w górę. — Dobra robota, partnerko! — No — zawołała Juliette z półpiętra. — Przynajmniej raz się nie kłócicie. Doskonale. — Stanęła za mną i położyła mi rękę na ramieniu. — Wygląda na to, że nasz Plan Samotnych Serc jednak się powiódł, prawda? Kiwnęłam głową. — Juliette, teraz zgodzisz się zostać z nami, prawda? — zapytałam skwapliwie. — To o tym tata chciał wczoraj z tobą rozmawiać? — Tak — potwierdziła. — Wasz tata prosił, żebym została. — Wspaniale! — zaśmiałam się. — Wszystko ułożyło się idealnie! — Postanowiłam zostać — mówiła pospiesznie Juliette — pod jednym wszakże warunkiem. — Jakim? — Spojrzałam na nią pytająco. — Pod warunkiem, że będziesz pamiętała, Esmie, iż nie zostanę tu na zawsze. Pomieszkam z wami do końca roku, a potem nadejdzie czas wyjazdu. — Oczywiście, ale to jeszcze strasznie długo — oświadczyłam. Najważniejsze, że teraz nie wyjeżdżała i tylko to się dla mnie liczyło. 197 Ale Juliette wydawała się naprawdę czymś zatroskana. — Esmie, nie chcę, byś myślała, że zawsze tu z wami będę — powtórzyła powoli. — Martwię się, że ty... Chodzi mi o to, że ja nie mogę... — Urwała i zmarszczyła czoło. — Nie mogę być twoją mamą — powiedziała w końcu. — Nikt nie może. Różni ludzie mogą po części wypełniać tę lukę, ale nikt nie będzie taką idealną matką z twoich marzeń. — Wiem — przyznałam. — Ale Lizzie wydaje się naprawdę miłą osobą i jeśli tata ją polubi, i zakochają się w sobie, i pobiorą się... to znaczy, wiem, że może do tego nie dojść, ale... — Nawet jeśli dostaniesz najlepszą macochę na świecie, to nie będzie ona jednak idealna — przerwała mi Juliette. — I nie chcę, żebyś tego od niej oczekiwała. — Westchnęła. — Esmie, nawet gdyby żyła twoja własna matka, to nie byłaby tak doskonała, jak ta, którą sobie wymarzyłaś. Nasze wymarzone matki są zawsze bez skazy. Nawet ludzie, których matki żyją, mają również matki wymarzone, z którymi tym realnym trudno rywalizować, bo zawsze są gorsze! — Co chcesz przez to powiedzieć? — Zmarszczyłam czoło. Nigdy dotychczas nie przyszło mi do głowy, że inni ludzie również mogą mieć wyimaginowane mamy. — Pomyśl o tym! — powiedziała Juliette surowo. 198 Obiecałam jej więc, że się nad tym zastanowię. Ale nie teraz. Teraz chciałam tylko ubrać się w moją nową suknię i tańczyć w niej po całym domu. — Nie martw się o nas, Juliette — odezwał się niespodziewanie Matthew. — Będzie OK. Juliette spojrzała na niego z czułością. — Kochany z ciebie chłopak, Matthew. Mój brat był wyraźnie zażenowany i szybko włożył słuchawki na uszy. — A ja? — zapytałam z niepokojem. — Czy ja też jestem kochana? — Myślałam, że nie lubisz, kiedy ktoś mówi o tobie: kochana! — roześmiała się Juliette. — Myślałam, że mama Holly stwierdziła... — Mama Holly nie pozjadała wszystkich rozumów! — przerwałam z rozdrażnieniem i pobiegłam do swojego pokoju, żeby się przebrać. 199 Niewiele więcej mam do dodania poza tym, że tata i Lizzie nadal się spotykają, a trwa to już ponad trzy miesiące. Lizzie często wpada do naszego domu i czasem wypuszczamy się gdzieś tylko we dwie, na przykład po zakupy, albo na jakiś film dla dziewczyn. Juliet-te miała jednak rację — Lizzie nie jest doskonała. Jest rozkojarzona, kiedy siada za kierownicą, przechodzi przez jezdnię przy czerwonym świetle i parkuje w niedozwolonych miejscach, co doprowadza tatę do szału. Nie jest też dobrą kucharką. Umie ugotować tylko dwie potrawy: lasagne i chilli eon carne, wszystko inne kupuje u Marksa i Spencera. Ale tata jest przy niej szczęśliwy. Matthew i Jake znowu są przyjaciółmi, a Jake przestał się spotykać z tamtymi chłopakami. Matty mówi, że Jake najadł się strachu, kradnąc płyty CD. Powiedziałam, że nie będę z nim rozmawiać, dopóki nie odniesie tych skradzionych CD do sklepu i nie odda ich właścicielowi, ale Matthew orzekł, że nie można żądać od Jake'a aż takiej odwagi i że powinnam mu odpuścić, jeśli obieca, że już nigdy niczego nie ukradnie. W każ- 200 dym razie zaczęli teraz chodzić po lekcjach do Burger Kinga zamiast do McDonald'sa, bo jedna z dziewczyn z klasy Matty'ego powiedziała, że zawsze tam chodzi z koleżankami. Podejrzewam, że ona podoba się mojemu bratu, bo kiedy go o to zapytałam, kazał mi się zamknąć i zrobił się czerwony na twarzy, co — zdaniem Holly — jest wystarczającym dowodem. Matthew i tata zamierzają razem pomalować pokój Matty'ego. Juliette podsunęła im ten pomysł, a Lizzie mu przyklasnęła. Mój brat chciałby pomalować ściany na czarno i teraz o to kłóci się z tatą. Matty twierdzi, że jego zdaniem czerń wcale nie jest ponura, a poza tym to jego pokój, więc on powinien decydować o wyborze koloru. — Przypuszczam, że Jake również chce pomalować pokój na czarno, zgadłem? — zapytał oschle tata, kiedy znów spierali się o to przy śniadaniu. — Nie muszę ciągle robić tego, co już wcześniej zrobił Jake, tato! — warknął wyraźnie urażony Matty. — Mnie nie oszukasz! — zawołałam głośno. (Często to teraz bratu powtarzam. Holly kiedyś tak do mnie powiedziała, a ja odkryłam, że to doprowadza Mat-ty'ego do furii, szczególnie jeśli dodam do tego jeszcze lekkie wzruszenie ramion.) Matthew odwrócił się i spiorunował mnie wzrokiem. — Esmie, jesteś taką... taką... — Starał się wymyślić słowo wystarczająco obelżywe dla odmalowania moje- 201 go charakteru, a ja dokonałam rzeczy wielkiej, bo siedziałam spokojnie i czekałam. Objęłam twarz rękami, a łokcie oparłam na stole i słodko się do niego uśmiechałam. Tata wybuchnął śmiechem. — Widzę, że rośnie nam kolejny nastolatek! — I zrobił pełną przerażenia minę. — A teraz, Matthew, jeśli chodzi o dekorację... Twój pokój rzeczywiście należy do ciebie, pokój, czyli przestrzeń pomiędzy ścianami. Ściany jednakże są moją własnością i zostaną pomalowane na normalny kolor. Zrozumiano? Podniosłam oczy w górę. Juliette ma rację. Ich kłótnie są po prostu nudne. Znalazłam Juliette w salonie. Przed nią leżała sobotnia gazeta otwarta na rubryce samotnych serc i niektóre ogłoszenia zostały zakreślone. — Mam już dosyć tych żałosnych Anglików? którzy boją się ze mną umówić — oświadczyła. — Zaczynam się zastanawiać nad zamieszczeniem własnego ogłoszenia. Co o tym sądzisz? — Juliette szuka Romea... — Zaczęłam chichotać. Zmarszczyła czoło. — Nie napisałabym w ten sposób — oświadczyła stanowczo. — Zamieściłabym coś znacznie subtelniej-szego. Tylko nie mogę wymyślić co. — A co byś powiedziała na to? — zapytałam, złapałam jakąś kartkę i zaczęłam gryzmolić idealne, w moim mniemaniu, ogłoszenie dla Juliette. 202 — Naprawdę uważasz, że to do mnie pasuje? — zapytała Juliette bez tchu, przeczytawszy napisany przeze mnie tekst. — Tak! — roześmiałam się. — Zdecydowanie! I dostaniesz tyle odpowiedzi, że na pewno zakochasz się w którymś z kandydatów i nie będziesz już chciała wracać do Francji. — Mam coś dla ciebie, Esmie — powiedziała nagle Juliette i zerwała się na równe nogi. Okazało się, że kupiła mi kasetę z filmem Mary Poppins. — Pomyślałam, że mogłybyśmy obejrzeć go dziś popołudniu, tylko we dwie. — Jeden z przyjaciół taty dostał bilety na mecz piłkarski i tata wybierał się na stadion razem z Mattem. Poczekałyśmy aż wyjdą i usadowiłyśmy się z Juliette wygodnie, żeby razem obejrzeć Mary Poppins. Film naprawdę mi się podobał, szczególnie, kiedy jeździli na konikach na karuzeli i wszystkie koniki zerwały się z uwięzi, pognały na tor wyścigowy i Mary Poppins wygrała zawody. I jeszcze podobał mi się ten moment, kiedy wszyscy unosili się w powietrzu pod sufitem. I jeszcze ten fragment pod koniec, kiedy ojciec zaczął wreszcie zauważać dzieci. Kiedy jednak doszło do tego, że Mary Poppins musiała wracać do domu, zrobiło mi się naprawdę smutno. To znaczy, wiedziałam oczywiście, że zbliża się czas jej odejścia, bo udało już jej się wszystko naprawić, ale przecież dzieci i tak na pewno strasznie za nią tęskniły. 203 — Jak sądzisz, czy ona kiedykolwiek wróci i spotka się z nimi? — zapytałam cichutko Juliette, kiedy film dobiegł końca. — Na pewno — odparła Juliette z przekonaniem. — Te dzieci będą dla niej zawsze bardzo ważne! Nigdy ich nie zapomni! Spojrzałam na nią. — One również nigdy jej nie zapomną — powiedziałam poważnie. — Zapomnieć Mary Poppins?! —jęknęła Juliette ze zgrozą. — Nie ma mowy! I obie zaczęłyśmy się śmiać. ISIS Kup w dobrej księgarni lub wypożycz z biblioteki i koniecznie przeczytaj książki z serii WRÓŻKI DO PODUSZKI! * r O N i< Nv 3 Cl ?. ? N ? TC N SU ??? Książki Gwyneth Rees w Wydawnictwie Jaguar Seria WRÓŻKI DO PODUSZKI ???? ?????? WfOZGK zstronzi&iski Dvł ?/różkf z Krainy Snów W przygotowaniu ?070?? ? *"I oraz opowieści o perypetiach dziesięciolatków Po/o wbhib na marne W przygotowaniu Mama detektyw