Małgorzata Karolina Piekarska Klasa pani Czajki Barbarze Czajce mojej ulubionej nauczycielce polskiego Małgorzata Karolina Piekarska ?1?5? P/M M VAi mnazjalista iifor Agencja Wydawnicza fiGfl-PRESS Warszawa 2004 Ilustracje i projekt okładki: Paweł Włodarczyk Redakcja: Małgorzata Starbała DTP: Katarzyna Rewucka, Marcin Dudek Korekta: Joanna Wysłowska, Agnieszka Krasnodębska, Beata Stadryniak-Saracyn, Lidia Ścibek ?-^?? Ali rights reserved Wszystkie prawa zastrzeżone © Copyright by Małgorzata Karolina Piekarska, 2004 ) Copyright for Polish edition Agencja Wydawnicza flGfi-pRESS {??? ^too^ ŁAWM - Małgosia! A drugie śniadanie? - dobiegł ją głos mamy, która wychyliła się z okna. - Wzięłam! - odkrzyknęła i przyspieszyła kroku. Mieszkała w starym bloku przy Saskiej. Z jej okien widać było kościół i kawałek ogródka jordanowskiego. Do szkoły miała pięć minut drogi, ale dziś wydawało jej się, że ta wędrówka trwa całe wieki. Dawno się tak nie denerwowała. Pierwszy dzień w nowej szkole to był dzień, na który czekała, ale którego jednocześnie bardzo się obawiała. Niby z Kamilą przyjaźniły się od dawna. Nawet w lipcu były razem na obozie. No i teraz obiecały sobie, że będą siedzieć w jednej ławce, ale... pewien niepokój był. Po pierwsze Kamila jeszczenie wróciła z wakacji, a po drugie kto jeszcze będzie w tej klasie? Tego Małgosia nie wiedziała. Gimnazjum uchodziło za jedno z lepszych w dzielnicy. Położone u zbiegu ulic Zwycięzców i Międzynarodowej przyciągało młodzież z prawobrzeżnej Warszawy. W klasie siedziało już kilka osób. Niektórych znała z kościoła, z ulicy czy sklepów. Innych widziała po raz pierwszy. Rozejrzała się po sali. Jej wzrok przykuł chłopiec, którego zapamiętała z osiedlowej biblioteki. Tak jak i ona wypożyczał dużo książek. Spojrzał w jej kierunku i uśmiechnął się. Wszyscy powoli zajmowali ławki i zanim Małgosia się zorientowała, została dla niej tylko pierwsza w środkowym rzędzie. „Kamila nie będzie zbyt zadowolona" - pomyślała, siadając. *** - Ty to pewnie jakiś kujon jesteś - usłyszała za plecami czyjś głos. Odwróciła się. Przed nią stała brunetka ubrana w mini i pantofle na obcasach. Swoim wyglądem zupełnie nie pasowała do reszty klasy. - Dlaczego... - zaczęła Małgosia pytanie* którego nie zdążyła dokończyć, bo dziewczyna najwyraźniej wiedziała lepiej. - Siedzisz w pierwszej ławce i nosisz okulary. A okularnicy to z reguły kujony. Małgosia wzruszyła ramionami. Miała ochotę coś powiedzieć, ale zrezygnowała. Odezwał się za to chłopak, którego znała z biblioteki. - A takie wydekoltowane w miniówkach to jakie są? - Ty się lepiej, Maciek, nie odzywaj, bo powiem Krzyśkowi i ci wleje. - Z twojego powodu? Wątpię. I tak cię nie lubi. -Głupi jesteś! - Sama jesteś głupia... Kłótnia trwała dobrą chwilę i trwałaby pewnie dłużej, gdyby w obronie Kaśki nie stanęli... chłopcy. Najwyraźniej nie potrafili ukryć zachwytów nad jej urodą. Jeden odsuwał jej krzesło. Drugi proponował, że z nią usiądzie w ławce. Trzeci próbował Maćkowi wytłumaczyć, że jest chamem. Ale Maciek zaśmiał się tylko pod nosem i wzruszył ramionami, a po chwili machnąwszy ręką, poszedł na koniec klasy. 5 Ta wymiana zdań wystarczyła jednak, by Małgosia zorientowała się, że dziewczyna ma na imię Kaśka, a chłopak Maciek i że zna jakiegoś Krzyśka, z którym Kaśka chyba się spotyka. No i że ci dwoje dobrze się znają. „Ech..." -westchnęła i popatrzyła na Kaśkę z zazdrością. „Ta to ma mnóstwo adoratorów, a ja?" - pomyślała i obejrzała się do tyłu. Uchwyciła pogardliwe spojrzenie Kaśki, więc skuliła się w sobie i odwróciła wzrok w kierunku tablicy. W tym momencie otworzyły się drzwi i weszła nauczycielka. #** - Witam was w nowym roku szkolnym. Nazywam się Barbara Czajka i jak zapewne już wiecie, jestem waszą wychowawczynią - zaczęła, obserwując uważnie twarze wszystkich uczniów. - Ci, którzy byli na rozpoczęciu roku szkolnego, mieli okazję mnie poznać. Pracuję w tej szkole już bardzo długo i wiem, że szybciej wy poznacie mnie, niż ja zapamiętam wasze imiona i nazwiska. Mam nadzieję, że mi w tym trochę pomożecie. Zrobimy tak, że ja powiem parę słów o sobie, a wy napiszecie dla mnie wypracowanie. Na przyszły tydzień. To będzie jedyne wpracowanie, z którego nie będę wstawiać do dziennika stopni poniżej czwórki. Temat - Moje wakacje. Chcę po prostu poznać, jak piszecie. No i dowiedzieć się czegoś o was. Wprawdzie najbardziej lubię gramatykę i jak twierdzą wasi starsi koledzy, gnębię uczniów słowotwórstwem i budową zdań, ale... Tak? Słucham cię? - spytała pani Czajka Małgosię, która podniosła do góry dwa palce. - Czy mamy opisywać cale wakacje? Czy tylko jakąś ich część? W końcu wakacje to ponad dwa miesiące i... - Chcę nie tylko zobaczyć, jak piszecie, ale i was poznać - powiedziała pani Czajka. - Dlatego forma wypracowania jest dowolna. Może być ono listem do mnie. Może być listem do koleżanki. Może być opowiadaniem albo zwykłą relacją. Możecie opisać jakąś swoją wakacyjną przygodę. Piszcie tak, by sprawiło wam to przyjemność. Niech ta pierwsza praca będzie taką trochę zabawą. - A jak długie to ma być? - spytała Małgosia. - Według waszego uznania - odparła pani Czajka, po czym powiedziała klasie, że ma nadzieję, że te trzy lata, które spędzą razem, będą dla wszystkich nie tylko pracowite, ale i miłe. - Kujon! - syknęła Kaśka w kierunku Małgosi, kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę, a pani Czajka opuściła klasę. *** - Poczekaj! - usłyszała za sobą czyjś głos. Obróciła się - za nią biegł Maciek. - Nie przejmuj się Kaśką - powiedział, ciężko sapiąc. - Nie przejmuję się - odparła. Ale to nie była prawda. Przejmowała się. Zwłaszcza tym, że wszyscy chłopcy wpatrywali się w Kaśkę jak w obraz i chcieli siedzieć właśnie z nią. Nawet teraz, jak wychodziła, widziała, że taki jeden czarnowłosy zaproponował jej niesienie teczki. Zupełnie jak w jakiejś książce z dziewiętnastego wieku. Przez chwilę oboje szli w milczeniu. Pierwszy odezwał się Maciek. - Chodziłem z nią do podstawówki. To kretynka. - Ładna. Widziałam, jak chłopcy się na nią patrzą. - Eee. Tak ci się wydaje. A poza tym im wszystkim zaraz to minie. Za parę dni nikt nie będzie jej lubił. Wspomnisz moje słowa. Zapytaj Staśka czy Tomka. - Którzy to? 6 - Ci, co siedzą za mną. Przyjaciele od przedszkola. Chodzili z nami do klasy. Mieszkają zresztą tu obok. - Pokazał ręką na teren za kościołem. - A ja tu - powiedziała Małgosia, stając przed klatką swojego domu. - Ja kawałek dalej - powiedział Maciek, ale nie ruszył się z miejsca. Małgosia też nie. Zupełnie nie wiedziała, jak się zachować. - Znam cię z biblioteki - powiedziała po chwili i w tym momencie Maciek wykrzyknął: - Właśnie! Wiedziałem, że gdzieś już cię widziałem! - i chciał jeszcze coś powiedzieć, ale Małgosię zawołała mama. **# Następnego dnia pierwszą lekcją była godzina wychowawcza. Pani Czajka zarządziła wybór gospodarza klasy i skarbnika. Powiedziała, że zdaje sobie sprawę z tego, że nie wszyscy się znają, ale takie organizacyjne rzeczy trzeba jak najszybciej załatwić. - To ja chciałam zgłosić kandydaturę Kingi - odezwał się czyjś głos. -A ty jesteś... - Ewa - odparła dziewczyna. Miała krótko przystrzyżone włosy i dwa dołeczki w buzi. - Kinga chodziła ze mną do klasy w podstawówce i była gospodarzem przez cztery lata. Ma wprawę. - A czy Kinga chce? - spytała pani Czajka. - Jak klasa zechce, to mogę być - odparła Kinga, a wszystkie oczy zwróciły się w jej kierunku. - Czy ktoś chce zgłosić inną kandydaturę niż Kingi? - Odpowiedziała cisza. - To wobec tego Kinga zostaje gospodarzem klasy. A co ze skarbnikiem? Po tym pytaniu zapadło długie i kłopotliwe milczenie. - Może ten, kto u nich w klasie był skarbnikiem? - dało się słyszeć głos spod okna. Wszystkie oczy zwróciły się w tym kierunku. Brunet, który poprzedniego dnia niósł Kaśce teczkę do domu, wyraźnie kpił sobie z Kingi, Ewki, ale i z pani Czajki. - Pewnie nie chodzi do tej klasy, ale co tam... - To może ty? - padło pytanie wychowawczyni, ale chłopak zaśmiał się i pogardliwie prychnąwszy, odparł: - Mam ważniejsze sprawy na głowie. - Ty jesteś... - Pani Czajka patrzyła na ucznia, którego imię bezskutecznie próbowała sobie przypomnieć. - Michał. A pani to... pani Barbara Czajka, jeśli się nie mylę - powiedział, udając, że tak j ak i wychowawczyni szuka w pamięci jej nazwiska. - Nie zachowujesz się zbyt elegancko. - Bo to nie audiencja u króla - odparł chłopak i usiadł, głośno szurając krzesłem. Przez chwilę w klasie panowała cisza. Przerwały ją dopiero ciche słowa pani Czajki. - Od dziś moje lekcje będą dla ciebie jak audiencja. Na razie pozwalam ci na nich być. I radzę korzystać z tej łaski. Bo gdy cię z nich wyproszę, będziesz musiał przyjść do mnie z ojcem. Zrozumiano? - Nie mam ojca. - To z matką, babcią, ciocią czy innym prawnym opiekunem! - pani Czajka była już wyraźnie zirytowana. - Czy to jest jasne? -Tak. - Proszę pani! - Małgosia podniosła rękę. - Chciałam zgłosić na skarbnika Kaśkę -wyrecytowała jednym tchem formułkę, o której myślała już dłuższą chwilę. Może jak ona 7 pierwsza wyciągnie do Kaśki rękę, wówczas Kaśka nie będzie się tak zachowywała? Tak jak na przykład rano, kiedy w szatni powiedziała: „Ooo! Widzę, że dziecinka ma kapciuszki". - Ja też mam ważniejsze sprawy, niż być jakimś tam skarbnikiem. A ty się nie podlizuj, bo ci nic z tego nie wyjdzie - prychnęła Kaśka. Małgosia aż skuliła się, słysząc te słowa, ale teraz Kaśka nie wydawała się jej już taka ładna jak kiedyś. Małgosia z satysfakcją zauważyła, że dziewczyna ma cienkie włosy i szpecący pieprzyk na policzku. - To jest szczyt wszystkiego! - powiedziała pani Czajka. - Pierwsza godzina wychowawcza i wychodzi na to, że w tej klasie są same konfliktowe osoby. Ciebie, moja droga, nie rozumiem - zwróciła się do Kaśki. - Ubrałaś się nie jak do szkoły, ale jak na pokaz mody. Koleżanka wyciąga do ciebie rękę, pokazuje, że obdarzyła zaufaniem, a ty kopiesz ją w tę rękę. Coś niebywałego! Po tym zachowaniu to ci powiem, że nawet jakbyś chciała być skarbnikiem, nie zgodziłabym się na to. Tak więc wracamy do punktu wyjścia. Kto zostanie skarbnikiem? Są kandydatury? Albo chętni? - Wychowawczyni rozejrzała się po klasie. - Widzę - powiedziała po chwili - że będę musiała losować. Niech więc skarbnikiem będzie ten, kto w dzienniku ma numer trzynaście. To jest... - powiedziała powoli, przysuwając do siebie dziennik i zaglądając do listy - Michał... - i spojrzała w kierunku chłopca, z którym dopiero co przeprowadziła niemiłą rozmowę. - Ja na pewno nie jestem trzynasty! - odparł brunet. - Jestem na początku listy. - O Boże! Niejednemu psu Burek - zirytował się Maciek, ale nie zdążył nic więcej powiedzieć, bo z ławki przed nim wstał jasny blondyn i odezwał się flegmatycznie. - Może być. - A to ci dwa Michały! - powiedziała pani Czajka, a Maciek dodał: m - Biały i Czarny. Klasa usłyszawszy to, zaśmiała się. I tylko Michał, który przed chwilą ochrzczony został Czarnym, siedział naburmuszony w swojej ławce. - Mam nadzieję, że ta pierwsza godzina wychowawcza była ostatnią, podczas której zachowywaliście się w ten sposób - powiedziała pani Czajka. - Czy ktoś ma jeszcze jakieś pytania? - Ja - podniosła rękę Małgosia. - Słucham? - Kiedy dostaniemy legitymacje szkolne? Bo chciałam zapisać się do biblioteki, ale pani bibliotekarka powiedziała, że mogę tylko z legitymacją... - No i zniżka na autobus... - odezwał się inny głos. - Ojej! - Pani Czajka zrobiła się czerwona na twarzy. - Przepraszam was. Zupełnie o tym zapomniałam. Mam wasze legitymacje w pokoju nauczycielskim. Zaraz je przyniosę - powiedziała i pospiesznie wyszła klasy. - No tak. Książeczki, okularki, garb z tyłu zamiast piersi z przodu. Kujon! - zaśmiała się pogardliwie Kaśka i spojrzała na męską część klasy, szukając aprobaty. Ale w tym momencie w Małgosi najwyraźniej coś pękło, bo powiedziała na cały głos: - Wolę mieć garba na plecach, okulary na nosie i być kujonem bez piersi niż tobą. Chamską i niekoleżeńską. Pasujesz do tego tam! -wskazała głową na Czarnego Michała. - Dwa zarozumiałe chamy. Kaśka zaśmiała się pewna swego. Jednak od tej pory z dnia na dzień budziła coraz mniejszy zachwyt i zainteresowanie męskiej części klasy. Pewnie dlatego, że codziennie zachowywała się tak samo wyzywająco. Jedno było pewne - po tygodniu już nikt nie chciał z nią siedzieć. Słowa Maćka sprawdziły się szybciej, niż Małgosia przypuszczała. 8 TWMOwt SPÓŹMtMt Kamila przyszła do klasy tydzień po rozpoczęciu roku szkolnego. Zawiązywały się już pierwsze przyjaźnie. Maciek przebywał najczęściej w towarzystwie Aleksa, Białego Michała, grubego Mateusza oraz Staśka i Tomka. Ewa siedziała z Kingą. Inni też znaleźli jakoś swoje pary. I tylko Kaśka siedziała sama - choć nie wyglądała na osobę, która się tym przejmuje. Pewnie dlatego, że na dużych przerwach chodziła do Illb, by pogadać z Krzyśkiem, który okazał się kuzynem Maćka. Pojawienie się Kamili w klasie wywołało spore zainteresowanie wszystkich. Po pierwsze fakt, że spóźniła się na rozpoczęcie roku aż tydzień, bo cały sierpień była u ciotki w Anglii, wzbudził w klasie pewną zazdrość. A to, że Kamila nie zadzierała z tego powodu nosa, zjednało jej sympatię. Po drugie już na pierwszej lekcji angielskiego Kamila wykazała się dużą znajomością języka. Potrafiła po angielsku mówić z akcentem, który brzmiał bardziej brytyjsko, niż akcent nauczycielki, zwanej przez wszystkich uczniów Milady. No i chętnie podpowiadała innym. To dlatego na dużej przerwie Kamilę otoczył wianuszek dziewcząt i chłopców, którzy chcieli jak najwięcej dowiedzieć się i o Anglii, i o Kamili. - Moja ciotka Iwona wyszła za Anglika - mówiła Kamila. -1 to dlatego mówię po angielsku. Pewnie gdyby wujek Hugh znał polski, nie mówiłabym tak dobrze. Ale że ciocia często zostawiała mnie samą z wujkiem, bo chodziła do pracy, to gadałam z nim. Pokazywał mi Londyn. A to tak głupio nie wiedzieć, co ktoś do ciebie mówi. Trudno milczeć. No i telewizję oglądałam... - W Polsce też można oglądać, jak się ma kablówkę - prychnęła pogardliwie Kaśka. - Ale tobie nawet kablówka nie pomoże - powiedział Maciek. -1 tak będziesz z angielskiego nogą. - Za to w mini - zachichotała Małgosia. - A ty, kobra, co się wcinasz? - spytała Kaśka Małgosię. - Kobra? - powtórzyła Małgosia ze zdziwieniem usłyszane przed chwilą przezwisko. - No, okularnik inaczej - wyjaśniła Kaśka. - Czyli ty. - Wiesz co? - powiedziała Małgosia. - Dziwię się, że w gimnazjum prezentujesz poziom niższy niż w podstawówce. Okulary noszę od dawna, a pierwszy raz w życiu ktoś próbuje mi z tego powodu dokuczyć. Ty się w głowę stuknij! Jesteś jakaś opóźniona w rozwoju! - Dajcie spokój! - powiedziała Kinga i spytała, czy Kamila zna dużo angielskich idiomów. - Jak tam jest w Anglii? - spytał Aleks, który zwiedził pół Europy, ale na Wyspach Brytyjskich jeszcze nie był. - Czy to prawda, że Anglicy są flegmatyczni? - Tak, i flegmę w słoikach sprzedają na eksport, a takie głupki jak ty ją kupują - burknął Czarny Michał, który też przysłuchiwał się rozmowie. 10 - Spadaj! - krzyknął Aleks i odepchnął go. Michał doskoczył do Aleksa i zaczęli się szamotać. - Możecie się uspokoić? - spytała Ewka. - Chciałabym dowiedzieć się jeszcze czegoś od Kamili. - Lepiej niech powie, gdzie straciła pigment - wtrąciła znowu Kaśka, która od dłuższego czasu przyglądała się włosom Kamili. Były tak jasne, że prawie białe. - Nie straciła pigmentu, tylko jest blondynką - warknęła Małgosia, wiedząc, że to, co powiedziała Kaśka, może wywołać sporą burzę. I, niestety, mimo Małgosinej interwencji tak się stało. Kamila z trudem powstrzymując Izy, wybiegła z klasy. Małgosia wiedziała, że teraz należy ją pozostawić samą. Nie zauważyła, że tuż za nią wyszedł Czarny Michał. Kamila od dziecka cierpiała z powodu koloru swoich włosów, bo to one najpierw zwracały na nią uwagę innych. Wprawdzie znajomi rodziców wielokrotnie mówili jej, że w niektórych kulturach byłaby uważana za boginię, a ciotka Iwona za każdym razem zaklinała, by nigdy tych pięknych włosów nie farbowała, ale Kamila chciałaby, by choć trochę jej ściemniały. Gdy teraz usłyszała słowa Kaśki, nie mogła powstrzymać łez. Kaśka najwyraźniej wiedziała, gdzie uderzyć. I uderzyła, a wszystko dlatego, że minutę wcześniej Krzysiek, który akurat wszedł do ich klasy, spytał ją: - Ty, co to za laska? - Która? - Kaśka udała, że nie wie, o kogo Krzysiek pytał. - Ta z tymi jasnymi włosami. Kaśka tylko wzruszyła ramionami, a Krzysiek podszedł do Maćka. - Fajna? - Na pewno fajniejsza od Kaśki. - Kiedy ty przestaniesz mi ją wypominać? To już dawno i nieprawda. - A ona myśli, że prawda. Patrz, jak się zachowuje. Człowieku! Ona przez ten tydzień dała tu prawdziwy popis. - Ależ ty jej nie lubisz. - Trochę nie tak - sprostował Maciek. - To nie jest tak, że ja jej nie lubię. Mnie straszliwie denerwuje jej głupota. Denerwuje i męczy. - Eee, dobra. Pies ją drapał - powiedział Krzysiek i zmienił temat. *** Kamila stała nad umywalką i przemywała zapłakaną twarz. „Zaczęło się - pomyślała, patrząc na swoje odbicie w lustrze. - Chyba całe życie będą mi dokuczać z powodu tych włosów". Nagle drgnęła. Dzwonek na lekcję przestraszył ją. Wytarła twarz i wyszła z łazienki. Pod drzwiami stał Czarny Michał. - Ty się nie przejmuj tym, co mówi Kaśka - powiedział. - Ona jest głupia. Dogryza ludziom z powodu rzeczy, na które oni nie mają wpływu. - A co ty możesz o tym wiedzieć? - spytała nieprzyjemnym głosem. - Nic. Tylko ja wiem, jak się czujesz. Ja też tak miałem w podstawówce. Też mi dokuczano. Nie z powodu włosów, ale czegoś innego, na co też nie miałem wpływu. - To znaczy? - spytała Kamila już milszym tonem. - Kiedyś ci powiem - odparł Michał. - Jak się lepiej poznamy - i otworzył drzwi do klasy, w której właśnie rozpoczęła się geografia. - Gadałaś z tym chamem? - spytała Małgosia, gdy Kamila usiadła na miejscu. - Z jakim chamem? 11 - No, z Michałem. - Tym czarnym kolesiem? -Tak. - To on się Michał nazywa? - Tak. To straszny cham. - A dla mnie był miły. - No wiesz... Nie widziałaś go kilka dni temu. - Rany! Musisz mi wszystko dokładnie opowiedzieć. Przez to tygodniowe spóźnienie nie wiem, kto w tej klasie jest fajny, a kto nie. Zupełnie jakbym przyszła tu w połowie roku. - Nie gadać mi tu! - krzyknął nauczyciel geografii, zwany przez uczniów Labradorem. - Jak ty masz na imię? - spytał, spoglądając karcącym wzrokiem na Kamilę. -Kamila. - Aaa, to u ciebie rok szkolny rozpoczyna się później niż u innych. Upominam cię, że nienawidzę gadulstwa i niepunktualności. I mam nadzieję, że na dzisiejszą lekcję spóźniłaś się po raz pierwszy i ostatni. - Pewnie nie, bo to taka angielska flegma - powiedziała dość głośno Kaśka i zaśmiała się. Nikt jej w tym nie wtórował. 12 WTOCOWrWłt 0 UCit - Muszę przyznać, że lektura waszych wypracowań o wakacjach sprawiła mi wielką przyjemność - powiedziała pani Czajka, oddając im zeszyty. - Jest wprawdzie parę prac, które, jak widać, napisane zostały „na odwal się", ale na szczęście jest ich tylko kilka. - Bo j ak pani powiedziała, że trójki, dwójki i pały nie będą stawiane do dziennika, to po co się starać? - odezwał się Czarny Michał z właściwą sobie arogancją. - Tak, rzeczywiście - w głosie pani Czajki dało się wyczuć kpinę. - Miałam na myśli między innymi twoją pracę, ale nie tylko. Są w klasie jeszcze inne lenie, ale dziś nie będziemy się nimi zajmować. - Proszę pani! - Kamila podniosła rękę. -Tak? - Mnie tydzień nie było w szkole. Ja to wypracowanie napisałam, ale przyniosłam dopiero dziś... Czy pani... - Oczywiście, że przeczytam i sprawdzę. Ale dobry stopień postawię ci tylko wtedy, jeśli zasłużysz na szóstkę. - Dobrze - odparła Kamila. - Pewnie napisała o tej swojej Anglii - powiedziała Kaśka teatralnym szeptem. - A co? Miałam pisać o Pcimiu Dolnym, w którym nigdy nie byłam i nawet nie wiem, czy istnieje? - Istnieje - wtrącił Biały Michał. - Byłem tam kiedyś na wakacjach. - Bo gdzie indziej by cię nie wpuścili - odezwał się Czarny Michał. - Przestańcie! - powiedziała pani Czajka. - Czy nie możecie się uspokoić? Minęły dopiero dwa tygodnie, a zachowujecie się jak ludzie, którzy się nie lubią. Ja rozumiem, że w każdej społeczności, nawet tak małej jak klasa, powstają animozje, ale czy się to wam podoba, czy nie, będziecie razem żyć przez najbliższe trzy lata. I naprawdę lepiej by było, żebyście się polubili. A jeśli nie, to chociaż nie przeszkadzali jeden drugiemu i nie dogryzali. Odpowiedziała jej cisza. Zarówno oba Michały, jak i Kamila z Kaśką spuściły głowy. Ale głupio było chyba i reszcie klasy, bo milczeli wszyscy. - Chciałabym, byście posłuchali tego, co napisał Maciek - odezwała się pani Czajka i omiotła wzrokiem klasę. - Powiedziała pani, że praca może mieć dowolną formę... - Maciek podniósł się z miejsca. - Powiedziałam i podtrzymuję. Ja, broń Boże, nie mówię, że to, co napisałeś, jest złe! Będziemy teraz czytać najoryginalniejsze prace. Zaczniemy od twojej, bo dawno czegoś podobnego nie czytałam. Powiedz najpierw wszystkim, co napisałeś. - Ojej... -jęknął Maciek i spuścił głowę. - No, wiersz napisałem, bo pani powiedziała, że dowolna forma, a ja nie miałem żadnego pomysłu - mówił Maciek, cały czas nie podnosząc głowy. 13 - Wiersz to bardzo dobry pomysł, wprawdzie zrezygnowałeś z przecinków i kropek, no i rym ci się tam posypał w jednym miejscu, ale... rozumiem, że chciałeś mnie trochę oszczędzić. Powiem ci, że moi domownicy bardzo się ubawili. Przeczytasz teraz koleżankom i kolegom? - Rany! Muszę? - Nie jęcz! Czytaj! - powiedział Aleks, który uwielbiał być pierwszy, i fakt, że polonistka nie zwróciła uwagi na jego wypracowanie, najpierw trochę go zabolał. Ale teraz zaczynała go zżerać ciekawość. Co też takiego napisał ten Maciek, że rodzina pani Czajki się ubawiła? Podobnie działo się z resztą klasy. Z różnych miejsc zaczęły dobiegać Maćka głosy, by czytał. Dlatego wziął z ręki wychowawczyni zeszyt i zaczął czytać. „Moje wakacje" Wiecie bytem na obozie I przygody różne miałem Najpierw w lesie się zgubiłem Potem w rzece się skąpałem Wiesie było grzybobranie W którym wziąć miałem ochotę Lecz przestraszył mnie odyniec Znaleziono mnie w sobotę W rzece chciałem łowić ryby By je upiec na ognisku Kumpel zepchnął mnie do wody Więc obiłem go po pysku Ale za zle zachowanie Musiałem obrać ziemniaki Dwie godziny obierałem Ina rękach mam żylaki Miałem też inne przygody Pisanie o nich jest głupie Zwłaszcza, że te opowieści Czytelnik będzie mieć w nosie W tym momencie klasa, która już od dobrej chwili dusiła się ze śmiechu, ryknęła. Maciek musiał przerwać. Spojrzał zakłopotany na panią Czajkę. Nauczycielka z trudem powstrzymywała śmiech. - Czytaj dalej! - wystękał Aleks, dusząc się ze śmiechu. Teraz przyznam się do czegoś Nazmyślałem tu straszliwie Lecz prawdy pisać nie mogę Bo jest nudna obrzydliwie Wakacje spędziłem w domu Szwendając się po Warszawie Prawie nie ma o czym pisać Bo minęły już po sprawie Wiem że wierszyk ten jest krótki 14 l że treści w nim jest mało Ale proszę by mej pracy Nie nagradzać dzisiaj pałą Wakacje miałem do bani I nigdzie nie pojechałem Napisałem głupi wierszyk Tylko taki pomysł miałem - Maćku - powiedziała pani Czajka, gdy skończył czytać, a klasa przestała się śmiać - pały na pewno ci nie postawię. - Szóstkę! Szóstkę! - krzyczeli prawie wszyscy. I choć po Maćku swoją pracę czytała jeszcze Kinga, Małgosia, Natałka i Aleks, to żadna nie wzbudziła takich emocji, jak wiersz Maćka. - Dzięki tym pracom lepiej was poznałam - powiedziała pani Czajka. - Wiem już, co kogo interesuje, jak każde z was patrzy na świat, a nawet kto umie rymować. Wprawdzie jest parę osób, których postawa życiowa mnie martwi, ale... - Eee, pierwsze śliwki robaczywki! - powiedział Maciek ośmielony pochwałą wychowawczyni. A klasa znowu ryknęła śmiechem. Tego dnia to on był niekwestionowanym faworytem całej la. No i dostał szóstkę - za ten wiersz, w którym raz łamał się rym... Choć pani Czajka postawiła ją z pewnym wahaniem. (? ???? ??? ?? było pierwsze klasowe zebranie. Pani Czajka była bardzo zdenerwowana, bo zebrania działały na nią stresujące Jej zdaniem, i nie tylko jej, z roku na rok rodzice uczniów stawali się coraz okropniejsi. Po pierwsze mieli coraz więcej pretensji do szkoły. Po drugie bywało, że pisali skargi do ministerstwa, a wreszcie po trzecie okazywali się czasem bardzo konfliktowi. Jacy będą ci? Rodzice jej poprzedniej klasy byli znośni. Ale koleżanka z pokoju nauczycielskiego ze swoimi przeżywała prawdziwy horror. „Oby mnie się to nie przytrafiło" myślała i wietrzyła klasę przed zebraniem, sprawdzając przy tym w myślach listę spraw, które chciała omówić. Zebranie rozpoczęło się punktualnie. Pani Czajka przedstawiła się, podała terminy kolejnych zebrań, ferii zimowych, przerw świątecznych i sobót, w które trzeba będzie odpracowywać majowy weekend. Poinformowała, że w szkole działają dwie drużyny harcerskie oraz kilka kółek zainteresowań: plastyczne, teatralne, polonistyczne i matematyczne. Potem zapisała na tablicy nazwiska i imiona poszczególnych nauczycieli. Podała też, kiedy przyjmuje szkolny pedagog i psycholog. Powiedziała, że prosi o przyniesienie zaświadczeń o dysgrafii i dysleksji do końca miesiąca. Zaproponowała wiosenną wycieczkę do Białowieży i wreszcie spytała, czy są jakieś pytania i sprawy, które trzeba omówić. - Chciałem zgłosić, że córka nie będzie chodziła na religię... - odezwał się tata Natalki i chciał jeszcze coś powiedzieć, ale w tym momencie odezwała się mama Stasia, a w jej głosie czuć było oburzenie. - A to czemu? Jest pan komunistą? - Nie - odparł tata Natalki i zaśmiał się. - Świadkiem Jehowy. - Koszmar! Powinien się pan nawrócić. - Przepraszam - wtrąciła się mama Maćka. - Ale pani znowu wprowadza zamieszanie. Kiedy dzieci chodziły do podstawówki, robiła pani podobne uwagi w stosunku do mojego syna i mnie. Ja też zgłaszam, że syn nie będzie chodził na religię. To znaczy on może siedzieć w klasie, jeśli nikomu nie będzie przeszkadzał, ale proszę, by nie był oceniany, odpytywany i tak dalej. - Pani też jest świadkiem Jehowy? - spyta! tata Natalki z zainteresowaniem, ale mama Maćka nie zdążyła odpowiedzieć, bo ponownie wtrąciła się mama Stasia i z pogardą w głosie powiedziała: - Luteranką. - Jesteśmy wyznania ewangelicko-augsburskiego - spokojnie wyjaśniła mama Maćka. - A pani zachowaniu się dziwię. W końcu Ojciec Święty tyle mówi o zjednoczeniu Kościoła i o ekumenizmie, że naprawdę powinna się pani wstydzić swojej nietolerancji. - Niech tu pani imienia Ojca Świętego nie wymawia, bo pani prawa nie ma! - Przepraszam, ale ja już pani kiedyś mówiłam, że kilka lat temu podczas pielgrzymki Ojciec Święty sam odprawiał mszę u nas w zborze. Moi przodkowie znaleźli 16 schronienie w siedemnastym wieku w Polsce, bo była wtedy państwem bez stosów, a dziś, na początku dwudziestego pierwszego pani zachowuje się jak ze średniowiecznego ciemnogrodu! - Proszę państwa! - powiedziała pani Czajka. - Przerwijcie państwo z łaski swojej te spory. Ja ze swej strony bardzo prosiłabym, byście nie przenosili tych... - tu zawahała się, nie wiedząc jakiego słowa użyć, ale po chwili dokończyła już pewnie i stanowczo - ...tych animozji na dzieci. - Na szczęście syn tej pani ma więcej oleju w głowie niż jego matka - mruknęła mama Maćka i zamilkła. - Proszę o oświadczenia w sprawie religii na piśmie - powiedziała pani Czajka i podała czyste kartki. - Teraz przeszłabym do opłat. Ubezpieczenie w tym roku wynosi... Kiedy po zebraniu pani Czajka została sama w klasie, pomyślała, że ci rodzice nie są jeszcze chyba tacy najgorsi. Ale uświadomiła też sobie, że po raz pierwszy ma w klasie konflikt z powodu religii. Co roku w szkole trafiało się jakieś dziecko innego wyznania, bo w końcu na Saskiej Kępie mieszka sporo ewangelików, ale po raz pierwszy wśród rodziców miała kogoś, komu inne wyznania najwyraźniej przeszkadzały. Nie przypuszczała jednak, że ten mały spór, którego była świadkiem, zamieni się za chwilę w inny, o wiele poważniejszy. Burza wybuchła następnego dnia po zebraniu. W pokoju nauczycielskim do pani Czajki podeszła katechetka. - Basiu... Bo ja zupełnie nie wiem, co zrobić... - Z czym? - Przyszła do mnie dziś matka jednego ucznia. Twojego ucznia... - powiedziała i zamilkła. - No i co? - Zażądała ode mnie, żebym na religii namawiała dzieci, by nawróciły swoich kolegów na prawdziwą wiarę. - Jezu! - westchnęła pani Czajka i aż usiadła z wrażenia. - No... Basiu... - obruszyła się pani Grażyna. - Ty nie wzdychaj, tylko posłuchaj mnie, bo ja nie wiem, co robić. - Ja sobie wyobrażam! Miałam pewien przedsmak tego na zebraniu. - Odmówiłam jej, a ona powiedziała, że pójdzie do parafii i zażąda usunięcia mnie... - A parafia akurat się zgodzi! W czasach, gdy tyle mówi się o zjednoczeniu Kościoła. Ty się nie martw! - Co - nie martw? Ona już nawet była u dyrektora! Zrobiła mu straszną awanturę. Mnie było tak wstyd... - Ale chyba za nią? - No bo wmieszała mnie w to wszystko. Powiedziała, że powinnam szerzyć wiarę. -No i? - Nic. Dyrektor powiedział jej, że ja njejestem misjonarzem, a moja praca to nie jest szerzenie wiary wśród prymitywnych^ud&WfcJ^gmających kult wudu i odesłał ją... do stu diabłów. ? , ? «X - Kochana! Jako katechetyko fy me TOÓw^Wrable! -wtrącił się wuefista, ????? Czajka zaśmiała się. I ?? ?"%, SI \feb.koV 17 - Grażyna! - powiedziała po chwili. - Ty się tym nie przejmuj. Niech ona nawet napisze do kurii i samego prymasa. Nie będą słuchać takich bzdur. Przecież sama wiesz, że to bzdury. - Ja wiem, ale rozumiesz... Jak myślę sobie, co ona wygadywała... - Daj spokój. Zresztą... porozmawiam z jej synem. - Grażyna! - odezwał się milczący dotąd informatyk. - Jak ja bym chciał mieć twoje problemy. Do mnie przyszła dziś delegacja rodziców żądająca podniesienia poziomu lekcji informatyki - a ja nie mam wielu pomocy naukowych! Oni chcą dostępu do inter-netu. Jak ja im mówię, że to kosztuje, to oni, że nauka w szkole jest bezpłatna. A przecież internetu nie dostarcza nam Ministerstwo Edukacji, tylko Telekomunikacja Polska. I oni nie rozumieją, że na to trzeba mieć pieniądze. - Tak... - powiedziała pani Czajka. - Rodzice dziś to nie to, co kiedyś. Jest z nimi o wiele więcej kłopotu niż z dziećmi... *** - Stasiek! Idziesz do wychowawczyni! - krzyknęła Kinga, wbiegając do klasy przed geografią. - O, dzień dobry panu - powiedziała już ciszej, na widok nauczyciela, który rozkładał na biurku dziennik i zeszyty. - Teraz? - skrzywił się Labrador, który bardzo nie lubił, gdy uczniowie opuszczali jego lekcje. - Tak - odparła Kinga. - Pani prosiła, żeby teraz przyszedł. - Wobec tego idź - powiedział nauczyciel i podszedł do tablicy, by napisać na niej temat, choć jeszcze nie było dzwonka na lekcję. Stasiek wrócił po 20 minutach. Na twarzy był czerwony jak burak. Nawet Tomkowi nie chciał powiedzieć, o czym rozmawiał z panią Czajką. Do końca lekcji geografii patrzył tylko w okno i ciężko wzdychał. A kiedy rozległ się dzwonek na dużą przerwę, zawołał Natalkę. - No? - spytała Natalka i nie odwracając głowy, pakowała zeszyty do plecaka. Stasiek podniósł się z miejsca i podszedł do jej ławki. - Boja bym chciał, żebyś usłyszała to ode mnie i żebyś wiedziała, że ja tak nie myślę. - Ale o co chodzi? - Jak znam życie, to mama Staśka po raz kolejny chce kogoś nawracać. Tym razem ciebie, bo jesteś świadkiem Jehowy - odezwał się Maciek i podszedł do nich, opierając rękę na ramieniu Staśka. - Mnie nawracała przez sześć lat. Chciała posłać do pierwszej komunii i nie mogła zrozumieć, że jak skończę szesnaście lat, to pójdę do konfirmacji. A Stasiek chce cię przeprosić za swoją mamę, bo po raz kolejny się jej wstydzi, zamiast olać. Ty się, chłopie, nie przejmuj! - powiedział do Staśka i klepnął go w ramię. Natalka zaśmiała się, a Stasiek powlókł się na swoje miejsce, mówiąc: - Łatwo ci mówić: nie przejmuj się. Nawet nie wiesz, czego ja od niej wysłuchuję w domu. - Wiem, że będzie szczęśliwa, jak zostaniesz księdzem. - Właśnie - powiedział Stasiek i ciężko westchnął, spoglądając z zazdrością na Maćka i Natalkę. „Ci to mają święte życie" - pomyślał i wyjął z teczki drugie śniadanie. A w uszach dźwięczały mu słowa Maćka. „Stasiek chce cię przeprosić za swoją mamę, bo po raz kolejny się jej wstydzi..." Kiedy ta mama przestanie przynosić mu wstyd? Kiedy przestanie narzucać swoje zdanie i wolę? Taką miał nadzieję, że w gimnazjum, ale teraz już wiedział, że gimnazjum to wcale nie jest próg dorosłości. Że mama nadal traktuje go jak dziecko. 18 ???????* ? \?? ???(\ Wycieczkę do fotoplastykonu wymyślił Maciek. Przyniósł do klasy folder, w którym pokazane było, co też w takim fotoplastykonie można zobaczyć i co to w ogóle jest. - Pamiętacie Vabank Machulskiego? - spytał na przerwie. - To miejsce, gdzie Kwinto spotykał się z Duńczykiem? Okazało się, że tylko kilka osób z klasy nie widziało tego filmu. Dla większości fakt, że można obejrzeć takie miejsce „na żywo", okazał się lepszą zachętą niż krótka historia warszawskiego fotoplastykonu wyczytana z folderu. - Niedawno skończy! sto lat! - zachwalał Maciek. - Proszę pani! Pójdziemy? - prosiły dziewczyny, z których najgłośniej wołała Kinga. Ją to magiczne miejsce zainteresowało najbardziej. - Bez sensu oglądać takie nudy - mruknęła Kaśka. - To wcale nie jest nudne - wyjaśnił Maciek. - Oglądasz trójwymiarowe zdjęcia. - Eee tam! Głupie obrazki - powiedział Czarny Michał na tyle głośno, że usłyszała go wychowawczyni. - Jak ci się nie podoba, możesz nie iść - powiedziała pani Czajka. - Tylko proszę, byś miał napisane przez mamę usprawiedliwienie. **& Jednak trzy dni później na wycieczkę do fotoplastykonu poszli wszyscy. Z nauczycieli towarzyszyła im jeszcze ucząca angielskiego Milady. A Czarny Michał ku zdumieniu całej klasy miał ze sobą nawet aparat fotograficzny. - Po co ci? - spytał go Maciek, gdy wsiadali do autobusu. - Przecież mówiłeś, że to będzie nuda. - No i właśnie dlatego wziąłem aparat - odparł Michał. - Jak będę robić zdjęcia, to nie będę się nudzić. Pstrykać zaczął już w autobusie. Panią Czajkę, chłopaków, ale najczęściej... Kamilę. Jej profil i okoloną prawie białymi włosami twarz. Parę razy w obiektywie uchwycił jej spojrzenie, ale... nie wydawała się być zadowolona z faktu, że ktoś robi jej zdjęcia. A Micha! nie chciał, by zorientowała się, że szczególnie go interesuje. #** Fotoplastykon okazał się sporym pokojem, w którym centralne miejsce zajmowała wielka, drewniana beczka otoczona miejscami siedzącymi. Kiedy się przed nią siadło, na wprost oczu widoczne były dwa okularowe otwory, do których trzeba było się przysunąć i jak przez lornetkę oglądać przewijające się przed oczami obrazki. Przewodnik chciał coś powiedzieć, ale... nie zdążył nawet otworzyć ust, kiedy Aleks zadał pierwsze pytanie: 19 - Czy to prawda, że ten fotoplastykon grał w Vabankl - Nie - odparł spokojnie przewodnik, ale nie zdążył już nic więcej dodać, bo po sali błyskawicznie rozległ się szmer rozczarowania. - Tamte zdjęcia kręcono w filmowym atelier w Łodzi - usłyszeli, kiedy pani Czajka uciszyła niesforną gromadę. - Ale ten fotoplastykon też ma swoją filmową historię. - Jaką? Jaką? - posypały się ze wszystkich stron pytania. - Kto oglądał serial Stawka większa niż życie? Tylko kilka osób podniosło ręce. - A kto by tam oglądał takie starocie - prychnął Czarny Michał, choć akurat ten serial znał dość dobrze. - W tym serialu brał udział nasz fotoplastykon. - Tobie to nic nie odpowiada - zauważył Aleks. - O co ci chodzi? - spytał Czarny Michał. - Najpierw nie odpowiadał ci sam fotoplastykon. Teraz stary serial. Ale aparatu cyfrowego nie masz! Tylko jakiś staroć. Zakończył i pogardliwie prychnął. Michał spojrzał na trzymanego w ręce zenita - stara lustrzanka służyła mu kolejny rok. - Lubię swój aparat - mruknął. Ale Aleks go nie słyszał. Przewodnik puszczał właśnie projekcję zdjęć starej Warszawy. Z głośników płynęła muzyka Chopina. - Czy dla ludzi fotoplastykon to było takie kino? - spytała Kamila. Michał spojrzał w jej stronę. Siedziała obok Małgosi. Właśnie oderwała wzrok od przesuwających się miarowo zdjęć i patrzyła wyczekująco na przewodnika. - Tak, ale nie tylko. Dawniej nie każdego stać było na zdjęcie, a tutaj za niewielkie pieniądze mógł podziwiać inne kraje... - Na przykład Anglię - zauważyła złośliwie Kaśka. - Weź już przestań z tą Anglią, bo się zrzygam - powiedział Biały Michał. - Ty byś oczywiście wolał oglądać gole baby - odcięła się Kaśka. - Jeśli nie przypominałyby ciebie - odparował Michał. - A poza tym wyobraź sobie, że niekoniecznie jestem tym zainteresowany. Gołą babę to ja już w swoim życiu widziałem. - Ale pewnie tylko raz! - Jezu! Trzymajcie mnie! Czy nikt nie może tej idiotki uciszyć? - zawołał Biały Michał i rozejrzał się po twarzach kolegów. - W Vabank oglądali gołe baby w fotoplastykonie - stwierdził Maciek. - Proszę pana, ma pan gołe baby? - zawołało kilka osób. Pytając, chowali się za plecami innych - tak, jakby dzięki temu nikt z dorosłych nie mógł się zorientować, kto o to pyta. Przewodnik spojrzał bezradnie na nauczycielki. - Czy wy możecie się uspokoić? - spytała pani Czajka. - Tylko wstyd przynosicie. - Zależy ci na jej zdjęciach, co? - spytał Aleks Czarnego Michała, który w drodze powrotnej w autobusie po raz kolejny fotografował Kamilę. - O co ci chodzi? - spytał Michał. - Nic. Tylko stwierdzam, że ciągle fotografujesz Kamilę... - Wszystkich fotografuję. - Nie udawaj. Widziałem. Kamila w bucie, w hucie, na drucie... -Ty się lecz! - Eee, to ty się będziesz musiał leczyć. - Ja? A to z czego? - Z bólu złamanego serca! - krzyknął Aleks i wyciągnąwszy przed siebie ręce zawołał: - Michałowi serce pika jak klapa od śmietnika! - Wiesz co? Ten rym to chyba od dziadka zapożyczyłeś... - powiedział Michał. Czuł jednak, że policzki mu płoną. Zwłaszcza że akurat w tym momencie Kamila spojrzała w jego stronę i zachichotała. - Chłopcy! Cały autobus się na was patrzy! - zawołała pani Czajka. - W domu pewnie oprawisz sobie to zdjęcie, będziesz trzymał pod poduszką, a przed snem się do niego modlił - powiedział Aleks szeptem, by pani Czajka nie mogła go usłyszeć. I wtedy Michał zrobił coś, czego sam się nie spodziewał. Otworzył aparat, prześwietlając przy tym film i rolkę zawiesił na szyi zdumionego Aleksa. A potem wysiadł z autobusu na najbliższym przystanku. To dlatego następnego dnia pani Czajka wpisała mu do dzienniczka uwagę. 21 ???? „?? klasa jest jednak bardzo skłócona i konfliktowa" - myślała pani Czajka, idąc do pokoju nauczycielskiego. Myśli te pojawiły się po dopiero co skończonej, choć niedo-prowadzonej do końca lekcji z seksuologiem. To przez tę lekcję musiała całą klasę po-przesadzać. A przecież nie widziała tego, co działo się w czasie zajęć. Taktownie zostawiła panią seksuolog sam na sam z la. Ale sama mina zaproszonej pani powiedziała jej, że w klasie nie działo się za wesoło. O tym, czy nie zrobić im lekcji z seksuologiem, wychowawczyni myślała od początku roku. Jednak te rozmowy, których była świadkiem w fotoplastykonie, upewniły ją, że trzeba to zrobić szybko. „Te gołe baby... Zresztą... co tu się dziwić. Dojrzewają" - pomyślała. Sama nie czuła się jednak na siłach rozmawiać o tym. W końcu była polonistką, a nie biologiem. To dlatego na zebraniu wspólnie z rodzicami podjęła decyzję, że do klasy przyjdzie specjalista seksuolog z poradni wychowawczo-rodzinnej. - Podobno ma przyjść jakaś baba i będzie mówić, jak się robi dzieci - poinformował klasę Aleks. - Ale ty jesteś prymitywny - zauważył zgryźliwie Michał. - Eee, od razu prymitywny! Nazywam rzeczy po imieniu. Pani Czajka powiedziała, że dziś na godzinie wychowawczej będzie z nami rozmawiał seksuolog. No to wiadomo o czym. - Dlaczego od razu ma być mówione tylko o robieniu dzieci? - spytał Maciek. - Może będzie mówiła o jakichś innych sprawach... - Ciekawe o czym? - A czy seks to tylko robienie dzieci? - Ciekawe, skąd taka baba może wiedzieć, jak się robi dzieci? Przecież to nie baba robi, tylko babie robią! - odezwał się milczący dotąd Biały Michał. - Tak - powiedziała Kaśka. - A niektórym babom robią takie głupie jak ty. Współczuję twojej matce! - To ja twojej współczuję! Musi wydawać fortunę na to, żebyś wyglądała jak człowiek. - Właśnie! Wiecie, dlaczego kobiety się malują? - spytał Maciek. - Wiemy! - odkrzyknęła Ewa, która znała niezliczoną ilość kawałów. - Bo są brzydkie i śmierdzą. Głupi dowcip. - Boże, jacy ci chłopcy są beznadziejni -jęknęła Kinga do Ewy. - Przecież to wstyd przed tą panią, która tu zaraz przyjdzie. - Myślę, że widziała już niejednego idiotę w swoim życiu - odparła Ewa. - Ci nie zrobią na niej większego wrażenia. ^ 22 *#* Pani, która przyszła na rozmowę, była w średnim wieku i wyglądała na bardzo poważną. I tak poważnie jak wyglądała, zaczęła przemowę, z której wynikało, że cała la składa się z ludzi, którzy właśnie weszli w wiek dojrzewania. - Niektórzy z was niedługo się zakochają, choć będą się tych uczuć trochę wstydzić. potyczy to zwłaszcza chłopców. Ja nie przyszłam mówić wam o tym, skąd się biorą dzieci. To powinniście wiedzieć z biologii. Przyszłam porozmawiać o tym, co dzieje się z wami. Nagle niektórzy z was zaczęli w dziewczynkach dostrzegać kobiety... - Poza Kaśką - szepnął dość głośno Biały Michał, ale pani chyba go nie słyszała, bo ciągnęła dalej. - ...dziewczynki też spoglądają na was jak na mężczyzn, choć częściej szukają sobie sympatii w starszych klasach, uważając, że jesteście jeszcze zbyt dziecinni. - Lub niedorozwinięci - stwierdziła Kinga, obserwując, jak Aleks z Białym Michałem przedrzeźniają Kaśkę: wpychali sobie pod swetry stojące na sztorc podręczniki, by wyglądać jak biuściaste seksbomby. Aleks udawał, że ma w ręku lusterko i poprawia właśnie makijaż. - Chłopcze! - zawołała do niego pani seksuolog, ale Aleks zajęty udawaniem, że maluje usta, w ogóle nie zwrócił na nią uwagi. Dopiero siedzący za nim Maciek szturchnął go w ramię. - Tak! Ty! Do ciebie mówię! Czy ty się dobrze czujesz? - spytała, gdy tylko Aleks podniósł oczy i na nią spojrzał. - Pytam się ciebie o coś! Aleks zerwał się z ławki, aż podręcznik z hukiem wypadł mu spod swetra. Klasa zachichotała. - Czy ty słyszałeś, co mówiłam przed chwilą? - spytała pani. Aleks spuścił głowę. - Mówiłam, że jesteście bardziej dziecinni od dziewcząt. Że wydajecie się im czasem niedojrzali. Myślę, że ty ze swoim impertynenckim i chamskim zachowaniem jesteś tego najlepszym przykładem! - pani podnosiła coraz bardziej głos. - Ja sobie gardło zdzieram, a ty się wygłupiasz. Co? Nie wiesz, po co kobietom piersi? Klasa patrzyła na Aleksa, który stał ze spuszczoną głową. Tuż obok niego siedział Biały Michał, który korzystając z zamieszania, próbował powolnymi ruchami pozbyć się spod swetra podręcznika udającego wielki i trochę kanciasty biust. - Najwyraźniej nie dorosłeś jeszcze do takich poważnych tematów - grzmiała pani seksuolog. - No powiesz mi, po co kobietom piersi, z których się tak śmiałeś? - On w ogóle nie dorósł! - powiedziała Kaśka. I ten żeński głos o dziwo uciszył panią, która nagle zamilkła i rozejrzała się po klasie. - Czy chcecie mnie o coś spytać? - odezwała się po chwili. Spytać chcieli o sto spraw, ale krzycząca pani seksuolog nie wzbudziła ich zaufania, więc w klasie panowała cisza. - Siadaj - odezwała się do Aleksa, który po zajęciu miejsca natychmiast zaczął grać z Białym Michałem w okręty. - Dojrzałość to nie tylko zdolność do rozmnażania się. To przede wszystkim odpowiedzialność - mówiła pani seksuolog. - Dorosły człowiek odpowiada za swoje czyny. Nie mam tu na myśli zbrodni, ale też i pewne intymne zachowania. Dorosły i poważny człowiek nie bawi się uczuciami. Nie traktuje seksu jako zabawy. Bo seks to nie jest zabawa. - Taaa, to prawdziwa męka - mruknął Aleks i szturchnąwszy Białego Michała, szepnął: - Be pięć. 23 Nudnym wykładem, na którym słyszeli to, co już kiedyś słyszeli nawet na lekcjach religii, zdegustowani byli wszyscy. Nawet Kinga, która myślała, że dowie się, dlaczego kiedy ma okres, tak straszliwie boli ją brzuch. - Czy ktoś ma jakieś pytania? - odezwała się po raz kolejny pani seksuolog. Nikt się nie odezwał. - Przy inicjacji seksualnej ważne jest, gdzie ona się odbywa. Jaka jej towarzyszy atmosfera. Inaczej zarówno dziewczyna, jak i chłopak mogą mieć skazę na całe życie. Dlatego istotne jest nie tylko to, by towarzyszyło temu wielkie uczucie, ale też i miejsce. - Wielkie miejsce to, moim zdaniem, łąka - mruknęła Kaśka. Jej również wykład pani seksuolog nie przypadł do gustu. - Tak! A na niej taka krowa jak ty - burknął Aleks, który winą za to, że pani seksuolog go skrzyczała, obarczał w myślach Kaśkę. „Przecież, gdyby nie była taka głupia, nie przedrzeźniałbym jej" - myślał. - Ja może i krowa, ale ty bykiem na pewno nie jesteś - powiedziała Kaśka na tyle głośno, że pani seksuolog przestała mówić. Poprosiła siedzącą w pierwszej ławce Kamilę o wywołanie pani Czajki z pokoju nauczycielskiego. Kamila ociągając się, wyszła z klasy. Kiedy po chwili wychowawczyni weszła do sali i wysłuchała opowieści o zachowaniu swoich podopiecznych, zarządziła przesiadkę. Miejsca zmienili wszyscy, których pani seksuolog wskazała jako szczególnie uciążliwych podczas wykładu. Niestety, w trakcie zmiany miejsc zadzwonił dzwonek. Za karę całą przerwę spędzili na sprzątaniu sali z papierków, których było dość sporo, bo, jak się okazało, Stasiek z Tomkiem puszczali podczas lekcji samolociki. To właśnie dlatego Kamila z Małgosią znalazły się w ostatniej ła^ce środkowego rzędu, a pierwszą ławkę w tym rzędzie zajęła Kaśka. - No i co? - spytała ją Małgosia, kiedy skończyli lekcje. - Podobno w pierwszej siedzą tylko kujony? - i zostawiwszy osłupiałą Kaśkę, wyszła z klasy. Następnego dnia Kaśka chciała wrócić na swoje miejsce, ale pani Czajka nie zgodziła się. Bo choć Kinga poszła do niej na rozmowę i wstawiała się za całą klasą, tłumacząc, że ta pani seksuolog nie była zbyt fajna, to wychowawczyni pozostała nieugięta. - Dzięki temu będę was miała na oku. I tak zapowiadacie się na najbardziej konfliktową klasę, jaką kiedykolwiek miałam. 24 ?*? Na ceramikę Maciek chodził kolejny rok. Lubił te zajęcia. Wprawdzie dawno już przestał opowiadać o nich na prawo i lewo z wielkim entuzjazmem, bo byli i tacy, którzy uważali, że to niemęskie. Jak taka dziewczyna, która chodziła tu w zeszłym roku. To właśnie przez nią jeden chłopiec zrezygnował z zajęć i na odchodne powiedział pani Joannie, że to nie jest dla chłopaków. Plastyczka opowiadając to grupce swoich uczniów, śmiała się. Maciek też się śmiał, choć było mu trochę przykro, bo Olek był jego najlepszym kolegą na tych zajęciach. No i rówieśnikiem. Chociaż chodził do szkoły na drugim końcu miasta, a na zajęcia dowozili go rodzice, ale i tak lepszy rówieśnik z daleka niż zadzierający nosa licealiści i studenci czy dzieciaki z pierwszych klas podstawówki. - No cóż... takie jest życie - zauważy! filozoficznie Piotr, ojczym Maćka, kiedy usłyszał, że na ceramice nie ma już Olka. Maciek wzruszył ramionami i poszedł do swojego pokoju. Owszem. Zajęcia z ceramiki uwielbiał. Od kilku lat u pani Joanny lepił z gliny najpierw samochody, samoloty, pistolety, potem figurki pokemonów, wreszcie całkiem zgrabne sylwetki ludzików, które ustawiał na półkach dużego pokoju jako wystawę. Mama z ojczymem z dumą prezentowali je znajomym. Wśród figurek byli też czarodzieje na miotłach. Ci ostatni powstali pod wpływem lektury książek Joane Rowling. - Ulepisz coś matce? - spytał Piotr, stając w drzwiach jego pokoju. - W końcu święta zapasem... - Tylko co? - Podstawkę do kadzidełek, naczynie na spinacze lub zszywki... - Dobra. Coś wymyślę. - A co robisz? - Czytam. - To nie idziesz na tę ceramikę? - Idę, ale za godzinę. Mam jeszcze czas, to go wykorzystuję. - Chłopie! Z ciebie będzie dupa, nie mężczyzna. W piłkę nie grasz, sportów nie uprawiasz, tylko czytasz i lepisz. -No weź... Maciek nie lubił, gdy ktoś przeszkadzał mu w lekturze. A był akurat w mrożącym krew w żyłach momencie pasjonującej książki. No i na dodatek Piotr też powiedział, że ta ceramika to niemęska. - Co „no weź"? - Nie każdy musi być jak ty. - Koszykówkę byś uprawiał. 25 - Z moim wzrostem? - No to siatkówkę. - Eee, prędzej jazdę na rowerze lub wrotkach. - No i co ty tam czytasz? - spytał Piotr, zauważając, że w czasie catej rozmowy Maciek zerka w otwartą książkę. -Harry'ego. - No przecież już to czytałeś. - Ale to nie jest ten tom, co wtedy. Jest kilka tomów Harry'ego. - Eee, ty i te twoje tomy - Piotr machnął ręką i poinformowawszy Maćka, że idzie na basen, wyszedł. Idąc na ceramikę Maciek spotkał... Małgosię. Wszedł do małego sklepiku po paczkę herbatników. Na zajęcia wszyscy przynosili herbatniki. Małgosia stała w kolejce. Maciek stanął za nią. - Co kupujesz? - spytał. - Całą masę rzeczy. Chleb, masło, mleko, ser żółty, pomidory, ogórka, bułkę tartą... - Dobra, wierzę ci, że zapamiętałaś, ale już mi tego nie wymieniaj. Parsknęli śmiechem. - A ty? - spytała Małgosia. -Herbatniki. - To pościsz przed świętami - powiedziała wesoło i uśmiechnęła się. - He, he. Nie. To na zajęcia. „ - Na jakie? - zaciekawiła się Małgosia. -A takie... - Maciek zawahał się. „Powiedzieć jej o tej ceramice czy nie powiedzieć?" - myślał gorączkowo. Wreszcie wpadł na pomysł, jak wybrnąć z tego, i dodał spiesznie: -... plastyczne. - O! to fajnie! - odparła Małgosia. - Ja to nie mam talentu. - Eee, jakiś pewnie masz - powiedział Maciek, ale rozmowa utknęła. Nie wiedział, ? mówić dalej. - Pokażesz mi kiedyś swoje prace? - spytała Małgosia. - Nie bardzo jest co oglądać. - No nie bądź taki skromny - Małgosia zaśmiała się. Ale Maciek nie zdążył nic odpowiedzieć, bo ekspedientka spytała Małgosię, co jej podać. - Poczekać na ciebie? - spytała Małgosia, gdy zrobiła zakupy. - Ja tylko herbatniki - powiedział Maciek. - Jakie? - spytała sprzedawczyni. - Mogą być „jeżyki", byle szybko. - Jak kocha, to poczeka - zaśmiał się jakiś pijaczek, który właśnie wszedł do sklepiku, a Maciek zaczerwienił się, zapłacił za herbatniki i wyszedł. „Słyszała czy nie słyszała?" - myślał, spoglądając z niepokojem na Małgosię. Ale dziewczyna chyba nie słyszała. - Gdzie teraz? - spytała, uśmiechając się wesoło. - Tu obok, na Niekłańską. - To cię odprowadzę. - To raczej ja ciebie. - To się spóźnisz, a poza tym ja jeszcze muszę do apteki. - Chyba, że tak. 26 Kiedy stanęli przed domem pani Joanny, Małgosia zawołała: - Ja wiem! Tu chodzi też taka mała Kasia, która mieszka u mnie na klatce. Ona na to mówi glinki. A tata zawsze z niej żartuje... _ Chodzi... - odparł Maciek niechętnie i umilkł, bo właśnie w tym momencie na horyzoncie pojawiła się mała Kasia. - Cześć, Maciek, cześć, Małgosia - powiedziała i nacisnąwszy klamkę furtki, weszła na podwórko, by z bezpiecznej odległości krzyknąć: - Zakochana para, zakochana para! Zaczerwienili się i spojrzeli pod nogi. _ Też kiedyś chciałam tu przychodzić - powiedziała Małgosia, chcąc odwrócić uwagę od słów malej Kasi. Bo Maciek podobał jej się. Zwróciła uwagę na niego już dawno, jak kiedyś spotkali się w osiedlowej bibliotece. Ona przyszła po Harry'ego Pottera i usłyszała, jak Maciek mówił do bibliotekarki, że ma swojego. To było, zanim znaleźli się w jednej klasie. - Wiesz, ale to drogie zajęcia, więc rodzice się nie zgodzili - dodała po chwili. - Przecież mówiłaś, że nie masz talentu... - odezwał się Maciek i nagle zrobiło mu się głupio. Zobaczył, że Małgosia ma stare, przetarte rękawiczki i dopiero teraz zrozumiał, że wtedy tak powiedziała, bo nie chciała, by wiedział, że u niej w domu się nie przelewa. Poza tym widział jej rysunki na plastyce. Talent miała. O, na pewno! - Wybrałam zajęcia z francuskiego - powiedziała, jakby chcąc podkreślić, że jednak jej rodziców na coś stać. - Długo będziecie tam sterczeć? - usłyszeli nagle głos pani Joanny. Jej głowa pojawiła się w okienku pracowni. - Lecę! - odkrzyknął Maciek. - Kiedyś pokażę ci te rzeczy - powiedział Małgosi na odchodne. „A może i coś ulepię?" - pomyślał i pomachał ręką. Akurat zaczął padać śnieg. Kiedy otworzył drzwi, cała grupa już siedziała przy stole i w najlepsze pracowała. Starsi chłopcy powitali go gromkim: - Uuuuuuuuu - co miało oznaczać chyba uznanie. Maciek domyślił się tego, kiedy Paweł, świeżo upieczony licealista, powiedział: - Niezła dupcia z tej okularnicy. - Yhm - mruknął Maciek i doszedł do wniosku, że jednak ulepi coś dla Małgosi. Ale co to by miało być i z jakiej okazji, na razie nie miał pomysłu. 27 NOwr ? Tuż przed świętami Ewa zaprosiła wszystkie dziewczyny z klasy na sylwestra. Tylko dziewczyny. - Ojej - zmartwiła się Kamila, która na święta i Nowy Rok miała zaplanowany wyjazd do Trójmiasta. - Co się martwisz - powiedziała Kaśka. - To będzie nudna impreza, bo co może być ciekawego na imprezie bez facetów. - A czemu bez facetów? - Bo Ewa mówiła, że to będzie babska impreza. - Czy to prawda? - dopytywali się chłopcy. - Prawda - odpowiedziała Ewa i dodała: - Wy nie jesteście nam do niczego potrzebni. Przyjść mają tylko dziewczyny. Wszystkie, które chcą i mogą. - Tańczyć i tak nie umiecie! -wtrąciła Kinga i zaśmiała się. - O przepraszam! - zaprotestował Maciek. - Kto nie umie, ten nie umie! - Po czym skłoniwszy się przed Aleksem, zaczął wygłupiać się i pląsać wokół niego, mówiąc przy tym kwiecistym, dworskim językiem: - O pani! Pozwól, że uchwycę twą różową dłoń, której zapach mnie oszałamia... - A to dlatego, że właśnie się nią podcierałam po kupce - odparł Aleks piskliwym głosem, wdzięcząc się przy tym i mrugając rzęsami tak, jak jego zdaniem mrugać mogła tylko prawdziwa dama. - Nigdy w to nie wątpiłem, albowiem, ponieważ, gdyż... -1 wy dziwicie się, że nie jesteście zapraszani? Zresztą te wasze dziecinne zabawy... - prychnęła pogardliwie Kaśka i wyszła z klasy. Po pięciu minutach wróciła w towarzystwie Krzyśka z Illb. - Słyszałem, że ktoś u was robi imprezę - powiedział Krzysiek, podchodząc do pląsającego Maćka. - Te, kuzyn, weź przestań, bo obciach mi przynosisz. - No co! - zaperzył się Maciek. - Dziewczyny mówią, że nie umiemy tańczyć, więc ja z panią... - Aleksandrą - usłużnie podpowiedział piskliwym głosem Aleks. - Właśnie. Dziękuję ci, pani, i wybacz, że nie pamiętałem twego imienia - odparł Maciek i udał, że całuje Aleksa w dłoń. - Ja z panią Aleksandrą pokazuję, jak tańczy prawdziwy mężczyzna. - To prawda, że ta impreza jest tylko dla bab? - spytał Krzysiek. - Prawda - odparła Kaśka, choć to nie ona była pytana. - Możesz, Maciek, przyjść do nas. Poimprezujemy razem, a po północy chętnie odwiedzimy twoje koleżanki na tej ich nudnej, babskiej imprezie. - To ja z wami - powiedziała przymilnie Kaśka. - Ty idź do bab - odrzekł Krzysiek i podszedł do ławki, w której siedziały Kamila z Małgosią i przeglądały najnowszy numer Yictora Gimnazjalisty. 28 _ Wy też idziecie na tę babską imprezę? - spytał, choć patrzył przy tym tylko na Kamile- - Ja nie idę - odpowiedziała, nie podnosząc wzroku znad kolorowych stron. - Dlaczego? - Bo nie ma mnie wtedy w Warszawie. - Aha... - w głosie Krzyśka zabrzmiało rozczarowanie. - Fajna gazeta? - spytał, chcąc zmienić temat. - Fajna - odparła Małgosia, która czytała właśnie Prawdy i mity o pierwszym pocałunku. Krzysiek zajrzał jej przez ramię i zaśmiał się. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale akurat zadzwonił dzwonek na lekcje. *** Na sylwestra do Ewy przyszła nawet Kaśka. Oczywiście już od progu tłumaczyła, że wpadła tylko na chwilę i że zaraz leci na prawdziwą imprezę, a nie na taką dla małolatów, gdzie nawet nie można nikogo poderwać. Ale dziewczyny nie zwracały już na to uwagi. Przez te kilka miesięcy szkoły zdążyły Kaśkę poznać, choć to jej zadzieranie nosa i udawanie dorosłej nadal bardzo je wkurzało. - Co będziecie robić, dziecinki? - powiedziała, kiedy weszła do dużego pokoju. Miała na sobie sukienkę, na widok której dziewczyny zatkało. No i makijaż. Znów wyglądała jak dorosła. - Wróżyć - odparła Ewa, która jako jedyna nie dała po sobie poznać, że jest zaskoczona. Większość dziewczyn ubrała się odświętnie, ale nie były to jakieś wymyślne kreacje. To, w czym wystąpiła Kaśka, oznaczało, że naprawdę się gdzieś wybierała. - Wróżyć? - powtórzyła i udając wielkie zdziwienie, spytała. - A co może być w takich wróżbach?! - Na przykład, jakie będziesz miała stopnie - odezwała się Kinga, dla której dobry stopień był najważniejszy. - He, he - zarechotała Kaśka. - Akurat stopnie to nie jest to, na czym mi specjalnie zależy. Są ważniejsze rzeczy niż nauka. - Na przykład? - spytała Małgosia. - Ty i tak niewiele z tego zrozumiesz - odparła Kaśka. - Chcesz? - Ewa pokazała Kaśce talię kart. - Powróżę najpierw tobie. W końcu spieszysz się na poważną imprezę - ostatnie zdanie Ewa powiedziała z przekąsem. Kaśka kiwnęła głową, więc Ewa położyła przed nią potasowane karty i powiedziała: - Przełóż. -Jak? - Lewą ręką do siebie na trzy kupki. Po chwili dookoła stołu ustawił się wianuszek dziewczyn, które słyszały, jak Ewka biorąc do ręki coraz to nową kupkę kart, mówiła: -Jaka jesteś... lubisz się stroić... - To widać i bez kart, no nie? - Lubisz też kłamać. - Weź... do bani z takimi wróżbami! - prychnęła Kaśka i wstała. - Poczekaj! - zawołała Ewa. - Nie przerywaj mi, tylko siedź i milcz. - Ona naprawdę umie wróżyć - szepnęła Kinga do Małgosi. - Wiem coś o tym. Znamy się z Ewą od dziecka i ona zawsze umiała. Nie wiadomo skąd. 29 - Jesteś samotna, ale udajesz, że masz mnóstwo znajomych. Lubisz być w centrurJ zainteresowania. O czym nie wiesz... Chłopak, którym się interesujesz, ma na oku] inną. Nie spodziewasz się... że spotkanie towarzyskie, na którym będziesz, nie będzie] zbyt udane. Co być musi... Spotka cię wielka przykrość. W nowym roku padniesą ofiarą plotek i pomówień. Serce zaspokoi... jakiś prezent, ale nie ty go dostaniesz] Dostanie go ktoś inny, wyniknie z tego nieporozumienie, a cała ta sytuacja będzie ciel bawić. - Mnie też powróż! - posypały się zewsząd głosy. - Zaraz... - mruknęła Ewa. - Słuchaj, Kaśka. Z tych kart wynika, że ty nie wybierasą się na żadną inną imprezę... - zaczęła Ewa, a wtedy Kaśka zerwała się jak oparzona z krzesła. - Wybieram się! I właściwie powinnam już wychodzić - burknęła i porwawszy torebkę, wyszła do przedpokoju. Po chwili usłyszała głos Małgosi: - To teraz mnie. - Dobra - odpowiedziała jej Ewa i Kaśka usłyszała odgłos tasowania kart, a potem krótkie: - Przełóż. - Tak dobrze? - upewniła się Małgosia. - Dobrze - odparła Ewa i rozpoczęła wróżbę. - O czym nie wiesz... że bardzo podobasz się temu kolesiowi, który i tobie się podoba. Czego się nie spodziewasz... Że dostaniesz po Nowym Roku prezent, o którym od dawna marzyłaś. Co być musi... Dalej Kaśka nie słuchała. Nacisnęła klamkę i powiedziała w głąb mieszkania Ewy: - To na razie. - Cześć! - odkrzyknął chór dziewczyn. #** Stała na klatce sama i łykała łzy. „Jestem kompletnie głupia - myślała. - Ewka miała rację. Wszystko, co powiedziała, to prawda. Przyszłam tu, bo Krzysiek mówił, że może wleci... A on chyba nie wleci. I ca ja powiem w domu, jak teraz wrócę?" Kaśka przypatrywała się futerku przy zimowym płaszczu. Oglądała torebkę - dokładnie taką, o jakiej marzyła od dawna, a którą mama kupiła jej na Gwiazdkę. I wcale nie czuła się szczęśliwa. Co z tego, że była lepiej ubrana od tych wszystkich gęsi z klasy? Cóż z tego, że była od nich ładniejsza? Krzysiek kiedyś jej powiedział, że jest ładna. A teraz te pasztety, zwłaszcza Ewka i ta okularnica Gośka, siedzą tam, a ona... stoi tu, na klatce. Nie panując nad emocjami, zaszlochała tak głośno, że nagle drzwi od mieszkania Ewy otworzyły się. W progu stanęła Kinga. - Co ty tu robisz? - zawołała. - Dziewczyny! Chodźcie! Kaśka tu siedzi i płacze. - Sorry za te wróżby - powiedziała Ewa, stając w progu. - Zmyślałam. Kaśka pokiwała smętnie głową i wytarła pięścią oczy, rozmazując przy tym makijaż, nad którym tak się napracowała przed wyjściem. - Chodźcie, zagramy w monopol - zaproponowała Małgosia, odkrywając w pokoju Ewki na półce pudełko z grą. Po chwili cała grapa dziewczyn siedziała dookoła planszy i grała w najlepsze. Nawet nie zauważyły, kiedy minęła północ. Ocknęły się dopiero, kiedy do drzwi zastukali bawiący się u sąsiadów rodzice Ewy. Przyszli z życzeniami i zapewnieniem, że jeśli trzeba, mogą zacząć odprowadzać wszystkie dziewczynki. - Ty naprawdę nazmyślałaś w tej wróżbie dla Kaśki? - spytała Ewę Kinga. 30 _ Coś ty, znasz mnie - odparła Ewa. - To po co jej powiedziałaś, że to bzdury? _ A co miałam powiedzieć? Widziałaś, jak ryczała. vlaciek z Krzyśkiem, mimo swoich wcześniejszych zapowiedzi, na tę babską imprezę w ogóle nie dotarli. Krzysiek, wiedząc, że nie będzie tam Kamili, stracił zainteresowanie, choć przed Maćkiem nie chciał się przyznać, z jakiego powodu. A Maciek... przecież nie będzie biegł sam. Żeby Małgosia sobie coś pomyślała? O, co to, to nie! Nigdy w życiu. W końcu on jest poważnym mężczyzną, a nie takim babiarzem jak Krzysiek. Maciek spojrzał w gwiazdy. Już był Nowy Rok. 31 ??????? - ?? jest moja sprawa, co na siebie wkładam! Nikt mnie nie będzie obrażał - krzyknęła Kamila i... wybiegła z klasy. Wszystko zaczęło się rano, kiedy przyszła do szkoły ubrana w komplecik złożony z czerwonej skórzanej minispódniczki i takiej samej bluzeczki z dekoltem. Komplecik był „cud-miód". Chrzestna matka, która mieszkała na stałe w Londynie, a do Polski przyjeżdżała jedynie na święta, wyszperała go dla Kamili w jednym z londyńskich butików. Na Gwiazdkę dała jej, mówiąc: - Tego nie będzie miała żadna z twoich koleżanek. - Zwariowałaś, Iwona? Dajesz czternastoletniej panience taki strój? Mama Kamili zawsze z pewną rezerwą i niezadowoleniem patrzyła na prezenty, jakie jej młodsza siostra wręczała córce. Teraz pokręciła głową z dezaprobatą, oglądając kusą spódniczkę i wydekoltowaną górę stroju. I tylko Kamila uśmiechnęła siej z wdzięcznością do ciotki, po czym w podskokach pobiegła przymierzać prezent. Przez półprzymknięte drzwi słyszała rozmowę mamy i ciotki. - Iwona! To jest strój dla dorosłych kobiet, a nie dla panienki! Nawet tak wyrośniętej! jak Kamila. Gdzie ona w tym pójdzie? Chyba nie do szkoły? - Do szkoły to nie! - odparła ciotka Iwona. - Ale... na j akąś imprezę do koleżanki. Poza tym nie przesadzaj, Halinko! Czasy mundurków szkolnych dawno minęły! Mamy dwudziesty pierwszy wiek. Nie możesz z Kamili robić zakonnicy. - Ale ja się o nią martwię! Ma czternaście lat, a wygląda prawie jak siedemnastolatka! Sama widzisz, jaką ma figurę. I jeszcze te jasne włosy... Kamila miała włosy niemal białego koloru. To właśnie one oraz bladoniebieskie oczy nadawały jej urodzie niepowtarzalny charakter. Jednak, o ile tę urodę tak po cichu doceniali chłopcy, o tyle Kamila uważała, że białowłosa dziewczyna to coś okropnego. To dlatego marzyła, by któregoś dnia obudzić się jeśli nie brunetką -jak jej przyjaciółka Małgosia - to chociażby ciemniejszą blondynką. Bo to te białe włosy i szczupła budowa ciała jeszcze w podstawówce przyniosły jej przezwisko Szczur Laboratoryjny. Teraz Kamila zakręciła się przed lustrem! „Dziewczyny naprawdę zzielenieją z zazdrości! - pomyślała. - No a Krzysiek z Illb może wreszcie zwróci na mnie uwagę. Do szkoły mam w tym nie iść? A to czemu? Gdyby mama wiedziała, jak przychodzi ubrana Kaśka, to może inaczej by patrzyła na sprawę! Kaśka to i paznokcie maluje! We wrześniu przyszła w butach na obcasach! Takich klapkach! I powiedziała, że jej te buty służą za kapcie. Piękne kapcie! Obcas prawie siedem centymetrów!" Kaśka uważała się za szkolną elegantkę, ale też i osobę wyzwoloną. Nosiła się jak dorosła, zachowywała jak dorosła. Bez skrępowania mówiła o seksie: „Co ty tam wiesz, dziecko! Nawet się nie całowałaś!". Nowo poznani chłopcy przeważnie wodzili za nią 32 zrokiem. I tylko Krzysiek już nie. O tym, że jej nie znosi, wiedzieli teraz wszyscy. Coś m podobno między nimi było, ale co? jvjo i dzisiaj, pierwszego dnia po bożonarodzeniowej i noworocznej przerwie, Kamila pojawiła się w szkole w nowym angielskim kompleciku. W szatni dziewczyny z wrażenia zaniemówiły. Od razu to zauważyła! Obracały ją jak manekin i tylko Kaśka podeszła rezerwą. Jak zwykle wyniosła i dumna powiedziała: _ Pokaż się, dziecko - po czym szybko otaksowawszy wzrokiem czerwony komplecik, powiedziała: - Całkiem zgrabnie jak na ciebie. Kamilę zamurowało. Znowu te przycinki. Znowu mówienie „Dziecko"! Ta Kaśka! Uważa się za taką dorosłą! Zanim Kamili przyszła do głowy odpowiedź, za plecami usłyszała wypowiedziane z przekąsem zdanie: - No tak... ty byś na pewno wyglądała lepiej... To Krzysiek. Na widok Kamili zabawnie poruszył brwiami i puścił do niej oko, a potem rzucił kpiące spojrzenie Kaśce i dodał: - Lepiej nie mówić! - A co? Coś ci się nie podoba? Krzysiek wzruszył ramionami i odszedł. Na lekcjach nauczyciele udawali, że nie widzą stroju Kamili, a może rzeczywiście go nie widzieli? Schowana w ostatniej ławce środkowego rzędu dotrwała bez słowa komentarza z ich strony aż do lekcji polskiego, którą mieli z wychowawczynią. Wtedy rozpętało się piekło. A wszystko zaczęło się od debilnej karteczki przysłanej do Małgosi. Przez kogo? Nie wiedziały. Jej treść wywołała u obu dziewczyn atak śmiechu. O ile jednak śmiech Małgosi był cichutki, o tyle Kamila śmiała się dość głośno. To dlatego pani Czajka podeszła do ławki i zapytała: - A tobie co tak wesoło? Kamila nie mogła przestać się śmiać, więc nauczycielka przeczytała kartkę: - Oto co śmieszy uczennicę Kamilę! „Jeśli masz ochotę na seks na dużej przerwie, uśmiechnij się. Będę czekał w damskiej toalecie - Leonardo DiCaprio." - przeczytała pani Czajka treść karteczki, ale zanim skończyła, klasa ryknęła śmiechem. - Nie wiem, czy jest to śmieszne, ale wiem, że mamy język polski... W tym miejscu nauczycielka urwała, bo dopiero teraz zauważyła strój Kamili. - Jak ty jesteś ubrana? To jest szkoła! - wykrzyknęła. - Czy wam wszystkim po świętach rozum odebrało? - zwróciła się z pytaniem do klasy. - Ślecie sobie na lekcjach jakieś bzdury. Ja wiem, że hormony wam się burzą, ale trzeba się opanowywać. Dobrze, że jest zima i to ubranie masz pod płaszczem. Gdybyś w lecie tak szła ulicą, to by się tylko samochody zatrzymywały i pytaliby cię „za ile?!". Klasa zamarła. Zachowanie wychowawczyni nie po raz pierwszy wzbudziło w nich sprzeczne uczucia. Było im żal Kamili, bo pani Czajka trochę przesadziła. Z drugiej strony, nauczycielka miała rację. Strój zdecydowanie był nieodpowiedni do szkoły. Ze zdaniem wychowawczyni wszyscy się liczyli, chociaż często swoimi uwagami sprawiała przykrość. Potrafiła powiedzieć w oczy najgorszą prawdę. Ale była sprawiedliwa. Zdarzało się, że kogoś ganiła za fatalne zachowanie i jednocześnie stawiała dobry stopień za odpowiedź. Po tych kilku miesiącach szkoły poznali ją już dość dobrze. Kamila to wiedziała, ale gdy usłyszała jej słowa i podchwyciła kpiące spojrzenie Kaśki, nie wytrzymała: - To jest moja sprawa, co na siebie wkładam! Nikt mnie nie będzie obrażał - krzyknęła i... wybiegła z klasy. 33 Ledwo usiadła na ławce stojącej pod oknem szkolnego korytarza, kiedy drzwi klasJ otworzyły się ponownie i wyszła stamtąd Kaśka. Kierując się do toalety, rzuciła niby od niechcenia do Kamili: - Przyszłaś tutaj specjalnie w tym stroju, bo chcesz, żeby on zwrócił na ciebie uwaj gę? Kamila nie zareagowała. Nie podniosła nawet głowy, tylko wpatrywała się w podłJ gę. Kaśka przystanęła nad nią. - Nie udawaj, że nie słyszysz - ciągnęła swój wywód kpiącym tonem. - Krzysiek i taH na ciebie nie spojrzy. Zresztą, widziałaś sama rano w szatni. - A skąd ty to możesz wiedzieć? Pytanie, które dobiegło z głębi korytarza, daleko zza pleców Kaśki, spowodowało] że cała aż podskoczyła! Dobrze znała głos, który je wypowiedział. To był Krzysiek. JuJ drugi raz dzisiaj zjawił się w pobliżu całkiem niespodziewanie. 34 ??? 0 komórce Małgosia marzyła od wakacji - od kiedy okazało się, że na letni obóz Kamila jedzie z nowym telefonem. Na obozie jednak z komórki Kamili korzystały we dwie. Tak więc naprawdę o własnej komórce Małgosia zaczęła marzyć w chwili, kiedy jesienią przemoczyła nogi na mieście. O! Gdyby wtedy miała telefon, to od razu zadzwoniłaby po taksówkę albo po tatę! A tak... z przemoczonymi nogami stała na przystanku. Karty telefonicznej nie miała, bo akurat się skończyła. Kiosku też nie było, poza tym przecież lalo jak z cebra, no i przemoczone nogi poobcierały się w półbutach. W domu odchorowała to tygodniowym przeziębieniem. A kiedy tegorocznego sylwestra spędzała z Kamilą u Ewy, u której około dwunastej wszyscy rozpoczęli okupację telefonu, w związku z czym rodzice Małgosi nie mogli doczekać się na życzenia od córki - klamka zapadła! Tata Małgosi zdecydował, że kupi córce komórkę! Na kartę! Przysługiwać jej będzie jedna najtańsza karta na miesiąc lub jedna najdroższa na trzy miesiące. O tych postanowieniach Małgosia dowiedziała się, gdy przyszli do niej rodzice Kamili, by porozumieć się z jej rodzicami w sprawie zimowych ferii. Chcieli zabrać swoją córkę z jej najlepszą przyjaciółką do Szklarskiej Poręby. Wtedy gdy zapadały najważniejsze ustalenia: co Małgosia ma ze sobą zabrać na wyjazd, ile to wszystko będzie kosztowało, gdzie zamieszkają oraz co i gdzie będą jedli, tata Małgosi podszedł do swojego biurka i z jednej z szuflad wyjął wielkie pudełko, w którym leża! nowiuteńki telefon komórkowy. - To dla ciebie, Małgorela! Tata zawsze nazywał ją Małgorela, kiedy byl z niej dumny lub gdy był zadowolony z siebie albo kiedy coś sprawiało mu wielką przyjemność. A jedną z takich najprzyjemniejszych pod słońcem rzeczy było dawanie jedynaczce prezentów. - Panie Henryku! - zaoponowała pani Halina, mama Kamili. - Komórka to niepotrzebny wydatek! Oboje z mężem mamy telefony! Telefon ma też Kamila, więc gdy będzie pan chciał się skontaktować z córką, wystarczy, jak... Urwała zgromiona spojrzeniem męża. Rodzice Kamili mieli zdecydowanie więcej forsy. 1 najwyraźniej zdawali sobie z tego sprawę, skoro zaczęli mówić o niepotrzebnym wydatku. Oboje pracowali w telewizji, mieli dwa samochody, mieszkali w wielkim mieszkaniu i tylko czasem... byli wkurzający. Zwłaszcza mama, która ciągle traktowała Kamilę jak dziecko. Pan Henryk pokiwał głową niby ze zrozumieniem i wyjaśnił: - Przecież nie będziecie wszędzie chodzić we czwórkę. Dla państwa też będzie wygodnie, gdy pójdziecie sobie gdzieś sami. Wtedy i wy będziecie mogli w każdej chwili porozumieć się z dziewczynkami, a i one, gdyby się zgubiły, też szybko się odnajdą dzięki telefonom. Małgosia skrzywiła się. Nie cierpiała, kiedy ojciec mówił o niej „dziewczynka". A przecież tyle razy tłumaczyła, że dziewczynka to taka, która ma pieluszkę, smoczka i grzechotkę. Z drugiej strony patrzyła teraz na ojca i było jej go po prostu żal. Najwyraźniej 35 ta premię, którą otrzymał za projekt, przeznaczył na rożne rzeczy dla niej i dla mamy. No bo przecież pól godziny temu mama dostała wymarzoną zmywarkę do naczyń! ? teraz ktoś go tak gasi, że niepotrzebnie. Potrzebnie! Szkoda tylko, że nie kupił jej tej komórki na Gwiazdkę. Wtedy i sylwester byłby ciekawszy - mogłaby słać SMS-y... Cała rozmowa zdarzyła się dokładnie wczoraj. I dlatego dzisiaj - choć umowa była taka, że telefonu nie bierze się do szkoły - w szkolnym plecaku Małgosi spoczęła komórka. Już po wyjściu z domu, dokładnie na klatce, Małgosia otworzyła plecak przełożyła komórkę do kieszeni płaszcza. W autobusie oglądała spis telefonów, który jak na razie mieści! jedynie telefon domowy, telefon do taty, do mamy i do Kamili do domu. Ten na Kamili komórkę musiała dopiero wpisać. Rzadko na niego dzwoniła, bo Kamila komórki nie używała na co dzień - rodzice jej zabronili. Jej komórka była zresztą zarejestrowana na mamę i jak przychodziły rachunki, rodzice Kamili szczegółowo kontrolowali, do kogo i po co córka dzwoni. W szkole już w szatni rozpoczęło się oglądanie telefonu. Najgłośniej mówiła oczywiście Kaśka. Powiedziała, że komórka Małgosi to nic takiego. - W ogóle komórka na kartę to syf - głos Kaśki słychać było na całą szatnię. - Nie ma roamingu, czyli nie odbiera za granicą, a w ogóle to nie najlepszy model... Tego Małgosia już nie słyszała, bo właśnie do szatni weszła Kamila. - No, pokaż to cudo! - powiedziała do przyjaciółki. - Mama mówiła, że twój ojciec zwariował i za ostatnie pieniądze ci kupił... Ojej! - urwała i spojrzała na zarumienioną twarz Małgosi. - Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Ja wcale tak nie myślę. To moja mama. Wiesz, jaka ona jest! - Nie za takie ostatnie pieniądze! -wyjaśniła Małgosia i opowiedziała o projekcie, który przyniósł ojcu premię, i o szczęściu mamy, że już nie musi męczyć rąk, bo wszystko zrobi za nią zmywarka do naczyń. Od razu Małgosia wpisała telefon komórkowy przyjaciółki, która tylko westchnęła. - Zazdroszczę ci - wyznała. - Ty swój możesz nosić do szkoły, a ja... niby mam telefon, nie na kartę, ale za każdym razem muszę iść do mamy, żeby mi go wydała! Zupełnie, jakby to nie był mój telefon! I co chwila tylko: będziesz zarabiała, to będziesz rządziła! Dalszą opowieść Kamili przerwał Maciek - ze wszystkich chłopców w klasie dziewczyny lubiły go najbardziej. Wesoły, inteligentny, sypiący dowcipami jak z rękawa, a ponadto oczytany potrafił być duszą towarzystwa, choć... dość łatwo można go było wyprowadzić z równowagi, co z kolei chętnie wykorzystywali niektórzy koledzy. Maciek był dalekim kuzynem Krzyśka z Illb - więc to od Maćka dziewczyny dowiedziały się, że Krzysiek wypytywał o Kamilę. Kiedy Maciek zobaczył telefon Małgosi, od razu wymienił się z nią numerami. - No! Stara! To teraz będziemy w kontakcie! Jego dalsze słowa przerwał dzwonek. Wszyscy zajęli swoje miejsca w ławkach. Tego dnia lekcje zdawały się ciągnąć w nieskończoność. Na polskim komórka Małgosi leżała w plecaku. Klasa wiedziała, że kto jak kto, ale pani Czajka nie znosi tych nowoczesnych urządzeń. Zwłaszcza że nie wszystkie komórki mają polskie litery. A to powoduje -jak kiedyś powiedziała - „Zupełny brak szacunku do mowy ojczystej! No i nieporozumienia!". Ech... Klasa o wiele lepiej wiedziała, jakie nieporozumienia mogą wynikać z niestosowania polskich znaków w SMS-ach. W końcu jakiś czas temu między Maćkiem i Czarnym Michałem wybuchła prawie wojna! Jak się okazało, Maciek wysłał Michałowi SMS-a: „Niepotrzebna mi twoja laska. Ktoś inny mi da!" i chodziło mu oto, że 37 Michał nie chciał mu pożyczyć książki. Michał zaś z wrodzoną złośliwością oznajmi klasie, że Maciek jest - delikatnie mówiąc - seksualnie odmienny! A tego dla Maćki było za wiele - zmieszał Michała z błotem, a że kto jak kto, ale Maciek język ma ciętjJ więc Michał rzucił się z pięściami. Musiano ich rozdzielać. Pani Czajka oprócz komórek nie lubiła jeszcze kilku rzeczy: Zelków owocowych, na widok których robiło się jej niedobrze, i pachnących gumek, które na szczęście wyszli z mody, ale z pokolenia na pokolenie przechodziła opowieść o tym, jak to przed latyj jeszcze w podstawówce, jedna z uczennic włożyła sobie kawałki gumek do nosa, bj udawać morsa, a pani Czajka na ten widok... musiała wyjść z klasy. Tak więc żelkl i komórki nie były mile widziane na lekcjach polskiego. Tym bardziej więc wszyscy aż zamarli, gdy nagle w samym środku zawiłych, gramatycznych tłumaczeń rozległ sil dźwięk nadchodzącego SMS-a. I to prosto z plecaka Małgosi. - A to co? - klasa zamarła, gdy padło pytanie zagniewanej nauczycielki. - Tyle razi prosiłam, by wyłączać telefony, kiedy wchodzicie na lekcje! A najlepiej by było, gdybyl ście w ogóle nie przynosili ich do szkoły. Wiecie dobrze, że zdarzają się kradzieże! Małgorzata! Proszę wyjąć telefon i wyłączyć, a następnie położyć u mnie na biurku! Dostaniesz go po lekcjach. Kiedy po lekcjach Małgosia zapukała do pokoju nauczycielskiego, by odebrać teleJ fon, usłyszała krótki wykład na temat kultury. - Dzisiaj, kiedy wchodzisz do banku czy na pocztę, to widzisz tam napis: zakazi używania telefonów komórkowych - mówiła wychowawczyni. - Powstał już nawet komórkowy savoir-vivre. Niestosowanie dobrych obyczajów świadczy, niestety, o twoje; kulturze... ^ Jednak słowa pani Czajki nie były teraz ważne. Najważniejszy dla Małgosi był terj pierwszy SMS, który przyszedł na jej telefon. Szybko odczytała wiadomość: „(.)(.) To sa cycki szczęścia. Wyślij je do 5 osób jeśli chcesz mieć udany seks w nowym roku". Nadawcą był... oczywiście Maciek! Poznała nie tylko po podpisie. Ze wszystkich znajomych tylko on miewał takie pomysły. 38 ?????\ \ iamm Małgosia stała wściekła. Jak ta Kamila mogła! Tak przy wszystkich! Nazwalają łamagą przy Maćku, Krzyśku i tylu innych ludziach! Maciek się śmiał -widziała to w jego oczach! Czemu w ogóle się umówili, że jadą w to samo miejsce na ferie? Ech... i tak pewnie by się spotkali gdzieś na jednej z uliczek Szklarskiej Poręby. O tym wszystkim myślała, sunąc powoli i dość pokracznie w kierunku instruktora. W miasteczku znaleźli się kilka dni temu. Wszyscy spotkali się na peronie już podczas odjazdu. Maciek przyjechał tu z kuzynami - Krzyśkiem i Magdą. Jego mama (nie wiadomo czemu) bezgranicznie im ufała. Magda jest pełnoletnią studentką, ale Krzysiek? Że niby dwa lata starszy? I co z tego? Natomiast Kamilę z Małgosią wzięli pod swoje skrzydła rodzice Kamili. Początkowo pogoda nie sprzyjała spacerom. Zawieje i zamiecie oraz mróz poniżej 15 stopni były koszmarem! Zwłaszcza dla mieszczuchów. Uliczki górskiego miasteczka były zatłoczone ludźmi, którzy zamiast zjeżdżać na nartach spacerowali od knajpki do baru czy budki z ciepłym jedzeniem. - Z jednej strony cieszę się, że odpocznę od komputerowych gier, ale z drugiej... - Krzysiek zawiesił głos. - Skoro nie można iść na narty, bo jakiś tam stopień zagrożenia lawinowego, to chociaż przydałby się komputer z grą w Małysza. No bo ile można grać w szachy? Siedzieli w pokoju przy stoliku. Krzysiek drapał się w głowę pełną włosów sterczących jak druty. - Starożytni grali godzinami - rzuci! filozoficznie Maciek, patrząc na planszę. Szachy, obok warcabów, scrabble i boggle były jego ulubionymi grami. W przeciwieństwie do Krzyśka, który lubił sport, Maciek wolał grać i... czytać. - Ty się ciesz, że Maciek w ogóle wziął jakieś gry - powiedziała Magda. - Tutaj byś ich nie uświadczył, bo wszyscy nastawieni są na turystów, a nie Kasparowów czy innych geniuszy. - Ścisz się! W ogóle nie mogę się skupić - Krzysiek był wyraźnie wkurzony. Ale nic dziwnego. Młodszy o dwa lata cioteczno-cioteczny ogrywał go kolejny raz! Ech... ~ Nudna ta gra! - Krzysiek odsunął planszę. - Bokiem mi wychodzi! Szach, roszada, ecie pecie but w klozecie! - W scrabble też przegrałeś - zauważył Maciek. - Bo mi litera nie szła! - Nie litera nie szła, tylko cały rok siedzisz z nosem w komputerze, graj ąc w zręcznościowe głupoty. Nic dziwnego, że całkowicie od tego zdumiałeś. - Daj spokój - Krzysiek machnął ręką. - Znajdź lepiej te twoje panienki, bo zanudzi-?? się tu na śmierć! - Bogowie! Co j a słyszę! Komputerowiec o zranionym sercu zainteresował się laską ? niojej klasy? - Maciek uniósł ręce w teatralnym geście. - Już ci przeszło zatrucie orga- 39 nizmu wirusem zwanym Katarzyną? Nie boisz się, że twoja nowa wybranka to kolejni zaraza? I to groźniejsza? Kaśka to był zwykły trojan, a może ta uszkadza pliki bool sektora? - Jak cię zaraz zdzielę! Przysięgam, że cię sieknę, złośliwy smarkaczu! - Krzysiei próbował udawać wściekłego, ale miny Maćka mu na to nie pozwalały. Chcąc nie chcąa musiał parsknąć śmiechem, gdy Maciek niezrównany w odgrywaniu komedii ciągnął dalej, zwracając się do Magdy: - Siora! Patrz! Krzysiek u lekarza: mózg mi nie wybiega poza cztery mega. Tu nastąpił długi rymowany monolog, w czasie którego brat patrzył na Maćki z politowaniem: „Co za bzdury on ma w głowie" - myślał. Ale i z podziwem: „Skąd orl te rymy bierze!". - Oto mydlana opera Krzyśka, znanego lamera! - zakończył Maciek swój monol dram i skłonił się jak w teatrze. - A która go tam trafiła? - spytała Magda, śmiejąc się serdecznie. -Prawdziwa białogłowa, Ka.. .mi.. ..mi.. ..mi... Dalej nie mógł dokończyć, bo Krzysiek zerwał się z krzesła i zatkał mu usta jednym] tekstem: - Zobaczymy, czy będziesz taki bohater, kiedy przyjdzie ci przypiąć narty! Wypogodziło się dopiero po kilku dniach. Komórki od razu poszły w ruch. Maciek; wysłał Małgosi SMS-a: „0 pani! Czy zechcesz ujrzeć me szlachetne oblicze wpatrzo-j ne w twe zaparowane na mrozie okulary?". Odpowiedziała, by wieczorem odwiedzili je z Krzyśkiem w schronisku. Tak też zrobili. Na miejscu zapadła decyzja, że jutro idą ??? narty. Wprawdzie Małgosia z Maćkiem obstawali przy spacerze, ale... Krzysiek i Kamila uparli się. Narty i koniec! W ten sposób następnego dnia chłopcy dotarli pod jeden z wielu wyciągów. Dziewczyn jeszcze nie było. Za to na malutkim wzniesieniu powstała ślizgawka, z której spora gromadka ludzi zjeżdżała po prostu na butach. Gdy Krzysiek to zobaczył, aż pisnął: j - Jezu! Jak w dzieciństwie pod szkołą! - zawołał i pobiegł w kierunku wąskiego paska lodu. Maciek został na straży nart i czekał na dziewczyny. W głowie miał tylko jedno: „Jak wymigać się od nart?" Nie zauważył nawet, że Krzysiek z impetem wpadł w grupkę rechoczących nastolatek. Kiedy wraz z całą gromadą otrzepywał się ze śniegu, nadeszły Kamila z Małgosią. Kamila z przodu, z nartami dumnie niesionymi na ramieniu. Małgosia za nią, z miną jak kupa nieszczęścia. - Ładnie się zabawiacie! - zawołała Kamila wciskając pod czapkę niesforne kośmy białych włosów i spoglądając z zaciekawieniem na Krzyśka. - Zjeżdżacie? - Wysapał czerwony na twarzy trochę z mrozu, a trochę ze wstydu, ż przyłapano go na takiej dziecinnej zabawie. - Ja chętnie! - Kamila poprawiła rękawiczki i zaczęła przypinać narty. - A Maciek gdzie? - spytała Małgosia drżącym głosem. Towarzystwo najweselszego w klasie kolegi bardzo by jej w tej sytuacji pomogło. Podeszli do niego we trójkę - minę miał nieszczególną. - Klasowa sierotka Małgosia szuka u ciebie pocieszenia, o szlachetny rycerzu! - zażartowała Kamila, naśladując pełen patosu ton, jakim zazwyczaj odzywał się Ma- 40 ? V Tvm razem jednak chłopiec milczał. Kamila nie zwróciła na to uwagi i powiedziała Małgosi- - Gocha, nie ma przebacz! Musimy nauczyć cię jeździć na nartach. Nie m°ożesz przez całe życie być łamagą! Każdy inny w jej głosie wyczułby serdeczność, ale nie Małgosia. A już na pewno nie dv gdy dotykana była jej pięta achillesowa, czyli sport __ wiecie, co ona dzisiaj w nocy przez sen wolała? „O Jezu! O Jezu! Ja się zabiję!" Przedrzeźnianie Kamili wywołało śmiech nie tylko Krzysztofa i Maćka, ale i wszystkich stojących dookoła. - Już ja ci pokażę - powiedziała Małgosia przez zaciśnięte zęby i przypięła buty do nart. „Raz kozie śmierć" pomyślała, a potem powoli i dość pokracznie posunęła w kierunku instruktora, myśląc przy tym, jacy wszyscy są okrutni i jak im pokaże. Maciek patrzył na nią z zazdrością. Przypięła je jakby nigdy nic. Jakby całe życie tylko to robiła. A on? Nawet śmiać się z siebie w tym momencie nie umiał. Spojrzał ze strachem na sprzęt, który z taką niechęcią za namową Krzyśka wypożyczył. Ech... - Ty! Alberto Tomba! - glos Krzyśka usłyszał niemal w środku czaszki. - Idź na oślą łączkę za Malgośką, bo do końca życia będziesz tylko intelektualistą. Ten tekst sprawił, że Małgosia spojrzała na Maćka. Niepewnie stawia! narty na ziemi. - Maciek? Ty też się tak boisz? - spytała cicho Małgosia. Skinął głową. Już nie był sam. 41 SŁOMfc Wsuniętą do kieszeni szkolnego plecaka paczuszkę Kamila zauważyła dopiero na duże przerwie. Od razu wiedziała, że to walentynka. Niecierpliwie rozerwała białą torebki w czerwone serduszka -w środku leżał malutki, gipsowy słonik na nartach. „To chyba oj Krzyśka" - pomyślała. Kamila czuła, że chłopak jest nią zainteresowany. W końcu, kied w górach wygrała z nim slalom narciarski, usłyszała, że jest niesamowita. No i chyba bytd bo gdy wygrała bieg narciarski dla turystów, to jej zdjęcie zamieścili w gazecie. Tylko ja udało mu się podłożyć paczuszkę? Ktoś mu musiał pomóc. Ale kto? Kamila nie widzia^ Krzyśka dzisiaj w szkole. Nie będzie przecież chodzić i pytać wszystkich. Musi udawa zaskoczenie. Właśnie! Zaskoczenie! Zaskoczenie w sumie jest, choć jest też przypuszczę nie, kto się za tym kryje. Tylko... kiedy jej podrzucił tę walentynkę? Małgosia akura wyszła z klasy, ale może ona coś widziała? Na razie Kamila postawiła słonika na ławce. „A jeszcze rok temu nie znosiłam tego amerykańskiego święta!" -pomyślała. Małgosia wróciła do klasy pod koniec przerwy. - O! Jaki fajny! Skąd masz? •• - Znalazłam w plecaku. - Swoim? - No przecież nie cudzym! - Kamila zniecierpliwiła się. - Ojej! Pytam, bo wcześniej tego tu nie było. - Nie było, bo ja to teraz znalazłam. - Skąd się wzięło? - Małgosia oglądała słonika ze wszystkich stron, jakby to miałl pomóc w znalezieniu odpowiedzi. - Wiesz, myślałam, że on ci to dał, żebyś mi włożyła. - Jaki on? - Krzysiek. - Nie widziałam go dzisiaj - Małgosia pokręciła głową. - Ja też nie - odparła Kamila. - Swoją drogą, chyba cię wzięło - Małgosia uśmiechnęła się i miała jeszcze coj dodać, ale w tym momencie rozległ się dzwonek. Do klasy weszła reszta uczniów, a za nimi nauczycielka angielskiego - Milady. Kami] la przyglądała się dokładnie każdemu, kto wchodził. Może ktoś z nich na prośbę Krzyś-] ka wsunął tego słonika do jej plecaka? Ale twarze kolegów i koleżanek nic takiego nid zdradzały. Kamila przez chwilę myślała, że może Maciek to zrobił, w końcu był Krzyśka kuzyl nem, ale jeśli tak, to nie zdradzał się z niczym. Lekcja zaczęła się, jednak Kamila nie słuchała. Przyglądała się słonikowi, jakby od samego patrzenia na figurkę miała się rozwiązać walentynkowa tajemnica. Z zamyślenia wyrwało ją dopiero zadane po angielsku pytanie: 42 - Co to jest? Kamila podniosła oczy. Milady uśmiechała się i zachęcała do odpowiedzi. _ Nie wiem - odpowiedziała. _ Nie wiesz? Myślę, że wiesz! - Milady nadal się uśmiechała. Klasa wiedziała, że wsze najwyżej oceniała udział w zwykłych rozmowach na lekcji. Milady wielokrotnie . mówiła, że nigdy nie poznają języka, jeśli nie zaczną myśleć i mówić po angielsku. Nawet o bzdurach. _ To walentynka! - dało się słyszeć głos z końca klasy. Kamila wiedziała, do kogo należał. Do Kaśki. Jak zwykle wtrącała się w nie swoje sprawy. A poza tym najwyraźniej chciała wziąć udział w rozmowie i poprawić stopnie. _ Od kogo? - spytała Milady. Kamila wzruszyła ramionami. Już chciała powiedzieć, że nie wie, kiedy znowu dobiegł ją głos duszącej się od śmiechu Kaśki: - Czarny Michał jej to dał. Klasa aż ryknęła! A Kamila pomyślała: „Jasne! Teraz już wiem, że od Krzyśka. A ciebie, larwo, aż skręca z wściekłości i zazdrości". Tych dwóch Michałów ze względu na kolor włosów zwanych „Czarnym" i „Białym", było tak różnych jak ich czupryny. Czarny Michał był uważany za klasowego przystojniaka. Ale na tym, zdaniem dziewczyn, kończyły się jego zalety. Na samym początku roku szkolnego każda zwróciła na niego uwagę. Mniej więcej po tygodniu żadna nie chciała z nim nawet gadać. Głupi. Zarozumiały. Złośliwy. Takie epitety dziewczyny podawały sobie z ust do ust. Teraz Kamila nawet nie spojrzała w stronę Czarnego Michała. Klasa nadal rechotała, a Kaśka kulawo, bo kulawo, ale po angielsku tłumaczyła, że Kamila dostała słonika ze względu na swój narciarski talent, który oczarował wszystkich, a zwłaszcza Michała. Że jej zdjęcie na nartach wycięte z gazety zamieszczono w szkolnej gazetce wiszącej na korytarzu koło sekretariatu. Po skończonej lekcji Kamila podeszła do Kaśki. - Ty to masz tak głupie pomysły, że aż zęby bolą. - O co ci chodzi? - Kaśka zdawała się naprawdę nie rozumieć. - Do tego stopnia jesteś zazdrosna o Krzyśka, że palniesz każdą bzdurę? - Ja? Zazdrosna o Krzyśka? - oczy Kaśki robiły się coraz bardziej okrągłe. - Czy ty się dobrze czujesz? Ja i Krzysiek to przeszłość. I to tak odległa jak średniowiecze. Kiedy ja z nim kręciłam, to ty bawiłaś się lalkami Barbie. To powiedziawszy wydęła pogardliwie wargi i wyszła z klasy. - Ona jest bezczelna i strasznie zarozumiała! Nie może przeżyć, że Krzysiek się mną interesuje i wciska mi tego... tego zimnego i zarozumiałego idiotę! - Kamila potrząsnęła głową, aż grzywka opadła jej na oczy. Odgarniając włosy z czoła, spojrzała na Małgosię, która wzrokiem wskazała miejsce tuż za jej plecami. Kamila odwróciła się. Czarne oczy Michała patrzyły na nią uważnie. Przez chwilę spoglądali na siebie, po czym Kamila wzruszyła ramionami i odwróciła głowę. Do końca lekcji Krzysiek nie pojawił się w szkole. To czyniło sprawę słonika jeszcze bardziej tajemniczą. W dodatku Małgosia delikatnie wybadała Maćka - to nie on wsunął Kamili paczuszkę do plecaka. Skąd więc się tam wziął? Małgosia mniej się tym interesowała. Pogrążona rozmową z Maćkiem nie zwracała uwagi na Kamilę, która w szkolnej szatni po raz kolejny oglądała gipsowego słonika - narciarza. - A ty co wziąłeś z biblioteki? Harry'ego Pottera? ~ Eeee. To już dawno przeczytałem, poza tym mam własnego - odparł Maciek, Zapinając suwak kurtki. Cała klasa już wyszła. Tylko oni zostali w szatni. 43 - Wszystkie cztery tomy? - spytała Małgosia. - A ile byś chciała? - Zapowiedzianych jest siedem... - odparła Małgosia zaczepnie, po czym pchnęA drzwi i cała trójka wyszła przed szkołę. - No dobra, ale przetłumaczone są cztery. A ty czytałaś wszystkie? -Wszystkie! - Ja tylko filmu jeszcze nie widziałem. - Ja też nie - Małgosia zamilkła spłoszona. „Zaproponować mu?" - pomyślała. ?? zanim sama sobie na to pytanie odpowiedziała, Maciek wypalił: - A może byśmy się przeszli? - spytał spoglądając raz na jedną, raz na drugą dzie\e czynę. - Marzycielka! - krzyknął Kamili w ucho. - Pytam się o coś. Idziemy na Potterem Do jutra będziesz się gapić na tego słonia? - Idźcie sami. Ja nie idę - odparła Kamila i rzuciwszy krótkie „cześć", przebiegli przez ulicę. Obejrzała się za siebie. Małgosia z Maćkiem oddalali się, umawiając do ???? Nie widzieli więc, że biegła ile sił w kierunku majaczącej w oddali znajomej sylwetki. I „Udam, że to przypadek" - pomyślała Kamila, zbliżając się do Krzyśka. - Cześć. Nie było cię. Ale dostałam - zziajana wyrzucała z siebie słowa. - Cześć - uśmiechnął się Krzysiek. - Byłem na badaniach. A ... co dostałaś? - Słonika! Kamila szybko wyciągnęła figurkę z kieszeni. Stali pod cukiernią. - Śliczny, prawda? - Prawdę mówiąc, taki sobie - powiedział Krzysiek, obracając figurkę w dłoniacli - Ale narciarz jak się patrzy. Zupełnie jak ty! Skąd go masz? Kamilę zatkało. Minutę temu była pewna, że to od Krzyśka, a teraz... stała z gipsrł wym słonikiem w ręku i nie wiedziała, co powiedzieć. „Ale ze mnie idiotka - myślałaJ - Jak Krzysiek mógłby mi podrzucić słonika, skoro nie było go w szkole? Musiałby dai go komuś dzień wcześniej... Jeżeli to jest naprawdę od Michała, to chyba zaraz rozbija ten... ten gipsowy kicz!" Nagle słonik, do tej pory pieszczotliwie trzymany na ławca i chroniony w kieszeni, przestał być miłą, walentynkową niespodzianką. - Chodź ze mną po ciasto - dobiegi ją głos Krzyśka. - Ten słonik to chyba waleń tyn-j ka? - stwierdził bardziej, niż spytał, a Kamila tylko westchnęła. - Kto ci go dał? - Zimny, zarozumiały idiota! - odparł ktoś z boku. Oboje z Krzyśkiem spojrzeli w tym kierunku. Czarny Michał wychodził z cukierni z jakąś paczką. Kamila zaczerwie-j niła się. Najchętniej zapadłaby się teraz pod ziemię. W uszach dźwięczało jej ostatnia słowo Michała - idiota. „A ja jaka idiotka! "-pomyślała Kamila i udając, że nic się niej stało, zaczęła oglądać ciastka. Ale było jej głupio. 44 KINO _ jy[oja mama zarezerwowała już dla nas bilety. Przyjedziemy po ciebie tak, żebyśmy wylądowali w kinie na pól godziny przed seansem - powiedział Maciek do Małgosi. - Mama nas potem odwiezie z powrotem. Siedzieli w klasie tylem do drzwi, więc nawet nie usłyszeli, kiedy za ich plecami stanęła Kaśka: - Idziecie do kina, dzieciaczki? Małgosia porozumiała się z Kamilą wzrokiem i spojrzała na Kaśkę z niechęcią. Nie cierpiały jej pogardliwego tonu. A Kaśka... cóż. Tylko z tej racji, że spośród dziewczyn z klasy ona miała największy biust, traktowała wszystkich z góry. Chłopców w ogóle nie zauważała. Może dlatego jak tylko podeszła, to Maciek rzucił: „Pogadamy później" i odszedł? - No? - Kaśka szturchnęła Małgosię. Jej ton głosu był bardzo zaczepny - wyraźnie szukała sprzeczki. - Ogłuchłaś, czy co? Na co idziecie? - Na Hany'ego - rzuciła Małgosia na odczepnego i odwróciła się plecami. - I tak we dwójkę? Tylko czemu na film dla dzieci? Nie możesz się zdecydować - Barbie czy szminka? Ten cały Harry to jest dla ośmiolatków! Moja siostra się tym zaczytuje! Małgosia nie odpowiedziała na żadną z zaczepek, choć Kaśka stała jeszcze kilka minut. Nawet w pewnym momencie dogryzła, mówiąc, że matka, która będzie robić za przyzwoitkę, nie jest im specjalnie potrzebna, bo Małgosia „stanik ogląda jedynie na manekinie". Aż Kinga, klasowa kujonka, która jak zwykle zajmowała się powtarzaniem lekcji, przerwała czytanie notatek, by powiedzieć: - Weź ty się Kaśka lecz! *** I pomyśleć, że jeszcze wczoraj to kino, do którego Małgosia miała iść z Maćkiem, zaczęło się niebezpiecznie oddalać. Wszystko dlatego, że kiedy powiedziała rodzicom, że chce iść na film Harry Potter i kamień filozoficzny, usłyszała, że owszem, pójdzie, ale... nie dziś. - Może jutro - powiedział tata i zanurzył nos w rozłożonych na biurku papierach. Tymczasem Maciek miał po nią przyjść za dwie godziny. Ech, te pieniądze! Tata nie ma ani grosza! Na myśl o dzwonieniu do Maćka i tłumaczeniu się Małgosi zrobiło się słabo. Znowu komuś mówić, że w domu ledwo wiążą koniec z końcem? Ale przecież musiała Maćkowi coś powiedzieć. W przeciwnym razie on przyjdzie z mamą... i co wtedy? Będzie wstyd, gdy na miejscu dowie się, że Małgosia nie ma pieniędzy. A może skłamać? Powiedzieć, że nie może iść, bo ma imieniny cioci, o których na śmierć zapomniała? Ale że w piątek... A może Kamila coś wymyśli? Małgosia szybko wykręciła znany na pamięć numer. 45 - Halo? - Kamili głos w słuchawce brzmiał obco. - To ty, Kamila? - Małgosia zdziwiła się. Zamiast odpowiedzi usłyszała szloch. - Cd się stało?! - Słoń! Ten cholerny gipsowy słoń! - Stłukł się? -Nie! Niestety nie! - Jak to „niestety"? - Bo ten słoń... to Michał! - Kamila szlochała. - Co Michał? - spytała Małgosia, ale w słuchawce nadal słychać było tylko placJ - Nic nie rozumiem! Mów jaśniej! No i poradź, co mam powiedzieć Maćkowi? Nie mogd z nim iść do kina, bo tata dopiero jutro da mi pieniądze. Kamila urywanym głosem powiedziała, że zaraz przyjdzie i odłożyła słuchawka „Kama też ma problem - myślała Małgosia, stojąc wpatrzona w przestrzeń. - Ciekawej co ma Michał do słonia? Czyżby Kaśka miała rację? To on go podrzucił?" Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk telefonu. Maciek! Małgosia nie wierzyła własnym uszom. Chciał przeJ łożyć kino na jutro, bo... - Jutro jest piątek! - mówił podekscytowany. - A w piątek w multikinie grają nocnjl magiczny seans. O północy! - Tylko czy twoi rodzice cię puszczą? Ja zadzwonię za chwilę - gdyby mieli jakieś „ale'1 to powiedz im, że moja mama nas zawiezie i przywiezie. Pod Małgosią ugięły się nogi. „Boże! - pomyślała. - Jak ja o to zapytam?" PrzecieJ już raz pytała rodziców, czy może pójść z Maćkiem do kina? To wtedy tata powiedział swoje: „Może jutro" i wrócił do pracy, a mama... spojrzała na nią spoza okularowi Zawsze tak patrzyła, kiedy uznawała, że w córce odzywa się kobieta. Małgosia jednaki odbierała to spojrzenie jako mówiące: „robisz coś złego". Może dlatego, że poteraj następowała cała seria pytań? Tym razem musiała odpowiadać na pytania dotycząca Maćka. Że to ten chłopiec, z którym jeździła na nartach. Ten, który jest taki wesoły. I - Mamo... - zaczęła teraz i głos utknął jej w gardle. „Może lepiej nie pytać mamy?; Może tatę? - pomyślała." - Tato... - urwała raptownie. A jak tata powie, że nie? Nagle jednocześnie zadzwonił telefon i ktoś zapukał do drzwi. - Idź otwórz, a ja odbiorę - usłyszała Małgosia głos ojca. - Tata mnie podrzucił samochodem - powiedziała stojąca za drzwiami Kamila. A telefon? Dzwoniła mama Maćka! Małgosia zorientowała się po treści rozmowy, no i po tym, że tata zmieniał się na twarzy jak kameleon. W każdym razie zgodził siej Gdy skończył rozmawiać, z okrzykiem radości rzuciła mu się na szyję. Nawet KamilaJ która przyszła w grobowym nastroju, zaśmiała się widząc, jak przyjaciółka zawisła na tacie, który krótko rzucił: - Przestań udawać krawat. A jutro zachowuj się przyzwoicie. Żebym się za ciebie niJ wstydził! Ech ten tata! Zawsze taki strasznie zasadniczy. - Myślisz, że Michał się zakochał? - Kamila spytała Małgosię. Siedziały w jej ciaj snym pokoiku. - Nie wiem - Kamila westchnęła. Już nie płakała, ale minę miała niewesołą. - Nil lubię go - strasznie mnie denerwuje! A poza tym... pal sześć Michała, ale przed Krzyś-^ kiem to tak wyszło, jakbym myślała, że słonik jest od niego. - No przecież tak myślałaś. - Ale skoro nie był od niego, to lepiej, żeby Krzysiek nie myślał, że ja myślałam...! 46 - Myślałam, myślałam... a co w tym złego? Słonik był na nartach? A z kim jeździłaś na nartach? Z Krzyskiem. Masz prawo myśleć, że dostałaś go od niego. Śmiej się z tego i tyle. - Faktycznie - Kamila spojrzała na Małgosię z uznaniem. Pierwszy raz to ona, a nie Kamila wykazała się zdrowym rozsądkiem. A wszystko dlatego, że sprawa z kinem się wyjaśniła. **# W piątkowy wieczór wylądowali w kinie na pół godziny przed seansem. Mama Maćka zostawiła ich przed kasą, w której czekały zarezerwowane telefonicznie bilety. Co robić przez te pół godziny? Kupili popcorn i colę i usiedli przy stoliku w kinowym bufecie. - Ciekawe, jak wygląda Malfoy - Małgosia odezwała się pierwsza. - Nie widziałaś zajawek? - spytał Maciek z ustami pełnymi pop-cornu. - Nic a nic. -A zdjęcia w gazecie? - Jakoś nie pamiętam, by był na nich Malfoy. - Może to i dobrze... - nagle urwał. - Czemu się tak rozglądasz? Szukasz kogoś? - Tak tylko patrzę. Kaśka się śmiała, że to film dla dzieci, ale dzieci na ten seans niewiele przyszło. - Przejmujesz się Kaśką? - Nie, tylko... - Małgosia wzruszyła ramionami - tylko ona mnie denerwuje. Te jej teksty... - urwała raptownie. Nie powie przecież Maćkowi, że chodzi o te głupie gadki o staniku. Na chwilę zapadła niezręczna cisza. - Chodź, zajmiemy sobie dobre miejsca - powiedział Maciek, zbierając rzeczy ze stołu. Po dwóch godzinach wyszli rozgadani, z wypiekami na twarzy. Film zachwycił oboje. Wprawdzie zdaniem Małgosi mecz Ouiditcha trwał za długo, no i nie wszystkie wątki były pokazane, ale klimat był. - Tylko czemu hasło do Gryfindoru było inne? W książce było „świński ryj" i bardzo mnie bawiło, a tutaj jakieś coś bez sensu - zastanawiał się Maciek, kiedy wsiadali do samochodu. - Wiesz, że my się w domu tak wygłupialiśmy? Pamiętasz, mamo? Jak dzwonił domofon, to się pytaliśmy o hasło, no i odzew miał brzmieć „świński ryj". Ale któregoś razu byłem przekonany, że to mój ojczym i mówię do domofonu: „hasło", a ten ktoś „otwórz", więc ja na to: „a świński ryj gdzie?" i wiesz... okazało się, że to listonosz... - O rany! - Małgosia przerwała mu raptownie i aż usta rozdziawiła ze zdumienia. -Co? W kinowych drzwiach wyjściowych stała Kaśka i rozglądała się. Obok niej stała najwyżej ośmioletnia dziewczynka, którą Kaśka trzymała za kołnierz kurtki. - To jej siostra - powiedział Maciek. ~ Odpowiednia para na randkę w kinie - stwierdziła Małgosia nie bez złośliwości. - Ta mała na pewno jest „bardzo dorosła, a stanika nie widuje tylko na manekinie" ~ dodał Maciek, przedrzeźniając głos Kaśki tak udanie, że Małgosia ryknęła śmiechem. 47 lchw erć ??? Kamila z Małgosią stały w kolejce po obiad. - Jak tam albinosko? - Głos Kaśki zabrzmiał tuż przy uchu Kamili i szybko sil oddalił. Kaśka stanęła na końcu kolejki. Od kiedy zauważyła, że jakiekolwiek nawiązał nie do białego koloru włosów Kamili wywołuje u niej poruszenie, nie zwracała się da niej inaczej jak „albinosko". Kamila i tym razem próbowała udawać, że nie słyszy] ale... słyszała. Aż za dobrze! Kaśka to zauważyła, więc stała na końcu kolejki z dumna miną. Kamila spuściła głowę, by ukryć wiszące na rzęsach łzy. - Nie warto płakać z powodu Kaśki - powiedziała Małgosia i poklepała Kamilę pi plecach. - Pamiętasz, jak na samym początku szkoły z powodu moich okularów na| zwała mnie kobrą? Ona chyba ma jakiś problem ze sobą. Nagle tuż obok nich stanął Maciek: - Witajcie, o szlachetne panie, czy zajęłyście kolejkę swemu pokornemu słudze?^ Błagam! Ulitujcie się nad głodnym, cne białogłowy! - Białogłowa! Nie mogłeś Maciek lepiej trafić! - dobiegł ich z końc3 kolejki szjl derczy głos Kaśki. - Sami sobie jedzcie ten obiad! - krzyknęła Kamila i wybiegła ze stołówki. Maciek z Małgosią stali bezradnie przy okienku, które właśnie się otworzyło. WyjJ rżała przez nie pani kucharka i z uśmiechem poprosiła o podanie obiadowych talonowi - Co jej się stało? - spytał Maciek. Małgosia zrobiła ręka gest wokół własnej głowy. - Aureola? - spytał przyglądając się, jak Małgosia kręci ręką kółka nad głową. i - Nie aureola, wariacie, tylko włosy! - Małgosia zaśmiała się. - No to co, że włosy? - Ech... - machnęła zniecierpliwiona ręką i wzięła talerz z zupą. - Czy możemy wziąć dla koleżanki? - spytała panią kucharkę. - Talon zaraz doniesiemy. - To może ja pójdę po Kamilę? - spytał Maciek. - Lepiej ja to zrobię - odpowiedziała Małgosia, ale w tej samej chwili Kamila! zjawiła się przy stoliku. - Przepraszam - powiedziała i zasiadła do jedzenia zupy. Przez chwilę panowała; grobowa cisza. - Ja nie miałem nic złego na myśli - zaczął Maciek, ale Kamila krótko przerwała! - Wiem. Zapadło milczenie. Dopiero pod koniec drugiego dania Maciek ośmielił się znój wu odezwać. - Azaliż, waćpanna, nie gniewasz się? - A zaliż ten talerz i zamknij się wreszcie - warknęła Kamila, a po chwili dodała: - cny rycerzu. Cała trójka ryknęła śmiechem. 48 *#* - przecież ty wiesz, Kamila, jaki jest Maciek... On mówi kwiecistym językiem i ciągle naiacuje, ale przecież nie chciał sprawić ci przykrości... Stały w łazience przed lustrem wiszącym nad umywalką i poprawiały fryzurę. Kamila patrzyła na swoje odbicie. Westchnęła. To, co mówiła przyjaciółka, zdawało się do niej nie docierać. - Gocha, ty nawet nie wiesz, jak ja bym chciała być... no nie wiem, nawet radą! - A co to za problem? Przecież włosy zawsze można ufarbować. - Chyba nie wiesz, co mówisz! Już by mi mama dała popalić! Ona uważa, że to, co mam na głowie, to piękny kolor - „taki oryginalny i niepowtarzalny". Dziękuję za taką oryginalność! - Przecież chłopcy też tak uważają. Sama słyszałam, jak Michał... - Nie bądź złośliwa! - Nie jestem! Nie lubisz Michała, ale on uważa, że masz najpiękniejsze włosy na świecie. - Jego sądy na temat moich włosów mam gdzieś! *** Kiedy po lekcjach wszyscy ubierali się w szatni, Kaśka wypinając dumnie pierś, rzuciła jakby od niechcenia: - Jeden facet, z którym kiedyś kręciłam, miał szczura albinosa. Szczur miał czerwone oczy... - Daj spokój Kaśka! To Czarny Michał, na co dzień złośliwy, ale od dawna zainteresowany Kamilą, próbował załagodzić zaognioną sytuację. - O! Patrzcie go! Obrońca się znalazł! Ciągnie czarne do białego! A więc to jednak prawda, że przeciwieństwa się przyciągają. Michał zamilkł. Małgosia spojrzała na Kamilę. Broda jej się trzęsła i jeszcze chwila, a wybuchnęłaby płaczem. Chcąc ratować przyjaciółkę przed dalszymi atakami, zawołała: - Kaśka, a ten facet, z którym kręciłaś, to ile miał lat? Osiem? I może w ogóle był płci żeńskiej? I poszliście razem na randkę do kina? Na Harry'ego Pottera na przykład? I to w ostatnią sobotę? Maciek zachichotał: -1 nosił stanik? - O co chodzi? Jakiś kawał opowiadacie? - Do szatni weszła spóźniona Ewa, słynąca ? tego, że zna tysiące kawałów. - O nic takiego - wyjaśniła Małgosia. - Po prostu Kaśce wydaje się, że jest wielce dorosła i że zjadła wszystkie rozumy. Kiedy ostatnio szliśmy z Maćkiem do kina na Harry'ego Pottera, to śmiała się z nas, że to film dla dzieciaków. Tymczasem widzieliśmy ? w kinie i to właśnie na tym seansie. Na dodatek była z jakimś dzieciakiem... - Może z własnym! - Ewa zachichotała. - Znacie ten kawał? „Mamo, czy mogę Pójść na dyskotekę?" „Nie! Córeczko, ja w twoim wieku..." „Wiem, wiem - siedziałaś w domu, bo ja miałam już dwa lata." Wszyscy ryknęli śmiechem. Tylko Kamili było nie do śmiechu. Ukradkiem wycierała zapłakaną twarz. Za to Kaśka wyszła z szatni, głośno trzaskając drzwiami - była naprawdę wściekła. „Nie cierpię tej Ewki - myślała. - Ciągle tylko kawały opowiada. Ten 49 50 ???ciek rechocze. Ta Kamila z Małgośką trzymają się jak dwie nierozłączki. I na dodali Krzysiek interesuje się tą albinoską! Jasne, że albinoską, bo jak inaczej nazwać tę... ,7;eWuchę o białych włosach? O, i jeszcze Krzysiek tu idzie!" Krzysiek rzeczywiście zmierzał do szatni, w której Maciek, Małgosia i Kamila koń-cZyły zmienianie butów. Mijając Kaśkę, skinął głową, ale nie zatrzymał się. _ Maciek! - Zawołał od progu. - Mama prosi, żebyś zaraz po szkole zajrzał do nas. _ Jezu! Wiem! Mamy iść wszyscy do babci! Wiem! Nagle Krzysiek spojrzał na zaczerwienioną twarz Kamili. - Co ci się stało? Odpowiedziało mu wzruszenie ramion i niknący w oddali głos Kaśki: - Przewrażliwiona albinoską przejmuje się kolorem swoich włosów! W szatni zapadła cisza. Michał patrzył na Kamilę, ale ta starannie unikała jego wzroku. Zrezygnowany sięgnął po teczkę i wyszedł. Kamila, Małgosia, Maciek i Krzysiek wyszli razem. - Co jest grane? - Krzysiek dopytywał się niecierpliwie. Małgosia i Maciek patrzyli z wyczekiwaniem na Kamilę. Chcieli, żeby to ona coś powiedziała. Ale Kamila milczała. - No przecież nie powiesz mi, że przejmujesz się jakimiś bzdurami! - To nie są bzdury! Ty nie wiesz, co to jest mieć białe włosy! Całą podstawówkę marzyłam, by obudzić się i mieć je inne. Z mamą ciągle wojowałam. Chciałam farbować, ale mama powiedziała, że nie ma mowy. Ze są piękne. Ale nie są! - Kamila aż tupnęła nogą! - Mam ochotę ogolić do łysej głowy te kudły! Ze szlochów z trudem wydobyli opowieść. Kamila miała siedem lat, gdy jakaś pani w szkolnej świetlicy powiedziała dzieciom, że takie białe włosy jak ma Kamila to brak pigmentu. Dzieciaki usłyszały „rak pigmentu" i wmawiały Kamili, że niedługo umrze. Ta pani opowiadała też o szczurach laboratoryjnych, które mają białą sierść i czerwone oczy. I chociaż Kamila czerwonych oczu nie miała, to przez kilka lat mówili na nią szczur. - I ty obraziłaś się na mnie za tę białogłowę?! Nie mogę tego zrozumieć - powiedział Maciek. - Powinnaś na złość Kaśce mówić o sobie „białogłowa". - A w rozmowach telefonicznych przedstawiać się jako albinoską - dodał Krzysiek. - Zwłaszcza że cóż to za problem? - Włosy można ufarbować - Małgosia poklepała przyjaciółkę. - Za kilka lat rodzice nie będą mogli ci nic zabronić. - Ale ja nie chciałbym, żebyś miała inne włosy - powiedział cicho Krzysiek. - Inne włosy to mają wszyscy. A z takimi jesteś jedyna w całej szkole! 51 ???/?? „Wszystko przez Kingę! To ona wprowadziła modę na te cholerne breloczki!" - szlochała w domu Małgosia, próbując złapać oddech. Spazmatyczny płacz na to nie pozwalał. Zamknięta w pokoju wyła, aż ściany się trzęsły. „Jakie to niesprawiedliwe! - chlipała - w życiu bym czegoś takiego nie zrobiła!" Od kilku tygodni nastała w klasie moda na breloczki - zwierzaczki. Dziewczyny przyczepiały je do kluczy od mieszkania, do plecaków, portfeli i gdzie tylko się dało. Modę zapoczątkowała Kinga - najlepsza uczennica w klasie. Uwielbiała zwierzęta, ale już wiedziała, że nie będzie mogła być ani weterynarzem, ani zoologiem, ani zootechnikiem. Nic z tych rzeczy. Uczulenie na sierść zwierząt wykluczało nawet posiadanie chomika. A tymczasem tak marzyła o własnym zwierzaku! Tak więc Kinga otaczała się namiastkami zwierząt. Miała torebkę w kształcie pieska, portfel w kształcie kociej głowy, a pewnego dnia przyniosła do klasy breloczek - myszkę. Ten breloczek zachwycił wszystkie dziewczyny. Na dodatek Ewa powiedziała, że zwierzęta przynoszą szczęście - nie tylko słonie, ale każda figurka zwierzęcia może stać się amuletem. I tak rozpoczęła się oszałamiająca kariera pluszowych breloczków w klasie pani Czajki. Oczywiście nosiły je wszystkie dziewczyny oprócz Kaśki, która skrytykowała rzecz jako zbyt dziecinną, choć po lekcjach podobno sama nosiła taką torebkę-pieska, z jaką paradowała Kinga. Ale Kaśka - wiadomo, chciała za wszelką cenę być dorosła. Breloczka nie miała też Małgosia. Ten pluszowy kosztował 30 złotych. A dla niej to za dużo! Jakiś miesiąc temu (po perypetiach z kinem) tata przyznał jej kieszonkowe - 30 złotych miesięcznie - równowartość dwóch biletów kinowych. Gdy kupi sobie breloczek, już nic jej nie zostanie. Rodziców nie poprosi - i tak wie, co jej odpowiedzą. Małgosia z westchnieniem patrzyła na dyndające przy plecakach koleżanek pieski, kotki, słoniki, żyrafy, hipopotamy i myszki. Było jej przykro i czuła się osamotniona, bo nawet Kamila uległa breloczkomanii i powiesiła przy plecaku owieczkę. Nazwała ją Kluską i na lekcjach sadzała na ławce. A dziś... owieczka Kamili nagle zniknęła! - Nie widziałaś mojej Kluski? - spytała Kamila na dużej przerwie. - Nie - odpowiedziała Małgosia, czytając książkę. Kamila wysypała wszystko z plecaka, powiodła wzrokiem po podłodze pod ławką. Wszystko na próżno. Owieczki Kluski nigdzie nie było. Małgosia oderwała się od książki. - Wiesz co? Pójdziemy do pani woźnej, może ona coś wie. Ale woźna nie tylko nie widziała owieczki, ale jeszcze nakrzyczała, że wydają pieniądze na głupoty, nie pilnują, a rodzice tylko pracują na te bzdury. W takim razie co się stało z Kluską? Do końca przerwy Kamila miała zbolałą minę. Nie mogła się skupić na matematyce. Małgosia pocieszała przyjaciółkę. - Znajdzie się! 52 Kamila pokręciła przecząco głową - nie była tego już taka pewna. Aż nagle... klaso-wa poczta pantoflowa przyniosła jej jakąś karteczkę. Kamila przeczytała i z dziwną miną nachyliła się do Małgosi. _ A może ją ktoś ukradł? - powiedziała Kamila szeptem. - A po co ktoś miałby kraść breloczek? - zdziwiła się Małgosia również szeptem. - Bo nie ma swojego - wyszeptała Kamila, przerysowując z tablicy zadanie o trójkątach. - Głupi kawał - szepnęła Małgosia wzruszając ramionami. - Przecież z całej klasy breloczka nie mam tylko ja... - zaczęła i nagle urwała spojrzawszy na Kamilę. W oczach przyjaciółki zobaczyła nieufność, która wyglądała jak wielki znak zapytania. - Ach tak! - rzuciła zagniewana na tyle głośno, że ściągnęła na siebie karcący wzrok matematyczki. _To proszę! Zajrzyj sobie do mojego plecaka! Małgosia otworzyła plecak, a tam... na samym wierzchu leżała Kluska! Małgosię aż zatkało! Wyjęła breloczek z plecaka, jednym ruchem zgarnęła do środka książki i wybiegła z klasy, nie zważając na krzyk matematyczki: - Co to za zachowanie! Proszę tu natychmiast wrócić, bo wstawię złą ocenę z zachowania! Małgosia najszybciej jak mogła zbiegła do szatni. Woźna nie chciała wydać jej ubrania, bo trwały lekcje, ale dla wzburzonej dziewczynki brak kurtki nie był przeszkodą. W końcu już wiosna. Tak jak stała wybiegła ze szkoły. Wprawdzie i pan ochroniarz protestował, ale... co tam jego protesty! Plama na honorze, jaka powstała za sprawą owieczki Kluski była zbyt wielka, by przejmować się matematyczką, woźną, czy ochroniarzem. Teraz chciała tylko jednego -jak najszybciej stąd wyjść. W domu nie mogła się uspokoić - cały czas szlochała. Wreszcie przyszedł tata! Zapłakana Małgosia urywanym głosem opowiedziała, co się stało. O breloczkomanii, o Klusce i spojrzeniu Kamili. Tata kazał się uspokoić a potem zapytał: - A czemu raptem Kamila powiedziała, że może ktoś ukradł ten breloczek? - Nie wiem! - A wcześniej nie przyszło jej to do głowy? -Nie. - Ale nagle ni ż tego, ni z owego... - Nie ni z tego, ni z owego, tylko jakąś karteczkę dostała... - Małgosiu! To co ty? Dziecko jesteś? - Dziecko, dziecko... ty ciągle, że ja jestem dziecko. - Oj - tata zniecierpliwionym gestem nakazał spokój. - Ktoś jej na karteczce coś napisał. Co? Pewnie to, że jakaś głupia owieczka jest w twojej torbie. W ogóle ten cały hałas o jakiś głupi breloczek uważam za dziecinadę, ale to już mniejsza. A tak poza tym... skąd ten ktoś to wszystko wiedział? Bo sam tę owieczkę tam włożył. Trzeba zerknąć na tę kartkę. Będziesz wtedy wiedziała wszystko... A Kamila też głupia! Brać sobie do serca anonim. Nikt dorosły nie traktuje poważnie listów podpisanych „życzliwy". Przecież gdybyś ty pierwsza bez tej historii z kartką zajrzała do torby, to sama byś jej breloczek oddała... - Tak! Ale co z tego! Kiedy... nie zajrzałam pierwsza! Kiedy najpierw przyszła ta nieszczęsna kartka! Poza tym czy ty nie rozumiesz tato, że mnie nie chodzi o to, skąd się wziął w moim plecaku breloczek, ale o to, że Kamila uwierzyła, że jestem w stanie go ukraść? Uwierzyła tylko dlatego, że ciągle nie mam pieniędzy? Że nie na wszystko mnie stać?! 53 - Małgorzata! - głos taty był karcący. Ilekroć mówił do niej Małgorzata oznaczało to, że coś robi źle. - Gdyby ilością pieniędzy mierzono wartość człowieka... - Wiem, wiem... - Małgosia poglądy taty znała na pamięć. Ale z całej klasy ona jedna nie miała breloczka. No i Kaśka! Nagle zastanowiła się - czyżby to ona uknuła ten! spisek? Tylko po co? I jakie to ma znaczenie, kiedy okazało się, że Kamila uwierzyła, żei Małgosia może coś jej ukraść? - Małgorela! - tata szturchnął córkę łokciem i mrugnął porozumiewawczo. - Daj Kamili ochłonąć. Prawdziwa przyjaźń przechodzi czasem burze. Ona działała pod wpływem emocji, takiej nagłej chwili. Rozumiesz? Jak sobie wszystko w domu przemyśli, to zadzwoni albo przyjdzie... I jakby na potwierdzenie stów ojca w tym momencie rozległ się dzwonek. Za drzwiami stali Kamila, Kinga i Maciek, który trzymał w ręku kurtkę Małgosi. Kamila nic nie powiedziała, tylko ze szlochem padła przyjaciółce w objęcia. Wtoczyli się do ciasnego pokoiku Małgosi. Pierwszy odezwał się Maciek i Małgosia dopiero teraz spostrzegła, że ma guza i podbite oko. - Pewnie zastanawiasz się, co się stało? - powiedział, odczytując nieme pytanie Małgosi. - Ano tyle, że musiałem stłuc na kwaśne jabłko Czarnego Michała! - Ta historia z Kluską to jego sprawka - wyjaśniła Kinga. - Kocha się w tobie i chciał jakoś zwrócić na siebie twoją uwagę. Pomyślał, że jak was we dwie skłóci, to będzie miał szansę i swoje pięć minut. - Małgoś... - szlochała Kamila. - Ja przepraszam, że mogłam choć przez chwilę pomyśleć, że to ty. Ta kartka zupełnie mnie zmyliła. Zgłupiałam. Poza tym... ten breloczek... głupota. Nie wart takich emocji. Aten debil Michał nie ma ?????? żadnych szans. Jutro przyniosę do szkoły tego walentynkowego słonika i mu na łbie rozbiję!!! - A ja mam coś dla ciebie - powiedziała wesoło Kinga i wyciągnęła z kieszeni kurtki maleńką paczuszkę. - To nie ode mnie - zastrzegła. - Nie powiem od kogo. - Małgorela! Jeśli zależy ci tak bardzo na tym breloczku, to trochę ci dołożę, a trochę zarób - w drzwiach rozległ się głos taty. - Zanieś stare gazety do punktu skupu, zbierz butelki i oddaj do sklepu... No i nadal aktualna jest propozycja pani Anny - możesz wyprowadzać jej psa. Za każdy spacer dwa złote! - Pieniądze chętnie zarobię - odpowiedziała Małgosia. - Ale breloczka kupować nie będę! - uśmiechnęła się i pokazała to, co wyjęła z wręczonej przez Kingę paczuszki. Na dłoni leżał pluszowy breloczek-malpka. Tylko kto jej to dal? 54 ??? Jak to łatwo człowiekowi zrobić krzywdę" - myślała Małgosia, owijając tego dnia już czterdziestą piątą książkę w papier. Siedziała kolejną godzinę w bibliotece. Sama się zgłosiła do pomocy pani bibliotekarce. Po tej nieszczęsnej historii z breloczkiem, kiedy to mimo protestów matematyczki wybiegła z klasy, tata odbył rozmowę z panią Czajką. Wychowawczyni, wysłuchawszy wyjaśnień i ojca, i córki, była skłonna porozmawiać z panią od matematyki i anulować ocenę z zachowania. Ale tata Małgosi powiedział: - Małgosia źle postąpiła, wychodząc ze szkoły. Niech to jakoś odpracuje. - Dziś kończymy lekcje o pierwszej. To ja może do trzeciej popracuję w bibliotece? - zaproponowała Małgosia nieśmiało. Trochę się bała, że wychowawczyni uzna, że przebywanie w bibliotece uczennicy, która czyta najwięcej książek w klasie, nie będzie dostateczną karą. Na szczęście okazało się inaczej. Pani Czajka stwierdziła, że to dobry pomysł. Wprowadziła jednak pewne zmiany - pracować w bibliotece będzie nie tylko Małgosia, ale również Michał z Maćkiem. I to nie tylko tego dnia, ale przez cały tydzień. Obaj chłopcy zrobili kwaśne miny, kiedy się dowiedzieli, że będą razem spędzać czas po lekcjach. Michał nawet powiedział, że woli zly stopień z zachowania niż pracę w bibliotece u boku Maćka. Maciek tylko wzruszył ramionami. - A ty co? - spytała go pani Czajka. - Mnie tam korona z głowy nie spadnie, jak z nim popracuję. Ale może dlatego, że moja korona mocno siedzi. Ponadto wyznaję zasadę Sokratesa. Jak osioł mnie kopie, to nie reaguję, bo osioł jest osłem i trudno mieć do niego pretensje o ośle zachowanie. Michał chciał coś odpowiedzieć, ale wtedy nauczycielka przypomniała o wypracowaniu domowym na wolny temat: „Największa zmora mojej klasy", więc cała trójka oddaliła się. Małgosia z Maćkiem myśleli, że wszyscy razem będą obkładać książki. Tymczasem pani bibliotekarka przydzieliła tę pracę Małgosi, a chłopcom wyznaczyła inne zadanie - odkurzanie regałów. - Zaczniecie od góry od tego regału, a jak skończycie, weźmiecie się za następne - powiedziała, wskazując na szafę stojącą w najdalszym kącie. Michał westchnął. Będzie musiał pracować z Maćkiem. Pewnie i odezwać się trzeba będzie. Małgosia w drugim kącie czytelni dostała do dyspozycji cały stół. Praca szła spokojnie. Chłopcy poza zdawkowymi słowami: „trzymaj", „podaj", „weź" nie odzywali się do siebie. Małgosia czasem zaczytywała się w obkładanej książce. Otworzywszy na chybił trafił, czytała jedno zdanie, a kiedy okazywało się interesujące, nie przerywała. Niestety - ta metoda sprawiła, że w ciągu godziny oprawiła tylko pięć książek. Bibliotekarka śmiała się. Lubiła Małgosię - w końcu to stała bywalczyni szkolnej biblioteki. 55 Michał z Maćkiem ze sprzątaniem regałów przesuwali się w kierunku stolików dla czytelników. Przy jednym z nich siedziały dziewczyny z trzeciej klasy. Chłopcy nie widzieli ich twarzy, bo widok zasłaniały im regały. Nie widzieli, ale co nieco słyszeli - jakieś strzępy rozmowy trzecioklasistek wpadały im w ucho. Początkowo rozmowa dotyczy egzaminu gimnazjalnego. Potem... jakiejś dziewczyny i to z pierwszej klasy... To za' resowalo obu. - Podobno Krzysiek z nią był - mówił pierwszy glos. - Nasz Krzysiek? - spytał dragi. - Nasz, nasz - trzeci głos zdawał się przedrzeźniać koleżankę. - Taki nasz, jak i wszystkich. Ona jest z pierwszej! - Właśnie! - odezwał się pierwszy głos. - Ponoć kręcili razem, zanim ona przyszła tu do szkoły. - Czyli jak była w szóstej klasie? - drugi głos się zdumiał. - A tak! Bo po niej nie widać, ile ma lat! Ona ma biust jak Pamela Anderson przed operacją wyjęcia silikonu! Tu nastąpił chichot. Po chwili chłopców dobiegi dalszy ciąg rozmowy: -1 co się między nimi stało? - spytał drugi głos. - Podobno go zdradziła - powiedział pierwszy glos niemalże szeptem, więc chłopcy z trudem to usłyszeli. - Zdradziła? Znaczy, co zrobiła? Całowała się z innym? - Całowała? Ty myślisz, że ona z tych, co to się tylko całują? Bo sama się nie całowałaś? - Czy się całowałam, czy nie, to nie twój zafajdany interes! - dziewczyna podniosła głos, aż dał się słyszeć okrzyk bibliotekarki: - Ciszej tam! Jesteś w bibliotece! Przez chwilę rzeczywiście panowała cisza. Maciek podszedł do Małgosi i szturchnął ją w ramię. Szeptem opowiedział o rozmowie, która toczy się przy stoliku trzecioklasistek. Małgosia poszła z nim za regał. - Ciekawa rozmowa - powiedział Michał do Małgosi. Ale zanim Małgosia zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, zza regału dobiegł ich głos: - To na czym ta zdrada polegała? - Nie wiem, ale on źle o niej mówi. - Rany! -jęknął drugi głos. - To musiała mu dać do wiwatu! I ona chodzi do naszej szkoły? - Tak. Ale on się teraz interesuje inną. Też z pierwszej klasy. I tamta jest strasznie zazdrosna! - Która? Ta obecna czy ta poprzednia? W tym momencie zadzwonił dzwonek. Trzecioklasistki zerwały się od stolika. Małgosia, Maciek i Michał zostali za regalami - patrząc na siebie pytającym wzrokiem. Pierwszy odezwał się Michał: - Czy nie wydaje się wam, że to było o Kaśce? Krzysiek to twój brat - zdaje się, że on z nią kręcił... No i interesuje się Kamilą... - Ty też - przerwała Michałowi Małgosia. Zapadło znowu milczenie. Nagle drzwi biblioteki otworzyły się i wbiegła Ewa. Spytała o coś bibliotekarkę i ruszyła do regału, przy którym stała cała trójka. - Maciek! Przyleciałam do ciebie, bo muszę ci opowiedzieć kawał. Padniesz ze śmiechu! - Mów! - Maciek spojrzał na nią wyczekująco. Był wdzięczny, że wpadła z kawałem - zawsze to coś, co odwróci uwagę Michała od podsłuchanej rozmowy. 56 _ Było włamanie do igloo. Przyjechała eskimoska policja i pytają Eskimosa: „Co pan robił w nocy z 15 października na 30 marca?" Ryknęli śmiechem. Maciek i Małgosia podeszli do stolika, przy którym Małgosia obkładała książki. - Myślisz, że to naprawdę o Kaśce? - spytał Maciek. - Nieeee wieeeem - odparła Małgosia niepewnie. - Nie mówmy o tym nikomu, dobra? - Dobra - przytaknął Maciek i wrócił do regału, książek, dwóch szmat i Michała. Oboje nie wiedzieli, że Michał zdążył już przekazać Ewie sensacyjną wiadomość. ### Kiedy następnego dnia zaczęły się lekcje, cała klasa podawała sobie z ust do ust informację dotyczącą „złego prowadzenia się Kaśki". W opowieściach koleżanek i kolegów raz po raz pojawiało się słowo „puszczalska". Na końcu owa sensacja dotarła do Małgosi. Powtórzyła ją Kamila. - Skąd to wiesz? - spytała Kamilę. - Natalia mi mówiła, a ta z kolei słyszała podobno od Zosi, której to powiedziała Ewa - Kamila była bardzo podniecona, odpowiadając przyjaciółce. - Ewie zaś powiedział Michał, który słyszał na własne uszy, jak wczoraj w bibliotece mówiły o tym dziewczyny z ostatniej klasy. - Kamila - Małgosia zaczęła niepewnym głosem. - Ja też byłam w bibliotece. Też słyszałam tę rozmowę. Tam nawet nie padło imię dziewczyny. Tam nie było ani słowa o tym, o czym ty mi powiedziałaś. Padło tylko imię chłopaka - Krzysiek. Kamila z wrażenia aż usiadła obok krzesła. Rozejrzała się nieprzytomnym wzrokiem po klasie, która na widok Kamili siedzącej na podłodze i masującej cztery litery wybuchła głośnym śmiechem. Kamila dostrzegła twarz Kaśki, która kuliła się w ławce. Nagle dziewczyna zerwała się z miejsca i wybiegła z klasy. Za nią ruszyła Kinga. Mijając Małgosię, rzuciła: - Małgośka, choć ze mną! Obie z Kamilą ruszyły do drzwi, ale Kinga krzyknęła: - Tylko Małgośka! W drzwiach toalety Kinga zdążyła Małgosi szepnąć: - To od Kaśki dostałaś breloczek. Ona wcale nie jest taka zla. Małgosia wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Prędzej spodziewałaby się breloczka od Zosi czy Hanki niż od Kaśki. A jednak! Kaśka stalą przy umywalkach i wyła. Łzy leciały jej po twarzy. Małgosia podeszła i chciała ją objąć, ale Kaśka uciekła i zamknęła się w kabinie: - Kaśka! - wołała Małgosia. - Ja powiem wszystkim, że to jest nieprawda, bo ja słyszałam tę rozmowę w bibliotece. Przecież tam nie padło nawet twoje imię! Ale Kaśka milczała. Z kabiny dobiegał szloch. Dopiero po kilkunastu minutach dał Sle słyszeć urywany szept: - Idźcie po Czajkę. Małgosia pobiegła po wychowawczynię, której po drodze streściła całą sytuację. Tego dnia Kaśka została zwolniona do domu, a klasa usłyszała: - Pożyczasz Kowalskiemu złotówkę - tłumaczyła pani Czajka na zwołanej naprędce §°dzinie wychowawczej. - Ktoś mówi, że to ty pożyczyłeś od Kowalskiego złotówkę, inny, Ze było to dziesięć złotych, a jeszcze inny, że sto. Potem suma rośnie i dochodzi do milio- 57 na. Wreszcie pożyczka zamienia się w kradzież, a następnie w napad rabunkowy. Na koń-1 cu dowiadujesz się, że zamordowałeś Kowalskiego dla miliona. A przecież... ty mu tylko pożyczyłeś złotówkę. Zapamiętajcie to sobie. Plotkom nie należy wierzyć. Nie wolno też I ich rozsiewać. Jeśli idzie o historię z Kaśką, sami wymyślcie, jak naprawić wyrządzoną jej I krzywdę. Kiedy teraz w bibliotece, obkładając kolejną książkę, Małgosia przypomniała sobie wydarzenia z poprzedniego dnia, wiedziała już, o czym będzie jej wypracowanie „Największa zmora mojej klasy". „Ale wypracowanie Maćka będzie chyba jednak o bójce" - pomyślała, bo za tę historię z plotką Maciek znowu stłukł Michała. Na szczęście tymi razem nie na terenie szkoły. 58 miakm Po historii z plotką o Kaśce Kamila czuła się nie w porządku. Niby tłumaczyła sobie, że wszystkiemu winna jest Ewka, która sensację przyniosła do klasy, a w ogóle to Michał, który to Ewce powiedział, ale... sumienie gryzło. Ech... czasu nie da się cofnąć. Stało się. Plotka poszła w świat, narobiła dużo złego, więc teraz... trzeba to naprawić. Ale jak? No przecież nie zacznie podlizywać się Kaśce! Może zrobić balangę? Dla całej klasy? Ech... mama się nie zgodzi. Rozmyślała o tym na lekcji geografii, zamiast patrzeć na rozstawioną na środku klasy mapę. Z zamyślenia wyrwało ją szturchnięcie w bok. - Drakula robi imprezę - szepnęła Małgosia. - Tam u siebie? - Kamila zdziwiła się. - To daleko! - Wcale nie! Jak wsiądziesz w pospieszny, to dojedziesz na miejsce w dwadzieścia minut. - Z jakiej okazji ta balanga? I skąd o tym wiesz? Ale Małgosia nie zdążyła odpowiedzieć. Geograf stanął nad głowami dziewczynek i zmierzył je surowym wzrokiem. **# Na przerwie wszystko się wyjaśniło. Maks, zwany ze względu na wystające zęby Drakulą, rzeczywiście robił imprezę i chciał, by odwiedziła go cala klasa. Rodzice rozbudowali dom, stojący na obrzeżach miasta. Maks, który wcześniej miał pokój razem ze starszą siostrą, teraz miał do swojej dyspozycji całe piętro z dwoma pokojami, kuchnią i łazienką. Wszystko dzięki temu, że jego ojciec był znanym aktorem - za ostatnią rolę dostał nawet jakąś nagrodę. Na początku roku, kiedy wszyscy się poznawali, przez część klasy został od razu pominięty, „bo taki to na bank będzie zadzierał nosa", a przez drugą część wyniesiony na piedestał na zasadzie „tata mojego kolegi jest aktorem". I tylko kilka osób, w tym Maciek i Małgosia, podeszli do sprawy obojętnie. Aktor to zawód i tyle. Maks okazał się zupełnie normalny, ale trzymał się na uboczu. Najwyraźniej teraz chciał j akoś zaistnieć. Zrobił coś, czego nie zrobił nikt do tej pory - zaprosił wszystkich! Kamili najpierw zaświtała nadzieja na zaproszenie Krzyśka, potem przypomniała sobie, że będzie tam ta okropna Kaśka, a potem... że Kaśce ostatnio stała się krzywda i tak myśli Kamili zatoczyły kolo. Zwierzyła się z nich Małgosi, która powiedziała: - Jeśli Krzysiek jest tobą naprawdę zainteresowany to i dziesięć Kasiek ci nie zaszkodzi. No tak, tykko... jak tu zaprosić Krzyśka? Podejść? Tak zwyczajnie? Na przerwie? Poza ty™, czy będzie chciał? Jego za moment czeka egzamin końcowy, potem liceum... może juz nie będzie zachwycał się blondwłosą Kamilą. Jeśli odmówi... Małgosia jakby czytała w myślach Kamili. Podeszła do Maćka i coś szepnęła mu na ucho. Maciek zniknął z klasy, a po chwili wrócił z Krzyśkiem. Podchodząc z nim do Kamili i Małgosi, powiedział: 59 _ Szlachetne damy! Aby wasza podróż do odległego zamku, w którym straszy lord Maksymilian Drakula, była podróżą bezpieczną, przyprowadziłem tego oto rycerza Krzysztofa, który będzie bronił waszej cnoty! Będzie jej bronił również na zamku i nie dopuści, by ta krwiożercza bestia lord Drakula wyssał krew z waszych smukłych, bielutkich szyjek. - No, Maciek! Dlaczego mi to robisz? - krzyknął Maks z udanym oburzeniem i wyszczerzył swe słynne wystające zęby, udając, że naprawdę jest Drakula. - A ja miałem taką nadzieję, że uda mi się przedłużyć mój nędzny żywot krwią tych oto dziewic. Impreza zapowiedziana została na najbliższą sobotę. Każdy dostał narysowany plan dojścia od przystanku do domu Maksa oraz rozkład jazdy autobusów nocnych. Małgosia przyszła w towarzystwie Kamili, Maćka i Krzyśka. Pierwszy raz znalazła się w tak luksusowo urządzonym domu. I chociaż z całej klasy żyła najskromniej, była jedyną osobą, która przyniosła Maksowi prezent - gliniany świecznik. Mama jej poradziła, kiedy Małgosia powiedziała, co to za okazja. - Impreza w nowym mieszkaniu to parapetówka, a na parapetówki przynosi się prezenty. Takie na nowe mieszkanie - to powiedziawszy, mama wyjęła z szafy świecznik. - Masz! - powiedziała. - Żebyś nie szła z pustymi rękoma. Świecznik zyskał uznanie w oczach rodziców Maksa. Jego mama powiedziała: - Prezent na nowe mieszkanie czyni cię dorosłym. Będziesz musiał sam dbać o swoich gości. My zostaniemy tylko na chwilę. Stroje dziewczyn przypominały rewię mody. Kinga wystąpiła w długiej sukni, Anka w spódniczce mini, a Ewa w obcisłych spodniach dzwonach. Wprawdzie czerwony komplecik Kamili nie robił już na nikim takiego wrażenia jak kiedyś, ale Kaśka powitała ją słowami: - Widzę, że zapamiętałaś moje słowa, dziecinko, że całkiem nieźle w tym wyglądasz. Jeszcze będą z ciebie ludzie! Może i staniesz się kobietą? - Daruj sobie te uwagi, bo to ręce opadają - burknęła Kamila i pomyślała, że wszystko wróciło do normy. I rzeczywiście. Kaśka znowu była tą samą wstrętną Kaśką. Niestety, na imprezie był też obecny Czarny Michał. Kamila czuła na sobie jego wzrok. Gdy wchodziła do pokoju, jak cień pojawiał się w pobliżu. Kilka razy podchodził do niej, najwyraźniej z zamiarem poproszenia do tańca, ale wówczas Kamila szybko wychodziła z pokoju. Maciek z Krzyśkiem, Białym Michałem i kilkoma chłopakami okupował sprzęt Maksa. Tańce odbywały się w jednym z pokoi. Rodzice Maksa przynieśli pojemnik z helem i napełnili nim kilka balonów, które natychmiast przyczepiły się do sufitu. Pokazali też, jak można zmienić glos, wciągając do pluć odrobinę helu. Piski tych chłopców, którzy na co dzień byli obdarzeni dość grubym głosem, rozśmieszyły wszystkich. Potem rodzice, którzy przecież mówili, że są tu gośćmi, zeszli na dól i w „królestwie Maksa" została tylko la. - Ty chyba zostaniesz didżejem - powiedział w pewnym momencie Maciek do Krzyśka, gdy ten po raz kolejny po kilku taktach wyłączy! jakąś płytę i zdecydował puścić inną. Dziewczyny na parkiecie niecierpliwiły się. Zwłaszcza Kinga, która uwielbiała tańczyć, no i Anka, która należała do zespołu tanecznego. Maks pokazywał chłopcom swój komputer. Dziewczyny, które nie tańczyły, stały na tarasie i oglądały ogródek, będący dziełem mamy Maksa. I tylko Czarny Michał snuł się sam. - Proszę państwa! - dał się słyszeć głos Maćka, który tym razem wczuł się w rolę didżeja rapera. - Jestem Maciek z la, ta muzyka nie jest zła, chociaż Kaśka się tu pcha, zabawa jest wesoła. 61 ? - Cienkie te twoje rymy - powiedział Czarny Michał. - Rymuj lepiej - Maciek wzruszył ramionami. - Nie przejmuj się nim - Kaśka najwyraźniej chciała, by paczka przyjęła ją w swoje szeregi, ale dziewczyny zupełnie nie zwracały na nią uwagi. - Maks, czy jest jeszcze sok? - spytał Czarny Michał, a Maks zajęty objaśnianiem dziewczynom zasad działania czegoś tam w łazience rzucił przez ramię: - Jak nie ma, to zejdź na dół i weź z kuchni rodziców. Oni ci powiedzą. A jakby ich nie było, to poszukaj sam. W lodówce na pewno coś będzie. Albo w spiżarni kołrl lodówki. Może na stole... W kuchni Maksa, w której, jak sam Maks powiedział, nikt nigdy jeszcze nic nil ugotował, więc i zapasów nie było, trwały wróżby. To Ewka stawiała kabałę na kuchen-j nym stole. - Bzdury i tyle - powiedziała Natalia. - Nie takie znów bzdury - rzuciła Małgosia, która zajrzała tu na chwilę. - W Sylwe-j stra Ewka wywróżyła mi prezent na Nowy Rok i dostałam komórkę. - Nawet jak bzdury to pobawić się można! - powiedziała pojednawczo Ewa. - Maks jest jednak fajny! - rzuciła Kinga. - Bałam się, że będzie bufonowaty, bo ma szmal i superdom i takich rodziców, no i to wszystko - zatoczyła ręką koło po luksusowej kuchni - ale on jest normalny- - Normalny? - to Czarny Michał stanął w drzwiach i lekko chwiał się na nogach. - Przecież jest Drakukukulą - to powiedziawszy beknął i dostał czkawki. Dziewczyny wytrzeszczyły oczy, a chłopcy zamarli. Krzysiek jako najstarszy poci szedł do Michała i pociągnął nosem. m - Czuć piwo! - stwierdził i krzyknął: - Maks! - No i co z tego... hyp, że hyp- • • piwo? Wszystkich zatkało! Maks przypomniał sobie, że sam wysłał Michała na dół do kuchni rodziców po sok. Michał najwyraźniej zamiast soku wypił coś innego. Kamila! patrzyła na Michała z politowaniem, co wyprowadziło go z równowagi, bo krzyknął, głośno przy tym czkając: - A ty... hyp, co się gapisz?..- hyp? Unikałaś... hyp, unikałaś... hyp, a teraz się... hyp... gapisz! Sparaliżowana klasa nie wiedziała co robić. I nagle Maciek wpadł na pomysł. Za-^ dzwonił po mamę, która w ciągu kwadransa przyjechała samochodem. Wsadzili Michała do auta tak, by rodzice Maksa nie zorientowali się, co się stało. Maks bał się, że tata będzie krzyczeć. Nie o to, że zginęły mu trzy butelki piwa, ale że niewłaściwie dbał o gości. Po drodze Małgosia, Maciek i jego mama wysłuchali litanii czkawki, modląc się, przy tym, by wszystko się dobrze skończyło. I tylko w poniedziałek wybuchła bomba. Mama Michała przyszła do klasy, poszeptała coś do pani Czajki, która natychmiast kazała wyjąć dzienniczki i zanotować, że na środę zwołane zostało natychmiastowe zebranie rodziców. A wycieczka do Białowieży zdaje się wisieć na włosku... 62 ???? m wrcitczct Zebranie rodziców zwołane nagle, tuż przed wycieczką do Białowieży, wszyscy przywitali ze strachem. A nuż wycieczka się nie odbędzie? Maks zdenerwował się najbardziej. Już nawet nie wycieczką. Czuł, że może na nią nie pojechać, jeśli wyjdzie na jaw fakt, że Michał upił się u niego w domu. Co robić? - Powiedz im, że Michał miał alkohol ze sobą - poradziła Kinga. - Głupia jesteś? - spytała Ewa. - Wtedy wyjdzie jeszcze gorzej! -To co robić?! - Może powiedz, że wypił przez przypadek - powiedziała Ewa. - Trafił na piwo w kuchni u Maksa rodziców i wypił. - A nie lepiej, Maks, żebyś po prostu powiedział rodzicom przed zebraniem, co się stało? - spytał Maciek. - To będzie awantura, że wtedy im nie powiedziałem - odezwał się milczący dotąd Maks. - Awantura i tak będzie - stwierdził Maciek. - A lepiej, jak dowiedzą się od ciebie, czego mają się spodziewać na zebraniu. Zapadło milczenie. Trudno było nie zgodzić się ze jego słowami. Po zebraniu o incydencie u Maksa będą wiedzieć wszyscy. I co dalej? Maks zdecydował się posłuchać rady Maćka. Ku jego zdumieniu rodzice powitali opowieść o pijanym Michale... rykiem śmiechu! A tata to nawet powiedział, że jak on chodził do szkoły, to nie takie numery robili! Kiedyś ukradli nauczycielowi z szafki piersiówkę i... wiatrówkę, a potem spędzili dzień na komisariacie. Nauczyciel ich wykupywał z posterunku, by się sprawa nie wydała i rodzice się nie dowiedzieli. W końcu mieli wówczas po 16 lat. Tak więc zdaniem taty Maksa trzy piwka po lekcjach to jest nic w porównaniu z butelką wódki i bronią palną w czasie trwania lekcji. *** Zebranie zapowiadało się burzliwie. Mama Michała już na korytarzu słała piorunujące spojrzenia w kierunku rodziców Maksa. Na zebraniu pani Czajka zaczęła omawiać wycieczkę do Białowieży. Do incydentu z piwem jedynie nawiązała, gdyż powiedziała: - Ponieważ ostatnio zdarzył się przypadek, że uczeń z naszej klasy spożył alkohol, 1 to w dużej ilości - tu pani Czajka wymownie spojrzała na Michała i jego matkę - więc z góry uprzedzam, że wszelkie próby kupowania sobie na wycieczce piwa, wina i innych trunków będą miały straszne konsekwencje - tu znowu przerwała i powiodła wzrokiem po klasie. - Z reguły takie słowa mówiłam uczniom starszych klas. Nie Pierwszych! Ale ostatnia historia zmusiła mnie, bym wypowiedziała te słowa już teraz. Przed pierwszą klasową wycieczką... 63 I nagle... z ławki zerwała się mama Michała. - Jestem oburzona! - zaczęła wykrzykiwać. - Moje dziecko wróciło do domu pijane a pani sobie to lekceważy! Należy ukarać... - Kogo? - spytała pani Czajka. - Przecież to nie miało miejsca w szkole, tylko pol lekcjach. A wtedy za dzieci odpowiadają rodzice. - To gdzie byli rodzice tego całego Maksa! - wykrzykiwała mama Michała. Nagle dał się słyszeć spokojny głos mamy Maćka: - Owszem, takich rzeczy nie należy bagatelizować, ale to już pani powinna porozm* wiać z dzieckiem na ten temat. A nie obarczać winą szkołę i rodziców Maksa. Jakoś nikł inny u Maksa nie tylko się nie upił, ale nawet nie próbował alkoholu. Przez chwilę panowała cisza. - Pani mi obiecała, że poruszy tę sprawę na zebraniu... -wyszeptała mama Michała! - Proszę pani! - w głosie pani Czajki dało się wyczuć zniecierpliwienie. - Ja poruszy-] łam tę sprawę. - Ale nie tak, jak pani chciała - odezwał się tata Maksa. - Pani z pewnością domaga-j ła się zlinczowania nas. - A bo to jest państwa wina! W domu piwo trzymać! - krzyczała mama Michał! w kierunku rodziców Maksa. - Czy pani zwariowała? - dał się słyszeć głos milczącego dotąd na zebraniach taty Kingi.'i - Proszę się uspokoić! - zawołała pani Czajka. - Nie będziemy zajmować się tym,] co się stało, bo stało się to poza szkołą! Tu - pani Czajka położyła nacisk na słowa „tu" - mówimy o tym, co może się stać! A mamy w perspektywie wycieczkę. I to jui jest państwa zadanie! A więc jadą! Wszyscy! Autokar pod szkołę zajechał punktualnie. Mateusz, już w godzi-j nę od rozpoczęcia podróży zjadł cały swój prowiant, jaki mama zapakowała mu na] wyjazd. Mniej więcej w drugiej godzinie wyruszył na... żebry. - Kto ma coś do zjedzenia? - dał się słyszeć jego głos przekrzykujący szum silnika] i dźwięk z autokarowego telewizora. Dziewczyny podtykały mu swoje kanapki, piernicz! ki i paczki chipsów. - Wiesz co, Mateusz? - powiedziała Kaśka, trącając go w ramię. -Co? - Ty się zachowujesz jak... odkurzacz! Wszyscy, którzy to słyszeli, ryknęli śmiechem! Odkurzacz! A to dobre! Na miejscu znaleźli się dość szybko. Rozpakowali się w pokojach, przebrali, wyj ciągnęli aparaty fotograficzne i... pognali na spotkanie z przewodnikiem, który miał' oprowadzić ich po rezerwacie. Kamila miała najlepszy aparat fotograficzny. To onaj została osobą odpowiedzialną za zdjęcia do klasowej kroniki. Uwieczniła więc na kliszy Małgosię na tle łosia. Maćka na tle klatki z dzikami. Kaśkę, Kingę i Hankę naj tle woliery z ptakami. Oraz... panią Czajkę wpatrzoną w żubra i zasłuchaną w opo-j wieść przewodnika. Po zwiedzaniu wyszli na placyk przed muzeum, gdzie stały budlq pełne pamiątek. Cała klasa zaczęła się kłębić wokół stoisk pełnych kiczowatych jeleni, żubrów, łosi, termometrów z mchem i sztucznymi grzybami. - Mam łychę! Drewnianą! -wykrzykiwał Mateusz. -W domu odkurzę nią superbi' gosik, na który namówię babcię! Ta łycha będzie właśnie do tego! 64 Do ośrodka wrócili na obiad. Niestety, nowa Mateuszowa łycha nie mogła zostać ,żyta. Porcje obiadowe były za małe. Wieczorem miało być ognisko. _ Niech każdy, kto ma ze sobą „Off' lub „Autan", natrze się tym specyfikiem _ wieczorem mogą gryźć komary - powiedziała pani Czajka i pomaszerowała do pokoju. Przebieranie się na ognisko zdawało się nie mieć końca. _ Kaśka! Po co ci szminka na ognisku, na którym będziesz jadła kiełbasę prosto z kija - krzyknęła pani Czajka, gdy w łazience przyłapała Kaśkę na szminkowaniu ust. -Ja z tobą zwariuję! W mini na ognisko? Już się przebierać! Tam będą komary, błoto i w ogóle nie jest to miejsce, na które należy się stroić! Mateusz sam zjadł cztery kiełbasy, choć na jedną osobę przypadała jedna. Ale... od czego jest się odkurzaczem? Tyle osób z klasy nie dojadło swoich porcji. Ku rozbawieniu klasy chłopak zostawił sobie na noc różne resztki z ogniska. Po powrocie do ośrodka i ogłoszeniu ciszy nocnej rozpoczęto się hałasowanie. Wszyscy biegali po pokojach, podglądali się przez dziurki od klucza i bawili się dość wesoło do czasu, aż podglądającemu Kamilę Michałowi nie nabito klamką guza na czole, a podsłuchującej chłopców Agnieszki nie uderzono drzwiami w ucho. Ryki w ośrodku ustały. Mateusz położył się do łóżka z... łychą, wzbudzając tym wielką wesołość współmieszkańców. - Mateusz, czy ty aby nie chcesz zostać w przyszłości kucharzem? - spytał Maciek. - Yhym - odpowiedział Mateusz, który już w łóżku i piżamie obżerał się przyniesionymi z ogniska resztkami. Michał z Patrykiem zaczęli we dwóch przepychanki i kłótnie o to, kto ma spać na górze, a kto na dole piętrowego łóżka. Prośby Mateusza o spokój: „Chcę oddać się trawieniu, koledzy!" nie skutkowały - nagle poczuł, jak lądują mu na twarzy skarpetki, którymi obrzucali się chłopcy. Następnego dnia czekało ich tylko zwiedzanie muzeum, wejście na wieżę obserwacyjną i po obiedzie odjazd do domu. Pobudka okazała się łatwa. Wszyscy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki obudzili się już o szóstej rano. Tylko Mateusz nie miał humoru. Nie mógł znaleźć żadnej ze swoich par skarpetek, ani czystej, ani brudnej. Znikły! Tak po prostu! Pani Czajka musiała pożyczyć mu własne. Poza tym zwiedzanie, obiad i pakowanie przebiegły bez zakłóceń. Mateusz napako- wał sobie sporo prowiantu z obiadu. Ponadto przeszedł się do sklepiku obok ośrodka i kupił na drogę pączki. Gdy ruszali, by zdążyć na ósmą do domu, Mateusz właśnie pałaszował trzeciego pączka. Mniej więcej po godzinie od wyjazdu drzemiącą na przednim siedzeniu autokaru panią Czajkę ktoś trącił w ramię. To był Maciek. - Proszę pani - powiedział. - Odkurzacz zachorował. - Co takiego? - nauczycielka przetarła sennie oczy, które następnie wytrzeszczyła, myśląc, że źle słyszy. - Mateusza rozbolał brzuch - powtórzył Maciek. - Całą wycieczkę odkurzał co się dało i teraz wymiotuje. Zatrzymali autokar. To, co działo się na poboczu drogi, przechodziło ludzkie pojc-C)e. Pani Czajka biegała po wodę, obmywała twarz Mateusza, Mateusz zieleniał, Maciek układał piosenkę o odkurzaczu, który struł się kiełbasami, a kierowca biegał na stację 65 benzynową P° g°rzką herbatę i węgiel. Poza tym nic więcej się nie stało. Po powrocie i rzaika uznała jednak, że klasa zdała egzamin i pojedzie na letni obóz. Jeśli nie w tej wakacie to w następne na pewno. - Tvlk° Mateusz będzie musiał być na diecie! - dodała wesoło. - Odkurzaj to ty sobie lodówkę W domu. Mateusz spuścił głowę. _ To wszystko nic - powiedział grobowym głosem. - Czy pani wie, że w tej całej Białowieży została moja łycha? 66 ???????? Kamila nie chciała jechać na wczasy. - To co z tego, że do Chorwacji? - pytała mamę. - Jeśli nie będę tam miała żadnego towarzystwa? - Ktoś się znajdzie... - mama Kamili prasowała ubrania i układała w szafie. Czuła, że Kamila chciałaby, aby zabrać też Małgosię. Wprawdzie w samochodzie znalazłoby się miejsce, ale... rodzice Małgosi nie mieli na taki wyjazd pieniędzy i nigdy by się nie zgodzili, by Małgosia była na czyjejś łasce. - Przyjadą Majewscy z synem - powiedziała mama i dodała, jakby Kamila nie wiedziała: - Jest w twoim wieku. - O Boże! To ja już wolę umrzeć-jęknęła i burknąwszy: - Że też ja nie mam siostry! - zamknęła drzwi od swojego pokoju. - Ale masz brata! - krzyknęła za nią mama. - Dziesięć lat młodszy, to się nie nadaje! - odkrzyknęła Kamila i włączyła muzykę. A więc nic się nie da zrobić. Jedzie. Z Małgosią umówiła się na SMS-y - bo taniej, kartki - bo ładniej i obszerne listy - bo można się w nich rozgadać. A Majewski? Zgroza! Kamila tego Olka Majewskiego wprost nienawidziła. Znała go od wczesnego dzieciństwa. Wprawdzie po raz ostatni widziała go, gdy mieli po osiem lat, ale tę bezczelną gębę dobrze zapamiętała. Podlec prowadził podwójne życie. Gdy rodzice byli w pobliżu, wymądrzał się i popisywał swoją wiedzą o samochodach, zwierzętach i matematyce, co powodowało potem tyrady mamy: „Oluś taki mądry, a ty znowu zrobiłaś błąd i napisałaś chlep". Jednak kiedy tylko rodzice znikali z pola widzenia, wówczas ów geniusz podwijał jej sukienkę patykiem, ciągnął za włosy i na cały regulator mówił w kółko „padu" albo „reksiu". Takie towarzystwo to marna perspektywa na wakacje. #** Chorwacja przywitała ją słońcem, rybami, owocami i wielkim kempingiem, na którym roiło się od turystów. Tylko ludzi w jej wieku jak na lekarstwo. Przeważały rodziny z małymi dziećmi i studenci. - Zanudzę się na śmierć! -jęknęła Kamila, rozglądając się dookoła. - Nie zanudzisz - odparł tata. - Zaraz zadzwonię do Zbyszka i ustalę, w której części kempingu się rozłożył. - To wiesz co, tato? - Kamila poderwała się z miejsca przerażona, że spotkanie z Majewskimi, a zwłaszcza z ich głupim synkiem, nastąpi za chwilę. - To ja pójdę na Plażę, a spotkamy się później, co? Jeszcze zdążę się przywitać z... - Wykluczone! - odparła mama. - Przywitasz się, bo musisz wiedzieć, gdzie oni są rozbici i dopiero potem pójdziesz na plażę. Zresztą może Olek z tobą pójdzie? Zagracie w Piłkę czy coś? 67 Majewscy rozłożeni byli niedaleko, zaledwie kilka miejsc dalej. Ku radości Kamili Olka z nimi nie było. Dwie godziny temu poszedł pływać. - Oleś świetnie pływa - powiedziała pani Irena, jak zwykle zachwycając się swoim pierworodnym. Przez kilka minut opowiadała o jego sukcesach w sekcji dżudo. Kołoj niej siedziała 6-letnia Malwina nadąsana jak osa- - Malwinko! Przywitaj się z gośćmi - powiedział pan Zbyszek, sięgając do turystycz-j nei lodówki po piwo. Ale Malwina słowem się nie odezwała. Jak się okazało, mama nie pozwoliła jej pomalować paznokci u nóg, więc dziewczyn-ka zapowiedziała, że nie odezwie się aż do obiadu. Usta zaciśnięte w drobną kreskę krzywiły się w grymasie. Ale tu najniespodziewaniej w świecie stanął przed nią Kuba i spytał: - Pokemony znasz? Odpowiedziała mu cisza. - Mam figurkę Mew two... Znów cisza. _ Mam pokedexa! _ pokaż... - cichutki glos Malwiny oznajmił wszystkim, że nadąsanie minęło. _ Co tak stoisz, Kamilko? - spytała pani Irena. - Idź na plażę. Na pewno znajdziesz! Olka Nie widziałaś go dawno, ale poznasz. ? • Nic się nie zmienił. Kamila skinęła głową i ruszyła w stronę plaży- Poprawiła chustkę, chowając pod nią wszystkie włosy. Ledwo dotarła do plaży i zanurzyła stopy w ciepłym morzu, kiedy zobaczyła, jak ktoś do niej macha. Wysoki wysportowany chłopak... Rany! Olek!" - pomyślała i nie zastanawiając się, co robi, ruszyła biegiem ?? wodzie w przeciwnym kierunku. Po chwili w biegu obróciła się, by spojrzeć, czy ten idiota jej nie goni i wtedy... zderzyła się z kimś. _ Nic ci się nie stało? - spytał ją po angielsku wysportowany chłopak. Milczała trochę zaskoczona pytaniem, ale uzmysłowiła sobie, że przecież to Chorwacja... Mnóstwo turystów. _ Nie - odpowiedziała po chwili i pomyślała, że oto jest okazja znów poćwiczyć język.! - A tobie? : _ Też nie - odparł chłopak i na chwilę zapadło milczenie. - Czemu tak biegłaś? -spytał. . , - Uciekałam przed kimś, z kim nie chcę się spotKac... Kamila dowiedziała się, że jego rodzice również zmusili do wyjazdu. Chłopak miał na imię Alex. Rozmawiali o wszystkim - o tym, co lubią i czego nie lubią. Gadali i zanim się spostrzegli, minęło południe. Kamila dumna była ze swojej znajomości języka. Wprawdzie czasem brakowało jej słów, bo z wujkiem Hugh'em rozmawiała na inne tematy niż z rówieśnikami, ale... powolutku, powolutku dogadywała się z ??????. Zeszłoroczny wyjazd do ciotki przydał się na coś. Teraz musiała wracać i wtedy okazało się że Alex mieszka na tym samym kempingu. Szli ramię przy ramieniu. Po drodze umówili się, że najpierw pójdą do jego obozowiska, by zobaczyła, gdzie to jest, a potem do niej, by jakoś w tym tłoku móc się jeszcze odnaleźć. Zwłaszcza że na wieczór umówili się na plażę. Kamili Alex bardzo się podobał. Wesoły, dowcipny i niegłupi... Kiedy weszli między namioty i przyczepy, Kamila z radością stwierdziła, że muszą mieszkać niedaleko siebie. Zanim jednak zdążyła to powiedzieć, jak spod ziemi wyrośli przed nimi rodzice Olka. Pan Zbyszek przywitał ich z uśmiechem i powiedział: 68 _ No! Widzę, że młodzież znalazła się w tym tłumie. Oboje stanęli jak wryci. _ Twoi rodzice, Kamilko, poszli do siebie - powiedziała pani Irena. - Malwina jest nimi, bo Kuba wyciągnął ją na rozmowę o pokemonach. Ty, Olku, też możesz tam dołączyć, bo obiad jemy dziś wspólnie. Kamila spojrzała najpierw na rodziców Olka, a potem na ?????-????. „No tak... _ pomyślała. - W końcu ja też przedstawiłam mu się jako Kama". Podczas obiadu wszyscy zarykiwali się z opowieści o poznaniu na plaży. I tylko jednego mama Kamili nie mogła zrozumieć. - Czemu żadne z was nie spytało drugiego, skąd jest? Ale na to pytanie ani Kamila, ani Olek nie potrafili odpowiedzieć. Kiedy wieczorem poszli na plażę oglądać zachód słońca, Olek powiedział: - Gdybyś nie miała chusteczki na głowie, pewnie od razu poznałbym cię po włosach. W końcu takich nie znajduje się na każdej głowie. -1 co? Uciekłbyś? Olek wzruszył ramionami i odpowiedział po angielsku: - Nie wiem. 69 NłtDOMÓwitMA - Kamila? - mama stanęła w drzwiach i zatroskana patrzyła na córkę, która wkładała do' albumu zdjęcia z Chorwacji. Tu ona z Olkiem w strojach nurków. Tu robią z dzieciakami; zamek z piasku. Tu pływają na deskach. - Kamila... Małgosia dzwoni. Nie podejdziesz? Kamila najpierw nie mogła doczekać się spotkania z Małgosią, ale... odkładała je w czsl sie. Od powrotu z Chorwacji minęły trzy dni, a Kamila jeszcze nie zadzwoniła do przyjaciół-! ki. Dlaczego? Z jednej strony cieszyła ją myśl, że wreszcie opowie Małgosi o wszystkim-o Chorwacji, kursie nurkowania, pływaniu pod wodą, muszelkach i... Olku. Ale z drugiej; strony... Kamila wiedziała, że będzie musiała stanąć oko w oko ze sprawą Krzyśka. Sama zdziwiła się, jak bardzo wywietrzał jej z głowy. Zapomniała o nim! Nawet kartki z Chorwacji mu nie wysiała. Mało tego! Olkowi nie wspomniała o nim nawet słówkiem! Tak jakby Krzysiek nigdy nie istniał. Rozmawiała z Olkiem o tylu sprawach, ale nie o tym, że przez pół roku to Krzysiek zaprzątał wszystkie jej myśli. I co teraz? Małgosia z Maćkiem, a Krzysiek? Jest Maćka kuzynem... Może Maciek namówi Małgosię, by nie przyj aźniła się już z Kamilą? Wprawdzie Kamila nie mogła sobie wyobrazić, by Maciek, ten sam, który nazywają biało-j głową i mówił do niej „O, pani" był w stanie siać intrygi, ale w końcu chodzi o jego kuzyna.. \ Takie właśnie myśli przerwał telefon. Kamila pełna obaw podniosła słuchawkę. - Co się nie odzywasz? - głos Małgosi był radosny. - Musisz przyjść do mnie. Mam ci masę do opowiedzenia. - Tak - smętnie powiedziała Kamila. - Coś się stało? - Nie. To znaczy tak. To znaczy... Nie. Nic się nie stało, ale... - Kamila plątała się. - Powiem ci, jak przyjdę. Po obiedzie, dobra? „Przyjaźń to przyjaźń" - myślała Kamila, odkładając słuchawkę. Powinno się akceptować wybory przyjaciół, a Kamili wybór jest taki, że teraz liczy się tylko Olek! *** - No jak było? - spytała Małgosia, rzucając się przyjaciółce na szyję i rozwijając prezent. Szmaciana torebka z materiału mieniła się wszystkimi kolorami tęczy. - Nie wiedziałam, co ci kupić - odparła Kamila, kiedy Małgosia oglądała podarunek. Torebka bardzo jej się podobała. W sam raz na randkę z Maćkiem. Wprawdzie Maciek nigdy nie powiedział nic takiego, z czego można by wnioskować, że mu się podoba. Ale... już tyle razy w czasie wakacji byli w kinie. Ostatnio na Spidermanie. Wcześniej na Ataku klonów. Teraz mają znowu na coś iść... Tylko co będzie z Kamilą? Ona z Maćkiem, a Kamila? Dziewczynki siedziały w pokoju Małgosi w zupełnym milczeniu. Wreszcie tę przejmującą ciszę przerwała Małgosia. - Opowiadaj! - Nie wiem, jak to przyjmiesz... 76» _. Co? Wal prosto z mostu... _ Zakochałam się - wystękała Kamila i znów zapadło milczenie. -Nienowego... _ On też mnie kocha. - Jesteś pewna? - spytała Małgosia i nie patrząc na Kamilę, pochylił3 twarz nad torebką. - Mówił ci? - Nie. Ale takie rzeczy się czuje - mówiła Kamila, patrząc rozmarzonym wzrokiem za okno. - Po prostu to wiesz, i tyle. Wiesz... jestem bardzo szczęśliwa. Znowu zapadło milczenie, podczas którego Małgosia wpatrywała się w prezent, a Kamila w okno. Wreszcie Małgosia cicho spytała: - A jeśli okaże się, że się mylisz? _ Nie wiem - Kamila westchnęła. - Trochę się czasem tego boję. Bo wiesz... to wszystko jest jak sen. Nie chciałabym się obudzić... W tym momencie rozmowę przyjaciółek przerwał dzwonek telefonu. - Jest juz? - Małgosia usłyszała w słuchawce głos Maćka. - Tak - odparła. - Rozumiem, że jeszcze jej nie powiedziałaś? - Nie. Nie mogę jej tego powiedzieć. - Dlaczego? - Gdybyś tu był i słyszał to co ja, to byś wiedział. - To ja zaraz przyjdę i jej to powiem. Małgosia odłożyła słuchawkę i zasępiła się. Kamila nadal patrzyła w okno. Jak tu powiedzieć przyjaciółce tak nieprzyjemną rzecz? Zwłaszcza gdy ta tak pełna jest nadziei? I jeszcze mówi, że jest szczęśliwa? Biedna. Nie wie, jak za chwilę się rozczaruje. Z rozważań wyrwa! ją głos Kamili. - Malgoś? A może ty masz pretensje do mnie? -???? - Że nie będzie już tak jak dawniej. - Przecież to nie twoja wina - odpowiedziała Małgosia i odwróciła twarz. Zsunęła okulary z nosa i zaczęła je przecierać chusteczką, bo płakać jej się chciało. - Wiem, że nie moja - odparła Kamila z wyraźną ulgą. - przykro mi, że nie będziemy już chodzić we czwórkę, ale... może będziemy? - spytała Małgosię z nadzieją w głosie. W końcu przyjaźń polega na akceptowaniu wyborów przyjaciół - Nie będziemy - odparła smętnie Małgosia i znów zapadła cisza. - Ale może ci się spodoba? - Nawet jeżeli, to przecież jestem twoją przyjaciółką - Małgosia położyła silny nacisk na słowo „twoją". - No to nie rozumiem... - zaczęła Kamila, ale w tym momencie przyszedł Maciek. - Nie powiedziałaś? - spytał, patrząc na Małgosię. -Nie umiem. - Jezu!!! - Maciek jęknął i spojrzawszy w twarz Kamili, wystękał: - Ja ciebie przepraszam. To mój kuzyn i czuję się winny... Nie wiem, jak ci to powiedzieć... - Maciek jąkał się, a Kamila patrzyła zdumiona. Ten wyszczekany Maciek najwyraźniej nie wie, co powiedzieć. Ale dlaczego? Przecież to jej jest głupio, bo ona Ale zaraz? O co tu chodzi? - Maciek? - Kamila podeszła bliżej i zajrzała koledze w oczy - O co tu chodzi? 71 - Krzysiek pojechał na obóz żeglarski i wrócił zakochany w jakiejś Ani - wyrecytol wał Maciek jednym tchem i odwrócił wzrok. Na moment znów zapadła cisza. Ale anjj Maciek, ani Małgosia nie wiedzieli nawet, jak wielki kamień spadł teraz Kamili z serca. Pewnie wszyscy już dawno poczuliby ulgę, gdyby... nie te niedomówienia. Ale dopiero teraz Kamila mogła spokojnie opowiedzieć Małgosi i Maćkowi o wakacjach w Chorwa cji i Olku, który w dzieciństwie tak strasznie ją wkurzał. 72 ??? Rok szkolny zaczął się od wiadomości najsmutniejszej ze smutnych. Maks zwany Dra-kulą przeniósł się do innej szkoły. Wszystko dlatego, że dojeżdżanie taki kawał okazało się dla niego zbyt męczące. Zorganizował jednak imprezę. Taką, na którą zaprosił kolegów i koleżanki z obu szkół. Małgosia z Maćkiem od razu umówili się, że pojadą razem. Kamila chciała iść z Olkiem, ale Maks prosił, żeby to była impreza integracyjna dwóch jego klas - nowej i starej. W ten właśnie sposób w domku na obrzeżach miasta znalazły się dwie klasy z dwóch różnych gimnazjów. Z nowej klasy Maksa na miejscu byli już Tomek i Rafał. Dwaj przyjaciele, z których nieśmiały oraz potwornie chudy i wysoki Tomek był cieniem Rafała, zaś pewny siebie Rafał miał długie włosy, własny zespół muzyczny, no i gitarę, na której potrafił zagrać i Nirvanę, i Metallicę, i Acid Drinkers. Dlatego już na początku otoczył go wianuszek dziewczyn z obu klas. Najbardziej oczami przewracała Kaśka. Może dlatego, że Rafa! przypominał młodego Michaela Jacksona? Wprawdzie tego po licznych przeróbkach chirurgów, ale... młodego! - Pięknie grasz - powiedziała Kaśka, chcąc zwrócić na siebie uwagę. - Wiem - odpowiedział Rafał z wielką pewnością siebie, która bardzo speszyła Kaśkę. Po chwili zagrał Enter Sandman Metalliki i z lekceważeniem, a nawet kpiną w głosie, zagadnął Kaśkę: - A to? Jak Ci się podoba, moja fanko? - Cudne - wykrztusiła Kaśka dumna, że Rafał wreszcie zwrócił na nią uwagę. Ale ten więcej się nie odezwał, tylko grał coraz to inną piosenkę, bo reszta dziewczyn jedna przez drugą wymieniały kolejne tytuły. Rafał grał bez mrugnięcia okiem. Zupełnie jakby gitara, którą opierał o kolano, była zaczarowana. Czarny Michał z niesmakiem patrzył na Kamilę wpatrzoną w struny Rafałowej gitary. Ale co tu dużo gadać, sam musiał przyznać, że chłopak miał talent. - Białaska też jest fanką? - spytał Rafał i mrugnął do Kamili, która natychmiast zrobiła się na twarzy czerwona z wściekłości. - Ja ci dam Białaskę! Dupek! - krzyknęła i natychmiast odeszła, zmniejszając tym samym wianuszek dziewczyn otaczający Rafała. - Białaskę! Ja mu dam Białaskę! - szlochała w łazience, a łzy wielkie jak groch kapały na umywalkę. Pierwszy raz w takiej chwili nie towarzyszyła jej Małgosia. Przyjaciółka wpatrzona w grającego na gitarze Rafała nawet nie zauważyła, że Kamila się Popłakała. - Kamila - pod drzwiami dał się słyszeć głos Czarnego Michała. - Nie płacz. - Czy mógłbyś się odczepić? - spytała Kamila przez łzy. - A czy ty mogłabyś przestać się przejmować takimi bzdurami? Przecież masz najpiękniejszy kolor włosów, jaki można sobie wymarzyć. 73 - A ty nie masz innych problemów? - spytała Kamila, choć musiała przyznać, j] komplement z ust Czarnego Michała poprawił jej nastrój - nawet chciała powiedzie' mu coś miłego, ale gdy wyszła z łazienki, już go nie było. Stała tam natomiast Małgosia, - Musisz coś usłyszeć - powiedziała, ciągnąc przyjaciółkę za rękę. - Zamówiłam to specjalnie dla ciebie. I zanim Kamila zdążyła zaprotestować, znowu znalazła się w wianuszku dziewczyn otaczających Rafała, który grał na gitarze Maybe - największy hit grupy Brainstorrn^ - No i co, laski? Niezły jestem? - spytał Rafał, gdy skończył grać. Dziewczyny ?? odpowiedziały, tylko spojrzały po sobie i pomyślały: „ale zarozumiały bufon"- - Szkoda, że Maciek nie umie grać - szepnęła Małgosia na ucho Kamili. Tekst najwyraźniej dotarł do uszu Rafała, bo zapytał ponownie: - No? Co teraz fanki zamawiają? - A ty co, kurde? Gwiazda?- spytał nagle Maciek, któremu zaczynało przeszkadzać, że w kręgu dziewczyn otaczających Rafała jest też Małgosia. - A ty co, kurde? Zazdrościsz? - Rafał najwyraźniej szukał zaczepki, bo, mówiąc to, przedrzeźniał nawet intonację Maćka, ale ten wzruszył ramionami i odsunął się. Nagle dobiegł go gł°s Rafała: - Zazdrościsz, że na ciebie leci tylko to chude czarne i w okularach? - ruchem głowy wskazał Małgosię. - No nie, fanka? - Rafał mrugnął do Kaśki, która natych-. miast zrobiła uszczęśliwioną minę. Zapadła cisza. Maciek spojrzał Rafałowi w oczy i, odchodząc, powiedział dobitnie:! - Tandetny Gwizdor! m I Zebrani ryknęli zdrowym śmiechem. I tylko Kaśka wpatrzona w Rafała szepnęła: - Nie przejmuj się Maćkiem. - Weź się odwal! Dobrze?- krzyknął Rafał i wkurzony na Maćka wstał z fotela, kierując się do sypialni Maksa. Kaśka od razu pobiegła za nim. Tandetny Gwizdor najwyraźniej zawrócił Kaśce w głowie, bo, nie zważając na to, co mówią koleżanki, wbiegła za nim do sypialni. - Ja ci nic nie będę proponował - powiedział Rafał do Kaśki, gdy zamknęły się za nią drzwi. - Ty coś zaproponuj. - Pocałuj mnie - powiedziała Kaśka, przewracając oczami. - Nie - błyskawicznie odparł Rafał i ze śmiertelną powagą dodał: - Mam straszny katar. - Ja też rriam katar - odpowiedziała Kaśka. - To tym bardziej nie, bo boję się, że gluta połknę. W tym momencie z szafy dobiegi ich najpierw szmer, a potem pisk. Kaśka drgnęła przestraszona. I wtedy rozległ się czyjś niepohamowany rechot. Z szafy wyszedł Tomek-„cień Rafała". Był to stary numer obu kolegów. Rafał już wcześniej kazał Tomkowi tam się ukryć. A wszystko oczywiście po to, by pokazać mu kolejną idiotkę. Po chwili Rafał wpadł między gości i oznajmił wszystkim, jaka to Kaśka jest strasznie głupia. Dziewczyna oczywiście tego nie słyszała, bo skołowana siedziała na łóżku Maksa i zastanawiała się, co zrobić i o co właściwie chodzi. Tymczasem w dużym pokoju Rafał głośno zdawał relację ze zdarzenia w sypialni. Zebrani goście rechotali. I tylko z klasy pani Czajki nikt się nie śmiał. Ewa podeszła do Maksa, szturchnęła go w bok i szepnęła: - Ale masz kolegę w tej nowej klasie. To rzeczywiście tandetny Gwizdor. 74 ????? _ Małgosia! - usłyszała za sobą okrzyk Maćka i czym prędzej obróciła się. Zdyszany gonił ją przez cały szkolny korytarz. - Czy zaszczycisz mnie, Białego Michała i Aleksa grą w scrabble w piątek po południu? - spytał, wpadając w swój żartobliwy ton. -Gdzie? - Jest taka knajpa w centrum, gdzie gra się w różne gry. Jak nam się znudzą scrabble, będziemy mogli zagrać we czwórkę w halmę lub boggle. Mają tam wszystko! - Poszłabym, ale nigdy w scrabble nie grałam. - Jak chcesz, to mogę z tobą kilka razy zagrać - mam przecież własne. - Kiedy? - Choćby dziś. - Dziś mam francuski w Pałacu Kultury. - To po francuskim - nalegał Maciek. - Przyniosę scrabble ze sobą. Właśnie w ten sposób się umówili. Małgosia dużo słyszała o tej grze, ale sama nigdy w nią nie grała. Bała się, że przy Maćku, który w scrabble często grywał z rodzicami, szybko się zbłaźni. W ogóle Maciek często opowiadał o różnych grach planszowych. W klasie słynął z tego, że wszelakich gier, nie tylko planszowych, znal najwięcej. To on, ku utrapieniu pani Czajki, rozpoczął granie na lekcjach w statki, a potem w kropki. No i jeszcze na początku pierwszej klasy na lekcji z okazji Dnia Nauczyciela pokazał wszystkim, jak grać w „kratkę". Prostą grę słowną, do której potrzebne były dwie osoby, kartka w kratkę i dwa długopisy. Na kartce rysowało się kratkę składającą się z dwudziestu pięciu pól. W środek wpisywało się pięcio-literowy wyraz, a potem, przez dopisanie jednej litery, trzeba było utworzyć nowe słowo, wykorzystując to, co już zostało wpisane w kratkę. Oczywiście nie trzeba było używać wszystkich liter. Punktów zdobywało się tyle, ile liter miał nowo utworzony wyraz. Musiał to być rzeczownik, i obowiązkowo w mianowniku. Nazwy własne wykluczone. Słowa wolno było czytać wspak, z góry na dół, z dołu do góry, z lewa na prawo i tylko skos nie wchodził w grę. Maciek był niekwestionowanym królem „kratki" i tylko raz wygra! z nim Aleks. Wpisał sprytnie jako pierwszy wyraz „trawa". I choć Maciek szybko przerobił go na „strawa", bo dostawił „s", to Aleks wyjątkowo, zamiast jak zwykle wpisać na przykład „n", by powstał czteroliterowy „tran", jeszcze szybciej dopisał „p" i wyszło mu „sprawa". Maciek tak zdumiał się posunięciem Aleksa, że zagapił się i ułożył coś, co miało mało punktów. W ten właśnie sposób, pierwszy i ostatni jak dotąd raz, Aleks wygrał z Maćkiem. Tak więc od pierwszej klasy wszyscy podopieczni pani Czajki namiętnie grywali w „kratkę" na co nud-niejszych zajęciach, doprowadzając tym wychowawczynię do furii. Ale cóż mogła zrobić? Przecież nikomu nie skonfiskuje kartek i długopisów. Poza tym sama kiedyś pochwaliła gry słowne, mówiąc, że scrabble i boggle bardzo się przydają, a po zapoznaniu się z „kratką" okazała zachwyt, że to taka wspaniała gra, która nic nie kosztuje. 75 Tego dnia na francuskim myśli Małgosi zaprzątały scrabble i Maciek. Dziewczyna zupełnie nie mogła skupić się na lekcji. Nie słuchała Madame, która ku jej największej radości tylko kilka razy wywołała ją do odpowiedzi. No i, na szczęście, za każdym razern Małgosia cudem wiedziała, o co jest pytana. Kiedy wyszła z zajęć, w umówionym miejscu pod Pałacem Kultury, Maćka nie było. -Jak to jest możliwe? -pytała samą siebie trochę zla, że nie wzięła z domu komórki. Przeszło kwadrans kręciła się przed głównym wejściem, aż wreszcie naburmuszona! powędrowała na przystanek tramwajowy. Zapadał zmierzch, gdy wlokła się z przy-] Stanku do domu. Nagle usłyszała za sobą kroki. Myślała, że to Maciek ją goni, żeby przeprosić za spóźnienie. Może przyjechał następnym tramwajem? To dlatego się nie odwróciła. Niech wie, że się trochę gniewa. I nagle... ten ktoś podbiegi do niej i prze-wrócił Małgosię na ziemię, próbując uderzyć ją czymś w głowę. Małgosia zrobiła błyskawiczny unik i z całej siły uderzyła napastnika w twarz. Ten jednak nie dawał za wygraną. Zdarł jej z nosa okulary i... nagle zerwawszy się na równe nogi tak szybko, jak się pojawił, zwiał. Zszokowana Małgosia podniosła się z ziemi. Roztrzęsiona pobiegła pędem do domu. Łzy leciały jej ciurkiem, a serce waliło jak młot. Do domu wpadła rozszlochana. Urywanymi zdaniami mówiła, co się stało. Ojciec, nie czekając na dalsze wyjaśnienia, złapał pistolet gazowy, który do tej pory spoczywał w szufladzie biurka i, mimo protestów mamy krzyczącej: „Nie wygłupiaj się! To dziecinada! I tak go nie znajdziesz!", wybiegł z domu. Pięć minut po jego wyjściu do mieszkania Małgosi wpadł zdyszany Maciek. Już wie-] dział, co się stało. Tatę Małgosi spotkał na dole klatki schodowej. Jej mamie tłumaczył, że stał w holu Pałacu pół godziny. Najwyraźniej nie dogadali się - Małgosia czekała przed budynkiem, a on w środku. Jak pech, to pech. Maciek wszedł do pokoju Małgosi. Dziewczyna leżała na łóżku z twarzą w podusz-' ce. Tylko ramiona się jej trzęsły. Bez słowa podniósł ją i mocno przytulił. Siedzieli tak przeszło godzinę. Oboje nic nie mówili i tylko Małgosia szlochała, a jej łzy kapały Maćkowi na szyję i spływały za kołnierz na plecy. Z jego plecaka, porzuconego niedbale przy łóżku, wystawało pudełko nieszczęsnych scrabble. Maciek cały czas gładził Małgosię po plecach. Czuł zapach jej włosów i urywany oddech na swojej szyi. Po jakimś czasie odezwał się pierwszy: - Nie mogę sobie darować, żeśmy się nie spotkali. Że też ja jestem takim idiotą, że nie wziąłem komórki... - Ja... też... nie... wzięłam... - wyszlochała Małgosia. - Że też szybciej nie pobiegłem i nie szukałem cię pod salą - szeptał Maciek i zaciskał prawą pięść w bezsilnej złości. Lewą dłonią cały czas głaskał Małgosię po włosach. - Gdybym wcześniej wiedział, że już skończyłaś lekcję, pobiegłbym na przystanek. Za późno przyszło mi to do głowy. - Teraz słabo widzę, bo nie mam okularów - powiedziała Małgosia szeptem. - To nic... wszystko będzie dobrze. Kupisz nowe. A może dobierzesz sobie szkła kontaktowe? - Wiem - powiedziała Małgosia schrypniętym od płaczu głosem. - Okularnica to obciach. - Nieprawda. Ja lubię dziewczyny w okularach. - A mnie? - Lubię. A ty mnie? - spytał Maciek i ujął Małgosi podbródek. Patrzyły na niego mocno zapuchnięte oczy. - To prawda, co powiedział wtedy u Maksa ten cały Gwizdor?; Że to chude i czarne w okularach leci na mnie? 76 Małgosia odwróciła wzrok. Skubnęła róg swetra i spytała cicho: _ A ty jakbyś chciał? Jednak Maciek nie zdążył odpowiedzieć, bo w tym momencie do pokoju zajrzała mama i wniosła talerz kanapek z kiszonym ogórkiem, pomidorem, serem żółtym i szynką. Po zjedzeniu Maciek poszedł do domu. Tego dnia Małgosia nie dowiedziała się, czego Maciek pragnie, a i on na swoje pytanie nie uzyskał odpowiedzi. Ale przecież przez dobrą godzinę tulił ją do siebie. 77 WMMt Historia z napadem sprawiła, że Małgosia nie miała czasu poćwiczyć z Maćkiem w scrab-ble przed piątkowym spotkaniem. Zwłaszcza że następnego dnia rano ojciec zawiózł ją na komendę policji, gdzie kazał opowiedzieć całe zdarzenie. Niestety, Małgosia nie miała na ten temat zbyt wiele do powiedzenia - nie widziała ani twarzy sprawcy, ani nie słyszała jego głosu. Z powodu napadu Maciek postanowił, że w scrabble zagrają u niego w domu. Tata Małgosi dowiedziawszy się, że córka ma wieczór spędzić poza domem, nawet nie chciał słyszeć o żadnym wyjściu. Jednak mama Maćka zadzwoniła do niego i obiecała, że odwiezie potem Małgosię. - Maciek mówił mi, co się stało - powiedziała. - On to bardzo przeżył. Zdaje mi się, że Małgosia jest dla niego kimś ważnym. I chyba tak było, bo Maciek mocno zdenerwowany przyszedł po Małgosię trochę wcześniej, niż się umawiali. - Chciałem ci pokazać, o co chodzi w tych scrabble'ach, zanim chłopaki pl^yjdą - wyjaśnił mocno zarumieniony, kiedy Małgosia otworzyła mu drzwi. Dziewczyna z rozwianym włosem ubrana w biały szlafrok frotte to była inna Małgosia niż ta ze szkoły. - Zaraz będę gotowa - powiedziała i porwawszy cały stos ubrań zamknęła się w łazience. - Pan Pierdołka spadł ze stołka, złamał nogę o podłogę, przyszedł lew, wypił krew. Pan Pierdołka zdechł... - dobiegła Maćka z łazienki stara wyliczanka. Trochę się zdziwił, po co Małgosi ten wierszyk, ale... w końcu nie był kobietą i nie rozumiał, że za pomocą tego magicznego zaklęcia Małgosia starała się wybrnąć z odwiecznego problemu wszystkich kobiet - w co się ubrać? Czy założyć dżinsy i wisiorek na rzemyku, czy sukienkę i korale? A może spódnicę dżinsową i srebrny łańcuszek ze znakiem zodiaku? Wyliczanka zdecydowała, że Małgosia ubierze się w spódnicę i założy srebrny wisiorek. Dziewczyna do razu do stroju dorobiła odpowiednią ideologię, która znacznie poprawiła jej humor. A brzmiała tak: dżins to sportowa sprawa, a spódnica kobieca. Dżinsowa spódnica jest więc połączeniem sportowca i kobiety, czyli kogoś bardzo dzielnego. Małgosia chciała w oczach Maćka być dzielna. Zwłaszcza że ostatnio widział ją zapłakaną, słabą i bynajmniej nie dzielną. - Ładnie wyglądasz - powiedział Maciek i zarumienił się, ale Małgosia nie zauważyła tego. - Chodźmy - powiedziała. Szli w milczeniu, aż w końcu Maciek powiedział: - Wiesz, z tymi scrabble'ami jest tak, że czasami nie idzie litera. Gdyby akurat tobie dziś nie szła, to się nie przejmuj, dobrze? - Dobrze - odpowiedziała Małgosia i znów zapadło milczenie. 78 _ Wiesz - odezwał się w końcu Maciek. - Ty mi w końcu nie powiedziałaś, czy to prawda. - Co? - Małgosia udała, że nie wie, o co chodzi, choć dobrze wiedziała, że Maciek •mów pyta, CZY prawdą jest to, co na imprezie u Maksa powiedział Gwizdor. Małgosia do tei ?0?? słyszała jego szyderczy ton: „Na ciebie leci tylko to chude, czarne i w okularach". _ No wiesz... - odpowiedział Maciek, bo sam nie wiedział jak zadać pytanie, ale odpowiedź chciał znać. W końcu od tylu dni go męczyło, czy to możliwe, by on - taki zarywus - podobał się poważnej Małgosi? - Chodzi o to, czy... chodzi o to, że... - Maciek plątał się i nie zauważył nawet, jak doszli do niego do domu. - Chodzi o to, o co pytałem cię wczoraj - wypalił i otworzył drzwi na klatkę schodową. Przez chwilę panowała ciemność, bo chłopiec błądził ręką po ścianie, szukając kontaktu. Ze zdenerwowania nie mógł go znaleźć, choć odkąd sięgał pamięcią kontakt był w tym samym miejscu, za skrzynką na listy. No... może trochę się obniżył od czasów, gdy zapalał go przy pomocy patyka. Ta właśnie ciemność, panująca na klatce, ośmieliła Małgosię, by zadać pytanie: - A ty jak byś chciał? Maciek już miał coś powiedzieć, ale właśnie otworzył drzwi od mieszkania i wtedy ku swemu zdumieniu ujrzał siedzących tam Aleksa i Białego Michała. I w ten sposób rozmowa na tak ważny, bo życiowy, temat musiała zostać odłożona. - A wiecie, że można układać też brzydkie wyrazy? - powiedział Biały Michał głosem odkrywcy nowego lądu. - Chodzi ci o takie jak dupa i gówno czy jakieś jeszcze gorsze? - spytał Aleks. - Wszystkie, które są w słowniku - Maciek uciął idiotyczną, jego zdaniem, dyskusję i wyciągnął klocek z woreczka. Losowali miejsca przy stoliku. Mama Maćka wniosła na tacy herbatę w czajniczku, cytrynę w plasterkach, cukiernicę i cztery filiżanki. - Oby wam szła litera - powiedziała i wycofała się do swoich zajęć. Maciek i Małgosia usiedli naprzeciwko siebie. Chłopcy szybko objaśnili dziewczynie zasady gry. - Jak w krzyżówce - zakończył tłumaczenie Aleks, który uwielbiał być pierwszym i ku swej wielkiej radości stwierdził, że tym razem wypadło, że on zacznie partię. Po chwili na planszy pojawił się pierwszy wyraz. Słowo „śmierć" ułożone przez Aleksa straszyło z planszy niczym zmora. Zresztą... „zmora" też po chwili się pojawiła. Była dziełem Małgosi, która dumna, że udało jej się tak ładnie za pierwszym razem zebrać sporo punktów, aż pojaśniała na twarzy. Biały Michał tylko jęknął: - Ładnie się zaczyna! Odpowiedziała mu cisza. Każdy analizował swoje litery. Biały Michał po chwili zarechotał: - Panowie! - Hm, hm - chrząknęła Małgosia, znacząco pragnąc przypomnieć chłopcom o swojej obecności. - Panie i panowie - powtórzył niczym nie zrażony Michał - nie uwierzycie mi w to, co za chwilę znajdzie się na planszy... Nastąpiła cisza, a on powolutku wyłożył litery, układając z nich kolejne straszne słowo: „umarlak". Teraz przyszła kolej na Maćka. On jednak nie kwapił się z układa- 79 niem liter. Patrzyi ponad stołem na zaróżowioną twarz Małgosi, która w myślach budowała kolejne wspaniałe i wielopunktowe wyrazy. Wreszcie powiedział głośno: - No i w końcu mi nie odpowiedziałaś. - A o co pytałeś? - Małgosia nawet nie spojrzała w kierunku Maćka, przesuwała bowiem litery, które z uporem maniaka układały się jej w głowie "W same słowa cztero-literowe. A tak bardzo chciała mu zaimponować. Być nie do pokonania. - O to co wtedy - odparł Maciek. - Ty, graj! - Aleks szturchnął Maćka łokciem, bo w końcu jeg° kolej była tuż po Maćku. I na dodatek widział na planszy możliwość ułożenia wyrazu za sporo punktów. „Od śmierci do śmiecia niedaleka droga" - myślał, przesuwając klocki w podstawce i próbując nowe możliwości. - Zaraz ułożę - powiedział Maciek - tylko niech Małgosia mi odpowie. - Później - odparła dziewczyna, licząc w myślach punkty, które dostałaby, gdyby udało jej się ułożyć słowo „adapter". Mina Maćka nie zdradzała zadowolenia. Jakże chciał wiedzieć to teraz i natychmiast! W milczeniu zagryzł wargi i ułożył kolejne słowo, dziwnym zbiegiem okoliczności mieszczące się w tematyce Halloween, trupów i innych koszmarów -„krypta". Michał z Aleksem ryknęli takim śmiechern, że aż mama Maćka wpadła do pokoju. Rechot chłopców przedłużył przerwę w grze o dobre piętnaście minut. Maciek jeszcze kilka razy zagadywał Małgosię, ale bezskutecznie. Dziewczyna milczała. Nie chciała mu odpowiedzieć na pytanie przy kolegach. Bała się. Może tego, że jak mu powie, że się jej podoba, to... Maciek ucieknie? Może nie życzy sobie? Może właśnie dlatego o to pyta? Gra zakończyła się zwycięstwem Maćka. Miał przeszło 100 punktów więcej niż reszta graczy. Małgosia była druga. Kiedy Maciek dumny i blady otwierał przeTI nią drzwi samochodu mamy, spytał po raz setny. - No to jak? Prawda? Mrok krył jego zaczerwienioną twarz. „Boże! - myślał. - Pytam ją setny raz, ale jeśli dziś się nie dowiem, to nie zasnę. Muszę wiedzieć natychmiast". - To ty najpierw powiedz, jak byś chciał - odparła Małgosia i dodała. - Jak powiesz, to ja też powiem. - Ja tak - powiedział Maciek i poczuł, że skóra na twarzy mu płonie. - Ja też tak - odparła Małgosia i w tym momencie dłoń Maćka dotknęła jej dłoni. Nie cofnęła ręki, ale zarumieniła się, bo miała wrażenie, że mama Maćka obserwuje ich w lusterku wstecznym i śmieje się. Nie wiedziała jednak, że to nie był śmiech. Mamę Maćka po prostu ogarnęło wielkie wzruszenie. Obserwując siedzącą na tylnym siedzeniu parę, myślała: „Zanim się człowiek spostrzegł, a tu już dorośli. Nawet zamiast w chińczyka grają sami w scrabble." 80 0, ilft PMMCZC! _ Wiesz co? Już tyle czasu minęło od wakacji, a ty nadal nie przedstawiłaś mi Olka _ powiedziała Małgosia do Kamili. Wracały ze szkoły i objadały się ciastkami z jabłkiem. Nadzienie dość szybko wypadło Kamili na chodnik, więc westchnęła tylko zawiedziona i spojrzała w środek pustego już smakołyku. - Może to i dobrze - odpowiedziała. - Na widok Olka ta pyszna masa jabłkowa z pewnością wypadłaby mi nie na chodnik, ale na kurtkę, a wtedy wyglądałabym jak fleja. Obie zaśmiały się. Małgosia obiecała wrócić z Kamilą po nowe ciastko, pod warunkiem, że w ciągu najbliższego tygodnia pozna Olka. W cukierni spotkały Maćka, Aleksa i Białego Michała, którzy dowiedziawszy się, o czym mowa, zażądali przyprowadzenia delikwenta pod szkołę. - Musimy wiedzieć, czy oddajemy cię w dobre ręce - powiedział Maciek. - Bo jeśli nam się nie spodoba, wyślemy na akcję przeciwko niemu Czarnego Michała. Będzie zachwycony, broniąc swojej bia... - Maciek urwał. Przypomniał sobie, że słowo „białogłowa" działa na Kamilę jak płachta na byka, więc przez chwilę powtarzał: - bia... bia... bia... Biada mu, jeśli okaże się niegodnym ciebie - zakończył dumny, że znalazł jakieś zgrabne wyjście z niezręcznej sytuacji. Trzy dni później Olek spacerował pod szkołą, czekając na Kamilę. Kaśka, która siedziała tuż pod oknem, spojrzała mimochodem na placyk. Chłopak miał zarzucony niedbale na ramię worek, a ponieważ tego dnia październikowe słońce wyjątkowo do-grzało, więc zrzucił kurtkę, odsłaniając muskularne ramiona. Ujrzawszy go, Kaśka aż jęknęła z zachwytu i na całą klasę wyrwało jej się: -Ja pierniczę! - Co takiego? Katarzyna! Coś ty powiedziała? - pani Czajka aż uniosła się na krześle i przerwała omawianie losów Zośki i Rudego. A ponieważ użyła pełnej formy imienia, więc klasa poczuła, że zbliża się wielka burza. Wszyscy uczniowie w całej szkole wiedzieli, że nauczycielka używa pełnej formy imienia, kiedy ma naprawdę zły humor. A przeważnie dzieje się tak, gdy uczniowie używają slangowych wyrażeń. Panią Czajkę z równowagi wyprowadzało nawet słowo „fajnie". Dlatego Kaśki „ja pierniczę" zwiastowało niezłą burzę. Ale nagle zupełnie niespodziewanie odezwał się Maciek: - Proszę pani. Każdy język ewoluuje. W tym polski. Pierniczyć to czasownik wytrych. Znaczeń ma wiele. Dzięki słowotwórczemu rozebraniu tego czasownika człowiek uczy się gramatyki. Klasa obserwowała, jak wychowawczyni mieni się na twarzy wszystkimi kolorami tęczy. - Co masz na myśli? - spytała chłodnym tonem pani Czajka. - Nic takiego specjalnego poza tym, że pani miała teraz zamiar Kaśkę opierniczyć, czyli skrzyczeć, a tym samym wykazać swoją dezaprobatę. Gdyby była pani jej koleżan- 81 ???????? * PeWn0Śdą ??2?1??? si? Pani odpierniczyć, czyli odczepić, uznając, że ??? Klasę zatkało. Panią Czajkę również. Z otwartymi ustami patrzyła na swojego nai 1 bardziej wyszczekanego ucznia, który jak gdyby nigdy nic ciągnął dalej: 82 - Ale ponieważ jest pani nauczycielką, więc Kaśka z pewnością chciałaby teraz natychmiast spierniczyć ze szkoły. Gdyby zaś z tego powodu wstawiłaby jej pani złą ocenę, wówczas Kaśka starałaby się podpierniczyć, ewentualnie zapierniczyć, czyli ukraść, dziennik. Ewentualnie ów dziennik gdzieś wypierniczyć, czyli wyrzucić tak, by nikt go nie znalazł. Choć być może wówczas rodzice zlaliby ją, czyli by jej wpierniczyli pasem tam, odzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę. Wszystkie te czasowniki dzięki przedrostkom zyskują nowe znaczenie - zakończył Maciek swój wywód i z wyrazem triumfu w oczach spojrzał na wychowawczynię. Pani Czajka milczała przez chwilę, a potem odezwała się, powoli cedząc słowa: - Aby to - mówiąc twoim językiem - pierniczenie trzy po trzy miało sens, proszę, byście oboje - zarówno ty, Macieju, jak i ty, Katarzyno - na jutro każdą z wymienionych tu form słowa „pierniczyć" odmienili przez osoby i wszelkie możliwe czasy. Podając oczywiście znaczenie każdej z form. Myślę, że praca ta sprawi wam obojgu trochę radości. Maciek rozdziawi! usta i przez chwilę się wahał, a potem spytał: - Czy mogę to zrobić na komputerze? - Czy mogę udać głuchą? - odpowiedziała pani Czajka pytaniem i wróciła do przerwanych rozważań nad lekturą. - Kto z was powie, skąd wziął się tytuł książki Kamienie na szaniec! Odpowiedziała jej cisza, bo klasa dusiła się ze śmiechu. A Aleks szturchnąwszy Maćka w ramię, szepnął: - Piernik! I popłakał się. Ze śmiechu oczywiście. Z tego powodu gdy po lekcji wszyscy wysypali się przed szkołę, Maciek jako jedyny nie miał ochoty poznawać Olka. Zwłaszcza że jeszcze na schodach Kaśka rzuciła gniewnie: - Dzięki, stary. Teraz przez ciebie będę do północy ślęczeć nad koniugacjami. - Uważasz, że gdyby Maciek się nie odezwał, to uszłoby ci na sucho? - to pytanie zadała Małgosia, ale zanim Kaśka zdążyła na nie odpowiedzieć, podeszli Kamila z Olkiem. Kaśka, czuła na męskie wdzięki, od razu zamilkła i rozpoczęła podziwianie sportowej sylwetki Olka. Maciek też zamilkł. Ale z innego powodu - jeden rzut oka na sytuację pozwoliłby nawet obcemu zorientować się, że chłopcy się znają, bo Olek spojrzawszy na Maćka, odezwał się: - Ja pierniczę! Co za spotkanie! - Nie mogłeś użyć innych słów? - spytał Maciek i podał mu rękę, ale ten nie orientując się w sytuacji, spytał: - No co ty? Popierniczyło cię? Jednak Maciek nic nie powiedział, tylko obserwował, jak Aleks z Białym Michałem ze śmiechu tarzają się po ławce. Myślał o tym, że teraz wszyscy pójdą na ciastka z jabłkami, a on jeden musi biec do domu, bo tych odmian do zrobienia ma naprawdę bardzo dużo. Pani Czajka właśnie spierniczyła mu popołudnie. A mógł odbyć całkiem fajne spotkanie z dawno niewidzianym kumplem. - Ech... - westchnął. - Spotkamy się kiedy indziej. Kamila ci wszystko wytłumaczy - powiedział i ruszył w stronę domu. Z daleka przez ramię tylko rzucił: - Małgosia! Zadzwonię do ciebie wieczorem! - a pod nosem mruknął do siebie: - Jak uporam się z tymi pierniczonymi koniugacjami. Miał szczęście, że powiedział to tak cicho, bo od dobrej minuty tuż za nim szła pani Czajka... 83 ?????? - Skąd znasz Maćka? - spytała Kamila Olka. Pytanie nurtowało ją od chwili, gdy okazało się, że obaj chłopcy się znają. Małgosia bezskutecznie próbowała wyciągnąć od Maćka cokolwiek na temat jego znajomości z chłopakiem Kamili. Dlatego tę drażliwą sprawę Kamila wzięła na siebie. Dość szybko okazało się, że wyciągnięcie czegokolwiek od Olka też nastręcza pewne trudności... Najpierw Kamila zamiast odpowiedzi usłyszała: - Napiłbym się herbaty. Chcesz? - zapytał i nie patrząc jej w oczy, ruszył do kuchni. Siedzieli u niej w domu. Było piątkowe popołudnie i mieli robić prezent dla Małgosi. Obydwoje byli zaproszeni na sobotę na urodziny. Kamila wpadła na pomysł, że nie tylko kupi przyjaciółce książkę - bo to takie mało osobiste - ale jeszcze, obydwoje z Olkiem zrobią dla niej z masy papierowej aniołki do powieszenia na ścianę. Jeden będzie podobny do Maćka, a drugi do Małgosi. Formując pierwszego aniołka, zapytała jeszcze raz: *• - Skąd znasz Maćka? Ale w tym momencie Olek poszedł do kuchni po cukier. Kamila jeszcze kilka razy próbowała zadać to pytanie, ale bezskutecznie. Potem wyleciało jej to z głowy. Zdziwiona obserwowała, jak Olek z wielką wprawą lepi z masy malutkie oczka i formuje za pomocą zapałki włosy. - Gdzie się tego nauczyłeś?- spytała z podziwem. - Nie wiem - odparł. - Pierwszy raz to robię. Wieczorem zadzwoniła Małgosia. Okazało się, że ona również wypytywała Maćk o to skąd zna Olka. Bezskutecznie. Chłopak milczał jak grób. Obie dziewczyny uznały, że jest w tym jakaś dziwna tajemnica i koniecznie muszą to zbadać. *** Była piąta, gdy goście zaczęli się schodzić. Kinga przyniosła album z psami. Biaty Michał i Aleks wręczyli Małgosi pokaźnych rozmiarów pudełko. - Zrzuciliśmy się we dwóch - powiedzieli chórem. Gdy rozwinęła papier, jej oczom ukazało się pudło scrabble. Ewa przyniosła pudełko na biżuterię, co bardzo ucieszyło Maćka, który miał dla Małgosi prezent specjalny: srebrną broszkę w kształcie pieska z bursztynowym oczkiem. - A ja mam coś do pudełka - powiedział, wręczając Małgosi prezent i choć całą drogę powtarzał sobie: „Kwiaty łodygami do dołu, baranie! Łodygami.", to jednak podając Małgosi paczuszkę z broszką, podetknął jej pod nos kolczaste łodygi czerwonych róż. Pocałować Małgosi nie śmiał, więc tylko wpadł w swój stały żartobliwy ton i wykrzyknął: 84 _ Całuję twoją dłoń, madame - i schyliwszy się do jej ręki, cmoknął kilka razy tak crłośno, że aż Kinga wieszająca kurtkę podskoczyła, krzycząc przy tym na cały głos: „Jezu!". Kamila z Olkiem przyszli jako ostatni. Zrobione przez nich aniołki wywołały okrzyki zachwytu wszystkich gości. Kinga z Ewą gratulowały Kamili dzieła i ta jakoś nie mogła zaprotestować, że to praca bardziej Olka niż jej. Wprawdzie ona malowała aniołki, ale to że były one naprawdę podobne do Małgosi i Maćka, wcale nie było jej zasługą. Małgosia zachwycona prezentem zawołała Maćka, bo chłopiec zajęty puszczaniem płyt jako jedyny nie widział zbiegowiska wokół aniołków od Kamili i Olka. Kiedy podszedł i zobaczył, co tak zachwyciło Małgosię, aż zaniemówił. - Mamy chyba do pogadania - mruknął do Olka. - Nie podobają ci się? - spytała Małgosia. - To przecież my. Jak żywi. - Widzę - odparł Maciek. - Znam nawet autora. - Właśnie - podchwyciła temat Małgosia. - Czy moglibyście w końcu powiedzieć, skąd się znacie? Chłopcy spojrzeli na siebie i nastała krępująca cisza. - Czy moglibyście powiedzieć, o co chodzi? - Kamila stanęła obok Małgosi. - Czujemy się jak idiotki. Coś wisi w powietrzu, a my nie wiemy co. - Może byliście razem w przedszkolu? - spytała Kinga. - A może na kolonii? - To pytanie zadała Ewa. Chłopcy nadal milczeli. - Panowie! Zachowujecie się tak, jakbyście w przeszłości razem napadali na kioski - powiedział Aleks, co wszystkich bardzo rozśmieszyło. I tylko Olek z Maćkiem w ogóle się nie śmieli. Między chłopcami narastało jakieś napięcie. Po chwili obaj znikli w łazience. - Weź wreszcie rozwiąż mi język, bo widzisz, co się dzieje - powiedział Maciek do Olka, gdy zamknęli drzwi. - Nie mogę - odparł Olek. - No przecież nie przyznam się jej, że znamy się z ceramiki. - Zupełnie nie mogę tego zrozumieć. Dlaczego? - Bo to jest niemęskie zajęcie - odparł Olek i naprężył muskuły przed łazienkowym lustrem. - Dzięki stary! Ja na te niemęskie zajęcia chodzę do dziś! - Maciek podniósł glos. - Na tych niemęskich zajęciach zrobiłem dla Małgosi z gliny superramkę do zdjęć! W kształcie psa! Chcę jej to dać za kilka dni. Jak wywołam nasze wspólne zdjęcie. Zamierzam je zrobić tu, na imieninach. Nie wiem co jest niemęskiego w ceramice! Wiem, że od kiedy poszedłeś do gimnazjum, nie ma cię na zajęciach. Słyszę teraz, że plujesz na nie, a jednak robisz z Kamilą aniołki według nauk pani Joanny. Jednocześnie zabraniasz mi mówić, skąd się znamy. I to ma być fair? To ma być po męsku? - No bo jak to wygląda? - Co j ak wygląda? - Facet robiący dzbanuszki... - Kurde! Ja ci zaraz przywalę! - Maciek zaciskał pięści w złości. - Ja nie robię dzbanuszków! Nigdy nie robiłem żadnych dzbanuszków! Tobie też nikt nie kazał. Proponowali ci robienie bokserów? Nie chciałeś! Proponowali zapaśników? Nie chciałeś! Ty sam chciałeś robić dzbanuszki! Sam robiłeś gliniane kogutki! Trzy lata łaziłeś ze mną na te zajęcia i nie przeszkadzało ci to! Ba - nawet dobrze się bawiłeś! Dlatego zupełnie nie rozumiem, co ci przeszkadza powiedzieć ludziom, że znamy się z ceramiki? - Bo to niemęskie zajęcie - powtórzył z uporem Olek. 85 - Wiesz co? Specjalnie dla ciebie mogę powiedzieć, że znamy się z boksu! Że byłem twoim workiem treningowym, a ponieważ dostałem parę razy w teb, dlatego mam czasem takie głupie pomysły - powiedział Maciek i obrażony szarpnął za klamkę. - Nie wiem, czy ceramika to męskie czy niemęskie zajęcie, ale figurki dla Małgosi całkiem ci się udały - dobiegł ich glos Kamili. Dziewczyna leżała na podłodze i rozcierała sobie na głowie guza. Najwyraźniej podsłuchiwała! Olek zrobił się czerwony. Wiedział już, że jego tajemnica ujrzała światło dzienne. I czuł, że teraz nie tylko jemu w uszach brzmi wczorajsze pytanie Kamili: - Gdzie się tego nauczyłeś? I jego własna odpowiedź: - Nie wiem. Pierwszy raz to robię. Oj, by odzyskać zaufanie Kamili, trzeba będzie jej opowiedzieć wszystko. I o lekcjac' ceramiki i o swojej wielkiej przemianie z kujona w muskularnego supermana... Tylko czy będzie chciała słuchać? W końcu kto raz skłamie, temu już się nie ufa. Olek powlókł się do pokoju, w którym towarzystwo tańczyło, Maciek robił Małgosi zdjęcia, a Kamila stała i po raz setny oglądała aniołki, które okazały się nie pierwszym dziełem Olka. 86 ?? To był jeden z najlepszych pomysłów Kingi. Tak stwierdzili wszyscy, kiedy na jednej z lekcji polskiego Kinga powiedziała, że byłoby fajnie, gdyby zrobili sobie andrzejki. Taki prawdziwy dzień wróżb. Pani Czajka początkowo zaoponowała i powiedziała, że mogą co najwyżej na jednej lekcji ale wtedy Kaśka i Ewa podniosły ręce w gestach protestu. - Proszę pani! - zawołała Ewa. - Ale my przygotujemy bardzo fajną imprezę. - W przeciągu godziny to nie da się powróżyć wszystkim - dodała Kaśka. - W ciągu! - powiedziała pani Czajka. - W przeciągu to można stać i się przeziębić. Dziewczynki zaniemówiły. Na szczęście tylko na chwilę, bo potem zaczęły jedna przez drugą przekonywać wychowawczynię o atrakcyjności wróżbiarskiej lekcji i korzyściach z niej płynących. Koniec końców pani Czajka uległa. Kazała każdemu przygotować po jednej wróżbie. I tylko Kaśkę wyznaczyła do przygotowania referatu o historii wieczorów andrzejkowych. - To kara za przeciąg - powiedziała, a ponieważ zadzwonił dzwonek, zebrała swoje rzeczy z biurka i wyszła z klasy. Kamila jako jedyna nie cieszyła się z andrzejek. Taka impreza bez Olka? - Będą wróżby o chłopakach i dziewczynach i nie będę wiedziała, czy z nim to na poważnie - żaliła się Małgosi. - A to ty myślisz, że wróżba odpowie ci na to pytanie? - A co mi da odpowiedź? - spytała Kamila. - Życie - zawyrokowała Małgosia. - To znaczy czas. Zamyśliły się. Wbrew zakazowi obowiązującemu w szkole siedziały na parapecie korytarzowego okna. Kamila cały czas nie wiedziała, o co chodzi z tym Olkiem i ceramiką. Dlaczego aż tak to ukrywał? A poza tym... Małgosi Maciek powiedział, że kocha. A jej? Małgosia rzeczywiście nie miała wątpliwości. Maciek na pewno jest tym - tak często miała wrażenie, że rozumie się z nim nawet lepiej niż z Kamilą. * * # Dzień andrzejkowy w Ha rozpoczął się referatem Kaśki. Długachnym i nudnym. „Ona w ogóle nie ma polotu. Nie to co ty". Tej treści kartka nadesłana przez Maćka do Małgosi wywołała na jej twarzy rumieniec. Wszyscy przez ponad 20 minut słuchali o tym, że „dawniej wierzono, że są dni, kiedy duchy przodków wracają na ziemię i odsłaniają przed ludźmi odrobinę nieznanego". Dowiedzieli się też, że „wróżbom miłosnym sprzyjał początek adwentu. Panny wróżyły zamążpójście w wigilię świętego Andrzeja, a kawalerowie w przeddzień świętej Katarzyny". 87 - No i mamy sekret, czemu Kaśka czyta nam te nudy - dał się słyszeć głos Aleksa, i - Tak, ale jak się nie uspokoisz, to nie będziesz brał udziału we wróżbach - powiedziała pani Czajka. - W końcu dowiedziałeś się, że masz sobie wróżyć w wigilię dnia świętej Katarzyny, a nie Andrzeja, więc, być może, zaraz ci podziękuję. Nastała cisza. Kaśka kończyła swój nudny referat, a klasa myślała o niebieskich migdałach. Dla Małgosi miały one wygląd jeża na głowie Maćka. Dla Kamili - wysportowanej sylwetki Olka, a dla Czarnego Michała... cóż. Chłopak raz po raz spoglądał w stronę blondwłosej koleżanki, która już drugi rok dawała mu kosza. Kaśka wreszcie przestała przynudzać - robiła to zresztą bardzo skutecznie, bo Ewę i Białego Michała trzeba było obudzić - oboje zasnęli z głowami na blatach. Zaczęło się od tradycyjnego lania wosku. To przygotował Maciek, bo tylko on z całej klasy miał w domu stary klucz. Z sekretariatu przyniósł do klasy wielką lampę - w jej świetle wszyscy oglądali to, co im wyszło z wosku. W tym czasie dziewczyny pod komendą Zosi układały kapcie. Jeden za drugim, od okna do drzwi. Której kapeć pierwszy wyjdzie za drzwi, ta pierwsza wyjdzie za mąż. W chwili, gdy cała klasa oglądała wosk wylany przez Aleksa, przypominający rakietę tenisową, rozległ się krzyk: - Ty świnio! Ty wstrętna świnio! To Kaśka okładała pięściami... Czarnego Michała. Wszyscy rzucili się, żeby ich rozdzielić. - O co chodzi? - spytała pani Czajka. Zapadła cisza. Kaśka szlochała, więc wszyscy spojrzeli na Michała, który tylko wzru- 'j szył ramionami. - Wariatka i tyle - powiedział. - Stwierdziłem, że skoro jej but pierwszy wyszedł za j drzwi, to ona pierwsza wyjdzie za mąż. - Nie tak było! - Kaśka aż spurpurowiała na twarzy. - Powiedziałeś, że wyjdę za mąż, bo pewnie zajdę w ciążę! Bo bez tego nikt się ze mną nie ożeni, tak jestem głupia. - Gdybyś mniej przynudzała z tym referatem, może nie miałbym o tobie takiego zdania - odparł Michał i już chciał odejść, gdy pani Czajka zatrzymała go. - Myślę, że nie ma co dalej tego roztrząsać - powiedziała, kładąc Kaśce rękę na j ramieniu. - Najlepszym wyjściem z sytuacji będzie, gdy na szóstego grudnia ty, Michale, przygotujesz nam referat o mikołajkach i świętym Mikołaju. A Kaśkę przeproś, bo nikt nie dał ci prawa tak mówić. Wrócili do dalszych wróżb. Na biurku wychowawczyni Kinga postawiła cztery filiżanki. Pod pierwszą umieściła pierścionek. Pod drugą - cukier, a pod trzecią - monetę. Czwarta filiżanka pozostała pusta. Wróżba polegała na odsłonięciu jednej z filiżanek. Jeśli znalazło się pod nią pierścionek to oznaczało wielką miłość, jeśli ' monetę - bogactwo. A jeśli cukier - słodkie życie. Pusta filiżanka była symbolem nudnego życia. Pierwsza losowała Kaśka. Puste miejsce pod filiżanką wprawiło ją w jeszcze bardziej , przygnębiający nastrój. Kamila znalazła pierścionek, Małgosia z Maćkiem kostkę cu-1 kru. Każdy z klasy coś znajdował. Czyżby jedynie Kaśce groziło nudne życie? Łzy zaczęły napływać jej do oczu. Natalii zrobiło się jej żal, więc podeszła do Kaśki z kolejną wróżbą - tekturowe serce z papieru trzeba było przekłuć szpilką, a po drugiej stronie serca znajdowało się męskie imię. W przypadku Kaśki był to Michał. Aleks nie mógł powstrzymać się od śmiechu. A Kaśka? Wzięła głęboki oddech i powiedziała: - Dobrze, że nie Aleks. 88 A to wyznanie wprawiło Alka w zdumienie. W klasie co i rusz rozbrzmiewały rechoty, bo wychodziły imiona ludzi, których nie znali- - Co za wariat to przygotowywał? - pytała Ewa. - Ja - odpowiedziała małomówna dotąd Zosia. - Przecież to zabawa. Chyba tylko „łupi szukałby w tym prawdy i prawdziwej przyszłości. Przy innych ławkach wróżby trwały na całego. Małgosia przygotowała I ching, Kamila numerologię, Czarny Michał kości, a Aleks szpilki. A na końcu klasy były wróżby z kart. Do Ewki, klasowej wróżbitki, ustawiła się kolejka. - Ostatni raz wróżyłaś na imprezie u Maksa, pamiętasz? - powiedziała Kinga i wcisnęła się jako pierwsza, bo jak wyjaśniła, ma do kart ważne pytanie - czy w tym roku będzie miała najlepsze świadectwo? - Ale wieś - powiedział Aleks, kiedy to usłyszał, lecz pani Czajka zawołała go do swojego stolika. Tym samym zażegnała awanturę, która z pewnością by wybuchła. Bo Aleks chciał dodać coś więcej, a i Kinga już otwierała usta. Pani Czajka rozdawała jabłka. - Każdy obierze swoje jabłko - tłumaczyła zasady. - Postara się, by jego obierek był jak najdłuższy. Potem rzuci go za siebie i jeśli powstanie z niego litera, to będzie to pierwsza litera imienia przyszłego męża lub żony. Chłopcy usłyszawszy o tak rewelacyjnej wróżbie, podczas której można czymś rzucać, zaczęli ochoczo obierać jabłka. Aleks zaproponował, by walić obierkami w tablicę, ale najpierw narysować na niej tarczę. Chciał nawet to zrobić, jednak spojrzenie wychowawczyni od razu go powstrzymało. - Nuda - powiedział i zwolnił tempo obierania. Ta wróżba była ostatnią, która spowodowała w klasie zamieszanie. Tylko Czarny Michał tak rzucił obierkiem, że utworzył on literę. Nikt nie miał wątpliwości, że było to „K". Chłopcy od razu zaczęli stroić żarty na temat jego i Kaśki, o której tak mówił, że jest głupia i szybko zajdzie w ciążę. - Pewno to z nim, bo „K" to Kaśka - powiedział Aleks i głośno się zaśmiał. Spór między kolegami odwrócił uwagę klasy od Kamili, która też rzuciła obierkiem tak, że utworzył on literę. „M" - tak wyraźne, jakby miało oznaczać wejście do metra, leżało na podłodze. Ojej! A ona tak chciała, by było to A lub O. W każdym razie coś olkopodobnego. A tymczasem... głupie „M". Kamila niepostrzeżenie zebrała z podłogi obierki, układające się w tę okropną literę. „M" -jak Czarny Michał, któremu dokuczali na temat Kaśki, a który teraz patrzy! na Kamilę i uśmiechał się. - Kurczę, to całkiem przystojny chłopak - mruknęła Kamila zgnębiona, że w żadnej z wróżb nie odkryła nawet śladu istnienia w jej życiu Olka. No, może pierścionek pod filiżanką. Ale czy to oznacza, że Olek? Czyżby naprawdę los pisał jej Czarnego Michała? - Bzdura! Powiedziała głośno, a klasa odwróciła się w jej kierunku. - Jaka litera ci wyszła Kamilko? - spytała pani Czajka. - Żadna - odparła, a Czarny Michał tylko zacisnął zęby. 89 ??? Mikołajki zbliżały się wielkimi krokami. Na początku grudnia wszyscy wylosowali nazwiska tych, którym mieli kupić prezenty. - Mikołajkowe losowanie to lekcja bycia dobrym dla kogoś, kogo się nie lubi - powiedziała pani Czajka. - Nie wszyscy muszą darzyć się sympatią. Jednak starajcie się, bo w końcu musicie w tej klasie jakoś ze sobą obcować. Jeśli ktokolwiek z was wylosował taką osobę, niech postara się jednak kupić jej fajny prezent. Zapadła cisza, a wtedy Kamila szepnęła: - Czy nie można powtórzyć losowania? - Tylko wtedy, jeśli wylosowałaś samą siebie - odpowiedziała pani Czajka. - Tak się stało? - Tak - odparła Kamila, nie patrząc wychowawczyni w oczy. - To dlaczego dopiero teraz to mówisz? Kamila nie odpowiedziała. „ - Coś mi się zdaje, że kręcisz. - Pani Czajka spojrzała na Kamilę, a potem mrużąc oczy rozejrzała się po klasie. Jej wzrok przykuł Czarny Michał wiercący się w ławce i składający porwaną na strzępki karteczkę w kratkę. - Widzę zbyt wielki poruszenie u pewnej osoby. - Jeśli jednak się mylę, udowodnij mi to. Kamila! Pokaż swój los. Kamila nadal milczała. - Rozumiem, że jednak kłamałaś? - Przepraszam. - Karny referat o mikołajkach, który miał przygotować Michał, napiszecie we dwójkę - powiedziała. - Sami ustalcie, jak podzielicie się pracą i co będzie w referacie. Jęk, jaki wydarł się z piersi Kamili, słyszała tylko Małgosia. Pewnie dlatego, że zagłuszył go triumfalny okrzyk Kaśki: - Ale będzie jazda! Jeszcze na lekcji Kamila wyżaliła się przyjaciółce, że wolałaby chyba dwóję niż przygot wywanie referatu z tym wstrętnym Michałem. - Wcale nie jest taki wstrętny - powiedziała Małgosia, chcąc pocieszyć przyjaciółkę - Widziałam gorszych. -Ale cham! - Ale nie w stosunku do ciebie. - Jest ohydny! - Coś ty! - zaoponowała Małgosia. - To całkiem ładny chłopak. Kamila nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo zadzwonił dzwonek, a ten całkiem ładn chłopak stanął nad jej głową. 90 _ To jak się umawiamy? Jego uśmiech, który, zdaniem Kamili, oznaczał, że jest zadowolony z takiego obrotu sprawy, doprowadził ją do furii. - Wolę pałę niż spotkanie z tobą! - krzyknęła i odwróciła się plecami do chłopaka. _ To całkiem inaczej niż on - powiedział Aleks i chichocząc wyskoczył na korytarz. Goniło go tylko złowrogie spojrzenie Michała. Spojrzenie, które gdyby mogło zabijać, położyłoby trupem tę połowę klasy, która słysząc tekst Aleksa, również zachichotała. Słowa Kamili usłyszała pani Czajka. Podeszła do ławki i powiedziała: _ Ten referat jest dla ciebie, Kamilo, lekcją z pewnością trudniejszą niż mikołajki, jsfie powiesz mi chyba, że odrobienie tej lekcji koleżeństwa jest dla ciebie niemożliwe? -spytała nauczycielka. Kamila skinęła potakująco głową i gdy tylko drzwi za panią Czajką zamknęły się, powiedziała do Czarnego Michała. - Przyjdź do mnie dziś po piątej. *** Kiedy punktualnie o piątej Michał dzwonił do drzwi mieszkania Kamili, był w bardzo dobrym humorze. Pod pachą miał paczkę ciastek, Słownik mitów i tradycji kultury Władysława Kopalińskiego i księgę z żywotami świętych, a w głowie kilka pomysłów na to, co powinno znaleźć się w referacie. Kamila otworzyła rozpromieniona. Michał, któremu na ten widok żywiej zabiło serce już po chwili bardzo się rozczarował. I chyba nawet w najgorszych snach nie przypuszczał, że zastanie u Kamili Olka. - Znacie się? - spytała Kamila i ruchem ręki wskazała Michałowi miejsce na krześle przy biurku. - To nie potrwa długo! - powiedziała do Olka i spytała Michała, zmieniając gwałtownie ton na bardzo nieprzyjemny: - Co masz? Michał sięgnął do torby i spojrzawszy smętnym wzrokiem na ciastka, wyjął obie książki. - Nie chcę ci zajmować czasu - zaczął, ale Kamila przerwała mu mówiąc: - Nareszcie! Towarzyszyło temu teatralnie głośne westchnienie ulgi. Zapadło długie i kłopotliwe milczenie. Olek obserwował ukradkiem siedzącą przy biurku parę. - Pomyślałem sobie, że może ja przygotuję życiorys świętego Mikołaja i to, jak jest przedstawiany na obrazach - powiedział Michał i pokazał Kamili odpowiednie rozdziały w przygotowanych książkach. - A ty przygotujesz, od kiedy wziął się zwyczaj dawania sobie prezentów. Czemu daje się dzieciom rózgę. No, i dlaczego w niektórych krajach Mikołaj przychodzi w Wigilię, a w innych szóstego grudnia. - Skąd się wziął w Laponii i dlaczego przybywa na reniferach! - dobiegł ich głos Olka. - Ty się nie wtrącaj! - warknęła Kamila. Michał z Olkiem zaniemówili. Każdy w myślach toczył teraz bój z samym sobą. Czy zwyciężyć powinna męska solidarność? Czy jednak powinni pozostać wrogami? Z zamyślenia wyrwał ich głos Kamili. - OK. Niech tak będzie - powiedziała. - Ja swoją część przygotuję na podstawie Internetu, więc możesz te książki zabrać. - Jasne - odparł Michał, po czym wstał z krzesła, zebrał swoje rzeczy i wyszedł. Dopiero w domu wyjął paczkę z ciastkami. Były zmiażdżone. Najwyraźniej ze zbyt dużym impetem wrzucił ciastka i książki do torby. 91 Zaraz po wyjściu Michała Olek powiedział, że Kamila źle go traktuje. - Powinieneś się cieszyć - odparła. - Gdybyś widział jego spojrzenie, gdy podczas andrzejkowych wróżb wyszło mi „M" z obierków, to byś go nie bronił! Kamila ostatnie słowa niemal wykrzyknęła. Opowiedziała jednak Olkowi i o słoniku na walentynki, i o tych wszystkich chwilach, w których Michał okazywał jej niechciane uwielbienie. - Coś mi się wydaje, że on ci się w sumie podoba - mruknął Olek niezbyt zadowolony z tego, co usłyszał. - Co takiego?! - Kamila aż poczerwieniała na twarzy. No, i od słowa do słowa pokłócili się. Olek obrażony wyszedł, a Kamila powiedziała mu, by już nigdy, przenigdy z nią nie rozmawiał. I właśnie dlatego Kamila musiała kupić prezent sama. Na zakupy wyszła dopiero na, dzień przed rozdaniem paczek w szkole. W „Prezencie" na placu Przymierza - sklepie z różnymi gadżetami, przeznaczonymi rzecz jasna jak sama nazwa wskazywała na prezenty - spędziła ponad godzinę. Nie wiedziała, że przez wystawową szybę obserwują ją czyjeś czarne oczy. Ekspedientka, której zwierzyła się ze swoich kłopotów, powiedziała: - Zawsze, kiedy nie wiem, co komuś podarować, kupuję ramkę do zdjęć. To było to! Ramka! Kamila wybrała glinianą w zielone żaby. W drzwiach sklepu minęła się z Czarnym Michałem. Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, wróciła. Stanęła przed szybą wystawową i obserwowała, co też Michał kupi. Ze zdumieniem stwierdziła, że do torebki w Mikołaje - takiej samej, w jaką i ona zapakowała swój prezent - Michał włożył identyczną ramkę w zielone żaby. - A to heca! - szepnęła i puściła się biegiem do domu. Cały wieczór spędziła na rozmyślaniu o kłótni z Olkiem, który kolejny dzień nie dzwonił, i o tym, co widziała przez okno „Prezentu". To wszystko sprawiło, że nieszczęsny mikołajkowy referat pozostał nietknięty. **# Następnego dnia rano pani Czajka kazała wszystkim włożyć prezenty do wielkiego wora i poinformowała, że ich rozdanie nastąpi tuż po referacie o mikołajkach. Kamila zbladła. - Słuchaj, ja zapomniałam o tym referacie! - szepnęła, trącając łokciem Małgosię. - O rany! - odparła przyjaciółka. - Co robić? Ale Małgosia nie zdążyła odpowiedzieć, gdy wychowawczyni poprosiła, by referujący wstali. - To kto zacznie? - spytała. - Proszę pani, boja..., bo mój referat... -jąkała się przestraszona Kamila. - Co twój referat? - zapytała pani Czajka, ale zanim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć, Czarny Michał podszedł do biurka nauczycielki: - Ja mam jej referat! - powiedział, kładąc na blacie kilka stron napisanych na komputerze. - A twój? - nauczycielka zdawała się przeszywać Michała wzrokiem. Chłopak patrzył w stronę Kamili. Zaskoczona dziewczyna płonęła na twarzy. - Siadaj, Michale - powiedziała pani Czajka swoim najbardziej nieprzyjemnym głosem. -Tylko dlatego, że są mikołajki, nie wstawię ci jedynki. Zastanowię się nad karą dla ciebie. Kamila! Referuj! 92 Nikt z klasy nie zaprotestował, gdy kartki z Michałowa pracą wylądowały na stoliku zed Kamilą. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i zaczęła czytać historię świętego Mikołaja, biskupa Miry. Gdy skończyła, nastąpiła cisza, a potem pani Czajka zaczęła rozdawać prezenty. Co chwilę rozbrzmiewały śmiechy. Aleks dostał latarkę laserową, której światło miało kształt eołej baby. Kinga pluszową mysz na łyżwach. Kaśka najnowszą książkę Ewy Nowak. I tylko dwie osoby w klasie oglądając swoje prezenty, milczały. Była to Kamila i Michał, którzy bezradnie oglądali trzymane w rękach ramki z żabkami. Pod koniec lekcji pani Czajka obwieściła, że ma już karę dla Michała - tuż przed świętami ma wygłosić referat o Bożym Narodzeniu. Wszyscy wymownie spojrzeli w stronę Kamili - nawet Małgosia patrzyła na nią z wyrzutem. I pewnie dlatego, gdy tylko za panią Czajką zamknęły się drzwi, Kamila podeszła do Michała: - Napiszę za ciebie ten referat. Ale Michał nie odezwał się. Zrobił to dopiero po wyjściu ze szkoły. Bo to wtedy okazało się, że na ławce na dziedzińcu siedzi Olek. Chłopak podszedł do Kamili i podał jej małe zawiniątko: - Wybacz - powiedział. - To mikołajkowy prezent dla ciebie. Kamila popatrzyła na Olka. Bała się otworzyć paczuszkę - przecież sama nic dla niego nie miała! I nagle wpadł jej do głowy pomysł. - Ja też mam coś dla ciebie - uśmiechnęła się. - Przepraszam, że nieopakowane, ale nie zdążyłam. - To powiedziawszy wyjęła z torby zieloną ramkę w żaby i podała Olkowi. - Będziesz miał w co włożyć moje zdjęcie. Ledwo to powiedziała, podszedł do niej Czarny Michał i wręczając torbę w Mikołaje powiedział: - Ty też wsadź sobie jego zdjęcie. A za twój referat o Bożym Narodzeniu dziękuję. 93 ?? ?? M MttA Historia z mikołajkowymi prezentami, referatem i zachowanie Kamili wobec Czarnego Michała zniesmaczyły nawet Małgosię. - Nie poznaję cię! - powiedziała z wyrzutem i zaczęła nerwowo wycierać okulary. - Ja siebie też nie - odparła Kamila. -1 na dodatek nie wiem, co zrobić. Chyba pójdę do pani Czajki i się przyznam. Co radzisz - iść czy nie iść? - Jeśli chcesz, żebym cię szanowała, to idź - odparła Małgosia. - Chyba że to świństwo to twoja metoda walki z jego uczuciami. Bo jak nie pójdziesz i się nie przyznasz, że to ty nie miałaś referatu, to jest szansa, że Michał się odkocha. Żaden facet, nawet tak złośliwa świnia jak on, nie będzie pod wrażeniem dziewczyny, która zrobiła coś takiego. - A co na to Maciek? - spytała Kamila, patrząc w podłogę. - Chyba nie chciałabyś wiedzieć - odparła Małgosia. - Idę - zdecydowała Kamila i wyszła z klasy. Pani Czajka przyjęła opowieść Kamili zadziwiająco spokojnie. Może dlatego, że Kamila powiedziała jej wszystko? Najpierw chciała powiedzieć tylko o referacie, ale od razu się rozpłakała i przez łzy opowiedziała i o amorach Michała, i o tym, jak bardzo ją drażni. Wspomniała i o Olku, jego ceramicznej tajemnicy, i o tym, jak się na nią obraził. A wszystko przez Michała. No i przyznała się nawet do tego, że na andrzejkach wyszło jej z obierków M. Po ostatnim wyznaniu pani Czajka zrobiła coś, czego Kamila się nie spodziewała - wychowawczyni po prostu ją przytuliła! „Normalnie szok" - myślała dziewczyna, tkwiąc w objęciach pani Czajki i wdychając zapach perfum, którymi przesiąknięte było jej ubranie. -Nikt nie obdarzył mnie większym zaufaniem — powiedziała wzruszonym głosem wychowawczyni. - Czuję się zobowiązana. Milczały i patrzyły w podłogę. - Z referatem zrobimy tak, że napiszesz go zamiast Michała. Ale za to, że nie przy-1 znałaś się od razu, musi być kara. Pójdziesz do biblioteki pomóc w okładaniu książek. Będziesz tam chodziła codziennie aż do świąt! Ja to sama ogłoszę na lekcji. Kamila kiwnęła głową i chciała odejść, ale pani Czajka zatrzymała ją. - Dobrze jest pewne konflikty, spory i niedomówienia wyjaśnić przed świętami. By łamiąc się opłatkiem, mieć czyste konto. Rozumiesz, co mam na myśli? - Rozumiem - odparła Kamila i poszła w stronę sali. Na lekcji pani Czajka powiedziała o karze, jaką wyznaczyła Kamili. Zapadła cisza - i to taka, że gdyby w powietrzu latał jakiś owad, z pewnością słychać byłoby szum jego skrzydeł. Pierwsza przerwała ciszę Kaśka. Jej głośne „Kto by pomyślał!" wkurzyło najbardziej Małgosię, która głośno powiedziała: 94 -Ja! Wiedziałam, że Kamila tak zrobi. Jest honorowa! I tylko Czarny Michał nic nie mówił. Nerwowo rysował na kartce krzyżyki i serpen-rynki, a w głowie kłębiły mu się najrozmaitsze myśli. Jeszcze wczoraj zły na siebie i cały świat przekłuł cyrklem oczy Kamili na klasowym zdjęciu. Zadawał sobie przy tym pytanie: „Co mi się w niej podobało?" i nie znajdował odpowiedzi. Dziś znalazł. I tylko z powodu ramki w żaby nadal było mu przykro. ##* Kamila długo zastanawiała się nad słowami wychowawczyni. Tymi o czystym koncie. Olek też musi oczyścić swoje konto. Też musi jej coś wyjaśnić. O co chodzi z tą ceramiką? Dlaczego wtedy ją okłamał? Dlaczego, gdy robili dla Małgosi aniołki z masy papierowej, powiedział, że robi to pierwszy raz? Postanowiła, że pogada z Maćkiem. „Przez tę aferę mam pewnie u niego krechę" - myślała. Dlatego dopiero gdy napisała cały referat o Bożym Narodzeniu, choince i kolędach, odważyła się wysłać do Małgosi SMS-a: „Chce przeczytać wam swój referat, bo nie wiem, czy mi wyszedł". Umówili się u Maćka na czwartek, bo w czwartki Kamila nie widywała się z Olkiem, który właśnie wtedy trenował zawzięcie swoje mięśnie. Referat podobał się obojgu. Tylko Maciek dorzucił Kamili jako ciekawostkę góralską legendę o tym, jak powstała choinka i bombki. - Zwierzęta też szły pokłonić się Jezuskowi i każde ze zwierząt coś niosło - opowiadał dziewczynom. - Niedźwiedź wyrwał z ziemi drzewko iglaste, a że byl leniwy, to nie chciało mu się go nieść, tylko wlókł je po ziemi przez wszystkie kraje. Nawet gdy przez rzeki przechodził, to nie podnosił drzewka. Aż przyszedł do stajenki i ofiarował je dzieciątku. Po drodze woda na gałęziach drzewka pozamarzała, więc wyglądało to jak dzisiejsze bombki. Górale mówią, że to stąd ta tradycja. Od niedźwiedzia. Dziewczynom bardzo się podobało. Kamila postanowiła umieścić to w swoim referacie, ale po opowieści Maćka w pokoju zapadła cisza. Kamila odezwała się pierwsza: - Maciek... Ty mnie już nie lubisz przez tę historię z referatem? - spytała cicho. - Przeszło mi - powiedział. - Ale byłem załamany, gdy Czajka wyznaczała jemu karę, a ty milczałaś. Nie lubię go, bo jest zarozumiały, ale zachował się z tym referatem jak nie on. A ty jak nie ty. I tylko nie wiem, o co chodzi z tymi ramkami. Kamila opowiedziała o tym, jak to wylosowała Michała i jak nie wiedziała, co mu kupić, a pani w sklepie poradziła ramkę do zdjęć. Jak potem spotkała w drzwiach sklepu Michała i przez okno zobaczyła, że on kupuje to samo. A na mikołajkach okazało się, że oboje mają takie same ramki. - Taaa - powiedział Maciek, zastanawiając się nad czymś. - To dlatego ta ramka bardziej go zabolała niż referat. - A jeśli idzie o Olka... - zaczęła Kamila - to on mnie wtedy okłamał. - Kiedy? - spytał Maciek. - Jak robiliśmy dla Małgosi prezent. Mówił, że pierwszy raz coś lepi. A potem wyszło, że znacie się z ceramiki. Czemu mi nie powiedział? A na dodatek pani Czajka oznajmiła mi dzisiaj, że dobrze jest niedomówienia wyjaśnić przed świętami. By łamiąc się opłatkiem, mieć czyste konto. Dla mnie to jest niedomówienie i nie wiem, jak z nim Pogadać. Takjak wy na mnie inaczej patrzycie przez historię z referatem, tak ja na Olka patrzę inaczej przez to kłamstwo. Ja swoją winę postarałam się zmazać. A on? 95 - Długo go znasz? - spytał Maciek. - Przecież od dzieciństwa - odpowiedziała Kamila. - Czy wy sklerozę macie? Opo_ wiadałam wam, jak go nienawidziłam. Był maminsynkiem, chucherkiem, kujonem...» - To masz odpowiedź na swoje pytanie - Maciek najwyraźniej uznał temat za skończony. - Jaka to odpowiedź? - Ojejku! - Maciek wyraźnie był zniecierpliwiony, ale mimo to opowiedział Kamili, że jak poznał Olka, to miał takie same wrażenie jak ona w dzieciństwie. Ale w pewnym momencie w Olku dokonała się wielka przemiana. To było w szóstej klasie, a sprawcą przemiany była oczywiście dziewczyna. Chodziła z nimi na ceramikę i podobała się Olkowi. Zrobił dla niej gliniane serduszko i dał jej na walentynki. Ale dostał kosza. Powiedziała mu, że nienawidzi w nim kujonowatości i lizusostwa. Że jej potrzebny jest prawdziwy mężczyzna. Owszem - inteligentny i błyskotliwy, ale i wysportowany, a nie taka łamaga. - No i wtedy się zaczął wielki szał Olka na sporty - skończył opowieść Maciek. - A ta dziewczyna? - Dziewczyna się nie liczyła. Zresztą Olek szybko przekonał się, że coś w tym, co mówiła jest z prawdy, bo nagle dziewczyny zaczęły za nim oglądać się na ulicy. Chyba po pół roku łażenia na treningi i pływalnię nawet ona sama go zaczepiła. - I co? - Kamila zadała swoje pytanie zbyt szybko, bo Maciek zorientował się, że pierwszy raz w życiu chyba za dużo powiedział, bo jednym krótkim „nic" uciął rozmowę i zaczął rozkładać planszę do scrabbli. *#* Kiedy następnego dnia Kamila spotkała się z Olkiem, od razu zacytowała mu zdanie pani Czajki: - Dobrze jest pewne konflikty, spory i niedomówienia wyjaśnić przed świętami. By łamiąc się opłatkiem, mieć czyste konto. Rozumiesz, co mam na myśli? - Nie - odparł Olek. - Ceramikę. Okłamałeś mnie, gdy powiedziałeś, że nigdy wcześniej nic nie lepiłeś. Olek westchnął i po długim milczeniu opowiedział to samo, co poprzedniego dnia usłyszała od Maćka. Fakt, że historie się zgadzały, sprawił, że Kamili kamień spadł z serca. Wzięła Olka pod rękę i powiedziała: - Ja też chcę mieć w pewnej sprawie czyste konto przed Wigilią. - Olek spojrzał na Kamilę pytająco, ale ona nie odpowiedziała. W końcu sprawa Michała i ramki w żabki dotyczyła tylko jej. Gdy ostatniego dnia przed świętami wygłosiła swój referat o Bożym Narodzeniu, wszystkim najbardziej podobała się góralska legenda o pochodzeniu choinki i bombek. Kamila przyznała, że usłyszała j ą od Maćka. Pani Czajka pochwaliła referat i poinformowała klasę, że na przerwie każdy ma zgłosić się do sekretariatu po odbiór paczek ze słodyczami. Kamili wiadomość ta była bardzo na rękę, bo gdy tylko wszyscy z klasy wybiegli po paczki, zbliżyła się do plecaka Czarnego Michała. Nie była przekonana, czy to dobry pomysł dawać mu tę ramkę. Przecież nie chciała, by się w niej kochał. Ale z drugiej strony... „Co innego nie kochać, a co innego nie szanować" - pomyślała i wyszła z klasy. Zielona ramka w żabki z karteczką „Przepraszam" tkwiła w plecaku Czarnego Michała. Oby ją tylko znalazł przed Wigilią... 96 PWtlc _ Dziękuję! Dziękuję! - krzyczała Kamila, bo to, co dostała pod choinkę, przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Gdy po wigilijnej wieczerzy prezenty wyjechały na środek pokoju, jako pierwsza zauważyła paczkę z wielkim napisem „Kamila". To nie był największy prezent, ale ta paczka ruszała się! Dziewczyna najpierw myślała, że to przywidzenie. Jednak po chwili z paczki wyciekła jakaś woda - a to z kolei spowodowało, że mama krzyknęła „jasna cholera!". A potem z paczki dał się słyszeć piskliwy szczek. - Pieees! - Kamila aż wrzasnęła z radości i zaczęła niecierpliwie rozrywać papier. Rzeczywiście -w wiklinowym koszyczku, dość mocno zasiusianym, podskakiwał malutki piesek rasy yorkshire terrier. A pies to od lat było jej największe marzenie. Dlatego ten prezent przyćmił inne - bluzka, spódnica, kosmetyki i płyty okazały się zupełnie nieważne. Liczył się tylko pies, którego w noc wigilijną Kamila nazwała... Płatek. Miał być Opłatek, ale tata powiedział jej, że psy powinny mieć imiona dwusylabowe, bo takie najłatwiej zapamiętują i najlepiej na nie reagują. Kamila dowiedziała się też, że pies jest już szczepiony, więc jutro będzie można z nim wyjść na pierwszy spacer. Płatek też dostał pod choinkę prezenty - kilka psich zabawek, smycz, obrożę i identyfikator, który Kamila natychmiast podpisała. *** Następnego dnia Kamila obudziła się bardzo wcześnie - Płatek nie dał jej spać. Piszczał, bo przez pół nocy bezskutecznie próbował dostać się do jej łóżka. A gdy wszelkie próby wskoczenia na tapczanik nie powiodły się, zaczął biegać po pokoju za piłką, którą znalazł pod łóżkiem Kuby. Dopiero gdy Kamila wstała, okazało się, ile to pies narobił w domu szkód. Po pierwsze zjadł Kamili jednego kapcia. Po drugie nasiusiał do drugiego, a poza tym rozsypał po podłodze chipsy, Które Kuba położył na szafce przy swoim łóżku. Psie zabawki i posłanie leżały nietknięte - najwyraźniej Płatek stwierdził, że o wiele przyjemniej śpi się na ręczniku. Zresztą pół nocy zajęło mu ściągnięcie go z kaloryfera. Jednak to wszystko nie było ważne. Liczył się fakt, że Kamila wreszcie miała psa. Zadzwoniła do Olka, by mu się pochwalić, a potem do Małgosi, aby umówić się z nią na spacer. Pierwszy spacer Płatka upłynął pod znakiem śnieżnego szaleństwa - pies pierwszy raz w życiu widział śnieg. Łapał do otwartej mordki jego płatki i Kamila uznała, że imię Płatek bardzo do niego pasuje. Na dodatek szczeniak pierwszy raz w życiu był na smyczy - dlatego dojście pod blok Małgosi zajęło Kamili dużo więcej czasu niż zwykle. - Co dostałaś? - spytała Małgosię. Odpowiedź na tradycyjne pytanie stanowiła wyliczanka - Małgosia dostała bowiem mnóstwo drobiazgów. Jednak największą przyjemność sprawił jej prezent od Maćka. 97 Z dumą pokazywała Kamili połówkę srebrnego serduszka, które wisiało na małym łańcuszku. - A Rummy mu się podobało? - spytała Kamila, która wiedziała, że Małgosia spędziła pół dnia w sklepie z grami, by wybrać coś, czego Maciek jeszcze nie miał. A Rummy, odpowiednik karcianej gry w remika, wpadł Małgosi w oko w chwili, kiedy była już zupełnie załamana. Kamila kupiła Olkowi komplet bandan, czyli chustek na głowę lub szyję, i to bandan we wszystkich kolorach tęczy. Wiedziała, że używa ich na treningach. Ale po co? Tego nie wiedziała. Wracając do domu, Kamila postanowiła spuścić Płatka ze smyczy. Przez chwilę biegła przed nim, wołając go po imieniu, cmokając, kucając i klepiąc się po kolanach. Płatek rzeczywiście biegł za nią. Byli coraz bliżej domu, kiedy nagle zupełnie niespodziewanie wielki stalowoszary dog zaczął biec w stronę Płatka. Szczeniak na sam widok olbrzymiego psa zaskowyczał i nim dog dobiegł do niego, Płatek pognał przed siebie, ile miał tylko sił w swoich krótkich nóżkach. - Płatek! - krzyknęła Kamila i puściła się w pogoń za szczeniakiem. Bezskutecznie. Płatek zniknął. Wprawdzie właściciel doga przepraszał i tłumaczył, że jego pies jest łagodny jak baranek, ale Kamili na nic zdały się te przeprosiny. Płatka jak nie było, tak nie było. „Po co ja go spuściłam ze smyczy?" - pomyślała Kamila i rozpłakała się. Z twarzą mokrą od łez błąkała się po ośnieżonych uliczkach, zaczepiając każdego przechodnia i pytając: - Czy nie widział pan małego pieska? Takiego kudłatego z kokardką na głowie. Rasy yorkshire terrier... „ Niestety - wszyscy napotkani kręcili przecząco głowami. Ten pierwszy spacer Płatka trwał już trzecią godzinę, a Kamila zaczęła tracić nadzieję. Widziała Płatka w każdym ogonie, który wystawał ze śnieżnej zaspy. I w każdym szarym przedmiocie leżącym na ziemi - nawet gdy już z daleka przypominał on brudną szmatę. Cały czas zastanawiała się, co powie rodzicom. A co, jeśli Płatka potrącił samochód? Brrr. Ta wizja wydała jej się najgorszą z możliwych, spotęgowała też szloch. Nagle przyszedł jej do głowy pomysł - rozlepi kartki z ogłoszeniem. A poza tym Płatek ma przecież na szyi identyfikator. Okrągłe kółeczko z plastikową szybką, za którą wczoraj wsunęła karteczkę z jego imieniem i swoim numerem telefonu. Jest więc szansa, że się znajdzie. Skąd jednak wziąć karteczki? Nie przyjdzie przecież bez Płatka do domu. Wyjęła z kieszeni komórkę i już miała wystukać numer Małgosi, kiedy telefon zadzwonił. - Wracaj, Kamilko - głos mamy w słuchawce był tym, którego Kamila nie chciała teraz słyszeć. - Jeszcze chwilkę, mamo - odpowiedziała, starając się powstrzymać płacz. - Jak tam pies? - Dobrze, ale muszę kończyć, bo on strasznie szarpie - powiedziała Kamila i rozłączyła się. Czuła, jak policzki jej płoną po tym kłamstwie. „Boże! Zaraz się wszystko wyda!"-pomyślała z rozpaczą. I sama już nie wiedziała, czy bardziej jej żal psa, który błąka się gdzieś samotny, czy rodziców, którzy jej go kupili, czy wreszcie siebie. - Kamila! - usłyszała za sobą czyjś głos. Odwróciła się. Ktoś biegł w jej kierunku i machał ręką. Sylwetka znajoma, ale kto to? Zakapturzona postać była tak opatulona szalikiem, że jej głos nie był zbyt wyraźny. Jednak nie to było ważne. Kamila zobaczyła, że ten ktoś niesie Płatka! 98 - Płatek! - z okrzykiem radości rzuciła się w kierunku zakapturzonej postaci. Po chwili roztrzęsiony piesek piszczał w jej ramionach. - Dzięki - powiedziała. _ Nie ma za co - odparł głos, który wydobywał się spod szalika. Z odległości metra zabrzmiał znajomo. Kamila dopiero teraz spojrzała na zakapturzona postać i aż drgnęła. - Skąd się tu wziąłeś? - spytała, unikając patrzenia w czarne oczy. - Przechodziłem i usłyszałem pisk pod schodami sklepu. Zajrzałem tam i zobaczyłem psa. Przeczytałem identyfikator, no a reszty się domyślasz... - Jak ja ci się odwdzięczę? - spytała i zaraz pożałowała tego pytania. A nuż będzie czegoś chciał? Ale Czarny Michał wyczuł jej obawy, bo rzucił tylko krótkie „nie ma sprawy" i powiedziawszy „cześć" oraz „wesołych świąt", oddalił siew kierunku swojego domu. Za nic na świecie nie przyznałby się Kamili, że tak naprawdę szedł do niej. Chciał podziękować za ramkę, którą znalazł w teczce, i spytać, czy może w niej trzymać jej zdjęcie. Bo takie jedno, na którym wyszła szczególnie pięknie, zrobił jej w zeszłym roku w Białowieży. „Ale ja jestem głupi" - powiedział do siebie, otwierając drzwi mieszkania. W tym samym czasie w domu Kamila zdejmowała kurtkę. - Jak było na spacerze? - spytał tata. - Dobrze - odpowiedziała. Ale nie była to prawda. I to wcale nie dlatego, że zginął jej Płatek, bo przecież w końcu się znalazł. Kamila po prostu czuta, że znalezienie Płatka przez Michała nie było przypadkiem. 99 SYLWETO Już od połowy grudnia część ?? żyła sylwestrem. Wszystko dlatego, że Kinga miała robić imprezę. Jak zdołała poinformować Ewę, która przecież była jej najbliższą przyjaciółką, rodziców w sylwestra w domu nie będzie, ale będzie starszy brat - licealista. Jemu wolno zaprosić dziesięć osób i jej tyle samo. Informacja o starszym bracie obecnym w czasie imprezy zelektryzowała wszystkich. Przystojny Kuba był nieosiągalnym obiektem westchnień każdej gimnazjalistki, która kiedykolwiek przyszła do Kingi. Chłopcy też zazdrościli jej starszego brata. Po pierwsze był sportowcem, a po drugie tym sportem, który uprawiał, była... szermierka! Człowieka w żelaznej masce z Leonardem Di-Caprio w roli głównej oglądali chyba wszyscy chłopcy z klasy. A może w sylwestra będzie można choć dotknąć floretu? Ten sylwester od samego początku wyglądał inaczej, niż wszyscy sobie zaplanowali. Po pierwsze Kamila z Olkiem nie przyszli. Czekano cierpliwie do godziny dwudziestej na pojawienie się pary, ale kiedy Małgosia powiedziała, że Kamila z Olkiem spędzają sylwestra ze swoimi rodzicami, wszyscy poczuli się rozczarowani. I nawet wiadomość, że może po północy wpadną z życzeniami, nie poprawiła im humoru. Do kręgu rozczarowanych dołączyła po chwili Kaśka. Była załamana - Kuba ani nikt z jego towarzystwa nie zwracał na nią uwagi. A przecież założyła i obcisłą bluzkę podkreślającą największe w klasie krągłości, i najkrótszą spódnicę świata. Niestety - towarzystwo w mieszkaniu Kingi od razu podzieliło się na dwa obozy. Gimnazjalistów, którzy dostali wprawdzie we władanie duży pokój, ale i tak byli niezadowoleni. I licealistów, którzy zajęli kuchnię, ale wydawali się najszczęśliwsi pod słońcem. Zwłaszcza że stanowczo zabronili wchodzić tam małolatom. Kaśka kilka razy próbowała przemknąć się do kuchni, ale za każdym razem drzwi się otwierały i ruda głowa jakiejś wymalowanej dziewczyny informowała ją: - Spadaj, malutka. Nic tu po tobie. Czarny Michał siedział w fotelu i patrzył w sufit. Kolejny raz zastanawiał się, po co tu przyszedł. Na co liczył? Przecież nawet gdyby Kamila przyszła, to nie sama, ale z tym swoim durnowatym Olkiem. A zresztą... po co się uparł na tę Kamilę. Sam nie wiedział. Zupełnie bez sensu - trzeba było zostać w domu. Właściwie wszyscy byli mu tutaj obcy. Koledzy niby z klasy, a jakby dalecy. Mimo woli zaczął wsłuchiwać się w dochodzące z kuchni odgłosy. Po chwili wstał z fotela i skierował się w stronę obozu licealistów. - Nie bądźcie świniami, dajcie piwa - powiedział, zamykając za sobą drzwi. - Inaczej zanudzę się z tymi małolatami. 100 W dużym pokoju nikt nie zauważył zniknięcia Czarnego Michała. Koło magnetofonu rozgorzała kłótnia - to Aleks z Białym Michałem walczyli o rolę pierwszego didżeja Ha. Kinga słuchała wróżb Ewy, która z nudów zaczęła rozkładać na stole karty. Tylko Małgosia z Maćkiem nie przerywali tańca. Aleks z Michałem odpędzeni od wieży stereo zniknęli w pokoju Kuby, z którego po chwili zaczęły dochodzić odgłosy walki. Oznaczały one ni mniej, ni więcej to, że chłopcy znaleźli floret Kuby. - Spytaj Kingi, gdzie ma jakąś igłę i nici - szepnął Kaśce do ucha Aleks. - Tylko delikatnie. - Co przeskrobałeś? - spytała Kaśka, a nie uzyskawszy odpowiedzi, skierowała się do pokoju Kuby. - Rany! - jęknęła, ujrzawszy, że zasłona w oknie jest rozdarta na pół. - Człowieku! Pół sylwestra spędzimy na zszywaniu tego. Lepiej przyznaj się do zniszczenia i po prostu odkup. - To nie ja - powiedział Aleks. - To Michał. - A kto kazał ci chować się za zasłoną? - Trzeba będzie poinformować Kingę - mruknął Biały Michał, ale Kaśka pokręciła głową. - Raczej Kubę - powiedziała. - To jego pokój, jego floret i jego zasłona. - Tylko kto to zrobi? - spytał Aleks. - Ja - odpowiedziała Kaśka, zadowolona, że wreszcie jest pretekst, by wejść do licealnego świata, który tego dnia przybrał rozmiary całkiem sporej kuchni. Bez namysłu skierowała swe kroki w stronę drzwi, za którymi jakiś czas temu zniknął Czarny Michał. *#* Kiedy Michał zamknął za sobą drzwi i poprosił o piwo, nikt nie zaprotestował. Towarzystwo było tak zajęte sobą, że zupełnie zapomniało o świecie gimnazjalistów, który mieścił się po drugiej stronie przedpokoju. W wyciągniętej ręce Michała już po chwili wylądowała otwarta butelka - nawet nie spostrzegł, kto mu ją podał. Z piwem w ręku stanął, opierając się o kuchenkę i obserwował ludzi. Najbardziej jego wzrok przykuła całująca się para. Zachowywali się tak, jakby świat dookoła nie istniał. Przez chwilę wyobrażał sobie siebie na miejscu chłopaka. Tylko że dziewczyna z jego marzeń miała zupełnie inne włosy. „Czy Kamila całuje się z Olkiem?" - pomyślał i chcąc odpędzić wizję Kamili w objęciach tego głupka, pociągnął kolejny łyk piwa. Nie pomogło. Z każdym łykiem całująca się para na jego oczach zmieniała się w Kamilę i Olka. Nawet nie spostrzegł, że tuż koło niego stanęła drobna dziewczyna. - Jestem Elwira - powiedziała i wyciągnęła do niego rękę. Michał nie odezwał się. Pogrążony we własnych myślach, które miały białe włosy, powoli kończył piwo. Elwira obserwowała go już od dłuższego czasu. Smagły, przystojny i małomówny brunet zaczynał interesować ją coraz bardziej. Jedyny, który nie palił, tajemniczy, bo zjawił się nie wiadomo skąd. Na pewno fajniejszy od Kuby, który zapro-sil ją tutaj, a teraz ani razu do niej nie podszedł. Michał opróżnił butelkę, a Elwira podała mu usłużnie drugą. Wziął ją bez słowa. Nawet nie zauważył, że dziewczyna przysunęła się znacznie bliżej. - Fajny jesteś - powiedziała. Nie zareagował. Może dlatego, że w tym momencie do kuchni wparowała Kaśka? Chciała wykorzystać wypadek z zasłonami do tego, by zakotwiczyć się w licealnym 101 środowisku. Na widok dziewczyny tulącej się do pijącego piwo Czarnego Michała zaniemówiła. - Co się stało, dziecinko? - spytała Elwira lekceważącym tonem, mierząc przy tym Kaśkę pogardliwym wzrokiem. Kaśka wzruszyła ramionami, choć ton, jakim mówiła Elwira zbił ją z tropu. Dotychczas to przecież ona, Kaśka, odzywała się w ten sposób do innych dziewczyn. - Nie twój interes - odpowiedziała, rozglądając się w poszukiwaniu Kuby, a przy okazji zerkając na wszystkich zgromadzonych w kuchni chłopaków. „Najfajniejszy jak zwykle zajęty" pomyślała, spoglądając na parę, która nie przestawała się całować. Wreszcie dotarła do Kuby, ale zanim zdążyła powiedzieć mu cokolwiek, ktoś krzyknął: - Za pięć minut północ! Otwierać szampana! Poruszenie, jakie nastąpiło w ciągu tych kilku minut, sprawiło, że nagle dwa światy się wymieszały. Ktoś włączył telewizor - jakby tylko tam można było zobaczyć, jak stary rok ustępuje miejsca nowemu. Wszyscy skupili się przed ekranem. Z miejsca nie ruszyła się tylko zakochana para, Elwira wpatrzona w Czarnego Michała i on sam. Stał ciągle w tym samym miejscu i zastanawiał się, co go podkusiło, by przyjść tutaj na sylwestra. Po północy do drzwi Kingi zapukała Kamila z Olkiem. - Michał znowu strasznie się upił - powiedziała Małgosia przyjaciółce. - Śpi gdzieś w mieszkaniu. - Może to i dobrze - powiedziała Kamila. - Przynajmniej nie dojdzie do głupich sytuacji. A skoro śpi, to na chwilę zostaniemy. Tylko pójdę złożyć wszystkim życzenia. - To powiedziawszy, skierowała swe kroki najpierw do kuchni, a potem do pokoju Kuby. Nie weszła jednak. Przez szparę w drzwiach widziała, jak Elwira otula Michała kocem, potem stojąc nad nim, przygląda się śpiącemu, aż w końcu całuje lekko w policzek. Kamila po raz pierwszy w życiu poczuła w sercu aż tak silne ukłucie zazdrości. Cofnęła się do korytarza, a z kuchni dobiegł ją głos Aleksa, który bratu Kingi oburzonym głosem opowiadał o tym, jak mimo protestów z jego strony Michał wziął do ręki floret i rozdarł zasłonę w sypialni. „Kretyn" - pomyślała. O Michale oczywiście, a nie o Aleksie, bo o tym, jak naprawdę wyglądała akcja z floretem, nie miała bladego pojęcia. 102 ?W - To co? W sobotę? - spytał Maciek Małgosię. Z całej Ha na premierę filmu Harry Potter i Komnata Tajemnic najbardziej czekali właśnie oni. Minął zaledwie rok od chwili, gdy we dwójkę wybrali się na pierwszą część przygód nastoletniego czarodzieja, a tyle się zmieniło przez ten czas. - Choć z drugiej strony właściwie niewiele - mówiła Małgosia Kamili, kiedy po południu siedziały u niej w domu. - Nic nie rozumiem - odparła przyjaciółka, głaszcząc Płatka, który usiłował zębami złapać jej dłoń. Jak każdy szczeniak uwielbiał zabawy. Zwłaszcza te z gryzieniem. - Jak to niewiele się zmieniło? Wiesz, że cię kocha... - Eee tam - odparła Małgosia. - Tak naprawdę wcale mi tego tak nie powiedział. Bąknął tylko, że on też. Ale może to dotyczyło czegoś innego? - Coś ty! Przecież on świata za tobą nie widzi. - To dlaczego do tej pory nie próbował mnie pocałować? - Bo jest nieśmiały. - Maciek i nieśmiałość? - Małgosia prychnęła pogardliwie. - To tak, jakbyś powiedziała, że Kaśka jest Einsteinem. Nie jest nieśmiały. Do tańca prosi, przytula w tańcu. Prawi komplementy. Ale... -Ale co? -Ale nic poza tym. - A co ty byś chciała? Zapadło kłopotliwe milczenie. Małgosia sama nie wiedziała, czy pozwoliłaby mu na pocałunek. A nuż by się z niej śmiał, że nie umie się całować? Wprawdzie kilka razy próbowała całować się z poduszką, ale to na pewno nie to samo co z chłopcem. Czy powiedzieć to Kamili? Eee. Pewnie się wygłupi. Ale powiedziała. W końcu rozmawiała ze swoją najlepszą przyjaciółką. - Dlaczego Maciek miałby się z ciebie śmiać? - spytała Kamila. - Myślisz, że on już się całował? Może nie całuje cię dlatego, że tak jak ty też się wstydzi. - A Olek? - spytała. - Całowałaś się z nim? - Nie - odparła Kamila i zaczerwieniła się po same uszy. - A czy chociaż próbował? - dopytywała się natarczywie Małgosia. Ale Kamila nie zdążyła odpowiedzieć, bo Olek stanął w drzwiach i jakby w odpowiedzi na to pytanie podszedł do Kamili i pocałował ją w policzek. *** Ostatni dzień przed feriami dłużył się niemiłosiernie. Małgosia właściwie o niczym innym nie myślała jak tylko na przemian o filmie i Maćku, o Maćku i filmie. To już jutro. 103 Bo to w pierwszą sobotę ferii mieli iść we dwójkę do kina. Nawet pani Czajka sarna przyniosła im do klasy gazetę ze zdjęciami zza kulis filmu. - W tej części przygód Harry'ego występuje jeden z największych brytyjskich aktorów - powiedziała. - Nazywa się Kenneth Branagh i gra postać Gilderoya Lockharta. Do tej pory grywał on głównie na deskach brytyjskich teatrów, wcielając się w postacie ze sztuk Szekspira. - Czy grał w Romeo i Julii? - spytała Małgosia, ale zanim pani Czajka zdążyła jej odpowiedzieć, dał się słyszeć głos Kaśki: - O! Zakochana tylko o romansach myśli! - To akurat nie byle jaki romans - przerwała pani Czajka. - To największa sztuka] o miłości, jaką kiedykolwiek napisano, a poza tym... Romeo i Julia byli w waszym wieku... Jednak pani Czajce nie dane było dokończyć wywodu na temat sztuk Szekspira. Nagle z ławki Kaśki dał się słyszeć złowrogi szept: - Sam jesteś oferma! - a towarzyszyło mu pokazanie języka w całej okazałości... Czarnemu Michałowi. Ryk śmiechu zagłuszył dalsze słowa nauczycielki. - O co chodzi? - pytała, ale zamiast odpowiedzi słyszała tylko śmiech. - Michał mnie przezywa! Powiedział do mnie „Ofermo, idź do klasztoru!". Teraz nie tylko Czarny Michał się śmiał - nawet pani Czajce drgały policzki. - Kasiu! To zHamletal Zdanie brzmi: „Ofelio, idź do klasztoru!". Oj, coś mi się widzi, że za rzadko sięgasz po książki, które nie są lekturami. Choć przyznam, że i z tymi obowiązkowymi nie jesteś zaprzyjaźniona. A może opowiesz nam... «• Ale w tym momencie z opresji wybawił Kaśkę dzwonek. Jednak to zdarzenie sprawiło, że Kaśka została przez klasę ochrzczona Ofelią. - Ach, Romeo i Julia... Jak oni się kochali! - mówiła Małgosia do Kamili i Maćka, gdy wracali razem ze szkoły. - Nawet zabili się z miłości do siebie. Wprawdzie przez pomyłkę, ale... rozłączyła ich tylko śmierć. - Ja bardziej lubię Hamleta - odparł Maciek. - To jest coś! - Wiecie co? - przerwała im Kamila. - Czuję się przy was jak kretynka. Nie czytałam nic Szekspira. Nic a nic! Czytam normalne książki dla młodzieży, a wy mi tu wyjeżdżacie z jakimiś starociami... - Ale to są normalne książki - odparł Maciek. - Najzupełniej normalne. I jak najbardziej dla młodzieży. Słyszałaś, co powiedziała Czajka - Romeo i Julia byli w naszym wieku. - Dobra, dobra... Romeo! - powiedziała Kamila i wtedy dopiero Maciek z Małgosią spostrzegli, że odprowadzili ją aż pod dom. - Nie ględźcie już o Szekspirze, tylko poczekajcie na mnie. Wezmę psa i odprowadzę was kawałek. *** - Jak się nazywa? - pytał Maciek, obserwując szczeniaka kręcącego się wokół nóg Kamili. - Płatek - odpowiedziała Kamila, a Małgosia dodała: - Tak jak w Harrym ten trój- głowy pies, który pilnował Kamienia Filozoficznego. - To był Puszek - zaprotestował Maciek. - Płatek! - Puszek! 104 Kłótnia o imię psa z powieści najbardziej rozbawiła Kamilę. Przyglądała się obojgu i wspominała swoją rozmowę z Małgosią. „Przecież to gołym okiem widać, jak bardzo saw sobie zakochani" - pomyślała i dyskretnie odłączyła się od pary. Nawet nie zauważyli jej zniknięcia. Pewnie dlatego, że Maciek wpadł na pomysł. _ Wiesz co? - powiedział. - Załóżmy się. W końcu sprawdzimy to w swoich książkach. .. A jak spotkamy się jutro przed kinem, to oboje będziemy wiedzieli, kto wygrał. - O co się założymy? - O co chcesz. To znaczy jak przegram, to ty dostaniesz ode mnie to, czego teraz sobie zażyczysz, a jak ja wygram, to dostanę od ciebie to, czego będę chciał. - Tylko w granicach rozsądku - powiedziała Małgosia, śmiejąc się. - Żebyś sobie nie zażyczy! mercedesa. - O, pani! - Maciek wpadł w swój teatralny ton i kładąc rękę na piersi, deklamował w uniesieniu. - Bez obaw! Z twoich pięknych rączek zadowoli mnie nawet zdemolowany maluch. I- Już nie produkują - odparła Małgosia, chichocząc. - To co chcesz? - Ja? - Maciek udawał przez chwilę, że zastanawia się nad tym, czego sobie życzyć, ale... tak naprawdę wiedział, co by chciał dostać. - A ty? - Ty mów pierwszy. -Nie. Ty. Przez chwilę przekomarzali się, aż w końcu ustalili, że napiszą swoje życzenia na kartkach, które otworzą w domu. „Jak przegrasz, to chcę, żebyśmy minimum dwa razy w tygodniu grywali razem w scrab-ble". Taka była treść karteczki Małgosi. Leżała rozłożona przed Maćkiem na jego biurku i kłuła w oczy swoją niewinną treścią. Jakże inna była od tej napisanej przez niego, a która brzmiała: „Pocałuj mnie". Ależ Maćka piekła twarz! Nie wiedział, że jeszcze bardziej piekła Małgosię, która cały wieczór zastanawiała się, czy zadzwonić do Kamili i powiedzieć jej o zakładzie. W końcu przegrała go. W pierwszym tomie Harry'ego Pottera szybko odnalazła odpowiedni fragment, z którego jasno wynikało, że pies miał na imię Puszek. „A więc jednak!" - pomyślała. - „Maciek miał rację. Przegrałam zakład". Ale perspektywa wypłaty przegranej wcale jej nie przerażała. Jednak następnego dnia ani przed seansem, ani w trakcie nie padło nawet jedno słowo na temat zakładu. Rozmawiali o filmie. Małgosia zachwycała się Gilderoyem Lockhartem. - To musi być wielki aktor - szepnęła Maćkowi na ucho. - Prawie uwierzyłam, że to kretyn! - Bazyliszek jest super! - zachwycał się Maciek. Ale poza tymi słowami nic więcej nie zostało powiedziane. Nic, co nawiązywałoby do wczorajszego zakładu. Wreszcie film się skończył. Małgosia celowo przedłużała swój pobyt w kinie, tłumacząc Maćkowi, że chce zobaczyć, kto brał udział w dubbingu. Tak naprawdę liczyła na to, że Maciek będzie chciał odebrać wygraną. Ale nic takiego się nie stało. - Nie odebrałeś swojej nagrody - powiedziała Małgosia, gdy po wyjściu z kina szli w kierunku parkingu. - Odbiorę wtedy, gdy będę czul, że ty też tego chcesz - odparł Maciek, ale Małgosia nie zdążyła już odpowiedzieć mu, że... teraz chce. Tuż koło nich dał się słyszeć sygnał klaksonu. To była mama Maćka. 105 ??? Ferie chyliły się ku końcowi, kiedy w życiu Michała zdarzyło się coś bardzo nieprzyjemnego. Zupełnie nagle w ostatnią sobotę ferii wynikła sprawa z floretem. Tym, którym w sylwestra bawili się chłopcy. Mama Kingi i Kuby dopiero teraz zauważyła, że zasłona w pokoju Kuby jest rozdarta, i przeprowadziła dochodzenie. Po wstępnych ustaleniach co i jak zadzwoniła oburzona do mamy Michała. Nad jego głową rozpętała się burza, bo mama odłożywszy słuchawkę na widełki zaczęła wykrzykiwać: - Mam tego dosyć! Wtedy u tego całego Maksa alkohol, a teraz u Kingi nie tylko alkohol, ale jeszcze broń! Skandal! Muszę teraz płacić za zasłony! Michał słuchał w milczeniu. O co chodzi z bronią i zasłonami, nie miał zielonego pojęcia. Próbował protestować, ale mama jak zawsze była ostra i nieugięta. Nie pozwoliła nawet zadzwonić. A chciał natychmiast dowiedzieć się od kogoś, o co chodzi. Mama jednak powiedziała twardo: - Zakaz dzwonienia i zakaz wychodzenia do znajomych. Siedzisz i uczysz się. - Przecież jeszcze ferie... - próbował protestować Michał. - Ostatni weekend tych ferii!- głos mamy był stanowczy i nieprzyjemny. - A poza tym nie pyskuj! Masz tu listę zakupów i idź na bazarek. Chcąc nie chcąc Michał ubrał się i wyszedł. Nawet nie zauważył, że mama obserwuje go przez okno. Po policzkach płynęły jej łzy. Po raz kolejny myślała, że samotne wychowywanie dorastającego chłopca nie wychodzi jej najlepiej. *** Mróz szczypał Michała w policzki, kiedy szedł między budkami po kolejną rzecz, która znalazła się na jego liście. Tuż koło warzywniaka wpadł na Kingę. - Cześć - powiedziała na jego widok. - Cześć - mruknął i chciał ją wyminąć, kiedy nagle coś go tknęło. - Słuchaj - spytał, ściszając głos - o co chodzi z tą bronią? - No... rozdarłeś zasłonę - powiedziała Kinga, przyglądając się Michałowi, trochę zaskoczona pytaniem. - Pistoletem?!- Michał był zdumiony. - Jakim pistoletem? - teraz Kinga się zdziwiła. - To ja się pytam jakim!- Michał zaczynał być nieprzyjemny. - Wiesz co? - Kinga spojrzała na niego jak na kosmitę. - Ty weź się lecz! Skąd ci się wziął pistolet? Floret! To chodzi o floret! Wiem, że podobnie brzmi, ale chodzi o floret. - Jaki floret? - Michał aż oczy wytrzeszczył. - No... floret mojego brata - odparła Kinga niepewnie, bo teraz zaczęła nabierać podejrzeń, że jednak nie Michał był sprawcą całego zamieszania z rozdartą zasłoną. A kiedy Michał spytał „co to jest floret?", nabrała pewności. 106 _ To taka szpada - szepnęła Kinga i ze wstydu zarumieniła się aż po czubek głowy. feraz bowiem uświadomiła sobie, co jej mama mówiła przez telefon mamie Michała. Michał mruknął „aha" i ruszył w kierunku kolejnej budki. Coś strasznie kłuło go w sercu. Na oczy nie widział żadnego floretu, a tu nagle oskarżają go, że coś nim zbroił. To celowe - myślał. - Zapraszają mnie na imprezy, by potem bawić się moim kosztem. jsjiedoczekanie. Ostatni raz". - No coś ty! - Kinga krzyknęła za nim, ale nie odwrócił się nawet. Musiała podbiec. _ Michał, jeśli to nie ty, ja to wyjaśnię. - Złapała go za rękaw. Przystanęli. Ale Michał nie patrzył na nią. Spoglądał gdzieś ponad jej głową na skrzynki pełne warzyw. Kinga schwyciła go za kołnierz kurtki i szarpała z całej siły. Chciała, by spojrzał na nią. Czuła się tak podle. W końcu to ona powiedziała mamie, że głupi Czarny Michał nie dość, że upił się, to jeszcze machał floretem. A przecież nawet na oczy tego nie widziała. - Ja to odkręcę - powiedziała cicho. - Słowo. Michał spojrzał na nią niechętnie i wtedy zauważył, że Kingi policzki płoną. Ręce jej się trzęsły, gdy próbowała upchnąć pod czapką kosmyki kasztanowych włosów, które niesfornie jej się wymykały. - Zadzwoń do mnie wieczorem - szepnęła. - Ja się dowiem, jak to było z tym floretem. Michał nadal milczał. - Powiedz coś - poprosiła cicho. - Co mam powiedzieć? - wybuchnął. - Że mam szlaban? Że nie mogę do nikogo dzwonić, do nikogo przychodzić ani nikogo do siebie zapraszać? To chcesz usłyszeć? Ale może ucieszy cię to, że nigdy więcej nie pójdę na żadną klasową imprezę? Mam was wszystkich gdzieś! - Michał krzyknął tak głośno, że ludzie zaczęli się oglądać. Kinga poczuła, jak łzy napływają jej do oczu. Michał ujrzawszy pierwszą na jej policzku, mruknął: - No tak. Stary babski numer. Będziesz płakać. Co na mnie chcesz wymusić? - spytał ostro. - Przeprosiny! - powiedziała Kinga przez łzy. Michał nie odpowiedział. I chyba dlatego po chwili kłopotliwego milczenia Kinga zaczęła, płacząc, wykrzykiwać: - Chcę to odkręcić! Rozumiesz? Możesz nie łazić na imprezy! Możesz mieć nas wszystkich gdzieś! Ale to jedno pozwól mi wyjaśnić... - urwała, bo nagle sobie uświadomiła, co Michał jej powiedział. Zapadła cisza, zanim Kinga, chlipiąc, spytała: - Dała ci karę? - Uhu - Michał mruknął. Było mu głupio. Jakby dopiero teraz do niego dotarło, że Kinga nie miała złych intencji. Z całej klasy to ona była najlepszą i najbardziej obowiązkową uczennicą. Wszyscy wiedzieli, że była sprawiedliwa, więc skoro mówi, że odkręci... - Ale ja nie mogę zadzwonić - odparł po chwili dłuższego milczenia. - Ja zadzwonię do ciebie - powiedziała Kinga i ruszyła w kierunku wyjścia z bazaru. - Poczekaj chwilę - zawołał za nią, ale dziewczyna odwróciła się tylko po to, by krzyknąć jeszcze: - O ósmej! Chciał za nią pobiec, ale stal jak sparaliżowany z siatkami, w których obijały się bułki, ziemniaki i cała masa zakupów, zrobionych zgodnie z listą daną przez mamę. *** Kinga wpadła do domu jak burza. Nerwowo przerzucała kartki notesu w poszukiwaniu telefonu Aleksa. Chyba tylko raz do niego dzwoniła. - Jezu, żeby się nie okazało, że jeszcze nie wrócił z ferii -jęknęła do siebie, wykręcając numer. - Jak to było z tym floretem? - krzyknęła do słuchawki, słysząc jego głos. Nie Przedstawiła się, nawet nie powiedziała dzień dobry. Zupełnie jak nie ona. 107 - No tak, jak mówiłem wtedy... - Aleks zaczął się jąkać. -To znaczy jak? - No... tak, jak wtedy mówiłem... - To powtórz teraz jeszcze raz. Aleks milczał. A Kindze więcej nie trzeba było mówić. - Ty rozdarłeś? - spytała ostrym tonem. - Z Białym Michałem. We dwóch. - To zadzwoń przeprosić Czarnego - powiedziała Kinga i w skrócie przedstawiła Aleksowi sytuację, w jakiej Michał się znalazł. Ale ku jej zdumieniu Aleks nie okazał zainteresowania odkręcaniem historii z floretem. - Przyda mu się ten szlaban za to, że się upił - odparł, wysłuchawszy, że Michał ma areszt domowy. - Wiesz co?! - odparła Kinga oburzona. - Co? - spytał Aleks zaczepnie, a to tak rozjuszyło Kingę, że ku swojemu najszczerszemu zdziwieniu odparła: - Gówno - i odłożyła słuchawkę. Wkurzona siadła przy biurku i zaczęła przeglądać zeszyty. Wprawdzie był to ostatni weekend ferii, a ona była i tak najlepszą uczennicą, ale przejrzeć lekcje nie zaszkodzi. Poza tym do ósmej wieczorem zostało jeszcze trochę czasu, zaś Kinga kompletnie nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Tak ją cała sprawa z floretem wytrąciła z równowagi. *** - Wie pani, mój Michał to jakiś zakochany chyba - mówiła mama Czarnego Michała sąsiadce. Była niedziela i obie panie wracały razem z kościoła. - Najpierw to tak podejrzewałam tylko, bo się zamyśla, częściej niż kiedyś myje i w ogóle przywiązuje wagę i do wody kolońskiej, i do dezodorantu, i do ubrań. Ale wczoraj nabrałam pewności. Była w domu mała sprzeczka i zabroniłam mu dzwonić do kogokolwiek i gdziekolwiek chodzić. - Tak. Z chłopcami trzeba krótko - powiedziała sąsiadka. - bo potem pani wie... Piwko, narkotyki... Mama Michała aż przystanęła na chodniku. Czyżby Michał już sięgał po narkotyki? Boże... serce zaczęło jej walić. Udała jednak, że słowa sąsiadki obeszły ją tyle co nic i ciągnęła dalej: - I mniej więcej o dwudziestej przyszedł do dużego pokoju, stanął nad telefonem i tak się w niego wpatrywał, jakby Bóg wie co się miało stać. Mówię mu, że przecież ma zakaz dzwonienia. A on na to burknął tylko, że to nie on będzie dzwonił, tylko do niego zadzwonią. Pytam: kto? A on, że kolega. I jak ten telefon zadzwonił, to niemalże rzucił się na słuchawkę. I wie pani? Zabrał telefon do siebie do pokoju i gadał z pół godziny. - Boże! Ileż to pieniędzy te rozmowy młodych kosztują! - Ależ to nie na mój koszt, więc nie protestowałam. - No i co? - No i po pół godzinie podniosłam słuchawkę drugiego aparatu. A tam wie pani? Dziewczyna! I szczebioczą! A jak się zorientował, że podniosłam słuchawkę, to wyjrzał z pokoju i posłał mi mordercze spojrzenie. No i jeszcze potem słyszałam, jak kończył rozmowę... -Jak? - Pa Hindusie! 108 - Co takiego? _ No... powiedział: „pa Hindusie". - To chyba zakochany - stwierdziła sąsiadka i z uśmiechem pokiwała głową. - Ech, ta młodość... #** _ Zakochany? Michał? - szepnęła do siebie Kamila, która od dłuższego czasu szła tym samym chodnikiem z psem. Gdyby jeszcze wczoraj ktoś jej powiedział, że usłyszy taką rozmowę i sprawi jej ona przykrość, nie uwierzyłaby. A teraz coś kłuło ją w sercu. - Czyżby zazdrość? - pomyślała? -1 odpędziła tę myśl, ale nie dało się ukryć, że to nie z nią rozmawiał wczoraj Michał przez telefon. To nie jej mówił na pożegnanie: „pa". I sama się dziwiła, jak bardzo ją to bolało. 109 WPMCOwAMt - Ciekawe, kim jest Hindus - powiedziała Małgosia do Kamili, gdy ta zdała jej relację z rozmowy, którą przypadkiem usłyszała na ulicy. Siedziały u Kamili i bawiły się z Płatkiem, choć przecież miały robić coś innego - pisać wypracowanie, które zadała pani Czajka. - Nie mam pojęcia - odparła Małgosia po chwili milczenia. - Może ktoś, kogo poznał w czasie ferii? - zgadywała Kamila. - Możliwe... - Małgosia najwyraźniej chciała zmienić temat, bo po chwili spytała: - A jak ty się bawiłaś na nartach? - Fajnie - odparła szybko Kamila i jeszcze szybciej umilkła. W sumie nie wiedziała, co odpowiedzieć. Bawiła się dobrze. Tak dobrze jak w wakacje. W ferie Olek wydawał jej się inny niż w Warszawie. Może dlatego, że na feriach nie było Czarnego Michała? Chłopaka, który dziwnym trafem zajmował w jej głowie coraz więcej miejsca? Kamila za nic w świecie nie przyznałaby się nawet przed Małgosią, że układ zakochanego w_niej Czarnego Michała bardzo jej pasował. - A ty?- spytała przyjaciółkę. - Też fajnie - odparła. - Ale wiesz... ani razu nie udało mi się pokonać Maćka w scrabble'ach. On powinien pojechać na jakieś mistrzostwa. - Przecież to kwestia wprawy. - Wiem - westchnęła Małgosia. - Tylko czyja go w ogóle dogonię? - A czemu tak ci na tym zależy? - Chciałabym w czymkolwiek być lepsza od niego. Przez chwilę milczały. Wreszcie Kamila spytała: - Czy wiesz już, co napiszesz w wypracowaniu? - Nie - odparła Małgosia, a po chwili spytała: - Czy w takim wypracowaniu trzeba napisać prawdę? - Nie sądzę - powiedziała Kamila. - Przecież nikt tego nie sprawdzi. - To mam już pomysł! - Małgosia uśmiechnęła się do własnych myśli, a potem szybko pożegnała się z przyjaciółką i pobiegła do domu pisać. Pani Czajka należała do tych polonistek, które lubiły zadawać wypracowania na wolny temat. Często mawiała klasie, że wypracowania piszą nie po to, by sprawdzić znajomość lektury, ale by nauczyć się formułować wypowiedzi. Tym razem temat wypracowania brzmiał: „Dzień ferii, który zmienił wszystko". Klasa aż jęknęła, gdy przeczytała go na tablicy. Na napisanie dostali jeden dzień. To dlatego następnego dnia na początku lekcji wychowawczyni powiedziała, że najpierw zajmą się pracą domową. Jak zwykle wyczytała trzy osoby, które swoje wypraco- 110 wania przeczytają na głos. Niektórzy z uczniów uważali ich za szczęściarzy - nie będą mieli sprawdzanej interpunkcji i ortografii, ale z drugiej strony głośne czytanie zazwyczaj bezlitośnie obnażało wszelkie błędy stylistyczne. A te pani Czajka tępiła najbardziej. Pierwszą osobą, która miała przeczytać pracę, była Kinga. Prymuska, dziewczyna z najładniejszymi zeszytami, o których chodziła legenda, że ilekroć się pomyli i musi coś skreślać, tyle razy je przepisuje. Ku zdumieniu klasy wypracowanie Kingi było wyjątkowo niezbyt składne. Czytała je powoli, lekko dukając, jakby samej siebie nie mogła odczytać. Napisała o tym, że pewnego dnia ktoś, kogo uważała za niefajnego, okazał się fajny, a ktoś, o kim myślała, że jest fajny, okazał się nic niewart. Po Kindze wypracowanie czytała Ewa. Z humorem opisała swój dzień na stoku, kiedy po raz pierwszy zjechała z góry na nartach i nie wywróciła się po drodze. Ostatnią osobą czytającą na głos była Małgosia. Opisała dzień, w którym trzy razy z rzędu ograła w scrabble przyjaciela, który w tej grze był mistrzem Polski. Kamila aż dusiła się ze śmiechu. Chichocząc, wysłała Maćkowi kartkę z napisem: „Jak się czujesz, mięczaku?". Jednak Maciek nie zdążył jej odpowiedzieć, gdyż w klasie wybuchło zamieszanie. Gdy Małgosia skończyła czytać, pani Czajka powiedziała, jakie stopnie otrzymali czytający za swoje wypracowania. - Małgosia szóstkę. Za kompozycję i psychologicznie prawdziwe opisanie własnych myśli. Ewa czwórkę za humor, bo, niestety, w wypracowaniu znalazło się kilka błędów stylistycznych. Ile razy mówiłam wam, że nie mówi się „tydzień czasu"?! Wiadomo, że czasu. A poza tym, kochana, skąd ty wzięłaś sformułowanie „ponieważ gdyż"? Albo „ponieważ", albo „gdyż"! No, i wreszcie Kinga. Stawiam ci trójkę. Nie wiem, co ci się stało. To najmniej składna praca, jaką kiedykolwiek napisałaś. Kinga wstała i spuściwszy głowę, słuchała pani Czajki, która mówiła, że jest zdumiona i że trochę jej przykro. Nie siadła nawet wtedy, gdy nauczycielka zmieniła temat i mówiła: - A po dzwonku proszę, by dyżurny zebrał zeszyty, a te trzy osoby, które czytały wypracowanie, podeszły do mnie wraz z zeszytami, to wpiszę im stopnie. Kinga! Dlaczego nie siadasz? - spytała, bo dopiero teraz zwróciła uwagę na stojącą w ławce dziewczynkę. - Bo ja... bo ja... bo z tym wypracowaniem... - i rozpłakała się. Wszyscy w klasie wiedzieli, że dla Kingi nawet czwórka była czymś gorszym niż dla innych dwója. Atu tróją! Pierwsza tróją Kingi w gimnazjum! Teraz stała w ławce i chlipała, nie mogąc złapać tchu. Pani Czajka popatrzyła na nią ze zdumieniem i powiedziała: - Nie mogę traktować cię wyjątkowo, Kingo. Muszę ci tę trójkę wstawić. Ale znasz moje zasady. Jak napiszesz to wypracowanie drugi raz, trójka pójdzie w niepamięć. A teraz podaj zeszyt. Jednak Kinga zamiast ruszyć się z miejsca, ryknęła jeszcze głośniej. Łzy jak groch kapały jej na blat ławki. Wychowawczyni podeszła, by wziąć zeszyt. Ale Kinga trzymała go kurczowo i nie wypuszczała z rąk. Na oczach klasy rozegrała się groteskowa scena, w której w pewnym momencie wychowawczyni i uczennica zaczęły szarpać zeszyt. Po chwili takiej szarpaniny pani Czajka krzyknęła: - Co się z tobą dzieje! Uspokój się! Dlaczego nie chcesz dać mi zeszytu? - Bo ja... - zachlipała Kinga - bo ja nie napisałam tego wypracowania. Czytałam je z pustej kartki zeszytu... buuuu - zawyła Kinga. - Ale błagam. Niech pani mi jedynki nie wstawia. Ul W klasie zrobiła się cicho. Tego jeszcze w Ha nie było! Kinga nie odrobiła lekcji? Pani Czajka stała na środku klasy z zeszytem, który Kinga wreszcie wypuściła ze swych rąk i zdumiona patrzyła na pustą kartkę. Po chwili zaczęła się śmiać. Jej śmiech był coraz głośniejszy. Przechodził w chichot, wreszcie nauczycielka dostała czkawki. A po chwili ciągle chichcząc, powiedziała klasie: - Jak sobie przypomnę, z jaką powagą przewracała te kartki... Teraz cała klasa skręcała się ze śmiechu. - Kingo - powiedziała pani Czajka. - Jedynki ci nie wstawię, bo wypracowanie przeczytałaś. Niestety, za oszustwo musi być kara. Przedstawisz mi jutro na piśmie odpowiedź na pytanie, dlaczego nie napisałaś tego wypracowania. Mam nadzieję, że tłumaczenie będzie takie, że uda ci się usprawiedliwić brak pracy. A żeby to zdarzenie nie stało się precedensem, od dziś, gdy będziecie mieli zadawane wypracowania, będę na początku lekcji sprawdzała zeszyty. A teraz oddajcie je dyżurnemu. Kinga usiadła. Klasa do końca lekcji rechotała. Z ostatniej ławki dał się słyszeć glos Aleksa: - A jak udawała, że samej siebie nie może odczytać. - Kinga! Ty idź do szkoły aktorskiej - krzyknął Biały Michał. Kinga jednak milczała, siedząc w ławce ze spuszczoną głową. Małgosia z Maćkiem wracali ze szkoły sami. Szli w milczeniu, które bardzo ciążyło Małgosi. Czuła się głupio ze swoim wypracowaniem, które zmyśliła. Pisząc je, nie myślała, że przyjdzie jej czytać na głos. Wreszcie spytała: - Gniewasz się? - Za co? - Za wypracowanie... - szepnęła, nie patrząc Maćkowi w oczy. - Że zmyśliłam. - Nie - powiedział i zatrzymał ją na środku chodnika. - Podobało mi się - mówił. Stali naprzeciwko siebie i patrzyli sobie w oczy. - Dzięki temu wiem, jak bardzo ci na mnie zależy. Bo skoro tak bardzo obchodzi cię, czy wygrasz... - Maciek nachylił się, by ją pocałować, ale w tym momencie Małgosia drgnęła i odwróciła głowę, bo za blokiem dał się słyszeć znajomy głos: -... ingus! Poczekaj! -Odczep się! - Czy ktoś wołał „Hindus"?- spytała Małgosia. - Nie wiem - mruknął Maciek, zły trochę, że z pocałunku nic nie wyszło, ale powtórzyć próby już nie śmiał. Zwłaszcza że Małgosia nie zauważyła chyba jego gestu. Szła obok zamyślona, a jej uwagę zajmował teraz ów głos słyszany za blokiem. I to nie ten, który wołał „poczekaj!", ale ten drugi. Czy to nie był głos... 113 WA Pierwszy raz w życiu Kamila aż tak czekała na walentynki. Od ferii Michał ani razu nie zaszczycił jej spojrzeniem. To zaczęło ją denerwować - zdążyła się już przyzwyczaić do jego adoracji. Bardziej niż cokolwiek innego ciekawiło ją, czy w tym roku tak jak w zeszłym Michał podrzuci jej coś do plecaka? Niestety - dzień przed świętem zakochanych dostała temperatury. Wezwany lekarz stwierdził grypę i kazał leżeć w łóżku. Tego dnia Olek na próżno stał pod szkołą Kamili. Kaśka usłużnie poinformowała go, że nie było jej w szkole, a Małgosia z Maćkiem odprowadzili pod jej dom. Ale Olek nie zabawił zbyt długo - Kamila spała. Położył jej przy łóżku miśka z serduszkiem i poszedł do domu. Kamila obłożona książkami, płytami i gazetami leżała, nudząc się potwornie. Wprawdzie większość dnia spała, bo temperatura utrzymywała się cały czas, a powtórnie wezwany lekarz stwierdził, że to jednak zapalenie oskrzeli, ale te chwile, kiedy nie spała, były dla niej smutne. Niby Małgosia dzwoniła codziennie, a co drugi dzień wpadał Olek, ale oboje kontaktowali się z nią tylko popołudniami. Ranki spędzała zugełnie sama. Braciszek odprowadzany był do przedszkola, mama z tatą siedzieli w pracy, a do Kamili zaglądała babcia. O czternastej podawała obiad, na który codziennie był rosół, bo babcia nie wiedzieć czemu uważała, że to najzdrowsza zupa w chorobie. Ale Kamila lubiła rosół. Lubiła też babcię - może dlatego, że z babcią można było porozmawiać o wszystkim? Tego dnia zrobiła na obiad pierogi. A Olek wyjątkowo przyjechał do Kamili już o drugiej. Babcia ujrzawszy gościa, weszła do kuchni. „Jak to dobrze, że ulepiłam więcej pierogów" - pomyślała, przygotowując drugie nakrycie. - Wcześniej wyszedłem - powiedział Olek, wchodząc do pokoju Kamili. - W szkole jest jakaś rada pedagogiczna i były skrócone lekcje. - Yhm - mruknęła Kamila. -Jak się czujesz? - Tak sobie - odparła, ale wystarczyło rzucić okiem, by domyśleć się, że Kamila nie jest jeszcze zdrowa. Blada, z podkrążonymi oczami nie wyglądała najlepiej. - Coś ci przyniosłem - powiedział Olek wesoło i wyciągnął z plecaka płytę Wilków. - Chciałem ci ją wtedy dać, w walentynki, ale spałaś, więc zostawiłem tylko misia. Bo tej płyty powinniśmy słuchać we dwójkę. Jednak gdy tylko włączył odtwarzacz, drzwi pokoju otworzyły się i weszła babcia, niosąc na tacy obiad. Olek siadł przy biurku. Milczeli dłuższą chwilę. Piosenka za piosenką leciały z głośników, a w pokoju słychać było tylko szczęk sztućców. - Dziwna jesteś ostatnio - powiedział Olek, gdy skończył jeść. - Tak, jakbyś w ogóle nie cieszyła się, że mnie widzisz. W górach, na nartach byłaś inna. _ No powiedz coś. _ Źle się czuję - odparła. Za nic w świecie nie przyznałaby się, że od kilku dni myśli tylko o Michale. A wszystko dlatego, że Małgosia powiedziała, że Michał ani razu o nią nje spytał, choć nie było jej w szkole już tydzień. Natomiast dała do zrozumienia, że coś ,est chyba między Michałem a Kingą. Wprawdzie Kamili wydawało się niemożliwe, by koleżanka zajmująca się wyłącznie poprawianiem stopni interesowała się chłopakami, ale z drugiej strony przypomniała sobie sprawę z wypracowaniem Kingi. To wypracowanie, które przeczytała z pustej kartki zeszytu było dziwne. Kamila słuchała jednym uchem, bo właśnie wtedy grała z Małgosią w kratkę, ale coś w nim było takiego, jakby Kinga odkryła, że ktoś jest bardzo fajny. Czyżby Michał? I wtedy zaczęła zastanawiać się, co właściwie nie odpowiada jej w Michale. - Kamila! - usłyszała nad uchem głos Olka. - Zupełnie mnie nie słuchasz. Czy ty się dobrze czujesz? A może ja mam przyjść kiedy indziej? - Yhm - mruknęła. Olek popatrzy! na nią smutno i wzruszył ramionami. - Jak chcesz. Myślałem, że poczytam ci książkę, że w coś zagramy, ale jak aż tak źle się czujesz... Wpaść jutro? - Nie wiem - odparła. Olek patrzy! na nią zdumiony. Wreszcie wściekły powiedział: - To jak się dowiesz, to zadzwoń - i wyszedł do przedpokoju po kurtkę. - Już wychodzisz, synku? - spytała babcia. Przyszła do pokoju Kamili zabrać naczynia po obiedzie. - Co tak krótko byłeś? - Bo tak - burknął niegrzecznie. Babcię aż zamurowało. Olek jednak zreflektował się po chwili, bo szepnął: - Przepraszam - cofnął się też od drzwi i zajrzawszy do pokoju Kamili, spytał: - A może wyjdę na chwilę z Płatkiem? - i nie czekając na odpowiedź, sięgnął po wiszącą przy drzwiach smycz. Może liczył na to, że gdy wróci, Kamila będzie milsza? Jednak nic takiego się nie stało. Gdy po piętnastu minutach wycierał Płatkowi łapy ze śniegu, usłyszał od babci, że Kamila śpi. - Proszę ją przeprosić - powiedział - chyba byłem niemiły. Ona naprawdę jest chora, a ja... Babcia pokiwała głową ze zrozumieniem i zamknęła drzwi za Olkiem. Jednak Kamila tylko udawała, że śpi. Usłyszawszy szczęk zamykanej zasuwy, sięgnęła po słuchawkę telefoniczną. Wykręciła numer i spytała: - Dzień dobry, mówi Kamila, czy zastałam Kingę? - Kingi nie ma, poszła uczyć się do kolegi. - Dziękuję - odparła Kamila najgrzeczniej jak potrafiła i odłożyła słuchawkę. „Kinga u kolegi?" pomyślała. „Pewnie u Michała." - A więc rzeczywiście jest coś między nimi — szepnęła i... rozpłakała się. Właśnie taką, zapłakaną, z czerwonymi oczami zastała ją babcia. Długo nie mogła wydobyć z wnuczki, co się stało. Aż Kamila pękła. Opowiedziała babci wszystko. Tak szczerze jak jeszcze nikomu. W końcu babcia nigdy się z niej nie śmiała. Tym razem też tak było. Spojrzała na Kamilę poważnie i powiedziała: - Jak twoja mama była w twoim wieku, to miała podobny problem. Był taki chłopak, co to ciągle do niej dzwonił. A ona go nie chciała. Kazała mi mówić, że jej nie ma w domu. A on dzwonił codziennie. I kiedyś nie zadzwonił. Co ona wtedy wyprawiała! Telefon miał długi kabel i ona ten kabel przeciągnęła do siebie do pokoju, by tam czekać. Do północy nie spała, tylko patrzyła na telefon. Ale nie mów jej, że ci to powie- je działam. I wtedy w radiu leciała taka piosenka. Nie pamiętam już kto to śpiewał, ale jakoś tak to leciało: „Chce się, czego nie ma. Goni się marzenia. Ceni się, co cenę rna Nęci, co daleko. Kusi, co ucieka. Nie to, co się w ręce pcha." Nie zwracać na kogoś uwagi to jedna z lepszych metod na wzbudzenie zainteresowania. Michał zainteresował się tobą, gdy ty nie zwracałaś na niego uwagi. Może teraz wypróbowuje twoją metodę? - A co z Olkiem? - chlipnęła Kamila. - Musisz coś wybrać. Sama wiesz, że dwóch srok za ogon trzymać się nie da. A poza tym to nieładnie - tak w ogóle Olek to fajny chłopak. Prosił, żeby cię przeprosić za swoje dzisiejsze zachowanie. Kamila znowu zaszlochała. - Nie płacz, tylko śpij - powiedziała babcia, zamykając drzwi. - Sen to najlepsze lekarstwo na wszystkie kłopoty. Kamila położyła głowę na poduszce. Zasypiając pomyślała, że nie spytała babci, jak skończyła się mamy historia z tym chłopcem. Ale nie miała już siły jej wołać. Zasnęła. 116 ?\???? L TM Szkolna biblioteka. Tu rzadko zagląda ktoś z klasy. Tylko Małgosia z Maćkiem biją wszelkie rekordy w wypożyczaniu książek. Michał zachodził tu tylko, aby wypożyczyć lektury. Ale tego dnia właśnie tu się umówił. Zadzwonił jeszcze przed ósmą do niej do domu i powiedział, że tu będzie czekał. Musi jej to opowiedzieć. Właśnie jej. Nikomu innemu. Kiedyś myślał, że takie rzeczy będzie mógł powiedzieć Kamili, ale teraz wie, że nie. Zresztą Kamila... ostatnio patrzy w jego stronę częściej niż kiedyś. Ale teraz już mu na tym nie zależy. Michał czekał. Do dzwonka zostało jeszcze dwadzieścia minut. Nie poszedł na angielski. Chciał przemyśleć całe niedzielne zdarzenie - tak okropne, że aż strach o nim myśleć. Dzień, o którym tak długo marzył, okazał się okropny. Zaczęło się oczywiście dużo wcześniej. Michał myślami wrócił do czwartku. Bo to w czwartek była ta wielka awantura. *** - Michał! Wołanie z kuchni powtórzyło się. - Michał! - Poczekaj chwilę, mama woła - powiedział do słuchawki i wybiegł z pokoju. Do kuchni wpadł jak burza. - Mamo! Rozmawiam przez telefon! Głos Michała był karcący. A mama milczała. „Powinna zrozumieć" - myślał. Coraz częściej zauważał, że mama w ogóle go nie rozumie. Co się stało z ich dawnym porozumieniem? Wydawało mu się, że to było tak niedawno, gdy grali razem w gry, czytali wieczorami książki, a teraz... Michał dobrze pamiętał moment, kiedy to się zmieniło. Dokładnie rok temu mama zauważyła na biurku karteczki z zapisanym kilka razy imieniem Kamila. „Uuuu. Widzę, że poważna sprawa!" - powiedziała z takim uśmiechem, jakby przyłapała go na czymś głupim. Kiedyś pewnie by jej sam powiedział, ale teraz... - Jak długo można? - spytała mama, przerywając ciszę. - Można - burknął. - To skończ już, bo trzeba byś poszedł po sprawunki. - Zakupy! - poprawił ją. Nie znosił, gdy mama używała tych staroświeckich słów. Kiedyś go nie raziły, ale teraz... teraz raziło go wszystko. I to jak mama mówiła i jak się ubierała. Inni mieli matki w dżinsach, a on... w starożytnych (tak to nazywał w myślach), kraciastych spódnicach. - Niech ci będzie zakupy - zgodziła się mama. - Masz kupić dwa kilo kartofli... - Ziemniaków! Ile razy mam mówić, że to niemieckie określenie. Po polsku, mamo, mówi się ziemniaki! - Już ty mnie nie będziesz uczyć, jak się mówi po polsku! A poza tym sam się z polskiego popraw! No i pospiesz się! - zawołała głośniej, widząc, że zamyka za sobą drzwi od pokoju. 117 - Muszę iść po zakupy. A może przejdziesz się ze mną? - spytał. Nie zdążył usłyszeć odpowiedzi - mama już była w pokoju. - Dosyć tego - jej głos był stanowczy. - Masz zaraz wrócić z kartoflami. I natychmiast odłóż słuchawkę. Gadasz już ze trzy kwadranse. W słuchawce panowała cisza. Odłożono ją z tamtej strony. Jakby wiedziano, że tu atmosfera się zagęszcza i zaraz wybuchnie. Usta mamy robiły się podobne do cienkiej kreski. A Michał wiedział, co to oznacza. Za moment padnie zdanie: „Jestem jak matka i ojciec w jednym i to mnie masz słuchać! To moje słowo liczy się ostatnie!". Z reguły to właśnie zdanie kończyło awantury. Michał nienawidził, kiedy mama to mówiła. Nie chciał więc czekać, aż i tym razem je wypowie. Demonstrując swoją niechęć, niedbale sięgnął po leżące na stole pieniądze. Nie odezwawszy się nawet słowem, szarpnął wiszącą na wieszaku kurtkę. „Ona tego nie rozumie, bo pewnie jej samej nigdy w życiu na nikim tak nie zależało". Zbiegając w dół po trzy stopnie, myślał o odłożonej na widełki słuchawce. A więc to jest miłość? Jeszcze nie tak dawno był pewien, że to z Kamilą to była miłość, ale teraz wie, że to nie Kamili ma tyle do powiedzenia. No i nie wyobraża sobie siebie z Kamilą na zakupach... Z daleka już dojrzał pod sklepem znajomy warkocz... - Nic nie mów - usłyszał na przywitanie. - Wiedziałam, że jak po ziemniaki to tu, więc przyszłam. - Mama jest dziwna - odparł, jakby chciał usprawiedliwić i siebie, i mamę. - Babcia mówi, że to dlatego, że jest sama... - Rozwiedli się -jej słowa zabrzmiały bardziej jak stwierdzenie niż pytanie. - Nie - szepnął Michał i zamilkł. Nikomu jeszcze o tym nie mówił. Czyjej można? Czy nie będzie się śmiała? Czy nie będzie tak, jak na koloniach? Wprawdzie to byłakilka lat temu, ale Michał na długo zapamiętał ten wstyd. Podawali dane o rodzicach. On ma w rubryce imię ojca wpisane Michał, ale... za to w rubryce nazwisko panieńskie matki pojawia się to nazwisko, które on sam nosi. Na kolonii śmiali się, że mama wyszła za... jego samego. - Kiedyś ci powiem - mruknął. - Poproszę dwa kilogramy kartofli - powiedział speszony. Bo dopiero po dłuższej chwili usłyszał, że sprzedawczyni pyta, co podać. I nagłe zdał sobie sprawę z tego, że przed chwilą użył tego samego słowa co mama. Powiedział „kartofli", choć przecież tak nienawidzi tych staroświeckich i obcych wyrazów. Michał zapłacił i już po chwili ziemniaki obijały się w siatce. Oboje w milczeniu stali pod sklepem. - Nie chcę, żebyś ze mną szła - powiedział Michał, a widząc jej zaskoczone, ale i przestraszone spojrzenie, dodał: - Nie o to mi chodzi, głuptasku - uśmiechnął się i wyciągał dłoń, by pogłaskać ją po policzku, ale... cofnął rękę. Głupio mu tak na ulicy. - Chciałbym to ja ciebie odprowadzić. Nie ty mnie. Ale nie mogę. Ona zaraz się będzie wydzierać. „Ona. Czy to ładnie mówić tak o mamie?" - zastanawiał się, wracając do domu. A potem awantura. Widziała przez okno, jak stal i aż dziesięć minut rozmawiał. A czy to zbrodnia? Czy rozmawiać już nie można? - Amory ci w głowie! - krzyczała mama. - Bo co? - Michał stawiał się. - Jestem jak matka i ojciec w jednym i to mnie masz słuchać! To moje słowo liczy się ostatnie! - znienawidzone zdanie padło, więc teraz Michał krzyknął: - Ja się na świat nie prosiłem! A i ciebie nie prosiłem, byś była i matką i ojcem! Co zrobiłaś, że nie mam ojca? - to ostatnie pytanie zabrzmiało jak oskarżenie. Sprawiło, że twarz mamy skamieniała. Odwróciła się do Michała plecami. 118 - No? Co zrobiłaś? - głos Michała stał się napastliwy. Mama milczała. Dopiero po chwili powiedziała: - Dobrze. Chcesz znać prawdę, to ją poznasz. W niedzielę. I zamknęła się w sypialni. Michał był zaskoczony. Może dlatego nie zwrócił uwagi na szloch, który dobiegał zza zamkniętych drzwi. *** Do dzwonka zostało jeszcze dziesięć minut. Michał wrócił myślami do niedzieli. Rano mama powiedziała, że zabierze go do pracy. Pracowała w radiu, a radio - wiadomo, nadaje programy i w niedzielę. Mama rzadko go tu zabierała - zaledwie kilka razy odwiedził ją w redakcji. Dlatego nie bardzo rozumiał, czemu prawdę o ojcu ma poznać u mamy w pracy. Ale nie pytał. W samochodzie mama sama się odezwała. Mówiła urywanymi, krótkimi zdaniami: - Pracowaliśmy razem. Zakochałam się. W pracy nikt nie wiedział. Potem ciąża. On ciebie nie chciał. A ja bardzo. Nie chciałam nazwiska. Nic nie chciałam. Pokażę ci go dzisiaj. Ale nie oczekuj niczego. Zresztą... - głos mamy drżał - sam zobaczysz. Nie spodziewaj się niczego! Niczego! I proszę, nie podchodź! Błagam! Boję się, że stracę pracę. Michał siedział wciśnięty w tylne siedzenie samochodu. Może to i dobrze. Bo mama nie widziała wyrazu jego twarzy. Byłoby jej przykro, bo w Michale kiełkowała nadzieja. Wbrew temu, co mama mówiła. Michał pierwszy raz miał tak wielką nadzieję! Wcześniej myślał... ach! Czego to on sobie nie myślał. Najpierw, że mama jest wdową i bardzo płakała, gdy tata zmarł i dlatego o nim nie mówi. Potem, kiedy dowiedział się, skąd się biorą dzieci, i zorientował się, że mama jest panną, myślał, że on jest z probówki. Nawet spytał kiedyś babcię. Bardzo się śmiała. Teraz dopiero wie, jak było. Ale wiedzieć to za mało! Michał chciałby, żeby było inaczej. Niech ojciec będzie dla niego choć raz na dwa tygodnie -jak u tych, którzy mają rozwiedzionych rodziców. W klasie kilka osób tak ma. „Na pewno jak mnie zobaczy- myślał - będzie chciał się ze mną spotykać". Dzwonek tuż-tuż. Michał niecierpliwie spogląda na zegarek. Obrazy wirują mu przed oczami. Widzi siebie w bufecie radiowym. Mama siedziała naprzeciwko i nagle szeptem powiedziała: - Widzisz tego pana, który stoi przy kasie? Ale on nie zdążył nawet kiwnąć głową. Mężczyzna obróci! się w ich stronę. Bezmyślnie spojrzał na Michała i dopiero po chwili zaczął mu się uważniej przyglądać. Przez kilkanaście sekund patrzyli sobie w oczy. Mają takie same. Michał uśmiechnął się. Mężczyzna odwrócił głowę. Wyszedł z bufetu, zapominając wziąć resztę. Michał domyśla się, że musiał wtedy być blady. Czuł, że cała krew odpłynęła mu z twarzy. - Synku... On przez tyle lat nie tylko nie zainteresował się, czy mi czegoś nie potrzeba, ale nawet nie zapytał, jak ci dałam na imię - w uszach zabrzmiały mu słowa mamy. Powiedziała je dopiero w domu i przytuliła tak, jak wtedy, gdy był mały. *** -Jesteś wreszcie! -powiedział Michał i zerwał się od stojącego w bibliotece stolika. Gdy po chwili usiedli razem, to teraz on, tak jak wtedy mama, mówił urywanymi słowami. - A ja... wiesz... imię to mam po nim... - skończył i patrzył w ziemię. Przez chwilę milczeli. 119 - Wiesz... teraz to mi się twoja mama podoba! - Naprawdę? Kingus, naprawdę? - spytał Michał wyraźnie ożywiony. Nie zauważył nawet, że w drzwiach biblioteki stanęła Kamila. Wreszcie wiedziała, że Hindus to p0 prostu Kingus. Ale dla Michała liczyło się tylko to, że Kinga go rozumie. - To, co było na lekcji, musisz uzupełnić - powiedziała Kinga po chwili i Michał zobaczył, że nadal jest tą samą, najlepszą w klasie uczennicą. A jednocześnie zupełnie inną osobą, niż myślał kiedyś. Najfajniejszą ze wszystkich dziewczyn. Naprawdę! 120 VP0D7«KY Tegoroczne urodziny Kamila postanowiła wyprawić w pobliskiej kręgielni, przy Saskiej. - Zrobię zawody między chłopakami a dziewczynami. Aleks twierdzi, że baby zupełnie nie znają się na kręglach - powiedziała do taty zajętego szperaniem w rozłożonych na biurku papierach. -1 obawiam się, że będzie miał rację, bo przegracie - wtrąciła ze śmiechem mama, która przysłuchiwała się rozmowie. - Dlaczego? - spytała Kamila. - Bo w grupie chłopców będzie Olek... - powiedziała mama takim głosem, jakby to było oczywiste. - A Irena mówiła, że jest świetny. Słowa mamy zabolały Kamilę. Czyżby nie zauważyła, że od dłuższego czasu Olek ani do niej nie przychodził, ani nie dzwonił? Obecność Olka na jej urodzinach wcale nie jest więc tak oczywista, jak mama sobie myśli. No iw ogóle... kogo na te urodziny zaprosić? Od czasu, gdy w klasie powstała nowa para, wiele się zmieniło. W umyśle Kamili wydarzenia ostatnich dni mieszały się ze sobą. O dziwo, gdy nabrała pewności, że „Hindus" to „Kingus", nawet zazdrość o Michała jej minęła. Kilka razy przyłapała się na myśleniu, że ktoś, kto zainteresował się takim kujonem jak Kinga, to..., ale co oznacza „to", nie wiedziała. Tej myśli nie potrafiła sprecyzować. Czuła jednak, że to, co zobaczyła kilka dni temu w bibliotece, sprawiło jej w sumie ulgę. Coś się wyjaśniło. Coś, co najpierw zabolało, ale potem kazało pomyśleć realnie. A może po prostu zaczęła postrzegać Michała inaczej? Może nie był to dla niej już ten sam Czarny Michał co wtedy? - Zaproś Kingę z osobą towarzyszącą - powiedziała Małgosia, gdy pół godziny później siedziały w pokoju Kamili. Płatek biegał za plastikowym jeżykiem i piskliwym szczekaniem domaga! się rzucania mu ukochanej zabawki. Dziewczynki rzucały mu ją na przemian. - Jak to Kingę z osobą towarzyszącą? - spytała Kamila. - Przecież to głupio, bo wiem, że ona teraz razem z Michałem... I co mam napisać? Osoba towarzysząca? - Ojej, tak teraz często bywa na zaproszeniach. Pisze się na nich, że jest ważne dla dwóch osób. Jakiś czas temu byliśmy z Maćkiem na Małych agentach II. Jego mama dała nam zaproszenie i tam było napisane, że jest ważne dla dwóch osób. Daj po prostu ludziom zaproszenia nieimienne i napisz na każdym, że jest ważne dla dwóch osób. - Ale to będzie wyglądało idiotycznie? - Dlaczego? To tylko da do myślenia niektórym porąbanym osobom z naszej klasy. - Masz na myśli Aleksa? - spytała Kamila i zachichotała na samo wspomnienie. Bo to, jak Aleks skomentował nową klasową parę, ubawiło wszystkich. Ale... Małgosia tego nie słyszała. Akurat tego dnia była na badaniach u okulisty. Trzeba jej opowiedzieć ~ myśli Kamila i szybko powiedziała: 121 - Wiesz, jaki kawał opowiedział Aleks? - O czym? - No o Michale i Kindze? - Maciek miał mi powiedzieć, ale zaczęliśmy gadać o czymś innym i nie powtórzył. - Dlaczego Michał zainteresował się Kingą? - No? - spytała Małgosia. - Bo pani Czajka jest już dla niego za stara. Obie dziewczynki ryknęły śmiechem. Coś w tym kawale było z prawdy. W końcu Kinga już dawno powiedziała całej klasie, że chce być nauczycielką. - Wiesz co? - odezwała się Małgosia po chwili. - Ja się umówiłam, że o piątej przyjdzie po mnie tutaj Maciek. Mamy iść razem do biblioteki, a potem do jakiejś cukierni. Maciek powiedział, że odkrył coś pysznego i to tu niedaleko nas. Może zadzwoniłabyś po Olka i poszlibyśmy wszyscy razem? Kamila nie patrzyła w stronę Małgosi. Nie odpowiedziała też na zadane pytanie. Udała, że ono nie padło, i schyliła się pod łóżko, by wydobyć spod niego gumowego jeżyka, którego bezskutecznie poszukiwał Płatek. - Rany! Masz Wilki! - zawołała Małgosia, odkrywając koło magnetofonu kompakt, który na walentynki przyniósł Kamili Olek. - Czemu nic nie powiedziałaś? Kamila wzruszyła ramionami. - O! Jesteś OK! - zawołała ze śmiechem Małgosia, a zauważając zdezorientowane spojrzenie przyjaciółki, pokazała jej okładkę od płyty, na której wyraźnie było napisane: „Dla Kamili, która jest OK". Jednak Kamila nie uśmiechnęła się, więc Małgosia zapytała: - O co chodzi? Kamila po chwili milczenia opowiedziała o Olku, kiedy była chora, o swoich myślach, o Michale. O babci i piosence, której słowa jej zacytowała. - Zgubiłam się - powiedziała po chwili i rozpłakała się. - Już sama nie wiem, o co mi chodzi, na czym i na kim mi zależy. Małgosia pogłaskała tylko Kamilę po włosach. - Nie chcę dzwonić do Olka. Jeśli potrafi! wtedy wyjść i do tej pory nie zadzwonił nawet spytać, czy już wyzdrowiałam, to chyba mu na mnie nie zależy. - A tobie zależy? Zapadło milczenie. Słychać tylko pociąganie nosem. - Nie wiem - dopiero po chwili padła odpowiedź. I Małgosia czujła, że co jak co, ale te słowa są najprawdziwszą prawdą. - Ty rzeczywiście się pogubiłaś - powiedziała Małgosia i w pokoju zapadła cisza. I tylko z magnetofonu sączyła się muzyka z płyty, którą włączyła Małgosia. Tej płyty, którą Olek przyniósł Kamili na walentynki, a której mieli słuchać razem. **# Cukiernia świeciła pustkami. Zaledwie trzy pary siedziały przy stolikach. Maciek podszedł do lady, a po chwili wrócił uśmiechnięty i kazał Małgosi zamknąć oczy. - Co ty robisz? - spytała, czując, że zawiązuje jej na oczach jakaś chustkę. - Nie chcę, żebyś podglądała - powiedział. Małgosia usłyszała, jak kelnerka podchodzi do stolika i stawia coś przed nią. Ale co? - Otwórz usta - powiedział Maciek, a gdy to zrobiła, poczuła coś słodkiego, prawie jak krem! Nie! To lepsze od kremu. - No i co? - spyta! Maciek. 122 __ pycha! - odparła. - A co to jest? _ Tiramisu - wyjaśnił. - Mama zabrała mnie tu tydzień temu. W życiu czegoś podobnego nie jadłem, musiałem więc tu ciebie zabrać. Możesz już zdjąć chustkę. Małgosia za nic w świecie nie chciała się przyznać, że nawet jakby nie miała chustki i tak nie zorientowałaby się, że to coś w szklanym pucharku nazywa się tiramisu. Ech, ten Maciek. On wszystko wie. _ Gadałeś ostatnio z Olkiem? - spytała Małgosia, starając się, by pytanie zabrzmiało zupełnie niewinnie i by Maciek odebrał je jako rzucone od niechcenia. Nie udało się. Od razu spojrzał czujniej i spytał: - A co? Kamili głupio? Oboje zrozumieli się bez słów. Maciek znał wersję Olka, Małgosia Kamili. I jak teraz pogodzić tę dwójkę? - Gadaj, co ci powiedziała ta wariatka. - Nie mów tak na nią! - Przecież nie mówię tego złośliwie. Ona jest wariatka! - A Olek? To nie jest wariat? Obraził się i więcej do niej nie zadzwonił. - Olek jest wariat. Ale nie dlatego. On kiedyś sobie obiecał, że nie będzie więcej wciska! się tam, gdzie go nie chcą. A Kamila jest w błędzie, twierdząc, że nie zainteresował się, czy wyzdrowiała. Musiałem mu ciągle zdawać sprawozdania -jak z linii frontu. Zaproszenia do kręgielni były już rozdane. A Kamila po raz pierwszy w życiu nie cieszyła się z urodzin. Czy to z powodu Olka? - pytała samą siebie. Gdy tuż przed wyjściem mama kazała naszykować jej płyty, które będzie chciała tam puścić, wzrok Kamili padł na Wilki. Płakać jej się chciało - przecież mieli tego słuchać razem. Pierwsza przyszła Kaśka ze szkatułką na biżuterię. Potem Ewa z broszką w kształcie gruszki. Aleks przyniósł gigantyczne pudło czekoladek, Biały Michał płytę Tatu, a Małgosia z Maćkiem książeczkę o yorkshire terrierach. No i jak zawsze Kamila dostała mnóstwo maskotek, kaset, ramek do zdjęć i innych bibelotów. Kiedy z uśmiechem rozwijała prezenty, za jej plecami ktoś stanął. - Nie wiedziałem, czy mogę przyjść nieproszony - usłyszała głos Olka. - Nie wiem też, czy zechcesz to przyjąć - dodał cicho i wręczył jej malutkie pudełeczko. W środku leżał złoty łańcuszek ze złotą połówką serduszka. - To wcale nie było takie łatwe, namówić go - powiedział Maciek do Małgosi. Chciał odwrócić jej uwagę od prezentu. Przecież na gwiazdkę też dał Małgosi pól serduszka - ale ze srebra. Lecz Małgosia nie zwróciła nawet uwagi na tę różnicę. Z uśmiechem obserwowała parę. - Ty wiesz, co ja od niego usłyszałem? - spytał Maciek, ruchem głowy wskazując Olka. - Że jeśli przyjdzie i poczuje się jak piąte koło u wozu, to mnie dyszlem od tego wozu zdzieli w łeb. - No to ci się upiekło - odparta Małgosia ze śmiechem. Kamila z Olkiem stali naprzeciw siebie ze spuszczonymi głowami. Stykali się czołami, a Olek powoli zapinał jej na szyi wisiorek. A Kinga z Michałem wcale nie przyszli. Ewa powiedziała, że siedzą w domu nad historią. „Może to i dobrze?" pomyślała Kamila i dotknęła palcami zawieszonej na szyi połówki serduszka. - To co? Zaczynamy zawody! - powiedział instruktor i włączył oba tory. 123 ???? - Wiosna już trwa, a myśmy jeszcze nie byli na wagarach - powiedział pewnego dnia Aleks. Minę miał przy tym taką, jakby cale życie nic innego nie robił, tylko wagarował. I rzeczywiście - w tym roku nikt jeszcze nie opuścił nawet jednego dnia. W pierwszy dzień wiosny w ich szkole od kilku już lat organizowano różne atrakcje. Tym razem był to pokaz zwariowanej mody wiosennej i konkurs piosenki. Z kolei pierwszego kwietnia przygotowali mnóstwo kawałów dla nauczycieli - dlatego każdemu żal było opuszczać lekcje i nie widzieć ich min. A było na co popatrzeć. Pani Czajka, stękając z wysiłku, połowę tematu lekcji napisała na tablicy białym serem, który na kształt kredy uformował Maciek. Milady wmówili, że na dziś miała być klasówka i nauczycielka po raz pierwszy powiedziała, że to ona jest do niej nieprzygotowana. A geografa poinformowali, że Gazeta Wyborcza podała informację o nowo odkrytym lądzie niedaleko Grenlandii. Aleks przyniósł specjalnie na tę okazję spreparowany artykuł. Ileż się nad nim nabie-dził! Na domowej drukarce wydrukował szpaltę, starannie dobierając taką czcionkęjak w gazecie, potem wydruk nakleił na kartce papieru wraz z gazetową winietą. Całość odbił na ksero. Chwyciło. Dopiero następnego dnia poinformowali Labradora, że to dowcip. Tak czy siak tego dnia też nikt nie był na wagarach. Dlatego kiedy kilka dni po primaaprilisowych żartach Aleks wykrzyknął o tych wagarach, kilka osób zdecydowało się pójść. Kaśka, Aleks, Biały Michał, Maciek i Małgosia umówili się, że w czwartek wielkim łukiem ominą mury szkolne i powędrują do parku Skaryszewskiego. Zbiórka przy pomniku, który stoi niedaleko szkoły. Kinga spojrzała na nich z wielką zgrozą, a Czarny Michał odwrócił wzrok. Ostatnio i on przykładał się do nauki - najwyraźniej nie chciał być gorszy od Kingi... Kamila nigdy jeszcze nie była na wagarach. Cale popołudnie myślała, jak to będzie, wreszcie... zdecydowała się spytać babcię. Trafiła się ku temu okazja. Rodziców wyniosło na bankiet, a babcia poproszona przez nich o opiekę nad kolejny raz chorym Kubą piekła w kuchni ciasto. Kamila poszła jej pomóc. A nuż trafi się wylizywanie makutry? Bardzo lubiła wylizywać makutrę z rozrobionego ciasta. Zwłaszcza jeśli był to piernik. - Babciu? Czy byłaś kiedyś na wagarach? - spytała, sadowiąc się na stołku przy kuchennym stole. - Raz... Jeszcze przed wojną. - Opowiedz! Proszę! Kamila uwielbiała babcine historie, a babcia komu jak komu, ale Kamili szczególnie lubiła je opowiadać. -Wagary wymyśliła Krystyna. Nie uczyła się najlepiej. Często odrabiałam za nią lekcje... 124 - Ty, babciu?! Ty? - Kamila nie chciała wierzyć. - Ano ja. No i kiedy Krysia zaproponowała, że pójdziemy na wagary, nie od razu zaaprobowałyśmy jej pomysł. Ale wiesz... pogoda była ładna. Zupełnie jak dziś. Czegóż chcieć więcej? Hanka i Teresa powiedziały, że raz możemy nie iść do szkoły. Zgodziłam się, ale straszliwie gryzło mnie sumienie, więc postanowiłam spytać mamy, czy mogę. Kamila zachichotała. - A tak! Nie śmiej się! Poszłam do twojej prababci i spytałam, czy mogę iść na wagary. - Zgodziła się? - Ja się bardzo dobrze uczyłam i najwyraźniej stwierdziła, że lepiej będzie, jak pójdę za jej przyzwoleniem niż bez. I wiesz co? Następnego dnia na rogu przed szkołą spotkałyśmy się wszystkie cztery. One trzy miały teczki - jak prawdziwe wagarowiczki, a ja jedna - torbę pełną jedzenia. Jak na wycieczkę. - No i co? - Pamiętam jak dziś, że Hanka spytała mnie: „Coś ty w domu powiedziała?" „Że idę na wagary" odparłam jej. I wiesz... miała oczy jak spodki. Tak wielkie ze zdziwienia. -1 jak było? - Fajnie. Dzięki tej torbie nie byłyśmy głodne. A czemu pytasz? Chcesz się urwać ze szkoły? - spytała babcia, mrużąc filuternie oko. - Yhm - mruknęła Kamila. - A ilu was będzie? Kamila, zajęta oblizywaniem palców prawej ręki ze słodkiej masy piernikowej, rozczapierzyła palce u lewej dłoni. - Pięcioro? -Yhm. - To upiekę więcej piernika i jedną rynkę zabierzesz, ale wiesz... weź teczkę. Ja przez to, że poszłam bez teczki, mam takie poczucie, że nigdy nie byłam na wagarach. No i wiesz... teraz to już jest nie do odrobienia - roześmiała się babcia. Następnego dnia Kamila z plecakiem wypchanym ciastem stanęła pod pomnikiem. Poza nią w umówionym miejscu nie było nikogo. Chciała spojrzeć na zegarek i wtedy zorientowała się, że nie wzięła go z domu. Spojrzała na komórkę. Była wyłączona. Włączyła i po chwili stwierdziła, że dochodzi ósma. Tego dnia dziewczyny zaczynały lekcje właśnie o ósmej - wuefem. Chłopcy kończyli godzinę później - też wuefem. Dlatego wczoraj o tę godzinę wagarów była taka kłótnia. Aleks chciał, by zaczynały się one o tej porze co ich lekcje. Ale wtedy Małgosia spytała, czy tylko dlatego, że im nie chce się rano wstać, one we trzy mają szwendać się po ulicach same i czekać, aż hrabiostwo się wyśpi? - O, pani! W żadnym wypadku tak być nie może! - odparł Maciek, natychmiast wpadając w swój słynny błazeński ton, który tym razem wkurzył Aleksa - jednego z większych śpiochów. Ale klamka zapadła. Umówili się przed pomnikiem o ósmej. Tego Kamila była pewna. Dlatego ze zdumieniem rozglądała się wokół. Po kilku minutach zniecierpliwiona zadzwoniła do Małgosi. Natychmiast włączyła się poczta. Zadzwoniła do Maćka - to samo. Telefonów reszty nie znała. Zrezygnowana rozejrzała się bezradnie. Nagle ku własnemu zdumieniu zauważyła biegnącego w kierunku szkoły Czarnego Michała. Ale na jej widok to on bardziej wytrzeszczy! oczy. - Co tu robisz? - spytał, stając zasapany. - Miałaś być na wagarach. 125 - Jestem - odparła, dumnie wzruszając przy tym ramionami. - Tak? - w jego głosie czuć było kpinę. - A to ciekawe... Sama? I fajnie tak? - Nie twój interes. - Co się wściekasz? - powiedział polubownie. - Po prostu pytam, bo pora dość dziwna. Dziewiąta dochodzi. Ja za późno wyszedłem z domu i wiem już, że spóźnię się na historię. Myślałem, że umówiliście się o ósmej. - Co? - Tym razem to Kamila wytrzeszczyła oczy. I nagle uświadomiła sobie, że kiedy kilka tygodni temu była zmiana czasu, ona nie przestawiła zegara w komórce. Ale jak to się stało, że zaspała? Westchnęła ciężko. Nie wiedziała, co robić, gdzie iść. Szukać ich w parku? A na dodatek Michał nadal nad nią stał. Płakać jej się chciało. „Małgosia pewnie dzwoniła, a ja nie odbierałam i poszli beze mnie" - pomyślała z żalem. - Co tak stoisz - powiedział Michał. - Chodź do szkoły. Westchnęła smętnie i poprawiła plecak na plecach. „Nie znajdę ich już" - pomyślała zmartwiona. - Co tam masz? - Michał ruchem głowy wskazał wypchany plecak, który wyraźnie ciążył Kamili. - Piernik, sok, kanapki - zaczęła wyliczać, ale nie skończyła, bo zaczął się śmiać. - No i czego? - spojrzała na niego gniewnie. Znów był arogancki i niemiły jak dawniej. Ten sam Michał co wtedy. Cham. Że też mogła mieć jakieś wątpliwości... - Nic. Toś się wyszykowała - zarechotał. Gdy weszli do szkoły, historia już trwała. Wspólnie zdecydowali, że nie wejdą do khisy w połowie lekcji. Usiedli na ławce w szatni. Przez chwilę milczeli, wreszcie Michał spytał: - Dobry ten piernik? -Yhm. Kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę, Kamila w pośpiechu zawijała ciasto, którego prawie ćwiartka zginęła w żołądku Czarnego Michała. - Nie jadłem śniadania - powiedział z pełnymi ustami, chcąc jakoś wytłumaczyć się z łakomstwa. Wzruszyła ramionami - co ją to obchodziło. Bardziej interesowało ją to, że miała pierwszy raz w życiu pójść na wagary, a trafiła do szkoły. „Małgosia z Maćkiem i całą resztą pewnie biegają po parku" - pomyślała i zrezygnowana weszła do klasy. Ku swemu najszczerszemu zdumieniu pierwszą osobą, którą Kamila zobaczyła w klasie, była... Małgosia. - Miałam do ciebie dzwonić - usłyszała od przyjaciółki. - Czekałam tylko na przerwę. Tak się zmartwiliśmy, kiedy ciebie nie było, że postanowiliśmy iść do szkoły. Wprawdzie Aleks protestował, ale my z Maćkiem byliśmy nieugięci. Gdy po chwilach wyjaśnień Czarny Michał zaczął opowiadać, jak to idąc do szkoły, spotkał pod pomnikiem Kamilę z plecakiem dwa razy takim jak ona, śmiali się wszyscy. Nawet Aleks, który przez całą historię, wściekły za nieudane wagary, rysował na kartce pistolety i trupie czaszki, podpisując: „Zabić Gośkę i Maćka". A Michał z politowaniem w oczach pogłaskał Kamilę po głowie, mówiąc: - Ale z ciebie sierota! I właśnie tak zobaczyła ich Kinga, która już po dzwonku wróciła do klasy z biblioteki. 126 pownt m Tego dnia Kamila umówiła się z Olkiem u niego w domu. Rzadko do niego przyjeżdżają, ale tym razem to Olek byl chory. Zachorował w święta wielkanocne. Silne zatracie pokarmowe spowodowane przejedzeniem, choć on sam absolutnie się do tego nie przyznawał, zwaliło go z nóg. - Podwyższona temperatura, biegunka i wymioty są w stanie powalić nawet słonia - powiedział wezwany lekarz i nakazał ścisłą dietę oraz dwa dni leżenia w łóżku. Kamila i chciała do niego pojechać, i nie chciała. - Coś j akby były mnie dwie - tłumaczyła Małgosi i Maćkowi, kiedy wracali we trójkę ze szkoły. - Ta jedna wręcz każe mi jechać, a ta draga za żadne skarby świata nie chce. Czasem sama nie wiem, która z nich jest prawdziwą mną. - A teraz, którą jesteś? - spytała Małgosia, chcąc zmienić temat rozmowy i obrócić wszystko w żart. Wiedziała, że to niezdecydowanie Kamili denerwuje Maćka - a tak bardzo nie chciała, by nagle przestał lubić jej najbliższą koleżankę. - Właśnie! Daj znać, bo wolimy wiedzieć wcześniej - powiedział Maciek najwyraźniej zły. - No przecież tłumaczę, że jest mnie dwie naraz! - powiedziała Kamila, podnosząc w zniecierpliwieniu głos. - Boże! Jakie wy, kobiety, jesteście skomplikowane! - jęknął Maciek. - Bo ja na przykład tego nie rozumiem! Jak można czegoś chcieć i nie chcieć? To tak jakbym ja... - urwał nagle, obejrzał się za siebie, pomacał ramię i krzyknął: - Rany! Zaczekajcie! Przecież ja zapomniałem plecaka! -1 nie czekając na reakcję dziewczyn, popędził w kierunku szkoły. Przyjaciółki usiadły na ławce. Małgosia liczyła na zmianę tematu, bo już otwierała usta, by powiedzieć coś o roztrzepaniu Maćka, kiedy Kamila nieoczekiwanie odezwała się: - Przecież ty też tak masz. Na przykład z pocałunkiem. Chciałabyś, a boisz się. No chyba, że wy z Maćkiem już. Odpowiedziała jej cisza. Małgosia patrzyła w ziemię. Za nic w świecie nie przyznałaby się nawet przed przyjaciółką, że już kilka razy, kiedy Maciek pochyla! się nad nią, odwracała głowę. A wszystko dlatego, że boła się, że czego jak czego, ale całować się, to zupełnie nie umie. Wreszcie na końcu ulicy zamajaczyła sylwetka Maćka. Sapiąc, biegi w ich kierunku, a sporych rozmiarów plecak dyndał mu na ramieniu. Do Olka jechało się zwykle ponad pół godziny. Najpierw tramwajem, a potem autobusem. Tym razem przesiadka przy Dworcu Wschodnim trwała krótko. Kiedy Kamila dobiegła na przystanek autobusowy, kierowca właśnie uruchamiał silnik. Autobus był 127 prawie pusty. Kamila stała. Nie lubiła siadać, bo zawsze miała wrażenie, że kiedy siedzi to ludzie patrzą na nią z wyrzutem. Że swoimi spojrzeniami mówią: „taka młoda i zajmuje miejsce". A poza tym wielokrotnie siedziała w takim prawie pustym autobusie i zawsze trafiał się ktoś, kto stanął akurat nad nią i trącaniem lub znaczącym pochrząki-waniem dawał znak, by mu ustąpiła miejsca. Tego Kamila szczerze nienawidziła i właśnie dlatego starała się nie siadać. Tym razem stała niedaleko ostatnich drzwi, trzymając się poręczy. Ubrana była zwyczajnie. Spodnie, martensy, gruby sweter, bo tego dnia było wietrznie. Nagle nad uchem usłyszała głos: - Hej, lałunia! - i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, ktoś klepnął ją w pośladki. Nie było czasu na zastanowienie. Kamila odwróciła się i... plask! Z całej siły uderzyła napastnika w twarz. Dopiero potem mu się przyjrzała. Bezzębny i podpity menel, lat około trzydziestu. Był wraz z trzema kolegami i najwyraźniej poczuł się urażony ciosem, który otrzymał na oczach kumpli, bo... oddal jej błyskawicznie. Kumple poprawili. Dwóch złapało Kamilę za ręce i wykręciło je do tyłu. Nikt z ludzi jadących autobusem nawet nie zareagował. Wszyscy przyglądali się, jakby to był film, a nie rzeczywistość, a kilka osób odwróciło nawet głowy w stronę okien udając, że nie zauważają sceny, która rozgrywa się w autobusie. Napastnicy wysiedli przy Stalowej. „Kraina latających scyzoryków" - tak mówił na ten teren Maciek, ale podobno nie on to wymyślił. Postawa ludzi z autobusu, ten całkowity brak reakcji, oburzyły ją. Była wściekła. Dlatego kiedy drzwi za menelami zamykały się, z całej siły jednego z nich kopnęła w tyłek. Autobus ruszył z przystanku, a ten, którego kopnęła, biegł za nim dłuższą chwilę i wykrzykiwał przekleństwa pod adresem Kamili. „Na pewno cię bolało! Chamie!" - myślała i z pewnością rnjała rację. W końcu martensy z blachą w czubku buta nie mogą nie sprawić bólu. Rozma-sowywała twarz, patrząc jak sylwetka rozzłoszczonego menela maleje i znika za zakrętem, kiedy nagle poczuła na ramieniu czyjąś rękę. Obróciła się. Obok stał młody chłopak - mniej więcej w jej wieku. - Ale ty jesteś odważna - powiedział. - Podziwiałem cię. Naprawdę. Pójdziesz ze mną na kawę? Kamilę zamurowało. „Co za dupek - myślała, nie przestając masować policzka. Nagle się znalazł! Poniewczasie. Bezczelny!" - Spadaj! - krzyknęła mu prosto w twarz. - Też mi się znalazł podrywacz. Patrzy, jak kilku mnie bije, a potem zaprasza na kawę. Debil! Chłopak zniknął tak szybko, jak się pojawił. Droga z przystanku do domu Olka wydawała się nie mieć końca. I dopiero, kiedy napotkała kilka spojrzeń przechodniów, zerknęła w jedną z mijanych wystaw. To, co ujrzała w szybie, odbiegało od tego, co oglądała zazwyczaj w lustrze. Wielki siniak pod okiem i pręga przez pół twarzy były widoczne z daleka. Dopiero teraz dotarło do niej, co się naprawdę stało. Z oczu popłynęły jej łzy. Do domu Olka puściła się biegiem. * - Boże! Co ci się stało! - krzyknął Olek, kiedy ją zobaczył. Nic zresztą dziwnego. Siniak i pręga przez pół twarzy nie wyglądały zachęcająco, a rozmazane łzy płynęły po policzku. Kamila urywanymi zdaniami, z trudem próbując złapać oddech, opowiadała o zdarzeniu w autobusie. - To się mogło skończyć o wiele gorzej, pomyśl tylko, co by było, gdyby oni nie wysiedli - powiedział Olek i zaraz pożałował tych słów, bo Kamila aż poczerwieniała z gniewu. 128 - Wiem! - krzyknęła i chciała coś jeszcze dodać, ale rozpłakała się jeszcze bardziej. - No coś ty... ja przecież... Kamila... - Olek bezradnie rozłożył ręce. Przez chwilę siedzieli w ciszy. Słychać było tylko pochlipywanie Kamili. Powoli, bardzo powoli Olek przytulił ją do siebie. Położyła mu głowę na ramieniu. - Jak... ja... te... raz... wyglądam! - wystękała poprzez łzy. Cały czas myślała, co następnego dnia pomyśli Czarny Michał, gdy ona wejdzie do klasy z taką twarzą. - To przejdzie... naprawdę, a dla mnie zawsze jesteś śliczna - powiedział Olek i ujął jej twarz w dłonie. Powoli przysunął usta i pocałował w zapłakane oko. Na wargach poczuł słony smak łez. Kamila wyrwała głowę i pokręciła nią przecząco. „Tylko nie teraz. Nie teraz!" zdawało się mówić jej spojrzenie. Uniosła rękę i wierzchem dłoni wytarła drugie oko. Olek podniósł jej dłoń do ust. Ale nie całował. Trzymał tylko przy ustach, jakby starał się ją ogrzać. Może myślał, że ogrzewając dłoń ogrzeje i serce? Kamila była zmieszana. Chyba to zauważył, bo nagle wstał: - Zrobię ci herbaty - powiedział i wyszedł do kuchni. „Głupia jestem! Głupia! - pomyślała, gdy zamknęły się za nim drzwi. - Przecież nic mi nie zrobił. Przecież jest dobry. Dlaczego właśnie wtedy, kiedy może być tak pięknie, ja nie potrafię być myślami z nim tu i teraz? Ale ja jestem podia!" Machinalnie dotknęła połówki serduszka wiszącej na szyi na łańcuszku. Podarunek Olka. Kamila westchnęła ciężko. Wstała i podeszła do półki z książkami. Wzrok jej przykuło zdjęcie. Oprawione w ramki stało tu pewnie od wakacji, ale Kamila dopiero teraz je spostrzegła. Ze zdjęcia patrzyła na nią roześmiana para. Wysportowany chłopak i dziewczyna z białymi włosami stali na plaży i trzymali się za ręce. To oni. W wakacje byli tacy szczęśliwi. „I właściwie nic się takiego nie stało, co mogłoby to wszystko zepsuć" - pomyślała. Gdy Olek wszedł do pokoju z herbatą na tacy, podeszła do niego i objęła mocno za szyję. - Ja... ja się zdenerwowałem. Ja... gdybym tam był, to przecież wiesz... nikt by cię nie tknął - szepnął Olek i przytulił ją do siebie wolną ręką. 129 ???? Dzień po pobiciu Kamila nie pojawiła się w szkole. Niby nic poważnego się jej nie stało, ale... zadrapania na twarzy i siniaki z pewnością przyciągnęłyby pytające spojrzenia ciekawskich. Mama bez mrugnięcia okiem zgodziła się, by córka do końca tygodnia została w domu - Ha wyjątkowo w tym tygodniu nie miała żadnej klasówki. Jeszcze tego samego dnia po powrocie od Olka dziewczyna kilkakrotnie próbowała skontaktować się z Małgosią. Jej komórka jednak nie odpowiadała, a rodzice powiedzieli, że poszła gdzieś z Maćkiem. Kamila poczuła się tak strasznie opuszczona. Myślała o tym, co powiedział Olek. „Ja... ja się zdenerwowałem. Ja... gdybym tam był, to przecież wiesz... nikt by cię nie tknął" - te słowa cały czas brzmiały jej w uszach. I znów ogarnęły ją mieszane uczucia. A... Michał? Czy gdyby on był przy niej, też by się jej nic nie stało? Ta myśl nie dawała Kamili spokoju. „Trzeba zawiadomić kogoś, że mnie jutro nie będzie" - pomyślała, biorąc do rąk słuchawkę telefoniczną i wykręcając numer Kingi. Za nic na świecie nie przyznałaby się przed nikim, że najbardziej zależy jej na tym, by o wypadku dowiedziała się pewna osoba. Gdy miała grypę, nie dzwoniła do nikogo. Ale teraz... Tak bardzo oczekiwfła współczucia, że zrobiłaby wszystko, by wiadomość o pobiciu dotarła do Czarnego Michała. A jako pośrednika wybrała nie kogo innego jak jego sympatię - Kingę. - Tylko nikomu nie mów - powiedziała do Kingi, prosząc ją o usprawiedliwienie nieobecności przed panią Czajką. Jej słowa miały jednak znaczyć coś wręcz przeciwnego: „Powiedz wszystkim, a zwłaszcza Michałowi!". Ale Kinga nigdy nie była plotkarą, dlatego myślenie, że podzieli się sensacją z kimkolwiek, a zwłaszcza z Czarnym Michałem, było błędem. Jednak Czarny Michał dowiedział się o wszystkim. Wprawdzie dopiero następnego dnia, ale jednak... Rano w szatni usłyszał, jak Małgosia pytała Maćka: - Idziesz ze mną dzisiaj do Kamili? - A co? Znowu chora? - Tak jakby... Pojechała do Olka i pobili ją jacyś ludzie w autobusie. - Żartujesz! - Maciek aż przerwał sznurowanie tenisówek. - Ani trochę - odparła Małgosia i wzruszyła ramionami. -1 kiedy przyjdzie do szkoły? - Najpewniej po weekendzie, kiedy zadrapania z twarzy i siniaki znikną. To co, idziesz dziś ze mną do niej? - Jasne - powiedział Maciek. Oboje wyszli z szatni, nie zauważywszy Michała, który tuż przed boksem ich klasy siedział na ławce mocno poruszony. Kamila pobita! Rany! Gdy nadeszła Kinga, natychmiast podzielił się z nią informacją. Nie była zaskoczona. Przecież wiedziała o tym od samej Kamili. -1 nic nie powiedziałaś? - zdziwił się Michał. 130 - Prosiła, by nikomu nic nie mówić - odparła Kinga i wzruszyła ramionami. cw jednak nakazało jej przyjrzeć się uważnie twarzy Michała. „Czemu go to tak obchodzi?" - pomyślała zaniepokojona. Micha! kilkakrotnie wracał myślami do Kamili i jej wypadku. Jakże chciałby zn^ń szczegóły. Może zadzwonić do niej? Może odwiedzić? Na przerwie wypytywał Kin&e 0 to, co Kamila jej powiedziała. Z relacji Kingi wynikało, że niewiele. Pobicie nastąpią w autobusie. Ale w jakim i gdzie? Z rozmowy Małgosi i Maćka wywnioskował, że jechała wtedy do Olka. Ale gdzie mieszka Olek? Tego Michał nie wiedział. Po lekcjach był umówiony z Kingą - mieli u niej w domu razem uczyć się geograf j; Miał już wychodzić z domu, kiedy zadzwonił telefon. To była mama. - Wrócę dziś o wiele później. Mam prośbę, byś nie ruszał się z domu, bo ma przyj-jeden pan i coś dla mnie przynieść. - Ale miałem się z Kingą uczyć... - To zadzwoń do niej, niech przyjdzie do ciebie. Aha! W szufladzie mojego biurka jest dla ciebie prezent. Mama odłożyła słuchawkę. Gdy po chwili dzwonił do Kingi, by poprosić ją, aby cj0 niego przyszła, miał wrażenie, że dziewczyna jest na niego o coś obrażona. Ale o co? ]y„ razie nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Podszedł do biurka mamy, otworzył szufla_ dę i... oniemiał. Komórka! Marzył o niej od dawna. W klasie ponad połowa osób mia}a już komórki. Kinga też całkiem niedawno dostała aparat. Gdy się mieszka w mieście, yQ wiadomo - komórki są potrzebne. Na pudełku była karteczka: „Za piątkę z histoj-jj - mama". Do przyjścia Kingi miał półtorej godziny. Wyciągnął atlas, położył na biurka i zajął się telefonem. „Najpierw wpiszę numery..." - mruknął do siebie. *** Kinga stała przed lustrem. „Czy ja mu się naprawdę podobam?" - pytała samą siebie Z lustra patrzyła na nią długowłosa, pucułowata dziewczyna. Kingi ten widok nie zachwycał. Policzki za tłuste, a włosy zbyt poskręcane - ale nie loki, tylko raczej kołtuny. Nie. ktoś taki na pewno nie może podobać się takiemu przystojniakowi jak Michał. Kinga nje po raz pierwszy wątpiła w szczerość jego uczuć. „On się mną bawi, by grać na nerwach Kamili". W końcu to, jak dziś przejął się wypadkiem Kamili, było najlepszym dowodem że ciągle się interesuje tą dziewczyną. Ale ona mu pokaże, że jest bardziej interesująca ?^ Kamila, która sama nie wie, czego chce. Kiedyś Michała nie chciała, a teraz co i rusz strzeb okiem w jego stronę. A ten telefon do niej? Żeby niby nikomu nie mówiła? Taaa. Nik0_ mu. A pewnie marzyła, by ona - Kinga powiedziała właśnie Michałowi. Może nawet myślała, że na tę wieść Michał pobiegnie ją pielęgnować. O nie! Kinga wiedziała, że zazdrość to paskudne uczucie, ale... nie mogła się mu nie po^. dać. Jeszcze nigdy umawiając się z Michałem, nie spędziła aż tyle czasu przed lustrem Przymierzała kolejną bluzkę i po raz kolejny czesała włosy, zastanawiając się, czy jgc z włosami rozpuszczonymi, czy upiętymi. Nie mogła się zdecydować. Pewnie dlatego, ?e nigdy nie spytała Michała, z jakimi włosami lubi ją najbardziej. *** To, że dostał komórkę, było dobrym pretekstem, by zadzwonić do Kamili. Powie jej o komórce i przy okazji dopyta się o szczegóły wypadku. Wystukał numer komórki Kamili, ale po chwili zmienił zamiar. „Co ja jej powiem?" - pomyślał i zrezygnował W Zresztą zaraz przyszła Kinga. Warkocz francuski, podmalowane rzęsy. Michała uwadze nic nie umknęło! Ależ ona wygląda! - O! - powiedziała na widok komórki. - No! - odparł Michał i zapadła cisza. Dopiero po chwili Michał się odezwał: - A to ci wymiana zdań! - Nie było siły - oboje ryknęli śmiechem. Michał pokazał jej karteczkę od mamy. - Wiesz... teraz, jak dzięki tobie lepiej się uczę, mama już nie jest taka ostra. - Atlas naszykowałeś? - spytała Kinga. - Tak. Leży na biurku. Weszli do pokoju Michała. Kinga usiadła przy biurku, a Michał poszedł do kuchni po herbatę. Komórkę położył na blacie. Kinga nawet nie zastanawiała się nad tym, co robi, tylko sięgnęła po aparat. Ostatnio wybierane numery... KAMILA. Wszystko zaczęło się jej układać w logiczną całość. „Ze mną jest, bo teraz ma lepsze stopnie - myślała. - Ale w ogóle to w głowie mu Kamila. Do niej dzwoni jako pierwszej! Nie do mnie! I jak się martwił tym jej wypadkiem. Ja pewnie mogłabym nawet umrzeć..." Nawet nie zauważyła, kiedy zaczęły jej lecieć łzy. - Co się stało? - Ty masz mnie w... w... duuuuu.. ..uuuupie - wychlipała Kinga. - Co takiego?! - Michał postawił kubki z herbatą na biurku. Patrzył na nią, oczekując wyjaśnień, ale... Kinga tylko szlochała. Żeby jeszcze coś powiedziała. A ona nic. - Kingus - powiedział Michał i podszedł, żeby wierzchem dłoni obetrzeć łzy, które rozmazały jej tusz na rzęsach. Ale Kinga odtrąciła jego rękę i... wybiegła jak szalona z mieszkania. „ Michał został sam w pokoju zaskoczony tak, jak nigdy wcześniej. Zadzwoni do niej. Albo wyśle SMS-a. Ale gdzie jest aparat? Na biurku nie ma, pod biurkiem też nie. Zadzwonił ze stacjonarnego. Ale w domu nigdzie nie było słychać melodyjki, którą ustawił sobie jako dzwonek. Czyżby... Kinga? Zanalizował wszystko, co się stało. I nic z tego nie zrozumiał. Szybko zatrzasnął drzwi i zbiegł po schodach. *** Kinga wiedziała, że Michał przyjdzie. W końcu po to wzięła jego komórkę. By był pretekst do spotkania. By pokazał, na czym mu naprawdę zależy. Kinga nie pomyślała, że z tego może wyniknąć, że Michałowi zależy na komórce. Że może nie trzeba było nic zabierać. Wiedziała, że to, co zrobiła, jest nieładne. Sama nigdy by tego nie pochwaliła, ale teraz... i zazdrość ją oślepiła i babska ciekawość. Do kogo jeszcze Michał dzwonił? Położyła głowę na biurku i szlochała. I właśnie w takim stanie zastał ją Michał. - O co ci chodzi? Po co wzięłaś mój telefon? Co ja ci zrobiłem? - Michał jednym tchem wyrzucał z siebie te pytania. -1 dlaczego mówisz, że mam cię w dupie? Kinga za nic w świecie nie przyznałaby się przed Michałem do tego, że jest zazdrosna o Kamilę. Ale Michał sam się domyślił - patrzył na swój telefon i zobaczył na liście ostatnich połączeń imię KAMILA. - To o ten telefon ci chodzi, głuptasku? - powiedział Michał, nieporadnie głaszcząc ją po włosach. Milczeli przez chwilę, po czym Michał zaczął rozplatać jej warkocz. - Cały dzień dziś myślałem o tym Olku. Jak on to musiał przeżyć. Idzie do niego dziewczyna i przychodzi pobita. Dobrze, że ty masz do mnie blisko, no i że nasze osiedle jest takie spokojne. I wolę cię z rozpuszczonymi włosami, wiesz? 132 ??\\? Kamila wyjechała jeszcze przed rozdaniem świadectw. Małgosia z kolei pierwszy tydzień wakacji spędzała w domu. Czas upływał jej na graniu w scrabble z Maćkiem, spacerach po parku, ale głównie na czytaniu. Pieniądze. To była podstawowa przyczyna, dla której Małgosia nie mogła iść na basen, do kina czy kawiarni. Jej rodzicom nigdy się nie przelewało, ale tuż przed końcem roku stało się coś, co sprawiło, że domowa atmosfera wokół finansów jeszcze bardziej się zagęściła. Małgosi nigdy nie wtajemniczano w takie sprawy, ale pewnego dnia przez przypadek usłyszała rozmowę rodziców. Mama płakała, a tata pocieszał ją, że jakoś dadzą radę. Ze te cztery tysiące Leśkiewiczowej spłacą, ale ze wspólnych wakacji nici - wyjazd do Bukowiny trzeba będzie odwołać. - Jedyne co, to Małgosia pojedzie na szkolny obóz - mówił tata. - Jak to dobrze, że już zapłacone. W rozmowie kilkakrotnie pojawiały się słowa pożyczka, żyrowanie i żyrant. To pierwsze słowo Małgosia rozumiała, ale żyrant i żyrowanie? Wprawdzie raz w scrabble'ach Maciek ułożył żyranta i ograł ją na przeszło 150 punktów, a ona nawet miała potem sprawdzić, co to znaczy, ale jakoś zapomniała. Dlatego teraz od razu pobiegła do gabinetu ojca po słownik wyrazów obcych. Gdy wyjmowała go z półki, rodzice akurat kończyli rozmowę. Mama z zapuchniętymi oczyma poszła do łazienki myć twarz, a tata wszedł do pokoju. - Czego szukasz, córeczko?- Małgosia wyczuwała w tym pytaniu przygotowanie ojca do powiedzenia jej, że nie pojadą na wczasy do Bukowiny Tatrzańskiej. Ale tata milczał. Małgosia postanowiła mu pomóc. - Kto to jest żyrant? - spytała. Tata spojrzał na nią tak, że najpierw przestraszyła się. A nuż będzie krzyczał? W końcu podsłuchiwała, a tyle razy jej mówili, że to nieładnie. Ale tata nie krzyknął. Patrzył przez chwilę smutno, a potem powiedział. - Słyszałaś - było to właściwie bardziej stwierdzenie niż pytanie. - Żyrant to ktoś taki, kto w banku swoim podpisem gwarantuje, że osoba, która zaciąga kredyt, spłaci go. Jeśli ta osoba przestaje spłacać, wówczas dług przechodzi na żyranta. Mama podży-rowała pożyczkę Dorocie Leśkiewiczowej... Małgosia dalej już nie słuchała. O, teraz wszystko zrozumiała! Mamy koleżanka, która rok temu wyjechała do Nowego Jorku i do dziś nie wróciła, przestała spłacać kredyt. Teraz wszystko to spadło na mamę... Potem ojciec mówił o tych wczasach, że nie pojadą. Ze obóz wystarczy. Ale Małgosia myślała tylko o jednym. O przyjaźni. Co to takiego? Przez lata wydawało się jej, że mama z Leśkiewiczową się przyjaźnią. A tu nagle... Nie dość, że tamta nie odzywa się, to jeszcze mama musi za nią spłacać jej kredyt. Czy Kamila też by tak postąpiła? Eh, Kamila zawsze ma pieniądze. Nigdy nie pożycza 133 nawet drobnych sum, bo zawsze coś ma. Małgosia dobrze pamięta, jak na początku pierwszej klasy poszli na lody, bo Kamila przez przypadek znalazła w kieszeni pięćdziesiąt złotych. Jakże Małgosia by chciała mieć takie przypadki! Niestety, nie miała i właśnie dlatego przed wyjazdem na obóz siedziała w Warszawie i całymi dniami czytała. Książka, którą czytała teraz, zadziwiała ją coraz bardziej. Jak też coś takiego mogło aż tak zachwycić Kaśkę? Bo to ona o tej książce najwięcej opowiadała. Tak polecała, zachwalała, że Małgosia zdecydowała się ją wybrać, gdy na koniec roku wraz z Maćkiem jako jedyni w całej szkole dostali nagrody za największą liczbę przeczytanych książek. Po rozdaniu świadectw pani bibliotekarka zaprosiła ich do sali, w której na kilku stołach leżały rozłożone książki. Spośród nich mogli sobie wybrać po trzy pozycje. Z dyplomami za systematyczne podnoszenie czytelnictwa w szkole oglądali uważnie tomiki wierszy, leksykony, powieści... Na co się zdecydować? Maciek nie zastanawiał się zbyt długo. Wziął trzy książki Nienackiego o Panu Samochodziku. Akurat tych trzech brakowało mu do kolekcji. Małgosia najpierw chwyciła Diupę Ewy Nowak, której bezskutecznie poszukiwała w księgarniach, potem zainteresowała się Słownikiem wyrazów kłopotliwych, aż wreszcie uwagę jej przykuła powieść Meg Cabot Pamiętnik księżniczki. Wiedziała już co nieco o tej książce. Właśnie ją z wypiekami na twarzy czytała Kaśka na lekcji geografii, a potem matematyki. I o ile Labrador z reguły nie zwracał uwagi na to, co robią na jego lekcjach uczniowie, o tyle z matematykiem nie było już tak łatwo. Bezlitośnie wyciągnął książkę spod ławki i pokazał klasie: - Oto, co czyta gimnazjalistka Katarzyna! Pamiętnik księżniczki. Niestety, jeśli nie będziesz spędzać więcej czasu nad matematyką, napiszesz co najwyżej Pamiętnik Kopciuszka. Żaden książę nie ożeni się z dziewczyną, która nie wie, ile wynosi pierwiastek z sześćdziesięciu czterech. Klasa ryknęła śmiechem, a Małgosia zaczęła się zastanawiać, co to może być za książka, która aż tak wciągnęła Kaśkę. Tę samą Kaśkę, dla której słowo pisane zdawało się do tej pory mieć rogi. Kiedy stojąc w szkolnej bibliotece, sięgnęła po pierwszy tom i zajrzała do środka, od razu zawołała Maćka: - Musisz to zobaczyć! -Co? - Słuchaj! „Powiedział, że nie zna nikogo z odrobiną choćby testosteronu, kto mógłby obejrzeć Piękną i bestię na Broadwayu bez chlustających wymiotów." Maciek zaśmiał się, a potem zerknął na okładkę. - O! Nawet jakaś gazeta to poleca! Weź to! Muszę to też przeczytać. Ten fragment był tak głupi, że aż mnie zachęciło. - Ale tego są trzy tomy, a ja chciałam jeszcze... - powiedziała Małgosia, ale nie dokończyła, bo w słowo weszła jej bibliotekarka, która pozwoliła wziąć aż pięć książek. Teraz Małgosia była już po lekturze trzeciego tomu. Czytało się szybko, ale lekturze towarzyszyły mieszane uczucia. Po pierwsze wszystko dzieje się w Nowym Jorku. Małgosia nigdy tam nie była i nie zanosiło się na to, by miała tam pojechać. Chyba że Leśkiewi-czowa ją zaprosi, ale to raczej odpada. Po drugie wszystko w tej książce jest nieprawdziwe. Dziewczyna jest księżniczką jakiegoś europejskiego państwa, którego tak naprawdę nie ma. Ale było tam też coś, co najbardziej ją interesowało - pocałunki, rozmowy o seksie, miłość. Małgosia wiedziała już teraz, dlaczego Kaśka tak się tym zaczytywała. „Swoją drogą to dziwne - myślała. - Kaśka ciągle opowiada o tym, jaka jest doświadczona w tych 134 sprawach, nosi stringi do najkrótszej mini w całej szkole i stanik z miseczkami, w których mogłaby pomieścić dorodne jabłka. A jednak czyta książkę o dziewczynie, która nie ma biustu, obgryza paznokcie i nigdy się nie całowała...". Sama Małgosia nie obgryzała paznokci, ale... też nigdy się nie całowała. A biust? Niby rośnie! W porównaniu z zeszłym rokiem nawet sporo. Wprawdzie nie wygląda tak jak Kaśka ani nawet jak Kamila, która na pewno nie ma problemu „jestem deską do krojenia", ale coś zaczyna jej pod swetrem tak już na poważnie kiełkować. Na szczęście teraz wyczytała, że inne też mają takie problemy. Ale to nieliczne wspólne cechy z księżniczką Mią. Małgosię ta książka wkurzyła. Bo księstwo wymyślone, pamiętnik sztuczny - no i jak można pisać krok po kroku coś, co się dzieje? Czy ona to pisała w biegu? Ale Małgosia chętnie pogadałaby o tym, co tam jeszcze było. O tych pocałunkach, o tej miłości. Ale z kim? Kamila za granicą... A Maciek? Rany! Przecież on nie może tego przeczytać... Pomyśli, że ja też tak się boję pocałunków - westchnęła Małgosia i nie zastanawiając się nad tym, że to w sumie wszystko prawda, zaczęła wciskać książki na półkę. Właśnie na tej czynności zastał ją Maciek. Zziajany, opalony po pracy w ogródku, padł na jej łóżko i jęknął. - Spaliłem sobie plecy - a spostrzegłszy, że Małgosia wciska książkę na półkę, aż się poderwał. - Hola! Miałem przeczytać! - Eee, nie będzie ci się podobało. - Najwyżej! - Maciek wyciągnął rękę, ale Małgosia schowała książkę za siebie. - Zostaw! - powiedziała i przysunęła się plecami do regału. Maciek napierał do przodu. I śmiał się! - Daj! - Maciek sięgnął za plecy po książkę, ale Małgosia zdążyła przełożyć ją do drugiej ręki. - No, weź... - powiedziała Małgosia. - O, pani! Ależ ja niczego innego nie pragnę! - powiedział Maciek, wpadając w ten ton, w który wpadał, ilekroć się wygłupiał. - Maciek! Byli już bardzo blisko siebie. Aż nagle książka przekładana z ręki do ręki wypadła jej na podłogę. Po prostu Maciek pocałował Małgosię. Jakoś tak nagle. Śmiejąc się, przysunął swoje usta do jej ust i spoważniał dosłownie na ułamek sekundy przed pocałunkiem. „Zupełnie jak w książce" - pomyślała Małgosia, rozchylając wargi. A to, że Maciek też tę książkę przeczyta, nagle przestało być ważne. 135 5??10?? MR - Kamila! Kamila! - echo niosło glos Małgosi po lesie. Bezskutecznie wypatrywała w mroku sylwetki przyjaciółki - rozszlochana Kamila gdzieś się zaszyła. - Zostaw ją - usłyszała za plecami głos Maćka. - Pewnie chce być teraz sama. - Nie mogę jej zostawić! Przecież to moja najlepsza przyjaciółka! Milczeli dłuższą chwilę. Maciek odezwał się pierwszy: - Słyszałaś, co mówił Michał? Małgosia nie odpowiedziała. Słowa Michała cały czas brzmiały jej w uszach. I bolały. Jak zadra! „Przyjaźni się z tobą, bo na twoim tle może błyszczeć! Bogactwem i ciuchami! Kiedy okaże się, że ty stoisz od niej wyżej, albo odejdzie, albo będzie cię zmuszać, byś zniżyła się do jej poziomu". Jakie to straszne! Oznaczałoby, że z nią i Kamilą jest tak, jak z mamą i Leśkiewiczową, która najpierw była taką wielką przyjaciółką, a teraz mama musi spłacać jej długi? Boże! - Przecież nie wierzysz, że to prawda! - powiedziała do Maćka, ale on nie odezwał się ani słowem. Nie chciał jej ranić. Może dlatego, że sam spostrzegł to dość późno? - Znajdzie się - powiedział po chwili, obejmując Małgosię ramieniem. Strąciła jego rękę. - Chcę, żeby znalazła się teraz! Za nic w świecie nie przyznałaby się przed Maćkiem, że chce znaleźć ją przede wszystkim po to, by spytać, czy to, co mówił Michał, jest prawdą. I musi to zrobić dziś - w końcu jutro już stąd wyjeżdżają. *#* W leżących nad Liwcem Urlach znalazła się prawie cala klasa pani Czajki. To pierwsze wakacje, kiedy mogli naprawdę się poznać! „Czy przyjaźń z Kamilą przetrwa obozową próbę?" - to pytanie najczęściej nurtowało Małgosię. A wszystko dlatego, że już na kilka dni przed obozem Kamila była coraz bardziej naburmuszona. Na pytania „co się dzieje?" nie odpowiadała. Nie powiedziała też, co stało się podczas wyjazdu, na który pojechała razem z Olkiem i jego rodzicami. A Małgosia miała tyle do opowiedzenia! O pocałunku z Maćkiem, książkach, które połykała w deszczowe dni tego lata. Zwłaszcza o Koralinie Neila Gaimana, którą przeczytali z Maćkiem na głos, siedząc przytuleni do siebie u niej na łóżku. Może dlatego, że zwierzała się Kamili, nie zauważała zazdrosnych spojrzeń przyjaciółki, które Kamila posyłała Małgosi widząc, jak Maciek całuje ją na powitanie czy pożegnanie. Przez pierwsze dni obozu zapoznawali się z okolicą. W planach mieli wiele gier i zabaw zespołowych, pluskanie się w Liwcu, który wprawdzie płytki, ale pozwalał na zorganizowanie mnóstwa różnych zabaw - chociażby wodnej siatkówki. Organizowali 136 zawody w zbieraniu jagód. No i wycieczki rowerowe, bo w końcu przyjechali tu, aby pojeździć po okolicy na rowerach. Tylko raz pani Czajka zgodziła się, by po zaopatrzeniu się w prowiant i minimum jeden telefon komórkowy zorganizowali sobie krótką, pieszą wycieczkę. Było to na kilka dni przed końcem obozu. Pomysłodawcą wędrówki do starego dębu i stojącego u jego stóp drewnianego dworu był Aleks. W końcu to jego mama załatwiła im ten wyjazd, bo sama z Aleksem wielokrotnie bywała w tej okolicy, więc nic dziwnego, że Aleks znał tę atrakcję. Wyruszyli po śniadaniu. Małgosia skupiona na kolejnej dyskusji z Maćkiem na temat guzików w Koralinie nawet nie zauważyła, co dzieje się wokół. A działo się wiele. Wszyscy oglądali mijane po drodze domki i oceniali ich urodę. Kinga z Michałem żartobliwie kłócili się, który z tych domków sobie kupią, kiedy dorosną. Kaśka mówiła, że chciałaby mieszkać we dworze i mieć służbę, więc Aleks jak to miał w zwyczaju docinałjej. - Jaką służbę? - Na przykład z Ukrainy. Teraz oni sprzątają za małe pieniądze. - Jak byś się z nimi dogadała? Jak ty po polsku kiepsko mówisz? Kaśka wzruszyła ramionami. Ten Aleks! Przy nim nawet pomarzyć nie można. Tylko Kamila milczała. Szła nieco z tyłu, odstając od wędrującej grupy. „Co ja ich obchodzę?" - pytała samą siebie. „Małgosia nawet nie spytała o Olka". Ale to ona sama niewiele o nim mówiła. Nie chciała opowiedzieć, że podczas tego wspólnego wyjazdu zerwała z Olkiem. Niby wszystko było w porządku, ale... ile razy patrzyła na niego, marzyła, by były to nie szaroniebieskie oczy Olka, ale... czarne Michała. Stawało się to z dnia na dzień nie do zniesienia. I wreszcie kiedy pewnego wieczoru na plaży Olek chciał ją pocałować... skończyła. Jednym słowem. Niecenzuralnym, brzydkim, takim jakiego nie spodziewałaby się, że do niego powie, przecięła to, co trwało rok. Gdyby ktoś spytał Kamilę, dlaczego to zrobiła za nic w świecie nie przyznałaby się do prawdziwych pobudek, jakie kierowały nią, gdy mówiła to Olkowi. On nie pytał o nic - wstał i odszedł. Do końca wspólnego wyjazdu zachowywał się tak, jakby stanowili jedynie parę znajomych. Była mu wdzięczna, że o nic nie pyta, że nie chce żadnych wyjaśnień. Nie umiałaby mu ich dać. Bo dlaczego nagle chłopak, którego cały rok ignorowała, zaczął ją interesować bardziej niż wszyscy, których znała do tej pory? Bardziej niż wtedy w pierwszej klasie Krzysiek? Bardziej niż Olek? A przecież miała swoją szansę. Nie wykorzystała jej. Tak jakby myślała, że Michałowa adoracja potrwa wiecznie. Ale nic nie jest wieczne. Myślała o tym teraz, idąc piaszczystą drogą za grupką zachwycającą się okolicznymi domkami. - Kamila! - zawołała ją Małgosia, która od dłuższego czasu też brała udział w rozstrzyganiu, które z domków są ładne, a które nie. - Chodź do nas! - Weź im coś powiedz! - krzyknęła Kaśka. - Aleks twierdzi, że powinnam mieszkać w blaszanym baraku. - I zadusić się w nim smrodem swoich lakierów do włosów i paznokci - dodał Aleks. - Mam nadzieje, że wiesz, że lakiery do paznokci to są inne niż te do włosów... - Ludzie! Trzymajcie mnie! - zawołał teatralnym głosem Aleks. - Mam wrażenie, że zamierzasz pisać egzamin gimnazjalny o różnicy między tymi lakierami na przykładzie lektur szkolnych. Zapewne sporą wiedzę na ten temat znajdziesz w... - Aleks nie dokończył, gdyż nagle błyskawicznie skoczył do przodu. 137 - Krzyżakach - dopowiedział za niego usłużnie Maciek, a wszyscy ryknęli śmiechem. - Boże! - słyszany z daleka dramatyczny krzyk Aleksa sprawił, że wszyscy zamarli Przedzierając się przez krzaki, biegli tam, skąd dobiegał krzyk. Ich oczom ukazał się straszliwie smutny widok. Pogorzelisko. Ten piękny dwór, o którym tyle słyszeli i mieli go właśnie podziwiać - spłonął. Siedli pod dębem. Choć osmalony z jednego boku, nadal byl okazały. Wbita w pień tabliczka z napisem „pomnik przyrody prawem chroniony" zwisała przekrzywiona. Maciek z Aleksem skoczyli zasięgnąć języka. Michał z Kingą, której głowa oparta była o jego ramię, siedzieli w milczeniu. Michał bawił się jej włosami. Kamila zupełnie nie wiedziała, co ze sobą począć. Zazdrość kłuła tak mocno! O jakby chciała, by włosy Kingi spłonęły jak dwór, na zgliszcza którego przyszli. Oczyma wyobraźni widziała łysą Kingę, której Michał już nie chce i siebie u jego boku. Ale... czy chciałaby takiego Michała, który rzuca dziewczynę dlatego, że uległa wypadkowi? Ech... Kamila westchnęła. Po chwili wrócili Maciek z Aleksem - mówili, że to trzecie podpalenie w okolicy. Ponoć jest tu jakiś seryjny podpalacz. Powoli zbierali się do powrotu. Na Michała i Kingę nikt poza Kamilą nie zwracał uwagi. Tylko ona widziała, jak podawał jej rękę, gdy przechodzili przez rowy. Jak ucałował mały palec, kiedy oparzyła się pokrzywą. Zresztą... czy na kimkolwiek zrobiłoby to wrażenie? Maciek to samo robił z Małgosią. Choć w przypadku Maćka wiele tych czynności było u niego żartem. Byli niedaleko ośrodka, kiedy położył się na ziemi „jako żywy mostek przez rów" i błagał Małgośkę, by przeszła mu po plecach, a jednocześnie kazał Staśkowi to fotografować. - Jaka szkoda, że nie mogę być i mostem i fotografem -jęczał potem, otrzepując koszulkę z igliwia. Wyjeżdżać mieli trzy dni później. Ostatniego wieczoru zorganizowali ognisko i tańce. Rozpalony płomień buchał wysoko w korony drzew. Tego wieczoru nie było zbyt ciepło. Małgosia z Maćkiem otulili się jednym kocem. Pod wspólnym kocem siedzieli też Michał i Kinga. Wkrótce leśny parkiet zaroił się od tańczących par - tylko Kamila nie wstawała z ławki. Małgosia kilka razy przysiadała koło niej, ale ciągle miała wrażenie, że Kamila wcale nie chce jej towarzystwa. Didżej z ośrodka zarządził białe tango i choć wszyscy chichotali, że to przebój dla zgredów, puścił Bo do tanga trzeba dwojga Budki Suflera. - Oj, trzeba - powiedział Maciek i pociągnął Małgosię za rękę. - Przecież to panie proszą panów - zaśmiała się. - A co? Miałaś zamiar poprosić kogoś innego? - spytał Maciek i wpadając w swój żartobliwy ton, powiedział: - Ta zniewaga krwi wymaga. Mów mi zaraz, kogo. Już idę dać mu w gębę! Ale Małgosia zaśmiała się i zarzuciła mu ręce na szyję. Tańczyli w milczeniu. Małgosia położyła mu głowę na ramieniu i myślała, że to jest właśnie taka chwila, która fajnie by było, gdyby trwała trochę dłużej niż jeden taniec. Żadne z nich nie spostrzegło tego, co działo się przy ognisku. A przed Czarnym Michałem wyrosły, prosząc go do tańca, dwie dziewczyny - kasztanowłosa Kinga i białowłosa Kamila. Ci, którzy to zauważyli zamarli. Żądna sensacji Kaśka aż zapiszczała: 138 -Ale jaja! Scena trwała tylko chwilę - Michał ująwszy dłoń Kingi, poprowadził ją na parkiet, po Kamili rzucił tylko krótko: - Przykro mi, ale się spóźniłaś. Te słowa miały się zapewne tyczyć dzisiejszej sytuacji, ale... dla Kamili oznaczały inne spóźnienie. Teraz wiedziała, że spóźniła się o cały rok. Łzy napłynęły jej do oczu. Dopiero teraz spostrzegła ją Małgosia. Poinformowana przez Kaśkę o tym, co się stało, podeszła do Michała. - Zatańcz z Kamilą. Kinga, nie gniewaj się, ale niech raz z nią zatańczy. W końcu to ostatni dzień obozu. Kinga wzruszyła ramionami. Czy to miało oznaczać zgodę? Tego Małgosia nie wiedziała i nawet nie zdążyła się nad tym zastanowić, kiedy Michał odezwał się: - Ja nie bawię się ludźmi - powiedział Michał. - Nie będę z nią tańczył. Jeden taniec to jak dawanie nadziei. I dziwię się, że o to prosisz. - To moja najlepsza przyjaciółka - szepnęła Małgosia. - Przyjaciółka! - prychnął Michał. - Przyjaźni się z tobą, bo na twoim tle może błyszczeć! Bogactwem i ciuchami! Kiedy tylko okaże się, że ty stoisz od niej wyżej, albo odejdzie od ciebie, albo będzie cię zmuszać, byś zniżyła się do jej poziomu. - Nieprawda! - powiedziała Małgosia, ale nie zdążyła nic więcej powiedzieć, bo kątem oka zobaczyła, jak Kamila wstała z ławki i pobiegła w las. Nawoływanie Kamili trwało dobrą chwilę. Nie odpowiadał nikt. Maciek namawiał Małgosię, by wracała, ale nie chciała. - Nawet jeśli macie rację, to chcę się sama o tym przekonać. A może tak nie jest? Ja zachowuję się w stosunku do niej tak, jak chciałabym, by ona zachowała się w stosunku do mnie. Nawet jeśli się okaże, że nie jest tego warta. Ale mam nadzieję, że się mylicie. Maciek musnął wargami jej grzywkę. Rozumiał i to, co czuła, i to, czego pragnęła Małgosia. Nagle z pobliskich zarośli dał się słyszeć szloch. - Zostawić was teraz same? -wyszeptał Maciek. Małgosia położyła mu palec na ustach i skinęła potakująco głową. Po chwili Maciek oddalił się w kierunku ogniska. - Kamila - wyszeptała Małgosia. - Kamila! To ja! Zapłakana postać przyjaciółki wynurzyła się z krzaków. Jak burza wpadła w ramiona Małgosi. Przytuliła się do niej mocno i nie puszczała. -Wcale nie... przy... przy... przy... jaźnie się z to... to... to... bą, bona twoim tle mo... mo... mo... gę błyszczeć - wyszlochata Kamila. Małgosia nie odezwała się ani słowem. Czuła, że nawet jeśli nie jest to do końca prawda, to właśnie teraz Kamila chce, by nią była. A to pragnienie było dla Małgosi o wiele ważniejsze. Znaczyło, że może jednak ta przyjaźń nie jest jak stary, spalony dwór, ale jak stojący przy nim dąb. Trochę osmalona, ale jednak nadal żywa. 139 NOwr ?f\W NiM Ostatni rok szkolny w gimnazjum przywitał ich niespodzianką - w klasie pojawił się Nowy. Tego, że do czasem bardziej, czasem mniej, ale jednak zgranej klasy dojdzie nowa osoba, nikt się nie spodziewał. Jednak Nowy przyszedł. Na imię miał Wojtek i jak dowiedział się Maciek, przeniósł się tu z Lublina. Choć Aleks z uporem maniaka twierdził, że spod Lublina. - On jest na bank ze wsi. Na bank! - krzyczał na schodach szkoły, ale zgromiony przez Kingę dość szybko się uciszył. - Jego stary dostał tutaj lepszą pracę - tłumaczył Maciek Małgosi i Kamili, kiedy we trójkę wracali ze szkoły z uroczystego rozpoczęcia roku. Małgosię informacje o Nowym niezbyt interesowały. Idąc, czytała ostatnie strony pasjonującej lektury, jaką była Panna Nikt. - A gdzie jego stary dostał tę pracę? - spytała Kamila, siląc się na obojętność. - Chyba w telewizji, ale nie jestem pewien - odparł i przyjrzał się Kamili. - Czemu pytasz? -A tak sobie... Maciek zmrużył oczy i przez chwilę obserwował Kamilę. - Czyżby trafiła cię nowa strzała Amora? - spytał ze śmiechem, ale Kamila nie podjęła tematu, tylko wzruszywszy ramionami, przyspieszyła kroku. - O pani! Wstrzymaj konia! Popuść lejce i wyluzuj się! Kamila! - zawołał Maciek. - Przecież żartowałem! - a zauważywszy, że nie reaguje, szarpnął ją za ramię, aż stanęła w pół kroku. - Co się z tobą ostatnio dzieje? Czy już w ogóle nie umiesz się śmiać? - Mam wrażenie, że ty mnie już nie lubisz - odparła. - Że gadasz ze mną tylko ze względu na Małgosię. - Kiedyś, gdybyś powiedziała mi to, co przed chwilą, to bym cię spytał, czy kiedykolwiek cię lubiłem. Ty byś się zaśmiała i poszlibyśmy na lody. A teraz to ja w ogóle nie wiem, co mam do ciebie mówić i jak z tobą rozmawiać. Po prostu cię nie rozumiem. Nie wiem, co się z tobą stało. Czy była to ta historia z Michałem, czy z Olkiem, czy te wakacje, czy może jeszcze coś innego, ale... zmieniłaś się. Bardzo. Kamila milczała. Ona sama też czuła, że coś się w niej zmieniło. - Wiem - westchnęła po chwili. - Ale nie wiem, ani co to jest, ani o co mi chodzi. Tak jakbym samej siebie nie rozumiała - powiedziała zaskoczona własną szczerością. Chciała coś jeszcze dodać, ale w tym momencie odezwała się Małgosia. - Skończyłam. A nie mówiłam, że to zmierza ku śmierci? A ty kręciłeś głową, że nie... - powiedziała do Maćka. - No przecież nie mogłem ci powiedzieć, jak się skończy książka, którą ci pożyczam. Gdybyś znała zakończenie, to chciałabyś ją czytać? - A o czym właściwie jest ta Panna Nikt? - odezwała się Kamila, choć tak naprawdę kolejna fascynująca lektura Małgosi i Maćka mało ją obchodziła. Chciała tylko zmienić temat ich rozmowy. 140 - To jest historia dziewczyny, która pod koniec ósmej klasy zmienia szkołę z wiejskiej na miejską - powiedziała Małgosia. - Coś jak nasz Nowy. Przynajmniej Aleks twierdzi, że „on jest na bank ze wsi" - krzyknął Maciek, umiejętnie przedrzeźniając głos i ton Aleksa. Małgosia z Kamilą zachichotały. - No, ale on raczej nie popełni samobójstwa, gdy ktoś go nazwie Panem Nikt - zaśmiała się Małgosia i dodała: - To przystojny chłopak. Zobaczycie, że dziewczyny z klasy stracą dla niego głowę. Kamila nic nie powiedziała. Tylko patrząc w ziemię, przyspieszyła kroku. Za nic w świecie nie przyznałaby się, że i ona jest Nowym żywo zainteresowana. *** Przez pierwsze dni Nowy był obserwowany. Może okaże się kujonem? Może głupkiem? A może kablem? Może chwalipiętą szpanującym ojcem pracującym w telewizji? Może podrywaczem? A może... tych może było całe morze. Mnóstwo. Odpowiedzi na pytania najbardziej interesowały żeńską część klasy pani Czajki. Bo co tu dużo mówić, Małgosia miała rację - Wojtek był bardzo przystojny. Wysoki, szczupły, z oczami w kolorze miodu i długimi włosami wyglądał bosko. Oczami w jego kierunku strzelała więc nie tylko Kamila, pragnąca z całych sił pokazać wszystkim, że Michał już jej nie interesuje. Nie tylko Kaśka, dla której każdy nowy chłopak był interesującym obiektem. Ale również Natalia i Ewa. Na efekty tego wodzenia wzrokiem za Nowym nie trzeba było zbyt długo czekać. Wojtek najpierw umówił się z Ewą. Do kina. Ewa wniebowzięta długo radziła się wszystkich koleżanek, jak się ubrać. Następnego dnia pojawiła się w szkole milcząca. Już nie tak promienna jak dzień wcześniej. Na temat randki milczała, więc dziewczyny zachodziły w głowę, co takiego się stało - ale ona na każde pytanie odpowiadała wzruszeniem ramion. Po Ewie przyszła kolej na Izę z Illb. To, że Wojtek umówił się z kimś z sąsiedniej klasy, rozsierdziło dziewczyny. To, że następnego dnia Iza nie pojawiła się w szkole, dziewczyny przyjęły z ulgą. Byl piątek, gdy na dużej przerwie Nowy spytał Natalię, czy w sobotę nie poszłaby z nim na rolki. - Na Pole Mokotowskie? - spytała. - Nie wiem - odparł. - Gdzieś, gdzie można jeździć. - To najlepiej tam, ale to kawał drogi stąd. Trzeba Wisłę przejechać - powiedziała Natalia, sprawdzając, jakie wrażenie zrobi ta informacja na Wojtku, czy nie zrezygnuje z pomysłu. Nie zrezygnował. Odetchnęła z ulgą i... razem wyszli ze szkoły, ustalając szczegóły, gdzie się jutro spotkają. W poniedziałek Natalki w szkole nie było. Natomiast na dużej przerwie Wojtek stanął przy ławce Kaśki i głośno spytał, czy ma ochotę na spacer. - Pokażesz mi okolicę... - zachęcał. - Jeszcze jej nie poznałeś? - Kaśka wypięła biust i zatrzepotawszy rzęsami, spojrzała Wojtkowi prosto w oczy. - Nie - odparł. - Ale mam nadzieję, że mi w tym pomożesz - dodał i musnął jej dłoń. Umówili się po lekcjach. Maciek z Białym Michałem i Aleksem na poczynania Nowego patrzyli z lekkim rozbawieniem, ale i z zazdrością. W końcu Maciek prawie rok kręcił się koło Małgosi, zanim razem gdzieś poszli. A dopiero po dwóch latach zdecydował się ją pocałować. Aleks i Michał z dziewczynami się nie umawiali. Aleks twierdził, że nie ma na to czasu, zaś Biały Michał na ten temat milczał. Ale teraz na ich oczach Nowy dzień po dniu chodzi z inną na randki. 141 - Wiecie, co mi to przypomina? - powiedział Maciek, gdy stali we trzech i obserwowali scenkę przy ławce Kaśki. - Opowieść znajomego mamy o tym, jak w szkole średniej poszedł z kumplami na dyskotekę. Chodził do technikum leśnego czy jakiejś takiej szkoły. W tym technikum byli sami chłopcy. W tym jeden z zabitej dechami wsi na Podlasiu, który na dodatek mówił gwarą, ubierał się jak wieśniak i w ogóle nie umiał na przykład jeść widelcem. Pewnego razu poszli całą grupą na dyskotekę i wszyscy wstydzili się poprosić dziewczynę do tańca. Tylko ten zaciągający wieśniak podszedł do najlepszej laski na dyskotece i tak zaciągając powiedział: „Ja przepraszam, że takie naleciałości, ale zabajerzylby, co? A?". I wiecie co? Po chwili tańczył z tą najlepszą laską. A reszta stała jak wryta. - No i? - spytał Aleks. - No i nic - odparł Maciek. - Po prostu nasz nowy kolega tak jak tamten koleś też nie zastanawia się, tylko podchodzi do naszych koleżanek... - Ale on nie ma żadnych naleciałości... - powiedział Aleks. - No to co? A poza tym ty powiedziałeś, że jest ze wsi. - To był żart. - Żart żartem - odezwał się milczący do tej pory Biały Michał - ale Nowy podbiera nam dziewczyny. - A od kiedy to ty się interesujesz dziewczynami? - spytał Aleks Michała. Ale ten wzruszył tylko ramionami i zmienił temat. Coś musiało dziać się na tych randkach nie tak, skoro następnego dnia Kaśka zamiast jak zwykle w mini przyszła do klasy w spodniach, w bluzce bez dekoltu i... bez makrjażu. - Coś ty? Chora? - spytała ją Małgosia z troską w głosie. - Odwal się - powiedziała Kaśka i siadła na krześle. - Coś jest nie tak z Kaśką - szepnęła do Kamili. Ale nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bo zaczęta się lekcja matematyki. Do tematu Kaśki już nie wróciły, bo tego dnia Małgosia z Maćkiem po raz pierwszy w tym roku szkolnym poszli do biblioteki. Najpierw jedno przez drugie, niemal przekrzykując się, referowali bibliotekarce wszystkie trzy części Pamiętnika księżniczki. Potem oglądali zakupione podczas wakacji nowości. Wreszcie każde z nich wypożyczyło książkę i resztę przerw spędzili, czytając. To dlatego żadne z nich nie zauważyło, że tego dnia Nowy umówił się z Kamilą. *#* Kamila stała przed lustrem i przymierzała kolejną sukienkę. Białe włosy związywała i rozpuszczała. Trochę przydługie szykowanie się na spotkanie z klasowym przystojniakiem przerwał telefon. Dzwoniła... Kaśka. - Umówił się z tobą - to nawet nie było pytanie, a stwierdzenie, więc Kamila nie wiedziała, co powiedzieć. Milczała. - To jest cham - mówiła dalej Kaśka i opowiedziała Kamili, że Nowy Ewce wsadził rękę pod spódnicę po pól godzinie rozmowy. Nachalnie dobierał się i do Izy i do Natalii, która bardzo przeżyła takie zachowanie. - No, ciebie to chyba nie zgorszyło - powiedziała zaczepnie Kamila, która dobrze pamiętała odzywki Kaśki per „dziecko" i jej przechwalanie się własnym doświadczeniem w sprawach damsko-męskich. - Daj spokój - głos Kaski tym razem brzmiał inaczej niż zwykle. - Nie chce mi się nawet tego opowiadać. Tylko zadzwoniłam, bo lepiej, żebyś wiedziała. 142 _ Jak nazywała się ta książka o dziewczynie, co przeniosła się ze wsi do miasta? - Po rozmowie z Kaśką Kamila od razu zadzwoniła do Małgosi. - Panna Nikt? To właśnie chcę ci powiedzieć, że my w klasie mamy Pana Nikt. - Ale więcej nie zdążyła opowiedzieć przyjaciółce, bo rozległ się dzwonek do drzwi. To był Wojtek. - Sorry - powiedziała Kamila - ale nie idę. -Dlaczego? - A to już ty powinieneś najlepiej wiedzieć. A jak się nie domyślasz, spytaj dziewczyn. Najlepiej Natalii, która nie wiem, czy zauważyłeś, ale kolejny dzień nie przychodzi do szkoły. Zegnam, Panie Nikt. To powiedziawszy Kamila zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. SMŁMK - Słyszałam, że chcecie dokonać jakichś zmian w samorządzie klasowym - powiedziała pani Czajka, pukając długopisem w dziennik. Robiła tak zawsze, gdy czuła, że za mo- J ment rozpęta się jakaś burza. Tak było i tym razem, bowiem gdy tylko padło pytanie: - Czy chcecie zmienić samorząd klasowy? - w klasie rozległ się potworny krzyk. Najgłośniej krzyczała... Kinga! Może dlatego, że klasa domyślała się, że ona stała za tym pytaniem. Jeszcze w zeszłym roku narzekała na Białego Michała, który był skarbnikiem. Kiedy wreszcie doszła do słowa, wszyscy usłyszeli: - Jeśli o mnie idzie, mogę spokojnie nadal być gospodarzem klasy, ale... chciałabym prosić o zmianę skarbnika - w tym momencie odwróciła się w kierunku Białego Michała i powiedziała: - Michał, nie gniewaj się, ale nie dajesz sobie rady. Uważam, że powinien cię ktoś zastąpić. O ile jeszcze przed chwilą wszyscy patrzyli na Kingę wrogo, o tyle w momencie, w którym głośno wyraziła swoje zdanie, dal się słyszeć w klasie wyraźny szmer uznania. Tylko Aleks miał jak zwykle inną opinię na ten temat. I nie byłby sobą, gdyby nie wyraził jej dość głośno: - Lizuska i kablara! - Spokój! - krzyknęła pani Czajka, uderzając otwartą dłonią w blat biurka. - Bez głupich tekstów, bo czas leci. Trzeba przystąpić do głosowania. Kto jest za odwołaniem Michała ze stanowiska skarbnika? Ale nikt nie zdążył podnieść ręki, bo znów dał się słyszeć głos Aleksa, który mówił zadziornym tonem: - Może by tak Kinga uargumentowała! Co takiego złego jest w moim koledze... - Nic nie ma złego - powiedziała Kinga zrezygnowanym głosem. - Po prostu nie nadaje się na skarbnika. Wszystkie zbiórki pieniędzy, jakie były przeprowadzane w zeszłym roku, robiłam w rezultacie ja, bo Michał albo nie miał zeszytu skarbnika, albo nie miał wydać reszty. W końcu ja mam drugi skarbnikowy zeszyt, który stał się tym głównym i obowiązującym. - Bo gdy była zbiórka na wycieczkę w pierwszej klasie, to Michał byt chory. - Tak! Ale jeden dzień! Poza tym mowa jest nie tylko o pierwszej klasie, ale i o drugiej, gdzie mało się nie zarżnęłam, będąc jednocześnie gospodarzem klasy i skarbnikiem. - Trzeba było się zarżnąć - mruknął Aleks. - Spokój! - Pani Czajka znów uderzyła dłonią w biurko. - Jak wy chcecie zdać ten egzamin gimnazjalny, jak wy chcecie być dorośli, iść do liceum, skoro nie potraficie dorośle się zachowywać? O problemach należy dyskutować, a nie spychać je pod dywan. Poza tym to nie jest kablowanie. Za to, że Michał był złym skarbnikiem, nic mu nie grozi. Nawet zły stopień ze sprawowania. To może mieć dla niego dalekie konsekwencje w dorosłym życiu, bo czego się Jaś nie nauczy... 144 -.. .tego Jan nie będzie umiał - dopowiedział Aleks, wznosząc ręce do nieba i wzdychając teatralnie, ale szybko umilkł, bo pani Czajka zgromiła go wzrokiem. Jednak dość szybko okazało się, że wybór skarbnika w Ilia nie jest sprawą prosta Nikt nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności za klasowe finanse. Za lubiane zrzutki na wycieczki i wypady do kina oraz za nielubiane składki na kwiaty dla nauczycieli I chyba dlatego pani Czajka powiedziała: - Wobec tego ja wyznaczę skarbnika. Zostanie nim Wojtek. To zintegruje cię z klasa Zapadła cisza, a że milczenie wyraża zgodę, wychowawczyni uznała sprawę skarbnika klasowego za załatwioną. - Sklepik otwarty! Chodź na pączki - Aleks szturchnął Białego Michała w ramię i juz Do chwili obaj biegli korytarzem. Szkolny sklepik prowadzony przez panią Tecię słynął z pysznych pączków. Kupowane przez nią w pobliskiej cukierni z reguły były pochłaniane przez uczniów jeszcze przed dużą przerwą. - Całujemy rączki, przyszliśmy na pączki - krzyknął Aleks, rozpychając pierwszoklasistów, którzy ciekawie rozglądali się, co też w sklepiku można w ogóle kupić A było w czym wybierać. Zeszyty, ołówki, gumki, kredki, flamastry i inne przybory szkolne, które uczniowie gubili i o których zapominali, były tutaj zawsze do kupienia. Słodycze i napoje były tylko dodatkiem, ale to właśnie po nie przybiegano najczęściej. Wprawdzie w Ilia pączki jadł najczęściej Mateusz, ale Michał z Aleksem też byli stałymi bywalcami sklepiku. Zawsze kupowali po dwa pączki, więc i teraz zanim zdążyli powiedzieć cokolwiek więcej poza swój stary tekst, który Aleks wymyślił jeszcze w pierwszej klasie, pani Tecia położyła przed nimi serwetki, na których majestatycznie spoczywały cztery lukrowane pączki. Aleks podał dwie złotówki, zaś Michał... rozpoczął poszukiwania pieniędzy w kieszeniach. Niestety. Tam, gdzie zazwyczaj nosił swoją tygodniówkę - i to najwyższą w klasie - było pusto. - Pożyczę ci'- zaoferował Aleks i zapłacił za przyjaciela. - Zupełnie nie mogę sobie przypomnieć, na co wydałem cały szmalec - odezwał się po chwili Biały Michał. Szli korytarzem i zajadali się pączkami. Michał nie wyglądał zresztą na zmartwionego faktem, że nie ma pieniędzy. To, że wydał wszystkie i nie pamięta, na co, było w jego przypadku rzeczą normalną. Nie przywiązywał wagi do forsy. Rodzice prowadzili własny biznes i powodziło im się na tyle dobrze, że nie szczędzili pieniędzy swoim dzieciom - Oddasz mi w przyszłym tygodniu - powiedział Aleks, który podobnie jak Michał należał do tych najbogatszych w klasie. Przez chwilę milczeli, zajadając się pączkami, kiedy minął ich Wojtek niosący torebkę z pączkami. - Patrz! - Aleks szturchnął Michała w bok. - Nasz klasowy casanowa niesie słodycze - „I przyszedł Józek i przyniósł pączki. Całuję rączki, całuję rączki. Wiadomo - damy bywają głodne. Chcesz zdobyć serce, z pączkiem wal!" - zaśpiewał im nad głowa Maciek, który ciągnąc za sobą Małgosię i Kamilę, właśnie dogonił chłopców. - Ciekawe, skąd ma forsę - Kamila pokazała ruchem głowy Wojtka częstującego pączkami Elizę z Ilb. - Z reguły przecież nie ma forsy. 145 - O! Wiesz to zapewne z doświadczenia jako członkini jego haremu - powiedział złośliwie Aleks. - Nie byłam w żadnym haremie i zejdź ze mnie! - Jak to „nie byłaś"? - Aleks udał zdziwienie. - A kto przewracał oczami? Teraz tylko czekasz, aż zacznie zbierać na cokolwiek szmal. Popędzisz, by jako pierwsza wpłacić i uzyskać pokwitowanie, które potraktujesz jako autograf i będziesz nosić w staniku. Sytuacja między Aleksem a Kamilą stawała się coraz bardziej napięta. Być może, za chwilę wybuchłaby między nimi awantura, gdyby nie Maciek, który spojrzawszy na twarz Białego Michała - tym razem była bielsza od jego włosów, a nawet od włosów Kamili - spytał: -Ty?! Co ci jest? - Wiecie co... - zaczął Michał bardzo powoli. - Czy były w klasie zbierane jakieś pieniądze? - Coś ty! - odparł Aleks. - A na co miałyby być zbierane? Ty?! Co ci? Ale Michał milczał. I tylko przed oczami stanęła mu scena, która rozegrała się w klasie na początku tygodnia, kiedy to podszedł do niego Wojtek i powiedział, że zbiera po dyszce. Michał przeglądał właśnie komiks, który Aleks przyniósł rano do klasy. Dziewczyny go nie interesowały, ale komiksy wprost uwielbiał. Dlatego nie podnosząc głowy znad pasjonującej lektury, sięgnął do kieszeni i wyjąwszy wymiętolonego dziesiątaka, podał go Wojtkowi. Była to kolejna dycha, którą wzięto od niego w ciągu ostatnich dwóch tygodni, czyli dokładnie od dnia, kiedy Wojtek został skarbnikiem... I właśnie teraz Michał to sobie przypomniał. Już wiedział, gdzie podziało się jego całe kieszonkowe. Aleks chciał natychmiast lecieć i kopać Wojtka. Kamila, która dopiero co kłóciła się z Aleksem, chciała pomóc mu w tym kopaniu. Ale Maciek z Małgosią powstrzymali ich. - Zostawcie to nam. Nie minęło pięć minut, kiedy Maciek zdyszany przybiegł do chłopaków i Kamili, która dyskutowała zażarcie z Aleksem na temat kar i plag egipskich, jakie powinny spaść na Nowego. - Nowy odda forsę i nie będzie skarbnikiem. Zostanie nim Czarny Michał - rozmawiałem z Kingą. Przekaże mu swoją książkę skarbnika, którą prowadziła. A całej sprawy nie rozgadujemy, bo musimy z tym palantem przeżyć do końca roku w jednej klasie. I tylko Biały Michał milczał. Było mu przykro, że został wykorzystany. Czuł, że ktokolwiek inny nigdy by tego nie zrobił. A jemu samemu, kiedy był skarbnikiem, w ogóle coś takiego nie przyszłoby nawet do głowy. *** - Dwa tygodnie temu prosiliście, by zmienić skarbnika - powiedziała pani Czajka, gdy usłyszała, z czym przyszła do niej delegacja Ilia. - Po dwóch tygodniach ten, którego wybraliście, przestał wam pasować. Dobrze, że macie chociaż kandydata. Ale i tak nie bardzo wiem, jak z wami rozmawiać. Wiem tylko tyle, że ta zmiana skarbnika będzie ostatnią w tej klasie. - A jak Czarny Michał umrze? Na przykład z miłości do Kingi? - spytał Aleks, rechocząc, wielce zadowolony z własnego dowcipu. - To wybierzemy ciebie - odparła pani Czajka. - Ty i twoje głupie odzywki zdają mi się być nieśmiertelne. 146 147 POwttAMC JtSiCM Ewa robiła imprezę! Na działce! Powitanie jesieni! Ta wiadomość poderwała Ilia na nogi. Działka, położona niedaleko Warszawy, owiana była legendą. Ewa opowiadała o niej, przywoziła zdjęcia, ale nikt z klasy nigdy tam nie był. Teraz mieli tam pojechać wszyscy. Propozycja padła z ust Ewy taty. To on na pierwszym zebraniu spytał rodziców, co powiedzieliby na to, by cała klasa pojechała na działkę w pierwszy weekend października. Zrobią grzybobranie, ognisko i kilka konkursów. - Jeśli obawiają się państwo jazdy PKS-em, to załatwię autokar - mówił pan Krzysztof i cierpliwie tłumaczył, że wprawdzie domki są ogrzewane, ale o tej porze roku noce bywają już chłodne, więc lepiej, by wszyscy zabrali śpiwory, karimaty i koce. Poza tatą Ewy i panią Czajką na wyjazd zgłosiła się mama Maćka. To ona zaproponowała, że kupi kiełbaski na ognisko. Termin wyjazdu ustalono na piątek - tuż po lekcjach, których mieli tego dnia tylko trzy. *** .. Działka Ewy leżała nad Bugiem, w małej wiosce niedaleko Wyszkowa. Była naprawdę duża - na posesji stały aż trzy domki. Jeden malutki, za to murowany, i dwa wielkie, ale drewniane. W tych drewnianych mieli nocować uczniowie. W murowanym, który miał tylko jeden pokój, ale i łazienkę - dorośli. Drewniane domki łazienek nie miały, więc reszta Ilia musiała zadowolić się myciem w miskach. - Wolałabym spać z nimi - westchnęła mama Maćka, wyrzucając z plecaka ciuchy prosto na podłogę. Pani Czajka zmarszczyła brwi i ciężko westchnęła. Gdyby to zrobiła uczennica, na pewno zaraz by ją upomniała, ale upominać matkę?! - Dobrze, że oni tego nie widzą - mruknęła pod nosem. Oni to była oczywiście Ilia, która w tym czasie rozkładała się w dwóch domkach. Chłopcy w ciemniejszym stojącym pod lasem. Ten domek rodzice Ewy ochrzcili mianem „podleśnego", a dziewczyny w jaśniejszym stojącym bliżej rzeki i z tej racji zwanym „nadrzecznym". - Pani tak chce z młodzieżą, bo nie ma jej pani na co dzień - nauczycielka odezwała się dopiero po chwili. Obie panie rozkładały swoje rzeczy w ciaśniutkim pokoiku. Tata Ewy zdecydował, że one zajmą jego małżeńskie loże, a on będzie spal na połówce w kuchennej części malutkiego pokoiku. - Skoro nie lubi pani młodzieży, to dlaczego została pani nauczycielką? - spytała mama Maćka, rozkładając się na łóżku w butach. - Lubię młodzież, ale każdego z osobna, a nie w ilościach hurtowych - odparła pani Czajka i z dezaprobatą popatrzyła na nogi obute w glany, które spoczywały na reklamówce położonej na śpiworze. „Co jest w tych buciorach, to ja nie wiem!" - pomyślała. 148 - No, niestety! W szkole to głównie z tym drugim ma się do czynienia - ostatnie słowa należały do taty Ewy, który właśnie wszedł do domku, by poinformować, że wszyscy już są zakwaterowani i czekaj ą na pierwsze zaj ęcia. - To ja, tak jak obiecałam, zrobię im podchody - mama Maćka zerwała się z łóżka. - Pani Barbaro! Pod pani opieką zostawiam pudełko z losami szlaków oraz koperty z losami kapitanów i adiutantów drużyn. Przyjdą tu do pani te gagatki na losowanie. Panie Krzysiu! Potrzebna mi pańska pomoc. Przygotowałam zadania dla obu drużyn, ale nie rozdwoję się. Jak pójdę rozkładać zadania dla pierwszej drużyny, to dobrze by było, gdyby pan z łaski swojej rozkładał dla drugiej. Dobrze? Ja wyjdę furtką od strony lasu, a pan od strony rzeki. Zna się pan na znakach harcerskich? List... i tak dalej? Ponieważ pan Krzysztof przytaknął, więc mama Maćka podetknąwszy mu pod nos paczkę z ponumerowanymi listami, chwyciła mały plecak wypakowany różnymi przedmiotami i wybiegła z domku. - No i co? Zagnała nas do roboty? - spytała Pani Czajka. - No cóż... - odparł tata Ewy i bez entuzjazmu sięgnął po leżącą na stole paczkę z zadaniami. Po chwili oboje z panią Czajką usłyszeli głos mamy Maćka: - Uwaga! Drużyny męska i żeńska, proszę do mnie! Macie godzinę na przygotowanie się do podchodów. Szlaki są dwa. Na szlaku każdą drużynę czeka dziesięć zadań. Jedne z nich będą wymagały napisania czegoś, drugie zebrania czegoś, a trzecie będą jeszcze inne. Przez tę godzinę każda drużyna wylosuje kapitana i adiutanta. Następnie kapitanowie wylosują szlaki. Wszystkie losy są u wychowawczyni. Stamtąd też zabierzecie koperty z szyframi i ołówki, bo każdy kapitan drużyny musi mieć ze sobą ołówek i tabelę szyfrów. To on będzie podejmował decyzje, co drużyna zrobi, i pisał na kartkach rozwiązania zadań. Adiutant będzie zbierał do torby rzeczy, które trzeba będzie odnaleźć, by zadania zostały prawidłowo wykonane. Czy wszystko jasne? - Odpowiedziała jej cisza. - Wobec tego ja z panem Krzysztofem idziemy rozstawić dla was zadania. Aha! Zwycięska drużyna otrzyma kosz słodyczy! *** - Czego rżysz? - Kaśka szturchnęła Natalię w bok. - Jak sobie przypomnę te ryki znad rzeki, to nie mogę się powstrzymać - odparła Natalia, chichocząc. Żeńska część Ilia wesoło krzątała się po domku, zajadając się czekoladkami, które wygrała ich drużyna. Wszystko dlatego, że dziewczyny starannie wykonały nawet najdziwniejsze zadania, jakie dla nich przygotowano. W Ilia wszyscy wiedzieli, że mama Maćka jest osobą obdarzoną dużym poczuciem humoru. Dlatego nie zdziwili się, gdy jedno z zadań brzmiało: „Zaśpiewać chórem jedną z trzech podanych niżej piosenek". Drużyna żeńska z listy utworów wybrała przebój Ich Troje, a męska piosenkę z serialu Klan. Chłopcy na cały regulator wydzierali się, a w ich wrzasku dominowały głosy Aleksa i Maćka, którzy śpiewali zmieniając tekst: „Jak pory w kroku Vivaldiego zmienia się światło w twoich oczach"... I to właśnie te śpiewy tak ubawiły dziewczyny. Z kolei w domku chłopców panowała napięta atmosfera. Nie byli zadowoleni z wyniku podchodów. Wprawdzie mówili głośno, że to tylko zabawa, ale... nikt nie lubi przegrywać. Zwłaszcza Aleks, który we wszystkim chce być pierwszy. A tu jego drużyna nie znalazła jednego listu, a na dodatek na szlaku doszło do kilku bójek, przez co spóź- 149 nili się na działkę. A wszystko dlatego, że kapitanem drużyny męskiej został... Wojtek. Od historii z pieniędzmi chłopcy traktowali go jak trędowatego. A teraz, gdy na czas zabawy został szefem, musieli go słuchać. Najbardziej denerwowało to właśnie Aleksa i Białego Michała. To też dlatego oni dwaj wdali się w aż dwie bójki z Wojtkiem. - Chłopaki! Mam coś od dziewczyn - powiedział Maciek, wnosząc do domku sześć tabliczek mlecznej czekolady. - Tylko nie dawaj temu kretynowi - powiedział Aleks, ruchem głowy wskazując Wojtka. Ten wzruszył tylko ramionami i nawet nie wyciągnął ręki w kierunku słodkości. - Nie objadajcie się tak czekoladami, bo niedługo ognisko - powiedział ojciec Ewy, wsuwając do domku głowę przez uchylone drzwi. - Spokojnie! Można się o nas nie martwić! - krzyknął Aleks. - Przez jednego idiotę mamy małe szanse na przeżarcie się słodyczami. Usłyszawszy to, Wojtek wstał i bez słowa wyszedł z domku. *** Pień brzozy dopalał się w ognisku. Po kiełbaskach nie zosta! nawet ślad. I to nie dlatego, że Mateusz, zwany od pierwszej klasy odkurzaczem, zjadł wszystko, co tylko dało się zjeść. Po prostu wszyscy byli głodni. Podchody trwały przecież ponad dwie godziny. Zmęczeni trzecioklasiści powoli wstawali od ogniska i znikali w domkach. Tata Ewy zapowiedział, że o północy zrobi obchód, więc niedobitki siedziały jeszcze przy ognisku i grzały się w jego cieple. Małgosia skulona z Maćkiem pod wspólnym kocem ciągle chichotała. Po raz kolejny słuchała Maćkowej wersji piosenki z serialu Klan. „Jak pory w kroku Vivaldiego zmienia się światło w twoich oczach. Powiedz mi, babo, coś miłego. Nie ględź tak, proszę, daj odpocząć. Zycie, życie jest cholerą"... - Ile można śpiewać te bzdury? - mruknął Wojtek niby do siebie, ale na tyle głośno, by inni mogli go usłyszeć. - A ile można słuchać twoich uwag i patrzeć na twoją durną gębę? - spytał Aleks, którego wkurzyła nie tyle uwaga Wojtka, ile on sam zdawał się mu działać na nerwy. - Najgorsze, że będziemy musieli użerać się z tobą do końca szkoły, a dopiero zaczyna się październik. - Dajcie spokój - powiedział Maciek, chcąc załagodzić sytuację, ale zanim ktokolwiek zdążył się odezwać, Maciek z Małgosią wstali i ruszyli w kierunku domków. Za nim wstali Aleks i Biały Michał. - Też się zrywamy - powiedział Aleks. - A ty... - w tym momencie przerwał, spoglądając z pogardą na Wojtka - szykuj się, że spać będziesz przy drzwiach lub w kiblu! Wojtek nie odezwał się słowem. Przy dogasającym ognisku zosta! sam. Takiego samotnie siedzącego i wpatrującego się w żar znalazła Kamila. Wróciła po koc, którego zapomniała. - Co tak siedzisz? - spytała raczej grzecznościowo. Wojtek nie odpowiedział, tylko wzruszył ramionami. Miała już odejść, ale wyraz jego twarzy sprawił, że coś kazało jej zostać. - No powiedz coś. - A co mam powiedzieć? Że fajnie się dla mnie ta jesień zaczyna? - To znaczy co? Bo nie wiem, o co chodzi. 150 Wojtek sam nie wiedział, dlaczego opowiada to wszystko dziewczynje która nazwała go Panem Nikt. Ale najwyraźniej musiał wyrzucić z siebie rozczarowanie,'gniew, smutek i wszystkie te uczucia, które targały nim od kilku dni, a teraz podczas tej wycieczki skumulowały się w jego głowie i sercu, sprawiając, że życie w Ilia zaczynaj0 mu straszijwie ciążyć. - Przecież to twoja wina - powiedziała Kamila, wysłuchawszy Wszystkiego - Nikt nie kazał ci świrować ze wszystkimi dziewczynami naraz. Nikt nie kazał ci naciągi Michała na forsę. - Boże! Czy za te kilka błędów mam płacić do końca życia? - Nie! Jedynie do końca szkoły - odparła Kamila i dopiero mówiąc te słowa, uświadomiła sobie, co one dla Wojtka znaczą. - A ty nigdy nie zrobiłaś nic głupiego? - spytał, ale odpowiedzia}a mu cjsza „W czym ja jestem lepsza od Wojtka?" - zastanawiała się i przed oczami stawały jej różne sceny. Michał, Olek i wybór, którego tak długo nie mogła dokonać. Najlepsza przyjaciółka Małgosia posądzona o kradzież głupiego breloczka, który teraz w trZe-ciej klasie zupełnie nie miał znaczenia. - Czemu nic nie mówisz? - spytał Wojtek. - Nie chcesz już gadać? - Zrobiłam - odparła Kamila. - Jeśli chcesz wiedzieć, zrobilam parę głupstw. ? wiesz co? Zamierzam to naprawić - powiedziała z mocą. - ? t0oie tez t0 radzę - dodała, po czym wstała i poszła w kierunku domku. - Jak ci się uda, to mi powiedz - zawołał Wojtek w jej kierunku, a gdy zniknęła w ciemności, pomyślał, że po raz pierwszy ktoś z tej nowej klasy Porozmawiał z nim ot tak, o życiu. I szkoda, że była to dziewczyna. Bo teraz czuł, że czeka g0 noc w domku, w którym wraz z nim spać będzie kilkunastu chłopaków niezbyt przychylnie do nieg° nastawionych. - Byle do rana - mruknął do siebie i wstał, a potem otrzepał podniesiony z ziemi koc i ruszył w stronę domku. 151 DCSZCZ ???????????/ Kamila nie lubiła deszczu. Ale czy w pogodę, czy w niepogodę, psa trzeba wyprowadzić. W płaszczu z kapturem zakrywającym oczy snuła się po podwórkach z Płatkiem, któremu deszcz najwyraźniej zupełnie nie przeszkadzał. Dość szybko na jej oczach puszysty piesek zamienił się w niezbyt puszystą ścierkę. Zachęcona proszącym spojrzeniem psa skręciła na ścieżkę wiodącą w kierunku działek, które od reszty osiedla oddzielał wąski pas wody, zwany przez mieszkańców kanałkiem. Kamila stanęła na wąskiej kładce i obserwowała drobne kręgi pojawiające się na wodzie. Patrzyła na leniwie nurkujące kaczki i Płatka, który szala! tak, jakby deszcz wcale nie padał. Pies najwyraźniej też obserwował kaczki, bo nagle... wskoczył do wody! Zanim zdążyła krzyknąć, zniknął pod wodą. Kamila chwilę stała jak skamieniała, a potem zaczęła krzyczeć! Krzyczała tak, że przeraził ją własny glos. Ale nie wiedziała, co robić! Strzępki myśli przelatywały jej przez głowę. I nagle zobaczyła biegnącą postać, która dosłownie w ułamku sekundy rzuciła na ziemię siatki i wbiegła do wody. Kanałek nie był głęboki - miał zaledwie 30 centymetrów głębokości, był za to mulisty i mocno zarośnięty. W lecie Kamila widziała o wiele większe psy, które nie mogły się wydostać spomiędzy wodnych roślin. Na szczęście Płatek został wyciągnięty. Kamila szlochając, podbiegła do postaci, której spodnie do kolan były czarno-zielone od mułu. Nie namyślając się, rzuciła się jej na szyję z płaczem: - Tak się bałam! Tak się bałam! - Nie było powodów - odparła postać i Kamila poznała głos... Czarnego Michała. Odskoczyła jak oparzona. Michał udał, że nie zauważył jej zmieszania i zaczął przyglądać się spodniom. Kamili stanął przed oczami obraz ze świąt, kiedy to Michał znalazł jej Płatka, a ona nie podziękowała mu tak jak należy. - Już drugi raz ratujesz mi psa - powiedziała zmieszana. - Miło, że pamiętasz - odparł. - A teraz sorry, ale muszę lecieć, bo jak mama zobaczy buty, to mnie prześwieci. -1 porwał leżące na ziemi siatki. Kamila wzięła na ręce Płatka, który z beżowego zrobił się czarno-zielony. Wolnym krokiem sunęła w kierunku domu. Deszcz kropił cały czas. *** - Masz nowego psa? - spyta! ją ze śmiechem Maciek. Razem z Małgosią czekali na nią pod domem. Oboje przestali się śmiać, kiedy opowiedziała im o przygodzie nad kanałkiem. Pominęła jeden tylko szczegół - nie powiedziała, kto wyciągnął z wody Płatka. Gdyby nie było Maćka, z pewnością opowiedziałaby Małgosi o spotkaniu z Czarnym Michałem. Ale przy Maćku nie mogła. Zwłaszcza że jak tylko weszli do mieszkania Maciek powiedział: - Spotkałem Olka. - Kamila nie odpowiedziała, więc Maciek mówił dalej. - Pytał się o ciebie. - Kamila westchnęła i oznajmiwszy, że idzie zrdbić herbatę, wyszła do kuchni. 152 - Po co mówisz do niej o Olku? - Spytała Małgosia z wyrzutem. - Czasem mam wrażenie, że robisz to złośliwie, bo jej nie lubisz. - Przecież wiesz, że to nie prawda - powiedział Maciek, ale nie zdążył nic powiedzieć, bo zadzwoniła Małgosi komórka. -Kinga?... Czemu płaczesz?. •• Mów spokojnie... Nie... Nic o tym nie wiem. Właśnie jestem u Kamili. Spytam ją o to... Jak się czegoś dowiem, to zadzwonię. - O co chodzi? - spytał Maciek. - Kinga widziała, jak pod jej oknami Michał ściskał Kamilę. Maciek wzruszył ramionami- Kinga była tak zazdrosna o Michała, że czasem budziło to powszechny niesmak. - Myślisz, że tak było? - spytał, choć odpowiedź niewiele go obchodziła. - Na pewno coś było, bo Kinga nie ma zwyczaju zmyślać. - To spytaj Kamilę i będziesz wiedzieć. Łatwo powiedzieć: spytaj, gorzej to zrobić. Małgosia była w rozterce. Przecież nie spyta: „Czy ściskałaś Michała?", „Czy może całowałaś się dziś z Michałem pod oknami Kingi?" Kurczę, wszystko to zabrzmi idiotycznie! Lepiej spytać... czy go widziała. Kamila właśnie wnosiła do pokoju tacę, na której stały filiżanki, dzbanek i herbatniki, kiedy Małgosia zapytała: - Nie spotkałaś teraz Michała? - Jakiego Michała? - spytała Kamila, a w jej glosie słychać było zmieszanie. Nie umiała kłamać - Czarnego Michała. - W szkole był. - Nie pytam o szkołę. Pytam o teraz. - Nie. Przecież byłam z psem - odparła Kamila i zaczerwieniła się. Och, gdyby były same, opowiedziałaby o spotkaniu nad kanałkiem. Ale przy Maćku... Kamila kątem oka widziała jego kpiący uśmiech. Wspólna nauka historii nie szła im, choć metoda opracowana przez mamę Maćka ponoć jeszcze w czasie studiów była z pewnością dobra. W powietrzu wisiało coś niedopowiedzianego. Nagle... znów odezwała się komórka Małgosi. - Mówi, że nie widziała... Tak... Tak mówi... Co?!... Michał tak powiedział?! - Maciek obserwował, jak twarz Małgosi zmieniała się w miarę trwania tej rozmowy. - To ja już nie wiem... Cześć. Przy stoliku w Kamili pokoju zapadła cisza. - Nic nie powiesz? - spytała cicho Małgosia, patrząc na przyjaciółkę. Kamila milczała. - Kinga widziała, jak wisiałaś na Michale. On przyznał, że pomagał ci wyciągnąć psa z wody. Czemu nie powiedziałaś? - Kamila nadal nie odezwała się słowem. - Wybacz, ale ja w takiej atmosferze nie jestem w stanie się uczyć. Idę do domu. Małgosia wstała. Za nią z krzesła podniósł się Maciek. Oboje ubierali się w milczeniu. Kamila też się nie odzywała. Byli już w drzwiach, kiedy Maciek powiedział: - A ja myślałem, że się zmieniłaś. Na lepsze... - Nie jestem niczyją własnością — usłyszała głos Michała, który wściekły odłożył słuchawkę. Kinga właśnie przed chwilą drugi raz zapłakana zadzwoniła do niego i zażądała wyjaśnień. Scena, którą widziała u siebie pod blokiem, nie dawała jej spokoju. Oto Michał wyszedł od niej i kiedy przez okno obserwowała jego oddalającą się sylwetkę, 153 zobaczyła, jak przyspieszył kroku, rzucił siatki, wpadł do kanałku, a potem ściskał Kamilę. A teraz Kamila się wypiera. Michał twierdzi, że nad kanałkiem nic takiego się nie stało. Ale ona czuje, że to nie było nic takiego. Inaczej Michał nie rzuciłby słuchawką, a Kamila powiedziałaby Małgosi, co się stało. A tak... Łzy leciały Kindze po twarzy. Nie umiała ich zahamować. Kamila miała modne ciuchy, bogatych rodziców i oryginalną urodę. Ona była tylko kujonem. Kujonem, który łudził się, że Michałowi naprawdę na niej zależy. Michał czuł, że rozkłada go przeziębienie. Niby od nieszczęsnej historii z psem Kamili minęło zaledwie parę godzin i od razu przebrał się i wziął gorącą kąpiel, ale teraz czuł, że to przeziębienie wisiało w powietrzu. Powlókł się do apteczki w poszukiwaniu aspiryny. Był wieczór. Mieli z Kingą powtarzać historię, ale po tym, jak na nią nakrzyczał, pewnie nie przyjdzie. Po co na nią krzyczał? Teraz tego żałował, ale wtedy... nie mógł się opanować. A swoją drogą czemu Kamila tak robi? Czemu nie powiedziała Małgosi prawdy? Był zły na Kamilę. Najpierw traktuje go jak śmiecia, a teraz... gra na uczuciach innych. Michał już wiedział, co zrobi. Popije aspirynę i zadzwoni do Kingi. Drżącą ręką wycisnął z listka dwie tabletki, gdy nagle usłyszał dzwonek do drzwi. „Więc jednak! Jednak Kinga przyszła!" - serce zabiło mu mocno. Teraz jej wyjaśni, że naprawdę nic się nie stało. Boże, jak on nie lubi tych głupich babskich pretensji przez telefon! Kiedy nie można wziąć za rękę i patrząc w oczy, tłumaczyć. Kiedy wyobraźnia podpowiada Kindze jakieś bzdury, a on przez tę cholerną odległość nie może wyjaśnić zupełnie nic. Przecież nie mógł przejść obojętnie i nie ratować tego psa. «• Michał popędził do drzwi, otworzył je i... zobaczył Kamilę. Nie ukrywał rozczarowania. - Ja... chciałam podziękować i... - Kamila umilkła. Mina Michała nie zachęcała do mówienia czegokolwiek, przez chwilę stali więc w milczeniu. - Mogę wejść? - spyta Kamila i nie czekając na reakcję Michała, minęła go w drzwiach. Po chwili powiesiła kurtkę na wieszaku i weszła do pokoju. - A więc tak mieszkasz... - powiedziała i z ciekawością rozejrzała się po pokoju. Podeszła do półki z książkami, na brzegu której stało zdjęcie Kingi. W milczeniu przyglądała mu się. „Gdybyś przyszła tu rok temu, zobaczyłabyś swoje zdjęcie" - pomyślał Michał. Kamila już miała otworzyć usta i po raz kolejny podziękować za uratowanie psa, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Michał z bijącym sercem wyszedł do przedpokoju i nacisnął klamkę. Za drzwiami stała Kinga. Czuł, że tak będzie. „Są takie dni, kiedy wszystko się wali - pomyślał. -1 to jest właśnie taki dzień". - Przepraszam, że ci nie ufałam... - powiedziała Kinga od progu i nagle zamilkła. Zobaczyła stojącą za plecami Michała Kamilę. Michał otworzył usta, ale Kingi nie było już przed drzwiami. Tylko na klatce słychać było, jak ktoś szybko zbiega po schodach. 154 (?Mt 5wÓvl PO 5wM0 Kinga pierwszy raz w życiu nie poszła do szkoły z własnej woli. Przez to, że widziała u Michała Kamilę, nie mogła w nocy spać - przewracała się z boku na bok i myślała. O tym, że jest głupia, że pewnie od początku tak było, że ją oszukiwał, że wszystko to była gra i fałsz. Że Michał był z nią tylko ze względu na dobre stopnie. Dlatego postanowiła nie iść do szkoły - nie chciała patrzeć na szczęście Michała, który po trzech latach starań wreszcie zdobył serce Kamili. Swoją drogą... po co ją tak długo oszukiwał? Niby dzwonił wieczorem siedemnaście razy. Kinga liczyła. Siedemnaście! Ale nie chciała z nim rozmawiać. O czym niby? O tym, że nie ma tak modnych ciuchów jak Kamila? Że nie prezentuje się tak egzotycznie i niezwykle jak ona? O czym? Chyba tylko o kuciu. O książkach. I to nie o powieściach, ale o kolejnej stronie podręcznika. Kinga czuła, że jest nudna - to pewnie dlatego Michał szukał innych wrażeń. W postaci Kamili, która zawsze była na topie. Może nie tak jak Kaśka, która miała każdy najmodniejszy ciuch, ale Kamila też wyglądała jak z żurnala. A ona? Lekcje, lekcje, lekcje, angielskie słówka i biologia. Nie miała żadnych szans z Kamilą. Pani Anieli wypadła z rąk gazeta, kiedy Kinga weszła rano do kuchni i powiedziała: - Mamo, nie chcę dziś iść do szkoły. Czy mogę zostać w domu? Przez dziewięć lat szkoły z ust Kingi nigdy nie padło takie pytanie - nawet kiedy była chora, nie chciała opuszczać zajęć. A teraz... pani Aniela długo zastanawiała się, co odpowiedzieć, wreszcie zgodziła się. Chciała o coś spytać, ale widząc smętną minę córki, nic nie powiedziała. Kinga wzięła słuchawkę telefonu. Do ósmej pozostało jeszcze pół godziny. Szybko wykręciła numer telefonu do Ewy. Wprawdzie Ewa to straszna plotkarka, ale... może to i dobrze - myślała Kinga, czekając na połączenie. Zresztą do kogo innego mogłaby zadzwonić? Przecież nie do Małgosi, która pewnie wiedziała o tym, że Michał i Kamila spotykają się od dawna, a mimo tego nie zająknęła się nawet słowem. Nie powiedziała jej nic. Chociaż - trudno się dziwić - w końcu przyjaźniła się z Kamilą... - Ewa... tu Kinga. Dziś mnie nie będzie. Czy mogłabyś po szkole przynieść mi lekcje?... Co się stało?... Nic... Kinga resztkami sił próbowała bronić się przed napływającymi do oczu łzami, ale... na próżno. Wielkie jak groch kapały na blat stoliczka, na którym stał telefon. Kinga wyrzuciła z siebie jednym tchem wszystko, co się stało. Michał, Kamila, oni razem... Ewa może nie bardzo rozumiała, co się stało dokładnie, ale sens do niej dotarł. Michał z Kamilą spotykali się od dawna za plecami Kingi. Aż wczoraj Kinga nakryła ich we dwójkę w domu Michała. Oczywiście, że ona - Ewa - nikomu nie powie. Jak przyjdzie do szkoły, popatrzy tylko wyniośle na oboje. A do Kingi przyjdzie po lekcjach. Przyniesie zeszyty i książki i opowie, co w szkole. Jak tam zakochana para. 155 - Małgosia! Zaczekaj! - usłyszała za sobą glos Ewy biegnącej korytarzem w spadających, bo trochę za dużych kapciach. - Co się stało? - Czy Kamila z Michałem to od dawna kręcą? - spytała Ewa obcesowo. Może zbyt obcesowo, ale w końcu nie byłaby sobą, gdyby nie zadała pytania prosto z mostu. - Kamila z Michałem? - Małgosia zatrzymała się w pół kroku. Przed oczami stanęła jej scena z poprzedniego dnia, kiedy to spytała Kamilę, czy widziała Michała, a ta okłamała ją. - Nic nie wiem na ten temat - odpowiedziała Małgosia szybko i nawet nie zdążyła spytać Ewy, co ona wie na ten temat, bo Ewa powiedziała sama z siebie. - Nie mów nikomu! - zniżyła głos do szeptu. - Kinga dziś nie przyjdzie. Powiedziała mi, że Michał kręci z Kamilą. Że ją oszukiwał. Strasznie płakała i dlatego dziś nie przyjdzie. Wczoraj przyszła do Michała, a tam siedziała Kamila. - Kiedy to było? - Wieczorem. Małgosia nic nie powiedziała. Wszystko zaczęło się jej układać w logiczną całość. Ona z Maćkiem wyszła, a Kamila pobiegła do Michała. I po co wtedy kłamała? Że nie widziała go, że nic z nim nie ma wspólnego? Małgosia energicznym krokiem weszła do klasy. Kamila już była. Siedziała w ławce i przeglądała najnowszy numer Bravo Girl „Plastikowa lala!" - pomyślała Małgosia. Po raz pierwszy pomyślała o przyjaciółce z pogardą. Nie odezwała się do niej, tylko położyła swoje rzeczy na ławce i wyszła na korytarz czekać na Maćka. Wreszcie nadszedł. Małgosia z daleka zobaczyła jego szczupłą sylwetkę i blond włosy. Zarzuciła mu ręce na szyję, by już po chwili szeptać na ucho. Wszystko, czego dowiedziała się od Ewy. - Ja spytam Kamilę, a ty Michała, OK? - powiedziała, odrywając się od ucha Maćka i błyskawicznie wciągnęła go za ręce do klasy. Maciek wcale nie był chętny. - Moja mama powiedziałaby, że to wszystko wieje maglem. Jest jak tania sensacja i romans dla kucharek. - Ale Kinga płacze. - OK. Spytam go, jak tylko będzie okazja - obiecał Maciek i od razu umilkł, bo na okazję nie trzeba było długo czekać. Sama pchała się w ręce. Czarny Michał stanął w progu klasy. Małgosia lekko popchnęła Maćka w jego stronę, a sama usiadła obok Kamili. -Nie masz mi nic do powiedzenia? - spytała. - O czym? - Kamila nic nie rozumiała. - O swoim wczorajszym kłamstwie? - Gdyby nie było Maćka, od razu bym ci powiedziała. Przy nim jakoś nie umiem. - To znaczy, że przyznajesz się? - spytała Małgosia, a głos miała nieprzyjemny. Jak nie ona. Niezauważalnie dla obu dziewczynek ich role się odwróciły. Pewna siebie Kamila skurczyła się pod naporem spojrzenia Małgosi. A do niedawna nieśmiała okular-nica rosła w siłę i pytaniami miażdżyła Kamilę. - Przyznajesz się, że się spotykasz z Czarnym Michałem? - Nie spotykam się! Wczoraj spotkałam go przypadkiem. Uratował mi psa, który wpadł do kanałku. -A wieczorem? - Co wieczorem? 156 - Byłaś u niego? Kamila milczała. Za żadne skarby świata nie przyznałaby się nawet przed przyjaciółką do tego, co stało się wieczorem. Owszem, poszła do Michała. Owszem, miała nadzieję, choć sama nie wie czemu. Owszem, weszła nawet do mieszkania, choć teraz wie, że to bardziej wyglądało jak wciskanie się niż przyjęcie zaproszenia. I owszem, nawet Kinga tam przyszła. I dlatego Kamila wie, że nie ma szans. Bo wprawdzie Kinga nie weszła do mieszkania Michała, ale chwilę potem Michał jej samej kazał wyjść i nigdy więcej nie przychodzić. I powiedział coś, czego Kamila wolałaby nigdy nie usłyszeć: - Twój czas minął i nigdy nie wróci. Raz na zawsze daj mi święty spokój. A jeśli rozwaliłaś to, co jest pomiędzy mną a Kingą, to ci nie daruję. - Byłaś u niego? - pytanie zadane przez Małgosię powróciło jak bumerang, ale Kamila nadal milczała. Nie zdążyła zresztą odpowiedzieć, bo przy jej ławce pojawili się Michał i Maciek. Kamila zobaczyła ich cienie na rozłożonym zeszycie. Nie podniosła jednak głowy. Maciek odezwał się pierwszy: - Musisz to odkręcić. Przez ciebie Kinga nie przyszła dziś do szkoły. Michał też chciał coś powiedzieć, ale w tym momencie do klasy weszła nauczycielka biologii i wszyscy wrócili na miejsca. Rozpoczęła się lekcja, której prymuską zawsze była Kinga. Tym razem po raz pierwszy była nieobecna. Pani Galas szybko to zauważyła: - A co się dzieje z Kingą? Coś poważnego? Chora jest? - Nie. Tylko Kamila zrobiła jej wczoraj krzywdę - powiedział Aleks, do którego - tak jak i do reszty klasy - dotarła już wieść o tym, co stało się w życiu Kngi, Kamili i Czarnego Michała. - Pewnie niechcący. Na pewno okaże się, że to nic takiego. Czy rentgen już zrobiono? - pyta, ale zamiast odpowiedzi, usłyszała ryk śmiechu. - No co w tym takiego wesołego? Wypadki się zdarzają. I nie należy się z nich śmiać. - Tak, ale złamanego serca nie da się wsadzić w gips - powiedział Maciek. Po tych słowach umilkły śmiechy. W klasie zapadła cisza. I nagle wstał Czarny Michał: - Czy moglibyśmy na dzisiejszej lekcji pomówić nie o tym, co w podręczniku, tylko o miłości? Co na to biologia? Czy miłość jest w sercu, czy w mózgu? Pani Galas milczała przez chwilę, a potem uśmiechnęła się i powiedziała: - Zgoda. Powiem wam wszystko, co wiem na ten temat. Tak ciekawej lekcji biologii Ilia nie miała chyba nigdy. Dowiedzieli się i o chemii miłości, i o uczuciu często jej towarzyszącym, czyli zazdrości. Dowiedzieli się też, że trzech Włochów stwierdziło, że pod względem biochemicznym romantyczna miłość niczym się nie różni od nerwicy natręctw. To ostatnie wywołało w klasie salwy śmiechu. - Ale co to jest nerwica natręctw? - spytał Biały Michał, który pół lekcji spędził na czytaniu komiksów Rosińskiego i Van Hamme. - To jak ktoś jest wręcz chory, gdy nie czyta Thorgala - odparł Maciek ze śmiertelną powagą. A gdy tylko zabrzmiał dzwonek na przerwę i drzwi zamknęły się za biologiczką, cała klasa rzuciła się na Kamilę. Krzyczeli jeden przez drugiego, że nie ma serca, że jest zazdrosna, a Ewa najgłośniej ze wszystkich i to prosto w twarz krzyknęła jej, że jest Nikim. W obronie Kamili próbowała stanąć tylko Małgosia - w końcu to przyjaciółki, a przyjaźń to uczucie na dobre i na złe. Ale nawet Małgosia nie znajdowała argumentów, którymi mogłaby obronić Kamilę przed atakiem innych. Zresztą nie było kogo bronić. Po słowach Ewy, która nazwała ją Nikim, Kamila wybiegła z klasy. Za nią ruszyła tylko jedna osoba. Wojtek. Chłopak, którego miesiąc temu Nikim nazwał nie kto inny jak Kamila. 157 - Ciągnie swój do swego! - powiedział Aleks, gdy zamknęły się za nim drzwi. Niektórzy roześmieli się i tylko Małgosia zauważyła, że w ławce pozostały wszystkie rzeczy Kamili, a sama Kamila nie wróciła na lekcje już do końca dnia. Podobnie stało się z Wojtkiem. O ile jednak rzeczami Kamili zajęła się Małgosia, o tyle rzeczy Wojtka po skończonych lekcjach leżały rozrzucone niedbale na ławce. Na ostatniej ławce od ściany, w której nowy jak trędowaty siedział zupełnie sam... ONĆKOMt ??M Małgosia nie mogła zrozumieć tego, co zrobiła Kamila. Dlaczego poszła do Michała? Co chciała tym osiągnąć? Przecież nawet ślepy by zauważył, że Michał poza Kingą świata nie widzi. Ale najbardziej bolało Małgosię, że przyjaciółka kłamała. Czemu nie miała do niej zaufania? Nie ma co tu ukrywać - bardzo ją to bolało. Na dodatek Maciek zdawał się tego nie rozumieć. Miał na całą sprawę własne zdanie, które nie pokrywało się z osądem Małgosi. Po pierwsze ciągle mówił, że zachowanie Kamili, Ewki, Kingi, a nawet Czarnego Michała i reszty klasy to magiel, harleąuin i tandeta. A po drugie twierdził, że to wszystko było do przewidzenia, bo Kamila tak naprawdę nigdy prawdziwie się nie zakochała. - Tak niedojrzałej osoby w życiu nie widziałem - powiedział Maciek. Wracali ze szkoły, a plecak Kamili ciążył Małgosi na ramieniu. Torbę Małgosi niósł Maciek. - Ona dopasowuje rzeczywistość do marzeń! To straszliwie dziecinne! Wszystko w jej życiu ma wyglądać tak jak w marzeniach. Naprawdę tego nie zauważyłaś? - A ty zauważyłeś - stwierdziła Małgosia ironicznie. - Nie. Sam z siebie nie - odparł Maciek z rozbrajającą szczerością. - Dużo rozmawiałem z Olkiem i on mi opowiedział różne rzeczy. Jak to wyglądało, kiedy jeszcze byli razem. Poza tym gadałem z Krzyśkiem. Pamiętasz wtedy, w pierwszej klasie? Jak myślała, że słonik to od niego? Przypomniałem sobie wiele takich historii i ułożyłem w całość. Kamila wtedy jest szczęśliwa, kiedy wszystko jest jakz bajki. Kiedy psa ratuje jej królewicz. Kiedy podrzuca jej ukradkiem prezenty. Ale kiedy jawnie mówi „kocham", to już nie jest dla niej fajne. Odarte z tajemnicy i baśniowości jest nieatrakcyjne. I tylko Olka mi żal. Na szczęście zajął się siłownią i łażeniem na jakieś kolejne zwariowane treningi, bo szykuje się do jakichś mistrzostw... Często o nią pyta. A ja nie wiem, co odpowiadać... Przez chwilę milczeli. Małgosia zastanawiała się nad sensem wypowiedzianych przez Maćka słów. W tym, co mówił, było sporo prawdy. - Ale marzenia to nic złego... - Małgosia próbowała bronić przyjaciółki. - Generalnie nie. Ale, jak widać, do czasu... - Maciek urwał, a po chwili zmienił ton. - Czy my musimy mówić ciągle o Kamili? Chciałem cię dziś wyciągnąć na basen. Aleks z Białym Michałem chcą, żebym z nimi poszedł i ścigał się. Poszłabyś z nami? - spytał i zaraz tego pożałował. Uświadomił sobie, że jak pójdą razem na basen, to przecież wyda się, że on wcale dobrze nie pływa i w starciu z takim Aleksem zupełnie nie ma szans. - Basen? - Małgosia zastanowiła się przez chwilę. Był piątek, więc lekcje będzie można odrobić później. - Dobra - powiedziała po chwili milczenia. - Ale chodź ze mną do Kamili odnieść jej rzeczy. Kamili komórka nie odpowiadała. W domu też jej nie było. Babcia mocno zdziwiona tym, że to koleżanka odnosi Kamili rzeczy, wzruszyła tylko ramionami i odebrała plecak. Na szczęście w kuchni coś się przypalało, więc musiała tam pobiec, a dzięki temu Małgosia 159 uniknęła tłumaczeń. Wymówiwszy się tym, że się spieszy, zbiegła szybko po schodach. Maciek czekał na dole. *** Kamila wybiegła ze szkoły w rozpiętej kurtce. Łzy leciały jej po policzkach i rozmazywały tusz do rzęs. Rano użyła go, by pomalować te swoje cholerne białe rzęsy, które tak strasznie ją drażniły. Czemu nie urodziłam się na przykład brunetką? Nie miałabym tylu problemów - myślała, zapominając, że to, co się zdarzyło, nie miało nic wspólnego z włosami. W uszach brzmiały jej słowa Ewki, Natalii i Aleksa. Wszyscy tacy pełni potępienia. Jak to bolało! I ten wzrok Michała - pełen pogardy. W ciągu roku jakże zmieniły się jego spojrzenia w stronę Kamili. Prawie biegła, szurając butami po pełnej liści chodnikowej alejce. - Już myślałem, że cię nie dogonię - usłyszała za sobą głos Wojtka. Przyspieszyła kroku. Jeszcze tego jej było potrzeba! Tego okropnego kolesia, którego nikt nie lubi! - Nie pędź tak! - Odwal się - burknęła i rozszlochała się jeszcze bardziej. - Nie odwalę się! - Wojtek był stanowczy. Złapał ją nawet za rękę. - Uspokój się. Chodź, pogadamy. - Nie... mogę... Muszę iść do... do... Kingi... odkręcać... - Kran? - Wojtek próbował żartem rozładować sytuację, ale Kamilę tylko to rozsierdziło. - Przestań! - krzyknęła wściekła i wyrwała mu dłoń tak szybko, że w rękach Wojtka została jej mała, kolorowa rękawiczka. - Ale ty jesteś wkurzający i wstrętny! -• - Nie złość się - powiedział spokojnie. - Chciałem, żebyś przestała płakać. No... żartowałem. - Wojtek nadmuchał rękawiczkę. Przez chwilę wyglądała jak kolorowy balonik z pięcioma rogami. Kamila mimowolnie zaśmiała się. Nastała cisza. Wojtek odezwał się pierwszy. - Nie bardzo wiem, o co chodzi, ale chcę ci pomóc... - zaczął nieporadnie. - Po co? - spytała Kamila obcesowo. Przestała się śmiać. Znów była niemiła. - Ja też jestem osamotniony. - Ja nie jestem! - odparła dumnie Kamila. - Mam Małgosię, przyjaciółkę. - Przyjaciółkę? To gdzie ona jest? Znów nastało milczenie. Przerwało je chlipanie Kamili, która urywanymi zdaniami opowiedziała Wojtkowi o wszystkim. O Olku, Michale, Kindze, a nawet o poprzednim wieczorze. - Jednym słowem, by zdobyć twoje względy, trzeba cię olewać - żartobliwie podsumował Wojtek i zaraz tego żartu pożałował, bo Kamila przyspieszyła nagle kroku, rzucając mu w twarz: - Ty moich względów nie zdobędziesz! - Żartowałem! Zaczekaj! - Wojtek puścił się za nią biegiem. - Głupi żart - odparła, gdy znalazł się koło niej. - Chciałem, żebyś się nie martwiła. Po prostu trzeba tylko pójść do Kingi i powiedzieć prawdę. - A jak nie uwierzy? - Dlaczego ma nie uwierzyć. Spróbuj. 160 Kinga uwierzyła. Nawet nie rozmawiały długo. Kamila nie chciała. Było jej smutno i źle. W pokoju Kingi na podłodze leżało jej zdjęcie z Michałem. Takie samo jak to, które widziała u niego w pokoju - z tą tylko różnicą, że to u Kingi było w rozbitej ramce. W trakcie rozmowy zadzwonił zresztą telefon - to był Michał. Kamila dyskretnie wyszła. Zdumiona zobaczyła czekającego pod blokiem Wojtka. - Co tu robisz? - A co mam robić? - spytał wzruszając ramionami. - Wiesz, jaka w klasie jest atmosfera, jeśli idzie o moją osobę. - Dziwisz się? - spytała. - W sumie nie, ale nie jestem taki, jak wszyscy myślą. - To po co tak robiłeś z dziewczynami? - Jak ci powiem i tak mi nie uwierzysz. - Spróbuj. Może uwierzę. - Kumple w Lublinie mówili mi że w Warszawie wszyscy tak robią. Chciałem być jednym z was - powiedział Wojtek i spuścił wzrok. Kamila dawno się tak nie śmiała. Odchyliła głowę do tyłu i ryczała na całą ulicę. -Nie śmiej się. - Nie mogę - śmiała się Kamila, zastanawiając się, jak Wojtek mógł pomyśleć, że wszyscy chłopcy w Warszawie są takimi tandetnymi, ordynarnymi podrywaczami. Przed oczyma stanął jej Biały Michał, którego bardziej od dziewczyn interesowały komiksy. Gdy Kamila wyobraziła go sobie sięgającego ręką pod czyjąś spódnicę, znów ryknęła śmiechem. - Ty w to uwierzyłeś? - Nawet nie wiesz, jak mi zależało, by być zaakceptowanym przez klasę. - No to ci wyszło pięknie. - Prawda? - Wojtek uśmiechnął się smętnie. - Ale to wcale nie było łatwe. Za pierwszym razem myślałem, że tego nie zrobię. Potem to już prawie uwierzyłem, że to ja. - Może zostaniesz aktorem? - Takie mam marzenie. Dlatego pomyślałem wtedy „raz kozie śmierć", a potem nawet się ucieszyłem, że mi to tak dobrze wyszło. Tylko teraz już mi nie jest do śmiechu. - Zacznij grać inną rolę. - Postaram się. Przez chwilę szli w milczeniu. - Wracamy do szkoły po teczki? - spytał nagle Wojtek. - Bez sensu - odparła Kamila. - Szkoła i tak już zamknięta. Zobacz, która godzina. Odbierzemy je w poniedziałek. - Odprowadzę cię - powiedział Wojtek- - I tak nie mam tu znajomych - wszyscy zostali w Lublinie. Kamila wzruszyła ramionami. Szli w kierunku jej domu, gdy spostrzegła po drugiej stronie ulicy Maćka z Małgosią. Ale nie zawołała przyjaciółki. W uszach brzmiały jej słowa Wojtka: „Przyjaciółka? To gdzie ona teraz jest?". No właśnie. Gdzie? Po drugiej stronie ulicy. Daleka. Nie umiała powiedzieć jej tego wszystkiego, co Wojtkowi. Który to już raz jest między nimi nie tak, jak kiedyś, j ak być powinno. I dlaczego? 161 WMf W(J ??/\??? ? ZM>W(I ?? ?? był kolejny dzień, kiedy Czarny Michał nie przyszedł do szkoły. Niby przedwiośnie, ale gdyby był przeziębiony, Kinga na pewno coś by wiedziała. Jednak nikt z klasy nic o Michale nie wiedział. Pierwszego dnia nieobecności Kinga była zmartwiona. Następnego załamana. Michał nie odbierał telefonów, w domu nikt nie otwiera! drzwi. Komórka milczała jak zaklęta. Dopiero trzeciego dnia Kinga dostała SMS-a: „Wpadnij wieczorem". „«Wpadnij wieczorem«. Łatwo tak napisać - zastanawiała się. - Najpierw dwa dni nie daje znaku życia, a potem jakby nigdy nic przysyła SMS z takim tekstem". Całe popołudnie biła się z myślami. Iść czy nie iść do Michała? Zadzwoniła do Małgosi. - Moim zdaniem, idź - usłyszała w słuchawce głos koleżanki. - Maciek powiedział mi kiedyś, że w takich sprawach jak miłość czy przyjaźń nie ma co się unosić honorem. - Ale nie wszyscy tak uważają. Spójrz na... - chciała powiedzieć, że na Kamilę i historię z Michałem, ale ugryzła się w język. Szybko pożegnała się z Małgosią i zaczęła przygotowywać do wyjścia. Myślami powracała jednak do Kamili i Michała. Do historii, która jakiś czas temu zburzyła jej spokój. Nie chciała wywoływać wilka z lasu. Nie teraz, kiedy Michał odezwał się po trzech dniach milczenia. Ale nie mogła zapanować nad tym, co kłębiło się jej w głowie. Może to Michałowe milczenie miało związek właśnie z Kamilą? Kinga przemywała twarz tonikiem. Z lustra patrzyła na nią lekko zaróżowiona twarz. Tego dnia chciała wyglądać ładnie. „Bo może Michał... bo może Michałowi... bo może z Michałem..." - myślała Kinga, ale nawet w myślach bała się dokończyć zdanie, które chodziło jej po głowie. Odpędzała te myśli jak natrętną muchę i w skupieniu szczotkowata włosy. Czy Michał na nią czeka, bo chce jej powiedzieć coś nieprzyjemnego? #** Kiedy Michał otworzył drzwi, Kinga zobaczyła innego człowieka. Byl bardzo zmieniony na twarzy. - Jesteś wreszcie - powiedział i nie pozwoliwszy Kindze się rozebrać, wtulił twarz w jej włosy. - Co się stało? - spytała i poczuła, że te wszystkie wątpliwości i myśli, które miała przez ostatnie dni, były głupie i szczeniackie. Że stało się coś poważnego. Michał milczał. Wreszcie szepnął: - Mama j est w szpitalu. - Miała wypadek?! - Nie... nie to - odparł Michał i wypuściwszy Kingę z objęć, w milczeniu pomógł jej zdjąć kurtkę. - Chcesz herbaty? - spytał, gdy weszli do kuchni. 184 - Nie. Mów, co się stało? - Nie wiem, co mam ci powiedzieć. - Czego nie wiesz? Michał, błagam cię, powiedz coś. Wiesz, że ja... - Kinga zaczęła jąkać się. - Że ciebie... Michał położył jej dłoń na ustach. - Wiem. I znów zapadło milczenie. - Zrób i mnie tej herbaty. Najlepiej z sokiem - powiedziała Kinga i ciężko usiadła przy kuchennym stole. - Powiedz, co jest z twoją mamą? - Kaszlała. Tygodniami kaszlała. Chrypiała - teraz Michał mówił szybko, urywanymi zdaniami, patrząc przy tym przed siebie, w niewidzialny punkt, który znajdował się gdzieś na kuchennych szafkach. - Leczyli ją na różne infekcje. Ale nie pomagało. Myśleliśmy, że to jakiś wirus. Ale to rak. Krtani. Będą jej wycinać. Na zawsze straci głos. Nigdy już nie usłyszę, jak mnie woła. Nie będę słyszał, jak nuci w łazience. Nie będę jej słyszał! Rozumiesz?! - ostatnie słowa Michał wykrzyczał i... rozpłakał się. Szybko odwrócił się plecami do Kingi i drżącymi rękoma nalewał wrzątek do kubków. Kinga bała się podejść - nie chciała, by Michał wiedział, że widzi jego łzy. -Ale będzie żyła? - spytała, choć tak bardzo starała się, by pytanie brzmiało bardziej jak stwierdzenie faktu. By czuć było w jej głosie pewność, że wszystko będzie dobrze. Michał otarł ukradkiem oczy. Postawił kubki na stole i usiadł na wprost Kingi. - Tak. Ponoć wielu ludzi żyje bez krtani. Niektórzy do końca życia szepczą. Inni kupują sobie automaty, które po przyłożeniu do szyi przekładają wibracje strun głosowych na automatyczny dźwięk brzmiący prawie jak głos Lorda Vadera - Michał opowiadał to wszystko beznamiętnym głosem i mieszał herbatę, nerwowo stukając łyżeczką 0 brzegi kubka. - Michał... ważne, że będzie żyła. - Ale... Kingus! Co to będzie za życie? - wybuchnął Michał. - Ty lepiej powiedz mi, z czego my będziemy żyli? Radiowiec niemowa! Radiowiec bez głosu! Słyszałaś o czymś takim? Boja nigdy. Co ona zrobi? Renta? Ile taka renta wyniesie? Z czego opłaci mieszkanie? Telefon? Ja o tym nie myślałem wcześniej! Ja podsłuchałem jej rozmowę w gabinecie z lekarzem! Kiedy pytał ją, czy mąż utrzyma rodzinę. Jaki mąż? Jaki mąż?!!! Rany! Ona nie ma nie tylko męża, ale nawet alimentów na mnie! - Co zrobimy? - spytała Kinga po chwili ciszy. - My?! - Michała zaskoczyła liczba mnoga w pytaniu Kingi. -Michał... ja... Twoje problemy są... no wiesz... takjakby były moje... - powiedziała szeptem Kinga i nieśmiało wzięła Michała za rękę. - Chcę pójść poprosić ojca o pomoc - wykrztusił Michał po chwili milczenia. Kinga wytrzeszczyła oczy. Pamiętała opowieść Michała o ojcu. O tym, jak nie chciał go, jak nawet nie spytał, jak ma na imię... Spojrzała pytająco na Michała. -Pójdziesz jutro ze mną do radia? - spytał cicho. - Jasne - odparta. Dopiero teraz Michał spojrzał jej w oczy. Trwali tak przez chwilę w zupełnej ciszy. 1 tylko zegar kuchenny cicho odmierzał kolejne sekundy. - Skąd wiesz, że jest w pracy? - spytała Kinga Michała. Szli oboje, trzymając się za ręce, przez radiowy parking. 185 - Wiem, i już - odparł Michał. Za nic w świecie nie powiedziałby nawet Kindze, że od czasu tamtej wizyty w radiu był tu kilka razy obserwować „tego człowieka". Tak właśnie nazywał go w myślach. „Ten człowiek". Teraz jednak potrzebował go. Potrzebował, by nagle „ten człowiek" zamienił się w ojca. Takiego, którego teraz potrzebował bardziej niż kiedykolwiek. Siedli na ławce. Było dość chłodno, ale Michał wiedział, że zaraz wybije czwarta i „ten człowiek" wyjdzie z budynku, uda się do zaparkowanego nieopodal opla i odjedzie. - Co mu chcesz powiedzieć? - Żeby... - zaczął Michał, ale nie dokończył. „Ten człowiek" pojawił się właśnie w progu gmachu. Michał podbiegł do niego. - Przepraszam... - zaczął Michał i zamilkł. Nie wiedział, co dalej mówić. Patrzyły na niego oczy, które znał z lustra. Takie same jak jego. Już kiedyś ich spojrzenia zetknęły się. „Ten człowiek" byl wyraźnie zmieszany. Michał widział to, bo oczy uciekały mu w kierunku wyjmowanych z kieszeni kluczyków do auta. - Czego chcesz, chłopcze? - Jestem pana... twoim... synem i... - Słuchaj, chłopcze - mężczyzna gwałtownie przerwał Michałowi i nie patrząc na niego, otworzył drzwi samochodu. - Nie wiem, co chciała osiągnąć twoja matka, przysyłając cię tutaj, ale powiedz jej, że nic nie osiągnęła. Moja odpowiedź brzmi tak, jak brzmiała przed laty. Mogła ze mną, mogła z każdym! Ostatniemu zdaniu towarzyszyło mocne trzaśniecie drzwiami. W akcie ostatniej rozpaczy Michał zapukał w szybkę. „Ten człowiek" nawet jej nie opuścił. Przez szybę Michał zobaczył, jak jego usta układają się w jedno zdania: -Odejdź! - Obyś nigdy nie był szczęśliwy! - krzyknął Michał i pędem pobiegł z powrotem do ławki, na której siedziała Kinga. *#* - Radzisz sobie, synku? - wychrypiała mama. Była blada, z podkrążonymi oczami. Smutna. Jak nie mama. - Radzę sobie - odparł. Przysiadł na krzesełku, które stało obok łóżka, i ukrył twarz w jej dłoniach. - Będzie dobrze. Zobaczysz - powiedziała i pogładziła go po włosach. - Yhm. Mamo... ja... ja... - Coś się stało?! - zaniepokoiła się mama i jej spokojna dotąd twarz stężała w napięciu. - Nie... nic takiego - odparł Michał. - Kocham cię - powiedział i powziął decyzję, że nigdy, przenigdy nie będzie szukał kontaktu z „tym człowiekiem". Mężczyzna, po którym odziedziczył oczy i imię, zniknął z jego serca na zawsze. Teraz liczyła się tylko mama. No i Kinga, która nie mniej zdenerwowana czekała na szpitalnym korytarzu. 186 mmt\ Kamila nie mogła znaleźć sobie miejsca. Od czasu imienin Maćka Wojtek ignorował ją kompletnie. Kiedy wchodziła do klasy, rozmawiał z chłopakami, którzy od historii z papugą patrzyli na niego zupełnie inaczej. A i dziewczyny przekonały się, że zachowanie z początku roku było wybrykiem. Olek podobno spotykał się z Kaśką. Wprawdzie Kamila zupełnie nie chciała w to wierzyć, ale może to prawda? Kaśka ostatnio rzucała jej pogardliwe spojrzenia i znów jak dawniej mówiła „dziecinko". Czarny Michał po krótkiej przerwie zaczął przychodzić do szkoły, ale snuł się po niej jak cień i na przerwach szeptał tylko z Kingą. Podobno jego mama miała poważne kłopoty ze zdrowiem. Małgosia z Maćkiem czytali Pottera i właściwie na nic innego nie mieli czasu- Historia Zakonu Feniksa pochłonęła ich całkowicie. Kamila tylko co jakiś czas słyszał*1 Jak padały słowa Tonks, śmierciożercy, stworek i jeszcze jakieś, które niewiele jej mówiły- Sama nie miała głowy do piątego tomu. Nie teraz. Kamila powlokła się w kierunku komputera. Przeczytała ze trzy różne hofoskoPy' ale żadna z wiadomości nie była tą, która by ją ucieszyła. Uruchomiła gadu-gadtf > spojrzała na ekran. Wojtek byl na linii. Ależ ją korciło, by jak dawniej odezwać się do niego! Chętnie by z nim pogadała, ale było coś, co ją paraliżowało. Sprawiało, że patrzyła fla świecący nick Primabaleron i nie mogła się zdecydować na wystukanie żadnego słowa. Nawet przepraszam. Doskonale pamiętała słowa Wojtka: „Zwykłym kolegą dla ciebie być me umiem. A nie chcę, byś mną tak poniewierała, jak teraz, ani robiła to, co z 01?*??- Zmienisz zdanie - zadzwoń". Nagle ku jej zdumieniu przy nicku Wojtka pojaW^ si? napis: „Pustak jest ignorowany". Kamila aż zamrugała ze zdumienia. Po chwili ???? Wojtka przestał migać. Znaczyło to tylko jedno - nie było go już na linii. „Ten pustakt0 ° mnie" - pomyślała i aż ją coś ścisnęło za serce. Zadzwoniła do Małgosi. Miała cichą nadzieję, że przyjaciółka znajdzie cUa niej choć chwilę czasu, ale Małgosia tkwiła po uszy w piątym tomie Pottera. - Kamila... - powiedziała nie dając jej nawet dojść do słowa. - Zadzwoni do ciebie wieczorem. Ja już prawie kończę książkę, dobrze? „Tak, nawet Małgosia nie ma dla mnie czasu - pomyślała Kamila. - Co ]&? powinnam z zrobić?" Nagle zadzwonił telefon. To była Ewa. - Zgadnij, kto przed chwilą przechodził przez moje podwórko? - spytała tajemniczym głosem. - Nie zgadnę. Nie męcz mnie. Mów - burknęła Kamila. - Kaśka z... twoim Olkiem. Wisiała na nim jak na wieszaku. - To nie jest mój Olek. 187 -Dokąd szli? - A jednak! Interesuje cię to, co? - Nie. Skąd. Tak tylko pytam. - W kierunku ronda. Pewnie pojechali gdzieś do centrum. - Kamila! - karcący głos matki dochodził z końca mieszkania, a jego brzmienie nie wróżyło nic dobrego. - Słuchaj, muszę kończyć. Mama mnie woła. - Może wpadniesz do mnie? - Zobaczę. Cześć! - Kamila! - Twarz mamy aż płonęła z oburzenia. - Pies zsikał się w przedpokoju! Natychmiast sprzątnij i idź z nim na długi spacer. To już szczyt wszystkiego! Tak chciałaś psa, a teraz... Dalej nie słuchała. Szybko ubrała się, przypięła Płatkowi smycz i z całej siły szarpnęła psa, aż przeleciał przez korytarz, a dojechawszy do drzwi, podkulił ogon i spojrzał na nią z wyrzutem. - Co to za zachowanie! - mama krzyknęła takim tonem, że Kamila błyskawicznie otworzyła drzwi wyjściowe. - Co ty robisz z psem! To jest żywe zwierzę! To już szczyt!!! Poczekaj, niech tylko ojciec wróci z pracy! Już on z tobą porozmawia! Zbiegła po schodach, nie czekając na dalszy ciąg matczynego wywodu. Była wściekła, rozdrażniona i smutna naraz. Ten Olek, ten Wojtek, ten napis na gadu- gadu... wszystko to sprawiło, że czuła się straszliwie osamotniona i bezradna. Ciągnąc za sobą psa, ruszyła w kierunku głównej ulicy. Płatek próbował protestować, ociągał się i wskazywał drogę do parku, ale Kamila zdecydowanym ruchem pociągnęła go w przeciwnym kierunku. Żeby tak ktoś powiedział jej, co robić... Nagle... zaświtał jej pomysł. Wyciągnęła z kieszeni komórkę i po szybkim wystukaniu numeru przytknęła telefon do ucha. Po chwili usłyszała w słuchawce męski głos. - Dzień dobry. Mówi Kamila, czy mogłabym rozmawiać z Ewą? -Chwileczkę... - No, co tam? - spytała wesoło Ewa. - Ciekawi cię, co dalej z Olkiem? - Poniekąd - bąknęła Kamila. - Powróżyłabyś mi? - Kiedy? - No... wpadłabym do ciebie za kilka minut. - OK, wpadaj! - Tyko że... - Kamila się zająknęła. - No? - spytała Ewa głosem, który zdradzał, że spodziewa się usłyszeć ploteczkę. - Jestem z psem. Mogę z psem? - Możesz - odparła wyraźnie rozczarowana. - Po co ci wróżba? - spytała Ewa, gdy usiadły w jej ciasnym pokoiku. - Tak sobie - odparła Kamila. - Na poprawę humoru. - Za nic w świecie nie przyznałaby się przed Ewą, że nie wie, co robić, że zdaje się na karty, gwiazdy, horoskopy. - Stoisz na rozdrożu - powiedziała Ewa, wolno rozkładając karty. - Sama nie wiesz, czego chcesz... „Jakbyś czytała w mojej głowie" - pomyślała Kamila i spojrzała w karty, choć nic nie rozumiała z tego, co pokazywała jej Ewa. - Jest jakiś chłopiec. Niby blisko, ale daleko. Tak, jakby coś was dzieliło. A tu drugi. Straszliwie zraniony, coś ci próbuje udowodnić i zachowuje się trochę głupio. Czekają cię kłopoty w szkole. Powinnaś skupić się na nauce... 188 - Słuchaj, czy ty jesteś w zmowie z moimi starymi? - przerwała Ewie Kamila. - No, chciałaś wróżbę... to ci wróżę. -Ale nie o szkole! - Słuchaj, ale tu wychodzi, że możesz mieć poważne kłopoty... -Niewierze... - To po co mam ci wróżyć, jak nie wierzysz? - No dobra... to mów. Co w tej szkole? - Jakiś nauczyciel jest na ciebie cięty. - Eee tam - odparła Kamila, głaszcząc Płatka za uszami. Pies lizał jej ręce. - Co tam jeszcze widzisz? - Poczekaj. Zaraz. Muszę potasować. A wiesz, że Michała mama jest już po operacji? Wycieli jej krtań. Na szczęście okazało się, że wykupiła sobie kiedyś ubezpieczenie i teraz będzie dostawała dość wysoką rentę. No, przełóż. - Ewa podsunęła Kamili potasowaną kupkę kart. „Michał..." - powtórzyła w duchu Kamila i nagle odkryła, że dawno nie myślała o Michale. Jakby przestał dla niej istnieć. Ale kto teraz istniał? Kto był ważny? Tego nie wiedziała. - .. .słuchasz mnie? - Ewa szturchnęła ją łokciem. - Przepraszam, zamyśliłam się. - W najbliższym czasie spotka cię coś, co odmieni twoje życie. To będzie taki punkt zwrotny. Ale... będzie boleć. Jednak jak się już stanie, to spełnią się wszystkie twoje marzenia. - Bardzo dobry układ. No! Koniec. Tylko nie dziękuj, a teraz przygotuj najmniejszy pieniążek, jaki masz. Za wróżbę trzeba płacić - powiedziała Ewa i podsunęła Kamili pod nos skarbonkę, w której brzęczały monety. Kamila wyskrobała grosz i wrzuciła do skarbonki. Mama Ewy wniosła do pokoju herbatę i ciastka. Dziewczynki, rzucając co chwila ciastko Płatkowi, rozmawiały. Nagle Kamila spojrzała na zegarek. - Rany! Wyszłam z domu prawie trzy godziny temu. - Gdyby rodzice coś chcieli, pewnie zadzwoniliby do ciebie na komórkę - powiedziała Ewa i jakby w odpowiedzi zadzwonił telefon Kamili. - Tak, mamo. Już wracam... Nie. Spaceruję - powiedziała do słuchawki. - Zaraz będę. Pa. *** Biegła w kierunku domu, ciągnąc za sobą Płatka, który szczęśliwy, że wreszcie może pobiec, głośno ujadał. Nagle jej wzrok przykuła para idąca dragą stroną ulicy. Wysoki, dobrze zbudowany chłopak i zgrabna dziewczyna. Olek i Kaśka. Kamila szarpnęła smycz. Przyciągnęła do siebie Płatka i uwalniając go, szepnęła: - Bądź cicho i biegnij do domu. Pies jakby zrozumiał ją, bo puścił się biegiem w kierunku podwórka Kamili. Para zajęta rozmową nawet nie spojrzała w jej kierunku. Żywo gestykulując, szli dalej w kierunku, gdzie mieszkała Kaśka. Po chwili Kamila usłyszała baryton Olka, który na całą ulicę śpiewał: - Kaśka miała fajny biust! Rozległ się tupot jego nóg, a za chwilę potem stukot pantofli Kaśki, która śmiejąc się i krzycząc: „Ty świntuchu!", próbowała go dogonić. 189 - No! Zmazałaś swoje winy! Pies się wreszcie wybiegał. Aż trzy godziny na dworze! Jednak czasem można na ciebie liczyć. Szkoda, że tylko wtedy, kiedy najpierw zostaniesz skrzyczana - powiedziała mama i pocałowała ją w czoło na powitanie. Kamila czulą, że policzki płoną jej ze wstydu, ale nic nie powiedziała. W uszach brzmiała jej piosenka, którą sparafrazował Olek, a która nie tak dawno była ich piosenką. Przed oczami zaś miała Kaśkę biegnącą za nim po chodniku. I trzy asy, które jak powiedziała Ewa wróżą spełnienie marzeń. „Tylko jakich?" -pomyślała i zamknęła za sobą drzwi od pokoju. 190 mm Olek po raz kolejny analizował spotkania z Kaśką. Było ich zaledwie kilka, ale on miał wrażenie, że dla Kaśki znaczą one coś innego niż dla niego. Wczoraj przytulała się - aż za bardzo. Poza tym wybrała na spacer drogę koło domu Kamili. Niby... on sam też trochę chciał tamtędy przejść, ale... z drugiej strony nie wiedział, co by zrobił, gdyby ją spotkał. Bo o tym, że Kamila tam była i widziała, jak wygłupia się z Kaśką, Olek nie miał zielonego pojęcia. Kaśka była inna niż Kamila. Ciągle potrzebowała komplementów. Stroiła się. To drażniło. Miał wrażenie, że go kokietuje na pokaz. Nie dlatego, żeby on - Olek - miał jakieś szczególne dla niej znaczenie. Kaśka nie była radosna jak Kamila. Tamta Kamila z wakacji. Ta jego. Była wesoła, ale w tej wesołości była jakaś próżność. Ten jedyny zdaniem Olka „ludzki" element to było utykanie po wypadku, ale reszta... Sam nie wiedział, po co spotyka się z Kaśką. Co gorsza, Kaśka miała za chwilę do niego przyjść. #*# Kaśka przyszła przed czasem. Kiedy w przedpokoju wieszała kurtkę uchyliły się drzwi i z głębi mieszkania wybiegła Malwina, która na widok gościa krzyknęła. - Gorył! Dupek! Mój brat to dupek! I goryl! - Malwina, uspokój się! - skarcił ją Olek zaczerwieniony aż po same uszy. Siostra nie pierwszy raz przynosiła mu wstyd. - Jesteś dupek! - zawołała Malwina i pokazała mu język. -1 goryl! Masz włosy pod pachami! - Mamo! Zabierz Malwę! - zawołał Olek w głąb mieszkania. Ale zajęta czymś w kuchni mama nie usłyszała jego głosu. - Goryl! Włochaty goryl! Dupek! Du-u-pek! -wykrzykiwała Malwina i pokazując na Olka wykonywała gesty, które miały objaśniać stojącej w przedpokoju Kaśce rozmiary włosów pod pachami Olka. - Malwa! - Olek krzyknął i rzucił się w kierunku siostry. Ale ta szybko pokazała mu języki uciekła. Kaśka z trudem stłumiła śmiech i weszła za Olkiem do jego pokoju. Kamila szperała w internecie. W internetową wyszukiwarkę na Wirtualnej Polsce wpisywała nazwiska ludzi z klasy i patrzyła, czy wyskoczy jej jakaś informacja. Nie wyskakiwało nic, a jak coś już się pokazywało, to dotyczyło oczywiście zupełnie innych osób o takich samych imionach i nazwiskach. Dopiero kiedy wpisała „Aleksander Majewski" pojawiła 191 się strona sekcji dżudo, do której należał. Kliknęła. Pokazały się zdjęcia Olka. Patrzyła na nie przez chwilę. Sama nie wiedziała, po co tu zajrzała. Może dlatego, że dziś w szkole Kaśka opowiadała, jaka to jest szczęśliwa z Olkiem i mówiąc to, cały czas zerkała w jej kierunku? Opowiadała, jak nosi ją na rękach. Jaki jest silny i muskularny. Tak jakby ona - Kamila - tego nie wiedziała. I pokazała coś jeszcze. Coś, co Kamilę zabolało bardziej, niż wszystko do tej pory. Wisiorek. Taki sam jak ten, który ona kiedyś dostała od Olka. „Zupełny brak klasy - pomyślała. - Ale co mnie to właściwie obchodzi?" - wzruszyła ramionami i zamknęła okno w komputerze. Na pulpicie pozostało migające okienko gadu-gadu pokazujące, że do sieci podłączy! się Wojtek. Kamila spojrzała, czy nadal widnieje napis, który widziała tu ostatnio, a który tak bardzo bolał. Był. Napis „Pustak jest ignorowany" kłuł w oczy. Kamila westchnęła ciężko. „Spełnią się moje marzenia? Ciekawe jakie? - pomyślała. - Kiedy ja zupełnie nie wiem ani o czym marzę ani o kim." Zadzwoniła do Małgosi, ale przyjaciółka była u Maćka. Tam Kamila iść nie chciała. Na co miała ochotę? Tego też nie wiedziała. Po raz kolejny nudziła się tak, że miała wrażenie, że te szare dni w jej życiu nigdy się nie skończą. *** - Rany! Prędzej bym się spodziewał wygranej w totka niż ciebie - powiedział Maciek, kiedy otworzył drzwi i ujrzał za nimi Olka. - Jesteś sam? - Jest Małgosia. Uczymy się do egzaminu. To znaczy próbujemy się uczyć, bo idzie nam średnio najeża. A co jest? - spytał, patrząc na kolegę, który jakby wahał się -wejść czy nie wejść. -Nic takiego... - Wchodź! Nie będziesz chyba stał za drzwiami... - Maciek! - z głębi mieszkania słychać było głos mamy. - Zamykaj szybko drzwi, bo papuga jest poza klatką! - Spoko, mamo! - krzyknął Maciek do mamy i szarpnąwszy kumpla za rękaw kurtki wciągnął go do mieszkania. Po chwili obaj chłopcy weszli do pokoju Maćka, gdzie siedziała pochylona nad książkami Małgosia. - Fajna nauka - powiedział Olek i z triumfem na twarzy wprawnym ruchem wyciągnął spod sterty książek... planszę podróżnych scrabble. - Oj, weź... - żachnął się Maciek. - Mówiłem ci, że próbujemy się uczyć. - Kto wygrywa? Małgosia wzruszyła ramionami i wyraźnie niechętnie ruchem głowy wskazała na Maćka. - Czy z Kaśką to na poważnie? - spytała, chcąc zmienić temat. Kolejna przegrana w scrabble zaczynała ją wkurzać. - Czy z Kaśką to na poważnie... - Olek powtórzył pytanie i zamyśli! się. Nie chciał opowiadać o Kaśce. O tym, że wczoraj ni z gruchy, ni z pietruchy zrobiła mu scenę zazdrości o zdjęcie Kamili, które cały czas stało u niego na półce. Nie miała do tego prawa. Niczego jej nie obiecywał. Wygłupiali się, żartowali, a ona wyobraziła sobie więcej, niż należało. Chciała zagarnąć jak swoją własność. Ale teraz nie chciał o tym mówić - chciał spytać o Kamilę, choć zupełnie nie wiedział po co. - No? - Małgosia nie dawała za wygraną. Za wszelką cenę chciała uzyskać odpowiedź. Szczególnie dlatego, że Kamila nie dalej jak dziś po szkole pytała ją, czy Maciek nic nie mówił na temat Olka. 192 - Eee tam - odparł Olek. - Zwykła znajomość. - Kaśka opowiada o tym jak o wielkiej miłości - powiedziała Małgosia i zebrała klocki z literami do pudełka - a ty... -... odpowiadasz jak ta świnia „łiiiiii tam!" - dopowiedział wesoło Maciek, idąc w kierunku drzwi, ale zatrzymał się w progu i spytał: - Znacie ten kawał? Żona do męża powiedziała, że zachowuje się zupełnie jak świnia, a on na to: „Łiiiiii tam!". No, to zaraz wracam z herbatą. Chcecie z sokiem malinowym? - Może być - odpowiedział Olek i podszedł do stojącej na półce miniwieży hi-fi. W milczeniu przeglądał stojące obok płyty. Małgosia też milczała. - Nie chcesz powiedzieć, co z tą Kaśką? - spytała. - Powiedziałem, że zwykła znajomość. - Ona twierdzi co innego. - Dlatego więcej się z nią nie spotkam - odparł Olek i zaczął gwałtowniej grzebać w płytach. - Coś się stało? - spytała Małgosia, siląc się na obojętność, choć ciekawość bardzo ją zżerała. - Nic - odparł Olek i włączył najnowszy krążek Jeden Osiem El, po czym nadal grzebał wśród płyt. - Kaśka dziś pokazywała wisiorek od ciebie... - powiedziała Małgosia i podeszła do biurka. - Taki sam jak ten, który dałeś Kamili - powiedziała i przez chwilę w milczeniu układała na kupkę zeszyty Maćka. - Nie dałem jej żadnego wisiorka - odparł Olek. - Czy musimy mówić o Kaśce? - A o czym chcesz mówić? - spytała Małgosia. - Do jakich szkół idziecie? - My z Maćkiem chcemy do Prusa lub Mickiewicza - odparła Małgosia. - Blisko. - A... reszta klasy? Gdzie idzie? - spytał Olek, siląc się na obojętność. - Kaśka ci nie mówiła? - Daj spokój z Kaśką - zniecierpliwił się Olek. - Nie mówiła. Ona nie mówi o takich rzeczach. Zresztą znasz ją lepiej i dłużej niż ja. - Większość idzie tam, gdzie my. Są tacy, co chcą do Śródmieścia albo dalej na Pradze do Władysława Czwartego... Ktoś szczególny cię interesuje? - spytała zaczepnie Małgosia. - Nie. Tak pytam. -A ty? - Nie wiem jeszcze... Zobaczę, jak zdam egzamin. - Na pewno zdasz dobrze. Kamila mówiła kiedyś, że jesteś najlepszym uczniem w klasie. Olek nie odpowiedział. Zresztą po chwili wrócił Maciek z herbatą, sokiem i... papugą na ramieniu. Cała trójka zajęła się gwizdaniem i uczeniem ptaka melodii. O szkole, Kaśce, a tym bardziej Kamili nie było już mowy. „No to ładnie - myślał Olek, wracając autobusem do domu. - Ta wariatka chwali się jakimś wisiorkiem i mówi wszystkim, że to ode mnie". Byl zły. Na dodatek już wiedział, że o jego spotkaniach z Kaśką słyszała Kamila. I... nie na wiele to się zdało - nie poczuła się zazdrosna o niego, tak jak kiedyś o tego Michała. Olek nie wiedział, czy zadzwonić 193 do Kaśki i powiedzieć, że sobie nie życzy, by opowiadała takie brednie jak o tym wisiorku. Czy może dać spokój? Dopiero teraz spostrzegł, że nie ma komórki. Nieźle się zdenerwował. „Jeszcze tego brakowało" - mruknął i przyspieszył kroku. Kiedy zdyszany wpadł do domu, rodzice oglądali Wiadomości. Zamknął cicho drzwi od swojego pokoju i usiadł przy biurku. Na blacie widniała karteczka napisana przez mamę: „Zapomniałeś komórki. Dzwoniła kilka razy, więc ją wyłączyłam". Olek wziął do ręki telefon. Wystukał PIN i odsłuchał tylko jednej z siedemnastu wiadomości zostawionych mu na komórce przez Kaśkę, która bardzo chciała z nim pogadać. Ale o czym? Reszty wiadomości nie odsłuchał. Tego, co Kaśka miała mu do powiedzenia wcale nie był ciekaw. Kamila skończyła rozmowę z Małgosią. „Więc Kaśka znowu nakłamała" - pomyślała, odkładając słuchawkę. I nie wiedzieć czemu nagle poczuła wielką ulgę. A przecież dopiero co mówiła samej sobie, że Olek, Kaśka i wisiorek to nie jej sprawa... 194 ????? - Co jej zrobiliście? - spytała pani Czajka i powiodła wzrokiem po klasie. Odpowiedziała jej cisza. - Już drugi raz jest taka sytuacja - w głosie wychowawczyni dało się wyczuć dezaprobatę. Nic dziwnego - gdy przed chwilą wchodziła do klasy, w drzwiach minęła ją rozszlochana Kaśka, która popędziła w stronę toalety. Podobna historia miała miejsce, gdy byli w pierwszej klasie. Dokładnie wtedy, gdy poszła o niej plotka, że niby źle się prowadzi. Teraz było trochę inaczej. Nie było plotki, tylko złota biżuteria, którą wszystkie dziewczyny podziwiały. Zwłaszcza że obwieszona nią Kaśka opowiadała, że dostała ją od Olka. Dziewczyny wiedziały, od którego... -.. .tego, który najpierw kręcił z Kamilą. Tego przystojniaka, co to dżudo trenuje - mówiła Kaśka Zosi, która wpatrzona w niąjakw obraz pożerała wzrokiem wisiorek i wzdychała ciężko. Kaśka głośno reklamowała przymioty Olka i strzelała przy tym wzrokiem w kierunku Kamili, czy na pewno słyszy. Słyszała. Nie reagowała, choć od Małgosi wiedziała, że wisiorek, który z taką dumą prezentowała Kaśka, nie jest podarunkiem od Olka. Nie wtrącała się jednak. Do czasu. Bo oto nagle Kaśka zaczęła chwalić się kolejnym „prezentem" od Olka - bransoletką. - Przestań grać tę komedię - szepnęła jej na ucho. - Wiem, że między tobą a Olkiem nic nie ma. - Niby skąd? - spytała Kaśka, a w jej głosie słychać było i zdziwienie, i tę charakterystyczną dla Kaśki pewność siebie, która tak zawsze drażniła dziewczyny. - Bo wiem. - Co ty możesz wiedzieć? - zaperzyła się Kaśka. - Jesteś zwyczajnie zazdrosna, bo teraz nagle zdałaś sobie sprawę z tego, kogo odrzuciłaś. Wszyscy wiedzą, że twoja specjalność to interesowanie się chłopakami wtedy, kiedy oni mają już cię gdzieś. W tym momencie wtrąciła się Małgosia. - Słuchaj, ja rozmawiałam z Olkiem, więc daj już spokój... Obu dziewczynom wydawało się, że jak Kaśka to usłyszy, to przestanie chwalić się wisiorkiem. Myliły się - w Kaśkę j akby diabeł wstąpił. Odepchnęła Kamilę i pociągnąwszy za sobą Zośkę, podeszła do Ewki, Natalii i Kingi i pokazała im... pierścionek. - To już szczyt wszystkiego tak łgać! - krzyknęła za nią Kamila i nie zastanawiając się dłużej nad tym, co robi, wyciągnęła komórkę i zadzwoniła do... Olka. *** W szkole trwała właśnie duża przerwa, kiedy odezwała się komórka Olka. Spojrzał, by zobaczyć, kto dzwoni, i zaniemówił. Na wyświetlaczu migał napis: „Kamila". - Tak? - spytał, przykładając telefon do ucha. Ale Kamila milczała. Jakby dopiero teraz uświadomiła sobie, co robi i bąknąwszy do słuchawki: „Sorry, pomyliłam się", rozłączyła się. 195 Ten telefon rozpętał prawdziwą burzę. Wszystko dlatego, że zaraz po nim Olek zadzwonił do Maćka spytać, co jest grane. Maciek spytał Małgosię, która palcem pokazała mu Kaśkę demonstrującą koleżankom biżuterię i powiedziała, że niby jest to biżuteria od Olka. To właśnie Maciek powtórzył Olkowi, a Olek zadzwonił do Kaśki i powiedział, żeby sobie nim gęby nie wycierała. Kaśka nic sobie z tego nie zrobiła - w końcu Olek był daleko - na drugim końcu Warszawy i w zupełnie innej szkole. Poza tym uznała, że nie wszyscy go tu znają, więc można dalej brnąć w kłamstwo. Może wszystko by przycichło, gdyby nie Maciek. Zajęty z Aleksem i Białym Michałem dyskusją na temat komiksów i książek Neila Geimanna, usłyszał nagle spór o prezenty, pojawiające się w nim co chwila imię Olka i podniesiony, ale jakże pewny siebie głos Kaśki: -Zazdrościcie mi! Wszystkie! - Stuknij się w głowę - powiedziała Małgosia. - Czego mamy ci zazdrościć? - Tego, co dostałam od chłopaka. Ty też byś chciała, by Maciek dawał ci takie drogie prezenty... - Ty jesteś szurnięta! - wykrzyknęła Małgosia, a w jej głosie dało się słyszeć bardziej zdziwienie niż złość. - Maciek nigdy nie kupi tobie... - Do jasnej cholery! - krzyk Maćka sprawił, że w Ilia zapadła kompletna cisza. - To jest już szczyt wszystkiego! Opanuj się! Guzik cię obchodzi, czy ja kupuję coś Małgosi, czy nie. Nie twój interes! - Kaśka takie bzdury opowiada, bo dla niej faceci to sprawa życia i śmierci - odezwał się Czarny Michał. - Wszystko dlatego, że ma pstro w głowie - dorzuciła swoje trzy grosze Kinga. - Lekcjami byś się zajęła! Próbny egzamin gimnazjalny będzie w przyszłym ty*godniu, a tobie nadal myli się Krasicki z Krasińskim. - Tylko chłopaki jej się nie mylą... - rzucił Biały Michał, który jak dotąd nigdy nie bral udziału w tego typu sporach. - Nie mylą, bo nie ma kto jej się mylić - odezwała się Ewa. - Ona gada o tych chłopakach, bo w życiu żadnego nie miała! - Miałam! - krzyknęła Kaśka. - Nie miałaś! - odkrzyknęła Ewa. - Pewnie ci wszyscy, o których nam co jakiś czas opowiadałaś, są tak samo prawdziwi jak Olek. -To ty nie miałaś! - Skąd ty to możesz wiedzieć? - spytała Ewka i szybko dodała: - Nie każdy informuje wszystkich o tym, co dzieje się w jego prywatnym życiu. - Po czym odwróciła się do Kaśki plecami i odchodząc, rzuciła przez ramię: - Ty się tak w ogóle to uspokój i przestań żyć zmyślonymi historiami. - Nauką się zajmij! - rzuciła Kinga. - Bo całe życie będziesz tłukiem! - A wtedy nawet wielkie cycki ci nie pomogą - dopowiedział swoje trzy grosze Czarny Michał. Kaśka, która już od kilku chwil czuła napływające do oczu łzy, wybiegła z klasy. Szlochu, który wyrywał jej się z piersi, nie mogła powstrzymać - słyszeli go wszyscy. Także pani Czajka, która właśnie w tym momencie weszła do klasy. #*# - O co poszło? - spytała pani Czajka Kaśkę, kiedy ta po długich pertraktacjach zdecydowała się wreszcie otworzyć drzwi od kabiny w łazience. , 196 - Bo ja... bo oni... bo... - i zanosząc się płaczem, rzuciła się pani Czajce na szyję. Nauczycielka zesztywniała. Ale głaskała szlochającą dziewczynę po głowie i próbowała uspokajać. Na próżno. Kaśka nie przestawała szlochać. Urywanymi słowami opowiadała pani Czajce o Olku, o tym, że jest ciągle sama, a inne dziewczyny... - ... mają chłopców, a przecież... a ja... a mnie... - szlochała. Tego pani Czajka po Kaśce się nie spodziewała. Kto by zresztą się spodziewał, ze ta dziewczyna, która od pierwszej klasy zgrywa taką dorosłą, w trzeciej klasie pokaże, ze jednak jest w niej więcej dziecka niż w reszcie rówieśników. *** Tymczasem w Ilia wszyscy rozmawiali o Kaśce. Kamila nie zabierała głosu - może dlatego, że co jakiś czas widziała rzucane ukradkiem w jej kierunku spojrzenia Wojtka, który wodził wzrokiem od niej aż do okna. Tam z kolei widać było spacerującą przed szkołą znajomą sylwetkę wysportowanego chłopaka. Kamila i Wojtek, udając, że jedno nie widzi drugiego, obserwowali przez okno dziedziniec przed szkołą. Wiedzieli, że niedługo skończą się lekcje i Kaśka będzie musiała wyjść ze szkoły. A wtedy będzie musiała zmierzyć się z tym, który od dłuższego czasu nerwowo przestępuje z nogi na nogę pod bramą ich szkoły. A jest to me kto inny jak Olek. Najwyraźniej wściekły, bo od dobrych dziesięciu minut z impetem kopał kamień. KIOPOW - Kamila! To, co napisałaś w swojej pracy klasowej, to jest chyba jakiś żart? - spytała Milady, oddając prace z angielskiego. - Przecież nigdy nie miałaś kłopotów z nauką. Co się z tobą stało? - spytała i spojrzała badawczo na uczennicę. Kamila wstała i odebrała z rąk nauczycielki klasówkę z pałą. Milczała. Milady nie-zrażona niczym ciągnęła dalej. - Miałaś napisać podany tekst w czasie przyszłym. Futurę! A ty co? W przeszłości grzebiesz? Ja rozumiem, że to, co zrobiłaś, jest bezbłędne, ale... zadanie jest zadaniem. I polegało na tym, byście ćwiczyli czas przyszły. Ja nie mogę za to postawić nic więcej, jak tylko ocenę niedostateczną. Zwłaszcza że w czasie klasówki trzy razy podkreślałam, że ma to być czas przyszły, a Maciek dowcipnie zauważył, że do tekstu o statkach kosmicznych to ten czas nawet lepiej pasuje. O czym ty myślałaś, kiedy pisałaś tę klasówkę? - Nie wiem - odparła Kamila, a Milady westchnęła ciężko. - A kto ma to wiedzieć, moja droga? - spytała. Kamila wzruszyła ramionami. Ten gest tak rozsierdził Milady, że podniosła głos. - Co to za zachowanie, moja panno? Co to za wzruszanie ramionami?! Najpierw nie uważasz na klasówce, czyli lekceważysz mnie, boja sobie gardło zdzierałam, tłumacząc wszystkim, co mają do zrobienia. A teraz mi tu ramionami wzruszasz. Wszyscy pozostali zrozumieli, o co chodzi w zadaniu. Ty jedna jedyna na całą klasę zrobiłaś nie to, co miałaś zrobić, i nawet nie umiesz mi powiedzieć dlaczego. - O Jezu, mogę to zaraz poprawić. Pani dobrze wie, że mogę napisać tę klasówkę bezbłędnie - przecież z angielskim nie mam problemów. Nie tylko mam akcent lepszy niż pani, ale i słownictwo o wiele bogatsze. Klasa zamarła. Milady też. W całej swojej pedagogicznej praktyce nie zdarzyło jej się zostać tak potraktowaną przez żadną uczennicę, a co dopiero przez swoją ulubienicę. To wyprowadziło ją z równowagi. Ale tylko na chwilę. Bo Milady nigdy nie traciła głowy na zbyt długo. Dlatego błyskawicznie odparła: - W takiej sytuacji na następną lekcję przygotuję dla ciebie specjalny zestaw zadań - powiedziała, a potem odwróciwszy się plecami do Kamili, podeszła w stronę biurka. - Aha, i przynieś mi dzienniczek - rzuciła przez ramię jakby od niechcenia. Kiedy Kamila wracała ze szkoły, w plecaku niosła dzienniczek z uwagą, która brzmiała: „Kamila nie tylko podczas klasówki nie słuchała poleceń nauczyciela, co zaowocowało oceną niedostateczną, ale po zwróceniu uwagi, że tak właśnie zachowała się podczas klasówki, odezwała się do mnie po chamsku. Proszę o pilny kontakt osobi- 198 sty w tej sprawie. W przeciwnym razie córka nie będzie wpuszczona na następną lekcję". *** Mama od razu zauważyła, że coś jest nie tak. - Kamila? Mów, co się stało? - spytała, kiedy Kamila bez słowa weszła do swojego pokoju i zamknęła za sobą drzwi. - Dostałam uwagę - powiedziała cicho. - Za co? - Nie wiem - odparła Kamila. -Jak to: nie wiesz? - Przeczytaj sama - odparła Kamila i pokazała mamie dzienniczek. - Czy ja dobrze rozumiem, że dostałaś pałę z angielskiego? - spytała ze zdumieniem mama. Kamila skinęła potakująco głową. - Dziecko! Przecież my co roku zabieramy cię za granicę, żebyś szlifowała języki. Tyle pieniędzy pchamy w twoją edukację, a ty tak się odwdzięczasz? Dlaczego? - Mamo, naprawdę nie wiem. Zamyśliłam się. -1 co? Nie słuchałaś poleceń nauczyciela? - Coś tak jakby - odparła Kamila niezbyt zadowolonym głosem. - Zrobiłam zadanie niezgodnie z poleceniem. Zamiast napisać całe w czasie przyszłym, napisałam w przeszłym. - A co to znaczy: „odezwała się do mnie po chamsku"? Jak się odezwałaś do nauczycielki? - Powiedziałam jej parę słów prawdy. - Jakiej prawdy? - głos mamy nie wróżył nic dobrego. - Że angielski znam lepiej niż ona i akcent też mam lepszy... - Ludzie! Trzymajcie mnie - krzyknęła mama, po czym zawołała ojca i wtedy rozpętała się prawdziwa burza. - Znasz angielski lepiej od nauczycielki? Znasz angielski lepiej od nauczycielki? - ojciec wykrzykiwał jedno i to samo pytanie i patrzył na Kamilę wzrokiem, w którym widać było wściekłość. -Teraz, kiedy kończy się twoja nauka w gimnazjum, narobiłaś sobie kłopotów z angielskim?! Z przedmiotem, z którym nigdy nie miałaś kłopotów! -1 nie będę miała - powiedziała spokojnie Kamila. - Akurat! - w głosie ojca pobrzmiewały i kpina, i gniew. - Ja, gdybym był na miejscu tej nauczycielki, zamęczyłbym cię na śmierć zadaniami. Doigrałaś się, moja panno, ale może to i dobrze. Jak ci wreszcie coś takiego przytnie nosa, to się uspokoisz - to powiedziawszy, ojciec trzasnął drzwiami i wyszedł z pokoju. - Andrzej, a kara dla niej? - zawołała mama, wybiegając za mężem. - Po co kara - usłyszała Kamila z głębi mieszkania głos ojca. - Sama się ukarała. Ta nauczycielka jej nie daruje. Reszty rozmowy Kamila już nie słyszała. Rano do szkoły przyszła z mamą. Sama poszła do klasy, a mama, nie zamieniwszy z nią nawet słowa, skierowała swoje kroki do pokoju nauczycielskiego na rozmowę z Milady. Kamila nie wiedziała, o czym obie panie rozmawiały. Nie wiedziała też, kiedy mama wyszła ze szkoły. Było jej przykro, że nawet nie zajrzała powiedzieć do widzenia. - Wiesz co, Kamila? Mnie się wydaje, że lepiej będzie, jak ty przeprosisz Milady - odezwała się milcząca dotąd Małgosia. - No - dodał Maciek. 199 Na angielskim Kamila podeszła do nauczycielki. - Proszę pani. Chciałam przeprosić za swoje zachowanie. - Przyjmuję przeprosiny - odpowiedziała Milady i wręczając Kamili gigantyczny plik wydrukowanych kartek, powiedziała: - A teraz siądź w pierwszej ławce i rozwiąż te zadania. Jeśli jesteś rzeczywiście tak genialna z angielskiego, to godzina lekcyjna powinna ci wystarczyć. Kamila westchnęła ciężko i usiadła we wskazanym miejscu. Ta godzina angielskiego, która właśnie się rozpoczęła, była najgorszą w jej życiu. #*# Pierwszą osobą, która podeszła do Kamili po lekcji, była Ewa: - A widzisz? - powiedziała z triumfem w głosie. - Mówiłam ci, że będziesz miała w szkole kłopoty, a ty mi nie wierzyłaś! Nie lekceważ wróżb. Zbyt często się sprawdzają. - Ewka! Na litość boską! -jęknął Maciek, który stał obok i słyszał całą rozmowę. - Przesądy, twoim zdaniem, też się sprawdzają? A może i sny? - Zawsze - odparła Ewka ze śmiertelną powagą, a spostrzegłszy zainteresowanie w oczach całej trójki, opowiedziała kawał: - Spotykają się dwaj kumple i rozmawiają o tym, czy wierzą w sny. Jeden mówi, że nie, a drugi, że pół na pół. „Jak to: pół na pól?" - spytał ten pierwszy kumpel. „Ano - mówi ten drugi - śniło mi się kiedyś, że znalazłem skrzynię pełną złota. Zamierzałem ją przynieść do domu, ale była taka ciężka, że jak ją podniosłem, to z wysiłku zrobiłem kupę. Budzę się. Złota nie ma i tylko w łóżku strasznie mi śmierdzi". _ Wszyscy, łącznie z opowiadającą kawał Ewką, ryknęli śmiechem. I tylko Kamila po chwili powiedziała zupełnie poważnie: - Tak. Ale cokolwiek by mówić, to te zadania, które mi dziś dała Milady, były tak potwornie trudne, że nie wiem, co z tego wszystkiego wyniknie. Tego dnia po raz pierwszy od kilku miesięcy szkolne problemy Kamili okazały się ważniejsze od wszystkich innych. 200 ????-??????* Afera z Kaśką, Olkiem i rzekomymi prezentami sprawiła, że Kamila przez kilka chwil znowu myślała o Olku. Trwało to jednak krótko. Milady z ćwiczeń z angielskiego z wielką satysfakcją postawiła Kamili trójkę. Kamila zrobiła trzy błędy, a jeden błąd obniżał ocenę końcową o stopień. Ta historia odsunęła Olka znów daleko w mrok. Dalej niż za okno, przez które wtedy tak wyraźnie widziała, jak po wyjściu Kaśki ze szkoły Olek podszedł do niej i długo o czymś rozmawiali. Musiała to być niezbyt miła rozmowa, skoro Kaśka cały czas płakała, a Olek - co było do niego zupełnie niepodobne - w ogóle tymi łzami się nie przejmował. Zresztą jak się okazało, nie przyszedł tylko do Kaśki. Chciał Kamili wytłumaczyć, że między nim a Kaśką naprawdę nic nie było. - To nie moja sprawa - odparła Kamila i ujrzawszy Maćka wychodzącego ze szkoły, zawołała głośno, tak, by wszyscy to słyszeli: - Maciek, pospiesz się! Olek na ciebie czeka! Sama nie chciała rozmawiać z Olkiem. Zwłaszcza że oprócz Maćka w drzwiach szkoły pojawił się Wojtek i z wyraźną niechęcią i kpiną spoglądał na Kamilę oraz ze zrozumieniem i współczuciem na Olka. *** Minęło kilka tygodni. Kamila, zajęta potyczkami z angielskim, nie miała czasu na zastanawianie się nad Kaśką, Olkiem i tym wszystkim. Czasem myślała o Wojtku. Szczególnie wtedy, gdy w szkole napotkała jego spojrzenie, choć Wojtek zawsze wtedy odwracał się. Albo udawał, że patrzy gdzieś ponad jej głową w jakąś bliżej nieokreśloną przestrzeń. Przygotowania do egzaminu gimnazjalnego oraz fakt, że w szkole mówiło się o nim coraz częściej, sprawiały, że większość rozmów, jakie teraz Kamila prowadziła z Małgosią, Maćkiem i innymi osobami z klasy, dotyczyła wyboru szkoły. Małgosia z Maćkiem wahali się pomiędzy liceami Prusa a Mickiewicza. Na dużej przerwie po raz kolejny dyskutowali zażarcie o tym, która ze szkół jest lepsza. - Ciekawe, co zrobicie, kiedy jedno z was się dostanie, a drugie nie? - do rozmowy wtrąciła się Kaśka. - Zdaje się, że to nie twój interes - mruknął Maciek. - Ty lepiej zastanów się nad sobą - wtrąciła Kinga. - Do jakiej szkoły ty pójdziesz z tymi swoimi, pożal się Boże, stopniami. - Pewnie do szkoły wdzięku - rzucił Aleks, a reszta klasy zachichotała. - Dostaniesz szóstkę za szóstkę i w ten sposób wygrasz konkurs świadectw! - ciągnął Aleks i zachwycony swoim dowcipem wykonał dłońmi ruch w okolicy piersi, pokazując niedomyślnym, o jakich szóstkach mowa. 201 Kaśka chciała coś jeszcze powiedzieć, ale wtedy dobiegł ją głos Ewy: - Kaśka dostanie się do takiej szkoły, do jakiej zapragnie. Jeden z jej wielu ukochanych załatwi jej tam miejsce w ramach prezentu. Wojtek patrzył z boku na kolejną scenę, która rozgrywała się na jego oczach i tak bardzo przypominała mu tę, mającą miejsce podczas pamiętnej klasowej wycieczki na działkę Ewy. Domyślał się, jak musi czuć się Kaśka - zaszczuta przez resztę grupy. Przez trzy lata nie znalazła tu przyjaciółki. Pewnie coś w tym jest, co powiedziała mu kiedyś 0 niej Kamila. Ze swoim zachowaniem zasłużyła na osamotnienie. Ale... on nie chciał być dla niej taki jak reszta. Chciał być dla niej taki, jak inni powinni być dla niego. Taki, jaka była dla niego Kamila wtedy na wycieczce. Nie zastanawiając się dłużej, podszedł do Kaśki i pociągnął ją za ramię. - Chodź. Odprowadzę cię. - Po co to robisz? - spytał Kaśkę, kiedy oddalili się już od szkoły. - Sama prowokujesz ich swoim zachowaniem. No powiedz, po co? - Nie prowokuję - odparła Kaśka. - Ty nic nie rozumiesz. Nie jesteś w naszej klasie od początku, a mimo to próbujesz się mądrzyć. - Ja po prostu mam oczy. Widzę, co robisz, i widzę, jak oni na to reagują. Mądrzysz się... - To ty się mądrzysz, a poza tym gówno widzisz - odparła Kaśka i odwróciwszy się na pięcie, pobiegła w stronę domu. Tego dnia Kamila włączyła internet pierwszy raz od dłuższego czasu. Przez ostatnie tygodnie uczyła się angielskiego. Czytała nawet w oryginale różne książki. Teraz kryminały, bo kiedyś ciotka Iwona, która mieszka na stałe w Londynie, powiedziała, że najlepiej uczyć się języków, czytając kryminały. „Kryminał wciąga do tego stopnia, że chcesz wiedzieć, co będzie dalej. Chcesz się dowiedzieć, kto zabił, więc czytasz". I teraz Kamila czytała. Głównie Agathę Christie i Arthura Conan Doyle'a. A wszystko dlatego, że Milady co chwila dawała jej jakieś specjalne ćwiczenia do odrabiania - choć nie było to zgodne z regulaminem szkoły. Ale Kamila dobrze wiedziała, że jest to złośliwość nauczycielki. Nie robiła nic, by temu przeciwdziałać, ale wściekła, złorzecząca ambitnie uczyła się nowych słówek. Nawet nie zauważyła, kiedy to, co działo się między nią a nauczycielką, przybrało formę walki. Teraz też weszła w internet, by poczytać coś po angielsku. Natychmiast po podłączeniu do sieci gadu-gadu zaświeciło się i pojawił się napis oznajmiający, że na linii jest „Primabaleron". Co ciekawe, na linii była też... Kaśka. Kamila w jednej chwili pomyślała: „Dopiero co odprowadzał ją do domu. Teraz pewnie gadają przez gadu-gadu". 1 poczuła w sercu ukłucie. Nagle przypomniały jej się słowa Wojtka: „Zmienisz zdanie - zadzwoń. Mam nadzieję, że nie stanie się to tak, jak w przypadku Czarnego Michała, którym zainteresowałaś się, gdy znalazł sobie Kingę". „Boże! Teraz zainteresował się Kaśką i naprawdę będzie za późno. Jestem głupia, głupia, głupia! Jak but!" Kamila bezmyślnie rysowała na kartce pierwszą literę imienia Wojtka. Zgrabne, drukowane „W" pokrywało prawie całą kartkę, która niechcący potrącona powoli szybując opadła na podłogę. Kamila podniosła ją i ze zdziwieniem stwierdziła, że... wid- 202 nieją na niej same litery... „M". Nagle przed oczami stanęła jej wróżba andrzejkowa z pierwszej klasy. Ta, która wtedy tak ją zdenerwowała. Ta głupia wróżba z obierkami jabłka. „A może sprawdzi się teraz? W końcu »M« to »W«, tylko odwrócone" - pomyślała z nadzieją i spojrzała na monitor. Dłuższą chwilę zastanawiała się, czy napisać coś do Wojtka, ale przy jego nicku nadal widniał napis „Pustak jest ignorowany". Ten napis dopiero teraz prawdziwie Kamilę bolał. „Nie... nic do niego nie napiszę - postanowiła, choć wiedziała, że jeśli ona sama się nie odezwie do Wojtka, to nie ma co liczyć na jakikolwiek krok z jego strony. „Rany!" -jęknęła w duchu Kamila. Przez chwilę bezmyślnie patrzyła w komputer, a potem... postawiła sobie wróżbę z tarota, której litery układały się w zdanie, które brzmiało: „Szczęśliwy przypadek odmieni twoje życie". „O tak!" - pomyślała Kamila. 1 oczami wyobraźni zaczęła widzieć sceny, kiedy to przez przypadek wpada na Wojtka, a on... najpierw przewraca ją, potem pomaga wstać, a w końcu rozmawiają, jakby nigdy nic się nie stało. I dalej wszystko układa się tak, jak ona chce. Padają słowa, wyznania, pocałunki. Tylko... najpierw Wojtek musi na nią wpaść. Najlepiej po szkole albo na dużej przerwie... Zasypiając, myślała już tylko o tym. Oczyma duszy widziała setki zdarzeń, kiedy to przypadkiem natyka się na Wojtka i między nimi wszystko jest już dobrze. Zmęczona analizowaniem kolejnej historii, podczas której oczywiście niby przypadkiem wpadła na niego, a która tym razem rozgrywała się na schodach, na których łamała nogę, Kamila zasnęła. *#* Realizacja marzeń jest tym, co najtrudniejsze. Kamila tyle razy o tym słyszała, ale słyszeć, a doświadczać czegoś na własnej skórze, to nie to samo. Cały dzień w szkole spędziła na kręceniu się koło Wojtka i szukaniu okazji, by niby przypadkiem na niego wpaść. Niestety - tego dnia Wojtek prawie nie ruszał się z ławki. Wszystkie przerwy siedział i coś czytał. I ku jej zdumieniu nie rozmawiał z Kaśką. „Może się kryją?" - pomyślała. Wszelkie Kamilowe plany, by wpaść mu pod nogi i złamać rękę, nogę lub tylko się potłuc, spełzły na niczym. Lekcje się skończyły. I choć Kamila po raz kolejny z walki z Milady o stopnie z angielskiego wyszła bez dwójki, za to z czwórką, tym razem nawet to jej nie ucieszyło. Ze szkoły wychodziła sama - Małgosia z Maćkiem zostali w bibliotece. Kamila stanęła na schodach przed szkołą. Jej oczom ukazał się taki obrazek: szła Kaśka, a za nią Wojtek. Po chwili podbiegł parę kroków. Wyglądało to zupełnie tak, jakby chciał ją dogonić. Kamila nie wahała się ani sekundy - plany zdobycia szczęścia przez „niby-przypadek" przestały się liczyć. - Wojtek! - zawołała na całą ulicę. Wolno odwrócił się i poczekał, aż go dogoni. -Odprowadzisz mnie do domu? - spytała, obserwując kątem oka znikającą sylwetkę Kaśki. Wojtek spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się. -Jasne - odparł pogodnie. Ruszyli wolno i w milczeniu. Pierwszy odezwał się Wojtek: - Myślałem, że już nigdy się nie doczekam - powiedział, zaglądając jej w oczy. Odpowiedziała mu uśmiechem. 203 MtolfwKA To było ostatnie zebranie rodziców przed końcem roku, a co za tym idzie - końcem nauki w gimnazjum. Nie wszyscy byli obecni. Mama Michała nie przyszła - napisała do pani Czajki pismo, że ze względu na stan zdrowia nie może być obecna, ale jeśli byłyby podejmowane jakieś ważne decyzje, to ona zgadza się z większością. Ważna decyzja była jedna. Majówka. Jednodniowa, ale całodzienna wycieczka bez noclegu. Do Puszczy Kampinoskiej. Z wędrówką szlakiem, zwiedzaniem muzeum puszczy, jazdą drabiniastymi wozami i ogniskiem z kiełbaskami. - Czy to warto? Tak przed końcem roku? - spytała mama Stasia, która słynęła z tego, że to, co było związane z rozrywką, a nie nauką, uważała niemalże za naganne. - Oni powinni się uczyć! - dodała, a w tym momencie mama Maćka i Białego Michała spojrzały na siebie porozumiewawczo. - Czy pani nie przesadza? - spytała mama Maćka. - Ja ze szkoły najbardziej wspominam wycieczki i to, co działo się na przerwach, a nie to, co miało miejsce na lekcjach. - Pewnie nie była pani najlepszą uczennicą - prychnęła z pogardą mama Stasik - Nie byłam - przyznała mama Maćka. - Ale nie wydaje mi się, bym wyrosła na kogoś, kto jest zakałą społeczeństwa. A pani ciągle sugeruje, że tylko najlepsi uczniowie mają jakąś wartość. - Otóż to! - odezwała się mama Kaśki. Jej córka najlepszych ocen nigdy nie miała, a w tym roku zarówno przez długi pobyt w szpitalu, jak i zachowanie z ostatnich tygodni średnia spadła jej w sposób znaczący. - Każdy jest potrzebny. Nie tylko naukowiec, ale i piekarz... - To niech pani śle córkę do szkoły piekarskiej, ale nie zmusza innych, by tak jak pani nie dbali o edukację swoich dzieci! - odparła mama Stasia mocno zagniewana. - Proszę państwa - odezwała się pani Czajka. - W ten sposób nie dojdziemy do porozumienia. Prosiłabym, by podnieśli ręce ci rodzice, którzy nie chcą wycieczki. Zaznaczam, że jeśli problemem są finanse, to dla najbardziej potrzebujących mamy dotację z komitetu rodzicielskiego. Więc? Kto nie chce wycieczki? Z całej grupy rodziców rękę podniosła tylko mama Stasia. - Mój syn nie pojedzie! - powiedziała obrażonym tonem. - To już jest pani sprawa - ucięła pani Czajka, a mama Maćka skomentowała to dość głośno: - Biedne dziecko. Z rodziców jako opiekun zgłosił się... tata Kamili. A jednak Staś pojechał na wycieczkę. Co sprawiło, że jego mama zmieniła zdanie? Tego nikt nie wiedział. On sam na pytanie Maćka machnął ręką i ruchem głowy pokazał za siebie. Za jego plecami stała mama i rozmawiała z panią Czajką: 204 - Uznałam, że najlepiej będzie, jeśli pojadę z państwem - powiedziała głosem nie-znoszącym sprzeciwu. - Chyba znajdzie się jeszcze miejsce w autokarze? - Oczywiście - powiedziała pani Czajka. - Tylko nie wiem, jak będzie z kiełbasą na ognisko. - Poradzimy sobie - odparła mama Stasia i wsiadła do autokaru. Spod szkoły wyjechali punktualnie. Kamila miała ze sobą kamerę. Na dzień przed wycieczką zapowiedziała, że nakręci film o klasie Ilia, a jej tata potem go zmontuje. Wszyscy będą mogli zamówić sobie kopię. Zwłaszcza że każdy będzie w nim miał swoje pięć minut. Kamila już w autokarze zaczęła nagrywać wywiady. Oczywiście na pierwszy ogień poszła... pani Czajka. - Co jest najfajniejsze, kiedy jest się nauczycielem? - spytała wychowawczynię. - Mam mówić serio? - Jak pani chce - odparła Kamila, nie przestając filmować. - Ma się dwa miesiące wakacji - odparła pani Czajka - a poza tym wypuszcza się uczniów w świat. - Najśmieszniejszy psikus, jaki pani zrobiono? - Kiedyś na prima aprilis pisałam białym serem po tablicy. - Przecież to nasz psikus - powiedziała Kamila. - A faktycznie! - odparła pani Czajka i zaśmiała się. Kamila podeszła do kierowcy. - Czy rozmowa podczas jazdy jest zabroniona? Kierowca jednak nie zdążył odpowiedzieć, bo tuż koło Kamili stanęła mama Stasia i kazała jej wrócić na miejsce. - Mógłby pan pilnować córki - odezwała się z wyrzutem do ojca Kamili, który tylko ciężko westchnął. - Tata, wytłumacz pani, że będą fajniejsze ujęcia, kiedy z kierowcą zamieni się dwa zdania w czasie jazdy. Ale tata Kamili zamiast cokolwiek tłumaczyć mamie Stasia, wziął kamerę i sam poszedł na rozmowę z kierowcą. *** Na miejscu byli tuż po dziewiątej. Puszcza pachniała wiosną. Szlak, którym wiódł ich przewodnik, był krótki, ale droga trwała dość długo. Wszystko dlatego, że tata Kamili tuż przed wyruszeniem zapowiedział, że aby film nakręcony podczas wycieczki był dla wszystkich ceną pamiątką, każdy będzie operatorem kamery. Jeśli ktoś nie wie, jak to robić, a w jego ręce trafi kamera, ma się nie wstydzić, tylko przyjść do niego i poprosić o instrukcje. Podczas całej wędrówki kamera przechodziła z rąk do rąk. Każdy filmował co innego. Bywało, że na tego, w którego rękach się znajdowała, trzeba było trochę poczekać. Natalia filmowała owady. Nawet najokropniejszy robak miał dobrą minutę na filmie, który przecież z założenia miał być w całości poświęcony Ilia. Dziewczyny się wściekały, ale Patryk z wielką chęcią kontynuował pomysł Natalii i pobiegł nakręcić życie ogrodzonego żerdziami mrowiska. Najwięcej kłopotów sprawiło filmowanie w muzeum. Było tam dość ciemno, jednak żeńska część klasy poradziła sobie z tym problemem. Dziewczyny filmowały... siebie i to na bliskim planie. Muzeum okazało się tym miejscem, które mama Stasia uznała zawarte zwiedzenia. Wypchane zwierzęta, w tym ptaki, które normalnie trudno zauważyć, były tym, co najbardziej ją zachwyciło. 205 - No! Jednak wycieczka okazała się pożyteczna - powiedziała i spojrzała na tatę Kamili, oczekując z jego strony aprobaty. - Tak, tak. Oczywiście - bąknął pod nosem pan Andrzej i oddalił się w kierunku pani Czajki. - To co? - zagadnął ją po chwili. - Teraz będziemy jechać tymi wozami? - Tak - odpowiedziała pani Czajka. - Zbliża się właśnie pora, na którą umówiliśmy się z woźnicami. - To musimy jakoś tak zrobić, by kamera nakręciła i to, co dzieje się na jednym i na drugim wozie - powiedział tata Kamili. - Pójdę się dowiedzieć, czy jest jakaś szansa, by w trakcie jazdy przekazać kamerę z wozu do wozu - dodat i oddalił się w kierunku palących papierosy woźniców. Po chwili wrócił zadowolony i oznajmił, że wszystko załatwione. - W połowie trasy pierwszy wóz zatrzyma się i poczeka, aż dobije do niego drugi. Wtedy przeniesiemy kamerę - wyjaśnił pani Czajce. Do Maćka kamera trafiła, kiedy jechał na wozie. Nakręcił więc rozmowę z woźnicą i dużo, dużo Małgosi. A także... mamę Stasia, która z wielkim niesmakiem patrzyła na muchy latające wokół końskiego zadu. Ewka nakręciła rozmowę z Kaśką o kosmetykach zatytułowaną: O wyższości tipsów nad obgryzionymi paznokciami. A Kaśka dyskurs z Ewką o wróżbach: Fusy -plusy i minusy. Biały Michał wygłosił wykład na temat komiksów. Tomek nic nie mówił, tylko wyciągnął aparat fotograficzny i fotografował kamerę, która z kolei filmowała jego. Kinga odpowiadała na pytanie o swój ulubiony przedmiot. Jej odpowiedź mocno wahała się między językiem polskim a... geografią. Czarny Michał mówił o tym, kim będzie, jak dorośnie. Ku zdumieniu wszystkich powiedział, że... lekarzem. I tylko Kinga domyśliła się, dlaczego. W końcu w domu czekała na Michała mama, która odzyskiwała siły po operacji, ale głos, którym przez lata zarabiała na życie, pozostał już tylko na archiwalnych taśmach Polskiego Radia. Najwięcej radości sprawiło ognisko. Po pierwsze dlatego, że kiedy wreszcie udało sieje rozpalić, wszyscy byli już porządnie głodni. Oczywiście najbardziej głodny był Mateusz, który jak tylko zjadł, porwał kamerę i pobiegł filmować... jedzenie. Poza tym wszyscy śpiewali. Kamila z Wojtkiem siedzieli obok siebie przy ognisku. - Wiesz - szepnął Wojtek - dopiero teraz zaczynam się dobrze czuć w tej klasie. Szkoda, że już za kilka tygodni się rozstaniemy. - Ale przecież możemy pójść razem do ogólniaka - odparła szybko Kamila, a potem już wolniej i ciszej dodała: - Jeśli chcesz... - Pewnie, że chcę - odparł Wojtek i pociągnął ją leciutko za włosy. W tym momencie stanął przed nimi Mateusz z kamerą. - No! Teraz wasza kolej na filmowanie. Ja muszę się rozejrzeć, może jest jeszcze jakaś kiełbasa. I oblizując się, poszedł w kierunku stołu, przy którym siedzieli rodzice i zażarcie dyskutowali o tym, jak należy wychowywać dzieci. I tylko pani Czajka nie brała udziału w dyskusji. Myślała bowiem tylko o jednym. Że zmieniają się czasy, ale i dzieci, i rodzice mają ciągle te same problemy. 206 ????? Była sobota. Kuba był u babci, a rodzice Kamili poszli do znajomych. Na podłodze w pokoju Kamili siedzieli Małgosia, Maciek, Wojtek i oczywiście sama Kamila. Rozmawiali na temat szkoły -jeszcze nie zdecydowali, gdzie pójdą od września. Wybór nie był prosty. Kamila chciała tam, gdzie Małgosia. Maciek też tam, gdzie Małgosia, Wojtek tam, gdzie Kamila, a Kamila tam, gdzie Wojtek. Małgosia tam, gdzie Kamila i Maciek, ale... cały czas wahali się między dwoma położonymi niedaleko siebie szkołami. Kamili i Wojtkowi pasował Mickiewicz. Małgosi i Maćkowi Prus. Po prostu do tych szkół mieli bliżej. - Tylko czy jeśli pójdziemy do różnych szkół, to będziemy się jeszcze przyjaźnić? - spytała Kamila. - Jeśli masz jakieś wątpliwości, to znaczy, że z twojej strony nie jest to przyjaźń, tylko wygodnictwo - powiedział Maciek, a Kamila obruszyła się. - A inni gdzie idą? - spytał nagle Wojtek. - A co? - zaśmiał się Maciek. - Żal ci będzie reszty osób z klasy? - Może nie wszystkich, ale w końcu jakoś udało nam się zgrać. - A propos zgrania, to mieliśmy obejrzeć to, co z tatą nakręciliśmy o naszej klasie - powiedziała Kamila i uruchomiła sprzęt. - Tego nikt jeszcze nie oglądał, bo to jest przed zmontowaniem. Tata zabiłby mnie, gdyby wiedział, co wam pokazuję. Bo on nie wie, że ja to widziałam. Widziałam zresztą tak po łebkach, na przyspieszonych obrotach. - A co tam jest takiego? - spytał Maciek. - Zobaczycie - powiedziała Kamila. Film zaczynał się od Ilia jadącej autokarem do Kampinosu. Najwięcej śmiechu wzbudził nagrany koński zad, który pokazany został na ekranie zaraz po skrzywionej twarzy mamy Staśka. - Chyba twój tata przegiął - odezwał się Wojtek. - Mój tata? - zdumiała się Kamila. - Przecież to nie on filmował. - To ja - powiedział Maciek. - Uważam, że to całkiem fajne ujęcie. - To jeszcze nic. Poczekajcie na dalszy ciąg. Po nagraniu, które przypomniało im wycieczkę przez puszczę, zwiedzanie muzeum, jazdę na wozach i ognisko, doszli do momentu, kiedy siedzieli w ławkach, na których dzięki staraniom komitetu rodzicielskiego leżały pączki. Było to kilkanaście dni temu, ale całej czwórce wydawało się, że dzień, w którym zdawali egzamin gimnazjalny, byl straszliwie dawno. Maciek uśmiechnął się na samo wspomnienie. Tego dnia obudził się wyjątkowo wcześnie. Świtało, kiedy Goguś zerwał go z łóżka ptasim gaworzeniem. I pierwszy raz gwizdy ptaka uznał za coś fajnego. „Dzięki niemu 207 nie zaspałem" - powiedział do siebie i podszedł do klatki zmienić wodę. Punktualnie o wpół do dziewiątej zjawił się pod blokiem Małgosi i zagwizdał na palcach. W kilka minut później drzwi od klatki otworzyły się i wybiegła Małgosia. - Masz jakiś amulet na szczęście? - spytała zdyszana. - Tylko ciebie - odparł i pocałował ją w czubek głowy. - Wariat! - zaśmiała się, ale zaraz spoważniała. - Boisz się? - Tylko trochę. W końcu na próbnym miałem sporo punktów, choć sama pamiętasz, że nasze przygotowania składały się głównie z partii scrabble. Ważne, że wiem już, czym to się je. Przez chwilę szli w milczeniu. - Kinga pewnie całą noc nie spała - powiedziała Małgosia. - Kinga jak to Kinga - filozoficznie odparł Maciek. - Pomyśl lepiej o Staśku. Przecież ta jego mama jest szurnięta. Mogę się założyć, że do późnej nocy przepytywała go z gramatyki czy czegoś tam jeszcze. Kiedy Małgosia z Maćkiem weszli do klasy, zastali tam Mateusza, który ustawiał sobie na ławce kanapki zawinięte w srebrny papier do pieczenia. - Co to? Bufet? - spytał ze śmiechem Maciek. - Nie, kurde - burknął Mateusz. - Egzamin mamy pisać. Chcę dobrze napisać, a człowiek jak głodny, to nie myśli. - Zależy kto. Mnie się najlepiej myśli, gdy mam pusty żołądek. Jak jestem najedzony, to chętnie bym spał. •• - Ja tam uważam, że jak Polak głodny, to zły. - Najedzony to wkurzony. - Z tobą się gadać nie da. - Stary! Wyluzuj! Ja przecież żartuję! - powiedział Maciek i klepnął Mateusza w ramię. Po chwili zjawili się pani Czajka, pani z komitetu rodzicielskiego, która miała pomóc w czasie egzaminu, i tata Kamili, który zaczął filmować ławki i twarze uczniów. - Będzie to bardzo fajne zakończenie do filmu o klasie - powiedział pani Czajce, która wyjaśniła mu, że w czasie egzaminu nie może tu przebywać z kamerą, ale dopóki egzamin się nie zacznie, może być i kręcić, co mu się żywnie podoba. Tata Kamili zresztą nie przejął się tym, bo poinformował ją, że chętnie sfilmuje tylko, jak uczniowie siedzą już w ławkach, a potem samą szkołę. By dzieci miały pamiątkę i pamiętały, jak wyglądały inne klasy, biblioteka czy sala gimnastyczna. Nagle pani Czajka zobaczyła, co robi Mateusz, i zawołała go. W jej głosie słychać było zdumienie. - Ty masz zamiar zjeść w czasie egzaminu te wszystkie kanapki?!!! Przecież będziecie mieć po pączku. - Tak, ale to za mało - powiedział Mateusz i przesunął kanapki, by mimo wszystko zrobić miejsce na pączka. - Ludzie! - pani Czajka załamała ręce. - Twoja mama to ma z tobą krzyż pański. Wyżywić kogoś z takim apetytem nie jest łatwo. No dobrze. W takim razie chodź ze mną po pączki, a w zamian za to, jeśli jakiś pączek zostanie, to dostaniesz jeden więcej. Kto z was pójdzie z panią Rumińską po napoje? - zwróciła się do reszty klasy. Z ławki podniósł się Wojtek. Po chwili cała czwórka wyszła z sali. Gdy po kwadransie wrócili, niosąc pączki i napoje, na miejscu byli prawie wszyscy. Pani Czajka poprosiła 208 dziewczyny o rozdanie pączków i kartoników z napojami. Kiedy wszystko było już ustawione, zapytała: - Czy kogoś brakuje? Brakowało Aleksa i Staśka. Wychowawczyni postanowiła poczekać na spóźnialskich. Aleks wpadł po pięciu minutach. Przez chwilę dyszał ciężko i tłumaczył, że długo się wczoraj uczył, więc zaspał. Ale Stasiek i po kwadransie się nie pojawiał. Dlatego kiedy zegar wskazał pół do dziesiątej, pani Czajka oznajmiła, że dłużej czekać nie będzie. Tata Kamili został z klasy wyproszony. Rozpoczął się egzamin. Bez Staśka. - Zatrzymaj na chwilę - powiedział Wojtek. - Czy w końcu wyjaśniło się, co się ze Staśkiem? - Tak - odparł Maciek - zachorował. - No i co z jego egzaminem? - Ma jakiś nowy termin, całkiem niedługo. - Poczekajcie... zaraz coś zobaczycie - przerwała chłopcom Kamila. - Ja specjalnie was nie wtajemniczałam, bo chciałam, żebyście sami to zobaczyli. Już po chwili kamera pokazała im bardzo dziwny obraz. Same nogi. I to niezbyt ostre. Nagle usłyszeli głos dyrektora. - Proszę. Pani wejdzie. W chwilę potem wszyscy usłyszeli głos mamy Staśka: - Jestem oburzona!!! I oto na oczach Kamili, Małgosi, Wojtka i Maćka rozegrała się scena, o której pewnie nigdy by się nie dowiedzieli... *** Mama Stasia już dobre pięć minut wykrzykiwała, że musi być jakiś sposób, by syn pisał egzamin następnego dnia. - Jest zdolny! Inteligentny! Państwo złośliwie chcecie mu zniszczyć karierę! - szlochała histerycznie. - Przecież każdemu zdarza się zachorować. - Owszem proszę pani, ale przepisy ministerstwa są jasne - tłumaczył dyrektor. - Syn będzie pisał egzamin, ale w innym terminie. Ten termin jest już podany. Syn ma jeszcze czas. To nie jest koniec świata! Ale dla mamy Staśka to chyba był koniec świata. Bo nakrzyczawszy na dyrektora, wyszła z gabinetu mocno trzasnąwszy drzwiami. - Pan to tak zostawi? - spytała sekretarka, stając w drzwiach. - A co mam zrobić? Pani myśli, że problemem szkoły są uczniowie? Kochana! Skończyły się te czasy. Teraz coraz częściej są nimi rodzice. Jak tylko im coś nie odpowiada, to zawiązują jakieś komitety, piszą do ministerstwa, żądają odwołania ze stanowiska. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby ta pani zrobiła to samo. - Napisała do ministerstwa?! - Na przykład. - Myśli pan, że to możliwe? - Wszystko jest możliwe. Poza tym ja za dobrze pamiętam historię z katechetką. Być może, w tym momencie dyrektor zobaczył pytające spojrzenie sekretarki i nie chciało mu się tłumaczyć, bo powiedział: - Aaa, pani przecież wtedy tu jeszcze nie pracowała. Kiedyś pani opowiem. Dziś nie mam do tego zdrowia - zakończył i dodał: - Wyjdę dziś wcześniej. Muszę odreagować tę rozmowę -powiedział i zniknął za drzwiami. 209 Sekretarka westchnęła ciężko. Już miała zamknąć gabinet, kiedy nagle jej nogi z powrotem weszły do środka i rozległ się jej zdumiony głos: - Pan tu cały czas był? Rany! Zupełnie o panu zapomniałam. I co? Naładowały się baterie? *#* To były ostatnie słowa nagrane przez pana Andrzeja w gabinecie dyrektora. W pokoju Kamili zapadła cisza. - O kurde! - powiedział Maciek. - Tata wie, że to widziałaś? - spytał Wojtek. - Nie wiem, czy on w ogóle wie, że jest takie nagranie. Sam raczej nie filmował, bo widzieliście, że obraz jest nieruchomy. - A czemu nie wyszedł i się nie wtrącił? - spytała Małgosia. - Bo on już taki jest. Nigdy się nie wtrąca w cudze sprawy. - Nie to, co moja mama - powiedział Maciek. - Ona na mamie Staśka nie zostawiłaby suchej nitki. - Ja dopiero teraz rozumiem westchnienie ulgi, kiedy wieczorem mówił mamie, że dobrze, że ja już kończę tę szkołę - powiedziała Kamila. - A o co chodzi z katechetką? - spytał Wojtek. - Później ci opowiem - rzuciła szybko Kamila i puściła dalszy ciąg filmu. *#* Ale reszta filmu nie wzbudziła już takich emocji, jak ta rozmowa nagrana niechcący przez tatę Kamili. Kiedy trzy dni później Kamila rozdawała w klasie kopie filmu, oglądając je, nikt nie domyśliłby się, że oprócz wycieczki, wywiadów z uczniami i migawek ze szkoły nagrane zostało również coś takiego, co widziały i słyszały cztery ściany dyrektorskiego gabinetu, jeden oszołomiony i ukryty za szafą ojciec Kamili oraz kilku uczniów Ilia. 210 ?? WtfMW - Nie wiem, czy dobrze zrobiliśmy, wybierając Prusa - powiedział Maciek podczas zajęć z ceramiki. - Pewnie, że dobrze - odparła pani Joanna, lepiąc kolejną misę. - Ja kończyłam Prusa. Nie będziecie żałować. Byłam tam niedawno na wielkim święcie szkoły i byłam zachwycona. Mają nawet swój kabaret - The Insects. Myślę, że to będzie coś w sam raz dla ciebie i twojego poczucia humoru. Ile osób z klasy się tam wybrało? - Kilka - odparł Maciek. - Poza mną i Małgosią jeszcze Aleks, Biały Michał i Ewka. Martwiłem się, że Aleks nie będzie chciał tam iść, bo bliżej ma do Mickiewicza, ale na szczęście go przekonałem. - To twój najlepszy kolega? - spytała pani Joanna. - Jeden z wielu - odparł Maciek. - Ja też skończyłem Prusa - odezwał się nagle Paweł. -1 to niedawno. Teraz mam o wiele poważniejszy problem... - A wiesz... -powiedział Maciek, nagle zmieniając glos. - Ciągle zapominam ci o tym opowiedzieć. Moja mama pisała kiedyś do jakieś gazety o chłopakach chodzących na ceramikę i przyszedł do niej list od jakiejś czytelniczki, która napisała, że mama to zmyśliła... Że faceci nie chodzą na ceramikę. - To niech zrobi ze mną wywiad - powiedział Paweł, który na ceramikę do pani Joanny chodził od przeszło dziesięciu lat. - Może być nawet ze zdjęciem, ale koniecznie z najnowszą pracą. - A co zrobiłeś? - Tajemnica - powiedział Paweł i zakrył swoje ceramiczne dzieło rękoma. - A jaki tym masz, Paweł, poważniejszy problem? - spytała pani Joanna. - Studia. Złożyłem papiery na akademię sztuk pięknych, ale czy mnie przyjmą? Teczkę niby przyjęli, ale jak przyjdzie do egzaminu, to nie wiem, czy dam radę. Tam trzeba zdawać też rysunek, a u mnie nie jest z tym najlepiej... - Nie przesadzaj - odparła pani Joanna. - Przecież oglądaliśmy tę twoją teczkę z kilkoma moimi kolegami plastykami. Byłeś przy tym. Wszyscy powiedzieli ci, że całkiem fajne są te prace, które złożyłeś. A ty, widzę, znowu zaczynasz swoje... - Właśnie - dodał Maciek. - Kolejne zajęcia, a my słuchamy o teczce Pawła. - Poczekaj! - krzyknął Paweł i .rzucił w Maćka kawałkiem gliny. - Zobaczysz za kilka lat. Ani się obejrzysz, jak będziesz zdawał maturę i miał takie same dylematy. Te problemy, które ma się w twoim wieku, są naprawdę dziecinne - Maciek prychnął, a pani Joanna zaśmiała się. - A co tam z Olkiem? - spytała. - Na ceramikę przestał przychodzić, ale wiem, że czasem się widujecie. 211 - Teraz to rzadko. - Nie łazi już z tą laską od ciebie z klasy? - spytał Paweł. - Nie. Teraz ktoś inny z nią łazi. -Aon? - Ponoć idzie do szkoły sportowej. - Po cholerę? - No wiesz... trenuje dżudo... - Mózg niech potrenuje - powiedział Paweł, który od dawna oburzony był na Olka za to, że ten porzuci! zajęcia z ceramiki. Sam był pracą w glinie i wypalaniem w piecu tak zafascynowany, że zdecydował się na studia na kierunku, na którym przeważały dziewczyny. - Przecież Olek nie jest idiotą - powiedział Maciek. - Dobra, dobra. Od kiedy uwierzył, że faceci łażący na ceramikę są mięczakami, stracił wiele w moich oczach. - Może miał ku temu powody? - Jakie powody? - spytał Paweł. - Jakie powody może mieć facet, by uwierzyć w takie bzdury?! - Nie znasz go tak dobrze jak ja... - mruknął Maciek i wrócił do lepienia Zgredka, którego po skończeniu zamierzał podarować Małgosi, a który - czy się to komuś podobało, czy nie - miał twarz rosyjskiego prezydenta Władimira Putina. Do końca zajęć nie rozmawiał już z Pawłem na ten temat. Zresztą chwilę potem wszyscy zajęli się ocenianiem pracy Iwony, która ze stoickim spokojem lepiła z gliny podstawkę do kadzidełek. A potem pochylili się nad pracami dziewięcioletniej Kasi, która uparła się ulepić stado dzikich psów i płakała, bo ulepiła za mało nóg do tepilości korpusów, które wcześniej sobie przygotowała. „To jest dopiero problem" - pomyślał Maciek, obserwując zapłakaną twarz dziewczynki. Gdyby Kinga i Czarny Michał słyszeli opinię Pawła, że ich problem jest dziecinny, pewnie by się wściekli. Kolejny dzień toczyli spory na temat wyboru szkoły średniej. Kinga chciała iść do jednego z najlepszych ogólniaków, położnego po drugiej stronie Wisły. Michał, który chciał uczyć się w szkole razem z nią, tłumaczył, że ze względu na zdrowie mamy musi zdawać do szkoły gdzieś w pobliżu domu. Optował za tym, by iść do Mickiewicza, bo jest najbliżej. Tam z kolei wybierała się Kamila, o którą Kinga nadal była zazdrosna. Argument, że ta szkoła jest niedaleko domu, do Kingi nie przemawiał. Siedzieli u Michała w pokoju. Jego mama poszła na badania lekarskie. - Boże! -jęknęła Kinga. - Przecież po liceum będziesz chciał iść na studia, prawda? - Michał przytaknął. - To, jak rozumiem, wybierzesz uniwersytet, bo jest położony najbliżej domu? A przecież nie tak dawno wspominałeś coś o medycynie. - Rany! - jęknął Michał. - Nic nie rozumiesz. Zanim moja mama nauczy się żyć i robić zakupy, nie mając głosu, to naprawdę trochę czasu upłynie. - Może je robić w hipermarkecie. Tam nie potrzeba nic mówić, tylko wkładasz do koszyka i już. - Ty tak twierdzisz, bo nie wiesz, jak to jest mieć tylko mamę. - Wiesz co? Teraz to się przejmujesz mamą, ale jak kochałeś się w Kamili, to nie przeszkadzało ci na imprezie u Maksa upić się jak świnia i doprowadzić matkę do stanu przedzawałowego. 212 -A... tu cię boli! -wykrzyknął Michał. - Kamila! Ciekawe, ile czasu jeszcze będziesz mi to wypominać. - Nie boli! - zaprotestowała Kinga. - Tylko nie rozumiem nagle tego twojego trzęsienia się nad mamą. - Nie rozumiesz, bo masz wielką rodzinę - wykrzyknął Michał. - Masz brata, tatę mamę i kupę kuzynów, a ja... poza mamą mam... - Babcię! - No tak... Ale babcia z nami nie mieszka, poza tym jest stara i mamą opiekować się nie będzie. - A po co się nią opiekować? Ty nie rób z mamy kaleki! Ona tylko nie mówi! - Tylko! Ładne tylko! - zdenerwował się Michał. - Nie może rozmawiać przez telefon. Wielu rzeczy właśnie przez to nie może załatwić. - Przecież sam mówiłeś, że będzie miała taki specjalny aparat do przetwarzania głosu. Myślę, że przesadzasz. - A ja myślę, że ty po prostu nie chcesz iść do tej samej szkoły, co Kamila. A to głupie. Kin ga aż podskoczyła jak oparzona. Rzeczywiście. Było trochę prawdy w tym, co powiedział Michał, ale nie sądziła, że aż tak to widać. Przez krótką chwilę panowała między nimi cisza. Dopiero po chwili dało się słyszeć głos Kingi: - Wiesz co? Zróbmy tak. Ty pójdziesz do tej co Kamila, a ja do tej, o której od dawna marzę, która jest pierwsza w rankingach warszawskich liceów. Nie musimy chodzić do tej samej szkoły. Niech każde z nas ma swoich znajomych i swoje życie... - Ty mówisz poważnie? - spyta! Michał i widać było po nim, że aż go zatkało. Że takiej reakcji ze strony Kingi w ogóle się nie spodziewał. - Jak najbardziej - odparła Kinga, po czym wstała i zaczęła się ubierać. Micha! podszedł do niej i chciał ją objąć, ale szybko strąciła jego rękę. - Obraziłaś się? - Nie - odparła naburmuszona, po czym nie dawszy się pocałować na pożegnanie wyszła. Gdy po pół godzinie Michał stał pod jej drzwiami i nerwowo naciskał dzwonek Kinga była już po rozmowie i z mamą, i z bratem. Oboje powiedzieli jej, że pomysł pójścia do innej szkoły niż Michał wcale nie jest taki zly. - To będzie sprawdzian waszych uczuć - powiedziała patetycznym tonem mama a jej wywód zakończy! Kuba: - Wbij se to, siora, do głowy. Jak ludzie są w jednej klasie i się rozstaną, to klasa dzieli się na dwa obozy, a tak... będziecie wolni od niesnasek. - Poza tym zobacz: tyle czasu przyjaźnisz się z Ewą, a idziecie do różnych szkót - dodała mama. - Teraz już tak bardzo się nie przyjaźnimy, a poza tym Ewa to nie Michał... - Widać - stwierdził Kuba i po chwili milczenia dodał: - Teraz pewnie nie będziesz się z nią w ogóle spotykać. - Dlaczego? - spytała ze zdziwieniem Kinga. - Przecież mieszka w bloku obok. Codziennie chyba widywać się nie będziemy, ale co jakiś czas... czemu nie? - Michał też nie mieszka zbyt daleko, więc spoko... - zaczął Kuba nowy wywód, ale w tym właśnie momencie dał się słyszeć dzwonek. To był Michał. - Wiesz co? - powiedział, kiedy Kinga wpuściła go do środka. - Może rzeczywiście pójdźmy do dwóch różnych szkół... 213 - Bo to będzie sprawdzian naszych uczuć? - Tak jakby - odparł Michał i machnąwszy ręką, co miało oznaczać, że nie chce ciągnąć tego tematu, zaproponował wypad do kina. Kłopoty z wyborem szkoły miała też Kaśka. Egzaminu gimnazjalnego nie napisała najlepiej, więc nie każda szkoła chciała ją przyjąć. Problem miał też Tomek - po raz pierwszy w życiu musiał się rozstać ze swoim najlepszym przyjacielem Stasiem. A wszystko dlatego, że rodzice Staśka zdecydowali, że ich syn pójdzie do liceum katolickiego na Mokotowie. Tam z kolei Tomek dojeżdżać nie chciał. W ten sposób uczniowie klasy pani Czajki trafili do kilku szkół. Wprawdzie większość znalazła się w dwóch położonych niedaleko siebie ogólniakach - Prasie i Mickiewiczu, ale klasy pani Czajki jako całości już nie było... 214 ????? O tym, że ten dzień kiedyś nadejdzie, Maciek wiedział od dawna. W końcu o wyjeździe Małgosi za ocean mówiło się od kilku miesięcy. Dokładnie od dnia, kiedy Małgosia dostała komputer. Bo to wtedy odezwała się jakaś przyjaciółka jej mamy i przysłała nie tylko pieniądze na ten komputer, ale i zaproszenie dla Małgosi na całe wakacje do Nowego Jorku. Dzień jej wyjazdu zbliżał się wielkimi krokami. Od dłuższego czasu rozmawiała z Kamilą tylko o tym. Czy jej angielski się sprawdzi? To najbardziej spędzało jej sen z powiek. - Jak ja sobie poradzę z językiem? - spytała Kamilę. Siedziały w parku Skaryszewskim i rzucały Płatkowi sznurek z supłem. Pies biegał jak oszalały, podrzucał sznurek, tarzał się po trawie. Jednym słowem robił wszystko, by bez przerwy skupiać na sobie uwagę. - Spoko - odparła Kamila i westchnęła ciężko. - Tak. Dla ciebie to spoko... - Boże! Małgocha! Ja z tobą zwariuję! Ile razy mam ci powtarzać, że dasz sobie radę? Trzeba tylko przełamać barierę i mówić. Poza tym wiesz co? Nowy Jork to prawdziwy tygiel narodów - tam jest niewielu rodowitych nowojorczyków. Za to cala masa obcokrajowców. I nie wszyscy znają świetnie angielski. - Mówisz jak ciocia. - A ona zna? - Nie bardzo... - odparła Małgosia. - No więc czym się przejmujesz? Małgosia milczała. Na szczęście w tym momencie po raz kolejny przybiegł Płatek z supłem. Tym razem nie chciał go oddać. Wyraźnie droczył się z Kamilą. - No czym? - spytała Kamila, kiedy wreszcie udało jej się wyrwać supeł i rzucić psu. - Maćkiem. - To znaczy? - Rozstaniemy się na dwa miesiące. -No i? - A jeśli on w międzyczasie kogoś pozna? - Maciek? Niemożliwe! - Możliwe. Jedzie na jakiś obóz wędrowny. Tam może kogoś poznać... - Ale nawet jak pozna, to ciebie nie zostawi. -Skąd wiesz? Ewka mówi, by uważać. - Ewka różne rzeczy mówi. Poza tym od kiedy ty słuchasz Ewki? - Ty też słuchasz. Przejmujesz się jej wróżbami. 215 - A, wróżby to co innego. - Ale ona mi to we wróżbie powiedziała. „Poznanie kogoś zmieni twoje życie". - Ale może to chodzi o poznanie kogoś przez ciebie. Może to ty kogoś poznasz i rzucisz Maćka. O tym nie myślałaś? -Nie. - To głupia jesteś. - Sama jesteś głupia - powiedziała Małgosia i zamilkła. - Kurczę! Ja nie powiedziałam tego w sensie, że jesteś głupia w ogóle, tylko w tej kwestii. Maciek ma większe powody do zmartwienia niż ty. On jedzie z kolegami, którzy pewnie będą pilnować... - ...by w razie czego zataić przede mną każdą zdradę! - O rany! Ty to od razu używasz wielkich słów. - A jakich mam używać? Małych? Mam mówić dupa, dupa, dupa? - No weź! - Kamila spojrzała na Małgosię zdumiona. Takiej jej jeszcze nie znała. Czyżby przyjaciółka aż tak denerwowała się wyjazdem? - Nie rozumiesz, że się martwię? - Rozumiem, ale przestań mieć takie czarne myśli! - Od kiedy wszystko z Wojtkiem ci się układa, to w ogóle nie można z tobą pogadać o swoich problemach. - Przecież rozmawiamy. Poza tym wcześniej oboje z Maćkiem mówiliście mi, że jestem nieznośna i że nie wiem, czego chcę. A teraz chyba ty nie wiesz, czego chcesz. Czy chcesz mnie taką jak teraz, czy taką jak przedtem? Małgosia milczała. Odezwała się dopiero po chwili, kiedy na horyzoncie zamajaczyła sylwetka Wojtka. -Bo nie wiem, co to będzie. Czy jak wrócę, to zastanę jeszcze tego samego Maćka... Ale Kamila nie zdążyła jej odpowiedzieć, bo poderwała się na widok Wojtka, który w ręku niósł cztery kubki z lodami. - Rany! Czytasz w moich myślach! - zawołała Kamila. - A dla kogo ten czwarty? - spytała Małgosia. - Dla Aleksa - odparł Wojtek. - Spotkałem go po drodze. Jedzie tutaj na rolkach. *** Dokładnie takie same myśli miał Maciek. Choć dochodziła jeszcze obawa, że Małgosia może nie chcieć wrócić do Polski. O ile jednak Małgosia miała komu się zwierzyć, o tyle Maciek zupełnie nie wiedział, z kim o tym porozmawiać. Próbował z Aleksem, ale od razu usłyszał, że to nie jest problem, bo na obozie pozna inną i mu minie. - Będzie miała większe cycki i nie będzie nosić okularów - powiedział Aleks. Jeździli we trzech z Białym Michałem na rolkach po parku. Maćkowi przez chwilę wydawało się, że między drzewami mignęły mu Kamila z Małgosią, ale chłopcy poganiali, by jechać główną alejką w kierunku Jeziorka Kamionkowskiego. Zresztą Maciek był z nią umówiony na wieczór - mieli iść do kina. Aleks o cyckach opowiadał dość głośno, więc ciekawscy spacerowicze przyglądali się całej trójce. Zirytowany tym Maciek warknął: -Spadaj! - No co? - powiedział Aleks. - Cycki są istotne. - Kurde, ale ty głupi jesteś. - Jak uważasz, że się nie znam, to się nie pytaj. 216 Biały Michał powiedział, że jak kocha, to wróci i żeby nie martwić się na zapas. A potem dodał, że musi gnać do empiku po nowy Świat Komiksu. Maciek postanowił mu towarzyszyć, więc Aleks w parku został sam. - Mama... - zaczął, stając w progu pokoju matki, w którym na podłodze, stoliku, krześle walały się całe sterty bardzo ważnych papierów. -Hm? - Małgosia jedzie do Stanów... - zaczął i utknął w pół słowa. Czy mama zrozumie? - No, zdaje mi się, że to już od dawna jest wiadome - odpowiedziała mama i spojrzała na Maćka, poprawiając na nosie druciane okulary. -Tak, ale... - Martwi cię rozstanie? - Właśnie. - To normalne, że się tym martwisz... - Ale... jak ona nie wróci? - Dlaczego ma nie wrócić? Przecież mówiłeś, że nie jedzie do rodziny, tylko do jakiejś koleżanki swojej mamy... - No tak. - To wybacz, ale ja przyjaźnię się z Moniką, Olą, Beatą, ale żadnego z ich dzieci nie trzymałabym w swoim domu dłużej niż przez wakacje. Z tobą czasem można oszaleć, a co dopiero z cudzym. - No niby tak... - mruknął Maciek trochę uspokojony, ale nadal nie wychodził z pokoju. - Co jeszcze? No mów? - powiedziała mama. - Mam kupę pisania, więc mów. - A jak tam kogoś pozna? - wypalił Maciek. - Poznać kogoś może też i tu, kiedy jesteście w Warszawie. Ja bym raczej spytała, co będzie, jak ty kogoś poznasz? - Wszyscy mi to mówią! - krzyknął Maciek. - No i chyba coś w tym jest. W końcu to wy, faceci, częściej jesteście niewierni. - Wiesz co! - powiedział Maciek oburzony. - Nie myślałem, że ty będziesz przeciwko mnie. - Nie przeciwko! Jak mi nie wierzysz, zadzwoń do ojca i spytaj, jaki był w twoim wieku. - Ja mu powiem, jaki ja byłem - odezwał się za plecami męski głos ojczyma Maćka. Piotr stanął w drzwiach i oparłszy się o framugę, zaczął opowiadać: - Jak miałem 16 lat, to miałem pierwszą dziewczynę... - No i? - spytał Maciek na zachętę. - Jak tylko dała buzi, to zacząłem się oglądać za innymi. Jak Małgocha ci pozwoliła... - Piotrek! - głos mamy Maćka był karcący. - Ja cię zaraz rozerwę! - No to OK! Jak kocha, to wróci! - zakończył swój wywód ojczym i wyszedł z pokoju, ciągnąc za sobą Maćka. - Chodź ze mną umyć auto. - No dobra - odparł Maciek bez entuzjazmu, ale podchwyciwszy spojrzenie ojczyma, oznaczające rozmowę sam na sam, wyszedł. - Ale jak będziesz mu mówił takie szowinistyczne świństwa, to na kolację zjesz zupę z pomyjami! - dobiegł ich głos mamy Maćka. - Dobra, bździągwo! - odkrzyknęli obaj. 217 Mama Maćka pokręciła głową. Miało to oznaczać i aprobatę, i dezaprobatę. Od kilku lat obaj nazywali ją bździągwą, co ją bawiło, śmieszyło i wkurzało jednocześnie. - Ty się w ogóle tym nie stresuj - mówił Piotr Maćkowi, kiedy na dole rozkręcali węża, by umyć stojący przed domem samochód. - Powiedz sobie, że co ma być, to będzie. I jeśli wróci stamtąd odmieniona, to znaczy, że nie była ciebie warta. Ale właśnie tego Maciek obawiał się najbardziej. Rodzice Małgosi nie zgodzili się, żeby Maciek odprowadził ją na lotnisko. Mama Maćka próbowała interweniować, ale nie spotkało się to z należytym zrozumieniem. Mama Małgosi stwierdziła, że córka ma czas na chłopców. Obie panie wymieniły swoje poglądy, które pokazały, jak różnią się matki chłopców i dziewcząt. Mama Małgosi mówiła bowiem o tym, że Maciek ma nieczyste zamiary. Na co mama Maćka oponowała, twierdząc, że nawet jeśli, to trudno mu je będzie zrealizować na płycie lotniska. Jednak mama Małgosi pozostała nieugięta. A dla samego Maćka najważniejsze stało się to, żeby w ogóle mógł pożegnać się z Małgosią. Spotkali się dzień wcześniej. - Będziesz pisać? - spytał. -A ty? - Jeśli na obozie będzie pole, to będę mógł wysyłać ci e-maile z telefonu. - Ja tobie też będę słać e-maile. Oczywiście jeśli ciocia ma internet. - Jakby nie miała, to w Stanach jest mnóstwo kawiarni internetowych - uspokajał Maciek. W tym momencie w drzwiach stanęła mama Małgosi. - Pora się żegnać - powiedziała, ale nie zamknęła drzwi. I co gorsza, nie zanosiło się na to, że je zamknie. Stała tak w progu, jakby patrzyła i oceniała, co też Maciek zrobi. Bardzo chciał Małgosię przytulić i pocałować, ale obecność jej mamy peszyła. Zrobił więc coś, czego zupełnie się nie spodziewał nawet on sam. Podniósł do ust rękę Małgosi i pocałował koniuszki palców. Po czym dotykając palcami jej ust, szurnął nogami w kierunku oniemiałej Małgosinej mamy i wyszedł. #** Właśnie dlatego w dniu odlotu Piotr bez zbędnych słów zawiózł Maćka na lotnisko. Poczekał, aż Maciek wróci z tarasu widokowego, gdzie stał i wzrokiem odprowadzał samolot, którym Małgosia leciała na drugi i jakże odległy kontynent. „Tylko czy jak wróci ze Stanów, będzie nadal taka sama? - zastanawiał się Maciek. - Czy znajdę w niej tę samą Małgosię?" „Będą z niego ludzie!" - myślał Piotr, patrząc na skupioną twarz Maćka, a głośno powiedział: - Nie martw się! Przecież ona wróci. I jeśli los zechce, wszystko będzie dobrze. Myśl o tym, że wreszcie masz wakacje! Ale Maciek myślał teraz tylko o tym, czego chce los. Za to, żeby los chciał tego, co i on, oddałby dziś wiele'. c :- -? f? * \ Warszawa 2000 - Krakowiany 2004 219 ? ???? ?/? ?? Klasy pani Czajki Ja pierniczę!, Klasy pani Czajki Klasie pani Czajki 220 5??5 ?*?? Ławka................................................................. 5 Tygodniowe spóźnienie................................................. 10 Wypracowanie o lecie................................................... 13 Ci okropni rodzice..................................................... 16 Fotoplastykon i inne zdjęcia............................................. 19 Przesiadka............................................................ 22 Ceramika............................................................. 25 Nowy Rok............................................................ 28 Komplecik............................................................ 32 Komórka............................................................. 35 Intelektualiści i lamagi.................................................. 39 Słonik................................................................ 42 Kino................................................................. 45 Lepiej być rudą! ....................................................... 48 Breloczek............................................................. 52 Plotka................................................................ 55 Balanga.............................................................. 59 Odkurzacz na wycieczce................................................. 63 Kemping ............................................................. 67 Niedomówienia........................................................ 70 Gwizdor.............................................................. 73 Napad ............................................................... 75 Wyznanie................................................i............ 78 O, ja pierniczę! ........................................................ 81 Tajemnica ............................................................ 84 Wróżby .............................................................. 87 Mikołajki............................................................. 90 Czyste konto na święta.................................................. 94 Płatek................................................................ 97 Sylwester............................................................ 100 Zakład.............................................................. 103 Floret............................................................... 106 Wypracowanie........................................................ 110 Grypa............................................................... 114 221 Mama i... tata......................................................... 117 Urodziny............................................................ 121 Wagary.............................................................. 124 Podbite oko.......................................................... 127 Kłótnia.............................................................. 130 Bestseller............................................................ 133 Spalony dwór........................................................ 136 Nowy Pan Nikt....................................................... 140 Skarbnik............................................................. 144 Powitanie jesieni...................................................... 148 Deszcz nieporozumień................................................. 152 Ciągnie swój do swego................................................. 155 Odkręcanie poplątania................................................. 159 Ładny gips........................................................... 162 Zielona choinka ...................................................... 167 Zaczatowana......................................................... 170 Lodowaty Pustak..................................................... 173 Poza zasięgiem ....................................................... 176 Otworzyć czy zamknąć dziób?...........................................""180 Znowu mama i znowu tata.............................................. 184 Wróżba ............................................................. 187 Rozterki............................................................. 191 Kłamczucha.......................................................... 195 Kłopoty............................................................. 198 Niby-przypadek...................................................... 201 Majówka ............................................................ 204 Film................................................................ 207 Licealne dylematy..................................................... 211 Rozstanie............................................................ 215 O Klasie pani Czajki słów kilka............................................ 220 ISIS 222 mtop fiimnazjaiisia yiWlW» — ._...,„„. ????6 do historii. \f i .«« ™i«4 Ta data powinna przeiśc oo,»—: SetJca Vlr1\ 7«rie4^1M8P0i™iTadatap bum| «.u ???\ Ambitni Idają egzamin na 100 punktów. lie są kujonami, lecz światłymi obywatelami przyszłej Izeczpospolitej. Wolnej, ' iepodlcgłe]. mądrze zarządzanej. roonipr/.ejsnąster... 'III 9ŁIW"J" " . mlody człowiek. amu na We L Steina wadach, i o eWostele, \1 /VI Krótki wakac ktar krzy •parę tknięte serca watowane i ?? inoz© sz ?© ^tyc2„ycnCf ??? aKnyCh ^oh -;-wan0C0akna^rs* m n a 2 i a I i s t a icfor