LINDA PAPADOPOULOS Lustereczko powiedz przecie Przekład Małgorzata Cierpisz Wydawnictwo Znak Kraków 2005 Tytuł oryginału Mirror, Mirror. Dr Linda's Body Image Repolution Copyright © 2004 by Dr Linda Papadopoulos The right of Dr Linda Papadopoulos to be identified as the Author of the Work has been asserted by her in accordance with the Copyright, Designs and Patents Act 1988. First published in Great Britain in the English language under the title Mirror Mirror by Hodder and Stoughton, a division of Hodder Headline. Opracowanie graficzne Monika Klimowska Opieka redakcyjna Magdalena Sanetra Adiustacja Katarzyna Mach Korekta Barbara Gąsiorowska Katarzyna Onderka iDW M9 Łamanie Ryszard Baster Copyright © for the translation by Małgorzata Cierpisz ISBN 83-240-0538-2 Zamówienia: Dział Handlowy, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37 Bezpłatna infolinia: 0800-130-082 Zapraszamy do naszej księgarni internetowej: www.znak.com.pl mlo* Mojej rozkosznej małej Jessie PODZIĘKOWANIA Dziękuję Emmie, Helen i Rowenie - redaktorkom tej książki -za pomoc i konstruktywne uwagi w chwilach, gdy z całą pewnością zasługiwałam na krytykę. Dziękuję Jaine, jednej z najpiękniejszych kobiet, jakie znam (choć ona sama twierdzi, że tego nie widzi). To Jaine zachęciła mnie do napisania tej książki, a potem jak lew broniła moich interesów. Była przede wszystkim wspaniałą przyjaciółką, a poza tym fantastyczną agentką. Najszczersze podziękowania należą się też Amy za jej niezwykłe poczucie humoru i ogromny talent pisarski. Sabinę i Carlowi dziękuję za ciężką pracę i badania, które prowadzili nawet wówczas, gdy już serdecznie ich znudziły. Wielkie dzięki dla Trudy i Andreasa - moich cudownych rodziców. Bez was nigdy bym tego nie dokonała. Dziękuję, że gdy byłam w potrzebie, rzucaliście wszystko, aby mi pomóc. Bezinteresownie daliście mi tak wiele. I dziękuję, że nauczyliście mnie, jak odnosić się do własnego ciała. Jesteście dla mnie niesłychanie ważni. PODZIĘKOWANIA 7 Dziękuję mojej kochanej małej Jessice za śmiech i odrywanie mnie od komputera. Za niezaplanowane przerwy i pokazanie mi istoty prawdziwego piękna. I wreszcie dziękuję Tedd/emu, mojemu mężowi, który dzieli ze mną wszystkie trudy i radości życia. Razem zastanawialiśmy się nad przecinkami i podziałami na akapity. Dziękuję za liściki na klawiaturze, które opromieniały mi dni. Wiem, że gdy na mnie patrzy, widzi kobietę, którą zawsze chciałam być. W twoich oczach czuję się najpiękniejsza. Masz niezwykły wpływ na to, co myślę o własnym ciele... PROLOG - Dlaczego to akurat pani ma pisać o postrzeganiu ciała? - zapytała redaktorka, kiedy po raz pierwszy przedstawiłam w wydawnictwie pomysł książki. Początkowo jej pytanie mnie zaskoczyło, ale zaraz potem przypomniałam sobie, dlaczego zajęłam się tą sprawą. W 1985 roku moja kuzynka zachorowała na uitiligo, czyli bielactwo nabyte, postępujące schorzenie skóry, w którym na całym ciele pojawiają się białe plamy. Choć przypadek nie był szczególnie ciężki, a zmiany skórne nie rzucały się w oczy, to jednak radosna i otwarta nastolatka niemal z dnia na dzień zmieniła się w cichą i smutną introwertyczkę. Poczuła, że choroba ją określa i sprawia, iż czuje się gorsza od innych. Na szczęście z czasem, dzięki wsparciu rodziny i własnej niezwykłej sile ducha, kuzynka poradziła sobie z problemem i teraz rzadko myśli o zmianach w wyglądzie. Jednak jej doświadczenia z kilku pierwszych lat choroby zapadły mi głęboko w pamięć. Kiedy więc zastanawiałam się nad tematem pracy doktorskiej, postanowiłam zająć się przypadkiem mojej kuzynki. PROLOG 9 Zaczęłam analizować, jak wygląd - a ściślej nasze przekonanie o własnym wyglądzie - wpływa na zachowania. Chciałam też sprawdzić, czy uda mi się zmienić negatywne postrzeganie ciała u osób ze schorzeniami skóry. Pracowałam z pacjentami chorymi na bielactwo nabyte i odkryłam, że wielu z nich ma problemy z poczuciem wstydu, niską samooceną, gorszą jakością życia i bardzo negatywnym zdaniem o własnym ciele. Aby zgłębić ten problem, opracowałam specjalną formułę psychoterapii i zweryfikowałam jej skuteczność w pracy z wieloma pacjentami. Rezultaty były zaskakujące. Ukazanie choroby i ciała w innym świetle prowadziło do ogromnej poprawy stanu pacjentów. W trakcie terapii polepszało się postrzeganie ciała, poprawiała jakość życia i wzrastała samoocena, ale to nie wszystko. Pacjenci zaczynali angażować się w nowe formy aktywności i zachowywać inaczej niż przed terapią. Pewien pięć-dziesięciosześcioletni mężczyzna tak bardzo nie znosił znamion na rękach i nogach, że przez ponad czterdzieści lat ani razu nie włożył koszulki z krótkim rękawem. Teraz nareszcie może nosić to, na co ma ochotę. Jeszcze czasami, zazwyczaj późną jesienią, dostaję od niego listy. Pisze, że choć za oknem robi się coraz chłodniej, on nadal nosi szorty i podkoszulki, bo uwielbia swobodę wyboru i ubiera się w to, „na co ma, u licha, ochotę!". Dwudziestodziewięcioletnia tancerka miała tak negatywny stosunek do własnego ciała, że nie potrafiła stworzyć żadnego trwałego związku. Podczas terapii uporała się z tym problemem. W zeszłym roku zaprosiła mnie na ślub, na którym z dumą pokazywała gościom zaokrąglony brzuszek. Patrzyłam na nią z prawdziwą radością. Wyniki moich prac z osobami dotkniętymi bielactwem zostały opublikowane i spotkały się z zainteresowaniem środowiska psychologów. Otworzyłam prywatną praktykę, w której wykorzystuję zdobytą wiedzę w pracy z innymi pacjentami. 10 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... Wygląda na to, że opracowana przeze mnie metoda przynosi dobre efekty w terapii pacjentów z poważnymi okaleczeniami i pomaga osobom, które po prostu nie lubią swojego ciała. W ciągu minionych ośmiu lat korzystałam z omówionych tu technik w pracy z setkami pacjentów, a nawet w pracy nad sobą, kiedy mam problem z postrzeganiem własnego ciała. I tak dochodzimy do drugiego powodu, dla którego czuję się na tyle kompetentna, aby móc pisać o postrzeganiu ciała. Jako młoda kobieta żyjąca w społeczeństwie, w którym urodę ceni się nad wszystkie inne wartości, także borykałam się z kompleksami. Nie mam wprawdzie nadwagi, ale nie oznacza to, że jestem na nie odporna. Wiele osób żywi przekonanie, że warunkiem pozytywnego stosunku do własnego ciała jest odpowiedni rozmiar garderoby, w rzeczywistości jednak zadowolenie lub niezadowolenie z wyglądu przybiera najróżniejsze formy. Miewamy kompleksy niezależnie od naszych wymiarów i kształtów. Podobnie jak niezliczone rzesze kobiet i ja wydałam mnóstwo pieniędzy na produkty, które obiecywały naprawić coś, co przeze mnie (lub przemysł kosmetyczny) zostało uznane za konieczne do naprawy. Dlatego napisałam tę książkę. Postrzeganie ciała jest niezwykle istotnym elementem oglądu siebie i poczucia własnej wartości, lecz rzadko o nim mówimy. Nauczono nas, że rozwiązania problemów z wyglądem powinniśmy szukać w świecie zewnętrznym, tymczasem znajdziemy je jedynie w sobie - w myślach i uczuciach będących źródłem tych problemów. Gdy to zrozumiemy i zaczniemy pracować nad postrzeganiem ciała, uwolnimy się od powinności i nakazów, które przeszkadzają w pełnym wykorzystaniu naszego potencjału. Postrzeganie ciała może wpływać na wszystko - począwszy od samooceny i wiary w siebie, a skończywszy na stosunku do otoczenia. Warto poświęcić mu czas, przeanalizować je i spra- PROLOG 11 wić, aby działało na naszą korzyść. Wówczas zaakceptujemy siebie i zaczniemy cieszyć się życiem. Mam nadzieję, że ta książka pokaże czytelnikom, iż myśli i przekonania związane z własnym ciałem wpływają na odczuwane wobec niego emocje. Analizując źródła tych myśli, przejmujemy kontrolę nad emocjami. Nie twierdzę, że możemy zupełnie zrezygnować z makijażu i opychać się czekoladkami, bo wygląd nie ma znaczenia. Wygląd jest jedynie częścią nas -sprowadzanie siebie do obwodu bioder bądź koloru włosów śmieszy. Równie absurdalne byłoby stwierdzenie, że czyjaś prawdziwa natura przejawia się w byciu złym akordeonistą. Postrzeganie ciała jest niezwykle silnym elementem samopoczucia. Zmienić je można jedynie, przyjmując inny model myślenia o własnym ciele - nie za pomocą nowego wyglądu. Mam nadzieję, że ta książka spodoba się czytelnikom, a jej treść i zawarte w niej ćwiczenia pomogą im wypracować pozytywny obraz własnego ciała. 1 OBRAZ WŁASNEGO CIAŁA Budzę się cała w stresie. Nie mam co na siebie włożyć! Tyłek nadal wygląda grubo w każdym ciuchu, mimo sześciu dni diety niskowęglo-wodanowej. Ubieram się w czarną szeroką sukienkę. Jest szansa, że w takim namiocie wezmą mnie za ekscentryczną przedstawicielkę bohemy, a nie za babę z piętnastoma kilogramami nadwagi i obsesją na punkcie czekolady. Przed pracą wstępuję do Starbucks. Na wystawie mają owoce, ale nie pamiętam, czy jabłka to węglowodany, więc zamiast nich kupuję mufina z podwójną czekoladą. Połykam go łapczywie. Im szybciej dotrze w głąb przełyku, tym bardziej prawdopodobne, że moje komórki tłuszczowe go nie zauważą. Wchodzę do metra i siadam. Z przerażeniem widzę, że lewe udo wystaje poza granicę siedzenia i niebezpiecznie zbliża się do nogi wytatuowanego punka. Ciekawe, czy ktoś zauważył mój niezdyscyplinowanie wielki zad (pewnie wszyscy myślą, że z takimi udami powinnam zacząć biegać do pracy, a nie zajmować tyle miejsca w wagonie -i po co jadłam tego cholernego mufina?!). Wreszcie wchodzę do biura, gdzie trzy chude panienki (pewnie Trbciee, Tinniee i Tilliee) omawiają plany wakacyjne na lato. Jedna OBRAZ WŁASNEGO CIAŁA 13 żartuje, a pozostałe się śmieją. Tak przynajmniej mi się wydaje, bo trudno cokołwiek wyczytać z twarzy, z których botoks wyparł zdolność wyrażania jakichkolwiek uczuć; pozostało tylko tępe spojrzenie znudzonej złotej rybki. A jednak się śmieją - sugeruje to pionowy ruch żeber wyraźnie rysujących się pod obcisłymi bluzeczkami. Siadam za biurkiem i zaczynam się stresować perspektywą wakacji. Znowu zatęsknię za modą na workowate kostiumy kąpielowe do kostek. Z zamyślenia wytrąca mnie zabójczo przystojny James Błazen, kierownik działu rachunkowości. Pyta o fakturę Strazzo. Ciekawe, jak wygląda w slipkach... To nie fair, że nigdy się mną nie zainteresuje, bo nie jestem ani dość ładna, ani dość chuda. Robi mi się przykro, że odrzuciłby mnie na podstawie czegoś tak powierzchownego jak wygląd, więc odpowiadając, spoglądam na niego ze słusznym gniewem. Osłupiały odchodzi, mrucząc coś pod nosem. Nadchodzi pora łunchu, a ja postanawiam trzymać się ścisłej diety (choć odpuściłam sobie już przy mufinie, kawie latte i naprawdę niewielkiej torebce chipsów o smaku serowo-cebulowym). Idę do pobliskiego baru kanapkowego i zamawiam sałatkę z tuńczykiem, bez pieczywa. Owłosiony Włoch flirtuje ze mną (pewnie dlatego, że przypominam mu matkę). Nie pamiętam, kiedy miałam taką depresję. Wracam do biura i szukam w Internecie informacji, gdzie można sobie zrobić łiposukcję. Zniechęca mnie szczegółowy opis procesu odsysania tłuszczu. Specjalista zastrzega, że tłuszcz powróci, jeśłi nie będę pilnować diety i ćwiczeń. Zamiast tego czytam przepis na ciasto czekoladowe. Czekam na piątą. Doczłapuję do domu, po drodze kupuję butelkę lambrusco i mieszankę łakoci. Resztę wieczoru spędzam przed telewizorem z butelką wina. Opycham się słodyczami i marzę o sobie szczuplejszej i ładniejszej. Brzmi znajomo? Zapewne dlatego że niezależnie od powodu -kilogramów, wzrostu czy łamliwych włosów - większość z nas całymi dniami zamartwia się wyglądem oraz oczywiście pracą, 14 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... związkami i wydarzeniami na świecie. Szczerze przyznaję, że chociaż przez wiele lat prowadziłam badania nad postrzeganiem ciała, w gorsze dni łapię się na myśleniu, że aby być szczęśliwą, muszę wyglądać w określony sposób. Nadal chcę wierzyć, że cudowny lek na cellulit kryje się w plastikowej butelce, a odpowiednia ilość kremu przeciwzmarszczkowego zapewni mi wygląd dwudziestopięciolatki, gdy dobiję sześćdziesiątki. Stałam już w wielu kolejkach po najnowszy krem do twarzy, zapisywałam się na siłownię w niezliczonych klubach, do których nigdy potem nie zajrzałam, i nadal dziwnie czuję się w spódnicy, bo nie lubię swoich nóg. Z czasem jednak zrozumiałam, że kiedy mam dobry dzień, te wszystkie rzeczy nie mają znaczenia. Lubię siebie taką, jaka jestem. Nawet się sobie podobam. Nie wyglądam inaczej, po prostu spoglądam na świat z lepszej perspektywy. Raptem nogi, włosy czy skóra przestają być pępkiem mojego wszechświata. Mogę się skupić na sobie i polubić siebie jako osobę. Często korzystam z tego spostrzeżenia w praktyce terapeutycznej. Gdy pracuję z pacjentem z rozległymi bliznami po oparzeniach lub z kobietą, która nienawidzi siebie, bo przytyła, przede wszystkim chcę im pomóc dostrzec, że od sposobu, w jaki myślą o sobie, zależy ich samopoczucie. Zrobią postępy, kiedy zrozumieją, że postrzeganie własnego ciał wpływa na ich uczucia wobec siebie i reakcje na otaczający świat. Żyjemy w świecie opętanym przymusem doskonałości i piękna, gdzie negatywny wizerunek ciała zagraża poczuciu własnej tożsamości i wartości. To, kim jesteśmy, zaczyna być nierozerwalnie związane z wyglądem - sprowadzamy swoją tożsamość, a nawet wartość, do odbicia w lustrze. Oznacza to, że nasz ogląd siebie znacząco wpływa na myśli, emocje, zachowania i ogólną jakość życia. Niezależnie od tego, czy odrzucimy zaproszenie na kolację ze względu na niedawny przyrost ki- OBRAZ WŁASNEGO CIAŁA 15 logramów, czy spóźnimy się na film, gdyż nie potrafiłyśmy odpowiednio ułożyć fryzury, postrzeganie własnego ciała stanowi sedno naszych relacji z innymi i - co ważniejsze - ze sobą. Koncepcje, z których korzystam w tej książce, wywodzą się z teorii psychologicznych oraz empirycznych badań analizujących zachowania kobiet w najróżniejszych sytuacjach. Poszczególne rozdziały są osnute na kanwie zabawnych historii. Perypetie bohaterki stanowią połączenie przypadków, z którymi spotykałam się przez wiele lat, a także doświadczeń moich i moich znajomych. W przeżyciach bohaterki czytelniczki być może rozpoznają własne pragnienia i lęki. Mam nadzieję, że jej przygody je rozbawią, a także skłonią do poważniejszej refleksji. Dzięki temu zyskuję wgląd w uczucia i myśli dotyczące własnego ciała. W dwóch pierwszych rozdziałach poznamy koncepcję obrazu własnego ciała i odkryjemy przyczyny takiego, a nie innego oglądu siebie. Rozdział pierwszy stanowi przegląd podstawowych pojęć oraz elementów składających się na postrzeganie ciała i poczucie własnej wartości. W rozdziale drugim bardziej konkretnie zajmiemy się rozwojem obrazu ciała w poszczególnych etapach życia, a zwłaszcza tym, jak nań wpływają określone doświadczenia. W rozdziałach środkowych odniesiemy tę koncepcję do poszczególnych dziedzin życia, takich jak: związki, seks, praca, diety i zakupy. Rozdział ostatni podsumowuje myśli zawarte w książce i podpowiada, jak utrzymać postępy poczynione podczas lektury. Na końcu każdego rozdziału znajdują się zadania na wynos - ćwiczenia psychologiczne, które pomogą wcielić w życie poznane tu podstawowe założenia. Opracowano je na podstawie badań i dostosowano do najczęstszych problemów dotyczących postrzegania ciała. Należy przeznaczyć na nie odpowiednią ilość czasu i starannie je wykonać - dopiero wówczas wyniesione korzyści będą wymierne. 16 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... Nasze widzenie świata jest w dużej mierze uwarunkowane nastawieniem - jeśli czujemy się pewnie i bezpiecznie, świat jest bardziej pozytywny, niż gdy czujemy się ze sobą źle. Postrzeganie siebie i ciała pozostaje pod wpływem najróżniejszych czynników - od nastroju po sytuację, w jakiej się aktualnie znajdujemy. Jeżeli uda nam się zmienić podejście do siebie, to być może zmienią się też te aspekty życia, które nam się nie podobają. Piękno podobno jest wartością względną. Skoro tak - to możemy określać sposób, w jaki siebie oceniamy i patrzymy na siebie... Pozostaje więc wygodnie rozsiąść się w fotelu i rozkoszować podróżą do zdrowszego, silnego, pozytywnego wizerunku własnej osoby. CZYM JEST OBRAZ WŁASNEGO CIAŁA? Kobieta poproszona o opinię na temat swojego wyglądu najczęściej wyrzuca z siebie serię negatywnych określeń: „za gruba", „za chuda", „zbyt atletyczna", „za niska". Opis niekoniecznie pasuje do niej - może nawet być zupełnie nieprawdziwy -ale podsumowuje jej ogląd siebie. Wyobraźmy sobie, że pewnego dnia budzimy się i z przerażeniem odkrywamy na nosie ogromny pryszcz. Czujemy jego obecność przez cały czas; staje się odrębnym bytem, ohydnym małym potworem, który przyczepił się nam do twarzy i nie odstępuje na krok. Topimy go w olejku z drzewa herbacianego i tuszujemy korektorem, doskonale wiedząc, że za pięć minut znowu zaznaczy swoją okropną obecność. A wszyscy inni? Inni go nawet nie zauważyli. Wizerunek własnego ciała nie opiera się na faktach, nie jest niczym namacalnym - powstaje na podstawie zbioru myśli i uczuć dotyczących nas samych. Psychologowie definiują obraz własnego ciała jako „myśli, strzeżenia i emocje dotyczące własnego ciała". Oznacza to, F\L^ ?? OBRAZ WŁASNEGO CIAŁA 17 13 że to, co widzimy w lustrze, nie jest odbiciem rzeczywistego wyglądu, lecz raczej naszym subiektywnym osądem. Obraz własnego ciała zaczyna się formować w osiemnastym miesiącu życia, gdy uświadomimy sobie swoją odrębność. Wówczas dzieci rozpoznają się w lustrze, a słowo „ja" wchodzi w zasób ich słownictwa. Ta nowa świadomość siebie będzie stanowić fundament postrzegania ciała. Jest ono pojęciem abstrakcyjnym, nazywanym przez psychologów „reprezentacją umysłową". Reprezentacje są niezwykle istotne, gdyż pozwalają zrozumieć otaczający nas świat i dotyczą wszystkiego, co widzimy i czego doświadczamy - od wyglądu psa po koncepcję miłości. Od tej wiedzy zależą nasze interakcje ze światem. Obraz samych siebie i opinie innych osób o nas może dzielić głęboka przepaść. Nasz wizerunek nie zależy wyłącznie od odbicia w lustrze, gdyż oczy to zaledwie jedno z narzędzi percepcji. Na to, co widzimy w lustrze, wpływa wiele czynników -począwszy od nastroju w danej chwili, a skończywszy na słowach, które słyszałyśmy od matki w dzieciństwie. Jeśli przed spojrzeniem w lustro na przykład: a) przypomni nam się matka mówiąca, że mamy prześliczne brązowe oczy, b) miniemy grupę mężczyzn (niepracujących na budowie), którzy spojrzeli na nas z aprobatą, lub c) inna kobieta zapyta, do jakiego chodzimy fryzjera, zobaczymy siebie inną, niż gdyby: a) przypomniała nam się matka mówiąca: „Kochanie, nie czesz się tak więcej - w tej fryzurze masz oczy nawet mniejsze niż w rzeczywistości", b) pracownicy budowlani zupełnie nas zignorowali lub c) starsza kobieta z fioletowymi włosami poradziła nam, co zrobić z rozdwojonymi końcówkami. Nie da się tak po prostu spojrzeć w lustro - opinie innych, choroby, niepełnosprawność, wychowanie i rodzina współtworzą obraz, jaki w nim widzimy. Warto pamiętać, że w różnych kulturach normy dotyczące wymiarów i kształtu, jaki powinno mieć ciało, znacznie od sie- 18 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE. bie odbiegają. Wystarczy pomyśleć o dużych pupach w Ameryce Łacińskiej i małych stopkach w Chinach. W dawnych Chinach zapewne dręczyłby nas rozmiar stóp - na tej samej zasadzie w Anglii dwudziestego pierwszego wieku martwimy się tym, że wyglądamy grubo w jakichś spodniach. W kulturach mniej zamożnych chudość jest oznaką ubóstwa, złego odżywiania lub choroby, natomiast puszystość sygnałem dobrobytu i zdrowia. W kulturach bogatszych zdrowie i sukces kojarzymy ze szczupłością, natomiast nadwagę z lenistwem i chorobą. Ocena koloru skóry również jest uwarunkowana kulturowo. W niektórych regionach Azji ideałem urody jest blada cera. Aby ją rozjaśnić, kobiety stosują hydrochinon, szkodliwą substancję chemiczną. Natomiast na Zachodzie kobiety wystawiają się na działanie rakotwórczych promieni słonecznych, aby uzyskać odcień złocistego brązu - w naszej kulturze symbol piękna. W niektórych społecznościach, zwłaszcza tam gdzie kobiety posiadają władzę ekonomiczną, surowe normy dotyczące urody obowiązują mężczyzn. W nigeryjskim plemieniu Woda-abe mężczyźni rywalizują między sobą w konkursach piękności, codziennie poświęcając godziny na makijaż i wybór stroju, aby przypodobać się kobietom. Kultura odgrywa ogromną rolę w kształtowaniu wartości, którymi żyjemy, niezależnie od tego, jak dziwaczne nam się wydają. Gdy następnym razem otworzymy numer „National Geographic" i ze zdumieniem przeczytamy o plemionach, które rozciągają dolną wargę lub wydłużają szyje obręczami, pomyślmy o naszych kosmetykach do makijażu, wysokich obcasach, odsysaniu tłuszczu oraz silikonowych implantach w piersiach i wyobraźmy sobie, co tamci ludzie pomyśleliby o nas! A co nawet ważniejsze, odpowiedzmy sobie na pytanie, dlaczego te praktyki wydają nam się tak naturalne. OBRAZ WŁASNEGO CIAŁA 19 Nie tylko kultura wpływa na nasz wizerunek - równie ważną rolę odgrywają takie doświadczenia jak molestowanie seksualne czy dyskryminacja rasowa. W naszej rzeczywistości rysy typowe dla jednej rasy ceni się bardziej od innych, tak więc tożsamość kulturowa również wpływa na nasze życie i kształtuje postrzeganie ciała. Czynnik ten jest szczególnie istotny, ponieważ wiele osób mieszka w społecznościach, które różnią się od ich rodzimych. Wyobraźmy sobie, że afroeuropejskie dziecko dorasta w okolicy zamieszkanej w przeważającej części przez białych mieszkańców, gdzie wszyscy koledzy, sąsiedzi i zabawki wyglądają inaczej niż ono. Musi to wpłynąć na jego ideały dotyczące wyglądu, a w konsekwencji na postrzeganie ciała. Podobnie, jeśli w pracy nasze piersi cieszą się równie dużym zainteresowaniem jak sporządzane przez nas raporty, wykształcimy wizerunek ciała, w którym na pierwszym miejscu będzie wygląd biustu! Widzimy zatem, że obraz ciała nie jest nam dany z chwilą przyjścia na świat, jak kolor oczu czy skóry. Nabywamy go poprzez interakcje ze środowiskiem i innymi ludźmi. Świadomie lub nie, powracamy do niego kilkanaście razy w ciągu dnia, kiedy przeglądamy zdjęcia w kolorowych magazynach, wybałuszamy oczy na pupę Jennifer Lopez czy wpadamy w depresję przed ogromnym lustrem, które przecież na pewno nas okłamuje. Wizerunek ciała jest tłem dla wszystkich naszych myśli, uczuć i zachowań. POLUBIĆ SWOJE WNĘTRZE Poczucie własnej wartości jest nieodłącznym aspektem postrzegania ciała. Jeśli nie lubimy siebie jako osoby, to prawdopodobnie nie polubimy swojego ciała. Można się zatem spodziewać, że jeśli nie lubimy ciała, to raczej nie będziemy zachwycone osobą. Samoocena, podobnie jak postrzeganie ciała, jest 20 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE. uwarunkowana tworzonymi i pielęgnowanymi opiniami o sobie. Natomiast w przeciwieństwie do niego, nie dotyczy jedynie wyglądu. Jest pojęciem szerszym, które obejmuje inteligencję, sprawność fizyczną, emocjonalność - wszystko, co może sprawić, że czujemy się lepiej lub gorzej w określonej sytuacji. Poczucie własnej wartości jest wielkością zmienną i wielowymiarową. Dzielimy je na kategorie - to pozwala nam mieć pozytywny stosunek do niektórych aspektów życia. Myślimy na przykład: „nie szkodzi, że jestem brzydka i za gruba, żeby kogoś mieć - przynajmniej jestem najlepszą księgową, jaka kiedykolwiek pracowała w tej cholernej firmie!". Od razu widać, gdzie leży problem, prawda? Podkreślamy i wzmacniamy cechy, które wiążą się z poczuciem niskiej wartości. Tymczasem, aby wartość wzrosła, musimy pracować nad nią w całości. Nie wolno rezygnować z wybranych aspektów. To prawda -w niektórych dziedzinach i sytuacjach czujemy się mniej lub bardziej pewnie. Ale ogólne poczucie własnej wartości jest mniej stabilne niż poszczególne jego aspekty. Nawet przekonanie o wyjątkowym talencie w dziedzinie księgowości nie pozwoli nam wypracować wysokiej samooceny, jeśli nie zajmiemy się koncepcją własnej osoby jako całości. Samoocena to zasadniczo wiara w siebie i własne zdolności oraz przekonanie, że jesteśmy warci szczęścia. Nieodłącznie wiąże się z tym, na co naszym zdaniem zasługujemy. To istotne, ponieważ wiele osób uważa, że zaspokajanie własnych potrzeb winno być podporządkowane zaspokajaniu potrzeb innych osób. W gruncie rzeczy poczucie własnej wartości nie zmieni się dopóty, dopóki nie uwierzymy, że warto poświęcić czas, zaryzykować i postarać się o nas. OBRAZ WŁASNEGO CIAŁA 21 ZWIĄZEK MIEDZY POSTRZEGANIEM CIAŁA A POCZUCIEM WŁASNEJ WARTOŚCI Jak to się dzieje, że postrzeganie ciała i samoocena są w stanie nas przekonać, że z powodu czterech dodatkowych kilogramów po świętach życie straciło sens i jedyny pełnowartościowy związek stworzymy z wyrobem czekoladopodobnym? Do samooceny, podobnie jak do postrzegania ciała, można zastosować zasadę, że zawsze widzimy to, co spodziewamy się zobaczyć. Jeśli na przykład wchodzimy do butiku i oczekujemy, że ekspedientka niegrzecznie nas potraktuje, ponieważ nie czujemy się dość atrakcyjne, aby tam przebywać, to skupimy się wyłącznie na zachowaniach, które uważamy za niegrzeczne. Co więcej, wszelkie zachowania dwuznaczne uznamy za niegrzeczne, gdyż tak każą nam oczekiwania. Samoocena wpływa na ogólny ogląd życia i siebie. Jeżeli już mamy poczucie niskiej wartości i konsekwentnie negatywny obraz ciała, to musimy pokonać złe nastawienie, aby samoocena rosła. Proces ten działa też odwrotnie - osoby z wyższą samooceną mają bardziej pozytywne oczekiwania wobec interakcji z innymi ludźmi, a wobec tego lepszą samoocenę i postrzeganie ciała. Mówiąc wprost, negatywny obraz ciała może obniżyć samoocenę. Niektórzy psychologowie sugerują, że bezpośrednio warunkuje on aż jedną trzecią poczucia własnej wartości. To oznacza, że w dużej mierze poczucie owo zależy od tego, jak naszym zdaniem wyglądamy. I jeśli jeden z tych aspektów jest negatywny, to drugi prawdopodobnie też. I odwrotnie - zdrowy obraz ciała zazwyczaj oznacza wysoką samoocenę. Czym się od siebie różnią? Obraz ciała dotyczy tego, jak widzimy siebie. Samoocena - jak już wspomniałam - to opinia o sobie sformułowana na podstawie wielu czynników. Jednym z nich jest postrzeganie ciała. Dlatego postrzeganie ciała i samoocena wzajemnie na siebie wpływają. 22 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE Teraz już powinno być jasne, że myśli odgrywają niezwykle istotną rolę w formowaniu obrazu ciała. Osoby z podejściem negatywnym poświęcają tyle czasu i uwagi na nienawiść do swojego ciała, że w końcu oddzielają je od własnej tożsamości. Taki pogląd może się wydawać absurdalny, ale - kiedy się nad nim zastanowić - ma sens. Doświadczenie głębokiego odrzucenia z powodu wyglądu sprawia, że odczuwaną nienawiść kierujemy na wybraną część ciała. Takie rozwiązanie jest lepsze, gdyż w przeciwnym razie musiałybyśmy znienawidzić całą siebie. Taki rodzaj depersonalizacji często występuje w kompleksach na punkcie nadwagi. Wolimy utożsamiać się z twarzą raczej niż z całym ciałem. Myślimy: „Nienawidzę go, ale twarz może być". W ten sposób jednak wzmacniamy negatywny stosunek do siebie, ponieważ odrzucamy własne ciało. Zamartwianie się dodatkowymi kilogramami lub niedoskonałością wyglądu staje się zasłoną dymną, skrywającą nienawiść, jaką do siebie czujemy. Naszymi zachowaniami kierują interpretacje przeżyć i odczuć. Jeśli mamy kompleksy na punkcie ciała bądź całości naszej osoby, to często szukamy wsparcia i potwierdzenia naszej wartości u innych. Wykazujemy gotowość do najdziwniejszych diet i bolesnych zabiegów, aby zwrócić na siebie uwagę i zdobyć sympatię. Osoba, która czuje się samotna, może winą za to uczucie obarczyć swoją „tuszę". Zakłada, że sposobem na znalezienie miłości jest utrata zbędnych kilogramów. Jeżeli nienawidzimy swojego nosa, to możemy go winić za wszystkie problemy. W rezultacie dochodzimy do wniosku, że jedynie operacja plastyczna zmieni nasze życie. Bezustannie wyciągamy podobne wnioski i miewamy skojarzenia - skupiamy się przy tym na wybranym wycinku ciała i zrzucamy nań winę za wszystkie napotkane trudności. Czasami zakładamy, że gdy tylko uda nam się zapanować nad wagą, skórą czy rozmiarem piersi, wówczas wszystko samo się ułoży, a my przejmiemy kontrolę nad całym OBRAZ WŁASNEGO CIAŁA 23 życiem. Wielu psychologów uważa, że zaburzenia odżywiania występują wtedy, kiedy próbujemy zwiększyć własną atrakcyjność albo przejąć kontrolę nad sobą i posuwamy się w tym za daleko. Można uznać, że osoba z dobrą samooceną, która ma dość szacunku i wiary w siebie, aby bronić swoich przekonań i interesów, osiągnęła stan „autonomii", czyli „żyje według własnych zasad". Z negatywnym postrzeganiem ciała i zaburzeniami odżywiania wiąże się brak autonomii, czyli życie zgodnie z oczekiwaniami i życzeniami innych. Coraz częściej psychologowie zdają sobie sprawę, że zdrowy obraz ciała jest niezbędny do uzyskania autonomii. Dawniej myślano, że to bogactwo, władza i sława są nieodzowne do szczęścia, lecz istnieją mocne dowody na to, że jest inaczej. Obecnie uważamy, że do szczęścia potrzeba nam asertywności, poczucia kontroli nad własnym losem, kompetencji i - przede wszystkim - silnego poczucia własnej wartości. Teraz już powinno być jasne, że nasz ogląd rzeczy wpływa na to, co do nich czujemy. A zatem spojrzenie w lustro ukazuje nie tylko wygląd, lecz również samopoczucie. JAK WIDZĘ SIEBIE „Spokojnie - dasz radę..." Weź głęboki oddech i myśl o czymś przyjemnym. No dobrze -jestem w damskiej przymierzalni. Wokół mnie trzy ogromne lustra, nad głową sześć świetlówek. Jaki chory umysł wpadł na to, żeby w przymierzalniach instalować świetlówki? Jeśli zobaczę każdą krostę na twarzy, to nie zniosę myśli o widoku tylka! Chcą nam sprzedać ciuchy czy wzbudzić w nas dziką chęć ucieczki i podłączenia się do przemysłowego odsysacza tłuszczu!? W dodatku ta głupia szmata, która ma robić za drzwi, jest stanowczo za wąska. Sprzedawczyni o wyglądzie elfa ciągle się tu gapi. Wyprowadza mnie 24 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... z równowagi. Pewnie ma ochotę podejść tu po raz trzeci i zapytać, czy jednak chcę przymierzyć większy rozmiar. Dobra. Zrobię to. Jeśli ja nie jestem w stanie spojrzeć na siebie w bikini, to na pewno nie uda się to innym. Skupię się na twarzy, kiedy będę ściągać spodnie... Jezus, Maria -jakież ja mam wągry na nosie! (Pamiętaj: kupić morelowy peeling do twarzy). Spodnie ściągnięte, wkładam majtki od kostiumu i teraz patrzę na stopy... Niezłe, choć na drugim palcu prawej widać resztki różowego lakieru z zeszłego miesiąca. (Pamiętaj: kupić zmywacz do paznokci). Podnoszę wzrok na kostki - raczej pulchne, ale nadal kształtne... I znacznie bardziej włochate niż dzisiaj rano pod prysznicem. (Pamiętaj: kupić wosk do depilacji). No dobrze! Kolana. Robi mi się coraz słabiej, cellulit dotarł już do kolan! Mam nogi jak dwa blade serdelki. (Pamiętaj: kupić wszystkie balsamy przeciwko cellulitowi dostępne na rynku i porozmawiać z lekarzem o lekach na depresję). Cóż, w każdym razie nie może już być gorzej - później będzie lżej (w moim przypadku o jakieś kilkanaście kilogramów). Spojrzę na pupę. O MOJ BOŻE! W zeszłym roku nie było aż TAK źle. Teraz pośladki wypływają z bikini jak roztopiony ser na suflecie mamy. Czy coś poza drożdżami może tak szybko rosnąć? Spokojnie. Bez paniki. Przyniosłam do przymierzalni sarong bo wiedziałam, że tak będzie. Do niczego. Wygłądam, jakbym coś ukrywała - owinęłam suflet grubą warstwą ciasta francuskiego. (Pamiętaj: już nigdy w życiu nie jeść sera). Straciłam nie tylko ochotę na zakupy, ale i ochotę do życia, a jednak masochistyczny głos kusi, żebym przymierzyła stanik. Wkładam stanik i otwieram oczy. Kiedy próbuję wciągnąć obwisły brzuch, z rozpaczą zdaję sobie sprawę, że jeśli mam zamiar oddychać, to będzie on nadal dość znacznie wystawać. Podnoszę ramiona, żeby piersi jędrniej wyglądały. W miejscu tricepsów zwisają bezwładne kawałki mięsa. W pośpiechu wkładam ubranie i wychodzę z przymierzalni. Czuję się przygnębiona i pokonana. Oddaję wstrętne bikini dwunastoletniemu elfowi i na odchodnym słyszę jego słowa... OBRAZ WŁASNEGO CIAŁA 25 - W przyszłym tygodniu spodziewamy się dostawy jednoczęściowych kostiumów w dużych rozmiarach. Proszę do nas zaglądnąć! (Pamiętaj: Wziąć głęboki oddech, nie przywalić elfowi). Gdyby poproszono nas o autoportret, jego poszczególne elementy znacznie odbiegałyby od rzeczywistości - biodra byłyby prawdopodobnie troszkę szersze, na twarzy byłoby więcej pryszczy lub zmarszczek. Im bliżej mu do rzeczywistości (przyjmując, że nie wszyscy mamy talent van Gogha), tym lepiej. Wizerunek w lustrze nie jest jedynie odbiciem wyglądu zewnętrznego, lecz kombinacją wyglądu, myśli i emocji. W dobry dzień potargane włosy są seksowne, w gorszy - źle ułożone. Chodzi o to, aby „widzieć" i „akceptować" siebie takimi, jakie jesteśmy, a do tego są nam potrzebne dwie umiejętności. Po pierwsze - trzeba umieć spojrzeć na siebie obiektywnie, a po drugie - nauczyć się oddzielać od wyglądu negatywne emocje odczuwane w związku z innymi sferami życia. Wówczas polubimy swój wygląd i pozytywnie się do niego nastawimy. A co ważniejsze, nauczymy się kwestionować własną niechęć do wybranych jego aspektów i oceniać, czy wywodzi się ona z subiektywnych przekonań, czy też znajduje oparcie w rzeczywistości. Im lepszy mamy stosunek do siebie, tym częściej zachowujemy się pewnie i pozytywniej reagujemy na otoczenie. Prawidłowość ta działa na zasadzie samospełniającej się przepowiedni - spodziewamy się, że ludzie przychylnie na nas zareagują, więc tak właśnie reagują. Pozytywne postrzeganie ciała przenika do większości sfer życia, dowodzi głębokiej wiary w siebie i stabilności emocjonalnej, a te cechy z kolei stanowią fundament lepszej samooceny. Wszystko - od pójścia na plażę po rozmowy o pracę - staje się łatwiejsze, po prostu dlatego, że lubimy siebie takimi, jacy jesteśmy. 26 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... DAWNIEJ I TERAZ Jeśli się sobie nie podobamy, to zapewne nie stało się to z dnia na dzień, lecz utrwalało się przez wiele lat i jest zakorzenione w dzieciństwie. Być może zdałyśmy sobie sprawę, że księżniczki w bajkach są zawsze piękne, a ulubione piosenkarki śliczne i szczuplutkie. W każdym razie już w dzieciństwie stwierdziłyśmy, że aby żyć szczęśliwie, musimy w określony sposób wyglądać. Nasz obraz samej siebie współtworzą najróżniejsze doświadczenia i czynniki w ciągu wielu lat. Na przetwarzanie informacji o własnym wyglądzie oddziałują przede wszystkim dwa elementy - dawne doświadczenia oraz wnioski wyciągane z aktualnych wydarzeń. Zacznijmy od przeszłości. Na przetwarzanie informacji ma wpływ wiedza, którą już mamy. To ona pozwala nam porządkować i rozumieć gromadzone dane. A zatem opinia na temat dowolnej kwestii wypływa z myśli, które już wcześniej uporządkowaliśmy. Każdego aktu samooceny dokonujemy jedynie w ramach już ustalonej koncepcji swojej osoby. Wystarczy sobie przypomnieć, jak to jest, gdy poznajemy kogoś, o kim wiele słyszałyśmy. Jeśli powiedziano nam, że dana osoba irytuje otoczenie, za dużo mówi i jest na bakier z higieną, to na podstawie tych informacji tworzymy sobie jej obraz. Kiedy ją poznajemy, jest nam trudno sformułować opinię niezależną od wcześniejszych wyobrażeń. W zasadzie spodziewamy się, że jej nie polubimy. Możemy też uznać, że na pewno nas odrzuci, więc odrzucamy ją pierwsze. Podobnie jest z postrzeganiem ciała - bezustannie utwierdzamy w sobie obraz negatywny, gdyż trudno nam się oderwać od dawnego sposobu myślenia. Wizerunek w lustrze nie musi być zły. Jeżeli mamy o nim negatywne, wcześniej sformułowane przekonanie, to na pewno nam się nie spodoba, niezależnie od rzeczywistości. OBRAZ WŁASNEGO CIAŁA 27 Wprawdzie dawne przeżycia mogą nas źle nastawić do własnego ciała, ale to nie znaczy, że jesteśmy skazane na taką niechęć do końca życia. Jedyną rzeczą ważniejszą od interpretacji dawnych doświadczeń są wnioski wyciągane z przeżyć aktualnych. W zależności od tego, jak rozumiemy obecne zdarzenia, utrwalamy negatywny obraz ciała i czujemy się ze sobą gorzej albo zaczynamy odrzucać negatywne myśli, wypracowujemy lepszy obraz ciała i czujemy się lepiej. To niesamowite, że byle uwaga może nas uszczęśliwić lub pogrążyć w rozpaczy. Ale - jak przyzna każdy terapeuta po-znawczo-behawioralny - to interpretacja zdarzeń, które pojawiają się w naszym życiu, warunkuje uczucia i reakcje. Najpierw oceniamy sytuację, a następnie reagujemy na nią emocjonalnie. Wyobraźmy sobie kolację z chłopakiem. Zaczynamy pałaszować podwójną porcję lodów śmietankowych z bitą śmietaną. Ukochany nachyla się nad stołem i pyta: „Chcesz zjeść to sama?". Jego pytanie możemy zinterpretować dwojako: a) Te lody są tak pyszne, że mam ochotę na resztę twojej porcji. Czy mogę wylizać talerzyk i scałować ten okruszek czekolady z twoich ust, maleńka? Albo: b) Ty gruba świnio! Miałaś być na diecie, a zamiast tego nawaliłaś sobie na talerz taką kupę lodów, że nie widać zza niej twojego trzeciego podbródka. A przy tym zachowujesz się, jakbyś przyszła z chlewu - masz całe usta wypaprane czekoladą. Słabo mi się robi na twój widok! I co? Widać różnicę? Słyszymy to, co spodziewamy się usłyszeć. Należy o tym pamiętać. W przeciwnym razie nasza reakcja na usłyszane słowa może być bardzo nieodpowiednia. 28 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE Aby bardziej realistycznie spojrzeć na świat i zyskać ogląd niezmącony negatywnymi przekonaniami i oczekiwaniami zakorzenionymi w przeszłości, musimy nabyć umiejętność rozpoznawania negatywnych myśli. Kiedy odkrywamy irracjonalne lub negatywne wzorce myślenia, zaczynamy lepiej rozumieć wszystkie przeżycia, a zwłaszcza te związane z postrzeganiem ciała. Spróbujmy odkryć u siebie najczęstsze błędy w myśleniu. Od czasu do czasu popełnia je większość z nas. BŁĘDNE WZORCE MYŚLENIA Wszystko albo nic: myślenie w kategoriach skrajności - albo: „noszę rozmiar 34", albo: „obrzydliwy ze mnie balon - nie mieszczę się w żaden przyzwoity rozmiar". (Myśląc w taki sposób, patrzymy na świat w kategoriach czerni i bieli. A przecież wszyscy wiemy, że otaczają nas różne odcienie szarości! W przeciwnym razie nic, co mówimy, robimy lub w co się ubieramy, nie byłoby dość dobre). Wyolbrzymianie aspektów negatywnych - skupianie się wyłącznie na negatywnych aspektach doświadczenia. Wygląd staje się cechą definiującą osobę. „Co z tego, że skóra wygląda lepiej, mam lepszą kondycję i wygrałam szczęśliwy los na loterii... Zycie nadal jest do niczego, bo mam niezgrabne kostki". (W ten sposób skupiamy się wyłącznie na rzeczach, których w sobie nie lubimy. Cechy, które potencjalnie mogłyby poprawić nam samopoczucie, pozostają niezauważone). Odnoszenie wszystkiego do siebie - jest to błędne rozumowanie, w wyniku którego przejmujemy się rzeczami niema-jącymi z nami nic wspólnego. Wszystko wokół odnosimy do OBRAZ WŁASNEGO CIAŁA 29 siebie: „Nie usiadł koło mnie w autobusie, bo mam taką okropną skórę". (Biorąc wszystko do siebie, nie zauważamy innych - często istotnych - aspektów otaczającego nas świata, które pozwoliłyby nam racjonalnie ocenić zdarzenia i odpowiednio na nie zareagować). Wyciąganie pochopnych wniosków na podstawie niewystarczających lub niedokładnych informacji: „Niby śmieją się z dowcipu, ale tak naprawdę śmieją się z mojej spódniczki". (Prawdopodobnie nie potrafimy czytać w cudzych myślach, więc pochopne wnioski tylko nas zdenerwują i zadziała zasada samospełniającej się przepowiedni. Oparte na lękach zachowanie wywołuje negatywne reakcje, jakich się obawiamy). Czarnowidztwo - przewidywanie wyłącznie najgorszych scenariuszy i wyolbrzymianie potencjalnych konsekwencji: „Kupuję ubrania o dwa rozmiary większe niż przed rokiem. Pas w samolocie pewnie się nie dopnie i będę zmuszona poprosić stewardesę o pomoc. Może będą musieli przesadzić innych pasażerów, żeby równomiernie obciążyć samolot...? Przeze mnie! To takie upokarzające! Wyśmieją mnie. Nie ma mowy. Nie lecę!". (Takie myśli mogą sprawić, że odmówimy sobie niektórych przyjemności. Na domiar złego zbytnio przejmujemy się rzeczami, które powinny nam być stosunkowo obojętne). Uogólnienie negatywnych aspektów - błąd w rozumowaniu, który sprawia, że wyolbrzymiamy skutki negatywnych doświadczeń i rozszerzamy je na inne sfery życia, nawet zupełnie z nimi niezwiązane: „Mojemu byłemu chłopakowi nie podobały się blondynki. Pewnie większość facetów tak naprawdę myśli. Czyli nigdy nie znajdę chłopaka". 30 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... (Pozwalamy negatywnym lub irracjonalnym myślom dotyczącym jednej sfery naszego życia zakłócić inne. W ten sposób zwiększamy liczbę negatywnych doświadczeń). Myśli (świadome lub nie) wpływają na uczucia, a w konsekwencji na zachowanie. Negatywne bądź irracjonalne myśli skłaniają nas do postępowania, które prawdopodobnie wywoła nieprzychylną reakcję otoczenia i źle wpłynie na samopoczucie. Z tym problemem można sobie poradzić w jeden sposób. Trzeba rozpoznać błędne wzorce myślenia i zastąpić je bardziej konstruktywnymi, racjonalnymi. Kiedy zatem następnym razem wpadniemy w spiralę negatywnych myśli o własnym ciele, warto się zatrzymać i zastanowić, czy znajdują one uzasadnienie w rzeczywistości. Może istnieje bardziej racjonalne i pozytywne stanowisko. OPINIE I SĄDY Obraz ciała często powstaje na podstawie opinii i sądów, które formułujemy w odniesieniu do siebie. Opinie takie mogą być aprobujące: „Uwielbiam swoje włosy", „W tej spódnicy nogi świetnie wyglądają", lub krytyczne: „Mam za dużo piegów", „Mam za duży nos". Dotyczą bezpośrednio naszego poczucia kompetencji i wartości. Jeśli czujemy się fatalnie, to wyglądamy fatalnie. Jeżeli uważamy się za osobę nie na miejscu w jakiejś sytuacji, to możemy też czuć, że źle wyglądamy. Czy często wątpimy lub krytykujemy swój wygląd, kiedy czujemy się niepewne i zagrożone? Bezustannie. Niezależnie od obrazu ciała, jaki skonstruowałyśmy w umyśle, jedna rzecz oddziałuje na nasze oceny z siłą młota pneumatycznego, a mianowicie opinie innych osób. Doskonale znamy to uczucie. Wreszcie kupiłyśmy ubranie, co do które- OBRAZ WŁASNEGO CIAŁA 31 go na początku miałyśmy wątpliwości. Nogi były za krótkie albo piersi za małe. Wreszcie oswoiłyśmy się z tą myślą; przekonałyśmy siebie, że nikt tego nie zauważy. Bierzemy głęboki oddech i wychodzimy na ulicę - pewne siebie i atrakcyjne. Czujemy się świetnie, nie tylko dlatego że świetnie wyglądamy, ale też dlatego że udało nam się pokonać lęk. Wystarczy jedno pogardliwe spojrzenie lub niemiły komentarz - natychmiast chcemy biec do domu i spalić tę szmatę. Dlaczego? Bo często patrzymy na siebie oczyma innych. A zatem jeszcze gorsze od spojrzenia w lustro jest spojrzenie w lustro, które trzyma inna osoba. Opinie innych stają się równie ważne, jeśli nie ważniejsze, niż własny osąd. A jednak często błędnie je odczytujemy. Jakiś czas temu przeprowadzono badania na grupie osób, które zapytano o opinie znajomych na ich temat. Okazało się, że większość badanych przecenia jednorodność opinii. Zakładamy, że wszyscy znajomi mają o nas takie samo zdanie - i mylimy się. O ile zazwyczaj potrafimy przewidzieć ocenę ogólną, o tyle mamy problem z określeniem różnic między poszczególnymi sądami. W rzeczywistości rzekome opinie innych są projekcją obrazu własnego ciała. Cóż to oznacza? Otóż wydaje nam się, że inni widzą nas tak, jak my widzimy siebie. KRYTERIA SPOŁECZNYCH PORÓWNAŃ Po nieudanej wyprawie na zakupy i wynikłej z tego depresji (z której wyszłam dzięki terapii czekoladowej) bohatersko postanowiłam skupić uwagę na czymś' innym. Okazja nadarzyła się natychmiast - na biurku znalazłam kartkę, na której wielkimi czarnymi literami ktoś napisał: „Pora na doroczny bal wiosenny!". Poczułam ulgę. Bawiąc się zaproszeniem, zaczęłam się zastanawiać, czy iść na bal. Wadą imprezy jest to - pomyślałam - że wszyscy na niej będą, a najpierw wy- li LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... skoczą ze skóry, żeby wygłądać wystrzałowo. Natomiast niewątpliwą zaletą będzie darmowe wino (dzięki czemu i tak po trzech godzinach wszystkie będziemy wyglądać jak Pamela Anderson). Spodziewałam się ulgi. Tymczasem każda myśl o balu przyprawiała mnie o dreszcze. Byłam zestresowana, co na siebie włożyć. Martwiłam się, jak będę wygłądać, zwłaszcza w porównaniu z innymi kobietami. Nawet Marta (dawniej Marcus) - dziewczyna od ksero - w zeszłym roku wyglądała lepiej ode mnie. Po sześciu telefonach do przyjaciółek i trzech kieliszkach wina postanawiam iść. Umawiam się z koleżanką przed wejściem do hotelu i - manewrując między balonami, które najwyraźniej próbują odlecieć - wchodzimy do sali balowej. Rozglądam się. Zauważam dużą dziewczynę w różowej brokatowej sukni i błagam niebiosa (naprawdę się modlę), żeby nie wyglądać tak grubo. Łapię Trudy za ramię. Krzyczy z bólu, więc natychmiast ją puszczam i przepraszam. Każę jej przysiąc, że powie mi prawdę - jestem grubsza od tej panny w różowym, czy nie? Trudy niestety chodzi na wieczorowy kurs psychologii. Zamiast powiedzieć coś w stylu: „Oczywiście, że nie, jesteś od niej połowę chudsza, kotku", jak przystało na prawdziwą przyjaciółkę, mówi: - Co za idiotyzm... nie mam zamiaru wdawać się w takie dyskusje. W tym momencie mam ochotę: a) przywalić Trudy lub b) przypomnieć jej, że nie jest moją terapeutką. Ale zemsta musi poczekać. Zauważam, że dziewczyna w różowym brokacie tańczy z Jamesem Blazenem (najprzystojniejszym facetem w firmie, w którym kocham się na zabój od wielu miesięcy). Nie wierzę własnym oczom. Rozpromieniona różowa landrynka wiruje na parkiecie, kryguje się, pulchnymi rączkami poprawia włosy i wtóruje wokaliście, a James dyskretnie przygładza fryzurę i chyba udaje Michaela Jacksona. W dodatku (jakbym bez tego nie była bliska omdlenia) Trudy nachyla się w moją stronę i mówi: OBRAZ WŁASNEGO CIAŁA 33 - Ależ ona seksownie dziś' wygląda. Ciekawe, gdzie kupiła tę sukienkę... Kiwam głową, wymuszam uśmiech i idę do baru w nadziei, że alkohol rozjaśni mi w głowie. Pijąc tanie wino z taniego kieliszka, słyszę szczehiotliwe pytanie: - Czy to miejsce jest wolne? Za mną stoi potężna dziewczyna w różowym, spocona jak mysz i zaróżowiona z wysiłku. Mamroczę, że tak, więc siada koło mnie, jeden po drugim wychyla dwa kieliszki wina i zaczyna wytwornie sączyć trzeci. - Cześć, jestem Suzy! Rozchmurz się - mówi. - Przecież takie imprezy są super. - Serio? - pytam. -Jasne - z facetami takimi jak James... Budzi we mnie demona! Powstrzymuję się od złośliwego żartu, przepraszam i idę do toalety, gdzie staję przed opryskanym wodą lustrem i patrzę na swoje odbicie. Zastanawiam się, ile punktów na sto dostałabym od dziewczyny w różowym... Wszystkim od czasu od czasu się to zdarza. Wchodzimy do sali i rozglądamy się, żeby sprawdzić, jak wypadamy na tle innych. Samopoczucie w sytuacji społecznej (w której znalazłyśmy się dobrowolnie bądź nie) wpływa na samoocenę. Mierzymy swoją wartość, porównując się z ludźmi, z którymi coś nas łączy. Na przykład matka może się porównywać z innymi rodzicami czekającymi przed szkołą na swoje pociechy, szesnastolatka prawdopodobnie będzie się porównywać z koleżankami ze szkoły, a sprinterka z innymi zawodniczkami w klubie. Może właśnie dlatego tak wiele z nas boi się wejść do zbiorowej przymierzalni. Obawiamy się osądu innych kobiet -wpadamy w paranoję, że spojrzą na nasze małe piersi z odrazą. Ale problem się na tym nie kończy. Tak naprawdę boimy się, że 34 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... nasza samoocena spadnie na łeb na szyję, gdy porównamy swoje piersi z biustami innych kobiet. Najpewniej stwierdzimy, że nasze są „najgorsze", gdyż taka jest natura niewłaściwego obrazu ciała. Samoocena podlega społecznym porównaniom -nie dokonujemy jej wyłącznie w odniesieniu do siebie i na podstawie własnych sądów. Wiele opinii formułujemy wyłącznie na podstawie porównań z innymi sądami. Skłonność do porównań wiąże się z tym, że zaprogramowano nas na przyjmowanie kulturowych stereotypów. One z kolei wpływają na nasze oczekiwania i styl życia. Dotyczy to szczególnie stosunku kobiet do własnego ciała oraz do innych kobiet. Na przykład mamy wierzyć, że: Fałsz 1. Można być obiektywnie i uniwersalnie pięknym. Jeśli będziemy piękne, to życie będzie cudowne i spotkają nas same dobre rzeczy. Fałsz 2. Wszystkie kobiety przede wszystkim chcą być piękne - i powinny być piękne. To ich najwyższe osiągnięcie. Fałsz 3. Mężczyźni pragną jedynie pięknych kobiet. Będą o nie walczyć i dla nich zabijać. Zrobią wszystko, aby je zdobyć. Żadne z powyższych stwierdzeń nie jest prawdziwe. „Obiektywne" piękno nie istnieje - przekonałyśmy się już, że jego kanony wyznacza polityka i kultura. Feministyczne pisarki twierdzą, że jeśli wartość kobiety ocenia się w kategoriach cech fizycznych, to tym samym zmusza się ją do nienaturalnej rywalizacji z innymi kobietami o zasoby, jakimi dysponują mężczyźni, na przykład pieniądze czy władzę. Rywalizacja powoduje, że najistotniejszym elementem we wzajemnych relacjach jest porównanie - każda kobieta w naszym otoczeniu staje się konkurentką w walce o dobra, jakie chcemy zdobyć. OBRAZ WŁASNEGO CIAŁA 35 W ostatecznym rozrachunku relacje tracą cechy siostrzanej przyjaźni i przeobrażają się w konkurencję. John Berger wypowiedział pamiętne słowa: „Mężczyźni patrzą na kobiety. Kobiety patrzą na siebie przez pryzmat cudzych spojrzeń. To warunkuje nie tylko stosunek mężczyzn do kobiet, lecz również stosunek kobiet do siebie samych". Trudno o lepsze podsumowanie naszego stosunku do siebie oraz otoczenia. KTO USTALA KANONY PIĘKNA? Kto decyduje, że duże nosy są atrakcyjne? Kto rozstrzyga, czy bardziej podoba się nam sylwetka drobnej Kylie Minogue czy też wysokiej Evy Herzigovej? Normy te ustala społeczność, w jakiej żyjemy, i otaczający nas ludzie. Przekonania dotyczące ciała rodzą się podobnie jak inne wartości, które uczymy się przyjmować za prawdę. Nasze społeczeństwo uczy na przykład, że narkotyki i kradzież są złe, a wykształcenie dobre. Przyjmujemy te wartości niemal bezkrytycznie. Tak samo akceptujemy kanony piękna. Pod koniec dziewiętnastego wieku kobiety za ideał urody uznawały pulchne ciało i bladą cerę. Taki wygląd był pożądany, gdyż symbolizował bogactwo, możliwość delektowania się wystawnym jedzeniem i wytworny styl życia. Kobiety wkładały wiele wysiłku w to, aby nie przebywać zbyt długo na słońcu i unikać przekleństwa piegów lub - o zgrozo! - opalenizny. Dzisiaj to opalenizna symbolizuje bogactwo - sugeruje, że dana osoba może sobie pozwolić na urlop w egzotycznych krajach. Mimo zagrożenia dla zdrowia, które wynika z kultu złocistej skóry, trudno sobie wyobrazić powrót do kanonów piękna sprzed wieku. Kto widział tłumy plażowiczów tłoczące się pod parasolami, aby chronić przed słońcem blade ciała? Nie do pomyślenia. To pokazuje, jak nietrwałe są ideały związane z obrazem ciała. 36 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... Ideał ciała zmieniał się wraz z epokami. Na początku dwudziestego wieku lansowano wizerunek ściśniętej gorsetem klepsydry. Jeśli jakaś kobieta nie otrzymała „idealnych" kształtów w darze od matki natury, była sznurowana, ściskana i duszona dopóty, dopóki nie uzyskała ich za pomocą gorsetu. Wyobraźmy sobie wymiary biustu, talii i bioder, przy których lalka Barbie wygląda na proporcjonalnie zbudowaną. Przypomnijmy sobie powieści i filmy kostiumowe, w których arystokratka opierała się o sekretarzyk, a pokojówka sznurowała gorset i dociskała kolanem. Przywołajmy obraz talii jak u osy i falujących biustów, wypchniętych tuż pod brodę. Aż strach pomyśleć. W latach dwudziestych minionego wieku kobiety chciały wyglądać chłopięco. Krągłości wyszły z mody, popularne stały się wąskie biodra i małe piersi. W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych wróciły bujne biusty i biodra. Któż zapomni kobiece kształty Marylin Monroe ledwo osłonięte białą sukienką nad strategicznie umieszczoną kratką wywietrznika? Wszystko musiało być duże - usta, włosy, rzęsy, biodra i piersi. Lansowano sylwetkę kobiecą i seksowną. Od tamtej pory pokazuje się nam ciała, które w najlepszym przypadku zdarzają się w przyrodzie bardzo rzadko, a w najgorszym są nieosiągalne. Za „normę" uznano kobiety z figurą wyjątkową. Taki obraz ciała jest nie tylko nierealistyczny, lecz przede wszystkim niezdrowy. Wiele dyskutowano o szoku wywołanym pojawieniem się lalki Barbie. Kobieta o jej kształtach nie mogłaby stać i nie funkcjonowałyby jej organy. Tymczasem Barbie jest jednym z pierwszych wizerunków kobiecego ciała, jakie podsuwamy córkom. Poza tym nie może być odpowiedzialna za każdy problem z obrazem ciała - jest kobietą zajętą, musi dbać o męża, kucyki i dom na plaży w Malibu. Nie. Barbie jest jedynie okruszkiem w ogromnym tyglu norm kulturowych, którym staramy się sprostać pod społecz- OBRAZ WŁASNEGO CIAŁA 37 nym naciskiem. W ich konstruowaniu i próbie egzekwowania ogromną rolę odgrywa przemysł reklamowy. Niektórzy psychologowie sugerują, że wizerunek jednej kobiety w reklamie prasowej może nadwątlić zdrowie innej, zniszczyć jej dobre samopoczucie i dumę, a także podważyć akceptację własnej kobiecości. Inni twierdzą, że niszcząco działa nie tyle pełny wizerunek, ile wydobywanie na pierwszy plan poszczególnych części ciała modelki - ust, aby sprzedać szminkę, nóg, aby sprzedać rajstopy, piersi, aby sprzedać... No tak - wszystko. Inaczej jest z męskim ciałem, które zazwyczaj w reklamie pokazuje się w całości. Takie wybiórcze podejście sprawia, że kobiety odrzucają lub akceptują poszczególne części swojego ciała. Przestają patrzeć na całość, stąd uwagi w rodzaju „nienawidzę swojej pupy, nóg, uszu (niepotrzebne skreślić)". Pozwalamy sobie na obsesję wobec wybranej części, gdyż przeszkadza nam w osiągnięciu zachodniego ideału całkowitej perfekcji. Postrzeganie ciała nie dotyczy jedynie naszego wyglądu -wpływa też na wnioski, które wysuwamy na temat charakteru innych osób wyłącznie na podstawie ich wyglądu. W pewnym sensie otyłość stała się społecznym wykroczeniem, które określa naszą wartość i styl życia. Prośba o cukier do kawy bywa skwitowana pogardliwym spojrzeniem. Po ubranie w większym rozmiarze należy udać się do specjalnego sklepu dla puszystych, chociaż szacuje się, że w Wielkiej Brytanii 47 procent kobiet nosi co najmniej rozmiar 42. To wszystko powoduje, że osoby z nadwagą bezustannie odbierają sygnały o własnym społecznym nieprzystosowaniu. Dosłownie i w przenośni wywołuje się w nich uczucie, że „nie pasują". Może dlatego, że otyłość symbolizuje brak siły woli lub samokontroli w społeczeństwie, które niemal ponad wszystko ceni właśnie te wartości. Wstyd, jaki czujemy, kupując o rozmiar większe ubranie, nie wiąże się bezpośrednio z samym tłuszczem, lecz strachem przed dyskryminacją, jakiej z tego powodu doświadczymy. Wie- 38 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... le osób stawia znak równości między chudym, opalonym, „idealnym" ciałem a samodyscypliną i siłą emocjonalną. Badania wykazały, że w dzisiejszym społeczeństwie otyłość kojarzy się z czymś gorszym i bezwartościowym. W czyim interesie leży pielęgnowanie takich skojarzeń? Cóż, produkcja wyrobów dietetycznych to przemysł wart wiele milionów... RÓŻNICE MIĘDZY OBRAZEM CIAŁA U KOBIET I MĘŻCZYZN Kobieta: Mam nadzieję, że nie mam w tym dużej pupy. Mężczyzna: Mam nadzieję, że mam duże krocze. Kobieta: Uwielbiam facetów z poczuciem humoru. Mężczyzna: Nie ma się co śmiać z łysiny. Kobieta: Barbie to wizerunek nierealistyczny i nieosiągalny. Mężczyzna: W każdej chwili położę na łopatki gościa z brygady antyterrorystycznej. Kobieta: Mam nadzieję, że nie widzi mojego cellulitu, kiedy się kochamy. Mężczyzna: Jezu, mam nadzieję, że wytrzymam i przetrwam tę całą grę wstępną, której ona oczekuje. Mężczyźni od zawsze zdawali się mieć inne podejście do swojego ciała niż kobiety. Czyż nie wyglądają na dumnych z wiszącego nad paskiem brzuszka, który większość kobiet przyprawiłby o rozpacz? Z drugiej strony, tylko facet może jeść same hamburgery i nadal być chudy jak patyk. Ale ostatnio i tutaj pojawiły się zmiany. Mężczyźni coraz częściej przejmują się wyglądem. Kiedyś to kobiety były oceniane, a następnie pożądane OBRAZ WŁASNEGO CIAŁA 39 lub odrzucane. Promowane w mediach ideały męskiego ciała uświadamiają mężczyznom, że znaleźli się po tej samej stronie boiska. Dzisiaj „sześciopak" odnosi się do kształtu ich brzucha, a nie do tego, ile wypiją w piątkowy wieczór. Zjawisko to nazwano „syndromem Brada Pitta" i za jego panowanie obarczono winą gwiazdy estrady, sportu i kina, a nawet plastikową figurkę Supermana. Tak jak wiele kobiet pragnęłoby mieć długie nogi i szczupłą talię, tak samo mężczyźni chcą być smukli i umięśnieni, mieć ładną rzeźbę brzucha i widoczne bicepsy. Niezliczone artykuły w prasie kobiecej, roztrząsające problem, „czy wielkość ma znaczenie", napełniają ich troską o zawartość spodenek. Potrzeba było czasu, aby mężczyźni zaczęli przejmować się wyglądem, i zapewne minie go jeszcze sporo, nim społeczeństwo uzna, że zaburzenia postrzegania ciała mogą dotyczyć również ich. Ponieważ na ten temat właściwie się nie dyskutuje, wielu mężczyzn nie zdaje sobie sprawy, że cierpią na zaburzenia postrzegania ciała. Mężczyźni i chłopcy niechętnie ujawniają swój stosunek do własnego wyglądu, ponieważ wprawia ich to w zażenowanie. Zazwyczaj nie dostrzegają, że ich przekonania są niewłaściwe. Ukuto nowe wyrażenia - jak na przykład „dys-morfia mięśni" - aby opisać irracjonalne kompleksy, skłaniające mężczyzn do brania sterydów na siłowni. Łatwo można przy tym wpaść w obsesję i nałóg, a że mężczyźni wstydzą się opowiadać o swoim problemie, lekarz może go nie zauważyć. Jeśli więc Barbie oskarżano o wywołanie nierealistycznych oczekiwań wobec kobiet, to czy bohaterowie komiksów ponoszą tak samą winę w stosunku do mężczyzn? Wygląda na to, że ci bajkowi siłacze rzeczywiście są odpowiedzialni za męskie kompleksy. Przez ostatnie trzydzieści lat lalki dla chłopców stawały się coraz bardziej umięśnione i traciły właściwe proporcje na rzecz zupełnie nierealistycznych. Wielu bohaterów kreskówek prezentuje się obecnie okazalej niż najpotężniejsi 40 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... kulturyści świata i to bez pomocy sterydów (chyba że plastikowy Superman chowa coś w szafie). Nie dziwi zatem, że -w przeciwieństwie do kobiet - męskie kompleksy nie dotyczą jedynie szczupłości - mężczyźni chcą przy tym być ciężsi. Idealny kształt męskiego ciała to muskularne V, związane z zachodnimi wzorcami męskości równie mocno, jak siła i władza. Co ciekawe, kiedy mężczyzna postanawia zmienić kształt ciała, częściej korzysta z ćwiczeń niż z diety - jego sposób poprawiania czegoś, co uważa za nie w porządku, polega na d z i a ł a-n i u, a nie na w ? r z e ? a n i u się czegoś. Do niedawna nawet naukowcy ignorowali mężczyzn - znakomita większość badań nad obrazem ciała skupiała się na kobietach. Społeczeństwo stereotypowo kojarzy troskę o wygląd fizyczny wyłącznie z kobietami. Najczęściej uważa się, że chłopcom kanony piękna są obce, tymczasem oni uświadamiają sobie różnice w kształcie ciała w wieku około pięciu lat. Istnieją dowody, że już ośmioletni chłopcy martwią się swoją wagą i chcą być szczupli. Różnica polega na tym, że dziewczęta zachęca się do tego, aby mówiły o swoich zmartwieniach, a chłopcy są mniej do tego skłonni - być może obawiają się, że przez to wydadzą się otoczeniu za mało męscy. Kiedy więc następnym razem zapytamy partnera, czyjego zdaniem wyglądamy w czymś grubo, okażmy przy okazji trochę akceptacji jego wyglądu. Może się zachowywać tak, jakby nie miał kompleksów, ale to nie oznacza, że tak jest w istocie. Niezależnie od tego, jak bardzo mężczyźni są podatni na zaburzenia obrazu ciała, to i tak kobiety nadal biją ich w tym na głowę. Badania wykazały, że takie problemy dotykają ich znacznie częściej i w większym stopniu. Być może dlatego, że od najwcześniejszych lat kobietom wpaja się, iż ich wartość jest mierzona atrakcyjnością i seksualnością. Bardzo wcześnie uczymy się patrzeć na siebie jak na obiekty poddawane ocenie i ulepszaniu - jak na samochody. Dokładamy wszelkich sta- OBRAZ WŁASNEGO CIAŁA 41 rań, aby uplasować się raczej na miejscu ferrari niż trabanta. W konsekwencji kobietom może brakować pewności siebie w społecznych działaniach, które wymagają od nich kompetencji, a nie urody. Sugeruje się, że winę za taki stan rzeczy częściowo ponoszą media i reklamy skierowane do nastolatków. Artykuły poświęcone najnowszym trendom w makijażu w rodzaju „jak zrobić się na bóstwo, mając tylko pomadkę do ust", bardziej koncentrują się na zabiegach samoupiększania, niż zachęcają do rozwoju osobowości. Istotna różnica między mężczyznami a kobietami polega na tym, że mężczyźni patrzą na swoje ciało zupełnie inaczej niż kobiety. Mężczyzna spogląda w lustro, ocenia całość i stwierdza: Jest OK". Nie powie: „Ogólnie wyglądam w porządku, ale ramiona mam trochę za blade i warto rozświetlić twarz". Spoglądając na swoje ciało, kobiety dzielą je na części i osądzają każdą z osobna. Trzeba zrozumieć, że potęga reklam i marketingu nauczyła nas widzieć ciało w kawałkach. Oceniamy oddzielnie ramiona, nogi, piersi, twarz i tak dalej. Znacznie zdrowiej jest spojrzeć na całokształt i zrozumieć, że choć „coś tam" odbiega od ideału z reklamy, to przecież pasuje do całego obrazu, który nam się p o d o b a. Oczywiście, firmy i ich agencje reklamowe odnoszą ogromne korzyści, gdy jesteśmy niezadowolone ze swojego wyglądu. Już czekają z nowym kremem i balsamem, który pokona siłę grawitacji albo cofnie czas. Cały przemysł zbudowano na założeniu, że kiedy nabieramy kompleksów związanych z określoną częścią ciała, to zrobimy wszystko, aby ją naprawić. Ma się rozumieć, wszystko, co ma związek z wyprawą do drogerii -nie chodzi przecież o konfrontację z przyczyną kompleksu. Kobiety muszą pokonać wiele przeszkód spowodowanych medialną atmosferą wokół urody. Wymusza się na nich porównania z ideałami piękna i wiecznej młodości, mimo że 99 procent kobiet nie może wyglądać jak szesnastoletnia brazylij- 42 LUSTERECZKG, POWIEDZ PRZECIE.,. ska modelka zdobiąca okładkę kolorowego czasopisma. To nieuchronnie prowadzi do rozczarowania i odrzucenia własnego ciała. Oto kilka niezwykle interesujących faktów: - 90 procent dziewczynek w wieku od trzech do jedenastu lat ma lalkę Barbie, czyli dziecięcą idolkę o figurze nieosiągalnej z fizycznego i medycznego punktu widzenia. - W badaniach nad najpopularniejszymi czasopismami dla nastolatków odkryto, że w większości numerów najwięcej stron przeznaczono na artykuły o wyglądzie. - 69 procent bohaterek telewizyjnych programów, filmów i seriali jest szczupłych; tylko 5 procent ma nadwagę. - Przeciętnie każdy z nas widzi od 400 do 600 reklam dziennie - co w sumie daje 40-50 milionów w ciągu sześćdziesięciu lat życia. Jedna na każde 11 reklam zawiera bezpośredni komunikat o urodzie (nie mówiąc o komunikatach mniej jawnych). - Osoby poddane działaniu wyidealizowanych obrazów są mniej zadowolone z własnej atrakcyjności. - Kobiety porównują się z wizerunkami innych kobiet -nawet wówczas gdy nie zostały o to poproszone. (www. about-face.org/r/facts/media.shtml; red. Liz Dittrich). Mając na uwadze powyższe fakty, uważam, że obwinianie kolorowych czasopism i telewizji za wszelkie problemy z postrzeganiem ciała jest zbytnim uproszczeniem. Większość z nas doskonale zna magiczne działanie suszarek, oświetlenia i makijażu. Hamburger kupowany w barze szybkiej obsługi nigdy nie wygląda tak pięknie jak na obrazku w menu. Akceptujemy to jednak bez problemu, gdyż nie oczekujemy, że rzeczywistość dorówna zdjęciu. Natomiast widząc zdjęcie modelki ucha-rakteryzowanej, wystylizowanej, sfotografowanej i uczesanej przez najlepszych ludzi z branży, jakoś chcemy wierzyć, że ten OBRAZ WtASNEGO CIAŁA 43 obraz jest prawdziwy, więc i my powinnyśmy tak wyglądać zaraz po obudzeniu albo po ośmiu godzinach pracy w biurze! To prawda - seks się świetnie sprzedaje. To prawda - żyjemy pod presją, aby sprostać nierealnym ideałom. To prawda -modelki nie przypominają większości normalnych kobiet. Musimy przeto tym aktywniej się przeciwstawić i nie łykać tego, co wpycha się nam do gardła. Musimy poczuć, że nie sprowadzamy się jedynie do wymiarów i kształtu ciała, musimy wypracować głębsze, bardziej holistyczne poczucie własnej tożsamości. I kiedy następnym razem sięgniemy po kolorowe czasopismo, zobaczymy opublikowane tam zdjęcia takimi, jakie są naprawdę: jako ideały urody arbitralnie narzucane nam przez modę i media, które wiedzą, że na kompleksach można zarobić krocie. Rzucimy okiem na stylizowane i retuszowane fotografie, zignorujemy nazistowskie z ducha artykuły o urodzie, z rozbawieniem przeczytamy teksty o dwunastogodzin-nych orgazmach, zapamiętamy najmodniejsze buty i torebki sezonu, a resztą gazety wyłożymy klatkę królika. Bo tak naprawdę to tylko tapety, tanie dekoracje - a nie podręcznik, jak przeżyć życie czy pokochać siebie. CZY PIĘKNA KIEDYKOLWIEK CZUJE SIE JAK BESTIA? A co z tymi naprawdę pięknymi kobietami? One na pewno nie mają kompleksów na punkcie własnego ciała. Nikt nie uwierzy modelce, która twierdzi, że „nie lubi swoich ud", a „sekret jej urody na zdjęciu tkwi w dobrym oświetleniu". Cóż, istnieją dowody, że piękne kobiety częściej niż inne martwią się wyglądem, gdyż są narażone na większą ilość ocen i spojrzeń, o których wspominałyśmy. Oczywiście, niektóre cechy charakteru wpływają na to, jak kobieta widzi siebie, niezależnie od urody. Neurotyczność wią- 44 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... że się z niepokojami, lękami i wrażliwością emocjonalną. Osoby neurotyczne znacznie częściej traktują siebie jako obiekty podlegające ocenie. Istotny też bywa perfekcjonizm - kobiety, które stawiają sobie wysokie wymagania i są zorientowane na osiąganie celów, dostosowują się do oczekiwań społecznych, rzadziej omawiają kompleksy związane z ciałem i mają większą skłonność do zaburzeń odżywiania się. Nawet kobiety o niezwykłych na pozór możliwościach miewają kompleksy. Czasami częściej niż my. Niemniej jednak piękne kobiety mają pod wieloma względami łatwiejsze życie. Wykazano, że osoby atrakcyjne fizycznie szybciej znajdują pracę i mają większy wpływ na innych niż osoby mniej atrakcyjne. Chętniej udziela się im pomocy. Ogólnie rzecz ujmując, osoby atrakcyjne ocenia się pozytywniej i automatycznie przypisuje im na przykład towarzyskość, dobry charakter i zdrowie psychiczne. Wielu teoretyków stwierdziło, że atrakcyjniejsze kobiety mniej skupiają się na wyglądzie. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy - wszystkie mamy co najmniej jedną koleżankę, która po prostu jest piękna. Nawet w niechlujnym, starym podkoszulku wygląda olśniewająco, podczas gdy my w takim samym podkoszulku wyglądałybyśmy... no cóż - niechlujnie i staro. Wbrew naszym oczekiwaniom, piękne kobiety - i mężczyźni - również przejmują się własnym ciałem, tyle że mniej swobodnie o tym mówią. Ale i tak na każdego mężczyznę, który chce być bardziej umięśniony / mniej owłosiony / lepiej wyposażony przez naturę, przypada dziesięć kobiet, które chcą być chudsze / grubsze / mieć dłuższe nogi albo mniejsze piersi. Ale dlaczego? Co nam przeszkadza w zaakceptowaniu naszego przeznaczenia? I dlaczego jednym kobietom to się udaje, a innym nie? Cóż, mówiąc najprościej, chodzi o dystans. Kiedy idziemy przez życie, nasz stosunek do własnego ciała ulega zmianom. OBRAZ WŁASNEGO CIAŁA 45 Jako niemowlęta jesteśmy go zupełnie nieświadomi, w okresie dojrzewania staje się osią naszego wszechświata, a potem nieodmiennie wprawia nas w osłupienie - w chorobie, ciąży, a wreszcie w okresie menopauzy i starości. Bo tak naprawdę, niezależnie od tego, co robimy w życiu, dokąd zmierzamy i kogo poznajemy, na jedną rzecz można liczyć na pewno - nasze ciało będzie nam w tym wszystkim towarzyszyć. I w sumie to dobrze. Wyobraźmy sobie, że mamy przyjaciela, który dzieli z nami wszystkie nasze doświadczenia i jest z nami przez dwadzieścia cztery godziny na dobę siedem dni w tygodniu. A teraz wyobraźmy sobie, że ten przyjaciel musi znosić stek wyzwisk, jakimi obrzucają go kobiety. Wyobraźmy sobie, że staramy się go zmienić, ukształtować i „ulepszyć", bo taki, jaki jest, zupełnie nam nie odpowiada. Dobrze, że nasze ciała nie mogą wstać i wyjść, bo być może - jeśli spojrzeć na to w ten sposób - większość prawdopodobnie tak by zrobiła. Aby wypracować zdrowy obraz ciała, musimy spojrzeć na siebie bardziej obiektywnie. Kiedy ujrzymy nasze odbicie w lustrze, trzeba zaakceptować to, co widzimy. Ciało powinno być fundamentem dobrej samooceny i wiary w siebie, a nie przeszkodą. Ale najpierw musimy mu na to pozwolić. Gdyby macocha Królewny Śnieżki miała odrobinę rozsądku, natychmiast roztrzaskałaby swoje gadatliwe lustereczko. Powinna była popracować nad postrzeganiem własnego ciała - wówczas nie musiałaby pytać: „Lustereczko, powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie?". Nie potrzebowałaby jego zapewnień. 46 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... ZADANIA NA WYNOS Aby spojrzeć w lustro i polubić to, co w nim widzimy, musimy najpierw zrozumieć, że nasz sposób myślenia o różnych sprawach wpływa na emocje, jakie wobec nich odczuwamy. W tym rozdziale omówiłyśmy wpływ przekonań na ogląd siebie. Warto posiąść umiejętność rozpoznawania negatywnych lub irracjonalnych myśli, które przeszkadzają nam wżyciu. Potem potrzeba jedynie czasu, aby je zmienić. Bierzmy się zatem do dzieła - przystąpmy do zadania pierwszego. Z początku może się wydać nieco dziwne, ale z czasem będzie nam coraz łatwiej. Nie należy się spieszyć. Trzeba dokładnie przemyśleć wnioski wynikające z wykonanych zadań i zwrócić szczególną uwagę na to, jak myśli wpływają na uczucia, a uczucia na postępowanie. ZADANIE 1 Przez następne dwa tygodnie zapisuj każdą negatywną bądź lękową myśl o własnym wyglądzie lub jedzeniu, jaka przyjdzie ci do głowy. Opisz sytuację, która tę myśl wywołała. Skorzystaj z tabeli 1.2 (przykład gotowego zapisu; zob. tabelę 1.1). Wypełnij tylko trzy pierwsze kolumny. Pod koniec tygodnia przeglądaj zapisy. Może uda ci się rozpoznać jakieś błędy w myśleniu, omówione na s. 29-31. Spójrz na ostatnie dwie kolumny i przekonaj się, czy potrafisz zweryfikować swoje myśli na temat opisanych sytuacji. Kiedy już to zrobisz, sprawdź, czy zmianie uległy odczuwane emocje. OBRAZ WŁASNEGO CIAŁA 47 Tabela 1.1. (Przykład) Rzeczywista lub Negatywne myśli Emocje/Zacho- Alternatywne Emocje/ oczekiwana - automatyczne wania myśli Zachowania sytuacja - racjonalne Zapisanie się na Wszyscy będą się na Lęk, zdenerwowa- Osoby ćwiczące na Bardziej pozytywne, sitownię mnie gapić, bo nie, chcę wyrzucić sitowni będą się mniejszy lęk. jestem taka gruba. dres i tenisówki koncentrować na Postanowiłam nie Nie pasuję tam. Nie przez okno. sobie, a nie na wyzywać się na uda mi się. mnie. Idę na siłownię, żeby zrobić coś dla siebie, a nie zadowolić innych ludzi. Nie uda mi się jedynie wtedy, gdy się poddani. stroju. Tabela 1.2. Rzeczywista lub oczekiwana sytuacja Negatywne myśli - automatyczne Emocje /Zachowania Alternatywne myśli - racjonalne Emocje/ Zachowania Czy widzisz, jak to działa? Kiedy uda ci się zauważyć i zmienić negatywne myśli, zyskasz bardziej pozytywne spojrzenie na świat i lepiej się poczujesz. Prowadź zapisy przez następne dwa tygodnie. Wkrótce dostrzeżesz różnicę w sposobie myślenia o wielu sytuacjach. Gdy już swobodnie opanujesz technikę zapisu myśli, przejdź do zadania drugiego, które pozwoli ci spojrzeć na siebie oczyma innej osoby. ZADANIE 2 - Zrób listę pięciu rzeczy, które bardzo lubisz w swoim wyglądzie. Przynajmniej dwie z nich powinny się znajdować powyżej szyi i przynajmniej dwie - poniżej. 48 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... - Teraz poproś partnera lub najlepszego przyjaciela o listę pięciu rzeczy, które najbardziej mu się w tobie podobają. - Porozmawiajcie o tej liście. Jak się z tym czujesz? Jakie masz automatyczne myśli na temat listy sporządzonej przez rozmówcę? Czy zgadzasz się z jego wyborem? Wierzysz mu? - Spójrz znowu w lustro, myśląc o cechach wymienionych przez drugą osobę. Skup na nich .uwagę. Co teraz czujesz wobec nich? - Zrób swoją listę jeszcze raz. - Czy uległa zmianie? Dlaczego? Dlaczego nie? Dzięki temu zadaniu zaczniesz zmieniać swoje spojrzenie na siebie. Koncentrując się na pozytywnych aspektach wyglądu, wyrwiesz się z błędnego koła, w którym zauważasz jedynie to, co ci się nie podoba. Kiedy poprosisz o opinię inne osoby, będziesz musiała przyjąć do wiadomości, że można patrzeć na ciebie inaczej. 2 JAK MALUJEMY SWÓJ PORTRET Wbrew zdrowemu rozsądkowi i instynktowi samozachowawczemu, w czwartek pozwoliłam siostrze zaciągnąć się do agencji „Randka w niebie". Zapewniała, że trzy kołeżanki z pracy poznały tam „ odpowiedniego mężczyznę" i powinnam spróbować, bo przecież nie robię się coraz młodsza (jestem trzy lata starsza od Lucindy, a cała rodzina traktuje mnie jak starą pannę z jakiejś powieści). Siostra czekała na mnie przed stacją metra. Jak zwykłe, wyglądała nieskazitelnie. Zauważyłam, że przejęła od matki zwyczaj obrzucania mnie spojrzeniem od stóp do głów. Z pełnym politowania uśmiechem wyraziła żal, że nie miałam czasu nic zrobić z ubraniem. Zdjęła mi nitkę z kołnierza, a następnie (przysięgam, że mówię prawdę!) polizała palec i próbowała zetrzeć smugę tuszu z prawej powieki! Miałam ochotę dać jej w twarz, łecz zamiast tego oświadczyłam, że jeśli nie przestanie mnie traktować jak pięciolatki, to sobie pójdę. Kompletnie to zignorowała i -podekscytowana - wciągnęła mnie do wyremontowanej wiktoriańskiej kamienicy. O iłe z zewnątrz rezydencja emanowała kłasą, o tyle wnętrze przypominało skrzyżowanie szatni amerykańskich cheerleaderek ze 50 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... stoiskiem z Barbie. Wszystko było tak różowe i satynowe, że zachciało mi się wymiotować (oczywiście, w wyjątkowo wytworny i schludny sposób). Natychmiast przywitała nas Amelia, która wyglądała na ogólnie podekscytowaną życiem. Uściskała mnie i oświadczyła, że pokaże mi drogę do krainy miłości. Amelia miała blond kok i długą grzywkę, która zatrzymywała się tuż nad błyszczącymi, błękitnymi oczyma. Nosiła fiołkowy kostium, z przypiętym na lewej piersi serduszkiem z napisem: „Każdy na świecie ma swojego amatora, nawet Ty...". Usiadła naprzeciwko mnie i zaczęła recytować wyuczoną na pamięć formułkę. Okazuje się, że aby „zrealizować marzenia i spotkać pokrewną duszę", muszę umieć się sprzedać (- Oczywiście, nie w celu zarobkowym - dodała pośpiesznie). Wyjaśniła, że wystąpię w nagraniu wideo, w którym przedstawię się potencjalnym partnerom (nagranie, zdaje się, było niezwykle ważne). Przekaz winien być przemyślany, jeśli rzeczywiście zamierzam usidlić ideał, gdyż -jak ujęła to Amelia: - Mężczyzna nie chce naburmuszonej ponuraczki, która nie może na siebie patrzeć. Chce seksownego i eleganckiego kociaka, który siebie uwielbia! Kiedy patrzysz w obiektyw, nie myśl o rozmiarze bioder, lecz o rozmiarze serca! Tak na marginesie, po dopingującej przemowie Amelii przysięgłam sobie, że nigdy nie odezwę się do siostry. A już na pewno nie zasięgnę u niej sercowej porady. Nim zdążyłam przeprosić i wybiec za drzwi, Amelia wepchnęła mnie do małego pastelowego pomieszczenia, gdzie przed kamerą złowróżbnie majaczył fotel. Wcisnęła mi w rękę pilota, wyjaśniła, jak obsługiwać sprzęt, i oświadczyła, że mam pół godziny na zrobienie trzyminutowego nagrania. Zapewne większość osób nie miałaby problemu z opisaniem siebie. No bo w czym tu problem? Zaczynasz od koloru włosów, którego nazwa i tak widnieje na szamponie koloryzującym, kłamiesz na temat wzrostu, wagi, zainteresowań i gotowe - bułka z masłem. Ale dla mnie - osoby, której życie polega na unikaniu luster i wzroku innych - zadanie okazało się ponad siły. Zapadłam się w niewygodny fotel JAK MALUJEMY SWÓJ PORTRET 51 i zaczęłam się zastanawiać, jak naprawdę siebie widzę. Nie zrozumcie mnie źle - uważam, że ogólnie jestem fajna i można ze mną konie kraść, ale kiedy pomyślę o swoim wyglądzie... Nienawidzę o nim nawet myśleć. Gapiąc się w obiektyw, przypominałam sobie komentarze innych osób: „Ładna buzia, ale grubokoścista, jak ciotka Cecylia", „Nos ma ojca, ale dobry makijaż to zamaskuje", „Może nie ma figury baletni-cy, ale jest nad podziw giętka". Zdałam sobie sprawę, że każde zapamiętane stwierdzenie było po części negatywne. Obraz siebie, jaki stworzyłam przez lata, był tak fatalny, że bałam się mówić o sobie. Starałam się myśleć o załetach, jak radziła Amelia. Niestety, do głowy przychodziły mi jedynie rzeczy w stylu: „Mam fajny lakier na paznokciach" i „W tym miesiącu fryzjerce całkiem nieźle to wyszło". Przez dwadzieścia minut siedziałam przygnębiona. Wreszcie udało mi się spojrzeć w obiektyw i powiedzieć: - Dwadzieścia dwa łata, metr siedemdziesiąt pięć, blondynka, duże cycki, wąska talia i brzoskwiniowa cera. Uwielbiam piłkę nożną, piwo i delfiny. Zainteresowany? To zjeżdżaj! Bo tacy faceci i takie kobiety przyprawiają mnie o mdłości! Wyszłam, wręczyłam taśmę Amelii i pomaszerowałam do cukierni. Patrząc w lustro, widzimy w nim swój portret. Trzeba pamiętać, że portret ten nie jest dziełem skończonym - powstaje i zmienia się przez całe życie. W niektórych stadiach rozwoju wkładamy weń wiele wysiłku, a kiedy indziej - zwłaszcza w niemowlęctwie - jesteśmy zupełnie nieświadomi swojego wyglądu. Małe dzieci nie martwią się nim. To fakt. Nie musimy studiować psychologii dziecięcej, aby o tym wiedzieć. Kiedy następnym razem zobaczymy jakieś dziecko, wystarczy spojrzeć na jego pupę. A teraz wyobraźmy sobie dorosłą kobietę z wielką pieluchą. No właśnie - nie sposób sobie tego wyobrazić. Dzieci nie troszczą się o wygląd, a większość kobiet tak. Jak 52 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... więc z maluchów cudownie nieświadomych rozmiaru pieluchy wyrastamy na kobiety, których świat obraca się wokół rozmiaru pupy? W gruncie rzeczy dość wcześnie musimy być świadomi siebie i reakcji innych osób, aby manipulować otoczeniem. Jako dzieci odkrywamy, że uśmiech może sprawić, iż dorosły da nam mniej więcej to, czego chcemy. I tak zaczynamy się uczyć, jak oddziaływać na świat. Nabywana wiedza pomaga nam go zrozumieć. Z czasem wypracowujemy przekonania na temat najróżniejszych mechanizmów - prawdy ogólne, dzięki którym rozumiemy swoje przeżycia. Te najgłębsze przekonania, zwane również przekonaniami kluczowymi, warunkują sposób, w jaki interpretujemy rzeczywistość, rozumiemy swój świat i uznajemy, że pasujemy do otoczenia. Są mapą, która pokazuje, co zauważyć, a co pominąć. Stają się tak nierozerwalną częścią nas, że nawet ich sobie nie uświadamiamy. Przyjmujemy je za rzecz oczywistą i nimi żyjemy, rzadko je kwestionując. Z tych najgłębszych przekonań wypływają wszelkie negatywne lub irracjonalne myśli o konkretnych obszarach naszego życia. Przekonania są szersze, ogólniejsze i mają charakter bardziej absolutny niż negatywne myśli - zwykle stosunkowo konkretne i szczegółowe. Przeświadczenie, że musimy podobać się innym, aby nas zaakceptowali, może dać początek negatywnym lub irracjonalnym myślom w rodzaju: „Muszę schudnąć, nim zacznę się umawiać na randki" albo „Nikt mnie nie polubi, skoro tak teraz wyglądam". Negatywne myśli dotyczą stosunku do jedzenia, ubrania, kosmetyków - wszystkiego, co wiąże się z wyglądem. Odnoszą się do najgłębszych przekonań o wpływie, jaki wygląd ma na nasze życie. Problem polega na tym, że jeżeli wypracujemy nieprzydatne przekonania, to wypływające z nich negatywne myśli tak wejdą nam w krew, że nie tylko zaczniemy mieć problem z ich powstrzymaniem, lecz w ogóle przestaniemy rozpoznawać, że przychodzą nam do JAK MALUJEMY SWÓJ PORTRET 53 głowy. Taki stan prowadzi do poczucia nieadekwatności i głębokiego niezadowolenia z własnego wyglądu. Jak wspomniałyśmy w rozdziale pierwszym, obraz ciała jest połączeniem doświadczeń z przeszłości oraz tego, jak widzimy siebie teraz. To nam utrudnia oddzielenie siebie z przeszłości od siebie obecnej. Wszelkie różnice zlewają się w jedną tożsamość i jeszcze bardziej zniekształcają nasz ogląd siebie. Dotyczy to szczególnie negatywnych komentarzy zasłyszanych na swój temat. Wspomnienia dawnych doświadczeń mogą zmącić nasz osąd. Wystarczy pomyśleć, ile osób negatywnie reaguje na przezwisko ze szkolnego podwórka, choć od tamtej pory bardzo się zmieniły. Jeśli koledzy wołali na nas „pryszczata", to w centrum uwagi znajdzie się skóra. „Tyczka" przejmuje się wagą, a „mały" wzrostem. Chyba już wiemy, o co chodzi, prawda? Jeśli dawne doświadczenia nauczyły nas, że jakaś część ciała nie jest dość dobra, to najprawdopodobniej na niej skupimy uwagę, spoglądając w lustro. Najgłębsze przekonania są jak materiały potrzebne do namalowania portretu - płótno, pędzle, farby. Jeśli okażą się dysfunkcjonalne, to wywołają negatywne myśli i sprawią, że będziemy irracjonalnie interpretować doświadczenia. Możemy włożyć w nasz autoportret wiele wysiłku, a mimo to nie będziemy w stanie namalować wizerunku, który odda nam sprawiedliwość. Dlatego tak ważne jest zrozumienie źródła naszych przekonań w przeszłości, a następnie ich wpływu na wnioski wyciągane z aktualnych wydarzeń. DZIECIŃSTWO Jak większość zmór dorosłego życia, tak i najgłębsze przekonania zaczynają się formować już w dzieciństwie. Na początku dzieci konstruują swój światopogląd zupełnie inaczej niż do- 54 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE. rośli. Gdy dorastają, ich przekonania stają się coraz bardziej złożone - kolejne doświadczenia dostarczają im coraz więcej informacji, na podstawie których mogą je formułować. Jeżeli nowe doświadczenia są zgodne z istniejącym głębokim przekonaniem, to dziecko je przyjmuje. Kiedy zaś napotyka sytuacje doń niepasujące - modyfikuje przekonanie tak, aby uwzględniało nowe informacje. Jeśli pokażemy dziecku zabawkę, to wyciągnie rączkę i złapie ją. Potem ją oglądnie i włoży do buzi. Doświadczenie to wykorzysta, aby wzbogacić lub zmodyfikować istniejące przekonanie. Ten sam proces dotyczy najgłębszych przekonań o własnym wizerunku. Od momentu narodzin do około drugiego roku życia dzieci zdobywają wiedzę o świecie poprzez zmysły i ruch (w przeciwieństwie do przekopywania się przez tomiska encyklopedii). To wtedy po raz pierwszy rozpoznają, że ich ciało jest bytem odrębnym od mamy, taty czy psa. Na tym etapie dzieci mają świadomość swojego ciała, ale nie osądzają go ani nie oceniają. Zaczynają też dostrzegać, że ich gesty i działania są naśladowane przez rodziców. Osoba dorosła, która nachyla się nad dzieckiem i śpiewa „la la la", nie postradała zmysłów, lecz naśladuje dźwięki wydawane przez dziecko. To pomaga dziecku zrozumieć relacje społeczne. Gdy tylko dostrzeże, że rodzice naśladują jego ruchy, zacznie tworzyć lepszy obraz siebie. Wczesne pojęcie o tym, jak widzą nas rodzice, jest nieodłącznym elementem rodzącego się obrazu siebie. Wyobraźmy sobie, że dziecko jest głodne i zaczyna płakać. Jeżeli rodzice natychmiast reagują z troską, dają mu poczucie bezpieczeństwa i przynależności, to dziecko wyrośnie w przekonaniu, że zasadniczo świat jest bezpieczny, ludzie są dobrzy, a ono zasługuje na miłość, opiekę i dobroć. Jeśli natomiast rodzice konsekwentnie ignorują płacz dziecka, nie naśladują jego smutku bądź nie reagują właściwie, to dziecko uczy się, że świat nie jest JAK MALUJEMY SWÓJ PORTRET 55 bezpieczny, ludzie rzadko spełnią nasze potrzeby, a ono samo jest niegodne miłości i opieki. Wizerunek w oczach rodziców jest zatem niezwykle istotny. W tym samym okresie dzieci zaczynają fascynować się lustrami, gdy tylko pojmą ich działanie. Jednak niektóre - nawet czternastomiesięczne - ich unikają. Choć trudno w to uwierzyć, w okresie od czternastego do dwudziestego czwartego miesiąca życia dzieci mogą wykazywać pierwotny strach przed lustrem. Do tego momentu matka odgrywała rolę „lustra" dla dziecka, reagując na każdy jego ruch. Teraz dziecko zaczyna pojmować, że istnieje jako byt odrębny od matki, a lustro nie jest jego mamą. Wstyd i zażenowanie nierzadko wiążą się z genitaliami. W tym okresie rozwoju dzieci badają swoje ciała i o ile depozyt w nocniczku jest chwalony, o tyle bawienie się intymną częścią ciała przy stole rzadko kiedy spotyka się z podobnym entuzjazmem. Dzieci zaczynają rozumieć, że doświadczenia i eksperymentowanie z genitaliami wywołują niezadowolenie, przynajmniej w niektórych sytuacjach. Między innymi dlatego mogą się wstydzić konfrontacji z lustrem, gdy są nagie. Poznają smak negatywnych emocji wobec własnego ciała (ale bądźmy szczerzy - cóż one mogą wiedzieć!). Przeżycia z dzieciństwa są integralną częścią aktualnego oglądu siebie. Przekonamy się o ich wpływie, gdy przywołamy jakieś wczesne wspomnienie wywołujące w nas silną emocję. Co po raz pierwszy sprawiło, że poczułyśmy zażenowanie? Może patrzyłyśmy wtedy na matkę, która się malowała i narzekała, że fatalnie wygląda, starszy brat wyśmiał nasze piegi albo weszłyśmy do pokoju w nowej piżamce, a tatuś nie zwrócił na nas uwagi i nie pochwalił, jak się tego spodziewałyśmy. Każde z tych doświadczeń mogło się przyczynić do sposobu, w jaki dzisiaj na siebie patrzymy. Przeżycie z makijażem mamy utrwaliło na przykład przeświadczenie, że wygląd jest bardzo 56 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... ważny i można się nim denerwować, wyśmiane piegi wywołały w nas poczucie, że jesteśmy inne lub gorsze od rodzeństwa i rówieśników. Zignorowana piżamka pokazała, że inni nie muszą podzielać pozytywnej opinii, jaką mamy na swój temat. Sęk w tym, że doświadczenia z dzieciństwa - nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydają się nieistotne - często leżą u źródeł najgłębszych negatywnych przekonań, które niesiemy w sobie przez życie. CUDOWNE LATA-DOJRZEWANIE Dojrzewanie. To jedna z tych burzliwych przemian, które wszyscy musimy przejść, choć są straszniejsze od Egzorcysty i równań różniczkowych razem wziętych. W tym okresie ciało zmienia się szybciej niż kiedykolwiek. Z zawrotną prędkością jedziemy kolejką i nie możemy ani jej zatrzymać, ani z niej wysiąść. Niezależnie od tego, co robimy, rosną biodra, piersi, włosy i - na domiar wszystkiego - na twarzy pojawia się trądzik. W okresie dojrzewania obsesja młodych mężczyzn i kobiet na punkcie ciała sięga zenitu. Te wszystkie zmiany fizjologiczne, poszukiwanie siebie i rozwój osobowości oznaczają, że rano zaraz po obudzeniu i w nocy tuż przed snem myślimy głównie o swoim wyglądzie. W tym okresie przede wszystkim analizujemy siebie w relacji do innych. Nasz wizerunek jest szczególnie narażony na szwank, kiedy poznajemy osoby, które nam się podobają lub wydają ważne, i zaczynamy się z nimi porównywać. Każdy nastolatek rozwija się w indywidualnym tempie, dlatego desperacko stara się określić „normę" i sprawdzić, czy spełnia jej kryteria. Dla nastolatków najbardziej liczą się opinie kolegów i przyjaciół. Emocje odczuwane wobec własnego tempa rozwo- JAK MALUJEMY SWÓJ PORTRET 57 ju w dużej mierze zależą właśnie od nich. W porządku jest być drugą lub trzecią dziewczyną w grupie, której rosną piersi lub która zaczęła miesiączkować, ale pierwszą? Przerażające! Ostatnią?! Jeszcze gorzej. Tymczasem u chłopców szybkie dojrzewanie jest rzeczą godną podziwu i szacunku. Pierwszy chłopak, który odkryje początki zarostu lub przemówi niższym głosem, ma powód do dumy. Znacznie gorzej ma się mały Jasio, który w piętnastej wiośnie życia nadal mówi dyszkantem. Nastolatki mają problem z kwestionowaniem kulturowych stereotypów kobiecości i męskości, gdyż dopiero poznają miejsce mężczyzn i kobiet w społeczeństwie. Nic dziwnego zatem, że uciekają się do najdziwniejszych sposobów - od kolczyków w nosie i farbowania włosów po smarowanie ciała najróżniejszymi specyfikami - aby przejąć kontrolę nad ciałem. U niektórych nastolatków zaburzenia takie jak anoreksja i bulimia są wynikiem próby przejęcia kontroli nad gwałtownie zmieniającym się ciałem. Szacuje się, że na początku okresu dojrzewania przyrost tkanki tłuszczowej wynosi 20-30 procent. W tym czasie dziewczęta oczywiście wiedzą już, że społeczeństwo nieprzychylnym okiem spogląda na otyłość, więc przyrost ten zawstydza je, denerwuje i wprawia w zakłopotanie. Gdy tylko pojawią się zmiany charakterystyczne dla okresu dojrzewania, natychmiast uaktualniają się najgłębsze przekonania o własnym wyglądzie i wartości. Jeżeli na przykład trzynastolatka pójdzie do szkoły, gdzie ze względu na trądzik koledzy zaczną na nią wołać „dziobata", to z pewnością zweryfikuje swój ogląd siebie. Inni widzą ją inaczej i - co ważniejsze - negatywnie. To wywoła w niej myśli w rodzaju: „Gdybym miała ładniejszą skórę, to byłabym bardziej lubiana i lepiej by mi się żyło". Może zacząć „nienawidzić swojej twarzy" i pielęgnować cały wachlarz negatywnych myśli, w których motywem przewodnim będzie skierowana przeciw sobie niechęć. Za dziesięć lat pryszcze znikną, lecz to uczucie nadal będzie domino- 58 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... wać. Kiedy tylko poczuje się przygnębiona, przytyje bądź zostanie jej blizna po skaleczeniu, myśli zdominuje to samo głębokie przekonanie o własnym nieprzystosowaniu do otoczenia, stare lęki i obawy. Bo choć często zakładamy, że opuszczając szkolne podwórko, idziemy naprzód, to nabyty tam kompleks może nam towarzyszyć przez całe życie. Wiele osób, które niegdyś były „pryszczate" lub „grube", wciąż gdzieś głęboko czują się takimi samymi. Niełatwo zabić dawne przekonania. W dodatku nie tylko przezwiska rówieśników wypaczają nasz ogląd siebie. Podobnie jak w okresie niemowlęctwa i dzieciństwa, tak i teraz zachowania członków rodziny radykalnie wpływają na rozwój najgłębszych przekonań. Otrzymujemy z ich strony jasne i donośne sygnały o oczekiwaniach, jakie mają wobec nas i naszego wyglądu - matka nalega, żeby wreszcie coś zrobić z brwiami, które odziedziczyłyśmy po ojcu, a ojciec od zawsze faworyzuje ładniejszą siostrę (mimo że bardzo stara się to ukryć). Oczywiście, nie chodzi wyłącznie o rodziców, często reagujemy też na zachowania rodzeństwa. Jeśli zatem dorastałyśmy ze starszą siostrą, która bezustannie jest na diecie, dowiadujemy się, że dobrze jest być szczupłym, źle być grubym, a jedzenie odgrywa rolę ważniejszą, niż kiedykolwiek podejrzewałyśmy. Przekaz ten zostaje następnie włączony w system najgłębszych przekonań i nosimy go w sobie przez resztę życia albo do momentu, w którym go sobie uświadomimy i nauczymy się go kwestionować. Najgłębsze przekonania zaczynamy formułować już jako małe dzieci, ale nowe doświadczenia okresu dojrzewania mogą je wzmocnić lub podważyć. Komunikaty wysyłane przez ludzi otaczających nas w dzieciństwie i okresie dojrzewania trwale wpływają na obraz ciała. Jak się przekonałyśmy, dojrzewanie to czas, w którym potrzeba akceptacji rówieśników jest najważniejsza. To ona warunkuje naszą pozycję społeczną i szanse na randkę. Niestety, nie zawsze uzyskujemy aprobatę. Niemal JAK MALUJEMY SWÓJ PORTRET 59 każdy pamięta, że koledzy w szkole wyśmiewali jakiś element jego wyglądu. Okazuje się jednak, że choć na jednych przezwiska wywarły ogromny wpływ, to inni idą przez życie z zupełnie zdrowym obrazem siebie. Dlaczego? Badania konsekwentnie wykazują, że osoby z wysoką samooceną znacznie lepiej radzą sobie z negatywnymi bodźcami wymierzonymi w ich postrzeganie ciała niż osoby z poczuciem niskiej wartości. Właściwie lepiej sobie radzą z większością spraw w życiu. Szacunek dla siebie jest najlepszą tarczą przed powinnościami i przymusami, z którymi dorastamy. Osoby, które czują się cenione, kompetentne i kochane, rzadziej wpadają w pułapkę przekonania, że samorealizacja bezpośrednio wiąże się z idealnym wyglądem. Ustaliłyśmy już, że nasz obraz ciała często bywa irracjonalny. Podobnie rzecz ma się z dystansem, z jakim podchodzimy do różnych spraw. Maleńki pryszcz na czole widzimy przez szkło powiększające - wyobrażamy sobie, że inni, patrząc na nas, walczą z uczuciem odrazy. W rzeczywistości natomiast nikt tego nie dostrzega. Tymczasem gdy ktoś komplementuje nasze ładne zęby albo świetne ciało, to nawet nie wiemy, o czym mówi. „Skąd!", protestujemy. „Naprawdę wyglądam dziś strasznie". Albo: „Naprawdę nie! Gdybyś tylko zobaczyła mnie nago. Jestem strasznie gruba. Ohyda!". W okresie dojrzewania szkło powiększające nas prześladuje. Gdy tylko nastoletnie dziewczyny pojmą, że idealne ciało ma być szczupłe i opalone, biodra rosną im z prędkością światła. Gdy zaczynają tęsknić za płaskim brzuchem modelki, pojawia się maleńki brzuszek. Maleńki w rzeczywistości - w oczach właścicielki wygląda na siedemnasty miesiąc ciąży. Obraz ciała w każdym wieku ma niewiele wspólnego z rzeczywistością czy z prawdziwymi wymiarami - przypomina raczej salę czarodziejskich luster, gdzie nic nie jest takie, jak się wydaje. 60 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... PANNY I KAWALEROWIE NA WYDANIU Ach... pierwsze randki! Sam pomysł może i jest romantyczny, ale w rzeczywistości najczęściej czujemy się zagubione i przybite. Większość starszych nastolatek i dwudziestolatek umawia się już na randki, lecz niestety dreszczowi podniecenia wywołanego pierwszym pocałunkiem towarzyszy dreszcz strachu przed odrzuceniem. I ponownie przypominamy sobie, że wygląd jest ważny, aby zyskać akceptację, móc chodzić na randki i zdobyć partnera - jak wszyscy inni. Natomiast o ile rozwój fizyczny postępuje w zawrotnym tempie, o tyle umiejętności społeczne w rodzaju dyplomacji i taktu pozostają daleko w tyle. Wystarczy jeden okrutny cios, aby zrodzić lub obudzić niszczące przekonania. To samo, oczywiście, może nas spotkać w życiu dorosłym. Negatywne przekonania o sobie niekiedy stają się tak potężne i destrukcyjne, że z czasem przestajemy lubić nie tylko swój wygląd, lecz również to, jakie jesteśmy. Głębia nienawiści, jaką budzą w nas przekonania o własnej bezwartościowości, bywa zdumiewająca. Obrzucanie się stekiem wyzwisk staje się normalne, a nawet wygodne. Co ciekawe, zdaniem Aarona Becka, twórcy terapii poznawczo-behawioralnej, nienawiść, jaką do siebie czujemy, rozwija się tak samo jak nienawiść do innych osób. A działa to tak: jeśli ktoś nas obrazi, najpierw szukamy w nim wad, które wytłumaczą jego postępowanie - na przykład brak wrażliwości, taktu czy otwarcia na innych. Następnie uogólniamy tę negatywną cechę i uznajemy za podsumowanie jego charakteru: Jest wredny". Kiedy sformułujemy taki osąd, z czystym sumieniem możemy drania zranić w ramach odwetu. Wreszcie zaś kończymy nieudaną relację. Analogiczny proces odbywa się w przypadku obrazu ciała. Stwierdzając, że jakiś element wyglądu nas unieszczęśliwia, najpierw go kryty- JAK MALUJEMY SWÓJ PORTRET 61 kujemy: „Nie cierpię swoich małych piersi". Następnie dokonujemy uogólnienia: Jestem taka brzydka". Prowadzi to do nienawiści i odrzucenia siebie: „Nienawidzę się", ,Jestem do niczego". Staramy się lekceważyć ciało, tak samo jak zlekceważyłybyśmy osobę, która nas irytuje. To tłumaczy, dlaczego spojrzenie w lustro może być tak trudne. Z czasem nienawiść skierowana przeciw sobie lub niezadowolenie z własnego ciała powodują, że przyjmujemy surowe kryteria wobec tego, co uznajemy w swoim wyglądzie za możliwe do przyjęcia. Czujemy, że surowa krytyka zahartuje nas na negatywne reakcje innych osób, zwłaszcza potencjalnych partnerów. Rozumujemy mniej więcej tak: Jeśli będę dla siebie bardzo surowa, to przygotuję się na każdą reakcję ze strony innych, nawet tę najbardziej negatywną". Możemy zacząć myśleć w kategoriach „wszystko albo nic" (omówionych w rozdziale pierwszym). „Skoro nie mam figury modelki, to w takim razie jestem niską, grubą kluchą, z którą nikt nie będzie się chciał umówić". Mówimy sobie, że jeśli nie znalazłyśmy się na dobrym końcu skali, to z pewnością reprezentujemy przeciwny: Jeśli nie mam zgrabnego noska, to na twarzy dźwigam słoniową trąbę". Mawiamy: „Gdybym tylko była wyższa, to na pewno zaprosiłby mnie na randkę". Albo jeszcze gorzej: „To niemożliwe, żeby taki karzełek kiedykolwiek się komuś spodobał, więc po co mieć nadzieję". Żeby się „ochronić", stawiamy mur trzymający innych na dystans, aby nigdy nas nie zranili lub nie odrzucili. Kiedy jakiś facet uśmiechnie się do nas w barze, zabijamy go lekceważącym spojrzeniem - jeśli najpierw my odrzucimy jego, to nie będzie miał okazji, żeby odrzucić nas. Gdy ktoś zaprasza nas na randkę, zakładamy, że stroi sobie z nas żarty. Traktujemy zaproszenie jak złośliwość i sarkastyczną uwagą kładziemy przeciwnika na łopatki. I tak metoda radzenia sobie z potencjalnym odrzuceniem staje się częścią problemu, a my z nikim się do końca nie wiążemy. 62 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... Oczywiście, może być odwrotnie. Zwątpienie we własną wartość może wzbudzić w nas głęboką potrzebę szukania aprobaty i akceptacji u innych. Czujemy, że nie da się nas kochać, zrobimy więc wszystko, aby poczuć, że jednak ktoś nas kocha. Szukamy akceptacji u wielu partnerów albo pozwalamy stałemu partnerowi traktować siebie niegodziwie - przynajmniej z nami jest i w tym sensie potwierdza naszą wartość. Wiele z nas ma silną, pełną wiary w siebie przyjaciółkę, która w dowolnej sferze życia może stanąć do konfrontacji ze wszystkim, a jednak znosi okropne zachowanie partnera, gdyż boi się go stracić albo - co gorsza - uważa, że nie zasługuje na nic lepszego. I znowu takie kompleksy wywodzą się z najgłębszych przekonań nabytych w okresie rozwoju - przekonań, których przeważnie sobie nie uświadamiamy: „Nie da się mnie kochać", „Muszę w określony sposób wyglądać, aby dobrze się czuć w towarzystwie innych ludzi". Przekonania te bywają uśpione i uruchamiają się dopiero w życiu dorosłym, kiedy zaczynamy żyć w związku. Często właśnie w związku ujawniają się nasze ograniczenia, wartości i samoocena. CZY WYSTARCZY ZOBACZYĆ, ABY UWIERZYĆ? Wiemy już, że najgłębsze przekonania nabyte we wczesnych stadiach rozwoju silnie warunkują sposób, w jaki interpretujemy przyszłe wydarzenia. Zazwyczaj koncentrujemy się na tych, które odzwierciedlają stworzony przez nas własny wizerunek, co wpędza nas w spiralę negatywnych myśli. Jeśli na przykład postanawiamy włożyć sukienkę podkreślającą mały biust (na punkcie którego mamy kompleksy, gdyż nigdy nie osiągnął gigantycznych rozmiarów mamy i siostry), to śmiech nastolatków w autobusie możemy interpretować jako bezpośredni skutek niedostatków naszego biustu. Zupełnie zlekceważymy JAK MALUJEMY SWÓJ PORTRET 63 inne, bardziej prawdopodobne przyczyny wesołości. Obraz siebie jako kobiety „skromnie obdarowanej przez naturę" lub „nie dość atrakcyjnej" zostanie wzmocniony. Sprawę jeszcze bardziej komplikuje to, że informacje od otoczenia, związane z wczesnymi negatywnymi przekonaniami, nieuchronnie je uruchamiają. Jeśli na przykład w danej rodzinie emocje wywoływało jedzenie, to jakakolwiek wzmianka o nim w kontekście ciała i wyglądu uruchomi negatywne przekonanie. Nic dziwnego, że w takich sytuacjach zamiast myśleć rozsądnie, dajemy się pomesc emocjom. U podstaw niezadowolenia z ciała leżą wszystkie nakazy i powinności, którymi nas bombardowano, gdy dorastałyśmy. Od bajek dla dzieci po reklamy papieru toaletowego cały świat bezustannie wysyła komunikat, że uroda gwarantuje sukces i szczęście. Rzadko widzimy bohaterów - prawdziwych czy fikcyjnych - którzy fizycznymi walorami nie przewyższaliby przeciętnego zjadacza chleba. Powinnyśmy utrzymywać określoną wagę, mierzyć odpowiednią liczbę centymetrów wzrostu i mieć gładką skórę. Ocenie podlega każdy aspekt wyglądu, co w końcu prowadzi do powstania listy warunków koniecznych do osiągnięcia szczęścia. W umyśle konstruujemy obraz naszego idealnego ciała i kiedy widzimy różnice między wyimaginowanym ideałem a rzeczywistym wyglądem, krytykujemy siebie, mamy poczucie winy i czujemy się bezwartościowe. Skoro wymagania społeczne i opinie innych osób są ważne, często najgorzej czujemy się w sytuacjach społecznych. To wówczas zaczynamy negatywnie myśleć o własnym ciele i wpędzamy się w rozpacz. Nim się zorientujemy, błędny sposób rozumowania utrwala się, a my przybieramy jedną z poniższych postaw: - Defensywność: Jak to, nie macie mojego rozmiaru? Chce pani powiedzieć, że jestem gruba, tak?!". 64 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... Postawa ta jest problematyczna z kilku powodów. Po pierwsze, nasza reakcja na zdarzenie - nawet zupełnie niewinne - jest zazwyczaj przesadna i w większości przypadków niepotrzebnie agresywna. Interakcje z otoczeniem są zagmatwane i trudne. Po drugie, często wyciągamy błędne wnioski z najróżniejszych sytuacji. Po trzecie, ludzie w końcu zaczynają nas unikać, gdyż boją się oskarżeń i wyrzutów. Jednym słowem, osoby defensywne są męczące i trudno dobrze się bawić w ich towarzystwie. - Unikanie: „Wprawdzie mam bilety na premierę najnowszego filmu z Tomem Cruisem, ale naprawdę muszę dzisiaj zostać w domu i wykąpać psa". Taka postawa polega na odsunięciu się od życia i tego, co ono ma do zaoferowania. Choć unikanie pozornie rozwiązuje problem, to jednak samo w sobie może stać się kłopotem. Zamyka nas bowiem w pułapce lęków i kompleksów oraz umacnia błędne przekonanie, że aby nie zaznać bólu, powinniśmy unikać rzeczy, które mogą nas potencjalnie uszczęśliwić. - Chowanie się: „Dzień dobry, szukam nowej sukienki na lato. Gdzie macie dział z namiotami?". Chowając się pod ubraniem - bądź czymkolwiek - ukrywamy cechy, które być może warto pokazać. Wysyłamy sobie samej komunikat, że pewne aspekty naszej osoby nie są na tyle dobre, aby pokazać je innym ludziom, a to niszczy samoocenę i właściwe postrzeganie ciała. - Natrętne rytuały: Jeśli włosy dokładnie przykryją policzki, to nikt nie zauważy, że mam pryszcze. Muszę tylko co parę minut sprawdzać, czy fryzura jest w porządku". JAK MALUJEMY SWÓJ PORTRET 65 Zachowując się taki sposób, nigdy nie odwracamy uwagi od tych elementów wyglądu, które nam się nie podobają. Kontrolujemy język ciała i gesty, myśląc o tym, jak wyglądamy, dlatego nie płyną one naturalnie. Poza tym prawdopodobnie osiągamy efekt wprost przeciwny do zamierzonego - zwracamy uwagę innych osób na to, co tak bardzo staramy się ukryć. - Szukanie potwierdzenia własnej wartości: „Wyglądam strasznie w tej kiecce, co? Mam w niej wielki tyłek... Powiedz prawdę! Wstydzisz się mnie, tak? Jestem okropna... No powiedz wreszcie, powiedz, co myślisz...". Problem z ciągłym szukaniem potwierdzenia własnej wartości u innych osób jest podwójny. Po pierwsze, nigdy nie nabywamy umiejętności szukania go w sobie, a to pomogłoby nam utrzymać zdrowy obraz ciała. Po drugie, inni rzadko dają nam to, czego oczekujemy (nie dlatego, że chcą nam zrobić na złość - po prostu nie potrafią czytać w naszych myślach), więc i tak czeka nas zawód. Najgłębsze przekonania rodzą się na podstawie wielu wzajemnie powiązanych czynników, w skład których wchodzi temperament oraz nieprawidłowe interakcje z rodzicami, rodzeństwem i rówieśnikami w pierwszych latach życia. Przekonania te częściej odzwierciedlają powtarzające się trudne doświadczenia niż pojedyncze zdarzenia. Doświadczenia nawarstwiają się i wzmacniają dane przekonanie. Od przeszłości z pewnością nie da się uciec. Problem w tym, że niewiele osób nabywa umiejętności zdrowego dystansowania się wobec niej. Negatywne komentarze, irracjonalne przekonania i skrzywiony światopogląd zostają z nami do momentu, w którym odkryjemy, że niezależnie od tego, jak bardzo jesteśmy przyzwyczajone do patrzenia na świat w określony sposób, sposób ten się nie sprawdza. 66 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... Istnieje kilka punktów odniesienia, które pomagają nam w formułowaniu mentalnego obrazu własnego ciała. Działają mniej więcej tak: Punkty odniesienia związane z naszymi przekonaniami o sobie (uświadomionymi lub nie) Składają się na nie: Ideały przedstawione w mediach oraz normy przejęte od rówieśników i rodziny, na przykład wypromowana gwiazda muzyki pop czy twarz miesiąca. Fakty dotyczące naszego wyglądu, kolor oczu, wzrost i tym podobne. Nasz „uwewnętrzniony" ideał ciała, czyli kompromis między ciałem istniejącym a idealnym, które zdaniem społeczeństwa powinnyśmy posiadać. + Punkty odniesienia związane z czynnikami, które codziennie ulegają zmianie Składają się na nie: Nastrój: „Cholera, jestem zadowolona i wiem, że świetnie wyglądam" kontra „Co ta idiotka zrobiła mi z włosami? Wyglądam jak Lenny Kravitzl". Sygnały społeczne: koleżanka komplementuje wybór farby do wtosówalbo ciotka pokazuje, że mamy szpinak na zębach. Negatywne myśli: „Te spodnie wyszczuplają mi nogi" kontra „Mężczyźni odrzucą mój materiał genetyczny, bo mam okropny tytek". Wnioski i interpretacje: „Gapią się na mnie, bo gorąca ze mnie dziewczyna" kontra „Tak mi gorąco, że pocę się jak mysz - ciekawe, czy zauważyli plamy pod pachami". OBRAZ CIAŁA DANEGO DNIA JAK MALUJEMY SWÓJ PORTRET 67 Tak to działa naprawdę, a my myślałyśmy, że lustro to tylko kwestia światła odbijającego się od lśniącej powierzchni. Prawda jest taka, że spoglądając w lustro, widzimy nie tylko wygląd, lecz również myśli, emocje, lęki i nadzieje. Odbicie to pomaga nam malować obraz siebie przez całe życie aż do późnej starości. ŻYCIE ZACZYNA SIĘ PO DWUDZIESTCE... TRZYDZIESTCE Druga i trzecia dekada życia przynosi najwięcej stresów związanych z przymusem samorealizacji oraz określenia siebie. Musimy wybrać zawód, miejsce zamieszkania i współlokatora, nie mówiąc już o tym, że wypada zdecydować, czy chcemy mieć dzieci i jaką partię polityczną poprzemy w najbliższych wyborach. Zasadniczo teraz zaczyna się prawdziwe życie. Okres dojrzewania był próbą generalną, która miała nam pomóc ustalić, kim jesteśmy, i przekonać się, że ogląd siebie może znacząco wpłynąć na poczucie satysfakcji z życia. Teraz nadszedł czas, aby wziąć się z życiem za bary. Do tej pory, na podstawie przeżyć z dzieciństwa i okresu dorastania, wykształciłyśmy już kilka głębokich przekonań o sobie, które mogą być uśpione i czekać na odpowiedni moment w dorosłym życiu. Na przykład kobieta, która mając naście lat, była pulchna i dorastała w przekonaniu, że ludzie jej nie lubią, gdyż jest nieatrakcyjna, w życiu dorosłym będzie żywić takie przekonanie niezależnie od tego, ile waży. Aktualne doświadczenia mogą je uruchamiać. Jeśli na imprezie kobieta ta poprosi do tańca mężczyznę, który odmówi, odezwą się jej najgłębsze przekonania o braku atrakcyjności i niezasługiwa-niu na miłość. Kobieta skupi się na nich i odrzuci wszystkie inne potencjalne przyczyny odmowy - przecież wybrany mężczyzna może nie lubić tańczyć, mieć dziewczynę, być homoseksu- 68 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... alistą i tym podobne. Najgłębsze przekonania są w nas tak mocno zakorzenione, że mogą służyć za mapę światopoglądu. Każde wydarzenie potrafimy zrozumieć i wytłumaczyć jedynie w wyznaczonych przez nią ramach. Mimo że przekonania w dużej mierze rodzą się na wczesnym etapie rozwoju, to w późniejszych latach życia je uzupełniamy. Tuż po dwudziestce naszą tożsamość określa kierunek studiów lub praca. Im bardziej jesteśmy przekonane do siebie i swojej drogi zawodowej, tym lepsze będzie nasze postrzeganie ciała. W konsekwencji szybciej poradzimy sobie z wszelkimi negatywnymi myślami na jego temat. Poczucie satysfakcji i spełnienia w zawodzie lub stosunkach społecznych pomoże nam walczyć z niewygodnymi przekonaniami powstałymi w dzieciństwie. Oczywiście, przeciwny scenariusz też jest możliwy. Uczucie niespełnienia obudzi w nas uśpione negatywne przekonania, których nie jesteśmy świadome, lub wzmocni inne - uświadomione. Okres wejścia w dorosłość to oczywiście czas, kiedy coraz sprawniej idą nam łóżkowe igraszki. Do przeszłości należą typowe dla nastolatków fluorescencyjne prezerwatywy i niezgrabna szamotanina z zapięciem stanika. Gdy zbliżamy się do trzydziestki, prawdopodobnie jesteśmy w stałym związku lub próbujemy taki stworzyć. Im jesteśmy szczęśliwsze (w pojedynkę lub z partnerem), tym bardziej lubimy swoje ciało - to niezaprzeczalny fakt. Jeśli jesteśmy samotne i umawiamy się na randki, to w kontekście społecznym i erotycznym będziemy do swojego ciała nastawione bardziej krytycznie. Zwracamy na nie większą uwagę, więc jego wizerunek znowu może stać się poważnym problemem. Oczywiście, jeżeli osoby w związkach decydują się na dziecko, to pojawia się kolosalny problem z postrzeganiem ciała. Ujmując rzecz dosłownie, ciało wymyka się nam spod kontroli, zmienia się i rośnie z dnia na dzień, obwód w talii (słowo, JAK MALUJEMY SWÓJ PORTRET 69 o którego znaczeniu wkrótce zapominamy) powiększa się do niewyobrażalnych rozmiarów. Ogromne piersi nie przypominają bujnych biustów dziewcząt z rozkładówek - nagle mamy piersi statecznej matrony. Mówi się, że po porodzie wracamy do normy?! Koń by się uśmiał! Rozstępy, plamy na skórze i obwisły brzuch szybko przypomną, że ciało nie jest już takie jak dawniej. Co ciekawe, kobiety, które przed zajściem w ciążę były szczupłe, są niezadowolone ze swojego ciała częściej niż kobiety nieco tęższe, które podczas ciąży i po niej czują się lepiej. Nasze samopoczucie wiąże się nie tylko ze zmianami w ciele, lecz także z rozumieniem roli rodzica. Ustaliłyśmy już, że na postrzeganie ciała wpływają przekonania na temat określonych ról i typów ludzi. Jeśli więc zostanie rodzicem oznacza, że staniemy się bardziej dorosłe, mniej rozrywkowe - a nawet mniej atrakcyjne seksualnie - to taka postawa zmieni nasz ogląd siebie oraz stosunek do partnera i innych osób w otoczeniu. Jak w przypadku każdej poważnej zmiany w życiu, trzeba oddzielić społeczne nakazy od tego, co jest dla nas wygodne i właściwe. Gdy uda nam się pokonać pryszczate demony okresu dojrzewania i jakoś szczęśliwie przejdziemy przez pole minowe stosunków społecznych w wieku dojrzałym i rodzicielstwie, wydaje nam się, że czas na zasłużony odpoczynek. Lecz biada! Nadchodzi Menopauza i Kryzys Wieku Średniego... STARZEĆ SIĘ Z GODNOŚCIĄ Znaczną część weekendu spożytkowałam na ignorowanie wiadomości zostawianych przez siostrę na automatycznej sekretarce. „Dzwonię zapytać, jak ci poszło w burze matrymonialnym. Amelia trochę się martwi, że twój opis nagrany na kasecie odbiega od rzeczywistości". Postanowiłam zaczerpnąć świeżego powietrza i poszłam na spacer. 70 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... W pobliskiej perfumerii wpadłam na kobietę w białym fartuchu z różową tubką w ręku. - To, moja droga, usunie te straszne kurze łapki i zmarszczki mimiczne jak za pociągnięciem magicznej różdżki -powiedziała. W pierwszym odruchu nie poczułam uniesienia. Nie spodziewałam się, że mowa ciała i ptactwo domowe tak bardzo zrujnowały mi twarz. Jednak słuchałam jej dalej. Stwierdziła, że mając dwadzieścia albo trzydzieści lat, mogłam chodzić po mieście z tuszem roztartym na powiekach, ałe w okolicach czterdziestki... - Mam trzydzieści dwa lata! - odpowiedziałam, piorunując ją wzrokiem. - Tak, tak, moja droga - kontynuowała. - Chodzi mi o to, że musisz zacząć dbać o cerę, jeśli chcesz młodo wyglądać. - Po co miałabym wyglądać młodo? - zapytałam, chyba głównie z nudów. -Ależ moja droga, kobieta musi wyglądać młodo i pięknie, jeśli ma się czuć ze sobą dobrze, wierzyć w siebie... no i oczywiście zatrzymać przy sobie mężczyznę. Weźmy mnie na przykład. Mam pięćdziesiąt siedem lat, a większość znajomych twierdzi, że wyglądam najwyżej na trzydzieści pięć. Boja wkładam w to dużo czasu i wysiłku. Kiedy tak słuchałam Gili, pięćdziesięciosiedmioletniej trzydziesto-pięciolatki w białym fartuchu, rozprawiającej o swojej filozofii i skrzywionych ideałach, pomyślałam, że otaczają mnie buteleczki i tubki pełne kompleksów, jakie wszystkie w sobie nosimy. Starość przeraża, może nawet bardziej niż oponka na brzuchu czy cellulit na udach. Zmarszczki nie informują o tym, że od jakiegoś czasu chodzimy po świecie, lecz raczej o tym, że dalej nie mamy już dokąd iść. Bycie starym oznacza, że miało się już swoje pięć minut, a teraz trzeba ustąpić miejsca młodszym. Nie jest się miłym dla oka, więc lepiej mieć coś ciekawego do powiedzenia, jeśli chcemy przyciągnąć uwagę innych. Tracimy dawne znaczenie po przekroczeniu jakiejś powszechnie przyjętej granicy wieku. A- co najgorsze - starość jest nieunikniona, więc gdy osiągniemy wiek Gili, musimy albo młodo wyglądać, ałbo poddać się JAK MALUJEMY SWÓJ PORTRET 71 hibernacji, bo nasza wartość gwałtownie spada. Nie przestawałam słuchać peanów na cześć różowej tubki. Kupiłam tyle kosmetyków, że mam gwarancję trwałego nawilżenia ciała przez następne pół roku. Owszem, Gila wzbudziła we mnie lęk przed starością. Ale przede wszystkim chciałam dać jej poczucie, że jest dobra nie tylko w robieniu się na trzydziestopięciolatkę. Wprawdzie w procesie starzenia kobiety i mężczyźni doświadczają wielu podobnych zmian fizjologicznych - pojawiają się zmarszczki, znikają włosy, opadają siły - jednak różnią się podejściem do nich. Od wczesnego dzieciństwa kobiety wychowuje się tak, aby dbały o wygląd i zaakceptowały to, że ceni się je za umiejętność zachowania urody i młodości. Napycha się nam głowy bajkami o pięknych księżniczkach, na półkach tłoczą się idealne lalki i z czasem zaczynamy wierzyć, że to one są „typowym" modelem urody. Przez setki lat kobiety uczono, że największy wkład, jaki mogą wnieść w życie innych, to piękny wygląd. Z nastaniem równouprawnienia kobiety dopuszczono do lokali wyborczych i zarządów korporacji, ale i tak - przyznajmy szczerze - serce zaczyna nam szybciej bić na widok cudownego kremu nawilżającego, jeśli tylko wierzymy, że pomoże nam zachować młodość i urodę. Przecież musimy mieć poczucie, że dotrzymujemy kroku duchowi czasów. Warto się nad tym zastanowić. Na widok wystrojonego staruszka przechadzającego się po ulicy w towarzystwie panienki, którą zapewne wzięłybyśmy za jego córkę, a może nawet wnuczkę, gdyby nie ten drobny szczegół, że trzymają się za ręce, większość z nas nie mrugnęłaby okiem. Wiemy, dlaczego ona mu się podoba. I podobnie - ponieważ mężczyzn ceni się za inne atrybuty - zakładamy, że ją pociągają w nim osiągnięcia (zapewne również finansowe) albo mądrość, choć okres świetności fizycznej już za nim. Te cechy się nie starzeją ani nie znikają 72 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE. z czasem. Wielu gwiazdorów filmowych w średnim wieku nadal powszechnie uważa się za symbole seksu. Harrison Ford i Sean Connery należą do najbardziej pociągających mężczyzn na świecie, mimo że chodzą po nim od przeszło pół wieku. Tymczasem większość najlepiej zarabiających hollywoodzkich aktorek ma dwadzieścia, góra trzydzieści lat. Przemysł filmowy zdaje się nie przyjmować do wiadomości, że kobieta - choć straci młody wygląd - nadal może być utalentowaną aktorką. Dlatego dla kobiet - które przez znakomitą większość życia ceniono za młodość i urodę - proces starzenia bywa niezwykle stresujący z wielu powodów. Wszystkie znamy przynajmniej jedną czterdziestolatkę, która ubiera się jak nastolatka. Chodzi do klubów i barów, włosy rozjaśnia na platynowy blond, oczy podkreśla czarną kreską, a usta maluje różową szminką. Tańczy makarenę, bo to taniec jej młodości. Oto kryzys wieku średniego w damskim wydaniu. Kobiety uczy się, że ich atutem i wkładem w życie ludzkości jest seksapil oraz młodość. Niektóre z nas wolą desperacko trzymać się młodości niż dostosować do konwencji „godnego starzenia". Ten typ przekonań u kobiet prawdopodobnie utrwalił się dlatego, że mężczyźni pozytywnie reagowali na ich inwestycje włożone w wygląd - staranną pielęgnację włosów, makijaż i strój. Co więcej, to najgłębsze przekonanie o urodzie i młodości jako jedynych wartościach nigdy nie zostało zakwestionowane. Dlatego teraz - wiele lat później - starzejąca się kobieta nie widzi w sobie innych cech, które warto cenić lub wykorzystać w interakcjach z innymi. Jej wizerunek -w jej oczach - był najlepszy, gdy miała siedemnaście lat, więc utożsamia się z tym okresem. Polega na wypróbowanych wtedy środkach, aby inni lubili ją, a ona lubiła samą siebie. Badania wykazały, że wiele kobiet zna syndrom „dzidzi-pier-nik" i chce raczej znaleźć zdrową równowagę między taką postawą a odstawieniem do lamusa. Wiedzą, że te dwie kategorie JAK MALUJEMY SWÓJ PORTRET 73 dzieli cienka linia. Trudno im zaakceptować to, że młodzieńcza uroda jest darem nietrwałym. Jest super dopóty, dopóki trwa -może przyciągać uwagę i dać nam pozytywne doładowanie w postaci lepszej samooceny - ale nieodmiennie blednie. Najszczęśliwsze starsze kobiety mają świadomość, że posiadają milion innych wartościowych cech i dóbr do zaoferowania. Nauczyły się nawiązywać relacje z mężczyznami na poziomie dalekim od pożądliwego spojrzenia czy komentarza w nocnym klubie. Prawdziwa akceptacja procesu starzenia polega między innymi na tym, że w relacjach z mężczyznami czujemy się równe. CHWILA NA PRZEMYŚLENIA Często niewłaściwe postrzeganie ciała jest bezpośrednim rezultatem fizjologicznych zmian w nim zachodzących. Poza zmarszczkami, utratą sił i urody kobiety czeka także meno-pauza. Nic dziwnego, że tak trudno zaakceptować tę konkretną zmianę. Wystarczy sobie uświadomić, że wiktoriański ginekolog Tilt opisywał ją jako przypadłość „okresu wykluczenia". Menopauzę nazywano też chorobą deficytu, ze względu na niski poziom estrogenu w trakcie i po jej zakończeniu. Od kilku lat społeczeństwo traktuje menopauzę jak okres dojrzewania - jako jedną z przemian w życiu. Ale wiele kobiet nadal się jej obawia. Znowu ciała wymkną się im spod kontroli. Włosy mogą wyrosnąć w nieoczekiwanych miejscach, nadejdą fale gorąca, osłabną im mięśnie. Znów poczują, że wszystko „jest nie tak". Menopauza ma też poważniejsze implikacje. Być może nie planowałyśmy już dzieci, ale świadomość braku wyboru może nadejść jako prawdziwy szok wpływający na seksualność. Niektóre kobiety zaczynają traktować swoje ciało jako rzecz „bezużyteczną", a nawet „odpychającą". Liczne badania udowodni- 74 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... ły, że nie ma żadnych fizjologicznych przyczyn, dla których kobieta po menopauzie powinna przestać odczuwać rozkosz podczas seksu. Natomiast jeśli pod wpływem zmian w organizmie powstały negatywne przekonania na temat ciała, to najprawdopodobniej przestaniemy się czuć atrakcyjne. Mężczyźni też nie przechodzą przez etap starzenia spokojnie i racjonalnie - akceptując wszystkie zmiany. Co to, to nie! O męskim kryzysie wieku średniego często się mówi i równie często się go wyśmiewa. Jednak może od jakichś dwudziestu lat traktuje się go poważniej - i słusznie. Wiek średni uświadamia mężczyznom nową słabość związaną z poczuciem niewykorzystanych okazji i zaprzepaszczonych ambicji. Kobiety ceni się za urodę, a mężczyzn za osiągnięcia. Mężczyzna w średnim wieku może zacząć żałować, że nigdy nie zrobił wymarzonej kariery, nie zarobił na jacht, nie został duszą towarzystwa, nie okazał się najprzystojniejszy. Podobnie więc jak perłowa różowa szminka, tak czerwony sportowy samochód bywa próbą zatrzymania młodości i władzy. Badania nad zmianami fizjologicznymi sugerują, że mężczyźni mniej martwią się przyrostem wagi niż kobiety. Z radością hodują mięsień piwny; nie przeszkadza im, że czas pozostawia na ich twarzy ślad. Zdecydowanie mniej przejmują się zmarszczkami. Jedna rzecz natomiast niezwykle ich denerwuje - utrata włosów. Podświadomie czują, że oznacza utratę władzy i męskości. Kobieta podczas menopauzy nie może już rodzić dzieci, a mężczyzna w tym samym okresie czuje spadek mocy zawodowej, seksualnej i społecznej. W pewnym sensie zatem andropauza jest problemem natury seksualnej, zwłaszcza od kiedy istnieje możliwość zastosowania zastępczej terapii hormonalnej. Uważa się, że mężczyźni w czasie andropauzy boją się wyłącznie o własne libido. Tymczasem w rzeczywistości kwestionują swoją społeczną rolę i atrakcyjność. Oni też mogą zacząć nienawidzić swojego ciała, JAK MALUJEMY SWÓJ PORTRET 75 bo tracą kontrolę nad wyglądem i uświadamiają sobie, że choć podobno siwe włosy nadają właścicielowi wygląd „dystyngowany", to po prostu nie zwracają już takiej uwagi płci przeciwnej. Prawdopodobnie natomiast osiągnęli bezpieczeństwo finansowe i to może tłumaczyć nabywanie rzeczy w rodzaju nowiutkiego samochodu lub nowiutkiej dziewczyny. ROZPAD I ODDALENIE Pamiętam rozwód cioci Cecylii i wujka Freda. Byli małżeństwem od zawsze. Podczas zjazdów rodzinnych wydawało się, że są szczęśliwi, aż tu pewnego dnia po prostu się rozwiedłi. Podobno wujek miał romans z jakąś„ździra z Londynu" - to słowa mojej matki - i postanowił dla niej odejść od cioci. Przez chwilę nie wiedziełiśmy, co robić. Ciocia była załamana. Całymi dniami okupowały z matką telefon i obmawialy ździrę. Nosiła zdecydowanie za krótkie spódniczki, miała za długie i jasne włosy, a piersi... Cóż, mama stwierdziła jedynie, że nigdy nie widziała tak nieprzyzwoitego rozmiaru. Pewnego dnia, parę miesięcy później, poszliśmy z wizytą do ciotki. Kiedy otworzyła drzwi, stanęliśmy w progu jak wryci. A raczej stanęłyśmy jak wryte, bo tato najwyraźniej ucieszył się jej widokiem i o tę jedną chwilę za długo nie wypuszczał z objęć. Bardzo zeszczuplała, a do tego nosiła czerwoną minispódniczkę, czarną bluzeczkę i miała bardzo mocny makijaż. Dawne sandały ortopedyczne zmieniła na wąskie szpilki. Na głowie miała perukę albo naprawdę źle zrobioną blond fryzurę. Oniemiali weszliśmy do kuchni. Zaproponowała herbatę i domowe ciasteczka ciepło i gościnnie -jak zawsze. Matka, która najwyraźniej nie potrafiła już powstrzymać przerażenia, zapytała, dlaczego tak się ubrała. -Jak? - zapytała zadziornie ciocia. -No wiesz... Tak! - odparła mama, pokazując palcem jej spódniczkę i marszcząc nos. 76 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE, Ciocia Cecylia postawiła żółty dzbanek z herbatą i odwróciła się na pięcie. - Fred odszedł - powiedziała. - Odszedł, bo nie byłam tak seksowna, ładna i chuda jak ta ździra z Londynu. Jeśli mam go odzyskać, muszę znowu być dla niego atrakcyjna. Zrobiło mi się jej strasznie żal. No i poczułam się winna, bo pomyślałam, że zapewne ma rację. Gdyby tak dbała o wygląd jak o kuchnię, to wszystko byłoby dobrze. Mama próbowała ją pocieszyć, że wujek odszedł z własnych powodów. Ojciec - niewiele pomagając -powtarzał, że świetnie wygląda w głęboko wyciętej bluzce i dla wielu mężczyzn na pewno jest atrakcyjna. Tymczasem my z siostrą wymknęłyśmy się z kuchni i pobiegłyśmy do ogrodu, gdzie przysięgłyśmy sobie, że będziemy ładne tak długo, jak to tylko będzie możliwe... Obok zmian fizjologicznych, jak menopauza czy andropauza, na nasze podejście do własnego ciała znacząco wpływa niepokój emocjonalny. Szczęśliwe, zdrowe związki mogą poprawić postrzeganie ciała. Spokojnie patrzymy w lustro i przyjmujemy, że choć nie wpisujemy się w społeczny ideał, to jednak da się nas kochać. Rozwód, separacja lub rozpad związku mogą zniszczyć tę wiarę w siebie. Kiedy wychodzimy z niszczącej relacji, nasza samoocena bywa w strzępach. Możemy też czuć, że „bezpieczeństwo" złego związku jest nam potrzebne - nikt inny nas nie zechce, bo jesteśmy nieatrakcyjne. Kiedy ktoś odchodzi, zaczynamy zadawać sobie pytanie, dlaczego to zrobił. Winą próbujemy obarczyć nie tylko cechy osobowości. Natychmiast zastanawiamy się, czy nie odszedł, bo „jestem za gruba" albo „staro wyglądam". Najczęściej robią tak osoby, u których wcześniej rozwinęły się negatywne przekonania na temat własnego wyglądu. „Pączek" albo „piegus" z dawnych podwórkowych okrzyków powraca z całą mocą, aby nas prześladować. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, kiedy part- JAK MALUJEMY SWÓJ PORTRET 77 ner wymienia nas na młodszy i atrakcyjniejszy model. Gdy mąż odjeżdża spod domu swoim nowym sportowym samochodem, z nowym kolczykiem w uchu i nową dziewczyną, mało której porzuconej żonie przychodzi do głowy kryzys wieku średniego. Odbiera przekaz: „Nie byłam dość piękna". Ludzie wychodzą ze związków z wielu różnych powodów, ale w najgorszych chwilach najczęściej widzimy jeden. W takiej sytuacji stworzenie nowego związku stawia przed nami wiele wyzwań. Jeżeli się zmieniamy, gdyż naszym zdaniem partner przestał nas pożądać, to nierzadko ukrywamy się za makijażem, nową fryzurą i wyciętą bluzeczką. Ale taki zabieg przypomina nalepianie plastra na ranę. Gdy go odlepimy - rana nadal jest. Jeśli natomiast widzimy swoją wartość w kategoriach odrębnej i pełnej jednostki, to choć dawny partner przestał ją dostrzegać, wypracujemy nową i zdrową relację. Być może z kimś innym, ale niemal na pewno ze sobą. W niektórych momentach życia ciało zdaje się działać przeciwko nam. W okresie dorastania podejrzewamy nawet, że wypowiedziało nam wojnę - zastawia pułapki i płata figle. Do tego dochodzą urazy związane z pierwszymi randkami i nieuchronnym odrzuceniem. Łatwo obwiniać za to ciało: „Gdybym miała inne piersi, umówiłby się ze mną". Czasami zaczynamy nienawidzić swojej twarzy, przekonane, że gdyby nie trądzik, to miałybyśmy więcej koleżanek. Nawet gdy jesteśmy starsze i mądrzejsze, negatywne przekonania nadal gdzieś się czają. Po następnym niszczącym dla samooceny doświadczeniu - na przykład rozpadzie związku -znienacka atakują. „To dlatego, że jesteś brzydka!", wrzeszczą. „Nie odszedłby, gdybyś wyglądała młodziej!". Musimy przeanalizować te najgłębsze przekonania. Najczęściej stwierdzamy potem, że tak naprawdę to stek bzdur. Jak zmienić postrzeganie siebie, aby pokochać osobę spoglądającą na nas z lustra? Cóż, trzeba uświadomić sobie naj- 78 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... głębsze przekonania i zrozumieć ich wpływ na nasz stosunek do siebie i życia. Spojrzeć na myśli i emocje z dystansem - dostrzec, że bywają kompletnie irracjonalne. Zamiast gapie się z rozpaczą na dodatkowe wałki tłuszczu czy cellulit, zadać sobie pytanie: „czy te wałki to naprawdę jedyna przeszkoda do znalezienia wymarzonego partnera?" albo „czy ten cellulit na udach naprawdę ma takie znaczenie?". Skąd przekonanie, że cellulit skazuje nas na życie w nieszczęściu? Jeśli nie uświadomimy sobie myśli i przekonań, które negatywnie nastawiają nas do życia, to z pewnością nasz stosunek do siebie będzie się pogarszał, w miarę jak negatywne przekonania będą się coraz bardziej umacniać. Czy nam się to podoba, czy nie, ciało będzie się zmieniać i nie wyśle nam podania z prośbą o pozwolenie. Nim się zorientujemy, mamy piersi, włosy łonowe, biodra i warstewkę tłuszczu - albo zmarszczki, obwisłe ramiona i siwe włosy. Przemysł reklamowy może obiecywać, że spowolni ten proces lub zbawi świat, ale tak naprawdę niewiele można poradzić - nic nie zatrzyma ani nawet nie pozwoli kontrolować tych zmian. Możemy więc równie dobrze pogodzić się i współpracować z ciałem, bo ono za nic nie dostosuje się do naszych pragnień. Musimy zaakceptować zachodzące w nim zmiany. Zbyt łatwo winić ciało za wszystko i usprawiedliwiać siebie. Tymczasem jedynym sposobem na dobre samopoczucie jest uznanie prawdziwej siebie - wewnętrznie. ZADANIA NA WYNOS Teraz już zapewne potrafimy rozpoznawać negatywne myśli i próbujemy je kwestionować. W tym rozdziale omówiłyśmy proces, w jakim zmienia się nasz ogląd siebie. Przeanalizowałyśmy cegieł- JAK MALUJEMY SWÓJ PORTRET 79 ki budujące obraz ciała i samoocenę-od pierwszych sygnałów wysyłanych przez rodziców o tym, że jesteśmy „dobre" albo „niegrzeczne", po przezwisko na studiach - a następnie przemyślałyśmy ich wpływ n& konstruowany przez nas autoportret. Aby skutecznie podważyć wiarygodność negatywnych przekonań o sobie i świecie, musimy poznać ich początek i przyczyny. Poniższe zadania pomogą nam zrozumieć, dlaczego patrzymy na siebie w określony sposób. Zbadamy źródła najgłębszych przekonań o sobie (dobrych i złych), a następnie stwierdzimy, czy chcemy je nadal żywić. ZADANIE 1 Przekonaj się teraz, jak malujesz swój portret i jaki wpływ miało na niego otoczenie. Zadanie 2.1 dzieli się na dwie części. W części nazwanej „prawdziwa ja" zapisz cechy, które najlepiej oddają twój sposób widzenia samej siebie. Staraj się być obiektywna. Skoncentruj się na ciele i osobowości. W części zatytułowanej „idealna ja" opisz, jaka chciałabyś być - z wyglądu i charakteru. Lista nie musi być długa, byle była uczciwie zrobiona. Zadanie 2.1 Prawdziwa ja Idealna ja Teraz zastanów się, czym różnią się te części. Skąd pochodzą słowa w części poświęconej idealnemu wizerunkowi? Jakie doświadczenia ugruntowały przekonanie, że te cechy są pożądane? Zastanów się, czy w twoim przypadku są realistyczne. 80 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE, Jeżeli są, to dlaczego sądzisz, że dzięki nim będziesz lepsza lub bardziej spełniona? Jeżeli nie, to dlaczego znalazły się na tej liście? W przyszłym tygodniu każdego ranka przez chwilę skupiaj się na tych cechach, które w sobie lubisz (możesz znaleźć listę z końca rozdziału pierwszego). Pamiętaj o tym każdego ranka. Spróbuj tak dobierać ubrania, aby podkreślały ulubione cechy wyglądu. Pod koniec tygodnia znowu wypełnij tabelę 2.1. Czy tym razem jest inna? Dlaczego jest? Dlaczego nie? (Teraz zaczynasz podważać sposób, w jaki widzisz siebie. Zajmujesz się tymi negatywnymi myślami i najgłębszymi przekonaniami, które przez wiele lat kazały ci tak, a nie inaczej na siebie patrzeć). ZADANIE 2 1. Wybierz ulubione i najbardziej znienawidzone zdjęcie z dzieciństwa i opisz je tutaj. JAK MALUJEMY SWÓJ PORTRET 81 ki budujące obraz ciała i samoocenę - od pierwszych sygnałów wysyłanych przez rodziców o tym, że jesteśmy „dobre" albo „niegrzeczne", po przezwisko na studiach - a następnie przemyślałyśmy ich wpływ na konstruowany przez nas autoportret. Aby skutecznie podważyć wiarygodność negatywnych przekonań o sobie i świecie, musimy poznać ich początek i przyczyny. Poniższe zadania pomogą nam zrozumieć, dlaczego patrzymy na siebie w określony sposób. Zbadamy źródła najgłębszych przekonań o sobie (dobrych i złych), a następnie stwierdzimy, czy chcemy je nadal żywić. ZADANIE 1 Przekonaj się teraz, jak malujesz swój portret i jaki wpływ miało na niego otoczenie. Zadanie 2.1 dzieli się na dwie części. W części nazwanej „prawdziwa ja" zapisz cechy, które najlepiej oddają twój sposób widzenia samej siebie. Staraj się być obiektywna. Skoncentruj się na ciele i osobowości. W części zatytułowanej „idealna ja" opisz, jaka chciałabyś być - z wyglądu i charakteru. Lista nie musi być długa, byle była uczciwie zrobiona. Zadanie 2.1 Prawdziwa ja Idealna ja Teraz zastanów się, czym różnią się te części. Skąd pochodzą słowa w części poświęconej idealnemu wizerunkowi? Jakie doświadczenia ugruntowały przekonanie, że te cechy są pożądane? Zastanów się, czy w twoim przypadku są realistyczne. 80 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... Jeżeli są, to dlaczego sądzisz, że dzięki nim będziesz lepsza lub bardziej spełniona? Jeżeli nie, to dlaczego znalazły się na tej liście? W przyszłym tygodniu każdego ranka przez chwilę skupiaj się na tych cechach, które w sobie lubisz (możesz znaleźć listę z końca rozdziału pierwszego). Pamiętaj o tym każdego ranka. Spróbuj tak dobierać ubrania, aby podkreślały ulubione cechy wyglądu. Pod koniec tygodnia znowu wypełnij tabelę 2.1. Czy tym razem jest inna? Dlaczego jest? Dlaczego nie? (Teraz zaczynasz podważać sposób, w jaki widzisz siebie. Zajmujesz się tymi negatywnymi myślami i najgłębszymi przekonaniami, które przez wiele lat kazały ci tak, a nie inaczej na siebie patrzeć). ZADANIE 2 1. Wybierz ulubione i najbardziej znienawidzone zdjęcie z dzieciństwa i opisz je tutaj. JAK MALUJEMY SWÓJ PORTRET 81 2. Napisz, dlaczego jedno zdjęcie podoba ci się najbardziej, a drugie najmniej. 3. Teraz zrób to samo z fotografiami, na których jesteś już dorosła. 4. Porównaj język tych czterech opisów. Czy jesteś bardziej krytyczna wobec osoby dorosłej? Czy opisując późniejsze zdjęcia, bardziej skupiłaś się na wadze? Czy komentarze innych osób (możesz powrócić do listy zrobionej na końcu pierwszego rozdziału) pojawiły się w twoich opisach? 5. Niezależnie od tego, jak bardzo będzie ci głupio, weź opis „dorosłych" zdjęć i tym samym negatywnym językiem przemawiaj do dziecka. 6. Jak się z tym czujesz? Pewnie nie najlepiej, bo do dziecka tak się nie mówi. Ale w takim razie dlaczego sądzisz, że można tak mówić o osobie dorosłej? 7. Odłóż zdjęcia na parę dni. Potem spójrz na nie znowu i opisz, co widzisz. Pamiętasz, jak się czułaś, robiąc to po raz pierwszy? Asymilując różne spojrzenia na siebie, powoli włączysz je w swoje postrzeganie ciała. 3 ROZKOSZE PODNIEBIENIA Wróciłam od domu z sześcioma reklamówkami w jednej ręce i na wpół zjedzonym batonikiem w drugiej. Zdyszana, padłam na sofę -wchodzenie na trzecie piętro jest zdecydowanie wyczerpujące. Kiedy patrzyłam na paluszki rybne i „gorące kubki" wysypujące się z siatek, poczułam niewypowiedzianą wdzięczność do tych wszystkich wyimaginowanych krewnych i żeglarzy, którzy dla mnie gotują - Uncle Ben, no i oczywiście stary dobry Kapitan Igloo. Gdyby nie oni, co wieczór jadłabym grzanki. Zadzwonił telefon. Próbowałam telepatycznie przesunąć go do siebie - niestety, bez skutku. Pobiegłam odebrać. Dzwoniła Amy, dziewczyna z Kalifornii, którą Trudy poznała na wieczorowym kursie psychologii. Chciała mnie zaprosić na imprezę. Zapytała, czy jestem wegetarianką - nie; weganką - nie; czy toleruję laktozę - tak; jestem w jakikolwiek sposób uczulona na wyroby mączne - e... nie. Czy jem węglowodany! Tak. Białą mąkę? Pycha. Ten szczegółowy wywiad na temat moich potrzeb żywieniowych przywiódł mi na myśl przesłuchanie przez inkwizytora, ałe Amy była naprawdę fajna, więc przyjęłam zaproszenie. Odłożyłam słuchawkę i poszłam do kuchni, żeby rozpakować zakupy. ROZKOSZE PODNIEBIENIA 83 Otworzyłam lodówkę i zepchnęłam dietetyczne kaszki na bok, robiąc miejsce dla domowego pasztetu, spaghetti oraz łekkich greckich jogurtów. „ Gorące kubki" postawiłam w szafce na puszkach z dietetycznymi mieszankami w proszku. Gdy otworzyłam drzwiczki, wysypał się na mnie stos pomidorowych zup w proszku - przypomniałam sobie idiotyczną dietę pomidorową, którą wypróbowałam przed przyjściem do obecnej pracy. Pamiętam, że przed rozmową kwalifikacyjną chciałam schudnąć dziesięć kilo i przez dwa tygodnie jadłam wyłącznie pomidory. Pod koniec pachniałam jak keczup i zrobiłam się bladoziełona. Do tej pory nie potrafię przejść obok zupy pomidorowej bez głębokiej odrazy. Me udało mi się schudnąć na tyle, że dostałam pracę w firmie marketingowej. Całe szczęście, bo w ciągu kilku tygodni nastąpił efekt jo-jo i wróciłam do dawnej wagi. Za zupkami i wiełkim pudełkiem czekoladek znalazłam trzy książki o różnych dietach. Jedna opowiadała o cudownych właściwościach kapusty, inna wychwalała pod niebo białko, a trzecia zasadniczo zakazywała spożywania jakichkolwiek posiłków po piętnastej. Przeglądając zawartość szafki, zdałam sobie sprawę, że mogę porządkować swoją przeszłość na podstawie tego: a) czy byłam w danym momencie na diecie i b) jaki to był rodzaj diety. Pamiętam dietę mięsną na przejścia zjoshem (były chłopak), dietę polegającą na wypiciu trzech szklanek wody przed każdym posiłkiem, nim wyjechałam na nurkowanie do Meksyku, i dietę, pdoczas której właściwie trzeba było zagłodzić się na śmierć. Pomyślałam, że za każdym razem dieta miała mnie na coś przygotować łub rozwiązać probłem. Stworzyć nowiutką, śliczną mnie, która bez trudu poradzi sobie z tym, co ją czeka. Tymczasem wszystkie diety po kolei wywoływały we mnie uczucie nieustającej porażki, więc w końcu z nich rezygnowałam. Położyłam pasztecik na talerzu i usiadłam przy stole. - Tym razem - pomyślałam - uda mi się. Wytrzymam, schudnę i James wreszcie mnie zauważy. Jeszcze tylko zjem ten pasztecik - zaraz potem przechodzę na dietę. 84 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... Nasz stosunek do jedzenia jest niezwykle emocjonalny. uczu. cie satysfakcji łączy się z poczuciem winy, tworząc jedną z n ? burzliwszych relacji w naszym życiu. Od pierwszego ciasteczjca za dobre zachowanie po zaproszenie pierwszego mężczy^ny na przysłowiową kawę jedzenie staje się metaforą. Metaforą )ały. ra ma wyrazić rzeczywiste uczucia oraz wszystko to, czego nje potrafimy wypowiedzieć. Nic dziwnego, że większość z ąas ta> się stresuje tym, co ma na talerzu. W ciągu ostatnich dwudziestu lat przemysł wyrob<5w ^?_ tetycznych tak urósł w siłę, że w dowolnie wybranym momencie 70 procent kobiet jest na diecie. Czy to oznacza, że Wszystkie cierpimy na zaburzenia odżywiania się? Przeważnie nie zapadamy na poważne choroby, lec^ jec|y-nie niezdrowo przejmujemy się jedzeniem, niezależnie 0cj na_ szej rzeczywistej wagi. Niestety, język i sformułowana wszechnie używane w kontekście zdrowia i diet wzb^^zaia w nas przekonanie, że nasze przyzwyczajenia są chore bądź nienormalne. Hasła w rodzaju „cukier to biała śmierć" wma_ wiają nam, że jesteśmy słabe, jeżeli ulegamy pokusie słocjyCzy Za zdrowe uważa się wyrzeczenie w wydaniu ultraradykalnym Uważamy, że każdy najmniejszy kąsek należy uzasadni ro_ biąc przegląd posiłków spożytych wciągu ostatnich trzech dni. Dlaczego? Ponieważ wszystkie dążymy do ciała - a lem ]ól n*m język, którego używamy, mówiąc o odchudzaniu. Rdzeń 5toso~ wanych zwrotów stanowią słowa oznaczające utratę wytężenie i pozbawienie. Nic dziwnego, że mamy do diet ta]c negatywne nastawienie. W wielu przypadkach stosunek do jedzenia Utrwala5'6 na długo przedtem, nim pojmiemy sens „diety". Od tiaiwcZ^meJ" szych lat świat uczy nas handlować jedzeniem, a mv s^apli-wie podchwytujemy tę umiejętność. Matki mówią dzieci"01' ze skoro w danym dniu były grzeczne, to mogą dostać lód*'' ??^ jedzenie zaczyna się wiązać z zachowaniem i emocjami ^??-? jesteśmy młodsze, kojarzymy bycie grzecznym z dosta^^^111 jedzenia. Stąd wywodzą się najgłębsze przekonania 1°^om pojmowanym w kategoriach nagrody przypisuje sjc ?(??$?, na którą zamrożone mleko nie zasługuje. Lody staja si? ^?1' kiem, na który możemy sobie pozwolić przy rzadkich okazjach i pod warunkiem że będziemy naprawdę grzeC2fie- To najgłębsze przekonanie w nas pozostaje - kiedy doraStamy> w chwilach przygnębienia zaczynamy pocieszać się jedz^em- Z wiekiem, paradoksalnie, zaczynamy kojarzyć bycie <^zecz~ nym z odmawianiem sobie jedzenia. Przekonanie podległ mo~ dyfikacji i teraz uważamy, że jesteśmy dobre, kiedy sie głodzimy. Jemy w nagrodę. Taki schizofreniczny stosune]j do jea-ze" nia oznacza, że nigdy nie patrzymy na sprawę w ????^??? świetle. Tymczasem dopiero wówczas byłybyśmy ^ starJie zeszyć się jedzeniem i mieć do niego zdrowe podejśqe Jak oddzielić grzankę z szynką i serem od emoc,jp jinnam ńę w t0 zmieścić i być niezauważalna, więc najlepiej ubrać coś czarnego. Dzięki Bogu, większość garderoby mam czarną. W mroku ciemnych, luźnych ubrań wpadła mi w ręce śliczna liliowa sukienka, schowana w najgłębszym zakamarku szafy. Kupiłam ją parę lat temu na imprezę u koleżanki, a nawet nie ściągnęłam ceny. Wisiała w nowo otwar- ZAKUpY DLA CIAtA 113 tym sklepie i miałam wizję (jak zwykle, w zwolnionym tempie do taktów melodii z Jerry^go McGuire,) siebie w liliowej sukni rozwiewanej letnią bryza, z drinkiem w jednej ręce ikoreczkiem w drugiej. Niestety, padało, więc na imprezę poszłam w czarnych sztruksach i pasiastym sweterku z rozpięciem pod brodą - większość czasu przesiedziałam przy misce z chipsami, pijąc piwo i unikając towarzystwa. Schowałam liliową sukienkę z powrotem na dno szafy i zamknęłam drzwi. Jeśli mam pójść na ten pokaz, muszę najpierw zrobić zakupy, a to jedna z bardziej znienawidzonych form rozrywki... Śmieszna sprawa z tymi zakupami. Jednego dnia wracamy do domu, padamy na sofę uśmiechnięte, zachwycone, z torbami pełnymi nowych skarbów. Innego - wpadamy z pustymi rękami, przygnębione, na granicy łez i przede wszystkim brzydkie. Wszystkim nam zdarzyło się nie kupić spodni, bo mniejsze nieco piją, a większego rozmiaru w żadnym razie nie przymierzymy. „(...) to nie mój rozmiar" (tu wstawiamy rozmiar, którego najbardziej się boimy). Sukces lub porażka zakupów może zależeć od kawałka materiału. Jeśli jakiś dom mody niespodziewanie wylansuje ładną linię ubrań i świetnie się czujemy w pierwszej przymierzonej bluzeczce, to doświadczenie wprawia nas w wyśmienity humor na resztę dnia. Ale jeżeli ta pierwsza bluzeczka jest trochę przyciasna, to na horyzoncie pojawiają się ciemne chmury, które towarzyszą nam od sklepu do sklepu, od przymierzalni do przymierzalni. W dodatku w każdej chwili możemy stanąć w obliczu najstraszliwszego wyzwania rzuconego ludzkości. Wspólne przymierzal-nie stały się smutną rzeczywistością i gdy przyjdzie się z nimi zmierzyć, głupio się wycofać... Kto je wynalazł? Szatan? Posępne jaskinie wstydu i upokorzenia. Jak można uniknąć gapienia się na czyjeś piersi czy pupę, jeśli ze wszystkich stron otaczają nas ich monstrualne zbliżenia? I jak mamy zapo- 114 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... mnieć o cellulicie na własnych pośladkach, jeśli widzimy jego natrętne odbicie tuż nad lewym ramieniem? A najgorsze jest to, że skoro widzimy go my, widzą też inni. Każda kobieta potrafi dostrzec u innej złowróżbne oznaki postawy typu „noszę 40 i tylko takie ubrania kupuję - pasują czy nie". Rozpoznajemy wałki tłuszczu krzyczące: „Wypuść mnie! Potrzebuję większego rozmiaru!". Albo nawet gorzej: „W gazetach piszą, że kuse bluzeczki i obcisłe szorty są w modzie, więc będę je nosić!". Można uwierzyć w komfort ubrań przeznaczonych chyba dla dzieci, pod warunkiem że nie wkładamy ich kosztem zdrowego postrzegania własnego ciała. I na tym polega istota problemu - zakupy mogą sprawiać przyjemność, ale mogą też wzmocnić negatywne przekonania dotyczące własnego wyglądu. Podczas zakupów odczuwamy tak różne i skrajne emocje (na przykład poczucie uniesienia bądź porażki), ponieważ skupiamy się przede wszystkim na własnym wyglądzie i próbujemy dostosować wizerunek rzeczywisty do wymarzonego. Wiemy już, że wiele lęków związanych z postrzeganiem ciała wywodzi się właśnie z rozdźwięku między wyglądem rzeczywistym a wymarzonym. Kiedy wybierzemy bluzkę, w której piersi są jędrne i sterczące, czyli takie, o jakich zawsze marzyłyśmy, rozdźwięk ten jest mniejszy i czujemy się świetnie. Jeśli natomiast biust wygląda jak uszy podstarzałego spaniela, wówczas przepaść się pogłębia, a my czujemy się fatalnie. Zakupy mogą wzbudzić negatywne przekonania, które pozostają uśpione dopóty, dopóki nie musimy przez dłuższą chwilę przyglądać się swojemu odbiciu w lustrze. Ujawniają naszą niepewność i kompleksy na punkcie ciała. Jednak wcale nie musi tak być. Podobnie jak w przypadku jedzenia i diet, to od nas zależy, czy zakupy będą przyjemne czy bolesne. Wystarczy przeanalizować myśli, nim zaczniemy przeglądać ubrania na wieszakach. ZAKUPY DLA CIAŁA 115 TOWARZYSZ ZAKUPÓW Ustalmy priorytety. Nim pójdziemy na zakupy, trzeba się zastanowić, kogo ze sobą zabierzemy. Większość z nas chętniej pójdzie z przyjaciółką niż w pojedynkę. W naszej kulturze zakupy służą rekreacji, a poza tym potrzebujemy szczerej i przyjaznej opinii. Dobry towarzysz zakupów przypomina towarzysza życia - musi być prawdomówny, zważać na nasze uczucia, dawać wsparcie i przede wszystkim być godnym zaufania. Niestety, te cechy nie idą w parze z dwiema podstawowymi wadami kobiet. Pierwszą jest skłonność do nadmiernej taktowno-ści, a drugą - głęboko zakorzeniona zazdrość lub rywalizacja z innymi kobietami. Żadna z nich nie pasuje do idealnego towarzysza zakupów. To uświadamia nam, że na świecie istnieją dwie osoby, z którymi naprawdę fajnie robi się zakupy. Pierwszą z nich jest własna matka. Możemy ją kochać lub jej nienawidzić, ale ona prawdopodobnie zawsze będzie z nami szczera. Oczywiście, za to ją nienawidzimy, ale w głębi duszy wiemy, że ma rację. Możemy więc bardzo nie lubić wściubiania nosa w nasze sprawy, ale i tak mamy są dobrym towarzystwem na zakupy. Kto jeszcze?, pytamy. Któż może być lepszym towarzystwem niż roz- szczebiotane przyjaciółki? Tą drugą osobą jesteśmy my same. Najcenniejsza bywa własna opinia, niezmącona komentarzami innych osób. Kiedy idziemy na zakupy same, mamy czas i przestrzeń, żeby „wczuć się" w dane ubranie i posłuchać intuicji. Jest to też świetna okazja do popracowania nad postrzeganiem własnego ciała. Ubrania służą nam czasem do określenia charakteru - pokazania innym, kim jesteśmy. W końcu zaczynamy widzieć siebie wyłącznie w kategoriach określonej garderoby i czujemy się niezręcznie, wkładając coś w nieco innym stylu. Przestajemy wybierać ubrania odzwierciedlające naszą osobowość - to stroje zaczynają nam dyktować, kim powinny- 116 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... śmy być. Kupując w pojedynkę, częściej decydujemy się na rzeczy z fantazją, przemawiające do naszej wyobraźni, nawet jeśli wybór jest śmiały. Na zakupach w pojedynkę jedynym źródłem powinności i nakazów jesteśmy my same, a sobie jest łatwiej rzucić wyzwanie. Możemy na przykład stwierdzić: „Wiem, że zdaniem przyjaciółek lepiej wyglądam w spodniach, ale mnie podoba się ta spódnica do kolan, nawet jeśli eksponuje niezgrabne kostki". Jeżeli zakwestionujemy przekonania, które ograniczają wybór do określonego rodzaju ubrań, podważymy również negatywne opinie dotyczące własnego ciała. OBIETNICA ZAKUPÓW W biurze próbowałam wymyślić wiarygodne usprawiedliwienie i czym prędzej pobiec na zakupy. Niestety, do głowy przyszła mi jedynie standardowa historia o kręgarzu i bolącej kości ogonowej. Juliette, moja bezpośrednia przełożona, chyba miała wątpliwości, czy wiem, gdzie mam kość ogonową, ale pozwoliła mi wyjść. W drodze na przystanek zadzwoniłam do Antonia, który akurat „załatwiał sprawę z hydraulikiem". To dwuznaczne stwierdzenie aż nadto wystarczyło, więc czym prędzej zadzwoniłam do Trudy, Sophie i kiłku innych koleżanek. Bezskutecznie, jak się okazało, bo wszystkie albo pracowały, albo wymigiwały się z sobie tylko znanych powodów. Przyjechałam na Oxford Street i weszłam do Selfridges. Na witrynach, obok gigantycznych filcowych kwiatów, widniały scenki przedstawiające ludzi w markowych ciuchach, prowadzących bajkowe życie. Ominęłam osiem ubranych na czarno osób, atakujących mnie perfumowanymi dezodorantami, i pobiegłam na piętro do działu z damską odzieżą. Przyglądałam się innym klientkom, które - przeważnie z koleżankami - sprawdzały fakturę materiału i zastanawiały się, co dane ubranie zakryje, a co podkreśli. Widok byl zabawny. Kobiety przeglądały się ze wszystkich stron w lustrach i wracały - ZAKUPY DLA CIAŁA 117 z tarczĄ lub na tarczy - do przymierzalni w towarzystwie koleżanki dostarczającej takiej ilości wsparcia moralnego, jakiej dany wydatek wymagał. - Czym mogę służyć? - zaćwierkał radosny głos. - Eee... tylko patrzę - powiedziałam, o ton zbyt defensywnie. - Dobrze - odparła grzecznie ekspedientka. - Jeśli tylko będzie pani czymś zainteresowana, jestem do usług. I odeszła, aby przypiąć broszkę na manekinie. Chodziłam po salach ze strojami różnych projektantów. Dotykałam ubrań i wyobrażałam sobie, co by o mnie mówiły. Mogłam być męską i jednocześnie kobiecą kobietą interesu w Armanim, wyrafinowaną, acz nieco zdzirowatą księżniczką w Versace lub dziewiczą i cokolwiek staroświecką angielską różą w Laurze Ashley. I mimo że niektóre rzeczy mi się podobały, nic nie pasowało na nieszczęsny pokaz mody. Kontemplując fasony, zdałam sobie sprawę, że nie kupuję po prostu sukienki, lecz próbuję kupić wizję. Szczypta efektu i wiary w siebie - to właśnie usiłowali mi sprzedać projektanci i wystawy sklepowe. O ironio! Tak bardzo denerwowałam się pokazem, że nie byłam w stanie wytrwać w wymarzonej wizji. Żaden z ciuchów, które zobaczyłam, nie wydawał się odpowiedni. Może - pomyślałam - może to nie ubrania dają nam pewność siebie, lecz pewność siebie sprawia, że dobrze się w czymś czujemy. Wyszłam z działu odzieży i ruszyłam w stronę artykułów spożywczych, żeby przemyśleć to głębiej. Kiedy mężczyzna idzie na zakupy, wygląda to mniej więcej tak: „Potrzebuję nowych spodni". Potem zaraz następuje krótka wycieczka po sklepach, wybór artykułu oraz szybki i łatwy zakup. Zadanie wykonane, spodnie nabyte, można wracać do domu na sobotni mecz. Kiedy kobieta idzie na zakupy, procedura jest zupełnie inna, gdyż my nie kupujemy bluzki czy butów, lecz cały scenariusz. Mamy na uwadze konkretne wydarzenie i zazwyczaj dokładnie wiemy, jak mają się potoczyć wypadki. 118 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... Dla wielu kobiet doświadczenie zakupów zawiera psychologiczne i emocjonalne aspekty, które w przypadku większości mężczyzn po prostu nie istnieją. Niektóre dowody sugerują, że podczas zakupów kobiety potrafią się wprawić w stan przypominający półsen, w którym poszukują idealnego ubrania, wyobrażają sobie, jak się będą w nim czuły i jak inni zareagują na ich widok. Nie dziwią zatem rezultaty badań, które wykazały, że w 65 procentach mężczyźni kupują to, co zabrali ze sobą do przymierzalni. U kobiet dzieje się tak jedynie w 25 procentach przypadków. Kobieta myśli: „Na sobotniej imprezie u Emmy będzie mój były chłopak. Pokażę mu, jak mi teraz dobrze - muszę mieć jakieś wystrzałowe szpilki". Albo: „Na wakacjach chcę poznać mężczyznę swojego życia, więc muszę kupić jakieś naprawdę seksowne bikini". Zakładamy w tych wyimaginowanych scenariuszach, że ubranie wszystko za nas załatwi. Dajemy garderobie głos. Ileż razy słyszymy kobiety mówiące: „Bluzka z napisem »seksowna, ale niedostępna« - super!" albo „Czy w tych spodniach nie wyglądam mamuśkowato?". Ubrania muszą być nie tylko piękne, miłe w dotyku i świetnie się prać. Mają mówić: „Przebojowa, ale ciepła". Nie możemy kupić po prostu cygańskiej spódnicy, spódnica musi nieść ze sobą przekaz: „Zrelaksowana i w zgodzie z naturą". Używamy ubrań, aby zdobyć respekt w podbramkowych sytuacjach w pracy, uwieść mężczyznę swoich marzeń lub wtopić się w tłum młodych matek. Liczymy, że ubranie wywoła u innych reakcję, o jaką nam chodzi. Może to być szacunek, pożądanie, a nawet uznanie naszych wartości. Ale co będzie, jeśli oczekiwana reakcja nie nastąpi - jeśli seksowna halka pozostanie niezauważona, a on odwróci się, głośno chrapiąc, jeśli garnitur nie sprawi, że inny garnitur przestanie nas protekcjonalnie prosić o kawę, lub jeśli inne mamy uznają, że nie jesteśmy dość... mamuśkowate? Gdy tak się dzieje, w łeb bierze przekonanie o tym, jak widzą ZAKUPY DLA CIAŁA 119 nas inni, a w konsekwencji samoocena. Czujemy się przygnębione nie ubraniem, lecz wyglądem, a negatywne myśli znowu kłębią się w głowie. Kobiety zazwyczaj wkładają wiele czasu i energii w swój wygląd. Badania pokazują, że im więcej inwestujemy, tym bardziej jesteśmy podatne na negatywny obraz własnego ciała. Powód jest prosty - więcej zasobów emocjonalnych i praktycznych zostało włożonych w wysiłek, więc jeśli coś pójdzie nie tak, mamy więcej do stracenia. To dlatego tak emocjonalnie podchodzimy do kwestii robienia zakupów. Dla kobiet ubrania to nie tylko rozwiązanie problemu nagości, lecz klucz do scenariuszów konstruowanych w głowach. JAKI MASZ ROZMIAR? Skoro moja wyprawa do Selfridges zakończyła się zupełnym fiaskiem, postanowiłam odwiedzić główną ulicę handlową. Gdy przyglądałam się wystawom oferującym dosłownie wszystko - od przecenionych butów po hamburgery i przeszczep włosów - zauważyłam sklep, który mi się spodobał. Weszłam, ominęłam sprzedawczynię, która wzięła mnie już na celownik, i zaczęłam przeglądać ubrania opatrzone metką „Nowa jesienna kolekcja". Dostrzegłam śliczną bluzeczkę - czarną z małymi srebrnymi cekinami wokół talii i rękawów. Musiałam przegrzebać wszystkie wieszaki, żeby znaleźć swój rozmiar. Wisiał na samym końcu. To zabawne, że większe rozmiary zawsze wiszą zupełnie z tyłu. Zdjęłam wieszak i prawie dostałam zawału serca, słysząc za sobą głos Jamesa. - Cześć, Sarah. Nie chciałem cię przestraszyć. - Cześć - odpowiedziałam zaskoczona. Był ubrany w biały podkoszulek, niebieską kurtkę, dżinsy i bejsbolówkę. Nos miał trochę zaróżowiony od zimna - wyglądał przesłodko. - Ładna bluzka. 120 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... - Dzięki - odpowiedziałam i z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że na wieszaku wisi ogromna pomarańczowa metka ogłaszająca wszem i wobec mój rozmiar. Szybko schowałam bluzkę za siebie. - Nie wiem, czyją kupię. Pewnie i tak nie pasuje. Zazwyczaj kupuję znacznie mniejsze rozmiary. Spieszę się, bo mamy Londyński Tydzień Mody. Mój kumpel przespał się z Fritzem i dzięki temu załatwił nam bilety. Ja nerwowo trajkotałam, a James patrzył na mnie ze współczuciem, próbując podążyć za tokiem moich myśli. - No tak, a ja wszedłem tu po nowe... szorty. Myśli zaczęły mi krążyć jak szałone wokół wizji jego fantastycznych nóg w obcisłych szortach. Wyobraziłam sobie jego niesamowite pośladki... Ale udało mi się wyrwać z dozwolonego od lat osiemnastu świata fantazji na tyle, żeby powiedzieć: - Super. Uśmiechnął się znowu, pożegnał i wyszedł. Niezmiernie mnie to ucieszyło - ręka trzymająca wieszak za plecami zaczynała mi już drętwieć. Mając nadzieję, że nie spojrzał na rozmiar, pobiegłam do najbliższej kasy. Kiedy sprzedawczyni zapytała, czy chcę wieszak, krzyknęłam „Nie!", porwałam torbę i wybiegłam ze skłepu. Powodzenie lub porażka zakupów nierzadko zależy od nastroju, w jakim jesteśmy, kiedy na nie wyruszamy. Negatywne myślenie uruchamia się częściej, gdy jesteśmy w złym nastroju. Wówczas interpretujemy zdarzenia przez pryzmat utrwalonych i często negatywnych najgłębszych przekonań. Kiedy mamy dobry dzień, wyswobodzimy się ze zbyt ciasnej bluzeczki, rzucimy ją na podłogę, roześmiejemy się i pomyślimy, że w tym sklepie najwyraźniej mają ubrania dla nastoletnich nimfetek. Żadna zdrowa kobieta nie zmieściłaby się w takie maleństwo. Kiedy zły - ściągniemy bluzkę z rezygnacją, popadniemy w czar- ZAKUPY DLA CIAŁA 121 ną rozpacz i jękniemy: ,Jestem najgrubszą, najohydniejszą babą na ziemi. Nigdy nie będę szczęśliwa". Bo w rzeczywistości działa to tak: kiedy dobrze się czujemy z własnym ciałem, zauważamy, że numeracja bywa różna i kupienie większego rozmiaru w jakimś sklepie to jeszcze nie koniec świata. Kobiety zaczęły przywiązywać tak wielką wagę do rozmiaru ubrania dlatego, że metki przypominają szkolne świadectwa, na podstawie których formułujemy opinie o sobie i koleżankach. Wszyscy wiedzą, że piątka jest lepsza od czwórki. Ze względu na społeczne warunkowania przyjęłyśmy koncepcję, że rozmiar S jest lepszy od M, który oczywiście jest lepszy od L. I tak wyprawa na zakupy staje się jednym wielkim sprawdzianem i okazją do oceny - zdałyśmy śpiewająco czy może sromotnie oblałyśmy? Wszystko zależy od literki względnie numerka na metce. Podczas zakupów powinnyśmy koncentrować się na kroju i materiale ubrań, lecz często negatywne myśli zawierające opinie otoczenia nagle przychodzą nam do głowy i rujnują dzień. Z tym problemem można sobie poradzić, zapominając o cyferkach - trzeba się nauczyć je ignorować. Zapomnijmy o zatrważających liczbach pojawiających się na wadze, kiedy na nią wchodzimy. I zapomnijmy o metkach przyszytych do ubrań. Wszystkie wiemy, że sklepy mają różne numeracje, więc dlaczego tak nas stresuje zakup większego rozmiaru? Jeśli w jakimś sklepie musimy kupić rozmiar 42, to nie znaczy, że z powodu kanapki zjedzonej w południe przytyłyśmy o dwa rozmiary. I na odwrót - jeżeli w następnym sklepie ubranie w rozmiarze 38 trochę na nas wisi, to nie znaczy, że nasz metabolizm nagle zyskał przyspieszenie samochodu Formuły 1 i obdarował nas wymarzonymi biodrami. Przestańmy tak się przejmować numerkami - przecież nie można nas sprowadzić do metki! Poza tym mamy wybór. Jeśli naprawdę nie jesteśmy w stanie znieść większego rozmiaru, to przecież możemy ku- 122 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... pić za małe spodnie i się w nie wcisnąć. Tyle że w ciasnych spodniach zawsze będziemy się czuć grubiej, bo nie pasują. Możemy też wybrać spodnie w rozmiarze większym i czuć się w nich szczupłej, gdyż materiał leży idealnie. Większy rozmiar może tak naprawdę polepszyć stosunek do własnego ciała. Nie pozwólmy się osądzać na podstawie numerów na metkach. Jedynymi cyframi, którymi warto się przejmować podczas zakupów, są ceny. A jeśli przez przypadek zapomnimy i o nich, to powiedzmy sobie wprost, że w sklepie nie damy się kontrolować żadnym numerkom. Może w końcu zadziała... WREDNE SPRZEDAWCZYNIE Inne osoby też mogą mieć zły wpływ na nasze samopoczucie podczas zakupów. Zwłaszcza jedna ma nad nami władzę niemal absolutną. Doskonale wiemy, o kogo chodzi. Jest w sklepie, kiedy wchodzimy, i mierzy nas wzrokiem z góry na dół. Zatrzymuje spojrzenie na wałkach na brzuchu o jedną chwilę za długo, a następnie wędruje z powrotem w górę. Na jej ustach pojawia się dziwny, wymuszony grymas. Trudno go nazwać uśmiechem, bo dwie trzecie twarzy jest kompletnie wyzute z emocji. Potem biegnie za ladę, żeby nas obgadać z koleżanką... Bingo! Wredna sprzedawczyni. Takie to potrafią jednym spojrzeniem dać do zrozumienia: Jesteś za gruba, za brzydka, za biedna na mój sklep. Wynocha!". Ze wszelkich sił staramy się taką zignorować i dalej przeglądać wieszaki, powtarzając sobie cicho, że mamy prawo tu być i nie wyjdziemy. Przynajmniej stworzymy pozory, że coś chcemy kupić. I tak wreszcie łapiemy pierwszy lepszy ciuch i idziemy do przymierzalni. A ona już tam jest! A może to inna? Wszystkie wredne sprzedawczynie mają identycznie pomalowane paznokcie, zadarte nosy i figurę modelki, więc trudno ZAKUPY DLA CIAŁA 123 je od siebie odróżnić. Ta w każdym razie bierze od nas wieszaki, ogląda metki, zauważa rozmiar, który wybrałyśmy, i uśmiecha się do siebie. A tak właściwie to nie do siebie - widać radość wypisaną na jej twarzy i słychać śmiech w komentarzach innych sprzedawczyń. Nim cokolwiek przymierzymy, czujemy się nieatrakcyjne i zawstydzone - nawet dobrze skrojone spodnie rzadko kiedy wytrącają nas z tego stanu. W takiej sytuacji należy pamiętać o czterech najważniejszych sprawach. Radzenie sobie z wredną sprzedawczynią jest jak jazda na rowerze - na początku jest trudno i wydaje nam się, że nigdy tego nie opanujemy, ale kiedy już nam się uda, zachodzimy w głowę, jak kiedyś mogłyśmy tego nie potrafić. 1. Pamiętajmy, dlaczego jesteśmy w sklepie. Chcemy kupić nową bluzkę albo przymierzyć spodnie, które zobaczyłyśmy w czasopiśmie. Nie jesteśmy workiem treningowym niegrzecznej sprzedawczyni, więc skupmy się na zadaniu, a wkrótce zapewne o niej zapomnimy. Wnętrza sklepów projektuje się nielogicznie. Większość właścicieli chce pokazać, że przyciągają szczupłe i modne klientki, zatem na wieszakach znajdziemy małe rozmiary, a większe, częściej kupowane, są schowane w magazynie. Trzeba poprosić o większy rozmiar i jakoś znieść wstyd, ale taki scenariusz będzie kłopotliwy jedynie wówczas, gdy na to pozwolimy. Rozmawiając z obsługą, nie traćmy animuszu. Dokładnie opiszmy, czego chcemy i w czym można nam pomóc, bądźmy grzeczne, stanowcze i konkretne. Nie wolno zapominać o funkcji sprzedawcy. 2. Nauczmy się śmiać z różnych sytuacji. Jeśli przymierzamy bluzkę, którą ledwo przeciągamy przez głowę, to nie rumieńmy się spocone i zbyt przerażone, aby poprosić o większy rozmiar. Zażartujmy, że bluzeczka głupio wygląda, sklep ma przedziwną numerację, a my od początku powinnyśmy wiedzieć, że styl Ani z Zielonego Wzgórza do nas nie pasuje. Wystarczy powiedzieć dowolną rzecz, która rozproszy uczucie 124 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... wstydu i zakłopotania. Wszelkie negatywne emocje należy w tej sytuacji skierować przeciwko ubraniu, a nie sobie. W ten sposób nie damy się opanować złym uczuciom i nie stracimy dobrego humoru. Kiedy zachowamy się w sposób przyjazny i swobodny, sprzedawczyni trudno będzie utrzymać pogardliwy stosunek do nas. Zresztą nawet jeśli nadal będzie imperty-nencka, to co z tego? Jej postawa wiele mówi o niej, nie o nas. Takie sytuacje często bywają próbą sił. Uprzejmość i dowcip pozwolą nam przejąć inicjatywę. Niech większy rozmiar nie będzie dla nas górą nie do zdobycia. Po prostu go wyśmiejmy. 3. Nikomu nie wolno mówić, co mamy nosić, a czego nie. Jeżeli jesteśmy niewolnicami artykułów o modzie, koleżanek lub impertynenckich sprzedawczyń, to na pewno nie kupimy ubrania, które nam się podoba. Spróbujmy polubić w zakupach to, czemu faktycznie służą. Przecież nie mamy ślepo dostosowywać się do trendów obowiązujących w modzie. Wchodząc do sklepu, możemy wyszukać ubrania, w których dobrze się będziemy czuć. Mody rodzą się i umierają. Nie wszystkie fasony podkreślają atuty. Po co kupować super-eks-tra-ultra-mini, jeśli czujemy się w niej niezręcznie? Akceptacja własnego ciała polega przecież także na noszeniu ubrań, w których się dobrze czujemy. Najładniejsze ubrania to te, które dodają nam pewności siebie. 4. Pamiętajmy, że nie potrafimy czytać w myślach. Najgłębsze przekonania sprawiają, że widzimy rzeczy, które tak naprawdę nie istnieją. Nie wyciągajmy więc pochopnych wniosków na temat zachowania sprzedawczyni. Nie odzywa się do nas być może dlatego, że jest nieśmiała. Wydaje się natrętna, bo usiłuje pokazać szefowi, że angażuje się w swoją pracę. Nie bierzmy jej zachowania do siebie, lecz interpretujmy w odniesieniu do niej. Dzięki temu obiektywniej ocenimy relację i nabierzemy większej pewności siebie w kontaktach ze sprzedawczyniami. ZAKUPY DLA CIAŁA 125 STOSUNEK DO MODY Kiedy idziemy na zakupy, nie warto wycinać zdjęcia Kate Moss z kolorowego czasopisma i wyciągać w każdym sklepie z zamiarem dokładnego powielenia jej wizerunku. Artykuły w prasie kobiecej bezustannie przekonują nas, że możemy naśladować czyjś styl, ale przecież przeważnie nie ubieramy Kate Moss. Ubieramy siebie, zwykłe osoby o normalnych wymiarach, które niekoniecznie dobrze wyglądają w obcisłych spodniach ze skóry i kusych bluzeczkach. Co nie znaczy, że nie mamy eksperymentować. Możemy z czystym sumieniem zakochać się w najnowszych fasonach, ale dostosować je do własnych warunków i potrzeb. Róbmy zakupy z myślą przewodnią. Powiedzmy sobie: „Chcę znaleźć naprawdę wystrzałową sukienkę" albo „Mam ochotę na coś ładnego i kobiecego". I wtedy okaże się, że robimy zakupy dla siebie, a nie dla niższej i tęższej wersji Kate Moss. Z drugiej strony, jeśli jakiś styl nam odpowiada, to nie musimy na siłę z nim zrywać. Kobietom zdaje się, że mogłyby napisać biblię zakupów, ale w niektórych przypadkach warto nauczyć się czegoś od mężczyzn. Ci zazwyczaj znajdują jakiś styl, a potem się go trzymają. To dlatego mają dziesięć par dokładnie takich samych butów. Albo szesnaście błękitnych koszul. Wiele można by powiedzieć o wypracowaniu i trzymaniu się stylu, z którym czujemy się świetnie. Dyktatorzy mody podsuwają nowe fasony w każdym sezonie, ale my nigdy nie będziemy zadowolone, jeżeli ktoś inny musi nam mówić, jak mamy wyglądać. Skoro najlepiej nam w krótkiej spódnicy, to co z tego, że mamy ich sześćset? Gorzej byłoby, gdybyśmy na siłę kupowały ubrania, w których czujemy się źle i nieatrakcyjnie tylko dlatego, że tak nam każe „Elle". Obraz ciała wiąże się z odbiciem w lustrze, dlatego przymierzanie nowych ubrań może poprawić lub pogorszyć samo- 126 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... poczucie. Ale jak wszystko, co wiąże się z postrzeganiem ciała, i to leży w zasięgu naszej kontroli. Pamiętajmy, żeby najpierw dostrzec sytuację, zrozumieć ją, przekonać się, czy ma związek z naszymi najgłębszymi przekonaniami, i dopiero wówczas zareagować emocją. Osoba spozierająca na nas z lustra nierzadko musi rywalizować z wyidealizowaną koncepcją wyglądu. Warto zatrzymać się i zastanowić, skąd wziął się ten ideał. Dlaczego w naszym mniemaniu wersja idealna miałaby być szczęśliwsza od rzeczywistej? Dopiero weryfikacja unieszczęśliwiają- cych nas najgłębszych przekonań pozwoli przejąć nad nimi kontrolę. UKRYWANIE SIĘ POD UBRANIEM Wiele osób używa ubrania do zakrycia tych aspektów wyglądu, które im się nie podobają. Gdy mamy negatywny stosunek do swojego wyglądu i spodziewamy się negatywnych reakcji otoczenia, wykorzystanie noszonej garderoby do obrony wydaje się logicznym wyjściem. Ukrywając bądź korygując nielubiane cechy odpowiednio dobranym strojem, bronimy się przed zranieniem. I w pewnym stopniu to świetny pomysł. Dobry stanik optycznie powiększający biust albo elastyczne majtki, które maskują tłuszcz na brzuchu, dodają wiary w atrakcyjność stroju i całej osoby. Należy jednak zachować równowagę i nie przeceniać ich znaczenia. Jeżeli pewność siebie zyskujemy wyłącznie dzięki nim, to istnieje ryzyko, że popadniemy w grubą przesadę. Warto czasami uatrakcyjnić wygląd strojem, ale używanie ubrania jako tarczy chroniącej przed negatywnymi emocjami wobec swojego ciała to już zupełnie inna sprawa. Stanik powiększający biust i elastyczne majtki można od czasu do czasu wkładać, ale jeżeli są pierwszą rzeczą, po jaką sięgamy każdego ranka, i bez nich nikomu się nie pokazujemy (a nawet ZAKUPY DLA CIAŁA 127 nie patrzymy w lustro), to mamy problem. Takie zachowania wzmacniają negatywne przekonanie, że: a) niektóre części ciała mamy tak okropne, iż trzeba je ukryć lub „skorygować", oraz b) możemy dobrze funkcjonować wśród ludzi, a nawet w pojedynkę, jedynie wtedy, gdy w określony sposób wyglądamy. Co gorsza, jeżeli nigdy nie podważymy tego przekonania i nie wyjdziemy na ulicę w ubraniu, które nie zakrywa znienawidzonej części ciała, to będziemy nadal niemal przesądnie wierzyć, że dane jest nam nosić jedynie określone fasony. I tu dochodzimy do następnej sytuacji, w której rozwiązanie ułatwi nam uporanie się z całym problemem. Staramy się unikać negatywnych uczuć wobec własnego wyglądu, ale ta samoobrona jest umotywowana raczej chęcią uniknięcia dyskomfortu niż odczucia przyjemności. W rzeczywistości odrzucamy swój wygląd, a następnie siebie, co fatalnie wpływa na obraz ciała i samoocenę. Interesującym wariantem tego problemu jest tendencja, która pojawiła się w ostatnich latach i dotyczy ubrań znanych projektantów. T-shirt jest strojem raczej nieciekawym, chyba że z przodu widnieje ogromny napis „Gucci" lub „Prada". Firmowe ubrania stały się symbolem pozycji społecznej. Badania sugerują, że osoby, które mają kompleksy na punkcie własnego ciała, używają drogich marek, aby odwrócić uwagę od najgorszych w swoim mniemaniu cech. Kobieta w średnim wieku może się ukrywać pod obcisłą sukienką w cętki od Dolce & Gabbana, gdyż ma nadzieję, że uwaga otoczenia skupi się na jej okropnym i, co ważniejsze, okropnie drogim stroju. Młody mężczyzna mający kompleksy na punkcie kilku dodatkowych wałków na brzuchu wydaje ciężkie pieniądze na drogie garnitury, aby odwrócić spojrzenia innych osób od zbędnych kilogramów. Dobrze skrojone ubranie i ekskluzywne dodatki mogą poprawić nam samopoczucie, ale jedynie pod warunkiem że w głębi duszy i tak dobrze się ze sobą czujemy. Oczywiście, kupujmy ubrania i marki, w których 128 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE. świetnie wyglądamy, i cieszmy się nimi, ale nie ukrywajmy się za magicznym stanikiem czy napisem na T-shircie. Właściwie nigdy nie ukrywajmy się pod ubraniem. Koniec, kropka. Strój to nie zbroja. A nawet gdyby nią był, to i tak by nam nie pomógł. W przypadku postrzegania ciała wróg, z którym musimy walczyć, mieszka w naszych głowach. SPISEK PROJEKTANTÓW? Piątek, godzina 16.00. Czekam w kolejce na drugi dzień Londyńskiego Tygodnia Mody. Omówiłam przypadkowe spotkanie z Jamesem tak rozlegle i szczegółowo, że teraz, kiedy nawet luźno do niego nawiązuję, Trudy i Antonio zatykają uszy i recytują: „Nic nie słyszymy, jesteśmy głusi". Przestałam więc z nimi rozmawiać i teraz podsłuchuję rozmowę dwóch stojących obok kobiet (z których jedna majaskra- woróżowe włosy i czarny płaszcz, a druga brązową grzywę i zielony uniform). Są najwyraźniej pogrążone w zażartej dyskusji, czy styl rock-manki przetrwa do następnego sezonu. Różowa uważa, że wielu prostych, przeciętnych ludzi tak się nosi, więc styl ten nie jest dość kultowy (cokolwiek to dzisiaj znaczy), aby nosili go prawdziwi wyznawcy mody. Zielona natomiast uderza w ton moralizatorski i twierdzi, że skoro tylu projektantów zdecydowało się na taki styl w zeszłym sezonie, to mają obowiązek zachować jego elementy w obecnym, gdyż wiełe kobiet zdążyło się doń emocjonalnie przywiązać. W tym momencie do rozmowy przyłącza się ich kołeżanka, której nie zauważyłam, choć ma na sobie kanarkowożółtą kurtkę z futerkiem. Z zaangażowaniem prawdziwego bojownika o wolność i demokrację zaczyna mówić: - To oczywiste, że moda musi się zmieniać. Gdyby było inaczej, nie byłaby modą. Potrzebujemy projektantów, którzy powiedzą nam, co na siebie włożyć, żeby dobrze się czuć, zasugerują, w czym wyglą- ZAKUPY DLA CIAŁA 129 damy niekorzystnie, pokażą, co jest piękne, a co brzydkie, i oczywiście pomogą sporządzić listy ubrań obowiązkowych i zakazanych... Projektanci są jak latarnie morskie w oceanie bezguścia i tanich tkanin. Pokazują nam, do czego mamy aspirować, i nadają sens naszej egzystencji na 'tym posępnym padole. Kiedy przestaje mówić, przez chwilę patrzy z triumfem w przestrzeń, a następnie poprawia futerko na kapturze. Trudy, Antonio i ja spoglądamy na siebie z niedowierzaniem. Trudy wsadza dwa palce do gardła i wydaje z siebie znaczący dźwięk, na co wybuchamy z Antoniem śmiechem. Dzięki modnemu kanarkowi Londyński Tydzień Mody, a nawet sama moda przestają tak onieśmielać. Jak w większości spraw w życiu, najważniejsze jest właściwe podejście i decyzja, czy przyjąć wartości wyznawane przez innych ludzi. Ja powiem tylko jedno - dziękuję Bogu, że nie patrzę na świat przez żółte futerko. Kiedy chodzimy po centrach handlowych albo oglądamy telewizyjne reklamy, musimy pamiętać o naciskach otoczenia. Nie wystarczy, że spódnica po prostu nam się podoba, więc ją kupujemy. Ten system działa na zasadach znacznie bardziej złożonych. Ktoś siedział gdzieś w jakimś biurze i postanowił, że wybrany styl będzie obowiązywał w danym sezonie - na przykład legginsy. A może szyfon? Kiedy indziej niedbała elegancja. Kiedy po raz pierwszy widzimy modelki na wybiegu ubrane w nowe fasony, wyśmiewamy dziwactwo. Ale już pod koniec sezonu jesteśmy nawróconymi wyznawczyniami kultu legginsów, a szafy wypełniają modne kapelusze. Ci sami ludzie decydują, która część ciała będzie hitem sezonu. Problem polega na tym, że trochę trudniej jest wybrać naturalne akcesoria. Piersi na przykład nie reagują na najnowsze trendy reklamowane w czasopismach poświęconych modzie. A zatem, o ile można było być supermodną, kiedy obfite 130 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... biusty wylewały się z wiktoriańskich gorsetów w Paty diolanie i Nowym Jorku, o tyle teraz obowiązują ? \. piegi i luźne dekolty do pępka. Niewiele można nat\ dzić. Stanik powiększający biust trafia do szuflady, ?? ^ glądamy ogłoszenia gabinetów chirurgii plastycznej u\7 wiamy się, ile potrwa spłacenie kredytu, który ?????, zaciągnąć, żeby zapłacić za zabieg zmniejszenia ????\1? indziej zalotne minispódniczki wracają do łask. Bry» \? słych żyraf z długimi kończynami skacze z radości, ? ? r łe 90 procent wpada w panikę. Bo prawda jest taka,; \r nie koncentruje się na tym, jakie nasze ciała są naprx\u miast tego pokazuje nam, jakie powinny być. Potentj ^ > nie zarabiają pieniędzy na pozytywnym obrazie ciała,) \a ją na kompleksach i lękach, które czujemy, spogląda 4' stro. Jeśli mamy jakiś problem, to oferują nam gotowe V i zanie - za pieniądze, oczywiście. I kiedy nauczyłyśmy się już oddychać w nowym a w supermarkecie biegle wyszukujemy odpowiednio J\u fasony, wszystko się zmienia. Wystylizowałyśmy ciało \ \ z obowiązującymi trendami i nagle okazuje się, że tt ??' już nie obowiązują. Znajdujemy inne zmartwienia \ wszystkie gazety, znawcy mody, reklamy, wybiegi, ??? \j oznajmiają, że hitem sezonu są wąskie, chłopięce ?? So ' ???? X ?- glądamy na swoją miednicę, wprost stworzoną do dzieci, i znowu czujemy niezadowolenie. Pamiętajmy" przemysł bogaci się na naszym niezadowoleniu z \?? ^ c glądu. Warto więc zyskać zdrowy dystans i nadać rzec? ^ w ściwe proporcje. Znacznie lepiej jest odnaleźć styl, ?\} się świetnie czujemy, niż przyjmować wszystkie nowk,V trafią na wybiegi. \^ Musimy się nauczyć właściwie odczytywać przeka> produktów dietetycznych - o tym już mówiłyśmy. pov V też zrozumieć, że zawiązano spisek sterujący sprzeda? ?? \ -ran. ZAKUPY DLA ? X 131 damy niekorzystnie, pokażą, co jest piękne, a co brzydkie, i oczywiście pomogą sporządzić listy ubrań obowiązkowych i zakazanych... Projektanci są jak latarnie morskie w oceanie bezguścia i tanich tkanin. Pokazują nam, do czego mamy aspirować, i nadają sens naszej egzystencji na tym posępnym padole. Kiedy przestaje mówić, przez chwilę patrzy z triumfem w przestrzeń, a następnie poprawia futerko na kapturze. Trudy, Antonio i ja spoglądamy na siebie z niedowierzaniem. Trudy wsadza dwa palce do gardła i wydaje z siebie znaczący dźwięk, na co wybuchamy z Antoniem śmiechem. Dzięki modnemu kanarkowi Londyński Tydzień Mody, a nawet sama moda przestają tak onieśmielać. Jak w większości spraw w życiu, najważniejsze jest właściwe podejście i decyzja, czy przyjąć wartości wyznawane przez innych ludzi. Ja powiem tylko jedno - dziękuję Bogu, że nie patrzę na świat przez żółte futerko. Kiedy chodzimy po centrach handlowych albo oglądamy telewizyjne reklamy, musimy pamiętać o naciskach otoczenia. Nie wystarczy, że spódnica po prostu nam się podoba, więc ją kupujemy. Ten system działa na zasadach znacznie bardziej złożonych. Ktoś siedział gdzieś w jakimś biurze i postanowił, że wybrany styl będzie obowiązywał w danym sezonie - na przykład legginsy. A może szyfon? Kiedy indziej niedbała elegancja. Kiedy po raz pierwszy widzimy modelki na wybiegu ubrane w nowe fasony, wyśmiewamy dziwactwo. Ale już pod koniec sezonu jesteśmy nawróconymi wyznawczyniami kultu legginsów, a szafy wypełniają modne kapelusze. Ci sami ludzie decydują, która część ciała będzie hitem sezonu. Problem polega na tym, że trochę trudniej jest wybrać naturalne akcesoria. Piersi na przykład nie reagują na najnowsze trendy reklamowane w czasopismach poświęconych modzie. A zatem, o ile można było być supermodną, kiedy obfite 130 IUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... biusty wylewały się z wiktoriańskich gorsetów w Paryżu, Mediolanie i Nowym Jorku, o tyle teraz obowiązują dyskretne piegi i luźne dekolty do pępka. Niewiele można na to poradzić. Stanik powiększający biust trafia do szuflady, a my przeglądamy ogłoszenia gabinetów chirurgii plastycznej i zastanawiamy się, ile potrwa spłacenie kredytu, który musiałybyśmy zaciągnąć, żeby zapłacić za zabieg zmniejszenia piersi. Kiedy indziej zalotne minispódniczki wracają do łask. Brygada rosłych żyraf z długimi kończynami skacze z radości, a pozostałe 90 procent wpada w panikę. Bo prawda jest taka, że moda nie koncentruje się na tym, jakie nasze ciała są naprawdę. Zamiast tego pokazuje nam, jakie powinny być. Potentaci mody nie zarabiają pieniędzy na pozytywnym obrazie ciała. Zarabiają na kompleksach i lękach, które czujemy, spoglądając w lustro. Jeśli mamy jakiś problem, to oferują nam gotowe rozwiązanie - za pieniądze, oczywiście. I kiedy nauczyłyśmy się już oddychać w nowym staniku, a w supermarkecie biegle wyszukujemy odpowiednio niedbałe fasony, wszystko się zmienia. Wystylizowałyśmy ciało zgodnie z obowiązującymi trendami i nagle okazuje się, że trendy te już nie obowiązują. Znajdujemy inne zmartwienia. Nagle wszystkie gazety, znawcy mody, reklamy, wybiegi, projektanci oznajmiają, że hitem sezonu są wąskie, chłopięce biodra. Spoglądamy na swoją miednicę, wprost stworzoną do rodzenia dzieci, i znowu czujemy niezadowolenie. Pamiętajmy, że ten przemysł bogaci się na naszym niezadowoleniu z własnego wyglądu. Warto więc zyskać zdrowy dystans i nadać rzeczom właściwe proporcje. Znacznie lepiej jest odnaleźć styl, w którym się świetnie czujemy, niż przyjmować wszystkie nowinki, jakie trafią na wybiegi. Musimy się nauczyć właściwie odczytywać przekaz reklam produktów dietetycznych - o tym już mówiłyśmy. Powinniśmy też zrozumieć, że zawiązano spisek sterujący sprzedażą ubrań. ZAKUPY DLA CIAŁA 131 W 1997 roku znana firma kosmetyczna Body Shop wypuściła na rynek Ruby - lalkę Barbie o realistycznych proporcjach ciała. Towarzyszący Ruby slogan reklamowy brzmiał: „Na świecie żyją trzy miliardy kobiet. Tylko osiem z nich to supermodelki". Faktem jest, że większość z nas nie wygląda jak dziewczęta paradujące po wybiegach. Wystarczy spojrzeć na koleżanki i krewne. Najpewniej mają i biodra, i pupy, i piersi. A jednak co chwila wmawia się nam, że ideał, do którego mamy dążyć, to ciało nastoletniej modelki. Od lat kreatorzy mody z lubością wykorzystują chłopięce ciała dorastających dziewcząt do prezentowania nowych fasonów podczas pokazów mody. Upodobali sobie wąskie biodra, płaskie klatki piersiowe i chude pośladki. Wysoki odsetek homoseksualistów w tym przemyśle spowodował, że bardziej naturalne kobiece krągłości przegrały z wysokim, szczupłym, chłopięcym ideałem. I tak od samego początku, gdy tylko ubrania schodzą z maszyn i trafiają na wybiegi,'sprzedaje się nam nierealistyczny wizerunek kobiety. Co ciekawe, badania pokazują, że wiele kobiet nadal uważa supermodelki za autorytety, które plasują się wyżej od aktorek, sportsmenek i przyjaciółek. Ale jesteśmy też krytyczne wobec nierealistycznych wymiarów ciał, które prezentują modę. Dla wielu kobiet reklamy sklepów dla puszystych są czystą hipokryzją - ukazane na nich modelki są znacznie szczuplejsze niż potencjalna klientela. Wprawdzie zdajemy sobie sprawę, że dla większości z nas kształty idealne są nieosiągalne, jednak i tak staramy się do nich dostosować. Wiemy, że figura Kate Moss jest nietypowa, lecz jej pragniemy. W głębi duszy przeczuwamy, że 60 centymetrów w talii nie współgra ze 120 centymetrami w biuście, ale sam pomysł nam się podoba. Żywimy bowiem nadzieję, że we właściwym ubraniu my też możemy wyglądać jak supermodelki. Na zakupach trzeba zdystansować się od tych wizji. Nie 132 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE. próbujmy być Kate Moss czy Claudią Schiffer. Dążmy do naj-seksowniejszej, najszczęśliwszej siebie. ZERWAĆ Z UBRANIEM Ponieważ kobiety przypisują ubiorowi dużą wartość emocjonalną, garderoba zajmuje specjalne miejsce w naszych sercach i wspomnieniach. Nawet kiedy szwy grożą pęknięciem, a spódnice przestały zakrywać pośladki, to jednak dzięki nim znowu czujemy się młodo. Ubrania przywołują wspomnienia pierwszego pocałunku, pierwszej randki, pierwszego wyjścia z dziewczynami do miasta, pierwszych urodzin czy też po prostu dzikiej i beztroskiej młodości. Ale z czasem, gdy rozwijamy się fizycznie i emocjonalnie, musimy zmienić sposób, w jaki eksponujemy swoje ciała. Kurczowe trzymanie się wspomnień może oddziaływać destrukcyjnie, jeśli odbywa się kosztem akceptacji osoby, którą dzisiaj jesteśmy. Może nie mieścimy się już w rozmiar 34, ale teraz ceni się nas za znacznie więcej rzeczy niż jedynie za obwód w talii. Wciskając się w ubrania, które nosiłyśmy jako nastolatki, zaniżamy wartość wszystkich naszych osiągnięć. Nie musimy wyrzucać tych strojów, ale trzymajmy je w szafie i we wspomnieniach. Dzisiaj potrzebujemy zupełnie innej garderoby niż osoba, którą byłyśmy wczoraj. To nie oznacza, że musimy być zaniedbane czy staromodne. Po prostu ubieranie się po to, aby cofnąć czas, jedynie pogorszy nasz stosunek do własnego ciała. To się nie sprawdza. Możemy nadal nosić legginsy i bluzeczki bez ramiączek, ale ciało nie zwróci na to uwagi - będzie się zmieniać. Musimy to zaakceptować, bo tylko wówczas uda nam się wypracować idealny sposób robienia zakupów dla ciała. Równie ważne jest zerwanie z ubraniem w sensie metaforycznym. Można wiele powiedzieć o cudownym samopoczu- ZAKUPY DLA CIAŁA 133 ciu, które wywołuje w nas mała czarna, i daję słowo, że w życiu nie przyszłoby mi do głowy lekceważenie euforii wywołanej zakupem nowych butów. Trzeba jednak pamiętać, że ubranie ma być przyjemnością dla ciała, a nie metodą na błyskawiczną poprawę samooceny. To rekwizyt dodający pewności siebie i czasami wywołujący niewielkie złudzenie optyczne. Jeżeli osoba mająca je na sobie nie potrafi cenić i lubić siebie, to wówczas żaden przemyślny strój nie pomoże, gdyż wszyscy ją przejrzą -jak w starej, mądrej bajce o nowych szatach cesarza. Kobiety i zakupy połączyło wiele stereotypów. Stereotyp kobiety, która przymierza ubranie i pyta, czy jej pupa wygląda w nim grubo. Stereotyp kobiety uzależnionej od zakupów. Stereotyp kobiety, która okłamuje męża, zaniżając wydaną sumę, a następnie kryje dowody winy głęboko w szafie. Mężczyźni też są bohaterami różnych zakupowych stereotypów. Mamy mężczyznę, który od czterdziestu dwóch lat nosi te same spodnie, bo przecież ciągle są dobre, więc po co je zmieniać. Mężczyznę czekającego pod drzwiami przymierzalni i przygotowującego dyżurne odpowiedzi w rodzaju: „Tak, kochanie" i „Wyglądasz ślicznie, kochanie". Dlaczego robimy tyle hałasu o kupowanie ubrań? Przecież nikt aż tak nie przejmuje się artykułami spożywczymi czy wyborem nowej sofy. Odpowiedź jest stosunkowo prosta - kupowanie ubrań niezwykle blisko wiąże się z samopoczuciem. Udane zakupy wprawiają nas w radość - podobają nam się nowe ciuchy, w których czujemy się seksowne i atrakcyjne. Natomiast porażka podczas zakupów to zupełnie inna para kaloszy - może kompletnie zrujnować samoocenę i wywołać nienawiść do własnego wyglądu. Mamy zbyt wygórowane oczekiwania wobec ubrań. Strój ma pomniejszyć pupę, powiększyć piersi i spłaszczyć brzuch. Ma posłużyć za kostium do odegrania scenariusza, który konstruujemy w głowie. Z ubraniami robimy to samo co z jedzeniem - obarczamy je zbyt wielką odpowie- 134 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... dzialnością za nasze samopoczucie. Łatwiej je obwinie i znienawidzić, niż spojrzeć na rzeczywiste problemy - niską samoocenę i niedobry obraz ciała. Zakupy powinny być przyjemnością, zabawą. Nie pozwólmy więc, żeby za bardzo nas stresowały. Jeśli sprzedawczyni jest nieco wyniosła, to ją zignorujmy. Gdy rozmiar 40 jest trochę za ciasny, obróćmy to w żart i zwalmy winę na dziwną numerację w sklepie. Mam nawet lepszy pomysł: przyjmijmy, że przybliżone wymiary stanowiące rozmiar 38, 40, 42 i 44 nie są komentarzem na temat naszej osoby. Nie pozwólmy się oceniać na podstawie wielkości sukienki. Dostrzeżmy prawdziwą naturę i cel zakupów. Niech nie będą przykrym obowiązkiem. Nie kupujmy ubrań, żeby wyglądać jak najpopularniejsza trzynastoletnia modelka - kupujmy dla siebie. Najpierw warto potraktować zakupy jak zadanie do wykonania. W końcu przekonamy się, jak łatwo utrzymać właściwy dystans. Musimy kupić nowe dżinsy, ale nie musimy dawać sobą pomiatać chudej sprzedawczyni. Nikt nie zmusi nas do przejęcia najnowszych trendów. Do szczęścia nie potrzebujemy ubrań w rozmiarze 36. Pamiętajmy o swoich motywach, a kto wie, może nawet zaczniemy się dobrze bawić. ZADANIA NA WYNOS Jak w przypadku większości spraw dotyczących obrazu ciata, noszone ubranie i jego funkcja mają niezwykle głęboki wptyw na samopoczucie. W tym rozdziale powiedziałyśmy sobie, że ubrania, rozmiary i zakupy nie mogą nam dyktować, jaki mamy mieć stosunek do swojego ciała. Zabierzmy się zatem do porządnej roboty - spójrzmy w głąb siebie i zróbmy porządek w szafie. ZAKUPY DLA CIAŁA 135 ZADANIE 1 1. Przejrzyj szafę i znajdź ubrania, pod którymi się ukrywasz (może pod długimi spódnicami kryjesz brzuch, pod spodniami - nogi, a wysokie obcasy pomagają ci uzyskać wzrost, o którym marzysz). Połóż je na łóżku i po kolei się nad nimi zastanów. Zanotuj części ciała, które najczęściej zakrywasz. Uporządkuj wymienione części ciała od najmniej strasznej do najstraszniejszej: Jakie części ciała ukrywasz lub korygujesz ubraniem? Przykład: „Z sześciu części garderoby na łóżku wynika, że używam ubrań, aby ukryć: biodra, brzuch, ramiona, uda i pupę". 2. Wymienione powyżej części ciała uporządkuj w kolejności od najmniej strasznej do najstraszniejszej. Przykład: Najmniej straszna część ciała: ramiona następnie: brzuch następnie: uda następnie: biodra następnie: następnie: Najstraszniejsza część ciała: pupa. ZADANIE 2 Zastanów się nad częściami ciała wymienionymi w poprzednim ćwiczeniu. Co by było, gdyby ktoś je zobaczył? Czego obawiasz się najbardziej? 136 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... Przykład: Gdyby ktoś zobaczył moje ramiona, pomyślałby, że jestem ohydna, bo są blade i kościste. Pewnie powiedziałby mi coś nieprzyjemnego albo krzywo spojrzał. Zastanów się, czy to sprawiedliwe założenie, że z powodu bladych ramion ktoś może być ohydny. Przeanalizuj tok rozumowania kryjący się za tym stwierdzeniem. Czy na pewno wierzysz w jego prawdziwość? Czy gdybyś ty zobaczyła osobę z bladymi ramionami, to uznałabyś ją za ohydną? Moim zdaniem, nie, ale na użytek eksperymentu załóżmy, że ktoś tak uważa. Jak to o nim świadczy? Nie najlepiej. A teraz zastanów się, ile razy w dorosłym życiu usłyszałaś nieprzyjemne słowa lub zauważyłaś nieprzyjemne spojrzenia skierowane na twoje ramiona. I znowu zakładam, że nigdy, ale wyobraźmy sobie, że słyszysz od kogoś niemiły komentarz. Czy ten komentarz nie mówi więcej o nim niż o tobie? Założenia są tylko założeniami, nie opierają się na solidnych dowodach, lecz na lękach i kompleksach. I nawet jeśli w najgorszym możliwym scenariuszu lęki okażą się prawdą, to nie warto się przejmować czyjąś impertynencją. Ona tak naprawdę jest świadectwem kompleksów i lęków tamtej osoby. W podobny sposób przeanalizuj pozostałe części ciała i podważ najgorsze związane z nimi obawy. ZADANIE 3 Po dwóch pierwszych zadaniach przyszedł czas na relaksację i wizualizację. Opisana tutaj technika pomaga w osiągnięciu progresywnej relaksacji mięśni. Progresywna relaksacja mięśni Technikę tę opracował Edmund Jacobson. Polega na regularnym napinaniu i rozluźnianiu poszczególnych grup mięśni. Napnij ZAKUPY DLA CIAŁA 137 wybrane mięśnie, wytrzymaj przez okoto pięć sekund, a następnie rozluźniaj przez następne pół minuty. Skup się na odprężeniu, jakie czujesz, i rozkoszuj się nim. Możesz nagrać polecenie na taśmie i odtwarzać je, gdy leżysz wygodnie z zamkniętymi oczyma. Zamknij oczy i przez minutę odpoczywaj. Niech wszystkie myśli i troski odpłyną. Powiedz sobie, że możesz powrócić do nich później, po zakończeniu ćwiczenia. Skup się na oddechu. Wdychając powietrze, nadaj mu spokojny, relaksujący kolor i wyobraź sobie, że przenika do płuc, oczyszczając je z lęków. Poczuj odprężenie, bezpieczeństwo i komfort. Powtórz tę czynność. Pamiętaj - wizualizuj siebie wdychającą spokojne czyste powietrze i wydychającą wszystkie stresy i lęki. Teraz przejdź do poszczególnych partii ciała. Najpierw skoncentruj się na prawej ręce i przedramieniu. Zaciśnij dłoń w pięść, a następnie ją rozluźnij - zwróć uwagę na różnicę pomiędzy stanem napięcia a relaksacji. Przenieś uwagę na górną część prawej ręki. Zegnij rękę i „pokaż biceps", rozluźnij... Skup się na lewej ręce i przedramieniu. Zaciśnij dłoń w pięść, rozluźnij... Przez cały czas świadomie obserwuj swój spokojny, odprężający oddech... Teraz lewa ręka -zegnij ją i napręż mięśnie, rozluźnij. Teraz skup się na twarzy, zaczynając od czoła. Unieś brwi, rozluźnij twarz... Oczy i policzki - zaciśnij powieki, rozluźnij... Teraz usta i szczęka... Zaciśnij zęby, przesuń kąciki ust do tyłu, rozluźnij... Przejdź do ramion i szyi. Zapleć palce na karku i odchyl głowę do tyłu, poczuj opór splecionych rąk... Podnieś ramiona i próbuj wcisnąć w nie głowę (nie patrz w górę), pozwól, aby ramiona opadły, rozluźnij się... Teraz skup się na klatce piersiowej i plecach... Weź głęboki oddech i zatrzymaj powietrze w płucach, zbliżając z tyłu łopatki. Następnie rozluźnij łopatki i oddychaj normalnie... Skoncentruj się na brzuchu, napnij mięśnie (albo wciągnij brzuch), rozluźnij... Skup się na prawym udzie i wyciągnij prawą stopę w przód. Rozluźnij... Przejdź w dół do łydki... Podnieś prawą piętę (uważaj na skurcze), rozluźnij. Powoli przejdź do prawej stopy. Ugnij palce, rozluźnij. Teraz przejdź do lewego uda i wyciągnij lewą stopę 138 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... w przód. Rozluźnij... Lewa łydka - podnieś lewą piętę, rozluźnij... I wreszcie lewa stopa - zegnij palce, rozluźnij. Napięłaś i rozluźniłaś wszystkie części ciała... Wszelkie stresy i lęki opuszczają ciało z kolejnymi wydechami, a ty czujesz się spokojna, bezpieczna, odprężona i zadowolona. Przez chwilę jeszcze miej zamknięte oczy. Rozkoszuj się uczuciem spokoju i odprężenia. Weź głęboki oddech, porusz palcami rąk i stóp, weź następny głęboki oddech i porządnie się przeciągnij. Kiedy będziesz gotowa, otwórz oczy. Głębokie oddechy i przeciągnięcie się przyspieszą obieg krwi i przywrócą energię. Zacznij odtwarzać taśmę, kiedy jesteś zrelaksowana i leżysz z zamkniętymi oczyma. Dopilnuj, aby nikt ci nie przerwał - wyłącz telefony i telewizor. Po zakończeniu relaksacji wyobraź sobie siebie w stroju uwydatniającym cechę, którą zazwyczaj ukrywasz - jeśli ukrywasz ramiona, wyobraź sobie, że nosisz sukienkę na cieniutkich ramiączkach. Wytrwaj przez chwilę w tej wizji, przez cały czas przypominając sobie o tym, że czujesz się bezpieczna, zrelaksowana, swobodna i zadowolona. Teraz wyobraź sobie, że patrzą na ciebie inni ludzie - jedni się uśmiechają, inni podchodzą, żeby porozmawiać, a ty nadal czujesz się bezpieczna, swobodna i szczęśliwa. Teraz zwizualizuj swój najgorszy scenariusz - ktoś patrzy z oburzeniem na twoje ramiona albo mówi coś niemiłego. Obserwuj swoje emocje i świadomie zlekceważ wszystkie negatywne uczucia. Pamiętaj - negatywne komentarze innych osób świadczą raczej o nich niż o tobie. Zobacz, jak swobodnie radzisz sobie z tą sytuacją, ignorując imper-tynenta bądź wymyślając trafną ripostę, która poprawi ci humor. Teraz wyobraź sobie, że przechadzasz się wśród ludzi, swobodna i zadowolona. Kątem oka zauważasz swoje odbicie w ogromnym lustrze. Dostrzegasz uśmiech na swojej twarzy. Masz dobry humor. Powiedz sobie, że lubisz siebie taką, jaka jesteś, a twoje ramiona -szerokie czy wąskie, opalone albo blade - są częścią ciebie. Powoli otwórz oczy. ZAKUPY DLA CIAŁA 139 Prawdopodobnie będziesz musiała powtarzać to ćwiczenie dwa razy w tygodniu przez co najmniej miesiąc albo dopóty, dopóki nie poczujesz się swobodnie, wyobrażając sobie wszystkie części ciała wymienione na liście. Pamiętaj, że praktyka czyni mistrza - im częściej ćwiczysz wizualizację i relaksację, tym lepiej. ZADANIE 4 Kiedy uda ci się zwalczyć negatywne myśli dzięki wykonaniu poprzednich trzech zadań, czas wcielić pozytywne wyniki w życie. Chcę, żebyś przeżyła scenariusze, które sobie wyobraziłaś. Włóż ubranie, które cię nie ukrywa (zacznij od najmniej stresującej części ciała i powoli przechodź w górę ustalonej hierarchii). Umów się ze sobą i zrób coś prostego - na przykład idź na zakupy w bluzeczce odkrywającej ramiona. Zrób to pewnie i spokojnie - wizualizacja oraz ćwiczenia relaksacyjne przygotowały cię do tego lepiej, niż się spodziewasz. Wyznacz sobie konkretne zadanie, na przykład zakupy w sklepie spożywczym. Jeśli przyłapiesz się na jakimś lęku, przypomnij sobie głębokie oddechy, relaksacje i pozytywne myśli. Kiedy zrobisz zakupy, wróć do domu i z całego serca sobie pogratuluj. Udało ci się! Samodzielnie wybrałaś swój strój i zapanowałaś nad nim. Rzuciłaś wyzwanie myśleniu, że nie wolno ci wyjść z domu, jeśli nie ukrywasz się pod ubraniem. Zanotuj uczucia, jakie wywołało w tobie przeżyte doświadczenie. Jeśli jakikolwiek jego aspekt spowodował dyskomfort, to przeanalizuj myśli leżące u podstaw negatywnych emocji i podważ ich prawdziwość, jak w zadaniu 1. Kontynuuj dopóty, dopóki omawiane przeżycie nie wzbudza w tobie wyłącznie uczuć pozytywnych. Teraz powtórz to ćwiczenie w odniesieniu do pozostałych części ciała. Przechodź dalej dopiero wówczas, gdy uda ci się z powodzeniem zakończyć poprzedni etap. Wreszcie będziesz ubierać się w to, na co masz ochotę - nie dlatego że dany strój zakrywa część ciebie, lecz dlatego że sama dokonałaś wyboru. TWOJE CIAŁO, TWOJE ZWIĄZKI Znowu obudziłam się za późno, przewróciłam na bok i zdałam sobie sprawę, że całą twarz mam mokrą, bo spałam w kałuży własnej śliny. Wytarłam połiczek wierzchem dłoni i usiadłam na łóżku. Miałam ochotę zadzwonić do pracy, poprosić o dzień wolnego i obejrzeć program o gangu emerytów grasujących w supermarketach, ale przypomniałam sobie, że dzisiaj odbędzie się zebranie, na które z pewnością przybędzie boski James. Wyszukałam turkusową bluzkę z dużym dekoltem, którą ciocia Cecylia dala mi na urodziny w zeszłym roku. Włożyłam do niej długą czarną spódnicę, która zakrywa wszystko od pasa w dół. Wyjęłam z szuflady przygnębiająco duże majtki i poczułam głęboki smutek, że nie ma sensu wkładać ładniejszych, gdyż i tak nikt ich nie zobaczy, chyba że przytrafi mi się jakiś okropny uliczny wypadek. Próbowałam sobie przypomnieć ostatni raz, kiedy ktoś zbliżył się do moich majtek, i obliczyłam, że przez niemal rok nie byłam na żadnej randce, nie mówiąc już o sytuacji, w której mogłabym je komuś pokazać. Właściwie moja ostatnia randka okazała się kompletną klapą. A było to mniej więcej tak... TWOJE CIAŁO, TWOJE ZWIĄZKI 141 Przyjaciółka umówiła mnie zjeddem, facetem ze swojego biura. Miałam się z nim spotkać o dziewiątej, ale przyszłam trochę wcześniej, więc mogłam się przygotować. Czułam się strasznie nieswojo -było gorąco i nowe stringi coraz bardziej wpijały się w pupę. Po chwili zastanowienia postanowiłam wstać i wyciągnąć materiał spomiędzy pośladków w nadziei, że pozostanę niezauważona. Niestety, kiedy pochyliłam się nad stolikiem, prawą ręką próbując wyszarpać stringi, które zawędrowały już niemal w okolice wyrostka robaczkowego, zauważyłam, że ktoś idzie w moim kierunku. Zaczęłam się modlić, żeby nie był to mój kandydat do randki w ciemno, albo przynajmniej okazał się naprawdę ociemniały. Nadzieje okazały się płonne - mężczyzna podszedł i zapytał: - Cześć, jesteś Sarah? - Tak - odparłam przepraszająco, wyjęłam rękę spomiędzy pośladków i podałam mu ją na powitanie. Zaraz oczywiście zdałam sobie sprawę z tego, co robię, i natychmiast ją cofnęłam. Wyglądał na nieco zdezorientowanego, ałe udało nam się do siebie uśmiechnąć. Usiedliśmy przy stoliku i każde z nas nerwowo sięgnęło po menu. Byłam przekonana, żejedd ma mnie za potworną ofermę. On chyba był dość wysportowany (trochę za duże zęby i za mało włosów, ałe ogólnie rzecz biorąc - ciacho). - Często tu jadasz? - zapytał. Zacięłam się zastanawiać, czy to miała być ałuzja do mojej wagi, ałe postanowiłam dać mu szansę. -Jeszcze nigdy tu nie byłam. -Ja to najbardziej łubie steki - stwierdził i wydał z siebie rodzaj chrząknięcia, udając chyba jaskiniowca. I to był pierwszy sygnał świadczący o jego ogładzie, bo nim złożyliśmy zamówienie, beknął dwa razy, przez dwadzieścia minut mówił o wyścigach ciężarówek, zagłębił się w szczegóły zagrożeń wynikających z grzybicy stóp i „pocieszył" mnie, że do kobiet przy kości miłej się przytulać w zimny, dżdżysty wieczór. Pośpiesznie rozważyłam możliwość samobójstwa za pomocą widelca, ałe zrezygnowałam. Kiedy kelner przyniósł zamówione dania, 142 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... zaczęłam natychmiast jeść, aby jak najszybciej stamtąd wyjść. Niestety, nie było to proste. Już miałam połknąć pokaźny kęs steku, gdyjedd rąbnął mnie w plecy i powiedział, że serce mu rośnie na widok kobiety, która lubi dobrze zjeść. Zakrztusiłam się, więc wstał, krzyknął na całą restaurację, żeby nie wpadać w panikę, bo zna manewr Heinekena, i podbiegł do mnie od tyłu. Chciał mnie objąć w tałii, ałe na szczęście wykrztusiłam dławiący mnie kawałek mięsa. Wstałam. Podziękowałam za kolację i stwierdziłam, że naprawdę muszę już iść. Zaproponował, że odwiezie mnie do domu - odmówiłam. Poprosił o mój numer. Odmówiłam. Potem zapytał, czy jest jakaś szansa, że spędzimy razem tę noc. Zapewniłam, że nie, wńęłam płaszcz i udałam się w kierunku wyjścia. Nim dotarłam do drzwi, krzyknął: - To przez mój nos, nie? Przez chwilę nie miałam zielonego pojęcia, o co mu chodzi, ale potem spostrzegłam, że wskazuje maleńki garb u nasady nosa. Wróciłam do stolika. - Nie podoba ci się mój garb na nosie, to przez niego, prawda? - Nie. -Tak. - Nie. -Tak. - No dobra, to się robi głupie. Wychodzę, bo jesteś niegrzeczny, hałaśliwy i masz maniery godne wieprza. -Serio? Super! Przez chwilę myślałem, że chodzi o garb na nosie. Uśmiechnęłam się zadowolona, że go pocieszyłam, i odeszłam szczerze zadziwiona. Zabawna rzecz. Zależy nam na związkach nie tylko dlatego, że w nich poznajemy inne osoby, lecz również dlatego, że dzięki ich spojrzeniu poznajemy lepiej siebie. Mamy obsesję na punkcie odczytywania ludzkich reakcji i odnoszenia ich do siebie. TWOJE CIAŁO, TWOJE ZWIĄZKI 143 Reakcje otoczenia mają pomóc w lepszym zrozumieniu i ocenie własnej osoby. W rezultacie obraz ciała staje się czynnikiem niezwykle istotnym, warunkującym stosunek do siebie i zachowania w związkach. Od zawsze wpaja się nam, że przede wszystkim liczy się pierwsze wrażenie. Cóż, jeśli mamy kompleksy na punkcie własnego wyglądu, taka postawa nam nie pomaga. Wydaje nam się, że zostaniemy osądzone na podstawie wyglądu, jeszcze zanim zdążymy otworzyć usta. Przed pierwszą randką godzinami siedzimy w łazience, bo chcemy zrobić dobre pierwsze wrażenie. Zresztą co ja gadam - chcemy zrobić piorunujące wrażenie! Bo popularna psychologia, którą co dzień bombardują nas media, przekonuje, że pierwsze wrażenie jest bardziej istotne niż wszystkie późniejsze razem wzięte. To oczywiście nieprawda. Wiele badań dowodzi, że nowo poznane osoby formułują opinie o nas przede wszystkim na podstawie dalszych interakcji. Odkryto też silne dowody na to, że ludzie, których darzymy sympatią, z czasem wydają nam się coraz ładniejsi lub przystojniejsi. I podobnie, nawet jeśli polubimy kogoś za urodę, efekt aureoli z czasem zblednie, jeśli okaże się, że jego charakter nie odpowiada naszym oczekiwaniom. Dlatego przeświadczenie, że mamy tylko jedną szansę, aby zrobić dobre wrażenie, po prostu mija się z prawdą. Żyjemy w kulturze z obsesją na punkcie wyglądu. Nauczyliśmy się formułować opinie i sądy w czasie krótszym niż wypowiedzenie słowa „powierzchowny". Niektórzy psychologowie porównują nas do aktorów, którzy budzą się rankiem, wkładają kostium i robią makijaż sceniczny. Przeżywamy dzień „w roli", starając się sprzedać swój wizerunek jako rzeczywisty i prawdziwy. Zastanawiamy się, co pomyślą o nas nowo poznane osoby - dochodzimy do wniosku, że jeśli zrobimy odpowiedni makijaż i wybierzemy właściwy kostium, to stworzymy wizerunek, który chętniej zaakceptują. 144 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... Najgłębsze przekonania stanowią filtr dla nowych informacji, które przyswajamy. Gdy kogoś poznajemy, często nieświadomie formułujemy określone założenia. Na przykład możemy założyć, że jakiś mężczyzna ma dużo pieniędzy, bo jest opalony. Zakładamy, że ktoś jest dziecinny lub wrażliwy, bo ma drobną budowę ciała. Zazwyczaj przyciągają nas osoby, które wydają się do nas podobne. Zanim z kimś porozmawiamy, do dyspozycji mamy jedynie jego wygląd. Oczywiste jest zatem, że osoby z negatywnym podejściem do ciała mogą czuć się nieswojo, nawiązując nowe relacje. Należy jednak zdać sobie sprawę, że pierwsze wrażenie jest dość powierzchowne. Przyjmijmy, że ktoś formułuje o nas opinię wyłącznie na podstawie wyglądu. Najłatwiej nam będzie ją podważyć, dostarczając mu więcej informacji. Jeżeli na przykład założono, że skoro jesteśmy niskie, to z pewnością okażemy się dziecinne i wrażliwe, możemy opowiedzieć o wakacjach, na których w pojedynkę spłynęłyśmy na tratwie w dół rwącej rzeki. Jeżeli nowy znajomy jest przekonany, że całoroczna opalenizna świadczy o bogactwie i kapryśności, to możemy go poinformować, że greckie geny ułatwiają nam opalanie, a poza tym pracujemy u kogoś w ogrodzie, żeby zarobić dodatkowe pieniądze na studia. Czy wiadomo już, o co chodzi? Ludzie odruchowo formułują założenia, gdyż w ten sposób próbują zrozumieć otaczający ich świat. Ale zazwyczaj rewidujemy i uzupełniamy pierwotne założenia na podstawie nowych informacji. Zatem im więcej udostępnimy informacji o sobie, tym bardziej realistyczne staną się założenia poczynione w odniesieniu do nas przez innych. TWOJE CIAŁO, TWOJE ZWIĄZKI 145 NIEZNAJOMI W drodze do biura odkryłam, że stanik wychodzi mi zza zbyt głębokiego dekołtu i muszę wciąż podciągać bluzkę. W domu mi to nie przeszkadzało, ale kiedy doszłam na przystanek, zdałam sobie sprawę, że wygłądam na osobę, która bezustannie gładzi się po piersiach. W każdym razie ludzie zaczęli mi się dziwnie przyglądać. Stojąc w autobusie, trzymałam się rurki nad głową. Zauważyłam, że tuż pod moim prawym cyckiem ulokował się niski, łysiejący facet. Udawał, że co chwilę traci równowagę, dzięki czemu mógł ocierać o mnie błyszczącą łysinę. Stwierdziłam, że łubie swoje piersi, ałe nie chcę być obiektem westchnień onanistów w środkach transportu publicznego. Nie miałam czasu, żeby się przebrać, więc w drodze z przystanku do biura przycisnęłam teczkę do piersi. Kiedy przyszłam do pracy, zauważyłam, że wiele osób zmierza już do sali konferencyjnej na piątym piętrze. Wbiegłam do gabinetu, szybko pomalowałam usta, podciągnęłam bluzkę i poleciałam na zebranie. Natychmiast zauważyłam Jamesa - siedział w rogu sali, przygładzał włosy i bawił się długopisem. Facet prowadzący zebranie wyjaśnił, że nasza firma robi kampanię reklamową Diablo Babio - nowego napoju, który niedługo trafi na rynek. Napój ma smak gumy do żucia i jedna jego szklanka zawiera tyle alkoholu co butelka wódki. Bob - dość obleśny gość z działu PR - zwrócił się do wszystkich zgromadzonych. - Zęby sprzedać coś takiego - powiedział - potrzebujemy czegoś na kształt tyłka Kyłie Minogue. No wiecie, taki tyłek chce mieć każda kobieta, a każdy facet chce położyć na nim łapę. Kobiety w sali (i - co dobrze o nim świadczy - James) uniosły oczy do nieba, a mężczyźni zachichotali jak banda uczniaków. Nasza firma na zebraniach działa w myśl motta: „ Cenimy opinię każdego pracownika". I teraz nadszedł właściwy moment. Poproszono nas o komentarze na temat przedstawionej prezentacji. Miałam nieodpartą ochotę szczerze powiedzieć temu neandertałczykowi, co myślę o jego kiepskim drinku i obraźliwej kampanii reklamowej, kie- 146 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... dy usłyszałam nieśmiały głos dobiegający z tyłu sali. Odezwała się Su-zy, dziewczyna, która na imprezie firmowej wystąpiła w różowej sukni z cekinami. Odchrząknęła i powiedziała: - Nie podoba mi się pupa Kyłie. Jest za mała. Moim zdaniem, lepsza byłaby pupa Jennifer Lopez, Ona jest bardziej kobieca i bliższa rzeczywistości. W sali zapanowała cisza, a Bob niezręcznie się uśmiechnął. - Tak, dzięki za komentarz, Ale chyba chodzi nam o to, żeby pokazać ludziom, do czego mają aspirować... Powiedzmy sobie szczerze - kto nie chciałby mieć tyłka Kylie? Nagle usłyszałam własny głos: - O ile wiem, Kylie ma 34 lata, ale jej tylek ma najwyżej 14. Mój tyłek z kolei dotrzymywał kroku reszcie ciała, więc paradowanie w srebrnej minispódniczce i kosmicznych okularach nie należy do moich aspiracji. Nagle w sali zapanowała kompłetna cisza - czułam, że się rumienię. Nie chciałam sprawić wrażenia, że mam jakiś problem z pupą Kylie czy jakiejkolwiek innej kobiety, więc szybko dodałam: - Wydaje misie, że warto pomyśleć o czymś bardziej kojarzącym się z napojem. O ludziach dobrze się bawiących na imprezie albo delektowaniu się smakiem. Bob wyglądał, jakby piorun w niego trzasnął. Podziękował za komentarze i oznajmił, że jego zespół omówi je na odrębnym spotkaniu. Zebranie zamknięto, a ja uyszłam z sali jak najszybciej, gdyż jak ognia bałam się przypadkowego spotkania z Jamesem. Kiedy jesteśmy przygnębione lub niepewne, akceptacja i aprobata innych osób stają się niezwykle ważne. Można ją wyrazić na wiele sposobów - od jawnego flirtu po miły uśmiech. Równie łatwo okazać brak zainteresowania. Jeśli obca osoba, z którą zaczęłyśmy rozmawiać na imprezie, odwróci wzrok lub spojrzy na zegarek, to zapewne jej zachowanie źle wpłynie na nasze TWOJE CIAŁO, TWOJE ZWIĄZKI 147 samopoczucie. W poprzednich rozdziałach doszłyśmy do wniosku, że kompleksy i brak poczucia bezpieczeństwa powodują, iż często interpretujemy negatywne interakcje z otoczeniem jako komunikat o nas. W przypadku złego postrzegania ciała negatywne emocje skupią się na wyglądzie. Możemy pomyśleć, że rozmówca nie chce na nas tracić czasu, gdyż nie jesteśmy dość ładne. Ta myśl znajdzie odbicie w zachowaniu. Możemy unikać zwracania na siebie uwagi lub wycofywać się z rozmów z obawy przed odrzuceniem. Przez to wydamy się otoczeniu mniej pewne siebie i bardziej wstydliwe, a te cechy nie są atrakcyjne dla innych. Gdyby ten sam nieznajomy rozmówca uśmiechnął się, uważnie nas słuchał lub zaczął flirtować, nasza samoocena poszybowałaby w górę. Kiedy ktoś nas zagaduje, czujemy się seksowne i pewne siebie, a dzięki temu wydajemy się jeszcze bardziej atrakcyjne. Pozytywne myśli doskonale wpływają na zachowanie i vice versa. Problem polega na tym, że „przewidujemy" reakcje nowo poznanych osób. Te samospełniające się przepowiednie są niemal zawsze gwarancją katastrofy. Gdy mamy zły dzień - jeden z tych, kiedy włosy postanowiły wyglądać na łamliwe i żadna ilość balsamu nie potrafi temu zaradzić, a nowe spodnie trochę piją - to wówczas częściej zakładamy, że nowy znajomy nas nie polubi. Zachowujemy się więc zgodnie z oczekiwaniami. Taka strategia z pewnością spowoduje, że nowy znajomy wyciągnie wnioski, jakich się spodziewamy, a tym samym wzmocni nasze negatywne przekonania o wyglądzie. Chcąc ochronić się przed zranieniem, robimy wszystko, aby nie dać innym okazji do odrzucenia nas lub poniżenia. Dlatego na przykład wycofujemy się z rozmów. Możemy nawet osiągnąć stan, w którym przestaniemy się starać o sympatię nowych znajomych, gdyż stwierdzimy, że i tak nigdy się nam nie uda jej zdobyć. Psychologowie nazywają ten stan wyuczoną bezradnością. Po prostu rezygnujemy z próby osiągnięcia celu 148 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... w przeświadczeniu, że czeka nas nieuchronna klęska. Takie zachowania pojawiają się najczęściej po wielokrotnym doznaniu porażki - i właściwie nic w tym dziwnego. Stajemy się pasywne i przygnębione. W starciu z negatywnymi emocjami staramy się podkreślić przyczynę niepowodzenia. Dzięki temu łatwiej zrzucić na nią winę. I tak na przykład jeżeli uważamy, że w nawiązywaniu przyjaźni przeszkadza nam nadwaga, to w końcu możemy zupełnie zrezygnować z diet i atrakcyjnych ubrań - ze strachu. Co będzie, jeśli zadbamy o wygląd, lecz nie powiedzie nam się w towarzystwie? Będziemy musiały zaakceptować to, że naprawdę jesteśmy do niczego. Z drugiej strony, jeśli chodzimy przygarbione w luźnych ciuchach i rezygnujemy z diety, to winą za niepowodzenia wśród znajomych możemy obarczyć strój i zbędne kilogramy. Zwalnia nas to, co prawda, z odpowiedzialności, ale tak naprawdę utwierdzamy się w przekonaniu, że nie zasługujemy na dobre samopoczucie ani sympatię. Jedynym wyjściem z takiej sytuacji jest podjęcie ryzyka. Trzeba zrezygnować z tych szkodliwych mechanizmów obronnych. Krokiem naprzód może być jedynie konfrontacja z własnymi lękami. W ten sposób zmierzymy się z najgłębszymi przekonaniami, które przeszkadzają nam w pełni cieszyć się życiem. Należy pamiętać, że większość ludzi odczuwa pewne obawy przed spotkaniem z nową osobą. Wszystkie chcemy mieć poczucie, że jesteśmy akceptowane i lubiane. To część ludzkiej natury - gdybyśmy nie dbały o opinię innych osób, nie byłoby dla nas miejsca w społeczeństwie. Często ludzie przepraszają za niedostatki w swoim wyglądzie, zanim ktokolwiek zdąży je zauważyć. Każda z nas ma koleżankę, która regularnie przyznaje, iż w danym dniu nie wygląda najlepiej, powodowana obawą, że jeśli ona tego nie zrobi, to wyręczy ją ktoś inny: „Wiem, wiem, jestem dzisiaj strasznie zmęczona, mam podkrążone oczy i tym podobne, i tak dalej". Nie pojmujmy siebie w kategoriach ciała - niezależnie od jego stanu. Trzeba zerwać TWOJE CIAŁO, TWOJE ZWIĄZKI 149 z takim przyzwyczajeniem. Wyobraźmy sobie, jak pozbawiony sensu byłby świat, w którym ludzie osądzaliby siebie nawzajem jedynie na podstawie wyglądu. Szanowaliby wyłącznie atrakcyjnych lekarzy i naukowców. Głosowaliby na polityka łamiącego wszelkie prawa człowieka dlatego, że ze wszystkich kandydatów najlepiej się prezentuje. Bawiliby się tylko ze ślicznymi dziećmi. Ocenianie siebie i otoczenia w kategoriach wyglądu jest kompletną stratą czasu. Misja i wartość człowieczeństwa leżą znacznie głębiej. Trzeba pamiętać, że ciało to narzędzie, które pomoże nam cieszyć się życiem. Ma raczej wartość funkcjonalną niż estetyczną. Gdyby było inaczej, mogłybyśmy pójść do sklepu, stanąć nieruchomo na wystawie i czekać na sprzedawczynię, która nas ubierze. Istnieją dowody, że im bardziej aktywne prowadzimy życie, tym zdrowsze jest nasze postrzeganie ciała. Aktywność pomaga nam uzyskać właściwy dystans. Dotyczy to zarówno osób zdrowych, jak i niepełnosprawnych. Tajemnica sukcesu polega na tym, że powinnyśmy cieszyć się tym, co ciało może zrobić. Nie warto koncentrować się na tym, czego nie potrafi, czy też jak nie wygląda. To najlepszy sposób na podwyższenie samooceny i poprawę obrazu ciała. Zamiast myśleć, że ramiona rujnują nam życie, pomyślmy, że dzięki nim mogłybyśmy naprawdę dobrze grać w tenisa. Jeżeli docenimy ciało za to, co może dla nas zrobić, to odwrócimy uwagę od fałszywego i niszczącego przekonania, że jego całkowita wartość leży w wyglądzie. PRZYJACIELE Ustaliłyśmy, że w gronie nieznajomych możemy czuć się niepewnie - obawiamy się, że otoczenie osądzi nas na podstawie wyglądu i pierwsze wrażenie wyznaczy kierunek rozwoju wzajemnych relacji. A jak czujemy się wśród przyjaciół i człon- 150 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... ków rodziny? Oni znają nas znacznie lepiej, więc w ich towarzystwie jesteśmy pewne i swobodne, czy tak? Otóż niekoniecznie. Ciekawa koncepcja, zwana teorią porównań społecznych, sugeruje, że do dobrego samopoczucia potrzeba nam trafnej i prawdziwej oceny naszych wad i zalet. Aby ją sformułować, porównujemy się z innymi ludźmi. Jeżeli uważamy, że ktoś wygląda lepiej od nas, w porównaniu wypadamy gorzej. Gdy natomiast w naszym mniemaniu to my wyglądamy lepiej, punkt przyznajemy sobie. Tak więc w dowolnej grupie ludzi, nawet znajomych, czasami w porównaniu z kimś przegrywamy, co powoduje, że gorzej się ze sobą czujemy. Możemy na przykład porównać się z młodszą siostrą i stwierdzić, że ma lepsze piersi, lub z grupą koleżanek i uznać, że jesteśmy z nich najgrubsze. Wpojono nam ponadto przekonanie, iż wżyciu kobiety wymarzonym celem jest znalezienie idealnego faceta, który będzie po lianach mknął przez dżunglę, wpadał do jaskini i przynosił na obiad dzika (albo coś w tym rodzaju). Dlatego inne kobiety stają się naszymi rywalkami. Tak naprawdę jednak konkurujemy wyłącznie ze sobą. W dodatku jesteśmy skazane na przegraną, bo stanęłyśmy do wyścigu bez mety, do meczu bokserskiego bez przeciwnika, do gry z komputerem. Każda szczupła, wysoka, smukła blondynka przynajmniej raz w życiu zapragnęła być drobną, kształtną brunetką. A kształtna brunetka zapewne chciałaby przypominać jasnowłosą koleżankę. Mamy tendencję do skupiania się na tym, czego nie mamy. Tymczasem lepiej byłoby skoncentrować się na cechach, które mamy. I to pokazuje nam przyczynę problemu - wiele kobiet uważa za nienaturalne spojrzenie w lustro i zrobienie listy rzeczy, które im się w nich podobają. Tymczasem świetnie nam to zrobi, podobnie jak większość rzeczy, których nie cierpimy: ćwiczenia, zdrowa żywność i lewatywa. Po co stać przed lustrem i wpędzać się w dół? Wystarczy pokonać wstyd i poczuć TWOJE CIAŁO, TWOJE ZWIĄZKI 151 się znacznie lepiej, doceniając zalety. Gdy głębiej się nad tym zastanowić, to naprawdę ma sens. LIGA RANDEK Moja kuzynka Beatrice jest w dechę. W sumie z naszej rodziny tak naprawdę lubię tylko ją. Mimo że jest bardzo ładna i odnosi sukcesy zawodowe (ma naturalnie kręcone włosy i ukończyła studia z wyróżnieniem), to jednak stąpa mocno po ziemi i jest bardzo miła (przez rok pracowała jako wołontariuszka w Indiach i grzecznie słucha sędziwego wujka Toma ciągłe opowiadającego o geniuszu myśli inżynierskiej, która stworzyła pieluchy). Bardzo się więc ucieszyłam, kiedy zaprosiła mnie na śłub (choć najpierw byłam bliska zawału na mysi o tym, że nie mam z kim iść). Humor zepsuł mi dopiero tełefon od siostry. Zdenerwował mnie jej dziwny ton. Zapytała, czy dostałam zaproszenie, i zaczęła chichotać. Odparłam, że tak. Postanowiłam się dowiedzieć, dlaczego tak dziwnie mówi i z czego się śmieje. -Widziałam go! Tego gościa, za którego wychodzi! -pisnęła i zaczęła opisywać Martina, którego uroda -jej zdaniem - pozostawiała wiele do życzenia. Słuchając jej opisu - niski, bez wyrazistej szczęki, krępy, jeździ przeciętnym samochodem - zdałam sobie sprawę, że w głosie Lucindy jest triumf. Kiedy ją o to zapytałam, nagłe zaczęła mówić szeptem. -Nie rozumiesz? Więc jednak nie jest taka idealna... Jeśli to najlepszy kandydat na męża, jakiego może znaleźć, to... Od dawna przeczuwałam, że moja siostra nie jest ani specjalnie uduchowiona, ani wrażliwa, ale nie spodziewałam się, że zachowa się jak podła, ograniczona wiedźma. Poczułam się urażona, że osądza narzeczonego Beatrice jedynie na podstawie wyglądu, a jej wybór uznała za wadę czy słabość. Odłożyłam słuchawkę i w telewizji usłyszałam wyniki rozgrywek piłkarskich... Nagłe pojęłam, że moja siostra też mówiła o wynikach 152 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... rozgrywek. Beatrice - pierwszorzędna zawodniczka ekstraklasy -wychodzi za Martina - nieudacznika z piątej ligi. To w takim razie gdzie ja się plasuję? Co moja siostra i cała reszta świata sądzi o mnie? Czy ośmieszam się, marząc o Jamesie (który gra w najlepszej drużynie ekstraklasy)? Czy on sam pomyślałby, że za wysoko mierzę, i mnie wyśmiał? A właściwie to jaką ja mam opinię o sobie? Podniosłam słuchawkę, żeby zadzwonić do siostry i powiedzieć jej wprost, co myślę o niej i jej płytkich przekonaniach. Poinformować, że i Martin, i ja mamy prawo mierzyć tak wysoko, jak nam się tylko zamarzy, a Beatrice zapewne ma wielkie szczęście, że go poznała... Ale po chwili doszłam do wniosku, że wcale nie jestem lepsza od Lucindy. Ja też patrzyłam na pary chodzące po ulicach i zastanawiałam się, co ze sobą robią. Co gorsza, zawsze świadomie decydowałam się na facetów takich jak ja -przeciętnych. Nawet jako nastolatka podkochująca się w chłopakach z boysbandów nigdy nie marzyłam o najładniejszym z nich. Zawsze miałam poczucie, że nie mam do tego prawa -powinnam okazać wsparcie chłopakowi z nadwagą (ale z dobrym głosem i talentem muzycznym), który nie podobał się żadnej innej dziewczynie. Jedynym wyjątkiem był James, który wpadł mi w oko wiele miesięcy temu. Ale i tak nic z tym nie zrobię, bo... nie ma sensu mierzyć tak wysoko. Opadłam na kanapę przed tełewizorem, pogrążona w depresji i zupełnie pokonana. Sięgnęłam po nadgryziony baton Marsa, ale na znak protestu go odłożyłam. Podeszłam do telewizora, w którym Dapid Beckham z ożywieniem opowiadał coś o rzucie wolnym. Wycelowałam w niego palec i przyrzekłam sobie na głos, że nie pozwolę ograniczyć się do żadnej ligi ani poziomu. Nie będę podobna do siostry i odezwę się do Jamesa... A może nawet zaproszę go na wesele Beatrice... Martwimy się tym, co inni ludzie powiedzą o partnerze, którego wybrałyśmy. Wiele kobiet przeżywa podobny scenariusz... TWOJE CIAŁO, TWOJE ZWIĄZKI 153 NaI-eszcie po miesiącach trzepotania rzęsami i wystawania w pobliżu punktu ksero zostajemy zaproszone na kolację przez przystojniaka z działu księgowego. O radości! Obdzwaniamy koleżanki i ze wszystkimi szczegółami relacjonujemy zaproszenie. Uwzględniamy każdą zmianę intonacji głosu i dokładnie liczymy uśmiechy. Dzwonimy nawet do matki i wstępnie infor-mujemy^ że może zacząć chodzić po sklepach dziecięcych i szykować się na rychły ślub oraz nadejście wnuka. Wtem dopada nas srmerteiny strach _ a może on jest dla nas za dobry? Jak mogłyśmy Sję zgodzić na kolację?! I wreszcie niezawodnie wpada- ?? w Przeświadczenie, że za wysoko mierzymy. Oczywiście on me zwr^ uwagi na nasze krótkie nogi czy małe piersi albo nie a> ?? natomiast myślimy wyłącznie o nich. I nawet jeśli jesz- e mc jjje Za.uważy{, to jesteśmy przekonane, że wkrótce to zro- ystarczy, że dostrzeże spojrzenia ludzi w restauracji, mc^ pełne zdziwienia pytanie: „Co on z nią u licha robi?". oria doboru społecznego (social matching) stanowi, że ludzie ?st:o Przyciągają się i tworzą związki z osobami o podobnej atrakcyJności. Zakładamy więc, że rewelacyjnie piękna osoba orzV związek z inną rewelacyjnie piękną osobą. W restauracji zachowUjemy się nonszalancko i wyniośle. Zapewne dostrzeże ty Haszej urody, ale przynajmniej pocieszymy się faktem, go 0cit-zuciły;:my. Zazwyczaj w takiej sytuacji pierwsza randka je się ostatnją [ musimy wszystko rozpoczynać od nowa. aJsinutniejsze w tym scenariuszu jest to, że biedny facet ma bielonego pojęcia o mętliku w naszej głowie. Przyjazna, P a x zabawna dziewczyna, dla której ciągle przychodził coś rować, nagle zamieniła się w złą królową śniegu. Cały zaś C1P Sytuacji polega na tym, że kiedy my zamartwiałyśmy ę rzucJiem> który zrujnuje potencjalny związek, on, siedząc naprzecie przez cały czas zachwycał się naszą urodą i oba- ' czy już zauważyłyśmy jego opadające ramiona. Nam mo- ę wydawać idealny, ale ma swoje kompleksy. 154 lustę- RECZKO. POWIEDZ PRZECIE.. Kiedy myślimy o nowym związku, stres związany z wyglądem wiąże się z przekonaniami na temat upodobań płci przeciwnej. Kobiety uważają, że muszą być szczupłe i mieć duży biust, gdyż tego chce każdy mężczyzna. Mężczyźni natomiast myślą, że muszą być rośli i postawni, gdyż tego oczywiście pragną kobiety. Najczęściej jednak nasze prognozy się nie sprawdzają. Dążymy do ideału, który naszym zdaniem istnieje, ale nie mamy o nim pojęcia! W niedawno przeprowadzonych badaniach zapytano pół tysiąca mężczyzn i kobiet o preferowane kształty i wymiary własne oraz partnerów. Wyniki pokazały, że żadna z płci nie potrafiła właściwie ocenić upodobań płci przeciwnej. Mężczyźni uważali, że kobiety wybiorą męską sylwetkę większą od preferowanej przez nie w rzeczywistości. Kobiety tymczasem zakładały, że mężczyźni wybiorą kobietę drobniejszą, niż sugerowały udzielone przez nich odpowiedzi. Otrzymane rezultaty potwierdzono w innych badaniach. Jak najlepiej poradzić sobie ze zdenerwowaniem podczas pierwszej randki czy spotkania z nieznajomymi? Warto zapewnić sobie możliwie komfortowe warunki. Opowiedzmy ulubioną anegdotę z wakacji po raz setny, jeśli niezawodnie rozśmiesza towarzystwo. I co z tego, że zawsze wkładamy tę samą czerwoną bluzeczkę z koralikami? Jeśli czujemy się w niej najlepiej, to właśnie w nią powinnyśmy się ubrać. Gdy natomiast w dobry humor wprawi nas kosztowny manicure zrobiony poprzedniego dnia, to go sobie zafundujmy. Bądźmy takie, jakimi najbardziej siebie lubimy. Jeśli potrzebujemy do tego nowej fryzury, szpilek i wąskiej spódnicy, to świetnie. W takich sytuacjach należy pamiętać o dwóch sprawach: 1. Widzimy siebie w określony sposób, ponieważ żyjemy ze swoim ciałem od samego początku. Powiedziałyśmy sobie już, że najgłębsze przekonania towarzyszą nam nawet wówczas, gdy wygląd diametralnie się zmieni, więc spoglądając w lustro, TWOJE CIAŁO, TWOJE ZWIĄZKI 155 Nareszcie po miesiącach trzepotania rzęsami i wystawania w pobliżu punktu ksero zostajemy zaproszone na kolację przez przystojniaka z działu księgowego. O radości! Obdzwaniamy koleżanki i ze wszystkimi szczegółami relacjonujemy zaproszenie. Uwzględniamy każdą zmianę intonacji głosu i dokładnie liczymy uśmiechy. Dzwonimy nawet do matki i wstępnie informujemy, że może zacząć chodzić po sklepach dziecięcych i szykować się na rychły ślub oraz nadejście wnuka. Wtem dopada nas śmiertelny strach - a może on jest dla nas za dobry? Jak mogłyśmy się zgodzić na kolację?! I wreszcie niezawodnie wpadamy w przeświadczenie, że za wysoko mierzymy. Oczywiście on nie zwraca uwagi na nasze krótkie nogi czy małe piersi albo nie dba, my natomiast myślimy wyłącznie o nich. I nawet jeśli jeszcze nic nie zauważył, to jesteśmy przekonane, że wkrótce to zrobi. Wystarczy, że dostrzeże spojrzenia ludzi w restauracji, a w nich pełne zdziwienia pytanie: „Co on z nią u licha robi?". Teoria doboru społecznego (social matching) stanowi, że ludzie często przyciągają się i tworzą związki z osobami o podobnej atrakcyjności. Zakładamy więc, że rewelacyjnie piękna osoba stworzy związek z inną rewelacyjnie piękną osobą. W restauracji zachowujemy się nonszalancko i wyniośle. Zapewne dostrzeże defekty naszej urody, ale przynajmniej pocieszymy się faktem, że go odrzuciłyśmy. Zazwyczaj w takiej sytuacji pierwsza randka staje się ostatnią i musimy wszystko rozpoczynać od nowa. Najsmutniejsze w tym scenariuszu jest to, że biedny facet nie ma zielonego pojęcia o mętliku w naszej głowie. Przyjazna, ciepła i zabawna dziewczyna, dla której ciągle przychodził coś kserować, nagle zamieniła się w złą królową śniegu. Cały zaś dowcip sytuacji polega na tym, że kiedy my zamartwiałyśmy się brzuchem, który zrujnuje potencjalny związek, on, siedząc naprzeciwko, przez cały czas zachwycał się naszą urodą i obawiał, czy już zauważyłyśmy jego opadające ramiona. Nam może się wydawać idealny, ale ma swoje kompleksy. 154 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... Kiedy myślimy o nowym związku, stres związany z wyglądem wiąże się z przekonaniami na temat upodobań płci przeciwnej. Kobiety uważają, że muszą być szczupłe i mieć duży biust, gdyż tego chce każdy mężczyzna. Mężczyźni natomiast myślą, że muszą być rośli i postawni, gdyż tego oczywiście pragną kobiety. Najczęściej jednak nasze prognozy się nie sprawdzają. Dążymy do ideału, który naszym zdaniem istnieje, ale nie mamy o nim pojęcia! W niedawno przeprowadzonych badaniach zapytano pół tysiąca mężczyzn i kobiet o preferowane kształty i wymiary własne oraz partnerów. Wyniki pokazały, że żadna z płci nie potrafiła właściwie ocenić upodobań płci przeciwnej. Mężczyźni uważali, że kobiety wybiorą męską sylwetkę większą od preferowanej przez nie w rzeczywistości. Kobiety tymczasem zakładały, że mężczyźni wybiorą kobietę drobniejszą, niż sugerowały udzielone przez nich odpowiedzi. Otrzymane rezultaty potwierdzono w innych badaniach. Jak najlepiej poradzić sobie ze zdenerwowaniem podczas pierwszej randki czy spotkania z nieznajomymi? Warto zapewnić sobie możliwie komfortowe warunki. Opowiedzmy ulubioną anegdotę z wakacji po raz setny, jeśli niezawodnie rozśmiesza towarzystwo. I co z tego, że zawsze wkładamy tę samą czerwoną bluzeczkę z koralikami? Jeśli czujemy się w niej najlepiej, to właśnie w nią powinnyśmy się ubrać. Gdy natomiast w dobry humor wprawi nas kosztowny manicure zrobiony poprzedniego dnia, to go sobie zafundujmy. Bądźmy takie, jakimi najbardziej siebie lubimy. Jeśli potrzebujemy do tego nowej fryzury, szpilek i wąskiej spódnicy, to świetnie. W takich sytuacjach należy pamiętać o dwóch sprawach: 1. Widzimy siebie w określony sposób, ponieważ żyjemy ze swoim ciałem od samego początku. Powiedziałyśmy sobie już, że najgłębsze przekonania towarzyszą nam nawet wówczas, gdy wygląd diametralnie się zmieni, więc spoglądając w lustro, TWOJE CIAŁO, TWOJE ZWIĄZKI 155 nadal widzimy grubą dziewczynkę, którą wszyscy przezywają. Możemy też pamiętać raniące słowa byłego partnera. Tymczasem nowo poznana osoba widzi jedynie to, co jest teraz. Nie ma pojęcia o naszych dawnych przeżyciach. My patrzymy na swoje ciało przez pryzmat wieloletnich doświadczeń. Nowi znajomi patrzą na nie i podoba im się to, co widzą teraz. 2. Nie ma ludzi całkowicie uodpornionych na kompleksy. Wszyscy dorastamy w tym samym społeczeństwie i w pewnym stopniu wszyscy szukamy aprobaty. Pragniemy akceptacji i obawiamy się, że jej nie zyskamy. Warto spojrzeć na swoje troski z większym dystansem. Docenić, że umówiony z nami mężczyzna zapewne będzie się czuł podobnie. Skoncentrujmy się na tym, aby jemu było z nami dobrze - wówczas łatwiej poradzimy sobie z własnymi lękami. PO POCAŁUNKU NA DOBRANOC W czwartek wieczorem zadzwonił Antonio. Kiedy podniosłam słuchawkę, przed dobrą chwiłę słyszałam jedynie cienkie pojękiwania i westchnienia. Wreszcie stwierdził głosem tak dramatycznym, że przy nim Liza Minełłi byłaby pełna niedopowiedzeń: - Neil nie zadzwonił. Zaczęłam się zastanawiać, co stało się z Fritzem, ale nie zapytałam. Związki Antonia nie słyną z przesadnej trwałości. - Tak. Powiedział, że zadzwoni, ale tego nie zrobił. Wiem, że byliśmy tylko na jednej randce, ale on jest moją bratnią duszą. Czuję to - Antonio zrobił pauzę dla większego efektu i ciągnął dalej. ~ Kiedy pocałowaliśmy się na dobranoc, stwierdził, że na pewno do mnie zadzwoni, i uśmiechnął się... o tak... (jak wspomniałam, rozmawialiśmy przez telefon, więc nie miałam pojęcia, co robi)... I powiedział: „Antonio, zadzwonię do ciebie"... Minęło już osiem dni! Dlaczego, Sarah? Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? Co we mnie jest nie 156 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... tak? Czy naprawdę nie da się mnie kochać? Wszystko przez ten krzywy zgryz, prawda? Nie wyglądam ani trochę jak Freddie Mercury, a raczej jak książę Karol, tak? Boże, już nikt mnie nie pokocha... Gorzej!!! Już nigdy nie pójdę z nikim do łóżka...! Przez dobrą chwilę na przemian przeklinał ortodontę o imieniu Ed i deklarował dobrowolny celibat. Wreszcie udało mi się przebić i trochę go uspokoiłam. Próbowałam go pocieszyć, że to Neil stracił, a następna bratnia dusza już na pewno czeka za rogiem. Nic z te&°-Antonio był przekonany, że krzywy zgryz nie tylko napełnił N&la obrzydzeniem, lecz ponosi winę za wszystkie sercowe porażki. Dzięki tej rozmowie pojęłam, że odrzucenie jest nieodłączną częścią życia, a już na pewno romansów. Zrozumiałam też, że najtrudniej jest poradzić sobie z szarą strefą między odrzuceniem a akceptacją - kiedy ktoś mówi, że zadzwoni, a następnie tego nie robi. My zaś możemy jedynie dywagować, która cecha wygłądu łub charakteru sprawiła, że nas nie chce. Próbowałam pocieszyć Antonia, że ma ładne zęby, ale nie chciał o tym słuchać. Wreszcie dał mi całusa na odległość. Stwierdził, że spędzi wieczór z Benem ijerrym (dwoma facetami, przy których za^sze czuł się dobrze, niezależnie od okoliczności) i zadzwoni jutro. Odłożyłam słuchawkę. Czułam, że zawiodłam przyjaciela - tak bardzo chciał się poczuć kochany i wspaniały, a ja mu tego nie dałam. Zastanawiałam się, czy zawsze wyszukujemy cechy, których w sobie nie lubimy, a następnie wmawiamy sobie, że to one innym się w nas nie podobają. Mój Boże, bywały chwile, w których swój duży tyłek obarczałam winą za wszystko. Wydawało mi się, że to przez niego jakiś facet nie zadzwonił, a gość w wypożyczalni dał mi film, o który nie prosiłam. Może należy się zastanowić nad naszą interpretacją otoczenia ~ często zresztą błędną. Na toaletce stało moje zdjęcie z Antoniem i Trudy. Zrobiliśmy je w Disneylandzie w Paryżu z uszami Myszki Miki na głowach i zabawnymi minami. Pocałowałam Antonia w policzek i powiedziałam, że jest moim cudownym, najwspanialszym na świecie przyjacielem, TWOJE CIAŁO, TWOJE ZWIĄZKI 157 niezależnie od tego, co sam w danym momencie o sobie myśli. Zamknęłam oczy, po czym zmusiłam się do pozytywnych myśli o własnej pupie. Wybiegnijmy teraz nieco w przyszłość. Z naszego punktu widzenia randka poszła nieźle. Rozmowa się toczyła, on śmiał się z naszych anegdot, a wieczór zakończył się pocałunkiem, który trwał trochę za długo, aby można go było nazwać jedynie przyjacielskim. Wróciłyśmy do domu pewne, że niedługo dostaniemy następne zaproszenie. Tymczasem mija już tydzień bez telefonu, e-maila, kwiatów, a nawet głupiego SMS-a. Co poszło nie tak? Nie opowiadałyśmy o swoich byłych facetach, zaproponowałyśmy, że zapłacimy połowę rachunku, i na pewno przed pocałunkiem sprawdziłyśmy, czy na zębach nie został zdradliwy szpinak. Wtem jak obuchem uderza nas prawda - wszystko przez pryszcze na czole! Nie może istnieć inne wytłumaczenie. Już wydawało się, że poradziłyśmy sobie ze starymi lękami, kiedy znowu zaczynają nas prześladować. Zaczynamy się na siebie wściekać. Jak można było pomyśleć, że uda nam się ukryć takie pryszcze?! Takie rozumowanie jest typowe w razie niepowodzenia podczas randki. Jeżeli nie dostrzegamy innych przyczyn braku zainteresowania naszą osobą, to automatycznie obwiniamy cechy, na punkcie których mamy kompleksy. W takim scenariuszu trzeba spojrzeć na sprawę z właściwym dystansem i umocnić wiarę w siebie. Przyznajmy - istnieje milion powodów, dla których telefon może milczeć. Być może facet zgubił numer albo pomyślał, że nie jesteśmy nim zainteresowane, i zrezygnował. Być może szukał przygody na jedną noc i z nami mu się nie udało. Mamy do dyspozycji tysiące innych wyjaśnień znacznie bardziej prawdopodobnych niż myśl, że jemu nie spodobały się pryszcze, a jej łysina. To nie rzeczywistość pod- 158 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... suwa nam preferowane interpretacje - wybieramy je, ponieważ pasują do naszych kompleksów. Zresztą przyjmijmy, że ktoś naprawdę odrzucił nas z powodu tłustej cery lub wypadających włosów. Kogo tracimy? Osobę, która nad wszystko ceni wygląd. Kiedy dobrze się nad tym zastanowić, to żadna strata. Czasami po pocałunku na dobranoc okazuje się, że pocałowałyśmy żabę, ale usilnie próbujemy się przekonać, że to książę. Boimy się utraty jego sympatii. Wmówiłyśmy sobie, że ona wpłynie korzystnie na naszą samoocenę. To niedobrze, jeśli brakuje nam wiary w siebie na tyle, aby podjąć ryzyko. Możemy zdecydować się na pierwszą osobę, którą uda nam się zdobyć, gdyż w naszym mniemaniu nie zasługujemy na więcej. Taka postawa dotyczy zwłaszcza związku, jaki chciałybyśmy stworzyć. Jeżeli zawsze miałyśmy poczucie, że jesteśmy mało urodziwą dziewczyną, która wiecznie podpiera ściany, to trudno jest mieć nadzieję na znalezienie idealnego partnera. Na dobry początek usiłujemy dopasować się do szufladek stworzonych przez społeczeństwo w celu „ułatwienia" sytuacji. Jeśli zatem w szkole byłyśmy stereotypową brzydulą, którą chłopcy uważali za zabawną, lecz zupełnie nieatrakcyjną, to trudno wydobyć się z tej szufladki. My chciałyśmy być „piękne" lub „pociągające", ale najczęściej mówiono, że jesteśmy „zabawne", więc trudno czuć się inaczej. Z czasem wypracowujemy standardowe zachowania wobec mężczyzn. Nie przedstawiamy się im jako osoby seksowne, pewne siebie i atrakcyjne, ponieważ nigdy się tak nie czułyśmy. Do każdego mężczyzny podchodzimy jak do „kumpla" - partnera do kufla, ale nie do życia. Po latach wciąż pamiętamy uczucie, jakie wzbudził w nas chłopak, w którym na zabój się kochałyśmy, lecz nagle okazało się, że on bardziej interesuje się naszą przyjaciółką. Natomiast chłopak, który nie podobał się dziewczynom w klasie, wolał im dokuczać. Jeżeli któraś z koleżanek dostała piłką w tył głowy, było wiadomo, że kopnął ją właśnie on. Wkładał TWOJE CIAŁO, TWOJE ZWIĄZKI 159 dziewczętom żaby do torby. Wiele lat później trudno mu zaakceptować, że kobiety w otoczeniu - na przykład w pracy - nie odrzucają go tak, jak robiły to koleżanki z klasy. Zresztą nawet jeśli go odrzucą, to przynajmniej przekona się, że wkładanie żab do torby jest fatalną formą zalotów. Może kiedyś to do niego dotrze. Społeczne stereotypy będą zawsze istnieć, ale nie ma żadnych powodów, dla których należałoby się do nich dostosować. Wybór należy do nas. Możemy uwolnić się od stereotypu i sięgnąć dalej, poza jego ograniczenia. Jeśli postanowimy grać rolę brzyduli, to nie damy szansy swojej prawdziwej naturze. Nie pozwólmy, aby określał nas wyłącznie wygląd. Nie ułatwiajmy innym sytuacji. Niech nie patrzą na nasze wymiary i na ich podstawie nie wysuwają wniosków dotyczących naszego charakteru i stylu życia. Nie realizujmy oczekiwań innych. Osiągniemy wówczas znacznie więcej niż to, na co naszym zdaniem zasługujemy. NOWE STRINGI CESARZA Większość z nas przecenia możliwości lycry i dobrego kroju w ukrywaniu niedostatków wyglądu. Choć ubranie może podkreślić wady lub zalety, to drastycznie nie zmieni sposobu, w jaki jawimy się otoczeniu. Kiedy słyszymy miłe słowa na temat naszej figury, zbyt często odpowiadamy „Daj spokój, no co ty... gdybyś tylko ujrzała mnie nago". Skoro inni uważają, że dobrze wyglądamy, to zapewne tak jest i nie ma w tym nagłej zasługi sklepu, w którym kupiłyśmy superciuch. Ale oczywiście my patrzymy na sprawę inaczej. Strach przed „odkryciem" często dopada nas na początku nowego związku. Poszłyśmy na kilka rewelacyjnych randek ze świetnym facetem i teraz nadchodzi moment prawdy. Jesteśmy 160 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... przerażone - co będzie, jeśli poczuje się oszukany, że to dzięki dobremu stanikowi, anie naturze nasze piersi są jędrne i kształtne? Boimy się pokazać mu ciało. Czy naprawdę mężczyźni bywają aż tak płytcy? Czy można sobie wyobrazić, że jakiś mężczyzna nam się podoba, lubimy jego towarzystwo i cieszymy się, że go poznałyśmy, a potem w łóżku okazuje się, że ma parę pryszczy na plecach, więc natychmiast wychodzimy? Oczywiście, że nie. To dlaczego on ma mieć problem z lekkim cellulitem? Większość mężczyzn nie ma pojęcia, co to jest. A jeśli nasz ukochany ma, to zapewne dlatego, że wzięłyśmy skórę na udzie w dwa palce i kazałyśmy my dokładnie oglądać powstałe zagłębienia. Ktoś chce się z nami związać dlatego, że spodobała mu się całość. Nie dlatego, że jego zdaniem pod obszernymi ciuchami chowamy ciało modelki. Jeżeli więc szczelnie zakrywałyśmy ramiona i obawiamy się, że zdjęcie ubrania zniszczy iluzję, to najpewniej się mylimy. Zauważył je i nie ma z tym problemu albo autentycznie mu się podobamy - wbrew naszym negatywnym przekonaniom. Być może zresztą udało nam się ukryć obwisłe ramiona, ale spójrzmy prawdzie w oczy - gdy ukochany zdejmie z nas bluzkę, i tak ich nie zauważy. Często przypisujemy mężczyznom przywiązanie do szczegółów, które dalece odbiega od rzeczywistości. Jeśli ktoś mi nie wierzy, niech przypomni sobie faceta opisującego jakąś osobę. Powie mniej więcej tak: „Brązowe włosy... chyba... krótkie... ubrany w garnitur -w każdym razie na pewno w marynarkę... to znaczy chyba... z brodą... eee... albo nie... bez". Mężczyzna nie powie: „Ładne zęby, rozdwojone końcówki, cera na czole nawet przyzwoita, niezgrabne kolana". Tak już jest z niezadowoleniem z ciała -sprawy, które dla nas zdają się mieć kolosalne znaczenie, pozostają zupełnie niezauważone przez innych. TWOJE CIAŁO, TWOJE ZWIĄZKI 161 BLISKIE ZWIĄZKI Kompleksy lub niezadowolenie z własnego wyglądu skłaniają do dziwacznych zachowań. Możemy bez końca mówić o „odpychających" częściach ciała, których nikt inny nie zauważa. Wątpimy, czy kiedykolwiek spotkamy kogoś wyjątkowego. Kiedy zaś go spotkamy, przerażone czym prędzej wyłączamy światło, żeby nie odkrył „prawdy". Tak długo pielęgnujemy obsesję na punkcie znienawidzonych cech, że kiedy nadchodzi moment, w którym ktoś ma ujrzeć nasze obrzydliwe... (tu wymień część ciała, którą najmniej w sobie lubisz), wmawiamy sobie, że partner nie poradzi sobie z tym widokiem. Co zatem robimy? Aby oszczędzić sobie i jemu wstydu, wypracowujemy zachowania polegające na ukrywaniu się i maskowaniu. Naszych technik nie powstydziłby się agent obcego wywiadu. U wielu kobiet występuje automatyczny odruch - gdy tylko ręce partnera powędrują do guzika lub zamka, reagują z szybkością światowej klasy sprintera. Natychmiast gaszą światło, dzięki czemu partner nie zauważy kawałka ciała, które mogłoby je zdradzić. A potem? Choć trudno w to uwierzyć, kompleksy mogą nam wmówić, że zsunięcie się z łóżka z prześcieradłem kurczowo przyciśniętym do piersi kogokolwiek oszuka. Ręce z prędkością światła pomagają nałożyć rozsiane po podłodze ubranie. Następnym razem - myślimy - zrzucę sukienkę seksownie tuż koło łóżka, żeby móc ją potem szybko włożyć. A potem nadchodzi najtrudniejsze wyzwanie - trzeba pokonać zdradliwą przepaść między sypialnią a łazienką tak, aby nie zorientował się, jak strasznie wyglądamy nago. Maskujemy się, czołgamy i nurkujemy dopóty, dopóki nie dotrzemy do bezpiecznego miejsca. Nic dziwnego, że lubimy romantyczne kolacje - przed takim biegiem z przeszkodami po sypialni trzeba się dobrze pożywić, żeby starczyło energii. 162 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... Dla większości z nas akceptacja własnego ciała stanowi poważny problem. Niełatwo jest przyjąć do wiadomości, że sek-sowność nie oznacza wymiarów modelki. Bijemy się z negatywnymi myślami, usiłując myśleć o swoim wyglądzie bardziej pozytywnie. I kiedy wreszcie przestajemy krytycznie spoglądać w lustro, musimy skonfrontować się z czymś znacznie gorszym i pokazać się nago komuś innemu. Samoakceptacja to jedno, ale aprobata ze strony innych osób to zupełnie inna sprawa. Nie jesteśmy stworzeni do samotnej egzystencji na świecie, mamy żyć i funkcjonować w grupach. W rezultacie normy i opinie grupy z natury rzeczy są dla nas ważne. Już o tym mówiłyśmy, ale należy to powtarzać wielokrotnie - najgłębsze przekonania, przez których pryzmat interpretujemy nasz świat, są niezwykle podatne na poglądy i spostrzeżenia innych osób. Dla większości z nas ubrania stanowią fizyczną i p s y-c h i ? z n ą osłonę, za którą czujemy się bezpieczniej i swobodniej. Kiedy opadają i w całej okazałości objawiają nagą prawdę, zastanawiamy się, czy stojąca naprzeciwko osoba patrzy na części ciała, których nienawidzimy (albo - co gorsza - porównuje nas z innymi). Nigdy przedtem nie czułyśmy się tak nagie - przecież nie sposób nas zaakceptować w obecnym stanie! Takie przekonania nieuchronnie wpłyną nie tylko na nasze samopoczucie, lecz także na reakcje i zachowanie wobec osoby, która patrzy. Chowamy się, szukamy potwierdzenia własnej wartości lub nerwowo się śmiejemy. Jesteśmy całkowicie zaprzątnięte własnymi uczuciami i zapominamy, że stojąca naprzeciwko osoba czuje się równie obnażona i niepewna. W chwilach największego niepokoju wywołanego kompleksami koncentrujemy się na sobie. Nie dostrzegamy, że nasza rzeczywistość może odbiegać od świata innych ludzi. Takie kompleksy i lęki nie są jedynie domeną kobiet -mężczyźni mogą odczuwać je równie mocno. Główną przy- TWOJE CIAŁO, TWOJE ZWIĄZKI 163 czyną jest stosunek mężczyzn do samych siebie. Kobiety mają przynajmniej tyle taktu, aby unikać przezwisk odnoszących się bezpośrednio do części ciała. „Gruba" czy „łysa" nie brzmią najlepiej. Tymczasem żarty na temat wyglądu w środowisku mężczyzn są chlebem powszednim. Większość oczywiście wraz z kurnplami śmieje się z siebie, żeby nie wyjść na mięczaka. Jednak p0 takiej męskiej pogawędce mężczyzna z prawdziwym kompleksem na jakimś punkcie wyraźniej dostrzeże swój defeljt; choć z innymi chłopakami może się z niego śmiać. Każdy mężczyzna przynajmniej raz poczuł graniczący z utratą tchu strach przed obnażeniem się przed kobietą. Wystarczy spojrzeć pod jego łóżko (unikając najróżniejszych niebezpieczeństw które się tam czają), na pewno znajdziemy przynajmniej jedno urządzenie do ćwiczeń - od pary ciężarków po minigym. Nie ma co do tego wątpliwości - mężczyźni też się przejmują tym, jak ocenimy ich ciało przed intymnym zbliżeniem. Kobiety mają swoje idolki, a mężczyźni idoli. O ile więc my obawiamy ^ ze ukochany oczekuje w sypialni Angeliny Jolie, o tyle mężczyźni zakładają, że ich przyjaciółka chce zobaczyć Davida Beckhama cfff Brada Pitta. Ideały ciała, do których aspirujemy m0gą być odmienne, ale najgłębsze kompleksy pozostają podobne. W dodatku u mężczyzn wiążą się z ich największą zrriorą - sprawnością w łóżku. Kobieta w sypialni stresuje się wyg^dem, a mężczyzna ma problemy z potencją. Często od iT\ężczyzn oczekuje się przejęcia inicjatywy, więc niepowod^enie powoduje ogromne kompleksy. Co za ironia losu! Chcemy wyglądać seksownie, aby znaleźć upragnionego partnera, §\? mając obsesję na punkcie wyglądu, być może nie będziemy w stanie odbyć stosunku nawet przy nadarzającej się okazji. To ^ SUmie błędne koło, prawda? 164 LUSTER;ECZKo: POWIEDZ PRZECIE... POROZMAWIAJMY 0 SEKSIE Wbrew wszystkim scenom filmowym, seks nie przypomina chodzenia po wybiegu w Mediolanie. Może Demi Moore i Sharon Stone wyglądają nieskazitelnie pięknie, gdy tarzają się, wiją i pojękują, ale zawdzięczają to profesjonalnemu makijażowi, oświetleniu i reżyserskim okrzykom w rodzaju: „Demi, przesuń lewą pierś trochę wprawo!" albo „Sharon, załóż, proszę, lewą nogę za głowę!". Przecież to nieważne, jak seks wygląda, choć czasem o tym zapominamy. Ważne, co czujemy. Wystarczy przerzucić parę stron dowolnego czasopisma - z pewnością znajdziemy jakiś artykuł ujawniający „dziesięć najatrakcyjniejszych pozycji seksualnych". Bardzo przydatne. My też możemy się kochać elegancko i estetycznie, jak pary na ekranie. Niestety, prawdopodobnie w takiej sytuacji będziemy ekstazę udawać - również jak pary na ekranie. Bo pozycje, w których pośladki są małe, a brzuch płaski, nie skupiają się na tym, co daje największą rozkosz. Sprawdzanie co dwie sekundy instrukcji w celu uzyskania właściwej pozycji raczej nie doprowadzi do uniesień wszech czasów. Trzeba zapomnieć o tym, jak seks wygląda. To naprawdę jest jedna z tych rzeczy, które możemy robić z zamkniętymi oczami. Seks nie dyskryminuje żadnych kształtów ani wymiarów. Podobnie zresztą jest już w wielu sklepach z bielizną. Więc jeśli mamy ochotę na zabawę w fajnej bieliźnie - to nie ma się co wahać. Dobre jest wszystko, w czym czujemy się seksowne, bo dodaje nam pewności siebie. Podobamy się sobie władnym, powiększającym biust staniku? Kupmy go sobie, ale nie przebierajmy się specjalnie do seksu. Nie przywiązujmy zbytniej wagi do jego estetyki. Róbmy natomiast wszystko, aby poczuć się seksownie. Jeżeli z jakiegoś powodu wpadamy w panikę, to warto porozmawiać o tym z partnerem. Czasami przyda nam się ktoś, TWOJE CIAŁO, TWOJE ZWIĄZKI 165 kto wyśmieje nasze lęki - dopiero wówczas dostrzeżemy, jak są niemądre. Jeżeli chcemy tarzać się z kimś nago w pościeli, to musimy czuć się w jego towarzystwie na tyle swobodnie i bezpiecznie, aby móc powiedzieć „Nigdy nie lubiłam swoich malutkich piersi". Seks to sprawa niechlujna i hałaśliwa. Rozmowa o kompleksach na punkcie wyglądu jest najmniej wstydliwą rzeczą, jaka może się wydarzyć. Kiedy partner dostrzeże, że bez problemu mówimy o swoich troskach, też się otworzy: „No co ty! Według mnie, są świetne! Ale znam to uczucie... Zawsze się wstydziłem tej blizny po wyciętym wyrostku". I nagle oboje możecie wyśmiać swoje - zapewne bezpodstawne - kompleksy. Śmiech jest nieporównanie lepszy niż pełen napięcia monolog wewnętrzny. Aby rozkoszować się seksem, trzeba mieć poczucie, że poradzimy sobie z każdą ewentualnością i o wszystkim możemy porozmawiać z partnerem. Nie wolno obawiać się jego reakcji. Znaczący odsetek kobiet uważa, że ich związki ucierpiały z powodu najróżniejszych kompleksów na punkcie wyglądu. Te same kobiety przyznają, że kompleksy nie wypływają z zachowania partnerów, którzy uważają je za atrakcyjne i często nie zauważają „defektów". Dlatego leżący obok mężczyzna zupełnie nie wie, co ma począć, kiedy zwracamy uwagę na nasz obwisły brzuch czy piersi. „Ostatnio strasznie przytyłam - pewnie myślisz, że jestem gruba" - jęczymy. Na domiar wszystkiego, jego reakcja na pewno będzie niewłaściwa. Niezależnie od tego, co zrobi, nam i tak się to nie spodoba. Jeśli partner (który pewnie nie ma zielonego pojęcia, o co nam chodzi, i po prostu chce się trochę przespać) zaprzeczy, to ryzykuje otwarcie puszki Pandory. Wylecą z niej odpowiedzi w rodzaju: „Mówisz tak tylko dlatego, że chcesz mnie pocieszyć". Oj, trudno mu się będzie z tego wykaraskać. Jeśli natomiast potwierdzi, że jesteśmy grube, ale jemu to nie przeszkadza, bo kochanego ciała nigdy dosyć, to postawimy na swoim, ale i tak nie będziemy zadowolone. 166 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... Dlaczego regularnie powtarzamy ten rytuał? Dlatego że -po pierwsze - potrzebujemy aprobaty i potwierdzenia naszej wartości. Kobieta, która przejmuje się pryszczami na plecach, chce usłyszeć, że partnerowi one nie przeszkadzają, nawet jeśli w danym momencie zlekceważy wszelkie zapewnienia z jego strony. Po drugie - boimy się, że ktoś zauważy jakiś defekt w naszym wyglądzie i pomyśli, iż nie mamy o nim pojęcia. Przypuśćmy, że przeglądamy kolorowe czasopismo i znajdujemy zdjęcie fatalnie ubranej kobiety. „Czy ona nie wie, jak głupio wygląda?" - dziwimy się. No właśnie. Boimy się (zwłaszcza w łóżku), że ktoś spojrzy na nas i pomyśli - „Czy ona nie wie, że jest gruba?". Wolimy nazwać rzeczy po imieniu, nim zrobi to on. Zakładamy, że zauważył centymetr kwadratowy celluli-tu na łokciu i chcemy mu pokazać, że o nim wiemy. Ale warto pamiętać, że mężczyźnie, który poszedł z nami do łóżka, najpewniej się podobamy - nawet nie dostrzegł wady, o której ciągle mówimy. A nawet jeśli coś zauważył, to widać problem nie jest dla niego tak odpychający lub - co ważniejsze - nie stanowi najbardziej zauważalnej cechy naszego ciała. Nie doprowadzajmy więc do sytuacji, w której tak się stanie! Ciągłe opowiadanie o kompleksach stanowczo pogorszy nam samopoczucie. Siłę potrzebną do rozpoznania i wyeliminowania problemów trzeba znaleźć w sobie. Nawet jeżeli kompleksy zaszczepiło w nas otoczenie, to niestety nikt poza nami nie będzie w stanie ich wykorzenić. Musimy zrobić to samodzielnie. Warto mieć świadomość, że odbicie w lustrze odbiega od obrazu, jaki widzą nasi partnerzy. Zrozumiemy to na przykład dzięki szczerej i pozytywnej rozmowie. Pamiętajmy, że ciągłe mówienie o cellulicie nie przyniesie korzyści - natomiast na pewno da ją szczere przyznanie się do lęków i uczuć. Kobiety i mężczyźni baraszkowali nago w pościeli od zarania dziejów. Seks jest jedną z podstawowych funkcji życiowych TWOJE CIAŁO, TWOJE ZWIĄZKI 167 - jak oddychanie, spanie i odżywianie się. Nie dobudowujmy magiczno-mistycznej otoczki, którą widzimy na srebrnym ekranie. Przecież nie chcemy poczuć, że nie jesteśmy dość piękne, aby grać główną rolę. W seksie nie chodzi o błyszczące włosy, gładkie uda i powiększone piersi. Nie chodzi o twarz wymalowaną makijażem ani o ciało wbite w luksusową bieliznę. Mamy poczuć bliskość drugiej osoby i znaleźć ukojenie w świadomości, że nie ma takiej rzeczy, której nie można razem wyśmiać -począwszy od naszego brzucha po jego owłosione palce u stóp. Pomyślmy, jak ciało może dać rozkosz nam i partnerowi. Wygląd jest zdecydowanie mniej ważny. Trudno odczuwać w łóżku przyjemność, gdy bezustannie martwimy się wielkością pośladków. Niech seks będzie dla nas tym, czym w rzeczywistości jest - nie występem, który może zdobyć Oscara za reżyserię, dźwięk i grę aktorską. Na ceremonii rozdania Oscarów zawsze są przegrani. Natomiast kiedy wraz z partnerem w sypialni poczujemy się swobodnie i rozprawimy z kompleksami, to zwyciężymy oboje. I wreszcie - co również jest sprawą pierwszorzędnej wagi -w związku musimy czuć się pewnie i bezpiecznie. Jeżeli tak nie jest, mniej wymagamy od partnera i od siebie. Mężczyzna akceptuje zdradzającą żonę, ponieważ uważa, że z powodu brzucha i łysiny i tak nie znajdzie nic lepszego. Kobieta wytrzymuje z mężem używającym wobec niej przemocy, gdyż jej wiara w siebie została zachwiana do tego stopnia, że w jej mniemaniu nikt jej nie zechce, gdy opuści męża. Bezpieczniej jest tkwić w złym związku, niż zaryzykować i spróbować stworzyć dobry. Odejście i chęć osiągnięcia czegoś lepszego wiążą się z ryzykiem. Mając niską samoocenę, podejmujemy je niechętnie. Brakuje nam wiary w siebie. Wydaje nam się, że naszym przeznaczeniem jest obecny, nieodpowiedni partner albo samotność. Pierwsza wersja wygląda nieco lepiej. Aby podważyć 168 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... prawdziwość tej teorii, musimy ją przetestować. Spójrzmy na swoje obawy logicznie. Zastanówmy się, ile mamy do zaoferowania i jakie są rzeczywiste szanse, że zostaniemy same do końca życia. Nie należy się obawiać okresu samotności. Być może ta chwila jest nam potrzebna, aby podreperować samoocenę, odzyskać pewność siebie i znowu zmierzyć się z życiową ruletką. Niskie poczucie własnej wartości jest destrukcyjne. Uważamy, że nie zasługujemy na wiele, a w rezultacie nisko mierzymy i oczywiście niewiele osiągamy. Łatwo zrozumieć tę prawidłowość, ale znacznie trudniej ją zmienić. Jeśli przez lata czułyśmy, że nie zasługujemy na dobra, którymi cieszą się inni, to trudno nagle zacząć wierzyć, iż jest na odwrót. Ale to właśnie musimy zrobić. Ni mniej, ni więcej. Pozbądźmy się przeświadczenia, że wygląd wyznacza szczebel kariery, na jakim powinnyśmy być. Albo osobę, z którą mamy się umawiać. Samochód, jakim należałoby jeździć. Łatwo obwiniać innych za stereotypowe traktowanie, ale w ostatecznym rozrachunku to do nas należy przełamanie stereotypu i określenie wrażenia, jakie wywieramy na innych. Nasza wartość znacznie przewyższa wytarty frazes, że pulchne dziewczęta są wprawdzie wesołe i zabawne, ale nie stanowią obiektów pożądania. Kto powiedział, że dziewczętom nie podobają się chudzi mężczyźni? Wyjdźmy myślą poza stereotyp i opracujmy własny pakiet PR. Stereotypy i frazesy tracą aktualność, gdy je odrzucimy i zaczniemy pracować nad samooceną. Po prostu wybierzmy sposób myślenia, który pozwoli nam uwierzyć, że jesteśmy więcej warte. TWOJE CIAŁO, TWOJE ZWIĄZKI 169 ZADANIA NA WYNOS Teraz sprawa powinna być już jasna - aby polubić siebie, trzeba zrozumieć, że stosunek do własnego ciała jest równie ważny jak wygląd. Skupiamy się na estetycznych walorach ciała, zapominając o jego funkcjonalności. Powinno się nam podobać samo pływanie, taniec czy seks, tymczasem my bardziej przejmujemy się wyglądem. Takie podejście wpływa na samopoczucie i zachowanie w relacjach - od poznania nowych ludzi po intymne zbliżenie w sypialni. Pamiętamy przerażenie, jakie odczuwamy, gdy ktoś po raz pierwszy widzi nas nago. Jednak teraz wiemy już, że nie my jedyne na świecie mamy kompleksy na punkcie własnego ciała, i wypada to przyjąć. Aby zatem nabrać lepszego stosunku do własnego wyglądu w relacjach z innymi ludźmi, należy: -spojrzeć na ciało w kategoriach funkcjonalności, a nie wyłącznie estetyki, - pamiętać, że inni też mają kompleksy, - uświadomić sobie, że wygląd obiektu nie musi wpływać na emocje, jakie w nas wywołuje. W części tego rozdziału zajęłyśmy się seksem, więc niektóre zadania na wynos będą bardziej pikantne od pozostałych. ZADANIE 1 Na podstawie informacji zawartych w tym rozdziale przemyśl założenia, które mogą powodować, że czujesz się niepewnie lub nieswojo w sytuacjach towarzyskich. Pamiętaj - z lękami najlepiej poradzimy sobie wtedy, kiedy odkryjemy ich źródło. Docierając do korzeni negatywnych przekonań, będziemy na dobrej drodze do zmniejszenia stresu. Rozpoznane problematyczne założenia należy zakwestionować, a następnie sformułować alternatywne myśli, które będą bardziej przydatne i konstruktywne. Na przykład: 170 IUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... Założenie wywołujące niepokój w sytuacjach towarzyskich Problem związany z takim założeniem Alternatywne myśli, które podważą założenie Wystarczy, że ktoś zobaczy mój ogromny nochal. Znowu będzie jak w szkole. Nikt mnie nie polubi. Wyciągam pochopne wnioski. Nie ma żadnych dowodów, że dana osoba nie polubi mnie ze względu na nos. Czyniąc takie negatywne założenie, mogę zachowywać się defensywnie i zrobić fałszywe wrażenie. Skupiam się na elementach, których w sobie nie lubię, zamiast koncentrować się na rzeczach ciekawych, które mi się podobają. Nos nie określa relacji z otoczeniem! Robię to ja! Jeśli będę wierzyć w siebie, pokażę innym, jaka jestem i co w sobie lubię, to skupią uwagę właśnie na tych aspektach. Jeśli ktoś ma problem z wielkością mojego nosa, to chyba i tak wolałabym się z nim nie przyjaźnić. Uzupełniaj tabelkę, zapisując wszystkie przekonania, które wywołują lęk. Zastanów się, czy są uzasadnione. Jak wpływają ci na samopoczucie i zachowanie? ZADANIE 2 Na początku może ci się nie podobać, ale zaufaj mi. Aby poczuć się swobodnie nago przy innej osobie, najpierw musisz tak się poczuć swobodnie ze sobą. Stań przed lustrem i skup się na pięciu rzeczach, które lubisz w swoim wyglądzie (wymieniłaś je w rozdziale 1). Teraz napełnij wannę wodą, płynem do kąpieli, pachnącą solą albo olejkiem relaksującym i weź długą, rozkoszną kąpiel. Odpręż się i skoncentruj na pięciu wymienionych cechach. Dlaczego ci się podobają? Teraz pomyśl o częściach ciała, których nie lubisz. Kto lub co kazało ci mieć do nich taki stosunek? Spróbuj znaleźć w nich coś pozytywnego. Coś dobrego w ich wyglądzie lub poczuciu, jakie wywołują. Zostań w wannie dopóty, dopóki nie poczujesz się zupełnie zrelaksowana. Teraz wyjdź, wytrzyj się i włóż szlafrok. Stań przed lustrem z zamkniętymi oczyma. Zdejmij szlafrok i znowu skup się na pięciu ulubionych częściach ciała. TWOJE CIAŁO, TWOJE ZWIĄZKI 171 Otwórz oczy. Co czujesz? Czy wstydzisz się jakichś części ciafa? Jeśli tak, to dlaczego? Czy wolałabyś, aby nikt nie dotykał jakiejś części ciała? Jeśli tak, to dlaczego? Przypuśćmy, że ktoś zobaczy cię nago. Co w najgorszym razie mogłoby się zdarzyć? Zastanów się nad tym dobrze i doprowadź wyobrażoną sytuację do logicznego rozwiązania. 172 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... Czy te obawy są zasadne? Jak myślisz, czy poradziłabyś sobie w takiej sytuacji? Jeśli tak, to w jaki sposób? Jeśli nie, to dlaczego? Właśnie zaczęłaś zmieniać scenariusz w odniesieniu do wyglądu i poczucia własnej wartości. Dzięki temu ćwiczeniu pojmiesz, że ciało może czuć się świetnie, mimo że nie jest idealne. Jeżeli w trakcie tego ćwiczenia zauważysz negatywne emocje wobec jakiegokolwiek aspektu swojego wyglądu, zastanów się nad ich źródłem. W jaki sposób cię ograniczają? Nie oczekuję cudu w jedną noc, po której pokochasz wszystko, co następnego dnia zobaczysz w lustrze - ale wiem, że jeśli przez jakiś czas będziesz spoglądać na siebie trzeźwo i podważysz negatywne przekonania, to docenisz siebie jako osobę i nauczysz się lubić swoje ciało. Teraz idź do sklepu i kup sobie bieliznę, której inaczej nigdy byś nie kupiła. Niech to doświadczenie sprawi ci przyjemność - wybierz coś, co podkreśli twoje atuty. Po powrocie do domu załóż bieliznę i stań przed lustrem. Co ci się w sobie podoba? Albo nie - TWOJE CIAŁO, TWOJE ZWIĄZKI ? mam lepszy pomyst. Stań przed partnerem i zapytaj, czy podoba mu się to, co widzi. ZADANIE 3 Nie zapomnij - kiedy następnym razem znajdziesz się w bardzo intymnej sytuacji, skup się na przyjemności płynącej z dotyku partnera i swojego. OD ÓSMEJ DO SZESNASTEJ -OBRAZ CIAŁA W MIEJSCU PRACY Kiedy w damskiej łazience usiłowałam wyrwać gigantyczny czarny włos, który wyrósł mi między brwiami, weszła Felicity Lusb, szefowa Jamesa. Felicity można uznać za istną piękność - jest wysoka, ma długie, błyszczące, brązowe włosy, wielkie zielone oczy i idealną figurę. Zawsze nieskazitelnie się ubiera i wygląda, jakby przed chwilą zeszła z planu reklamy odżywki do włosów. Rozpoczęłyśmy pracę w tym samym dniu, ale Felicity awansowała znacznie szybciej ode mnie. Właściwie nic w tym dziwnego, skoro wszystkie dobre stanowiska w tej firmie są, zdaje się, zarezerwowane dla osób takich jak ona -atrakcyjnych ludzi sukcesu, idoli wszystkich nastolatków. Felicity ma wszystko - nieprzeciętną inteligencję, nieprzeciętną urodę i na dodatek wspaniałą pozycję zawodową. Wszyscy ją lubią i- choć przyznaję to z prawdziwą niechęcią - jest naprawdę sympatyczna, i zawsze świetnie się z nią rozmawia. Uśmiechnęła się do mnie i zaczęła zmywać atrament z idealnie wypielęgnowanego palca. - Co u ciebie, Sarah? OD ÓSMEJ DO SZESNASTEJ - OBRAZ CIAŁA W MIEJSCU PRACY 175 - A, wiesz, jak jest... Życie to papier toaletowy - nie mam pojęcia, dlaczego nagle zaczęłam cytować napisy ze szkolnych ławek. Chyba chciałam uchodzić za wyluzowaną. - Zaczyna cię nudzić praca? -Nie robię nic ciekawego. Całymi dniami siedzę w fioletowym boksie, otoczona fakturami. - Wolałabyś coś bardziej kreatywnego? -Chyba tak... sama nie wiem. Osoby zatrudnione na kreatywnych stanowiskach są znacznie bardziej... kreatywne ode mnie -„apoza tym szczuplejsze i ładniejsze", pomyślałam. - Daj spokój. James i inni faceci w naszym zespole zachwycają się twoim poczuciem humoru. Szykuje się parę wolnych etatów w moim dzidę. Podeślij podanie i życiorys. Przejrzę je - może znajdziemy ci pracę, w której poczujesz się bardziej spełniona... -Przepraszam, co James o mnie mówi...? - Ze podoba mu się twoje poczucie humoru i jesteś bardzo fajna. - Fajna do wyjścia na piwo czy fajna, bo dobrze się przy mnie czuje? - Eee... Chyba to drugie. -Naprawdę? -James ci się podoba? - Komu - mnie?! Skąd! Zwariowałaś? No, może trochę. Tak naprawdę to tak... Bardzo. Kazałam Felicity przysiąc na wypielęgnowane paznokcie, że nie powie o niczym Jamesowi. Stwierdziła, że to ja powinnam mu powiedzieć, ho bylibyśmy świetną parą. Poza tym mam złożyć podanie o pracę, gdyż najwyraźniej nie czuję się szczęśliwa w swoim fioletowym boksie. Rozmowę przerwał nam odgłos spuszczanej wody. Czym prędzej wyszłyśmy z toalety. Kiedy później widywałam Felicity, ona za każdym razem porozumiewawczo do mnie mrugała. A na widok Jamesa natychmiast uciekałam, przerażona, że już wie o moich uczuciach... 176 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... W ostatnich latach miejsce pracy nabrało nowego znaczenia. Nie chodzimy tam, aby -jak dawniej - zarobić pieniądze na życie. Teraz idziemy do pracy, aby pokonać wyzwania, osiągnąć cele i rozwinąć osobiste ambicje. Romansujemy przy dystrybutorach z wodą źródlaną, nawiązujemy przyjaźnie przy kserokopiarkach i obgadujemy wrogów w pobliskich barach, do których idziemy w przerwie na obiad. Wygląd jest w miejscu pracy ważny - zarówno w kontekście pozycji społecznej, jak i kariery. Poczucie, że nie prezentujemy się w dobrym świetle ze względu na problemy z postrzeganiem ciała, może wpłynąć nie tylko na nasze interakcje z otoczeniem w pracy, lecz również na ambicje zawodowe. Zaczynamy wierzyć w mit, że piękni ludzie są bardziej kompetentni i odnoszą większy sukces niż ich mniej urodziwi koledzy. Niektóre osoby wyglądają, jakby były skazane na powodzenie, prawda? Promienny uśmiech, błyszczące włosy, idealne ciało - trudno sobie wyobrazić, że coś może im się nie udać. Wyobraźmy sobie człowieka sukcesu, powiedzmy - dyrektora jakiegoś ogromnego przedsiębiorstwa. Albo osobę, która zrealizowała swoje życiowe ambicje. Niezależnie od płci, przed oczami nie jawi nam się osoba nieatrakcyjna. Zakładamy, że sukces idzie w parze z urodą. I mówimy sobie, że gdybyśmy tylko były chudsze / grubsze / wyższe / niższe, to na pewno dostałybyśmy awans. Myślimy: „Nie ma sensu mówić o swoich pomysłach na zebraniu - i tak zakasuje mnie Rachel, zawsze pewna siebie, no i oczywiście piękna". Usprawiedliwiamy swoje porażki, zrzucając winę na wygląd. Podważamy kompetencje ślicznotki z działu księgowości, sprowadzając jej osiągnięcia do urody. Jak zatem jest naprawdę? Czy uroda ma znaczenie w miejscu pracy? Okazuje się, że może wpłynąć na powodzenie lub porażkę w zawodzie. Badania wykazały, że osoby uchodzące za atrakcyjne bywają faworyzowane. Chętniej oferuje się im po- OD ÓSMEJ DO SZESNASTEJ - OBRAZ CIAŁA W MIEJSCU PRACY 177 moc, znajdują lepszą pracę i zdobywają większy wpływ na innych niż osoby mniej atrakcyjne. Ludzi urodziwych uznaje się za bardziej towarzyskich. Przeważnie mają więcej pewności siebie, więc częściej wykazują lepsze umiejętności społeczne i podejmują ryzyko w celu rozwinięcia kariery. Tak więc znowu sprawa zasadniczo sprowadza się nie do lepszego ciała, lecz lepszego postrzegania ciała. Na atrakcyjne osoby patrzy się pozytywnie, a to zwiększa ich wiarę w siebie. Wiara w siebie dobrze wpływa na umiejętności społeczne, dzięki którym urodziwe osoby są pozytywnie odbierane przez otoczenie. Tak naprawdę bowiem atrakcyjność, tę przysłowiową iskrę Bożą, i wiarę w siebie znajdziemy w sobie, jeśli popracujemy nad podejściem do siebie. W rzeczywistości osobom atrakcyjnym nie wiedzie się lepiej wyłącznie dlatego, że inni tak je widzą. Znacznie ważniejszy jest ich stosunek do siebie. A to może zmienić każdy, niezależnie od wyglądu. SUKCES I URODA Wielu naukowców interesowało się tym, dlaczego - jako społeczność kulturowa - kojarzymy piękno z cechami takimi jak dobro i powodzenie, a brzydotę ze złem i porażką. No i co się okazało? Wszystko zaczyna się już w dzieciństwie. Jak się przekonałyśmy, wiele najgłębszych przekonań o otaczającym nas świecie wywodzi się z informacji i komunikatów, które odbieramy jako dzieci. Jeśli w każdej bajce przeczytamy, że dobrzy bohaterowie są piękni, a źli - brzydcy, w każdej kreskówce zwycięzca jest ładny, a przegrany nieatrakcyjny, to dostrzeżemy prawidłowość, że ładny = dobry, a brzydki = zły. Można by pomyśleć, że z czasem się opamiętamy. Domy-ślimy się, że skoro księżniczki nie zapadają w stuletni sen, a pocałowana żaba nie zamienia się w księcia, to nie wszyscy 178 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... piękni ludzie są dobrzy i odnoszą sukcesy. Niestety jednak, tę bajkę wpycha się nam na siłę również wtedy, kiedy wyrośniemy z bajek dla dzieci. Przemysł filmowy i inne media odgrywają kolosalną rolę w dyktowaniu nam, jak powinno wyglądać życie - defekty urody pokazuje się rzadko i zazwyczaj w zestawieniu z wadami charakteru. Nawet jeżeli na początku filmu główny bohater jest mało atrakcyjnym fajdapą,to nim na ekranie pojawią się napisy końcowe niezawodnie zmieni się w dzielnego przystojniaka. Osobom upośledzonym lub w jakiś sposób zdeformowanym w zasadzie nie daje się głównych ról, a przy rzadkich okazjach reżyser skupia się na naturze upośledzenia, nie zaś jednostki. Przekaz że sukces ma ładną twarz, wprowadza się też do innych sfer naszego życia. Taki komunikat niosą broszurki reklamowe firm, na których pięknie uśmiechają się przystojni dyrektorzy, oraz prezenterki programów dla dzieci, które mogłyby z powodzeniem zdobić karierę jako modelki. Wszystko wokół mówi, że aby odnieść sukces, powinnyśmy wyglądać w określony sposób. Sprzedaje nam się przekonanie, że istnieją „profesjonalne" stroje i fryzury, które pomogą nam zrobić karierę. Jakkolwiek na to spojrzeć, jesteśmy bezustannie bombardowane obrazami ludzi sukcesu, którzy zawsze są atrakcyjni. Badania pokazują przygnębiającą prawidłowość. Kiedy mamy kompleksy na punkcie wyglądu, uważamy, że powinnyśmy niżej mierzyć i na mniej zasługujemy. Istnieją na przykład dowody, że nastolatki z trądzikiem mają mniejsze ambicje zawodowe niż ich rówieśnicy bez problemów z cerą. Takie poczucie bycia gdzieś nie na miejsca wywodzi się z najgłębszych przekonań i założeń, że osoby atrakcyjne mają lepsze życie. Ludzie sukcesu posiadają określone walory zewnętrzne - jeśli ich nam brakuje, to znaczy, że mamy nikłe szanse na powodzenie. Z takimi przekonaniami trudno nam będzie wypracować niektóre pozytywne cechy charakter1- 1' na przykład wysoką samo- OD ÓSMEJ DO SZESNASTEJ - 0&HAZ CIAtA w MIEJSCU PRACY 179 ocenę, wiarę w siebie i umiejętności społeczne potrzebne do osiągnięcia sukcesu. Gdy uważamy, że ludzi odpycha wielkość naszych uszu, to zabraknie nam pewności potrzebnej do działania, korzystania z okazji i podejmowania ryzyka - a to przecież są niezwykle istotne elementy rozwoju kariery. Sposób myślenia właściwie programuje nas na mniejsze ambicje. Wiele lat temu ludziom wmawiano, że niektóre zawody pozostają poza ich zasięgiem ze względu na sytuację społeczną lub ekonomiczną. Dzisiaj ambicje bywają warunkowane wyglądem fizycznym. Nie jesteśmy dość dobre, więc mamy poczucie, że nie osiągniemy tego, co w naszym mniemaniu jest przywilejem „pięknych" - na przykład prestiżowego stanowiska. Negatywny stosunek do własnego wyglądu najczęściej prowadzi do negatywnego podejścia do osiągnięć, na jakie nas stać w życiu. Możemy się spodziewać rozczarowania i dlatego drżeć na samą myśl o czymś nowym. Po prostu brakuje nam wiary w siebie. Niedawno przeprowadzone badania, sponsorowane przez NAAFA* z siedzibą w San Francisco, wykazały, że jedynie 9 procent mężczyzn zatrudnionych na najwyższych stanowiskach kierowniczych ma nadwagę. Może to wskazywać na dyskryminację mężczyzn z nadwagą, ale przyczyną równie uprawnioną może być u nich brak pewności zawodowej. W naszym społeczeństwie panuje głęboko zakorzenione przekonanie, że dobre rzeczy zdarzają się tylko ludziom pięknym. Trudno się wyzbyć tej mentalności. Ale trudne zamierzenia nie są niemożliwe. Można oddzielić ambicje zawodowe od wyglądu; powodzenie tego przedsięwzięcia zależy wyłącznie od nas. Wystarczy uważnie przemyśleć te dwie sprawy -czy coś w ogóle je łączy? Czy jakiś mężczyzna musi mieć ładną skórę, żeby być rewelacyjnym prawnikiem? Czy jędrne i ster- National Associacion to Advance Fat Acceptance - Stowarzyszenie na rzecz Akceptacji Otyłości (przyp. dum.). 180 LUSTEREC2KO, POWIEDZ PRZECIE... czące piersi spowodują, ze jakaś kobieta będzie lepszym lekarzem? Oczywiście, że nie. Zbyt często doszukujemy się związku między naszym wyglądem a osiągnięciami i to do nas należy zmiana takiego toku rozumowania. To prawda, badania dowodzą, że przychylnie reagujemy na atrakcyjność. Jednak wykazano też, że otoczenie uzna nas za bardziej atrakcyjne, gdy zyskamy pewność i wiarę w siebie. Jeśli mamy poczucie, że pieprzyk na nosie jest w nas najważniejszy i najbardziej widoczny, to z czasem rzeczywiście tak się stanie. Nie definiujmy siebie w kategoriach pojedynczej nielubianej cechy - sprowadzamy się tym samym do absolutnego minimum. Skupiamy się na jakimś defekcie, a następnie zaczynamy wierzyć, że otoczenie robi tak samo i nie traktuje nas poważnie. Uznajmy pieprzyk za maleńką część siebie, która nie może przecież określać naszej osobowości. Wówczas wraz z otoczeniem skoncentrujemy się na sumie wszystkich zalet. W rezultacie pieprzyk na nosie nie będzie miał znaczenia ani dla nas, ani dla innych. Niech kompleksy nie mają wpływu na nasz wizerunek w oczach innych ludzi. To my powinnyśmy decydować o wrażeniu, jakie robimy. Kiedy więc następnym razem wejdziemy na zebranie, nie dajmy się kompleksom na punkcie wyglądu. Nie dyskutujemy przecież o wielkości swojej pupy, więc dlaczego ma ona mieć związek z powodzeniem w interesach? KONKURS PIĘKNOŚCI Po pamiętnym spotkaniu w damskiej toalecie zadzwoniłam do Trudy i Antonia. Chciałam im powiedzieć, że Jamesowi podoba się moje poczucie humoru. Zwołałam kryzysową naradę w porze lunchu, aby szczegółowo przeanalizować znaczenie uzyskanych informacji. Umówiliśmy się w barze kanapkowym u Luigiego, który powitał mnie gigantyczną kawą ze spienionym mlekiem. OD ÓSMEJ DO SZESNASTEJ - OBRAZ CIAŁA W MIEJSCU PRACY 181 -?? ?? zawsze! -powiedział ciepło (najwyraźniej ucieszył się, że zrezygnowałam z diety). Trudy i Antonio siedzieli już przy okrągłym stoliku obok odtwarzacza płyt kompaktowych. W barze panowała świąteczna atmosfera, bo Luigi puścił skoczne kolędy. Usiadłam, zdjęłam szalik i zagłębiłam się w szczegółowy opis sytuacji. - Zdecydowanie powinnaś złożyć podanie o tę pracę -powiedziała Trudy. - Zdecydowanie powinnaś nałożyć błyszczyk na usta i pocałować tego Jamesa - powiedział Antonio. Zachichotaliśmy. Sącząc kawę z pianką, podałam im całą listę powodów, dla których to kompletnie nie miałoby sensu. - W biurze jest przynajmniej tuzin osób, które mają znacznie lepsze kwalifikacje i, szczerze mówiąc, znacznie lepszą figurę. Kogo próbuję oszukać! Konkurencja będzie ostra. Marjory Simpson właśnie załatwiła sobie parę nowiutkich jędrnych piersi, a Amy Rydale tak schudła, że z biodrówkek wystaje jej cała miednica. Poza tym nadal mam zaniżone poczucie własnej wartości z powodu wagi. Lepiej zaczekać na lepsze czasy i nastrój. Potem pomyślę o pracy i Jamesie. - Chyba zejdę z nudów - stwierdziła Trudy, wznosząc oczy do nieba. - O co ci chodzi? - Posłuchaj. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i bardzo cię łubie, ale naprawdę musisz wreszcie zrozumieć, że świat nie kręci się wokół twojego tyłka. Nie kręci się. Nikogo to nie obchodzi - tylko ciebie. Przestań się wreszcie babrać w przekonaniu, że masz odrażające ciało. Może otworzysz oczy i dostrzeżesz, ilu osobom naprawdę się podobasz! - Tak, na przykład Luigi marzy o tobie nad suszonymi pomidorami - dodał Antonio. - Rozmawialiśmy o tym na zajęciach z psychologii w zeszłym tygodniu. Problemem nie jest twoje życie, ale to, jak je widzisz. Nie musisz chudnąć, żeby cokolwiek udowadniać. James i ta praca nie są dla ciebie za dobre! 182 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... -Jasne, oboje ucieszyliby się, że ją mają, prania, pani Freud? -zachichotał Antonio, patrząc na Trudy. Spodziewałam się innej reakcji. Zamiast powiedzieć Trudy, że nie ma pojęcia, o czym mówi, a ja nie zamierzam być jej psychoterapeutycznym królikiem doświadczalnym, siedziałam nieruchomo, gapiąc się na nich bez słowa. Spojrzałam na Luigiego. Wpatrywał się we mnie, zdrapując zaschnięty ser z opiekacza. Pomyślałam, że Trudy (ze swoim irytującym bełkotem psychologicznym o tym, że świat do nas należy) może jednak mieć rację. - Podaj biszkopcik - szczeknęłam. - Nie złość się, my tylko próbujemy ci pomóc. To nie na was jestem zła -pomyślałam. -Jestem wściekła na siebie. Wszystkie wiemy, co przytrafiło się Królewnie Śnieżce. Macocha dowiedziała się od głupiego lustereczka, że już nie jest najpiękniejsza w świecie, i w napadzie szalonej zazdrości rozkazała Śnieżkę zabić. Na pewno znamy ukłucie zazdrości, a nawet niechęci wobec innej kobiety. Zwłaszcza tej, która zdaje się zagrażać naszej karierze. Kobiety wychowano tak, aby akceptowały to, że ocenia się je pod kątem wyglądu w stopniu znacznie większym niż mężczyzn. W środowisku pracy mężczyźni zazwyczaj wiedzą, że będą oceniani na podstawie inteligencji i kompetencji. Kobiety natomiast miewają poczucie, że kryteria używane do ich oceny są znacznie szersze. W ich przekonaniu pod rozwagę można wziąć figurę, twarz oraz seksapil. W kobietach zaszczepiono szczególną wrażliwość na punkcie wyglądu - obcą zdecydowanej większości mężczyzn. W poprzednich rozdziałach powiedziałyśmy, że za pomocą kobiecego ciała próbuje się sprzedać niemal wszystko - dlatego bywamy bardziej świadome osądów i ocen, jakim się nas poddaje. Mamy skłonność do szukania potwierdzenia własnej wartości u innych. Mężczyźni nato- OD ÓSMEJ DO SZESNASTEJ - OBRAZ CIAŁA W MIEJSCU PRACY 183 miast, cenieni za kompetencje, nie mają tak wielkiej potrzeby aprobaty przez otoczenie. Pod wieloma względami koncepcja piękna podtrzymuje rywalizację między kobietami. W procesie rozwoju kultury wyrobiono w nas przekonanie, że fundament naszej tożsamości stanowi uroda, jesteśmy zatem podatne na aprobatę otoczenia. Szukamy jej wszędzie - od partnerów po pracodawców. To zdecydowanie obniża samoocenę. Potrzeba rywalizacji z innymi kobietami staje się „normalnym" i koniecznym elementem strategii przetrwania. Skłonność do walki o cudze względy przenosimy do pracy. Tutaj toczy się prawdziwa wojna między kobietami. Miłe panie, przygotować szminki! Do biegu gotowe? Naprawdę mamy wrażenie, że pozostajemy w ciągłej rywalizacji z innymi kobietami. A konkurujemy przede wszystkim w dziedzinie wyglądu, gdyż nauczono nas, że za to jesteśmy cenione. Kiedy dowiadujemy się, że w naszym dziale zatrudniono nową pracownicę, to najpierw chcemy wiedzieć, jak wygląda i czy stanowi dla nas zagrożenie - choć czasem trudno się do tego przyznać. Najsmutniejsze zaś jest to, że rywalizując w ten sposób z koleżankami z pracy, prawimy sobie kiepski komplement. Przecież utrwalamy przekonanie, że nie mamy nic innego do zaoferowania! Nawet jeśli dochodzimy do logicznego wniosku, że koleżanki w pracy powinny konkurować ze sobą pod względem doświadczenia czy inteligencji, to przeważnie rywalizacja sprowadza się do najbardziej błyszczących włosów, najjaśniejszego uśmiechu, najdłuższych nóg. I znowu przyczyną takiego stanu rzeczy jest nasz stosunek do płci przeciwnej. Jako że w większości społeczeństw (w tym i w naszym) potęga ekonomiczna należy zasadniczo do mężczyzn, kobiety są przeświadczone, że muszą ze sobą rywalizować o ich zainteresowanie i posiadane przez nich środki. Stereotypy mówią, że głównym celem kobiety jest znalezienie męż- 184 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... czyzny, więc każda inna kobieta stanowi konkurencję. Dlatego wyjście do pracy to znacznie więcej niż jedynie wstanie z łóżka i wejście do samochodu. Odwieczny stereotyp kobiety jako obiektu seksualnego, a nie poważnego rywala w pracy, jest utrwalany fałszywym wymogiem atrakcyjności. Niektórzy szefowie utwierdzają nas w przekonaniu, że nie ceni się nas za nic innego. Szczególnie tracą kobiety, które są obiektem pożądania szefa. Mężczyźni czasami traktują swoje podwładne jako jeden z przywilejów stanowiska. Nawet obecnie - kiedy przypadki molestowania seksualnego traktuje się znacznie poważniej niż kiedyś - w niektórych firmach nadal obowiązuje relacja pana i służącej, gdzie sekretarka robi wszystko, żeby przypodobać się szefowi. W zasadzie do niedawna kobiety miały do wyboru jedynie dwa rodzaje stanowisk: a) stereotypowej, głupiutkiej blond sekretarki lub b) zaniedbanej, nienawidzącej mężczyzn i ostrej dyrektorki. Tylko pozazdrościć. Kiedy zdałyśmy sobie sprawę, że wbrew stereotypom kobiecość i kompetencja nie muszą się wzajemnie wykluczać, odrzuciłyśmy te schematy i dostosowałyśmy wymogi zatrudnienia do własnych potrzeb. Z mody wyszły męskie garnitury z wielkimi poduszkami, które miały nas upodobnić do kolegów. Do firm przyszły kobiety wyglądające i myślące jak kobiety - profesjonalistki, przekonane, że ich wartością są umiejętności i kompetencje. Niektóre z nas nawet zdały sobie sprawę, że rywalizowanie z koleżankami o urodę jest upokarzające, demoralizujące i błędne, gdyż w tym wyścigu nie ma zwycięzców. No, może poza pracodawcą mężczyzną. On wykorzysta tę walkę i przytrzyma koleżankę niżej. Odwróci jej uwagę od istotnych kwestii; dopilnuje, aby nie wspięła się po stopniach kariery i zagroziła mu realnie. Niezależnie od uznawanych przyczyn rywalizacji między kobietami, powinnyśmy uznać część odpowiedzialności, jaką ponosimy za jej podtrzymanie. Możemy się uskarżać na sek- OD ÓSMEJ DO SZESNASTEJ ~~ OBRAZ CIAŁA W MIEJSCU PRACY 185 sizm kol^S°w w ?????> a^e wiele z nas utrwala ideologię męskiej doi*llnacJi za każdym razem, kiedy wchodzi do biura. Dzieje si? c wówczas, gdy mierzymy swoją wartość w kategoriach wy$ ^U raczej niż umiejętności zawodowych i przyłączamy się d° ^alki z innymi kobietami. Jak więc uniknąć rywalizacji w ty01 uniwersalnym konkursie piękności? Najpierw piożemy zakwestionować kilka tak zwanych prawd, które wpaja nam społeczeństwo: Uroda nie jest warunkiem koniecznym do zdobycia sukcesu lub \vładzy. Niezależnie od tego, co chciałoby nam vvmowic otoczenie, mamy inne, znacznie ważniejsze zalety, Które pomogą nam w realizacji zamierzeń. Wystarczy przyjrzeć się najski4teczmejSZym kobietom w dzisiejszej polityce -mają tyle do powiedzenia (niezależnie od tego, czy się z nimi zgadzamy, czy ????), że rzadko kiedy zwracamy uwagę na ich wygląd. Uroda nie jest najwyższym dobrem, jakie kobieta może ??? innym. Fakty mówią same za siebie - dziewczęta regularnie dostają lepsze oceny od chłopców w szkołach podstawowych i średnich,. Obecnie kobiety zajmują najbardziej wpływowe stanowiska w kręgach handlu i przemysłu. Są inteligentne i pracowite. W środowisku rolników - nawet w przypadku nierównych środków - plony zbierane przez kobiety przynajmniej dorównują plonom zbieranym przez ich kolegów! Uroda nie jest ideałem, do którego należy dążyć - jak wolność, sprawiedliwość czy równość. Jest raczej ulotnym, zmiennym kapfySem losu, zależnym od tylu opinii i wartości, ze w ostateczuym rozrachunku staje się pojęciem narzuconym, umownym. Stanowi zatem kiepski fundament samooceny. Mówiąc wprost _ dążenie do bycia piękną nie zda egzaminu, jesh celem jest lepsze samopoczucie. Panowania nad wyglądem nie jest tożsame z panowaniem nad życiem Zmiana lub pielęgnacja wyglądu zadziała 186 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... dopiero wtedy, kiedy poprawi postrzeganie ciała. Cechy konieczne do osiągnięcia powodzenia w jakimkolwiek zawodzie zdecydowanie bardziej dotyczą zdolności niż wyglądu. Sztuczna nić łącząca urodę z sukcesem wynika z negatywnego założenia o istnieniu wzajemnej relacji, podsycanego niską samooceną i złym obrazem ciała. Jeżeli podważymy negatywne myśli, które przypisują ogromne znaczenie wyglądowi i odbierają je osobowości, to zrobimy krok w kierunku lepszego postrzegania ciała i wyższej samooceny. Spójrzmy na kryteria, jakie same wyznaczamy. Uważamy, że gdybyśmy były ładniejsze, to poważniej by nas traktowano na zebraniach albo dostałybyśmy awans. Czy to logiczne? Absolutnie nie! Znaczenie, jakie przywiązujemy do wyglądu, zależy wyłącznie od nas. Pokażmy ludziom coś innego, co mogliby skomentować. W przeciwnym razie będą nas osądzać jedynie na podstawie urody. Znaczenie wyglądu osłabnie, gdy otoczenie będzie pod wrażeniem naszych kompetencji i polubi nas za ciepło. Obarczając defekty aparycji winą za niepowodzenia w pracy, działamy nieracjonalnie, a poza tym odbieramy sobie okazję do rozwoju i czerpania nauki z błędów. Zrównując sukces zawodowy z urodą, znowu sprowadzamy rzeczywiste osiągnięcia do czegoś tak trywialnego jak wygląd zewnętrzny. Być może zawsze myślimy o ludziach sukcesu jako o osobach pięknych, gdyż niektóre z nich - niewątpliwie bogate, jak na przykład modelki i gwiazdy filmowe - rzeczywiście są atrakcyjne. Należy jednak pamiętać, że ci ludzie - z racji zawodu polegającego między innymi na pokazywaniu się publiczności - znaleźli się w swojej sytuacji po części właśnie dzięki urodzie. Sława gwiazd to jedynie jedna z wielu odmian sukcesu. Wystarczy spojrzeć na najbogatszych ludzi świata czy tych, którym udało się zrealizować niezwykłe zamierzenia, a przekonamy się, że większość ich osiągnięć nie ma nic wspólnego z wyglądem. OD ÓSMEJ DO SZESNASTEJ - OBRAZ CIAŁA W MIEJSCU PRACY 187 W ostatecznym rozrachunku to od nas zależy, jak traktuje się nas i szanuje w pracy. Nie ma na to wpływu ani szef, ani koledzy, a już na pewno nie wielkość pupy. To my decydujemy, jakie zachowania otoczenia będziemy akceptować. Jeżeli zakwestionujemy najgłębsze przekonanie o tym, że nasza wartość zależy bardziej od wielkości biustu niż doświadczenia zawodowego, to na pewno nie przegramy. Po prostu odmówimy udziału w wyścigu. Kiedy następnym razem przyłapiemy się na tym, że ze względu na wygląd ograniczamy rozwój kariery, możemy podjąć następujące działania: - Zanotować, dlaczego naszym zdaniem posiadamy kwalifikacje potrzebne do awansu lub zajęcia określonego stanowiska. Następnie napisać, dlaczego się nie kwalifikujemy. Jeśli pierwsza lista jest dłuższa, to składamy podanie. Na co tu czekać? Jeśli dłuższa okaże się druga lista, to staramy się zdobyć dodatkowe kwalifikacje oraz weryfikujemy prawdziwość negatywnych myśli o wyglądzie (jeżeli znajdą się na liście). - Zrobić listę osób, które szanujemy i podziwiamy w swoim zawodzie. Obok ich nazwisk notujemy, co w naszym mniemaniu sprawia, że są dobre. Założę się, że nie przyjdzie nam do głowy sformułowanie „równe zęby". - Zastanowić się, na jakim etapie kariery chcemy się znajdować za pięć lat. Jak zamierzamy go osiągnąć, nie starając się o awanse albo nowe stanowiska? - Zastanowić się, co zdarzyłoby się w najgorszym razie, gdybyśmy złożyły podanie o pracę i jej nie dostały. Porównajmy to z biernością spowodowaną obawą przed odrzuceniem. Który scenariusz teraz wydaje się gorszy? 188 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... I LISTA MARZEŃ Większość z nas opracowuje listę celów, które planujemy osiągnąć w życiu. Przede wszystkim chcemy mieć świetną pracę i przestronny gabinet z widokiem na Tamizę w Londynie lub Central Park w Nowym Jorku. Zostać słynną trenerką delfinów albo pierwszą osobą, która stanie na Marsie. Odhaczając numer jeden na liście, często odhaczamy też inne ambicje - wymarzony samochód, rozległą posiadłość na wsi lub chatkę w górach. Chcemy zdobyć mężczyznę, który prasuje, gotuje i sprząta, a w wolnych chwilach ratuje dzieci głodujące w krajach Trzeciego Świata, względnie paraduje po wybiegu w Mediolanie. Musi cytować Szekspira, oczywiście głosem Barr/ego White'a- Musi uwielbiać naszą matkę i przyjaźnić się z ojcem. Musi być niezaprzeczalnym bogiem seksu. Mężczyzna natomiast chce kobiety z ciałem Heidi Klum i mózgiem Marii Skłodowskiej-Curie. Wybranka musi uwielbiać piłkę nożną i kibicować jego ulubionej drużynie. Musi umieć opowiedzieć parę sprośnych żartów, ale nie za wiele. Musi akceptować wszystko, co powie ukochany, bez błędnych interpretacji, analiz czy zbytniego rozpamiętywania. Krótko mówiąc, każdy chce znaleźć wyjątkową osobę, która jest dla niego stworzona i zapała równie płomiennym uczuciem. Na liście są też inne pozycje. Chcemy mieć grupę wspaniałych i oddanych przyjaciół, którzy nie zawiodą nas w potrzebie. Chcemy mieć najlepsze ciuchy w całym mieście. Wychować trójkę grzecznych i ślicznych dzieci. Zostać pierwszą kobietą, która wejdzie w szpilkach na Mount Everest. Pierwszym brzuchatym piwoszem, który w wieku trzydziestu pięciu lat zostaje gwiazdą futbolu. Zasadniczo wszyscy nosimy w sobie mapę naszego życia z zaznaczonymi na niej ambicjami, które zamierzamy zrealizować. Czasami jednak życie nie układa się dokładnie tak, jak sobie to zaplanowałyśmy. Wymarzony mąż okazuje się kocha- OD ÓSMEJ DO SZESNASTEJ - OBRAZ Cl??? W MIEJSCU PRACY 189 nym i miłym niezdarą, który pracuje w pobliskiej oczyszczalni ścieków i nigdy nie był w Mediolanie. Dwuosobowy super-sportowy wóz okazuje się nieco rozklekotaną fiestą. I zdarza się też, że lądujemy w zatęchłym biurze, gdzie przekładamy papiery, zamiast nawiązywać nić porozumienia z delfinami. Poczucie, że nie realizujemy swoich planów, nie zaliczamy żadnego z punktów na liście, może wpłynąć na stosunek do siebie, obniżyć samoocenę i odebrać wiarę we własne zdolności. A co ważniejsze, kiedy nie najlepiej się ze sobą czujemy, niekiedy wyrabiamy w sobie przekonanie, że nie zasługujemy na spełnienie żadnego z marzeń. Zaczynamy się zastanawiać, dlaczego nie udało nam się osiągnąć wszystkich zamierzeń. Pierwszym powodem, jaki przychodzi nam do głowy, jest wygląd. Niedawno przeprowadzone badania dowiodły, że większość kobiet, które są niezadowolone z własnego ciała, często wini swój wygląd za inne rozczarowania w życiu, w tym niepowodzenia w pracy. Mężczyźni są równie niepoprawni - ankieta przeprowadzona przez magazyn „Men's Health" wykazała, że 75 procent mężczyzn jest niezadowolonych ze swoich kształtów oraz ich wpływu na powodzenie wżyciu. Wygląd staje się pierwszorzędnym kozłem ofiarnym, kiedy nam się nie wiedzie. W rezultacie postrzeganie ciała określa marzenia, na jakie sobie pozwalamy, i ryzyko, na jakie się decydujemy, aby je spełnić. Mówiąc wprost - mierzymy niżej, gdy jesteśmy niezadowoleni ze swojego wyglądu. Postrzeganie ciała miewa ogromny wpływ na oczekiwania wobec życia, gdyż wygląd jest pierwszą rzeczą, którą zauważamy. Prawdziwy problem z takim tokiem rozumowania polega jednak na tym, że czasami zaczynamy żałować, iż nie jesteśmy piękniejsze. Niezależnie od czasu i kontekstu - w okresie dojrzewania czy też po porażce na polu zawodowym - jeżeli zaczynamy fantazjować o ładniejszym ciele, gładszej skórze 190 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... czy subtelniejszych rysach w nadziei, że nas uszczęśliwią, to odmawiamy sobie samoakceptacji, jedynej rzeczy, która może nas uszczęśliwić. Gorzej - pragnienie „nowej siebie" zmusza nas do umniejszenia osoby, którą jesteśmy teraz. Im bardziej chcemy się upodobnić do kogoś innego, tym mniej nam odpowiada nasza osoba. Czyli w ostatecznym rozrachunku unieszczęśliwia nas nie wygląd fizyczny, lecz pragnienie bycia kimś innym. Przypisujemy urodzie zbyt wielkie znaczenie w życiu świata. Kiedy zastanawiamy się, dlaczego nie odezwałyśmy się na zebraniu, winimy grube uda. Gdy analizujemy, dlaczego zamiast naszych przyjęto jej propozycje, dochodzimy do wniosku, że chodzi o wzrost. Znacznie łatwiej jest krytykować i oceniać cechy zewnętrzne niż wewnętrzne. Poza tym takie podejście zwalnia nas od odpowiedzialności. Nawet nie staramy się szukać prawdziwych przyczyn problemów. A może nie dostałyśmy awansu, bo szefowi nie podoba się, że przez pół dnia plotkujemy na korytarzu? Może do pracy zgłosiła się osoba z wyższymi kwalifikacjami? Musimy spojrzeć głębiej i nie zwalać całej winy na zewnętrzne opakowanie. W przeciwnym razie nie wykorzystamy okazji do zajęcia się prawdziwymi przyczynami osobistych porażek. Kiedy za niepowodzenia w pracy winimy urodę, szukamy sobie kozła ofiarnego - musimy coś lub kogoś obwinie za to, że kariera nie rozwija się zgodnie z naszymi oczekiwaniami. I tak - jesteśmy rozczarowane swoim wyglądem, więc obarczamy go dodatkową odpowiedzialnością. Doszukiwanie się powodów niepowodzenia lub odrzucenia jest rzeczą naturalną, ale nie wyciągajmy pochopnych wniosków, że za wszystko odpowiedzialne są defekty urody, jeśli nie mamy na to jednoznacznych dowodów. To nie jest rozwiązanie problemu. Właściwie takie postępowanie jedynie podkreśla i wzmacnia negatywne, irracjonalne myśli dotyczące ciała -rzeczywistą przyczynę złego samopoczucia. OD ÓSMEJ DO SZESNASTEJ - OBRAZ CIAŁA W MIEJSCU PRACY 191 PODEJMOWANIE RYZYKA Nikomu nie uda się zrealizować wszystkich zamierzeń na liście jeżeli nie będzie w życiu ryzykować. Kolejne badania naukowe potwierdzają, że w życiu największy sukces osiągają te osoby, które wierzą w siebie i podejmują ryzyko. Są przygotowane na odrobinę hazardu i nie zawsze grają ostrożnie. Ale rzucenie się na głęboką wodę na oślep, kiedy nie jesteśmy pewne konsekwencji, wymaga wiary w umiejętność przetrwania, jeżeli wynik rozminie się z naszymi oczekiwaniami. Wszystkie znamy przynajmniej jedną osobę, która wykorzystuje każdą okazję i gra odważnie. Może to być koleżanka z pracy, która na zebraniach rzuca pomysłami bez żadnych oznak zdenerwowania lub podejmuje ryzykowne decyzje wbrew życzeniom szefa i w ostatecznym rozrachunku zawsze ubija dobry interes. Aby podejmować ryzyko, musimy w siebie wierzyć. A kiedy jesteśmy niezadowolone z wyglądu lub przejmujemy się jakimś jego aspektem, zaczyna nam brakować pewności siebie. Definiujemy się w kategoriach urody, więc czujemy się niekompetentne i niezręczne w danej sytuacji. Postanawiamy działać zachowawczo - wskoczymy na głęboką wodę, ale blisko brzegu. Wiemy, że wobec tego nigdy nie nauczymy się szybko, pewnie i odważnie pływać, ale przynajmniej nie utoniemy. W chwilach niepewności bezpieczna gra wydaje się najlepszą strategią. Ironia losu polega na tym, że jedyną metodą pozbycia się kompleksów jest konfrontacja z lękami, które nas hamują, a następnie podjęcie ryzyka. Przede wszystkim musimy przyjąć do wiadomości, że nie da się nas sprowadzić jedynie do wyglądu. Nasza osobowość jest znacznie bogatsza. Prawdziwą naturę wyznacza to, co robimy i kochamy, czego boimy się i nienawidzimy, co nas śmieszy i smuci. Zdane egzaminy, poznane osoby, nabyte doświadczenie odebrane nauki. Harcerskie sprawności, z których byłyśmy 192 UJSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... dumne, czy zdjęcia z wakacji nadal wywołujące atak śmiechu. Obwisłe mięśnie naprawdę nie mają większego znaczenia. Określajmy siebie w kategoriach rzeczy istotnych. Poznajmy swoje prawdziwe słabości. Może da się poprawić wydajność pracy. Może za często przerywamy innym w pół słowa. A może powinnyśmy bardziej się udzielać podczas zebrań. Zaakceptowanie rzeczywistych wad i zalet, które w sobie cenimy, zmniejszy znaczenie kompleksów na punkcie ciała. Zaczniemy widzieć siebie w kategoriach osobowości, a nie powierzchowności. Po drugie - wyobraźmy sobie najgorszy możliwy scenariusz. W ten sposób nabędziemy pewność siebie konieczną do podejmowania ryzyka. Zazwyczaj kiedy jakieś przedsięwzięcie nas przeraża, mówimy sobie, że w życiu nie zrobimy takiego kroku, i natychmiast odsuwamy od siebie stresującą myśl. Następnym razem zróbmy inaczej. Doprowadźmy zły scenariusz do logicznego zakończenia. Przypuśćmy, że w firmie pojawi się oferta pracy na lepszym stanowisku, z którym wiążą się większe zarobki, dłuższy urlop i przestronniejszy gabinet. Chcemy złożyć papiery, ale boimy się nawet myśleć, co by było, gdyby nam się nie udało. Wyobrażamy sobie, że koledzy wyśmialiby nas, zdziwieni, że uznałyśmy się za osobę godną takiego stanowiska. Lekceważymy więc dreszcz ekscytacji, który czujemy za każdym razem, kiedy przechodzimy obok ogłoszenia. Przecież nic się nie stało - pocieszamy się. W życiu po prostu nic się nie zmieni. A jednak. Sprawimy sobie zawód - przyjęłyśmy najgorsze rozwiązanie i nie podjęłyśmy żadnego wysiłku, aby odkryć, dokąd naprawdę by nas zaprowadził. Zamiast drżeć z przerażenia na samą myśl o złożeniu podania, warto rozwinąć wyimaginowaną historię wedle kilku wątków. Możemy złożyć podanie, dostać tę pracę i tak dobrze sprawdzić się na nowym stanowisku, że w końcu zostaniemy dyrektorem generalnym firmy. Możemy też złożyć podanie i nie dostać pracy. Co wydarzy się w najgorszym wypadku? Czy OD ÓSMEJ DO SZESNASTEJ - OBRAZ CIAŁA W MIEJSCU PRACY 193 serce przestanie nam bić? Płuca przestaną oddychać? Świat się skończy? Wylądujemy na marginesie? Nie, nie, nie i nie. Najwyżej zostaniemy bez nowej pracy, lecz z nowym doświadczeniem nabytym podczas rozmów kwalifikacyjnych. Tę wiedzę można wykorzystać, kiedy następnym razem będziemy się starać o jakieś stanowisko. Czy inni będą się z nas śmiać z powodu podjęcia próby? Nie, a - szczerze mówiąc - nawet gdyby się śmiali, byłby to wyraz ich własnych kompleksów. Składając podanie o pracę, nie tracimy nic, a zyskujemy trochę pewności siebie - podjęcie ryzyka jest powodem do dumy, nawet jeśli coś pójdzie nie po naszej myśli. Następnym razem będzie łatwiej -wszak przeżyłyśmy już najgorszy scenariusz. Jeżeli nigdy nie podejmiemy ryzyka na polu zawodowym, to możemy przeoczyć pracę, w której mogłybyśmy się spełnić lub rozwinąć. Kiedy więc będziemy się chciały wycofać, zastanówmy się, co mamy do stracenia. W gruncie rzeczy przegramy jedynie wówczas, gdy nałożymy na siebie ograniczenia - na pewno nie wtedy, kiedy podejmiemy ryzyko. ZMIANA SCENARIUSZA Od pamiętnej rozmowy zFelicity i kryzysowego zebrania z przyjaciółmi myśl o zmianie pracy nie dawała mi spokoju. Ciągle jednak wracałam do rozmowy ze szkolnym psychologiem. Miałam wtedy piętnaście lat... Zostałam wysłana do pana Robertsa, gdy podczas próby orkiestry wysyłałam liściki na temat zatkanego nosa nauczycielki. - Doźdź degol Barsz do bana Roberdsa! Natychbiast! - siąk-nęła. Pan Roberts pełnił wiele funkcji - był naszym doradcą do spraw wyboru przyszłej profesji, szkolnym psychologiem, zastępował nauczycielkę plastyki, kiedy była chora, i trenował żeńską drużynę hoke- 194 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE ja. Jego kwalifikacje, konieczne w końcu do zajmowania się którąkolwiek z tych spraw, pozostawiały wiełe do życzenia. Weszłam do ciasnego, ciemnego gabinetu i usiadłam na twardym stołku, na którym leżała poplamiona pomarańczowa poduszka z wyszytym napisem „carpe diemJJ. Pan Roberts usiadł naprzeciwko i spojrzał na mnie złowrogo. - Usiłujemy zakłócić próbę orkiestry, tak...? Kiwnęłam głową. Postanowiłam nie prostować, że „my" nie zrobiłyśmy niczego złego. Zakłócałam „ja", podczas gdy „on"prawdopodobnie znowu przegrywał następny mecz hokeja. -Bo widzisz, Sarah... Uczniowie tacy jak ty - przeciętni i niczym się niewyróżniający - często psocą, gdyż w ten sposób starają się zwrócić na siebie uwagę. Nie jesteś specjalnie wysportowana, atrakcyjna czy nawet lubiana, ale to nie powinno wywoływać w tobie zazdrości. Nie pozwól na to. Wszyscy mamy swoje wady i zalety - najlepiej je wykorzystujemy, gdy znamy swoje miejsce. Ty na przykład nie odniesiesz sukcesu w zawodzie, który wymagałby od ciebie umiejętności przywództwa, kreatywności czy ponadprzeciętnej inteligencji. Powinnaś raczej dążyć do rzeczy, które możesz osiągnąć... Dzięki temu unikniesz rozczarowań. Możesz bycza kulisami i wspierać działania tych, którzy potrafią zdobywać ważne stanowiska. Mniej czarująca i wykształcona, ale jakże ważna w całym zespole... Rozumiesz? Pamiętam, że kiedy skończył swoją przemowę, znieruchomiałam w szoku. Czułam się pokonana, przygnębiona i smutna. Kiwnęłam głową i zapytałam, czy mogę już iść. Uśmiechnął się. Stwierdził, że ucieszyła go nasza rozmowa. Kiedy byłam już przy drzwiach, usłyszałam jego głos: -Może chcesz się zapisać do naszej drużyny hokeja? Trochę schudniesz, popracujesz nad figurą. Od tamtej pory uważałam się za osobę nieatrakcyjną, przeciętną i niezasługującą na więcej... Pomyślałam, że przez ten cały czas to ja sabotowałam swoje życie. A jeśli Trudy i Antonio mają rację? Może OD ÓSMEJ DO SZESNASTEJ - OBRAZ CIAŁA W MIEJSCU PRACY 195 mogłabym mieć lepszą pracę, może to pan Roberts był w błędzie, może... Może jednak złożę podanie o pracę w dziale Felicity... Idziemy przez życie, mając wizję siebie i właściwych zachowań. Te „scenariusze" często wywodzą się z komunikatów otoczenia na temat tego, jak powinnyśmy działać i kim być. Uważamy na przykład, że jesteśmy czarną owcą rodziny, dobrym z fizyki okularnikiem lub grubaskiem, z którym wszyscy chętnie się przyjaźnią, ale nikt nie chce chodzić. Jeżeli dana rola nas ogranicza albo nie pozwala dostrzec rzeczywistych zalet, to musimy zmienić scenariusz. Dopiero wówczas można przystąpić do rozwoju kariery. Oczywiście, łatwiej to powiedzieć niż zrobić. Tak jest z większością znaczących zmian w życiu. Skoro dotychczas uważałyśmy, że nie jesteśmy wystarczająco dobre lub ładne, może nam być trudno spojrzeć na siebie inaczej. Poza tym scenariusz taki bywa wygodny - łatwiej przewidzieć rozwój wypadków. I tak, jeśli w szkole zawsze byłyśmy mało atrakcyjną, inteligentną uczennicą, która wprawdzie nie miała wielu koleżanek, ale za to była świetna z algebry, to ta rola może zdominować naszą postawę w pracy. Codziennie pracujemy do późnego wieczora, ale nigdy nie idziemy do pubu, bo spodziewamy się, że koledzy nas nie lubią. Jeśli natomiast w scenariuszu przywódcą w rodzinie był zawsze starszy brat, za którym wiernie podążałyśmy, to możemy nie wykazywać inicjatywy w pracy nad projektami. Scenariusz wmówił nam, że nie damy sobie rady w roli przywódcy. Zabawne natomiast jest to, że scenariusze często rozwijają się wbrew oczekiwaniom. Kiedy diametralnie zmienimy styl życia i poznamy nowych ludzi, łatwiej nam dawny scenariusz zmodyfikować. Nagle otaczają nas osoby, które czekają, abyśmy to my pokazały im, kim jesteśmy. Zniknęli ludzie przekonani, że nas znają, mający określone oczekiwania. 196 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... Dziewczyna, której wszyscy w rodzinnym miasteczku dokuczają, że jest roztrzepaną blondynką, może rozpocząć pracę z dala od domu. Do walizki, obok szczoteczki do zębów i różowej piżamy od matki, spakuje ogromne kompleksy i głębokie przekonanie dotyczące tego, jak widzą ją inni. Może już nie być roztrzepaną blondynką, ale dawne przezwiska niełatwo wykorzenić, nawet gdy przestają odpowiadać rzeczywistości. Kiedy ta młoda kobieta pozna nowych kolegów w pracy, prawdopodobnie zacznie oczekiwać podobnych założeń -„Ma mnie za głupią" albo „Uważa, że jestem łatwa i można mną pomiatać". Poznając ludzi, zawsze spodziewa się, że zostanie potraktowana stereotypowo. Ale z czasem zacznie wprowadzać w scenariuszu zmiany, podważając prawdziwość utrwalonego oglądu siebie. Pokaże nowym znajomym cechy, które w sobie ceni, i zrozumie, że żaden z nich nie patrzy na nią przez pryzmat dawnego scenariusza. Zda sobie sprawę, że jest poważana za osobowość, a nie krytykowana za pozory. Ta świadomość zapewne pozwoli jej na rozwój i zawodowe sukcesy. Dziewczyna zostawi za sobą scenariusz, który przeszkadzał jej w osiąganiu celu. Odkrywanie prawdy o sobie jest szczególnie istotne w pierwszej pracy. Poznajemy nowych znajomych, którzy widzą nas inaczej niż rodzina i koledzy ze szkolnego podwórka, ale nie tylko - uświadamiamy sobie, że teraz ceni się nas za zdolności i umiejętności. Mamy szansę na wypracowanie lepszego stosunku do własnego wyglądu. Poza tym możemy odkryć, że mamy wiele do zaoferowania emocjonalnie i intelektualnie, a nie tylko fizycznie. W gruncie rzeczy reakcje i emocje nowo poznanych ludzi stanowią trafną informację o naszej rzeczywistej wartości. Ich opinie nie zostały sformułowane na podstawie uprzedzeń czy wiedzy, którą już dysponują. Na szczęście, scenariusze można modyfikować. Jeśli chcemy inaczej spojrzeć na własne doświadczenia, to prędzej czy OD ÓSMEJ DO SZESNASTEJ - OBRAZ CIAŁA W MIEJSCU PRACY 197 później nastąpi ich pozytywna korekta. Warto wypróbować następujące kroki: 1. Nauczyć się widzieć siebie w kategoriach obecnych osiągnięć i zalet. Przestać patrzyć przez pryzmat dawnych doświadczeń i komentarzy, które kiedyś psuły nam samopoczucie. 2. Umieć rozpoznawać problematyczne powinności i nakazy, które ograniczają nas i nasze ambicje, a następnie weryfikować ich prawdziwość. 3. Uświadomić sobie, że ludzie mogą się zmieniać. Niepowodzenia w szkole nie oznaczają, że nie odniesiemy sukcesu w wybranym zawodzie. 4. Przejąć kontrolę nad teraźniejszością i zdystansować się od przeszłości. Może ze względu na wygląd nie zgłosiłyśmy się do roli głównej bohaterki w szkolnym przedstawieniu, ale nie jest to powód, aby nie składać podania o nową pracę. 5. Nauczyć się czerpać dumę ze swoich osiągnięć i umiejętności - i uświadomić sobie, że nie mają żadnego związku z urodą. Rewelacyjną metodą na zmianę scenariusza jest obrócenie kompleksu na punkcie ciała w znak rozpoznawczy. Jeśli nie potrafimy zapomnieć o krzywych zębach lub pieprzyku na policzku, to postarajmy się, aby te detale pozytywnie wyróżniały nas spośród ogółu. Nietypowy wygląd nie musi oznaczać brzydoty. Możemy podejść do swojego „defektu" inaczej i uczynić z niego cechę interesującą, istotną, wyjątkową. Pamiętajmy jednak, że to wyobrażenia na temat urody, a nie sama uroda, są odpowiedzialne za negatywne emocje względem siebie. Musimy nad nimi pracować, aby w lustrze dojrzeć różnicę. Weźmy wiele mówiący przykład Cindy Crawford... Jako początkująca modelka w każdej agencji słyszała, że powinna usunąć pieprzyk z twarzy. W końcu została jedną z najsłynniejszych supermodelek, znaną oczywiście z rzeczonego pieprzy- 198 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... ka. W1946 roku przyszedł na świat Sylvester Stallone. Wskutek błędu lekarzy odbierających poród miał sparaliżowaną wargę, brodę i język. Po latach narodził się gwiazdor grający główne role w filmach takich jak Rocky czy Rambo. Stallone w mgnieniu oka stał się symbolem seksu. Co wywoływało u kobiet dreszcz podniecenia? No właśnie - lekko obwisła warga i powolny, bełkotliwy głos. Jeśli aktor w opętanym na punkcie wyglądu Hollywood może obrócić paraliż twarzy w symbol seksu, to na świecie nie ma takiej rzeczy, której nie dałoby się przedstawić w pozytywnym świetle. Kiedy ktoś o nas mówi, nie bądźmy „tą kobietą z grubym tyłkiem, która zawsze chodzi przygarbiona, ze spojrzeniem wbitym w podłogę". Bądźmy „tą seksowną dziewczyną z biura z pupą Jennifer Lopez". A przy okazji, Jennifer też skutecznie udało się obrócić w zaletę cechę, którą w zasadzie można by krytykować. Dzięki niej latynoska słabość do dużych pup opanowała cały świat. Nim w naszym życiu pojawiła się panna Lopez, kobiety rozpaczliwie szukały sposobów na pomniejszenie pośladków. Teraz ustawiają się w kolejki po wstrzykiwanie tłuszczu... Jeśli tym ludziom się udało, to nam też może się powieść. Polubmy swój krzywy nos, duży pieprzyk bądź krzywe zęby. Niech staną się naszym znakiem rozpoznawczym, cechą, dzięki której się nas zapamiętuje - oczywiście, pozytywnie. W życiu czekają nas wyzwania, z którymi wszystkie musimy się zmierzyć. Niektóre są nieuniknione (choroba, egzaminy, kłopotliwy krewny), inne zaś nie. Ale podejmujemy dodatkowe wyzwania. Wiemy, że w dłuższej perspektywie nowa praca czy ambitny projekt wyjdą nam na dobre. Zmiany są trudne, ale bez nich nie nastąpi rozwój. Żeby dodatkowo utrudnić sobie życie, wyruszamy w świat pracy - „prawdziwy świat", jak mawiali nasi ojcowie („Kiedyś wreszcie musisz zacząć żyć..." na pewno brzmi znajomo) - z walizką pełną lęków i kompleksów OD ÓSMEJ DO SZESNASTEJ - OBRAZ CIAŁA W MIEJSCU PRACY 199 na swoim punkcie oraz osiągnięć, na jakie nas stać. Wygląd jest pierwszą rzeczą, w której dostrzegamy wady - zwłaszcza jeśli obok nas wszystko zdaje się samo wpadać w ręce atrakcyjnej części ludzkości. I tak rozpoczyna się błędne koło. Poczucie niekompetencji i brak pewności siebie doprowadzają do porażki, a ta z kolei pogłębia złe nastawienie do rzeczywistości. Większości z nas wydaje się, że wygląd, o dziwo, koreluje z pensją, jaką możemy otrzymać, lub władzą, którą możemy zdobyć. Jak się przekonałyśmy, takie negatywne myślenie można zmienić, na przykład rezygnując z rywalizacji, w której ma wygrać najpiękniejsza. Trzeba wycofać się z turnieju, więc podrzyjmy zgłoszenie i domagajmy się zwrotu wpisowego. Jeżeli mamy konkurować w miejscu pracy, to musi to dotyczyć umiejętności, niezależnie od płci. W dalszej perspektywie jedyną skuteczną metodą na zyskanie szacunku i pewności siebie jest wykorzystanie zalet osobowości do wygrywania złotych medali. Kiedy stajemy w życiu przed nowym wyzwaniem, musimy przypomnieć sobie, że najważniejsze w nas są umiejętności, a nie wygląd. Na pierwszy rzut oka wyzwania i trudne sytuacje mogą zabić wiarę w atrakcyjność ciała, ale w rzeczywistości bywają najlepszym lekarstwem na problemy z jego postrzeganiem. Udana konfrontacja z nową sytuacją w pracy pozwala nam zmienić scenariusz, spakować dawne etykiety i schować je tak, aby nikt ich nigdy nie znalazł. Mamy szansę wyrosnąć z „odstających uszu" czy „kurdupla". Poznanie nowych ludzi też pomaga w weryfikacji negatywnego scenariusza. Znajomi oceniają nas od momentu, kiedy się im przedstawimy. Nigdy nie dowiedzą się, że naszym zdaniem wielkość pupy wyznacza wysokość pensji - chyba że bardzo chcemy im o tym powiedzieć. Skorzystajmy z okazji i bądźmy takie, jakie chcemy być. 200 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... ZADANIA NA WYNOS W tym rozdziale zajęłyśmy się wpływem, jaki postrzeganie ciała może mieć na zawodowe aspiracje. Okazało się, że czasami ogranicza nas i naszą zdolność realizacji zamierzeń. Ludzie, którym powiodło się w życiu, mają najróżniejsze wymiary i kształty. Kluczem do sukcesu jest wiara w siebie i zdobyte umiejętności. Nie skazujmy się z góry na porażkę, pozbądźmy się negatywnych myśli i skupmy na budowaniu wiary w siebie. ZADANIE 1 To ćwiczenie ma udowodnić, że wygląd jest nieistotny w ocenie czyichś osiągnięć. Pomoże podważyć negatywne przekonania o związku urody z zaletami i wartością osoby. Zrób listę ludzi, których podziwiasz, opisz ich osiągnięcia, a następnie oceń urodę. Przykład: Osoba, którą podziwiam Za co ją podziwiam Wygląd w skali od Odo 10 Matka Teresa Bezinteresowna praca misyjna Nelson Mandela Idealizm, walka o wolność, inspirowanie innych Jak się czujesz, osądzając autorytety na podstawie wyglądu? Pewnie głupio ci nawet myśleć o ich atrakcyjności. Uroda jest zupełnie nieistotna w konfrontacji z osobowością i dokonaniami. A teraz wpisz na listę siebie. Czy masz w sobie coś, co może inspirować? Pamiętaj o tym, kiedy następnym razem umniejszysz swoje osiągnięcia, nadmiernie przejmując się wyglądem. OD ÓSMEJ DO SZESNASTEJ - OBRAZ CIAŁA W MIEJSCU PRACY 201 ZADANIE 2 W tabeli 2.2 wpisz swoje zawodowe aspiracje. Czy wygląd pomoże ci - pośrednio lub bezpośrednio - w ich spełnieniu? Zanotuj opinię obok poszczególnych punktów. Jeśli uważasz, że w przypadku jakiegoś zamierzenia uroda ma znaczenie, to doprowadź swój wniosek do logicznego zakończenia. Przekonasz się, jak mocno wierzysz, że wygląd przeszkadza ci w osiągnięciu celu. Możesz skorzystać z przykładu w tabeli 2.1. Tabela 2.1 Ambicje zawodowe Znaczenie wyglądu w ich realizacji Czy to przekonanie jest realistyczne? Czy przeszkadza w realizacji zamierzeń? Gra w zawodowej drużynie koszykówki Bardzo ważny-muszę być wysoka. Tak, zawodniczki są przeważnie bardzo wysokie. Właściwie nie. Trenuję drużynę syna, więc i tak mogę się cieszyć grą, mimo że brakuje mi kilku centymetrów, aby grać zawodowo. Awans na szefa działu Ważny: wszystkie osoby na stanowiskach kierowniczych są atrakcyjne i sympatyczne. W sumie chyba nie-nasza szefowa raczej nie przypomina Angeliny Jolie; kilku innych szef ów też zresztą nie grzeszy urodą. Tak. Sprowadzając swoją wartość do wyglądu, umniejszam inne cechy, dzięki którym byłabym dobrym szefem. Nie pozwalam sobie na realizację zamierzenia. Tabela 2.2 Ambicje zawodowe Znaczenie wyglądu w ich realizacji Czy to przekonanie jest realistyczne? Czy przeszkadza w realizacji zamierzeń? 202 LUSTERECi , POWIEDZ PRZECIE... ZADANIE 3 Zadanie to zostało opracowane na podstawie zadania 3 w rozdziale czwartym. W tamtym ćwiczeniu korzystałaś z kontrolowanej wizualizacji. Wyobraziłaś sobie, że pokazujesz innym tę część swojego ciała, której nie lubisz. Tutaj wykorzystasz wizualizację do zyskania pewności w pracy. Najpierw wyłącz telefon i telewizor, a następnie połóż się i odpręż. Przygotuj się, robiąc ćwiczenie relaksacyjne ze stron 137-139. Zamknij oczy i wyobraź sobie, że składasz podanie o nową pracę lub stanowisko. Skup się na swoim otoczeniu i emocjach; przez cały czas przypominaj sobie, że czujesz się bezpieczna, swobodna i zadowolona. A teraz wyobraź sobie swoją najgorszą obawę - nie dostajesz pracy albo dostaje ją ktoś bardziej atrakcyjny od ciebie. Śledź tok swoich myśli- Staraj się weryfikować prawdziwość negatywnych wniosków dotyczących ciała. Wyobraź sobie, że bez problemu rozwiązujesz sytuację. Jesteś zadowolona, że złożyłaś podanie, niezależnie od końcowego rezultatu. Teraz wyobraź sobie, że spacerujesz wśród ludzi. Kątem oka zauważasz swoje odbicie w dużym lustrze. Jesteś uśmiechnięta i zadowolona. Powiedz sobie, że lubisz siebie. W zawodzie liczy się osobowość - jest znacznie ważniejsza niż uroda. Kiedy będziesz gotowa, otwórz oczy. Prawdopodobnie będziesz musiała powtarzać to ćwiczenie dwa razy w tygodniu dopóty, dopóki nie poczujesz się pewniej i nie uwierzysz w możliwość realizacji zawodowych ambicji. 06133214 7 OPERACJE PLASTYCZNE I MAKIJAŻ-POWRÓT Z PRZESZŁOŚCI Odłożyłam słuchawkę. Jestem genialna! Wskoczyłam na sofę i zaczęłam tańczyć. Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam. Zostałam zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną w sprawie pracy w dziale Felicity! Naprawdę poważnie rozważali moją kandydaturę! - No i kto tu rządzi?! - krzyknęłam i zatańczyłam makarenę. Zaczęłam sobie wyobrażać, że pracuję u boku Jamesa. Codziennie go widzę, codziennie rozmawiamy... Codziennie czuję jego zapach... Całuję za uchem... Rozkoszną wizję przerwał przeraźliwy dźwięk dzwonka do drzwi. Okazało się, że to mama. Oznajmiła, że stoi pod drzwiami - mam jej czym prędzej otworzyć, bo zaraz zamarznie. Zupełnie zapomniałam! Obiecałam pójść z nią na świąteczne zakupy. Włożyłam różowy szłafrok, przygładziłam włosy i spróbowałam zetrzeć poślinionym palcem resztki tuszu do rzęs. Otworzyłam drzwi. Stała za progiem, nieskazitelnie ubrana i umalowana, jak zwykłe. Weszła, dała mi całusa, stwierdziła, że mu- 204 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... szę koniecznie zafarbować odrosty, i usiadła na sofie. Była inna niż zwykłe, ale nie potrafiłam dokładnie określić, co jest nie tak. - Zaprosili mnie na rozmowę kwalifikacyjną w związku z tą pracą, o którą się starałam. Niesamowite, co? - powiedziałam podekscytowana. - To wspaniale, córeczko, kupimy ci jakiś ładny, nowy kostium. Od czego zaczniemy, kochanie? Oxford Street czy Knightsbridge? -zapytała, patrząc na mnie beznamiętnie. - Czy jesteś z czegoś niezadowolona? - zapytałam nieśmiało. - Oczywiście, że nie, kochanie. Dlaczego pytasz? - Bo masz taki dziwny wyraz twarzy. Wyglądasz, jakby coś cię bolało. - Nie wygłupiaj się, Sarah, to tylko botoks - odparła rzeczowo. -Co? - Botoks, kochanie. Nie rób takiej miny. Wszyscy to teraz biorą -w tym momencie chyba chciała zmarszczyć brwi, ale wyglądała, jakby za wszelką cenę próbowała powstrzymać gazy. Wszystko przez dobrowolny paraliż twarzy. - Pośpiesz się i zrób coś ze sobą. Musisz jakoś pokazać się ludziom. Nie mamy całego dnia. Zrozumiałam, że matka nie zamierza więcej mówić o botoksie. Rozpoczął się świąteczny maraton. Pojechałyśmy metrem na Oxford Street i z pedantyczną precyzją przejrzałyśmy wszystkie ciuchy wiszące na wieszakach w każdym skłepie, do którego weszłyśmy. W pewnym momencie wpadłam w fizyczne i psychiczne otępienie, więc kiedy mama zaproponowała konsultację u wizażystki, nie stawiłam oporu. Doris, moja konsultantka, okazała się niezwykle analityczna w swoim podejściu do makijażu. Wypytała mnie szczegółowo o pielęgnację twarzy i ciała. Zbeształa za to, że poszłam spać z tuszem na rzęsach. Wyjaśniła, że osiem szklanek soku z czarnej porzeczki to nie osiem szklanek wody, które powinnam codziennie pić, aby skóra wyglądała młodo. Po czym oznajmiła, że jest gotowa, przyniosła paletę cieni do powiek, pudrów i szminek i zabrała się do pracy. Próbowa- GPERACJE PLASTYCZNE I MAKIJAŻ - POWRÓT Z PRZESZŁOŚCI 205 łam jej powiedzieć, żeby uważała na puder brązujący, ałe mi się nie udało - Doris ciągle kazała mi wykrzywiać twarz, aby uwydatnić kości policzkowe. Kątem oka widziałam matkę - pogrążoną w poważnej dyskusji na temat szkodliwości mydła i chyba nieświadomą pokładów śliwkowego cienia, który rozmówczyni rozsmarowywała jej na powiekach. Z zamyślenia na białym fotelu ze sztucznej skóry wyrwała mnie Doris, która dramatycznym ruchem odłożyła pędzel do różu i z zadowoleniem oznajmiła, że ukończyła swe dzieło. Zapytała, czy jestem gotowa na spotkanie z moim nowym ja. - Tak - odpowiedziałam słabo. Nim się zorientowałam, odwróciła fotel. Znalazłam się przed ogromnym lustrem, z którego spoglądało na mnie skrzyżowanie wyzywającej gwiazdy porno z cyrkowym klaunem. Doris wręczyła mi żółtą karteczkę, na której wypisała wszystkie kosmetyki służące do maskowania defektów urody. Podziękowałam uprzejmie za poświęcony mi czas i kupiłam swój ulubiony wiśniowy błyszczyk. Następnie zwinęłam kilka nawilżonych chusteczek zza lady i dyskretnie usunęłam warstwy pigmentów z twarzy. Spojrzałam na pomarańczowy puder na chustce i na żółtą listę felerów. Moim naturalnym odruchem byłoby uczucie przygnębienia i rezygnacji, lecz zamiast tego zaczęłam chichotać z rozbawieniem. Żółta Usta wydała mi się zupełnie bez znaczenia w kontekście mojej osoby i życiowych ambicji. „Nie dam się sprowadzić do tego, co puder stara się ukryć, a lista naprawić" -pomyślałam i przypomniałam sobie wspaniałą wiadomość o pracy. Wyrzuciłam żółtą kartkę, nałożyłam błyszczyk i pewnym krokiem podeszłam do mamy i jej śliwkowego makijażu. Prawda - pielęgnacja wyglądu to świetny sposób na dowartościowanie i zadbanie o siebie. Problemy pojawiają się dopiero wtedy, kiedy kosmetyki czy operacja plastyczna mają nam dać coś, co możemy osiągnąć jedynie dzięki swojemu wnętrzu. 206 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... Większość z nas przynajmniej raz padła ofiarą firm reklamujących kosmetyki. Zobaczyłyśmy w telewizji reklamę nowego kremu do twarzy, którego działanie wprawiło nas w zachwyt. Albo nową szminkę i oniemiałyśmy, kiedy okazało się, że zawiera płynne diamenty. Oczywiście, natychmiast pobiegłyśmy do sklepu po cudowny produkt. Niestety, okazało się, że skóra nadal wygląda tak samo, a na ustach mamy brokat, który można za pół darmo kupić w sklepie z zabawkami. Od czasu do czasu rzeczywiście znajdujemy produkt, bez którego nie sposób wyobrazić sobie życia, ale w gruncie rzeczy ten cały reklamowy zawrót głowy jest pozbawiony wartości. Nie wyglądamy młodziej ani szczupłej, rzęsy nie są trzy razy dłuższe, grubsze i gęstsze. Dlaczego więc ciągle wierzymy w kłamliwe wizje, które roztaczają przed nami producenci kosmetyków? Dlaczego tak trudno nam oddzielić fikcję od rzeczywistości, kiedy widzimy reklamę w kolorowym czasopiśmie albo piękną modelkę paradującą na ekranie telewizora? Wiele osób powie, że popularność makijażu i kosmetyków do pielęgnacji ciała wypływa z tych samych podstawowych potrzeb, które skłaniają nas do operacji plastycznej. Nie czujemy się ani dość młode, ani atrakcyjne, więc próbujemy to zmienić. Stwierdzamy, że z taką twarzą albo ciałem, jakie mamy, nie możemy żyć, bo wysyła o nas w świat kłamliwy komunikat. Już pewien grecki poeta imieniem Hezjod napisał, że jedną z pierwszych oznak kłamliwości kobiety jest maskowanie się kosmetykami. Jakie są nasze prawdziwe zamiary? Chcemy kogoś oszukać? A może pragniemy powiedzieć o sobie prawdę, niezależnie od komunikatu wysyłanego przez ciało? Zmarszczki na twarzy mówią, że się starzejemy, choć w duchu ciągle czujemy się młodo. Warstewka tłuszczu na brzuchu pokazuje, że jesteśmy leniwe, mimo że w rzeczywistości żyjemy dynamicznie i aktywnie. Opadające piersi sugerują, że okres świetności już OPERACJE PLASTYCZNE I MAKIJAŻ - POWRÓT Z PRZESZŁOŚCI 207 minął, tymczasem my nadal czujemy się seksowne. Dochodzimy do wniosku, że ciało mówi coś o naszej naturze, więc jeśli nie wysyła pożądanego komunikatu, to - no cóż - modyfikujemy przekaz, dokonując zmiany w wyglądzie. Nawet nie przychodzi nam do głowy, że założenia dotyczące opinii innych osób opierają się na naszych oczekiwaniach i niekoniecznie odpowiadają rzeczywistości - i to jest naprawdę smutne. Nie zdajemy sobie sprawy, że słowa i zachowania mówią o nas znacznie więcej niż bruzdy na twarzy czy tłuszcz na udach. Stwierdzamy, że najlepszym sposobem na polubienie siebie będzie zmiana wyglądu - dlatego jesteśmy taką gratką dla rekla-modawców. Nie da się uciec od reklam - jesteśmy nimi codziennie bombardowane. Ale możemy mniej poddawać się ich wpływowi. Pamiętajmy, że zawarte w nich komunikaty są mało realistyczne. Dlaczego mamy wierzyć firmie reklamującej przeciw- zmarszczkowy krem na dzień, skoro modelka niedawno skończyła osiemnaście lat? Niby dlaczego wierzyć producentom balsamu na cellulit, skoro wychudzone dziewczę o jedwabistej skórze nie ma o nim zielonego pojęcia? Wierzyć producentowi żelu do piersi, skoro kobieta pojawiająca się na ekranie telewizora ma implanty? Kosmetyki mogą nam dodać pewności i wiary w siebie, ale nie spełnią wszystkich obietnic, które nam składają. Przemysł kosmetyczny żeruje na pragnieniu szybkich efektów. Nie chcemy obcinać rozdwojonych końcówek, a następnie czekać, aż włosy odrosną. Wolimy magiczny krem, który je sam naprawi. Nie chcemy godzinami siedzieć na siłowni - wolimy balsam, który sam wymodeluje ciało. Oczywiście, nie ma nic złego w szybkich rozwiązaniach - przecież dlatego mamy zmywarki, kuchenki mikrofalowe i samochody - ale musimy mieć pewność, że nasze przyzwyczajenia dotyczące pielęgnacji ciała są zdrowe. 208 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... A oto kilka wskazówek, które pomogą nam w rozsądniej-szym podejściu do kosmetyków: 1. Miejmy realistyczne oczekiwania wobec kosmetyków i ich działania. Żyjemy w nadziei wynalezienia kremu, który na zawsze usunie cellulit, dzięki czemu będziemy mogły jeść tyle hamburgerów, ile dusza zapragnie. Niestety, żaden krem nie posiada mocy obniżania poziomu tłuszczu i toksyn, uelastyczniania skóry oraz modelowania ciała. Oczekiwania powinny znajdować odbicie w rzeczywistości, niezależnie od obietnic wypisanych na opakowaniu. 2. Zastanówmy się, co kosmetyki mają nam dać. Czy co rano przez godzinę robimy makijaż, bo lubimy tę czynność i jej efekt? Czy też dlatego, że strasznie chcemy umówić się z przystojniakiem, którego widujemy w bufecie? Jeśli to pierwsze - super! Malujmy się, ile wlezie. Ale jeśli właściwa jest druga odpowiedź, to może raczej powinnyśmy popracować nad sztuką uwodzenia i pewnością siebie w kontaktach z płcią przeciwną. Sztuka makijażu się nie przyda. 3. Możemy lubić kosmetyki, ale niech nie staną się przymusem. Używanie kosmetyków powinno być przyjemnością -cudownie jest leżeć w pachnącej kąpieli z maską błotną na twarzy i zmywać z siebie stres. Ale jeśli nie mamy ochoty na cotygodniową maseczkę lub parówkę, to nie zmuszajmy się. Świat się nie skończy. Niech kosmetyki nie stają się przykrym obowiązkiem. 4. Warto eksperymentować, ale trzeba wiedzieć, co się w naszym przypadku sprawdza. Możemy śmiało wypróbować nowy cień do powiek albo róż do policzków, ale nie musimy znać wszystkich nowinek. Nie przywiązujmy się jednak do wybranych produktów zbyt mocno - zaczniemy się bać próbowania czegokolwiek innego. Pamiętajmy - makijaż ma nam poprawić samopoczucie. Gdy stajemy się jego niewolnicami, wzbudzi w nas jedynie poczucie dyskomfortu. OPERACJE PLASTYCZNE I MAKIJAŻ - POWRÓT Z PRZESZŁOŚCI 209 5. Nie kryjmy się pod makijażem. Podkreślenie atutów to świetny pomysł, ale ukrywanie prawdy o sobie za pomocą kosmetyków jedynie utrwali negatywne przekonanie, że jakiejś części siebie nie można pokazywać lub trzeba ją ukryć. Dla niektórych kobiet makijaż jest zbroją, która ma je obronić przed światem. Każda z nas ma przynajmniej jedną znajomą, która bez pełnego makijażu nie wyjdzie z domu - nawet wyprowadzić psa czy wyrzucić śmieci. Uzależnienie od kosmetyków może być niezdrowe, ale oczywiście większość z nas czuje się pewniej i swobodniej w lekkim makijażu. To niesamowite, co może zrobić odrobina szminki i tuszu, gdy przychodzi zmierzyć się ze światem. Wiele kobiet czułoby się nieprofesjonalnie, gdyby przyszły do pracy z nieułożoną fryzurą czy rozmazanym cieniem. I nie ma w tym nic złego. Każdy chce się trochę oporządzić, nim zacznie nowy dzień. Poza tym lubimy dreszczyk emocji, kiedy testujemy nowe produkty lub napełniamy koszyki pachnącymi kosmetykami w ślicznych opakowaniach. To nie znaczy, że jesteśmy uzależnione - po prostu mamy jeszcze jeden sposób na dbanie o siebie i czerpanie przyjemności z wyglądu. Przyjemność może się jednak stać obsesją, jeśli szczelnie zakrywamy twarz makijażem przed spacerem po parku albo spóźniamy się na każde spotkanie, ponieważ nie wyjdziemy z domu bez idealnie narysowanych brwi. Podobnie jak seks, jedzenie i wino, tak makijaż i kosmetyki są przyjemnościami, którymi warto się cieszyć. Staną się jednak problemem, jeśli zakłócą pozostałe sfery życia. Kobieta uzależniona od makijażu i operacji plastycznych powinna się zastanowić, dla kogo tak naprawdę to robi. Przez lata mogłyśmy wypracować przekonanie, że inni nas wyśmieją, a Ziemia przestanie się kręcić, jeśli wyjdziemy bez różu na policzkach. Jedynym sposobem na unieszkodliwienie 210 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... tych lęków jest stopniowe ich testowanie. Zacznijmy na przykład używać trochę mniej szminki i obserwujmy reakcje innych ludzi. Dzieci nie wpadają w przerażenie? Nie ma widocznych oznak obrzydzenia? Oczywiście, że nie. Z czasem dostrzegamy, że makijaż nie jest integralnym elementem naszej osoby. Warto prowadzić zapis poszczególnych kroków. Stopniowo ujrzymy makijaż we właściwym świetle - to tylko farba podkreślająca atuty, anie cudowna mikstura, która wymaże kompleksy i uodporni nas na negatywne interakcje z otoczeniem. Nie wmawiajmy sobie, że kosmetyki są nam potrzebne do przetrwania potencjalnego ataku na nasz wygląd. Jako amunicji użyjmy swojej osobowości, wewnętrznej siły i pewności siebie. One mają znacznie większą moc rażenia niż jakakolwiek szminka (nawet bardzo błyszcząca). SEKRETY URODY O czternastej trzydzieści miałam wrażenie, że przebiegam londyński maraton... dwukrotnie... na obcasach. Mama z kolei najwyraźniej łapała wiatr w żagle, zupełnie niepotrzebnie wbiegając po ruchomych schodach. Błagałam, żeby usiadła i napiła się ze mną kawy. Wreszcie się zgodziła, kiedy okazało się, że wyprzedza mnie już o trzy skłepy. Gdy poszła po kawę bezkofeinową o smaku kranówy, dostrzegłam idącą w moim kierunku wysoką rudą kobietę, ubraną od stóp do głów w kratę. - Sarah, kochanie, co u ciebie? - usłyszałam z daleka. Zmrużyłam oczy, ale i tak nie dostrzegłam, kto zacz. Dopiero kiedy podeszła do stolika, przyciągnęła mnie do siebie i pocałowała w oba policzki, zorientowałam się, że to Martha, koleżanka mamy z klubu tenisowego. -Co ty tu robisz? Świetnie wyglądasz.. Czy to nowa farba do włosów? Jesteś' sama? Co u mamy? Ostatnio skandalicznie się zachowuje -odwołała trzy mecze pod rząd. Podają tu świetną kawę, prawda? - Nie OPERACJE PLASTYCZNE I MAKIJAŻ - POWRÓT Z PRZESZŁOŚCI 211 byłam pewna, czy naprawdę chce, żebym odpowiedziała na wszystkie pytania, więc jedynie się uśmiechnęłam i ^ową pokazałam mamę. - Jest! Florence, kochanie, dzień dobry! Na twarzy mamy pojawił się wyraz lekkiego niezadowolenia (tak mi się przynajmniej wydawało). Wzięła kawę i szybkim krokiem zaczęła iść w kierunku naszego stolika. - Czyż nie wygląda wspaniałe? Gdybym jej nie znała, pomyślałabym, że była u chirurga. - Tak w zasadne... - zaczęłam mówić, kiedy mama odepchnęła mnie na bok, objęła Marthę i krzyknęła: - Moja droga, jak miło tak na siebie wpaść! - Właśnie mówiłam twojej córce, że świetnie wygadasz. Może chcesz się podzielić z nami jakaś małą tajemnicą? - No przecież sama wiesz... Zdrowa dieta i regularne ćwiczenia czynią cuda - odpowiedziała mama z nerwowym chichotem. - Cokolwiek robisz ~ nie przestawaj. Efekty są znakomite. Muszę lecieć, umówiłam się na herbatę z Jean z klubu. Niedawno naciągnęła sobie skórę na czole. Podobno zmieniła chirurga po wpadce z ustami - stwierdziła Martha. Roześmiała się z zadowoleniem, pomachała nam na pożegnanie i odeszła. Matka natychmiast zapytała gwałtownym szeptem: - Mam nadzieję, że nie powiedziałaś jej o botoksie? -Nie, ale dlaczego się tym przejmujesz? Podobno wszyscy to robią. -Jasne, ale nie chodzą po mieście i o tym nie rozpowiadają. - Dlaczego? - Co za głupie pytanie! To by oznaczało, że, po pierwsze, oszukują, a po drugie - i ważniejsze - za bardzo im zależy... Uroda nie powinna być efektem wysiłku - to mówiąc, mama wyciągnęła długopis, notesik i licznik kalorii, a następnie obliczyła, ile może zjeść ciasta marchewkowego, nie przekraczając swojego limitu. Rozbawiła mnie ironia tego wszystkiego. Z radością i bez wysiłku spałaszowałam kawał dietetycznego sernika, nie mając przy tym żadnego poczucia winy... 212 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... Kobiety święcie wierzą, że uroda nie powinna wymagać wysiłku, tymczasem jest to jeden z największych mitów. „Ona po prostu urodziła się piękna", stwierdzamy i przeklinamy włoski, które musimy wyrywać, wypryski, które musimy tuszować, i biodra, które musimy modelować. W naszym mniemaniu piękno liczy się jedynie wówczas, gdy jest „naturalne" - jeśli rano wstajemy z łóżka z błyszczącymi włosami, idealną skórą i mlecznobiałymi zębami. Aby stworzyć iluzję naturalnej urody, godzinami ślęczymy przed lustrem i nakładamy makijaż, który wygląda, jakby go nie było. Wszystko dlatego, że chcemy wyglądać pięknie i nikt nie powinien wiedzieć, ile wkładamy w to pracy. Za sporą część takiego stanu rzeczy odpowiedzialne są reklamy, ponieważ iluzja jest ich nieodłącznym elementem. Wierzymy, że dwudziestoparoletnia, profesjonalnie umalowana, sfotografowana i uczesana modelka reklamująca krem przeciwzmarszczkowy jest naturalna. Aspirujemy do takiego wyglądu, a co ważniejsze, chcemy podobny efekt osiągnąć równie naturalnie, jak pokazuje reklama. No bo wówczas uroda ma większą wartość. Może dlatego niekiedy potępiamy kobiety, które na pewno lub prawdopodobnie zrobiły sobie operację plastyczną - naszym zdaniem, to rodzaj oszustwa. Kobieta, która „oszukuje" i zostaje na tym przyłapana, staje się pośmiewiskiem. Brytyjską aktorkę Leslie Ash bezlitośnie wyśmiewano w brukowcach, gdy zdecydowała się na zabieg powiększenia ust i uczyniła zadość najskrytszym pragnieniom. Media były wniebowzięte. Przyłapały na gorącym uczynku kobietę, która stwierdziła, że natura dała jej za mało. Wspominałyśmy już, że kobiety instynktownie ze sobą rywalizują, zwłaszcza w kwestii wyglądu. Kiedy zatem usłyszymy, że któraś z nas otrzymała niewielką pomoc z zewnątrz, mamy poczucie, iż gra nieczysto. Ileż satysfakcji może sprawić zauważenie sztucznego biustu czy wyśmianie naciągniętej po liftingu skóry! Wiele z nas OPERACJE PLASTYCZNE i MAKIJAŻ - POWRÓT Z PRZESZŁOŚCI 213 doskonale o tym wie. Świadomość, że inna kobieta musiała zapłacić za swoje walory, poprawia nam samopoczucie. „Ma większe, jędrniejsze i krągłe piersi, ale moje przynajmniej są prawdziwe" - myślimy. Kosmetyki i ich producenci nie powinni stawać się naszą tajemną bronią w walce z innymi kobietami. Jeżeli decydujemy się na jakikolwiek zabieg kosmetyczny - od nałożenia maseczki po zrobienie operacji plastycznej - kierowane potrzebami lub ambicjami innej osoby, to prawdopodobnie nie jest to najlepszy pomysł. POD NÓŻ Ludzie zawsze byli gotowi poddawać się bolesnym zabiegom, aby mieć idealne ciało. W starożytnych Chinach kobiety bandażowały sobie stopy - tę powszechnie stosowaną torturę narzucili im władcy - mężczyźni. W pewnym momencie kości palców pękały i stopa przestawała rosnąć. Starodawne łamanie kości znajduje dzisiaj odzwierciedlenie w postępowaniu tysięcy kobiet, które ugniatają, siniaczą i tną swoje ciała. Niektóre nawet poddają się kompleksowym operacjom plastycznym. Niemal każdej z nas zdarzyło się nałożyć na stopy dwunasto- centymetrowe szpilki tylko po to, aby następnego dnia obudzić się z bólem i pęcherzami. Większość kobiet depiluje włosy, chcąc osiągnąć idealnie gładką skórę. Ale co nas skłania do tego, aby posunąć się o krok dalej i oddać się w ręce chirurga? Czy operacje naprawdę mogą coś zmienić? Na jakie pytanie powinnyśmy sobie odpowiedzieć, nim damy się pociąć, wyssać lub naciągnąć? Operacje plastyczne zazwyczaj uważamy za zjawisko typowe dla dwudziestego wieku, ale tak naprawdę przeprowadzano je na wiele lat przed tym, zanim Pamela Anderson zatarła różnicę między piersiami a piłkami plażowymi. Już tysiąc lat 214 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... przed naszą erą wyskakiwano na operację nosa do pobliskiego szpitala. No, może na początku wyglądało to trochę inaczej. Pierwsze udokumentowane operacje plastyczne przeprowadzano w Indiach, gdzie osoby, którym za karę obcięto nos, mogły go sobie zrekonstruować. Dzisiejsza postać chirurgii plastycznej przyjęła się dopiero w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku. Łatwo się domyślić dlaczego. Osobom, które nie wyznawały postawy typu „Ciesz się tym, co ci dała natura", operacje wydały się cudownym lekiem (wprawdzie dość kosztownym, bo za najtańsze operacje trzeba było wówczas zapłacić około 2 500 funtów). Nie trzeba było uczyć się akceptacji krzywego nosa czy grubych ud - można je było po prostu naprawić. Medycyna wymyśliła wiele dziwacznych i niesamowitych sposobów modyfikacji wyglądu. BUPA, jeden z największych ubezpieczycieli zdrowotnych na rynku europejskim, szacuje, że w roku 2002 w Wielkiej Brytanii przeprowadzono ponad 75 tysięcy operacji plastycznych. Statystyki ISAPS* z roku 2000 pokazują, że do najpopularniejszych zmian kosmetycznych należą kolejno: odsysanie i przemieszczanie tkanki tłuszczowej, powiększanie piersi oraz wstrzykiwanie botoksu w celu wygładzenia skóry i „wypełnienia" zmarszczek. Na początku botoksu używano w leczeniu pacjentów z nerwowymi tikami twarzy, ale wkrótce jego producenci odkryli, że toksyna botu-linowa również wygładza zmarszczki, i tak rozpoczęła się jej kariera w przemyśle kosmetycznym. Obecnie liczba takich zabiegów wykonanych w Stanach Zjednoczonych rośnie najszybciej w prównaniu z innymi operacjami plastycznymi. W samym roku 2001 pokusie magicznych zastrzyków uległ ponad milion Amerykanów. W marcu 2002 roku BBC podała pro- * International Society of Aesthetic Plastic Surgery - Międzynarodowe Stowa- r2yszenie Chirurgów Plastycznych (przyp. tłum). OPERACJE PLASTYCZNE I MAKIJAŻ - POWRÓT Z PRZESZŁOŚCI 215 gnozę, że do roku 2006 sprzedaż botoksu przekroczy pułap miliarda dolarów. Jego popularność jest tak niezwykła, że kobiety organizują „imprezy botoksowe", z których wszyscy zaproszeni goście wychodzą z wygładzoną skórą bez zmarszczek. Ale w dzisiejszych czasach taka impreza nie jest już szczytem ekstrawagancji. We wrześniu 2003 roku znany londyński gabinet chirurgii plastycznej zaproponował klientom program lo-jalnościowy. Za każde cztery wizyty stałych klientów i klientki nagradza się drobniejszym zabiegiem, na przykład wstrzyknięciem botoksu. Później w tym samym gabinecie pojawia się kontrowersyjna oferta prezentów - prawdziwy orzech do zgryzienia dla osób walczących o zdrowe postrzeganie ciała. Otwieramy prezent urodzinowy, a tu okazuje się, że jakaś życzliwa dusza uważa, iż najbardziej przyda nam się nowy nos. Urocze. Popularność takich nowych chwytów reklamowych ma bezpośredni związek z wartościami wyznawanymi przez społeczeństwo. Wiemy, że powszechnie podziwia się młodość i duże piersi w drobnej, szczupłej sylwetce. Większość z nas zdaje sobie sprawę, że zachowanie wiecznej młodości oraz kombinacja ciała małej dziewczynki i bujnego biustu diwy operowej jest biologicznie niemożliwa. Tymczasem chirurgia plastyczna może dać nam to, czego matka natura nigdy nawet nie planowała. Najpopularniejsze zabiegi skupiają się na seksualnych aspektach ciała. Kobieta może chętnie powiększyć usta, ale raczej nie będzie zmieniać łokci czy płatków uszu. Wiele osób uważa, że dzięki operacji plastycznej mogą się stać atrakcyjniejsze dla otoczenia. Ale czy tak się dzieje? Często powodzenie lub porażka operacji zależy bezpośrednio od powodów, które nas do niej skłoniły. Jeśli pacjent rzuca się na stół operacyjny przekonany, że wyjdzie z gabinetu jako nowa osoba, prosto w ramiona miłości swojego życia, to prawdopodobnie będzie uważać zabieg za nieudany. Kiedy pomyślimy o tym trzeźwo, dojdziemy do wniosku, że operacja nie spełni takiego 216 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... marzenia. Małe piersi nie sprawią, że spotkamy „tego jedynego", ale kompleksy na ich punkcie mogą nam w tym rzeczywiście przeszkodzić. W wielu przypadkach po operacji, która naprawiła jedną część ciała, kompleksy przenoszą się na inną. Dlatego większość z nas powinna się zająć raczej kompleksami niż fałdami tłuszczu na piersiach bądź brzuchu. Czas jest sprawdzianem powodzenia operacji. Zadowolony pacjent poczuje się usatysfakcjonowany i będzie żyć dalej z myślą, że udało mu się zmodyfikować niewielką część ciała, która kiedyś mu się nie podobała. Ale wiele osób wraca pod nóż w dążeniu do ideału - nigdy nie czują się zadowolone ze swojego wyglądu. Osoba negatywnie postrzegająca ciało niekiedy jest zawiedziona i rozczarowana rezultatem operacji, gdyż nie zyskała dzięki niej wiary w siebie. Uda mogą być szczuplejsze, ale my nadal jesteśmy nieszczęśliwe i mamy kompleksy. Rozumujemy mniej więcej tak: „Uda rzeczywiście wyglądają lepiej, ale ja nadal czuję się brzydka, więc pewnie chodzi o nos - muszę go sobie zoperować". I tak wpadamy w spiralę kolejnych operacji. Jeżeli nie zaczniemy szukać prawdziwych przyczyn kompleksów, to będziemy wracać pod nóż w desperackiej próbie zewnętrznego rozwiązania problemu. Terapeuci pracujący z pacjentami, których ciała zostały w znaczący sposób okaleczone lub zniekształcone, starają się ustalić moment, kiedy pacjent przyjmuje, że operacja plastyczna spełniła swoje zadanie. Teraz trzeba odbudować pewność i wiarę w siebie w świadomości pacjenta. W mniejszym stopniu to samo dotyczy pacjentów decydujących się na jakiś zabieg kosmetyczny. Musimy wiedzieć, gdzie wyznaczyć granicę. Dopóki ludzkość jest gotowa płacić za operacje, dopóty chirurdzy będą wymyślać nowe sposoby modyfikacji ciał. Najnowszym trendem panującym w Ameryce jest kosmetyczna korekta stóp - wydłuża się palce i usuwa tłuszcz, dzięki czemu pacjentka może nosić najwymyślniejsze sandałki. I tak zaczy- OPERACJE PLASTYCZNE I MAKIJAŻ - POWRÓT Z PRZESZŁOŚCI 217 na się - według niektórych, niepotrzebnie - nowa moda w chirurgii plastycznej. Zawsze znajdzie się ktoś, kto obieca nam idealne ciało za (wcale nie drobną) opłatą. Niezależnie od tego, jak doskonałego mamy chirurga, poczucie własnej wartości i wiara w siebie pochodzą z naszego wnętrza - dlatego w pewnym momencie należy zdać sobie sprawę, że trzeba popracować nad emocjami. Nic dziwnego, że kobiety ciągle odkładają to na później. Ostatecznie łatwiej jest rozciąć i odbudować niekształtny nos niż niezdrowy obraz ciała. Musimy pogodzić się z tym, że nasza motywacja do poddawania się operacjom plastycznym nie wypływa jedynie z oceny własnego wyglądu. Jest wypadkową naszych myśli i emocji związanych z rolą, jaką naszym zdaniem uroda odgrywa w życiu. W przeciwnym razie oszukujemy siebie i nie konfrontujemy się z prawdziwymi przyczynami potrzeby modyfikacji ciała. OPERACJE NIEMEDYCZNE Kwadrans po czwartej wreszcie przystąpiłyśmy do kupowania prezentów dla panów. Właśnie rozważałyśmy zakup nożyka do wycinania włosów z nosa łub latarki na baterie słoneczne dla taty, kiedy mama ponownie podjęła temat botoksu. - Więc, kochanie, jak już wcześniej mówiłam, lekarz, który robił mi twarz, był fantastyczny. Zresztą rezultaty mówią same za siebie -stwierdziła zadowolona, biorąc do ręki łusterko, które zawołało „Cześć, laseczko!", kiedy nacisnęła rączkę. Uśmiechnęła się skromnie, jakby skomputeryzowany komplement rzeczywiście ją ujął, i ciągnęła opowieść. - Słuchaj, lekarz, który to zrobił, był świetny, po prostu świetny. Rozmawiałam z nim o tobie i twoim... problemie z dietami. Podobno ma nową, świetną metodę odsysania tłuszczu, która może się sprawdzić w twoim przypadku. 218 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... Zignorowałam to i spróbowałam zmienić temat. - Może kupimy wok? Tato lubi chińszczyznę - kupmy mu wok. - Nie, kochanie, tylko narobi bałaganu w kuchni. Poza tym po chińszczyźnie ma wiatry. Trzymajmy się gadżetów niezwiązanych zjedzeniem. Więc jak wspominałam, ten przemiły chirurg ma specjalną świąteczną promocję. Nie kupiłyśmy jeszcze prezentu dla ciebie, więc pomyślałam... To wprawdzie dość kosztowne, ałe jeśłi będziesz grzeczna, to może aniołek będzie w tym roku wyjątkowo hojny... Nie mogłam uwierzyć własnym uszom! Własna matka chciała mi kupić operację plastyczną pod choinkę. Stałam zupełnie oniemiała. Nagle poczułam, że to, jak wyglądam, i - co ważniejsze -jak nie wyglądam, znowu staje w centrum uwagi. Matka - kompletnie nieświadoma fatalnego wpływu jej perwersyjnego pomysłu - beztrosko oglądała zestawy narzędzi do rzeźbienia w drewnie i albumy na znaczki. Podniosłam łusterko, które przed chwilą trzymała. Spoglądając w nie, pomyślałam, że operacje plastyczne, podobnie jak makijaż, ubrania i diety, są jedynie rekwizytem. Zasłoną, za którą możemy się schować i poczuć bezpieczniej. Pod wieloma względami są pożyteczne - dzięki nim możemy trochę bardziej polubić swój wygląd. Ale żadne z nich nie sprawi, że poczuję się ze sobą lepiej czy gorzej. Same w sobie nie posiadają takiej mocy. Makijaż, ubrania i operacje pełnią funkcję ognioodpornego koca - dzięki nim mamy poczucie, że choć trochę panujemy nad światem piękna - światem nieprzewidywalnym i chaotycznym, w którym każdy trend, nawet ten najmodniejszy, trwa najwyżej kilka miesięcy. Po raz pierwszy od bardzo dawna poczułam, że zaczynam coś z tego rozumieć... Nie chodzi o moje przekonania, łecz raczej o to, w co postanawiam wierzyć. „Dobrze więc, Sarah - pomyślałam -postanawiam wierzyć, że jesteś w porządku bez pomarańczowego pudru na twarzy i idiotycznych promocji świątecznych. Możesz jeść czekoladę, pić kawę hezkofeinową, mieć na sobie frak lub bikini, jedną naprawdę stałą rzeczą jesteś ty... prawdziwa ty". W tym momencie poczułam, że panuję nad swoim życiem bardziej niż kiedykolwiek. „Cześć, laseczko!", zawołało różowe lusterko OPERACJE PLASTYCZNE I MAKIJAŻ - POWRÓT Z PRZESZŁOŚCI 219 - przyznacie, że stosownie do sytuacji. Roześmiałam się, pocałowałam mamę, powiedziałam jej, że muszę lecieć, a następnie wybiegłam ze skłepu. W drodze do domu pomyślałam, że po raz pierwszy czuję się gotowa... Umówię się z Jamesem. Żyjemy w kulturze, która oczekuje błyskawicznych wyników. Gdy idziemy do baru szybkiej obsługi, chcemy natychmiast dostać hamburgera. Jeżeli chcemy schudnąć, to wprawdzie wiemy, że powinnyśmy ćwiczyć i jeść trzy zdrowe posiłki dziennie, ale zamiast tego - głodzimy się. Chcemy, aby ludzie zauważyli rezultaty już nazajutrz, kiedy pojawimy się w pracy. Operacje plastyczne są rozszerzeniem tej tendencji. Możemy wstrzyknąć sobie botoks w czasie lunchu i załatwić implanty kolagenowe, nim odbierzemy dzieci ze szkoły. A jeśli potrzebna jest zmiana bardziej drastyczna, to możemy napompować sobie piersi silikonem i za dwa tygodnie pokazać się światu z biustem, o jakim zawsze marzyłyśmy. Zaczęto już nawet latać nad Morze Śródziemne na „wakacje z chirurgiem plastycznym". Moda na operacje ma ogromny wpływ na kulturę „szybkich efektów", ale jej konsekwencje sięgają znacznie głębiej. Otóż odziera tę poważną gałąź medycyny, jaką jest chirurgia plastyczna, z jej medycznego aspektu. Co roku tysiące turystów zjeżdża do Afryki Południowej, aby wykorzystać różnice w kursie waluty i, co za tym idzie, tańsze zabiegi. Przywożenie z urlopu opalenizny i pary kastanietów jest już nieco passe. Porządni turyści przywożą szczuplejsze biodra, prostsze nosy i większe piersi. Chirurdzy w Kapsztadzie oferują pełne pakiety zawierające operację, a następnie możliwość wypoczynku i rekonwalescencji. Wystarczy kilka minut szperania w Internecie, aby wyszukać wiele firm reklamujących słońce, morze, piasek i skalpel - na przykład „wakacje z chirurgiem i safari". Połączenie wakacji z operacją plastyczną ogłasza się jak pobyt 220 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE.,. na farmie zdrowia - z niewielkim dodatkiem. W gruncie rzeczy wiele kobiet traktuje wyprawę do chirurga plastycznego jak wizytę u kosmetyczki. Wyskakujemy na korektę nosa równie łatwo jak na depilowanie okolic bikini - tyle że w tym drugim przypadku trochę mniej boli. I tak ustala się niebezpieczny precedens. W pogoni za ideałem zapominamy o potencjalnym niebezpieczeństwie związanym z narkozą. Poza tym po operacji plastycznej mogą wystąpić poważne powikłania. Implanty bywają nieszczelne, powracają zmarszczki, podciągnięta skóra opada. W roku 2003 amerykańska FDA* podała, że cztery na dziesięć osób, które decydują się na botoks, aby zyskać wieczną młodość, doświadczają przykrych skutków ubocznych. Mogą to być opadające powieki, nudności, a nawet infekcje dróg oddechowych. Jeżeli jedziemy za granicę i tam zdajemy się na łaskę chirurga, to narażamy się na dodatkowe niebezpieczeństwo - brak opieki lekarskiej po operacji i zwiększone ryzyko powstania zakrzepicy żył głębokich w samolocie w drodze powrotnej. Trudno też wpaść do gabinetu partacza i domagać się odszkodowania, jeżeli coś pójdzie nie tak, a nasz chirurg znajduje się po drugiej stronie kuli ziemskiej. Imprezy botoksowe, wakacje z chirurgiem i oferty promocyjne pozbawiają aspektu medycznego zabiegi, które w rzeczywistości są poważnymi operacjami chirurgicznymi. Usypiają obawy i dają nam poczucie fałszywego bezpieczeństwa. To niezwykle ważne! Wynikających z chirurgii plastycznej implikacji dla zdrowia nie powinny przesłaniać promocje, prezenty i zagraniczne wakacje. Operacje zbyt często traktujemy jako sposób na błyskawiczną naprawę. Takie podejście dalece rozmija się z rzeczywistością. * Food and Drag Administracion - Agencja do spraw Żywności i Przemyślu Farmaceutycznego (przyp. tłum.). OPERACJE PLASTYCZNE I MAKIJAŻ - POWRÓT Z PRZESZŁOŚCI 221 OPERACJA A TOŻSAMOŚĆ ISAPS odkryło, że 87 procent ich pacjentów stanowią kobiety. Mężczyźni są mniej skłonni do „zmiany" ciała dlatego, że mniej przejmują się swoim wyglądem albo uważają, iż operacje plastyczne są „kobiecym" sposobem radzenia sobie z problemem. Niektóre badania sugerują, że skuteczne operacje plastyczne mogą być katalizatorem umożliwiającym nawiązanie lepszej relacji z własnym ciałem. Istnieją jednakże dowody, że choć zoperowana część ciała nam się podoba, to jednak ogólny jego obraz nie ulega poprawie. Czy idziemy pod nóż, aby wyglądać pięknie czy po prostu lepiej? I kto ma największy wpływ na naszą decyzję? My, nasi partnerzy, przyjaciele, chirurg? Niedawno przeprowadzono badania w grupie Holenderek, które poddały się operacji plastycznej. W Holandii takie operacje są bezpłatne w każdym przypadku, kiedy pacjentka udowodni, że jej ciało „odbiega od przyjętej normy". Presja finansowa jest zatem znacznie mniejsza. Naukowcy odkryli, że kobiety po operacji nie były niewolnicami mitu o urodzie. Ich zdaniem, operacja była ostatnią deską ratunku po długotrwałej walce o poczucie normalności lub akceptacji. Poza tym badane kobiety miały poczucie, że operacja pomoże im zapanować nad ciałem - nie zależało im na sprawieniu przyjemności partnerowi czy pozbyciu się presji otoczenia. W konsekwencji naukowcy prowadzący badania doszli do wniosku, że chirurgia plastyczna jest metodą modyfikowania tożsamości. Dzięki niej kobiety zaczynają czuć, że „pasują" do ciała, i nabierają swobody. Co ciekawe, kiedy pacjenci przechodzą operację zmiany płci, gdyż dochodzą do wniosku, że „urodzili się w niewłaściwym ciele", społeczeństwo zwykle okazuje wyrozumiałość. Żywimy empatię wobec dylematu człowieka, który czuje się w swoim ciele obco. Nato- 222 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... miast kobiety po operacji plastycznej często uważa sie za leniwe lemingi, niewolnice ideałów urody obowiązująCycn w danej społeczności. Naukowcy twierdzą, że w przypadku badanych Holenderek operacja plastyczna miała taki sam cel - dostosować ciało do tożsamości, dzięki czemu pacjentki poczuły się w nim lepiej. Może dlatego co roku setki kobiet pozwalają chirurgom ciąć i sztukować swoje ciała. Oczyma duszy widzimy swoie idealne ciało, a operacja może dopasować wygląd do wyobrażenia. Zatem jeśli motywacją ma być zbliżenie się do osobistego ideału, to operacja plastyczna jest raczej wyrazem przejęcia kontroli niż uległości. Nic dziwnego, że ten aroUment; jest ostro kontestowany przez innych badaczy, którzy twierdzą ze przede wszystkim należy dotrzeć do źródeł koncepcje wyidealizowanego piękna. Niektórzy uważają, że wyidealizowany obraz cjaja jest wynikiem narzuconych przez społeczeństwo ideałów określających, jak należy wyglądać, aby zdobyć akceptację „ reakcją na błędne najgłębsze przekonania. Inni twierdzą, że operacie plastyczne mają na celu dostosowanie się do kanonów piękna tak naprawdę tworzonych przez mężczyzn. Choć kobiety maia poczucie, że podejmują niezawisłą decyzję, w rzeczywistości wybierają za nie partnerzy i koledzy, wspierani przez lekarzy. W czasopismach dla kobiet publikuje się niezlicZone ilości zdjęć idealnych modelek tuż obok ogłoszeń gabinetów chirurgii plastycznej. Media propagują wizję chirurgii plastycznej jako dopuszczalnej, a nawet pożądanej formy pielęgnuj kobiety mogą po prostu ślepo poddawać się tym naciskom utrwalając dominujące męskie stereotypy. Nie ma prostej i jednoznacznej odpowiedzi, czy zdecydowanie się na chirurgiczną korektę wyglądu jest dobre czy złe. Szczerze mówiąc, tej kwestii nie należy przedstawiać w kategoriach moralnych. Kobiety i tak muszą się zmagać z poczuciem OPERACJE PLASTYCZNE I MAKIJAŻ - POWRÓT Z PRZESZŁOŚCI 223 winy i presją otoczenia w większości sfer w życiu. Jeśli jednak rozważamy możliwość operacji, to możemy i powinnyśmy przeanalizować oddziaływanie postrzegania ciała na nasze decyzje. Trzeba koniecznie zrozumieć, że to ono właśnie - w przeciwieństwie do rzeczywistego ciała - ma ogromny wpływ na naszą samoocenę. Każda próba poprawy wyglądu powinna się rozpocząć od przemyślenia, dlaczego w lustrze widzimy określony wizerunek i jak poradzić sobie z myślami, które powodują, że nie jesteśmy z niego zadowolone. Najgłębsze przekonania są bezustannie utrwalane komunikatami, że należy dążyć do osiągnięcia idealnego ciała. Aby zakwestionować stereotypy, które dyktują nam, kim mamy być, trzeba dokładnie przeanalizować przyczyny naszych zachowań. W większości przypadków musimy przyjąć do wiadomości, że idealny wizerunek w naszej głowie tak właściwie wcale nie był naszym pomysłem. Osoby, które spojrzały w głąb siebie i poważnie zastanawiają się nad operacją plastyczną, przed podjęciem ostatecznej decyzji powinny sobie odpowiedzieć na kilka niezwykle istotnych pytań: 1. Dlaczego chcę się poddać operacji? Powinna się nam w głowie zapalić ostrzegawcza lampka, gdy nie znajdziemy przekonującego uzasadnienia decyzji. Jeśli na przykład stwierdzimy, że w tym roku w modzie są duże pupy, to jednak warto jeszcze raz przemyśleć zasadność operacji. Bądźmy ze sobą szczere. Możemy wmawiać koleżankom, że po odessaniu tłuszczu poczujemy się młodziej. W głębi duszy natomiast doskonale wiemy, że chcemy odzyskać niewiernego męża czy wygrać rywalizację z młodszą siostrą. 2. Czego oczekuję od tej operacji? Jeśli spodziewamy się, że po operacji znajdziemy wymarzoną pracę lub chłopaka, to najpewniej przeżyjemy rozczarowa- 224 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... nie. Spójrzmy na chirurgię plastyczną realistycznie. Może dodać nam wiary w siebie, ale nie da tego wszystkiego, czego naszym zdaniem nam brakuje - chyba że nasz obraz ciała jest na tyle zdrowy, iż mamy realistyczne oczekiwania rezultatów. Nawet kiedy na stole operacyjnym zyskamy najbardziej jędrne uda na świecie, niewiele to zmieni, jeśli najgłębsze przekonania są irracjonalne. Muszą one być na tyle zdrowe, abyśmy zrozumiały, że uda - nawet bardzo jędrne - nie zdobędą miłości i akceptacji otoczenia. To zależy od naszej osobowości, samooceny i wiary w siebie. 3. Czyje życie zmieni operacja? Co nasza operacja zmieni w otoczeniu? Czy otoczenie ma zdrowy wpływ na naszą decyzję? Istnieją powody, dla których operacja plastyczna może być dobrym rozwiązaniem. Ale nie to, że mąż uwielbia duże piersi. Cała ta kwestia tak naprawdę sprowadza się do szukania aprobaty. Czy wydaje nam się, że zyskamy akceptację rodziny i zbliżenie z nią, jeżeli będziemy miały mały zgrabny nosek, jak pozostali jej członkowie? Może w pracy chcemy pasować do grona szczupłych dziewcząt? Mężczyzna może uważać, że lifting twarzy upodobni go do młodszych kolegów, z którymi co środę po meczu chodzi na piwo. Dlaczego naszym zdaniem te osoby nie mogą nas zaakceptować już teraz? Dlaczego zakładamy lub wyobrażamy sobie, że nas nie akceptują? Może to my siebie nie akceptujemy? Jak w przypadku pozostałych aspektów obrazu ciała, tak i tutaj kluczem do sukcesu jest zaakceptowanie swojego wyglądu. Następnie musimy realistycznie ocenić jego wpływ na sukcesy i porażki w życiu. Jeśli poddajemy się operacji ze względu na kogoś innego, to zapewne nie zrealizujemy zamierzenia - sprawienie komuś przyjemności nie polega na odessaniu sobie tłuszczu z pupy i przeniesieniu go na twarz. Czy oczekiwania tamtej osoby wobec nas są właściwe? Jeśli stwierdzimy, że OPERACJE PLASTYCZNE 1 MAKIJAŻ - POWRÓT Z PRZESZŁOŚCI 225 są irracjonalne, to zastanówmy się, czy należy się nimi przejmować. 4. Jak operacja wpłynie na relacje z otoczeniem? Czasami pragnienie operacji sięga znacznie głębiej - nie jest jedynie chęcią posiadania prostszego nosa czy większych piersi. Spodziewamy się, że operacja będzie miała kolosalny wpływ na relacje z otoczeniem. Mężczyźni chcą sobie powiększać penisy, gdyż czują się źle w związku. Każdą kłótnię z dziewczyną tłumaczą swoim rzekomym niedostatkiem cielesnym. Kobieta może mieć poczucie, że mąż zwracałby na nią większą uwagę, gdyby miała bujniejszy biust. Idziemy pod nóż, aby naprawić swoje związki. Istnieją dwa możliwe rozwiązania takiej sytuacji. W związku rzeczywiście może się zacząć dziać lepiej, gdyż teraz bardziej wierzymy w siebie i jesteśmy zadowolone. Ale jeśli operacja plastyczna ma uratować rozpadający się związek, to nowe piersi mogą się spotkać z reakcją, która nas rozczaruje. Brak okrzyków zachwytu, oświadczyn i zainteresowania przygnębi nas, jeśli to właśnie chciałyśmy osiągnąć, idąc na operację. Przypuśćmy, że po powiększeniu penisa ukochana wpadnie w obsesję na tym punkcie i cieszy się trochę za bardzo. Wówczas można pomyśleć, że stan sprzed operacji był naprawdę fatalny, albo zastanowić się, o co naprawdę chodzi jej w związku. Jeżeli motywacją do operacji plastycznej jest związek, to musimy być przygotowane na nieprzewidywalne i często rozczarowujące rezultaty. 5. Do jakiego ideału dążę? I znowu trzeba spojrzeć na sprawę realistycznie. Jeśli chcemy być pierwszą żyjącą Barbie, to pewnie drobne nacięcie czy implant nie wystarczą. Trzeba się też zastanowić, dlaczego dążymy do tego ideału. Czy mamy poczucie, że powinnyśmy mieć szczuplejszy brzuch, bo inni nas oceniają? Kto decyduje? My 226 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE. czy presja otoczenia? Ludzie zawsze czuli naciski wywierane przez społeczeństwo i jego wartości. Dlatego kiedyś kobiety, pojękując, wbijały się w gorsety, a dzisiaj mężczyźni godzinami wyciskają na siłowni coraz to cięższe sztangi. Najłatwiej zrozumieć ideały, przyglądając się popularnym w danym momencie gwiazdom. Twiggy, Marilyn Monroe, Kate Moss i Jennifer Lo-pez w swoim czasie dyktowały kanony idealnego ciała. Tymczasem każda z nich wygląda zupełnie inaczej. Jeśli więc staramy się upodobnić do Jennifer, to okażemy się bardzo niemodne, gdy jakieś nowe ciało zyska poklask publiczności i mediów. Niewiele osób może sobie pozwolić na wizytę w gabinecie chirurga za każdym razem, kiedy na okładce „Vogue" pojawi się nowa twarz. Należy dążyć do ideału ciała, w którym poczujemy się jak najlepiej. Nie musimy wyglądać jak najbardziej rozrywana gwiazdka sezonu. CZAS DLA NIKOGO NIE STOI W MIEJSCU Cudowne kremy do twarzy, gruba warstwa makijażu i operacje plastyczne są reakcją na poczucie niezadowolenia z własnego ciała, zwłaszcza wobec procesu starzenia. Gdy starzejemy się i uświadamiamy sobie, że ciało będzie się marszczyć, obwisać i słabnąć, czasami zdaje nam się, iż tracimy nad nim kontrolę. W rezultacie zmieniamy je, aby nad nim zapanować. Wskutek przemian okresu dojrzewania stajemy się coraz silniejsze, zdolniejsze i bardziej atrakcyjne dla płci przeciwnej. W późniejszym okresie życia stan ciała ulega pogorszeniu - musimy się pogodzić z odkryciem, że nic nie można na to poradzić. Dla kobiet proces starzenia bywa szczególnie ciężki. Świadomość, że nie wzbudzamy już zainteresowania tylu mężczyzn co dawniej, bywa gorzka. Z tym problemem można sobie jednak poradzić - wystarczy zrozumieć, że menopauza nie ma OPERACJE PLASTYCZNE i MAKIJAŻ - POWRÓT Z PRZESZŁOŚĆ! 227 wpływu na naszą prawdziwą atrakcyjność dla otoczenia. Kobiety nie są seksowne dlatego, że co miesiąc miesiączkują. Tak naprawdę atrakcyjność zależy od pewności i wiary w siebie oraz pozytywnych cech charakteru, na przykład poczucia humoru. Walory te pozostają z nami znacznie dłużej niż jędrne piersi czy wspaniała grzywa błyszczących ciemnych włosów. Ważne jest też to, że gdy przeminie okres, w którym czujemy się jak seksowne kociaki, skupiamy się na innych zaletach poprawiających nam samopoczucie. Nowe rodzaje aktywności, jak joga czy pływanie, pozwalają wykorzystać ciało na inne sposoby. Zajęcia z plastyki lub fotografii oraz inne przyjemności pomagają określać siebie jako kobietę, a nie obiekt pożądania. Doceniamy to, że choć nasze ciało nie wywołuje już gwizdów aprobaty wyrostków na ulicy, to jednak pomaga nam osiągać nowe, bardziej satysfakcjonujące cele. To z kolei przypomina, że ciało należy szanować, a nie winić za najzupełniej naturalne zmiany. Warto przedyskutować z partnerem swój lęk przed starością. Znaczna część obrazu ciała wiąże się z domniemanym wizerunkiem w oczach innych. Uważamy się za mniej atrakcyjne ze względu na siwe włosy czy pomarszczoną skórę i zakładamy, że partner czuje to samo co my. On nigdy tego nie skomentował, ale my i tak wiemy swoje. Tymczasem jest w nas tysiąc rzeczy, które mu się podobają - drobne detale wyglądu, jak gładkie powieki, zazwyczaj zajmują dość niskie pozycje na liście. Partner zapewne nawet nie zauważył cech, które w naszym mniemaniu zdominowały nasz wygląd. Jeśli pozostaniemy otwarci na komunikację i porozumienie w związku, to partner może nam powiedzieć, że nasze obawy są idiotyczne. Trzeba tylko zwierzyć się mu z kompleksów. Czasami wystarczy jedno słowo otuchy i wsparcia od osoby, która najwięcej dla nas znaczy. Gdyby piękno prowadziło do szczęścia, wszyscy urodziwi ludzie pławiliby się w wiecznej radości, a mniej atrakcyjni byli- 228 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE. by nieszczęśliwi. Lekarze kierowaliby pacjentów na operacje plastyczne i kursy makijażu, zamiast przepisywać leki przeciw-depresyjne. To oczywiste, że jest inaczej. Ładni ludzie źle postrzegają ciało i cierpią na zaburzenia odżywiania równie często jak osoby mniej atrakcyjne. Niektórzy pewni siebie i szczęśliwi ludzie sukcesu dalece odbiegają od klasycznych kanonów piękna. Piękno nie uodpornia nas na klęski. Pomagają natomiast wysoka samoocena, pozytywne postrzeganie ciała i wiara w umiejętność radzenia sobie z życiowymi trudnościami. Kosmetyki, makijaż i operacje plastyczne mogą rewelacyjnie wpłynąć na samopoczucie, jeśli korzystamy z nich z właściwych powodów - czyli dla siebie, a nie dla innych. Musimy mieć realistyczne oczekiwania wobec kremu do twarzy, różu czy liposukcji. A poza tym trzeba przyjąć do wiadomości, że w ostatecznym rozrachunku poznanie sekretu idealnego ciała i tak nie rozwiąże najważniejszych problemów. Wiele osób zdaje sobie z tego sprawę zbyt późno, kiedy wydały już fortunę na cudowne kosmetyki, a nawet poszły pod nóż i odkryły, że choć wygląd uległ zmianie, to jednak wszystko inne pozostało po staremu. Wszystkie pragniemy błyskawicznych efektów, a chirurgia plastyczna rzeczywiście pozwala szybko dostrzec wynik. Nim jednak umówimy się na wizytę do kosmetyczki lub chirurga, za którą trzeba będzie zastawić mieszkanie, upewnijmy się, że wiemy, co ma ulec zmianie, gdy wyjdziemy z gabinetu. Łatwo ulokować kompleksy w jednej części ciała i obwiniać ją za wszystkie nieszczęścia w życiu. Ale żaden krem do twarzy ani chirurg nie zmieni negatywnego postrzegania ciała - a to często jedyny zabieg kosmetyczny, jakiego naprawdę potrzebujemy. W dodatku o niebo tańszy. OPERACJE PLASTYCZNE I MAKIJAŻ - POWRÓT Z PRZESZŁOŚCI 229 ZADANIA NA WYNOS Wiele osób uważa makijaż i chirurgię plastyczną za prostą metodę rozwiązania problemów z postrzeganiem ciata. W tym rozdziale przekonałyśmy się jednak, że modyfikacja jakiejś części ciata nie gwarantuje, iż zaczniemy na nie patrzeć w odmienny sposób. W najlepszym razie korekta urody pomoże nam inaczej na siebie spojrzeć - a to początek drogi do satysfakcji z wyglądu. W najgorszym razie natomiast nastąpi przeniesienie niezadowolenia z jednej części ciała na inną. Jak większość spraw związanych z obrazem ciata, tak kosmetyki i operacje nie są ani dobre, ani złe. Wartość nadają im jedynie nasze wymagania. W ćwiczeniach zawartych w tym rozdziale przeanalizujemy niektóre oczekiwania, jakie mamy względem swojego ciała. Nauczymy się też doceniać i pielęgnować ciało na wiele sposobów, przy których odbicie w lustrze nie ma znaczenia. ZADANIE 1 To jedno z moich ulubionych ćwiczeń. Masz zadośćuczynić ciału - zrobić dla niego coś miłego. Tak długo miałaś do niego wyłącznie pretensje i krytyczne uwagi, że czas na rozejm. Weź długą kąpiel z pianą, idź na sesję masażu do profesjonalisty albo zafunduj sobie manicure. Może czujesz się dobrze, gdy jesteś bardziej aktywna? Możesz popływać, potańczyć, pojeździć konno. Podczas tych czynności obserwuj, jak czuje się twoje ciało. Zauważ pozytywne emocje związane z tym, że dbasz o siebie. Kiedy zakończysz ćwiczenie i poczujesz się dobrze, stań przed lustrem. Powiedz sobie, co ci się podoba w twoim ciele. Nieważne, że czujesz się głupio. To naprawdę działa. Doceń siebie, pamiętaj przyjemność, jaką odczuwałaś w pierwszej części ćwiczenia. Ciało może sprawić, że poczujesz się świetnie. Uświadom to sobie. 230 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE. ZADANIE 2 Teraz jesteś już chyba specjalistką w dziedzinie relaksacji i pozytywnej wizualizacji. To zadanie jest rozszerzeniem poprzednich ćwiczeń. Połóż się i skorzystaj z techniki głębokiej relaksacji (zob. s. 137-139). Tym razem, kiedy skupiasz się na poszczególnych partiach ciała, opisz cechę, którą w nich lubisz. W wyglądzie lub odczuciach, jakie wywołują. Od koniuszków palców u stóp po czubek głowy - doceń każdą część ciała. ZADANIE 3 To ćwiczenie jest proste i skuteczne. Pamiętaj o nim za każdym razem, kiedy spoglądasz w lustro - czy czesząc włosy rano, czy też przymierzając sukienkę w sklepie. Zawsze znajduj w swoim wyglądzie coś, co ci się podoba. Tracimy tyle czasu na krytykowanie w lustrze cech, których nie lubimy, że zapominamy o tym, aby właściwie docenić siebie. Jeżeli będziemy świadomie wyszukiwać pozytywne cechy wyglądu, obalimy negatywne przekonanie, że jesteśmy sumą wad i defektów. Zaczniemy widzieć swoje ciało w bardziej pozytywnym i zdrowszym świetle - to potwierdzi, że podoba nam się osoba, która spogląda na nas z lustra. 8 TWOJE LUSTRO To niesamowite. Naprawdę zamierzam umówić się z Jamesem! Po długich miesiącach tęsknoty nareszcie to zrobię. Będę wyglądać olśniewająco, kiedy pójdę na ślub Bei, trzymając go pod rękę... No dobrze... W takim razie w co mam się ubrać? Założę ulubione majtki z czarnej koronki. Są hiperseksowne. Za każdym razem, kiedy przechodzę w nich obok jakiegoś mężczyzny, myślę sobie „Chcesz mnie, a nawet o tym nie wiesz". Najbardziej lubię piersi, więc ubiorę się w bluzeczkę, która delikatnie, ale wyraźnie podkreśli ich kształt. Mogę włożyć któryś z ostatnich prezentów od cioci Cecylii... Jest! Liliowy sweterek. Dała mi go rok temu pod choinkę. Do tego czarne spodnie, które kupiłam w zeszłym tygodniu z Antoniem, i fantastyczne nowe kozaczki na zabójczych obcasach. Dzisiaj trzeba zrobić superstaranny makijaż... Tym razem zmyję wczorajszy tusz, nim nałożę nowy. Bomba! Jeszcze tylko odrobina wiśniowej pomadki i jestem gotowa. Ostatnia kontrola w dużym lustrze. Najpierw skupiam się na butach. Niezłe, seksowne i dość nawet „sadomaso", choć kupiłam je na masowej wyprzedaży. Spodnie wyglądają OK - pupa nadal nie należy do moich ulubionych części ciała, ale jeśli ja nie będę się na niej koncentrować, 232 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... to może inni też nie. Bluzeczka wygląda rewelacyjnie, uwielbidm swoje piersi - sterczące, ale raczej jak u zdrowej fińskiej pasterki, a nie dziewczyny z rozkładówki. Makijaż nieźle się prezentuje, udosom przydałoby się trochę balsamu, mniej puszystości... Świetnie. Jestem gotowa. Kiedy biorę kurtkę i wychodzę z domu, czuję, że o czymś zapomniałam... Czegoś brakuje. Zawracam, idę do pokoju, włączam śm-tło i spogłądam w lustro. Patrzę na spoglądające na mnie ciało i czuję, że należą mu się przeprosiny. Choć to dziwaczne, zaczynam mówić. - Słuchaj, wiem, że nie zawsze było nam ze sobą dobrze. Me wiedz, że choć cię krytykuję i przeklinam, a nawet czasami nienawidzę, to tak naprawdę myślę inaczej. Lubię ciebie - lubię siebie i doceniam to, jak się dzięki tobie czuję i co mogę zrobić. Zawrzyjmy ro-zejm, zgoda? Masz pokręcone poczucie humoru i czasami wyskakujesz z jakimś nieoczekiwanym pryszczem. Ale obiecuję, że przesunę się nad tobą pastwić i winić za wszystkie niepowodzenia w życiu. Czy możemy sobie nawzajem obiecać, że będziemy dla siebie milsi, a z czasem się zaakceptujemy i pokochamy? Super, dzięki. Wyglądasz rewelacyjnie, kotku. - Mrugam do siebie. - Powodzenia! Po czym wychodzę z domu, czując się wyśmienicie. Szczerze mówiąc, już nie pamiętam, kiedy byłam tak z siebie zadowołona. Super! Dotarłyśmy do ostatniego rozdziału. Możemy sobie teraz spokojnie pogratulować. Niełatwo znaleźć w sobie motywację i siłę do dociekań oraz konfrontacji z myślami i przekonaniami, które towarzyszyły nam przez wiele lat. Wymaga to odwagi. Wymaga wiary w siebie i możliwość zmian. Skoro dotarłyśmy w tej podróży tak daleko, to zapewne zaczęłyśmy wypracowywać lepszy stosunek do siebie i - oczywiście - do obrazu własnego ciała. Dowiedziałyśmy, że w życiu nie ma znaczenia to, co widzimy, lecz jak to widzimy. Zaczniemy doceniać ciało dopiero wtedy, kiedy nauczymy się cenić osobę. TWOJE LUSTRO 233 Osiągnęłyśmy dużo - nauczyłyśmy się rozpoznawać negatywne założenia i weryfikować ich prawdziwość, poznałyśmy techniki głębokiej relaksacji i kontrolowanej wizualizacji, które pomogły nam zmierzyć się z najgorszymi scenariuszami. Rozpoczęłyśmy proces kwestionowania dawnego światopoglądu i zastępowania go nowym, zdrowszym. Dzięki zainwestowanemu czasowi i wysiłkowi może podejmiemy wyzwania, które staną przed nami w przyszłości. Z pewnością w niektóre dni będziemy się sobie podobać bardziej, a w inne mniej, i nic w tym złego. Trzeba jedynie pamiętać, że prawdziwym winowajcą nie jest odbicie w lustrze, lecz raczej chaos myśli kłębiących się w głowie. Pamiętajmy - lepsze postrzeganie ciała owocuje zmianą stylu życia. Aby nie zaprzepaścić poczynionych postępów, należy nadal robić ćwiczenia i weryfikować myśli. Dzięki temu nie powrócimy do starych wzorców negatywnego myślenia. Skoro inwestujemy w siebie i pracujemy nad obrazem ciała, należy kontynuować dobrą robotę. Jeśli nie będziemy ćwiczyć, zapomnimy o najistotniejszej wiedzy o sobie i ciele. Trzeba doskonalić nowo nabyte umiejętności, nie zarzucać ćwiczeń i w miarę możliwości znajdować dla nich zastosowanie w codziennym życiu. Im bardziej tego pilnujemy, tym szybciej nowe przyzwyczajenia wejdą nam w krew. Z czasem będą nam przychodzić zupełnie bez wysiłku. Oczywiście, niektóre momenty wydają się łatwiejsze od innych, ale w trudne dni należy sobie przypominać, że gorsze chwile są rzeczą normalną. Wszystkim zdarza się dzień z fatalną fryzurą, ale dzięki poznanym umiejętnościom poradzimy sobie z każdymi włosami, nawet nieznośnie potarganymi. Ruszajmy więc naprzód, uzbrojone w świadomość, że odbicie w lustrze to jedynie niewielki wycinek naszej bogatej natury. Ucząc się rozpoznawać i weryfikować negatywne przekonania o swoim wyglądzie, osiągnęłyśmy coś naprawdę niesa- 234 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE. mowitego. Przejęłyśmy kontrolę nad postrzeganiem ciała - złe myśli nie będą nam już dyktować, jak mamy widzieć s{ebie i otaczający nas świat. Wypracowując lepszy obraz ciała, odrzuciłyśmy mentalne bariery, które nas ograniczały. Pozwoliłyśmy sobie na wolność życia na własnych zasadach. Teraz wszystko jest możliwe. Możemy zrealizować wszystkie marzenia, ponieważ nic nas nie powstrzyma. Teraz my rozdajemy karty. Nie powinności i przymusy, które przez tyle lat kazały nam żyć w określony sposób, lecz my - takie, jakie jesteśmy naprawdę. Próba zapanowania nad życiem poprzez kontrolę urody jest bez sensu. Wygląd to jedynie wygląd, a nie prawdziwa osoba, z jej naturą i przekonaniami. Należy spojrzeć na sprawę z właściwym dystansem - możemy lubić fajne ciuchy i kolorowe szminki, jeśli poprawiają nam humor, ale nauczmy się dobrze czuć niezależnie od nich. Kiedy następnym razetn staniemy przed lustrem, nie pytajmy, kto jest najpiękniejszy w świecie. Powiedzmy sobie, że żadne lustro i żadne odbicie nie będą nas określać. Jesteśmy piękne same w sobie, nikt nie może temu zaprzeczyć. Zaczynając życie z nowym obrazem ciała, warto pamiętać o kilku istotnych zasadach: 1. Najpierw pomyśl... potem poczuj To chyba najważniejsza nauka, jaką należy wynieść z tej książki. Nic na tym świecie nie jest stresujące, straszne złe czy dobre. Dopiero nasza interpretacja nadaje doświadczeniu sens. Konfrontujemy się z jakąś sytuacją, oceniamy ją, analizujemy, a następnie reagujemy na nią emocjonalnie. Spoglądarny na swoje odbicie w lustrze, skupiamy się na cechach, których w sobie nie lubimy, i rozpaczamy, że przeklęty rzymski nos albo suche włosy zrujnują nam życie. Takie zachowanie wywoła niezadowolenie i odbierze wiarę w siebie - negatywne przeżycie TWOJE LUSTRO 235 wpłynie na interakcje z otoczeniem w ciągu całego dnia. Możemy jednak dojść do wniosku, że te cechy wyglądu wcale nie są takie złe, ponieważ dzięki nim jesteśmy wyjątkowe. Przecież i tak nie sprowadzamy się jedynie do nosa, włosów czy też jakiejkolwiek innej części ciała - skoro już o tym mowa. Dlatego warto koncentrować się na rzeczach, które w sobie lubimy. Poczujemy się lepiej ze sobą, dostrzeżemy swoją prawdziwą naturę i wartość, jaką mamy do zaoferowania w kategoriach znacznie szerszych niż jedynie wygląd. W rezultacie taki rodzaj myślenia pozytywnie wpłynie na życie i stosunek do otoczenia. Łatwo to zapamiętać i - kiedy się już przyzwyczaimy - nietrudno wprowadzić w życie. Wkrótce przekonamy się, że korygujemy negatywne myśli niemal podświadomie - a to niezwykle istotny element lepszego obrazu ciała. 2. Lustra odbijają więcej, niż widzimy Wyobraźmy sobie, że lustra nie istnieją. Oceniamy swój wygląd jedynie na podstawie samopoczucia. Musimy wierzyć osobom, które mówią nam, że świetnie wyglądamy. A co najważniejsze, codziennie oszczędzamy mniej więcej godzinę. Lustra pozwalają nam się ocenić, więc - w zależności od nastroju, przebytych doświadczeń oraz oddziaływań otoczenia - wyrzucamy z siebie komentarze pełne zachwytu lub odrazy. Spoglądając w lustro, widzimy wygląd oraz wszystkie nadzieje, lęki i kompleksy. Nie dostrzegamy właściwego wizerunku swojego ciała, lecz emocje, uczucia i wspomnienia. Z lustra spogląda na nas gruba dziewczyna, którą koledzy przezywali w szkole. Albo seksowny kociak, którego przed chwilą na randkę zaprosił przystojniak, co rano przysiadający się w autobusie. Czasami podobamy się sobie, a kiedy indziej nie. Bywają dni, kiedy właściwie nie ma to znaczenia. Od nas zależy, co zobaczymy w lustrze. To my postanawiamy skupić się na cechach pozytywnych lub negatywnych, na rzeczach dostrzeganych 236 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... przez złośliwca albo tych, które pociągają ukochanego. Wystarczy po prostu wykorzystać poznane tu narzędzia, aby dostrzec prawdziwą siebie. 3. Najgłębsze przekonania kształtują punkt widzenia -a punkt widzenia jest najważniejszy Najgłębsze przekonania powstają we wczesnym okresie życia i działają jak kolorowe szkiełka, które nadają barwę oglądanym rzeczom i zdarzeniom. Kiedy uświadomimy sobie przekonania i kolor okularów, przez które na co dzień patrzymy, lepiej zrozumiemy nasz ogląd świata. Pamiętajmy, że jednym z najważniejszych kroków w kierunku lepszego postrzegania ciała jest przeanalizowanie podtrzymujących je najgłębszych przekonań. One stanowią fundament wszystkich negatywnych i irracjonalnych myśli, które wywołują negatywne emocje wobec własnego wyglądu. Aby wypracować pozytywny obraz ciała, musimy rozpoznać i pojąć najgłębsze przekonania, a następnie wykorzystać tę wiedzę do zrozumienia naszego postrzegania i zachowania wobec własnego ciała. Nauczyłyśmy się spoglądać na życie z większym dystansem i kwestionować negatywne myśli wypływające z nieprzydatnych przekonań. Warto o tym pamiętać. Dystans pomaga nam dostrzec, jak irracjonalne bywają obawy związane z ciałem. Terapia poznawczo-behawioralna polega na testowaniu lęków i ustawianiu ich we właściwej perspektywie. To takie przewrotne. Mamy stałą pracę, szczęśliwą rodzinę, a w życiu zazwyczaj podejmujemy praktyczne, rozważne decyzje. Gdy jednak przychodzi do obrazu ciała, nie potrafimy ujrzeć siebie we właściwym świetle. Dyrektora świetnie prosperującej firmy może trawić lęk związany z siwiejącymi włosami. Inteligentna, wesoła, lubiana uczennica może się zamartwiać szparą między zębami. Trzeba zrozumieć, że prawdopodobnie wyolbrzymiamy znaczenie naszej „skazy". Kolor włosów i zgryz nie są przyczy- TWOJE LUSTRO 237 ną zmartwień w życiu. Winimy wygląd, ponieważ jest pierwszą rzeczą, jaka rzuca się w oczy. Kiedy spoglądamy w lustro, nie możemy zobaczyć inteligencji, ciepła czy życzliwości - widzimy natomiast wielki, czerwony pryszcz. Poza tym za porażki łatwiej nam winić urodę, bo wydaje nam się, że tu najłatwiej coś zmienić. Obraz ciała jest jednak pojęciem abstrakcyjnym, więc dokonanie zmian zewnętrznych, fizycznych w celu jego naprawy zapewne się nie sprawdzi. 4. Świat nie kręci się wokół naszej pupy (ani żadnej innej części ciała) Łatwo założyć, że nieznajome osoby będą mieć taki sam stosunek do naszego wyglądu jak my. Ale w większości przypadków nawet nie dostrzegają drobnych niedoskonałości, choć nas na samą myśl o nich oblewa zimny pot. Jak można zakładać, że wszyscy ludzie w danej grupie myślą o czyichś grubych udach? To nieracjonalne. Założę się, że myślą o swojej dzisiejszej kolacji, stresie w pracy albo nawet o własnych grubych udach. Zdrowe postrzeganie ciała polega na realistycznym myśleniu - a rzeczywistość jest taka, że tylko my nadmiernie koncentrujemy uwagę na niedoskonałości naszego ciała. Pogwizdujące wyrostki, złośliwcy z podwórka i obleśni faceci w barach pojawiają się i znikają, ale jeśli mamy pozytywny stosunek do ciała, to nie będziemy się nimi przejmować. 5. Naucz się siebie akceptować Spróbujmy zaakceptować to, że nie mamy specjalnej kontroli nad ciałem. Im szybciej się z tym pogodzimy, tym łatwiej będzie nam żyć. Inną możliwością jest nienawiść do siebie i ciągłe niezadowolenie - wybieramy cechę, której w sobie nie lubimy, a następnie uogólniamy krytyczną postawę i używamy jej do opisu całej osoby. Zaczynamy czuć odrazę do upatrzonej części ciała, rozszerzamy to uczucie na całą naszą osobę. W osta- 238 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... tecznym - smutnym - rozrachunku odrzucamy siebie w ogóle. Nie patrzymy realistycznie, a to jest konieczne do ustalenia zdrowego obrazu ciała. Łatwiej za problem lub porażkę winić jakąś cechę fizyczną, nad którą nie mamy kontroli, ale znacznie większą satysfakcję i pewność siebie przyniesie nam dostrzeżenie rzeczywistych błędów, a następnie naprawienie ich. Dostrzeżemy wreszcie, że wygląd w dużej mierze nie ma związku z daną sytuacją. Znowu tajemnicą sukcesu jest zyskanie zdrowego dystansu. 6. Naucz się analizować najgorsze wyjście z sytuacji Jeśli czujemy, że nigdy nie uda nam się stworzyć stałego związku z kimś naprawdę wyjątkowym, znaleźć pracy lub przyjaciela, to przecież trudno sobie wyobrazić gorsze wyjście z sytuacji. Można sobie natomiast pomyśleć o lepszym rozwiązaniu. Poddajmy się absolutnej logice swoich lęków. Co może się stać, kiedy podejdziemy do jakiegoś fantastycznego mężczyzny i zaprosimy go na kolację? Świat nie stanie w miejscu, nie przestaniemy oddychać, ziemia nie rozstąpi się pod nami i nas nie pochłonie - nawet jeśli w danym momencie ta wizja wydaje się kusząca. W najgorszym wypadku powie „nie". To tylko słowo. Nie rani aż tak strasznie. Przystojniak oczywiście może odmówić ze względu na jakiś defekt naszej urody. Jeśli tak się stanie, to czy naprawdę nadal mamy ochotę na tę randkę? Jak głęboki związek można stworzyć z osobą, która osądza ludzi na podstawie wyglądu? Nie głębszy niż jednodniowa kałuża. (Dla tych, którzy nie mają pojęcia o kałużach - dość płytki). Jeśli mężczyzna odmówi, to prawdopodobnie zrobi to z innego powodu, niemającego żadnego związku z naszymi dużymi stopami czy wypryskami na brodzie. Trzeba się otrząsnąć i żyć dalej. Może oczywiście się zgodzić. Skorzystać z zaproszenia, ponieważ zamiast dużych stóp dostrzegł w nas ciepło, życzliwość i poczucie humoru. A potem? Kolacja może być TWOJE LUSTRO 239 chłodna, rozmowa się nie kleić i już nigdy się nie spotkamy. Ale przynajmniej teraz trochę bardziej wierzymy w siebie. Wiemy, jak to jest, gdy podejmie się ryzyko i zwycięży. Potrafimy tak pokazać osobowość, że staje się w nas najatrakcyjniejszą cechą - następnym razem pójdzie o niebo łatwiej. 7. Obraz ciała rozwija się i rośnie wraz z nami Wszyscy musimy przejść przez procesy życiowe, które mają ogromny wpływ na nasze postrzeganie ciała. We wczesnym dzieciństwie zaczynamy rozumieć, że na ciało można patrzeć pozytywnie lub negatywnie, a w okresie dojrzewania zmiany zachodzą tak szybko, że wymykają się nam spod kontroli. W życiu dorosłym i w okresie starzenia tożsamość jest już niezwykle mocno spleciona z wyglądem. Obraz ciała ewoluuje wraz z nami - pozwala nam zrozumieć świat i nasze w nim miejsce, bezustannie przypominając, że tak naprawdę, niezależnie od etapu życia, nasz wpływ na wygląd jest dość ograniczony. Możemy natomiast zapanować nad radzeniem sobie z ciałem. Żadne jego zachowanie - czy to przytycie o pół kilograma, czy też wykwit pryszczy na czole - nie jest straszne, chyba że na to pozwolimy. Aby skutecznie wypracować zdrowy obraz ciała, musimy podważyć negatywne lub irracjonalne myśli oraz spojrzeć na siebie jak na osobę, a nie zbiór części ciała. Takie podejście trzeba pielęgnować od okresu dojrzewania po późną starość. 8. Nie zmienimy przeszłości, ale mamy wpływ na przyszłość Większość z nas ma doświadczenia, o których wolałybyśmy zapomnieć. Ale niezależnie od tego, czy były to przezwiska na placu zabaw czy porównywanie z ładniejszą i młodszą siostrą w okresie dojrzewania - takie doświadczenia są częścią naszej osobistej historii. Ważny jest wpływ, jaki mają na kształtowanie naszej osobowości i zachowania w chwili obecnej. A to 240 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... zależy od nas. Nie jesteśmy niewolnicami nawet bardzo traumatycznej przeszłości, gdyż posiadamy zdolność leczenia ran i rozwoju. Analiza dawnych przeżyć zapewne wyjaśni nasz negatywny stosunek do obrazu ciała, ale nie pomoże nam w rozwiązaniu problemu. Skupienie na przeszłości utrwala poczucie, że jesteśmy bezradne i nie możemy się zmienić na lepsze. Pozytywna zmiana nastąpi jedynie wtedy, gdy przejmiemy odpowiedzialność za aktualnie podejmowane decyzje. Dzisiejsze wybory, zachowania i doświadczenia ukształtują przyszłość. 9. Przestańmy winą za problemy obarczać ciało Jako że wygląd jest najbardziej oczywistym aspektem osoby, często nim tłumaczymy poczucie nieprzystosowania lub rozpaczy. Duży nos, niewielki wzrost lub złą skórę możemy obwiniać za niezliczoną ilość grzechów. To najprostsze wyjaśnienie, dlaczego w życiu coś ułożyło się nie po naszej myśli, które jednak zupełnie rozmija się z prawdą. Jeśli uwierzymy w przekonanie, że uroda jest jedynym sposobem na osiągnięcie szczęścia, to konsekwentnie będziemy podważać swoją zdolność do rozwoju i poznania siebie. Ostatecznie będziemy niezadowolone nie tylko z własnego ciała, lecz z całego życia. 10. Nie szukajmy aprobaty u innych - nauczmy się dawać sobie wsparcie W przeciwieństwie do tego, co sugerują niektóre telewizyjne seriale, ludzie zasadniczo nie potrafią czytać w myślach. Kiedy mamy kompleksy na punkcie wyglądu i potrzebujemy wsparcia innych osób, one najprawdopodobniej nie mają o tym pojęcia. Możemy: a) nauczyć się prosić o szczerą opinię partnera lub przyjaciół oraz przyjmować komplementy (a nie odrzucać je stwierdzeniami w rodzaju „Mówisz tak tylko dlatego, że musisz") albo b) nauczyć się udzielać wsparcia sobie. Mając tę drugą umiejętność, przestaniemy tak często szukać TWOJE LUSTRO 241 aprobaty u innych i skupiać na własnym wyglądzie w interakcjach z otoczeniem (komplement będzie dla nas miłą niespodzianką, a nie potwierdzeniem wartości). 11. Nie wygląd, lecz my określamy swój los Bezustannie bombarduje się nas przekazami, że ładni ludzie zasługują w życiu na najlepsze i dzięki urodzie to dostają. Nie przyjmujmy tego za prawdę. W przeciwnym razie skażemy się na marną egzystencję i zlekceważymy szansę na wyciągnięcie nauki z błędów - wszystkie porażki będziemy przypisywać urodzie lub jej brakowi. Ludzie, którzy osiągają w życiu sukces (podobnie jak ci, którzy go nie osiągają), mają najróżniejsze wymiary i kształty. Definiując ambicje i aspiracje w kategoriach wyglądu, rzucamy sobie niepotrzebnie kłody pod nogi. Podejmujmy decyzje o przyszłości, kierując się zainteresowaniami, a nie wyglądem. Nie bójmy się dążyć do realizacji marzeń i ambicji. One mówią o nas więcej niż wzrost, waga czy jakakolwiek część ciała. 12. Nie tylko dziewczęta mają ten problem Przez wiele lat mężczyźni żyli spokojnie z poczuciem, że nie muszą się przejmować wystającym brzuszkiem czy łysiejącą głową. Szacunek i podziw otoczenia opierał się na wysokości pensji i osiągnięciach. Mężczyzn częściej oceniano na podstawie atrakcyjności partnerki niż własnej. Każda z nas przynajmniej raz słyszała, jak faceci wyrażają swój podziw słowami: „Temu to się udało. Tylko patrzcie na jego dziewczynę!" albo czymś w tym stylu. Prawda jest taka, że do niedawna pojęcie „obrazu ciała" było dla mężczyzn czymś zgoła obcym. Teraz jednak muszą się z nim zmierzyć w równym stopniu co kobiety. Chippendales, Sextet, setki skąpo ubranych przystojniaków wboysbandach oraz rzeczywiste równouprawnienie przyczyniły się do sytuacji, w której coraz częściej męskie ciało widzimy w kategoriach 242 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... przedmiotu podlegającego ocenie. Czasopisma dla panów wyczulają ich na to, że powinni złuszczać i nawilżać skórę i ogólnie bardziej interesować się wyglądem. Kluby dla grubasów okupują kobiety spragnione (a raczej głodne) pięknego ciała, a siłownie roją się od mężczyzn, którzy pocą się z dokładnie tego samego powodu. Mężczyźni zawsze trochę przejmowali się wyglądem, ale dopiero rzeźbione ciało jako wizerunek popularny i powszechnie przyjęty pokazuje im wyraźnie, jak mają chcieć wyglądać. My mamy Barbie, a oni Rambo. Mężczyźni mogą mieć zatem takie same kompleksy na punkcie wyglądu jak kobiety, choć z innych powodów. Należy o tym pamiętać. Martwimy się, że nowego chłopaka odrzuci zwiotczała skóra na pupie, zupełnie nieświadome, iż on zapewne też ma kompleksy. Czasami warto posłuchać kogoś opowiadającego o swoich problemach -nabierzemy zdrowszego dystansu wobec własnych. 13. Wchodźmy w nowy związek z pozytywnym nastawieniem do siebie Nic nie zabije potencjalnie dobrego związku szybciej niż kompleksy na punkcie ciała. Działają jak środek na odstraszanie erotyki dopóty, dopóki nie okaże się, że w większości są nieracjonalne. Od iskrzenia podczas pierwszego flirtu po siedemdziesiątą rocznicę ślubu samopoczucie może mieć kolosalny wpływ na przebieg związku. Jeśli jesteśmy niezadowolone ze swojego wyglądu, to nie odwzajemnimy uśmiechu, którym jakiś przystojniak olśni nas w pubie. Boimy się odrzucenia. Niespecjalnie wierzymy w swoją atrakcyjność, a przecież niepowodzenie może tę wiarę dodatkowo uszczuplić. O ironio! Jeśli uważamy, że najbardziej widoczną cechą w nas jest krzywy nos, i staramy się go ukryć, to z czasem otoczenie może rzeczywiście zacząć go zauważać. Jeśli natomiast zachowujemy się tak, jakby nie był problemem, to zapewne nigdy nie będzie. Zwłaszcza jeśli pokażemy otoczeniu tysiąc innych cech. TWOJE LUSTRO 243 Podejdźmy do faceta w pubie i wyobraźmy sobie, że wręczamy mu życiorys. Pierwsza rubryka zawsze dotyczy imienia, więc się przedstawmy. I nie pozwólmy, aby następnym punktem życiorysu był „krzywy nos". Pokażmy swoje największe walory. W życiorysie najpierw zamieszczamy najciekawsze informacje o sobie - róbmy tak i w życiu. Chcemy, żeby nowy znajomy najpierw zauważył zalety, więc je przedstawmy. Zażartujmy, powiedzmy mu komplement, pokażmy, że potrafimy doskonale słuchać. Zróbmy cokolwiek, co zmiecie z horyzontu kompleksy na punkcie wyglądu. Większość ludzi zauważy defekty ciała dopiero wtedy, kiedy nie damy im żadnych innych informacji. Jakie osoby najbardziej zapadły nam w pamięć? Chyba nie wydają nam się wyjątkowe ze względu na wygląd, prawda? Może przypomnimy sobie nauczycielkę fizyki, która zainspirowała nas do walki o marzenia. Szefową, która zawsze stawia na swoim, bo jest cudownie asertywna. Matkę i jej bezinteresowną działalność charytatywną. Podobnie jest z poznawaniem nowej osoby. Prawdziwa sympatia i dobre wrażenie opierają się na kontakcie i porozumieniu. Długość rzęs i kształt nosa naprawdę nie mają znaczenia. Zyskujemy prawdziwy szacunek i podziw za to, kim jesteśmy, a nie jak wyglądamy. 14. Walczymy wyłącznie ze sobą Problem z pytaniem lustereczka o to, kto jest najpiękniejszy w świecie, polega na tym, że stajemy do rywalizacji, której nie możemy wygrać. Kobiety uważają, że biorą udział w „wielkim konkursie", i niestety nie decydują samodzielnie o przystąpieniu czy wycofaniu się. O nie. W momencie gdy bocian przyniesie różowe zawiniątko, stajemy się pełnoprawnymi konkurentkami. Kto jest przeciwnikiem? Każda napotkana w życiu kobieta. Średni czas rywalizacji? Całe życie. Nagroda? Książę z bajki. Kobietom od małego wpaja się, że najważniejszym celem w ich życiu jest wygranie „wielkiego konkursu". 244 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... Trzeba pokonać inne w walce o idealnego mężczyznę. Od samego początku rywalizujemy ze sobą pod względem wyglądu. Dlatego tak często wyszydzamy czyjąś figurę, fryzurę lub makijaż. Dlatego czujemy się pewnie w sali pełnej kobiet, które uważamy za mniej atrakcyjne od nas. Niepewność wzbudzają kobiety, które wydają nam się ładniejsze. Taka rywalizacja wywołuje negatywne emocje wobec innych kobiet i zmusza do zwracania przesadnej uwagi na swój wygląd. Prawda jest taka, że relacje między kobietami możemy definiować jedynie my same. Jesteśmy oburzone, kiedy ocenia się nas jedynie na podstawie wyglądu, ale często same tak się zachowujemy w pierwszym kontakcie z inną kobietą. Tak długo miarą naszej wartości była uroda, że to jedyne kryterium, jakiego dzisiaj używamy. Ale możemy to zmienić. Przystąpić do konkurencji z cechami, które nie mają z wyglądem nic wspólnego. W niektórych sferach życia zawsze będzie istniał element rywalizacji. Jeśli musimy konkurować, róbmy to w walce o samodoskonalenie. Nie starajmy się naśladować niczyich rezultatów. 15. Nie musimy wierzyć mediom Media osiągają ogromne korzyści ze sprzedaży mitu o piękności - do wyglądu i splendoru zaczęto przywiązywać śmiesznie duże znaczenie. Nie sposób uciec od komunikatów o urodzie atakujących ze wszystkich stron. Jednak od nas zależy, jak przyjmiemy i zinterpretujemy te informacje. Możemy uwierzyć, że osiemnastoletnia modelka reklamująca krem na zmarszczki w rzeczywistości jest pięćdziesięcioletnią babcią i dlatego stanowi wiarygodny wizerunek, do którego powinnyśmy aspirować. Możemy też stwierdzić, że to chwyt reklamowy. Proszę bardzo, uwierzmy, że wszyscy ludzie na świecie (jak twierdzi telewizja) noszą rozmiar 36 lub mniejszy. Ale może warto rozejrzeć się wokół siebie i dostrzec, że rzeczywisty świat ma niewiele wspólnego z telewizją. Kampanie reklamowe będą TWOJE LUSTRO 245 nadal sprzedawać szczęście, miłość i wiarę w siebie pod postacią najróżniejszych produktów, jednak są na świecie rzeczy, których kupić się nie da. Odfiltrujmy informacje, które mówią nam, że nie jesteśmy dość dobre. Zainwestujmy w swoją osobowość i poczucie własnej wartości - w prawdziwą siebie. 16. Dbajmy o siebie wewnątrz i na zewnątrz Choć dobry obraz ciała pochodzi z naszego wnętrza, jest wypadkową każdego aktu pielęgnacji i przyjemności, który poprawi nam samopoczucie. W żadnym razie nie mamy zrezygnować z rzeczy, dzięki którym czujemy się bardziej atrakcyjne. Nie musimy wyrzucać lokówki, bojkotować siłowni i rezygnować z makijażu. Nie poprawimy stosunku do własnego wyglądu, gdy spalimy astronomicznie drogie buty czy wyrzucimy szampon do kosza. Trzeba nauczyć się oceniać znaczenie urody w szerszym kontekście życia. Spójrzmy na siebie jak na wielkie przedstawienie teatralne. Możemy korzystać z rekwizytów, aby zwiększyć efekt i przekazać jakiś komunikat. Stosować przebiegłe sztuczki, aby schować lub odkryć pożądane części siebie. Ale nikt poza nami nie napisze scenariusza. Jeszcze żaden krytyk teatralny nie stwierdził: „Wspaniała sztuka. Scenariusz poniżej wszelkiej krytyki, ale scenografia wyglądała wspaniale i kostiumy były takie ładne!". Kwintesencją przedstawienia jest treść i charakter. Jeśli je pominiemy, zostanie jedynie pusta sala teatralna. Najcudowniejszych rzeczy w nas nie znajdziemy w staniku czy pod makijażem. Na prawdziwą naturę składają się namiętności, nienawiści, emocje, przekonania, humor, sek-sapil, pewność siebie. I to one są ważne dla otoczenia. 17. Cieszmy się swoim ciałem Należy pamiętać o funkcjonalności ciała - to najlepszy sposób na poprawę jego obrazu, nie tylko w sypialni, lecz w każdej chwili dnia. Jeśli dostrzegamy jedynie wygląd, to nig- 246 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... dy nie będziemy zadowolone. Spójrzmy na inne kobiety w biurze, na ulicy i w rodzinie - nie przypominają chudych gwiazd estrady. Ale te kobiety nie są naszymi idolkami. Zamiast nich podziwiamy światowej sławy modelki i największe gwiazdy filmowe. Spoglądamy w lustro: nie przypominamy ich, więc czujemy się brzydkie. Ustalamy dla siebie idiotyczne standardy urody. Jeśli jedynym celem, jaki wyznaczymy ciału, jest atrakcyjność, to na pewno poniesiemy porażkę. Musimy docenić to, co ciało może dla nas zrobić. Wykorzystajmy je do granic pozytywnych możliwości. Spójrzmy na nogi i powiedzmy sobie, że choć są nieco niezgrabne, to dzięki ich długości świetnie biegamy. Ćwiczmy jogę i aerobik, trochę szybciej pójdźmy na przystanek - róbmy wszystko, co wzbudzi w nas poczucie, że ciało może coś dla nas zrobić. Nie krytykujmy jego wyglądu. Świadomość seksapilu i urody jest miła, ale niech nie będzie czymś jedynym i najważniejszym na świecie. Ciało ma wiele funkcji. Musimy poznać ich wartość i docenić je pod wieloma względami. ZASADY Czas zawrzeć rozejm ze swoim wyglądem. Potraktujmy to jako pracę zespołową. Jeśli będziemy współpracować z ciałem, zaakceptujemy jego nielubiane cechy i docenimy zalety, to poczujemy się znacznie lepiej. Ciągła walka fatalnie wpływa na samopoczucie. Trzeba więc napisać nowy regulamin postępowania z ciałem: Zasada 1. Nie obwiniaj ciała o wszystkie problemy w życiu Obwinianie o wszystko ciała jest pójściem na łatwiznę. Oznacza, że nie musimy docierać do sedna problemów. Tyle że TWOJE LUSTRO 247 problemy nieuchronnie powrócą. Aby nauczyć się akceptacji własnego ciała, trzeba między innymi zrozumieć, dlaczego jesteśmy z niego niezadowolone. I często tak naprawdę wcale nie nienawidzimy pupy czy cery - nienawidzimy wspomnień i doświadczeń, które się z nimi kojarzą. Nie lubimy cery, gdyż kojarzy nam się z przezwiskami w szkole, a pupa przypomina nam słowa pierwszego chłopaka, który stwierdził, że jest za duża. Trzymamy się tych obrazów, a one zaciemniają rzeczywisty ogląd sprawy. Odrywając się od złych wspomnień, uwolnimy siebie. Zapytajmy innych ludzi, co sądzą o naszym ciele -i uważnie słuchajmy. Nie jesteśmy już dzieciakiem z podwórka, a ludzie nie patrzą na nas przez pryzmat naszych dawnych przeżyć. Nie bądźmy jedynymi osobami, które widzą siebie nierealistycznie, bo zapewne stracimy całkiem niezły widok. Zasada 2. Niech wygląd nie będzie jedyną i najważniejszą rzeczą na świecie Musimy przyjąć do wiadomości, że wygląd stanie się istotnym elementem życia dopiero wówczas, gdy na to pozwolimy. To prawda, uroda może otworzyć niektóre drzwi, ale tego samego dokona ciekawa osobowość. Uroda przeminie, kanony piękna się zmienią, a my zawsze zjednamy sobie ludzi, którzy będą się z nami śmiać i okazywać życzliwość. Najważniejsze rzeczy w życiu nie mają nic wspólnego z wyglądem. Obniżmy znaczenie urody o parę stopni na skali wartości. Przynajmniej raz w życiu olśniła nas osoba, która wprawdzie nie wyglądała jak supermodelka, ale miała magnetyzm i fascynującą osobowość. Możemy osiągnąć dokładnie to samo. Zasada 3. Miejmy realistyczne podejście do swojego wyglądu Pamiętajmy o kampanii przeprowadzonej przez Body Shop. „Na świecie żyją trzy miliardy kobiet. Tylko osiem 248 LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... z nich to supermodelki". Proporcje, które mogą rywalizować z Barbie, są nierealistyczne, więc nie miejmy do siebie pretensji, że ich nie mamy. Nie przyjmujmy nieprawdopodobnie pięknych modelek za osobisty standard urody. Gdy o tym rozsądnie pomyślimy, dojdziemy do wniosku, że nie należy ustalać norm względem osoby, którą czesano przed każdym zdjęciem. To irracjonalne! Nie stawiajmy sobie za cel urody - niech będzie nim zdrowie i szczęście. Dążmy do najszczęśliwszej i najzdrowszej siebie. To na pewno korzystnie wpłynie na wygląd, podwyższy samoocenę i zwiększy wiarę we własną wartość. Czasami sukces nie polega na poszukiwaniu nowych dróg osiągania celu. Niekiedy trzeba zmienić cel, który sobie postawiłyśmy. Przestańmy patrzyć na swoje ciało jak na wroga. Spójrzmy na nie jak na przyjaciela i wspólnika. Czasami może nas zdenerwować. Czasami pogorszy nam samopoczucie. Ale -jak w każdym innym związku - wyjmiemy tyle, ile włożymy. Nabycie umiejętności pokochania własnego ciała jest najlepszym krokiem ku większej pewności siebie. Ironia losu polega na tym, że kiedy nam się to uda, zobaczymy, jak mało istotny jest wygląd w kontekście całego życia. Prawdziwy świat nie dba o biodra, uda, pupę czy łysinę. Kiedy wypracujemy zdrową relację z ciałem, my też przestaniemy się tym zamartwiać. Kiedy wchodziłam do biura, czułam, że serce wali mi jak młot. Usiadłam za biurkiem i zaczęłam przekładać papiery. Zastanawiałam się, jak przystąpić do działania. „Tylko nie strać głowy", pomyślałam. Zauważyłam, że James patrzy na mnie z drugiego końca sali. Dostrzegł moje spojrzenie. Nim zdążyłam schować się pod biurko, uśmiechnął się i podszedł. Byłam potwornie zdenerwowana. Zdawało mi się, że serce zaraz eksploduje mi w piersi i zwymiotuję śniadanie, którego ze zdenerwowania nie zjadłam. twoje lustro 249 - Cześć - powiedział swoim aksamitnym i seksownym głosem (jak zwykle zresztą). - Podobno zaprosili cię na rozmowę kwalifikacyjną. Super-wiadomość. Kiedy ma się odbyć? - Za jakieś dwa tygodnie... Co mi się właśnie przypomina... za trzy i pół tygodnia, nie za dwa, ale mówiąc o tygodniach ogólnie... Moja kuzynka wychodzi za mąż! - Eee... to fajnie - odpowiedział, nerwowo przygładzając włosy. - Tak... i ja... zastanawiałam się, czy lubisz wesela... nie chodzi mi o łapanie bukietów ani nic w tym stylu... chodzi o to, czy lubisz na nie chodzić... Nie ciągle, ale czasami... wiesz... w weekendy. - Tak, czasami lubię chodzić na wesela. - To fajnie, boja muszę kogoś ze sobą przyprowadzić. Wiesz, jak zawsze redagują zaproszenia - „Sarah z osobą towarzyszącą", czyli mniej więcej: „Nie przychodź sama - żeby wejść, musisz kogoś mieć!". Tak czy inaczej... pomyślałam, że jeśli masz wolną sobotę za trzy i pół tygodnia, to może mógłbyś być osobą towarzyszącą, o której Bea wspomniała w zaproszeniu. W tym momencie zapanowała kompletna cisza. James stał bez ruchu, patrząc na mnie ze zdumieniem. Krew powoli odpłynęła mi z twarzy. Zrobiłam z siebie kompletną idiotkę - najwyraźniej byl w szoku, że go zaprosiłam. Jak się wykaraskać z tej sytuacji? Najlepiej będzie popełnić harakiri za pomocą plastikowego długopisu. Usłyszałam jego głos, ale nie zrozumiałam, co powiedział. - Co? - zapytałam. - Bardzo chętnie - odpowiedział, szeroko uśmiechnięty. - Naprawdę? - spytałam, niestety ze znacznie większym zdziwieniem i ulgą w głosie niż zamierzałam. - Oczywiście. Od miesięcy zbieram odwagę, żeby wreszcie się z tobą umówić. - Serio? - znowu zdecydowanie za dużo radości i zaskoczenia w głosie. -Jezu, jasne! Próbowałem zrobić na tobie wrażenie, tańcząc na bału firmowym, ale najwyraźniej mi się nie udało. Ciągle podchodzi- li LUSTERECZKO. POWIEDZ PRZECIE... łem z idiotycznymi pytaniami o jakieś faktury tylko po to, żeby z tobą porozmawiać. Ale ty ciągle mnie unikałaś. Te parę tygodni temu, kiedy spotkaliśmy się na zakupach... Byłem pewien, że już wiesz. Kto kupuje szorty w listopadzie? To była tylko niezgrabna wymówka, żeby do ciebie podejść. -Ale jeśli ty... Dlaczego...? Nie rozumiem... Dlaczego mnie nigdzie nie zaprosiłeś? - Wiesz... Ja mam trochę kompleksów... na punkcie swojego wyglądu... - Wyglądu?! Oszalałeś?! Jesteś boski! - krzyknęłam, przyciągając uwagę tych kilku osób w biurze, które jeszcze nie zauważyły, co się dzieje. - Ale moje włosy... Tego dnia na zakupach tak naprawdę wychodziłem z gabinetu... Zaczynają mi wypadać... Nie podoba mi się to. Myślałem, że tobie też. Nie wierzyłam własnym uszom. Przez ten cały czas, kiedy ja zamartwiałam się swoją pupą, on przejmował się włosami. Miał równie pokręcony światopogląd... Spotkałam bratnią duszę. Wzięłam go za rękę i poprowadziłam ku ciepłemu światłu kserokopiarki, gdzie zaczęliśmy chichotać z jego włosów i mojej pupy. Ustaliliśmy, że na weselu Bei przetańczymy całą noc - szczęśliwi, że nareszcie jesteśmy razem i tak bardzo się sobie podobamy... ZADANIA NA WYNOS W ostatnim rozdziale podsumowałyśmy dotychczasowe postępy oraz powtórzyłyśmy najważniejsze informacje wyniesione z tekstu i ćwiczeń. Należy uświadomić sobie osiągnięcia i nie zmarnować ich. Ten rozdział można wykorzystać w przyszłości - wracać do wybranych fragmentów, jeśli mamy jeszcze negatywne nastawienie do jakiegoś poruszonego tu tematu. Możemy zapisać najważniejsze TWOJE LUSTRO 251 punkty na karteczkach. Pomogą nam w radzeniu sobie z trudnymi doświadczeniami, które mogą się przytrafić. Z tego rozdziału i całej książki należy przede wszystkim wynieść jedną naukę - niezwykle istotne jest rozpoznawanie i weryfikowanie negatywnych myśli dotyczących własnego ciała. Jeśli poczujemy, że z powodu nowego doświadczenia lub zdarzenia obudzą się w nas jakieś kompleksy, to możemy skorzystać z poznanych technik relaksacji i wizualizacji (zob. s. 137- 139). Należy doceniać siebie i zalety swojego wyglądu, a nie ganić się za wady. To też jest niezwykle ważne. Polubienie obrazu ciała jest polubieniem prawdziwej siebie. ZADANIE 1 Odszukaj ćwiczenia zrobione w poprzednich rozdziałach. Zaznacz fragmenty, w których twoim zdaniem nastąpiła poprawa, i opisz zmiany. Jaki wysiłek włożyłaś w lepsze postrzeganie ciała? Doceń swoje starania. Pomyśl, nad którymi sferami powinnaś jeszcze popracować. Skup się na konkretnych trudnościach, wróć do stosownych rozdziałów i zadań. Pracuj nad nimi dopóty, dopóki nie poczujesz, że w pełni je opanowałaś. ZADANIE 2 W życiu wszyscy możemy się na czymś oprzeć - na przykład na cudownych przyjaciołach lub rodzinie. Zawsze możemy na nich liczyć, kiedy coś pójdzie nie tak. Zrób listę grup wsparcia, kiedy zaczynasz pracować nad lepszym postrzeganiem ciała albo starasz się go utrwalić. Opowiedz wybranym osobom, jak mogą ci pomóc. Powiedz im o kompleksach, których chcesz się pozbyć, i o tym, że potrzebujesz pomocy. A przede wszystkim pamiętaj o jednym. Warto spojrzeć na siebie oczyma osoby, która się o ciebie troszczy. Nie odmawiaj sobie tego. To jeden z najlepszych sposobów na dostrzeżenie rzeczywistej urody. 252 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... ZADANIE 3 Trudno będzie utrzymać lepszy obraz ciała, jeśli zamkniesz tę książkę i zapomnisz o wszystkim, co zrobiłaś. Utrwal zdobyte umiejętności, korzystaj z nich w życiu codziennym. Wyjmuj zapiski i notuj jedną pozytywną rzecz, jaką codziennie robisz dla swojego ciała - od czynności prostych, jak skupienie się na urodzie odbicia w lustrze, po uprawianie ulubionego sportu w weekend. Planuj czynności, które rewelacyjnie działają na samopoczucie. EPILOG Do moich ulubionych dzieł literackich należy Odyseja Homera. Przepięknie opisuje myśl, że w życiu zasadniczo podróż jest ważniejsza od samego celu. Chyba podobnie patrzę na obraz ciała. Nad dobrym obrazem musimy pracować codziennie. Konsekwentnie walczyć z negatywnymi myślami, kiedy nagle zakradną się do głowy, i afirmować te cechy, które lubimy. Nawet gdyby istniał cel o nazwie „idealny obraz ciała", to tak naprawdę liczyłby się wysiłek włożony w docieranie do niego i zdobyta po drodze wiedza o sobie. W życiu wszystkie dążymy do samoakceptacji - akceptacja ciała jest jej niezwykle ważnym elementem. Po drodze przyjdzie nam skonfrontować się z własnymi sekretami i demonami. Będziemy zdrowsze, jeśli ich nie unikniemy, lecz zmierzymy się z nimi - uzbrojone w wiarę w siebie oraz umiejętność nauki i rozwoju, niezależnie od kłód, jakie życie rzuci nam pod nogi. To właśnie próbowałam zrobić w tej książce - dać czytelnikom trochę amunicji i narzędzi do walki z demonami, które przecież mogą mieć postać przeróżną - od niegrzecznych komentarzy, po media i wspomnienia z dzieciństwa. Bo tak naprawdę tajemnice i zmory mieszkają wyłącznie w naszych głowach. To lęki i kompleksy na punkcie wyglądu rozbijają nas 254 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... i ograniczają życie, na które sobie pozwalamy. Gdy uwolnimy umysł od ograniczających myśli, podobne zmiany zajdą również w naszym życiu. Mam nadzieję, że nadal będziemy pielęgnować i zwiększać samoakceptację. Zdrowszy obraz ciała, jaki wypracowałyśmy (i będziemy rozwijać), uprzyjemni nam podróż, niezależnie od zamierzonego celu... LITERATURA CYTOWANA Cash Th.F., The Body Image Workbook - an 8-step Programme for Learning to Like YourLooks, Oakland 1997. Body Image: A Handbook ofTheory, Research and Clinicał Practice, red. Cash Th. R, Th. Pruzinsky, New York 2002. Chapman J., BotoxJabs cGo WrongforFour in Ten Patients', „Daily Mail" 26 czerwca 2003, s. 13. Desmond S., Match the Pout to the Trout, „Sun" 7 stycznia 2003, s. 14. Extreme Fear, Shyness and Social Phobias, red. L.A. Schmidt, J. Schulkin, Oxford 1999. Forgas J.P., Interpersonal Behaviour: The Psychology of Social Inter-action, Sydney-Oxford 1985. Gamę A., Pringle R, Gender at Work, North Sydney 1983. Grogan S., Body Image: Understanding Body Dissatisfaction in Men, Women and Children, London 1999. Hesse-Biber S., Am I Thin Enough Yeti, Oxford 1996. Holmes Rhads E., Holmes L.D., Other Cultures, Elder Years, Thousand Oaks 1995. Leibel R.L., Rosenbaum M., Hirsch J., Changes in Energy ?????-ditu Resulting from Altered Body Weight, „New England Journal of Medicine" 1995, nr 10, s. 621- 628. Nasser M., Culture and Weight Consciousness, London 1997. Nettleton S., Watson J., The Body in Everyday Life, London 1998. Nicholson ?., Gender, Power and Organisation: A Psychological Per-specttpe, London 1996. PolivyJ., Herman P, Breaking the Diet Habit, New York 1983. Real bodies: A Sociological Introduction, red. M. Evans, E. Lee, New York 2002. 256 LUSTERECZKO, POWIEDZ PRZECIE... Sclafani A., Animal Models ofObesity: A Classification and Charac-terization, „International Journal of Obesity" 1984, nr 8, s. 491-508. Stalonas PM., Perri, M.G., Kerzner A.B., Do Behavioural Treat-ments ofObesity Last? A Fipeyear Follow up Invesńgation, „Ad-dicitive Behaviour" 1984, nr 9, s. 175-183. Underhill P, Dlaczego kupujemy? Nauka o robieniu zakupów. Zachowania klienta w sklepie, przeł. R. Szewczyk, Warszawa 2002. Vogel S., The Skinny on Fat: Our Obsession with Weight Control, New York 1999. Waterhouse D., Why Women Need Chocolate, Portland 1999. Woolf N., The Beauty Myth: How Images ofBeauty Are UsedAgainst Women, New York 1991. www.food24.co.za/Food24/Components/F24_Wine_Article/ 0„l-2-4_1207,00.html. www.thebodyshop.com/web/tbsgl/values_ase_campaign.jsp (Kampania przeprowadzona przez sieć sklepów Body Shop w 1997 roku). Voros S., Weight Discrimination Runs Rampant in Hiring, „Wall Street Journal", www.careerjournal.com/myc/climbing/ 20000905-voros.html. SPIS TREŚCI Podziękowania............................................7 Prolog....................................................9 1. Obraz własnego ciała ................................... 13 2. Jak malujemy swój portret...............................50 3. Rozkosze podniebienia .................................83 4. Zakupy dla ciała.......................................113 5. Twoje ciało, twoje związki .............................. 141 6. Od ósmej do szesnastej - obraz ciała w miejscu pracy......175 7. Operacje plastyczne i makijaż - powrót z przeszłości.......204 8. Twoje lustro ..........................................232 Epilog..................................................254 Literatura cytowana .....................................256 Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków. Wydanie 1, 2005. Druk i oprawa: Drukarnia Colonel, Kraków, ul. Dąbrowskiego 16.