Marta FOX Agaton-Gagaton: jak pięknie być sobą Wydawnictwo Siedmiorog Wrocław 1997 Marta FOX Agaton-Gagaton: jak pięknie być sobą Wydawnictwo Siedmioróg Wrocław 1997 Fotografia na okładce: Velvet Model Redaktor Danuta Sadkowska V)* '?? ^ Copyright by Siedmioróg ISBN 83-7162-327-5 Wydawnictwo Siedmioróg ul. Świątnicka 7, 52-018 Wrocław Wydanie drugie Wrocław 1997 DRUK: DOLNOŚLĄSKIE ZAKŁADY GRAFICZNE W KŁODZKU L ? 0 Akc/JóÓ 19 98 Rozdział I SZPITAL Leżałam kiedyś w szpitalu. Miałam wtedy pięć lat i na pewno całe życie przed sobą. Pamiętam z tego okresu bardzo wiele: chwilę, w której pielęgniarka wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do łóżeczka z siatką, i mamę, która nie mogła pójść ze mną, doktora, który mnie nosił na barana, tak samo jak tata, i jeszcze jedną pielęgniarkę, która zaplatała moje włosy w dwa warkoczyki. Najbardziej jednak pamiętam mamę, która przyjeżdżała do mnie codziennie. Zawsze mi coś przywoziła, a kiedyś zapytała: — Może ja ci coś ugotuję, Agatko? Coś, co lubisz najbardziej... — Ruskie pierogi, mamusiu — powiedziałam bez namysłu. Potem czekałam cały dzień na mamę, a najbardziej na te pierogi. Były w szerokim termosie i niesamowicie mi smakowały. Ich smak pamiętam do dzisiaj i do dziś uwielbiam ruskie pierogi. Mama potem wiele razy opowiadała, gdy już wróciłam do domu, w jaki sposób ja te pierogi jadłam. Chwyciłam termos tak, jakbym była zwierzątkiem, z dzikim zapatrzeniem w jego środek, wzięłam ręką pieroga i włożyłam całego do buzi. Jeszcze nie skończyłam jeść jednego, a już wpychałam do buzi drugiego, a trzeciego trzymałam na zapas w dłoni. Wyglądało to ponoć tak, jakbym tydzień nie jadła i bardzo się bała, że ktoś mi te pierogi zabierze. Mama prosiła, abym jadła powoli, i wycierała swoje oczy, a także nos. Nie wiem, o czym wtedy myślałam, ale widocznie pierogi były dla mnie ósmym cudem świata, a nie tylko jedzeniem, które lubię. 5 Kiedyś mama przywiozła mi serek homogenizowany i wówczas wyjadałam go już łyżeczką prosto z kubka, a nie ręką. Ten serek miał smak czekoladowy. Gdy tak jadłam, dzieci z mojego pokoju patrzyły i wtedy mama wzięła inną łyżeczkę i dała im spróbować. Pamiętam, że byłam zła, bo one też miały swoje mamy, niechby więc i one wpadły na taki pomysł. Moja mama lubi wszystkie dzieci, a już szczególnie takie, które nie marudzą przy jedzeniu, więc zaraz poszła do sklepu i przyniosła jeszcze kilka takich serków, co jej na złe wyszło, bo później zawsze dla wszystkich musiała serki przynosić, aż nam się znudziły. Piszę teraz o szpitalu, bo o czym mam pisać, gdy ja siedzę w domu, a moja mama choruje w szpitalu. To już trwa dosyć długo i wszystko w domu się zmieniło, chociaż tata nam przypomina, abyśmy nie zaniedbywali swoich obowiązków, a nawet dzielili się jeszcze tym, co robiła mama. W domu jest bardzo smutno, nikomu nie chce się żartować, nawet ??? jest smutna i Pelagia też. ??? ciągle leży przy drzwiach i chyba czeka. Na obiad chodzimy do babci, ale to też nie jest wesołe, bo babcia ciągle wzdycha, czasami płacze, a tata ją pociesza, jak może. Kujonek mówi, że on tłumacząc wszystko babci, tłumaczy też sobie i pocieszając babcię, pociesza siebie i nas. Czasami to jestem wściekła na mamę, bo zawsze była taka dzielna i walczyła z tym światem, a teraz nie może ze swoją chorobą walczyć. Babcia się modli o wiele więcej niż zwykle, a tata mówi, żeby się aż tak nie zamartwiała, bo jeszcze i ona się rozchoruje. Nieszczęścia przecież chodzą parami. A nasza mama z Panem Bogiem sama się dogada, jak to nieraz już bywało. To jej się zawsze udawało i wózek, na którym wszyscy jechaliśmy, nie gubił kółek. O wiele gorzej było jej dogadywać się z ludźmi. Tata mówi, że bardzo wydoroślałam i żebym tego nie robiła za szybko. Kujonek przez cały czas siedzi w swoim pokoju i jakoś nawet nie ma czasu się ze mną kłócić. Ja więc też siedzę u siebie. Już wysprzątałam wszystkie szuflady, wyrzuciłam to, co niepo- 6 trzebne, a z szaf to, co na mnie za małe. Znalazłam nawet list od mamy, który zachował się razem z innymi ważnymi dla mnie rzeczami, przechowywanymi w drewnianym pudełku. Ten list jest właśnie z czasów, gdy ja leżałam w szpitalu. Mama zawsze mi coś zostawiała, gdy odchodziła. Albo książeczkę, albo list. Wieczorem czytała mi go ta pani, która mi plotła warkoczyki. Przepiszę ten list. Niech będzie razem z innymi historyjkami o naszej rodzinie. Agatonku kochany, moja najdroższa córeczko, już tyle łez połknęłam, już tyle łez powycierałam. Nie potrafiłam cię uchronić przed złym choróbskiem i teraz jesteś daleko ode mnie, masz zapłakane oczka i tak bardzo starasz się być dzielna, tak bardzo mi nie pozwalasz płakać. Musimy być dzielne — mówisz, potem dotykasz mojego policzka, potem się przytulasz. Przeczytaj mi jeszcze raz list odMagilli —prosisz. Która maska jest tragiczna, a która komiczna? —pytasz, dotykając mojej teatralnej broszki. Agatonku kochany, najdroższy, chciałabym Cię stamtąd zabrać i tulić, i czuwać przy Tobie wszystkie noce, nasłuchując, czy równo oddychasz i czy Ci już w płucach nie świszczę. Niechby był bałagan w mieszkaniu, ale z Tobą, maleńka córeczko, Ty dyndający warkoczyku, Ty nosku maiy i zasmarkany, pupeczko pokłuta zastrzykami, a taka dzielna, tak mocno zaciskająca ząbki przy zastrzykach. Będę jeździła do ciebie codziennie, to nieważne, że daleko, że jest zimno i autobusy nie przyjeżdżają w porę. Moja Ty kosmata małpko, musisz wierzyć, że te wszystkie złe chwile miną, że ten brzydki rok się skończy, a wtedy wszystkie nasze smutki wygonimy. Nic się nie bój, małpko zielona, jestem przy Tobie i nic złego Ci się nie stanie. Całuję Cię mocno w bladziutkie policzki i w śliczne oczka. Będzie nam dobrze, zobaczysz... Pójdziemy znowu razem na spacer i słonko zaświeci, i wszystkie psiaki przyjdą nas powąchać, Twój ulubiony Mordacz też. Jutro będę u Ciebie wcześniej ipości-skamy się mocno, Agatonku malutki i kruchy jak bańka mydlana. Twoje Mamidło-Straszydlo. 7 Teraz to mi się płakać zachciało, gdy ten list przepisałam, ale nie będę się wygłupiać, ktoś przecież w tej rodzinie musi mieć głowę na karku. Też napiszę do mamy list, niech wie, że wszystko jest w porządku, niech się nie martwi o nas i o dom. Moje najukochańsze Mamidło-Straszydło, jak się okazuje, masz całkiem dzielne córeczki, a mnie w szczególności, więc proszę, i Ty bądź dzielna, jak tylko potrafisz — a wiem, że potrafisz. W domku wszystko gra, a czasami buczy. Nie potłukłam żadnej rzeczy (która nasza jest) przy zmywaniu naczyń. W szkołę jestem grzeczna, ale bez przesady. Gdybym była zanadto grzeczna, wszyscy pomyśleliby, że jestem chora. Kujonek dba o mnie, ja o Kujonka, a tatuś o nas wszystkich. Telefony odbieram i informuję, że wyjechałaś sobie odpocząć w samotności ducha swego — tak, jak często chciałaś. Tylko temu facetowi, którego nie lubisz, powiedziałam, żepo-szłaś do klasztoru, aby być lepszą od Ofelii. A to wszystko z jego powodu, bo za często do Ciebie telefonuje. Powiedział mi, że mam poczucie humoru w Twoim stylu i żebym Cię wreszcie poprosiła do telefonu. Co ja takiego mam w głosie, że nikt mi nie wierzy. Więc Kujonek wziął (nie zaczynaj zdania od więc, jak mówi pani od polskiego) słuchawkę i coś tam wytłumaczył, a ten zaraz jej uwierzył. Mamusiu moja kochana, wracaj do nas szybko, a do mnie jeszcze szybciej. Mam Ci bardzo dużo spraw do opowiedzenia, a wcale nie chcę robić tego w liście. Chciałabym, żebyś przyszła do mnie, gdy już będę leżała w łóżku, a światło będzie zgaszone. Wtedy mi się najlepiej opowiada, a Ty mi zawsze wszystko tak wytłumaczysz, że nigdy nie wychodzę na tym jak Zabłocki na mydle. Bez Twojego głaskania źle mi się zasypia. Twoje ręce są inne niż ręce taty. Taty też są dobre, ale tak się do nich nie potrafię przykleić jak do Twoich. Musisz pamiętać, że jestem Twoim „klejem " i bez przytulania się do Ciebie strasznie mi złe. Prawie wcałe nie oglądam telewizora i nie pozwalam się w ten 8 sposób przekonywać, że na porost włosów najlepszy jest proszek „Pollena 2000", ani też, że batoniki always są miękkie jak deszczówka. Agaton-Gagaton —jak pięknie być sobą, jeszcze lepiej niż po kosmetykach Margaret Astor. Mamusiu kochana, Mirek też dzwoni do nas i mówi, że jesteś najwspanialszym mężczyzną w świecie. On najlepiej wie, co mówi. A Ty, jak trzeba, to zakładasz spodnie i walczysz z całym światem. Więc proszę Cię, załóż spodnie, za którymi nie przepadasz, i jeszcze tę czarną opaskę na głowę, w której tak często chodzisz do teatru. Zrób z siebie Ramba, choć wiem, że go nie lubisz, albo tego drugiego, którego lubisz bardziej — Nostroma. Zrób to, proszę, i wróć do mnie. Musisz jeszcze przeczytać to, co napisałam. Ciekawa jestem bardzo, czy Ci się spodoba. Najpierw myślałam, że nikomu tego do przeczytania nie dam, a teraz wiem, że Tobie na pewno dam, a może jeszcze kiedyś i Kujonkowi, jak sobie zasłuży i jak ja będę miała dobry humor. Moja mamusiu trochę zwariowana i najbardziej na świecie kochana, ja głęboko wierzę, że Ty nie wytniesz mi żadnego numeru. Więc proszę Cię najmocniej, jak potrafię, mamusiu, wróć do mnie, wróć do nas. Wierzę, że zrobisz to szybko, a sama często mówiłaś, jakie wiara czyni cuda. Obiecuję Ci, że będę siedziała prosto przy stole, nie będę wyciągała kopytek przed siebie, że będę bez Twojego przypominania sprzątała swój pokój, myła wannę i umywalkę w łazience, a jak chcesz, to nawet mogę się postarać o świadectwo z czerwonym paskiem, chociaż w tym akurat większego sensu nie widzę. Ale jeśli chcesz, to tylko powiedz. Zrobię dla Ciebie wszystko, co potrafię, a nawet postaram się zrobić i to, czego nie potrafię. Czekam na Ciebie bardzo, bardzo, najbardziej. Moja Ty mamusiu pofyrtana i najcudowniejsza. Kocham Cię tak, że już mocniej nie mogę. Twój Gagatonek Rozdział II BYĆ DOROSŁYM Zawsze mi się wydawało, że człowiek staje się dorosły, gdy kończy osiemnaście lat. Wtedy robi się superimprezę, gasi wszystkie świeczki na torcie i od tej pory... ho! ho!... hulaj dusza... no, może i piekło jest, ale co mi tam piekło, kto by o tym myślał, gdy cały świat jest dla mnie, i jeszcze trochę dla innych, którzy też ukończyli osiemnaście lat. Przedtem trzeba, oczywiście, rodziców koniecznie wysłać do babci albo do teatru i najlepiej na premierę, bo to dłużej trwa z powodu tzw. bankietu, na którym podają szampana, orzeszki oraz inne chipsy, a do tego wszyscy wszystkich chwalą i wszyscy się cieszą, aż do momentu ukazania się recenzji w gazetach. Wtedy albo cieszą się jeszcze bardziej i rosną w siłę (ducha!), choć wcale im się nie żyje dostatniej, albo narzekają na dziennikarzy — tych wyrobników pióra, tych rzemieślników^, zapełniających szpalty gazet słowami, których sensu nie czują. Wiem, co mówię, naprawdę, nasłuchałam się tych rozmów małe co nieco, jak mówi Kubuś Puchatek oraz mój tata, gdy jest głodny i właśnie tego „co nieco" poszukuje w lodówce. Kujonek skończył już swoje osiemnaście lat i nawet więcej, ale wcale takiej imprezy nie robił. To znaczy: robił, ale ta impreza dziwna była, przynajmniej dla mnie. Wcale rodziców nie musiał prosić, by sobie poszli, a nawet odwrotnie — to oni przepraszali Kujonka za to, że będzie musiał sam swoich gości obsługiwać. Wszystko zostało przygotowane, 10 a potem poprzychodziły inne kujonki, nikt mnie z pokoju nie wyrzucał, nikt światła nie gasił, a nawet jeden z pseudokujonków (bo prawdziwym kujonkiem jest tylko Magilla) dał mi balonik z mordką psa. Kujonek, oczywiście, dostał osiemnaście baloników. Zazdrościłam jej wtedy tych baloników bardzo, ale rano mi się natychmiast humor poprawił, bo Kujonkowi dziesięć z nich zdechło, a mój przetrwał jeszcze przez kilka dni. Jak się kończy osiemnaście lat, to dostaje się do tej dorosłości przepustkę, którą nazywają dowodem osobistym. Kiedyś dzięki takiemu dowodowi można było do kina wejść na film dla dorosłych i dla półdorosłych, czyli tych, którzy skończyli lat szesnaście. Teraz czasy się zbiesiły, jak mówi mama, i nikt nikogo nie sprawdza, a każde dziecko może zobaczyć film, jaki tylko zechce, bo ma w domu telewizor satelitarny i hula sobie po kanałach, ile dusza zapragnie. Żadna scena na nim już wielkiego wrażenia nie robi, bo mu się oczy do wszystkiego przyzwyczaiły. Mama nam opowiadała, że kiedyś, gdy była może dziesięcioletnią dziewczynką, to miała szansę zobaczyć film dla dorosłych (w telewizorze czarno-białym) pt. Lecą żurawie, chociaż babcia Gienia jej zabroniła i wygoniła ją do łóżka. Ale z mamy było niezłe ziółko, dzięki czemu babcię i dziadka Staszka (którego wcale nie znałam) wyprowadziła w pole, malowane zbożem rozmaitem, co jej na złe wyszło. Bo mama już w tamtych czasach miała widać zasadę płakania na filmach z powodu swojej wrażliwości i serduszka z uszkami, które słyszy więcej, niż trzeba, i więcej, niż inni widzą i słyszą. Mama się zakradła po cichu ze swoimi siostrami (czyli ciocią Bożenką i Grażynką) do pokoju, gdzie był telewizor, i wszystkie wlazły pod stół z serwetą do ziemi. Siedziały tam cicho jak myszki za miotłą i ten film oglądały, ale oczywiście mama nie wytrzymała i zaczęła wyć pod stołem, jak ten wyjec pospolity, dlatego cała sprawa się wydała. Przestępstwo zostało odkryte, ale kary za nie nie było, bo babcia też płakała. Tylko dziadek Staszek zachował zimną krew i nie dał się tym płaczom zwieść, za co mu 11 cześć i chwała, bo to przecież wcale nie takie proste być błogosławionym między babami i zachować przy tym swoją płeć. Już nasz tata coś na ten temat wie, bo wszystko w naszym domu żeńskie, nawet chomiki i myszki. Tak sobie myślę, że ja już jestem dorosła, chociaż mam dopiero piętnaście lat. I to wcale nie dlatego jestem dorosła, że sobie czasami jakiś film zobaczę, którego widzieć chyba (tak czuję!) nie powinnam. I nie dlatego jestem dorosła, że mam paszport, chociaż w czasach mamy to o tym tylko marzyć można było. I wcale nie dlatego jestem dorosła, że w dzisiejszych czasach wszyscy szybciej dojrzewają niż dawniej. Jestem dorosła, bo ja nagle, może w ciągu miesiąca, zrozumiałam, że już nie mogę sobie na wszystko pozwolić. Naprawdę! Dobrze się czuję i wiem, co piszę. Wymyśliłam to w pełni zmysłów i zaraz to udowodnię, aby płaskimi oczami nie świecić. Dawniej, zanim stałam się dorosła, wydawało mi się, że dorosły człowiek to taki ktoś, kto może sobie na wszystko pozwolić: może być wegetarianinem albo jeść zwierzątka, może pić piwo albo soki, może wracać do domu, kiedy chce, i przed nikim się nie tłumaczyć, może sobie wszystko i co „komu do jemu, a jemu do komu", jak mówią na Śląsku. No, niby tak. Ale... muszę zacząć od samego początku, bo coś mi się wydaje, że trudno mi będzie wytłumaczyć to moje nowe myślenie. A więc... moje Mamidło-Straszydło. Zaczynam od Mamidła mojego zwariowanego i dzielnego, jak mężczyzna prawdziwy, który nigdy nie płacze, no chyba żeby... ale wtedy to już jest taka bezsilność, że nawet jemu wolno. Mamidło-Straszydło zawzięło się w sobie, walnęło ręką w poduszkę i powiedziało sobie samemu, całemu światu i wszystkim lekarzom, i nam, i Panu Bogu, i wszystkim świętym... że jeszcze na nianie pora i nie czas. Mama wypisała sobie na kartce, co jeszcze musi w życiu zrobić dobrego, zanim to życie opuści i pójdzie do innego. Wypisała sobie w punktach, jak to zwykła robić z każdym innym bożym dniem, i powie- 12 działa, że będzie walczyć o każdy dzień i nie zrezygnuje. I nie będzie żadnego „chyba żeby". Babcia Gienia miała rację mówiąc, że mama się z Panem Bogiem dogada i sama z sobą też. Babcia Gienia zawsze w mamę wierzyła — tak samo, jak teraz wierzy w nas. I babcia Gienia nauczyła mamę, że ona musi sobie samej pomagać, a dopiero potem mogą jej pomóc inni. Kujonek by powiedział, że zwyciężyło w mamie tzw. pozytywne myślenie, o czym jeszcze napiszę osobno. W każdym razie mama wzięła na swoje plecy tę bryłę z posad świata i udźwignęła ją. Może jej w tym też trochę Rambo pomógł i jego wewnętrzna siła, bo czego by o tym facecie nie powiedzieć, to jednak walczyć potrafił i nie dał się innym. Mama powiedziała, że wyzdrowieje, i tak zrobiła. Po prostu miała tak zwaną motywację. Nawet dla tej motywacji rzuciła palenie, co nie znaczy, że znów do niego nie wróci, gdy będzie miała przypływ swojej ubogiej, jak mówi babcia Gienia, fantazji. Mama wróciła do domu i wtedy się okazało, że jej mały Gaga-tonek w ciągu kilku miesięcy stał się całkiem duży i dorosły. Boja naprawdę wtedy, gdy nie było mamy, mogłam chodzić samopas i robić wszystko, co zakazane i co najlepiej smakuje. Mogłam przez wszystkie godziny oglądać MTV. Tata miał głowę zajętą mamą przede wszystkim i wcale mnie nie pilnował. Ja naprawdę mogłam bałaganić w pokoju, nie myć wanny, umywalki, podłogi w kuchni i nikt by mi tego robić nie kazał. Naprawdę mogłam dokuczać Kujonkowi, ile wlezie. Ale jak się okazało, wcale nie miałam na to ochoty. I wtedy właśnie zrozumiałam, że jestem dorosła albo — jak mówi babcia Gienia — odpowiedzialna, co na jedno wychodzi. Jak sobie pościeliłam, tak się wyspałam. Jak sobie zrobiłam kanapki, tak je zjadłam. I cały czas o tym myślałam, że mogę wszystko szurnąć i kopnąć, i wcale się nie uczyć, a wtedy właśnie wszystko się we mnie złościło i uczyłam się prawie tak, jak Kujonek. I nawet nie czekałam na pochwały. Tylko czasami bardzo się bałam 13 być sama w pokoju i siedziałam razem z Apą u Magilli, a ona ani trochę na mnie nie krzyczała, bo sił w nas już na te krzyki nie było wcale. Wyciągnęłam sobie z szafki futrzanego leniwca, moją zabaw-kę-przytulankę, z którą wyczyniałam cuda w dzieciństwie. Wyprałam go, wywirowałam i powiesiłam na balkonowym sznurku za uszy, aby wysechł i poczuł, że znowu wrócił do łask moich. W nocy wtulałam się w niego, i nawet ??? nie była zazdrosna. Zresztą dla niej też byłam lepsza, bo pozwalałam jej spać w moim łóżku w nogach. I jak tak sobie leżałam w łóżku, to strasznie mi się płakać chciało nad sobą. Czasami nawet płakałam. Kiedyś Kujonek płakał ze mną, a potem powiedział, że to nasz babski przywilej i że co sobie popłaczemy, to nasze, a poza tym po czasie płakania musi przyjść znowu czas śmiania się. A potem sobie pomyślałam, że life is brutal and fuli ofzasadzkas i wtedy bardzo nie chciałam być dorosła. I bardzo chciałam, żeby mamidło na mnie pokrzyczało trochę i aby mi ciągle przypominało, co mam robić, i aby wreszcie było razem z nami. Kiedyś miałam straszny sen. Śniła mi się szkoła i przerwa. Agnieszka częstowała wszystkich cukierkami, a ode mnie się odwróciła i nic mi nie dała. — Dlaczego? — zapytałam. — Bo ty jesteś od macochy — powiedziała. A wszyscy zaczęli się skręcać ze śmiechu, fikać po ławkach i wrzeszczeć: — Od macochy! Od macochy! — Obudziłam się cała mokra ze strachu, poszłam do kuchni i w tajnych skrytkach mamy znalazłam czekoladę. Usiadłam na łóżku i zjadłam całą, tylko jeden kawałek dałam ???? ? jeden zostawiłam Magilli, bo sobie o niej na koniec przypomniałam. Potem mi się zrobiło niedobrze, więc napiłam się mleka, a na koniec wszystko zwymiotowałam. Tata się obudził wystraszony, a ja mu powiedziałam, że to przez niego, bo on się drugi raz ożenił, gdy mama umarła, i teraz niam macochę. I zaczęłam płakać. Jak sobie już dobrze popłaka- 14 łam w tatusiową piżamę, to tata mi powiedział, że to tylko zły sen, a sen to mara, a Bóg wiara — co często też powtarza babcia Gie-nia. I że wszystko będzie dobrze, bo musi, bo ja na to zasługuję. I było. Rozdział III EGZAMINY Był taki wiosenny dzień, kiedy wróciłam ze szkoły w całkiem dobrym humorze, co mi się rzadko zdarza, ale też był to dzień nietypowy, bo mieliśmy tylko dwie lekcje, a potem poszliśmy do Teatru Korez na spektakl pod tytułem Scenariusz dla trzech aktorów. A w dodatku pani z polwy nam powiedziała, że nie musimy się stroić jak do kościoła, tylko mamy się ubrać tak jak do szkoły. Bardzo mi się ten pomysł spodobał, bo od razu wyczułam, że to będzie jakiś mniej normalny teatr i nareszcie będę sobie mogła usiąść zwyczajnie, zgarbić się trochę, kopytka sobie wyciągnąć wygodnie, co mi na pewno pomoże skupić się na przedstawieniu, a nie na sobie. Wsiedliśmy do autobusu całą klasą i zaraz wszystkim się języki roztrajkotały, co było reakcją normalną po lekcji matmy, na której cisza była, jak makiem zasiał. Mnie się jakoś wyjątkowo gadać nie chciało. Tak sobie patrzyłam na innych ludzi, na to, jak sąubrani i dokąd jadą, i czy są smutni, i myślałam sobie, co może w tych ludziach siedzieć w środku. Na kolanach jakiejś mamy wiercił się chłopczyk może czteroletni. Ciągle o coś pytał, a ta mama z wielką cierpliwością odpowiadała na każde jego „dlaczego". Ja to bym już przy piątym pytaniu na pewno dała mu w łeb, ale cierpliwości trzeba się uczyć przez całe życie, jak mówi mama, więc może do czasu, gdy ja będę miała własne dzieci, trochę się jej nauczę. W pewnym mo- 16 mencie chłopczyk się uciszył, bo znalazł sobie inną zabawę. Siedział dalej u mamy na kolanach i fikał nogami. Naprzeciw siedziała starsza pani. Odsunęła trochę swoje nogi na bok, aby chłopiec mógł fikać wygodniej. Ale ten, specjalnie — zauważyłam — kierował swoje nogi w stronę tej pani i specjalnie ją kopał. Starsza pani miała dużo cierpliwości, widocznie długo już na świecie żyła. Patrzyła w okno, potem na chłopca, potem na jego mamę. Nic nie mówiła. Pozwalała się kopać. Im bardziej ona nie reagowała, tym bardziej chłopiec kopał. Jego mama musiała to widzieć, ale widocznie podziwiała swoje dziecko za zmyślną zabawę. Aż nagle starsza pani nie wytrzymała. W końcu każda cierpliwość ma swoje granice. — Może będzie pani uprzejma zwrócić uwagę swojemu synkowi, aby mnie nie kopał, bo widzę, że robi to celowo... —powiedziała starsza pani. —Nie mogę tego zrobić — odparła matka—boja swoje dziecko wychowuję bezstresowo. Chłopiec miał zadowoloną minę. Wtedy Kuba z naszej klasy, który też zobaczył, co się dzieje, wstał i poprosił tę starszą panią, aby zajęła jego miejsce. Uśmiechnęłam się do Kuby i pokazałam mu, by usiadł sobie obok mnie. Kuba żuł gumę i robił z niej balony. Wielką miał w tym wprawę. Pozazdrościłam mu tej gumy, więc wyciągnęłam z pudełka tylko dwie kalorie, czyli małego tik-taka. — Wysiadamy — zawyrokowała pani z polwy, a wtedy rwetes w autobusie zrobił się jeszcze większy. Kuba spokojnie wstał, wyciągnął swoją gumę balonową z buzi, ugniótł ją w palcach i, jak gdyby nigdy nic, przykleił do czoła matce tego bezstresowo wychowywanego chłopca. — To jest bezczelność! — wrzasnęła owa pani. — Gdzie jest twoja nauczycielka? To szczyt chamstwa! Jak ta szkoła wychowuje młodzież! — krzyczała nadal. ? -^rKó<iajspokojniej na świecie powiedział: f & FINA K hS. H ?. ???8??? XI -W ? o o N-? ^ ? o m d N ?? N vo Os o> L/> U\ ?< W C/0 ?0 Co ?? cc> Ci U) o> 00 Os O