JERZY FICOWSKI CYGANIE na polskich drogach Wydanie trzecie poprawione i rozszerzone WYDAWNICTWO LITERACKIE Kraków - Wrocław © Copyright by Wydawnictwo Literackie, Kraków 1985 1*34 O • 83-08-01150-0 Akc a: /19JM Pamięci wybitnej badaczki folkloru cygańskiego i wielkiej przyjaciółki Cyganów DORY ESTHER YATES (1879-1974) pracę tę poświęca autor / SŁOWO WSTĘPNE Książka ta jest rodzajem historyczno-etnograficznej monografii, zawiera plon kilkunastoletnich studiów cyganologicznych. W roku 1953 ukazała się pierwsza książkowa praca o Cyganach polskich1, w której znalazły się szkice historyczne i obyczajowe, będące sumą mojej ówczesnej wiedzy na ten temat, gromadzonej w czasie odwiedzin leśnych obozowisk cygańskich i podczas wspólnych wędrówek z Cyganami. Niniejsza praca poszerza znacznie zakres zagadnień cyganologicznych, przedstawia szereg nigdy dotychczas nie opracowywanych i nie badanych zjawisk folkloru Cyganów polskich, a także nieznanych okresów ich historii w naszym kraju. W ciągu lat zdołałem pogłębić swoją znajomość obyczajów cygańskich i zebrać niemało nowych materiałów, zwłaszcza dotyczących szczepu Kełdera-sza - Cyganów, o których moja wiedza w czasie pisania poprzedniej książki była bardzo niepełna. Bliższe poznanie Kełderaszów umożliwiło mi pełniejsze opracowanie takich tematów, jak ,,Narodziny i dzieciństwo", „Zaślubiny", „Śmierć i żałoba", „Amulety i talizmany" i in., oraz wzbogacić słowniczek kilkuset słowami dialektu tego ciekawego szczepu. Moje „leśne kontakty" z polskimi Cyganami nizinnymi - zwłaszcza w 1962 r. - przyniosły mi trofea z dziedziny magii cygańskiej i złożyły się na rozdział pt. „Czarna magia cygańskich wróżek". Wreszcie nadspodziewane rezultaty przyniosły mi poszukiwania w archiwach warszawskich i krakowskich, 1 Cyganie polscy- szkice historyczno-obyczajowe, Warszawa, 1953. odsłaniając nieznane karty cygańskich dziejów w Rzeczypospolitej przedrozbiorowej oraz w Królestwie Polskim. Cyganologia, w jej etnograficznym zakresie, nie istniała w Polsce. Brak odsyłaczy, powoływań się na źródła w rozdziałach traktujących o folklorze cygańskim to rezultat tego stanu rzeczy. Wszystkie bowiem zawarte w nich spostrzeżenia są wynikiem moich własnych poszukiwań i publikowane są po raz pierwszy, a co najwyżej - po raz drugi, gdyż część z nich znalazła się już w mojej poprzedniej książce. Lud cygański, przebywający w naszym kraju już ponad pięć stuleci, pozostawał niemal całkowicie nieznany, nie tylko ludowi polskiemu, ale i nauce. O ile język cygański był cząstkowo zbadany i opracowywany, o tyle cały rozległy świat wierzeń i obyczajów, zazdrośnie ukrywany przez samych Cyganów, nie dopuszczał do siebie ciekawskich z zewnątrz, a 'mur egzotycznej odrębności językowej zniechęcał folklorystów. Nawet filologiczne badania Kopernickiego i Rozwadowskiego ograniczały się do dialektu polskich Cyganów wyżynnych, osiadłych, którzy - „odcyganieni" obyczajowo - nie mieli nic prawie do ukrycia w sferze wygasłych dawno i im samym nie znanych już obrzędów i zwyczajów. Badania moje w zakresie obyczajów cygańskich nie miały więc u nas precedensu, były działaniem w dziedzinie - niejako - bezpańskiej i dotychczas nietkniętej. Dzięki temu poszukiwania były czymś w rodzaju odkrywania nowych lądów i jako takie dostarczały niemało „odkrywczych" emocji i satysfakcji. Jednocześnie jednak nie szczędziły niebezpieczeństw, polegających na niemożności ogarnięcia całokształtu badanych spraw, skazywały na luki w zbieranych materiałach, ale zobowiązywały do tym sumienniejszego weryfikowania spostrzeżeń i konfrontowania rozlicznych relacji. Obecnie wiele luk udało in i się wypełnić, a sprawy potraktowane w Cyganach polskich pobieżnie i marginesowo — opracować dokładniej i szerzej. Nie zdołałbym tego wszystkiego dokonać, gdyby nie życzliwość i uczynność wielu osób. Przede wszystkim dziękuję Cyganom, których pomocy zawdzięczam w dużej mierze zebranie ogromnego materiału, będącego surowcem tej książki. Dziękuję mgr. Kazimierzowi Smoleniowi, Dyrektorowi Muzeum w Oświęcimiu, za cenne informacje dotyczące zagłady Cyganów w hitlerowskim obozie i za udostępnienie fotokopii dokumentów; dziękuję dr. Rudolfowi Diemowi oraz dr. Witoldowi Kuleszy za ich relacje o martyrologii Cyganów w obozie oświęcimskim; dziękuję Jerzemu Kornackiemu za udostępnienie mi dokumentów odnoszących się do Zigeunerlagerw okupowanej Łodzi; dziękuję prof. dr. Tadeuszowi Sewerynowi, dyrektorowi Muzeum Etnograficznego w Krakowie, za materiały 9 fotograficzne. Dziękuję wielu innym, których nazwiska częściowo wymieniam w rozdziałach o zagładzie Cyganów. Część historyczna mojej książki, omawiająca dzieje Cyganów od ich przybycia do Polski w XV wieku, kończy się na okresie drugiej wojny światowej - czasach eksterminacji tego ludu w hitlerowskich obozach zagłady. Dzieje Cyganów w Polsce Ludowej, próby ich produktywizacji - to historia najnowsza, wkraczająca w dzień dzisiejszy, zarysowująca jutrzejsze perspektywy. Są w niej i realizacje zamierzeń władz, i niepowodzenia, pozytywy, błędy i znaki zapytania. Dopiero wiosną 1964 r. rozpoczęły się istotniejsze, bardziej skoordynowane działania w tej dziedzinie. Nie zasłużyły one, jak sądzę, na reasumowanie -jest na to za wcześnie. Choćby skrótowe nakreślenie w książce tego skomplikowanego procesu wymagałoby i większego dystansu, i autorskiej aprobaty zasad, które przyświecają produktywizacyjno-osiedleńczym poczynaniom. Dlatego pomijam tu czasy najnowsze, przemiany zachodzące wśród naszych Cyganów dzisiaj i środki zmierzające do realizacji tych przemian. Jest to temat dla innego, kompetentnego pióra, zasługujący na osobne studium. Warszawa, 1974 r. Jerzy Ficowski 10 POCHODZENIE I PIERWSZA MIGRACJA DO POLSKI Wśród wielu legend i podań dotyczących Cyganów i ich pochodzenia najczęściej powtarza się wersja o ich pochodzeniu z Egiptu. Podczas swej pierwszej migracji na tereny środkowej i zachodniej Europy przedstawiali się miejscowej ludności i władzom jako uciekinierzy z „Małego Egiptu", jako pokutujący egipscy pielgrzymi. Nie czynili tego bezinteresownie: wiedzieli, że w ten sposób najłatwiej pozyskają zaufanie i poparcie ludzi późnego średniowiecza. Uwierzono „pokutnikom" na słowo, udzielano im prawa swobodnej, nieskrępowanej wędrówki, zaopatrywano w glejty, a nieraz w pieniądze i żywność. Rzekomi „Egipcjanie" otrzymali nazwy świadczące o tym, że cygańskie opowieści o egipskiej ojczyźnie zostały wzięte za dobrą monetę: Gypsies, Gitanos, Gitanes itp. Egzotyczni przybysze do Europy zjawili się niespodzianie, zaskoczyli swoim pojawieniem się i władze, i społeczeństwa krajów, do których nadciągały tłumnie pierwsze tabory. Szli od południo-wschodu ku północnemu zachodowi. Pierwsza wiadomość historyczna o Cyganach w Europie pochodzi z połowy XI wieku i mówi o obecności tego ludu w Konstantynopolu. Wzmiankuje o tym Żywof Jerzego Mtharsmindel z Góry Athos wspominając o ludziach zwanych „Asincan", „znanych czarodziejach i łotrzykach". Przypuszcza się, że owi „Asincan" to właśnie Cyganie parający się wróżbiarstwem i kradzieżą. Drugi chronologicznie zapis nie podaje żadnej nazwy ludu, ale charakteryzuje go wyraźnie, nie pozostawiając wątpliwości o kogo chodzi. Jest to relacja Simona Simeonisa, franciszkanina, pielgrzymującego do Ziemi Świętej, dotycząca napotkanych na Krecie Cyganów w r. 1322. U Około 1340 roku pewien duchowny z Kolonii pozostawił opis ludów spotykanych przezeń w czasie podróży na wschód. Wspomina on o Cyganach w Grecji, nazywając ich „Mandopolos", opisuje charakterystyczny tryb życia tego ludu i daje pierwszą w historii wzmiankę o ich własnym, odrębnym języku: „Owi ludzie używają między sobą mowy, której nikt pojąć nie jest w stanie, krom ich samych, oni wszelako rozumieją mowę innych ludzi". Obecność Cyganów na Peloponezie przed r. 1350 stwierdza też Ludolphus de Sudheim, nazywając ich podobnie: „Mandopolini". „Mandopolos" to zapewne przekręcony wyraz grecki „mantipolos" - wieszczbiarz, wróżbita. Przed rokiem 1346 są już Cyganie na wyspie Korfu, gdzie w r. 1386 - jak zaświadczają dokumenty ówczesne — istnieje feudum Acinganorum. Po raz pierwszy spotykamy się tu z tym nazwaniem Cyganów. Jest to słowo, z którego wywodzi się polski Cygan, niemiecki Zigeuner, włoski Zingaro, czeski Cikan itd. Wenecki namiestnik kolonii Nauplion na Peloponezie potwierdza Janowi, naczelnikowi Cyganów, przywileje uzyskane przez jego przodków. Jeszcze w XIV w. Cyganie wychodzą licznymi hordami z Grecji, gdzie przebywali przez długi czas, kierując się ku północy. W 1384 r. wystawiono dokument, w którym Jan Mirca, „voevoda milostią boźieą gospodin wśei Uggrovlahii", potwierdza nadanie klasztorowi na Vodicy, u stóp Karpat, czterdziestu rodzin cygańskich, zwanych w tym piśmie „Acigani". Jest to forma bardzo już bliska dzisiejszemu brzmieniu nazwy tego ludu. Zresztą w późniejszym, pochodzącym z r. 1458 potwierdzeniu tego aktu nadania pierwsza głoska tego wyrazu znikła i słowo przybrało postać, która miała się ostatecznie ustalić: „Cigani". W r. 1416 są już w Czechach. Ówczesny zapis podaje pod tą datą: ???? toho leta vlaćili se Cikani po Ceske zemi, a lidi mamili. Rozpoczęła się wielka migracja Cyganów do środkowej i zachodniej Europy. Nadciągały wielkie hordy nieznanych tu dotychczas ludzi. W r. 1416 w Kronstadt, w Siedmiogrodzie, pojawił się „p a n Emaus z Egiptu" —jak zanotował kronikarz-wraz z 220 podwładnymi sobie ludźmi. 30 sierpnia r. 1417 Cyganie dotarli do Zurychu i - w tymże roku - do Magdeburga i Lubeki, a w 1418 zjawili się w Strasburgu i we Frankfurcie „biedni ludzie z Małego Egiptu". Dnia 1 października r. 1419 ujrzano ich w Sisteron w Prowansji, 1 listopada -w Augsburgu. W r. 1420 stawił się przed mieszczanami Deventer w Holandii „pan Andreas, książę Małego Egiptu" z setką swoich ludzi i czterdziestu końmi. „Andrea duca di Egipto" wypoczywał w dniu 18 lipca r. 1422 w Bolonii, zanim poprzez Forli udał się do Rzymu, do papieża. Tabor rozłożył się wielkim obozowiskiem u bram miejskich, zamykając całkiem dostęp do 12 miasta. W drodze, w Forli, kronikarz zapisał osobliwą wiadomość, że Cyganie aicebant, quod erant de India!1 Dziwne to na owe czasy oświadczenie, jako że Cyganie podawali „Mały Egipt" jako swoją ojczyznę, a o ich pochodzeniu z Indu świat dowiedział się znacznie później, bo dopiero w XVIII w. W r. 1422 przybyła do Bazylei spora horda z pięćdziesięciu końmi pod przewodem Michaela, po czym powędrowała dalej do Włoch, Alzacji i Francji. Kroniki ówczesne notowały nie tylko daty ich przybycia, lecz także pewne szczegóły dotyczące wyglądu i sposobu życia przybyszów. Wiemy więc, że przywódcy nadciągających hord jechali konno, odziani byli bardzo kolorowo, nosili czerwone i zielone ubiory, ozdobione dużymi srebrnymi guzikami. Za naczelnikami jechały tabory na lekkich wozach ciągnionych przez szkapy i osły; kobiety jechały też na wózkach zaprzężonych w woły. Niektórzy prowadzili niedźwiedzie i tresowane małpki. Podczas pierwszej gościny Cyganów w Bolonii, 3 lipca 1422 ?., „szło wielu ludzi" -jak podaje kronikarz - „z poważaniem wielkim do żony księcia, aby się od niej wróżby dowiedzieć... nikt nie powrócił, nie postradawszy pierwej sakwy lub czegoś z odzieży. Kobiety ludu tego przebiegały miasto..., w domach mieszczan pokazywały swe sztuki, kradły wszelako wszystko, co się nadarzyło. Inne tłoczyły się w kramach, jak gdyby zamyślały coś kupować , w istocie zasię jeno kradły... Przeto oznajmiono publicznie, że tych, co się z owymi włóczęgami zadają, karać się będzie grzywną 50 lirów i klątwą... Byli oni chudzi, czarni i jedli jak świnie. Kobiety chodziły w koszulach, z przewieszoną płachtą, i nosiły kolczyki wielce ozdobne. Jedna z nich urodziła dziecko na rynku, a już po trzech dniach była wraz z innymi niewiastami w drodze"2. Podawali się za pokutujących pielgrzymów, którzy kiedyś sprzeniewierzyli się Kościołowi. Zygmunt Luksemburski, król Węgier, późniejszy cesarz niemiecki, zajął ich kraj, zmuszając ich rzekomo do przyjęcia chrztu i uśmiercając opornych. Ów król właśnie - wedle ich powieści - zadał im pokutę, każąc wędrować po świecie przez siedem lat i ubiegać się o rozgrzeszenie u samego papieża. Na tę pokutniczą wędrówkę dał im glejt, gdziekolwiek się udadzą. W owym glejcie z 1423 r. zapewniał im nie tylko swobodne poruszanie się i ochronę, ale i uznawał ich własne, cygańskie, sądownictwo, tak że nie mieli byc stawiani przed sądami krajowymi, choćby się dopuścili występków. ' Powiadali, że pochodzili z Indii. A. Muratori, Cinganorum adventuś in Italiam, 1422 (relacja z Chronica di Bologna o przybyciu Cyganów do tego miasta) - w „Rerum Italicarum Scriptores", Mediolani, 1.18,1731, str. 611. 13 Tak więc, w ciągu pierwszych lat wędrówek w środkowej i zachodniej Europie, dopóki dawano wiarę cygańskim zapewnieniom o pokutniczym, » świątobliwym charakterze wędrówki, mogli przybysze robić, co chcieli, nie obawiając się kar. Ich ubóstwo i łachmany wydawały się łatwowiernym chrześcijanom atrybutami pokutników. Pomagali więc „pielgrzymom", starając się ułatwić im pokutną wędrówkę. Jednakże nie trwało to długo; tryb życia, przybyszów, sposób ich zarobkowania sprawiły, że już po pięciu latach od chwili ich pierwszego pojawienia się, w Bolonii uznano ich za plagę. Sądzono, na podstawie ich własnych oświadczeń, że są Egipcjanami. Czy Cyganie kłamali? Czy Egipt był przez nich wymyślony, tak jak zmyślony był rzekomo pokutniczy cel i przyczyny ich wędrowania? Niekoniecznie - wszędzie mówili przecież, że wywodzą się z „Małego Egiptu". Szli do Europy z Indii przez Azję Mniejszą i Grecję, a w średniowieczu zwano „Małym Egiptem" trzy różne krainy właśnie w Azji Mniejszej i w Grecji. Nieporozumieniem było traktowanie ich jako dzieci Egiptu, ale relacje cygańskie o „Małym Egipcie" nie musiały być kłamstwem, wskazywać mogły tylko - zgodnie z prawdą - na Azję Mniejszą i Grecję, jako na etapy cygańskiej drogi z Indii. Indyjską praojczyznę Cyganów ustalono znacznie później. Nie historycy, lecz filologowie odkryli pochodzenie Cyganów przy pomocy studiów języko- woporówiiawczych, w oparciu o badania dialektów języka cygańskiego i zestawiania ich z językami Indii. Historia nie dała odpowiedzi na pytanie - skąd Cyganie pochodzą, nie dysponując żadnym w pełni wiarygodnym świadectwem o Cyganach przed ich przybyciem do Europy. Mijały stulecia, a Europa skłonna była wierzyć, że podanie o pochodzeniu z Egiptu jest prawdziwe. Punktem zwrotnym, dającym asumpt do obfitych i owocnych badań cygano-logicznych, był przypadek. W r. 1763 Istvan Valyi, Węgier, zetknąwszy się z przybyłymi do Europy studentami z Indii, z Malabaru, stwierdził liczne podobieństwa i zbieżności między ich językiem a cygańskim. Cyganie rozumieli niektóre słowa gości. Odkrycie to stało się podstawą do studiów filologicznych zapoczątkowanych przez J. ?. ?. Rudigera (1782), który potwierdził, pomnożył i udokumentował spostrzeżenia Istvana Valyi, zestawiając poszczególne cygańskie słowa z dialektem hindustani. Dzieło Rudigera podjął i rozwinął A.F. Pott w swej pracy D/e Zigeuner in Europa und Asien (1844-45), porównując wyrazy cygańskie z sanskrytem i językami nowoindyj-skimi. Pochodzenie Cyganów z Indii przestało być hipotezą naukową, stało się pewnikiem, popartym bogatym materiałem dowodowym. Wielki filolog F. Miklosich posunął badania dalej, zgromadził wielki materiał słownikowy, 14 usiłował ustalić dokładnie indyjską praojczyzne Cyganów. Stwierdziwszy niemało podobieństw, głównie natury fonetycznej, między dialektami Cyganów europejskich a dialektami plemion kafirskich i dardyjskich na północnym zachodzie Indii Wschodnich, Miklosich wywnioskował, że właśnie stamtąd wyjść musieli Cyganie ok. 1000 r. n.e. — już po wyodrębnieniu się języków nowoindyjskich. Dopiero w r. 1927 R. L. Turner3 udowodnił, że fonetyka języka cygańskiego świadczy o dawnym związku z centralną grupą języków -z grupą dialektów „hindi" - i o późniejszej dopiero migracji Cyganów na północo-zachód ku plemionom dardyjskim i kafirskim. A stamtąd, z niewiadomych przyczyn, wyruszyli w świat, aby po wiekach przewędrować prawie wszystkie jego ziemie. Miklosich nie tylko wskazał — skorygowany później przez Turnera -indyjską praojczyzne Cyganów, ale także szlaki, którymi szli z Indii aż do zachodniej, i północnej Europy. Opierał się na badaniu dialektów cygańskich i zapożyczeń leksykalnych, wchłanianych przez język cygański na drogach wędrówek. Stwierdził, że wspólnym dla wszystkich Cyganów europejskich (prócz części Cyganów hiszpańskich) początkiem ich drogi z Indii do Europy był szlak wiodący przez Persję, Armenię i Grecję. Wszystkie bowiem bez wyjątku dialekty cygańskie w Europie posiadają zapożyczenia perskie, ormiańskie i greckie. Te ostatnie są szczególnie obfite, co świadczyłoby o długotrwałym pobycie Cyganów w tym kraju. Oczywiście w sukurs badaniom filologicznym przyszły etnologia czy antropologia potwierdzając to, co już stwierdziły badania językowe, porównawcze. Jak się rzekło, w początkach wieku XV pojawili się Cyganie w środkowej i zachodniej Europie, udając świątobliwych pokutników, chcąc przy pomocy swych fantastycznych relacji zyskać przychylne przyjęcie w chrześcijańskich krajach, do których przybywali, zaskarbić sobie zaufanie władz i wsparcie. Nie zawiodły ich te rachuby, oparte na dobrej znajomości psychiki ówczesnych społeczeństw. Używane przez Cyganów tytuły, jak „hrabia" czy „książę", były także jedynie świadectwem umyślnego przystosowywania się do ówczesnego sposobu myślenia, a nie wyrazem jakiejś własnej rodzimej hierarchii społecznej. Przytoczone wiadomości o pierwszym pojawieniu się Cyganów pochodzą z Europy Zachodniej. W tym samym czasie musieli przybyć i na ziemie polskie; jednakże brak jakichkolwiek zapisów kronikarskich nie po- ' 3 R.L. Turner, The position of the Romani in Indo-Aryan, „Journal of the Gypsy Lorę Society", vol. V, 1926, part 4. 15 zwala - niestety — odtworzyć z równą dokładnością dat i szczegółów tego przybycia. Jedyne dane, na których możemy się oprzeć, to dane imienne i topograficzne pochodzące od słowa - Cygan. Nie znamy dokładniejszych dat przybycia pierwszych grup cygańskich na teren Polski, nie znamy szlaków ich wędrówek przez nasz kraj; możemy je wytyczać jedynie hipotetycznie, w przybliżeniu. Pierwszym przetrwałym do naszych czasów śladem napływu Cyganów do Polski jest wzmianka pochodząca z roku 1419 z Trześniowa w Ziemi Sanockiej, wymieniająca imię i nazwisko osadnika: Petrus Cygan; pod datą 1428 występuje w Królikowej to samo nazwisko; w 1429 w Berezówce - Nicolaus Czygan4; w aktach pod datą 1434 znajdujemy szlachcica Mikołaja Czygana ze Świerczowa, a w roku 1436 Jana i Jakuba Cyganów z Królikowej. Przemysław Dąbkowski w swej pracy pt. Stosunki narodowościowe Ziemi Sanockiej w XV stuleciu5 pisze: „Z Węgier przybyli do Ziemi Sanockiej także nieliczni Cyganie. O jednym z nich, Jakubie Cyganie, który był ulubionym kmieciem starego pana Matiasza z Boisk i który być może razem z nim przybył z Węgier, zawierają zapiski sanockie nieco więcej szczegółów. Kłócił się on zawzięcie o kawałek gruntu w Królikowej, mając w starym panu Matiaszu potężnego obrońcę. Ten to Jakub Cygan osiadł potem w Tyrawie, gdzie miał swój dom. Kiedy część miasta spłonęła w r. 1435, uzyskał Cygan wraz z innymi pogorzelcami zwolnienie od podatków na lat trzy. Miał on syna Jana Cygana. Nie jest rzeczą wykluczoną, że z Cyganów wywodził swe pochodzenie szlachetny Mikołaj Cygan ze Świerczowa. Był on czas jakiś wojewodą sanockim (20 IX 1427 - 20 III 1428), zasiadał na Sądach Sanockich, a potem pojął w małżeństwo siostrę panów jasieńskich, Pawła, Dobiesława i Jana, biorąc za nią w posagu 27 grzywien zabezpieczonych na wsi Zmienicy". W aktach miasta Sambora odnajdujemy pod rokiem 1445 szlachcica Jana Czygańskiego. W Liber beneficiorum Długosza oraz w polskich zapiskach sądowych znajdujemy także wczesne ślady obecności Cyganów w Polsce; są to nazwy topograficzne i imienne. W roku 1487 istniała w Halickiem nazwa topograficzna: Cyhanowa Łuka; pod rokiem 1503 w księgach ziemi pyzdrskiej znajdujemy zapisaną osadę Cyganowo; w w. XVI — a może i wcześniej - znana jest wieś Cyganowice vel Czigunowycze, własność klasztoru klarysek sądeckich, będąca dziś przysiółkiem Starego Sącza. Nie oznacza to bynajmniej, że w owych czasach istniały już na terenach 4 A. Fastnacht, Osadnictwo Ziemi Sanockiej w latach 1340-1650, Wrocław, 1962. 5 Lwów, 1921, str. 21-22. 16 Rzeczypospolitej osady cygańskie, ani też nie świadczy wcale o cygańskim pochodzeniu ludzi obdarzonych nazwiskiem: Cygan lub Cygański. Pejoratywny sens nadany z czasem przez lud słowu „Cygan" - w znaczeniu: oszust, szalbierz itp. - nie był przecież jeszcze wówczas znany. Nazwisko Cygan, nadane polskiemu chłopu, urobione z nieobraźliwego przezwiska, mogło np. określać człowieka o czarnych włosach i smagłej cerze. Zresztą były to lata pierwszej migracji Cyganów na te ziemie, nie znany tu dotychczas lud począł napływać licznymi hordami, które w odróżnieniu od dotychczasowych przybyszów, jak np. Tatarów, przybywały nie zbrojnie, bez napastniczych zamysłów i w dodatku podawały się za pielgrzymujących pokutników. A zatem ich nazwanie było w ówczesnej opinii mianem świątobliwych pielgrzymów i jako takie chętnie mogło być przyjęte nie tylko jako nazwisko polskiego chłopa, ale nawet - szlachcica. Oczywiście fakt, że już w r. 1428 jest w Polsce chłop nazwiskiem Cygan, świadczyć musi, że pierwsze pojawienie się Cyganów w naszym kraju poprzedzało nieco tę datę. Wędrowne grupy pojawiły się w południowych połaciach kraju już za Władysława Jagiełły, aby wkrótce przeniknąć dalej na północ. Tadeusz Czacki odnalazł - jak sam podaje - ,,w ułamkach rozrzuconych metryki koronnej" wzmiankę o Polgarze, wodzu Cyganów w Koronie, pochodzącą z 1501 roku. Ów, zaginiony już, fragment metryki koronnej przytacza Czacki niestety tylko w bardzo nikłym fragmencie, będącym zaledwie cząstką zdania. Być może, że dokument podawał w dalszym ciągu tekstu jakieś szczegóły dotyczące owego cygańskiego naczelnika; jest to już obecnie niesprawdzalne. Jednakże sam fakt istnienia tej wzmianki jest już cenny jako pierwsze bezpośrednie świadectwo bytności cygańskiego zwierzchnika w Koronie i jego petycji do polskich władz, gwarantujących mu prawdopodobnie swobodę poruszania się na ziemiach polskich. Omawiany cytat z metryki koronnej brzmi: ...Cum nobis expositum fuit ąuod Polgarus Vojevoda Cyganorum cum suis hominibus in nostris terris existens...6 Jaki mógł być dalszy ciąg tego tekstu przerwanego w połowie zdania? Spróbujemy dać na to odpowiedź, „zrekonstruować" zaginiony tekst. Brzmiałby on mniej więcej tak: „Gdy nas uwiadomiono, że Polgar, wojewoda Cyganów, ze swymi ludźmi w ziemiach naszych będący, okazawszy w Kancelarii Naszej Królewskiej glejt, przez Króla Węgier Władysława II mu udzielony, * Gdy nas uwiadomiono, że Polgar, wojewoda Cyganów, ze swymi ludźmi w ziemiach naszych będący... 17 upraszał Naszego Majestatu, abyśmy przywileje jego potwierdzili, jako też władzę jego nad ludźmi mu podwładnymi uznali, swobodę przejazdu zawaro-wali, a od wszelkich krzywd i uwłaczeń chronili, przeto oznajmujemy wszem wobec i każdemu z osobna, komu to wiedzieć należy, iż gwoli spełnienia próśb Polgara, wojewody Cyganów, niniejszym pismem naszym przywileje jego potwierdzamy, władzę nad hordą cygańską uznawamy, wolność drogi przezeń przedsięwziętej warujemy, od wszelkich zasię krzywd, jakie by go spotkać miały, chronimy". Wprawdzie ów „dalszy ciąg" został przez nas sfingowany, treść jego jednak nie jest całkiem wyssana z palca. Bowiem w r. 1496, a więc o pięć lat wcześniej - jak podają ówczesne węgierskie dokumenty - król Węgier, Władysław II dał glejt (Sa/vus conductus) wojewodzie Tomaszowi Polgarowi, naczelnikowi grupy Cyganów złożonej z dwudziestu pięciu namiotów. W glejcie tym król udziela wojewodzie cygańskiemu gwarancji zapewniających mu bezpieczeństwo jako zasłużonemu wobec kraju. Jak podaje ów glejt, grupa Cyganów pod wodzą Polgara wykonała kule, broń i sprzęt wojenny dla ówczesnego biskupa Zygmunta7. Z pewnością mamy i tu, i tam do czynienia z tą samą grupą i z tym samym wojewodą Polgarem. Cyganie ci byli - jak wynika z glejtu - kowalami, pracującymi w swoim zawodzie. Nie są nam znane późniejsze koleje losu tej grupy; zapewne udała się w dalszą wędrówkę, opuszczając granice naszego kraju. Istnieją wzmianki - pochodzące z XV- i XVI-wiecznych zapisków i dokumentów, które świadczyłyby o tym, że już w pierwszych dziesiątkach lat XV wieku Cyganie byli przedmiotem debat królewskich i postanowień, w których udział brał między innymi król polski (Władysław Jagiełło). Z jednej spośród tych wzmianek wynikałoby, że w wieku XVI Cyganie otrzymali od polskiego króla (Zygmunta I) list protekcyjny. Dodać wypada, że wiadomości te nie są pewne. Jedna z nich pochodzi z roku 1427 z Paryża i opiera się wyłącznie na relacjach samych Cyganów, którzy informację tę wpletli w dłuższą, zmyśloną historię o swym rzekomym pochodzeniu z Egiptu i o swojej pokutniczej misji8. Wiadomość druga zawarta jest w relacji Lorenzo Palmireno i dotyczy jego : ... pro faciendis globulis ??????? sive aliis instrumentis ad belli usum necessariis. " P. Bataillard, Beginning of the immigration of the Gypsiesinto Western Europę...; „Journal of the Gypsy Lorę Society", vol. II, nr 1, 1890, str. 28-29. 2 — Cyganie..! 18 rozmowy z Cyganami władającymi językiem greckim w Hiszpanii w 1540 roku. Palmireno zaświadcza, że widział posiadane przez Cyganów listy protekcyjne, wydane im przez króla Polski9. Przypuszczenie Daniłowicza10, że Palmireno pomylił króla Węgier Zygmunta (który obdarzył Cyganów listem protekcyjnym w r. 1423) z Zygmuntem I, jest niczym nie umotywowane. Relacja Palmirena jest o 117 lat późniejsza, a znajomość greki, jaką posiadali spotkani przezeń w Hiszpanii Cyganie, świadczy bezspornie o ich niedawnym stosunkowo przybyciu z ziem greckich. A zatem musi tu być oczywiście mowa o całkiem innym piśmie królewskim, znacznie od tamtego późniejszym. Niestety, w archiwaliach polskich ani w żadnych innych, nie zachowały się dokumenty, które poświadczałyby prawdziwość relacji Lorenza Palmireno. Wiadomość pochodząca z roku 1427, nawet jako mistyfikacja, jest interesująca z uwagi na to, że stanowi polonicum, pochodzące bezpośrednio z ust ówcześnie przybyłych do Francji Cyganów. Oto charakterystyczne fragmenty paryskiej kroniki: „... 17 dnia sierpnia roku 1427 przybyło do Paryża dwudziestu konnych, jak sami siebie zwali - pokutników [...] wydarzyło się, że chrześcijanie, jako cesarz Niemiec, król Polski, a także inni panowie, wiedząc iż rychło sami zostali [...] bałwochwalcami, obrócili się przeciw nim [...]. Wszelako cesarz i inni panujący po długich naradach orzekli, że nigdy nie dozwolą im pozostać w swym kraju, chyba że papież wyrazi na to zgodę [...]". Z wiadomości w pełni wiarygodnych, dotyczących Cyganów w Polsce przed wydaniem pierwszych uchwał wywoławczych, znamy tylko wzmiankę o Polga-rze i współczesny jej przywilej dla wojewody cygańskiego na Litwie. Informacje Daniłowicza o pierwszych aktach antycygańskich na Litwie, zawartych w „Metryce Litewskiej" z 1501 roku, nie zasługują na wiarę; w księgach „Metryki" nie ma o nich żadnej wzmianki. W tym samym 1501 roku Aleksander Jagiellończyk wydał w Wilnie przywilej dla innego wojewody cygańskiego, Wasyla, również z pewnością przybyłego z grupą Cyganów z Bałkanów: „...My, Alexander, bożeju miłostiu Korol polski, Weliki Kniaź litowski, ruski, zamoytski i innych. Czynim znamienito sim naszym listom, chto na neho 9 G.H. Borrow, The Zincali, ?? an account of the Gypsies in Spain,vol. II, 1843, str. 110. 10 J. Daniłowicz, O Cyganach wiadomość historyczna, Wilno, 1824, str. 27. 19 posmotrit, abo cztuczy jeho usłyszyt niniesznim i na potom buduczym, komu budet potreba toho wiedati. Bił nam czołom Wasilij starszy Wójt i Cyhany jeho i prosił maestatu naszoho, iżbyśmy ich proźbie i czełobitiu zadosyt uczynili, im wodłuh obyczaju przodków naszych swiatoja pamiati welikich kniazej litewskich swobodu obraszczenia w zemlach naszych darowat i dat raczyli i toho Wojda Wasilia ich izbrannoho potwerdili, powinnost jemu nakazali, listom naszym inomy z łaski maestatu naszoho sej nasz list dajem, a jeho Wasilia Wojda Cyganskoho izbrannoho potwierdiwszy i ustanowiwszy, nadajem jemu mocz i prawo Cyhanow suditi i wszelakije meżdu nimi spory rozsużati, a ku lepszemu maestatu naszoho sprawowati i obraczati, a on i Cyhany jego po wsich zemlach naszych Welikoho Kniażestwa litowskoho i jego lenostiach mieti majut swobodu i obrasczanie, a swoboda ich wodłuh dawnych praw, obyczajów i listów kniażych darowana i dozwolona nami jest sim listem naszym, a na twerdost toho i peczat nasza Welikoho Kniażestwa litowskoho kazali jeśmo priwiti ? semu naszomu listu. Pisań u Wilni w leto 1501 mesiaca maja w 25 deń..."11 Są w tekście przytoczonego przywileju dwa zastanawiające fragmenty: „abyśmy [...] im według obyczaju przodków naszych, świętej pamięci Wielkich Książąt Litewskich, swobodę poruszania się w ziemiach naszych darować i dać raczyli..." oraz „swoboda ich, według dawnych praw, obyczajów i listów książęcych, darowana i dozwolona przez nas jest tym listem naszym". Zdania te świadczą niezbicie, że omawiany przywilej nie jest pierwszym aktem tego rodzaju, że poprzedzały go inne, które nie dochowały się i nie są dziś znane. Możliwe więc, że już w początkach XV wieku, tak jak w innych krajach, Cyganie uzyskali pierwsze przywileje na Litwie, wcześniejsze o ponad osiemdziesiąt lat od przywileju Aleksandra Jagiellończyka, współczesne pierwszym zapiskom zawierającym dane imienne i topograficzne, pochodzące od słowa „Cygan", o których wspominaliśmy wyżej. " T. Narbutt, Rys historyczny ludu cygańskiego, Wilno, 1830, str. 170-172. Tamże informacja: „Wypisano literami polskimi z ekstraktu, znajdującego się w papierach sukc. Zenowicza, w okolicy Zenowiczach, w pow. lidz[kim]". Tamże - str. 133: „Umarł Jakub Znamierowski w roku 1795 w bardzo ubogim stanie, z przyczyn rozsypanych Cyganów i wyszlych z Litwy dla wypadków politycznych krajowych. Papiery swoje zastawił krótko przed śmiercią u szlachcica Zenowicza za złotych 50, od którego sukcesorów dostałem dwa przywileje do przepisania, w dodatku pomieszczone..." 20 Tak więc już od początków XV wieku przemierzali nasz kraj smagli przybysze z południowego wschodu, uprawiający kowalstwo i wróżbiarstwo, cieszący się poparciem władz, obdarzani zabobonnym lękiem przez ludność miejscową. Stopniowo jednak, w miarę upływu czasu, sytuacja Cyganów jęła się pogarszać. Przestano wierzyć w ich pokutniczą misję, izolowani byli coraz bardziej od otoczenia. Obawa przed czarami i kradzieżą zamykała przed Cyganami drzwi domostw. Coraz częściej wróżbiarskie, szalbierskie i złodziejskie profesje zastępować musiały pracę kowalską dla zdobycia środków utrzymania. Jednakże od przybycia pierwszych grup Cyganów do Polski aż do połowy XVI wieku nie były przedsiębrane żadne środki, zmierzające do wygnania ich z granic naszego państwa, nie uchwalono przeciwko nim żadnych dyskryminacyjnych uchwał. Przeciwnie - udzielano im prawa swobodnego poruszania się. Włóczyli się wielkimi hordami od miasta do miasta, rzadko rozbijając się na mniejsze grupy, wędrujące po lasach. Cyganki wróżyły z kart i z ręki, i czarowały, o czym pisał wówczas w Worku Judaszowym Sebastian Klonowicz: Jedna drugą uczyła, zwłaszcza stara młodą, Owa przed tą rozumem, ta miała urodą. Jak mołojca omamić k'woli białym głowom; Jak owcom i mleko odjąć cudzym krowom; Jako wróżyć na ręku, jak poznać przygody Tak przeszłe, jako przyszłe, pożytki i szkody. Tamże się też ćwiczyły w onej swojej szkole, Jak sąsiedzkie przewabić żyto na swe pole, I jako niecić ogień pod słomianym dachem, Jako mieszek wyszypłać, jako szalić Lachem. Kiedy po edyktach banicyjnych poczęli Cyganie w rozsypce i popłochu uciekać z Niemiec do Polski, doszło i u nas do wydania pierwszych antycygań-skich uchwał. Nowo przybyli, zaprawieni wskutek prześladowań do nieufnego sprytu, pełni straceńczej przedsiębiorczości, zetknęli się w Polsce ze swymi pobratymcami przebywającymi tu od dawna, a przybyłymi półtora wieku wcześniej na ziemie polskie szlakiem wołoskim. Było to sto kilkadziesiąt lat po ich pierwszym pojawieniu się w naszym kraju. Zetknęły się dwa obce sobie cygańskie ugrupowania. Słabsi ustępowali i zaszywali się w lasy, ostro zarysowały się różnice i niechęci między miejscowymi Cyganami a przybyszami z Niemiec. Część wywędrowała do ziem rosyjskich. SKAZANI NA BANICJĘ Od początków XV wieku, od przybycia pierwszych grup Cyganów do Polski, aż do połowy wieku XVI władze państwowe milczą, nie zabierają oficjalnie głosu na temat przybyszów. Przez prawie półtora stulecia nie przedsiębrano żadnych środków prawnych przeciwko Cyganom, nie powzięto postanowień zmierzających do wygnania ich z kraju. Tak więc nie wygnani, nie dyskryminowani, mogli bez przeszkód przemierzać ziemie Rzeczypospolitej. Do zmiany tego stanu rzeczy przyczynili się nie tylko Cyganie swoim pasożytnictwem, dającym się dotkliwie we znaki miejscowej ludności. Bezpośrednie przyczyny były bardziej skomplikowane i bezpośrednio związane z prześladowaniami Cyganów w państwach niemieckich. Radykalny zwrot w stosunku władz do Cyganów nastąpił około połowy XVI wieku, kiedy to w licznych hordach i w pojedynkę poczęli Cyganie uciekać z Niemiec przed pogromami i prześladowaniami. Przed okrucieństwem rozporządzeń dyskryminacyjnych i banicyjnych chronili się w łaskawej im Polsce. Ustawy antycygańskie w Niemczech następowały, jedna po drugiej, w la-tach-1496, 1497, 1500, 1530, 1544, 1548, 1551, 1557. Sejm Rzeszy nakazał odebranie Cyganom paszportów i wysiedlenie poza granice państwa. Istnieją relacje, że niektórzy z nich złamani prześladowaniami kazali się żywcem zakopywać w ziemi. Każdemu Cyganowi, który by nie wydalił się z granic Cesarstwa, groziła nieuchronnie chłosta, ogolenie brody i głowy oraz wyrwanie nozdrzy, po czym - wygnanie. Tych, którzy powracali, wieszano i palono na stosach. Gdzie indziej nie było lepiej. W roku 1453 wydano we Francji 22 pierwszą ustawę antycygańską, wprowadzającą karę chłosty, śmierci i banicji. W r. 1467 Franciszek I wydał w Orleanie dekret, nakazując organizować specjalne obławy na Cyganów i tępić ich ogniem i mieczem. Z najbliższych terytorialnie Niemiec Cyganie zaczęli masowo napływać do Polski. Nowe hordy, zdziczałe w warunkach nieludzkich prześladowań, straceńczo zdecydowane na wszystko, pojawiły się w Rzeczypospolitej. Wyzuci z praw, przy pomocy rabunków zdobywali środki utrzymania, urządzali wypady z leśnych, niedostępnych kryjówek. W tym samym czasie, za Zygmunta Augusta, na Śląsku pogranicznym zaczęły się mnożyć wypadki rozbojów, które przypisywano Cyganom. Jak twierdzą ówczesne dokumenty, napadali oni w licznych gromadach śląskie tereny nadgraniczne rabując ludność. Cyganie z polskiego Śląska ciągnęli na łupiestwa za granicę, i odwrotnie - inne grupy nachodziły ziemie polskie. Wydarzenia te stawały się przyczyną obustronnych sąsiedzkich pretensji. Ferdynand I zanosił do władz polskich skargi w tej sprawie, a jednocześnie niemal, w roku 1553, Polska wysyłała analogiczne skargi do Ferdynanda. O rozbojach owych świadczą także listy podkanclerza z Wielunia - Przeręb-skiego; donosił on o kradzieżach i pożarach pod Będzinem, których sprawcami mieli być Cyganie śląscy. Kanclerz Ocieski, w pro memoria wysłanym do Wiednia w dniu 19 lipca 15 51 r., zgłosił gotowość wygnania Cyganów z Polski pod warunkiem, że banicją objęci zostaną również Cyganie w Czechach, skąd nachodzili pograniczne ziemie Rzeczypospolitej. Tymczasem Cyganie napływali do Polski ze Śląska i państw niemieckich. Nawoływania Ocieskiego do wygnania Cyganów były pierwszym u nas oficjalnym głosem skierowanym przeciwko temu ludowi; po nim nastąpiły dalsze. Przyłuski, pisząc w roku 1553 o Cyganach w swym zbiorze praw1, gani polską gościnność, każe ich zakuwać w kajdany i zatrudniać przymusowo jako więźniów. Pisze też (cytuję w przekładzie z łaciny): „Albowiem co się tyczy tego, co otwarcie przyznają, jakoby z przyczyny niewiadomej pokuty się włóczyli, oczywiście kłamią, a w jakiej mierze wyzbyli się starego Adama, naprowadzeni zostali na wiarę Chrystusa-pośrednika, a'nadto odrodzeni są do dzieł dobrych, widzą to nawet krety..." „Jeśli zaś prawa nasze tak bardzo karają włóczęgów i próżniaków [...], o wiele bardziej karać powinny Filistynów, Cyganami u nas zwanych, którzy ze zwyczaju są 1 J. Prilusci, LEGES seu statuta ac privilegia Reg. Poloniae omnia etc., libr. I, cap. XIX, Cracoviae, 1553. 23 wędrownikami a włóczęgami, aby ci oczywiście korzystając z bezkarności wielkiej nie kradli gdzie się da, nie oszukiwali uczciwych ludzi przez kłamstwa i gusła wszelakie, nie wyłudzali strawy, która nade wszystko należy się najemnikom, tudzież nie rabowali, a także, jak często bywa, nie łupili przy użyciu gwałtu". Narzekaniom, wywołanym bezpośrednio zamieszkami śląskimi i obfitym napływem Cyganów z Niemiec, zgodnie sekunduje autor Kroniki wszystkiego świata (1551) Marcin Bielski, a ton jego i argumentacja, pełne zacietrzewionej fobii, nie są w owym czasie czymś wyjątkowym, odosobnionym. Zapędy dyskryminacyjne łączą się z zupełną nieznajomością Cyganów i prowadzą do bezpodstawnych insynuacji, do odsądzania tego ludu „od czci i wiary". W sukurs pisarzom i politykom przychodzą ambony; w kazaniach Jana z Przeworska (wyd. w ?. 15932) zawarte są całkowicie zmyślone informacje o przejawach cygańskiej wiary. Dopiero po dwustu latach Tadeusz Czacki stwierdził, że ów fragment kazania „zdaje się być bardziej obelgą, niż dowodem o jestestwie takowych ustaw". W czasach Jana z Przeworska i Marcina Bielskiego kalumnie antycygańskie były brane za dobrą monetę, tym bardziej że oprócz zmyśleń zawierały opinie nie bezpodstawne i znajdowały oparcie w nieprzychylnym wędrowcom voxpopuli. Nieprzychylność ta, a często jawna wrogość miała niejedno źródło. Oprócz zrozumiałej niechęci wobec złodziejskich praktyk dawała znać o sobie zawiść chłopów i zniecierpliwienie warstw posiadających. Cyganie byli bowiem ludem wolnym, nie przywiązanym do ziemi, nie podległym panom, nie zobowiązanym do żadnych pańszczyźnianych świadczeń; z tej przyczyny stanowili obiekt zazdrości ludu polskiego, uciemiężonych warstw narodu. Niewątpliwie jedną z przyczyn utrwalenia się cygańskiego wędrownictwa była obawa koczowników przed zrównaniem ich z poddanym panom chłopstwem, w wypadku gdyby dali się skłonić do osiadłego trybu życia. Inną przyczyną mogła też być obawa - nie bezpodstawna w czasach pławienia i palenia czarownic - przed wszelkiego autoramentu tropicielami szatana i jego służek, konieczność szybkiego znikania im z oczu. Nie było to jednak zagrożenie nagminne; oskarżenia o czary i wszelkie groźne konsekwencje takich podejrzeń na ogół nie dotyczyły w Polsce Cyganów. ' Tekst odnoszący się do Cyganów - na str. 181 kazań. Informacja T. Czackiego: „O Cyganach" (Wiszniewski, Pomniki historii i literatury polskiej, t. II, Kraków, 1835). (Kazania Jana z Przeworska nie są znane K. Estreicherowi, który w swej Bibliografii powołuje się jedynie na wzmiankę Czackiego o tym druku.) 24 Cyganki bowiem uprawiały wróżbę i czary polegające na ostrzeganiu przez przewidywanie oraz na zażegnywaniu „złego", odczynianiu nieszczęść, nie zaś ich sprowadzaniu, o co oskarżano czarownice. „Tak zażegnywacze jak i zaże-gnywaczki noszą czasami po wsiach nazwiska wróżów, wróżek [...] i podobnie jak czarowniki dozwalają sobie [...] na to złe oddziaływać wedle własnych środków, w istocie swej mało lub wcale nie różniących się od środków używanych przez wspomnianych wyżej czarodziejów. W każdym jednak razie bezpieczniej jest być zażegnywaczem, wróżką niż czarownikiem i czarownicą, bo ci ostatni daleko większą między ludem wzniecają obawę [...], że do wszelkiego ich działania nierównie silniej niż u tamtych miesza się wyobrażenie złej, nieczystej potęgi. Częstokroć zażegnywaczami podobnymi, wróżbitami, bywają Cyganie [...j'3. Marcin Bielski nie szczędzi im obraźliwych epitetów: „Lud próżnujący, chytry, plugawy, dziki, czarny, wiary ani postanowienia nie mający [...] -mowę sobie zmyślili ku kradzieży godną, aby nikt nie zrozumiał, jeno sami sobie..." Głosy oczerniające Cyganów dodawały do rzeczywistych wad cygańskich wyssane z palca bajki rozpowiadając je po to, aby w powszechnej opinii cygańscy tułacze stali się bardziej odstręczający. Mimo to podjudzania nie doprowadziły u nas do pogromów, krwawych prześladowań, tak częstych gdzie indziej w owych czasach. Jednakże od owych głosów, nawołujących do wygnania, niedługa już była droga do uchwał sejmowych będących wyrazem tych opinii i tendencji nurtujących wśród wpływowych sfer Rzeczypospolitej XVI wieku. W roku 1557, za Zygmunta Augusta, dochodzi do uchwalenia pierwszej ustawy zalecającej wypędzenie Cyganów z kraju. Przygotowana alarmami Ocieskich i Przyłuskich, pierwsza antycygańska uchwała w Polsce zapadła na Sejmie Warszawskim: „Dan w Warszawie na Walnym Sejmie Koronnym, w piątek, piętnastego dnia stycznia, Lata Pańskiego MDLVH, królestwa naszego dwudziestego siódmego..." „Cygani, abo ludzie niepotrzebni, będą przez nas z ziemie wywołani i na potem nie mają być do niej przyjmowani4", W krótkim tekście uchwały jest i nakaz wypędzenia Cyganów, i zakaz ' O. Kolberg, Lud. Jego zwyczaje etc., seria VII; Krakowskie, Cz. III, Kraków, 1874. str. 86. 4 Vofumina Legum - Prawa, Konstytucje, Przywileje Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego etc., t. II, Kraków, 1733, str. 608. 25 wDUSzczania na ziemie polskie nowych grup spoza granic kraju. Sformułowanie jest dość ogólnikowe, a stylistyczna forma nadaje mu charakter raczej zapowiedzi kroków „wywoławczych", banicyjnych, aniżeli polecenie natychmiastowej realizacji zawartych w uchwale wskazań. Toteż polecenie to nie było wcielane w życie, uchwała utonęła w aktach sejmowych. Świadczy o tym wydana osiem lat później na Sejmie Piotrkowskim druga uchwała, nawołująca do realizacji rozporządzeń banicyjnych z 1557 roku. Nakazuje ona z naciskiem wprowadzenie ich w życie i nakłada na starostów obowiązek wykonania poleceń sejmowych: „Konstytucje Sejmu Piotrkowskiego 1565. Zygmunt August z łaski Bożej Król Polski, Wielkie Xiążę Litewskie, Ruskie, Pruskie, Mazowieckie, Żmudz-kie etc. Pan i dziedzic. Dan w Piotrkowie na Sejmie Koronnym, w sobotę przed kwietną niedzielą. Roku Pańskiego tysiącznego pięćsetnego sześćdziesiątego piątego. A panowania naszego trzydziestego szóstego: Cygani, żeby w Koronie nie byli. Iż się przez Cygany w Koronie siła złego dzieje, przeciwko tym Statut Warszawski 1557 w egzekucją przywiedziemy i rozkazujemy, aby ich koniecznie już od tego czasu w Koronie i wszystkich państwach naszych nie było. A kiedy je który starosta z starostwa swego wypędzi, aby ich żaden nie przechowywał5.'' Uchwała piotrkowska także nie odniosła skutku. Nadal utrzymywał się dotychczasowy stan rzeczy, Cyganie napływali do Polski, a rozporządzenia banicyjne nie wchodziły w stadium realizacji, nazbyt trudnej dla ówczesnych władz administracyjnych wobec ukrywania się Cyganów po lasach i ze względu na przydatność cygańskich rzemieślników dla ludności miejscowej. Patrzano na cygańskie wędrówki przez palce, a poszczególne miejskie władze sądownicze rozważały spory między ludnością miejscową a przywódcami (seniores) grup cygańskich, odpowiedzialnymi za sprawowanie się podwładnych im Cyganów. Świadectwa tego rodzaju spraw znajdujemy w krakowskich zapiskach sądowych z lat 1531, 1554, 1560, 1582 i in.6 Symptomatyczne jest, że cygańscy zwierzchnicy stawali przed sądami jako nie pozbawiona praw strona, której dotyczyły skargi zanoszone przez ludność miejscową, nie zaś jako banici, których - niezależnie od rozpatrywanych Vo/umma Legum, t. II. str. 691. " Libri inscr. castri Cracoviensis. Archiwum Państwowe w Krakowie. 26 wykroczeń — należałoby wydalić z Rzeczypospolitej. Owe sprawy sądowe są świadectwem, że uchwały banicyjne nie tylko nie były przestrzegane przez poszczególnych obywateli, ale nawet przez powołane do tego urzędy i władze. Wobec nieskuteczności obu dotychczasowych rozporządzeń Stefan Batory na Walnym Sejmie Warszawskim w roku 1578 wydaje rozporządzenie ostrzejsze, które grozi represjami osobom tolerującym w swych ziemiach Cyganów; winnych nakazuje karać jako współdziałających ze skazanymi na wygnanie. Dowodzi to, że zjawisko sprzyjania Cyganom, tolerowania ich, a nawet świadomego chronienia przed wygnaniem było tak powszechne, że aż zmusiło do ogłoszenia dodatkowych sankcji karnych. Oto tekst ustawy Batorego z roku 1578: „Cygani, acz są Statutem wywołani, jednak je przechowują: przetoż, kto by je przyjąć i przechowywać śmiał, aby był pozwan od każdego, kto jedno chce takiemu akcją uczynić, i karan tamąuam ??????? banniti (jako wspólnik skazanego na banicję) do sądu grodzkiego7". Nie były to czasy przychylne Cyganom: wyganiani zewsząd, gdzie ich do niedawna jeszcze tolerowano, przepędzani z kraju do kraju, obłożeni w ostatnich latach drakońskimi edyktami banicyjnymi w Niemczech, tracili ostatnie obszary w Europie, gdzie mogli przebywać bez przeszkód. Ustawodawstwo litewskie, bardziej umiarkowane, nie imało się tak ostrych środków, próbując raczej drogą ulg i ułatwień uczynić z Cyganów pożytecznych obywateli. Drugi Statut Litewski (1564-1566) nakazuje osiedlać się w dobrach panów, kniaziów, szlachty i hospodarów tym Cyganom, którzy nie chcieliby się poddać wygnaniu z kraju. Pozostawia się więc Cyganom alternatywę - prawo pozostania w Wielkim Księstwie Litewskim pod warunkiem zmiany trybu życia. Jest to pierwsza próba nakłonienia Cyganów do zaniechania wędrówek, próba stanowiąca odstępstwo od dotychczasowych zarządzeń i nie licząca się z obowiązkiem wypędzania Cyganów z kraju. Reces grodzieński z roku 1568 uwalnia Cyganów od podatków, na równi z żebrakami, nakazując wypędzać jedynie złodziei i szpiegów. To uwolnienie od „pogłownego" przestaje obowiązywać dopiero w r. 1589, w okresie, kiedy niektóre grupy, osiadłe „pod panami", nie mogły być traktowane jako nędzarskie. W przepisach tych widać tendencję do zaniechania dyskryminacji Cyganów w ogóle, do zdjęcia „klątwy" obarczającej wszystkich bez wyjątku przedstawi- Yolumina Legum, t. II, str. 972. 27 • li tego ludu. Kary miały godzić jedynie w przestępców niezależnie od ich chodzenia, podczas gdy sama przynależność do cygańszczyzny nie była karalna. Tendencja ta, którą można by nazwać antydyskryminacyjną, znajdowała swój wyraz i w innych przepisach prawnych. W Wielkim Księstwie Litewskim (II Statut Litewski), jak informują ustawy Recesu Grodzieńskiego, ochotnicy cygańscy przyjmowani byli do wojska: „Ktokolwiek będąc ochoczym na potrzebę wojenną, konno, zbrojno jako mogąc jechał albo pieszą szedł, także i Cygani wszyscy do wojny godni będą. Powinni do pana hetmana na wojnę jechać i pieszą iść". Powyższy przepis prawny dotyczy tylko ochotników zgłaszających się w czasie działań wojennych, nie odnosi się zaś do poboru żołnierza. Słowem: w razie wojennej potrzeby nie gardzono nikim, każdy zdolny do noszenia broni był w tych okolicznościach przydatny i pożądany - nawet Cygan. Nie liczyły się tu żadne uboczne względy, pochodzenie, niekaralność itd. Inaczej już wyglądała sprawa zwykłego zaciągu do wojska; tam nie było dla Cyganów dostępu. Tendencje antydyskryminacyjne nie były ani tak mocne, ani tak powszechne, aby mogły udostępnić Cyganom prawo do udziału w wielu dziedzinach życia społecznego. W dodatku do II Statutu Wielkiego Księstwa Litewskiego znalazł Czacki notę zabraniającą powoływać Cyganów do wojska: „Zaciężnym nie będzie Cygan ani jakikolwiek człowiek, którego cześć lub postępowanie są w podejrzeniu. Dający takich ma być w odpowiedzi8". Sądzić można, że zakaz ten nie zmartwił Cyganów, których niechęć do służby wojskowej jest niemal przysłowiowa. Zresztą punkt ten w trzecim statucie został już pominięty, co należy uważać za jego anulowanie. Skądinąd Trzeci Statut Wielkiego Księstwa Litewskiego, zatwierdzony w r. 1588 w oparciu o ustawy koronne, podaje ostrzejsze zarządzenia w stosunku do Cyganów. Tym samym dotychczasowe liberalniejsze przepisy wobec ludności cygańskiej przestają tu obowiązywać: „Iż Cygani są ludzie niepotrzebni i próżnujący, którzy nie tylko żadnej posługi, pożytku Nam i nikomu w Rzeczypospolitej nie czynią, ale i owszem, szkoda przez nich w oszukiwaniu prostych ludzi i w kradzieży, a snadź i w zabieraniu potajemnych niemała się dzieje, a czasem wychodząc do obcych ziem, zwłaszcza nieprzyjacielskich, szpiegami i wodzami do złego mogliby się stać. A przeto ustawujemy, aby ich koniecznie od tego czasu nigdzie w państwie naszym. Wielkim Xięstwie Litewskim i w Ziemiach do niego należących, T. Czacki. O litewskich i polskich prawach, Kraków, 1861, str. 251. 28 dalej nie było chowane, czego starostowie pograniczni i insi dzierżawcy nasi mają z pilnością postrzegać, aby do Ziemi naszej nie wchodzili. A gdy ich który z nich z starostwa i urzędu swego wypędzi, aby żaden z inszych stanów poddanych naszych ich nie przyjmował i na imionach swych nie przechowywał pod winą do skarbu naszego dwunastu kop groszy9". Z treści tego rozporządzenia możemy wnosić o zjawisku chronienia Cyganów przez chłopów („z inszych stanów") i ukrywania ich pod swoim nazwiskiem. Były to fakty z pewnością znane i liczne, skoro ustawa wyraźnie sprzeciwia się takim procederom. Kary, którymi statut grozi nieposłusznym, nie są tak surowe jak w Koronie, bowiem przechowywanie Cyganów nie jest tu traktowane jako wspólnictwo z banitami, mimo polecenia „wywoławczego". W Koronie Cyganie uznani zostali prawem za banitów. Jednak starostowie, do których należało wykonywanie ustaw, patrzyli przez, palce na wędrujące tabory. Tryb życia Cyganów, ciągłe zmiany miejsca chwilowego pobytu, wielkie bory, które ich osłaniały - wszystko to uniemożliwiałoby objęcie wygnaniem wszystkich. W rezultacie tych rozporządzeń jedna rzecz ulegać poczęła widocznym zmianom: Cyganie przenosili się w bardziej niedostępne okolice, w głębie lasów, w górskie jaskinie, gdzie nie dosięgło ich tak łatwo oko funkcjonariuszy administracji państwowej. Niektóre grupy próbowały chronić się w cieszących się autonomią dobrach magnackich pod opieką panów. Nic im prócz biernego oporu nie pozostawało. O protestach ze strony Cyganów, o odwoływaniu się do władz nie mogło być mowy. Protest przeciwko obowiązującym ustawom antycygańskim odezwał się jednak skądinąd, dał o sobie znać i wyjednał złagodzenie praw. Na Podlasiu szlachta okazywała jawne niezadowolenie z powodu mnożących się donosów, oskarżających gospodarzy o przechowywanie Cyganów. Donosy te były składane w oparciu o ustawę z r. 1578, która upoważniała i zobowiązywała każdego, kto wiedziałby o ukrywaniu Cyganów, do meldowania o tym władzom i wskazywania im osób winnych tych wykroczeń. Ustawa ta była nieraz dla delatorów pretekstem do wygrywania niezgod sąsiedzkich, osobistych animozji, a dawała także okazję do oszczerczych oskarżeń. Podlasianie nie chcieli się pogodzić z tym stanem rzeczy nie tylko dlatego, że narażeni byli na wrogie podstępy. Istotną przyczyną nieza iowolenia był fakt, że Cyganie byli na Podlasiu potrzebni, a w niektórych okolicach nawet niezastąpieni jako rzemieślnicy. Było tam w owych czasach szczególnie wielu cygańskich kowali III Statut Wielkiego Xiestwa Litewskiego, rozdz. 14, art. 35. 29 ? iucjność tamtejsza nie chciała się z nimi rozstać. W związku z tym jęła otestować, ociWoływać się do sejmów, o czym świadczy instrukcja podlaska na sejm 1601 i 1607 r. Przyniosło to rezultat w postaci nowych postanowień sejmowych uchwalonych w roku 1607 na Sejmie Walnym Koronnym w Warszawie pt. O pozwach complicum bannitorum (wspólników skazanych na banicję): Znajdują się tacy, którzy z prywatnych waśni pozywają pro complicitate bannitorum [o współdziałanie z banitami], choć nie od tych, co pozywają, są banniti et iure victi [wygnani i skazani prawem], a drudzy o przechowywanie Cyganów per substitutas personas [przez podstawione osoby] czynią: postanawiamy, aby pro complicitate [o współdziałanie] nie pozywał [nikt inny], jedno iure victor [ten, który pokonał prawem], który bannitował onego, o którego complicitatem pozywają, i tenże delator, a in absentia [pod nieobecność] jego, ten, który tę sprawę odprawuje, pamiętne płacić ma. A starostowie sami Cy-gany i hultaje wyganiać mają. Która Konstytucja samemu województwu Podlaskiemu służyć ma".10 Ustawa to korzystniejsza, korygująca dawniejsze zalecenia. Dowiadujemy się z niej, że donosiciele posługiwali się podstawionymi ludźmi, aby pozostawać w cieniu i nie ujawniać się osobie, której donos dotyczył. Nowa ustawa starała się zapobiec fałszywym delacjom, będącym metodą walki między zwaśnionymi ze sobą szlachcicami. W praktyce wygnanie Cyganów z Podlasia ograniczono do usuwania jawnych szkodników, poruczając starostom ten obowiązek, którego odtąd nie miały już prawa przejmować osoby niepowołane. W ten sposób Podlasie przestało podlegać obowiązującym w pozostałych dzielnicach surowym ustawom, dając przytułek licznym Cyganom, którzy ściągali tu z innych stron w ucieczce przed surowością praw u Tymczasem na Litwie zachodzą znamienne zmiany stosunku władz do-Cyganów. Wbrew dotychczasowym przepisom koronnym, przyjętym również przez III Statut Wielkiego Księstwa Litewskiego, które zabraniały przyjmować Cyganów i nakazywały ich wypędzanie, grożąc bądź to karami pieniężnymi, bądź więzieniem - w r. 1589 i 1590 uchwalona zostaje wysokość podatku „pogłownego", jaki Cyganie na Litwie mają obowiązek wpłacać do skarbu Rzeczypospolitej: 1 Konstytucje Sejmu Walnego Koronnego w Warszawie Roku Pańskiego 1607, Zygmunt ?; Yolumina Legum, t. II, str. 1618-1619. ?? „Cygani w Wielkim Xięstwie Litewskim od każdej osoby po groszy piętnaście dać powinni". Sprzeczność tych przepisów z zakazem przechowywania Cyganów jest wyraźna, a wyjaśnić ją można w ten sposób, że uniwersały poborowe dotyczyły tylko Cyganów osiadłych pod panami, pozostawiając, być może, dawniejsze postanowienia prawomocnymi jedynie w stosunku do koczujących grup. W ten sposób, z uwagi na istniejące skupiska osiadłych Cyganów na Litwie, uniknięto dyskryminacji, do której łatwo i szybko mógłby doprowadzić „antycyganizm" dotychczasowych konstytucji. Warto dodać, że w wykazach poborowych nie ma najmniejszego śladu wpłacania przez Cyganów podatku nałożonego na nich przez uniwersały z 1589 i 1590 r.11 Wydaje się, że słowo „Cygan" było dla ustawodawców synonimem wędrownika, włóczęgi swoistego rodzaju, a zatem antycygańskie przepisy przestawały automatycznie obowiązywać tych Cyganów, którzy się osiedlili, nie mogli być więc pomówieni o „cygaństwo". W roku 1624, za Zygmunta III, ogłoszono ustawę przeciwko wędrującym grupom Serbów i Wołochów, grożąc udzielającym im przytułku karami przewidzianymi w odnoszącej się do Cyganów konstytucji z r. 1578. Z nowej ustawy można by wnioskować, że tylko wędrujący, nie osiadli Cyganie podlegają karom, które grup osiadłych nie dotyczą. Tekst ustawy nosi nagłówek: „Przechowywanie Wołochów i Serbów": „wiele rzeczy szkodliwych dzieje się w Państwach naszych za przechowaniem Wołochów i Serbów nie osiadłych i luźnych. Przeto postanawiamy authóntate Conventus praesentis [powagą niniejszego Zgromadzenia], aby się nikt, cuius-cumąue status [z jakiegokolwiek stanu], nie ważył takowych ludzi przechowywać pod winą, która jest w prawie o przechowaniu Cyganów uczyniona12." Od tej ustawy, rozciągającej wcześniejsze prawa antycygańskie na Serbów i Wołochów, prawodawstwo polskie zachowuje na temat Cyganów całkowite milczenie. Nawet w uniwersałach poborowych już od roku 1590 nie znajdujemy żadnych wzmianek o Cyganach, podczas gdy przepisy dotyczące podatków wyznaczanych innym grupom ludności są za każdym razem powtarzane i nie mniej szczegółowe, niż dawniej; wymieniają nawet takie drobne kategorie zawodowe, jak np. „dudarze i skomorochy". Wobec niekonsekwencji cechującej ustawy antycygańskie przypuszczać można, że pojęcie „Cygan" bywało równoznaczne z pojęciem szalbierza, wędrownego złodziejaszka. A zatem A. Prochaska, Przywileje dla starszyzny cygańskiej w Polsce, „Kwartalnik Historyczny", t. XIV, Lwów, 1900, str. 453. 13 Vo/umi'na Legum. t. III. str. 468. / 31 mogli nie być podciągani niekiedy pod to miano Cyganie osiadli ani trudniący sie jakimś rzemiosłem. Być może, że i wymieniona kategoria zawodowa dudarzy i skomorochów" obejmowała również muzykantów i sztukmistrzów cygańskich. Uchwalona banicja Cyganów nie przeszkadzała polskim możno-władcom werbować do swych prywatnych sił zbrojnych także i przedstawicieli tego wyklętego ówcześnie ludu, zwłaszcza w pierwszej połowie XVII w. Oprócz Węgrów, którzy w wojskach magnackich przeważali, byli tam także Wołoszyni, Tatarzy, Kozacy oraz Cyganie - zwłaszcza w ziemiach przemyskiej i sanockiej. Łacińskie dokumenty nazywają niekiedy cygańskich żołnierzy Filistynami, zgodnie z ówcześnie przyjętym zwyczajem. Szlachta w swych pozwach zarzucała wojewodzie Marcinowi Kalinowskiemu, który zbrojnie obejmował w posiadanie nadane mu przez króla dobra starostwa przemyskiego w r. 1653, że nasyła na nią „Va/adios, Serbos, Cosacos, Tataros et Cyganos".13 Ustaw banicyjnych nie wprowadzano w życie, zaniechano nawet ich ponawiania. Żadnym aktem prawnym nie anulowano ich wprawdzie, ale po prostu skazano je na zapomnienie. I kiedy wkrótce nadszedł następny, odmienny etap stosunków państwa i Cyganów charakteryzujący się mianowaniem zwierzchników cygańskich w Polsce, nie stało się to na mocy żadnej nowej uchwały czy dekretu, przekreślającego dotychczasową politykę antycygańską. Najzwyczajniej pewnego dnia kancelaria królewska wydała przywilej pierwszemu oficjalnemu naczelnikowi Cyganów, darowując mu władzę nad ludem cygańskim w Rzeczypospolitej, nad wszystkimi hordami kołującymi w Koronie i na Litwie. Stworzony został precedens, który stał się początkiem „królestwa cygańskiego" trwającego przez półtora stulecia. W. Łoziński, Prawem i lewem, t. 1, Kraków, 1960, str. 86. KRÓLESTWO CYGAŃSKIE W DAWNEJ POLSCE W początkach siedemnastego stulecia zaniechano antycygańskich uchwał! w Rzeczypospolitej. Dotychczasowe, banicyjne — o których wspomniane wyżej — nie były realizowane, nie przyniosły więc żadnych widocznych rezultatów prócz spotęgowania izolacji Cyganów w społeczeństwie. Pragnąc podporządkować jednak w jakiś sposób,władzom państwowym ten trudny do uchwycenia, płynny element spróbowano osiągnąć cel poprzez mianowanie! zwierzchnika Cyganów zwanego królem. Instytucja mianowanych lub potwierdzanych przez kancelarię królewską! „królów cygańskich" powstaje w Polsce gdzieś w okresie między ogłoszeniem! ostatniej ustawy o Cyganach w r. 1624, a rokiem 1652. Rok 1624 był rokiem ogłoszenia ostatniej banicyjnej uchwały sejmowej) dotyczącej Cyganów, nie mogło być więc mowy wcześniej o mianowaniu! zwierzchników ludności skazanej na wygnanie z granic Rzeczypospolitej.] Dokument z roku 16361, dotyczący zatargu między szlachcicami, zawieraj sformułowanie określające Cyganów jako banitów, jako ludzi, którym wzbroH nione jest przebywanie na terenie Polski. Świadczyłoby to, że dopiero po tejj dacie mogli być powoływani przez kancelarię królewską pierwsi „królowie"! cygańscy w Polsce. Dokument ten, zawarty w księgach grodzkich miasta Biecza, z uwagi na to; że jest jedynym znanym nam świadectwem realizowania antycygańskich] ustaw, zasługuje na częściowe przytoczenie. Szlachcic Jan Maliszewski, sługa 1 Castr. Biec. 458, str. 546-548. Państwowe Archiwum w Krakowie. 33 Andrzeja Reya z Nagłowic, dworzanin Jego Królewskiej Mości i starosty, zvwa szlachcica Maksymiliana Wałkanowskiego, zamieszkałego w Ołpi-ach „imposesjonata". Sądowi przewodniczy Mikołaj Spytek Ligęza z Bobrka kasztelan sandomierski. Sentencja wyroku wydanego na Wałkanowskiego brzmi następująco2: Jako że wbrew konstytucjom prawomocnym w Koronie Polskiej ośmieliłeś się w miejscu zamieszkania twojego w Ołpinach trzymać Cyganów czyli pjjjstynów prawem skazanych w Koronie Polskiej tudzież krajach do niej należących na banicję i proskrypcję, jako żeś z nimi utrzymywał łączność, użyczałeś im wsparcia i opieki, popadłeś przeto sam pod karę banicji i proskrypcji z Korony Polskiej tudzież z krajów do niej przynależnych". Wyrok ten ogłosił „przy licznym zgromadzeniu" Stanisław Konarski z Konar, powołując się na odnośny statut przeciwko Cyganom. Jest to ta właśnie uchwała, która przewidywała kary za „wspólnictwo z banitami", ogłoszona na Walnym Sejmie Warszawskim w roku 1578. Sprawa przeciwko Wałkanow-skiemu, w której wyrok wydano w „czwartek po oktawie Bożego Ciała Roku Pańskiego 1636", była zapewne jedną z ostatnich spraw tego rodzaju przed powołaniem „Urzędu Królestwa Cygańskiego". Nie znana nam jest uchwała czy rozporządzenie inicjujące „urząd królestwa cygańskiego", nie wiemy, kto był pierwszym tego rodzaju władcą w Polsce; być może był nim niejaki Janczy, o którego śmierci wspomina późniejszy przywilej, pierwszy, jaki się zachował. Tak więc od owej nie ustalonej daty - między 1636 a 1652 rokiem -rozpoczęło się obdarowywanie przez Kancelarię Królewską przywilejami nominacyjnymi kandydatów na królewskich władców. Byli to - początkowo jeszcze za Jana Kazimierza - Cyganie, ale już począwszy od drugiej nominacji na starszeństwo nad Cyganami, wydanej przez tegoż króla - wyłącznie przedstawiciele polskiej szlachty. Nigdy nie było oficjalnego, urzędowego odwołania obowiązujących w Polsce uchwał banicyjnych, które zresztą pozostały tylko na papierze. Po kilkudziesięciu — blisko stu - latach od uchwalenia banicji Cyganów kancelaria królewska przeszła do porządku dziennego nad nie wcielanymi w życie uchwałami i podejmując stworzenie urzędu królestwa cygańskiego anulowała tym samym zeszłowieczne ustawy antycygańskie. 2 Cytat w przekładzie z oryginału łacińskiego (podkreślenia J. F.). 3 ~ Cyganie... 34 Najwcześniejszy przywilej, jaki się zachował, udzielony zwierzchnikowi cygańskiemu pochodzi z roku 1652, istnieje jednak podstawa do twierdzenia, że nie była to innowacja wprowadzona przez Jana Kazimierza, że przywilej ten miał precedensy w Koronie. Świadczyłoby o tym nazwisko „starszego cygańskiego": Korolewicz — a więc przypuszczalnie potomek króla, pochodzący z dynastii „korolów" cygańskich. Nie wiadomo jednak, czy owi domniemani poprzednicy Korolewicza byli potwierdzani przez króla polskiego, czy też sprawowali swą władzę bez żadnych potwierdzeń z zewnątrz, jak to bywało zawsze od chwili przybycia Cyganów do Rzeczypospolitej. W każdym razie - nawet gdyby wnioski wyciągane z nazwiska były fałszywe - Matiasz Korolewicz był co najmniej drugim potwierdzonym przez królewską ! kancelarię zwierzchnikiem Cyganów w Koronie „po ześciu z tego świata i ochotnego niegdy Janczego". Czy ów zwierzchnik był Cyganem, czy też-jak i mianowani później - polskim szlachcicem, który z Cyganami nie miał nic I wspólnego? Tekst przywileju nic o tym nie mówi, ale można sądzić, że Janczy 1 był Cyganem, i to noszącym to samo nazwisko, co cygański kobziarz nadworny I króla Władysława IV. Przywilej wydany został w nadziei, że doprowadzi do I tego, czego ustawy sejmowe nie mogły osiągnąć: zapobiegnie nieporządkom I i wykroczeniom przeciwko prawu i zmusi Cyganów do uiszczenia podatków. 1 „Jan Kazimierz, z Łaski Bożej Król Polski, Wielkie Xiążę Litewskie, 1 Ruskie, Pruskie, Mazowieckie, Żmudzkie, Inflantskie, Smoleńskie, Czerni- I chowskie, a Szwedzki, Gotski, Wandalski dziedziczny Król. Wszem wobec i każdemu z osobna, komu to wiedzieć należy, wiadomo czyniemy, iż chcąc, aby rozproszeni różnie po państwach naszych Cyganie w jakimkolwiek [miejscu] i dla ulegania od podatku Rzeczypospolitej, które więc na nich na sejmach stanowione bywają i dla prędszego dościa każdemu uszkodzonemu z nich sprawiedliwości, gdy który jako exgente otiosa excedit [z narodu próżniaczego dopuszcza się występku] w czymkolwiek, saeviendo naturaliter in res et fortunas alienas [szkodząc cudzej własności i majątkowi] zostawali porządku, onym ochotnego Matiasza Korolewicza za starszego po ześciu z tego świata ochotnego niegdy Janczego przydać i naznaczyć umyśliliśmy, jakoż przydajemy i naznaczamy teraźniejszym listem naszym tak, aby ten urząd starszeństwa nad wszystkimi Cyganami, którzy się kolwiek w Koronie i państwach jej przylegających znajdują i znajdować będą, ze wszystkimi prerogatywami, dochodami i pożytkami do tego urzędu wedle zwyczaju zachowałego dotąd należącymi miał, trzymał i używał go do ostatnich dni ? 35 • wota swojego. Co wszystkim, a osobliwie Cyganom w Koronie i państwach • ' zostawających oznajmując, rozkazujemy, aby pomienionego ochotnego Matiasza Korolewicza za starszego sobie, od nas naznaczonego mieli i znali, dochody na ten urząd i inne powinności przyzwoite jemu oddawali, także we wszystkim jako starszemu posłusznymi byli, nie czyniąc inaczej i dla łaski Naszej i powinności swojej. Dan w Warszawie dnia XII miesiąca sierpnia Roku Pańskiego MDCLII, panowania Królestw naszych Polskiego i Szwedzkiego IV roku. [...] Jan Kazimierz, Król"3. Przywilej taki był najkorzystniejszy dla samego Korolewicza, jemu przynosząc profit, bo z pewnością mianowany władca, zwyczajem późniejszych zwierzchników cygańskich, wykorzystywał dane mu uprawnienia do nadużyć wobec swych podwładnych. Czynił to zresztą zwyczajem swych poprzedników, o czym świadczą słowa przywileju: „ze wszystkimi prerogatywami, dochodami i pożytkami do tego urzędu wedle zwyczaju zachowałego dotąd należącymi..." W każdym razie, choćby tylko na papierze, otrzymali Cyganie instancję, poprzez którą mogli zanosić skargi na dziejące się im krzywdy ze strony lokalnych władz czy ludności miejscowej. Istotną i symptomatyczną rzeczą jest, że w wykazach poborów z owych czasów nie udało się odnaleźć żadnych pozycji świadczących o wpłacaniu podatku pogłownego od Cyganów, choć w przytoczonym przywileju wyraźnie mówi się o tym obowiązku4. Niewątpliwie wielu Cyganów podatki uiszczało, ale mogły one ginąć w kieszeniach cygańskiego absolutnego władcy, czemu tekst przywileju właściwie się nie sprzeciwia. Mamy prawo tak sądzić na podstawie bliższej znajomości późniejszych stosunków między „królami" cygańskimi a ich podopiecznymi. Było to zresztą powszechnie wiadome: „Byli w Koronie nominowani z kancelarii królewskiej rządcy Cyganów, ci - pod imieniem królów cygańskich znani — despotami byli Cyganów i niejako policją utrzymywali" — pisał Tadeusz Czacki. Potwierdzenie państwowych władz udzielone takiemu „rządcy" mogło jedynie skutecznie wzmocnić jego bezkarność i spotęgować nadużycia. Co do Korolewicza, to istniały przyczyny, dla których - i tak niełatwe — regularne, 3 Castr. Sanoc. Ind. Rei, t. 165, str. 1192-1193 (cyt. wg.: A. Prochaska, Przywileje dla cygańskiej starszyzny w Polsce, ..Kwartalnik Historyczny", t. XIV. 1900). 4 T. Czacki, O litewskich i polskich prawach, Kraków, 1861, str. 253. 36 normalne ściąganie podatków od Cyganów, rozproszonych i ciągle zmieniają, cych miejsce pobytu, zostało utrudnione jeszcze bardziej, a nawet uniemożli wionę. W trzecim roku „panowania" Matiasza Korolewicza rozpoczyna się najazd szwedzki, dezorganizując życie w kraju. Wojna „otworzyła Cyganom wrota do bezkarnego łupiestwa. Ciągnęli za wojskami po Szwedach, zabierali nie złupione szczątki [...], a gdy znowu gdzie Szwedów porażono, odzierał resztę ubioru z zostawionych trupów"5. Powyższa informacja, choć z pewnością oparta na jakichś współczesnycł źródłach, w sposób oczywisty fałszuje prawdę — i to dwojako. Po pierwsz< sprawia wrażenie, jakby owe łupiestwa były wyłączną domeną Cyganów podczas gdy — jak wiadomo - sprawcy rabunków wojennych, czy też ściślej pobitewnych, rekrutowali się przeważnie z upośledzonych warstw rodzime społeczności, a także z jej marginesów. Fałsz drugi polega na tym, ? informacja owa zdaje się przypisywać te występki Cyganom jako grupi etnicznej, krzywdząco generalizując. Skądinąd wiadomo o „przystojnie spra wujących się" taborach cygańskich w owych czasach, co władze administracyj ne, nie potępiając w czambuł wszystkich Cyganów, umiały doceniać i potwier dzać polecającymi paszportami. O Korolewiczu nie zachowały się żadne wiadomości. Czasy były wojenne burzliwe, wypełnione najazdem szwedzkim, wojnami z Chmielnickim i z Mo skwą, rokoszem Lubomirskiego. W tych szczególnych okolicznościach nieła two było realizować obowiązki nałożone przywilejem na Starszeństwo Cygan skie i być może musiały one być całkiem zaniechane. W stratowanym woj ??? kraju Jan Kazimierz u schyłku swego panowania wydaje jeszcze jede podobny przywilej, odróżniający się od dotychczasowych tym, że oto - jak si zdaje — po raz pierwszy cygańskim Starszym został nie Cygan, ale polskB szlachcic. Nominacja — zapewne ze względu na tużpowojenne, ciężkie czasy przypadła w udziale nie tylko szlachcicowi, co już stanowiło novum, al rycerzowi zarazem, przedstawicielowi chorągwi wojsk Rzeczpospolite W późniejszych latach władza cygańskiego zwierzchnika miała powrócić n stałe do swej cywilnej postaci, nigdy już jednak nie została powierzona, ja pierwotnie bywało, Cyganowi. Dnia 11 kwietnia 1668 roku kancelaria królewska ustanowiła zwierzchn kiem Cyganów w Koronie i na Litwie szlachcica i wojaka, Jana Nawrotyńskie Starożytności polskie, t. I, Poznań, 1842, str. 150. 37 Nie znany nam jest pełny tekst owego przywileju, jedynie jego skrót zawarty w SigiUatach Metryki Koronnej6. przywilej - przynajmniej w jego skondensowanej sygillatowej wersji -nie wspomina ani słowem o poprzedniku świeżo uprzywilejowanego Nawrotyń-kiego Matiaszu Korolewiczu, zaznacza natomiast, że stanowisko cygańskiego Starszego piastował był aż do swej śmierci Janczy, poprzednik Korolewicza. Bvć może Korolewicz pozostawał Starszym tylko de nomine i nigdy nie przystąpił do pełnienia swego urzędu powierzonego mu o szesnaście lat wcześniej przez tego samego monarchę. Trudno bowiem inaczej zrozumieć całkowite pominięcie go w tekście przywileju danego jego następcy; wzmianka o bezpośrednim poprzedniku była regułą w niemal wszystkich znanych nam przywilejach na Starszeństwo nad Cyganami, a następnie — na Urząd Królestwa Cygańskiego w Polsce. Tekst przywileju zapisany w Sygillatach jest następujący: „Przepis7 Przywileju na Starszeństwo nad Cyganami tak w Koronie jako i W.X.Lit. mieszkającymi Szlachetnemu Janowi Nawrotyńskiemu Towarzyszowi pod chorągwią urodź. Pisarza Polnego Koronnego, a to po śmierci niegdy Janczego vacuiące. - Dan w Warszawie dnia XI Mca Kwietnia Roku 1668". Nieznane są losy i dalsze dzieje zbrojnego zwierzchnika Cyganów, Jana Na- wrotyńskiego. Zapewne starał się egzekwować spełnianie obowiązków przez podległych mu Cyganów, choć wątpić można, czy w spustoszonym wojnami kraju było to możliwe. Na tym tle szczególnie interesujące i znamienne są przejawy ówczesnej przychylności okazywanej Cyganom, które jakże korzystnie odbijają od dyskryminacyjnych tendencji i praktyk. Wprawdzie znane nam dokumenty będące ilustracją i dowodem tego sprzyjania są nikłe, dotyczą sprawy jednostkowej, ale wolno sądzić, że nie były czymś wyjątkowym, że są świadectwem szerzej praktykowanego procederu popierania cygańskich obywateli, których sprawowaniu się władze nic nie miały do zarzucenia. Brak w archiwaliach większej ilości podobnych „paszportów" udzielanych Cyganom tłumaczy się prosto. Były one przecież wręczane wójtom wędrują- Sigillata, ks. 10, str. 85. Archiwum Główne Akt Dawnych w Warszawie. (Tekst dokumentu Mwdzięczam uprzejmości dr. Lecha Mroza, który zechciał mi go udostępnić na użytek niniejszej •racy _ jeszcze przed wykorzystaniem we własnej publikacji.) „Przepis przywileju" - odpis, kopia, co może oznaczać, że dokument był wcześniejszy, tylko pod ww. datą został wpisany do Sygillat. 38 cych grup, aby mogli, się nimi legitymować, okazywać je w czasie wędróweld miejscowym władzom. Nic więc dziwnego, że się nie zachowały w większej liczbie egzemplarzy. Dokumenty, o których mowa, to „dwa paszporta dlą bandy Cyganów"8, jak je określa stary archiwalny nagłówek. PodstaroścJ będący autorem i sygnatariuszem pierwszego dokumentu wyjaśnia, że óvl paszport - „atestacją" (zaświadczenie, świadectwo) przezeń zwany - daje ?? Cyganowi „z powinności Urzędu mego", a zatem — zgodnie z obowiązkami] jakie nań nakłada urząd starościński. Nie był więc ów list polecający jedyni! aktem dobrej woli podstarościego, ale musiał być zgodny z zalecanymi prawidłami postępowania, a przynajmniej z dopuszczalną i utartą praktyka z prawem zwyczajowym. Oba paszporty pochodzą z 1669 roku, są więc zaledwie o rok późniejsze od daty przywileju danego Janowi Nawrotyńskiemu. Cytuję je nie zachol wując pisowni oryginałów ani osobliwości ortograficznych. „Paszport! pierwszy, dość dobrze zachowany i czytelny, zaopatrzony jest w pieczęć pal pierową. „Wszem wobec i każdemu z osobna przy zaleceniu powolnych usług moichL wiadomo czynię, osobliwie Ichmciom Panom Starostom, Podstarościm, Sła«l wetnym Panom Burmistrzom, Wójtom, Legwójtom i innym Urzędnikom Miast i Miasteczek, iż Uczciwy Klimunt Floryanowic, Cygan Starszy z TowaJ rzystwem swym na Jarmarku pospolitym w Rozprzy, w majętności Wiełmożf nego Je.mci Pana Piotra z Śladkowa Śladkowskiego, Chorążego Rawskiego! bywszy, według zwyczaju nateżytego, przystojnie i skromnie sprawowali siu Zaczym ja z powinności Urzędu mego te(muż) Klimuntowi Floryanowicowi d(aję) tę Atestację, aby snadniejszy do Miast i Miasteczek z Towarzystweii swoim miał przystęp. Na co dla lepszej wiary ręką swą własną podpisuję się ? Dan z Rozprzy dnia 25 Sierpnia roku 1669.- Sebastian Zarzyński PodstarośJ łozpierski". Drugi podobny dokument, odnoszący się do tych samych Cyganów, poche d?.i z tegoż roku i zaopatrzony jest również w papierową pieczęć. Lewa stroni papieru jest całkowicie zniszczona, tekst więc zachował się tylko częściowo! z licznymi lukami, których nie da się odtworzyć: ,,[...] ...dzieć a mianowicie Ichmościom P.P. Stanu Duchownego jafl * Zbiór dokumentów papierowych, nr 1618. Archiwum Gtówne Akt Dawnych w Warszaw (Zrealizowanie mojej kwerendy w tym zakresie zawdzięczam pracownikom AG AD: drBarb! Sobolowej i mgr. Stefanowi Ciarze.) 39 ? świeckiego tak Dóbr swoich [...] ...wców dawam tę Atestacją moją, iż Uczciwy Klimont Florianowicz Cygan Starszy zjechawszy z kompanią swoją na czas krótki, jako tylko Prawa Koronne pozwalają na [to], się Poczciwie [...] zachowuje, a że dalszą przedsiębiorą drogę, aby tym chętniej przyjęci po Miasteczkach [...] ...acz... [...] ...piałem tę onym Atestację wydać, na co dla lepszej wiary ręką się własną przy [...] i podpisuję. Działo się w Turnicach 10 septembris 1669 ann. - Ignacy Bronikowski". Osobliwością, rzadko chyba spotykaną, jest to, że w obu atestach Cygan Klimont Floryanowicz obdarzony jest tytułem „Uczciwy" (honestus), stosowanym wobec uboższych przedstawicieli mieszczaństwa; jest to grzecznościowe nadanie mu wyższej rangi społecznej niż to w stosunku do Cyganów było w zwyczaju. Obydwie „atestacje" zostały wydane Floryanowiczowi zapewne na jego własną prośbę i stanowiły rodzaj glejtu mającego ułatwić mu wędrówki wraz z taborem, odwiedziny miast i miasteczek oraz krótkie postoje w drodze. Paszporty te są nie tylko świadectwem poparcia udzielanego Cyganom przez przedstawicieli władz i właścicieli dóbr, ale pośrednio świadczą także o trudnościach, jakie musiały napotykać na swych drogach cygańskie grupy wędrujące, pozbawione takich urzędowych zaświadczeń. Trudności te nie bywały wyłącznie rezultatem obaw czy niechęci ludności miejscowej w stosunku do „włóczęgów", ale wynikały także z dawniejszych - nie zniesionych przecież oficjalnie - praw, które zakazywały przyjmowania i przechowywania Cyganów, jako ludu skazanego na banicję. Stąd tylko o swobodnym przejeździe i o przyjmowaniu ich jedynie „na czas krótki, jako tylko Prawa Koronne pozwalają", jest w dokumencie mowa. Taki stan prawny, nawet przy jego najprzychylniejszej dla Cyganów interpretacji i praktykowaniu, sprzyjać musiał utrwalaniu się cygańskiego wędrownictwa i w rzeczywistości mógł skutecznie zapobiegać jakimkolwiek próbom osiedlania się wędrowników. Jednakże na ówczesnym tle prawnym i obyczajowym „atestacje" stanowią chlubny przykład zapewniania — choćby cząstkowego - praw obywatelskich także ludziom napiętnowanym „obcością" i powszechną opinią o ich — co najmniej - nieprzydatności dla kraju. Nie wiadomo, kiedy „Towarzysz Chorągwi" Jan Nawrotyński zakończył swoje cygańskie panowanie. Dopiero po 32 latach od chwili zatwierdzenia go na tym urzędzie, już za Augusta II, odnajdujemy w archiwaliach oznaki powrotu Kancelarii Królewskiej do sprawy zwierzchnictwa nad Cyganami. Król ten wydaje kolejno aż sześć przywilejów, w każdym z nich powierzając tę osobliwą władzę ubiegającemu się o nią szlachcicowi. Każdy z nich zgłasza się 40 ochotniczo, zabiega u władz o mianowanie zwabiony zapewne czekającymi go dochodami i „pożytkami". Pierwszy przywilej ogłasza August II w roku 1703 mianując zwierzchnikiem Cyganów na Żmudzi i w Wielkim Księstwie Litewskim Jana Deweltowskiego. Cygańska nieufność, niechęć do paktowania gadźenca (z nie-Cyganami) i uznanie bezpośredniej „obcej" zwierzchności nad sobą, a także pogarda szlachcica dla włóczęgów gente otiosa, jego nieznajomość cygańskich praw, obyczajów i organizacji społecznej, niemożność utrzymania kontaktu z wciąż wędrującymi po kraju hordami - oto cząstka przyczyn, dla których mianowanie Deweltowskiego i jego następców było pomysłem z góry przesądzającym o bezowocności, a nawet szkodliwości ich wszelkich poczynań na stanowisku zwierzchników cygańskich. Toteż mianowanie mogło mieć na celu jedynie interes władz i osobisty zysk uprzywilejowanego szlachcica. Ludność cygań- | ska, otoczona nieufnością i niechęcią, upośledzona przez konstytucję, była łatwym żerem dla wyzyskiwaczy. Toteż kandydatów na zwierzchników cygań- j skich było wielu. Niektórzy z nich szantażowali Cyganów, obrabowywali ich, nakładając na bezbronnych „daniny" i „podatki". Różnica między takim samozwańcem a np. Deweltowskim polegała jedynie na tym, że pierwszy rabował na własną rękę, drugi nie musiał wykraczać przeciw prawu dla zyskiwania własnych korzyści w postaci podatków i danin cygańskich, gdyż kancelaria królewska upoważniała go do tego, a nawet zobowiązywała. Niebłaha to różnica, bo mianowanie królewskie dawało „królowi" cygańskiemu bezkarność i nie byle jaki autorytet, któremu Cygan nie odważyłby się oprzeć. Wszyscy mianowani przez kancelarię królewską zwierzchnicy cygańscy mieli nadaną władzę nad Cyganami całej Korony. Tylko dla Wielkiego Księstwa Litewskiego mianowano czasem zwierzchników osobnych; właśnie Deweltowski był „starszym" Cyganów na Litwie i Żmudzi. Niezależnie od przywilejów królewskich niektórzy magnaci, jak książę Paweł Sanguszko i Karol Radziwiłł, udzielali własnych nadań zwierzchnikom Cyganów w swych dobrach książęcych. 1 Nie można zapominać o tym, że oprócz narzucanych Cyganom „królów" czy „naczelników" posiadali oni zawsze własną hierarchię i własnych starszych, tak że mieszanie się „dobrze urodzonych" zwierzchników do cygańskiej spraw mogło być tylko powierzchowne, nie rozbijało cygańskiej ekskluzyw-l ności, ale jeszcze bardziej ją potęgowało. Jak twierdzą pewne relacje, Cyganik sami, szukając ochrony i oparcia, zwracali się do przedstawicieli szlachty,! spodziewając się znaleźć u nich pośrednika i obrońcę przed dyskryminacją^ 41 0 tego rodzaju płatnych opiekunach-pośrednikach wspomina Wincenty Pol w Obrazach z życia i natury: Litewscy i pińscy Cyganie obierali sobie króla, który ich rządził i sądził. Królem takim wszakże mógł być tylko szlachcic dobrze osiadły, który nad nimi samowładnie panował, a bronił ich tam, gdzie wyjęci spod prawa Cyganie potrzebowali opieki prawa. Król cygański pilnował tego głównie, aby się Cyganie do pewnych rzemiosł sposobili, w stadłach małżeńskich żyli z sobą, a dzieci podawali do chrztu". Zapewne jednak ta relacja Pola jest tylko nieścisłą wiadomością o samozwańcach mianowanych przez polskie władze i wcale nie świadczy o „obieraniu" przez Cyganów królem - polskiego szlachcica. Przywilej Augusta II dla Jana Deweltowskiego zawarty jest w księgach rosieńskiego sądu ziemskiego. August II nadaje szlachcicowi „zwierzchność wagabundorum Ciganorum" dożywotnio i poleca, aby funkcjonariusze administracji publicznej nie utrudniali mu pełnienia funkcji związanych ze stanowiskiem cygańskiego starszego. Na wstępie do aktu, przy wpisywaniu go do żmudzkich Ksiąg Ziemskich, nazwisko „starszego cygańskiego" podane jest w innej wersji: Dewałtowski, w samym jednak tekście przywileju brzmi ono: Deweltowski. Ciekawostką jest, że we wszystkich cygańskich dialektach słowo „Bóg" brzmi dewel lub deweł. Nazwisko Deweltowskiego nie ma oczywiście nic wspólnego z językiem cygańskim, ale uderzająca jest ta przypadkowa zbieżność wyrazu cygańskiego z „królem", który budził „bojaźń bożą" wśród swoich podwładnych. Oto sam tekst przywileju: „August Wtóry, z Bożej Łaski król polski, wielkie książę litewskie, ruskie, pruskie, żmudzkie, mazowieckie, podolskie, podlaskie, inflandzkie, smoleńskie, siewierskie i czernichowskie, a dziedziczny Xsiążę Saski i elektor. Oznajmujemy tym listem przywilejem naszym, wszystkim, komu o tym wiedzieć będzie należało, iż doniesiona P.P. Rad i urzędników naszych przy boku naszym będących prośba, abyśmy urodzonemu Janowi Deweltowskie-mu, tam foris ąuam domi [publicznie i prywatnie] dobrze zasłużonemu, cnotę 1 wiarę dotrzymującemu, przy dostojeństwie naszym wakujące starszeństwo Wagabundorum Ciganorum [nad włóczącymi się Cyganymi] dali i conferowali. Jakoż na instantią tychże Panów Rad i urzędników naszych niniejszym listem 42 przywilejem naszym dajemy i conferujemy, za którym pomienione starszeńs-j two cygańskie urodzony Jan Deweltowski ze wszystkimi obwentiami antiąuil tus de iure et consvetudine [z dawna wedle prawa i zwyczajów] przynależący-] mi, tym się urzędem tytułować będzie aż do ostatniego swego życia kresu. Cci do wiadomości wszystkim, osobliwie jednak miastom, miasteczkom, wsiorri i ich przełożonym zawiadowcom ubiąue locorum [we wszystkich miejscach W[ielkiegJo X[ięstw]a L[itewskieg]o i Xięstwa Żmudzkiego dowodząc, mie( chcemy, aby pomienionego urodzonego Deweltowskiego urzędowi temi w jurisdictii i w sądach, etprioritas [i starszeństwie] nad Cyganami, w obwen-tiach należytych żadnej nie czynili praeiudiciej, dla łaski naszej ihtimujemy tej Cyganom wszystkim, aby urodzonego Deweltowskiego za prawdziwego rząd cę i przełożonego swego mieli i znali. Na co dla lepszej wagi ręką podpisawszy pieczęć Wo. Xa. Lo. przycisnąć rozkazaliśmy. Dan w Lublinie dnia XVI roku tysiąc siedemsetnego trzeciego, miesiąca lipca, panowania naszego VII"9. Został więc Deweltowski „rządcą" Cyganów w całej Polsce, ze szczególnym wyróżnieniem ziem litewskich i żmudzkich. A zatem przywilej królewski czyn: go przede wszystkim odpowiedzialnym za władzę nad Cyganami litewsko--żmudzkimi, jako że podporządkowanie mu Cyganów w całym kraju i tak niej mogłoby być w pełni realizowane, choć władza jego nominalnie odnosi się dej Cyganów we wszystkich ziemiach Rzeczypospolitej. Podobnie czyni kancela-j ria królewska, dając przywilej innemu szlachcicowi. W roku 1705, a więc zaledwie po dwóch latach, August II uprzywilejowuje Bonawenturę Jana Wierę mianując go zwierzchnikiem Cyganów całej Rzeczypospolitej, ze szczególnym jednak uwzględnieniem ziemi lwowskiej, przemyskiej i sanockiej. Należy przyjąć - choć nie ma o tym mowy w tekście przywileju - że stało się to już po śmierci względnie „abdykacji" Deweltowskiego, trudno bowiem przypuszczać, aby jednocześnie było dwóch potwierdzonych przez króla władców cygańskich, którym wprawdzie powierzono władzę szczególnie w dwóch różnych dzielnicach kraju, ale pozostających nominalnie „starszymi" Cyganów we wszystkich ziemiach Polski. Oto tekst przywileju w przekładzie z języka łacińskiego, w którym został spisany: * Podano za T. E. Modelskim, Przywilej na starszeństwo cygańskie z r. I 703, „Ateneum Wileńskie", t. VI, Wilno, 1929, str. 583-588. (Archiwum Państw, w Wilnie, nr. 14744, Rosieriski ziemski sąd R/1703, k. 550-551 (215-216). 43 August II, z Bożej Łaski król polski, wielki książę litewski, ruski, pruski, mazowiecki, żmudzki, kijowski, wołyński, podolski, podlaski, inflancki, smoleński, siewierski i czernichowski, jako też dziedziczny książę Saksonii i pierwszy elektor. Wiadomym czynimy niniejszym pismem naszym, komu wiedzieć należy, wsze'm wobec i każdemu z osobna. Jako że uważaliśmy, iż życzenie J. M Bonawentury Jana Wiery spełnić należy, abyśmy mu prefekturę nad Cyganami w naszym królestwie przekazali i powierzyli, zwłaszcza zaś w ziemiach przemyskiej, lwowskiej i sanockiej i wszelkich innych dziedzinach naszego królestwa, przeto przekazujemy i powierzamy tak, iżby rzeczony urząd zwierzchniczy z wszystkimi prawami, prerogatywami, dochodami, daninami pochodzącymi od Cyganów piastował i sprawował i obejmował aż do ostatnich chwil swego życia, i iżby tenże obowiązek we wszystkich i poszczególnych miejscowościach, miastach i wsiach, zwłaszcza w okresie targów pełnił, praworządnością Cyganów zawiadywał, występnych karał, zastępców swoich mianował, jako też wszystko inne, co się tyczy Cyganów, wedle zwyczaju i obyczaju prowadził, zwierzchników i sędziów powoływał. Co wszem wobec i każdemu z osobna, komu należy, osobliwie urzędom wszelkim jako i władzom miast i miasteczek w rzeczonym naszym królestwie i w ziemiach powyżej wymienionych życzymy sobie, by było znane i polecamy, iżby wspomnianego J. M. Bonawenturę Jana Wierę, jego tylko i nikogo innego, za zwierzchnika Cyganów od obecnej daty uznawali i temuż we wszystkich i poszczególnych sprawach przeciw komukolwiek udział przyznawali, a nakazujemy objąć urząd w wyżej wymienionych ziemiach, do których to ziem ograniczamy owych przywileje, oraz aby ci, którzy temu zajęciu się oddają, zachowali i utrzymali dochody za naszą królewską łaską. Na wiarygodność tegoż rozkazaliśmy ręką naszą osobiście podpisane pismo pieczęcią królewską utwierdzić. Dan w Warszawie dnia 10 miesiąca września Roku Pańskiego 1705, naszego panowania XVIH"10. Przywilej dany Wierze wprowadza pewne nowe, dotychczas nie stosowane, poruczenie. Poleca mianowicie mianowanemu „starszemu" powoływać „zwierzchników" i „sędziów" i mianować „zastępców swoich". W ten sposób Wiera otrzymał uprawnienia do stworzenia swego własnego aparatu administracyjnego w celu łatwiejszego ściągania „dochodów" i „danin", do czego przywilej go upoważnia dodając znamienne słowa, zezwalające zwierzchni- "' A. Prochaska, op. al., Castr. Sanoc. Ind. Rei, t. 209, str. 2097-2098. 44 kom, aby „zachowali i utrzymali dochody". Wyraźnie już i bez obsłonek zostało powiedziane, że Wiera ma prawo okradać Cyganów, a łup chować do własnej kieszeni. Stanowisko zwierzchnika cygańskiego stawało się coraz popłatniejsze, coraz bardziej atrakcyjne dla chciwych łatwego zysku przedstawicieli szlachty polskiej, a mianowanie przez kancelarię królewską było obiektem zazdrości ze strony wielu konkurentów. Następny podobny przywilej pochodzący z r. 1729 został oblatowany w księgach krakowskich. Obiatę tego przywileju odnaleźliśmy w Księgach Relationes Cracoviensis, t. 153, na str. 3124-3127. W tekście tej nominacji znajdujemy dwie cenne informacje o dwóch poprzednikach uprzywilejowanego Jakuba Trzcińskiego: o Żulickim, który zmarł, i o jeszcze wcześniej mianowanym - Stanisławie Godziembie Nizińskim, który wyniósł się za granicę, porzucając swoich cygańskich podwładnych i pozostawiając ich w stanie „bezkrólewia". W obawie przed jego powrotem akt nominacji odbiera mu prawo do porzuconych przezeń funkcji królewskich i potępia go również za „nienależyte sprawowanie się". Prawdopodobnie to samo zastrzeżenie zawarte było w nie odnalezionym przywileju danym Żulickiemu. A oto sam akt: „August Wtóry, z Bożej Łaski Król Polski, Wielki Xiążę Litewski, Ruski, Pruski, Mazowiecki, Żmudzki, Kijowski, Wołyński, Podolski, Podlaski, Inflancki, Smoleński, Siewierski i Czernichowski, a dziedziczny Xsiążę Saski i Elektor. Oznajmujemy tym listem przywilejem naszym wszem wobec i każdemu z osobna, komu o tym wiedzieć należy, osobliwie jednak wszelkim urzędom wojewodzym, starościńskim, ziemskim, grodzkim i miejskim tak w Koronie, jako i w Wielkim Xięstwie Litewskim, iż mając zalecone merita Urodzonego Jakuba Trzcińskiego, a stosując się do praw i zwyczajów najjaśniejszych antecessorów naszych, Królów polskich, aby naród cygański (jako w Koronie, tako i w Wielkim Xięstwie Litewskim, tudzież i w inszych prowincjach do Królestwa naszego należących) w dobrym rządzie i należytej grozie mógł być utrzymany, tudzież aby w krzywdach i sprawach swoich słuszną miał obronę i protekcją, wakujący na ten czas Urząd Królestwa Cygańskiego post fata [po śmierci] Urodzonego Żulickiego do rąk i dyspozycji naszej przypadły, temuż Urodzonemu Jakubowi Trzcińskiemu dać i konferować umyśliliśmy, jakoż dajemy i konferujemy niniejszym listem przywilejem naszym, vigore [mocą] którego wolen i mocen będzie pomieniony Urodzony Jakub Trzciński, urzędu i jurysdykcji swojej według praw i zwyczajów tak tu w Koronie, jako też 45 Wielkim Xięstwie Litewskim i innych prowincjach do królestwa polskiego ależących, na wszelkim miejscu jako prawdziwy Król Cygański nad pomie-nionym narodem zażywać i należytą władzę królewską cum facultate viceregis ? loCum sui substituendi [z możliwością powołania vicereja na swego zastępcę] ekstentować i egzekwować, za substytuta zaś i vicereja swego, którego by kolwiek sobie de nomine et cognomine [z imienia i nazwiska] obrał, jednak honestam et cappacem personam [szanowaną i pojętną osobę] bez uciemiężenia pomienionego narodu, gdy go coram actis quibusvis castrensibus [wobec jakichkolwiek akt grodzkich] za vicereja obierze i utwierdzi, więc aby i takowemu vicerejowi Cygani posłuszni byli, mieć chcemy i rozkazujemy, mocą którego rozkazu i woli naszej królewskiej narodowi cygańskiemu iniungimus [nakazujemy], aby już odtąd pomienionego Urodzonego Jakuba Trzcińskiego za istotnego rządcę, króla swego cygańskiego znali, trzymali i onemu według dawnych zwyczajów (lub vicerejowi i substytutom tegoż) we wszystkich powinnościach i obwencjach korespondowali aż do ostatniego życia jego kresu. A ponieważ podobny takowy urząd dostał był na osobę swoją przez przywilej nasz Urodzony Stanisław Godziemba Niziński, a takowemu urzędowi, wyszedłszy za granicę, już od lat kilkunastu zadosyć nie czynił ani się należycie sprawował, i owszem, przez niego pomieniony naród cygański w królestwie naszym, nie mając nad sobą zwierzchności, disordinatim [w bezładzie] żyje, zaczym nie ma pomieniony Urodzony Godziemba Niziński teraźniejszemu Urodzonemu Jakubowi Trzcińskiemu w niczym przeszkadzać, ani przywilejem naszym, którego beneficie [...] zaszczycać się nakazujemy, pod karą przeciwko gwałtownikom przywilejów naszych w prawie koronnym opisaną. A także w niektórych prowincjach Królestwa naszego znajdują się osoby takowe, które uzurpują sobie sine ulla facultate nostra [bez żadnego przyzwolenia naszego] tych prerogatyw i wolności, które mieć powinni królowie cygańscy, i różnymi sposobami Cyganów agrawują, depaktują, do danin i gabelów przymuszają i tym podobne ciężary i opresje na nich zakładają. Więc dajemy moc teraźniejszemu naszemu uprzywilejowanemu królowi cygańskiemu takowych prawem in competenti foro [we właściwym sądzie] patrzyć, ścigać i dekreta przewidziane na nich do egzekucji przyprowadzać. Obiecujemy też to po nas i najjaśniejszych następcach naszych, że pomienionego Urodzonego Jakuba Trzcińskiego od posesji wzwyż wyrażonego urzędu królestwa cygańskiego i spokojnego używania pożytków, obwencyj i emolu-mentów jegoż nie oddalimy ani mocy oddalenia nikomu nie damy. Co 1 najjaśniejsi następcy nasi uczynią, prawa nasze królewskie Rzeczyp. Kościoła 46 Świętego Katolickiego w cale zachowując. Na co się dla lepszej wiary ręką naszą podpisawszy, pieczęć koronną przycisnąć rozkazaliśmy. Dan w Warsza- j wie dnia XI sierpnia miesiąca, Roku Pańskiego MDCCXXIX, panowania naszego XXXIII roku. August Rex. Locus sigilli regni..."11 Wprowadzenie instancji pośrednich między „królem" a Cyganami-vicere-ja i substytutów - nie ujmując władzy uprzywilejowanemu ułatwiało mu jej j sprawowanie. Novum przywileju danego Trzcińskiemu stanowi wielce wymowna wzmianka o uzurpatorach, którzy nie mając żadnych uprawnień gnębią i wyzyskują Cyganów. Tak dochodowy był proceder „panowania" nad Cyganami, że często występować musiało zjawisko podszywania się rozmaitych awanturników pod władzę uprawnionego zwierzchnika, by w ten sposób móc bezkarnie szantażować i grabić. Takie musiały być w zasadzie skutki owych przywilejów nominacyjnych i choć argumenty i uzasadnienia, wyłożone w tekstach mianowań, często mówią o zamiarze przychodzenia Cyganom z pomocą, bronienia ich przed krzywdami i niesprawiedliwością, to jednak żądny zysków szlachetka nie przebierał w środkach, by się wzbogacić. Szlachetne intencje przywilejów pozostawały na papierze, nie zdarzało się bowiem nigdy, aby jakikolwiek Cygan złożył skargę na dziejące mu się niesprawiedliwości. Ze strony swoich podwładnych, zastraszonych i nieskorych do dochodzenia u jakichkolwiek władz swych praw, władca cygański mógł się niczego nie obawiać, a zatem bezkarność jego była praktycznie nieomal zupełna. Niemałe więc musiały być nadużycia, jakich dopuścił się imć król Godziem-ba, określone w piśmie królewskim eufemistycznie: „ani się należycie sprawował" - skoro uważał, że najlepiej uczyni, jeśli umknie za granicę, a August II jeszcze po kilkunastu latach od czmychnięcia króla cygańskiego oficjalnie przed nim ostrzegał. Owe „kilkanaście lat" - jak to w przybliżeniu formułuje tekst dokumentu - przed 1729 rokiem, to zapewne nie więcej niż la( dwanaście. Odnaleziony przeze mnie wpis w Sygillatach12 dotyczący listu " Wiadomość o tym przywileju odnalazłem również w Sygillatach: „?729/?? Mensis Augusti. Urząd Królestwa Cygańskiego post fata Urodzonego Żulickiego Urodź. Jakubowi Trzcińskiemu Confertur. Dan w Warszawie ut Supra" (Archiwum Główne Akt Dawnych w Warszawie. Sygillata, nr 22.) 12 Sigillata, ks. 1?, str. 61 (27 III 1717 ?.): „Protectionates Dobrom Wsi Uchły (właściwa pisownia: Uhły - J. F.) Urodź. Stanisława Godziemby Nizyńskiego (sic) Posessji będącym Expeduit". (Archiwum Główne Akt Dawnych w Warszawie.) 47 otekcyjnego udzielonego temuż Godziembie Nizińskiemu na jego wieś Uhły pochodzi z roku 1717. Przypuszczać więc należy, że ów „król" zbiegł za ranicę dopiero po tej dacie, najwcześniej w tym samym roku, w którym ową protekcję" otrzymał, ciesząc się jeszcze względami kancelarii królewskiej. Nie najlepsze widać bywały owe zalecane królowi merita kandydata na cygańskiego władcę. A i praca takiego władcy, choćby tylko polegać miała na ciąganiu od poddanych rozmaitych „pożytków", nie była łatwa. Łakomiły się więc na to przede wszystkim przedsiębiorcze i chciwe łupów jednostki. Rzadko też który „król" wytrwał dłużej na swoim stanowisku; być może jedni, ograbiwszy Cyganów w szybkim tempie, wzbogacili się rychło i powracali z łupem w zacisze domowe; inni, mniej przedsiębiorczy, nie umieli skutecznie czerpać dochodów, co ich do cygańskiej korony zniechęcało. Zapewne zdarzyli się i tacy, którzy okazali się bardziej ludzkimi władcami. Niestety, nic nam bliżej o ich wadach i zaletach ani w ogóle o ich kolejach losu nie wiadomo, ale wątpić należy, czy Trzciński był Jakubem Chrobrym, a jego następca -Franciszkiem Wielkim. Z niewiadomych dziś przyczyn Jakub Trzciński wkrótce, bo po niespełna dwóch latach, zrezygnował z przyznanego mu zwierzchnictwa nad Cyganami, zrzekł się królewskiego tytułu. Bo dany mu przywilej po raz pierwszy urząd jego nazywa „urzędem królestwa cygańskiego". Przywilej ten różni się od poprzednich nie tylko wprowadzeniem obieranych przez uprzywilejowanego zastępców i wicekróla, ale i obfitością zapewnień i gwarancji dawanych władcy Cyganów i obroną jego władzy przed samozwańczymi rywalami. Zapewne Trzciński, ubiegając się o władzę nad Cyganami, uprosił w kancelarii królewskiej owe liczne gwarancje, aby się nimi na wszelki wypadek obwarować, i uzyskał też w tekście przywileju potępienie samozwańców, którzy być może zagrażali jego poprzednikom i jemu mogliby zagrozić. Władza zapewniała mu dochody w postaci podatków i danin, które mógł ściągać zarówno sam, jak przez mianowanych przez siebie zastępców. Daniny te nie musiały być przecież wymuszone siłą ani przybierać form jawnego rabunku, choć wysokość podatków nie była ustalona przez władze nadrzędne. Sytuacja upośledzenia społecznego, w jakiej znajdowali się Cyganie, sprzyjać musiała dobremu prosperowaniu „króla" (byle tylko umiał zabiegać o swoje korzyści), jako jedynej instancji, do której teoretycznie można się było odwołać w wypadku prześladowań ze strony otoczenia czy miejscowych władz. Trzciński bardzo krótko z przywileju korzystał i już 3 marca 1731 r. Franciszek Bogusławski otrzymuje przywilej na „urząd królestwa cygańskie- 48, go" po rezygnacji - „abdykacji" - swego poprzednika. Bogusławski, ???? zapewne jak najskuteczniej zabezpieczyć się przed niepowołanymi ???????? tami, oblatował swój przywilej w różnych miastach; obiaty takie odnalezioifl w krakowskich i lwowskich księgach grodzkich. Tekst tego przywileju - poza odmienną datą, nazwiskiem uprzywilejowane go i poza nie istniejącym tu fragmentem dotyczącym zbiegłego GodziemfcB Nizińskiego -jest identyczny jak przywilej poprzedni, dany Trzcińskiemu. Ni$l jest to jedynie podobieństwo merytoryczne, ale i formalne: tekst przywileje jest - poza wymienionymi drobnymi różnicami - ten sam, co poprzednio!! Przytoczmy więc z niego te tylko fragmenty, które nie są powtórzenieni przywileju poprzedniego: „...wakujący na ten czas urząd królestwa cygańskiego postliberam resignM tionem [po dobrowolnym ustąpieniu] Urodzonego Jakuba Trzcińskiego i dl dyspozycji naszej przypadły temuż Urodzonemu Franciszkowi Bogusławskie! mu dać i konferować umyśliliśmy [...] Dan w Warszawie dnia trzeciegi miesiąca marca, roku Pańskiego tysiącznego siedemsetnego trzydziestego pierwszego, panowania naszego trzydziestego czwartego roku. August ???".1! Wszystkie gwarancje i zapewnienia dane Trzcińskiemu otrzymał teraj Bogusławski. August II, który za swego panowania mianował cały zastęp cygańskie! królów, miał jeszcze za czasów ostatniego z nich, Bogusławskiego, panowaa zaledwie dwa lata. Jego następca, August III, nie zajmował się już zapewne taki pilnie królestwem cygańskim. Dałyby nam zapewne jakąś informację o1 tyra pamiętniki Kitowicza, gdyby zdołał był napisać zapowiadany rozdział o Cygal nach. Czas sprawowania urzędu przez Bogusławskiego nie jest znany; byJ może trwał wyjątkowo długo i przez szereg lat nie było potrzeby powoływania następcy. Dopiero po trzydziestu latach od chwili mianowania Bogusławskiego August III wydaje przywilej tym razem - jak już podobnie w przeszłości " J. Broda, Przywileje nominacyjne na króla cygańskiego w Polsce, „Czasopismo Historyczne", t. III," Poznań, 1951; Rei Crac, t. 155, str. 1482-1485, Arch. Państw, w Krakowie! (Wiadomość o tym przywileju znajduje się w Sygillatach Augusta II: „1731/? mensis marfyj Przywilej na Urząd Królestwa Cygańskiego post liberam resignationem Urodzonego Jakuba Trzcińskiego Urodzonemu Franciszkowi Bogusławskiemu confertur. Dan w Warszawie ut supra"\ Państwowe Archiwum Akt Dawnych w Warszawie, Sygillata, nr 22, str. 93.) 49 bywało - na cygańskiego „króla dzielnicowego", powierzając mu władzę nad Cyganami tylko w jednym obrębie Rzeczypospolitej - w Małopolsce. Dawniejsze przywileje, wymieniając dzielnice, w których przede wszystkim władza cygańskiego zwierzchnika miała być skoncentrowana, dawały mu jednak prawo jej sprawowania na całym obszarze kraju. Tak np. władzy Jana Deweltowskiego poruczone były w szczególności ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego i Żmudzkiego; Janowi Wierze - ziemia przemyska, lwowska i sanocka. Kolejny przywilej na Urząd Królestwa Cygańskiego - jedyny zapewne pochodzący z czasów Augusta III - nie mówi nic o władzy ogólnopolskiej, a dotyczy wyłącznie województw Małopolski, gdzie-podobnie jak w Wielkim Księstwie Litewskim i na całych wschodnich rubieżach - cygańskie hordy były najliczniejsze i stanowiły problem istotniejszy niż w innych połaciach Polski. Wyciąg z tego przywileju znajduje się w Sygillatach Metryki Koronnej14 pod datą „10 Septembris MDCCLXI (1761 ?.): Urząd Królestwa Cygańskiego w Województwach Małopolskich urodź. Józefowi Gozdawie Boczkowskiemu nadany". Jest to, jak w większości zachowanych dokumentów o kolejnych władcach nad Cyganami, jedyna informacja, jaką mamy o tym zatwierdzonym przez kancelarię królewską cygańskim królu. Teksty królewskich przywilejów zawierają wszystko - a więc nic prawie - co o mianowanych zwierzchnikach wiemy - zarówno o ich osobach, jak o przebiegu sprawowanej przez nich władzy. Wyjątkiem są nieliczne i nikłe wzmianki o poprzednikach mówiące o ich śmierci, o ich dobrowolnym ustąpieniu ze stanowiska. Napomknienie o nadużywaniu władzy przez Godziembę Nizińskiego, znajdujące się w tekście przywileju danego jego następcy, jest jedynym odstępstwem od tej reguły aż do czasów Stanisława Augusta Poniatowskiego. Mianowany przezeń - wyłącznie na obszar Wielkiego Księstwa Litewskiego - Jakub Znamierowski, zwany znów - jak niegdyś było w zwyczaju - „zwierzchnikiem", otrzymał władzę „nad wiernym naszym ludem cygańskim" (nigdy dotychczas w aktach państwowych nie obdarzono Cyganów tak nobliwymi słowami!). Ten cygański król - choć oficjalnie nie tytułowany już królem - jest nam lepiej znany. Głównie Narbuttowi zawdzięczamy wiadomości o nim, o jego życiu i przygodach. We wspomnieniach o tej malowniczej postaci ostatniego przed upad- Sygillata, ks. 27, str. 540. Archiwum Główne Akt Dawnych w Warszawie. (Cytowany tekst okumentu udostępnił mi dr Lech Mróz jeszcze przed ogłoszeniem go we własnej publikacji.) Cyganie... 50 kiem Rzeczypospolitej cygańskiego władcy znajdujemy w icle barwnych szcze-j gółów i anegdot — jeśli nawet nie zawsze może całkiem prawdziwych, tq z pewnością zaczerpniętych z żywej jeszcze pamięci starszych ludzi. Kim byn szlachetnie urodzony Znamierowski? Postać tego szlachcica-zabijaki na cygańskim tronie, jego niezwykłe kolejej życiowe zasługują na szersze potraktowanie. Sądzić można, że nie był oni typowym szlacheckim naczelnikiem Cyganów i że — z braku bliższych wiado-l mości o jego poprzednikach — trudno na podstawie wiadomości o nim mied wyobrażenie także i o dawniejszych władcach Cyganów. Miał on niewątpliwie] większe niż oni „kwalifikacje" na stanowisko cygańskiego zwierzchnikaJ Zajmował się był bowiem handlem końmi, a więc bardzo cygańską profesją,! która umożliwiała mu liczne kontakty z Cyganami, i to już od wczesnego! dzieciństwa. Znał też podobno doskonale język Cyganów, tzn. ichpolsko-lite-j wski dialekt, a także nieobce mu były cygańskie obyczaje. Jeśli dodać do tegol jego czarne włosy i smagłą cerę, przypuścić by nawet można, że był cygańskimi mieszańcem. Przy tym, jak twierdzi Narbutt, był to człowiek o wielkiej sile] fizycznej i niepospolitej odwadze, a także wybitnej inteligencji. Ukończył jakąś szkołę klasztorną, po czym zajął się handlem końmi, który to proceden przynosił mu niezłe zyski, ale z czasem interesy Znamierowskiego jęły sid chylić ku upadkowi i zbiedniał, a ostatniego konia, jaki mu pozostał, uprowa-l dziła cygańska horda, zwana „Złotą", jedna z najbardziej dostatnich ??? Litwie. Ten właśnie postępek koniokradów doprowadził w konsekwencji Znamierowskiego do władzy nad litewskimi Cyganami. Postanowiwszy odna-j leźć sprawców kradzieży i odebrać im złodziejski łup, Znamierowski wraz? z dwoma Cyganami, których wziął jako swoich pomocników, puścił się ni poszukiwania „Złotej Hordy". Odnalazł ją w pobliżu jakiejś wsi, w lesie, ??? pograniczu powiatu trockiego i lidzkiego. Horda składała się z kilkuset osób,! ale Znamierowskiemu z dwoma towarzyszami udało się ją opanować przy] pomocy uderzenia „zbrojną ręką" na przeciwników. Po odniesionym zwycięski twie związał powrozami wodzów hordy, po czym tęgo wysmagał ich swoim) bizunem i wymógł na całej hordzie, aby mu się podporządkowała. Wkrótce' i przywódcy innych hord także zmuszeni zostali do uległości i poddali się nowemu władcy, w dowód swego posłuszeństwa obdarowując go sowicie czy też raczej nie broniąc się przed żądnym łupów zwycięzcą. Wówczas Znamiero-i wski udał się do marszałka lidzkiego, Kazimierza Narbutta, i po uzyskania odeń listów polecających pojechał do Warszawy, gdzie Stanisław August 51 iatowski w dniu 17 sierpnia 1780 roku obdarzył go swoim królewskim przywilejem. Tak na dostojeństwie swoim utwierdzony - pisze Narbutt - rozsądzał orv między Cyganami zachodzące, udawał się do obywateli i władz za ludem woim gdy tego potrzeba wymagała, wybierał dań z głowy po groszy piętnaście czyli półzłotego polskiego. Najczęściej przebywał w Złotej Hordzie, która kołowała po lidzkim zazwyczaj powiecie. Miasteczko jednak Ejszyszki uważano za stały pobyt tego zwierzchnika" [..,]*? Około roku 1789, gdy Znamierowski dał się już swoim cygańskim poddanym dobrze we znaki, ciemiężąc ich i wyzyskując, hordy cygańskie zbuntowały się przeciwko niemu i zjechawszy się w jedno miejs:e, uwięziły swego absolutnego władcę i skazały go na karę smagańca. Związano mu nogi i ręce, i wsadzono do dużego wora, który zawieszono następnie na takiej wysokości, aby bizunem (ćupńi) można było bez trudu dosięgnąć do tyłka Jego Królewskiej Mości. „Stanęli Cygani z czupnami swoimi dokoła [...], jeden rondlem okopconym uderzał po tyle, dla oznaczenia tej części ciała, pod worem ukrytej, w którą razy wymierzać należało, aby się w biciu nie pomylono. Dopiero baba siedząca pod worem zaczynała liczyć razy w języku cygańskim: gluno, duito, trito itd., i za każdym razem obracała wór, a stojący wymierzali uderzenia aż do szeio - stu. Po czym nie wypuścili z wora dopóty, aż przebaczenie jeneralne i amnestię otrzymali. W ostatku [...] szanowny zwierzchnik [...] przy władzy swej pozostał, odtąd raczył sprawiedliwie i łaskawie lud swój sprawować"16. Relacja ta o dziejach Znamierowskiego należała - jak pisze Narbutt - „do anegdot upłynionego wieku" i nie należy jej nazbyt dowierzać - z pewnością jednak są w niej jakieś echa prawdy obrosłej legendą. Inna opowieść o Znamierowskim (myląca go zresztą z innym cygańskim władcą)17 wywodzi go nie z powiatu lidzkiego, jak podaje Narbutt, ale z Mołdawii i Wołoszczyzny, gdzie miał jako wojak spędzić młode lata wśród Cyganów, od których „wyuczył się doskonale ich języka, obyczajów i zrozumiał całą ich naturę". Wersja ta mniej ma cech prawdopodobieństwa, bo znajomość języka Cyganów z Mołdawii i na Wołoszczyźnie nie na wiele by się Znamierowskiemu przydała na Litwie, gdzie Cyganie posługują się dialektem bardzo różnym od dialektów cygańskich w owych południowych krajach. T. Narbutt, op. cit., str. 131. T. Narbutt, op. cit,, str. 133. J- Gluziński, Król cygański i Akademia niedźwiedzia, „Kalendarz Polski Ilustrowany" J. żorskiego, 1865. 52 Narbutt sam widział Znamierowskiego i daje opis bizuna - ćupńi 1 będącego godłem, atrybutem jego władzy nad Cyganami: „Trzcina gruba jaj ręką objąć, długa około cali 24, okuta suto srebrem po obu końcach; były tol skuwki misternie zrobione przez pewnego złotnika Cygana: kwiaty, perełką| figurki końskie widzieć się dawały wyrobione wskróżną robotą, rzemyki spiralnie obwijał się w szerokie odstępy od skuwki do skuwki; przy jednyił końcu był temblak z zielonego jedwabiu, srebrem przetykanego, z kutasikami! srebrnymi, przy drugim był bizun osadzony ogromny, gruby na trzecią części cala, długością przechodził nieco trzcinę, obok bizuna wisiały trzy wąskiej rzemyki, które za każdym uderzeniem wydawały klaskający odgłos"18. Oto akt królewski precyzujący władzę zwierzchnika Cyganów: „Przywilej Króla Stanisława Augusta Jakubowi Znamierowskiemu na; zwierzchnictwo nad Cyganami Litewskimi z kancelarii królewskiej wydany r 1 1780 sierpnia 17. Oznajmujemy tym listem naszym, komu o tym wiedzieć należy, iż na instancję Panów Rad i Urzędników przy boku Naszym rezydujących, a miano-ł wicie na żądanie Wielmożnych Urodzonych Obywatelów W. X. Lit. i na prośbę własną Ziemianina i Obywatela Powiatu Lidzkiego Jakuba Znamiero-J wskiego, umyśliliśmy onemu zwierzchnictwo nad wiernym naszym ludem cygańskim w W. Xięstwie Litewskim znajdującym się dać i konferować; jakoil niniejszym Listem Naszym dajemy i konferujemy. Wolen tedy i mocen będzie pomieniony Jakub Znamierowski Ziemianin i Obywatel P[owiatu] Lidz[kie-I go] hoc officio [ten urząd] zwierzchnictwa nad Cyganami do zgonu życia swego! fungi [piastować]. Spory między nimi zachodzące rozsądzać, sprawiedliwość w krzywdach ich domierzać ritu sołito [zwykłym obyczajem]; karać przestę-I pnych, od krzywd ustronnych zasłaniać, dań roczną z każdego Cygana ??? i owy po groszy piętnaście polskich na siebie pobierać, ku dobru powszechne! nu, pracy i miejscowemu pomieszkaniu nakłaniać ńgore [rygorem] władza swojej i insze wszelakie z dawnych zwyczajów powołaniu swemu właściwa obowiązki sprawować praevio zwykłego posłuszeństwa Nam i Rzeczypospoli-? tej. A Wielmożni Urodzeni Obywatele i wierny Nasz Lud Cygański onego Jakuba Znamierowskiego za aktualnego zwierzchnika Cyganów uważać, znać i mieć mają dla Łaski Naszej. I na tośmy ten list z Kancelarii Naszej poq pieczęcią W. X. Lit. wydać rozkazali. Dan w Kancelarii Naszej W. X. Lit. dnia 18 T. Narbutt, op. cit, str. 131-132. 53 • H mnastego, miesiąca sierpnia, roku tysiąc siedmset ośmdziesiątego, Pano-wania Naszego XV . Tak wynika z wiadomości podanych przez Narbutta, Znamierowski związał . lisiej z najbogatszą hordą na Litwie, zwaną Złotą Hordą, i z uwagi na rawo pobierania podatków na swój własny użytek, utrzymywać musiał kontakt przede wszystkim z zamożniejszymi rodami cygańskimi, pomijając erupy biedniejsze, z którymi stosunki nie przynosiłyby mu dochodów. Tym bardziej że grupy cygańskich nędzarzy, w obawie przed królewskimi egzekutorami, zaszywały się głęboko w lasy, skąd tylko ukradkiem wychylały się na żebraninę czy kradzież, aby zdobyć dla siebie mizerne środki utrzymania. W borach litewskich gnieździły się naj nędzniej sze ugrupowania złożone z Cyganów nie mających ubrań, otulających się nawet zimą w podarte płachty. Wspomina o tym Antoni Nowosielski20: „Natrafiali i na Cyganów koczujących w lasach; ci wychodzili z szatrów swoich, prowadząc na łańcuchu niedźwiedzie... Kuźma Stasiowi opowiadał z tego powodu o Cyganach płaszczowatych, brudniejszych i okropniej szych od tych, co chodzą w żupanach siwych. Żyją oni po borach litewskich, a chodzą w mrozy największe nadzy, przykryci tylko prześcieradłami, nosząc dzieci własne w torbie na plecach zawieszonej". Zdarzały się i inne grupy, które w ucieczce przed poborcami podatków ukrywały się w lasach, urządzając wypady rabunkowe ze swoich ukrytych siedlisk, trudnych do wytropienia. Pisze o tym Jędrzej Kitowicz21: „[...] kiedy kazano łapać jakiego infamisa mocnego, na gardło osądzonego, który z desperacką rezolucją miał się do obrony; [...] albo Cygani w licznej kwocie obrąbali się gdzie w lesie, wychodząc z takiego legowiska na plądrowanie pobliższych wiosek, młynów i łupienie kościołów. W takich i tym podobnych przypadkach dawano ordynanse całkowitym chorągwiom pobliższym". W 1795 roku umarł Jakub Znamierowski w stanie dalekim od dawnej " T. Narbutt, op. cit, str. 174-175. 20 A. Nowosielski, Pogranicze naddnieprzańskie. Szkice społeczności ukraińskiej w wieku ??? t. I, Kijów, 1§63, str. 59. 21 J. Kitowicz, Opis obyczajów za panowania Augusta III, Wrocław, 1951, str. 325. 54 świetności, zubożały wskutek masowej ucieczki Cyganów z ziem litewskich1! która nastąpiła wskutek „wypadków politycznych krajowych", jak to ostrożJj nie i wymijająco sformułował Narbutt. Twierdzi on jednak, że ci Cyganie! którzy pozostali na Litwie, „obrali sobie za naczelnika szlachcica MiłośnickieJ go, rodem z lidzkiego powiatu". Trudno w ten „wybór" uwierzyć, kto jednak mógł wówczas wyznaczyć Cyganom tego zwierzchnika, nie sposób dociec, jako że rok 1795 był ostatninfl rokiem panowania nie tylko Jakuba Znamierowskiego, lecz również Stanisła| wa Augusta Ponuitowskiego. Ów Miłośnicki-zapewne uzurpator-nie cieszyb się nazbyt wielkim poważaniem cygańskich podwładnych. Widywano gotl w ciągu paru lat na terenie powiatu lidzkiego, gdzie krążył wraz z Cyganami, ale już wkrótce ślad po nim zaginął. Po raz ostatni widziano go w Ejszyszkacli w r. 1799, a po jego zniknięciu krążyły dwie sprzeczne wieści: jedna twierdziła, że został pozbawiony swej władzy, druga - że wraz z cygańską hordaj wywędrował do ziem tureckich. Narbutt twierdzi, że był to ostatni władca! Cyganów na Litwie. A jak było w Koronie? W gazecie z 1811 roku22 czytamy: „...A że Cyganie polscy, pomimo powyższych praw, z Polski nigdy nie wychodzili, tylko mogli się umniejszyć, [...] Król z kancelarii swojej zwykł był uprzywilejowanego dli nich mianować Rządcę, którego oni swym królem nazywali i musieli mu być ni każdym miejscu posłuszni, osobliwie co do składek na jego intratę. Ostatnim takim królem w Polsce był niejaki Babiński". Na temat tych zwierzchników nie zachowały się żadne bliższe wiadomości i nie wiemy, czy byli to samozwańcy, korzystający z utartego zwyczajii szlacheckiego zwierzchnictwa nad Cyganami, czy też uzyskali czyjeś poparcie] Nie wiemy także, jaki był zasięg terytorialny ich władzy; być może ograniczali się do działania jedynie w niewielkich okręgach kraju. Zwyczajem królów polskich magnaci, jako niepodzielni władcy w swoich rozległych dobrach ziemskich, mianowali także odrębnych zwierzchników cygańskich, obdarzając ich listami protekcyjnymi na podobieństwo królew-j skich przywilejów. Książę Paweł Sanguszko potwierdzając w 1732 ???? wójtowską władzę Cygana Bartosza Aleksandrowicza uczynił go zwierzchni-j kiem Cyganów w miastach Zasławiu i Starym Konstantynowie. Książę nakazuj je wójtowi nie tylko dbać o dobre prowadzenie się Cyganów i ich uczciwd zarobkowanie, ale nakładając na swoich cygańskich podwładnych obowiązeH _________ • 1 22 Dodatek do numeru 54 „Gazety Lwowskiej" z dnia 4 X 1811 ?.; art. pt. Z grzędy. 55 ? zczania podatków każe je wójtowi ściągać i przekazywać do swego książęcego skarbca. Paweł Karol Lubartowicz na Białym Kowlu, Smolanach i Rakowie książę ganguszko, hrabia na Wiśniczu, Jarosławiu i Tarnowie, marszałek nadworny Wo Xa Lito. Oznajmuję, komu o tym wiedzieć należy, osobliwie jednak ichmościom panom komisarzom, ekonomom, gubernatorom i innym dyspozytorom dóbr moich zasławskich i konstantynowskich, iż mając zaleconą skromność Bartosza Aleksandrowicza, natione Cygana, i jego sposobność, aby miał nad innymi Cyganami zwierzchność, daję mu to prawo na wójtostwo w mieście moim Zasławiu, jako też w Starym Konstantynowie; wiele tylko Cyganów się znajduje, wszyscy do jego dependencji należeć powinni będą, jednak pod surową karą przykazuję temuż Bartoszowi Aleksandrowiczowi wójtowi, żeby takich tylko Cyganów przyjmował do miast, którzy bez żadnego złego uczynku sprawować się zwykli, i przestrzegać tego serio powinien wójt wyżej wymieniony, aby tak w dobrach moich, jako też obcych hultajstwa ani kradzieży nie było, ani krzywdy poddanym nie czynili, ale skromne handle i rzemiosła swoje bez najmniejszego oszukania prowadzili. Cokolwiek tedy Cyganów będzie mieszkało w dobrach moich zasławskich i konstantynowskich, od każdego gospodarza corocznie odbierać będzie powinien Bartosz wójt po talarów dwa bitych dobrej monety, nie tając żadnego pp. gubernatorom moim do skarbu mego oddawać, takowe prawo dajemy pomienionemu wójtowi. Mieć chcę, ażeby pp. gubernatorowie moi cokolwiek złych akcji postrzegłszy w Cyganach, takowych hultajów zaraz z miast i wsiów moich wypędzać kazali. Na co się podpisuję. Dan w zamku moim zasławskim dnia 13 miesiąca marca roku 1732. Paweł Xiążę Sanguszko m. n. W. X. L."23 Dbałość o należyte i regularne wpłacanie przez Cyganów dwu „talarów bitych dobrej monety" i zabezpieczenie się przed ewentualnymi stratami górują w tym piśmie nad wszelkimi innymi celami, jakie przyświecały księciu Sanguszce, i bynajmniej nie polepszają warunków nędznego cygańskiego bytowania. O życiu Cyganów, przebywających w dobrach magnackich, wiemy coś niecoś z późniejszych relacji pamiętnikarskich. Świadczą one, że tylko grupki „arystokracji" cygańskiej znajdowały możliwości dostatniego bytowania tam, gdzie snobistyczne fanaberie i fantazje możnowładców polskich 23 J. Broda, op. cit. Archiwum Państwowe w Krakowie, Archiwum Sanguszków, dokument Pergaminowy nr 305. 56 traktowały owych „pańskich Cyganów" (rajkanytka roraa) jako egzotyczie okrasę pałacowych biesiad czy łowów. Słowem tam, gdzie Cyganie stanowe atrakcję analogiczną do modnych na królewskich dworach trefnisiów ?? karłów. Tak było w dobrach radziwiłłowskich na Litwie. Cygańscy zwierzchnie u Radziwiłłów obejmowali swą władzą jedynie Cyganów przebywających w ziemiach będących własnością księcia. W r. 1778 zmarł jeden z tych radziwiłłowskich „królów" nazwiskiem Stefanowicz, Cygan. W tymże roM Karol Stanisław Radziwiłł „Panie Kochanku", mający w swoich dobrach bardzo wielu Cyganów, spośród których niemała liczba prowadziła już osiadł tryb życia, mianował zwierzchnikiem cygańskim Cygana mieszkającego w Mii rze - Jana Marcinkiewicza. W odróżnieniu od wcześniejszych i współczesnych! tej nominacji przywilejów królewskich - zwierzchnikiem obrany zostaje Cygan, a nie szlachcic polski. Zapewne był on zwierzchnikiem jakiejś cygań4 skiej grupy, a potwierdzenie Radziwiłła wzmocniło tylko jego władzę i rozsze-f rzyło jej zasięg. Przywilej Radziwiłła faworyzuje Marcinkiewicza i jegol bezpośrednich podopiecznych oraz poleca mu surowe traktowanie innych wędrujących grup: „Karol Stanisław Radziwiłł, Xiąźę na Ołyce, Nieświeżu, Birżach, Dubin-, kach, Słucku, Kopylu, Kłecku i Świętego Państwa Rzymskiego Hrabia na Mirze, Szydłowcu, Krożach, Kopysiu, Kieydanach, Koydanowiu, Zabłudowiuj Białym Kamieniu i Białłej, a na Żółkwi, Złoczowie, Pomorzanach, Newluj Siebieżu Pan i Dziedzic, Wojewoda Wileński, Orderów Orła Białego, Świętej go Jędrzeja, Świętego Huberta Kawaler. Oznajmuję tym protekcyjnym listenJ wszem wobec i każdemu z osobna, komu by o tym wiedzieć należało, iż Jana Marcinkiewicza, Cygana starszego, mieszczanina i obywatela miasta mojego Mira, z całą kompanią jego, w tymże mieście osiadłą i domy swoje mającąj biorę w moją protekcją jako własnych mieszczan i poddanych moich, zwłaszcza kiedy to nie jest przeciwko prawu, Konstytucjom i Statutowi WXL, które Cyganów luźnych tylko, nieosiadłych, z miasteczka do miasteczka przejeżdżających i tułających się ochraniać i takim dawać protekcją zakazują: co zaa ludzie nie hultaje, ale osiedli, pod to prawo z żadnej przyczyny podpadać nie powinni. Proszę tedy wszystkich, aby pomienionych Cyganów moich Mirskichj na jarmarkach, targach, drogach i gościńcach nie aggrawowali, wolne handld pozwalali, sami sobie sprawiedliwości nie czynili, wolno wszędy bez żadnej icN krzywdy przepuszczali. Gdyż ja jako o własnych moich poddanych krzywdd 57 • ć się i ° me każdym prawem agere (działać) deklaruję. Pozwalam temuż nowi Marcinkiewiczowi występnych karać, nieosiadłym w miastach naszych jarmarkach i targach handlów prowadzić nie dozwalać, chyba za dołożeniem się Cygana starszego Jana Marcinkiewicza, mieszczanina i obywatela miasta mojego Mira. Który to list protekcyjny dla większej wagi i wiary ręką własną podpisawszy, pieczęć moją przycisnąć rozkazałem. Dan w zamku moim Nieświeskim, tysiąc siedemset siedemdziesiątego ósmego roku, miesiąca lipca, dwudziestego drugiego dnia. Karol Xiążę Radziwiłł"24. Nawet Narbutt, tak chętnie i bezkrytycznie przyjmujący, że zwierzchnicy cygańscy pochodzili z wolnego wyboru swych pobratymców, nie mógł nie zauważyć, że przywileje i listy protekcyjne prowadziły mianowanych władców do bezkarności i nadużyć wobec podległych im Cyganów: „Władza zwierzch-nicza u Cyganów - pisze - dopóki opierała się na słuszności i dawnych zwyczajach, święcie poważanych, dopóty niezachwianą uległość znajdowała, każdy poważał i bał się zwierzchnika prawego, inaczej karany bywał przez rokosz, albo zupełnie zniesionym z urzędu, dlatego to w Mirze zwierzchnicy starali się książęce mieć przywileje, aby pod protekcją panów zostając, mogli opierać się wyrokom hordy i tym sposobem samowolniej się rządzić", (podkreślenie J.F.) Marcinkiewicz władał Cyganami w Mirze przez dwanaście lat, zmarł w r. 1790. Rządził, sądził, zawiadywał słynną Akademią Niedźwiedzią. Akademia Niedźwiedzia w Smorgoniach przetrwała cygańskiego „króla" i w późniejszych czasach „już tylko prywatni obywatele oddawali tam młodzież chciwą nauki [...]. Ostatni król cygański, niejakiś Marcinkiewicz, od śmierci księcia «Panie Kochanku» znacznie na powadze swojej był utracił i dlatego akademii smorgońskiej nie mógł otaczać dłużej blaskiem swego majestatu"25. Chyba mowa tu o synu Jana Marcinkiewicza, gdyż on sam zmarł w tymże samym roku, co książę Karol Stanisław. Czacki26 wspomina o ostatnim „rządcy" Cyganów w dobrach radziwiłłowskich imieniem Ignacy Marcinkie- J. Daniłowicz, O Cyganach wiadomość historyczna, Wilno, 1842, str. 98-100 („Kopiowany z autentyku dochowanego w Archiwum Radziwilłowskim w Wilnie, na papierze z pieczęcią X'ążęcą Orła, armaturą uzbrojonego".) i T. Narbutt, op. cit, str. 173-174. E[ustachy] T[yszkiewicz], Obrazy domowego pożycia na Litwie skreśli! E. T. Poczet drugi z sześcią rycinami, Kraków, 1867. T. Czacki, O litewskich i polskich prawach, 1861, str. 253. 58 wicz. Jest to zapewne syn uprzywilejowanego Jana, z którego śmiercią „zgasłj świetność tego rządu - jak pisze Narbutt — nowe urządzenia krajowe niJ sprzyjały swobodzie Cyganów, liczne przeto drużyny hordami całymi wędroJ wały do krajów berłu tureckiemu podległych. Już nawet Radziwiłłom nij przyszło instalować zwierzchnika w Mirze, wprawdzie syn Marcinkiewicza utrzymywał zaszczyt ojca swojego, ale puściwszy się na wędrówkę, przeszedł do Multan". Józef Gluziński27 spisał wspomnienia starych ludzi, dotyczące lat osiemdziesiątych XVIII wieku. Mówią one m.in. o królu cygańskim u Radziwiłłówn Janie Marcinkiewiczu. Stary szlachcic, Tomasz Rudomina, który pracował jako leśniczy Radziwiłła, podał Gluzińskiemu pewne szczegóły dotyczące wyglądu i stroju owego cygańskiego zwierzchnika, którego imienia i nazwiska już nie pamid,l: „Był wysokiego wzrostu, barczysty, pleczysty i kościsty, a mimo to chuderla-wy; twarz miał ściągłą, pomarszczoną, oczy żywe, nawet, jak to mówią, ogniste, przenikliwe, nos duży ściągły, cerę śniadą, rękę miał potężną i wielką; jego rękawica mogłaby jakiemu chłopcu służyć za czapkę; choć był stary, włosy miał czarne, prawie krucze, kędzierzawe, mało co widać było siwizny, i brodę miał czarną, ogromną, jak snop, i na głowie miał czapkę w kształcie jakby korony, tylko bez krzyżyka, ale w niej było utkwione krótkie pawie pióro; suknię miał długą, czarną, obwisłą aż do kostek, przepasaną czarnym pasem, i czerwone buty; na szyi, po wierzchu sukni, miał łańcuch z grubych białych paciorek zwieszający się aż do piersi, na którym wisiało wyobrażenie niedźwiedzia, a naj nim siedząca małpa w czerwonej kaftance. Aplikując się Księciu Jego Mości jak przychylny wasal, król cygański wyuczył kilka niedźwiedzi chodzić w zaprzęgu i ciągnąć za sobą powóz; co się też księciu niezmiernie spodobało. Laufrem naprzód takiej niedźwiedziej szóstki był Cygan, forysiami małpy. Gdy tak raz niespodziewanie król cygański zajechał na dziedziniec zamku nieświeskiego, tak dalece był książę i zadziwio^ ny, i uradowany, że go po królewsku traktował i nadskakiwał, bo to mówił: «Panie Kochanku, królu miłościwy! Jesteś u mnie gościem, jakich u nikogo na świecie nie bywało; przybyciem swoim zrobiłeś mi zaszczyt, godny chwały w potomne wieki!» Ucztę, na jeden dzień przygotowaną, przeciągnął na dni kilka i sam tym ekwipażem królewsko-cygańskim jeździł z zamku do Alby, 27 J. Gluziński, Król cygański i Akademia niedźwiedzia, „Kalendarz Polski Ilustrow; J. Jaworskiego, 1867. 59 letniego pałacu, wśród otaczających go dworzan i zgromadzonej lachty, tudzież tłumów nieświeskiego narodu". Takie to były zabawy w one lata, ostatnie lata przed ostatecznym upadkiem Rzeczypospolitej. Wszystkie królewskie czy książęce nominacje udzielane królom", „rządcom", „wójtom", czy „zwierzchnikom" niewiele praktycznie miały wspólnego z istotną troską o losy ludności cygańskiej, dawały za to jednostkom nadmierną władzę lub nielicznym grupkom oligarchiczne przywileje. Wkrótce miał już nadejść kres tych praktyk, a zbliżające się czasy niewoli, spychając cygańskie masy na bezdroża, w leśne ukrycia, pozbawiły je resztek obywatelskich praw, które zresztą istniały tylko na papierze. Była to raczej więc polityka desinteressement wobec tego ludu, przynosząca mu wiele krzywd, ale nie tak dotkliwa dla Cyganów, jak późniejsze dziewiętnastowieczne próby przychodzenia Cyganom „z pomocą", krzywdzące znacznie aktywniej. Tymczasem ustały nominacje królewskie i radziwiłłowskie, nastąpiły rozbiory kraju. W niektórych stronach Polski pozostały osady Cyganów już nie wędrujących, np. na Litwie i w Małopolsce Wschodniej oraz na Podkarpaciu. Pozostali także liczni Cyganie koczujący. Część z nich w okresie rozbiorów wywędrowała z ziem Rzeczypospolitej głównie na Bałkany, część zaś pozostała w lasach miejscowych, gdzie wkrótce została poddana nowym ustawom państw zaborczych. Dopiero po upływie ponad stu lat - po I wojnie światowej -spróbowano wznowić w Polsce instytucję cygańskiego królestwa. Pomysł wybierania królów cygańskich spośród miejscowej szlachty nie był polskim wynalazkiem. Już o sto lat wcześniej mianowano w Siedmiogrodzie i na Węgrzech szlachciców zwierzchnikami tamtejszych Cyganów. Tak np. w Siedmiogrodzie królowa Izabella mianowała cygańskimi naczelnikami Kacpra Nagy i Franciszka Balatfi. Obaj sprzedali podległych sobie Cyganów niejakiemu Zuchaky. Jak widać z tego, poczynali sobie z poddanymi dość swobodnie, o wiele bezwzględniej niż nasi szlachetkowie na cygańskim tronie. CYGANIE W KRÓLESTWIE POLSKIM Sprawy „królestwa cygańskiego" w Polsce przedrozbiorowej, ciekawe jakoj kuriozalna forma podporządkowywania sobie ludności cygańskiej przez wła-] dze państwowe, w istocie nie miały dla życia Cyganów większego znaczenia -J wielu cygańskich ugrupowań w ogóle nie dotyczyły. Toteż pod koniec XVIII wieku zaczęto przemyśliwać nad reformą stosunku państwa do tej grupa narodowościowej: istnieją nawet wieści, że sam Tadeusz Czacki opracowywał dla Sejmu Czteroletniego projekt nowych przepisów. I oto w niespełna siedem! miesięcy po uchwaleniu Konstytucji Trzeciego Maja - bo już w grudniu 179? roku - w oparciu o uchwały sejmu i ogłoszoną Konstytucję „Komisja Policji Obojga Narodów" wydała podpisany przez Michała Wandalina Mniszchąl marszałka wielkiego koronnego, Uniwersał dotyczący Cyganów w Polsce! Można przypuszczać, że tekst tego Uniwersału zredagowany został wedłul materiałów przygotowanych i opracowanych przez Czackiego. Treść Uniwerl sału chlubnie świadczy o jego twórcach i choć pewne propozycje praktycznyclj rozwiązań nazbyt upraszcza, stanowi dokument, jakiego trudno by w owycM czasach szukać gdziekolwiek indziej. Warto w całości przytoczyć ten nieznany dziś „Uniwersał Komisji Obojga] Narodów"1: „Komisja Policji Obojga Narodów wiadomo czyni, komu o tym wiedzieć należy. Gdy podobało się Opatrzności w liczbie pomyślnych dla kraju naszego 1 Państwowe Archiwum Akt Dawnych w Warszawie, Acta Generalia tyczące się Cyganów» vol. 1, nr 7147. 61 darzeń udzielić i to, że przez Ustawę Rządową dnia 3-go maja, roku kończącego się, zapadłą, znalazł każdy w krajach Rzpltej mieszkaniec prawa opiekę, Komisja Policji Obojga Narodów, mając polecony w obowiązkach sobie przepisanych dozór skutków tego prawa, zna potrzebę obrócić troskliwość na ludzi będących dotąd w kraju naszym pod imieniem Cyganów. Lud ten dla surowości prawa nie mając nigdzie pewnego siedliska, był przymuszonym zawsze być tułającym się, a zatem nie tylko krajowi nieużytecznym, lecz owszem szkodliwym, bo będąc pozbawionym sposobu zarobienia pracą i usługą musiał szukać opędzenia potrzeb życia najczęściej z szkodą społeczności, w której się znajdował. Gdy więc Konstytucja dnia 3 maja roku bieżącego, pod tytułem „Ustawa Rządowa", zabezpieczając każdemu opiekę rządową, wszystkie tejże ustawie przeciwne prawa uchyliła, zniosła tym samym i te prawa, które broniły przyjmować na osadę lud, pod nazwiskiem Cyganów w krajach naszych będący. Dla czego Komisja Policji Obojga Narodów, odbierając ustawiczne raporta od różnych Komisjów Cywilno-Wojskowych i Magistratów, iż tego gatunku ludzi w różnych miejscach pod tytułem włóczęgów jest wiele przytrzymanych, znajduje potrzebę uwiadomić tak Prześwietne Komisje Cywilno- Wojskowe, jako i szlachetne Magistraty i każdego w szczególności Obywatela, że tego gatunku ludzie nie są wyłączeni spod opieki rządowej i że każdemu wolno jest przyjąć Cygana na osiadłość lub w służbę do wsi swojej, jako też, że tak Komisje Cywilno-Wojskowe, jako i Szlachetne Magistraty nie mają pod tytułem włóczęgów tego gatunku ludzi aresztować, owszem, mają onym oznajmić o rządowej nad nimi opiece, wolność siedlenia się oświadczyć i do niej w krajach Rzpltej zachęcić. Kiedy zaś wzwyż wspomnianym prawem zyskują dobrodziejstwo stałego pomieszkania, będzie obowiązkiem Komisjów Cywilno-Wojskowych i Magistratów dać baczność, aby się kupami jak dotąd nie włóczyli, ale każdy, wziąwszy paszport od Komisji Cywilno-Wojskowej lub Magistratu w tym powiecie lub mieście, gdzie go niniejszy Uniwersał zastanie, starał się najdalej w przeciągu roku obrać pewne miejsce i pewny sposób do życia, a jeżeliby w przeciągu roku od daty niniejszego Uniwersału nie miał miejsca i dawnym zwyczajem się tułał, takowy za włóczęgę poczytany i do domów pracy lub więzienia, przez Komisję Policji oznaczyć się w kraju mających, oddawany będzie. Który to Uniwersał, aby do powszechnej doszedł wiadomości, Komisja Policji wydrukować i wydrukowany do wszystkich K-omisjcw Cywilno-Wojskowych i do każdego miasta apelacyjnego, z miast zas apelacyjnych do każdego miasta swego respective wydziału nieodwłocznie za rewersami rozesłać i o publikacją z ambon starać się zaleca. 62 Dan w Warszawie na Sesji Ekonomicznej Komisji Policji Obojga Narodów! dnia 29, miesiąca grudnia, roku Pańskiego 1791. Michał Wandalin MniszeclJ Marszałek Wielki ???????'? Znamienne słowa uniwersału mówią o uchyleniu przez Konstytucję 3 Maja praw, „które broniły przyjmować na osadę lud pod nazwiskiem Cyganów w krajach naszych będący". Dopiero więc pod koniec Rzeczypospolitej, w r, 1791, przestały obowiązywać ustawy z 1557, 1565 i 1578 roku. Ustawy tJ polecały wypędzać Cyganów z kraju i zabraniały przechowywać ich, przyjmo-i wać do swoich gospodarstw pod groźbą kary przewidzianej dla winnych! współdziałania ze skazanymi na banicję. Wprawdzie do realizacji wygnania Cyganów z ziem polskich nigdy niel doszło, ale nie doszło też do przyjmowania ich na osiedlenie; jedynymi wyjątkiem byli tu możnowładcy, którzy- jako autonomiczni władcy w swoich dobrach - nie musieli podporządkowywać się owym przepisom i konstytucjom" sejmowym; ale i oni tłumaczyli się, starając się uzasadnić swoje stanowisko,*} jak np. Radziwiłł, który pisał w akcie nominacyjnym danym Janowi Marcin-? kiewiczowi: „...biorę w moją protekcją, [...] zwłaszcza, kiedy to nie jesl przeciwko prawu, Konstytucjom [...], które Cyganów luźnych tylko, nieosia-1 dłych [...] ochraniać i takim dawać protekcją zakazują". Formalnie uchwały antycygańskie obowiązywały nadal i dopiero Sejm Czteroletni unieważnił je,| a uniwersał wyraźnie ogłosił ich zniesienie. W ten sposób stworzył podstawjj prawne, umożliwiające Cyganom porzucenie wędrówek. Niestety, jak wynika z późniejszych doświadczeń, nie tylko brak owych podstaw prawnych kazała wędrować cygańskim taborom i nie tylko niechęć do osiadłego trybu życia^ Konstytucyjne przyzwolenie nie było równoznaczne z gotowością przyjmowa-j nia przedstawicieli tego ludu przez ludność miejscową. Okazało się, że nawei ci, którzy chcieli porzucić wędrówkę, nie mogli znaleźć miejsca, w którynj pozwolono by im obrać stałe siedlisko. Ale to miało się okazać dopiero później i twórcy uniwersału nie mogli brać tego pod uwagę. Ciekawa jest wiadomość zawarta w przytoczonym tekście, że wielu Cyganów w owym czasie przetrzymywano w więzieniach, a jedynym przestępstwem^ więźniów było - wędrowanie! Uniwersał potępia takie postępowanie i nid dozwala więzić Cyganów za włóczęgostwo. Cygańscy wędrownicy, których nid wolno było ochraniać, to przecież nie to samo, co zwykli włóczędzy, wobec których stosowano przewidziane przez prawo kary. Zaliczenie cygańskiego 63 ,roWnictwa do pojęcia „włóczęgostwa" było krzywdzącym nieporozumie- • m Uniwersał sprzeciwia się takiemu traktowaniu wędrownych grup i do- ala karać Cyganów dopiero w wypadku, gdyby nie skorzystali z przysługuj ą- im odtąd prawa osiedlenia się. I tu zaczynają się błędy szlachetnego niwersału. Daje on Cyganom zbyt mało czasu na zmianę trybu życia: zaledwie nk na znalezienie sobie stałego dachu nad głową i możliwości zarobkowania miejscu osiedlenia. Nawet przy najlepszych chęciach ze strony samych Cyganów i gospodarzy, którzy mogliby ich „przyjąć na osiadłość", termin taki byłby zupełnie nierealny. A cóż dopiero przy obustronnych niechęciach j braku jakiejkolwiek pomocy ze strony władz! Toteż i tym razem przepisy pozostały na papierze. Nie znaczy to jednak, że Cyganie nie odczuli skutków nowych rozporządzeń; były to jednak skutki opłakane. Nastąpił drugi i trzeci rozbiór kraju. Po stworzeniu Królestwa Polskiego rozpoczął się pod okiem carskiego zaborcy proces „realizowania" poleceń osiedleńczych; stał się on w istocie wielkim „polowaniem na Cyganów". Opierając się na przepisach uniwersału z 1791 r„ nowe władze ogłosiły w dniu 11 maja 1816 r. „Rozporządzenie Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych i Policji"2 uzupełniające ogólne polecenie uniwersału bardziej szczegółowymi przepisami. Już z samej daty ogłoszenia nowych rozporządzeń wynika, że ów roczny termin prekluzyjny, wyznaczony o 25 lat wcześniej, nie odniósł skutku. Wyznaczono więc termin nowy, tym razem skracając, go do sześciu miesięcy. Polecono władzom terenowym, aby ogłosiły „iż rząd tej klasie ludu daje opiekę i wolność zamieszkania w kraju, z warunkiem atoli osiadania na wsiach lub w miastach i trudnienia się rolą bądź użytecznym jakowym przemysłem, bądź służbą lub wyrobkiem..." Zobowiązano władze powiatowe, miejskie i gminne do spisywania danych personalnych Cyganów na specjalnie w tym celu sporządzonych wykazach. Dane te powinny zawierać także dokładną informację, gdzie Cyganie obierają sobie miejsce osiedlenia. Po otrzymaniu i spisaniu tych danych miejscowy urząd ma wydać Cyganom zaświadczenie, uprawniające ich do udania się tam, gdzie zamierzają osiąść na stałe. Przepisy zawierają punkt nowy, przepis, którego nie było w uniwersale: »»••? w przypadku, chociażby niektórzy z ludzi tego gatunku żadnego stałego zamieszkania nie zadeklarowali, byle udowodnili tylko, iż z wyrobku, za Podręcznik dla władz gminnych, obejmujący zbiór przepisów i postanowień, obowiązujących wiadze gminne w Królestwie Polskim, oprać, przez H. Konitza i F. Olszewskiego, Warszawa, 1883. 64 którym chodzą, albo z godziwego i użytecznego przemysłu znajdują swoj4 utrzymanie, wolność przenoszenia się w tym celu z miejsca na miejsc* tamowaną im być nie powinna i zaświadczenie stosowne wydać onymże należł z wyrażeniem atoli, gdzie, w jakim zamiarze idą, tudzież z zastrzeżeniem, ? ? wszędzie władze miejscowe, świadectwa takowe wizujące, zapisywały, ora^ czas ich w miejscu pobytu i czym się tam trudnili". Załączone facsimile takiego świadectwa, a właściwie wpisywanych doń wiz, zawiera zaświadczenia wójtół i innych władz terenowych stwierdzające, że Cygan Franciszek Barbuńskj jeździł od wsi do wsi wraz z rodziną, „robił robotę kowalską" i „sprawował się spokojnie". Ale i tego rzemieślnika władze pozbawiły faktycznie prawa» zajmowania się uczciwą pracą. Zabroniono wkrótce jeździć tym cygańskin* rzemieślnikom, którzy nie byli osiedleni wraz ze swymi rodzinami na stałej zezwalając na zarobkowe jazdy tylko osiadłym Cyganom i to samotnie, bez rodzin. Wymiętoszone, złożone we czworo arkusze z zaświadczeniami włada odebrano Barbuńskiemu i innym, po czym załączono je do akt urzędowych! aby przygotować nowe, obostrzone rozporządzenia i ogłosić je w 1826 roku! Przez kilka lat jednak Barbuński miał prawo parać się wędrownym kowalski™ rzemiosłem; nie zabraniały mu tego pierwsze rozporządzenia. Doszło do ich] ogłoszenia wskutek licznych wypadków niewłaściwego, krzywdzącego traktcJ wania ludności cygańskiej przez władze terenowe i licznych zapytań nadsyła! nych z departamentów do Warszawy, jak należy postępować w stosunku da wędrujących cygańskich grup. Prefekt Departamentu Radomskiego skierował 16 IV 1816 r. pismo do Warszawy, w którym powiadamia, że podczas obławy przeprowadzonej w dnia 10 kwietnia w lasach stromieckich schwytano „bandę Cyganów z 40 osói składającą się, różnej płci i wieku", po czym umieszczono wszystkich w więziel niu i poddano śledztwu. Prefekt prosi o „udzielenie przepisów rządowych"! jak należy postępować z Cyganami, którym nie udowodni się żadnegq przestępstwa, skoro „z sposobu ich życia żadnego pożytku". Podobne pismo nadsyła prefekt Departamentu Siedleckiego dnia 28 kwiet-> nia tegoż roku: „Liczba tułających się w kraju Cyganów zdaje się dzień zi dniem powiększać i takowi lubo przez miejscowe policyjne władze przytrzy* mywani bywają, gdy ani zamieszkania stałego nie mają, ani miejsca urodzeń nia nie wiedzą i jedynie z jednego na drugie miejsce ustawicznie bez żadnego sposobu do życia przenoszą się, nie wiedzieć, co z nimi przedsięwziąć [...]". Rozporządzenie dotyczące kontroli ludności cygańskiej zostało ogłoszom 65 czeła s'? realizacja zawartych w nim przepisów. Zilustrujmy ten proces mocy ówczesnych pism urzędowych, korespondencji między władzami terenowymi a centralą w Warszawie-'. 7eodnie z przepisami województwo Mazowieckie nadesłało listę imienną ? panów, zapytując, co należy z nimi robić. Lista obejmuje dwadzieścia cztery sobv Marcina Piotrowskiego, sitarza, wraz z żoną, Ignacego Piotrowskie-,nuzykusa", z żoną i córką, Jakuba Piotrowskiego, także „muzykusa" z żoną, Józefa Bogdanowicza, niedźwiednika, Bazylego Burczaka, ko no wała, Józefa Czechowicza, kowala, i innych. W dniu 13 lipca 1819 r. Warszawa przesyła instrukcję, w której poleca, że Cyganie, „którzy nie wskazują stałej posady", powinni otrzymać paszport z roczną ważnością do okolicy, którą sobie sami wybiorą. Tam będzie im wolno pod nadzorem policji „z niedźwiedziem swym bawić" w ciągu najwyżej roku, bez prawa opuszczenia obrębu województwa, i w tym czasie osiedlić się. Gdyby zaś nie dopełnili tego obowiązku, będą karani „jako nieposłuszni prawom krajowym". Nietrudno *ię domyślić, że zarówno Cyganie jak ich niedźwiedź nie zostali nigdzie przyjęci „na osadę" i tylko korzystając z paszportów przenosili się nadal z miejsca na miejsce. Władze postanowiły karać wójtów za udzielanie wiz Cyganom „włóczęgą się trudniącym" grzywną w kwocie sześciu złotych polskich, nakłaniając w ten sposób do większej dbałości w zapobieganiu cygańskim wędrówkom. Gorliwość władz gminnych w obawie przed karą wzrosła. W dniu 1 lipca 1820 roku „wójt gminy Jabłonny ujął na włóczędze próżniackiej piętnaście familii Cyganów, z 70 głów składających się, którzy, wpadłszy raptownie do karczmy Rzyszew, dopuścili się hałasów". Cyganów zatrzymano i natychmiast przewieziono do więzienia, a sąd wydał wyrok nakazujący przewiezienie Cyganów pod strażą do miejsc osiedlenia, które sami sobie wybiorą, oraz zarządzający ukaranie wszystkich urzędników, którzy do wędrowania dopuścili. Cyganie podali więc na chybił trafił nazwy miejscowości, w których gotowi są zamieszkać. Cygan Łożyński z żoną — w Augustowskiem; Krzyżanowscy, Pawłowscy, Czarneccy (Józef i Helena z synami: Jakubem i Efraimem!) - w województwie Płockim, Pawłowscy i Rutkowscy - w Płońsku, w Radomskiem - Łożyńscy i Sadowscy, w Warszawie — Jan Głowacki z rodziną, na Pradze - Waszkowscy, w Nieborowa - Kamieńscy i Jankowscy. Archiwum Główne Akt Dawnych w Warszawie. Acta Generalia, tyczące się Cyganów, vol. I, nr ' 147 oraz Akta Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych, tyczące się Cyganów, vol. II, nr 7148. 5 "~ Cyganie... 66 Polecenie sądu wykonano, odbierając w ten sposób kowalowi możnośa wędrownego uprawiania swego rzemiosła, co dawało mu dotychczas zwiększol ny popyt na kowalskie usługi; odebrano też muzykantom prawo grywani! w różnych, coraz to innych miejscowościach na weselach czy w karczmach! Wprawdzie obowiązywał przepis pozwalający rzemieślnikom zmieniać miejJ sce pobytu, ale już 25 lutego 1826 r. wydano nowe rozporządzenie, którl zezwalało udawać się cygańskim rzemieślnikom „na zarobki" tylko w tyiJ wypadku, jeśli posiadają oni odpowiednie świadectwo stwierdzające, że wrł z rodzinami zapisani są w księgach ludności w miejscu stałego zamieszkania! Spotęgowało to niechęć Cyganów do osiedlania się, bowiem tylko samemJ rzemieślnikowi wolno było wyruszać na wędrówkę zarobkową, rodzina zĄ musiała pozostawać na miejscu. Jeszcze w 1821 roku władze sandomierskie, żaląc się na to, że Cyga™ dostawieni na miejsce osiedlenia po pewnym czasie znikają, proponowały! aby Cyganów, którzy trzykrotnie opuszczą miejsce osiedlenia, wydalać pozl granice kraju. W tymże roku pismo z województwa lubelskiego informują Warszawę, na czym m. in. polegają trudności w realizacji poleceń rządowych! „Cyganie największe szkody i nadużycia po wsiach robią, włościanie za zabobonni, bojąc się czarów cygańskich, boją się nawet onych chwytać] owszem, żądaniom ich dogadzają..." Komisja Rządowa wydaje więc znowu w 1844 r. rozporządzenie, w którym poleca sprawdzenie wydanych dotychczas legitymacji i świadectw oraz skonj trałowanie, czy wszyscy wciągnięci są do spisów ludności. Cyganów, którzj uchylali się od tego obowiązku, nakazuje się karać oraz pociągać „do surowej, odpowiedzialności wójtów gmin". Wreszcie ogłoszona zostaje groźna w skufl kach decyzja namiestnika z dnia 3 listopada 1849 ?., która zarządza, aby za każdego ujętego dorosłego Cygana wypłacano żandarmom nagrodę w wysol kości 2 rubli srebrnych i 85 kopiejek, za każde zaś schwytane dziecko -połowi tej sumy. Po upływie miesiąca od ogłoszenia tej decyzji wydane zostało rozporządzi nie Komisji Spraw Wewnętrznych, powtarzające dotychczasowe zalecę , i ponownie grożące Cyganom nie mającym legitymacji oddawaniem ich p sąd. Rozporządzenie ostrzega również „wszystkich urzędników policyjny jakimi są prezydenci, burmistrze miast i wójci gmin", że za nieprzestrzegan przepisów i tolerowanie wędrujących taborów karani będą nie tylko w m odpowiedniego artykułu kodeksu karnego, ale ponadto sami ponosić bą 67 koszta wynagrodzenia żandarmów, należne za ujmowanie Cyganów na włóczędze. Decyzja carskiego namiestnika stała się przyczyną wieloletniej dyskryminacji Cyganów w Polsce, dała początek prześladowaniom uprawianym przez żądnych dodatkowego zarobku żandarmów. Rozpoczęły się istne polowania na Cyganów. powstała paradoksalna, brzemienna w skutki, groźna sytuacja: Cyganom nie opłacało się nie kraść. Aresztowani, więzieni za samą wędrówkę, nie ryzykowali już niczym. I tak więzienie, i tak więzienie. Zamiast spełniać rolę wychowawczą, przepisy prawne demoralizowały, skłaniały do przestępstw. Poza tym chwytani przez żandarmów Cyganie nieraz wyswobadzali się przy pomocy zabójstw, co także było bezpośrednim skutkiem stosowanych wobec nich metod. Cygan schwytany bez legitymacji lub z dala od miejsca zamieszkania był już przestępcą. Do czego to w praktyce prowadziło, zilustrują przykłady. W 1850 roku w Guberni Jarosławskiej aresztowano 113 Cyganów, którzy nie mieli wymaganych legitymacji. Naczelnik guberni domaga się w 1851 r. od władz centralnych jak najśpieszniejszego sprawdzenia, w jakiej guberni Cyganie ci są zameldowani, „a t o zpowodu, że zatrzymani Cyganie już przeszło rok siedzą w areszcie". Komisja Rządowa rozsyła kwerendę do wszystkich rządów gubernialnych, ale poszukiwania nie przynoszą żadnego rezultatu i sprawa przycicha. Korespondencja urzędowa nie wraca do 113 więźniów i nie znamy dalszego ich więziennego czy pozawięziennego losu. Cyganie ponosili odpowiedzialność nie tylko za własne sprzeciwianie się przepisom prawnym, ale również pokutowali za niechęć władzy i ludności miejscowej. Rząd Guberni Lubelskiej nadesłał w dniu 15 października 1851 roku specjalnym transportem grupę Cyganów, złożoną z 30 osób, mężczyzn, kobiet i dzieci, na teren Guberni Radomskiej, stwierdziwszy, że Cyganie ci pochodzą z miasta Głowaczewa w Radomskiem. W mieście okazało się, że Cyganie nie figurują w spisach miejscowej ludności i chociaż znano ich w Głowaczewie, nie uznano ich jednak za stałych mieszkańców miasta. Mieszkańcy Głowaczewa „dla uniknięcia zapewne ciężaru, jaki zwykle za pojawieniem się bandy Cyganów ponosić muszą, Pochodzenia ich stamtąd zaprzeczyli". Wobec tego rząd guber-nialny zatrzymał ich na tzw. „koszcie transportowym". Ponieważ w miejscowym areszcie nie było wolnych miejsc, wynajęto specjalnie w tym celu budynek, umieszczono tam wszystkich Cyganów i przeprowadzono dalsze 68 śledztwo. Okazało się, że Cyganie ci przebywali w okolicach miasteczka i że sal ślady, iż byli zapisani w tamtejszych księgach ludności, a następnie skreśleni] z nich. „Całą przyczyną obecnego zawikłania [...] są władze miejscowe policyjne [...], głównie winnym okazał się być były burmistrz [...], któryj dowolnie wpisywał lub wykreślał z ksiąg ludności Cyganów [...]". Rząd Gubernialny polecił ich osiedlić na terenie powiatu radomskiego,] nakłonić do zarobkowania pracą i nie dopuszczać do włóczęgostwa. Zanim się j to stało, minęło prawie pięć miesięcy od chwili przywiezienia Cyganów.] Decyzja guberni zapadła w lutym 1852 ?., ale już nie mogła być wykonana. Po] blisko pięciu miesiącach od chwili uwięzienia, w nocy z dnia 2 na 3 marcaj Cyganie wyłamali się z aresztu i umknęli. W aktach nie ma żadnych dokumen-J tów świadczących o schwytaniu uciekinierów. Można więc przypuszczać, żel dane im było znów cieszyć się przysłowiową „cygańską wolnością", co w owych, czasach niewiele różniło się od swobody tropionych zwierząt. Zaszywali się w leśnych gęstwinach i stamtąd wypadali na kradzież, aby" znów zniknąć w lasach. Odkąd sam proceder koczowniczy stał się przestęp-' stwem, kradzieże musiały przybrać na sile, przestępczość się wzmogła, co jest zrozumiałą, logiczną konsekwencją obowiązujących wówczas przepisów! prawnych. Koczujący Cyganie nie mogli bezpiecznie zarobkować, zepchnięci zostali poza obręb legalności. Poza tym obrębem otwierały się już tylko możliwości egzystencji przestępczej. Często w taką sytuację bez wyjścia zapędzani byli nawet ci, którzy chcieli się osiedlić, okazywało się, że są przezsj otoczenie traktowani jako osadnicy niepożądani. Grupy złodziejskie były chwytane i przekazywane władzom. Ale przecież! podobnie działo się i z tymi, którzy tylko wędrowali, nie dopuszczając siq kradzieży. Ryzyka więc nie było; istniała tylko jedyna obrona przed utratą wolności: ukrywanie się i ucieczka. Żandarmi byli wynagradzani za schwytanie Cygana. Specjalnej nagrody zażądał więc burmistrz Nowego Miasta, nazwiskiem Zrzelski, za swoje zasługi, polegające na schwytaniu całej grupy Cyganów, którzy skradli gospodarzowi cztery konie. Kradzież dokonana została nocą z 1 na 2 maja 1851 ?., Cyganie uprowadzili we wsi Arcelin konie z zamkniętej stajni. Imć pan Zrzelski sam w liście do warszawskich władz opisuje historię pościgu i schwytanie Cyganów, a czyni to tak malowniczo, że ze względu na typowość wypadku i walory opowieści warto ją przytoczyć w całości. „W karczmie, dowiedziawszy się, że Cyganie przed paru godzinami przejeż- 69 ,. .j j prosto w bór udali się i że trzeba ich szukać w boru, w miejscu zwanym «Zielenie», gdzie jest niezbyt wielkie jezioro i około niego łąka, na naleganie konieczne odpuściłem fornala z Lelewa, a sam z dwojgiem mymi ludźmi w głąb boru ogromnego ruszyłem i tak ciągle śladu pilnując dojechałem na miejsce «Zielenie». Tam to, gdy przybyłem, w rozległym i gęstym lesie z niemałym przerażeniem ujrzałem naokoło wody rozłożone cztery ogniska, a przy każdym hordę Cyganów żywność sobie gotujących, nad wodą zaś parę koni po trawie chodzących. Pomimo widocznego niebezpieczeństwa, ale chcąc dopiąć swego zamiaru, dla postrachu Cyganów zrobiłem hałas i wołałem niby na więcej ludzi, którzy za mną w pomoc idą. Cyganie, ujrzawszy mnie w mundurze i dwóch moich ludzi, i zląkłszy się nadciągającej niby pomocy, wszyscy w las pierzchnę-li, ogniska i bagaże swoje opuścili. Korzystając z ich ucieczki i gdy pogoń była niepodobna, kazałem tymczasem parę pasących się nad wodą koni zabierać i szukać ich więcej, lecz Cyganie, przekonawszy się, że prócz mnie i dwóch ludzi nie ma nikogo więcej, wybiegli z boru i całą gromadą w liczbie przeszło 70 ludzi z kijami i wielkimi drągami, krzycząc - hura! hura! łapaj, trzymaj! - na nas się rzucili. Wszelki stawiony im opór uważając za daremny, niebezpieczny i życiu zagrażający, do najpierwszej wsi razem z ludźmi uciekać byłem zmuszony, lecz i tu na wielkie niebezpieczeństwo narażony zostałem, Cyganie bowiem, rozstawiwszy się na wszystkie strony po lesie, przytrzymać nas usiłowali i dlatego dwóch Cyganów z pałkami drogę nam zabiegło, wołając „trzymaj go", lecz gdy zagroziłem im wystrzałem z fuzji, jeżeli który przystąpi, oni nieco wstrzymali się i tym sposobem konno zaledwie umknąć i do wsi Krogula przybyć zdołałem. Tam, cały potem oblany, wezwałem miejscowego sołtysa o dodanie natychmiastowej pomocy z ilu tylko można ludzi uzbrojonych w kije i siekiery, i dopiero przy takiej pomocy tak skradzione cztery konie, jak i ową parę nad wodą pasącą się, odebrałem, Cyganów i Cyganki, którzy ujść nie zdołali, pochwytałem, a następnie skradzione konie właścicielom oddałem, a winnych po ukaranie do sądu odesłałem." Sam Radca Dworu orzekł, że wyczyn burmistrza Zrzelskiego „zasługuje na względy Rządu". Schwytanych 23 Cyganów odprowadzono do sądu pułtuskiego: pięciu zamknięto w więzieniu, resztę odesłano transportem do miejsca zamieszkania, a za pięcioma uciekinierami rozesłano listy gończe. Wójtowie zatrzymywali wędrowne tabory, aby oddawać Cyganów do 70 więzień. Często Cyganie uciekali z transportu. I tak „banda z dziesięcin! Cyganów złożona" we wrześniu 1855 r. „rozbiwszy straż uciekła, przy czyn,! jeden z Cyganów, Wincenty Radomski, uderzył kijem w głowę strażniM Augusta Wójcika i zraniwszy go, odebrał kartę drożną i raport do sądy poprawczego". Okazało się potem, że owa „groźna banda" składała się] z kobiet i dzieci. Jedyny dorosły, 39-letni Radomski, był wraz z 16-letniu, Józefem Pranem „jednymi dybami na ręce" skuty. Wszczęto poszukiwanie ale zbiegów nie odnaleziono. W tym samym roku, w listopadzie, wójt gminy Błędowo zatrzymał na swoim terenie grupę Cyganów liczącą 52 osoby: 10 mężczyzn, 11 kobiet i 31 dzieci-była to grupa wędrująca. Pod strażą 12 ludzi odprawiono aresztantów do sądu? policji okręgu czerskiego, ale w drodze Cyganie pobili straż i zagroziwszy! strażnikom nożami i spaleniem wsi Błędowo za to, że tamtejszy wójt polecił aresztować niewinnych, uciekli do lasu. Ale niedługo pozostawali na wolności;' już w czerwcu 1856 r. wszyscy zostali ujęci. A oto inny, charakterystyczny przypadek, w którym w swoisty sposób sprawdza się przysłowie: „Kowal zawinił, a Cygana powieszono". Z Tuszyna do Piotrkowa jechał omnibusem pocztowym właściciel wsi Szlubowo pod Pułtuskiem, Aleksander Sędzimir,] kiedy napadli nań w drodze nieznani rabusie. Wszczęto poszukiwania. Zastępca wójta gminy Grabica otoczył tamtejszy las Wodzyński, w pobliżu miejsca, napadu, i począł przeszukiwać zarośla. Kiedy się dowiedział, że niedawno Cyganie, przebywający w tym lesie od kilku tygodni, przenieśli swoje obozowisko w dalsze rejony, wytropił ich w leśnych gęstwinach. Rewizja nie wykryła] nic: ani broni, ani zrabowanych przedmiotów, ale „że nie mieli przepisanej; legitymacji i ukrywanie się w lasach zamiary ich I postępowanie czyniło wątpliwym, przyaresztował ich więc i wrazi z koniem i bryczką do miasta Tuszyna odstawił". Grupa liczyła 25 osób, w tym; dwanaścioro dzieci. Przywódca tej grupy, Franciszek Paszkowski, stwierdził w protokołowanym zeznaniu, że Cyganie nie mieli nic wspólnego z napadem na pasażera poczty, a napastnikami są dwaj tamtejsi gajowi. I rzeczywiście^ przesłuchano jednego z nich, Celestyna Dłuskiego, który przyznał się, ża dokonał napadu wraz ze swoim kolegą, Antonim Kijańskim. A zatem Cyganie nie tylko byli niewinni, ale dopomogli do wykrycia przestępców. Co uczyniono więc z Cyganami? Aresztowano ich i wraz z aresztowanymi gajowymi odstawiono do sądu policji okręgu piotrkowskiego! Przestępstwem Cyganów był brak przepisowych legitymacji, dlatego też wraz z dwoma rozbójnikami powędrowali do więzienia. 71 lUiiał rok po roku, a polowania na Cyganów trwały nieprzerwanie. Żandar- zachęceni czekającą ich nagrodą za każdego „upolowanego" Cygana, ' vmywali schwytanych „na włóczęgostwie" osiadłych Cyganów, lub też dawali tylko liczby ujętych, zatajając ich wiek, aby w ten sposób otrzymać " ższe Wynagrodzenie przysługujące im za schwytanie Cyganów dorosłych, ? łv skargi do Warszawy i prośby o rozsądzenie, np. komu należy się nagroda rubli srebrnych 14 kop. 25 od głowy za ujęcie Cygana Pawłowskiego z żoną • trojgiem dzieci w czerwcu 1860 ?.? Wójt twierdzi, że nie żandarmom, gdyż właśnie on „ujął Jana Pawłowskiego ojca, żandarmi zaś pomogli mu tylko do przytrzymania żony i dzieci tego Cygana". Skarg i reklamacji tego rodzaju było więcej, choć nie za wiele - tyle, ile było zatargów pieniężnych między gorliwymi „łapaczami". Od szlachetnego w treści, zamiarach i intencjach Uniwersału z 1791 r. jakże daleka i smutna była droga do takiego „wcielania w życie" jego postanowień! Aby zakończyć już ten zasmucający przegląd, opowiemy jeszcze o jednym przypadku cygańskiej krzywdy. W 1861 roku żandarmi zatrzymali Cygankę, Elżbietę Dytlof, koło karczmy, do której wstąpiła z czworgiem małych dzieci, aby im kupić bułek. Było to zaledwie o pół wiorsty od miejsca jej stałego zamieszkania. Nie wędrowała, trudniła się wyrobkiem, mieszkała we wsi Zembrzus. Nie obchodziło to żandarmów chciwych specjalnego wynagrodzenia. Potrakowali ją jako włóczęgę i aresztowali wraz z dziećmi. Wójt Olszewski, który wystąpił jako obrońca Cyganki, pisał: „W ostatku Wysoka Komisja Rządowa raczy wejść w słuszność, że matka Elżbieta Dytlof, wdowa, wychodząc z mieszkania [...] zabrała z sobą swoje dzieci niemowlęta, bo dwoje prawie na ręku wówczas niosła [...] po przyaresztowaniu przez żandarmów i niemowlęta za osoby dorosłe policzone zostały, a to dla pobrania większego wynagrodzenia [...]". Mijają miesiące i lata. Dobiega końca rok 1862. Żandarmi domagają się nagrody za ujęcie Elżbiety z dziećmi. Trwa korespondencja urzędowa, nadchodzi rok 1864. Elżbieta Dytlof znajduje się z dziećmi w więzieniu w Chorzelach. Dzieci ma już tylko troje, „gdyż czwarte, imieniem Franciszka, córka, umarło w czasie bytności ich w Chorzelach i na tamecznym cmentarzu jest pochowane". Wyjaśnienie to było potrzebne, bo urzędnikom prowadzącym w tej sprawie korespondencję nie chciała się zgodzić liczba zatrzymanych. A oto okazało się, że sprawa jest »jasna", choć zarazem tragicznie mroczna: „...w czasie przy areszt o- 72 wania miała czworo dzieci, lecz z tych jedno umarło j w czasie badania jej troje tylko do protokołij zadyktow ała". Nie znamy dalszego ciągu tragicznej historii Elżbiety i setek jej pobratymców. Po powstaniu styczniowym zniesiono do reszty autonomię Królestwa Polskiego i brak jest dalszych, późniejszych dokumentów. Akcja osiedleńcza w Królestwie nie powiodła się, bo nie mogła się udać. Odzywały się głosy proponujące, aby osadzić Cyganów w dobrach rządowych, wydzielając z nichj specjalne działki, do Warszawy nadchodziły pisma, których autorzy zauważaj nieśmiało, że Cyganie często nie mogą się osiedlić po prostu dlatego, że nikt ich! nie chce przyjąć. „Cygani w znacznej części użalają się na to, iż właściciele,* mimo zachęcenia przez Komisję Wojewódzką [...], przyjmować ich nigdzie nie? chcą, żadnego zaś właściciela przymuszać do przyjmowania ich nie można] [...]". Były to przysłowiowe głosy wołające na puszczy. Przyznać na koniec wypada, że pomimo wszystkich nadużyć i niesprawiedliwości, pomimo całkowitego bankructwa polityki stosowanej wobec Cyganów? w Królestwie Polskim, warszawskie władze centralne starały się zapobiegać i skutecznie przeciwdziałać aktom szczególnie groźnej nadgorliwości niektó-; rych gubernialnych władz, nie dopuszczając do usankcjonowania jaskrawo; dyskryminacyjnych przedsięwzięć. Nadgorliwe zapędy gubernialnych władz bywały rozmaite. I tak np. w jednym z pism nadesłanych do Warszawy zawarta jest propozycja, aby „Cyganów do pracy zdolnych odsyłać do więzienia i używać do robót publicznych, a dzieci przy nich będące na wychowanie włościanom [...]. Jakoż mając sobie w tych dniach4 dostawionych siedem familii cygańskich z 37 osób złożonych, na włóczędze całe życie trawiących, których żony i dzieci, a nawet i sami bez koszul, tylko gałganami ciało okryte mając, samoobyczajność obrażają, odesłała Komisja Wojewódzka wszystkich do Więzienia Głównego Inkwizycyjne-go i Domu Kary i Poprawy z poleceniem używania ich codziennie do robót publicznych [...]. Chcąc zaś jeszcze, aby dzieci przy nich będące z młodu do przystojniejszego prowadzenia życia przyzwyczajone były, ma zamiar Komisja Wojewódzka rozdać je na wsie na wychowanie. Gdy za pielęgnowanie onych wypada włościanki podejmujące się tej usługi wynagrodzić, przynajmniej po zł pol. 8 miesięcznie od każdego dziecięcia ssącego, a po sześć od dziecięcia pokarmu matki już nie potrzebującego, na co na rok potrzeba by funduszu 4 czerwiec 1824 r. 73 koło 2000 zł pol., licząc z przybliżeniem ujmowane Cyganki z dziećmi [...]". Ta haniebna propozycja została zdecydowanie przez Warszawę odrzucona, ponieważ jej twórcy powoływali się na rozporządzenie Księcia Namiestnika dnia 11 marca, w odpowiedzi czytamy: Komisji Rządowej nie jest wiadome żadne postanowienie Księcia Namiestnika Królewskiego, stanowiące w ogólności, ażeby Cygani w więzieniach osadzonymi z przeznaczeniem do robót publicznych być mieli: za takowe bowiem uważane być nie może rozporządzenie Reskryptem Księcia Namiestnika Królewskiego z dnia 11 marca r. b. przepisane, i środki poskromienia niepoprawnych włóczęgów i żebraków, kilkakrotnie w Warszawie za próżniactwo i żebraninę policyjnie karanych, jedynie dla stolicy oznaczające". Inny, podobnie niegodziwy projekt nadesłany został przez Rząd Gubernial-ny Podlaski w 1844 r. Proponuje on, przedstawiając wykaz Cyganów „kwalifikujących się do robót w twierdzy", którzy wędrują po lasach na terenie Guberni Podlaskiej, aby Komisja Rządowa poleciła zatrudnić ich przymusowo w Twierdzy Nowogieorgijewskiej. Gubernator powiadamia, że „syn Cyganów Czechowiczów, lat 12 mający, jako jeden z całej familii jest zdolnym do Pułku Kantonistów [...], zakwalifikowany będzie, o co Rząd Gubernialny stosowne środki przedsięwziął". We wcześniejszym piśmie ten sam gubernator proponuje oddawanie wszystkich bez wyjątku mężczyzn w wieku poborowym do wojska; odsyłanie ponadtrzydziestoletnich do kompanii karnych, a od lat 14 — do Domów Roboczych, młodszych zaś — do Kantonistów. Opinia Komisji Rządowej o tym projekcie była następująca: „Wniosek Rządu Gubernialnego nie ma żadnej zasady - Cygani nie są wyjęci spod prawa, któremu wszyscy mieszkańcy kraju zarówno podlegają; nie należy też postępować z nimi tak, jak z ostatnimi wyrzutkami społeczeństwa, którzy by nawet nie zasługiwali na to, ażeby prawa krajowe do nich były stosowane [...]". Odpowiedź Warszawy, podpisana przez radcę stanu Le Bruna, zdecydowanie odrzuciła projekty pomysłowego a okrutnego gubernatora, z zaznaczeniem m. •?., że „byłoby niesprawiedliwym całą klasę ludności, która przestępstwa jeszcze nie popełniła, oddawać-do wojska lub zamykać w poprawczych kompaniach", a także, że nie wspomina gubernator, co należałoby zrobić z kobietami, których mężowie wysłani byliby do wojska lub do kompanii Poprawczych. „Kobiety te z nędzy musiałyby się stać występnymi lub ciężarem dla społeczności". Tak więc nie doszło do zalecanych przez gubernatora aktów okrutnej 74 dyskryminacji, nie odbierano Cyganom dzieci, jak chciał niefortunny projekJ todawca, a jak uczyniła gdzie indziej cesarzowa Maria Teresa. Jednak rządy Królestwa Polskiego spotęgowały przestępczość Cygance czego skutki obserwujemy do dziś, oraz pogłębiły i tak niemałą nędzę tegrj ludu, spychając go bezustannym tropieniem do rzędu podludzi. Zanik cygańJ skich rzemiosł i umiejętności w wielu grupach wywodzi się właśnie z owycfr czasów, kiedy prześladowania ze strony policji utrudniały legalny kontakt Cyganów z otoczeniem. A przecież nie same prawa dyktowały prześladowanie Cyganów, nie tylko funkcjonariusze policji i urzędnicy administracji byli bezpośrednimi sprawca-mi krzywd wyrządzanych temu ludowi. Niejednokrotnie ludność wiejska przychodziła Cyganom z pomocą, ratując ich w opresjach, bywały jednak takie akty prześladowań nie dyktowanych przez władze, ale będące inicjatywą prywatnych ludzi, np. majętnej szlachty polskiej na Litwie. W czterdziestych latach XIX wieku „szlachta uprawiała barbarzyński sport polowania rfl Cyganów i wypędzania ich ze swoich lasów, często zabijając ich lub czyniąc kalekami"5. Nie należy uogólniać, ale niewątpliwie i takie wybryki zdarzały się na terenie tak stosunkowo przychylnej Cyganom Litwy. Istniejące opisy warunków, w jakich żyli Cyganie, ich łachmanów, nor, w których się gnieździli - budzą dreszcz grozy. Niemiecki podróżnik6, który odwiedził Królestwo Polskie około 1840 roku, pisał o „bogatszych" i biedniejszych Cyganach w Polsce. Tych pierwszych wywodził z Niemiec, twierdząc, że mówią równie dobrze po polsku, jak po niemiecku. „Ubiór ich składa sił z postrzępionych części odzienia najróżniejszych rodzajów i mód. Niektórzy mężczyźni noszą fraki, inni surduty lub kaftany, jeden z nich - zapewne przywódca - miał hiszpański płaszcz, na którego kołnierzu znajdowały si^ resztki jakichś galonów złotych. Wszyscy mężczyźni mieli spodnie obcięte nad kolanami, tak że nogi od kolan prezentowały się oczom świata w całe} okazałości". Inni, biedniejsi od nich jeszcze, których autor nazywa miejscowy! mi, polskimi Cyganami „stoją o wiele niżej niż tamci - niewiele wyżej m bydląt. Nie umieją czytać ani pisać... Chodzą przeważnie na poły nadzy! owinięci tylko lnianym płótnem, zawsze przebywają w lasach, a żywią sil mięsem bydląt, kradzionych z pastwisk. Ich hordy, które często liczą ponaa 3 M. Dowoyna-Sylwestrowicz, The Lithuanian Gypsies and thek language, „Journal ot tW Gypsy Lorę Society", v. 1, 1899, str. 251-288. 6 O. Goehring, Polen unter russischerHerrschaft- Reisen und Sittenschilderungen, 2 Bandę, Leipzig, 1843, str. 26-30. 75 czterdzieści, pięćdziesiąt osób, rozsypują się z równą szybkością, co na powrót schodzą się razem. Nie dostają oni od władz żadnych paszportów, nie są przeto uprzywilejowanymi złodziejami, jak tamci". Tylko zamożniejsi rozbijali naloty, biedni przeważnie mieszkali w norach lub szałasach w bezludnych miejscach. W zimie, w okolicach, gdzie żyli swobodniej, np. na Litwie, rozdzielali się na małe grupki i wynajmowali sobie po wsiach jakiś kąt pod dachem. Tam zaś, gdzie prawa miejscowe nie pozwalały im wychodzić z ukrycia, kryli się i zimą „w jaskiniach, ziemiankach i lochach podziemnych, gdzie by ogień utrzymywać można i liche łożysko znaleźć: w takim razie są najniebezpieczniejsi"7. Większość umykała poza granice Królestwa, gdzie wprawdzie nie oczekiwały Cyganów łagodniejsze prawa, ale więcej było obszarów bezludnych i trudniej dostępnych, a więc i łatwiejsze było wędrowanie. Na terenach byłej Rzeczypospolitej, które znalazły się poza granicami Królestwa Polskiego, Cyganie byli traktowani zgodnie z ówczesnymi przepisami prawnymi państw zaborczych. Władze stosowały w owych czasach szczególnie terrorystyczne metody wobec Cyganów. W roku 1782 cesarz Józef II, ten sam, który zniósł poddaństwo chłopów i ogłosił edykt tolerancyjny, wydał drakońskie zarządzenia dotyczące Cyganów. Oprócz zaleceń dotyczących krzewienia oświaty, higieny i zasad religijnych, w rozporządzeniach cesarskich zawarty jest zakaz chodzenia w różnobarwnej odzieży i mówienia po cygańsku, zakaz posiadania koni i handlu nimi oraz nakaz pracy na roli. Zarządzenia takie nie mogły być skuteczne, choć na pewno dotkliwie dały się Cyganom we znaki, choćby dlatego, że usiłowały osiągnąć swoje cele poprzez wynarodowienie Cyganów, działać przymusem i terrorem, odbierając im nawet język, a narzucając obce im zwyczaje i religię. W cytowanej już pracy Narbutt pisze: „Te wszystkie wymienione ustawy albo momentalny, albo wcale żadnego skutku nie brały". W zasadzie więc nie przyniosły zamierzonych rezultatów pomimo ostrych środków, pomimo że jeszcze Maria Teresa w roku 1773 zabraniała Cyganom wychowywać dzieci, które gwałtem wydzierano rodzicom, aby je wychować „po chrześcijańsku"; nocą zorganizowano dwukrotnie wielką, powszechną obławę, wydarto Cyganom ich pięcioletnie dzieci 1 rozdano je na wychowanie chłopom za wynagrodzeniem. Owe drakońskie ustawy i metody przyniosły pewne natychmiastowe rezultaty. Niewielka liczba T. Narbutt, op. cit, str. 89. 76 rodzin, zastraszonych i sterroryzowanych, osiedliła się na stałe. Była to jednaj kropla w morzu, reszta zmuszona była schodzić na coraz bardziej przestępca bezdroża. Władze rosyjskie prowadziły akcję produktywizacji znacznie łagodniej, a jeśli chodzi o teren zaboru, to - zwłaszcza w ziemiach Wielkiego Księstwa Litewskiego - początek był już zrobiony. Zarówno polityka magnacka Radzi-wiłłów pozostawiła pewne ślady w postaci osiadłych grup, jak też Uniwersał Komisji Obojga Narodów z 1791 r. Dopóki rozbiory i ich następstwa nie obróciły wniwecz szlachetnych zamierzeń Uniwersału, zdołał on jeszcze w ostatnich chwilach niepodległości przynieść pewne rezultaty. Czacki zanotował, że w południowych częściach Polski i na Litwie osiedliło się we wsiach do dnia 1 czerwca 1792 roku około 150 cygańskich rodzin. Cyganie „zapewnieni od rządu, iż osiadając po wsiach nie stracą wolności osobistej i nie będą poddanymi, okazali w tej mierze swoją radość, a nawet z ochotą w kilku miejscach dobrowolnie osiedli, osobliwie zaś po małych miasteczkach coraz liczniejsze zaczynali mieć trwałe siedliska". Carskie ukazy wychodziły jeden po drugim, a istniejący stan rzeczy prawie nie ulegał zmianom — Cyganie wędrowali nadal, przenosząc się w te strony, gdzie natrafiali na mniejsze ograniczenia swobody. Coraz rzadziej się ich widywało w Polsce; albo przenieśli się poza granice Królestwa, albo też zatajali się w głębi lasów. „Od Cyganów niedawno dopiero się uwolniła Polska. Zamieszkiwali oni w lasach i w niektórych sielskich osadach" - pisze K. W. Wóycicki w ?. 18308. Wnosić by można z tego zdania, że Cyganie poopuszczali nawet swoje wiejskie siedziby, gdzie mieli zamieszkać na stałe. W roku 18409 - pisze tenże autor; „Rzadko już teraz zobaczysz Cygana...". A w r. 1861: „Nie upłynęło dotąd jeszcze lat czterdzieści, jak bandy Cyganów przeciągały tłumnie nie tylko po wsiach i miasteczkach naszych, ale przez samą Warszawę...". „Od wielu lat zniknęły małe nawet bandy cygańskie w Królestwie Polskim: puszcze nasze wycięte, jak lasy i bory, już przestały szatry ich ocieniać..."10. Istotnie, trudno było nie zauważyć braku Cyganów, którzy od lat dwudziestych XIX wieku stopniowo przechodzili granice Królestwa, udając się przeważnie na południowy wschód. 8 K. W. Wóycicki, Przysłowia narodowe, t. I, 1830, str. 134. 9 K. W. Wóycicki. Stare gawędy i obrazy, t. IV. 1840, str. 207. 10 K. W. Wóycicki, Cyganie w Polsce, „Tygodnik Ilustrowany", 1861, str. 4-6. 77 Cyganie wędrują zbyt daleko. Ormianie handlujący wołami zapewniają, że nieraz na Wołoszczyźnie, w Besarabii widzieli tę samą bandę Cyganów, która wprzódy w Galicji w okolicach Białej koczowała..." - podaje J. X. Łopacki w 1839 r.11 Było ich coraz mniej na ziemiach polskich, ale ówczesne dane statystyczne nie zasługują na wiarę: podają one, że w 1857 r. w Królestwie Polskim było zaledwie 147 Cyganów! Jeszcze w 1861 roku pisano o tym, że coraz rzadziej widuje się w Polsce Cyganów. Miało minąć jeszcze parę lat - i rozpoczął się wielki napływ Cyganów do środkowej Europy z Bałkanów, największa migracja cygańska w Europie od czasów pierwszego pojawienia się ich w XV wieku. Nadeszły lata inwazji Kełderaszów i Lowarów - dwóch wielkich cygańskich szczepów, które w ciągu kilkudziesięciu lat miały dotrzeć do wszystkich europejskich krajów i wkrótce potem - poza kontynent. Ziemie polskie na nowo zaroiły się od wielobarwnych taborów. . Łopacki, O Cyganach krótka wiadomość, „Sławianin" t. II, str. 117-120 INWAZJA KEŁDERASZÓW Opustoszały lasy Królestwa Polskiego, Cyganie masowo wywędrowali w ? skawsze dla nich strony. I nagle, w pięćdziesiątych-sześćdziesiątych latach XIX wieku poczęły napływać na tereny dawnej Rzeczypospolitej nowe fale Cyganów. Ciągnęły długie, konne tabory, pojawili się nowi Cyganie, porozumiewający się odmiennym niż polscy dialektem, przyodziani barwniej i bogaciej, kaleczący mowę lub nawet nie znający jej wcale. Były to przede wszystkim dwa wielkie szczepy1: Kelderari czyli Kełderasza z Rumunii i Węgier oraz Lowań z Siedmiogrodu. Ci pierwsi zajmowali się przede wszystkim kotlarstwem i wszelkim pokrewnym rzemiosłem; drudzy —specjalizowali się także w handlu końmi. Ówczesna migracja obejmowała więcej ugrupowań. Przybyli do nas w tym samym czasie, około 1870 roku, również Cyganie „węgierscy", których nie można utożsamiać z Kełderaszami; zajmowali się oni głównie wszelkinj przedsięwzięciami handlarskimi. Nieco później, w ostatnim dziesiątku w. XIX, napływały grupki drobniejsze, jak np. Ursari, czyli niedźwiednicy, Ćurari' zajmujący się wówczas wyrobem sit i przetaków — i inni. Z czasem najbardziej witalni i ekspansywni Kełderasza wchłonęli niejako pozostałe grupy, oprócz Lowarów, zachowujących do dziś jeszcze swoją odrębność. Kotlarze byli najbogatsi, a ich kotlarska profesja dawała im możność uzyskiwania wysokich 1 Terminu „szczepy" używam umownie dla określenia tych grup cygańskich, różniących si( obyczajowo i językowo między sobą, ukształtowanych w różnych okresach i miejscach migraC) cygańskiej i uwarunkowanych rozmaitymi okolicznościami bytowania w niecygańskim otoczeni* Nie są to więc szczepy w ich ogólnie przyjętym znaczeniu, ale odłamy etniczne wytworzol* wtórnie i różnicujące się w warunkach wielowiekowego rozproszenia Cyganów. 79 bków, a więc ekonomicznej wyższości nad pozostałymi grupkami, bar- . • rozproszonymi, uboższymi i nie posiadającymi tak zwartej i sprawnej organizacji samorządu grupowego. Piszą nam z Krakowa - podaje prasa warszawska w 1863 r.2 - pod 26 ześnia: Na Błoniu obozują od kilku dni dzicy synowie pust węgierskich — Tveanie. Nie są to jednak zwykli wałęsający się po wsiach i miasteczkach włóczęgi, żyjący z żebraniny lub kradzieży, lecz wędrowni robotnicy kotlarskiego rzemiosła. Pięknej postawy, silnie zbudowani, rysów wyrazistych i przenikliwych oczu, Cyganie ci noszą się jedni z węgierska, drudzy z banacka w spódnicach. Przewodnik ich z wielką laską srebrem okutą, jak marszałek sejmowy lub odźwierny pańskiego domu, panuje nad całą gromadą i reprezentuje ich zewnątrz. Ciekawych tłumy śpieszą przyglądać się koczowniczemu życiu Cyganów, a wielu daje sobie wróżyć, bo jeżeli Cyganie są kotlarzami, to Cyganki wróżkami z rzemiosła; podobno więcej one tu zarabiają niż mężczyźni". Wydarzenia w Królestwie Polskim, walki powstania styczniowego, powstrzymywały kotlarskie tabory przed opuszczaniem Galicji, skąd dopiero — jak się zdaje — po kilku latach poczęły przenikać dalej w kierunku północnym. „Z Węgier gęstymi gromadami przechodzą Tatry i rozsypują się w mniejszych po całej Galicji, zaglądają i do nas" — piszą „Kłosy" w 1869 r.3 „Mężczyźni zajmują się głównie bieleniem naczyń kuchennych i ich naprawą, a kobiety ich, jak zawsze, wróżbami z podanych dłoni. Zamożniejsi, dla lepszego pokazania się w świecie, zwykle przywdziewają bogaty ubiór węgierski. Taką gromadę widzieliśmy w roku zeszłym w Warszawie". Grupę Kotlarzy sportretował na warszawskiej Saskiej Kępie w 1868 r. Wojciech Gerson4. Tabor ten obozował tam przez kilka tygodni „przy dawnym moście drewnianym, przez łąkę prowadzącym". Gerson uzupełnił swój rysunek notatką informacyjną: „Namiotów znalazłem cztery, dwa większe i dwa mniejsze. W jednym z dwóch większych mieści się wójt cygański z rodziną, w drugim kotlarski warsztat: w dwóch mniejszych reszta przyborów i mieszkań [•••]• W każdym w głębi stoi wózek, którego dyszel na zewnątrz wystaje. Wózek jest miejscem spoczynku głowy namiotu (szatry). Liczba namiotów zdaje się odpowiadać liczbie rodzin, jest bowiem czterech starszych żonatych majstrów 2 ..Gazeta Warszawska", nr 220 (28 IX 1863). ' Artykuł pt. Cyganie, „Kłosy", nr 216. Obozowisko cygańskie na Saskiej Kępie pod Warszawą, „Tygodnik Ilustrowany", nr 29, 18 VH 1868 80 kotlarskich i tyleż żon [...]. Wszystkich będzie ze dwadzieścia osób, dzieci bowiem liczba jest znaczna. Cyganie ci pochodzą z Węgier, jak to ich ubiójl świadczy. Węgierskie kołpaczki pilśniowe, spodnie obcisłe, naszywane, buty długie. Wójt nosi krótką bekieszę o srebrnych guzach i laskę o srebrnej skuwce! i gałce długiej. Ubiór chłopców jest także węgierski. Składa się z krótkiej! koszuli o szerokich rękawach i hajdawerów długich, a tak szerokich, że podobne są do spódnicy. Kobiety zamężne noszą chustki na głowach, pojedynczo, w tyle związane, w warkocze zaś mają powplatane różne świecidla, pieniądze srebrne, guzy szklane i porcelanowe, korale, naszyjniki z talarów, a częstokroć i złotych dublonów [...]. Mężczyźni zajmują się kotlarstwem, a jak świadczą obywatele prascy, zręczni w swoim rzemiośle. Kobiety wróżą przechodniom, zwyczajem Cyganek [...]". Polscy Cyganie potraktowali nowych przybyszów jako ,,obcokrajowcówB intruzów, darząc ich niechęcią. Wchodzili im bowiem w paradę, będąc konkurentami do cygańskich zarobków. Obcość, odrębność szczepowa, polegająca na odmiennym dialekcie, różnych obyczajach i prawach, którymi się rządzili, pozostała do dzisiaj. Ze swej strony przybysze z pogardą odnosili się, do cygańskich „tubylców", biedniejszych niż oni i nie uprawiających popłatnego kotlarskiego rzemiosła; Kełderasze nazwali ich polaća. Lowari zaś 1 rumungry. Etymologia tego drugiego słowa nie jest jasna. To pewne, że ? słowem „Rumun" nie może mieć ono nic wspólnego, gdyż używane jest w odniesieniu do Cyganów polskich przez Cyganów właśnie węgiersko-rumu-ńskiego pochodzenia. Próby wywodzenia tego wyrazu ze słowa cygańskiego -romengro (cygański) także nie są do przyjęcia, jako że ten wyraz, nil zniekształcony, istnieje w swoim właściwym brzmieniu w dialekcie Cyganów Lowari. Wydaje mi się, że nazwanie rumungry ma całkiem inne pochodzenie. Lowari nazywają tak nie tylko polskich Cyganów, lecz również Cyganów niemieckich, słowem wszelkich Cyganów „krajowych", „miejscowych", nie uprawiających dalekosiężnych wędrówek, lecz jeżdżących w swych taborach tylko w granicach jednego kraju, w którym od pokoleń przebywają. Pamiętać należy, że w kraju będącym europejską ojczyzną Lowarów - na Węgrzech^ w Siedmiogrodzie - stykali się oni również z tamtejszymi „miejscowymi" Cyganami, bardziej związanymi z krajem swego urodzenia; byli to Cyganie węgierscy, zwani Rom ungri. Wprawdzie pewne grupy i tych Cyganów w czasie wielkiej migracji w XIX w. wyruszyły na podbój Europy, ale w języku Lowarów ich nazwanie Rom ungri - rumungry pozostało synonimem „Cyganów miejscowych", pogardzanych przez bardziej od nich przedsiębiorczych 81 j bardziej „kosmopolitycznych" Lowarów. Niechęć między polskimi Cyganami (polska ????) ? przybyszami pogłębiła się z czasem znacznie wskutek najrozmaitszych form ucisku i gnębienia tutejszych Cyganów, czy to przez donosy do władz, czy też przez narzucanie im swojej - „kotlarskiej" - władzy królewskiej. Kotlarze i Lowari, nie chcąc, aby ludność miejscowa myliła ich z Cyganami polskimi, podkreślali swoją odrębność poprzez często powtarzane wyjaśnienie, że „nie są Cyganami, lecz Węgrami"5. Czynili tak tuż po swoim pierwszym przybyciu na ziemie polskie i później, nieraz znacznie później. Jeszcze w 1937 roku Cyganka - Kełderaszyca — protestowała w Warszawie przeciwko nazywaniu jej Cyganką, mówiąc: „Ja Rumunka, nie Cyganka". Cyganie polscy nazywają Kełderaszów (jak zresztą i Lowarów) różnie, ??.: Kotlary lub Ostryjaki (Austriacy). W niedługim czasie te najbardziej żywotne, przedsiębiorcze i ruchliwe grupy zalewają Europę i jeszcze przed I wojną światową przedostają się do Ameryki. Skąd przybywali i co skłoniło ich do tak masowej migracji? Trudno dać w pełni zadowalającą odpowiedź na to pytanie. Na inwazję Kełderaszów złożyło się z pewnością wiele czynników. Do 1856 roku Cyganie byli w ziemiach rumuńskich niewolnikami kupowanymi i sprzedawanymi przez bojarów. W 1845 r. w dziennikach bukareszteńskich ukazało się ogłoszenie oznajmujące, że „synowie i spadkobiercy zmarłego serdara Niki z Bukaresztu wystawiają na sprzedaż 200 rodzin cygańskich". W pięćdziesiątych latach XIX w. niewolnictwo Cyganów zostało zniesione. Przywrócona została swoboda dziesiątkom tysięcy dotychczasowych niewolników. I już po kilku latach pierwsze wielkie hordy powędrowały ku północy i zachodowi, pojawiając się najpierw w ówczesnej Galicji, a wkrótce potem na pozostałych ziemiach polskich. Zniesieniu niewolnictwa Cyganów towarzyszyły przemiany polityczne: Mołdawia i Wołoszczyzna w 1859 r. połączyły się unią, a po trzech latach zjednoczyły się w Księstwo Rumunii. Na Węgrzech o dziesięć lat wcześniej wybuchła rewolucja Kossutha. Owe zmiany i niepokoje, naruszające dotychczasowy, ustabilizowany stan rzeczy, sprzyjać musiały także emigracji cygańskich taborów z ich dotychczasowej, wielowiekowej ojczyzny. Pociągnęło to za sobą istną wędrówkę „czarnego luda": szli na zachód z Kaukazu, z głębi Rosji, szli nawet z Algierii. Cyganie algierscy zjawili się w Warszawie w 1897 ?.: „przez kilka dni odpoczywali w Warszawie, a jak M. Dowoyna-Sylwestrowicz, op. dl. Cyganie... 82 przystało na koczujące dzieci pustyni, nie zajechali do żadnego hotelu, lej w pobliżu dworca kolei nadwiślańskiej na esplanadzie cytadeli rozbili obózł W tymże samym roku pod Piotrkowem pojawili się Cyganie arabscy, pochrJ dzący z Bagdadu. „Oryginalne, półdzikie stroje kobiet i mężczyzn powszechna zwracały uwagę. Cyganie rozpoczęli handel materiałami jedwabnymi, które] sprzedawali po bardzo niskiej cenie"7. Wiele z tych grup niedługo zabawiło] w Polsce. Niektóre jednak pozostały, aby dopiero po kilkudziesięciu latach! między 1905al913, wyruszyć dalej na zachód. Wówczas to nastąpił drugi etap] owej kotlarskiej migracji: do Francji, Anglii i dalej szły tabory, jechały gromady pod przywództwem przedstawicieli pokolenia, które już było rodem1 z Polski, Rosji lub Niemiec, pokolenia, które składało się z synów bałkańskich! przybyszów do środkowej Europy z sześćdziesiątych i siedemdziesiątych lafl ubiegłego wieku. Pierwsze pokolenie przybyszów odznaczało się strojami węgierskimi: obcisłymi, na wzór naszych góralskich, spodniami i węgierskimi kołpaczkami ??? głowach. Późniejsze pokolenia Kełderaszów ubierały się już nieco inaczej.! Pozostały im kurty z wielkimi jajowatymi guzikami ze srebra, ale spodnie] Cyganów były już - jak do dziś - obszerne, bufiaste, wpuszczane w wysokiej cholewy butów. Ta późniejsza „kełderarska" moda ma bardziej rosyjski charakter. Zresztą i w dialekcie Kełderaszów obok wielu wpływów języka' rumuńskiego dają się dostrzec liczne zapożyczenia rosyjskie, świadczące o ich trwałych kontaktach z ziemiami carskiej Rosji. Kontakty te nie mogły polegać jedynie na krótkotrwałym „postoju" Kełderaszów w ich wędrówce z Bałkanów w XIX wieku. Ich związek z ziemiami rosyjskimi, a właściwie z krainami podległymi carskiemu imperium, musiał być bliższy i trwalszy. Są dane świadczące o tym, że Kełderasza i Lowari przebywali również na Kaukazie,] w Mołdawii i Besarabii. W czasie wielkiej migracji spowinowacone ze sobą grupy rumuńskie pociągnęły za sobą także i tamtejszych kotlarzy, których język był bardziej „zniszczony", obfitujący w liczne wpływy języka rosyjskiego. Najruchliwsze i najbardziej przedsiębiorcze rody ruszyły dalej, zwierzchnie-' two taborów z rąk ojców przeszło w ręce synów — urodzonych już tutaj,] w Polsce. W pierwszych latach XX wieku pojawiły się w zachodnich państwach] Europy. W drobniejszych, rzadziej spotykanych grupach już wcześniej, w cza- 6 „Wędrowiec'" 1897, nr 34. 7 „Tydzień" piotrkowski, 1897, nr 35. 83 : wstępnej migracji, w latach sześćdziesiątych XIX wieku, docierali na hód do Francji. Jednakże dopiero po półwieczu nastąpił prawdziwy najazd iHeraszów na zachodnią Europę. Rok 1906 był pierwszym rokiem szczególno nasilenia tych wędrówek, a rok 1911 zastał ich już w Anglii. Przybysze z ziem polskich, jeszcze w Liverpoolu i dalej, odpowiadając na vtania, wspominali o Polsce jako o kraju swego urodzenia i dotychczasowego oobytu. Niektórzy, jak np. Adam Kirpacz z Anglii, powracali nawet w swoje rodzinne strony. Kiedy synek Kirpacza zachorował, zawieźli go rodzice do Częstochowy w lipcu 1911, a po miesiącu wrócili do Birkenhead. Jedna z grup, która przyjechała do Anglii, pochodziła ze Lwowa, dokąd przybyła z Kaukazu. Miłosz Czoron oświadczył, że urodził się w 1858 roku w Krakowie i że opuścił Kraków około r. 1890, po czym wędrował na terytorium Rosji przez dwa lata, odwiedzając większe miasta, a następnie wrócił do Krakowa. Nie zabawił tu dłużej i powędrował przez Śląsk do Pragi, Wiednia i Budapesztu. Odwiedził Transylwanię, Kroację; trzej jego synowie ożenili się z Cygankami węgierskimi, czwarty zaś z Cyganką włoską. Później poprzez Austrię, Włochy, Francję i Niemcy dotarł wreszcie po latach do Anglii. Syn jego, Todor, sfotografował się w 1913 roku w Nottingham wraz z żoną Lizą. Stroje małżeństwa Czoronów są bardzo typowe dla Kełderaszów, przebywających w owych czasach również i w Polsce. Cygańskie cekiny, czyli talary, jako naszyjniki i ozdoby wplecione w warkocze, to bardzo charakterystyczny element stroju kobiet. W ubiorze Todora srebrne jajowate guziki u kurty i kamizeli są również najbardziej rzucającą się w oczy ozdobą kełderarskiego ubioru. Guziki te by wały. różnych rozmiarów; zdarzały się wielkości kurzych jajek, a nawet jeszcze większe. Ojciec Todora, urodzony w Krakowie, Miłosz, miał u swojej kurtki ciężkie duże guzy, które zrobił sobie we Włoszech ze złota - nie ze srebra - i ozdobił wyrytym ornamentem. Biedniejsi nie nosili wielkich guzików wcale. „Król" cygańskich kotlarzy w Polsce, którego fotografię zamieściło czasopismo brytyjskie w marcu 1910 ?., ubrany był w taki właśnie strój. Nosili go od dawna Cyganie w Transylwanii. Cygan nazwiskiem Kośmin, bawiący w Londynie przed I wojną światową, urodził się w Warszawie, którą opuścił mając pięć lat, a potem wędrował przez Węgry, Kroację, Serbię, Bułgarię, Rumunię, Włochy, Francję i Niemcy. Grupę, w której przebywał, określał jako międzynarodową, „mieszaną", bowiem byli w niej, według jego słów, różni Cyganie: „Węgrzy", „Rosjanie" 1 Jego rodzina - „Polacy". 84 W 1911 roku pojawiła się w Budapeszcie grupa pod przewodnictwem Wojciecha Kwieka, a więc przedstawiciela rodu, z którego po pierwszej wojnie światowej wywodziła się dynastia cygańskich królów w Polsce. Ów Kwiek pochodził z Polski, urodził się w Galicji i - jak podawał - w 1909 ???? zgromadził w Warszawie dziewięć rodzin i jako przywódca utworzył z nich hordę, na której czele odwiedził Paryż, Belgię, Niemcy, południową Francje i Triest. Było to bardzo zamożne ugrupowanie, w swoim majątku posiadało dwieście tysięcy koron. W każdej z tych grup mężczyźni nosili kurty ze srebrnymi guzami, a niektórzy starsi - buzdygany.8 Dziś, po II wojnie światowej, stroje te doszczętnie już w Polsce zanikły, przed wojną spotkać je można było jeszcze dość często. Jeszcze w początkach XX wieku Cyganki z grupy Kełderasza nosiły od święta ozdobne złote lub srebrne pasy: niekiedy były to pasy ze srebra, pozłacane i nabijane złotymi monetami, obwieszone wisiorkami ze srebra. Dzisiaj już nie ma śladu tych bogatych ozdób: niektóre mogły przepaść w czasie wojen, inne poszły do grobu wraz z ich posiadaczkami. Tak np. Zofia Kirpacz, która ze swym mężem Adamem woziła swego chorego synka do Częstochowy i zmarła w tymże 1911 roku, została pochowana w Anglii w szerokim masywnym pasie ze srebra. W podobny sposób znikły w cygańskich grobach buzdygany i kurtki ze srebrnymi guzami. „Cygańska laska z kulą srebrną oznacza władzę wodza całej bandy" J zanotowała I. Piątkowska w Sieradzkiem, pod koniec XIX wv. Owo insygnium „wójtostwa" zanikło już dziś bez śladu. Ostatnie dziesiątki łat XIX w. i pierwsze lata wieku XX były okresem szczególnego nasilenia wędrówek cygańskich w Polsce. Symptomatyczne jest, że nawet osiadli Cyganie ruszyli na wędrówkę, że był to czas powrotnego ? czownictwa. Nawet ci, którzy do niedawna, j ako rumuńscy niewolnicy, wi drować nie mogli, teraz ruszyli w świat porzucając kraj, w którym się uradzili, i stały dach nad głową, do którego przywykli. Podobnie postąpili Cyganie z osad w ówczesnej Galicji, na Pokuciu. W owym czasie wielka wędrówka cygańska zmiotła w końcu XIX wieku tamtejsze osady tzw. „Złotarów", czyli „Dzwonkarów"-Cyganów zajmujących się odlewa-' 8 E.O. Winstedt, The Gypsy coppersmiths' invasion ot 1911-1913, „Journal of the Gypsy Lorę Society", 1912-1913, nr 4. " „Wista", t. XI, 1897, str. 799. 85 • m z brązu i mosiądzu dzwonków i wyrobem różnych sprzętów metalowych biżuterii. Wiadomości o tych osadach zawdzięczamy Izydorowi Koper- clciemu10, który w siedemdziesiątych latach XIX w. badał ich język i obyczaje Czortkowcu, Śniatyniu, Kosowie, w Hlinnicy nad Prutem i w Kutach, gdzie 7{otari mieli swoje kolonie. Znali oni oprócz miejscowego dialektu także dialekt Cyganów węgierskich, a ich stałe osady - lepianki otoczone nawet warzywnymi ogródkami - nie przeszkadzały rzemieślnikom w ich okresowych letnich wędrówkach zarobkowych. W pierwszych latach naszego stulecia kotlarze ruszyli dalej, rozpoczął się nowy etap wielkiej migracji cygańskiej. Agresywność tych grup, w połączeniu z występującymi niekiedy zamiłowaniami do ubocznych a nielegalnych zarobków, była uciążliwa dla ludności miejscowej. Dochodziło do licznych konfliktów i starć prowadzących do ingerencji władz policyjnych. Tak np. w maju 1901 r. w okolicach Włocławka „grasowała wielka jakaś banda Cyganów galicyjskich, która następnie, podzieliwszy się na mniejsze bandy, rozpierzchła się po okolicy. Jedna właśnie z takich band, której tabor składał się z dwudziestu ładownych bryk, rozłożyła się w okolicy Brześcia Kujawskiego, a konie swe wypędzała na łąki włościan okolicznych; kiedy zaś ci ostatni wystąpili w obronie swego mienia, Cyganie nie tylko że stawiali się hardo, ale nawet wzięli się do bójki i dosyć poważnie pobili sześciu chłopów z sołtysem na czele. Na miejsce wypadku, zawiadomiony, przyjechał naczelnik straży ziemskiej z Włocławka ze strażnikami i winnych zaaresztował. Mniej winnych za złożeniem 400 rubli kaucji puszczono i ci będą odpowiadali z wolności. Druga taka banda rozłożyła się obecnie na terytorium Kowala, trzecia zaś - na terytorium Świętkowic, wsi w bliskości Kowala położonej, skąd rozbiegła się po sąsiednich wioskach na operacje złodziejskie..."11 Szlaki wędrówek cygańskich przybyszów przebiegały przez kraj tymi samymi drogami, a nowe tabory rozbijały swoje namioty corocznie w tych samych miejscach. Jednym z takich ulubionych przez Kełderaszów miejsc była Saska Kępa. Tam portretował ich Gerson w 1868 roku, tam też później każdego lata obozowały cygańskie hordy. Tak np. w roku 1905 rozbiła tam namioty grupa kotlarzy, którzy sami siebie nazywali „Cyganami serbskimi". Cyganki z tej grupy nie zajmowały się wróżbą, a mężczyźni pracowali jako kotlarze, Les Zlotars, dits aussi Dzwonkars, Tsiganes fondeurs en bronze et en laiton..., Informations Kcueilles par M. Isidor Kopernicki. Communiąućes ? /a Societć par M. Paul Bataillard, Paris. ??7?. " „Gazeta Polska", nr 138, 9/22 V 1901. 86 sprzedawali miedziane rondle, patelnie itp. Ubrani byli w szerokie, granato\ye spodnie i kurtki ze srebrnymi guzami. Wójt grupy miał srebrne guzy wielkości kurzych jajek12. Jak pozostałe szczepy cygańskie, również i Kełderasze podzieleni są na cały szereg rodów (vfca), niejednokrotnie zwaśnionych między sobą. Liczniejsze rody Kełderaszów przebywające w Polsce to: Bumbuleśći, Buconi Nonokoni, Candżironi, Gomoja, Dźurkoni. Nazwy pochodzą od imion-przezwisk założycieli rodów lub ich wybitnych przedstawicieli, o których pamięć przeważnie zresztą już wygasła. Niektórzy z nich nie zostali jeszcze zapomniani, jak np. Candżiri — patron rodu Candżironi, król Janusz kwiek. O Cyganie Bumbulo, założycielu rodu Bumbuleśći, krążyło podanie, że zmarł w sędziwym wieku wskutek przejedzenia się słodyczami. Wedle tej żartobliwej legendy fakt tego śmierciodajnego łakomstwa był jedynym tytułem Bumbula do sławy i do roli patrona rodu. Między poszczególnymi rodami zdarzały się dawniej bójki czy raczej bitwy. Po ich zakończeniu kobiety opatrywały rannych i poturbowanych, a w powietrzu unosiły się chmury pierza z rozprutych pierzyn i poduszek. Czasem bitwa była skutkiem potajemnego uprowadzenia dziewczyny przez członka obcego rodu, czasem wystarczyło słowne zadraśnięcie czyjejś dumy rodowej, aby z kijami w dłoniach stawali naprzeciw siebie mężczyźni obu zainteresowanych rodów. Obecnie walki międzyklanowe wśród Kełderaszów są już rzadsze, ale; zdarzają się jeszcze. Ok. 1960 r. w pobliżu Warszawy odbyła się taka bitwa przy udziale kołków z płotów, drągów, drzewek, a zakończyła się interwencją milicji i pomocą pogotowia ratunkowego. W krótkim stosunkowo czasie nastąpiła dominacja przybyszów cygańskich nad tubylczymi grupami Cyganów. Działały tu nie tylko czynniki natury ekonomicznej sprawiające, że zamożne grupy nowo przybyłych Cyganów stawały się obiektem zazdrości miejscowych ugrupowań cygańskich. Przybysze, wśród których było znacznie więcej zarobkujących rzemieślników, mniej zaś elementów pasożytniczych, chętnie nawiązywali łączność z czynnikami państwowymi dla wzmożenia swojej władzy nad Cyganami, dla uzyskania uprzywilejowanego stanowiska wśród Cyganów w Polsce. Cyganie polscy, tubylczy, uważając „paktowanie z nie-Cyganami" za niedopuszczalne w ża-! 12 Wg relacji C. Dolińskiej w liście do autora. 87 dnym wypadku bez względ u na cele takiego postępowania — stawiali się w sytuacji upośledzonej w stosunku do Kełderaszów i Lowarów. Migracja grup cygańskich z Bałkanów nie ustała. Po pierwszej wojnie światowej wzmogła się znowu i przybrała na sile w latach trzydziestych. Był to szczytowy okres dominacji Kełderaszów nad Cyganami w Polsce. Jego najja-skrawszym i najbardziej znanym przejawem była uzurpatorska władza kełde-rarskich królów, podjęta i utrzymywana w rodzinach Kwieków. KOTLARZE NA TRONIE i-Nie podejmowano już w Polsce po pierwszej wojnie światowej oficjalnych prób rozwiązywania problemu cygańskiego drogą ogólnopaństwowych ustaw; Wszystkie dotychczasowe zawiodły; nie pozostało to bez wpływu na zaniecha-, nie dalszych kroków w tym kierunku. Władze sprawę ludności cygańskiej „załatwiły" inaczej, bez uciekania się do ustaw, bez prób istotnego, realnego uzdrowienia sytuacji i poprawienia bytii cygańskich obywateli. Chwycono się innych metod opanowania i „utrzymania w karbach" ludności cygańskiej. Niektórzy Cyganie zgłaszali się do polskich władz, przede wszystkim do organów policji, ofiarowując swoje usługi w zamian za potwierdzenie ich królewskiej godności, ich zwierzchnictwa nad wszystkimi Cyganami w Polsce. Ci przemyślni ochotnicy - pretendujący jednocześnie do władzy królewskiej i do spełniania funkcji w tajnej policji - to wyłącznie bogate jednostki z ????? Kełderasza. Władze nie zawiodły ich nadziei przyjmując ich usługi, a ze swojej strony odwzajemniając się im pomocą przy „elekcji króla" i potwierdzeniem' ich władzy urzędowymi dokumentami. Otwierało to samozwańczym „królikom" ogromne pole do nadużyć i wyzyskiwania podwładnych, a władzonij policyjnym dawało teoretycznie możność dokładniejszego wglądu w cygańskiej życie i kontroli przestępczości. Teoretycznie - gdyż w istocie tajniacka władza! „króla" sprowadzała się do szantażu, fałszywych oskarżeń i porachunków osobistych, dokonywanych swobodnie, bez jakiejkolwiek kontroli. „Tron'l cygański w Polsce stał się w ten sposób godnością niezwykle dochodową, nić też dziwnego, że „spory dynastyczne", kłótnie o berło były gwałtowne i nil 89 f łv się nawet przed oszczerczymi oskarżeniami składanymi do sądów przez ndentów ^0 władzy królewskiej na swych konkurentów. Nieraz panowa- jednocześnie dwóch „królów", zwalczających się zawzięcie, udzielających łamutnych wywiadów żądnej sensacji prasie. Każdy z nich starał się rzedstawić czynnikom państwowym w jak najkorzystniejszym świetle i przelicytować swego rywala - najczęściej przy pomocy przekupstwa. Lokalne władze policyjne w różnych dzielnicach Polski „legalizowały" królewską władzę rozmaitych Cyganów jednocześnie. Stąd wielki galimatias, w którym w tym samym czasie kilku Cyganów- Kotlarzy głosiło, za pośrednictwem różnych gazet, że każdy z nich jest jedynym prawym władcą wszystkich Cyganów. Niektórzy nawet twierdzili, że wszystkich Cyganów w całej Europie. A Cyganie? Nie mówiąc już o polskich Cyganach nizinnych i wyżynnych oraz o Lowarach, nawet sami Kełderasze w drobnej tylko cząstce swego klanu uznawali władzę „króla". Innych do uznawania takiego samozwańczego zwierzchnika zmuszały dokumenty tajnej policji, jakimi się legitymował. Prawie bezpośrednio po pierwszej wojnie światowej rozpoczęła się szopka z „królestwem cygańskim" w Polsce. Panowali wtedy Kwiekowie: Michał I, a następnie Grzegorz. Równolegle z nimi panowali inni. „Gazeta Warszawska" z roku 1928 (nr 267) reprodukuje fotografię „rezydującego na Marymoncie «króla» Cyganów liczącego 20 000 poddanych". „Król" władczym gestem odsłania połę marynarki, wystawiając na widok publiczny pistolet zatknięty za taśmę szelek. W tymże samym roku 1928, dnia 12 stycznia, do sekretariatu Generalnego Komitetu Wyborczego zgłosił się „król band cygańskich" w Polsce - Jan Michalak (Michalescu), przybrany w strój cygański. Zadeklarował on listę cygańską do Sejmu i Senatu, twierdząc, że Cyganie są prześladowani i że pragną reformy rolnej, aby osiąść na roli (!). Michalak otrzymał odpowiednie informacje od sekretarza Komitetu i natychmiast rozesłał wici do obozów cygańskich, aby zebrać 1000 podpisów potrzebnych do złożenia listy. Oczywiście do realizacji tego pomysłu nie doszło, ale fakt powyższy jest jednym z wielu przykładów, jak cygańscy prowodyrzy robiąc szum wokół siebie dążyli do pozyskania „berła" i poparcia przez władze państwowe. Jan Michalak nie był jedyny. W tymże roku inny Kotlarz próbował innymi drogami pozyskać uznanie władz polskich. Dnia 31 lipca 1928 roku „Król Polskich Cyganów Dymitr Koszor Kwiek [...] po raz wtóry złożył wizytę Naczelnikowi Lisowskiemu w Komisariacie Rządu, prosząc o udzielenie Pozwolenia na zakupno 5 belgijskich brauningów dla siebie i swej świty. 90 Prośba króla Została natychmiast uwzględniona i pozwolenie wręczone. JedJ nocześnie kfól UZySk2ł aprobatę złożenia hołdu Prezydentowi Rzeczypospolitej, przy czym zamj6rzał w czasie składania hołdu ofiarować Prezydentowi starożytny pierścieri, pamiątkę rodzinną. Pierścień ten, kowany ze szczerego złota, waży j,rzeszło 120 gramów"1. Nie wiad0mO; jak się potoczyły dalsze losy owego Dymitra i czy złożył hołd wraz z ????§???????1. Nie jest to przecież istotne. Wiadomo tylko, że już p0 upływie półlora roku, w dniu 25 stycznia 1930 r. w Piastowie koło Warszawy został wybrąny na ^lcróla" Cyganów polskich Michał II Kwiek, „gdyż - jak podała ówc^esna praSa2 - poprzedni król, Grzegorz, jego ojciec, złożył koronę z powodu podeSzłego wieku". Uroczysta elekcja odbyła się z wielką pompą pod ochroną policji 'l zaszczycona została przybyciem Józefa Piłsudskiego. W ten sposób wstąpił na tron jeden z cygańskich bogaczy-samozwańców. Nid przypominaj on wyglądem swoich współplemieńców. Doskonale, choć „bez złych intencjj» charakteryzują go poetyzujące wypociny ówczesnego dziennikarza: „Cyganie, Ktoz nie pamięta z miłych pejzaży dzieciństwa brązowych twarzy cygańskich, sczerniałych wiatrem i walką z naturą (sic!). Rozsypani po całym świecie, drętzem- pfz6z burzę i niepogodę, nagle zawsze zjawiali się gdzieś na skraju lasu, skąd? 0t>ok dymu rozpalonego ogniska, wlokły się tajemnicze szepty napaVające dreszczem. Nic w sobie z owej przejmującej grozy nie ma wgłębiony v wyg0dny fotel w poczekalni «Pałacu Prasy», w eleganckim europejskie garnitufze, Michał Kwiek, autentyczny władca polskich Cyganów"3. Potomek niedawnych przybyszy z Rumunii urodził się już w Polsce -w gminie Biclcza; pomiecie brzeskim, województwie krakowskim - w r. 1878. Wywędrowąj do'Niemiec, Francji, a następnie do Anglii, skąd powrócił do Polski po p»ierwszej wojnie światowej, uzyskując od razu niezłe dochody, jeszcze prz^d koronacją- Staje się właścicielem fabryki kotłów w Poznaniu, w której z^trudnia 400-500 cygańskich robotników. Sam mieszka także w Poznaniu^ gdzie jeSt właścicielem kilku domów. W wywiadach udzielanych prasie Michał II Kwiek snuje niezwykłe plany rozwiązania kwestii cygańskiej, do których *-eaiizacji nie miało dojść nigdy. Ale przecież nie chodziło o realizację, tylko cw Wyrobienie sobie korzystnej opinii, oczywiście wśród nie-Cyga- ' „Hustrow^ Kurier Codzienny" z dnia 3 VIII 1928. 2 „Ilustrow Kurier Codzienny" z dnia 25 IX 1930. 3 ???. jw. ? 91 nów. Cygańska bowiem opinia o tego rodzaju władcach była zdecydowanie i nieuleczalnie nieprzychylna. W roku 1930 z polecenia władz państwowych Kwiek przeprowadził w Cieszynie rejestrację Cyganów. Ze spisów jego wynikało, że w Polsce znajdowało się 14 000 Cyganów. Liczbę tę przyjmowano za dobrą monetę i uwierzył w nią nawet cyganolog prof. Edward Klich. W rzeczywistości jednak nie ma ona nic wspólnego z faktycznym stanem rzeczy. Cyganie, którzy przybyli do Cieszyna na rozkaz przeprowadzającego spis Kwieka, byli z całą pewnością członkami jego klanu, w pewnej mierze podporządkowanymi królewskiej zwierzchności. Ale przecież polscy Cyganie wyżynni i nizinni zignorowali królewską rejestrację i nie stawili się. Byłaby to zresztą niemożliwa do przeprowadzenia wędrówka ludów, przeciągająca przez całą Polskę. Liczba 14 tysięcy to przypuszczalnie zaledwie około 50 procent ogólnego stanu ludności cygańskiej w ówczesnej Polsce. Michał Kwiek, korzystając z opieki władz policyjnych, wzmacniał swoje stanowisko nie tylko przy pomocy broni palnej. W Poznaniu zorganizował „trybunał cygański", złożony z trzech sędziów, prokuratora i króla, który na „winnych" nakładał grzywny pieniężne. Oprócz sędziów zatrudniał przy sobie pięciu wójtów, pięciu policjantów cygańskich oraz czterech „sekretarzy". Olśniony dziennikarz z „Ikaca", którego cytowaliśmy, kończy wywiad z Kwie-kiem: „Król Cyganów żegna się, połyskując prześlicznym pierścieniem z grubego kutego złota, toczonego w kształt wężów, z drogocennymi kamieniami..." Tymczasem konkurencja nie śpi. Równocześnie z Michałem II panuje Bazyli Kwiek. Między zwolennikami obu tych samozwańczych władców dochodziło do częstych utarczek i bójek. W czerwcu 1930 roku walczono na noże w Warszawie na Mokotowie, w Poznańskiem, w okolicach Torunia i w Małopolsce. Wówczas zjawił się na horyzoncie Matejasz Kwiek, rzekomo przybyły z Hiszpanii, aby — jak sam twierdził — zlikwidować ten stan wrzenia między dwoma „monarchami"4. „Baron" Matejasz podjął się roli mediatora między zwaśnionymi i zorganizowania nowych wyborów, mających rozstrzygnąć, który z dwóch rywali pozostanie na tronie. Matejasz był zresztą zwolennikiem Bazylego, u którego boku zatrzymał się w Warszawie, rozbijając swój namiot Przy ul. Marii Kazimiery 50 5. Już w lipcu, na przedmieściu Łodzi, w Chojnach, rozpoczął się zjazd 4 ..Express Poranny", nr 182 z dnia 3 VIII 1930. s „Express Poranny", nr 209 z dnia 30 VII 1930. 92 wójtów cygańskich — zwierzchników poszczególnych taborów, którzy ?0(|! przewodnictwem Matejasza Kwieka mieli dokonać wyboru króla. Między innymi przyjechał, nawet z licznym taborem, wójt Kotlarzy francuskich Zanko Bumbulesti oraz wójt Kełderaszów z Węgier Bela Cserkeny, zajmując ^ wzorem Michała, Bazylego i Matejasza oraz innych znaczniejszych person-J pokoje w łódzkim hotelu. Ogółem przybyło na zjazd około 500 wójtów cygańskich. W ostatnich dniach lipca, po czterodniowych obradach, obrano królem Bazylego Kwieka. Wybory odbyły się ostatecznie nie w Chojnach, lecz w namiotach na posesji przy ul. Dworskiej 4. Organizator wyborów Matejasz Kwiek („Baron Cyganów na całą Polskę"-jak widniało na jego wizytówkach) ogłosił: „Prawowitym królem Cyganów polskich zostaje obwołany Bazyli Kwiek, zaś Michał Kwiek zapłaci karę za przywłaszczenie sobie królewskiego tytułu. Do czasu unormowania stosunków wśród Cyganów polskich Michał II będzie miał prawo tytułować się królem Cyganów pomorskich i obowiązany jest utrzymać w rygorze wszystkie tabory koczujące w tej dzielnicy. Po upływie trzech miesięcy Michał Kwiek stanie się zwykłym wójtem z prawem rządzenia we własnym taborze". Tak oto „prawomocnie" postarał się Matejasz o władzę dla swego wspólnika. Na wszelki wypadek, obawiając się buntu i rozruchów wśród uczestników zjazdu, poodbierał wójtom noże i rewolwery. Zwyciężony Michał musiał się ukorzyć klęknąwszy przed Bazylim. Wśród zebranych byli także Cyganie z tresowanymi niedźwiedziami; było też niewielu wójtów polskich Cyganów nizinnych, którzy na ogół od Kełderaszów stronili i nie uznawali Kwieków. Polscy Cyganie, zwłaszcza „leśni" (veśytka Roma) i „wiejscy" (gravitka Roma), zastraszeni przez Kwieków, ubodzy i pozbawieni solidarnej pomocy bogatszych współplemieńców, wyjeżdżali czasem na imprezy wyborcze urządzane przez Kwieków, chcąc w ten sposób uniknąć prześladowania i ucisku, w czym kotlarscy władcy byli niezwykle hojni. Z takim właśnie wójtem, który przyjechał w lipcu 1930 roku do Łodzi, rozmawiał wysłannik „Expressu Porannego": „Kowal jestem, podkuwam konie. Żona moja leczy bydło, czasami i człowiekowi pomoże, umie też powróżyć.-Zadowolony pan z wyborów, panie wójcie? — Mnie tam wszystko jedno. Ja jestem polski Cygan, z kraju nie wyjeżdżam. Kazali pojechać do Łodzi, to pojechałem. - Kto panu kazał? — Kwieki. Oni na całym świecie rządzą Cyganami, nawet w Turcji. Mnie wszystko jedno, ja tutejszy"6. ' „Express Poranny", nry: 209, 210, 211 (30 VII- 1 VIII), 1930. 93 Ta wypowiedź doskonale charakteryzuje zupełny brak zainteresowania Cyganów polskich dla organizowanych przez Kotlarzy szopek koronacyjnych ? wszystkich królewsko-tronowych spraw. W przeciwieństwie do tego wójta cygańskiego i stosunkowo nielicznych jemu podobnych, polscy Cyganie „miejscy" (forytka Roma), a zwłaszcza warszawscy (bareforytka Roma) zupełnie Kwieków bojkotowali, nie kryjąc nawet swej wrogości wobec nich. Byli jednakże przedstawiciele innych kotlarskich rodów, którzy chętnie współpracowali z Kwiekami, brali udział w zjazdach zwoływanych przez nich, obejmowali stanowiska na „dworze" królewskim. Byli to niektórzy arystokra-ci- bogacze cygańscy, którzy w kolaboracji z „królami" widzieli możliwości dalszego bogacenia się i wzmocnienia swej pozycji w społeczności Cyganów polskich. To charakterystyczne zjawisko solidarności bogaczy cygańskich w działaniu na szkodę cygańskich mas nie było wyjątkowym faktem w roku 1930, ale miało już swe tradycje i nieraz jeszcze dobitnie dało znać o sobie — np. w roku 1937 w czasie „elekcji" Janusza Kwieka w Warszawie. W kilka dni po koronacji Bazylego, 7 sierpnia 1930 roku, na Marymoncie odbyło się zebranie tej „śmietanki towarzyskiej", w którym brali udział bogacze cygańscy: „król" Bazyli, „kanclerz" Andrzej Paćkowski (zamieszkały w Aleksandrowie Kujawskim, ul. Leśna, dom własny), Władysław Ciecierski (właściciel willi w Jabłonnie) i inni7. Już w kilka dni później, dnia 17 sierpnia, wójtowie cygańscy poczęli ściągać ze wszystkich stron na zjazd do Gdańska, zwołany przez „barona" Matejasza Kwieka. Zjazd miał na celu rozstrzygnięcie świeżych zarzutów, jakie przeciwko Bazylemu podniósł Michał II8. W rezultacie jednak sytuacja nie uległa zmianie. Obaj „królowie" wraz ze swymi taborami nie przestali się wzajemnie zwalczać. Bazyli Kwiek w maju 1931 roku rozbił obóz na Pelcowiź-nie i rozpoczął akcję przeciw Michałowi. Oto, co pisała o tym prasa9: „Wielkim kanclerzem dworu królewskiego i pierwszym rejestratorem (urzędnikiem stanu cywilnego) jest Rudolf Kwiek. Otóż Rudolf Kwiek w imieniu Jego Królewskiej Mości złożył niedawno w starostwie oświadczenie, „Express Poranny", nr 218 z dnia 8 VIII 1930. „Ilustrowany Kurier Codzienny" z dnia 15 V 1931. „Gazeta Polska" z dnia 6 V 1931. 94 że przybyli do Warszawy i mający swoje namioty przy ul. Prądzyńskiego ??? Woli - baron Paweł Kwiek, Jorgu Kwiek i żona jego, Jordana - nie są prawymi dziećmi Polski. Podszywają się oni i legitymują polskimi dowodami osobisty- ] mi, z których dwa wydał prześwietny magistrat królewskiego wolnego miasta Białej, że jednak dokumenty te są fałszywe, zaś Pawła Kwieka prawdziwe nazwisko brzmi Minesco Alexandre, a Jorgi Kwieka - Minesco Christe, że są obywatelami greckimi i z tego powodu on protest zanosi przeciw osiedleniu się obcego elementu na jego terenie, i prosi o wysiedlenie ich z granic Rzplitej. Równocześnie zaś wielki kanclerz złożył staroście odręczne pismo króla Bazylego, w którym ten oznajmia, że pragnąc zagwarantować poddanym swym jak najwięcej praw i swobód obywatelskich (sic!) oraz z uwagi na to, żel monarchie są dzisiaj niepopularne - abdykuje z zaszczytnego stanowiska królewskiego i od dnia ogłoszenia tego manifestu mianować się będzie tylko «wójtem». Co do drugiej sprawy - starostwo przyjęło manifest byłego króla do wiadomości, nie zamierzając czynić jakichkolwiek trudności. Inaczej jednak potraktowało skargę na Minesco-Kwieków. Przesłano ją do zbadania Urzędowi Śledczemu, który na wstępie ustalił, że Paweł, Jorgu i Jordana Kwiekowie są zwolennikami przeciwników Bazylego - samozwańczego (sic!) króla Michała, który dwór swój utrzymuje w Sosnowcu. Przesłuchiwany baron Paweł legitymował się dowodem osobistym wydanym przez magistrat królewskiego wolnego miasta Biała. Towarzyszom jego dowody wystawiła policja poznańska. Ponieważ spór ma podłoże osobistej rozgrywki i sprawa sama jest wielce zawikłana, przekazano ją do dyspozycji władz prokuratorskich". Wszelkimi środkami zwalczali się cygańscy kacykowie, którym obca byłał w odróżnieniu od polskich Cyganów nizinnych - solidarność grupowa. Poszczególne rody zwalczały się, zwaśnione między sobą. Stan ten trwa -z mniejszym już nasileniem - do dzisiaj, powodując różne drobniejsze zatargi. Znikła najwyższa stawka rozgrywek: władza królewska - toteż walka między rodami osłabła, ale poszczególne rody-klany niejednokrotnie patrzą na siebie wilkiem, niechętne sobie i niesolidarne. Bazyli zrzekł się tytułu królewskiego, co mu bynajmniej nie przeszkodziło w kilka dni później podać do wiadomości publicznej oświadczenia o krańcowo odmiennej treści. Oznajmił on mianowicie w jednym z dzienników, za pośrednictwem swego zausznika, „barona" Matejasza Kwieka, że „odwieczna tradycja cygańska wymaga, aby Bazyli Kwiek został królem Cyganów, a nie 95 reZydentem, która to forma władzy wcale mu nie odpowiada"10. Ów „baron" Matejasz, ówczesny zausznik Bazylego, w niespełna cztery lata później ogłosił sie „wodzem", twierdząc, że tylko ten tytuł pasuje do zwierzchnika narodu nie posiadającego własnego państwa, a grożąc wszelkim „samozwańcom", którzy hy się ośmielili tytułować siebie cygańskimi królami. Brat Bazylego, Rudolf Kwiek, był w tym czasie „kanclerzem" na dworze brata i prezesem Wielkiej Rady Cyganów Polskich. Bazyli sprawował władzę nad kotlarskimi wójtami, stojącymi na czele poszczególnych taborów. Każdy taki wójt był raz na rok wybierany przez starszych ze swego taboru. Wójtowie tworzyli Wielką Radę. której prezesem był Rudolf Kwiek. Niezależnie od tego istnieje w klanie Kotlarzy sąd, złożony z dwunastu sędziów, rozsądzających obyczajowo - tabuiczne zatargi między Cyganami. ,Wójt musi meldować królowi o każdorazowym dłuższym postoju w jakiejś miejscowości. Ale dużo jest takich, co się ukrywają - mówił dziennikarzowi Rudolf Kwiek. - Teraz właśnie król pojechał ścigać dezerterów i opornych. W Bydgoszczy aresztował (sic!) tego bandytę (sic!) Michała Kwieka". Na pytanie dziennikarza, gdzie i jak nauczył się władać siedemnastoma językami, Rudolf odpowiedział ni mniej, ni więcej: „A cóż, kochanie. Cały świat zjeździłem. Ojciec mój i króla to był bardzo bogaty człowiek. Złoto łopatą można było przerzucać... Urodziłem się w Brzesku pod Krakowem. Jak doszedłem do lat, postanowiłem cały świat zwiedzić. Ojciec dał mi worek złota i pojechałem"11. Jednym ze znaczniejszych „królów" cygańskich w Polsce, którzy panowali jednocześnie z Bazylim Kwiekiem — pomijając Michała - był Mikita Koście-niak. Między poszczególnymi władcami dochodziło do starć i wzajemnych denuncjacji, fałszywych oskarżeń, a nawet otwartych bójek. Wczerwcu 1934 r. prasa doniosła: „Walki, które na pewien czas ucichły, przybrały na sile, toteż prawowity władca śniadego ludu zaniepokojony jest nie na żarty o swój tron... W drodze do Rumunii zatrzymały się w Dąbrowie dwie wrogie bandy Cyganów króla Kwieka i Mikity Kościeniaka. Przez cały dzień bandy zachowywały się 111 „Express Poranny", nr 229 z dnia 19 VIII 1930. " „Gazeta Polska" z dnia 20 V 1931. 96 spokojnie, jakby odpoczywając. Pod wieczór jednak doszło do prawdziwa wojny, którą musiała zlikwidować policja. Majestat «króla» Kwieka zosta) jednak obrażony, a w dodatku «monarsze» skradziono złote dukaty. Wobec tego złożono skargę do miejscowej policji, która wezwała do komisariatu członków obydwu stronnictw. Gmach komisariatu był formalnie oblężom, przez Cyganów, którzy w pewnej chwili wywołali tak zażartą walkę, ?e skonsygnowany oddział policji przy użyciu pałek musiał przez pół godziny likwidować awanturę... «Jego Królewska Mość» Michał Kwiek, w otoczeniu «szambelanów» i dygnitarzy swego «dworu» zjawił się wnet w wydziale śledczym w Sosnowcu, gdzie złożył oficjalną skargę na obóz swego przeciwnika. Przybycie «króla» Cyganów, przybranego w insygnia swej władzy, biało--amarantową szarfę ze złotym orłem, udekorowaną licznymi złotymi monetami, z napisem «Król Cyganów Polskich», wzbudziło ogólne zainteresowanie12". Najruchliwszym i najobrotniejszym z tej trójcy królewskiej był niewątpliwie Michał II Kwiek. W październiku 1934 roku udał się on do Rumunii, gdzie wziął udział w Kongresie Cygańskim. Przy okazji nie omieszkał oświadczyć, że dąży do zapewnienia szczęścia wszystkim Cyganom i „do utworzenia państwa cygańskiego w Azji nad Gangesem, do której to ziemi mamy zresztą historyczne prawo. W tym też celu udaję się z Rumunii przez Ateny i Azję Mniejszą do Indyj"13. Wbrew królewskim zapowiedziom, już w dziesięć dni później widzimy Michała w Polsce, gdzie w lasku pod Łodzią organizuje zjazd cygański i elekcję. „Na dalsze pięć lat" królem Cyganów zostaje wybrany dotychczasowy władca - Michał Kwiek. W swoim przemówieniu wyborczym przyobiecał zniesienie podatku od koni, który dotychczas ściągano z cygańskich podwładnych, co stanowiło pokaźne źródło królewskich dochodów. Nie to jest ważne, że Michał zrzekł się tych zysków, bo przecież była to tylko przedwyborcza obiecanka: na zanotowanie zasługuje sam fakt oficjalnego przyznania się „monarchy" do dotychczasowych praktyk wyzyskiwacza. Kontrkandydatami do tronu byli dwaj bracia Michała. Czytamy w prasie: „Roman - z zawodu woźnica, i Elemer - handlarz uliczny. Znani oni byli na gruncie warszawskim jako wieczni malkontenci i spiskowcy, których jakiś czas przetrzymano w więzieniu mokotowskim. Łódź ma wielką sensację, ponieważ bandy Cyga' 12 „Dziennik Związkowy" (Chicago) z dnia 6 VI 1934. 13 „Ilustrowany Kurier Codzienny", nr 291 z dnia 20 X 1934. 97 'w rozpowiadają zupełnie głośno o wyczynach swego króla, który rozprawił ? w ten sposób z braćmi, że woźnica stracił lewe oko, handlarz uliczny zaś leży jednym ze szpitali. Ceremonia koronacji odbyła się z wielką pompą. Kwiek siadł na obitym purpurą tronie i koronował się prawdziwą złotą koroną sadzaną brylantami. Dotychczas królowie cygańscy koronowali się tombakową imitacją korony, pełną błyszczących szkiełek. Skąd Cyganie zdobyli się na złoto, pozostanie ich tajemnicą"14. Natychmiast po elekcji król znika, pojawia się po paru dniach w Czechosłowacji, skąd zostaje policyjnie wydalony, a w kilka dni później, w pierwszych dniach listopada, w londyńskim Hyde Parku wygłasza przemówienie, w którym oświadcza, że Cyganie pragną na zawsze osiedlić się - w Afryce15. Na tym urywają się wieści o Michale jako królu i nie znane są nam bliżej przyczyny, które pozbawiły go cygańskiej korony. Późniejsze lata sprzyjały innym cygańskim władcom i na temat Michała zapadło milczenie. Dopiero około 1960 roku nadeszła wiadomość, że podeszły w latach Michał wyjechał do Niemiec Zachodnich, aby stamtąd udać się do Francji, gdzie po paru latach zajął się współpracą z władzami przy budowie eksperymentalnego osiedla cygańskiego na przedmieściach Paryża - w Montreuil-sous-Bois. Nadszedł rok 1935 i na widownię wkroczył nowy cygański władca -uzurpator, Matejasz Kwiek. Dnia 7 lutego 1935 roku, przy ulicy Dworskiej 18, wydał komunikat, z którego dowiadujemy się, że już przed kilkoma miesiącami Matejasz został „wybrany" Wodzem Narodu Cygańskiego16. Komunikat Niniejszym komunikuję, iż na zjeździe Cyganów, co miało miejsce w dniu 14 listopada 1934 roku, zostałem wybrany przez Cyganów z Polski i innych państw jako Wódz Narodu Cygańskiego, co potwierdzam protokołem. W imię prawa, jako Wódz Narodu Cygańskiego baron Matejasz Kwiek, niniejszym komunikatem unieważniam dotychczasowy tytuł „króla" wśród Narodu Cygańskiego, ponieważ Cyganie, jako naród nie posiadający Państwa własnego, nie może (sic!) tworzyć monarchii królewskiej. Wszyscy więc 14 „Ilustrowany Kurier Codzienny", nr 302 z dnia 31 X 1934, „Kurier Codzienny" z dnia 1 XI 1934, „Polska Zachodnia" z dnia 3 XI 1934. " „Ilustrowany Kurier Codzienny" z dnia 7 XI 1934. 16 „Express Poranny" z dnia 11 II 1935. — Cyganie... 98 zamieszkujący na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej podlegamy rządowi Pana Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Nieustanne spory między Cyganami o dynastię w narodzie koczowniczym stale narażają nas na ogromną krytykę. Zastrzegam sobie, że o ile nadal ktokolwiek z Cyganów używać będzie tytułu „króla", należy uważać to za kłamstwo, a jego samego za samozwance (sic!). Wszelkie oszczerstwa rzucane pod mój adres (sic!) należy uważać jedynie za akt zemsty. Wódz Narodu Cygańskiego Baron Matejasz Kwiek. Warszawa, dnia 7 lutego 35. Z osobą „barona" Matejasza ? wieka zetknęliśmy się już w roku 1931 jako „zausznikiem" byłego króla Bazylego Kwieka. Po wydaniu powyższego komunikatu „baron cygański" złożył - zwyczajem swych wszystkich poprzedników - wizytę w redakcji dziennika, gdzie zapewnił, iż planuje „wiele reform", a przede wszystkim chciałby podnieść „poziom życia moralnego Cyganów" itp. Samozwańczo biorąc władzę w ręce, Matejasz ogłosił detronizację „zdziercy podatkowego" Michała. „Baron" Matejasz zajmował się kotlarstwem w Warszawie przy ulicy Dworskiej. Jego „wodzowskie" tytuły i obietnice publikowane w prasie obliczone były na czytelników i sympatyków niecygańskich. Zwęszywszy pieniące się „fuhrerowskie" tendencje, Matejasz Kwiek, podchlebiając się władzom, zamianował się „wodzem". Jednak poplecznicy Michała II nie chcieli ulec, co skłoniło „wodza" do ogłoszenia nowego manifestu w dniu 27 lutego 1935 r. W manifeście tym przypomina, że na zjeździe delegatów cygańskich „z Polski i państw ościennych" dnia 14X1 1934 r. obrano go jednomyślnie „Wodzem Narodu Cygańskiego". „Manifest" - sprecyzowany i wystylizowany nie przez samego autokratycznego władcę - głosi17: „Nieprawdą jest, że Cyganie w ogromnej większości są zdecydowanymi monarchistami i zwolennikami wyboru «króla», gdyż obecnie Cyganie dobrze zdają sobie sprawę z tego, że nie mając własnego państwa, nie mogą tworzyć monarchii królewskiej, a przeto obieranie «króla» Cyganie uważają za ------,____ " „Express Poranny" z dnia 4 III 1?35. 99 elogiczne [...]. W poprzednim moim komunikacie ogłosiłem już, że my, ^ ganie, zamieszkujący terytorium Rzpltej Polskiej, podlegamy Rządowi Pana Prezydenta Rzpltej Polskiej, któremu się dobrowolnie poddajemy". W dalszym ciągu swego orędzia „wódz" stwierdza, że władza Michała II dawno i bezpowrotnie minęła, a jego akcja dywersyjna, która sieje niezgodę wśród Cyganów i nawołuje do walk bratobójczych, nie przywróci mu tronu i berła. Wydaliły go ze swych granic Czechosłowacja i Rumunia. Wie on, co go czeka w Polsce, i nie kwapi się z przyjazdem, choć go coraz to zapowiada. Zresztą - kończy Matejasz - nie warto w ogóle zajmować się tym osobnikiem, który swymi postępkami dawno został skreślony z listy uczciwych Cyganów". Ale wódz Matejasz nie figurował bynajmniej na owej „liście uczciwych". Mianował on „Prezesem Rady Cyganów w Polsce" niejakiego Józefa Kwieka, który jako agent tajnej policji kryminalnej jeździł po kraju, szantażował Cyganów, okradał, a opornych wydawał władzom. Oczywiście, w wywiadzie prasowym nazwano te praktyki „oczyszczaniem atmosfery wśród Cyganów". Głównym celem było okradanie podwładnych i wzmacnianie władzy „wodza" przez oszczerstwa rzucane na wrogów i przez fałszywe donosy na nich do władz policyjnych. Czytamy w prasie18 w dniu 5 III 1935 ?.: „Pan Józef Kwiek poszukuje specjalnie jednego uciążliwego dla Cyganów rodaka - Michała Kwieka, który jest głównym organizatorem wielu kradzieży, a ostatnio samozwańczo nazywa się królem Cyganów i próbuje ich skomunizo-wać (sic!). Nosi się nawet Michał Kwiek z planem wielkiego zjazdu w Stanisławowie, gdzie chce objąć stanowisko «króla». Niebezpieczny Michał Kwiek organizował już i komunizował (sic!) Cyganów w Czechach i Rumunii. Nasz rozmówca Józef Kwiek podjął się trudnej roli wyplenienia wśród Cyganów złodziejstwa, a już specjalnie ściga samozwańca Michała [...]. Przy końcu zwierzył nam się, że Cyganie są obecnie na drodze do zrealizowania swych marzeń (sic!) o własnej ojczyźnie. Oto ich delegat wyjechał do Ligi Narodów, by starać się tam o część Afryki Południowej, gdzie by chcieli się osiedlić. Z początku noszono się z myślą założenia państwa na Polesiu, ale na to trzeba by zbyt długo czekać... Józef Kwiek jeździ ze swą policją, przy pomocy której wyłapuje złodziejaszków". W marcu 1936 r. Józef Kwiek, były zausznik „wodza" Matejasza, przeprowadzał już przygotowania do koronacji nowego „króla" cygańskiego -Bazylego. Dotychczasowy „Wódz Narodu Cygańskiego", baron Matejasz .Ilustrowany Kurier Codzienny". 100 Kwiek, zginął w tajemniczych okolicznościach, mających pozory skrytobójstwa. Odbył się huczny pogrzeb na Cmentarzu Wolskim w Warszawie, a trumna „wodza" oprócz zwłok zawierała również sporo cennych przedmiotów, danych zmarłemu na drogę w zaświaty. Według wersji utrzymującej się do dziś wśród Cyganów, Matejasz zginął w czasie szarpaniny powstałej na tle zazdrości żony o kochankę wodza; rewolwer w ręku Matejasza przypadkiem wypalił, zabijając go na miejscu. Koronacja Bazylego miała się odbyć w Równem; miała być połączona z uroczystym weselem „królewicza" i z przyjazdem szeregu „królików" cygańskich. Było już ustalone miejsce - sala Teatru Ludowego - i ceny biletów - od 5 do 12 złotych19. Z niewiadomych przyczyn do elekcji w Równem nie doszło. Dopiero 4 lipca 1937 roku w Warszawie na stadionie Wojska Polskiego odbyła się z wielką teatralną pompą koronacja Janusza Kwieka, ostatniego „władcy" cygańskiego przed drugą wojną światową. Rudolf Kwiek, w wywiadzie udzielonym prasie już po ostatniej wojnie, tak wspomina tę „elekcję": „Ja pamiętam, jak jeszcze w roku 1937 byłem na stadionie w Warszawie podczas koronacji brata. Woła mnie wtedy dowódca policji, generał Kordian-Zamorski, i mówi: «Dlaczego to ty nie jesteś królem? Przecież tobie się to należy?» A ja na to: «Ja, panie Generale, chcę żyć, a tak, to oni by mnie zabili». To ten generał mówi: «Czego ty się boisz? - ja mam tu na stadionie 250 policjantów i 20 żandarmów». Ja mu wtedy mówię: «Policjanci i żandarmi są tu, ale jak ja pójdę do domu, to tam już ich nie będzie i tam mnie źli ludzie zabiją»"20. Janusz Kwiek, ówczesny koronowany „król", w wywiadach prasowych podkreślał patriotyczne motywy, które go skłoniły do kandydowania w królewskich wyborach: „Staraniem Cyganów polskich jest utrzymanie korony cygańskiej w Polsce. Będzie to nasza ambicja patriotyczna". Zapowiadał także dziennikarzom swoją królewską wizytę, którą bezpośrednio po wyborze ma zamiar złożyć Mussoliniemu, aby go prosić (oczywiście „w imieniu wszystkich Cyganów") o przydział ziemi w Abisynii! Oświadczył też, że postanowiono, aby godność „króla" Cyganów była bezpłatna, honorowa, chcąc skończyć z walkami o władzę nad Cyganami, u której podłoża tkwiła zawsze chęć zysków21. Można podziwiać monarszą dyplomację „Jego Królewskiej Mości"! --------------- 19 „Ilustrowany Kurier Codzienny" z dnia 6 III 1?36. 20 L. Wolanowski: Wróżba Marty, „Przekrój", nr 183 (10-16 X), 1948. 21 „Express Poranny", nr 181 z dnia 2 VII 1937. 101 Prasa, zwłaszcza warszawska, reklamując w sensacyjnych i bałamutnych rtykułach imprezę koronacyjną, zapowiadała, że Polskie Radio „transmituje • 0 godz. 20. O zainteresowaniu, jakie wzbudziła audycja, świadczy fakt, iż „ostanowiła ją transmitować Ameryka, dla której reportaż przeprowadzi w języku angielskim red. [...] "22. jak widać, szopka koronacyjna urządzona była na szeroką skalę, z wykorzystaniem wszelkich środków rozgłosu. Sadowiąc na wypożyczonym z teatru tronie" cygańskiego despotę, pod eskortą licznie zgromadzonej policji, władze dawały światu dowody „opieki" roztaczanej nad cygańskimi obywatelami państwa. W tym samym czasie zdarzały się dość liczne wypadki zamarznięcia na śmierć biedaków cygańskich w śniegach. Polityka dyskryminacji, spychania Cyganów w nędzę i pozostawiania ich w dzikiej, prymitywnej ciemnocie, zatuszowana została wobec opinii publicznej koronacyjnym widowiskiem cyrkowym. Na stadionie Wojska Polskiego w Warszawie wybudowano wysoki pomost 0 powierzchni 120 metrów kwadratowych, na którym miało się odbyć widowisko. Na mieście pojawiły się afisze i ulotki. Redakcje gazet otrzymały zaproszenia na koronację, zredagowane w języku francuskim: Les represen-tants des candidats au roi des Tsiganes Mr. Rudolf et Janusz ont 1'honneur... Zaproszenie ozdobione zostało rysunkiem korony Ludwikowskiej z liliami burbońskimi (!) oraz okrągłą „ukoronowaną" pieczęcią z napisem: „Prezes kandydatów na króla cygańskiego Janusz Kwiek". Pośrodku stanęło rzeźbione krzesło tronowe, po bokach zasiedli elektorzy. Na stole leżała pozłacana korona z plateru, dalej wisiał płaszcz z królików angorskich. Na pięciu krzesłach w głębi zasiedli kandydaci na „króla"23. Rudolf Kwiek oznajmił wysłannikowi jednego z dzienników jeszcze przed koronacją, że na uroczystość zjedzie „może kilkanaście setek wszystkiego, ale same najmożniejsze rody. Najwięcej Kwieków, ale chyba będą też Kwiatkowscy, Głowaccy, Marcinkiewicze, a zwłaszcza Ciecierscy, najbogatsi". Stwierdził on też, że obiór króla musi się odbyć jak najformalniej, „bo tylko wtedy będzie się liczył z nami Mussolini, który obiecał (!) nam ziemię w Abisynii, jeśli będziemy formalnie zorganizowani i w porządku z władzami polskimi"24. Ceremonia elekcji obfitowała nie tylko w efektowne popisy muzyczne 1 taneczne, ale również w momenty tyleż uroczyste co komiczne. Protoprezbi- ..Express Poranny", nr 183 z dnia 4 VII 1937. Int. wg „Kuriera Warszawskiego", nr 182 z dnia 5 VII 1937. u „Express Poranny", nr 182 z dnia 3 VII 1937. 102 ter Terencjusz Teodorowicz z cerkwi praskiej w asyście prawosławnego ????? odprawił nabożeństwo dziękczynne i własnoręcznie wsadził koronę na Kwie-kową głowę przy akompaniamencie warszawskiego chóru cerkiewnego. Z przemówienia tego dostojnika kościelnego warto przytoczyć mały fragmen-cik: „Służ wiernie Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, która zezwalając na wybór króla w swojej stolicy, uczyniła zaszczyt całemu narodowi cygańskiemu"25. Nowo obrany „król" Janusz Kwiek wygłosił przemówienie, w którym, jak zwykle, mówił dużo o planach stworzenia pięciu ministerstw cygańskich, o wyjednaniu od Mussoliniego części terenów Abisynii itp. Później, zawiedziony w swych nadziejach, niedoszły „król" Rudolf Kwiek, nadał sobie tytuł „dyktatora" i zapowiedział budowę pałacu królewskiego na Bielanach oraz nałożenie podatków na wszystkich Cyganów. Już nazajutrz po koronacyjnej szopce rody Kwieków pokłóciły się, rywale nie chcieli dać za wygraną i nazwali Janusza samozwańcem, a wybór uznali za nieważny. Julia Kwiek, wdowa po „wodzu" Matejaszu, oświadczyła: „Jeszcze zażycia mego męża Janusz Kwiek, ten kotlarz z Milanówka, ogłosił się królem cygańskim i dobrawszy sobie do pomocy kompanię kilkunastu podobnych jemu ludzi, siłą wymuszał podatki (!) od naszego ludu. Nic dziwnego, że zniechęcił do siebie Cyganów. Nie chcieli oni takiego władcy i garnęli się (!) do Matejasza. Po śmierci mego męża przyszedł Janusz Kwiek na Dworską, upokorzył się i obiecał rzetelną współpracę, że królem zostanie jego syn, Ryszard Kazimierz, a regentem teść Matejasza, Rudolf. Janusza obrali swoi ludzie przekupieni albo nastraszeni. Przed wyborem Janusz Kwiek powiedział: «Albo ja zostanę królem, albo krew się tu poleje»". W dalszym ciągu wywiadu udzielonego prasie Julia Kwiek oświadczyła, że Rudolf musiał ulec tej presji, ale uczynił to tylko dlatego, aby nie narażać na szwank Cyganów w opinii publicznej. Na pytanie, czy wszystkie głosy wyborców były przekupione, Kwiekowa odpowiedziała: „Takie tam głosy! Przecież oni nawet podpisać się nie umieli. Na kartkach była jakaś linia i krzyżyk. Kto by tam wiedział, czy to miało znaczyć Janusz Kwiek, czy też co innego... Janusz Kwiek może być królem w Milanówku, nie tu, między Cyganami, ten śmieciarz... Pieniądze zebrane na stadionie zabrał wszystkie. Wynagrodził usługi swoich ludzi"26. 25 ,,Express Poranny", nr 184 z dnia 5 VII 1?37. 2B „Express Poranny", nr 185 z dnia 6 VII 1937. 103 W dniu 6 lipca 1937 roku Julia Kwiek złożyła w Komisariacie Rządu danie z prośbą o aresztowanie Janusza Kwieka za groźby rzucone pod jej adresem. Janusz miał jej rzekomo grozić śmiercią. Kwiekowa złożyła skargę i prośbę o przydzielenie wywiadowcy, który by strzegł jej bezpieczeństwa, oraz o aresztowanie Janusza Kwieka. On sam także nie próżnował. Obrażony zarzutem, że przywłaszczył sobie dochód z koronacji, zjawił się w asyście czterech adiutantów w jednej z kancelarii adwokackich i podpisał pełnomocnictwo w celu pociągnięcia do odpowiedzialności „oszczerczych oskarżycieli". W takiej atmosferze tarć, zawiści i wzajemnych donosów przebiegły dwa lata „panowania" jednego z pupilków sanacyjnej policji - Janusza Kwieka. W czasie okupacji ginie po nim ślad i relacje o jego dalszych losach nie są zgodne. Po zakończeniu działań wojennych w Polsce Ludowej pojawił się jednak jego następca - konkurent Janusza do berła - Rudolf Kwiek, ogłaszając się „królem" Cyganów na Zjeździe w Bydgoszczy w roku 1946. Zrzekł się następnie tego tytułu, mianując się „demokratycznie" „prezydentem" Cyganów i przewodniczącym Światowej Rady Cyganów, instytucji wyssanej z własnego monarszego palca. Ale już w czerwcu roku 1947 Rudolf Kwiek zasiadł na ławie oskarżonych w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Oskarżyli go Cyganie o współpracę z okupantem, o współdziałanie z gestapo w akcji zagłady ludności cygańskiej. Po sprzecznych relacjach świadków, z biegiem czasu coraz bardziej przychylnych oskarżonemu, Rudolf został uniewinniony. Jak do dziś głosi cygańska fama, Kwiek wydał cały swój majątek na przekupienie świadków i dlatego resztę swego sędziwego żywota spędził w niedostatku, w nędznym baraku przy ul. Burakowskiej w Warszawie. Dopiero obecnie — osiemnaście lat po owym procesie, trzy miesiące po śmierci Rudolfa Kwieka 27 - odnalazłem w Archiwum Akt Nowych w Warszawie dokumenty, stwierdzające niezbicie, że był on hitlerowskim agentem, że gorliwie i ochotniczo dopomagał okupantowi w przygotowaniach do zagłady Cyganów w Polsce. Ujawniona przez dokumenty prawda ukazuje w całej okazałości oblicze tego wyjątkowego wśród Cyganów zdrajcy - agenta policji. Aż dziw. że Cyganie, stosujący obyczajowe represje wobec swych braci za stosunkowo błahe 7 Rudolf Kwiek zmarł 25 X 1?64 przeżywszy 87 lat i po trzech dniach zosta) pochowany na t-mentarzu Wolskim w Warszawie. W pogrzebie sędziwego byłego władcy udział wzięły tłumy Kełderaszów przybyłych z różnych stron kraju. 104 przewinienia, pozostawili w zupełnym spokoju renegata i bratobójcę. Młode pokolenie nie znało wcale jego przeszłości, zaś starsi, świadkowie tragicznych okupacyjnych wydarzeń, zobligowani złotem, milczeli. Zbrodnie przeszłości zataił, i zatarłszy ślady zabezpieczył się na przyszłość. Od 1941 r. Rudolf Kwiek prowadził korespondencję i utrzymywał łączność z „Rządem Generalnego Gubernatorstwa", spotykał się służbowo z jego wyższymi funkcjonariuszami i oferował usługi, chętnie przez okupanta przyjmowane. Oto - dla ilustracji - fragmenty jednego z pism Rudolfa Kwieka do władz hitlerowskich — w tłumaczeniu z niemieckiego. Warszawa, 2 marca 1942. Petent RUDOLF KWIEK (były król wszystkich szczepów cygańskich w Europie) tymczasowy prezes wszystkich Cyganów w „Generalnym Gubernatorstwie" - zamieszkały w Warszawie ul. Opalińska Nr 12 m. 8 Do Rządu Generalnego Gubernatorstwa Wydział Główny Administracji Wewnętrznej Dział Spraw Ludnościowych i Opieki Społecznej (na ręce H. Fóhla) w Krakowie Do Akt 1-2 Dr Fó-Ke z 5 maja 1941. Powołując się na Pańskie pismo z 5 maja 1941, ja, niżej podpisany, pozwalam sobie niniejszym podać do łaskawej wiadomości wysokiego Rządu Generalnego Gubernatorstwa, co następuje. W swoim czasie przesłałem, zgodnie z życzeniem, mój życiorys oraz fotografię. Już od 5 maja 1941 odszukałem osobiście wszystkich Cyganów, jacy tylko egzystują i żyją na terenie całego Generalnego Gubernatorstwa, osiadłych i nie osiadłych, oraz cygańskie rody w ich mieszkaniach i w tylko mnie znanych kryjówkach i obozach, i przeprowadziłem pewną myślową rejestrację, aby 105 '7fiiej przY jakimś ewent. faktycznym urzędowym uchwyceniu wszystkich r eanów, mieć w ręku gotowe główne podstawy do niezmiernie trudnego spisu, jednakże jest jeszcze do uchwycenia wielu, wielu Cyganów wędrujących, adal zmieniających miejsce pobytu. Ci mogliby być uchwyceni przeze mnie sposób istotny i przepisowo, gdybym posiadał rządową niemiecką legitymacje w której by jak najwyraźniej stwierdzono, że jestem uprawniony do urzędowego lub półurzędowego uchwycenia w zakresie spraw ludnościowych wszystkich żyjących w Generalnym Gubernatorstwie Cyganów, na powyższym obszarze. Ta legitymacja musiałaby mieć pełną ważność dla całej niemieckiej i polskiej policji i posterunków żandarmerii, jak również dla Gestapo w całym Generalnym Gubernatorstwie, aby wymienione władze zostawiły mnie w spokoju przy wykonywaniu powszechnej rejestracji Cyganów. Ażebym był w stanie legitymować się dzikim, niepiśmiennym Cyganom w odpowiedni dla nich i łatwo zrozumiały sposób, upraszam o specjalną dużą odznakę urzędową z metalu z napisem w języku cygańskim, którą mógłbym legitymować się także w sposób dostępny Cyganom. Oprócz tego musiałyby być na niej także godła Rzeszy niemieckiej, aby wywołać u Cyganów nie umiejących czytać odpowiedni niemiecki (sic!) respekt. Dotychczas objechałem całe Generalne Gubernatorstwo jedynie na mój własny koszt, aby zmontować bezwzględnie konieczne podstawy dla wielkiego, urzędowego uchwycenia Cyganów. Jest rzeczą bezwarunkowo niezbędną uchwycić jeszcze wielu Cyganów, znajdujących się w podróży, upraszam więc w tym celu o bezpłatną książeczkę podróży na pewien czas, upoważniającą do wolnego przejazdu do wszystkich stacji kolejowych wszystkimi pociągami 3 klasy, po całym Generalnym Gubernatorstwie — Polen. Zobowiązuję się uchwycić wtedy w zupełności wszystkich Cyganów, ewent. także i zagranicznych [...]. Z największym naciskiem zwracam uwagę, że jest bardzo wielu Cyganów, którzy świadomie a kłamliwie podają się za Cyganów rumuńskich, dzięki czemu otrzymują kartki żywnościowe przeznaczone dla Niemców, względnie dla cudzoziemców. O nich wszystkich doniosę jak najdokładniej.-gdyż prawie na pewno wszyscy oni są polskimi Cyganami. Aby przeprowadzić zgodnie 2 niemieckimi przepisami porządkowymi uchwycenie Cyganów w możliwie Prawidłowy sposób, pożądany jest jak największy pośpiech, zanim jeszcze r°zpoczęły się letnie wędrówki, gdyż do tego czasu uchwyciłem mniej więcej Wszystko w ogólności, jeśli jednak rejestracja miałaby się znowu odwlec, to 106 uchwycony przeze mnie obraz całości rozsypałby się znowu na cztery wiat^. i wówczas przepadłaby moja nadzwyczaj uciążliwa, niezmiernie trudna dro. biazgowa praca, która pochłonęła dużo pieniędzy i wydatków z mojej strony a to z patriotyzmu i pełnej lojalności dla niemieckiej sprawy: byłoby to tak» ciężkim pogorszeniem sprawy powszechnej rejestracji mieszkańców G. q w ogóle. Na koniec proszę jeszcze o uprzejmość i pozwolenie na przydzielenie mojej rodzinie, składającej się z 10 dorosłych i 6 małych dzieci, 10 dużych kart żywnościowych i 6 małych kart żywnościowych, przysługujących Niemcom lub obcokrajowcom, ponieważ pracuję w pełni i całkowicie poświęcając się wra? z moją prywatną osobowością (sic!) bezpośrednio i pośrednio dla niemieckiej sprawy i pragnę wszystkie moje ogólne wiadomości o cygańskich podstępach i tajemnicach oddać w służbę niemieckiej sprawy z całą lojalnością. Poczyniłem na własną rękę wszelkie największe przygotowania do akcji uchwycenia Cyganów, aby odciążyć w związku z tym czynniki rządowe, jak tylko to było możliwe [...] pozostaję z wysokim poważaniem i głębokim szacunkiem (-) Rudolf Kwiek. A zatem nie ma już wątpliwości, że początkowe zeznania Cyganów w procesie Kwieka, mówiące o tym, że zjawiał się wraz z gestapowcami w cygańskich siedzibach, skąd zabierano Cyganów na śmierć - były najzupełniej zgodne z ponurą rzeczywistością. Po wojnie władza „króla" z każdym rokiem malała i z faktycznej stawała się prawie wyłącznie nominalną, ograniczającą się niemal do „królewskiej dumy" i pogardy dla podwładnych - „tej hołoty". Reasumując działalność kotlarskich władców, widzimy, że mieli oni szczególnie sprzyjające warunki wykonywania swych gnębicielskich praktyk wobec bezbronnych najczęściej i z musu uległych poddanych. Jednakże każdy klan Kełderaszów ubiegał się o to, aby jego przedstawiciel zasiadł na cygańskim tronie, dawało to bowiem prawo zwierzchnictwa nad pozostałymi klanami i rodami. Król był pupilkiem, a także patronem i opiekunem swojego rodu i działał - poza swymi prywatnymi interesami - dla jego dobra. Toteż przywiązanie rodu do „swojego króla" było ogromne i trwałe, a pamięć jego obrastała legendą. Tak było i z Januszem Kwiekiem. Ojciec jego nosił cygańskie imię „Dźura" (pochodne od węgierskiego „Gyorgy"), a ród nosił nazwę „Dźurońi", ale po zaginięciu Janusza - zwanego „Ćandźiri"' zmienił nazwę na „Candźirońi" dla uczczenia postaci „swojego króla". 107 Tuż p° wojnie, niezależnie od konkurencyjnej władzy Rudolfa Kwieka, • tniała jeszcze „władza honorowa" w rodzinie Candźirońi; pełniła ją Katarzy- Kwiek, zwana Zambiła, siostra króla Janusza, która zmarła w 1961 roku. Bvła ona jedyną kobietą w rodzeństwie. Po śmierci jej wszystkich sześciu braci zWana została „siódmym bratem" i cieszyła się poważaniem, jakim na ogół rwanie obdarzają jedynie niektórych starszych mężczyzn. Do niej zwracano sie o radę, czy rozsądzenie spornych spraw; miała też prawo uczestniczenia w obradach sądu cygańskiego - Romano Kris - co normalnie bywa przywilejem tylko mężczyzn, i to tych, którzy są uznawani przez Cyganów za szczególnie mądrych i zasłużonych w cygańskim życiu społecznym. ' . i- \ ? "-*» • , -: - '.. lU '• \ ' \ SKAZANI NA ZAGŁADĘ Ludobójstwo hitlerowskie, szukające uzasadnień i programów w obłąkańczych teoriach rasistowskich, realizujące bezlitośnie plany nakreślone szczegółowo i pedantycznie, wciągnęło na listę skazanych na całkowitą zagładę - obok Żydów - również wszystkich Cyganów. Już w dwa lata po dojściu Hitlera do władzy w Niemczech cień eksterminacji pada m. in. na ludność cygańską. Osławione Ustawy Norymberskie, stojące na straży czystości „krwi niemieckiej", klasyfikują Cyganów - obok Żydów i Murzynów - jako element zagrażający czystości rasy. W 1936 r. Hans Globke pisał w swoim komentarzu do zarządzeń prawnych: „Te same zasady, jakie stosuje się wobec Żydów, jeśli chodzi o ustawy rasowe, winny być zastosowane również do innych obcych rasowo mieszańców". Początkowo skutki tych dyskryminacyjnych ustaw nie były zbyt dotkliwe dla Cyganów, z powodu ich małej liczebności, a także dlatego, że SS nie znalazło sobie jeszcze żadnego specjalisty od cygańskich spraw. Po upływie roku Himmler otrzymał przyrzeczenie od dr. dr. (sic!) Roberta Rittera, że opracuje on rozwiązanie „kwestii cygańskiej". Powierzono więc „doktorowi" te odpowiedzialne prace przygotowawcze do masowego mordu. Przystępując do pełnienia nowych funkcji, Ritter stworzył dwie instytucje: Instytut Badania Problemów Dziedziczności oraz Instytut Kryminologiczno-Biologiczny przy Państwowym Urzędzie Zdrowia i przy Urzędzie do Spraw Bezpieczeństwa Rzeszy. Rozpoczęto pracę i ustalono liczbę Cyganów i cygańskich mieszańców („nie nadających się do żadnego zużytkowania" - wg słów dr. dr. Rittera) przebywających na terytorium Rzeszy — na około 25 tysięcy. 109 pierwszym krokiem w kierunku zagłady Cyganów było oświadczenie Himmlera, który w grudniu 1938 roku zapowiedział, że „zamierza zająć się sprawą Cyganów w aspekcie ich czystości rasowej". W wydanym wówczas rozporządzeniu polecił przeprowadzenie policyjnej rejestracji wszystkich Cyganów, zabronił wydawania świadectw rzemieślniczych ludności nie osiadłej, oraz nakazał podjęcie „rozpoznania rasowego" wg zasad opracowanych przez Rittera, w celu stwierdzenia „obecności krwi cygańskiej" w żyłach. Każdy Cygan lub mieszaniec musiał odtąd posiadać nowy dowód osobisty - wcześniejsze dokumenty tożsamości zostały unieważnione. Szeroko zakrojona akcja została przygotowana organizacyjnie; chodziło teraz o stopniowe zacieśnianie kręgu osaczenia. Wybuchła II wojna światowa i już wkrótce po zajęciu Polski hitleryzm konsekwentnie powraca do kontynuowania dzieła ludobójstwa. Dnia 17 października 1939 r. Himmler wysyła specjalne pismo do wszystkich posterunków policji i żandarmerii, w którym zabrania Cyganom opuszczać ich miejsca pobytu i nakazuje dostarczyć pełne spisy ludności cygańskiej w ciągu trzech dni. Po upływie pół roku, 27 kwietnia 1940 ?., Himmler wysyła „tajne pismo" polecające organizowanie pierwszych transportów cygańskich, które wysyłane być mają na teren Polski —do tzw. „General-Gouvernement"— przeważnie od razu do obozów koncentracyjnych, a także do gett żydowskich. Niektórym rodzinom cygańskim, zwłaszcza tym, których bezpłatną pracę mogła wykorzystać niemiecka produkcja zbrojeniowa, dawano „do wyboru" -albo obóz, albo sterylizację. Asystentką dra Rittera została dr Ewa Justin, która w swojej pracy doktorskiej pisała m. in.: „Ze stanowiska przestrzegania czystości rasowej należy domagać się całkowitego pozbawienia mężczyzn zdolności zapładniania". Do dziś, również na terenie Polski, znajdują się Cyganie - ofiary zabiegów zalecanych przez Ewę Justin1. Osławiony teoretyk hitleryzmu, Alfred Rosenberg, zachwycał się kiedyś aryjską „czystością rasową" Cyganów. Gdzie więc szukać źródeł akcji eksterminacyjnej prowadzonej przeciwko nim? W hitlerowskich Niemczech działała w Państwowej Policji Kryminalnej Reichszentrale zur Bekampfung des Zigeu-nerunwesens, która już od lat prowadziła szczegółową kartotekę Cyganów, Przebywających na terenie Niemiec, skutecznie ograniczając i kontrolując zasięg oraz trasy ich wędrówek. Jednakże pomimo ostrych niejednokrotnie 1 drastycznych środków policyjnych nie udało się ująć całkowicie w karby tej Przebywa ona na wolności w RFN i nie poniosła żadnej odpowiedzialności za uczestnictwo w zbrodniach ludobójstwa. 110 niesfornej i wymykającej się skoszarowaniu ludności. Hitleryzm postanowi) więc pozbyć się Cyganów, podpierając swą akcję „naukową" motywacją teorią o endogenicznej przestępczości Cyganów. „Dowiedziono" więc, * Cyganów cechuje aspołeczność i przestępczość wrodzona, jako cecha ich rasv nie do wykorzenienia. Wnioski praktyczne tej haniebnej teoryjki były jednoznaczne: całkowita zagłada narodu cygańskiego. Podjęto zatem jej realizację z właściwą hitleryzmowi okrutną systematycznością i prowadzono konsekwentnie w Niemczech i w krajach okupowanych. Polska stała się głównym ośrodkiem tej zagłady, do którego zwożono Cyganów z całej Europy. Skąpa ilość dostępnych dokumentów nie pozwala na całkowicie wyczerpu. jące zarysowanie i oświetlenie tej morderczej akcji, ale dostatecznie wyraźnie ukazuje jej ogrom i krwawy przebieg. Wydano odpowiednie polecenia i rozporządzenia odgórne - i Cyganie stali się pastwą rzezi, jakiej - pomimo licznych prześladowań, których bywali ofiarą - nigdy nie było jeszcze w ich tułaczych dziejach. W dniu 18 września roku 1942 w kwaterze polowej Himmlera odbyła się rozmowa między gospodarzem a kilkoma dostojnikami SS. Przeprowadzono rewizję „niezadowalających wyroków sądowych" i ustalono między innymi „wydawanie elementów aspołecznych, na których wykonywany jest wyrok karny, Reichsfiihrerowi SS, w celu wyniszczenia przez pracę. Wydaje się wszystkich aresztowanych ze względu na bezpieczeństwo Żydów, Cyganów, Rosjan i Ukraińców oraz Polaków z wyrokiem ponad trzy lata. Istnieje jednomyślność w kwestii, że ze względu na cele, postawione przez kierownictwo państwa dla oczyszczenia zagadnień wschodnich, w przyszłości Żydzi, Polacy, Cyganie, Rosjanie i Ukraińcy nie będą więcej skazywani przez sądy zwyczajne, o ile chodzi o sprawy karne, lecz zostaną załatwieni przez Reichs-fuhrera SS". Wkrótce potem ówczesny minister sprawiedliwości Rzeszy, Thierack, skierował do Bormanna urzędowy list, w którym zajmuje się także sprawą eksterminacji Cyganów: „Kierując się myślą o uwolnieniu niemieckiego organizmu narodowego od Polaków, Rosjan, Żydów i Cyganów i kierując się myślą o oczyszczeniu przyłączonych do Rzeszy terenów wschodnich, jako miejsca osiedlenia ludności niemieckiej, zamierzam przekazać ściganie karne Polaków, Rosjan, Żydów i Cyganów Reischfuhrerowi SS. Wychodzę przy tym z założenia, że wymiar sprawiedliwości może się przyczynić do wytępienia członków tych narodowości tylko w małym stopniu. Niewątpliwie wymiar sprawiedliwości 111 teraz bardzo surowe wyroki przeciwko takim osobom, ale nie wystar-by przyczynić się zasadniczo do zrealizowania wyżej wspomnianej cza m) \vi • Nie ma także sensu konserwowanie takich osób latami w niemieckich ieniach i zakładach penitencjarnych, nawet wtedy, gdy - jak to dziś bardzo to się zdarza - wykorzystuje się ich siłę roboczą dla celów wojennych. [...] lacy i Rosjanie mogą być ścigani przez policję tylko w wypadku, jeżeli mieszkiwali lub przebywali do 1 września 1939 roku na obszarze byłego aństwa polskiego albo Związku Radzieckiego, i po drugie, że Polacy, którzy ostali zgłoszeni na niemiecką listę narodowościową lub są na nią wpisani, dlegają daiej ściganiu karnemu przez wymiar sprawiedliwości. Natomiast nrzeciwko Żydom i Cyganom należałoby przeprowadzać ściganie karne bez tych przesłanek". Na terenie Polski znajdowała się większość obozowych ośrodków eksterminacji Cyganów. Tutaj zwożono przedstawicieli tego narodu z wielu państw podbitych przez Niemcy hitlerowskie. Jednakże większość Cyganów polskich wymordowana została nie w obozach, lecz w licznych masowych egzekucjach. Stosunkowo niewielki odsetek Cyganów polskich, zamordowanych w obozie cygańskim w Oświęcimiu-Brzezince, bynajmniej nie świadczy o tym, jakoby zgładzono ich mniej niż Cyganów z innych państw, potwierdza tylko znane skądinąd odmienne metody eksterminacji, stosowane wobec większości polskich Cyganów. Egzekucje, dokonywane na Cyganach w Polsce, były równie powszechnym i masowym zjawiskiem jak rozstrzeliwanie Cyganów na terenie Związku Radzieckiego, głównie na Krymie. W Polsce egzekucje te wykonywała żandarmeria, gestapo, SS, policja granatowa oraz faszyści ukraińscy -zarówno ci, którzy znajdowali się w służbie niemieckiej, jak i samoistne bandy UPA. Zagładę poprzedziło wydanie przez władze wojewódzkie i powiatowe rozporządzeń dotyczących „ograniczenia pobytu Cyganów w Generalnym Gubernatorstwie", które mówiły jednak tylko o obowiązku umieszczania Cyganów w dzielnicach żydowskich i nakazywały konfiskatę ich mienia. Wydane zostały one wiosną 1942 roku. Realizacja tych rozporządzeń była jednak bardzo nikła i poważniejsze rozmiary osiągnęła jedynie na terenie Warszawy. Na Pozostałych terenach, a częściowo i w Warszawie, przystąpiono do zagłady Cyganów już w tymże samym roku 1942 i prowadzono tę akcję początkowo dość w°lno, by doprowadzić ją do punktu kulminacyjnego dopiero w roku 1943. Jedną z przyczyn, dla których zagłada Cyganów polskich ograniczała się głów- 112 nie do eksterminacji pozaobozowej, była - jak się zdaje - obawa władz hitle rowskich przed ucieczkami Cyganów, często przez nich podejmowanymi. ??0 tyczyło to przede wszystkim Cyganów polskich, ponieważ lepiej niż obcokra. jowcy orientowali się w terenie. Wobec tych licznych mniej lub więcej udanych ucieczek zaostrzono metody eksterminacji, rezygnując nieraz z przejściowych etapów koncentrowania Cyganów przed ich ostateczną zagładą. Nawet ci Cyganie polscy, którzy zostali skoncentrowani w Szepietowie, a następnje przewiezieni do obozu oświęcimskiego, zginęli w komorach gazowych n0 bardzo krótkim, parotygodniowym pobycie, znacznie prędzej niż obywatele innych państw. Pozaobozowa eksterminacja największe rozmiary przybrała na terenie Wołynia. Ginęli tam Cyganie masowo z rąk hitlerowców, jak również ukraińskich faszystów. Ci ostatni zresztą, mordując ludność cygańską, kierowali się innymi przesłankami niż hitlerowcy. Mianowicie mordowali Cyganów polskich, nie tykając Cyganów ukraińskich. Należy zaznaczyć, że na terenie Wołynia istotnie przebywały dwie zasadniczo odmienne grupy cygańskie, różniące się wyraźnie dialektami języka cygańskiego. Członkowie banderow-skich band rozróżniali ich na podstawie stopnia znajomości języka ukraińskiego. Zdarzyło się, że polska grupa Cyganów wołyńskich przybrała sobie ukraińskie nazwiska w celu uniknięcia prześladowań ze strony ukraińskich band2. Jak wskazują materiały, eksterminacja Cyganów na Wołyniu rozpoczęła się najwcześniej. Relacje z tego terenu zebrane zostały od Cyganów, którzy zdołali się uratować; choć pozbawione ściślejszych danych liczbowych i często chaotyczne - dają jednak obraz likwidacji Cyganów w tamtych stronach. \ W egzekucjach, dokonywanych tam na Cyganach, czynny udział brały tzw. Einsatzgruppen3. w aktach procesu przeciwko nim znajduje się list, którego przytaczam fragment: [Pisze funkcjonariusz oddziałów specjalnych] Fritz Jacob. Kamenetz-Podo-łski. Postleitstelle Lemberg 11, Ukrainę. M General Gouverneur [???] __________ 2 Zob. rozdział: Wypisy cygańskie. 3 Einsatzgruppen - wyrok i uzasadnienie; „Biuletyn Głównej Komisji Badania zbrodni hitlerowskich w Polsce" t. XIV 1963. 113 u/r schlafen hier nicht. Wóchentlich 3-4 Aktionen. Einmal Zigeuner und ndersmal Juden, Partisanen und sonstiges Gesindel [...]*. Akcja tępienia Cyganów polskich zaraz na miejscu ich schwytania prowadzona była z różnym nasileniem na terenie całego kraju oprócz ziem włączonych do Rzeszy, skąd Cyganie zostali przesiedleni do Generalnego Gubernatorstwa. Zdarzały się wypadki zatrudniania Cyganów- fachowców, ale na ogół mordowano ich, nie podejmując prób wykorzystania ich jako siły roboczej. Równolegle z tą akcją prowadzono również akcję tępienia Cyganów w obozach, zwłaszcza mniejszych, jeśli chodzi o Cyganów polskich. Wobec nich, tak jak wobec Cyganów z innych państw, hitlerowski aparat eksterminacyjny stosował te same środki niszczenia, niezależnie od tego, czy chodziło o Cyganów koczujących, czy też od dawna osiadłych i zasymilowanych. Zatem nie tryb życia, ale już przynależność narodowościowa była wystarczającym powodem likwidacji. Z drugiej strony jednak w akcji tępienia Cyganów podlegały również eksterminacji i „wszelkie osoby wędrujące w cygański sposób". Polscy Cyganie z Podkarpacia, przeważnie osiadli i trudniący się kowalstwem i tłuczeniem kamieni na drogach — pozbawieni pasożytniczych nawyków, byli tępieni na równi z koczownikami. Brak jest nam liczniejszych świadectw mordów, dokonywanych na tamtejszych Cyganach. Sam jednak fakt ich eksterminacji nie ulega żadnej wątpliwości. Świadczy o tym już choćby wielka stosunkowo liczba sierot, przygarniętych przez obcych Cyganów. Jednakże na tamtym terenie, tzn. w województwie krakowskim, akcja pozaobozowych egzekucji na Cyganach była mniejsza niż gdzie indziej. Inaczej działo się na terenach nizinnych wobec Cyganów wędrujących. Tutaj egzekucje były częstsze, choć stosowano tu i inne metody eksterminacji, jak np. zamykanie Cyganów z Warszawy i powiatu warszawskiego w dzielnicy żydowskiej w Warszawie, a następnie przewożenie ich na zagładę do Treblinki. Jak wynika z zebranych danych, seria mordów, dokonywanych na Cyganach na terenie tzw. „Generalnego Gubernatorstwa", rozpoczęła się wiosną 1942 roku, a zakończyła się w październiku 1944 roku. W województwie warszawskim eksterminacja Cyganów była dwojaka: zamykano ich w warszawskim getcie, skąd wywożono do Treblinki, a niezależnie od tego mordowano w licznych egzekucjach na całym terenie województwa. Zsyłka do getta była Prowadzona głównie w roku 1941 (w 1942 i 1943 - wypadki zamykania Nie sypiamy tutaj. Tygodniowo 3-4 akcje. To Cyganie, to znów Żydzi, partyzanci i inna hołota... *~ Cyganie... 114 Cyganów w getcie czy w więzieniu na Gęsiej były już rzadsze). Natomiast egzekucje Cyganów na miejscu ujęcia rozpoczęły się właściwie w roku 1942. Cygan z grupy tzw. „Cyganów warszawskich" w krótkiej, sumarycznej relacji opowiedział o zapamiętanych przezeń mordach. Zastrzegł się jednak, że zeznanie jego obejmuje zaledwie część eksterminacji Cyganów na tym terenie: „Przedtem było w Warszawie i koło Warszawy dużo Cyganów, ale icM wymordowali żandarmi. Najpierw wywozili do getta w Warszawie, a potem to już strzelali na miejscu, gdziezłapali. W 1942 roku zamordowali na Grochowie 30 Cyganów - mężczyzn, kobiety i dzieci. Jeszcze Polacy, co tam mieszkają, wiedzą, gdzie są ci Cyganie pochowani. Tak samo na Targówku zabili wtedy dużo Cyganów. W lasach koło Radomia zamordowali Niemcy kilka rodzin. W 1943 roku rozstrzelali 15 Cyganów przy forcie Bema na łące. W czasie powstania warszawskiego w 1944 roku zabili jeszcze trzech Cyganów na, Służewcu. W lipcu 1944 roku zastrzelili w Komorowie koło Warszawy dwie dorosłe Cyganki i dwie małe dziewczynki. W Pyrach w 1943 roku zabili jedną Cygankę też za nic, jak wszystkich. W lasach żyrardowskich w tym samym roku zastrzelili 3 Cyganki i 3 Cyganów. W lasach Brackim i Giżyckim, kolo Sochaczewa, zabili Niemcy w 1943 roku dużo Cyganów - kilkanaście rodzin; tyleż zabili w Konsku koło Tomaszowa Mazowieckiego. W Sochaczewie zabili w 1943 roku 2 Cyganów i 1 Cygankę w Markach i kolo Płocka też dużo zabili, sam nie wiem, ilu. Koło Puszczy Kampinoskiej, podczas powstania i po powstaniu [warszawskim], zabili 15 rodzin - tylko jeden Cygan uciekł. W Miłośnie pozabijali wszystkich Cyganów, a to byli Cyganie, co uciekli przed Niemcami z Pi > wazek i jeszcze Łomżyniaki (tzn. z grupy Cyganów przebywających w okolicy Łomży). A na Sielcach w Warszawie byli - też w 1943 r. -Cyganie, co uciekli z getta, z więzienia żydowskiego na Gęsiej. Tu żandarmi wepchnęli wszystkie siedem rodzin do stodoły, podlali naftą i podpalili razem ze stodołą. Dużo jeszcze nazabijali tutaj takich, o których nie wiem już dobrze..." Drugi Cygan, o nie ustalonym nazwisku, opowiedział mi we wrześniu 19491 roku o własnych przeżyciach okupacyjnych: „Złapali nas Niemcy w Miłośnie i stamtąd powieźli do Jadowa, to byłe w 1943 roku. W Jadowie wpakowali nas za druty kolczaste i tam byliśmy jak w więzieniu. Błoto było okropne, a Niemcy kazali nam tam rozstawić nasze namioty. Przedtem jeszcze grozili, że nas rozstrzelają, ale nie rozstrzelali, i chcieli nas topić w rzece, już pchali, już nas do wody przyparli, ale jakoś 115 -wołali to. Za tymi drutami była zaraz obok bożnica żydowska. Tam zabrali • zamknęli w tej bożnicy naszych wszystkich mężczyzn. Ja byłem jeszcze mały, .ziecko, więc mnie z kobietami zostawili. A mężczyzn wyciągnęli potem z tej bożnicy i rozstrzelali wszystkich. Więc my w nocy poprzecinaliśmy druty i wszyscyśmy uciekli. Baliśmy się, że nas żandarmi złapią, bo jeden Cygan, jak już uciekliśmy, wpadł do gnojówki i zaczął się topić i krzyczeć, żeby go ratować. To musieliśmy go jeszcze wyciągać. Stamtąd uciekliśmy do Karczewa. Ale i tam nie było spokoju. Zaraz niedługo Niemcy zaczęli mordować Cyganów. Tam były dwa domy Cyganów. Już zabijają Cyganów z jednego domu i z drugiego. Rzucają na bruk z wysokich okien małe dzieci, aż krwi pełno. Ja wyskoczyłem przez okno i jak padałem, to sobie pogruchotałem kolano. Przykuśtykałem do restauracji, gdzie byli dwaj bracia i pili wódkę, a o tym, co się z naszymi Cyganami robi, nic jeszcze nie wiedzieli. Powiedziałem im i uciekliśmy. Jeden brat miał rewolwer i jak zaczęli nas gestapowcy gonić, to dwóch zabił". Fragmentarycznej i bezładnej opowieści młodego Cygana o wypadkach w Karczewie przychodzi w sukurs uzupełniająca relacja, zawarta w wydanej w Niemczech publikacji historycznej w języku żydowskim5. Czytamy tam m.in.: „W miejscowości Karczew miał miejsce zbrojny napad. Niemieckie organa śledcze na podstawie zeznań polskich świadków stwierdziły, że napadu dokonali Cyganie; podane było również, że ślady w śniegu prowadziły do obozu żydowskiego. Przybyła żandarmeria, aby zlikwidować Cyganów. Wywiązała się formalna bitwa między żandarmerią a Cyganami. Cyganie z Karczewa, w liczbie około 50 osób, zauważywszy żandarmów i dokładnie orientując się w sytuacji, otworzyli ogień. Jak się okazało, Cyganie byli zaopatrzeni w krótką broń i prowadzili bitwę do ostatniego naboju. Kolonia cygańska wyginęła". Wiadomość ta rzuca bardzo ciekawe światło nie tylko na akcję w Karczewie, ale na cały stosunek Cyganów do hitlerowskich ludobójców. Zbrojny opór Cyganów karczewskich, jak również cygańskich więźniów w getcie warszawskim, czy uczestnictwo Cyganów w leśnych partyzantkach -zwłaszcza na Lubelszczyźnie - to dowody udziału Cyganów w walce z okupantem. Obok głównego sposobu ratowania życia swego - ucieczek, które wielu Cyganom pozwoliły przetrwać wojnę — walka zbrojna była nierzadko odpowiedzią tropionych Cyganów. ?*-—?________.______________________ s B. Arensztajn, Zagłada Otwocka, Falenićy i Karczewa, Baraberg (b.r. w. -cytuję w przekia- dzie ? języka żydowskiego). 116 A oto relacja Andrzeja Michalaka z Cechówki koło Miłosny, złożona dnia ; VII 1949 roku6: „Było to następnego dnia po Trzech Królach (inaczej bym może tej daty nie zapamiętał), tzn. 7 I 1943 roku. Rano jeszcze nie zdążyłem wstać, kiedy do mieszkania mego wszedł policjant granatowy z żandarmem. Niemiec zapyta więc, czy ja jestem Cyganem - policjant zaprzeczył, i wyszli. W międzyczasie żandarmi wyprowadzili już Cyganów z sąsiedniego mieszkania i prowadzili na stracenie. Nie wiem, jakim cudem ocalał chłopiec lat około 13, który przestraszony wpadł do mego mieszkania i z chwilą gdy żandarmi oddalili się, wyszedł z żoną moją rzekomo po wodę, a nie widząc żandarmów - uciekł. Żona twierdzi, że uciekły także dwie młode dziewczyny. Rodzina cygańska sprowadziła się do mnie jesienią 1942 roku. Mieszkanie wynajęło małżeństwo z dziećmi, do których powoli zaczęła się zjeżdżać rodzina. Między innymi przyjechał ojciec stary z synem. W styczniu 1943 roku było już 20 osób. Siedemnaście osób zostało rozstrzelanych: 4 mężczyzn, 5 kobiet, resztę stanowiły dzieci. Miejsce, gdzie dokonano egzekucji, znajduje się w pobliżu posiadłości ob. Piątkowskiej. Nazwisk ani imion żadnych z tych osób nie pamiętam. Zaledwie zdążyłem się ubrać, gdy zjawił się znów ten sam policjant i kazał mi wziąć szpadel, zaprowadził mnie na miejsce egzekucji i kazał pochować nieboszczyków. Również tego dnia rozstrzelano rodzinę cygańską mieszkającą w domu ob. Mroczka, liczącą prawdopodobnie 6 osób. Po pewnym czasie zjawił się jakiś Cygan i pytał się o tę rodzinę, która wyginęła..." W przytoczonym powyżej zeznaniu Cygana znajduje się wzmianka o masowym mordzie, dokonanym na Cyganach koło Puszczy Kampinoskiej. Dokładną relację o tej egzekucji podał w roku 1949 burmistrz miasta Zakroczymia-Fr. Kurpiewski: „Cyganie zamordowani w lesie miejskim - w Duchowiźnie - zostali przypędzeni na I fort koło Zakroczymia z Puszczy Kampinoskiej i przebywali na forcie 2 lub 3 dni. Później zebrano wszystkich Cyganów - oprócz nich na forcie I przebywali mieszkańcy Warszawy - i w dniu 8 X 1944 r. popędzono ich 6 Relacja ta jest listowną informacją skierowaną do autora w związku z jego kwerendą dotyczącą zagłady Cyganów w Polsce w czasie okupacji hitlerowskiej. Również następM informacje: Fr. Kurpiewskiego, St. Królaka, J. Sokołowskiego, D. Stefańskiego, E. Reichera,B. Stawskiej, L. Rebhana, A. Rozenberga, J. Dernowskiego - cytowane w rozdziałach: Skazani na zagładę; i Zigeunerlager w getcie łódzkim - są zaczerpnięte z listów pisanych do autora w 1449 r. 117 kierunku lasu miejskiego w Duchowiźnie. Obok lasu zatrzymano całą grupę ? Hdzielono około 10 mężczyzn, których wzięto do lasu, do zagajnika, reszcie ś kazano siadać na rowie i posilić się przed dalszą drogą. Mężczyźni wzięci do su kopali dół. Po wykopaniu dołu podprowadzono wszystkich blisko i naj-;erw rozstrzelano mężczyzn, a później kobiety i dzieci. W czasie rozstrzeliwania dwóch mężczyzn zaczęło uciekać. Jeden w czasie pościgu został zastrzelony a drugi uciekł. Mienie, które przedstawiało pewną wartość, zostało zabrane nrzez Niemców, a reszta zniszczona. Rozstrzelano 104 osoby. Znane nazwiska rozstrzelanych: Stefan Zieliński, lat 26, i Bronisław Majewski, lat 32. Egzekucję przeprowadziło gestapo. Nazwiska gestapowców, którzy brali udział w egzekucji: Pross Czesław, Langert, Kiibler, Wendt. Groby znajdują się w miejscu rozstrzelania. Pod koniec 1944 roku zaczęto palić zwłoki, lecz nie ukończono". Podobnie jak w powiecie warszawskim, również i na granicy Generalnego Gubernatorstwa, w powiecie Ostrów Mazowiecka oraz na przyległych doń terenach, znajdujących się wówczas w tzw. „Ostlandzie", tylko niewielką liczbę Cyganów przewieziono do pobliskiego obozu zagłady w Treblince. Ogromna większość likwidowana była w egzekucjach pozaobozowych. W pierwszym etapie akcji eksterminacyjnej trzymano się raczej zasady wyłapywania Cyganów i przewożenia do obozów (głównie do Treblinki i Oświęcimia). W powiecie Ostrów Mazowiecka odpowiednie rozporządzenie wydał tamtejszy Kreishauptmann Valentin w roku 1942. Jednakże już w końcu owego roku, a głównie w roku 1943, likwidacja Cyganów nabrała charakteru pozaobozowego. Ob. Stefan Królak podaje: „Pracowałem w Nadleśnictwie Grabownica, powiat Ostrów Mazowiecka, Leśnictwo Orło koło Małkini, i na terenie tego leśnictwa słyszałem od tamtejszych gajowych, że ukryło się tam w 1943 roku około 300 rodzin Cyganów w obchodzie leśnym jednego gajowego nad Bugiem, i tam przebyli około roku. Jednak wprawne oko szpicla zdradziło ich kryjówkę i Niemcy dokonali tam ponurej zbrodni, mianowicie po wykryciu pomordowali wielu na miejscu, przeważnie dzieci, rozbijając o drzewa. Następnie całą tę masę ludzi, szczutych psami, bitą i zabijaną, wpędzili do rzeki Bug, która była pokryta wówczas słabym lodem, który momentalnie załamywał się i Cyganie natychmiast tonęli. Oprawcami byli kaci Treblinki, ponieważ znajduje się ona na terenie tegoż leśnictwa". Jeden z gajowych tego leśnictwa - ob. Jan Sokołowski - dodaje: 118 „Mało o tym wiem, to było w roku 1943 w Broku nad Bugiem. Ja przy ty,,, nie byłem, bo byłem zajęty pracą. Cyganie zamieszkiwali w obchodzie jednegn gajowego - Frankowskiego, którego aresztowało za to gestapo, on już ni» żyje". „O powyższym mordzie słyszałem zgodne relacje ludności okolicznej a mianowicie od mieszkańców Ostrowi Mazowieckiej i Zarąb Kościelnych Ludność miejscowa widziała olbrzymi tabor cygański złożony z 80-?? wozów, przeważnie krytych płótnem, konwojowany przez żandarmów nie-mieckich. Cyganie ci, których było kilkuset, we własnych wozach odjechali na miejsce masowej egzekucji, znajdujące się w lesie, w pobliżu stacji kolejowej Zaręby Kościelne. Część została zastrzelona, część utopiona w Bugu, a ich mienie, wozy i konie zagrabiła żandarmeria. Masowa mogiła jest już dziś zupełnie zarośnięta i niewidoczna. W październiku 1943 r. zlikwidowany został na terenie Nura cały obóz cygański liczący ok. 100 osób. Wszyscy znajdujący się w obozie, zarówno dorośli, jak małe dzieci, pod groźbą zastrzelenia zostali wpędzeni przez oddział Niemców do Bugu i w jego wodach ponieśli śmierć"7. „Oprócz jeńców radzieckich i ludności żydowskiej w okrutny sposób mordowali hitlerowcy Cyganów. Zginęło ich w 1943 r. ok. 300 rodzin potopionych w Bugu pod cienkim lodem, w pobliżu Nura, Małkini, Broku i Wyszkowa"8. W powiecie Mińsk Mazowiecki, we wsi Skupie, odbyły się egzekucje na Cyganach w tym samym roku. Wydarzeń takich było znacznie więcej, ale dziś trudno już niekiedy odnaleźć ich ślady. Na terenie województwa krakowskiego, obok eksterminacji Cyganów w większych i mniejszych obozach, okupant przeprowadził liczne egzekucje na Cyganach tamtejszych - przeważnie osiadłych i pracujących, jak/ównież na grupach Cyganów wędrownych (zwanych niekiedy węgierskimi) z klanów Lovari i Kelderaśa, pochodzących m. in. z taborów i rodzin wysiedlonych z Rzeszy do „Generalgouvernement" i przez krótki czas przebywających na wolności. Dzieje zagłady Cyganów nie są dotychczas w Polsce opracowane pełniej, ani dostatecznie udokumentowane. Najobszerniejszą informację na ten temat stanowią trzy kolejne rozdziały niniejszej pracy - są one jednak dalekie od wyczerpania tematu, który - wobec upływu lat - staje się nieuchronnie coraz A. Zakrzewski, Nur - zarys dziejów, w: Ostrów Mazowiecka, z dziejów miasta i powiatu-Praca zbiorowa, Warszawa, 1975, str. 473-474. ' J. Kazimierski, Lata wojny i okupacji 1939-1944,w: Ostrów Mazowiecka, jw., str. 230 (zob. Cz. Madajczyk, Polityka III Rzeszy w okupowanej Polsce, t. 1, Warszawa, 1970, str. 481). 119 dniejszy, pełen luk, nieraz już nie do wypełnienia. Drobne przyczynki ukowane niekiedy w prasie uzupełniają ten niekompletny obraz nowymi czegółami, opartymi na penetracjach reportera, i relacjami świadków tamtych zdarzeń9. W Hpcu 1942 r. pod Borzęcinem zamordowano około trzydziestu Cyganów. Ówczesny mieszkaniec tej miejscowości zeznał: „Tak się składało, że sołtys wyznaczał mego ojca z konną podwodą do dyspozycji policji. Czasem ojca wyręczałem i jechałem osobiście. W lipcu 1942 r. przyjechałem pod posterunek. [?••] Niebawem ruszyliśmy do Radłowa z funkcjonariuszami. Gdy przybyliśmy, zobaczyłem na rynku tabor cygański składający się z kilku wozów. Widziałem wiele kobiet, jeszcze więcej dzieci. Ze słów funkcjonariuszy wywnioskowałem, że byli to Cyganie węgierscy". Tabor z niemiecką policyjną obstawą pojechał do Biskupic Radłowskich, gdzie Cyganie wraz z eskortą zostali przewiezieni promem przez rzekę, a przybyli z Borzęcina zawrócili do Wał Rudy. Tam na skraju lasu pod nadzorem żandarma borzęcińskiego, nazwiskiem Henschke, stały cygańskie wozy, którym kazano ruszyć ku Borzęcinowi; w drodze transport został zatrzymany, Cyganów popędzono w las i rozstrzelano. Jednemu udało się uciec. W 1959 r. leśną mogiłę ekshumowano i szczątki pomordowanych przeniesiono do wspólnego grobu na cmentarzu w Borzęcinie. Nieco później, dnia 9 sierpnia 1942 ?., we wsi Bielcza, leżącej w pobliżu Borzęcina, ci sami oprawcy dokonali podobnego mordu. Wedle relacji świadków masakra miała następujący przebieg: „Jechałem wtedy furmanką z Bielczy do Borzęcina. Po drodze spotkałem jadących do Bielczy żandarmów: Lapscha, komendanta posterunku w Borzęcinie, Stoscha i Hen-schkego. [...] Wieczorem przyszedł do mnie sołtys z wiadomością, że ekipa żandarmów rozstrzelała 28 Cyganów". „Widziałem też Henschkego, kiedy po morderstwie przyszedł wraz z innymi do Urzędu Gminnego. Demonstrował zabijanie, wyjąwszy z kabury pistolet. Szczycił się, mówił z humorem, wesoło. [...] Żandarmi spędzili najpierw Cyganów do stodoły, później do mieszkania. Na miejsce zbiórki przybiegł wójt cygański, potem jego żona z dzieckiem. Wójt próbował rozmawiać z Henschkem, ale Henschke zastrzelił wójta, dziecko i żonę. Potem rozpoczęła się strzelanina do pozostałych Cyganów. [...] Uratowały się trzy albo cztery (osoby), których nie było w tym czasie w Bielczy. Jedna Cyganka podkopała się pod przycieś stodoły i zbiegła do lasu". ' J. Bratko, Cygańska rzecz, „Dziennik Polski", nr 203 z dn. 17-21 IX 1980 r. Z cytowanych Przez autora relacji zaczerpnąłem poniższe dane. 120 Pochowanych w lesie po latach ekshumowano i przeniesiono na cmentarz parafialny. Powyższe szczególowsze relacje ilustrują zjawisko o szerokim wówczas zasięgu: typowe metody pozaobozowej eksterminacji Cyganów. Podobnych faktów było niezmiernie dużo w różnych regionach okupowanego kraju. Przykłady można mnożyć. W Ujściu Jezuickim w sierpniu 1943 r. zabito sześciu Cyganów; mniej więcej w tymże czasie w Miechowie żandarmi rozstrzelali dwudziestu siedmiu; w Moczydle koło Książa Wielkiego w styczniu 1944 r. zginęło trzydziestu siedmiu; w Krzeszowicach w 1941 r. zabito trzydzieści osób; pod Zagórzycami w lesie zabito w lutym dwudziestu; w Wolbromiu - dwunastu, w Imbramowicach - sześćdziesięciu dwóch, w Żabnie, w 1942 r. - czterdzieści siedem osób. Z grupy tej dorośli byli zatrudnieni przy umacnianiu wałów ochronnych nad Dunajcem, a później w cegielni wŻabnie. Była wśród nich kapela. Rozstrzelano ich wraz z dziećmi za bramą cmentarza żydowskiego., rozkazawszy ofiarom rozebrać się przed egzekucją do naga. Jednym z najbardziej wstrząsających mordów masowych na Cyganach była zagłada Cyganów w miasteczku Szczurowa, w powiecie Brzesko, zamieszkałych gromadnie w domkach na przedmieściu przy drodze do Zaborowa. Byli oni od pokoleń zżyci z miejscową ludnością, grywali na weselach, trudnili się kowalstwem i pobielaniem kotłów, a nawet niektórzy uprawiali małe kawałki ziemi koło swoich domostw. Było wśród nich osiem mieszanych małżeństw, co wśród Cyganów, nawet częściowo zasymilowanych, zdarzało się dość rzadko. Niemcy zebrali wszystkich mieszkańców cygańskiej dzielnicy, zarządzając przesiedlenie. Kiedy prośby pozostały bezowocne, Cyganie stawili się z tobołkami na punkcie zbornym, gdzie Niemcy polecili sołtysowi dostarczyć jedenaście furmanek. Przed wyruszeniem w drogę żandarm zastrzelił cygańskiego wójta Wojciecha Ciuronia. Droga furmanek była krótka: prowadziła tylko do miejscowego cmentarza, gdzie komendant posterunku Stosch z pomocą kilku żandarmów rozstrzelał wszystkich; mężczyzn, kobiety i dzieci - razem 98 osób. Na mogile po 23 latach wzniesiono obelisk z inicjatywy miejscowej ludności. Z cygańskich mieszkańców Szczurowej przeżyło tylko dwóch, którzy przebywali w tym czasie na robotach w Niemczech10. W miejscowości Pilica, pow. Olkusz, woj. krakowskie, w roku 1943 mieszkańcy byli świadkami rozstrzelania grupy Cyganów - około 40 osób, w tym dzieci maleńkie i starsze, a nawet ciężarne kobiety - pod Lasera 10 Informacje zawarte w powyższym akapicie pochodzą w większości z ww. artykułu Józefa , Bratko. 121 7łożenieckim obok Pilicy. Pomordowani zostali pogrzebani na miejscu uprzednio przez siebie wykopanym olbrzymim dole. Do dziś grób ten tam istnieje, zrównany z terenem, bez żadnego nagrobka. W maju 1944 roku zatrzymał się w lesie koło wsi Lipiny w powiecie biłgorajskim tabor cygański, złożony z 28 osób (według innej relacji — 21 osób), jadący na trzech jednokonnych brykach. Znajdowało się tam siedmiu dorosłych mężczyzn oraz kobiety i dzieci, z których dwoje liczyło zaledwie po parę miesięcy życia. Na rozkaz żandarmerii niemieckiej granatowa policja zatrzymała Cyganów i zaprowadziła ich do pobliskiego miasteczka Tarnogrodu, w którym się mieścił posterunek żandarmerii. Pomieszczono Cyganów w areszcie przy posterunku, gdzie jedna z Cyganek powiła dziecko. Kiedy żandarmi zorientowali się, że zatrzymani Cyganie są zdolnymi muzykantami-kazano im grać „dla uprzyjemnienia czasu" żandarmom. Całymi godzinami we dnie i po nocach kapela cygańska przygrywała przy pijatykach hitlerowców. Rano czwartego dnia, jak zwykle, kapela otrzymała rozkaz bawienia żandarmów. Ci, zadowoleni z muzyki, nie szczędzili pochwał Cyganom, częstując ich wódką i jedzeniem, nagle około południa rozkazano zebrać się wszystkim Cyganom i przy dźwiękach muzyki poprowadzono ich, nie wyłączając położnicy, za znajdujący się pod miasteczkiem cmentarz katolicki, gdzie ich zamordowano. Informator mój, Daniel Stefański, pisze: „I tu w najokropniejszy sposób wszystkich pomordowano, nie oszczędzając nawet kilkudniowego niemowlęcia. Jak opowiadali ludzie, którzy później zostali spędzeni do grzebania ofiar, tylko dorośli i starsze dzieci stracone były bronią palną. Rzekomo dla oszczędzenia amunicji dzieciom oprawcy roztrzaskiwali główki przez uderzenia o pnie drzew. U wielu ofiar tej straszliwej zbrodni występowały jeszcze oznaki życia, kiedy przystąpiono do grzebania ciał. Na rozkaz dozorujących żandarmów wrzucano żywych razem z umarłymi do wykopanych naprędce dołów. Nie byłem naocznym świadkiem samej zbrodni, jednak sam fakt masakry i wszystkie podane okoliczności są nie tylko mnie - w tym czasie mieszkającemu w tamtych stronach - znane, ale wszystkim mieszkańcom miasteczka. Szczegóły samej egzekucji słyszałem od ludzi zajętych grzebaniem ofiar. Udział w egzekucji brali: Wurst, Witmark, Pfau, Witt i inni". Stosunek większości hitlerowskich oprawców do Cyganów nie różnił się w swym okrucieństwie niczym od ich stosunku do mordowanych Żydów, aczkolwiek hitlerowskie zarządzenia eksterminacji Cyganów nie były poparte 122 takimi przygotowaniami ,,ideologiczno"-propagandowymi, jak to miało miej. sce w związku z zagładą Żydów. Zawodowi mordercy z SS uskarżali się, że egzekucje wykonywane na Cyganach są dla nich szczególnie niewdzięcznym i uciążliwym zajęciem z powodu - niesubordynacji rozstrzeliwanych i ic), przywiązania do życia. Oberleutnant Walther narzeka w swoim tajnym raporcie: „Z większą łatwością przychodzi rozstrzeliwanie Żydów niż Cyganów. Trzeba przyznać, że Żydzi idą na śmierć bardziej zdeterminowani, stoją spokojnie, podczas gdy Cyganie płaczą, poruszają się ciągle, nawet kiedy znajdują się już na miejscu straceń. Niektórzy nawet skaczą przed oddaniem salwy do wykopanych dołów i próbują udawać martwych"11. Niezależnie od pozaobozowej eksterminacji Cyganów oraz tępienia ich w Oświęcimiu, Łodzi i Chełmie, prowadzono zagładę w mniejszych ośrodkach obozowych, gdzie nie odseparowywano ich od więźniów innych narodowości. Niekiedy obozy te były przejściowymi przed przeniesieniem Cyganów do jednego z dwu wielkich centrów ich eksterminacji. Pierwszym, przygotowawczym etapem były rozporządzenia władz policyjnych i administracyjnych, polecające umieszczać Cyganów za murami dzielnic żydowskich. Między innymi rozporządzenia tego rodzaju wydal starosta powiatu Ostrów Mazowiecka, Valentin, oraz starosta powiatu warszawskiego, Rupprecht. Oto fragment polskiego tekstu dwujęzycznego rozporządzenia Hermanna Rupprechta, które zostało rozplakatowane wiosną 1942 roku: „...zarządzam niniejszym: 1. Cyganów, znajdujących się na terenie powiatu warszawskiego poza obrębem dzielnic żydowskich, należy umieścić w najbliższej dzielnicy żydowskiej. Pobyt ich w tej dzielnicy ma być ograniczony (sic!) na stałe. Zastrzega się przydzielenie zdolnych do pracy Cyganów do obozu pracy. 2. Przy umieszczaniu Cyganów w dzielnicy żydowskiej może być wydane zarządzenie oddania bez odszkodowania posiadanego przez nich sprzętu domowego, pojazdów, koni i innego mienia. 3. Cyganie, którzy po umieszczeniu ich w dzielnicy żydowskiej opuszczą ten teren bez uprawnienia, zostaną ukarani więzieniem i grzywną zł 10 000 lub Podaję za tygodnikiem. „Der Spiegel", z dnia 24 IV 1963. 123 edną z 1??? ??? ~ w ciężkich wypadkach karą ciężkiego więzienia, w myśl nrzepisów wyżej wymienionych rozporządzeń. 4. Zarządzenie to wchodzi w życie z dniem 1 czerwca 1942 r. Warszawa, dn. 28 maja 1942 r. Der Kreishauptmann des Kreises Warschau-Land-podp. Dr Rupprecht". Rozporządzeniu temu sekundowało analogiczne, wydane przez „prezydenta policji" w Warszawie, o czym znajdujemy wzmiankę w wydawanej w Warszawie gadzinowej gazecie „Nowy Kurier Warszawski" (nr 131, z dn. 5 VI 1942 ?.): Razem z Żydami i Cyganie za murami „Zgodnie z zarządzeniem Dyrektora Policji, które ogranicza pobyt Cyganów w Warszawie, nie widać ich już obecnie na ulicach, placach lub w tramwajach, którymi z okolic Powązek przyjeżdżali do śródmieścia. Cyganki podczas wróżeń lub żebraniny dokonywały niejednokrotnie kradzieży, nie mówiąc już o wyzyskiwaniu naiwnych, od których wyłudzały biżuterię, ubrania, a niekiedy całe oszczędności. Ale nie tylko nie ma Cyganów w Warszawie: nie widać ich już w lasku na Bielanach, ani w Wawrze, Leśnej Podkowie i Milanówku. Na mocy zarządzenia — wszystkich Cyganów skierowano do dzielnicy żydowskiej za mury". W Dzienniku Adama Czerniakowa, prezesa Rady Żydowskiej w warszawskim getcie, znajdujemy wzmianki o przesiedlonych tam i uwięzionych Cyganach. I tak np. pod datą 22 IV 1942 - czytamy: „Do żydowskiego więzienia przekazano 10 Cyganów i Cyganek z «królem» Kwiekiem na czele"; 23 IV - „Do więzienia żydowskiego znowu przywieziono Cyganów. Jutro ma być dostarczona większa partia." 24 IV - „Wszedłem do celi Cyganów. Rozmawiałem.";25 IV - „Nadszedł list od Auerswalda, aby Cyganów i żebraków polskich, doprowadzonych do więzienia żydowskiego, odwszyć i wypuścić na wolność w getcie..."; 8 V - „O 3.30 do komisarza. [...] W sprawie Cyganów - obywateli węgierskich, rumuńskich i bułgarskich - nadmienił, że wcale nie pragnie być królem cygańskim."; 9 VI - „Ostatnio nadszedł transport 60 Cyganów z Łowicza, którzy demoralizują więzienie."; 11 VI — „Jutro rano o 9 dostarczą do więzienia żydowskiego 34 Cyganów z Łowicza."; 13 VI — „Do aresztu wtłoczono znowu Cyganów. Ilość więźniów przekroczyła 1800. Ludzie li rT1^ziti'.COdziennie maJą mieJsce wypadki śmierci z powodu przeludnienia wi<ś nnia";_"PolecmdaćCyganomoPaskizliterąZ.'';16VI-,,Wypuścilem ći. n a 2arządzenie władz 190 Cyganów z więzienia, przy czym poleciłem im tżb U n°SiĆ białe °Paski z czerwoną Hterą Z. Zgłosili się wszyscy do rewiru %? (Porz4dkowej), prosząc o opaskę, bo nie mają dokąd się udać ,. ^???1? względów muszę się nimi zaopiekować, przede wszystkim kobieta- ™ Cv ????* ' 1? ?1_"??8???????Podobno być wysiedleni z getta."; 7 Vii Oodda8anie' Przymusowo osiedleni w getcie, zwracają się do mnie z «wierno- dzą, 0??2???>> Prośbami. Ostatnio Cyganie urodzeni i mieszkający, jak twier- to ?'??8?1?? lat w Hamburgu zwrócili się w sprawie powrotu do Niemiec. Jest bojów*'"3 Weissów- Jeden z nich brał udział w wielkiej wojnie. Ma liczne w tei ? odznaczenia. Twierdzili, że bliscy ich krewni służą w armii niemieckiej J chwili".12 dra Eri ??????? Cyganów w warszawskim getcie mówią rękopiśmienne relacje „Pr Warda Reichera, z których wyjmujemy poniższe fragmenty: aż do ^ebywałem w żydowskim getcie w Warszawie od chwili jego powstania Niemc 1 1943 ?' W k°ńcU 1941 r°ku lub też na Pocza-tku 1942 umieścili byli p ^ duża- 8ruPC Cyganów w więzieniu żydowskim na ul. Gęsiej. Cyganie M riuszy d dozorem żydowskiej straży więziennej, składającej się zfunkcjona-dnia c^ydowskieJ służby porządkowej (Jiidischer Ordnungsdienst). Pewnego i wydę^ tCŻ ???? ??8???? wzniecili bunt, obezwładnili służbę więzienną Działo Stah Sią na wolność. Co sie- z nimi w dalszym ciągu stało - nie wiem. zagład S^ t0 Jeszcze w {?? okresie, gdy nie rozpoczęło się «wysiedlenie», czyli * Żydów Warszawy..." dzięki tCraz scena' ktoreJ byłem naocznym świadkiem. Uratowałem się czterojJ6"111' ŻC podczas teJ akcji niszczycielskiej ukryłem się na dachu było z l(?troweg°> zburzonego bombą w r. 1939 domu. Wejście na ten dach Żelazn maskowana-> wybitą z sąsiedniego strychu dziurą... Było to na rogu Ruiny ^ ' Nowolipia, dom ten obecnie jest odbudowany - ul. Żelazna 99. j z dołuteg0 domu byty teg° rodzaJu, że ja z góry wszystko widziałem, a mnie «Umsck016 widziano- Codziennie z góry widziałem, jak prowadzono na też, ;a. lagPlatz» przez Żelazną, Nowolipie i Smoczą tysiące ludzi. Widziałem w sierra Niemcy opieszałym rozbijali kolbami czaszki. Pewnego dnia, było to niu 1942 roku, był to piękny słoneczny dzień, prowadzono wielki 12 A. ry— Warszaw. Zermakow, Dziennik getta warszawskiego 6IX 1939-23 VII 1942, „Biuletyn Ż.I.H.". *. 1?72???-4, 125 chód Żydów. Pomiędzy Żydami szła oddzielna, wyróżniająca się wyglą- grupa Cyganów. Mogło tam być 100 do 200 ludzi. Byli to ludzie różnego wieku, mężczyźni, kobiety i dzieci. Były też kobiety z dziećmi na rękach. Większość mężczyzn robiła wrażenie zdrowych i energicznych, starsi nosili kożuchy, chociaż było gorąco. Cała grupa kroczyła ochoczo ulicą Nowolipie w kierunku Smoczej. Swojąpostawą, rześkim krokiem, swobodnym nastrojem Cyganie różnili się od Żydów, którzy raczej wlekli się. Żydzi wiedzieli na pewno, że szli na śmierć, Cyganie widocznie tego nie podejrzewali... Po kilku dniach miałem możność rozmowy o tym z członkami policji żydowskiej, tzw. Żydowskiej Służby Porządkowej. Mówiono mi, że Cyganie zostali razem z Żydami wysłani z «Umschlagplatz» do Treblinki. Po kilku tygodniach doszły mnie słuchy, że Cyganie ci zostali w Treblince zagazowani." „Cyganów, którzy kręcili się po stronie «aryjskiej», przesyłali Niemcy pod eskortą niemiecką lub granatową polską do getta, z tym, aby służba porządkowa umieszczała Cyganów w więzieniu żydowskim przy ul. Gęsiej. Była to kara dla Cyganów, że bez zezwolenia przebywali po stronie «aryjskiej». Ci zaś Cyganie, którzy «pełnoprawnie» z obozów lub też innych miejsc zamieszkania byli wysiedlani do getta - przebywali w getcie «na wolności», spacerowali, handlowali itd. Nosili oni opaski i literę «Z»." „Zasięgnąłem dodatkowych informacji w sprawie buntu i ucieczki Cyganów z więzienia na Gęsiej. Na wiosnę 1942 roku sprowadzono Cyganów do getta i umieszczono ich w więzieniu na Gęsiej. Podczas pierwszej «akcji» (od 22 VII 1942) zostali deportowani do Treblinki łącznie z wszystkimi więźniami żydowskimi. Na początku października 1942 r. Niemcy zaczęli sprowadzać nowych Cyganów z aryjskiej strony. W listopadzie 1942 Cyganie w liczbie kilkudziesięciu związali klucznika, wyrwali klucze i wydostali się z więzienia, usiłując się przedostać na stronę aryjską. Obok murów okalających getto Niemcy zauważyli ich zamiary i rozpoczęli strzelaninę, zabijając wielu z nich. Pozostałych natomiast doprowadzono powtórnie do więzienia, skąd zostali wysiedleni do Treblinki w akcji styczniowej 1943 roku." Poprzez getto w Warszawie Cyganie przechodzili do Treblinki, gdzie ginęli wraz z Żydami w komorach gazowych. Ob. Michał Chodźko, b. więzień „obozu pracy" w Treblince, pisze m. in. w artykule pt. Cyganie w Treblince („Rzeczpospolita", Lublin, dn. 6 września 1944 roku, nr 35), co następuje: „Cyganów... zamknięto na wiosnę 1942 roku w ciasnych murach gett żydowskich. Za opuszczenie getta i nienoszenie opasek na ramieniu z literą 12o «Z» groziła kara śmierci. Do jesieni 1942 roku wywożono do obozów śmierci w Majdanku, Treblince i in., obok Żydów i Cyganów, których tam bądź niszczono w komorach gazowych, lub też rozstrzeliwano, a potem ciała palono. Pomimo murów i drutów kolczastych zamkniętych dzielnic żydowskich, znikomej części Cyganów udało się wydostać poza getto. Niemcy sprowadzili do «obozu pracy» w Treblince napotkanych Cyganów, «ocyganionych» zapewnieniem, że będą żyli w specjalnie dla nich urządzonym obozie w lesie... Przybywali do Treblinki dla założenia «obozu». Na skraju lasu, który był grobem i miejscem kaźni dla setek tysięcy ludzi, zatrzymano pochód. Tłum z zaufaniem usiadł na polanie. Zezwolono im wzniecić ognisko, na którym gotowali sobie ciepłą strawę. Po kilku godzinach przybyli esesmani, oddzielili mężczyzn od kobiet i dzieci. Tobołki układano w jeden wielki stos. Mężczyzn odprowadzono głębiej w las... Ujrzeli dół. Do dołu zaganiano po 100 osób, do których strzelano z karabinów maszynowych. Pozostali przy życiu Cyganie byli zmuszeni zakopać rozstrzelanych, często tylko rannych, po czym ich samych wpychano do rowu i znów terkot karabinów pozbawiał życia dalszą setkę ludzi. Zamordowanych zasypywano cienką warstwą ziemi... I tym razem, jak zawsze, gdy rozstrzeliwano masowo, górna warstwa grobu przez kilka jeszcze godzin podnosiła się i opadała. To na wpół żywi zakopani dawali znaki życia... Zebrane Cyganki, gdy uprowadzono mężczyzn, nie wiedziały, co się z nimi stało, ale słysząc ciągły terkot erkaemów wszczęły krzyk i lament. Hitlerowcy zrzucili wówczas maskę obłudy z siebie: już nie mówili o «obozach cygańskich», a przykładem zachęcali żołnierzy do najbardziej brutalnej masakry. W obecności matek chwytali niemowlęta za nóżki, zabijając je uderzeniem główki o drzewo. Pejczami i kijami okładano niemiłosiernie niewiasty oszalałe tym widokiem. Kobiety rzucały się na żołnierzy, szarpiąc ich, chcąc od nich wydrzeć swe odebrane niemowlęta. Kres tej scenie kładły dopiero gęste salwy esesmanów i żołnierzy otaczających tłum. Trupy rozstrzelanych kobiet i dzieci uprzątali sprowadzeni więźniowie, zanosząc je do z góry już przygotowanych grobów w lesie". Są wiadomości, że niszczono również Cyganów w Bełżcu i Majdanku, ale brak jest jakichkolwiek konkretnych danych na ten temat, zwłaszcza dotyczących obozu tak „hermetycznie" zamkniętego, jak Bełżec. Co do Majdanka, to wiadomo, że w lutym 1943 roku przybyła tam ze Lwowa grupa Cyganów licząca około 20 osób. Wiadomo też, że niektóre transporty Cyganów kierowane były do obozu zagłady w Sobiborze, a także do wielu mniejszych obozów, jak np. Arbeitslager w Zasławiu. 127 g. Stawska w swej pisemnej relacji mówi o zagładzie Cyganów z Chełma Lubelskiego: W 1942 roku w listopadzie rozpoczęto pogrom Żydów i Cyganów, masowo strzelano na ulicach. Spędzono Cyganów na plac i prowadzono ich na orzedzie, a za nimi Żydów. Był to obraz naprawdę wstrząsający. Było zimno, ryeaniaki bardzo płakały. Szli z całym dobytkiem na plecach, z pierzynami, z tym, co kto miał. Ale to wszystko później zabierali im. Żydów prowadzili — zachowywali się bardzo spokojnie. Ale Cyganie płakali bardzo -jeden szloch było słychać. Prowadzono ich na stację i ładowano do wagonów towarowych, plombowano i wieziono dwie stacje za Chełm - do Sobiboru, gdzie palono ich w piecach. Mieszkałam w budynku kolejowym przy torach, więc miałam możność widzieć te transporty. Ostatnio nawet rozbierać się kazali, wieźli nagich, gdyż byli i tacy, którzy ryzykowali i skakali podczas biegu pociągu. Potrafiono parę godzin trzymać taki transport. Błagali przez zadrutowane okienka o wodę, lecz nikt nie mógł podać, gdyż byli strzeżeni przez Niemców, którzy strzelali do ludzi". Leon Rebhan podaje w swoich zapiskach szczegóły dotyczące zagłady grupy Cyganów w obozie pracy w Zasławiu: „Działo się to w połowie sierpnia 1942 roku. Pracowałem wówczas w obozie pracy w Zasławiu koło Nowego Zagórza, pow. Sanok, gdzie przebywało około 500—600 Żydów. Pewnego dnia otworzono bramę obozu, którą wjechało 6 albo 7 wozów jednokonnych, naładowanych rodzinami cygańskimi. Oceniam liczbę osób na 40 do 50, w tym z całą pewnością — ponieważ przeliczyliśmy je, wiedząc z góry, że te są skazane na zagładę — szesnaścioro dzieci. Wszystkich umieszczono w nie zamieszkanym i nie wykończonym budynku. Tego wieczoru pozwolono im swobodnie poruszać się po terenie obozu. Szef obozu, gestapowiec Vogt, oświadczył nam, że Cyganie mężczyźni będą z nami pracowali - było między nimi kilku młodych kowali, dzieci natomiast będą rano zgładzone. W nocy nakazano nam wykopać doły w pobliżu obozu pod lasem... Według wymiarów dołu domyśliliśmy się, że przeznaczony jest dla większej ilości ludzi. Mieliśmy bowiem doświadczenie, gdyż egzekucje odbywały się tam często. Wobec tego przypuszczaliśmy, że kobiety też są narażone na niebezpieczeństwo. O tym poinformowaliśmy ?? ganów, ale oni absolutnie temu wierzyć nie chcieli. Kobiety nie chciały się oddalić i ewentualnie ukryć. Nazajutrz rano przyjechało kilkunastu gestapowców z Sanoka. Zebrano wszystkich Cyganów na placu przed budynkiem Przeznaczonym na fabrykę. Podzielono ich na trzy grupy: kobiety, dzieci 128 i mężczyźni. Mężczyzn, którzy zaczęli objawiać wielkie zdenerwowanie, Co gestapowcy zauważyli, zaprowadzono do jednego z baraków. Dwóm Żydon\ kazali przynieść sznury. Tych nie znaleziono natychmiast. Jeden z gestapow. ców wpadł do magazynu narzędziowego, sam szukając sznura. Ponieważ nic odpowiedniego nie znalazł, złapał wiązkę skórzanych biczysk. Gdy po jakimś czasie wyprowadzono Cyganów z baraku, spostrzegłem, że mają w tyle ręce powiązane tymi biczyskami. Niemcy widocznie obawiali się jakiegoś oporu. Całą tę grupę wyprowadzono następnie przez bramę pod las i tam nad dołem wśród strasznego krzyku kobiet, rozstrzelano naprzód dzieci, następnie kobiety i mężczyzn. Wszyscy leżą we wspólnym grobie. Żydzi byli następnie zmuszeni do ściągania ubrań i sukien z zamordowanych. Kierownikiem całej tej ekipy gestapowskiej był Obersturmfuhrer Cjuambusch z Sanoka. Widziałem, jak jedną z rozpaczających matek skopał i żywą wtrącił do dołu, gdzie ją następnie drugi z automatu zastrzelił. Skąd pochodzili Cyganie - nie wiem. Wiadomo mi tylko, że z granicy węgierskiej ich sprowadzono zza Baligrodu". ?- -? . ? «i •,-'''•- * , ZIGEUNERLAGER W GETCIE ŁÓDZKIM Łódź pierwsza stała się terenem wstępnej zagłady Cyganów, prowadzonej w warunkach obozowych w Polsce. O dziejach Cyganów, zamkniętych w „obozie cygańskim", mieszczącym się w getcie łódzkim, zachowało się niewiele wiadomości. Niedopuszczanie ludzi z zewnątrz, oprócz nielicznych lekarzy, sanitariuszy i grabarzy żydowskich, którzy następnie zostali prawie doszczętnie wymordowani, oraz ścisłe odseparowanie dzielnicy cygańskiej od reszty getta sprawiło, że trudno odtworzyć sobie dokładniejszy obraz życia i umierania Cyganów w Łodzi. To hermetyczne zamknięcie i odgrodzenie Cyganów od otoczenia stało się, jeszcze w 1941 ?., przyczyną pogłoski, jakoby więźniowie w Zigeunerlager w Łodzi nie byli Cyganami, lecz skazanymi na eksterminację przedstawicielami inteligencji bałkańskiej. Było to przypuszczenie błędne, niczym nie umotywowane, nie oparte na żadnych realnych przesłankach. W „Biuletynach Kroniki Codziennej", spisywanych w getcie łódzkim dla Archiwum Przełożonego Starszeństwa Żydów, we wzmiankach o obozie cygańskim, słowo Cyganie zaopatrywane bywało w cudzysłów, w wyniku owych niesłusznych podejrzeń. Jednakże na podstawie dokumentów hitlerowskich oraz relacji świadków można stwierdzić bezspornie, że mieszkańcami Zigeunerlagerw Łodzi byli Cyganie. Mogło się wprawdzie zdarzyć, że wśród mieszkańców obozu cygańskiego znaleźli się również nie-Cyganie (grabarze żydowscy, grzebiąc zwłoki Cyganów, rozpoznali wśród nich jakoby kilku Żydów), nie zmienia to jednak istoty rzeczy, gdyż w akcji likwidacyjnej wobec Cyganów hitlerowcy przyjmowali bardzo szerokie pojęcie „cygańskoś-Cl > obejmując nim Cyganów, mieszańców cygańskich, a także nach Zigeuner- ~~ Cyganie... 130 arr umńerziehende Personen (osoby wałęsające się na sposób cygański). D0 tych ostatnich zaliczać mogli wszelkich włóczęgów, cyrkowców, wędrowny^ aktorów i inne - wg hitlerowskiej terminologii - „aspołeczne elementy". I Wydzielona część getta łódzkiego oczekiwała już jesienią 1941 roku na przybycie pierwszych cygańskich transportów. W końcu października przywieziono z Poznania 12 tysięcy metrów drutu kolczastego do ogrodzenia terenu przyszłego obozu cygańskiego. Od przylegającej doń dzielnicy żydowskiej obóz oddzielony był podwójnym ogrodzeniem z drutu i rowem wypełnionym wodą. Wszystkie okna przy tej granicy - zarówno w dzielnicy żydowskiej, jak i cygańskiej - musiały być zabite deskami. Z jednej strony stały posterunki SS i cygańskiej policji, z drugiej - funkcjonariusze żydowskiej służby porządkowej. Na budynkach stojących w Zigeuneńager wymalowano numery bloków. Od dnia 5 do 9 listopada 1941 roku przybyło do getta łódzkiego piąć transportów Cyganów z Austrii. Świadkowie przeprowadzenia nowo przybyłych grup przez teren dzielnicy żydowskiej widzieli Cyganów i Cyganki ubranych w charakterystyczne stroje i bardzo wiele dzieci. Transporty przybywały z pięciu obozów przejściowych, znajdujących się na terenie okupowanej Austrii, gdzie już uprzednio zwieziono Cyganów całymi rodzinami. Kolejne transporty, prócz ostatniego, liczyły dokładnie po tysiąc osób i sformowane zostały zgodnie z rozporządzeniem-instrukcją wydaną osobiście przez Adolfa Eichmanna. Z dokumentów hitlerowskich wynika, jak skrupulatnie i pedantycznie planowano i przeprowadzono tę ludobójczą akcję. Plan przewidywał codzienne przybywanie równych liczbowo transportów od dnia 5 listopada do dnia 9 listopada włącznie. Każdy z nich miał przybyć do Łodzi o godzinie 11, a wszelkie odchylenia od wyznaczonych planem terminów zostały w wykazach urzędowych odnotowane. Pierwszy transport przybył z obozu w Hartberg 5 listopada o godz. 16.55, a więc z blisko sześciogodzinnym opóźnieniem. Tegoż dnia odbył się „wyładunek" (Ausladen) więźniów i trwał 35 minut. Przywieziono .200 rodzin, w tym 229 mężczyzn, 224 kobiety i 547 dzieci. Zdolnych do pracy było (wg kwalifikacji władz hitlerowskich) 400 osób; dwie osoby zmarły „w czasie transportu kolejowego" i z wagonów wyciągnięto ich zwłoki. Wraz ze zmarłymi przywieziono 1000 osób. Drugi transport przybył z obozu w Furstenfeld 6 listopada o godz. 17.50, a więc z siedmiogodzinnym prawie opóźnieniem. Wyprowadzenie Cyganów z ich ręcznym bagażem.odbyło się dopiero nazajutrz i trwało 30 minut. Cały 131 wieczór i noc więźniowie przebywali na bocznicy, zamknięci w bydlęcych wagonach, w których przyjechali z Austrii. Przywieziono 147 rodzin, w tym 186 mężczyzn, 218 kobiet i 596 dzieci. Za „zdolnych do pracy" uznano 172 mężczyzn i 165 kobiet. Łącznie przyjechało 1000 osób, jak poprzedniego dnia; tym razem w chwili wyładunku wszyscy Cyganie pozostawali przy życiu. Trzeci transport, którego przybycie wyznaczone zostało na dzień 7 listopada, przyjechał z obozu w Mattersburg następnego dnia o 18.30, a wyładowany został dopiero nazajutrz, 9 listopada, w ciągu 50 minut. Przywieziono 167 rodzin, w tym 263 mężczyzn, 273 kobiety i 464 dzieci. Za „zdolnych do pracy" uznano 415 osób. Jak poprzednie, transport liczył łącznie 1000 mężczyzn, kobiet i dzieci. Czwarty transport, którego nadejście miało nastąpić wg planu 8 listopada, przybył z obozu w Roten Thurm o 1.30 po północy 9 listopada i tegoż dnia wagony zostały opróżnione w ciągu 5.0 minut. Przybyło 160 rodzin, w tym 227 mężczyzn, 226 kobiet i 547 dzieci. Za zdolnych do pracy uznano 210 mężczyzn i 173 kobiety. Łączna liczba przybyłych wynosiła 1000 osób, wliczając w to 8 Cyganów „zmarłych w czasie transportu". Ostatni, piąty transport przybył tegoż dnia, 9 listopada, z obozu Oberwart o godz. 15.25 i został wyładowany w ciągu 10 minut. Przybyły 172 rodziny, w tym 225 mężczyzn, 247 kobiet i 535 dzieci. Za „zdolnych do pracy" uznano 210 mężczyzn i 180 kobiet. W tym ostatnim transporcie przybyło do getta łódzkiego 1007 Cyganów, z których jeden zmarł w czasie podróży w bydlęcym wagonie. Jak podaje hitlerowskie sprawozdanie, bagaż Cyganów wynosił przeciętnie 30 kg na osobę. Łącznie przywieziono 4996 żyjących i 11 zmarłych. Większość więźniów stanowiły dzieci: było ich aż 2686. To były wszystkie transporty cygańskie do Łodzi. I choć przybywały z Austrii, nie obejmowały wyłącznie tamtejszych Cyganów „miejscowych" (Sinre), lecz także - i bodaj przede wszystkim - przedstawicieli cygańskich szczepów Kełderasza i Lowari, których rody szeroko rozprzestrzenione są w Europie, głównie zaś - na Bałkanach. Świadczą o tym choćby nazwiska, jak również pozostawione przez zamordowanych listy — pisane także po węgiersku, rumuńsku, serbsku... W obozach, w których zgromadzono ich uprzednio, przed odesłaniem do Zigeuneńager in Litzmannstadt - obozu cygańskiego w Łodzi — władze niemieckie odebrały im wszelkie pieniądze, złoto i kosztowności, o czym świadczą rejestry zrabowanego w ten sposób mienia. Jeden 132 z takich spisów, sporządzony przez Kriminalpolizeileitstelle Wien (Zigeuner- lager-Lackenbach-Lagerleiter)t wymienia m. in. kosztowności odebrane w dniu 8 lipca 1941 r. rodzinie Cyganów, pochodzących z Wiednia, nazwiskiem Weinrich. W tym bardzo obszernym spisie wymienione są m. in. dwa złote zegarki, złote brosze, kolczyki z brylantami, kolczyki z bursztynami, kolczyki z węgierskich złotych monet, kolczyki ze złotych franków, jedenaście złotych pierścieni z koralami, szmaragdami itp., łańcuch długości 118 cm z dwoma złotymi wisiorkami i wiele innych. Ogołoceni z gotówki i mienia, Cyganie zwiezieni zostali do Łodzi. Żydzi mieszkający w pobliżu granicy z Cyganami słyszeli dobiegającą z Zigeunerla-ger muzykę, przygrywanie na skrzypcach, gitarach. Ale wkrótce muzyka zamilkła, by nie odezwać się już nigdy więcej aż do dnia wywiezienia Cyganów na śmierć. Cyganie pracowali w „szopach", tzn. w warsztatach produkcyjnych ślusarskich i kotlarskich, wykorzystując odwieczne cygańskie umiejętności rzemieślnicze w tej dziedzinie obróbki metali. Jak twierdzi świadek ocalały z getta łódzkiego, pielęgniarz Kałman Wołkowicz, Niemcy zabronili Cyganom grać na instrumentach, które mieli ze sobą w obozie. Zapanowała cisza, przerywana tylko krzykami torturowanych i mordowanych i wrzaskami oprawców. Według słów Wołkowicza, Cyganie znajdowali się w stanie krańcowego wygłodzenia, w nędzy, pozbawieni byli lekarstw, leżeli na podłogach w przeznaczonych dla nich blokach mieszkalnych. Zadaniem lekarzy było tylko odseparowywanie chorych, aby powstrzymać rozprzestrzenianie się chorób. Wkrótce po zwiezieniu Cyganów wybuchła epidemia tyfusu plamistego. "Wydział Zdrowia w getcie otrzymał polecenie wysłania do cygańskiego obozu personelu sanitarnego. Zostali tam przydzieleni lekarze: dr Vogl z Pragi oraz dr Jakub Katz i dr Nikelberg z Warszawy, a także pielęgniarze. Wszyscy narazili się tyfusem. Rano udawali się karetką do obozu cygańskiego, skąd wracali około godz. 14-15. Dr Vogl mówił świadkowi Kałmanowi, że zmuszony był podpisać akty zgonu na „słabość serca (Herzschwachheit) dla kilkudziesięciu powieszonych i zaduszonych Cyganów. Abram Rozenberg, pełniący w owym czasie funkcje grabarza na cmentarzu żydowskim w Łodzi,podaje: „...rozpoczęły się wywózki zabitych Cyganów na nasz cmentarz. Wozili 3-4 r azy dziennie. Za jednym razem wywozili 8 do ? trupów, między którymi były i dzieci, i starcy. Moja praca polegała na wyjmowaniu zwłok z wozu i zakopywaniu ich. Zauważyłem, że wszyscy niema byli zmaltretowani, a u niektó rych były znaki na szyi, świadczące o tym, że by» oni wieszani. Po dokładnym zbadaniu tej sprawy dowiedziałem się, ze 133 dziennie zajeżdżało do nich kripo, które kazało Cyganom wieszać swoich bliźnich- Wieszanie odbywało się w kuźni przy ulicy Brzezińskiej 84/6, 0becni przy tym byli Niemcy z kripo, m. in. Schatter, Schmidt i Neumann. pewnego razu przywieziono kilkanaście trupów. Po wyjęciu z wozu zauważyłem (byh nago), ze trzeJ z nich s3 Żydami. Zameldowałem kierownikowi ojalerowi (nie żyje), on zbadał tę sprawę i okazało się, że tak było rzeczywiście. Pochowani zostali Cyganie na cmentarzu żydowskim na polu P IV lub P V. Najpierw chowano ich we wspólnej mogile, w trumnach, po kilka osób w jednej. Ale kiedy zaczęto przywozić coraz więcej zwłok, nie starczyło desek na trumny. Było dużo trupów zmasakrowanych, pobitych, z powyłamywanymi n0gami i rękami. Widocznie stawiali oni opór; na pewno nie wiem, ale po obejrzeniu trupów taki sąd sobie wyrobiłem". „Było to na jesieni, którego roku- nie pamiętam dokładnie (1941 -przyp. j.F,)- Z rana, o 9-10, przyjechał wóz, ja i inni współpracownicy wyjęliśmy tę skrzynię, w której były trupy, i w tym momencie usłyszeliśmy kwilenie. Odruchowo odskoczyliśmy, ale już w następnej sekundzie podszedłem i otworzyłem wieko. Wypadło małe dziecko cygańskie. Rzucało się w konwulsjach. Przeciąłem scyzorykiem sznur, który jeszcze miało na szyi. Dziecko przez pewien czas jeszcze się rzucało i w końcu odzyskało całkiem przytomność. Nic nie mogliśmy zrozumieć, co mówiło. My, robotnicy, co byliśmy tam, radziliśmy, jak dziecko przechować, ale w tej chwili nadszedł komisarz cmentarza Sztajnberg z szefem więzienia Hercbergiem i kazali dziecko wziąć z powrotem do getta i do szpitala. Ale zaraz skontaktowali się z kripo i ci odebrali dziecko ze szpitala. Następnego dnia dziecko, już martwe, zostało przywiezione na cmentarz. Zamordowali je bestialsko. Była to dziewczynka lat 3-4". Do niemieckiej komendy obozu cygańskiego nadeszło w końcu listopada zapotrzebowanie na 120 Cyganów specjalistów-metalowców do fabryki broni i amunicji w Poznaniu, datowane 22 XI 1941. Możliwe, że podobnych zapotrzebowań było więcej i że Cyganie zostali odesłani, gdyż ob. Rozenberg twierdzi, że „przed wybuchem epidemii tyfusu zaczęto wywozić młodych Cyganów, dokąd - nie wiem". Podobno jedna z fabryk cygańskich mieściła się wewnątrz kościoła na terenie obozu. Śmiertelność wśród uwięzionych w obozie Cyganów stale wzrastała. W artykule pt. Śmiertelność w obozie cygańskim Przed likwidacją obozu (Archiwum Przełożonego Starszeństwa Żydów, „Biuletyny Kroniki Codziennej" z 1942 roku. Rok drugi. Za m-c styczeń 1942 r. Za °kres od 1 do 5 stycznia, czwartek-poniedziałek) - czytamy: 134 „Na podstawie danych tutejszego wydziału pogrzebowego, który, jak to notował «Biuletyn» z dnia 1 ub. m., przeprowadza inhumacje zmarłych z «obozu cygańskiego» na wydzielonym terenie żydowskiego cmentarza, pochowano w ciągu miesiąca grudnia 400 osób z tego obozu (poprzednio, od chwili przybycia, 213), czyli dwa razy więcej, aniżeli wynosiła śmiertelność wśród 250 tys. Żydów zamieszkałych przed wojną w Łodzi. W związku z epidemią tyfusu plamistego, jaki grasuje na terenie obozu, wydział pogrzebowy zastosował specjalne środki ostrożności. Mianowicie ostatnio zmarli Cyganie zwożeni są na cmentarz nie w karawanach, lecz w specjalnie ku temu zbudowanej rolwadze, zamkniętej deskami i od góry plandeką. Również używa się do przewózki zwłok specjalnych skrzyń [...] Jak stwierdzają zamieszkali w bezpośrednim sąsiedztwie z obozem, od dziesięciu dni Cyganie są wywożeni autami ciężarowymi. Najpewniej do końca tego tygodnia ten obóz zostanie całkowicie zlikwidowany. Już obecnie jest ten obóz prawie że bezludny..." Rzekomo na przyśpieszenie zagłady Cyganów w Łodzi wpłynęła gwałtownie wzrastająca epidemia tyfusu plamistego. „Wywozili Cyganów - pisze Abram Rozenberg - małymi grupami, 200-300 ludzi. Ale pewnego wieczoru wywieźli samochodami wszystkich pozostałych. Dwa dni po likwidacji obozu przydzielono mnie do pracy. Widziałem: mieszkali bardzo ubogo, były tylko garnki kuchenne, żadnych mebli... Cyganie tam byli różni. Widziałem pocztówki i fotografie zapisane w języku węgierskim, rumuńskim i niemieckim. Widziałem, że był szpital". Teren obozu cygańskiego stał się dostępny obserwacji mieszkańców dzielnicy żydowskiej dopiero po wywiezieniu zeń wszystkich Cyganów. Żydzi zatrudnieni tu przy uprzątaniu terenu mogli przyjrzeć się opustoszałym już budynkom i ulicom. „Biuletyn Kroniki Codziennej" (nr 22 z dn. 29 i 30 kwietnia 1942 roku) podaje: „Siedziba dawnego obozu cygańskiego, znajdującego się w blokach u wylotu ulicy Brzezińskiej, jest obecnie w szybkim tempie doprowadzana do porządku. W pracy tej biorą udział specjalne załogi czyścicieli pod nadzorem funkcjonariuszy służby porządkowej. W gmachach pozostawionych przez Cyganów znaleziono stosunkowo duże zapasy różnych jarzyn, cukru oraz chleba stwardniałego na kość. Wszystkie zapasy żywności zostają oblane dla dezynfekcji chlorkiem. Znaleziono tam również różne przedmioty, jak garderobę, instrumenty muzyczne, noże itd. Bloki te po przeprowadzeniu «czystki» staną się siedzibą wielkiej wytwórni obuwia ze słomy". 135 y/ początkowym okresie - pisze „Biuletyn" getta — w przytłaczającej większości wywożono z obozu dzieci, obdarte z odzieży, czasem w bieliźnie, i zakopywano je na wydzielonym kawałku cmentarza, mierzącym około 300 m2. Istnienie obozu cygańskiego w Łodzi było bardzo krótkie, trwało zaledwie dwa miesiące. Już z początkiem stycznia przystąpiono do definitywnej zagłady Cyganów z getta łódzkiego. Zarówno zdrowych, jak i ciężko chorych załadowano na ciężarówki, które powiozły ich na śmierć. Doświadczenia z więźniami cygańskimi w Łodzi miały posłużyć hitlerowcom przy organizowaniu wielkiego centrum zagłady Cyganów w obozie oświęcimskim, które miało powstać po upływie roku. Auta ciężarowe wypełnione Cyganami kierowały się z getta łódzkiego na Chełmno nad Nerem, gdzie znajdował się obóz straceń, k'óry pochłonął około 350 tysięcy ofiar. Przypadkowy świadek przewożenia Cyganów z Łodzi do Chełmna, Jan Dernowski, podaje nieco szczegółów: „W miesiącach styczeń-kwiecień 1942 roku byłem świadkiem przewożenia Cyganów i Żydów z getta w Łodzi do miejsca straceń w Chełmnie nad Nerem (powiat Koło). Przewożenie odbywało się codziennie, prawie ściśle o jednej i tej samej porze, w godzinach rannych. Trasa przewozu: Łódź - Zgierz -Ozorków - Łęczyca - Grabów - Dąbie nad Nerem - do miejsc straceń w Chełmnie. Kolumna transportowa składała się z około 10 trzytonowych samochodów ciężarowych ze znakami rejestracyjnymi SS, nakrytych szczelnie plandekami. Samochody te były eskortowane z przodu i z tyłu przez uzbrojonych w broń maszynową gestapowców, znajdujących się w samochodach osobowych. Kolumnę tę spotykałem codziennie na jednym z wymienionych odcinków, tj. w Grabowie koło Łęczycy, o godz. 7 rano, idąc do pracy. Patrząc ze zgrozą na ten korowód śmierci - gdyż znałem dobrze cel podróży -słyszałem spod uchylonych plandek płacz i jęki przewożonych, nie tylko kobiet i dzieci, lecz również mężczyzn - pięknych, dorodnych, rasowych Cyganów". Zaledwie parę osób, Żydów, zdołało uratować się z obozu w Chełmnie dzięki udanej ucieczce. Jeden z nich, Michał Podchlebnik, opowiada: „...przywieziono Cyganów z Łodzi... Po zlikwidowaniu Żydów z szeregu małych miasteczek, zaczęły przychodzić transporty z getta łódzkiego. Najpierw Cyganów... w liczbie około 5000, a następnie Żydów1". O szczegółach zagłady Cyganów w Chełmnie nad Nerem nie zachowały się żadne wiadomości. Świadkowie nie potrafią ich podać. Andrzej Miszczak W. Bednarz, Obóz straceń w Chełmnie nad Nerem, Warszawa, 1946. 136 zeznał jedynie: „Widziałem nadto Cyganów przywożonych samochodami od strony Koła", a Rozalia Peham: „Mówił mi Gassman, szofer, że w Chełmnie poza Żydami stracono 5000 Cyganów". Mimo braku konkretnych, odnoszących się do Cyganów, świadectw, nietrudno jest dokładnie zdać sobie sprawę z przebiegu wypadków po przyjeździe transportu do Chełmna. Był to obóz straceń i więźniowie zabijani byli natychmiast prawie po przybyciu. Ponieważ znane nam są metody tam stosowane i szczegóły organizacji masowych mordów w tym obozie, można odtworzyć sobie finał ostatniej drogi niespełna pięciu tysięcy Cyganów. Auta załadowane więźniami wjeżdżały do obozu. Na dziedzińcu przedstawiciel władz obozowych przemówił do Cyganów, obiecując im dobre wyżywienie i wysłanie do pracy na wschód. Poinformował ich też, że od razu muszą wykąpać się i wydezynfekować swoją odzież. Cyganie prowadzeni byli partiami na I piętro obozowego budynku, rozbierali się w ogrzewanym pomieszczeniu, po czym w bieliźnie - schodzili na parter, kierując się ku drzwiom, przy których widniał napis: „Do kąpieli". Po przekroczeniu tych drzwi Cyganie dowiadywali się, że pojadą do łaźni krytym samochodem, który czekał tuż za progiem, a który w rzeczywistości był komorą gazową. W tym momencie ustawała maskarada i udawanie. Żandarmi biciem zmuszali więźniów do szybkiego wchodzenia do samochodu. Drzwi zamykano i zapuszczano motor. Wewnątrz hermetycznie zamkniętego wozu buchał gaz spalinowy. Po pięciu minutach dopiero cichły odgłosy z wnętrza komory gazowej. W pobliskim lesie wyrzucano zwłoki i auto wracało po następną grupę Cyganów udających się „do łaźni". Ponieważ już do dnia 1 stycznia 1942 roku zmarło w Łodzi 613 mieszkańców obozu cygańskiego, należy przypuszczać, że liczba zgładzonych w Chełmnie jest mniejsza niż 5 tysięcy - o ile nie przybyły do Łodzi, lub wprost do Chełmna, jakieś dodatkowe transporty Cyganów, o których nie zachowały się żadne wiadomości. Sądząc z tego, skąd przybyli do getta łódzkiego, jak również z ich nazwisk (których sporo podają m.in. spisy odebranych im kosztowności), nie było zapewne w getcie łódzkim Cyganów polskich. Obok nazwisk niemieckich figurują we wspomnianych rejestrach nazwiska rumuńskie, węgierskie i in„ jak np. Horvath, Rigo, Papay, Kolompar, Retter, Fels, Hodosch, Sarkózy. Nie ocalał spośród Cyganów zamkniętych w Zigeunerla-ger-Litzmannstadt ani jeden człowiek. Grupa wysłana do fabryki w Poznaniu także musiała podzielić los swoich współbraci pozostałych w getcie. Toteż nie ma dziś wśród Cyganów ani jednego świadka opisywanych tu wydarzeń. 137 Arnold Mostowicz jest zapewne jedynym dziś człowiekiem z pozostałych nrzy życiu, który widział obóz cygański w getcie łódzkim od wewnątrz. Jako więzień getta pełnił funkcję asystenta do spraw chorób zakaźnych. Naczelnym lekarzem wyznaczonym przez okupanta był dr Szapiro, a ordynatorem dr Wolfsohn. W listopadzie lub w grudniu 1941 roku Kriminalpolizei wezwała telefonicznie dr. Szapiro, by się natychmiast stawił w siedzibie policji ze swym asystentem. Przybyli obaj na wezwanie, po czym wraz z Scharfiihrerem SS Jansenem pojechali dorożką do Zigeunerlager — zamkniętego obozu cygańskiego. W drodze Jansen powiadomił lekarza, że w obozie szerzy się jakaś epidemia, którą trzeba zidentyfikować i zlikwidować. Za podwójnymi zasiekami z drutu kolczastego, oddzielającymi obóz od pozostałych terenów getta, stali na warcie trzej Cyganie - policjanci obozowi z opaskami na rękawach, uzbrojeni w kije. Na widok nadjeżdżającej dorożki podbiegli służbiście i z wielką brutalnością zaczęli bić stojących w pobliżu Cyganów. Jansen przyjechał -/e swoim psem, wilczurem syberyjskim, który gdy tylko dorożka stanęła, pognał w głąb obozu cygańskiego. Prymitywny szpitalik, tzw. rewir, znajdował się na pierwszym piętrze pobliskiej kamienicy. Na ośmiu pryczach leżeli nieprzytomni Cyganie z wysoką gorączką. Lekarze nie mieli wątpliwości, że to tyfus plamisty. Na pytanie Jansena odpowiedzieli, że stwierdzono tyfus i że trzeba stosować środki na podtrzymanie serca. Oświadczył wówczas, że sam pokaże, jaką kurację należy przeprowadzić. Kazał służbie wewnętrznej sprowadzić dwóch chorych na dół i własnoręcznie zastrzelił obu przy wyjściu. Morderca wpadł w popłoch, kiedy się zorientował, że pies biega cały czas po terenie obozu dotkniętego epidemią. Istotnie, po dwóch tygodniach Jansen zachorował na tyfus i zmarł. Niemcy zażądali przydzielenia lekarzy z getta dla obozu cygańskiego. Postanowiono, że będzie się ich zmieniać co dwa tygodnie i że będą to kawalerowie, nie mający rodzin. Zasada ta nie była jednak ściśle przestrzegana. Spośród przydzielonych do Zigeunerlager lekarzy zmarło od pięciu do siedmiu, a wszyscy pozostali przeszli tyfus plamisty, m.in. dr Vogl -jedyny, który przeniesiony później wraz z Mostowiczem do Oświęcimia, a następnie do Jeleniej Góry, przeżył wojnę i powrócił do Pragi, skąd pochodził. „Kuracja" zalecona i zainicjowana przez scharfuhrera Jansena, została zastosowana wobec wszystkich Cyganów z łódzkiego getta. •' OŚWIĘCIM największym, najbardziej masowym ośrodkiem zagłady Cyganów był obóz koncentracyjny Oświęcim-Brzezinka (Auschwitz-Birkenau). Zimą pod koniec 1942 roku zaczęły władze obozowe zatrudniać więźniów w Birkenau przy budowie obozu, do którego w początkach 1943 roku zwieziono pierwsze cygańskie transporty. Już na kilka miesięcy przed utworzeniem tego obozu -jesienią 1942 roku — z rozkazu władz SS jede ? z członków wydziału politycznego SS, Oberscharfiihrer Hans Stark, poszukiwał - bezskutecznie zresztą -wśród więźniów obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu Cyganów, którzy mieli objąć stanowiska funkcyjne w projektowanym obozie cygańskim. Jak wynikało z rozporządzeń-wskazówek, aresztowanie Cyganów miało być przeprowadzane dla jednego okręgu Kriminalpolizeiw ciągu jednego dnia i w tym samym dniu miało nastąpić odtransportowanie aresztowanych podstawionym już uprzednio pociągiem. Miało to na celu - jak podawało zarządzenie - niewzbudzanie niepokoju wśród ludności. Cyganie z b. Prus Wschodnich zostali przesiedleni w Białostockie, skąd przewożono ich do Brzezinki. Cyganie — jak zresztą wszyscy więźniowie obozu - przysyłani byli z aktami personalnymi, z nakazem aresztowania, co w języku biurowym określano nazwą Unterlage. „Unterlagi" Cyganów składały się z dwóch części: zielonej (Griine Zig. Unterlage) i białej - na półarkuszu. Na formularzu wystawionym przez RKPA - Reichszentrale zur Bekampfung des Zigeunerunwesens -zawarte było skierowanie przez tę centralę Cygana do obozu „in das Zigeuner-lager Auschwitz (KL-Auschwitz)". Poniżej umieszczone były dane personalne więźnia. W unterlagach Cyganów niemieckich dane personalne były bardzo 139 . władne, dzięki istniejącej w Monachium centralnej kartotece żywych i zmar-fvch Cyganów, ich imion, szlaków wędrówek itd. Długo po przybyciu głównej artii (ok. 14 tysięcy Cyganów) przybywały jeszcze dzieci Cyganów (od 3-4 miesięcy życia) z różnych Domów Dziecka, przytułków itp., pod opieką sióstr v[SV i urzędnika policji kryminalnej. Teren obozu cygańskiego był to obszar błotnisty, gliniasty, niemal zupełnie pozbawiony roślinności. Znajdowały się tam już drewniane stajnie kawaleryjskie, które przystosowano do celów mieszkalnych, budując prycze z desek i zakładając przewody kominowe. W styczniu 1943 roku przywieziono pierwszych Cyganów i umieszczono ich tymczasowo w obozie ogólnym w Birkenau, w bloku osiemnastym. W marcu transporty przybywały już do obozu cygańskiego, dokąd przeniesiono również Cyganów z pierwszego bloku. Organizacja była tu inna niż w pozostałych częściach obozu. Był to tzw. obóz rodzinny (Familienlager). Nie rozłączano rodzin, przy wprowadzaniu do obozu nie odbierano Cyganom ubrań, pieniędzy ani bagaży, nie strzyżono też początkowo włosów. Na ubraniach naszywano czarne trójkąty, piętnując w ten sposóL Cyganów jako aspołecznych (Asoziale). Obok numeru tatuowano na ramieniu literę Z (Zigeuner). Początkowo bloki cygańskie - stanowiące kompleks 32 baraków stajennych, oznaczony ? II e - nie były ogrodzone. Dopiero w lipcu 1943 roku otoczono je naelektryzowanymi drutami i w ten sposób oddzielono od innych części obozu Birkenau. Teoretycznie Cyganie nie byli traktowani jako więźniowie, lecz jako „internowani". Nie pracowali w pierwszym okresie, ale później, kiedy wskutek gwałtownych epidemii liczba Cyganów w obozie znacznie zmalała, Niemcy brali ich w okresie od kwietnia do czerwca 1944 r. do pracy przy równaniu terenu i zakładaniu przewodów wodociągowych w obozie cygańskim. Do ewidencji zatrudnionych (Arbeitseinsatz) nie byli mimo to wciągnięci. Jednakże jedna drużyna robocza wychodziła do pracy poza bramę obozu cygańskiego. Było tu około 200 kobiet, zatrudnionych przy równaniu terenu na odcinku tzw. „Meksyku" (B III). Dźwigały one kamienie w rękach lub w spódnicach. W niedługim czasie w obozie cygańskim znajdowało się około 20 tysięcy °sób. Najwięcej było Cyganów niemieckich i czeskich. Byli również polscy oraz stosunkowo nieliczni - rosyjscy, węgierscy, holenderscy, norwescy, litewscy, a w ostatnim czasie przybyła również niewielka grupa Cyganów francuskich. Najzamożniejsi byli Cyganie niemieccy. Byli to przeważnie cyrkowcy, kuglarze, tancerze, muzykanci i właściciele „bud tanecznych". Już 140 w marcu 1943 roku przybyli z Niemiec m.in. Cyganie, którzy służyli w wojsk niemieckim jako żołnierze, a nawet oficerowie, niektórzy z nich posiadając niemieckie odznaczenia wojskowe - Żelazne Krzyże. Interweniowali 0n-u władz obozowych, żądając wysłania na front i powołując się na swoje zasługj Największy transport Cyganów polskich sprowadzono do obozu w roku I943 Przybyło w nim tysiąc kilkuset Cyganów - mężczyzn, kobiet i dzieci - którym skoncentrowano uprzednio w Szepietowie, w powiecie Wysokie Mazowieckie skąd transportem kolejowym odstawiono ich wprost do Oświęcimia. Tu przeznaczono dla nich dwa oddzielne bloki. Po dwóch lub trzech tygodniach od chwili przybycia zostali oni zgładzeni w komorach gazowych, przy czym mord ten dokonany został pod pretekstem zapobieżenia epidemii tyfusu. Cyganie ci jak i pozostali, nie zdawali sobie sprawy z losu, który ich czeka, i wyrażając radość, że mają możność rozmawiać po polsku z personelem lekarskim, opowiadali o swoich rodzinnych stronach i o rychłym powrocie do nich. Jeden z nich, stary Cygan Majewski, ciągle marzył o tym, aby wrócić do swojej wsi Brzózki Tatary w powiecie Wysokie Mazowieckie. Wielu Cyganów było z tej wsi właśnie i wierzyło w swój powrót w rodzinne strony. Lekarzom-Polakom chętnie opowiadali o swoim życiu na wolności, garnęli się do nich, o wiele bardziej im życzliwi niż Cyganom-obcokrajowcom. Również Kwiek i młoda Kwiekówna z Poznańskiego wyrażali wielokrotnie radość, że mogą z personelem lekarskim rozmawiać po polsku. Wśród Cyganów polskich było kilku Polaków, mężów Cyganek, którzy, nie chcąc opuścić żon, dobrowolnie towarzyszyli im w transporcie, aby razem przybyć do obozu. Cyganie z powiatu Wysokie Mazowieckie i okolic przebywali w obozie krótko. Władze obozowe dążyły do szybkiego zlikwidowania wszystkich Cyganów zwiezionych z tamtych stron. Podobno istotną przyczyną tak rychłego uśmiercania owych Cyganów był fakt, że kontaktowali się oni na wolności z polską partyzantką i byli jej pomocni w podlaskich i kurpiowskich lasach. Po zagazowaniu Cyganów polskich polscy lekarze mogli porozumiewać się z Cyganami po niemiecku, choć byli także Cyganie z innych krajów, jak np. niewielka liczba Cyganów rosyjskich czy francuskich. W czasie likwidacji licznej grupy Cyganów polskich przywiezionych z Szepietowa zabrano nawet chore Cyganięta ze szpitala obozowego. Pozostało stosunkowo niewielu polskich Cyganów - przeważnie z Podkarpacia i Wielkopolski. Byli wśród nich przedstawiciele znanych rodów cygańskich: Kwiekowie, Paszkowscy, Sadowscy, Majewscy i in. Dla bogatszych Cyganów przeznaczona była kantyna, w której za marki niemieckie po bardzo 141 okich cenach można było kupić papierosy, papier, sałatkę jarzynową, • 0 musztardę, cukierki i wodę mineralną. Cyganie płacili również złotem ? b0Sztownościami, których posiadanie pozwoliło im także korzystać z przeku-ości niektórych esesmanów i kupować od nich za złoto żywność dostarczaną 0za obozu. Chcąc ostatecznie odebrać Cyganom wszystkie posiadane przez ich zapasy złota, kazano w maju roku 1943 składać je w depozyt, wyjaśniając, ?e w ten sposób unikną Cyganie wzajemnego okradania się, a w zamian za oddane kosztowności otrzymają walutę obozową, za którą będą mogli nabywać różne produkty w kantynie. Tylko nieliczni Cyganie oddali część swoich skarbów, większość chowała je nadal u siebie. Od czasu do czasu odchodziły transporty Cyganów na roboty. Że owe wysyłki nie wszystkie były zamaskowaną likwidacją, świadczy choćby powrót z fabryki kilku chorych Cyganów do szpitala w Oświęcimiu, już po całkowitej likwidacji tutejszego obozu cygańskiego. Kilkuset Cyganów zostało wysłanych w roku 1943 do kamieniołomów obozu koncentracyjnego w Mauthausen. Od maja 1943 roku sytuacja zdrowotna w obozie cygańskim uległa gwałtownemu pogorszeniu. Warunki higieniczne były straszne już od początku. Brak było wody, którą dopiero z czasem doprowadzono, a na razie dostarczano w beczkach. Porody czy operacje chirurgiczne odbywały się, w braku najniezbędniejszych urządzeń szpitalnych, na przewodach kominowych, ciągnących się poziomo wzdłuż baraku. W drugim miesiącu istnienia obozu cygańskiego zorganizowano już prymitywny szpital, ale nie było prawie wcale lekarstw - prócz bardzo niewielkiej ilości węgla i tanalbiny. Wybuchły epidemie tyfusu plamistego i brzusznego, szkorbutu, biegunki, świerzbu, wszawicy i czyraczności. Było także sporo wypadków bardzo rzadkiej choroby - nomy, czyli raka wodnego, którego zewnętrznymi objawami jest m.in. gnicie szczęk, ciała, tworzenie się dziur w policzkach itd. Niemcy zainteresowali się wypadkami nomy i więźniowi, dr. Epstejnowi, powierzyli naukowe opracowanie zagadnienia tej choroby oraz wszelkich rodzajów awitaminozy. Tymczasem śmiertelność w obozie cygańskim, zwłaszcza na tyfus plamisty, była coraz większa. Coraz więcej notowano wypadków gruźlicy, choroby rozprzestrzeniały się gwałtownie, a nie było środków do ich zwalczania. Personel - ok. 40 lekarzy i 100 sanitariuszy - nie mógł, z powodu braku lekarstw i pomieszczeń, skutecznie przeciwdziałać epidemiom. Szpital obozu cygańskiego podlegał lekarzowi SS, który miał do pomocy lekarzy spośród więźniów. Pielęgniarzami byli więźniowie nie-Cyganie i Cyganie, którzy jednak spełniali raczej funkcje podrzędne. Chorzy spali po trzech w jednym 142 łóżku, marznąc w zimie, dusząc się z upału w lecie. Racje żywnościou, otrzymywali mniejsze niż pozaszpitalne. Leżeli w szpitalnych łóżkach zupein: nago. Kiedyś tylko - w czerwcu 1944 roku - kiedy przyjechała do ????? inspekcja, dano im koszule i prześcieradła, które zaraz po odjeździe komisji odebrano. Z powodu szybko wzrastającej liczby chorych, szpital zajmująCv początkowo dwa baraki rozszerzył się kilkakrotnie, by na koniec znowu -wiosną 1944 roku - skurczyć się do pięciu baraków szpitalnych. Epidemia świerzbu zaczęła przybierać groźne formy. Ciało chorego pokrywało sie ranami, często głębokimi, i nieraz ta błaha w zasadzie choroba sprowadzała nawet śmierć. Stosowano następującą kurację: chorych kąpano kolejno w trzech cementowych wannach - najpierw przez pięć minut w zwykłej ciepłej wodzie, a potem w roztworze natrium thiosolphatu, i wreszcie w 4% roztworze kwasu solnego, co powodowało dotkliwy ból. W kwietniu 1944 roku epidemia świerzbu przygasła, gdyż dostarczono do obozu lekarstwo „Mitigal". Od marca do września 1943 roku zmarło ponad 7 tysięcy Cyganów. We wrześniu znajdowało się w obozie około 2 tysięcy chorych. Mimo tak wielkiej śmiertelności, w barakach panował tłok, w jednym bloku mieszkało ok. 500 ludzi (po 10 na jednej koi). Mengele - naczelny lekarz niemiecki-przeprowadzał na więźniach badania antropometryczne i inne „naukowe" eksperymenty. Szczególnie interesował się, jako królikami doświadczalnymi, bliźniętami cygańskimi, które umieszczał w osobnym baraku na specjalnej diecie. Rzekomo starał się dowieść, że bliźniaki chowane razem w tych samych warunkach ulegają tym samym chorobom. Zdarzały się wypadki, że Cyganki, wiedząc o tych zainteresowaniach zbrodniczego lekarza, oddawały mu niebliźniacze dzieci jako bliźnięta, aby otrzymały nieco lepsze, tylko bliźniakom przysługujące warunki życia. Z polecenia Mengelego tatuowano bliźniakom litery ZW (Zwilling). Mengele przybył do Oświęcimia „na odpoczynek" po służbie na Ukrainie i w Afryce Północnej. Jego długi pobyt w Oświęcimiu uzasadniony był pracami medyczno- antropologicznymi, które prowadził. Przeprowadzał on również badania na bliźniętach żydowskich - w obozie ogólnym (pole F) - oraz na przedstawicielach innych ras, jak np. na Uzbekach i Chińczykach. Cyganów, będących obiektem jego studiów, badali specjaliści ze wszystkich dziedzin, lekarze-więźniowie. Na procesie Rudolfa Hoessa przewodniczący badania zbrodni niemieckich w Czechosłowacji, dr Czeszpiwa, mówił o tym, że zabitym w Oświęcimńi dzieciom cygańskim odcinano głowy i konserwowano je w formalinie na 143 • tek niemieckich instytutów medycznych. Cyganki będące w zaawansowa- i ciąży zarażano tyfusem dla stwierdzenia wpływu infekcji na płód. Świadek twierdził, że naliczył 86 wypadków takich eksperymentów. jego rodzaju osobliwa współpraca „nauki" hitlerowskiej z mordercami, a nawet tożsamość zbrodniarzy i naukowców - to zjawiska nie ograniczające się bynajmniej do takich dziedzin jak antropologia czy medycyna. Do obozu cygańskiego w Oświęcimiu przyjeżdżał jakiś niemiecki filolog orientalista, który rozmawiał z więźniami po cygańsku. Mengele bawił się często z dziećmi cygańskimi i pieścił je. Podobno zastrzelił parę bliźniąt cygańskich, aby zrobić sekcję zwłok. Był on także inicjatorem likwidacji Cyganów w Oświęcimiu. Bliźniaki cygańskie były zabijane osobno, przy krematorium pierwszym, w asyście Mengelego, który przed ich spaleniem przeprowadzał sekcję zwłok. Kiedyś przybiegł do szpitala rozzłoszczony, wymyślając lekarzom-więźniom, że źle zbadali jedną parę bliźniąt, u których stwierdził podczas sekcji zwłok ogniska gruźlicze w płucach nie ujawnione przedtem przez lekarza-więźnia. Komendant obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, Rudolf Hoess, przebywając w r. 1947 w więzieniu krakowskim spisał swe wspomnienia, w których m.in. wzmiankuje dość obszernie o Cyganach. Opis ten obfituje w szereg ciekawych, nieznanych skądinąd informacji, mówi ??. ? zamiarze władz hitlerowskich zachowania „żubrzego rezerwatu" Cyganów. Oto wyjątki ze wspomnień kata Oświęcimia1: „Następny główny kontyngent więźniów stanowili Cyganie. Znaleźli się oni w obozach koncentracyjnych już na długo przed wojną [wyłącznie Cyganie niemieccy - przyp. J.F.], w ramach akcji przeciwko asocjalnym. W urzędzie policji kryminalnej Rzeszy jedna placówka [Reichszenfra/e zur Bekampfung des Zigeunerunwesens — przyp. J.F.] zajmowała się wyłącznie nadzorowaniem Cyganów. W obozach cygańskich wyszukiwano osoby niecygańskiego pochodzenia, które przyłączyły się do Cyganów, i umieszczano je w obozach koncentracyjnych, jako jednostki wykazujące wstręt do pracy lub asocjalne. Poza tym badano stale obozy cygańskie pod kątem biologicznym. Naczelny dowódca SS [Himmler - przyp. J.F.] chciał zachować dwa główne wielkie szczepy cygańskie (nazw tych szczepów nie mogę już sobie przypomnieć). Jego ' Autobiografia Rudolfa Hoessa: „Biuletyn Głównej Komisji Badania zbrodni hitlerowskich * Polsce", t. VII, 1951, s. 59-222, oraz: R. Hoess, Wspomnienia komendanta obozu oświęcimskiego. Warszawa. 1960. 144 zdaniem byli to w prostej linii potomkowie indogermańskich pierwotnych ludów i zachowali zarówno swój typ jak i obyczaje w stanie stosunkowo czystym. Mieli oni stać się przedmiotem specjalnych badań, mieli zostać dokładnie zarejestrowani i objęci ochroną. Planowano zebrać ich potem z całej Europy i przydzielić ograniczone obszary zamieszkania. W r. 1937 wszyscy wędrowni Cyganie zostali zgromadzeni w tak zwanych obozach mieszkalnych położonych przy większych miastach, aby można było nad nimi lepiej sprawować nadzór. W r. 1942 wydany został rozkaz, w myśl którego na obszarze Rzeszy wszyscy Cyganie jak również cygańscy mieszańcy winni być aresztowani i wysłani do Oświęcimia, niezależnie od wieku i płci. Wyjątek stanowili tylko Cyganie uznani za czystych pod względem rasowym, należący do obu głównych plemion; tych miano osiedlić w okręgu Odenburg, nad jeziorem Neusiedler. Wytyczne jednak, na których podstawie przeprowadzono aresztowania, nie były ujęte dostatecznie dokładnie. Poszczególne placówki policji kryminalnej różnie je interpretowały i w ten sposób doszło do aresztowania osób, które nie powinny były się znaleźć wśród internowanych. Niejednokrotnie aresztowano żołnierzy urlopowanych z frontu, którzy mieli wysokie odznaczenia, byli kilkakrotnie ranni, a których ojciec, matka albo dziadek itd. byli Cyganami lub cygańskimi mieszańcami. Znalazł się między nimi nawet jeden z najstarszych towarzyszy partyjnych, którego dziadek przywędrował do Lipska jako Cygan; on sam miał wielkie przedsiębiorstwo w Lipsku i był uczestnikiem wojny światowej, wielokrotnie odznaczonym orderami. Była też między nimi studentka, przywódczyni Związku Niemieckich Dziewcząt w Berlinie (Bund Deut-scher Madei). W lipcu 1943 r.2 przyjechał do Oświęcimia naczelny dowódca SS. Pokazałem mu dokładnie obóz cygański. Obejrzał wszystko dokładnie, widział przepełnione baraki mieszkalne, niezadowalające warunki higieniczne, baraki szpitalne pełne chorych, oddział dla zakaźnie chorych, widział dzieci chore na nomę, chorobę, która mnie zawsze przejmowała grozą, gdyż przypominała chorych na trąd [...], te wymizerowane ciałka dziecięce z wielkimi dziurami w policzkach, ten powolny rozkład żyjącego ciała! [...] Himmler obejrzał wszystko dokładnie i dał mi rozkaz, ażeby zlikwidować Cyganów, wyszukawszy uprzednio zdolnych do pracy, podobnie jak to robiono z Żydami. [...] Do sierpnia 1944 r. pozostawało w Oświęcimiu około 4000 Cyganów, którzy musieli iść do komór gazowych. Do ostatniej chwili nie wiedzieli, co ich czeka; : Hoess omyłkowo podat tu rok 1942. 145 rjentowali się dopiero wówczas, gdy prowadzono ich do V krematorium. Nie •ciałem tego, lecz mówił mi Schwarzhuber, że żadna akcja likwidacyjna 7vdów nie była tak ciężka jak likwidacja Cyganów. Dla niego była ona zczególnie ciężka, gdyż dobrze znał prawie wszystkich Cyganów i pozostawał nimi w dobrych stosunkach, a cechowała ich tak wielka ufność, jaką spotyka sic u dzieci". Kiedy Rudolf Hoess pisał pamiętnik-autobiografię w więzieniu, przyznając się do winy, myślał jednak nadal kategoriami esesmańsko-rasistowskimi. pisząc więc o Cyganach nie omieszkał zaznaczyć - w myśl zbankrutowanej i zhańbionej ludobójstwem teorii rasistowskiej - że „popęd do kradzieży i włóczęgostwa jest u Cyganów wrodzony i nie da się wykorzenić". Tam jednak, gdzie naczelny kat Oświęcimia wstrzymuje się od „filozoficzno-socjo-logicznych" wniosków i ocen, w relacjach pozbawionych komentarzy, odnaleźć można sporo cennego, niewątpliwie autentycznego materiału. Ciekawą informacją jest stwierdzenie Hoessa, że „większość Cyganów, nie bacząc na ciężkie warunki, niezbyt cierpiała psychicznie wskutek uwięzienia, jeśli pominąć fakt, że sparaliżowany został ich popęd do włóczęgostwa. Do ciasnoty pomieszczeń, kiepskich warunków higienicznych i częściowo także do skąpego pożywienia byli przedtem przyzwyczajeni, prowadząc prymitywny tryb życia. Nie przyjmowali również bardzo tragicznie choroby i wysokiej śmiertelności [...], byli lekkomyślni; bawili się chętnie także i przy pracy, której nigdy nie brali zbyt poważnie; w najgorszym nawet szukali dobrych stron, byli optymistami". 57. str. 5X2. 173 lów przestępczych. Mianowicie Cyganki sprzedawały tak zwane «filtry ?łosne» z bieluniem, a Cyganie odurzali chłopów wódką przy transakcjach . rrnarcznych". Nasiona bielunia służą Cyganom jako doraźnie działający lek rzeciw dychawiczności koni; stosują go więc przede wszystkim wówczas, gdy chcą k°ma sprzedać, by nie zdradzić obniżającej cenę choroby. Chorzy na astmę Cyganie suszone liście bielunia palą wraz z tytoniem w fajce, co sprawia u[oę i ułatwia oddychanie. Pokrzywa to cygańska jarzyna, używana do zup, ale także lek przeciwko reumatyzmowi i zapaleniu stawów. Suszoną pokrzywę (cyg. - cygnuda) zaparzają Cyganie i piją wywar. Niekiedy usuwają bóle reumatyczne za pomocą chłostania bolących miejsc świeżymi łodygami i liśćmi pokrzywy. Cyganie ze szczepu Kełderasza i polska Roma - dodajmy tu na marginesie obserwacji i not Bańkowskiego — używają także pokrzywy (zarówno nalewki spirytusowej jak i świeżych liści) do znieczulenia płatków uszu dziewcząt cygańskich, przed przekłuciem w celu założenia kolczyków - ozdoby, będącej wśród Cyganek w powszechnym użyciu. Owoców pigwy (Cydonia vulgaris), zwanych przez Cyganów gutuja, używają jako leku przeciw zaziębieniom i grypie, ale przede wszystkim — zrywają je i przechowują jako „cygańską cytrynę", dodatek do herbaty, wzbogacający jej smak. Korzeń żywokostu (Symphytum officinale L.) — po cyg. -kostyk on -świeży lub utarty i zmieszany z kurzym lub innym tłuszczem służy na okłady przyśpieszające gojenie i zrastanie się złamanych kończyn. Czosnek (cyg. - sir) stosowany bywa przy zawrotach głowy, katarze, na odciski i ból uszu. Również len, a właściwie lniane płótno, leczy Cyganom katar. Przypalają oni kawałek płótna i wciągają do nosa dym. Używają też tartych ziemniaków na okłady przy bólu głowy... Cygańska medycyna ludowa nie ogranicza się oczywiście do ziołolecznictwa, ale dysponuje szerszym zakresem środków, wśród których mieści się i żywa ropucha, przywiązywana do ropiejącej rany w celu „wyciągnięcia gorączki", mocz dziecka używany do leczenia tzw. pleśniawek jamy ustnej niemowlęcia - a także magiczne, uzdrawiające „zamawiania". Temat to obszerny, zasługujący na szczegółowe badania - dziś już niełatwe. Są one tym trudniejsze, że dotyczą zjawisk reliktowych, wiedzy ludowej, która ulega dziś niezwykle szybkiemu zanikowi15. Takie, znane Kełderaszom, zabiegi, jak Zob. rozdz.: Amulety, talizmany. ? usuwanie zajadów i krost na języku (chafevura) przez potarcie kobiecym warkoczem, czy kurzajek i brodawek (nega) dotknięciem znalezioną podkowa - należą już do rzadkości, choć jeszcze przed niewielu laty były praktykowane Potrawy dawniej były gotowane w kociołkach umieszczonych na trójnogacu lub zawieszonych nad ogniskiem. Obecnie garnki ustawiane są bezpośrednio w ognisku, czasem na podłożonych kamieniach lub na małych, żelazny^ kuchenkach. Gotują wyłącznie kobiety, ale do jedzenia nie mają prawa zasiadać wraz z mężczyznami. Jedzą osobno, zazwyczaj dopiero wtedy, kiedy mężowie i bracia już się nasycili. Wszystkie obserwacje dotyczące cygańskiej kuchni poczynione były przez nas już po drugiej wojnie światowej i trudno jest wyrobić sobie pogląd, jak wyglądało przyrządzanie potraw przez Cyganów w czasach dawniejszych. Jedynie opis pieczenia jeży w glinie oraz suszenia mięsa i magazynowania go w dziuplach - to zabiegi kulinarne już dzisiaj nie spotykane, choć niektóre z nich mogły być jeszcze praktykowane w leśnych kryjówkach w czasie okupacji hitlerowskiej. Narbutt, opisując współczesnych sobie Cyganów z pierwszych dziesiątków lat XIX wieku, wzmiankuje: „Wałęsający się i po lasach przebywający, częstokroć swoim sposobem przyprawiają jedzenie: w jamach między rozpalonymi kamieniami ogrodowinę i mięsiwo pieką, z mąki robią placki na żarzowiu pieczone"16. Odkąd pieczywo łatwo jest nabyć w sklepie, placki znikły spośród cygańskich potraw, ale przetrwała w dialektach Cyganów polskich ich prastara nazwa: bokheli (zapewne pochodząca od słowa bokh- głód), oznaczająca już dziś zwykłą bułkę. T. Narbutt, op. cit., str. 84. SKALANIA I PRZYSIĘGI ORAZ ZWIERZCHNICTWO WIELKIEJ GŁOWY Niepisany „kodeks" zakazów obyczajowych, których nieprzestrzeganie zagrożone jest tabuicznym „skalaniem" (Mageripen) - stanowi podstawę respektowania i nadzorowania wewnątrzspołecznej praworządności w grupach polskich Cyganów nizinnych (polska Roma). Kodeks ten, zasadzający się na cygańskim poczuciu prawa, jest tradycyjnym, wyrosłym z wielowiekowego doświadczenia społecznego zbiorem nie tyle przepisów postępowania, ile wyliczeniem, czego Cyganom czynić nie wolno. W braku takich elementów zespalających cygańską społeczność, utrwalających jej odrębność i tożsamość, jak np. spoiwo wspólnej, im tylko właściwej religii, „kodeks" ów określa na użytek Cyganów najistotniejsze wzorce postępowania, normy i zasady współżycia, przyczynia się do zachowania społecznej spoistości w obrębie jednorodnej obyczajowo grupy, dozwala i nakazuje samorządność i samowystarczalność prawno-obyczajową - bez odwoływania się do obcych, pozacygańskich władz w przypadkach takich konfliktów między członkami grupy, które mogłyby podlegać jurysdykcji państwowej. Nakazuje dla samych Cyganów zarówno prawa wyrokowania wobec obwinionych, jak też egzekwowania wymierzonych kar, a nawet - w szczególnych okolicznościach - amnestiono-wania skazanych na mocy cygańskich orzeczeń. Oczywiście „kodeks Mageripen " odnosi się jedynie do wykroczeń dokonanych w obrębie cygańszczyzny, stanowiących jej „sprawę wewnętrzną". Nie dotyczy żadnych konfliktów z niecygańskim otoczeniem, ani przestępstw dokonanych na szkodę „obcych" (gadze), reguluje jedynie sprawy wewnątrz-cygańskie, do nich wyłącznie ograniczając zasób i moc swoich zakazów. 176 Zakazy te - w swej części zawierającej specyficznie cygańskie zasady obyczajowe, zazwyczaj mające jakąś racjonalną genezę i uzasadnienie, ale przestrzegane ślepo, bez motywacji, na zasadzie irracjonalnych, dogmatycznych prawideł - są przez samych Cyganów podzielone hierarchicznie na dwie kategorie; Wielkich Skalań (Barę Mageripena) i Małych Skalań (Tykne Mageripena). Podlegać one mogą tylko orzecznictwu cygańskiemu, gdyż poza nim nie miałyby żadnych znamion wykroczeń przeciw prawu. Ta właśnie część skalań tabuicznych jest chyba najbardziej interesująca z etnograficznego punktu widzenia; obawa przed skalaniami tego rodzaju jest nadal żywa, a praktyczne przestrzeganie zakazów w tym zakresie i karanie wykroczeń pozostaje nienaruszoną domeną wewnątrzcygańskich sędziów - mimo mnożących się w ostatnich czasach wypadków odwoływania się Cyganów w sprawach przeciwko swym pobratymcom do sądów lub innych instancji władz państwowych. Dotyczy to jednak tylko oskarżeń o wykroczenia przewidziane w Kodeksie Karnym; niemniej jednak fakty takie są wśród polskich Cyganów nizinnych przejawem nowym, naruszającym wyłączność tradycyjnego sądu cygańskiego i jego orzecznictwa, przejawem stanowiącym odstępstwo od tradycji do niedawna bezwzględnie obowiązującej. Odmienni obyczajowo od polskich Cyganów nizinnych Cyganie Kełderasza skłonni byli od dawna do różnych form kolaboracji z „obcymi", z władzami państwowymi; nie unikali - dla własnych korzyści - występowania na drogę sądową, czy też do świadczenia usług policji państwowej. Na bazie tego rodzaju współpracy i usług przedstawiciele Kełderaszów ufundowali przed kilkudziesięciu laty swoją,.władzę królewską" nad Cyganami w Polsce. Budziło to zawsze niechęć ze strony innych cygańskich ugrupowań. Obecnie i wśród Cyganów nizinnych - wprawdzie w mniejszym stopniu i nie w tak jaskrawej postaci - zaczynają pojawiać się coraz częściej próby przekraczania granic cygańszczyzny w dochodzeniu swych praw czy obronie własnych interesów przeciwko innym członkom społeczności cygańskiej. Ta kategoria skalań tabuicznych, która z natury rzeczy nie może się stać przedmiotem jakichkolwiek dochodzeń poza cygańszczyzną, jest nadal przedmiotem rozstrzygnięć dokonywanych przez Sero-Rom (Głowa-Cygan), zwanego także Baro-Sero (Wielka Głowa), naczelnego sędziego polskich Cyganów nizinnych. Urząd ten istnieje od niepamiętnych czasów, nie znamy jego wielowiekowych dziejów, a w pamięci starych Cyganów uchowały się tylko szczątkowe, niewiele mówiące wspomnienia, sięgające zaledwie paru pokoleń wstecz. Ze wspomnień tych wynika, że urząd ten powierzany był - przynaj- 177 „jej w ciągu trzech pamiętnych jeszcze pokoleń - na zasadzie dynastycznej, ch0Ć formalnie Cyganie dokonywali za każdym razem „wyboru" Wielkiej rłowy na specjalnym zjeździe elekcyjnym, zwanym Romano Celo. Kolejnymi cgfO-Roma byli do niedawna kolejno dziad, ojciec i syn, i dopiero ostatnio t„ zasada faktycznego dziedziczenia została zakłócona. Pierwszym z tej trójki, jak opowiadają Cyganie, był Sero-Rom imieniem Baśo, który pełnił swe sędziowskie obowiązki pod koniec XIX wieku i w pierwszym dziesiątku XX, a zmarł przed pierwszą wojną światową, lub też tuż po niej. Miał on, wedle relacji starych Cyganów, pięć żon i pięć wozów konnych. Pierwszym wozem jeździł sam Baśo w towarzystwie swej najstarszej żony i jej dzieci; za nim w kolejnych czterech wozach jechały „według starszeństwa" pozostałe cztery żony, każda ze swoimi dziećmi. „To był mądry Cygan - opowiadają starzy -i bardzo bogaty, bo każda żona była dobrą wróżką i pieniądze mu znosiła. Dziś już Cyganie nie wiedzą o nim prawie nic i to wszystko wygląda jak jakaś bajka". Następcą Basa był jego syn Daderuśo, o którym prócz ogólnej opinii, że sprawiedliwie rządził i sądził, nie zachowały się w cygańskiej pamięci żadne bliższe wieści. Po jego śmierci, jako pierwszy po II wojnie światowej, Wielką Głową został syn, imieniem Feluś. Nazywano go potocznie również Kororo (=ślepy, ślepiutki) ze względu na okulary, które stale nosił, a zwracano się doń z uszanowaniem: ??? Feluś (=Wuj Feluś). Jego dożywotnia kadencja na sędziowskim stolcu obfitowała zresztą w różne komplikacje, o których później. Zarówno Felusiowi, jak i Wielkiej Głowie imieniem Zoga vel Dzoga, który wyręczał go przez pewien czas w sprawowaniu władzy, a także obecnie działającemu Voći - przypadło działać w szczególnych okolicznościach, w Polsce Ludowej, a więc w okresie szczególnie trudnym dla tradycjonalistycznej cygańszczyzny. Nastręczał on wielu nowych problemów i trudności, z którymi cygańska władza musiała się uporać. Wydaje się jednak, że urząd Sero-Rom, czyli Baro-Sero, bynajmniej nie chyli się jeszcze do upadku, że okoliczności zewnętrzne, zagrażające Cyganom stopniowym wynarodowieniem, umacniają obecnie władzę Wielkiej Głowy w zakresie działań samoobronnych, integrujących społeczność polskich Cyganów nizinnych i zabezpieczających ją przed utratą tożsamości. Państwowa akcja osiedleńcza wobec Cyganów w Polsce, uwieńczona w 1964 roku pozaprawnym, całkowitym zakazem wędrowania, ;i następnie działania „produktywizacyjne" w stosunku do ludności cygańskiej, obfitujące w praktyce wykonawczej w mnóstwo nadużyć praw obywatel- skich - antagonizują i zaostrzają wielowiekowe niechęci i obustronne objawy ksenofobii Pewne symptomy pozornej lojalności wobec poczynań władz ? _ Cyganie... 178 państwowych, a nawet oportunizmu ze strony niektórych grup cygańskiCk i jednostek - są usiłowaniami „wyjścia na swoje" w nowych warunkach w obliczu zagrożenia tradycyjnych wartości, stanowią cygańską taktykę skła' dania okupu w postaci wiernopoddańczych deklaracji i godzenia się na drobne ustępstwa - by zyskać sobie tą drogą szanse zachowania dotychczasowego status quo w zakresie spraw istotnych. Na jednym z tzw. „zebrań produktywj. zacyjnych" organizowanych dla Cyganów najbardziej dziękczynne przemówienie pod adresem władz wygłosił ochotniczo właśnie taki cygański „taktyk" w istocie zagorzały zwolennik skrajnego tradycjonalizmu obyczajowego Wystąpienie jego, zgodnie z intencjami i celem, jaki mu przyświecał, spotkało się z uznaniem czynników oficjalnych, podczas gdy szczere słowa innego Cygana: „Życie jest za krótkie, żeby Cygan miał pracować" - przyjęte było jako zasługująca na potępienie i odnotowana w sprawozdaniu urzędowym deklaracja „wroga socjalizmu". Zasady, na jakich się opiera tabuiczna kategoria kodeksu skalań Mageripen - umiejętność ich stosowania w praktyce, a także odpowiedniej interpretacji, to- nie mówiąc już o całym rytuale towarzyszącym-domena Wielkiej Głowy. Można przyjąć z całą pewnością, mimo braku jakichkolwiek wiadomości historycznych na ten temat, że władza ta jest odwieczna, obowiązująca od niezliczonych pokoleń. Musiała ona stanowić zawsze ośrodek normujący i kontrolujący zasady prawno- obyczajowe cygańszczyzny. Trwałość zakazów owego nie pisanego kodeksu, sprzyjająca zachowaniu cygańskiej odrębności etnicznej, jest w wielkim stopniu rezultatem wielowiekowego istnienia egzekutywy, którą jest urząd Sero-Rom i jego zastępców, zwanych Jonkary. Skodyfikowane jedynie w tradycji ustnej przepisy kodeksu Mageripen przetrwały jako obowiązująca cygańska pragmatyka społeczna, choć nie zawierają przykazań czy zaleceń, a ograniczają się wyłącznie do ustaleń dotyczących czynów zakazanych. Najcięższe wykroczenia przeciw cygańskim prawom przerastają kategorie zwykłego skalania - Mageripen - i są przedmiotem szczególnego potępienia, nie podlegającego w zasadzie ograniczonym w czasie sankcjom karnym ani też cygańskiej amnestii. Sprowadzają one na winowajcę, zwanego Famuso (= infamis, nikczemnik, okryty hańbą), dożywotnie i całkowite wyłączenie ze społeczności cygańskiej, a niekiedy prowadzą nawet do tajemniczego zniknięcia ze świata osoby wyklętej. Do tej kategorii niewybaczalnych grzechów przeciw cygańszczyźnie należą dwa rodzaje występków, których sprawcy zwani są: Phukane Romengre (=zdrajcy cygańscy) i Ćorachane Romengre 179 /_; iCyganokradcy", „cyganobójcy" itp.). Do tych pierwszych zaliczani są wSZelkiego autoramentu donosiciele na Cyganów do niecygańskich władz, cygańscy „kapusie", agenci policji działający na szkodę Cyganów itp. „Cyga-nokradcy" zaś i „Cyganobójcy" to ci Cyganie, którzy okradają, oszukują lub zabijają, swych współbraci, popełniając w ten sposób zbrodnię przeciwko zasadzie solidarności społecznej. Niektórzy Cyganie twierdzą, że wyklęcie Famuso dotyczy również takich ciężkich skalań, jak Kuśfaiytko Mageripen (skalanie hyclowskie) czy też sodomia, wydaje się jednak, że wyżej wymienione dwa rodzaje przestępstw -Phukane i Ćorachane- wyczerpują kategorię wykroczeń przeciw cygańszczyźnie zagrożonych cygańską klątwą, rzucaną na winowajcę przez 5ero-Rom, skazującą na dożywotnią infamię i wygnanie ze społeczności cygańskiej. Dopiero na dalszych miejscach w hierarchii wykroczeń znajdują się skalania -wielkie i małe. Decyzję o wielkim skalaniu, a także o jego „zdjęciu" z winowajcy podejmuje wyłącznie Sero-Rom. Małe skalania nie wymagają koniecznie jego udziału przy decyzjach i związanych z nimi ceremoniach -wystarczy Jonkary, który jest jakby pomocnikiem Wielkiej Głowy, a zarazem rodzajem „wicesędziego", obdarzonego mniejszymi uprawnieniami. Przegląd ważniejszych gatunków skalań wypada zacząć od Wielkich Skalań - Barę Mageripena. Jednym z nich jest DźuvIitko Mageripen (kobiece skalanie) oraz ściśle z nim związane, pochodne odeń Podźitko, Terachitko i Mamitko vel Mamiakro Mageripen (Skalanie Spódnicowe, Trzewikowe i Porodowe). Wszystkie one dotyczą „nieczystości" kobiety i kalającej mocy takich elementów jej odzieży (od pasa w dół), jak spódnica i pantofle. Dźuvlitko Mageripen (do cyg. dźuvli - kobieta) stoi na straży surowości obyczajów, obowiązującej polskich Cyganów nizinnych.„Nieczystość" nie dotyczy starych Cyganek ani dziewcząt przed okresem dojrzewania. Wszystkie odchylenia od normalnych - w rozumieniu Cyganów - stosunków płciowych, jak również np. całowanie żony w szczególnie „nieczyste" miejsca są karane zgodnie z zakazami DźuvIitko Mageripen. Zagrożenie tym skalaniem nie jest zbyt wielkie, jako że zakaz dotyczy dziedziny życia najbardziej ukrytej przed obcymi oczyma. Dopiero gdyby ktoś „wykroczenie" takie podpatrzył, lub gdyby żona doniosła o tym innym Cyganom - Cygan mógłby być uznany za skalanego. W 1947 roku zdarzył się taki wypadek. Ówczesny Sero-Rom Feluś został oskarżony przez pogniewaną nań żonę, że „całował ją tam, gdzie nie trzeba". Wkrótce Cyganie na zjeździe -Romano Celo- pozbawili go czasowo 180 władzy jako skalanego. Jak się zdaje. Cyganie przestrzegają tych surowych obyczajów z obawy przed denuncjacją czy szantażem ze strony żon. Zbliżone do kobiecego skalania są tabu odnoszące się do pewnych części ubrania kobiecego. Jednym z nich jest Podźitko Mageripen - od słowa podia -spódnica. Jest to jedna ze szczególnie nieczystych części ubioru, mająCa znaczną moc kalającą. Stanowi ona rodzaj broni dla pokrzywdzonych kobiet i jako taka może być w specjalny sposób i w szczególnych okolicznościach użyta w celach samoobronnych przez pokrzywdzoną Cygankę, co jest istotne w społeczności cygańskiej, w której kobieta jest istotą niepełnoprawną, upośledzoną. Jeśli np. Cygan uwiódł Cygankę i nie chce z nią żyć jak z żoną, wówczas może ona skalać go - te zamagerei łes - zarzucając mu spódnicę na głowę. Wtedy, aby oczyścić się, Cygan musi —wedle uznania Wielkiej Głowy-albo uznać ową Cygankę za swoją żonę, albo przynajmniej zapłacić jej odpowiednie odszkodowanie pieniężne. Cyganka ma prawo zarzucać spódnicę na głowę Cygana, kiedy działa w obronie swych słusznych, uznawanych przez Cyganów praw, a czyni to także w wypadkach odmiennych niż powyższy. Tak np. w r. 1949 do Cyganki mieszkającej we Wrocławiu zgłosił się mąż, który przed paru miesiącami odszedł od niej z inną. Udał się z żoną do kościoła i tam przysiągł (tzw. Sowłach khangeriakri— „przysięga kościelna"), że nigdy już od niej nie odejdzie i nie rzuci jej dla żadnej innej Cyganki. Żona darowała mu warunkowo, mówiąc: „Jeśli jeszcze kiedyś spróbujesz szukać sobie innej, to przysięgam ci, że spódnicą dam ci po gębie i już żadna Cyganka z tobą nie pójdzie". Spódnicę może zastąpić w tej funkcji pantofel, trzewik. Mamy wówczas do czynienia z Terachitko Mageripen (od słowa terach - pantofel). Cygan uderzony pantoflem po głowie staje się magerdo (skalany) i oczyścić się może tylko przez naprawienie krzywdy, przez zadośćuczynienie. Niewątpliwie sama możliwość takiej „pantoflowej" czy „spódnicowej" samoobrony, sama świadomość takiej możliwości, jest już pewnym hamulcem, powstrzymującym mężczyznę przed aktami cygańskiego bezprawia wobec kobiety. Tabu „spódnicowe", „pantoflowe", „kobiece" nie zanika w najnowszych czasach, w warunkach życia osiadłego, które stwarzają nie znane dotychczas trudności i komplikacje w przestrzeganiu zakazów obyczajowych. Znane są wypadki, że osiedlający się polscy Cyganie nizinni odmawiali przyjęcia przydzielanych im mieszkań w piętrowych blokach, a jeśli już zamieszkali w budynku wielokondygnacyjnym, to tylko na najwyższym piętrze. Przyczyna jest prosta i wiąże się z omówionym zespołem tabuicznym. Cyganie nie chcą zgodzić się na to, by nad nimi, na wyższej kondygnacji, mieszkały kobiety. 181 /"dyby się tak stało, mężczyzna znalazłby się n i ż e j niż kobieta, niejako pod :„ i nie uniknąłby skalania. W zasadzie „nieczysta" jest Cyganka, nie gadzi /=obca kobieta), jako że pojęcie skalania i nieczystości kobiecej nie wykracza poza obręb cygańszczyzny, ale - powiadają Cyganie - „pod żadną kobietą nie ;est miło się znaleźć". Nie było aż takich problemów życia koczowniczego, w namiotach, choć i wówczas w okresie zimowym występowały podobne, tyle że łatwiejsze do ominięcia „trudności mieszkaniowe". Jesienią, u progu zimy, przerywali wędrówkę, aby wynająć izbę i zamieszkać pod dachem aż do wiosny. Musieli już wtedy wystrzegać się niebezpieczeństw „kobiecego skalania", na które narażało ich zamieszkiwanie w domu, a nie pod płótnem namiotu. Choćby bowiem domy czy chałupki, w których zimowali, były parterowe, zawsze nad cygańską izbą był strych, a pod nią - zazwyczaj piwniczka. Toteż Cygankom nie wolno było i wówczas chodzić na strychy - po kury, uprzęże, części namiotów, czy po rozwieszoną do suszenia bieliznę, gdyż groziłoby to skalaniem mężczyznom znajdującym się w izbie, a więc - niżej, pod nimi. Już samo rozwieszanie kobiecej bielizny na strychu było i jest niedopuszczalne. Z tych samych przyczyn prowianty, jak np. kartofle, nie mogą być trzymane w piwnicy w domach zamieszkanych przez Cyganów: znalazłyby się pod podłogą mieszkania, w którym przebywają Cyganki, i stałyby się „niejadalne". Zawsze więc w mieszkaniach cygańskich zauważyć można zapasy żywnościowe przechowywane w izbie lub w kuchni, czasem na balkonie, w piwniczce ogrodowej, lub w domowej piwnicy, która jednak nie może znajdować się pod cygańskim mieszkaniem. Zmiana trybu życia, powszechne, a przymusowe bytowanie osiadłe, a także różnorakie niespodzianki cywilizacyjne, których nie mogły przewidzieć i uwzględnić odwieczne normy obyczajowe — mimo ich zdolności podporządkowania sobie i regulowania nowych przejawów, nie znanych dotychczas -powodują niekiedy bezradne zaskoczenie wśród wyznawców cygańskich praw. W początkach lat sześćdziesiątych pewna Cyganka udała się samolotem do Krakowa. Kiedy samolot przelatywał nad miastem, starszyzna cygańska, powiadomiona o tej podróży, wpadła w popłoch i posyłała ku niebu przekleństwa: „Nie miała co robić, tylko latać nam nad głowami. Niech ją Bóg bije". Cygan, właściciel samochodu, jeśli w drodze wskutek jakiejś awarii musi zajrzeć pod wóz, nakazuje siedzącym wewnątrz Cygankom, aby uprzednio wysiadły, by nie zostać skalanym. Wspomniane wyżej Mamitko (Mamiakro) Mageripen dotyczy wzmożonej 182 i szczególnie kalającej „nieczystości" kobiety w czasie menstruacji, a przede wszystkim - w czasie porodu i przez pewien czas po nim. Nikomu u Cyganów- niezależnie od płci - nie wolno pomagać położnicy przy porodzie, dotykać jej lub niemowlęcia, jeść z nią, ani spać. Kobieta jest odseparowana od reszty rodziny z powodu tej macierzyńskiej nieczystości przez trzy tygodnie od urodzenia dziecka, lub w wyjątkowych wypadkach, uzasadnionych jej obowiązkami rodzinno-zarobkowymi - przez co najmniej dwa tygodnie. Dziś już coraz częściej się zdarza, że Cyganki rodzą w szpitalu, ale jeśli poród odbywa się w domu i potrzebna jest pomoc dla rodzącej - należy wezwać mami (akuszerkę), albo choćby jakąkolwiek gadzi (nie- Cygankę), która zgodziłaby się odebrać poród. Akuszerce, czy innej kobiecie pomagającej przy połogu (podobnie jak żadnemu lekarzowi), nie wolno podawać ręki, ani jeść w jej towarzystwie. Mamitko jest na ogół surowo przestrzegane i - jak mówią Cyganie - „choćby nawet dziecko czy matka mieli to przypłacić śmiercią, to i tak pomóc nam za nic nie wolno". Jednakże w niektórych rodach polskich Cyganów nizinnych sprawy te nie są traktowane aż tak rygorystycznie i zdarza się, że można w razie nagłej potrzeby dopomóc rodzącej. W okresie nieczystości poporodowej nie wolno Cygance dotykać naczyń kuchennych, sama musi jeść z osobnego, tylko dla niej przeznaczonego naczynia, które dopiero wraz z nią po upływie trzech lub dwóch tygodni staje się „czyste". I tu, podobnie jak przy innych cygańskich tabu, racjonalna, higieniczno-- zdrowotna motywacja zakazów Mamitko Mageripen, tkwiąca niewątpliwie w ich genezie, nie jest znana, a „nieczystość" pojmowana jest jako zjawisko quasi- magiczne, nie wymagające praktycznych uzasadnień, wsparte jedynie emocjonalnym odruchem lęku lub odrazy. Do Wielkich Skalań należy również Kuśfałytko Mageripen (od słowa kuśfało- hycel, rakarz, rzeźnik). Nie wolno jeść psiego ani końskiego mięsa. Cyganie nie tłumaczą sobie tego zakazu szkodliwością takiej strawy, ani też nietykalnością psa i konia, choć to ostatnie - ze względu na odwieczny związek koczowników właśnie z tymi dwoma gatunkami najniezbędniejszych im zwierząt - wydaje się być pramotywem tego tabu. Dziś Cyganie twierdzą po prostu, że jest to mięso „wstrętne" i że żaden prawowity Cygan nie weźmie go do ust. Hycel, rzeźnik zajmujący się ubojem koni, czy sprzedawca koniny - ma też w sobie moc kalającą i żadnemu z nich nie wolno pod groźbą skalania podać ręki, ani zasiadać do posiłków w ich towarzystwie. Szczególnie ważne jest, aby ceremoniał jedzenia i picia nie odbywał się w kompanii skalanego lub nieczystego. 183 Do działu Małych Skalań należą m.in. Łubńitko Mageripen (od łubńi -costytutka, kobieta lekkich obyczajów), odnoszące się do zakazu zadawania •c Cyganów z prostytutkami, dotyczące także Cyganek „nieporządnych", tzn. prowadzących zbyt „swobodny" tryb życia. Kto uwiódł żonę Cygana siedzącego w więzieniu, podlega skalaniu; skalana bywa też niewierna żona uwięzionego. Sprawy te objęte są zakazem Staribńitko Mageripen (od stariben -więzienie). Zdarza się - wskutek nieprzestrzegania zasad solidarności plemiennej - że do więzienia dostaje się niewinny, podczas gdy winowajcy udało się ujść. Uwięziony nie ma prawa donieść władzom sądowym, kto jest właściwym sprawcą przestępstwa i w rezultacie odsiaduje za niego karę. Należy mu się jednak od Cygana, który zdołał uniknąć uwięzienia, odszkodowanie. Jeśli się od tego obowiązku uchyla, zostaje skazany na izolację przez Sero-Rom aż do chwili spłacenia ustalonej rekompensaty. Churitko, Toveryt-ko, Sasterytko Mageripen (od słów: ćhuri - nóż, fover - siekiera, saster -żelazo) zaliczane są do Małych Skalań. co je określa jako przewinienie mniej hańbiące i zagrożone niższą karą. Podczas bójki nie wolno używać noża, siekiery, ani żadnego przedmiotu z żelaza; dotyczy to oczywiście tylko bójek między Cyganami. Jedynie we własnej obronie zakaz ten nie obowiązuje, jeśli Cygan jest zaatakowany przez co najmniej dwóch napastników. Nie wolno też zranić ani nawet uderzyć żelazem psa ani konia. Zdarzało się, że już samo zamierzenie się na przeciwnika żelazem wystarczyło, aby ściągnąć na siebie „żelazne skalanie". Istnieje jeszcze sporo innych rodzajów skalań, z których wiele zatraciło już swoją cygańską nomenklaturę. Wzbronione są kontakty seksualne z chorymi wenerycznie; zakazane jest ostrzenie o próg noża używanego do krajania żywności; nie wolno płukać żywności w naczyniu, które używane było do prania bielizny lub do mycia. Toteż każda rodzina musi mieć co najmniej trzy miski: jedną do mycia mięsa, kartofli itp., drugą do mycia się i prania - dla mCżczyzn, trzecią zaś - dla kobiet. Nie można bowiem prać męskiej i kobiecej garderoby w tym samym naczyniu. Nie wolno używać do picia ani do gotowania potraw wody ze stawu („stojącej"), gdyż kąpią się w niej ludzie 1 oydło; wody z rzeki zakaz ten nie dotyczy. Nie wolno przykrywać się pierzyną ..odwrotnie", tzn. stroną ..od nóg" - do twarzy. W tym celu Cyganki oznaczały kiedyś ten brzeg pierzyny, który powinien znajdować się od strony głowy. Tabu Mageripen wykorzystywane jest często jako środek profilaktyczny, ZaPobiegający niepożądanym wypadkom i ekscesom. Na weselu cygańskim 184 czy na innej świątecznej uczcie istnieje niebezpieczeństwo zatargów i bójek między biesiadnikami. Aby nie dopuścić do tego, gospodarz przed rozpoczęciem jedzenia i picia ogłasza gościom: „Kon hadela mariben, dava cha/a..." (Kto wywoła bijatykę, ten zje... - i tu następuje wyliczenie szeregu kalających przedmiotów). W ten sposób ewentualne wybryki zostają z góry obciążone klątwą skalania i ryzyko narażenia się na niepożądane konsekwencje bywa skutecznym hamulcem. Przy stosowanym jeszcze czasem wśród chłopców ceremoniale zawierania wiecznej przyjaźni mamy także do czynienia z „szantażem" skalania zawartym w formule obrzędowego zaklęcia. Dwaj młodzi łączą zgięte małe palce prawych dłoni i wspólnie wygłaszają wierszowaną przysięgę, która ostrzega przed zerwaniem dozgonnej przyjaźni: Mali, mali kotyr mas. So tu chasa, mange desa. So me chava, Tukę dava. A syr pes odmalinesa, chasa...... (Przyjacielu, przyjacielu, kawałek mięsa. Co ty będziesz jadł, mnie dasz [tj. ze mną się podzielisz]. Co ja będę jadł, dam tobie. A. jeśli zerwiesz przyjaźń, zjesz......). Tak w dość pobieżnym skrócie przedstawiają się zae-ysy kodeksu Mageripen w jego specyficznie cygańskim, tabuicznym zakresie . Jednakże do czynność i obowiązków Sero-Rom należy poza tym rozsądzanie zatargów międzycygan skich o bardziej uniwersalnym charakterze, nie wynikających już tak bezpo średnio z przejawów cygańskiego folkloru - tak, aby wszelkie sprawy spor konflikty rodzinne, obwinienia o niesprawiedliwoś-ć, krzywdy czy gwa mogły być rozstrzygane przez cygańską władzę bez kconieczności uciekam do instancji „obcych". Wymaga to od Sero-Rom dusżego doświadczenia w mierze, dokładnego rozeznania skomplikowanych spr>raw cygańszczyzny. maganiom tym sprostać umieli ci właśnie kolejni -Sero- Roma, którzy J synowie Wielkich Głów od dzieciństwa mieli możmiość asystować przy rodzaju rozprawach, przesłuchiwaniach stron, przyucczając się w ten spos pełnienia w przyszłości urzędu po ojcach, przejrreiując tradycyjną w i umiejętności, przekazywane z pokolenia na pokol^snie. 185 Niezastąpioną i niezbędną pomocą, istotnym wsparciem dla Sero-Rom w podejmowaniu decyzji sędziowskich, w orzekaniu o winie lub niewinności pozwanego Cygana - jest instytucja Sovfacna - przysiąg rytualnych - weryfikująca zarzuty, a stanowiąca obrzędową formę zwracania się do Boga, odwoływania się do boskiej sprawiedliwości. Prawdomówność Cyganów, poddawanych takiej przysiędze, wynika z głębokiej wiary, że kłamstwo wypowiedziane w majestacie tego obrzędu niechybnie musi się skończyć karą bożą wymierzoną krzywoprzysięzcy. Toteż Cygan naprawdę niewinny, oskarżany bezpodstawnie, nie uchyla się od złożenia przysiąg, pewny boskiej sprawiedliwości. Natomiast ten, który swej winie zaprzecza, nie chcąc przyznać się do popełnionego występku - skłonny jest użyć wszelkich wybiegów, aby nie być zmuszonym do przysięgania. Zdarzało się nawet, że nie chcąc dopuścić, aby karząca dłoń Boga obróciła się przeciwko niemu, a nie widząc ucieczki przed przysięgą - starał się zmazać swoją winę, np. podrzucając skradziony innemu Cyganowi przedmiot. Baro-Sero - Sero-Rom zarządza złożenie przysięgi, jeśli nie ma dowodów winy, a obwiniony zapewnia o swej niewinności i zarzuca oskarżycielowi oszczerstwo. W takich okolicznościach przysięga miewa znaczenie rozstrzygające. W niektórych rodzajach przysiąg dla wzmożenia ich działania i magicznej skuteczności niezbędne są rekwizyty kościelne: budynek kościoła, krucyfiks, woda święcona; w innych - ludzka czaszka jako symbol śmierci. W zależności od wagi sprawy i jej rozstrzygnięcia stosuje się przysięgi ciężkie (phare) i lekkie (łokhe). Jedną z najuroczystszych jest Sovlach khangeriakri - przysięga kościelna (od słowa khangeri - kościół). Przejawia się w niej jaskrawiej i szerzej, niż w innych odmianach przysiąg, połączenie z zewnętrznymi formami katolickiego kultu religijnego. Przysięga ta odbywa się w kościele podczas odprawiania nabożeństwa. Bywa, że dla większej skuteczności zaklęć osoba składająca przysięgę zbliża się do księdza, gdy ten kropi wodą święconą, aby krople i na nią spadły. W przysiędze kościelnej, jak i w pozostałych, formuła zaklęcia zawiera żądanie, aby Bóg ukarał kłamcę śmiercią. Właśnie przy pomocy sov-'ach khangeriakri pozbawiony władzy Sero-Rom Feluś oczyścił się w 1949 r. z Mageripen, które nań padło wskutek oskarżeń żony. Cygański świadek tej Uroczystości opowiadał: „Kościół był pełen Cyganów. Ksiądz pokropił Felusia Wodą święconą. Wszyscy Cyganie, którzy się tam zeszli, byli bardzo wzruszeni, niektórzy płakali". Rekwizytem magicznym używanym przy innej „ciężkiej" przysiędze jest 186 ludzka czaszka. Sovłach mulikane śerestyr- „przysięga z trupiej głowy" byja zapewne dość rzadko praktykowana, ale zdarzała się jeszcze w ostatnich dziesięcioleciach. Czaszkę kupują Cyganie od grabarza lub stróża cmentarnego. Do czaszki nalewają wody i pijąc ją wygłaszają następującą formułę-„Biorę tę wodę z trupiej głowy w usta moje i piję (na dowód), że nie jestem kłamcą. A jeśli jestem kłamcą, to połam mnie, Boże..." Sovłach grobostyr - „przysięga z grobu" oparta jest także na scenerii „cmentarnej". Dół, zwany grobem, pełniący rolę symbolicznej mogiły dla krzywoprzysięzcy, wykopuje się zazwyczaj specjalnie dla odbycia tej przysięgi. Składający ją musi być nagi, owinięty tylko prześcieradłem. Wchodzi on do „grobu", przy którym ustawiony jest krucyfiks lub „święty obraz". Asystujący Cyganie sprawdzają, czy obwiniony nie ukrył w prześcieradle lub we włosach szpilki, agrafki, kolczyków czy jakiegokolwiek innego przedmiotu z metalu -metal ma bowiem moc „wchłaniania" przysięgi, unicestwienia jej mocy, a więc i wynikających z niej konsekwencji. Nie tylko więc w „grobowej", ale we wszystkich pozostałych rodzajach przysiąg, pilnie zważa się na to, aby przysięgający nie przemycił metalu, co pozwoliłoby mu bezkarnie kłamać. Po zejściu do dołu Cygan kładzie się na jego dne i wypowiada zaklęcie: „Devła, dikhes ćaćipen miro, kaj me dova na kerdźom. A syr me kerdźom, to sykav mange, devła, cudo kie trin dives, trin ćhona, trin bers, te phagires man, te śućkires man, te paśuvav andre do grobo". (Boże, ty widzisz prawdę moją, że ja tego nie zrobiłem. A jeśli zrobiłem, to pokaż mi, Boże, cud do trzech dni, trzech miesięcy, trzech lat, połam mnie, wysusz mnie, abym leżał w tym grobie.) Oprócz tych przysiąg stosowana bywa „lekka przysięga", „ze świecy" sovłach momelatyr. Nie wymaga tylu akcesoriów, co poprzednio omówiona, i składana bywa zapewne najczęściej. Obwiniony zapala tyle świec, ile osób wmieszanych jest w konflikt, i rozebrawszy się wypowiada formułę przysięgi, po czym zapalone świece łamie na pół i rzuca na ziemię: „Syr chaćoł do momeli, te chaćoi adźa mrodźi. Tu dikhes, devta, mro ćaćipen. Syr me som bango ??? man deveł mareł, phagireł, śućkireł, te cbaćoia do momeli pre mro grobo. Te javel cudo kie trin dives, kie trin ćhona, kie trin bers. A syr me som na bango, ??? pereł do sovłach pe tutyr (łestyr, łatyr), pe tre (leskre, łakre) ćhavendyr". (Jak się pali ta świeca, tak niech pali się moje serce. Ty widzisz, Boże, moją prawdę. Jeśli jestem kłamcą, niech mnie Bóg bije, łamie, suszy, niech pali się ta świeca na moim grobie. Niech się stanie cud w trzy dni, trzy miesiące, trzy lata. 187 eśli ja nie jestem kłamcą, to niech spadnie ta przysięga na ciebie fskarżycieluj, na niego [na nią], na twoje [jego, jej] dzieci.) przysięgi cygańskie, rodzaj „sądów bożych", składane w szczególnie waż- ch sprawach, czy dotyczące wybitniejszych jednostek, odbywają się niekie- ? przed obliczem samego Sero-Rom, który swoją godnością i autorytetem odnosi powagę i znaczenie obrzędu; na ogół jednak wystarczą świadkowie bez jego uczestnictwa. Sovłacha są środkiem rozwikłującym tajemnicę winy, flożliwiającym w wielu wypadkach ustalenie winowajcy bez uciekania się do śledztwa czy fizycznego przymusu. Skalany Cygan zostaje wydalony ze wspólnoty, odizolowany nawet od najbliższej rodziny, nie wolno mu „jeść ani pić z Cyganami". W ten sposób pozbawiony jest prawa do uczestnictwa w społeczności, co ze względu na antagonistyczną obcość niecygańskiego otoczenia skazuje go w praktyce na zepchnięcie w próżnię społeczną i odosobnienie - co jest dla Cygana nawykłego żyć w gromadzie - szczególnie dotkliwe. Nawet jeśli magerdo (skalany) nie opuszcza taboru czy mieszkania, musi przebywać w osobnym namiocie, w innej izbie-- zdany na siebie samego, nie wolno mu jadać przy wspólnym stole wraz z rodziną. Aby wyzwolić się ze skalania, musi udać się do Sero-Rom lub Jonkary, którzy wyznaczają warunki „oczyszczenia" i termin uroczystości przywracającej skalanemu cygańskie „prawa obywatelskie". Przy piętnowaniu winowajcy skalaniem Wielka Głowa obrzędowo bije go po twarzy, przy zdejmowaniu winy - wygłasza słowa: „Możesz już jeść i pić z Cyganami". Następnie eks-skalany urządza na swój koszt piben (ucztę), pierwszy wznosi dziękczynny toast i pije wódkę, częstując nią wszystkich zgromadzonych. Jest to jedna z form wynagrodzenia dla Sero-Rom. Syn Daderuśa, wnuk Basa, Feluś, pierwszy powojenny Sero-Rom mieszkał pierwotnie, w latach czterdziestych, na przedmieściu Warszawy. W r. 1947 Cyganie zgromadzeni na wielkim zjeździe - Romano Celo - odebrali mu władzę, jako skalanemu, gdy jego żona, chcąc się zemścić, oskarżyła go o „niedozwolone pieszczoty". Na jego miejsce obrano blisko osiemdziesięcioletniego Cygana, zwanego Zoga vel Dzoga. Wywodził się on z rodu bareforyt-ka Roma (wielkomiejskich Cyganów), w chwili wyboru miał już dostojny, Patriarchalny wygląd, który podnosiła śnieżnobiała czupryna. Przebywał Początkowo na Służewcu w Warszawie, później dość często zmieniał miejsce Pobytu, przenosząc się w 1948 r. na Śląsk, w okolice Legnicy, a następnie - na Pomorze Zachodnie, gdzie zamieszkał w Koszalinie. Objęcie przezeń funkcji §ero-Rom nie przez wszystkich Cyganów było zaakceptowane, toteż sprawo- 188 wał swój urząd niejako „zastępczo" wobec nie całkiem wyjaśnionej i uzgod. nionej sprawy Feluśa. Ten nie zrezygnował jednak i w 1949 r. poddał się rytualnej przysiędze „kościelnej", a oczyściwszy się w ten sposób z zarzutów powrócił na swe zwierzchnicze stanowisko, o czym zadecydował następny zjazd cygański, zwołany w maju 1950 r. I tym razem niedługo utrzymał się przy odzyskanej władzy; część Cyganów, niedostatecznie reprezentowana na zjeździe rehabilitującym Feluśa, nie chciała go uznać, występowała z zarzutami, ponawiała dawne oskarżenia. Postanowiono więc znowu zwołać zjazd, który odbył się 24 czerwca 1952 r. pod Warszawą, na łąkowych terenach nad gliniankami w Szczęśliwicach, w miejscu od wielu lat chętnie odwiedzanym przez wędrowne tabory. Przybyło wielu Cyganów z różnych stron kraju oraz niemało Cyganek, reprezentujących mężów, którym różne zatrudnienia (wynikłe ze świeżo podjętej przez władze „akcji produktywizacyjnej") uniemożliwiły osobiste wzięcie udziału w wyborach. W rezultacie burzliwych obrad powtórnie pozbawiono Feluśa godności i władzy. Cyganie oskarżyli go, że „zanadto lubił różne kobiety" i zatwierdzili starego Zogę na stanowisku Sero-Rom. Po dziewięciu latach sędziwy Zoga zmarł w 1961 r. w okolicach Szczecina. Na zjeździe, który miał wybrać jego następcę, Feluś po raz trzeci-tym razem już dożywotnio - objął władzę i przyjął ponownie tytuł Sero-Rom czyli Baro-Sero. Między jego zwolennikami a mniej liczną lub mniej wpływową grupą jego przeciwników wybuchały waśnie i spory. Ci oiuatni forsowali bezskutecznie kandydaturę bogatego i poważanego Cygana imieniem Nyny, zamieszkałego w Poznaniu i pełniącego od lat funkcję Jonkary, pomocnika i zastępcy Wielkiej Głowy. Wraz z nim taki sam urząd sprawował jego brat Rupuno (= srebrny). Z czasem jednak, w ciągu paru lat, zatargi między Cyganami ustały i władza Feluśa utwierdziła się jako jedyna i praktycznie bezsporna. Każdy Sero-Rom jest wybierany na zjeździe - Romano Celo. Poszczególni uczestnicy zabierają głos, zgłaszają swego kandydata, motywują swój wybór. Ostatecznie Jonkare rozstrzygają, czyje słowo było „najmądrzejsze", czyj wybór był „trafny", biorąc pod uwagę, jako czynnik decydujący, kandydatury i opinie, które przeważają. Feluś, mimo przerw w swej działalności, urzędował do końca swego długiego życia i pozostawił po sobie opinię mądrego obrońcy cygańszczyzny. W rezultacie nie znanych nam bliżej perypetii obaj zastępcy Sero-Ro0' Jonkare - Nyny i Rupuno - utracili swą dawniejszą władzę i funkcje z r»4 związane. Sam Feluś, już jako dziewięćdziesięcioletni starzec, stał się w 1974 ?. 189 łowną postacią dramatycznych wydarzeń, które sprawiły, że podupadł na jfowiu i po upływie roku zmarł. W 1974 roku, na ulicy w Kutnie, mieście, w którym ostatnimi czasy nlieszkał, rozsądzał cygańskie konflikty i wyrokował w sprawach skalań -został znienacka napadnięty przez Cygankę, która owiniętym w chustkę kamieniem zadała Wielkiej Głowie szereg silnych ciosów i zbiegła. Półprzytomny Sero-Rom, brocząc krwią, z trudem dowlókł się do domu i opowiedział swym najbliższym o szczegółach napaści i o sprawczyni, którą rozpoznał. Wówczas dwaj Cyganie pobiegli do mieszkania napastniczki, wtargnęli do izby przez wybite okno i dotkliwie pobili Cygankę, łamiąc jej rękę, czy ręce. Podobno motywem tej napaści na Feluśa była chęć zemsty za wyrok wydany przezeń na kogoś z jej rodziny. Sam fakt pobicia naczelnego sędziego Cyganów polskich, gwałt dokonany na nim przez członka tej społeczności -jest czymś dotychczas nie spotykanym i świadczy niewątpliwie o rozprzęganiu się rygorów tradycyjnej obyczajowości cygańskiej, jest objawem - odosobnionym wprawdzie - zachwiania się odwiecznych hierarchii i osłabienia autorytetu władzy w cygańszczyźnie. Bezpośrednią konsekwencją tego zajścia było nie tylko pobicie Cyganki w odwet za targnięcie się na Wielką Głowę. Feluś zwołał zjazd cygański do Łodzi na dzień 2 sierpnia 1974 roku, zaraz po wygojeniu się z obrażeń, których doznał. Nie był to wielki zjazd - Romano Celo - ale sąd publiczny, zwany Ćaćipen (= prawda, prawo), Sero-Rom Feluś wystąpił tam niejako w potrójnej roli: jako poszkodowany, jako oskarżyciel i jako główny sędzia. Napastniczka wraz z całą swą rodziną została ukarana - jak wieść niesie - dożywotnim skalaniem - Mageripen - w kategorii Famuso czyli infamią. Krążyły wśród Cyganów pogłoski, jakoby skalana Cyganka nosiła się z zamiarem oskarżenia Wielkiej Głowy i jego wspólników przed sądem państwowym, co byłoby niesłychanym wyłomem w tradycjach Cyganów polskich, nawykłych do zatajania międzycygańskich zatargów przed obcymi władzami - tym bardziej, jeśli konflikt dotyczy ich własnej, cygańskiej hierarchii. Na zjeździe w Łodzi Feluś nie poprzestał na rozsądzeniu sprawy napaści, "órej sam był ofiarą, ale również ogłosił publicznie szereg szczegółowych zakazów, dotyczących ochrony tradycji przed obyczajowymi nowinkami, Przenikającymi z zewnątrz. Ostrzegł więc - pod groźbą skalania - przed m°dnymi wówczas obcisłymi spodniami, zabraniając Cyganom chodzenia n'ch: zakazał Cygankom noszenia spodni i mini-spódniczek, obcinania 190 krótko włosów, farbowania ich lub utleniania, czy też - lakierowania paznoi ci... Potraktował te pozornie błahe i zewnętrzne przejawy jako niebezpiecznv krok w kierunku głębszych a niepożądanych zmian, prowadzących do zatraCe, nia odrębności obyczajowej, do społecznego rozprzężenia, groźnego w 8??. kach dla istnienia cygańszczyzny. Silne wrażenie wywarło na cygańskiej opinj; „ostatnie słowo" sędziwego Feluśa ogłoszone przezeń w Opolu, dokąd przeniósł się z Kutna, na łożu śmierci, krótko przed zgonem. Ów testament duchowy cygańskiego przywódcy, nagrany pono na taśmę magnetofonową przez starszyznę cygańską zaproszoną na tę uroczystą okazję, jest świadectwem poczucia odpowiedzialności odchodzącego z tego świata zwierzchnika za losy swojego ludu, przeżywającego wyjątkowo krytyczny okres zagrożenia odrębności swej egzystencji. Gdzie znajduje się nagranie owej pożegnalnej przemowy Sero-Rom - nie wiemy; nie znana jest nam dokładnie również jej treść. Udało się tylko uzyskać informacje dotyczące niektórych punktów tego orędzia, informacje świadczące o tym, że w ostatniej woli Feluśa nie było mowy o jego sprawach osobistych, lecz o problemach cygańszczyzny. Apelował do wezwanych przedstawicieli rodów, aby dbali o zachowanie rodzimych tradycji i przeciwstawiali się zagrożeniom z zewnątrz, które się nasilają i stanowią istotne niebezpieczeństwo. ??? Feluś - Kororo zmarł w Opolu w lipcu 1975 ?., przeżywszy - jak twierdzą Cyganie - 92 lata. Na jego pogrzeb zjechali się tłumnie polscy Cyganie nizinni; najobficiej reprezentowany był ród Pluniaków, z którego zmarły się wywodził. Jego ostatnie zalecenia, przykazania i decyzje uznano za obowiązujące zarówno jego następcę, jak i masy cygańskie. Powtórzył on w swej ostatniej odezwie nakazy dotyczące ścisłego przestrzegania tabu Mageripen (skalania) i wystrzegania się wszelkich nowinek sprzecznych z tradycyjną obyczajowością. Oczywiście pojęcie tej tradycji jest relatywne, gdyż np. Feluś zabronił mężczyznom zapuszczania długich włosów - wg aktualnej, powszechnej, acz niecygańskiej mody - nie wiedząc o tym, że jego nie tak dawni przodkowie byli zawsze długowłosi i nawet-jak podaje Czacki-nie-Cyganów, Polaków, nazywali, w odróżnieniu od siebie samych, ćhinde bałe („obciętowłosi"). Feluś w ostatnim słowie do Cyganów podniósł obowiązek samorządności cygańskiej, uwzględnił też realistycznie konieczność -w wyjątkowych wypadkach - pewnych odstępstw od zasad powszechnie obowiązujących, odstępstw dozwolonych w imię cygańskich interesów. Tak więc np. oznajmił, że zakaz malowania się, farbowania włosów, czy niewłaściwego ubierania się - nie jest obowiązujący jedynie wówczas, gdy taka zmiana 1?1 wyglądu jest pożądana i praktycznie pożyteczna w związku z wykonywaną raCą, ze szczególnymi zajęciami kobiet cygańskich. Chodzi tu przede wszystko o tancerki i śpiewaczki występujące zarobkowo w zespołach artystycznych. Wróżki cygańskie nadal z natury rzeczy obowiązuje strój i wygląd w tradycyjnej postaci. Sero-Rom Feluś ogłosił też w swym ostatnim orędziu akt łaski, powszechną amnestię, zdjęcie wszystkich aktualnie ciążących na Cyganach skalań, anulowanie cygańskich wyroków będących w mocy. Z zasięgu tej amnestii wyłączył jedynie sprawę długów, nie umarzając ich, oraz dwie -a właściwie trzy - kategorie najcięższych występków: Phukane romengre (donosicielstwa, zdrady cygańskich spraw obcym, kolaboracji z policją na szkodę Cyganów itp.) oraz Ćorachane romengre (,,cyganokradztwa" i „cyga-nobójstwa", tzn. krzywd zadawanych cygańskim współbraciom). W tej drugiej kategorii mieści się jeszcze pojęcie Chochane romengre, określające oszustów, tzn. Cyganów, którzy oszukują swych współplemienników. Tę powszechną amnestię przyrównywali Cyganie - ze względu na jej szeroki zasięg i znaczenie - do manifestu amnestyjnego, ogłoszonego tuż po wojnie, kiedy to Sero-Rom oczyścił ze skalań, do których doszło podczas wojny, w czasie masowej eksterminacji Cyganów, dokonywanej przez hitlerowców. W kryjówkach leśnych, w wyjątkowo trudnych, tragicznych warunkach musieli się oni dopuszczać wykroczeń z zakresu Mageripen, np. jedząc z głodu, dla ratowania życia, mięso padłych koni. Po pogrzebie Feluśa ogłoszono długotrwałą żałobę, która skończyła się po upływie roku. Dopiero wtedy, w 1976 ?., w Radomiu zgromadzeni tam na Romano Celo Cyganie wybrali następnego Śero-Rom, kuzyna Feluśa -imieniem Voci. Tak więc tym razem władza pozostała wprawdzie w tej samej rodzinie, ale ominęła syna Feluśa, Lidkę, bezpośredniego sukcesora, który w czasie wstępnych debat na temat wyboru następcy po zmarłym przebywał w więzieniu, odsiadując karę na mocy sądowego wyroku. Jednak już wówczas część Cyganów nie godziła się na jego wybór. Niektórzy uważali, że nie odziedziczył on po ojcu i dziadach ich mądrości, znajomości rzeczy i sprawiedliwej rozwagi, niezbędnej w pełnieniu tak odpowiedzialnej funkcji, twierdzili, po prostu, że jest „za głupi". Występowano też przeciwko jego kandydaturze m.in. przy pomocy argumentu, że jest za młody, aby mógł policzkować starszych Cyganów przy odprawianiu rytualnego uznawania ich za skalanych. Są jednak na razie, jak słychać, Cyganie będący zwolennikami Lidki, odnpszą-?? się krytycznie do uprawnień Voćego jako Sero-Rom. W próbach zjednywania swych oponentów proponują, że w ceremonii obrzędowego bicia po twarzy 192 mogłaby zastępować Lidkę przez pewien czas jego matka, Tećka, która już to czyniła w imieniu swego męża Feluśa w ostatnim okresie jego życia; mogłaby też służyć synowi swymi radami i doświadczeniem przy rozstrzyganiu sporów i skalań. Voći pozostaje przy władzy. Pewne ułamkowe wiadomości z paru lat pełnienia przezeń funkcji Sero-Rom zdają się świadczyć o jego usiłowaniach by odstręczyć Cyganów od rozstrzygania międzycygańskich zatargów w sądach państwowych. Zdarzył się wypadek wyjątkowo brutalnego zgwałcenia młodej Cyganki przez starszego Cygana - i poszkodowana zgłosiła się do władz sądowych ze skargą na gwałciciela. Zanim jednak doszło do rozpatrzenia sprawy, Voći, do którego cygańskim trybem trafiły te zatargi, zawyrokował, że Cyganka ma wycofać skargę z sądu, a gdy to uczyni, gwałciciel ma jej wypłacić wysokie odszkodowanie, w kwocie ustalonej przez Sero-Rom. O ile mi wiadomo, dziewczyna usłuchała, a kwota rekompensaty uległa wskutek targów znacznemu obniżeniu. Stosunkowo liczne stają się jednak wypadki odwoływania się do sądów w celu rozstrzygania spraw między Cyganami. Piosenkarka cygańska Randia pozwała w latach sześćdziesiątych do sądu młodego Cygana, który podstępnie ją porwał i usiłował zatrzymać przy sobie. Cyganie, którzy zawarli związek małżeński w Urzędzie Stanu Cywilnego, muszą, ubiegając się o rozwód, zwracać się do sądu, podczas gdy dawniej kontakty Cyganów polskich z sądownictwem nie wynikały z cygańskiej inicjatywy, ograniczając się do wykrywanych przez policję ich konfliktów z prawem. Ten proces powolnego, stopniowego wychodzenia Cyganów z ich etnicznej enklawy musi niepokoić cygańską starszyznę i skłaniać ją do różnych form przeciwdziałania. Nowy Sero-Rom, jak i jego poprzednicy, z urzędu powołany jest do hamowania wszelkich tego rodzaju tendencji dezintegracyjnych i asy- milacyjnych. Tymczasem władze państwowe usiłują tu i ówdzie wprowadzać do społeczności cygańskiej namiastki różnych organizacji społeczno-politycznych o narzuconym, nieautentycznym charakterze. Nie tworzą one żadnego spoiwa, nie stanowią żadnej przeciwwagi w stosunku do tradycyjnych cygańskich powią' zań, ani też - tym bardziej - nie spełniają żadnej roli opiniotwórczej czy asymilatorskiej, co przecież było celem powoływania ich do życia przez władze administracyjne. Żywot tych odgórnie organizowanych ośrodków był i jest efemeryczny, nie one więc są czynnikiem w istotny sposób zagrażający^1 tradycyjnym formom cygańszczyzny 193 Nadal Sero-Roma i bliskie im kręgi stanowią jedyną władzę istotną, aprobowaną przez Cyganów, którzy jej podlegają. Te autentycznie cygańskie władze nie tylko nie zabiegają o szeroki rozgłos wśród obcego otoczenia (w przeciwieństwie do samozwańczych „królów" cygańskich ze szczepu Kełdera-sza, którzy starali się bezustannie o reklamę), lecz przeciwnie: kryją się rozmyślnie w cieniu cygańszczyzny, nie znani niewtajemniczonym, nie dostrzegani dotychczas przez nikogo z zewnątrz w ciągu kilkuset lat ich pobytu w Polsce. Niebezpieczeństwo dla ich władzy i stanu rzeczy, którego bronią - tkwi nie w nieudolnie montowanych „akcjach" i innych alegalnych poczynaniach biurokracji państwowej. Z rozlicznych elementów, z których się składa całość najszerzej pojmowanej kultury ludowej cygańszczyzny - w warunkach wyjątkowej opresji, w chwilach szczególnego zagrożenia przeżywanego obecnie -najtrwalszym, najbardziej odpornym, a nawet rozwijającym się czynnikiem okazują się samoobronne, żywotne elementy o charakterze przestępczym. Inne składniki folkloru, specyficzne cechy obyczajów - wykazują w mniejszym lub większym stopniu tendencje schyłkowe, słabnące w defensywie, w obliczu natarcia różnorakich przejawów techniki i cywilizacji - jak motoryzacja czy telewizja itd. Wyjątek stanowi tu - też ulegająca koniunkturalnym przekształceniom - użytkowa sztuka muzykowania i tańca, wykorzystywana w pewnej mierze przez Państwowe Przedsiębiorstwo Estradowe i umożliwiająca nielicznym Cyganom godziwe zarobki. Handel pokątny uprawiany jest przez Cyganów w Polsce nielegalnie — i nie ma żadnych możliwości rozwoju, profesje rzemieślnicze ulegają lub uległy całkowitemu niemal zanikowi. Przestępczość, wszelkie zawarte w tradycjach cygańskiego obyczaju przejawy pasożytnictwa - rozwijają się w tych uwarunkowaniach wyjątkowo bujnie, podczas gdy reszta specyfiki obyczajowej, kulturowej ulega - nawet w sferze samego języka -powolnej, lecz zauważalnej regresji. Samoobronne działanie grup cygańskich - reprezentowane i symbolizowane przez 5ero-Rom - są walką o „być albo nie być" cygańszczyzny, która po odebraniu jej prawa do odwiecznego wędrowania chce jak najdłużej zachować Prawo do istnienia. Kalające tabu Mageripen, władza Baro-Sero oraz sovłacha w przedstawio-eJtu postaci obowiązują tylko polskich Cyganów nizinnych - polska Roma. ełderasza - członkowie szczepu cygańskich kotlarzy - znają również i tabu, Przysięgi- nie znana jest im jednostkowa władza Baro-Sero. Większość skalań faci ja u njcjj swoje nazwy, niektóre z tabu Cyganów nizinnych nie są przez ??-_r łganie... 194 nich uznawane. Tak np. nie znają „żelaznego skalania", a co za tym idzie - używanie noża w bójce nie jest u nich w zasadzie zabronione. Zakaz jedzenia końskiego mięsa nie podlega tu rygorystycznie prawom skalania, choć i Kełde- rasza stronią od koniny. Zakaz mycia się, prania i płukania mięsa w jednej i tej samej misce, który wymaga od Cyganów nizinnych używania trzech naczyń do tych celów, u Kotlarzy jest jeszcze surowiej przestrzegany. Muszą oni mieć aż pięć lub sześć misek, z których jedna służy do mycia nóg, podłogi, do prania spodni i bielizny męskiej; druga - do prania obrusa, koszul i fartucha; trzecia -do prania ubrań dzieci; czwarta - do potraw, mięsa itp.; piąta - do mycia się. Istnieją u nich dwa określenia tabuicznej „nieczystości": ???????'? - co oznacza osobę skalaną, nieczystość jako skutek skalania; oraz mahrim 'e -co oznacza przedmiot kalający (nieczystość kobiety, spódnicy, pantofla) oraz samą czynność skalania. Rodzina skalanego powiadamia przedstawicieli rodów o wypadku skalania i o miejscu, gdzie sprawa będzie rozstrzygana i osądzona. Starszyzna rodu bierze osobisty udział w takiej rozprawie -Romano Kris. I tutaj, jak u Cyganów nizinnych, praktykowany jest obrządek przysiąg {solach), które są potwierdzeniem prawdomówności. Skalany zostaje odizolowany od reszty Cyganów, a jeśli jest obarczony rodziną, dziećmi, wszyscy jego najbliżsi pozostają wraz z nim w izolacji. Odwołać skalanie może tylko cygańska rada starszych, zwana Kris, której posiedzenie odbywa się na prośbę skalanego. Rada starszych składa się z kilkunastu lub kilkudziesięciu Cyganów. Każdy starszy mężczyzna, ceniony w swoim rodzie i cieszący się szacunkiem współbraci, może być członkiem rady. Jest to rodzaj cygańskiego sądu, ciało kolegialne, które spełnia tę rolę co Baro-Sero u Cyganów nizinnych. Kris wyznacza termin, w którym ma nastąpić oczyszczenie się ze skalania. Jedna z osób należących do rady jest przewodniczącym zebrań i rozpraw, a głos jej uznaje się za decydujący. Oprócz wyroków, wydalających obwinionego ze społeczności cygańskiej, są także stosowane kary grzywny, przeważnie płacone złotem, a wysokość ich oblicza się w dukatach (gałby), tzn. złotych dolarach lub rublach, które stanowią u Kełderaszów główną walutę obiegową do użytku „wewnątrzcy-ga skiego". Skazany na grzywnę może nie uiszczać jej w złotych monetach, musi jednak wypłacić ich równowartość w polskiej walucie. Kary tego rodzaju wyznacza się w wypadku jakichś przewinień wobec współbraci i przekazuje się wpłaconą kwotę poszkodowanemu, który część uzyskanej sumy pieniędzy przeznacza na przyjęcie dla uczestników Kris. W ciągu lat powojennych, a zwłaszcza w ostatnim dziesięcioleciu wiele 195 rodzin cygańskich ze szczepu Kełderasza znalazło się różnymi drogami za granicą, gdzie już dziś, np. w Szwecji, tworzą się duże skupiska Cyganów nowo przybyłych z Polski. Wśród nich znalazło się niemało „wielkich Cyganów", którzy odgrywali w Polsce ważną rolę wśród Kełderaszów, byli cenionymi nrzez współbraci reprezentantami starszyzny. Toteż zwołanie sądu - Romano Kris staje się wśród pozostałych w kraju członków tego cygańskiego szczepu coraz trudniejsze, władza cygańska - coraz bardziej problematyczna, a trwałość obyczajów uświęconych tradycją — mocno zachwiana. Cyganie ze szczepu Lowari - zwłaszcza przebywający we Wrocławiu, Szczecinie i okolicach -zachowują jeszcze stosunkowo mocną więź opartą na przestrzeganiu obyczajowych nakazów i zakazów. Głównym źródłem skalań u Kełderaszów jest kobieta, podobnie jak u innych Cyganów. Każda „czysta" rzecz, którą przestąpiłaby Cyganka, staje się mahrim'e i dotknięcie się jej grozi nieuchronnym skalaniem — pikilimos. Szczególna nieczystość kobiety występuje w czasie porodu, trwając jeszcze przez sześć tygodni po urodzeniu dziecka, a więc dwa razy dłużej niż u polskich Cyganów nizinnych. W odróżnieniu od polskich Cyganów nizinnych, Kełderasze nie uważają dojrzałej dziewczyny za nieczystą, mogącą skalać. 5e/ bań- „duża dziewczyna", tzn. dziewica, zdolna już do zawarcia małżeństwa, nie jest jeszcze nieczysta. Może ona np. tańczyć na stole, a jedzenie nie zostanie przez to skalane. Dopiero od chwili zamążpójścia wstępuje w stan nieczystości, który trwa aż do przekwitnięcia, a podźi (menstruacja) nieczystości tej nie potęguje. Całowanie kobiety gdziekolwiek poniżej pasa jest - jak u innych Cyganów -kalające. Tak jak u nizinnych, skalania u Kełderaszów dzielą się na duże i małe, co w ich odmiennym dialekcie brzmi: bare mahrimota i cygńe mahrimota. Również i tutaj szczególną moc kalającą ma spódnica i pantofel, a także miotła, jako narzędzie najbardziej stykające się ze wszystkimi nieczystościami. Cyganka, chcąc rzucić skalanie, nie musi uderzać pantoflem czy spódnicą w głowę Cygana; wystarczy, że rzuci np. spódnicę - zwaną tu roća — na dach domu, w którym mieszkają Cyganie, czy też na ich namiot. W rezultacie wszyscy znajdujący się „pod spódnicą" stają się skalani. Zdarzyło się, że w odwecie skalani odpłacili się pięknym za nadobne sprawczyni tego podstępu 1 dopiero Kris rozstrzygnął z pomocą przysiąg sprawę zatargu między dwiema Waśnionymi i skalanymi rodzinami. Ze względu na nieczystość spódnicy chowanie pod nią czegokolwiek, co służy do jedzenia — np. ukradzionej kury — jest niedopuszczalne. W klanie 196 Vurdonara (vurdon = wóz), należącym do Lowarów, kobiety niekiedy grzeszą przeciwko temu zakazowi; w innych grupach nie spotyka się na ogół podobnych wykroczeń. Rzecz charakterystyczna, że także i u Kełderaszów fartuch kobiecy nie uchodzi za kalający. Można użyć go w lesie jako obrusa, rozłożyć na nim jedzenie, a Cygan może bez żadnej obawy wytrzeć się fartuchem po myciu. Wielką wagę przywiązują Kełderasza do nieczystości - mahrimos- odchodów, zwłaszcza ludzkich ekskrementów. Dlatego też niechętnie się odnoszą do klozetów zainstalowanych w mieszkaniach i zdarzały się wypadki, że wyrażając zgodę, obstawali jednak przy tym, aby wejście do ubikacji mieściło się na zewnątrz domu, nie zaś od strony mieszkania. Niedawno rodzina cygańska w pobliżu Warszawy kupiła sobie okazyjnie „dom" w postaci starego wozu cyrkowego. Jacyś Cyganie rozgłosili, że wóz ten służył w cyrku jako ubikacja dla pracowników, a zatem Cyganie, którzy w nim zamieszkali, są skalani. Po wielu perypetiach zwołano Kris i okazało się, że oskarżyciele nie mieli racji -wóz okazał się czysty. Skalany Cygan kala wszystko, czego dotknie. Powinien więc unikać lokali publicznych, restauracji, aby nie „zanieczyszczać" swym dotknięciem naczyń, które podawane są potem innym gościom, a więc i Cyganom, którzy by tam przyszli. Wprawdzie naczynia stołowe są myte, ale „skalania" nie można zmyć nawet mydłem. Zdarzyło się niedawno, że skalany Cygan pił piwo z kufli w restauracji. Powiadomiono więc pośpiesznie Cyganów, że lokal został skalany, ostrzegając wszystkich przed nim. Od tej chwili żaden Cygan nie odważył się wejść do „Baru Krakowskiego" w Gliwicach, bar stał się ma- hrim 'e. Jak widać, w kodeksach Magerfpen i Mahrimos jest wiele podobieństw, są też pewne różnice. Przysięgi (sovłacha - sołacha) odbywają się i tu, i tam podobnie; Kełderasze znają przysięgi z czaszką, z grobem, z ikoną. Stosują też inne przysięgi - bez rekwizytów. Zasadnicza różnica w samym wygłaszaniu formuły przysiąg, zaklęcia, polega na tym, że mówi ją nie sam obwiniony, lecz druga osoba, skalany zaś potwierdza jej słowa cygańskim „amen" — co brzmi: bareh. Tekst przysięgi składa się, podobnie jak u Cyganów nizinnych, z wyliczanych gróźb-przekleństw, np. „żebyś nosiła czarną chustę po twoich dzieciach i mężu, żeby szpitale gniły od ciebie, żeby ci oczy wyskoczyły na piersi..." itp- 197 Tak jak u Cyganów nizinnych władza „Wielkiej Głowy" obejmuje - poza sprawami skalania - także i inne sprawy sporne między Cyganami, u Kełderaszów Kris rozstrzyga też tzw. Głąba, obejmujące wszelkie oszczerstwa, obrazy, przynoszące ujmę plotki, czy też sprawy o pobicie. Ta kategoria występków karana jest przez radę starszych grzywną. Kary takie wymierzane bywają także za obrazę dobrego imienia ludzi już nieżyjących. W świetle tych wszystkich cygańskich praw obyczajowych widać, jak bardzo niesłuszne jest popularne przekonanie o tym, że lud ten nie zna żadnego porządku prawnego, że żyje w zupełnym, chaotycznym bezrządzie, że nie uznaje odpowiedzialności za żadne wykroczenia. Nicfałszywszego! Cygańskie prawa są bardzo surowe, bezwzględnie obowiązujące wszystkich członków cygańszczyzny. One to sprawiają, że tak trudna jest emancypacja poszczególnych przedstawicieli cygańskiej społeczności. Urządzenia prawne, stanowiące przemożny czynnik zachowawczy, nie dopuszczają do żadnych indywidualnych prób emancypacji. Cyganie zdają sobie sprawę, że każdy taki awans prowadzi nieuchronnie do porzucenia cygańszczyzny i nie chcą na to pozwolić. Instytucje Baro-Sero i Kris, podtrzymując dawny obyczaj, stanowią tamę dla wynaradawiania się, a zarazem zaporę dla cywilizacji i oświaty. Polscy Cyganie wyżynni, osiedli po wsiach Podkarpacia, nie tylko nie uznają Baro-Sero, ale nie wiedzą nic o istnieniu takiej instytucji i takiego zwierzchnika. Słowa - baro sero rozumieją, ale nie znaczą one dla nich nic ponad to, że mowa jest o jakiejś dużych rozmiarów głowie. Wyraz mageripen czy mahrimos jest im zupełnie nie znany i niezrozumiały. Jednakże- szczątkowe objawy przestrzegania tabu istnieją i u nich. Cygan skalany, „nieczysty", nazywa się tu iabanc. Przez około dwa miesiące od urodzenia dziecka nie wolno wyżynnej Cygance gotować, obierać kartofli itp. Nie wolno jej nawet zbliżać się do naczyń z jedzeniem przeznaczonym dla innych. W tym dwumiesięcznym okresie„babską robotę" muszą wykonywać członkowie jej rodziny. Jeśli Cyganka w tym czasie gotuje, a mąż jej na to pozwala, to oboje są nazywani przez innych: łabanca, czyli nieczyści, albo phuj manusa, „wstrętni ludzie". Łabancaminazywają również tych Cyganów, którzy jedzą psy i koty. „Porządni Cyganie" (taćhe roma) nie utrzymują z nimi żadnych stosunków. Nie podają im ręki na przywitanie, nie siadają razem z nimi do stołu. Zakazów tabuicznych znają mniej, są one słabsze, nie pociągają w razie wykroczeń żadnych ostrzejszych kar. Nie ma tu już bowiem ani autorytetu władzy naczelnej, ani jakichkolwiek sankcji, które 198 mogłaby egzekwować nie istniejąca u tych Cyganów instytucja sądowo-wyk0, nawcza. Im bardziej Cyganie zasymilowani są z otoczeniem, tym niklejsze są relikty obyczajowe w postaci skalań, przysiąg itp. Niewątpliwie stopniowo ulegają one zanikowi, ale choćby w szczątkowej postaci trwać będą dopóty, dopóki Cyganie stanowią zamknięte wyizolowane ze społeczeństwa grupy socjalne i etniczne. *' ,? -' ? ??? ;??? ' < . • ZAJĘCIA I PROFESJE JVluzykanctwo to odwieczna profesja cygańska. Najbardziej rozpowszechnione na Węgrzech, znane było i w Polsce od dawna, a cygańscy grajkowie muzykowali nie tylko po weselach i karczmach, ale także na dworach królów polskich. Przyszły Zygmunt I Stary, jeszcze jako królewicz, rozmiłowany był w muzyce i od młodych lat, na przełomie XV i XVI wieku, utrzymywał na dworze niejednego pieśniarza i grajka. Nie zabrakło też i ulubionych przezeń cygańskich muzykantów. „Gdy wędrowny harfiarz z krainy minnesangerów pieśń o miłości zanuci, albo nadworny lutnista Czuryło, stary pieśniarz, po rusku o Litwie zaśpiewa, gdy Cyganie na cytarach uderzą w smętną strunę, to Zygmunt się rozpływa w zadowoleniu."1 Nie inaczej bywało za panowania innych królów; Cygan Janczy był nadwornym kobziarzem Władysława IV2, a rodzina poetki cygańskiej Papuszy przechowywała aż do ostatniej wojny dokument, że jeden z przodków był muzykantem królowej Marysieńki Sobieskiej. Cygańscy muzykanci potrzebni byli nie tylko panującym. Siedemnastowieczny awanturnik i infamis Łaszcz wysłuchał cygańskiego skrzypka, chcąc zażyć przed śmiercią tej ostatniej rozkoszy i sprawić przyjemność wierzycielom. Albrecht Stanisław Radziwiłł pisze, że kiedy do spoczywającego na łożu A. Pawiński, Młode lata Zygmunta Starego, Warszawa, 1893. str. 53. J. St. Bystroń. Dzieje obyczajów w dawnej Polsce, t. I. Warszawa. 1933. str. 76. 200 śmierci Łaszczą „niektórzy kredytorowie przyszli, upominając się zapłaty długów, odpowiedział im, iż z serca życzył tego, ale że nic nie miał, kazał Cyganowi, którego u siebie chował, na skrzypcach im zagrać; co gdy uczynią ducha wypuścił3". Tradycja cygańskiego muzykanctwa jest więc w Polsce odwieczna, choć nie tak bogata, jak na Bałkanach, a zwłaszcza na Węgrzech. W pewnych okolicach dawnej Rzeczypospolitej grajkowie cygańscy byli prawie nieznani w XIX wieku. Narbutt zna pieśń ludowych śpiewaków cygańskich, ale pisząc o Cyganach na Litwie nie wspomina, aby zetknął się tam z cygańskimi muzykantami. Wzmiankuje nawet, że „na Wschodzie" grywają na cymbałach, drumli i skrzypcach, „nawet wirtuozów liczono na tych różnych instrumentach" - nie dodając ani słowa na temat muzyki cygańskiej w Polsce. Wóycicki, pisząc w Starych gawędach4 o Cyganach owych czasów, także wspomina tylko węgierskie kapele: „Pierwszy raz ujrzałem gromadę Cyganów, milę ujechawszy od granicy węgierskiej w 1829 r. Banda złożona była z 15 osób, w której czterech mężczyzn [...], dziewczyna dorosła naga, dwie stare Cyganki w łachmanach, reszta dzieci nagich też [...]. Po drodze można znaleźć ich wszędzie: oni tu składają po większej części kapele, czy nadworne panów, czy wędrowne". Tam były największe skupiska cygańskich muzykantów. Każdy wielki bojar miał swoją cygańską kapelę. Ulubionymi cygańskimi instrumentami są skrzypce, cymbały i lutnie. Dziś często lutnię, cytrę czy kobzę - dawne instrumenty cygańskie - zastąpiły harfy lub gitary, a cymbały - akordeon. Wiek XIX wygnał z Polski cygańskich muzykantów. Rozbiory kraju sprawiły, że i wędrówki stały się trudniejsze, i brakować zaczęło możnych mecenasów, utrzymujących na swych dworach cygańskie kapele. Większość późniejszych grajków cygańskich w Polsce to już przedstawiciele grup napływowych, przybyłych do nas pod koniec XIX wieku i w ciągu następnych dziesięcioleci. Wyjątek stanowi rodzina Papuszy, należąca do polska Roma, mimo przemieszania się z Cyganami niemieckimi. Cyganie ci jeszcze po II wojnie światowej uprawiali grę na skrzypcach, harfach, cymbałach. Grupy Lowarów, które w ostatnich latach poczęły tworzyć w Polsce zespoły muzyczno-taneczne, nie należą do Cyganów od dawna związanych miejscem pobytu z naszym krajem; 3 J. St. Bystroń, op. cit, t. H, Warszawa, 1934, str. 219. 4 K. Wł. Wóycicki, Stare gawędy i obrazy, t. IV, Warszawa, 1840. (O Cyganach gawęda pana Gawła z panem Bartłomiejem z roku 1782 pod jesienną porę.) 201 zybyli oni do Polski dopiero po ostatniej wojnie, a ich folklor muzyczny bciążony jest dominującymi cechami rosyjskiej muzyki estradowej. Zawodowymi skrzypkami, uprawiającymi muzykanctwo od pokoleń, są Cyganie z grupy Cyntury, przybysze z Węgier. Przebywają oni w południowych połaciach naszego kraju od dawna i kultywują swoją muzykancką profesję do dnia dzisiejszego. Cyganie występują z reguły w grupach, zespoły muzykanckie są często zarazem grupami rodzinnymi; wypadki indywidualnych produkcji artystycznych pojedynczych osób są bardzo rzadkie, należą do wyjątków. Cyganie niechętnie godzą się na jakąkolwiek emancypację jednostek spośród swego grona. Świetny niewidomy skrzypek cygański z grupy Cyntury odrzucił kuszącą propozycję orkiestry radiowej, która chciała go zaangażować. Wolał nadal włóczyć się ze swymi braćmi po knajpach, aby domokrążną muzyczką zarabiać po staremu na kawałek chleba. Tego rodzaju niechęć do współdziałania z przedsięwzięciami z pozacygań-skiego, zamkniętego środowiska nie jest już regułą. Pierwszym jaskrawym przykładem zachodzących zmian w tej dziedzinie jest kariera młodego Cygana ze szczepu Lowari, Michaja Burano, który zdobył w 1963 r. dużą popularność jako piosenkarz występujący w polskich big-beatowych zespołach. Nie wykonywał on jednak oryginalnych cygańskich pieśni, lecz utwory stylizowane, komponowane specjalnie dla niego, z tekstami w języku cygańskim pióra niżej podpisanego oraz własnymi. Pod koniec lat sześćdziesiątych uzyskał popularność jako piosenkarz młody Cygan ze szczepu Kełderasza, Sylwester Masio-Kwiek, który ma w swoim repertuarze utwory oparte na oryginalnych motywach cygańskich pieśni. A zatem powoli zaczyna przełamywać się niechęć cygańskich solistów do występów poza własnym taborem, na szerszym forum, a nawet często bez towarzyszenia cygańskiej kapeli, lecz z zawodowymi zespołami muzycznymi, sekcjami rytmicznymi itp. Piosenkarka Randia, solistka zawodowego Cygańskiego Zespołu „Terno" (młody), rekrutującego się spośród polska Roma, czyli polskich Cyganów nizinnych, wyróżniona została na Festiwalu Piosenki w Opolu w 1964 r. za wykonanie piosenek z zespołem niecygańskim. Jednakże, występując sporadycznie poza folklorystycznym zespołem cygańskim, pozostaje mu wierna, śpiewając przede wszystkim po cygańsku wraz ze swoimi współplemiennikami stare, ludowe pieśni, zbierane dla zespołu i opracowywane przez jego kierownika, Edwarda Dębickiego. Randia, podobnie jak kichaj Burano, wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych. Nieco później, w ciągu ostatnich kilku lat, rozwinął się i udoskonalił swe muzyczne, taneczne 202 i wokalne umiejętności największy cygański zespół artystyczny „Roma", ? .. już nie istniejący, występując z powodzeniem na estradach w kraju i za grani podobnie jak zespół ..Terno". Cygańskie kapele uprawiają muzykę zwaną cygańską. Powstaje pytani cóż to jest muzyka cygańska i czy w ogóle można mówić o swoistej ?? Cyganów muzyce ludowej, czy też składa się ona jedynie z przejętych od innych ludów, a następnie przetworzonych, „scyganionych" elementów? Mje ma pewnej odpowiedzi i pytanie to pozostaje nie rozwiązaną zagadką, jakich wiele w cygańskich dziejach i folklorze. Niestety nie znamy dawniejszego, pierwotnego kształtu, charakteru muzykj cygańskiej. Jako środek zarobkowania, schlebiająca bojarom niegdyś, a później - bywalcom oberż, podlegać musiała niekorzystnym przemianom. Zresztą samo rozproszenie Cyganów wśród obcych im grup etnicznych i setki lat trwająca wędrówka - zaważyły m.in. na cygańskiej muzyce ludowej. Jak język cygański w swoich rozlicznych dialektach wchłonął wiele zapożyczeń ormiańskich, perskich, tureckich, greckich, węgierskich, rumuńskich i innych, tak też i w muzyce cygańskiej musiały się nawarstwiać z biegiem stuleci obce wpływy5. Z czasem zanikały również stare instrumenty cygańskie, jak np. dzynga czy drumla. Widuje się jeszcze gdzieniegdzie, jak mali cygańscy chłopcy imitują grę na tym zapomnianym już, prymitywnym instrumencie, przytykając splecione dłonie do brody, wprawiając ją w drżenie, wskutek czego śpiew bez słów, wokaliza, nabiera wibrujących brzmień na wzór dźwięku drumli. Długie, choć bliżej nie znane, są dzieje cygańskiego muzykanctwa. Poeta perski Ferdousi ok. 1000 r. n.e. opowiada, jak to król Persji Bahram (430-443)6 zapytywał swoich kapłanów mobedów o położenie ludu. Każdy mobed w odpowiedzi chwalił rządy króla, zapewniając, że pod jego panowaniem nikomu źle się nie dzieje. Dodawał jednak, iż jedyną troską biednych jest to, że nie mogą na podobieństwo bogaczy ucztować przy winie i muzyce. Tedy król Bahram kupił od króla Indii muzykantów, zwanych „Luri", grających na lutniach. „O, Miłościwy Królu - pisał Bahram wedle Ferdousiego - racz wybrać dziesięć tysięcy Luri, mężczyzn i kobiet, którzy są biegli w grze na lutni". Istnieje hipoteza, że owi Luri to właśnie Cyganie. Są także przypuszczenia, że skrzypce, lutnia i cymbały przyszły ze Wschodu do Europy za pośrednictwem Cyganów. 5 Zob. rozdz.: Cygańska sztuka ludowa. * Niektóre źródła podają datę 421-438. 203 Obok muzykanctwa odwiecznym, już ginącym zajęciem Cyganów jest walstwo. Dziś jeszcze tylko na Podkarpaciu spotkać można cygańskich lWali wśród Cyganów wyżynnych. Dawniej kowalstwo cygańskie znane było owszechnie w wielu krajach i w całej Polsce. Obecność „wojewody cygań- kjego" Polgara w Polsce w 1501 roku7 wraz z cygańskimi kowalami zybyłymi z Węgier jest pierwszym świadectwem o Cyganach-kowalach naszym kraju, a w 1513 r. cygański „pixidarius Wanko de Oppavia" nracował w służbie królewskiej. Przez stulecia kowalstwo było uprawiane w Polsce przez Cyganów. Ich przenośne kuźnie składały się z bardzo prymitywnych narzędzi, a zamiast kowadeł używali zazwyczaj kamieni. Wyrób siekier, noży, gwoździ, a także metalowych ozdób począł zanikać z chwilą narodzin fabrycznej produkcji: przestał się opłacać, zabrakło zbytu na rękodzielnicze wyroby żelazne. Jednakże jeszcze do II wojny światowej utrzymywały się ze swego rzemiosła grupy kowali cygańskich w Polsce; na zapadłej prowincji, w okolicach zabitych deskami od świata, gdzie trudno było kupić cokolwiek, czy naprawić narzędzia rolnicze, cygańskie kowalstwo było jeszcze potrzebne. Do wiosek, zwłaszcza na południu Polski, zaglądali latem Cyganie, wyrabiając i sprzedając prymitywną biżuterię: łańcuszki, kolczyki, pierścionki itp. Przypuszcza się, że muzykanctwo, kowalstwo i handel końmi przynieśli Cyganie z Indii lub z Azji Mniejszej. W każdym razie są to najstarsze ich profesje - obok wróżby i „czarowania". W XIX wieku kowale cygańscy, jak i inni domokrążni rzemieślnicy, zjawiali się i w dużych miastach. „Jak ciekawie na ulicach samej Warszawy zbiegały się tłumy, kiedy przybyli! Stare Cyganki wróżyły..., a Cyganie kupczyli ślusarskim lub kowalskim wyrobem" — pisał K. Wł. Wóycicki w 1840 r.8 „Ich głównym zarobkowaniem jest kowalstwo i kradzież. Na każdym miejscu stawiają małe kowadło, robią ćwieki, podkowy itd., co dla górali wielką jest wygodą" - pisał ksiądz Serwatowski w 1851 ?.9 Podobnie jak kowalstwo, zanikły w Polsce takie zawody cygańskie, jak wyrób łyżek, wrzecion, misek z drewna, jak sitarstwo, grzebieniarstwo. W związku z ich zanikaniem Cyganie — bardzo oporni wobec jakichkolwiek ' Zob. rozdz.: Pochodzenie i pierwsza migracja do Polski. ' K. Wł. Wóycicki, Stare gawędy i obrazy, t. IV, str. 207. ' O Cyganach w Galicji, „Przegląd Poznański", 1851, str. 412, oraz „Kalendarz Warszawski Ungra", 1853. 204 nowych profesji - albo przerzucili się na inne cygańskie zawody, które nie przestały być opłacalne - jak np. pobielanie naczyń miedzianych - albo zaczęli zarobkować jako pieśniarze - co dotychczas nie stanowiło źródła zarobków^ albo też, pozbawieni tradycyjnego, odwiecznego fachu, zajmowali się niekiedy wyłącznie pasożytnictwem-kradzieżą, wróżbą. Tak powstały grupy przestęp, cze, nie uprawiające prócz sztuki złodziejskiej czy kabalarskiej żadnych zawodów. Trzecia główna i stara profesja cygańska to na poły szalbierczy handel końmi, wiążący się zresztą ściśle z koniokradztwem i konowalstwem. Konowalstwo w zasadzie już dość dawno przestało istnieć, ale od czasu do czasu zdarzały się jeszcze w ostatnich latach odczyniania przez Cyganów złego uroku, będącego przyczyną choroby koni. Koniokradztwo utrzymuje się jeszcze w niektórych ugrupowaniach do dzisiaj, a Baro-Grengroćor- Wielki Koniokrad, to w cygańskiej hierarchii tytuł - sit venia verbo - szlachecki. To odwieczne cygańskie zajęcie pozostawiło liczne ślady w aktach dawnych zapisów sądowych. Tak np. w „Rejestrze złoczyńców grodu sanockiego" czytamy pod datą 29 października 1577 r.10: „Testament Jana Cygana. Który naprzód zeznał, iż z Wojciechem hajdukiem z Sieniawy chodzili do Radymna i ukradli dwa konie, z których jednego darowali panu Marszcźyńskiemu za to, co je przechowywał; i drugi tamże u niego jest w postawniku, jeden cisawy, a drugi siwy. Item zeznał, iż z drugim Cyganem, na imię Koifr, ukradli na przedmieściu rymanowskim wołu i dali go temu panu Marszcźyńskiemu, arendarzowi w Sieniawie. Item w Nowosielcach ukradli dwa woły z drugimi Cygany i dali je panu Dereszniakowi, który powiedział, że im kazał ukraść. Item zeznał, iż panu Pobidzińskiemu pokradli koni dwa, jeden siwy, a drugi rydzy, które konie mają drudzy Cygany, którzy są albo mieszkają w lesie odrzechowskim w potoku jednym. Item zeznał, iż w Woli, wsi za Laskiem, ukradli cztery konie, z których jednego dali dziesiętnikowi z Sieniawy, a drugiego przedał ten dziesiętnik do Węgier, a trzeci rydzy koń jest u Sienka, chłopa w Sieniawie, a czwarty jest między tymi Cygany, co w lesie mieszkają". Jednakże dziś, w dobie szybkiej mechanizacji, z czym się wiąże znacznie zmniejszona ilość koni w Polsce - handel nimi nie jest już tak powszechny jak dawniej; jeszcze na Podlasiu kultywują go polska Roma i chaładytka Roma. Kupowali oni konie tam, gdzie były tańsze, i dostarczali je do okolic, gdzie ceny ___________ 10 Wyd. O. Balzer, Lwów, 1891. 205 łv wyższe. Często podleczali konie chore, a nieraz przy pomocy różnych tuczek i zabiegów uzyskiwali korzystniejszy wygląd sprzedawanego przez ?ch konia. Powszechnie stosowany był m.in. sposób „odmładzania" starych koni, polegający na wyżłobieniu w zębach rowków i wypełniania ich smołą. Umiejętność sugestywnego zachwalania sprzedawanego konia i ganienia tego, którego zamierzają kupić, także odgrywała ważną rolę przy cygańskim handlu. Zdarzało się także, że Cyganie odmieniali nawet maść sprzedawanemu koniowi, aby przypadkiem ktoś, komu ów koń zginął, nie domyślił się, że ogląda swoją własność, która stała się łupem koniokrada. Tak przefarbowany koń szybko powracał do swej naturalnej maści, farba trzymała tylko przez czas potrzebny do spieniężenia konia. Wprawdzie już obecnie nie zdarza się chyba malowanie koni, ale „malarskie" zamiłowania Cyganów jeszcze w ostatnich latach dały o sobie znać. Nad morzem, w okolicach Helu, i w Łodzi Cyganie sprzedawali na targu kanarki i inne wielobarwne ptaszki - bardzo tanio i razem z klatką. Niefortunni nabywcy egzotycznych ptaków rychło przekonali się, że kupili zwykłe wróble, zmyślnie przemalowane na różne kolory. Kradzież koni uchodzi za najbardziej „godny" „mistrzowski" rodzaj kradzieży. Rodzajów tych jest więcej, głównie drobnych, na czele z przysłowiową odwieczną kradzieżą kur na „cygański obiad" - romano chaben. Cyganie wędrujący traktują to jako zajęcie najzupełniej normalne. Radziecki cygano-log A.P. Barannikow11 pisze: „Aby zrozumieć ten rys psychologiczny koczujących Cyganów, pamiętać trzeba, że psychologia Cyganów jest bardzo dawnym produktem indyjskiego życia kastowego". Dodajmy, że i późniejsze, europejskie już losy Cyganów jak najbardziej sprzyjały utrwaleniu tych nawyków, przyczyniły się do ich silnego zakorzenienia w cygańskim poglądzie na świat. „Cyganie... w roku przeszłym, tysiącznym siedemsetnym trzydziestym piątym, we wsi Bolęcinie, u poddanych Wojciecha Dulka i inszych dwóch, pszczół sto kilkadziesiąt pniaków przed świętami Bożego Narodzenia wydarli" - czytamy w starym dokumencie12. W 1739 roku chłop zeznaje, że Cyganie skradli mu trzy konie, które „warte były najmniej każdy po talarów bitych ośm"13. Nie trzeba, niestety, sięgać aż do tak starych dokumentów, aby przekonać się o faktach potwierdzających przestępczość niektórych cygańskich grup. 11 A.P. Barannikow, Cjgany S.S.S.R., Moskwa, 1931, str. 39 i nast. 12 Rei. Crac, t. 160(1736 ?.), str. 805-808. 13 Castr. Sand., t. 161(1739 ?.), str. 1450-1457. 206 Archiwalne źródła świadczą tylko o długiej tradycji pasozytnictwa, które bynajmniej nie wygasło do dziś bez śladu, choć szczególnie jaskrawe przejawy złodziejskiej profesji występują tylko w niektórych cygańskich ugrupowaniach i nie powinny rzucać cienia na inne klany i szczepy Cyganów w Polsce. Jawny rozbój, bandytyzm, to zjawisko wśród Cyganów niezmiernie rzadkie, zdarzające się wyjątkowo, stosunkowo rzadziej niż w społeczności niecygan_ skiej. Opisywany w grudniu 1963 ?., w prasie, napad bandycki na leśniczówkę, którego dokonali Cyganie z grupy polska Roma przed kilkunastu laty, jest faktem wyjątkowym i szkoda, że pozbawieni popularyzatorskiej informacji o Cyganach czytelnicy wyrabiają sobie najniesłuszniejsze o nich zdanie na podstawie sensacyjnego opisu tej odosobnionej sprawy. Słusznie bowiem pisał Wóycicki w połowie ubiegłego wieku, że wprawdzie drobnych złodziejaszków wśród Cyganów nie brak było. ale rozbojem nigdy się nie trudnili, oprócz sporadycznych wypadków w czasie wojen czy w okresach rozprzężenia i dezorganizacji powojennej. A i wtedy odosobnione grupki rozbójnicze miały zwykle za herszta ściganego przez władze bandytę - nie-Cygana. Obecnie, gdy wiele cygańskich fachów należy już do przeszłości, najpopularniejszym i nadal aktualnym zawodem cygańskim jest pobielanie naczyń z miedzi. Zajmują się tym od pokoleń przede wszystkim Kełderasze, ale z czasem zaczęli uprawiać ten zawód również i Lowari, a nawet resztki przedstawicieli szczepu Ćurari - byłych grzebieniarzy - oraz poszczególne jednostki spośród polskich Cyganów nizinnych - polska Roma. Dawniej Kełderasze zajmowali się także wyrobem miedzianych garnków, kociołków, patelni. Odkąd konkurencja fabryczna i naczynia aluminiowe wyparły to rękodzieło, Kełderasze ograniczyli się tylko do pobielania miedzianych kotłów, haków rzeźniczych i innych naczyń, wymagających pobielania cyną. Cyna (arćići), której używają Cyganie do pobielania, jest przez nich preparowana w sposób specjalny, a nie znany powszechnie, i przerabiana na miałki proszek, zwany kolis. Dzięki posiadaniu tajemnic zawodowych, ułatwiających pracę, Cyganie do dziś są w dziedzinie pobielania niemal niezastą-pieni i nie mogą się uskarżać na brak zamówień. Powstało nawet w ostatnich latach kilka spółdzielni kotlarskich zatrudniających wyłącznie Cyganów. Pobielać - r'e chanot - umieją Cyganie bardzo sprawnie i szybko; jak twierdzą inwestorzy podobnych robót, jedynie Cygan jest w stanie wykonać tę pracę z taką dokładnością i w tak krótkim czasie. Jeszcze przed czterdziestu, pięćdziesięciu laty Kełderasze wyrabiali naczynia z miedzi, zajmowali się także naprawianiem dziurawych kociołków, 207 a jatanie dziur miedzią na zimno stanowiło jedną z tajemnic ich specjalności. p0 tych robót służyło im kowadło zwane dopo - żelazny łom, rozpłaszczony u góry, u dołu zaś zaostrzony i wbijany w ziemię ukośnie. Na górnej części dopo, stanowiącej rozszerzoną półkolistą „główkę", Cyganie wyklepywali m{otkami miedź, formowali kociołki, wykonywali wszelkie metaloplastyczne, kotlarskie prace. Tak ich widział na warszawskiej Saskiej Kępie w 1868 ?., tak ich narysował i opisał Wojciech Gerson14: „Zupełnie oryginalny tu widzimy sposób urządzenia kowadeł. Są to grube i długie sztaby żelaza, z jednej strony ostro zakończone, z drugiej rozszerzone, jak zwykłe kowadło. Wbite w ziemię pod kątem, dobrą siłę oporu przedstawiają młotkowi". Dopo pozostał w wielu rodzinach Kełderaszów, ale dziś już nie jest kowadłem, służy jedynie do robienia dziur w twardej ziemi, w miejscach, w które mają być wetknięte tyczki podpierające namiot. Niedźwiednictwo, czyli oprowadzanie tresowanych niedźwiedzi, było bardzo typowym zajęciem Cyganów na Bałkanach i u nas - głównie na Litwie. I choć już zanikło w Polsce doszczętnie, jeszcze w 1937 roku miałem możność obserwować w Warszawie cygańskiego niedźwiednika. Już wówczas był to niezmiernie rzadki widok, a Cyganie z niedźwiedziami byli już wtedy wyłącznie przybyszami z Bałkanów. Nie wiadomo, jak dawno pojawili się w Polsce pierwsi niedźwiednicy -skomorochy. tak jak nie znana jest data przybycia pierwszych cygańskich grup do naszego kraju. Istnieją świadectwa, że już w wieku XVI byli niedźwiednicy na ziemiach polskich. W roku 1575 nuncjusz papieski Lippomano, w relacji 0 stosunkach polskich15, wspomina o tresowanych niedźwiedziach na Litwie. Ówcześni niedźwiednicy byli przypuszczalnie Cyganami. Lud nasz dobrze poznał cygańskich „czarodziejów", skłaniających graniem ociężałe zwierzęta do tańca. „Daje się jak niedźwiednikowi za nos wodzić" - mówi przysłowie. Ciekawość i zabobonna trwoga, jaką budziły wśród widzów pląsy niedźwiedzia 1 jego niepojęte posłuszeństwo wobec niedźwiednika, były tym większe, że wykonawcą woli Cygana był właśnie niedźwiedź, zwierzę otaczane przez nasz lud pełnym obawy szacunkiem. Słowo „niedźwiedź" (miedźwiedź) znaczy jedzący miód". Ta nazwa, nie określająca wprost, lecz pośrednio, z niedomó- Obozowisko cygańskie na Saskiej Kępie pod Warszawą, „Tygodnik Ilustrowany", nr 28, 1*68. Zamieszczonej w E. Rykaczewskiego: Relacje nuncjuszów apostolskich w Polsce od l548-1690 ?., Berlin, 1864. 208 wieniem — jest zapewne przej awem czci oddawanej kiedyś temu zwierzęciu Cyganie oprowadzający niedźwiedzie to z reguły kowale, sami też sporZą. dzają łańcuch i żelazne kółko do niedźwiedziego nosa. Początkowo, w daw. nych wiekach, kiedy niedźwiedzi po naszych borach było pełno, każdy Cygan mógł się zdobyć na tresowanie i oprowadzanie tych zwierząt. Z czasem wskutek szybkiego zanikania niedźwiedzi w naszych lasach, niedźwiednic-twem trudnić się mogli już tylko Cyganie bogatsi lub nowi przybysze z Bałkanów, zwani Ursari. Większość cygańskich nazw zwierząt zanikła u polskich Cyganów nizinnych którzy wróbla nazywają vrublo, lisa - liso itd. Wśród ocalałych nazw zwierząt jest i niedźwiedź - ryć albo ryć. Mogłoby to świadczyć o bardzo dawnym, długotrwałym i bliskim stykaniu się Cyganów z tym zwierzęciem. Dzisiejsi Cyganie nie spotykają już niedźwiedzi po lasach, ale niedźwiedź żyje w ich tradycji. We współczesnym wierszu, napisanym przez polską poetkę cygańską, która nigdy nie widziała niedźwiedzia na swobodzie, czytamy: Ryć pre veśa phireł Niedźwiedź po lasach iazi syr rupuno ćhon... Jak srebrny księżyc... O istnieniu cygańskich niedźwiedników wiemy głównie ze źródeł pochodzących z wieku XIX, dotyczących drugiej połowy wieku XVIII. Książę Karol Radziwiłł „Panie Kochanku" zaopiekował się niektórymi grupami Cyganów przebywającymi w jego dobrach na Litwie. Wielu z nich osiedliło się w XVIII wieku i wcześniej na ziemiach radziwiłłowskich, w stałych osadach w okolicach miasteczka Smorgonie, które zasłynęło swą akademią niedźwiedzią. W owym czasie Smorgonie były to małe, rozrzucone w lesie wioski i tam właśnie osiadło najwięcej Cyganów. Trudnili się różnym rzemiosłem: kowalstwem, robili łańcuchy, kłódki itp.; inni obrabiali drzewo, wyrabiali łyżki, niecki, wrzeciona, kołowrotki; jeszcze inni pletli łapcie, maty czy rogoże. Pod panowaniem zatwierdzanych przez Radziwiłła „królów" cygańskich Smorgonie rozwinęły się znacznie i rozbudowały. Do obowiązków jednego z tych cygańskich zwierzchników należało założenie akademii dla niedźwiedzi w Smorgoniach, dobranie zdolnych Cyganów, którzy by uczyli te zwierzęta tańców i innych sztuczek, oraz urządzenie odpowiednich pomieszczeń dla niedźwiedzich pensjonariuszy zakładu. Z lasów książęcych sprowadzono do akademii smorgońskiej wyłapane w tym celu młode niedźwiedzie -bywało ich w zakładzie kilkadziesiąt sztuk. Radziwiłł przysłał tu także małpy na edukację. Maneż był czynny codziennie, a kilkunastu Cyganów, stale tu 209 utrudnionych, zajmowało się hodowlą i tresurą. Studia na tej uczelni trwały nkoło sześciu lat. Cygańscy niedźwiednicy, po uzyskaniu królewskiego zezwo-lenia, wraz z absolwentami akademii rozchodzili się w świat, „iżby zabawiać ludzi swoimi sztukami, a zbierać grosiwo od spektatorów, tak na utrzymanie siebie i tych zwierząt, jako też na opłatę do kasy smorgońskiej". Po letniej włóczędze z niedźwiedziami Cyganie mieli obowiązek powracać do Smorgoni j tu przezimować. Pod koniec zimy — od połowy lutego do połowy marca — niedźwiedzie pod kierunkiem cygańskich mistrzów przypominały sobie akrobatyczne umiejętności, po czym znów, wraz z nowo upieczonymi wychowankami akademii, ruszały wiosną w nową wędrówkę. W dbałości o stworzenie niedźwiedziom warunków sprzyjających snowi zimowemu akademia wyznaczyła dla swych wychowanków wakacje od 1 listopada do 15 lutego. W tym czasie sypano niedźwiedziom liście i znoszono gałęzie świerkowe, w których urządzały sobie wygodne legowiska. Ciekawe informacje o akademii smorgońskiej podaje Eustachy Tyszkiewicz w Obrazach domowego pożycia na Litwie16: „ojciec nasz zwykle odwoził nas do szkół do Wilna, a jako prawdziwy Litwin miewał zawsze u siebie przy kuchni hodowanego niedźwiedzia. Teraźniejszy młody niedźwiadek, faworyt całego domu, nadzwyczajną okazywał skłonność i ochotę do tańców [...], w kuchni swawolić zaczął i obracając pieczenie, kiedy kucharz w inną patrzał stronę, on lewą łapą kłapał po tłustym mięsiwie i potem cały dzień ssał ją z niewymownym ukontentowaniem. Ojciec, popasując w Smorgoniach, przywołał starego Cygana i umówił się z nim o naukę tego potomka z krwi potentatów Puszczy Łohojskiej, którego zaraz po powrocie do domu miał nadesłać do akademii. Cygan zaprosił nas do obejrzenia szkoły, gdzie kurs nauk był zaczęty. Ulica, gdzie się ten instytut mieścił, jak w innych miastach Akademicka lub Gimnazjalna, tu nazywała się i dotąd się nazywa Niedźwiedzia. Sklep duży, murowany, kraty w oknach, wewnątrz koryta do jedzenia i słoma do spania, służył za ciągły pobyt w wolnych godzinach od nauk konwiktorów. Kto oddawał tam niedźwiedzia na naukę, umawiał się zwykle 0 stół, mieszkanie i guwernera dla niego. Mniej tu było kłopotu przy zapisaniu ucznia do album aniżeli w Wilnie, bo nie wymagano ani metryki chrzestnej, ani świadectwa o szczepieniu ospy, a dowody rodowitości były zbyt jawne. Płeć Piękna przyjmowaną nie była, brano wyłącznie paniczów... Weszliśmy do sali Zob. przyp. 25 na str. 57. — Cyganie... 210 lekcyjnej, gdzie Cygan uczył niedźwiedzia, jak na głos trąbki na tylnych łapach stawać był powinien. Była to duża izba, w niej zamiast podłogi piec kaflowy 2e słupem pośrodku, do którego uczeń na długim powrozie był przywiązany; pjec napalał się do czerwoności, niedźwiedziowi tylne łapy owijano w onuCe i łapcie, wpuszczony tam uczeń, gdy opiekł przednie łapy, pomimowolnie stawał na tylnych, a Cygan, stojący w drzwiach, w tej chwili w trąbkę uderzał. Takim to sposobem przyzwyczajał się niedźwiedź i potem na głos trąbki, myśląc zapewne, że w nogi będzie gorąco, wspinał się i łamańce różne wyrabiał. Najskuteczniejszym jednak bodźcem do pilności w naukach była dębowa pałka w ręku nauczyciela, bardzo być może, że z tej akademii i w innych później zakładach wychowania upowszechniona. Jak wszystkich na świecie naukowych instytucji, tak i akademii tej los był rozmaity, nareszcie upadła znacznie, kiedy zabroniono Cyganom wodzić po wsiach i kiermaszach niedźwiedzi wyuczonych dla zabawy ludu... Za moich czasów już tylko prywatni obywatele oddawali tam młodzież chciwą nauki..." W pierwszych dziesiątkach XIX wieku, w związku z zakazami władz i polityką administracji zaborców, coraz rzadziej już spotkać było można cygańskich niedźwiedników. Coraz mniej ich było po wsiach, do miast docierali bardzo rzadko. „Nie upłynęło dotąd jeszcze lat czterdzieści - pisał w roku 1861 K. Wł. Wóycicki17 - jak bandy Cyganów przeciągały tłumnie nie tylko po wsiach i miasteczkach naszych, ale przez samą Warszawę, wiodąc z sobą wyuczone do tańca niedźwiedzie. Mieścili się już po większych podwórzach domów stolicy królestwa, już po placach miasta, a ciekawa gawiedź zbiegała gromadnie przypatrywać się naszym Cyganom, to niedźwiedziom i ich podrygom... Reszta Cyganów sprzedawała wyroby ślusarskie, jak krzesiwka, przybory do czyszczenia fajek, zgrabne łańcuszki i noże zwane kozikami. Niedługo trwał ich pobyt w Warszawie, bo mniej tu mieli obłowu; toteż przeciągnąwszy wzdłuż i wszerz miasto, po trzech lub czterech dniach przechodzili zwykle do najbliższych lasów, gdzie odetchnąwszy dłużej świeżym powietrzem w dalszy ruszali pochód". Należy przypuszczać, że wodzenie niedźwiedzi pojawiło się w Polsce wraz z Cyganami i dopiero później, w okresie istnienia szkoły niedźwiedziej w Smorgoniach, przejmowane było przez niektórych chłopów, przez niecygań-skich skomorochów. Chociaż Litwa była największym skupiskiem cygańskich " K. Wt. Wóycicki, Cyganie w Polsce, „Tyg. Ilustrowany", 1861, str. 4. 211 niedźwiedników, wodzących niedźwiedzie ze smorgońskiej akademii, jednak nje było to jedyne ugrupowanie niedźwiedników cygańskich w Polsce. Kuglar-skie niedźwiednictwo było przecież znacznie starsze od Radziwiłła i Smorgoni. ? nawet współcześnie z akademią smorgońską prosperowała podobna szkoła w Siemierzewie w okolicy Słucka. Niedźwiednicy pojawiali się też czasem na zachodnich ziemiach polskich, spotykało się ich także w południowych regionach, na Podkarpaciu, a i na Litwie - prócz niedźwiedników używających smorgońskich trąbek" - chodzili z niedźwiedziami Cyganie, którzy okrzykami skłaniali zwierzęta do tańca, a więc ich tańczące misie nie były wychowankami „centrali" w Smorgoniach. Narbutt pisze, że Cyganie ci nie używali trąb, lecz głosem zachęcali „do tańca zwierzęta, które męczą nielitościwie i sami bywają od nich kaleczonymi"18. Jeszcze w początkach XIX wieku niedźwiednik cygański był stałym gościem miast i wsi. Później dopiero, na skutek zakazów władz okupacyjnych oraz zaniku niedźwiedziego zwierzostanu w Polsce, niedźwiednicy stawali się coraz rzadsi, w okresie międzywojennego dwudziestolecia (1918-1939) były to już nieliczne jednostki, wyłącznie nowi przybysze z Bałkanów. Dziś nie ma już ich wcale w naszym kraju. Nasi Cyganie nizinni zwali ich Ryćari od słowa ryć-niedźwiedź. W Starych gawędach Wóycickiego (r. 1840) stary Bartłomiej prawi: „U nas, panie Gawle, to rzadko gdzie zaźrzeć Cyganów; a pomnę w młodych leciech, byle las, wieś, już i Cygani, a kędy gospodarz, tam i niedźwiednik. Chodziło ich przecież wielu i z żywymi niedźwiedziami, które czasem puszczali na psy, kiedy jaki szlachcic dobrze za niedźwiedzia zapłacił, a psy chciał wprawić". W przypi-sku do tej gawędy Wóycicki dodaje: „Rzadko już teraz zobaczysz Cygana z niedźwiedziem, chyba w menażerii; gdy dawniej Cygan i niedźwiedź byli nieodstępni sobie towarzysze i prawie zawsze odwiedzali miasta nasze i dwory szlachty. Kiedy rzucę pamięcią w młode swoje lata, kiedy przypomnę, jakie tu puszcze i lasy zapamiętałem w swojej ziemi, a gdzie teraz zboże świeci kłosem albo liche stoją bory przerzedzone i wycięte: nigdy sobie bez Cyganów i niedźwiedzi naszych lasów wystawić nie umiem. Gromady te Cyganów, prawda - brudne, niechlujne, przecież według mnie zdobiły knieje, bo dodawały życia, i jak wiek dziecinny nabawiały trwogą, tak bawiły oczy. Ileż to powieści nie krąży o Cyganach, o wykradaniu przez nich dzieci, o rozbojach 1 kradzieżach tego ludu, co niemal sobie przyswoił Polskę i Litwę! Z jakąż 18 T. Narbutt, op. cit., str. 121 212 radością po dworach czeladź i słudzy dawali znać panu o przybyciu Cyganów z niedźwiedziem i małpą"19. W ostatnich latach XIX wieku wyszło rozporządzenie zabraniające Cyga, nom chodzić z niedźwiedziami po Warszawie, a ponadto - zakaz wodzenia niedźwiedzi po wsiach i miasteczkach. Pomimo to trafiali się wciąż gdzieniegdzie cygańscy niedźwiednicy, których widywano w Polsce jeszcze przed ostatnią wojną, ??.: w latach 1933 i 1934 - w okolicach Nowego Targu, w ? 1934 w Zagłębiu Dąbrowskim, w r. 1936 - na Pomorzu, w r. 1937 -w Warszawie i jej okolicach. Nie było już to zjawisko masowe; Cygan z niedźwiedziami należał do rzadkości. W XVIII i jeszcze XIX wieku widok Cygana prowadzającego niedźwiedzia był bardzo powszechny. Oprócz sztuk polegających na pląsaniu, chodzeniu na tylnych nogach i „własnołapnym" zbieraniu datków, niedźwiedzie wykonywały czasem czynności bardziej tajemnicze, wywołujące przerażenie u zabobonnych mieszkańców chat i dworów. Umiejętnie wytresowany i odpowiednio kierowany przez Cygana niedźwiedź „wzbraniał" się przed wejściem do „uroczonego" domu, z którego Cygan za odpowiednią opłatą usuwał złe czary i miś już bez wzdragania wchodził do wnętrza, dając tym świadectwo, że „egzorcyzmy" Cygana były skuteczne. Narbutt mówi, że na Litwie ulubionym zajęciem Cyganów było wodzenie niedźwiedzi, ale że oprócz tańca nic niedźwiedzie nie potrafią, bo „gusła i mniemane czary z niedźwiedziami już dopiero w zapomnienie poszły". Zna je jeszcze Jan Chodźko i opisuje w swym Kramarzu wędrującym20: „W podróży z Kublicz do Głębokiego pierwszy popas przypadł nam we wsi [...], niedźwiednicy przybyli z niedźwiedziami i zatrzymali się przy pierwszym domu. Zbliżyliśmy się: stół na dziedzińcu wystawiony przykrywała gospodyni obrusem, a gospodarz niosący bułkę chleba i flaszkę wódki, z wielką uniżonoś-cią niedźwiedzia do domu zapraszał. Prowadzący go, łyknąwszy porządnie, kroił chleb i raz siebie, drugi raz niedźwiedzia częstował. Prowadził go potem do chaty, ale ten uparłszy się we drzwiach, dalej postąpić nie chciał. Jeden ' z wieśniaków, obok nas stojący,'rzekł z ubolewaniem: biedni ludzie, dom ich jest zaczarowany, bo niedźwiedź do środka nie wchodzi. Tymczasem gospodarstwo zakrzątnęło się koło podarków, aby względy niedźwiedzia pozyskać. Gospodyni wyniosła na misie kumpie (szynki - z lit. kumpis) i kilkanaście jaj, 19 K. WI. Wóycicki, Stare gawędy i obrazy, t. IV, Warszawa, 1840. 20 J. Chodźko, Pan Jan ze Swisloczy, kramarz wędrujący, Wilno, 1824, str. 58. 213 gospodarz zaś łupkę sporą jęczmienia przed nim postawił; wówczas niedźwiednik znowu nakłaniał bestię, aby na to względną była i weszła do domu, szepcąc :ej do ucha". Lud polski, bojąc się czarów, obdarowywał niedźwiednika i niedźwiedzia za usunięcie „złego", które zakradło się do chaty. W Chełmszczyźnie panowało przekonanie, że niedźwiednicy mogą opanować niedźwiedzie tylko przy pomocy czarów. Krążyły w tych stronach opowieści, że kiedy niedźwiednik wraz z prowadzonym przezeń zwierzęciem zbliży się do czarownika lub jego mieszkania, niedźwiedź zaczyna strasznie ryczeć, zwęszywszy czary w pobliżu. Takie „czarodziejskie praktyki" stosowali niedźwiednicy raczej po wsiach, natomiast po miastach zadowalali się przeważnie zmuszaniem niedźwiedzi do groteskowych tanów. Niedźwiedź prowadzony był na łańcuchu, którego koniec zaopatrzony był w żelazne kółko, przebijające nos zwierzęcia. Tak prowadzano niedźwiedzie do ostatnich lat przed wojną, tak to widziałem w r. 1937 w Warszawie, tak samo było to w wieku XVII, kiedy Wacław Potocki pisał: Żelazne w nos niedźwiedziom zwykle kolce sadzą, Za które niedźwiednicy, gdzie chcą, ich prowadzą. I musi po niewoli, bo się bardziej kija Boi, niż duchów słucha, pląsać w nich bestyja. Dziś, jeśli się zachował gdzieś jeszcze Cygan z niedźwiedziem, to tylko taki „na niby", w polskiej szopce ludowej lub w dorocznych obrzędach maskaradowych, które do dziś dnia świadczą o tym, jak popularna i dobrze wsi polskiej znana była nie istniejąca już postać cygańskiego niedźwiednika. Innym ciekawym zajęciem, charakterystycznym dla niektórych grup cygańskich, jest szczurołapstwo — profesja od wieków dobrze znana legendom i baśniom. Dawna legenda głosi, że w niemieckim miasteczku Hameln pojawił się taki tajemniczy, niewiadomego pochodzenia szczurołap (Rattenfanger) w czerwcu 1284 roku. Na osnowie tego podania wyrosło później wiele baśni ludowych w wielu krajach. Zresztą niektóre baśnie o tej tematyce mogły Powstać niezależnie od trzynastowiecznego wydarzenia w Hameln. Niewątpliwie rdzeń tej legendy i innych podobnych jest odbiciem zdarzeń prawdziwych, gdyż szczurołapstwo, czyli „zaklinanie szczurów", nie jest bajkowym zmyśle-mem, lecz popularnym niegdyś zajęciem wędrownych zaklinaczy, którzy zgłaszali swe usługi w czasie szczurzych plag. 214 Nigdzie cyganologowie nie wspominają o cygańskim pochodzeniu tych „czarodziejstw". Istotnie, w wieku XIII i XIV nie było jeszcze Cyganów w środkowej Europie, ale już w owym czasie byli w Grecji. Można bv przypuszczać, że niewielkie grupy cygańskie przenikały niekiedy na północ i zachód jeszcze na długo przed rozpoczęciem masowej wędrówki ze swej greckiej „europejskiej ojczyzny". Jeśli się zważy, że świadectwa zjawienia się Cyganów w danym kraju to dokumenty miejscowych władz, nie rejestrujące momentu ich przybycia, odzywające się później, z chwilą jakiegoś pierwszego zatargu, układów itp. z napływową ludnością - to trzeba przyjąć, że Cyganie zjawili się w Europie wcześniej, niż można by wnosić na podstawie dat zachowanych w dawnych dokumentach; jakkolwiek jednak było, przypuszczenie, iż to Cyganie właśnie występowali w Europie już w wieku XIV jako „szczurołapy" - jest bardzo wątłe, chociaż tradycja zaklinaczy wywodzi się z Indii. Tam właśnie, w kolebce Cyganów, spotyka się ludzi, którzy utrzymują się w ten sposób, że wędrując po wsiach i miastach za dobrą opłatą wywabiają z kryjówek jadowite węże. Tak więc niepodobna wyjaśnić, kto był „ojcem" szczurołapstwa, jak nie da się już ustalić, jaka była geneza niedźwiednictwa. Mogli je Cyganie przejąć od innych ludów. Przyswajanie sobie obcych zajęć i niektórych obyczajów i przerabianie ich na cygańską modłę - jest typowym dla Cyganów zjawiskiem. Bywa, że obyczaje, które już jakiś lud utracił, można odnaleźć w szczątkowej postaci u Cyganów, którzy je kiedyś zapożyczyli i przechowali. O ile sprawa początków szczurołapstwa nie jest wyjaśniona, o tyle pewne jest, że w ostatnich jeszcze czasach oprócz wędrujących „dziadów" - „szczuro-łapów" stosunkowo liczni Cyganie trudnili się tym dziwacznym zajęciem. W niektórych okolicach Polski lud nasz dobrze zna z opowiadań ojców, a i z własnej obserwacji, tych zaklinaczy. Kolberg pisze21, że na Lubelszczyźnie „szczura straszą się jak diabła [...]• Opowiadają, iż są czarowniki, którzy tych natrętnych gości z domów wyprowadzić umieją [...] - taki, jak tylko świśnie, wszystkie szczury według tej komenderówki za nim wychodzą i może ich potem prowadzić choć na dziesiątą granicę". W osiemdziesiątych latach XIX wieku w Sandomierskiem Cyganie wyprowadzili szczury z dworskich zabudowań gospodarskich. Chłopi nie zgodzili się na wyprowadzenie szczurów do studni, otoczono więc szczurzą gromadę O. Kolberg, Lud, jego zwyczaje..., s. XVII, Lubelskie, cz. II, Kraków. 1884, str. 132. 215 r(iOpkami, które podpalono. Szczury przeniosły ogień i zabudowania spłonęły. gvva Szelburg-Zarembina, na podstawie relacji świadków, malowniczo opisała t0 wydarzenie w Wędrówce Joanny. Jeszcze w roku 1938 w okolicach Lidy oraz na Białostocczyźnie były wypadki wyprowadzania szczurów przez „dziadków". „Moi gospodarze, u których zamieszkiwałem —pisze mój informator-z entuzjazmem opowiadali mi, jak to jeden «dziadek» z pobliskiej wsi wyprowadził szczury z ich gospodarstwa, ale nie tylko im, bowiem inni ich sąsiedzi byli bardzo wdzięczni temu «dziadkowi» za wyprowadzenie szczurów. 2 plagą tą walczono tam od dłuższego czasu bezskutecznie, dopiero dzięki sztuczkom owego «dziadka» osiągnięto cel. Wybrałem się do pobliskiej wsi w celu zobaczenia tego szczurołapa. Dziadek miał wygląd czerstwy, mógł mieć lat około 70, nie miał żadnego stałego miejsca zamieszkania, za oddawane przez siebie usługi nie pobierał żadnego wynagrodzenia pieniężnego, jedynie żywność i nocleg. Nawiązałem z nim rozmowę, pokazywał mi rodzaj fujarki, na której grywa dla szczurów. Od znajomych agronomów, którzy przez szereg lat pracowali na Wileńszczyźnie, dowiedziałem się potem, że zjawisko szczurołapstwa było tam często spotykane, zwłaszcza w okolicach Święcian i Wilejki. W pobliżu Święcian znany był powszechnie jeden taki szczurołap; chłopi ze wszystkich wsi ciągnęli do niego, prosząc o usługi". A oto fragment z innej relacji, zawartej, jak poprzednia, w liście do autora: „Mój ojciec trudnił się całe życie młynarstwem. Całe więc życie miał do czynienia ze szczurami. Jeden Cygan zrobił taki eksperyment w biały dzień przy świadkach. Wszedł do młyna, włożył do ust jakąś świstawkę i trzymał obie dłonie złożone przy ustach; jak zaczął świstać, tak przeraźliwie, że wszystkich ciarki przechodziły (aż psy opodal na podwórzu zaczęły wyć), poczuliśmy, że pod podłogą szczury biegają jak zwariowane. Po 15 minutach przerwał swój koncert, wtedy wszyscy słyszeliśmy piski i bieganinę pod podłogą. Cygan wziął honorarium i poszedł oświadczając, że szczury wyniosą się same. Ten sposób może był najlepszy, bo istotnie szczury przez tydzień bały się wychodzić spod podłogi". Często zaklinacze szepczą przy wywabianiu szczurów jakieś magiczne formuły i zaklęcia, dodając temu procederowi „nadprzyrodzonej tajemniczości". Metoda ta nie ma oczywiście w sobie nic z „czarodziejstwa" i oparta jest na tych samych zasadach oddziaływania niektórych dźwięków na pewne zwierzęta, co sztuka zaklinaczy wężów w Indiach. Nie wszystkim jednak wiadomo, że egzotyczni i tajemniczy „zaklinacze" to nasi współmieszkańcy Cyganie. Jeszcze dziwniejszym może się wydać fakt, że już po ostatniej wojnie notowano 216 w Polsce pojawienie się szczurołapów cygańskich. Po zniszczeniach wojennych ruiny domów i śmietniska stały się przecież istną wylęgarnią szczurów. W roku 1946 pojawił się w Warszawie Cygan z klanu Kełderasza, który wyprowadził z ruin szczury. „Dziennik Ludowy" poświęcił temu wydarzeniu specjalne miejsce w artykule z dn. 27 maja 1946 ?., pt. Zaklinacz szczurów na ul. Pańskiej — Dziwaczna procesja w śródmieściu: „Nocy ubiegłej spóźnieni przechodnie na ulicy Pańskiej byli świadkami niecodziennego widowiska. Środkiem jezdni szedł starszy człowiek w kapeluszu z szerokim, zasłaniającym prawie całą twarz rondem, obok niego kroczyło dwóch małych chłopców strojnych w takie same nakrycia głowy. Starszy człowiek grał na piszczałce, a dwaj młodzieńcy wybijali takt na małych bębenkach, uderzając w nie leciutko cienkimi pałeczkami. W nieznacznej odległości za tą dziwną orkiestrą biegła gromada szczurów. Zwierząt mogło być kilkaset sztuk. Przy zbiegu ulicy Pańskiej i Chłodnej stał niewielki samochód ciężarowy z prowadzącym od ziemi pomostem. Grający weszli po tym pomoście na samochód i następnie siedli na daszku budki kierowcy, grając bez ustanku. Szczurza gromada zatrzymała się najpierw wahająco na jezdni, zaraz jednak szczury wabione bezustannie tonami dziwacznej, rytmicznej melodii, przypominającej buczenie wielkiego bąka, zaczęły najpierw pojedynczo, a potem gromadą wchodzić na samochód. Kiedy wszystkie szczury znalazły się w aucie, kilku stojących obok ludzi zatrzasnęło wejście i nakryło wierzch samochodu drewnianą pokrywą. Nasz współpracownik, zaintrygowany tym zjawiskiem, nawiązał rozmowę ze starym przewodnikiem grupy. Jest to 74-letni Cygan, Józef Bek, brat cioteczny zmarłego w jednym z obozów koncentracyjnych króla Cyganów Kwieka. Podczas okupacji przebywał również w obozie koncentracyjnym z całą rodziną i tylko dzięki swej umiejętności «zaklinania» szczurów, które atakowały esesmańskie baraki, uniknął śmierci w komorze gazowej z innymi Cyganami. Obecnie zajmuje się zawodowo chwytaniem szczurów, ze skórek których po wyprawieniu robi drobne przedmioty codziennego użytku: portmonetki, papierośnice itp. Bek pracuje w swym zawodzie już od 40 lat. Umiejętność swą odziedziczył po ojcu, który był słynnym zaklinaczem szczurów w Rumunii. Ojciec Beka wynajmował się jako zaklinacz do cyrków objazdowych lub też był angażowany przez niektóre miasta rumuńskie nawiedzane szczurzą plagą. Posiadał on wysokie odznaczenia różnych przedsiębiorstw i organizacji za usługi na polu walki ze szczurami-Syn jego, który do czasu wojny popisywał się swoją umiejętnością za granicą. 217 jopie1"0 niedawno wpadł na pomysł wykorzystania skórek szczurzych na różne wyroby i założył przedsiębiorstwo. Starzec jest bardzo tajemniczy. Nie chce wyjawić swego miejsca zamieszkania i adresu lokalu, w którym prowadzi wytwórnię. Twierdzi, że szczury bardzo łatwo dają się hipnotyzować muzyką, trzeba posiąść jedynie tajemnicę tonów, na które specjalnie jest wrażliwe szczurze ucho". Niedźwiednictwo cygańskie zniknęło w Polsce doszczętnie. Spotyka się jeszcze rzadko na Bałkanach: w Jugosławii, Rumunii, Bułgarii. Szczurołap-stwo zanika także i być może, że Józef Bek to ostatni w Polsce cygański zaklinacz szczurów. Wśród najcharakterystyczniejszych cygańskich zajęć znajduje się także wróżbiarstwo. Zajmują się nim — od wieków — Cyganki, które profesję tę, uważaną niemal za „narodowe" cygańskie zajęcie, przyniosły zapewne z Grecji - pierwszej „europejskiej ojczyzny" Cyganów. Obecnie, od dawna już, Cyganki wróżą przeważnie z kart, znacznie dziś rzadziej — z ręki. Hipoteza, że cygańskie wróżbiarstwo narodziło się w Grecji, w kraju długotrwałego postoju Cyganów idących z Indii do Europy, ma w sobie dużo prawdopodobieństwa. Tam właśnie istniała w średniowieczu heretycka sekta „Athinganów", zajmująca się czarami i wróżbą. Być może, że wyraz „Cygan" ma swoje źródło w nazwie owej sekty właśnie. Wróżące Cyganki trzymają się niekiedy reguł, ale nigdy nie niewolniczo. Główną bowiem rolę przy wróżbie odgrywa improwizacja. Cyganka zwraca uwagę na reakcję swego klienta i w zależności od jego półświadomych odruchów, od reagowania wyrazem twarzy, orientuje się stopniowo, jaka wróżba mu jest potrzebna i na jakich sprawach najbardziej mu zależy. Mówiąc bezustannie, bez pauz niemal, jednocześnie poddaje milczącego słuchacza uważnej analizie psychologicznej. Jedna z wróżek cygańskich tak oto zwierzała mi się z tajemnic swego wieszczbiarskiego rzemiosła: „Jak która Cyganka mądrzejsza, to umie lepiej wróżyć, a która głupia, to już tak nie potrafi - aby co dostać i zarobić - j ak zwykle Cyganka. Ja na przykład to wróżę psychicznie: poznam, kiedy człowiek w niedobrym humorze i kiedy rozkochany i zakochany, i poznam z czoła, co też może być za człowiek; czy dobry, czy zły, czy mądry, czy głupi, czy ma wolę silną, czy złamaną. Ja tak wróżę, a inne nie wiem, jak wróżą. Kiedy stawiam karty, to ja wtedy robię minę poważną i z powagą wróżę. Jak kto umie, tak wróży. Byleby co wywróżyć 218 i dalej iść. Prawdziwie, kiedy ja wróżę, wtedy ja coś wiem, a tak, to zapomina W tej chwili, kiedy człowiek z tym ma robić, to wtedy umie wszystko, a potem zapomina i już nic nie wie. Dużo umiem, jak coś robię, a potem sama si dziwię, skąd to przychodzi cała ta wróżba. To jest tak. Wtedy wszystk przychodzi do głowy - humor i rozum - kiedy widzisz dużo pieniędzy i mówiS2 Sama nie wiem, co się wtedy robi, więc to zapamiętać trudno. Samo przez sie przychodzi w ten moment - gdzieś się bierze gadanie i duży dar. To jest jedno jak na ten przykład dobry poeta pisze wiersze, kiedy ma dobry humor, i musi być wtedy bardzo łagodny, kiedy pisze wiersz, i wszystko mu wtedy przychodzi z daru i umiejętności, że on sam się dziwi, skąd to przychodzi. A potem może już nie pamięta. Tak i ja." Cyganka wróży z kart (ćhuvel fody), traktując to jako swe główne zajęcie zarobkowe obok sztuczek magicznych. Sposobów wróżenia jest wielka rozmaitość, a niektóre są znane powszechnie wśród Cyganów i stosowane przez wszystkie wróżki cygańskie. Wraz ze „stawianiem kart" stanowią one dziedzinę magii „zarobkowej", której uprawianie określają Cyganie czasownikiem-drap te deł (czarować, dosłownie: „ziele dawać"). Niektóre wróżki cygańskie stosują sugestię bliską hipnotycznej. Cyganki posiadające te szczególne uzdolnienia zdarzają się rzadko i giną w tłumie „zwykłych wróżek", ale niewątpliwie istnieją i działają. Nie będziemy się zatrzymywać nad zjawiskami sugestii, telepatii i pokrewnymi; brak jest udokumentowanych przez naukowców świadectw, a nasza znajomość przedmiotu jest w tej materii niedostateczna. Warto natomiast poświęcić więcej miejsca rekwizytom wróżbiarskim Cyganek polskich, niesamowitym figurkom służącym do wywoływania zabobonnego lęku i wiary w czarodziejskie praktyki cygańskie. CZARNA MAGIA CYGAŃSKICH WRÓŻEK Cygańskie rekwizyty wróżbiarskie to prymitywne figurki i przedmioty, zwane „diabełkami", „trupkami", „kostkami" i „włochatymi krzyżami", formowane przeważnie z wosku albo będące kompozycją z kości, włosów itp. Wygląd cygańskich „magicznych figurek" może budzić zainteresowanie z punktu widzenia studiów nad prymitywną sztuką plastyczną. Ale interesująca jest przede wszystkim osobliwa funkcja tych przedmiotów, rola, jaką odgrywają w folklorze Cyganów polskich. Tradycyjne wytwarzanie przez nich tego rodzaju przedmiotów nie jest wynikiem twórczości bezinteresownej, służącej zaspokajaniu własnych czy cudzych potrzeb estetycznych. Więcej: nie stanowią one wyobrażenia jakichś własnych cygańskich „demonów". I jeślibyśmy nawet nazwali „diabełka" czy „trupka" figurą cygańskiego demona, to byłby to „demon" produkowany wyłącznie do użytku na zewnątrz, którego rolą jest b ? ć s t r a s z n ? m dla nie-Cyganów, budzić zabobonny lęk u obcych. Sami Cyganie, twórcy tych figurek, nie wiążą z nimi żadnych wierzeń w ich złowrogie działanie, traktując je jako „czarodziejskie" rekwizyty ułatwiające wróżkom zarobkowanie. Są to więc w pojęciu samych Cyganów „quasi-diabełki", „niby-trupki". Nie znaczy to jednak bynajmniej, że wśród Cyganów nie istnieje strach przed zmarłym czy przed diabłem. Cyganie boją się diabła, ale „diabła prawdziwego" - jak powiadają - a nie oszukańczego, jakim jest „diabełek" przez nich samych ulepiony. Ten jest tylko po to, aby służył wróżącej Cygance przez wzbudzenie lęku u jej klientki. Lęk przed diabłem przybiera niekiedy u Cyganów postać paniki. Wkrótce 220 po II wojnie światowej dowiedzieli się Cyganie - moi znajomi - że w miaste ku, w pobliżu którego rozbili swoje namioty, mieszka człowiek, który ?? przeżył kilkuletni pobyt w hitlerowskim obozie koncentracyjnym - Majdanki Człowiek ten, posiadający małe gospodarstwo i niewielki inwentarz, zapron0 nował Cyganom, że cały swój dobytek wraz z ziemią gotów jest oddać im bezpłatnie. Wyznał, że kiedy był już bliski śmierci, życie uratował mu człowiek który sprzedał duszę diabłu, współwięzień z hitlerowskiego obozu. Więzień ów, nie przyznając się początkowo do tej transakcji z diabłem, zaproponował że odda po wojnie swoje gospodarstwo temu, kto się nim zaopiekuje. Z kolei on zachorował i wdzięczny towarzysz niedoli pielęgnował go. Wówczas podpisał z nim kontrakt, w którym chory zrzekł się gospodarstwa na jego rzecz. Wkrótce potem chory umarł, on zaś przeżył wojnę, po czym przybył w te strony, aby objąć w posiadanie majątek, który zapisał mu zmarły. I okazało się, że w ten sposób ściągnął na siebie diabła, bo właśnie za to gospodarstwo zmarły sprzedał diabłu duszę, ale od skutków tej transakcji zdołał się jeszcze przed śmiercią uwolnić, odstępując swój majątek. I teraz dusza nowego gospodarza stała się własnością piekielnych mocy. I tylko oddając gospodarstwo może się od piekła uwolnić. Cyganie, choć przecież mogli się obłowić, wziąć z domu biednego obłąkańca wszystko, co tylko chcieli, usłyszawszy tę opowieść, z przerażeniem wskoczyli na wozy, w niezwykłym pośpiechu złożyli namioty i odjechali, poganiając konie do galopu kilkanaście kilometrów, aby jak najprędzej znaleźć się daleko od miejsca, gdzie czyha diabeł. Lęk przed śmiercią i przed zmarłym jest także dobrze znany Cyganom w Polsce. Sowa - zwana mulikano ćirikło (ptak zmarłych) lub źungali ćirikli (brzydki ptak) - wróży Cyganom śmierć, jeśli pohukuje w pobliżu namiotów. Aby zniszczyć jej złowrogą zapowiedź, Cyganie starają się schwytać sowę i żywcem palą ją w ognisku, skutecznie w ten sposób odpędzając zagrażającą śmierć. To lęk przed śmiercią. A lęk przed zmarłym? Cyganie ze szczepu Kełderasza znają sposób na odpędzenie zmarłego, który wraca nocą do taboru i „straszy". Wybierają osobę z rodziny zmarłego, myją jej nogi, po czym ubierają w nowe, specjalnie w tym celu kupione lub uszyte ubranie. Jest to jak gdyby inscenizowana śmierć, mycie zmarłego i ubieranie go do trumny. Po pewnym czasie ubranie trzeba komuś oddać. Dzięki tym zabiegom zmarły wraca tam, skąd przyszedł, i przestaje odwiedzać żyjących. Przykłady te dowodzą, że choć znany jest Cyganom lęk przed diabłem i przed zmarłym -nie przeszkadza im to jednak wyrabiać „diabełki" i „trupki' pozbawione w cygańskim odczuciu jakichkolwiek złowrogich mocy i wzbudza- 221 lęk tylko w wiejskiej izbie, nigdy zaś w cygańskim namiocie. Jednakże te Ją . jgctwa cygańskiego lęku przed zmarłym i przed diabłem dotyczą nie * terialnych wyobrażeń, nie podobizn, ale „ducha" zmarłego i „duchowego" bja ? zatem wynikałoby może z tego, że żaden konkretny przedmiot nie wiera dla Cyganów jakichkolwiek magicznych, groźnych mocy? Ryłby to wniosek fałszywy. Przeczy mu wiele zjawisk, jak np. czaszka dzka, która jest niezbędnym a groźnym rekwizytem cygańskich przysiąg oralnych, stanowi element obrzędu cygańskiego darzonego pełną wiarą jego moc i skuteczność. Obserwuje się więc tu zrozumiałą dwoistość stosowaniu magicznych zabiegów: respektowania własnych wierzeń obok zaspokajania w celach zarobkowych obcych przesądów bez ich uznawania. Wróżba z kart ??., traktowana jako sposób zarobkowania bez wiary w prawdomówność kart - nie przeszkadza Cygankom wróżyć sobie, na własny, cygański użytek. I tu także więc mamy do czynienia z dwojaką wróżbą: oszukańczą" - na zewnątrz, i „prawdziwą", „wiarygodną" - na własny użytek. Warto podkreślić, że w wewnętrznych cygańskich obrzędach, w wierzeniach itp., na ogół twórczość plastyczna nie ujawnia się. Przejawia się ona prawie wyłącznie przy wyrabianiu „demonów na użytek zewnętrzny" -diabełków", „trupków" itp., których rodowód i cel jest czysto utylitarny. W tym tkwi wyjątkowość tego rodzaju figurek na tle folkloru wszelkich innych grup etnicznych, na tym właśnie polega osobliwa folklorystyczna specyfika tych cygańskich wytworów. Użytkowanie ich, „straszenie" nimi ludzi - ma w języku cygańskim nazwę: te deł drab, co znaczy dosłownie - „dawać ziele", albo: drabakireł- co jest czasownikiem urobionym od tego samego rzeczownika drab-ziele. Określenia te mają zresztą znaczenie bardziej pojemne, szersze: mieszczą się w nich wszelkie sztuczki włącznie z wróżeniem i dawaniem ziół na wzbudzenie miłości, tzw. „lubczyków", czy też ziół leczniczych. Niekiedy bywają to zioła istotnie skuteczne, których działanie jest znane tradycyjnemu ziołolecznictwu ludowemu; niekiedy skuteczność ich wywołana lub spotęgowana jest autosugestią chorego. Oczywiście dotyczy to głównie ziół leczniczych; rzekome działanie „lubczyków" polega bowiem wyłącznie na wierze w ich skuteczność. Najpospolitszym stosowanym przy cygańskich praktykach „czarodziejskich" lubczykiem jest korzeń ziela zwanego babką (plantago maior). Cyganka odpowiednio go przygotowuje: opłukuje ziemię, przycina drobne korzonki, a z części zielonej, nadziemnej, pozostawia tylko malutki pączek. Tak przerobiony korzonek nie ma wprawdzie niezwykłych kształtów korzenia mandrago- 222 ry, ale wygląd jego jest dosyć osobliwy nie pozwalający się domyślić, jakie je pochodzenie lubczyku. W dziedzinie magii na użytek zewnętrzny, „magii zarobkowej", prym wiod figurki lepione z wosku, włosów itp. Są one tradycyjnym narzędziem specyfic, nie cygańskich praktyk. Strach, który zgodnie ze swym przeznaczeniem wywołują, potrzebny jest wróżącej Cygance: za odpowiednią opłatą oferuje ona swoje usługi w „odwróceniu uroku" czy zapobieżeniu nieszczęściom które rzekomo zagrażają. Chociaż poszczególne egzemplarze „diabełków", „trupków", czy „kostek" występujące w jednym cygańskim ugrupowaniu, mogą różnić się nieco między sobą, stanowią jednak tylko pewne odmiany stałych, tradycyjnych form nadawanych im przez Cyganki od wielu pokoleń. Poszczególne cygańskie grupy znają więc mniej więcej stałe postaci „diabełków" i „trupków". Jednakże bywa, że w różnych klanach figurki te przybierają różny wygląd, wytwarzane są z odmiennych surowców. „Diabełek" (bengoró) inaczej wygląda u Cyganów z Polski centralnej i zachodniej, inaczej zaś u Cyganów z terenów północno-wschodnich kraju, którzy po ostatniej wojnie opuścili terytoria przyłączone do Białoruskiej Republiki ZSRR. Bengoro Cyganów z Polski centralnej oraz tzw. „wołyńskich" (przebywających do końca ostatniej wojny na Wołyniu) -jest surrealistyczną kompozycją, wyobrażającą jednookiego „diabełka". Jedno kurze oko (a właściwie dwa, zszyte ze sobą ściśle na płask) stanowi jakby jego głowę, opatrzoną zakrzywionymi rożkami, zrobionymi z pazurków kury. Dalszy ciąg postaci bengoro to zwieszający się od kurzego oka w dół kosmyk ludzkich włosów, na ogół czarnych, cygańskich. Tego typu „diabełek" ma ograniczoną trwałość, jest zdaniem Cyganek dobry (skutecznie, sugestywnie działający), dopóki kurze oko jest świeże, błyszczące, spoglądające jak gdyby żywym wzrokiem. Po wyschnięciu „diabełka" na ogół wyrzuca się i robi się nowego. Surowca do wyrobów takich „diabełków" Cyganom nie brak, jako że kury stanowią ich główny „łup myśliwski" i są ich powszechną potrawą. Zupełnie inny wygląd mają „diabełki" Cyganów z północno-wschodniej Polski. Głównym tworzywem jest tu wosk lub parafina ze świecy. Cyganki rozgrzewają kawałek wosku albo parafiny w pobliżu ogniska i zmiękła w cieple masę ugniatają w palcach wraz z utartym w dłoniach węglem drzewnym ze spalonych w ognisku gałęzi. Po dokładnym wyrobieniu tego ciasta wosk przybiera jednolicie czarną barwę, co w połączeniu z lśniącą powierzchnią ugniecionej bryłki daje wygląd smoły. Teraz Cyganka zaczyna formować różki 223 diabełka", nieco zagięte ku sobie, a następnie - resztę korpusu o czterech '' jjCZynach i z ogonem. Do tego woskowego ogonka, mocniej ogrzanego — aż , roztopienia powierzchni — przykleja się kępkę włosów. (Niektóre Cyganki rZymocowują włosy inaczej: związują kosmyk u nasady woskowego ogonka na supełek.) Oczy „diabełka" woskowego są zawsze czerwone: robi się je kawałeczków czerwonego papieru ugniecionego w malutkie kuleczki, z drobnych czerwonych koralików itd. Jeden z egzemplarzy, który mam w swoich zbiorach, ma oczka szczególnie ciekawego pochodzenia - ze starej karty do wróżenia Cyganka zdarła kawałeczek czerwonej powierzchni serduszka kierowego i z niego sporządziła „diabełkowi" oczy. Poszczególne egzemplarze mogą. trochę różnić się między sobą wielkością rożków, umocowaniem włosów na ogonie, układem nóg. W zasadzie jednak odpowiadają opisanemu schematowi. Z takim czy innym, woskowym czy też kurzym „diabełkiem" Cyganka wędruje na wieś - „czarować" (drab te deł, drabakiref). Te „diabelskie" praktyki mają zapewne bardzo starą genealogię. Najdawniejsze polskie relacje o nich pochodzą dopiero z XIX wieku. Tak np. chłop Ludzik ze wsi Prandocin opowiedział zapisaną przez polskich etnografów historię o odwiedzinach cygańskiej wróżki: „Cygany przyszły i chciały słoniny, opowiadały przysłe i pr/esłe rzecy, a tego nie wiedziały, co w domu słoniny nie mam, bo my mieli dopiero wieprzka bić. Więc se siadła na progu jedna i powieda, że tu dusa pokutuje i ze jom pokaże. Żądała łacha dużego i noża, kazała się przeżegnać i trze łachem o podłogę i stuka nożem w łach, a tu twarde. Zestrachalimy się, ale ja obacyłem, ze to kość: ona podsunęła trupią głowę pod łach i w nią stukała; więc ja za tę kość - łap! i powiedam: trza iść do probosca, na święty ziemi pochować... A baba uciekła...1" W relacji tej mowa jest o „kostce" — (kokało), nie o „diabełku". Kokaio służy podobnym celom, co „diabełek". Jest to krótka, mała kość ze śródstopia krowy albo cienka, złamana kostka kury, okręcona ściśle włosami. „Kostka" będąca w moim zbiorze pochodzi od polskiej Cyganki nizinnej. Zaopatrzona w „diabełka" czy „kostkę" Cyganka chodzi po wsi i jeśli chłopka każe sobie powróżyć, a wróżka wyczuje, że w gospodarstwie czy w rodzinie dzieje się coś niepomyślnego (choroba, obawa przed śmiercią, Pomór kur, nieurodzaj - czy tp.), prosi chłopkę o jedno kurze jajko z własnego kurnika. Jajko potrzebne jest do dalszej wróżby i do zażegnania zagrażającego nieszczęścia. Otrzymane jajko Cyganka zawija w chustkę -zazwyczaj czarną — M. Wawrzeniecki, Wieś Prandocin, „Wista", t. XVI, 1?02, str. 75. 224 umieszczając obok niego niepostrzeżenie ukrytego „diabełka", osłoniętego chustką i dłonią. Prosi chłopkę o roztłuczenie jajka uderzeniem w chusta Skoro się to stanie, Cyganka rozwija chustkę i z rozlanego białka i żółtka wydobywa „diabełka', zręcznie tam podsuniętego. Przerażenie chłopki bywa ogromne: oto w jajku jej własnej kury mieszka diabeł. ' Cyganka wyjaśnia jej ogrom niebezpieczeństwa: „Niedługo, a tylko troszkę później - i byłoby już za późno, diabeł pod kurą wylągłby się z jajka i już by nikt nie uciekł od jego mocy piekielnej..." Odpowiednio wzmógłszy strach chłopki, Cyganka obiecuje usunąć „nieczystą siłę" z domu za odpowiednią opłatą. Chłopka nie skąpi pieniędzy, masła, kur, mąki itd., byle tylko pozbyć się diabła. Wziąwszy sowitą zapłatę, Cyganka zabiera „diabełka", który będzie jej służył (zwłaszcza jeśli to diabełek z wosku) jeszcze niejeden raz. Podobne zastosowanie ma „kostka". Bywa w analogicznych okolicznościach „znajdowana" przez Cyganki nie tylko w jajku, ale i wyciągnięta spod progu, z koryta, z pościeli. Tak jak bengoro i inne rekwizyty wróżbiarskie -kokało nosi Cyganka w woreczku-kieszeni, ukrytej w szerokich fałdach spódnicy. „Znalazłszy" w obecności chłopki „kostkę", Cyganka mówi: „To złe założyło wam taką kość romatyzowa (reumatyzmową), żeby was pokręciło i połamało w rękach i nogach. Trzeba to zanieść na cmentarz o północy. ? jak trup nie wraca z cmentarza, tak i to z niego nie wróci..." „Kostka" zostaje usunięta przez Cygankę, podobnie jak „diabełek", za co Cyganka pobiera odpowiednie wynagrodzenie, a czasem nawet „zastaw" pieniężny łub w postaci biżuterii, o czym dokładniej w omówieniu „trupków". Ów „zastaw" jest brany tylko jako fant do zwrotu, aby „czar działał". Oczywiście do zwrotu tego „zastawu" nigdy nie dochodzi: węzełek z kosztownościami, złotem, pieniędzmi itp. Cyganka niepostrzeżenie zamienia na podobny, ale zawierający śmieci, i zaleca, aby nie zaglądać do jego wnętrza przed upływem dnia. W ten sposób może się bezpiecznie oddalić, zanim sztuczka zostanie odkryta. „Włochaty krzyż" (Truśuł bałenca) - to ulepiony z uczernionego węglem wosku krzyżyk opleciony ludzkimi włosami. Znajduje zastosowanie podobne jak kokało, czasem zaś takie jak „trupek". Jak więc widać, wszystkie figurki są symbolami chrześcijańskimi, nie mają w sobie cech jakiejś rodzimej, cygańskiej demonologii; są straszakami rodem z kościoła: śmierć, diabeł i krzyż. Ten, znaleziony przez Cygankę, zwiastuje czasem śmierć, grób, podobnie jak „trupek" nie symbolizuje - w przeciwstawieniu do „diabełka" - sił „boskich"; jest oplatany włosami, co nadaje mu cechy odrażające, niesamowity wygląd i złowróżbne znaczenie. „Trupek" (mułoro) - to wyobrażenie zmarłego 225 zj0wieka, figurka ulepiona z wosku - czasem z czernionego -jak „diabełek", ale częściej z wosku jasnego, nie barwionego. Nogi „trupek" ma wyciągnięte, ręce skrzyżowane na piersi. Wróży on chorobę i śmierć. Proceder posługiwania się „trupkiem" jest odmienny niż w wypadku „diabełka", „kostki" czy krzyża". Mułoro jest jedynym ze wszystkich wymienionych przedmiotów, któremu Cyganki nie przyklejają włosów. W czasie wróżby Cyganka prosi o podanie jej szklanki zimnej wody demonstruje klientce sztukę z „szumiącą wodą". Szklankę pełną wody przykrywa chustką, tak aby krążek chustki stanowiący „przykrywkę" był nieco wklęsły, luźny i zamoczony w wodzie i aby między płótnem a wodą nie było powietrza. Następnie Cyganka obciąga mocno ku dołowi brzeg chustki, wskutek czego okrągła „przykrywka" (tzn. zamoczona część chustki) napręża się, pozostając wklęsłą - a wtedy Cyganka odwraca szklankę do góry dnem. Woda nie wylewa się, mimo tej pozycji część chustki, którą nazwaliśmy „-przykrywką", a która stała się teraz denkiem, w dalszym ciągu jest wklęsło zagłębiona w szklance. Trzymaną tak szklankę Cyganka zbliża do ucha „klientki", nie przestając ściągać brzegów chustki w stronę dna szklanki, czyli ku górze. I oto woda szumi. To powietrze - poprzez mokrą tkaninę jest wsysane do wnętrza szklanki - przedostaje się przez wodę ku górze; woda jak gdyby musuje, słychać szum. Klientka odczuwa strach, który spotęguje się zaraz w następnej fazie sztuczki. Cyganka odstawia szklankę z „zaczarowaną wodą", odsłania chustkę i wyjmuje ze szklanki „trupka", którego tam uprzednio ukradkiem wrzuciła. Mówi: „Ktoś ma umrzeć w tym domu. To jest woda od umarłego. Śmierć wam ona niesie. Trzeba ją wylać na cmentarzu..." Niekiedy sposób ukazywania klientce „trupka" bywa nieco inny. Cyganka wyjmuje kawałek wosku i w obecności chłopki robi zeń kulkę, po czym udaje, że wrzuca ją do wody. W istocie kulkę chowa, do szklanki zaś wkłada przyniesionego ze sobą woskowego „trupka". Ta czarodziejska przemiana zwykłej kulki w „trupka" jest zaskoczeniem i złą wróżbą. Na ogół Cyganka nie poprzestaje na przyjęciu sowitej zapłaty. Żąda jeszcze - w zamian za wypędzenie śmierci - „zastawu" w postaci złota lub pieniędzy. Czasem w obecności klientki wrzuca do ognia pakiecik zwykłego papieru, "dając, że pali „na ofiarę" banknoty, które trzeba poświęcić; pieniądze zaś chowa do kieszeni. Zwykle złoto każe zakopać o północy na cmentarzu wraz ? „trupkiem", a dopiero rano wydobyć je z ziemi. Zaofiarowuje się, że sama dokona tych niezbędnych, a pełnych grozy czynności. Oczywiście rano złota ??? ma już w ziemi. Rozmiary „trupków" są takie, aby bez trudu zmieściły się ~- Cyganie... 226 w szklance, tak jak rozmiar „diabełka" nie może być większy niż dłufi(V. kurzego jajka. Ciekawym szczegółem jest fakt, że cygańskie „trupki" alb0 pozbawione oczu, albo też mają oczy niebieskie (nigdy czarne), choć o czarn okruchy byłoby najłatwiej. Symbolizują one w ten sposób śmierć niecygańsk i - jak inne rekwizyty wróżbiarskie - nie są odczuwane przez samych Cyganów jako uosobienie zagrażającej śmierci, ale wyłącznie jako straszak dla nie-cv ganów. Dawne dokumenty świadczą o tym, że już przed wiekami wróżki cygańskie posługiwały się „diabełkami", czy „trupkami", że proceder ten uprawiany jest od bardzo dawna, że znany był już w pierwszym okresie pobytu Cyganów w Europie. W książce pt. Aus vier Jahrhunderten (1861) Karl von Weber zebrał teksty dokumentów pochodzących z saksońskich archiwów dotyczące przestępstw Cyganów i ich zatargów z prawem w latach 1488-17912. W tekście z 1606 roku czytamy o Cyganie Hansie, który był poddawany torturom, jako oskarżony o współudział w zamachu zbrojnym. Ów Hans oświadcza, że jest Cyganem urodzonym w Brunszwiku, że jego rodzice chrzestni modlili się, aby był tak czarny jak inni. Utrzymywali się z „leczenia" (a raczej -odmładzania) starych koni, wypiłowując im szczeliny w zębach i wypełniając je smołą. Kobiety zajmowały się wróżbiarstwem, a natrafiwszy na zabitego konia lub krowę brały z nich kość (Totenbein lub Knochen3), owijały ją końskim lub krowim włosiem i przyrzekały ludziom, że ukażą im, czy ich nieszczęście pochodzi od Boga, czy od złych ludzi. Wywierciwszy dziurę na progu domu, umieszczały w niej kubek z wodą i niepostrzeżenie ukrywały pod nim ową „kostkę". Gospodarz odmawiał „Ojcze nasz", a Cyganka zwracała się doń tymi słowy: „Jeśli los jest od Boga - nie znajdziesz nic, a jeśli od złych ludzi - to coś znajdziesz". Po tych słowach podnosiła kubek i odnajdywała „kostkę", co miało być zapowiedzią dalszych nieszczęść czy niepowodzeń. Wówczas gospodarze przynosili na żądanie Cyganki jakieś odzienie albo kawałek płótna oraz jeden, dwa lub trzy talary. Cyganka pytała, ile jeszcze mają pieniędzy i przyniesioną resztą zawijała w szmatę, po czym zręcznie wymieniała zawiniątko na inne, podobne, które miała zawczasu przygotowane, a wypełnione kawałkami cyny lub 2 Karl von Weber, Zigeuner in Sachsen (Aus vier Jahrhunderten, Leipzig, t. III, 1857-1861). (Cyt. wg E. O. Windstedt, Some Records of the Gypsies in Germany..., „Journal of the Gypsy Lorę Society", t. XII, part 4.). 3 „Koka/o"- przyp. J. F. i 227 Ołowiu, i kazała je spalić. Po dwóch lub trzech dniach, jeśli gospodarz 0dmawiał „Ojcze nasz", pieniądze miały się odnaleźć na tym samym miejscu. Tyle relacja sprzed trzech i pół wieku. Do dnia dzisiejszego proceder ten nie uległ większym zmianom, nadal zdarza się, że Cyganki posługują się „kostką", wymieniają pakiety z pieniędzmi na inne, bezwartościowe, tyle tylko, że miejsce talarów zajęły banknoty, a zamiast cyny i ołowiu w podmienionym zawiniątku znajduje się makulatura. Obecnie, gdy rodzima cygańska demonologia zanikła w naszym kraju prawie doszczętnie, owa „demonologia" zarobkowa, wyzyskująca zabobon-ność niecygańskiego otoczenia, nadal istnieje i rozwija się jak przed laty. Przyjaciel Adama Mickiewicza, Tomasz Zan (1796-1855), pisał w wierszu pt. Cyganka: Wróż, Cyganko, pośpieszaj, Słońce znikło za górą, Kiedy powrócić może; A zimny dmie powiewek; Smutne serce pocieszaj, Czerwony księżyc z chmurą A Bóg ci dopomoże. Wygląda spoza drzewek. - Gołąbko. Módl się wprzódy, Przestrasza dziewkę młodą, Przynieś jajko i wody. Co niesie jajko z wodą. Mamy tu ślady omawianych praktyk: jajko i woda w szklance. W zapisanym przez etnografa polskiego Matyasa opowiadaniu chłopa, który w XIX wieku, dzieckiem będąc, przebywał wśród Cyganów, znajdujemy także relację o wodzie szumiącej w szklance. Tyle tylko, że chłop, nie będąc wtajemniczony w tajniki tej sztuczki, zapewnia, że Cyganka musiała wlać do szklanki octu i wsypać sody, w przeciwnym bowiem razie woda, jego zdaniem, nie szumiałaby wcale. Cyganki w rozmowach między sobą lubią podrwiwać i kpić sobie z głupich ludzi, którzy wierzą w cygańskie sztuczki. „Głupi ludzie" są obiektem ich drwin i pogardy, ale zarazem źródłem cygańskich zarobków, więc elementem jak najbardziej pożądanym. „Nie żal mi takich" - mówiła mi Cyganka. - „Jak są tacy głupi, tobym zabrała im ostatnią koszulę. Należy im się za głupotę". Omawiane praktyki Cyganek można by także czasami nazwać żerowaniem na ludzkim nieszczęściu. Streszczę opowieść młodej Cyganki o tym, co się jej zdarzyło w czasie wędrówek po wsiach w 1962 roku. Opowieść ta dowodzi, że Cyganka dostrzegła różnicę między ludzką głupotą a ludzkim nieszczęściem. W pewnym domu gospodyni poprosiła Cygankę, aby ziołami czy czarami uzdrowiła jej ciężko chorego synka. Chłopiec był „całkiem głupi" — jak określa 228 Cyganka. Było to dziecko niedorozwinięte, cierpiące przy tym na coś w rodzaju epilepsji. Jego matka żaliła się, że wiele pieniędzy wydała na lekarzy i lekarstwa bez żadnego skutku. Prosiła więc, płacząc, Cygankę, żeby je; pomogła i zdjęła z dziecka „zły czar". Obiecywała sowicie za to zapłacić. Cyganka oddała biednemu chłopcu do zabawy talię swoich kart, którymi się bardzo ucieszył, i odmówiła pomocy, zrezygnowała z łatwego zysku, nie chcąc oszukiwać nieszczęśliwej matki. „Za wielki grzech bym wzięła na swoją głowę" - powiedziała mi. „Dla głupiego nie mam litości, wszystko mu wezmę i tylko się pośmieję z jego biedy, ale tam, to już nie miałam sumienia drab te del (czarować)". „Trupki" będące w moim posiadaniu są - jak również woskowe „diabełki" oraz „krzyż" - zrobione przez Cyganki z północno-wschodnich terenów Polski. Otrzymałem je od nich w lesie ok. 90 km od Warszawy. Egzemplarz „diabełka" zrobionego z oczu i pazurków kury oraz ludzkich włosów dostałem od polskiej Cyganki nizinnej. Wśród posiadanych przez nią rekwizytów wróżbiarskich - oprócz owego „diabełka" i „kostki" - widziałem także suszoną żabkę, która zapewne miała podobne zastosowanie, choć nie znam bliżej szczegółów postępowania Cyganek z żabą jako straszakiem. Wśród Cyganów z klanu Kełderasza, przebywających w Polsce, „diabełki", „kostki" i inne rekwizyty wróżbiarsko-magiczne również są znane i stosowane nie mniej niż wśród polskich Cyganów nizinnych. Cyganki - Kełderaszyce - są mistrzyniami w uprawianiu tego rodzaju czarodziejskich sztuczek. Znany im jest „diabełek" z kurzego oka i włosów, jak również - z czernionego wosku, z tą tylko różnicą, że - na ogół woskowy - ma u nich kształt bardziej abstrakcyjny. Do takiego abstrakcyjnego „diabełka", będącego dość niefo-remną woskową bryłką, Cyganka przyczepia włosy lub frędzle z chusty wełnianej. Cyganki z tego klanu używają też do tych samych celów łapki kreta. Jak wiadomo, przednia łapka, służąca kretowi do rozkopywania ziemi, nie jest pokryta sierścią, lecz jasną skórą i jest jakby miniaturką ludzkiej, pięciopal-czastej dłoni zaopatrzoną w paznokcie. Taką to łapkę Cyganka „znajduje" w rozbitym jajku i mówi swojej klientce: „Ktoś niedaleko umarł, a jedna kobieta, co kiedyś pani sprzyjała, teraz już do pani nie chodzi. To ona wylała wodę od umarłego pod pani okno. Trzeba teraz śmierć od domu odwrócić..." Wróżą także z igły, która „za sprawą złych mocy" traci połysk i czernieje w okamgnieniu. Sztuczkę tę wykonują posługując się sinym kamieniem, czyli „koperwasem" (siarczan miedzi). Bardziej skomplikowaną sztuką jest sastry (= żelazo). Ów przyrząd sporządzony jest ze sprężystej, stalowej blachy i ma 22? kształt jak gdyby rozciętego pierścienia, którego dwa końce w miejscu przecięcia" nieco zachodzą za siebie. W tym właśnie miejscu, między oba końce, odginając nieco jeden od drugiego, Cyganka wkłada kawałek cukru, po cZym wrzuca sastry do naczynia z wodą, przystawiając do pierścienia monetę lub łyżkę. Po chwili cukier rozpuszcza się w wodzie, koniec stalowego krążka gwałtownie się odgina i moneta lub łyżka znienacka odskakuje z brzękiem. Jest to, jak wyjaśnia Cyganka, znak dany przez ducha zmarłej osoby, która żąda pieniędzy, a skoro je otrzyma, przestanie straszyć. Trzeba wodę wylać o północy na skrzyżowaniu alej cmentarza i zakopać tam pieniądze, a nastąpi pomyślność. Znana jest również i uprawiana przez Cyganki sztuczka z nitką. Cyganka przygotowuje sobie dwie nitki równej długości. Jedną daje klientce, drugą trzyma w ukryciu między palcami. Każe zawiązać na nitce kilka supełków, po czym mówi: „Jeżeli to [jakaś niepomyślność] jest zadane od ludzi, to ja ci pomogę, a jeśli to od Boga przeznaczone, to nie poradzę, bom nie większa od Pana Boga". Cyganka odbiera nitkę z supełkami, zręcznie ją zamienia, chowając tę, a wyjmując drugą, na której supełków nie ma. Jest to oznaką, że nieszczęście było „zadane od ludzi", a zatem Cyganka może dopomóc w jego zażegnaniu. Lubczyki zalecane przez Cyganki-Kełderasza bywają różne. Oto jeden z nich. Dziewczyna, która chce skłonić ku sobie serce chłopca, musi wyrwać sobie parę włosów, dołożyć do nich trzy ziarnka pszenicy, szczyptę soli, troszkę chleba i cukru - wszystko to zawinąć w róg chusteczki i przez dziewięć dni nosić przy sobie. Dziewiątego dnia dziewczyna powinna nieznacznie trącić chłopca w prawe ramię, a zawartość chusteczki wyrzucić na bieżącą wodę. Prawie wszystkie „diabełki", „trupki" oraz „krzyż z włosami" dostałem od Cyganów, którzy stanowią grupę bardziej przestępczą niż większość ugrupowań cygańskich w Polsce. Ich tryb życia jest wyłącznie pasożytniczy, nie są muzykantami, nie uprawiają żadnego rzemiosła, utrzymują się wyłącznie z profesji złodziejskiej i wróżbiarskiej. Toteż nic dziwnego, że produkcja „diabełków", czy podobnych im innych złowróżbnych figurek, jest wśród tych właśnie Cyganów szczególnie intensywna, a posługiwanie się tymi prymitywnymi figurkami częstsze i bardziej udoskonalone niż w innych grupach cygańskich. Jest to ugrupowanie Cyganów „polsko-litewskich". Zaliczają oni siebie samych do Cyganów polskich, deklarują swoją do nich przynależność, choć Polska Roma z centralnych dzielnic kraju skłonna jest traktować ich jako 230 Cyganów rosyjskich. Obyczajowo i językowo stanowią ogniwo pośrednie między tymi dwoma odłamami ludu cygańskiego. Jeśli wziąć pod uwagę tereny ich pobytu i wędrówek przed II wojną światową (tzw. wówczas północno-- wschodnie kresy - Litwa i Białoruś), to i terytorialnie znajdowali się oni wówczas pomiędzy Cyganami rosyjskimi a polskimi nizinnymi. Obecnie drogi ich wędrówek często pokrywają się ze szlakami polskich Cyganów nizinnych, ale obyczajowo bliżsi są chyba Kotlarzom (Kełderasza), o czym świadczą kontakty między nimi oraz nierzadkie małżeństwa mieszane. Niechęć do życia osiadłego, zabranianie dzieciom nauki w szkołach, brak znajomości jakiegokolwiek rzemiosła - to czynniki, które sprawiają, że z jednej strony są to Cyganie świeżsi, ciekawsi dla etnografa, bardziej zachowawczy folklorystycznie niż ich nieco „zeuropeizowani" pobratymcy; z drugiej zaś strony — stanowią oni najbardziej oporny element wobec wszelkich ingerencji czynników oświaty i wszelkich prób produktywizacji. Ich najistotniejszy kontakt z czynnikami niecygańskimi, z władzami państwowymi ograniczał się do przesiadywania od czasu do czasu w więzieniach. Przyznać jednak trzeba, że swoisty „styl życia" wyrobił w nich wyjątkową (nawet w skali cygańskiej) zaradność życiową, spryt, poczucie humoru i zdumiewającą niekiedy inteligencję specyficznego rodzaju. Zapytywali mnie, po co zbieram ich „diabełki". Kiedy odpowiedziałem, że potrzebne mi są jako maskotki, że będą przynosić mi szczęście, przyjęli to jako żart, oświadczając również żartobliwie: „No, pewno, że tak. Prawdę mówisz-tak jest. Głupiemu i ciemnemu człowiekowi romano bengoro (cygański diabełek) nieszczęście przynosi. Ale mądremu - szczęście może przynieść. Tak i tobie przyniesie". CYGAŃSKA SZTUKA LUDOWA Osobliwością cygańskiego folkloru jest całkowity niemal brak jakichkolwiek przejawów sztuk plastycznych1. Pieśń ludowa, a więc poezja i muzyka, baśń, przysłowia - słowem, niepisana literatura i twórczość muzyczna - to jedyne dziedziny artystycznej działalności tego ludu. Cygańska poezja ludowa jest dość obfita w swym obecnym stadium, będącym niewątpliwie okresem schyłkowym, zamieraniem starej pieśni i rzadkim rodzeniem się nowej. Brak pisma cygańskiego sprawił, że nie ma ona swej historii, że dzieła jej ulegają nieuchronnym przekształceniom i zanikowi. Jest to bowiem wyłącznie literatura niepisana, przekazywana w ustnej tradycji, bezimienna. Oprócz nielicznych utworów współczesnej poetki cygańskiej Papuszy poezja jest zawsze śpiewana, jest pieśnią. Wszyscy Cyganie polscy śpiewają, każdy w swoim rodzimym dialekcie. „Trafiają się u nich - pisał w pierwszej połowie XIX w. Teodor Narbutt - poeci naturalni, bez żadnego ćwiczenia: jedni przestają na składaniu pieśni, drudzy na improwizowaniu całych poematów, częstokroć dialogowanych2 [...] W ogólności wiersze ich robią się do muzyki, a muzyka do rzeczy wyrażenia, według kaprysu poety. Co pieśń - to muzyka, a niekiedy co strofa. Ich poezja nie inaczej się tworzy, tylko że poeta śpiewając robi wiersze, a wiersze robiąc sPiewa. Zapomniana muzyka wiersze w niepamięć przywodzi. Mówili mi cyganie, że znali takich improwizatorów, którzy nowe, nie znane jeszcze Zob. rozdział Czarna magia cygańskich wróżek. : T. Narbutt, op. dr., str. 115. 232 śpiewy tworzyli bez namyślenia się, ale tak długie, że przez godzinę i więcej trwały. Niepodobieństwem sądzili, aby kto słowo w słowo spamiętał śpiew cały. Jednakże, dodawali, bywają Cyganki młode z tak dobrą pamięcią, że aby posłyszały co takiego raz jeden, powtórzyć mogą każdego czasu. Ich śpiewanie gatunkiem jest recytatywy, zmieniającej takt i przeciągłość rozmaitym sposobem"3. Cygańska poezja ludowa nie miała w Polsce swego Kolberga; jedyny jej zbiór - reprezentatywny tylko dla Cyganów podtatrzańskich - zgromadzony i opracowany przez Izydora Kopernickiego, nie daje pełniejszego wyobrażenia o cygańskiej pieśni i składa się z tekstów zbieranych w ostatnich dziesiątkach lat XIX w. Wiele spośród zebranych przez Kopernickiego tekstów żyje do dziś w skupiskach cygańskich na Podkarpaciu. Większość - to zaledwie czterowier-sze, utwory króciutkie, jednozwrotkowe, lapidarne. Pod tym względem przypominają góralskie śpiewki, równie zwięzłe i krótkie. Śpiewane bywają jako przyśpiewki w melodiach tanecznych, albo wiązane są w całe serie, łańcuszkowe ciągi, nizane jak paciorki na tę samą melodię. Oto kilka typowych przykładów pochodzących z moich zbiorów: Soskę mange jangar, Na co mi tam węgiel, soske mange trasta? żelazo i młoty? Na dźanen te kereł Moje czarne ręce mirę kale vasta. nie znają roboty. Me som ćoro, Myśmy biedni, ćora dakro ćhavoro, myśmy z biednych matek, na kamen man nas nie zechcą o barvałe ćhajora. dziewczyny bogate. O barvałe Bo bogaci łe barvałen kamaven, z bogatymi idą, o ćore tylko biedni łe ćororen kamaven. chcą się żenić z bidą. Nane man dajori, Nie mam ja mateńki, ńi kato dadoro, ni ojca czarnego, aćhilom korkoro jestem samiuteńki sar ćhindo kaśtoro. jak to ścięte drzewo. J T. Narbutt, op. cit., str. 117-118. 233 Mek oda kaśtoro Jeszcze i to drzewo n'aćhilas korkoro: nie leży samotnie: śudri bałvał phurdeł, chłodny wietrzyk wiewa, mek oles ćatadżas. gałązeczek dotknie. Ma dara romestar Cygana się nie bój sar kałe dźukłestar. niby psa czarnego. Kało dżukeł baśoł, Choć psy szczekać mogą, ńikas na dandereł. nie gryzą nikogo. Kerdźas mange o dad Mój ojciec mi zrobił ćokano, syłavis. i kleszcze, i młotek, kaj me bući kerav bym pracował sobie te na man demavav. i palców nie potłukł. Andro pańć syłava Więc w kleszczy pięcioro trin sanę cyrdava. trzy druciki biorę. Ci charchalo. ći pienisto. Co zepsute, co dziurawe, me łestar kerava. ja wszystko naprawię. Cyganie wyżynni, twórcy tych zwrotek, to jak gdyby cygański proletariat, to najuboższe ugrupowanie Cyganów w Polsce. Toteż najsilniej w ich pieśni występują motywy mówiące o biedzie, o społecznym upośledzeniu. Jest to także jedyna grupa cygańska, która zachowała w swej poezji ludowej utwory o tematyce zawodowej - piosenki cygańskich kowali. Umiłowanie życia gromadnego, prowadzonego przez nich już nie w wędrówkach, ale w osadach, łączy się z lękiem przed samotnością, przed odejściem od rodzinnej wspólnoty, przed utratą bliskich. Piękna poetycko piosenka Me mam ja mateńki pociesza sierotę, że nie ma na świecie zupełnego osamotnienia, że nawet ścięte drzewa jeszcze odwiedza wiatr. Cyganka i wśród tych Cyganów bywa czasem porywana przez Cygana, który ja. sobie na żonę upatrzy. I tutaj ślub zawierany w kościele nie należał dawniej do zjawisk tak często spotykanych jak obecnie, choć może nie bywał tak rzadki Jak wśród wędrowników. Oto piosenka żartobliwie opisująca „cygańskie 2aślubiny": Ła Rozate kałe jakha, Róża ma czarne oczy, łabon łake sar sovnakaj. a złoto w nich migocze. Imar ła chuden. imar ła lidźan! Już ją chłopcy łapią, jeden ją dogonił! 234 O zajacos klejenca I tylko im zając ćerkineł! na wesele dzwoni! Wygaśnięcie wielu cygańskich zasad obyczajowych sprawia, że Cyganje wyżynni swobodniejsi są w dziedzinie erotycznej niż ich wędrujący pobratymcy, a życie panny nie jest skrępowane licznymi zakazami cygańskiego prawa Znajduje to wyraz i w pieśni: - Ćhaje, ćhaje, ma barar tut! - Dziewczę, dziewczę, nie pysznij się tak! Perna murśa - pśesovna tut! Przyjdą chłopcy, będą z tobą spać! - Te pśesovna - likerava, - Przyjdą - wezmę ich do siebie, aj te merna - pharuvava! a jak umrą - to pogrzebię! Chalas e ćhaj kikiris paprika. — Jav ća morę, Jav kia mande, po me darav Jadła dziewczyna kukurydzę z papryką. - Chodźże, chłopcze, chodźże do mnie, bo się boję korkori te soveł! sama spać! Poezja miłosna obficiej reprezentowana jest w pieśni polskich Cyganów wyżynnych niż nizinnych; sprawy miłości nie są tu - jak w wędrujących taborach - naznaczone piętnem „nieczystości". Ćhajori romani, pode khoro pani. Pjava do khorestar, tre śukare mostar. Ćhajori romańi, thov mange jagori, na bari, na cykńi. Ćarav tro vodźori. Cyganeczko młoda, w twoim dzbanie woda. Będę pił ze dzbana i z twych ust, kochana. Cyganeczko młoda, rozpal mi ognisko, nie wielkie, nie małe. Chcę mieć ciebie blisko. Istnieje także na Podkarpaciu cygańska piosenka żołnierska, czy raczej - antyżołnierska. Dyskryminacja żołnierzy-Cyganów w austro-węgierskim wojsku, utrata wysoko cenionej niezależności osobistej i niczym nie skrępowanej swobody, wreszcie odłączenie od swoich, oderwanie się od cygańskiej wspólnoty - to wszystko sprawiło, że cygańska piosenka o poborze jest równie smutna jak więzienna. Bywało, że nizinni koczownicy uciekali od służby wojskowej veś veśestyr - od lasu do lasu - lub w fałszywe daty urodzenia. 235 Wyżynni - od dawna już osiadli przeważnie - nie mogli i nie umieli równie skutecznie uchylać się od żołnierki. Gelom mange tełe suki virba, raklom mange sargońiko ćiźma. Ciżma, ćiżma śarge budzechenca.. Oj, roveł e ćhaj łe kałe jakhenca. Poszedłem sobie pod wierzbę, co wyschła, znalazłem sobie żółciutkie buciska. Buty, buty żółte z ostrogami... Oj, płacze dziewczyna czarnymi oczami. Sługadźiko maro ajso jehin pharo. Kecyvar danderav ajcy japsa peren. Daje, miri, daje, na ćinger tre bała Tre bała ćingeres, Tianga żalą keres. Sabinoste iłe man ko sługadźa, Kieżmarkoste mirę bała streinde. kana kałe mirę bała streinde. e daj, o dad, the pirańi rovełas. Mój żołnierski chlebie, ciężko jeść mi ciebie. Płaczą moje oczy, co kęs - łza się stoczy. Mamo, moja mamo, rączek nie załamuj, nie rwij włosów z głowy, bo smutno synkowi. W Sabinie mnie do wojska wzięli. W Kieżmarku włosy mi obcięli, a kiedy mi czarne włosy obcinali, matka, ojciec i kochanka płakali. Wobec nierzadkich kolizji z prawem piosenki o tematyce więziennej są często śpiewane, zwłaszcza przez Cyganów z grup bardziej pasożytniczych, z nizin. Jedna ze złodziejskich piosenek nosi charakter osobliwej modlitwy, w której Cygan prosi Boga, aby mu sprzyjał i dopomógł w kradzieży koni. Zaczyna się od modlitewnej apostrofy: De tu, devła, rat kali- Daj, Boże, noc czarną: Boże, czarną nockę daj mi, żebym zakradł się do stajni, żebym dziś się zakradł do niej, żebym wziął dwa białe konie. Za konie chłop zapłacić musi pieniędzy pełen kapelusik! Pieśń Cyganów wyżynnych mówi o sądzie nad Cyganem: 236 Savore deśuśtardźene pało skamind besen, pało skamind beśen, o sondo zlikjeren. Rajałe, barałe, ma sondynen man but! Te man sondynena, me man murdarava! Panów aż czternastu posiadało za stół, usiedli sobie za stołem i będą mnie sądzić społem. O, wielcy panowie, nie sądźcie mnie srogo! Jak mnie srogo osądzicie, to odbiorę sobie życie! Kradzież, sąd, wreszcie więzienie. Wszystkie więzienne pieśni są do siebie podobne: jest to śpiew Cygana siedzącego w więzieniu, którego dręczy tęsknota za wolnością i obawa, że żona nie dochowuje mu wierności. W rozmaitych okolicach Polski Cyganie z różnych ugrupowań znają te bliźniaczo podobne piosenki: Gelom ke kirćima, pelom dre chudipen. Sig avri na dźava, nikas na dikhava. O ćeśyńska raja pałę skamind beśte o liłore ćhinen, bersa mange ginen. Ginen mange pańć bers, pańć berśore ginen. Miri terńi romńi do łubńipen kereł, a mre churde ćhave rom romestar phiren, kotyr maro mangen. Kon łen maro dęła, dova łen mareła... Poszedłem do karczmy, wpadłem do więzienia. Długo trzymać mogą, nie ujrzę nikogo. Tu cieszyńskie pany siedzą za stołami, na papierze piszą i lata mi liczą. Wyliczyli pięć lat, za pięć lat swoboda. A tam się łajdaczy moja żonka młoda. U Cyganów obcych proszą dzieci małe o chleba kawałek. Ale każdy mi je odgania i bije... Odwieczne, silnie zakorzenione nawyki wędrownicze znalazły wyraz w niejednej cygańskiej pieśni. Wędrówka lub tęsknota za nią - to częste motywy poezji cygańskiej. W formie sentencjonalnej pochwała wędrowania występuje nawet z rzadka w starej piosence Cyganów wyżynnych, choć koczownictwo zanikło wśród nich doszczętnie, a ich sezonowe, piesze przenoszenie się z miejsca na miejsce sprowadzać się jeszcze może wyłącznie do niedalekich wypraw za chlebem, np. do miejsc pracy kamieniotłuków przy budowie dróg- 237 Dźava manga, dźava, Kaj man na dźanena romore, gadźore, felig manuśore. Pójdę ja sobie, pójdę, gdzie ludzie mnie nie znają, ni chłopy, ni Cygany, ni żadne obce pany. Wieży rodzinne są u Cyganów bardzo silne i trwałe, miłość rodzicielska, zvwiązanie synowskie mocno zespalają członków rodziny cygańskiej. Oto P0senka o matczynej przydatności i zaradności, śpiewana mi w 1948 r. przez polskich Cyganów nizinnych: Kon dova, kon dova pre do vesa phireł? Phireł mri dajori, kasta joj phagireł. Churdo briśynt dyja. jag dadeske zaćhudźa. Kon pes dasavo rakheła, kon do jag roskereła? Rakća pes mri dajori, joj do jag rosphurdyja. A któż to, a któż to chodzi po tym lesie? Chodzi moja mama, chrust na ogień niesie. Drobny deszczyk padał, pozalewał wszystko. Któż by mógł na nowo rozpalić ognisko? Znalazła się moja mama, zgasły ogień rozdmuchała. Znana stara piosenka Cyganów nizinnych Pijcie Cyganie wódką zawiera prośbę młodego, aby go nie upijano. Charakterystyczna to prośba, bowiem młodemu Cyganowi goszczonemu przez starszych nie wolno odmówić wspólnego picia. Tego rodzaju odmowa potraktowana by była jako akt pogardliwej wrogości, a zatem jest niedopuszczalna. Ostatnia zwrotka o „zgubionych podkowach" jest jednym z piękniejszych fragmentów cygańskich pieśni. - Pjen romałe bravintica pjen romałe łovińica. Man ternores na maćkiren, dre zavodo na vligiren. - Zavodoske na darasa, sam duj psała, otphenasa, gadźoreske łavoresa, a romeske destoresa. Traden roma, but vurdena, łengre roty śoladena łengre roty śoladena. grają pętały naśavena. Gorzałkę pijcie co żywo, łykajcie, Cyganie, piwo. Mnie młodego nie spijajcie, zwady ze mną nie szukajcie. - My się ciebie nie zlękniemy, my dwaj bracia, odpowiemy chłopom - naszym twardym słowem, Cyganom - kijem dębowym. Jadą wozy z Cyganami, skrzypią koła pod wozami, jadą wozy do dąbrowy, konie gubią swe podkowy. 238 Długie, epickie ballady cygańskie, znane Cyganom bałkańskim i śpiew przez nich, być może pod wpływem rumuńskiej epiki ludowej, prze™ -i Kełderasza daleko, do Szwecji, a nawet Ameryki. W Polsce ten rod? poetycki zaginął chyba bez śladu. Owe śpiewane opowieści mało mają wsoh' specyficznie cygańskich cech i nie będziemy ich tutaj cytować. Przytoczym jedną tylko, krótszą pieśń polskich Cyganów wyżynnych, zanotowaną prze Izydora Kopernickiego4. a być może śpiewaną przez nich jeszcze dzisiaj: Devła, devta, so kerava, Boże, Boże, co ja zrobię, sar adadives na pjava? jeśli nie wypiję sobie? ?? andre karcma dźava, Może bym do karczmy poszedł o mindrikłe prepijava? i koraliki sprzeda! za grosze? Romore, gadźore Cyganie i chłopi phares bući keren. ciężką pracę mają. Andr oja karćmica Już w karczmie Cyganom te baśaveł na den. grać nie pozwalają. So jekvar baśade, Raz, gdy grała tam kapela, mre phrałes murdarde. brata mi zabili. E phenori dżałas, Siostrzyczka szła z targu, the igen rovełas, tak bardzo płakała, th' andre łeketica że aż cały fartuch pherdo avsa lidżałas. napełniła łzami. E dajori dżałas. Mateczka szła za nią uprę łen kidełas. i jej łzy zbierała. Piosenka ta jest utworem szczególnym, nietypowym dla Cyganów wyżynnych, których piosenki, jak już wspomnieliśmy, to prawie wyłącznie króciutkie, na kształt góralskich śpiewek, jednozwrotkowe teksty. Możliwe, że w czasach, kiedy Cyganie wyżynni wędrowali jeszcze, pieśń ich miewała większe rozmiary i szerszy oddech. Motywy wędrownicze znacznie częstsze są u wędrujących do dzisiaj Cyganów nizinnych i nierzadko łączą się z pochwałą konia, który bywa często bohaterem ich pieśni. Koń, zwierzę, którego „prawowiernym" Cyganom jesc nie wolno, towarzysz ich wędrówek, łup koniokradów, przedmiot ulubionego przez nich handlu — uchodzi za najmądrzejsze zwierzę, bardziej nawet rozumne — zdaniem Cyganów - niż pies. Twierdzą oni, że pies potrafi naśladować człowieka, być posłusznym, ale wyższość konia polega m. in. na tym, że koń nie tylko wie to, czego go nauczono, ale i „sam z siebie" przeczuwa 4 I. Kopernicki, Textes tsiganes, contes et poesis - teksty cygańskie, Kraków, 1925. 239 jebezpieczeństwa, zdaje sobie sprawę np. z pijaństwa swego gospodarza, „jechętnie odnosi się do pijanego i nigdy nie pije brudnej wody. Pies natomiast ootrafi chłeptać wodę z brudnej kałuży, nie jest tak wrażliwy i świadomy ludzkich spraw. Ciekawe jest przekonanie Cyganów, że pies może biec koło wozu, nie powinno się go jednak brać na wóz, ponieważ ciążyłby koniowi bardziej niż najcięższy człowiek. Zdarzyło się, że Cyganie wiozący na wozie młodego psiaka zrzucali go na piaszczystej drodze, aby ulżyć koniowi. Kaj tu sanys, mro dadoro? Ande virta skamindoro. Pijom vino bravintasa, ćordane grenca potradasa. Gdzieś ty bywał, mój tatulu? W karczmie dziarskom sobie hulał. Piłem wódkę, piłem wino, a mój konik komuś zginął. Aj, śupaj, śupaj, kało graj, te vydolines baro drom! Aj, siupaj, siupaj, czarny koniu, żebyś podołał wielkiej drodze! Kaj tradesa, mro dadoro? Kaj tradesa tu kokoro? Syr raj gadżo tud dikheła, cheładenge pukhaveła. Dokąd, mój tatulu, dokąd jedziesz drogą tą szeroką? Jak zobaczą cię panowie, wnet się i policjant dowie. Aj, śupaj, śupaj, kało graj, Aj, siupaj, siupaj, czarny koniu, te vydolines baro drom! żebyś podołał wielkiej drodze! Zdarzają się i pieśni żartobliwe, nacechowane cygańskim poczuciem humoru, jak np. piosenka Kełderaszów o Mimi: Phen-ta mange, hiryś Mimi. kon sas tuter pe felastra? - Te nas kodo o piramno, aj sas kody e mecuca. Powiedz ty mi, droga Mimi, kto pod okno twoje przyszedł? - Nie przychodził żaden chłopak, tylko kotek byt tu ze mną. - Ke la myca naj kołopo, hiryś Mimi, hiryś Mimi, taj chi khera ando punro, hiryś Mimi, hiryś Mimi! - Kot nie nosi kapelusza, droga Mimi, droga Mimi, kot nie chodzi w butach przecie, droga Mimi, droga Mimi! - Sołacharav tukę, gazo, te śućovav sar e patryn, sar e patryn ando pai, aj sas kody e mecuca. - Mogę ja ci, mężu, przysiąc, niechaj uschnę niby listek, niechaj uschnę jak liść w wodzie, że to kot był tutaj ze mną! 240 Trwałości i żywotności cygańskich melodii, żyjących także w oderwaniu od słów w repertuarze cygańskich kapeli, nie towarzyszy, niestety, trwałość tekstów, które często występują w ułamkowej, szczątkowej postaci. Rekonstrukcja ich jest niemożliwa, pamięć Cyganów przechowała bowiem tylk0 fragmenty, często nikłe bardzo. Wydaje się, że proces zanikania poezji ludowej, jej zasobu, przybiera wśród Cyganów polskich na sile. Jednocześnie jednak daje się zaobserwować ciekawe zjawisko powstawania nowych pieśni. Zza drutów hitlerowskich obozów zagłady uszły cało pieśni-lamenty, poetyckie skargi uwięzionych i skazanych na śmierć. Jest to jedyny, ale wymowny i przejmujący głos oskarżenia ludobójców, jaki padł z ust Cyganów. Wyjątkowość cygańskiej pieśni o zagładzie polega przede wszystkim na tym, że zawarte są w niej elementy historyczne, że nie jest to pieśń „pozaczasowa", jak większość cygańskich pieśni. Słowa „Aśvic" (Auschwitz), „Oświęcim", czy „Hitler" wiążą się z konkretnym czasem i jego tragicznymi wydarzeniami. W jednostajnym, nie zmieniającym się od pokoleń życiu, dziejącym się niejako na marginesach historii, tylko jakieś wyjątkowe wydarzenia mogą stanowić nową treść ludowej pieśni, tylko kataklizmy, dotykające bezpośrednio samych Cyganów, mogą odcisnąć nowy ślad w ich twórczości. Ludowa pieśń cygańska jest ahistoryczna; mówi o sprawach wciąż aktualnych, odwiecznych, jak: miłość, śmierć, bieda, wędrowanie itd. - ale nie utrwala czasu, nazw miejscowych czy jednorazowych zdarzeń. Są wprawdzie podstawy do twierdzenia, że i takie pieśni zdarzały się ongiś, ale ich żywot był krótki, nie podtrzymywany nietrwałą pamięcią zdarzeń, do których się odnosiły. W pieśni o zagładzie można się doszukać związków z licznymi pieśniami Cyganów, mówiącymi o więzieniu, w którym siedzi skazany koniokrad. Są już symptomy pozwalające przypuszczać, że z czasem, gdy cygańska pamięć o prześladowaniach w czasie II wojny światowej wygaśnie z odejściem świadków tamtych lat, zaginą również i konkretne realia w tych pieśniach, a one same upodobnią się do swych poprzedniczek - pieśni więziennych, lamentujących poza historycznym czasem i konkretnie nazwanym miejscem- Dziś już cygańska pieśń o zagładzie zanikła całkowicie i choć pamięć o niej zapewne nie wygasła wśród starszych pokoleń - nie bywa już śpiewana przez Cyganów. We wszystkich niemal pieśniach z tej serii powtarzają się podobne, a nawet te same zwroty; można by je traktować jako różne warianty tej samej pieśni. Motyw „czarnego ptaszka", który ma przenosić wieści, ma być jedynym łącznikiem między obozem a wolnością, występuje także w analogicznej pieśni 241 cyganów słowackich. Być może chodzi tu o kawkę lub srokę, zwaną przez jektórych Cyganów „cygańskim ptaszkiem" (romano ćińkłoro) ze względu ciemne ubarwienie, zamiłowanie do błyskotek i pewne szczególne obyczaje. Tekst zaczynający się od słów: „Duży dom jest w Oświęcimiu" zapisałem w 1948 r. u polskich Cyganów nizinnych, w ich obozie koło Szczęśliwie pod Warszawą. Dre Ośvienćim kher sy baro, te jov menge bibachtało. Okęć, okeć, dre Ośvienćim isy mandyr ćiriktoro te ligireł do litoro ki mri daj, ki mro dadoro... Nuno mange, pharo mange. Andre Auśtic kher sy baro. Deveł dęła, kaj wydźava i mre dąsa me dykhava. mre semenca na obdykhav. semencasa bravinta piava... Andr' Ośvienćim jamen maren, jone menge bibachtale. Dom jest duży w Oświęcimiu, to on nam nieszczęście przyniósł. Ohej! Lata mały ptaszek. Niechby zabrał słowa nasze, może liścik mógłby zanieść memu ojcu, mojej mamie... Tęskno mi tu, czas się dłuży. W Oświęcimiu dom jest duży. Da Bóg, że otworzą bramy, że mateczkę powitamy, że powrócę do rodziny, że pić będę wódkę z nimi... Tu nas biją w Oświęcimiu, to on nam nieszczęście przyniósł. Pieśń pochodzi zza drutów obozowych, śpiewa ją w pierwszej osobie uwięziony Cygan. Druga, podobna, pieśń uległa już zapewne późniejszym przekształceniom i stanowi dość niekonsekwentny zlepek dwóch tekstów: na wstępie dziewczyna opłakuje narzeczonego, zamkniętego w Oświęcimiu, a dalej - śpiewa sam więzień. Tekst ten, jak i następny, zapisałem w 1949 r. w Warszawie, w Parku Ujazdowskim; piosenki te śpiewała mi polska Cyganka nizinna, wróżąca z kart spacerowiczom. Dialekt jej nosi cechy właściwe Cyganom polskim z grupy tzw. Galicyjaków. Aśficate foros baro, odoj beśto mro pirano. Beśeł, beśeł, lamentineł, te po mandyr pobistereł. Mukheł, mukheł pharibnasa i na phendźa - jać devłesa! Devła, devła, mro devłoro, jus chaśoła mro śeroro! Odo kało ćirikłoro jandeł mange mro liłoro. Wielkie miasto ten Oświęcim, tam kochanek mój zamknięty. Siedzi, siedzi tam w lamentach i już o mnie nie pamięta. Tu zostawił mnie w strapieniach, nie powiedział - do widzenia! Boże, Boże, mój ty Boże, ja już ginę tu, niebożę. Liścik niesie czarny ptaszek, liścik od rodziny naszej, 18- Cyganie... 242 jandeł, jandel łes sasake, kaj som beśto jaśficate. Devła, devta, mro devtoro, kaj pes ćhudźa mro śeroro? Kana avri na wydźava, mro śeroro pśepereła. Wyśućijom marorestyr i gtazyco pańorestyr, i me doj jus phuravava, ne jus sfeto na dykhava. Kon man chała, to man chata, a sasos man zamareła. Devła, devła, chaśuvava, bo me sfeto na dykhava. niesie, niesie, tam, gdzie Niemcy, gdzie uwięził mnie Oświęcim. Boże, Boże, mój ty Boże, gdzież ja głowę swoją złożę? Już nie wrócę, ludzie, do was, tu przepadnie moja głowa. Tutaj już bez chleba wyschłem i bez kropli wody czystej, tutaj tracę młode lata i już nie zobaczę świata. Już na świat nie wyjdę więcej, tu mnie zamordują Niemcy. Boże, Boże mój, przepadam i już nie zobaczę świata. Druga piosenka, którą zaśpiewała mi ta sama wróżka cygańska, nie zawiera wzmianki o Oświęcimiu czy „Aśficu", ale mówi również o martyrologii Cyganów w czasie okupacji hitlerowskiej. Aj, romałe, romałe! Kje buty men traden. Te chał maro na den, a kje buty traden! So Deveł dęła, kaj saso na'veła. Syr saso javeła Chyr ja menge 'veła, syr saso na'veła fedyr menge 'veła. Aj, Cyganie, Cyganie! Do roboty nas gnają. Chleba jeść nam nie dają, a do pracy nas gnają! Niech Bóg sprawi, by więcej nie gnębili nas Niemcy. Gdyby Niemcy zostali, źle by działo się dalej, jak uwolni Bóg od nich, znów będziemy żyć mogli. Ostatnią zanotowaną przeze mnie pieśnią oświęcimską jest Wielki obóz w Oświęcimiu. Dwie nieco różniące się między sobą wersje tej piosenki otrzymałem od Cygana nizinnego, Edwarda Dębickiego, kierownika cygańskiego zespołu pieśniarskiego i tanecznego, w 1959 ?.; druga wersja pochodzi od Cygana ze szczepu Kełderasza, piosenkarza Sylwestra Masio-Kwieka. W poniższym tekście zawarłem poszczególne elementy obu tych wersji. Dre Ośvienćim baro lagro, odaj beśeł mro dadoro. Beśeł, beśeł. taj myślineł. Wielki obóz w Oświęcimiu, w tym obozie ojciec ginie. Siedzi, siedzi tam jak więzień 243 peskre dźeske pharo kereł. Chaćoł, chaćoł, ćerheńori, mri devłeskre momelori! Chaćoł, chaćoł ćerheńori, mri devłeskre momelori! Ach tu miro ćirikłoro, ligir mange do liłoro, ligir mange łes sasake, kaj me beśt' Ośvienćimjake. Vligirde men vudarenca, vymekhen men kominenca. Do lagrostyr na vydźava, pheńen, pśałem na dykhaya. i rozmyśla, co z nim będzie. Niechaj pali się gwiazdeczka, Pana Boga jasna świeczka! Niechaj pali się gwiazdeczka, Pana Boga jasna świeczka! Niechaj ptak, co w górze lata, list przyniesie mi ze świata. Niechby mi tu liścik przyniósł, bo go czekam w Oświęcimiu. Wprowadzili nas przez bramy, wypuszczają kominami. Nie wyjdziemy już z obozu, sióstr ni braci nie spotkamy. Ostatnią spośród zebranych przeze mnie pieśnią obozową Cyganów polskich jest: W tym obozie. Tekst zapisałem w 1950 r. w okolicach Zakopanego. Piosenkę śpiewała Cyganka nazwiskiem Gil, pochodząca z Jurgowa, przedstawicielka ugrupowania polskich Cyganów wyżynnych, osiadłych, pracujących przy tłuczeniu kamieni. Andr' oda taboris phares bući keren. O meg te chał na den, the meg man maraven. Avri man maraven, the andre man phanden, andre meg man phanden, meg te soveł na den, te soveł man na den, th'andre bući traden. andre bući traden. the o pani pre ma ćhiven. W tym obozie praca, dużo pracy ciężkiej. Tutaj jeść nie dają i biją mnie jeszcze. Biją mnie na dworze, trzymają w komorze, w budzie zamykają, spać nie pozwalają, spać nie pozwalają, w pracy poganiają, w pracy poganiają, i wodą mnie oblewają. Pieśń Tam w Dubnicy pochodzi od Cyganów słowackich; zapisał ją i przekazał mi Cygan słowacki, mieszkaniec Bratysławy, badacz cygańskiego folkloru -Anton Facuna. Tekst mówi o obozie dla Cyganów w Dubnicy nad Wagiem (ok. 150 km od Bratysławy). Obóz ten - obok pięciu innych cygańskich obozów -był zorganizowany na terenie Słowacji przez miejscowych faszystów współpracujących z hitlerowcami. 244 Dubńicate paso Vaho, kerel odoj mro pirano, kerel, kerel buti phary -żi raćastar żi kiarati. U tu kalo ćirikloro, lidża leske mro liloro, lidża, lidża mro liloro, andre thodźom mro jiloro. Adadives dives baro, ilam amen mro pirano, mre balore me chingerav, kana pe tu me leperav. O śingale phuj manuśa thode lanci pe tre musa, ligedyne tut dur mandar, nastik so ćhak pale dykhlal. Phenav tukę, mro pirano, hi pas mande tro vodżoro. Kana tele me paślovav, paso sero me les thovav. Kana sovav pe phuv kali, chudel - joj! - man e dar bari: andro sunę tut dykhlom, tro ratvalo śero phandlom! Tam w Dubnicy, gdzie Wag płynie, mój kochanek w pracy ginie, ciężką ma robotę, co dzień -aż do nocy w głodzie, chłodzie. Hej, ty ptaszku czarnopióry, weź mój liścik, leć do góry, nieś go, do rąk chłopca złóż go, bo w tym liście ślę serduszko. Wielki dzionek dzisiaj nastał i zabrali ciebie z miasta. Oj, rwę z głowy włosy gęste, kiedy za kochankiem tęsknię. Podli ludzie, mój kochany, ręce skuli ci w kajdany, zabrali cię precz ode mnie, nie oglądaj się daremnie. Mój najmilszy, w każdej dobie twoje serce mam przy sobie. Gdy w mogiłę zejdę ciemną, ono pójdzie razem ze mną. Gdy na ziemię ległam czarną, to we śnie mnie strach ogarnął: bo przez sen mi się zwidziała twoja głowa we krwi cała! Piosenka ta powstała poza granicami Polski. Ale i w niej przelatuje „czarny ptaszek", który ma zanieść uwięzionemu wieści od narzeczonej. Ośrodkiem zagłady były jednak tereny okupowanej Polski i dziś pieśń odnoszącą się do Oświęcimia śpiewają w swoim dialekcie nawet Cyganie na Węgrzech. Trzy takie pieśni Cyganów zapisał młody cyganolog węgierski Kamili Erdós, zmarły w 1962 r.5 Pieśń Aj, wzięli cią, Weszo śpiewał Cygan z Salgotarjan, imieniem Botos, który poinformował, że piosenka dotyczy cygańskiego chłopca, który zginął wraz z ojcem w Oświęcimiu; z całej rodziny ocalała tylko matka Wesza, twórczyni tej pieśni. Jaj ! Ligerde tu, Veśo, de le Ńamci rakloro Nai ma marandaśi de, ci ratji, ci djese. Jaj! Ligerde tu, Veśo, Aj, wzięli cię, Weszo, wzięli Niemcy obcy. Nie mam już gdzie spocząć aj, ni w dzień, ni w nocy. Aj! Wzięli mi cię, Weszo, „Journal ot the Gypsy Lorę Society", nr 1-2, 1963. 245 muro le rakloro. Jaj! Nai ma marandaśi de, ci ratji, ci djese... Jaj! Anda tutę, Veśo, ke chasajlan, rakloro, ke chasajlan, Veśo, juj! Kusa to dadoro. Jaj! Mudarde tu, Veśo, de, le Ńamci rakloro. De, minek avilem me khere? De, jaj, Veśo, juj! De minek avilem me kana ci san khere? - hej! Ci dadoro, naj o taj, ci o Veśo, juj! Jaj! Minek mange, Veśo, muro trajo ćoro? Ke aśilem me, Veśo, maśkar le romora. Ke feder avilo, Veśo, vi-me te mulemas, ke ci żanglemas me, Veśo, kada bari briga. zabrali cię, synku. Aj! Ni w dzień, ni w nocy nie mam już spoczynku... Aj! Wywieźli cię, Weszo, żebyś przepadł, chłopcze. Przepadłeś mi daleko, aj, razem z twoim ojcem. Aj! Zabili cię, Weszo, zabili cię Niemcy. Po co wracam do dom? Aj, Weszo, mój synku! Czemuż powróciłam? Już mnie dni nie cieszą - hej! Nie ma ojca w domu, ani ciebie, Weszo - aj! Aj! Już to życie, Weszo, nie zda mi się na nic, bom osierociała, Weszo, między Cyganami. Lepiej by mi było, Weszo, zginąć razem z tobą, bo bym nie zaznała, Weszo, największej żałoby. Jako dokument „epoki pieców" i świadectwo żywotności folkloru cygańskiego pieśń Cyganów o zagładzie zasługuje na szczególną uwagę. Pieśń cygańska jest konkretna, nie zna prawie wcale uogólnień i poetyckiej sentencjonalności. Jedynym wyjątkiem z tej reguły wśród przytoczonych tu tekstów jest pieśń Nie mam ja mateńki. Tak zwana mądrość ludowa wyraża się niekiedy w cygańskiej baśni, a pFzede wszystkim w porzekadłach, w przysłowiach. Niektóre z nich zdają się być zapożyczone, inne stanowią wyłącznie cygańską własność. Stanowią one okrasę rozmowy między Cyganami, służą jako argument dla poparcia wypowiadanych twierdzeń i racji, czy dla oceny czyjegoś postępowania. Przytoczę najciekawsze z nich, nie dzieląc ich według cygańskich szczepów, z których pochodzą: Gdybym wiedział, gdzie upadnę, podścieliłbym tam sobie. -?-Z dzisiejszego ognia — jutrzejszy popiół. Zima zapyta cię, coś robił w lecie. 246 Cudzy koń zrzuci cię w drodze. Nadzieja pozwala ci spodziewać się, ale życie nie zawsze pozwala ci żyć. Wierzę w Boga, bo mi już nic innego nie pozostało. tir Nawet Bóg odwraca się na widok głupca. tir Życie składa się z wielu kłamstw i z odrobiny prawdy. tir Biedny jest diabeł, bo nie ma duszy. tir Nie porzucaj wielkiej drogi dla malutkiej. Człowiek robi pieniądze, ale pieniądze nie zrobią człowieka. tir Do zamkniętej gęby mucha nie wleci. tir Pies, który wędruje, znajdzie sobie kość. tir Wesz odchodzi - śmierć przychodzi. tir Dużo dzieci - dużo szczęścia. tir Uszy panów są tak pełne miejskich hałasów, że już nie słyszą, jak drzewa gadają w lesie. ;r tykne ćerheńa. jCałe tykne jakha zmrasona, dźija pomerna... nadives rakirłys partyzanto Capajevo, kaj pśedźasam sastruno drom. xje j ćaćo daje raty na sućom. ?? baro jivoro peja, drom zaćhakirdźa. jekh dyćło drom thudytko apre boliben. Dźan, tełe nak gili bagen. Peja jag bari, sare paśon, ćhavorenge muja phanden, sare mule darjatyr jaćhen. Dają rat śyłali, jus mereł ćhajori, pałę star divesa garude śtaren ćhavoren romńa andre bare jiva. Staren khetane andre jek dives garude! Dikhta, khamoro, syr bityro mereł śylibnastyr ćhavoro romano andre veś baro! Suneł ćiriklo roviben dakro i dadeskro, śunel pani i veś gili bari kereł, dur andre thema ła ligireł. Soskę veś bageł? Bo romńi roveł. Najek nagły paśe śero romano pśenasłe, syr ćirikłe, najek jasva ratvałe vyćhuve... Choć romńi pre gava na phireł, jekvar pre kurko soś pes andre veś rakheł-syr na guruvńi, to graj zamardo i kuty łond i giv rosćhudo... Ne i veśytko draboro, ne i jażacko, veśytko balićhoro. jak małe gwiazdy. Czarne oczy zamarzną. Serduszka poumierają. I powiedział czapajewski partyzant że mamy przejść drogę żelazną. I naprawdę nikt w tę noc nie zasną} Tyle śniegu napadało, drogę nam zasłonił całą. Widać tylko Drogę Mleczną na niebje Nucą pod nosem, idą przed siebie. A jak ogień strzałów nadleciał, padli, usta zatkali dzieciom, martwi 7 strachu, taki strach! Tej nocy wielki mróz wzbierał. Już mała córeczka umiera, a po czterech dniach czterech synków matki pogrzebały w zaspach wielkich i białych. W jednej dobie czterej razem pochowani w białym Kr w Spójrz, jak bez ciebie, słoneczko, umiera z zimna cygańskie dziecko w ogromnym lesie! Płacz matki i ojca usłyszy ptak leśny i las je usłyszy, rzeka składa pieśni i w kraje dalekie zaniesie. Dlaczego tak śpiewa las? Bo Cyganka płacze. Nieraz kule koło głowy przeleciały jak ptaki, nieraz Izy krwawe spływały. Nie chodzi po wsiach Cyganka, nic ?? Przyniesie ale zawsze raz na tydzień coś się znajdzie w Iesie-krowę, konia zabitego znaleźć może trochę soli, rozsypane zboże, no i leśne ziółka świeże i prosiątka leśne - jeże. Kham raćatyr vygeja, veś saresa sparńija. Słońce już z nocy wyszło, pobieliło w lesie wszystko. 266 Me volindźomys te javeł andre veśa, te pochan man ruva, syr te beśeł andre dała khera. Andre dyćłe rata kaj na kaj manuśa, syr andre chańiga. Jekhvar dre kher sys ćhon andre dudali, me te soveł naśty. Konyś teł dudali zadikheł. Phućav: - Kon isy? - Phirav vudara, miri kali romńori! Dikhav: wdźał śukar ćhindori. Cytroł, zdrał i mangeł te chał. Corori, san, miri ćhindori! Dyjom łake maro, so isys, gadoro. Sareduj bisterdźam, kaj na dur jamendyr isys chałade. Ne dają raty ki jamę na javne. - Romńije tu miri! De te ćamudav tut pał tro łacho dźi! Tu dares i me darav. Me so kurko javava, so rat. ?? na dźines, kaj isy ćapajevo otrat? - Jamę łenca tradyjam. Tradyne angił fkidy zasućam. Wolałabym być w lasach białych, choćby mnie wilki pożreć miały, niż w tych chałupach siedzieć. W jasnych nocach ludzie gdzieniegdzie jak w studni głębokiej. Raz księżyc stanął u moich okien, nie mogę usnąć. Ktoś zagląda w okno moje! Pytam się: Kto tam stoi? - Czarna moja Cyganeczko, niech mi drzwi odemkną! Wchodzi - widzę Żydóweczkę piękną. Drży, trzęsie się cała i prosi, żebym jeść jej dała. Biednaś ty, Żydóweczko moja! Dałam jej chleba i koszulę i obydwie-śmy zapomniały, że żandarmi są blisko, mogą nas zaskoczyć. Ale nie przyszli do nas tej nocy. - Cyganeczko moja mila! Dajże mi się pocałować za serce twoje! Ty boisz się i ja się boję. Co tydzień będę tutaj nocą przychodziła. Czy nie wiesz, gdzie są czapajewcy? - Myśmy z nimi razem dawniej wędrowali. Zasnęliśmy, a oni pojechali dalej. Me somys nastali i mandyr sare, syr jekh, ńikon na meja; Sare sys śov kurkę paśłe, pomogindłe malinytka kerade rukhore, do pańesa sare vysaśćijam. Deja deveł marco tato. Kaj na kaj jivoro pasło. Gadźłe tełe dudala phiren; Save roma? Truśuła keren. Roma połokhes zabistyren, apre łava peskre kharen: Janek, Brona, Kśyśa, Zośa... Jekh miro łav naśty chaline romano - dova isys bachtało. ???? rady gadźe kernys, Byłam chora, a ze mną wszyscy chorowali, ale nie poumierali. Leżałam sześć tygodni z nimi ledwo żywa. Pomogły gotowane gałązeczki malin, wszystkich uzdrowił ten wywar. Dał Bóg ciepły marzec wreszcie. Śnieg gdzieniegdzie leży jeszcze. Ludzie do okien podchodzą bliżej: Cóż to za Cyganie? Żegnają się krzyżem. Po trochu już zapominają, po imieniu się wołają: Janek, Bronia, Krzysia, Zosia... Tylko moje cygańskie imię zrozumiane nie zostanie - szczęśliwe moje nazwanie. Rozpoczęły się narady, 267 kaj romen te zamareł. phendłe groby te chandeł, Itarndle jamen te zamareł. So doj isys roviben! Me gadźe łes na dikhen. Roma, romńa nasfałe paśłe pał dives tełe. poj zamarena saren raćenca. ???? ćanga kńejon, devłes mangen, roven ratvałe jasvenca. Fedyr isys dre veśa, syr dałe gadźenca! Chana jamare masa! Jama murśa, łen tovera andre vasta! Nek zamaren jamen, a potem ćhayoren. • Rat kali zageja. Me i jekh romńi, nek javeł łakro dźi bachtali ki mro deveł, bo joj jus na dźiveł, chtyjam raty, gejam syr rat bari te kali, skalija darjatyr jamaro dźi. Dźas sygo odołe dromesa, kaj ?apajev isy. Och, do kali raćori! Gili miri, gili! Sare tykne ćirikłore mangen devłes pał jamare ćhavore, te na zamaren men chyrja sapa i gadźe. Ech, dolica tu jamari! Bibachtali bacht miri! - Śunta ćhaje! Ryśovas, te na dujdźine biromengro pśepernas. Fedyr sare khetane, śukaredyr so butdźine. Ech, tu miro dromoro, sykav menge kaj isy łacho chalado, te podeł menge vast peskro! Dają gili zabagandźam sare khetane, ćapajevska chałade i roma sare, jak by tu Cyganów zabić. Groby kopać rozkazali i Cyganów zabijali! Jakie tam było płakanie! Ale nie zważali na nie, Cyganki, Cyganie pospołu w dzień biały padali do dotow. Tam zamordują wszystkich nocami! Padają na kolana, proszą łaski Boga, płaczą krwawymi łzami! Lepiej było w lasach, gdzieśmy byli sami! Niech pożrą nasze ciała! Siekiery bierzmy, mocni jesteśmy! I zabijają nas, i nasze dzieci małe. • Zapadła czarna noc. Z jedną Cyganką wyruszam, niech będzie szczęśliwa jej dusza u mojego Boga, bo już nie żyje nieboga. Uciekła, biegła razem ze mną tą nocą wielką i ciemną, a nasze serca sczerniały z lęku. Idziemy drogami prędko tam, gdzie czapajewska gwardia. Och, ty nocko czarna! Piosnko ty moja, piosenko! Każde spośród małych ptasząt do Boga się modli za rodzinę naszą, żeby nas nie zabili ludzie ni złe węże. Ech, dolo ty nasza! Szczęście ty moje nieszczęsne! - Słuchaj dziewczyno, co powiem tobie: wracaj, bo same zginiemy obie. Do rodziny powrócimy, lepiej żyć nam między swymi! Ech, ty moja dróżko leśna, do dobrych żołnierzy nieś nas, żeby ktoś nam rękę podał! I wszyscy razem śpiewaliśmy pieśni, żołnierze czapajewscy i Cyganie leśni. 268 vasta peskre podyne pre truśułytka droma. sare peske tradyne, kaj jakha ligirde. Jamę pśytradyjam ki katalary chalade, beśasys doj duj kurkę. Chalade syr sasy ryde, tylko ożełki jamare apre śtadyka bare. Jiv perelys baro syr patryńa i drom jamaro zrykirdźa. Dasavo baro jiv, kaj roty saresa garudźa. TSebi herenca śpera te kereł i vurdena pale grendyr te śpulel. Kicy bidy i bokha! Kicy tugi i droma! Kicy ostra bara vgine andre hera! Kicy, kicy nagły naśenys paśe kana! • Sare roma te naśen ki me. syr ki veś, kaj jag isy baro i khamitka duda pherdo. Pre odo mirę gila te zdźan pes sare roma i te vychalon mirę lava. De tu devla, bari pogodyca, kaj te vyśućoł mri ryskirdy śatryca. Churdo briśynd peja, tykne ćhaven kinćkirdźa. Jov mri gili tumanosa ligirdźa ki sare roma barvale, kaj len isy śatry neve. Jonę na chalon savo manuś isy barvalo: odova, kaj sovnakaj isy łes but, Ły dova, kaj gody i maro isy les andre vasta. Syr veś bagel, adźa rom khełel, łokho syr por, pharo syr bar, adźa andre kamlipen chaćol, syr jag śukar. Jamenge andre khera te beśeł, śukar gili te bagel, Potem na rozstajach z nami się żegnali i gdzie oczy poniosą poszli sobie dalej. Do polskich żołnierzy przyszliśmy tej zimy, i przez dwa tygodnie siedzieliśmy z nimi. Wszyscy byli tak jak Niemcy przyodziani, mieli czapki duże i orzełki na nich. Śnieg padał wielki jak liście z drzewa, drogę nam całkiem pozawiewał. Kota grzęzły w nim całe, tak wielki opadł. Trzeba było nogami znaczyć ślad i po tropach wozy za końmi przepychać przez śnieg. Ile głodów! Ile bied! Tyle smutków! Dróg niemało! Tyle ostrych kamieni w stopy się wbijało! Ileż koło uszu kul nam przeleciało! * Niechaj wszyscy Cyganie przybiegną tu blisko, jak do lasu, gdzie wielkie ognisko i gdzie w światłach słonecznych wszystko. Niechaj na to moje śpiewanie wszyscy zewsząd się zejdą Cyganie, żeby słów mych wysłuchać, odpowiedzieć na nie. Daj nam, Boże, pogodę czystą, by w podartym namiocie wyschło. Popadały drobne deszcze, małym dzieciom mokro jeszcze. Mgły piosenkę wyśpiewaną bogatym poniosły Cyganom, co nowe mają namioty. Oni nie wiedzą o tym, czy bogaty jest ten człowiek, który ma pieniążków mrowie, czy ten, co chleb ma i rozum w głowie. Jak las zaśpiewa, tak tańczą Cyganie: lekko jak piórko, ciężko jak kamień. I niby piękny ogień zapalają się kochaniem. Nas w nowych domach odnajdziecie, nam - śpiewać pieśni bucha te gineł i te opheneł. i nevo bucho kuć manuśa andre nevo sfeto te vyden. i księgi czytać po słowie słowo. Niech dobrzy ludzie książkę nową wydadzą w nowym świecie. 269 Las - tło cygańskich postojów i wędrówek — jest w pieśniach Papuszy nie tylko elementem opisywanego krajobrazu, ale także wyrazicielem uczuć, powiernikiem wzruszeń, współbohaterem lirycznych utworów. W licznych wierszach Papuszy veś bagel (las śpiewa), veś bagel romańi gili (las śpiewa cygańską pieśń), ?? trośale, ?? bokhale, chten i khelen, bo veś len adźa syklakirdźa (czy spragnione, czy głodne, skaczą i tańczą, bo las je tak nauczył), veś terdo, syrmurś godo (las stoi jak mądry człowiek) -itd., itd. W szumie lasu wyraża się radość i smutek poetki. Las jest wyrazicielem jej nastrojów. To silne uczuciowo- wyobrażeniowe powiązanie Papuszy z lasem i jego sprawami jest przekonywającym dowodem, że nie tylko praktyczne względy pasożytniczego wędrowania każą Cyganom żyć w bliskiej komitywie z lasem, ale że grają tu także wybitną rolę czynniki czysto emocjonalnego przywiązania. VE$ESKRI GILI Ach, mirę vesa! Na parudźomby andre sfeto baro ńi pał so, pale sovnakaja i laćhe bara Bo łaćhe bara keren śukar jaga i but pśeperen pał łendyr manuśa. A mirę bergi barytka i paśe pani bara drogedyr syr kućbara, kaj keren jaga. Andro miro veś raćenca paśe ćhon chaćonys jaga, denys dud syr łaćhe bara, kaj manuśa lidźan pre vasta. Ach, mirę kochana veśa, kaj pachńison sasto! Kicy tume romane ćhavoren barjakirde, syr kuśca tumare tykne! A dźesa syr patryńasa bałvał ćałaveł, dźi ńićhestyr na dareł. Chavore gila bagen. LEŚNA PIEŚŃ Ach, moje lasy! Na całym wielkim świecie nie zamieniłabym was na nic - ani na złoto, ani na drogie kamienie, drogie kamienie, które pobłyskują pięknie i tylu ludzi zwabiają do siebie. A moje góry skaliste, moje kamienie nad wodą są droższe niż klejnoty światłem bijące. A w moim lesie nocami, tuż przy księżycu ogniska płoną i światłem biją jak kamienie drogie, którymi ludzie palce zdobią. Ach, moje lasy ukochane pachnące zdrowiem! Wychowałyście wy Cyganięta, jak swoje własne zagajniki! Wiatr sercem jak liściem porusza i bać się nie ma czego. Dzieciaki śpiewają sobie, 270 ?? trosałe, ?? bokhałe czy spragnione, czy głodne chten i khełen, bo veś łen skaczą i tańczą, adźa syklakirdźa. bo las je tak nauczył. Sprawą bardzo ważną dla Papuszy i innych Cyganów było ustosunkowanie się do nich tych ludzi, którzy w terenie agitowali za osiedlaniem się. Jeśli tylko człowiek taki wzbudził wśród Cyganów sympatię, często sprawa osiedlenia się ich była już pozytywnie przesądzona. Jeśli zaś nie, jeśli - jak się również zdarzało - jest to ktoś, według słów Papuszy, „mądrzejszy od Cygana, taki, co koło wody przeprowadzi i nie da się napić" - wówczas sprawa, którą on reprezentuje, skazana jest z góry na niepowodzenie. Z powodu takich i tym podobnych trudności Papusza osiedliła się nie od razu. Jednak po rozmaitych perypetiach doszło wreszcie do osiedlenia się całej jej rodziny. Innymi licznymi trudnościami Papusza się nie zrażała; mówiła: „ryby, które kłują, są najsmaczniejsze". Osiedlili się Cyganie wraz z Papusza w 1950 roku i mieszkali początkowo w Żaganiu, w zielonogórskiej ziemi, z krótką letnią przerwą w 1953 roku, kiedy to wyruszyli na wędrujące „cygańskie wczasy", po czym przenieśli się do Gorzowa Wielkopolskiego, gdzie mieszkają do dziś. Z jakiej lektury, z jakich źródeł wywieść by można wpływy, które zaważyły na twórczości Papuszy? Pomijając napotykane w niektórych jej pieśniach obciążenia mieszczańskich piosenek „przebojowych" są to przede wszystkim tradycje cygańskiej pieśni ludowej. Papusza z poezją stykała się prawie wyłącznie poprzez pieśń; poezji drukowanej, nie przeznaczonej do śpiewu, nie zna prawie wcale. Jeśli więc pominąć sprawę wyżej wymienionych obciążeń -trafiających się zresztą rzadko - to można zaryzykować twierdzenie, że cygańska poezja ludowa jest jedynym nauczycielem poetki. Brak oczytania Papuszy w poezji ma swoją dobrą stronę: oto dzięki temu twórczość jej pozbawiona jest cech naśladownictwa, wtórności, jest świeża nawet w swoich naiwnościach czy prymitywizmie. Szczerość poetki nie została zakłócona jakimiś mechanicznie przejmowanymi z zewnątrz rygorami i zużytymi rekwizytami wierszopisarskimi. Tak więc twórczość poetycką Papuszy nazwać można ludową, jak ludową nazywamy bezimienną twórczość poetycko- pieśniarską. Różnica polega na tym tylko, że twórca tutaj jest znany, że utwory swoje utrwala i że pewne nowe treści, jakie wprowadza do poezji, nie znane były dotychczas ludowej twórczości cygańskiej. Żywot ludowej pieśni cygańskiej jest skomplikowany i niekrótki. Przechodzi ona wprawdzie z ust do ust, przekazywana jest z pokolenia na pokolenie, 271 je teksty jej gubią realia, zmieniają je, zastępują nowymi. Pieśń odnosząca się ,0 konkretnego, umiejscowionego w czasie wydarzenia, jak np. pieśń o poby-?? Cyganów w oświęcimskim obozie, z czasem zatraca realia i jeśli nie zginie 3}kiem wraz z pamięcią o minionej zagładzie, to stać się może piosenką ^jęzienną, jakich u Cyganów wiele. To są prawa, jakimi rządzi się pieśń jadowa, zwłaszcza zaś pieśń Cyganów, których cechuje na ogół - w obecnym tadium ich rozwoju społecznego - brak pamięci historycznej, brak zainteresowania własną, nawet niezbyt odległą, przeszłością. Powstają wśród nich nowe ^twory poezji śpiewanej, a dawniejsze schną lub rosną jak drzewo gubiące gt3re gałęzie i obrastające nowymi. Teksty ludowe nie mają tej nośności treściowej co utwory Papuszy. ^wierzone tylko ???????, nie utrwalone pismem, poprzestają na nieskomplikowanej na ogół zawartości, łatwo wbijającej się w ucho rytmicznej melodyce j są z reguły krótkie; dają się wyśpiewać „jednym tchem". Dłuższe utwory typu palladowego należą raczej do rzadkości. Jedynie spotykane czasem improwi-z3cje pieśniarskie miewają szerszy epicki tok, ale żyją jedynie raz i zapadają ^ niepamięć, skoro tylko zostaną odśpiewane. Papier i pióro dopomogły Papuszy do utrwalenia w poezji więcej, niż zdoła udźwignąć niepisana pieśń ludowa. Zapis umożliwił wielokrotne powtórzenie zaimprowizowanego utworu, przypomnienie go sobie, choćby się już ulotnił z pamięci autorki. Korzystając z tego, Papusza dopuściła do głosu wiele spraw, które nie znajdowały dotychczas wyrazu w cygańskiej poezji ludowej, pozwoliła sobie niejednokrotnie na bardziej skomplikowany wątek, na rozlewniejszy nurt wiersza. Możność zapisywania wierszy przyniosła jednak także minusy: często spotykaną nadmierną rozwlekłość, puste dłużyzny; sprawiła, że pierwsza wersja utworu jest zarazem ostateczną. Papusza bowiem nie zna poprawek i kreślenia rękopisu. Jej wiersze nie mogły, jak pieśni ludowe, doskonalić się przez wielokrotne wykonywanie, które szlifuje, wygładza tekst, dodaje doń nowe elementy, a odrzuca zbyteczne. Rękopisy Papuszy są pisane pośpiesznie, często z błędami, z opuszczaniem całych sylab itp. Sprawia to wiele trudności przy odczytywaniu tekstów, ale po przywyknięciu do specyficznych cech jej charakteru pisma i ortografii nie są to przeszkody nie do pokonania. Papusza nie zna podziału wierszy na linijki zakończone rymami, pisze jednym ciągiem od brzegu do brzegu kartki i dopiero w czytaniu dają się wyraźnie wyosobnić poszczególne frazy wiersza, zakończone współbrzmiącymi ze sobą końcówkami. Rymy poezji cygańskiej to przeważnie rymy gramatyczne, których język cygański ma wielkie bogać- 272 two. Wystarczy powiedzieć, że ogromna większość czasowników w tycj, samych czasach, osobach i liczbach rymuje się ze sobą. A więc np. bageł, kereł phireł, marel, beśei, tradel (śpiewa, robi, idzie, bije, siedzi, jedzie). ??? garścią czerpie więc Papusza z tego niezliczonego zasobu prymitywnych rymów, z rzadka tylko urozmaicając je rymem kunsztowniejszym: Syr veś bageł, adźa rom khełeł - Jak las śpiewa, tak Cygan tańczy - fokho syr por, pharo syr bar, lekko jak pióro, ciężko jak kamień, adźa andre kamlipen chaćoł tak w miłości się pali, syr jag śukar. jak ogień piękny. Rytmika większości wierszy Papuszy nie jest regularna i jednostajna; w obrębie tego samego utworu zmienia się wielokrotnie, płynna, rozsadzana często przez nadmiar słów poprzedzających rym na końcu frazy. Jest to charakterystyczna cecha cygańskiej improwizacji poetyckiej, takiej zwłaszcza, której nie zdołała jeszcze całkowicie ukształtować melodia, w której śpiew nie zdążył oszlifować sterczących nierówności. Dlatego też, jeśli cygańską poezję ludową nazwać by można śpiewką, to wiersz Papuszy jest gawędą, niekiedy -jak się zdaje - bardziej podatną do rytmizowanej melorecytacji niż do śpiewu. Nie są to wypracowane, pełne dojrzałego, profesjonalnego namysłu utwory, ale - jak pisał Julian Tuwim - „proste, z serca Cyganki płynące wiersze". Twórczość Papuszy pełna jest świeżej pomysłowości poetyckiej, obfituje w odkrywcze metafory, celne porównania, trafne skojarzenia. Zwracając się do ukochanych przez siebie lasów, pisze: „Heście Cyganiąt wychowały, jak krzaczki wasze małe". Las -jak w wielu innych wierszach Papuszy - jest czymś uczłowieczonym, współdziałającym z Cyganami, współczującym z nimi. W wyżej przytoczonym cytacie jest on opiekunem i wychowawcą cygańskich dzieci i swoich własnych krzaczków, z których będą „dorosłe" drzewa. W tej samej Leśnej pieśni las jest nauczycielem: „Dzieci piosenki śpiewają, czy spragnione, czy głodne, skaczą i tańczą, bo las je tak nauczył". Leśny ptaszek z wiersza Papuszy jest jej „leśnym braciszkiem", który razem z nią „wyrósł w czarnym lesie". JAVEŁ VEND PARNORI ZIMA BIAŁA NASTAŁA Javel vend parnori, Zima biała nastała, speja jiv syr śerand mechytko bari. spadł śnieg jak wielka mszysta poducha. jare jolki zełena ukedyja, (engre krenzy zbanćkirdźa. Kało graj star petałenca jiv ćhurdeł, Dźi pes pśebanćkireł, syr zeleno jołyćka łakre krenzy zbandźine. Andre kuśco beśty sova, tełe jołka ćirikłe, parno jiv syr śatra romańi łen ćhakireł. Veś terdo syr murś godo, bałvalenca gili na bageł. Tykne jaga, syr mrazytka ćerheńa odmareł andre jakha. Dadives ćirikło andre kuśco tełe jiv suto, syr na jekhvar romano chavoro ćororo. Dadives andre kher tato dzido bachtało. Pśynaśeł teł dudali ćororo ćirikło. Zmraśija, mangeł te chał maroro. Ach, dava miro veśeskro pśałoro! Khetane baryjam andre veś kało. Dava łeske so fedyr i butyr maroro. Jav ki me, me ki tu, miro ćororo ćirikłoro! Mangasa devłores, kaj javeła kham baro, bo kana jiv peja syr mecho parnoro. Miro ćirikłoro, konyś łacho kereł tukę tato kheroro, na mraśosys tełe kuśco, andre jiv baro, kaj nańi tut łacho suno. 273 Ubrał wszystkie jodły zielone* gałęzie im poprzyginał. Koń czterema podkowami śnieg rozrzuca i serce się zgina jak jodełki zielonej gałęzie. W krzaku przycupnęła sowa, pod jodłą - ptaki: jak namiot cygański osłania je śnieg. Las stoi jak mędrzec, z wiatrami pieśni nie zaśpiewa. Ogniki niby gwiazdy mrozu odbija w źrenicach. Dziś ptak w zaroślach śpi pod śniegiem, jak nieraz biedne Cyganiątko, co w ciepłym domu dzisiaj mieszka. Przyfruwa pod okno biedny ptak, zmarznięty - o chleb prosi. Ach, to mój leśny braciszek! Razem wyrośliśmy w czarnym lesie. Dam mu chleba dobrego, dam mu jak najwięcej! Chodź tu do mnie, przyjdę do ciebie, mój biedny ptaku! Poprosimy razem Boga, słońce, żeby przyszło wielkie bo teraz spadł śnieg jak wielka mszysta poducha. Mój ptaku, ktoś zrobił dla ciebie ciepły domek, żebyś nie marzł pod krzakiem, w wielkim śniegu, gdzie nie miałeś dobrych snów. Poetyckie skojarzenia obejmują te tylko elementy rzeczywistości, które Cyganom są najlepiej znane, które są ściśle związane z terenem ich włóczęgi i zasięgiem ich codziennych doznań. Papusza nie kłamie w swym obrazowaniu, każdy obraz poetycki wyrasta z jej własnych przeżyć, widzeń i doświadczeń. Umie poetka po dziecięcemu, „po raz pierwszy", zobaczyć przedmiot czy zjawisko, „nagie", nie obarczone dla niej jeszcze utartymi nazwami. Umie zobaczyć i - po swojemu nazwać. Pojawiają się wtedy w jej wierszach zaskakujące prostotą i celnością porównania i sformułowania poetyckie: — Cyganie... 274 „Śnieg padał wielki jak liście", „Jak las śpiewa, tak Cygan tańczy: lekko jak pióro, ciężko jak kamień", „Sczerniały z lęku nasze serca", „w jasnych nocach gdzieniegdzie ludzie, jak w studniach", „śniegi spadną na ziemią, na ręce, jak małe gwiazdy", „wielki śnieg spadł, drogę zasłonił; widać tylko Drogę Mleczną na niebie", „ryby zimne jak woda chłodna" - i wiele innych. Papusza jest wyrazicielką spraw cygańskich, jej wiersze są w swej tematyce wyłącznie cygańskie. Dochodzą w nich do głosu skłonności emocjonalne, będące specyfiką wędrowniczego życia Cyganów; znajdują także swój wyraz sprawy i tendencje nowe, jak pęd do oświaty, przełamywanie nawyków koczowniczych, potrzeba twórczości. Czasem w jednym i tym samym utworze występują obok siebie: pochwała życia osiadłego i przywiązanie do wędrówek, walcząc ze sobą i przecząc sobie nawzajem. Tak odbijają się w pieśniach Papuszy jej własne zmagania wewnętrzne. Przyznać wypada, że tęsknota za zaniechanym wędrowaniem podyktowała Papuszy najpiękniejsze strofy jej pieśni. Jeszcze raz sprawdza się tu twórcza siła tęsknoty za utraconym. Cygańszczyzna, romantyka życia leśnych wędrowców, znana nam dotychczas z pięknych, ale dających opaczne wyobrażenie utworów poezji całego świata, po raz pierwszy odzywa się sama i mówi o sobie własnym głosem. Kiedy zimą 1951 roku przekazałem Julianowi Tuwimowi przysłaną pod moim adresem, a przeznaczoną dla niego Pieśń cygańską z Papuszy głowy ułożoną wraz z dosłownym przekładem, wielki poeta zachwycił się - jak mówił - tym „bijącym źródłem czystej poezji". Niejeden z zawodowych literatów chętnie podpisałby się pod tym utworem, w dorobku niejednego byłby to utwór „najlepszy" - mówił Tuwim. 1 nieraz z przyjemnością odczytywał Pieśń cygańską odwiedzającym go znajomym i przyjaciołom. W pierwszym liście do Papuszy, z dnia 7 lutego 1951 roku, pisze: „Miła i droga Poetko! Nasz wspólny przyjaciel dopiero teraz mógł podać mi Pani adres, dlatego z takim opóźnieniem piszę do Pani i najserdeczniej dziękuję za piękny wiersz, jaki od Pani otrzymałem. Trudno mi Pani powiedzieć, z jaką radością czytałem te świeże, żarliwe, serdeczne słowa. Będę Pani bardzo wdzięczny za napisanie do mnie paru słów [...]. Tymczasem najusilniej namawiam Panią do dalszego pisania wierszy. Gdyby Pani były potrzebne jakiekolwiek książki lub pisma, w ogóle wszystko, co mogłoby się przyczynić do dalszego rozwoju Pani talentu i do pomnożenia wiedzy, proszę mnie o tym zawiadomić, a wszystko załatwię". Wysyłał Tuwim książki, pomógł Papuszy w niejednej trudności, wystarał się dla niej o stypendium z Ministerstwa Kultury i Sztuki. Obiecywał Papuszy to, co stało się teraz dopiero rzeczywistością: wydanie zbioru jej wierszy: „Niech 275 p3ni dalej pisze - i zawsze takie właśnie proste, z serca Cyganki płynące jersze! Gdy ich się jeszcze trochę uzbiera, wydamy to w książeczce (po ygańsku z polskim przekładem). Będzie to pierwszy na ziemi polskiej druk cygański, więc swego rodzaju historyczna książka". pierwsze swe wiersze napisała Papusza w początkach r. 1950, w parę miesięcy po mojej wędrówce z Cyganami po Pomorzu Zachodnim, kiedy to nakłoniłem ją do zapisywania tekstów, które śpiewała sobie dotychczas lub które tylko „chodziły jej po głowie". W grudniu 1953 r. nastąpiła wskutek choroby przerwa w twórczości Papuszy, trwająca do dziś, przerwana tylko raz na krótko w latach sześćdziesiątych. Zasób wierszy posiadanych przeze mnie w rękopisach stanowi całość dotychczasowego dorobku poetki. Oprócz wzmianki o „znakach cygańskich" - zwanych śpera - nie znajdziemy w cygańskich poezjach Papuszy żadnych napomknień o „cygańskich sekretach", o tajnikach obyczajów czy wierzeń cygańskich. Przemilczenie przez poetkę tej rozległej sfery ma chyba dwie główne przyczyny. Pierwsza, to zupełny brak tego rodzaju tradycji w folklorze poetyckim Cyganów polskich. Elementy obrzędowości nie znalazły miejsca w ludowej poezji cygańskiej, nie bywają jej tematem. Zrozumiałe, że nie mogły się przedostać do poezji Papuszy, jako -w jej przekonaniu - pierwiastki apoetyckie, nieprzydatne dla wiersza czy pieśni. Druga z przyczyn to z pewnością znana każdemu Cyganowi obawa, aby ujawnienie spraw stanowiących cygańskie tajemnice nie stało się powodem prześladowań i pomówień o „zdradę". Pomimo tej ostrożności, zawężającej tematykę pieśni Papuszy, nie uniknęła poetka, niestety, ani owych podejrzeń, ani prześladowań. Prymitywna, bardzo zachowawcza opinia cygańska, dysponująca siłą, która w cygańskim świecie liczy się najbardziej, usiłowała nawet w swoim czasie doprowadzić do fizycznego unicestwienia Papuszy. Udało się to połowicznie: Papusza żyje wprawdzie, straciła tylko zdrowie i odrzuciła pióro. Tak oto przedwcześnie urwała się twórczość, nie mająca równego sobie precedensu w świecie. Jeden z ostatnich wierszy, jaki napisała Papusza, nosi tytuł: Ziemio moja - jestem córką twoją. Jest to utwór zasługujący szczególnie na uwagę - także z pozaartystycznych względów - jako bardzo osobisty, liryczny wyraz cygańskiego patriotyzmu, przywiązania do Polski. Jeden z cyganologów brytyjskich ocenił ten wiersz jako „nieprawdziwy", będący nie do pomyślenia u Cyganki. Opinia to najzupełniej fałszywa. Papusza jest Cyganką z grupy polska Roto a, całe życie spędziła w Polsce, pochodzi z Cyganów, którzy od dziesiątków Pokoleń nie opuszczają ziem polskich, są więc do kraju swego urodzenia 276 i pochodzenia bardzo przywiązani. Prawda, wiersza takiego nie mógjh napisać Cygan-obieżyświat ze szczepów nieustannie wędrujących z kraju d kraju, z żadnym terenem wędrówek nie zżywający się na dłużej. PHUV MIRI, ME SOM ĆHAJ TIRI ZIEMIO MOJA, JESTEM CÓRKĄ TWOJĄ Phuv miri i veśengri, me som ćhaj tiri. Veśa bagen, phuv bagel, pani i me sthovas bagipen andre jekh romańi gili. Ziemio moja i leśna, jestem córką twoją. Lasy śpiewają, ziemia śpiewa; śpiew ten składamy - rzeka i ja - w jedną cygańską piosenkę. Dźava me pre bergi, bergi huće, ryvava me podźa śukar, barvali, totodźendyr sydy, i dava me godli, so zor man isy - katalaryca them. miri łoli i parni! Pójdę, ja w góry, góry wysokie, włożę spódnicę piękną, wspaniałą, uszytą z kwiatów i zawołam, ile sił będę miała: Polska ziemio, czerwona i biała! Phuv, ńikon tut na odłela, phuv kałe veśf ngri łaćhe dźijengri i miri. Me som ćł;aj tumari. Ziemio, nikt cię nie odbierze, ziemio czarnych lasów, dobrych serc i moja, Jestem twoją córką. Phuv, me andre tutę zorałeś paćav, so pre tutę barjoł i dzido, me saro kamam. Ziemio, w ciebie bardzo wierzę, kocham wszystko, co na tobie rośnie i żyje. Phuv, kaj jagasa mares andre boliben, syr sovnakuńi - phuv kałe veśengri i miri, tu san daj sarengri i miri. Ziemio, co blaskiem bijesz w niebo, jakbyś ze złota była, ziemio czarnoleśna i moja, matko wszystkich i moja, daj śukar, barvali. Mereł miro kało dźi pałę gili tiri. matko piękna, bogata! Tęskni moje czarne serce za twoją pieśnią. Phuv, tire fełdy sćhindłe andre kham vydykćan syr sovnakune. Phuv, kaj bałvalasa pes mareł Ziemio, twoje zżęte pola wyglądają w słońcu jak złoto, ziemio, gdzie walczył z wiatrem grom „rorno, syr gili andre mro dźi. Ajkano mareł andre bar jkerełpesjagbari. pnuv miri, tu śukarori, andre tutę raćenca pśydikhen pes ćerheńore bare, raćenca rakiren syr ćhaja romane. phuv miri, tu sys jasvenca, tu dukhasa pśemardy, phuv, tu andre suno rovesys syr tykno ćhavoro romano, kaj dre mecho garudo. phuv, me tut zorałeś pśemangav pał mre chyrja gila, pałę śpery romane, sthov tire i mirę masa khetane, pałę saro, kaj merava, tu man pśyłe. Dźava me pre bergi, pre bergi huće, i dava me godli, so zor man isy, bagava gili romańi, ryvava podźa łoli i parni. Te mereł, miro ćororo kało dźi pał mri phuv i mro them. Phuv miri i kałe veśengri, tu saro vydes, so dre tutę isy, tu śukar, barvali. tu apre khamitko tatypen źakirdy syr pirańi kali. Kham sovnakuno, syr śukar pirano, zorałeś pes vkamdźa andre kałe phuviakre masa. J°j łesa obłeł, śukar ćamudeł i do cyro źakireł, kaj dąsa te jaćheł. jak pieśni w moim sercu. Młot bije w kamień i staje się ogień wielki. Ziemio ty moja śliczna! Tobie nocami przypatrują się wielkie gwiazdy, gadają nocą jak Cyganeczki. Ziemio moja, byłaś we łzach, byłaś ty bólem przebita, ziemio, płakałaś we śnie jak Cyganiątko we mchu ukryte. Ja cię bardzo przepraszam, ziemio, za moje pieśni złe, za cygańskie znaki. Złóż razem swoje i moje.ciało, po wszystkim, gdy umrę, przyjmij mnie! Pójdę ja w góry, góry wysokie i zawołam, ile tchu, zaśpiewam pieśń cygańską, włożę spódnicę czerwoną i białą. Niechby umarło moje czarne serce za moją ziemię, za mój kraj! Ziemio moja i czarnoleśna, wszystko wydajesz, co jest w tobie. Piękna, wspaniała oczekujesz ciepła słońca jak czarna narzeczona. Złote słońce, piękny oblubieniec, mocno kocha czarne ciało ziemi. Całują się pięknie spleceni uściskiem i oczekuje ziemia chwili, gdy matką zostanie. 278 Phuv kałe veśengri, me pre tutę baryjom, andre tro mecho łoćijom, save tylko kirmore -jone chanys i dandernys mirę terne masore. Phuv, kaj man tire jasvenca i gilenca te soveł uthodźan. phuv, kaj man andre chyrja i kuć ćhurdyjan. Phuv, andre tutę zorałeś paćav, pał tutę te mereł moginav. Ńikon mange tut na odłeła i ńikoneske me na oddav. Ziemio czarnych lasów, ja wyrosłam na tobie, w twoim mchu się rodziłam. Jakie tylko są żyjątka, wszystkie kąsały i gryzły moje młode ciało. Ziemio, tyś mnie łzami i pieśniami do snu układała, ziemio, tyś mnie w zło i dobro pogrążała Ziemio, w ciebie mocno wierzę, za ciebie umrzeć bym mogła. Nikt mi ciebie nie odbierze i nikomu cię nie oddam. AMULETY, TALIZMANY, ZNAKI DOBROWRÓŻBNE I FERALNE Lygańskie wróżbiarstwo i magia - główne źródła utrzymania w większości grup tego ludu - polegają na umiejętnym, kultywowanym od stuleci wykorzystywaniu zabobonności niecygańskiego otoczenia. Wydawać by się mogło -i nieraz można spotkać się z takim poglądem — że ci, którzy zarobkują dzięki cudzym przesądom, sami wolni są od zabobonu, jak gdyby „niewierzący" nawet w zakresie prymitywnych ludowych wierzeń. Jest to oczywiście przekonanie błędne. Wydrwiwając po cichu i wyzyskując w celach zarobkowych przesądy cudze, mają Cyganie inne na własny użytek, traktowane poważnie, obdarzane przez nich pełną wiarą, praktykowane. Niektóre z nich są wspólne wielu różnym grupom etnicznym. Dlatego też Cyganka, śmiejąca się w duszy z wiary polskiej chłopki w cygańskie „diabełki", „trupki" i inne rekwizyty magiczno-wróżbiar-skie, będzie najszczerzej podzielała wiarę swojej klientki w złowróżbne znaczenie pohukiwania sowy czy wołania puszczyka. Natomiast bezsensowną i głupią wyda się Cyganom obawa przed nietoperzem, gdyż w ich przekonaniu jest on zwiastunem szczęścia, a więc jak najbardziej pożądanym w cygańskim taborze skrzydlatym gościem. Rzecz osobliwa, że nietoperz, zwierzę o niezwykłym wyglądzie i trybie życia, latające tylko po zapadnięciu zmroku, jest przez Cyganów traktowany zupełnie inaczej niż nocny ptak -sowa. Nietoperz uosabia szczęście, błogosławieństwo, bogactwo, jest nosicielem wszelkich pomyślności. Jego pojawienie się nad cygańskim taborem, krążenie nad ogniskami świadczy o tym, że las, w którym rozbito namioty, jest niejako błogosławiony i że nie grozi w nim Cyganom 280 żadne niebezpieczeństwo. Kełderasza nazywają nietoperza Hłijako, w niektórych innych szczepach zwie się on bachtali tzn. „przynoszący szczęście". Wielkim szczęściem jest znalezienie martwego nietoperza, byleby tylko był uschnięty, nie w stanie rozkładu. Schowanie takiego nietoperza do sakiewki czy portfelu zapewnia znalazcy bogactwo. Polscy Cyganie nizinni, wśród których także występuje wiara w nietoperzową dobrowróżbność, przywiązują czasem do bata obcięte skrzydła, łapki nietoperza, co ma przynosić pomyślność ich wędrówce i koniom ciągnącym cygański wóz. Zdobycie martwego nietoperza nie jest rzeczą łatwą, trzeba go znaleźć, nie wolno go bowiem zabijać, toteż nie każdy chętny może się poszczycić posiadaniem takiego talizmanu. Są jednakże amulety sporządzane przez samych Cyganów, amulety, w których zdobyczne są tylko pewne ich składniki. Takim amuletem jest bajero, dawany wielu dzieciom, każdemu niemal chłopcu, a także dziewczynkom ze szczepu Kełderaszów. Jest to mały płócienny woreczek, kwadratowy i płaski. Zawiesza się go małemu dziecku u szyi, aby przynosił posiadaczowi szczęście, zapewnił zdrowie i siły, a także chronił przed chorobami. W woreczku zaszyty jest kawałek żelaza (sastry) i suszone ziółko (draboro). Żelazo ma zapewnić zdrowie i moc. Najczęściej Cyganka, chcąc zdobyć okruch szczególnie cennego i „skutecznego" żelaza do bajero, udaje się do muzeum czy innego miejsca, w którym znajdują się rycerskie zbroje, i ukradkiem odrywa kawałek metalu z kolczugi. Zaszyty w bajero, ma on zapewnić Cyganiakowi wiele sił, „aby stał się tak mocny, jak rycerz", który tę kolczugę ongiś nosił. Polscy Kełderasza wkładają do bajero ziele zwane przez nich strażńiko, które - jak twierdzą - rośnie jedynie na Jasnej Górze w Częstochowie, u stóp klasztoru. Kult Jasnej Góry od dawna występuje w niektórych grupach polskich Kełderaszów; świadczy o tym choćby pielgrzymka do Częstochowy Cygana Kirpacza wraz z żoną i chorym synkiem przed pierwszą wojną światową- aż z Wielkiej Brytanii. Smagłolica, czarna, nieco orientalna Matka Boska Częstochowska cieszy się szczególnym przywiązaniem Kełderaszów, traktujących ją jako „cygańską Madonnę". Chusta służąca do podwiązy wania brody zmarłego i mesura - do zdej mowa-nia miary na trumnę - to także bardzo cenione przez Kełderaszów amulety, chroniące przed „wsypą", przed wykryciem niepożądanym prawdy, przed policją. Moc magiczna tych amuletów pochodzi od zmarłego, z którym się bezpośrednio stykały. Zapewne niewidzialny duch za pośrednictwem chusty (dikło) i miarki (mesura) udziela daru niewidzialności i nietykalności ukrytym przed obcymi przedmiotom i zatajonym sprawom. 281 Wśród dających pomyślność i złowróżbnych zjawisk naczelną rolę odgrywają zwierzęta, które - niezależnie od swego pozytywnego czy negatywnego znaczenia - stanowią w zasadzie „tabu", a zatem nie wolno ich zabijać: dobrych, przychylnych Cyganom - dlatego, że niosą pomyślność; złych, złowróżbnych - aby nie ściągnąć na siebie nieszczęścia, złego losu. Być może, u źródeł tych wierzeń i zakazów były jakieś mity totemistyczne; trudno to dziś stwierdzić, wobec braku jakichkolwiek legend na ten temat i genetycznych uzasadnień. Jaszczurka jest zwierzęciem życzliwym dla Cyganów, ostrzega ich przed nieszczęściem, budzi śpiących, kiedy grozi im ugryzienie jadowitego węża. Dlatego nie należy jaszczurki zabijać. Nie wolno też zabijać ptaków, gdyż ich śmierć spadłaby na cygańskie dzieci, a zabójca straciłby potomstwo. Nie jest to rygorystyczny zakaz, ale wielu Cyganów nie ośmieli się skrzywdzić ptaka. Oczywiście dotyczy to tylko ptaków dzikich, nie odnosi się do ptactwa domowego, np. kur, które są bez obaw zabijane. Rzecz ciekawa, że Cygance ze szczepu Kełderasza nie wolno sadzać kury na jajkach, aby na własnym cygańskim gospodarstwie dochować się kurcząt. Jest to u Kełderaszów bezwzględnie niedopuszczalne, choć w innych ugrupowaniach zdarzają się takie wypadki i nie są traktowane jako wykroczenia przeciwko cygańskim prawom. Również zabijanie dzikiego ptactwa zdarza się czasem w innych grupach cygańskich - np. szpaków wśród niektórych rodów polskich Cyganów nizinnych. Węże, żmije, choć bywają niebezpieczne i groźne dla życia, są dla większości naszych Cyganów nietykalne. Zabicie ich mści się srogo. Przed kilkudziesięciu laty pewien Cygan - koniokrad z grupy Servy, należącej do polskich Cyganów nizinnych, spał w lesie pod drzewem. Kiedy się ocknął, zobaczył pełznącego ku niemu węża. Zanim zdecydował się wstać, ujrzał, że zbliża się ku niemu cała rodzina wężów. Policzył je-było trzynaście. Schwycił kij i siekąc nim z całej siły, zabił dwanaście wężów, a trzynastemu odrąbał kawał ogona. Skutki nie dały na siebie długo czekać: Cygan został wkrótce aresztowany i skazany na dwanaście i pół roku więzienia - dokładnie tyle, ile wężów utłukł kijem. Pewna Cyganka - jak twierdzą Kełderasza - miała przed wielu laty groźną Przygodę z wężami. W namiocie jej stał wielki wiklinowy kosz, spełniający rolę szafy. Przechowywała w nim odzież i bieliznę. W nocy padał ulewny deszcz, w namiocie podmokło i wszystko nasiąkło wilgocią. Nazajutrz zrobiło się Pogodnie i Cyganka postanowiła opróżnić kosz i porozwieszać w lesie jego 282 zawartość, aby przeschła na słońcu. Na dnie kosza Cyganka z przerażeniem odnalazła kłębowisko węży, które tam założyły sobie gniazdo. Nie namyślając się, pozabijała wszystkie. Nie uszło to bezkarnie: Cygance zmarło w niedługie czasie kilkoro dzieci. Chcąc się zabezpieczyć przed żmijami w czasie leśnych noclegów, Cyganie okrążają obozowisko z zatlonym gałganem w ręku. Wierzą, że po tym zabiegu żaden wąż nie przekradnie się nocą do namiotów, nie przeniknie przez zaklęty krąg, nakreślony dymem w powietrzu. W ostatnim czasie zdarzyło się, ze Cyganka przyniosła do obozowiska wiadro wody zaczerpniętej w rzece. Okazało się, że na dnie wiadra jest żywy wąż. Jeden z Cyganów zamierzył się na niego widłami, ale przestrzeżony przez starszych darował mu życie; węża wyniesiono w wiadrze i wrzucono z powrotem do rzeki. Nie tylko lęk przed ugryzieniem każe Cyganom wystrzegać się spotkań z wężami. Unikają go, ponieważ twierdzą, że lubi on wysysać śpiącym Cygankom mleko z piersi. Kełderasza zapewniają, że nieraz zdarzyło się, iż wąż wpełzł do namiotu, wyciągnął się jak długi tuż obok uśpionego dziecka i zaczynał ssać mleko z piersi cygańskiej matki, która, nawet jeśli się obudziła, nie śmiała go odpędzać w obawie, że - rozzłoszczony - może ją ugryźć. Nie odbierała więc piersi wężowi, a tabu zabraniało go zabić. Toteż zdarzać się miało, że żarłoczny wąż, wyssawszy mleko do ostatniej kropli, ssał pierś - już pustą - aż do krwi. Cyganie nie odróżniają węża nieszkodliwego od jadowitego, zaskrońca od żmii; każdego się obawiają, żadnego nie wolno im zabić. Nawet wąż, który się przyśni, szkodzi Cyganom, jest złym znakiem, a jeżeli się przed nocą wymówi jego nazwę — sap- należy dla zażegnania nieszczęścia dodać: feźałia raćasa-niech odejdzie z nocą. Wśród Kełderaszów w Polsce zachowało się do dziś mityczne podanie, które tłumaczy genezę nietykalności węży: są one potomstwem zaklętych ludzi, a więc nie wolno ich zabijać; to samo dotyczy ptaków. Oto w skrócie owa baśń-legenda: Pewien bogaty król miał żonę i jednego syna. Kiedy królowa umarła, zrozpaczony król trwał przez rok w żałobie, ale po obrządku rocznej pomana postanowił ożenić się raz jeszcze. Wziął więc sobie za żonę wdowę królewskiego rodu. Żyli szczęśliwie, ale przyszedł dzień, że stary król umarł. Po jego śmierci zła królowa chciała zmusić pasierba, aby się z nią ożenił, ale młody król ani myślał zgodzić się na to. Macocha rzuciła nań zły czar i przemieniła go za karę w węża, aby przez trzy lata i trzy zimy tułał się w postaci wężowej po 283 bezdrożach, żywiąc się robactwem i nie mogąc nasycić głodu. Przemieniony w węża król wypełzł z zamku macochy i umknął do wielkiego lasu. Po trzech latach, kiedy minął termin zaklęcia, wąż stał się na powrót człowiekiem. Postanowił nie wracać do domu, gdzie musiałby się ożenić z własną macochą; wyruszył więc w świat i po długiej wędrówce dotarł do innego królestwa. Zaprzyjaźnił się z tamtejszym królem, a jego córkę pojął za żonę. Po paru latach dochowali się dwojga dzieci: chłopca imieniem Pujo (= pisklę) i dziewczynki - Łułudźi (= kwiat). Matka tych dwojga nalegała na męża, aby odwiedzili jego macochę, babkę Puja i Łułudźi. Młody król zgodził się wreszcie na to pod warunkiem, że choć pojadą razem na zamek macochy, on sam z nimi nie wejdzie, ale poczeka na nich w lesie. Wymógł też na żonie i dzieciach przyrzeczenie, że nic złej królowej o nim nie powiedzą i nie zdradzą, że oczekuje ich w pobliżu. Macocha jęła wypytywać gości, gdzie jest jej pasierb, a nie dowiedziawszy się nic, obiecała wnuczce, że podaruje jej piękne zabawki za wiadomość o miejscu pobytu ojca. Dziewczynka uległa i zdradziła tajemnicę, a zła macocha zawołała: „Przed laty zaklęłam go w węża na trzy lata! Teraz zaklinam go na całe życie i po wieczne czasy!" Ledwo to wyrzekła, król czekający w lesie zmienił się w wielkiego węża, a powóz i konie przeobraziły się w trzy jałowce. Matka z dwojgiem dzieci w popłochu opuściła zamek, ale kiedy przybyła na miejsce, w którym czekał mąż, zobaczyła tylko węża, który wypełzł spod krzaka jałowca i powiedział: „Jestem twoim mężem, ojcem twoich dzieci. To wszystko stało się przez ciebie. Zaklinam cię, zmień się w jadowitą żmiję! Kiedy będziesz rodziła dzieci, obyś rodziła poprzez gardło i pożerając, na powrót je wchłaniała! Oby pozostały przy życiu tylko te, których nie zdążysz zjeść!" Po tych słowach wąż zaklął jeszcze córkę za niedotrzymanie obietnicy milczenia, przemieniając ją w ptaka, który nie będzie miał własnego gniazda, ani nie będzie miał prawa wychowywać własnych dzieci; córka stała się kukułką. Syna, jako najmniej winnego, uczynił słowikiem o pięknym głosie, aby radował nim ludzi przez trzy miesiące w roku. Starsi ludzie widywali czasem węże z koroną na głowie: były to dzieci pary królewskiej przemienionej w węże. W większości - jak się zdaje - grup polskich Cyganów nizinnych nie utrzymał się zakaz zabijania węży. Ale nawet i ci, którzy uważają, że węże można zabijać, twierdzą, że uśmiercanie pierwszego spotkanego wiosną węża mści się srogo. W czasie pobytu w lesie niektórzy Cyganie strzegą się, aby nie zabić — choćby niechcący - żadnej żaby. Zabicie jej sprowadza bowiem ulewny deszcz 284 i burzę z piorunami. Ciekawe, że cygańska nazwa diabła - beng- wywodzi sie z Indii i pochodzi od... żaby! W sanskrycie żaba to bbeka, a w języku hindi żaba i ropucha zwie się identycznie jak cygański diabeł: beng. Łasica, której magiczna rola w wierzeniach i obrzędach Cyganów bałkańskich była bardzo istotna, jest zwierzęciem przynoszącym nieszczęście, a zarazem - nietykalnym dla polskich Cyganów nizinnych i dla Kełderaszów. Kełderasza nazywają ją borory (= boroń) - co znaczy „synowa", „panna młoda" - obawiają się jej fukania i twierdzą, że ma ona zwyczaj rzucać się na mężczyzn, aby ich gryźć i drapać. Samo jej „dmuchanie" na człowieka może już wywołać nieszczęścia, choroby, a nawet śmierć. Polscy Cyganie nizinni także unikają łasicy, nie zabijają jej, przypisując jednocześnie temu zwierzątku złowrogie moce. Znane im jej nazwanie - phurdyńi = „dmuchająca" -wiąże się właśnie z niebezpiecznym według nich „dmuchaniem" łasiczki na mężczyzn. Cyganie wystrzegają się spotkania z łasiczką, a skoro ją zobaczą, omijają z daleka. Istnieje sporo zjawisk, których złowróżbne działania należy odczyniać lub zapobiegać im. Sowa, o której już wspomnieliśmy, zwana „brzydkim ptakiem" lub „ptakiem zmarłych", swoim wołaniem czy pohukiwaniem zapowiada śmierć. Zdarza się, że na widok nadlatujących sów Cyganie zwijają namioty i w popłochu przenoszą się gdzie indziej. Wypadki zabijania sowy zdarzały się u Cyganów nizinnych, czy w grupkach Cyganów pochodzenia rosyjskiego zwanych chaładytka Roma. Wiem o spaleniu sowy żywcem w ognisku dla zażegnania niebezpieczeństwa. Tego rodzaju postępek raczej nie mógłby się zdarzyć u Kełderaszów, którzy nie uśmiercają sowy. Na jej pohukiwanie, czy na wołanie puszczyka odpowiadają Cyganki przekleństwami, w których życzą „brzydkiemu ptakowi" wszystkiego najgorszego. Osobliwy to widok, kiedy Cyganka stoi pod drzewam i, pełna gniewu, podniesionym głosem rewanżuje się sowie cygańskimi klątwami za jej groźną, śmiercionośną przepowiednię. Niedawno w warszawskim ogrodzie zoologicznym można było zaobserwować podobną scenę przy klatce z sowami; zwiedzający Zoo Cyganie nie szczędzili przekleństw nocnym ptakom. Złym znakiem jest także wycie psa w nocy. Cyganie twierdzą, że cygańskie psy, wychowane w taborze, nie wyją. Bywa jednak, że wbrew tej regule cygański pies zaczyna wyć, a wtedy Cyganie są gotowi nawet zabić go, aby uniknąć nieszczęścia zwiastowanego psim wyciem. Także sami Cyganie, dopuszczając się pewnych zabronionych czynności, mogą zwabić zły los, sprowadzić nieszczęście. Zaklęcie „t'e źał ła raćasa"- 285 ;niech odejdzie z nocą" - wypowiadane jest, jeśli wieczorem, po zapadnięciu ciemności, ktoś powie zakazane słowo (np. „wąż", „igła", „drzewo") albo też uczyni coś, co uważane jest za znak złowróżbny - np. zagwiżdże po zachodzie słońca, czy przejrzy się wieczorem w lustrze. Pewne zakazy tego rodzaju dotyczą wyłącznie kobiety, Cyganki-mężatki. Kie wolno jej np. przejść przed dyszlem cygańskiego wozu - niezależnie od tego, czy wóz jedzie, czy stoi i czy konie są zaprzężone, czy też nie. Jeśli się to zdarzy, Cyganie mówią z gniewem, obawiając się o losy dalszej wędrówki: Mareł ła o dźeł, bibachtali sas, nakhlas angłaj huda! (Niech ją Bóg bije, przyniosła nieszczęście, przeszła przed dyszlem!). Nie wolno rankiem przejść przed namiotem z pustym wiadrem. Idąc o tej porze po wodę, należy okrążyć namiot od tyłu, w przeciwnym razie można „wysuszyć szczęście", czyli ściągnąć na mieszkańców namiotu suko bach (suche szczęście). Aby odwrócić od siebie tę „suszę" i skierować nieszczęście wyłącznie na jego bezpośredniego sprawcę, niosącego suche wiadro przed namiotem, Cyganie zaklinają: „Mareł ła o dźeł, nakhli ła suka bradźasa! Sućoł łąki bach!" (Niech ją Bóg bije, przechodzi z suchym wiadrem! Niech wyschnie jej szczęście!). Osobną dziedzinę magicznych zabiegów stanowi odczynianie uroków, które - zdaniem Cyganów - bywają im zadawane najczęściej nie przez ich pobratymców, ale przez Polaków. Pierwszym objawem zadanego uroku jest ból głowy. Wówczas liże się trzykrotnie językiem czoło uroczonego, po czym do naczynia z wodą wrzuca się zwęglone drewienka; w zależności od tego, czy toną, czy utrzymują się na powierzchni, osądza się, czy choroba wynikła z uroku. Po utwierdzeniu się w przekonaniu, że zawiniły tu czyjeś ,,uroczne oczy" i że cierpiący Cygan jest dźino jakhało, sporządza się trójkąt z trzech igieł w ten sposób, że ostrze jednej igły wetknięte jest w uszko sąsiedniej. Wodę, do której wrzucono węgielki, przelewa się do innego naczynia tak, aby jej strumień przesączył się przez wnętrze owego igielnego trójkąta, a następnie wylewa się ją na rozstajach. W celu zabezpieczenia się przed urokiem Cyganie noszą rozmaite czerwone przedmioty, gdyż ten kolor właśnie jest przed nim najskuteczniejszą ochroną; może to być czerwona chustka, wstążka, korale. Czasem nawet woreczek (bajero) uszyty bywa z czerwonego materiału. Niektóre choroby są także leczone przy pomocy magicznych zabiegów. Chory na epilepsję - dośajło (być może wyraz ten pochodzi od doś =*= wina) -uzdrawiany jest w następujący sposób: przykrywają go czymś czarnym i mocno 286 przytrzymują, a nawet zdarza się, że ktoś siada na chorym, rzucającym s" w ataku padaczki, aby uniemożliwić mu ruchy. Po przejściu ataku obszukui^ Cyganie miejsce, w którym leżał, i znaleziony tam czarny okruch (zwany angar = węgiel) dają mu z wodą do wypicia, co ma go chronić od ponowienia się drgawek. Niektóre zjawiska bywają krańcowo odmiennie interpretowane w różnych szczepach Cyganów w Polsce. Na przykład pojawienie się sroki, zwanej przez Kełderaszów kakaraska, jest przez polskich Cyganów nizinnych uważane za dobry znak, podczas gdy Kełderasza wierzą, że kracząca sroka zwiastuje nieszczęście, sprowadza do obozu milicję, a złodzieja wydaje w ręce prawa. Wydaje się, że oprócz omawianego szczątkowego kultu węża cygańskie wierzenia dotyczące księżyca i gwiazd są także reliktem jakichś wygasłych już mitów. Charakterystyczne jest, że na cygańskich amuletach, płytkach z drewna, których wizerunki opublikowano przed kilkudziesięciu laty, z reguły wyobrażane są węże, gwiazdy i księżyc. Dla pozyskania szczęścia i pomyślności w wędrówkach witają Cyganie Kełderasza „nowy księżyc", zwany przez lud polski „młodzikiem". Cyganie zdejmują przed nim czapki, kłaniają się mu i proszą, aby im sprzyjał, wypowiadając słowa: Te av'eł bachtało o son nevo (Niech będzie szczęśliwy -„szczęściodajny" - nowy księżyc). Inna wersja zaklęcia księżycowego brzmi: „Księżyc nowy wzeszedł nam na szczęście, abyśmy nie byli bez grosza, abyśmy byli szczęśliwi, zdrowi i bogaci". Gwiazdy to kompas Cyganów. Gwiazdy to także cygańskie konstelacje, jak kachńi kachńorenca - kura z kurczętami (Plejady) i Romano vurden -cygański wóz (Wielka Niedźwiedzica). Kiedy „kura z kurczętami" jest wysoko na niebie, polskim Cyganom szczęście nie sprzyja. Kiedy jedna gwiazda z tej konstelacji zginie, wtedy Cyganów spotykają nieszczęścia. W czasie zagłady Cyganów w hitlerowskich obozach koncentracyjnych i w lasach okupowanej Polski pewna stara Cyganka zauważyła, że jedna z gwiazd „kurcząt" spadła. Niektórzy Cyganie wierzą także, że kiedy spadnie „jedna z trzech gwiazd z dyszla cygańskiego wozu" - to już będzie koniec Cyganów. Gdzie indziej twierdzą, że „dodatkowe" gwiazdy w „dyszlu" to zły prognostyk. Nie znane to wierzenia Kełderaszom, występujące tylko u polskich Cyganów nizinnych, i to nie we wszystkich ich ugrupowaniach. Dawne wierzenia, demonologia cygańska, tak obfita jeszcze przed kilkudziesięciu laty na Bałkanach, zanikła u nas niemal zupełnie. Nie ma śladu opisanych przez Heinricha Wlislockiego w drugiej połowie XIX wieku 287 Transylwanii: Ruvanuśa (wilkołaka), Dżuklanuśa (człeko-psa), Phuvusa demona podziemnego), Chagrina (zmory) i wielu innych. Wśród Kełdera-z0w i Lowarów w Polsce znana jest jeszcze do dzisiaj mamiory vel mamiohy-babuleńka". Jest to niewidzialna istota mityczna, dobry duch, który sprzyja Cyganom. O jej obecności w lesie, na pieńku ściętego drzewa, gdzie lubi przesiadywać, świadczy szczególny rodzaj grzybka, mającego wygląd różowego lub żółtego kremu. Jeśli Cygan natknie się w lesie na taki ślad na pieńku, zbiera „krem" i chowa go w kawałku chleba. Noszony przy sobie chleb z grzybkiem „babuleńki" przynosi znalazcy szczęście. Przetrwała też do dziś wiara w trzy siostry - „wieszczki losu" - Suibotara, które przepowiadają przyszłość nowo narodzonemu1. Do cygańskich postaci demonologicznych należą także ćochano i ćochai. Ćochano to powracający, niepokojący żywych, zły duch zmarłego Cygana. Ćochai - to coś w rodzaju polskiej zmory. Dodajmy nawiasem, że ćma przylatująca nocą do światła również nazywana jest przez Kełderaszów ćochai. Kełderasza, a także Cyganie z innych ugrupowań, wierzą, że niekiedy nocami zmora trapi konie i ludzi. Zdarza się nawet, że dręcząc konie, nie dając im spać, zaplata w ich grzywach warkoczyki. Jest to ten sam zły duch, który znęcał się nad cygańskimi końmi w Siedmiogrodzie, zwany chagrin wśród Cyganów bałkańskich2. Aby zmora nie dręczyła człowieka we śnie, należy położyć pod głową siekierę (aby zły duch przeląkł się jej śmiercionośnego ostrza), albo... nóż i widelec (co napełniłoby zmorę obawą, że zostanie zjedzona). Cyganie znają jeszcze jeden sposób zniechęcenia zmory do niepożądanych nocnych odwiedzin: należy przed ułożeniem się do snu zjeść coś w miejscu przeznaczonym do całkiem odmiennych czynności, np. w pobliżu dołu kloacznego. Ma to wzbudzić w zmorze uczucie przemożnego wstrętu i obrzydzenia. W czasie postoju Cyganie uważają pilnie, aby nie stawiać namiotów na leśnych ścieżkach, choćby nawet były nie uczęszczane i już zarośnięte, ponieważ pał droma le weśeske e rat phirei o b'eng (na drogach leśnych nocą chodzi diabeł). Toteż namioty ustawia się tylko w miejscach pokrytych roślinnością i nie wydeptanych. Ów krążący ścieżkami diabeł jest zapewne identyczny ze znanym Cyganom bałkańskim demonem — ruvanuś, o którym 1 Zob. rozdział: Narodziny i dzieciństwo. 2 H. Wlislocki, Votksdichtungen der siebenbiirgischen und siidungarischen Zigeuner, Wien, 1890, str. 235-238. 288 m.in. wspominał cyganolog, arcyksiążę Józef Habsburski: „Kiedy zamieszkali w chatkach ziemnych, zbudowanych dla nich w moim majątku, żaden nie chciał objąć ostatniej, na skraju kolonii leżącej, bo, jak powiadali, tamtędy zły duch — ruvanuś - przechodzić będzie"3. Zły duch jest także przez Kełedera-szów nazywany bivużo = „nieczysty". Wiara w złowróżbne i dobrowróżbne znaki silnie jest zakorzeniona, zwłaszcza u Cyganów wędrujących i w grupach mniej ucywilizowanych, biedniejszych i prymitywniej szych. Zanika ona w ostatnich latach gwałtownie wraz z innymi przejawami folkloru cygańskiego, i już pokolenie powojenne nie zna wielu wierzeń przestrzeganych i wyznawanych jeszcze przez ojców. Wstrząsającym przykładem wiary w znaki dobre i złowróżbne, wiary, stanowiącej w tym przypadku rękojmię ostatniej nadziei, jest historia z wszami w obozie oświęcimskim. Istnieje cygańskie przysłowie: „Śmierć przychodzi-wesz odchodzi", oparte na spostrzeżeniu, że wszy opuszczają stygnące ciało zmarłego. Pewnego razu w 1943 roku w Birkenau, w czasie dezynfekcji bloku, Niemiec pilnujący Cyganek w łaźni spostrzegł, że kąpiąca się Cyganka trzyma coś w zaciśniętej garści. Przypuszczając, że to złoto, kazał jej rozewrzeć pięść. Okazało się, że Cyganka ukrywała w garści wszy, chcąc je uchronić od zagłady, a tym samym zapewnić sobie przetrwanie. Wyjaśniła potem, że zrobiła to, aby sprzyjał jej dobry los, „bo kiedy wesz odejdzie od człowieka, to śmierć". ' . .•* ' Cyganie w swej ojczyźnie, „Tydzień", dodatek literacki do ,,Kuriera Lwowskiego ', nr 30 X 1893 r. (przekład fragmentu rozprawki arcyksięcia Józefa z „Ethnologische Mitteilune aus Ungarn"). NARODZINY, DZIECIŃSTWO rrzyjscie na świat dziecka jest świętem, budzącym radość w taborze, ale jednocześnie poród uważany jest za jeden z najbardziej „nieczystych", kalających przejawów życiowych. Zadowoleniu z przybycia nowego członka taboru - zwłaszcza jeśli urodził się chłopiec - towarzyszy separacja matki wraz z dzieckiem, obawa przed skalaniem, które spadłoby na osobę stykającą się z położnicą. Mamitko mageripen - „skalanie porodowe", jest skalaniem ciężkim, szczególnie pilnie respektowanym1. Nie izoluje ono tak ściśle dziecka, jak matkę, ale w każdym razie dotyczy go już na samym progu życia. W osobnym namiocie odbywa się poród. Udział w nim brać może bezpośrednio akuszerka, a starsza Cyganka może przy nim asystować. Separacja położnicy jest koniecznością. W Królestwie Polskim w pierwszej połowie XIX wieku odbywało się to następująco: „-Cyganki częstokroć kryją się z rozwiązaniem, a przynajmniej nie dozwa-ają do siebie przystępu... Dla położnicy wyścielają łoże z szuwaru za szałasem aboru swego, w jakimś miejscu pod brzozą albo dębem, których gałęzie Przygiąwszy wkoło do ziemi, tworzą z nich budę dla rodzicielki osobną, jzypadają zaś urodziny w zimie, tedy ustępują rodzicielce osobny kącik aiasu, obsłaniają go gałązkami sosny lub jodły, albo czym innym, co się eieni, mchem, barwinkiem itp. Kobiety tymczasem wszystkie rozbiegają się wioskach sąsiednich na żebry gałganów i pieluch, a mężowie rozpalają zob. rozdział: Skalania i przysięgi. 19 _ Cyganie... 290 ognie w chacie, ale strzegą jak najusilniej, ażeby płomień nie pierw buchną}, ^ po odbytym rozwiązaniu. Wtedy dopiero podsycają go łuczywem i smolakami"2. Do dzisiejszego dnia w niektórych grupach Cyganów w Polsce utrzymuje się zwyczaj, że w chwilę po rozwiązaniu młoda dziewczyna z tego samego taboru co położnica nabiera wody do dzbana i przygotowuje sobie z drobnych gałązek coś w rodzaju kropidła. Potem obchodzi kolejno wszystkie namioty i życząc ich mieszkańcom szczęścia — T'e av'en bachtale (Obyście byli szczęśliwi), kropi wodą z dzbana. Cyganie wiedzą, że to jest znak przyjścia na świat nowego członka taboru i życzą nowo narodzonemu pomyślności w życiu. Dzieci w rodzinie cygańskiej jest wiele, rodzice pragną, aby ich było jak najwięcej. „Dużo dzieci - dużo szczęścia" - mówi cygańskie przysłowie. Miłość macierzyńska jest wśród Cyganów przysłowiowa, każe dbać o dzieci nie tylko matkom, nie tylko ojcom i starszemu rodzeństwu, ale także duchom opiekuńczym. Wiara w owe duchy opiekuńcze, „wieszczki losu", występuje do dziś u Kełderaszów i Lowarów. Są to trzy siostry - jak greckie Parki - zwane Sułbotara. Pojawiają się one u wezgłowia dziecka w trzecią noc lub w trzeci wieczór po narodzinach. Dawniej rodzina, oczekując ich przybycia, stawiała im na noc w namiocie miseczkę z jadłem, wkładając do niej trzy łyżki. W Polsce, jeszcze tuż przed drugą wojną światową, utrzymywał się zwyczaj ugaszczania jadłem i napojem trzech wieszcze-k. Obrzędowy poczęstunek, przygotowywany na trzecią noc po narodzinach dziecka, składał się z soli, wody i upieczonego na ognisku placuszka-rogalika, zwanego kovrygo. Obecnie już nie przygotowuje się poczęstunku dla trzech sióstr, ale wiara w ich odwiedziny utrzymała się do dzisiaj. Są one niewidzialne, ale czasem można nocą usłyszeć je, jak przepowiadają niemowlęciu przyszłość. Tych podsłyszanych wróżb nie wolno nikomu powtarzać. Siostry widzą przyszłość niemowlęcia; jedna wróży mu zdrowie i szczęście, mówi o czekającym je powodzeniu w życiu; druga siostra mówi także o dobrych przypadkach, które mają mu się zdarzyć, o pomyślnych kolejach losu; siostra trzecia dorzuca złowróżbną prognozę, znajdując w przyszłości dziecka miejsce i na złe przypadki. Polscy Kełderasza opowiadają, że razu pewnego starsza Cyganka siedziała przy ognisku u wejścia do namiotu i w porze odwiedzin wieszczek losu -o północy - usłyszała ich cichą rozmowę nad dzieckiem uśpionym wraz z matką 2 Cyganie w Królestwie Polskim. Dodatek do „Gazety Lwowskiej", nr 4, 1851. 291 w głębi namiotu. Z wieszczby najważniejsze były następujące słowa: „Dziecko będzie żyć dopóty, dopóki ogień w tym ognisku będzie płonąć". Cyganka, przestraszona przepowiednią, podłożyła chrustu do ogniska, aby nie dopuścić do wygaśnięcia płomieni. Wieszczki znikły, Cyganka zasnęła, ognisko wygasło. Rano okazało się, że zgodnie z wieszczbą, dziecko już nie żyje. Opowieść o śmierci dziecka, przepowiedzianej przez Sułbotara, znana jest powszechnie wśród naszych Kełderaszów i stała się podstawą poniższej historii, także opowiadanej przez Cyganów z pełną wiarą w jej prawdziwość. Niedawno Cyganka, leżąca w namiocie w trzy dni po urodzeniu dziecka, usłyszała o zmroku ściszoną rozmowę kobiet dobiegającą od strony ogniska przed namiotem. W ognisku żarzyły się głownie, oświetlając otoczenie. Cyganka rozejrzała się, a nie zobaczywszy nikogo, przelękła się bardzo. Zaraz jednak przypomniała sobie, że to trzecia noc i że to z pewnością Sułbotara przepowiadają przyszłość jej synkowi; zaczęła więc podsłuchiwać. Kiedy dwie dobre siostry powiedziały już swoje, odezwała się trzecia: „Ja mówię, że ten chłopiec będzie żył dopóty, aż wypalą się te głownie w ognisku". Cyganka przypomniała sobie fatalną przepowiednię trzech sióstr, która przyniosła śmierć dziecku w chwili, kiedy wygasło ognisko. Postanowiła więc zapobiec podobnemu nieszczęściu. Kiedy Sułbotara odeszły, Cyganka polała ognisko wodą, aby nie dopuścić do całkowitego zwęglenia się głowni. Największe polano po wygaszeniu schowała na samym dnie kosza na bieliznę, aby nigdy nie doszło do jego spalenia. Dzięki temu uratowała synka, który żył szczęśliwie i rósł zdrowo. Sułbotara nie mylą się nigdy. Ich ostatecznie uzgodnione przed odejściem orzeczenie zawsze się sprawdza, choć czasem nieszczęściom można zapobiec. Inne ugrupowania Kełderaszów zwą je Vorzitori, przypisując im zresztą te same moce, obdarzając tymi samymi funkcjami. Cyganie rumuńscy stawiają w namiocie miskę z ugotowanym na miodzie prosem, aby wieszczki - zwane tam Urmy- mogły się posilić; czasem - jak stwierdzają źródła ???-wieczne - kładą dla nich także trzy kawałki słoniny i stawiają trzy szklaneczki wódki. Na czas przybycia wieszczek nikogo nie może być w namiocie prócz matki i noworodka. Tylko starsza, ceniona jako phuri daj (= stara matka), siada u wejścia do namiotu i tak spędza całą noc. Wieszczki bywają widzialne tylko dla niej, dla siódmej córki i dziewiątego syna, poza tym nikt nie może ich widzieć. U źródeł wiary w wieszczki wśród naszych Kełderaszów leżą bardzo odległe w czasie i przestrzeni mity. Uległy one przekształceniom, obecnie ubożeją, 292 pewne ich elementy ulegają zanikowi. Jak stwierdził Heinrich Wlislocki, znan cyganolog polskiego pochodzenia, pod koniec XIX wieku - w Siedmiogrodzie będącym europejską ojczyzną naszych Lowarów i Kełderaszów - wiara w wieszczki losu obfitowała w nie istniejące już dziś wśród Cyganów w Polsce mity szczegółowe i obrządki. Wierzono, że wieszczki losu są „duszami drzew" i że zamieszkują pod zwierzchnictwem królowej niedostępne wąwozy górskie gdzie znajdują się ich pałace ze złota i srebra. Są to piękne kobiety, latające przy pomocy wielkich skrzydeł. Według wierzeń Cyganów transylwańskich wieszczki pozostają wiecznie młode i piękne pod warunkiem, że nie zadają się z mężczyznami. Gdyby któraś z nich oddała się człowiekowi, urodziłaby trzy córki — trojaczki, a sama w okamgnieniu zamieniłaby się w brzydką staruchę. Od wieszczek, których wygląd i półboskie obyczaje są już polskim Kełdera-szom nie znane, zależą losy każdego człowieka, z góry określone wieszczbą trzech sióstr. Fatalizm dotyczy tylko najogólniej przebiegu życia, które może być poza tym kierowane świadomie, aby zyskać powodzenie i uniknąć nieszczęść. Fatalistyczna wiara w przeznaczenie każdego człowieka ułatwia jednak Cyganom pogodzenie się z przegraną, z nieszczęściem i przejście nad nim do porządku dziennego bez poddawania się rozpaczy. Polscy Cyganie nizinni nie znają już Trzech Wieszczek. Wierzenie to przetrwało jednak w szczątkowej postaci i u nich. Twierdzą oni, że trzeciej nocy po urodzeniu dziecka namiot położnicy odwiedza „duch", który ustala przyszłość noworodka, zapowiada jego losy aż do śmierci. W związku z tymi odwiedzinami istnieje zwyczaj, aby w ciągu trzeciej nocy matce z dzieckiem towarzyszyła w namiocie starsza Cyganka, bo „zbyt straszno byłoby samej matce oczekiwać odwiedzin z tamtego świata". Jednym ze środków zapewnienia szczęścia i odpędzania nieszczęść są amulety i talizmany, które przydają się zwłaszcza dzieciom, jako istotom szczególnie narażonym na wpływ czyjegoś „złego spojrzenia", które zadaje urok. Najczęściej spotykany jest tu woreczek z zielem i żelazem zwany bajero3. Obrzęd chrztu - jedyny sakrament praktykowany przez wszystkich Cyganów w Polsce — odbywa się rozmaicie w różnych ugrupowaniach cygańskich. Osiadli na Podkarpaciu polscy Cyganie wyżynni chrzczą dziecko zazwyczaj w dwa miesiące po urodzeniu. Niekiedy, jeśli dziecko jest chore, chrzci się je wcześniej, ale wówczas nie urządza się żadnego przyjęcia dla kumów i gości, gdyż matka jest jeszcze „nieczysta". Na przyjęcie z okazji chrztu Cyganka /ob- rozdział: Amulety, talizmany, znaki dobrowróżbne i feralne. 293 oiecze ciasto, mięso, kupuje wódkę i piwo. Chrzcinowe przyjęcia bywają u nieco zamożniejszych Cyganów sute, urozmaicone muzyką i tańcami, i trwają czasem do kilku dni. Jeśli gospodarz jest niezamożny, jeśli wydał już wszystkie pieniądze, goście składają się na zakup nowego jadła i napitków. Wśród polskich Cyganów nizinnych, Kełderaszów i Lowarów chrzciny odbywają się później, kiedy dziecko ma już kilka lat. Kiedy przychodzą do dziecka Kełderaszów chrzestni rodzice, aby wziąć malca do kościoła, rzucają na miejsce, z którego go wzięli, garść monet, aby chrześniak cieszył się w życiu bogactwem. Polscy Cyganie nizinni wkładają pieniądz pod poduszeczkę dziecka. Dopóki dziecko jest nie ochrzczone, nie wolno mu chodzić do kościoła ani na cmentarz. Po chrzcie odbywa się przyjęcie, na którym najważniejszymi gośćmi są chrzestni rodzice. Przez całe życie chrześniaka dwa razy w ciągu roku świętowane są uroczyście dwa święta: patradźi (Wielkanoc, święto wiosenne) i krućuno (Boże Narodzenie, święto zimowe). Póki dziecko jest małe, uroczystości te organizują rodzice, a czyni się tak dla uczczenia chrzestnych rodziców, którzy przyjęli na siebie wszystkie grzechy chrześniaka. Są to więc święta poświęcone im właśnie, rodzicom chrzestnym. Drugi dzień świąt jest nazywany przez Kełderaszów: o dźes le ćirviengo — dzień kumów. Dwa razy do roku kumowie przez całe swoje życie otrzymują dziękczynienia chrześniaków oraz prezenty. Jeśli wierzyć relacji z połowy ubiegłego wieku, Cyganie w Królestwie Polskim chrzcili dzieci wkrótce po urodzeniu: „...zanoszą dziecię do chrztu. Wielu księży nie-pozwala chrzcić dziecięcia w kościele samym, ale pode drzwiami kościoła albo na cmentarzu, lub zagrodzie kościelnej pod krucyfiksem; zdaje się dlatego, by nie jątrzyć Cyganom chętki złodziejskiej widokiem świętości kościelnych. Byłem obecny na trzech chrztach cygańskich; dziwny to obraz sprzeczności, jakich w świecie niemało; tu chłopstwo skumane, a obyczajem wiary po ojcach ułaskawione z dziczy wyglądającej spod kożucha, tu półnaga tłuszcza cygaństwa z sępim wzrokiem ścierwistych ptaków, bez wiary i obyczajów, w szyderstwie z obrzędu; a między nimi ksiądz, z świadomością świętości aktu, a widocznie cierpiący z nadużycia onego; warte pędzla Hogartha4". Zdarzało się do niedawnych czasów nieraz, że Cyganka chrzciła dziecko kilkakrotnie, zapraszając w kumy żądnych egzotyki „wielkich panów", którzy Cyganie w Królestwie Polskim, op. c/t. i 294 nie omieszkali obdarowywać chrześniaka. Tak opłacalny proceder skłan' Cyganki do powtarzania chrzcinowych ceremonii w różnych parafiach. Sta to fortel; wspomina o nim Narbutt: „Bywali szalbierze Cygani, którzy w kilk parafiach pobliskich, jednych po drugich kmotrów upraszają i kilkakro' chrzcić każą dziecię dla liczniejszego podarunku z ich strony". Nadaje się dzieciom imiona chrzestne, te, które będą zapisane w metrykach w „papierach" (Hła), ale zawsze, niezależnie od tych oficjalnych imion, każdy Cygan nosi cygańskie imię-przezwisko, którym rodzice obdarzyli go w dzieciństwie. Wbrew zasadzie scripta manent nazwiska Cyganów są bardzo nietrwale ulegają często zmianom, zaś żyjące jedynie w niepisanej tradycji imiona-przy-domki cygańskie są niezmienne, na całe życie związane z ich nosicielami. U polskich Cyganów nizinnych są to m. in. „imiona" następujące: Kało (=Czarny), Kali (= Czarna), Nango(= Goły), Dando (od słowa dand-ząb), Phabuj (= Jabłko), Bakro (= Baran), Łołodźi (= Kwiat), Mura (= Jagoda), Parno (= Biały), Koro (» Ślepy), Ćirikło (= Ptak)... Liczne imiona pochodzą od słów polskich, np. rycerz, żuk, śmiech = Ryceżo, Żako, Śmiechuro itp. Wśród Kełderaszów spotykamy także imiona sensu stricto cygańskie, jak: Łułudźi (= Kwiat), Maśo(= Ryba), Bango(= Krzywy), Łoli(= Czerwony) oraz imiona pochodzenia przede wszystkim rumuńskiego i węgierskiego, jak: Papusa, Łajoś, Dźurka, Sandor, a także pochodzenia rosyjskiego, np. -Załatoj, czy, rzadziej, polskiego — Pomarańć itd. Ciekawe są także imiona pochodzenia literackiego, jak np. kełderaska Ząfira - rodem z Puszkinowskiej Zemfiry, czy imię męskie Tumry, wywodzące się - wbrew gramatyce, według której znaczy ono „wasza" -wprost z Chaty za wsią Kraszewskiego. Uczta chrzcinowa i przyjęcie są nieporównanie obfitsze i radośniejsze, jeśli chrześniakiem jest chłopiec, a nie - niżej ceniona dziewczynka. Istniał dawniej zwyczaj „cygańskiego chrztu", który zachował się jeszcze gdzieniegdzie na Bałkanach, a kiedyś znany był również i w Polsce. „Skoro się dziecię urodzi, powiadają, że kąpią je w wodzie zimnej, nalewanej w dołek zrobiony w ziemi, jednakże od naszych Cyganów nic o tym dowiedzieć się nie mogłem" - stwierdzał Narbutt, pisząc o Cyganach na Litwie w pierwszych dziesiątkach lat XIX wieku. Istnieją świadectwa, że taka obrzędowa kąpiel noworodka stosowana jest jeszcze wśród Cyganów w krajach południowo--wschodniej Europy; u nas nie zetknąłem się już z tym obyczajem. Dziecko cygańskie kąpane było zazwyczaj w wodzie bieżącej w rzece, której znaczenie ^ wielu cygańskich obrzędach jest ogromne. Cyganie, zwłaszcza przedstawiciele Kełderaszów, wierzą, że dziecko rodzi się „spętane" i że jeśli się nie usunie tych niewidzialnych pęt w chwili, kiedy Cyganiątko próbuje stawiać pierwsze kroki, może ono pozostać do końca życia opętane w chodzie", kulawe, niezręczne, skłonne do potknięć i upadków. Owo magiczne rozwiązywanie pęt dziecku, które zaczyna chodzić, dokonywane jest - w ostatnich latach zresztą coraz rzadziej - przez starszą Cygankę o „dobrej ręce". Bierze ona pióro ptaka, jako symbol zwinnej lekkości, lotu, zakreśla tym piórem kręgi wokół nóżek dziecka, wymawiając przy tym formułę zaklęcia: T'e phires vuśoro sar o poroń- obyś chodził leciutko jak piórko. Ten odwieczny obrządek magiczny „przecinania pęt" nosi w dialekcie polskich Kełderaszów nazwę T'e s'irief e iumpyns. Do niedawna odprawiany wśród Kełderaszów, ostatnio zanika w wielu rodach wraz z wielu innymi przejawami cygańskich tradycji obyczajowych. Dla polskiego czytelnika, którego - być może - straszono w dzieciństwie, że go „Cyganie porwą", zabawna będzie informacja, że Cyganka grozić zwykła swojemu niegrzecznemu dziecku: Aś! Ke avet o gazo aj lei tu! - Cyt! Bo przyjdzie nie- Cygan i zabierze ciebie! Już od wczesnego dzieciństwa chłopcy są w rodzinie bardziej uprzywilejowani niż dziewczynki i otacza się ich zazwyczaj większą dbałością. Jeśli matka wiąże chłopcu wstążkę we włosach, Cyganie mówią, że, kiedy dorośnie, będzie spadał z konia. Przez długi czas dzieci są karmione piersią i nierzadko widzieć można dzieci pięcio- i sześcioletnie, które jeszcze po obiedzie zjedzonym wraz z dorosłymi „na deser" otrzymują pierś matki do ssania. Jeśli Cyganka chce wcześniej odstawić dziecko od piersi, ucieka się do zabiegu zwanego wśród Kełderaszów „cyrkosar". Polega on na posypaniu sutki solą, papryką lub pieprzem, aby zniechęcić dziecko do ssania. Od najwcześniejszego dzieciństwa dziecko przyswaja sobie prawie jednocześnie rodzimy język cygański oraz polski. Dwujęzyczność Cygana trwa od zarania życia, co sprawia, że każdy dorosły Cygan swobodnie posługuje się dwoma co najmniej językami. Dzieciństwo jest krótkie. Już dwunasto-, trzynastoletnia dziewczynka uważana jest za zdolną do pracy gospodarskiej, do wróżbiarskiego zarobkowania, a nawet do małżeństwa. Wychowane w lesie, w namiotach dzieci obserwują dorosłych i starają się ich naśladować, toteż niektóre zabawy dziecięce są imitacją pewnych zajęć Cyganow w ten spQSÓb ? . dzjeci uczą ńą pewnych -nie zawsze najszlachetniejsi _ profesji W jednym z leśnych obo?owisk obserwowałem następujące zabawy Cyganiąt. Mała Cyganeczka bawiła sie w kradzież kur chyłkiem zbliżyła się do jałowca i zerwała gałązkę, s2epcząc: isyman kachńoń{mam kurkę). Upolowaną w ten sposób „kurę" schVyci,a za głoW(?; tzn za pączek na czubku gałązki, i ukręciła ją. Następnie usiadła przy Qgnisku j ???? kurę obskubywać (obrywać igły z gałązki jałovvca). Zabawa zakonczyła sie gotowaniem oskubanej gałązki w blaszanej pus?ce po konserwie. Od najmłodszych lat dziewczynki zaczynają sie uczyć wróżby, obserwując i naśladując matkę, chłopcy Zaś rozpoczynają wcześnie praktykować w profesjach ojców. Widywano dużych siedmioletnich chłopcow, którzy już próbowali z powodzeniem palić fajkę, a jeszcze nie zrezygnowaIi ze ssania matczynej Kiedy ukaże się na niebie tęcza; która? wedle cyganskich wierzeń, ssie wodę z morza, dzieci, przekrzykując sic> wołają. ??? }?? ???? foli] (Moja czerwona! Moja czerwona!). w ten sposob życzą sobie czerWonego koloru z tęczy, który jest kolorem najpiekniejszyrn ; najszczęśliwszym. Znany Cyganom od wielu zapewne poko]en jest wierszyk.zakięcie> przy pomocy którego Cyganięta skłaniają dym z ogniska, aby zmienił kierunek lotu i nie szczypał ich w oczy: Na dźa ki mP K,- j e, Nie idz do mnie. thuYoro, thUvoro dymku, dymku, dava tukę kśiłesa maro a dam ci ro! chlebka z masłem! Dziewczynki często i chętna opiekują sie m,odszym rodzeństwem, przewijają, kołyszą, śpiewają do Snu JeśU Cyganka nje ma z kim pozostawić niemowlęcia, idzie wraz z ni^ na wieś czy do pafku miejskiego na wróżby. Dziecko umieszczone jest za^ w chuśde na piersi> jakby w małym tobołku scisle przywiązanym do kibici j ramienia matki w ten SpOSób dziecko uczestniczy niejako w matc*ynych wyprawach wróżbiarskich, aby już po kilkunastu latach brać w nich czynny udział z własnym dzieckiem w chuście. Omawiając sprawy związa^ z dziećmi cyganskimi; z płodnością Cyganek i ich rozwiniętym instynktem „.aderzyóskim, wart0 by jeszcze zastanowić się nad pytaniem: skąd się wzięła popularne przekonanie, że Cyganie porywają dzieci? Wincenty Pol pisał: „??????, że Cyganie dzieci po dworach i chatach 297 kradną, daje się usprawiedliwić tysiącem dziwacznych opowieści i obawą matek o małe dzieci, która się i dziś ponawia, ile razy się banda cygańska do wioski przybliża"5. Niewątpliwie obawa o to, aby coś w czasie cygańskich odwiedzin nie zginęło, może się przeradzać również w lęk o dzieci. Jeśli dodamy, że nierzadko spotkać można w cygańskich taborach dzieci jasnowłose i niebieskookie - niewątpliwy dowód mieszanych związków - to zrozumiałe się stanie, że widok takich dzieci wśród Cyganów pobudza wyobraźnię, kojarzy się z odwiecznymi posądzeniami o porywanie i umacnia te posądzenia. Tego rodzaju interpretacja i wyjaśnienia owych legend wydawały mi się wystarczające. Z niemałym zdziwieniem usłyszałem w r. 1948 w radiowej „skrzynce poszukiwania rodzin", prowadzonej przez Polski Czerwony Krzyż, że trzynastoletnia Zosia Ż., odebrana Cyganom przez Milicję Obywatelską w Rypinie, poszukuje swej rodziny. A więc porwana przez Cyganów! Postarałem się o nawiązanie kontaktu z Zosią, która ukończyła już kurs dla pielęgniarek po paroletnim pobycie w Państwowym Domu Dziecka. Dla sprawdzenia, w jakim stopniu zapoznała się z językiem i zwyczajami cygańskimi, posłałem jej ułożone przeze mnie teksty oraz wyrazy i zdania do przetłumaczenia z języka cygańskiego na polski i odwrotnie. Zosia wypełniła wszystko bezbłędnie i przysłała mi opowieść o kolejach swego życia, która zasługuje na to, aby ją z nieznacznymi skrótami przytoczyć. „Mieszkałam w Warszawie na ul. Karolkowej. Byłam w domu jedynaczką. Tatuś pracował w składzie desek, mamusia - w fabryce Philipsa, ja chodziłam do przedszkola, w r. 1943 zaczęłam chodzić do szkoły. Nie ucieszyłam się tym, gdyż w tym samym roku Niemcy zabrali tatusia, mamusia ciężko chorowała. Musiałam przerwać naukę i zaopiekować się matką, która gorzej podupadła na zdrowiu. Więc poszłam do Opieki na ul. Wolską, i zabrali mamusię do szpitala na Krakowskie Przedmieście. Zostałam sama, martwiłam się, że zostanę s'erotą... Przyjechał tatuś. Była dla mnie wielka radość, tylko nie wiedziałam, czy naprawdę, i myślałam, że to tatusia duch. Mamusia wyszła ze szpitala i znów .??? z rodzicami i zaczęłam chodzić znów do szkoły, do drugiej klasy. Nie Cleszyłam się długo, bo zachorowałam i musieli mnie wywieźć za Warszawę celu zmiany klimatu. W tym roku w Warszawie wybuchło powstanie, więc le mogłam się dostać do Warszawy. Z moją koleżanką uciekłam z Legionowa, W. Pol. Przedmowa do dramatu Powódź; ..Dziennik Literacki". 1865. nr 6. str. 47. (Także: **l, Powódź, Poznań, 1868). 298 doszłyśmy do Żerania i zatrzymali nas ludzie, i nie dopuścili do Warszawy. p0 kilku dniach Niemcy wygnali nas z Żerania, wpędzili do jednego miejSca ogrodzonego drutami i zaczęli nas sortować. Mnie i koleżankę puścili na wolność. Nie wiedziałyśmy, gdzie mamy pójść, szłyśmy tam, gdzie ludzie; ludzie w lewo - to i my w lewo, o głodzie i bez spania. Doszłyśmy do lasu' Chciałyśmy się przedostać na drugą stronę Wisły, ale było bardzo trudno, b0 pod mostem stali Niemcy. Wreszcie dotarliśmy do pewnej wioski. Tam zatrzymałyśmy się i poszłyśmy do jednego domku, żeby przenocować. Mieszkali w nim Cyganie. Raz podeszła do mnie Cyganka i powiedziała, żebym do niej poszła, to mnie odwiezie do mamusi. Miałam wtedy skończone osiem lat. Porozumiałam się z koleżanką i poszłyśmy do niej. Z początku nie wiedziałam, że to Cyganka, po jakimś czasie zauważyłam, że oni między sobą rozmawiają inaczej. Spytałam się jej córki, po jakiemu mówią, a ona powiedziała, że po cygańsku. Zaczęłam płakać i chciałam uciekać... Z początku było mi dobrze, opiekowała się mną ta Cyganka jak własną córką. Po kilku dniach Niemcy wypędzili nas stamtąd. Ja z koleżanką poszłam już z Cyganami. Nie było ich dużo: jedna rodzina, tj. Cyganka i pięcioro drobnych dzieci. Mąż tej Cyganki był ranny i został w szpitalu, a ona uciekła z dziećmi z Warszawy. Poszukiwała swego męża, wszędzie jeździła, a my z nią jednocześnie szukałyśmy rodziców. Jeździłyśmy od miasta do miasta. Pewnego razu jesteśmy w Jabłonowie (?) i idziemy przez rynek. Naraz spotkałyśmy znajomą z Warszawy i zapytałyśmy się, czy nie wie, gdzie są nasi rodzice. Powiedziała, że piętnaście kilometrów stąd, więc my prędko pobiegłyśmy do tej Cyganki, żeby poszła z nami. Ona z wielką chęcią poszła. Cieszyłam się bardzo, ale okazało się, że tylko koleżanka znalazła rodziców, a ja nie. I znów poszłam z Cyganką, ale już bez koleżanki. Byłyśmy w Głownie, w Łowiczu, Piotrkowie i wielu innych miastach, których nie pamiętam. W Łowiczu Niemcy wzięli nas do kąpieli, wszystkim pościnali włosy i mieli nas odesłać do jakiegoś obozu. Kiedy prowadzili nas czwórkami, uciekłam im pod most w Łowiczu. Cyganka poszła wraz z innymi do kąpieli. Trudno mi było przeboleć, że znów zostałam sama, chciałam pomóc jej uciec. Podeszłam pod dom, dobiegłam do drzwi, otworzyłam i krzyknęłam po cygańsku: Jawen, ciawałe manca (chodźcie, Cyganie, ze mną). Tej nocy uciekłyśmy z Łowicza do Głowna. Tam dostała wiadomość, ze j ej mąż j est w Grodzisku pod Warszawą. Więc zostawiła nas i poszła sprawdzić czy tak jest naprawdę. Okazało się, że był, więc nad ranem powędrowaliśmy wszyscy do Grodziska. Wszyscy szli żwawo i z radością, bo bardzo pragnęli zobaczyć się z ojcem. Ja wtedy pierwszy raz odczułam, że jestem wśród 299 ryganów, ponieważ było ich dużo. Często siedziałam w kąciku i płakałam ze trachu, wreszcie Cyganka oddała mnie w Grodzisku do jednej pani. Po kilku miesiącach Cyganka z Cyganem przyjechali do Grodziska z Łodzi po mnie. Kiedy znalazłam się już w Łodzi, zobaczyłam, że Cyganie mieszkali w lesie, byjo ich bardzo dużo. Dali mi strój cygański, potem Cyganka brała mnie na wieś, żebym się uczyła wróżyć. Nauczyłam się i wróżyłam tak, jakbym nauczyła sję wiersza i mówiłam wszystkim na jedno kopyto. I tak jeździliśmy z miasta do miasta, z wioski do wioski. Trwało to może kilka miesięcy. I znowu nie chciałam być u Cyganów. Cyganka oddała mnie do jednego gospodarza. Byłam tam pół roku, przyjechała Cyganka i powiedziała, że chciałaby, żebym podawała jej dziecko do chrztu, więc poszłam z Cyganką. Znów włożyłam strój cygański i zaczęłam wędrować po świecie, przeżywałam różne dni, wesołe i smutne, a więcej było tych wesołych niż smutnych. Był już rok 1948, miałam już trzynaście lat, widziałam, że inni chodzą do szkoły, więc postanowiłam, że bez ich wiedzy ucieknę. Udałam się do kierowniczki szkoły w Michałkach i opowiedziałam jej całą historię. Kierowniczka porozumiała się z Czerwonym Krzyżem w Warszawie. Przyjechała Milicja z Rypina i zabrała mnie od Cyganów. Znalazłam się w Rypinie na posterunku, potem wziął mnie komendant do swego domu, byłam tam trzy miesiące. Cyganka często przychodziła mnie odwiedzać. Z Rypina zostałam przesłana do Domu Dziecka w Toruniu, a potem w Świeciu". Należałoby więc z tego wnosić, że porywanie dzieci przez Cyganów jest czczym wymysłem, służącym do straszenia niegrzecznej dziatwy, i że nigdy nie zdarza się w rzeczywistości. Na podstawie moich naocznych obserwacji i własnych badań nie mógłbym temu zaprzeczyć, ale nie mógłbym też w oparciu o inne wiarogodne źródła twierdzić, że nie porywanie wprawdzie, ale przyjmowanie obcych dzieci przez Cyganów nie zdarzało się nigdy. Już od XVII stulecia datują się świadectwa oskarżające Cyganów o porywanie dzieci, a i w ostatnich czasach rzekomo miały miejsce zdarzenia tego rodzaju. Te, nieliczne zresztą, wypadki wychowywania przez Cyganów dzieci niecygańskich nic wspólnego z porywaniem nie mają. Spotykano wśród Cyganów nieślubne dzieci, których matki - przeważnie uwiedzione dziewczyny wiejskie - chętnie oddawały Cyganom kompromitujący je w opinii otoczenia „owoc grzechu", dziać się to mogło zwłaszcza wtedy, kiedy po śmierci własnych dzieci Cyganka chciała odstraszyć zły los przez przyjęcie do rodziny dziecka cudzego. Bywało też, że Cyganka niepłodna, bezdzietna — co 300 jest stanem wielce hańbiącym, acz rzadko spotykanym - nie mogąc miećdziec' własnych, przyjmowała obce i tak zdobywała sobie potomstwo. Z przekonani o porywaniu wynikają paradoksalne rozczarowania chłopców szukająCyCn przygód i uciekających z domu rodzicielskiego, aby wyruszyć „w świat" W roku 1963 do taboru polskich Cyganów zgłosiło się dwóch młodocianych obieżyświatów z prośbą, aby Cyganie wzięli ich ze sobą. Chłopców poczęstowano obiadem, po czym przekazano ich w ręce Milicji Obywatelskiej w celu oddania zbiegów rodzicom. W wypadku ciężkiej choroby dziecka Cyganie ślubują, że jeśli Bóg przywróci mu zdrowie, będą obchodzić co roku specjalne święto - prazniko- szczególnie uroczyście, jako dziękczynienie. Najczęściej bywa taka uroczystość obchodzona w czasie Zielonych Świąt. Dopóki dziecko jest małe, ucztę organizują rodzice, później już sam ozdrowieniec, który pamięta do końca życia o tym obowiązku, a święto takie jest najważniejszą dlań uroczystością, jako że Cyganie na ogół nie obchodzą imienin ani urodzin, gdyż mało kto pamięta datę swego urodzenia. Oprócz Zielonych Świąt najczęściej prazniko jest obchodzony w dniu Matki Boskiej Zielnej oraz na Piotra i Pawła. W dwojaki sposób Cyganka stara się odpędzić zły los, który sprawia, że dzieci „się nie chowają". Jeśli urodzi się dziecko po śmierci dziecka poprzedniego, rodzice przekłuwają mu jedno ucho, w którym może nosić kolczyk. Do niedawna można jeszcze było widywać Cyganów-mężczyzn z kolczykiem w jednym uchu; obecnie wystarcza na ogół samo przekłucie. Ten zabieg zapewnić ma dziecku zdrowie, uniknięcie losu zmarłego braciszka lub siostrzyczki. Drugim obyczajem zapobiegającym śmiertelności potomstwa jest „sprzedawanie" dziecka. Matka jest przekonana, że śmierć była rezultatem jakichś złych losowych obciążeń matki, która je przekazuje w spadku swemu dziecku. Chcąc ten złowrogi wpływ zahamować, matka przeprowadza symboliczną „sprzedaż" dziecka; przekazuje je jakiejś innej Cygance za zapłatą „kilku groszy", nie rozstając się z nim zresztą ani na chwilę. Wierzy, że w ten sposób uwolniła dziecko od spływających z matki na potomstwo złych mocy. Nowa matka, ta, która dziecko „kupiła", udziela mu swojego szczęścia, chroniąc je przed złym wpływem losu, którego nosicielką jest rodzona matka. Zdarzają się też wypadki, że po wyzdrowieniu chorego dziecka rodzice zmieniają mu imię-chcąc w ten sposób jak gdyby zmienić jego tożsamość, aby dręczące je po" poprzednim imieniem choroby nie powróciły więcej. Cyganom drogie są nie tylko dzieci własne; poczuwają się także do 301 Obowiązku roztaczania opieki nad sierotami i nad cygańskimi dziećmi, których rodzice przebywają w więzieniu. Nie grają tutaj roli żadne związki krwi czy powinowactwa. Opuszczone przez rodziców dzieci są przyjmowane na czas nieograniczony przez Cyganów - nawet najzupełniej obcych, pochodzących i innego klanu i szczepu. Dotyczy to czasem także opuszczonych dzieci niecygańskich, co wywołuje niekiedy podejrzenia o porywanie. Niedawno zgłosił się do cygańskiej rodziny dwunastoletni chłopiec, niosący w ręku świecę. Oświadczył, że jest to świeca z pogrzebu matki i że ojciec jego też nie żyje; prosił, aby go przyjąć do taboru. Cyganie przygarnęli go jak najserdeczniej i gościli jak swojego przez dwa tygodnie. Dopiero komunikat usłyszany przez radio uświadomił ich, że chłopiec kłamał, i że poszukują go rodzice, od których uciekł. Z żalem zgłosili władzom, że chłopiec przebywa u nich. \ • 1 ZAŚLUBINY ?? yrosła z fałszywych legend o Cyganach opinia, że miłość jest wśród nich zjawiskiem szczególnie kultywowanym, że obfituje w wiele romantycznych przejawów obyczajowych - niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Mgiełka pseudopoetyckich wyobrażeń o tym narodzie, znajdująca wyraz w estradowych „romansach cygańskich", czy w operowych i operetkowych librettach, przesłoniła istotny - a trudno dostępny dla obserwatora - stan rzeczy, każąc wierzyć, że „miłość to cygańskie dziecię". Ta pozbawiona poważniejszych uzasadnień opinia popierana bywała nieraz argumentami, że przybysze znad Gangesu musieli przynieść ze swej pierwotnej ojczyzny zarówno gorący temperament jak i kult miłości, z którego Indie słyną od tysiącleci. Tak nie jest. Kama Sutra ma tyleż wspólnego z prymitywnym, zaliczanym do „nieczystych" przejawów życia, erotyzmem Cyganów, co Salomonowa Pieśń nad pieśniami z pruderyjnie-wstrzemięźliwą obyczajowością ludu żydowskiego i jego pieśnią ludową, wstydliwie pozbawioną cech zmysłowości. Kochać — to po cygańsku te kamei. Ale znaczenie tego wyrazu jest o wiele szersze, znaczy on: chcieć, pragnąć, mieć na coś ochotę. Urobiony od tego czasownika rzeczownik: miłość - to kamlipen lub kamavipen, znaczy też: chęć, pragnienie, żądza itp. Nie istnieje w języku cygańskim słowo oznaczające ściśle uczucie miłości. „Kocham ciebie" - znaczy tyleż, co „chcę ciebie". Wobec braku słowa oznaczającego ściśle miłość Cyganie często używają dla wyrażenia swoich uczuć swoistych, im tylko właściwych zwrotów zastępują* cych słowo „kocham" omawiającymi, metaforycznymi sformułowaniami. Taki zwrot znajdujemy w piosence polskich Cyganów wyżynnych: cara v tri vodźoru 303 0 oznacza właściwie: „kocham cię", ale dosłowny przekład tych słów brzmi: liżę twoje serduszko". Polscy Cyganie nizinni używają w podobnym znaczeniu zwrotu: me chav tre jakha = jem twoje oczy, lub: piav tro mujoro = piję twoją twarz (usta). Życie erotyczne jest dla Cyganów dziedziną wstydliwą, nieczystą. Ten uświęcony przez cygańskie prawa obyczajowy stosunek do spraw płciowych sprawia, że na ogół panuje tu wszechwładnie pierwotny prymitywizm, a gorący temperament cygański pozwala sobie na zrzucenie obyczajowych wędzideł jedynie w sporadycznych wypadkach, w których partnerem, czy partnerką, jest ktoś spoza społeczności cygańskiej. Cyganka rekompensuje sobie niedostatki w tej dziedzinie życia wielodzietnością, która pozwala wyżywać się silniej bardzo rozwiniętemu instynktowi macierzyńskiemu. Ta surowość obyczajowa dyktowana jest przez kodeks tabuicznych skalań, którego przepisy obwarowują ściśle najintymniejsze nawet dziedziny życia. Wprawdzie i w Polsce zdarzają się wypadki zawodowej prostytucji wśród Cyganek, ale dotyczą wyłącznie jednostek, które wraz z rodzinami zostały karnie wykluczone ze społeczności cygańskiej. Informacje o dopuszczalności i istnieniu kazirodztwa wśród Cyganów polskich - bezkrytycznie powtarzane przez niektórych cyganologów — są wyssane z palca i pochodzą z mistyfikator-skich rozpraw W. K. Zielińskiego, bezkarnie działającego w charakterze „cyganologa" pod koniec XIX wieku. Można stanowczo stwierdzić, że na ogół wśród Cyganów w Polsce nie istnieją żadne specyficzne cygańskie przejawy życia seksualnego, które jest ubogie i naznaczone piętnem „nieczystości". Inaczej rzecz się ma z obrzędami zaręczynowymi, weselnymi, ślubnymi. Tu odnajdujemy obfitość rozmaitych obyczajów swoiście cygańskich. Wśród polskich Cyganów monogamia jest dziś w zasadzie ściśle przestrzegana, choć przechowują oni jeszcze w pamięci czasy, kiedy - jak twierdzą — wielożeństwo było dopuszczalne i zdarzało się niejednokrotnie. Tak np. jeden z „Wielkich Głów" cygańskich miał aż pięć żon jednocześnie. Obecnie jednak Cyganie mają po jednej żonie i na ogół nie zdarzają się już odstępstwa od tej reguły. Jedynym znanym mi obecnie wypadkiem wielożeństwa jest półoficjal-ny poligamiczny związek przedstawiciela polskich Cyganów nizinnych, który ma jednocześnie trzy żony, a każda z nich wie o dwóch pozostałych, godząc się z tym stanem rzeczy. Fakt ten, choć zupełnie wyjątkowy, świadczy jednak 0 dopuszczalności wielożeństwa wśród polskich Cyganów. Bywa czasem, że Cyganka zmienia sobie mężów. Jest to zjawisko dość rzadkie, ale miałem 304 możność je zaobserwować. Cyganka nizinna, pochodząca z Wileńszczyzny (a więc uważana przez polskich Cyganów nizinnych za przedstawicielkę rosyjskich Cyganów - chaładytka Roma), nie przestrzegająca wielu cygańskich praw i wędrująca tylko wraz z bliską rodziną, „wychodziła za mąż" kolejno za polskiego Cygana nizinnego, za Cygana Lowara i za Cygana Kełderasza Była to Cyganka sarengri (należąca do wszystkich), która odosobnienie we własnym klanie rekompensowała sobie kontaktami z klanami obcymi. Rzadko Cyganie nizinni zawierają ślub w kościele: „Cyganie związek małżeński uważają za rzecz cywilną zupełnie, a jeżeli zawierają śluby w obliczu ołtarza, to tylko ze zwyczaju, albo dla okazji wyjednania wsparcia na ucztę weselną" - pisał Narbutt. Na ogół wystarcza Cyganom cygański ślub, czyli wesele - bijav. Podobnie jak wśród ludu polskiego, przychodzą swaty i po uzyskaniu zgody odbywa się wesele, w czasie którego stary Cygan wiąże chustą ręce młodej pary, zapytawszy kandydatkę na żonę, czy decyduje się na zaślubiny z własnej woli, bez przymusu. Po przewiązaniu rąk narzeczonym Cygan wygłasza formułę, która brzmi mniej więcej tak: „Rzucam klucz do wody. Tak jak nikt go z niej nie wydobędzie i nic nim nie otworzy, tak i was nic już nie rozłączy". Po rozwiązaniu rąk nowożeńców rozpoczyna się uczta weselna - w miarę możliwości huczna i obfita. Tu i ówdzie spotkać jeszcze można wygasający obyczaj sprawdzania niewinności panny młodej. Po weselu starsze kobiety układają w namiocie młodej pary czystą pościel, a rano sprawdzają jej stan. Jeśli wynik tych oględzin okazał się pomyślny, świadczący o tym, że młoda mężatka zachowała dziewictwo aż do ślubu, przystępowano radośnie do drugiej części wesela, a na szczycie małżeńskiego namiotu zawieszano czerwone chusty lub wstążki. Gdyby jednak stwierdzono brak śladów świadczących o panieńskiej cnocie nowo zaślubionej Cyganki, naraziłaby się ona na kpiny i wyzwiska, a dalszego ciągu wesela już by nie było. Zdarzało się, że dla napiętnowania „nieporządnej dziewczyny" zawieszał ktoś na kołku jej namiotu dziurawy garnek, symbol jej niecnotliwości. Obyczaj ten jest już dziś niezmiernie rzadki. Zwłaszcza II wojna światowa oraz lata następne nie sprzyjały zachowaniu się wielu praktykowanych od dawien dawna obrzędów. Wierność małżeńska kobiety jest bardzo surowo przestrzegana. Bywała Z schwytaną na zdradzie czy na ucieczce z kochankiem zamężną Cygankę m4 piętnował, pozostawiając jej „znak aż do śmierci", trwały ślad okaleczenia, Ja JU> np. przecięcie policzka, ucha itp. Czasem poprzestawano na obcięciu włosów niewiernej. Mężczyźnie zdrada małżeńska uchodzi na ogół bezkarnie, byle tylko nie zadawał się z prostytutkami. Kupowanie żon to zwyczaj zupełnie nie znany polskim Cyganom nizinnym; istniał on do niedawna.u Kełderaszów i Lowarów i budził wśród polskich Cyganów pogardliwo- ironiczne komentarze. Natomiast znane Kełderaszom i Lowarom porywanie kandydatek na żony zdarza się również i wśród polskich Cyganów nizinnych, choć - jak się zdaje - nie jest wśród nich zjawiskiem tak nagminnym. W 1948 r. obserwowałem ceremonię „porywania" u Lowarów, będącą tylko symbolicznym obrzędem, w którym zachowały się puste już formy uprowadzania dziewczyny. Przyszły mąż wraz z przyjaciółmi zarzuca Cygance chustę na głowę i prowadzi oblubienicę do siebie, a towarzyszący mu Cyganie potrząsają nad nią woreczkami pełnymi żołędzi, co ma jej zapewnić płodność i zdrowie. Śpiewają przy tym: T'aves sasty taj bachtali... (Bądź zdrowa i szczęśliwa, nie choruj nigdy, bądź jak kwiat.) Oprócz tego rodzaju inscenizacji zdarzają się u Kełderaszów i Lowarów uprowadzenia panny, kandydatki na żonę, porywania w całym tego słowa znaczeniu. Kupowanie żony to stary cygański obyczaj, praktykowany przez Lowarow i Kełderaszów jeszcze do niedawna, zanikający gwałtownie dopiero po drugiej wojnie światowej i dziś już należący do zapamiętanej przez Cyganów nieodległej przeszłości. Kupowanie dziewczyny nie było prostą transakcją handlową, ale wymagało wielu zwyczajowych kroków wstępnych i obrzędowych ceremonii. Najpierw odbywały się zaręczyny, a właściwie próba zaręczyn, której pomyślny czy niepomyślny rezultat nie był nigdy z góry wiadomy. Bez oficjalnego uprzedzenia, niekiedy całkiem niespodzianie, do rodziny Cyganki upatrzonej na narzeczoną przychodzą rodzice chłopca lub inni przedstawiciele jego rodziny. Witają się, ani jednym słowem nie zdradzając celu przybycia, nie wspominając o zamierzonej uroczystości zaręczynowej. Jednakże zachowanie gości jest niedwuznaczne i gospodarze od razu wiedzą, na co się zanosi. Goście bez pytania o pozwolenie zachowują się jak we własnym domu: gospodarują, rozścielają obrusy, rozstawiają nakrycia stołowe, podają jadło. Choć nie napomyka się o zaręczynach, rodzice dziewczyny, którzy w tych przygotowaniach nie biorą udziału, zaczynają się drożyć, podawać w wątpliwość sens tych Wszystkich zabiegów: „Nic z tego, szkoda waszego zachodu i pieniędzy". "~ Cyganie... JUU Goście nie rezygnują, nie zrażają się tymi przestrogami ani wyrazami dezanr baty. Tymczasem gospodarze nie chcą zasiąść do stołu, ociągają się, wzdraga' i tym zwlekaniem podnoszą wartość swojej córki. Bywa, że aż trzy cin' przemijają na takim ucztującym wyczekiwaniu. Wreszcie zjawia się płoska. Przynoszą ją przedstawiciele rodziny chłopca-źan ła płoskasa (idą z ptoską). Wstępne obrzędy zaręczynowe nie doprowadziły do celu; teraz zaczyna się obrzęd nowy. „Płoska" jest to butelka wina lub wódki, owiązana czerwonym fularem przez matkę lub ojca chłopca, ozdobiona jakimiś kosztownościami: złotą broszką, kolczykami, czy naszyjnikiem z talarów. Kiedy „płoska" stanie już na obrusie, rodzina chłopca namawiać zaczyna ojca dziewczyny, aby się z niej napił. Jeśli to zrobi, wyrazi tym samym zgodę i będzie można przystąpić do pertraktacji, do ustalenia ceny, jaką przyjdzie zapłacić za narzeczoną. Zatem i zgoda nie jest wypowiadana słowami ojcowskiego przyzwolenia, ale symbolicznym łyknięciem trunku z „płoski". Skoro się to stanie, z ust ojca padają sakramentalne słowa: T'avel bachtalio terno hai terni (Niechaj będą szczęśliwi młody i młoda). Następnie ojciec dziewczyny zwraca się do swatów (chanamića) i oświadcza, jakiej kwoty żąda za córkę, jakiej zaś na pokrycie kosztów wesela. Rozpoczynają się targi i jeśli obie strony nie dojdą do porozumienia, i ojciec dziewczyny zrezygnuje z wydania jej za mąż, musi on zwrócić pieniądze wydane na ucztę zaręczynową. Jeśli zaś zawarta zostanie zgoda, bez zwłoki ustala się dzień zaślubin, dzień wesela, którego organizacja i opłacenie wszystkich związanych z nim wydatków należą do rodziny chłopca. Rodzice panny młodej nie muszą, choć mogą uczestniczyć w weselnych kosztach. Obyczaj kupowania żony zanikł w Polsce w bardzo szybkim tempie; jeszcze w okresie międzywojennym był, wśród Kełderaszów zwłaszcza, powszechnie stosowany, a po wojnie zdarzał się jeszcze z rzadka i wygasł chyba dopiero około 1950 roku. Nieraz płacono za dziewczynę 300, a nawet 500 dukatów (złotych rubli lub dolarów). Dawniej zdarzały się ceny wyższe, uzależnione zresztą w każdym konkretnym wypadku od urody narzeczonej. W roku 1908 w okolicach Piotrkowa odbył się ślub cygański w lesie między olśniewająco piękną Cyganką a Cyganem, którego ojciec zapłacił za synową 3000 rubli1. Cenę tę wyznaczył ze względu na niezwykłą urodę panny młodej ówczesny przywódca wielkiego ugrupowania Kełderaszów w Piotrowskiem, niejaki ' H.T. Croftan, Affairs of Eggypt, 1908 („Journal of the Gypsy Lorę Society", v. III, nr 4, 1910. str. 297). 307 ataman" Kamiński. W roku 1910 w obozie Kełderaszów w okolicach frakowa zapłacono za żonę aż 10 000 rubli2. Zwyczaj kupna został wyparty przez — istniejący i dawniej - zwyczaj porywania dziewczyny, kiedyś rzadki, dziś praktykowany w ogromnej większości zawieranych małżeństw. Kiedyś małżeństwo zawarte wskutek porwania nie cieszyło się szacunkiem cygańskiej opinii. Jednakże przeważyły względy natury ekonomicznej: porywanie jest skutecznym środkiem do zawarcia małżeństwa, a o wiele mniej kosztownym niż kupno. Zdarzają się rzadziej porwania sensu stricto; częściej mamy do czynienia z „porywaniem", kiedy to nie ma aktu przemocy i zaskoczenia, a młoda para umawia się na wspólną, zwykle krótkotrwałą ucieczkę. Po powrocie do swoich, niejednokrotnie już po upływie dwudziestu czterech godzin, młodzi oświadczają, że spędzili ze sobą noc, co zgodnie z cygańskim obyczajem jest równoznaczne z wejściem w związek małżeński. Rodziny obojga chcąc nie chcąc muszą pogodzić się z faktem i uznać małżeństwo młodej pary za dokonane, niezależnie od tego, czy dziewczyna była wtajemniczona w planowane porwanie, czy też było ono aktem przemocy i podstępu. Porwania - te nie udawane - odbywały się dawniej w leśnej scenerii, na spienionych koniach. Dzisiaj zmieniły się środki lokomocji i niedawno zdarzyło się, że posłużyła do tego celu taksówka, prowadzona przez kierowcę, przekupionego przez Cygana-porywacza. Oczywiście, przy zamążpójściu przez porwanie niemożliwe jest sprawdzenie cnoty oblubienicy. Toteż wesele huczne i wesołe zazwyczaj nie odbywa się po powrocie pary uciekinierów. Ale czy dziewczyna została uprowadzona, czy też kupiona — w każdym wypadku jej małżeństwo jest po cygańsku prawomocne. Ślub kościelny nie jest potrzebny i zdarza się bardzo rzadko. W innych okolicznościach, kiedy połączenie młodej pary odbywa się w taborze, towarzyszy mu obyczaj sprawdzania cnoty panny młodej. Po pierwszej części wesela, przed nocą odbiera się pannie młodej pierścionki, kolczyki, szpilki, grzebienie i wszelkie ostre przedmioty, którymi Cyganka mogłaby się umyślnie skaleczyć, aby pozostawić na bieliźnie ślady swej rzekomej cnoty. Teściowa daje jej nową, czystą koszulę. Zapada noc, wszyscy odchodzą. Tylko koło namiotu młodej pary pozostają na czatach podsłuchujące i podglądające Cyganki. Niezależnie od podpatrywania nocy poweselnej Przez szpary w namiocie, rano następuje oficjalne sprawdzanie koszuli panny 2 Kajetan Dunbar, A Gypsy weddingin PoIand(„Wide World Magazine", t. 24, London, 1910, str. 541-548). 308 młodej. Jeśli na koszuli są ślady utraconego dopiero co dziewictwa, star Cyganki wieszają ją na szczycie namiotu n;r /nak chluby jako godło radoś i inicjując drugą, radosną część wesela. Pokazują koszulę wszystkim obecnym rzucają nawet na stół biesiadny, na obrus, obok jadła i napitków. Koszula łaknie kala, nie jest „nieczysta"; przeciwnie - traktowana jest jako oznaka szczególnej czystości. Jeśli koszula pozostała czysta - jest oznaką hańbiąca i druga część wesela - na koszt rodziców panny młodej - już się nie odbywa Woda, która tak ważną rolę odgrywa w obrzędach cygańskich - żałobnych urodzinowych i innych - potrzebna jest także przy uroczystości zaślubin. Kiedy młodzi drużbowie wprowadzą dziewczynę do domu - lub namiotu - męża polewają ją wodą. Panna młoda zwana jest wówczas bakri (= owca). To miano, przysługujące pannie młodej przed połączeniem się z mężem, nie jest obraźliwe, lecz zaszczytne. Po nocy, nazajutrz, zwie się już bori(= synowa) i na znak porzucenia stanu panieńskiego wiąże sobie na głowie jak najjaskrawszą, najczęściej czerwoną chustkę. Ten obyczaj, analogiczny do polskich oczepin, przestrzegany jest u Kełderaszów i Lowarów do dzisiaj. Od chwili włożenia chustki Cyganka musi ją już nosić przez całe życie. Przed zawarciem ślubu może chodzić latem z gołą głową, a zimą w chustce wiązanej pod brodą. Chustka obowiązująca mężatkę jest wiązana do góry, nigdy inaczej. Kobiety spośród polskich Cyganów nizinnych nie przestrzegają tych obyczajów, mogą po ślubie chodzić bez chustki, lub też wiązać ją „po polsku" - pod brodą. Wśród Cyganek ze szczepu Kełderasza do niedawna obowiązek noszenia chustki na głowie był przez mężatki wypełniany tak bezwzględnie, że nie zdejmowały jej nigdy, w żadnych okolicznościach - nawet przy czesaniu włosów. Jeszcze przed ostatnią wojną młoda Cyganka, chcąc się uczesać, obnażała tylko pół głowy, przytrzymując chustkę i czesząc odsłoniętą część włosów, a następnie przesuwała chustkę na stronę już uczesaną i, nadal przytrzymując ją na głowie, rozczesywała resztę włosów. Obecnie tak rygorystyczny obyczaj uchodzi już za przesadny, ale poza koniecznością umycia głowy czy uczesania się Kełderaszyca nie rozstaje się z chustką. Małżeństwa zawierane są w bardzo młodym wieku. Bywa, że mąż ma 16 lat, a żona 13-14. Często więc po ślubie młodzi nie od razu usamodzielniają się całkowicie i przez pewien czas muszą jeszcze pozostawać u rodziców męża. Zależnie od warunków i okoliczności para wyprowadza się na swoje gospodarstwo wcześniej lub później - od paru dni do paru lat po ślubie. Ta przełomowa chwila w życiu młodych małżonków nazywa się dabeśka. Dzińepie dabeśka-„idą na dabeska" - znaczy, że małżeństwo rozpoczyna samodzielne życie, 309 uniezależnia się od starszych. Młodym, wkraczającym na nową drogę życia, towarzyszą życzenia szczęścia i pomyślności. Jednym z takich przysłowiowych, sentencjonalnych życzeń jest następujące: Ce grecon tumie le devleske hai le manusenge atunći, ???? grecoła pie o lont hai mamo (Żebyście obrzydli Bogu i ludziom wtedy, kiedy obrzydnie sól i chleb). Cygańskie małżeństwa, zawierane obecnie wśród Kełderaszów często metodą porywania dziewczyny, bywają nietrwałe i nietrudno jest je zerwać. Cygan ma prawo porzucić żonę, jeśli dowiedzie jej zdrady. Nieraz „rozwód", a właściwie wygnanie żony przez męża, nie jest przez nią zawiniony i wystarczy pretekst, aby taki postępek umotywować i usankcjonować. Powodem, choćby zmyślonym, może być zarzut, że Cyganka źle dbała o męża, czy też - nie umiała gospodarzyć; przyczyną wygnania bywa także bezpłodność żony. Zdarzyło się, że wkrótce po ślubie mąż wygnał pod jakimś pretekstem żonę będącą w ciąży. Charakterystyczne jest, że pokrzywdzona Cyganka nieraz nie dochodzi swych praw i godzi się z losem, bowiem w opinii cygańskiej jakakolwiek próba przeciwstawienia się mężowskiemu wyrokowi byłaby dla niej aktem hańbiącym, poniżającym. Rozwódka, czyli wygnana, ma w zasadzie szansę wyjścia tylko za rozwodnika lub wdowca. Coraz bardziej upowszechniające się wśród Kełderaszów porywanie kandydatek na żony i wypędzanie żon prowadzi często do ogromnej nietrwałości małżeńskich związków. I tak np. szesnastoletni chłopak zdążył już wygnać swoją pierwszą żonę i rozstać się z drugą - czternastoletnią! - odebraną mu przez teścia. Niewątpliwie są to zjawiska nowe, nie spotykane w tym stopniu wśród starszych cygańskich pokoleń, kiedy to - nawet przy braku innych hamulców - kupowanie żony, płacenie za nią sporych kwot, powstrzymywało przed lekkomyślnym rezygnowaniem z tak kosztownego nabytku, stanowiło istotną gwarancję stabilności małżeństwa. Obecnie czynnikiem utrwalającym związek małżeński bywa tylko ślub cywilny, rzadko zresztą zawierany. Jeśli małżeństwo dochowało się już dzieci, wówczas, ze względu na prawomocne przekazanie im nazwiska ojca, zawierają ślub w Urzędzie Stanu Cywilnego. Konieczność uzyskania rozwodu w wypadku rozejścia się utrudnia rozbicie małżeństwa. Utrudnia, ale nie uniemożliwia; zdarza się, że małżonkowie rozstają się bez przeprowadzenia sprawy rozwodowej, a następny związek któregoś z nich musi się obejść bez legalizacji. Od dnia zaślubin rozpoczyna się wspólne życie dwojga młodych owocujące licznym potomstwem, im liczniejszym, tym lepiej i szczęśliwiej. Ciężar większości obowiązków rodzinnych, gospodarskich i zarobkowych spada na żonę. 310 Nie idzie to w parze z jej uprawnieniami. Jako z natury swej istota nieczysta, gorsza niż mężczyzna, musi się zadowolić swoją podrzędną, upośledzoną sytuacją w rodzinie, aby dopiero w podeszłym wieku doczekać się szacunku i równouprawnienia należnego Phuri daj— matronie. ŚMIERĆ I ŻAŁOBA Obyczaje pogrzebowe i żałobne obrządki, kultywowane we wszystkich cygańskich ugrupowaniach w Polsce, w najpełniejszej-jak się zdaje-postaci, w największej mnogości form zachowały się u Kełderaszów i Lowarów. Polscy Cyganie nizinni i wyżynni utrzymali je w postaciach bardziej szczątkowych, ułamkowych, niekiedy nieco „spolonizowanych", które utraciły już cechy spójnego, rygorystycznie przestrzeganego kultu i rytuału, jak w tamtych dwu grupach. Polscy Cyganie nizinni także karmią dusze zmarłych - np. pierwszymi owocami w roku, które przerzucają za siebie nad głową na intencje dusz; strącają pierwsze krople wódki, zanim się jej napiją, na ziemię - pał mułengre dii- za duszę zmarłego itd. Największym jednak bogactwem w tej dziedzinie nacechowany jest lowarski i kełderaski folklor. Zapewne wiele spośród tych rytuałów jest pochodzenia bałkańskiego, rodem z mołdawskiego folkloru, niektóre jednak zdają się świadczyć o swym znacznie dłuższym rodowodzie, odleglejszych źródłach. Cygan umiera. Odchodzi ze świata do krainy umarłych, a pamięć pozostałych przy życiu ma go chronić na tamtym świecie od głodu i pragnienia. Dopóki był wśród żywych, podlegał cygańskim zakazom; teraz życie jego ' wszystko, co w nim zawarł, przestaje się dlań liczyć, nie ma wpływu na jego Pośmiertne losy. Ani nie czeka go nagroda, ani kara, bowiem wszelkie zapłaty, wszelkie kary są sprawą wyłącznie doczesną. Jego dusza odchodzi w nieznane, "o niedawna utrzymywał się jeszcze obyczaj palenia rzeczy pozostałych po z"iarłym również w grupach polska Roma - i może przejawia się jeszcze gdzieniegdzie do dziś; ogień ten ogrzewać miał duszę w jej wędrówce przez 312 zimne obszary zaświatów. Dokumenty etnograficzne dotyczące Cyganów bałkańskich wymieniają jeszcze szczątki ludowych wyobrażeń cygańskich o trudach i przeszkodach, jakie napotyka dusza w pośmiertnej wędrówce-mówi się tam o obszarach mroźnych wichrów i o rejonach pustynnych upałów Nie spotyka się już tych szczegółowych wierzeń u naszych Cyganów, ale woda która gasić ma pragnienie duszy odchodzącej do kraju umarłych, nadal odgrywa ważną rolę w obrzędach żałobnych. Cygan umiera. Jeśli może mówić, ostatnimi jego słowami powinno być błogosławieństwo, życzenie szczęścia rodzinie i bliskim, którzy zgromadzili się wokół łoża śmierci, manifestując ból i rozpacz. To ostatnie błogosławieństwo jest szczególnie ważne i cenione, a brak jego nie jest uważany za dobry prognostyk. Jest to jedyny obyczaj związany z umieraniem. Wypadki wzywania księdza do umierającego są rzadkie; zdarzać się mogą jedynie w bardziej zasymilowanych, osiadłych grupach. Zmarłego ubiera rodzina do trumny, mierzy długość zwłok przy pomocy taśmy z centymetrową podziałką, zwanej mesura, i chustą podwiązuje szczękę. Zarówno mesura, jak i owa chusta są potem skrzętnie przechowywane jako amulety przynoszące szczęście. Zwłaszcza mesura ma moc chronienia przed niebezpieczeństwem, przede wszystkim zaś - przed policją. Tak jak baśniowa „czapka niewidka" czyni niewidzialnym tego, który ją włoży na głowę, mesura sprawia, że np. trofea pochodzące z kradzieży nie będą mogły być wykryte przez władze w przypadku jakiejś rewizji. Zmarłego układa rodzina w trumnie, składając w niej także pewne przedmioty będące jego własnością, które na tamtym świecie mogą mu się przydać. Są to zazwyczaj: papierośnica z papierosami, albo fajka i tytoń, grzebień, lusterko, zegarek, pierścień... Zapałek jednak włożyć do trumny nie wolno, jako że dusza zmarłego przez najbliższe sześć tygodni krąży wokoło swoich, w pobliżu domu czy leśnego taboru, mogłaby więc wzniecić pożar. Rozpoczyna się trzydniowe czuwanie przy zmarłym. Zawsze od śmierci do pogrzebu muszą minąć trzy dni, bowiem dusza może jeszcze w tym czasie zmienić swój zamiar i powrócić do swego ciała. Aby ułatwić jej ewentualny powrót, twarz umarłego przykrywa się zawsze chustą-welonem rozciętym pośrodku. Rozcięcie chusty wskazuje duszy drogę, którędy ma na powrót wniknąć w opuszczone przez nią ciało. Ostatnie tchnienie umierającego jest właśnie odlotem duszy, uchodzącej przez usta i nozdrza. Tylko tą samą drogą może ona powrócić. Zjeżdżają się i schodzą bliscy i przyjaciele zmarłego, każdy wkłada mu do kieszeni pieniądze, aby sobie za nie mógł „coś kupić" i me 313 miał w stosunku do pozostałych przy życiu żadnych żalów czy pretensji. Wszyscy zasiadają w pomieszczeniu, w którym leży zmarły. Wyjątek stanowią tylko małżeństwa, od których ślubu nie minął jeszcze rok; tym dostęp do czuwania przy zmarłym jest wzbroniony. Przez trzy dni i trzy noce trwa czuwanie. Palą się świece-zawsze w nieparzystej liczbie; pije się wódkę, wino, piwo — ale liczba butelek musi być także nieparzysta. Siedzą przy trumnie, lamentują, nocami opowiadają sobie baśnie, jedzą i piją. Nie ogoleni mężczyźni, nie uczesane kobiety przez trzy doby nieustannie towarzyszą zmarłemu, a dusza jego w tym czasie kołuje w pobliżu; czują jej obecność. W tych pierwszych dniach żałoby nie wolno czesać się grzebieniem ani myć się mydłem, bowiem -aven lespumi pa o muło -piana idzie od zmarłego, jest jak gdyby czymś w rodzaju przejrzystej tkanki jego duszy, jest nią wypełniona jak powietrzem. Nieraz rodzina zmarłego na znak szczególnie głębokiej żałoby nie myje się mydłem ani nie używa grzebienia w ciągu dziewięciu dni. Zebrani wychodzą i powracają, by znów zasiąść przy trumnie, ale nie może się zdarzyć, by wszyscy jednocześnie odeszli, zawsze ktoś musi być przy zmarłym. Ogarki z wypalonych świec, wosk, który z nich spłynął i zastygł, zbierają Cyganie skrzętnie, aby w czasie pogrzebu wrzucić te resztki do grobu przed zasypaniem trumny ziemią. Żałobnicy mówią półgłosem, nawet śpiewem nie wolno im zakłócić solennego spokoju. Pieśni żałobne nie istnieją - są niedozwolone, gdyż wszelka muzyka jest sprzeczna z samą zasadą żałoby. Zmarły jest blisko, dusza jego nie oddaliła się jeszcze i żałobne rygory muszą być szczególnie surowo przestrzegane zarówno z uwagi na dobro duszy, która uszła z ciała, jak i ze względu na to, by „duch" nie zakłócał spokoju żyjącym. Drobny fakt może w tym czasie pociągnąć za sobą złowrogie skutki, jeśli się ich w ??? nie zażegna. Na przykład, jeśli w czasie czuwania przy zmarłym ktoś kichnie, musi natychmiast naderwać coś ze swej odzieży, aby zapobiec nieszczęściom. Po trzech dniach następuje pogrzeb. Bliscy wynoszą trumnę i wylewają z wiader i innych naczyń wodę, aby spragniona dusza nie powróciła, chcąc się jej napić. O duszy wiadomo jest bowiem przede wszystkim, że cierpi z powodu pragnienia, że chce pić, że daje się jej we znaki brak wody. Obawa przed powrotem • -ducha", który straszy, każe usuwać wodę z mieszkania, ale jednocześnie czyni się rytualne zabiegi, mające na celu zaspokojenie pragnienia duszy. Nazajutrz po pogrzebie rozpoczyna się obrzęd pojenia jej. W tym celu rodzina zmarłego wybiera jakiegoś chłopca cygańskiego i kupuje mu dzban i szklankę. Jeśli zmarła kobieta - dzban i szklankę daje się dziewczynie. Obrana osoba codziennie w południe nabiera do dzbana czystej wody i przele- 314 wając ją do szklanki częstuje wszystkich spotkanych Cyganów. Czyni tak aż d dnia, w którym dusza zmarłej czy zmarłego odchodzi z pobliża w odleglek, obszary zaświatów; staje się to w sześć tygodni po śmierci. Chłopiec Ink dziewczyna nosi przy sobie patyk, na którym co dzień nacina nożem znak,abv nie omylić się i dokonywać obrządku z wodą przez nakazaną ilość dni. Gdv minie sześć tygodni od śmierci, młoda osoba idzie nad rzekę, przelicza karby na patyku po raz ostatni, po czym rozcina patyk na dwie równe części, związuje je pośrodku na kształt krzyża i przymocowuje doń pięć małych świeczek - jedna w środku, a pozostałe na czterech krańcach. Ten krzyżyk z zapalonymi świeczkami puszcza na wodę, nabiera jeszcze raz wody i napełniając nią szklankę^ wylewa jej zawartość do rzeki. Czyni to tyle razy, ile było nacięć na patyku. Po wylaniu wody ze szklanki po raz trzydziesty ósmy, napełnia dzban i szklankę i zatapia je w rzece. Obrzęd jest zakończony, ale zmarły jeszcze nie ma dostępu do rozczęstowanej wody, nie może jeszcze z niej korzystać. Dopiero kiedy rodzina zmarłego zapłaci rozdawcy wody za usługi - czy gotówką, czy też w formie jakiegoś podarunku - dusza może rozpocząć zaspokajanie swego pragnienia i wszystka woda rozdawana dzień po dniu staje się wówczas jej napojem. Jednocześnie z rozpoczęciem „obrzędu wodnego" rodzina zmarłego podejmuje skomplikowany obrządek żałobny zwany pomana (stypa). Pierwsza żałobna stypa odbywa się tuż po pogrzebie; jest to obrządek w trzy dni po śmierci - trine dźesengi pomana. Odbywa się ona w karczmie czy w restauracji w pobliżu cmentarza. W Warszawie taką knajpą, w której z okazji każdego cygańskiego pogrzebu odbywa się pierwsza pomana, jest restauracja na Bródnie tuż koło cmentarza. Udział w tym poczęstunku biorą wszyscy uczestnicy uroczystości pogrzebowej. Żałoba trwa. Przez cały rok nie wolno rodzinie zmarłego bawić się, śpiewać, a nawet - słuchać radia. Dłuższa żałoba niż roczna nie jest wskazana, gdyż mogłaby doprowadzić do śmierci żałobnika. Każdy dzień przedłużonej ponad rok żałoby jest jak gdyby zadatkiem na następną żałobę, sprowadza nową śmierć. Cyganka Jordana Kwiek, pogrążona w rozpaczy po śmierci swojej córki, zachowała żałobę przez półtora roku. Znajome Cyganki namawiały ją do zaprzestania tych niebezpiecznych — ich zdaniem — praktyk, radziły, aby ubrała się w barwne stroje, ale Jordana nie chciała ich usłuchać: schowała radio, wyłączyła światło, siedziała po ciemku i - umarła. Cyganie twierdzą, że sama ściągnęła na siebie śmierć przedłużaniem żałoby. Po dziewięciu dniach od śmierci odbywa się druga uroczystość żałobna - 315 gfija dźesengi pomana. W domu zmarłego przygotowuje się ucztę dla grona przyjaciół i rodziny. Biesiadujący żałobnicy jedzą i piją za duszę zmarłego, a jedząc i pijąc, karmią i poją w ten sposób i ducha. I tu obowiązują specjalne zasady postępowania i rytualne zakazy. Nie wolno pojedynczo wstawać od stołu; wszyscy uczestnicy uroczystości powinni uczynić to jednocześnie. Skoro jednak ktoś wstanie, nie wolno mu już powrócić do stołu, do jadła. Wszelkie resztki jedzenia, które by pozostały, muszą być wyrzucone na bieżącą wodę, do rzeki, lub też oddane komuś. Nic jadalnego nie może nocować w domu zmarłego, a więc wszelkie resztki trzeba wynieść z domu przed zachodem słońca. Nie wolno oddać ich psu, kotu, ani wysypać ptakom. Niewątpliwie przyczyną tych zakazów jest wiara, że duch zmarłego, zwabiony jadłem, mógłby powrócić do domu, aby się posilić. Do tego, w imię własnego bezpieczeństwa, w obawie przed niepożądanym zetknięciem się z duchem, Cyganie nie chcą dopuścić. Jedynie sami, spożywając jadło, karmią duszę zmarłego, działają jakby w jego zastępstwie. Przed jedzeniem powtarzają formułę: „T' e av' eł angła leśće" (Oby to było przed nim, tzn. „niechaj to jedzenie będzie dla zmarłego"). Znana jeszcze Cyganom bałkańskim wiara w możliwość wcielania się duszy zmarłego w zwierzęta jest przypuszczalnie źródłem zakazu, zabraniającego oddawać zwierzętom resztki pożywienia pozostałego z uroczystości pomana. Trzecia pomana odbywa się w sześć tygodni po śmierci - śovie kurkengi pomana - i jest najbardziej uroczysta z dotychczasowych. W tym dniu dusza ma się oddalić z pobliża domu. Tego też dnia topi się dzban i szklankę, służące do „wodnego obrzędu", a krzyżyk ze świeczkami odpływa z biegiem rzeki. Cyganie wybierają jakąś osobę, kobietę - po śmierci Cyganki, mężczyznę - po śmierci Cygana1. Jeśli obrana osoba wyrazi zgodę, przystępuje się do przygotowywania obrzędu, w którym spełniać ona będzie jak gdyby rolę zmarłego i wszystko, co się jej powierzy, stanie się tym samym jego własnością. Obdarowuje się ją różnymi przedmiotami użytku osobistego, jak np. grzebień, maszynka do golenia, nakrycie stołowe na jedną osobę oraz całkowite ubranie. Jeśli obraną osobą jest mężczyzna, kupuje mu się gotowy garnitur; jeśli jest to kobieta — trzeba kupić odpowiednie materiały rankiem i szybko uszyć z nich spódnicę, koszulę, bluzkę itd., aby do południa strój był gotów. Zdarza się, że materiał kupuje się poprzedniego dnia, aby móc rozpocząć szycie jak naj- Wybrańcem powinien być rówieśnik osoby zmarłej, a jeśli nie można go znaleźć - jakikolwiek dorosły już kawaler lub dorosła panna. 316 wcześniej, nazajutrz od samego rana. Wówczas jednak materiał musi pozosta' w sklepie lub przeczekać przez noc u nie-Cyganów, nie wolno go bowiem przetrzymywać nocą w domu zmarłego. Nadchodzi południe. Stół jest już obficie zastawiony potrawami, a odzie? dla wybrańca gotowa. Jakaś starsza osoba, najbliższa zmarłemu — matka, żona ojciec - całuje stół i naczynia darowane wybrańcowi i przy każdym pocałunku wygłasza życzenie: T'e av'ei angła leśće (T'e av'el angła iate - jeśli osoba zmarłą była kobieta) - „Oby to było przed nim (przed nią)". W pobliżu stołu na rozżarzonych węgielkach pali się kadzidło. Wybrana osoba z pomocą domowników przebiera się w przeznaczoną dla niej odzież. Gospodarz lub gospodyni przynosi miskę z wodą, własnoręcznie myje nogi wybrańcowi i czesze mu włosy darowanym grzebieniem. Po dokonaniu tych wstępnych czynności rozpoczyna się uczta, na której przy napoczynaniu każdej z potraw powtarza się stereotypową formułkę: T'e av'eł angła leśće. Kiedy wszyscy już wstaną od stołu, wybraniec za swoje pieniądze stawia zgromadzonym na uroczystości wódkę lub piwo. Wszyscy piją, życząc mu, aby ubranie „zdrowo się nosiło". Wybraniec musi być dorosły. Toteż po tych, którzy umarli bardzo młodo, obrzędów z „wybrańcami" się nie urządza. W roku 1952 kilkunastoletni Cygan, zwany Pujo, zabił się w warszawskim Wesołym Miasteczku, spadłszy z wirującej huśtawki. Podczas uroczystości żałobnych Cyganie nie mogli proponować obecnemu na pomana koledze zmarłego, aby poddał się ceremonii przebierania. Chcąc więc, aby choć w drobnej mierze obrządek taki był dokonany, podarowali mu ubranie, rezygnując oczywiście z jakichkolwiek rytuałów przebierania. Zmarły jest już daleko, ale jego „drogi są jeszcze otwarte", a powrót nie jest niemożliwy. Toteż uroczystości żałobne nie ustają i po upływie pół roku od dnia śmierci odbywa się czwarta stypa, półroczna- dopaśberśeskipomana.Do dnia tej stypy osoba obdarowana w czasie poprzedniej, sześciotygodniowej, pomana może nosić otrzymany wówczas strój. W dniu uroczystości półrocznej ubranie to powinna wyrzucić na bieżącą wodę, do rzeki. I tym razem wybiera się kogoś, przyodziewa w nowy strój i cała ceremonia powtarza się. Cygan (Cyganka) może nosić darowaną tym razem odzież aż do dnia uroczystości, która odbywa się ostatniego dnia żałoby, w pierwszą rocznicę śmierci. Wówczas to, na piątej rocznej uroczystości - berśeski pomana - kończy się okres żałoby. Wtedy to po raz trzeci i ostatni obiera się Cygana (Cygankę), daje się 317 ubranie i inne przedmioty oraz myje się wybrańcowi nogi. Darowany tym razem 4rój można nosić przez czas nieograniczony, „aż do zdarcia". Każdy dorosły Cygan (Cyganka) może być wybrańcem najwyżej trzy razy w życiu; niedopuszczalny jest wybór tej samej osoby po raz czwarty. W czasie ^olejnych trzech ostatnich uroczystości pomana za każdym razem wybierany jest kto inny. Nadchodzi kres żałoby. Roczna pomana kończy się wesoło. Starszy Cygan ogłasza: „Już jego drogi są zamknięte. Oby to było dla niego! Teraz będziemy śpiewać, tańczyć! Kończę żałobę!" Drogi zmarłego zamknęły się i jego odejście jest już bezpowrotne. Jego duch nie może się już pojawić, aby straszyć w postaci mgły, jak to mógł czynić dotychczas, zwłaszcza do sześciu tygodni. Duchy cygańskie nie zjawiają się bowiem nigdy w jakiejś wyraźnie widocznej postaci; zazwyczaj dostrzega się tylko ich działanie, one zaś same, jeśli ukażą się czyimś oczom, mają wygląd mgły lub woalu. Cyganie twierdzą, że dzieje się tak dzięki temu, że twarz zmarłego okryta była w trumnie chustą, a więc spoza tej chusty nie widać jej również i wtedy, gdy zmarły zjawia się w postaci ducha. Po roku nie ma już żadnej obawy, że duch będzie nawiedzać bliskich. Uroczystości pomana zamknęły mu drogę powrotną. Jednak pamięć o zmarłych trwa nadal i przejawia się ciągle, przy różnych sposobnościach. Kiedy wiosną kupuje się pierwsze jarzyny, a później pierwsze owoce, kiedy latem je się po raz pierwszy lody, czy kupuje pierwsze kwiaty, kiedy Cyganie upieką pierwszego w tym roku jeża - pamięć o zmarłym i dbałość o jego pośmiertne losy dają o sobie znać. Zanim Cygan spróbuje „nowalijki", częstuje nią kogoś, kupuje komuś i „dając mu z ręki" — dźełanda vast- obdarza w ten sposób duszę zmarłego. Czasem - przed podarowaniem np. jabłka — całuje je, mówiąc: „T'e av'ei anda leśće" (Niechaj to będzie dla zmarłego, niech i on się posili). Przez tego rodzaju podarunki i poczęstunki anda vast (z ręki) zmarły jest zaopatrywany w niezbędną mu strawę, pierwszy próbuje nowych potraw. Cyganie czynią to nie tylko w stosunku do „swojego" zmarłego, ale także w stosunku do cygańskich zmarłych w ogóle. W ten sposób mogą korzystać z pokarm if również i ci zmarli, których bliscy już nie żyją, nie mogą więc się już troszczyć o ich pozagrobowe losy2. 2 Tak np. wśród żywych nie ma już kełderaskiego rodu śerkovaja, wymordowanego doszczętnie przez hitlerowców. O los zmarłych tego rodu troszczyć się mogą jedynie Cyganie z innych ocalałych grup. Obrzęd anda vest praktykowany jest szczególnie pilnie i codziennie w ciągu sześciu tygodni od dnia śmierci członka rodziny. Poczęstunek „z ręki" dawany jest obcy Cyganom, nie należącym do rodziny. Jeśli obcych nie ma w pobliżu, obyczaj pozwala częstować jedynie dzieci. 318 W dniu Wszystkich Świętych, 1 listopada, Cyganie schodzą się na gr0h swoich bliskich. Na cmentarzu na Bródnie, gdzie jest sporo cygańskich grobów, corocznie w tym dniu odbywają się „cygańskie dziady". Na grobie rozścielają Cyganie chusty, zasiadają na nich, jedzą, piją, częstując przypadkowych przechodniów. Powtarzają wszystkie swoje formuły: „Oby to było przed nim!" i „dają z ręki". Wreszcie dla pokrzepienia zmarłego polewają grob przyniesioną ze sobą wodą, oranżadą lub piwem. Zwyczaj ten, jak wszystkie omówione wyżej, trwa do dziś, choć od 1963 roku nieco trudniej jest już obserwować te obrządki wskutek przeszkód ze strony władz porządkowych. Niektórzy Cyganie przenieśli więc cmentarną ucztę do restauracji lub swoich domów; niektórzy, mimo utrudnień, zbierają się jednak jak dawniej na cmentarzu. W czasie trwania żałoby, w okresie kiedy duch zmarłego może powracać i zjawiać się żyjącym, najbardziej sprzyjającą dlań porą jest noc. Dlatego szczególnie nocą strzec się trzeba jego odwiedzin. Aby się od nich uchronić. Cyganie wypowiadają zaklęcie: T'e av'en leske droma phandadźe, aj ćohara puterde (Niechaj w nocy wszystkie jego drogi będą zamknięte, a jutro dopiero niech będą otwarte). Jeśli wieczorem ktoś wymówi słowo „drewno", „igła" lub „wąż" - jest to zły znak. Należy więc zażegnać niebezpieczeństwo, dodając: Te źał ta raćasa (oby poszedł [poszła] z nocą). Trudno wyjaśnić, dlaczego wzbronione jest wymawianie tych słów właśnie. Być może, że drewno kojarzy się z trumną, igła zaś - to przedmiot zawsze wkładany zmarłemu do trumny. Zakaz wymawiania słowa sap (wąż) ma, być może, swoje źródła w jakiejś wygasłej już u naszych Cyganów, a znanej wielu ludom wierze w nadprzyrodzone właściwości gadów. Niekiedy zdarza się, że rodzina kończy żałobę wcześniej niż po upływie roku. Nie jest to przychylnie oceniane przez cygańską opinię. Przyczyny skrócenia okresu żałoby do pół roku, a nawet zaledwie do sześciu tygodni, mogą być rozmaite. Bywało, że bliski krewny zmarłego przez roztargnienie, nie pamiętając o zakazie, zaczął śpiewać, a tym samym pogwałcił zasadę obrządków żałobnych. Zdarzyło się także, że przed paru laty masowe wykupywanie produktów żywnościowych obudziło wśród Cyganów obawę, że „zanosi się na wojnę" i skłoniło obchodzących żałobę do jej przedwczesnego zakończenia. Wymaga ono specjalnego obrządku. Żałobnik zdejmuje symbol żałoby — np. czarną koszulę - i polewa wodą lub piwem. Zwie się to śordźas (polał) i oznacza koniec żałoby. Jeśli żałoba zostanie skrócona zgodnie z obrządkiem, duch - ćochano - nie powinien już powracać i niepokoić żyjących. Rzecz 319 charakterystyczna, że Cyganie, tak przywiązani do kosztowności, złota i pieniędzy, nie skąpią tych doczesnych dóbr, gdy mają obdarować leżącego w trumnie zmarłego. Nie jest to bynajmniej objawem lekceważenia pieniędzy, ale wynika z przekonania, że będą one zmarłemu potrzebne na tamtym świecie j że nie wolno mu ich odbierać, gdyż mógłby w postaci straszącego ducha powracać i upominać się o swoje, mścić się za wyrządzoną mu krzywdę. Wyraz pomana znany jest na Bałkanach, jest on używany w podobnym co u Cyganów znaczeniu przez lud rumuński. Z pewnością również pewne żałobne formy obrzędowe zostały przez Kełderaszów przejęte od innych ludów. Niewątpliwe jest jednak, że nie spotyka się tam całej obfitości specyficznie cygańskich obrządków „zadusznych", jakie do dziś przetrwały w Polsce wśród Cyganów Kełderasza, których przodkowie przywędrowali do nas przed ponad stu laty z południowo- wschodnich krain. I CYGANOLOGIA W POLSCE vld końca XVIII wieku, od pierwszych spostrzeżeń dotyczących języka cygańskiego, datuje się rozwój badań filologicznych, etnograficznych, historycznych, które w sumie tworzą wielokierunkową, złożoną dziedzinę zwaną cyganologią. Jej właśnie poświęcona jest wyłącznie działalność „Gypsy Lorę Society", naukowego towarzystwa badania folkloru cygańskiego. Towarzystwo to, z siedzibą w Wielkiej Brytanii, ma charakter międzynarodowy, istnieje od 1888 roku i wydaje do dzisiaj kwartalnik „Journal of the Gypsy Lorę Society". Literatura naukowa o Cyganach istnieje na świecie od dawna i jest bardzo obfita. Dotyczy ona dziejów i obyczajów Cyganów w różnych krajach. Do niedawna nasz wkład do tej nauki ograniczał się prawie wyłącznie do prac o charakterze ściśle filologicznym, słownikarskim, z nielicznymi wyjątkami od tej reguły. Folklor Cyganów polskich - poza opublikowanymi pieśniami Cyganów z Podkarpacia — pozostawał dziedziną prawie nietkniętą. Prace cyganologów obcych nie mogły wypełnić tej luki, zastąpić polskich etnografów, bowiem grupy cygańskie, mieszczące się w granicach poszczególnych krajów, różnią się bardzo między sobą. Pewne pracygańskie przejawy folkloru ulegają wszędzie przekształceniom, gdzieniegdzie - zanikowi; wpływy miejscowe odgrywają tu także wielką rolę i sprawiają, że można mówić osobno o folklorze Cyganów polskich, niemieckich, francuskich itd. Odnosi się to zwłaszcza do grup dawno przybyłych, ugrupowań, których przodkowie znaleźli się w Europie już w czasie pierwszej cygańskiej migracji w XV wieku. Grupy te, choć zachowały swój język, obyczaje i wędrowny tryb życia, ograniczyły P° części szlaki swoich wędrówek, nie przenikając przeważnie poza granice jednego kraju. Straciwszy w ten sposób kontakt ze swymi współbraćmi za granicą, Cyganie ci poczęli z biegiem czasu i mijaniem pokoleń podlega0 321 pewnym miejscowym wpływom, a przyniesione ze sobą z daleka obyczaje utrzymywali w separacji od innych, podobnych ugrupowań. Po setkach lat różnice między np. folklorem Cyganów niemieckich i rosyjskich spotęgowały się; szereg cech reliktowych, które w jednym kraju zachowali, gdzie indziej -zanikło bez śladu. W znacznie mniejszym stopniu zróżnicowały się obyczaje poszczególnych grup Kełderaszów, szczepu, który przybył do środkowej i zachodniej Europy dopiero w początkach drugiej połowy XIX wieku. Zbyt mało upłynęło czasu od tej daty, zbyt wielką, międzynarodową, a nawet - międzykontynentalną ruchliwością odznaczają się dotychczas Kełderasza, aby mogły już nastąpić wśród nich podobne podziały obyczajowe i różnice językowe. Tak więc - co do Polski - obyczaje jej Cyganów, tych, których nazywamy tu polskimi Cyganami wyżynnymi i nizinnymi, pozostawały nauce do ostatnich czasów prawie zupełnie nie znane, a nawet nie znane całkowicie - jeśli chodzi o naszych Cyganów nizinnych. Nieco lepiej przedstawiały się publikacje dotyczące ustaw państwowych, poczynań władz wobec ludności cygańskiej. Ale państwowe akty prawne niewiele rzucały światła na zewnętrzne sprawy cygańskie nie badane przez polskich etnologów. Pisząc więc o dziejach cyganologii w Polsce, zaliczymy do niej wszelkie publikacje na ter.iat Cyganów, prace, w których zawarte są jakieś cenne informacje na temat tego ludu, słowem - wszelkie materiały cyganologiczne oraz nieliczne prace naukowe. Nie było ich u nas zbyt wiele, bez trudu więc można je wyliczyć i pokrótce omówić. Są to przede wszystkim publikacje drobniejsze, przyczynkarskie. Prehistoria naszej cyganologii to jedynie materiały literackie czy, dalekie od ścisłości, zabawne nieraz hipotezy na temat pochodzenia Cyganów. W tej zamierzchłej prehistorii mieści się Worek Judaszów Klonowica - ten, rzekłbym, wierszowany paszkwil na Cyganów XVII stulecia, tam - Marcina Bielskiego Kronika wszystkiego świata (1551) z zajadle nienawistnym fragmentem o Cyganach, zawierającym ich karykaturalną charakterystykę. W prehistorii też umieścić należy wypowiedzi Naruszewicza, który wywodził Cyganów z - Jadźwingów, czyli Jacygów, twierdząc, że odpowiedź Cygana na pytanie, kim jest — „Jacygan" (tzn. Jadźwing) - błędnie zrozumiano, jako „Ja Cygan"1. ' Adam Naruszewicz, Historia narodu polskiego, t. IV, ks. I, Warszawa, 1780-1786, str. 85. — Cyganie... 322 Wreszcie, w sferze nie zrealizowanych projektów pozostało zamierzenie Jędrzeja Kitowicza; jego Opis obyczajów za panowania Augusta ? miał oprócz istniejących rozdziałów, zawierać także m. in. rozdziały o chłopach o Żydach i o Cyganach. Niestety, nie zdołał Kitowicz doprowadzić dzieła do zamierzonego końca, a w każdym razie - dalszy ciąg nie zachował się do naszych czasów. Jest to strata niczym niepowetowana. Znaj;;c rzetelność i dokładność jego opisów, wiemy, że mielibyśmy pierwszą rzeczową relację o naszych Cyganach, zawierającą wiele wiernie zanotowanych szczegółów. Joachim Lelewel na emigracji nie porzucił swych zainteresowań Cyganami, wywodzących się zapewne zarówno z penetracji historyka, jak i wspomnień z dzieciństwa, na które się powołuje w liście do francuskiego cyganologa Bataillarda; fragmenty tego listu przytaczamy w Wypisach cygańskich. Ów list rozpoczyna się od podziękowania P. Bataillardowi za nadesłaną przezeń jego książkę pt. De 1'apparition et de la dispersion des Bohemiens en Europę (Paris 1844). Egzemplarz tej książki wraz z całą biblioteką Lelewela znajdował się przed II wojną światową w Bibliotece Uniwersyteckiej w Wilnie i zawierał ciekawe marginalia, dopiski i uzupełnienia własnoręczne Lelewela, odnoszące się przeważnie do Cyganów w Polsce. Zachowały się natomiast świadectwa, że wielki nasz historyk kwestią cygańską bardzo się interesował w okresie, gdy był zastępcą profesora na Uniwersytecie Wileńskim w roku 1815. Świadczy o tym pisany doń list Ignacego Ołdakowskiego, nauczyciela prawa w gimnazjum krzemienieckim. Z owego listu wynika, że Lelewel dopytywał się o rozprawkę Czackiego o Cyganach i prosił o informacje, co się z nią stało po śmierci autora. Ołdakowski przekazał w liście streszczenie pracy Czackiego, na podstawie nie dość dokładnych notatek, obiecując nadesłać w późniejszym terminie pełny odpis rozprawki. Spoczywała ona w rękopisie i po raz pierwszy miała się ukazać w druku po śmierci autora, dopiero w r. 1835, pt. O Cyganach. Jest to pierwsza par ?????????? naukowa praca cyganologiczna w Polsce. Erudycją, krytycyzmem, ostrożnym formułowaniem hipotez przewyższa o całe niebo późniejsze prace Daniłowicza i Narbutta. Czacki orientuje czytelnika w sytuacji Cyganów w różnych krajach Europy, po raz pierwszy podaje niezmiernie cenne informacje o zwierzchnikach cygańskich w Polsce, o udzielanych im królewskich przywilejach, o próbach osiedlania Cyganów w Polsce u schyłku XIX wieku. Ta szczupła objętościowo praca nie obejmuje w pełni ówczesnego materiału archiwalnego, jest jednak pierwszym poważnym dziełem polskiego autora o Cyganach. Nikt nie sekundował Czackiemu w tych badaniach i gdy zabrakło jego 323 uczonego pióra, nie było w Polsce nikogo, kto mógłby konrynuować jeg0 cyganologiczne studia i poszukiwania. Wprawdzie wkrótce pojawiła się wydana w Wilnie książeczka Ignacego Daniłowicza, ale nie można jej zestawiać z cenną rozprawką Tadeusza Czackiego, ani nawet z jego obszernym przypisem dotyczącym Cyganów, znajdującym się w dziele O litewskich i polskich prawach. O Cyganach wiadomość historyczna ukazała się w 1824 r. ja ponura i śmieszna zarazem książeczka, pełna anachronicznych przesądów i prymitywnej zaciekłości, bliższa jest Marcinowi Bielskiemu - który 0 trzysta lat wcześniej nie szczędził Cyganom wymysłów i obelg - niż nauce XIX wieku-Smagłą cerę Cyganów przypisuje Daniłowicz „obrzydliwej nieczystości i skwarzeniu przy ogniu lub w dymie w stłuszczone brudy zawiniętego niemowlęcia". Poza tego rodzaju wywodami „naukowymi" Daniłowicz zawarł w swojej książce sporo wiadomości - często zupełnie bałamutnych - zaczerpniętych z prac obcych autorów, a przede wszystkim oparł się na dziele niemieckiego cyganologa Grellmanna. Przytoczył też trochę faktów, dotyczących polityki władz różnych państw wobec Cyganów, oraz załączył tekst „radziwiłłowskiegO listu protekcyjnego Janowi Marcinkiewiczowi, Cyganowi, starszemu mieszczaninowi i obywatelowi miasta Mira". Jest to jedyny wkład Daniłowicza do dziejów Cyganów w Polsce. Własne osądy autora podszyte są zacietrzewioną, antycygańską fobią; charakteryzuje on Cygana sławami: „bojaźliwy i niewolniczo podły", a nieludzką akcję eksterminacyjną przeprowadzoną przez Marię Teresę nazywa „usilnościami poprawienia Cyganów". Uderzający jest kontrast między prymitywną ksenofobią autora a obfitością skrzętnie i pedantycznie zebranych źródeł bibliograficznych, z których zbudował i którymi podparł informacyjno-historyczną warstwę swego opracowania. Nie byljecjnak w stanie ani przeprowadzić ich krytycznej selekcji, ani wzbogacić zebranego materiału obcego własną wiedzą, gdyż prócz bagażu uprzedzeń rozporządzał jedynie doskonałą nieznajomością tego ludu. Daniłowiczowski paszkwil na Cyganów rychło doczekał ? należnej m« repliki. W roku 1830 ukazała się książka Teodora Narbutta pt. Rys historyczny ludu cygańskiego. Niewątpliwie bezpośrednim bodźcem do napisania tego dziełka był dh Narbutta sprzeciw wobec Daniłowicza i chęć polemizowania z jego niesłusznymi twierdzeniami. Ujmująca jest w Rysie historycznym życzliwość, jaką autor darzy Cyganów, jawna sympatia, którą manifestuje na wszystkich stronicach swej książki. Niestety prowadzi ona do wielu bezkrytycznych opinii i sprawia, że Narbutt jest nie mniej stronniczy od swego 324 poprzednika. Tyle że jest nie przeciwnikiem Cyganów, jak Daniiowicz, ale iph stronnikiem, nieco zaślepionym szlachetnym uczuciem przyjaźni. Chęć „naprawienia krzywd", jakie wyrządził jego przyjaciołom Daniiowicz, wiele z tej przyjaznej stronniczości tłumaczy. We wstępie Narbutt, przyznając Daniłowiczowi wzbogacenie zasobu wiadomości o Cyganach, pisze: „Przedsięwziąłem... utworzyć Rys historyczny ludu cygańskiego jedynie w tym celu, abym uzupełnił pracę pierwszego [Czackiego], a sprostował zbyt niekorzystne dla Cyganów mniemanie drugiego [Daniłowicza], z samych autorów niemieckich poczerpione, tudzież, abym naprowadził na prawdziwą drogę przedsięwzięcia prawodawcze, tyczące się tego ludu". Ten ostatni, społeczny cel, który sobie Narbutt obrał, zasługuje na szczególne uznanie, tym bardziej że właśnie w czasie, w którym książka jego powstała, w Królestwie Polskim zaostrzały się działania dyskryminacyjne wobec Cyganów. Kierując się więc najlepszymi intencjami, Narbutt gani Daniłowicza i szczególnie dobitnie zaznacza, że źle by się stało, gdyby władze państwowe miały się w swych poczynaniach wobec Cyganów opierać na tak fałszywych danych i niezgodnych z prawdą opiniach. Zarzuca więc Danilewiczowi, że „osnowawszy swe pismo na pracy gabinetowej tego uczonego autora [Grell-manna], uchybił w tym, że nie na poznaniu osobistym Cyganów, ale na mniemaniach zastarzałej nienawiści niemieckiej osnował porywcze swe zdanie [...]. Łatwo spisywać rzeczy z dzieł cudzych, to prawda, ale niełatwo usprawiedliwić się z cudzego zdania [...]. Jakże dziś prawodawcy mogą stanowić o ludzie spotwarzonym? Jakie prawa, jakie ustawy, jakie ulepszenia nastąpić mogą dla ludu wcale nie poznanego, wcale w przeciwnym świetle wystawionego? Ci, którzy są u steru rządu, niewiele mają czasu obeznawać się z prostym ludem i w nicości zostającym; obowiązkiem przeto być sądzę każdego obywatela, ludzkość i dobro ojczyzny kochającego, żeby, ile się poznajomić może z rzeczami dopomagającymi prawodawcom, starał się im wiadomości udzielić". Narbutt, wolny od niechętnych uprzedzeń, świadom jest tego, że przywary często spotykane wśród Cyganów nie są jakąś „cechą rasy", nie świadczą bynajmniej o wrodzonej przestępczości czy lenistwie, ale są uwarunkowane historycznie i społecznie. Pisze więc jakby w obawie, że może być posądzony o mijanie się z prawdą: „Daleki jestem od pisania apologii Cyganów; owszem, przyznaję ich za mniej korzystne niejako członki społeczeństwa, ale zgłębieni rzeczy historycznych, tyczących się tego ludu, przekonywa takoż, że bardzieJ 325 okoliczności, pod którymi zostawał i zostaje, winne są jego zepsuciu, aniżeliby z natury [...] miał być wyrzutkiem rodzaju ludzkiego". W rozdziałach takich, jak Nazwanie Cyganów, Pochodzenie, Wędrówka -zawarł Narbutt wiele przestarzałych już dziś teorii, wymagających skorygowania. Natomiast tam, gdzie pisze o Cyganach litewskich na podstawie własnych badań i obserwacji, oraz w załączonych w Dodatku przywilejach dla zwierzchników cygańskich - kryją się istne skarby dla badacza dziejów cygańskich w Polsce. Zawierające sporo szczegółów dane o dynastii „królów" cygańskich w Nowogródczyźnie jemu przede wszystkim zawdzięczamy. Nie znając języka cygańskiego popełnił wiele komicznych nieraz pomyłek w zawartym w książce słowniczku. Zadawał z pewnością Cyganom pytania, prosił o cygańskie słowa i w dobrej wierze zapisywał je tak, jak usłyszał. Doprowadziło to do wielu nieporozumień. Oto ciekawsze przykłady: anioł = dewełdad (deveł dad - to w rzeczywistości „Bóg Ojciec"); cena = odokokori (w istotcie odo korkoriznaczy „ta sama"). Prawdopodobnie Cygan zapytany: Jak jest po cygańsku „cena", zrozumiał: „Jaka jest cena (czegoś)", i odpowiedział: odo korkori - „taka sama" (jak była). Dziki = łeskeksi (łes kek si — „jemu nic nie jest", „nic mu nie jest"). Figiel = kierowatuka {kierava tukę = „zrobię ci"). Ganić = thełedtchowawa (tele thovava - „złożyć pod spodem", „ukryć"). Wędrować = dżawanandodrom (dżava ande drom = „pójdę w drogę"). Wschód słońca = czonyszdżała (ćhon zdźała = „księżyczachodzi") itp.2 Dawał się też Narbutt ponosić amatorskim skłonnościom etymologicznym, co doprowadzało do śmiesznych hipotez; np. słowo Cygan wywodził z cygańskiego te ćyngireł = bić; nazwy miast: Bar, Pińsk, Mińsk wywodził z języka cygańskiego, uważając je za dowód cygańskiego osadnictwa. Nie rozporządzając ani takim przygotowaniem naukowym, ani tak krytycznym umysłem, jak Czacki, Narbutt posunął jednak rozpoczęte przez Czackiego studia o parę kroków naprzód, uzupełniając materiał faktograficzny. Dzieło jego, choć nie Interesującym szczegółem jest fakt, że pierwszy ślad znajomości języka cygańskiego - jeśli c °dzi o pisarzy polskich - znajduje się w znakomitej powieści Jana Potockiego Rękopis wieziony w Saragossie, powstałej pod koniec XVIII wieku. Czytamy tam: „...Cyganie [...] znają n'e pod nazwiskiem Pandesowna. Jest to w ich narzeczu dosłowne tłumaczenie mego nazwiska -J Avadoro". Avadoro = aqua de oro, czyli woda ze złota, „złota woda"; Pandesowna = pańide °vnakaj, czyli, po cygańsku (z de romańskim) - woda ze złota. Jest to jeszcze jeden drobny ^??? imponująco wszechstronnej wiedzy Potockiego. 326 pozbawione poważnych błędów i luk, jest przecież poważną pozycją nasze' cyganologii. Czacki i Daniłowicz czerpali tylko z literatury oraz ustaw. Narbutt bvł pierwszym, który spróbował poznać Cyganów w bezpośrednich, osobistych kontaktach z nimi. weryfikując w ten sposób informacje znane mu z drugiej ręki, z obcej literatury naukowej, uzupełniając je i prostując. Dopiero znacznie późniejsze prace polskich cyganologów opierały się na bezpośredniej eksploracji, ale zajmowały się prawie wyłącznie językiem cygańskim, nie tykając - z nielicznymi wyjątkami - innych, rozległych dziedzin cygańsz-czyzny. Tak więc Rys historyczny ludu cygańskiego pozostał jedyną w naszej skąpej literaturze cyganologicznej monografią cygańską. Korzystali z niej tacy cyga- nologówie, jak Franz Miklosich, który w swoim podziale języka cygańskiego na 13 dialektów europejskich oparł się m. in. częściowo na zebranym przez Narbutta słowniczku. Korzystał też z książki Narbutta autor Cyganów ZSRR, A. P. Barannikow, który wzmiankuje o odnalezionym przez Narbutta przywileju Aleksandra Jagiellończyka, danym cygańskiemu wójtowi Wasylowi w roku 1501. Opowieści o zwierzchnikach cygańskich na Litwie, zawarte w książce Narbutta, należy traktować ostrożnie, cum grano salis, ze względu na znaną skądinąd skłonność tego autora do „wzbogacania" i koloryzowania historycznych relacji. Niewątpliwie jednak dane te są w głównych zarysach prawdziwe, dotyczą autentycznych postaci i zdarzeń, których istnienie zostało poświadczone również przez innych autorów i pamiętnikarzy. Pewne błędy w polskich pracach o Cyganach, zwłaszcza w publikacjach dawnych, niekiedy zwykłe błędy drukarskie, niekiedy zaś świadome mistyfikacje — utrwaliły się niejako, przyjęte zostały za dobrą monetę. Stąd też wzięły się pokutujące po dziś dzień w pracach obcych cyganologów pewne nieścisłości lub wręcz zmyślenia dotyczące dziejów naszych Cyganów, a zaczerpnięte ze źródeł polskich. Badaczy dziejów i obyczaju cygańskiego właściwie nie było u nas, nikt więc nie mógł prostować błędów popełnianych przez autorów, którzy, działając w dziedzinie prawie zupełnie nie znanej, zbyt łatwo zawierzali podaniom, pogłoskom, czy też dawali się bez oporu zwieść swoim cygańskim „dezinformatorom". Warto poświęcić trochę uwagi owym pomyłkom, błędom i mistyfikacjom, od wielu dziesiątków lat pokutującym w pracach cyganologi-cznych, gdzie - przez nikogo nie weryfikowane - jak najbardziej niesłusznie traktowane są jako wiarogodne źródła. 327 Rozpocznijmy tę rewizję od Tadeusza Czackiego. Ten światły człowiek j jeden z wybitniejszych umysłów swego czasu nie może być posądzany ani o mistyfikatorstwo, ani nawet o lekkomyślną pochopność w przyjmowaniu nie sprawdzonych informacji. Jednak i on nie ustrzegł się błędów, błahych w istocie, ale pociągających za sobą nieścisłości w pracach późniejszych, które go cytują. Wina za niektóre z błędów nie obciąża Czackiego, lecz wydawcę, który jego rozprawkę O Cyganach wydrukował już po śmierci autora. Wskutek niedbałej korekty poszczególne przypisy mają pomyloną numerację, co sprawia, że odnoszą się do niewłaściwych miejsc w tekście rozprawki. Ten błahy na pozór błąd sprawił m.in., że późniejsi autorzy, jak ??. ?. ?. Modelski w 1929 ?., nie spostrzegłszy owej pomyłki drukarskiej, potraktowali cenną wzmiankę o wojewodzie cygańskim Polgarze z 1501 roku jako nie odnoszącą się do Polski, lecz do - Węgier. I w ten sposób po dzień dzisiejszy ta pierwsza wiadomość o cygańskim przywódcy w Rzeczypospolitej pozostała nie zauważona i nie zarejestrowana w żadnej pracy o historii Cyganów. Rezultatem pomyłki Czackiego jest podana przezeń data przywileju na „królestwo cygańskie" danego Trzcińskiemu: 3 marca 1731 r. W rzeczywistości w dniu tym kancelaria królewska dała podobny przywilej następcy Trzcińskiego, Bogusławskiemu. Również informacja Czackiego, że przywilej Trzcińskiego zarejestrowany jest w Sygillatach Augusta II w r. 1792 -jest oczywistym błędem, polegającym na przestawieniu dwóch ostatnich cyfr, gdyż Sygilla-ta Augusta II kończą się wraz z jego panowaniem o 59 lat wcześniej - w roku 1733. Pomimo jednak oczywistości tych błędów nie zostały one dostrzeżone i w 1929 ?. ?. ?. Modelski podaje za Czackim w dobrej wierze obie błędne daty. W roku 1889 Mieczysław Dowoyno-Sylwestrowicz opublikował w brytyjskim kwartalniku cyganologicznym artykulik pt. The Lithuanian Gypsies and their language. W tych bardzo amatorskich notatkach umieścił następujące zdanie: „Przed półwieczem szlachta uprawiała barbarzyński sport polowania na Cyganów i wypędzania ich ze swych lasów, często przy tym zabijając ich lub kalecząc". Odtąd w wielu zagranicznych pracach cyganologicznych znaleźć można informację, że na Litwie w trzydziestych latach XIX wieku szlachta prześladowała i zabijała Cyganów. Sylwestrowicz, podając tę wiadomość, lekkomyślnie uogólnił odosobniony, znany mu z dawnych lat przypadek, barbarzyński wybryk jakiegoś szlachcica. Nigdzie współżycie Cyganów z otoczeniem nie układało się w owych czasach lepiej, niż właśnie na ziemiach litewskich. Naturalnie i tam Cyganie byli wyobcowani, traktowani często jako 328 element niepożądany, ale akty barbarzyńskiego prześladowania, o których Sylwestrowicz wspomina, jeśli się istotnie zdarzyły, były czymś odosobnionym i wyjątkowym i nie mogą stanowić podstawy do generalizujących stwierdzeń na temat losu Cyganów na Litwie w pierwszej połowie XIX wieku. Najjaskrawszym, świadomym wprowadzaniem w błąd opinii naukowej była „cyganologiczna" działalność Władysława Kornela Zielińskiego, amatora-et-nografa i zapomnianego już autora powieści historycznych. W roku 1894 opublikował on (jako ..Ritter von Zieliński") w „Ethnologische Mitteilungen aus Ungarn" artykulik w języku niemieckim pt. Die Abstammung der polnischen Zigeuner nach ihrer Tradition (Pochodzenie Cyganów polskich według ich własnej tradycji)3. Jest to dokument niewątpliwie świadomej, zamierzonej mistyfikacji, której nikt dotychczas nie zdemaskował. Zieliński, znając ówczesne publikacje Heinricha Wlislockiego, dotyczące Cyganów bałkańskich, przeniósł żywcem pewne tamtejsze podziały wśród Cyganów na teren Polski, twierdząc: „Polscy Cyganie dzielą się, jak węgierscy, na dwie kasty. «Kotorar», wędrowni czyli namiotowi, brzydzą się osiadłymi, należącymi do kasty «Gletećorara« (ubogiej mowy)". Niechęć Cyganów wędrownych do osiadłych występuje wszędzie, gdzie tylko przebywają. Jednakże podział na „kotorarów" i „gletećorarów" nigdy nie był podziałem między polskimi Cyganami; nazwy te są im nie znane, obce dialektom Cyganów polskich. Można by zatem przypuszczać, że Zieliński zetknął się ze świeżo przybyłymi z Węgier; dalsze jednak słowa artykułu zaprzeczają takiemu przypuszczeniu. Zieliński przytacza znane mu z prac Wlislockiego nazwy cygańskich szczepów na Bałkanach, w Siedmiogrodzie, zapewniając, że polscy wędrowni Cyganie dzielą się również na te same cztery ugrupowania. Cytuję: „Rodzina Paczkowskich wywodzi swój ród ze szczepu «Leile», Wiśniewskich - ze szczepu «Kukuja»". Wymienione przez Zielińskiego nazwiska noszą Cyganie polscy „krajowi", którzy od wielu pokoleń nie wydalali się w zasadzie poza granice kraju i do dziś stanowią odrębną, liczną grupę. Z folklorem Cyganów siedmiogrodzkich mają bardzo niewiele wspólnego, nie znane są im wymienione szczepy, ani ich nazwy węgierskiego lub rumuńskiego pochodzenia. Cyganie polscy również dzielą się na szczepy, ale zupełnie inne, wywodzące się z innych terenów zamieszkania i innych tradycji, którym przez wieki podlegali. ' Polska wersja tej mistyfikatorskiej rozprawki: Wt. K. Zieliński, Pochodzenie i niektóre zwyczaje Cyganów polskich wedle ich własnej tradycji, „Wisła", t. IX, zeszyt ?, 18?5, str. 529. 329 Dziełem Zielińskiego jest zupełnie bezpodstawne, dowolne połączenie cygańskiej terminologii, zaczerpniętej przezeń z obcojęzycznych lektur, z nazwiskami polskich Cyganów. Fałszywe informacje popiera Zieliński omówieniem legend szczepowych, rzekomo znanych urojonym przedstawicielom owych szczepów w Polsce. Przypisuje również naszym Cyganom całą demonologię, wyczytaną z dzieła Wlislockiego. Połączywszy najfałszywiej wierzenia i nazwy szczepowe Cyganów siedmiogrodzkich z polskimi Cyganami wędrownymi, Zieliński zapewnia: „dialekt polskich Cyganów zawiera wiele słów pochodzenia polskiego, np. narodos (naród), nikdi (nigdy), nebos (niebo), papirkos (papier), chlibos (chleb), domos (dom), ksendz (ksiądz), rodni (ojciec), rodnica (matka), bogos (Bóg), nasi (nasz) itd". Przytoczone wyrazy pochodzić mogą jedynie z jakiejś osiadłej, na poły zasymilowanej cygańskiej grupy; nic więc wspólnego nie mają nie tylko z dialektem Cyganów węgierskich, ale nawet z dialektami polskich Cyganów wędrujących, tzw. nizinnych. Język cygański ulega powolnym przemianom, wchłania stopniowo coraz więcej wyrazów obcych, gubiąc stare, własne. Ale do dziś u wszystkich wędrujących Cyganów polskich, a także u większości osiadłych - niebo brzmi - boliben lub ćeri, papier = lit, chleb = maro, dom = kher, ksiądz =? raśaj, ojciec = dad, matka = daj. Bóg = deveł, nasz = amaro lub jamaro. „Metoda naukowa" Zielińskiego podyktowała mu więc fantastyczne połączenie polskich Cyganów nizinnych z obyczajami i legendami Cyganów siedmiogrodzkich oraz z dialektem najbardziej wynarodowionych grup osiadłych polskich Cyganów wyżynnych! Spostrzeżenia dotyczące norm obyczajowych nie odbiegają od wyżej przytoczonych zmyśleń: „obyczaje polskich Cyganów są bardzo rozwiązłe. Nierzadko brat utrzymuje stosunki miłosne ze swoją rodzoną siostrą. Kobieta może oddać się każdemu, jeśli przyniesie jej to jakiś zysk". W świetle znanych, bardzo surowych praw, normujących obyczaje w cygańskiej społeczności i rytualnych sankcji, stojących na straży ich przestrzegania, twierdzenie Zielińskiego jest absurdalne i nie zasługiwałoby na zbytnie rozwodzenie się nad nim, gdyby nie to, że przez niektórych autorów zostało potraktowane poważnie. Tak np. V. Areco, w swoim dziele Das Liebesleben der Zigeuner, wspominając o Cyganach polskich, powołuje się na te zmyślenia Zielińskiego. Omawiana „praca" Zielińskiego nie jest czymś wyjątkowym w działalności publicystycznej tego autora. Wszystkie jego publikacje o Cyganach zawierają s 330 fikcyjne dane, zmyślenia. Publikowane przezeń w „Wiśle"4 baśnie Cyganów polskich są falsyfikatami, o czym świadczy już sama ich stylizacja: połączenie quasi- gwarowych wyrazów i zwrotów z bardzo literackimi formami językowymi, a także wplatanie do tekstu polskiego słów cygańskich, odmienianych według polskich deklinacji! Jedna z baśni „zebranych" przez Zielińskiego jest nieudolną przeróbką gadki Cyganów węgierskich, zamieszczonej w tym samym numerze „Ethnologische Mitteilungen aus Ungarn", w którym Zieliński wydrukował omówione wyżej Pochodzenie Cyganów polskich. Zastąpił on arcyksięcia Józefa „Kneziem Karolem" (Radziwiłłem), a króla Cyganów węgierskich królem Marcinkowskim. Nazwisko mianowanego przez Radziwiłłów cygańskiego króla. Cygana Marcinkiewicza, przekręcił nie bajarz cygański, ale sam Zieliński, robiąc z niego w dodatku szlachcica. Dokonał tego falsyfikatorskiego zabiegu zgodnie ze swoją wiedzą. Jeszcze w 1890 r. w „Journal of the Gypsy Lorę Society" (Notes on the Gypsies of Poland and Lithuaniaf Zieliński pisał, że królem Cyganów w dobrach radziwiłłowskich na Litwie był a Lithuanian gentleman John Gryf-Marcinko-wski. A więc Cygan Marcinkiewicz obdarzony został przez Zielińskiego szlachectwem, herbem Gryf i zmienionym nazwiskiem! Dalej Zieliński pisze, że daną owemu „Marcinkowskiemu" nominację potwierdził w r. 1778 król Stanisław August Poniatowski dla Polski i Litwy. Jest to także oczywiste zmyślenie. Nikt nie potwierdził radziwiłłowskiego przywileju dla Cygana Marcinkiewicza, z którym jednocześnie panował mianowany przez Stanisława Augusta Jakub Znamierowski. Z powyższych uwag wynika, że żadna publikacja Zielińskiego o Cyganach nie zasługuje na zaufanie. Nasz przydługi wywód na ten temat ma na celu ostrzec przed opieraniem się na tych rozprawkach, jako na wiarogodnym źródle. Powróćmy po tej obszernej dygresji do przeglądu cyganianów i prac cyganologicznych autorów polskich. W artykuliku J. X. Łopackiego O Cyganach krótka wiadomość (1839) znajdujemy ciekawą wzmiankę o dużej ruchliwości pewnych grup cygańskich, które w krótkich odstępach czasu spotykano na Węgrzech i na Śląsku oraz w Galicji. Serwatowski i Siarczyński opublikowali w pięćdziesiątych latach ubiegłego wieku swoje szczupłe notatki o Cyganach w Galicji, a Wóycicki - w oparciu ' Wł. K. Zieliński, Baśnie Cyganów polskich, „Wisła", t. X, 1896, str. 117 i 317. ' Vol. II, nr4, str. 237-240. 331 o swoje dość skąpe obserwacje i o prace Czackiego i Narbutta - o Cyganach w Koronie i na Litwie. Publikacje Wóycickiego były drobnymi kompilacjami i wyciągami z wcześniejszych prac, i rzadko wnosiły coś nowego do dotychczasowego ubogiego zasobu wiadomości o Cyganach w Polsce. Wobec skłonności kompilatorów do powtarzania po Narbutcie, do poprzestawania na wyciągach z obcych prac - każda, choćby daleka od naukowych zamierzeń relacja, pochodząca z bezpośredniej znajomości Cyganów, zamiast ogólników dysponująca autentycznymi faktami, jest szczególnie cenna i zasługuje na uwagę. Do tego rodzaju materiałów cyganologicznych należą przede wszystkim zapiski Wincentego Pola o Cyganach „poszukiwaczach złota", czy wspomnienia Józefa Gluzińskiego o biedakach cygańskich, które zamieszczamy w rozdziale pt. Wypisy cygańskie. Nieznaczna ilość tego rodzaju publikacji aż do bieżącego stulecia sprawia, że nie ma dziś źródeł, na których można by się oprzeć, chyba że ingerencja władz państwowych pozostawiła trwały ślad w postaci ustaw, dekretów, przywilejów czy urzędowej korespondencji. Wszystkie poza tymi źródłami ważniejsze pozycje z tej dziedziny zawarte są w wykazie zamieszczonym na końcu niniejszej książki. Pierwsza po Narbutcie praca naukowa o Cyganach, której współautorem jest polski uczony, to rozprawa Bataillarda i Kopernickiego o osiadłych na Pokuciu Cyganach, zwanych „Złotarami" lub „Dzwonkarzami". Praca ta, opublikowana w Paryżu w 1878 r„ zawiera liczne informacje Izydora Kopernickiego na temat Złotarów, wyrabiających dzwonki mosiężne i inne przedmioty z metalu. Izydor Kopernicki, lekarz, antropolog i etnograf, był jednym z czołowych naszych cyganologów. W 1889 r. opublikował pięć baśni Cyganów polskich w wychodzącym w Edynburgu kwartalniku cyganologicznym „Journal of the Gypsy Lorę Society". W siedemdziesiątych latach XIX wieku zebrał na Podkarpaciu około trzydziestu baśni cygańskich i sto tekstów piosenek tamtejszych Cyganów. Pracę nad ich przygotowaniem do druku ukończył zimą z 1881 na 1882 rok. Pisał w liście do swego brata 23 listopada 1881 ?.: „...po całych dniach i późno w nocy siedzę przy biurku. Obecnie już dobieram się do końca z moją cygańszczyzną. Trzydzieści bajek i sto kilka śpiewek w tekście oryginalnym, z tłumaczeniem francuskim dosłownym i drugim gładkim, z uwagami i objaśnieniami językowymi przygotowuję do druku, żeby najdalej w styczniu wyprawić do Paryża do Leroux, który się ofiarował to wydać swoim na-kładem6". 6 „Wista", t. V, 1891, str. 1016. 332 Z nie znanych nam przyczyn do paryskiego wydania nie doszło i Teksty Kopernickiego ukazały się dopiero w krakowskiej dwutomowej edycji, której pierwsza część wyszła w 44 lata od chwili przygotowania tekstu do druku! W świetle cytowanego listu jasne się staje, skąd w książkowym wydaniu wzięły się nieścisłe, dość swobodne francuskie tłumaczenia cygańskich tekstów: pochodzą one najwidoczniej z owego wspomnianego w liście „drugiego, gładkiego" tłumaczenia, niesłusznie umieszczonego w książce zamiast filologicznego, dosłownego przekładu. W Polsce baśnie zebrane przez Kopernickiego oraz teksty pieśni polskich Cyganów wyżynnych wydane zostały w dwu tomach w roku 1925 i 1930 pt. Textes tsiganes, contes et poćsies. Była to pierwsza tego rodzaju publikacja u nas i sam fakt pionierstwa stanowi już o jej doniosłości dla polskiej cyganologii. Zwłaszcza baśnie Cyganów wyżynnych zebrane w obu tomach Tekstów Kopernickiego są cennym i jedynym tego rodzaju zbiorem w Polsce. Dotychczas nikt po Kopernickim u nas nie zbierał i nie publikował cygańskich baśni. Zbiór pt. Gałązka z drzewa słońca, wydany w 1961 roku, nie jest zapisem cygańskich tekstów ludowych, ale cyklem moich oryginalnych utworów literackich, osnutych jedynie w pewnej mierze na kanwie cygańskich legend i na wątkach baśni cygańskich. Kopernicki ułożył także obszerny słownik dialektu polskich Cyganów wyżynnych, który ukazał się w 1937 roku w „Journal of the Gypsy Lorę Society" (Nr 1-2) w opracowaniu F. G. Ackerleya, wybitnego cyganologa brytyjskiego. Do dziejów Cyganów powróciła cyganologia polska dopiero w roku 1900. W roku tym ukazał się w „Kwartalniku Historycznym" artykuł Antoniego Prochaski pt. Przywileje dla starszyzny cygańskiej w Polsce, będący pierwszą od czasów Czackiego próbą podjęcia tego tematu. Jest to przede wszystkim zbiór odkrytych przez autora materiałów dokumentalnych dotyczących władców cygańskich; przywileje na zwierzchnictwo nad Cyganami w XVII wieku. Kontynuacją tej pracy, jej dopełnieniem, jest publikacja ?. ?. Modelskiego, zamieszczona w „Ateneum Wileńskim" w ?. 19297, zawierająca m.in. nie znany dotychczas przywilej na starszeństwo cygańskie w Polsce z r. 1703. Przyczynek ten jest cennym uzupełnieniem rozprawki Antoniego Prochaski i wiadomości podanych przez Czackiego i Narbutta. Do opublikowanych ' ?.?. Modelski, Przywilej na starszeństwo cygańskie z r. 1 703, „Ateneum Wileńskie", str. 583. 333 dawniej dokumentów Modelski dorzuca jeszcze jeden - obraz stosunku władz państwowych do Cyganów w Polsce staje się pełniejszy. Dopiero w roku 1951 zagadnienie to doczekało się jeszcze jednego uzupełnienia w postaci rozprawy J. Brody pt. Przywileje nominacyjne na króla cygańskiego w Polsce z 1731 r. i na wójtostwo cygańskie z 1732 r.8 W niniejszej książce uwzględniłem wszystkie wymienione wyżej publikacje, dodając m.in. wiadomość o odnalezionym przeze mnie w Sygillatach Augusta II z r. 1731 wpisie dotyczącym „przywileju na królestwo cygańskie", udzielonego przez kancelarię królewską Franciszkowi Bogusławskiemu, jak również tekst przywileju dla Jakuba Trzcińskiego, który odnalazłem w krakowskich archiwaliach. Z pewnością sporo jeszcze nie odkrytych dokumentów ilustrujących dzieje naszych Cyganów spoczywa w archiwach. W rozprawce J. Brody znajduje się informacja, że ostatni władca cygański zmarł - wg relacji T. Czackiego - ok. 1825 r. Autor oparł się na zdaniu Czackiego, że nie upłynęło jeszcze 20 lat od śmierci ostatniego cygańskiego króla. Od daty wydania książki Czackiego (1840) odjął zapewne owe „niespełna 20 lat", dokładnie - lat 15, i w ten sposób odtworzył przybliżoną datę śmierci króla Cyganów. Zapomniał przy tym, że dzieło Czackiego wydane zostało po śmierci autora, która nastąpiła o 17 lat wcześniej, w 1813 roku! Trudno by było Czackiemu stwierdzać fakty zaszłe w tyle lat po jego śmierci. Również informacja Brody o królu cygańskim na Litwie, nazwiskiem Mirski, jest fałszywa i bezpodstawnie powołuje się na Czackiego. Czacki nigdy takiego nazwiska nie podawał, wspominał tylko o królach mirskich, tzn. urzędujących w mieście Mir. Natomiast ostatnim tamtejszym zwierzchnikiem Cyganów, znanym Czackiemu, był Marcinkiewicz. Broda powtórzył tu omyłkę Prochaski (1900), nie sprawdziwszy tekstu Czackiego. W pierwszych kilkunastu latach XX wieku opublikowano dwie drobniejsze prace cyganologiczne, ale jedna z nich (K. Matyas, Z życia Cyganów, 19039) zawiera niewiele materiału nie budzącego wątpliwości, a druga (St. Estreicher i J. Rozwadowski, Jeżyk cygański i Cyganie w Polsce, 191510) jest artykułem encyklopedycznym, dostarczającym mało nowych spostrzeżeń. Jan M. Rozwadowski, współautor wyżej wymienionej rozprawki, wybitny J. Broda, Przywileje nominacyjne na króla cygańskiego w Polsce z 1731 r. i na wójtostwo cygańskie z 1732 ?.; „Czasopismo Prawno-Historyczne". t. III, 1951. str. 346., Odbitka z „Gazety Lwowskiej", Lwów, 19U3. " Encyklopedia Polska. Kraków. 1915. 334 i wszechstronny językoznawca, był także jednym z naszych znakomitych cyganologów. Już po jego śmierci Polska Akademia Umiejętności opublikowała opracowany w języku niemieckim jego słownik Cyganów podkarpackich, pt. Wórterbuch des Zigeunerdialekts von Zakopane". Praca ta czekała na ogłoszenie ponad trzydzieści lat; autor zgłosił ją na posiedzeniu Wydziału Filologicznego Akademii Umiejętności w Krakowie już w roku 1906. Do jej pośmiertnego wydania przyczynił się wybitny nasz cyganolog Edward Klich, który rękopis słownika uzupełnił i przygotował do druku. Opublikował on także trzy rozprawy cyganologiczne: Fonetyka cygańszczyzny rabczańskiej (1927), Wpływy jązyka polskiego na dialekty Cyganów polskich (1928) oraz Cygańszczyzna w „Chacie za wsią" Kraszewskiego (1931).u Są to prace drobne, filologiczne, o charakterze przycz. -karskim, będące jakby wprawkami do większego dzieła o cygańskich dialektach. Ani Klich, ani Rozwadowski nie zdołali ogłosić w druku wszystkich swoich prac cyganologi-cznych. Rozwadowski zebrał i opracował materiał leksykalny Cyganów z okolic Nowogródka, a Klich - Cyganów z Rabki, z okolic Tarnowa oniz z Litwy. Materiały zebrane przez nich nie doczekały się po dziś dzień wydania; należałoby je jak najrychlej opublikować. Po śmierci Rozwadowskiego i Kopernickiego nastąpiła na początku II wojny światowej śmierć Edwarda Klicha, zamordowanego przez hitlerowców. Cyganologia polska niemal zupełnie osierociała. Oprócz Tadeusza Poboż-niaka nie pozostał nikt z jej twórców i przedstawicieli. W roku 1948, w sprawozdaniach PAU, i w r. 1949, w „Roczniku Orientalistycznym", ukazała się praca Pobożniaka pt. Spółgłoski płynne w dialektach cygańskich, w r. 1958 w „Onomastica" - rozprawa pt. Imiona Cyganów polskich, a w 1964.r. gramatyka dialektu Lowari13. Oprócz powyższych Tadeusz Pobożniak opracował i inne zagadnienia językoznawcze z dziedziny cyganologii, dotychczas nie publikowane. ,: Wórterbuch des Zigeunerdialekts von Zakopane (Słownik cygańsko-niemiecki). Kruków. 1936, Prace Komisji Orientalistyc/nej. nr 2 i. " H. Klich, Fonetyka cygańszczyzny rabczańskiej, w: Symbolae grammaticae in honorem Ioannis Rozwadowski, vol. I, Cracoviae, 1927; Wpfywy jeżyka polskiego na dialekty Cyganów polskich, „Prace Filologiczne", t. XII, 1928, str. 335; Cygańszczyzna w „Chacie za wsią" Kraszewskiego, „Prace Filologiczne", t. XV, cz. II, 1931. " T. Pobożniak, Spółgłoski płynne w dialektach cygańskich (streszczenie), Sprawozd. PAU, t. XLIX. nr 1, 1948, str. 350; Liąuid sounds in the Gypsy language, „Rocznik Orientalistyczny", t. XV, 1949,. str. 357; Grammar of the Lovari dialect, PAN (Prace Komisji Orientalistycznej, nr 3), 1964. 335 Zarówno Pobożniak, jak i jego poprzednicy - to językoznawcy, lingwiści, których działalność naukowa w dziedzinie cyganologii dotyczy spraw języka cygańskiego, rzadko i marginesowo tylko zajmując się przejawami interesującymi socjologa czy etnografa. Teksty cygańskie Kopernickiego stanowią wyjątek od tej reguły. W r. 1931 na Uniwersytecie Wileńskim ówczesny student Konstanty Kochanowski złożył pracę magisterską pt. Dzieje Cyganów na ziemiach polsko-litewskich. Praca ta, która nigdy nie ukazała się w druku, jest nam nie znana; niewiadomy jest również los jej autora. Rękopis Dziejów Cyganów znajduje się obecnie w Wileńskim Centralnym Archiwum Państwowym14 i -być może - zawiera nie notowane dotychczas szczegóły historii naszych Cyganów, zaczerpnięte z niedostępnych nam archiwaliów. Przed drugą wojną światową poeta żydowski, członek grupy pisarzy „Młode Wilno" Szymszon (Samson) Kahan, interesował się tamtejszymi Cyganami; mieszkał wśród nich w miasteczku Troki, gdzie zakochała się w nim córka cygańskiego przywódcy z tamtych stron - Maria Kwiek. Przy jej pomocy i życzliwym współudziale swych cygańskich przyjaciół Kahan dobrze opanował cygański język, zebrał sporo tekstów cygańskich pieśni. Zamierzał je wydać we własnych przekładach na język żydowski w wileńskim Wydawnictwie Literatury Pięknej. Książka nosiła tytuł Złota podkowa (lub Złocone podkowy) i miała się ukazać w 1941 r. Wtargnięcie do Wilna wojsk hitlerowskich unicestwiło Złotą podkowę bez śladu w przeddzień jej ukazania się na półkach księgarskich. Kahan zginął zamordowany w tymże 1941 roku w kaźni hitlerowskiej na Ponarach, mając zaledwie trzydzieści pięć lat. Wprawdzie z pracy Kahana w zakresie jego cygańskich studiów i zainteresowań nic nie pozostało, ale tym bardziej, sądzę, godzi się odnotować wiadomość o tym obróconym wniwecz przyczynku do cyganologii krajowej. Na nieco podobnej zasadzie warto przypomnieć także o Stefanie Stasiaku, orientaliście, poliglocie i filozofie, zmarłym tragicznie w Londynie w 1959 r. Wśród kilkunastu znanych mu dobrze języków był i cygański; zbierał cygańskie teksty śpiewane, dokonywał ich przekładów, kolekcjonował cyganica, ale nic z tego zakresu nie publikował. Część jego notatek z zakresu cygańszczyzny znajduje się w Zakładzie Orientalistyki PAN, gdzie również złożone są notatki 14 Wg informacji udzielonej i. Ficowskiemu listownie w 1966 r. przez Jerzego Orde. nieżyjącego już historyka, archiwariusza wileńskiego. 336 i wycinki cyganologiczne J. Łobodzińskiego, autora paru popularnych artykułów o Cyganach, publikowanych w okresie międzywojennego dwudziestolecia Ten cyganofil swe zainteresowania Cyganami zawdzięczał właśnie znajomości ze Stefanem Stasiakiem. Wszystko to jednak nie wykroczyło poza obręb prywatnych niejako zainteresowań, jako że wszelkie możliwości opublikowania ich rezultatów przekreśliła wojna. Obyczaje Cyganów polskich, ich wierzenia i prawa, jakimi się rządzą, pozostały prawie całkowicie nieznane. Stanisław Estreicher pisał o tym w 1915 ?.: „Zewnętrzne stosunki życiowe naszych Cyganów są powszechnie znane [...]. Gorzej jest ze znajomością ich wewnętrznego życia, którym w Polsce naprawdę nikt się dotąd nie zajmował".15 Po trzydziestu dwóch latach Jan St. Bystroń w swojej Etnografii Polski stwierdza podobnie: „O kulturze tej ciekawej grupy, która usuwa się starannie spod kontroli osób postronnych, nie wiemy dużo"16. Zapoznając się z życiem naszych Cyganów, starałem się uczynić choćby pierwszy krok na tej drodze, na którą dotychczas nikt z naszych naukowców nie pokusił się wkroczyć. Objawiło mi się niezmiernie ciekawe nieznane oblicze tego ludu, o którym - jakże niesłusznie - wyrabiano sobie niekiedy sąd na podstawie obcych rozpraw naukowych, zapominając, że Cyganie polscy, przebywający wśród nas od pięciu stuleci, stanowią odrębną grupę, znacznie różniącą się od innych. Pieśni Papuszy - wydana w 1956 r. książka moich przekładów z cygańskiej poezji -jest po pracy Kopernickiego drugą publikacją książkową zawierającą cygańskie teksty poetyckie. W mojej książce pt. Cyganie polscy (1953) przedstawiłem m.in. plony moich cyganologicznych odkryć dotyczących folkloru Cyganów polskich. Pewne błędy, które się do owej publikacji wkradły, poprawiłem w niniejszej książce. Jednym z popełnionych w Cyganach polskich błędów było przytoczenie, za Czackim, nazwiska króla cygańskiego -Urżulickiego. Po odnalezieniu nie znanego dotychczas przywileju nominacyjnego na „Urząd Królestwa Cygańskiego" z 1729 r. stwierdziłem, że ów „król" nosił nazwisko Żulicki. I tu mamy do czynienia z błędem drukarskim: „ur. (= urodzony) Żulicki" stał się w pośmiertnym wydaniu pracy Czackiego Urżulickim. 15 Język cygański i Cyganie w Polsce: St. Estreicher i J. Rozwadowski („Język polski i jego historia z uwzględnieniem innych języków na ziemiach polskich", cz. II, 1915). " J. St. Bystroń, Etnografia Polski, Warszawa, 1947. Późniejsze studia moje i poszukiwania przyniosły nowe odkrycia w nie tkniętej przez nikogo dziedzinie. Rezultatem moich poszukiwań cyganologicznych są w całości takie rozdziały niniejszej książki, jak Skalania i przysięgi, Śmierć i żałoba, Narodziny, Zaślubiny, Czarna magia, jak również słowniczek dialektu polskich Cyganów nizinnych i Kełderaszów, czy Cyganie w Królestwie Polskim i Papusza oraz wszystkie rozdziały dotyczące eksterminacji Cyganów w hitlerowskich obozach- Działając w pojedynkę w dziedzinie niejako bezpańskiej, stanowiącej białą kartę w księdze polskiej etnografii i historiografii narażony byłem na typowo pionierskie niebezpieczeństwa: luki w przedstawionym przeze mnie obrazie i zawierzenie niedostatecznie sprawdzonym informacjom. Pierwsze z tych dwóch niebezpieczeństw na pewno pozostawiło nieuniknione ślady w mojej pracy; drugie - pomimo wszystko - udało mi się wyeliminować przez liczne konfrontacje posiadanych przeze mnie wiadomości i wielokrotne ich sprawdzanie. Dzieje cyganologii w Polsce nie są zakończone. Sądzić można, że ma ona zapewniony dalszy interesujący rozwój. Ukazały się prace Lecha Mroza, specjalizującego się w zakresie entografii Cyganów, rozprawy antropologiczne Stanisława Marcinkiewicza i filologiczne - Ignacego Ryszarda Danki (zob.: Literatura). W 1969 r. na Wydziale Pedagogiki Uniwersytetu Warszawskiego przyjęto - nie opublikowaną dotychczas - pracę magisterską Elżbiety Ficow-skiej pt. Dziecko cygańskie w szkole i środowisku rodzinnym - problemy wychowawcze, ich specyfika i próby rozwiązań. W 1973 r. Albert Pawłowski wydał obszerną pracę, opartą głównie na dokumentach z archiwów sądowych, pt. Cyganie -studia nad przestępczością. Czasopismo naukowe „Etnografia Polska" poświęciło jeden ze swych obszernych numerów (t. XXII, zeszyt 2, 1978) w całości Cyganom; numer ten zawiera szereg cennych rozpraw i przyczynków cyganologicznych znanego cyganologa Lecha Mroza oraz kilkunastu młodych na ogół adeptów cygano-znawstwa, m. in. Andrzeja Mirgi, pierwszego Cygana etnografa w Polsce. W Tarnowie rozwija owocną działalność Adam Bartosz, autor szeregu prac etnograficznych o Cyganach, organizator pierwszej w Polsce, otwartej w 1979 ?., cennej ekspozycji w Muzeum Okręgowym w Tarnowie pod nazwą „Cyganie w kulturze polskiej". Wystawa ta stała się zaczątkiem stale poszerzanego i wzbogacanego działu, poświęconego dziejom Cyganów w naszym kraju, obyczajom, kulturze materialnej i odbiciom w polskiej kulturze ludowej. 22 — Cyganie... W POLSKIEJ KULTURZE LUDOWEJ Ud pięciu stuleci lud polski spotyka Cyganów na swoich drogach. Długotrwała to znajomość, ale jakże nikła i powierzchowna. Z przejeżdżających taborów, znad leśnych ognisk dobiega naszych uszu niezrozumiała cygańska mowa, z której pochwycić można jedynie jej egzotyczny , monotonny zaśpiew, swoistą melodię. Nieobca nam jest ta melodia, samo brzmienie języka. W wielu regionach Polski znane jest ludowe, dźwięko-naśladowcze nazwanie cygańskiej mowy: „sokoro-mokoro". Te przedrzeźniające niby-słowa nie znaczą nic, ale przyznać trzeba, że trafnie podchwytują brzmienia charakterystyczne dla języka cygańskiego. Końcówkę - „oro" mają wszystkie rzeczowniki i przymiotniki rodzaju męskiego w formie zdrobniałej; np. bakroro - baranek, rukhoro - gałązka, śukoro - suchuteńki, chudziutki itd., a także niektóre inne wyrazy, jak koro - ślepy, ??????? - sam i in. Niepojęta, dziwaczna odmienność i tajemniczość cygańskiego życia sprzyjała powstawaniu na jego temat fantastycznych mitów, domysłów i podejrzeń. Jedno zdawało się niewątpliwe: złodziejskie rzemiosło, muzykanctwo, kowalstwo i „czarodziejstwo" cygańskie, a także przysłowiowy spryt i przebiegłość - przypisywane przez lud polski wędrownikom. Wyraz tej niepełnej znajomości Cygana i opinie o nim znajdujemy w licznych polskich przysłowiach ludowych, a także w słowotwórstwie. Określenie „cyganić", „ocyganiać"-obok,^szwabić" - zakorzeniło się głęboko w naszym słownictwie. Pierwotnie - jak podaje Narbutt - wyraz ten oznaczał tylko oszukańczy handel końmi: „Handel filuterny nad wszystko przenoszą, ten pod nazwaniem gitaneria w Hiszpanii, 339 cyganienie u nas w Litwie i w Polsce jest głośnym..." Z czasem słowo to nabrało ogólniejszego znaczenia — „kłamać", „oszukiwać". Przysłowia są wyrazem opinii ludu polskiego o Cyganach. Niezbyt to pochlebna opinia, ale oprócz ujemnych cech dostrzega również i ocenia dodatnio spryt, zaradność życiową i dowcip Cygana, a także uznaje jego autorytet w niektórych specyficznie cygańskich dziedzinach. Powiada przecież polskie przysłowie, powołując się na miarodajną w tym względzie opinię cygańską: „Mówił Cygan: lepsze jedno lato niż siedem zim". Lud uznaje cygańskie znawstwo, koniarską fachowość Cyganów mówiąc: „Zna się jak Cygan na koniach". Docenia cygańskie przywiązanie do dzieci, miłość rodzicielską: „Cieszy się jak Cygan dziećmi". Dostrzega niesprawiedliwości wyrządzone Cyganom: „za jednego kobylego syna dziesięciu Cyganów powieszono". „Kowal zawinił, Cygana powieszono". Zdaje sobie sprawę z niechęci Cyganów do osiadłości, do prowadzenia gospodarstwa, do służby w wojsku: „Darzy mu się jak Cyganowi rola". „Zgrabny jak Cygan do pasieki". „Miał Cygan pasiekę, a pies buty". „Spieszy jak Cygan na wojnę". Podnosi cygańskie poczucie wspólnoty, solidarność rodową: „Dla kompanii dał się Cygan powiesić". „Cygan za Cyganem, pan za panem". „Masz, Cyganie, świadki? Mam żonę i dziatki". „Cygan własnymi dziećmi świadczy". Gani szalbierstwa i złodziejstwa cygańskie: „cygański targ" albo „cygańskie kupno" (= kradzież). „Czarne jak cygańskie sumienie". „Cygaństwem świat przejdzie, ale nazad nie wróci". „Cygan dobry wszędzie: co położysz, to nie będzie". „Tylko raz Cygan przez wieś przejdzie". „Ucieka jak Cygan na kradzionym koniu". Wskazuje na cygańską biedę: „Obdarty jak Cygan". „Żyje jak Cygan wolnością, a gałganami trzęsie". „Obejdzie się cygańskie wesele bez marcepanów". Nieobca jest przysłowiu cygańska przebiegłość i zaradność życiowa, „cyganieniem" posługująca się nieraz: „W co wierzysz, Cyganie? W co każesz panie". „Cyganowi szperka, a gazdowi kapusta". „Każdy Cygan swego konia chwali". „Cygan swoje za płot rzuca, a jeszcze chwali". W ludowych gadkach i opowieściach Cygan występuje najczęściej jako uosobienie sprytu i dowcipu, ocenianego przez opowiadacza jak najprzychyl-niej. Umiejętność pozwalająca cygańskiemu bohaterowi gadki nabić pana w butelkę, czy księdza wystrychnąć na dudka - cieszy się uznaniem ludu i pełną 340 satysfakcji aprobatą. W gadkach ludowych o Cyganach nagradzana jest nie cnota, ale fortel; spryt, zaradność, dowcipne szachrajstwo. Wszystkie ziemie Polski znają tego rodzaju opowiastki. Charakterystyczne jest, że „czarodziejstwo" Cyganów, o które powszechnie bywali pomawiani, w owych gadkach nie występuje wcale, zajmując jednocześnie wiele miejsca w magicznych wierzeniach ludu. Tu Cygan jest bohaterem ludowym, który umie własnym sprytem wymigać się biedzie i „wykiwać" naiwnych. Irracjonalna wiara w magiczne moce Cyganów, w ich zdolność „mamienia", „zadawania uroku", w gadce ustępuje miejsca zręcznemu, zabawnemu szalbierstwu: „Jeden pan chciał wiedzieć, jak to Cygani mamią. Raz jechał w pojeździe na cztery konie i spotkał Cygana. - Hou! Stój no! - mówi do furmana. Cygan też stanął. Pan pyta się Cygana: - Słyszał jem, że ty umiesz zamącić, prawda to? - O umie, panoczku, umie! - No, a zamąć no mnie! - Ej, kiedy nie mam mątaczki, bom zostawił doma. - To idź po nią! - Ej, kiedyż by to było -- to daleko. Żeby mi panoczek dali konia, tobym się wnet wrócił. Pan dał mu najlepszego konia, a Cygan siadł, taj pojechał. Pan czeka ze cztery godzin, a Cygana jak nie ma, tak nie ma. - Ej, to on mię już zamącił! [...] I już wiedział wtedy, jak Cyganie umią zamamić"1. Pan z powyższej gadki przypłacił swoją ciekawość i naiwność utratą konia, zdobytego przez Cygana bez użycia czarów i magicznych środków. Lud wierzył jednak, a gdzieniegdzie wierzy do dziś jeszcze, że Cyganie potrafią działać także „w zmowie z diabelskimi siłami", i kiedy zwykła kradzież czy użycie oszukańczego fortelu są niemożliwe, wówczas Cygan lub Cyganka ucieka się do czarodziejstwa. Może być ono złowrogie, zsyłające zły czar, lub też -pożądane, odczyniające urok, przyczyniające dobra. W tej drugiej roli Cyganka bywa chętnie widzianym gościem, którego wszakże otacza się zabobonną nieufnością i lękiem. Zamawianie bydła od złej mocy czarownic jest profesją cygańska, z której wieś polska korzystała przez wieki, a zdarza się i obecnie 1 Jak Cyganie umią zamamić - Powieści ludu rzeszowskiego, 1956, str. 26-27; zob. także. B. Gustawicz, O ludzie podduklańskim, „Lud", t. VI, 1900, str. 249. 341 korzystanie z usług cygańskich w tej dziedzinie. Jeszcze w 1963 roku zanotowano podobne wypadki, w których Cyganka uwalniała za opłatą krowy od z)ego czaru i konie od zmory, niepokojącej je nocami. Wiara w umiejętności ,odczyniania", posiadane przez Cyganki, jest bardzo rozległa terytorialnie. W XIX wieku na Łużycach zanotowano relację mówiącą o skuteczności tego rodzaju cygańskich zamawiari. Pewien gospodarz stracił wiele sztuk bydła ze swojej trzody, trapionej nie tylko chorobami, ale ciągłymi nieszczęśliwymi wypadkami. Cielęta żyły zdrowo do trzech kwartałów, po czym „krzyż sobie łamały". Dopiero od chwili, kiedy Cyganie „zamówili" bydło gospodarza, zły czar minął, klęski się odwróciły i nastała pomyślność2. Wóycicki nazwał Cyganów „postrachem i pomocą kmieci i wieśniaczek"3. To trafne określenie wyraża dwoistość stosunków między wsią a Cyganami; boć Cygan to ktoś, kto może rzucić zły czar - ale także konował, leczący konie i bydło; to łowca kur z kurnika - ale także dawca dobrej wróżby, kowal zawołany, ślusarz, niezrównany muzykant. Pewne cechy i skłonności odstręczały odeń otoczenie, inne - czyniły go potrzebnym, ongiś niezbędnym nawet. Przekonanie o zdolności „mamienia" ludzi przez Cyganki łączyło się z przestrzeganiem najrozmaitszych magicznych środków zapobiegawczych i przeciwdziałających oraz zachowaniem specjalnej ostrożności. Przestroga ludowa brzmi: „Nie powinieneś dać się obejść Cyganowi wkoło, bo cię zaczaruje"4. Wynika to z przeświadczenia, że Cyganka-czarownica mami człowieka przez okrążenie go wkoło, odbierając mu w ten sposób władzę nad samym sobą, tak że nie może się nawet poruszyć. Według relacji chłopki ze Starego Wiśnicza, Marianny Szewczyk vel Kuklówny, istnieją jeszcze inne środki unieszkodliwiające cygańskie czary: „Jak się chce, by Cyganie nie oczarowali, należy, kiedy wchodzą do domu, włożyć średni - tj. pierwszy po wskazującym - palec prawej ręki za pas od spódnicy lub inny pas, jaki się ma na sobie, to czary żadne się nie czepią"5. Również znany jest ten sposób w innych okolicach, jak np. w Krakowskiem6 czy na Lubelszczyźnie („jak Cyganka przyńdzie, to trza włożyć wielki palec za zapaskę, to Cyganka nic nie poradzi"7). -' A. Czerny, Istoty mityczne Serbów łużyckich, „Wisła", t. XII, 1898, str. 206. 1 K.W. Wóycicki, Stare gawędy i obrazy, ? II, 1840, str. 240. 4 A. Czerny, op. cit., str. 206. M[arian] W[awrzenieckiJ. Sposób na czary, „Wista", t. XIV. 1900. str. 100. ' S. Udziela, Świat nadzmystowy ludu krakowskiego, „Wisła", t. XIV, 1900, str. 259. 7 St. Dąbrowska, Wieś Żabno, „Wisła", t. XVIII, 1904, str. 103. 342 Zresztą zabiegów najrozmaitszych tego rodzaju napotkać można w wierzeniach ludowych nieprzebrane mnóstwo. „Gdy Cyganka idzie na podwórze należy na progu chaty położyć miotłę.; gdy odeszła, miotłą za nią zamiatano8". Podobny obyczaj spotykano na Śląsku. Z rzadka cygańskie „czarodziejstwo" przenika do polskiej gadki ludowej. W nielicznych przypadkach, w których mowa jest o cygańskich czarach, są one pozbawione cech nadprzyrodzonej cudowności, jako akty zabawnego i przemyślnego oszukaństwa, zachowującego dla nie wtajemniczonych pozory cudowności. Chłop i Cygan mieli skosić łąkę proboszcza. Cygan lenił się i zwlekał, przekonując chłopa, że lepiej odpocząć i pożywić się. Tak przepróżniaczyli cały dzień. Wieczorem Cygan poradził chłopu, aby przekosił tylko wąski pas „na poprzek" łąki, a sam zrobił to „na pozdłuż". W ten sposób wykosili w trawie wielki krzyż. Wziął Cygan końskiego gnoju, wsadził do woreczka i powiesił na kosie. Kiedy wraz z chłopem powrócił na probostwo, „ksiądz sie pyta, czy łąkę wysiekli, a Cygan powieda, że wysiekli. Wtem spogląda ksiądz, co na kosie worecek zawieszony. Powieda: «A co ty masz w tym worecku». -«A rój, prose jegomości». Wtenczas ksiądz woła: «To mój!» - a Cygan mówi: «To mój!» Ksiądz jesce raz powieda, że «mój», a wtenczas Cygan oddaje torbę księdzu i powieda: «Jeśli to twój, to niech ci się obróci w koński gnój: a trawa na łące niech powstanie, niech sie ino krzyż zostanie»"9. . Cygan z ludowej opowieści i pieśni to nie budzący zabobonny lęk czarownik z ludowych wierzeń, ale sympatyczny i pogodny przechera, z którym solidaryzuje się opowiadacz czy pieśniarz. Lud rzeszowski zna historię o Cyganie, co z księżej kuchni wykradł słoninę z garnka grochu, po czym w taki oto sposób przyznał się do tego na spowiedzi: „- Ja z księdzowego grochu świnie wygnał. A ten ksiądz mówi do niego: - Toś dobrze zrobił, boby mi świnie groch zjadły"... Po otrzymanej pochwale i rozgrzeszeniu Cygan powiedział drugiemu Cyganowi: „- Widzisz, ja z księdzowego grochu słoninę wydarł, a ksiądz mi za to nic nie mówił, jeszcze mię pochwalił10". 8 A. Czerny, op. cit., „Wisła", t. XII, 1898, str. 481. " Z. Staniszewska, Wieś Studzianki, „Wisła", t. XVI, 1902, str. 629-630. 10 Powieści ludu rzeszowskiego, 1956, str. 93. 343 Inna gadka, znana w różnych okolicach Polski w wielu wariantach, opowiada o tym, jak to mieli ludzie powiesić Cygana na szubienicy i jak się tańcem od śmierci uchronił, prosił bowiem, aby mu jeszcze pozwolono przed śmiercią raz zatańcować. „...Cygan jak Cygan; zaczął podskakiwać, jakiesi kołomyjki, krakowiaki tańczyć. Wszyscy si>; patrzą i śmieją, a on jak nie da susa [...] - tak uciekł. Zaczeni go ścigać, ale gdzie ta, poszeł. Nareszcie na noc przyszedł do chłopa przenocować się. Chłop dał mu poduszkę, a on zamiast pod głowę, kładzie ją pod nogi. Chłop się pyta, czemu pod nogi kładzie poduszkę, a Cygan mówi: -O, żeby nie nogi, toby głowy już dawno nie było! Ale nogi uratowały głowę, trza też nogom większą wygodę robić jak głowie11". Motywy tych gadek odmieniają się w różnych wersjach, a przy różnych wątkach i anegdotach występują często te same - obok Cygana - postacie i zachodzą podobne zdarzenia; oszukany przez zmyślnego Cygana ksiądz (np. w gadce śląskiej - „Jak Cygan przyniósł farorzowi sztyry gęsi"12) i sprytne „przyznanie się"-Cygana do popełnionej kradzieży, które w istocie jest jej chytrym i dowcipnym zatajeniem. Przytoczmy opowieść o kradzieży gęsi z garnka w kuchni na plebanii; jest to gadka zbliżona do historii o „wygnaniu świń z księdzowego grochu": „...Cygan wchodzi do chałupy i zaczyna prosić gospodynią jak zwykle o jałmużnę, więc kobiecina poszła do komory, aby mu tam dać niecoś z leguminy. Lecz Cygan skorzystał z nieobecności gospodyni, bo w tym razie wyrwał gąsiora z garnka i wsadził go do swej torby, a z torby wyjął chodaki i włożył takowe w garnczek. I stał spokojnie, gospodyni przyniosła mu leguminy i dała mu, a ten podziękował, przy czym gospodyni zapytała, co słychać we świecie. A Cygan mówi: - Moja gosposiu, kiepsko słychać, bo królowie się poprzejeżdżali, pomieniali, pan Gąsiorowski pojechał z Garnkowa do Torbowa, a pan Chodakowski pojechał z Torbowa do Garnkowa. -Wtem kobiecina załamując ręce, zaczęła biadać: - Oj, mój Boże; jaka to bieda, że i tacy panowie wielcy muszą się przewłóczyć. - Ha, no, trudna rada -odpowie Cygan. - Wszystkim Pan Bóg rządzi..."13 W popularniejszych przysłowiach Cygan bywa synonimem złego szalbierza, odznacza się czarnym charakterem; w gadkach spotykamy się z przychylnością " ibidem, str. 70. 12 „Zaranie Śląskie", zeszyt I. 1908, str. 48. " K. Matyas, Zżycia Cyganów, Lwów, 1903 (odbitka z „Gazety Lwowskiej"). 344 wobec niego. Cygan, który przechytrzył pana, gospodarza, urzędnika, księdza - to główny temat ludowych opowieści mówiących o tym, jak cygański spryt ratuje z opresji. Dydaktyzm, nauka moralna -bywające najczęstszym elementem przysłowia - w gadce ludowej, kreującej ludowego bohatera, opartej na interesującym wątku fabularnym, nie są istotne; stąd różnice między Cyganem z przysłowia i z ludowej opowieści. W tym również przyczyna faktu, że sami Cyganie ze zrozumiałych względów niechętnie odnoszą się do polskich przysłów o tematyce cygańskiej, nie powtarzają ich nigdy; lubią natomiast pochlebne dla siebie polskie gadki ludowe. Pełni nieufności, wszędzie podejrzewają wrogie im intencje i nieprzychylne zamiary. Obraźliwych intencji dopatrują się nawet w słowie - „Cygan". Warto zanotować w związku z tym opaczną, ale typową dla świadomości cygańskiej etymologię tego wyrazu, podaną mi przez polską Cygankę: „My jesteśmy przecież Roma, to jest nasza prawdziwa nazwa. Ale inni ludzie przezwali nas Cyganami -od słowa «cyganić». Że to niby każdy z nas cygani, oszukuje, więc jest Cygan. Ale to nieprawda..." Choć jest to wywód niedorzeczny, trzeba zauważyć, że istnieje w słownictwie polskim „cygan" (pisany małą literą), który jest synonimem oszusta, złodzieja; jest to oczywiście wtórne, przenośne znaczenie tego wyrazu. Bardzo popularna w różnych okolicach Polski jest opowieść o Cyganie, co się wykpił śmierci. Cytuje ją Udziela, Daniłowicz, Narbutt i Federowski. Oto jej wersja dziewiętnastowieczna, podana przez Narbutta: „Pojmany Cygan na kradzieży był bitym niemiłosiernie przez szlachcica, okrutnika wielkiego; widząc nareszcie, że ani błagania, ani jęki nic nie pomagają, a bicie jak idzie, tak idzie, odzywa się: - Miłosierny panie, poznaję, że gniew twój nielitościwie sroży się nade mną; rób, co chcesz, choćbyś mnie i zabił, nie skrzywdzisz mnie tak, jak gdybyś mnie kazał przez parkan dziedzińca twojego przerzucić, to jest bowiem karą najhaniebniejszą u nas: przerzuconego przez płot Cyganie zabijają natychmiast najokrutniejszą śmiercią; ani ujść tej kary nie będę mógł, przestawszy być już Cyganem. Uradowany tą wiadomością szlachcic bierze się do ostatecznego sposobu zemszczenia się, natychmiast wlecze winowajcę. Cygan jęki i prośby podwaja, nic nie pomaga, każą go przerzucić przez parkan. Zaledwie ten biedak ujrzał się z rąk wypuszczonym, szybkością błyskawicy zmyka do pobliskiego lasu. Uciekając, wyrzekł te słowa: - Dziękuję, panie! Jak byłem Cyganem, tak nim i będę"14. 14 T. Narbutt. op. cit., str. 100-101. 345 Wyrażenie udanej obawy przed najbardziej pożądanym wyjściem z sytuacji jest treścią nie tylko powyższej opowiastki; gadek zawierających ten właśnie sens jest wiele. W roku 1949 polski Cygan nizinny opowiedział mi taką historyjkę o Cyganie i o przewoźniku: „Cygan wracał do swoich z daleka, a nie miał przy sobie ani grosika. Przywędrował nad wodę, a dalej trzeba przeprawiać się promem. Cygan, choć nie miał za co jechać, wlazł na prom i tylko z dala się trzyma od przewoźnika. Przewoźnik zbiera pieniądze od innych, a Cygan się modli, żeby jak najpóźniej do niego doszedł, kiedy prom się już dobrze od brzegu odbije, że wracać mu nie będzie warto. Ale, na nieszczęście, przewoźnik podszedł do Cygana, kiedy prom bardzo niedaleko odpłynął od brzegu. Cygan mówi, że nie ma czym zapłacić, ale prosi, żeby go za darmo przewieźć, bo czeka na niego chora żona i głodne dzieci. A przewoźnik: -Toś ty taki, Cyganie jeden? Darmo byś jeździć chciał? Nie ma tak dobrze! Niedaleko od brzegu odjechałem, zawrócę i wysadzę cię z powrotem. - Więc Cygan dalej prosić go i błagać, żeby tego nie robił, ale przewoźnik nie słucha. Widzi Cygan, że nic z tego. - Dobrze, panie -mówi. - Prawda! Przypomniałem sobie! Zawracajcie na Boga, tylko prędko, bom tam na brzegu pod krzakiem zostawił garniec śmietany! - Jak to przewoźnik usłyszał, śmiać się zaczął mocno i powiada: - Nie zobaczysz już, Cyganie, twojej śmietany! Za karę wysadzę cię po tamtej stronie. -1 przewiózł Cygana na drugi brzeg". W gadkach o Cyganach ksiądz najczęściej bywa ofiarą cygańskiego szalbierstwa. W opinii ludu ksiądz był uosobieniem wiedzy i mądrości; tym większą sztuką jest w ludowych opowieściach kunszt szachrajski Cyganów, skoro nawet „samego księdza" potrafią wystrychnąć na dudka. Jedną z takich gadek znaną wśród górali tatrzańskich opowiadał Józef Wawrytko-Krzeptowski15: „Wiecie, panowie, raz ksiądz wyszedł z fuzją na polowanie i zaraz ujrzał zająca. Zmierzył, strzelił, zając ino fajtnął. Ksiądz schyla się, by go podnieść, aż tu z lasu wyskakuje Cygan. Przepraszam jegomości, powiada, zając jest mój. Jak to, powiada ksiądz, z czegożeś go zastrzelił? A ot, z kija, mówi Cygan. Widzieliście głupiego, woła ksiądz, to z kija będziesz strzelał? A Cygan się uśmiecha i prawi: Toć wiecie, jegomość, że jak Pan Bóg dopuści, to i z kija wypuści. Dobrze nie bardzo, proboszcz widzi, że trafił na franta, powiada więc: Zgoda, chodź na plebanię, zająca kucharka upiecze, a zje go rano ten, kto będzie miał lepszy sen. Poszli, zająca ksiądz kazał wsadzić do szabaśnika i legli 15 j. Krzyżanowski, Morfologia bajki, „Lud", 1947, t. XXXVII. 346 spać. Rankiem ksiądz opowiada Cyganowi, co mu się śniło. Był w niebie, jadł tłusto i pił węgierskie wino. A ty co lepszego powiesz? - pyta. A mnie, mój jegomość, śniło się, że widziałem was w niebie, przy dobrej misie. Chciałem podejść, ale Święty Piotr łaps mnie za kark i powiada: Co po Cyganie tutaj, chybaj na ziem. No i poszedłem na plebanię i zjadłem zająca. - Ksiądz do szabaśnika, a z zająca śladu nie ma". Na zakończenie przeglądu gadek o Cyganach przytoczmy zapisaną przez nas w 1949 roku opowiastkę o tym, jak sprytny Cygan bez żebraniny i bez jawnej kradzieży zaspokoił głód, zjadając cudzą porcję strawy: „Cygan miał znajomego chłopa. Raz przyszedł do niego, a gospodarz zaprosił go na obiad. Żony nie było w domu. Chłop nałożył sam kartofli i mięsa na jedną miskę, wyjął dwie łyżki i obaj zabrali się do jedzenia, siadając z obu stron miski. Chłop jadł powoli, mało, bo cały czas skarżył się Cyganowi na swoją żonę - że niedobra, że złośnica, że nic przy gospodarstwie nie robi, tylko gdzieś lata... Cygan słuchał i jadł bardzo prędko, bo był głodny, aż wreszcie widzi, że już na misce z jego strony tylko dno widać, a u chłopa jeszcze jedzenia w bród. I kiedy chłop nie przestaje narzekać, Cygan mówi: - Jakbym ja miał taką żonę, tobym jej łeb ukręcił! - To mówiąc, złapał za brzeg miski i obrócił nią, jakby komuś łeb ukręcał, tak że jedzenie chłopa podjechało pod nos Cygana. A chłop nic nie widzi, tylko dalej narzeka, więc Cygan zjadł wszystko do czysta". Oprócz opowiastek o Cyganach w ogóle, znane są gadki dotyczące konkretnych miejscowości, odnoszące się do konkretnych cygańskich ugrupowań. Niektóre z nich - jak np. opowieść o Cyganach sułkowickich - zawierają elementy mityczne, legendarne obok realistycznie zaobserwowanych szczegółów obyczajowych. Sułkowice to wieś na południe od Krakowa, którą od dawna zamieszkiwali kowale, znani kiedyś z nędzy, w jakiej żyli. Wierzyli, że ich niedostatek jest wynikiem cygańskiej klątwy. Za dawnych czasów, jak głosi miejscowa legenda, kiedy kowalstwo nie było jeszcze w Sułkowicach znane, przybywali tam kowale cygańscy i wówczas „lud z okolicy schodził się na głos bębna cygańskiego i znosił im stare rzeczy żelazne do naprawy, gospodarze zaś kupowali nowe sprzęty rolnicze". Oto historia opowiedziana przez jednego z sułkowiczan: „Kiedy szły Cygany węgierskie przez nasz kraj, jak to zwyczajnie do dzisiaj jeżdżą i przechodzą, tak się sprowadzili i do Sułkowic, i tu byli najdłużej, bo roboty mieli dużo, jakże, kiedy kowala w pobliskości nie było nigdzie. Chłopaki także młode goniły tam do nich ku «zielonej» (karczma) na tę 34/ równinę, a Cygany pobierały ich ku pomocy, do bijacki albo dymania. Chłopaki, który był sprytniejszy, podpatrywali, jak się to robi, i sami zaczęli potem próbować. Z początku nie robili nic inszego, tylko gwoździe dachowe i do powały. Jak się potem wzięli ćwiczyć z umysłu, ze swojej ciekawości, tak się ta kowalka rozszerzyła po całej wsi. Jak się potem Cygany o tym dowiedziały i roboty im ubywać zaczęło, to pono tyle przeklinali sułkowianów co niemiara i dlatego teraz bieda w tej wsi"16. Wiara w czarodziejskie moce Cyganów będąca pointą opowieści idzie tutaj w parze z uznaniem dla ich kunsztu kowalskiego. Kowalstwo cygańskie było ongiś - i do niedawna jeszcze - tak popularne w Polsce, że w niektórych okolicach kraju słowo „Cygan" było synonimem kowala. Było tak m.in. na Pokuciu, co zapisał Kolberg: „Najwięcej jeszcze wśród włościan znajdujemy kowali, lubo i tych lud najczęściej (o obłiwie w górach) nazywa Cyganami, nie dla ich oszustwa, lecz dlatego, że lud w ogóle rzemiosło to uważa za specjalność cygańską. Większość też Cyganów istotnie się nim trudni"17. Obok opowieści o kowalach sułkowickich gadką podobnie odnoszącą się do konkretnej miejscowości jest ludowa anegdotka z Biskupic, żartobliwie podkreślająca cygański hart, przywyknięcie do zimna i niewygód18: „W Biskupicach, w powiecie wielickim, w lesie mieszkają w lichych budach dwie rodziny Cyganów. Opowiadają ludzie o ich wytrzymałości na mróz co następuje: Raz była bardzo sroga zima. Gdy Cygan nie mógł już wytrzymać z mrozu w swojej lichej budzie, przyszedł do dworu z prośbą, aby mu dziedzic pozwolił przenocować w stodole. Pan pozwolił mu wleźć na słomę i tam zagrzebać się do spania, ale Cygan nie chciał iść na słomę, tylko prosił, żeby mu pozwolono nocować na boisku [klepisku], bo mówił: - Na słomie nie chcę leżeć, bobym się opiekł. - 1 nocował na boisku w czasie największych mrozów". Lud polski utworzył od słowa „Cygan" wiele nazw. Niektóre przedmioty ochrzczone zostały takimi mianami tylko ze względu na swe ciemne, a więc „cygańskie" zabarwienie. Są to m.in.: „cygany" _ potrawa litewska, mak roztarty z kartoflami, lub rodzaj ziemniaków; „cyganka" - gatunek gruszki 16 J.F. Magiera, Kowale sulkowiccy, „Wisła", t. XIV, lyoo, str. 712, oraz J.K Magiera, Początek kowalstwa w Sułkowicach. ..Lud", t. VI, 1900. str. 290 " O. Kolberg, Pokucie. Obraz etnograficzny, t. 1, Kraków, 1882, str. 68. 18 Seweryn Udziela, „Lud", t. X, 1896. 348 i jabłka. Poza tym zła strzelba bywa nazywana „cyganką", uzda pleciona z włosia - „cygańską uzdeczką". Są także przedmioty obdarzone „cygańskim" .mianem ze względu na ściślejszy ich związek z Cyganami. „Cygan" lub „cyganek" to żelazny piecyk; „cyganek" to także nazwa nożyka oprawnego w drewno; do niedawna jeszcze kowale cygańscy wyrabiali je i sprzedawali na targach i jarmarkach. Drewniana oprawa „cyganka" jest żłobiona falisto w poprzeczne wgłębienia i nieraz barwiona farbami. Stefan Żeromski wspomina o Cyganach z Kielecczyzny, wyrabiających takie koziki: „W Górach Świętokrzyskich, w okolicy wsi Jeleniowa, istnieje naturalne w ziemi zagłębienie, rodzaj rozległej, półkolistej areny, gdzie swego czasu stale przebywały półkoczownicze rodziny Cyganów ze swymi miechami i kowadłami. Wykuwali w tym miejscu koziki z żelaznym ostrzem, osadzonym w trzonku z jałowcowego pręta, zaostrzonym w rowek na ostrze nożyka oraz w nacięcia zabarwione na czerwono i zielono. Koziki te, które na rzemyku zawieszonym u pasa nosił każdy mężczyzna tamtych okolic, wykonane przez Cyganów, nosiły nazwę «cyganków». Zdaje się, iż w kształcie zacięć, rowków, w barwie ozdób cyganka mamy najpierwotniejszy chyba «prymityw» zdobienia rzeczy ludzką ręką wykonanej. A jednak i te najpierwotniejsze ozdoby - «cerwieniuśkie kieby krew, zieleniuśkie kieby trowa» - najprostszego z przyrządów były chy >a produktem jakiegoś wzoru, a dla mieszkańca tamtych okolic cyganek był przedmiotem nie tylko pożytecznym, lecz i pięknym, ozdobą, zbytkiem, przybyszem z obcego świata do jednostajnej i smutnej pustki"19. Świadectwem związania się Cyganów z terenem Polski i częstego przepływu grup cygańskich ustalonymi szlakami, ze stałymi miejscami letniego obozowania i zimowisk, są liczne nazwy topograficzne urobione od słowa „Cygan". Występują one już w początkach XV wieku i są dowodem długotrwałej znajomości między miejscową ludnością a smagłymi przybyszami, na których pamiątkę nazwano wiele wsi, osad, rzeczek i wzgórz. Jest ich sporo - np. wieś Cygan w powiecie rawskim, wieś Cyganka w powiecie Mińsk Mazowiecki, druga wieś o tej samej nazwie w powiecie łódzkim i trzecia w częstochowskim; Cyganów - wieś w powiecie tarnowskim; Cyganówka- wieś w garwolińskim; Cygany - wieś w kutnowskim, druga wieś Cygany - w pułtuskim, trzecia -w kwidzyńskim, czwarta - w malborskim; Cyganowice - przysiółek Starego 14 S. Żeromski, Snobizm i postęp. Warszawa. 1923. str. 76-77. 349 Sącza; Cygański Potok - rzeka w przemyskim; Cygański Jar, Cyganowo, Cyganiszki, uroczysko Cygan - i wiele innych20. Postać Cygana znalazła się także w polskich obyczajach ludowych, czy to jako przebierańca, czy też szopkowej kukły. Na ostatki utrzymują się po wsiach odwieczne zwyczaje, polegające m.in. na przebieraniu się młodzieży i chodzeniu od chałupy do chałupy. Już Kitowicz podaje, że w XVIII w. przebierali się „mężczyźni za Żydów, za Cyganów, za olejkarzów, za chłopów, za dziadów, niewiasty podobnież za Żydówki, za Cyganki, za wiejskie kobiety i dziewki, udając mową i gestami takie osoby, jakich postać na siebie brały". W wielu okolicach znane są podobne zwyczaje święcenia pierwszego dnia noworocznego, spotyka się też chłopców przebranych za Cygana i niedźwiedzia. Cygan prowadzi niedźwiedzia i przygrywa mu do tańca. Również w gwiazdkowych szopkach często występują postacie Cyganów i Cyganek, czasem także z niedźwiedziem. W okolicach Wieliczki, Siedlec, na Kurpiach, Podlasiu utrzymuje się gdzieniegdzie ten zwyczaj w zapusty i w noc noworoczną. W drukowanym w 1896 r. tekście szopki lubelskiej21 występuje cygański niedźwiednik śpiewający i rozmawiający z niedźwiedziem. W piosence Cygana charakterystyczny jest onomatopeiczny fragmencik, mający naśladować cygańską mowę: „CYGAN Z NIEDŹWIEDZIEM (śpiewa) Cygan bieży z darami swymi Za drugimi: Funda solominga Dla Bożego Synka! Anu, mysiu borowy, pokaż, jak chłopy na pańszczyznę chadzali! (niedźwiedź rusza się pomału). Anu, mysiu borowy, jak z pańszczyzny wracali (niedźwiedź ucieka, Cygan wybiega za nim)". Wędrując po naszym kraju, zawędrowali Cyganie i do polskiej poezji ludowej, przychylnej im na ogół, rzadko tylko przybierającej postać pieśni- 2" Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, 1.1, 1880, t. XV, 1900. -' J. Wolanowski, Szopki i herody w Lubelskiem, „Wisła", t. X, 189d, str. 480. 350 -przestrogi przed obcym przybłędą. W ludowej pieśni są czasem głównymi bohaterami tekstu, niekiedy zaś stanowią tylko ozdobnik, ornament poetycki. Przykładem takiej pieśni, której Cygan jest tylko elementem porównania, może być góralska strofa: Jo se górolecka, como ciganecka, nie tak od roboty, jako od slonecka--. Przykład „cygańskiego" ozdobnika w kołysance ludowej: Lulajże mi, lulaj, kołyseczko z wieczkiem. Idzie od Krakowa Cyganeczka z dzieckiem23. Całkowicie „cygańską" piosenką ludową jest pieśń taneczno-weselna, śpiewana na Lubelszczyźnie, zapisana w Żukowie24 około 1950 ?.: Idzie Cygan wieś ode wsi, Cyganowi nikt nie wierzy. Choć chłodno i gtodno, żyje sobie swobodno. Zjechał Cygan z obcych krajów, ale go tu dobrze znają. Cygan kradnie, Cygan ma. Cyganowi każdy da. U Cygana czarne oczy, Cygan nie śpi nigdy w nocy, Cygan kradnie, Cygan ma, Cyganowi każdy da. Chodzi Cygan wieś ode wsi, dla Cyganki chleba prosi. Co uprosi, to przepije, przyjdzie do dom, to ją bije. Popod lasem Cygan leci; czy do żony, czy do dzieci. Nie do żony, nie do dzieci, zadarł głowy i sam leci. Leci Cygan w kaftaniku, a Cyganka w gorseciku. Cygan kradnie. Cygan ma, Cyganowi każdy da. Jak ją porwał Cygan w taniec, nastąpił jej w mały palec. Ty Cyganie drobno stąpaj, moich palców mi nie trącaj! Tak oboje tańcowali, tylko włosy im fruwali! Cygan kradnie. Cygan ma, Cyganowi każdy da. - Pieśni Podhala, Antologia, Kraków, 1957, str. 125. 21 J. St. Bystroń, Polska pieśń ludowa, Kraków, 1925. :4 W tym i w następnych tekstach nie uwzględniam regionalnej wymowy słów. 351 To po śniegu, to po grudzie. A z Cyganów dobre ludzie. Cygan kradnie. Cygan ma. Cyganowi każdy da". Latem 1952 r. na nadbużańskich krańcach województwa warszawskiego, w pobliżu Wói Nienałty, koło Zarąb Kościelnych zapisałem trzy teksty piosenek ludowych o tematyce cygańskiej. Śpiewał je dziesięcioletni chłopiec, mieszkaniec Nienałt. Pierwsza z nich - Hej, hola, hola! - mówi o miłości chłopa do Cyganki; druga - znana w wielu okolicach Polski w odmiennych wersjach słownych - jest rozmową między Cyganem a Cyganką. Najpopularniejsze i najpewniej pierwotniejsze wersje są od tej o tyle odmienne, że występują w nich nie Cyganie, ale pan i dziewczyna. Hej, hola, hola! Cyganki z pola! Tylko jedna Cyganeczka -ta będzie moja. Nie chcę twoją być, nie umiem robić, tylko skakać i tańcować i ładnie chodzić. Nie frasuj się nic, ja uczę robić, pod brzozową miotełeczką rano się zbudzić! Z poniedziałku na środę szła Cyganka po wodę, a za nią Cygan i rozbił jej dzban. Cyganko, nie płaczże, ja ci za dzban zapłacę, za zielony dzban talara ci dam. Cyganko, nie placzże, ja ci za dzban zapłacę, za zielony dzban karetę ci dam. Cyganka nie chciała, tylko ciągle płakała za zielony dzban, za zielony dzban. Cyganka nie chciała, tylko ciągle płakała za zielony dzban, co jej stłukł Cygan. Cyganko, nie placzże. ja ci za dzban zapłacę, za zielony dzban dam ja ci się sam. J! Zapis rękopiśmienny. 352 A tom ja wygrała, żem Cygana dostała! Za zielony dzban ja Cygana mam! Trzeci tekst - Od wioseczki do wioseczki — mówi o cygańskiej wróżbie: Od wioseczki do wioseczki Oj, Cyganko, co takiego? idą. idą Cyganeczki. Nie widać Jasieńka mego. Idą, idą i tak wróżą, Czy go woda zatopiła, że pieniędzy trzeba dużo. czy go inna namówiła? Jak go woda zatopiła, to go wyrzuci, wyrzuci. Jak go inna namówiła, to już nie wróci, nie wróci. Te wszystkie trzy dialogowe piosenki są tylko cząstką poetyckiej twórczości ludowej, w której mowa jest o Cyganach. W pierwszej z nich występuje przedstawiciel wsi zakochany w urodzie Cyganeczki. Związki mieszane, małżeństwa między Cyganami a Polkami były i bywają do dziś źle widziane przez obie strony - wieś i Cyganów - i stanowią zjawisko rzadkie. Tylko w żartobliwej góralskiej przyśpiewce dziewczyna planuje sobie związek z Cyganem: Nie pódem za pana, pódem za Cygana, bo Cygan ukradnie, odziejem się ładnie26. Rzadko w rzeczywistości dochodzi do małżeństw mieszanych, ale zdarzają się nieliczne stosunkowo wypadki tego rodzaju. Ożenek chłopa z Cyganką prowadzi w praktyce do odejścia żony od Cyganów i do osiedlenia się przy mężu. Przypadki odwrotne - ożenek Cygana z „obcą" dziewczyną - zobowiązuje ją do przyjęcia cygańskich obyczajów i do wędrowania w mężowskim taborze. I w ostatnich czasach zdarzały się takie związki, ale dawniej, na Podlasiu, były zapewne częstsze, o czym świadczy pieśń Przestroga27. Podlasie :" Pieśni Podhala. Antologia. Kraków. 1?57. str. 134. J ?. Pleszczyński, Bojarzy międzyrzeccy. Warszawa. 1893. 353 to jeden z głównych przytułków Cyganów w okresie „wywołania" ich z Rzeczypospolitej. Tam ustawy państwowe były dla nich łaskawsze niż w innych okolicach Polski, tam więc tłumnie ściągali w końcu XVI i początku XVII wieku. Ostrzeżenie zawarte w pieśni było zapewne spowodowane wypadkami małżeństw mieszanych między tamtejszą ludnością miejscową a wędrownikami, których skupiska były na Podlasiu szczególnie liczne. Wierszowana przestroga ma na celu odstraszenie „panienek i mężatek" od Cyganów, przy pomocy przejmujących niebezpieczeństw i klęsk, jakie rzekomo pociąga za sobą kumanie się z Cyganami. Wędrował Cygan w zielonym lesie, napadł dziewczynę - orzechy niesie. Pyta Cygan: - Skąd to, dzieweczko? - Z tego tu dworu, co niedaleczko. I przyszedł Cygan do pana mrokiem, by go pan nie ujrzał swoim okiem. Pan się pyta: - Skąd ty, Cyganie? - Wędrowny człek, wielmożny panie! Będę u pana trzy lata służył, bym się po świecie więcej nie dłużył, a jak wysłużę, to się ożenię, zostanie panu cygańskie plemię. - Nic mi, Cyganie, po twoich dzieciach. Byś mi nie postał na moich śmieciach! Wędruje Cygan z dziewczyną śmiele, choć ślubu nie brał w żadnym kościele. Wędrował Cygan z dziewczyną miłą, aż jej pod wrotami ciało ogniło. I wam, panienki, i wam, mężatki, która wędruje od ojca i matki, i wam, panienki, tak będzie, która z was z Cyganem usiędzie. Wśród piosenek ludowych znajdują się i takie, które zawierają wyrazy „cygańskie", będące próbą naśladowania cygańskiej mowy, jak „sokoro-mo-koro", o którym wspomnieliśmy na wstępie. Jedną tego typu piosenkę ruską zanotował Kolberg28. Oto jej fragment: ...Zaspiwajmo sobi po cyhancki: „Szułym tuki 28 O. Kolberg, Pokucie. Obraz etnograficzny, t. II, Kraków, 1883, str. 260. 23 — Cyganie... 354 napengiu". A to po cyhancki... Wprawdzie słowo „szulym" raczej żydowski język prz>pominą, ale tuki-znaczy po cygańsku „tobie", a „napengiu"-to naphengia = „nie powiedział". Trudno przypuścić, aby fakt, że te „cyhanckie" słowa coś naprawdę znaczą, był dziełem przypadku. Świadczyć to może o pewnej znajomości języka cygańskiego, posiadanej przez ludowego śpiewaka, twórcę tej piosenki. Z podobnym przypadkiem spotykamy się w czasach znacznie dawniejszych, bo już w XVII wieku. Z owych czasów pochodzi polskie wierszowane intermedium pod łacińskim tytułem: Cinganus filium commendat Judaeo29. Znajdują się tam „cygańskie" słowa, wypowiedziane przez Cygana narzekającego na złe czasy, kiedy to Cyganie muszą zajmować się leczeniem koni: „Dziata andziata mora". Wprawdzie zdanie to nie ma sensu w kontekście, w jakim zostało wypowiedziane, ale ? ? ś znaczy, być może nie rozumiane przez autora, ale podsłuchane przezeń u Cyganów i nieco przekręcone: Dźa tu, ??, dia tu, morę! = Idźże, przynieś, idźże, Cyganie! I w tym wypadku nie posądzam cytatu o przypadkową zbieżność z językiem cygańskim. Przykłady te świadczą o tym, że źdźbło prawdy o Cyganach znajduje się w literaturze ludowej, choć przytoczone dwa utwory są nietypowe, stanowią wyjątek. Wiedza o Cyganach - prócz tej, która jest wynikiem pobieżnej, zewnętrznej obserwacji - jest niedostępna „obcym", stąd taka przewaga mitów, przesądów i urojeń na temat Cyganów w polskiej kulturze ludowej. Tym bardziej zasługuje na odnotowanie wyjątkowo prawdziwe, trafne spostrzeżenie ludu na Lubelszczyźnie: „Lud nasz... opowiada sobie, że Cyganie porywają dziewczyny jedni u drugich, aby żenić się z nimi"30. Istotnie, porywanie jest częstą formą kojarzenia się małżeństw wśród Cyganów w Polsce. Przytoczone przykłady to jednak odosobnione, rzadkie wypadki, cząstkowej wprawdzie, ale rzetelnej wiedzy ludu o Cyganach. Giną one w gęstwienie przesądów i mitów. Lud nasz przypisywał czarodziejskie własności roślinie podkownikowi vel wytrychowi (Hippocropis unisilignosa, wg innej systematyki - Coronilla securidacea31), zwanej również „złodziejską trawą" i „rozryw- » „Archiv fur slavische Philologie", t. XIII, 1891 (rec. „Wisła", 18??, str. 401^*07). 30 J. Nakonieczny, Pojęcia prawne ludu (wsie Grabów i Miesiące), „Wisła", t. XVII, 1903, str. 3. " Lud krakowski te magiczne moce i właściwości wiąże z innym zielem, zwanym c/yscik, 355 -zielem". Syreński pisze: „...pęta koniom, które na paszy bywają spętane, odmyka swym dotknięciem, a stąd wzięli to mniemanie o złodziejach, jakoby go mieli używać do zamków i kłódek otwierania; którego by tylko do zamku lub kłódek przytknął, zaraz rygiel odskoczy i kłódka się odemknie"32. Tradycja ludowa przypisywała Cygankom znajomość tego ziela i uwalnianie przy jego pomocy uwięzionych Cyganów. Już Peregrynacja dziadowska z r. 1612 podaje, jak to uwięzionych Cyganki wnet ratują, ziele takie mają. Gdzie tylko ziele przytknie, żelazo odpadnie, Tylko czas upatrzywszy może wymknąć snadnie. Od wieków znane jest też wierzenie przypisujące Cyganom umiejętność rozniecania ognia pod słomianą strzechą, której płomienie się nie imają. W r. 1693 pisano: „Cygani, którzy to na świecie swój hultajski prowadzą żywot, wałęsając się tam i sam od krain do krain, ci od tej przygody ogniowej mają niezwyczajną jaką obronę, abo sekret i choć w szopie pod słomianą palą strzechą, jednak nie zajmie się ogień, gdyż ani się szerzy, ani skrzy, że zażywają na to pewnego ziela, które pod ognisko zakopują"33. Legenda ta zawędrowała i do gadki ludowej. W roku 1824 pisał Daniłowicz: „Krążyła wieść żartobliwa między ludem podlaskim, jakoby Cygani umieli wysmalać pajęczynę w stodołach bez spalenia budowli, a chcący tego spróbować, włościanin wieś spalił, mimo użytych wyrazów ogień zamawiających". Podanie o owym zapobiegającym pożarom zielu czarodziejskim trafiło i do literatury. Zapomniany pisarz polski i białoruski Jan Barszczewski w Szlachcicu ZawalnP4 podaje legendę o „trawie żabier", dodając następujące objaśnienie: „Według podań Cyganów rośnie w głębiach wody, zastrzega od pożarów i uczy zgadywać przyszłość". Pisze też: „[Cyganie], mając wielkie sekreta rayściczka lub niecierpek {lmpatiens noli tangere): „ziele sławne z tego, że wszystko, cokolwiek będzie związane, zapięte, zamknięte nawet na żelazny zamek lub mocną kłódkę, o półuccy za jego dotknięciem odemknie się, roztworzy, odwiąże i spadnie. [..'.] Z uwięzionego także i okutego za dotknięciem czyściczki o północy spadają kajdany" (O. Kolberg, Lud. Jego zwyczaje..., Krakow-sWe, Cz. III. Kraków, 1874, str. 119). I; Szymon Syreński, Zielnik herbarzem z języka łacińskiego zowią. Kraków. 1613. J. K. Haur, Skład abo Skarbiec Oekonomiej ziemiańskiej, Kraków, 16??. J. Barszczewski, Szlachcic Zawalnia czyli Białoruś w fantastycznych opowiadaniacn, Peters-burg, t. III, 1845, str. 76 i 79. 356 i władzę nad ogniem, rozprowadzają ogromny płomień pod dachem słomianym i ogień słomy nie pali". Nie potrafię dociec źródeł tego powszechnie znanego podania. Oprócz odczyniania uroków Cyganki służyły jeszcze ludowi wróżbą, profesją, która - po upadku wielu nieopłacalnych już obecnie cygańskich rzemiosł -trwa do dziś i jest nadal zajęciem popłatnym, cieszącym się niemałym popytem. Kolberg wspomina, że w Chełmszczyźnie „Cyganie często przybywają do wsi Puhaczowa i Ostrowa, są tam prawie pożądanymi. Tutejsi włościanie tak silną do ich kabały przywiązują wiarę, że wtedy z całej wsi wokoło nich się gromadzą, niosąc, co tylko dom dać może dobrego, ażeby się dowiedzieć o przyszłości swej, o tym, któren to wróg jest najzaciętszym, jaka to czarownica odbiera od krów mleko, kogo to znów oczarowała Baśka lub Zuzia, kiedy za mąż która z dziewcząt pójdzie, wiele będzie miała dzieci, kiedy brat lub mąż powróci z wojska itp."35 Oczywiście, nie dotyczy to dwóch wiosek, czy nawet ziemi chełmskiej, ale odnosi się do wszystkich regionów Polski. Przekonanie o przysłowiowym cygańskim sprycie, w połączeniu z wiarą w nadprzyrodzone zdolności cygańskich wróżek, wytworzyło opinię ludową, przypisującą Cygankom wiele zgoła fantastycznych właściwości, win, zasług, przywar i talentów. Na Lubelszczyźnie lud twierdził, że Cyganie wynaleźli -igły i zapałki! Twierdzenie to chłop lubelski uzasadniał, że Cyganie jako kowale, a jednocześnie wędrowcy, wybrali sobie najdogodniejsze przy ich trybie życia zajęcie: wyrób igieł, który jest robotą „najlżejszą, najostrzejszą, najcichszą, a żelaznyczą"; zapałki zaś wynaleźć mieli po to, aby ułatwić sobie nocne kradzieże, przy których krzesanie ognia, jako zbyt hałaśliwe, mogłoby obudzić śpiących36. Fantastycznym wyobrażeniom ludu' naszego o Cyganach dzielnie sekundowała „nauka", niejednokrotnie przewyższając podania ludowe niedorzecznością swoich urojeń. Doktor Wojciech Adamski w botanicznej rozprawie z 1828 r.37 pisał: „Wilcza stopa zwyczajna - lycopus europaeus: — Cyganie chcąc nadać ciału swemu, osobliwie twarzom, odrażający kolor czarny, mażą się sokiem tej rośliny". Nieznajomość folkloru Cyganów polskich była tak absolutna, że jeszcze w 1900 ?., w naukowym czasopiśmie etnograficznym „Lud", St. Zdziarski najpoważniej, bez żadnego komentarza poda! do druku 35 O. Kolberg, Chełmskie. Obraz etnograficzny, t. 1, Kraków, 1890, str. 146. 36 O. Kolberg, Lud. Jego zwyczaje..., Seria XVI, Lubelskie, cl. I, Kraków, 1883 37 „Gazeta Wielkiego Księstwa Poznańskiego", Poznań, 1828. 357 odnalezioną notatkę Żegoty Paulego pt. Cyganie w Galicji, składającą się prawie w całości z niebywałych, wyssanych z palca nonsensów, przepisanych (o czym Zdziarski nie wiedział) z „Dodatku" do „Gazety Lwowskiej" z 1851 r.38, przy których bledną najwymyślniejsze wątki baśni ludowych; ??.: „Umarłego krają w kawałki i grzebią kawałkami w lesie, przy czym tańczą"39. Jak widać, wiara w czarownice cygańskie nieobca bywała i ludoznawcom. Przez wieki Cyganie traktowani byli przez lud polski jako istoty na poły demoniczne, tyleż mające wspólnego z ludźmi, co z mitycznymi postaciami zaludniającymi ludowe wyobrażenia o świecie. We własnym interesie Cyganie nie zaprzeczali temu, nie odrzucali nimbu czarodziejskiej tajemniczości. Nie zdradzając swych tajemnic, otoczeni mgłą legend, strachem, wrogością, ale i sympatią, roznieśli po Polsce umiejętność obróbki metali, rozpowszechniali ziołolecznictwo, wróżbą przepowiadali lepszą przyszłość, a dzięki swej dziwacznej odmienności wyglądu, stroju i sposobu życia bywali nieraz natchnieniem ludowej twórczości. 38 Cyganie w Królestwie Polskim - artykuł pełen absurdów, zmyślonych faktów, oparty na relacji „niemieckiego podróżnika". 39 „Lud", t. VI, 1900, str. 304-305. WYPISY CYGAŃSKIE BEZDOMNOŚĆ I BEZBOŻNOŚĆ ADAM MICKIEWICZ - Literatura słowiańska, kurs III, wykład XX, • badanie VIII (przełożył Leon Płoszewski)1 Mamy pośród nas inny lud, jeszcze dziwniejszy od izraelskiego, jedyny, którego zagadki nikt nie odkrył: mówię o tak zwanych przez Polaków Cyganach, którzy są również bardzo liczni w południowej Francji, Hiszpanii i Turcji. Nie wiadomo, w jakim czasie przybyli oni w kraje słowiańskie; uważają wszelako Polskę, że tak powiem, za swą stolicę: rzecz to na ogół nieznana, że król Cyganów mieszkał w Polsce w mieście Mirze. Król ten otrzymywał władzę lenną z rąk książąt Radziwiłłów. Wszyscy Cyganie przebywający w ich dobrach musieli tego króla słuchać, ale nie miał on żadnej mocy prawnej nad innymi; a przecież nigdy król despotyczny nie cieszył się większym posłuchem niż ten władca rezydujący w Mirze, którego berło skruszyło się jednocześnie z berłem Polski. Cyganie zewsząd przysyłali mu dary, rozsądzał on w ostatniej instancji wszystkie ich sprawy. Szczep ten różni się od wszystkich szczepów znanych w Europie; zdaje się być pozbawionym zmysłu religijnego. Mieszkają między nami od szeregu wieków; widziano Cyganów bogatych, Cyganów odważnych, nikt jeszcze nie widział Cygana pobożnego; przyjmują oni wiarę w kraju, w którym mieszkają, a porzucają ją, skoro tylko przekroczą jego granice. Próbowano z Cyganami wszystkiego, co było w mocy, posyłano ich na naukę do szkół; ukończywszy naukę, ci 1 A. Mickiewicz, Dzielą, t. XI, Warszawa, 1955, str. 320-321. 359 młodzieńcy, nieraz celujący zdolnościami, znikali spośród kolegów na skradzionym koniu. Jest u nich piosenka o tym, że Cygan jak gęś dzika przechadza się wśród gęsi swojskich, aż do czasu odlotu ptaków. Tę samą piosenkę przytacza Walter Scott, co świadczy, że jest ona powszechnie znana u Cyganów. Nie są również zdolni zrozumieć pojęcia własności. Choćby im dano ziemie, duże pieniądze na ich zagospodarowanie, oni woleliby osiąść na pustkowiu. Nienawidzą wszystkiego, co podobne do domu. Widzieliśmy ich w ostrą zimę, jak obozowali wśród śniegów; trzeba było brnąć po pas w śniegu, aby dojść do ich budy; był to szałas drewniany i cała rodzina siedziała tam w bezładzie, mężczyźni, kobiety, dzieci rojące się na słomie, a wszyscy zadowoleni i weseli, bo nigdy nie widziałem Cygana smutnego. Smutek czasem przeleci mu przez głowę, ale nigdy się w niej nie zatrzyma. Lud ten nie zna rezygnacji; tym różni się od plemienia słowiańskiego; przywiązuje małą wagę do życia. Znacie Panowie przysłowie, że dla kompanii dał się Cygan powiesić. Niedawno temu widziano Cygana konającego wśród okropnych męczarni (wbitego na pal) w prowincji Austrii, na Węgrzech. Dwaj księża, katolicki i prawosławny, przyszli go pocieszać. Cygan odpowiadał szczerze, że przyjmie wiarę tego, który mu da fajkę, bo chciał skonać paląc,tytoń. Cyganie są odważni, bystrzy, wydają się zdolnymi do wszystkiego, tylko nie uwierzą w Boga. Jak doprowadzić do tego, aby ich osiedlić na ziemi? [...] KRÓLEWSKI ORSZAK NA JARMARKU TEODOR NARBUTT - Rys historyczny ludu cygańskiego, Wilno, 1830 (Str. 86-88) U nas w Litwie król cygański Marcinkiewicz, według powieści starych Cyganów, okazywał wytworność przepychu w całej cygańskiej świetności. Nosił się po staropolsku, głowy nie golił, wąs miał rzęsisty, kontusz krótki, pas bogaty, szarawary pąsowe, buty żółte lub pąsowe, bizun zamiast szabli u pasa, laska z buzdyganem w ręku, kołpak barankowy na głowie. Kiedy w dawniejszych czasach przybywali na jarmark do Zelwy królowie cygańscy z końmi swoimi wystrojonymi i wymalowanymi, wystawiali gatunek wjazdu triumfalnego, przez co powszechności całej ściągali ciekawość; śpiewy, okrzyki Cyganów 360 z daleka zapowiadały jarmarkującym ich przybycie. Słowem: nic nie zapomniano, co by zachęcić mogło do nabywania koni przez sciekawienie oka. Przodem jechało konno śpiewaków do dziesięciu, których paukier, bijący rzemykiem w dwa małe kociołki, poprzedzał. Za nimi w małej odległości sam król na dzielnym koniu, w rząd suty ubranym, postać jego olbrzymowata, strój dziwacznie polski, bogaty, kołpak z kutasem złotym, na wierzchu zielonym, aksamitnym, który otaczało siedem złocistych promieni na wzór kiteczek spod barana wyglądających. Za nim siedm Cyganów młodych w różnofarbnym stroju, na różnofarbnych koniach. Dalej prowadzono konie luźne, po trzy w rząd, licząc w to konia, na którym prowadzący jechał; jedne pod lekkim przykryciem, inne bez niczego, inne znowu zupełnie zakapione; tych liczba czasami sto przechodziła. Za tymi jechała sama królowa na starożytnym rydwanie pąsowo wymalowanym, ciągnionym ośmiu bachmatami. Ubiór jej był bogaty, perła, diamenty, złoto, srebro na zausznikach, szyi, głowie, palcach jaśniały; ona sama i otaczające ją niewiasty były przybrane w aksamit, jedwabne materie, krepy, gazy, muśliny, kartuny, płócienka, w guście prawdziwie maskaradnym. Pierwszy szambelan królowej miał zaszczyt być jej woźnicą. Przy rydwanie z obu stron jechały konno dwie młode Cyganeczki przedziwnej urody na małych tarantach, w czapeczkach krymskich, bez płacht na ramionach. Za pojazdem królowej szedł wóz czworokonny z kuchnią i kucharzami; łachmany najodrażliwsze, którymi ci okryci byli, i to wszystko, co kuchnię składało, wystawiało widok tak niemiły, że najgłodniejszy nań patrząc, pozbyłby się apetytu. CYGAŃSKA WRÓŻBA DLA KSIĘCIA JÓZEFA K. W. WÓYCICKI - Przysłowia narodowe, t. I, 1830 (z „Kuriera dla płci pięknej", 1823) Przytoczyć w tym miejscu należy zdarzenie prawdziwe, które ile dla Polaków obojętnym być nie może. Książę Józef Poniatowski, bawiąc w swojej młodości na ziemi niemieckiej, był przytomnym dnia jednego z przyjaciółmi pewnej wiejskiej zabawie. Obiadowano w ogrodzie pod cieniem rozłożystego kasztana, a niedaleko stamtąd bity przechodził gościniec. Przypadek zdarzył, że 361 banda Cyganów przy odgłosie swojej prostej muzyki przez niego przechodziła. Ochoczy gospodarz w chęci zabawienia swych gości kazał przywołać Cyganów, by każdemu według swojego zwyczaju wróżyli. Przyszła kolej i na młodego księcia. „Młody paniczu! (rzekła czesko-niemieckim dialektem stara Cyganka, wpatrując się w rysy ręki księcia.) Do wysokich w życiu twym dojdziesz godności, lecz sroka (Elster) będzie przyczyną twej śmierci". Śmiech powszechny przerwał mowę wieszczej Cygance, a przepowiednia była przedmiotem trwającej rozmowy; w żartach nawet radzono książęciu, aby, gdy mu los poruczy panowanie nad krajem, jak gdzie indziej na wilki, tak tam na głowy wszystkich srok ceny ponaznaczał. Zdawało się, że słowa Cyganki dosyć obeszły księcia, stał się bowiem ponurym i smutnym. Gdy po 30 latach bohater ten, nowo marszałkiem państwa francuskiego mianowany, zgon swój chwalebny znalazł w nurtach Elstery, przyjaciele jego wspomnieli sobie na przepowiednią Cyganki, która niestety aż nadto okropnie sprawdzoną została! URODA CYGANEK TEODOR NARBUTT - Rys historyczny ludu cygańskiego, Wilno, 1830 (Str. 78-79) Niewiasty wszystkie są bardzo udatnego składu ciała, a kiedy się uda piękna twarzyczka, co nie jest rzadkością, można się prawdziwie zastanowić nad pięknością Cyganki. Jest to piękność w guście wschodnim, tym powabniejsza, że nie znając upiększeń z dzieciństwa, łączy jakąś ponurość, jakieś zasępione wejrzenie, które każąc dorozumiewać się widzowi smutku wewnętrznego, powabnie na jej stronę interesuje. Wyrazy oczu niepospolite, wcale ujmujące, udatność całej fizjonomii podwyższają: nieśmiałe, skromne, posępne, wyrażające głęboką przezorliwość, w moment z żywością błyskawicy żarzą się i do serca przenikają; kiedy się uśmiechnie, teraz to przypatrzyć się tym czarującym muszkułom twarzy, które skromniuchną lubieżność odkrywają drobinka, tym cudnie ułożonym usteczkom, a nade wszystko zębom, zębom tak przyjemnie ułożonym i najbielszym w świecie. 362 W LASACH MEGO OJCA List JOACHIMA LELEWELA do Paula Bataillarda, cyganologa francuskiego - Listy emigracyjne J. Lelewela, wyd. H. Więckowska, Kraków, 1952, t. ? (Str. 240—244). Oryginał w jęz. francuskim (brudnopis) (fragmenty) [...] Mówi Pan, że Cyganie byli mniej poniewierani w Polsce niż w Nimczech, ja zaś uważam, iż rzec można, że było im tam lepiej niż gdziekolwiek. Było im równie dobrze, jak na Węgrzech i na Wołoszczyźnie i nie byli tam prześladowani. Mieli swobodę uprawiania handlu [...]. Istnieje kilka postanowień ich wygnania, ale żadne z nich nie było wykonane, nigdy nie zastosowano tych środków przeciwko nim, były to tylko groźby. Trzeba było ich widzieć, zobaczyć ich jeszcze dziś, by się o tym przekonać. Cztery mile od Warszawy, po drugiej stronie Wisły, spotyka się liczne wsie noszące nazwy cygańskie: Cyganka, Wola Cygańska, które świadczą, że okolica ta służyła Cyganom za siedlisko. W ostatnich latach Rzeczypospolitej istotnie, spotykało się ich tutaj mnóstwo. W 1791 r. decyzją sejmu wezwano ich do osiedlenia się po wsiach, jako że była ich tam pokaźna liczba, zwłaszcza na Litwie, 150 rodzin zastosowało się do tej dobrej rady, masy pozostały w swym prymitywnym stanie. W okolicach Cyganowa, niemal pod murami stolicy kwaterowali jeszcze po upadku Polski. > Najwięcej ich przebywało w lasach mego ojca, zapewne dlatego, że były one najgęstsze, najciemniejsze i leżące najbliżej licznych wiosek. Nie wiadomo było, ilu ich mogło być, horda z pewnością powiększała się lub malała od czasu do czasu. Przechadzałem się wraz z mymi rodzicami wśród tej ludności i przypominam sobie, jak malowniczy doprawdy był to widok, gdyśmy oglądali ich w cieniu starych drzew, gdy latem widzieliśmy nagie dzieci, których kilkanaścioro skakało i biegało nad brzegami śródleśnego stawu. Nie wyrządzali lasom szkody, nie ścinali drzew na ogniska, zadowalali się gałęźmi. Nie bywało w związku z.tym żadnych zażaleń ze strony leśniczych ani gajowych, którzy nie skarżyli się też na szkody wyrządzane zwierzynie czy rybom. Z pewnością Cyganie korzystali ze zwierzyny, lecz cichaczem, mieli dość głuszców, koźląt, etc. i nigdy nie polowali w swych legowiskach. Jak się żywili? Tego nikt nie widział, ale nie uskarżano się na ich sąsiedztwo. Niejednokrotnie odkrywano kradzież jakichś drobiazgów i posądzano Cyganów, lub nawet 363 z pewnością stwierdzano ich złodziejstwo, jednakże wybaczało się im, jako że była to ich profesja i lepiej było mieć ich za mieszkańców, jak powiadano, gdyż nie dopuszczali się kradzieży, kradnąc wyłącznie daleko. Również w żadnej pobliskiej wsi nie słyszano o kradzieży koni, wołów, baranów, ani żadnych innych czworonogów. Cyganie odwiedzali wsie i radowali swymi wróżbami [...]. Byli wśród nich tacy, którzy znali rzemiosła; tkacze, ślusarze, siodlarze; parali się drobnym handlem, trzymali i sprzedawali konie i coś tam jeszcze. Jednakże trudno im było handlować, jako że nie ufano ich dostawom. W naszym sąsiedztwie w Cygowie był duży "drewniany dom. Wzięli go w dzierżawę, płacąc stałą kwotę miesięczną i wynajmując każdemu z osobna. Odbywała się tu stała fluktuacja lokatorów, którzy byli lojalnie wypłacalni bez żadnego kontraktu. Mieszkali tu po 20, 50, 80 i więcej. Dom ten przynosił wiele, lecz nie wystarczał jeszcze Cyganom. Prosili mego ojca, by im dał na tych samych warunkach stare poddasze chylące się do upadku, ale ojciec nie uległ ich naleganiom [...]' Pomimo to nie zmienili swego dobrego i spokojnego usposobienia. Co niedziela, w każde święto wchodzili gromadnie do kościoła parafialnego w osadzie Poświęta (gdzie mieli także dom mieszkalny), korzyli się i modlili, zachowując się przykładnie, spowiadali się i przyjmowali komunię. Stary proboszcz był rad, że trzódka parafialna powiększyła się tym sposobem o liczbę nieokreśloną. Co do ich wzrostu i odzienia, było rozmaicie: piękni i karłowaci, strojni i niemal w łachmanach. Istnieli jeszcze w 1805 roku, podczas przejścia Rosjan idących z odsieczą Austrii. W czasie ich przemarszu wiele hałasu narobiła kradzież krowy w małym lasku Okuniewskim, o dwie mile od nas. Rosjanie oskarżali Cyganów, którzy się tam przypadkiem znaleźli. Sprawa wlokła się wiele dni, a ludność cygańska, wielce wzburzona, opuściła lasy i swoje domostwa, uchodząc ku wsi. Oddział dwudziestu czy trzydziestu Cyganów, przechodząc przez naszą wieś, wszedł na dziedziniec mego ojca z prośbą, by mu się mogli przedstawić. Większość z nich była wzrostu więcej niż średniego, było wielu niskich, lecz nie brakło też między nimi smukłych i pięknie zbudowanych. Wszyscy mieli u boku szable, wszyscy byli wystrojeni po węgiersku, sukno ciemnoniebieskie I-]2 1 rkps nieczytelny 2 rkps nieczytelny 364 [...] mówiono, że nikt nie widział ich tak wspaniałymi, i, oznajmiając swe dobre sąsiedztwo, oświadczyli, że nie będą szczędzić swych współbraci, gdyby okazali się zdolni (do kradzieży), jednakże pewni są ich niewinności i potrafią wykryć prawdziwego złodzieja. W istocie, po przeprowadzeniu poważnego dochodzenia rosyjski złodziej został rozpoznany, a Cyganów uwolniono. Odnieśli zwycięstwo, lecz ten wypadek był przykry dla nich. Rychło po zachodzie słońca, w zapadającym zmroku, pojawił się na naszym dziedzińcu oddział wojsk austriackich. Oficer przedstawił memu ojcu swoje rozporządzenia, oddział natychmiast otrzymał kwatery. Był też drugi oddział, który otoczył Cyganów kordonem wojskowym. Ludność wsi i wiosek w całej okolicy została wprawiona w ruch, ażeby o wschodzie słońca można było zaskoczyć Cyganów w lesie. Wszystkie te polecenia zostały dokładnie wykonane. Ludność i oddziały pojawili się wśród cygańskich siedlisk, ale nie odnaleziono żadnych śladów ich bytności oprócz żarzących się głowni i zamierających płomieni dopiero co opuszczonego ogniska. Jak przeniknęli przez kordon: kobiety, dzieci, starcy; tłum, jaki stanowili, jaką znaleźli drogę - nie wiedział nikt. Nie widywano już Cyganów w naszych stronach; dopiero po długim czasie poczęli się pojawiać odosobnieni wędrowcy, ale natychmiast jęły się zdarzać częste kradzieże bez złodzieja. Oficer austriacki bynajmniej nie był zdziwiony owym tajemniczym zniknięciem [...]. Oskarżano naszego młynarza, że ostrzegł był Cyganów, jako że oni byli w bardzo bliskich związkach z młynem, łączyły go z nimi zażyłe przyjaźnie. Jednakże młynarza oddalonego ponad milę nikt nie mógł przed północą uprzedzić o przedsięwzięciu, a nad ranem wszyscy znikli jak kamfora [... ]. Proszę mi nie brać za złe, że tak obszernie przedstawiam Panu lokalną osobliwość, która z pewnością przypomina wszystkie inne. Z przyjemnością powraca się do wrażeń młodości [...]. CYGAŃSCY BOGACZE JÓZEF GLUZIŃSKI - Cyganie, „Kalendarz Polski Ilustrowany" J. Jaworskiego, 1865 r. Lat temu szesnaście przejeżdżałem do Bałty przez m. Krzywe Jezioro; wyszedłem z zajezdnego domu na obszerny rynek dla przechadzki, a na rynku stał czumak z krymskim winogradem białym wielkości małej śliwki węgierki, 365 i kupiłem trzy funty za 9 groszy, to jest płacąc 3 grosze za funt. Tylko com zaspokoił czumaka, nadjechała banda Cyganów; przynajmniej ich było 20 wozów, wszyscy huczno, bundziuczno jechali do jakiejś tam cerkwi na ślub jednego z bogatszych okolicznych tuziemców i ustąpiłem im z drogi; wszystek winograd po 5 groszy za funt od czumaka zakupili. Cyganie ci, weselnicy, byli ubrani bogato i strojno, każdy z mężczyzn miał na sobie żupan półjedwabny i kontusz sukienny, granatowy, szaraczkowy lub ciemny, a pas czerwony nie na kontuszu, lecz pod nim na żupanie; prawie każdy przy pasie miał zawieszoną kaletkę skórzaną; co tam w niej było, nie wiem. Kobiety były w dolmanach z rańtuchami na lewej ręce i głowy miały poobwiązywane grubymi, jedwabnymi chustkami. Podziwiałem to szczególne bogactwo Cyganów. Pytałem się miasteczkowych Żydów, skąd oni tyle bogaci, że się tak ubierają. Mówili mi, że to jest naród bardzo a bardzo przemyślny, a zaprzeczali, gdym wnosił, że to muszą być złodzieje. A jednakże dziwna: że mieli wozy dobre, uprząż strojną i doskonałe konie. Może to tylko był dobór na wesele. Dziwna rzecz, że oni zawsze dość rozmowni, a czasem aż do uprzykrzenia, ówcześnie unikali prawie ze mną rozmowy, może dlatego, żem im w drogę właził nie w porę... LOS CYGAŃSKICH OSIEDLEŃCÓW JÓZEF GLUZIŃSKI - Cyganie, „Kalendarz Polski Ilustrowany" J. Jaworskiego, 1865 r. O Cyganach w gub. podolskiej osiadłych i naturze ich opowiem rzecz następującą. W dobrach tulczyńskich w powiecie bracławskim, po różnych wsiach, przed czterdziestoma laty było rozsiedlonych kilkanaście familii Cyganów, na których bardzo i włościanie, i dzierżawcy folwarków narzekali, bo im liczne szkody robili. Gospodarny dziedzic, hrabia Mieczysław Potocki, obrał dla nich między lasami Kiermania miejsce na osadę osobną, która się teraz Słobodą Capówką nazywa, i tam ze wszystkich wsi Cyganów w jedno miejsce sprowadził, a ta Słoboda jest na samym końcu majątku w stronie południowej, przy samej granicy. Osada ta dziś obejmuje kilkanaście morgów ziemi, około trzydziestu bud (ziemianek), a w nich żyje około 160 dusz Cyganów męskiej i żeńskiej płci [...]. Wszyscy ci Cyganie mają właściwą sobie fizjonomię i są czarni, jakby ogorzali od słońca, włosy nieco kędzierzawe, czarne jak pierze kruka, oczy czarne, żywością spojrzenia odznaczające się, 366 twarze chude, zęby nadzwyczajnej białości. Okrycie ich bardzo liche, chodzą prawie wszyscy w łachmanach podartych, obuwie ich stanowią łapcie łyczane lub postoły ze skórzaną podeszwą, rzadko który ma buty, i to połatane przyszczepkami, a dzieci wszystkie chodzą półnago, zimą czy latem, aż do lat młodzieńczych. W przejeździe po dobrach widziałem dwóch Cyganów dążących do miasta Tulczyna boso, gdy było trochę śniegu i około siedm stopni mrozu; nieśli oni każdy po snopku słomy i mieli żagwie (pytka z gałganów skręcona i zatlona ogniem), gdy więc któremu zimno bardzo dokuczyło w nogi, stawał na drodze, zapalał wiecheć słomy i ogniem płomienia nogi sobie ogrzewał i znowu bieżał dalej a dalej, wiorst około 20. Za powrotem do Tulczyna wyszukali tych Cyganów między Żydami moje kozaki, sprawiłem im buty biedakom, choć mało kosztowne, alem sobie napytał biedy, bo mi potem Słobodzianie Cyganie spokoju nie dali i prosili o buty i o odzież, a trudno jednemu wszystkiej biedzie dać radę. Gdy tych Cyganów zebrał i osiedlił hrabia Mieczysław Potocki, dla ulepszenia ich bytu chciał ich nauczyć uprawy kartofli, jako najtańszej produkcji na karm biednych, Sam przy sobie swoją uprzężą kazał uprawić ziemię i zasadzić 20 korcy kartofli. W pięć tygodni potem, przyjechawszy z motykami i gracami, aby obsypać (osapać) kartofle, które już były powinny powschodzić, zastał hrabia czyste pole i zdziwił się, iż kartofle nie wschodzą. Starsi Cyganie mu objaśnili, że robaki (to jest dzieci) co do ziarnka kartofle wydłubali z ziemi i pozjadali. Chciał potem inne jeszcze przedsiębrać środki ulepszenia ich bytu, ale mu się przez upór cygański i szczególną ich naturę nic nie udawało. O tej ich naturze trochę powiemy. W roku 1845 rządca miejscowy dóbr, śp. Franciszek Barutowicz, spodobał sobie jednego cygańskiego chłopca i chciał zrobić sobie z niego lokajczyka; prawie gwałtem zabrał go do siebie i po dwóch dniach przybrał w liberią, ale on niby chorował, nic a nic jeść nie chciał, nowe odzienie i obuwie pozrzucał, w starych swoich łachmanach jęczał w kącie kuchni, a przez ośm dni nic nie jedząc, tylko płakał, tęsknił do chaty i znowu płakał, i mówił, że się głodem zamorzy, jeżeli go pan do domu nie puści. Nie mogąc przeprzeć oporu, Barutowicz odesłał go do Słobody, a gdy z kozakiem wyjeżdżał, pokazał mu zeschły kawałek chleba i odeskiego śledzia, które mu jego mama dała na drogę, a których nawet śród najcięższego głodu nie spożył. W roku 1848, widząc, że są sposobni do wyrobów drewnianych, jakimi są łyżki i wrzeciona, zażądałem od gromady Cyganów, aby mi dali czterech chłopców na naukę tokarstwa do Tulczyna, i to tylko na rok jeden, aby się 367 nauczyli wyrabiać talerzyki, miseczki i tym podobne galanterie, więcej pożytku jak łyżki i wrzeciona przynosić mogące i aby naukę tokarstwa między sobą rozpowszechnili. Zrobiłem z majstrem tokarzem doskonałym (Michelsonem) kontrakt, że mu za utrzymanie każdego ucznia przez rok i za warsztat prosty do tokarstwa zapłacę po 200 złp., a warsztat każdemu winien dać przy odprawianiu do domu. Obiecali dać chłopców Cyganie, a potem nie dali, gdy się między sobą naradzili, mówiąc, iż obyczajów swoich zmieniać nie powinni. Język Cyganie Słobody Capówki mają swój własny podobny do łacińskiego zepsutego, tak jak Żydzi używają zepsutego niemieckiego; np. u nich wilk nazywa się łupa (lupus), zając lepur3 (lepus) itd. Mimo to, iż między sobą swoim właściwym językiem pomieszanym z mołdawskim mówią, dobrze umieją mówić narzeczem tuziemnym, małorosyjskim; inaczej bowiem trudno by im było mieć zażyłość z tuziemcami i z nich korzystać. Sposób ich życia jest bardzo szczególny; nie chcą się na żaden sposób zajmować rolnictwem, a przemysł ich ogranicza się wyrobem łyżek, wrzecion i niecek z burzołomów po lasach, za którymi się zaraz po burzy uganiają, bo im nie wolno ścinać drzewa, ani mieć siekiery, a straż leśna tego pilnuje. Arendarz z karczmy płaci im po groszu za dwie łyżki, albo za trzy wrzeciona, albo mało co drożej, i ten arendarz handel tymi wyrobami prowadzi- Czynsz za używalność lasu w ten sposób opłacają do skarbu rocznie zł 2300, co wynosi blisko 70 złp. na ziemiankę. W tych ziemiankach żyją jak krety; jest to dół wykopany w ziemi, nakryty gałęziami i ziemią, ale wewnątrz porządnie wylepiony gliną i wybielony. Ognisko jest w ziemiance w kształcie żydowskiego szabaśnika, czyli pieca do ugotowania karmu na szabas. Oświetlenie wieczorami i rankami jest z dartych draniczek lipiny wysuszonej, albo z ordowiny (pręcików kaliny leśnej). Okienka do ziemianek nie przechodzą wartości złotego polskiego. Każdy Cygan, sposobny do roboty łyżek i wrzecion, zarabia na dzień około groszy 20 i wyroby swoje oddaje arendarzowi za chleb, mąkę, krupy, sól itp., arendarz zaś ma korzyść po sprzedaży według stopy aptekarskich procentów. Biedneż to, bo biedne życie Cyganów, a zwłaszcza gdy mają niedorosłe dzieci, a jeszcze wtenczas, gdy zdarzy się drożyzna! Pamiętam trzynaście lat temu z głodu prawie marli; posyłałem im po furze chlefc>a pieczonego, ale cóż? - Obydwa przytoczone wyrazy są pochodzenia rumuńskiego: zając - /epure, wilk - lup. Cyganie, o których mowa, to przybysze z Rumunii, przedstawiciele (danu „Rudari", zwani także >,Blidari" lub „Lingurari", zajmujący się wyrobem koryt, wideł, kądzieli, wrzecion, drewnianych misek, łyżek oraz szczotek. 368 Wzięli to sobie za powinność, od której ledwie mogłem się odczepić. Łakną oni chleba, ale chcą, aby im spadał z nieba, jak manna dla wychodźców egipskich za czasów Mojżesza. Sposobu nie ma, aby ich byt materialny ulepszyć, bo upór w nich trwa z niczym nieporównany. Woli z głodu umierać, jak się to wyżej pokazało, niżeli się poddać nowym prawom lepszego bytu. Pomimo to jednak są oni dość wesołymi, jako dzieci matki natury. Nie mają skrzypców i innych instrumentów muzycznych, jakie widać u Cyganów w okolicy Krzywego Jeziora i Besarabii, a także w Mołdawii, gdzie ich jest najwięcej, ale umieją śpiewać i gwizdać skoczne tańce do ubawienia, a nawet do zadziwienia. Na zawołanie, za 20 lub 40 groszy od razu występuje mniej więcej 20 par taneczników, chłopców i dziewcząt, półnagich; tańce odbywają się tak zręcznie, iż biją się piętami po krzyżu, jakby kto w ręce klaskał, i właśnie w tym jest cała ich sztuka. Wesołość ich wtenczas przechodzi wszelkie wyobrażenie. Lepiej się mający tutejsi Cyganie, jak np. stary Iwanuca, są zręczniejsi od drugich w nabywaniu dobra od tych, co go nie mają. Tak Iwanuca ma nawet chatę taką jak nasi włościanie, handluje końmi nie wiadomo jakiego pochodzenia, żyje bogato, ma dobrą siermięgę i buty. Dwóch synów jego niedawno zesłano na Sybir, podobno za rozboje. On z trzema synami pozostał. Okoliczni włościanie prosili, aby resztę tejsiemienistości zesłać na Sybir, zwłaszcza że Iwanuca z synami należał do jakiegoś zabójstwa przejeżdżającego szlachcica ; zostawieni są jednak na gruncie na porękę gromady. Próbowałem namówić capowieckich Cyganów, aby tam zaprowadzili szkółkę, jak po wszystkich 40 wsiach tulczyńskiego majątku, które od lat 12-tu mają szkółki wiejskie, nauczycieli i książki do nauki. „A naszomu Cyganu na szczo zdałaś nauka!" -oto była odpowiedź, która koniecznie w pierwobycie to nieszczęśliwe plemię musi zostawić. Cyganie tutejsi w Capówce nie dochodzą zbyt późnego wieku, widać bieda i nędza skraca im życie. Wszelako w tej Słobodzie żył, a przed kilkoma laty umarł bardzo stary Cygan, nazywał się Reszetnik, bo rzeszota wyrabiał. Ten Reszetnik miał lat 102 wtenczas, kiedym go znalazł i wziął w szczególną opiekę, tak aby żył przecie jak można. Reszetnik już nie czarny, ale biały na głowie jak mleko, zachowawszy tylko typ twarzy cygański, był odwiecznym pomnikiem przeszłości, a traktowany uprzejmie, opowiadał mi dawne czasy z całą szczerością. Przywiązał się on do mnie, rozmawialiśmy po godzinie i p° dwie, byliśmy oba z siebie kontenci i oba w przyjaźni serdecznej, wcale nie cygańskiej. 369 POSZUKIWACZE ZŁOTA WINCENTY POL - Dzieła, t. IV, seria druga (Dzieła prozą, t. II. „Północny wschód Europy", cz. III), Lwów, 1876 Wszystko tu wspaniałe, wielkie — lecz dziwnie samotne i dzikie... I powtarzam: jest to największa puszcza górska wśród Europy. Gdy tu człowiek osamotnieje, nie staje się wszakże pustelnikiem, ale opryszkiem lub włóczęgą! Obiecana też to ziemia Cyganów, którzy na tym pograniczu swobodnie z Multan, Siedmiogrodu i Węgier na Pokucie i na powrót przechodzą. Bandy takie czepiają się bardzo ochoczo każdej podróżnej drużyny Hucułów, ofiarują chętnie usługi swoje i przewodnictwo, znając ścieżki tej puszczy lepiej niż ktokolwiek, ale każda drużyna stara się rozprawić jak najkrócej z nimi, bo się ze wszystkimi dzielić trzeba, a czego im nie dać, to ukradną, chociaż pewną jest rzeczą, że się właściwie ani rabunkiem, ani rozbojem nie trudnią. Spotkawszy się tedy z bandą Cyganów, nie dozwalają im Hucuły przystąpić do siebie i trzymają ich w oddaleniu pod grozą celnej gwintówki. Zazwyczaj padnie naprzód nawet kilka strzałów ślepych — potem rozpoczynają się układy i drużyna daje im odczepnego po kwaterce wódki na człowieka, po garści węgierskiego tytoniu na lulkę, a barana lub kozę na szatrę, pod warunkiem, aby zaraz w inną stronę ciągnęli i nie niepokoili ani odpoczynków, ani noclegów drużyny. Po takim układzie dopiero wysuwa się grzmiąca kapela i stary Cygan z niedźwiedziem, który tańce i sztuki wyprawia, a Cyganie poczęstowani wódką, tytoniem i wziąwszy barana, nie chcą niby nic wiedzieć o układzie zawartym. Drużyna tedy staje się znów groźna i nie daje się zbliżyć do siebie Cyganom, bo konie płoszą się na widok niedźwiedzia i na ryk jego [...], nieokiełznane trudne są do wstrzymania, a będąc ciężko objuczone, tracą wszystko, jak pójdą po lesie [...]. Raz spotkaliśmy się na wierzchowinie Złotej Bystrzycy z taką bandą wołoskich Cyganów. Mówili oni kilkoma językami, albo raczej bałamutną gwarą tego pogranicza, i byli nie tylko strojnie, ale nawet dosyć bogato po węgiersku ubrani. Mieli z sobą kilka pięknych koni góralskiej siedmiogrodzkiej rasy, stado kóz dojnych, kotły i namioty, kuźnię, muzykę i trzy uczone niedźwiedzie. Starsi z szatry leżeli na rozścielonych huculskich dywanach, a przed głównym namiotem gorzało wielkie ognisko: piekły się wielkie kupy ziemniaków, a na rożnie dopiekał się cały baran. Kilku Hucułów z naszej 24 — Cyganie... 370 drużyny od czoła karawany wpadło na szatrę obcesem. widząc przyrządzoną ucztę! Na kilka ślepych strzałów, które padły po jednej i po drugiej stronie, spuściłem się nagle na polankę małą, gdzie się obozem rozłożyła szatra Najechałem niebacznie, bojąc się krwawego zajścia i krzyknąłem na ludzi, ale tuż spod konia zza krzaku poderwał się wielki niedźwiedź i ryknął [...]. Koń mój spłoszony pierzchnął w stronę! Gdym go wstrzymać zdołał, zsiadłem z niego i widziałem, że Cygan trzyma na pierścieniu niedźwiedzia. Pogroziłem tedy i jednym i drugim, zdjąwszy dubeltówkę z ramienia, a gdym do ogniska dobiegł, doskoczyli i jedni i drudzy - i Cygan prześlicznej postawy, który był widocznie hersztem w szatrze, wyszedł teraz z namiotu i rzekł do mnie, kłaniając się z uszanowaniem: „Czego od nas chcecie? - my tu na swoim! Jeżeli nie odstąpicie, to każę spuścić wszystkie trzy niedźwiedzie!" Po kilku słowach przyszło do przymierza. Drużyna nasza stanęła sobie opodal, z osobna, i rozpuściła konie po paszy, a Cyganie nie umieli opuścić obozu swego, bo niełatwo było zwinąć namioty i kuźnie; lecz my mieliśmy po popasie według układu ruszyć w inną stronę. Cyganie ci, jak się z pozoru zdało, byli nie tylko dostatni, ale majętni ludzie. Przybywali oni na wierzchowinę Bystrzycy co roku po powodziach letnich - i w znajomych sobie tylko miejscach trudnili się płukaniem złotego piasku. Ta tedy Bystrzyca nie darmo jest Złotą Bystrzycą zwana, a sztuka płukania piasku i znajomość wypłuczysk złota jest wyłączną tajemnicą jednej tylko bandy Cyganów. Nie tylko też każdy mężczyzna, każda niewiasta, ale nawet każde dziecię miało większe lub mniejsze sito lub sitko z cienkiego drutu przy sobie; ale robotą tą płukania złotego piasku trudnią się oni tylko nocą i do świtu, rozstawiając straże dokoła, aby nikt nie odkrył ani miejsca, gdzie złoty poławiają piasek, ani sposobu, jak się do tej roboty przybierają. Kiedyśmy po popasie dalej ruszyć mieli, udałem się i prosiłem herszta tej bandy, czyby mi nie sprzedał trochę złotego piasku. Długo się wymawiał i składał: że to tak tylko ludzie wymyślają na nich, aby za złotem chodzili w te góry; w końcu, kiedym go zapewniał, że jestem człowiek obcy w tych stronach i że go nie zdradzę, sprzedał mi za 15 reńskich tak zwaną „kiesę złota". Był to woreczek grubości i długości palca, podłużnie uszyty z czarnej golonej koziej skóry, starannie wygładzonej jak pergamin. Nazywają to „kiesą złota", a kiedym pytał herszta, widząc, że woreczek tak jest zeszyty równo i starannie (aż go chyba rozerżnąć, ale rozpruć niepodobna), kiedym go pytał, mówię, jakiż dowód, że to jest złoty piasek w tej kiesie - rzekł do mnie, śmiejąc się: „Zważcie, a przekonacie się". I sięgnął po małe ważki do namiotu, i odważył 371 kiesę, mówiąc: „Tak to idzie w targ ten złoty piasek w kiesach i w Gałaćzu, i w Stambule". W istocie tak było. Kieska była złotym piaskiem napełniana i w tej objętości nic nie mogło mieć tej wagi prócz złota: stąd też nie zagląda nikt na targach wschodnich do kieski, ale waży ją tylko i daje lub bierze ją jak monetę znanej wartości. Po kupieniu kieski dał herszt Cyganów ludziom moim za żywego barana -barana pieczonego, a że mu skóra przyszła w zysk, odstąpił wszystkie ziemniaki pieczone w dodatku i poczęstował mnie jeszcze śliwowicą! Zgodnym tćdy sposobem rozstaliśmy się z sobą - i rzeczywiście służą wszystkie groźne kroki na spotkaniu tylko do tego, aby było po czym robie zgodę, a głód lub jsiła dyktuje tu warunki przymierza4. GRZESZNA MIŁOŚĆ GEFREITERa SOETEBIERA JERZY FICOWSKI - „Przekrój", nr 1292, z dn. U I 1970 (r,a podstawie dokumentów z Archiwum Akt Nowych w Warszawie, odnalezionych prz^ez autora) Nadszedł rok 1940, armie hitlerowskie szły od zwycięstwa do zwycięstwa, kontynuowały podbój Europy. Powstawały nowe obozy koncentracyjne, zamykały się getta; przystępowano do wielkiej akcji ludobójstwa: przede wszystkim na całkowitą zagładę hitleryzm skazał Żydów i Cyganów. Na terenach tzw. Generalnej Guberni znalazły się między innymj pierwsze grupy Cyganów wysiedlonych z Rzeszy tajnym rozkazem Himmlera z dnia 27 kwietnia 1940 roku. Metą ich przymusowej podróży miały być hitlerowskie obozy. Jednakże liczni wygnańcy poruszali się jeszcze przez pewien czas na względnej swobodzie. Zjawiały się w naszym domu Cyganki, które nie umiały ani słowa po polsku i tylko przy pomocy jakiegoś cygańsko-niemiecko-rumutń-skiego volapiiku żebrały i proponowały wróżbę z kart. Widząc nasze ges^y, sygnalizujące im, że nie rozumiemy z ich dziwacznej paplaniny ani sło^a, 4 Opisani Cyganie to przedstawiciele grupy Aurari, której specjalnością jest wypłukiwaif"e złota z piasku. Cesarz Józef II zabronit Cyganom w 1782 r. trzymać konie, robiąc jednak wyjątfek dla „Cyganów wymywających złoto". Księżna Mołdawii w XVIII wieku odbierała od ty** Cyganów daninę-haracz w ilości ok. 12 funtów czystego złota, a żona wołoskiego księcia Stefana, Racovizza, otrzymała w 1764 r. od swoich dwustu czterdziestu Ą u r a r i ??. ? fantów złcPta (M. Kogalniceanu, Esąuisse sur 1'histoire, /es moeurs et /a langue des Cigains etc,t Beri in, 1837; resume: „Magazyn Powszechny", 1838, str. 267-271). 372 pytały co parę chwil: „Naj formuisz? Naj formuisz?", co zapewne miało znaczyć: „nie rozumiesz?" Kręciłem głową przecząco na znak, że „nie formuję". Mimo braku porozumienia siostra moja oddała Cygankom sporą cząstkę naszych niezmiernie skromnych zapasów żywnościowych, pchana -jak potem mówiła -jakimś przemożnym, „hipnotycznym" przymusem. Bezdomne, rzucone na obcy teren Cyganki ratowały siebie i swoje dzieci jak mogły. Nawet te, które wieziono do obozów, umykały nieraz po drodze i wałęsały się chaotycznie po kraju aż do chwili, kiedy schwytano je powtórnie i zamknięto za drutami obozów i murami gett. W świeżo utworzonym przez okupanta karnym obozie w Bełżcu - który później miał się przekształcić w jeden z najstraszliwszych obozów zagłady - znalazło się już w 1940 roku wielu Cyganów - i miejscowych, i przesiedlonych z daleka. Zachowały się dwa zdjęcia fotograficzne przedstawiające reprezentantów obu cygańskich grup: tragicznego, siwobrodego starca, przypuszczalnie „króla" Cyganów z Niemiec, oraz -jak głosi podpis pod fotografią-„króla" polskich Cyganów-obu uwięzionych właśnie w Bełżcu. Gefreiter Werner Soetebier z Hamburga nie zajmował się cywilnym ludobójstwem. Wierny syn Niemiec, walczył na froncie, zdobywał Francję, pełen karności i entuzjazmu. Po kolejnym zwycięstwie, syt chwały, przyjechał na zasłużony urlop do Hamburga. Przyjechał - i nie zastał swej narzeczonej, pięknej Berty Bamberger. Wysłano ją, jako Cygankę, do General Gouverne-ment. Gefreiter Soetebier nie darmo nosił swastykę na mundurze. Darzył należytą pogardą przedstawicieli „ras niższych", jak przystało na człowieka, który jako Niemiec awansowany został na iibermenscha. Nade wszystko pogardzać musiał Żydami, a także - Cyganami. W tym ostatnim przypadku, pełen obowiązującego potępienia dla „cygańskich pasożytów", pragnął uznania jednego, jedynego wyjątku od tej reguły: prawa do życia dla swojej pięknej narzeczonej, Berty Bamberger. Wierząc, że jego miłość stawia Bertę poza podejrzeniami, poza oskarżeniami o „cygańskie pasożytnictwo", z całą ufnością wystosował list do Krakowa - do gubernatora Franka. Minął smutny urlop, trzeba było powrócić do jednostki i walczyć dalej o panowanie nad światem. Już z wojska wysłał list, zaczynający się od wojennego adresu nadawcy: „Gefreiter Wer ner Soetebier, Feldpost 06127B". I dalej: „M.P. 16.7.1941. - Pan Gubernator dr Frank. Niżej podpisany pozwala sobie przedłożyć następującą prośbę. W maju ubiegłego roku wskutek rozpo- 373 rządzenia rządu wysłano do Polski dużą część Cyganów, którzy byli osiedleni w Hamburgu. Między nimi znajdowała się moja narzeczona Berta Bamberger z domu (nieczytelne), urodzona 10 VI 1910 w Altonie. W tym czasie znajdowałem się właśnie na zachodzie, tak że nie miałem możności przeszkodzić w wysłaniu mojej narzeczonej. Później, kiedy przebywałem w Hamburgu na urlopie i powiedziałem o tej sprawie panu komisarzowi kryminalnemu Krause, dowiedziałem się, że musiała to być pomyłka i że gdybym tam był, nie wysłano by jej stamtąd. Pan Krause wyjaśnił mi jednak zaraz, że sprowadzenie przeze mnie z powrotem mojej narzeczonej nie byłoby możliwe. Pogodziłem się z tym. Moja narzeczona pisała do mnie często z Polski i nawet znajdowała się w zbornym obozie, miejscowość nazywała się Belcec (Bełżec - przyp. J.F.) i Krichow. Tam narzeczona moja popełniła największy błąd, uciekła za namową rodziny Franz. Na domiar złego rodzina Franz w miesiącach tego lata pozostawiła ją w (nieczytelne)". Czy to donos wymierzony przeciwko pięknej Bercie? Nie krzywdźmy takimi podejrzeniami ufnego gefreitera Soetebiera. On przecież chce jej za wszelką cenę dopomóc - po to właśnie dostarcza hitlerowskim władzom jak najwięcej konkretnych danych. No, bo jakże mogłyby się nią zaopiekować, nie znając miejsca jej pobytu? Trzeba im ułatwić dotarcie do niej -we własnym interesie, a już przede wszystkim dla dobra Berty. Trzeba też przekonać władze, że narzeczona nie jest zwykłą Cyganką, która by zasługiwała na — jakże słuszną - dyskryminację, stosowaną wobec ogółu Cyganów. Trzeba je przekonać, że jest piękna, że ma szlachetny charakter i że on, gefreiter, mocno i zasłużenie ją kocha. Werner Soetebier jest przekonany, że są to argumenty nieodparte. Pisze więc dalej: „Ja sam bardzo dobrze znam moją narzeczoną, ona w swojej istocie stoi na równi z kobietą niemiecką. Ja sam pogardzam większością Cyganów, bowiem są pasożytami na ciele narodu. Ta kobieta przez zbieg okoliczności została żoną Cygana, którego nigdy nie kochała. Człowiek ten otrzymał sprawiedliwą karę. Umarł w obozie koncentracyjnym po dwuletnim karnym pobycie. Moja narzeczona przy swych 31 latach nic nie zbrzydła, co jest prawdziwą rzadkością wśród Cyganów. Miałem szczęście spędzić swój urlop w czasie Bożego Narodzenia u mojej narzeczonej. Mieszkała ze swoimi dziećmi i z rodziną Franz w lesie, w chacie. Dzisiaj jest sama z dziećmi. W tych dniach dostałem list od mojej narzeczonej. Pisała o tęsknocie za mną. Ale o swojej nędzy, w której na pewno się znajduje, nie napisała nic. Na tym polega charakter tej kobiety, że się nie skarży. Ja nie mam v 374 rodziców, mam tylko moją narzeczoną; jej i moje listy, które pisujemy, umacniają nas. W chwili obecnej chciałbym prosić Pana Gubernatora o przyjście mojej narzeczonej z jakąś pomocą. Natychmiast po zakończeniu wojny gotów jestem pojechać do Generalnego Gubernatorstwa i zaopiekować się moją narzeczoną i dziećmi. Miejsce pobytu mojej narzeczonej to Irena-Dęblin (Iwangorod). Przebywa ona w Dęblinie. W nadziei, że otrzymam od Pana przychylną odpowiedź, kreślę się z niemieckim pozdrowieniem - Gefreiter Werner Soetebier". Wszystkie argumenty zostały wyłożone, wszystkie informacje podane. A wysoko postawiony adresat listu uzyskał nie tylko wiadomości o buntowniczej i niesubordynowanej rodzinie Franz, czy o zimowej wizycie gefreitera u pięknej, biednej Berty, ale także otrzymał aktualny adres Cyganki. Czy list został wrzucony do kosza? O nie, nie znalazłbym go dziś w Archiwum Akt Nowych. Czy odłożono go ad acta i wysiłki Soetebiera pozostały bez skutku? Także nie. Świadczy o tym czerwony ołówek, który w kancelarii Franka uzupełnił niejako ów list. Nazwisko Franz, miejsce pobytu Berty -Irena-Dęblin - wszystkie te miejsca żołnierskiego rękopisu zostały mocno podkreślone czerwonym ołówkiem. Najwidoczniej władze postanowiły „zaopiekować się" Bertą Bamberger, korzystając z nie zamierzonej pomocy jej narzeczonego. Ale i list żołnierza nie został bez odpowiedzi. W Archiwum zachowała się kopia urzędowego pisma: „1/2/330-00 dr Ho / Ke Dot.: Spraw ludnościowych i opieki - Wasze zapytanie z 16.7.41. Do Gefreitera Wernera Soetebiera Numer Poczty Polowej 06127 ? W wyżej wymienionym piśmie sam Pan przyznaje, że uważa Cyganów za pasożyty na ciele narodu. Skoro Cyganie tak samo jak i Żydzi są obcej krwi, związki małżeńskie między członkami narodu niemieckiego a Cyganami prowadzą do rozkładu ciała narodu niemieckiego, a zatem są z zasady wykluczone. Jeżeli nawet ta Cyganka, którą Pan określa jako swoją narzeczoną, nie była karana i wydaje się odmienną od Cyganów, to jednak pozostaje osobnikiem obcej krwi, a właściwości z jej krwią związane w odpowiednim 375 czasie mogą wystąpić, a także ujawnić się i u jej dzieci. Dla Pana, jako Niemca, jest rzeczą nie do usprawiedliwienia, że określa Pan jako towarzyszkę życia kobietę o mniejszej wartości rasowej i obcej krwi, a poza tym jeszcze troszczy się o dzieci pochodzące z jej pierwszego małżeństwa. Radzę Panu przeto niezwłocznie zerwać z Bertą Bamberger, o ile jeszcze stosunek z nią się utrzymuje. Z polecenia: (podpis nieczytelny)." Nie wiemy, jak szybko zdołano schwytać uciekinierkę, nie wiemy, czy zdołała uniknąć raz jeszcze. Ale tragiczny epilog tej sprawy jest mi -przedziwnym przypadkiem - znany. W jego przeraźliwym świetle domysły, jakie można snuć na temat dalszych losów Berty Bamberger, nabierają waloru pewności. Gefreiter Soetebier nie usłuchał pouczeń, które otrzymał z kancelarii krakowskiego „rządu G.G." Gefreiter Soetebier dość późno przekonał się, że akt wiernopoddańczej naiwności, jakim był jego list do Franka, stał się -musiał się stać - nie pomocą udzieloną narzeczonej, ale denuncjacją, za którą Berta może zapłacić wolnością, a nawet życiem. I postanowił ratować ją -i dzieci - za wszelką cenę, wbrew dogmatom rasizmu, wbrew ostrzeżeniom wysokiego Urzędu, wbrew własnej pogardzie dla „osobników obcej krwi". Z pewnością gefreiter nie był wzorem hitlerowca; nie tylko nie umiał wyzbyć się ludzkich uczuć, ale nadto życie drogiej mu osoby cenił wyżej niż wierność doktrynie. Nie wiadomo, kiedy znów udało mu się skorzystać z urlopu, by osobiście przyjść Bercie z pomocą. Wiadomo tylko, że ją wreszcie odnalazł. Żyje wśród polskich Cyganów Rudolf S., niemiecki Cygan, liczący dziś niespełna czterdzieści lat. W czasie wojny przesiedlono go wraz z rodziną spod Hamburga do „Generalnej Guberni". Po różnych obozach przejściowych trafił do obozu w Kozich Górkach - bodajże gdzieś w Siedleckiem. Był to obóz mały: umierali w nim Cyganie z głodu, od tortur i chorób. Była zima 1942 roku. Na dziedzińcu obozowym, koło pompy, leżały całe sterty pokrytych lodem trupów. Wśród licznych niemieckich Cyganów była w obozie Cyganka imieniem Berta, która opowiadała, że ma narzeczonego w wojsku, Niemca. Ciężko chora na tyfus, umierająca, pocieszała się nadzieją, że on ją uratuje. I pewnego dnia Cyganie powracający z pracy przynieśli wiadomość, że przy drodze sąsiadującej z obozem znaleziono niemieckiego żołnierza, który sam się zastrzelił... W obawie przed likwidacją obozu, do czego jako pretekst mogła posłużyć 376 zagadkowa śmierć członka Wehrmachtu, Rudolf S. postanowił wraz ze starszym bratem uciec. Ucieczka się udała. Wkrótce obóz'przestał istnieć: wszyscy zostali wymordowani. Myślę, że prostoduszny gefreiter Soetebier zabił się w chwili, kiedy -ujrzawszy na własne oczy obóz zagłady - zrozumiał, że to on sam przyczynił się do śmierci swojej Cyganki, Berty Bamberger5. OPOWIEŚCI O ZAGŁADZIE Opowieści Cyganów o ich przeżyciach i przejściach w lasach wołyńskich w latach okupacji hitlerowskiej, spisane w czasie wędrówek po Pomorzu Zachodnim w 1949 r. przez autora (fragmenty) — W czterdziestym drugim roku stali my w lesie w Deraźnem. Ojciec odjechał od nas. Jednego razu poszli my - wujek i ja - do stawu na ryby. W pałatkach została matka, siostra, no i jeszcze ze sześćdziesiąt rodzin. Łapiemy ryby, a tu Niemcy przyszli, złapali mnie i wujka i zaprowadzili do tych pałatków. Nas dwóch zabrali na posterunek żandarmerii w Deraźnem. I dawaj nas bić. A wujek umiał po niemiecku. Mówił im coś, a oni biją i biją. Miał na sobie wujek długi kożuch, to przykrywał mnie tym kożuchem, że tylko jego bili. Ja nie miałem jeszcze czternaście lat. Tymczasem zebrali się Ukraince i Niemcy i poszli do naszych pałatków. Jeden z naszych - Kazio się nazywał -zaczął uciekać. Zrobili na niego obławę, ale tylko czapkę zdybali i przynieśli ją do nas, i pytają się, czy znamy tę czapkę. A my mówimy, co jej nie znamy. To znów wzięli nas bić. A ten Kazio, jak się uspokoiło, podchodził do naszych bud w lesie i wtedy go złapali. Pytają się nas, czy to ten sam, co uciekał. No to my już mówimy, że tak, bo co było robić. To poszli do lasu i zabrali wszystkich Cyganów na furmanki - ze 60-70 rodzin. Był tam też Wołodzia, Bolek, Ranka, i dużo, dużo jeszcze. Przywieźli wszystkich do nas na posterunek. Wykopali my dół, a oni nas koło niego postawili w rząd. I nie wiem - czy im był dół za mały, czy ludzi za dużo, czy co? Nie podobało im się. Nie zabili, tylko wszystkich poprowadzili ze czterdzieści kilometrów do samego Kostopola. Tam nas wzięli do getta, a w nim już byli Ukraińcy, Polacy, Cyganie. W niedzielę robiliśmy 5 Zob. także: Józef Frych, Spotkałem gefreitera Soetebiera, „Przekrój", nr 1297, 15 II 1970. 377 tam w ogrodzie. Przyjechał jakiś starszy i mówi: odejść od pracy, bo w niedzielę się nie robi. Tośmy nie robili w tę niedzielę. Trzymali nas dwa dni. Ojca nie ma z nami. Co się zrobiło z ojcem? Powieźli nas z tego Kostopola do wsi Duże Siedliszcze. Prowadzili nas przez Janową Dolinę. Jechały dwie niemieckie furmanki, a na nich szesnastu Niemców. My, młodzież, wybijamy się i idziemy naprzód całe dnie, całe noce. Już nas nawet nie pilnowali, bo wiedzieli, że się od rodziny nie będziemy odbijać. Jak już byliśmy w Siedliszczach, kazali nam pozdejmować z koniów wszystko i na łódkę składać, bo most był zniszczony. Na drugiej stronie Słuczy po koszarach było zrobione getto. Tam wzięli kobiety osobno, mężczyzn osobno, po barakach. Kazali na plecach i na piersi naszyć sobie dwie białe łaty. Wzięli nas na drugi dzień na szosie pracować, razem z Żydami. Piach narzucalim. Biorę ja szpadel, powoli narzucam na wóz. Komisar patrzy z góry, czy Cyganie robią, czy nie. A ja właśnie stałem i zapalałem sobie papierosa. To komisar prosto na mnie koniem wjeżdża. Całe plecy pociął mi harapem, aż mu padłem pod konia. Dał mi ze siedemdziesiąt kilo kamienia, żebym nosił wokoło piętnaście razy. Jak poszlim na obiad, to jeden polski policjant mówi: chłopaki, ja was nie chcę smucić. I nic nam nie mówi. To ubrania podawaliśmy mu, buty, okupiliśmy go. Po żywność nocami pozwolił do wiosek chodzić, chciało się nam konia do kotła - podkupiliśmy go i dał konia. Potem wzięli dwie nasze dziewczyny do kuchni, coby gotowały jeść. Godzina pierwsza albo dwunasta w nocy - komisar telefonował, żeby je obydwie przyprowadzić do niego. Całą noc je trzymał, co chciał, to zrobił z nimi. Przyszły potem, płakały. A ten policjant polski mówi: ja się z jedną z tych dziewczyn ożenię i za to was wszystkich wyratuję, wypuszczę. To my już chcieli tak to załatwić, ale jeden z nas miał garnitur czekoladowy bielski, futro, zegarek, pierścionki. Daliśmy to wszystko dla tego policjanta, a on powiedział, żeby uciekać. Zaczęliśmy przez okno uciekać do lasu. Matka została w swojej izbie, nic jej nie powiedzieli i została. To ja wracam i mówię do matki: Zbieraj się, uciekamy. Jeszcze pierzynę przez okno — i w las. Ojciec z matką w jedną stronę, a my w drugą. Całą noc uciekamy, ale błądzimy ciągle w kółko, dookoła Wojtka. Dopiero świtem odeszlim. Trochęśmy odetchnęli, posiedzieli, pojedli i dalej w drogę. Na drugi dzień już razem jesteśmy - już ojciec i matka z nami. Dzieci popuchły z głodu. Poszły Cyganki na wieś, a my reszta śpimy. Aż tu matka z dziećmi woła: uciekajcie, bo już tu idą Niemcy. To my od razu, jak byli, zostawilim wszystko i zmykamy. Wygnali nas Niemcy od lasu na pole. Brat Władek też biegnie sam na pole. Wujek mój już zabity. Już drugi upadł. Woła: ratujcie! Z tych kul to tylko gałęzie upadały nam na głowy. Ojciec upadł, rzucił 378 buty w rów i na bosaka leci, żeby prędzej. Przepływamy przez rzekę Horyń. Ojciec, Władek i ja płyniemy. Kuc nie umiał pływać i topi się. To złapaliśmy go za kożuch i na drugą stronę przepłynęli. Znów Murszy chłopaczek tonie. Władek za włosy go, pod pachę, tylko jedną ręką płynie. Dopłynął. Zrobiliśmy ognia i obsychamy - już wieczór. Miałem dwa spodnie, to jedne zrzuciłem i ojciec owinął sobie nogi. Przychodzimy do mieszkania i prosimy jeść. A tu kobieta, co nam drzwi otworzyła, klęka na kolana i prosi: dajcie mi żyć! To my mówimy: bój się Boga, kobieto! My nie chcemy twojej śmierci, tylko jeść! A to była Polka i myślała, że my to banderowcy. Zemdlała jeszcze ze dwa razy. Potem dała trochę jeść. I znów idziemy całą noc. Znalazłem malutką łódkę i po jednemu przeprawiamy się na tamten brzeg. A to było w powiecie równień-skim i tam jest dużo rozlewisk; co przepłyniemy, to znów trochę - i woda, a łódkę przenosić - za ciężko. Błądziliśmy. Nie ma rady - zawracamy z powrotem. Idziemy dużym szlakiem, co prowadzi od Kostopola na Równe. W dzień chowamy się w lesie. Ubrałem się czyściej i idę żywności po wsiach prosić. Dostałem dwie pary postołów, onuce, kartofle, zapałki. I dalej w rajzę całą noc. Rano trzeba skombinować jedzenie. Ojca i małego chłopczyka odprowadziliśmy, a sami - po jedzenie najpierw do ula. Miód z ramami wyjmowaliśmy i wlewamy czapkami wodę do ula. Ale pszczoły gryzą, Ukrainka w krzyk. Podnosi się cała wioska: chłopy na koniach, psy. Uciekamy z powrotem do swoich. Patrzę: nie ma ani chłopaczka, ani ojca. To my już tniemy kije, żeby ich odbić, bo myślimy, że to ze wsi ich wzięli. Ale zostawiamy to. Odchodzimy z 15 kilometrów. Znowu idziemy po chałupach jeść prosić. Jeden Polak był za Cyganką i on był cały czas razem z nami. On i ja wchodzimy do chałupy. A tam policjant ukraiński siedzi. Pyta się: papiery macie, my pokazali nasze dowody z Janowej Doliny. A ten Ukrainiec nas poznał, bo to on nas prowadził do getta. On mówi do mnie: leć do wioski i sprowadź tu wszystkich od was. Poleciałem, no i już nie wracam, tylko mówię - uciekajcie. Poszliśmy. Patrzymy: zza cerkwi prowadzą jego, tego Polaka, co był za Cyganką. Przypalał papierosa i - łups! tego Ukraińca, zdusił go, o ziemię, złapał jeszcze karabin i kolbą go pociągnął. Przylatuje on do nas i idziemy. We wsi za 60 kilometrów była ruska Cyganka za chłopem. Ojciec i Kuc ją znali. Idę ja z bratem. Reszta poszła inaczej. Przychodzimy blisko rzeki. Gdzie tu mieszka Cyganka za Ukraińcem? Patrzymy-wychodzi jakaś chłopka. Pytamy się, gdzie tu Cyganka mieszka. A ona mówi: to ja sama jestem ta Cyganka. Do mieszkania nas wzięła. Czyje wy jesteście? Powiedziała, że zna ojca, jeść nam nagotowała. I tak czekamy do dnia. O jedenastej w nocy przychodzi ojciec 379 i kłóci się z Kucem, że zostawił nas samych. Przenocowali i poszli. Został ojciec, Władek i ja. Ta Cyganka dała nam spodnie, bieliznę, dała jeść i jeszcze pakunek na drogę. Poszlim stamtąd. Odeszliśmy może 13, 14 kilometrów, patrzym - Cyganów jedzie a jedzie. Gdzie idzieta? Wzięli się zawracać. Jeden wziął z sobą ojca, mnie i Władka. Stoimy w lesie i już teraz dwie partie Cyganów stoją - ruskie w górze, a my przy drodze. No, a my idziemy na wieś prosić. Odeszlim i zaraz, już pod lasem, słyszymy rozmowy niemieckie. Już są u nas, już wszystkich zabierają! A tu z nami ojca nie ma, brata nie ma. Chłopaczek chce wracać do bud. Mówię mu: coś ty, głupi? Oni cię zastrzelą, jak wrócisz. No i został. A wszystkich Cyganów z lasu poprowadzili do Ołyki. Proszę ja chłopaczka, żeby został ze mną. Lecim razem tam, gdzie stała druga paczka Cyganów. Nikogo już nie ma, tylko fura Ukraińców. A jeden pastuch pokazuje na nas i mówi: „A wot, i tu jeszcze cyhany!" Zaczęli Ukraińcy strzelać. Uciekamy, ja i chłopaczek. W pięciu miejscach poprzestrzelało mi spodnie, a chłopaczek - ranny w rękę. Chodzę po lesie, bez koszuli, idzie ojciec i Władek. Odeszliśmy - przychodzi brat chłopaczka. I kobiety ze wsiów się schodzą. Idziem do lasu, tam druga grupa Cyganów stoi. Upiekliśmy kury, a chłopaczek z bratem pożegnali się i poszli. Co mu za życie, jak cała rodzina będzie wymordowana? Przychodzi do nas Bolek. W Ołyce, gdzie wszystkich Cyganów strzelali, schował się w ustępie w dziurze razem z tym Polakiem. Niemcy rozstrzelali wszystkich, a oni w tej dziurze przeczekali do wieczora i -do nas. Przyszli usmarowani, śmierdzący, i jest nas pięciu. Kuc i ten mały -zabici. Teraz idziemy do Zofiówki. W lesie od razu mnie złapał Niemiec. Pyta się: gdzie mieszkasz? To ja mu pokazuję na chałupę jedną i mówię: tu. A w tej chałupie jeden chłop polski mieszkał, swój człowiek. Ten Niemiec się pyta, czy to prawda. A ten chłop mówi, że ja u niego mieszkam. I powiedział na mnie: to nasz chłopak, nie Cygan. Niemiec uwierzył i puścił mnie. To ja już siedzę, nie ruszam się. Ale trzeba skombinować jeść. Skombinowałem słoninę i kury. Ten chłop dał garnki. Do garnka siedem kur, ojciec zakasał rękawy, zgotował i każdy się dobrze najadł. Potem siedzieliśmy na strychu u tego chłopa - kuma. Jego żona jedzenie nam na strych podawała. Tak było trzy dni, a potem ruszyliśmy na Rożyszcze. A tam Cygany są, dużo ich. Trzeba jakąś robotę skombinować. Tośmy wzięli robotę na torfie. Dali nam mieszkanie-my jeden pokój, drugi wziął Grafo. Ja chodzę na wieś po żywność, a ojciec i Władek na torf, miesiąc czasu. Auswajsy nam dali. Raz wpada chłopiec Grafa i mówi, że Ukraińcy i Niemcy przyjechali i chcą nam nowe mieszkania dać. Nie idę, nie widzi mi się coś. Idziemy wreszcie. A tu jedna fura, druga fura Niemców. 380 Trzeba uciekać, ale jak? Jesteśmy okrążeni, nie ma sposobu. Ale patrzę -z jednej strony Niemcy nie stoją, tylko druty, a dalej zboże i dróżka przez to żyto. Przelazłem, nikt nie widział. Za mną Władek, za nim ojciec. Cały dzień idziemy. I znowu ta rzeka w Rożyszczach. Jak łamaliśmy kłódkę od łodzi przy słupie, to nas chłopi usłyszeli, zapędzili nas w bagna po pas, aleśmy jakoś wyszli. Wzięliśmy jajka, mydło, zapałki i maleńką łódkę, i po jednym - na drugą stronę. Podeszliśmy pod chałupę zamkniętą, opuszczoną. Wołodzia od dachu spuścił się w dół. A tu cała fura Ukraińców nadjeżdża. Już noc była, ciemno. Wychodzimy w sad i chowamy się. Ukraińcy pokręcili się, pokręcili i pojechali. Każdy z nas wziął z tej chałupy buty, ubranie - co na siebie -i idziemy. Farby, mydło i zapałki zamieniamy teraz na jedzenie. Idziemy nocami. Daliśmy chłopu buty - dał nam za to po flaszce mleka. Idziemy - a tu psy szczekają i znów ta fura z tymi Ukraińcami. Więc my pod dęby położyliśmy się. Oni nas nie widzieli, ale strzelali. Poszli my wszyscy do Leżachowa. Jeden chłop mówił, że tam jakiś dziobaty Cygan mieszka. Pukamy, pukamy, nikt nie otwiera. Nareszcie wyszedł — a to stryj! Rozmawiamy o swoich przejściach. Pojechało dwu następnego dnia do Włodzimierza. My trzej zostali. Do Ukraińców chodzimy robić na żniwa. Dziesięciu Cyganów przyjechało do wsi. Stali zaraz w lesie. Zaczęli sprzedawać różne rzeczy ze siebie, Ukraińcy zobaczyli te łachy, złakomili się i zaczęli strzelać, ale Cyganie złapali za siekiery i Ukraińcy uciekli. Poszły do chłopa Cygany siedzieć w stodole. A tu policja ukraińska zrobiła okrążenie. Jeden uciekał, a Ukrainiec strzelił i zabił. Jak przyszliśmy, był jeszcze żywy, prosił, żeby go dobić. Policjant ukraiński dobił go, a my pochowali go w lesie. Wszyscy poszli do Włodzimierza, a Ukraińcy cupnęli mnie z Tadkiem. Jego puścili, a mnie — do więzienia. Siedziałem trzy tygodnie, mówili, że mają mnie wysłać do Niemiec, ale partyzanci zerwali tory. Puścili mnie, nie wiedzieli, że ja Cygan. Zaraz się do roboty zapisałem. Wszyscyśmy tam z innymi pracowali koło roku. Aż tu chcą nas wybić, zabili trzech. Wieczorem uciekamy od Niemców do Ukraińców w lasy. Na żniwa chodziliśmy do chłopów koło Bielina, w stronę Kowla. W Rudzie siedzieli Cyganie. Nadjechali Ukraińcy, rzucili granat i podpalili dom pełen Cyganów. Dwóch próbowało uciekać przez okno, to ich zabili. Cyganka jedna, 60 lat miała, schowała się do podpiecka. Już i na niej ubranie się zajęło. Wyskoczyła przez okno, przyleciała do nas jeszcze w płomieniach. Zaczęliśmy ją ratować, zdzierać z niej łachy. Jeden Cygan stary przechodził przez rzekę i zabili go, i skradli mu ubranie, zostawili trupa gołego. Zaczęli Ukraińcy zabijać Polaków. Raniusieńko o czwartej, piątej przyszło z dziesięciu z siekierami, 381 pałkami, szpadlami, nożami. Zaczęli nasze Cygany grać, pokazali papiery, a brat mówił - umiał po ukraińsku, i papiery miał ukraińskie. Więc się trochę ustatkowali. Weszli do sąsiadów Polaków, zaczęli ich zabijać. Zabili, kazali nam ich zakopywać. Ale wtem strzelanina wybuchła, Niemcy bój podnieśli z Ukraińcami. Zaczęli my uciekać, ale Ukraince złapali nas i sprowadzili do tego domu, gdzie zabili Polaków. Z karabinami pilnowali nas, mieli zabić. Nadjechała furmanka, a w niej kobieta z dubeltówką i czterech Ukraińców. Powiedzieli: gdzie chcecie, uciekajcie, bo Niemcy odeszli. Starszy doktor ukraiński przy rannych na wozie pozwolił uciekać. Odeszliśmy 16 kilometrów na Maciejów. Dali nam mieszkanie po Polakach, to już jesień była 43 roku. Narychtowalim zboża i kartofli na zimę. Przyszedł sołtys ukraiński i popalili wszystkie mieszkania z naszymi zapasami, z tymi kartoflami i zbożem. Drugi dpmek mały dali i kazali się tam wszystkim pomieścić. Byliśmy tam razem i pochorowaliśmy się na tyfus. Byli Cygany w Kowlu, pracowali w lesie, mieli baraki i tam zimowali. Ukraińcy przyszli do nich i siekierami poharatali ich wszystkich na śmierć. Na wieczór mieli oni i nas „wyczyścić". Ale raniusieńko wpadła ruska partyzantka i my zaraz poszli zapisać się do tej partyzantki. Ale nie chcieli wszystkich przyjąć, tylko mężczyzn, a kobiety i dzieci — nie. Który był sam, to poszedł. Byli partyzanci z nami przez miesiąc, wyjechali wieczorem. My zostali, ale skombinowali konie, wozy i za nimi w ślad jedziemy. Dogoniliśmy ich. Tam ich dużo bywało: i staliński otrad, i czapajewski, i kołpaków, i michajłowski. Pytają się nas, jakeśmy ich zdybali: Macie broń, czy nie? A my, że jesteśmy bez broni. To oni: Co wy się tak nie boicie jeździć? Jedziemy razem z tą michajłowską partyzantką. Przyjechaliśmy do wioski Kukuryki. Mróz siarczysty. W nocy pomarzło nam czworo dzieci na śmierć. Koła wozów powmarzały w błoto, trzeba było słomę palić pod kołami, żeby odtajało. Zgubiliśmy się od partyzantki. Szukamy ich cały dzień. Chcemy przez most dostać się na drugą stronę, a tu go partyzanci podminowują, bo Niemcy nadchodzili. Poprosiliśmy ich, i poczekali, pozwolili nam jeszcze przejechać. Przyjeżdżamy do nich do wioski. Tam bierzemy mieszkanie i razem z nimi siedzimy. Ale partyzantka odjechała wieczorem. Weszliśmy do szkoły zamieszkiwać. Wypisaliśmy kartki i porozwieszali, żeby żaden Ukrainiec nie śmiał się kręcić, bo weźmiem i zastrzelim. Wieczorem z orczykami chodziliśmy niby z karabinami. Przyszedł Ukrainiec po wodę. Cyganka zaczęła go badać. Powiedział, gdzie jest magazyn banderowców. Jak tylko przyjechał staliński otrad, zameldowaliśmy do sztabu, że magazyn banderowski jest. Zaczęli dalej wybadywać Ukraińca i kazali konie zaprzęgać i razem z nim pojechać. I ten 382 Ukrainiec jechał z nami na furze. Odkopał szpadlem drzwi, złamał jedną i drugą kłódkę. A tam - ogromny magazyn: chleb, krupy hreczane, suchary, zboże. Kazali składać to na wozach i zawieźć do sztabu. Naładowaliśmy na wozy i wio! Część kazali zrzucić dla partyzantów, a reszta - nam. Ukrainiec wydał jeszcze drugi magazyn. Posłali go przodem, a sami okrążyli ten cały schron, wyłapali wszystkich banderowców, co byli w środku, zabrali ich w plen, powiązali na furach, wzięli broń i amunicję, przywieźli tych banderowców do sztabu i rozstrzelali wszystkich. Odjechali my do innej wioski razem z partyzantami. Złapali dwóch Madziarów, co się Niemcom wysługiwali, i powiesili ich. Zaraz zaczął się bój z Niemcami i trochę Niemcy ich rozbili, i każdy uciekał, gdzie się dało, i zaraz przyjechała polska partyzantka z takich, co Żydów bili. Ruska partyzantka cofnęła się, a oni zaczęli się znęcać nad Ukraińcami. Przedtem banderowcy spalili kościół, a w nim żywcem księdza, siostrę i dwunastu ludzi. To teraz ta partyzantka przez zemstę zapędziła ze trzystu Ukraińców do cerkwi i spaliła ją razem z nimi wszystkimi. Ten kościół, co go spalili przedtem Ukraińcy, to był w Ochudnikach. Przyjechaliśmy do Kiwerc i graliśmy tam koncert [...]. Pojechaliśmy do Rożyszcz i każdy poszedł w swoją stronę. W 1942 roku byliśmy w Oździutyczach. Niemcy zaczęli mordować Cyganów. W ł okaczach słyszeliśmy, że wybili 115 Cyganów, i truchleliśmy ze strachu. Bracia moi poszli na służbę, ja pasłem krowy u gospodarza. Jego żona mówi do mnie: „Kochany synu! Jak masz jaką rodzinę, to idź do niej, bo za dwa tygodnie mają tu wszystkich Cyganów wybić". Moja matka tak się tym wszystkim przejmowała, że dostała pomieszania zmysłów. Jeszcze mówiła, żeby zrobić powszechną spowiedź, bo czekamy na śmierć. Ojciec doradził: uciekać. Uciekliśmy do Włodzimierza, do rodziny, i tam przezimowaliśmy. A na wiosnę burmistrz Ukrainiec, Czernysz się nazywał, powiedział, że Niemcy mają wybić wszystkich Cyganów. Prosimy jednego, drugiego, trzeciego Polaka - nie chcą nas przenocować. Bali się, bo za to była kara od banderowców. Więc siedzimy w lesie w budzie z liści. Pogłoska idzie, że wszędzie Polaków biją, a oni zbierają się w grupy i robią taką małą partyzantkę. Ćwiczą po lasach. Patrzę: pięciu Ukraińców. Pytają się: Skąd ty przyszedł? - Ja tu krowy pasę, chciałem się tu wody napić. - A czego jej nie piłeś? -Jak ja miałem wodę pić, jak wy mnie od razu do rozmowy wzięli? - A powiedz ty prawdę, Cygan, czy kto cię tu nie podesłał? Pójdziesz z nami. - Pójdę, co robić... Wychodzą ze mną na dwór. Pytają się, gdzie my w lesie stoimy. Ja 383 powiadam, że tu z końca zaraz. -Teraz prawdę mów, bo zastrzelimy ciebie: kto tu z Polaków strzelał w tym lesie? (A rzeczywiście Polacy strzelali.) Ale ja się zapieram, że nie strzelali. - Tak mówisz? To trzy kroki naprzód. Tu twoja śmierć będzie. A ja mówię: Co chcecie, róbcie ze mną, ja nic nie wiem. Drugi Ukrainiec łapie go za karabin i udaje, że nie pozwala mnie zastrzelić. Przychodzą aż do budy i mówią: Kto u was tu wróży z Cyganek? Dawaj sobie po jednym wróżyć, a reszta-stoją z bronią koło budy i uważają na Polaków. W tym lesie o parę kilometrów dalej kryli się Żydzi: Srulek, Halka i inni. Myśmy w strachu byli o siebie i o tych Żydów, bo ich jeszcze gorzej bili niż Cyganów. Baliśmy się, bo oni często do nas przychodzili, ale teraz na szczęście nie przyszedł żaden. Zamieszkali my na kolonii Czosnówka. Podaliśmy, że jesteśmy ukraińskie Cygany, żeby nas nie zabili Ukraińcy, bo swoich Cyganów nie ruszali. Ukraińskie imię nadaliśmy sobie: Poharewicz. Miałem pod opieką małe dzieci, siostry i braci. Ja miałem 13 łat. Zrobiłem loch w jęczmieniu i ukrywałem się tam z rodzeństwem. Siedzę raz koło chałupy, a tu Niemcy nadjeżdżają. Zobaczyli mnie, alem się schował z dziećmi do lochu. Niemcy szli przez jęczmień z psami, strzelali, ale nas nie znaleźli, bo wejście było dobrze zamaskowane perzem. Niemcy wybili 40 rodzin Cyganów z Łokaczach, w maju albo czerwcu 1942 roku. Chcieli i nas zabić, aleśmy uciekli do lasów kowelskich, a potem razem z rodziną w lasy świnarzyńskie. Ukraińcy okrążyli nas w lasku i o piątej rano mieli wszystkich wybić, to byli banderowcy. Ale Niemcy przypuścili szturm i banderowcy uciekli. Teraz Niemcy chcieli nas spalić razem z domem, ale nas ruska partyzantka ocaliła i już szliśmy razem z nią. A potem cofnęliśmy się w tył. czekać, aż front przyjdzie. Tak siedzieliśmy pięć miesięcy w bagnach, aż do wiosny 1943 roku, a razem z nami siedmiu Ruskich z rozbitej dywizji: Wołk, Miszka, Wańka i jeszcze inni. Przyszedł Ukrainiec do lasu, zobaczył Cyganów i powiedział Niemcom. Przyszli Niemcy, chcieli okrążyć i ledwo się uciekło. Sowieci gdzieś przepadli po drodze. Idę szukać ich. Patrzę - jeden Sowiet leży, drugi też. - Wołk i Miszka zabici - mówię do żony. I nas to czekało. Żona i dzieci płaczą. To było w czerwcu (1943). Zimne rano, komary wyjadają oczy, idziemy 5 kilometrów w bagna, a bagno jak hojdałka huśta się. Dzieci popuchły z głodu. Niedaleko już byliśmy od wioski Sztuń, ale tam psy szczekają, więc nie idziemy tam, tylko w bok do wielkiego lasu. Znów po dwóch dniach Niemcy z psami urządzili obławę. I znów uciekliśmy. Był głód, Krzyżanowski tak spuchł, że nie mógł już chodzić, a jego żona wosk je. Dzieci 384 kwiatuszki różne zrywają i jedzą. Znalazłem wiadro z kartoflami. Dzieci nad tymi kartoflami aż się rozpłakały z radości... Biorą się strzały, nie wiadomo skąd, kula trafia o krok w garnek ze śmietaną, a inna, zwichrowana, uderzyła jednego w pierś. Rzuciłem konia, tylko dzieci na rękę — i w żyto. Myślałem, że ta strzelanina - to gestapowcy wybijają naszych Cyganów. Ale potem patrzę: to Sowiety! Zostali czterej gestapowcy zabici przez nich. I dużo Niemców zginęło okrążonych pod Włodzimierzem. Ja —dawaj! —już do Włodzimierza za frontem. Idę, widzę - jakaś Cyganka. Pośpieszam, patrzę - a to moja ciotka Papusza! Ucałowali my się i pytali o naszych, co z nimi, czy żyją. Papuszy najbliżsi ocaleli niektórzy. A matki rodzina z Cyganów warszawskich -Majewscy - została poginięta koło Warszawy: 115 dusz! To matka, zupełnie obłąkana, odeszła od dzieciów w las zupełnie sama. I dopiero po miesiącach ją odnaleźli: żywiła się ziołami i korzonkami i nie wiedziała, że już jest po wojnie. \ NOTATKI O JĘZYKU Nie istnieje jednolity język cygański, którym posługiwaliby się wszyscy Cyganie, wspólny im wszystkim. Jest spora ilość odmiennych dialektów, niekiedy bardzo różniących się między sobą, a wytworzonych wskutek różnych szlaków wędrówek i rozmaitego środowiska, w jakim język podlegał zanieczyszczeniom. Tak np. dialekt polskich Cyganów wyżynnych, dla którego charakterystyczne są liczne węgierskie zapożyczenia, tak różni się od dialektu polskich Cyganów nizinnych, że porozumienie się przedstawicieli obu tych grup jest tylko w pewnej mierze możliwe, w granicach stosunkowo niewielkiego zasobu wyrazów wspólnych obu ugrupowaniom lub zbliżonych dźwiękowo do siebie. Język cygański właśnie pozwolił nauce w końcu XVIII wieku wyjaśnić (Rudiger w 1777 roku), skąd przybyli Cyganie do Europy, umożliwić ustalenie ich indyjskiego pochodzenia, a nawet - do pewnego stopnia -pozwolił na odczytanie, którędy przebiegały główne szlaki ich migracji. „Język cygański - pisze polski cyganolog, Tadeusz Pobożniak-zestawia się z sanskrytem jako z najstarszym przedstawicielem języków indo-aryjskich, dotychczas jednak nie są wyjaśnione poszczególne fazy jego rozwoju i wskutek tego nie jest obecnie możliwe opracowanie gramatyki historycznej tego języka. Fonetyka jego stoi na stopniu rozwoju języków nowoindyjskich. Trzeba jednak uwzględnić w każdym poszczególnym dialekcie cygańskim wpływy otaczającego go języka krajowego. We fleksji język cygański, jako język kolonialny, rozwijał się wolniej niż ludowe narzecza indyjskie i wskutek tego zachował więcej niż one form staroindyjskich. [...] Pierwotnie przypuszczano, że należy on do północno- zachodnich dialektów indyjskich, później 25 — Cyganie... 386 przeważał pogląd, że jest on bliższy dialektom środkowym. Ponieważ jednak rozwój jego dokonywał się w znacznym stopniu poza granicami Indii, przeto uważa się go za samodzielną grupę dialektyczną obok innych grup nowoindyj- skich". Pierwsze drobne zapiski języka cygańskiego pochodzą już z wieku XVI. W Polsce nie było ich jednak: najwcześniejsze, bardzo nieliczne, notowane były dopiero w wieku XIX. Dlatego też poszczególne stadia rozwoju dialektów cygańskich w Polsce, stopniowe przyswajanie w nich elementów słownictwa polskiego - są i pozostaną nieznane. Znany jest jedynie ich stan obecny oraz -* głównie dzięki Narbuttowi - pewne dokumenty stanu języka cygańskiego sprzed 15U lat. Znajdujemy u Narbutta szereg wyrazów dziś już wyszłych z użycia, choć -jak stwierdziłem - znanych jeszcze niekiedy starym Cyganom jako „stare, umarłe słowa". Zanim Cyganie dotarli do nas, wciągnęli do swego języka wiele wyrazów z języków, z którymi się na swej drodze bliżej stykali. Już u nas, w Polsce, rozpoczęło się zjawisko przyswajania sobie przez język cygański naszych wyrazów i przekształcania ich zgodnie z cygańską fleksją. Także wiele czasowników cygańskich zaopatrzonych zostało w polskie przedrostki, np. słowo te Hgireł- nieść - posłużyło do utworzenia szeregu czasowników przez dodanie polskich przedrostków: te vyligiret- wynosić, te pśeligiret— przenosić, te odligireł- odnosić, itp. Zdarza się również nierzadko, zwłaszcza u Cyganów nizinnych, że formy właściwe językowi polskiemu weszły żywcem przetłumaczone do dialektu cygańskiego, np. na kameipes m;in- nie chce mi się, czy: te ćhurdeł jakhesa - rzucać okiem. Jednakże ten proces asymilacji językowej przebiega bardzo powoli i wiele przyswajanych wyrazów ulega przekształceniu - „scyganieniu", nagięciu do wymogów i charakteru języka cygańskiego. Rzeczowniki polskie otrzymują często końcówki „o" lub „i", w zależności od rodzaju; wyrazy obce po przyswojeniu nabierają fonicznie „cygańskiego" charakteru. Jako przykład mogą tu posłużyć dwa słowa wzięte z niemieckiego: król - khenigo i kot - khaca; właściwy cygańskim dialektom przydech (oznaczony tu w przybliżeniu literą „h") po spółgłosce jest świadectwem „przecyganienia" wyrazów obcego pochodzenia. Na terenie Polski można by wyróżnić sporo odmian dialektów cygańskich. Ponieważ jednak różnice zachodzące pomiędzy wieloma z tych odmian są nieliczne i niewielkie, należy poprzestać na wyosobnieniu czterech głównych narzeczy: polskich Cyganów nizinnych, polskich Cyganów wyżynnych, szczepu Kełderasza oraz szczepu Lowari. Istnieją jeszcze wprawdzie - oprócz 387 znikomo różniących się odmian - Cyganie z okolic Sanoka, tzw. „sanocka Roma", i Cyganie niemieccy na Ziemiach Odzyskanych, których dialekty różnią się od wyżej wymienionych, ale nie są to już różnice tak poważne jak między zasadniczymi czterema ugrupowaniami. W załączonym słowniczku uwzględniam trzy dialekty Cyganów; przy zarysie gramatyki ograniczę się wyłącznie do języka, jakim posługują się najlepiej mi znani - polscy Cyganie nizinni. Specyficzną cechą tego dialektu są liczne pożyczki z języka niemieckiego, świadczące o przybyciu tej grupy Cyganów z Niemiec, prawdopodobnie po edykcie banicyjnym z roku 1577. W konstruowaniu zarysu gramatyki posłużyłem się schematem zastosowanym przez radzieckiego cyganologa Barannikowa w opracowanej przezeń gramatyce Cyganów rosyjskich. Deklinacja rzeczowników rodzaju męskiego Rzeczowniki rodzaju męskiego mają w mianowniku końcówkę -o i -en (np. bakro - baran, maro - chleb, khoro - dzban) lub są pozbawione końcówki i kończą się spółgłoską należącą do pnia wyrazu (np. kśił- masło, rat- krew, manuś - człowiek). Pień wyrazu nie zmienia się, z wyjątkiem niektórych słów z wygłosem na „j". W wyrazach tych samogłoska tematowa ulega zmianom. W deklinacji rzeczowników nieżywotnych nie ma różnic między mianownikiem, biernikiem i miejscownikiem. Końcówki deklinacyjne rzeczowników żywotnych oraz - niekiedy - nazw miejscowych rodzaju męskiego1 L.p. L- mn. Mianownik - ó (lub bez końcówki) - ? lub Celownik - eske - ??? Biernik - es - en Narzędnik - esa - enca Miejscownik .- estyr, -este - endyr. Ablativus - estyr - endyr 1 Wobec trudneści zastosowania jednolitych nazw polskich jeden przypadek- oznaczam nazwą łacińską. 388 Końcówki deklinacyjne rzeczowników nieżywotnych rodzaju męskiego L.p. L.mn. Mianownik - ó (lub bez końcówki) - ? lub - a Celownik - eske - enge Biernik - e (lub bez końcówki) - ? lub - a Narzędnik - ćsa - enca Miejscownik - ó (lub bez końcówki) - e lub - a Ablativus - estyr - endyr Deklinacja rzeczowników rodź. męskiego kończących Żywotne - chułaj (gospodarz), graj (koń) L.p. • się na — j Mianownik - chułaj - P&j Celownik - chułaske — greske Biernik - chułas - grćs Narzędnik - chutasa - gresa Miejscownik — chulastyr, ?aste - grestyr, -este Ablativus — chulastyr - grestyr L.mn. / Mianownik - chułaja - ogrendyr Celownik - chlange - grają Biernik - chuian - grenge Narzędnik - chułanca - greń Miejscownik - chutandyr, -ande — grćnca, -ende Ablativus - chutandyr - grendyr Nieżywotne - muj (twarz) L.p. L.mn. Mianownik - muj - mu ja Celownik - móske (lub mujeske) — mujenge Biernik - muj - mu ja Narzędnik - mósa (lub mu/esa) - mujenca Miejscownik - muj - mu ja Ablativus - móstyr (lub mujćstyr) - mujendyr Rzeczowniki z przyrostkiem - iben i - ipen (dźiipćn - życie, rakiiribćn wa) tracą przy odmianie samogłoskę e 389 mo- L.p. L.mn. Mianownik - dźiipćn — dźiipena Celownik - dźiipnaske - dźiipnenge Biernik - dźiipen - dźiipena Narzędnik - dźiipnasa - dźiipnenca Miejscownik — dźiipen - dźiipena Ablativus - dźiipnastyr - dźiipnendyr Wołacz od rzeczownika rodź. męskiego z końcówką na -o w liczljje pojedynczej różni się od mianownika umiejscowieniem akcentu, któr^ przechodzi z ostatniej sylaby na przedostatnią, i zamianą końcówki -o na końc-ówkę -a np_ chłopiec - ćhavó, chłopcze! - ćhava\ W rzeczownikach męskich pozbawionych końcówki wołacz liczby pojedynczej tworzy się przez dodanie koącówiu _0 mD -a i umieszczenie akcentu na pierwszej sylabie, np. brat - pśai, br%ciei _ n^/ai pan — raj, panie! - raja! ojciec— dad, ojcze! - dadol W liczbie mn0gjej wołacz ma końcówkę -te, która łączy się z formą mianownika z zachowaniem te; samei sylaby akcentowanej, np. Cyganie — roma, — Cyganie! - ????^?; bracia -pśała, bracia! - pśałałel; chłopcy — ćhava, chłopcy! - ćhavałe\ Końcówki deklinacyjne żeńskich rzeczowników żywotnycn L.p. L.mn. Mianownik - i (lub bez końcówki) - e lub - a Celownik - ake - enge Biernik - a lub - ia - ? lub - a Narzędnik - asa - enca Miejscownik - atyr lub - are - endyr lub Ablativus - atyr - endyr Według powyższego wzoru odmieniają się takie wyrazy, jak np, Cyganka — romńi, kobieta — dźuvli, ciotka — bibi, narzeczona - pirańi, dziew(jZyna _ ^a; siostra - phen. 390 Końcówki deklinacyjne żeńskich rzeczowników nieżywotnych L.p. L.mn. Mianownik - ? ? (lub bez końcówki) - a - \a Celownik - ake - ćnge Biernik - i (lub bez końcówki) - en Narzędnik - asa - ćnca Miejscownik - i (lub bez końcówki) - endyr Ablativus - atyr - endyr Według powyższego wzoru odmieniają się takie wyrazy, jak np. pieśń - gili, nóż - ćhuri, praca- buty (mian. l.mn. buca powst. z butia), język- ćhib, łyżka-roj, noc - rat. Wołacz od rzeczownika rodzaju żeńskiego l.p. składa się z formy mianownika z dodaniem końcówki -je (w wyrazach zakończonych na spółgłoskę -j— końcówki -e), np. ciotka- bibi, ciotko! - bibijel babka— mami, babko-mami/e! dziewczyna - ćhaj, dziewczyno! — ćhajel matka - daj, matko! - daje! Dla określenia przynależności (oznaczonej w języku polskim przy pomocy dopełniacza) dialekt Cyganów polskich używa przymiotnika odpowiadającego na pytanie czyj, urobionego od rzeczownika np. sarengro - „należący do wszystkich", romengro- „cygański" (należący do Cyganów). Spróbujmy pokrótce wyjaśnić znaczenie poszczególnych przypadków. Znaczenie mianownika jest jasne i nie wymaga szczegółowych objaśnień. Celownik odpowiada temu przypadkowi w języku polskim, a ponadto używa się go dla wskazania przynależności do osoby działającej, np. ćoreske sy but łove -złodziej ma dużo pieniędzy (dosł.: złodziejowi jest dużo pieniędzy). Biernik nie różni się zasadniczo od biernika polskiego, a cechy odrębne są nieznaczne. Oto one: po przeczeniu stosuje się także ten przypadek, odpowiadający dopełniaczowi w języku polskim (me ćhaves na dikhava — nie zobaczę syna); niekiedy spotyka się też w języku cygańskim użycie biernika w sensie polskiego celownika: de man ćhuri zamiast de mange ćhuri (daj mi nóż). Narzędnik odpowiada na pytanie kim? czym? (kowal bije młotem — kovaćo mareł ćokanesa), z kim? z czym? (żyję z Cyganami - me dźivav romenca, on krzyczy ze złością — jov deł godli cholinasa) oraz, podobnie jak w języku polskim, oznacza niekiedy teren, przez który przebiega działanie, np. jadę przez las (lasem) - trada v veśesa, chodziłem po wielu drogach (wielu drogami) - dźavys but dromenca. Miejscownik oznacza przynależność, w czym bywa nierzadko 391 zastępowany przez celownik. (Przykłady: ojciec ma dwa konie - dadestyr- lub dadeste - isy duj grają). Również miejscownik z tąż końcówką używany bywa dla pewnych rzeczowników nieżywotnych i nazw miejscowych, np. Aśficate-w Auschwitzu, foreste- w mieście; częściej jednak używa się przyimka z formą miejscownika właściwą rzeczownikom nieżywotnym. Ablativus oznacza osobę lub rzecz, od której oddala się, oddziela podmiot lub przedmiot działania. To jest pierwsza cecha tego przypadka, specyficznie cygańska. Spróbujmy tę pozornie zawikłaną definicję zilustrować przykładami: gwiazda spadła z nieba - cierheń peja bolibnastyr; roma vydźan veśestyr - Cyganie wychodzą z lasu. Ablativus oznacza także osobę, do której przedmiot zwraca się z pytaniem lub prośbą. Przykłady: proszę go - me mangav łestyr; on pyta ludzi - jov phućeł manusendyr. Czasownik te dareł(bać się) rządzi ablativem: na dar romestyr syr kałe dźukłestyr- nie bój się Cygana jak czarnego psa. Ablativus oznacza także przyczynę działania (on bije syna ze złości - jov mareł ćhaves cholatyr) i przedmiot porównania przy stopniu wyższym (ona śpiewa ładniej niż ptak * joj bageł sukaredyr ćirikłestyr). Przymiotniki mają końcówki rodzajowe we wszystkich przypadkach. Wyjątek stanowią przymiotniki zapożyczone i niektóre pochodne, mające końcówki rodzajowe we wszystkich przypadkach oprócz mianownika (np. grubo - gruby; grubo dźuwłi- gruba kobieta, grubo manus - gruby człowiek). Końcówki deklinacyjne przymiotników są takie same jak rzeczowników. Jednakże przymiotniki - przydawki, tzn. odmieniane wraz z rzeczownikami, do których się odnoszą, przybierają we wszystkich przypadkach (oprócz mianownika liczby pojedynczej) neutralną końcówkę -e. I tak np. kało graj - czarny koń - w dalszych przypadkach przybiera formy: kałe greske, kałe gres, kałe gresa, kałe grestyritd. W przymiotnikach zapożyczonych owa neutralna końcówka jest inna: -one (grubone manuseske -grubemu człowiekowi). Do tej grupy oprócz zapożyczonych wyrazów należą przymiotniki pochodne z przyrostkiem -itko lub -ytko, np. dźuvlitko (kobiecy), śtaribnytko (więzienny), marybńitko (wojenny), chaładytko (rosyjski). W liczbie mnogiej, w mianowniku, przymiotniki te mają jedyną formę z końcówką -a. Pozostałe przymiotniki, odmieniające się prawidłowo, mają w mianowniku liczby pojedynczej końcówki rodzajowe: męską -o i żeńską -i lub -y (zdrowy - sasto, zdrowa - sasty; czerwony - łoło, czerwona - łoli; biały-parno, biała - parni; duży - baro, duża — bary). Zaimki deklinują się tak jak rzeczowniki z odpowiednimi końcówkami. Dla przykładu - tabelka odmiany zaimków osobowych: me-ja, tu- ty, /ov- on, joj - ona, a także w liczbie mnogiej: jamę - my, tume - wy, jone - oni, one. 392 L.p. Mianownik - me tu jov j°j Celownik - mange tukę leske lakę Biernik - man tut /es la Narzędnik — manca tusa lesa łasa Miejscownik - mandyr, tutyr, lestyr, latyr, mande tutę leste la te Ablativus - mandyr turyr lestyr latyr L.mn. Mianownik - jamę tume jone Celownik - jamenge tumenge lenge Biernik - jamen tumen len Narzędnik - jamenca tumenca lenca Miejscownik - jamendyr, jamende tumendyr, tumende lendyr, lende Ablativus - jamendyr tumendyr tendyr Zaimki wskazujące odmieniają się tak samo. Ten - dava - brzmi w bierniku dałeś i dalej już prawidłowo: w mianowniku l.mn. ma końcówkę -e. Ta —dają -brzmi w bierniku dała i poza tym - wg wzoru; w mian. l.mn. ma końcówkę -a. Identycznie deklinuje się dova (tamten) i dają (tamta). Jeśli jednak zaimek wskazujący użyty jest łącznie z rzeczownikiem jako przydawka, wówczas zatraca swą zmienną końcówkę i występuje w skróconej, nieodmiennej formie da, do, lub ada, odo, np. oda ???- ten Cygan, dreda veś — w tym lesie, odo rygatyr- z tamtej strony. Zaimki pytające: kon — (kto) i so (co) nie mają liczby mnogiej; kon odmienia się wg wzoru odmiany rzeczowników żywotnych rodzaju męskiego; odmiana so wygląda następująco: so, soske, so, sosa, so, sostyr. Zaimek zwrotny pes (siebie, się) odmienia się wg wzoru zwykłego, nie posiada tylko mianownika. Zaimki przymiotnikowe: miro lub mro (mój), tiro lub tro (twój), łeskro (jego), łakro(jej), jamaro(nasz), tumaro(wasz), /engro(ich), koneskro(czyj), saro (cały, wszystek), korkoro (sam), sarengro (należący do wszystkich, wspólny), savo (jaki), dasavo (taki) — odmieniają się według zwykłego wzoru; mianownik l.mn. ma końcówkę -e. W liczbie mnogiej zaimki przymiotnikowe nie różnią się pod względem rodzaju. Wyjątek stanowi zaimek vavir(inny), który ma tę samą formę mianownika l.p. dla obu rodzajów. Liczebniki główne w deklinacji przybierają końcówki rzeczownikowe. 393 Tylko liczebnik jekh (jeden) ma formy obu liczb, a w liczbie pojedynczej formy obu rodzajów. Pozostałe mają tylko liczbę mnogą: duj (dwa), trin (trzy), star (cztery), pańć(pięć), śov(sześć), efta (siedem), ochto (osiem), erija (dziewięć), des (dziesięć), desujekh (jedenaście), deśuduj (dwanaście), deśutrin (trzynaście), deśuśtar (czternaście), desupańć(piętnaście), deśuśov(szesnaście), desu-efta (siedemnaście), desuochto (osiemnaście), desueńja (dziewiętnaście), bis (dwadzieścia). Następne liczebniki główne tworzy się przez połączenie spójnikiem te (i) wyrazu bis z liczebnikiem jekh, duj itd. I tak np. 21 brzmi: bis te jekh; 33 -trianda te trin; 45 - saranda tepańć; 56 — pańćdeśa feśov; 67-śovdeśa teefta; 78 - eftadeśa te ochto; 82 - ochtodeśa te duj; 99 - eńjadeśa te eńja. Liczebniki porządkowe składają się z pnia i przyrostka -to, wyjątek stanowią tylko dwa pierwsze: pierśo (pierwszy), drugo albo vavir (drugi). A dalej już zgodnie z zasadą: trito, starto, pańćto itd. Czasowniki w trybie oznajmującym mają formy czasu teraźniejszego, imperfectum (przeszłego niedokonanego), aorystu (przeszłego dokonanego) oraz przyszłego. Oddzielne formy mają tryb rozkazujący i warunkowy. Ze względu na różnice, zachodzące w odmianach cygańskich czasowników, można by tu choć z grubsza podzielić je na trzy główne koniugacje. Koniugacja I obejmowałaby czasowniki z tematową samogłoską -a, zastępowaną przez e, a więc na przykład: te tradeł— 1 osoba l.p. tradav (pędzić, jechać, te kośe/(kląć), te khełeł(tańczyć), tekhareł(wołać), tephućei(pytać), te mekheł (puszczać) i in. Odmiana tych czasowników wygląda następująco w czasie teraźniejszym: L.p. L.mn. 1 os. - tradav tradas 2 os. - trades traden 3 os. - tradet traden W czasie przeszłym niedokonanym do form czasu teraźniejszego dodaje się końcówkę -ys, a więc: tradavys, tradesys, itd. Czas przyszły tworzy się przez dodanie do form czasu teraźniejszego końcówki -a, a więc: tradawa, tradesa itd. Aorysty tworzą się rozmaicie: tradyjom — pojechałem, ale mekćom — puściłem, khełdźom - zatańczyłem, phućijom - zapytałem. Formy trybu warunkowego składają się z formy aorystu z dodaną końców- 394 ką imperfectum -ys, np. tradyjomys - pojechałbym, mekćomys - puściłbym itd. Czasem zamiast -ys bywa dodawana polska końcówka -by: np. trady-jomby. Formy aorystu są bardzo rozmaite. Oto końcówki czasowników w czasie przeszłym dokonanym: L.p. L.mn. 1 os. - ćom-dźom-yjom-jom 1 os. - ćam-dźam-yjam-jam 2 os. - ćan-dźan-yjan-jan 2 os. - le-de-yne-de 3 os. - ća-dźa-yja-ja 3 os. - łe-de-yne-de Formy trybu rozkazującego są różne: mar!-bij,ale: trade!-jedź! cńin!-tnij!, ale: jandel — przynieś! /e! - weź! Liczba mnoga trybu rozkazującego ma formę składającą się z pnia i końcówki -en, np. marenl - bijcie!, tradenl - jedźcie! itd. Do drugiej koniugacji zaliczamy czasowniki z samogłoską tematową -a nieodmienną, utrzymującą się we wszystkich przypadkach. Należy tu m.in. czasownik fe chał- jeść. Oto jego odmiana w czasie teraźniejszym: L.p. L.mn. 1 chav chas 2 chas chan 3 chał chan Tryb rozkazujący: cńa! - jedz!, paca! - uwierz! Wszystkie pozostałe formy - jak w I koniugacji. Do III koniugacji należą czasowniki z samogłoską tematową -o oraz wiele zakończonych na-o/, jak te chaloł— rozumieć, te syk /o/— uczyć się, techolisoi— gniewać się. Czas teraźniejszy, tryb oznajmujący: L.p. L.mn. 1 cholisovav cholisovas 2 cholisos cholison 3 cholisol cholison 395 Tryb rozkazujący: cńo/isov! - gniewaj się!, cholisonl - gniewajcie się! Oczywiście istnieje sporo wyjątków o odmianach mieszanych, wiele czasowników nieprawidłowych, jak np. te javeł— być, którego odmianę podaję w słowniczku. Jednakże w tym pobieżnym zarysie gramatyki nie będziemy się nimi zajmowali. Imiesłowy przymiotnikowe tworzą się od pnia czasownikowego za pomocą przyrostków -do, -to, -no, -to, -d/o—dla rodzaju męskiego oraz -dy, -ty, -ńi, -li, -dli - dla rodzaju żeńskiego; kerdo - robiony, beśto - siedzący, tradyno -jadący, kamło — kochany. Imiesłowy od czasowników nieprzechodnich są czynne, od przechodnich — bierne. Stopień wyższy od przysłówków tworzy się za pomocą przyrostka -dyr: but - dużo, butedyr - więcej; sukar - ładnie, śukaredyr — ładniej. Od przysłówka misto - dobrze, stopień wyższy jest nieprawidłowy: fed(ed)yr. Zdrobnienia tworzy się przez dodanie przyrostka -??? lub -??? do pnia wyrazu, np. tyknoro - malutki, seroro — główka, jagori — ogieniek, gilori -piosenka, ćhajori— dziewczynka, ćirikłoro- ptaszek. Choć daleko jeszcze do wyczerpania wszystkich spraw fleksji języka cygańskiego, poprzestańmy na tej garści podstawowych uwag o prawach rządzących dialektem polskich Cyganów nizinnych. To właśnie język cygański był największą przeszkodą na drodze wiodącej do poznania cygańskiego życia i obyczajów. Bez znajomości mowy Cyganów przyglądać się można ich życiu jedynie z zewnątrz, powierzchownie, bez możności wkroczenia w nie i zawarcia z nim bliższej, bezpośredniej znajomości. Składnia i fleksja w innych dialektach Cyganów polskich różni się niekiedy znacznie (zwłaszcza u Kełderaszów) od wyżej podanego szkicu. Nasz niepełny, przykładowy zarys odnosi się wyłącznie do języka polskich Cyganów nizinnych. SŁOWNICZEK POLSKO--CYGAŃSKI Słowniczek zawiera zestawienie trzech głównych dialektów, jakich używają Cyganie w Polsce. Przy każcym polskim słowie znajdują się odpowiedniki w dialektach: polskich Cyganów nizinnych (en.), polskich Cyganów wyżynnych (cw.) oraz Kełderaszów (k.). Niekiedy brak jednego lub nawet dwóch dialektów - w wypadku, w którym nie ma odpowiedniego wyrazu w danym dialekcie. Tak np. u Kełderaszów nie ma słów oznaczających instrumenty muzyczne i ich części, jak skrzypce, smyczek itd. Jest natomiast w tym dialekcie obfity zasób słów oznaczających narzędzia kotlarskie czy metale, słów nie znanych innym dialektom. Większość słów pochodzenia polskiego, których sporo jest w dialektach en. i cw., pomijam; są to takie wyrazy, jak np. śuminei-szumi, myślineł— myśli, dźivineł pes - dziwi się - itp. itp. Jest to pierwsze zestawienie trzech dialektów Cyganów polskich. Daje ono wyobrażenie o podobieństwach i istotnych różnicach językowych, a także o genealogii poszczególnych słów, dzięki podanym w nawiasach ich etymologicznych źródłach. Są tu słowa stare, o szacownym indyjskim pochodzeniu, są nowsze przyswojone przez Cyganów na ich wielkiej drodze z Azji do Europy, są wreszcie stosunkowo najmłodsze, wywodzące się z rumuńskiego, niemieckiego czy polskiego. Słownik ogranicza się do słów ważniejszych, a etymologia podana jest nie wszędzie, lecz tam tylko, gdzie wydaje się niewątpliwa. Materiał do słownika zbierałem wśród Cyganów w Polsce w latach 1947-1964. Pisownia w przybliżeniu oddaje brzmienie cygańskich słów i tylko nieznacznie różni się od polskiej, zachowując polskie oznaczenie takich głosek, jak — dź, ń, ś, ź, ć, eh, ł,y. Są jednak różnice. Zamiast sz — piszemy ś, zamiast w — piszemy v, 397 zamiast ż - ż. Przecinek umieszczony nad spółgłoską — np. t', m 'itp. - zmiękcza ją: t'e czytamy - tje. Zamiast szkorni (but) - piszę śkorńi, zamiast dziungaio - dźungało, zamiast paramisia - paramiśa. Zaznaczam w ten sposób, że spółgłoska sąsiadująca z i uległa zmiękczeniu (śkorńi, guruvńi); tam zaś (przed samogłoską), gdzie i jest tylko znakiem zmiękczającym spółgłoski (por. polskie dziura = dźura itp.), nie piszę jej wcale, stawiając w zamian przecinek nad zmiękczoną spółgłoską (np. ćaćuno— prawdziwy). Jeżeli więc nad spółgłoską poprzedzającą literę i nie ma przecinka, znaczy to, że nie jest zmiękczona; tak np. cirał(ser) to nie ćirał— spółgłoska ? nie brzmi tu jak ć, lecz pozostaje bez zmiany, twardą. Gardłowe r w dialekcie Kełderaszów (w brzmieniu przypominające dźwięczne h) oznaczam podkreśleniem litery: r. Charakterystyczny przydech występujący w wielu wyrazach cygańskich oznaczam - dla uproszczenia pisowni — literą h; phuv, ćhon, than, phirelitd., nie chcąc wprowadzać dodatkowych, mało czytelnych oznaczeń. W istocie nie jest to dźwięczne h, ale bezdźwięczny dodatek do poprzedzającej go spółgłoski. W dialekcie polskich Cyganów nizinnych eh, a raczej ćh, brzmi niekiedy tś. I tak ćhon (księżyc) brzmi: tśon; ćhavo (chłopiec) brzmi: fśavo itd. Na ogół w słowniczku poprzestałem na pierwotnej, nie przekształconej formie wyrazów zawierających ćz przydechem. Nie oznaczam akcentów; w większości wyrazów dialektu en. akcent pada na ostatnią sylabę, w dialekcie cw. - na przedostatnią. W podanych w słowniku przykładach etymologii poszczególnych wyrazów cygańskich pominięto w wielu wypadkach, celem uproszczenia pisowni, znaki diakrytyczne - nie odbiera to czytelności przytoczonym źródłosłowom. Słowniczek niniejszy jest pierwszym zestawieniem trzech głównych dialektów Cyganów polskich; czwarty dialekt - Lovari- nie został tu uwzględniony, jako bardzo podobny do dialektu Kełderaszów. Jedyne opracowania słownikowe w dorobku polskiej cyganologii to cygańsko-niemiecki Wórterbuch des Zigeunerdialekts von Zakopane Rozwadowskiego oraz słownik Kopernickie-go opublikowany w 1937 r. w „Journal of the Gypsy Lorę Society", a obejmujący także zbiór słów Cyganów wyżynnych, słownik zawarty w mojej książce Cyganie polscy oraz interesujące, fragmentaryczne wykazy słów dialektu lowarskiego w pracy Pobożniaka Grammar of the Lovari dialect (1964). Inne opracowania słownikarskie, o których wzmiankuję w rozdziale Cyganologia w Polsce, nie doczekały się opublikowania, nie wchodzą więc na razie w rachubę. Dialekt polskich Cyganów nizinnych nie był dotychczas nigdy i 398 opracowany poza zebranym i opublikowanym przeze mnie słowniczkiem, zawartym w książce Cyganie polscy (1953). Obecnie słownik ten poszerzyłem i uzupełniłem słowami z dialektu Kełderaszów oraz informacjami etymologicznymi. OBJAŚNIENIE SKRÓTÓW UŻYTYCH W SŁOWNICZKU. DOTYCZĄCYCH ETYMOLOGII WYRAZÓW CYGAŃSKICH: alban. - albański awest. - awesta bengal. - bengalski gruz. - gruziński hind. - hindi kurd. - kurdyjski lac. — łaciński ngr. - nowogrecki niem. - niemiecki orm. - ormiański (armeński) oset. - osetyjski pers. - perski pol. - polski pol. gw. - polski gwarowy prakr. - prakryt ros. - rosyjski rum. — rumuński sanskr. - sanskryt serb. - serbski slow. - słowacki st. pers. - staroperski tur. - turecki węg. — węgierski adwokat - en. advokato, ćhibalo (zob. ćhib - język) cw. advokatos, fiskaliśis k. fiśkaros akuszerka - en. mami (zob. babka) cw. babica, jakuśerka albo - en. albo k. vorke ale - en. cw. ale k. numa (rum. - numai) babka - en. cw. k. mami (orm. - mam) bać się - en. te daret (zob. dar - strach) cw. te daral (pes) k. t'e daral p'e bajka - en. paramiśa (ngr. - paramudi) cw. paramisi, paramis k. paramići baran - en. cw. k. bakro (hind. - bakra) bardzo - en. zorałeś (zob. zor - silą) cw. igen (węg. - igen - tak) barszcz - en. sut. barśćo (sanskr. - śukta - kwaśny) cw. barścos, śutli zumin (- kwaśna zupa) k. borso bat - en. cw. ćupńi cw. bićos k. bićo biały - en. cw. k. parno (sanskr. - pandu, pandara) bić - en. cw. te marel (hind. - marna) k. t'e marel biedny - en. cw. ćoro (sanskr. - choro - osierocony) k. ćoro biegać - en. te naśeł cw. te naśeł k. t'e naśeł bitwa - en. cw. mariben (zob. te mareł - bić) k. marimos błoto - en. cw. ćik. ćśik (sanskr. - cikalla) en. błata bo - en. cw. bo cw. po k. kje bogactwo - en. cw. barvalipen k. barvalimos 399 bogaty - en. cw. k. barvało (sanskr. - bala-vat) bok- en. paśfaro cw. paśfaro k. praśav bosy - en. phirango (zob. phiro - noga i nango - goły) cw. pindrango k. purango Boże Narodzenie - en. karaćońa (węg. kara- eson) k. krećuno (rum. - craciun) k. krećuno Bóg - en. cw. deveł (sanskr. - deva) cw. mordeł (= mój Bóg) k. dźeł, d'eł ból - en. cw. k. duk, dukh (sanskr. - duhkha) brać-cn. cw. te teł (sanskr. - labh, hind. - leną) k. t'e łeł brat - en. pśał (sanskr. bhratar) cw. k. phrał, prał bratowa - en. pśałeskry, śugarica cw. phrałeskri k. bory (kurd. - bura - szwagier) brud - en. cw. meł (sanskr. - mała) k. m'eł brudny - en. cw. mełało k. ?'????? brudzić - en. te melakireł cw. te melareł k. t'e m'elareł brwi - ni l'W. phova (hind. - bhoven) brzuch - en. cw. per (orm. - por) k. pech brzydki - en. chyrja cw. dźungało (węg. - csunya) k. źungało bulka - en. paramaro, marykli (zob. maro - chleb), zemła (węg. zsemle) cw. bokeli, bokheli (zob. bok - głód) but - en. śkorńi, tyrach, terach (serb. skornja; oset. - teracha) cw. ćirach, ćizma, trevika k. śkorńa, papuka butelka - en. śtekła, głazo (niem. - Glas), częściej w znaczeniu - szklanka cw. cakłos k. vojaga być - en. cw. te javeł cw. te aveł k. t'e av'eł Formy: en. praes.: som, san, (i)sy, sam, san, (i)sy; imperf.: somys, sa'nys, (i)sys, samys, sanys, (i)sys; fut.: javava, javesa, javeła, java- sa, javena, javena. cw. praes.: som, sał, (je)hin (lub ehin), sam, san, (je)hin, lub ehin; imperf.: somas, sałas, (je)has lub sas, samas, sanas, (je)has (lub sas); lut.: javava. javeha, javła, jayaha, javena. ja- y(e)na. k. praes.: sym, san, sy, sam, san, sy; imperf.: symas, sanas, sas, samas, sanas, sas; fut.: javava, jav'esa, jav'ela, javasa, jar'ena, jav'ena całować - en. te ćamudeł cw. te ćumideł (sanskr. - ćumba - pocałunek; hind. - cumna - całować) k. t'e ćumdźeł cały - en. ceło, saro (sanskr. - sarva) cw. cało, savoro k. antrengo (rum. - intreg) cebula-cn. k. purum (łac. - porrum - czosnek) cw. cebula cenny — en. cw. k. kuć (zob. drogo) cęgi - cw. sytavis (ngr. - labis) k. cymidi, klaśto (rum. - cleste) chcieć - en. cw. te kameł (sanskr. - kamay) cw. te kamaveł k. t'e kam'eł chleb - en. cw. maro (sanskr. - manda) cw. mandro k. manro chłop - en. cw. gadźo (sanskr. - garhya - domowy) k. gazo cw. k. góro chłopiec - en. cw. ćhavo (sanskr. - śav), raklo (chłopiec nie cygański, obcy) (sanskr. - daraka) 400 ?. śav, rakło (obcy chłopiec) chodzić - en. cw. te dźał, te phiret (sanskr. - ya; hind. - jana) k. t'e phiret (zob. - noga) (hind. - phirna) chomąto - en. hamo, zeła (właściwie: uprząż bez chomąta) cw. symiris (zob. rzemień) k. hamo (rum. - hamut) choroba - en. cw. nasfalipen k. nasfalimos chorować - en. te nasfaloł cw. te nasfaluveł chory-cn. cw. k. nastało (sanskr. na-sabala- niemocny) chować - en. cw. te garuveł (sanskr. - guh) k. t'e garav'eł chrzciny - en. cw. bona (hind. - borna - moczyć, zanurzać) k. ambolimos chustka - en. dykło cw. dikło k. dźikło chwalić - en. te śareł (sanskr. śravas - chluba, pochwala) cw. te jaśareł k. t'e vułudźił ciasto - en. cw. chumer (orm. - chmor-ciasto, zaczyn do chleba) (zob. - kluska) en. tajgo (niem. - Teig) k. chum'er ciąć - en. cw. te ćhineł (phalura - chin-) ciągnąć - en. cw. te cyrdeł k. t'e cyrdźeł cielak - en. guruvoro (zob. guruv - wół, byk) cw. celatos k. vicolo (rum. - vitel) ciemny - en. tamło (sanskr. - tamas) k. m'ełachno (ngr. - melas - czarny) cienki - en. cw. k. sano (prakr. - sanha) ciepły - en. cw. k. tato (sanskr. -tapta, phalura - tato) cieszyć się - en. te frejdźoł (niem. Freude - radość) cw. te radźisaloł, te radyneł pes ciężarna - en. phari cw. phary, khabńi (sanskr. - garbhini; hind. - gabhin) k. phary, khamńi ciężki - en. cw. k. pharo (sanskr. - bhara) ciotka - en. cw. k. bibi (hind. - bibi - pani; malaj. - bibi - ciotka) co - en. cw. k. so coś - en. soś cw. vareso córka - en. cw. ćhaj (zob. ćhavo - chłopiec) k. śej Cygan - en. cw. rom (sanskr. doma - nazwa kasty wędrownej) k. rom Cyganka - en. cw. romńi k. romńi cygański - en. cw. rpmano k. rpmano (po cygańsku - en. cw. romanes k. romanes) cyna - k. arćići (orm. - arćic) cynk - k. cymindyri czapka - en. śtadyk (ngr. skiadion) cw. k. stadźi czarny - en. cw. k. kało (sanskr. - kala) czarować - en. cw. te deł drab (zob. - drab - ziele), te drabakireł czas - en. cyro (ngr. - kairos) cw. ćasos (pol.), żuta k. vramja (ros.) czekać - en. te źakireł cw. te użarel k. t'e aźukereł czerwony - en. cw. k. łoło (phalura - lohilo; hind. - lal, sanskr. - loha) czesać - en. te chandet cw. te chaneł k. t'e vułav'eł człowiek - en. cw. k. manuś (sanskr. - manuś- ya; hind. - manus) czoło - en. cw. ćekat. ćekant (orm. - ćakat) k. ćśikat czterdzieści - en. cw. śtardeśa, saranda (ngr. - saranta) 401 czternaście — en. cw. deśuśtar k. dźeśuśtar cztery-en. cw. k. star (sanskr.-catur; phalura - car) czy - en. ?? cw. ći k. ćsi czysty - en. źuźo, dźudźo (sanskr. - suci) cw. cisto, cysto k. vużo czyścić - en. te źuźakireł, te dźudźakireł, te khoseł (pali - koccha - szczotka) cw. te ćiścinet (pol.) k. t'e khoseł czytać - en. te deł uprę, te gineł (zob. liczyć) cw. te ćityneł k. te dźińel dać-en. cw. te deł (sanskr.-da; hind.-dena) k. t'e dźeł daleko - en. cw. k. dur (sanskr. - dura; hind. - dur) darmo - en. jivja, ćhićeske cw. jaba (węg. - hiaba) k. ivia dawno - en. harga, hara (pers. - hargez) cw. ćirła (zob. cyro - czas) k. dumut (rum. dumult) deska - en. cw. k. phał (sanskr. - phalaka) en. phal deszcz - en. cw. k. briśynd, bryśynd (sanskr. - varsha, vrishti; hind. - barsat) diabeł - en. cw. benk, beng (sanskr. - vjanga - szpetny; hind. beng - żaba) k. b'eng dlaczego - en. cw. soske, sosk'e k. sostar dług - en. uźlipen, vuźlipen, vuźto, źana cw. budzut, użlipen k. vunźilimos długi - en. k. lungo (rum. - lung) en. łengsto (niem. langt - wzdłuż) cw. dźindźardo dmuchać - en. cw. te phurdeł k. t'e phurdźeł (zob. - wiać) dno - cw. fenek (węg. - fenek) k. fundo - (rum. - fund) dobry - en. cw. łacho k.łaśo dobrze - en. cw. k. miśto (sanskr. - mishta - słodki) en. cw. laćhes, łaćes doić - en. cw. te dośeł (sanskr. - duh; hind. - dohna) cw. te doineł (pol.) k. t'e duśyt dokąd - en. kaj cw. dźikaj k. źikaj dom - en. cw. k. kher (prakr. - ghara; hind. - ghar) k.śkorńa dostać - en. te doryset cw. te doreseł, te reseł (pers. - rasidan) dotąd - en. ki da cyro (dotychczas) cw. dźikanak k.źakana dotykać - en. cw. te ćałaveł (sanskr. - cal) k. t'e astareł drapać - en. cw. te randel (sanskr. - rad) cw. te charuveł (hind. - kharotna) k. t'e charondźeł drewno - en. cw. k. kast (sanskr. - kaśtha) droga - en. cw. k. drom (ngr. - dromos) drogo - en. cw. k. kuć (hind. - kuchh - ładny) drzeć - en. te riskireł, reśkireł cw. te paraveł (hind. - pharna) k. t'e śińeł drzewo - en. ruk, rukh en. cw. kast cw. smrekos (pol. gw.) k. sałka drzwi - en. cw. k. vudar, vudara (prakr. — dinara) duchowny - en. cw. k. raśaj (sanskr. - riśi - śpiewak, wieszczbiarz) dusić - en. cw. te tasaveł (hind. - thasna - zatkać) 402 ?. t'e tasav'eł dusza - en. dii cw. vodźi k. aboro dużo - en. cw. k. but (phalura - butę; hind. - bahut) duży - en. cw. k. baro (hind. - bara) dwa - en. cw. k. duj (phalura - du) dwadzieścia - en. cw. k. biś (phalura - bis) dwanaście - en. cv. k. deśuduj dwieście - en. cw. dujśeł k. dujśeła dwór - en. cw. fiłaćin (ngr. - filaki) k. avlin dym - en. cw. k. thuv (sanskr. - dhuma) dzban - en. cw. khoro (hind. - ghara) ?. ???? dziadek - en. papu (ngr. - pappous) cw.papus k. papo dziecko — en. cw. ćhavoro k. śavor_o, głata dzień - en. dyves, dives (sanskr. - divasa) cw. dźives k. dźes dziesięć - en. cw. deś (sanskr. - daśa) k. dźeś dziewczyna - en. cw. ćhaj k. śej. rakli (nie cyg.) dziewięć - en. eńja (ngr. - ennia) cw. ejna k. ińja dziękować - en. te parykirel ^sanskr. - prati-kri - zwrócić, zapłacić) cw. te palikieret x k. nais dziś - en. dadyves, dadives (zob. ten + dzień) cw. adadźives k. adźes dziura - en. cw. chev (sanskr. - kevata - jama) k. chyr, grapa (rum. - groapa - jama) dzwon - cw. harangos (węg. - harang) dźwigać - en. te hadeł cw. te hazdeł(kurd.- vazden'a-podnoszę się) k. vaźdźeł fajka - en. faja, thuvali cw. thuvali (zob. thuv - dym), pipa k. Iulava (rum. - lulea) fartuch - en. janguńi, anguńi (zob. angił - przód), serca cw. podźa, łeketa (węg. - lekót - przywiązać) k. ketryncy fasola - cw. fizala k. fusuj (węg. - fuszulyka) futro - en. cw. postyn (hind. - postin) k. puśćin gałąź - en. ruk, rukhoro (hind. - uhk), krenzi cw. gałuzos, ran (sanskr. - danda) k. kranga (rum. - creanga) gałganek - cw. patavoro k. dyrza gardło - en. cw. kirło (serb. - grlo) cw. girkańis (serb. - grkljan) k. gerćano garnek - en. cw. k. piri (sanskr. - pithari) en. koćik cw. kuci (phalura - kuza - naczynie do wody) garść - en. borńik, burńik (pers. - burnuk - zdobycz, należność) cw. burńik, dumuk k. dukum gasić - en. te mućkireł, te murdźakireł cw. te murdareł (sanskr. - mur - zabójca) k. t'e mudareł gdzie - en. cw. k. kaj gdzieś - en. cw. k. varekaj gęś - en. k. papin (ngr. - papia) cw. papiń ginąć - en. te naśadźot. te chasuvel, te chaśot (sanskr. - naś) cw. te naśluveł k. t'e chasavot głęboki - en. cw. chor, choro (orm. - chor) głodny - en. cw. k. bokhato (zob. - bokh - głód) głowa - en. cw. k. śero (sanskr. - śira) 403 en.śero głód - en. cw. k. bok, bokh (hind. - bhukh) głuchy - en. cw. k. kaśuko (zob. kan - ucho i suko - suchy) głupi - en. dynało (sanskr. - dina - słaby, biedny, smutny) cw. dylino k. dźiło gmina - en. phandli (zob. te phandeł - wiązać) cw. gmina gnić - en. cw. te kirńoł (sanskr. - karuna - nędzny, podły) k. t'e ćerńoł gnida - en. cw. k. lik (sanskr. - likka; hind. hkh) gnieść - en. te linćkireł cw. te licarel k. t'e lićarel gniew - en. cholin cw. ruśyben k. choli gniewać się - en. te cholisoł (ngr. - choli - żółć) cw. te cholisalol, te ruseł (sanskr. - rush - gniew) k. t'e cholavoł godzina - en. śtunda (niem. - Stunde) cw. hodźina, hodzyna, żuta k. caso gołąb - en. touba, tołba (niem. - Taube) cw. hołubos, gołumbos goły - en. cw. k. nango (sanskr. - nagna; hind. - nanga) gorzki - en. cw. kirko (serb. - gorak) cw. girko k. kerko gospodarz - en. chułaj (sanskr. - kula - dom, rodzina; kulya - szanowany człowiek) cw. chułano, gospodażys (pol.) k. hazdygazda (węg. - hazi gazda) gotować - en. te kjeraveł (hind. - karna) cw. te taveł, te daveł, te tadźoł (sanskr. -tap - ogrzewać, rozpalać) k. t'e ćerav'eł góra - en. berga (niem. Berg) cw. hedźos, chola (węg. - hegy), chola (słów. - hola) k. płaj (rum. - plai - hala, połonina) gówno - en. kfuł cw. k. khuł (sanskr. - gutha) grać - en. cw. te baśaveł (sanskr. _ bhash -mówić, dźwięczeć) k. t'e dźilab'eł (zob. dźili - pieśń) groch - en. herył, hyryl (alban. - rille) cw. chyrchył k. fusuj grób - en. grabo, grobo cw. hrobos, grobos k. mermunto (rum. - mormint) gruby - en. grubo, śuvło (sanskr. -śvi, śu; hind. - sujna - wzbierać, nabrzmiewać, pęcznieć) cw. hrubo, suvło, khabno (zob. khabńi - ciężarna) k. thuło (sanskr. - sthula) gruszka - en. cw. ambrul (pers. - amrud) en. cw. k. ambroł cw. jambrot gryźć - en. te dandyreł (zob. dand - ząb) cw. te dandereł k. t'e dandeleł grzać - en. te taćkireł (zob. tato - ciepły) cw. k. te taćaret cw. te taćoł grzebień - en. cw. k. kangli (hind. - kanghi) grzyb - en. cw. chundro (hind. - khukhri) en. gżybo, betka cw. grybos k. buraca gubić - en. cw. te naśaveł (zob. te naśadźoł - ginąć) k. te chasareł - (zob. te chasavoł - ginąć) guzik - en. kućak, knepo (niem. - Knopf) cw. k. koćak (orm. - kocak) gwiazda - en. cw. ćerheń (pers. - ćarch - niebo) k. ćerhaj gwizd - en. śol, śol, śul (pers. - śor - krzyk; węg. - szol - dźwięczeć) cw. śoł k. frujera (rum. - fluierat) gwizdać - en. te śoladeł, te śuladeł 404 cw. te śolaret k. t'e frujeryl gwóźdź - en. nagło (niem. - Nagel) cw. k. karfin herbata - en. teja (niem. - ???) cw. harbata k. ćajo (ros. - caj; rum. - ceai) hycel - en. kuśfało (sanskr. - kush - rozrywać, wyciągać) cw. hyclos i - en. i en. cw. te cw. ta, taj, the, u k. aj, haj igła - en. cw. k. suv (sanskr. - sivani) ile - en. kicy (sanskr. - kati) cw. keci, kjecy k.sodźe imię - en. iav (hind. - lafz - słowo) cw. nav (węg. - nev) k. anav inaczej - en. vavires, vavirćanes cw. navka k. av'erfiało inny - en. vavir (hind. - aur) cw. aver, javer k. av'er iść - en. cw. te dźał, te phireł (zob. chodzić) k. t'e źał ja - en. cw. me (hind. - maiń) k. m'e jabłko - en. phabuj (phalura - babai) cw. k. phabaj jagoda - en. k. mura (rum. - mura) cw. jagoda jajko - en. jaro (sanskr. - anda) cw. jandro k. anrp, parnoro (demin. od parno - biały - zob.) jak - en. syr (sanskr. - saratam) cw. k. sar cw. sa, iba jaki - en. cw. k. savo (sanskr. - asau - taki) k. sav'estar jarmark - en. skendeno, marko (niem. - Markt - targ) cw. foros (zob. foros - miasto) k. bazary jasno - en. dyćło (widno, widoczny - od te dikheł - zob. widzieć) cw. jasno k. v'edźara jazda - en. cw. tradypen k. tradźimos jechać - en. cw. te tradeł, te jechineł k. t'e tradźeł jeden - en. cw. k. jek, jekh (pers. - jek) jedwab - en. cw. phar (hind. - pat) k. phanar jedzenie-en. cw. k.chaben (zob. te chał-jeść) jesień - k. tamna (rum. - toamna) jeszcze - en. jeśce (pol.) cw. - mek, meg (węg. - mćg) k. - maj (rum. - mai) jeść - en. cw. k. te chał (hind. - khana) jeż - en. jeżo, nyglo (niem. - Igel) veśytko balitśoro (= leśny prosiak) cw. jeżos k. bało kanrato (= świnia kolczasta) język - en. ćhib, tśib (hind. - jibh) cw. ćib k. śib jutro - en. tajśa, taśa (zob. wczoraj) cw. tajsa k. ćehara już - en. jus, uże cw. imar (węg. - mar) k. aba kaczka - en. reca (rum. - raja) cw. kaćka k.raca kamień - en. cw. bar (kurd. - bar) k. bach 405 kamizela - en. vesto (niem. - Weste; rum. -vesta), (częściej w znaczeniu - sweter) cw. lajbikos (niem. - Łeibchen) k. łaj bero kapelusz - en. boneta (rum. - boneta -czepek, kaptur) cw. stadźi (ngr. - skiadi) k. pełeryja (rum. - palarie) kapusta - en. jarmi (ngr. - armia) cw. jarmin k. śach (sanskr. - saka - jarzyny) karty - en. fody cw. kartki k. lila kasza - en. kurmi, khurmi cw. khurmin kaszlać - en. te khaseł (sanskr. - kas - kaszel) cw. k. te chasał kawałek - en. kotyr, kuty (hind. - kotah, mały, drobny) cw. koter, ćepo (węg. esepp - kropla), somakos k. kotor, kotorycy, kotorp kąt - en. eko (niem. - Ecke) cw. kutos (słowac. - kut) k. koto kichać - cw. te mareł ćika k. t'e dźeł ćsik kichanie - en. cw. k. ćik kiedy - en. kidy, kiedy cw. ?. ???? kiełbasa - en. cw. goj k. sałama (rum. - salam) kieszeń - en. kisyk (tur. - kęsa - kiesa) cw. żeba (węg. - zseb) k. posoći (rum. - poseta - torebka) kij - en. bust (rożenek do mięsa), desto (kij do bicza) (pers. - desteh) cw. kast k. Łaj kiszka - en. cw. goj k. poch klacz - en. cw. graśńi (zob. graj - koń) k. grazńi kląć - en. cw. te kośeł (hind. - kośna) k. t'e akuśeł klucz - en. klidyn (ngr. - kleidi [on]) cw. klidźin, kleją (ngr. - kleis) k. ćaja (rum. - cheie) kluska - en. klejza, kłoca (niem. - Kloss) cw. chałuskos k. chum'er kłamać - en. cw. te chochaveł (sanskr. - khakh - śmiać się) k. t'e chochav'eł kłaść - en. cw. te thoveł (hind. - dhoma) k. te thol kłaść się - en. cw. te thoveł pes k. t'e thoł p'e kłócić się - en. te ćhingardeł cw. te kośeł k. t'e ćśingareł kłótnia - en. ćhingart (hind. - chinghar - krzyk, wrzask) cw. kośyben, hałaśisagos k. ćścingar kobieta - en. cw. dźuvli (sanskr. - yuvati - dziewczyna, młoda kobieta) łc. źuvli kochać - en. te kameł (zob. - chcieć) cw. te kamaveł k. t'e kam'eł kochanek - en. kamło cw. k. kamado kocioł - k. juśto kogut - en. cw. baśno (zob. baśaveł - grać) cw. kohutos, kogutos k. kokośo kolano - en. cw. k. ćank, ćhang, cśang (hind. - tang - noga) cw. koć, khoć (ngr. - kotsi) kolczyk - en. cw. ćeń k. złak kolej (pociąg) - en. bana (niem. - Halin) cw. koleją k. dźezes koło - en. rota (ngr. - roda) cw. kereka, kjereka (węg. - kerćk) k. rata (rum. - roata) 406 kołtun - en. khudo (sanskr. - gruph - zwijać, wiązać) cw. kołtunos komora - en. cw. phirali (zob. phiraveł - otwierać) cw. kumora koniec - en. jagur, agur (sanskr. - agra - początek) cw. jagor, agor k. agor koń - en. cw. graj k. grast (hind. - ghora; orm. - grast - zwierzę pociągowe, juczne) kopać - en. te handel (sanskr. - khan) cw. te haneł k. t'e vunav'et kora - cw. cypa k. skorca koral - cw. en. mirikto cw. mindrikło k. mierźala (rum. - margean) kosz - en. khorba (niem. - Korb) cw. kośos k. koźnica, lada koszula-en. cw. k. gat, gad (hind.-gati-duża chusta) kość - en. k. kokało (ngr. - kokkalon) cw. kokatos kościół-en. cw. k. khangeri (pers. - kangura - wieżyczka; sanskr. - ghantagara - wieża) kot - en. cw. khaca, maćka (niem. - Katze; węg. - maeska) en. k. myca (rum. - mata) cw. beśńi (phalura - pisi) kowadło-cw. kovinca, jamuńis (ngr.-amoni) k. kovanca kowal - en. kovaćo, smido (niem. - Schmied) cw. kovaćis k. kovaći kożuch - en. cw. postyn, pośtyn (zob. futro) cw. kożuchos k. pośćin kradzież - en. cw. ćoriben cw. ćori k. ćorimos kraj - en. them (s;i,iskr. - dhaman - miejsce zamieszkania) cw. śtatos, krajos k. ćśem kraść - en. cw. k. te ćorel (sanskr. - córa; hind. - ćor - złodziej) krew - en. cw. k. rat (sanskr. - rakta - czerwony; hind. - rat - krew) en. łoli (zob. toło - czerwony) kręcić - en. te krencinel cw. te bondźaret k. t'e amboldźet krowa - en. cw. k. guruvńi (zob. guruv - wól) cw. gruvńi król - en. thagar (st. pers. - takabara; orm. -thagavor), krulo (pol.), khenigo (niem. - Konig) cw. - kralis (slow. - kral) k. amperato (rum. - im pa rat - cesarz) krótki - en. krutko, kurco (niem. - kurz) cw. charno (sanskr. - kharva - niski, karłowaty) k. skurto (rum. - scurt) kryć - en. cw. te garuveł k. t'e garov'eł krzak - en. kuśco cw. bur (hind. - buta) k. rećicy (I. mn. - zarośla) krzyczeć - en. te det godli (zob. - dać) cw. te keret vika, te vićinel k. t'e dżet muj (zob. - twarz) k. muj (=twarz) krzyk - en. godli (bengal. - gol) cw. vika (serb. - vika) krzywy - en. cw. k. bango (sanskr. - bhagna - zgięty, skrzywiony) krzyż - en. k. truśul (sanskr. - triśula; hind. - trisul - trójząb) cw. kerestos (węg. - kereszt) ksiądz - en. cw. k. raśaj (zob. duchowny) księżyc - en. ćhon, tśon (sanskr. - candra; hind. - chand) kto - en. k. kon (phalura - ko; hind. - kaun) 407 cw. ko ktoś - en. k. varekon cw. vareko kuć - en. te kuret (sanskr. - kutt - zgnieść, tłuc) cw. te demavel, te kujinel k. t'e ćukuił kula - en. nagła cw. kula k. plumbo kulawy - en. cw. k. langało - (sanskr. - lang- kuleć) cw. fang kuleć - en. cw. k. te łangał kum - en. cw. kirvo (sanskr. - grihya - należący do domu) k. ćirvi kuma - en. cw. kirvi k. ervi kupować - en. te kmel (hind. - kinna) cw. te cinel, te cynel k. t'e ćińeł kura - en. cw. kachńi (pers. - khanegi) cw. morli (hind. - murghi) k. khajńi (rum. - gaina) kurtka - en. cw. thalik (orm. - thalikh - filc) cw. haźik (czes. - hazuka) k. rachami kuźnia - en. cw. kuźńa cw. vigńa (serb. - viganj) kwas - en. śut (zob. - barszcz) cw. śut k. śut (ocet) kwaśny - en. śutło cw. śutło k. śukło kwiat - en. kfiato, lołodźi (ngr. - louloudi) cw. kfetós, kfiatos k. luludźi lać - en. te ćhuvel (sanskr. - kship - rzucać) en. cw. te ćhiveł k. t'e śoreł (sanskr. - chor - wyrzucać) lalka - en. lalka, papuśa (rum. - papuśa) cw. popka k. papuśa lampa - en. dudengry (zob. dud - światło) cw. judut (zob. judut - światło) lampa k. lampa las - en. cw. k. veś (tur. - vashi - dziki) laska - cw. k. rovli (ngr. - rabdi) latać - en. k. te naśeł (zob. ginąć) cw. te prastal (sanskr. - prastha - wyruszać) lato - en. ńijał (sanskr. - nikala) cw. linaj k. milaj leczyć - en. te saśćakireł (zob. sasto - zdrowy) cw. k. te saśćareł lekarstwo - en. cw. draba (zob. drab - ziele) cw. laiki k. drab lekki - en: cw. łokho (sanskr. - laghu) k. vuśoro (rum. - usor) len - cw. wuś (orm. - wuś - pakuły) leniwy- en. kaśfało cw. kirno, leńivo (zob. kirńoi - gnić) k. khajlo lepiej - en. fededyr, fedyr cw. feder k. maj miśto (hind. - bithar) lewy - en. zervo (ngr. - zervos) cw. levo k. stryngo (rum. - sting) leżeć - en. te paśol, te paślot cw. te paślot k. t'e paślol liczyć - en. cw. te gineł (hind. - ginna) k. t'e dźineł list - en. cw. k. lii (hind. - likha - napisane) liść - en. k. patrin (sanskr. - paltra) en. patryń cw. prajtin lizać - en. cw. te ćaret (hind. - chatna) k. te ćaiel lód - en. lodo cw. legos (węg. - jeg) k. paho (ngr. - pagos) lustro - en. glindaro, dykhypnaskro (zob. dik- heł - patrzeć) 408 cw. gendatos, gindatos k. oglinda, gledała (rum. - oglinda) ładny-en. cw. k. śukar (sanskr.-śukra- jasny, biały, czysty) łamać - en. te phagireł (sanskr. - bhagna - złamany) cw. te phagereł k. t'e phageł łańcuch - en. veryng (serb. - veriga) cw. verygos, łańcos k. łanco (rum. - lan{) łapać - en. te chtyłeł cw. te chudeł k. t'e astareł łasica - en. phurdyńi k. borory łaskotać - cw. te clivineł ława - en. banko cw. bankos, łava łąka - en. cw. mała (sanskr. - mała) en. viza (niem. - Wiese) k. kympo (rum. - camp), mała, majna cw. łunka (pol. - łąka) łom - k. dopo (rum. - dop - czop) łój - en. łojo (pol.) cw. khoni (gruz. - koni) łóżko - en. ćhiben (sanskr. - śivan - leżący) cw. jadźos (węg. - agy) k. pato (rum. - pat) łykać - en. te nakhaveł cw. te ligineł łyżka - en. cw. roj (hind. - doi) k. roj < łza - en. jasfin (sanskr. - aśru) cw. japsi, japsin, japsa k. asfin majątek - en. cw. barvalipen (zob. - barvało - bogaty) en. fiłaćin (posiadłość ziemska) (zob. - dwór) k. avlin (posiadłość ziemska) majtki - en. chołuvore (zob. - spodnie) cw. sostin (sanskr. - svasthana) k. sośća (kalesony) malutki - en. tyknoro cw. cynonoro k. cynoio mało - en. kuty (zob. - kawałek) cw. ćuno, ćino ?. ??? mały - en. tykno (hind. - thengna - krótki) cw. ćikno, churdo k. cygno małżeństwo - en. romandune cw. veradune marchew - cw. merka, merkhi (słowac. - mrkva) k. morkoj (rum. - morkov) marznąć - en. te mraśoł cw. te fadźineł (węg. - fagy - mróz) k. t'e pahoł masło - en. khił, kśił (phalura - ghir) cw. ćhił k. ćśił matka - en. cw. daj (hind. - dai - mamka; kurd. - dae - matka) k. dźej mądrość - en. godypen, gody (sanskr. - goda) cw. k. godzi mądry - en. godo cw. godźaver k. godźav'er, charano mąka - en. jarźo (hind. - ata) cw. jaro k. aro mąż - en. cw. rom (zob. Cygan) en. romanduno (małżonek) k. rpm mężatka - en. romanduńi cw. veraduńi k. ansurim'e mężczyzna - en. cw. k. murż (sanskr. - musk- hara - mający jądra) mgła - c. muchli (ngr. - omichle) k. bruma (rum. - bruma - szron) miasto - en. k. foro (ngr. - foros) cw. foros 409 miech - cw. piśot (słowac. - piskot) miedź - k. charkuma (ngr. - chalkos) miejsce - en. śteto cw. helos, than (węg. - heły) k. than (hind. - than) miesiąc - en. cw. ćhon (zob. księżyc) k. ćon między - en. maśkir, maśkirał (hind. - markas - środek) cw. maśkar, maśkarał k. maśkarał miękki - en. cw. k. kovło (sanskr. - komala) mięso - en. cw. k. mas (sanskr. - mas) miłość - en. cw. kamlipen (zob. chcieć) k. kamavipen, kamlimos miotła - en. besna, besma (niem. - Besen) cw. bezma, śuładźi (zob. śułaveł - zamiatać) k. rhotura (rum. - matura) miód - en. jagvin (pers. - abgin) cw. javdin. meda, miodos k. avdźin miska - en. cw. ćaro (sanskr. - caru - kocioł, garnek) k. tazo mleko - en. cw. k. thud, tud (hind. - dudh) młody - en. cw. k. terno (sanskr. - taruna) młotek - en. młotko, ćokano (rum. - ciocan) cw. ćokanos k. ćokano młyn - en. małuno (węg. - malom) cw. małmos, młynos, pisało (sanskr. - pish - mleć) k. asav młynarz - en. małmaro (węg. - molnar) cw. młynaris mocny - en. cw. zorało (zob. zor - siła) k. zurało mokry - en. kindo (sanskr. - timita) cw. cindo, sapano (sanskr. - sa + paniya - pełen wody) k. ćśingo morze - en. mero, bari pani (= wielka woda) cw. moros ?. ???'? (rum. - marę) most - en. mosto cw. phurć, phurt (avest. - peretus) k. podo mowa - en. rakeriben, rakiriben cw. k. duma mój - en. cw. miro. mro (hind. - mero) k. muro mówić - en. cw. te pheneł (sanskr. - bhan) en. te rakireł (sanskr. - prakri) cw. te vakereł k. t'e dźeł duma mrówka - en. kir (hind. - kirą - owad) cw. gir k. ćir mróz - en. mrazo cw. mrazos k. morozo mucha - en. cw. matli (hind. - makkhi) cw. maćin ?. ??? my - en. jamę (hind. - ham) cw. amen ?. ??'? myć (się) - en. cw. te moreł (pes) (sanskr. - marj - czyścić) k. t'e thoł (p'e) mydło - en. sapuńi (hind. - sabun) cw. sapuńis k. sapuj mysz - en. mauzo (niem. - Maus) cw. miśos ?. ????? (rum. - soarece) na - en. pe, pre cw. pro ?. ?'? nad - en. cw. uprę (sanskr. - upari; rum. - asupra) k. po, oprę namiot - en. śatra (rum. - śatra) cw. namjotos k. cera napełniać - en. te pherdeł (sanskr. - purta - pełen) 410 cw. te phereł k. t'e phereł nasz - en. jamaro (hind. - hamara) cw. k. amaro nazywać (się) - en. te khareł (pes) cw. te vićineł (pes) (zob. vika - krzyk) nic - en. ńićhi, chi, tśi cw. nić, ńiso k. khanći nić - en. cw. k. thav (phalura - dhana) nie - en. cw. na (sanskr. - na) k. naa niebo - en. boliben cw.ńebos k. ćeri (rum. - cer) nieboszczyk - en. cw. k. mulo niedziela - en. cw. k. kurko (ngr. - kuriake) niedźwiednik - en. ryćaro (zob. ryć - niedźwiedź) niedźwiedź - en. ryć (hind. - richh; sanskr. - riksha) cw. medvedis, ńedźvjedźis k. ryć nie ma - en. nańi cw. nane k. naj Niemiec- en. saso cw. ńemcos, ńimcos k. ńamco (rum. - neamf) nie można - en. naśty cw. naśty k. naśćil (forma osobowa) nieść - en. cw. te lidźał en. te ligireł k. t'e ingjereł nieszczęście - en. cw. bibacht (zob. - bacht - szczęście) k. bibach nietoperz - en. latopiżo (pol. gwar. - latopyrz) k. lilijako (rum. - liliaco) nigdy - en. ńikdy cw. k. ńigda, śoha (węg. - soha) nikt- en. ńikon cw. ńiko k. konik niszczyć - en. cw. te mosareł k. t'e rymoł niż (aniżeli) - en. syr (zob. jak) cw. k.sar noc - en. cw. k. rat (hind. - rat) noga - en. heruj, phiro (sanskr. - hadda) cw. heroj, pindro, ćang (zob. kolano) k. punro (hind. - panw) nos - en. cw. k. nak (hind. - nak) nowy - en. cw. nevo (sanskr. - nava) k. ńevo nożyce - en. śira, śyra (niem. - Schere) cw. noźńićka k. kaca nóż - en. cw. ćhuri (sanskr. - churi) k. śuri obiad - cw. dilos (węg. - del) (zob. południe) obok - en. cw. paś, paśe (hind. - pas - blisko) en. paś, paśe cw. pasał k. pasa obóz - en. k. lagro (niem. - Lager) en. taboro cw. taboris obraz-en. bilta (częściej-fotografia) (niem. - Bild) cw. obraźis, obrazys k. jukana (ros. - ikona) ogień - en. cw. k. jag (hind. - ag) ogier - en. heńśto, hensto (niem. - Hengst) cw. ogros k. harmesari (rum. - armasar) ognisko - en. vatra (rum. - vatra) en. cw. k. jag ogon - en. cw. k. pory (hind. - ????? - penis) ogród - en. cw. k. bar (hind. - bari) cw. ogrodos (pol.) ogrzewać - en. te taćkireł (zob. tato - ciepły) cw. te taćareł k. t'e taćareł ogrzewać się — en. te taćoł cw. te taćareł pes 411 k. t'e taćareł p'e ojciec - en. cw. k. dad, dat (sanskr. - tata) okno - en. fenstro, dudali (zob. dud - światło) cw. chev (zob. dziura), obłoka (węg. - ablak) k. fielastra (rum. - fereastra) oko - en. cw. k. jak, jakh (sanskr. - akśi) okrywać - en. te ćhakireł, te tśakireł (sanskr. - chad) cw. te ućhareł k. t'e vuśarav'eł on - en. cw. jov (hind. - vuh) k. vo ona - en. cw. joj (hind. - vuh) k. voj oni - en. cw. jone (hind. - ve) cw. one k. von orzech - en. pehend (tur. - findik) cw. pendech, ożechos k. akhor (phalura - ?'????) osa - en. bisa cw. osa k. birowli osiem - en. cw. k. ochto (ngr. - ocht) otrzymać - en. te doryseł cw. te doroseł, te reseł (pers. - rasidan) otwierać - en. teotphandeł, te phiraveł (zob. phirali - komora) cw. te phutereł (sanskr. - sphut - pękać) k. t'e putreł owca - en. cw. k. bakri (zob. bakro - baran) owijać - en. te paćkireł k. t'e paćareł padać - en. cw. te pereł (hind. - parna) k. t'e p'ereł pada deszcz - en. briśyndeł (zob. briśynd - deszcz) cw. deł o briśynd k. dźeł briśynd palec - en. gust (pers. - angośt) cw. janguśto k. naj (zob. naj - paznokieć) palić - en. te chaćkireł cw. te łabareł (ngr. - labrizo) k. t'e phabareł palić się - en. te chaćoł cw. te łaboł k. t'e phaboł p'e (phalura - bhar - piec) palić papierosa - en. te chaćkireł cw. te pijeł cygarys (= pić) k. t'e pjeł cygara pamiętać - en. te rypireł cw. te pamientineł k. t'e sereł pan - en. cw. k. raj (sanskr. - raj - panować) pani - en. cw. rani k. raji pantofel - en. tyrach, terach (oset. - teracha) cw, cirach k. papuka (rum. - papuć) papier - en. cw. lił (zob. list) en. papiro cw. papirys k. herćija (rum. - hartie) papieros - en. chaćkirdo, thuvałeskro (zob. thuv - dym) pibnangro (zob. pijeł - pić) k. thuvali, cygara pas - en. kuśtyk (tur. - kusak) cw. pasos k. kuśćik, aravli paść (konie itp.) - en. te ćaraveł (hind. - chatna) cw. te pasyneł k. t'e pravareł patrzeć - en. cw. k. te dikheł, te dykheł (hind. - dekhna) patyk - en. kaśtoro, bust cw. kast, galos k. kaśtoro (zob. kast - drewno) paznokieć - en. cw. naj (sanskr. - nakha) k. vundźija (rum. - unghie) pchać - en. te śpułeł cw. te ispideł (sanskr. - sphit - bić, pchać) k. t'e spidźeł pchla - en. cw. pusum (sanskr. - plushi) k. pisom pełny - en. cw. pherdo (zob. te pherdeł - ?? 'U •? 7? "? >? N ? % suk | ?. 1 dźil eśń źuk akai ??* ? 1 ? 3 s ? w g 03 ? ? s * ? ? 2 ?" •?, s ?? ?? ? -? ? ? ?. ? 2 V,- w ?? ?? ? ?? S' 5' ? B' ? ?? ? 8- 2. "(3' ? - U3I «? 3 ? obic gali ? I «?- ?9. *• =?• I I 7? N ?? >? ? ? •? w ? ?? 7? 00 ?? . łov'e ? ? ieniądze - . pharno w. phernor arinah - ow ieluszka - ? p'ećata (r w. pećata I 1 ? t'e ?'???? otować) ? 1 ? ? 1 3 •S' 3 3 4 ? ? ?. 00 ?" pher ??? a (ni CW.tf ? ?? li»V ?? ? ?: ?? ? ?? ?? . ćiś iąte ?. cw. 1 ?>" w *? ??? 1 ?" "? 1 <-> ?? •u'. ? "** ? S~V N ? ? ? ? ? ? ?? »? ? ?? W ? ?? 77 ? ?? ?? ?? «5 •? ? ? * ? * ? ? * o ?, ?: ? tał ? ? *+ ?? ?? ? a ?? u teł 3 ?,, ?? iel 0) ?? 3 ?. ?- U ?? ?* -— ? o ? 8 << ? ?> khaml ?- ?- ?? ?- 1 (zob ado ??- § paja ??- anoł 1 ? ała oałe isod 3 2. °2, ? ? ? < ?7 ? (sa s * ?? *- ?> ?? 3 łpa( drze irdo, (san I iaml arna 1 * ? ?) Sr < ? ?? 00 ory 1 ody 'n4 reł ara 1 skirdo tale) b. kham - s m - potem) ońce 1 1 en. cw. k. p piót plot 77 1 3 ptak k. t' plac k.p o ?o S no - er ? U3- e rov'e ? ać-cn e poćiń te poci ić - en rośćina lepeda hta - ? ? 5= n ?? « 3 nd.-pakana- I 1 i 1 o •o 77 ?3 "O 4 lecy o- ? I o. E- g. o ? 1 -1 ? 1 3 o ? » e S 3 ??< • er o nu Ci «B * I- ? ?- ? 3 * * « ? ?, 3 ? ST B' I I If I I ? • o ^ o "O 43 TT -o o o- • o *? ir flf ? ?? l & ?; ? S4 'O. 3 ą n. • LX- 5 n> 2. -? 2? ?- I 4 S o 11 ii -1 I O I •13 ł I 3 sr » B" E' Ce - 3 s ?* I & a. o' S. ?? <& ?&??? ? ?- &. fi: ^^ O. • O er fis N 00 ? ? ? ? er ? • o i fflłl 4 !>? ?a Ci 00 ?? 7? a o 3 łowa) 0 lak - en t'e syka' kazywai śerand duszka phala ( = O I Ul; ? S eH F -o •a * N o Ł *r p- 0^ ?o 03 a hal 3 & 1 Cl for o tr- ? o- i ?o ^< ero dło .1 I ? ?" ? •« 'S4 2 B' ? ? j* ? "?" 1 00 ? ? S' ? 7? 1 ?? 1 p^- ^ ? 3 5 o. ?• pa N ?'?? 3 1 77 ? (?? ? s O a. a ??? ? * er 0Q S' ?? ? 3 iS 7? 1 ?? r 1 ? 2". N ? •% ? a c* N o 1 •4 ovl oła ? I ,_ 1 i ^"' 1 o 9- g w 9 ts >v ? >? n ? a. a. §• p «g 5 em irin ? ^—? 43 ? \ Vl< w Sd ^ =• 'S' 4 "1 t 4 ? o ysi 1 n 1 1 M ? » i 3 * 9 »4 ifl ^"o wo^^ti^ i^"Q I 'u 2"n 2"d sro-a ± ' a ,_ t^ 00 3 «ó i a. * ? ?, 'a / n 1 ^ « B' 1 ? ?' ?" '— 1 ? I -?? nang man śba - sić- dko wdzi Si ? ???? ? n s o IS. 3 ? ??? 3 3 = l L/5 ?------v n * fu 3 * i s o 3 5 ?9 7? 3 00 3 s r a * ał, a ngip 1 ? 7? zysłó 40 3 4 'a fil * ? ii. | ? a cowa pa 3 run o (?? ? 1 ? igha •? ? 3 s a o. B ?4 T3 ? ii 0= O, ? 3 1 H 414 pytać - en. cw. te phućeł (pali - pucch) k. t'e puśet radość - en. frejda (niem. - Freude) cw. radźisagos ramię - en. cw. phiko (zob. plecy) k. dumo rano - en. tajśarta, taśarta (zob. jutro, wczoraj) cw. tosarta k. dymińacy (rum. - dimineaja) raz - en. cw. jekvar en. jekmol k. jekdata razem - en. cw. khetane (hind. - ek - jedno + than - miejsce) ew. wraz (pol.) k. k'etańe rąbać - en. cw. te ćhingereł (zob. - te ćhineł -ciąć) k. t'e pharav'et (zob. drzeć) ręka - en. vast, vaśt (sanskr. - hasta) en. cw. k. vast cw. musi, musy rękaw - en. cw. k. baj (sanskr. - bahu) robak - en. cw. kirmo (sanskr. - krimi; hind. -kirm) k. ćermo robić - en. cw. k. te keret (hind. - karna) robotnik - en. bućakro, bućitko, bućengro (zob. buty - praca) cw. bućaro k. bućary rodzić - en. te toćkiret cw. te łoćareł k. t'e arakhel, t'e arakhav'et rodzić się - en. cw. te loćot k. t'e arakhadźoł rodzina r en. semenca (slow.) cw. narodzi (stów.), narodi k. namo (rum. - neam - ród) ? rok - en. cw. k. bers (sanskr. - varsa; hind. -baras) rosa - en. dźudto cw. rosa (pol.) k. bruma Rosja - en. baritko rik (zob. baro- wielki + rik - strona), chatadytko rik (zob. cbałado - policjant + rik) k. purango Rosjanin - en. baro (zob. baro - duży) k. purango rosnąć - en. te bar jot cw. te barol rozmawiać - en. te rakiret (zob. mówić) cw. te vakerel k. t'e dźeł duma rozum -en. gody, gody pen (zob. mądrość) cw. k. godzi rozumieć - en. te halo! cw. te haluveł, te jahalol k. t'e halarel rwać - en. te ryskiret (zob. - drzeć) cw. te pharavet, te ćingereł k. t'e ankałav'el ryba - en. cw. maćho (sanskr. - matsya; hind. -machchhi) k. maso rzemień - en. symiro cw. symiris rzucać - en. te ćhurdel (sanskr. - chor; hind. -chhorna - wyrzucać) cw. te icardeł k. t'e śudźeł sam, samotny - en. cw. jekdźeno en. kokoro cw. korkoro k.jekdźeno, korkoro samiec - en. cw. k. murs (zob. me.zcz.yzna) schnąć - en. cw. k. te śućoł (zob. suko - suchy) sen - en. cw. k. suno (hind. - sona) k. lindra (sanskr. - nidra; phalura - nindra) ser - en. kirat, kerat (sanskr. - kilata) cw. cyrał, ćirał k. ćirał serce - en. dźi (orm. - vogi - dusza) cw. vodźi cw. k. iło (hind. - hiya) 415 siano - en. cw. k. khas (hind. - ghas - trawa stoma) siedem - en. cw. efta (ngr. - efta) cw. echta k. jefta siedzieć - en. cw. te beśeł (phalura - bheś-um) k. t'e b'eśet siekiera - en. cw. tover (pers. - tabar) k. tov'er sień - en. tremo (serb. - trijem) cw. pitfora (węg. - pitvar) k. bitfora silny - en. cw. zorało k. zurało siła - en. cw. k. zor (sanskr. - sara; pers. - zór) siostra - en. pheń (sanskr. - bhagini; hind. - bahin) cw. pehn k. ph'ej skakać — en. te chteł cw. k. te chućet skalanie - en. mageripen k. mahrimos, pikilimos skalany - en. magerdo cw. łabanco (węg. - labanco - obcy) k. mahrim'e, ???????'? skąd - en. katyr, karik cw. kathar, khatar k. katar skóra - en. cypa (ngr. - tsipa) cw. cipa, morkhi (orm. - mort') k. morći skrytka - en. ćorachańi (zob. ćor - złodziej) skrzydło - en. cw. k. phak (sanskr. - paksha; hind. - pankh) skrzynia - en. cw. mochto k. jaśćilco skrzypce - en. gajga (niem. - Geige) cw. łavuta (tur. - lavta), hegeduva (węg. - hegedii) słodki - en. gudło (sanskr. - guda - cukier, melasa) cw. guło k. gugło słoma - en. cw. phus, phusa (hind. - phus) k. sułuma (słów.) słonina - en. bałavas (bało - świnia + sanskr. vasa - tłuszcz) cw. bałevas, zyros (węg. - zsir) k. mas thuło(= misso tluste) słony - en. cw. k. łondo (zob. sól) słońce - en. cw. k. kham (sanskr. - gharma - skwar, upat) słowo - en. cw. tav (hind. - lafz) k. vorba (rum. - vorba) słuchać - en. cw. te śuneł (hind. - sunna) k. t'e aśuńeł (być posłusznym - en. te kandeł k. t'e kandźeł) słup - cw. ćiło smark - en. cw. k. lim smarować - en. cw. k. te makheł (sanskr. - mraksh; hind. - makkham - masło) smród - en. kańć (sanskr. - gandha) cw. khan, khant k. khandźimos smyczek - en. bogo (niem. - [Geigen] bogen) cw. hinovos, inovos snop - en. bunto, bonto (niem. - Bund) cw. snopos (pol.) sobota - en. k. savato cw. sombat (węg. - szombat) sól - en. cw. k. łond, lont (hind. - łon) cw. łon spać - en. cw. te soveł (sanskr. - svap) cw. te indraluveł, lindraluveł (zob. lindra - sen) k. t'e sov'eł spiżarnia - en. phirali (zob. - komora) cw. pirali spodnie - en. chołuv (oset. - chalaf) cw. chołov k. kalcy (rum. - caljun - pończocha) spódnica - en. podźa, kśecka cw. rokla k. roća (rum. - rochie) sprawiedliwość-en. cw. ćaćipen (zob. prawda) k. ćaćimos sprzedawać - en. te bikineł 416 cw. bikeneł ?. t'e bićińeł srebrny - en. cw. k. rupuno srebro - en. cw. k. rup (sanskr. - rupja; phalura -rup) stać - en. cw. k. te terdźoł (sanskr. - dardharti - nieść, trzymać) en. te terdeł cw. te terdźał stajnia - en. cw. śtala (serb. - stała) cw. stalova stamtąd - en. dorik, odorik cw. odarik k. kutkar stary - en. cw. k. phuro, phurano (sanskr. - pnrana) stawiać-en. cw. te thoveł (sanskr.-dha;hind. - dhona) k. t'e thoł stąd - en. darik, avri (na dwór) cw. adarik, kadarik k. kacar sto - en. cw. śeł (hind. - sau) k. kśeł (= jekseł- „jedno-sto") stodoła - en. cuma (rum. - sura) cw. śopa (pol.) stół - en. skamin, skamind cw. skamin, skańint k. skafidźi (ngr. - skale - skrzynia), m'esala (ngr. mensalion - obrus) strach - en. cw. k. dar (sanskr. - dara; hind. - dar) strona - en. k. rig, ryg (hind. - dik) en. sera struna - en. zajta (niem. - Seite) cw. hura (węg. - bur) stryj - en. cw. ??? (zob. wuj) k. kako strzał - en. karjedypen cw. vilindo (węg. - villam - błyskawica) strzelać - en. te deł kar je cw. te vilineł k. t'e dźeł jag studnia - en. chańig (tur. - kaynak - źródło) cw. chańig, chańik k. chaing suchy - en. cw. k. suko (sanskr. - śushka; phalura - suko) suka - en. cw. dźukli (zob. pies) cw. rikońi k. źukli surowy - en. bivant (sanskr. - vimlana - świeży, czysty) cw. jało (pali - alla - świeży, zielony) suszyć - en. te śućkirel cw. te śućareł k. t'e sućarel swędzić - en. cw. te chańdźol swój - en. peskro cw. peskero k. p'esko syn - en. cw. ćhavo k. śav sypać - en. te ćhuveł cw. te ćhiveł k. t'e śoreł syty - en. cw. cało szczekać - cn.:e baśeł (zob. te baśaveł - grać) cw. k. te baśoł szczęście - en. cw. bacht (pers. - bakht; tur. -baht) k. bach szczotka - en. birsta (niem. - Bursie) cw. śuładźi (zob. te śułaveł -.zamiatać) szczypce - cw. syłavis (ngr. - labis) k. klaśto (rum. - cleste) szeroki - en. cw. buhło (sanskr. - bahula) en. k. buvło sześć - en. cw. k. śov, sof szewc - en. śustaro (niem. - Schuster), śefco (pol.) cw. śustros, śefcos szklanka - en. stekła (serb. - staklo - szkło) głazo (niem. - Glass - szkło) cw. cakłos k. paharo (rum. - pahar) sznur - en. cw. k. śeło (sanskr. - śulla) szukać - en. cw. te rodeł k- te rodźeł szwagier - en. śuguro, śfagro (pol.) cw. śogoris - (serb. - śogor) k.śogoro szybciej - en. sygedyr cw. sigeder k. maj fugo (rum. - mai fuga) szybko - en. cw. syg, sig (zob. prędko) k. fugo szyc - en. te suveł (zob. suv - igła) cw. te syveł k. t'e suveł szydło - en. jar cw. śidłos szyja - en. cw. men (sanskr. - manya - kark) k. koch ściana - en. vanta (niem. - Wand) cw. fała (węg. - fał) k- zydo (rum. - zid) ściskać - en. te tasaveł cw. te kikideł k. t'e ćidźeł ślepiec - en. cw. koro k. koLo ślina - en. ćungart cw. ćungard, ćungarda (l.mn.), sala k. cśungar śliwka - en. khilava, khijava (orm. - kliawi) cw. ćhilav k- pruna (rum. - pruna) śmiać się-en. te sał cw. te jasał k- t'e asał śmiech - en. saben cw. jasaben k- asaimos śmierć - en. cw. mariben (zob. te mereł - umierać) k. marca (rum. - moarte) śmietana - en. thuli (zob. thuło - tłusty) śnieg _ cn. cw. k. jiv (sanskr. - hima - zimno, zima) śpiew-cn. bagipen cw. gilavipen k. dziłabaimos śpiewać - cn. te bageł cw. te gilaveł (zob. gili - pieśń) k. t'e dziłabał świat - cn. sfeto (słów.) cw. sfetos ( k. łumja (rum. - lume) światło - cn. dud (sanskr. - dynti) cw. judut, jidut świeca - cn. cw. momeli (zob. mom - wosk) k. memeli świerzb - cn. cw. k. ger (pers. - gar - parch) święto - cn. svento (pol.) cw. svinto, inepos (węg. - iinnep) k. dźes baro (= wielki dzień) świnia - cn. bliko k. cw. bali cw. balićhi ta - cn. dają cw. aja, koja k. kadźa tak (w ten sposób) - cn. adźa cw. afka, kafka k. kadźa tak - cn. adźa, uva k. jo cw. hi, uva taki - cn. dasavo cw. ajso, akajso k. kasavo talerz - cn. trancuro cw. tamiris, tańirys (słów. - tanier) k. ćijary (sanskr. - caru - garnek) tam - cn. cw. odoj cn. doj cw. ???, kodoj k. kutka tamta - cn. doją cw. oja k. kuca tamten - cn. odo, do, dova cw. oda 418 ?. kuko tańczyć - en. cw te khełeł (sanskr. - khel - wywijać, powiewu) k. t'e khełeł ten - en. dava cw. ada, akada, kacja k. kado teraz - en. kana cw. k. akana cw. kanak teść - en. teśćo cw. sastro (sans|,r _ svasura; hind. - śasur) k. sokro (rum. -. S0CTn) tłusty - en. cw. ? thuto (sanskr. _ sthula) topić - en. te ro!jt0pineł; biłaveł cw. te bilo} (sanskr. - viii) k. t'e biłał trawa - en. cw. k ćar (phalura - car) trochę - en. kuty (hind _ kotan _ maj0> krótko) cw.ćepo k. cera truć - en. te gifterei (niem _ Gift - trucizna) en. cw. te truinej (p0( \ trząść się. - en. te zdral te cytro, (niem _ zittem) cw. k. te izdrał (serb _ drhati) trzeba - en. tsebi>tSa (pol.) cw. kampeł (węg _ kampe) k. trobuł (rum. ^ trebuie) trzeć - en. te lićarei cw. k. te khoseł trzonek - cw. desto (zob kij) trzy - en. cw. k. trin (sanskr. _ tri; hind. - tin) trzydzieści - en. trindeśa cn. cw. trianda k. tranda trzymać - cn. te rykireł (hind. - rnkna), te tyrdeł (sanskr. ^ dardharti) cw. te likereł, te jkereł, te likhereł k. t'e ink'ereł tu - cn. cw. ada; cn. daj cw. akadaj, ake> ak k. kadka twarz - cn. cw. k. muj (sanskr. - iiiukha) twój - cn. cw. k. tiro, tyro, tro (hind. - tera) ty - cn. cw. k. tu (hind. - tu) tyczki (do namiotu) - cn. sochy, beranda, berańdźa (ngr. - phero - nosić) k. kov'erći tydzień - cn. cw. k. kurko tyle - cn. dakicy cw. ajći k. kajći tylko - cn. tylko, tyło (pol.) cw. ća (węg. - esak), afka k. numa (rum. - numai) tył (z tyłu) - cn. cw. k. pata! (zob. - po) cn. paluj tysiąc - cn. bar cw. ezefos, ezros (węg. - ezer) k. mija, ekmija (rum. - mi'e) tytoń - cn. thojało, duchano cw. thuvak> (zob. thuv - dym), duvanos k. duvano ubierać (się) - cn. te ryveł (pes) (sanskr. - urnu - okrywać, odziewać) cw. te uraveł, te uret (pes) k. t'e vurav'el p'e ubranie - cn. ryiben cw. uraviben, renti, renticy k. vuraimos ucho - cn. cw. k. kan (hind. - kan) uciekać - cn. te chylćoł cw. te denaseł, te prastał cn. k. te naśeł (zob. naśaveł - gubić) uczyć - cn. te syklakirel cw. te syklareł k. t'e syćarel uczyć się - cn. te sykloł (sanskr. - siksh; hind. - sikhna) cw. te sikloł k. t'e syćoł ukradkiem - cn. ćorachanes (zob. - ćor - złodziej) cw. ćorał k.ćordańes 419 ulica - cn. gasa (niem. - Gasse) cw. ulica (pol.) k. drom (zob. - droga) umieć - cn. te dźineł cw. te dźaneł k. t'e źaneł umierać - cn. cw. te mereł k. t'e m'ereł umyć - cn. cw. te moreł (zob. myć) k. t'e chałav'eł upić się - cn. cw. k. maćoł (zob. - pijany) cn. te maćkireł pes urodzić - cn. te łoćkireł cw. te łoćareł k. t'e arakheł (dosł. znajdować), t'e arakhav'et urodzić się - cn. cw. te łoćoł k. t'e arakhadźoł w - cn. andre, dre (sanskr. - antare; hind. - antar - wewnątrz) cw. andro, andre, adro, adre, ando k. ando walka - cn. cw. mariben (zob. te mareł- bić) k. marimos wasz - cn. cw. k. tumaro (hind. - tumhara) wąchać - cn. te sungeł (hind. - sunghna) cw. te sagineł k. t'e sungał wąsy - cn. chora, tśorja cw. chora k. mustecy (rum. - musta}a) wąż - cn. cw. k. sap (sanskr. - sarpa; hind. - samp) wczoraj - cn. tajśa, taśa (ngr. - tachja) cw. tajsa k. araći wdowa - cn. cw. k. phivli (sanskr. - vidhava) wdowiec - cn. cw. k. phivło wesele - cn. cw. bijav (hind. - byah) k. abjav wesz - cn. cw. dźuv, dźuf (phalura - jhi) k. źuv wędka - cn. deca cw. yintka węgiel - cn. vangar (sanskr. - angara) cw. jangar k. angar wiać - cn. cw. te phurdeł (sanskr. - phut-kri - dmuchać) k. t'e phuradźeł wiadro - cn. chemra, wedrą cw. wjedra k. vadra, bradźi (rum. - vadra) wiatr - cn. cw. bałvał (hind. - bayar) k. barvał widzieć - cn. cw. te dykheł (zob. patrzeć) k. t'e dźikheł wieczór - cn. belvel (sanskr. - vikala) cw. kijaraći, karaći, kjeraći k. tałaj rat wiedzieć - cn. te dźineł (hind. - janna; sanskr. - jna) cw. te dźaneł k. t'e źaneł wiele - cn. cw. k. but Wielkanoc - cn. cw. k. patradźi wieprz - cn. cw. balićho cn. balitśo k. cw. bało cw. balićo wierzyć - cn. cw. k. te paćał, te paćeł (hind. - patiyara - wiara) wieszać - cn. te błaveł, te umłaveł cw. te umbłaveł, te figineł k. t'e ambłav'eł (sanskr. Jambj wieś - cn. cw. k. gav (hind. - ganv) więzienie - cn. śtariben, śtaryben cw. chudypen (zob. te chudeł - łapać) k. ćemńica (pol.) wilgoć — cn. kindypen cw. ćindypen k. syrośća wilk - cn. cw. k. ruv (sanskr. - vrika) wino - cn. cw. k. moł (hind. - mul) wkrótce - cn. sygo cw. mej, mindrał (węg. - mindjart - zaraz) k. tugo (rum. - fuga - szybko) włos - cn. cw. k. bał (hind. - bal) 420 cw. dzar (sanskr. - jata - warkocz, splot) włosy - en. bała cw. k. bał cw. dzara (głównie: sierść) k. zara (łonowe) wnętrzności - en. cw. goja cw. pacali ?.'???? woda - en. cw. pani (sanskr. - paniya; hind. -pani) k. paj wojna - en. cw. mariben (zob. te mareł - bić) k. marimos wołać - en. te khareł cw. te vićineł k. t'e akhareł worek - en. cw. k. gono (hind. - goni) wosk - en. cw. k. mom (pers. - mum) cw. woskos (pol.) wódka - en. bravinta, brainta (niem. -Branntwein); rećija (serb. - rakija; rum. -rachiu); chaćkirdy (= gorzałka; zob. palić) cw. tardźimoł, thardźimoł, tardźi (hind. - tari), palenkica, palenka k. rećija wójt - en. vujto (pol.), moskro (zob. - muj -twarz), deśengro (zob. deś - dziesięć) cw. ćhibało (zob. ćhib - język) wół - en. cw. k. guruv (sanskr. - goura - bawół wóz - en. vurden (oset. - uordone) cw. verdan k. vurdon wracać - en. te ryśoł cw. te visaloł, te visareł k. t'e amboldźeł wróżka - en. drabaćorka (zob. drab - ziele) cw. raśańi (zob. raśaj - ksiądz) k. drabarńi wstać - en. te ustał (sanskr. - ut-tha) cw. te uśćeł, te uśtaveł k. t'e vuśćeł wstążka - en. pharta (sanskr. - varatra - pas, rzemień) cw. dori, gałonda, śnurka (sanskr. - doraka) k. ćśifta wstyd - en. cw. łać, ładź (sanskr. - lajja) k. łaźav wstydzić się - en. te ładźał pes cw. te ładźał k. t'e łaźał p'e wszyscy - en. cw. sare k. sagodźi wszystko - en. cw. saro (sanskr. - sarva) cw. savoro k. sa wtedy - en. ftedy (pol.), dre-do, cyro (w tym czasie) cw. akor (węg. - akkor) k. atunci (rum. - atunci) wuj - en. cw. ?. ??? (pers. - kaka - stryj) wy - en. k. tume (hind. - tum) cw. tumen wysoki - en. hućo (sanskr. - ucca) cw. ućo k. vućo wznosić - en. cw. te deł uprę (zob. te deł - dać + uprę - nad) en. te hadeł cw. te hazdeł k. t'e vaźdźeł z daleka - en. cw. k. durał (zob. - daleko) z dołu - en. cw. tełał (zob. - pod) k. fełał z góry - en. cw. uprał (zob. - nad) cw. k. oprał z przodu - en. cw. k. angłał (zob. - przed) z tyłu - en. cw. k. pałał za - en. cw. pał, pale, pało (zob. - po) k. pała zabić - en. te zamareł (pol. za + mareł-bić), te mulakireł cw. te murdareł k. t'e mudareł zad - en. cw. k. buł (sanskr. - buli - anus, vulva) 421 zając - en. śuśuj, śuśoj (sanskr. - śaśa) cw. śośoj, zajacos k. śuśoj zamek - en. bukło cw. zamkos zamiatać - en. te śułaveł (sanskr. - śudh -czyścić) cw. te śułaveł k. t'e śułav'eł zapałka - en. jagengry (= „ogniówka"; zob. jag - ogień), kaśtuno (= „drewniak"; zob. kast - drewno) cw. śfablos (serb. - śibica), kaśtoro (= drewienko; zob. kast - drewno) k. marśyna zapominać - en. cw. te bistereł (hind. - bisarna) en. te zabistereł cw. te pobistereł k. t'e bistreł zaraz - en. kana k. mindik (węg. - mindig) zastaw - en. symady (ngr. - symadi) cw. simadźi k. sumadźi ząb - en. cw. k. dand, dant (sanskr. - danta; hind. - dant) zbierać - en. te skendeł, kendeł cw. te kideł k. t'e ćidźeł zboże - en. cw. giv, gif (phalura - ghom -pszenica) k. dźiv zdechły - en. cw. murdało (sanskr. - mur -zabójca) cw. murdało k. muło zdrowie - en. sastypen cw. saśćipen, sascypen k. saśćimos zdrowy - en. cw. sasto (sanskr. -svastha-cały, zdrowy) k. zurało (zob. zor - siła) zegar - en. śtundengro (zob. śtunda - godzina), kambana cw. hodzyna, zegaros k. ćaso zginąć - en. te bańdźoł (zob. bango - krzywy) cw. k. te bandźareł zgnilizna - en. cw. kirńipen (zob. gnić) k. ćerńimos zgniły - en. cw. kirno (zob. gnić) en. kirńakirdo k. ćerno ziele - en. cw. k. drab (sanskr. - dravya -lekarstwo) zielony - en. zełeno, źelono cw. źeluno cw. k. zeleno ziemia - en. cw. k. phuv, phuf (sanskr. - bhumi; hind. - bhu) • ziemniak - en. phuvjengro (zob. phuv -ziemia) cw. phabiń, phuvuńi, phuvuno k. kołompiri (węg. - kolomper) zięć - en. k. źamutro (sanskr. - jamatri; phalura - jhamatro) en. źenćo cw. dźamutro zima - en. vend, vent (sanskr. - hemanta) cw. jevend, jevent k. ivjend zimno - en. śił (hind. - sil) cw. śił k. śył zimny - en. cw. k. śudro en. śiłało cw. śiłało złodziej - en. cw. k. ćor, cor (hind. - cor) cw. ćorachano, tołvais (węg. - tolvaj) złość - en. cholin (zob. - te choiisoł - gniewać się) en. cw. k. choli złota moneta - en. dukato k. gałbo (zob. - galbono - żółty) złoto - en. cw. sovnakaj (sanskr. - suvarnaka -złoty) cw. somnakaj k. sumnakaj 422 złoty — en. cw. sovnakuno cw. somnakuno k. sumnakuno zmarły - en. cw. k. muło zmęczony - en. skheńakerdo, zmenćkirdo k. ćśino (sanskr. - khinna) znak - en. śpera cw.znakos k. vurma znaleźć - en. cw. te rakheł (sanskr. - raksh - ratować) k. t'e arakheł zostać - en. te ćhet, te ćśel, te jaćel (pali - aććh - stanąć, zatrzymać się) cw. te aćheł k. t'e aśet zupa - en. zumńi (ngr. - zoumi) cw. zumin en. k. zumi źle - en. chyrja cw. phuj (hind. - puc - sprośny) k. nasuł źrebię - en. cw. k. khuro (hind. - kurra) żaba - en. cw. źamba (ngr. - tzampa) cw.chaćkań k. braśka (rum. - broasca) żebro - en. paśfaro (parśva - bok) cw. paśfaro k. praśav żelazo - en. saster, sastyr (sanskr. - śastraka) cw. trast k. sastry żmija - en. cw. k. sapńi (zob. - sap - wąż) - żołnierz - en. chatado cw. sługadźis, łurdo (sanskr. - lut - rabować) k. ketana (rum. - catana) - żółty - en. żułto (pol.) cw. śargo, sargano (węg. - sarga) k. gałbono (rum. - galben) życie - en. dźiipen cw. dźidźipen, dźivipen k. trajo życ - en. cw. te dźidźot (sanskr. - jiv - żyć) en. te dźiveł cw. dźidźaveł k. t'e trail (rum. - a trai') Żyd - en. ćhindo (zob. ciąć - te ćhineł) cw. ćindo; chało (sanskr. - chalin - oszust); żydos (pol.) k. żydano (rum. - jidan) LITERATURA PODSTAWOWE PUBLIKACJE CYGANOLOGICZNE Grellmann M. H. M. G., Die Zigeuner. Ein histońscher Versuch, Dessau u. Leipzig, 1783. Pott A. F., Die Zigeuner in Europa und Asien, Halle, 1844/1845. Liebich R„ Die Zigeuner in ihrem Wesen und in ihrer Sprache, Leipzig, 1863. Miklosich F., Ober die Mundarten und die Wanderungen der Zigeuner Europa's, Wien, 1872-1880. Wlislocki H., Vom wandernden Zigeunervolk, Hamburg, 1890. Wlislocki H., Volksglaube und religióser Brauch der Zigeuner, Munster, 1891. Wlislocki H., Das innere Leben der Zigeuner, Berlin, 1892. Barannikow ?. ?., Sergiewski M. W., Cygansko-russkij stowar, Moskwa, 1938. Black G. F., A Gypsy Bibliography, Liverpool, 1914. „Journal of the Gypsy Lorę Society": Old Series - Edinburgh, 1888-1892. New Series - Liverpool, 1907-1916. Third Series - Liverpool, 1922 nn. De Vaux de Foletier Fr., ???? ans d'histoire de Tsiganes, Paris, 1970. NIEKTÓRE PUBLIKACJE POLSKIE ORAZ POLSKI DOTYCZĄCE Czacki ?., O litewskich i polskich prawach, Dzieła, Poznań, 1844,1.1, str. 256- 258. Czacki ?., O Cyganach (wyd. Wiszniewski - Pomniki historii i literatury polskiej, Poznań, 1835, t. II, str. 59). Daniłowicz I., O Cyganach wiadomość historyczna, Wilno, 1824. Narbutt ?., Rys historyczny Judu cygańskiego, Wilno, 1830. Łopacki J. X., O Cyganach krótka wiadomość, „Slawianin", t. II, str. 117-120 (wyd. St. Jaszowski), Lwów, 1839. Osikowski W., O domniemaniach uczonych, skąd pochodzą Cyganie? (list do wydawcy Pamiętnika), „Pamiętnik Naukowo-Literacki" pod red. R. Podberskiego, 1849, zeszyt III, str. 141-144. Zigeunersken og Fyrst Poniatowsky- „Nordisk Penning Magazin", Kopenhaga, 1849, str. 3. Cyganie w Królestwie Polskim. Dodatek do „Gazety Lwowskiej", 1851, nr 4, str. 14-15. Serwatowski X., O Cyganach w Galicji, „Przegląd Poznański", 1851, str. 412; „Kalendarz Warszawski" Ungra, 1853. Łepkowski, O Cyganach, „Czas", 1851, nr 53-54. Siarczyński Fr., O Żydach-karaitach i Cyganach. Dodatek do „Gazety Lwowskiej", 1857, nr 48. Elvert Ch„ Zur Geschichte der Zigeuner in Mahren und Schlesien (Schńften der hist.-statist. Sektion der k.k. Mahrisch-schlesischen Gesellschaft des Ackerbaues) t. 12, 1859, str. 110-144. 424 Wóycicki ?. W!., Cyganie w Polsce, „Tygodnik Ilustrowany", 1861, str. 4. W[óycicki] K. WŁ, Cyganie. Encyklopedia Powszechna Orgelbranda, t. VI, Warszawa, 1861, str. 35-47. Gluziński J., Cyganie, „Kalendarz Polski Ilustrowany" J. Jaworskiego, 1865. Gluziński J., Król cygański i Akademia niedźwiedzia, „Kalendarz Polski Ilustrowany" J. Jaworskiego, 1867. Obozowisko cygańskie na Saskiej Kępie pod Warszawą, „Tygodnik Ilustrowany", 1868, nr 28. Cyganie, „Tygodnik Ilustrowany", 1869, nr 216. Cyganie Uch pochodzenie, „Przyjaciel Dzieci", 1869, nr 56 nn. Obecne wiadomości o Cyganach, „Wędrowiec", 1873, nr 200. Semenowić J., (Słownik 152 wyrazów cygańskich zebranych w okolicy Kołomyi) w: Miklosicha, Mundarten, cz. 2, 1873, str. 54-55. Dubrawski Stefan, Vocabu/ar der Mundart der Zigeuner in Galizien (w: Miklosicha Mundarten, cz. 6, str. 2-19), 1877. BataillardP. (I. Kopernicki), LesZlotars, ditsaussiDzvonkars, Tsiganes fondeurs en bronze et en laiton dans la Galicie orientale..., Paris, E. Leroux, 1878. Kalina A., La langue des Tsiganes shvaques, Poznań, 1882. Buelow, Zigeuner in Pommern (Ges. fur Pommersche Geschichte und Alterthumskunde, „Baltische Studien", 34 Jahrg.), Szczecin, 1884. Les Tsiganes ou les Bohćmiens de Polo&ne („Bulletin Polonais", nr 38), Paris, 1888. Dowoyna-Sylwestrowicz M„ The Litbuanian Gypsies and their language („Journal of the Gypsy Lorę Society", 1.1, 1889, str. 251-258)- Dowoyna-Sylwestrowicz M., The Lithuanian Gypsies („Journal of the Gypsy Lorę Society", t. II, 1891, str. 107-109). Encyklopedia Powszechna Orgelbranda, t. VI, Warszawa, 1861, str. 35-47§st. IV, Warszawa, 1860, str. 77-78. Prochaska A., Przywileje dla starszyzny cygańskiej w Polsce, „Kwartalnik Historyczny", t. XIV, 1900, str. 453. Matyas K., Zżycia Cyganów, Lwów, 1903 (odbitka z „Gazety Lwowskiej"). Fischbieck E„ Zigeunerfahrten in Obetschlesien („Oberschlesien", t. 3, str. 305- 306, Katowice, 1904). Dunbar Kajetan, A Gipsy wedding in Poland („Wide World Magazine", t. 24, str. 541-548, 5 ilustracji fotogr., London, 1910). Estreicher St. i Rozwadowski J., Język cygański i Cyganie w Polsce; Encyklopedia polska, Kraków, 1915, t. III, dz. III (cz. II). Kopernicki I., Texres tsiganes, contes et poćsies - Teksty cygańskie, Kraków, 1925 („Prace Komisji Orientalistycznej", nr 7). Modelski ?. ?., Przywilej na starszeństwo cygańskie zr.l 703, „Ateneum Wileńskie", 1929, str. 583. Klich E„ Fonetyka cygańszczyzny rabczańskiej, w tomie: Symbolae grammaticae in honorem Ioannis Rozwadowski, Cracoviae, 1927, vol. I. Klich E„ Wpływy języka polskiego na dialekty Cyganów polskich, „Prace Filologiczne", t. XII, 1928, str. 335. Klich E„ Cygańszczyzna w „Chacie za wsią" Kraszewskiego, „Prace Filologiczne", t. XV, 1931, 425 cz. II, str. 171. Rozwadowski J. M., Wórterbuch des Zigeunerdialekts von Zakopane - Słownik Cyganów z Zakopanego, Kraków, 1936 („Prace Komisji Orientalistycznej", nr 21). Pobożniak ?., Spółgłoski płynne w dialektach cygańskich (streszczenie), Sprawozd. PAU, t. XLIX, nr 1, 1948, str. 350. Pobożniak ?., Łiąuid sounds in the Gypsy language, „Rocznik Orientalistyczny", t. XV, 1949, str. 357. Pobożniak ?., Grammar of the Lovari dialect, Kraków, 1964. Broda J., Przywileje nominacyjne na króla cygańskiego w Polsce z 1731 r. i na wójtostwo cygańskie z 1732 ?., „Czasopismo Prawno-Historyczne", t. III, 1951, str. 346. Mróz L., O problemie cygańskim, „Etnografia Polska", t. X, str. 178-195. Jerzy Ficowski and other gypsiologists in Poland, „Journal of the Gypsy Lorę Society", t. XLVII, 1968, nr 3-4, str. 134-141. - Cyganie, Warszawa, 1971. - Some Remarks on Change in the Gypsy Culture, „Ethnologia Polona". vol. 4, 1878. - Les chaladytka Roma, Tsiganes de Pologne, „Etudes Tsiganes", 1979, nr 1. - Wozy cygańskie, „Polska Sztuka Ludowa", 1979, nr 2. - Świadomościowe wyznaczniki dystansu etnicznego, „Etnografia Polska", t. XXIII, z. 2,1979. Danka I. R., Czasownik som i formacja perfectum w języku cygańskim, „Rozprawy Komisji Językowej Ł.T.N.", t. XVII, Łódź, 1971, str. 243- 259. Marcinkiewicz St., Badania nad dermatoglifami palców rąk Cyganów polskich, „Materiały i Prace Antropologiczne", Wrocław, 1972, str. 309-333. Pawłowski A., Cyganie - Studia nad przestępczością, Lubuskie Tow. Naukowe, Zielona Góra, 1973. „Etnografia Polska", XXII, zeszyt 2. Zakł. Naród. im. Ossolińskich, Wyd. PAN. 1978. (Zawartość: L. Mróz, Wprowadzenie. L. Mróz, Badania dystansu etnicznego: Cyganie - Polacy. Ign. M. Kamiński, Sprzężenie akulturacyjne: Cyganie - Romowie. J. Depczyńska, Adaptacja Cyganów do życia w mieście. A. Pawłowski, Problemy kryminalne w cygańskiej grupie etnicznej. W. E. Wesołek, Działalność Kościoła wśród Cyganów. J. Zywert, Sytuacja społeczno-ekonomiczna Cyganów zamieszkujących Zielonogórskie. J. Fenigsen-Orłowska, Cyganie Nowotarszczyzny. A. Bartosz, Wstęp. A. Bartosz, Niektóre elementy tradycyjnej gospodarki Cyganów. E. Długosz, Pożywienie Cyganów na polskim Spiszu. M. Długosz, Mangavipen- zaślubiny cygańskie. A. Jaklińska-Duda, Cyganie osiadli w opinii górali spiskich. E. Kafel, Ogólna charakterystyka pieśni Cyganów z Czarnej Góry. A. Mirga, Me som Rom, tum en san gadźe [Ja Cygan, wy obcy] - i in.). Bańkowski Cz., Ziołolecznictwo u Cyganów, „Zielarski Biuletyn Informacyjny", 1970, nry: 2, 3, 5, 10. Tuwim J., Cyganie (rozmowa z Jerzym Ficowskim), „Problemy", 1950, nr 10. Ficowski J., Cygańskie pieśni, „Nowiny Literackie", 1948, nr 42. - The Polish Gypsies of Today, „Journal of the Gypsy Lorę Society", Liverpool, 1950, nr ?—?. - Bo bogacze kochają bogatych..., „Nowa Kultura", 1951, nr 32. - Supplementary Notes of the Mageripen Codę among Polish Gypsies, „Journal of the Gypsy Lorę Society", Liverpool, 1951, nr 3—4. - Papusza, „Twórczość", 1951, nr 6. 426 - Papusza - poetka cygańska, ..Przekrój". 1952. nr 383. - Cyganie polscy - szkice historyczno-obyczajowe. Warszawa. 1953. - The Gypsy in the Polish People's Republic, „Journal of G.L.S.", Liverpool, 1956, nr 1-2. - Devils, corpses and bones and other magicalproperties, „Journal of G.L.S.", Liverpool, 1963, nr 3-4. Ficowski J., Cyganie na polskich drogach, Kraków, 1965. - List do braci-Cyganów, „Życie Warszawy", nr 284, 1981. - Lautoritć du Sero-Rom surles Tsiganes de Pologne, „Etudes Tsiganes", Paris, 1981, nr 4 str 15-25. - Zwierzchnictwo Sero-Rom nad Cyganami w Polsce. „Miesięcznik Literacki", 1983, nr 2. POLSKIE PRZEKŁADY Z JĘZYKA CYGAŃSKIEGO Cygańskie pieśni (6 cygańskich tekstów ludowych), „Nowiny Literackie", 1948, nr 42. Tłum. J. Ficowski. Papusza, Pieśń Cyganki. „Twórczość", 1951, nr 6. Tłum. J. Ficowski. Ziemio moja, jestem córką twoją (Phuvmiri, me som ćhaj tiri), „Twórczość", 1952, nr 8. Tłum. J. Ficowski. Ficowski J„ Pieśni Papuszy, Wrocław 1956. Papusza, Pieśni mówione (wyboru dokonał, z jęz. cygańskiego przełożył i wstępem opatrzył Jerzy Ficowski), Łódź, 1973. I 7 10 21 .32 Słowo wstępne................................... Pochodzenie ipierwsza migracja do Polski........................ Skazani na banicję................................ Królestwo cygańskie w dawnej Polsce.............................'' Cyganie w Królestwie Polskim................................ Inwazja Kełderaszów.................................... Kotlarze na tronie.................................... Skazani na zagładę....... Zigeunerlagerw getcie łódzkim 88 10» f. Oświęcim........... Cztery cygańskie szczepy. . , . Mieszkanie, ubiór, pożywienie. 129 138 152 163 175 Skalania i przysięgi..................................... ? Zajęcia i profesje...................................... 9 Czarna magia cygańskich wróżek.............................. Cygańska sztuka ludowa...................................'' Pap 279 Amulety, talizmany, znaki dobrowróżbne i feralne...................... Narodziny, dzieciństwo................................... Zaślubiny.................................. 11 1 Śmierć i żałoba................................ ' -q Cyganologia w Polsce.................................... ^ W polskiej kulturze ludowej.................................•* Wypisy cygańskie......................................;_ ,. Notatki o języku.............._.........................^ Słowniczek polsko-cygański................................. Literatura......................................... ^V4>_VV%V "%_ -;= ^_ 'C _ ^ BE ?4 ? _, » o ta ~ ca n to .- «. 1 f« Z n Z » S' * O. w N U O "0 i o ? o-* 'S. ?- ? s §• ° gna O "0 a 'a 3S «< ? I I i* co » a * 5 i + o S r ł S' ? ?? ? N _, ? ? ? ? < 5 > ? ' ? * ? I ? ? ? ? ? ? > § ? 2 ? N > « ? ? N ? ? ? 3 3 ? ?" ? fcM ? > 'S' > w ? ? ? ? >< «— ?? "1 1/1 ? S ? > kła ? « S ? ? —. JCZYK LUTA