ІЯ Oblicza Rosji Boris Jegorow Oblicza Rosji Szkice z historii kultury rosyjskiej XIX wieku Przekład Dorota i Bogusław Żyłkowie Posłowie Bogusław Żyłko [nst. Studiów Regionalnych 1830001001 słowo/obraz terytoria 1830001001 Jaworska ' flumm Kośeielecka w: Joanna Kwiatkowska trski, Joanna Kwiatkowska TeAst przekładu od strony 155 do 282 opracowała Maria Bożenna Fedewicz \W \ ^N\A,\\\w.7iatóad?o\igraficzno-Wydawniczy Pozkal \VV\ V[WNTOC\aW insową Ministerstwa Edukacji Narodowej obraz terytoria, Gdańsk 2002 Ańr i)ria 174/3, tel. (058) 3414413, tel/fax (058) 345 47 07 ■"-•■i /łsiążka J~ui «limu с/е&аЬгк* Projekt graficzny i typograficzny: Stanisław Salij Redakcja: Maria Bożenna Fedewicz, Małgorzata Jaworska Korekta: Małgorzata Jaworska, Hanna Kościelecka Indeks: Małgorzata Jaworska Opracowanie albumu: Joanna Kwiatkowska Skład: Piotr Górski, Joanna Kwiatkowska Ifekst przekładu od strony 155 do 282 opracowała Maria Bożenna Fedewicz Druk i oprawa: Zakład Poligraficzno-Wydawniczy Pozkal ul. Cegielna 10/12, 88-104 Inowrocław Książka wydana z pomocą finansową Ministerstwa Edukacji Narodowej © Boris F. Jegorow © Copyright by wydawnictwo słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2002 Adres: wydawnictwo słowo/obraz terytoria 80-244 Gdańsk, ul. Grunwaldzka 74/3, tel. (058) 34144 13, teL/fax (058) 345 47 07 www.terytoria.com.pl e-mail: slowo-obraz@terytoria.com.pl ISBN 83-89405-10-5 £((4~ 2<2H1 Słowo wstępne Kultura to przede wszystkim pamięć. Bez wiedzy o tym, co było wcześniej, co ludzkość stworzyła przed nami, żadna kultura współczesna nie byłaby możliwa. A dla rozumienia złożonej i różnorodnej przeszłości bardzo ważna jest orientacja w łańcuchu, lub nawet w siatce podstawowych wydarzeń i idei, ustalenie kamieni milowych przeszłości. Dlatego i w tej książce nie możemy się obejść bez pewnych ogólnych przeglądów. Jednocześnie nie obejdziemy się w niej bez pewnych szkiców ogólnych, odnoszących się do, zdawałoby się, znanych zjawisk - na przykład bez rozdziału Krótki szkic historyczny, który zawiera informacje o najważniejszych wydarzeniach XIX stulecia. (Doświadczenie praktyczne dowodzi, że historię kraju ojczystego źle znają nie tylko zwykli obywatele, ale również liczni - rzekomi! - specjaliści). Ta książka bowiem poświęcona została właśnie wiekowi XIX. Jego początek ściśle zbiega się z zabójstwem Pawła I (1801) i z całkowicie nowymi warunkami społeczno-politycznymi i kulturowymi, jakie pojawiły się w momencie, gdy Aleksander I obejmował tron (uwzględniając, że znakomita książka Jurija Łotmana Rosja i znaki doprowadza historię do powstania dekabrystów, do 1825 roku, mogę w mniejszym stopniu zajmować się pierwszym ćwierćwieczem tego stulecia). Natomiast koniec wieku nie zaznacza się tak wyraziście, w latach 1900-1901 nie zdarzyło się nic takiego, co by mogło zmienić bieg naszej historii. Anna Achmato-wa w ogóle za początek XX wieku uznała wybuch pierwszej wojny światowej, czyli rok 1914. Ale za nie mniej „dwudziestowieczne" można uważać i wojnę rosyjsko-japońską 1904—1905, i rewolucję 1905 roku. Ja zaś zatrzymałem się na ich zwiastunach, dlatego ostatni rozdział mojej książki traktuje o początkach panowania Mikołaja II i o przededniu dwudziestowiecznych wojen oraz rewolucji, czyli o sytuacji w połowie lat dziewięćdziesiątych XIX wieku. Chciałbym uprzedzić czytelników o jeszcze jednym, świadomie przeze mnie przyjętym ograniczeniu: przedmiotem książki jest kultura Rosjan, Wielkorusinów, wyznających prawosławie. Ludzie „dysydenckich" konfesji (starowiercy, członkowie sekt), jak i przedstawiciele innych narodów i wyznań, mieszkający w granicach Rosji (Ukraińcy, Białorusini, Litwini, Łotysze, Estończycy, Polacy, Mołdawianie, Gruzini, Ormianie, rdzenne ludy północnego Kaukazu i Azji Środkowej, w ogóle cały świat muzułmański Rosji, Żydzi oraz inni) są brani pod uwagę tylko pod względem ich uczestnictwa w kulturze rosyjskiej. Specyficzne kultury innych narodów kraju stanowią bowiem odrębny temat. Historia Rosji przeraża konsekwentną fizyczną likwidacją i psychologicznym poniżaniem duchowych, twórczych, szlachetnych, moralnych jednostek: masowe pogromy i zabójstwa za Iwana Groźnego, egzekucje w czasach Piotra I, represje Katarzyny II, skierowane przeciwko wolnomyślicielom, rozbicie ruchu dekabrystów i dalsze represje za Mikołaja I... Jedynie w drugiej połowie XIX wieku nieco osłabł karzący miecz samodzierżawia, ale od razu się zaczęły - bynajmniej nie na wolności i moralności wyrosłe - akcje rewolucjonistów, wywołujące kolejne fale rządowych represji. Ledwie na powierzchni morza ludowego zaczynała się kształtować cieniutka warstewka duchowej elity - natychmiast ją likwidowano! A jednocześnie - paradoksy naszej historii! - właśnie w głębinie całkiem nieinteligenckiego despotycznego ustroju pojawiło się i rozwinęło wspaniałe plemię inteligencji rosyjskiej XIX stulecia. Podstawowy paradoks polega na tym, że podobnie jak w państwach starożytnej Grecji, pańszczyźniane niewolnictwo uwolniło w Rosji dziesiątki tysięcy ziemian od konieczności zdobywania chleba powszedniego i dlatego - obok prymitywnych utracjuszy, tyranów, Obłomowów - kilkuset wykształconych ludzi mogło dość swobodnie i bezinteresownie zająć się literaturą, sztuką, nauką, dziennikarstwem; na tym gruncie również niepo-siadający niewolników inteligenci spoza szlachty zyskali możliwość (otrzymując wprawdzie za to gratyfikację pieniężną) twórczego rozwijania kultury narodowej. Drugi paradoks, już nie czysto rosyjski, lecz ogólnoludzki, choć mimo wszystko dla Rosji niezmiernie charakterystyczny: nawet najbardziej antyinteligenckie, najbardziej totalitarne społeczeństwo nie może się obejść bez twórczych pracowników, ponieważ nawet takiemu społeczeństwu potrzebni są lekarze, inżynierowie, pedagodzy, uczeni, specjaliści wojskowi i tak dalej. Jakkolwiek tyrani i ich otoczenie nienawidziliby inteligencji, jakkolwiek by ją szykanowali, to jednak jest ona niezbędna dla normalnego funkcjonowania państwa. Z samymi duchowymi lokajami nie sposób istnieć. Dlatego reżymy despotyczne, w tym również te, które istniały w dziewiętnastowiecznej Rosji, stale wahały się pomiędzy groźbami oraz represjami w stosunku do inteligencji a pobłażaniem, rzucaniem ochłapów. Twórczy ludzie zachowywali się w tych warunkach rozmaicie. Jedni, zamykając oczy i zatykając uszy, żeby odciąć się od wszelkich otaczających ich podłości, pogrążali się w pracy twórczej, kreując wartości naukowe i artystyczne (a to, w jakim stopniu pozostawali materialnie niezależni od władz i na ile udawało im się urzeczywistniać swoje plany - to już inne zagadnienie). Inni próbowali także wewnętrznie, moralnie dostosować się do istniejącego ustroju, opierając się na historii i tradycji. Jeszcze inni nadstawiali karku, walczyli z podłością, choćby w najbliższym otoczeniu - i najczęściej źle kończyli. A jeszcze inni (bardzo niewielka część) emigrowali. W sumie wszystkim było źle. Lecz mimo to, wbrew represjom i unifikacjom despotyzmu, inteligencja rosyjska - głównie dzięki możliwościom szlachty -stworzyła wielką kulturę XIX wieku. <> Krótki szkic historyczny Przypomnę dla orientacji najważniejsze zdarzenia społeczno-polityczne XIX wieku. Po zabójstwie Pawła I, przez pierwsze ćwierćwiecze (1801-1825) krajem rządził Aleksander I. Puszkin miał wszelkie podstawy, aby nie kochać cara1, który skazał poetę na zesłanie, i scharakteryzował go w dziesiątym rozdziale Eugeniusza Oniegina w sposób przesadny, ale właściwie trafny: Władyka gnuśny i podstępny, Wróg pracy, strojniś wyłysiały, Panował nam w ów czas pamiętny Z przypadku będąc dzieckiem sławy. jRzeczywiście, zwycięstwo ludów Rosji nad Napoleonem niezasłuże-nie po 1812 roku zostało przypisane Aleksandrowi. Zaczynał on od dobrych zamiarów (przeprowadzenie pewnych liberalnych reform, otwarcie uniwersytetów, rozszerzenie sieci gimnazjów), lecz potem, zwłaszcza po wojnach napoleońskich, zauważalnie się „zakonserwował", przybliżył do siebie Arakczejewa i reakcyjne postacie z kręgów duchowieństwa. Pełen nadziei kraj coraz bardziej tracił zaufanie do cara; zaczęły powstawać tajne stowarzyszenia; niektórzy przyszli dekabryści nosili się nawet z zamiarem carobójstwa. Śmierć Aleksandra I w Taganrogu stała się dla dekabrystów podnietą do powstania, ale słabe przygotowanie i brak jedności doprowadziły do ich klęski; w potokach krwi pogromu wstąpił na tron młodszy brat Aleksandra, Mikołaj I (1825-1855) - Aleksander nie miał dzieci. Przestraszony dekabrystami i dalszymi akcjami rewolucyjnymi w kraju i poza jego granicami (powstanie polskie 1830-1831, rewolucja francuska 1830 roku, rewolucje europejskie 1848 roku), Mikołaj I przez całe życie bał się opozycji szlacheckiej; stworzył potężny aparat represji (korpus żandarmów i III Oddział carskiej kancelarii), pilnował, by nie było żadnych nielegalnych kółek (jeśli si^ o nich dowiadywano, natychmiast następowały aresztowania, katorga, zesłania) i żeby dziennikarzom nie przyszło do głowy głoszenie podejrzanych idei (w wypadku niedopatrzenia gazeta mogła zostać zamknięta, a redaktor-wydawca zesłany). Kontroli podlegały wszystkie placówki szkolne, wszystkie organizacje naukowe i społeczne, teatry, gwardia i armia, i nawet prywatne zebrania wieczorne; niekiedy sam car - na przykład w stosunku do Puszkina - dosłownie występował w charakterze cenzora, czytającego utwory przygotowywane do publikacji. Jednakże Mikołaj I nie chciał w oczach Europy uchodzić za wschodniego satrapę; pozwalał malarzom studiować we Włoszech, a młodym wykładowcom uniwersytetów — w Niemczech i we Francji; marzył -z pewnością szczerze! - o likwidacji niewoli pańszczyźnianej i w tym celu utworzył komisję rządową, na której czele stanął minister nieruchomości państwowych, hrabia Paweł Kisielew; komisja ta miała się zająć opracowaniem planów zmierzających do likwidacji pańszczyzny, ale wydarzenia 1848 roku zamroziły i faktycznie zburzyły wszystkie te projekty. W ogóle rewolucja 1848 roku wytworzyła w Rosji taką atmosferę strachu i prześladowań, że następne lata słusznie nazywa się „ponurym siedmioleciem": wzmocniono cenzurę, zmniejszono liczbę przyjęć na studia uniwersyteckie, i nawet wiernopoddańczy hrabia Siergiej Uwarow, twórca znanej troistej formuły ideologicznej panowania Mikołaja I: „Prawosławie, samodzierżawie, ludowość", próbujący nieśmiało wystąpić w obronie uniwersytetów, został zdymisjonowany. Mikołaj I, podobnie jak jego starszy brat (jak i jego syn, wnuk, prawnuk, zasiadający po nim na tronie), niestety nie lubił samodzielnie myślących ludzi - denerwowali oni cara, przekonanego, że wszystkie 10 idee i wytyczne powinny wychodzić od niego, Bożego pomazańca na tronie, a wszyscy otaczający go ludzie powinni być posłusznymi wykonawcami najwyższych zamysłów. Dlatego cenił oddanych, pracowitych, roztropnych służbistów - ich rozum i twórcze talenty zaś były raczej przeszkodą (podobnie zresztą jak wysoki poziom moralny). W otoczeniu cara było wiele takich osób. Hrabia Piotr Kleinmichel, główny zarządca dróg i budynków publicznych w latach 1842-1855. Za młodu był adiutantem Arakczejewa, następnie został naczelnikiem sztabu arakczejewowskich osiedli wojskowych. Za Mikołaja I zajmował kierownicze stanowiska przy budowie gmachów, mostów, dróg. Żeby wszystko było zrobione na czas, nie żałował ani pieniędzy, ani ludzi. Otoczony był łapownikami; łapówki dla rodziny brała żona hrabiego. Istniała historyjka o księciu Aleksandrze Mienszykowie, ministrze do spraw morskich: powiesił on w swoim gabinecie jakiś starodawny krzyż, a po obu stronach - portrety hrabiego Kleinmichela i księcia Aleksandra Czernyszewa, ministra wojny; kiedy się goście dziwili: co to znaczy? - gospodarz wyjaśniał: przecież Chrystus też był ukrzyżowany między dwoma łotrami... Hrabia Arsienij Zakriewski, w latach 1828-1831 - minister spraw wewnętrznych, w latach 1848-1859 - moskiewski generał-gubernator. Oficer intendentury, dzięki wielkiej pracowitości i zdyscyplinowaniu awansował na generała i wszedł do elity społecznej. Nie znał żadnego języka obcego, w rosyjskim też nie był zbyt mocny. Za to, podobnie jak Mikołaj I, śmiertelnie bał się wszelkich tajnych spisków, zachowywał się gwałtownie i podejrzewał o przynależność do kółek rewolucyjnych i liberalnego profesora Timofieja Granowskiego, i bardzo konserwatywnego profesora Michaiła Pogodina, i nawet słowianofilów. „Spalił się", tak jak niektórzy radzieccy wielmoże, na pełnej pogardzie wobec prawa i na całkowitym zaufaniu do słów władzy: jego córka nie żyła z niekochanym mężem (synem kanclerza hrabiego Karla Nesselrode) i prosiła ojca, by wyprawił jej wesele - za życia męża! — z kochanym człowiekiem; ojciec jakoby uzyskał ustną zgodę swego dawnego znajomego, księcia Aleksandra Orłowa, przewodniczącego Rady Państwowej, i „młodym" potajemnie udzielono ślubu; ale ktoś doniósł i wybuchł skandal. Orłów od wszystkiego się odżegnał i Zakriewski zmuszony był podać się do dymisji. Przywołajmy jeszcze jednego gbura, też spośród generałów (prawie wszyscy ulubieńcy Mikołaja I to wojskowi!), Dmitrija Bibikowa, który w przeciwieństwie do Zakriewskiego był najpierw generał-gubernato-rem (południowo-zachodnich guberni, 1837-1852), potem - ministrem spraw wewnętrznych (1852-1855). Gorliwy rusyfikator, szykanował Polaków, Żydów i, ma się rozumieć, Ukraińców. Właśnie za jego rządów rozpędzono w Kijowie Bractwo Cyryla i Metodego (jego członkiem był Taras Szewczenko), głoszące dość nieśmiałe idee autonomii ukraińskiej w sferze kultury. Przecież wówczas nawet język ukraiński był podejrzany, a w szkołach i cerkwiach - zabroniony. Panowała idea jednej i niepodzielnej Rosji. Należy uwzględnić i to, że Rosja w ciągu prawie całego XIX wieku, kontynuując tradycję poprzednich stuleci, nieprzerwanie poszerzała swe granice; władcy carskiego imperium nie mogli nie przesiąkać sa-modzierżawnym, despotycznym, agresywnym duchem. W latach 1801--1803 do Rosji została przyłączona większa część Gruzji (część wschodnia i centralna), w 1809 roku - Finlandia, w 1812 - Mołdawia, w 1813 - część współczesnego Azerbejdżanu (pozostała część w 1828 roku), w 1815 - środek Polski (Księstwo Warszawskie), w 1828 - znaczna część Armenii i wybrzeże Morza Czarnego od Anapy do Poti (ostatecznie Kaukaz został zdobyty w 1864 roku), w 1865 - terytorium dzisiejszego Kazachstanu, w latach 1865-1885 - dzisiejszych państw środko-woazjatyckich. Przy czym dobrowolnie do Rosji przyłączyła się tylko Gruzja, wszystkie pozostałe ziemie zostały uzyskane w rezultacie podbojów lub umów powojennych. Ciekawe, że w XVIII і ХГХ stuleciu nawet w wypadku klęsk wojennych Rosja nie traciła terytoriów (utrata Alaski się nie liczy - została ona sprzedana w 1867 roku Amerykanom). W XIX wieku armia rosyjska odnosiła zwycięstwa w wojnach ze stosunkowo słabymi przeciwnikami (Szwecja, Turcja, Persja, chanaty środ-kowoazjatyckie), wyjątek stanowiła jedynie wojna z Napoleonem, ale była to naprawdę wojna ogólnonarodowa, ludzie bronili swej ojczyzny przed agresorami. Natomiast konfrontacja w wojnie krymskiej w latach 1854-1855 z armiami i flotami Anglii i Francji zakończyła się klęską Rosji. Tłumaczy się to oddaleniem frontu od guberni, złymi drogami, zacofaniem wojskowo-technicznym, ogromną korupcją służb zaopatrzeniowych, beztalenciem dowódców, którzy albo patologicznie uprawiali kunktatorstwo, albo rzucali żołnierzy na śmierć (w sumie w wojnie wschodniej w latach 1853-1856 zginęło pół miliona żołnierzy rosyjskich, dwa razy więcej niż przeciwników, a przecież wojna ta była głównie wojną obronną). Na stanowiska kierownicze wyznaczano w kraju nie najbardziej utalentowanych specjalistów, lecz zbliżonych do dworu, „swoich" ludzi. Odbijało się to na poziomie, na perspektywach, na nastrojach żołnierzy i oficerów, ale w czasach pokoju nie zawsze przynosiło katastrofalne skutki, nie zawsze nawet stawało się zauważalne - potrzebne były jaskrawe fakty o charakterze porównawczym, potrzebne było współzawodnictwo. Wojna właśnie dostarczała takich faktów i możliwości po-12 równań. Okazywało się wówczas, że carowie od dawna nie lubili i obawiali się wybitnych dowódców. Suworowa nienawidził Paweł I. Kutuzowa nie darzył zbytnią sympatią Aleksander I, dopiero pod naciskiem opinii publicznej w krytycznym dla kraju momencie postawił go w 1812 roku na czele armii rosyjskiej. Mikołaj I odczuwał niechęć do Jermołowa, tak że ten w rozkwicie sił zmuszony był podać się do dymisji. Za to Mikołaj I uwielbiał Paskiewicza i obsypywał go orderami i tytułami: jaśnie oświecony książę warszawski, hrabia erewański, generał-feldmarszałek; Pa-skiewicz był dobry w wojnach z Turcją i Persją oraz przy tłumieniu powstań polskich, ale już w czasie kampanii węgierskiej 1849 roku i na początku wojny wschodniej 1853 roku haniebnie przejawił niezdolność do wojowania z armiami zachodnioeuropejskimi i Mikołaj zmuszony był odsunąć go od dowodzenia kampanią krymską. Były naczelnik sztabu przy Paskiewiczu, książę Michaił Gorczakow (nie należy go mylić ze znamienitym krewnym Aleksandrem, kolegą Puszkina z liceum, a później znanym dyplomatą), mianowany na dowódcę armii krymskiej, wykazał się nieudolnym niezdecydowaniem i również został odsunięty od dowództwa. Dopiero za Aleksandra II, który także nie za bardzo sprzyjał talentom, wojskowym geniuszom nieco się polepszyło: ministrowi wojny Dmitrijowi Milutinowi udało się, mimo du- żych trudności, zreformować armię rosyjską, generał Michaił Skobie-lew zaś dzięki błyskotliwym zwycięstwom w wojnie rosyjsko-tureckiej 1877-1878 - został bohaterem narodowym. W XIX wieku wiodło się jedynie wybitnym dowódcom floty: Michaił Łazariew, Paweł Nachimow, Władimir Korniłow objawili swój geniusz w bitwach pod Nawarino i Synopą. Prawdopodobnie - tak samo jak, powiedzmy, w matematyce, w szachach, w technicznej wynalazczości, gdzie od razu widać, kto jest kim - z geniuszami boju morskiego trudno było konkurować jakimś dworskim spryciarzom. Jednakże nie przeszkadzało to Mikołajowi I w mianowaniu na szefa ministerstwa do spraw morskich wspomnianego wcześniej księcia Aleksandra Mien-szykowa, z którego szydził Czaadajew, mówiąc mu w oczy, że nie dowodził w życiu nawet szalupą (epizod ten przytacza Hercen w Rzeczach minionych i rozmyślaniach). _ Zatem pomimo sromotnej klęski w wojnie krymskiej Rosja w ciągu całego XIX wieku nadal się poszerzała i to wzmacniało imperialne, wielkomocarstwowe nastroje w kręgach rządzących. Taki imperialny, państwowy duch był wprawdzie propagowany odgórnie, ale przesiąk-nęły nim również liczne warstwy wykształconej części społeczeństwa, i to nie tylko stosunkowo konserwatywni słowianofile, lecz także, zdawałoby się, opozycyjnie nastawieni do samodzierżawia okcydentaliści! Ale właśnie w środowisku okcydentalistów dojrzewała za Mikołaja I „pań-stwowotwórcza" szkoła historyczna i historyczno-jurydyczna: Konstan-tin Kawielin, Boris Cziczerin, Siergiej Sołowjow. Elementy myślenia imperialnego zaczęły się rozwijać nawet u tak skrajnego okcydentali-sty, jak Wissarion Bieliński - niejednokrotnie wyrażał on swój szacunek wobec Iwana Groźnego i Piotra I, ze zrozumieniem odniósł się do likwidacji Bractwa Cyryla i Metodego oraz do zesłania Szewczenki w sołdaty, gdyż nie lubił ukraińskiego separatyzmu, język ukraiński zaś traktował jako dialekt języka rosyjskiego. Warto jeszcze uwzględnić to, że polityka kulturalna Mikołaja I była co prawda wielkomocarstwowa, ale zawierała w sobie niewiele pierwiastka rosyjskiego. Uciskanie Polaków, Żydów, Ukraińców, Tatarów miało właśnie wielkomocarstwowy charakter; przedstawiciele tych narodów usiłowali wywalczyć jakieś prawa, a to mogło jakoby zagrozić organicznej integralności państwa. Nie oznacza to jednak, że wskutek szykanowania innych Rosjanom żyło się lżej. W troistej formule hrabiego Uwarowa prawosławie znajduje się na pierwszym miejscu, ale jakże niewielkim szacunkiem darzono tę główną religię narodu rosyjskiego i jak mało szanowano duchowieństwo! Będzie jeszcze o tym mowa w tej książce. Ale też i trzeci element formuły Uwarowa, „ludowość", był na pokaz, a nie realny. Niewolę pańszczyźnianą trudno połączyć z uwagą poświęcaną potrzebom chłopów. Kręgi rządzące nie przejawiały jakiegokolwiek zainteresowania życiem ludu czy sztuką ludową. Przed chłopami zamknięte były placówki szkolne. Genialne opery Glinki, w których po raz pierwszy zabrzmiały rosyjskie melodie ludowe, na dworze carskim spotkały się z chłodnym przyjęciem. Mimo wszystko w głębi duszy Mikołaj I, jak i jego starszy brat, pozostawał okcydentalistą. Wyraźnie sprzyjał panoszeniu się Niemców w krajach bałtyckich (z tamtych ziem wywodzili się najwyżej postawieni urzędnicy Rosji!) i nie protestował przeciw ograniczaniu wpływów prawosławia w guberniach nadbałtyckich - odwrotnie, kiedy młody słowianom Jurij Samarin zaczął ostro występować przeciwko różnym przejawom takiego ograniczania, to musiał posiedzieć w Twierdzy Pietropawłowskiej. Mikołaj I pozostawał całkowicie obojętny wobec losu słowiańskich braci, znajdujących się pod jarzmem Turcji i Austrii, więcej - irytowało go zainteresowanie słowianofilów zachodnimi i południowymi Słowianami. Sądził, że wszelkie próby ulżenia doli braci Słowian oznaczają zagrożenie dla integralności, niechby nawet obcych, ale mimo wszystko monarchii i wielkich mocarstw - spokój tureckiego sułtana i austriackiego cesarza był mu droższy niż losy milionów uciśnionych ludzi. Znamienne, że w manifeście z 1853 roku o początku wojny rosyj-sko-tureckiej (którą później nazwano wschodnią, a znaczną jej część -krymską) mówi się o uciskaniu cerkwi prawosławnej przez Imperium Otomańskie, ale nie ma ani słowa o chęci wyzwolenia jednowierców spod jarzma tureckiego. W ciągu całego swego panowania Mikołaj I żył pod wrażeniem powstania dekabrystów i dlatego bał się wszelkich nietypowych organizacji, kółek - żeby z tego coś nie wynikło! - i zawsze kazał ostro rozprawiać się z kółkami studenckimi, z podejrzanymi gazetami, z samodzielnie myślącymi intelektualistami (okropny los Czaadajewa, oficjalnie uznanego za obłąkanego). Nawet tak bardzo daleki od wszelkich form opozycji człowiek jak książę Władimir Odojewski był podejrzewany jako organizator stowarzyszenia filantropijnego, działającego na rzecz ubogich. Szczególnie przeraziły Mikołaja I rewolucje europejskie 1848 roku. Represje w Rosji jeszcze się wzmogły, nieprzypadkowo pozostały do śmierci imperatora czas nazwano ponurym siedmioleciem (1848-1855). Wstąpienie na tron w 1855 roku syna Mikołaja I, Aleksandra II, wychowanka Wasilija Żukowskiego, zostało przyjęte przez prawie całą Rosję jak święto, jak koniec ery despotycznej i początek nowej, świetlanej. I rzeczywiście, młody imperator poluzował cenzurę, pozwolił na względnie swobodne podróże zagraniczne, amnestionował dekabrystów і - co najważniejsze — otwarcie ogłosił rozpoczęcie przygotowań do fundamentalnych reform. Po burzliwych dyskusjach w całym kraju, po zmianach wstępnych projektów na różnych etapach i w rozmaitych instancjach uchwalono wreszcie, 19 lutego 1861 roku, „Postanowienie o chłopach, zwalnianych z pańszczyźnianej zależności", zatwierdzone przez Radę Państwa i przez cara, likwidujące wielowiekową niewolę pańszczyźnianą. Trudno wyrazić powszechny entuzjazm, jaki ogarnął kraj (z wyjątkiem zagorzałych zwolenników pańszczyzny), kiedy (z dwudniowym opóźnieniem) oficjalnie opublikowano carski manifest o reformie. Potem zachwyty ucichły, gdyż w rzeczywistości nie przekazywano chłopom ziemi bezpłatnie. Powinni byli za nią zapłacić właścicielom ziemskim znaczne sumy pieniędzy, a ponieważ zaciągali w tym celu pożyczki w bankach, musieli je jeszcze oddawać z niemałymi procentami. Ale mimo wszystko skończyła się niewola feudalna, ludzie prawnie stali się wolni. W ślad za główną reformą Aleksandra II przeprowadzono jeszcze wiele ważnych przekształceń. Reforma ziemska (1864) po raz pierwszy utworzyła wybieralne organy samorządu lokalnego. Na zjazdach wyborczych w miastach i wsiach wybierano na trzy lata radnych, którzy stanowili powiatowe zgromadzenia ziemskie, wybierające z kolei radnych gubernialnych (jeden gubernialny na sześciu radnych powiatowych), a z nich tworzono gubernialne zgromadzenie ziemskie. Zgromadzenia te wyłaniały odpowiednio organy wykonawcze - gubernialne i powiatowe urzędy ziemskie (również na trzy lata). Oczywiście, wybieralność była względna: ustanowiono cenzus majątkowy, biedacy nie mieli praw wyborczych; przewodniczącym zgromadzenia ziemskiego stawał się automatycznie miejscowy marszałek szlachty; gubernatorom i ministrowi spraw wewnętrznych przysługiwało prawo do zmiany niepożądanych postanowień zgromadzeń ziemskich; przewodniczący powiatowych i gubernialnych urzędów ziemskich byli odpowiednio zatwierdzani przez gubernatora i ministra. Lecz mimo wszystko w Rosji po raz pierwszy pojawiły się lokalne organy samorządowe, które mogły bardzo wiele zrobić i realnie robiły dla wzrostu gospodarczego i kultury; w gestii urzędów ziemskich znajdowały się lokalne drogi, finanse, więzienia i domy opieki, troska o handel i przemysł, a przede wszystkim - edukacja i opieka zdrowotna. Rosja zaczęła się pokrywać siecią szkół ziemskich (aż po niewielkie wioski) i punktów medycznych - w każdym powiecie było kilku lekarzy. Po reformie ziemskiej car zatwierdził nową ustawę, miejską (1870): w miastach, podobnie jak w ziemstwach, wybierano radnych, stanowiących dumę miejską, duma zaś wybierała urząd miejski, z bur- mistrzem na czele; podobnie jak w ziemstwach, burmistrzowie stolic gubernialnych byli zatwierdzani przez ministra spraw wewnętrznych, a innych miast - przez gubernatora. Prawa i obowiązki, tak jak w wypadku ziemstw, dotyczyły spraw lokalnych. Olbrzymie znaczenie miała reforma sądownicza (1864). Zamiast prymitywnego i na pół tajnego sądu z poprzednich okresów po raz pierwszy wprowadzono otwarte posiedzenia sądowe, nieusuwalność sędziów oraz ich niezależność od władz; ustanowiono instytucję adwokatów, według ówczesnej terminologii: „przysięgłych pełnomocników". Rosja stawała się pod tym względem naprawdę europejskim państwem. Sprawy kryminalne rozpatrywał sąd okręgowy (okręg równał się guberni), w którego skład wchodziło - oprócz prokuratora i sędziów - dwunastu ławników (losowano ich spośród stałych mieszkańców danej miejscowości). Udział takiej masy przedstawicieli ludowych gwarantował względną obiektywność wyroku i zamykał dostęp łapownikom. Drobne przewinienia znajdowały się w gestii sędziów pokoju-to na poziomie powiatów, sędziowie pokoju byli bowiem wybierani przez powiatowe zgromadzenie ziemskie. W chłopskim świecie już w 1861 roku zostały ustanowione sądy gminne, rozpatrujące drobne kryminalne i cywilne naruszenia prawa. Sędziów gminnych, wywodzących się spośród samych chłopów, wybierano na zebraniu włościan, które składało się z osób wybranych przez lud. Ciekawe, że ci sędziowie rozpatrywali przewinienia i kary, kierując się nie przepisami prawa, lecz wielowiekowymi zwyczajami chłopskimi. Za Aleksandra II wprowadzono największą w Rosji od czasów Piotra I reformę wojskową (1862-1874). Zlikwidowano dwudziestopięcioletnią służbę wojskową, długość służby skrócono do sześciu lat (plus jeszcze dziewięć lat w rezerwie). A co najważniejsze - wprowadzono powszechny obowiązek wojskowy. Synowie szlachty, kupców i duchowieństwa tak samo jak chłopi byli powoływani do wojska - po raz pierwszy likwidowano przywileje stanowe (wyjątek czyniono jedynie dla samych duchownych: ich nie powoływano). Wprowadzono przy tym znaczne ulgi, związane z sytuacją rodzinną i wykształceniem. Już w 1863 roku zostały zniesione najstraszniejsze rodzaje kar cielesnych: pałki, knuty, rózgi. Wtedy jednak nie zlikwidowano ostatecznie kar cielesnych dla mężczyzn (kobiety zostały od nich całkowicie zwolnione): doidwudziestu rózg dla chłopów z wyroku sądów gminnych, do stu rózg dla aresztantów i zesłańców, a w wypadku powtórnych przestępstw zesłańców-katorżników i zesłańców-osiedleńców - do stu uderzeń knutem. O reformach edukacji i cenzury będzie mowa w odpowiednich rozdziałach. Gdyśmy wyliczali najbardziej charakterystycznych dostojników z otoczenia Mikołaja I, to zaznaczyliśmy ich niesamodzielność: oni jedynie spełniali wolę i realizowali idee autokraty. Aleksander II również niezbyt szanował twórczych ludzi. (Do Tiutczewa należy bardzo trafna obserwacja: „Kiedy monarcha rozmawia z mądrym człowiekiem, to czuje się tak, jakby stał w przeciągu"). Ale w odróżnieniu od swego ojca Aleksander zamyślił przeprowadzić wielkie reformy, a do tego nie wystarczyło mieć nadwornych Mołczalinów, potrzebne były właśnie twórcze natury. Car musiał iść na kompromisy, lawirować pomiędzy swymi dość konserwatywnymi upodobaniami, chmarą monstrów-obszarników z Rady Państwowej i nadwornego otoczenia a „nowymi" ludźmi, którym powierzono projekty reform. Trzeba przyznać, że na dworze byli zwolennicy reform: młodszy brat cara, wielki książę Konstanty, szef resortu morskiego, który wiele zrobił dla reorganizacji floty rosyjskiej (zwłaszcza dla zamiany żaglowców na parowce), dla reformy chłopskiej, dla rozwoju liberalnej prasy (niepodlegający cenzurze organ ministerstwa „Morskoj sbor-nik" stał się rozsadnikiem liberalizmu i idei demokratycznych w burzliwym okresie reform). Dużą rolę w ukształtowaniu opinii publicznej odegrał salon wielkiej księżnej Jeleny Pawłowny, wdowy po Michale Pawłowiczu, bracie Mikołaja I. Jelena Pawłowna popierała działaczy reformy chłopskiej i już w 1859 roku przeprowadziła w swym majątku pierwszy eksperyment z uwolnieniem chłopów pańszczyźnianych, wykorzystany następnie w głównym projekcie. Wielkie są zasługi tej księżnej również w sferze mecenatu (utworzenie Rosyjskiego Towarzystwa Muzycznego i Konserwatorium Petersburskiego) i działalności charytatywnej (utworzenie wspólnoty sióstr miłosierdzia Podwyższenia Krzyża Pańskiego, poprzedniczki Czerwonego Krzyża). Ale Konstanty Nikołajewicz i Jelena Pawłowna byli wyjątkami w kręgach dworskich. Ciekawe, że najbardziej liberalnych i szczerych reformatorów mimo wszystko szybko pożerała konserwatywna kamaryla i Aleksander się temu nie sprzeciwiał. Liberalny minister spraw wewnętrznych Siergiej Łanskoj (1855-1861) w kulminacyjnym momencie - wkrótce po ogłoszeniu manifestu o likwidacji pańszczyzny - został zwolniony;, ze stanowiska razem ze swym znakomitym pomocnikiem Niki lutinem. Tymczasem Paweł Wałujew, który go zastąpił пгшіп stano wisku (1861-1868), okazał się takim właśnie giętkim, la dostojnikiem, który być może był potrzebny wahającemu się; imperato rowi w obliczu silnej opozycji konserwatywnej na szczycie. Wałujew z jednej strony przeprowadził prawie wszystkie zbawienne reformy tego okresu i otwarcie demonstrował swoją niechęć wobec tak odpychających postaci, jak Michaił Murawjow - Wieszatiel i Michaił Katkow, z drugiej zaś wyraźnie uciskał nieoficjalną prasę, zaczął ograniczać rezultaty reform, przy nim rozpoczętych, i tak dalej; współcześni prawie jednomyślnie uważali go raczej za pozbawionego zasad demagoga niż za człowieka czynu. Obiektywnie rzecz biorąc, bardziej energicznym reformatorem (choć wewnętrznie nie do końca przekonanym liberałem) był ostatni za Aleksandra II minister spraw wewnętrznych (1880-1881), hrabia Michaił Loris-Melikow. Ożywił on i rozszerzył zamrożone lub ograniczone wcześniej reformy, na wszelkie sposoby propagował ziemstwo jako alternatywę dla poprzedniego priorytetu szlachty, doprowadził do usunięcia ze stanowiska ministra oświaty hrabiego Dmitrija Tołstoja i do zastąpienia go przez liberalnego A. Saburowa; wywalczył likwidację cieszącego się złą sławą III Oddziału; przygotował tak zwaną „konstytucję", pierwszą nieśmiałą próbę utworzenia wszechrosyjskiej „ogólnej komisji" wyborczej, która powinna była, jako głos doradczy, pomóc rządowi zakończyć wielkie reformy. Niestety, już zaaprobowany przez cara plan miał być rozpatrzony przez Radę Ministrów 4 marca 1881 roku, gdy 1 marca Aleksander został zabity przez narodowolców, omawianie projektu 8 marca zaś, już za Aleksandra III, zakończyło się fiaskiem i Loris-Melikow podał się do dymisji. Akcje rewolucyjne przeszkadzały w przeprowadzaniu reform Aleksandra II w ciągu całego jego panowania (na szczęście akcji tych jeszcze nie było przed 1861 rokiem2, w innym wypadku nie wiadomo, na jak długo zostałoby odsunięte uwolnienie chłopów). Wielki książę Konstanty, mianowany w roku 1862 na namiestnika Królestwa Polskiego, próbował poprzez liberalne ustępstwa i pojednawczą politykę powstrzymać polski ruch narodowowyzwoleńczy, ale nic nie mógł zrobić. W styczniu 1863 Polska powstała, wielki książę zraził do siebie cara, na którego przedtem miał wpływ. W 1863 roku namiestnikiem Królestwa Polskiego został skrupulatny generał Fiodor Berg. Do poskromienia Litwy zaś car wyznaczył jednego z najsurowszych i nąjokrutniejszych dygnitarzy, Michaiła Murawjowa (został on generałem-gubernatorem sześciu północno-zachodnich guberni), którego działania, jak się wydaje, nie mają sobie równych w dziejach dziewiętnastowiecznej Europy (masowe egzekucje, palenie całych wsi, masowe zsyłki na Sybir, na katorgę, zamykanie katolickich klasztorów i tak dalej). Właśnie w czasie tłumienia polskiego powstania Murawjow zyskał w opinii publicznej przydomek „Wieszatiel". Car pod naciskiem tej opinii potem (1865) odsunął Murawj owa, ale po nieudanym zamachu Karakozowa w 1866 roku (który strzelał do cara koło Letniego Sadu w Petersburgu, ale przeszkodził mu chłop Komissarow) znowu przypomniał sobie o Mu-rawjowie i mianował go na przewodniczącego najwyższej komisji śledczej, badającej sprawę złoczyńcy. Murawjow okrutnie nienawidził reform, nienawidził liberała Wału-jewa (z wzajemnością!) - i takich dygnitarzy było niemało u boku Aleksandra, ale być może najbardziej zaciętym i barwnym był hrabia Dmi-trij Tołstoj, oberprokurator Synodu (1865-1880). Został on ministrem na wniosek Murawjowa właśnie po zamachu Karakozowa, przeprowadzał reformy w dziedzinie oświaty. Trafną charakterystykę wystawił mu nienaganny liberał Boris Cziczerin: „[...] nienawidzący wszelkiego niezależnego ruchu, wszelkiego przejawu wolności, pozbawiony przy tym jakichkolwiek pobudek moralnych, fałszywy, chciwy, zły, mściwy, podstępny, gotowy na wszystko dla osiągnięcia osobistych celów i jednocześnie doprowadzający serwilizm i schlebianie do tych ostatecznych granic, które zazwyczaj podobają się carom, ale we wszystkich przyzwoitych ludziach budzą jedynie odrazę" (Cziczerin, 1929, 193). Cziczerin rozszyfrował na przykładach swoje gniewne epitety: nieformalna żona Aleksandra II Jekatierina Dołgorukowa (później, po śmierci carowej w 1880 roku, car zawarł z nią morganatyczny ślub i nadał tytuł najjaśniejszej księżnej juriewskiej) była potępiana przez petersburskie wyższe sfery, chyba tylko jeden Tołstoj zapraszał faworytę na swoje wieczory; znanych jest wiele przykładów chciwoścrTołstoja, poczynając od ograbienia chłopów w czasie przeprowadzania reformy w jego własnym majątku. Łapownictwo i przywłaszczanie środków państwowych kwitło także za Mikołaja I. Za Aleksandra II, dzięki większej jawności i mnóstwu rewizji w niższych i średnich warstwach władzy, więcej było też dema-skacji. Ale najwyższe warstwy pozostawały poza jakąkolwiek kontrolą, a ponieważ rozwój stosunków kapitalistycznych - zwłaszcza milionowe zyski przy budowie kolei żelaznych - pobudzał bezwstydną chciwość, to otoczenie Aleksandra II również nie okazało się moralnie niezłomne i pod tym względem pozostawiło daleko w tyle wszystkie carskie dwory XIX wieku. Szef żandarmów, hrabia Piotr Szuwałow, opowiadał swoim zaufanym o tym, jak młodszy brat cara, wielki książę Mikołaj Nikołajewicz, przyjeżdżał do niego zabiegać o poparcie w Komitecie Ministrów — w obliczu silnej konkurencji - prośby pewnej grupy kombinatorów, dotyczącej jakiejś koncesji kolejowej; jeśli sprawa zakończyłaby się po- myślnie, to wielki książę miał otrzymać dwieście tysięcy rubli; Szuwałow rzekomo odmówił, ale Mikołaj Nikołajewicz po kilku dniach chwalił się, że pieniądze otrzymał (Fieoktistow, 1929, 311-312). A jak czysty był sam Szuwałow? W tece Milutina w Rosyjskiej Bibliotece Państwowej (95.50) znajduje się satyryczny rękopis, jakoby tytułowa strona „arlekinady" Wiele hałasu z powodu głupstw czyli Nowe prawa szlachty rosyjskiej; „Rzecz dzieje się w 1873 roku", a wśród bohaterów są hrabia Dmitrij Tołstoj, hrabia Piotr Szuwałow, A. E. Ti-maszew (minister spraw wewnętrznych w latach 1868-1878) i inni. Wymienione postacie występują w antraktach: „Szuwałow i Wałujew wykonują pas de deux Dwóch złodziei". Taka była prawdopodobnie opinia publiczna, choć wszystkie istniejące dokumenty świadczą, że ani Szuwałow, ani Wałujewnie splamili się złodziejstwem. Carska faworyta Dołgorukowa, przyszła najjaśniejsza księżna ju-riewska, otwarcie ściągała ogromne „podatki" z kolejowych geszefciarzy, pomagając właśnie im otrzymać korzystne koncesje. Fieoktistow i baron Aleksandr Delwig szczegółowo opowiadają o tych nachalnych poborach pieniędzy, o których nie mógł nie wiedzieć imperator; właśnie on nalegał na wybór tych ludzi, których rekomendowała jego nieślubna żona. W 1871 roku upór Delwiga, faktycznego szefa minister-20 stwa transportu, który chciał oddać koncesję znanemu Karlowi von Mekkowi (mężowi nie mniej znanej teraz mecenaski, wspomagającej Piotra Czajkowskiego), a nie protegowanemu carskiemu (czyli Dołgo-rukowej), niejakiemu Jefimowowi, doprowadził do dymisji ministra hrabiego W. Bobrinskiego i samego barona - nie można było rywalizować z carem! A zmianę swego poglądu faworyta wyceniła na półtora miliona rubli, lecz von Mekk tyle nie dał; proponował siedemset tysięcy, ale nie doszło do porozumienia (tamże, 306-312). Księżna Jekatierina Dołgorukowa z jakąś wyzywającą zuchwałością pomnażała swój kapitał, otoczenie prawdziwej carowej, Marii Alek-sandrowny3, było bardziej powściągliwe pod tym względem, choć książę heski, brat carowej, również uczestniczył w budowie dróg żelaznych - i nie w swoim księstwie, lecz w Rosji. Na tle całego kalejdoskopu aleksandrowskich dygnitarzy wyróżnia się postać ministra wojny (1861-1881), Dmitrija Milutina, od 1878 hrabiego. W przeciwieństwie do jego „cywilnego" brata Nikołaja, rugowanego przez zwolenników pańszczyzny, Dmitrijowi udało się przez dwadzieścia lat wcielać reformy w wojsku i gruntownie zreorganizować armię, która w wojnie rosyjsko-tureckiej 1877-1878 zaprezentowała się znakomicie (niestety, ministrowi nie udało się zmienić inten-dentury, w której łapownik siedział na łapowniku - tutaj okazał się on bezsilny). Prawdopodobnie Aleksander pojmował wagę reform wojskowych i dlatego przez tyle lat tolerował mądrego, uczciwego, liberalnego ministra. To samo musieli robić konserwatyści. Ale tylko do czasu. Po zabójstwie cara, już za Aleksandra III, Milutin w ślad za Lorisem--Melikowem podał się do dymisji. Wielki książę Aleksander Aleksandrowicz, który po 1 marca 1881 roku stał się Aleksandrem III, gwałtownie zmienił kierunek rosyjskiej drogi. Od wczesnych lat wyróżniał się zachowawczym charakterem, otwarcie sprzeciwiał się reformom, a okres jego panowania cechuje wyraźne zamrażanie wszystkich zmian społeczno-politycznych, dokonanych za czasów jego poprzednika. Jeżeli wychowawcą Aleksandra II był Wasilij Żukowski, to Aleksandra III wychowywał profesor prawa Konstantin Pobiedonoscew, który już za Aleksandra II zaczął piąć się po drabinie urzędniczej i w 1880 roku otrzymał stanowisko oberproku-ratora Synodu, które zajmował przez ćwierćwiecze, do rewolucji 1905. „Pobiedonoscew nad Rosją rozpostarł sowie skrzydła" - pisał Aleksander Błok w poemacie Odwet. Nigdy jeszcze w historii Rosji oberproku-rator Synodu nie odgrywał takiej roli - Pobiedonoscew został głównym doradcą i inspiratorem cara, był jak gdyby ponad Radą Państwową, ponad ministrami. Główne idee tego działacza były, by tak rzec, negatywne: „Nie popuszczać!" - posługując się określeniem Sałtykowa-Szcze-drina. Najważniejsza w kulturze - sądził oberprokurator - jest siła inercji; nienawidził on parlamentaryzmu, wolnych wyborów, wolnej prasy, upowszechniania wiedzy... / Przy bezpośrednim udziale Pobiedonoscewa na samym początku panowania nowego cara podali się do dymisji wszyscy liberalni ministrowie: Loris-Melikow, Dmitrij Milutin, minister finansów Aleksandr Abaza, a teki ministerialne otrzymali zagorzali konserwatyści; ministrem spraw wewnętrznych został znany hrabia Dmitrij Tołstoj (1882--1889), przez kilka lat pozostający poza kręgami władzy. Po raz pierwszy w ХГХ wieku krajem zaczął rządzić nie okcydentali-sta, lecz przekonany słowianofil, a nawet rusofil. Historyk Jaków Bar-skow, za młodu będący urzędnikiem na dworze, opowiadał, jak pewnego razu Aleksander III, widocznie usłyszawszy o opublikowaniu przez Her-cena jednej z redakcji artykułu Aleksandra von Briggena O pochodzeniu imperatora Pawła I (Istoriczeskij sbornik, kn. 2, London 1861), konfidencjonalnie zapytał historyka, na ile wiarygodne są pogłoski o Pawle Piotrowiczu jako nie-synu Piotra III. „Nie skrywam, Wasza Cesarska Mość - odpowiedział Barskow - są dokumenty, poczynając od pamiętników Katarzyny, że ojcem był Siergiej Sałtykow". „Chwała Ci, Panie -przeżegnał się Aleksander - to znaczy, że i we mnie jest choć kropla krwi rosyjskiej!" (relacja Solomona Reisera: w latach trzydziestych XX wieku pracował on razem z Barskowem w Leningradzkiej Bibliotece Publicznej i ten opowiadał wiele interesujących epizodów z życia imperatora). Barskow zataił przed carem drugą część legendy: dziecko jakoby urodziło się martwe i zamieniono je na „czuchońskiego" chłopczyka, syna mamki. Jeśli pierwsza część legendy może być traktowana jako wiarygodna, to druga jest już zupełnie fantastyczna, nierealna. A jeśliby Barskow dodał jeszcze pogłoskę o Mikołaju I i o tym, jakoby Katarzyna II była córką znanego wielmoży Iwana Bieckiego4, to być może car jeszcze bardziej szczyciłby się swą rosyjską krwią. Najbardziej nacjonalistyczny ге wszystkich carów rosyjskich, Aleksander III, walczył o silne mocarstwo, wzmacniał armię i flotę (właśnie za jego panowania rozpoczęła się intensywna budowa okrętów wojennych na Morzu Czarnym), poszerzał swoje włości (to za jego rządów zakończył się podbój Azji Środkowej). Ale ciekawe, że w czasie jego panowania nie było żadnej wielkiej wojny - Aleksander otrzymał nawet przydomek „stróża pokoju". Kilka razy kraj znajdował się o krok od wojny: rosyjscy władcy bardzo się bali, że Turcja pozwoli Anglii wprowadzić flotę wojenną do Bosforu; za Morzem Kaspijskim o mało nie doszło do konfliktu między Rosją, która szybko zajęła Turkmenię, i An-22 glią, która objęła swoim protektoratem Afganistan i której interesy sięgały wyraźnie dalej na północ; w Europie toczyły się polityczne zatargi z Austrią (z powodu Bułgarii) i ekonomiczne z Niemcami (wzajemne blokady celne). Ale mimo to do wojny nie doszło. Aleksander III ze wszystkich rosyjskich imperatorów XIX wieku rządził najkrócej - tylko trzynaście lat. Los był dla niego łaskawy: nie było przewrotów pałacowych, omijały go bomby Narodnej Woli, ale przeżył bardzo mało - czterdzieści dziewięć lat. Zbytnio nadużywał alkoholu (też rekord wśród carów rosyjskich!), pod koniec życia nękały go liczne choroby: puchlina wodna, zapalenie nerek (zdaje się, że to ostatnie było przyczyną zgonu). Carowa używała wszelkich środków, żeby powstrzymać go od picia alkoholu, ale on, mając dostęp do wódki dzięki wiernym sługom, nauczył się chować butelki, był też współtwórcą pomysłu płaskich karafek, które można było chować w kieszeniach i za cholewami butów. W 1894 roku, po śmierci ojca, na tron wstąpił Mikołaj II, ostatni car Rosji. Odziedziczył on po ojcu, jak się wydaje, tylko rusofilstwo. Inne jego cechy, zwłaszcza chwiejność i niezdecydowanie, wyraźnie pochodzą z innych korzeni genetycznych. Dramatyczna historia jego panowania zaczęła się smutnie od znanej Chodynki (podczas koronacji na Polu Chodyńskim urządzono bezpłatny poczęstunek z rozdawaniem podar- ków; przy złej organizacji święta powstał straszny tłok - w ścisku zginęło tysiąc trzysta osób, tyle samo zostało rannych), a zakończyła rozstrzelaniem całej rodziny carskiej w 1918 roku. Ale ta historia odnosi się już do chronologicznego odcinka w postaci następnej książki, traktującej o wieku XX. Rosyjski charakter Teraz zwykło się mówić „mentalność", ale wolę pozostać przy tradycyjnej nazwie, która jakoś lepiej łączy się z przymiotnikiem „rosyjski". Temat, który należy uwzględnić w niniejszej książce, jest bardzo złożony i wieloaspektowy. Już niejednokrotnie oświadczano, że Rosja jest tak obszerna i różnorodna ze względu na swoje geograficzne, społeczne i etniczne parametry, iż niezwykle trudno znaleźć wspólny mianownik dla wszystkich Rosjan. Pomorcy spod Archangielska i Kozacy znad Tereku, podmoskiewscy chłopi i syberyjscy myśliwi są do siebie bardzo niepodobni i zewnętrznie, i pod względem charakteru. Powiedzmy, przetrwanie w surowych warunkach Północy wymagało bez porównania większej pracowitości i sprytu niż na przychylnym ludziom Południu (pełną analogię znajdujemy na Zachodzie, gdzie tak samo Skandynawowie czy Anglicy różnią się od Włochów). Nie mówię już o różnicach stanowych, bardzo istotnych w XIX wieku. Należy też uwzględnić psychologiczne różnice indywidualne, niezwiązane ani z cechami społecznymi, ani też z regionalnymi - jedni swoje radości i troski zachowują dla siebie, inni szeroko o nich rozpowiadają; jedni stale narzekają, wi-niąc życie za rozmaite niedostatki, inni cieszą się z tego, co mają, dziękując Bogu za szczęście... Apołłon Grigorjew, wiele rozmyślający o istocie rosyjskiego charakteru, doszedł w końcu do wniosku, wyrażonego w wielu artykułach i listach, że nasza mentalność jest dwoista: są wśród nas i cisi, i „drapieżni", kultywujący pierwiastek rodzimy i buntujący się przeciwko niemu, w bylinach sąsiadują ze sobą obrazy „świętego" Ilji Mu-romca i „łobuza" Czuryły Plenkowicza. Którekolwiek cechy poddawalibyśmy analizie, z pewnością zawsze znajdą się Rosjanie o właściwościach podobnych - tak samo jak znajdą się tacy, którzy odznaczają się cechami przeciwstawnymi. Żeby jednak zyskać wyobrażenie o narodowym charakterze, trzeba, po pierwsze, pamiętać nie o stuprocentowym zapełnieniu życia narodowego jakimiś cechami, lecz o przewadze niektórych spośród nich, a po drugie, postarać się zawęzić temat regionalnie i stanowo do względnie jednorodnej masy. Wydaje mi się, że „najgęściej" charakter narodowy ucieleśnia chłopstwo centralnych i względnie południowych („centralno-czarno-ziemnych") guberni kraju, czyli przede wszystkim chłopstwo pańszczyźniane. Grigorjew sądził, że przyduszone pańszczyzną chłopstwo nie może posłużyć za miarę charakteru narodowego, że w tym celu należy brać pod uwagę wolne kupiectwo (jak również rzemieślników). Ale, po pierwsze, kupcy i rzemieślnicy stanowili tylko cienką warstwę ponad masą ludu, po drugie, zachowali oni liczne cechy i zwyczaje chłopskie, po trzecie zaś, ich liczne „wolne" cechy w zalążkowych formach istniały już w stanie chłopskim. Najsilniej pod względem ideologicznym, „mentalnym" oddziaływały na naród rosyjski w ciągu wielu stuleci cztery czynniki: religia prawosławna, prawo pańszczyźniane, rozległe monarchiczne państwo-imperium, „wiej-skość", czyli niewielka liczba miast (ciasnota, obfitość miast w Europie Zachodniej, intensywność informacji, rozwój handlu i przemysłu - wszystko to stwarzało zupełnie inną mentalność narodów zachodnich). Religia zaszczepiała w świadomości Rosjan trwałe ideały chrześcijańskie, ale były też dodatkowe, by tak rzec, zasady bizantyjsko-pra-wosławne, które bardzo istotnie określiły narodowy światopogląd. Przede wszystkim niepodważalne uprzywilejowanie tylko jednego stanowiska, jednej idei, jednej cerkwi. Prawdziwa cerkiew jest jedna, wszystko pozostałe jest wrogie, obce - nie tylko, powiedzmy, islam czy judaizm, ale i inne wyznania chrześcijańskie, wszelkie sekty, wszelka herezja (słowo „herezja" aż do naszych dni przetrwało jako synonim bzdury, nonsensu, błędu). Jurij Łotman i Boris Uspienski ukazali w swoich pracach zasadniczą odmienność prawosławnego obrazu zaświatów w porównaniu z katolickim, w którym istnieje przejściowe stadium między rajem a piekłem - czyściec; natomiast w prawosławiu nie ma żadnych trzecich, przejściowych stref- albo raj, albo piekło! Co za tym idzie, również w świecie ziemskim podział przebiega według wojskowej zasady: „Albo na lewo, albo na prawo!" - albo swoje, albo cudze. Cudze religie, cudze narody, cudze stroje... Nazwa „Niemiec" jest przecież szersza niż mieszkaniec państwa niemieckiego - jest to w ogóle ktoś obcy, niemy, nie mój, niepotrafiący mówić w moim języku (tego rodzaju średniowieczne wyobrażenia dotrwały do naszych dni; opowieść węgierskich studentów, mieszkających na ukraińskim Zakarpaciu i jadących do domu z Moskwy: w przedziale razem z nimi jechał jakiś obywatel, który przez pierwszą godzinę wytrzymywał mowę węgierską, a potem zwrócił się poirytowany do sąsiadów: „A wy co, po ludzku nie umiecie rozmawiać?"). Następne ogniwo tego łańcucha to zdecydowana walka ze wszystkimi wrogimi ideami i zasadami, wykarczowanie wszelkich odchyleń we własnym środowisku i odbiór każdego „obcego" jako niebezpiecznego agitatora, propagującego nie całkiem nasze wartości. Wrogości w stosunku do tego, co cudze, towarzyszył silny tradycjonalizm - wszystko, co nowe, nawet w minimalnych dawkach, napotykało gwałtowny opór, jako pochodzące od siły nieczystej. Innymi słowy, w świadomości ludu kultywowano wyraźną niechęć do nowatorstwa i twórczości. Prawdziwa tragedia nastąpiła w związku z reformami patriarchy Nikona w połowie XVII wieku - surowy i fanatyczny Nikon uważał, że właśnie on zna prawdę w ostatecznej instancji, i dlatego śmiało zajął się reformowaniem obrzędów cerkiewnych (myślał, że je oczyszcza z deformacji!); ale wielu wierzących ludzi pozostało na dawnych pozycjach i gotowych było iść na szafot, lub nawet dokonać samospale-nia, żeby tylko nie ulec diabelskim nowinkom; reformy Nikona zostały jednak oficjalnie uznane, również stały się tradycją, toteż w następnych stuleciach trwała wyczerpująca walka dwóch tradycji: staroobrzędo-wej i nikonowskiej, a każda z nich przez swoich zwolenników była traktowana jako jedyna prawdziwa. Soborowy, właśnie zbierający wiernych charakter cerkwi prawosławnej razem z patriarchalną1 strukturą wsi rosyjskiej kształtował wspólnotowość: każda wieś stanowiła wspólnotę, gdzie obok ziemi dziedzica prawie zawsze była ziemia swoja, chłopska, i ta nie należała do poszczególnych osób czy do rodzin, lecz do całej wspólnoty. Na tej zasadzie brano w arendę ziemię dziedzica i łąki, żeby mieć siano. Ziemia należała do wspólnoty, gminy (mir), lecz i sami chłopi należeli nie tylko do pana, ale też do gminy (teraz oba „miry", W znaczeniu „pokoju" i „wspólnoty ludzkiej", piszemy jednakowo, lecz przed rokiem 1918, przed reformą językową, „mir-pokój" pisano przez tak zwane „и" ośmiokrotne, a mir-świat - przez „i" dziesięciokrotne; w tytule powieści Lwa Tołstoja słowo to występowało w pierwszej wersji, jako antonim wojny, natomiast w poemacie Władimira Majakowskiego - w drugiej, użyte w sposób celowo uogólniony). Wspólnotowość rozwijała solidarność, wzajemną pomoc, chrześcijańską dobroć w stosunku do bliźniego. Zresztą nie tylko w stosunku do bliźniego. Nawet wobec „obcego", jeżeli był nim pątnik, biedak, żebrak. W XIX wieku, a nie tylko w średniowieczu, ubodzy chłopi, którym przed zimą lub na przedwiośniu kończyły się zapasy żywności, szli po prośbie, prosić o kawałki chleba, a w stosunkowo bogatych domach kawałki te zawczasu przygotowywano (czasem nawet specjalnie krajano na kromki). Świat - w ogóle patriarchalny, a w szczególności rosyjski wiejski -jest bardzo dobry. Już odnotowano, że również w języku ta dobroć znalazła swoje odbicie. W językach zachodnioeuropejskich prośbę adresowaną do człowieka wyraża się za pomocą zwrotu ,jeśli się wam podoba" lub „dla waszej przyjemności", w rosyjskim zaś -jeżeli nie liczyć neutralnego „proszę bardzo" - apelem do dobroci osoby, do której ktoś zwraca się z prośbą, „bądźcie tak dobrzy". Surowe warunki rosyjskiego klimatu też skłaniały do solidarności -tylko dzięki pomocy wzajemnej można było przeżyć. Czyż nie w tej wspólnotowej „pomocy" tkwi wspaniała cecha inteligencji rosyjskiej -poświęcenie dla innych? U ludzi głęboko religijnych dobro sprzęgało się z miłością. Archi-mandryta Aleksandr Buchariew rdzeniem swojej chrystologii uczynił miłość. Do zbieżnych idei doszedł w latach siedemdziesiątych Dostojewski: „A przyjąwszy prawo miłości, przyjdziecie również do Chrystusa. I to właśnie będzie, być może, powtórne przyjście Chrystusa. [...] to się wydarzy, lub przynajmniej może się zacznie wydarzać. Jak upadną Bismarcki [autor uważał Bismarcka za symbol „żelaza i krwi" - B. J.]. Wszystko stanie się nagle. Rosja. Prawosławie. [...] Czekać na pokorę, czyli zwyciężyć zło pięknem swojej miłości i surowego obrazu wstrzemięźliwości i panowania nad sobą" (Dostojewski, 24, 165). Ale w rzeczywistości chrześcijańską miłością byli przesiąknięci tylko nieliczni wybrani, natomiast soborowość i dobroć to zjawiska w narodzie bardziej rozpowszechnione. Wspólnotowo-społeczny porządek życia rosyjskiego, wzmocniony regułami chrześcijańskimi, wytwarzał wyobrażenie o wyższości całego--ogólnego nad indywidualnym-częściowym. Jak zawsze, i ta strona życia znalazła odzwierciedlenie w naszym języku. Nie ja chcę", lecz „chce mi się", nie „nazywam się tak i tak", lecz „nazywają mnie tak i tak". 28 Tak jakby jakaś zewnętrzna, niemal boska siła kierowała naszą osobą. Po rosyjsku bardzo chropawo i zbyt chełpliwie brzmi ja i mój przyjaciel", powiemy raczej: „my z przyjacielem". Po angielsku wygląda to -jeśli tłumaczyć dosłownie - głupio. Anglicy zrozumieją, że jakaś grupa ludzi jest z wami, przynajmniej dwóch ludzi komunikuje się z przyjacielem; prawidłowo po angielsku jest właśnie „przyjaciel i ja". A po rosyjsku nie bardzo wypada uprawiać jąkanie" i dlatego powstało nie całkiem precyzyjne wyrażenie (w językach tureckich też tuszuje się jąkanie"). Nasze „my" dlatego często nosi jakiś rozmyty, niejasny charakter -nie wiadomo, czy nas dwoje, pięcioro, czy całe społeczeństwo. Po włosku, jeśli grupa ludzi rozmawia z jednym człowiekiem, to istnieją dwie formy zaimkowe: „my bez was" i „my włącznie z wami". A po rosyjsku w obu wypadkach - „my"2. Kiedy carski manifest zaczynał się od „my", to przecież nie było jasne, kogo car miał na myśli: przemawiał w imieniu całej Rosji, czy też siebie przedstawiał w liczbie mnogiej. Raczej to ostatnie (później przecież następowało imię cara), ale jest w tym również uogólnienie, pewne zacieranie granic. Z drugiej strony języki zachodnie są bardziej uprzejme. Tak jak w drzwiach dżentelmen przepuści przed sobą współrozmowcę, tak samo jest w języku: Anglik nie powie ja i przyjaciel", lecz zawsze „przyjaciel i ja"; w odpowiedzi na telefoniczne pytanie: „Czy można poprosić Iwana Iwanowicza?", Rosjanin odpowie: „To ja" lub „Jestem przy telefonie", Anglik zaś: „This is he", czyli „To on". Uprzejma forma trzeciej osoby jest powszechnie używana przez Niemców; przy zwracaniu się przez „wy" Niemiec używa nie drugiej, lecz trzeciej osoby - nie „wy", lecz „oni"; Anglicy zaś są na tyle uprzejmi, że pozbyli się w procesie wielowiekowego rozwoju języka formy drugiej osoby liczby pojedynczej, nie mają „ty", lecz tylko „wy" - nawet przy zwracaniu się do dziecka czy kota. Jeszcze jedno lingwistyczne zestawienie, ukazujące, że przy całej uprzejmości język angielski otacza wielkim szacunkiem osobę, jej „sa-moistność": w języku rosyjskim nie ma ścisłego odpowiednika angielskiego pojęcia self-sufficiency, które oznacza, po pierwsze, samowystarczalność, czyli możliwość zapewnienia sobie bytu, bez zdawania się na zewnętrzne źródła, a po drugie, dużą wiarę we własne zdolności lub w swoją godność. W języku rosyjskim istnieje pojęcie „samodzielności", ale wiąże się ono z „niezależnością państwową", odnosi się zarówno do człowieka, jak i do społeczeństwa, w angielskim zaś self-sufficiency można użyć tylko wobec osoby, w stosunku do państwa używacie innych terminów: autonomy, self-rule, self-government i tak dalej. Takich osobowościowych akcentów w językach zachodnich jest niemało. Wspólnotowość nie tylko pomniejszała człowieka, ale w jakimś stopniu kontrolowała jego życie osobiste - nie mógł on zataić przed sąsiadami niemoralnych postępków, powiedzmy, ukrywanego pijaństwa bądź rozpusty. Od wczesnego średniowiecza istniał na wsi rosyjskiej obyczaj pokazywania prześcieradła nowożeńców po ich nocy poślubnej - ważne było, żeby nie tylko rodzinie, ale i wszystkim sąsiadom dowieść niewinności panny młodej. Z drugiej strony rozprzestrzenienie wstydu na dość szerokie sfery ludzkiego zachowania (wstydliwość to jeden z najbardziej istotnych elementów bytu patriarchalnego) zasłaniało, a nawet uniemożliwiało zewnętrzną demonstrację wielu uczuć - na przykład za nieprzyzwoite uchodziło otwarte, publiczne przejawianie wielu emocji, okazywanie, powiedzmy, silnej miłości lub silnej nienawiści; kobietom nie wypadało nawet śmiać się otwarcie, musiały zakrywać usta dłonią lub chusteczką. Pieśni ludowe o miłości do ojczyzny, do rodzinnej miejscowości, do matki nie są znane - takie wysokie uczucia chowano w głębi duszy, nie uzewnętrzniano ich. To teraz namiętny śpiewak może krzyczeć, zwracając się do tysięcznego, lub nawet milionowego audytorium, o swojej miłości do Rosji albo do rodzonej matuli, w życiu ludu byłoby to zupełnie niemożliwe. Pieśni o miłości do wybranki swego serca również są stonowane - nawet te miejskie, profesjonalnie napisane pieśni, które weszły do kultury ludowej, w rodzaju Kiedy na poczcie byłem kurierem. .. (to ludowa przeróbka wiersza Leonida Triefolewa, będącego z kolei przekładem utworu Władysława Syrokomli). Skromność i nieśmiałość są ściśle powiązane z moralnym ascetyzmem, który był propagowany przez cerkiew bizantyjsko-prawosławną. Za ideał uznawano życie zakonne, ale i w życiu świeckim wysławiano wstrzemięźliwość, zadowolenie się małymi rzeczami, sprowadzenie do minimum materialnych, cielesnych potrzeb i życzeń. Razem ze wspólnotowością powstawał ideał swego rodzaju „równającego komunizmu": ubóstwo było bardziej wartościowe niż bogactwo, bycie bogatym okazywało się czymś niemal wstydliwym; nigdzie co prawda nie mówiło się wprost, że dobrze pracować i dobrze zarabiać jest rzeczą złą, lecz przypowieściami o duchowej wyższości biedaka, o człowieku pobożnym, który rozdał swe bogactwa i stał się biedakiem, kształtowano kult ubóstwa. Wydaje się, że nie było takich przypowieści o despotyzmie, ale przecież przy despocie łatwo osiągało się powszechną równość i braterstwo - pod jego rządami wszyscy okazywali się równi w ubóstwie i ascetyzmie... Oczywiście niewolnicze życie chłopa również praktycznie nie sprzyjało pobudzaniu pracowitości i gromadzeniu bogactwa. Niewolnictwo na Rusi jest zjawiskiem znacznie wcześniejszym niż zależność pańszczyźniana, ustanowiona w XVII i XVIII wieku - poddaństwo Rusi Kijowskiej i Moskiewskiej, wzmocnione jarzmem tatarsko-mongolskim, niewiele się różniło od pańszczyzny czasów nowożytnych. Oddawanie prawie całej wytworzonej produkcji obcemu wujkowi nie pobudzało do wytężonej pracy, na odwrót, kształtowało lenistwo i nieodpowiedzialność (przecież odpowiedzialny za swoje czyny może być jedynie człowiek wolny). Są to cechy, Ittóre aoprowadziry do óbtomowszczyzny Vńie tylko u panów, ale i wśród ludu), które wielu duchowych niewolników zupełnie nie przygotowały do życia po reformach lat sześćdziesiątych, i ci niewolnicy, zwłaszcza spośród właścicieli ziemskich, rozpaczali po dawnych czasach pańszczyźnianych - wystarczająco barwnie zostało to odzwierciedlone w literaturze, choćby w poemacie Niekrasowa Komu na Rusi żyje się dobrze. Lenistwo i nieodpowiedzialność niewolnika łatwo łączyły się z oszustwem i złodziejstwem - tutaj i przykazania religijne nie pomagały. Bardziej szczegółowo o odcieniach oszustwa i złodziejstwa w czasach nowożytnych mówi się w rozdziale O kulturze materialnej..., a tu zaznaczymy, że korzenie tych wad sięgają głębokiej przeszłości. Średniowieczny poddany, nie wytrzymując strasznego ucisku i głodu lub po upływie terminu, wynikającego z umowy, odchodził bądź uciekał od feudała, ale w wypadku schwytania pan, aby zwiększyć jego zniewolenie, oskarżał go nie tylko o ucieczkę, ale dodatkowo o złodziejstwo, przywoławszy odpowiednich fałszywych świadków - oznaczało to wydłużenie czasu służby; wiedza o takim zakończeniu oczywiście sama przez się skłaniała uciekiniera do zabrania czegoś cennego - jeśli pojmą, i tak obwinia o kradzież, jeżeli ucieczka się powiedzie, będzie jeszcze jakaś korzyść. Mnóstwo rosyjskich bajek ludowych opiera fabuły na motywie kradzieży: bohaterowie kradną jabłka, pióro żar-ptaka, konia i tak dalej -i jest to traktowane jako czyn bohaterski, a niejako wada! Z pewnością jeszcze więcej bajek opowiada o oszustwach: słynne Lis i wilk, Chłop i niedźwiedź wysławiają szalbierstwa, bajarze jawnie natrząsają się z oszukanych prostaczków. Charakterystyczne, że na surowej i wolnej Północy, której nigdy nie dotknęło ani jarzmo tatarskie, ani niewola pańszczyźniana, kwitła uczciwość: domów nigdy nie zamykano, nie znano koniokradów, nie było oszustw podczas handlu. Trzeba powiedzieć, że także późniejszy rozwój kupiectwa w centralnej Rosji stwarzał moralną atmosferę uczciwości, gdyż w wolnym środowisku korzystniej być uczciwym! W rosyjskim folklorze jest nadzwyczaj mało utworów o pracy chłopa. 31 Zdaje się, że istnieje tylko bylina o Mikule Sielaninowiczu. A w ogóle nie ma bajek rosyjskich o wytrwałej i twórczej pracy (to już w czasach nowożytnych pisarze w rodzaju Nikołaja Leskowa czy Piotra Bazowa, jak gdyby kompensując ten brak, przedstawiali w swoich gawędach twórczych, pracowitych mistrzów), natomiast mamy zatrzęsienie bajek o cudownych podarkach otrzymywanych przez bohatera - ileż tego w jednej bajce o Jemielu-głuptaku. Nie dzięki pracy, lecz dzięki cudowi istnieje taki bohater. Ciekawe, że wiara w cudowne wręczanie podarunków istniała nie tylko pośród ludu. Bałaganiarski Apołłon Grigor-jew, wiecznie hulający i bez pieniędzy, gotów był zarabiać artykułami, przekładami, poezją, ale nade wszystko wierzył w boski cud, dosłownie mając nadzieję, że Pan Bóg podrzuci mu - na ulicy lub na podwórzu -sakiewkę pieniędzy. Zdumiewająca różnica w porównaniu z zachodnim protestantem! Tamten też wierzył w boską opiekę, w to, że Bóg wyróżnia lepszych, ale trzeba zapracować na prawo do bycia lepszym i dlatego należy ciężko harować, w pocie czoła wypracowywać swoje bogactwo. Można fatalistycznie czekać na Boską uwagę i przychylność, ale przy tym z nie mniejszym uporem stale pracować. Fatalnemu oczekiwaniu na swój los Grigorjew przeciwstawiał swobodne wystawianie go próbę, jak gdyby sam nadstawiał karku, pragnąc zobaczyć, jak Bóg odnosi się do niego, ale nadstawiał nie w trudzie i znoju, lecz w „skandalach", jak się delikatnie wyrażał, w pijackich hulankach, w nadużyciach płatnej miłości i tym podobnych. Widocznie zdawało mu się, że Bóg w ten sposób szybciej go zauważy, odpuści grzechy i wesprze materialnie. Natomiast w wersji „ateistycznej" wiara nie w pracę, lecz w cud została trafnie wyrażona w arii Hermanna z Damy pikowej: Praca, uczciwość - bajki dla bab... Dzisiaj - ty, a jutro - ja! Więc porzućcie walkę, Chwytajcie chwilę sukcesu... Brak pohamowania (biezudierż) też jest rosyjską cechą narodową -w czasach nowożytnych została ona dobrze ukazana przez Dostojew-skiego, który wykorzystywał ją w swoich konstrukcjach artystycznych, zwłaszcza w postaci Miti Karamazowa; jest także charakterystyczna dla Grigorjewa, którego pisarz dobrze znał. Ale cecha ta sięga do ludowego średniowiecza. Jest ona odwrotną stroną niewolnictwa - skrajności rodzą skrajności przeciwstawne. Pijackie nadużycia „wewnątrz" stanu poddanych czy chłopów pańszczyźnianych to tylko początkowy 32 etap, dalej mogły już następować ucieczki, tworzenie szajek rozbójni- czych, bunty Razina i Pugaczowa. I w tym braku ograniczeń, pozbawionym podstaw, ogniska domowego, rozwijały się oczywiście nie twórcze pierwiastki, lecz destrukcyjne. Pal dwory, wieszaj i rozstrzeliwuj wszystkich opornych, burz do fundamentu stary świat... Ale ucieczki niekoniecznie musiały prowadzić do rozbojów i zniszczeń. Na Rusi bardzo rozpowszechnione były pątnictwo i tułactwo; mogły one nie mieć w ogóle religijnego zabarwienia, mogły być po prostu włóczęgostwem. Dążenie do wolności w takim wypadku wyrażało się w postaci opuszczenia zagrzanych miejsc, ale bez jakiegokolwiek gwałtu czy zemsty. Nie w walce, lecz w odejściu przejawiał się protest człowieka. W bardziej ograniczonej formie agresywny „biezudierż" był „udal-stwem". Udał to specyficznie rosyjskie pojęcie, niemające dokładnego odpowiednika w innych językach (pisał o tym szczegółowo Dmitrij Li-chaczow) -jest to zadziwiająca mieszanina szerokiej natury, dziarsko-ści, łobuzerstwa na granicy wykroczeń. W artystycznym wariancie udalec-łobuz ucieleśniony został w bohaterze nowogródzkiej byliny, w Waśce Busłąjewie. Jest on siłaczem i bogaczem, rozrabia na ucztach, stale wywołuje bijatyki, okrutnie tłukąc nowogrodzkich chłopów; podróż z drużyną do Jerozolimy i kąpiel w Jordanie powodowana jest nie tyle potrzebą religijną, ile chęcią przeżycia przygód; sama śmierć Bu- słajewa to rezultat poszukiwania przygód: pomimo zakazu skakania wzdłuż wielkiego kamienia Wasilij skacze (w niektórych bylinach skacze w dodatku tyłem!) i pada, rozbijając głowę. Nie bez powodu taki bohater pojawił się w wolnym Nowogrodzie. Niewolnik zrywający więzy jest skłonny do skrajności, dochodząc do podpaleń i zabójstw. Nowogrodzki chwat również nie jest jagniątkiem, ale mimo wszystko do Pugaczowa mu daleko. Wolni kupcy i przemysłowcy czasów nowożytnych też często oddawali się dzikim rozrywkom: wystawne uczty lub przejażdżki trojkami, rozbijanie szkieł, luster, naczyń w restauracjach. Ale bardziej interesująca jest częsta i czasem także „niepohamowana" filantropia: ofiary na budowę świątyń, wpłaty na rzecz cerkwi i klasztorów, mecenat kulturalny. Rozpatrzmy teraz „imperialne" oddziaływanie. Ruś, a następnie Rosja nieustannie poszerzała swoje granice - aż do połowy XX wieku. Przez pierwsze stulecia przebiegało to żywiołowo i bez żadnych wskazówek z góry: na południu i wschodzie kraju granice przesuwały się dzięki zbiegłym chłopom, przeobrażającym się w kozaków, następnie — dzięki przesiedleńcom, kupcom i tak dalej. Oczywiście całkiem wolnych ziem było mało, trzeba było wojować, podbijać rozproszone plemiona aborygenów. A poczynając od Iwana Groźnego, podboje prowadzone były już planowo, organizowane przez najwyższą władzę. I wojny też toczono okrutne, krwawe, przewlekłe — nie z dzikimi plemionami, lecz ze zorganizowanymi państwami. Ale państwa te okazywały się słabsze od Rosji, która wzmocniła się szczególnie dzięki reformom Piotra I, i dlatego wojny z reguły bywały zwycięskie. Zdobyte terytoria stawały się częścią Rosji. Barbarzyńskie hasło bolszewików: „Jeśli wróg się nie poddaje, to się go likwiduje", wówczas nie było używane, zamiast niego niejawnie funkcjonowało inne: „...to się go podbija". Pojęcie to wchodziło do świadomości narodowej i ją również czyniło imperialną. Dmitrij Lichaczow w swoich pracach niejednokrotnie podkreślał, że charakterowi rosyjskiemu nie są właściwe tendencje zaborcze, że w kronikach opisuje się tylko wojny obronne, że powieść Wojna i pokój fabularnie kończy się na roku 1812, kiedy wojna toczyła się na terytorium Rosji, i nie zawiera opisu zagranicznej wyprawy armii rosyjskiej. Wszystko to prawda. Ale dla przeciwwagi można przytoczyć wiele faktów artystycznych, poczynając od folkloru, w których opisuje się syberyjskie wyprawy Jermaka, podbój Kazania, stłumienie powstania w Polsce i tak dalej. Jest rzeczą jasną, że wojna z obcym agresorem, który wtargnął na ziemię ojczystą, była oceniana jako sprawiedliwa, święta, ale problem właśnie w tym, że wojny zaborcze, które prowadził kraj, nie były odbierane jako zbrodnicze, ciemne, niesprawiedliwe. Je- śli sąsiad krzywo na nas patrzy, mówi nam coś wrogiego i jeszcze gotuje się do wojny, to najmilszą rzeczą jest pokonać go i podbić. W świado-иадоолі, w jego twórczości nie pojawił się ani jeden głos, ani je-k protestu przeciwko wojnie zaborczej. Rozumie się jak gdyby te wielkie mocarstwo ma prawo do wszelkiego posze-nium i nie jest ważne, czy narody bałtyckie, Polski, u, Azji Środkowej chcą stać się częścią Rosji. Naj-fsze, że Rosja chce! Masowa., narodowa świadomość ani na chwilę itnierzała stanąć na pozycjach podbitych nacji, istotny był rosyj-.ski punkt widzenia. charakterystyczne, że imperialne podstawy światopoglądu ist-iały również wśród inteligencji. Niektórzy dekabryści (głównie Pe-stelj podkreślali scentralizowaną zasadę ogólnopaństwową, odrzucali ustrój federacyjny. Dekabryści marzyli o przyłączeniu do Rosji nie tylko Alaski, ale też Kalifornii oraz północnych wysp Oceanu Spokoj-•м^Л^аЪу północną część oceanu uczynić wewnętrznym morzem Btedownikiem państwa był także znany liberał-okcyden-ffl^^ziczerin. I nawet Wissarion Bieliński głosił ideały imię tylko w czasie „pogodzenia się z rzeczywistością", dziej radykalnych latach swojej działalności: wysła-0 i Piotta 1, lekceważąco odnosił się do kultury wiedliwia) represje, których ofiarami byli ukraiń-', i tak dalej. Sprzeciw wobec idei imperialnych i za- inteligencji rosyjskiej pojawi) się dopiero w dru- п. i to nie masowo (Michaił Sałtykow-Szczedrin, '/r/^C, Z flZt, śli sąsiad krzywo na nas patrzy, mówi nam coś wrogiego i jeszcze gotuje się do wojny, to najmilszą rzeczą jest pokonać go i podbić. W świadomości narodu, w jego twórczości nie pojawił się ani jeden głos, ani jeden znak protestu przeciwko wojnie zaborczej. Rozumie się jak gdyby samo przez się, że wielkie mocarstwo ma prawo do wszelkiego poszerzania swego terytorium i nie jest ważne, czy narody bałtyckie, Polski, Mołdawii, Kaukazu, Azji Środkowej chcą stać się częścią Rosji. Najważniejsze, że Rosja chce! Masowa, narodowa świadomość ani na chwilę nie zamierzała stanąć na pozycjach podbitych nacji, istotny był rosyjski punkt widzenia. Jest charakterystyczne, że imperialne podstawy światopoglądu istniały również wśród inteligencji. Niektórzy dekabryści (głównie Pe-stel) podkreślali scentralizowaną zasadę ogólnopaństwową, odrzucali ustrój federacyjny. Dekabryści marzyli o przyłączeniu do Rosji nie tylko Alaski, ale też Kalifornii oraz północnych wysp Oceanu Spokojnego, tak aby północną część oceanu uczynić wewnętrznym morzem rosyjskim. Orędownikiem państwa był także znany liberał-okcyden-talista Boris Cziczerin. I nawet Wissarion Bieliński głosił ideały imperialne, i to nie tylko w czasie „pogodzenia się z rzeczywistością", ale też w najbardziej radykalnych latach swojej działalności: wysławiał Iwana Groźnego i Piotra I, lekceważąco odnosił się do kultury ukraińskiej i usprawiedliwiał represje, których ofiarami byli ukraińscy „separatyści", i tak dalej. Sprzeciw wobec idei imperialnych i zaborczości w kręgach inteligencji rosyjskiej pojawił się dopiero w drugiej połowie XIX wieku, i to nie masowo (Michaił Sałtykow-Szczedrin, Lew Tołstoj, Władimir Korolenko). Wreszcie czwarty czynnik — „wiejskość". Większość ludności kraju aż do czasów radzieckich była wiejska. Typowa wieś składała się zwykle z paru rodzinnych gospodarstw. W centralnej Rosji wsie były rozlokowane dosyć gęsto, w odległości dwóch-trzech wiorst od siebie, ale im dalej na wschód, na północ, tym bardziej zasiedlone miejsca się od siebie oddalały. W tych przestworach człowiek był włączony jedynie w życie wąskiej grupy sąsiadów, gdzie wszystko było wszystkim znane, gdzie każdy znał każdego jak „łysego konia", a ze świata zewnętrznego docierały nader skąpe informacje. Kiedy sąsiedzi mieszkają blisko siebie, może to prowadzić do konfliktów i stresów, ale za to w najbardziej intensywny sposób rozprzestrzeniają się najróżnorodniejsze informacje, człowiek się nimi nasyca, selekcjonuje, tworzy, współzawodniczy, tutaj tradycje, powtórzenia są spychane na peryferie, a na pierwszy plan wysuwa się nowatorstwo, poszukiwanie, postęp, ruch... Cywilizacja antyczna nigdy by w ciągu paru wieków nie stała się tak ogromna i powszechna, gdyby na wąskiej przestrzeni Morza Śródziemnego i jego wybrzeży nie komunikowały się ze sobą Egipt, Judea, Fenicja, państwa greckie, a następnie - Rzym... Rosyjskie wsie były bardzo dalekie od tego rodzaju ciasnoty, mieszkańcom nie groziły stresy... Czas upływał powoli, niezauważalnie następował w nim ruch naprzód. Przeważał czas cykliczny, regularna powtarzalność doby, miesiąca księżycowego, pór roku. Właśnie czas cykliczny potęgował nieruchomość i tradycjonalizm. Tradycjonalizm jak gdyby wymazywał czas, neutralizował go, wszystko się powtarzało, wszystko było już znane. Cykliczność i tradycjonalizm właściwie likwidowały wpatrywanie się w przyszłość i oglądanie się w przeszłość. „I wszystko się powtórzy, jak za dawnych czasów..." W następnym roku będzie to samo, co w roku bieżącym, a w ubiegłym też było to samo. To wymazanie czasu osłabiło pamięć historyczną, pamięć o przodkach. Nigdy nie istniał u nas chiński zwyczaj konkretnego czczenia przodków, w którym każdy powinien był pamiętać swoich praojców i pramatki do siódmego pokolenia! U nas na wsi nie zawsze się pamięta imiona swoich dziadków i babć, a cóż dopiero do siódmego pokolenia! Baśniowa formuła „trzydzieści lat i trzy" bynajmniej nie oznacza ścisłego odcinka czasu, liczącego trzydzieści trzy lata. Jest ona tak samo rozmyta i abstrakcyjna jak formuła „za siedmioma górami, za siedmioma lasami". Przestrzeń na początku też pewnie była rozmyta i nieokreślona, tak samo jak i czas: „Pola niepomierzone, owce niepoliczone". Ale potem, wraz z pojawieniem się ziemi pańskiej i własnej, przestrzeń stała się o wiele bardziej wyrazista i zapadająca w pamięć. Wszelkie ponowne podujały ziemi nauczyły chłopów — ł>ez unajomosc/\pj-aw^еапзе-сгуї — *жЯ?а гіа&ЯяейхгЬ nuoszryc, сЬге/и- wytyczać zniedze Wykształcone warstwy czasów nowożytnych przeieły rprhv I A ■ с bwoją tolerancją i zainteresowaniem okazywany™ temu, co.cudze, z propagowaniem powiastka osobowościo^ Г uo a „Zb eg° °dCZUWania ™ata -»"*4* *™n„ffl wІ nota, soborowosc, tradycjonalizm, prawosławie imperialnośó A dyncze cechyswi.domoSc .udowej przeszły „zmaST oHm Z "~ гаГОтю d° P^dynczych osób, jak, do całych grup Вус może najbardziej zauważalne oddziaływanie to roapczestrzeme moS,e skrajności (braku pohamowania). Jakby w „pozy^T^ uformowane, ceżkiej, nieruchomej, niemal harmonijnej w Z lit I кТ ІУСІа ^'—P-^znego nagie p^aw^ i Г Plozywne osoby (, nawe, grupy), naraszające ™ '£* i powszechna, gdyby na wąskiej przestrzeni Morza Śródziemnego i jego wybrzeży nie komunikowały się ze sobą Egipt, Judea, Fenicja, państwa greckie, a następnie - Rzym... Rosyjskie wsie były bardzo dalekie od tego rodzaju ciasnoty, mieszkańcom nie groziły stresy... Czas upływał powoli, niezauważalnie następował w nim ruch naprzód. Przeważał czas cykliczny, regularna powtarzalność doby, miesiąca księżycowego, pór roku. Właśnie czas cykliczny potęgował nieruchomość i tradycjonalizm. Tradycjonalizm jak gdyby wymazywał czas, neutralizował go, wszystko się powtarzało, wszystko było już znane. Cykliczność i tradycjonalizm właściwie likwidowały wpatrywanie się w przyszłość i oglądanie się w przeszłość. „I wszystko się powtórzy, jak za dawnych czasów..." W następnym roku będzie to samo, co w roku bieżącym, a w ubiegłym też było to samo. To wymazanie czasu osłabiło pamięć historyczną, pamięć o przodkach. Nigdy nie istniał u nas chiński zwyczaj konkretnego czczenia przodków, w którym każdy powinien był pamiętać swoich praojców i pramatki do siódmego pokolenia! U nas na wsi nie zawsze się pamięta imiona swoich dziadków i babć, a cóż dopiero do siódmego pokolenia! Baśniowa formuła „trzydzieści lat i trzy" bynajmniej nie oznacza ścisłego odcinka czasu, liczącego trzydzieści trzy lata. Jest ona tak samo rozmyta i abstrakcyjna jak formuła „za siedmioma górami, za siedmioma lasami". Przestrzeń na początku też pewnie była rozmyta i nieokreślona, tak samo jak i czas: „Pola niepomierzone, owce niepoliczone". Ale potem, wraz z pojawieniem się ziemi pańskiej i własnej, przestrzeń stała się o wiele bardziej wyrazista i zapadająca w pamięć. Wszelkie ponowne podziały ziemi nauczyły chłopów - bez znajomości praw geometrii -bardzo dokładnie mierzyć, dzielić, wytyczać miedze. Wykształcone warstwy czasów nowożytnych przejęły cechy ludowej psychiki, ludowego charakteru, lecz w bardziej złożonych i mozaikowych wariantach. Najmniej związani z ludową mentalnością byli liberałowie--okcydentaliści ze swoją tolerancją i zainteresowaniem okazywanym temu, co cudze, z propagowaniem pierwiastka osobowościowego. Najwięcej z ludowego odczuwania świata zapożyczyli słowianofile: wspólnota, soborowość, tradycjonalizm, prawosławie, imperialność. A pojedyncze cechy świadomości ludowej przeszły rozmaicie, szerokim strumieniem zarówno do pojedynczych osób, jak i do całych grup. Być może najbardziej zauważalne oddziaływanie to rozprzestrzenienie się skrajności (braku pohamowania). Jakby w opozycji do już uformowanej ciężkiej, nieruchomej, niemal harmonijnej w swej skostniałości struktury życia społeczno-politycznego nagle pojawiły się eks-plozywne osoby (i nawet grupy), naruszające porządek. „Jak nieobli- 36 czalna kometa w ścisłym kręgu planet" - zauważył Puszkin. Takie komety pojawiały się w różnych warstwach społecznych - pośród kupców, osób duchownych, uprzywilejowanej szlachty i nie całkiem uprzywilejowanego raznoczyństwa. Najbardziej ta kometowość przejawiała się w nadużyciach gastronomicznych i seksualnych, w wyzywającej błazenadzie czy łobuzerskich wybrykach (Michaił Pietraszewski lubił spacerować w niewiarygodnych strojach, a pewnego razu w kobiecej sukni, zasłoniwszy szalem swą wielką, czarną brodę, przyszedł do cerkwi, skąd został usunięty przez policjanta; pisarz I. Kruszczewski, umierając, zapisał w testamencie, żeby w kondukcie pogrzebowym pomaszerowało jego prawie dwadzieścia piesków, odpowiednio przyodzianych, i pieski rzeczywiście potem szły za trumną pana). Niektórzy właściciele ziemscy w czasach, gdy obowiązywało prawo pańszczyźniane, przejawiali swój brak pohamowania w obrzydliwie despotycznych formach: bestialskie znęcanie się nad ludźmi, urządzanie haremów, grabieże, przy całkowitym lekceważeniu prawa (odpowiednio złagodzone warianty takich typów znajdujemy we wspomnieniach Siergieja Aksakowa, w Dubrowskim Puszkina). Ogromne przegrane w karty majątków i ludzi też odnoszą się do tej kategorii (ojciec Alek-sieja Chomiakowa przegrał milion rubli, doprowadziwszy rodzinę do ruiny). Ogromne łapówki również (nieślubna jeszcze żona Aleksandra II, księżna juriewska, brała milionowe łapówki od przedsiębiorców kolejowych, żeby właśnie im przyznano koncesję). Nieodpowiedzialność i samowola rodziły brak pohamowania nawet u koronowanych osób. Dzikie, tyrańskie wybryki Pawła I, które w końcu kosztowały go życie. Bezmiar przygód miłosnych Mikołaja I. Nieprzemyślane, z sufitu wzięte decyzje imperatorów. Przyjechał Mikołaj I do Dorpatu, odwiedził słynną bibliotekę uniwersytecką, mieszczącą się w odrestaurowanej części spalonej w średniowieczu katedry; car się oburzył: czyż można w świątyni urządzać bibliotekę (gdyby wiedział, czym bolszewicy wypełnią świątynie!) - i natychmiast zażądał zbudowania specjalnego gmachu; pieniędzy nie dano, gmachu nie zbudowano, biblioteka, chwała Bogu, pozostała w katedrze. Aleksander II z okazji swej koronacji, nie myśląc o konsekwencjach, amnestionował wszystkich więźniów, w tym też - mówiąc dzisiejszym językiem - kryminalistów, a nie tylko politycznych; zimą 1856/1857 Petersburg znalazł się we władzy żulików i bandytów, dopiero po paru miesiącach w stolicy zapanował większy lub mniejszy spokój. Interesująca jest skrajna postać tego braku pohamowania, by tak rzec - niepohamowanie braku pohamowania, to, co w mojej rodzinie nazywa się „zasadą koszyczka" (trzyletni wnuczek odłamał witkę z wiklinowego koszyczka i przeżywając swoje przewinienie, połamał ją na drobne kawałeczki - bardzo po rosyjsku!). Niechcący rozbić talerz -i dlatego zwalić ze stołu wszystkie naczynia. Przypadkiem zakląć -i wybuchnąć dzikimi przekleństwami. Nie zatrzymać się po potężnej pijatyce - i wpaść w wielodniowe pijaństwo. Bohater Pielgrzyma urzeczonego Leskowa, zacząwszy od jednego banknotu, rzuconego pod nogi Cyganki, która mu się spodobała, następnie wyrzuca całą dużą - i cudzą! - sumę pieniędzy. Zasada koszyczka była wielce właściwa namiętnemu Grigorjewowi. Nawet dość zrównoważony hrabia Aleksiej Tołstoj odśpiewał hymn na cześć rosyjskiego rozmachu: Jeśli kochać, to bez rozsądku, Jeśli kochać, to nie na żarty, Jeśli przekląć, to w zapale, Jeśli rąbnąć, to już na odlew! Jeśli dyskutować, to już śmiało, Jeśli karać, to już za sprawę, Jeśli przebaczać, to z całej duszy, Jeśli uczta, to jakiej świat nie widział! (1854) 37 Najbardziej zdumiewa ten rosyjski brak pohamowania w sferze ideologicznej. Pod tym względem wyróżniali się zarówno lewicowcy, jak i prawicowcy, radykałowie i przekonani konserwatyści. Zreformować leksykę rosyjską pragnął nie tylko konserwatywny admirał Szyszków (wszystkim znane są jego „mokrostopy" zamiast „kaloszy"), ale także bardzo rewolucyjny dekabrysta Eestel, który proponował zrusyfikować nawet dostatecznie zrusyfikowane nazwy broni: szablę przemianować na rąbałkę, a pikę - na tyknię. Idee Fiotra Czaadajewa, dotyczące nicości Rosji i prawosławia w kulturowej historii ludzkości oraz konieczności przyłączenia się do katolicyzmu, stanowią jeszcze większą skrajność. Wielokrotnie wyrażane w druku chęci Konstantina Leontjewa, by zatrzymać rozwój Rosji, „zamrozić" ją, ażeby ją uchronić przed zbliżeniem z Europą Zachodnią, to skrajność nie mniejsza, tyle że z przeciwnego bieguna. A ileż skrajnych idei wysunął w ciągu całego swego życia Bieliński -trudno nawet wyliczyć. To usprawiedliwia wszystkie akty samodzierżawia, to powstaje przeciw niemu, i w ogóle przeciwko wszystkim despotom świata, i proponuje zlikwidować większą część ludzkości w imię szczęścia mniejszej części; to wynosi lud pod niebiosa, to traktuje go z głębokim sceptycyzmem. Sam dobrze rozumiał swoją wadę: „[...] nie-dane mi było trafiać w środek prawdy, skąd z tej samej odległości widać wszystkie krańcowe punkty jej koła; nie, zawsze się znajdę na samym brzegu" (Bieliński, XII, 51; list do Wasilija Botkina z 28 czerwca 1841 roku). Czechow w zapiskach zadziwiająco trafnie przedstawił tę cechę charakteru rosyjskiego: „Między «jest Bóg» a «nie ma Boga» znajduje się ogromne pole, przez które przechodzi z wielkim trudem prawdziwy mędrzec. Natomiast Rosjanin zna jedną z tych dwóch skrajności, a środek pomiędzy nimi go nie ciekawi" (Zapisnaja kniżka, 1). Trudno sobie wyobrazić poziom złości, jaką żywiły w stosunku do siebie ideologiczne kółka i ugrupowania. Tylko przypadek sprawił, że nie doszło do skutku parę pojedynków pomiędzy zwolennikami orientacji prozachodniej a słowianofilami z powodu publicznych zniewag. W 1857 roku w Moskwie, w mieszkaniu wiceprezesa Towarzystwa Artystycznego A. Czertkowa odbył się nie pojedynek, lecz dzika bijatyka na pięści pomiędzy Stiepanem Szewyriewem a hrabią W. Bobrinskim, bijatyka słowianofila z okcydentalistą. Hrabia krytykował ustrój pańszczyźniany, znęcanie się nad chłopami, narzekał, że sama nazwa Rosjanin staje się haniebna, Szewyriew zaś atakował hrabiego obelżywymi oskarżeniami o brak patriotyzmu; sprawa skończyła się szturchańca-mi, które przemieniły się w prawdziwą bójkę. Krzepki hrabia tak zbił niemłodego Szewyriewa, złamał mu żebro, że ten położył się po bójce do łóżka. Za to niehonorowe uregulowanie rachunków Szewyriew musiał zapłacić dymisją ze stanowiska profesora uniwersytetu i o mało nie wydalono go z Moskwy (wielmożni obrońcy w Petersburgu wybronili pobitego — car wycofał polecenie wydalenia), natomiast hrabia został wysłany do swego majątku. A ileż prawie że radości wyrażano z powodu represji rządowych, jakie spadały na przeciwnika. Bakunin, ojciec słynnego Michaiła, czuł taką niechęć do kręgu Nikołaja Nadieżdina, że zamknięcie gazety „Tie-leskop" (z dodatkiem „Mołwa") i zsyłkę redaktora za opublikowanie Listu filozoficznego Czaadajewa przywitał radosnym epigramatem: Fama [ros. Mołwa] już szydzić przestała, Bo w czadzie Teleskop się zdusił -Nadzieja w pułapce wylądowała I wiersz współczesny galopem ruszył! Interesująca jest notatka w dzienniku Puszkina, z 3 kwietnia 1834 roku, o zakazie wydawania „Moskiewskiego Telegrafu" Nikołaja Polewoja. Nawet poczciwiec Żukowski, przyjaciel Puszkina, nie potępił zakazu; co prawda wyraził szlachetne zastrzeżenie: „Żukowski mówi: - Cieszę się, że zamknęli «Telegraf», chociaż ubolewam, że zamknęli. «Telegraf» zasłużył na swój los" (Puszkin, VIII, 43). Ale szczególnie wyróżniali się skrajnościami rewolucjoniści. I zaczęło się to na długo przed masowymi ruchami rewolucyjnymi drugiej połowy wieku. Już dekabryści nosili się z planami carobójstwa. Wśród niektórych członków kółka Pietraszewskiego gorąco dyskutowano o możliwościach przeprowadzenia krwawych akcji. I wszystko przecież planowano gwoli szczęścia ludu! Z niesamowitą naiwnością zarówno plany, jak i cele wyartykułował w wierszowanej proklamacji moskiewski gimnazjalista lat czterdziestych Zochow: Nie uznajemy władzy Mikołaja, Romanow już dla nas nie car. Hura!!! Niech żyje złota wolność, Romanow podły, głupi drań! Padnie on pod naszymi nożami, Damy mu znać o sobie, Rozdepczemy go nogami, Wolności i równości kochankowie. Schwytany z tą „proklamacją" Zochow uniknął więzienia i zesłania -Mikołaj I ze wzgardą rozkazał jedynie wychłostać młodzieńca. Radykalne marzenia zostały poszerzone i urozmaicone przez pokolenie lat sześćdziesiątych i przez późniejszych narodników. A to zamierzali oni porwać następcę tronu i pod groźbą, że go zabiją, zmusić cara do przeprowadzenia demokratycznych reform, a to proponowali rzeź dziesiątków tysięcy szlachty, żeby wprowadzić w Rosji sprawiedliwy ustrój. Ale główny brak pohamowania u narodników to terror, trwający wiele lat. Należy tu poczynić zastrzeżenie: opinia, że właśnie Rosja jest ojczyzną aktów terrorystycznych, ma bardzo jednostronny charakter. Polityczne zabójstwa są znane od starożytności. Europejski wiek XDC rozpoczął się od zamachu niemieckiego studenta na pogardzanego przez młodzież dramaturga i publicystę Augusta von Kotzebue (Sand zasztyletował go w roku 1819), ale i później Zachód bynajmniej nie odznaczał się układ-nością. Do rosyjskich carów strzelali nie tylko rodacy, ale też buntujący się Polacy (do Mikołaja I strzelano z lasu w czasie jego przejazdu przez Polskę w 1846 roku, do Aleksandra II strzelał Polak Aleksander Berezowski w Paryżu w 1867 - żaden z tych zamachów się nie udał). Ale być może najpoważniejszy „przedrosyjski" zamach zdarzył się w Paryżu w 1858 roku: grupa włoskich spiskowców z hrabią Felice Orsinim na czele chciała zabić Napoleona III, mszcząc się za jego obojętność wobec walki o zjednoczenie Włoch. Napoleon podjeżdżał z małżonką do teatru operowego, zbiegły się tłumy, by popatrzeć na cesarską parę i w tym czasie czterech rewolucjonistów poczęło rzucać śmiercionośne bomby. Zginęły konie, kareta wyleciała w powietrze, spośród osób znajdujących się blisko karety sto pięćdziesiąt odniosło rany, a dziesięć zostało zabitych, cesarską parę zaś Bóg ocalił - wkrótce oboje pojawili się celowo w cesarskiej loży; Napoleon był tylko raniony w policzek odłamkiem okiennego szkła. Jednakże żaden kraj w XIX wieku nie mógł równać się z Rosją pod względem skali i intensywności terroryzmu. Dokonywano zamachów na carów (zginął zresztą tylko Aleksander II), na ministrów, na gubernatorów. Oto krótka lista najważniejszych aktów terroru, przygotowanych przez pierwszą organizację narodników Ziemia i Wola (1876-1879) i przez jej następczynię - Narodną Wolę (1879-1887): 24 stycznia 1878 roku Wiera Zasulicz bez powodzenia strzelała do petersburskiego gubernatora miasta Fiodora Triepowa. 25 maja 1878 roku w Kijowie G. Popko zabił oficera żandarmów barona Geikinga. 4 sierpnia 1878 roku w centrum Petersburga (naprzeciwko obecnego 40 Muzeum Rosyjskiego) Siergiej Krawczinski zasztyletował szefa żan- darmów N. Mieziencewa (i natychmiast, wskoczywszy do czekającej na niego dorożki, bez przeszkód odjechał!). 9 marca 1879 roku G. Goldenberg w Charkowie zabił gubernatora D. Kropotkina. 13 marca 1879 roku L. Mirski bez rezultatu strzelał w Petersburgu do generała Alexandra von Drentelna, który zastąpił zabitego Mieziencewa na stanowisku szefa żandarmów. 2 kwietnia 1879 roku A. Sokołów strzelał bez powodzenia na placu Pałacowym w Petersburgu do cara Aleksandra II. Jesienią 1879 roku w kilku miejscach podłożono pod szyny dynamit, żeby wysadzić w powietrze pociąg z jadącym z Krymu Aleksandrem II; ale wówczas nie istniało radio, zapalnik trzeba było uruchamiać iskrą z baterii elektrycznej, połączonej z dynamitem długimi przewodami; pod Charkowem dyżurujący narodowolcy nie zdołali na czas połączyć przewodów i pociąg przejechał; w pobliżu dworca Kurskiego w Moskwie inni narodowolcy wysadzili w powietrze jedynie drugi pociąg, podążający za carskim, ze służbą (19 listopada 1879 roku). Stolarz Stiepan Chałturin, członek Narodnej Woli, zdołał zdobyć pracę w Pałacu Zimowym i zamieszkać w piwnicy, nad którą znajdowało się pomieszczenie konwoju, a nad nim - carski pokój stołowy; 5 lutego 1880 roku podczas obiadu Chałturin zapalił lont, prowadzący do skrzyni z dynamitem, i wyszedł; wybuch, nie czyniąc krzywdy carowi, zabił i zranił pięćdziesięciu żołnierzy konwoju. Latem 1880 roku pod most Kamienny na ulicy Grochowej w Petersburgu narodowolcy, wiedząc o przejeździe cara, podłożyli sto kilogramów dynamitu, przewody zaś przeprowadzili do mostków znajdujących się w pewnym oddaleniu; baterię powinni byli przynieść w koszu z bielizną Andriej Żelabow i M. Tietierka, ale przegapili i przyszli już po przejeździe carskiej kawalkady. 20 lutego 1880 roku I. Młodiecki bez powodzenia strzelał do hrabiego Michaiła Loris-Melikowa, przewodzącego komisji do walki z terrorystami. 1 marca 1881 roku siódmy zamach na cara (licząc od strzału Dmitri-ja Karakozowa w 1866) zakończył się jego śmiercią - bomba Ignacego Hryniewieckiego zabiła i Aleksandra II, i samego zamachowca. 18 marca 1882 roku Zełwakow zabił w Odessie prokuratora Strielni-kowa. 16 grudnia 1883 roku W. Konaszewicz i N. Starodworski w petersburskim mieszkaniu zdrajcy S. Diegajewa zabili słynnego policyjnego detektywa G. Sudiejkina. 1 marca 1887 roku w Petersburgu bezpośrednio przed samym zama- 41 chem na Aleksandra III została ujęta grupa Aleksandra Uljanowa, brata Lenina. Zamachy i zabójstwa zdarzały się również w XX wieku. Dokonywali ich uczniowie narodowolców — eserowie (socjaliści-rewolucjoniści). Terrorystów skazywano na śmierć, zsyłano na katorgę. Wskutek ich czynów ginęli niewinni ludzie, przypadkowo znajdujący się< w miejscu wybuchu. Ileż było takich strasznych śmierci! Niszczycielski biezudierż nadwerężał podstawy. Jeszcze bardziej chwiały nimi ogólnorosyjskie, powszechne reformy - przecież po 1861 roku ukształtowała się zupełnie nowa Rosja. Wszędzie rosła rola nie wspólnoty, nie społeczeństwa, lecz jednostki. Z narodu wyłaniali się utalentowani kupcy, przemysłowcy, bankierzy. W samej wsi pojawili się bogacze, „kułacy". Pierwiastek osobowościowy ogarnął wszystkie warstwy narodu, powodując erozję wspólnoty. Aleksander Engelhardt w cyklu szkiców Ze wsi (były drukowane w miesięczniku „Otieczestwien-nyje zapiski" w latach siedemdziesiątych) przekonywająco ukazał, jak chłopki, wynajęte przez niego do obróbki lnu, nalegały, żeby każdej z nich przydzielić osobną porcję materiału, a jeśli pracowały razem, to wydajność pracy była bardzo niska, silne i gorliwe dostosowywały się do tempa słabych. Ale kiedy na początku XX wieku Piotr Stołypin z dużą energią zaczął realizować swoją reformę chutorową — w nadziei, że chłopi powszechnie zaczną wychodzić ze wspólnoty, jeśli tylko otrzymają własną ziemię — tradycjonalizm i lęk przed innowacjami wzięły górę: tylko jedna czwarta chłopów zdecydowała się na chutory. Rosły nieporozumienia i zamęt. Ale już nie było możliwości odwrotu. Tradycyjny grunt światopoglądowy i moralny został przeorany i wypaczony, do wieku XX naród rosyjski przybliżał się w stanie zagubienia. Konstantin Leontjew przepowiadał, że i Rosja, i Zachód nieugięcie zmierzają w stronę ustroju socjalistycznego, czyli do nowego feudalizmu, jeszcze bardziej despotycznego niż poprzedni, „do nowego niewolnictwa". I w Rosji te przejścia nawet łatwiej urzeczywistnić: „Gleba jest pulchniejsza, budowla lżejsza"(Leontjew, 7, 526,230). Wykrakał!Rzeczywiście, pulchność również można odnieść do mentalności rosyjskiej. Warto odnotować jeszcze jedną istotną cechę pradawnej mentalności rosyjskiej, która nie zanikła w „wykształconym" wieku XIX: przedkładanie obyczaju nad p r a w o. Już w IX wieku kijowski metropolita Hilarion (pierwszy metropolita Rosjanin) w słynnym Słowie o prawie i łasce przeciwstawiał starotestamentowej legalności chrześcijańską łaskę. W ludowej tradycji przez stulecia obserwowało się lek-42 ceważenie prawa, choć nie można powiedzieć, że na Rusi praw nie było. Były, całe księgi praw były ułożone, a mimo to... „Do Boga wysoko, do cara daleko" - w tym popularnym na Rusi przysłowiu w miejsce „cara" można wstawić „prawa". Kraj był wielki, przeważająca większość mieszkańców w ogóle nie miała pojęcia, jakie prawa tam istnieją. W środowisku chłopskim sprawy sądowe rozstrzygane były według zgromadzenia, gminy, „po bożemu". Późniejsze (z czasów Katarzyny II) sądy sumienia też przecież wydawały wyroki według sumienia, a nie zgodnie z prawem. Były odpowiednie sądy honorowe wśród oficerów (rozpatrywały one najczęściej przewinienia, których nie obejmowały żadne kodeksy). A wielu przedstawicieli wyższych stanów lekceważyło prawo nie tyle z przyczyny jego nieznajomości, co z powodu wiary we własną siłę i bezkarność. Prawo było naruszane od pałaców carskich po odległe dwory ziemiańskie. Ludzie zaś cierpieli... Teoretycznie ofiara mogła osobiście dochodzić sprawiedliwości - zwrócić się do prawa, podać do sądu i tak dalej - ale przecież ten sam obyczaj powstrzymywał pokrzywdzonego, który wiedział, do czego w rzeczywistości ta droga doprowadzi. Wszystko to przetrwało do XIX wieku, a niewiara w prawo dotyczyła nie tylko stanu chłopskiego. Nie wierzyły w nie również osoby uprzywilejowane. Wcześniej mówiliśmy o tym, jak moskiewski generał-gubernator hrabia Arsienij Zakriewski próbował, omijając oficjalną drogę, wydać swoją nierozwiedzioną córkę (i za życia jej męża) za innego człowieka. Albo jeszcze jeden przykład, z innym hrabią, młodszym i mniej sławnym. Hrabia Jewgienij Salias postanowił wysłać biedującemu Iwanowi Kielsijewowi, koledze ze studiów na Uniwersytecie Moskiewskim, uczestnikowi studenckich zamieszek 1861 roku, zesłanemu do miasta Wier-choturje (gubernia permska), pewną sumę pieniędzy i naiwnie sądził, że pieniądze najpewniej dojdą, jeśli sieje pośle przez tamtejsze władze - że niby jestem winien zesłańcowi Kielsijewowi, proszę mu przekazać mój dług. I wkrótce otrzymał odpowiedź od lokalnego naczelnika, której sens jest następujący: „Pan, jako hrabia, według wszelkiego prawdopodobieństwa jest człowiekiem bogatym i nie może być dłużnikiem zesłańca Kielsijewa. To, w jakim charakterze i celu owa suma została przysłana, doskonale rozumiem. Dlatego pozwoli pan, że podziękuję za nowy tarantas, który sobie kupiłem" (Salias, 1898, 502). Przyjaciele hrabiego radzili złożyć skargę, ale inni, a także on sam, rozsądnie postanowili: jeśli nawet od tego rabusia w urzędniczym mundurze wyegzekwuje się pieniądze, to mimo wszystko będzie źle - zesłaniec nie będzie miał wówczas życia. Dlatego hrabia machnął ręką. Nieżyjący już profesor Uniwersytetu Leningradzkiego Grigorij Biały barwnie opowiadał, jak na początku XX wieku, będąc gimnazjalistą, czytał rosyjskie bajki ludowe swemu dziadkowi, patriarchalnemu i, zdaje się, niepiśmiennemu Żydowi. Los dopieka bajkowemu chłopu, a ten nawet nie myśli, żeby się przeciwstawić, tylko z rezygnacją przeciąga: „Cóóż robić!" Dziadek na te słowa zrywa się i zaczyna się denerwować: jak to, co robić?! Trzeba walczyć! - i tak dalej. Różnica między mentalnością rosyjską a żydowską... Bieliński, wyliczając w znanym liście do Gogola najbardziej palące problemy społeczne Rosji, mówił także o konieczności przestrzegania choćby tych praw, które są. Rozumiał, że jest ich za mało. Na przykład Rosji wyraźnie brakowało przepisów gwarantujących prawa jednostki. Weźmy przykładowo prawo autorskie. Istniejące przepisy chroniły je bardzo słabo. W żaden sposób nie karano plagiatu (niestety, do tej pory nie jest on u nas karany!). Co tam plagiat, nawet zwykły piracki przedruk utworu praktycznie nie podlegał rozpatrywaniu przez sąd, chociaż w teorii prawa autora były chronione. Tak oto w „Ustawie o cenzurze" z 1828 roku istniał paragraf 137, zgodnie z którym autor lub tłumacz książki miał „wyłączne prawo do korzystania przez całe życie z publikacji i jej sprzedaży według swego uznania, jako dobra nabytego". To o książce. A jeśli mowa o niewielkim wierszu czy opowiadaniu? Puszkin parę razy poczuł się dotknięty bezczelnym złodziejstwem i publikowaniem jego utworów bez pozwolenia. Kiedy w 1829 roku wrócił z Kaukazu {Podróż do Erzerum), zobaczył w almanachu „Polarnaja zwiezda", wydawanym przez wrogo nastawionego wobec Puszkinowskiego kręgu literata Michaiła Biestużewa-Riumina, sześć swoich wierszy, a wśród nich słynne niebawem posłanie do Czaadajewa Miłości, wiary, cichej sławy... Puszkin natychmiast usiadł, by napisać protest, w którym ze smutkiem konstatował: „Brak szacunku do własności literackiej stał się u nas czymś tak zwyczajnym, że czyn pana Biestużewa wcale nie wydał mi się dziwny". I zakończył notatkę groźbą: „[...] przy pierwszym takim samym wypadku zmuszony będę uciec się do ochrony prawnej" (Puszkin, VII, 93). Ale nieszczęście w tym, że Puszkin nie wierzył w skuteczność takich praw. Prawdopodobnie z tego względu przerwał pisanie tej uwagi, pozostała ona w brudnopisie, nigdzie jej nie przekazał. I tego rodzaju bezprawie panowało w ciągu całego XIX wieku. Nie pojawiło się w Rosji szczegółowo sformułowane prawo dotyczące własności intelektualnej i artystycznej, przekładów, przedruków i plagiatów (dopiero w 1911 roku zostały przyjęte drobiazgowe „Przepisy o prawie autorskim", które z oczywistych powodów przetrwały sześć lat). 44 W roku 1869 Iwan Turgieniew przyobiecał wydawcy czasopisma „Wiest- nik Jewropy" Michaiłowi Stasiulewiczowi opowiadanie Dziwna historia, ale odstąpił pierwszeństwo niemieckim znajomym, którzy opublikowali to opowiadanie - naturalnie po niemiecku - w Niemczech. Andriej Krajewski, człowiek o niezbyt wysokim poczuciu moralności, który wydawał wówczas gazetę „Gołos", bez żadnego porozumienia z Turgieniewem opublikował u siebie przekład Dziwnej historii z niemieckiego, uprzedzając zaplanowaną publikację w czasopiśmie Stasiulewicza. W 1877 roku Turgieniewowi skradziono inne dzieło, Opowiadanie ojca Aleksego, i powtórzyła się prawie ta sama historia: pisarz przyobiecał opowiadanie Stasiulewiczowi, informując zresztą, że zostało już ono opublikowane we francuskim przekładzie w jednym z paryskich czasopism; ale jeszcze przed ukazaniem się majowego numeru pisma „Wiestnik Jewropy", w którym pojawił się rosyjski oryginał, Aleksandr Suworow po piracku przełożył opowiadanie z francuskiego i ogłosił w swojej gazecie „Nowoje wriemia", pod tytułem —jak i we francuskim tekście - Syn popa. Protesty Turgieniewa i Stasiulewicza nie odniosły żadnego skutku. Właśnie w taki sposób pojawiało się owo fatalistyczne „Cóż robić!". Przy tym dziwacznie mieszało się bezczelne bezprawie właścicieli z tradycyjnym przedkładaniem zwyczaju nad przepisy prawne i z nie- wiarą w prawo. Oczywiście byli też u nas ludzie walki, protestu, którzy udzielali przy tym rad innym. Czernyszewski w powieści Co robić? zadał pytanie, które w odróżnieniu od wykrzyknika nie kończy czegoś, lecz - odwrotnie - domaga się kontynuacji i rozwinięcia, i postarał się na nie odpowiedzieć. Ale mimo wszystko w naszym narodowym charakterze było wiele fatalizmu, niewiary w możliwość zmiany istniejącej rzeczywistości. Stanowiło to swoistą przeciwwagę dla braku pohamowania i dla akcji rewolucyjnych, a w konkretnych sytuacjach historycznych zwyciężała to jedna, to druga skrajność, w niektórych wypadkach zaś skrajności te dziwacznie się mieszały, aż do fatalnej rewolucyjności. I wreszcie jeszcze jedna, sięgająca średniowiecza, cecha narodowa — silna hierarchiczność, nieustająca pamięć o poziomach, pogarda dla stojących na niższych stopniach i, odwrotnie, uniżoność w stosunku do tych, którzy stoją wyżej. Spojrzenie z góry w dół niesłychanie jaskrawo zarysował młody Siergiej Aksakow, zupełnie niepodobny do szacownego pamiętnikarza z czasów słowianofilskich. W czasopiśmie Pogodina „Moskowskij wiestnik" (1830, nr 1) Aksakow opublikował zjadliwe opowiadanie Rekomendacja ministra, za które i periodyk, i sam autor mocno oberwał. Treścią utworu jest wizyta, jaką złożył ministrowi urzędnik z pismem polecającym go Jego wysokości" i z prośbą 45 o prestiżową ciepłą posadkę; minister rzuca diabłami, ale musi podyktować urzędnikowi już swój list polecający do niżej stojącego naczelnika; a potem następuje bura: jak urzędnik, zwracając się do odbiorcy, po jego imieniu i po imieniu ojca śmiał postawić wykrzyknik: „[...] przecież to nie minister i nie jest mi równy - czy przystoi mojemu wykrzyknikowi stać przed nim na baczność? Kropkę mu, łaskawy panie, kropkę". Później następuje jeszcze jedna bura: na zakończenie listu urzędnik napisał „sługą Pańskim zostaję", co jest dopuszczalne w wypadku zwykłego śmiertelnika, ale minister może napisać jedynie „pozostaję". A „zostający" przyzwyczajali się do stawania na baczność przed „pozostającymi", czapkować, i nawet padać na kolana. Kiedy na placu Siennym w Petersburgu podczas epidemii cholery zaczął się dziki bunt ludu (22 czerwca 1831 roku) - rozchodziły się pogłoski, że lekarze specjalnie otruli prostych ludzi - to nie pomogły oddziały wojska, ale wystarczyło, że przyjechał Mikołaj I i ryknął: „Na kolana!", by cały wielotysięczny zbuntowany tłum runął na kolana... Dopiero po reformach lat sześćdziesiątych granice hierarchiczne zaczęły się zacierać. Ale z drugiej strony przeżytki dawnych czasów bardzo długo tkwiły w duszach - na przykład niektórzy żołnierze z ochrony Twierdzy Pietropawłowskiej, omotani przez przetrzymywanego w niej Siergieja Nieczajewa (który znał techniki szamanów!) i zesłani za to na Sybir, przez długie lata żywili cześć dla „silnej jednostki": „Wszyscy mówili o nim z wielkim uczuciem, podobnym do strachu, i potwierdzali swoje podporządkowanie się jego woli. «Spróbuj no odmówić, kiedy on coś rozkazuje! Wystarczy samo jego spojrzenie!» - mówił jeden z nich" (Figner, 1, 258). I to w odniesieniu do aresztanta, osadzonego - żołnierze o tym wiedzieli -w twierdzy za zabójstwo kolegi! A co tu mówić o hołdzie składanym władzy państwowej... Z drugiej strony uwolnienie się od hierarchicznego podporządkowania u człowieka o niewolniczej świadomości często prowadziło do braku pohamowania w sferze uczuć i czynów: do chamstwa, gwałtu, do złośliwego znęcania się nad innymi. Tak że w XX wiek rosyjski charakter wkraczał w bogatym i dziwacznie przemieszanym spektrum rozmaitych cech. * Kędy ten rozdział został już napisany, udało mi się dotrzeć do interesującej i wartościowej książki Kseni Kasjanowej (Moskwa 1994). Nie ze wszystkimi twierdzeniami autorki mogę się zgodzić, ale cieszy to, że twórcza badaczka, wykorzystująca bogaty materiał empiryczny, w tym 46 i statystykę socjologiczną, dochodzi do wniosków, które są bliskie ide- om tego rozdziału. Oto podane przez autorkę cechy rosyjskiego charakteru narodowego, które pozostają w styczności z tutaj zreferowanymi: cierpliwość, przytłumienie ekspresji uczuć, skupienie, inercyjność (upór), brak „szkoły uczuć", tradycjonalizm i obrzędowość, pokora i poczucie winy, przedkładanie działań aksjologicznych nad celowościowe, wyższość moralnego nad prawnym. Ideologia oficjalna Ideologia oficjalna w Rosji XIX wieku zaczęła się formować za Aleksandra I, lecz wówczas, odzwierciedlając słabość i przewrotność władcy, bardzo często się zmieniała, zależnie od bieżącego momentu politycznego: liberalne nastroje z pierwszych lat panowania, które w związku z wojnami napoleońskimi w złożony sposób przemieszały się z patriotycznymi hasłami, w połowie drugiej dekady zastąpił skrajny konserwatyzm i despotyzm we wszystkich sferach życia (prawą ręką imperatora został hrabia Aleksiej Arakczejew, oświatą kierowali minister książę Aleksandr Golicyn i kurator kazańskiego okręgu szkolnego Michaił Magnicki). Zresztą na użytek zewnętrzny nadal wygłaszano liberalne deklaracje: taka była mowa Aleksandra I na otwarciu polskiego Sejmu 17 marca 1818 roku, taka też była i konstytucja, „darowana" przez cara, przyłączonej do Rosji części Polski po zwycięstwie nad Napoleonem (Mikołaj I zniósł tę konstytucję po powstaniu listopadowym 1830-1831); ale już w roku 1820 również na użytek zewnęt ły dźwięczeć nuty konserwatywne (mowa Aleksandra І ш drugiego Sejmu polskiego). Manifest wstępującego na tron Mikołaja I, ogłoszony w dn cji pięciu dekabrystów, 13 lipca 1826 roku (manifest został wany przez byłego liberała Michaiła Spieranskiego), nie zaw nych liberalnych idei - potwierdzał niewzruszoność samodzierż istnienie jedynej inicjatywy w dziedzinie ulepszeń i poprawek inicjatywy z góry; podkreślał oddanie i miłość ludu do tronu. I paru latach przemienił w lapidarną troistą formułę „Prawosh modzierżawie, ludowość"1 młody przyjaciel ministra oświaty Siergiej Uwarow. Po raz pierwszy użył on tej formuły w roku 1832, w sprawozdaniu z inspekcji Uniwersytetu Moskiewskiego; sprawozdanie przekształcił w deklarację teoretyczną podstawowych zasad przewodnich: Rosja przeciwstawiała się zgubnej ze względu na idee i obyczaje Europie, środkiem ochronnym zaś miała być potrójna formuła Uwarowa. Uwarow, który za Aleksandra I głosił zbliżenie Rosji z kulturalną Europą, zmienił kurs na przeciwstawny i Mikołaj I docenił tę cechę, już w 1833 roku mianując Uwarowa na ministra oświaty. Dwulicowa polityka ideologiczna, jaką prowadził poprzedni monarcha, za Mikołaja I została przekazana w ręce jednego z najbardziej amoralnych ministrów XIX wieku. Jaskrawo opisał Uwarowa Siergiej Sołowjow: „[...] to był lokaj, który wyuczył się dobrych manier w porządnym domu porządnego pana [Aleksandra I], ale który w sercu pozostał lokajem; nie szczędził żadnych środków, żadnych pochlebstw, żeby dogodzić panu - Mikołajowi I; wmówił mu, że on, Mikołaj, jest twórcą jakiejś nowej struktury, opartej na nowych zasadach, i wymyślił te zasady, czyli słowa: prawosławie, samodzierżawie i ludowość; prawosławie - będąc bezbożnikiem, nie wierząc w Chrystusa, nawet tak jak protestanci; samodzierżawie - będąc liberałem; ludowość - nie przeczytawszy w życiu ani jednej książki rosyjskiej, pisząc stale po francusku lub po niemiecku" (Sołowjow, 1983, 267-268). Oczywiście wszyscy wiedzieli o tej dwulicowości (lub nawet wieloli-cowości) Uwarowa, ale taki był ogólny styl życia mikołajowskiej góry. M. Żichariew opowiedział o interesującej rozmowie byłego dekabrysty Michaiła Orłowa z wszechwładnym Aleksandrem Benckendorfem. Kiedy zaczęły się prześladowania Czaadajewa, Orłów chciał się ująć za swym przyjacielem i zaczął dowodzić Benckendorfowi, że filozof-publi-cysta był surowy w stosunku do przeszłości Rosji, lecz od przyszłości oczekuje bardzo wiele. W odpowiedzi na to hrabia Benckendorf wygłosił historyczną frazę, która w tłumaczeniu z francuskiego brzmi: „Przeszłość Rosji była czarująca, jej teraźniejszość więcej niż wspaniała. Co zaś się tyczy przyszłości, to ona przewyższa wszystko, co może odmalować najśmielsza wyobraźnia" (Żichariew, 1871, 38). Zdawałoby się, że w świetle takiej „pomyślności" również troista formuła Uwarowa powinna być niewzruszona i optymistyczna. Ale dwulicowość zawsze prowadzi do korozji, przerdzewienia trudnych, „napiętych" stref, a taką strefą okazał się trzeci ^element formuły. Sam Uwarow doskonale rozumiał obosieczność pojęcia „ludowość": „Zagadnienie ludowości nie ma tej jedności jak poprzednie [...] cała trudność zawierała się w uzgodnieniu starych i nowych pojęć; ale ludowość nie każe poruszać się wstecz ani się zatrzymywać; nie wymaga niewzruszoności idei [...]. Wystarczy, jeśli my zachowamy nienaruszoną świątynię naszych ludowych pojęć"2 (Cimbajew, 1989, 30). Tyrada jest bardzo mglista, ale wyrażać się jaśniej Uwarow nie mógł i nie chciał; problem ludowości, w takim ujęciu, jak przedstawiali go romantycy niemieccy i - w rozszerzonych i różnorodnych wariantach -rosyjscy estetycy i krytycy lat 1820-1830, prowadził do studiów nad specyficznością narodową, do badań nad życiem i ideałami ludu, a Uwarow bynajmniej nie chciał pogłębienia i poszerzenia tego rodzaju problematyki; tym się również tłumaczy mglista płynność określenia trzeciego elementu w porównaniu ze znacznie jaśniejszymi określeniami prawosławia i samodzierżawia. I nie na darmo bał się ludowości - w okresie „ponurego siedmiolecia" reakcyjne kręgi nawet troistą formułę zaczęły odbierać jako niemal buntowniczą i z radością przyjęły usunięcie hrabiego Uwarowa w 1849 roku ze stanowiska ministra (tytuł hrabiego Uwarow otrzymał niedługo przed swym odejściem, w roku 1846). A zaledwie kilka lat później znany jezuita książę I. Gagarin opublikował w Paryżu broszurę Czy Rosja będzie katolicką? (w oryginale: La Russie sera-t-elle catholiąue?, Paris 1857), w której, prawdopodobnie widząc słowianofilów w obecnych zwolennikach troistej formuły, interpretuje ją jako tajne wezwanie do rewolucji: „To nic innego, jak wschodnia formuła idei rewolucyjnej XIX wieku [...]. Kiedy przyjdzie czas, nietrudno będzie odłączyć się od samodzierżawia, odszukać w ludowości doktryny polityczne najbardziej radykalnego typu, najbardziej republikańskiego, najbardziej komunistycznego [...]. To samo dotyczy prawosławia..." (Chomiakow, 1900, 2, 186-187). Chomiakow w broszurze polemicznej nazwał te rozważania Gagarina donosem (tamże, 187). Słusznie. Ale to interesujące, jak „ludowość" denerwowała konserwatystów! Sam Mikołaj I, przyjmując formułę Uwarowa jako oficjalne hasło, pozostawał obojętny wobec trzeciego elementu. Popierał „przaśny patriotyzm" sztuk Nestora Kukolnika i późnego Nikołaja Polewoja, gotów był manifestować swoje rozumienie potrzeb ludu, aż po oświadczenia o konieczności likwidacji prawa pańszczyźnianego, bywając w Moskwie z dworem, lubił urządzać niemal maskaradowe „kontakty" z ludem na Kremlu, koło soborów, kokietował, razem ze swą rodziną, demonstracyjnie prowadząc w letnich domkach Peterhofu prawie życie prostego ludu (oczywiście z setkami sług!), ale nie przejawiał żadnego zainteresowania kulturą ludową, folklorem, etnografią. Mikołajowi zdawało się, że doskonale się orientuje w charakterze ludu rosyjskiego, niewolniczo oddanego carowi i ojczyźnie. Masowych wystąpień chłopskich się nie spodziewał — liczył tu na sprawność ponownie utworzonego korpusu żandarmów; bardziej obawiał się tajnych kółek inteligencji. A jeśli chodzi o masowe ruchy ludowe wokół Rosji, zwłaszcza o wojny narodowowyzwoleńcze stosunkowo niewielkich nacji, nawet jeżeli ze względu na wyznanie lub cechy plemienne narody te powinny być bliskie Rosji, to tutaj car okazywał się zdecydowanym przeciwnikiem. Tak samo jak Aleksander I, Mikołaj nie pomógł w latach dwudziestych ХГХ wieku powstaniom Greków, Rumunów, Bułgarów przeciwko Imperium Otomańskiemu. Był on mocarstwowym legitymistą - całość tureckiego czy austriackiego imperium była dla niego ważniejsza niż losy uciskanych południowych i zachodnich Słowian. Ciekawe, że termin „sło-wianofil", szeroko już rozpowszechniony w latach czterdziestych, w kręgach rządowych odbierany był bardzo negatywnie, traktowano go jako chęć uwolnienia na drodze rewolucji południowych i zachodnich Słowian, a potem, być może, przerzucenia owego ognia rewolucji również do Rosji. Nimb rewolucjonisty stale towarzyszył słowianofilom, którzy nawet we śnie nie marzyli o gwałtownych przewrotach. Kiedy młody słowianofil F. Cziżow, który spędził siedem lat za granicą i specjalnie badał południowych Słowian, powrócił w 1847 roku, to został aresztowany na przejściu granicznym, przewieziony pod strażą do Petersburga i poddany przesłuchaniu w kwestii jego słowianofilskich przekonań i zainteresowania losem Słowian poza granicami Rosji. Jest nadzwyczaj charakterystyczne, że przed słowianofilami badanie warunków życiowych, języka i folkloru tych Słowian nie budziło żadnych podejrzeń - w 1829 roku Akademia Rosyjska delegowała J. Wienielina w celu badania Bułgarów; w 1835 na uniwersytetach istniały katedry historii i literatury narodów słowiańskich, a przyszli profesorowie otrzymywali długotrwałe delegacje do ziem słowiańskich: Iwan Sriezniewski (1839-1842), Osip Bodianski (1837-1842), P. Prejs (1839-1842). I już całkiem równolegle z Cziżowem delegowany był W. Grigorowicz (1844-1846), młody profesor Uniwersytetu Kazańskiego. Ale do nich rząd i żandarmi, jak się wydaje, nie mieli pretensji - oni nie należeli do wątpliwego kółka słowianofilów! Kiedy w marcu 1849 roku młodszego Aksakowa, Iwana Siergiejewi-cza, aresztowano w Petersburgu, przedstawiono mu w III Oddziale listę pytań, a wśród nich znajdowało się jedno oparte na perlustracji listu, który do Iwana Aksakowa napisał jego brat, Grigorij: „Brat wasz Grigorij £...] wyraża nadzieję, że Austria z monarchii niemieckiej przekształci się w słowiańską. Czy wy i wasi krewni żywicie słowianofil-skie przekonania i na czym one polegają?" Oto gdzie jest pies pogrzebany: Mikołaj i ludzie jego z otoczenia traktowali słowianofilów jako radykalnych panslawistów, marzących o wolnym zjednoczeniu narodów słowiańskich. Iwan Aksakow uczciwie przedstawił stanowisko rosyjskich słowianofilów lat czterdziestych, podkreślając, że najwięcej uwagi on i jego bliscy poświęcają nie Słowianom w ogóle, lecz Rosji, i że wątpliwe, czy możliwe jest zjednoczenie Słowian prawosławnych z katolickimi. Mikołaj I, uważnie czytający odpowiedzi Aksakowa, pozostawił na marginesie ш^кц^^яю^'. ^loraajtate, ^sffiKwaa. сй&теяпл to ki. Jeden Bóg może określić, co będzie w przyszłości; ale jeżeli zbieg okoliczności doprowadziłby do tej jedności, byłaby ona zgubą Rosji" (Suchomlinow, 1889, 2, 510). Interesujące jest ostatnie zdanie - Mikołaj dziko boi się zmiany europejskich granic! Tak jak, lękając się śmiertelnie wstrząsów rewolucyjnych, Mikołaj odwracał się od losu uciśnionych narodów, tak samo w strachu przyhamował po roku 1848 nieśmiałe przygotowania do chłopskiej reformy w Rosji. Oto dlaczego nawet, zdawałoby się, niewinne pojęcie „ludowość" było odbierane jako hasło rewolucyjne. Za Aleksandra II troista formuła jakby odeszła w zapomnienie, w prasie oficjalnej i posługującej się oficjalnym językiem zastąpiły ją powszednie problemy reformy chłopskiej, samorządu lokalnego i tak dalej. Nie powstały przy tym żadne uogólniające hasła ideologiczne zamiast triady Uwarowa. A ta, choć odsunięta na bok przez bieżące sprawy, mimo wszystko była odbierana jako swoisty fundament ideologii oficjalnej. Za Aleksandra III, jakkolwiek nie nastąpiła konkretna restauracja „troistej formuły", to stała się ona znacznie bardziej zauważalna niż w poprzednim okresie - wielkomocarstwowa polityka nowego cara, ukłon w stronę cerkwi prawosławnej, ogromna rola ideologiczna oberprokuratora Synodu Konstantina Pobiedonoscewa znów wysunęły na plan pierwszy przynajmniej dwa początkowe człony troistej formuły, „ludowość" zaś, rozumiana jako „rosyjska ludowość", jak gdyby występowała w domyśle, w kontekście wystarczająco szowinistycznego światopoglądu Aleksandra III. Tę samą tendencję można było zaobserwować również za Mikołaja II. Innymi słowy, żaden z kolejnych władców, pojawiających się na tronie po Mikołaju I, nie potrafił sformułować jakiejś oficjalnej doktryny, która mogłaby zastąpić triadę Uwarowa, toteż po cichu egzystowała ona jako ideologiczna podstawa mo-narchicznego ustroju państwa aż po rok 1917. Stany, tytuły, etykieta Dzieła kultury, w jakiejkolwiek sferze by powstały - artystycznej, naukowej, religijnej, technicznej - w swojej istocie są własnością całej ludzkości i jeśli są to utwory wybitne, w końcu stają się powszechne, przekraczając granice narodowe, społeczne, czasowe, wyzwalając się ze statusu przedmiotu własności, jak i rzeczy fizycznej. Ale bytowanie dzieł, realne, kulturowe życie w świecie podzielonym granicami państwowymi, narodowymi, społecznymi, ma swój specyficzny charakter. Dziewiętnastowiecznej Rosji nie można zrozumieć bez uwzględnienia organizacji stanowej i hierarchii stanów (dalej będziemy posługiwać się właśnie pojęciem stanu, ponieważ zastąpienie go marksistowskim terminem „klasa" zbytnio upraszczało obraz; uważano, że we wszelkich przedsocjalistycznych społeczeństwach istniały dwie główne i antagonistyczne klasy: niewolnicy i właściciele niewolników, chłopi i feudałowie, proletariusze i kapitaliści — w rzeczywistości obraz był o wiele bardziej złożony; w tym rozdziale termin „klasa" będzie używany głównie do oznaczenia stopni „Tabeli rang"). Zgodnie z reformami wprowadzonymi w XVIII wieku, w kraju ustanowiono cztery stany: szlachta, duchowieństwo, obywatele miejscy, obywatele wiejscy (chłopi). Każdy stan miał swoje prawa i obowiązki, każdy człowiek od urodzenia — według stanu rodziców — należał do określonej grupy. Stany umieszczano w pionowej skali hierarchii: szlachta — stan najwyższy, chłopstwo - najniższy; dwa pierwsze stany nazywano zwolnionymi od podatków, dwa ostatnie — obciążonymi podatkami. Konserwatywni myśliciele marzyli o tym, aby utrwalić na wieki tę niewzruszoną strukturę, żeby człowiek nie mógł przekraczać granic stanowych. Konstantin Leontjew w znanej pracy Bizancjum i Słowianie (1875) odwoływał się nawet do przyrodoznawstwa w celu udowodnienia realności swego marzenia: „Roślinna i zwierzęca morfologia też nie jest niczym innym, jak nauką o tym, jak oliwka nie śmie stać się dębem, jak dąb nie śmie stać się palmą i tak dalej; zostało przedusta-n o wionę, że od ziarna powinny mieć takie, a nie inne liście, takie, a nie inne kwiaty i owoce" (Leontjew, 5, 198). Ale rzeczywistość burzyła tego rodzaju marzenia. „Tabela rang" Piotra I (1722) razem z następującymi po niej prawami i manifestami dawała możliwość otrzymania szlachectwa osobom wyróżniającym się w służbie, szlachectwa osobiste-go lub dziedzicznego, czyli przekazywanego dzieciom. Pojawiały się prawa dotyczące możliwych przejść również do innych stanów, a wiele barier i ograniczeń zlikwidowały reformy Aleksandra II. Rozmywanie granic, na przykład w związku ze zdobyciem wykształcenia, obserwowano również wcześniej; pod tym względem stworzenie przejściowego stanu raznoczyńców jest wielce charakterystyczne — oficjalnie nie wchodził on do zakresu czterech stanów, ale realnie istniał i nawet pojawiły się ustawy, które przyznawały mu określone prawa. Następnie należy uwzględnić ulgi, jakie rząd carski dawał przemysłowcom. Dotyczy to zwłaszcza Mikołaja I - podejrzliwie odnoszący się do stanu szlacheckiego po powstaniu dekabrystów, gotów był rozszerzać prawa pracowitych lub wykształconych obywateli; Mikołaj w 1832 roku ogłosił manifest o honorowym obywatelstwie, uwalniający obdarzonego tym tytułem od podatków, obowiązku poborowego, kar cielesnych, czyli zbliżający honorowych obywateli do stanów uprzywilejowanych. Pewne rozmycie można było dostrzec przy porównywaniu stopni armii i gwardii, przy określaniu statusu osób, które otrzymały nadworne tytuły kamergera i kamerjunkra - żadnego z tych tytułów nie wpisywano do tabeli rang, choć obydwa traktowano jako bardzo zaszczytne. Jednakże w sumie podziałów stanowych, jak i hierarchii tabeli rang przestrzegano ściśle i im dalej, tym więcej rogatek stawiano przed pragnącymi otrzymać szlachectwo - jeżeli w pierwszych dziesięcioleciach 54 XIX wieku najniższe stopnie oficerskie: podporucznik i chorąży (w ka- walerii kornet), już dawały dziedziczne szlachectwo, to potem poprzeczka podnosiła się coraz wyżej, osiągnąwszy w 1856 roku poziom pułkownika, czyli stopień VI klasy, a w służbie cywilnej - rzeczywistego radcy stanu (IV klasa); bardzo czcigodne stopnie radcy stanu i podpułkownika nie dawały jeszcze zatem prawa do dziedziczenia szlachectwa. Zmieniały się nie tylko granice otrzymania praw szlacheckich, lecz także nazwy stopni oraz ich miejsca w tabeli rang. Najbardziej skomplikowane schematy XVIII wieku ulegały uproszczeniu. Na przykład do 1867 roku pośród wojskowych wymieniano resorty, zdawałoby się, czysto cywilne: górnictwa, transportu, leśne i miernictwa. Ale urzędnicy tych resortów nosili wojskowe mundury i posiadali odpowiednie tytuły wojskowe. Znany radykalny publicysta lat sześćdziesiątych-siedemdziesiątych Nikołaj Szełgunow był pułkownikiem korpusu leśników. Inżynierowie górnictwa nosili własne nazwy, które niełatwo wymówić, a zapamiętać jeszcze trudniej: oberberghauptman, berghauptman, oberbergmeister, bergmeister, obernittewerwalter, bAttenverwalter, markscheider, oberbergprobierer, bergprobierer, berggeschworen, schichtmeister (stopnie od W do XIV klasy). Nazwy te są całkiem zwyczajne, jeśli się zna język niemiecki. Trzeba powiedzieć, że liczne nazwy stopni cywilnych i wojskowych też brzmią dziwnie, jeżeli nie zna się ich pochodzenia: asesor po łacinie znaczy „ławnik", generał to po łacinie „główny", admirał, termin zapożyczony od Holendrów, po arabsku oznacza „władcę morza" (emir-al--bachr); major to po łacinie „starszy", kapitan - „główny"; miczman — od angielskiego midshipman, kornet - po francusku „sztandarowy", lejt-nant - „zastępca" i tak dalej. Niemal ze wszystkich języków zachodnioeuropejskich zostały zapożyczone nazwy stopnia, który następował po poprzedzającym: wice-, sekund-, sztabs-1, unter- (zresztą wykorzystano również rosyjskie pod-: podpułkownik, podporucznik). W takim samym sensie może też być użyta nazwa „lejtnant": generał-lejtnant oznacza jak gdyby „zastępcę pełnego generała", czyli generała infanterii (piechoty), kawalerii, artylerii (w XVIII wieku ci „pełni" generałowie nosili miano „generałów-anszefów"; w czasach radzieckich zamiast nich wprowadzono bardziej zrozumiały tytuł generała-pułkownika). Generał-major zaś okazał się stopniem niższym, wbrew wyższości majora nad lejtnantem. Wyjaśnień tego wypadku może być kilka, a jedno z nich jest następujące: w XVIII wieku istniał stopień brygadiera (V klasa), czyli generała brygady, a generał-major (IV) okazywał się jak gdyby starszy od brygadiera, ale po zlikwidowaniu przez Pawła I stopnia brygadiera generał-major został bez „pary" - i tym samym pozostawał w pewnej sprzeczności z generałem-lejtnantem. W ciągu XVIII i XIX stulecia nastąpiło niemało wypadków odejmowania i dodawania stopni do hierarchii; żeby się w nich orientować, potrzebne są tablice porównawcze. Tego rodzaju tablice potrzebne są także w przekroju synchronicznym, żeby widzieć odpowiedniość stopni według rubryk: cywilne; armii (piechota, artyleria, wojska inżynieryjne); kawaleria armii; gwardii (piechota, artyleria, wojska inżynieryjne); kawaleria gwardii; wojska kozackie; morskie; nadworne. Niektóre zmiany w tabeli rang wyglądają irracjonalnie lub tak, jakby zostały przeprowadzone według przykładu działań Horodniczego z Rewizora Gogola, pragnącego przed przyjazdem Rewizora zademonstrować energiczną pracę: „Rozebrać jak najszybciej stary płot, ten obok szewca, i postawić słomianą wiechę, że niby teren rozplanowany pod budowę. Bo to, panie, im bardziej rozkopana, tym większą działalność ojca miasta oznacza". Tak oto w 1884 roku zlikwidowano w armii stopnie majora i chorążego. Antoni Czechow pośmiał się z tego w opowiadaniu Zlikwidowali! (1885): chorąży w stanie spoczynku Wywiertow z przerażeniem dowiaduje się o likwidacji i przeżywa jeszcze większy wstrząs po rozmowie z majorem w stanie spoczynku Iżycą, do którego zwrócił się po staremu: „- Nie rozumiem pana, majorze, [...]. - A co ja jestem za major? Czyż jestem major? -A kto pan jest? - A diabli wiedzą, kto jestem - powiedział Iżyca. - Już przeszło rok, jak majorów nie ma!" Ciekawe, że cenzor dostrzegł w opowiadaniu Czechowa „niestosowny żart z rządowego rozporządzenia" i zakazał druku; dopiero w trzeciej instancji, po interwencji samego naczelnika Głównego Zarządu do spraw Prasy J. Fieoktistowa, opowiadanie zostało zaakceptowane; prawdopodobnie konserwatywny Fieoktistow chętnie dał pozwolenie na druk utworu, którego autor ironizuje z innowacji. W rzeczywistości w nowej ustawie tkwił pewien sens: poszerzały się prerogatywy oficerów armii, którzy teraz prawie zrównywali się z oficerami gwardyjskimi - wszystkie stopnie sztaboficerów armii zostały podniesione o klasę wyżej i tym samym różnica między jednakowymi stopniami w armii i gwardii zmniejszyła się o jeden, lub nawet o dwa stopnie i pozostała na poziomie tylko jednej rangi zamiast poprzednich dwóch: podporucznik i kornet z XIII i XIV klasy awansowali do XII, sztabskapitan i sztabsrotmistrz - z X do IX, kapitan i rotmistrz zaś awansowali nawet do grupy sztaboficerów, czyli przeszli z klasy IX do VIII. Ale do tych przesunięć potrzebne było „okienko" i stworzono je właśnie poprzez likwidację majorów (VIII klasa); czynnych majorów 56 awansowano do rangi podpułkowników, a ci w stanie spoczynku jak gdyby tracili swój stopień (z chorążymi było jeszcze trudniej - w armii czynnej ten stopień XIV klasy zlikwidowano, oficerom proponowano albo odejście do rezerwy, albo egzamin na podporucznika, natomiast chorążowie w stanie spoczynku powracali do XIII klasy i w wypadku działań wojennych ten stopień do niej właśnie był przypisany). * Czechow z boku wesoło opisywał przetasowania i likwidacje, ale za іїііїц suchymi manifestami, cyframi i rangami często kryły się dramatyczne losy osób otrzymujących stopnie. Szczególnie dramatyczna była historia Afanasija Fieta. Wiele osób wie, że przyszły znakomity poeta nie |^V był rzeczywistym synem orłowskiego dziedzica A. Szenszyna, który przy- *ЩР wiózł z Niemiec ciężarną kochankę, prawie odkupiwszy ją od męża, urzędnika z Darmstadtu, Foetha. Urodzonego już w Rosji chłopca miejscowy pop ochrzcił i zapisał jako prawowitego syna dziedzica, chociaż Szenszyn oficjalnie ożenił się z jego matką znacznie później. W końcu fałszerstwo wyszło na jaw, zapis został anulowany, z wielkim trudem udało się uzyskać dokument syna na nazwisko niemieckiego ojca. Ale tym samym Afanasij Afanasjewicz z dziedzicznego szlachcica przemie- niał się od razu w mieszczanina niskiego pochodzenia, ze wszystkimi wypływającymi stąd skutkami dla przedstawiciela klasy opodatkowanej. Trzeba było ze wszystkich sił walczyć o tytuł szlachecki. Przyjaciel Fieta z lat studenckich, Apołłon Grigorjew, też pozamał-żeński syn szlachcica, zdobył jedynie szlachectwo osobiste, leniwie pracując po ukończeniu uniwersytetu w służbie cywilnej; stopień asesora kolegialnego (VIII klasa) Grigorjew otrzymał dopiero w 1857 roku; stopień ten, dający wcześniej prawo do szlachectwa dziedzicznego, teraz -od 1856 roku - nie był wystarczający, należało dosłużyć się IV klasy (rzeczywisty radca stanu). Ale Grigorjewowi nie zależało na stopniach i tytułach, toteż bez żalu przeszedł w stan spoczynku. Fiet jednak chciał za wszelką cenę otrzymać właśnie szlachectwo dziedziczne, którego -jak sądził - niesłusznie pozbawiono go w dzieciństwie. Ukończył uniwersytet w 1844 roku i wybierając pomiędzy służbą cywilną a wojskową, wybrał tę ostatnią - w cywilnej trzeba było pracować około dziesięciu lat, żeby osiągnąć VIII klasę, tytuł asesora kolegialnego, w wojskowej zaś najniższy stopień oficerski (XIV klasa): chorąży lub -w kawalerii - kornet, dawał już prawo do dziedzicznego szlachectwa. Nieszczęście w tym, że człowiek z dyplomem uniwersyteckim, ale bez wykształcenia wojskowego nie mógł być zaliczony w poczet oficerów — należało choć kilka miesięcy spędzić w służbie podoficera. Fiet zdecydował się na to i zaciągnął do pułku kirasjerów. Niestety. W kwietniu 1845 roku wstąpił do pułku, a w czerwcu ukazał się manifest Mikołaja I, ograniczający możliwości otrzymania szlachectwa. Trzeba było dosłużyć się majora, VIII klasy! Oczywiście wstrząs moralny był wielki, ale silny Fiet wytrzymał, zamierzał za wszelką cenę przeskoczyć tę wysoką poprzeczkę. Męczył się przez jedenaście lat - w prymitywnym środowisku wojskowym, z dala od stolic, zaliczając stopnie... I oto następny cios: kiedy Fiet wyszedł na ostatnią prostą, a przed nim majaczył już stopień majora, dowiedział się o manifeście nowego cara, Aleksandra II, który znowu przesunął granicę: teraz trzeba było dosłużyć się rangi pułkownika! Tego Fiet już nie wytrzymał - i opuścił armię, nie otrzymując w związku z tym upragnionego prawa (które, jak to często bywa, praktycznie nie byłoby mu i tak do niczego potrzebne - Fiet bowiem nie miał dzieci!). * Rygorystycznemu systemowi stopni i tytułów odpowiadał nie mniej rygorystyczny system zwrotów. Cywilnym, wojskowym, nadwornym stopniom z dwóch pierwszych klas przysługiwał tytuł wysokopriewo- schoditielstwo (czyli przy zwracaniu się zaocznym jego wysokopriewo-schoditielstwo, przy osobistym natomiast wasze wysokopriewoschodi-tielstwó). III i IV klasa to priewoschoditielstwo, V - wysokorodije, VI-VIII (czyli poziom sztaboficerów) - wysokobłagorodije, pozostałe klasy - bła-gorodije. Błagorodijami byli u nas wszyscy szlachcice nieposiadający stopni. Kobiety otrzymywały tytuły, tylko będąc żonami posiadaczy odpowiednich stopni, choć zwracanie się do nich z użyciem tytułu było praktykowane rzadko. Wers Bułata Okudżawy „Wasze błagorodije, gospoża Udacza" odnosi się zatem do żony oficera (od kapitana do podporucznika), do żony urzędnika od IX do XIV klasy (od radcy tytularnego do registratora kolegialnego) lub po prostu do szlachcianki. Oczywiście będziemy ten zwrot z wiersza rozumieć dosłownie - jako adresowany do konkretnej damy. W codziennym zwracaniu się przedstawicieli niższych stanów do szlachty najczęściej używano nie tytułu wasze błagorodije, lecz barin, barysznia, gospodin, gospoża. Interesujące, iż rzadko używało się słowa barynia: żartobliwa pieśń-taniec Barynia i obfitość powiedzonek moralnie poniżających wypchnęły to słowo z poważnego obiegu. Graż-danin, grażdanka w ogóle nie figurowały jako zwroty -jest to już wytwór dwudziestowieczny. A w wieku XIX terminy te oznaczały albo mieszkańców miast (gorożanin, gorożanka), albo jurydyczną przynależność do określonego państwa (grażdanin Rossii). Książęta i hrabiowie mieli prawo do tytułu sijatielstwo, jaśnie oświeceni książęta i (od 1886 roku) książęta „carskiej krwi" - swietłosf. Car, caryca (i jeszcze caryca-wdowa, matka cara) to impieratorskoje wieli-czestwo, carewicz-następca oraz inni wielcy książęta - impieratorskoje wysoczestwo. Przy osobistym zwracaniu się do nich słowo impieratorskoje opuszczano. Ścisły system zwrotów istniał też w stanie duchownym. Metropolita i arcybiskup byli tytułowani wysokoprieoswiaszczenstwo, biskupi —prie-oswiaszczenstwo (zwracając się osobiście do przedstawicieli wszystkich trzech rang, można było również użyć prostszej formy władyko; zaocznie natomiast można było mówić władyka), archimandryci i igumeno-wie - wysokopriepodobije. To w duchowieństwie czarnym i zakonnym. A w białym protoprezbiterowie i protojereje nosili tytuł wysokopriepodobije, kapłani i diakoni — priepodobije2. Oczywiście wszystkie wymienione tytuły były ściśle przestrzegane tylko w oficjalnych dokumentach i wtedy, gdy przedstawiciele niższych stopni zwracali się do wyższych. Przy równych relacjach, a tym bardziej przy zwracaniu się przedstawicieli wyższych stopni do niższych istniały inne formy: według imienia i imienia ojca lub gospodin (pan) taki a taki (w sferach wojskowych po „pan" następuje nie nazwisko, lecz odpowiedni stopień; zresztą i w cywilnej sferze „pan" z nazwiskiem łączył się dość rzadko). Wśród wyższych stopni cywilnych i wojskowych formy te mogły być używane również przy zwracaniu się do osób wyżej stojących. Obecność u wschodnich Słowian potrójnego imienia: imię, imię ojca, nazwisko - dawała możliwość tworzenia różnorodnych form zwracania się także poza repertuarem tytułów i stopni, uwydatniając różne stopnie pokrewieństwa, przyjaźni, oficjalności i tak dalej. Jedno to „Iwan", drugie - „Iwan Piotrowicz", trzecie - „Piotrowicz", czwarte — „Sidorów", piąte - „gospodin Sidorów" i tak dalej. Wissarion Bieliński w znanym liście do Mikołaja Gogola (1847) wyraził swoje przerażenie faktem, że w Rosji „ludzie sami siebie nazywają nie imionami, lecz przezwiskami: Wańkami, Stieszkami, Waśkami, Pa-łaszkami". Ściśle mówiąc, nie są to przezwiska, lecz te same imiona, tylko z pogardliwymi sufiksami. I, oczywiście, nie można tej obserwacji rozciągnąć na całą Rosję, na wszystkie stany - jasne, że chodzi tu o prosty lud. Jednakże imiona z takimi familiarnymi sufiksami i wśród prostego ludu, u chłopów w pierwszej kolejności, bynajmniej nie były powszechnie używane, posługiwano się nimi w stosunku do dzieci (tendencja ta zachowała się po dziś dzień). W warunkach prawa pańszczyźnianego państwo mogli w ten sposób nazywać też dorosłych służących (co za tym idzie, oni również siebie tak nazywali), ale tylko do momentu osiągnięcia przez nich pewnego wieku i w zależności od sytuacji rodzinnej - żonatego kucharza lub dozorcę niezręcznie było tak nazywać i wówczas używano imienia w pełnym brzmieniu3, imienia wraz z imieniem ojca lub samego imienia ojca, co charakteryzowało pełny szacunku stosunek do człowieka (przypomnijmy Puszkinowskiego Sawielicza). Na wsi zaś, zwłaszcza tej, która przeszła już przez reformy (podobnie jak i w zreformowanym mieście), ludzie w ogóle z większym szacunkiem niż w wypadku „Wańków" i „Pałaszków" zwracali się do krewnych i znajomych. Żonatych mężczyzn i zamężne kobiety nazywano po imieniu i imieniu ojca lub - co było częstsze - po prostu po imieniu ojca (dzieci krewnych i znajomych zwracały się do nich po imieniu, dodając przed nim „wujek" lub „ciocia"). Młoda żona, wstępująca w dom męża, nazywała po imieniu i imieniu ojca nie tylko tego, którego los jej przeznaczył, lecz także jego rodziców, jak również - choćby tylko w pierwszym okresie - nieletnich szwagrów i szwagierki, czyli braci i siostry męża. Jeśli w świecie chłopskim przy zwracaniu się do kogoś występowały w różnych formach po prostu imiona i imiona wraz z imieniem ojca, to wśród duchownych były tylko imiona - nie sposób było nazwać kapła- - na „Iwanem Piotrowiczem" - mógł on być jedynie „ojcem Iwanem". Nawet jeżeli kapłan był dwudziestoletnim młodzieńcem, a zwracający się doń - sędziwym starcem, to mimo wszystko nazywał go „ojcem Iwanem" lub jeszcze prościej: „batiuszką"; jego żona też zazwyczaj traciła imię ojca i nazywała się „matuszką", „matką Marią". W oficjalnych dokumentach duchownych istniały również nazwiska, ale w życiu codziennym nie były one używane. Tym bardziej że podobnie jak w świecie chłopskim, nazwiska duchownych nie były trwałe; na przykład kierownictwo seminarium czy akademii łatwo zmieniało nazwiska słuchaczy według swego uznania (zob. o tym w rozdziale Duchowieństwo i religia). Współczesny miński kulturolog Aleksandr Renanski opowiadał, że jego dziad, kapłan, fascynujący się książkami słynnego Renana o Chrystusie i apostołach, poprosił władze cerkiewne o zmianę nazwiska - i jego prośbie zadośćuczyniono! Czyli można było zmieniać nazwisko i po ukończeniu seminarium lub akademii. Stając się mnichem, człowiek tracił i nazwisko, i imię ojca, zyskując jedynie nowe imię, które otrzymywał podczas obrzędu (w rzeczywistości był to powtórny chrzest). Nawet jeśli później osiągał wysokie stopnie w hierarchii cerkiewnej, stając się arcybiskupem, metropolitą - mimo wszystko pozostawał przy jednym imieniu zakonnym. Jedynie 60 w pośmiertnych wzmiankach (powiedzmy, w encyklopediach, pracach naukowych) do imienia dodawano wcześniejsze nazwisko (czasem w nawiasach), na przykład: metropolita Filaret Romanow, metropolita Filaret Drozdów, metropolita Filaret Gumilewski. W świecie szlachty przy zwracaniu się do kogoś najbardziej rozpowszechnioną formą było połączenie imienia z imieniem ojca; nawet dzieci nazywane były tylko po imieniu jedynie przez rodziców i bardzo bliskich krewnych (lub bardzo bliskich znajomych). Wyjątkiem był tytuł książęcy - przy nim od czasów poprzedzających Piotra I używano tylko imienia: książę Iwan, księżna Maria - ale i to jedynie wśród względnie dobrze znajomych, w pozostałych wypadkach posługiwano się zwrotem Wasze sijatielstwo. Jest rzeczą interesującą, że przy innych tytułach, wprowadzonych przez Piotra I - graf (hrabia), baron - zwracanie się po imieniu nie było przyjęte, do imienia dołączano nazwisko. A zwracanie się po prostu po nazwisku w męskim towarzystwie szlacheckim zdarzało się dość często w środowisku względnie młodych ludzi (por. w operze Eugeniusz Oniegin: „Co ty, Leński, nie tańczysz?" „Oniegin, nie jest już pan mym przyjacielem"). Charakterystyczne, że bohaterów naszych klasycznych powieści z reguły też zapamiętuje się i przywołuje w rozmowach i w pracach po nazwisku: Oniegin, Pieczorin, Obło-mow, Rudin, Bazarów, Raskolnikow... Abohaterki, dziewczęta, prawie jak seminarzyści z „chwiejnym", nietrwałym nazwiskiem - jeszcze z panieńskim, ale wkrótce mające otrzymać nazwisko męża - zazwyczaj nazywane są po prostu: Tatiana, księżna Mary, Olga, Natalia, Sonia... Do zamężnej kobiety zaś już mocno przyrasta nazwisko: Anna Karenina. W armii i gwardii oficerowie, bliscy stopniem, zwracali się do siebie z reguły po nazwisku; wyjątek robiło się dla starszych wiekiem - dlatego u Lermontowa: Pieczorin, ale Maksym Maksymycz! Związki osobiste, stosunki ludzkie burzyły i rozmywały oficjalne gradacje i podziały, upraszczały nazwy. Ale, powiedzmy, kiedy trzeba było napisać list do bliskiego człowieka, to znów pojawiała się konieczność pewnej oficjalności. Jeśli list wysyłano państwową pocztą, to nie można było, jak Wańka Żuków Czechowa, nakreślić na kopercie „Na wieś dziadkowi Konstantinowi Makaryczowi", należało przestrzegać pewnych reguł. W XIX wieku przyjęte było, żeby rozpoczynać adres od imienia adresata - zasada obecnie szeroko rozpowszechniona w całym świecie, oprócz nas, lokujących teraz adresata na samym końcu. I zupełnie niemożliwe było, jak dziś jest znowu przyjęte, umieszczenie na pierwszym miejscu nazwiska, a potem dopiero imienia i imienia ojca. W żaden sposób nie można było napisać „Sidorowowi Iwanowi Piotrowiczowi" (a tym bardziej - „Sidorowowi I. Р.", jak teraz bardzo często się robi), lecz jedynie tak: „Iwanowi Piotrowiczowi Sidorowowi". Prawdopodobnie zmiana miejsc w czasach radzieckich wiązała się z szeroko rozprzestrzenionym systemem ankiet i list, w których na pierwszy plan naturalnie wysuwa się nazwisko - wiadomo: „Nazwisko, imię, imię ojca"! W XIX wieku jeszcze nie znano w takiej skali ani ankiet, ani list. Przed trzema elementami nazwy adresata należało podać jego tytuł. Nawet jeśli się pisało list do przyjaciela, na kopercie widniało: „Jego wysokoblagorodiju Nikołaju Jakowlewiczu Prokopowiczu" (list Mikołaja Gogola do przyjaciela). Następnie pisało się adres. Inaczej niż na Zachodzie, gdzie po imieniu i nazwisku następował numer domu i ulica, potem miasto, potem obwód (stan, hrabstwo), potem kraj (jeśli się pisze z zagranicy), w Rosji system był zstępujący: miasto, a następnie miejsce w mieście. W pierwszej połowie XIX wieku numerację domów dopiero wprowadzano, dlatego ludzie woleli adresować w sposób opisowy: „Do Sankt-Petersburga, na Wyspie Wasiljewskiej, w 9 linii, między Wielkim i Średnim Prospektem, we własnym domu" (z tego samego listu Gogola). W drugiej połowie wieku numeracja domów w większych miastach uległa mniejszemu lub większemu uporządkowaniu, ale mimo wszystko nie zawsze odpowiadała zasadzie „parzysta-nieparzysta" po przeciwległych stronach ulicy, lecz była prowadzona, jak na przykład w Moskwie, według dzielnic (analogiczna zasada dotąd istnieje w Japonii). Oto przykładowy adres moskiewski z 1871 roku: „W Suszczew-skiej części 3 dzielnicy na ulicy Nowosłobodzkiej za więzieniem trzeci dom - Winogradowej, nr 522/546". Z pewnością łatwiej jest odliczyć od więzienia trzeci dom niż szukać trzycyfrowego numeru... W ogóle struktura adresu na kopercie na głębszym poziomie odzwierciedlała priorytety społeczno-moralne - przy stosunku do człowieka, opartym na szacunku, jego imię wraz z imieniem ojca miało mniejszy ciężar gatunkowy niż nazwisko. Z tego samego powodu wszystkie informacje o osobie wysuwały się na pierwsze miejsce, potem następowały już dalsze elementy adresu, przy czym ich kolejność po linii zstępującej, z góry w dół, miała ułatwić pracę poczty. Podobnie struktura jakiegokolwiek dokumentu hierarchicznego: ankiety, paszportu, blankietu, stanowi znakomity materiał do analizy społeczno-politycznej. A jeśli tego rodzaju dokumenty zostały wypełnione - są dla badacza jeszcze cenniejszym materiałem, nawet gdy nie zawierają dowcipnych odpowiedzi wybitnych ludzi (por. odpowiedź Borisa Tomaszewskiego na pytanie radzieckiej ankiety z początku lat dwudziestych XX wieku: „Jakie przekonania polityczne pan wyznaje?" - „Nieprzekonany"). Religia i duchowieństwo W Rosji carskiej każdy człowiek musiał być „przypisany" do określonej religii, nie pozwalano być wolnym ateistą. A ponieważ przeważająca część ludności należała do prawosławia (przy końcu XIX wieku -osiemdziesiąt milionów ludzi obu płci), to w tym rozdziale mowa będzie przede wszystkim o panującym kościele. Unitarny charakter rosyjskiego monarchizmu - strzyżenie wszystkich i wszystkiego pod jeden grzebień w połączeniu z hierarchicznością ustroju — ma się rozumieć, również w sferze religijnej przejawiał się z całą mocą. To jasne, że dominujący mógł być tylko jeden kościół — prawosławny. A on z kolei nie mógł być samodzielny, lecz tylko podporządkowany. Chrystusowa zasada „co boskie — Bogu, co cesarskie -cesarzowi" nie mogła się zadomowić w carskiej Rosji. Już w czasach jarzma tatarsko-mongolskiego wielcy książęta rosyjscy, a potem i carowie, zaczęli coraz bardziej podporządkowywać sobie cerkiew. Samowolnie działał Wasyl III, lecz szczególnie wyróżnił się jego syn, Iwan IV. Kiedy metropolita Filipp (Kołyczew) potępił bestialstwa i egzekucje dokonywane przez opryczników, to Iwan Groźny kazał zdjąć go ze stanowiska, a następnie zabić. Po śmierci tyrana jak gdyby zaświtała samodzielność cerkwi, po raz pierwszy w Rosji wpro- 63 wadzono patriarchat (1589), ale już pierwszy patriarcha Iow, zaangażowany w walkę polityczną okresu Smuty, na początku XVII wieku został obalony i zesłany. Radykalnych środków, jak zwykle, użył Piotr I. Na początku XVIII stulecia zlikwidował patriarchat i podporządkował cerkiew państwu; w 1721 roku na jej czele postawił Najświętszy Synod, całkowicie zbiurokratyzowaną, urzędniczą organizację, w której skład wchodziło kilku hierarchów cerkiewnych, metropolitów, ale kierował nią oberprokura-tor, osoba zasadniczo spoza cerkwi, cywilna, mianowana przez cara. Co prawda w kierowaniu Synodem uczestniczył przewodniczący hierarcha, z reguły metropolita petersburski lub moskiewski; miał on prawo bezpośredniego zwracania się do cara w sprawach cerkwi. Jednakże za Aleksandra I, u schyłku jego panowania, kiedy w rządzie carską władzę sprawował Arakczejew, jedynie on komunikował się z imperatorem w sprawach cerkwi; ale i za Mikołaja I najwyższy hierarcha w Synodzie był pozbawiony dostępu do cara, najważniejszą figurą pozostawał ober-prokurator. Tak oto w XIX wieku kierownictwo cerkwi prawosławnej zostało ostatecznie zbiurokratyzowane i zdespotyzowane. Tym, co zaczęło naj straszniej uderzać w samodzielność i moralny poziom duchowieństwa, były zarządzenia Piotra I, nakładające na ka- 64 płanów obowiązek donoszenia odpowiednim władzom o zamierzeniach i czynach parafian, które mogłyby mieć niebezpieczny sens polityczny (czyli pomimo wszystko otwarcie nakazywano naruszać tajemnicę spowiedzi!), o raskolnikach, rozmaitych sektach i tak dalej. Te rozporządzenia obowiązywały również w XIX wieku. O ciężkim moralnym i materialnym położeniu duchowieństwa rosyjskiego jeszcze będzie mowa. Wybieralność kapłanów różnych poziomów, istniejącą w Dawnej Rusi, stopniowo w górnych obszarach władzy cerkiewnej zastępowały mianowania. „Na dole", w parafiach, za czasów Piotra wykształciły się dwa sposoby zatwierdzania i egzystowania kapłanów: wybieranie przez parafian (z następującym po nim zatwierdzeniem przez biskupa) i dziedziczne przekazywanie funkcji (syn sam stawał się kapłanem, córkę zaś wydawano za mąż za pretendenta do tego stanowiska). Prawo dziedziczne coraz bardziej zaczęło się zakorzeniać i wypierać wybieralność. Tę ostatnią w ogóle zlikwidowano za Pawła I. W XVIII wieku zniesiono również wybieralność diaków, czyli psalmistów, i diaczków - te stanowiska zaczęły zajmować wyłącznie osoby pochodzenia duchownego. Pretendujący do miejsca w cerkwi mógł się ożenić wyłącznie z panną z rodziny duchownej, jeżeli zaś jego wybranką była panna „świecka", to w praktyce nie mógł liczyć na stanowisko popa czy diakona. W ten sposób kształtowała się kastowość duchowieństwa i jego zamknięty charakter. Dopływ ludzi z innych stanów był bardzo utrudniony. Przez prawie cały wiek XVIII obowiązywało prawo, które faktycznie zabraniało szlachcie przechodzenia do stanu duchownego; w XIX wieku pozwalano na to osobom wywodzącym się ze stanów płacących podatki, ale tylko w razie potrzeby, w sytuacji jakichś wakujących stanowisk cerkiewnych. Oczywiście bezwarunkowo zakazywano przechodzenia do stanu duchownego chłopom pańszczyźnianym. ^ I dopiero za Aleksandra II, w 1869 roku, wydano akt prawny likwidujący dziedziczność i zamkniętość duchowieństwa; stanowisko cerkiewne mógł teraz objąć każdy obywatel; zresztą osoby ze stanów opodatkowanych potrzebowały na to zgody gubernatora. Dzieci duchownych już nie należały do stanu duchownego, były, by tak rzec, wolne od kastowości. Tym samym uległa likwidacji s t a n o w o ś ć duchowieństwa ponieważ pierwsza oznaka stanu to dziedziczne przekazywanie praw i obowiązków. Ale duchowieństwo jako klasa istniało nadal, a przysługujące mu prawa zrównywały je prawie całkowicie z uprzywilejowaną klasą szlachty - było wolne od kar cielesnych, od podatków i obciążeń, od obowiązkowej służby wojskowej oraz od obowiązku zapewnienia kwater dla wojska i tak dalej. Wdowy po kapłanach korzystały z praw szlachectwa osobistego. Interesujące, że duchownym w odroz- nieniu od szlachty nie zezwalano na zajmowanie się gorzelnictwem i sprzedażą spirytualiów, ale pozwalano im na własnej ziemi posiadać niektóre wytwórnie i sklepiki monopolowe, z tym że nie wolno im było zajmować się tym samodzielnie, lecz musieli owe zakłady puszczać w arendę! A oto jeszcze inne zakazy i ograniczenia nakładane na osoby duchowne: nie można w ogóle zajmować się handlem ani przemysłem, nie można mieszać się w sprawy świeckie (w dumach miejskich i zebraniach ziemskich można uczestniczyć tylko w charakterze przedstawiciela władzy duchownej, a nie we własnym imieniu), nie można strzyc się i golić, nie można tańczyć ani patrzeć na tańce, ma się rozumieć, że nie można odwiedzać teatrów ani innych placówek rozrywkowych, nie można grać w karty i gry hazardowe. Wiele ograniczeń dotyczyło sfery rodzinnej. Nieżonaci kapłani byli dopuszczani do stanowisk cerkiewnych, ale dotyczyło to jedynie ludzi po czterdziestce; ożenek powinien nastąpić jeszcze przed przyjęciem święceń kapłańskich; wdowiec, pragnący ożenić się po raz drugi, mógł pozostawać w służbie tylko w charakterze diaka (o rozwodzie zaś nawet myśleć nie wolno!); w domach wdowców nie było miejsca dla kobiet, z wyjątkiem bliskich krewnych... Jeśli żonie kapłana udowodni się niewierność, to mąż powinien się z nią rozwieść lub zrezygnować ze służby. W sumie w wielomilionowej Rosji duchowieństwo zajmowało część mizerną ilościowo: w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku na osiemdziesiąt milionów prawosławnych obu płci było trzydzieści osiem tysięcy kapłanów, dziewiętnaście tysięcy diakonów, siedemdziesiąt pięć tysięcy diaków, czyli klasa ta stanowiła mniej niż ćwierć procenta całej liczby prawosławnych, była bez porównania mniej liczna od wszystkich innych klas Rosji, ale jakościowo odgrywała oczywiście bardzo istotną rolę w życiu kraju — bez cerkwi nie mogło się obejść żadne znaczące wydarzenie w życiu człowieka (chrzciny, wesele, pogrzeb), nie mówiąc już o ścisłym związku łączącym ją z większością obywateli (udział w nabożeństwach, w spowiedzi i komunii, porady w kwestiach moralnych i tak dalej). Kapłani towarzyszyli wszystkim grupom mieszkańców dużego kraju: byli na dworze carskim i w niewielkich wsiach, w armii i w placówkach szkolnych, w poselstwach zagranicznych i na okrętach floty. Podobnie jak i w innych sferach reżymu monarchicznego, cerkiew miała ściśle wertykalną strukturę władzy i podporządkowania. Na czele cerkwi prawosławnej znajdował się Święty Synod, który przy końcu XIX wieku teoretycznie składał się z dwunastu duchownych hierarchów (metropolici i biskupi), ale praktycznie ograniczał się do siedmiu. A ponad hierarchami znajdował się oberprokurator Świętego Synodu, „oko carskie" we wszystkich sprawach duchownych. Oczywiście w Sy- nodzie pracowało wielu urzędników, zarówno osób cywilnych, jak i duchownych. Od 1864 roku istniało też stanowisko towarzysza oberpro-kuratora, czyli zastępcy (według analogii z zastępcą ministra - w XIX wieku nazywał się on „towarzysz ministra"). Były jeszcze dwie „filie" -synodalna kancelaria w Moskwie i gruzińsko-imeretyńska w Tbilisi. Synodowi podporządkowanych było sześćdziesiąt sześć diecezji, czyli okręgów duchownych, których granice z reguły pokrywały się z obszarami guberni i obwodów. Sześćdziesiąt cztery diecezje znajdowały się wewnątrz imperium, dwie - za granicą (aleucka w Ameryce i japońska). Na czele diecezji stał archijerej, który nosił tytuł metropolity lub arcybiskupa (w oddalonych i niewielkich diecezjach - po prostu biskupa). W całej Rosji było zaledwie trzech metropolitów: moskiewski, petersburski i kijowski. W pewnym sensie zastąpili oni odwołanego przez Piotra I patriarchę. Szczególnie dużą rolę odgrywał metropolita moskiewski - koronował na carstwo wszystkich imperatorów (choć stolica już drugi wiek znajdowała się w Petersburgu, carski dwór na koronacje przyjeżdżał do moskiewskiego Kremla, gdzie w soborze Uspieńskim odbywał się triumfalny akt oficjalnego wstąpienia na tron). Jeśli jeszcze uwzględnimy, że wśród moskiewskich metropolitów były wybitne osobowości (Filaret Drozdów, metropolita od 1826 do 1867 roku, szczególnie się tu wyróżnia), to można ich uważać za zastępców patriarchów. Wszyscy zarządcy diecezji byli mianowani przez cara na wniosek Synodu. Każdemu diecezjalnemu hierarsze podporządkowane były lokalne klasztory i kilkaset parafii - cerkiew z duchowieństwem i służbą cerkiewną wraz z cerkiewną wspólnotą parafian stanowią jedną parafię. W Rosji u schyłku XIX wieku było w sumie trzydzieści osiem tysięcy parafii. Grupa parafii (do trzydziestu) jednoczy się w dziekanat (błagoczinniczeskij okrug), na którego czele biskup diecezjalny stawia dziekana (biagoczinnego), czyli jakby starszego kapłana, swego pomocnika. Biskup również wyznacza dziekanów, mających klasztory w swojej pieczy. Na fali liberalnych reform Aleksandra II w latach sześćdziesiątych wprowadzono wybieralność dziekanów przez samych kapłanów z okręgu, ale w latach osiemdziesiątych znów powrócono do praktyki mianowania. Jeśli w cerkwi było paru kapłanów, to główny z nich, proboszcz, otrzymywał tytuł protojereja (czyli najwyższego kapłana); dawny tytuł p r o -t o p o p a praktycznie zniknął na początku ХГХ wieku. Wszyscy wyżsi hierarchowie (metropolici, arcybiskupi, biskupi) należą do czarnego duchowieństwa, żyjącego w stanie zakonnym; z reguły mają oni wyższe wykształcenie duchowne; niższe duchowieństwo - kapłanów i diakonów - nazywa się białym. Poza diecezjami znajdowały się cerkwie i duchowieństwo będące w gestii dworu (były one podporządkowane spowiednikowi cara i carycy) oraz cerkwie i duchowieństwo resortu wojny (były one podporządkowane protoprezbiterowi, czyli starszemu kapłanowi armii i floty). Bezpośrednio Synodowi, a nie diecezjom, podporządkowane były również słynne, najwyższej rangi klasztory: cztery ławry i siedem klasztorów stauropigialnych (od gr. stauros — krzyż ipegnio — wznoszę, wbijam; zazwyczaj sam patriarcha całej Rusi otwierał te klasztory). Ławry: Kijowsko-Pieczerska (założona w 1051 roku, ławrą nazwana w 1598), Troicko-Siergiejewska, pod Moskwą (założona przez Siergieja Radonieżskiego w połowie XIV wieku, ławra - od 1744), Aleksandro--Newska w Petersburgu (założona w 1710, ławra - od 1797 roku), Po-czajewsko-Uspieńska na Wołyniu (założona w XVI wieku, ławra - od 1833 roku, obecnie w obwodzie tarnopolskim na Ukrainie). Klasztory stauropigialne: Sołowiecki, cztery moskiewskie (Nowospas-ski za Taganką, Zaikonospasski blisko Kremla, na ulicy Nikolskiej, Simonów, Doński), podmoskiewski Woskriesieński („Nowe Jeruzalem"), rostowski Spaso-Jakowlewski. W Rosji było też wiele innych słynnych klasztorów: stare nowogrodzkie, Pskowsko-Pieczerski, założony w połowie XV wieku, Kiriłło-Bieło-zierski i Waałamski, założone jeszcze wcześniej, w XIV wieku, Czu-dowski na moskiewskim Kremlu (też XIV wiek), lecz nie zostały one podniesione do rangi ławry czy klasztoru stauropigialnego. Za granicą szeroko znane były klasztory rosyjskie na górze Athos w Grecji (których nie należy mylić z klasztorem Nowoatoskim w Abchazji, założonym w 1876 roku). ' Chociaż klasztory były rozpowszechnione w całym świecie chrześcijańskim, a także niechrześcijańskim (na przykład klasztory buddyjskie w Azji), w Rosji odgrywały one wyjątkowo ważną rolę, która przekraczała znaczenie klasztorów zagranicznych: na początku, w sytuacji prawie zupełnego braku oświaty świeckiej - jako ogniska kultury, a w czasach nowożytnych, w warunkach ciągle zwiększającej się konfliktowości, napięcia, braku harmonii w życiu -jako ogniska terapii moralno-psycho-logicznej i duchowego doskonalenia się. Klasztory pojawiły się na Rusi już w pierwszych latach po przyjęciu chrześcijaństwa. Bardzo szeroko rozpowszechniły się w latach niewoli tatarskiej i po niej; wiele klasztorów stawało się ośrodkami kultury -w ich murach powstawały kroniki, gromadzono i przepisywano książki, niepiśmienni mnisi otrzymywali elementarne wykształcenie; przy klasztorach organizowano szpitale i przytułki. Pojawiły się szkoły dla wiejskich i miejskich dzieci. Jednakże rozprzestrzenienie się klasztorów, znaczny wzrost liczby wstępujących do nich osób miały też negatywne strony - trafiały się osoby, którymi kierowały pobudki materialne; szerzenie się pijaństwa i rozpusty w niektórych klasztorach, a do tego jeszcze pojawienie się klasztorów raskolników w XVII wieku zmusiło władze świeckie i duchowne do interwencji: zakazano budowy nowych klasztorów, dążono do zmniejszenia liczby już istniejących, wprowadzono surowe reguły przy przyjmowaniu do klasztorów i tak dalej. Piotr I nie lubił mnichów, uważał ich za pasożytów i wsteczników (istotnie, wielu z nich sprzeciwiało się jego reformom), gotów był w ogóle zamknąć wszystkie klasztory, ale nie zdążył; jednakże właściwe sobie radykalne zmiany przeprowadził: potwierdził ukazem zakaz budowy nowych klasztorów, poprzez fuzję zmniejszył liczbę już istniejących, zaostrzył reguły przyjęcia do klasztoru. Za Elżbiety Pietrowny surowe prawa zostały nieco złagodzone, ale Katarzyna II znów zajęła się przebudową i zmniejszeniem liczby klasztorów, wprowadziła rygorystyczne normy liczebności i zlikwidowała ponad połowę klasztorów w Rosji (z 1072 pozostało 496). Za Aleksandra I znów nastąpiło złagodzenie praw i zwyczajów, a potem, w ciągu XIX wieku, liczba klasztorów i mnichów stale rosła pomimo wielu biurokratycznych ograniczeń. Przy końcu XIX stulecia w Rosji było około pięciuset męskich klasztorów z ośmioma tysiącami mnichów oraz siedmioma tysiącami pięciuset nowicjuszami i około dwustu pięćdziesięciu żeńskich z siedmioma tysiącami mniszek i siedemnastoma tysiącami nowicjuszek. Tylko jedna trzecia wszystkich klasztorów znajdowała się w mieście, resztę wzniesiono w okolicach wiejskich, a niekiedy z dala od siół i wiosek. Kandydat na mnicha przez kilka lat (z reguły przez trzy) musiał przechodzić „okres próbny" — nowicjat — i dopiero po godnej manifestacji swojej osoby był poddawany postrzyżynom, czyli rytuałowi przyjęcia w poczet mnichów, co stanowiło niejako powtórny chrzest - mnich otrzymywał nowe imię (bez imienia ojca i nazwiska!). Postrzyżynami nazywało się także podniesienie do godności kapłana. Jeżeli zaś kapłan lub mnich pozbywali się tej godności, nazywało się to rasstriżenie. W pierwszym wypadku symboliczne strzyżenie rzeczywiście miało miejsce, natomiast w drugim głowy nie ruszano. Istnieje jeszcze najwyższy stopień zakonny - schima. Schimnik [pokutnik boży] przestrzegał szczególnie surowych reguł służby klasztornej. Kiedy schima była wielka, mnich jeszcze raz otrzymywał nowe imię. Prostsze postrzyżyny miały miejsce w akademiach duchownych - zazwyczaj mnichami (z pominięciem nowicjatu) stawali się niektórzy studenci starszych lat. Władze akademii uważnie przypatrywały się umysłowym i moralnym przymiotom studentów i na krótko przed zakończeniem studiów najlepszym proponowano przyjęcie godności mnicha. Dla akademii było rzeczą prestiżową, jeśli paru absolwentów dostąpiło zaszczytu postrzyżyn. Byli to przyszli rektorzy i profesorowie akademii duchownych, biskupi i metropolici. Ma się rozumieć, i w czasach nowożytnych - każda rodzina ma swego potwora - znajdowali się fałszywi, interesowni, pasożytujący ludzie, wykorzystujący klasztor bynajmniej nie w wysokim, religijnym sensie. Zdarzali się lenie, pijacy, nawet rozpustnicy. I jednopłciowi, i zwyczajni. W obwodowym archiwum w Niżegorodzie trafiłem na sprawę z połowy XIX wieku: polecenie policji o przymusowej likwidacji miasteczka, zbudowanego nielegalnie i w pośpiechu wokół męskiego klasztoru; w tych zabudowaniach mieszkały kobiety wątpliwej konduity, toteż miasteczko stanowiło „zagrożenie nie tylko w aspekcie pożarowym, ale i w moralnym". Albo opowieść mego ojca o spuszczaniu wody z oczyszczanego stawu przy klasztorze żeńskim w Bałaszowie w guberni saratowskiej -w ile zalegającym dno stawu znaleziono szkieleciki noworodków. Ta - dwulicowa - strona życia zakonnego znalazła odbicie i w opinii powszechnej, i w twórczości artystycznej: przypomnijmy postać wesołego, korzystającego z życiowych uciech ojca Warłaama z Borysa Godu- 69 nowa Puszkina (cechy te Musorgski jeszcze uwydatnił w swej operze). Ale istniała też i inna strona, inni ludzie, których oblicze zostało odzwierciedlone u Dostojewskiego, Leskowa, na obrazach Michaiła Nie-stierowa. Na szczęście właśnie oni stanowili kwiat rosyjskiego stanu zakonnego - to ludzie wielkiej kultury duchowej, w sposób wolny i konsekwentny rezygnujący ze wszystkiego, co świeckie, poświęcający się Bogu i ludziom. Właśnie oni wychowywali też lud w nurcie prawdziwej religijności i wysokiej moralności. Im bardziej Rosja przybliżała się do wieku XX, tym wyraźniej zaznaczała się realna, a nawet materialna działalność klasztorów i mnichów: organizacja przytułków, szpitali, warsztatów, szkół. Rozwijało się sadownictwo, warzywnictwo, hodowla ryb. Mniszki dziergały koronki i szyły ubrania, wśród mnichów byli dobrzy rzemieślnicy i kowale. Ale najważniejszym, potężnym rodzajem „pożytku" klasztornego była pomoc moralno-psychologiczna. Szczególnie przejawiało się to w swoistym narodowym zjawisku -w instytucji starców, znanej jeszcze z pierwszych wieków chrześcijaństwa, ale wyjątkewo rozpowszechnionej w XIX wieku. Z reguły starcy przeżywali - na wzór starożytnych mnichów chrześcijańskich - okres pustelnictwa: oddalali się z klasztoru w pustynne miejsca, do lasów, pieczar i żyli tam przez lata, doskonaląc swoją po- bożność i religijną, duchową głębię. Czasem powracali potem do klasztoru, służyli mnichom i pielgrzymom radami i przykładem. Duchowa pomoc ludziom stała się charakterystyczną osobliwością rosyjskich starców i znamienne, że właśnie w XIX wieku instytucja starców przeżywała swój intensywny rozwój, zewnętrznie mierzony napływem do nich dziesiątków tysięcy pątników co roku. Oczywiście lud, zmęczony wojnami, nieurodzajami, uciskiem, nieszczęściami osobistymi i nieporządkami, bardzo potrzebował wsparcia moralno-psychologicznego, którego nie zawsze mogli dostarczyć miejscowi kapłani. Starcy zaś, samotni geniusze, mądrzy, delikatni, wykształceni, zawsze mogli służyć mądrą radą, wesprzeć cierpiącego, pocieszyć go w nieszczęściu, rozwiać wątpliwości moralne, odrodzić wysokie uczucia religijne. Dlatego też tłumy ciągnęły do słynnych starców - szli do nich nie tylko prości chrześcijanie, ale i mieszczanie, kupcy, wojskowi, urzędnicy, a nawet prawdziwa inteligencja. Najbardziej znanym starcem z początku XIX wieku był Serafim Sa-rowski (1760-1833). W życiu świeckim Prochor Mosznin, mając dwadzieścia lat, przybył do klasztoru Sarowskiego (gubernia tambowska), przeszedł nowicjat, został mnichem Serafimem i wkrótce oddalił się w głąb lasu, zbudował tam celę, w której mieszkał samotnie przez wiele lat, żywiąc się płodami niewielkiego ogródka i darami lasu, zagłębiając się w Biblii i w modlitwie. Z rzadka przychodził do klasztoru, aby przyjąć komunię i pokutę, ale prawie z nikim nie obcował. Wokół niego już powstawały legendy: o rozbójniku, który odwiedził starca, o przyjaźni z niedźwiedziem i innymi dzikimi zwierzętami... Wreszcie po trzydziestu latach, gdzieś około 1812 roku, Serafim jak gdyby odkrył siebie dla ludzi: zaczął przyjmować wszystkich odwiedzających, sam przychodził do klasztoru i tam spotykał się z mnichami i pątnikami. Na rozmawiających z nim terapeutycznie działał już zewnętrzny wygląd Serafima: cichy, łagodny, przenikliwie mądry starzec o jaśniejącej, uduchowionej twarzy. I rady dawał rozumne i głębokie. Jego sława, oczywiście, szybko rozniosła się po całym kraju i tysiące pielgrzymów kierowały się do klasztoru Sarowskiego. Dwadzieścia lat leczył Serafim boleści ducha i duszy. W 1903 rosyjska cerkiew prawosławna kanonizowała go jako świętego. Zadziwiające, że w bardzo wielu cerkwiach znajdują się kopie słynnej ikony, która przedstawia starca prawie w całej postaci i bardzo „realistycznie" oddaje cechy jego uduchowionego oblicza; jak się wydaje, jest to pierwsza ikona odtwarzająca wygląd świętego starca XDC wieku. Jej oryginał, niestety, znajduje się daleko od Rosji - nawałnice wojny domowej zaniosły go do Kijowa, potem do Berlina, a teraz zdobi cerkiew prawosławnego klasztoru koło Nowego Jorku. Chwała Bogu, że w ogóle się zachował. Autor tych słów miał szczęście stanąć przed nim - siła wrażenia może być porównywana tylko z oddziaływaniem ikon i fresków Rublowa i Dionizego. W środku i przy końcu XIX wieku centrum tej instytucji stała się Optina Pustyń. Kiedyś, przy zakładaniu, w XIV-XV wieku, była to rzeczywiście „pustynia": głuche kałuskie lasy, odludzie, cisza. A pod koniec XIX wieku obok, w odległości dwóch wiorst, wyrosło dość duże powiatowe miasto Kozielsk, w samym klasztorze zaś przebywało do trzystu mnichów, nie licząc pielgrzymów. Zgodnie z jedną z legend klasztor założył skruszony rozbójnik Opt (Opta), według innej nazwa pochodzi od znaczenia bliskiego współczesnemu słowu optowoj, podkreślającego wspólne, powszechne przebywanie i władanie. Klasztor niezbyt słynny, przy końcu XVIII wieku w ogóle podupadł, mieszkało w nim zaledwie trzech mnichów. Ale wybitny metropolita moskiewski Platon (Liowszin), zarządzający swoją diecezją od 1775 do 1812 roku (gubernia kałuska wchodziła w skład jego okręgu duchownego), zwrócił uwagę na piękną lokalizację klasztoru na brzegu rzeki Zyzdry i sprzyjał jego odrodzeniu na początku XIX wieku. W ślady Platona poszedł, po utworzeniu diecezji kałuskiej, jej młody arcybiskup Filaret (Amfiteatrów), przyszły metropolita kijowski. Z jego inicjatywy obok klasztoru zbudowano pustelnię, w której 71 osiedlili się duchowi wnukowie (uczniowie uczniów) znamienitego starca Paisija Wieliczkowskiego, który żył w Mołdawii. Pierwszym optińskim starcem został ojciec Leonid (Lew Daniłowicz Nagołkin, 1768-1841), pochodzący ze stanu kupieckiego, który stając się pokutnikiem bożym, otrzymał imię Lwa; imię to bardzo pasowało do jego wizerunku: wysoki, żywy, grubo ciosany, z ogromną grzywą włosów. Tłumy ludzi oblegały jego celę, otrzymując jego mądre rady i pouczenia. Protojerej z Kozielska, który go odwiedził, dziwił się, dlaczego Leonid-Lew tak się trudzi, całe dnie zajmując się odwiedzającymi. Le-onid-Lew z powagą odparł, że oczywiście kontakty z ludem to sprawa kapłanów świeckich, ale, mówią, że niby nie macie na to czasu, dlatego mnisi muszą się nimi zajmować... Hałaśliwe tłumy odwiedzających denerwowały przeora, który zabraniał Leonidowi przyjmowania ludzi, przeniósł go z pustelni do klasztoru, w którym zamykał mnicha, zdejmował z niego ubiór pokutnika - nic nie pomagało, lud mimo wszystko rwał się do niego. Trzeba było przymknąć oczy na hałas i harmider. Siedem lat przed śmiercią Leonida-Lwa pojawił się u niego świetny pomocnik, drugi starzec optiński - ojciec Makarij (w życiu świeckim Michaił Nikołajewicz Iwanow, 1788-1860), dobrze uzupełniający starszego pokutnika: szlachcic, dziedzic, wykształcony w ogóle, a w litera- turze religijnej w szczególności, łagodny z charakteru. Kontynuując pracę Leonida-Lwa, czyli leczenie ducha i duszy zwracających się do niego, rozpoczął wielkie dzieło optińskiego drukarstwa. W klasztorze dzięki darom uczniów i wielbicieli starca Paisija Wieliczkowskiego powstała fundamentalna biblioteka rękopisów starca, przede wszystkim jego przekładów z greki na język cerkiewno-słowiański patrystycznej literatury z pierwszych wieków chrześcijaństwa. W Petersburgu już opublikowano (w przekładzie z cerkiewno-słowiańskiego na rosyjski) pięciotomowy zbiór dzieł ojców świętych, przygotowany przez Paisija Wieliczkowskiego, pod wspólnym tytułem Dobrotolubije. Makarij kontynuował edycję rękopisów starca, wydał też biografię ojca Paisija. Przygotowywać rękopisy do druku i sprawdzać korekty pomagali mu jego uczniowie i współpracownicy z klasztoru, jak również Iwan Kirie-jewski, znany słowianofil, i jego żona Natalia (Makarij był ich ojcem duchownym). Książki były drukowane w Moskwie, tam pomocą służyli ci sami Kiriejewscy i profesor Stiepan Szewyriew. Aktywna i różnorodna działalność Makarija, jak to prawie zawsze bywa, wywoływała — obok reakcji entuzjastycznych i pełnych uwielbienia - pomówienia i plotki. To pojawiały się donosy - jakoby teksty Paisija miały braki kanoniczne; to do metropolity moskiewskiego Filareta dochodziły pogłoski, jakoby Makarij miesiącami gościł w majątku Kiriejewskich, zaniedbując swoje obowiązki starca w klasztorze, więc metropolita się gniewał (choć w rzeczywistości okazało się, że Makarij przyjeżdżał zaledwie na trzy dni). Ale Makarij wytrwale do samej śmierci niósł swój krzyż. Działalność wydawniczą Makarija, znowu z uczniami i współbraćmi, kontynuował trzeci znamienity starzec optiński — ojciec Amwrosij (w życiu świeckim Aleksandr Michajłowicz Grienkow), pochodzący ze stanu duchownego (ukończył seminarium). Ale on, w odróżnieniu od Makarija i bliżej Lwa, na pierwszym miejscu postawił obcowanie z ludźmi i rzeczywiście prześcignął wszystkich swych poprzedników w umiejętności niesienia pomocy ludziom - przynoszenia ulgi ich duchom i duszom. Jego przenikliwość i zdolność przewidywania zadziwiały nieznajomych przybyszy, jego rady okazywały się nadzwyczaj pożyteczne i skuteczne. Starca odwiedzali Lew Tołstoj, Fiodor Dostojewski, Władimir Sołowjow, wielki wpływ wywarł on na Konstantina Leontjewa. Bez znajomości z Amwrosijem wątpliwe, czy Dostojewski mógłby stworzyć swój wstrząsająco sugestywny obraz starca Zosimy w Braciach Karamazow. Świat zakonny, a zwłaszcza starcy odegrali wielką rolę w życiu religijnym Rosji XIX wieku, nawet znacznie donioślejszą niż duchowieństwo świeckie. Rzecz przecież nie tylko w tym, że starcy mieli więcej czasu niż zwykli kapłani, jak delikatnie objaśniał ojciec Lew, lecz także w możliwości wyboru ich, starców, przez odwiedzających. Jak w historiach chorobowych: jeżeli się nie ma możliwości wyboru, jeżeli trzeba iść do danej polikliniki i do wyznaczonego lekarza, to skutki mogą tu być bardzo różne, w tym również opłakane. Ale jeśli można wybierać lekarza i iść do utalentowanego, to, ma się rozumieć, sukces terapii jest gwarantowany. I to, że ludzie mogli wybierać swoich spowiedników i uzdrowicieli, przyniosło zadziwiająco skuteczne rezultaty. Dodatkowo trzeba jeszcze uwzględnić to, że starcy byli stosunkowo wolnymi ludźmi. Oczywiście, oni też podlegali prawom, często surowym i despotycznym, też cierpieli, poddawani różnym naciskom intelektualnym i moralnym, ale mimo wszystko żyli we względnym odosobnieniu i mogli względnie otwarcie, twórczo rozmawiać z ludźmi i dawać im równie twórcze wskazówki. Duchowni świeccy zaś znajdowali się w bez porównania bardziej sztywnych, hierarchicznych, despotycznych warunkach, a ich duchowe oddanie parafianom było mocno osłabione z wielu przyczyn. Przede wszystkim z powodu nieuchronnej sztywnej przynależności do piramidy hierarchicznej, na której czele znajdowali się ludzie zazwyczaj niemający żadnego związku z religią -urzędnicy Synodu. Listę dziewiętnastowiecznych oberprokuratorów otwierał na pół aneg- 73 dotyczny wierszokleta hrabia Dmitrij Chwostow, który nic wspólnego, oczywiście, ze sprawami religii nie miał. Po krótkim okresie zastąpił go również chwilowy władca, A. Jakowlew, prymitywny, zuchwały urzędnik; na prośbę członków Synodu został zdjęty ze stanowiska. Od 1803 roku Synodem kierował przyjaciel cara z lat młodości, książę Aleksandr Golicyn (1773-1844), początkowo wyznawca Woltera, gardzący religią, który następnie oddał się religijnemu mistycyzmowi. Aleksander I sprzyjał Golicynowi i właśnie dla niego stworzył w 1817 roku dziwne Ministerstwo Spraw Duchownych i Oświaty Narodowej. Jeśli na czele departamentu spraw duchownych w ministerstwie stanął wybitny mason i mistyk1 Aleksandr Turgieniew, to departament oświaty narodowej objął, jakkolwiek poczciwy urzędnik, ale faktycznie sympatyk chłystów, bywalec salonu Tatarinowej, W. Popów (zob. o sekcie chłystów dalej). Cerkiew prawosławna i tak była już upokorzona poprzez podporządkowanie jej Synodowi, a tu upokorzony został jeszcze Synod - Golicyn, zostawszy ministrem, przekazał funkcję oberproku-ratora księciu P. Mieszczerskiemu i podporządkował go sobie, czyli praktycznie Turgieniewowi, pozostawiając sobie niektóre prerogatywy Synodu, na przykład mianowanie biskupów w diecezjach. Urzędnicza hierarchiczność za Golicyna i Turgieniewa sąsiadowała z tole- rancyjnym stosunkiem do członków sekt, znaczni goście zaś, przedstawiciele zachodnich wyznań chrześcijańskich - katolicy, protestanci, kwa-krzy i tym podobni - nawet cieszyli się szacunkiem, byli przyjmowani przez rodzinę carską. Zapanował duch nieledwie kosmopolityczny, „ekumeniczny", mówiąc językiem XX wieku, wywołujący w konserwatywnych kręgach prawosławnych najpierw głuche szemranie, a następnie i bezpośrednie przeciwdziałanie. Krótko przed nastaniem lat dwudziestych coraz większy wpływ na cara zaczął wywierać hrabia Aleksiej Arakczejew, który nienawidził Golicyna i stopniowo odsuwał go od opiekuna. W 1821 roku z rekomendacji Arakczejewa metropolitą petersburskim został moskiewski władyka, konserwatywny metropolita Serafim Głagolewski. W 1822 Aleksander zakazał działalności wszelkich tajnych stowarzyszeń - było to bezpośrednie uderzenie w masonerię i mistycyzm. Ci, którzy lgnęli do wszechmocnego ministra, zobaczywszy, skąd wieje wiatr, zaczęli się od owego ministra odsuwać i przechodzić do obozu jego przeciwników; szczególnie barwna była zdrada jego prawej ręki, kuratora kazańskiego okręgu szkolnego, Michaiła Magnickiego. Nieoczekiwanie wypłynął młody, fanatyczny i ascetyczny mnich Focjusz - wspierany przez wpływową hrabinę A. Orłow-Czesmeńską, szybko z niedouczonego studenta (nie 74 skończył akademii duchownej) stał się juriewskim (w Nowogrodzie) archimandrytą, przyjmowanym niejednokrotnie przez cara. Właśnie Focjusz otwarcie wystąpił przeciwko Golicynowi w 1824 roku: w domu hrabiny Orłowej zażądał od ministra okazania skruchy i odżegnania się od fałszywych proroków; wściekły Golicyn natychmiast wyszedł, Focjusz zaś krzyczał w ślad za nim: „Anatema!" Wspierany przez Arakczejewa, kropkę nad „i" postawił metropolita Serafim: zjawił się u cara, położył kłobuk u stóp Aleksandra i oświadczył, że nie włoży go na swą głowę, dopóki car nie wypowie się o zmianie na stanowisku ministra. Imperator zdecydował się na zmianę: Golicyn ze swymi pomocnikami został zdymisjonowany, a na ministra mianowano admirała Aleksandra Szyszkowa. W ministerstwie oprócz „oświaty" pozostał tylko wydział obcych wyznań, część prawosławną zaś zwrócono Synodowi. Człowiek bez wyrazu, książę Mieszczerski, długo jeszcze stał na czele Synodu, do 1833 roku, czyli już za panowania Mikołaja I. Po krótkiej przerwie na oberprokuratora mianowano hrabiego Nikołaja Aleksieje-wicza Protasowa (1798-1855), który pełnił tę funkcję przez całą pozostałą część rządów Mikołaja I, czyli przez dwadzieścia lat (1836-1855). To był typowy oficer, pułkownik lejbgwardii pułku huzarów, który do cerkiewnego resortu usiłował wprowadzić wojskowy porządek, wojskową dyscyplinę, za co został przez cara wynagrodzony stopniem generała. Interesującą stroną jego działalności było dążenie do zeświecczenia szkół duchownych - wprowadził język rosyjski jako język nauczania (przedtem była łacina), jak również zupełnie niecerkiewne przedmioty: przyrodoznawstwo, medycynę, gospodarstwo wiejskie (za Aleksandra II ostatnie dwa przedmioty zostały usunięte, za Aleksandra III znów je przywrócono w niektórych seminariach). Za Aleksandra II w ciągu prawie całego jego panowania (1865-1880) oberprokuratorem był hrabia Dmitrij Andriejewicz Tołstoj (1823-1889). Wywodzący się ze starego rodu, absolwent Liceum Aleksandrowskiego (dawniej Carskosielskiego), szybko piął się po szczeblach kariery urzędniczej; po roku od otrzymania stanowiska oberprokuratora dostał jeszcze tekę ministra oświaty narodowej; w odróżnieniu od księcia Golicyna nikomu nie przekazywał swej pierwszej funkcji i w ten sposób kierował dwoma resortami przez piętnaście lat. Powiedzieć, że był to zagorzały reakcjonista, to mało. Miał do tego ciężki, obrzydliwy charakter, prawdopodobnie wypaczony w dzieciństwie (jego ojciec po pijanemu wygadał się swemu rozmówcy, że żona tegoż jest jego kochanką, i został zastrzelony przez „skrzywdzonego"; matka potem wyszła za mąż za marnego guwernera; chłopiec w taki sposób został sierotą i był bardzo biedny). Boris Cziczerin wyraziście naszkicował obraz tego człowieka: „[...] niegłupi, z twardym charakterem, ale biurokrata do szpiku kości, ciasny i uparty, niczego nie-widzący oprócz petersburskich kręgów, nienawidzący wszelkiego niezależnego ruchu, wszelkiego przejawu wolności, pozbawiony przy tym jakichkolwiek pobudek moralnych, fałszywy, chciwy, zły, mściwy, podstępny, gotowy na wszystko dla osiągnięcia osobistych celów i jednocześnie doprowadzający serwilizm i schlebianie do tych ostatecznych granic, które zazwyczaj podobają się carom, ale we wszystkich przyzwoitych ludziach budzą jedynie odrazę" (Cziczerin, 1929, s. 192-193). Tołstoj gardził przy tym duchowieństwem, patrząc na nie z punktu widzenia swej szlacheckiej wielkości (tak był przesiąknięty duchem klasowym i korporacyjnym, że przez wiele tygodni powstrzymywał zamknięcie czasopisma „Otieczestwiennyje zapiski" - zauważyliście, na czele buntowniczego miesięcznika stał Michaił Sałtykow-Szczedrin, który mógł docinać ministrowi ostrą satyrą, ale to był „swój" - licealista!). Oczywiście Tołstoj sądził, że cerkiew powinna być poniżona, powinna się podporządkować państwu, rządowi. Zdaje się, że ze wszystkich oberprokuratorów Synodu był to najbardziej niewierzący prawosławny! Hierarchowie cerkiewni go nienawidzili. Kiedy zmarł, metropolita petersburski Izydor tak się wypowiedział o swym „naczelniku", według zapisu w dzienniku A. Bogdanowicz: „On nie płacze po Tołstoju, opowiadał o nim, że nikt nie pamięta, kiedy przystępował do komunii. Kiedy był oberprokuratorem, ani razu nie wstąpił do soboru Świętego Izaaka, nie zaglądał do kancelarii synodalnej, gdzie tylko wisiał jego mundur na wieszaku" (Bogdanowicz, 1924, 97). Liberalne otoczenie Aleksandra II zdołało w 1880 roku namówić cara, by zwolnił Tołstoja z obu stanowisk. Istnieje legenda, że dymisja znienawidzonego reakcjonisty zbiegła się z Wielkanocą i wywołała radość u zbierających się na jutrznię w Pałacu Zimowym - ludzie całowali się, wymawiając nie tylko słowa o zmartwychwstaniu Chrystusa, ale jeszcze: „Tołstoj usunięty, naprawdę usunięty!" Za Aleksandra III jednak Tołstoj powrócił jako minister spraw wewnętrznych. Ale Tołstoja na stanowisku oberprokuratora Synodu zastąpiła nie mniej ponura postać - Konstantin Piotrowicz Pobiedonoscew (1827-1907). To najbardziej długowieczny oberprokurator w carskiej Rosji, piastował tę funkcję przez ćwierćwiecze, od 1880 do 1905 roku. I z pewnością można go uważać za bardziej konserwatywnego od wszystkich jego poprzedników. Jego współpracownicy twierdzili, że nie mógł znieść jakiegokolwiek pozytywnego programu działania, uznawał albo status quo, albo ruch wstecz. Absolwent Szkoły Prawoznawstwa, awansował do katedry profesorskiej na Uniwersytecie Moskiewskim (1860—1865), był mądry i w miarę liberalny (Boris Cziczerin mówił, że wówczas panowały między nimi prawie że przyjacielskie stosunki), zwrócił na siebie uwagę cara, który zaprosił go do wykładania przedmiotów jurydycznych następcy tronu, wcześnie zmarłemu Mikołajowi Aleksandrowiczowi, a potem Pobiedonoscew został nauczycielem kolejnych następców: na początku Aleksandra, a gdy ten już został carem -jego syna, przyszłego Mikołaja II. W ten sposób Pobiedonoscew objawił się na dworze, w ten sposób otrzymał wysokie stanowisko oberprokuratora Synodu. Już przy końcu panowania Aleksandra II był zdeklarowanym konserwatystą, za Aleksandra III zaś - tym bardziej. Właśnie on był autorem programowego manifestu przy wstępowaniu Aleksandra III na tron, manifestu, którego treść wstrząsnęła liberalnymi ministrami Aleksandra II i zmusiła ich od razu do podania się do dymisji. Również w sferze cerkiewnej Pobiedonoscew prowadził skrajnie konserwatywną politykę, ciesząc się poparciem cara. Tacy byli przywódcy rosyjskiej cerkwi prawosławnej w XIX wieku. Określali oni prawa i zwyczaje, wybierali ludzi nadających się na stanowiska biskupów, kiedy było im to na rękę, przesuwali biskupów z miejsca na miejsce lub w ogóle wręczali im dymisję bądź wysyłali w stan spoczynku... Kierowali oni życiem cerkiewnym. Odpowiedni arcybiskupi zaś zarządzali, według linii zstępującej, swoimi diecezjami, mianowali i odwoływali dziekanów i kapłanów. W takiej piramidalnej hierarchii przeważali ludzie niesamodzielni, nietwórczy, z niemałą dozą służalczości i karierowiczostwa. Ale - jak to często bywa w życiu — poprzez sztywną siatkę ukierunkowanej selekcji przebijały się także utalentowane wyjątki, pozostawiające zauważalny ślad w historii kultury nie tylko cerkiewnej, ale i świeckiej. Wśród prawosławnych hierarchów XIX wieku szczególnie wyróżniał się moskiewski metropolita Filaret (w życiu świeckim Wasilij Michaj-łowicz Drozdów, 1782-1867), przez prawie pół wieku zarządzający powierzonym mu okręgiem (od 1821 roku). Syn kołomieńskiego diakona, po ukończeniu w 1803 roku seminarium w Ławrze Troicko-Siergiejewskiej (które wówczas stało prawie na poziomie szkoły wyższej) pozostał w nim jako wykładowca. W 1808 wstąpił do stanu zakonnego i przyjął imię Filareta; wkrótce został wezwany do Petersburga i już w 1812 roku mianowano go na rektora Petersburskiej Akademii Duchownej, którą kierował przez pięć lat. Jego talenty uczonego i kaznodziei zostały wcześnie zauważone, stąd tak szybki awans. Podkreślmy jeszcze raz wszechstronność zainteresowań młodego mnicha: obdarzony żywym i dociekliwym umysłem, z pasją studiował nauki teologiczne, języki, filozofię, kochał muzykę (śpiewał w chórze, grał na gęślach), pasjonował się szachami i łowieniem ryb. Ale przy tym od młodości wyróżniał się opanowaniem, autoanalizą, 77 mocnym, dialektycznym umysłem - i nigdy nie popadał w skrajności. Oczywiście zauważył go już książę Aleksandr Golicyn i wciągnął do pracy w organizowanym przez siebie w 1813 roku Towarzystwie Biblijnym (Golicyn został jego prezesem). Filaret wziął aktywny udział w realizacji najbardziej porywającej idei, która wykiełkowała w tej organizacji - przekładu Biblii na język rosyjski (przecież do tej pory wielka księga istniała w Rosji jedynie w języku cerkiewno-słowiańskim; niezbyt energiczne próby tłumaczenia na język rosyjski pojawiały się jedynie za Piotra I, a potem przez ponad sto lat już ich nie ponawiano). Filaret przy pomocy trzech petersburskich teologów przetłumaczył przede wszystkim cztery Ewangelie, które zostały wydane w 1818 roku, w dużym nakładzie; tekst ułożono w dwóch kolumnach: równolegle cerkiewno-słowiański i rosyjski. Następnie ukończono przekład całego Nowego Testamentu i opublikowano w dwóch wydaniach, w 1821 i 1822 roku, w nakładzie stu dziesięciu tysięcy egzemplarzy. Cała czytająca Rosja radowała się z tego przedsięwzięcia, ale znaleźli się też ludzie nieżyczliwi — przecież w przekładzie cerkiewno-słowiańskim było wiele nieścisłości i błędów w porównaniu z greckim oryginałem, trzeba było wyjaśniać, dlaczego pojawiły się rozbieżności; konserwatyści, w tym także członkowie Synodu, szemrali. A kiedy Towarzystwo Bi- blijne przystąpiło do tłumaczenia Starego Testamentu (pierwszy w przekładzie Filareta i jego pomocników w 1823 roku został opublikowany Psałterz - w dwunastu wydaniach i stu tysiącach egzemplarzy!), to już nad Golicynem gromadziły się chmury i narastała krytyka przetłumaczonych części Biblii (trzeba powiedzieć, że w krytyce były też racjonalne ziarna: żeby niezbyt odbiegać od cerkiewno-słowiańskiego tekstu Starego Testamentu, przełożonego w swoim czasie z języka greckiego, nie uwzględniano pewnych rozbieżności ze starohebrajskim oryginałem i tym podobne). Aleksander I, najpierw odnoszący się życzliwie do prac Towarzystwa Biblijnego, zwłaszcza do rosyjskiego przekładu Biblii, od początku lat dwudziestych zaczął coraz bardziej wrogo odbierać działania Golicyna (ciekawe, że reakcja europejska w warunkach narastającego ruchu narodowowyzwoleńczego bardzo chorobliwie przyjmowała organizację narodowych Towarzystw Biblijnych i przekłady Pisma Świętego na języki współczesne - na przykład papieże dwukrotnie zabraniali przekładu Biblii na język polski!). W 1824 roku car wymienił Golicyna na stanowisku prezesa Towarzystwa Biblijnego na jego oponenta, petersburskiego metropolitę Serafima. W 1825 już wydrukowany nakład pierwszego tomu Starego Testamentu w języku rosyjskim (całość miała liczyć pięć tomów) został spalony. Po dojściu do władzy Mikołaj I w ogóle zamknął Towarzystwo Biblijne. W wypadku Filareta nauka nie poszła w las - przez wiele lat milczał jako tłumacz i dopiero pod koniec swoich dni, za Aleksandra II, powrócił do idei pełnego przekładu Biblii2. Filaretowi obrywało się od ludzi nieprzychylnych już od momentu, gdy się pojawił w Petersburgu - w jego wczesnych kazaniach znajdowano panteizm i mistycyzm (nie bez podstaw, zauważmy - w drukowanych tekstach młodego teologa były rozważania o wewnętrznej świątyni, o Bogu, o Chrystusie w naszej duszy i tym podobne). Objąwszy w 1824 roku stanowisko ministra oświaty narodowej, admirał Szyszków zaczął się czepiać współpracownika Golicyna, archimandryty Filareta, samemu imperatorowi zameldował, że w Katechizmie prawosławnym Filareta „modlitwy" Wierzę i Ojcze nasz są przytaczane w przekładzie na język polski, i zamarzył o zakazie wydania całej książki, owocu wieloletniej, ciężkiej pracy Filareta... Ale mądry Filaret bardzo zręcznie odparował krytykę: po pierwsze, poraził poczciwego starowiercę, zarzuciwszy mu ignorancję w sprawach religii (Wierzę to nie modlitwa, lecz wyznanie wiary), po drugie, podkreślił cenzorską zgodę Synodu, w związku z czym wątpliwości co do ortodoksyj-ności katechizmu oznaczają podkopywanie autorytetu Synodu. W sumie archimandryta odwiódł od siebie szykujące się gromy i błyskawice. Napaści na Filareta zakończyły się w 1826 roku. Wygłosił on podczas intronizacji Mikołaja I taką błyskotliwą mowę-kazanie, tak się ona spodobała młodemu imperatorowi, że ten od razu podniósł Filareta do godności metropolity i potem przez całe życie udzielał mu swego poparcia. Umożliwiło to Filaretowi spokojne wygłaszanie kazań, pisanie i wydawanie książek... Ale za wszystko trzeba płacić, a cena majestatycznego spokoju była bardzo wysoka: Filaret, wnikający we wszystkie szczegóły diecezji moskiewskiej, czytający wiele książek (jeszcze przed cenzurą) w rękopisach, uczestniczący w prawie wszystkich egzaminach końcowych i obronach dysertacji w Moskiewskiej Akademii Duchownej, był bardzo surowym cenzorem i, by tak rzec, kadrowym. Nie znosił subiektywnych, osobistych odchyleń od rygorystycznych kanonów, dobierał mądrych i pracowitych kapłanów, teologów, mnichów, ale takich, których można było utrzymać w ryzach, którzy nie wykraczali poza wyznaczone granice. Zdawałoby się, że doświadczywszy trwogi i prześladowania z powodu swoich kazań i przekładów, powinien był przychylnie odnosić się do analogicznych cierpiętników w późniejszych latach, w czasach swojej potęgi. Ale nie, odwrotnie. Znamienny jest przykład profesora Petersburskiej Akademii Duchownej, G. Pawskiego, współpracownika Filareta w drugiej dekadzie XIX wieku w dziele przekładu Biblii. Być może już wówczas Filaret był z czegoś niezadowolony (wiadomo, że Pawski obstawał przy ścisłym przekładzie Starego Testamentu ze starohebrajskiego, niezależnie od zgodności lub rozbieżności z tekstem cerkiewno-słowiańskim), lecz w 1836 roku metropolita naprawdę wybuchnął, przy całym swym opanowaniu. Już dziesięć lat Pawski był nie tylko wybitnym profesorem, doktorem teologii, lecz także nauczycielem religii dzieci Mikołaja I, przede wszystkim - następcy tronu. I oto Filaret wydał całkowicie druzgocącą opinię o wykładach Pawskiego i o jego programowej książce Doktryna chrześcijańska..., sugerującą, że przedstawia się w niej idee protestanckie. Pawski odpowiedział „zuchwałymi" sprzeciwami, z niczym się nie zgadzając, ale gdzie mu się było mierzyć z wszechmocnym metropolitą! W dzienniku Puszkina figuruje zapis z lutego 1835 roku, świadczący o tym, że świat petersburski krytycznie odniósł się do „sporu": „Filaret zrobił donos na Pawskiego, jakoby był on luteraninem. Pawski został odsunięty od wielkiego księcia. Metropolita petersburski i Synod potwierdzili opinię Filareta. Monarcha powiedział, że w sprawach duchownych nie jest sędzią; ale łaskawie pożegnał się z Pawskim. Szkoda mądrego, uczonego i dobrego kapłana!" (Puszkin, VIII, 63). Pawskiego odsunięto nie tylko od dworu, ale też od Akademii, delegowano go w charakterze kapłana do cerkwi Pałacu Taurydzkiego. Zasady „od każdego według zdolności" często brakowało nie tylko w radzieckim socjalizmie, ale i w carskiej Rosji. Wybitny teolog, znawca języków starożytnych, musiał służyć jako prosty kapłan... Ale na tym nie zakończyły się poniewierki Pawskiego. Już po jego zwolnieniu z Akademii grupa studentów zebrała konspekty wykładów profesora, dotyczących Starego Testamentu, i wydała je techniką litograficzną. Pawski w ciągu kilku lat czytał studentom swój przekład Starego Testamentu, dokonany bezpośrednio ze starohebrajskiego, i szczegółowo go komentował, toteż opublikowane wykłady miały nie tylko cerkiewne, ale i naukowe znaczenie. Studenci wiedzieli o „niekano-niczności" przekładu i starali się rozpowszechnić powielone wykłady na pół legalnie, pośród swoich, ale cenna książka rozeszła się szybko po innych miastach i akademiach. W 1841 roku inspektor Moskiewskiej Akademii Duchownej ojciec Agafangieł (przyszły rektor Akademii Kazańskiej, a później arcybiskup wołyński) podjudził czterech swych studentów, aby napisali donosy do wszystkich trzech rosyjskich metropolitów (anonimowo i żeby listy nie były wysyłane z Siergijew Posadu!) o wielkich grzechach Pawskiego. Główny zarzut dotyczył właśnie dokładności przekładu, kiedy to z tekstu Starego Testamentu znikały, na przykład, pożądane proroctwa o przyjściu Chrystusa i były zastępowa-80 ne, tak jak głosił oryginał, mglistymi rozmowami o mesjaszach; Paw- ski zaś w swych komentarzach historycznych dodatkowo podkreślał niemożliwość chrześcijańskich przewidywań biblijnych proroków. Filaret mocno rozgniewał się na Agafangieła, który wymiótł śmiecie z izby (on postarałby się zbadać sprawę bez hałasu i po cichu wycofałby książkę Pawskiego), ale nie można już było zatuszować tej historii, ponieważ dotarła do oberprokuratora Synodu hrabiego Protasowa. Utworzył on pod swoim przewodnictwem komisję, w której skład weszło dwóch Filaretów: moskiewski i kijowski. Pawskiego wezwano na przesłuchanie — próbował zaprzeczyć, jakoby udzielił swojej zgody na wydanie wykładów (choć potem stało się wiadome, że dawał studentom teksty swych tłumaczeń), podważał zarzuty dotyczące szczegółowości i nieścisłości przekładu. Moskiewski Filaret przeprowadził potem perswadującą rozmowę z nieszczęsnym profesorem i zmusił go do wyrzeczenia się „błędów". Zgodnie z rozporządzeniem Synodu wszystkie ujawnione egzemplarze wykładów konfiskowano i niszczono. O tym, jak dalece despotyczna i formalistyczna atmosfera epoki mikołaj owskiej pozbawiła wrażliwości duszę i sumienie naukowe wybitnego teologa, świadczy następujący barwny epizod. Odbywała się obrona dysertacji w Moskiewskiej Akademii Duchownej, na której obecny był również Filaret. Dysertant, badający walkę cerkwi prawosławnej ze starowiercami w XVIII wieku, zacytował na obronie interesującą uwagę metropolity Platona o zbędności polemiki z raskolnikami. Myśl ta miała swój skomplikowany kontekst rozważań władyki, ale Filaret zdenerwował się właśnie z powodu jednej frazy: znamienity Platon, nauczyciel i dobroczyńca Filareta, nie powinien był negować konieczności polemiki ze starowiercami! I Filaret głośno oświadczył, że czegoś takiego być nie może! Dysertant powołał się na dokument - rękopis z uwagą Platona przechowywano w bibliotece ławry. Filaret zażądał rękopisu, przyniesiono mu, trzymał go u siebie przez jakiś czas, a kiedy zwrócił, to ta karta z autografem Platona była wycięta. Filaret i później zatrzymywał, ograniczał, zakazywał, zwalniał... Jeszcze będzie mowa o jego niedobrej roli w biografii wybitnych moskiewskich teologów. Ale przy tym wiele pracował, pisał książki, gorliwie kierował diecezją, znacząco sprzyjał materialnej pomyślności akademii i seminariów, często spełniał funkcje starców, wspierając moralnie, a czasem i finansowo, licznych potrzebujących. A czy byli wśród hierarchów ludzie nie tylko rozumni, ale i oryginalni, niepodporządkowujący się standardowym kanonom osobowości? Jednostkowe wypadki - tak. Przywołam na przykład loanna, u schyłku życia biskupa smoleńskiego (w życiu świeckim Władimira Siergiejewicza Sokołowa, 1818-1869). Człowiek pod wieloma względami zagadkowy, mało zbadany; wspomnienia, które go dotyczą, z reguły zawierają aluzje do namiętnego charakteru, chorobliwego niezadowolenia z otoczenia, tragicznego odczuwania świata. W czasach kiedy był rektorem Kazańskiej Akademii Duchownej (od 1857 roku), kierował czasopismem „Prawosławny) sobiesiednik" (1855-1917); Ioann był dobrym kaznodzieją, włączającym do swoich kazań aktualne wydarzenia świeckie, i dobrym publicystą, dzięki czemu czasopismo stało się żywe, popularne, czytane nie tylko w środowisku cerkiewnym. Właśnie Ioann namówił profesora swojej akademii Afanasija Szczapowa, aby ten wygłosił szeroko znaną później mowę roczną o uwolnieniu chłopów w 1861 roku. Następnie Szczapow, również bardzo nietypowy teolog, wystąpił z gniewną antyrządową mową na mszy żałobnej za dusze zabitych mieszkańców wsi Biezdna w guberni kazańskiej (zbuntowani chłopi zostali rozstrzelani przez oddział karny) i został wydalony z Kazania... W hierarchicznej piramidzie trudno było egzystować władykom, ale jeszcze trudniej uczonym teologom, jednostkom twórczym, próbującym w warunkach konserwatywnych reguł ideologicznych, twardego, biurokratycznego, sformalizowanego tła, ożywić w teorii i w praktyce martwą literę tradycjonalizmu. Zatrzymam się przy trzech szczególnie wyróżniających się postaciach. Nikita Piotrowicz Gilarow-Płatonow3 (1824-1887), syn kapłana ko-łomieńskiego, błyskotliwie, jako pierwszy magister, ukończył Moskiewską Akademię Duchowną (1848) i został w katedrze doktryn wyznaniowych. Wszechstronnie wykształcony badacz (napisał - jeszcze będąc studentem - poważną pracę o Heglu i filozofii współczesnej, rozprawy z lingwistyki, ekonomii politycznej; naturalnie najwięcej zajmował się wyznaniami — starowiercy, judaizm). Podczas wojny krymskiej rozeszły się pogłoski, że zadunajscy starowiercy są zdrajcami, pomagają wojskom tureckim. Mikołaj I zażądał, żeby zastosowano wobec nich surowe środki; Gilarow tymczasem przygotował obszerny raport o raskolnikach, napisał fundamentalne studium, opatrzone rysem historycznym, a sens owej pracy zawiera się w stwierdzeniu, że potrzebne są nie surowe środki, lecz humanitarne. Dzieło to bardzo nie spodobało się metropolicie Filaretowi i Gilarow został usunięty z akademii. Naruszywszy nakaz metropolity Platona, opuścił stan duchowny. Zbliżył się do słowianofilów, publikował w ich czasopiśmie „Russkaja biesieda". Pracował jako cenzor w Komitecie Petersburskim, został zwolniony za zbyt liberalny stosunek do artykułów w obronie chłopów. W 1863 roku metropolita Filaret, którego sumienie, jak widać, nie było spokojne, pomógł Gilarowowi w otrzymaniu posady zarządcy drukarni synodalnej, którą ten opuścił po pięciu latach, i to dlatego, że nie mógł dojść do porozumienia z urzędnikami cerkiewnymi, ale była też pozytywna przyczyna jego odejścia: od 1867 roku Gilarow zaczął wydawać w Moskwie gazetę „Sowriemiennyje izwiestija", łączącą cerkiewne i świeckie tematy i zdarzenia. Wydawał ją przez dwadzieścia lat, ale w burzliwych czasach, po reformach, mądra, spokojna, umiarkowanie konserwatywna gazeta nie była potrzebna ani ludziom z lewa, ani z prawa, nakład był mizerny, cenzura czepiała się po barbarzyńsku. Gilarow wydał na gazetę wszystkie swoje oszczędności, rzecz dochodziła nawet do komornika. Poznał prawdziwą biedę, ale nie poddawał się, nawet próbował jeszcze wydawać dodatek do gazety, tygodnik „Raduga". Kiedy zmarł Michaił Katkow, Gilarow był jednym z pretendentów do wydawania gazety „Moskowskije wiedomosti", pojechał starać się o nią do Petersburga i, ma się rozumieć, spotkał się z odmową. Wstrząśnięty, wrócił do hotelu i tego samego dnia zmarł - serce nie wytrzymało. Pewną popularność poza publikacjami w gazetach Gilarow-Płatonow zdobył jedynie przy końcu życia (w 1886 roku wydał znakomite wspomnienia o dzieciństwie i wieku chłopięcym — Z własnych przeżyć), a jeszcze większą - po śmierci; w latach 1899-1900 Konstantin Pobie-donoscew opublikował w dwóch tomach jego prace, w latach 1905- -1906 wyszły następne dwa tomy, o tematyce religijnej - Zagadnienia wiary i cerkwi. Aleksandr Michajłowicz Iwancow-Płatonow (1835-1894), syn kapłana z guberni kurskiej, też ukończył Moskiewską Akademię Duchowną, już jako student zaczął publikować w gazecie słowianofilów „Russkaja biesieda" (interesujący artykuł O pozytywnym i negatywnym stosunku do życia w literaturze rosyjskiej, 1859). Praca magisterska absolwenta akademii (O prawosławiu) nie spodobała się metropolicie Filaretowi, dlatego droga do macierzystej była przed nim zamknięta, ale z zadowoleniem przyjęła go Petersburska Akademia Duchowna, w której pracował najpierw jako bakałarz, a potem profesor w katedrze historii cerkwi. Iwancowa ciągnęło jednak do słowianofilskiej Moskwy, w 1863 roku powrócił do starej stolicy, przyjął święcenia kapłańskie, wykładał religię w Aleksandrowskiej Szkole Wojskowej (wydał kilka broszur - pouczenia moralne dla przyszłych oficerów, objaśnienia zasad chrześcijańskich, krytyka pojedynków i tym podobne). Przez wiele lat publikował w cerkiewnym czasopiśmie „Prawosławnoje obozrienije", a od 1869 roku został jego współredaktorem. Walczył o zbliżenie „między duchowieństwem a społeczeństwem", o związek chrześcijaństwa z nauką współczesną, zmagał się z kołtunem Askoczenskim, toczył spory z nacjonalistycznym odchyleniem późnych słowianofilów. W 1872 znany historyk Siergiej Sołowjow, wówczas rektor Uniwersytetu Moskiewskiego, zaprosił Iwancowa na katedrę historii cerkwi (dysertacja doktorska Iwancowa — Herezje i schizmy pierwszych trzech wieków chrześcijaństwa). Chwała Bogu, w sumie działalność naukowa Iwancowa-Płatonowa nie była tłumiona, zdołał się odnaleźć na świeckim uniwersytecie, pod tym względem jego los ułożył się pomyślniej niż w wypadku Gilarowa-Płatonowa, ale odseparowanie od Moskiewskiej Akademii Duchownej z pewnością długo, jeśli nie do samej śmierci, raniło jego duszę. Jeszcze bardziej dramatyczne są koleje życia Aleksandra Matwieje-wicza Buchariewa, w stanie zakonnym archimandryty Fiodora (1822--1871). Syn wiejskiego diakona, uczył się znakomicie w seminarium twerskim i w Moskiewskiej Akademii Duchownej, którą ukończył w 1846 roku już jako mnich. Pozostał w akademii, obronił pracę magisterską, podniesiony do godności archimandryty, został jednym z najmłodszych profesorów akademii, a przy tym jednym z najbardziej lubianych i szanowanych przez studentów. Miał wszelkie dane po temu, by robić spokojną karierę, w nauce lub w administracji, ale zbyt żywą duszą był obdarzony ten młody archimandryta. Wyznaczył sobie wielki cel, by zasypać głęboki rów między cerkwią a życiem świeckim, sprzyjać wprowadzeniu prawdziwych, a nie dwulicowych zasad chrześcijańskich do życia ludzi świeckich, żeby całe ich życie duchowe i materialne było przesiąknięte nauką Chrystusa. Dlatego też sam „wdrażał się" w świat, wygłaszał kazania, nauczał, pisał artykuły publicystyczne. Zapoznał się z Gogolem, przyprowadza! go do studentów swojej akademii, napisał wielką pracę Trzy listy do Gogola, którą chciał opublikować. I tutaj zaczęło się poskramianie niespokojnego ojca Fiodora. Metropolita Filaret, na początku bardzo życzliwie odnoszący się do utalentowanego i dobrze zapowiadającego się wykładowcy akademii, nie tylko że zakazał drukować Listy..., ale ponadto był bardzo niezadowolony z przyjaźni archimandryty ze świeckim pisarzem, był też niezadowolony z jego prac teologicznych. Czy nie rodził się w Filarecie złożony kompleks przyciągania i odpychania? Przecież główne myśli Fiodora, czerwoną nicią przechodzące przez wszystkie jego dzieła, to życie duchem i duszą każdej osoby ludzkiej w Chrystusie i dążenie do uczynienia całego życia świeckiego chrześcijańskim, do zbliżenia cerkwi i świata. Pierwsza część, idea „Boga wewnętrznego", mogła przypomnieć Filaretowi jego młodzieńcze triady w kazaniach, druga natomiast była mu zawsze obca. Być może tym się tłumaczą surowe akcje 84 Filareta i jego pojedyncze dobre porywy wobec ojca Fiodora, aż po ma- terialną pomoc udzieloną nieszczęśnikowi. Później metropolita zakazał publikacji pisanej przez wiele lat pracy ojca Fiodora o Apokalipsie, a nieco wcześniej wydalił go z Moskwy, przyczyniając się do przeniesienia ojca Fiodora do Kazańskiej Akademii Duchownej, w której odsunięty od łask archimandryta, na zasadzie kontrastu z kochającymi go studentami, wzbudził niezadowolenie lokalnych władz i znowu po paru latach został przeniesiony, tym razem do Petersburga, na stanowisko cenzora duchownego. I tutaj cenzorski liberalizm i polemika z religijnymi monstrami w rodzaju Askoczenskiego wywołały wielce nieżyczliwy do niego stosunek konserwatywnych kręgów cerkiewnych, poczynając od metropolity petersburskiego Izydora. Tym razem ojca Fiodora naprawdę zesłano - do klasztoru Nikitskiego w Pieriesławlu. Tymczasem krytykowany uczony wytrwale pracował, z trudem publikował książki i artykuły na tematy teologiczne, literackie, społeczne. Dręczył go i obrażał Askoczenski, przyczepiała się doń cenzura. Ostatnią kroplą, przepełniającą czarę goryczy tego dobrego, cichego człowieka, był zakaz druku książki o Apokalipsie. Ojciec Fiodor doszedł do wniosku, że mnich, nawet uczony, nie jest w stanie zrealizować najdroższego mu programu życiowego - zbliżenia świata z cerkwią - i wystąpił z prośbą, by zdjęto zeń godność nie tylko zakonną, ale w ogóle duchowną. Zdaje się, że był to wyjątkowy wypadek (znamy jeszcze tylko jeden - zob. dalej o losie ojca Waleriana Orłowa), kiedy znany teolog i wykładowca, archimandryta wystąpił z prośbą o „zwolnienie"! To tak jakby w czasach radzieckich profesor uniwersytetu złożył podanie o wystąpienie z partii. Cerkiewne instancje biurokratyczne przez ponad rok męczyły biednego archimandrytę: dokumenty kursowały między Synodem a konsysto-rzem władimirskim (klasztor pieriesławski należał do diecezji władimir-skiej), kilkakrotnie hierarchowie próbowali „przekonać" niepokornego, ale w końcu pozwolili mu odejść ze stanu duchownego, barbarzyńsko przy tym karząc Buchariewa - pozbawiono go stopnia naukowego i zakazano przebywać w tych diecezjach, w których był mnichem: w moskiewskiej, petersburskiej, kazańskiej i władimirskiej. A przecież działo się to w 1863 roku, w czasie największych liberalnych reform! Do Buchariewa uśmiechnęło się szczęście: jego duchowa wychowanka, Anna Rodyszewska, absolwentka instytutu dla szlachetnie urodzonych panien, córka dziedzica, powiatowego marszałka szlachty, wbrew oporowi krewnych wyszła za mąż za człowieka określającego się jako mieszczanin, „syn diakona", i dzieliła z nim wszystkie troski na wpół głodowej egzystencji, gdyż pomimo niesłychanie aktywnej twórczości, wydawania książek i broszur własnym nakładem Buchariew, przed- 85 miot kpin i nagonek z dwóch stron (cerkiewni wstecznicy i radykalni publicyści), nie miał powodzenia jako autor, jego prace nie znajdowały nabywców. Wykończyła Buchariewa gruźlica, zmarł, przeżywszy po zdjęciu habitu zaledwie osiem lat. Wdowa, a potem Rozanow, Bierdiajew i zwłaszcza Florenski wiele zrobili dla odbudowania pamięci o tym niepospolitym człowieku. Buchariew był na tyle wewnętrznie pogodnym i mocnym człowiekiem, iż żadne nieszczęścia nie załamały go moralnie. Ale bynajmniej nie wszyscy byli tacy twardzi. Los Wasilija Aleksandrowicza Orłowa, w stanie zakonnym Waleriana (początek lat trzydziestych - 1879), z pewnością jest znamienny dla takich chwiejnych osób. W 1855 roku świetnie ukończył - z pierwszą lokatą - Petersburską Akademię Duchowną, a na krótko przed jej ukończeniem został mnichem. Istnieje legenda, że inspektor Ioann (przyszły biskup smoleński, była już o nim mowa), dowiedziawszy się o burzliwej studenckiej popijawie, w której uczestniczył Orłów, zaproponował mu wybór: wydalenie z akademii albo postrzyżyny; Orłów wybrał to ostatnie. Pozwolono mu zostać w akademii, wykładał, następnie zaproszono go jako profesora do Kijowskiej Akademii Duchownej, został też inspektorem, czyli drugą po rektorze osobą, wzbudzał zachwyt studentów swymi bogatymi treściowo i suge- stywnymi wykładami... Ale utalentowany młody teolog widocznie nie mógł zapanować nad ludzkimi porywami, zaczął popijać, odsunięto go od wykładów, groził mu klasztor - lecz on wolał w 1859 roku porzucić stan zakonny. I następnie zaczął się upadek. Orłów znalazł się w Poł-tawie, udzielił mu schronienia wykładowca seminarium, któremu magister pomagał sprawdzać prace pisemne, potem tułał się po innych domach, niby miał pomóc jednemu wykładowcy napisać dysertację, mieszkał u znajomych chłopów jako nauczyciel, pisał do gazet petersburskich szkice-korespondencje z życia Połtawy. Ale alkohol wytrącał go z rytmu życia, Orłów upadał coraz niżej i niżej. Już za stopkę wódki odrabiał za seminarzystów zadania domowe, a potem i to się skończyło; pracował jako ładowacz... W nekrologu Zmarnowane życie, autorstwa niejakiego Juskowskiego („Cerkowno-obszczestwiennyj wiestnik" 1880, nr 6, 13 janwaria), tak opisuje się ostatnie dni byłego profesora: „[...] spędzał czas, gdzie popadło [...] można go było spotkać w obdartej sukmanie, w kusych pantalonach z dziurami na obu kolanach, w podartym bucie na jednej nodze i w znoszonym kaloszu na drugiej. Jego nakrycie głowy składało się z czapki, z której sterczały pakuły [...]. Zimą w trzaskające mrozy otulał się podbitą wiatrem burką, podarowaną przez jakiegoś litościwego seminarzystę". Zmarł pijany na ulicy, 86 pod płotem. * Jeżeli uprzywilejowanym warstwom duchowieństwa nie żyło się słodko, to cóż powiedzieć o zwykłych śmiertelnikach. Największe nieszczęście niższych warstw duchowieństwa polegało na jeszcze większym bezprawiu, na całkowitej zależności od biurokratycznego aparatu góry. Łapówkarstwo kwitło w środowisku duchownych. Od jakiegoś kancelisty przy biskupie lub drobnego urzędnika konsystorskiego mógł zależeć los nie tylko wiejskiego, lecz i miejskiego kapłana lub diakona: otrzymanie miejsca, awans w służbie, nagrody i wyróżnienia - za wszystko trzeba było płacić. Nawet składaniu w ośrodku diecezjalnym dorocznych sprawozdań prowincjonalnych parafii towarzyszyły podarunki. Wiele było też łapówek pośrednich. Na przykład podczas objazdów diecezji biskupom zazwyczaj towarzyszyła świta: zakrystian, kancelista, protodiakon, ministranci, posługujący braciszkowie i tak dalej - i całą tę chmarę wiejska lub miejska parafia powinna była przyjąć pod dach, poić i karmić przez tyle dni, ile się hierarsze spodoba. Następnie, oczywiście, upokarzał kapłanów obowiązek - naruszający tajemnicę spowiedzi - donoszenia władzom o osobach wątpliwych w sferze społeczno-politycznej. Poniżała kontrola ideologiczna, sprawowana nad samymi kapłanami. W 1821 roku ukazało się rozporządzenie Synodu: kapłan pragnący wygłosić kazanie miał obowiązek przedstawienia jego konspektu naczelnikowi diecezjalnemu. Zdaje się, że to zarządzenie nie zostało nigdy uchylone, choć wątpliwe, czy było przestrzegane, zwłaszcza przy liberalnym duchu czasów Aleksandra II. W Rosji tworzono we wszystkich dziedzinach bardzo wiele praw, których potem nikt nie przestrzegał. Ale one wisiały jak miecz Damoklesa nad poddanymi i stwarzały napięcie psychologiczne, niewygodę oczekiwania możliwej kary. Niskie położenie administracyjne duchowieństwa było wzmacniane trudną sytuacją materialną - przecież pomyślność duchowieństwa w parafii zależała od datków parafian, poczynając od ofiar, a kończąc na opłatach za posługi (chrzty, śluby, pogrzeby, wypominki). I jeżeli w mieście można było liczyć na spore datki, to wiejskie duchowieństwo, zwłaszcza w ubogich regionach kraju, w chłopskim otoczeniu, żyło na głodowej pensji. Można sobie wyobrazić, jak ciężko się zbierało grosze na ofiary. Niejednokrotnie i w różnych wariantach pojawiają się we wspomnieniach opowieści o tym, jak syn wiejskiego diaczka wybiera się na naukę do seminarium (jasne, że do miasta gubernialnego): w jednej koszulinie, boso lub w łapciach, z kilkoma miedziakami w kieszeni. Dzieci duchownych z reguły otrzymywały podstawowe i średnie wykształcenie w szkołach i seminariach duchownych. Jedynie seminaryjna edukacja dawała niepodważalne prawo do pełnienia funkcji kapłana. Przy końcu XIX wieku w Rosji było 58 seminariów z 19 tysiącami seminarzystów i 183 szkoły z 32 tysiącami uczniów. Dziewczęta uczyły się w 49 szkołach diecezjalnych (13 tysięcy uczennic). Seminaria znajdowały się w prawie wszystkich miastach gubernialnych, w guberni moskiewskiej były nawet dwa: jedno w samym mieście, drugie, Wifań-skie - w klasztorze Wifańskim koło Ławry Troicko-Siergiejewskiej. W szkołach w różnych okresach obowiązywał to dwu-, to czteroletni kurs nauczania, w seminariach w ciągu całego XIX wieku - kurs sześcioletni. Przed reformami lat sześćdziesiątych nauka w seminarium odbywała się w trzech dwuletnich klasach: filologicznej, filozoficznej i teologicznej. Po ukończeniu dwóch klas można było zostać diakonem. W związku z reformami w seminariach utworzono, podobnie jak w gimnazjach, sześć jednorocznych klas. Trzeba powiedzieć, że seminaryjny program nauczania był bardzo bogaty: zawierał wszystkie przedmioty kursu gimnazjalnego (ma się rozumieć, z pewnym okrojeniem programu nauk przyrodniczych i ścisłych), ale - oprócz tego - duży zestaw przedmiotów teologicznych, filozofię, psychologię. Po zniesieniu ogra- niczeń stanowych do seminarium (i do akademii duchownej) mógł wstąpić każdy obywatel. Dzieci przybyłe ze wsi mieszkały w internacie (używano tu łacińskiej nazwy: bursa). Oczywiście większość nieodpłatnie; w różnych okresach w niektórych seminariach od zamożnych rodziców pobierano symboliczną sumę (w Seminarium Wifańskim w latach czterdziestych wynosiła ona dwadzieścia rubli rocznie), ale w zasadzie uczącą się młodzież utrzymywał Synod, który asygnował na ten cel bardzo mało pieniędzy. Być może jakąś część tych pieniędzy przywłaszczali sobie jeszcze znajdujący się u koryta biurokraci. Standardowe pożywienie stanowiła polewka lub kapuśniak, czasem z mięsem, i kasza polana masłem (w czasie postu - kapuśniak zawsze bez mięsa i kasza z olejem konopnym), rano i wieczorem - po prostu pajda czarnego chleba, popijanego zimną wodą lub wrzątkiem. Ubranie - latem nankinowy chałat, zimą kożuch, obuwie - buty z cholewami, smarowane dziegciem, a walonki zimą. A w niektórych seminariach przyjęci na koszt państwa w ogóle nie otrzymywali ubrania i obuwia. Latem wszyscy chodzili boso lub w łapciach. Uczniów wszędzie nękały rózgi, stosowane przy najmniejszym przewinieniu, w tym także przy kiepskim przygotowaniu lekcji. Męczyło 88 ich wkuwanie na pamięć. Ale szczególnie męczyła despotyczna hierar- chia wśród samych uczniów. W wielu seminariach starsi i silniejsi dręczyli młodszych i słabszych, wykorzystywali ich. Kierownictwo seminarium zaś posługiwało się tymi silnymi, podobnie jak i donosicielami, żeby utrzymywać gromadę uczniowską w cuglach i w strachu. Wojsko-wo-dyscyplinarny duch reżymu Mikołaja I szeroko i głęboko rozpowszechnił się w Rosji, dotykając również sfery duchownej, duchownych placówek szkolnych. Ciekawe, że bezprawie rozprzestrzeniało się nawet na nazwiska uczniów. Nie rodzice, nie chrzestni, nie udzielający chrztu kapłan określał nazwisko dziecka, lecz kierownictwo szkoły, seminarium, akademii. Dobrej połowie uczących się zmieniano, wymyślano nowe nazwiska. Antropo-nimy brano od nazwy miejscowości, skąd przybył uczeń, ze sfery moralnej (Dobrolubow, Modiestow, Nadieżdin, Spieranski), od nazw cerkwi, świąt cerkiewnych i tak dalej. Dziadkiem Wissariona Bielińskiego był Trofimow ze wsi Biełyń, dlatego ojciec krytyka w seminarium otrzymał nazwisko Biełynski, które już sam krytyk przerobił na miękki wariant. Interesująca jest historia znanej rodziny profesora Sładko-piewcewa: jego ojciec nazywał się Gierasimow, dwaj starsi bracia zaś nie wiedzieć czemu w szkole otrzymali różne nazwiska: Grandów i Fortunatów; w seminarium przemianowano ich z powodu ładnych głosów na Piewnickiego i Sładkopiewcewa i już wszyscy następni bracia nosili nazwisko Sładkopiewcew. Ojciec Gilarowa-Płatonowa nazywał się Ni-kitski, a syna w szkole w Kołomnie przemianowali na Gilarowa ze względu na wesołe usposobienie (od łacińskiego hilaro — rozweselać); drugie nazwisko otrzymał, jak już była o tym mowa, będąc stypendystą metropolity Platona. Niektóre nazwiska są tajemnicze, jeśli chodzi o ich pochodzenie. Pierwotne nazwisko Askoczenskiego brzmiało Oskosz-ny, potem nie wiadomo dlaczego przemieniło się ono w Otskoczenskie-go (co bardzo by odpowiadało charakterowi szaleńca!) i dopiero na trzecim etapie nabrało eufonii. Albo jeszcze jeden przykład. Przypadkiem w archiwum domowym znalazłem metrykę chrztu mego ojca (1884 rok): chrzcił go kapłan A. Gibraltarski - cóż by to miało znaczyć? Jasne, że biurokratyczne przemianowania wytwarzały w dzieciach poczucie pełnej niewolniczej zależności - nawet nie możesz zachować nazwiska dziadka! - a następnie poczucie nietrwałości, chwiejności bytu: wszystko jest zmienne, nie ma nic trwałego i świętego. Ciekawe jednak, iż walczący o trwałość podstaw metropolita Filaret zarzucał Iwanowi Kryło-wowi, że daje niedźwiedziowi, kotu, kozłu, świni chrześcijańskie imiona (Miszka, Maszka, Waśka, Fiewronia), i proponował bajkopisarzowi nazywanie zwierząt greckimi imionami mitologicznymi. Dzikie obyczaje seminaryjnego życia wypaczały i ciała, i dusze uczniów. Nikołaj Pomiałowski ze wstrząsającą siłą, jakkolwiek w uproszczony sposób, przedstawił to w Obrazkach z bursy (1863). Przy czym pisarz na podstawie osobistych wspomnień odmalował obrazy z życia seminarium stołecznego - a co dopiero mówić o prowincji! Oczywiście zdarzały się też wyjątki (znane są na przykład ciepłe opinie wychowanków seminarium władimirskiego, a poza tym chłopcy mieszkający u rodziców lub krewnych nie doświadczali takich zgryzot materialnych i moralnych, jakie były udziałem mieszkańców burs), ale to nie one określały oblicze seminariów. Okaleczone dusze wychowanków odpłacały potem Rosji najcięższymi skutkami. Wielu seminarzystów trafiało do podziemnych kółek, „nihilistów", „rewolucjonistów", często łącząc radykalne idee z cynizmem i bezwzględnością. Wielu - do dziennikarstwa, też radykalnego, nihilistycznego, z szyderstwami z religii, wielowiekowej kultury, z naiwną wiarą, że głównym zadaniem jest zburzenie do fundamentów starego świata... Ciekawe, że rozzuchwaleni szydercy pojawiali się czasem również w przeciwnym obozie, konserwatywnym. Były seminarzysta, i nawet akademik, czyli absolwent akademii duchownej, Wiktor Ipatjewicz Asko-czenski (1813-1879) z powodu kłótliwego charakteru zaliczył wiele posad cerkiewnych i świeckich, z powodu tegoż charakteru był bardzo nieszczęśliwy w życiu rodzinnym (jego pierwsza żona zmarła w 1844, druga w 1847 roku -jakieś dziwne przyśpieszenie zgonów), był chciwy, podstępny, dwulicowy... Wreszcie odnalazł się jako demaskator w utworach artystycznych (powieść Asmodeusz naszych czasów, 1858), w publicystyce, zaczął sztorcować ruch liberalny i demokratyczny, powstały za Aleksandra II. Założył tygodnik „Domaszniaja biesieda" (1858-1877; na pół czasopismo, na pół gazeta), w którym zaczął po chamsku, nonszalanckim tonem piętnować przede wszystkim radykalną młodzież, ale takim samym tonem pisał inwektywy pod adresem niestandardowych myślicieli religijnych; szczególnie obrywało się ojcu Fiodorowi, o czym już wspominaliśmy. Za żywe pragnienie przerzucenia mostu pomiędzy cerkwią a kulturą świecką archimandryta Fiodor otrzymał od Askoczenskiego następującą „nagrodę": „[...] człowiek walczący za prawosławie i wyciągający rękę do cywilizacji współczesnej - to tchórz, renegat i zdrajca". Charakterystyczne, że religijny dzikus cieszył się przychylnością urzędników Synodu, petersburskiego metropolity Izydora i w ogóle cerkiewnych hierarchów. Wszechmocny metropolita moskiewski Filaret z jednej strony prosił petersburżan, by hamowali wyskoki Askoczenskiego, lecz z drugiej, gdy ten, drżąc ze strachu, złożył wizytę metropolicie, władyka podarował mu małą ikonę za sto ru-90 bli... Askoczenski zakończył swoją karierę w domu dla obłąkanych. Oczywiście wystarczy przeczytać dowolny artykuł gospodarza „Domasz-niej biesiedy", żeby się zorientować, iż to nie całkiem normalny człowiek, ale długo go tolerowano! Na poziomie życia codziennego traumy psychiczne mogły prowadzić duchownych do nadużywania alkoholu, do cynicznego lub obojętnego stosunku do własnych obowiązków, a czasem wytwarzały całkiem już pęknięte, wyzywająco nienormalne charaktery. Akademik Iwan Pawłów interesująco opowiada we wspomnieniach o wujku Iwanie Dmitri-jewiczu, wiejskim kapłanie, zdegradowanym za chuligaństwo do psalmisty. Dla żartu w trakcie nabożeństwa nad otwartą trumną mógł niezauważenie wynieść wieko trumny i gdzieś je schować. I żadne groźby ani kary nie odnosiły skutku. Spośród moralnie wykoślawionych seminarzystów, w dodatku mających jeszcze jakieś genetycznie uwarunkowane cechy klowna, błazna i mizantropa, cechy wykazujące pewne podobieństwo do oblicza Askoczenskiego, szczególnie wyróżnia się Nikołaj Uspienski (1837-1889), kuzyn znamienitego i szlachetnego Gleba Iwanowicza. Po ukończeniu Seminarium Tulskiego wstąpił do petersburskiej Akademii Medyczno-Chi-rurgicznej, skąd wkrótce został wyrzucony za niemalże celowe psucie instrumentów anatomicznych. Próbował pracy nauczycielskiej, ale wszę- dzie kłócił się z władzami i kolegami - i albo był przepędzany, albo sam odchodził. Napisał kilka wartościowych szkiców i opowiadań o prostych ludziach, jego utwory entuzjastycznie powitał Czernyszewski: nowe, prawdziwe, nieupiększone słowo o ludzie! Ani Czernyszewski, ani Niekrasow, którzy przygarnęli młodego pisarza, nie zauważyli szydzenia i naigrawania się z ludu - Uspienskiemu było wszystko jedno, z kogo się natrząsa: z chłopa czy z Turgieniewa bądź Lwa Tołstoja. Wkrótce poziom oraz ideologia pisarza zostały rozpoznane przez demokratyczne redakcje i zewsząd go przegnano. Uspienski zaczął ostro pić, włóczyć się po Rosji i wyprawiać błazeństwa. Przy pomocy Turgieniewa zdobył konia, nauczył go pić wódkę i zakąszać kiełbasą i pokazywał go po miastach i wsiach. Demonstrował z dowcipnymi komentarzami ryciny z widokami Paryża i scenami obyczajowymi. Ciągał ze sobą córkę, zahukaną, zastrachaną dziewczynę, zmuszał biedaczkę do tańczenia przy akompaniamencie harmonii. Wyróżnił się publikacją w szmatławej moskiewskiej gazetce „Razwleczenije" oszczerczych „wspomnień" o petersburskich pisarzach. Zakończył życie w taki sposób, że nocą pod płotem zarżnął się tępym scyzorykiem - los jeszcze straszniejszy niż zapitego na śmierć Waleriana Orłowa. Oczywiście były też mocne natury, głęboko wierzący ludzie, którzy i przez seminaryjny czyściec przechodzili cało. Zwłaszcza ci, których błoto seminaryjnego życia prawie nie dotykało - głównie dzieci miejskich duchownych, mieszkające i wychowujące się w domowych warunkach, wiele z nich później zostawało miejskimi kapłanami. Tych ludzi znacznie mniej dusiła hierarchiczna piramida biurokratyczna i znacznie mniej zadręczało życie niż wiejskich proboszczów. Czasem rodzina wychowywała kilkoro utalentowanych dzieci. Przytoczmy jeden charakterystyczny przykład. Syn protojereja z Niż-niego Nowgorodu Walerian Wiktorowicz Ławrski (1835-1916), przyjaciel z seminarium Nikołaja Dobrolubowa (też syna kapłana z tego samego miasta), który wywarł na niego znaczny wpływ, uczył się potem w Kazańskiej Akademii Duchownej, gdzie został wiernym i sensownym uczniem archimandryty Fiodora (Buchariewa), a potem był nieprzeciętnym prowincjonalnym kapłanem i profesorem seminarium, wspaniałym kaznodzieją, który opublikował pokaźny tom swoich kazań; pozostawił również bardzo cenne wspomnienia o ojcu Fiodorze. Siostra Ławrskiego zaś, Aleksandra Wiktorowna, została żoną słynnego Grigorija Potanina, była niestrudzoną podróżniczką, etnografką, oryginalną pisarką. Natomiast młodszy brat, Konstantin Wiktorowicz (1844-1917), to znany dziennikarz, publicysta, krytyk literacki, w pewnym okresie - uczestnik ruchu rewolucyjnego. Niekiedy ludzka solidność i zdolności były przekazywane w rodzinach duchownych na przestrzeni kilku pokoleń. Weźmy na przykład choćby tego samego Dobrolubowa. Jego ojciec, podobnie jak Ławrski, protojerej z Niżniego Nowgorodu, miał - oprócz pierworodnego -jeszcze siedmioro dzieci, przeważnie córki, i w rodzinach niektórych sióstr krytyka wyrosły bardzo zdolne dzieci i wnuki. Dobrolubow mógłby szczycić się takim krewnym, jak wybitny matematyk Władimir Stiekłow, jak również znanymi krewnymi i spowinowaconymi dynastiami Winogradowów (spośród nich szczególnie wyróżnia się niżegorodzki pedagog, krajoznawca i edytor Wasilij Winogradów), Riurikowów, Rożdiestwienskich (najbardziej znany jest dyrygent Giennadij Rożdiestwienski). W ten sposób, pomimo wszystkich trudności, w Rosji powoli powstawała wartościowa kasta uczciwych, silnych moralnie i duchowo, wykształconych kapłanów, i w rodzinie, i w parafii wytwarzających taką samą trwałą i podniosłą aurę - wychowywali się w niej prawdziwi ludzie, którzy potem zasilali środowisko duchowne i świeckie. Oczywiście takie osobowości zdarzały się również w kręgach wiejskiego duchowieństwa. Ojciec Czernyszewskiego, Gawriła Iwanowicz, wyrósł na głuchej prowincji i został później miejskim inteligentem w pierwszym pokoleniu, lecz okazał się bardzo głębokim i harmonijnym człowiekiem; gubernator Saratowa, sprawdziwszy dokładnie tylko jego —jak byśmy dziś powiedzieli - „poziom moralny i naukowy", zaproponował mu pracę domowego nauczyciela swoich dzieci. Ale mimo wszystko miejskie warunki bez porównania bardziej sprzyjały pojawieniu się i rozwojowi duchowych gniazd, rodzin kapłańskich, w których dzieci wychowywały się i uczyły prawie na poziomie dobrych domów szlacheckich. Od małego uczono te dzieci czytania. Miejscy duchowni z reguły posiadali niezłe biblioteki domowe, liczące kilkadziesiąt, lub nawet kilkaset książek. Najważniejsze zaś, że wychowawczo oddziaływała sama atmosfera solidnego rodzinnego bytu z tradycyjnymi zasadami moralnymi, z rygorystycznym przestrzeganiem postów i świąt. W takich rodzinach wyrastały religijne, moralne, niezawodne dzieci. Mogły potem kontynuować ojcowską linię, pozostając w sferze duchownej, lecz mogły też przechodzić w świat, pomnażając szeregi świeckich działaczy kultury. Jeżeli dzieci chciały kontynuować dzieło ojców, to po ukończeniu seminarium przyjmowały święcenia kapłańskie. Ci seminarzyści zaś, którzy nie pragnęli dla siebie służby cerkiewnej, lecz zamierzali poświęcić się nauce, działalności pedagogicznej lub wznieść się do czarnego stanu zakonnego, do władyków, marzyli o wstąpieniu do akademii duchownych. Nie było to rzeczą prostą. Władze seminariów oficjalnie kierowały do akademii najlepszych uczniów, po- zostali zaś musieli uczestniczyć w wielkich konkursach, bynajmniej nie wszyscy przechodzili przez surową selekcję (zresztą oficjalnie posłani tam uczniowie również musieli zdawać egzaminy). Przed rewolucją w Rosji istniały cztery prawosławne akademie duchowne: Kijowska, Moskiewska, Petersburska, Kazańska (wyznanio-wo bliska im była Ormiańska Akademia Duchowna w Eczmiadzinie). Najstarsza z nich to Akademia Kijowska. Pod nazwą Kolegium Ki-jowsko-Mohylańskiego została ona założona w 1632 roku na bazie średnich szkół duchownych z inicjatywy wybitnego działacza cerkiewnego Piotra Mohyły. W 1701 roku kolegium otrzymało nazwę akademii; wielu absolwentów tej uczelni Piotr I zaangażował do pracy w północnych guberniach rosyjskich, sądząc, że kijowianie żywiej zareagują na reformy powszechne w porównaniu z konserwatywnymi mieszkańcami Północy. Prawdopodobnie związek Kijowa z Zachodem, z Polakami, z kulturą katolicką istotnie uczynił ukraińskich akademików bardziej wrażliwymi na okcydentalizm Piotra I. W Moskwie ze średnich szkół klasztoru Zaikonospasskiego, z inicjatywy wybitnego działacza cerkiewnego Symeona Połockiego, w 1687 roku utworzono Akademię Helleno-Grecką, która od XVIII wieku do roku 1775 nosiła miano Słowiano-Łacińskiej, a następnie - Słowiano--Greko-Łacińskiej. W 1814 roku przekształciła się ona w Moskiewską Akademię Duchowną i została przeniesiona z centrum Moskwy do Ławry Troicko-Siergiejewskiej, gdzie mieści się po dziś dzień. W Petersburgu przy Ławrze Aleksandro-Newskiej od czasów Piotra istniało seminarium, też potem nazwane Słowiano-Greko-Łacińskim, a od 1788 roku - Głównym; stanowiło ono formę pośrednią pomiędzy szkołą średnią a wyższą, toteż w roku 1797 zostało przemianowane na akademię. Akademia w Kazaniu również została utworzona w 1797 na drodze przekształcenia miejscowego seminarium, ale w 1818 roku ją zamknięto i dopiero w 1842 otworzono ponownie. Dlatego faktycznie Kazańska Akademia Duchowna jest najmłodsza spośród rosyjskich akademii prawosławnych. Jej „wschodnie" położenie, tym bardziej że w centrum tatarskiego, muzułmańskiego świata, sprzyjało przekształceniu jej w ideologiczną forpocztę prawosławia we wschodniej części Imperium Rosyjskiego. Dlatego studentów uczono specjalnych, misyjnych aspektów przyszłej służby, były też specjalne kierunki studiów: antyraskolnikowski, antymuzułmański i antybuddyjski. Co za tym idzie, na dobrym poziomie stało nauczanie języków: tatarskiego, arabskiego, mongolskiego i kałmuckiego. We wszystkich wymienionych akademiach nauka trwała cztery lata; odbywała się ona w dwóch dwuletnich klasach. W akademiach wykła- dali wyróżniający się teologowie Rosji. Szczególną sławą cieszyła się -równolegle do Uniwersytetu Moskiewskiego — Moskiewska Akademia Duchowna, w której zwracali na siebie uwagę tacy znakomici profesorowie, jak pierwszy prawosławny filozof Fiodor Gołubinski (1797-1854) i bożyszcze studentów, wszechstronnie wykształcony, historyk cerkwi, rektor akademii Aleksandr Górski (1812-1875). Sytuacja w akademiach wyglądała zupełnie inaczej niż w seminariach, nie było tu dzikich obyczajów bursy, rózg i tym podobnych. Największe naruszenia zasad przyzwoitości przez przyszłych władyków i profesorów polegały na potajemnych bibach i grze w karty. Naturalnie panowała tam dość surowa dyscyplina, zbliżona do wojskowej: w pokojach (trudno je było nazwać celami!) mieszkało po osiem-dziesięć osób; o szóstej rano (w niektórych dekadach - o siódmej) budził studentów przeraźliwie donośny dzwonek; po modlitwie - marsz do stołówki, śniadanie (prawie seminaryjne, tylko chleb nie czarny, lecz biały i zapijany wrzątkiem z samowara lub z kotła; ten, kto miał pieniądze, pił swoją herbatę); od ósmej do dwunastej — zajęcia, o dwunastej - obiad (znacznie lepszy niż w seminarium: zupy mięsne lub rybne, kotlety, kasza, kisiel; w dni świąteczne - pierogi z kaszą i pieczyste), do godziny drugiej — odpoczynek, od drugiej do czwartej — znów zajęcia, o czwartej „przekąska" i herbata, jeśli ktoś miał na to środki, od piątej do ósmej -indywidualne zajęcia w klasach, o ósmej - lekka kolacja, od dziewiątej do dziesiątej — znów zajęcia, o dziesiątej - modlitwa wieczorna. Jeśli inspektorzy i dyżurni nie byli zbyt gorliwi, to niektórzy studenci przesypiali śniadanie, lub nawet pierwszy wykład; przemykali się do sypialni i w ciągu dnia, choć do tego nie zachęcano, zalecano nawet zamykanie pokojów na cały dzień. Młodym ludziom, którzy nie dostawali kieszonkowego, trochę doskwierał głód, natomiast ci, którzy dysponowali jakimiś środkami, pozwalali sobie na zbytek - zawsze przychodzili piekarze z maślanymi bułkami i domokrążcy sprzedający nabiał (niektórzy studenci i w czasie postu potajemnie popijali mleczko, a najbardziej cyniczni potrafili biegać do restauracji po dania mięsne). Najważniejsze w życiu akademii pozostawały jednak kwestie dydak-tyczno-naukowe. Wymagania na egzaminach były surowe, studenci w sumie ciągle byli zajęci, zresztą wielu z nich nie trzeba było do tego popychać - z natury ciekawi, twórczy, z zadowoleniem pochłaniali wiedzę i nowinki pracy naukowej. Na zakończenie jeszcze kilka słów o placówkach szkolnych innych wyznań. Bliska prawosławiu cerkiew ormiańska (gregoriańska) miała kilka seminariów, w 1874 roku zaś w Eczmiadzinie otwarto akademię duchowną. Katolicy mieli w Warszawie akademię, zamkniętą w 1867 (po powstaniu 1863 roku). Oprócz niej przy Uniwersytecie Wileńskim istniał wydział teologiczny o jakimś półlegalnym statusie - ale w roku 1832 uniwersytet został zamknięty za wolnomyślicielstwo. Zgodnie z ukazem Mikołaja I w 1833 na bazie wspomnianego wydziału i Głównego Seminarium Wileńskiego utworzono Rzymskokatolicką Akademię Duchowną; w 1842 roku została ona przeniesiona do Petersburga - tu łatwiej było się jej przyglądać! W ten sposób w ostatniej tercji XIX wieku w Rosji katolicy mieli tylko Akademię Petersburską. Nauka trwała w niej cztery lata. Protestanci zdobywali wyższe wykształcenie na wydziale teologicznym Uniwersytetu Dorpacko-Juriewskiego. Muzułmanie mieli w całym kraju obszerną sieć szkół wyższych: m e -dresy. Szczególnie słynne były stare, założone jeszcze w XIV wieku medresy środkowoazjatyckie: w Taszkiencie, Samarkandzie, Bucharze, Kokandzie. Kurs nauczania dzielił się na trzy klasy, ale w klasie uczniowie mogli spędzać po kilka lat - dopóki nie nauczyli się materiału programowego. Wykłady prowadzono w języku arabskim, będącym niejako łaciną Wschodu. Naukę w medresie poprzedzała edukacja w niższych szkołach duchownych - mektebach. * Przejdźmy teraz do rozpatrzenia samych wyznań nieprawosławnych, wobec których i rząd, i panująca cerkiew odnosiły się podejrzliwie, a nawet można powiedzieć, że miały stosunek negatywny - w unitarnym państwie nie można było tolerować wpływu i powodzenia żadnego wyznania poza prawosławnym. Ustawy ciągle podkreślały przewagę prawosławnych. Zdawałoby się, że w carskiej służbie wszyscy ludzie mogli być równi niezależnie od tego, którą wiarę chrześcijańską wyznawali, ale broń Boże, by się ktoś zająknął o przejściu na katolicyzm lub na luteranizm! Prawo niejednokrotnie potwierdzało surowy zakaz porzucania prawosławia. Nawet chrześcijanie wyznań nieprawosławnych nie mogli zrezygnować z chrześcijaństwa. A konwersja chrześcijanina na inne wyznanie chrześcijańskie była możliwa tylko za zgodą ministra spraw wewnętrznych. Przejście niechrześcijanina zaś na wyznanie chrześcijańskie wymagało zgody samego imperatora! Wyjątki czyniono jedynie dla Żydów, którym wystarczała zgoda ministra spraw wewnętrznych, i dla niechrześcijan z Kaukazu, od których wymagano zgody namiestnika Kraju Kaukaskiego. Za to wszelkimi sposobami popierano przejście każdego na prawosławie — tu żadne pozwolenia nie były potrzebne. Zauważmy, że w ustawach carskiej Rosji nie było faszystowskiego rasizmu opartego na krwi — przechrzczony Żyd od razu zyskiwał wszelkie prawa, których był pozbawiony w judaizmie. Mimo to w wielonarodowej i wieloplemiennej Rosji istniało wiele wyznań. Samych muzułmanów przy końcu XIX wieku było jedenaście milionów, Żydów - cztery miliony. Najwięcej ograniczeń nakładano na Żydów, którzy byli postrzegani jako nawet więksi wrogowie chrześcijaństwa niż muzułmanie. Znany jest pomysł Iwana Groźnego, którego zapytano, co robić z Żydami wziętymi do niewoli podczas szturmu Połocka: „Tych, którzy się zgadzają -chrzcić! A tych, którzy się nie zgadzają - utopić w rzece Polocie". Elżbieta Pietrowna na propozycję przyznania pewnych ulg kupcom żydowskim, ażeby dzięki temu można było ściągać większe cło, odpowiedziała: „Od wrogów Chrystusowych zysku nie chcę"; caryca wydała ukaz (1742) o całkowitym wysiedleniu Żydów z Rosji. Jednakże przyłączenie polskich guberni spowodowało napływ do imperium wielkich mas ludności żydowskiej, których nie można już było łatwo wypędzić. Wówczas zaczęto tworzyć przepisy o ograniczeniach, które przetrwały do XX wieku. Szczególnie ważne było ustanowienie linii osiedlenia (ukaz z 1791 roku): Żydom zabroniono się osiedlać poza granicami piętnastu 96 wyznaczonych guberni (Besarabia, Krym, Litwa, Białoruś, Prawobrzeż- na - według Dniepru - Ukraina, gubernie połtawska i czernihowska na Ukrainie Lewobrzeżnej, jak również południowo-wschodnia część Ukrainy, czyli dzisiejszy obwód zaporoski i Donbass) i Królestwa Polskiego. Ale i w pasie osiedlenia nie brakowało ograniczeń: Żydzi nie mogli zamieszkać w Kijowie, w Jałcie (od 1893 roku), w polskich miastach (w Polsce zostało to uchylone w 1862 roku). Wyjątek czyniono dla osób z wyższym wykształceniem (z rodziną i służbą), kupców pierwszej gildii (także) oraz niektórych specjalistow-rzemieślników (ale w pewnych miastach, na przykład w Rydze, do cechów rzemieślniczych przyjmowano tylko chrześcijan). Okazuje się, że nawet chrzcić się Żydom nie było wolno poza linią osiedlenia - takie były prawa, przyjęte za Mikołaja I. W 1855 roku w sprawach handlowych przybył do Moskwy syn odeskiego kupca trzeciej gildii, Froim Chiricz, i postanowił przejść na chrześcijaństwo; za pozwoleniem metropolity Filareta zostało to przeprowadzone; i nagle metropolita otrzymuje od generała-guberna-tora pismo o nielegalności chrztu i o konieczności pilnego wydalenia Chiricza z Moskwy; Filaret napisał do Synodu gniewny list, oburzony takimi prawami. Żydzi nie mogli również osiedlać się na wsi, ani też nabywać tam czy brać w arendę nieruchomości; w pasie pięćdziesięciu wiorst wzdłuż całej zachodniej granicy takie istniały ograniczenia dla Żydów pragnących tam zamieszkać (obawiano się kontrabandy i szpiegów). Służba państwowa na początku XIX wieku była dla nich w ogóle niedostępna, od 1835 roku pozwalano do niej wstępować tym, którzy mieli wyższe wykształcenie medyczne (ale tylko ze świadectwem ministra oświaty narodowej i za pozwoleniem cara!!!). Potem prawa zostały poszerzone: za Aleksandra II dostęp do służby państwowej umożliwiono wszystkim Żydom mającym wyższe wykształcenie, a medycy nie musieli już legitymować się dyplomem. Ale w rzeczywistości prawa te nie zawsze były przestrzegane. Bardzo popierano emigrację Żydów. O katolikach. W stolicach i na prowincji rosyjskiej w XVIII wieku było niewielu katolików (przede wszystkim - Francuzów). Jednakże po trzech rozbiorach Polski (1772-1795) aneksja ziem polskich i litewskich od razu zwiększyła liczbę katolików: w końcu XIX wieku żyło ich w Rosji w przybliżeniu dziesięć milionów. Oficjalnie - jako chrześcijanie - katolicy cieszyli się wszystkimi prawami, tu, zdawałoby się, nie było ograniczeń co do przestrzeni zamieszkania lub możliwości służby. Ale interesujące, iż rząd, nie mówiąc już o cerkwi prawosławnej, zawsze odnosił się do katolików z wyraźną lub skrytą niechęcią, nawet za liberalnego - w sensie stosunku do wyznań - Aleksandra I i jego liberalnego ministra księcia Golicyna. Zarówno ministra, jak impera- 97 torą bardzo drażniła aktywna działalność propagandowa jezuitów, którzy wszelkimi sposobami starali się przeniknąć do Rosji i umocnić w niej swe pozycje. Jezuici organizowali placówki szkolne: w Połocku otwarto kolegium jezuickie, w 1812 roku przekształcone w akademię, we wszystkich dużych miastach otwierano pensje i szkoły, do których oddawała dzieci prawie cała rosyjska arystokracja. Ciekawe, że słynne Liceum Richelieu w Odessie powstało na bazie jezuickiej szkoły, a i samo liceum na początku miało prawie że jezuicki charakter. W 1814 roku książę Golicyn z przerażeniem dowiedział się, że jego krewny zamierza przejść na katolicyzm! Minister poprosił Filareta, przyszłego metropolitę moskiewskiego, a wówczas rektora Petersburskiej Akademii Duchownej, żeby przemówił do rozumu siedemnastoletniemu chłopcu. Oczywiście Filaret wyperswadował ten pomysł młodemu człowiekowi. W końcu Filaret w 1815 roku, być może idąc za bezpośrednią wskazówką Golicyna, opublikował (z jakiegoś powodu anonimowo) antykatolicką i antyjezuicką książkę Rozmowy między Poszukującym a Przekonanym o prawosławiu wschodniej greko-rosyjskiej cerkwi, w której Przekonany to, rzecz jasna, sam autor, Poszukujący zaś to skuszony przez jezuitów młodzieniec (w 1833 roku książka została wznowiona, znowu anonimowo). 98 W 1855 roku ogłoszono ukaz carski o wygnaniu jezuitów z Petersburga i z Moskwy i o dotyczącym ich zakazie wjazdu do obu stolic. A w 1820 - w ogóle o wydaleniu jezuitów z Rosji, z konfiskatą całego ich mienia i z zamknięciem wszystkich prowadzonych przez nich placówek szkolnych. W Rosji nigdy nie można było otwarcie propagować myśli, które by podkopywały oficjalne poglądy i instytucje. W sumie katolikom żyło się potem względnie spokojnie. Co prawda przejście prawosławnych na katolicyzm mogło nastąpić jedynie potajemnie; z reguły nawróceni udawali się na emigrację - lub też ci, którzy wyraźnie się skłaniali do tego, by przejść na katolicyzm, na początku emigrowali, a później zmieniali wyznanie. Taki był, na przykład, los utalentowanego uczonego i poety Władimira Pieczorina (1807-1855), profesora Uniwersytetu Moskiewskiego, który w 1856 roku wyemigrował na Zachód, przeszedł tam na katolicyzm i został mnichem. A Cza-adajew, który nawet nie zmienił wyznania, lecz tylko zająknął się w swych Listach filozoficznych o wyższości kultury katolickiej nad prawosławną, został oficjalnie uznany za obłąkanego. Jeśli zaś pominąć niebezpieczeństwa agitacji i konwersji, jak również uprzedzenia w stosunku do Polaków z powodów politycznych, to katolików jako takich nie dyskryminowano. Znacznie trudniejsze było życie ludzi przynależących do wyznań prawie prawosławnych. Doświadczenie historyczne dowodzi, że w społeczeństwach despotycznych najwięcej sporów, aktów gwałtownego odrzucenia zdarza się pomiędzy podobnymi, bliskimi zjawiskami. W historii życia religijnego Rosji namacalnie demonstruje to los starowiercow i unitów, być może najbardziej uciskanych przez oficjalną cerkiew, znacznie bardziej niż katolicy. Staroobrzędowcy pojawili się w XVII wieku. Wielu prawosławnych nie przyjęło wówczas innowacji patriarchy Nikona, który przeforsował wprowadzenie poprawek według wzorca greckiego do ksiąg i obrzędów cerkiewnych, zamianę dwupalcowego znaku krzyża na trzy-palcowy. Rozpoczęła się ostra walka ideologiczna, która była tragicznie nierówna - korzystając z poparcia władzy świeckiej, Nikon zaczął fizycznie rozprawiać się ze staroobrzędowcami, zaczęły się zsyłki, zamykanie do więzień, palenie ksiąg i ikon, a potem, już za następców Nikona, również palenie ludzi (w 1681 roku na podstawie carskiego ukazu został spalony słynny protopop Awwakum). W sytuacji nieustających prześladowań, w przeświadczeniu, że na ziemi zapanował Antychryst, w oczekiwaniu rychłego końca świata staroobrzędowcy sami zbiorowo żegnali się z życiem (do końca XVII wieku na samo-spalenie zdecydowało się do dwudziestu tysięcy ludzi!) - ze wstrząsa- jącą siłą artystyczną droga ta przedstawiona została w operze Mu-sorgskiego Chowańszczyzna. Nacierpieli się staroobrzędowcy również w następnych stuleciach. Za Anny Iwanowny, na początku lat trzydziestych XVIII wieku, musieli chodzić z naszywkami z żółtego sukna na wierzchnim ubiorze -prawie tak jak Żydzi za Hitlera. Co prawda specjalne ukazy Piotra III, a później Katarzyny II nieco osłabiły represje; pierwsze, liberalne lata panowania Aleksandra I też przynosiły nadzieję staroobrzędowcom, ale potem presja znowu zaczęła narastać, i urzędnicza, i cerkiewna. Staroobrzędowcy nie mieli praw obywatelskich, skrajnie utrudnione były procedury i przygotowanie dokumentów dotyczących chrzcin, ślubów, pogrzebów. Prześladowania wzmogły się zwłaszcza za Mikołaja I. Niszczono domy modlitewne, zamykano świątynie, palono unikatowe książki i rękopisy. Przy cmentarzach staroobrzędowców w Moskwie istniały domy wychowawcze: dla sierot, dla podrzutków i po prostu dla dzieci, które wierzący rodzice posyłali tam na naukę; i oto chłopcy-siero-ty z tych domów zgodnie z ustawą z 1834 roku zostali uznani za kanto-nistów i „powołani" do wojska, same domy wychowawcze zaś podporządkowano Imperatorskiemu Domowi Wychowawczemu. Przytułki dla starców natomiast odebrano gminom staroobrzędowców i przekazano Imperatorskiemu Towarzystwu Przyjaciół Ludzi. Nie mogli pogodzić 99 się z prywatnym, a w dodatku staroobrzędowym wychowaniem! Ustawa z 1854 roku zakazywała staroobrzędowcom zapisywania się do stowarzyszeń kupców i posiadania kapitałów kupieckich; a przecież działalność kupiecka i przemysłowa pracowitych starowierców przed upływem pierwszej połowy XIX wieku zaowocowała kilkoma dziesiątkami rodzin milionerów, luminarzy świata handlowo-przemysłowego -nazwiska Morozowa, Riabuszynskiego, Guczkowa, Kuzniecowa słyszy się do tej pory. Osobiste i gminne bogactwo staroobrzędowców, milionowe kapitały i milionowe wartości należących do nich nieruchomości pomagały im wydobyć się z wielu nieszczęść; dzięki systematycznym łapówkom byli też w stanie osłabić nieustające naciski urzędników, świeckich i cerkiewnych. Pewne liberalne ustępstwa zaczęły się znowu za Aleksandra II: staroobrzędowcy zyskali prawa obywatelskie, pozwolono im zajmować stanowiska społeczne (ale pomocnikiem powinien być obowiązkowo zwykły prawosławny - tak jak w radzieckich organach partyjnych w narodowych republikach: jeśli pierwszy sekretarz pochodził z danej republiki, to drugim musiał być obowiązkowo Rosjanin!); otwarto zaplombowane świątynie i kaplice. Ale tak jak dawniej zakazywano publicznego propagowania wiary (w rzeczywistości zakaz ten nie był przestrzegany — w dniach Paschy przed katedrami moskiewskiego Kremla Aleksiej Chomiakow do ochrypnięcia dyskutował ze staroobrzędowcami; oznacza to, że zbierali się oni w ludnych miejscach i prowadzili dysputy...). Staroobrzędowcy przeżywali też trudności wewnętrzne -już w XVII wieku podzielili się na dwie wielkie „partie": bezpopowców, odrzucających sakramenty i kapłaństwo z powodu utraty dawnej pobożności, i popowców, uznających konieczność i sakramentów, i kapłaństwa, ale ponieważ „prawdziwych" (czyli tych sprzed Nikona) kapłanów wkrótce zabrakło, to popowcy przyjmowali „zbiegłych" kleryków cerkwi oficjalnej, co stanowiło utrudnienie dla całego ich cerkiewnego życia, zwłaszcza gdy się uwzględni silną wrogość świeckich i oficjalnych władz cerkiewnych wobec tych „uciekinierów" (ciekawe, że pomimo represji „uciekinierów" nie ubywało - prawdopodobnie nęciło ich dostatnie życie u bogatych starowierców). Zgodnie z ustawą z 1822 roku w stosunku do „zbiegłych" kapłanów nie stosowano środków represyjnych, jeśli nie popełnili oni przestępstw kryminalnych; ale przecież pod „sprawy kryminalne", jeżeli się chciało, można było podciągnąć wszystko, czego się zapragnęło; na przykład w niektórych miejscach sam fakt porzucenia przez kapłana swego dawnego stanowiska był traktowany jako przestępstwo kryminalne... A ustawa z 1827 roku w ogóle zabraniała staroobrzędowcom przyjmowania nowych „zbiegłych" kleryków. Postawiło to ich w wyjątkowo trudnej sytuacji. Na cmentarzu Rogoskim (moskiewskie centrum staroobrzędowców) pozostało trzech kapłanów i dwóch diakonów, a parafian w samej Moskwie było sześćdziesiąt osiem tysięcy, plus jeszcze dziesiątki tysięcy przyjezdnych ze wszystkich krańców Rosji, którzy albo nie mieli swoich kapłanów, albo pragnęli znaczniejsze akty celebrować w stolicy. Dlatego bywały dni, kiedy w cerkwiach cmentarza Rogoskiego udzielano po dwadzieścia ślubów i dokonywano pięćdziesięciu obrzędów pogrzebowych. Dwa obozy staroobrzędowców w XVIII i XIX wieku podzieliły się na jeszcze mniejsze spierające się ze sobą grupy. Z bezpopowców wyodrębnili się: pomorski tołk, fiedosiejewcy, filiponi, Aristowe Sogłasije, bieguny, nietowszczyna, riabinowcy, dyrniki, Czasowiennoje Sogłasije, samokrieszczency... Popowcy też mieli niemało odgałęzień, ale mimo wszystko podstawowa ich część zalicza się do Sogłasija Białokrynickiego - w klasztorze Białokrynickim (wówczas Austria, obecnie Bukowina) w 1846 roku został wybrany pierwszy arcybiskup staroobrzędowców. Staroobrzędowcy odszukali w Konstantynopolu byłego bośniackiego metropolitę Amwrosija, na którym ciążył wyrok sądu duchownego i który prawdopodobnie z tego powodu zgodził się przejść do „raskołu". Amwrosij zaczął wyświęcać na biskupów i bukowińskich, i rosyjskich mnichów ze staroobrzędowców. Mikołaj I i jego otoczenie oburzyło się z powodu takich działań, dokonujących się tuż obok, rząd austriacki pod presją gniewnych protestów wydalił Amwrosija z Bukowiny, ale rzecz już się dokonała, biskupi mogli się teraz „rozmnażać" i staroobrzędowcy z tego odgałęzienia w Rosji zyskali swoich hierarchów. W 1873 oddzielili się od Białej Krynicy, na czele stanęła rada duchowna w Moskwie. Ta grupa wierzących okazała się najbardziej znacząca, silna, najbardziej kulturalna pośród staroobrzędowców - z ośrodkiem na cmentarzu Ro-goskim zachowała się po dziś dzień. W1905 roku staroobrzędowcy otrzymali równe prawa z katolikami i protestantami. Los być może bardziej tragiczny niż staroobrzędowców spotkał tak zwanych unitów. Nie znała ich Dawna Ruś i prawie cały wiek XVIII obszedł się bez nich tak samo, jak i bez masowego katolicyzmu. Dopiero po trzech zaborach Polski przyłączono do Rosji ziemie zamieszkiwane przez lud wyznający wiarę katolicką. Nie należy zapominać, że do lat dziewięćdziesiątych XVIII wieku granica między Rosją a Polską przebiegała od Rygi wzdłuż Zachodniej Dźwiny i wzdłuż Dniepru do Kijowa (jedynie kilkuwiorstowy pas wokół Kijowa na prawym brzegu Dniepru należał do Rosji). Dlatego prawie cała Białoruś i znaczna część Ukrainy należała do Polski. A na ziemiach polskich i litewskich panował katolicyzm. Wśród Polaków i Litwinów z reguły - kościół katolicki obrządku rzymskiego, wśród Ukraińców i Białorusinów z reguły - kościół katolicki obrządku wschodniego. Istota sprawy tkwiła w tym, że panujący w Polsce kościół rzymskokatolicki na soborze w Brześciu w 1596 roku przeforsował unię, przyłączenie do niego większości prawosławnych Ukraińców i Białorusinów, którzy przyjęli właśnie nazwę grekokatolików lub unitów. Podporządkowali się oni Rzymowi, papieżowi, uznawali podstawowe dogmaty kościoła katolickiego, ale zachowali prawosławne obrzędy. Wraz z włączeniem zachodnioukraińskich i białoruskich ziem do Rosji cerkiew rosyjska zaczęła walczyć o powrót unitów na łono prawosławia. Ale jeśli na zachodniej Kijowszczyźnie, na Podolu (rejon Winnicy, Chmielnickiego-Proskurowa, Kamieńca Podolskiego), na Wołyniu (rejon Włodzimierza Wołyńskiego, Łucka, Równego, Żytomierza), czyli w rejonach ściśle związanych z Kijowem, ze wschodnią Ukrainą, z Rosją, przejście było stosunkowo dobrowolne (do końca XVIII wieku, czyli w ciągu kilku lat, powróciły do prawosławia prawie dwa miliony unitów!), to mieszkańcy Białorusi i bardziej zachodnich rejonów Ukrainy już na tyle się zrośli z tradycją unicką, że nie chcieli „nowych" obrzędów i brodatych kapłanów-Moskali, powstały zatem trudności. Przechodzono na prawosławie pod przymusem, wielu próbowało potem po- wrócić do unitów, ale jeżeli -jak już mówiliśmy - przejście z jakiegoś wyznania na prawosławie oficjalnie popierano wszelkimi sposobami, to ruch odwrotny nazywano „demoralizowaniem" i ścigano na mocy prawa. Ponieważ stosunek władz do rzymskich katolików był dość lojalny, niektórzy unici próbowali przejść na „prawdziwy" katolicyzm, lecz zabraniała im tego ustawa z 1803 roku. A później, zwłaszcza po powstaniu listopadowym, było już całkiem źle - masowo zamykano klasztory unickie, niektóre z nich przekształcono w prawosławne, w 1839 roku zaś podpisano w Połocku akt o zjednoczeniu cerkwi unickiej Zachodniej Ukrainy i Białorusi z rosyjską cerkwią prawosławną. Po powstaniu styczniowym włączono do prawosławia również unitów z Królestwa Polskiego - akcja z 1875 roku. I zaczęły się nieposłuszeństwa: masowe uchylanie się od chrzczenia dzieci według nowego obrządku, od obrzędów ślubnych i pogrzebowych. W ślad za tym poszły kary pieniężne, areszty, zsyłki na Ural i na Sybir. Nic nie pomagało. Represje te jeszcze bardziej rozjątrzały unitów, którzy gotowi byli raczej korzystać z usług księży katolickich niźli kapłanów prawosławnych. Przytoczmy krótki, lecz barwny szkic sytuacji ze sprawozdania ober-102 prokuratora Synodu Konstantina Pobiedonoscewa z 1897 roku: „Stan upierających się byłych grekounitów jest nadzwyczaj smutny. Do spowiedzi nie chodzą, dzieci nie chrzczą, ślubów nie zawierają, umarłych grzebią samowolnie. Zapomniawszy o wszystkich obowiązkach, nakładanych na chrześcijan przez religię, całkowicie zobojętnieli na sprawy duchowe. Z nieochrzczonych rodziców rodziły się dzieci, które też pozostawały nieochrzczone. Do prawosławia upierający się odnoszą się ze złością, unikają spotkań z duchowieństwem, prawosławnych kapłanów nie dopuszczają do swych zmarłych; na argumenty dotyczące chrzczenia dzieci odpowiadają: «Prędzej utopimy, niż ochrzcimy w waszej Cerkwi». Księża katoliccy prowadzą pośród nich nieustającą propagandę, potajemnie udzielają im swych posług religijnych i sakramentu spowiedzi" (cytuję według publikacji w gazecie: „Russkaja mysi", Paryż, nr 4072, 6-12 apriela 1995, dodatek). Męki unitów w XX wieku, jeszcze straszniejsze, wychodzą poza ramy naszej książki. Luteranie, którzy rozprzestrzenili się w Europie Północnej już w XVI wieku, mieli dość liczną reprezentację w wielkich miastach rosyjskich dzięki temu, że mieszkali tam Niemcy (do tego dodajmy jeszcze niemieckich kolonistów nad Wołgą i nad Morzem Czarnym). W Petersburgu szeregi luteranów zasilali Szwedzi i Finowie. Nie zapominajmy również, że rosyjskie caryce w większości były z pochodzenia luteran-kami, choć łącząc się z rosyjskimi carami, ściśle - z następcami tronu, przyjmowały prawosławie. Teoretycznie luteranów nie dotykały represje z powodu ich wyznania — w odróżnieniu od staroobrzędowców mieli wszystkie prawa obywatelskie, ich świątynie i pastorzy właściwie nie byli prześladowani i tak dalej. Ale to tylko teoretycznie. Zgodnie z paragrafem 67 tomu X (cz. 1) praw cywilnych Imperium Rosyjskiego w wypadku małżeństw mieszanych (kiedy jedno z małżonków było wyznania prawosławnego) młodzi małżonkowie podpisywali oświadczenie, że chrzest i wychowanie dzieci będzie przebiegać w duchu prawosławnym (Aleksander II w 1865 roku zlikwidował ten punkt, ale po dwudziestu latach przywrócił go Aleksander III). Po drugie, podobnie jak i w wypadku wszystkich wyznań nieprawosławnych, na wszelkie sposoby zachęcano innowiercę do przejścia na prawosławie i na wszelkie sposoby, aż po karę więzienia włącznie, przeszkadzano w dokonaniu konwersji w drugą stronę. A w Rosji XVIII i XIX wieku, nie licząc nawet niemieckich kolonistów w południowych guberniach, było wiele narodów historycznie związanych z luteranizmem: Łotysze i Estończycy w krajach bałtyckich, fińskie narodowości w guberni petersburskiej. Nie byli odgrodzeni murem chińskim (berlińskim?) od prawosławnych sąsiadów i pojawiały się tu napięte sytuacje, a nawet sprawy kryminalne. W latach czterdziestych XIX wieku, za Mikołaja I, na prawosławie przeszło sto tysięcy chłopów łotewskich i estońskich. Prawdopodobnie odegrała swoją rolę agitacja - mnożyły się ulgi materialne, pomoc rządowa i tak dalej. Ale kiedy nowo nawróceni, którzy dali się omamić, zobaczyli, iż nie przewiduje się dla nich żadnych ulg, zaczął się masowy powrót. Oczywiście - nieoficjalnie - jak w saku lub jak w półprzewodniku, ruch mógł się odbywać tylko w jedną stronę, czyli w kierunku prawosławia. Ale pseudoprawosławni zwracali się ze wszystkimi swymi potrzebami i obrządkami do pastora, a nie do popa, i nie odwiedzali świątyń prawosławnych. I tu zaczęły się represje wobec pastorów. Zgodnie z Kodeksem karnym (paragraf 193) kapłan któregokolwiek z innych (oprócz prawosławnego) chrześcijańskich wyznań, jawnie, czyli świadomie dopuszczający prawosławnych do spowiedzi, komunii, chrztu dzieci, za pierwszym razem zostaje odsunięty od odprawiania nabożeństw na okres od sześciu do dwunastu miesięcy, a w wypadku powtórzenia się „zbrodni" - zostaje pozbawiony godności i oddany pod nadzór policji. Jeżeli zaś pastor w dodatku „nakłania" do swego wyznania, czyli umożliwia przejście na swoją wiarę, to zostaje pozbawiony wszystkich praw i godności kapłańskiej; często sprawa kończyła się zsyłką na Sybir. Dopiero ukaz Mikołaja II z 17 kwietnia 1905 roku o tolerancji religijnej przyniósł pewne wytchnienie. Na tym tle dzikie, nieludzkie sekty chłystów i skopców, zdawałoby się, powinny były podlegać jeszcze większym represjom, ale realne życie Rosji często demonstrowało paradoksalne niezgodności z założeniami teoretycznymi. Sekta chłystów pojawiła się w centralnej Rosji w połowie XVII wieku, w burzliwym okresie schizmy (za założyciela uważa się „Boga zastępów" chłystów - Daniiła Filippowa). Uczeni przypuszczają, że w nazwie skontaminowały się pojęcia „Chrystusowie" i „chłystowie", ponieważ z jednej strony w sekcie było wielu samozwańczych Chrystusów (każda gmina, nazywana „okrętem", z reguły miała swojego „Chrystusa"), a z drugiej - charakterystyczne dla niej było fizyczne samobi-czowanie się witkami lub sznurami. Procedura ta sięga korzeniami czasów pogańskich, ale została wzmocniona mistycznymi wyobrażeniami o cierpieniach Chrystusa podczas ukrzyżowania. Ta sama mistyka, mieszająca idealne z materialnym, stworzyła zagmatwaną ideologię, w której najważniejszą rzeczą była bezpośrednia komunikacja z Duchem Świętym (Duch zamieszkiwał dusze wybranych Chrystusów i Bogurodzic), w której Ewangelie traktowano w sposób czysto ducho-104 wy, czyli metafizyczny, a wszystkie ich epizody stanowiły symbole (na przykład śmierć Łazarza to grzechy, Marta to ciało, Maria zaś - dusza i tak dalej). Modlitewne zebranie chłystów (radienije) przemieniało się w nieco szamański, ekstatyczny szał. Przywódcy sekty głosili skrajny ascetyzm, czasem - z rezygnacją z życia rodzinnego, ale za to w niektórych grupach radienija przekształcały się w rozpustne wariactwo, w szalone, chaotyczne związki płciowe. W niektórych odgałęzieniach sekty kaleczono ciała, komunikowano się prawdziwą ludzką krwią i tak dalej. W XVIII wieku rozpoczęły się procesy sądowe chłystów. W Moskwie w 1733 roku sądzono siedemdziesiąt osiem osób, trzech przywódców zostało straconych, reszta zesłana do odległych klasztorów. Ale to nie zatrzymało rozwoju ruchu chłystów, głównie w centralnych guberniach, na Powołżu i na Kaukazie, zwłaszcza na początku XIX wieku, z powodu względnej tolerancji w epoce Aleksandra I. Do „herezji" chłystów przystępowali nie tylko ciemni chłopi, lecz także właściciele ziemscy, kapłani i diakoni, byli też pośród nich sławni książęta. Herezja dotarła również do Petersburga - na początku XIX wieku istniało tam do sześciu „okrętów" chłystów. Były nią dotknięte bardzo wysokie warstwy społeczne. Interesujące pod tym względem jest kółko J. Tatarinowej (z domu Buksgewden, 1783-1856). Wdowa po pułkowniku, pojawiła się w stolicy w roku 1815, wkrótce przeszła z luteranizmu na prawosławie i rzekomo w momencie przejścia poczuła w sobie dar proroctwa. Właśnie ekstatyczne radienija i — w duchu starożytnych wyroczni pytyjskich — na pół niespójne zaklęcia-proroctwa przejęła Tatarinowa od dobrze jej znanych społeczności chłystów, odrzuciwszy pozostałą część ich nauki i działań. Do Tatarinowej lgnęło wiele znanych postaci petersburskich: oprócz krewnych (matka, brat, szwagier) - generałowie, książęta, wysocy urzędnicy, znany malarz Władimir Borowikowski; odwiedzał zebrania hofmeister R. Koszelew, a takie minister oświaty i spraw duchownych książę Aleksandr Golicyn! Caryca Elżbieta Aleksiejewna sprzyjała Tatarinowej (i zaoferowała jej mieszkanie w Zamku Michąjłowskim!), Aleksander I przyjmował ją na audiencji... Co prawda w 1822 roku, w związku z zakazem działalności tajnych stowarzyszeń, osiedliła się za miastem, ale i tam nadal organizowała radienija. Dopiero w 1837, już za Mikołaja I, aresztowano ją i przymusowo wysłano do klasztoru Sretieńskiego w Kaszynie, w którym przebywała dziesięć lat. Walczyła o uwolnienie, ale ponieważ nie chciała uznać swoich „pomyłek", to jej nie wypuszczano. Wreszcie, w 1847 roku, nie wytrzymała, „przyznała się" i ją uwolniono, ale pozwolono tylko na pobyt w Kaszynie. Dopiero niedługo przed śmiercią umożliwiono jej zamieszkanie w Moskwie. Uważa się, że sekta s к о р с ó w wyodrębniła się z chłystów. Założyciel nowej sekty Kondratij Sieliwanow zaczął w latach sześćdziesią- Ю5 tych XVIII wieku piętnować rozwiązłość seksualną chłystów i głosić ascetyzm, który osiągano poprzez „ogniowy chrzest", kastrację. Od razu znaleźli się kontynuatorzy, sekta się rozrastała. Ideologiczną podstawą doktryny skopców była Ewangelia świętego Mateusza. Chrystus w rozmowie z uczniami kładł nacisk na nadzwyczajny charakter rozwodów, które mogą nastąpić tylko w najbardziej skrajnych wypadkach (cudzołóstwo), a w zasadzie rodzina powinna być niezachwiana. Uczniowie zadali podstępne pytanie: czy nie lepiej w takim razie w ogóle się nie żenić? Według świętego Mateusza Chrystus tak im odpowiedział: „Nie wszyscy pojmują słowa tego, ale którym jest dano. Albowiem są rze-zańcy, którzy z żywota matki się narodzili, i są rzezańcy, którzy od ludzi są uczynieni, i są rzezańcy, którzy się sami otrzebili dla królestwa niebieskiego. Kto może pojąć, niechaj pojmuje" (Mt, XIX, 11-12). Niektórzy uczeni teologowie próbowali traktować to miejsce jako alegorię, a nie dosłowną zachętę do kastrowania się; trzeci wypadek tłumaczono jako ślub czystości u osób zachowujących cnotę. Wasilij Rozanow sądził jednak, iż terminy oraz trzy warianty nie pozostawiają żadnych wątpliwości, że mowa o realnym anatomicznym stanie lub akcie, że nie jest to metafora, ale sam próbował osłabić okropność informacji rozważaniami filologicznymi: że niby grecki przyimek dia może ozna- czać nie tylko cel („dla"), lecz i przyczynę, czyli zakończenie przedostatniego zdania może być przetłumaczone nie „dla królestwa niebieskiego", lecz „z przyczyny królestwa niebieskiego", czyli „z woli Bożej", zatem mowa tu o wybieralnym losie i tak dalej. Oczywiście tego rodzaju objaśnienia są mocno naciągane, ale i one nie likwidują tego, co najważniejsze: nawet jeśli wyłączyć trzeci wypadek, Chrystus przychylnie odnosił się do kastracji (ciekawe, że skopcy uważali Chrystusa za „swego" - ewangeliczną wzmiankę o żydowskim obrzezaniu Chrystusa traktowali jako kastrację; naukom sekciarzy często towarzyszyły mimowolne kalambury, na przykład chrześcijańskie pojęcie Iskupitiel (Odkupiciel) skopcy często utożsamiali z Oskopitiel (Kastrujący). Dla świadomości chrześcijańskiej zrozumiały jest patos całkowitej wstrzemięźliwości, a stan zakonny jest najpełniejszym, najbardziej krańcowym ucieleśnieniem tego patosu, obojętne, czy chodzi tu o dosłowny klasztor, czy też o egzystencję świecką (por. na przykład propagowanie przez Tołstoja zupełnej wstrzemięźliwości w Sonacie Kreutzerowskiej; Aleksiej Chomiakow po śmierci żony chytrze wymyślił pojęcie „duchowego stanu zakonnego", czyli jakby dozwalał na fizyczne zbliżenie, ale nie dopuszczał serdecznych, miłosnych stosunków). Jednakże skopcy dowiedli, że stan zakonny to jeszcze nie kres, nie ostateczna 106 granica - można anatomicznie uniemożliwić człowiekowi życie płcio- we. Straszliwej procedurze męskiej kastracji przy użyciu rozpalonego do czerwoności żelaza lub tnących narzędzi (lub nawet kolących; używano też topora) towarzyszyła jeszcze straszniejsza operacja kobieca: wyrzynano zewnętrzne organy płciowe i nawet całe piersi (w zasadzie operacja ta była bezsensowna - przecież macica pozostawała nienaruszona i okaleczona kobieta mogła z powodzeniem rodzić, zdarzały się i takie wypadki). Należy ponadto wziąć pod uwagę, że jeśli męska kastracja była przeprowadzana na dorosłym osobniku, a nie na dziecku, to mężczyzna mógł zachować zdolność do aktu płciowego. Mając to na względzie, wymyślono „drugi stopień" kastracji — ucięcie męskiego członka. Warto podkreślić, że poza rzadkimi wyjątkami, wszystkich tych okropnych okaleczeń ciała dokonywano dobrowolnie. Taka była siła religijnego fanatyzmu — skopcy wierzyli w rychłe nastanie Królestwa Bożego na ziemi i szykowali się do życia wiecznego, licząc, na podstawie Ewangelii, na swoją wyższość nad zwykłymi ludźmi. A tymczasem trzeba było eliminować wszelkie cielesne uciechy, trzeba było ze wszystkich sił walczyć z pokusami, z „pięknem", z kobiecą urodą (Dostojewski przypuszczał, że piękno uratuje świat, skopcy zaś widzieli w pięknie zagrożenie dla świata, jego zgubę). Zdawałoby się, że negatywny aspekt doktryny i życia skopców - odcinanie członków, odrzucanie cielesnych radości i piękna - powinien był stwarzać ponure, minorowe tony światopoglądu i zachowania. Ale nie, odwrotnie, właśnie oczekiwanie szybkiego dołączenia do wiecznego boskiego świata i oczyszczenie się z obrzydliwości określały patos szczęścia, triumfu, wesołości. To w swoim czasie słusznie podkreślał Wasilij Rozanow, cytując, jak mówił, „bachusową pieśń" skopców, śpiewaną podczas radienija: A jak król Dawid po ogrodzie spacerował, Kocham, kocham! Po ogrodzie spacerował, na swych gęślach grał, Kocham, kocham!... i tak dalej. I tutaj, podobnie jak u chłystów, nie obeszło się bez zainteresowania się skopcami wyższych warstw społeczeństwa, tak bardzo ich doktryna okazała się pociągająca. Dobrowolnie poddawali się kastracji ziemianie, oficerowie, przedstawiciele duchowieństwa... W sumie w Rosji było wiele tysięcy skopców. Barwny jest los szambelana ostatniego polskiego dworu (króla Stanisława Augusta), Józefa (Aleksego w Rosji) Jelańskiego (Jeleńskiego). W latach dziewięćdziesiątych XVIII wieku 107 mieszkał w Petersburgu, układał na pół szalone utopijne projekty, manifesty (w których piętnował rozpustę na dworze Katarzyny II i domagał się oddania tronu Pawłowi). Z jakichś powodów otrzymał łagodną karę - zesłanie na Wyspy Sołowieckie (być może dlatego, że sam chciał przejść na prawosławie i zamieszkać w klasztorze?). Uwolniono go już na początku XIX wieku, za Aleksandra I. Powrócił do Petersburga, poddał się kastracji, pomagał skopcom, pomagał Sieliwa-nowowi, ale przesadził: zaprezentował jeszcze carowi projekt ogromnej reformy Rosji, w której rządzić będą kastraci. Tego już było za wiele, w 1804 roku Jelański został zesłany do klasztoru Spaso-Jefimjewskie-go w Suzdalu, gdzie zmarł w 1813. Liberalizm panowania Aleksandra I nie zagrażał samemu istnieniu sekty, lecz ograniczał się jedynie do ostrzeżeń - żeby nie kastrowano innych. Oczywiście skopcy ignorowali tego rodzaju wskazówki. Znamienna jest historia życia samego założyciela - Sieliwanowa. Przecież, tak jak wielu innych sekciarzy, był on nie tylko samozwańczym „Chrystusem", ale jeszcze ogłosił się samozwańcem-carem - rzekomo ocalałym Piotrem III, który miał zostać zabity z rozkazu Katarzyny II. Za panowania carycy, naturalnie, nie było mu lekko — był przecież niejako rywalem Pugaczowa, tyle że armii nie miał... Sieliwanowa karano knutem, zsyłano na Sybir, osadzano w twierdzy - nic nie pomagało, nadal uważał się za cara. Zdaje się, że w 1795 roku go uwolniono i zamieszkał w Moskwie. Paweł I wzywał Sieliwanowa do siebie i, jak głosi legenda, wprost pytał, czy jest on jego, imperatora, ojcem, na co Sieliwanow miał jakoby odpowiedzieć: „Nie jestem ojcem grzechu", i zaproponował Pawłowi kastrację - wówczas uzna go za syna. Paweł odmówił i odesłał samozwańca czy to do twierdzy, czy to do szpitala Obuchowskiego, na oddział dla wariatów. A za Aleksandra I Sieliwanowa zwolniono, przeniesiono do przytułku dla starców, skąd zabrał go do swego domu szambelan Jelański... Potem, po zesłaniu Jelańskiego, Sieliwanow mieszkał w domu bogatego skopca Sołodownikowa, gdzie odbywały się liczne zebrania (do trzystu osób płci obojga!). Zdumiewające, że w 1805 roku Aleksander I, wyruszając na zagraniczną wyprawę (zaczynały się wojny napoleońskie!), odwiedził Sieliwanowa, który próbował odradzać carowi wymarsz na wojnę - czas, mówił, jeszcze nie nadszedł. Zdaje się, że naprawdę władze zaniepokoiły się jedynie w 1819 roku, kiedy pechowy petersburski generał-gubernator hrabia Miłoradowicz (to jego śmiertelnie postrzeli na placu Senackim dekabrysta Piotr Kachow-ski) dowiedział się, iż dwóch jego krewnych, pułkownik i podporucznik, i os przeszło z kółka Tatarinowej do grupy Sieliwanowa, a młodszy ma na- wet zamiar się wykastrować; niepokoiło również Miłoradowicza rozprzestrzenianie się sekty w armii i flocie. Zresztą i teraz odwołano się do perswazji, w najgorszym wypadku sekciarzy brano do wojska; było to wpuszczanie szczupaka do stawu - ukarani prowadzili aktywną agitację i kastrowali dookoła żołnierzy, a nawet oficerów, którzy dali się zwieść sekcie. Wobec Sieliwanowa zastosowano znacznie łagodniejszy środek: w 1820 roku zesłano go, jak w swoim czasie Jelańskiego, do klasztoru w Suzdalu, gdzie zmarł w 1832, a do tego czasu nadal kierował sektą w skali ogólnorosyjskiej. Nawet za Mikołaja I nie od razu używano ostrych środków, surowy ukaz carski został wydany dopiero w 1850 roku: kastratom groziła katorga od ośmiu do dwunastu lat, kastrującym - piętnaście-dwadzieścia lat. Ale nic nie pomagało, skopcy dotrwali do naszych dni, do końca XX wieku, co prawda, podobnie jak w innych sektach, powstało kilka grup i ruchów, pozostających między sobą w raczej wrogich stosunkach. Jeżeli inne sekty chrześcijańskie przyszły do Rosji z Zachodu lub potem rozprzestrzeniły się poza granicami kraju, to chłystowie i skopcy stanowią wyjątkowo rosyjskie zjawisko; rozwinięta w Rosji ludowa utopijność przejawiła się tutaj w sposób zadziwiająco intensywny i potworny. Inne sekty, odwołujące się do chrześcijaństwa, były bardziej przyzwoite. Chociaż im też się dostawało. W połowie XIX wieku na Ukrainie, a potem w guberni tambowskiej, będącej z jakiegoś powodu rozsadnikiem sekciarstwa, rozprzestrzeniła się sekta duchoborów (czasami nazywa się ich duchoborcami). Przypuszcza się, że jej założycielem był jakiś kwakier, mieszkający w guberni charkowskiej. Rzeczywiście, kwakrzy i duchoborzy mają wiele wspólnego w sferze idei i w sposobie życia i nie bez powodu do dziś kwakrzy z wielką uwagą i sympatią odnoszą się do rosyjskich duchoborów. Naprawdę znanym przywódcą i ideologiem duchoborów w drugiej połowie XVIII wieku był Siłuan Kolesnikow. Nazwa sekty pochodzi od obowiązującej w niej nauki, która dość dziwacznie łączyła tradycyjne prawdy ewangeliczne z pewnymi innowacjami. Wierzący wchłania w siebie Ducha Świętego. W naturze Bóg istnieje, by tak rzec, zmysłowo, cieleśnie, a duchowo znajduje się w duszy człowieka. Dusza istniała już przed stworzeniem świata; po śmierci pobożnego człowieka wstępuje ona w ciało takiego samego człowieka lub noworodka, dusza człowieka złego zaś - w ciało zwierzęcia; wszyscy grzesznicy zostaną zniszczeni przy końcu świata. Jezus Chrystus to zwykły człowiek i jego dusza też wstępowała później w ludzi pobożnych. Duchoborzy odrzucali chodzenie do cerkwi, odrzucali ikony i nabożeństwa, chrzest i zaślubiny, czyli wszystkie posługi i obrzędy; negowali również „materialne" posty, uznawali jedynie post myślowy, pojmowany jako powstrzymanie się od złych czynów i słów. Nabożeństwo, które polega na śpiewaniu psalmów i modlitw, odbywa się w zwyczajnych pokojach łub w polu, kapłanów nie ma; ślub zawiera się na podstawie wzajemnej zgody i bez żadnych zewnętrznych obrzędów. Gminą kieruje zgromadzenie starców. Duchoborzy nie piją, nie palą, są bardzo pracowici, więc kiedy ich pozostawiano w spokoju, to szybko osiągali gminną i osobistą harmonię oraz pomyślność materialną. Ale niestety nie zapominano o nich. Głównym powodem irytacji władz było kierowanie się przez nich ewangelicznym przykazaniem „Nie zabijaj" i odmowa przysięgi wojskowej oraz noszenia broni, chociaż wywiązywanie się z pozostałych obowiązków - i przestrzeganie prawa, i sumienne płacenie podatków - powinno wzbudzać wyrozumiały stosunek do duchoborów. Jednakże dochodziło do tego rozdrażnienie oficjalnej cerkwi. Dlatego chociaż do czynów duchoborów trudno było dopasować paragrafy kodeksu karnego, to mimo wszystko często ich wysiedlano i przesiedlano. Na początku ХГХ wieku nastąpiło masowe przesiedlenie z guberni centralnych na południe, do powiatu mielitopolskiego. A "kiedy duchoborzy tam się zadomowili, za Mikołaja I (ukaz z 1837 roku) przesiedlono ich na Kaukaz, do Gruzji. Mieszkają tam do dziś, mimo że w końcu XIX wieku masowo emigrowali do Kanady i do Stanów Zjednoczonych, przy pomocy tołstojowców i kwakrów. Od duchoborów oddzielili się mołokanie. Nazwę czasem tłumaczy się związkiem z rzeką Mołocznaja w powiecie mielitopolskim, ale jest to mało prawdopodobne, ponieważ mołokanie trafili do guberni taurydzkiej dopiero w XIX wieku, a powstanie sekty datuje się na wiek XVIII, na drugą jego połowę. Bardziej prawdopodobny wydaje się związek tej nazwy z „mlekiem duchowym", przyjmowanym od Boga, ale najbardziej prawdopodobne jest mimo wszystko zwyczajne i życiowe wyjaśnienie: namiętność mołokanów do produktów mlecznych i specjalne spożywanie mleka we wszystkie posty. Za założyciela sekty uważa się chłopa z guberni tambowskiej Siemiona Ukleina, który był duchoborem, ale potem stworzył własną naukę, w swej podstawie zbieżną z ducho-borską — to samo negowanie obrzędów i sakramentów cerkwi prawosławnej, ikon, nabożeństw i tym podobnych, to samo nieuznawanie przysięgi i sprzeciw wobec noszenia broni. Różnice dotyczyły pełniejszego przyjmowania Biblii (duchoborzy traktowali Pismo Święte wybiórczo i przyjmowali je z korekturami), a także pewnych szczegółów nowych obrzędów (śluby były odprawiane przez rodziców narzeczone-110 go i narzeczonej). Już w XIX wieku mołokanie podzielili się na kilka grup, bardzo różniących się od siebie. Rosja obfitowała również w inne sekty: Adwentyści Dnia Siódmego, mennonici, baptyści i nie tylko. Wszystkie one były (i są) odmianami protestantyzmu. Cała ta historia nieprawosławnych religii i bliskich prawosławiu sekt wskazuje wyraźnie na nie najlepszą kondycję panującej cerkwi. Napływ wiernych do prawosławia był minimalny, często przymusowy, a odpływ, wyraźnie niepopierany, a często karany, był dość duży. I jeśli ludzie szli na katorgę, decydowali się na potworne okaleczenia własnego ciała dla wiary i zaspokojenia potrzeb ducha i duszy, oznacza to, że na tę drogę popychały ich nie osobiste błędy lub szaleństwa, lecz pewne przyczyny obiektywne. Główna spośród nich to oficjalność, biurokratyzm cerkwi prawosławnej, jej zrośnięcie się z władzą państwową i podporządkowanie się tej władzy. Już w XIX stuleciu coraz głośniej rozlegały się głosy o złej sytuacji cerkwi, o konieczności przeprowadzenia zdecydowanych zmian i wszystkie te głosy i problemy przeszły do najtrudniejszego dla cerkwi rosyjskiej XX wieku. Natomiast lud i znaczące warstwy inteligencji pozostawały po prostu prawosławnymi chrześcijanami, dystansowały się od niegodnych duchownych lub parafian, wierzyły w zwycięstwo jasnych pierwiast- ków cerkiewnych nad siłami zła i poprzez tę wiarę wzmacniały i podnosiły swój poziom moralno-duchowy. Było to niezwykle ważne. W warunkach prawie nieprzerwanych społecznych i materialnych zygzaków życia, konfliktowości, rozłamów, mętnej, niejasnej wizji przyszłości trzeba było mieć trwały moralno-duchowy fundament, rdzeń, na którym się opierając, łatwiej jest orientować się w kalejdoskopie współczesności, nie poddawać się erozji, nie rozdrabniać w codziennej bieganinie. ' Filozoficzne podstawy światopoglądu rosyjskich uczonych, publicystów, pisarzy Panujący stan umysłów, myśl społeczna, jej rozwój zazwyczaj jest mocno uzależniony od zasad filozoficznych. Ludzie o temperamencie polityka (Marks, Hercen, Czernyszewski) traktują filozofię jak służkę, jest im ona potrzebna do wyjaśniania i usprawiedliwiania określonych struktur i zamierzeń społeczno-politycznych; ludzie nauki, teologowie, artyści, pisarze, krytycy, publicyści też wykorzystują metody filozoficzne jako narzędzia; i tylko filozofowie z powołania - odwrotnie - budują cały świat na pewnych fundamentach filozoficznych i całą resztę wyprowadzają i tłumaczą tymi podstawami: i struktury społeczno-polityczne, i psychologię, i estetykę. Być może w Rosji XIX wieku dlatego właśnie było tak niewielu oryginalnych filozofów, że najlepsze umysły angażowały się w działalność w sferach bardziej praktycznych, takich jak nauki stosowane, dziennikarstwo (publicystyka i krytyka), różne dziedziny sztuki. W dodatku hamująco mogły działać ograniczenia nakładane na filozofię, charakterystyczne dla panowania Mikołaja I. Możliwe, że na brak całościowych koncepcji autorstwa rosyjskich uczonych XIX wieku wpłynęła jeszcze sama tymczasowość, płynność, nieprzewidywalność życia rosyjskiego; istota takiego życia przejawiała 113 się raczej w artystyczności i fragmentaryczności myślenia niż w ogromnych systemach Hegla. Właśnie naczytawszy się Hegla i patrząc z góry na obrazowo-metaforyczną metodę wykładu Schelłinga, Hercen tak oto krytykuje rosyjskiego wyznawcę niemieckiego filozofa, Michaiła Pawłowa, w sumie bardzo szanowanego i cenionego przez autora Rzeczy minionych i rozmyślań: „Jeśli nie wszystko było dość przejrzyste, winę ponosił nie on, lecz mętna nauka Schelłinga. Winić Pawłowa należy raczej za to, że zatrzymał się na tej Mahabharacie filozofii i nie przeszedł surowej próby logiki Heglowskiej. Lecz nawet we własnej nauce nie wykroczył poza wprowadzenie i ogólny zarys, a w każdym razie nie pociągnął za sobą innych. Owo zatrzymanie się przy początkach, to niedokończenie własnego dzieła, te domy bez dachu, fundamenty bez domów i wspaniały przedsionek prowadzący do skromnego mieszkania są całkowicie zgodne z duchem narodu rosyjskiego. Czyż nie dlatego zadowalamy się przedsionkiem, że historia nasza wciąż jeszcze kołacze do wrót?" Dlatego przez cały wiek XIX przechodzą zmieniające się kolejno, a czasem również współistniejące, fale fascynacji zachodnioeuropejskimi systemami filozoficznymi, głównie niemieckimi, które zastąpiły wolterianizm i masonerię; zresztą, nim upłynęła połowa tego stulecia, • niemiecka filozofia klasyczna ustąpiła miejsca oddziaływaniu francuskich i angielskich pozytywistów. Zachodnioeuropejscy filozofowie w ciągu całego XIX wieku sprawowali rząd dusz, czy to oddziałując na cały światopogląd określonych grup działaczy rosyjskich, czy to stając się jedynie cząstkowym czynnikiem lub warstwą w odpowiednim systemie. Często wzrost zainteresowania tym lub innym filozofem następował nie równolegle do jego twórczości, lecz z pewnym opóźnieniem, nawet pośmiertnie, a niekiedy nawet wiele lat po śmierci autora — podstawowa praca Arthura Schopenhauera Świat jako wola i wyobrażenie została opublikowana w 1819 roku, ale popularność w Rosji (podobnie jak na Zachodzie) zdobyła dopiero w latach sześćdziesiątych, już po śmierci filozofa (1860), czyli po upływie pół wieku; Saren Kier-kegaard zyskał rozgłos w ogóle dopiero po upływie stulecia - zarówno w Rosji, jak i na Zachodzie. Ale przykłady Schopenhauera i Kierke-gaarda są wyjątkowe, tłumaczą się szczególnymi przyczynami, przede wszystkim nieznajomością lub bardzo słabą znajomością filozofów w ich ojczyźnie i w sąsiednich krajach zachodnioeuropejskich. Na odmiennym gruncie rodziła się popularność innych filozofów. W związku z tym, że odżywcza gleba, czyli czasopisma, uniwersytety, kółka i tak dalej, które przekazywały społeczeństwu informacje doty-U4 czące koncepcji filozoficznych, zaczęły się w Rosji masowo pojawiać dopiero w pierwszych dziesięcioleciach XIX wieku, Kant, zmarły w 1804 roku, oraz Fichte, który zmarł w roku 1814, do świadomości wykształconej części społeczeństwa trafili, ma się rozumieć, już pośmiertnie. Wielka sława Hegla odzwierciedliła się częściowo i w Rosji za jego życia — wykładów filozofa zdążyli wysłuchać utalentowani działacze rosyjscy Aleksandr Turgieniew oraz Iwan Turgieniew, w pracach rosyjskich filozofów i estetyków (Aleksandr Galicz, Nikołaj Nadieżdin) pojawiły się pochwalne charakterystyki nowego niemieckiego idola, lecz szczyt popularności i ważności Hegla dla rosyjskiej myśli społecznej mimo wszystko przypada na okres już po jego śmierci, na drugą połowę lat trzydziestych oraz na lata czterdzieste. Co innego Schelling. I dzięki swej długowieczności (zmarł w 1854 roku), i ze względu na światową sławę, którą nie ustępował Heglowi, oraz na specyficzność swej metody filozof ten był już za życia popularny w Rosji w ciągu prawie półwiecza. Co więcej, właśnie Schelling został pierwszym niemieckim filozofem, który szeroko i intensywnie wpłynął na myśl i sztukę rosyjską. Jego znaczenie jest nieporównywalne z wpływem Kanta i Fichtego. Kant w ogóle okazał się filozofem obcym dla rosyjskich myślicieli początku XIX wieku: i dla humanistycznej profesury uniwersyteckiej, i dla filozofów religijnych (z powodu agnostycyzmu i prawie że bezbożnictwa1), i dla przyrodoznawców (Nikołaj Łobaczewski krytykował Kanta za jego a priori w rozumieniu przestrzeni - nasz matematyk sądził, że linie i powierzchnie dają się wyprowadzić jedynie z obiektywnych przedmiotów). Odrodzenie zainteresowania dziedzictwem Kanta nastąpiło w Rosji dopiero pod koniec XIX stulecia i przeszło do wieku XX w związku z rozpowszechnieniem się neokantyzmu w Europie Zachodniej. Zresztą i w tym stuleciu Kant nie został panem myśli. Jeszcze mniej znaczące było oddziaływanie Fichtego; być może odzwierciedla to obiektywną aksjologiczną hierarchię filozofów. Można odnotować jedynie niewielką eksplozję zainteresowania Fich-tem w kółku Nikołaja Stankiewicza w latach 1835-1836: Michaił Bakunin przetłumaczył i opublikował, dzięki Bielińskiemu, w „Tielesko-pie" Wykłady o przeznaczeniu uczonych (w niemieckim oryginale ukazały się one w 1794 roku; nie należy ich mylić z analogicznym cyklem lekcji z roku 1811), Bieliński zaś, opierając się na radykalnych ideach etycznych Fichtego (patos wolności człowieka i wolnego wyboru moralnego, rozumność dobra i tym podobne), napisał swój słynny artykuł--recenzję Próba systemu filozofii moralnej. Dzieło magistra A. Drozdowa..., który powinien był ukazać się zaraz po przekładzie Bakunina w następnym zeszycie „Tieleskopu" (zeszyt 30 z roku 1835), lecz ukazał się z opóźnieniem, w październiku 1836; wydawca Nadieżdin, wiedząc o zagrożeniach, jakie wynikły z powodu publikacji Listu filozoficznego Czaadajewa, prawie do jednej trzeciej skrócił artykuł Bielińskiego -tekst stał się krótki i niejasny. Za to bardzo wyraźnie wypowiadał się Bieliński w liście do Bakunina z 12-24 października 1838 roku, wspominając ich wspólną fascynację niemieckim filozofem: „[...] tak myślałem wówczas, dlatego że fichteanizm odebrałem jako robespieryzm i w nowej teorii poczułem zapach krwi" (Bielinskij, X, 320). Nadieżdin, niestety, opuścił w artykule Bielińskiego o Drozdowie fragmenty najbardziej wartościowe, na przykład zreferowanie idei Fichtego o przyszłym upadku państwa i o stworzeniu chrześcijańskiego braterstwa ludzi, czyli zalążki idei utopijnego socjalizmu. Powróćmy do Schellinga, którego sława zaczęła się rozprzestrzeniać w Rosji od samego początku XIX wieku - przecież pierwsze słynne dzieło, System transcendentalnego idealizmu, ukazało się u progu nowego stulecia, w roku 1800. Rewelacje Schellinga: procesualnosc, idea rozwoju, dążenie do łączenia przeciwstawnych rzeczy - ducha i natury, podmiotu i przedmiotu - w jedną całość, mającą swoje źródło w absolucie, Bogu, wszystko to wpływało na umysły, ale też na uczucia, ponieważ Schelling pisał swe książki i wykładał nie suchym, schematycz- nym językiem, lecz niejako artystycznie, emocjonalnie, oddziałując również na dusze czytelników i słuchaczy. Wielkie zainteresowanie filozofa naturą, dążenie do włączenia jej w ogromny system świata, w boski absolut, wpływało na tych przyrodoznawców, którzy nie ograniczali się do wiedzy empirycznej i do opisu zjawisk natury, lecz zmierzali do ich teoretycznej interpretacji. Znany jest ogromny wpływ Schellinga na rozwój nauk przyrodniczych w Niemczech. Jego największym niemieckim zwolennikiem był Lorentz Oken (prawdziwe nazwisko - Okenfus), lekarz z zawodu, autor fundamentalnej trzytomowej pracy Podręcznik filozofii naturalnej (Jena 1809-1811; III wydanie - Zurych 1834). Oken rozwijał aż do schematyzmu antynomie Schellinga oraz ich zjednoczenie w absolutnej tożsamości; nawet Bóg był u niego „samouświadamia-jącym Nic", zerem, tworzącym i jednoczącym pozytywne i negatywne wielkości. Charakterystyczne, że również w Rosji pierwszymi wybitnymi wyznawcami Schellinga byli nie humaniści, lecz przyrodoznawcy: petersburski profesor Daniło Wiellanski i moskiewski - Michaił Pawłów. Wiellanski to człowiek pochodzący z ukraińskiej prowincji, z okolic Czernihowa, syn rzemieślnika. Ale prawdopodobnie ojciec był dostatecznie zamożny, skoro w miasteczku mógł znaleźć nauczycieli, którzy nauczyli chłopca nie tylko czytania i pisania, ale też łaciny; utalentowany młodzieniec w 1789 roku wstąpił do Kijowskiej Akademii Duchownej; tu zmieniono mu dźwięczne — odziedziczone po ojcu - nazwisko Kawonnik (po rosyjsku brzmiałoby ono - Arbuznik) na nie mniej dźwięczne Wiellanski (od francuskiego uaillant - odważny, śmiały, dzielny). W 1796 roku wraz z innymi wyróżniającymi się absolwentami akademii został wysłany po dalsze nauki za granicę, ale utknął w Petersburgu - nowy car, Paweł I, natychmiast zawiesił tego rodzaju wyjazdy. Wówczas Wiellanski wstąpił do szkoły medycznej, przekształconej w 1798 w Akademię Medyczno-Chirurgiczną; tę ostatnią ukończył w roku 1802; tutaj też zwrócił na siebie uwagę i - już za następnego cara - wysłano go, by uzupełnił wykształcenie, na trzy lata do Niemiec, gdzie zapoznał się z filozofią Schellinga. Po powrocie zatrzymano go w akademii jako wykładowcę, a w 1807 roku uzyskał habilitację na podstawie rozprawy z charakterystycznym tytułem O reformie teorii medycznej i fizycznej. Rzecz nie tylko w teoretycznym charakterze zawartości, lecz i w łączeniu medycyny i fizyki, w tworzeniu ogólnoprzy-rodniczej filozofii naturalnej. Wiellanski kierował katedrą fizjologii i patologii; ciekawe, że wcześniej wykładał (od 1814 jako profesor zwyczajny) w katedrze anatomii i fizjologii, ale czuł wyraźną niechęć do anatomii, prawdopodobnie uważając ją za czysto doświadczalną, opi- sową naukę, i następnie, w roku 1819, zdołał utworzyć katedrę bez anatomii. Zajmując się przedmiotami stricte medycznymi, stale jednak zwracał się w stronę fizyki, pisząc w końcu syntetyczną pracę Fizyka doświadczalna, obserwacyjna i spekulatywna (1831). Rozprawa cieszyła się powodzeniem wśród wszystkich zajmujących się filozofią przyrody. Nikołaj Polewoj, przetrzymywany w areszcie w III Oddziale do czasu wyjaśnienia swego losu (jego czasopismo „Moskowskij tiele-graf zostało zamknięte) i niemający nic do czytania, poprosił o dostarczenie mu Fizyki spekulatywnej Wiellanskiego, o której wypowiadał się potem entuzjastycznie „i mówił, że jedynie lektura tego dzieła pomagała mu łatwo znieść nieoczekiwaną niełaskę" (Bobrów, 1899, 255). Jeszcze większym powodzeniem cieszyły się wykłady Wiellanskiego — „Patrząc na fizjologię i patologię ogólną z punktu widzenia filozofii Schellinga i Okena, ten najwybitniejszy z rosyjskich filozofów wydobył z treści fizjologii esencję i tak potrafił zaabsorbować nią młode umysły swoich słuchaczy, że na jego wykłady patrzono jak na jakieś objawienie i zachwycano się nimi aż do zapomnienia o sobie. Kurs jego był, można powiedzieć, nieprzerwaną ekstazą, o której byli jego uczniowie nie mogli wspomnieć bez zachwytu nawet po dwudziestu latach po opuszczeniu akademii". I jeszcze jedno wspomnienie: „Studenci słuchali go z taką uwagą, że gdyby profesor zamilkł, to w tej ciszy, jak się wydaje, byłoby 117 słychać poruszenie pajęczyny w powietrzu. W czasie wykładu czterysta oczu słuchaczy nie odrywało od niego spojrzenia" (tamże, 67-68). Wiellanski potrzebował jednak bardziej bezpośredniego kontaktu również z kolegami-specjalistami, znawcami filozofii naturalnej — ale takich najwyraźniej było niewielu. Z podobną ignorancją Wiellanski spotkał się już w czasie obrony swej dysertacji doktorskiej - dyskusję trzykrotnie odkładano z powodu braku dyskutantów; w końcu tytuł przyznano bez dyskusji. Wówczas profesor wystąpił z publicznym oświadczeniem (opublikowanym w czasopiśmie „Siewiernaja pczieła" w 1832 roku), proponując kolegom, by podjęli z nim polemikę, której podstawą miałaby być problematyka Fizyki spekulatywnej, zwłaszcza takie zagadnienia, jak światło, ciężar, ciepło, magnetyzm, elektryczność, chemizm, galwanizacja - i jeśli polemiście uda się zburzyć konstrukcję autora, to ten z wdzięcznością przyjmie krytykę i obiecuje wypłacić tysiąc rubli premii; jeżeli zaś autor udowodni bezpodstawność krytyki, to polemista będzie zobowiązany do przekazania autorowi pięciuset rubli... Zdaje się, że tego rodzaju ogłoszenie nie ma precedensu w prasie światowej. Wiellanski był pełen planów twórczych, szybko się rozwijał jako myśliciel, w niektórych kwestiach szedł dalej niż Schelling, zamierzał napisać rozprawę podsumowującą, która jednoczyłaby fizjologię i fizy- kę w integralną filozofię naturalną. 29 maja 1834 roku pisał w liście do moskiewskiego kolegi Michaiła Pawłowa: „Ideałem mojej Fizjologii jest uniwersum, które jest w niej przedstawione z zewnętrznej i wewnętrznej strony i którego pierwotną postacią zewnętrzną jest o g i e ń, a ostatecznym tworem wewnętrznym — człowiek. Absolutna idea natury, w swojej obiektywnej formie, ujawnia się w ogniu, w subiektywnej postaci zaś jest człowiekiem. Dlatego i moja Fizjologia na początku pokazuje ogień, a na końcu przedstawia człowieka. Gdyby nie było wzorców racjonalnej architektoniki, stworzonych przez Schellin-ga, Steffensa i Okena, to nie mógłbym zbudować tego intelektualnego gmachu. Ale naśladować wielkie oryginały może tylko ten, kto posiada swoją zdolność" (tamże, 226). H. Steffens - niemiecki profesor przyro-doznawca, popularyzator idei Schellinga. Ale uczony z wielkimi trudnościami kroczył wybraną przez siebie drogą. Niektóre jego dzieła zatrzymywała cenzura, inne spotykały się z zarzutami, że nie odpowiadają dogmatom prawosławia, nawet w jego wykładach znajdowano idee niezgodne z religią chrześcijańską. A w dodatku w 1837 roku silna katarakta doprowadziła do ślepoty, trzeba było przejść na emeryturę. Niewidomy uczony nadal jednak tworzył, dyktował żonie swoje nowe książki. Niestety, rękopisy Wiellanskiego 118 zaginęły, jego następcy nie zdołali ich odszukać - żona jakoby przeka- zała je akademii, lecz tam ich nie odnaleziono. Po śmierci wybitnego uczonego pojawiły się nekrologi z najwyższymi ocenami jego działalności. Petersburska „Miedicinskaja gazieta Ros-sii", ukazująca się w języku niemieckim, opublikowała prawdziwy dytyramb autorstwa M. Heinego, w którym pojawiły się bardzo ważne informacje: „Sam Schelling oświadczył, że uważa Wiellanskiego za jednego ze swych najbardziej kompetentnych i doskonałych uczniów. W ten sposób Wiellanski stał się dla Rosji Schellingiem" (tamże, 87). Młodszy współczesny Wiellanskiego Michaił Pawłów wywodził się ze stanu duchownego; po ukończeniu seminarium w Woroneżu próbował szczęścia w paru szkołach, ale ostatecznie wybrał Uniwersytet Moskiewski, który ukończył (1815), studiując równolegle na dwóch wydziałach: medycznym i filozoficznym (matematyka) - i pozostał na uczelni. W 1818 obronił pracę doktorską w dziedzinie medycyny i w tym samym roku został wysłany na dwa lata za granicę, ażeby doskonalić się w zakresie przyrodoznawstwa i gospodarstwa wiejskiego. Podobnie jak Wiellanski szesnaście lat wcześniej, Pawłów wielką uwagę zwracał tam na filozoficzne podstawy nauk przyrodniczych, przede wszystkim na prace Schellinga i Okena. Po powrocie młody profesor Uniwersytetu Moskiewskiego wykładał najróżniejsze przedmioty przyrodnicze: fizy- kę, mineralogię, gospodarstwo wiejskie. Pawłów miał kierować Instytutem Agronomicznym przy uniwersytecie, którego projekt został już zatwierdzony przez Mikołaja I, lecz nieoczekiwany wylew krwi przerwał jego życie w wieku czterdziestu siedmiu lat. Wszystkie swe, by tak rzec, przedmioty praktyczne Pawłów nasycał zasadami teoretycznymi. Hercen stworzył wspaniały obraz tego profesora w Rzeczach minionych i rozmyślaniach: „M. G. Pawłów zaszczepił filozofię niemiecką Uniwersytetowi Moskiewskiemu. Katedra filozofii nie była obsadzona od 1826 roku. Pawłów wykładał wstęp do filozofii zamiast fizyki i gospodarstwa wiejskiego. Jeśli na jego wykładach trudno było nauczyć się fizyki, to nauczenie się gospodarstwa wiejskiego było już zupełnie niemożliwe; mimo to kurs był niezwykle pożyteczny. Pawłów stawał w drzwiach prowadzących do auli wydziału matematyczno--fizycznego i zatrzymywał studenta pytaniem: «Chcesz poznać przyrodę? Ale co to jest przyroda? Co to znaczy poznać?» Kwestia ta jest szczególnie ważna; młodzieży naszej, wstępującej na uniwersytet, całkowicie brak przygotowania filozoficznego; jedynie seminarzyści mają pojęcie o filozofii, ale za to kompletnie fałszywe. W odpowiedzi na te pytania Pawłów wykładał naukę Schellinga i Okena w sposób tak plastyczny i zrozumiały, jakiego nie osiągnął żaden filozof naturalista" (Hercen, IX, 16-17). Hercen nie przesadzał, kiedy mówił, że na wykładach Pawłowa „trudno się było nauczyć" fizyki i gospodarstwa wiejskiego, ale za to profesor odsłaniał filozoficzne podstawy nauk szczegółowych. W tej kwestii mamy też inne świadectwa współczesnych, na przykład Aleksandra Studitskiego: „Słuchaczy zainteresowała niezwykła konsekwencja myśli i nadzwyczajna zwięzłość wykładu. Pawłów nie lubił gadulstwa, był skąpy w słowach. Każde jego wyrażenie było za to tak dobrze uformowane, tak kompletne, tak naturalnie wiązało się z innymi, że już wówczas, na pierwszym roku, zdumiewała nas jego logika i nasz podziw nie miał granic. Tej logice myśli odpowiadał zewnętrzny dar wysłowienia. Ogień w oczach, poruszenie w każdym rysie twarzy, na-przemienność niezadowolenia i triumfu, falowanie mowy, czasem spokojnej i płynnej, czasem urywanej, entuzjastycznej, patetycznej -wszystko to ukazywało namiętną.miłość do przedmiotu i, być może, również do swych słuchaczy. Od pierwszego wykładu do ostatniego -nie było ani jednego chłodnego, ani jednego beznamiętnego, ani jednego nudnego. Zapał nie opuszczał profesora ani na chwilę. I ten zapał udzielał się zawsze jego słuchaczom. Myśli Pawłowa, mało przydatne, jeśli chodzi o sam przedmiot, były jednak dla nas nicią przewodnią w innych, rozwijały, lub przynajmniej pomogły rozwinąć się jakie- mus szczególnemu, krytycznemu spojrzeniu na naukę w ogóle..." (Bobrów, 116-117). Logika myśli Pawłowa była rzeczywiście zadziwiająca. Oto jego klasyfikacja nauk (przedstawiona w artykule Ogólny zarys nauk - „Otie-czestwiennyje zapiski" 1839, nr 7): poznający oddziela siebie, swoje ja", od poznawanego, od przyrody, i zakłada istnienie Stwórcy, najwyższej zasady, tworzącej człowieka i przyrodę; powstaje wiara, a następnie nauki teologiczne; badające człowieka - nauki psychologiczne; badające przyrodę — fizyczne; ale z działalności człowieka wynika dążenie do przekształcania pojęć w przedmioty, w tym także w sztuki piękne, badają je nauki filologiczne; świat zewnętrzny człowieka badają nauki polityczne; nauki teologiczne wiążą się ze szczególnym rodzajem poznania -z objawieniem; inny rodzaj poznania - empiryczny - obowiązuje w pozostałych naukach; istnieje jeszcze trzeci rodzaj poznania — spekulatywny, tworzy on nauki filozoficzne; poznanie dokonuje się w dwojaki sposób: w rzeczywistości (i tutaj lokują się wszystkie nauki „pozytywne") i w sferze możliwości - stąd się wywodzą nauki filozoficzne, które w zależności od zorientowania na ideę lub na formę dzielą się na ideologię i matematykę. Taka sama precyzyjna klasyfikacja 120 została dokonana w podręczniku fizyki w odniesieniu do nauk przyrod- niczych. Wszystko to nie oznacza, że Pawłów był czystym teoretykiem. W odróżnieniu od Wiellanskiego, ale też i od Schellinga, wiele uwagi poświęcał on praktyce gospodarstwa wiejskiego, prowadził eksperymentalny chutor, w którym z powodzeniem hodował rośliny okopowe i siał trawy, wynalazł jakiś specjalny pług, organizował szkołę rolniczą dla dzieci chłopów pańszczyźnianych. Między innymi Pawłów utrzymywał w Moskwie szkołę prywatną, w której młodzież męską przygotowywano do wstąpienia na uniwersytet; jego wychowankami, obok innych znanych postaci, byli też działacze z filozoficznym zacięciem: Nikołaj Stankiewicz i Michaił Katkow. Pawłów założył czasopismo „Atieniej" (1828-1830), w którym ogłaszał swoje artykuły o charakterze teoretycznym i „stosowanym". Filozoficzne, schellingiańskie podstawy metody i uniwersalną wiedzę uczony skupił w fundamentalnych pracach: Chemia rolnicza (2 tomy, 1833), Podstawy fizyki (2 tomy, 1833-1836), Kurs gospodarstwa wiejskiego (2 tomy, 1837). Główną zasługą Pawłowa było wychowanie całej plejady uczniów, szczególnie wyróżniają się wśród nich Stankiewicz i „lubomudrzy". Grupa młodzieży moskiewskiej założyła w 1823 roku Towarzystwo Lubomudrów. Inicjatorami byli książę Władimir Odojewski i Dmitrij Wieniewitinow, oni też stanęli na czele towarzystwa - Odojewski jako przewodniczący, a Wieniewitinow jako sekretarz. Aktywnymi działaczami byli przyszli słowianofile Aleksandr Koszelew i Iwan Kiriejewski oraz skłaniający się ku nim Nikołaj Rożalin. W towarzystwie działali również przyszli profesorowie Uniwersytetu Moskiewskiego - Michaił Pogodni i Stiepan Szewyriew. Kółko od samego początku zostało określone jako tajne, lecz nie było w nim ani motywów politycznych, ani sek-ciarsko-religij nych. „Lubomudrzy" w centrum swoich zainteresowań i zajęć umieścili filozofię. Jako przeciwwagę materialistycznej filozofii Francji i wolte-rianizmu młodzi ludzie wysuwali najnowszą filozofię niemiecką, lecz swoją przynależność do klanu filozofów oznaczyli rosyjskim słowem lubomudr - dosłowną kalką greckiego „filozof. Słowa tego używano również wcześniej w pracach pisanych w języku rosyjskim, lecz nie było ono rozpowszechnione i ponownie wprowadził je w użycie Odojewski, który w ogóle lubił rusyfikować terminy zachodnioeuropejskie: Absolut zastąpił Bezwarunkiem, a Generalizację — Rodzajowaniem. Zamiary „lubomudrzy" mieli ogromne: założenie własnego czasopisma, napisanie słownika filozoficznego, przetłumaczenie na język rosyjski wszystkich klasyków filozofii i tak dalej. Spośród tych projektów prawie urzeczywistniono pierwszy: Odojewski razem z przyszłym dekabrystą 121 Wilhelmem Kiichelbeckerem wydawał w latach 1824-1825 almanach „Mniemozina" (ukazały się cztery woluminy), który stał się organem „lubomudrów". Do słownika zostało napisane, zdaje się, jedno hasło, z przekładami rzecz miała się równie źle. W centrum znajdowało się intensywne zajmowanie się „lubomudrów" filozofią, co później bardzo owocnie odbiło się na ich twórczości, szczególnie odnosi się to do Odojew-skiego i Kiriejewskiego, najbardziej znaczących pisarzy z kółka (wybitny poeta i myśliciel Wieniewitinow, niestety, zmarł nagle w 1827 roku). Ze wszystkich filozofów niemieckich romantyczna młodzież kółka najbardziej poważała Schellinga, który poetycznie wypowiadał się na tematy filozoficzne, nadzwyczaj wysoko cenił sztukę, który swoją teorią tożsamości i absolutu potwierdzał integralność świata, integralność człowieka, integralność wiedzy. Wielkim powodzeniem cieszył się u „lubomudrów" również schellingianista Oken. Odojewski przełożył na język rosyjski początek jego Podręcznika filozofii naturalnej -O znaczeniu zera, w którym niweluje się plus i minus (Sakulin, 1913, 1,104) - i wygłosił go na posiedzeniu kółka literackiego swego nauczyciela Siemiona Raicza. Odojewski już w swych wczesnych pracach popularyzował filozofię Schellinga, na przykład w Aforyzmach różnych pisarzy w zakresie współczesnej filozofii niemieckiej („Mniemozina", kn. 2): człowiek-obserwator i przyroda nie istnieją bez siebie, łączy ich harmonia, współmierność, dążenie do tożsamości; abstrakcyjne i materialne jednoczy się w absolucie i tak dalej. Wiele motywów z Schel-linga odnajdziemy i w następnych dziełach Odojewskiego, w tym także i w najbardziej znaczącym — W cyklu Noce rosyjskie (1844). Ale w latach czterdziestych Odojewski poszedł dalej niż nauczyciel - sam schel-lingianizm, jak przyznawał książę, popchnął go w stronę przyrodniczej realności: anatomii, fizjologii, chemii, fizyki. Wiellanski i Pawłów od konkretnych przedmiotów przyrodniczych doszli do filozofii, a Odojewski odwrotnie - zajmowanie się filozofią wzbudziło w nim miłość do nauk przyrodniczych. Zdaje się, że ta droga jest wyjątkowa dla „lubomudra", jedynie Koszelew został potem praktykiem gospodarstwa wiejskiego; ale interesujące jest podobieństwo Odojewskiego do współpracownika Her-cena, Nikołaja Ogariewa, który w latach czterdziestych też zaczął poważnie zajmować się chemią i fizjologią. Ogariewa jednak skierowali na tę praktyczną drogę nie schellingianiści, lecz pierwsi francuscy pozytywiści, Odojewskiego zaś - nie tylko schellingianiści. Począwszy od lat trzydziestych, książę coraz bardziej zaczął się pasjonować mistyką, Kabałą, alchemią - i te zajęcia też wpłynęły na jego praktyczne nastawienie. Jego odejście od czystego schellingianizmu dobitnie charakteryzuje notatka w dzienniku, dotycząca wizyty, jaką Odojewski złożył Schel-lingowi w Berlinie 26 czerwca 1842 roku. Książę zadawał mistrzowi pytania, które odnosiły się nie tyle do jego filozofii, co do jego stosunku do mistyków, do Saint-Martina i Baadera (nie bez satysfakcji i w tej notatce, i później w Nocach rosyjskich Odojewski odnotował niewystarczającą wiedzę Schellinga w dziedzinie literatury mistycznej: maitre mylił Saint-Martina i Martinesa de Pasąually). I bardzo znamienna jest jak gdyby podsumowująca ocena schellingianizmu w Nocach rosyjskich, w Nocy drugiej: „Na początku XIX wieku Scłielling był tym, kim był Krzysztof Kolumb w XV: odkrył dla człowieka nieznaną część jego świata, o której istniały tylko jakieś legendy -jego duszę! Jak Krzysztof Kolumb znalazł nie to, czego szukał; jak Krzysztof Kolumb wzbudził nadzieje nie do urzeczywistnienia. Ale jak Krzysztof Kolumb wyznaczył nowy kierunek działalności człowieka! Wszyscy ruszyli do tej cudownej, rozkosznej krainy, jedni wiedzeni przykładem odważnego żeglarza, inni dla nauki, jeszcze inni z ciekawości lub dla zysku. Jedni przywieźli stamtąd wiele skarbów, inni jedynie małpy i papugi, a wielu utonęło". Odojewski był najbardziej twórczym schellingianistą pośród „lubo-mudrów". Wieniewitinow, który opuścił ten padół w dwudziestym pierwszym roku życia, niewiele zdążył zrobić. Głęboki i powolny Iwan Kirie- jewski jedynie gromadził wiedzę, solidny schellingianizm pojawi się u niego dopiero w okresie słowianofilskim, w latach czterdziestych i pięćdziesiątych, szczególnie zauważalny będzie wpływ późnego Schel-linga, twórcy „filozofii objawienia" - w patosie integralności, integralnego człowieka i integralnej wiedzy, w potwierdzeniu niewystarczalności rozumu logicznego i konieczności połączenia rozumu z wiarą Kiriejew-ski mógł z satysfakcją oprzeć się na „filozofii objawienia". Schellingianizm zaznaczył się również we wczesnej poezji innego założyciela słowianofilstwa - Aleksieja Chomiakowa. Zbliżony do „lu-bomudrów", w wielu swych wierszach z lat dwudziestych {Młodość, Życzenie) odzwierciedlił schellingianską romantyczną więź człowieka z naturą. W późniejszych czasach zaś, już słowianofilskich, Chomia-kow, podobnie jak Kiriejewski, pragnął wznieść rozum do poziomu wiary; Chomiakowa wyróżniało uprzywilejowanie woli -jeden z jego najważniejszych terminów to „wolący rozum" (kongenialnie z Schopenhauerem, którego, jak się wydaje, nie znał, Chomiakow na pierwszy plan wysuwa wolę, lecz u Schopenhauera wola jest irracjonalna, podczas gdy u Chomiakowa - rozumna). „Lubomudrzy" w pierwszej połowie lat dwudziestych często stykali się z przyszłymi dekabrystami — wiele miesięcy z rzędu wraz z Odojew-skim wydawał czasopismo Wilhelm Kuchelbecker; Odojewski przyjaźnił się ze swym kuzynem Aleksandrem Odojewskim, znanym poetą-deka-brystą. Na Koszelewie wielkie wrażenie wywarł wieczór u przyszłego dekabrysty Michaiła Naryszkina, na którym Rylejew czytał swoje „dumy" i na którym dyskutowano, jak „skończyć" z rządem. „Lubo-mudr" Odojewski wszelkimi sposobami namawiał kuzyna, by zajął się edukacją filozoficzną, ganił go za obojętność wobec Schellinga, lecz tamten tylko się irytował, uczciwie mówił, że jakkolwiek próbował studiować niemieckiego filozofa, „nic kompletnie nie widział" - młody, zdrowy, witalny Aleksandr był całkowitym przeciwieństwem wątłego i „mózgowego" Władimira; Aleksandr dziwił się, jak jego kuzyn może „bałwochwalczo" odnosić się do Schellinga i siedzieć w błocie, gdzie skrzeczą żaby (aluzja do wrogich dziennikarzy); później, żeby jakoś uszczypnąć dumnego mentora-kaznodzieję, Aleksandr wytykał mu złą francuszczyznę jego listów, przyłapywał go na potknięciach gramatycznych. Wieść o stłumieniu powstania dekabrystów 14 grudnia 1825 roku wstrząsnęła „lubomudrami". W papierach Odojewskiego znajduje się interesująca notatka, sporządzona ołówkiem, o „spisku": „Uczestniczyli w nim przedstawiciele najbardziej utalentowanej, wykształconej, arystokratycznej, szlachetnej, błyskotliwej Rosji — im się nie udało, lecz sukces nie był zupełnie niemożliwy" (Sakulin, I, 308). Być może ї tylko późniejszy pogląd, ale też i opinia „lubomudra", wyrami iio po powstaniu: klęska nie musiała nastąpić, to rzecz Iku. W każdym razie Koszelew, bardziej „lewy" niż Odojewski, pamiętnikach, że po petersburskim niepowodzeniu lianie na południu: armia ruszy przez Moskwę do stolicy istytucję (mówiono też o szykującej się do wymarszu kau-generała Jermołowa); „lubomudrzy" „zapomnieli o Schel-zdzili codziennie do maneżu i sali szermierczej, by konnej i fechtunku" (Koszelew, 1884,15), czyli również wali się do udziału w wojnie domowej (jak słusznie przy-:a Paweł Sakulin, opierając się na wspomnieniach Koszelewa, D nie o wszystkich „lubomudrów", lecz tylko o Koszelewa, iego, Wieniewitinowa). Ale rozwiała się także południowa u- aresztowania i przesłuchania. „Lubomudrzy" mi się rozwiązać; Odojewski spalił statut i protokoły To-i wypadek Sybiru przygotował niedźwiedzie futro i buty ami. Na szczęście los oszczędził „lubomudrów", jedynie Wie-w został na krótko aresztowany, sywny wpływ Hegla w latach trzydziestych i czterdziestych paniczył i osłabił rosyjski schellingianizm, ale nie ostatecznie. Nader rż.alnie oddziałał on na późnych romantyków - i na tych, którzy wój romantyzm z młodych łat początku wieku (książę Wła-ir Odojewski, Iwan Kiriejewski), i na nowych adeptów metody ro- jest to nie tylko późniejszy pogląd, ale też i opinia „lubomudra", wyrażona bezpośrednio po powstaniu: klęska nie musiała nastąpić, to rzecz przypadku. W każdym razie Koszelew, bardziej „lewy" niż Odojewski, pisze w swych pamiętnikach, że po petersburskim niepowodzeniu liczyli na powstanie na południu: armia ruszy przez Moskwę do stolicy i ustanowi konstytucję (mówiono też o szykującej się do wymarszu kaukaskiej armii generała Jermołowa); „lubomudrzy" „zapomnieli o Schel-lingu i o reszcie, jeździli codziennie do maneżu i sali szermierczej, by się uczyć jazdy konnej i fechtunku" (Koszelew, 1884, 15), czyli również przygotowywali się do udziału w wojnie domowej (jak słusznie przypuszcza Paweł Sakulin, opierając się na wspomnieniach Koszelewa, chodzi tu nie o wszystkich „lubomudrów", lecz tylko o Koszelewa, Kiriejewskiego, Wieniewitinowa). Ale rozwiała się także południowa nadzieja. Zaczęły się aresztowania i przesłuchania. „Lubomudrzy" postanowili sami się rozwiązać; Odojewski spalił statut i protokoły Towarzystwa, a na wypadek Sybiru przygotował niedźwiedzie futro i buty z cholewami. Na szczęście los oszczędził „lubomudrów", jedynie Wie-niewitinow został na krótko aresztowany. Intensywny wpływ Hegla w latach trzydziestych i czterdziestych ograniczył i osłabił rosyjski schellingianizm, ale nie ostatecznie. Nader 124 zauważalnie oddziałał on na późnych romantyków — i na tych, którzy zachowali swój romantyzm z młodych lat początku wieku (książę Władimir Odojewski, Iwan Kiriejewski), i na nowych adeptów metody romantycznej, spośród których wyróżniał się Apołłon Grigorjew, nazywający siebie „ostatnim romantykiem". Grigorjew, jeszcze będąc studentem Uniwersytetu Moskiewskiego (studiował tam w latach 1838-1842), cały przesiąkł filozofią Schellinga, która była mu znacznie bliższa i bardziej pokrewna niż heglizm. W szkicach autobiograficznych Moje wędrówki literackie i moralne obrazowo scharakteryzował oblicze Uniwersytetu Moskiewskiego przed swoim do niego wstąpieniem: „[...] uniwersytet, pełen tragicznych powiewów niedawnej katastrofy [dekabrystów - B. J.] i niezmiernie czuły na wszystko, co niespokojne i przyprawiające o zawrót głowy, co unosiło się w powietrzu pod wspólną nazwą schellingianizmu w myśli i romantyzmu w literaturze". Znamienne, że schellingianizm łączy się z romantyzmem, z niepokojem i zawrotem głowy — właśnie tak odbierali wówczas nową doktrynę moskiewscy studenci, „oddający bez namysłu głowę i serce schellingianizmowi". Przecież rok Grigorjewa mógł jeszcze uczęszczać na wykłady Michaiła Pawłowa i odnajdywać idee Schellinga w filozoficz-no-religijnym czasopiśmie Pogodina „Moskowskij wiestnik" (1827-1830), z którym aktywnie współpracowali wydoroślali „lubomudrzy". Ukazanie się w Niemczech Wstępu do filozofii mitologii (1856) stało się dla Grigorjewa nowym bodźcem do pasjonowania się Schellingiem. Barwnie opisuje w tych samych wspomnieniach {Moje wędrówki literackie i moralne), jak - będąc ciężko chory na ospę - otrzymał od Wasilija Botkina nowy tom Schellinga „z zapiską i w zapisce między innymi wspomniał, że on już wąchał i że ładnie jakoś pachnie [...]. Wpiłem się chorymi, słabymi oczyma w tajemniczo i ładnie pachnącą książkę -i znów cały zostałem wciągnięty przez potężny powiew - i siłą nieboszczyk ojciec, opiekujący się mną jak niańka, musiał odbierać ode mnie tę «lichą zgubę»". Grigorjew nie czynił rozróżnienia między wczesnym a późnym Schellingiem, ale być może właśnie ta lektura z 1856 roku szczególnie mocno wpłynęła na rosyjskiego myśliciela. Pisał o tym wprost w liście do Pogodina 26 sierpnia 1859 roku: „Scłiellingianizm (stary czy nowy, przecież to wszystko jedno) przenikał we mnie coraz głębiej — niesystemowy i niemający granic, ponieważ jest on życiem, a nie teorią". Na filozofii Schellinga zbudowany jest główny artykuł teoretyczny Grigorjewa: Pogląd krytyczny na podstawy, znaczenie i metody współczesnej krytyki sztuki (1857). Poczynając od motta ze Wstępu do filozofii mitologii, Schelling cały czas jest obecny w artykule. Grigorjew otwarcie podkreśla, że główną zasługę swego ideału widzi w demaskacji Heglowskiego 125 „ducha absolutnego" jako abstrakcyjnego schematu: „Najwyższe znaczenie formuły Schellinga, którą zaznacza się w dotąd wydanych jego ostatnich dziełach, zawiera się w tym, że wszystkim: i narodom, i osobom, przywraca się ich integralne, samoodpowiedzialne znaczenie, że rozbity został idol, któremu składano ofiary, idol abstrakcyjnego ducha ludzkości i jego rozwoju. Rozwijają się — jeśli można już teraz użyć tego słowa — organizmy narodowe, noszące w sobie ślady bardziej lub mniej odległej przynależności do pierwotnej jedności rodzaju ludzkiego, jedności nieabstrakcyj-nej, momentu koniecznie istniejącego. Każdy taki organizm, tak lub owak uformowany, tak lub owak przeobrażający pierwotne podanie w swoich podaniach i wierzeniach, wnosi swoją organiczną zasadę do światowego życia". Integralność, organiczność, samoodpowiedzialność, swoistość stosuje Grigorjew na modłę Schellinga nie tylko do narodów i osób, ale również do utworów artystycznych - walczy o sztukę wyrastającą z życia, a nie o schemat i z góry wyznaczone zadanie ideologiczne. Wyraźnie dostrzegał mitologiczne „rozmycie", nieokreśloność doktryny Schellinga: „Scłiellingianizm [...], operując innymi, zewnętrznie mistycznymi swoimi stronami, mamił szlachetne, poszukujące harmonii, poszuku- jące uspokojenia i środka dusze, wciągając je na jakieś ponadziemskie wyżyny, gdzie oszukiwały je widmowe formy pogodzenia w minionym, obumarłym świecie [...]. Nowa nauka śmiało ustanawiała wszechogarniającą zasadę, przeprowadzała ją z najściślejszą, żelazną logiczną konsekwencją, drażniąc w tym samym czasie duszę swymi abstrakcyjnymi tajemniczymi stronami [...]" (artykuł Rzut oka na literaturę rosyjską od śmierci Puszkina, 1859), ale to z punktu widzenia „ostatniego romantyka" nie było wielkim grzechem, ponieważ on sam był nadzwyczaj żywiołowy, nieokreślony i rwał się „w jakieś ponadziemskie wyżyny". Trochę później niż Schelling, ale z niezwykłą intensywnością i produktywnością w ciągu prawie całego XIX wieku oddziaływał na rosyjskich myślicieli Hegel. Romantycznym pisarzom i poetom oczywiście bliższy był Schelling. Schellingianistami byli również uczeni o romantycznym usposobieniu. Natomiast myślicielom ścisłym i trzeźwym, nie delirycznym, jak mawiał Grigorjew, ojcom chrzestnym konstrukcji filozoficznych, znacznie bliższy okazał się Hegel. Prace Hegla po raz pierwszy stały się znane w Rosji w połowie lat dwudziestych. Władimir Odojewski („Mniemozina") i Aleksandr Turgieniew („Moskowskij tielegraf') wymieniają Hegla jako najnowszego filozofa niemieckiego. W czasie ostatnich dwóch lat akademickich, kiedy Hegel wykładał na Uniwersytecie Berlińskim (1829/1830 i 1830/ 1831), jego słuchaczami byli Iwan Kiriejewski, Aleksandr Turgieniew, przyszli profesorowie Uniwersytetu Moskiewskiego Nikita Kryłow i Piotr Riedkin, wiele mniej znanych osób. W latach trzydziestych, już po śmierci Hegla (zmarł w 1831 roku), wykłady prowadzili jego uczniowie: Karl Ludwig Michelet, E. Hans, G. Goto, K. Werder, L. Genning i inni. W tej dekadzie nastąpił prawdziwy napływ Rosjan do Berlina -na staż zostali skierowani przyszli profesorowie Moskwy i Petersburga (Dmitrij Kriukow, Michaił Łunin, W. Poroszin, Michaił Kutorga, Timofiej Granowski, Nikołaj Pirogow i wielu innych), jak również wolni słuchacze: Nikołaj Stankiewicz i J. Niewierow. W latach czterdziestych słuchają w Berlinie wykładów heglistów i studiują samego Hegla Iwan Turgieniew (wówczas wyraźnie marzył o napisaniu dysertacji filozoficznej i o objęciu katedry na jakimś rosyjskim uniwersytecie), Michaił Katkow (rzeczywiście trafił potem na katedrę filozofii Uniwersytetu Moskiewskiego), Michaił Bakunin, Nikołaj Ogariew. Poczynając od lat trzydziestych, potężnym potokiem napływają do Rosji dzieła Hegla i heglistów. Rozsadnikiem filozofii heglowskiej, podobnie jak nieco wcześniej schel-lingianizmu, był Uniwersytet Moskiewski. Młodzi profesorowie, kierujący ważnymi katedrami humanistycznymi: Timofiej Granowski (historia powszechna), Piotr Riedkin (encyklopedia prawa), Dmitrij Kriukow (literatura rzymska), w swych wykładach stale się opierali na metodzie heglowskiej, dobrze przez nich opanowanej w Berlinie. Wszystkie kółka młodzieżowe z upojeniem studiowały nowego idola. Nawet schel-lingianista Apołłon Grigorjew uważnie czytał Hegla (ach, jak potem będzie go rugał!). Mieszkający u Grigorjewów Afanasij Fiet, choć całkowicie obojętny wobec filozofii spekulatywnej, też dał się wciągnąć w spory kolegów. Fiet opowiada we wspomnieniach, jak sługa Grigorjewów, Iwan, stale przysłuchujący się rozmowom studentów o filozofii, pewnego razu przy rozjeżdżaniu się z teatru, będąc pod dobrą datą, zamiast „Powóz dla Grigorjewa!" krzyknął „Powóz dla Hegla!", za co otrzymał przezwisko „Iwan Hegel". Przyszły znakomity historyk Siergiej Sołowjow, student Uniwersytetu Moskiewskiego w latach 1838-1842 (kolega z roku Grigorjewa), również opowiada we wspomnieniach o powszechnym pasjonowaniu się niemieckim filozofem: „[...] panował u nas kierunek filozoficzny; Hegel zaprzątał wszystkim głowy, choć niewielu czytało samego Hegla, a większość opierała się jedynie na wykładach młodych profesorów; zapalający się studenci nie wyrażali się inaczej niż za pomocą heglowskich terminów. I moja głowa stale pracowała; chwycę parę faktów i już buduję z nich cały gmach. Z dzieł Hegla przeczytałem tylko Filozofię historii; zrobiła na mnie silne wrażenie" (Sołowjow, 1983, 268). Najbardziej twórcza grupa młodzieży opanowanej przez nową doktrynę to kółko Nikołaja Stankiewicza i zbliżeni do niego: Michaił Bakunin, Wasilij Botkin, Wissarion Bieliński. Krąg Hercena—Ogariewa, wychowany na socjalistach francuskich oraz w ogóle zajęty problemami społeczno-politycznymi i prawie że gardzący niemiecką „abstrakcyjną" filozofią, właśnie na gruncie Hegla doszedł do porozumienia z kręgiem Stankiewicza. Jak tłumaczył Hercen, ogniwem łączącym stał się bliski obu kółkom Granowski. Jak się wydaje, Stankiewicz pierwszy zwrócił uwagę na prace Hegla i natchnął Bakunina, Bakunin — Botkina, a Botkin razem z Bakuninem zaznajomili z filozofią Hegla nieznającego języka niemieckiego Bielińskiego. Przyjaciele mieli możliwość przejąć w swe ręce pismo „Moskowskij nabludatiel" (1838-1839) i uczynić z niego organ rosyjskich heglistów. Bakunin opublikował Mowy gimnazjalne Hegla ze Wstępem tłumacza, programowym artykułem w imieniu redakcji, w którym nader dobitnie podkreślał ważność Heglowskiej formuły „Co jest rzeczywiste, jest rozumne, co jest rozumne, jest rzeczywiste". Bakunin interpretował ją wówczas w duchu skrajnie fatalistycznym - z jego interpretacji wynikało, że najbardziej despotyczne społeczeństwa, będąc „rzeczywistymi", okazywały się „rozumne"; również Bieliński na tej podstawie dowodził w swoich artykułach takiego fatalizmu społeczno-politycznego i postulował pogodzenie się z rzeczywistością, jakkolwiek byłaby ona nieprzyjemna. Artykuły heglowskie były „pozarozumowe", a ich odbiór zbyt skomplikowany dla szerokiej publiczności, toteż pismo Bielińskiego-Bakunina z każdym numerem traciło prenumeratorów i w 1839 roku zostało zamknięte. Język przekładów i interpretacji był ciężki, trudny, większości terminów nie tłumaczono na odpowiednie słowa rosyjskie, lecz używano ich z łacińskim lub niemieckim tematem, jedynie końcówki były rosyjskie. Hercen tak oto sparodiował ten -jak go nazywał, powołując się na akademika Dmitrija Pieriewoszczykowa - „ptasi język": „Konkretyzowanie abstrakcyjnych idei w sferze plastyki stanowi tę fazę samoszukającego się ducha, w której definiując siebie samego, potencjalnie przechodzi on z naturalnej immanencji w harmonijną sferę świadomości piękna". Hercen, który całkiem niedawno zaznajomił się z kręgiem Bakuni-na-Bielińskiego i do niego zbliżył, był wstrząśnięty „fatalną" zmianą i bez ogródek zwrócił się do Bielińskiego: „Czy wie pan - rzekłem mu, sądząc, że zadziwię go swym rewolucyjnym ultimatum - że z pańskiego punktu widzenia mógłby pan dowieść, że potworne samowładztwo, pod którego uciskiem żyjemy, jest rozumne i powinno istnieć? - Niewątpliwie - odpowiedział Bieliński i przeczytał mi Rocznicę borodi-nowską Puszkina. Nie mogłem tego znieść i rozgorzała między nami zawzięta walka". Nastąpiło zerwanie; stosunki zostały wznowione dopiero w 1840 roku, kiedy Bieliński zmienił swoje poglądy - podobnie jak Bakunin, nie mógł długo pozostawać w jednostronnym zaślepieniu i opierając się na tymże Heglu, zaczął rozmyślać, że nie wszelka „rzeczywistość" jest rzeczywiście realna, jest też rzeczywistość „widmowa", która nie może być rozumna i tak dalej. Jeszcze jeden krok - i Bieliński wściekle odrzucił Hegla, przechodząc na pozycje socjalistyczne. Z jego listu do Wasilija Botkina z 1 marca 1841 roku: „Dziękuję uniżenie, Jegorze Fiodoryczu [żartobliwa przeróbka imienia Hegla: Georg-Friedrich - B. J.], chylę czoło przed Pańskim filozoficznym kołpakiem, ale z całym należnym szacunkiem [...] gdyby nawet udało mi się wspiąć na najwyższy szczebel drabiny rozwoju, to i tam poprosiłbym Pana o zdanie sprawy ze wszystkich ofiar warunków życia i historii" (Bielinskij, XII, 22-23). Jeszcze ostrzej w li- ście do Botkina z 28 czerwca 1841 roku: „Rozwinęło się we mnie jakieś zapamiętałe, szalone, fanatyczne umiłowanie niezależności i wolności osoby ludzkiej [...]. Zrozumiałem również Rewolucję Francuską [...]. Hegel marzył o monarchii konstytucyjnej - co za wąskie pojęcie! Nie, nie może być monarchów [...]. Ludzie powinni być braćmi" (tamże, 51—52). Ale Bieliński na trwałe przyswoił sobie najważniejsze cechy Heglowskiej metodologii: historyzm, procesualność, dialektykę, całościowość dzieła artystycznego. Tych wartości nie odrzucił również w latach następnych, opierając się na nich budował wszystkie swoje artykuły, które weszły do złotego skarbca rosyjskiej krytyki literackiej. Hercen zapoznał się z pracami Hegla jeszcze przed wszystkimi sporami w połowie lat trzydziestych, ale zerwanie z Bielińskim skłoniło go do poważnego przestudiowania niemieckiego filozofa. Do studiów nad samym klasykiem doszły jeszcze prace przedstawicieli radykalnej „lewicy heglowskiej" (August Cieszkowski, Polak z pochodzenia, M. Hess, Arnold Rugę), wykorzystujących metodę nauczyciela w swojej „filozofii działania", a zwłaszcza słynna książka Ludwiga Feuerbacha O istocie chrześcijaństwa, która wstrząsnęła Hercenem: „Po przeczytaniu pierwszych stron podskoczyłem z radości. Precz z maskaradowym strojem, precz z jąkaniem się i mówieniem alegoriami, jesteśmy ludźmi wolnymi, a nie niewolnikami Ksantosa [bajkopisarz Ezop, według legendy, był niewolnikiem Ksantosa - B. J.], nie ma potrzeby, by prawdę ubierać w mity!" Innymi słowy, to, co w pracach Hegla i w interpretacjach jego rosyjskich wyznawców było zamglone, zmitologizowane, u Feuerbacha zostało rozjaśnione i doprowadzone do logicznego końca: człowiek, a nie duch absolutny, jest umiejscowiony w centrum, idea postępu powinna doprowadzić do wyobrażenia o zamianie „widmowej" rzeczywistości na sprawiedliwy i demokratyczny ustrój społeczny i tak dalej. W tym świetle również filozofia Heglowska zaczynała być inaczej interpretowana przez Hercena: „Gdy przywykłem do języka Hegla i opanowałem jego metodę, zacząłem się przekonywać, że Hegel bliższy jest naszemu poglądowi aniżeli poglądowi swoich wyznawców [...]. Filozofia Hegla - to algebra rewolucji, która w sposób niezwykły wyzwala człowieka i sprawia, że nie pozostaje kamień na kamieniu ani ze świata chrześcijańskiego, ani ze świata legend". Przez zwolenników rozumie się konserwatywną „prawicę heglowską". Rewolucyjność prowadzi do „niszczycielskich" haseł („nie pozostaje kamień na kamieniu"). Jeszcze bardziej niszczycielski jest Hercen w zapisie w dzienniku z 5 kwietnia 1843 roku: „Długa rozmowa o filozofii z Iwanem Kiriejewskim. Głęboka, silna, energiczna do fanatyzmu osobowość. Nauka, według niego, to czysty formalizm, samo myślenie - zdolność formalna, stąd ogrom- na strona prawdy, jej substancjalność w nauce prezentowana jest tylko formalnie, a zatem abstrakcyjnie, nieprawdziwie lub ubogo prawdziwie [...]. Oczywiście, ta sama nauka jako swój rezultat ma negację i [...] przechodzi w nowy pozytywny świat, zniszczywszy wszystko to, co w starym jest niewzruszenie twarde. A Kiriejewski chce zbawienia starego w imię bezpodstawności nauki" (Hercen, II, 274). Już tu pojawia się wszechogarniające: „zniszczywszy wszystko to, co w starym jest niewzruszenie twarde"! (Zawsze w takich wypadkach pojawiają się niepokojące pytania: a kto w ostatecznej instancji będzie określać, co jest stare i co jest nowe?) Ale jeszcze dalej niż Hercen w rewolucyjnej nieograniczoności poszedł Bakunin. Kiedy otrzymał wreszcie w 1840 roku pozwolenie wyjazdu za granicę, nie za bardzo poświęcał się studiom na niemieckich uniwersytetach, lecz przyłączył się do „lewicy heglowskiej", opublikował w zbiorze Arnolda Rugę Niemieckie roczniki nauki i sztuki (1842) arcyrewolu-cyjny artykuł (pod pseudonimem Jules Elysar) Reakcja w Niemczech, w którym głosił hasła wielkiej rewolucji francuskiej i konieczność całkowitego zniszczenia współczesnych reżymów społeczno-politycznych. Artykuł kończył się znanym Bakuninowskim aforyzmem anarchistycznym: „Pasja do burzenia jest zarazem pasją twórczą". Bieliński po dojściu do socjalistycznych przekonań w ich skrajnej -rewolucyjnej - postaci odrzucił Hegla, Bakunin i Hercen zaś, odwrotnie, z doktryny Hegla wyciągnęli radykalne wnioski. Później jedynie Bakunin zachowa, a nawet jeszcze wzmocni rewolucyjną podstawę światopoglądu, Bieliński i Hercen staną się potem znacznie bardziej ostrożni, zwłaszcza Bieliński -już po pięciu latach od swoich krwawo--rewolucyjnych deklaracji, w latach 1846-1847 będzie szydzić z utopijnego socjalizmu i bardzo sceptycznie go oceniać; gotów będzie żywić nadzieję na wyzwolenie chłopów „z góry". Jak szybko zmieniały się poglądy! Przecież jeszcze pięć lat przed rewolucyjnymi deklaracjami z początku lat czterdziestych, czyli w połowie lat trzydziestych, członkowie kółka Stankiewicza byli ludźmi głęboko religijnymi. Sam Stankiewicz w 1835 roku podkreślał ważność dla niego wiary chrześcijańskiej, a w filozofii szukał oparcia, rozumowego uzasadnienia tej wiary, dlatego też zainteresował się Heglem; Stankiewicz był zbity z tropu, kiedy przeczytał, że „Hegel odrzuca nieśmiertelność". Również Bakunin, z pasją zajmujący się filozofią Hegla w latach 1837-1838, głosił wyższość religii nad filozofią, wówczas byli mu bliscy nie lewicowi, lecz prawicowi hegliści, konserwatywni i religijni. Hercen zaś jeszcze w 1838 roku pragnął scalenia wiary i filozofii. Z jego listu do Aleksandra Witberga z 24 listopada 1838 roku: „Dzisiej- sza filozofia niemiecka (Hegel) jest bardzo pocieszająca, to zespolenie myśli i objawienia, punktu widzenia idealizmu i punktu widzenia teologii" (Hercen, XXI, 394). Jeszcze bardziej interesujący jest list do Nikołaja Astrakowa z 14 lutego 1838 roku: „[...] wiele czytałem. Między innymi szkice Hegla. Dużo wielkich myśli, jednak nie całą duszę absorbuje. W Schellingu jest więcej poezji. Zresztą czytałem dzieła Schellinga w całości, a Hegla we fragmentach [...]. Najważniejsze, co wprawiło mnie w zachwyt, to jego panteizm [...]. To jego Bóg w trzech postaciach [...]. Hegel wyposażył świat idealny w jakąś faktyczną niewzruszoność [...], ale nie podobają mi się jego zastosowania" (XXII, 12). Nie zdążyli opanować metody, a już pojawiły się nuty odrzucenia! A Bieliński w 1840 roku, zaledwie kilka miesięcy przed swym radykalnym przełomem, zaczął odchodzić od Heglowskiego Absolutu, od fatalności bynajmniej nie w stronę rewolucyjnych idei, lecz w kierunku Ewangelii, myśli o „nieśmiertelności indywidualnego ducha" (list do Botkina z 1 marca 1840 roku). Znacznie bardziej stałym stosunkiem do Hegla odznaczali się starsi słowianofile. Dla nich nie istniał problem relacji wzajemnych pomiędzy wiarą a filozofią - oczywiście wiara stoi wyżej niż nauka, znajduje się ponad nauką i jest od niej odseparowana. Ale mimo wszystko Cho-miakow i Kiriejewski istotnie się różnili w ocenie Hegla. Kiriejewski oczywiście wyżej stawiał Schellinga niż Hegla, ale - czy to wskutek swej „okcydentalnej" młodości, czy też właściwej mu ostrożności i obawy przed popadaniem w skrajności - oddawał sprawiedliwość również Heglowi. Stankiewicz w liście do N. i J. Frołowow z 21 maja 1840 roku interesująco charakteryzuje stosunek starszych słowianofilów do Hegla: „Kiriejewski czyta Logikę i Filozofię religii i mówi Granowskiemu, że te zajęcia, od których dawno był oderwany, dostarczają mu wiele zadowolenia. Chomiakow mówi o Preuszenthum etc. «prusactwo i tak dalej»; Kiriejewski powiedział mu, że «to tylko w przypisach». To go rekomenduje. Oprócz tego ma świadomość, że Hegel to największy filozof. „Prusactwo" - to znana Heglowska idea Prus jako najmniejszej formy organizacji państwowej. Chomiakow nieustannie kwestionował Hegla, i to nie tylko ze względu na „prusactwo", ale również z powodu najbardziej zasadniczych podstaw filozoficznych. Chomiakow całkowicie nie przyjmował logiki Heglowskiej, racjonalistycznej i abstrakcyjnej. Hercen w dzienniku (1842) podsumował pogląd Chomiakowa: „Żywy fakt tylko w abstrakcji może być poznany przez myśl, przez nią skonstruowany, lecz jako konkret z niej wypada. Tak więc jedną logiczną drogą nie można poznać prawdy. Ucieleśnia się ona w samym życiu - stąd droga religijna" (Hercen, II, 252). Z drugiej strony myśliciela religijnego, według którego podstawa bytu zawiera się w Bogu, nie mogą zadowolić dość mgliste wyjaśnienia Hegla dotyczące ducha absolutnego. I dla Chomiakowa jest zrozumiałe, że z takiej chwiejnej bezpodstawności całkiem logicznie można wyprowadzić i ateizm, i materializm, i rewolucjonizm - lewicowi hegliści to przecież prawowici wyznawcy nauczyciela. Obok Chomiakowa lokuje się taki przekonany antyheglista, jak Apoł-łon Grigorjew. Podkreślał on, podobnie jak Bakunin i Bieliński, „fatalizm" konstrukcji Heglowskich, ale jeśli Bieliński w „okresie pojednawczym" odbierał to ze znakiem plus, to Grigorjew - zdecydowanie negatywnie, opowiadając się za wolnością wyboru. Potem „mitologiczny" Grigorjew nie przyjmował Heglowskiej idei nieprzerwanego postępu -w tym upatrywał on, na nieco innych zasadach niż Chomiakow, bezpodstawność niemieckiego filozofa, brak u niego mocnego fundamentu, wiecznych pierwiastków. Z drugiej strony, akceptując przeciwstawienie żywego życia i sztucznych konstrukcji, Grigorjew przypisywał ostatnie właśnie Heglowi. Krytyk bardzo lubił w swoich artykułach powoływać się na Heglowskie hasło z Filozofii prawa: Jlic Rhodos, hic salta!" („Tu Rodos, tu skacz!"). Hasło to, z jakiegoś powodu w brzmieniu łacińskim, a nie greckim, zostało zapożyczone przez Hegla z bajki Ezo-132 pa Samochwała. Uczestnik zawodów sportowych na Rodos, Samochwa- ła, zapewniał, że na tej wyspie skoczył na jakąś nieprawdopodobną odległość. Wówczas jeden ze słuchaczy zaproponował mu: niech tu będzie Rodos, skocz i udowodnij swoją wyższość. Ciekawe, że Hegel przytacza ten cytat, mówiąc o konieczności nie fantazjowania o pożądanym lub postulowanym, lecz badania tego, czego dostarcza rzeczywistość. Grigorjew zaś zmierza w zupełnie inną dziedzinę - interpretuje Heglowski tekst jako nawoływanie do sztucznego, gwałtownego zatrzymania żywego potoku życia. Młodsi słowianofile (Konstantin Aksakow i Jurij Samarin), którzy studiowali na Uniwersytecie Moskiewskim w latach trzydziestych, częściowo zarazili się heglizmem, w odróżnieniu od starszych. Tym bardziej że młode lata, jeszcze przed słowianofilstwem, Aksakow spędził w kółku Stankiewicza. Pewne oddziaływanie metody heglowskiej można odnaleźć w pracy magisterskiej Samarina Stefan Jaworski i Fieo-fan Prokopowicz jako kaznodzieje (1844), ale szczególnie zauważalny jest „heglizm" w pracy magisterskiej Aksakowa Łomonosow w historii literatury rosyjskiej i języka rosyjskiego (1846), opartej na Heglowskiej metodzie dialektycznej, na prawie negacji negacji. Prawo to zostało przez Aksakowa potraktowane jako zjawisko ogólnoprzyrodnicze, dlatego właśnie na nim opiera się jego praca. Abstrakcyjne ogólne, abs- 16 trakcyjna ludzkość w rzeczywistości nie istnieje, narodowości jako „odrębne", specyficzne wielkości pojawiają się jako negacja ogólnego. Natomiast negacja tego, co odrębne, jest zjawiskiem jednostkowym, syntetyzującym dwa pierwsze; w jednostkowym zmartwychwstaje ogólne, lecz w konkretnym ucieleśnieniu. W politycznym świecie Rosji najbardziej jaskrawą indywidualnością jest Piotr I, burzył on narodowe fundamenty, doprowadzał do skrajności negację, lecz wchłaniał w siebie również pierwiastek ogólny. W dziedzinie literatury zaś pierwszą indywidualnością był Łomonosow i tak dalej. Później i Aksakow, i Samarin daleko odeszli od heglizmu, lecz ich próby powiązania i pogodzenia wiary religijnej, która oczywiście stanowiła podstawę podstaw ich światopoglądu już od czasów młodości, z majestatycznie logicznym gmachem systemu Heglowskiego są bardzo znamienne dla lat czterdziestych. Ciekawe, że również Siergiej Sołowjow, nie słowianofil i nie okcyden-talista, lecz głęboko wierzący człowiek, próbował wykorzystać filozofię Hegla do utwierdzenia religii; co prawda pisał we wspomnieniach, że abstrakcje były obce człowiekowi zajmującemu się konkretnymi faktami historii; zresztą elementy metody heglowskiej odbiły się w pracach historycznych Sołowjowa na ich głębszym poziomie. Władze epoki mikołajowskiej podejrzliwie odnosiły się do silnych za- 133 interesowań filozofią niemiecką; wszelka „nie swoja" ideologia była odbierana jako niebezpieczna — czy to protestancka, czy to ateistyczna, czy to jeszcze inna, sprowadzająca z jasnej drogi, ocienianej „prawosławiem, samodzierżawiem i ludowością". Sypały się nadto donosy, tajne i jawne. Obrywało się nawet religijnemu Schellingowi, a podejrzanemu Heglowi tym bardziej. Konserwatywni myśliciele w Rosji, podobnie jak na Zachodzie, odbierali Hegla jako ateistę, lub przynajmniej jako wywyższającego swoją filozofię ponad religię - i pisali, i mówili o tym otwarcie, prowokując władze do działań represyjnych. Antyheglowskie „donosy" drukowano w czasopiśmie „Majak". A Stiepan Szewyriew opublikował w „Żurnale ministierstwa narodnogo proswieszczenija" wyimki ze swych zagranicznych listów do ministra hrabiego Siergieja Uwarowa. W jednym z nich z wyraźną przyjemnością referuje sąd Schellinga o Heglu: „Bóg u Hegla jest tak skrępowany więzami logicznej konieczności, że traci nawet swoją omnipotencję: nie może uczynić nic niezwykłego, nic nadnaturalnego. Oto dlaczego do Heglowskiego Boga nie można zwracać się z modlitwami -jest to niepotrzebne, dlatego że jego Bóg, skrępowany logiczną koniecznością, nie byłby w stanie ich spełnić" (ŻMNP 1840, nr 1, otd. IV, s. 4). Nikołaj Stankiewicz - prawdopodobnie z drugiej ręki (ze słów Granowskiego?), ponieważ mieszkał wówczas w Rzymie, i dlatego w sposób przesadzony — scharakteryzował ten fakt w już cytowanym liście do Fro-łowów z 21 maja 1840 roku: „Szewyriew umieścił w periodyku ministerstwa artykuł, w którym mówi, że w filozofii Heglowskiej nie ma Boga; co za obrzydliwa kreatura! Żałuję, iż go tu nie ma, aby powiedzieć mu całą prawdę! Sam mi mówił, że nie zna Hegla, a śmie tak mówić". W Moskwie w 1843 roku cenzura zdjęła jeden z artykułów Hercena, poświęconych publicznym prelekcjom Granowskiego. Autor z tego powodu kilka razy był u hrabiego Siergieja Stroganowa. Hercen wyraźnie podejrzewał, że przeciwnicy Granowskiego, zwłaszcza Szewyriew (którego bezzasadnie nazywa słowianofilem), „nagadają" hrabiemu o niebezpiecznym „okcydentalizmie" Granowskiego, o jego heglizmie i tak dalej. Interesująca jest notatka w dzienniku Hercena z 7 stycznia 1844 roku: „Byłem w tych dniach u hr. Stroganowa; intryganci spośród profesorów prawdopodobnie go urabiają; kocha on i chce oświaty, kocha Europę i wszystko, co szlachetne, ale boi się ostro i zdecydowanie wystąpić przeciwko dzikim słowianofilom, a ci, wykorzystując jego chwiejność, straszą, kłamią, oczerniają i trafiają do jego przekonań. «Wszelkimi środkami - mówił - będę przeciwdziałać heglizmowi i filo-134 zofii niemieckiej. Przeczy ona naszej teologii; po co nam rozdwojenie, dwa różne dogmaty - dogmat objawienia i dogmat nauki? Ja nawet nie dopuszczę tego kierunku, który obwieszcza pojednanie nauki z religią - religia u podstawy». [...] Na zakończenie hrabia powiedział, że jeśli nie zdąży w inny sposób, to gotów jest albo zostawić swój urząd, albo zamknąć kilka katedr: «Panowie, prawdopodobnie razem z innymi nazwą mnie wówczas barbarzyńcą, wandalem». Spuściłem oczy i przemilczałem" (Hercen, II, 324-325). Katedry filozofii rząd zamknął (po 1848 roku) bez udziału hrabiego -za niegburowate i nielokajskie oblicze oddalono go już w roku 1847. Stroganow w żaden sposób nie mógł żyć w zgodzie z ministrem Uwaro-wem (zresztą i tego zdjęto ze stanowiska w 1849). Powszechne powodzenie filozofii Heglowskiej wzbudzało jawny niepokój w kręgach cerkiewnych - system filozoficzny okazywał się bardziej popularny i ważki niż boski obraz świata. W dzienniku Hercena jest zapis z 18 stycznia 1844 roku o zamiarach metropolity moskiewskiego, związanych z nawoływaniem do oporu przeciwko fałszywemu mędrkowaniu, który powinni stawić w pierwszym rzędzie profesorowie Moskiewskiej Akademii Duchownej: „Filaret polecił Gołubinskiemu obalić Hegla, Gołubinski odpowiadał, że nie poradzi sobie z berlińskim olbrzymem i że nie może go bezwarunkowo odrzucić. Filaret żądał, żeby przynajmniej zwrócił się przeciwko tym aspektom, z którymi się nie zgadza. Ale Gołu-binski znów odpowiedział, że jest on tak konsekwentny, iż można albo odrzucić wszystko, albo wszystko zaakceptować" (tamże, 327). Może się wydawać, że wybitny profesor Gołubinski nie czuł się dostatecznie przygotowany do polemiki filozoficznej; w rzeczywistości był on kompetentnym specjalistą, lecz wyraźnie mu się nie chciało występować w roli prymitywnego demaskatora, tym bardziej że być może aprobował niektóre zasady Heglowskie. Tymczasem pogłoski o życzeniu Filareta na pewno rozeszły się po akademii (skoro dotarły też do świeckich kręgów — skąd by się o nich dowiedział Hercen?!), być może sam profesor Gołubinski również rozmawiał na te tematy; jakkolwiek było, Nikita Gilarow-Płatonow, ówczesny student akademii, napisał w 1846 roku obszerną pracę roczną o filozofii niemieckiej, później opublikowaną w postaci artykułów prasowych. Pierwsza część została wydrukowana w piśmie „Russkaja biesieda" przez samego autora, pod tytułem Racjonalistyczny ruch w filozofii nowożytnej. Szkic (1859, kn. 3), drugą przygotowali do druku już następcy: Ontologia Hegla („Woprosy fiłosofii i psichołogii" 1891, kn. 8, 10, 11). Gilarow jak gdyby wyręczył „akademickich" filozofów prawosławnych, zbadawszy, jak mówi, z punktu widzenia „zdrowego rozsądku" rozwój filozofii niemieckiej od Kanta do Hegla, ukazując przekonywająco, że 135 u Hegla prawdy chrześcijańskie uległy „rozpuszczeniu" w metodologii nauki w ten sposób, iż okazują się niepotrzebne, zbyteczne dla konstrukcji ogromnej piramidy, na której szczycie mieści się „duch absolutny". Oczywiście można by samego ducha absolutnego określić jako boski pierwiastek, jednakże Gilarow, wykorzystując Schellingiańską krytykę Hegla i poruszając się równolegle ze słowianofilami, szczegółowo wyjaśnia, że logiczna, harmonijna zamkniętość systemu Heglowskiego czyni go bezpodstawnym (nie ma realności ani w przedmiocie, ani w podmiocie; wiedza sama w sobie staje się centrum, rugując byt; cały świat przemienia się w proces samowiedzy i tak dalej); zamiast podstawy, zamiast „pierwiastków" (zasad) są jedynie procesy, a ponieważ w tej procesualności żyją i umierają tylko pojęcia, to całe życie przemienia się w nieskończony łańcuch narodzin i śmierci, bez jakiegokolwiek trwałego fundamentu (myśl tę, jak już mówiliśmy, będzie szczegółowo rozwijać Apołłon Grigorjew). Hegel miał nadzieję stworzyć niesprzecz-ny ogromny system, tłumaczący cały świat, Gilarow zgadza się z jego wspaniałością, lecz ukazuje jego wyjałowioną schematyczność, samowystarczalność, odizolowanie od świata realnego. Gilarow, ma się rozumieć, sam schematyzuje system Heglowski, doprowadza go do abstrakcyjnych skrajności (zresztą niemiecki filozof dostarczał powodu do takich manipulacji jego konstrukcjami metodologicznymi), a konkretne wnioski społeczno-polityczne, jakie krytyk wyciąga z tego wszystkiego, tym bardziej obniżają wartość systemu. Ze znanej formuły „co rzeczywiste, to rozumne" Gilarow łatwo wyprowadza fatalizm historyczny i etyczny, a kiedy postuluje się fatalizm, oznacza to, że likwiduje się wybór, wolność wyboru, z czego wynika niemoralność systemu... Nietrudno było Gilarowowi również udowodnić, że właśnie z systemu Heglowskiego wywodzi się lewicowy radykalizm (zasada negacji) i ateizm wespół z materializmem. Po Gilarowie już łatwiej było polemizować z Heglem; pojawiające się po jego publikacji z 1859 roku artykuły w prasie cerkiewnej powtarzały idee krytyka; na przykład w czasopiśmie „Prawosławnyj sobie-siednik" z 1861 roku (t. 1, marzec) ukazał się anonimowy artykuł Spojrzenie na filozofię Hegla, autorstwa profesora filozofii Kazańskiej Akademii Duchownej Naftanaiła Sokołowa; brak w niej życzliwych słów pod adresem niemieckiego filozofa: „[...] system Hegla neguje byt Boży" i tym podobne. Jednakże oddziaływanie Hegla było tak powszechne, że nie tylko niektórzy słowianofile, lecz również sami cerkiewni myśliciele okazywali się heglistami. Szczególnie znamienna pod tym względem jest postać 136 Silwiestra Gogockiego. Profesor Kijowskiej Akademii Duchownej od 1841 roku, na tyle się wsławił swymi filozoficznymi wykładami, że wkrótce zaproponowano mu katedrę filozofii na Uniwersytecie Kijowskim. Po zamknięciu katedr filozofii wykładał wprawdzie pedagogikę, ale znalazł sposób włączania do kursu pedagogiki obszernych fragmentów historii filozofii. Najbardziej intensywną działalność naukową i dydaktyczną prowadził Gogocki po śmierci Mikołaja I, w nowych, liberalnych warunkach panowania Aleksandra II — opublikował po raz pierwszy w Rosji czterotomowy Leksykon filozoficzny (1857-1873), napisał swoją fundamentalną pracę Wstęp do historii filozofii (1871) i tak dalej. Gogocki przyswoił sobie Heglowski historyzm, aprobował Heglowską harmonijność i rozumność świata, nieco przeinaczał, reinterpretował „ducha absolutnego", upatrując w nim żywy, boski pierwiastek. Brał z Hegla bynajmniej nie wszystko, jego krytyka podobna jest do słowia-nofilskiej. A poza tym stanowczo chciał pogodzić Hegla z religią. Byli też inni, choć pojedynczy, prawosławni myśliciele, którzy - wyraźnie idąc pod prąd panujących w hierarchii cerkiewnej wyobrażeń - próbowali pogodzić wiarę i filozofię. Młody wykładowca Petersburskiej Akademii Duchownej Fieodor Sidonski opublikował w 1833 roku Wstęp do nauki filozofii. Autor jest nieśmiały, opatruje swoje tezy masą asekura- cyjnych zastrzeżeń, krytykuje niemieckich filozofów, ale mimo wszystko bez ogródek głosi konieczność filozofii dla religii: „[...] tam gdzie poszukuje się wyrazistego przekonania w wierze, tylko nauka [...] może oferować pewną pomoc. Tylko poprzez pośrednictwo filozofii przekonania religijne mogą być zaszczepiane duszy w całej czystości; tylko własna praca umysłu, która stanowi wyróżniający charakter filozofii, jak zobaczymy dalej, przemienia nam w sok i krew prawdy wiary". Sidonski słusznie się obawiał cenzury duchownej i rzeczywiście jego książka by przez nią nie przeszła, dlatego przekazał rękopis cenzurze świeckiej. Liberalny Aleksandr Nikitienko zaaprobował ją do druku, tak więc książka ukazała się jak gdyby ponad głową władz cerkiewnych. Ale zemściły się one na autorze - wkrótce Sidonskiego zwolniono z akademii! W sumie prawosławna filozofia XIX wieku była antyheglowska i an-tyracjonalistyczna. Być może w tym antyracjonalizmie tkwią jakieś głębinowe właściwości rosyjskiego charakteru narodowego. Już w XVIII wieku Hryhorij Skoworoda wołał: Porzuć lepiej rozważania O mieszkańcach księżycowych! Porzuć kopernikańskie sfery! Spójrz w serdeczne pieczary! W duszy twojej jest słowo, Z nim ci będzie wesoło! I ten patos duszy i serca przechodzi przez cały prawosławny wiek XIX. Na tym patosie zbudowana jest cała filozofia i estetyka Chomia-kowa, cała chrystologia archimandryty Fiodora (Buchariewa); Apołłon Grigorjew będzie gorąco przeciwstawiać „myśl serdeczną" sztucznej „myśli mózgowej". Najbardziej fundamentalnie ucieleśnił ten kierunek w pracach filozoficznych znany nauczyciel Władimira Sołowjowa Pamfil Jurkiewicz. Był on, podobnie jak Gogocki, profesorem Kijowskiej Akademii Duchownej (od 1851 roku - wykładowca, od 1861 - profesor zwyczajny), a w 1861 został zaproszony do Uniwersytetu Moskiewskiego. Sławę przyniosły mu artykuły opublikowane w „Pracach Kijowskiej Akademii Duchownej" (1860): Serce i jego znaczenie w życiu duchowym człowieka i Z nauki o duchu ludzkim. Ostatni artykuł był skierowany przeciwko Zasadzie antropologicznej w filozofii Nikołaja Czernyszewskiego, manifestowi me-chanicystycznego materializmu, dlatego w latach rządów komunistycznych Jurkiewicz był traktowany jako idealista-wstecznik. Główne idee Jurkiewicza były następujące: nasza wiedza to działalność duszy, tylko po przejściu przez serce może ona zostać przyswojona; dlatego tak ważna jest wiedza konkretna, a nie abstrakcyjna; ludzka indywidualność wyraża się w sercu, a nie w myśli, wspólnej wielu ludziom; nie ma czystej obiektywności, nie sposób oderwać przedmiot od podmiotu. Ostatnie twierdzenie, charakterystyczne dla wielu filozofów-ideali-stów, zawsze denerwowało materialistów (w XX wieku — marksistów), usiłujących w walce z pierwiastkiem indywidualnym, z „subiektywizmem", udowodnić niezależność obiektywnego świata od podmiotu. Tymczasem wystarczy prosty przykład z kolorystyczną różnorodnością świata, żeby obalić tę mechanicystyczną zasadę — przecież wszystkie barwy świata stają się właśnie takie dzięki fizjologicznym osobliwościom naszego oka (eksperymentalnie udowodniono, że u wielu zwierząt oko odbiera świat zewnętrzny jedynie w czarno-białej wersji); obiektywnie, poza nami, poza człowiekiem, istnieją tylko fale fizyczne o różnych częstotliwościach, emitowane przez przedmioty; ale przekonać materialistę, że z tyłu lub w sąsiednim pokoju nie ma żadnego koloru i światła, lecz są przez nikogo nieodbierane fale fizyczne, zupełnie nie sposób, materialista będzie włazić na ścianę od takiego „subiektywizmu"... * Wulgarni, mechanicystyczni materialiści zastąpili (choć nie na długo), jako panowie myśli, klasyków filozofii niemieckiej. Głównymi postaciami w tym szeregu byli również Niemcy. Jeśli nie brać pod uwagę Ludwiga Feuerbacha, który był raczej antropologiem i religioznawcą i nie dochodził do skrajności wulgarnego materializmu, przedstawicielami tego ostatniego byli przyrodoznawcy Ludwig Buchner, Karl Vogt, Jakob Moleschott. Wywarli oni wielki wpływ na rosyjskich radykalnych działaczy lat sześćdziesiątych, szczególnie na Dmitrija Pisariewa i Warfołomieja Zajcewa. Turgieniewowski Bazarów za swoją podręczną książkę uważał pracę Buchnera Substancja i siła (czasami po rosyjsku nazywano ją Siłą i materią). Działacze ci, w ślad za niemieckimi nauczycielami, zacierali granice między fizjologią a psychiką człowieka, nie przestawali powtarzać idei Vogta: mózg wydziela myśl, podobnie jak wątroba wydziela żółć. Jest paradoksem, że tradycja heglowska, nawet w swoim najbardziej „lewicowym" wariancie, która tak mocno oddziałała na radykałów z lat czterdziestych, nie miała już tej mocy w stosunku do ludzi lat sześćdziesiątych. Częściowo ogólnofilozoficzną metodę Hegla wykorzysty- wali współpracownicy czasopisma „Sowriemiennik", Nikołaj Czerny-szewski i jego uczeń Maksim Antonowicz (przede wszystkim historyzm analizy, badanie ruchu, rozwój myśli społecznej, elementy dialektyki), chociaż znacznie większy wpływ wywarł na nich Feuerbach. Podstawowa praca filozoficzna Czernyszewskiego Zasada antropologiczna w filozofii (1860) to jeden z najważniejszych rosyjskich tekstów napisanych w duchu Feuerbacha. W świetle poglądów materialistycznych radykalni ludzie lat sześćdziesiątych skłonni byli nawet zbyt ostro atakować klasycznych filozofów niemieckich, w tym także Hegla -jest to bardzo wyraźne w dysertacji Czernyszewskiego Estetyczny stosunek sztuki do rzeczywistości (1855), w której zakwestionowane zostały liczne twierdzenia estetyki Heglowskiej, zwłaszcza potraktowanie kategorii tragizmu. Według Hegla tragizm zawsze wiąże się z prawidłowością, filozof podkreśla antyczny fatalizm tragicznego rozwiązania. Czernyszewski, jako radykalny demokrata, poważnie szykujący się do rewolucyjnych krwawych bitew, w żaden sposób nie chciał do swego optymistycznego systemu logiki włączać nieszczęść, a nawet zguby. Lubił wiersz Niekrasowa Poeta i obywatel, ale sam w tamtym okresie nigdy by nie napisał: „Idź i giń nieskazitelnie" - tak dalece obcy mu był tragiczny „fatalny" patos. Dlatego również teoretyczne określenie u Czernyszewskiego przybiera wyraźnie antyheglowski sens: „Tragizm to coś strasznego w życiu ludzkim [...] w rzeczywistości najczęściej nie jest on bynajmniej czymś nieuchronnym, lecz czysto przypadkowym" (Czernyszewskij, II, 30). Oczywiście z tragicznością nie dawały się także pogodzić oświeceniowe wyobrażenia o ciągłości, trwałości postępu historycznego. Na takim oświeceniowym rozumieniu historii, pełnym zdecydowanego odrzucenia prawidłowości tragedii, zbudowany jest obszerny artykuł polemiczny Czernyszewskiego O przyczynach upadku Rzymu (1861), kwestionujący idee Hercena dotyczące upadku świata zachodnioeuropejskiego. Czernyszewski, wziąwszy z historii Zachodu bardzo istotny epizod — podbój i zniszczenie Imperium Rzymskiego przez barbarzyńców z Północy - kategorycznie utrzymuje, że zwycięstwa dzikich hord nad cywilizowanym Rzymem miały przypadkowy charakter: „Żadnej wewnętrznej konieczności śmierci tu nie było. Odwrotnie, życie było świeże, postęp był ciągły [...]. Koń podkutą nogą kopnął człowieka w skroń i ten zmarł - jaka tu rozumność, jakie tu wewnętrzne przyczyny śmierci?" (Czernyszewskij, VII, 657). Jeszcze bardziej widoczne są tendencje antyhegłowskie w artykułach publicystów związanych z czasopismem „Russkoje słowo" - Pisa-riewa i Zajcewa. Ci ostatni tak znienawidzili „abstrakcyjność" i „fata- lizm" doktryny Hegla, że gotowi byli nawet popierać, nie bardzo orientując się w istocie rzeczy, filozofów-idealistów i konserwatystów, ale przeciwników Hegla. Takim przez jakiś czas był dla Zajcewa Arthur Schopenhauer, w ogóle bardzo modny w latach sześćdziesiątych filozof, modny nie tyle w kręgach postępowych, co w konserwatywnych — głównie z powodu etycznego pesymizmu i intuicjonizmu. Trzeba porzucić standardowe wyobrażenie, zgodnie z którym najistotniejszy u Schopenhauera jest idealistyczny pesymizm, choć właśnie ta strona jego poglądów oddziałała na Turgieniewa i Tołstoja (Lew Tołstoj wysoko cenił Kanta i Schopenhauera i bardzo nie lubił Hegla, widząc w jego pracach bezpodstawność i zestaw pustych fraz). Schopenhauer w sumie jest sprzecznym i niejednolitym filozofem i wspomniani radykalni publicyści wzięli od niego nie pesymizm, lecz okrutną nienawiść do Hegla i deklaracje o konieczności przejścia do wiedzy eksperymentalnej. Na początku, bardzo wstrzemięźliwie, prace Schopenhauera (przede wszystkim Świat jako wola i wyobrażenie) pochwalił - właśnie za antyheglizm, za krytykę abstrakcyjnej metafizyki na korzyść doświadczenia - Grigorij Błagoswietłow w przeglądzie Gazetka bibliograficzna („Russkoje słowo" 1864, nr 5), a następnie pasjonujący się Schopenhauerem Zajcew ogłosił go jako niemal najwybitniejszego per-140 spektywicznego filozofa współczesności. Jeśli pokolenie Hercena i Bieliń- skiego mogło, podobnie jak radykalni hegliści niemieccy, wyprowadzać z filozofii Hegla rewolucyjne wnioski, to Zajcew do całej klasycznej filozofii niemieckiej odniósł się bardzo lekceważąco, i to nie tylko do niemieckiej, lecz szerzej: do wszystkich „tak zwanych filozofów-idealistów od Kartezjusza do Hegla", ponieważ z ich nazwiskami „łączy się pojęcie o próżnych i bezpłodnych mędrkowaniach, pozbawionych wszelkiego znaczenia praktycznego" (Zajcew, 1934, 269). Ale szczególnie wiele negatywnych sądów skierował pod adresem właśnie niemieckich klasyków: oberwało się Fichtemu i Schellingowi, lecz nade wszystko He-glowi, którego prace w rodzaju Fenomenologii ducha zostały określone jako „niespójna bzdura" lub jako obrona reakcji (tamże, 302). Po przeczytaniu książki francuskiego filozofa Louis Alexandre Fou-chera de Careila Hegel i Schopenhauer. Szkice o współczesnej filozofii niemieckiej od Kanta do naszych czasów (Paryż 1862) Zajcew, po pierwsze, bardzo się ucieszył z powodu ostrych, prymitywnych ataków Schopenhauera na Hegla, a po drugie, ze względu na ustanowienie związków między francuskimi fizjologami-materialistami XVIII wieku (Pierre Jean George Cabanis, Xavier Bichat) i Schopenhauerem połączył twórczość tego ostatniego ze współczesnością, z wulgarnym materializmem połowy XIX stulecia; wrzuciwszy w ten sposób do jednego worka matę- в* ilustracja 27 rializm i sensualizm XVIII wieku, subiektywny idealizm Schopenhauera, pozytywizm i wulgarny materializm połowy XIX wieku, Zajcew wychwala Schopenhauera, poświęcając mu prawie apologetyczny artykuł Ostatni filozof-idealista („Russkoje słowo" 1864, nr 12). W tym samym artykule Zajcew, zupełnie nie wyjaśniając pojęć pobudzenia wewnętrznego i zewnętrznego w słynnej pracy Iwana Sieczenowa Refleksy mózgu, próbował proponować rady-poprawki fizjologowi. Maksim Antonowicz, szerzej i głębiej orientujący się w zagadnieniach filozoficznych, szorstko, ale słusznie wytknął w artykule Pudła („So-wriemiennik" 1865, nr 2) błędy Zajcewowi (przede wszystkim nieznajomość systemu Schopenhauera i niewłaściwe rozumienie pracy Sieczenowa). Zajcew - należy oddać mu sprawiedliwość - w specjalnej notatce Parę słów do p. Antonowicza uznał zarzuty oponenta za słuszne, nie zgodził się tylko na ton jego artykułu (tamże, 303-306). Z kolei Antonowicza za błędy w interpretacji Hegla słusznie krytykował Nikołaj Strachów (artykuły w czasopiśmie „Wriemia"), filozoficznie jeszcze bardziej wyedukowany. Wulgarne wyobrażenia materialistyczne i pozytywistyczne wdzierały się również do społeczno-politycznego systemu Zajcewa. Bardzo znaczący jest pod tym względem jego artykuł Przyrodoznawstwo i sądownictwo („Russkoje słowo" 1863, nr 7), z bardzo dziwnym dla znających 141 Zajcewa mottem: „Człowiek jest wolny jak ptak w klatce". Rzeczywiście, wydawałoby się, że autor, walczący o rewolucyjną przebudowę świata, zdecydowanie krytykujący nie tylko idealistyczny prowiden-cjalizm (choć akceptujący postęp!), lecz w szczególności fatalizm i teorię powracających cyklów w historii (tamże, 405-407), powinien wrogo odnosić się do takiego motta. Ale nie, Zajcew umieścił je całkiem serio i z pozytywnym zamiarem — rzeczywiście był przekonany o prawdziwości aforyzmu. „Charakter, światopogląd" człowieka, według Zajcewa, warunkują dwa czynniki: wewnętrzne cechy organizmu (rozumiane przede wszystkim na płaszczyźnie fizjologicznej) i okoliczności zewnętrzne, również pojmowane raczej jako środowisko fizyczne, a nie społeczne (tamże, 68). Stąd „człowiek - niewolnik swego ciała i zewnętrznej przyrody". Zajcew wielokrotnie zwracał się w stronę moralnego oblicza człowieka (problemy moralne są dla niego bardzo istotne), ale otwarcie przyznaje, że nauka na razie nie jest w stanie określić „warunków tej działalności", choć jednocześnie autor stanowczo oświadcza, że „mogą one być dwojakiego rodzaju: fizycznego lub chemicznego" (tamże, 72). Następnie Zajcew z dość dużą pewnością formułuje kilka propozycji: psychologię i moralność kobiety w ciąży wyprowadza z jej stanów fizjologicznych; nieumotywowaną zbrodnię pewnego Francuza z XVIII wieku tłumaczy „.silnym napływem krwi do mózgu, tak naturalnym w ciepły letni dzień irowego. pełnokrwistego mężczyzny" (tamże, 83, 85). Poza społeczny- mi pn cynami przestępczo*» &^ bibz^&zszz ^ AsJrJre^odd^iaJywamu wi ieku, płci", co również e^0? nieumotywowaną zbrodnię pewnego Francuza z XVIII wieku tłumaczy „silnym napływem krwi do mózgu, tak naturalnym w ciepły letni dzień u zdrowego, pełnokrwistego mężczyzny" (tamże, 83, 85). Poza społecznymi przyczynami przestępczości (ubóstwo; tamże, 69) Zajcew wiele uwagi poświęca dziedziczności, a także „oddziaływaniu wieku, płci", co również w rzeczywistości sprowadza przyczyny do fizjologii (tamże, 75-76,78-79). Wniosek z tych wszystkich wywodów Zajcewa brzmi nieco niesamowicie i - paradoksalnie! - fatalistycznie: „[...] jakiekolwiek przestępstwo, niezależnie od okoliczności jego popełnienia, jest zewnętrznym wyrazem fizjologicznych lub patologicznych zjawisk w naszym organizmie i w związku z tym może pociągać za sobą odpowiedzialność w takim samym stopniu jak jakieś zewnętrzne kalectwo, na przykład garb lub skrzywienie szyi" (tamże, 83). Ale taki wniosek jest oczywisty w świetle pozytywistycznych i wulgarnie materialistycznych likwidacji granic między fizjologią a psychologią. Z tego samego źródła wypływa jeszcze jedna, bardziej niesamowita konkluzja — o wiele bardziej zdumiewający błąd Zajcewa, o którym jeszcze będzie mowa: jego wyobrażenia o rasowych różnicach pomiędzy ludźmi w sferze zdolności, moralności i tym podobnych (tamże, 232-233). W tej sytuacji prawowiernymi heglistami okazali się albo liberalni 142 historycy i prawnicy w rodzaju Borisa Cziczerina, albo estetycy-ideali- ści typu Nikołaja Strachowa. Ale konserwatywna i liberalna myśl filozoficzna rozwijająca zasady idealistyczne zupełnie nie cieszyła się powodzeniem w latach sześćdziesiątych. Spośród radykalnych działaczy tej dekady, jak się wydaje, tylko Piotr Ławrow, przyszły pozytywista i narodnik, poważnie zajmował się Heglem, choć również we wczesnym okresie - „Bibliotieka dla cztienija" (1858-1859) drukowała jego artykuły o niemieckim filozofie, w których analizował nieprzemijające wartości metody heglowskiej, ale dostrzegał też jej ograniczenia, zwłaszcza w związku z „fantazjami" (przejście od ścisłych faktów naukowych do „wiary", dogmatów). Mimo wszystko przewodnią tendencją tego dziesięciolecia była propaganda filozofii materialistycznej. Ale ponieważ materializm w tamtym czasie, jak zresztą zawsze, ściśle splatał się z jednej strony z radykalnymi teoriami społeczno-politycznymi, z socjalizmem, z drugiej zaś - z rozwojem nauk eksperymentalnych, przyrodniczych, to do ówczesnego rosyjskiego materializmu mocno przenikał pozytywizm, który sam był związany i z socjalizmem, i z przyrodoznawstwem. Twórca tego kierunku, Augustę Comte, autor sześciotomowego Kursu filozofii pozytywnej (1830-1842), był uczniem Saint-Simona, wychował się na ideach socjalizmu utopijnego, jednocześnie był matema- tykiem i przyrodoznawcą - tym fundamentom Comte zawdzięcza sławę bojownika, zwalczającego „teologię" i „metafizykę" (historię poznania podzielił na trzy stadia: teologiczne, metafizyczne i - współcześnie - pozytywne), obrońcy nauk ścisłych, w tym także ścisłych metod w socjologii. Do Comte'a należy wynalezienie samego terminu „socjologia" i rzeczywiście poświęcał on wiele uwagi sprawom społecznym, choć jego socjologia była nader idealistyczna. W latach trzydziestych i czterdziestych XIX wieku teoria Comte'a obok socjalistycznych utopii Char-les'a Fouriera była uważana za jeden z najbardziej postępowych nurtów myśli społecznej. I rzeczywiście, pojawienie się pozytywizmu ściśle się wiąże z radykalnymi zdarzeniami historycznymi i ideologicznymi, w jakie obfitowała Francja od końca XVIII wieku. Seria przewrotów rewolucyjnych, epopeja napoleońska, intensywna industrializacja, rozwój matematyki, chemii, fizyki, fizjologii, wyjątkowe powodzenie socjalizmu utopijnego w różnych jego wariantach — wszystkie te fakty sprzyjały formowaniu się idei Comte'a, jak też pojawieniu się licznych jego uczniów i kontynuatorów. Równolegle jeszcze potężniej rozwijał się pozytywizm angielski, wytwór lokalnych osobliwości narodowych. Pierwsza połowa epoki wiktoriańskiej w Anglii, przypadająca na środkową tercję XIX wieku, była 143 również dość burzliwa pod względem społeczno-politycznym: ruch czar-tystowski z lat trzydziestych i czterdziestych, powstania w Irlandii oraz w Indiach, wieloletnia kampania prasowa i parlamentarna o demokratyzację życia, poszerzenie praw wyborczych, wolny handel - wszystko to pobudzało myśl społeczną, sprzyjało rozwojowi nauk humanistycznych i przyrodniczych. Dominacja w kraju ducha burżuazyjnego (przemysłowego i handlowego) wskazywała odpowiedni, „praktyczny" kierunek myśli społecznej - najbardziej aktywnie rozwijała się ekonomia polityczna (od Adama Smitha, Davida Ricardo, Jeremy Benthama, raczej politologa niż ekonomisty politycznego, do Johna Stuarta Milla; ostatni wprost nazwał ideologię swego nauczyciela Benthama „utylitaryzmem"), a w filozofii, jak również w metodologicznym fundamencie ekonomii politycznej panował pozytywizm. Właśnie angielski pozytywizm wywarł największy wpływ na rosyjską myśl społeczną lat sześćdziesiątych, tak bardzo potrzebującą praktycznego zastosowania teorii. Należy uwzględnić także inne angielskie oddziaływania: zdecydowanie antyburżuazyjny, romantyczny konserwatysta, Thomas Carlyle, angielski schellingianista, znacząco oddziałał na „ostatniego romantyka" Apołłona Grigorjewa; wśród rosyjskich liberałów powodzeniem cieszył się znany lord Thomas Babington Ma- caulay (leningradzki uczony, profesor Boris Kazański, już nieżyjący, napisał o nim obszerną pracę, w której szczegółowo przedstawił wpływ angielskiego myśliciela na rosyjską naukę i publicystykę; niestety, rękopis ten do tej pory nie został opublikowany). Ale mimo to wszystkie wpływy idealizmu razem wzięte nie dadzą się porównać pod względem siły oddziaływania z angielskim pozytywizmem. Francuski pozytywizm (Augustę Comte, Emile Littre, Hippolyte Taine) jest również bardzo istotny dla historii rosyjskiej myśli społecznej, lecz angielski pozytywizm w osobach Johna Stuarta Milla, Henry Thomasa Вискіе'а, Herberta Spencera pozostawał jednak poza konkurencją, zwłaszcza w okresie działalności Dmitrija Pisariewa i później, kiedy nastąpił krach radykalnych, rewolucyjnych nadziei z początku lat sześćdziesiątych. Socjalistyczne, kolektywistyczne ideały, głoszone przez Comte'a w specyficznej interpretacji, czyli nasycone utopijną fantastyką, nieustępującą szczegółowym reglamentacjom Fouriera, wzbudzały ironiczny uśmiech nawet u jego wielbicieli (Mili, Pisariew). Angielscy pozytywiści w przeciwieństwie do francuskich jawili się jako utylitaryści i pragmatycy, obrońcy osobistej, prywatnej inicjatywy i wolności. Jednakże w rozmaitych nurtach pozytywizmu było więcej podobieństw niż różnic. Przede wszystkim to oświecicielski kult rozumu, 144 wiedzy, nauki; dążenie - w przeciwieństwie do idealistycznej opatrz- ności - do odkrywania ścisłych, obiektywnych praw rozwoju społecznego; próba umiejscowienia się ponad idealizmem i materializmem, niewdawanie się w spory dotyczące pierwotności materii bądź ducha, w ogóle zaniechanie poszukiwań praprzyczyn; wywyższanie socjologii jako nauki; miłość i zainteresowanie okazywane naukom przyrodniczym, matematyce; propagowanie wiedzy eksperymentalnej, metody indukcyjnej (co prawda z dopuszczeniem dedukcji); akceptacja ewolucji wszechświata. Główną uwagę zaś podczas analizy ewolucji lub tworzenia klasyfikacji kierowano na zastępowanie prostych zjawisk bardziej złożonymi i jednorodnych różnorodnymi (ta podstawowa myśl Spencera, zapożyczona od rosyjskiego przyrodoznawcy Karla Baera, genialnie zapowiada współczesne idee cybernetyczne, w których żywą przyrodę, a zwłaszcza kulturę ludzką przeciwstawia się pesymistycznym wnioskom wypływającym z drugiego prawa termodynamiki - o „śmierci cieplnej" wszechświata). Pozytywizm wywarł wielki wpływ na myśl humanistyczną, na sztukę, na rozwój nauk ścisłych i przyrodniczych - na przykład Darwin wprost wskazywał na wpływ Spencera w trakcie tworzenia swojej słynnej teorii o pochodzeniu gatunków. Rosyjska myśl też wiele mu zawdzięcza. Trzeba powiedzieć wprost: w naszej nauce historyczno-filozoficznej rozpowszechnienie pozytywizmu w Rosji rozpatrywano zbyt wąsko, jedynie w kręgu liberalnych uczonych, a oddziaływanie pozytywizmu na członków kółka Pietraszewskiego, działaczy z lat sześćdziesiątych, narodników, jeśli nawet nie jest przemilczane, to bywa mocno zawężane (zob. na przykład pracę P. Szkurinowa, Pozytywizm w Rosji XIX wieku, Moskwa 1980). Pod tym względem historycy literatury okazali się znacznie bardziej odważnymi i bardziej obiektywnymi badaczami, którzy nawet u młodego Plechanowa znaleźli sporo cech pozytywistycznych (prace Piotra Nikołajewa, N. Gorbaniewa). Złożoność sprawy polega na tym, że antyidealistyczny patos zwolenników pozytywizmu na wczesnych etapach jego rozwoju, aż do lat sześćdziesiątych, był odbierany jako materialistyczny - cienka granica oddzielająca pozytywizm od materializmu na początku była po prostu niezauważalna (ale z powodu lekceważenia fundamentalnych praprzyczyn, ontologii pozytywizm skłonny był stopniowo zmierzać w stronę subiektywistycznego empiryzmu - później ze szczególną namacalno-ścią ukazała to metoda twórcza naturalizmu, mocno przemieszana z pozytywizmem). Przynajmniej w kręgu kwartalnika „Sowriemiennik" na pozytywistów patrzono jak na materialistów. Na przykład wielki artykuł E. Watsona Augustę Comte i filozofia pozytywna (1865) jest tutaj charakterystyczny jako próba powiązania tej filozofii z materializmem Feuerbacha. Z drugiej strony w kręgu miesięcznika „Russkoje słowo", gdzie było więcej filozoficznej beztroski, panowała idea, wywodząca się z samego pozytywizmu, ulokowania go „ponad sporami", ponad systemami filozoficznymi. Pisariew w Realistach (1864) wprost mówił: „[...] prawdziwi naturaliści [...] odnoszą się z całkowitą obojętnością do takich systemów, poczynając od nieokiełznanego idealizmu Platona, a kończąc na prostym materializmie Buchnera" (Pisariew, 3, 34). Pozytywistyczny relatywizm uwarunkował również analogiczną beztroskę Pisariewa, jego „likwidację estetyki", czyli lekceważenie obiektywnych kryteriów oceny artystycznej i uznanie prawa każdego pojedynczego człowieka do własnej, subiektywistycznej estetyki. Potrzebny był genialny zmysł Bielińskiego (opierający się zresztą na solidnym fundamencie szkoły heglowskiej), żeby na podstawie popularnego artykułu o pozytywizmie z francuskiego czasopisma uchwycić istotę, zrozumieć najważniejsze rysy filozofii Auguste'a Comte'a — zarówno główne zalety z punktu widzenia Bielińskiego („reakcja na teologiczną ingerencję w naukę"), jak i zasadnicze braki: empiryzm, zamiana filozofii na fizjologię, a psychologii na frenologię, czyli naszym и zdaniem „biologizacja" nauk społecznych (Bielinskij, XII, 329-332; list do Wasilija Botkina z 1 lutego 1847 roku). Inny heglista z tego samego pokolenia, Aleksander Hercen, też dość ostrożnie odniósł się do Comte'a i do pozytywizmu w ogóle, ale więcej ironizował z powodu normatywnych, bezapelacyjnych deklaracji Grigorija Wyrubowa, jednego z najbardziej ortodoksyjnych pozytywistów lat sześćdziesiątych (a także następnych dziesięcioleci), przez co negował same podstawy doktryny; przynajmniej do Johna Stuarta Milla Hercen odnosił się bardzo pozytywnie, prace Вискіе'а, podobnie jak Darwina, nazywał „szczególnie znakomitymi" (XVII, 38), lecz w sumie również francuską grupę pozytywistów, z Emile'em Littre na ^^|,Й^^^зШш^^Щ1Ьажег1кСи.С1а1 zbliżyć do nich swego syna Aleksandra, aprobował w „Kolokole" wydawanie przez Littrego Wyrubowa specjalnego pozytywistycznego czasopisma „Revue de la wfosop/uepas/t/re ". JZe/eru/ęcjago program, Дегселрі&а//„Лоящ/ас odstawowe idee A[uguste'a] Comte'a, tego wielkiego myśliciela, który raz pierwszy wprowadził metody naukowe do filozofii [...] odmienić filozofię, bez teologii i metafizyki — taki jest cel tego wydawnictwa" (Hercen, XIX, 268). Co prawda do konkretnych prac Wyrubowa i do jego otoczenia Hercen odniósł się krytycznie. Kiedy ten młody adept pozytywizmu wręczył mu przekład na język rosyjski książki Етіїе'а Littre Kilka stów z powodu filozofii pozytywnej (Berlin 1865), którą poprzedzał jego wstęp Pozytywizm w Rosji2, to Hercen bardzo powściągliwie odpowiedział ide z 12 listopada (31 października) 1865 roku: „Książkę Pańską przeczytałem i choć nie muszę mówić o wstępie — Pan mnie tam pochwalił IWyrubow na stronach ХІ-ХІІ wskazał, że najbardziej znamie-uilaczami w Rosji są Hercen i Dobrolubow - B. J.] - ale sfor-iłuję pod Pana adresem dwie-trzy uwagi lub pytania: na przykład, co się tyczy przyszłości Rosji, naskórkowość [czyli niezakorzenienie, zewnętrzność — B. J.] chrześcijaństwa Pan odnotował, a życie społeczne opuścił; dlaczego, mówiąc o Dobrolubowie bardzo dobrze i słusznie, upomniał Pan o Czernyszewskim?" (XXVIII, 113). rATOwnik Hercena Nikołaj Ogariew, w ciągu prawie całego i zajmujący się i teoretycznie, i praktycznie naukami ^^^^^^^^^^^фйКїлаХ^^ж \atadv светское,- ^romte'a W sumie daratóer^u 6Й***> ^TT^ZZel^e, szkołę Hegla, z rezerwą odnosił zdaniem „biologizacja" nauk społecznych (Bielinskij, XII, 329-332; list do Wasilija Botkina z 1 lutego 1847 roku). Inny heglista z tego samego pokolenia, Aleksander Hercen, też dość ostrożnie odniósł się do Comte'a i do pozytywizmu w ogóle, ale więcej ironizował z powodu normatywnych, bezapelacyjnych deklaracji Grigorija Wyrubowa, jednego z najbardziej ortodoksyjnych pozytywistów lat sześćdziesiątych (a także następnych dziesięcioleci), przez co negował same podstawy doktryny; przynajmniej do Johna Stuarta Milla Hercen odnosił się bardzo pozytywnie, prace Вискіе'а, podobnie jak Darwina, nazywał „szczególnie znakomitymi" (XVII, 38), lecz w sumie szanował również francuską grupę pozytywistów, z Emile'em Littre na czele oraz jego pomocnikiem Wyrubowem. Chciał zbliżyć do nich swego syna Aleksandra, aprobował w „Kołokole" wydawanie przez Littrego i Wyrubowa specjalnego pozytywistycznego czasopisma „Revuę de la Philosophie positive". Referując jego program, Hercen pisał: „Rozwijać podstawowe idee A[uguste'a] Comte'a, tego wielkiego myśliciela, który po raz pierwszy wprowadził metody naukowe do filozofii [...] odmienić filozofię, bez teologii i metafizyki - taki jest cel tego wydawnictwa" (Hercen, XIX, 268). Co prawda do konkretnych prac Wyrubowa i do jego otoczenia Hercen odniósł się krytycznie. Kiedy ten młody adept pozytywizmu wręczył mu przekład na język rosyjski książki Етіїе'а Littre Kilka słów z powodu filozofii pozytywnej (Berlin 1865), którą poprzedzał jego wstęp Pozytywizm w Rosji2, to Hercen bardzo powściągliwie odpowiedział w liście z 12 listopada (31 października) 1865 roku: „Książkę Pańską przeczytałem i choć nie muszę mówić o wstępie - Pan mnie tam pochwalił [Wyrubow na stronach XI—XII wskazał, że najbardziej znamienitymi działaczami w Rosji są Hercen i Dobrolubow - B. J.] - ale sformułuję pod Pana adresem dwie-trzy uwagi lub pytania: na przykład, co się tyczy przyszłości Rosji, naskórkowość [czyli niezakorzenienie, zewnętrzność — B. J.] chrześcijaństwa Pan odnotował, a życie społeczne opuścił; dlaczego, mówiąc o Dobrolubowie bardzo dobrze i słusznie, zapomniał Pan o Czernyszewskim?" (XXVIII, 113). Współpracownik Hercena Nikołaj Ogariew, w ciągu prawie całego świadomego życia zajmujący się i teoretycznie, i praktycznie naukami przyrodniczymi (anatomia, fizjologia, chemia), już w latach czterdziestych studiował Comte'a. W sumie charakteryzował go życzliwie, ale jako człowiek, który przeszedł przez szkołę Hegla, z rezerwą odnosił się do empiryzmu Comte'a i do jego pewnej siebie krytyki „metafizyki" - Ogariew uważał za zaletę pozytywistów patos realnego, eksperymentalnego, „pozytywnego" badania życia, lecz dostrzegał u nich także nie- bezpieczeństwo ześlizgiwania się w tę samą „metafizykę" (zob. filozo-ficzno-socjologiczny artykuł Ogariewa Prywatne listy o ogólnym zagadnieniu, 1866-1867). Natomiast do Milla - ekonomisty politycznego i politologa - Ogariew odniósł się bardzo przychylnie, prowadził z nim korespondencję (podobnie jak Hercen), wysłał mu swoją broszurę Es-sai sur la situation russe (1862), z kolei wysoko ocenioną przez angielskiego uczonego. Następne pokolenie zaś, pokolenie lat sześćdziesiątych, odniosło się do założeń pozytywizmu z nieukrywanym entuzjazmem, widząc w nim przede wszystkim antyidealistyczne i antyreligijne ukierunkowanie. Ciekawe, że Nikołaj Czernyszewski, przekartkowawszy w latach studenckich, w 1848 roku, pierwszy tom Filozofii pozytywnej Comte'a, w rzeczywistości odżegnał się od niego, mówiąc, że jest to najprawdopodobniej „bzdura" (Czernyszewskij, I, 19), a w artykule Monarchia lipcowa przedstawił zupełnie inną opinię: „Augustę Comte, twórca filozofii pozytywnej, jedynego systemu filozoficznego Francuzów wiernego duchowi nauki, jeden z najbardziej genialnych ludzi naszych czasów" (VII, 166). Mniej więcej w tym samym okresie na marginesie pierwszego tomu Historii cywilizacji w Anglii Вискіе'а, krytykując religijność autora, Czernyszewski utyskuje: „A przecież czytał i chwali Auguste'a Comte'a" (XVI, 607). Dopiero znacznie później, w 1876 roku, na Syberii, Czernyszewski zmienił zasadniczo swój stosunek do Comte'a i szydził z jego konstrukcji filozoficznych (XIV, 651-652). Z drugiej strony w stosunku do angielskich pozytywistów, którzy wypowiadali się na tematy zbliżone do podejmowanych przez niego, Czernyszewski był znacznie surowszy już w latach sześćdziesiątych. Co prawda, chcąc przeciwstawić wulgarnemu ekonomizmowi Saya i Bastiata bardziej fundamentalne prace i obiektywne studia z zakresu ekonomii politycznej, wybrał do przekładu pracę Johna Stuarta Milla Podstawy ekonomii politycznej (tłumaczenie Czernyszewskiego było drukowane w czasopiśmie „Sowriemiennik" w latach 1860-1861), ale opatrzył tekst taką liczbą poprawek i uzupełnień, że przekształcił książkę Milla w rewolucyjno-demokratyczną ekonomię polityczną. Nie na darmo rządowy ekspert podczas procesu Czernyszewskiego tak podsumowywał działalność podsądnego w dziedzinie ekonomii politycznej: „Tłumacz poprzez swoje przypisy i interpretacje dołączone do przekładu usiłuje przerobić Milla na Proudhona [Proudhon jest tu symbolem myśliciela rewolucyjno-demokratycznego - B. J.]. Ten przekład zawiera cały system poglądów głoszonych przez Czernyszewskiego" (IX, 905). Najbardziej złożony był stosunek Czernyszewskiego do Вискіе'а. W artykule Polemiczne wspaniałości (1861) nazwał on Historię cywilizacji w Anglii, podstawową pracę Вискіе'а, „znakomitą książką" (VII, 760), kwestionując jedynie negatywny stosunek autora do francuskich encyklopedystów XVIII wieku. Dwa lata później w przypisach do historycznej rozprawy Georga Gervinusa Czernyszewski uściślił swoją postawę wobec głównej idei Вискіе'а - przewodniej roli rozumu, nauki, wiedzy w historycznym rozwoju ludzkości: „Jeśli uzupełnimy ten słuszny pogląd zasadą polityczno-ekonomiczną, według której rozwój umysłowy, podobnie jak polityczny i jakikolwiek inny, zależy od okoliczności życia gospodarczego, to otrzymamy pełną prawdę: rozwój odbywał się dzięki sukcesom wiedzy, które były określane głównie przez rozwój warunków pracy i środków życia materialnego" (X, 441). Natomiast uwagi Czernyszewskiego na marginesach obu tomów Historii cywilizacji w Anglii, pochodzące z początku lat sześćdziesiątych, świadczą o jego krytycznym stosunku właśnie do wulgarnie materialistycznych idei Вискіе'а, dotyczących wpływu klimatu i pożywienia na myślenie ludzi, jak również do izolowania religii od tła społeczno-politycznego: „wpływy historyczne niwelują ich [czynników fizycznych - B. J.] siłę"; „rzecz nie w ryżu i gęstości zaludnienia, lecz w przyczynach historycznych"; „Ważny jest również rozwój stosunków społecznych"; „Ale hiszpańskie prześladowania religijne mają podłoże nie religijne, lecz czysto polityczne"; „Wszystkie prześladowania religijne razem wzięte chyba nie przyczyniły się do śmierci tylu ludzi, co jeden Napoleon lub Dżyngis-chan"; „zawsze, zawsze [kościół francuski - B. J.] mógł uciskać tylko za zgodą, z polecenia władzy świeckiej, zawsze był słabszy od tej ostatniej", „zbyt jednostronnie podkreśla się znaczenie przyrodoznawstwa" (XVI, 535, 539, 551, 606, 612). Natomiast w kręgu czasopisma „Russkoje słowo" Buckie był uważany za najwybitniejszego współczesnego myśliciela angielskiego, a jego nazwisko stało się jak gdyby symbolem literatury postępowej. Nikołaj Niekrasow, bardzo czuły na nowe powiewy czasu, w wierszowanym szkicu Balet (1866) przedstawił radykała „wymyślającego na balet" i zajmującego sąsiedni fotel lekkomyślnego generała, który tegoż radykała strofował: Nie cały czas będzie pan czytał Вискіе'а! Niewart ten Buckie Dobrych binokli... Niech pan kupi binokle! Oświeceniowy kult rozumu i nauk przyrodniczych, konkretność i prak-tycyzm Вискіе'а były szczególnie bliskie publicystom z kręgu Pisarie- Najbardziej złożony był stosunek Czernyszewskiego do Вискіе'а. W artykule Polemiczne wspaniałości (1861) nazwał on Historię cywilizacji w Anglii, podstawową pracę Вискіе'а, „znakomitą książką" (VII, 760), kwestionując jedynie negatywny stosunek autora do francuskich encyklopedystów XVIII wieku. Dwa lata później w przypisach do historycznej rozprawy Georga Gendnusa Czernyszewski uściślił swoją postawę wobec głównej idei Вискіе'а - przewodniej roli rozumu, nauki, wiedzy w historycznym rozwoju ludzkości: „Jeśli uzupełnimy ten słuszny pogląd zasadą polityczno-ekonomiczną, według której rozwój umysłowy, podobnie jak polityczny i jakikolwiek inny, zależy od okoliczności życia gospodarczego, to otrzymamy pełną prawdę: rozwój odbywał się dzięki sukcesom wiedzy, które były określane głównie przez rozwój warunków pracy i środków życia materialnego" (X, 441). Natomiast uwagi Czernyszewskiego na marginesach obu tomów Historii cywilizacji w Anglii, pochodzące z początku lat sześćdziesiątych, świadczą o jego krytycznym stosunku właśnie do wulgarnie materialistycznych idei Вискіе'а, dotyczących wpływu klimatu i pożywienia na myślenie ludzi, jak również do izolowania religii od tła społeczno-politycznego: „wpływy historyczne niwelują ich [czynników fizycznych - B. J.] siłę"; „rzecz nie w ryżu i gęstości zaludnienia, lecz w przyczynach historycznych"; „Ważny jest również rozwój stosunków społecznych"; „Ale hiszpańskie prześladowania religijne mają podłoże nie religijne, lecz czysto polityczne"; „Wszystkie prześladowania religijne razem wzięte chyba nie przyczyniły się do śmierci tylu ludzi, co jeden Napoleon lub Dżyngis-chan"; „zawsze, zawsze [kościół francuski - B. J.] mógł uciskać tylko za zgodą, z polecenia władzy świeckiej, zawsze był słabszy od tej ostatniej", „zbyt jednostronnie podkreśla się znaczenie przyrodoznawstwa" (XVI, 535, 539, 551, 606, 612). Natomiast w kręgu czasopisma „Russkoje słowo" Buckie był uważany za najwybitniejszego współczesnego myśliciela angielskiego, a jego nazwisko stało się jak gdyby symbolem literatury postępowej. Nikołaj Niekrasow, bardzo czuły na nowe powiewy czasu, w wierszowanym szkicu Balet (1866) przedstawił radykała „wymyślającego na balet" i zajmującego sąsiedni fotel lekkomyślnego generała, który tegoż radykała strofował: Nie cały czas będzie pan czytał Вискіе'а! Niewart ten Buckie Dobrych binokli... Niech pan kupi binokle! Oświeceniowy kult rozumu i nauk przyrodniczych, konkretność i prak-tycyzm Вискіе'а były szczególnie bliskie publicystom z kręgu Pisarie- wa. Co prawda Pisariew, przy całych jego entuzjastycznych opiniach o Buckle'u, którego zazwyczaj łączył z Comte'em — „dwa pierwszorzędne umysły", „wielcy myśliciele" (Pisariew, 1,199) i tym podobne - mimo wszystko nie mógł się pogodzić z „maltuzjanizmem Вискіе'а"3. Ale współtowarzysz Pisariewa Zajcew z reguły wyjątkowo wysoko oceniał prace Вискіе'а. Zresztą z licznych odwołań do Вискіе'а w artykułach Zajce-wa nie można wnioskować o tym, że krytyk i publicysta dobrze znał prace angielskiego myśliciela, gdyż odwołania te są bardzo nieprecyzyjne, mimo że zapoznanie się z Вискіе'ет nie stanowiło wielkiego problemu - wydania jego prac nie były rzadkością bibliograficzną; oprócz angielskiego oryginału istniały przekłady francuskie, na język rosyjski Вискіе'а też wcześnie przetłumaczono. Jeden z przywódców rosyjskiego liberalizmu, Stiepan Dudyszkin, od końca lat pięćdziesiątych redaktor naczelny periodyku „Otieczestwiennyje zapiski", przy pomocy innego liberała, Konstantina Biestużewa-Riumina, opublikował w swoim czasopiśmie (1860—1862) pierwszy tom Historii cywilizacji w Anglii; pismo i później, w latach 1864-1865, drukowało bardziej specjalistyczne artykuły Вискіе'а; Biestużew-Riumin zaś w latach 1863—1864 wydał w Petersburgu oba tomy Historii cywilizacji w Anglii. A tymczasem konkretnych odniesień lub cytatów z Вискіе'а u Zajcewa nie ma. Co więcej, w recenzji książki Jakoba Moleschotta Nauka o pożywię- 149 niu (rosyjski przekład: Petersburg 1863) Zajcew w taki sposób konfrontuje Вискіе'а z recenzowanym autorem, że rodzi się podejrzenie, czy rzeczywiście czytał on Вискіе'а. Oto wspomniane miejsce: „Podobnie jak Buckie ukazał nam zależność człowieka od zewnętrznej przyrody, Mołeschott ukazuje nam naszą zależność od tych przedmiotów, które nazywamy żywnością" (Zajcew, 100). Ale przecież Buckie w drugim rozdziale pierwszego tomu swej książki, opublikowanej w 1859 roku, szczegółowo omawiał wpływ nie „przyrody" w ogóle, lecz klimatu, pokarmu, gleby. Idee Вискіе'а, dotyczące oddziaływania pożywienia na losy poszczególnych plemion i narodów, całkowicie mogłyby wpłynąć na prace Moleschotta, który będąc fizjologiem, opierał się na odkryciach chemii organicznej i fizjologii, ale wyprowadzał daleko idące wnioski o charakterze społeczno-historycznym, wulgaryzując i biologizując cechy narodowe, podobnie jak i Buckie (niektóre rozdziały w ich pracach, na przykład rozważania o kartoflu i charakterze narodowym Irlandczyków, są zadziwiająco zbieżne). Nauka o pożywieniu ukazała się w Niemczech w postaci rozdziału książki Moleschotta Szkice fizjologiczne (Physiologisches Skizzenbuch) w 1861 roku (recenzję tej książki napisał między innymi Pisariew), tak że myśl o wpływie Вискіе'а na autora jest całkowicie uzasadniona. Ale swoje prace o fizjologii odży- wiania Moleschott zaczął publikować od 1850 roku, tak że - odwrotnie - Buckie mógł od niego zapożyczać idee o wpływie rodzaju pokarmu na myślenie i charakter ludzi, aż po uwarunkowania rasowe i narodowe. Dla nas istotne jest coś innego: zarówno w Europie Zachodniej, jak i w Rosji osiągnięcia przyrodoznawstwa w podejmowanych przez uczonych próbach - w konfrontacji z idealizmem - naukowej interpretacji odkryć prowadziły do pomieszania pozytywistycznych i wulgarnoma-terialistycznych skrajności oraz do ugruntowania mechanicystycznych wyobrażeń o biologicznej podstawie jednostkowej, klasowej i narodowej psychologii, a nawet o fizjologicznych fundamentach instytucji społeczno-politycznych. Warfołomiej Zajcew jako człowiek skrajności poszedł najdalej w rozwoju idei Вискіе'а і Moleschotta: w recenzjach Nauki o pożywieniu (1863), Etiud geologicznych Heinricha Burmeistera (1863) i książki Jean Louis Quatrefages'a Jedność rodzaju ludzkiego (1864) Zajcew nie zawahał się wyciągnąć rasistowskich wniosków (zwłaszcza w ostatnim artykule). Jeżeli - sądził - przedstawiciele różnych ras i narodowości spożywali rozmaite pokarmy, to na przestrzeni dziejów powstawał między nimi nieprzekraczalny mur fizjologiczny i psychologiczny, usprawiedliwiający niewolnictwo: „zarówno anatomia, jak i obserwowanie psychicznych zdolności tubylczych ras Afryki i Ameryki ukazują taką olbrzymią zasadniczą różnicę pomiędzy czer-wonoskórymi, Eskimosami, Polinezyjczykami, Murzynami, plemionami Bantu, Namibii z jednej strony a białym człowiekiem z drugiej, że mówić o braterstwie tych ras mogą tylko sentymentalne dziedziczki w rodzaju pani Beecher-Stowe" (tamże, 229). Te idee Zajcewa, które w zasadzie poparł Pisariew — powodowany solidarnością — w znanym artykule Zobaczymy! (Pisariew nie usprawiedliwia jednak niewolnictwa), wywołały powszechne oburzenie w prasie lat sześćdziesiątych. Kult wiedzy, zwłaszcza przyrodniczej, głoszony przez Pisariewa w połowie lat sześćdziesiątych, doprowadził go do jeszcze jednej skrajności, również wypływającej z metody pozytywistycznej. Buckie w czwartym rozdziale pierwszego tomu swej Historii szczegółowo rozpatrzył wzajemną relację rozwoju umysłowego i moralnego narodów Europy i doszedł do skrajnych wniosków natury oświeceniowej, mówiących o decydującej przewadze czynnika umysłowego nad moralnym w postępie historycznym i społecznym (Buckie zgadzał się, że ideałem byłaby harmonia tych dwóch pierwiastków, ale nie dostrzegał jej w praktyce historycznej). Pisariew w całości podtrzymał tę zasadę, rozciągając ją także na sąsiednie sfery humanistyki, wprowadzając na przykład do pedagogiki i wychowania. W artykule Nasza nauka uniwersytecka (1863) pisał: „wychowywać w ogóle należy jak najmniej [...]. Myśl ta ściśle wiąże się ze słynną ideą Вискіе'а, że ludzkość posuwa się naprzód dzięki wiedzy i odkryciom i że prawdy moralne nie mają prawie żadnego wpływu na szybkość i powodzenie rozwoju historycznego [...] dziecko potrzebuje wiedzy, a nie pouczeń moralnych" (Pisariew, 2,192). Nieco później Pisariew jeszcze bardziej uogólnia tę zasadę (w artykule Motywy dramatu rosyjskiego, 1864): „Trzy bajki Krylowa, o niedźwiedziu, muzykantach [...] i sędzi, który trafia do raju dzięki głupocie [...] rozwijają myśl, że siła rozumu jest ważniejsza niż nieskazitelna moralność [...]. I tę samą myśl Buckie podnosi do rangi powszechnego prawa historycznego" (tamże, 375). Historia myśli społecznej pokazuje, że bynajmniej nie zawsze obserwowano harmonię między sferą naukową i moralną. Ożywienie społeczne lat sześćdziesiątych w Rosji pozwoliło rozwijać się obu pierwiastkom; w kręgu czasopisma „Sowriemiennik", jak również u niektórych współpracowników miesięcznika „Russkoje słowo" (Zajcew, Sokołów) dało się zauważyć połączenie patosu naukowego i moralnego. U Pisa-riewa z lat 1862-1864 zaś, pozostającego pod wpływem idei pozytywistycznych, niewątpliwie s с j e n t у z m, patos nauki przeważył, wyprzedził etykę w skali wartości. Dziwne bywają zbliżenia. Konstantin Leontjew, zażarty wróg i rewolucyjnych demokratów, i pozytywistów, nagle znalazł w Вискіе'и swe- \ 51 go sprzymierzeńca! Z tym że Leontjew przeciwstawiał etyce nie naukę, lecz piękno: „sam Buckie mówi o Adamie Smithie, że postępował on odpowiedzialnie, odrzucając całą moralną stronę człowieka, kiedy pisał swoją książkę o ekonomii politycznej; postępował jak matematyk, który tymczasowo przyjmuje dla swych celów jedynie długość linii. [...] Tak samo i ja, nie pogardzam radą Вискіе'а (nie gardzę nim, wbrew niezrozumiałemu u rozumnego człowieka uwielbieniu równości obywateli!) - biorę tylko plastyczną stronę historii i nawet na ból i cierpienia staram się patrzeć jak na muzyczne wspaniałości" (Leontjew, 8, 97—98). W ten sposób esteta nieoczekiwanie znalazł oparcie w pozytywizmie, we wspólnym lekceważeniu etyki! Oczywiście Pisariew nigdy nie stałby się estetą, ale też czystym scjen-tystą nie był zbyt długo; od 1865 roku, wyraźnie skłaniając się w stronę zasad socjalistycznych, ani razu nie wyraził już idei podobnych do wcześniej przywołanych, pochodzących z jego artykułów z lat 1863-1864; zdecydowanie wtedy odszedł od takiego przeciwstawiania nauki i etyki. Z drugiej strony Zajcew, będący w połowie lat sześćdziesiątych znacznie większym „społecznikiem", socjalistą niż Pisariew, wykorzystał utylitaryzm Benthama, Milla і Вискіе'а, aby propagować „rozumny egoizm" w duchu Czernyszewskiego. W recenzji Rozważań i studiów Johna Stuarta Milla (cz. 2, wyd. 2, Petersburg 1865) Zajcew szczegółowo zajął się artykułem Utylitaryzm, kierując dyskusję w stronę etyki. W ślad za MiJlem Zajcew czyni korzyść głównym kryterium moralności, sądząc w szczególności, że sprawiedliwość jest pojęciem zbyt subiektywnym, mglistym w porównaniu z korzyścią. Ale osobista korzyść u Zajcewa, podobnie jak u Milla, stale jest odnoszona do społecznej: „[...] zasada korzyści osobistej wymaga, żeby nikt nie oddzielał swego prywatnego interesu od ogólnego", „[...] najwyższe szczęście dostępne jest jedynie temu, kto żywi sympatię nie tylko do siebie samego, lecz do całego społeczeństwa" (Zajcew, 355, 353). Zasadę utylitarną Zajcew, jak również Pisariew rozprzestrzeniają na wszystkie sfery bytu, co tłumaczy ich krańcowo utylitarne podejście do sztuki, negację pożytku poezji, muzyki, teatru, jeżeli nie są propagandą nauki. Interesujące jest zwrotne oddziaływanie radykalnych działaczy lat sześćdziesiątych na pozytywistów. Grigorij Wyrubow we wspomnianym wstępie do książki Littrego, zatytułowanym Pozytywizm w Rosji, podkreśla konieczność właśnie takiej propagandy: „[...] głównym celem współczesnych myślicieli jest [...] popularyzacja nauki. [...] W dniu, kiedy propaganda osiągnie pożądany rezultat, kiedy wszyscy przekonają się do prawdziwości tych zasad, które teraz głosimy, nie pozostanie nawet śladu po 152 poprzedniej cywilizacji. [...] Czynna wulgaryzacja [czyli popularyzacja - B. J.] nauki jest szczególnie ważna w Rosji" (Littre, 1865, XVIII). Całkiem prawdopodobne, że Wyrubow rozwijał idee, które zapożyczył od Pisariewa - artykuł Kwiaty niewinnego humoru został opublikowany w lutowym numerze miesięcznika „Russkoje słowo" z 1864 roku, Wyrubow zaś pracował nad wstępem na początku 1865. W każdym razie wszędzie widoczny jest ścisły związek pozytywizmu z dziedzictwem współpracowników tego czasopisma, będących światopoglądowo najbliżej pozytywizmu. Podkreślmy raz jeszcze: antyidealistyczny patos pozytywizmu, połączony z patosem nauki, poznania świata, czynił go mocnym oparciem dla radykalnych publicystów, krytyków, uczonych lat sześćdziesiątych, chociaż pojawiały się również niepokojące skrajności. Pozytywiści, duchowo związani z narodnikami, skutecznie starali się zlikwidować skrajności, zwłaszcza przeciwstawienie nauki i moralności (a nawet lekceważenie moralności). Pod tym względem prawdziwie wielką rolę odegrali Piotr Ławrow i Nikołaj Michajłowski. Eklektyczny Piotr Ławrow, który do bardzo szanowanego przez siebie pozytywizmu dodał elementy łieglizmu i kantyzmu, mimo wszystko największą swoją poprawkę wniósł właśnie do dziedziny etyki: do rozumu, dostarczającego człowiekowi wiedzy, dołączył uczucia jako ważny regulator orientacji moralnej, nadający wiedzy wartość moralną i odnoszący ją do kategorii dobra i zła. W tym właśnie tkwi jądro filozofii Ławrowa, którą określa on mianem antropologizmu. I rzeczywiście, człowiek znajduje się u podstaw koncepcji uczonego, u podstaw metody „subiektywnej". Człowiek - twórca i nosiciel postępu - jest jednocześnie podmiotem, który ocenia i określa zdarzenia historyczne. Z punktu widzenia ideału moralnego krytycznie myślący ludzie oceniają dany etap historii - czy jest on postępowy, czy wsteczny - i sprzyjają postępowi historycznemu. Krytycznie myślące jednostki powinny pobudzać i wychowywać bierną masę ludzi, są one twórcami historii i postępu. Ławrow wprowadza różnicujące pojęcia kultury i cywilizacji: kultura to odzwierciedlenie w życiu i psychice narodu środowiska historycznego (w wypadku narodu rosyjskiego niezwykle ważną rolę odgrywają pierwiastki wspólnotowe), cywilizacja zaś to historyczny ruch ku postępowi, powodowany przez krytycznie myślących ludzi. Za kryterium postępu Ławrow uważał możliwie najpełniejsze zaspokojenie potrzeb człowieka - fizycznych i moralnych (później w charakterze kryterium pojawiły się jeszcze świadomość i solidarność społeczna). Listy historyczne Ławrowa (1868-1869), w których wyłożył on swoje podstawowe idee, stały się podręczną książką rodzącego się narodnic-twa rosyjskiego. 153 Nikołaj Michajłowski jest mniej eklektyczny niż Ławrow, to bardziej „czysty" pozytywista, prawie w stylu Pisariewa indyferentny wobec teoretycznego systemu filozoficznego, wobec sporów materialistów i idealistów (choć sam oczywiście był młodym idealistą), ale być może bardziej nawet niż Ławrow podkreślał znaczenie moralności. Podobnie jak Ławrow, uważał kryteria moralne za jedyną miarę procesu historycznego, podobnie jak Ławrow, na pierwszym miejscu stawiał konieczność zaspokajania potrzeb człowieka; a krytycznie myślące jednostki, wzywające „tłum" do działania, uznawał za motory postępu. Ale Michajłowski wprowadza moralność do samego pojęcia wiedzy, do pojęcia prawdy, przy czym rozróżnia dwie prawdy: „prawdę teoretyczną" i „prawdę moralną", oddając wyraźne pierwszeństwo tej ostatniej. Podobnie jak Ławrow, Michajłowski był apologetą wspólnoty wiejskiej i doprowadził swoje ideały społeczne do utopii. Rozumiejąc - w duchu zachodnich pozytywistów — że postęp wiąże się z komplikowaniem i różnicowaniem, w żaden sposób nie chciał różnicowania ludzi, zawodów, społeczeństwa w całości - przenosił tę dyferencjację na poszczególne jednostki: niech się różnicują i doskonalą członki, organy człowieka, niech coraz bardziej potęguje się podział pracy między nimi, a pomiędzy ludźmi, odwrotnie, niech coraz bardziej rozwija się jednorodność i solidarność. Całkowicie wolny od heglizmu Michajłowski na przełomie XIX i XX wieku zaciekle walczył z „heglowskim" obiektywizmem marksistów, przekonanych o nieuchronnej drodze Rosji do kapitalizmu; oczywiście „subiektywny", ludzki Michajłowski absolutnie nie chciał kapitalizacji, pauperyzacji ani innych atrybutów społeczeństwa burżuazyjnego, marzył bowiem o przejściu do socjalizmu bezpośrednio z ustroju wspólnotowego (Michajłowski nie wiedział, że w rzeczywistości rosyjscy marksiści-bol-szewicy nie zwracali żadnej uwagi na metodę heglowską - kiedy tylko pojawiła się możliwość, w sposób subiektywnie woluntarystyczny przejęli władzę, a potem realizowali industrializację i kolektywizację...). Prawdziwi hegliści zaś kroczyli zupełnie inną drogą. Najważniejszy z nich, Boris Cziczerin, przy końcu XIX wieku zrobił swoiste koło, powrócił do źródeł, do młodego Hegla - jeśli w czasach studenckiej młodości, w latach czterdziestych, zagłębiwszy się w metodę Hegla, zaczął traktować chrześcijaństwo jako anachroniczny, średniowieczny „moment rozwoju", to teraz starał się połączyć religię i filozofię, upatrując w tej ostatniej jedynie dodatek do żywego chrześcijaństwa. Jeszcze wyraźniej łączył obie „skrajności" młodszy brat słynnego anarchisty, Paweł Bakunin, który w 1886 roku opublikował książkę Podstawy wiary i wiedzy (znane są pozytywne reakcje na tę pracę Lwa Tołstoja, Nikołaja Strachowa, Wasilija Rozanowa). Bakunin, również wykorzystując metodę heglowską, dokonał syntezy wiary i wiedzy w Bogu, tym samym też swoiście robiąc koło - starszy brat autora razem ze Stankiewiczem głowili się w latach trzydziestych nad kwestią: jak połączyć religię z filozofią Hegla, Paweł Bakunin zaś po upływie półwiecza postawił kropkę nad „i". Ale szczególnie syntetyczna w swoim ogromie okazała się filozofia wielkiego idealisty Władimira Sołowjowa - stale mówił on o zespoleniu nauki i religii, chciał też dokonać syntezy chrześcijaństwa, łącząc różne wyznania w religię światową, która będzie rządzić światem, gdzie zapanuje pokój jako spokój, ponieważ duchowość zawsze łączy ludzi, podczas gdy interesy materialne rozdzielają ich i prowadzą do walki, do konfliktów. Filozofia Sołowjowa to zapowiedź oryginalnej filozofii rosyjskiej XX wieku, przechodzi ona do tego stulecia, w jakiejś mierze uogólniając również filozoficzne poszukiwania XIX wieku. Podsumowując te poszukiwania, warto podkreślić dominujące zainteresowanie rosyjskich myślicieli całościowymi, wszechogarniającymi koncepcjami i metodami: Schelling, Hegel i swój Sołowjow - oto trzech najbardziej popularnych i najbardziej twórczo oddziałujących na Rosję filozofów. Rosyjskie utopie Od czasów angielskiego myśliciela Thomasa Morusa i jego Prawdziwie złotej książeczki [...] o nowej wyspie Utopii (1516), traktującej o idealnym państwie (słowo „utopia" po grecku oznacza „miejsce, którego nie ma"), utopiami zaczęto nazywać teorie, których autorzy tworzyli obrazy przyszłości; naturalnie nie na podstawie poznania obiektywnych prawidłowości rozwoju społecznego, lecz na zasadzie: tak być powinno wedle zamysłu autora. Innymi słowy, utopia to urządzenie społeczeństwa pożądane w świetle wyznawanych ideałów. Dlatego utopia zawsze związana jest z określoną wiarą w prawdziwość i możliwość urzeczywistniania ideałów, wszelka wiara zaś, oparta na ideałach, może być nazwana religijną. Oznacza to, że każda utopia jest religijna. Podobnie jak religie, utopie mogą być bardzo różnorodne: indywidualne, czyli stworzone i funkcjonujące w świadomości i duszy poszczególnych jednostek, i masowe, ogarniające wielkie grupy ludzi (utopie komunistyczne XX wieku wciągały w swoją orbitę miliony obywateli, dlatego mogą być porównywane z największymi religiami świata); wewnętrzne, autonomiczne, zamknięte, i agresywne, narzucające innym swoje zasady; teoretyczne, rozumowe, i praktyczne, dążące do urzeczywistnienia 155 utopijnego marzenia1. Obok utopii mamy jeszcze antyutopie — ich twórcy ukazują życie, jakim być ono nie powinno; niektórzy futurolodzy przestrzegają przed niepożądanymi z ich punktu widzenia społeczno-politycznymi stadiami i strukturami. Utopie i antyutopie tworzyli zarówno działacze postępowi, jak i reakcjoniści (antyutopie - częściej ci ostatni, choć niekoniecznie); historia kultury zna okresy, kiedy w określonym regionie niezwykle szybko rozpowszechniały się utopie o różnych ukierunkowaniach. Nie ma jednomyślnego wyjaśnienia przyczyn takiej intensyfikacji. Niemiecki filozof Ludwig Stein w pracy Problem socjalny z filozoficznego punktu widzenia (1897; przekład rosyjski - Moskwa 1899) sądził, że utopie powstają w czasach kryzysu, kiedy w społeczeństwie dojrzewają nowe stosunki, dlatego utopie okazują się jak gdyby zwiastunami nowych zjawisk, przewrotów i reform w dziedzinie społeczno-politycznej, religijnej, ekonomicznej czy innej. Należy jednak uściślić: pojawiają się one nie tyle w chwili kryzysów, ile w ich przededniu. Przecież bezpośrednio w okresach przełomowych, w epoce zmian i reform przed myślicielami i działaczami otwierają się wielkie możliwości uczestniczenia w przebudowie realnego życia i ani im, ani ich społecznościom nie są potrzebne utopie, zresztą nie mają po prostu czasu, żeby się nimi zajmować. Utopie powstają raczej w konserwatywnych okresach życia społeczeństwa, w warunkach stagnacji społeczno-politycznej, skostnienia, kiedy stary świat zaczyna się rozkładać i pękać, ale nie widać jeszcze realnych sposobów jego przebudowy; znane są też liczne wypadki, kiedy autorzy tworzyli swoje utopie, znając się ^ W№ ъ w^ nie są potrzebne utopie, zresztą nie mają po prostu czasu, żeby się nimi zajmować. Utopie powstają raczej w konserwatywnych okresach życia społeczeństwa, w warunkach stagnacji społeczno-politycznej, skostnienia, kiedy stary świat zaczyna się rozkładać i pękać, ale nie widać jeszcze realnych sposobów jego przebudowy; znane są też liczne wypadki, kiedy autorzy tworzyli swoje utopie, znajdując się w więzieniu, a więc będąc pozbawieni możliwości bezpośredniej działalności społecznej. W nieszczęsnej Rosji od dawna powstawały i krążyły różnego rodzaju utopie. W XVII i XVIII wieku rozpowszechnione były utopijne legendy ludowe, przetrwały one również w wieku XIX2. Pierwsze utopie stworzone przez pisarzy i uczonych pochodzą z XVIII stulecia: Podróż do ziemi ofirskiej Michaiła Szczerbatowa (połowa lat osiemdziesiątych XVIII wieku), rozdział Chociłów w Podróży z Petersburga do Moskwy Aleksandra Radiszczewa (1790) i inne. Utopie powstawały także w pierwszym ćwierćwieczu XIX stulecia, przede wszystkim wśród dekabrystów i w kręgach do nich zbliżonych. Te, które wyszły spod pióra jednego z najbardziej zagorzałych dekabrystów - Wilhelma Kuchelbeckera - są trochę dziwne. Listy europejskie (1820) opisują podróż wykształconego Amerykanina po dość zdziczałej Europie XXVI wieku - z jakiegoś powodu Paryż i Londyn znikły 156 z powierzchni ziemi, Rzym istnieje, ale prawie cały w ruinach, nie za- chowały się freski Rafaela i Michała Anioła, Bazylika Świętego Piotra legła w gruzach; ruiny również w Neapolu. Mimochodem autor bardzo krytycznie ocenia charaktery narodowe i losy Francuzów, Niemców, Anglików, Włochów, Hiszpanów - i palmę kulturowego pierwszeństwa przekazuje Azji, Afryce, a zwłaszcza Ameryce. We włoskiej Kalabrii zaś podróżnik odnalazł idealną rosyjską osadę, z „wójtem" Dobrowem na czele, żyjącą zgodnie z ideałami bezklasowego społeczeństwa i powszechnego wykształcenia. Generalnie - według Kuchelbeckera - ludzkość się doskonali, ale miną tysiąclecia, nim osiągnie ona „najwyższy stopień człowieczeństwa". Drugi utwór Kuchelbeckera, nieukończony - podobnie jak pierwszy - to Ziemia bezgłowych (1824). Jest to już raczej antyutopia. Akcja toczy się wprawdzie w 1821 roku, lecz nie na Ziemi, tylko na Księżycu, dokąd podróżnik dotarł balonem. Z jednej strony księżycowe państwo opływa w bajeczne dostatki: stolica Akardion (po grecku — Bezduszna) zbudowana jest z landrynek; rzeka Lemoniada wpada do jeziora Sorbet, w mieście rosną drzewa pasztetowe i piernikowe. Kraj sąsiaduje z Papierowym Królestwem, „z dziedzinami ludzkiej wiedzy, błędów, marzeń, wynalazków". Ale z drugiej strony w tej Akefalii (czyli Bezgłowiu) zamiast pieniędzy używa się ciosów i policzków... Tak więc nieskładny Kuchla [zdrob- nienie od Kuchelbecker - przyp. tłum.] również w swych utopiach okazał się jakiś bezładny. Znacznie bardziej wyrazistą i „różową" utopię stworzył nie dekabrysta, lecz uczestnik wczesnego, sympatyzującego z ruchem dekabrystów kółka Zielona Lampa - znany meloman Aleksandr Ułybyszew. Właśnie w kręgu Zielonej Lampy pod koniec drugiej dekady XIX wieku Ułybyszew prezentował swój szkic Sen, w którym opisuje Petersburg po trzystu latach. We wczesnosłowianofilskim duchu Piotrowi I zarzuca się tu powielanie obcych wzorów - przyszła Rosja jest znacznie bardziej samodzielna: ludzie ubierają się w kaftany, kwitnie literatura narodowa, „bezużyteczne" sztuki francuskie zaś zostały zapomniane (zauważmy jednak, iż Sen napisano po francusku!). Monarchę ograniczają prawa, które chronią wszystkich obywateli. Dwugłowy orzeł jako godło został odrzucony (głowy oznaczały „despotyzm" i „przesąd"), zastąpił go „feniks, szybujący w chmurach i trzymający w dziobie wieniec z gałązek oliwnych i nieśmiertelnika". Nie ma stałej armii, pochłaniającej trzy czwarte dochodów kraju, „nie utrzymujemy już niezliczonych tłumów nierobów i ustawionych w pułki złodziei". Służbę wojskową odbywają wszyscy obywatele po kolei. W kraju zlikwidowano wszystkie kulty religijne, nie ma ani kapłanów, ani zakonników, ani ikon (czyżby cerkwie zostały zburzone? -tego nie wiemy), lecz wyznaje się powszechną „prawdziwą religię, czyli kult jedynego i wszechmocnego Boga, oparty na dogmacie nieśmiertelności duszy, cierpienia i nagród po śmierci". W Petersburgu zbudowano ogromny Panteon, w którym przy muzyce odbywają się bezsłowne nabożeństwa obywateli, a wyżsi dostojnicy państwowi pełnią obowiązki głównego kapłana. Ale szczególnie „różowa" i optymistyczna była utopia również zbliżonego wówczas do dekabrystów Tadeusza Bułharyna Prawdopodobne bajki czyli Podróż po świecie w dwudziestym dziewiątym wieku (1824). Autor całkowicie pominął problemy polityczne, chociaż pośrednio, na podstawie wzmianek o imperium, gubernatorze, naczelniku miasta, księciu, można wnioskować, że nawet po upływie tysiąca lat autor nie wyobraża sobie świata bez ustroju monarchicznego. Jednakże więcej uwagi poświęca on strukturom społecznym. Na każdym kroku podkreślając obecność prywatnych posiadłości (nawet dno morza zostaje podzielone na działki!), przemysłu, kupców, wyraźnie skłania się ku światu „kapitalistycznemu". Ale przede wszystkim swą uwagę poświęca Bułharyn kulturze i innowacjom technicznym. Akcja toczy się na wschodniej Syberii, na wybrzeżu północnej części Oceanu Lodowatego - miasto uniwersyteckie Nadieżin leży na Przylądku Szelaskim (w obecnym okręgu czukockim). Biegun zimna notabene po tysiącu latach przemieścił się do Afryki, a na Syberii mamy teraz kwitnącą przyrodę i kwitnące miasta. Wspomina się o uniwersytetach, Kamczackiej i Obdorskiej (Obdorsk po 1933 roku przemianowano na Salechard) Akademii Nauk, o wykształconym księciu eskimoskim; wybitny uczony Samojed (czyli Nieniec) Szamuro-maj odkrył w 1946 roku metodę wytwarzania z powietrza „światłorod-nego gazu", dostarczającego ludziom i ciepła, i oświetlenia. W ogóle prawie cała opowieść pełna jest opisów innowacji technicznych - i tu, w sferze fantastycznonaukowej, należy oddać sprawiedliwość przenikliwości Bułharyna: wspomina się o sterowcach i samobieżnych bryczkach (oba wehikuły poruszane są oczywiście za pomocą maszyn parowych), spadochronach, łodziach podwodnych i podwodnych plantacjach; przewiduje się telewizor, telefon, aparat rentgenowski, wykrywacz kłamstw, odtwarzacz muzyki (choć temu wszystkiemu towarzyszą naiwne „techniczne" objaśnienia). Demonstrując swój -jak byśmy dziś powiedzieli - internacjonalizm (szacunek dla ludów Północy, opis wykształconych gości-Murzynów i tak dalej), Bułharyn jednocześnie w duchu patriotyzmu dekabrystów czyni język rosyjski światowym językiem poezji, na uroczystym obiedzie na Syberii zaś podaje się kapuśniak, kaszę gryczaną i butelki z kwa-158 sem z ogórków. Współpracownik Wilhelma Kiichelbeckera w dziele wydawania almanachu „Mniemozina" książę Władimir Odojewski również zaczął pisać utopijne opowieści, które kontynuował w późniejszych latach. Г\ Prawdopodobnie w atmosferze rosyjskich utopii także Adam Mickie- wicz, przebywający w końcu lat dwudziestych w Petersburgu, zamyślił utopijną i fantastycznonaukową opowieść Historia przyszłości, z której ▼ zachowały się tylko dwa fragmenty (Aleksiejew, 1983, 309-319). Pierwszym ważnym utopistą epoki po dekabrystach był Piotr Cza-adajew, postać tragiczna w historii rosyjskiej myśli społecznej. Przez przypadek niezamieszany w sprawę dekabrystów, z udręką rozmyślał ilustracja Q \os{e ojczyzny i w cyklu Listów filozoficznych (początek lat trzydzie- stych) szczegółowo rozwinął swoje utopijne idee. Czaadajew nadzwyczaj negatywnie odnosił się do historycznej przeszłości i do współczesnego stanu Rosji, jako ideał zaś przeciwstawiał jej historię i kulturę narodów zachodnioeuropejskich; niezwykle doniosłe miejsce rezerwował dla religii, jako dominującej dziedziny duchowego życia człowieka, ideał widząc w katolicyzmie; tym samym utopia Czaadajewa nabierała jawnie religijnego, wyznaniowego zabarwienia. Radykalna młodzież rosyjska najbardziej ceniła w Liście filozoficznym (opublikowanym w 1836 roku jako pierwszy z cyklu) część nega- 31 tywną, ostrą krytykę przeszłości i teraźniejszości autokratycznej Rosji. Na ten sam aspekt zwrócił uwagę także rząd, tylko z zupełnie innego punktu widzenia: Mikołaj I nakazał zamknąć gazetę „Tieleskop", w której zamieszczony został List, wydawcę - profesora Nikołaja Nad-ieżdina - zesłać na daleką Północ, Czaadajewa zaś uznać za wariata. Schyłek pierwszej połowy panowania Mikołaja I (przełom lat trzydziestych i czterdziestych) stwarzał wyjątkowo sprzyjający grunt dla szerokiego rozprzestrzenienia się utopijnych marzeń: terror wewnętrzny prawie zupełnie zlikwidował w kraju polityczny ruch opozycyjny i Rosja zamarła w oczekiwaniu przyszłych zmian, ale i w Europie obserwowano względny spokój po znanych rewolucyjnych burzach lat dwudziestych i początku trzydziestych. Właśnie w tym okresie pojawiają się w Rosji najbardziej radykalne idee utopijnego socjalizmu (Aleksander Hercen, Nikołaj Ogariew, Wissarion Bieliński, pietraszewcy) i (jako przeciwwaga dla nich) konserwatywne utopie o rozmaitych odcieniach (słowianofile, Gogol, Aleksandr Iwanow), a także złożone systemy mieszane (działacze Bractwa Cyryla i Metodego na Ukrainie, Apołłon Gri-gorjew, Walerian Majkow) oraz utopie oświeceniowo-technokratyczne (książę Władimir Odojewski). Należy uwzględnić potężne oddziaływanie na rosyjską myśl społeczną lat trzydziestych i czterdziestych idei europejskiego socjalizmu utopij- 159 nego (zarówno w sensie ulegania ich wpływom, jak i ich odrzucania). W tym czasie były one bardzo popularne również w krajach Europy Zachodniej, zwłaszcza w swej ojczyźnie - Francji. Po śmierci Henri de Saint-Simona, twórcy socjalizmu utopijnego XIX wieku, jego dzieła i zasady były szeroko popularyzowane przez uczniów, zakładających saint-simonowskie gazety i towarzystwa. Zwolennicy Saint-Simona tworzyli w Paryżu i na francuskiej prowincji komuny pracy, warsztaty spółdzielcze, które co prawda istniały niezbyt długo z powodu trudności ideowych i materialnych wewnątrz samych organizacji oraz wskutek represji państwa, ale odegrały ważną rolę w propagowaniu ideałów socjalizmu utopijnego (takich jak własność społeczna, praca kolektywna, sprawiedliwy podział dochodów, równość społeczna wszystkich członków, w tym także kobiet). Charles Fourier, inny wielki francuski utopista, wyróżniał się przenikliwym, krytycznym umysłem, w swych dziełach ujawnił głębokie sprzeczności i wady systemu feudalnego i kapitalistycznego; ostro krytykował również swoich poprzedników-utopistów — na przykład zwolenników Saint-Simona za to, że wyolbrzymiali rolę religii. Sam natomiast walczył o demokratyczną organizację wielkich komun (falang), w których przeważałby jednak znaczny podział pracy, uwzględniający upodobania, zdolności członków i potrzeby społeczności, i w których zachowano by własność osobistą, a nawet osobisty kapitał. Ale najważniejsze jest to, że Fourier obiecywał interesującą i wolną pracę, wielkie korzyści dla wszystkich i dla każdego z osobna dzięki rozumnej i sprawiedliwej organizacji pracy kolektywnej, szczęście i pokój na świecie, tak że cała ludzkość - według niego - na konkretnych przykładach powinna zrozumieć zalety życia socjalistycznego i wszędzie organizować wspólnoty-falangi. Propaganda Fouriera i jego uczniów z Victorem Considerantem na czele odniosła skutek: znalazło się wielu ludzi (nawet zamożnych) pragnących uczestniczyć we wspólnotach socjalistycznych, zakupiono działki we Francji i w Stanach Zjednoczonych, zbudowano falanstery (domy-pałace do wspólnego zamieszkania). Co prawda większość tych wspólnot rozpadła się po paru latach - z powodu nieumiejętnego prowadzenia gospodarstwa, z powodu napływu amatorów łatwego życia cudzym kosztem, z powodu wrogiego otoczenia... Ale znaczenie falang Fouriera dla propagowania idei socjalistycznych było bardzo wielkie. Idee socjalizmu utopijnego zaczęły przenikać również do Rosji. Jak się wydaje, pierwszą grupą intelektualistów, która zainteresowała się po 1825 roku ideami utopistów, był krąg Puszkina. W bibliotece poety 160 znajdowały się trzy książki o teorii Saint-Simona. Niezwykle interesu- jący jest list Czaadajewa do Puszkina z 18 września 1831 roku na temat skutków rewolucji francuskiej: „[...] oczy zachodzą mi łzami, kiedy widzę te nieogarnione nieszczęścia mego starego społeczeństwa [...]. Ale mgliste przeczucie mówi mi, że wkrótce nadejdzie człowiek, mający przynieść nam prawdę czasu. Początkowo będzie to może coś podobnego do tej religii politycznej, jaką dziś tworzy w Paryżu S. Simon, lub do tego katolicyzmu nowego typu, którym kilku odważnych kapłanów próbuje zastąpić poprzedni". „Katolicyzm nowego typu" oznacza tutaj niewątpliwie ruch, na którego czele stał ksiądz Lamennais. Trzy lata po zacytowanym liście Czaadajewa Lamennais opublikuje swoją słynną książkę Paroles d'un croyant, ta zaś wywrze w następnym dziesięcioleciu wielki wpływ na pietraszewców. Faina Nikitina odnalazła w papierach - odebranych pietraszewcowi N. A. Mordwinowowi w 1855 roku, ponownie aresztowanemu wówczas za propagandę - pełny przekład na język rosyjski książki Lamennais'go, dokonany przez Mordwinowa i Aleksieja Pleszczejewa (na podstawie innych danych Nikitina przekonywająco udowadnia, że brakujący w rękopisie wstęp został prawdopodobnie przełożony przez trzeciego tłumacza - Aleksandra Milukowa; o tym tekście niejednokrotnie wspominano podczas procesu pietraszewców; Nikitina, 1978,3,256-258). Zapamiętajmy drogi rozwoju społecznego prognozowane przez Czaadajewa — obie sprowadzają się do chrześcijańskiego socjalizmu. Nie mniej interesujący od listu Czaadajewa jest dla nas artykuł Adama Mickiewicza, napisany we Francji na wieść o śmierci wielkiego poety rosyjskiego — Puszkin i ruch literacki w Rosji. W artykule tym Mickiewicz tak scharakteryzował twórczość Puszkina w okresie po powstaniu dekabrystów: „Co się działo w jego duszy? Budził-że się tam w ciszy ów duch, ożywiający utwory Manzoniego lub Pellico [...]? Może wyobraźnia jego pracowała, aby wcielić w siebie pojęcia w rodzaju Saint-Simona lub Fouriera? Nie wiemy. W poezjach jego ulotnych i w jego rozmowach można było spotkać ślady obu tych kierunków" (Mickiewicz, 1934, 82). Manzoni i Pellico to znani włoscy romantycy, których utwory wyróżniały się nastrojem religijnym, pokorą chrześcijańską, skupioną analizą stanu samotnego człowieka. Pojedyncze cechy tego rodzaju można odszukać w twórczości późnego Puszkina, zwłaszcza w wierszach z 1836 roku, ale trudno znaleźć u rosyjskiego poety idee w duchu Saint-Simona czy Fouriera. Być może Mickiewicz miał na myśli swoje rozmowy z Puszkinem o harmonijnym społeczeństwie przyszłości, o czasie, gdy „narody zapomną waśni - i w rodzinę wielką się zjednoczą". W każdym razie wskazówka Mickiewicza jest ważnym świadectwem śladów zainteresowania, jakie w otoczeniu Puszkina wzbudzały idee ібі francuskich socjalistów utopijnych. Szczególnie jednak pasjonowała się tymi ideami radykalna młodzież rosyjska. W studenckim kółku Hercena i Ogariewa w tym samym okresie doktryna Saint-Simona cieszyła się największym poważaniem. Nieco później zaczęli oni studiować również prace Fouriera. Jak zauważył Ogariew w swej późniejszej Spowiedzi zbędnego człowieka (1864): Uczniowie Fouriera i Saint-Simona, Myśmy przysięgli, że całe życie poświęcimy Ludowi i jego wyzwoleniu, Za podstawę obierzemy socjalizm. Wissarion Bieliński w 1836 roku w brudnopisie artykułu o Próbie systemu filozofii moralnej Aleksieja Drozdowa (redaktor „Tieleskopu" Nadieżdin mocno skrócił ten tekst; rękopis dopiero niedawno odnalazł Iwan Trofmiow) zinterpretował filozofię Fichtego jako swoistą zapowiedź socjalizmu utopijnego: „Fichte powiedział, że państwo, podobnie jak wszystkie ludzkie instytucje, dąży ku własnej destrukcji i że celem wszystkich praw jest unieważnienie wszystkich praw [...]. Tak, nadejdzie ten czas Królestwa Bożego, kiedy nie będzie ani niewolnika, ani pana [...] kiedy wszyscy ludzie poczują się jak bracia w Chrystusie" („Russkaja litieratura" 1969, nr 3, 144). Na początku łat czterdziestych literatura socjalistyczna zaczęła napływać do Rosji już szerokim strumieniem. Niektórzy adepci, jak to często bywa, dochodzili do skrajności. Młody, utalentowany uczony i krytyk literacki Walerian Majkow w artykułach z lat 1846-1847 (zwłaszcza w tekście Wiersze Kolcowa) marzył o harmonijnym człowieku świetlanej przyszłości i dlatego uważał cechy narodowe i społeczne za przeszkodę w kształtowaniu takiego człowieka. Do idei wielkich utopistów przychylnie odniósł się na początku lat czterdziestych Bieliński, który opuszczał wówczas heglowską sferę idealistyczną, by przenieść się w dziedzinę konkretnych problemów życia rosyjskiego. Zajął on stanowisko radykalnego demokratyzmu. W liście do Wasilija Botkina z 8 września 1841 roku triumfalnie obwieszczał: „[...] popadłem teraz w nową skrajność - to idea socjalizmu, która stała się dla mnie ideą idei, bytem bytu" (Bielinskij, XII, 66). Co prawda Bieliński i Hercen od samego początku krytycznie traktowali utopijne skrajności Fouriera (przede wszystkim podporządkowanie życia codziennego drobiazgowym przepisom). Znamienne są pod tym względem zapiski w dzienniku Hercena z 24 marca 1844 roku: „[...] zwolennicy 162 Saint-Simona i Fouriera sformułowali wielkie proroctwa co do przyszło- ści, ale czegoś brakuje. U Fouriera mamy zabójczą prozaiczność, marne drobiazgi i szczegóły, ulokowane na potężnym fundamencie". I z 26 czerwca tego samego roku: „W obszernym i jasnym ich falansterze jest dość ciasnawo" (Hercen, II, 345, 361). Ogólnie rzecz biorąc, i Bieliński, i Hercen dość lekkomyślnie sądzili wówczas, że działalność bohaterów-rewolucjonistów jest w stanie zburzyć autokratyczny ustrój już w niedalekiej przyszłości. Weźmy na przykład wypowiedź Hercena z jego listu do Georga Herwegha z 30 czerwca 1850 roku: „[...] znam rasę słowiańską lepiej niż Pan [...] widzę ogromne możliwości rozwoju i potężną młodość tej rasy [...]. Może Rosja zdechnie jako wampir, ale może też przejść do najbardziej nieograniczonego komunizmu z taką samą łatwością, z jaką rzuciła się z Piotrem I w europejskość" (XXIV, 130). Hercen głęboko się mylił, mówiąc o łatwości rosyjskiej drogi historycznej, ale dawał doskonały wyraz społecznym nastrojom tamtych lat. W drugiej połowie lat czterdziestych, kiedy Bieliński i Hercen sami z wielkim trudem zaczęli się uwalniać od utopijnych zasad, zaczęli też krytykować pozytywny program socjalistów utopijnych, widząc w nim oderwane od ziemi fantazjowanie, brak realistycznego podejścia do historycznej i obiektywnej rzeczywistości. W istocie wyswobadzali się już z romantycznej ideologii tego, jak być powinno (z konstruowania życia takiego, jakie winno ono być według subiektywnych wyobrażeń myślicieli), i próbowali poszukiwać jakichś realnych podstaw stworzenia teorii i praktyki socjalizmu. W listach z lat 1847-1848 Bieliński niezwykle ostro, nawet ordynarnie atakuje utopijnych socjalistów, wytykając im brak solidnych podstaw, gabinetowe teoretyzowanie. Dostaje się nie tylko Francuzom, ale i rodakom: Bieliński gniewnie mówi o kosmopolitycznych ideach Waleriana Majkowa, a z drugiej strony - o ukraińskim separatyzmie Szewczenki i Bractwa Cyryla i Metodego. Hercen jest łagodniejszy, ale ogólnie biorąc i jego ocena jest zabójcza. W epilogu do znanej książki O rozwoju idei rewolucyjnych w Rosji (1850) pisze ono zachodnich i rosyjskich sympatykach Fouriera: „Falanster nie jest niczym innym jak rosyjską wspólnotą i koszarami dla robotników, kolonią wojskową dla cywilów, pułkiem przemysłowym. Spostrzeżono już, że opozycja, która walczy z rządem, ma zawsze jakieś jego cechy, ale w sensie przeciwnym. I sądzę, że strach, jaki ogarnia rząd rosyjski na myśl o komunizmie, nie jest bezzasadny — komunizm to rosyjskie samowładztwo a rebours" (Hercen, 1966). W podkreślaniu „koszarowego" charakteru ideałów radykalnych utopistów Hercen nie był osamotniony. Później Marks i Engels w artykule 163 Alians socjalistycznej demokracji a międzynarodowe stowarzyszenie robotników (1873) będą ostro wyrażać się o „koszarowym komunizmie" Michaiła Bakunina (Marks, Engels, 18, 414). Pietraszewski i jego otoczenie podeszli do teorii Fouriera mniej krytycznie. Występując przeciwko drobiazgowym przepisom regulującym życie codzienne oraz przeciw fantastycznej kosmogonii Fouriera, całkiem życzliwie przyjmowali wiele jego utopijnych idei, w tym również te „koszarowe". Jednakże społeczno-polityczna specyficzność rosyjskiego życia nie mogła nie odcisnąć na ich poglądach osobliwego piętna - marzyli o uwolnieniu chłopów, wrogo odnosili się do „kapitału". Dokonując przeglądu rosyjskich utopii z trzeciej i czwartej dekady XIX wieku, należy uwzględnić to, że bynajmniej nie wszystkie miały charakter socjalistyczny, raczej przeciwnie - większość z powodu ówczesnego układu sił społecznych była niesocjalistyczna, lub nawet antysocjalistyczna - nieznajomość tego faktu może przeszkodzić w rozumieniu skomplikowanej sytuacji. Szczególnie daleko w idealizacji patriarchalności posunął się Gogol. Wielki pisarz okazał się bardzo konserwatywnym myślicielem: już zaczął malować artystyczne obrazy idealnej organizacji życia oraz idealnych charakterów ludzkich w drugiej i trzeciej części Martwych dusz, lecz potem odłożył pracę nad powie- ścią-poematem, by stworzyć głęboko konserwatywną utopię, znaną pod tytułem Wybrane fragmenty korespondencji z przyjaciółmi (1847). Gogol kreślił obrazy idealnego ustroju społeczno-politycznego pod egidą prawosławia i samodzierżawia w warunkach dobrze funkcjonującego prawa pańszczyźnianego, udzielając przy okazji zupełnie szalonych rad (na przykład, aby udowodnić chłopom swoją bezinteresowność, dziedzic powinien w ich obecności spalić pieniądze i wyjaśnić, że zmusza lud do pracy dlatego, iż zostało to ustanowione przez Boga; jednakże po roku, sądzi autor, dziedzic stanie się bogaty jak Krezus). Właśnie ta książka stała się dla Bielińskiego powodem do napisania słynnego listu do Gogola. Biorąc go prawie za wyznawcę Fouriera, Gogol w brud-nopisie odpowiedzi na list Bielińskiego tak podważał pojęcie cywilizacji jako ideału: „Gdyby Pan chociaż określił, co należy rozumieć przez nazwę cywili[zacji] europejskiej, którą wszyscy bezmyślnie powtarzają. Tutaj i falansterysta, i czerwony, i ktokolwiek inny, wszyscy gotowi są wzajemnie się pożerać i wszyscy mają takie niszczycielskie, takie druzgocące zasady..." (Gogol, XIII, 438). Nawet w ideach umiarkowanego okcydentalisty Pawła Annienkowa, dotyczących „równości i sprawiedliwości", Gogol dostrzegł niebezpiecznego socjalistycznego ducha i wyrażał głęboki sceptycyzm w odniesieniu do 164 praktycznej realizacji tych zasad w Rosji: „Cała przepaść między tymi słowami a ich zastosowaniem. Jeżeli zaczniecie działać i agitować, to przede wszystkim zauważą w waszych rękach puchary do wznoszenia toastów, których wielkim amatorem jest Rosjanin, i spiją się wszyscy, nim się dowiedzą, z jakiego powodu było to pijaństwo" (tamże, XIII, 383-384). Sceptycyzm w stosunku do cudzych ideałów nie przeszkadzał jednak samemu Gogolowi z pasją głosić własnych utopijnych zasad i wznosić na ich cześć pucharów... Bliskie Gogolowi poglądy wyznaje znany malarz Aleksandr Iwanow. W artykułach Pomyślność Rosji pod berłem Mikołaja I (1826) i Myśli pojawiające się podczas czytania Biblii (1847), w projektach obrazów i szkicach odmalowuje, podobnie jak Gogol, idealne państwo prawo-sławno-autokratyczne, ale w odróżnieniu od pisarza zupełnie nie interesuje się panami i chłopami, przede wszystkim przejmuje go los twórców sztuki. Artysta powinien być całkowicie niezależny, nawet od swego ukochanego cara, i utrzymywać się z jałmużny (dosłownie proponuje się do drzwi pracowni przybić puszkę na datki). Rola artysty została podniesiona niebywale wysoko: jest on doradcą cara, lekarzem kojącym ponure nastroje monarchy, lektorem objaśniającym carowi historię ludzkości i dzieła sztuki, budowniczym wyróżniających się świątyń... Marząc o pojawieniu się w przyszłości ludzi „Chrystusopodob- nych", Iwanow przypuszczalnie sądził, że wielki artysta jest niejako zastępcą Chrystusa na ziemi. Nie mniej wspaniałą konserwatywną utopię tworzyli w latach czterdziestych słowianofile. Ich ideologia powstała jako swoista reakcja i na ruch dekabrystów, i na utopię Czaadajewa, i na kiełkujący rosyjski socjalizm. Starsi słowianofile (Aleksiej Chomiakow, bracia Iwan i Piotr Kiriejewscy, Konstantin Aksakow, Jurij Samarin i inni), nie negując wad współczesnej im Rosji, mimo wszystko idealizowali ustrój patriarchalny i kulturę prawosławną, przeciwstawiając je europejskim (burżuazyj-nym, socjalistycznym - dla nich to było bez znaczenia) formom życia. Jednakże słowianofile - ze swym odrzucaniem przegródek stanowych i chęcią „roztopienia" stanu szlacheckiego w ludzie, w jednolitej wspólnocie -znacznie bliżsi byli stanowisku Bielińskiego i pietraszewców niż Gogola. Samo w sobie pojęcie „wspólnota", podobnie jak i „utopia", nic jeszcze nie mówi o społeczno-politycznym sensie tego terminu. Szczególna struktura rosyjskiej wsi - patriarchalna chłopska wspólnota (kolektywne władanie ziemią) odgrywała ważną rolę w kształtowaniu rozmaitych utopijnych projektów. Od dawna sądzono, że najwcześniejszymi pro-pagandystami i rzecznikami tej formy gospodarki byli słowianofile. Rzeczywiście, z chwilą uformowania swych doktryn, od końca lat trzydziestych, zwracali się oni ku wspólnocie jako specyficznie rosyjskiej 165 strukturze społecznej. Iwan Kiriejewski w znanym liście programowym, nazwanym przez wydawców W odpowiedzi A. Chomiakow owi (1839), szczegółowo mówi o przynależności Rosjanina do świata wiejskiego i o własności rolnej nie prywatnej, lecz społecznej, choć nie używa samego słowa „wspólnota" (obszczina; po raz pierwszy właśnie o wspólnocie Chomiakow zaczął pisać w artykule O warunkach na wsi, opublikowanym w czerwcowym numerze gazety „Moskwitianin" z 1842 roku). Jednakże najnowsze badania i publikacje Sarry Żytomirskiej i Siergieja Mironienki pozwalają twierdzić, że niezależnie od słowianofiłów, a nawet nieco wcześniej od nich, o niepowtarzalnym charakterze rosyjskiej wspólnoty - zwłaszcza w sensie chronienia kraju przed nędzą, (przydział ziemi dla wszystkich członków wspólnoty uwalnia wieś od biednych, bezrolnych hołyszy, od „proletariuszy") - myśleli i pisali zesłani na Syberię dekabryści (Nikołaj Biestużew w notatniku z 1836 roku, Michaił Fonwizin w artykule O pańszczyźnianym położeniu rolników, 1841-1842; Fonwizin, 2, 39-40). Idee te będzie później rozwijać i Pietraszewski, i — znacznie wymowniej i dokładniej — Hercen. Pożywką dla rozmyślań o sytuacji ludu w kraju spętanym pańszczyźnianym niewolnictwem stał się dekret cara o chłopach dworskich z 2 kwietnia 1842 roku - w uzupełnieniu dekretu z 1803 roku o wol- nych rolnikach (szlachta miała prawo uwalniać swoich chłopów wraz z wykupioną przez nich ziemią) - właściciele ziemscy mogli odtąd oddawać chłopom ziemię w dzierżawę, przy czym chłopi pańszczyźniani uzyskiwali inny status. Zajmujący się kwestią chłopską zaczęli teraz szczególnie często mówić o wspólnocie jako środku zapobiegającym zubożeniu, pojawianiu się bezdomnych biedaków. Michaił Fonwizin na sybirskim zesłaniu pisze Notatką o dekrecie z 2 kwietnia 1842 roku. I nawet pruski baron August von Haxthausen, specjalista w zakresie spraw agrarnych, który już w latach trzydziestych zwrócił uwagę na pozostałości starosłowiańskich wspólnot we wschodnich prowincjach niemieckich i pragnął zbadać tę „zagadkową" formę gospodarki w Rosji, opublikował w berlińskiej gazecie „Allgemeine Preuflische Staats-Zeitung" obszerny artykuł poświęcony dekretowi z 1842 roku - bardzo wysoko ocenił w nim rosyjską wspólnotę wiejską (i jednocześnie wychwalał decyzję rządu, za co potem uzyskał od Mikołaja I miłościwe pozwolenie wjazdu do Rosji w celu badania problemów agrarnych). Haxthausen pokładał nadzieje w działaniach państwa, mających na celu uporządkowanie stosunków między dziedzicem a chłopem, wprowadzenie praworządności do rosyjskiej gospodarki wiejskiej. 166 Znacznie bardziej konserwatywną - nawet w porównaniu ze słowia- nofilami - postawę wobec zagadnienia wspólnoty wiejskiej zajmowali oficjalni publicyści, tacy jak Nikołaj Żeriebcow, który na przełomie lat trzydziestych i czterdziestych był jednym z zapobiegliwych działaczy z otoczenia hrabiego Pawła Kisielewa, a od 1845 roku piastował stanowisko cywilnego gubernatora Wilna. W marcu 1849 Żeriebcow opublikował artykuł O dwóch współczesnych zagadnieniach ekonomicznych, w którym Rosję - w przeciwieństwie do rewolucyjnej Europy - przedstawia się jako kraj idealny, gdzie wspólnotowy ustrój opiera się na „starożytnych prawach i podaniach przodków", na „pobożności i posłuszeństwie". Te dwa ostatnie pojęcia uściślają - według Żeriebcowa -starą troistą formułę Uwarowa o prawosławiu, samowładztwie i ludowości, gdyż lud rosyjski jest pobożny w sensie prawosławnym i podporządkowuje się samowładztwu, trwałość posłuszeństwa zaś zależy od „bezwarunkowego zaufania i miłości". Uczucia te szczególnie przejawiają się w „patriarchalnych, rodzinnych relacjach dzieci-poddanych i Ojca-monarchy" (ŻMNP 1849, nr 3, otd. III, 261). Zresztą słowianofile byli również bardzo konserwatywni w swym rozumieniu wspólnoty. Obawiali się, że falanster fourierowski, w odróżnieniu od patriarchalnej wspólnoty chłopskiej, będzie niszczyć twórcze zasady moralne (takie jak wiara, miłość, rodzina). Aleksiej Chomia- kow w liście do hrabiny Antoniny Błudowej z 16 maja 1849 roku dzieli się swymi wrażeniami po aresztowaniu pietraszewców - współczucie budzi w nim „młodość członków klubu", ale oburzają go ich socjalistyczne ideały, dostrzega zgubne ziarna „komunizmu" w rozpowszechnianiu państwowych szkół i internatów: „Dzieci niemalże z pieluszek przekazuje się do koszar społecznego wychowania; zostają oderwane ostatecznie i na zawsze od podejrzanej rodziny, od nawyków i od świętości życia rodzinnego" (Chomiakow, 1900, 8, 393). Mikołaj I rzeczywiście podejrzewał rodziny szlacheckie o kultywowanie liberalizmu; Chomiakow — odwrotnie — widzi w rodzinie ostoję chroniącą przed radykalnymi wpływami. Oburzenie słowianofilów na ideały pietraszewców (znane w postaci zniekształconej, z drugiej ręki) sięgało szczytów fanatyzmu. W dzienniku W. Chitrowo, przyjaciela Chomiakowa, widnieje zapis z 14 maja 1849 roku w związku z otrzymaną wiadomością o aresztowaniu pietraszewców: Chomiakowowi „wyrwała się ostra uwaga, iż wolałby swoje dzieci złożyć w ofierze niźli dopuścić, by stały się bezbożnikami i niemoralnymi liberałami" (GIM). Skrajności zbiegały się, by tak rzec, na metapoziomie: socjaliści rosyjscy głosili nie mniej ekstremalne, tyle że przeciwstawne zasady. Tak pisał Hercen do moskiewskich przyjaciół 27-28 września 1849 roku: 167 „Przyszła rewolucja powinna się zacząć nie tylko od odwiecznego problemu własności i ustroju obywatelskiego, lecz od moralności człowieka; w sercu każdego powinna zabić zasadę monarchiczną i chrześcijańską" (Hercen, XXIII, 188). Gogola w Wybranych fragmentach... tak porwało propagowanie własnych poglądów, że dopuszczał się ordynarnych zwrotów pod adresem opieszałych. Bieliński w swym liście do pisarza ostro protestował przeciwko takim grubianstwom, choć sam też nie ustrzegł się obraźliwego tonu w stosunku do człowieka, którego twórczość głęboko poważał. Złożonym ogniwem pośrednim między radykalnymi a konserwatywnymi utopistami był Apołłon Grigorjew (rozpatrujemy tu jego działalność w latach czterdziestych, nie poruszając sprawy późniejszej ewolucji). W dramacie Dwa egoizmy (1845) szydził z wyznawcy Fouriera, Pietuszewskiego (bardzo przejrzysty pseudonim!), i słowianofila Ba-skakowa (aluzja do Konstantina Aksakowa), a w artykułach i opowiadaniach z tamtego okresu nieraz ironizował na temat doktryny Fouriera w ogóle. W owym czasie Grigorjew zbliżył się do masonów, przełożył na język rosyjski cały cykl masońskich Hymnów (masoneria dziwacznie łączyła się u niego z romantycznym kultem silnej osobowości), pasjonował się chrześcijańskim socjalizmem George Sand. W 1847 roku okazał się jednym z nielicznych obrońców Wybranych fragmentów... Gogola; w tym czasie coraz bardziej skłaniał się ku słowianofilstwu. Carski rząd tylko częściowo rozumiał zasadnicze różnice pomiędzy radykalnymi a konserwatywnymi utopistami, generalnie odnosił się wrogo nie tylko do Bielińskiego i pietraszewców, lecz także do masonów, zwolenników George Sand, słowianofilów, do Gogola. Potrzebował bezwarunkowego podporządkowania, a nie marzeń o przekształceniach społecznych. Szczególnie podejrzliwy stał się po rewolucji francuskiej 1848 roku - przecież w tym czasie również formułę Uwarowa zaczęto traktować jako demokratyczną! Nawet całkiem prawomyślni działacze związani z cerkwią, którzy ośmielali się mówić o ideałach chrześcijańskich nieszablonowo, byli podejrzani. Chomiakow informował swoją znajomą Marię Muchanową w liście, odnoszącym się do lat 1848--1849, o niepokojących pogłoskach dotyczących losu kazańskiego arcybiskupa Grigorija: „[...] mówią, że Grigorij Kazański na skutek donosu g[enerała]-l[ejtnanta] Annienkowa, który zarzucił mu komunistyczne ukierunkowanie kazań, zostanie usunięty z Synodu, chociaż został uniewinniony" (Chomiakow, 8, 419; mowa o Nikołaju Annienkowie, dyrektorze kancelarii Ministerstwa Wojny, jednym z członków niejawnego komitetu Buturlina, powołanego przez Mikołaja 12 kwietnia 1848 roku 168 do walki z „buntem"). Moskiewski generał-gubernator hrabia Arsienij Zakriewski, od dawna śledzący słowianofilów i podejrzewający ich o podziemną działalność rewolucyjną, był przekonany, że między kręgami pietraszewców i słowianofilów istnieje tajny związek. Chomiakow powiadomił Aleksandra Popowa, że po otrzymaniu listy aresztowanych pietraszewców Zakriewski zwrócił się do jednego ze swych znajomych: „Cóż, bracie, widzisz: nie znaleziono w tym spisku nikogo z moskiewskich Słowian. Co to znaczy według ciebie?" - „Nie wiem, jaśnie panie". - „To znaczy, że wszyscy w nim są; ale są sprytni, nie znajdziesz śladu" (tamże, 8,199). Chyba tylko liberalni utopiści, z których najwybitniejszy był książę Władimir Odojewski, byli w niewielkim stopniu prześladowani przez cenzurę i władzę. Utopie i antyutopie Odojewskiego, przede wszystkim zaś niektóre opowiadania z cyklu Noce rosyjskie (1844) i wcześniejsze fragmenty z powieści Rok 4338, choć wielokrotnie już analizowane, wymagają jeszcze bardziej fundamentalnych porównań typologicznych z utworami innych utopistów rosyjskich lat czterdziestych. Gatunek powieści Odojewskiego dziś nazwalibyśmy fantastycznonaukowym. Autora najbardziej zajmowały nieograniczone możliwości postępu technicznego, mogącego ulżyć ludzkiej egzystencji i stworzyć warunki umożliwiające zbudowanie autentycznie humanistycznego ustroju społecznego. Poza tym właściwe problemy społeczno-polityczne są u Odojewskiego przesłonięte przez opisy naukowo-techniczne. W tym jest on podobny do Bułharyna. Ale nawet tacy ludzie nie pozostawali poza kręgiem podejrzeń. 9 marca 1862 roku Odojewski zanotował w dzienniku: „Przypadkowo dowiedziałem się, co przedtem mi nawet do głowy nie przychodziło, że imperator Mikołaj Pawłowicz uznał mnie za najbardziej zajadłego demagoga, bardzo niebezpiecznego, i sądził, że mogłem być zamieszany w każdą sprawę (na przykł[ad] Pietraszewskiego). Któż to się dla mnie tak wysilił?" (LN, 22/24,146). Odojewski naiwnie przypuszczał, iż przyczyną jest jakiś konkretny donos, nie rozumiejąc, że istota sprawy zawiera się w generalnie podejrzliwym stosunku do szlacheckiej inteligencji. Naprawdę zdumiewa zbieżność sądów Mikołaja I i hrabiego Zakriewskiego. W kołach rządowych krzywo patrzono na przykład na filantropijną działalność Odojewskiego, który zorganizował w stolicy towarzystwo charytatywne: „Wielu widziało nawet jakieś zagrożenie w tym, że Towarzystwo miało ponad 8 t[ysięcy] adresów biednych ludzi [...]. Takie pogłoski, choćby najbardziej fałszywe i bzdurne, nie pozostały bez echa. Towarzystwo zaczęto traktować z podejrzliwością" (Putiata, 1869, 20-21). Car nie zdecydował się wprawdzie na bezpośrednią akcję zamknięcia Towarzystwa, kierowanego przez potomka Rurykowiczów, sławnego księcia, znanego pisarza i uczonego, wymy- \ 69 ślono jednak sprytne posunięcie: 19 marca 1848 roku opublikowano carskie rozporządzenie o przyłączeniu kierowanej przez Odojewskiego instytucji do cesarskiego towarzystwa charytatywnego, na którego czele stał książę Maksymilian Lichtenberski. Tym samym towarzystwo Odojewskiego zostało mimo wszystko jako samodzielna organizacja zlikwidowane. Ciekawe, że sekretarzem-skarbnikiem był u Odojewskiego sztabskapitan Nikołaj Kiriłow, który razem z Pietras ze wskim wydawał „buntowniczy" Kieszonkowy słownik wyrazów obcych... Na następnym etapie ruchu społecznego w Rosji, w latach sześćdziesiątych, konserwatywne i liberalne utopie zblakły - ich miejsce zajęły realne zadania, jakie pojawiły się przed krajem w czasie olbrzymiej przebudowy społeczno-politycznej. Radykałów tego okresu pochłaniały sprawy bieżące, ale świetlane perspektywy lat reformy kierowały ich wzrok również w przyszłość. Utopijność i trzeźwość spojrzenia zadziwiająco łączyli w sobie Czer-nyszewski i Dobrolubow. W czasach przed reformą i w pierwszych miesiącach po 19 lutego 1861 roku marzyli o szybkich, gruntownych przekształceniach społeczno-politycznego ustroju Rosji, o ogólnonarodowej rewolucji, ale rozumieli praktyczną złożoność jej przeprowadzenia, nie chcieli sztucznych wybuchów lub bakuninowskiego chwackiego buntu, „bezsensownego i bezlitosnego", jak by się wyraził Puszkin. Niedługo przed śmiercią Dobrolubow napisał słynny czterowiersz: O, poczekaj jeszcze, upragniona, święta! Poczekaj z nadejściem w nasz bojaźliwy krąg! Teraz na twój zew odpowie cisza niema I najlepsi przyjaciele nie podniosą rąk. Nie sposób zinterpretować tego wiersza inaczej - mowa w nim oczywiście o rewolucji. Także Czernyszewski w znanej odezwie Pańskim chłopom od życzliwych im ludzi pokłon (1861) przestrzega przed przedwczesnymi jednostkowymi akcjami protestu - trzeba powoli się przygotowywać, żeby na sygnał mógł powstać cały kraj (wieloletnie spory o autorstwo odezwy zostały rozstrzygnięte na korzyść Czernyszewskiego: znaleziono kopię, którą sporządził - jak udowodniono - zbliżony do Czernyszewskiego Aleksandr Zacharin, członek Ziemi i Woli, brat przyrodni Olgi Czernyszew-skiej). Pod tym względem obaj wybitni reprezentanci lat sześćdziesiątych korzystnie odróżniali się od szalonych radykalnych organizacji młodzieży, o których niecierpliwych ulotkach była tu już mowa. 170 Ale Czernyszewskiemu nie udało się całkowicie uwolnić od utopijnej naiwności, kiedy podczas pobytu w więzieniu zabrał się do pisania powieści Co robić? (1863). Już szczegółowe, wielostronicowe opisy pracowni krawieckiej Wiery Pawłowny niewiele się różnią od fantazji Fouriera. W ciągu trzech lat istnienia pracowni krawieckiej - według autora - z dobrodziejstw Wiery Pawłowny skorzystało kilkadziesiąt dziewcząt-modystek. Pomimo zróżnicowanej płacy za pracę cały zysk dzielono równo pomiędzy wszystkich; dla oszczędności wszystkie dziewczyny i kobiety zamieszkały ze swymi rodzinami w ogromnym mieszkaniu komunalnym, w którym oprócz pokojów jednoosobowych były jeszcze wspólne pokoje sypialne dla kilku staruszek oraz dla kilku chłopców i dziewczynek (były to, rzecz jasna, oddzielne pokoje). Starsze kobiety przygotowywały wspólny obiad we wspólnej kuchni i tak dalej. Autorowi najwyraźniej nie przyszło do głowy, że nie tylko kilkudziesięciu lokatorów, ale nawet dwie-trzy osoby mogą się koszmarnie ze sobą pokłócić i zepsuć całą idyllę. U Czernyszewskiego zaś mamy właśnie idyllę: duże zarobki, wykłady edukacyjne, abonament na dziesięć miejsc w operze włoskiej, fantastyczny rozmach pikników na pięćdziesiąt osób... I żadnych sprzeczności czy niesnasek, ogólna jednomyślność. Przykrości mogą się pojawiać tylko z zewnątrz - napomyka się na przykład o wezwaniu Łopuchowa, męża Wiery, do pewnego urzędu, który interesuje się pracownią. W szczegółowych opisach idyllicznej pracowni jest wiele rzucających się w oczy niedorzeczności. Wierę Pawłownę autor czule przedstawia jako pieszczoszkę, sybarytkę, która długo wyleguje się w łóżku, po obiedzie lubi się zdrzemnąć na godzinkę-półtorej, spędza wiele czasu na rozmowach z mężem - niezrozumiałe staje się to, jak przy takim syba-rytyzmie może tak ciężko pracować, na równi z innymi szwaczkami (jest główną krojczynią w pracowni), i jeszcze biegać na prywatne lekcje, których udziela do dziesięciu w tygodniu. W znanym czwartym śnie Wiery Pawłowny Czernyszewski przedstawia przyszłe socjalistyczne społeczeństwo, pod wieloma względami prześcigając samego Fouriera. Rosyjski falanster z żeliwa, aluminium i szkła, stojący w rejonie Oki, opisuje autor jedynie jako letnią rezydencję dla dwóch tysięcy jego mieszkańców, na siedem-osiem chłodnych miesięcy zaś większość ludzi przemieszcza się na południe, na Półwysep Arabski, gdzie pustynia została przemieniona w raj za pomocą gęstej sieci takich samych falansterów, położonych w odległości trzech-czterech kilometrów od siebie. Prawdopodobnie Arabowie odstąpili swoje ziemie Rosjanom albo połączyli się z nimi - o tym Czernyszewski milczy; ale coś takiego nawet Fourierowi nie mogło się przyśnić! Czernyszewski szczegółowo opisuje nie ciężki trud przemieniania skał i pustyń w kwitnące pola i miasta (jedynie pośpiesznie informuje, że na polach pracują maszyny, a obsługujący je ludzie nieustannie śpiewają), lecz wypoczynek, wielkie zgromadzenie ludzi, do tysiąca osób, we wspólnej sali: „każdego wieczoru tak się oni weselą i tańcują" (Czer-nyszewskij, XI, 282). Interesująca jest ta skłonność utopistów do ogromu: u Bułharyna profesor prowadzi wykład dla pięciu tysięcy słuchaczy, w teatrze zebrało się dwadzieścia tysięcy widzów; u Ułybyszewa w świątyni-Panteonie też znajduje się „niezliczony tłum ludzi". Wyraźna słabość Czernyszewskiego do tańców i śpiewu nie podobała się nawet w obozie demokratów, nie mówiąc już o przeciwnikach. Michaił Sałtykow-Szczedrin w szkicach Nasze życie społeczne (1864) proponował oddzielać poważną osnowę powieści Co robić1? od fantazji w duchu Fouriera: „[...] każdy rozumny człowiek, czytając wspomnianą powieść, potrafi odróżnić jej żywą i rozumną ideę od wymyślonych i tylko psujących dzieło szczegółów. Ale kłapouchy pojmują rzecz inaczej: omijają istotną treść powieści i czepiają się drobiazgów, a spośród tych drobiazgów najbardziej kusi ich perspektywa rozprawienia się ze śpiewem i pląsami" (Sałtykow-Szczedrin, 6, 326). Kłapouchy u Szczedrina 171 to uogólniony obraz wulgarnych, prymitywnie myślących radykałów -aluzja do kręgu Warfołomieja Zajcewa. Przedstawiciele następnego etapu społeczno-politycznego w historii Rosji, narodnicy, byli jeszcze większymi utopistami niż ich poprzednicy, lecz nie czekali na sprzyjające okoliczności, bez zastanowienia rzucali się w odmęt natychmiastowych realizacji swych utopii: wędrować w lud, zabić cara i wielmożów - toteż nie w głowie im były spokojne artystyczne lub publicystyczne dzieła o odległej świetlanej przyszłości. Szkice, opowiadania i powieści narodników zawierały wprawdzie elementy utopii, na przykład w powieści Nikołaja Złatowratskiego Ostoje. Historia pewnej wsi (1883) znajdują się dość wyidealizowane obrazy rosyjskiej wsi poprzednich dziesięcioleci, kiedy chłopi byli skupieni w „gminie", we wspólnocie - utopia dotyczy tu więc nie tyle przyszłości, ile przeszłości, jest to, by tak rzec, retroutopia. Ale Złatowratskiego, tak jak i innych pisarzy z kręgu narodników oraz ich sympatyków, przede wszystkim nurtuje pytanie o współczesność, praktyczna odpowiedź na pytanie „Co robić?" - i dlatego proponują znowu utopijne, ale możliwe do urzeczywistnienia idee o zbliżeniu bogaczy i biedaków, ludu i inteligencji, „przyziemności" i romantycznej wzniosłości. Przecież wśród narodników byli nie tylko terroryści, lecz i pokojowi idealiści, organi-172 żujący na wsi „inteligenckie wspólnoty", zajmujący się pracą na roli; z reguły jednak wspólnoty te rozpadały się po roku, dwóch z powodu konfliktów psychologicznych, nieumiejętności prowadzenia gospodarstwa i tak dalej. Trzeba powiedzieć, że utopiści rosyjscy w zależności od okresu historycznego, jak również cech grupowych mieli bardzo zróżnicowane podejście do praktycznej strony sprawy, do możliwości praktycznej realizacji swych ideałów. Najbardziej abstrakcyjne okazały się utopie konserwatystów - przede wszystkim ze względu na ich oderwanie od potrzeb realnego życia i od realnych możliwości przekształceń. Ponadto ich twórcy z reguły lękali się nieprzewidywalnych skutków przemian. Na przykład starsi słowianofile, szczególnie Iwan Kiriejewski w latach czterdziestych, poważnie obawiali się całkowitej likwidacji porządku pańszczyźnianego - bali się, że władza dziedzica na wsi przejdzie w ręce urzędników i kułaków (obawy, jak wiemy, zupełnie realne!). Grupy radykalne natomiast, od dekabrystów po narodników, gotowe były natychmiast lub niemal natychmiast przystąpić do realizacji swoich pomysłów, co też czyniły. Ponieważ w ciągu całego XIX stulecia obiektywne warunki życia w Rosji nie stwarzały szans powodzenia dla tych grup i wszystkie ich utopijne plany upadały, nieustannie powtarzały się straszne następstwa: na śmierć, na katorgę i więzienie, na zesłanie i ostracyzm społeczny skazywały się dziesiątki i setki młodych, utalentowanych, aktywnych obywateli, którzy mogliby przynieść ojczyźnie i ludzkości ogromny pożytek, gdyby swoje siły kierowali nie na negację, lecz na pozytywne cele, na działalność konstruktywną. Z drugiej strony zaś carat tworzył potężny aparat represyjny, mający chronić podwaliny państwa; pochłaniał on jak worek bez dna ogromne środki, werbowano mądrych i aktywnych ludzi do przeciwdziałania akcjom rewolucjonistów... Zdawałoby się, że w tych warunkach socjaliści utopijni, planujący nie gwałtowne przewroty (lub jedynie marzący o nich w odległej przyszłości), lecz raczej lokalne przemiany społeczno-polityczne i zmiany warunków bytu, znajdowali się w korzystniejszej sytuacji niż rewolucjoniści w ścisłym tego słowa znaczeniu. Ale oni też napotykali komplikacje i trudności przy realizacji swoich programów. Wykorzystywali wszak liczne idee i formy systemów zachodnioeuropejskich, stworzonych w warunkach burżuazyjnych, w ustroju kapitalistycznym, a że społeczno-polityczny i ekonomiczny fundament Rosji bardzo się różnił od podstaw zachodnioeuropejskich i prawie nie zawierał cech kapitalistycznych, przy bezpośrednim zapożyczaniu odpowiednie zasady i struktury trudno było realizować w praktyce. Toteż dosłownie przenoszone tu idee w warunkach rosyjskich wyglądały na znacznie bardziej abs- 173 trakcyjne, oderwane od życia niż, na przykład, na gruncie francuskim; takie oderwanie teorii od praktyki rosyjskiej prowadziło w ramach tych samych utopijnych grup socjalistycznych do odrzucania, krytyki, sprzeciwu wobec systemów zachodnich - zresztą z rozmaitych pozycji (krytyczne wypowiedzi Bielińskiego, Hercena, a także Dostojewskiego i Apoł-łona Grigorjewa). Jednakże bardziej aktywna postawa życiowa utopistów rosyjskich w porównaniu z ich zachodnimi nauczycielami, ściśle mówiąc: większy radykalizm społeczno-polityczny, uwarunkowany wielkim uciskiem w kraju, zmuszał ich do poszukiwania praktycznych rozwiązań bez odkładania ich na przyszłość. Pomagało tu również materialne zabezpieczenie szlachty rosyjskiej. Współpracownik Hercena Nikołaj Ogariew nabył w 1848 roku w guberni symbirskiej talską fabrykę papieru razem z pańszczyźnianymi robotnikami i miał zamiar zorganizować ich pracę i życie na racjonalnych zasadach, ale prawie wszystkie poczynania właściciela poniosły klęskę z powodu jego niepraktyczności: papier produkowano zły, handlowej żyłki Ogariew był zupełnie pozbawiony - kupował potrzebne do produkcji materiały niezbyt tanio, a sprzedać swych wyrobów nie potrafił... Próbował nabyć nowe maszyny, które by pracę robotników uczyniły lżejszą, ale rozeszły się pogłoski, że wielu straci zatrudnienie; w sąsiednich fabrykach zaczęto bać się konkurencji... W końcu, w 1855 roku, fabryka nieoczekiwanie spłonęła - Ogariew miał podstawy, by przypuszczać, że umyślnie ją podpalono. W ten sposób pechowy socjalista stracił milionowy majątek, który otrzymał od bogatego ojca. Pewną analogię można dostrzec w praktycznych działaniach Michaiła Pietraszewskiego. Bardzo chciał on wcielić w życie socjalistyczne idee Fouriera. Jedno z takich przedsięwzięć opisał w swych wspomnieniach W. Zotow (Zotow, 1890, nr 6, 511-513). Pietraszewski postanowił swoich chłopów we wsi powiatu nowoładoskiego w guberni petersburskiej połączyć w falangę, zbudował jasny, obszerny falanster, przedstawił chłopom wszystkie zalety życia we wspólnym domu, lecz przed przesiedleniem się przyszłych „komunardów" do tego „wspólnego domu" spalił się on doszczętnie. Chłopi woleli pozostać w swych rozwalających się chałupach. Wielu współczesnych badaczy (na przykład Wiera Lejkina-Swirska) uważa szkic Zotowa za całkowity wymysł, tymczasem w zachowanej po dziś dzień wsi Diemorowka (tak został nazwany majątek, gdy przejęła go siostra Pietraszewskiego, Sofia, która wyszła za mąż za P. Diemo-ra) miejscowi chłopi opowiadają historię o pożarze i pokazują miejsce, 174 w którym stał falanster. Wątpliwe, czy czytali wspomnienia Zotowa. Dom Pietraszewskiego zaś zachował się w przebudowanej postaci. Pietraszewski tak bardzo pragnął ujrzeć praktyczne ucieleśnienie na ziemi idei Fouriera, że w testamencie, ułożonym w Twierdzy Pietro-pawłowskiej, przekazywał jedną trzecią swego dziedzicznego majątku przywódcy fourierystów, Victorowi Considerantowi, do Paryża, żeby z tych środków zbudowano falanster (prawdopodobnie nie mógł przewidzieć, że zostanie pozbawiony wszystkich praw, całego majątku). A jeszcze wcześniej, gdy został osadzony w twierdzy, 28 maja 1849 roku, wystąpił z szalonym pomysłem - zaproponował carowi (wśród innych projektów), żeby wysłać Considerantowi dwieście tysięcy rubli w asygnatach na budowę falansteru pod Paryżem. Jeszcze czego! Żeby Mikołaj I sypnął groszem na rzecz socjalizmu! Bardziej fortunne były „komuny" miejskie, być może dlatego, że wspólne zamieszkiwanie dawno praktykowali w Rosji robotnicy - członkowie artelu3, studenci... Nikołaj Balin, jeden z entuzjastów ruchu spółdzielczego w Rosji drugiej połowy XIX wieku, opowiada, że już pietraszewcy Wasilij Gołowinski i jego przyjaciel Nikołaj Baranowski zorganizowali swoisty „falanster" („Katorga i ssyłka" 1930, nr 2, 87-88). Prawdopodobnie tego rodzaju komuna z udziałami istniała również w mieszkaniu pietraszewców Siergieja Durowa i Aleksandra Palma. Fiodor Dostojew- ski w latach 1846-1847 stworzył komunę z braćmi Biekietowami, o czym pisał do Michaiła Dostojewskiego 26 listopada 1846 roku: „Oni [Biekietowowie - B. J.] wyleczyli mnie swoim towarzystwem. Wreszcie zaproponowałem im wspólne zamieszkanie. Znalazło się większe mieszkanie i wszystkie wydatki, łącznie, wszystko nie przekracza 1200 rubli w asygnatach na osobę rocznie. Tak wielkie są dobrodziejstwa stowarzyszania się!" (Dostojewski), 28, kn. 1, 134). Wielu pietraszewców nie potrafiło się „stowarzyszyć" z powodu braku środków. Aleksandr Bała-sogło zamierzał wynająć wielkie mieszkanie, w którym można by było połączyć trzy—cztery rodziny, ale nie miał potrzebnej na początek sumy pieniędzy. Pietraszewski odmówił mu pożyczki w wysokości dwustu--trzystu rubli - sam nie dysponował taką kwotą, mając skąpą matkę. Zapalony entuzjasta Fouriera K. Timkowski, który przyjechał w październiku 1848 roku do Petersburga i natychmiast przystąpił do kółka Pietraszewskiego, poprosił, by pozwolono mu wystąpić z prelekcją w listopadzie. Jego wystąpienie było namiętną propagandą praktycznego fourieryzmu: Timkowski proponował, by w ciągu trzech-czterech lat przygotować się teoretycznie i prowadzić aktywną propagandę pośród najróżniejszych grup ludności (nie wspominał przy tym o agitacji wśród ludu), a po upływie tego czasu spróbować zorganizować choćby jeden falanster na tysiąc osiemset osób. Według obliczeń Fouriera i w przeliczeniu na pieniądze rosyjskie potrzeba było na to około trzech milionów rubli srebrem. Timkowski proponował, by zwrócić się z prośbą o te pieniądze do rządu, a w razie odmowy - utworzyć spółkę akcyjną. Równolegle, jak sądził, warto rozwijać inne formy jednoczenia się, zwłaszcza komuny (wspólnoty komunistów), by potem wzajemnie wykorzystywać najlepsze cechy organizacji stowarzyszeń u sąsiadów. Oczywiście wszystko to nie wykroczyło poza rozmowy. Komuny, stowarzyszenia powstawały również w następnych dekadach. Tendencja ta nasiliła się szczególnie po lecie 1863 roku, po publikacji w czasopiśmie „Sowriemiennik" powieści Czernyszewskiego Co robić? Aleksandr Skabiczewski pisał w swych wspomnieniach: „Wpływ powieści na całe nasze społeczeństwo był olbrzymi. Odegrała ona wielką rolę w życiu rosyjskim, kierując całą postępową inteligencję na drogę socjalizmu, ściągając go ze sfery górnolotnych marzeń w sferę codzienności, ukazując go jako główny cel, ku któremu każdy powinien dążyć. Socjalizm stawał się w ten sposób obowiązkowy w codziennym szarym życiu, nie wyłączając pożywienia, ubioru, mieszkań" (Skabi-czewskij, 1928, 249). Powstało zwłaszcza wiele „komun". Przy tym bynajmniej nie wszystkie z nich miały zabarwienie socjalistyczne - podobnie jak w latach czterdziestych zakładano stowarzyszenia czysto zawodowe i przyjacielskie (grupa malarzy, przyszłe zrzeszenie pieriedwiżników, wynajęła wielkie mieszkanie do wspólnego użytkowania i twórczej pracy; Mo-dest Musorgski również urządził z kolegami wspólne mieszkanie). Czasami był to po prostu dom noclegowy, mieszkanie, lub nawet pokój dla paru biedaków. Korniej Czukowski, autor sugestywnego artykułu Historia Komuny Slepcowa (1931) cytuje (niedokładnie) wspomnienia Nikołaja Swiesznikowa o takiej kompanii: „Wasia wprowadził mnie do komuny, mieszczącej się w zaułku Ertela, w domu Chruszczowa. Komuna ta zajmowała maleńki pokoik, a jej członkami byli: W[oskriesienski], S[iergiejewski], S[obolew], książę Czerkiezow i WIołkow], przebywały tu też dwie nihilistki, K[owiediajewa]-W[oroncowa] i T[imofiejewa], i wszyscy oni spali pokotem. Czterech pierwszych było ludźmi modnymi, jako że dopiero co odbyli karę w twierdzy w związku ze sprawą K[arakozowa]. Później komuna się rozrosła. Wstąpili do niej nieżyjący już dziś Orfanow, Szczerbatow i inni i wynajęli sobie mieszkanie na ulicy Średniej Mieszczańskiej" (Swiesznikow, 1930, 159). Nikołaj Swiesznikow był zwykłym mieszczuchem, nierozpieszczonym po europejsku umeblowanymi pokojami, ale i jego przeraził brud: „Na środku stołu, na tacy wypełnionej popiołem i węglami, stał dosłownie 176 czarny samowar, koło niego spodki i szklanki z nawrzucanymi do nich niedopałkami, cały stół zaś pokryty był jakimś tłustym brudem, obok leżało też masło śmietankowe, rozsypana ćwiartka tytoniu i kawałki chleba, a wszystko to pokryte kurzem. Na kanapach, na krzesłach, na podłodze porozrzucane były rzeczy i książki, a w kuchni cała podłoga była usiana węglami" (tamże, 160). Istniały też komuny o wyraźnie socjalistycznym czy komunistycznym zabarwieniu. Taki był „falanster Griecza" Artura Benniego, naiwnego romantyka, syna polskiego pastora, poddanego angielskiego (matka była Angielką), który zawitał do Rosji w 1861 roku z rewolucyjnymi zamiarami. Benni rozpoczął pracę w odnowionej, liberalnej gazecie „Siewiernaja pczieła", której redakcja mieściła się w domu Nikołaja Griecza, znanego współpracownika Bułharyna, który do 1860 roku był też właścicielem gazety. W tym samym domu Benni wynajął mieszkanie. Jeśli do uszu Griecza dochodziła nazwa mieszkania Benniego -„falanster Griecza" - to z pewnością ze strachu przebiegał go zimny dreszcz. Benni, marząc o wspólnotowym socjalizmie i naczytawszy się Czernyszewskiego, zaprosił do siebie paru towarzyszy (według charakterystyki Nikołaja Leskowa, który dobrze znał Benniego: „[...] jeden student bez absolutorium, jeden zdymisjonowany oficer kawalerii, jeden lekarz Małorus, jeden urzędnik i jeden, później zabity w polskiej bandzie, student Polak"; Leskow, 3, 355), żeby zorganizować wspólnotę: każdy wnosi do wspólnej kasy zarobione pieniądze, a jedzenie, ubranie, obuwie należą do wszystkich. Niestety, towarzysze Benniego okazali się kiepskimi pracownikami, zasady socjalistyczne zaś traktowali bardzo swoiście: „[...] współmieszkańcy wykorzystywali go, objadali, opijali, zabierali mu ostatnią bieliznę i odzież, zaciągali długi na jego nazwisko, zastawiali i sprzedawali jego najdroższe rzeczy po matce" (tamże, 356). Taki już był los rosyjskich falansterów... Niepowodzeniem zakończyły się również podjęte przez Benniego próby zespołowej organizacji pracy kobiet. Odgrywając czołową rolę w gazecie „Siewiernaja pczieła", w pewnym okresie faktycznie nią kierując, zaprosił do redakcji kilka będących w potrzebie kobiet i dziewcząt z wykształconego środowiska, ażeby podjęły pracę jako tłumaczki. „Od tej pory - ironizował Leskow — we wszystkich pokojach i po wszystkich kątach toczyły się dyskusje na temat prawa kobiet do pracy, a na wszystkich roboczych stołach cieszyły oko tytoń do palenia, gilzy papierosowe, herbata i najbardziej spartańskie, lecz jednocześnie najbardziej popularne tu potrawy: mleko i śledzie norweskie" (tamże, 351). Przekłady okazały się surowe, Benni wszystko potem przerabiał, choć honorarium pracownicom wypłacał sumiennie. Te jednak przy pierwszej nadarzającej się okazji (zamążpójście, korzystniejsze warunki pracy w innych ге- 177 dakcjach) porzucały jego gazetę, spółdzielnia pracy nie powstała. Druga próba Benniego była jeszcze mniej udana: za zarobione w redakcji pieniądze kupił cztery stoły zecerskie i postawił przy nich cztery ubogie dziewczyny, obiecując im płacić dwadzieścia rubli miesięcznie. Nieprzygotowane do pracy zecerki oczywiście pracowały wolno i źle. Benni, zajęty organizacją pracy kobiet, sam zarabiał w tych miesiącach grosze i nie mógł regularnie wypłacać im obiecanej kwoty - spółdzielnia i tym razem się rozpadła. Trzeba powiedzieć, że „komunistycznych" spółdzielni przy drukarniach było w ówczesnej Rosji niemało. Oto przegląd petersburskich komun ze sprawozdania III Oddziału, oparty na doniesieniach tajnych agentów (trzeba oczywiście uwzględnić to, że trafiały tu również po prostu młodzieżowe zebrania-wieczorynki): „[...] kierująca gospodarstwem w komunie Slepcowa córka radcy kolegialnego w stanie spoczynku panna Markiełowa, mieszkająca na 11 linii Wyspy Wasiljewskiej, w domu nr 22, urodziła dwa miesiące temu syna, którego ojcem jest, jak mówi, Ślepców. Tutaj też mieszka z nią drugi jej syn, który był z nią jeszcze w domu В е к m a n a. Jak wszystkie tak zwane nihilistki, zatrudniane głównie w drukarniach lub w dwóch zorganizowanych tu żeńskich introligatorniach, Mar- к i e ł o w a urządziła się w jednej z drukarni na Wyspie Wasiljewskiej. Mimo wyznawanego przez te nihilistki ateizmu Markiełowa ochrzciła swe dziecko 22 listopada w obecności dziesięciu krótko ostrzyżonych panien i dwóch młodzieńców-nihilistów. Komuna mieszcząca się w 9 Rocie Pułku Izmajłowskiego, w domu Głotowa, która na podstawie otrzymanych wiadomości 1 grudnia powinna była się podzielić, weseliła się jeszcze całą noc z soboty na niedzielę przy akompaniamencie dwóch fortepianów. Kierowniczka tej komuny, panna Kotlarowa, wstępuje obecnie w „cywilny związek" ze studentem Dubienskim, noszącym słowia-nofilski strój. Nie tracąc z oka członków różnych komun, agenci trafiają na ślad nowych, o których dotąd brak jeszcze konkretnych danych. Jedna z nich mieści się w domu przy ulicy 5 Kątów; inna w domu cerkwi zreformowanej, przy Wielkiej Koniuszej, prawdopodobnie dlatego, że mieszkają tam dwie panny Kołmogorowe (córki radcy dworu), zatrudnione w żeńskiej introligatorni Pieczatkina, a według niektórych pogłosek w domu przy Wielkiej Koniuszej odbywają się zebrania nihilistów, na których nawet są wygłaszane, oczywiście potajemnie, prelekcje na tematy przyrodnicze" (LN, 71, 454-455). Najdłużej — przez cały zimowy sezon 1863/1864 roku - utrzymała się tak zwana Komuna Znamieńska, utworzona przez znanego pisarza Wasilija Slepcowa. Należał on do kręgu „Sowriemiennika", marzył o socjalistycznej przyszłości ludzkości i chciał już w autokratycznej Rosji zorganizować socjalistyczną enklawę. Zebrawszy grupę ludzi podobnie myślących, wynajął wielkie (jedenaście pokojów) mieszkanie przy ulicy Znamienskiej w Petersburgu. Każdy „komunard" zajmował oddzielny pokój, wspólnie najmowano kucharkę i praczkę; pokoje sprzątali sami; razem spotykali się w pokoju stołowym i w bawialni. Pierwszymi komunardami byli: sam Ślepców; Jekatierina Cenina, z którą łączył go cywilny ślub i która widocznie szybko się z nim pokłóciła i mściła się potem, przedstawiając go w złym świetle w swych pamiętnikach (wkrótce wyszła za mąż za wielkiego krętacza, radykalnego publicystę Julija Żukowskiego, który w końcu lat sześćdziesiątych ostatecznie poróżnił się z Niekrasowem); Władimir Jazykow, urzędnik Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i jednocześnie „nihilista", szwagier Slepcowa, czyli brat żony, Z którą pisarz praktycznie nie żyi; „cywilna" żona Jazykowa, księżna Jekatierina Makułowa, która, jak się wydaje, samowolnie nadała sobie ten tytuł pomimo „nihilizmu"; sekretarz redakcji „Sowriemiennika" Apołłon Gołowaczew; jego „cywilna" żona Aleksandra Markiełowa (Karrik), która, jeśli wierzyć doniesieniu agenta, w 1864 roku została żoną Slepcowa; oraz M. Koptiewa, która w grudniu 1863 porzuciła komunę, być może z powodu niezręcznych amorów Slepcowa - wkrótce zostanie ona żoną Artura Benniego. Tak więc pierwotnie fundament komuny stanowiło siedem osób, potem dołączyło do nich jeszcze troje-czworo współtowarzyszy. Ślepców tracił chyba najwięcej pieniędzy na wspólne życie: nakupił drogich mebli, stale przynosił wielkie ilości kwiatów - prawdopodobnie chciał uczynić „falanster" pociągającym, mówiąc językiem współczesnym: „pokazowym". Z jego też inicjatywy w komunie urządzano wieczory literackie i muzyczne oraz publiczne prelekcje, na które zapraszano znanych uczonych (Iwana Sieczenowa, Nikołaja Chlebnikowa, Piotra Ławrowa), pisarzy (Michaiła Sałtykowa-Szczedrina, Siergieja Maksimowa, Wasilija Kuroczkina, Iwana Gorbunowa, Aleksandra Le-witowa), muzyków (W. i A. Sierowów); na te wieczory przychodziło wielu znajomych, zbierało się po kilkadziesiąt osób. Jednakże i tę komunę zgubiły waśnie. Ujawniały się psychologiczne niezgodności, dochodziło do sporów na temat wydatków i w ogóle życia codziennego. Początkowo zatrudniano dwie służące, ale potem trzeba było samemu sprzątać pokoje. Próbowano zaoszczędzić na „wtorkach", wieczorkach, na których zjawiało się wielu gości - podawano jedynie herbatę, karafkę wódki, kiszone ogórki, rzodkiew, śledzie, chleb sitkowy (szary). Wybredni komunardzi, z Jekatieriną Ceniną na czele, do- 179 magali się białego pieczywa i posyłali służące po francuskie bułeczki. Plebejusze przezywali za to delikatnisiów „arystokratami", a ci rewanżowali się plebejuszom, nazywając ich „burymi". Kucharce i praczce, natchnionym ideami socjalizmu, zachciało się zostać równymi członkiniami, komunardzi prawdopodobnie nie śmieli im odmówić, ale radości im to nie sprawiało. Wygląda na to, iż bardzo podupadli na duchu, gdy okazało się, że trzeba wykładać spore sumy pieniędzy (przy opłacaniu służących - ponad osiemdziesiąt rubli miesięcznie, ale i potem -ponad sześćdziesiąt), regularnie sprzątać pomieszczenie, czyścić lampy i samowary. Ślepców gorączkowo próbował utrzymać „sprawę", jak nazywał swoją komunę. Jedna z jego ostatnich prób polegała na utworzeniu spółdzielni stolarskiej. I tym razem nic z tego nie wyszło, spółdzielnia przynosiła jedynie straty. Do lata 1864 roku komuna przestała istnieć, jej członkowie rozjechali się do osobnych mieszkań; III Oddział, który na śledzenie i przekupstwa tracił niemało pieniędzy, mógł odetchnąć z ulgą (pewien agent przepuszczał wielkie sumy, upijając w restauracjach przez całą noc aż do świtu znanego poetę Dmitrija Minajewa, który często odwiedzał Komunę Znamieńską i mógł opowiedzieć coś, co zainteresowałoby tajną policję; a przecież Minajew mógł też fantazjować, wodzić za nos szczodrego współbiesiadnika). Cieką- we, że właściciel mieszkania, zaniepokojony pogłoskami i zainteresowaniem policji, cieszył się z rozpadu komuny i nawet darował mieszkańcom sporą sumę długu. Należy zaznaczyć, że niepowodzenia nie wstrząsnęły Slepcowem -aż do śmierci (1878) pozostał socjalistą, w ostatnich latach życia wpadł na pomysł powieści Wyspa Utopia. W papierach pisarza zachowały się konspekty dzieł Fouriera, dotyczące organizacji falansterów. Swoistymi wariantami „komun" były pracownie krawieckie, które pod wpływem Co robić? też stały się bardzo popularne w latach sześćdziesiątych. Ale wszystko ładnie wygląda w teorii... W rzeczywistości wszystkie przedsięwzięcia zakończyły się krachem. Pisarka Jelizawie-ta Wodowozowa w swych wspomnieniach U zarania nowego życia szczegółowo opowiada o losie dwóch utopijnych zamierzeń petersburskich. Grupa radykalnych dam postanowiła za wszelką cenę zorganizować pracownię krawiecką. Inicjatorki były niezbyt majętne, z trudem udało się zebrać dwadzieścia pięć rubli na wynajęcie umeblowanego pokoju i jeszcze jakąś sumę na pierwsze zakupy. Zaproszono cztery krawcowe; jedna z dam, która kiedyś uczyła się kroju, zgodziła się kierować pracownią. I od razu zaczęły się niesnaski: krawcowe, nie czując nad sobą silnej ręki, rozzuchwaliły się, zaczęły się poufale i ordynarnie odnosić do kierowniczki. Ta zaś, zabrawszy się do krojenia, zepsuła jedną suknię. Po odjęciu kosztów tej sukni i zakupionych materiałów okazało się, że pod koniec pierwszego miesiąca nie tylko nie było zysku, ale w ogóle pieniędzy starczyło jedynie na wypłatę dla jednej krawcowej, a dla pozostałych znowu trzeba było zbierać u znajomych. Druga pracownia przetrwała nieco dłużej — pół roku. Młody zapaleniec z lat sześćdziesiątych, którego tożsamość Wodowozowa ukryła pod inicjałami „D. S."4, oświadczył, że może przez pierwsze pół roku co miesiąc przekazywać sto rubli (srebrem?) na organizację pracowni. Na jej czele stanęła inteligentna pani Polańska, znająca kilka języków obcych i mająca dostęp do światowych kręgów stolicy, dzięki czemu zdobyła dostateczną ilość zamówień. Polańska okazała się również bardzo praktyczna — wynajęła niedrogie mieszkanie. Sześć krawcowych od razu zaczęło dobrze zarabiać; po trzech miesiącach Polańska za tę samą płacę skróciła im roboczy dzień o godzinę, przeznaczając ją - jak w powieści Czernyszewskiego - na lekturę utworów pisarzy rosyjskich (Gogola, Niekrasowa, Ostrowskiego). Zamówień było tak wiele, że można było zatrudnić nowe krawcowe. D. S. wyłożył obiecanych, zaoszczędzonych tysiąc rubli i wykupił z domu publicznego trzy dziewczyny. To one właśnie zniszczyły dobrze rozpoczęte dzieło - pracować im się nie chciało, szyć też nie potrafiły, psuły materiały, czytanie klasyki zupełnie ich nie interesowało; zachowywały się w stosunku do współpracownic bezczelnie i ordynarnie, a co najważniejsze, zaczęły prawić takie impertynencje klientkom, że po prostu odstraszyły je od pracowni. Polańska, znieważona i okryta hańbą, porzuciła pracownię, innego kierownika nie znaleziono, trzeba było spółdzielnię zamknąć. Przemiana upadłych kobiet w normalnych członków społeczności dobrze przebiega na papierze, w życiu wszystko okazuje się bardziej dramatyczne. W swoich wspomnieniach Wodowozowa opowiada o różnych losach trzech kobiet wyciągniętych „z rynsztoka" (pieniądze zebrano dzięki koncertowi charytatywnemu). Krąg radykalnej inteligencji, uczestniczący w wykupie, zdecydował, że eksperyment z pracownią krawiecką był wyraźnie nieudany, trzeba więc nieszczęsne stworzenia wywieźć na wieś, do harmonijnego świata natury i patriarchalnych zasad. Z pierwszą prostytutką niepowodzenie ujawniło się błyskawicznie. Zgodziła się ją wziąć do siebie pewna szacowna dama. Według słów tej dobrodziejki jej towarzyszka podróży tak awanturowała się w pociągu, że zmusiła ją do zmiany przedziału. Po przybyciu na miejsce prostytutki już nie było w wagonie, a gdzie znikła, dama nie rozpytywała, gdyż pomyślała, że zepsuje jej całe lato". Drugą kobietę dowieziono na wieś, ale „ujawnił się tam jej niezrównoważony charakter, nieustannie wybuchała gniewem"; skończyło się na tym, że zebrano dla niej pieniądze na drogę i odprawiono. I dopiero trzecia, „łagodnego, spokojnego charakteru, uczciwa z natury, całym swym kochającym sercem przywiązała się do człowieka, który pomógł jej wydostać się z domu publicznego; przeżyła zupełnie przyzwoicie całe swe niedługie życie, pracowała, ile starczało sił, ale była bardzo chorowita" (Wodowozowa, 2, 1987, 196-197). Ciekawe, że Czernyszewski, w powieści walczący o wyzwolenie kobiet upadłych i o włączenie ich do społeczeństwa socjalistycznego, w realnym życiu zachowywał się inaczej. Jego współbojownik, młodszy towarzysz, Nikołaj Dobrolubow, zakochał się w burdelu w dość sympatycznej i niegłupiej Teresie Grunwald i powziął zamiar ożenienia się z nią - o czym powiadomił Czernyszewskiego, kiedy przebywał na leczeniu w Starej Russie. Czernyszewski wyjechał po przyjaciela na dworzec, siłą zawiózł do siebie, trzymał przez kilka dni niemalże w zamknięciu, dopóki Dobrolubow wreszcie nie dał słowa, że się nie ożeni. Teresa Grunwald wyciągnęła potem od Dobrolubowa i Czernyszewskiego wiele pieniędzy. Po śmierci Dobrolubowa znalazła się w Dorpacie, stamtąd słała do Czernyszewskiego prośby o pomoc, twierdziła, że stała się uczciwą kobietą, zapisała się na kursy dla położnych przy uniwersytecie (autor tych słów specjalnie zbadał archiwum uniwersy- 181 teckie - na listach uczących się na kursach dla położnych żadnej Grunwald nie było). Czernyszewski nadal jej pomagał. Wydaje się, że jedynym znanym pisarzem, który rzeczywiście, choć bez ślubu, związał się z kobietą upadłą, był Apołłon Grigorjew. Dość wcześnie rozstał się ze swą rozwiązłą żoną, Lidią Korsz (siostrą znanych dziennikarzy), i sam prowadził życie wielce rozwiązłe; w 1858 roku poznał w petersburskich „numerach" (czyli w tanim hotelu) jeszcze bardziej rozpustną z racji uprawianego zawodu Marię Dubrowską - i pozostał z nią aż do śmierci; choć kilka razy od niej uciekał, potem znowu do siebie wracali. Maria Fiodorowna napsuła mu wiele krwi -żądała, by uczył ją języka francuskiego, lecz najwyraźniej była kiepską uczennicą, nalegała na swój udział w spektaklach amatorskich, ale okazała się beztalenciem, w dodatku mocno się ze wszystkimi pokłóciła... Do samej śmierci pisarza w 1863 roku życie rodzinne Grigorjewa było istnym koszmarem. Kiedy umarł, Dubrowskiej pomagali jego przyjaciele, Fiodor Dostojewski i Nikołaj Strachów. Wasilij Botkin wahał się, jednakże ulegając namowom „socjalistycznych" przyjaciół, oficjalnie ożenił się z francuską modystką z mostu Kuznieckiego w Moskwie, lecz po kilku miesiącach rozstał się z nią na zawsze, zapewniając jej dostatnią egzystencję. W przededniu swych 182 wędrówek w lud młodzi społecznicy z lat sześćdziesiątych niemalże ideowo żenili się z chłopkami. Jelizawieta Wodowozowa opowiada taką dramatyczną historię. Niezbyt zamożny właściciel ziemski Gołkowski, chcąc zbliżyć się do ludu, ożenił się z dziewczyną z biednej chłopskiej rodziny. I ona, i jej krewni byli bardzo zadowoleni, ale potem zaczęły się konflikty. Pierwszy wstrząs członkowie jego nowej rodziny przeżyli wówczas, kiedy postanowił podzielić się ziemią z najbiedniejszymi chłopami. Wpadli we wściekłość, gdy sam zaczął orać, a ponadto oddał pański dwór na ziemski szpital i aptekę, przenosząc się do prostej chałupy. Na domiar złego żona stała się okropnie zazdrosna o Goł-kowskiego z powodu nowego lekarza ziemskiego oraz jego rodziny i odwiedzających Gołkowskiego przyjaciół. Skończyło się na tym, że na złość otwarcie związała się z najętym robotnikiem i Gołkowski zmuszony był, pozostawiwszy działkę żonie, przenieść się do Petersburga. Różnice społeczne stwarzały nierówność nie tylko ekonomiczną. Duże różnice w wychowaniu, wykształceniu, w konstytucji psychicznej i w upodobaniach — wszystko to okazywało się przyczyną częstego niedopasowania, niezgodności charakterów, mimo że szlachetni marzyciele pragnęli natychmiast zlikwidować przepaści społeczne. Ponadto utopiści nie uwzględniali wrodzonego mieszczaństwa wielu osób, podnoszonych w górę po drabinie społecznej - ich zawiści, chciwości, ego- izmu, bezduszności. Niezwykle trudno z takich ludzi zrobić komunistycznych współtowarzyszy. Paradoks polega również na tym, że - obok zdecydowanej walki z nierównością - ludzie z pokolenia lat sześćdziesiątych niczym sekciarze odseparowywali się od „nie swoich". Bardzo trafnie opisywał te cechy Aleksandr Skabiczewski: „Jak w każdej sekcie, tylko ludzie do niej należący uważali się za wiernych, za wybrańców, sól ziemi. Całą pozostałą część ludzkości uważano za gromadę pospolitych niegodziwców i godnych pogardy filistrów [...]. Chęć nieprzypominania w niczym nikczemnych filistrów rozciągała się także na wygląd nowych ludzi, stąd też pojawiły się te sławetne nihili-styczne stroje, w których paradowała młodzież w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Pledy i sękate laski, kudły do ramion, niebieskie okulary, kapelusze a la fra Diavolo i konfederatki - Boże, jakiż nimb poetyckości otaczał to wszystko w tamtych czasach, przyśpieszając bicie młodych serc, przy czym należy wziąć pod uwagę, że wszystko to nosiło się nie tylko ze względów racjonalnych i nie gwoli prostoty, lecz demonstracyjnie, żeby otwarcie pokazać swoją przynależność do grupy wybrańców. Pamiętam, z jakim szykiem i smakiem dwie panny pałaszowały śledzia i nieświeżą szynkę ze sklepiku, i jestem przekonany, iż żadne wyrafinowane potrawy w domu rodzicielskim nie dostarczały im i83 takiej rozkoszy, jak to plebejskie śniadanie na studenckiej mansardzie. Co się tyczy naszego kółka, to i my złożyliśmy daninę wszystkim tym nowym prądom. Liczne nasze herbatki na stryszku Toporowa poświęcone były rozważaniom o tym, jakie jadło należy traktować jako konieczność, a jakie - jako luksus. Kawior i sardynki zostały jednomyślnie zakazane. Co do śledzi i jabłek zdania były podzielone, jako że śledzie znajdują się w zwyczajnym jadłospisie obiadów robotniczych, jabłek zaś nie odmawia sobie ostatnia żebraczka. Wina gronowe zostały poddane zdecydowanemu ostracyzmowi; wódkę i piwo natomiast dopuszczono dlatego, że dla milionów pracujących ludzi w tych napojach zawiera się jedyna radość życia. Tytoń usankcjonowano dwojako: nie tylko palą go ludzie ze wszystkich stanów, ale nawet taki rygorysta jak Rachmietow pozwalał sobie wypalić cygaro, w dodatku drogie. Oczywiście wszystko to ograniczało się do teorii. W praktyce zaś nie rezygnowaliśmy z niczego" (Skabiczewski, 250). Utopijne ideały socjalizmu i komunizmu dotyczyły również zagadnienia równości i wolności członków rodziny. Hasła zachodnioeuropejskich socjalistów i komunistów o wolności kobiety i o konieczności zburzenia burżuazyjnej rodziny5 docierały do Rosji nie tyle w postaci traktatów teoretycznych, co w fabułach powieści George Sand. W latach czterdziestych wpływ francuskiej pisarki był bardzo silny; często budowano życie osobiste, drobiazgowo trzymając się jej pomysłów: Bieliński zamiast pojechać po swoją narzeczoną do Moskwy, wymógł na niej, żeby sama przybyła do Petersburga, do narzeczonego... Rosyjscy okcydentaliści z początku lat czterdziestych - najpierw Wasilij Botkin, a później Bieliński - interpretowali wierność Puszkinowskiej Tatiany wobec męża jako swego rodzaju prostytucję: nadal kocha Oniegina, ale pozostaje wierna staremu generałowi (interesujący jest ten powszechny błąd, związany z masową niechęcią czytelników do męża Tatiany -jest on postrzegany jako starzec już przez dwa stulecia, w tym także przez sto lat od stworzenia przez Czajkowskiego opery i postaci operowej Griemina; tymczasem Puszkinowski mąż to przyjaciel Oniegina z czasów młodości, tak że różnica wieku powinna być niewielka; jest on „gruby", „w bitwach okaleczony", ale nie stary -uczestnicy wojen napoleońskich stawali się generałami w wieku trzydziestu lat). Bieliński w dziewiątym artykule cyklu Dzieła Aleksandra Puszkina obruszał się na Tatianę: jak ona śmiała odmówić Onieginowi! Bardziej pogłębione, choć również niepozbawione wpływów George Sand odczytanie fabuły Eugeniusza Oniegina przedstawił Paweł An-nienkow w następnej dekadzie, kiedy analizował Szlacheckie gniazdo 184 Turgieniewa: oskarżył Tatianę jedynie o oszukiwanie ufającego jej męża, czyli o zatajanie swoich prawdziwych uczuć. Konserwatywni przeciwnicy rosyjskich radykałów odbierali ich wolnościowe ideały jako nawoływanie niemalże do wolnej miłości, do trójkątów małżeńskich i temu podobnych bezeceństw. W rzeczywistości wszystko to nie było tak proste. „Trójkątne" małżeństwa zdarzały się powszechnie właśnie w sferach arystokratycznych - oczywiście potajemnie lub na wpół potajemnie; w każdym razie ci, którzy wiedzieli o zdradach małżeńskich, wstydliwie odwracali głowy i udawali, że o niczym nie wiedzą. Bliskim jednak mówiło się o tym wszystkim dość otwarcie, być może nie zawsze ujawniając imiona (Lermontow chwalił się przed Andriejem Krajewskim, że ma jednocześnie trzy-cztery romanse, tak że nawet do burdelu nie musi chodzić; zob. o tym w liście ilustracja Bielińskiego do Botkina z 16-21 kwietnia 1840 roku). W wyższych sfe- u rach, poczynając od rodziny carskiej, ale też w prowincjonalnym środo- wisku właścicieli ziemskich mężczyźni na wpół potajemnie, na wpół jawnie utrzymywali kochanki. W wypadku, gdy jedno z małżonków (lub nawet oboje) pragnęło uzyskać oficjalny rozwód, pojawiały się często nieprzezwyciężone przeszkody. Jedynie w utworach pisanych pod wpływem George Sand było to proste. W powieści Aleksandra Drużynina Polińka Saks (1847) opisuje /I się szlachetne zachowanie Konstantina Saksa, który dowiedział się, że jego żona kocha innego mężczyznę — Saksowi jak w czarodziejskiej baśni udaje się błyskawicznie otrzymać rozwód. W rzeczywistości nie tak łatwo było uzyskać rozwód w carskiej Rosji. Coraz bardziej powiększająca się liczba osób, które pragnęły się rozwieść, zmuszała władze świeckie i cerkiewne do usztywniania reguł i skracania listy oficjalnie uznawanych powodów. Zgodnie z prawem z 1839 roku zostały tylko cztery przyczyny: zdrada małżeńska, impotencja mężczyzny (jeżeli trwa trzy lata i powstała przed zawarciem małżeństwa), nieobecność małżonka przez pięć lat (z brakiem wiadomości od niego), pozbawienie przez sąd wszystkich praw majątkowych. Zwykłego niedopasowania - fizycznego bądź psychicznego - w ogóle zatem nie brano pod uwagę. Znamienne jest również to, że wszystkie sprawy o rozwód były rozpatrywane nie przez sądy cywilne, lecz przez duchowny konsystorz, a następnie zatwierdzane przez biskupów; ostateczną decyzję podejmował Synod (sprawy nieprawosławnych z wyznań chrześcijańskich, muzułmanów oraz wyznawców judaizmu również były rozpatrywane przez odpowiednie urzędy duchowne). W praktyce więc bardzo trudno było dostać rozwód. Znany poeta i dramaturg hrabia Aleksiej Tołstoj w 1850 roku zakochał się (z wzajemnością) w Sofii Andriejewnie, żonie pułkownika gwardii Lwa Millera. ies Wkrótce została ona jego „cywilną" żoną, lecz faktyczni małżonkowie przez następnych trzynaście lat walczyli o oficjalny rozwód, któremu sprzeciwiali się i pułkownik, i matka hrabiego; zostawszy hrabiną Sofią Andriejewną Tołstoj (nie należy jej mylić z jej imienniczką, słynną żoną innego hrabiego - również pisarza), nieszczęsna kobieta zyskała wreszcie spokój i harmonię życia rodzinnego. Przykład zupełnie innego rodzaju: kobieta fatalna Apollinaria Susłowa, w swoim czasie przyczyna wielu cierpień Dostojewskiego, została w 1880 roku żoną młodego Wasilija Rozanowa, który wkrótce nie wytrzymał piekła wspólnego życia i od niej odszedł; Susłowa jednak w żaden sposób nie chciała potem zgodzić się na rozwód, Rozanow męczył się przez wiele lat, w 1891 roku potajemnie poślubił inną kobietę, a potomstwo z tego związku uznano za dzieci z nieprawego łoża. Pół wieku wcześniej podobna historia przydarzyła się współtowarzyszowi Hercena, Nikołajowi Ogariewowi. Zesłany w 1835 roku za udział w kółku studenckim do Penzy, został otoczony opieką przez gubernatora A. Panczulidzewa. Wiedząc o nieprzebranych bogactwach Ogariewa ojca, gubernator pośpiesznie ożenił naiwnego młodzieńca ze swą krewną Marią Lwowną, w przyszłości „łysą bachantką", według charakterystyki Hercena, duchowo całkowicie obcą mężowi; małżeństwo się roz- padło, ale kiedy Ogariew „nielegalnie" ożenił się z ukochaną dziewczyną, Natalią Tuczkową, Maria Lwowna stanowczo nie wyraziła zgody na rozwód; młodzi męczyli się przez kilka lat i dopiero śmierć byłej żony w 1853 roku rozwiązała im ręce. O gubernatorze Panczulidzewie warto opowiedzieć bardziej szczegółowo. Jest to postać barwniejsza niż historie opowiadane w powieściach utopijnych. Panoptikum dostojników mikołajowskich było bardzo zróżnicowane. Panczulidzew należał do dość rozbudowanej w tamtych latach kategorii urzędników, którzy dosłużyli się wysokich stanowisk dzięki osobistemu służalstwu oraz koneksjom rodzinnym (jego ojciec był gubernatorem w Saratowie), lecz którzy pozostali nędznymi duszyczkami, na poziomie jakiegoś Gogolowskiego Horodniczego. Kiedy gubernator chciał ożenić Ogariewa ze swą krewniaczką, rozpływał się w grzecznościach; na późniejsze, prawie nieukrywane związki Marii Lwowny w Rosji i za granicą ze znajomymi Ogariewa, którzy nie wyróżniali się wysokim poczuciem moralności, Panczulidzew patrzył wyrozumiale; ale kiedy pojawiło się niebezpieczeństwo odejścia Ogariewa od żony i odpływu milionowych bogactw, gubernator się ocknął; stał się inicjatorem fantastycznych donosów na Ogariewa, a zwłaszcza na jego potencjalnego teścia, Aleksieja Tuczkową — pisał nawet o kółku rewolucyj-186 nym! Dostało się od III Oddziału i Tuczkowowi, i Ogariewowi — temu ostatniemu jedynie dzięki liberalizmowi nowego cara udało się wymknąć za granicę. Panczulidzew zaś nadal panował w Penzie, dopóki nie spotkała go kara. Widocznie tak się już rozzuchwalił, że oprócz zwykłego łapownictwa zajął się jawną grabieżą poddanych. W „Kołokole" z 1 listopada 1858 roku pojawił się artykuł Sprawa Taniejewa, demaskujący działania gubernatora Penzy, w którym znalazła się również następująca historia: dzierżawca Nieniukow, co roku płacący gubernatorowi nielegalną daninę w wysokości dwóch tysięcy rubli, pewnego razu posłał syna z przeprosinami i z sumą zaledwie tysiąca rubli, a także z obietnicą szybkiego dostarczenia drugiej połowy łapówki; gubernator się wściekł, wyrwał młodzieńcowi portfel i zabrał wszystkie pieniądze, jakie się tam znajdowały; chłopiec próbował się bronić, ale gubernator był silniejszy — poturbowany młody Nieniukow, uciekając, krzyczał na schodach o bandytyzmie gubernatora, tak więc historia szybko się rozeszła po mieście i trafiła wraz z innymi wyczynami Panczulidzewa na łamy „Kołokołu". Administracja Aleksandra II niezbyt litościwie traktowała monstra z epoki Mikołaja I, natychmiast utworzono rządową komisję rewizyjną, która później oddała wielu urzędników pod sąd, a sam gubernator został skierowany na zasłużony odpoczynek. I oto oczekując rewizji, już po przeczytaniu artykułu w „Kołokole", Panczulidzew popełnił jeszcze jedną podłość. Znalazł się w powiatowym mieście Czembar, miejscowi urzędnicy powinni byli mu się przedstawić, podszedł do niego również brat wielkiego krytyka Konstantin: „Radca tytularny Bieliński!" - „A, wiem!" - odparł szyderczo gubernator. „Radca pijany Bieliński" - i odwrócił się doń plecami. Brat krytyka nie miał żadnego związku z dziennikarstwem i literaturą, był obarczony rodziną (ośmioro dzieci!), ale dla Panczulidzewa była to ta sama znienawidzona kompania: Hercen, Ogariew, Bieliński... Wystarczył jeden niewybredny „dowcip" gubernatora, żeby ubogiego urzędnika natychmiast wysłać na nędzną emeryturę (Zacharin, 1898, 918-919). Oto na jakim życiowym tle powstawały utopijne koncepcje! Powróćmy jednak do rozwodów. Jedynie możni tego świata omijali prawa, i to nie zawsze z powodzeniem. Barwna jest pod tym względem historia Piotra Kleinmichela, zanim jeszcze został hrabią i wszechpotężnym ministrem Mikołaja I. Za młodu, będąc adiutantem Arakczeje-wa i szybko pnąc się po drabinie stopni i tytułów (w wieku dwudziestu dwóch lat został pułkownikiem), Kleinmichel w 1816 roku zuchwale porwał pannę Warwarę Kokoszkiną, siostrę petersburskiego naczelnika policji, by się z nią ożenić, pomimo że jej matka nie wyraziła zgody na ślub. Aleksander I, który lubił Kleinmichela, ograniczył się do rozporządzenia o dwutygodniowym areszcie, choć taki postępek mógłby i87 dziarskiego oficera kosztować karierę. Ale porwana okazała się niezbyt wierną małżonką, rozeszły się pogłoski o jej zdradzie i w 1828 roku powstał problem rozwodu. Kleinmichel energicznie się krzątał, przyznał się do własnego „cudzołóstwa" (w rzeczywistości zrobił to za łapówkę - żona w zamian za takie oświadczenie oddała mu swój posag!). Udało się jakoś przekonać duchowny konsystorz i Synod - rozwodu udzielono, lecz „winny" został skazany na siedem lat pokuty cerkiewnej, a ponadto zakazano mu wstępowania w nowy związek małżeński (czyżby się nie zorientowali? - żona była wprawdzie wyznania prawosławnego, jednakże „winowajca" okazał się luteraninem, a kolegium do spraw Inflant i Estonii nie stosowało takich kar). Kiedy jednak Kleinmichel próbował w 1829 roku ożenić się po raz drugi i znowu z prawosławną, z kuzynką swej pierwszej żony, damą dworu Marią Kokoszkiną, Synod, opierając się na swej poprzedniej decyzji, zakazał „cudzołożnikowi" wstępowania w związek małżeński, mimo że Mikołaj I wyraźnie chciał pomóc swemu ulubieńcowi (Kleinmichel zdobył przychylność również tego cara!). Ale już w 1832 roku, kiedy „cudzołożnik" został generałem-adiutantem cara i naczelnikiem departamentu Ministerstwa Wojny i znowu zaczął myśleć o ożenku, żaden Synod nie mógł mu przeszkodzić. Wybranką generała została dwudziestodwuletnia wdowa Kleopatra Pietrowna Chorwat (z domu Iljinska). Złe języki twierdziły, że ani Kleinmichel, ani jego małżonka nie byli zdolni do prokreacji, a tymczasem mieli siedmioro dzieci -podobno Mikołaj I osłaniał grzechy własne i swojej kochanki, frejliny Warwary Nielidowej (która była szwagierką siostry Kleopatry Pietrow-ny): gdy u damy dworu zbliżała się pora rozwiązania, pani Kleinmichel przypinała sobie sztuczny brzuch, potem rzekomo rodziła i przyjmowała do rodziny nieślubne dzieci Mikołaja I6. Jeszcze jedna nieprzyjemna historia z rozwodem. Jak już wspomniano, znany wielmoża okresu mikołajowskiego, generał-gubernator hrabia Arsienij Zakriewski bardzo rozpieszczał swoją córkę, hrabinę Nes-selrode (synową kanclerza). Mieszkała z ojcem, dawno porzuciwszy niemiłego męża, i pokochała urzędnika z kancelarii ojca, księcia D. Druckiego-Sokolinskiego. Ojciec próbował rozmawiać o rozwodzie z rodziną Nesselrode, lecz spotkał się ze zdecydowaną odmową. Hrabia liczył na pomoc przyjaciela z czasów młodości, księcia Aleksieja Orłowa, niegdyś wszechmocnego naczelnika III Oddziału, a wówczas (w roku 1859) — przewodniczącego Rady Państwowej; Orłów zwrócił się do Aleksandra II, lecz ten zrobił unik: rozwód należy do prerogatyw władz duchownych. Zakriewski mimo wszystko liczył na przyszłe wstawiennictwo cara i urządził tajne zaślubiny młodych na wsi riazań-skiej, wydał - wyraźnie nielegalnie! - paszporty nowożeńcom, którzy na kilka lat wyjechali do Europy Zachodniej. Jednakże historia nabrała rozgłosu, Zakriewskiego pozbawiono stanowiska; po paru latach Aleksander II ułaskawił Druckich i niejako usankcjonował ich małżeństwo. Nawet na samym szczycie, w rodzinie carskiej, rozwód był czymś prawie nie do pomyślenia. Wielki książę Konstanty, brat Aleksandra I, wiele lat walczył o rozwód ze swą żoną Anną Fiodorowną (księżniczką Anną Saksońsko-Koburską) - która ponadto go zdradzała - ale cesarzowa wdowa Maria Fiodorowną, czyli matka Konstantego, zdecydowanie się temu sprzeciwiała, sądząc, że rozwód rzuci cień na rodzinę carską i fatalnie odbije się na obyczajach: skoro wolno bratu cara... Konstanty zaś, będący od 1816 roku namiestnikiem Królestwa Polskiego, zakochał się i faktycznie się ożenił z piękną Polką, Joanną Grudzińską. Mimo wszystko w roku 1820 uzyskał rozwód i mógł się oficjalnie ożenić z Grudzińską, która otrzymała od Aleksandra I tytuł księżnej łowickiej. Car wydał specjalny manifest o rozwodzie i ślubie Konstantego, z interesującym uściśleniem: „[...] jeśli jakaś osoba z rodziny carskiej wstąpi w związek małżeński z osobą nieposiadającą odpowiedniej godności, czyli nienale-żącą do żadnego panującego lub dziedziczącego tron rodu, w takim wypadku osoba z rodziny carskiej nie może przekazywać praw przyna- leżnych członkom rodziny carskiej, a urodzone z takiego związku dzieci nie mają prawa do dziedziczenia tronu" (Р. [К. М. Pławlinski?], 1903, 96). Może dlatego właśnie Konstanty wcześniej zrzekł się dziedziczenia tronu po bezdzietnym bracie na rzecz młodszego brata - Mikołaja Pawłowicza. Dlatego też, znając wszystkie komplikacje i często nieprzezwyciężone trudności w rozwiązaniu małżeństwa, przedstawiciele liberalnego i demokratycznego środowiska, nieobciążeni dwulicowymi zasadami wyższych sfer, bardziej otwarcie wyrażający swoje uczucia i postawy, nie czekali na rozwód i dość swobodnie odchodzili do ukochanych. Stąd w kręgach konserwatywnych powstawały plotki o rozpuście i trójkątach małżeńskich. Ale w większości wypadków było to po prostu odejście od jednej rodziny i stworzenie innej. Nikołaj Niekrasow i Awdotja Panajewa pokochali się i choć formalnie Niekrasow i Panajewowie mieszkali w jednym mieszkaniu, w rzeczywistości Iwan Panajew stał się tym trzecim, zbędnym, co zresztą nie rzuciło cienia na wzajemne relacje obu mężczyzn, którzy nadal wydawali „Sowriemiennik" (rozwiązaniu sytuacji pomogła lekkomyślność Panajewa i jego pański nawyk utrzymywania kochanek). Aleksander Hercen odbił żonę przyjacielowi, Natalię Tuczkową-Ogariewą, lecz cała trójka pozostała w bardzo dobrych stosunkach. Człowiek z kręgu Czernyszewskiego i Dobrolubowa, lekarz Piotr Boków, wyzwolił z despotycznej rodziny generała Aleksandra Obrucze-wa córkę Marię, pragnącą wolności i rwącą się do wiedzy; początkowo ożenił się z nią fikcyjnie, a następnie faktycznie; później jednak Maria pokochała swego nauczyciela, słynnego Iwana Sieczenowa, i wzięła z nim ślub cywilny (przez długie lata ten trójkąt: Bokow-Obruczewa--Sieczenow, uchodził za prototyp postaci z powieści Czernyszewskiego Co robić?, ale w 1954 roku leningradzki historyk literatury Solomon Reiser udowodnił, że rozpad pierwszej rodziny nastąpił już po napisaniu powieści; Czernyszewski mógł zresztą zapożyczyć z historii Bo-kowów początek swojej fabuły - ożenek Łopuchowa z Wierą Pawłowną w celu wyzwolenia jej z „królestwa ciemności"). Należy jeszcze dodać, że po odejściu Marii Aleksandrowny do Sieczenowa Boków w atmosferze skandalu uwiódł znanemu petersburskiemu urzędnikowi, tajnemu radcy Izmajłowowi, jego piękną żonę, z domu baronową dAdelheim. Nie ma jednak dymu bez ognia. W środowisku demokratów trójkąty powstawały rzadko, ale przecież powstawały. Szełgunowowie (znana para małżeńska z lat sześćdziesiątych), gdy Ludmiła Pietrowna zapałała miłością do Michaiła Michajłowa, przyjęli tego ostatniego do swej rodziny i żyli niejako we trójkę; trzeba, niestety, wziąć poprawkę na ognisty temperament Szełgunowej, jej częste kokietowanie innych mężczyzn - obiektem jej zalotów byli Jaków Połonski, Aleksandr Dru-żynin, Dmitrij Grigorowicz, Iwan Turgieniew. Wiele było również plotek o namiętnej naturze Olgi Sokratowny, żony Czernyszewskiego, jednak w tym wypadku nie zachowały się żadne świadectwa w dokumentach, dlatego też wszystkie przypuszczenia należy zaliczyć właśnie do kategorii plotek. Wiarygodne natomiast wydaje się teoretyczne przekonanie Czernyszewskiego o możliwości życia we troje. Na pozór fabuła jego powieści Co robić? (1863) ukazuje typowy motyw wolnej miłości, znany z twórczości George Sand, tyle że bez żadnych trójkątów: Łopuchów wyzwala Wierę z mieszczańskiej martwoty, tworzą szczęśliwą rodzinę ludzi lat sześćdziesiątych, ale stale rośnie wzajemne przywiązanie Wiery Pawłowny i przyjaciela domu, Kirsano-wa; Łopuchów, zauważywszy to, usuwa się, pozorując samobójstwo, i Wiera Pawłowna zostaje Kirsanową, a jej drugie małżeństwo jest jeszcze bardziej udane. Charakterystyczna jest tu rzekoma śmierć małżonka - bohaterowie wyraźnie nie liczyli na możliwość rozwodu. Jeśli natomiast uważnie wczytać się w długie i nudne rozważania autora-narratora i jego postaci w krytycznym momencie rozwijającego się uczucia Wiery i Kirsanową, to wyraźnie ujawnia się możliwość innego rozwiązania: życia we troje. Najpierw czyni do tego aluzje sam autor-narrator w długich rozmowach z „przenikliwym czytelnikiem" oraz Łopuchów, później otwarcie, z właściwą sobie prostolinijnością, takie rozwiązanie podpowiada Rachmietow w dialogu z Wierą Pawłowna: moglibyście spokojnie wszystko urządzić i zamieszkać we trójkę w jednym mieszkaniu (podrozdział XXX rozdziału trzeciego powieści); wreszcie, kiedy Wiera Pawłowna zostaje żoną Kirsanową, sama niejako podsumowuje problem, mętnie tłumacząc, że byłaby gotowa na życie we troje, ale, po pierwsze, obaj mężczyźni byli sobie równi pod względem poziomu umysłowego i charakteru, w czym i ona im dorównywała, a po drugie, czuła się zależna od dobrej woli Łopuchowa (zgodzicie się, że jest to tłumaczenie nielogiczne, druga przyczyna przeczy pierwszej - ważne jest jednak to, że Wiera Pawłowna odrzuciła wariant trójkąta i wybrała tradycyjną rodzinę). Mętność tych wszystkich aluzji i objaśnień konserwatywni krytycy powieści odbierali jako nawoływanie do jawnej rozpusty - na przykład w Rachmietowie widziano kochanka Wiery Pawłowny. Oczywiście coś takiego Czernyszewskiemu nawet się nie śniło. Jednakże powieściopisarz również po napisaniu Co robić? nie porzucił swojej idei „trójkąta". Według wspomnień jego sybirskich znajomych, także na zesłaniu opracowywał ten temat, już wyraźniej trójkątny, w rozmaitych wariantach. Z relacji Władimira Korolenki (szkic Wspomnienia o Czerny szewskim, 1890-1894) znamy opowiadanie Nie dla wszystkich (lub Innym nie wolno, niepewnie dodaje Korolenko). Młoda Rosjanka na równi kocha swoich dwóch wielbicieli; następują burzliwe perypetie, po czym cała trójka ląduje na niezamieszkałej wyspie i podejmuje decyzję o harmonijnym życiu we troje. Ludzie Dmitrija Karakozowa, Wiaczesław Szaganow i Piotr Nikoła-jew, zesłani na katorgę za Bajkał, osobiście słyszeli Czernyszewskiego czytającego sybirskie utwory (szkic Szaganowa N. Czernyszewski na katordze i zesłaniu, 1890, i Nikołajewa Osobiste wspomnienia o pobycie N. Czernyszewskiego na katordze, 1906), ale ci pamiętnikarze mówią nie o opowiadaniu, lecz o sztuce (komedii) Innym nie wolno, którą Czernyszewski czytał swym towarzyszom niedoli. Być może są to warianty tej samej fabuły, lecz - co znamienne - rodzaj dramatyczny znajduje potwierdzenie w dwóch zachowanych aktach sztuki (oraz w początku trzeciego), pierwotnie zatytułowanej przez autora Innym nie wolno, potem przemianowanej na Dramat bez rozwiązania. Tutaj akcja toczy się na głuchej prowincji rosyjskiej, w urzędniczym i ziemiańskim świecie, bez żadnych egzotycznych wysp, ale rozwiązanie jest takie samo, jak w streszczeniu Korolenki - życie we troje. 19 Oczywiście łatwo było przedstawiać dramatyczne kolizje na papierze, w życiu wszystko było znacznie trudniejsze. Czernyszewski opisywał swoich bohaterów jako ludzi rozumnych, z charakterem, którzy niemal bez wysiłku i następstw zagłuszali w swych duszach zazdrość, sam jednak pewnego razu, w liście do Niekrasowa z 5 listopada 1856 roku, nieco odsłonił tragiczne otchłanie swego losu, ukazując ogromny rozziew między utopijnymi konstrukcjami a uczuciami człowieka w realnym życiu: „[...] nie z powodu światowych problemów ludzie się topią, strzelają do siebie, rozpijają się - doświadczyłem tego i wiem, że poezja serca ma takie [same] prawa jak poezja myśli" (Czernyszewskij, XIV, 322). Nie wiemy, jak układało się życie we troje takim szlachetnym ludziom, jak Nikołaj Szełgunow, ale to, że prawdziwa zazdrość niewiele ma wspólnego z teoretyczno-utopijną, możemy dostrzec na przykładzie rodzinnego dramatu Aleksandra Hercena, kiedy jego pierwsza żona Natalia Aleksandrowna namiętnie zakochała się w poecie Georgu Her-weghu - wstrząsające stronice Rzeczy minionych i rozmyślań ukazują całą głębię udręki i nieuchronność miłości i zazdrości. Samą Natalię Aleksandrownę zaś strawił ogień miłości i skruchy, co dowodzi, jak niesamowicie trudno jest uczciwemu i wrażliwemu człowiekowi przezwyciężyć konflikt dwoistych namiętności. Na pierwszy rzut oka łatwiej było oczywiście przeprowadzać eksperymenty rodzinne i miłosne niż społeczno-polityczne - nie trzeba dokonywać rewolucji, wystarczy udział zaledwie paru osób. Jednakże rzeczywistość pokazała, że niełatwo jest burzyć i przekształcać uformowane przez stulecia i tysiąclecia ludzkie uczucia i przyzwyczajenia. Rodzinne i miłosne utopie po kolei ponosiły klęskę, podobnie jak inne utopie. Ale - jak mówił Boris Tomaszewski - historia nikogo niczego nie uczy. Potworne utopijne eksperymenty XX wieku, kończące się katastrofalnie, są tego smutnym przykładem. "■ ■'■■'■■:.-■■■■■ . ■- -: ■■■■;- ■■■?■ ■;■■«■;.■.■;.■ Rosyjskie kółka Już Arystoteles powiedział: „Człowiek to zwierzę społeczne". Z dawien dawna ludzi cechuje jednoczenie się w rodziny, rody, plemiona, narody, państwa... W późniejszych czasach, w związku z postępującym różnicowaniem się jednostek i zbiorowości (klasy i stany, grupy terytorialne, ideologiczne, wyznaniowe, zawodowe), powstawały coraz mniejsze społeczności. Ten dwoisty proces łączenia się i rozpadu niemal od samego początku przebiegał w obie strony: rozdrobnione części mogły się ponownie zespalać. Ale im bardziej ludzkie wspólnoty rozpadały się na mniejsze grupy, tym wyraźniej grupy te odgraniczały się od pozostałych zbiorowości. Świat chrześcijański już w średniowieczu wytworzył cztery typy takich wspólnot: na płaszczyźnie religijnej — klasztory; świeckiej — zawodowe cechy rzemieślnicze, gildie kupieckie, uniwersytety. Wraz z rozwojem sfery wojskowej i tam powstawały stosunkowo zamknięte grupy (pułk gwardii lub armii). Zarysowywały się i utrwalały również granice przestrzenne (szczególnie wyraźnie widać to w klasztorach), kształtowały się pisane i niepisane prawa i zwyczaje; w skali wartości szczególnie wysoko stawia się lojalność, wierność zespołowi i jego ideałom. Pomiędzy sąsiadującymi ze sobą społecznościami mogły powstawać kon- 193 flikty, nawet wrogość i zawiść - przykładem może być odwieczna rywalizacja angielskich uniwersytetów w Oxfordzie i w Cambridge. Im bardziej komplikowało się życie w czasach nowożytnych, tym więcej pojawiało się stosunkowo jawnie izolujących się od reszty świata społeczności: college'e i licea, wszystkie rodzaje szkół wyższych, kluby zrzeszające ludzi poszczególnych stanów i zawodów, zespoły teatralne. Oczywiście nie wszystkie w równym stopniu były zamknięte, w niektórych zrzeszeniach, na przykład w zawodowych, zwłaszcza w klubach sportowych, następowała dość duża „fluktuacja" kadr. Dość często zmieniali się też goście salonów, którzy ze względu na różnorodność zainteresowań — od polityki po filozofię i sztukę — tworzyli złożone grupy, jednoczące się wokół pani domu. Zaczątki życia salonowego można odnaleźć u antycznych heter, największą sławę zyskały francuskie salony XVI-XVIII wieku, w Rosji rozpowszechniły się one w XIX stuleciu: salony wielkiej księżnej Jeleny Pawłowny, księżnej Zinaidy Wołkońskiej, Awdotji Jełaginej, Aleksandry Smirnowej (Ros-set), hrabiny Jewdokii Rostopczynej; kiedy gospodarzami byli mężczyźni, spotkania te nazywano raczej „wieczorami": u księcia Władimira Odo-jewskiego, Wasilija Żukowskiego, Siergieja Aksakowa, Piotra Czaada-jewa i innych. W drugiej połowie XIX wieku szlacheckie salony i wie- czory przestały odgrywać tak istotną rolę, zastąpiły je zawodowe spotkania raznoczyńców: zebrania u redaktorów znanych czasopism i gazet (na przykład u Niekrasowa, Michaiła Katkowa), wieczory u czołowych działaczy zespołów teatralnych (na przykład u Wasilija Kaczałowa). Jest rzeczą naturalną, że nawet wtedy, gdy skład gości czy członków takich społeczności był względnie stały, duża ich liczba uniemożliwiała nawiązywanie bliższych, przyjacielskich relacji. Bardziej spójne wydawały się grupy ideologiczne, szczególnie kiedy cementowała je tajemnica: organizacje masońskie i tajne związki polityczne. Ale jednym z głównych celów wszystkich grup było poszerzenie swego składu, wciągnięcie nowych członków, i to oczywiście również powodowało osłabienie osobistych więzi - kółka dekabrystów tak się rozszerzyły i rozpowszechniły, iż wielu uczestników nie miało pojęcia o swoich współbojownikach, tym bardziej że nad kółkami ciążyła presja zachowania tajemnicy. W każdej dużej zbiorowości ludzkiej następuje podział na mniejsze grupy ze względu na cechy psychiczne (a tylko częściowo światopoglądowe) i wówczas pomiędzy członkami takiej grupy powstają przyjacielskie więzi. W psycholingwistyce istnieje tak zwana liczba Millera -siedem; kończy się na niej szereg elementów rozmaitych systemów (słów, związków syntaktycznych, substytucji i tak dalej), który nasz mózg jest w stanie odebrać, nie tracąc żadnej informacji, kompleksowo i trwale. Może liczbę Millera warto zastosować także do psychologii związków międzyludzkich - wątpliwe, czy możliwe są więzi przyjacielskie w grupie liczącej dziesięć osób i więcej; najbliższe kontakty powstają w kręgu dwóch-trzech, maksimum pięciu-sześciu osób. Niebywale wystawne wesela i stypy w społecznościach patriarchalnych, gromadzące setki ludzi, lub współczesne amerykańskie party, kiedy na wieczór zaprasza się trzydzieści, czterdzieści, a nawet pięćdziesiąt osób, oczywiście nie mogą być wyrazem ani przyjaźni, ani nawet wspólnoty interesów. Pa-triarchalna Rosja wraz z pojawieniem się szerokiej warstwy inteligencji główny ciężar związków międzyludzkich przeniosła z wielkich korporacji na drobne zrzeszenia, które nazwano kółkami. Kółka nie są zjawiskiem specyficznie rosyjskim, powstawały też w innych krajach, istnieją również dziś (na przykład grupa świetnych matematyków francuskich, połączonych pseudonimem „Bourbaki"). Ale nigdzie nie nabrały tak masowego charakteru jak w Rosji, nigdzie nie było ich tak wiele. Złożyło się na to kilka przyczyn. Po pierwsze, w XIX wieku elementy patriarchalnej soborowości, wspólnotowości, ciążenia ku innym spotkały się z dosyć już rozwiniętą mentalnością inteligencką (toteż obcowanie z innymi jest pożyteczne, ale powinno być bardzo zawężone; geniuszy silnie rozwinięte poczucie własnej wartości w dojrzałym wieku w ogóle pozbawiało ducha „kółkowego" - nie sposób wyobrazić sobie Gogola, Lermontowa, Tołstoja, Mendelejewa, Czajkowskiego jako członków jakiegoś kółka; Vladimir Nabokov już w wieku szesnastu-siedem-nastu lat dziwił się, jak jego koledzy z klasy mogą należeć do kółka literackiego, i pomimo wielokrotnych zaproszeń kierownika, znakomitego pedagoga Władimira Gippiusa, nigdy się nie skusił, by pójść na zebranie). Po drugie, w rosyjskim charakterze narodowym, być może w związku z wielowiekową tradycją patriarchalną, dominuje otwartość uczuć i myśli, komunikatywność, skłonność do wynurzeń, jednocześnie bardzo silne jest jednak uczucie wstydliwości, skrępowania w obecności wielu rozmówców — to również rodzi skłonność do kółek, ale liczebnie niewielkich. Po trzecie, rosyjski charakter narodowy w dużym stopniu cechuje się „kobiecością", ustępliwością, chęcią podporządkowania się, bycia „numerem drugim", używając terminu Turgieniewa (rozważania Biersie-niewa w Szlacheckim gnieździe). Naturalnie byli też urodzeni przywódcy (Bakunin, Nieczajew, Lenin), i ci właśnie tworzyli kółka, czasem rozrastające się do rozmiarów partii politycznej. Po czwarte, przeciętny inteligent rosyjski mniej się kierował pragmatyką i własnym interesem niż zachodni specjalista, wolał raczej w duchu \ 95 romantycznym roztrząsać uniwersalne problemy, zjawiska kultury światowej, sposoby przeobrażenia kraju ojczystego i tak dalej. Stąd się bierze obfitość najrozmaitszych kółek, rozsianych w ХГХ stuleciu po całej Rosji. Niektóre z nich były wyspecjalizowane, ich uczestnicy interesowali się przede wszystkim określonym kręgiem problemów - na przykład w kółku moskiewskich studentów z lat trzydziestych, kierowanym przez Nikołaja Stankiewicza, studiowano filozofię niemiecką, a w kółku Hercena - doktryny społeczno-polityczne; większość rosyjskich kółek stanowiły jednak grupy o wszechstronnych zainteresowaniach, w których omawiano wszystko, toteż były one dość oddalone od praktyki życia. Turgieniew w Rudinie (rozdział VI) ustami Leżniewa opowiada o typowym kółku moskiewskich studentów z lat trzydziestych: „Proszę sobie wyobrazić: zbiera się pięciu, sześciu młodzików, pali się tylko świeczka łojowa, podają najgorszą herbatę, a do niej stare, prastare sucharki. Ale gdyby pani popatrzyła na nasze twarze, posłuchała naszych rozmów! W oczach każdego — entuzjazm, policzki płoną, serca biją, mówimy o Bogu, o prawdzie, o jutrze ludzkości, o poezji — mówimy czasem brednie, zachwycamy się głupstwami, ale cóż to szkodzi!" Oczywiście tego rodzaju pomieszanie tematów i niepraktyczność w trzeźwej atmosferze drugiej połowy stulecia budziły już negatywną reakcję. Jadowity Szczedrin tak parodiował treść utworów o radykalnej młodzieży, recenzując powieść Daniiła Mordowcewa Nowi Rosjanie (1870): „Rozdział I: «nowy człowiek» siedzi w kręgu towarzyszy; ubogie wnętrze; na stole kiełbasa, kołacz z piekarni Fillipowa, szklanki z herbatą. «Praca! - oto przeznaczenie myślącego człowieka na ziemi!» - mówi «nowy człowiek», a sam się nie rusza. «Praca - oto przeznaczenie myślącego człowieka na ziemi!» - odpowiadają wszyscy towarzysze, każdy z osobna, a sami nie ruszają się z miejsca. Rozdział II: ubogie wnętrze; na stole kiełbasa, kołacz, szklanki z herbatą; «nowy człowiek» siedzi w kręgu towarzyszy. «Za pracę! za uczciwą i samodzielną pracę!» - obwieszcza «nowy człowiek», nie ruszając się jednak z miejsca. «Za pracę! za uczciwą i samodzielną pracę!» - odpowiadają pojedynczo towarzysze, też nie ruszając się z miejsca. I tak dalej..." (Sałtykow-Szczedrin, VIII, 399). To jasne, że w latach sześćdziesiątych „uniwersalne" i pozbawione celu „gawędziarskie" kółko było romantycznym anachronizmem. Już w latach czterdziestych daje się zauważyć wyraźne zróżnicowanie w zależności od zainteresowań (łączące się z duchową, przyjacielską zażyłością członków grup), które było kontynuacją podziałów następujących w latach trzydziestych - powstały moskiewskie kółka słowianofilów (Alek-siej Chomiakow, bracia Iwan i Piotr Kiriejewscy, Konstantin Aksakow, Jurij Samarin) i okcydentalistów (Timofiej Granowski, Piotr Kudriaw-cew, Aleksander Hercen, zbliżony do nich Piotr Czaadajew, młody Konstantin Kawielin), okcydentalne kółko Wissariona Bielińskiego w Petersburgu, przy czasopiśmie „Otieczestwiennyje zapiski", a następnie „Sowriemiennik" (oprócz lidera - Wasilij Botkin, Paweł Annienkow, Iwan Turgieniew, Iwan Panajew, Nikołaj Niekrasow). Było kilka kółek muzyczno-literackich, na przykład przyszłego pietraszewca, Nikołaja Mombelli, które składało się przede wszystkim z oficerów Pułku Moskiewskiego i Sztabu Generalnego. Tworzyły się też grupy o stosunkowo szerokiej gamie zainteresowań, na przykład kółko pedagoga i tłumacza Irinarcha Wwiedienskiego, do którego należeli pedagodzy Aleksandr Mi-lukow i Aleksandr Czumikow, studenci - przyszli radykalni działacze -Grigorij Błagoswietłow i Nikołaj Czernyszewski oraz inni. Kółko Michaiła Butaszewicza-Pietraszewskiego, propagatora społecz-no-utopijnych idei Charles'a Fouriera, stopniowo powiększyło się do piętnastu-dwudziestu osób i przybrało - bez żadnego zamiaru zakonspirowania się - na tyle jawnie społeczno-polityczny charakter, że trzeba było być utopistą, żeby liczyć na pobłażliwość rządu carskiego, zaostrzającego represje po rewolucjach europejskich 1848 roku - wszyscy pie-traszewcy zostali aresztowani i skazani (na katorgę, zesłanie, karne wcielenie do wojska). Bez wątpienia niezłomność, jaką Pietraszewski przejawiał również na zesłaniu, wdając się w szalone, donkiszotowskie spory z władzami administracyjnymi, można interpretować - podobnie jak wszelką don-kiszoterię -jako męstwo. Nawet kółko Siergieja Durowa i Aleksandra Palma, które wyodrębniło się z pietraszewców i początkowo miało charakter muzyczno-artystyczno--literacki (oprócz organizatorów należeli do niego bracia Michaił i Fiodor Dostojewscy, Aleksandr Milukow, A. Pleszczew, bracia J. i P. Lamanscy), z inicjatywy pietraszewców Pawła Filippowa i Nikołaja Spieszniowa także przyjęło polityczną orientację, a wszyscy jego członkowie zostali objęci śledztwem w sprawie pietraszewców i ponieśli surowe kary. Niektóre kółka społeczno-polityczne, takie jak kijowskie Bractwo Cyryla i Metodego (Mykoła Kostomarow, N. Gułak, W. Biełozierski, Taras Szewczenko), które od początku było zakonspirowane, również zostały rozbite z powodu zdrad i donosów. Tylko nieliczne kółka polityczne z lat czterdziestych (jaskrawy przykład - poszlaka w śledztwie w sprawie pietraszewców: dziennik studenta Pawła Filippowa [1844] zawierał wiadomości o kółku na Uniwersytecie Petersburskim; ale Filippow, wymieniwszy uczestników spotkań, podkreślał, że mowa była jedynie o planie zorganizowania kółka) nie zostały wykryte przez policję i III Oddział; nic o nich także nie wiedzą historycy. Tajemnicą pozostały też wszystkie kółka masońskie lat trzydziestych i czterdziestych. Po zakazie działalności, wydanym przez Aleksandra I, zeszły głęboko w podziemie, a o ich istnieniu w następnych dekadach wnioskujemy jedynie na podstawie utworów literackich (takich jak powieść Aleksieja Pisiemskiego Masoni, 1880) oraz pojedynczych aluzji biograficznych - na przykład Apołłon Grigorjew należał do loży masońskiej w latach czterdziestych; są dowody, że masonami byli muzycy rosyjscy: hrabia Matwiej Wjelgorski, książę Władimir Odojewski, Anton Rubinstein. W latach sześćdziesiątych następowało dalsze różnicowanie się kółek, przy czym zwykle poczesne miejsce w życiu kulturalnym zajmowały twórcze kółka nowatorów, pionierów w poszczególnych dziedzinach nauki, edukacji, sztuki. W Petersburgu duży rozgłos zyskało kółko chemiczne przyszłego narodnika Aleksandra Engelhardta, który do nauczania chemii pragnął wprowadzić zajęcia praktyczne. Malarze połączyli się w Artel Wolnych Artystów (Iwan Kramskoj, W. Makowski, A. Korzuchin, F. Żuraw-lew), później, w 1870 roku, przekształcony w liczniejsze Towarzystwo Objazdowych Wystaw Artystycznych; kompozytorzy (Milij Bałakiriew, Aleksandr Borodin, Cezar Cui, Modest Musorgski, Nikołaj Rimski-Kor-sakow) skupili się w grupie, którą jej ideolog Władimir Stasow nazwał Potężną Gromadką. Jednakże w latach sześćdziesiątych najwięcej było kółek politycznych. Jest to zresztą zrozumiałe: im bardziej napięte stawały się w kraju stosunki klasowe, im więcej reform w państwie planowano i realizowano, tym aktywniej i szerzej włączała się młodzież inteligencka w działalność na rzecz przeobrażeń społeczno-politycznych. Ale ponieważ przeobrażenia dokonywały się niezwykle wolno, władze raz po raz pchały kraj w stronę konserwatywnych kontrreform i legalnie nie można było liczyć na masowy udział w realizacji szlachetnych ideałów wolności, równości i braterstwa, ideałów, którymi żyła radykalna młodzież, tworzyła ona nielegalne kółka. Najwięcej było ich naturalnie w stolicy, w Petersburgu, ale faktycznie takie kółka działały we wszystkich miastach uniwersyteckich Rosji: w Moskwie, Kazaniu, Charkowie, Kijowie, nawet w na wpół zagranicznym Dorpacie. Centralnym kółkiem rewolucyjnym było zrzeszenie Ziemia i Wola (na jej czele stali: N. Obruczew, bracia N. i A. Sierno-Sołowjewiczowie, A. Ślepców, Nikołaj Utin), z ośrodkiem w Petersburgu i filiami w Moskwie, Kazaniu, Saratowie; przywódcy organizacji byli powiązani z Czernyszewskim, a także z Hercenem i Ogariewem. Oprócz tego powstało wiele innych ugrupowań rewolucyjnych, na przykład moskiewskie kółka P. Zaiczniewskiego - P. Argiropulo i Nikołaja Iszutina (członkiem tego ostatniego był Dmi-trij Karakozow, który strzelał do Aleksandra II). Legalnymi ośrodkami radykalnej ideologii były redakcyjne kółka Nikołaja Czernyszewskiego i Nikołaja Dobrolubowa (czasopismo „So-wriemiennik") oraz Dmitrija Pisariewa i Warfołomieja Zajcewa (czasopismo „Russkoje słowo"). Rewolucyjne ideały członków kółek oczywiście wymagały zdecydowanych działań — radykałowie nie chcieli czekać, aż konieczne przeobrażenia dokonają się w sposób naturalny, i pragnęli przyśpieszyć bieg zdarzeń, ponaglali historię. Trzeźwo myślący Hercen w 1869 roku zaczyna swoje listy do Bakunina - cykl Do starego towarzysza - od próby ostudzenia buntownika: nie można się śpieszyć; dość już skakania z pierwszego miesiąca ciąży od razu do dziewiątego, z burzeniem wszystkiego po drodze; akuszer jest pomocnikiem, ale w pewnych granicach... Naturalnie był to głos wołającego na puszczy. Mimo wszystko śpieszyli się i poganiali historię. I o ile na początku lat sześćdziesiątych w studenckim kółku Dobrolubowa jeszcze omawiano przyszłe problemy (Dobrolubow nawet ułożył projekt społeczno-politycznego programu organizacji przyszłego społeczeństwa), a Czernyszewski w powieści Co robić? stale się zwracał ku rozmaitym „futurologicznym" aspektom, o tyle w praktycznych kółkach, rewolucyjnych coraz bardziej zapominano o budowaniu przyszłości, a podkreślano jedynie zburzenie stare- go świata (najwyraźniej nie była to cecha specyficznie rosyjska - tekst Międzynarodówki wymownie świadczy o tej destrukcyjnej tendencji; ale specyficznością rosyjską było masowe przyswajanie sobie takich idei). Bardzo jednoznaczne tendencje ujawniały się u anarchisty Bakunina już w latach czterdziestych. Swój słynny artykuł Reakcja w Niemczech (opublikowany w drezdeńskim czasopiśmie „Deutche Jahrbucher" 1842, nr 244-251) kończy Bakunin następującym akapitem: „Pozwólcie nam zaufać wiecznemu duchowi, który tylko dlatego burzy i niszczy, że jest niewyczerpanym i wiecznie tworzącym źródłem wszelkiego życia. Pasja burzenia jest zarazem pasją twórczą"1. Najwymowniej jednak idee te ujął organizator rewolucyjnych kółek w schyłku lat sześćdziesiątych Siergiej Nieczajew. W pierwszym numerze czasopisma „Narodnaja rasprawa" (Genewa 1869; tekst powstał wyraźnie przy współudziale Bakunina) Nieczajew oświadcza: „Powszechne powstanie umęczonego rosyjskiego ludu jest nieuchronne i bliskie! [...] Nie mamy czasu. [...] Odżegnujemy się otwarcie od wypracowywania przyszłych warunków życiowych [...]. I dlatego bierzemy na siebie wyłącznie zburzenie istniejącego ustroju społecznego; tworzenie to nie nasza sprawa, lecz innych, za nami kroczących"2. Nieczajew po raz pierwszy w historii rosyjskich kółek świadomie dążył do zrywania przyjacielskich, serdecznych więzi pomiędzy członkami kółka - to też swego rodzaju burzenie poprzednich ostoi! W Katechizmie rewolucjonisty wprost wskazuje na korzyść jako jedyny miernik wzajemnych stosunków z towarzyszami. Uważał za korzystne powiększanie liczby represjonowanych, rozzłoszczonych, osadzonych w więzieniu -z ludźmi przepełnionymi nienawiścią szybciej można zrobić rewolucję! -i dlatego prowokacyjnie słał z Genewy listy do Rosji z antyrządowymi proklamacjami; nie mógł nie wiedzieć o otwieraniu korespondencji, o aresztowaniach i przesłuchaniach adresatów. Zabójstwo Iwana Iwanowa zaś, współtowarzysza z kółka Narodnej Rasprawy, przekształciło tę organizację w bandycki klan, w którym panowały zwyczaje świata kryminalnego. Niestety, późniejsza historia rosyjskich kółek rewolucyjnych, zwłaszcza w okresie ich rozrastania się i przemiany w partie polityczne, zna sporo kryminalnych przykładów tego rodzaju, poczynając od „ekspro-priacji", zagarniania siłą kosztowności, na zaplanowanych zabójstwach „obcych" i „swoich" kończąc. Jedna z takich partii zdołała w 1917 roku przechwycić władzę w kraju i przez siedemdziesiąt lat gnębiła naród. W gruncie rzeczy na Nieczajewie kończyła się normalna historia rosyjskich kółek rewolucyjnych, później zaczęły się patologie i wynaturzenia. Normalne kółka zachowały się natomiast w świecie nauki i sztuki. W coraz bardziej upolityczniającym się społeczeństwie celowo uciekały one od polityki. Takie były na początku XX wieku kółka symbolistów, akmeistów, skupione wokół czasopism „Mir iskusstwa", „Religiozno--fiłosofskoje obszczestwo" oraz inne. Ale są to szeroko, można nawet powiedzieć: powszechnie znane ugrupowania, a ileż było rozrzuconych po kraju kółek nieznanych! Dmitrij Lichaczow rozpoczyna swoje Zapiski sołowieckie od ogólnej konstatacji: „W czasach przedrewolucyjnych, a częściowo nawet do połowy lat dwudziestych XX wieku, we wszystkich szkołach różnych stopni istniało mnóstwo kółek literackich, filozoficznych, filozoficzno-religijnych, krajoznawczych i innych, zbierających się w pomieszczeniach szkół, instytutów, uniwersytetu lub, jeśli pozwalały na to warunki mieszkaniowe, również u wykładowców"3. Tym ważniejszą rolę odgrywały kółka w okresie radzieckim - były to wysepki, na których udawało się zachować duchową niezależność, twórczo rozwijaną w obcowaniu z bliskimi ludźmi. Petersbursko-odeski literat Michaił Łopatto jeszcze przed rewolucją, obawiając się przyszłych burz, proponował Mandelsztamowi, Gumilowowi, Kuzminowi „żeby wyjechali i gdzieś na wyspie szczęśliwej założyli klasztor poetów nowego Odrodzenia"4. Wielu działaczy kultury dobrowolnie lub pod przymusem opuściło Rosję Radziecką, ale niestety nie udało się im znaleźć szczęśliwej wyspy. Ci, którzy pozostali, jeśli chcieli się zdystansować i zjednoczyć w kółku 200 ludzi podobnie myślących, sami tworzyli taki klasztor w ojczyźnie. Były to swego rodzaju katakumby - trafiali tam nie tylko ludzie wierzący. W latach dwudziestych nieradzieckie kółka mogły jeszcze istnieć względnie legalnie: Bracia Serafiońscy, imażyniści, formaliści, oberiu-ci... Zaczynało to jednak drażnić oficjalne instancje. Ciekawe, że w Małej encyklopedii radzieckiej z lat dwudziestych nie ma hasła „Kółko", ale jest „Kółkowość": „skłonność do tworzenia wąskich i zamkniętych grup wewnątrz wielkiego kolektywu lub organizacji, prowadząca do podziału, dezorganizacji i do oderwania od mas" (4, 1929, kol. 387). Ileż nienawiści w tym sformułowaniu! Przede wszystkim chodzi tu oczywiście o rozmaite lewicowe i prawicowe odchylenia, z którymi prowadzono walkę polityczną, ale w zasadzie dla państwa totalitarnego wszelkie odłączenie się „zamkniętych grup" od „wielkiego kolektywu" jest niebezpieczne, nie do przyjęcia. Rozpoczęły się więc prześladowania kółek i grup. Znamienne jest to, że nawet względnie „radzieckie" ugrupowania, takie jak futuryści (LEF), konstruktywiści, Pieriewał, obrzucano obelgami za „błędy" i „wypaczenia", a co dopiero mówić o nieradzieckich! Członków wczesnego kółka Michaiła Bachtina w Newlu (oprócz Bachtina tworzyli je: filozof Matwiej Kagan, filozof i badacz literatury Lew Pumpianski, poeta Boris Zubakin, pianistka Maria Judina) już w latach 1919-1920 poddano ostrej krytyce (opublikowanej w lokalnej prasie) za idealizm i nieradzieckość. A później było jeszcze gorzej. Dmitrij Lichaczow opowiada, jak na jego oczach zakończyła się działalność interesującego kółka: „Na ulicy Cerkiewnej (obecnie ulica Błochina), w mansardzie na piątym piętrze zbierało się kółko Iwana Michajłowicza Andriejew-skiego, które nosiło półżartobliwą nazwę Chelfernak, czyli Chudoże-stwienno-Litieraturno-Rieligiozno-Naucznaja Akadiemia. Pojawiali się tam i uczniowie, i studenci, i profesorowie uniwersytetu. Kiedy kończyłem szkołę (był to rok 1923), Chelfernak przestał się zbierać, wielka księga, do której wpisywano tematy wystąpień, nazwiska prelegentów i wszystkich obecnych, została zawinięta w ceratę i zakopana na Wyspie Kriestowskiej przez Kolę Gurjewa. Potem podejmowano próby wznowienia działalności kółka (inteligencja rosyjska aż za bardzo lubiła się zbierać, dyskutować, prowadzić spory). Dwa lub trzy zebrania odbyły się pod nazwą Bractwa Serafima Sarowskiego. I na tym wszystko się skończyło"6. Nawet kółka o zabarwieniu żartobliwym zaczęły podlegać represjom w drugiej połowie lat dwudziestych - OGPU coraz zacieklej rozprawiało się z „kółkomanią". Lichaczow, który teraz może otwarcie opowiadać o swej młodości, znalazł się na Solówkach właśnie z powodu uczestnictwa w takim kółku: „Kilku studentów Instytutu Inżynierów Cywilnych (Władimir Ra- 201 kow - mój kolega ze szkoły, Nikołaj Spieranski, Arkadij Sieliwanow, Anatolij Tieriechowko — dobry poeta) i Uniwersytetu (Andriej Mi-chańkow, Dmitrij Kalistow, Piotr Maszkow, Eduard Rozenberg, zwaliśmy go Fiedią - wolny słuchacz), a od jesieni 1927 roku również ja, zaczęło się spotykać albo w pokoju Rozenberga przy ulicy Zwierin-skiej, albo w mieszkaniu Maszkowa przy ulicy Licejskiej (obecnie ulica Roentgena) - dla żartu nazwaliśmy się Kosmiczną Akademią Nauk. Zebrania organizowano raz w tygodniu. Wygłaszano rozmaite żartobliwe i ekstrawaganckie referaty. Każdy z prelegentów starał się prześcignąć innych pod względem dowcipności wystąpień i niezwykłości punktu widzenia. Ja też przygotowałem referat (pół żartem, pół serio), w którym wykazywałem zalety starej ortografii. Należy pamiętać, że rok 1927 i początek 1928, kiedy referat został napisany, były okresem szczególnie bezlitosnego ataku na Cerkiew, do czego odnosiło się kilka stwierdzeń w moim referacie. Powstał on na kilka dni przed naszym aresztowaniem (aresztowano nas 8 lutego 1928 roku). Publikowane obecnie tezy referatu zostały skonfiskowane podczas rewizji w dniu aresztowania i posłużyły za jeden z powodów skazania na pięć lat obozu koncentracyjnego na Solówkach"6. „Publikowane obecnie" dlatego, że w 1991 roku leningradzkie KGB zwróciło Lichaczowowi tekst jego referatu (po sześćdziesięciu trzech latach!), który został włączony do cytowanej książki7. Gdyby kółko Bachtina przetrwało do lat 1927-1928, to wszyscy jego członkowie wyruszyliby na Sołowki lub do innych, mniej odległych miejsc. Zresztą prawie wszyscy w większym lub mniejszym stopniu ucierpieli później indywidualnie, już nie z powodu „kółkomanii". W latach trzydziestych i czterdziestych, w czasie nasilenia się represji stalinowskich, legalne, lecz nieusankcjonowane oficjalnie kółka faktycznie przestały działać. Odrodziło się natomiast podziemie. Bardzo mało wiemy o nielegalnym ruchu religijnym różnych wyznań, a jeszcze mniej - o podziemiu politycznym. Dobrze się stało, że znakomity poeta Anatolij Żygulin opowiedział w utworze dokumentalnym Czarne kamienie (po raz pierwszy opublikowanym w miesięczniku „Znamia" 1988, nr 7, 8) o powojennej organizacji woroneskiej Komunistyczna Partia Młodzieży, która w rzeczywistości była partią antykomunistyczną... A ileż jeszcze jest rzeczy nieopowiedzianych! Mój kolega, profesor Instytutu Pedagogicznego (obecnie - Uniwersytet Pedagogiczny) w Samarze, I. Popów ciągle szykuje się do napisania o swym przedwojennym kółku uczniów star-202 szych klas we wsi Czeriewkowo w obwodzie archangielskim (uratował ich los w osobie jakiegoś dziwnego, wywodzącego się prawdopodobnie z kohorty starych bolszewików, szefa miejscowego NKWD, w którego ręce wpadł dziennik z protokołami jednego z towarzyszy Popowa - naczelnik wymógł na nich przyrzeczenie, że nie będą się zajmować antyradzieckimi utopiami, i w ich obecności spalił zeszyt w piecu). Czeka na swoją kolej i moja opowieść o kółku - również składającym się z kolegów starszych klas - w przedwojennym mieście Stary Oskoł, wówczas w obwodzie kurskim; zajmowaliśmy się propagandą antyradziecką, rozrzucając i rozlepiając ulotki (dla nas los także był łaskawy - w ogóle nas nie złapano; oczywiście można to traktować jako cud). Z kontaktów z kolegami, z rozmów z przypadkowymi interlokutorami czerpie się fragmenty interesujących informacji. Oto opowieść przypadkowego towarzysza podróży, nauczyciela: w jego szkole uczniowie starszych klas, omawiając Młodą Gwardię Fadiejewa, zapałali chęcią stworzenia własnej organizacji, oczywiście antyradzieckiej, a nie antyfaszystowskiej; ponieważ jednak nakryto ich na najwcześniejszym etapie, do tego w czasach chruszczowowskiej odwilży, dla dzieci oraz dla ich rodziców wszystko skończyło się na strachu, bez konsekwencji. Nawiasem mówiąc, należałoby rzetelnie, a nie w stylu Fadiejewa, zbadać również działalność rzeczywistej Młodej Gwardii, i w ogóle samodziel- nych młodzieżowych organizacji antyfaszystowskich, działających pod okupacją. Najistotniejsze zaś jest to, że kiedy zostaną ostatecznie otwarte archiwa OGPU-NKWD-KGB, pojawią się wreszcie dokumentalne podstawy do badań historycznych wielu nieradzieckich i antyradzieckich kółek z całego okresu ZSRR. Nie trzeba przesadzać - nie było ich z pewnością aż tak wiele, ale tym ważniejsze jest pozostawienie przyszłym pokoleniom wiedzy o ludziach pragnących twórczej i duchowej wolności w czasach zniewolenia. Wszyscy oni ryzykowali życie wielu z nich musiało oddać życie za swe ideały, inni utracili zdrowie - ale Rosja nie powinna się przyzwyczajać do skazywania swych dzieci na mękę, zwłaszcza że - niestety? na szczęście? - owe dzieci zwykle się nie uchylały od składania siebie w ofierze. 1 ^ Edukacja. Placówki oświatowe Już w wieku Oświecenia, w XVIII stuleciu, stało się jasne, że kraj może zająć znaczące miejsce pośród innych, jedynie mając dobrze wykształconych obywateli. Do rozwoju gospodarki, podobnie jak do rozwoju sztuki wojennej i przemysłu militarnego, potrzebna była wiedza. Również w służbie urzędniczej wykształcenie okazywało się niezbędne. Od Piotra I do Katarzyny II monarchowie rosyjscy usilnie starali się połączyć niewolniczy ustrój społeczno-polityczny z oświeceniem swego narodu. Oświata wówczas stale natrafiała na wielkie przeszkody -obrońcy istniejącego reżymu bynajmniej nie pragnęli masowo kształcić ludzi kulturalnych, rwących się do wolności, ludzie wykształceni zaś naturalnie nie chcieli żyć w klatce i powoli, ale skutecznie nadwerężali despotyczny ustrój. Sprzeczności te dawały o sobie znać także w bardziej oświeconym wieku XIX. Wstąpienie na tron Aleksandra I i związane z tym liberalne reformy pierwszych lat XIX stulecia objęły też sferę edukacji. W 1802 roku wśród innych ministerstw po raz pierwszy utworzono Ministerstwo Oświece-jiiaJPubUc^nego(pierwszym ministrem w latach 1802-1810 był hrabia Piotr Zawadowski), które od razu zabrało się do porządkowania i rozszerzenia systemu oświatowego, poczynając od najniższego poziomu. W 1804. roku Aleksander I zatwierdził opracowany w ministerstwie „Statut placówek szkolnych". Przewidywano, że w każdym mieście gu-bernialnym powstanie gimnazjum, w każdym powiatowym - szkoły powiatowe, a przy cerkwiach, przy parafiach - szkoły parafialne; te ostatnie powinny gęstą siecią pokryć cały kraj - miały się znajdować i w miastach gubernialnych, i w powiatowych, i na wsiach. W szkołach parafialnych nauka trwała rok; w tym czasie uczniowie mieli nauczyć się czytania, pisania, podstawowych działań arytmetycznych; w centrum programu szkolnego naturalnie znajdowała się religia, oprócz tego nauczano podstaw przyrodoznawstwa i higieny Ci, którzy ukończyli szkołę parafialną, mogli wstąpić do szkoły powiatów ej, już dwuletniej. Tutaj oprócz religii, gramatyki, arytmetyki nauczano geometrii, fizyki, przyrodoznawstwa, geografii i historii. Gdyby zamierzenia reformatorów Aleksandra I zostały urzeczywistnione, gdyby choć nauczanie elementarne rozpowszechniło się w całym kraju, to w Rosji już na początku XIX wieku prawie nie byłoby analfabetyzmu. Ale ktoś musiałby przygotować kadry nauczycieli. Przecież potrzebne ich były tysiące! Nie otwarto jeszcze żadnych szkół pedagogicznych, natomiast absolwentów uniwersytetów i gimnazjów było zbyt niewielu. Jeszcze trudniejszy problem to zabezpieczenie materialne. ■ W- ш wać szkoły parafialne? Zgodnie ze statutem w mia- ich państwowych (czyli tam, gdzie chłopów nie obejmo- dały one funkcjonować na koszt parafian, a doglą- s^ste^^^^sksi^&adLas^siasi wieś miana, Yierowmctwo ротосг&тл ^i\v&i\wm. ^ъ s^ ,)<•)(■) ziemski był do tego moralnie i materialnie przygoto- по bardzo rygorystyczny statut szkól, to ńczni ąc mieć do czynienia z natrętnymi rewizo- ^^^^И eli zamykać szkoły już istniejące, toteż ich nie się zmniejszyła. Wymownie świadczy o tym przy- 11 petersburskiej, w której jeszcze przed końcem pierwszej 1 XIX wieku było zaledwie dziesięć szkół parafialnych! I to w gu- rznej - czego więc żądać od innych?! e same trudności powstawały również przy otwieraniu szkół ych - powinny je utrzymywać miejscowe organy władzy. Ale .stkie gotowe były dźwigać takie brzemię? Bieliński, przyszły lity krytyk, spędził dzieciństwo w powiatowym mieście Czem-aberni penzańskiej. Lokalna społeczność, zainteresowana niem dzieci, wiele lat walczyła o otwarcie szkoły powiatowej, s/e udało sieją otworzyć dopiero w 1822 roku; ojciec Bielińskiego, prawdopodobnie nie mając możliwości zatrudniania nauczycieli domowych, cierpliwie czekał na jej otwarcie - młody Bieliński zaczął w niej naukę (^^%^^^^^^^^^^^^mme\me Nm^stkie p_owty Kto powinien utrzymywać szkoły parafialne? Zgodnie ze statutem w miastach oraz na wsiach państwowych (czyli tam, gdzie chłopów nie obejmowała pańszczyzna) miały one funkcjonować na koszt parafian, a doglądać tego wszystkiego powinien kapłan z cerkwi. Jeżeli natomiast wieś była pańszczyźniana, kierownictwo poruczano dziedzicowi. Ale czy każdy właściciel ziemski był do tego moralnie i materialnie przygotowany? To jasne, że tacy należeli do wyjątków. A kiedy za Mikołaja I, w 1828 roku, opracowano bardzo rygorystyczny statut szkół, to liczni właściciele ziemscy, nie chcąc mieć do czynienia z natrętnymi rewizorami i inspektorami, zaczęli zamykać szkoły już istniejące, toteż ich liczba katastrofalnie się zmniejszyła. Wymownie świadczy o tym przykład guberni petersburskiej, w której jeszcze przed końcem pierwszej połowy XIX wieku było zaledwie dziesięć szkół parafialnych! I to w guberni stołecznej - czego więc żądać od innych?! Takie same trudności powstawały również przy otwieraniu szkół powiatowych - powinny je utrzymywać miejscowe organy władzy. Ale czy wszystkie gotowe były dźwigać takie brzemię? Bieliński, przyszły znakomity krytyk, spędził dzieciństwo w powiatowym mieście Czem-bar w guberni penzańskiej. Lokalna społeczność, zainteresowana kształceniem dzieci, wiele lat walczyła o otwarcie szkoły powiatowej, 206 ale udało sieją otworzyć dopiero w 1822 roku; ojciec Bielińskiego, praw- dopodobnie nie mając możliwości zatrudniania nauczycieli domowych, cierpliwie czekał na jej otwarcie - młody Bieliński zaczął w niej naukę dopiero w wieku lat jedenastu. A bynajmniej nie wszystkie powiaty doczekały się takich szkół. Nieco prościej przedstawiało się materialne zabezpieczenie gimnazjo w - utrzymywało je państwo. Ale tu tym bardziej dawały o sobie znać trudności w pozyskaniu wykwalifikowanych nauczycieli i w związku z tym za czasów Aleksandra I bynajmniej nie w każdym mieście gubernialnym można było znaleźć gimnazjum. Co prawda w XVIII wieku w ogóle były tylko trzy gimnazja na całą Rosję: jedno w Petersburgu (od 1726 roku), drugie w Moskwie (od 1755 roku, przy uniwersytecie), trzecie w Kazaniu (od 1758 roku), ale wówczas wiodły one nędzny żywot, czasem były zamykane z powodu braku uczniów lub nauczycieli, potem otwierano je znowu. Nie zapominajmy przy tym, że w moskiewskim uczył się Fonwizin, w kazańskim zaś -Dierżawin i Siergiej Aksakow. Jednakże w epoce Aleksandra I gimnazja zaczęto masowo otwierać w wielkich miastach. Według badań Pawła Milukowa, w 1809 roku w Rosji było dwadzieścia sześć gimnazjów i siedemdziesiąt dwie szkoły powiatowe. Ale stopniowo gimnazja otwierano we wszystkich guberniach, a przed końcem stulecia powstały one również w wielu miastach powiatowych, nie tylko w gubernialnych, w Petersburgu i w Moskwie zaś było ich nawet kilka. W 1860 roku w Rosji działały osiemdziesiąt cztery gimnazja, w 1900 było ich sto dziewięćdziesiąt siedem. Na początku XIX wieku nauka w gimnazjum trwała cztery lata, potem okres ten się wydłużył - do ośmiu lat w 1875 roku. Program gimnazjum był bardzo obszerny, obszerniejszy i ogólniejszy niż we współczesnej rosyjskiej szkole średniej. Oprócz wspólnych ówczesnym i dzisiejszym szkołom nauk ścisłych (matematyka, fizyka) i przyrodniczych, historii i geografii, literatury i języka rosyjskiego, rysunku i muzyki obejmował także religię, estetykę, logikę, prawoznawstwo, podstawy nauk.ekonomicznych, statystykę, trzy języki obce (łacinę, francuski, niemiecki), często wprowadzano jeszcze grekę. Ciekawe, że początkowo, w czasach Aleksandra I, w gimnazjach nie nauczano religii i języka rosyjskiego - uważano bowiem, że te przedmioty zostały dostatecznie przez uczniów opanowane w szkołach niższego szczebla. Ale już w 1811 roku w gimnazjum petersburskim, a za panowania Mikołaja I we wszystkich innych oba przedmioty włączono do programu nauczania. W czasach Mikołaja I poza nowymi przedmiotami nauczania wprowadzono też rózgi. Próbowano także ograniczyć dostęp do gimnazjów 207 uczniom z niższych warstw społecznych. W latach czterdziestych wycofano przedmioty uznane przez wysokie kierownictwo za wątpliwe ideologicznie: logikę i statystykę. W matematyce skrócono kurs geometrii wykreślnej i analitycznej (jak pogłębione nauki pobierali wówczas uczniowie szkoły średniej - przecież to działy wyższej matematyki!). Wprowadzono za to rosyjskie prawoznawstwo i była to pożyteczna innowacja. W 1852 roku Mikołaj I, który interesował się wszystkim, uważnie przestudiował preliminarz wydatków Ministerstwa Oświecenia Publicznego i z niezadowoleniem odniósł się do wydawania pieniędzy na nauczanie greki. Natychmiast polecono ograniczyć lekcje tego języka, pozostawiając je tylko w dwóch-trzech gimnazjach na południu kraju. Mimo to minister Awraam Norow, miłośnik języków starożytnych, pozostawił grekę w dziewięciu gimnazjach. Po dwudziestu latach znów stanie się ona modna dzięki wysiłkom hrabiego Dmitrija Tołstoja. Równolegle istniały także p г у w a t n e pensje i szkoły z internat e m, których w Rosji było mnóstwo. Ile dokładnie - nie sposób obliczyć, ale wiadomo, że już w pierwszej połowie XIX wieku w Petersburgu było ich około stu. Szkoła pierwszej kategorii pod względem poziomu odpowiadała gimnazjum, szkoła drugiej kategorii - poziomowi szkoły powiatowej. Kształcenie było dość drogie: w prestiżowych szko- łach prywatnych opłata za naukę już w pierwszej połowie stulecia dochodziła do dwóch tysięcy rubli rocznie. Nie istniały tu natomiast bariery stanowe - każdy, kogo było stać na takie czesne, mógł swego synalka posadzić obok rodowego szlachcica. Ojciec znanego krytyka i autora szkiców Wasilija Botkina był bogatym moskiewskim kupcem herbacianym, toteż mógł umieścić syna w znakomitej szkole Wasilija Kriażewa, w której Wasilij Piotrowicz nauczył się swobodnie czytać i rozmawiać po francusku i po niemiecku, a także otrzymał dobre wykształcenie muzyczne. Teoretycznie kształcenie w szkołach prywatnych powinni byli nadzorować urzędnicy ministerialni, ale w rzeczywistości zajmowali się tym tylko formalnie. Jedynym praktycznym postanowieniem ministerstwa było rozporządzenie o obowiązkowym nauczaniu języka rosyjskiego w szkołach prywatnych - prawdopodobnie ich cudzoziemscy właściciele zupełnie nie pomyśleli o lekcjach rosyjskiego. Za panowania Mikołaja I podjęto próbę ograniczenia liczby prywatnych placówek oświatowych. W obu stolicach zakazano otwierania nowych, a na prowincji potrzebne było do tego pozwolenie ministra. Ale po śmierci cara, w 1857 roku, zakaz cofnięto i znów szkoły prywatne zaczęły się w Rosji rozpowszechniać. Szczególną popularnością w epo-208 ce reform Aleksandra II, który zniósł poddaństwo chłopów, cieszyły się ^zkpixjjjedzielne, gdzie kształcił się prosty lud. Jednakże rząd zaczął się obawiać niekontrolowanego nauczania przez radykalnych razno-czyńców, którzy przejęli inicjatywę w tej dziedzinie, i w 1862 roku szkoły niedzielne zostały zamknięte. І** лі^і^ Bogata szlachta oraz kupcy szeroko korzystali również z możliwości к» а domowego kształcenia, polegającego na zatrudnianiu prywatnych na- A^HB uczycieli. W zamożnych domach petersburskich i moskiewskich uczyli p nawet profesorowie uniwersytetu. Ciekawe, że w środowisku inteli- gencji o rodowodzie szlacheckim pojawiły się dwa przeciwstawne sta- lustracja nowiska w sprawie kształcenia domowego. Puszkin zdecydowanie je 50 potępiał, sądząc, że dziecko otoczone służbą widzi mnóstwo niemoralnych przykładów, a jego edukacja jest zawężona i powierzchowna. Alek-siej Chomiakow, przeciwnie, był zdania, że placówki szkolne są rozsad-nikami niemoralności i bezbożnictwa, natomiast w solidnej, religijnej, wykształconej rodzinie, pod osłoną miłości rodzicielskiej dziecko rozwija się normalnie. Oczywiście w praktyce wszystko zależało od tego, jaka to była rodzina. Głęboko moralni i wykształceni słowianofile -Chomiakow, Kiriejewscy, Aksakowowie, Samarin - dlatego tak walczyli o wychowanie rodzinne, że ich rodzice lub oni sami byli wzorowymi wychowawcami i nauczycielami. Reformy Aleksandra II dotyczyły również szkół. W 1864 roku opublikowano nowy statut, zgodnie z którym wszystkie gimnazja dzieliły się na klasyczne i realne (w obu typach nauka trwała siedem lat). W klasycznych nacisk kładziono na przedmioty humanistyczne, rozszerzono nauczanie języków starożytnych (w wielu gimnazjach do łaciny dodawano jeszcze grekę), w realnych zaś, odwrotnie, języków klasycznych nie nauczano, natomiast poszerzono program nauk ścisłych i przyrodniczych. Absolwenci gimnazjów klasycznych mogli wstępować na uniwersytety, realnych - tylko na odpowiednie uczelnie techniczne. Oprócz tego wprowadzono coś w rodzaju niepełnego średniego wykształcenia, organizując czteroletnie progimnazja. W roku 1866, po zamachu Karakozowa, ministrem oświaty został nadzwyczaj konserwatywny biurokrata hrabia Dmitrij Tołstoj, który przeprowadził wiele reakcyjnych reform. W 1871 roku w gimnazjach klasycznych rozszerzono nauczanie języków starożytnych — czterdzieści procent godzin lekcyjnych poświęcano na łacinę i grekę! Zmniejszono natomiast liczbę godzin poświęconych pozostałym przedmiotom, przyrodoznawstwo zaś w ogóle wycofano z programu. Kraj potrzebował olbrzymiej liczby Bielikowów (bohater opowiadania Czechowa Człowiek w futerale), nauczycieli języków klasycznych. Hrabia Tołstoj wszelkimi sposobami próbował szybko przygotować nauczycieli - w Petersburgu w 1867 roku otwarto Instytut Historyczno-Filologiczny, a w 1873 -specjalne Seminarium przy Uniwersytecie Lipskim, dokąd posyłano stypendystów z Rosji. Mimo to „starożytników" brakowało, więc minister zaczął zapraszać wykładowców z Niemiec i Austrii, którzy choćby na poziomie elementarnym znali język rosyjski; byli to głównie Słowianie - Czesi. Ustalono, że okres nauki w gimnazjum klasycznym ma trwać osiem lat. Dopiero na początku XX wieku zniwelowano „starożytną" przewagę w gimnazjach klasycznych - prawie dwukrotnie zmniejszono liczbę godzin przeznaczonych na naukę języków klasycznych, a z greki w wielu gimnazjach w ogóle zrezygnowano. Należy odnotować również te reformy hrabiego Tołstoja z lat siedemdziesiątych, które zasługują na pozytywną ocenę, a dotyczą nauczania początkowego. Zatwierdzono szkoły miejskie wyższego typu, z czteroletnim nauczaniem, a szkoły ludowe na wsi, dla dzieci chłopskich, były nawet pięcioletnie. Przewidziano też sieć nowo otwieranych seminariów nauczycielskich, przygotowujących nauczycieli do pracy w tych szkołach. W 1872 roku gimnazja realne zostały przekształcone w sześcioletnie szkoły realne, a oprócz tego otwarto całą sieć szkół technicznych (niższych i średnich) oraz rzemieślniczych-rozwój tech- niki wymagał dużej liczby specjalistów i wykwalifikowanych robotników. Pod koniec stulecia powstało też wiele szkół handlowych, równolegle z organizacją klas o profilu handlowym w szkołach realnych. To również przypuszczalnie było odzwierciedleniem potrzeb rozwijającego się społeczeństwa burżuazyjnego - banki, instytucje kredytowe, handel czekały na swoich specjalistów. Należy dodać, że na koszt kupców w Petersburgu i w Moskwie już na początku XIX wieku otwarto prywatne szkoły handlowe (w Moskwie w 1806 roku powstała nawet Praktyczna Akademia Nauk Handlowych). W tworzeniu szkół prywatnych wielką rolę odegrali posiadacze kapitału. Niektóre szkoły tego rodzaju dzięki ich darowiznom mogły podwyższyć swój poziom. W 1815 roku środki ofiarowane przez bogatą rodzinę Łazariewów przeznaczono na utworzenie Szkoły Ormiańskiej, przekształconej w roku 1837 w Łazariewowski Instytut Języków Wschodnich. W 1848 został on zrównany z liceami; po ukończeniu kursu ogólnego na poziomie gimnazjalnym (sześć lat nauki) następowała specjalizacja (na początku dwa lata, później trzy, a w końcu cztery) - w istocie była to już szkoła wyższa. Znaczenie prywatnych donacji w procesie tworzenia placówek szkolnych wzrosło zwłaszcza w drugiej połowie stulecia, po reformach lat sześćdziesiątych. Majętny dzierżaw-2io ca i handlowiec chłopskiego pochodzenia, Piotr Łarin, zgromadził tak wielki kapitał, że na jego koszt utworzono w Petersburgu Czwarte Gimnazjum, nazwane właśnie Łarińskim; dzięki środkom prywatnym zbudowano ponadto w Odessie Liceum Richelieu oraz gimnazjum. Niektóre szkoły prywatne działały bez mecenatów, dzięki czesnemu, podobnie jak prywatne pensje. W Petersburgu dużą popularnością cieszyło się prywatne Gimnazjum Karla Maja, w którym w różnych okresach uczyli się Aleksandr Benois i Dmitrij Lichaczow. Na początku, u zarania rządów Aleksandra II (1857), Maj otworzył szkołę realną, a w 1865 roku dołączył do niej oddział gimnazjalny. W roku 1882 szkoła Maja została zrównana z gimnazjami państwowymi. Liczni ziemianie na swój koszt organizowali szkoły dla chłopów i biednych mieszkańców miast. Szeroko znana była szkoła Lwa Tołstoja w Jasnej Polanie, utworzona przezeń w 1859 roku, którą pisarz z pasją zajmował się przez kilka lat, do roku 1863, kiedy ożenek i obowiązki domowe odciągnęły go od tego zajęcia. Za niemal prywatne można uznać szkoły ziemskie. Utworzenie ziemstw w latach sześćdziesiątych spowodowało, że zamieszkujące je społeczności bardzo się zainteresowały sprawami oświaty ludowej. Już w ciągu pierwszych piętnastu lat istnienia ziemstw (1865-1880) liczba szkół podstawowych wzrosła ponaddwukrotnie i osiągnęła dwa- dzieścia dwa tysiące. Ziemstwa organizowały też seminaria nauczycielskie i przyśpieszone kursy pedagogiczne, żeby zapewnić wielu nowo powstałym szkołom ludowym dostateczną liczbę nauczycieli. Większość owych nauczycieli także pochodziła z nizin społecznych, a nie z warstw szlacheckich - według spisu z 1880 roku wśród nauczycieli ludowych trzydzieści sześć procent wywodziło się z chłopów, trzydzieści sześć procent - z duchowieństwa. Ważne jest również to, że ziemstwa utorowały drogę nauczycielkom - przecież przed powołaniem żeńskich gimnazjów (zob. o nich dalej) i szkół ziemskich kobiety praktycznie nie mogły pracować jako nauczycielki. Urzędnicy ministerstwa oświaty i oberprokurator Synodu Konstantin Pobiedonoscew, któremu podlegały szkoły cerkiewno-parafialne, z irytacją przyglądali się sukcesowi szkół ziemskich, chcieli je sobie podporządkować, ale udało im się jedynie wprowadzić do wszystkich powiatów wielką liczbę inspektorów, sprawdzających szkoły ziemskie, czy nie ma w nich jakiejś nieprawomyślności. A dzięki jakże bezinteresownemu entuzjazmowi utrzymywały się te szkoły! Maksymalnie pensja roczna nauczyciela ziemskiego przy końcu XIX wieku mogła wynosić sto dwadzieścia rubli, podczas gdy wykładowca w gimnazjum zarabiał tysiąc dwieście rubli. Chłopi także zaczęli doceniać znaczenie szkół ziemskich, teraz już bez szemrania posyłali do nich dzieci (w latach sześćdziesią- 211 tych było jeszcze wiele podejrzliwości i uporu - różne rzeczy mogą z dziećmi wyprawiać; zdarzało się, że nieszczęsne matki gotowe były wręczyć łapówkę, byleby tylko dzieci nie zabierano do szkoły). Według obliczeń statystycznych z 1880 roku w europejskiej części Rosji było ogółem ponad 22000 szkół ludowych i miejskich, przy czym 17000 - to szkoły koedukacyjne. Ziemstwa utrzymywały 9100 szkół, instytucje rządowe - 3100, duchowieństwo - 1000, osoby prywatne -740. Wymowne liczby. Naukę pobierało 906000 chłopców, 236000 dziewcząt, uczyło ich 12500 kapłanów, 1950 nauczycieli i 4900 nauczycielek. Przejdźmy teraz do szkolnictwa wyższego. Centralne miejsce w systemie edukacyjnym krajów cywilizowanych zajmują uniwersytety. Ich uniwersalność, wszechstronność, od dawna oznaczała, że obejmują prawie wszystkie uprawiane w danym momencie dziedziny wiedzy. Powstałe w odległym średniowieczu (pierwsze uniwersytety w Europie.— w Paryżu i w Bolonii - założono w XII wieku), uczelnie te rozprzestrzeniły się na cały świat, a ich liczba wyraża się w wielu dziesiątkach. Tradycyjne cztery wydziały uniwersyteckie — teologiczny, filozoficzny, prawa i medycyny - dotrwały do czasów nowożytnych, z tym że wydział filozoficzny w XIX stuleciu podzielił się na fakultety, ponieważ pierwotnie obejmował cały zespół nauk ścisłych (matematykę, astronomię, fizykę), przyrodniczych (chemię i biologię, geologię i geografię) oraz całą humanistykę z wyjątkiem teologii i jurysprudencji (a więc historię, filologię, ekonomię, filozofię). W XIX wieku na całym świecie, pomimo podziału nauk w obrębie uniwersytetów na osobne fakultety, powstawały nowe, wyspecjalizowane szkoły wyższe - wymagał tego burzliwy rozwój nauki i techniki. Niektóre wydziały uniwersyteckie — dotyczy to zwłaszcza medycyny i prawa — również przekształciły się w samodzielne uczelnie. Droga od średniowiecznego uniwersalizmu do pogłębionej specjalizacji była logicznie uzasadniona. Wszystkie te formy i procesy nie ominęły oczywiście Rosji. Piotr I doskonale rozumiał palącą potrzebę stworzenia w kraju świeckich placówek oświatowych - brakowało wykształconych ludzi, specjalistów w najrozmaitszych dziedzinach. Nosząc się w ostatnich latach życia z myślą o utworzeniu Akademii Nauk, Piotr jednocześnie planował zorganizowanie przy niej uniwersytetu. Stało się tak w 1725 roku, już po śmierci cara. Powołano i akademię, i uniwersytet, zaproszono wybitnych uczonych zachodnioeuropejskich - nie pomyślano tylko o studentach; w owych czasach nie było w Rosji wystarczającej liczby młodzieży, przygotowanej na poziomie szkoły średniej i znającej łacinę -język, w którym zagraniczni profesorowie prowadzili wykłady. Zaczęto pilnie kompletować słuchaczy z seminariów duchownych, w których łacina była przedmiotem obowiązkowym, ale seminaria nie gwarantowały odpowiedniego poziomu kształcenia w zakresie przedmiotów „świeckich", który pozwoliłby studentom pracować pod kierunkiem profesorów, toteż uniwersytet przy Petersburskiej Akademii Nauk wegetował przez prawie całe XVIII stulecie. W 1742 roku na dwunastu profesorów przypadało dwunastu studentów, wielu profesorów przez całe lata w ogóle nie prowadziło zajęć - brakowało słuchaczy; w 1783 roku zaś było zaledwie dwóch studentów! W istocie uniwersytet działał tylko na papierze. Należy też dodać, że nie otrzymywał prawie żadnych środków umożliwiających jego rozwój. Dzięki wysiłkom hrabiego Iwana Szuwałowa i Michaiła Łomonosowa w 1755 roku otwarto Uniwersytet Moskiewski, który z racji swojego centralnego położenia w europejskiej części Rosji powinien był przyciągnąć więcej chętnych do studiowania niż uczelnia w Petersburgu. W Petersburgu zaś, w ślad za uniwersytetem, w 1757 roku otwarto Akademię Sztuk Pięknych - słynną uczelnię artystyczną, która wydała dziesiątki znakomitych artystów rosyjskich ostatnich trzech stuleci. Uniwersytet Moskiewski niezbyt ożywił szkolnictwo wyższe w kraju: Katarzyna II, która wkrótce wstąpiła na tron, nie była szczodra, jeśli chodzi o ekonomiczne wsparcie upadających uniwersytetów, chociaż prosiła francuskich encyklopedystów (Diderota) o pomoc przy ułożeniu projektów uczelnianych, w samej Rosji zaś, w komisji powołanej przez carycę, dyskutowano o utworzeniu uniwersytetów w Pskowie, Penzie i Czernihowie — co było oczywiście pomysłem całkowicie niedorzecznym, gdy się zważy, że nie potrafiono wesprzeć już istniejących uniwersytetów stołecznych! Z tych dwóch akademicki po cichu zmarł śmiercią naturalną, moskiewski zaś, chwała Bogu, przetrwał do swego odrodzenia w XIX wieku. Na podbitych lub zaanektowanych ziemiach zachodnich również działały uniwersytety. Wileński za datę swego założenia uznaje rok 1579, co oznaczałoby, że był najstarszą uczelnią w Imperium Rosyjskim. Ale to nie jest całkiem ścisłe. W Wilnie od roku 1570 istniało kolegium jezuickie, podniesione w 1579 do rangi akademii, była to jednak uczelnia duchowna, a nie świecka. W 1773 roku, wraz z kasatą zakonu jezuitów, akademia została zamknięta, w 1780 zaś w jej miejsce utworzono Szkołę Główną Wielkiego Księstwa Litewskiego. I dopiero za panowania Aleksandra I, w 1803 roku, na takim fundamencie zorganizowano właściwy Uniwersytet Wileński. Król szwedzki Gustaw Adolf II niedługo przed swoją śmiercią na polu bitwy w 1632 roku otworzył w należącym wówczas do niego Dorpacie (po rosyjsku - Jurjew, po estońsku - Tartu) uniwersytet - była to Academia Gustaviana, działająca z przerwami do początku XVIII wieku. Uniwersytet Dorpacki faktycznie powstał w 1802 roku. W roku 1809, po wojnie ze Szwecją, Rosja przejęła Finlandię, która o otrzymała autonomię. Tutaj, w mieście, które Szwedzi nazywają Abo, Finowie zaś - Turku, w 1640 roku powstał szwedzki uniwersytet, który zgodnie z rozporządzeniem Mikołaja II w 1827 został przeniesiony do Helsingforsu (obecnie - Helsinki), stolicy Finlandii. Ponieważ życie społeczne i naukowo-dydaktyczne w Finlandii było w dużym stopniu odseparowane od Rosji, nie będziemy tu rozpatrywać fińskich realiów. Początek panowania Aleksandra I wydawał się nader obiecujący dla życia uniwersyteckiego w Rosji - w 1804 roku car zatwierdził pierwszy „Statut uniwersytetów Imperium Rosyjskiego". Był on bardzo liberalny: na roczną kadencję wybierano w obrębie uniwersytetu rektora, dziekanów wydziałów, inspektora (kogoś w rodzaju prorektora do spraw dydaktycznych i wychowawczych); rady wydziałów, składające się z profe- sorów, zatwierdzały programy nauczania i wybierały nowych profesorów. Wydziały uzyskały prawo do nadawania stopni naukowych: kandydata, magistra, doktora (tytuł kandydata otrzymywali studenci osiągający najlepsze wyniki w nauce, którzy napisali, jak byśmy dziś powiedzieli, najlepszą pracę dyplomową; studenci, którzy się nie wyróżniali, ale zdali wszystkie egzaminy, zgodnie z prawem z 1819 roku otrzymywali tytuł „rzeczywistego studenta"). Jedynym mianowanym z zewnątrz pracownikiem był „stały ławnik" w wybieralnych władzach uniwersytetu, pełniący niejako funkcję nadzorcy; mianował go kurator okręgu szkolnego, urzędnik rządowy, zarządzający uniwersytetem. Znamienne jednak, że kurator nie za bardzo ingerował w działalność uniwersytetu - jako członek głównego zarządu szkół przy ministerstwie musiał stale przebywać w stolicy i jedynie od czasu do czasu mógł przeprowadzać inspekcję uniwersytetu, w czasie jego nieobecności zaś kierowanie życiem szkolnym okręgu spadało na samą uczelnię. W kraju wprowadzono sześć okręgów szkolnych, zgodnie z liczbą istniejących i planowanych uniwersytetów, a były to: Petersburski, Moskiewski, Kazański, Charkowski, Dorpacki, Wileński. Jak już wspominaliśmy, do XIX wieku faktycznie działał tylko Uniwersytet Moskiewski. Restytuowane zostały, a ściśle - utworzone od nowa - niemieckojęzycz-214 ny w Dorpacie (1802) oraz łacińsko- i polskojęzyczny w Wilnie (1803). W 1804 roku na nowo zorganizowano Uniwersytet Kazański (opierając się na tamtejszym dobrym gimnazjum) i Charkowski (powstał z miejscowego kolegium). W Petersburgu, również w 1804, otwarto tymczasowo Instytut Pedagogiczny (w miejsce seminarium nauczycielskiego z XVIII wieku), ten sam, o którym księżna Tugouchowa (z komedii Aleksandra Gribojedowa Mądremu biada) mówi z przerażeniem: „A w Petersburgu, // w Instytucie Pe-da-go-gicz-nym - nie wypowiem - // W odszcze-pieństwach się ćwiczą i w bezbożnej bucie // Profesorowie!!" Instytut ten dopiero w 1819 roku przekształcono w uniwersytet (zresztą w latach 1828-1858 działał znowu jako samodzielna uczelnia pod nazwą Głównego Instytutu Pedagogicznego). Tak więc za panowania Aleksandra I było już sześć uniwersytetów. Kształcenie na uniwersytetach rosyjskich trwało trzy lata (w czasach Mikołaja I dodano jeszcze rok). Stworzono na nich takie same wydziały, jak w Europie Zachodniej, nie było tylko wydziałów teologicznych (poza Dorpatem i Wilnem), ponieważ w prawosławnej Rosji działały akademie duchowne; jednakże na wszystkich wydziałach do przedmiotów obowiązkowych należały teologia i historia cerkwi. Z powodu dużej liczby zaproszonych z zagranicy profesorów wykłady prowadzono głównie w języku łacińskim, niemieckim i francuskim. Ciekawe, że choć zgodnie z prawem można było wstępować na uniwersytet ze świadectwem ukończenia gimnazjum i z zaświadczeniem o przykładnym zachowaniu (oficjalnie prawo to zniesiono dopiero w 1857 roku), w rzeczywistości władzom zależało na napływie młodzieży i dlatego pozwolono przyjmować również młodych ludzi bez świadectw, ale po egzaminach wstępnych (gimnazjaliści do roku 1835 nie zdawali egzaminów wstępnych, potem jednak ich także one objęły). Apołłon Gri-gorjew, który wstąpił na Uniwersytet Moskiewski w 1838, ani przez rok nie był uczniem gimnazjum - jego ojciec zatrudniał domowych nauczycieli. Bieliński, który zapisał się na uniwersytet w 1829 roku, był uczniem gimnazjum, ale go nie skończył i mimo to został przyjęty. Żeby jednak dostać się na kierunek filologiczny na wydziale filozoficznym, musiał zdawać dziewięć egzaminów wstępnych: z religii, literatury, historii, geografii, francuskiego, niemieckiego, łaciny, greki, a nawet matematyki! Profesorowie, zgodnie z liberalnym statutem z 1804 roku, mieli dość dużo swobody w kształtowaniu programów i treści wykładanych przedmiotów. W ich statusie prawnym nie było żadnych wojskowych czy zakonnych ograniczeń (trudno to sobie wyobrazić, ale przecież Napoleon wprowadził celibat dla wykładowców francuskich uczelni! - tak samo jak w wypadku księży katolickich). Szczególnie swobodnie poczuli się za panowania Aleksandra II, zarówno na płaszczyźnie zawodowej, 215 jak i osobistej. Niemiecki profesor Richard Vogt, zaproszony wówczas na Uniwersytet Petersburski jako wykładowca prawa (był to ojciec przyszłego radzieckiego literaturoznawcy Ulricha Fochta), dla oszczędności nie utrzymywał powozu, lecz tylko konia i jeździł na wykłady konno! Ale to się skończyło za Aleksandra III. Pewnego razu imperator ujrzał z okna Pałacu Zimowego dziwną, źle trzymającą się w siodle postać jeźdźca i zainteresował się, kto zacz - po czym rozeźlony polecił „zakazać profesorowi Vogtowi jeździć konno". Obrażony profesor podał się do dymisji, długo pozostawał bez pracy, wreszcie zgodził się wykładać w Nieżynie. Tam stary kawaler nieoczekiwanie zakochał się w prostej młodej cyrkówce-woltyżerce i w rezultacie tego nierównego związku przyszedł właśnie na świat - już na początku XX wieku - utalentowany syn. Wspomniany Nieżyn, w którym za czasów Vogta znajdował się Instytut Historyczno-Filologiczny, był na początku XIX stulecia jednym z miast licealnych. Utworzenie wielu liceów, oprócz uniwersytetów, to też zasługa Aleksandra I. Termin „liceum" pochodzi od nazwy starogreckie-go gimnazjum, mieszczącego się na obrzeżach Aten, przy świątyni Apol-lina Likejosa. Rosyjskie liceum, podobnie jak amerykański college lub radzieckie technikum, było czymś pośrednim między wyższą uczelnią a szkołą średnią. Pierwszeństwo należy tu do słynnego Liceum w Carskim Siole, opromienionego sławą Puszkina. Otwarto je w 1811 roku w letniej rezydencji cara w Carskim Siole pod Petersburgiem (pod koniec 1843 roku liceum, które nazwano imieniem cara Aleksandra, przeniesiono do Petersburga). Była to szkoła uprzywilejowana, szlachecka, elitarna, przyjmowała dzieci ze sławnych rodów, w bardzo młodym wieku (dziesięć--dwanaście lat), zapewniała utrzymanie i sześcioletnie nauczanie. Ustanowiono dwa trzyletnie kursy, toteż uczniów przyjmowano raz na trzy lata (w 1835 roku kursy podzielono na pół, tak że otrzymano w sumie cztery półtoraroczne klasy i wówczas rekrutacja odbywała się co półtora roku, w 1877 zaś zatwierdzono sześć klas). Kształcenie miało wyraźnie humanistyczne ukierunkowanie, uczniów przygotowywano do objęcia wysokich stanowisk urzędniczych. W czasach Puszkina, gdy dyrektorem był Jegor Engelhardt, panowały tu dość swobodne obyczaje i nauczanie; za Mikołaja I dyrektorem został generał-porucznik Fiodor Goldgoer, skończony żołdak. Wprowadził on koszarowe porządki i — rzecz niesłychana w społeczności szlacheckiej! — kary cielesne. Mimo to w liceum zawsze realizowano prawie uniwersytecki program o szerokim profilu humanistycznym: trzy języki zachodnie i łacina, literatura tych języków (plus włoska), literatura rosyjska i język 216 ojczysty, historia, filozofia, teologia, nauki prawne, ekonomiczne, politycz- ne... Liceum opuszczali wykształceni ludzie, którzy wnieśli duży wkład do kultury rosyjskiej: Puszkin, Delwig, Sałtykow-Szczedrin, Lew Mej, akademicy Konstantin Wiesiełowski, Jaków Grot, filozofowie Grigorij Wyru-bow, Jewgienij de Roberty, Nikołaj Danilewski, dotkliwie prześladowany socjalista Michaił Pietraszewski, liczni działacze państwowi, między innymi książę Aleksandr Gorczakow, baron Modest Korf, Nikołaj Girs, Aleksandr Gołownin, hrabia Dmitrij Tołstoj. Jeszcze przed powstaniem liceum w Carskim Siole spadkobierca słynnego wielmoży z czasów Katarzyny II, księcia Aleksandra Biezborodki, hrabia I. Biezborodko, korzystając z nieprzebranych bogactw księcia, postanowił założyć liceum w Nieżynie, dla dzieci ukraińskiej szlachty - przecież wówczas tylko na wschodniej granicy Małorusi, w Charkowie, działał uniwersytet, poza nim na całej Ukrainie nie było wyższych uczelni. W1805 roku uzyskano pozwolenie najwyższych władz na stworzenie w Nieżynie Wyższego Gimnazjum Księcia Biezborodki. Ale upłynęło jeszcze piętnaście lat, nim gimnazjum faktycznie otwarto. Podobnie jak liceum w Carskim Siole, była to szkoła o kierunku wyraźnie humanistycznym, przedmioty ścisłe i przyrodnicze ograniczono do minimum, natomiast zdecydowanie przeważało prawoznawstwo. Nauka trwała dziewięć lat, w gimnazjum zdobywano więc łącznie średnie i wyższe wykształcenie. Wydało ono plejadę wybitnych rosyjskich i ukraińskich pisarzy, między innymi Mikołaja Gogola, Nestora Kukolnika, Jewgienija Griebienkę. W 1832 roku szkołę tę przekształcono w Liceum Fizyczno-Matema-tyczne Księcia Biezborodki, w 1840 - w Liceum Nauk Prawnych, w 1875 - w Instytut Historyczno-Filologiczny, który przetrwał do rewolucji 1917 roku. Te dziwne transformacje wiązały się ze zmniejszonym napływem studentów (pojawił się potężny konkurent - Uniwersytet Kijowski), z trudnościami materialnymi, z brakiem wybitnych profesorów. Liceum Diemidowa w Jarosławiu też powstało wcześniej niż to w Carskim Siole, nie od razu jednak uzyskało nazwę liceum. Jeden ze słynnych uralskich fabrykantów, Paweł Diemidow, założył w Jarosławiu w 1803 roku szkołę, która w 1811 została zrównana z uniwersytetem; w 1833 przemianowano ją na liceum; od 1870 była uczelnią prawniczą, w której nauka trwała cztery lata. Dość podobną historię miała szkoła w Odessie. Z inicjatywy genera-ła-gubernatora Noworosji księcia Armanda Richelieu utworzono tam z prywatnej szkoły de Volseya Szlachecki Instytut Wychowawczy, który w 1817 roku przekształcono w Liceum Richelieu, najpierw programowo zbliżone do szkoły średniej, potem stopniowo, od lat trzydziestych, awansujące do rangi wyższej uczelni. W tym czasie naukę wydłużono do jedenastu lat: trzy lata nauczania podstawowego, cztery lata na poziomie gimnazjum i cztery - na poziomie liceum. Były tam też zróżnicowane kierunki (wydziały): fizyczno-matematyczny, prawny, języków wschodnich. Dzięki wysiłkom wybitnych kuratorów okręgu szkolnego (Dmitrija Kniażewicza, Nikołaja Pirogowa) liceum zostało przygotowane do tego, by nadać mu status uniwersytecki i w 1865 roku przekształcono je właśnie w uniwersytet. Jeszcze jedno liceum z czasów panowania Aleksandra I - Liceum Wołyńskie w Krzemieńcu (Zachodnia Ukraina). Wołyń był wówczas -jeśli nie brać pod uwagę chłopów ukraińskich - polski. Polska szlachta w 1805 roku założyła w Krzemieńcu gimnazjum, które w istocie było połączeniem gimnazjum i uczelni wyższej, a nauka trwała tam dziesięć lat. W 1819 gimnazjum zostało przemianowane na liceum, które jeszcze bardziej zbliżyło się do uniwersytetu. Ale w 1831 roku, w związku z masowym odpływem słuchaczy, którzy zasilali szeregi powstańców, liceum zamknięto. W 1833 zaś przeniesiono je do Kijowa, gdzie po roku w jego miejsce powstał Uniwersytet Kijowski Świętego Włodzimierza. Na tym kończy się właściwie historia liceów, specyficznie rosyjskich instytucji oświatowych, swoistych przed-uniwersytetów i prawie-uni-wersytetów. Jedyny późniejszy wyjątek to moskiewskie liceum Katko- '•"-.м.ЛміГП 1 і,і 111111 .і 111,_!_ ilustracja 47 wa, które oficjalnie nazywało się Liceum Cesarskie Ku Pamięci Cesa-rzewicza Mikołaja (cesarzewicz Mikołaj - najstarszy syn Aleksandra II - zmarł wcześnie i tym samym otworzył drogę do tronu młodszemu bratu, przyszłemu Aleksandrowi III). Znany wstecznik Michaił Katkow w 1868 roku ufundował liceum ze środków własnych i przekazanych przez magnatów kolejowych (szczególnie przez Samuiła Polakowa), ale dzięki dobrym stosunkom z władzą wywalczył upaństwowienie swojej szkoły, o czym świadczy chociażby określenie „Cesarskie" w nazwie; przewodniczącym rady liceum był minister oświaty! Nauka trwała jedenaście lat: osiem lat programu gimnazjalnego, trzy - ściśle licealnego, czyli prawie uniwersyteckiego. W duchu idei Katkowa rozszerzono naukę łaciny i greki. W klasach licealnych były trzy wydziały: prawny, filologiczny, matematyczny. W porównaniu z wielkimi uniwersytetami, kształcącymi ogromne rzesze studentów, liceum Katkowa zadziwia swoją miniaturo-wością - w 1892 roku klasy licealne liczyły ogółem dwadzieścia jeden studentów (dwunastu prawników, siedmiu filologów, dwóch matematyków). Prawdopodobnie był to skutek ponurej sławy Katkowa. Oprócz uniwersytetów i liceów w XIX wieku powstawały jedna po drugiej specjalistyczne szkoły wyższe. Niewielka część spośród nich miała kastowy charakter. Bardzo uprzywilejowaną - zarówno z zało-218 żenią, jak i w praktyce - czyli ściśle szlachecką uczelnią była Szkoła Prawoznawstwa, otwarta w Petersburgu w 1835 roku. Miała ona kształcić nie szeregowych prawników, lecz przede wszystkim urzędników najwyższych instytucji rządowych. Nawiasem mówiąc, ukończył ją Piotr Czajkowski, który dla muzyki zrezygnował z kariery urzędniczej; z drugiej strony zaś jej absolwentem był również, owiany złą sławą, ober-prokurator Świętego Synodu Konstantin Pobiedonoscew. Ale większość uczelni, zwłaszcza technicznych i przyrodniczych, stała otworem nie tylko dla szlachty, raznoczyńcy także mieli do nich dostęp. Z każdym rokiem kraj potrzebował coraz więcej odpowiednio wykształconych ludzi. Oczywiście, jeśli chodzi o kadry kierownicze, to kształcące je uczelnie były niemal zupełnie opanowane przez studentów pochodzących z rodzin ziemiańskich. Tam zaś, gdzie potrzebni byli specjaliści-praktycy, z większą swobodą przyjmowano studentów wywodzących się z różnych warstw społecznych. Tak więc Instytut Korpusu Inżynierów Transportu (założony w Petersburgu w 1809 roku), od samego początku zmilitaryzowany, w zasadzie był szlachecki, natomiast Instytut Leśnictwa (otwarty w 1811 roku, w 1836 przemianowany na Instytut Leśnictwa i Miernictwa) oraz Instytut Korpusu Inżynierów Górnictwa (utworzony w 1834 na bazie Górniczego Korpusu Kadetów, nazwany po prostu Górniczym w 1866 roku) przyjmowały również dzieci raznoczyńcow. Studenci Petersburskiego Instytutu Technologicznego (powołanego do życia w 1831 roku) przeważnie wywodzili się z rodzin mieszczańskich i kupieckich. Instytut ten miał kształcić głównie praktyków, toteż w jego pełnej nazwie figurowało jeszcze jedno słowo: Praktyczny. Po jego ukończeniu słuchacze, którzy osiągnęli dobre wyniki w nauce, otrzymywali tytuł „uczonego mistrza" i przestawali należeć do klasy opodatkowanej, czyli nie podlegali już służbie wojskowej i karom cielesnym; absolwenci ze średnimi wynikami otrzymywali tytuł „mistrza", ale nie poprawiali swojego statusu społecznego. Ciekawe, że kraj widocznie bardzo potrzebował geometrów - znaczne połacie ziemi znajdującej się w rękach prywatnych oraz możliwości jej kupna i sprzedaży powodowały popyt na odpowiednich specjalistów. Tak więc oprócz szkół średnich i wczesnego stołecznego Instytutu Leśnictwa i Miernictwa w Moskwie otwarto również, w 1835 roku, Instytut Miernictwa imienia Konstantego (na cześć zmarłego wielkiego księcia Konstantego, brata Mikołaja I); powstał on ze szkoły mierniczej, istniejącej od czasów Katarzyny II, od 1779 roku. Ciekawe jest także to, że w państwie będącym mocarstwem pod względem areału terenów leśnych i ziemi uprawnej aż do połowy XIX wieku nie było odpowiednich uczelni, jeśli nie liczyć stołecznego Instytutu Leśnictwa i Charkowskiego Instytutu Agronomicznego (który powstał 219 w 1816 roku). Dopiero w 1865 założono w Moskwie Akademię Rolnictwa i Leśnictwa, bardzo demokratyczną, która szybko stała się siedliskiem buntów studenckich i konspiracyjnych kółek. Właśnie w tej akademii studiował Iwan Iwanow, którego zabił Siergiej Nieczajew, obawiając się, że zdradzi on sprawę rewolucji - historia ta stała się kanwą powieści Dostojewskiego Biesy. Cieszy fakt, że wyższe szkoły rolnicze zaczęto otwierać na prowincji. Już w 1836 roku, z inicjatywy ministra finansów hrabiego Jegora Kan-krina, w miasteczku Góry-Górki (pod Orszą) założono szkołę rolniczą, której wyższy oddział przekształcono w Góro-Górecki Instytut Rolniczy. Istnieje on do tej pory, pod nazwą Białoruskiej Akademii Rolniczej. W 1869 roku zaś w guberni lubelskiej otwarto Nowoaleksandrowski Instytut Rolnictwa i Leśnictwa. Zauważalna jest „zachodnia" orientacja w programie tych uczelni — być może tłumaczy się to wpływem polskiej kultury rolniczej. Przez niemal cały wiek XIX w Rosji nie istniały uczelnie weterynaryjne, jeśli nie liczyć wydziału weterynaryjnego otwartego w 1808 roku przy Petersburskiej Akademii Medyczno-Chirurgicznej; dopiero w 1873 wiele szkół weterynaryjnych przekształcono w instytuty: w Dorpacie, Charkowie, Kazaniu, w 1889 roku zaś - w Warszawie. Dziwi też to, że przy dość intensywnym budownictwie w Rosji prawie nie było szkół budowlanych. W połowie XIX wieku działała szkoła budowlana w Petersburgu (otwarta w 1873 roku) i szkoła architektury w Moskwie. Pierwsza z nich dopiero w 1882 została podniesiona do rangi Instytutu Inżynieryjnego, drugą zaś w 1866 roku włączono do Moskiewskiej Szkoły Malarstwa i Rzeźby, istniejącej od 1843 roku, tworząc Szkołę Malarstwa, Rzeźby i Architektury. Uzyskała ona status wyższej uczelni i stała się sławna na początku XX wieku. Rozwój techniki spowodował w drugiej połowie stulecia powstawanie wielu odpowiednich uczelni. Założono Instytuty Technologiczne w Charkowie (1885) i Tomsku (1896), Politechniki w Rydze (1896), w Kijowie (1898), w Warszawie (1896), Wyższą Szkołę Górniczą w Jekatierino-sławiu (obecnym Dniepropietrowsku; 1899). W związku z rozwojem telegrafu i w ogóle elektrotechniki w 1886 roku otwarto w Petersburgu szkołę należącą do resortu pocztowo-telegraficznego, w 1891 przekształconą w Instytut Elektrotechniczny. W dziewiętnastowiecznej Rosji stosunkowo dużo natomiast było szkół i wydziałów medycznych, choć lekarzy chronicznie brakowało - w połowie XIX stulecia w całym kraju było ich tylko osiem tysięcy, według spisu z 1897 roku - siedemnaście tysięcy (w ogóle w przedrewolucyjnej 220 Rosji w porównaniu z Europą Zachodnią wyraźnie brakowało ludzi wy- kształconych; we Francji na przykład bardzo trudno było zdobyć odpowiednią pozycję po ukończeniu szkoły wyższej - wśród lekarzy panowała wielka konkurencja, ludzie ze stopniami naukowymi często wykładali w szkole średniej). Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - rosyjscy lekarze nie obawiali się konkurencji, kwitła praktyka prywatna. Wydziały medyczne istniały na wszystkich uniwersytetach rosyjskich — z wyjątkiem Petersburskiego. W stolicy działała Akademia Medyczno--Chirurgiczna, władze uznały zatem, że niecelowe byłoby kształcenie medyków na dwóch uczelniach w jednym mieście. Akademię tę otwarto jeszcze za panowania Pawła I (1799), jednocześnie taką samą założono w Moskwie (obie pierwotnie były szkołami medyczno-chirurgicznymi, utworzonymi jeszcze za panowania Piotra I), ale akademię moskiewską bardzo szybko zamknięto, ponieważ był już wydział medyczny na uniwersytecie; studentów i wykładowców przeniesiono do Petersburga i włączono do akademii stołecznej. Ta ostatnia istnieje do dziś, ale w 1881 roku została przemianowana na Wojskową Akademię Medyczną. Stu-dentów-medyków kształcili najlepsi specjaliści w kraju. Robili to dobrze. Znamienne, że wydziały medyczne i akademia już za panowania Mikołaja I przeszły na pięcioletnie nauczanie, podczas gdy nauka we wszystkich szkołach wyższych trwała wówczas cztery lata. Podobnie jak uczelnie techniczne, pod względem przekroju społecznego studentów wyższe szkoły oraz wydziały medyczne były najbardziej demokratyczne - wstępowali na nie seminarzyści, dzieci mieszczan i kupców. Studenci pochodzący ze szlachty nawet w pierwszej połowie stulecia nie stanowili połowy, a pod koniec wieku ich odsetek obniżył się do piętnastu-dwudziestu procent. Wśród medyków szeroko rozpowszechnione były rozmaite formy spo-łecznikostwa. Szczególnie cenną inicjatywę stanowiło objęcie biedoty bezpłatnym leczeniem, w ostatnim ćwierćwieczu zaś - zorganizowanie opieki medycznej na poziomie ziemstw. Jeżeli wcześniej na wielki powiat przypadał tylko jeden lekarz, to w latach 1880-1890 otwarto w kraju kilkaset szpitali, ośrodków zdrowia, punktów felczerskich i akuszerskich. Rozwijając kształcenie na poziomie podstawowym i średnim, Rosja pilnie potrzebowała nauczycieli. Oczywiście do szkół trafiało wielu absolwentów uniwersytetów, zwłaszcza z wydziałów humanistycznych, ale nauczycieli ciągle brakowało. W Petersburgu od 1804 roku działał wspomniany Instytut Pedagogiczny, który jednak zamknięto w 1859, ponieważ stanowił poniekąd gorszy (bo ze skróconym programem) wariant uniwersytetu - wynikały stąd problemy z naborem kandydatów, którzy woleli iść na uniwersytet. Na początku lat sześćdziesiątych przy wszystkich uniwersytetach zor- 221 ganizowano dwuletnie kursy dla osób z wyższym wykształceniem, ze specjalnym programem pedagogicznym, żeby przygotowywać nauczycieli dla szkół średnich. Chociaż kursy wabiły przyzwoitym stypendium, nie cieszyły się popularnością, toteż w 1865 roku zrezygnowano z tego pomysłu; samym uniwersytetom zalecono, żeby uwzględniły w swych programach zapotrzebowanie kraju na nauczycieli. W latach siedemdziesiątych otwarto kilka instytutów nauczycielskichi całą sieć (około pięćdziesięciu) seminariów nauczycielskich, przygotowujących pedagogów dla szkół podstawowych. Ziemstwa, zainteresowane pozyskaniem kadr nauczycielskich dla swych licznych szkół, organizowały kursy krótkoterminowe. Dziewiętnastowieczna Rosja cierpiała również na niedostatek wykształconych oficerów. Być może przegrana z Anglią i Francją w wojnie krymskiej spowodowana była, poza innymi przyczynami, także tym, że tylko jedna trzecia ówczesnych oficerów miała wojskowe wykształcenie, choćby na poziomie szkoły średniej. Jeszcze gorzej przedstawiało się kształcenie oficerów na poziomie wyższym. W pierwszej połowie stulecia tworzono klasy oficerskie przy szkołach wojskowych średniego szczebla: przy Szkole Inżynieryjnej i Artyleryjskiej, przy Pułku Szlacheckim; w 1852 roku takie same klasy powstały przy stołecznych kor- pusach kadetów. Te oficerskie klasy, z reguły dwuletnie, stanowiły dość odległą analogię instytutów nauczycielskich - oferowały „prawie", czyli niepełne wyższe wykształcenie. W pierwszej połowie XIX wieku jedyną uczelnią wojskową z prawdziwego zdarzenia była utworzona w 1830 roku ze Szkoły Dowódców Kolumn - Akademia Sztabu Generalnego. W 1855 z Głównej Szkoły Inżynieryjnej (1819) i Szkoły Artyleryjskiej (1820) powstały w stolicy Akademia Inżynieryjna i Akademia Artyleryjska. Sytuacja we flocie przedstawiała się podobnie. W 1830 roku przy Morskim Korpusie Kadetów w Petersburgu otwarto klasy oficerskie, w 1862 przekształcono je w Akademicki Kurs Nauk Morskich, w 1877 zaś — w Akademię Morską. W 1867 roku w Petersburgu założono Akademię Wojskowo-Praw-niczą. * Powróćmy jednak do wczesnego okresu panowania Aleksandra I i do uniwersytetów, ponieważ właśnie te placówki stanowiły jądro działalności studenckiej i profesorskiej. Można się było cieszyć, że jest sześć 222 uniwersytetów zamiast jednego, że powstało kilka szkół na poziomie prawie uniwersytetów, czyli liceów, że przybyli znani uczeni europejscy, że szybko zaczęła się tworzyć młoda kadra rodzimych profesorów, że wojna 1812 roku i klęska Napoleona spowodowała wielkie ożywienie społeczne i nauczanie stało się znacznie swobodniejsze niż w poprzednich dekadach. Ale po krótkich okresach liberalizmu w Rosji zazwyczaj szybko następują znacznie dłuższe okresy reakcji i zastoju. Jeszcze przed rokiem 1812 został odsunięty od spraw państwowych liberał hrabia Michaił Spieranski, wówczas prawa ręka cara, szybko natomiast zaczął awansować hrabia Aleksiej Arakczejew, a wraz ze wzrostem jego wpływu narastała też fala konserwatyzmu, w sferze nauki i edukacji zaś - prawdziwego obskurantyzmu. Ogólnoeuropejskie ożywienie społeczne po wojnach napoleońskich, prowadzące do zrywów rewolucyjnych, do ruchu narodowowyzwoleńczego, wywołało reakcję zwrotną Świętego Przymierza monarchów. W Rosji wyraziło się to wzmocnieniem cenzury i ustanowieniem despotycznej kontroli nad placówkami oświatowymi, zwłaszcza nad uniwersytetami. Formuła księżnej Tugoucłiowej: „W odszczepieństwach i bezbożnej bucie ćwiczą profesorowie", odzwierciedlała głęboko zakorzeniony w wyższych kręgach władzy biurokratycznej pogląd o szkodliwości świeckiego wykształcenia. U Gribojedowa na balu u Fa- musowa kobiety tłumaczą „szaleństwo' Czackiego upojeniem alkoholowym („Szampana szklankami ciągnął"), natomiast sam gospodarz nie uważa za naganne tego, że „człowiek przebierze czasem miarkę wina", problem tkwi w czymś innym: „Oświata - oto trąd, uczoność -to przyczyna". Nastąpiły więc zmiany programów nauczania, poczynając od szkół elementarnych i gimnazjów, a kończąc na uniwersytetach. Powołane z woli cara Ministerstwo Spraw Duchowych i Oświecenia Publicznego (1817), podległe księciu Aleksandrowi Golicynowi, zaczęło systematycznie kontrolować uniwersytety. Pierwszy ofiarą takiej kontroli padł Uniwersytet Kazański. Jej przeprowadzenie zlecono symbirskiemu gubernatorowi Michaiłowi Magnickiemu. Znając nastawienie cara i Go-licyna, Magnicki całkowicie się rozzuchwalił. Uznał, że profesorowie nie tylko głoszą „bezbożność", ale nadto wpajają „nieszczęsnej młodzieży" nienawiść do legalnych władz. Rewizor po prostu zaproponował zamknięcie Uniwersytetu Kazańskiego! Chwała Bogu, władze się na to nie zgodziły. Magnicki został jednak kuratorem kazańskiego okręgu szkolnego i przez kilka lat gnębił profesorów i studentów inspekcjami i żądaniami, by wszystkie przedmioty wykładano zgodnie z religią chrześcijańską, w zgodzie z Pismem Świętym, oczywiście wedle rozumienia kuratora. Idąc za przykładem Magnickiego, kurator okręgu petersburskiego Dmitrij Runicz w 1821 roku zaczął lustrację uniwersytetu stołecznego (nie zapominajmy, że działał on tylko dwa lata!). W rezultacie, po sprawdzeniu konspektów studenckich, wykładów profesorów oraz ich publikacji, z uniwersytetu usunięto znakomitych wykładowców, w tym estetyka i filozofa Aleksandra Galicza, wykładającego również w liceum w Carskim Siole, historyka Ernsta Raupacha, geografa i statystyka Konstantina Arsienjewa. Już wcześniej zwolniono prawnika i politologa Aleksandra Kunicyna, który cieszył się uznaniem nie tylko na uniwersytecie, lecz również w liceum w Carskim Siole. Wszystkich ich oskarżano o grzechy ideologiczne, o to, że nie opierają się w swych wykładach na doktrynie prawosławnej. Rektor Uniwersytetu Petersburskiego, wybitny prawnik Michaił Baługjański, nie mogąc znieść tej naukowo-dydaktycznej arakczejewszczyzny, podał się do dymisji; otwarcie odmówił współpracy z Runiczem i przyjęcia instrukcji Magnickiego, którą władze chciały zastosować na Uniwersytecie Petersburskim. Druzgocące kontrole przeprowadzono także na Uniwersytecie Charkowskim oraz w liceum w Nieżynie. W 1824 roku na uniwersytetach rozpowszechniono zasady dla studentów, ułożone przez Magnickiego; obejmowały one między innymi zakaz czytania książek „sprzecznych" z chrześcijaństwem i istniejącym systemem rządów europejskich, szczególnie rosyjskim; bywać w teatrach i miejscach rozrywek można było jedynie po uzyskaniu pisemnej zgody władz uczelni; podobnego pozwolenia wymagała wycieczka za miasto, nawet jeśli student wyruszał na peryferie, żeby kompletować zielnik. Mikołajowska reakcja po powstaniu dekabrystów naturalnie dotknęła również uniwersytety. Nowy minister Siergiej Uwarow wszędzie wdrażał swoją troistą formułę „Prawosławie, samowładztwo, ludowość", popierał tworzenie nowego statutu uniwersyteckiego (1835), który zwiększał uprawnienia kuratora okręgu szkolnego, kontrolującego uniwersytet; rektor i dziekan pozostawali jeszcze wybieralni (kadencję wydłużono jednak do czterech lat), ale inspektor, czyli -jak byśmy dziś powiedzieli - prorektor, był już wyznaczany przez kuratora, i to spoza pracowników uniwersytetu. W niedawno powstałym Uniwersytecie Kijowskim zaś — który miał być przeciwwagą dla buntowniczego Uniwersytetu Wileńskiego, ale nie uniknął niebezpiecznych „polskich" wpływów — wybieralność rektora została zredukowana niemal do zera: uniwersytet zobowiązany był przedstawić dwóch kandydatów, a minister wybierał i mianował jednego z nich; minister mógł też, pomijając radę 224 uniwersytecką, mianować swoich profesorów. Pod koniec panowania Mikołaja I uniwersytety w Charkowie i Kijowie przestały podlegać kuratorom okręgów szkolnych i i kontrolę nad nimi przekazano gene-rałom-gubernatorom - car bardziej ufał wojskowym niż cywilom... Nowy statut z 1835 roku, w stylu Mikołaja I, wprowadzał ścisłe przepisy dla studentów: obowiązkowe noszenie munduru, salutowanie wojskowym przełożonym, strzyżenie włosów na określoną modłę, wyjazdy zagraniczne tylko za zgodą ministra i tak dalej. Ale jak to się często zdarza w historii, nawet w najbardziej niesprzyjających warunkach niepospolite jednostki potrafią wyróżniać się z otoczenia. Czasami bywają to tragicznie zapoznani geniusze - tacy jak Nikołaj Łobaczewski, twórca nowej geometrii nieeuklidesowej; choć za Mikołaja I był przez dwadzieścia lat rektorem Uniwersytetu Kazańskiego (1827-1846), nie udało mu się naprawdę ożywić naukowo-dydaktycznej działalności swojej аіта mater ani stworzyć szkoły matematycznej. Znacznie łaskawszy okazał się los dla Uniwersytetu Moskiewskiego. W okresach przewagi sił reakcyjnych dość często ogniska rozwoju kulturalnego pojawiają się na prowincji, w pewnym oddaleniu od najwyższych nadzorców. W pierwszym dziesięcioleciu panowania Mikołaja I Uniwersytet Moskiewski przedstawiał się dość mizernie. Wiemy to z biografii Ler- montowa, Hercena, Bielińskiego. Do 1830 roku kuratorem moskiewskiego okręgu szkolnego był generał brygady Aleksandr Pisariew, typowy „Skałozub". Przede wszystkim interesowało go zaprojektowanie mundurów studenckich na wzór wojskowy, w dziedzinie programów nauczania zaś zdecydowanie walczył o zmniejszenie liczby przedmiotów i o wzmocnienie wychowania w duchu „wiary i moralności". Wykładowcy — mimo swej wiernopoddańczej postawy — skarżyli się na generała w ministerstwie i w roku 1830 zastąpił go książę Siergiej Golicyn, wielmoża z czasów Katarzyny II, który z lekceważeniem potraktował swoje stanowisko i uniwersytet. Przyjaciel Puszkina książę Piotr Wiaziemski, zauważywszy, że na balu u kuratora „nie było nikogo z uniwersytetu", złośliwie wyjaśniał: „Nasi wielmoże sądzą, że uczonych nie można wpuszczać do salonu. Golicyn jest jak koniuszy, zarządza stajnią, ale koni do siebie nie dopuszcza" (Wiaziemskij, IX, 139-140). Wystarczyło, by studenci uczynili kilka kroków w stronę wolności poglądów i twórczości, a już czekały ich okropne konsekwencje. Aleksandr Poleżajew za wolnościowe wiersze został nie tylko relegowany z uniwersytetu, ale wcielony do wojska bez prawa awansu. Nie trzeba dodawać, że kółka studenckie o radykalnym nastawieniu politycznym (trzech braci Kritskich, Nikołaja Sungurowa, Hercena i Ogariewa) bezlitośnie prześladowano, uczestników czekały więzienia i zesłanie. Poza tym na wydziałach humanistycznych było niewielu wybitnych profesorów. Dożywał swych dni stary sceptyk, historyk Michaił Kaczenowski. Dobrą znajomością współczesnej filozofii niemieckiej przyciągał studentów estetyk i badacz literatury Iwan Dawydow, który później coraz mniej się wyróżniał jako uczony i pedagog, za to dzięki serwilizmowi wobec najwyższych władz awansował do godności członka Akademii i został dyrektorem Instytutu Pedagogicznego w Petersburgu. Szybko odszedł do dziennikarstwa Nikołaj Nadieżdin. Młodzi konserwatywni profesorowie, historyk Michaił Pogodin i literaturoznawca Stiepan Szewyriew, początkowo przyciągający studentów swoją twórczą aktywnością i świeżymi ideami, przestali wywierać wpływ, gdyż w mniejszym stopniu oddawali się działalności naukowej (w latach czterdziestych pochłaniało ich wydawanie czasopisma „Moskwitianin"), a pojawili się wybitni konkurenci. W 1835 roku kuratorem moskiewskiego okręgu szkolnego został hrabia Siergiej Stroganow. Był on stosunkowo niezależny od ministra Uwarowa i pałał chęcią uczynienia z Uniwersytetu Moskiewskiego pierwszej uczelni w kraju. Dlatego sam wybierał spośród utalentowanej, uczącej się jeszcze młodzieży potencjalnych wykładowców, znajdował środki na staże zagraniczne młodych ludzi, publikacje prac, nowe etaty. I dosłownie po trzech-czterech latach uniwersytet rozkwitł - katedrę historii powszechnej objął Timofiej Granowski, który niedawno powrócił z długiego stażu zagranicznego; wkrótce dołączył doń jego zdolny uczeń Piotr Kudriawcew; katedrą encyklopedii prawa kierował osobliwy heglista Piotr Riedkin, który miał się potem stać jednym z twórców rosyjskiej pedagogiki i pedagogicznej działalności społecznej. Kilka lat później na uniwersytet trafili przyszły liberalny publicysta, prawnik i historyk Kon-stantin Kawielin oraz przyszły słynny historyk Siergiej Sołowjow. Całe pokolenia studentów z wdzięcznością przywoływały w pamięci ten okres, pozostawiając entuzjastyczne wspomnienia o epoce Granowskiego. Ale rządy hrabiego Straganowa nie trwały długo - skryte i jawne przeciwstawianie się wszechmocnemu wówczas ministrowi Uwarowowi doprowadziło do tego, że kuratora zmuszono, by podał się do dymisji w 1847 roku. Jednakże kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada - w 1849 zdymisjonowano również samego Uwarowa, który na tle mrocznego siedmiolecia po rewolucjach 1848 roku okazał się nazbyt liberalny! Uwarow nie przystał na nową arakczejewszczyznę w stosunku do uniwersytetów (w otoczeniu Mikołaja I noszono się z myślą o ich zamknięciu, ale skończyło się na zmniejszeniu liczby studentów na wszystkich uniwersytetach do trzystu, wyłączono z tego jednak wydziały medyczne — Rosja, jak już wspomniano, bardzo potrzebowała lekarzy, a widocznie ze strony medyków nie 226 spodziewano się ideologicznej nieprawomyślności). Książę Platon Szyrinski-Szachmatow, który zastąpił Uwarowa na stanowisku ministra oświaty, zharmonizował reguły uniwersyteckie z ogólnym duchem czasów mikołajowskich, pogwałcając niektóre punkty statutu z 1835 roku: rektorów obecnie nie wybierano, byli oni mianowani przez ministra, który mógł także usunąć niewygodnego dziekana i wyznaczyć „swojego"; dziekani mieli w duchu Magnickiego uważnie obserwować wykładowców, wychwytywać najdrobniejsze odchylenia od doktryny prawosławnej i od zasad samowładztwa; wykładowcom zakazano wyjazdów zagranicznych, zlikwidowano katedry filozofii, a podstawy filozofii i logiki miał wykładać kapłan-teolog. Fiodor Ustriałow, w latach 1852--1855 student Uniwersytetu Petersburskiego, pisze w swych wspomnieniach: „Zgodnie z nowym programem logika przeobraziła się w teologię [...]. Logikę wykładał ojciec Rajkowski bardzo osobliwie: ani studenci, ani nawet sam profesor nie byli w stanie zrozumieć, o co właściwie chodzi" („Istoriczeskij wiestnik" 1884, nr 7, 114). Również w programach innych przedmiotów wiele zagadnień było zakazanych (na przykład historyk nie mógł napomknąć o wierze i herezjach w Dawnej Rusi). Podwyższenie czesnego ograniczyło dostęp do uniwersytetów młodzieży spoza stanu szlacheckiego; w ogóle zalecano, by przyjmować „głównie szlachtę". Okropne wrażenie wywierali na wszystkich (prawdopodobnie oprócz cara i ministra) kuratorzy centralnych okręgów szkolnych. Petersburskim w latach 1845-1856 zarządzał Michaił Musin-Puszkin. Ten stary rosyjski ród wydał wielu znakomitych uczonych i działaczy kultury: Aleksieja Musina-Puszkina, prezesa Akademii Sztuk Pięknych w ostatniej dekadzie XVIII wieku, historyka i archeografa, wydawcę Słowa o wyprawie Igora; Apołłona Musina-Puszkina, chemika i mineraloga, honorowego członka Akademii Nauk, autora cennych prac o platynie. Ale nasz Michaił Nikołajewicz nie poszedł w ślady przodków, choć stale ocierał się o naukę i wyższe wykształcenie: przez osiemnaście lat był kuratorem kazańskiego okręgu szkolnego, a następnie -już przez dwanaście lat - stołecznego. Niestety, do kierowania działalnością naukową i dydaktyczną wniósł zwyczaje godne bohaterów komedii Mądremu biada. Fiodor Ustriałow scharakteryzował kuratora następująco: „Przywykł on do życia koszarowego i cały ratunek widział w dyscyplinie poprzednich, arakczejewowskich czasów. Starał się stosować dyscyplinę i do nauki, i do profesorów, i do studentów [...]. Ucieleśniał anachroniczny tryb życia, porządek znienawidzonych czasów, których był ostatnim reliktem; wszystko, co przyniosła biurokracja, żołdactwo, pańszczyzna i wielkopań-skość, wyrażało się w nim w całej swej ohydzie" (tamże, nr 6, 598-599). 227 Musin-Puszkin był niezmiernie rad, kiedy w czasie wojny krymskiej wprowadzono szkolenie wojskowe dla studentów. Po mieście krążyła następująca anegdota: kurator obserwował, jak maszerują studenci; wszyscy w szeregu na komendę zrobili krok prawą nogą, tylko jeden nieborak podniósł lewą i kurator gniewnie wrzasnął: „Hej, ty, kto to podniósł obie nogi?!" Mniej więcej taki sam był kurator moskiewski, generał Władimir Nazimow (1849-1855), wyznaczony przez Mikołaja I do kierowania pierwszym rosyjskim uniwersytetem. Nazimow bodaj jeszcze surowiej niż Musin-Puszkin wprowadzał wojskową dyscyplinę. O jego zamiłowaniu do porządku także krążyło wiele anegdot. Podczas lustracji biblioteki uniwersyteckiej kuratora zirytował chaos spowodowany pustymi miejscami na półkach - książki, rzecz jasna, wydawano wedle zamówień studentów i wykładowców, a nie w kolejności, w jakiej stały. Natomiast Nazimow zażądał, aby książki wypożyczać ściśle według kolejności ustawienia i dopiero po zapełnieniu jednej szafy zwróconymi książkami przystępować do następnej. Podobny wybuch irytacji kuratora spowodowało rozstawienie rzeźb Apolla i dziewięciu muz: cztery umieszczono po jednej stronie boga Olimpu, pięć - po drugiej. Asymetria rozeźliła generała - nie chciał słuchać żadnych argumentów na temat nieparzystej liczby muz: „Czy nie można było zamówić dziesiątej?!" Przy coraz większym despotyzmie następował oczywiście upadek moralności uczonej korporacji. Staje się to szczególnie zauważalne, kiedy się porówna historię Małowa z 1831 roku z historią Krylowa z roku 1847 - obie wydarzyły się na Uniwersytecie Moskiewskim. Michaił Małow był profesorem prawa karnego, konserwatywnym i ograniczonym, drażnił studentów ordynarnymi wybrykami, postanowili więc się zbuntować - w odpowiedzi na jego kolejną grubiańską uwagę („Wyrażacie swoje myśli jak konie, nogami") wszyscy słuchacze z okrzykami oburzenia zerwali się z miejsc i wypędzili Małowa z audytorium, rzucając za nim kaloszami. Obawiano się, że car poleci skazać ich na zesłanie lub na służbę wojskową w charakterze zwykłych żołnierzy, ale najwyraźniej i władze uniwersyteckie, i sam Mikołaj I należycie ocenili poziom Małowa, dymisjonując go, a sześciu studentów-prowodyrów, wśród których był młody Hercen, skazano jedynie na kilka dni karceru (ich przyjaciele nieustannie przynosili im wino i frykasy, toteż aresz-tanci całe noce ucztowali, wysypiając się w dzień). Nikita Kryłow był profesorem prawa rzymskiego w najbardziej mrocznym okresie panowania Mikołaja I i jego historia świadczy o innych 228 obyczajach. W odróżnieniu od Małowa, Kryłow był kompetentnym i uta- lentowanym wykładowcą, ale wyróżniał się nie mniejszym grubiań-stwem i nieokrzesaniem, a w dodatku okazał się jeszcze łapownikiem. Wybitni profesorowie uniwersytetu nim pogardzali, ale -jak to często bywa - tolerowali jego wybryki, w końcu jednak miarka się przebrała. Kryłow po pijanemu pokłócił się z żoną, ta opuściła dom i zaczęła opowiadać o łapówkach. Pochodziła ze znanej rodziny Korszów; jej brat Jewgienij redagował gazetę „Moskowskije wiedomosti", ukazującą się pod egidą Uniwersytetu Moskiewskiego, siostra Antonina była żoną profesora Konstantina Kawielina. Grupa najwybitniejszych profesorów - Timofiej Granowski, Piotr Riedkin, Kawielin i solidaryzujący się z nimi Korsz - przedstawiła kuratorowi hrabiemu Stroganowowi ultimatum: albo usunie Krylowa z uniwersytetu, albo oni z niego odchodzą. Stroganow generalnie opowiedział się po ich stronie i już prowadził rozmowy w ministerstwie o przeniesieniu Krylowa do Uniwersytetu Charkowskiego, ale Kryłow znalazł poparcie u ministra Uwarowa, który wkrótce zdołał odwołać samego kuratora i wówczas zwycięzcą okazał się łapownik, pijak i gbur, znakomici profesorowie zaś podali się do dymisji. Uniwersytet stracił wybitnych specjalistów, w dodatku lubianych przez studentów; jedynie dymisja Granowskiego nie została przyjęta - swego czasu wysłano go na staż zagraniczny, a ponieważ nie odpracował jeszcze ustalonego okresu, musiał pozostać na uczelni. Znamienne jest to, że studenci nie zdecydowali się bronić pokrzywdzonych. Śmierć Mikołaja I w 1855 roku położyła kres „ponuremu siedmioleciu" i arakczejewszczyźnie na wyższych uczelniach. Natychmiast zniesiono ograniczenie liczby studentów na uniwersytetach, zaczęto ich przyjmować bez limitów; bez przeszkód mogli wstępować na nie ci, którzy nie kształcili się w gimnazjach, a także osoby z niższych warstw społecznych; poza uniwersytetem studenci mogli ubierać się dowolnie, a w 1861 roku w ogóle zrezygnowano z mundurów; przywrócono zamknięte za Mikołaja katedry filozofii i prawa państwowego. Zaczęto też otwierać nowe - jak za Aleksandra I - uniwersytety: w 1864 roku — Noworosyjski (później nazwany — od miasta — Ode-skim), w 1869 — Warszawski; przez wiele lat nie udawało się utworzyć pierwszego uniwersytetu syberyjskiego - Tomskiego; rozpoczął on działalność dopiero za Aleksandra III, w 1888 roku. Ale w epoce liberalnej również nie obeszło się bez niepowodzeń. Nie wiadomo dlaczego Aleksander wpadł na pomysł, by w przeprowadzeniu reform oświatowych pomagała twarda ręka wojskowych, i latem 1861 roku na ministra oświecenia publicznego (którym dotąd był liberalny Jegor Kowalewski) mianował admirała hrabiego Jewfimija Pu-tiatina, na kuratora petersburskiego okręgu szkolnego zaś - generała Grigorija Philippsona. W swoich dziedzinach militarnych wykazali się oni nieprzeciętnymi uzdolnieniami, ale nie potrafili kierować sferą edukacji. Od razu przystąpili do ustalania surowych przepisów dla studentów: wprowadzono zakaz zebrań, zamknięto biblioteki studenckie i kasy zapomogowe; studentom wydawano matrykuły - nie dzisiejsze indeksy, lecz coś w rodzaju paszportu i przepustki na uniwersytet. Studenci zaczęli się niepokoić jeszcze przed inauguracją roku akademickiego. Do generała Philippsona wysłano delegację z prośbą, by -jako kurator - zechciał przybyć na ogólne zebranie studentów i wyjaśnić liczne niejasności w nowych przepisach. Philippson oświadczył, że nie jest mówcą i na zebranie nie przyjdzie, radził natomiast studentom zająć się nauką, a nie zebraniami. Na uniwersytecie wrzało coraz bardziej, rozpoczęły się zajęcia, a po wykładach codziennie odbywały się wiece i zebrania. Władze zaczęły zamykać audytoria po zajęciach. Studenci, szczególnie niepokojąc się o los swoich ubogich kolegów (zlikwidowano nie tylko kasę zapomogową, ale również publiczne prelekcje i koncerty na rzecz studentów), wyłamali drzwi do auli i urządzili tam wiec. To już bunt! Kurator rozkazał zamknąć uniwersytet na jakiś czas. W poniedziałek 25 września 1861 roku studenci tłumnie zgromadzili się przed gmachem uniwersytetu, domagając się od Philippsona, żeby wyjaśnił, na jak długo przerwano zajęcia. Generał znajdował się w gmachu głównym, ale nie chciał rozmawiać z tłumem, polecił oświadczyć, że go nie ma. Wówczas wielotysięczna rzesza ruszyła do domu kuratora -mieszkał on przy ulicy Kołokolnej, blisko soboru Świętego Włodzimierza. Gdy studenci szli Newskim Prospektem, generał-gubernator i policmajster ściągnęli w pobliże domu kuratora policjantów i żołnierzy. Philippson widocznie zrozumiał, że to już nie żarty, i pomknął z uniwersytetu do domu. Tym razem był spokojny, starał się też uspokoić studentów, zgodził się przyjąć delegację, ale nie w domu, tylko na uczelni. Studenci, nie ufając kuratorowi, zażądali, by natychmiast razem z nimi wrócił na uniwersytet - i pochód z kuratorem na czele znów ruszył Newskim do mostu Pałacowego. Philippson obiecał otworzyć uniwersytet w następnym tygodniu. Studenci się rozeszli. Nocą zaś rozpoczęły się aresztowania! Zatrzymano trzydziestu prowodyrów. Sądzono, że to otrzeźwi studentów. Skutek był odwrotny. W środę 27 września doszło niemal do zbrojnych starć. Do studentów uniwersytetu, zebranych przed zamkniętym gmachem, dołączyło ponadto wielu studentów z innych uczelni. Przyszły rewolucjonista, wówczas pułkownik Akademii Artyleryjskiej, Piotr Ławro w namówił grono oficerów do stawienia się rankiem przed uniwersytetem - może trzeba będzie bronić studentów. Kiedy studenci i oficerowie zaczęli się gromadzić, okazało się, że w gmachu, jak w sztabie, zasiadają generał-gubernator, szef policji, minister, budynek zaś otoczony jest przez żandarmów, policjantów i batalion żołnierzy. Na szczęście do rozlewu krwi nie doszło, konflikty szybko zażegnywali rozumni oficerowie. Naczelnik policji szarpnął za rękę jakiegoś oficera, ten wyciągnął szablę i policjant się wycofał. Innego generał-gubernator rozkazał żołnierzom aresztować i odprowadzić do jakiejś wartowni, ale kiedy się oddalili na kilka kroków, oficer wydał komendę: „W lewo w tył zwrot!", i żołnierze podporządkowali się, zostawiając go w spokoju. Do konfrontacji nie doszło, wszyscy się rozeszli. W październiku minister Putiatin obwieścił w gazetach, że uniwersytet jest przygotowany na otwarcie, a chętni do kontynuowania nauki powinni pocztą przesłać podania do rektora i odebrać matrykuły. W dniu otwarcia uniwersytetu okazało się, że „łamistrajków" było zaledwie kilkudziesięciu, lecz i ci pod wpływem kolegów zaczęli publicznie drzeć matrykuły. Bez nich jednak do uniwersytetu nie wpuszczano - postawiono stróżów! - więc studentów ogarnęło wzburzenie i znowu rozpoczął się wiec. Tych najbardziej zapalczywych, szturmujących drzwi, otoczono potrójnym szeregiem żołnierzy, odprowadzono do Twierdzy Pietropawłow-skiej, część z nich wysłano do Kronsztadu. Ogółem było trzysta osób; przetrzymano je w areszcie kilka tygodni. Następnie pięciu studentów zesłano na Syberię, trzydziestu dwóch relegowano z uczelni. Zajęcia wznowiono dopiero w 1862 roku. Sprawa rozniosła się nie tylko po całym kraju, ale również po świecie. Aleksander zrozumiał swój błąd, w grudniu 1861 roku wymienił Putiatina i Philippsona na liberalnego Aleksandra Gołownina i stosunkowo wówczas liberalnego Iwana Dielanowa. „Wojskowy" eksperyment drogo kosztował Uniwersytet Petersburski. Wielu studentów spotkał zły los, uczelnia zaś straciła kwiat swoich wykładowców - najlepsi z nich w czasie wstrętnych październikowych perturbacji odeszli na znak protestu: prawnicy Konstantin Kawielin, Władimir Spa-sowicz, Nikołaj Utin, literaturoznawca Aleksandr Pypin, historyk Michaił Stasiulewicz (nieco później dołączył do nich Kostomarow). Do dymisji podał się wieloletni rektor (od 1840 roku!) Piotr Pletniew. W 1863 roku został przyjęty nowy statut uniwersytecki, bardzo liberalny. Uniwersytet otrzymał autonomię, najwyższym organem zarządzania stała się Rada, która wybierała kierownictwo i wykładowców, mogła otwierać - lub likwidować - nowe wydziały i kierunki, wysyłać zdolnych absolwentów na naukę za granicę, ostatecznie zatwierdzać stopnie naukowe (za Mikołaja I nawet stopień kandydacki - dzisiejszym jego odpowiednikiem byłby stopień otrzymywany po przedstawieniu dobrej pracy dyplomowej i po jej obronie - był zatwierdzany przez kuratora okręgu szkolnego, a stopień magistra i doktora zatwier- 231 dzał sam minister!). Pomimo protestów zachowano jednak obowiązkowy program nauczania i egzaminy przy przechodzeniu na następny rok. Nie zniesiono też obowiązkowej obecności na zajęciach, choć w rzeczywistości — ze względu na to, że wielu studentów zmuszonych było łączyć naukę z zarabianiem na chleb (korepetycjami, przepisywaniem, korektami i tak dalej), jak również dzięki możliwości zakupu prawie wszystkich wykładów, wydawanych przez przedsiębiorczych studentów w postaci odbitek litograficznych - władze uniwersyteckie patrzyły przez palce na tych, którzy opuszczali zajęcia. Prawdopodobnie obawiając się nowych wieców i nowych grupowych działań studentów, autorzy statutu z 1863 roku włączyli do niego kilka nieprzyjemnych punktów: studenci w świetle prawa musieli występować jako jednostki, obowiązywał zakaz działalności jakichkolwiek korporacji; zakazane były nawet kasa studencka, biblioteka, czytelnia; nie można było wysyłać delegacji lub grupy do rozmów z władzami. Ale były to dopiero zalążki kontrreform, które zaczęły dojrzewać później. W 1866 roku liberalnego ministra oświaty Aleksandra Gołownina zastąpił konserwatywny hrabia Dmitrij Tołstoj, który rozpoczął walkę o ograniczenie autonomii, o podporządkowanie uniwersytetu kuratorowi i ministrowi. Pod koniec panowania Aleksandra II, gdy nastąpiła nowa fala liberalizmu, Tołstoja odsunięto, ale nowy minister, A. Sabu-row, niczego nie zdążył zrobić - po zabójstwie cara w marcu 1881 roku wszystko powróciło. Aleksander III ponownie zaczął mianować konserwatywnych urzędników i wkrótce ministrem został Iwan Dielanow, który idąc w ślady Tołstoja, w 1884 roku przeforsował - pomimo sprzeciwu większości członków Rady Państwa - nowy statut uniwersytecki. Ten statut likwidował autonomię. Rektora, którego kandydaturę wysuwał minister, zatwierdzał sam imperator! Na cztery lata. Na cztery lata mianowano także dziekanów, których proponował kurator, a zatwierdzał minister. Rada Uniwersytecka mogła jedynie wybierać profesorów, lecz i tu konieczna była zgoda ministra. Ten zaś mógł też, pomijając Radę, sam wyznaczać profesorów. Wprowadzono egzaminy państwowe. W myśl statutu komisja powinna składać się wyłącznie z osób niezwiązanych z uniwersytetem - tym samym znoszono autonomię uczelni. Wiedzę i ideologię studentów sprawdzała teraz „obca" - czyli „swoja" dla kuratora i ministra - komisja. W praktyce jednak bardzo trudno było powołać komisję specjalistów spoza uniwersytetu. Postanowiono więc ograniczyć się do mianowania jej postronnego przewodniczącego; zazwyczaj był to profesor z innego uniwersytetu. Podwyższono czesne - w ten sposób chciano ograniczyć napływ do uniwersytetów raznoczyńców, zwłaszcza seminarzystów i Żydów. W latach czterdziestych ustanowiono normy procentowe przy przyjmowaniu Żydów do szkół średnich i wyższych: w strefie osiedlenia (czyli w granicach kijowskiego, odeskiego, warszawskiego, wileńskiego i dor-packiego okręgu szkolnego) oraz w Zachodniej Syberii - 10%, w kazańskim i charkowskim okręgu szkolnym - 5%, w petersburskim i moskiewskim - 3%. Żeby trafić w tę wąską szczelinę, trzeba było świetnie zdać egzamin wstępny. Ale wówczas przyjęci na studia Żydzi wyróżniali się swoimi zdolnościami - bardzo się to nie podobało reakcjonistom, toteż w pewnym okresie w ministerstwie wprowadzono zasadę losowania: studentów wybierano losowo spośród wszystkich żydowskich kandydatów, niezależnie od prezentowanego poziomu, i wówczas wybór był kwestią czystego przypadku. Chwała Bogu, zasada ta obowiązywała niedługo, norma procentowa natomiast znacznie dłużej - dotrwała do początków XX wieku. Po powstaniu styczniowym wprowadzono też normę procentową dla kandydatów-Polaków. Pod koniec stulecia studenci coraz bardziej powszechnie i skutecznie walczyli o zniesienie wszelkich ograniczeń, a także o prawo do zrzeszania się we własnych organizacjach. Ale wszystkie te boje oraz ich rezultaty nie skończyły się wraz z końcem wieku; dopiero rewolucje 1905 roku i lutowa 1917 roku zlikwidowały najważniejsze problemy i zakazy. * Wszystko to, o czym mówiliśmy wcześniej, dotyczyło męskiego wykształcenia. Edukacja kobiet w Rosji to osobny temat. Do połowy XVIII wieku nie było stałych żeńskich placówek oświatowych, chociaż istnieją świadectwa, że księżna Anna Wsiewołodowna już w 1086 roku utworzyła w Kijowie szkołę dla dziewcząt przy klasztorze Świętego Andrzeja. Szlachta zatrudniała dla dziewcząt bony, guwernantki, nauczycieli domowych, w środowisku duchowieństwa również praktykowano kształcenie domowe, najczęściej bez udziału kogokolwiek z zewnątrz, jedynie przy pomocy starszego rodzeństwa lub rodziców. Niższe stany natomiast mogły liczyć wyłącznie na naukę czytania i pisania dla dziewcząt, organizowaną przez klasztory. Ale od połowy XVIII wieku zaczęły powstawać szkoły ludowe, w których nauczano zarówno chłopców, jak i dziewczęta. Za Katarzyny II założono pierwszy Instytut dla Szlachetnie Urodzonych Panien w Petersburgu - Smolny (1764), nazwany tak od klasztoru Smolnego, od którego przejęto część gmachów. Była to placówka całkowicie zamknięta, do której przyjmowano tylko dzieci rodowej szlachty. Bardzo trudno było się do niej dostać, jeśli się nie miało wpływowych rodziców lub krewnych, albo przynajmniej znajomości w stoli- 233 су. „Instytut" nie oznaczał możliwości zdobycia wyższego wykształcenia, poziom wiedzy absolwentek nie sięgał nawet poziomu męskich gimnazjów. Jedynie w zakresie specyficznie żeńskich przedmiotów -języka francuskiego i tańców — panny odbierały poniekąd wyższe wykształcenie. W ХГХ wieku z inicjatywy cesarzowej Marii Fiodorowny, wdowy po Pawle I, w Petersburgu otwarto jeszcze kilka żeńskich instytutów - Katarzyny, Patriotyczny, Pawłowski - do których przyjmowano nie tylko dzieci rodowej szlachty, lecz także córki zwykłych urzędników i oficerów, oraz szkołę dla sierot - Instytut Maryjski. Zaczęto też zakładać instytuty w Moskwie i w dużych miastach gubernialnych. Charakterystyczne jest również tworzenie instytutów i szkół dla panien ze stanu średniego (w Petersburgu pierwsza z nich tak się właśnie nazywała: Szkoła Mieszczańska)1. Po śmierci Marii Fiodorowny (1828) utworzono specjalny IV Oddział kancelarii carskiej, zawiadujący wszystkimi placówkami oświatowymi zmarłej cesarzowej. W dziewiętnastowiecznej Rosji istniało też wiele prywatnych pensji. Zazwyczaj prowadziły je przedsiębiorcze Francuzki. Podobnie jak prywatne szkoły męskie, pensje były zróżnicowane pod względem poziomu, prestiżu, czesnego. W dziele edukacji kobiecej nieoceniona jest rola cesarzowej Marii Alek-sandrowny, żony Aleksandra II. Patronowała nie tylko rosyjskiemu Czerwonemu Krzyżowi, lecz także żeńskim gimnazjom. Sama idea, opracowanie planów jest zasługą znanego pedagoga profesora Nikołaja Wyszniegradskiego, z którego inicjatywy otwarta została w 1880 roku Szkoła Maryj ska w Petersburgu. Na wzór tej pionierskiej placówki zaczęto potem zakładać żeńskie gimnazja w całym kraju. Również z inicjatywy Wyszniegradskiego przy Szkole Maryj skiej utworzono kursy pedagogiczne, przygotowujące nauczycielki dla żeńskich gimnazjów. Idąc za przykładem cesarzowej Marii, ministerstwo oświaty też zaczęło otwierać żeńskie gimnazja. Były one siedmioklasowe, z dodatkową ósmą klasą - pedagogiczną. Pod względem programu w przybliżeniu odpowiadały gimnazjom męskim; nieco skrócono tylko kurs matematyki. Te z uczennic, które ukończyły siedem klas, otrzymywały dyplom nauczycielki szkoły podstawowej, po ośmiu klasach zdobywały tytuł nauczycielki domowej. Podobnie jak męskie, żeńskie progimnazja miały tylko trzy klasy. Pod koniec stulecia w kraju działało ponad sto gimnazjów żeńskich i około dwustu progimnazjów. Kształcenie kobiet na poziomie wyższym napotykało w Rosji niewyobrażalne trudności. Wraz z reformami lat sześćdziesiątych zaczę-234 ła się walka postępowych inteligentów o dopuszczenie kobiet na uni- wersytety. W krótkim okresie liberalizacji pozwolono kobietom uczestniczyć w wykładach na Uniwersytecie Petersburskim i na Akademii Medyczno-Chirurgicznej jako wolnym słuchaczkom. Bardzo wiele kobiet pragnęło bowiem zostać lekarzami. Ale okres ten bardzo szybko minął i kobietom znów zakazano wstępu na uczelnie. Tylko najbardziej energicznym i utalentowanym udawało się przebić przez mur zakazów, ale i tym było potem ciężko w życiu. Znamienna pod tym względem jest biografia Warwary Kaszewarowej. Sierota, żona kupca, który nie pozwalał jej się uczyć, po rozwodzie ukończyła kilka kursów położniczych i uzyskała pozwolenie szefa Ministerstwa Wojny Dmitrija Milutina na naukę w Akademii Medyczno-Chirurgicznej. Ukończyła ją z wyróżnieniem, następnie obroniła pracę doktorską. Ale i tak nie zdołała dostać się do oficjalnej, państwowej służby, zajmowała się leczeniem chłopów. Ponieważ za Aleksandra II wyjazd za granicę był ułatwiony, rosyjska młodzież wyjeżdżała licznie do niemieckich i szwajcarskich miast uniwersyteckich (życie w nich było stosunkowo tanie), a wśród tych młodych ludzi sporą część stanowiły kobiety. W 1873 roku na Uniwersytecie w Zurychu kształciło się 182 studentów z Rosji, w tym 104 kobiety, czyli prawie sześćdziesiąt procent. Pierwsze żeńskie „prawie" wyższe uczelnie w Rosji założono w 1869 roku - były to Kursy Ałarczyńskie w Petersburgu (koło mostu Ałar-czyńskiego, w gmachu V Gimnazjum) i Łubiańskie w Moskwie („prawie" wyższe, gdyż pomimo wysokiego poziomu wykładowców, z powodu kiepskiego przygotowania wielu słuchaczek nie udawało się wyjść poza program męskich gimnazjów). Pierwszą wyższą uczelnią dla kobiet zaś były Wyższe Kursy Żeńskie Profesora W. Gerje w Moskwie (otwarte w 1872 roku), w Kazaniu (1876) i w Kijowie (1878). Nauczanie z dwuletniego szybko wydłużyło się do czteroletniego; na kursach były dwa kierunki, z pewnymi wariantami: historyczno-filologiczny i fizyczno-matematyczny. Oczywiście większość słuchaczek wybierała ten pierwszy. Najważniejszą żeńską uczelnią w Rosji były jednak Kursy Biestużewowskie w Petersburgu (1878), nazwane tak od nazwiska pierwszego dyrektora, znanego historyka hrabiego Konstantina Bie-stużewa-Riumina. Te kursy słynęły zwłaszcza z twórczej atmosfery, demokratycznego ducha, uniwersyteckiego zakresu wiedzy. Przydomek „Biestużanka" był na przełomie XIX i XX wieku niejako dyplomem, świadectwem wyższej inteligencji. Ciekawe, że w latach siedemdziesiątych konserwatywny minister hrabia Dmitrij Tołstoj bardzo przychylnie odniósł się do pomysłu otwarcia w Rosji uczelni dla kobiet. Okazuje się, że liczył on - i słusznie! - na to, iż znacznie zmniejszy się wówczas liczba studentek wyruszających na studia do zrewoltowanej Europy Zachodniej. Ale swobodny wybór profesorów wraz ze stosunkowo swobodnym programem zajęć w rosyjskich szkołach żeńskich drażnił władze i reakcja z czasów Aleksandra III mocno odbiła się na edukacji żeńskiej części społeczeństwa; w 1886 roku wprowadzono zakaz rekrutacji kobiet na wszystkie wyższe uczelnie. Dopiero w 1889 z wielkim trudem udało się wznowić nabór na Kursy Biestużewowskie, a w innych miastach jeszcze później. Niemal zupełnie zlikwidowano też wybieralność - przedtem większą rolę odgrywały rady pedagogiczne i wybieralni dyrektorzy-administratorzy, teraz dyrektora i inspektora mianowało ministerstwo, wykładowców zaś dobierał dyrektor. W tej sytuacji wiele zależało od tego, kto był dyrektorem. W kontekście reform lat sześćdziesiątych w Rosji zaczęło się rozwijać również specjalistyczne kształcenie kobiet: w 1872 roku przy Akademii Medyczno-Chirurgicznej otwarto czteroletnie kursy dla położnych, potem okres nauki wydłużono do pięciu lat, czyli faktycznie był to wydział wysoce kwalifikowanych ginekologów. Ale - znowu za panowania Aleksandra III! - kursy zamknięto. Dopiero w przededniu XX wieku, w 1897 roku, w Petersburgu powstał Żeński Instytut Medyczny. Podział na szkoły żeńskie i męskie przestał obowiązywać dopiero w czasach radzieckich, choć i wówczas zdarzały się zadziwiające potknięcia... Przez cały wiek XIX rosyjska inteligencja z wielkim poświęceniem walczyła o upowszechnienie oświaty w kraju. Zbyt wiele było przeszkód na tej drodze, a przede wszystkim — utrudnień biurokratycznych. W czwartym, dodatkowym tomie Encikłopiediczeskogo slowaria Brockhausa--Jefrona, pod tytułem „Rosja" przytacza się obficie materiały spisu z 1897 roku. Na podstawie tych danych ułożono mapę wykształcenia w poszczególnych regionach Rosji, na którą patrzy się z bólem. Mocno zabarwione (to ponad siedemdziesiąt pięć procent piśmiennych płci obojga) są jedynie Finlandia i kraje nadbałtyckie, w guberni petersburskiej było tylko pięćdziesiąt-sześćdziesiąt procent piśmiennych, w moskiewskiej - czter-dzieści-pięćdziesiąt procent, a w innych regionach jeszcze mniej. Bardzo wymowne są też dane procentowe dotyczące stanów i płci. Przytoczmy pierwsze cztery rzędy tabeli (w procentach): Stan Piśmienni Wykształceni Średnie Wyższe Szlachta Duchowni Mieszczanie Chłopstwo M К 73,2 69,2 77,8 66,5 50,1 31,1 27,4 9,7 M К 29,7 23,9 53,0 11,9 3,1 2,6 0,1 0,1 M К 10,5 0,5 2,0 0,1 0,4 0,02 0,1 0,0 Zwraca uwagę wyższy poziom wykształcenia wśród osób duchownych w porównaniu ze szlachtą (oprócz tych jej przedstawicieli, którzy zdobyli wyższe wykształcenie) oraz niski odsetek piśmiennych chłopów. Zdumiewa to, że niepiśmienna była też jedna czwarta szlachciców i prawie jedna trzecia szlachcianek! Nauka W warunkach autokratycznego ustroju nauce niełatwo się rozwijać. Z jednej strony rząd nie mógł nie być zainteresowany rozwojem przemysłu, gospodarstwa wiejskiego, medycyny, zagospodarowywaniem dzikich ziem na rubieżach imperium, zwłaszcza Syberii i Dalekiego Wschodu, innymi słowy - rozwojem różnych dziedzin wiedzy (matematyki, astronomii, fizyki, chemii, biologii, geografii). Każdy, nawet najbardziej despotyczny kraj rzeczywiście potrzebuje twórczych pracowników. Niemałą rolę odgrywało również obserwowanie szybko rozwijających się krajów Europy Zachodniej, lęk, by nie pozostać za nimi w tyle pod względem naukowo-technicznym i militarnym, a ponadto po prostu chodziło o prestiż („I my nie jesteśmy gorsi!"). Z drugiej strony jednak twórczość naukowa zawsze wiąże się z destrukcją starych pojęć i metod, i to destrukcją daleko idącą - burzenie może się zacząć w obrębie bardzo wąskiej, specjalistycznej dziedziny, a potem się rozszerzać, obejmując zagadnienia ogólnometodologiczne, przestarzałe pojęcia religijne, najbardziej fundamentalne podstawy panującej ideologii; tak też zdarzało się w rzeczywistości. Dlatego twórczość naukowa zawsze znajdowała się w kręgu podejrzeń, pod kontrolą władz, a często dobrowolnych donosicieli - ignorantów i łajdaków. Oprócz 237 tego do intensywnego rozwoju nauki niezbędne są wielkie inwestycje kapitałowe, swobodna i szybka wymiana informacji zarówno wewnątrz kraju, jak i z zagranicznymi kolegami, swobodny dostęp do szkolnictwa wyższego dla wszystkich utalentowanych ludzi, niezależnie od ich pochodzenia społecznego, a wszystko to w Rosji było niesłychanie utrudnione. Dlatego dla XVIII i XIX wieku najbardziej znamienne było pojawienie się genialnych samotników, którzy w swej dziedzinie dokonywali znakomitych odkryć, czasami nawet wyprzedzając poziom nauki w bardziej rozwiniętych krajach Zachodu, ale nie mogli stworzyć wielkich szkół naukowych, masowego ruchu naukowego. Wystarczy przywołać nazwiska Nikołaja Łobaczewskiego, Dmitrija Mendelejewa, Ilji Miecznikowa, Nikołaja Pirogowa, Iwana Pawłowa, żeby stało się jasne, na jakie wyżyny wznosili się rosyjscy uczeni, ale - niestety — zazwyczaj samotnie. Dopiero w drugiej połowie XIX stulecia zaczęły powstawać szkoły naukowe; Iwanowi Pawłowowi udało się wychować następców, uczony był już otoczony uczniami. Ogólnie rzecz biorąc, z powodu społeczno-politycznego skostnienia oraz lęku przed najmniejszymi zmianami status quo rozwój nauki był hamowany na wszystkich poziomach. Nawet wówczas, gdy wydawało- by się, że jest on żywotnie potrzebny właśnie do zachowania równowagi! Kierujący III Oddziałem carskiej kancelarii generał Leontij Dubelt utrwalił w swoich notatkach charakterystyczny fakt. Dowiedziawszy się, że Anglia wprowadza do swej floty silniki parowe z napędem śrubowym, słusznie się wystraszył: „[...] jeżeli ich flota będzie napędzana parą, a nasza pozostanie pod żaglami, to przy pierwszej wojnie nasza flota pójdzie na dno!" Dubelt natychmiast opowiedział o tym szefowi żandarmerii hrabiemu Aleksiejowi Orłowowi, który mógłby włączyć tę informację do swego niemal codziennie wręczanego Mikołajowi I raportu. Dubelt zaczął dowodzić, że zdrowy rozsądek wymaga przebudowy rosyjskiej floty. Jednakże Orłów, podobnie jak większość ludzi z otoczenia Mikołaja I, znając niechęć cara do wszelkich nowinek i bojąc się wystąpić z „projektem", wolał osadzić generała: „[...] ty ze swym zdrowym rozsądkiem jesteś prawdziwym głupcem" („Gołos minuwszego" 1913, nr 3, 142). A przecież jedną z przyczyn klęski Rosji w wojnie krymskiej z Anglią i Francją było właśnie techniczne zacofanie floty. W ogóle zacofanie technicznego wyposażenia armii i floty powinno, zdawałoby się, skłaniać odpowiednie instancje do działania, ale zardzewiała machina państwowa nie była w stanie szybko pracować. Podczas wojny krymskiej Aleksiej Chomiakow, który był nie tylko znanym sło-238 wianofilem, ale również pomysłowym mechanikiem, wynalazł daleko- nośny karabin; jego prototyp przez wiele miesięcy krążył po kancelariach ministerialnych i strzelnicach doświadczalnych, uzyskał nawet pozytywne opinie, lecz do końca wojny nie został skierowany do produkcji; dopiero pod koniec dekady zaczęto produkować udoskonalone karabiny (zdaje się, że nie według pomysłu Chomiakowa). Iwan Zacharin opowiedział w swych wspomnieniach o znajomości, jaką zawarł w końcu lat pięćdziesiątych jako młody oficer w penzańskiej guberni z Piotrem Szan-Girejem, mężem stryjecznej ciotki Lermontowa, według legendy - pierwowzorem Maksyma Maksymycza z Bohatera naszych czasów. Zacharin poinformował Szan-Gireja o otrzymanych właśnie z Tuły karabinach, strzelających celnie na tysiąc dwieście kroków, czym ucieszył weterana wojny kaukaskiej, który martwił się, że w jego czasach, czyli dwadzieścia lat wcześniej, armia rosyjska uzbrojona była tylko w gładkolufowe karabiny, do których kule ładowano od przodu za pomocą specjalnego młotka; z broni tej można było strzelać zaledwie na dwieście-trzysta kroków, Czerkiesi natomiast już wtedy mieli (pewnie od Anglików?) dalekonośne karabiny. Opowieść Szan-Gireja jest nader obrazowa: przed oddział żołnierzy rosyjskich wyskakuje dżygit na koniu, z odległości ponad pięciuset kroków strzela i zabija żołnierza, po czym odwraca konia tyłem do nieprzyjaciół, podnosi się w strzemionach, obnaża tylną część ciała i pochyla się, jakby mówił: strzelajcie, cel jest widoczny; żołnierze strzelają, kule nie dolatują; dopiero kiedy kozacy ruszają cwałem, Czerkies znika... (Zacharin, „Isto-riczeskij wiestnik" 1898, 916). Później niż na Zachodzie zaczęto wyposażać armię w dalekonośne i szybkostrzelne karabiny, później utworzono flotę parową, później zaczęto budować linie kolejowe... Ciekawe, że od samego początku szerokość torów kolejowych w Rosji była większa niż w Europie Zachodniej - legenda głosi, że rząd nie chciał, aby w razie wojny zachodnim przeciwnikom udało się szybko wjechać na nasze terytorium... Czyżby władze myślały o nowym najeździe dwunastu języków1!? Jednakże do dziś nasze koleje różnią się od zachodnich. Szkoda, że z powodu złych kontaktów z Zachodem, braku przez większą część XIX wieku normalnego systemu patentów, a także z przyczyny nieruchawości naszych urzędów wiele odkryć rosyjskich uczonych zostało zapomnianych bądź pominiętych przy określaniu pierwszeństwa. Na początku XIX stulecia Wasilij Pietrow wynalazł łuk elektryczny, nazwany później nie jego nazwiskiem, lecz Volty; w 1832 roku Paweł Szilling pięć lat przed przed słynnym Samuelem Morse'em wynalazł telegraf elektromagnetyczny; Aleksandr Łodygin w 1872 wynalazł węglową lampę żarową, siedem lat przed Edisonem; Aleksandr 239 Popów w 1895 wynalazł radio; włoski inżynier Guglielmo Marconi dopiero po paru miesiącach powtórzył odkrycie, ale dzięki światowej reklamie i intensywnym pracom nad udoskonaleniem aparatury radiowej to właśnie Marconi, a nie Popów, otrzymał w 1909 roku Nagrodę Nobla. Dobrze, że chociaż Mendelejew zdołał zastrzec sobie pierwszeństwo, ubiegając niemieckiego chemika Juliusa Meyera w odkryciu okresowego układu pierwiastków. Jeżeli w Rosji duże trudności napotykały nauki ścisłe i przyrodnicze, to co dopiero mówić o naukach społecznych! Już w latach trzydziestych koła rządowe zaczęły dostrzegać niebezpieczeństwo tkwiące w najnowszych doktrynach filozoficznych. Uchowaj Boże, by fizyk, geolog, biolog tłumaczył pochodzenie wszechświata, Ziemi czy człowieka zgodnie z najnowszymi odkryciami swej dziedziny wiedzy, lekceważąc kosmo-gonię i datowanie oparte na Biblii! Znakomity biolog i lekarz Justyn Diadkowski, profesor Uniwersytetu Moskiewskiego i Akademii Medycz-no-Chirurgicznej, uwielbiany przez studentów, próbował na swoich wykładach głosić nowoczesne poglądy, ale gdy dotarło to do wiadomości kolegów i władz, został oskarżony o propagowanie ateizmu i w 1834 roku usunięty z uniwersytetu. Niejednokrotnie urządzano nagonkę na innego wybitnego profesora Uniwersytetu Moskiewskiego, zoologa Karla Rulje - nie publikowano jego prac, wstecznicy w prasie występowali przeciw jego ewolucjonistycznym ideom. O rozprawie z uniwersytetami w Kazaniu i Petersburgu była mowa w poprzednim rozdziale. 18 grudnia 1843 roku minister oświaty hrabia Siergiej Uwarow zwrócił się do komitetów cenzury z listem, w którym domagał się, aby cenzorzy uważniej przyglądali się „artykułom w pewnych publikacjach 0 treści filozoficznej i historycznej, w których nierzadko w formie abstrakcyjnych spekulacji i przy użyciu języka filozoficznego przedstawia się fałszywe i nieprawomyślne teorie, mogące zwieść wiele umysłów na manowce" (RGIA, t. 777, op. 1, nr 1712, k. 11). Chodzi tu wyraźnie o prace współtowarzyszy Bielińskiego: radykalny artykuł filozoficzny Hercena Dyletantyzm w nauce i omówienie Wasilija Botkina Literału- Rulje — nie publikowano jego prac, wstecznicy w prasie występowali przeciw jego ewolucjonistycznym ideom. O rozprawie z uniwersytetami w Kazaniu i Petersburgu była mowa w poprzednim rozdziale. 18 grudnia 1843 roku minister oświaty hrabia Siergiej Uwarow zwrócił się do komitetów cenzury z listem, w którym domagał się, aby cenzorzy uważniej przyglądali się „artykułom w pewnych publikacjach o treści filozoficznej i historycznej, w których nierzadko w formie abstrakcyjnych spekulacji i przy użyciu języka filozoficznego przedstawia się fałszywe i nieprawomyślne teorie, mogące zwieść wiele umysłów na manowce" (RGIA, t. 777, op. 1, nr 1712, k. 11). Chodzi tu wyraźnie o prace współtowarzyszy Bielińskiego: radykalny artykuł filozoficzny Hercena Dyletantyzm w nauce i omówienie Wasilija Botkina Literatura niemiecka, w którym referował on broszurę Fryderyka Engelsa Schel-ling i objawienie. W 1850 roku na polecenie Mikołaja I zlikwidowano katedry filozofii na wyższych uczelniach, a wykładanie „podstaw" filozofii powierzono duchownym. Jednocześnie nawet krytyczne przedstawianie „obcych" systemów filozoficznych zaczęto traktować jako przestępstwo. Kręgi rządowe były zbulwersowane, kiedy się dowiedziały, że prawosławny i prawomyślnie nastawiony profesor Michniewicz z Liceum Richelieu 240 w Odessie szczegółowo analizował filozoficzne poglądy Schellinga. Mi- kołaj I pochwalił oburzenie „komitetu 2 kwietnia" (był to specjalnie utworzony przez cara komitet, nadzorujący prasę i „oświatę"), wyrażone i zaprotokołowane na posiedzeniu 13 lutego 1851 roku, i wydał następującą „najwyższą" rezolucję: „Bardzo słusznie; same modne bzdury. Ministerstwo Oświecenia Publicznego miało złożyć raport, dlaczego tego rodzaju głupstwa wykłada się w Liceum, kiedy zwalczamy je również na uniwersytetach" (Lemke, 1904, 272). Na to, że Michniewicz „demaskował" filozofię Schellinga z pozycji ortodoksyjnych, nawet nie zwrócono uwagi - najistotniejsze było to, że omawiał „szkodliwą" doktrynę. Poza filozofią zakaz objął także statystykę. Żadna despotyczna władza nie jest zainteresowana obiektywnymi liczbami, ani też obiektywnymi analizami. Zniesiono nauczanie statystyki w gimnazjach, praktycznie w ogóle wstrzymano całą pracę naukową. W połowie lat czterdziestych w departamencie gospodarczym Ministerstwa Spraw Wewnętrznych pod kierownictwem wtedy jeszcze młodego zdolnego administratora Nikołaja Milutina podjęto próbę zebrania i przeanalizowania (przede wszystkim w celu uporządkowania podatków) danych dotyczących nieruchomości w Petersburgu. Milutin wciągnął do tej pracy również młodego wówczas statystyka Konstanti-na Wiesiełowskiego, powierzając mu opracowanie materiałów staty- stycznych. Ten z entuzjazmem zabrał się do roboty, zwracając szczególną uwagę na ceny mieszkań, a także na warunki mieszkaniowe i bytowe robotników petersburskich, wygłosił w Towarzystwie Geograficznym (12 listopada 1847 roku) odczyt, który spotkał się z uznaniem. Andriej Krajewski od razu poprosił o tekst i opublikował część odczytu w „Otieczestwiennych zapiskach" (1848, nr 3). I wtedy się zaczęło. Niejawny komitet, utworzony przez Mikołaja I w lutym 1848 roku (zaraz po wybuchu rewolucji francuskiej), a następnie kontynuujący jego działalność „komitet 2 kwietnia" uważnie studiował świeże numery czasopism w poszukiwaniu buntu i natrafił właśnie na artykuł Wiesiełowskiego o mieszkaniach robotników petersburskich, odmalowujący przedmiot badań oczywiście w niezbyt różowych barwach. Komitet, przygotowując wiernopoddańczy raport dla cara, włączył do niego również informację o artykule Wiesiełowskiego -jako szkodliwym dla bezpieczeństwa publicznego. Autor niedługo przedtem został naczelnikiem wydziału statystycznego w departamencie gospodarstwa wiejskiego - wzmianka w raporcie złamałaby jego karierę urzędniczą, pewnie skazano by go na zesłanie... Wiesiełowskiego cudem uratował Michaił Sałtykow - w tym samym numerze „Otieczestwiennych zapisek" członkowie komitetu nieoczekiwanie odkryli jego opowiadanie Zagmatwana sprawa, otwarcie wykładające idee socjali- 241 zmu utopijnego i krytykujące, w formie baśni, społeczno-polityczny ustrój Rosji. Wiesiełowskiego zastąpił w raporcie Sałtykow i to właśnie on jako zesłaniec pojechał do Wiatki. Wiesiełowski zaś tak był wstrząśnięty i przestraszony, że na zawsze porzucił statystykę społeczną, zajął się meteorologią jako dziedziną niezależną od carów i osiągnął wielkie sukcesy naukowe, został członkiem Akademii Nauk, wielce szacownym i konserwatywnym; nie bez jego aktywnego udziału Dmitrij Mendele-jew przepadł w wyborach do Akademii. Ustawiczne represje i kontrole w pierwszej połowie XIX wieku dotyczyły również innych nauk humanistycznych. Akademik Nikołaj Ustria-łow uchodził za najbardziej oficjalnego, prawie za najukochańszego historyka imperatora, ale i on się potknął. Ten sam groźny „komitet 2 kwietnia" zwrócił uwagę na zdanie w jego podręczniku historii dla szkół średnich: śmierć carewicza Dymitra została nazwana „dziwnym wydarzeniem, dotąd nie do końca wyjaśnionym"; tymczasem z punktu widzenia komitetu i popierającego go w tej sprawie Mikołaja I wszystko już dawno zostało wyjaśnione, cerkiew przyjęła carewicza w poczet świętych. Ustriałow natychmiast poprawił ten fragment... Leontij Dubelt, który dobrze opanował arkana autokratycznej polityki w dziedzinie nauki i oświaty, ukuł wspaniały w swym cynizmie aforyzm: „W naszej Rosji uczeni powinni postępować jak aptekarze, którzy mają do dyspozycji zarówno środki wywierające zbawienny, uzdrawiający wpływ, jak i trucizny - i wydawać uczoność tylko na recepty rządu" („Gołos minuwszego" 1913, nr 3, 133). ^\ tegu Twkiaya. •aptekarzy od siedmiu boleści. Ustriałow nie był jedynym uczonym, który dozował uczoność zgodnie z receptą rządu; do takich zaliczali się również akademik Iwan Dawydow - filozof i filolog; uczony dziennikarz Nikołaj Griecz; urzędowy publicysta Nikołaj Żeriebcow, autor propań-stwowych Szkiców z historii cywilizacji w Rosji (1858), o którym Dobro-lubow wypowie znamienne słowa, całkowicie pasujące do wszystkich uczonych „aptekarzy": „Ci postępują zwykle tak: jeżeli się im przedstawi pięć faktów -jeden przemawiający za ich stanowiskiem, jeden wątpliwy i trzy przemawiające przeciwko nim, to ostatnie trzy odrzucą, wątpliwy przerobią na swoją modłę, a ze szczególną zawziętością będą podkreślać ten jeden, który jest dla nich wygodny" (Dobrolubow, 3,298). Listę „aptekarzy" można by niestety wydłużyć. Oczywiście również w dziedzinie humanistyki zdarzali się utalentowani naukowcy, było ich wielu w XIX wieku, a niekiedy nawet w trudnych warunkach kształtowało się — choćby w wąskich ramach i na krót-242 ki czas — sprzyjające środowisko, które było w stanie wydać całą plejadę uczciwych i samodzielnie myślących badaczy. Tego rodzaju sytuacja powstała na krótko - w okresie od połowy lat trzydziestych do połowy czterdziestych - na Uniwersytecie Moskiewskim. W 1835 roku kuratorem moskiewskiego okręgu szkolnego, a tym samym „gospodarzem" uniwersytetu został znany wielmoża hrabia Siergiej Stroganow. Dzięki swej względnej niezależności od władz w Petersburgu i od ministra Uwarowa (którego nienawidził jako parweniusza), a także dumnemu pragnieniu, by uczynić ze „swego" uniwersytetu najlepszą uczelnię w kraju, Stroganow potrafił wybrać spośród uzdolnionej młodzieży rzeczywiście dobrych wykładowców, zagwarantować im etaty, środki na publikację ich prac oraz na długie staże zagraniczne (wówczas była to swoista aspirantura — przyjeżdżając na niemiecki lub francuski uniwersytet, młody uczony słuchał wykładów czołowych specjalistów, pracował w bibliotekach, pisał pracę doktorską i tak dalej). W ten sposób niemal od razu, w ciągu paru lat, kierownictwo najlepszych katedr humanistycznych objęli znakomici młodzi uczeni i pedagodzy: Timofiej Granowski (historia powszechna), Piotr Riedkin (encyklopedia prawa), Dmitrij Kriukow (piśmiennictwo rzymskie). Oszałamiali oni studentów potokiem nowych idei i faktów, najnowszych zdobyczy nauki europejskiej (oraz dokonań samych wykładowców), zaznajamiali ich z najnowszymi doktrynami metodologicznymi, zwłaszcza z heglizmem. Na Uniwersytecie Moskiewskim ukształtował się twórczy mikroklimat, w którym dojrzewało następne pokolenie rosyjskich uczonych, kończących studia u schyłku lat trzydziestych i na początku czterdziestych: historyk i teoretyk sztuki Piotr Kudriawcew, uczeń i kontynuator Granowskiego; prawnik Konstantin Kawielin, historyk Siergiej Sołowjow i inni. Niestety, sytuacja na uniwersytecie coraz bardziej się pogarszała - konserwatywna grupa profesorów z Pogodinem i Szewyrie-wem na czele nienawidziła Granowskiego i jego otoczenia, zazdrościła mu powodzenia u młodzieży; na Granowskiego sypały się donosy, oskarżające go o bezbożnictwo i brak szacunku dla ustroju monarchicznego. A kiedy grupa liberalnych profesorów (Granowski, Riedkin, Kawielin) w 1847 roku przedstawiła hrabiemu Stroganowowi ultimatum, dotyczące usunięcia z uniwersytetu łapówkarza i zdemoralizowanego dziekana wydziału prawa Krylowa (profesorowie zagrozili, że w przeciwnym wypadku podadzą się do dymisji), to Stroganow się przestraszył, chciał zatuszować sprawę, przez kilka miesięcy zwlekał z podjęciem decyzji; konserwatywna grupa dołożyła jeszcze większych starań i Stroganow, wchodząc w coraz większy konflikt z Uwarowem, stał się osobą niewygodną dla cara i sam musiał podać się do dymisji. Kuratorem został wówczas zastępca Stroganowa, D. Gołochwastow, skrajny reakcjonista, który ział nienawiścią do liberalnych profesorów, więc opowiedział się po 243 stronie Krylowa i z zadowoleniem przyjął prośbę o dymisję; nie przyjęto jedynie dymisji Granowskiego, który musiał odpracować na Uniwersytecie Moskiewskim wcześniejszy staż zagraniczny. Naukowy i moralny klimat na uczelni od razu niesłychanie się pogorszył, reakcja triumfowała. Dymisje wybitnych uczonych nie ustały również w drugiej połowie XIX wieku. W związku ze studenckimi wystąpieniami 1861 roku i z represjami rządu, skierowanymi przeciwko studentom, grupa profesorów Uniwersytetu Petersburskiego (Konstantin Kawielin, Włodzimierz Spasowicz, Aleksandr Pypin, Michaił Stasiulewicz, B. Utin) demonstracyjnie odeszła z uczelni. Większości z nich niezwykle trudno było potem powrócić do pracy. W 1880 roku Uniwersytet Petersburski na zawsze utracił Mende-lejewa. Studenci, jak to im się często zdarzało, zbuntowali się, napisali petycję do ministra oświaty Iwana Dielanowa i poprosili szanowanego profesora o przekazanie petycji ministrowi; Mendelejew się zgodził po złożeniu przez nich obietnicy, że przestaną się burzyć; ale wielmożny Diela-now odmówił przyjęcia listu. Mendelejew niezwłocznie złożył podanie o dymisję; koledzy profesorowie prosili go, by zmienił decyzję, on jednak twardo obstawał przy swoim odejściu. Minister pozostał niewzruszony. Nauką, Akademią Nauk kierowało otoczenie cara, jak również sam imperator - przecież miała ona w nazwie słowo „Cesarska" (nie należy jej mylić z Akademią Rosyjską, założoną z inicjatywy księżnej Jekatie-riny Daszkowej, będącą instytucją o większej swobodzie działania; admirał Aleksandr Szyszków był prezesem tej akademii, a nie Cesarskiej; zajmowała się ona zagadnieniami literatury i języka rosyjskiego; w 1841 roku pozbawiono ją autonomii i włączono, w postaci drugiego wydziału, do Cesarskiej Akademii Nauk). Wielu znakomitym uczonym nie udało się zostać członkami Akademii nie z powodu niedostatecznych osiągnięć naukowych, lecz ze względu na pewne cechy, które nie podobały się wysokiemu kierownictwu. W 1871 roku Aleksander II nie zatwierdził już dokonanego wyboru Aleksandra Pypina - jego reputacja ucierpiała bowiem na skutek pokrewieństwa z katorżnikiem Nikołajem Czernyszewskim (bratem ciotecznym), a także z przyczyny odejścia profesora w roku 1861 z Uniwersytetu Petersburskiego; dopiero po dwudziestu latach, gdy Pypin był już powszechnie znanym uczonym, został w końcu wybrany do Akademii Nauk. W 1880 roku akademicy utrącili kandydaturę Mendelejewa (dziesięć głosów — przeciw, dziewięć - za). Być może zaważyła pewna krnąbrność uczonego, ale bardziej prawdopodobne jest to, że głównym przeciwnikiem był stały sekretarz, akademik Konstantin Wiesiełowski, który nie lubił uniwersyteckich profesorów i wykładowców, walczących o „czystą" naukę. Zamiast Mendelejewa wybrano specjalistę z dziedziny chemii analitycznej, profesora Petersburskiego Instytutu Technologicznego, Fiodora BeHsteina. Natomiast znakomity uczony, członek niemal wszystkich głównych akademii nauk (Paryskiej, Duńskiej, Wiedeńskiej, Krakowskiej, Rzymskiej, Belgijskiej, Pruskiej, Amerykańskiej; Londyńskiego Towarzystwa Królewskiego), nie został akademikiem rosyjskim, choć później Akademia Nauk proponowała mu kandydowanie. W 1893 roku tuż przed wyborami przewodniczący Akademii Nauk wielki książę Konstanty Konstantinowicz (znany poza tym jako poeta K. R.) nie zgodził się na kandydaturę już zaproszonego profesora Uniwersytetu Moskiewskiego Aleksandra Stoletowa, znakomitego fizyka. Zakaz ten wstrząsnął wszystkimi; brat uczonego, bohater bitwy pod Szypką, generał Nikołaj Stoletow zapytał wprost wielkiego księcia, o co tu chodzi; K. R. odpowiedział wymijająco: „Pański brat ma niedobry charakter". Z pewnością przypomniano sobie pełen oburzenia list Stoletowa z 1880 roku o utrąceniu Mendelejewa (Stoletow zbierał pod listem podpisy kolegów) i negatywną opinię o dysertacji magisterskiej księcia Borisa Golicyna, protegowanego kół dworskich (Golicyn na szczęście okazał się potem przyzwoitym uczonym). Stoletow, podobnie jak Mendelejew, na zawsze został odsunięty od Akademii. W Rosji pojawiały się również takie twórcze osobowości, które dla zasady rezygnowały i z uniwersytetów, i z kariery akademickiej, przedkładając nad nie życie prywatne. Najbardziej wymowny przykład to Władimir Szuchów, którego można nazwać rosyjskim Edisonem. To on wynalazł ażurowe wieże metalowe, których zbudowano niemal dwieście: latarnie morskie, wieże ciśnień, maszty radiowe (wielu widziało taką wieżę na Szabałowce w Moskwie), kotły opłomkowe, zbudował pierwszy nafto-ciąg, zastosował proces krakowania w przemyśle petrochemicznym, zbudował scenę obrotową dla MChAT-u, wyprostował środkowoazjatycką „wieżę pizańską" - pochylony minaret w medresie Uługbeka w Samar-kandzie... Długo można wymieniać wynalazki i prace Szuchowa. Niektórzy wybitni uczeni rosyjscy z powodu trudności czynionych przez władze musieli wyjeżdżać za granicę. Ilja Mieczników, doświadczywszy wielu przykrości i kłopotów, przeprowadził się do Paryża i kontynuował swoje odkrycia w Instytucie Pasteura; stał się potem światowej sławy biologiem. Sofia Kowalewska, która nie mogła zdobyć wyższego wykształcenia matematycznego w Rosji, studiowała i obroniła dysertację w Heidelbergu, potem zaś została profesorem Uniwersytetu Sztokholmskiego. Dobrze chociaż, że i Mieczników, i Kowalewska stali się członkami korespondentami Petersburskiej Akademii Nauk, a Mieczników pod koniec życia został nawet członkiem honorowym. Najstraszniejszym zjawiskiem w dziejach nauki rosyjskiej były represje polityczne. Młodzi, zdolni uczeni trafiali do kółek i nielegalnych organizacji, a następnie szli na katorgę, byli wcielani do wojska jako szeregowi żołnierze, niektórzy nawet kończyli na szubienicy. Trudno dziś ustalić, ilu dekabrystów i pietraszewców uczestniczyłoby w życiu naukowym kraju, gdyby ich nie zesłano na wiele lat na Syberię, ale znając ich działalność naukową przed aresztowaniem i późniejsze próby zajmowania się nauką w najbardziej niesprzyjających warunkach katorgi i zesłania, można stanowczo twierdzić, że w grę wchodzą dziesiątki talentów. Niektórzy z nich nawet w więzieniu potrafili twórczo pracować. Na przykład pietraszewiec R. Czernoswitow, przebywając w Twierdzy Keksholmskiej, przygotował projekt sztucznej nogi dla inwalidów; być może tam również opracowywał projekt sterowca o napędzie parowym; po wyjściu na wolność opublikował artykuł O powietrznych lokomotywach („Morskoj sbornik" 1857, nr 7). A narodowolec Nikołaj Kibalczic, wynalazca i wytwórca śmiercionośnych bomb (jedna z nich wyprawiła na tamten świat Aleksandra II), przed egzekucją pracował w więzieniu nad projektem rakiety. Czy Nikołaj Danilewski, pietraszewiec, który uniknął kary, znany ze swego społeczno-filozoficznego traktatu Rosja i Europa (1869) i wy- różniających się studiów w dziedzinie zoologii i botaniki (najważniejsze jego osiągnięcie to wynalezienie sposobu walki z filokserą, szkodnikiem winorośli), mógłby dokonać tego wszystkiego w więzieniu i na katordze? To samo pytanie można odnieść do innego uwolnionego pietraszewca, później słynnego podróżnika Piotra Siemionowa-Tienszańskiego. Wydawałoby się, że przytoczone przykłady dowodzą, iż historia nauki rosyjskiej była bardzo smutna. Jednakże w wielkim kraju i w nader zróżnicowanych warunkach ogólna niesprzyjająca sytuacja jedynie pogarsza rozwój nauki, ale go nie niweczy. Wszędzie znajdą się talenty, które w takich okolicznościach potrafią osiągnąć wyjątkowe rezultaty. Być może właśnie niesprzyjające warunki zmuszają utalentowanych ludzi do skupienia się na intensywnej i twórczej pracy, podczas gdy cieplarniana atmosfera rozpieszcza i osłabia ducha i duszę. Tak czy inaczej, Rosja XIX wieku dała światu wielu uczonych, którzy wsławili siebie i ojczyznę wybitnymi odkryciami. * Pośród uczonych rosyjskich XIX wieku, którzy dokonali wiekopomnych odkryć na skalę światową, szczególnie wyróżniają się dwie posta-246 cie: Nikołaja Łobaczewskiego i Dmitrija Mendelejewa. Odkrycie Łobaczewskiego na pozór sprawia wrażenie alogicznego i nierealnego. Wbrew słynnemu postulatowi Euklidesa, niewzruszenie utrzymującemu się od dwóch tysięcy dwustu lat, głoszącemu, że na jednej płaszczyźnie w stosunku do linii prostej przez punkt, leżący poza tą prostą, można przeprowadzić tylko jedną prostą równoległą, Łobaczewski obwieścił, że można przeprowadzić dowolną liczbę prostych równoległych. Do tego paradoksalnego wniosku uczony doszedł właśnie za pomocą logiki i obliczeń matematycznych. Z początku postanowił udowodnić słuszność postulatu Euklidesa i nie znajdując sposobów jego potwierdzenia, postanowił za punkt wyjścia obrać „absurd", czyli wysunąć hipotezę przeciwstawną: można przeprowadzić wiele równoległych, i starał się udowodnić jej niedorzeczność. Niezależnie jednak od metod i definicji analiza nie prowadziła do absurdu, przeciwnie, wyłaniał się nowy, niesprzeczny wniosek o wielu równoległych. W ten sposób Łobaczewski doszedł do odkrycia nowej - nieeuklidesowej - geometrii. Była ona niezwykła - nie dawało się jej pojąć „zdrowym rozsądkiem"; na przykład suma kątów trójkąta wynosiła w niej mniej niż sto osiemdziesiąt stopni. Prawie sto lat przed odkryciem zdumiewająco niewytłumaczalnych dla „zdrowego rozsądku" zjawisk atomowego mikroświata Łobaczewski stworzył naukowy obraz niemiesz-czący się w ramach zwykłej logiki. Ale to właśnie stwarzało ogromne trudności przy realizacji wybitnego odkrycia. W 1826 roku, będąc młodym profesorem Uniwersytetu Kazańskiego (wkrótce zostanie jego rektorem), Łobaczewski opowiedział o swym odkryciu na posiedzeniu wydziału matematyczno-fizycznego, lecz koledzy zupełnie nie zrozumieli jego genialnej perspektywy. Ogłoszenie nowej teorii drukiem przyniosło jedynie krytykę. W gronie krytyków, którzy nie zrozumieli Łobaczewskiego, znalazł się również wybitny rosyjski uczony, akademik Michaił Ostrogradski, autor wielu cennych prac z dziedziny analizy matematycznej, fizyki i astronomii. Jak się wydaje, za życia Łobaczewskiego tylko słynny Karl Gauss zrozumiał znaczenie jego odkrycia, przejawił inicjatywę wybrania rosyjskiego matematyka na członka korespondenta swego macierzystego Getyńskiego Towarzystwa Matematycznego, ale publicznie nie wystąpił w obronie odkrycia - być może nie bez podstaw sądził, że nikt nie zrozumie! Dopiero w drugiej połowie XIX stulecia odkrycie Łobaczewskiego zostało zaaprobowane przez świat matematyczny, stało się fundamentem geometrii XX wieku, bez niego nie mogłaby istnieć także fizyka współczesna - zarówno w sferze astronomii, jak i w mikroswiecie - zwłaszcza w zastosowaniach teorii względności. Matematyków na miarę Łobaczewskiego więcej w Rosji nie było, choć 247 w XIX stuleciu nie brakowało w niej wybitnych uczonych na skalę światową. Być może rozwojowi matematyki sprzyjało to, że wystarczały tu skromne środki - pióro i papier (nie potrzeba było wielkich pieniędzy na instrumenty i przybory). Tylko matematyka stosowana (mechanika) wymagała pewnych nakładów. W czasach Łobaczewskiego wyróżniało się dwóch petersburskich akademików — wspomniany już Ostrogradski oraz Wiktor Buniakowski, który wsławił się pracami z teorii prawdopodobieństwa, teorii liczb i statystyki demograficznej (dopóki statystyki nie objął zakaz Mikołaja I). W drugiej połowie ХГХ wieku zaś Rosja wydała całą plejadę znakomitych matematyków. Na pierwszym miejscu należy wymienić Pafnutija Czebyszewa, autora prac dotyczących teorii liczb, teorii prawdopodobieństwa, analizy matematycznej, teorii mechanizmów i maszyn. W uznaniu jego zasług wybrano go nie tylko do Petersburskiej, ale również do Paryskiej Akademii Nauk. Czebyszew stworzył petersburską szkołę matematyczną, jego uczniowie i następcy - akademicy Andriej Marków i Aleksandr Lapunow - rozwijali te same dziedziny i kierunki, a dzięki ważnym odkryciom ich nazwiska trwale zapisały się w nauce (proces Markowa, łańcuch Markowa, teoria Lapunowa), podobnie jak „pomniki" ich nauczyciela: wielomiany Czebyszewa, równoległobok Czebyszewa. ' Wśród gwiazd matematyki mogłaby także zabłysnąć Sofia Kowalewska, ale prawie całe swoje twórcze życie musiała spędzić za granicą -pracę doktorską obroniła w Heidelbergu, profesurę otrzymała nie w rosyjskim, lecz w szwedzkim - Sztokholmskim Uniwersytecie, a nagrody za jej wybitne prace z dziedziny analizy matematycznej, mechaniki, astronomii przyznały jej francuska i szwedzka Akademia Nauk. Dobrze chociaż, że Petersburska Akademia Nauk w 1889 roku wybrała ją - pierwszą kobietę w tej instytucji - na członka korespondenta! Dopiero u schyłku XIX wieku zaczęła się naprawdę formować moskiewska szkoła matematyczna; wielką rolę w jej powstaniu odegrał ojciec Andrieja Biełego, profesor Nikołaj Bugajew, specjalizujący się w teorii liczb i w analizie matematycznej. Badania w dziedzinie fizyki (podobnie jak w dziedzinie chemii) wymagały wprawdzie - w odróżnieniu od matematyki - nakładów materialnych, te jednak w XIX wieku nie były zbyt wielkie. Jedynie w zakresie nauk stosowanych: metalurgii, petrochemii i tym podobnych, konieczne były wielkie i skomplikowane konstrukcje na niemal fabryczną skalę, ale uczeni pracujący w tych dziedzinach z reguły mieli do czynienia z firmami prywatnymi, z prawdziwymi zakładami przemysłowymi, toteż pieniądze na badania się znajdowały. Niektórzy naukow-248 су sami stawali się fabrykantami. Metalurg Piotr Obuchów od 1862 roku uczestniczył w założeniu stalowni w Petersburgu, która została nazwana właśnie Obuchowską (potem do spółki wszedł inny znany fabrykant, Aleksiej Putiłow). Możliwe, że rozwojowi nauk ścisłych i przyrodniczych sprzyjała działalność profesorska niektórych badaczy w akademiach medyczno-chi-rurgicznych oraz w szkołach gospodarstwa wiejskiego, tam gdzie odpowiednie laboratoria były wyposażone lepiej niż w „teoretycznych" z ducha uniwersytetach i w Akademii Nauk. Pierwszy nasz znakomity fizyk z XIX wieku, akademik Wasilij Pietrow, który odkrył łuk elektryczny i elektrolizę, przez długie lata pracował w petersburskiej Akademii Medycz-no-Chirurgicznej. Jego następcy w Akademii Nauk, Boris Jakobi i Emilij Lenz, także w ramach badań akademickich osiągnęli znaczące rezultaty. Boris Jakobi znany jest bardziej jako wynalazca silnika elektrycznego, który - zamontowany na statku - sprawił, że statek z komisją i pasażerami na pokładzie (w sumie czternaście osób) popłynął w górę Newy. Emilij Lenz sformułował prawo określające kierunek przepływu prądu indukcyjnego (tak zwane prawo Lenza) i niezależnie od Anglika Jamesa Joule'a uzasadnił prawo o ilości ciepła wydzielanego przez przewodnik podczas przepływu prądu elektrycznego (prawo Joule'a-Lenza). W drugiej połowie wieku dała o sobie znać moskiewska szkoła fizyków. Jej założyciel, profesor Aleksandr Stoletow, dokonał wielu odkryć w dziedzinie magnetyzmu i zjawisk fotoelektrycznych. Jego uczniowie i kontynuatorzy zaś wyróżnili się zarówno w teorii (najwybitniejszy teoretyk to Nikołaj Umów), jak i w praktyce. W ogóle druga połowa stulecia charakteryzuje się wieloma wybitnymi odkryciami w dziedzinie fizyki, mającymi znaczenie praktyczne. Aleksandr Łodygin, jak już wspominaliśmy, jeszcze przed Edisonem wynalazł „świecę" elektryczną, lampę łukową (1875), którą wykorzystywano do oświetlania ulic (choć nie wytrzymała konkurencji z lampami gazowymi i naftowymi). W 1895 roku petersburski profesor Iwan Popów wynalazł radio, bezprzewodowe przekazywanie sygnałów elektrycznych. Na początku były to proste sygnały alfabetu Morse'a, odbierane w zasięgu paru metrów, potem zasięg stopniowo się zwiększał do setek kilometrów, proste sygnały zaś zostały zastąpione całą gamą ludzkich głosów i muzyką. Odkrycie Popowa stało się jednym z największych osiągnięć kultury ludzkiej. Obok fizyki wyróżniała się - w aspekcie teoretycznym i praktycznym - również astronomia. Korzenie astronomii rosyjskiej sięgają XVIII wieku, wybitnych odkryć Łomonosowa, pierwszym znaczącym astronomem XIX stulecia zaś był słynny Wasilij Struve, członek Akademii, założyciel i pierwszy dyrektor jeszcze słynniejszego obserwatorium w Puł-kowie pod Petersburgiem (założonego w 1839 roku). Struve zasłynął badaniem „gwiazd podwójnych", pomiarami astronomicznymi i geodezyjnymi oraz zapoczątkowaniem rodziny znakomitych astronomów, kontynuujących dzieło przodka po dziś dzień. Jego syn, Otto Struve, też był akademikiem, dyrektorem pułkowskiego obserwatorium (zastąpił ojca na tym stanowisku) i badaczem „gwiazd podwójnych". Również wnuk założyciela astronomicznej dynastii, Ludwig Struve, zajmował się „gwiazdami podwójnymi" i astrometrią (wyznaczył promień Księżyca). Prawnuk Otto, żyjący już w XX wieku, uciekł przed bolszewikami do Ameryki i tam się wyróżnił w dziedzinie odkryć astronomicznych. Dzieło starszych pokoleń rodziny Struve kontynuował akademik Fiodor Bredichin, kierujący po Struvem juniorze pułkowskim obserwatorium. Był to człowiek o wszechstronnych zainteresowaniach - stworzył klasyfikację i teorię form kometowych, teorię strumieni meteorytowych, a w bardziej praktycznej dziedzinie znany jest jako autor prac z zakresu astronomii i spektroskopii. Pierwszym wybitnym chemikiem rosyjskim w XIX wieku był profesor Nikołaj Zinin (od 1858 roku członek Akademii Nauk). Zaczynał na Uniwersytecie Kazańskim, kierowanym przez Łobaczewskiego, tu dokonał swych świetnych odkryć: w 1842 roku otrzymał z nitrobenzenu anilinę, a następnie również inne aromatyczne aminy ze związków nitrowych - tym sam położył podwaliny pod niezwykle ważną w praktyce produkcję barwników syntetycznych. Zinin stworzył szkołę - wystarczy powiedzieć, że jego uczniami byli Aleksandr Butlerów w Kazaniu i Aleksandr Borodin w Petersburgu (od 1847 roku Zinin był profesorem Uniwersytetu Petersburskiego). Aleksandr Butlerów to po Mendelejewie najwybitniejszy chemik rosyjski XIX wieku, a może i wszech czasów. Jeszcze przed Mendelejewem, opierając się na teorii atomów, badał strukturę związków chemicznych, stworzył teorię budowy substancji chemicznych, wyjaśnił zjawisko izomerii, odkryte przez Justusa von Liebiga już w 1823 roku (polegające na tym, że dwa związki, o takim samym składzie atomowym i takiej samej masie molekularnej, różnią się strukturą i dlatego mają różne właściwości). W 1861 roku na zjeździe przyrodników w Niemczech Butlerów wygłosił epokowy odczyt „O chemicznej budowie substancji", który wstrząsnął Europą. Kontynuując dzieło Zinina, wiele uwagi poświęcał uczniom, to jego właśnie uważa się za założyciela kazańskiej szkoły chemicznej. W 1868 roku na wniosek Mendelejewa Rada Uniwersytetu Petersburskiego przyjęła Butlerowa do grona swoich profesorów, a w 1871 został on 250 członkiem Akademii Nauk. W tym samym dziesięcioleciu, na które przypadają osiągnięcia Butlerowa, Mendelejew odkrył prawo okresowe i stworzył swój okresowy układ pierwiastków (1869). To już jest odkrycie wykraczające poza swoją epokę, mające nieporównywalne z niczym znaczenie dla rozwoju chemii. Po raz pierwszy pierwiastki chemiczne nie wyglądają jak oddzielne jednostki lub oddzielne grupy, lecz układają się w ścisły system, wszystkie objęte są precyzyjną tablicą, w której każdy z nich ma swoją z góry wyznaczoną klatkę na przecięciu „okresów" i „grup". Genialność Mendelejewa polegała na tym, że zdołał on uszeregować pierwiastki według ich ciężaru atomowego (w porządku jego wzrastania), ale nie w jednym szeregu, lecz w kilku, przy czym każdy pierwiastek następnego okresu miał właściwości odpowiadające analogicznym cechom pierwiastka z poprzedniego okresu, tak że oprócz poziomych okresów powstawały pionowe kolumny podobnych pierwiastków - grupy. Mendelejew, uwzględniając grupowe podobieństwa, nie układał pierwiastków mechanicznie, jeden za drugim -jeżeli następny według ciężaru atomowego pierwiastek powinien był z racji swych właściwości trafić nie do sąsiedniej klatki, lecz o jedną dalej, pozostawiając jedną pustą, to uczony nie bał się takich pustych klatek, przewidująco zakładał, że pojawią się w nich pierwiastki dotąd jeszcze nieodkryte. Pomię- МЯНв dzy wapniem a tytanem powstała pusta klatka, którą miałby - jak przypuszczał Mendelejew - wypełnić pierwiastek ekabor, powinien on bowiem odznaczać się właściwościami zbliżonymi do boru. W następnym okresie zaś, pomiędzy cynkiem i arsenem, powstały od razu dwie klatki, które Mendelejew wypełnił ekaaluminium i ekakrzemem, znów na podstawie podobieństwa do odpowiednich pierwiastków. Ale uczony nie tylko pozostawił wolne klatki, dodatkowo obliczył w przybliżeniu ciężar atomowy i właściwy brakujących pierwiastków, temperaturę topnienia i wrzenia, właściwości związków tych pierwiastków z tlenem, chlorem i tak dalej. Wszystkie przewidywania Mendelejewa w zadziwiający sposób sprawdziły się w niedługim czasie, już po piętnastu latach odkryto wszystkie trzy pierwiastki: ekaaluminium, odkryte przez Francuza i nazwane galem, ekabor, odkryty przez Szweda i nazwany skandem, oraz eka-krzem, odkryty przez Niemca i nazwany germanem. Ich właściwości okazały się zdumiewająco zbliżone do tych, jakie przewidział Mendelejew. Jeżeli przewidywania sprawdzają się dokładnie, to znaczy, że prawo jest ścisłe i trwałe. Układ Mendelejewa, bez którego dalszy rozwój chemii byłby nie do pomyślenia, dostarczył materiału umożliwiającego prognozy i uściślenia w wielu innych punktach. Zasługa wielkiego uczonego została obecnie upamiętniona swoistą tablicą-klatką w tablicy-ukła- 251 dzie - w 1955 roku odkryto sto pierwszy pierwiastek z szeregu aktynowców, nazwany mendelewem. Okresowy układ pierwiastków posłużył także Mendelejewowi do napisania spójnego i precyzyjnego podręcznika — Podstaw chemii (dwie części, 1869-1871) - który już za jego życia miał osiem wydań i został przełożony na wiele języków. Ale Mendelejew zasłynął nie tylko dzięki układowi okresowemu pierwiastków. Zajmował się również węższymi dziedzinami i problemami chemii, w szczególności przez wiele lat badał rozmaite teoretyczne i praktyczne aspekty roztworów. Jego dysertacja doktorska dotyczyła nie układu okresowego pierwiastków, lecz właśnie roztworów: O związku spirytusu z wodą. Mendelejew długo poszukiwał optymalnego (także dla fizjologii człowieka) stopnia rozcieńczenia spirytusu wodą i ustalił właśnie tę wartość: czterdzieści procent, która jest najczęściej stosowana w rozmaitych typach wódki w Rosji i za granicą. Nasza czterdziesto-procentowa wódka jest więc niejako wynalazkiem Mendelejewa. Uwagę uczonego przyciągało wiele innych praktycznych zagadnień -zajmował się metodami przeróbki ropy naftowej (zaproponował przemysłową metodę destylacji frakcyjnej), wymyślił podziemną gazyfikację węgla, wiele uwagi poświęcał gospodarstwu wiejskiemu (problemowi nawo- zów mineralnych i irygacji ziem nawiedzanych przez susze), badaniom nad górnymi warstwami atmosfery (wynalazł stratostat), wynalezieniu bezdymnego prochu. Interesował się też dziedzinami, zdawałoby się, bardzo odległymi od jego specjalności, na przykład taryfami celnymi. Ostatnich piętnaście lat swego życia - porzuciwszy pracę na uniwersytecie - Mendelejew poświęcił metrologii. W 1892 został kustoszem Składu Wzorcowych Miar i Wag, który po roku z jego inicjatywy przekształcono w Urząd Miar i Wag; Mendelejew kierował nim aż do swej śmierci, wnosząc istotny wkład również do metrologii. Butlerów i Mendelejew, towarzysze w pracy naukowej, stale wspierający się wzajemnie (Mendelejew popierał zaproszenie Butlerowa na Uniwersytet Petersburski, Butlerów zaś wysunął kandydaturę Men-delejewa w wyborach do Akademii Nauk), okazali się nieprzejednanymi przeciwnikami w sferze ideologicznej, mającej też bezpośredni związek z nauką - w postawie wobec spirytyzmu i całej dziedziny zjawisk niewytłumaczalnych z materialistycznego punktu widzenia. W epoce zamętu ideowego, a zwłaszcza w czasach rządów konserwatywnych, kiedy bardzo zawężają się perspektywy rzeczywistego rozwoju społecznego, rosną nadzieje na cud, nasilają się rozmaite nurty mistyczne. W rozdziale Religia i duchowieństwo szczegółowo omówiono mistykę 252 początku XIX wieku. Jednakże wówczas mistycznymi teoriami i „prak- tycznymi" seansami obcowania z duchami pasjonowały się kręgi świeckie, urzędnicy, działacze religijni, ale nie ludzie nauki. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych natomiast mistyczne fascynacje, niczym choroba zakaźna, w ślad za Europą Zachodnią objęły najrozmaitsze warstwy społeczeństwa rosyjskiego, w tym także wybitnych uczonych. Szczególnie wiele dla szerzenia mistyki, a ściśle mówiąc — spirytyzmu, uczynił Butlerów. Występował w prasie (przede wszystkim na łamach „Russkogo wiestnika") z drobiazgowymi opowieściami o seansach słynnych spirytystów w Petersburgu i w Europie Zachodniej, referował tego rodzaju doniesienia w prasie naukowej, opisywał seanse, w których sam uczestniczył w Petersburgu i w Londynie: Zjawiska mediumiczne („Russkij wiestnik" 1875, nr 11), Czwarty wymiar przestrzeni i mediu-mizm (tamże, 1878, nr 2), Empiryzm i dogmatyzm w dziedzinie mediu-mizmu (tamże, 1878, nr 4, 5). Butlerów mówił o występowaniu jeszcze niepoznanych przez naukę zjawisk i wysuwał hipotezę istnienia świata z czwartym wymiarem przestrzennym, w którym przebywają istoty przywoływane do naszego świata przez spirytystów-media, toczył spory z licznymi przeciwnikami, jako argumenty przytaczał wiele paraleli historycznych, kiedy to jedni uczeni odkrywali nowe zjawisko, inni zaś negowali jego istnienie: „[...] w tym samym roku, kiedy Piazzi odkrył pierwszą z małych planet, Hegel, opierając się na zasadach filozoficznych, próbował wykazać a priori niemożliwość istnienia planet pomiędzy Jowiszem a Marsem" (tamże, 1879, nr 4, 792). Rozpowszechnienie się spirytyzmu w Petersburgu, a także przyjazd znanych angielskich mediów (Ншпе'а, braci Pettey, pani Claire) wzbudziły szeroki rezonans i polemikę w prasie. Mendelejew zainteresował się seansami, na niektórych sam był obecny, zaproponował powołanie komisji, która by się zajęła zbadaniem zjawisk mediumicznych, i - stanąwszy na czele tej komisji - przyłapał braci Pettey na oszustwie; do innych spirytystów też odniósł się bardzo sceptycznie, sądząc na przykład, że pani Claire unosi stół do góry za pomocą specjalnych sprężyn. W 1876 roku Mendelejew wygłaszał w pawilonie wystawowym Solane-go Miasteczka w Petersburgu publiczne prelekcje, demaskujące me-diumizm i przyciągające tłumy słuchaczy. Opublikował je następnie, razem z protokołami komisji, w specjalnej pracy: Materiały do przemyśleń o spirytyzmie (Sankt-Pietierburg 1876). Książka ta również wywołała polemikę i sprzeciwy zwolenników spirytyzmu. W całej tej historii należy uwzględnić jeszcze konserwatywne, sceptyczne nastawienie Mendelejewa - kiedy odkryto rad, promieniowanie radu, kiedy zaczęto mówić o możliwości przemienienia jednego pierwiastka w inny, uczony nie uwierzył w te nowinki, sądził, że radu wy- 253 odrębniono tak niewiele, iż doświadczenia nie mogą być czyste. Pisarze rosyjscy z reguły byli przeciwnikami nowej mistyki. Lew Tołstoj, jak wiadomo, napisał na ten temat komedię Płody edukacji (1891). Dostojewski w Dzienniku pisarza (1876) nazwał spirytyzm „najgłupszym błędem, fałszywą nauką i ciemnotą" (Dostojewskij, 22, 130), ale domagał się poważnej analizy zjawiska i jego związków ze współczesnymi nurtami społecznymi. Powróćmy do problemów nauki. Dzięki rozległemu terytorium Rosji, bogactwu świata zwierzęcego i roślinnego, obfitości surowców kopalnych, minerałów i tak dalej w XIX wieku dobrze rozwijały się opisowe nauki przyrodnicze. Rodzimej mineralogii przewodził na początku stulecia Wasilij Siewiergin (członek Akademii Nauk od 1793 roku), twórca obszernych zbiorów minerałów i jeden z założycieli rosyjskiej szkoły mineralogicznej. Siewiergin odkrył paragenezę, czyli łączne występowanie minerałów, spowodowane ich powstaniem w tych samych warunkach, co stwarza możliwość poszukiwania cennych minerałów na podstawie wykrycia ich paragenetycznych sąsiadów. Po sporej przerwie, już w drugiej połowie wieku, na czoło wysunął się inny znakomity mineralog, twórca współczesnej krystalografii, akademik Jewgraf Fiodorów. Nieco młodszy od niego przyszły akademik Władimir Wiernadski oprócz badań czysto mineralogicznych do sfery swoich zainteresowań włączył geologię, radiochemię, zainicjował kompleksowe badanie Ziemi, po czym przeszedł do filozoficznego pogłębienia nauk o Ziemi; obejmując swoją koncepcją również działalność człowieka, ludzki rozum, stworzył (już w XX stuleciu) naukę o noosferze (greckie nous to „rozum, umysł") - człowiek, rozszerzając i doskonaląc swoją twórczość, przekształca biosferę w noosferę. Wiernadski to jeden z najwybitniejszych i najbardziej wszechstronnych umysłów Rosji. Wśród geologów także wyróżniało się kilku uczonych, zajmujących się nie tylko praktycznym aspektem przedmiotu swych badań, ale i jego teoretycznym ujęciem. Zesłaniec Polak (uczestnik powstania styczniowego) Jan Czerski położył spore zasługi w dziedzinie badania Syberii, sporządził pierwszą geologiczną mapę wybrzeża Bajkału i - co najważniejsze - sformułował teorię tektonicznej budowy Azji. Na jego cześć nazwano grzbiet górski w Jakucji. Jednym z założycieli rosyjskiej szkoły geologicznej był akademik Aleksandr Karpiński, teoretyk i praktyk, twórca teorii genezy i struktury skorupy ziemskiej w europejskiej części Rosji. W sferze nauk biologicznych Rosja też ma się czym pochwalić. Światową sławę zyskały odkrycia Karla Baera (dla Niemców jest on Karlem Ernestem, dla Rosjan — Karłem Maksimowiczem) w dziedzinie 254 embriologii - odkrył on komórkę jajową u ssaków. Wychował się w Esto- nii, ukończył uniwersytet w Dorpacie, do czterdziestego roku życia pracował w Niemczech, w 1834 powrócił do Rosji, gdzie został wybrany do Akademii Nauk i stał się jednym z założycieli Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego. Dokonał również wybitnych odkryć w dziedzinie geografii — spośród nich szczególnie wyróżnia się prawo Baera (które głosi, że na podmywanie brzegów rzek, płynących wzdłuż południków, wpływają obroty Ziemi). Drugim wybitnym rosyjskim embriologiem był akademik Aleksandr Kowalewski, jeden z twórców nowej nauki - embriologii porównawczej. Ustalił on ogólne prawidłowości rozwoju organizmów bezkręgowych i kręgowych, czyli wykazał pokrewieństwo całego świata zwierzęcego. Prace Kowalewskiego wysoko ocenił Charles Darwin. Embriologią zajmował się też Ilja Mieczników, ale główne jego zasługi to odkrycia w dziedzinie bakteriologii i mikrobiologii. Mieczników odkrył fagocytozę (1883) - obecność we krwi zwierząt i człowieka szczególnych komórek, fagocytów, zdolnych „pożerać" obce komórki, które trafiły do organizmu, i odgrywających wyjątkowo ważną rolę w obronie organizmu przed chorobami. Brat embriologa Władimir Kowalewski pozostawił zauważalny ślad w nauce o wymarłych zwierzętach i roślinach - paleontologii; stworzył w niej nową gałąź - paleontologię porównawczą. Praktyczną część biologii, naukę o gospodarstwie wiejskim (zdaje się, że nie ma ona swojej nazwy), bardzo pogłębiono w Niemczech (wystarczy wymienić twórcę agrochemii Justusa von Liebiga); w Rosji, prawdopodobnie z powodu prawa pańszczyźnianego, niesprzyjającego naukowemu postępowi w gospodarowaniu, ta sfera rozwijała się w ciągu całego stulecia słabo; wyjątkowa postać schellingianisty Michaiła Pawłowa wywierała wpływ na młode pokolenie raczej w sferze filozofii niż gospodarstwa wiejskiego. Wspaniały smoleński praktyk Aleksander Engelhardt niejednokrotnie uskarżał się w latach siedemdziesiątych, że prace Niemców często nie pasują do warunków rosyjskich, a rzeczowych rosyjskich kompendiów jest mało i dlatego trzeba poruszać się po omacku, metodą prób i błędów, samemu tworząc zarówno teorię, jak i praktykę gospodarowania na roli. Jak gdyby w odpowiedzi na narzekania Engelhardta, w latach osiemdziesiątych pojawiły się fundamentalne prace wybitnych gleboznawców Wasilija Dokuczajewa i Pawła Kostyczewa. Dokuczajew był znakomitym praktykiem (między innymi przeprowadził klasyfikację ziem uprawnych, stworzył naukę o geograficznych strefach glebowych, wypracował metody walki z suszą) i teoretykiem - opracował teorię gleby jako zintegrowanego „ciała" przyrodniczego, łączącego w sobie ziemię, wodę, powietrze ze światem organicznym, z roślinami i zwierzętami, a więc bę- 255 dącego zarazem materią żywą i nieorganiczną; uczony włączył do swego systemu również genetykę, czyli historyczny proces formowania się gleby. Kostyczew z kolei jest twórcą rosyjskiej agrochemii - badał nawozy, urodzajność, wzajemny związek gleby i roślinności, napisał pierwszy podręcznik Gleboznawstwo (części 1-3, 1886-1887). Z gospodarstwem wiejskim ściśle związany był znakomity botanik, profesor Moskiewskiej Akademii Pietrowskiej i Uniwersytetu Moskiewskiego, Klimient Timiriaziew. Główne jego prace dotyczą badania fotosyntezy (tak się określa przemianę światła słonecznego w energię organicznych związków chemicznych przy udziale chlorofilu obecnego w roślinach i niektórych mikroorganizmach). Bez fotosyntezy nie byłoby życia na Ziemi - dzięki niej rośliny pochłaniają dwutlenek węgla i wydzielają tlen, co sprzyja powstawaniu warstwy ozonowej nad planetą, chroniącej nas przed promieniowaniem kosmicznym. Dodajmy, że fotosynteza to jedyny proces biologiczny, który powiększa zasoby wolnej energii i tym samym wraz z całym światem organicznym oddala obawy energetycznych pesymistów, sądzących, że — zgodnie z drugą zasadą termodynamiki, prawem wzrostu entropii - kiedyś nastąpi śmierć cieplna wszechświata. Klasyczna rozprawa Timiriaziewa - Zycie rośliny (1878) - miała mnóstwo wydań. Wśród dyscyplin przyrodniczych na bodaj najwyższym poziomie stała w Rosji medycyna. Koła rządowe zdawały sobie sprawę z jej znaczenia, tym bardziej że kraj często nawiedzały epidemie chorób zakaźnych, zwłaszcza cholery, oraz udręki wojny, tak że lekarze mieli pełne ręce roboty. Rozumienie roli medycyny nie oznaczało jednak, że lekarzy omijało baczne oko stróżów prawomyślności - wybitnego profesora Justyna Diadkowskiego, jak już wspomniano, można było zwolnić z uniwersytetu. Szczytowym osiągnięciem nauk medycznych XIX wieku były prace Nikołaja Pirogowa. Stworzył on podstawy chirurgii polowej, po raz pierwszy zastosował na wojnie narkozę podczas operacji, wynalazł nieruchomy opatrunek gipsowy, był zagorzałym obrońcą eksperymentów praktycznych w chirurgii. Jego atlas Anatomia topograficzna (t. 1-4, 1851-1854) zyskał światowy rozgłos. Nie mniejszy rozgłos zdobyła pedagogiczna działalność Pirogowa; Aleksander II mianował go - nie generała, nie księcia, nie dworaka! - na kuratora odeskiego, a później kijowskiego okręgu szkolnego (jednakże sfery rządowe tolerowały Pirogowa przez zaledwie pięć lat, 1856-1861, a potem zmusiły zbyt liberalnego naczelnika do odejścia ze stanowiska). Olbrzymim powodzeniem cieszyła się publicystyczna i pedagogiczna praca Pirogowa Problemy 256 życia (1856). Obok Pirogowa należy wymienić nieco młodszego od niego profesora Iwana Sieczenowa, twórcę szkoły rosyjskich fizjologów, zajmującego się najrozmaitszymi problemami fizjologii i anatomii. Jego klasyczna praca Odruchy mózgowe (1866) zrobiła wielkie wrażenie w Rosji, bo choć ukazała się w specjalistycznym naukowym czasopiśmie „Miedi-cinskij wiestnik", to jednak stała się znana szerokim kręgom inteligencji; autor szczegółowo wykazywał, że u podstaw zjawisk psychicznych człowieka leżą procesy fizjologiczne. W tych wnioskach zawierała się pewna domieszka myślenia mechanistycznego w duchu wulgarnego materializmu lat sześćdziesiątych; pierwotną wersję tekstu Sieczenow zamierzał wydrukować w „Sowriemienniku", bastionie ówczesnych materialistów, artykuł zaś całkiem otwarcie nosił tytuł: Próba sprowadzenia sposobów powstawania zjawisk psychicznych do podłoża fizjologicznego, ale cenzura się zlękła i zakazała jego publikacji. Jeśli jednak pominąć przesadnie mechanistyczne ujęcie i uwzględnić znakomite odkrycia, jakich Sieczenow w następnych latach dokonał w dziedzinie funkcjonowania centralnego systemu nerwowego człowieka, to jego prace w istocie należą do wielkich osiągnięć nauki. Kontynuował je jeden z najwybitniejszych uczonych rosyjskich, akademik Iwan Pawłów, który zaczynał swoje badania jeszcze w XIX wieku (Nagrodę Nobla przyznano mu w 1904 roku), a kończył już w czasach radzieckich. Teorie Pawłowa, dotyczące odruchów warunkowych, a także wyższych czynności nerwowych człowieka, legły u podstaw współczesnej fizjologii, medycyny, psychologii. Rozległość rosyjskich terytoriów, wśród których znajdowały się prawdziwe „białe plamy", oraz popierane przez najwyższe władze ekspedycje badawcze do nieznanych miejsc na kuli ziemskiej sprzyjały intensywnemu rozwojowi nauk geograficznych i odkryciom geograficznym. Już na samym początku wieku, za Aleksandra I, zorganizowano pierwsze wyprawy dookoła świata. W latach 1803-1806 ekspedycja, kierowana przez admirała Iwana Kruzenszterna, na okrętach „Nadieżda" i „Newa" dokonała wielu odkryć na Oceanie Spokojnym i Północnym Lodowatym; nazwisko admirała zostało uwiecznione w nazwach: Cieśnina Kruzenszterna (w północnej części Wysp Kurylskich) i Przejście Kruzenszterna (w Cieśninie Koreańskiej); natomiast od nazwiska pomocnika Kruzenszterna, kapitana „Newy", Jurija Lisianskiego, wzięła nazwę wyspa na Hawajach i półwysep na Morzu Ochockim. W wyprawie tej uczestniczył młody oficer Otto Kotzebue (syn reakcyjnego pisarza niemieckiego, prawdopodobnie agenta rządu rosyjskiego, zasztyletowanego przez studenta Karla Sanda; wychowywał się 257 w Rosji i został dobrym marynarzem). Później (1815-1818,1823-1826) Kotzebue już sam dowodził wyprawą dookoła świata i odkrył kilka wysp na Oceanie Spokojnym; jego imię nosi zatoka na Alasce. W latach 1819-1821 zorganizowano jeszcze większą ekspedycję, w poszukiwaniu kontynentu przy biegunie południowym. Statki „Wo-stok" i „Mirnyj" pod dowództwem admirała Faddieja Bellingshause-na i przyszłego walecznego admirała, bohatera spod Navarino, Michaiła Łazariewa odkryły w 1820 roku Antarktydę oraz przylegające do niej morza i wyspy. Nazwiskiem Bellingshausena nazwano morze w południowej części Oceanu Spokojnego i leżący nieopodal basen oceaniczny; nazwiskiem Łazariewa — również morze antarktyczne. Baron Ferdynand Wrangel w ciągu długiej wyprawy (1820-1824) dokładnie zbadał północ Wschodniej Syberii, w istocie określił, wypytując naocznych świadków, położenie wyspy, która później otrzymała jego imię. Był też jednym z założycieli Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego. W latach 1855-1857 pełnił funkcję ministra do spraw morskich. W ślad za nim (1821-1824) Fiodor Litke, przyszły hrabia i prezes Petersburskiej Akademii Nauk, badał Ocean Lodowaty przy europejskiej części Rosji, Morze Barentsa i Nową Ziemię; jego imieniem nazwano dwie wyspy: na Morzu Karskim i na Ziemi Franciszka Józefa. Dalekie ekspedycje naturalnie wiązały się z ryzykiem; niebezpieczeństwa groziły jednak nie tylko ze strony sił natury, lecz także niektórych tubylców; wprawdzie rosyjskich żeglarzy na szczęście nie spotkał los Anglika Johna Cooka, zabitego przez mieszkańców Hawajów, ale wiceadmirał Wasilij Gołownm został schwytany przez Japończyków na Kurylach i spędził tam w niewoli parę lat (1811-1813); nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło - Gołownin napisał potem interesujące szkice o Japonii. Czterdzieści lat później admirał Fiodor Putiatin pod koniec swej podróży dookoła świata na fregacie „Pallada" (1852-1855), tak szczegółowo opisanej przez Iwana Gonczarowa, był już gościem Japonii i w imieniu rządu rosyjskiego zawarł traktat rosyjsko-japoński. Współtowarzysze Putiatina zbadali wybrzeża Korei, odkryli zatokę Posjeta na południu Nadmorskiego Kraju. Rosyjski Daleki Wschód dokładnie badał podczas swych wypraw w latach czterdziestych i pięćdziesiątych admirał Giennadij Niewielskoj (nie Niewielski!). On pierwszy udowodnił, że Sachalin jest wyspą, założył w dorzeczu Amuru osiedle Nikołajewsk. Od jego nazwiska pochodzi nazwa góry na Sachalinie i zatoki, a także cieśniny między kontynentem a Sachalinem, na północ od Cieśniny Tatarskiej. W drugiej połowie wieku rosyjscy podróżnicy zasłynęli głównie z eks-258 pedycji lądowych, jeśli nie liczyć głośnych wypadów Nikołaja Mikłu- cho-Makłaja na wyspy Oceanu Spokojnego. Piotr Siemionów, zaczynający jako pietraszewiec, ale z powodu biernego tylko uczestnictwa w kółku pozostawiony na wolności, był pionierem badań Tien-szanu w latach czterdziestych i pięćdziesiątych (dopiero w XX wieku otrzymał przydomek „Tienszański"). Książę Piotr Kropotkin natomiast, odwrotnie, w latach sześćdziesiątych zorganizował wiele bardzo owocnych wypraw do Wschodniej Syberii, a potem zajął się działalnością rewolucyjną, na emigracji został jednym z przywódców anarchizmu, dożył rewolucji bolszewickiej... Inny wybitny podróżnik po Syberii i Azji Centralnej, Grigorij Potanin, którego imię nosi ogromny lodowiec na Ałtaju, łączył pracę naukową ze społeczną, był jednym z przywódców syberyjskich separatystów. Wydaje się, że z całej tej plejady znakomitych podróżników drugiej połowy XIX stulecia tylko generał-major Nikołaj Przewalski nie zajmował się działalnością społeczną. Przez parę dziesięcioleci, aż do swej śmierci na brzegu Issyk-Kulu w 1888 roku, organizował jedną wyprawę za drugą. Przewalski dokonał szczególnie wielu odkryć w Azji Centralnej. Opisał po raz pierwszy dzikiego konia (nazwanego koniem Prze-walskiego), jego imieniem nazwano również pasmo górskie w Chinach. Ale nawet apolitycznego podróżnika nie oszczędziły zawieruchy spo- łeczne XX wieku - według pewnej gruzińskiej legendy to on był prawdziwym ojcem Stalina (jako gość księcia gruzińskiego). Prawie cały świat zjeździł Aleksandr Wojejkow (oprócz Europy -Amerykę, Indie, Chiny, Japonię), twórca rosyjskiej klimatologii. Na podstawie swych badań opublikował fundamentalną pracę Klimaty kuli ziemskiej, w szczególności Rosji (1884). Wojejkow zajmował się meteorologią i melioracją oraz praktycznymi problemami gospodarstwa wiejskiego, związanymi z klimatem i warunkami meteorologicznymi. W porównaniu z wybitnymi osiągnięciami w dziedzinie nauk ścisłych i przyrodniczych nauki humanistyczne wypadają raczej blado - tutaj szczególnie dawały o sobie znać utrudnienia cenzuralno-ideologiczne, przeszkadzające swobodnemu rozwojowi badań. Jedynie w stosunkowo neutralnej sferze ideologicznej — w językoznawstwie — Rosja może poszczycić się uczonymi na skalę światową (Aleksandr Wostokow, Iwan Sriezniewski, Władimir Dal, Fiodor Busłajew, Aleksandr Potiebnia). Trudności napotykała także historiografia, ale mimo wszystko zdołała wydać w XIX wieku trzy wielkie osobowości: Nikołaja Karamzina, Siergieja Sołowjowa, Wasilija Kluczewskiego. Karamzinowi udało się opublikować swoją dwunastotomową Historię państwa rosyjskiego (1816-1829) dzięki liberalnej atmosferze epoki Aleksandra I i bliskim kontaktom z dworem - ale też dzięki otwar- 259 cie głoszonemu światopoglądowi monarchicznemu. Sołowjow, również stosunkowo „wygodny" dla kół rządowych rzecznik silnego państwa, pracował w okresie liberalnych rządów Aleksandra II (za Mikołaja I dopiero zaczynał), toteż prawie bez przeszkód mógł opublikować dwadzieścia dziewięć tomów swej Historii Rosji od czasów najdawniejszych (1851-1879). Najbardziej „lewicowy" z tej trójki, a przy tym najbardziej wyrazisty, zdeklarowany liberał Kluczewski działał u schyłku XIX i na początku XX wieku, na wykładach mógł już otwarcie mówić o swoich antypatiach wobec szlachty (we wspomnieniach Pawła Milukowa, uczęszczającego na wykłady profesora na Uniwersytecie Moskiewskim, czytamy, że Kluczewski porównywał sposoby spędzania wolnego czasu przez szlachcica i raznoczyńca: szlachcic idzie ze strzelbą do lasu i po barbarzyńsku zabija zwierzę, raznoczyniec zaś idzie z wędką na ryby i nawlekając robaka na haczyk, pozostawia rybie swobodę wyboru — przecież może przepłynąć obok...), a czasem ostro wypowiadał się też o władzy autokratycznej. Pod koniec XIX wieku pojawili się w Rosji znakomici filozofowie (Władimir Sołowjow) i wybitni badacze literatury (Aleksandr Wiesiełowski, Aleksandr Potiebnia), ale to już wykracza poza ramy naszej książki. * Ogólnie rzecz biorąc, w dziewiętnastowiecznej Rosji pomimo niesprzyjających warunków nie brakowało talentów naukowych. Genetycznie obdarzonych zdolnościami ludzi i geniuszy nie warunkują czasy ani środowisko - ich odsetek w stosunku do zwykłych ludzi jest zawsze w przybliżeniu jednakowy. Ale różne epoki różnie dopingują swoje dzieci do twórczej pracy. Renesans w Europie Zachodniej zrodził całą plejadę uczonych i artystów. Konflikty XVIII i XIX wieku zrodziły zastępy wybitnych dowódców. Rosja w XIX stuleciu nie domagała się specjalnie talentów naukowych, w innych warunkach mogłoby być ich więcej, ale mimo wszystko ogromny kraj nawet „przeciętnie" wydawał zdumiewające jednostki. Przy czym ich sukcesy nie wiązały się z określonym pochodzeniem społecznym, ze stołecznym rodowodem - Łobaczewski wzrastał w Kazaniu, Mendelejew zaś (siedemnasty syn dyrektora tobolskiego gimnazjum) w zapadłym mieście syberyjskim. Ważne jest to, że ogólna liberalizacja życia w Rosji zwiększyła w drugiej połowie XIX wieku napływ do nauki uzdolnionej młodzieży, a działalność naukowa rozwinęła się pod koniec wieku, toteż nauka rosyjska nie weszła w następne stulecie z pustymi rękoma. Życie muzyczne „Okcydentalne" inicjatywy Piotra I zaznaczyły się również w sferze muzyki: w Rosji zaczęły się pojawiać niemieckie i włoskie orkiestry, niemiecka i włoska muzyka. Sam Piotr był zresztą dość obojętny wobec innowacji muzycznych, cenił śpiew cerkiewny (być może dlatego w pierwszych dziesięcioleciach XVIII wieku nie zostały przerwane tradycje staroruskiej muzyki cerkiewnej?), a przede wszystkim z racji swych upodobań militarystycznych interesował się bębnami i sam, jak powiadają, był doskonałym doboszem. Przed upływem pierwszej połowy stulecia muzyka włoska wypełniła życie kulturalne dwóch rosyjskich stolic. Pewne próby wprowadzenia rosyjskich i ukraińskich melodii i instrumentów za Elżbiety Pietrowny nie przyniosły długotrwałych efektów, podobnie jak usiłowanie włączenia do oper włoskich pojedynczych tematów i motywów rosyjskich -mimo wszystko w hałaśliwej i pełnej ostentacji epoce Katarzyny II górę wzięła muzyka włoska. Wpłynęła ona także na swoistą italianizację muzyki cerkiewnej - zarówno w treściowych i formalnych zasadach kompozycji, jak i w rytuale wykonania: w cerkwiach prawosławnych zaczęto urządzać swego rodzaju koncerty, w których słowa i melodie wprawdzie mniej lub bardziej łączyły się z tradycją religijną, lecz miały posmak świeckości i, rzecz jasna, zupełnie nie wiązały się z tradycyjnymi rytuałami nabożeństwa; później, w XIX wieku, Synod kilkakrotnie wydawał dekrety zakazujące podobnych koncertów, jednakże specyficzne koncertowanie w cerkwiach nadal się odbywało. Nawet największy kompozytor rosyjski przełomu XVIII i XIX wieku Dmitrij Bortnianski1, który prawie wszystkie swoje siły twórcze poświęcił rozwojowi muzyki cerkiewnej, nie uniknął silnego wpływu „włoszczyzny", co tłumaczy się również jego biografią: był uczniem znanego kompozytora włoskiego Baltasara Gallupiego, pracującego w Rosji, a następnie przez kilka lat uczył się we Włoszech. Muzyka włoska kwitła też na początku XIX wieku, zwłaszcza w operze, w dodatku przy rosnącej światowej sławie Gioacchino Rossiniego i jego Cyrulika sewilskiego (1816). Do Petersburga i Moskwy przybywały na tournee włoskie zespoły operowe, była również rodzima opera włoska w Odessie; tam właśnie Puszkin zakochał się w muzyce Cyrulika sewilskiego i pozostawił nam we Fragmentach z podróży Oniegina nieśmiertelne wersy: Już granatowy zmrok się czyni, Śpieszmy się pod operowe stropy, Tam gdzie upaja nas Rossini, Orfeusz - pupil Europy. Surowym sądem niezrażony, Ten sam, a wiecznie nowy - snuje Dźwięki, i każdy dźwięk musuje, I płyną tony, płoną tony, Jak pocałunki, jak pieszczoty Całe w płomieniach młodej krwi, Jak pienny bryzg i potok złoty Strumieniącego się Ai... Rosnąca kultura muzyczna społeczeństwa rosyjskiego sprawiła, że w latach dwudziestych ХГХ wieku zaczęto coraz większą uwagę zwracać na muzykę niemiecką. W operze doprowadziło to do włączania do repertuaru występów zespołów zagranicznych, w tym także włoskiego, oper Mozarta, przede wszystkim - Don Juana. Rozpętały się spory wielbicieli Rossiniego ze zwolennikami Mozarta. Jeden z najpoważniejszych krytyków pierwszej połowy wieku książę Władimir Odojewski, wysoko oceniając talent Rossiniego, mimo wszystko przedkłada nad niego Mozarta. W szkicach o moskiewskim życiu muzycznym (Moskowskij tielegraf, 1825, cz. II, aneks) tak przeciwstawia sobie tych kompozytorów: „Rossini pisze dla przyjemności ucha, Mozart do tej przyjemności dodaje rozkosz dla serca. Oto jak, zdaje się, można rozwiązać wszystkie spory o Mozarta w Rosji: wychodząc z teatru po operze Rossiniego, mimo woli nuci się udane jego tematy, jak po francuskim wodewilu; po wysłuchaniu muzyki Mozarta robi się to samo, ale ponadto pozostaje w duszy głębokie, niezatarte wrażenie..." W swoisty sposób podsumował te spory z pozycji rosyjskiego heglisty lat trzydziestych inny znany krytyk muzyczny Wasilij Botkin w artykule Muzyka włoska i niemiecka („Otieczestwiennyje zapiski" 1839, nr 12), w którym mowa już nie tylko o operach, lecz w ogóle o narodowej specyficzności sztuki: muzyka włoska - podkreślał autor - to przejaw ziemskich, naturalnych uczuć, w niemieckiej zaś odzwierciedla się dążenie do nieskończoności, do Boga, jest to sztuka duchowa. Znamienne, że za Mikołaja I występował gościnnie (w Petersburgu i w Moskwie) również niemiecki zespół operowy. W 1802 roku w Petersburgu powstało Towarzystwo Filharmoniczne, które działało przez cały wiek XIX; sprzyjało ono bardzo popularyzacji niemieckiej muzyki symfonicznej i kameralnej (Haydna, Mozarta, Beethovena, Handla, którego twórczość też można umownie zaliczyć do muzyki niemieckiej, choć większą część świadomego życia spędził w Anglii). Znacznie mniejszy w pierwszej połowie XIX wieku był wpływ muzyki francuskiej. Na czoło wysuwał się tu Giacomo Meyerbeer, który pomimo niemiecko-żydowskiego pochodzenia związał swój los z Paryżem i właśnie tam były po raz pierwszy wystawione i odniosły sukces jego opery Robert Diabeł (1831), Hugenoci (1836), Prorok (1849), by potem podbić cały cywilizowany świat. W Rosji opery Meyerbeera również cieszyły się dużym powodzeniem u inteligencji lat trzydziestych i czterdziestych, zarażonej romantycznymi gustami muzycznymi: w kręgu Bielińskiego-Botkina, Grigorjewa. Bieliński pomimo kiepskiego słuchu muzycznego bardzo lubił nucić melodię chóru czartów z Roberta Diabła, a Botkin, Turgieniew, Grigorjew pisali specjalne artykuły poświęcone operom Meyerbeera. Operę Prorok można było w Rosji wystawiać jedynie z cięciami cenzorskimi i zmianami — zmieniono sam tytuł na Oblężenie Gandawy lub Jan z Lejdy, w libretcie (autorstwa Eugene'a Scribe'a) mowa bowiem o chłopskim powstaniu anabaptystów w XVI wieku, co działało na ówczesnych władców rosyjskich jak prawdziwa płachta na byka... W następnych dziesięcioleciach sława Meyerbeera przybladła, jego opery stopniowo schodziły ze sceny. Fryderyk Chopin, którego los emigranta zmienił w paryżanina, ale który mimo to pozostał polskim geniuszem narodowym, stopniowo zyskiwał popularność również w Rosji, choć nie od razu, lecz dopiero pod koniec lat trzydziestych. Wielki kompozytor francuski Hector Berlioz też stał się znany u progu lat czterdziestych; jego utwory symfoniczne były niejednokrotnie wykonywane przez orkiestry rosyjskie, w latach 1847 i 1868 zaś kompozytor odwiedził Rosję i dyrygował w niej z wielkim powodzeniem. * Panowanie zagranicznych śpiewaków i muzyków na scenach rosyjskich w wieku XVIII i pierwszej ćwierci ХГХ tłumaczy się przede wszystkim przyczynami społecznymi. Zgodnie z niepisanymi zasadami i zwyczajami w XVIII stuleciu szlachcicowi nie wypadało być aktorem, tak samo jak nie wypadało mu być nauczycielem, czy nawet profesorem uniwersytetu - artysta i nauczyciel postrzegani byli tak samo jak służący, lokaje, jak pracownicy najemni o niskiej randze. Także kształcenie muzyczne dzieci w osiemnastowiecznej społeczności szlacheckiej nie stało na wysokim poziomie. Jeżeli szlachcic był wystarczająco bogaty, mógł wynająć dla siebie i swojej rodziny zagranicznych nauczycieli muzyki i tańca, mógł zorganizować nawet całą orkiestrę lub zespół operowy złożony z Włochów albo Niemców, mógł wreszcie stworzyć teatr z udziałem chłopów pańszczyźnianych bądź posyłać swych uzdolnionych niewolników na naukę do Włoch, ale jemu samemu występować jako wykonawcy nie wypadało. Spośród wolnych stanów mniej lub bardziej rzetelną edukację muzyczną odbierało duchowieństwo - potrzebne były przecież chóry cerkiewne. Dlatego duchowieństwo wydało wielu dobrych specjalistów - niemal wszyscy wybitni kompozytorzy rosyjscy XVIII wieku wywodzą się z tego stanu. W XIX stuleciu sytuacja uległa zmianie. „Masowa" kultura szlachty osiągnęła wyższy poziom, pogłębiła się edukacja muzyczna. W najbardziej odległej głuszy dzieci ziemian uczyły się podstaw muzyki i gry na fortepianie, klawikordzie, instrumentach strunowych. I tak jak masowa kultura poetycka Rosji początku XIX wieku stworzyła Puszkina, tak muzyczna atmosfera dworu szlacheckiego zrodziła Glinkę. Zdecydowana większość wielkich kompozytorów rosyjskich XIX stulecia ma rodowód szlachecki, przy czym z reguły nie otrzymali oni systematycznego i formalnego wykształcenia muzycznego. Zdaje się, że tylko Czajkowski (jeśli nie liczyć przedstawicieli późniejszych pokoleń: Taniejewa, Rachmaninowa, Głazunowa i innych) ukończył konserwatorium, pozostali rosyjscy kompozytorzy byli albo samoukami, albo ograniczali się do osobistych nauczycieli i mentorów. W dodatku wielu z nich zawodowo nie 264 miało żadnego związku z muzyką: Dargomyżski, Sierow i Czajkowski byli urzędnikami, Musorgski - wojskowym i urzędnikiem, Rimski-Kor-sakow służył w marynarce wojennej, Cui był inżynierem wojskowym, Borodin - chemikiem. Ale wolność, jaką się cieszył szlachcic, możliwość porzucenia służby dla muzyki (lub dla służby muzyce), swoboda przemieszczania się, wyjazdów zagranicznych — wszystko to sprzyjało kontaktom międzyludzkim, rozwojowi teoretycznemu, powstawaniu wybitnych utworów muzycznych. Już na początku XIX wieku, zwłaszcza w związku z patriotycznymi nastrojami w okresie wojen napoleońskich, intensywnie zaczęła się rozwijać muzyka rodzima. Nawet Włoch Catterino Cavos (po rosyjsku Katierin Albiertowicz), zaproszony na początku panowania Aleksandra I, kapelmistrz i kompozytor przewodzący petersburskiemu życiu muzycznemu, uświadomił sobie, że trzeba stworzyć rosyjską operę narodową, i większość swych dzieł w istocie skomponował na tematy rosyjskie (autorami librett z reguły byli rosyjscy dramaturdzy, przede wszystkim książę Aleksandr Szachowskoj): Dobrynia Nikitycz, Ilja bohater, Ognisty ptak, Książę Niewidka; wielki sukces odniosła jego operalwan Susanin (dobrze o nim świadczy również to, że po dwudziestu latach przyczynił się do wystawienia Życia za cara Glinki, właściwie oceniając różnicę talentów). Oczywiście w operach Cavosa więcej było włoskiego niż rosyjskiego ducha. U innego wyróżniającego się kompozytora operowego przełomu XVIII i XIX wieku, Aleksieja Titowa (nie należy go mylić z synem Nikołajem, „dziadkiem romansu rosyjskiego"), wyraźnie zaznacza się wpływ Mozarta. Za pierwszego oryginalnego kompozytora rosyjskiego należy uważać Aleksieja Wierstowskiego, który mimo wpływu „francuskiego romantyzmu" Webera najbardziej przyczynił się do powstania opery narodowej i przecierał drogę Glince. Jego opery Pan Twardowski (1828, libretto Michaiła Zagoskina), Wadim czyli Dwanaście śpiących dziewic (1832, libretto Stiepana Szewyriewa), Grób Askolda (1835, według powieści Zagoskina) cieszyły się w swoim czasie wielkim powodzeniem i dopiero genialny Glinka wyparł je ze sceny, choć najlepsze arie z Grobu Askolda {Dawniej żyli dziadkowie, Blisko miasta Słowiańska. .., Poruszyły się na stoliku kieliszki) zachowały się w repertuarze śpiewaków operowych po dziś dzień. Często się mówi, że rola Glinki w muzyce rosyjskiej jest analogiczna do roli Puszkina w literaturze - to pierwszy rosyjski wszechstronny geniusz, kumulujący w sobie doświadczenie poprzednich pokoleń (nie tylko rosyjskich, ale i zachodnich kompozytorów) i torujący drogę następnym, pozostawiający ślad w prawie wszystkich gatunkach muzycznych, od opery po romanse i chóry cerkiewne. Przypomina Puszkina również harmonijną atmosferą swej twórczości - najtragiczniejsze epizody i arie pozbawione są u niego dysonansów i nerwowości; Glinka jest być może nawet bardziej „klasyczny" i racjonalistyczny niż Puszkin, choć oczywiście nie należy jego dzieł rozpatrywać w oderwaniu od romantyzmu. Największym sukcesem za czasów kompozytora cieszyła się jego opera Zycie za cara (1836, libretto J. Rozena). Mniej udana była inscenizacja opery Rusłan i Ludmiła (1842, libretto samego kompozytora i Nestora Kukolnika). Jej znaczenie oraz zadziwiającą oryginalność i głębię całej twórczości Glinki początkowo docenili tylko wybitni specjaliści (Liszt, Berlioz, Odojewski). Geniusze, jak wiemy, we wszystkich dziedzinach działalności ludzkiej zbyt często wyprzedzają swoją epokę i są nagradzani wieńcami laurowymi dopiero po jakimś czasie, nierzadko pośmiertnie. W muzyce zdarzało się tak niejednokrotnie — prawdopodobnie nowatorstwo muzyczne wymaga w odbiorze przygotowania teoretycznego i praktycznego, którego nie ma stosunkowo szeroka publiczność, a przecież to ona, nie zaś specjaliści, zapełnia teatry i sale koncertowe i tworzy opinię społeczną. Przykład Rusłana i Ludmiły to nie wyjątek, lecz reguła. Nie zapominajmy, że także opera Czajkowskiego Eugeniusz Oniegin kilka lat czekała w kolejce, aby po pierwszych inscenizacjach na sce- nach prywatnych trafić do teatrów cesarskich, ale i tam początkowo nie odnosiła sukcesu. Nie należy sądzić, że trudności napotykali wyłącznie Rosjanie. Operę Georges'a Bizeta Carmen (1875) przyjęto bardzo chłodno w Paryżu, a trzy lata później również w Petersburgu, gdzie wystawiał ją zespół włoski. Ale po dziesięciu latach zajęła niemal pierwsze miejsce na świecie pod względem powodzenia i liczby inscenizacji. Jeszcze trudniejszy był w Rosji los muzyki symfonicznej, prawdopodobnie z powodu słabej tradycji rodzimej. Można się spotkać z poglądem, że Beethoven był uznany w Rosji jeszcze za życia, że często wykonywano jego utwory — na tego rodzaju wypowiedzi natrafiamy w niemal wszystkich rosyjskich książkach i artykułach o wielkim kompozytorze. W rzeczywistości jednak nie należy wyolbrzymiać powodzenia, jakim cieszył się on w Rosji za życia. Poświęcone mu artykuły przed rokiem 1827 (czyli rokiem śmierci Beethovena) pojawiały się jedynie sporadycznie. Wykonania koncertowe były też nieliczne (największe to wykonanie sześciu symfonii i uwertury do Egmonta w majątku księcia Matwieja Wjelgorskiego w latach 1822-1823). Popularność zyskał dopiero w latach trzydziestych. Jedną z pierwszych jaskółek było opowiadanie Ostatni kwartet Beethouena (wydrukowane w almanachu Delwiga Sie-wiernyje cwiety na 1831 god), które wzbudziło radość i pochwałę Puszkina (znaną z relacji Aleksandra Koszelewa, który informował o niej Odojewskiego 21 lutego 1831 roku). Z tej pochwały nie należy jednak wnosić, że Puszkin zachwycał się Beethovenem — bezpośrednich jego opinii o kompozytorze nie znamy; pozytywna ocena być może dotyczy jedynie wartości artystycznej noweli Odojewskiego. W latach trzydziestych rosyjscy melomani na dobre zaakceptowali Beethovena -już artykuły krytyczne Odojewskiego, Nikołaja Polewoja, Dmitrija Strujskiego, Nikołaja Mielgunowa przynoszą entuzjastyczne charakterystyki jego twórczości, by nie wspomnieć o następnych dekadach. Ale i tutaj nie wszystko było całkiem proste. Jednym z najpoważniejszych rosyjskich krytyków muzycznych, a zarazem jedną z najbarwniejszych osobowości był Aleksandr Ułybyszew. Dzieciństwio spędził w Niemczech, w młodości związał się z kręgami dekabrystów, robił karierę w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych; po zabójstwie Gribojedowa proponowano mu stanowisko posła w Persji, lecz odmówił, podał się do dymisji i w roku 1830 osiadł w swym niżego-rodzkim majątku, w którym występował to jako orędownik pańszczyzny, to jako liberał, to znów jako oświecony meloman (miał własną orkiestrę symfoniczną!). Napisał w swej samotni znakomitą trzytomo-wą pracę Nowa biografia Mozarta i wydał ją po francusku w Lipsku (została ona przełożona na język rosyjski i opublikowana przez Piotra Jurgensona w Moskwie w latach 1890-1892). W książce tej, która zyskała światowy rozgłos, Ułybyszew, bardzo szczegółowo analizując zarówno poprzednie epoki, jak i twórczość swojego ukochanego kompozytora, przedstawia dzieło Mozarta jako niedościgłe, szczytowe osiągnięcie w rozwoju muzyki (pod wpływem filozofii Hegla autor żywił przekonanie o niezależności przebiegu procesu historycznego i kulturowego od woli poszczególnych jednostek, gdyż wszystkie zjawiska są niejako z góry postanowione przez Boga; w duchu Hegla pojmował też punkty szczytowe jako kres wszelkiego rozwoju). Beethoven w oczach Ułybyszewa był dobrym kompozytorem, dopóki w młodości pozostawał pod silnym wpływem Mozarta, dopóki był, by tak rzec, mozartystą, ale gdy tylko znalazł samodzielną drogę, jego twórczość zaczęła się chylić ku upadkowi... A ponieważ z latami sława Beethovena stale rosła, rosła również irytacja Ułybyszewa. Na początku ograniczał się do zrzędliwych artykułów, potem jednak odważył się wypuścić w świat nową książkę, Beethoven, jego krytycy i interpretatorzy, znów napisaną po francusku i opublikowaną za granicą (Lipsk-Paryż 1857). Pedantycznie oskarża w niej Beethovena o naruszanie „mozartowskich" reguł, o lekceważenie czystości gatunków (w dodatku przestraszony rewolucją 1848 roku, przedstawia kompozytora jako apostoła demokratyzmu, ateizmu, buntu). Oczywiście przeważająca część krytyków muzycznych oburzała się i szydziła z takiego punktu widzenia, ale - proszę sobie wyobrazić -znaleźli się również obrońcy: znany kompozytor Jurij Arnold w recenzji książki Ułybyszewa („Muzykalnyj i tieatralnyj wiestnik" 1857, nr 21) całkowicie zgadza się z zoilem, też jest zdania, że z powodu głuchoty późny Beethoven popełnił mnóstwo teoretycznych i praktycznych błędów, toteż ataki Ułybyszewa są w pełni uzasadnione. Oczywiście przykład Ułybyszewa jest anegdotyczny, wyjątkowy, ale od takich nieporozumień aż się roi w dziejach muzyki. Wasilij Botkin w swych artykułach z lat czterdziestych i początku pięćdziesiątych, przeciwnie, wychwala Beethovena, traktując jego twórczość jako szczytowe osiągnięcie muzyki niemieckiej - podczas gdy Ułybyszew przykładał do całego dalszego rozwoju sztuki muzycznej miarę Mozarta, Botkin za taką miarę uznaje Beethovena! W artykule O estetycznym znaczeniu nowej szkoły fortepianowej („Otieczestwiennyje zapiski" 1850, nr 1) Botkin daje wyraz swemu oczarowaniu Chopinem, uważa go za genialnego kompozytora, ale martwi się licznymi naruszeniami ustalonych reguł, wiodącymi kompozytora w „nieprzenikniony mrok chaosu bez wyjścia"; a tymczasem dwie strony wcześniej chwalił Beethovena za znaczne odejście od klasycznych norm kontrapunktu. Beethoven - może, Chopinowi - nie wolno! I zauważmy: jako wstecznicy występują nie jacyś niedouczeni dyletanci, lecz poważni specjaliści! Jak wiadomo, Piotr Czajkowski chciał zadedykować swój słynny w przyszłości Pierwszy koncert fortepianowy z orkiestrą Antonowi Rubinsteinowi, mając nadzieję, że wybitny pianista weźmie udział w premierowym wykonaniu. Niestety Rubinstein, któremu utwór się nie spodobał, odmówił (Czajkowski później zmienił dedykację, poświęcając swój koncert fortepianowy słynnemu niemieckiemu pianiście-wirtuozowi Hansowi von Buhlowowi, który w 1875 roku po raz pierwszy wykonał go w Bostonie, w Stanach Zjednoczonych). Ale czy tylko Rubinstein nie zrozumiał genialnej idei tego dzieła? W Słowniku encyklopedycznym Brockhausa—Jefrona, najważniejszej naszej encyklopedii XIX wieku, wiele haseł dotyczących muzyki zostało napisanych przez dość znanego kompozytora i krytyka Nikołaja Sołowjowa; on także jest autorem hasła poświęconego Czajkowskiemu (t. 75,1903). Wymienił w nim wszystkie opery i balety oraz Drugi koncert fortepianowy — całkowicie jednak pominął Pierwszy! Widocznie również Nikołaj Sołowjow nie uważał tego utworu za zasługujący na uwzględnienie w lakonicznym haśle encyklopedycznym... Należy wziąć pod uwagę, że w XIX stuleciu rosyjska muzyka symfoniczna, kameralna, solowa instrumentalna (fortepian, skrzypce, wiolonczela) rozwijała się znacznie wolniej niż operowa i baletowa. Do teatru wybierano się znacznie częściej niż na koncerty. W teatrze chętnie bywał car i jego otoczenie, czego nie można powiedzieć o salach koncertowych. Młodzież czuła się o wiele swobodniej w teatrach - można się było spóźnić lub wyjść wcześniej, można było w pewnych granicach dawać wyraz emocjom: pokrzyczeć „brawo", wygwizdać nielubianych aktorów. Co prawda kierownictwo teatru i policja śledziły i studziły zapał tych, którzy się zapomnieli, mogły też usunąć ich z sali - kiedy impulsywny poeta i krytyk Apołłon Grigorjew zbytnio narozrabiał, wygwizdując bez-talencie, wyprowadzono go z teatru, a później po Moskwie krążyło powiedzenie: „Co to za teatr, z którego usunięto Apołłona [czyli Apolla]?!" Istota sprawy tkwi w tym, że opera i balet są bardziej dostępne dla szerokich rzesz ich miłośników, podczas gdy muzyka symfoniczna i kameralna wymaga przy odbiorze pewnego przygotowania. Publiczność rosyjska pierwszych dziesięcioleci XIX wieku dopiero się przygotowywała do rozumienia poważnych koncertów. Z muzyki nieoperowej i niebaletowej dużą popularnością cieszyły się romanse. Były one i bardziej dostępne, i prostsze do wykonania - nie potrzebowały ani wielkich orkiestr, ani wielkich sal. Pojawienie się i rozpowszechnienie rosyjskich romansów sięga jeszcze czasów Katarzyny II, lecz ich masowa popularność przypada już na pierwszą połowę XIX wieku. Za „dziadka rosyjskiego romansu" uważa się Nikołaja litowa, oficera, później generała, który przez całe życie komponował właśnie romanse i muzykę taneczną. Jego utwory Samotna sosna, Podstępny przyjaciel, W trudnej chwili życia..., były bardzo popularne. Ale jeszcze większą popularnością cieszyły się romanse Aleksandra Alabjewa (w sumie około dwustu!), zwłaszcza znany na całym świecie Słowik. Około dwustu romansów skomponował również Aleksandr Gurilew - wiele spośród nich to aranżacje pieśni ludowych: Me białe śniegi..., Niejedna w polu dróżka..., Ach, ty, stepie mój..., Zapleć się, płocie... W romanse obfituje też twórczość Aleksandra Wariantowa, który także aranżował pieśni ludowe {Ach, ty, moja duszko, piękna panno..., Ach, ty, Dunia czarnobrewa..., W dół po matuszce, po Wołdze..., Czy w sadzie, ogrodzie...). Warłamow komponował również muzykę do słów poetów (odnotujmy: Wzdłuż ulicy zamieć wieje, Nie szyj mi, matko, czerwonego sarafanu...). Szczególnie znane są jego romanse do wierszy Lermontowa (Górskie szczyty, Bieleje samotny żagiel...) i Fieta (Me budź jej o świcie...). Romanse były na tyle popularne, że tworzyli je wszyscy kompozytorzy rosyjscy XIX wieku, w tym także najwięksi. Trudno sobie wyobrazić rosyjską kulturę muzyczną bez romansów Glinki Ineziłja, Nie kuś mnie niepotrzebnie..., Zwątpienie lub Czajkowskiego Chciałbym w jednym słowie..., Błogosławię was, lasy..., Pośród gwarnego balu... „Umasowienie" muzyki spowodowało, że romanse zaczęły się coraz bardziej upowszechniać — śpiewano je na wieczorkach, na spotkaniach, na lekcjach śpiewu, przenikały do restauracji... Można z nimi wiązać swoistą demokratyzację muzyki, jej wyjście poza szlacheckie salony i elitarne koncerty. Analogiczne zjawisko obserwuje się w rozpowszechnieniu instrumentów muzycznych. Z dość elitarnymi, choć już pojawiającymi się w kupieckich i mieszczańskich domach pianinami i fortepianami w ХГХ wieku zaczęła z powodzeniem konkurować gitara. Była dostępna dla wszystkich, uczenie się gry na niej nie nastręczało takich trudności jak te, które sprawiała uczniom gra na „fortepianach"; gitarę można było nosić ze sobą, zabierać na spotkania towarzyskie. Podobnie jak w wypadku instrumentów klawiszowych, można ją było również wykorzystywać jako akompaniament do śpiewu - gitarzysta mógł towarzyszyć wykonawcom romansów. W Rosji - w odróżnieniu od zachodnioeuropejskiej sześciostrunowej - rozpowszechniona była gitara siedmiostrunowa. Apołłon Grigorjew właśnie tak zaczyna swoją znaną pieśń: O, porozmawiaj choć ze mną, Przyjaciółko siedmiostrunowa!... Przyjaciel Grigorjewa Michaił Stachowicz napisał Zarys historii gitary siedmiostrunowej (opublikowany w czasopiśmie „Moskwitianin" 1854, nr 13), w którym twierdził, że jest ona wynalazkiem rosyjskiego gitarzysty, Czecha z pochodzenia, Andrieja Sichry2. Sichra - harfiarz z wykształcenia - dodał do zwykłej, „hiszpańskiej" gitary jeszcze jedną strunę basową, nastroił ją w tonacji minorowej i ten nowy instrument szeroko się rozpowszechnił, ale tylko w Rosji, ponieważ w Europie nadal panowała gitara sześciostrunowa. Współczesny muzykolog, Boris Wolman, kwestionuje ustalenia Stachowicza, opierając się na badaniach W. Ru-sanowa, przedrewolucyjnego historyka gitary, a także na własnych poszukiwaniach - wynika z nich, że wzmianki o gitarze siedmiostrunowej znajdują się w źródłach drukowanych z lat 1798-1803, podczas gdy Sichra przeprowadził się do Moskwy, według danych Rusanowa, dopiero w roku 18053, Stachowicz zaś utrzymywał, że Sichra właśnie w Moskwie wynalazł nowy instrument. Jednakże sam Wolman później uściśla, że Sichra podkreślał, iż na pomysł siedmiostrunowej gitary wpadł u schyłku XVIII wieku. Tak czy inaczej (przecież kiedy idee unoszą się w powietrzu i znajdują praktyczną realizację, często od razu kilku wynalazców walczy o pierwszeństwo), siedmiostrunowa gitara pojawiła się i rozpowszechniła w Rosji pod koniec XVIII stulecia, a w latach trzydziestych wieku XIX stała się najbardziej popularnym instrumentem muzycznym i do gry solowej (jak również w duecie), i do akompaniamentu, z powodzeniem konkurując z fortepianem. Zachwycał się gitarą Apołłon Grigorjew - zamienił fortepian na przenośny instrument, z którym chodził pieszo do przyjaciół. Afanasij Fiet, jego kolega z lat studenckich, wspominał: „Za młodu uczył się muzyki u Filda i dobrze grał na fortepianie, ale kiedy stał się namiętnym wielbicielem Cyganów, zamienił fortepian na gitarę, przy której akompaniamencie słabym i drżącym głosem śpiewał cygańskie pieśni. Przy wieczornej herbacie często zbierało się u mnie dwóch-trzech przyja-ciół-entuzjastów i zawiązywała się ożywiona rozmowa. Zjawiał się Apołłon z gitarą i siadał przy samowarze. Pomimo swego mizernego głosiku szczerością i mistrzostwem wykonania dostarczał nam prawdziwej rozkoszy. On właściwie nie śpiewał, lecz jakby zaznaczał w ogólnych zarysach muzyczny kontur utworu" (Grigorjew, 1980, 331). Znamienne, że jako przyczynę przerzucenia się Grigorjewa na gitarę Fiet wskazuje jego fascynację światem cygańskim. Rzeczywiście, już za czasów Puszkina cygańskie chóry i soliści zaczęli posługiwać się akompaniamentem gitarowym. Cygańskie zespoły („tabory", jak je wówczas nazywano, choć wielu Cyganów dawno już zerwało z koczowniczym trybem życia), które pojawiły się w życiu rosyjskim, podobnie jak gitara, pod koniec XVIII wieku - najpierw w sferach magnackich i szlacheckich, później w coraz szerszych kręgach, schodząc w niższe warstwy ludności miejskiej, do knajp i piwnic - okazały się ważnym elementem rosyjskiej kultury muzycznej. Czołowym cygańskim chórem, założonym w Moskwie w XVIII wieku, jeszcze za życia hrabiego Aleksieja Orłowa, w latach trzydziestych-czterdziestych XIX stulecia kierował Ilja Sokołów, bardzo uzdolniony organizator, kompozytor i wykonawca: „[...] on, siedemdziesięcioletni staruszek, w 1847 roku tańczył jak osiemnastoletni młodzieniec, a swoim głosem porywał chór i publiczność [...]. Ilja Sokołów kierował chórem ponad czterdzieści lat; on pierwszy podporządkował cygańskie pieśni znanym prawom muzyki; jego pieśni Chodzę po ulicy, Hej, ty, ułanie czy przerobiona przez niego rosyjska pieśń Czy słyszysz, mój serdeczny przyjacielu do dziś żyją i są śpiewane przez Cyganów" (Pylajew, 1990, 413). Właśnie temu staruszkowi poświęcone są linijki następującej znanej pieśni: Chór Sokołowa w Jarze Był niegdyś słynny, Dzięki Sokołowa gitarze Do dziś w uszach dźwięczy. Uczeń Sokołowa Iwan Wasiljew, kierujący chórem po śmierci nauczyciela, był przyjacielem Grigorjewa, o czym jeszcze będzie mowa. Cyganie z chóru Sokołowa byli związani ze znanymi gitarzystami pierwszej połowy XIX wieku, brali u nich lekcje, wychowali potem w swym środowisku znakomitych wirtuozów tego instrumentu. Stachowicz w swych wspomnieniach pisze, że na krótko przed śmiercią M. Wysockiego (1837) odwiedził go Ilja Sokołów z Iwanem Wasiljewem: „[...] zagrał im jeszcze swoje ostatnie utwory i akompaniował ich śpiewowi". Gitara coraz ściślej wiązała się z cygańskimi chórami i solistami, w połowie XIX wieku stała się jednym z nieodłącznych akcesoriów ich koncertów i zapewne ani Grigorjew, ani Fiet już nie oddzielali gitary od żywiołu cygańskiego. Ale tak było właśnie dopiero od połowy XIX wieku. Dlatego Franciszek Liszt, który interesował się Cyganami podczas tournee po Rosji (w latach 1842, 1843, 1847) i bardzo wiele uwagi poświęcił ich śpiewowi, w swej znanej książce o Cyganach (między innymi w rozdziale Moskiewskie Cyganki) drobiazgowo opisał wprawdzie sposoby wykonania, instrumenty orkiestry i tym podobne, ale w ogóle nie wspomniał o gitarze (F. Liszt, Des bohemiens et de leur musiąue en Hongrie, Leipzig 1859). O miejscu i roli Cyganów w rosyjskiej kulturze muzycznej można zyskać w miarę pełne wyobrażenie na podstawie Pielgrzyma urzeczonego Nikołaja Leskowa, Żywego trupa Lwa Tołstoja, wielu utworów Apołłona Grigorjewa. W poemacie Spotkanie (1846) Grigorjew mówi w imieniu rosyjskiego „mieszkańca stepu": Chandra dobra Deptała mi po piętach, Wyganiała niekiedy z podwórza Do taboru cygańskiego, w step ojczysty Lub do europejskiego Babilonu... Z podobnym ironicznym odcieniem, ale już znacznie cieplej opisuje Grigorjew moskiewski „tabor" rok później: „[..] chce się wam dźwięków, chce się wam wyrazu dla tej nieokreślonej, niezrozumiałej, tęsknej chandry — i macie szczęście, bezdomni i niespokojni Waregowie, jeśli posiadacie choć dwieście, trzysta, czterysta rubli, które możecie przepuścić - o! wówczas, zaręczam słowem honoru porządnego ga-272 monia, rzucicie się ku Cyganom, wpadniecie w ten huragan dzikich, dziwnych, tęskno-namiętnych pieśni i niechby nawet spadło na was największe rozczarowanie, dam głowę, że poruszy was do głębi (właściwość rosyjskiej natury), gdy Masza zacznie dręczyć waszą duszę dziwną pieśnią lub gdy szalony, niesamowity chór podchwyci ostatnie dźwięki czystego, dźwięcznego, srebrnego Stieszyna: Ach, czy słyszysz, czy rozumiesz?"4. Później zaś, na początku lat pięćdziesiątych, nastąpił czas „młodej redakcji" „Moskwitianina", czas posuniętego aż do fanatyzmu badania pieśni ludowych, zbliżenia do Cyganów, i o tym okresie Grigorjew miał pełne prawo mówić w autobiograficznym opowiadaniu Wielki tragik (1858), charakteryzując siebie w trzeciej osobie, rozważającego śpiew Włoszek i Cyganek: „Dla niego, który ćwierć życia spędził z cygańskimi chórami, znał je wszystkie, od słynnych chórów Gaju Maryjnego do dzikich taborów, koczujących niegdyś blisko Moskwy, za rogatkami Sier-puchowskimi, specjalnie nauczył się mówić po cygańsku, aby móc bezpiecznie chodzić do tych taborów i być tam przyjmowany jak prawdziwy romane czawo [cygański chłopak - B. J.] - dla niego był to jeden z ulubionych tematów rozmów". Grigorjew z humorem opowiada o sobie, słuchającym florenckich zespołów chóralnych i stale wspominającym Moskwę: „[...] dochodził już do tego, że zaczynał nazywać trupę Pergoli chórem Iwana Wasiljewa, trupę Pagliano chórem Piotra Sokołowa, maleńką trupę Borgognisanti zaś [...] -jednym z nieznanych chórów Gaju Maryjnego, skąd rekrutują się często kontralty jakiejś Stioszy lub Maszy-koziołka" (Grigorjew, 282). O Grigorjewie-moskwianinie z lat pięćdziesiątych, o jego bliskiej przyjaźni z Iwanem Wasiljewem i z solistami jego chóru, zwłaszcza ze Stioszą, pięknie opowiedział Fiet w szkicu-wspomnieniu Kaktus (w tej relacji w ogóle znajdują się cenne charakterystyki życia „taborowego" i śpiewu cygańskiego). Rozmyślając o osobliwościach muzycznej swoistości melodii cygańskich, za główną zasługę Cyganów, którzy nie zachowali swego narodowego folkloru słownego, uważał Grigorjew osobliwą harmonijną in-strumentację melodii słowiańskich: „Wszelkie motywy harmonizują oni w szczególny sposób [...] te posunięcia i ten szczególny ruch, który można porównać do wyraźnie słyszalnego bicia pulsu, to zwalniającego, to gorączkowo niespokojnego, ale zawsze zadziwiająco prawidłowego w swoim niepokoju, składają się dla wielu na urok cygańskiej roślinnej harmonii"5. Określenie „roślinne" to dla Grigorjewa symbol naturalności, zespolenia z przyrodą, czegoś, co nie zostało pożarte przez cywilizację. Dlatego podaje on w wątpliwość wyobrażenie o afektowanym charakterze 273 śpiewu Cyganów jako celowej teatralizacji, dowodząc, że te osobliwości wiążą się właśnie z wrodzoną „ognistością" charakteru narodowego i co za tym idzie - maniery wykonawczej. Grigorjew zanotował pojedyncze zachowane pieśni z folkloru cygańskiego i odtworzył je w swym artykule, dodając przekład rosyjski. Grigorjewowi, obdarzonemu niesforną i namiętną naturą, psychologicznie, duchowo było niezwykle bliskich wiele cech narodowych Cyganów, które odzwierciedliły się w ich pieśniach i w manierze wykonawczej. Przy okazji swoich zapisów folkloru cygańskiego opowiada on, że w tych „pieśniach w pełni wyraża się typowość plemienia, brzmią rodowe podania, odzwierciedla się tułaczy i gorzki los Cyganów"6. Tragicznie nastrojonej duszy „ostatniego romantyka", za jakiego się uważał Grigorjew, treść i forma cygańskich pieśni były bardzo drogie. Charakteryzując osobliwości pieśni cygańskich, Grigorjew nie mówi jednak o tym, że cechy beznadziejności, napięcia dramatycznego mają swe źródło nie tylko w historycznej przeszłości narodu, w jego, by tak rzec, „pradawnych", „odwiecznych" właściwościach, lecz mogą również być wzmocnione przez warunki współczesności, społeczny chaos po śmierci Mikołaja I, a także przez niską pozycję społeczną Cyganów, której świadomość pogłębiała się dzięki coraz wyższej kulturze, eduka- cji muzycznej, wreszcie - dzięki wzrastającej świadomości indywidualnej samorodnych talentów z „taboru". Historycy chórów cygańskich w Rosji odnotowali bardzo wiele wybitnych śpiewaków i tancerzy z pierwszej połowy XIX wieku. Fiet w Kaktusie opowiedział o dość typowym zapewne wypadku beznadziejnej miłości znakomitej śpiewaczki Stioszy i huzara, który nie miał pieniędzy, by wykupić ukochaną z „taboru". Tragiczny cień pada również na poezję Grigorjewa - opisując cierpienia bohatera lirycznego, który na zawsze utracił ukochaną, w znanym wierszu Cygańska Węgierka używa on jako tła namiętnego i dramatycznego śpiewu w „taborze" cygańskim. Według materiałów zebranych przez Michaiła Pylajewa (podczas rozmów z weteranami chórów cygańskich) Grigorjew napisał wiersz-pieśń, przebywając w „taborze", Iwan Wasiljew skomponował potem do niej muzykę; pieśń, w nieco skróconej postaci, stała się zaiste pieśnią ludową - zapomniano o jej twórcach, ona sama jednak nadal żyje w repertuarze licznych wykonawców, przede wszystkim pieśni cygańskich. 274 Jeżeli Glinkę można porównywać z Puszkinem, to Dargomyżski jest bardzo podobny do Gogola, do jego literackich uczniów, stojących na czele „szkoły naturalnej" (Gonczarowa, Niekrasowa, młodego Turgieniewa) - w drugiej połowie panowania Mikołaja I we wszystkich rodzajach sztuk rośnie zainteresowanie „małym człowiekiem", życiem codziennym, dramatycznym losem jednostki. Romanse Dargomyżskiego Robak i Radca tytularny są odbierane jako warianty opowiadań petersburskich Gogola lub rodzajowych obrazów Pawła Fiedotowa. I nawet bardziej, zdawałoby się, uogólniona i uduchowiona postać Starego kaprala psychologicznie zanurzona jest w atmosferze życia codziennego. Operę Dargomyżskiego Rusałka (1856) łączy wiele analogii z jego romansami. Tu też jest wiele codzienności, „prozy" - nawet niby klasyczna aria Młynarza (I akt) w istocie jest bardzo prozaiczna. Już B. Asafjew był zdania, że pomimo pewnej romantycznej umowności czasu akcji oraz postaci Księcia Dargomyżski układa fabułę jak gdyby z ówczesnego życia wsi: panicz uwodzi młodą chłopkę, a następnie ją porzuca. Nowatorstwo muzyczne (podobnie jak i tematyczne), zwłaszcza coraz szersze posługiwanie się recytatywem, zadziwiająco zindywidualizowanym, nie podobało się ówczesnej publiczności; opera, tak samo jak Ruslan Glinki, początkowo nie odniosła sukcesu i dopiero w następnym dziesięcioleciu zajęła honorowe miejsce w repertuarze teatrów ope- вдяШя rowych. Podobny los spotkał również drugą operę Dargomyżskiego -Kamiennego gościa (1870) - docenioną po pewnym czasie. Burzliwe życie społeczno-polityczne Rosji drugiej połowy XIX wieku naturalnie pobudzało twórczość muzyczną. W ślad za Dargomyżskim jeden po drugim pojawiali się kompozytorzy, którzy wreszcie stworzyli mocny rodzimy repertuar. Byli też twórcy „pośredni", tacy jak Aleksandr Sierow i Anton Rubinstein, których opery nie utrzymały się na scenie, ale którzy wnieśli swój wkład do kultury rosyjskiej. Jeden z najlepszych krytyków muzycznych (a przy tym najbardziej zadziorny), Aleksandr Sierow, już w wieku dojrzałym, mając czterdzieści lat, zajął się poważną twórczościę operową i jego trzy opery: Judyta (1863), Rogne-da (1865) i Wroga silą (1871; nie zdążył jej ukończyć, jej ostateczny kształt to dzieło żony kompozytora oraz Nikołaja Sołowjowa), w swoim czasie z powodzeniem były wystawiane na scenie. Najbardziej oryginalna z nich jest Wroga siła (oparta na znanej sztuce Ostrowskiego Me tak żyj, jak byś chciał). Kontynuując linię Dargomyżskiego, Sierow nie tylko zbliżył fabułę operową do życia codziennego, ale również po raz pierwszy w historii rosyjskiego teatru muzycznego zanurzył akcję w gęstej atmosferze życia miejskiego, zapustnych hulanek, folkloru mię-sopustnego. Podobnie jednak jak sztuka Ostrowskiego nie zdołała zdobyć trwałej pozycji w repertuarze teatralnym, tak i dzieło Sierowa nie 275 utrwaliło się w repertuarze operowym; tylko znakomite arie, zwłaszcza Zapusty, zachowały się w wykonaniach koncertowo-estradowych. Taki sam los spotkał opery Rubinsteina. Skomponował ich bardzo wiele, blisko dwadzieścia, ale do historii przeszedł tylko Demon (1871), według poematu Lermontowa, i to nie cała opera, lecz pojedyncze arie (w całości opera ta rzadko bywa wystawiana). Zarówno Sierowowi, jak i Rubinsteinowi zabrakło talentu do stworzenia utworów, które miałyby wartość artystyczną właśnie jako całość. O ile jednak Sierow eksperymentował z rosyjskim życiem codziennym i z folklorem, stając się swego rodzaju ogniwem pośrednim między Dargomyżskim a Musorg-skim, o tyle Rubinstein zajmuje miejsce całkowicie osobne. Wychowany na niemieckiej kulturze muzycznej, także w swej twórczości pozostawał jak gdyby typowym zachodnim Europejczykiem, obojętnym wobec oryginalnych poszukiwań rosyjskich. I choć przeważająca część jego oper dotyczy tematów rosyjskich (Dymitr Doński czyłi Bitwa na Polu Kulikowym, Tomek Głupek, Kupiec Kałasznikow), w muzyce kompozytor trzymał się właśnie przeciętnych europejskich standardów. Również w teorii Rubinstein uważał muzykę za sztukę kosmopolityczną, ponadnarodową. W artykułach o muzyce rosyjskiej, publikowanych w wiedeńskim czasopiśmie „Blatter fur Musik, Theater und Kunst" (1855, nr 1-3), powątpiewa, czy można stworzyć cieszącą się powszechnym powodzeniem operę na motywach rosyjskich pieśni; opery Glinki uznaje wprawdzie za arcydzieła, ale sądzi, że są monotonne, i z całą stanowczością konkluduje, iż rozmaite odcienie uczuć są na równi właściwe narodom całego świata, toteż przedstawienie tych uczuć nie powinno mieć zabarwienia narodowego - powinno być ogólnoludzkie. Grupa kompozytorów, która powstała w Petersburgu na początku lat sześćdziesiątych i przez jej ideologa, Władimira Stasowa, została nazwana „Potężną Gromadką" (tworzyli ją Milij Bałakiriew, Cezar Cui, Aleksandr Borodin, Modest Musorgski, Nikołaj Rimski-Korsakow; grupa istniała niedługo, niecałą dekadę), zajmująca się właśnie narodową specyficznością sztuki, wrogo odnosiła się do Rubinsteina - teoretyka i praktyka (w krytyce Bałakiriewa i Stasowa pojawiają się też nutki ilustracjo antysemityzmu - czołowych przedstawicieli „Gromadki" oburzało na 40 przykład to, że Rubinstein wysoko cenił Mendelssohna; ze współcze- snych kompozytorów zachodnich oni woleli Liszta i Berlioza). Stale wybuchały konflikty również z powodu edukacji muzycznej - Rubinstein na modłę niemiecką walczył o systematyczne kształcenie talentów na poziomie szkolnym i „uczelnianym", natomiast muzycy z „Gromadki" przyznawali pierwszeństwo rosyjskiej swobodzie, samodzielności, mó-276 wili o wyższości dobrowolnych ugrupowań i kółek nad szkołą i konser- watorium. Tymczasem główna zasługa Rubinsteina dla kultury rosyjskiej polega właśnie na wprowadzeniu systematycznego wykształcenia muzycznego. Zorganizował on w 1862 roku petersburską szkołę muzyczną, która od razu zyskała status konserwatorium, sam Rubinstein zaś był jej pierwszym dyrektorem. Przy poparciu wielkiej księżnej Jeleny Paw-łowny w 1859 założył w Petersburgu Cesarskie Rosyjskie Towarzystwo Muzyczne, które przez wiele lat przewodziło działalności koncertowej w stolicy - pod egidą Towarzystwa utworzono między innymi szkołę muzyczną i konserwatorium. Należy zaznaczyć, że młodszy brat Antona, Nikołaj, znakomity pianista-wirtuoz, także wyróżniał się zdolnościami organizatorskimi - w 1860 roku stanął na czele moskiewskiej filii Rosyjskiego Towarzystwa Muzycznego, a w 1866 założył Konserwatorium Moskiewskie. Obaj bracia są także znani jako hojni filantropi. W innych warunkach Sierow i Rubinstein mogliby uchodzić za znakomitych kompozytorów operowych, ale ich talent całkowicie przyćmiły oślepiające promienie sławy Musorgskiego, Czajkowskiego, Rimskiego--Korsakowa. Musorgski to oczywiście najbardziej oryginalny kompozytor rosyjski XIX wieku, wyprzedzający swą epokę. Kontynuując próby Dargomyżskiego - przedstawianie „prawdy" - Musorgski pogłębił za- interesowanie mową ludzką, jej rysunkiem intonacyjnym; sądził, że nasza mowa jest regulowana przez ściśle muzyczne prawa i zadanie kompozytora polega na odsłonięciu tej ukrytej melodyjności; toteż o ile jego poprzednicy w swym dążeniu -jak by dziś powiedziano - do realizmu przechodzili od klasycznej melodii do zaznaczonego „w zarysach" recytatywu, o tyle Musorgski niejako zamykał recytatyw w melodię i tworzył do niego raczej melodyczny podkład. Stąd takie jego zadziwiające innowacje, jak próba wyrażenia w języku muzyki całego aktu Ożenku Gogola - bez żadnych przeróbek, w pierwotnej prozie. I wszystko to bez naśladowania, lecz w sposób twórczy, oryginalny. Twórczo wykorzystywał też Musorgski melodie pieśni ludowych. Jego nowatorstwo dotyczyło nie tylko formalnej, oddającej „mowę", strony jego twórczości. Kompozytor po raz pierwszy (z pewnością nie tylko w historii muzyki ojczystej, ale również światowej) doprowadził fabuły i motywy swych utworów do granic tragizmu, do bezdennej rozpaczy - pod tym względem prześcignął go może tylko Szostakowicz. Niewątpliwie cechy te pojawiły się pod wpływem zamętu, jaki powstał w Rosji po reformie 1861 roku, ale nie mniej ważne przyczyny tkwiły w naturze samego artysty - samotnej, tragicznej, smutnej. Tragiczne i dramatyczne fabuły i motywy oczywiście przyciągały uwagę kompozytorów zarówno przed Musorgskim, jak i po nim, ale w zde- 277 cydowanej większości wypadków twórcy przedstawiali tę sferę jako zewnętrzną wobec odbiorcy; artysta, którego umysł i dusza smucą i irytują, starał się, by tragicznemu rozwiązaniu towarzyszyła kathar-sis. U Musorgskiego natomiast tragizm przedstawia się niejako od wewnątrz, zbyt często wcale nie prowadzi do katharsis, nie daje podstaw do odrodzenia duszy i ducha - zło i ciemność okazują się trwałe, niewzruszone, straszne, wszechogarniające. Szczególnie wyraźnie przejawiło się to w cyklu romansów Pieśni i tańce śmierci (1875-1877, do słów hrabiego Arsienija Goleniszczewa-Kutuzowa). Nawet cykl Izba dziecięca (1870), do którego słowa napisał sam Musorgski, pełen jest dramatów psychologicznych, chorobliwych meandrów... Oczywiście genialny kompozytor jest na tyle wielostronny, że niesprawiedliwością byłoby redukowanie jego twórczości do beznadziejnego tragizmu. Była ona zbyt obszerna i różnorodna, skala nastrojów nawet w jednym tylko gatunku romansowym, nie mówiąc już o operach, jest niezwykle szeroka. Czasem ciemności duszy kompozytora się rozpraszały, tworzył wówczas jasną, pełną radości życia muzykę, na przykład operę Jarmark seroczyński według Gogola, którą Musorgski pisał u schyłku życia i której nie ukończył; ale i tam miała być scena Sabatu czarownic, później nazwana Nocą na Łysej Górze i przekształcona w utwór symfoniczny. Mimo to dramatyzm, gorycz, cierpienie dominują w jego twórczości. Spuściznę Musorgskiego, jeśli chodzi o małe formy gatunkowe, charakteryzuje dodatkowo obecność zjadliwej ironii i satyry (romanse Kal-listratos, Łobuz, Na grzyby), które jedynie w zalążkowej postaci można zaobserwować u poprzedników, jak również zadziwiająca wyrazistość, zindywidualizowanie przedstawianych bohaterów. Jeżeli u Czajkowskiego dziesiątki romansów poświęcone są typowemu bohaterowi lirycznemu i takiej samej bohaterce, to u Musorgskiego każda postać jest szczególna, nie sposób jej pomylić z innymi. Taką samą zdumiewającą indywidualizację znajdujemy w fortepianowych Obrazkach z wystawy (1874), swoistym analogonie romansów. Zadziwiająca jest też wyjątkowa umiejętność kompozytora, który za pomocą środków muzycznych potrafił przedstawić obrazy malarskie - zdecydowana większość słuchaczy tego cyklu nigdy nie widziała obrazów Wiktora Hartmanna, ale wrażenie jest tak wyraziste, jak gdyby dopiero co wyszli z wystawy akwareli... Wszystkie wyróżnione właściwości: tragizm, różnorodność zindywidualizowanych postaci, malarska plastyczność, nowe formy przekazywania ludzkiej mowy, znalazły swoje ucieleśnienie w obu głównych operach Musorgskiego: w Borysie Godunowie (1872) i w Chowańszczyźnie (1880; 278 ukończonej w 1883 roku przez Nikołaja Rimskiego-Korsakowa). Los Rosji, rola jednostki w historii, rola narodu, los narodu - wszystkie te tematy, zajmujące rosyjskie społeczeństwo w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, interesowały też kompozytora i nieprzypadkowo wybrał jako tło historyczne obu oper okres smuty, kiedy to obnażają się głębie charakterów, kiedy burzą się tłumy ludu, kiedy w złożony sposób splatają się przypadki i prawidłowości historii -w tragedii Puszkina to koniec panowania Borysa Godunowa i przybycie do Moskwy Dymitra Samozwańca, czyli początek XVII wieku, oraz drugi okres smuty, a mianowicie początek epoki Piotra I, czyli koniec wieku XVII. Musorgski ukazuje zarówno maksymalnie zindywidualizowane osobowości wielkich działaczy, dokonujących historycznych przemian, jak i lud, wobec którego nie wykazuje bezmyślnego podziwu, cechującego większość demokratycznych radykałów z szóstej i siódmej dekady XIX stulecia. Kompozytor przedstawia masy ludowe jako łączące w sobie krańcowe sprzeczności - splatają się w nich potęga, odwaga, bojaźliwość, ubóstwo, okrucieństwo, łatwowierność, chwilowe namiętności. Odpowiednikiem Musorgskiego w literaturze może być Nikołaj Leskow; twórczość ich obu do tej pory nie została jeszcze dostatecznie zbadana w całej swej złożoności i paradoksalnych sprzecznościach. Pełen sprzeczności był też Czajkowski. Być może z natury był człowiekiem pogodnym, łagodnym i harmonijnym, ale perturbacje w życiu całego kraju i nieszczęścia osobiste — wieczna troska o chleb powszedni i przekleństwo, jakie wisiało nad nim od młodości (homoseksualizm) -wszystko to gmatwało i dramatyzowało sposób odczuwania świata. Jasny świat Czajkowskiego znalazł swój wyraz głównie w jego baletach (o nich dalej) i licznych romansach (w jego dorobku jest ich wiele, prawie dwieście; czasem wyznaczał sobie zadanie: skomponować jeden romans dziennie). Jednakże z reguły do harmonijnego świata wkrada się spora doza smutku, melancholii — tutaj indywidualne cechy duszy artysty zlewają się z oddziaływaniami zewnętrznymi - było oczywiste, że kończy się epoka szlachty, epoka „szlacheckich gniazd", i nastroje turgieniewowskie znajdują swój dostatecznie silny odpowiednik w romansach Czajkowskiego. Elegijne przedstawienie szlacheckiego gniazda odnajdujemy również w najsłynniejszej operze kompozytora — wEugeniuszu Onieginie (1878) - w której znikły wszystkie satyryczne motywy Puszkina, ironia pod adresem Zarieckiego, a na poły parodystyczny u Puszkina wiersz Leńskiego przemienił się w absolutnie podniosłą liryczną arię. Jednakże w operze jeszcze mocniej niż u Puszkina został udramatyzowany charakter Oniegina, podkreślony jego egoizm - tutaj nie ma już żadnej 279 harmonii i podczas gdy u Puszkina lejtmotywem wędrówek Oniegina po Rosji jest „Smutek, smutek!", opera kończy się dodaniem do „smutku" bardzo egoistycznych „hańba" i „smutny los mój". Jeszcze bardziej dramatyczne są fabuła i postacie w drugiej słynnej operze Czajkowskiego — w Damie pikowej (1890). Ona też opiera się na utworze Puszkina (libretto Eugeniusza Oniegina napisał sam kompozytor przy współudziale Konstantina Szyłowskiego, tutaj natomiast autorem był brat Czajkowskiego, Modest), z tym że fabuła uległa znacznym zmianom: zamiast zamążpójścia Lizy mamy jej samobójstwo; dodano też ostatnie spotkanie koło Lebiażego Kanału. A co najważniejsze - w operze zatuszowano raznoczyńskie pochodzenie głównego bohatera (u Puszkina jest to Niemiec Hermann, niemajętny inżynier; tu stał się Hermanem i jest to imię, tak jak Eugeniusz). Jednakże władza pieniądza, chęć posiadania została w operze chyba nawet spotęgowana - tu już daje się zauważyć wpływ epoki, jaka nastała po reformach. W sztuce operowej (ani też w romansach) Czajkowski nie przypomina Musorgskiego -jest bardziej związany z zachodnioeuropejską kulturą „kantylenową", znacznie mniej u niego recytatywow, a jeśli już się pojawiają, to bardziej melodyczne, zbliżone do arii. Muzyka głównych oper jest od początku do końca melodyczna, można je w całości zaśpiewać z pamięci - a spróbujcie zaśpiewać operę Musorgskiego! Czajkowski jest również bardziej „symfoniczny" -jego maestria przenika duety i tria (należy tu wspomnieć także o kwartecie głównych bohaterów w scenie kłótni na balu u Łarinów), występuje ścisły związek arii z orkiestrą dzięki symfonicznemu kontrapunktowi. „Czyste" symfonie Czajkowskiego, symfonie same w sobie, podobnie jak jego opery, złożyły się na całą epokę w historii rosyjskiej muzyki symfonicznej. Prawdziwa wielka symfonia, typu mozartowskiego i beetho-venowskiego, wymaga nie tylko szczególnego talentu w zakresie kontrapunktu, ale też rozmachu światopoglądowego. Symfonia jest odpowiednikiem powieści - żeby być czymś więcej niż mechanicznym połączeniem epizodów, musi zawierać ogólną ideę, która przenikałaby ją od początku do końca. W operze główny ładunek ideologiczny tkwi w tekście, w libretcie, muzyka jedynie wspomaga ujawnianie się znaczeń tekstu literackiego, choć zgodnie z ideałem i tutaj powinna swą skalą odpowiadać tekstowi. W symfonii natomiast brak takiego oparcia - muzyka sama musi powiedzieć wszystko, bez wspierania się na tekście słownym. W kulturze rosyjskiej powoli kształtowała się powieść jako gatunek - Puszkin dopiero się do niej zbliżał, pisząc swego rodzaju konspekty 280 powieściowe, następni pisarze: Lermontow, Gogol, Hercen, nie wycho- dzili jeszcze poza oferowanie czytelnikowi zbioru rozdziałów lub opowiadań, połączonych postacią jednego bohatera. Powieści o jednolitej fabule pojawiły się u nas w połowie stulecia dzięki Turgieniewowi, Gon-czarowowi, Dostojewskiemu, Tołstojowi. Jakaś analogia rysuje się również w rozwoju rosyjskiej muzyki symfonicznej - Aragońska jota Glinki, symfonie i koncerty fortepianowe Rubinsteina, pierwsze symfonie Rimskiego-Korsakowa były zaledwie zwiastunami symfonii i koncertów Czajkowskiego. Szczególnie „powieściowe", Jednolicie fabularne" są ostatnie symfonie kompozytora: Czwarta (1877), Piąta (1888) i Szósta (1893). Wraz z koncertami fortepianowymi, fantazjami Romeo i Julia oraz Francesco da Rimini stanowią one szczytowe osiągnięcia rosyjskiej muzyki symfonicznej, od nich prowadzi prosta droga w wiek XX, do dzieł Rachmaninowa, Skriabina, Strawińskiego. Obok wielkich dzieł orkiestrowych Czajkowskiego można stawiać jedynie Drugą, „Bohaterską" symfonię Borodina (1876) -jest to zupełnie wyjątkowe dzieło ze względu na prawdziwie heroiczną moc i odzwierciedla nie tylko indywidualne cechy twórcy, lecz także ducha czasu - w przededniu wojny z Turcją 1877-1878, w wyniku tej wojny oraz w okresie zbliżających się rządów Aleksandra III kraj przeżywał trzeci (po wojnach napoleońskich i reformach z lat sześćdziesiątych), zresztą najsłabszy, przypływ utopijnych nadziei, marzeń o ogólnonarodowych interesach i przyszłym narodowym odrodzeniu. „Fluidy" tych nastrojów oddziałały na potężnego Borodina, który równolegle z symfonią tworzył swoją słynną operę Kniaź Igor - nie ma w niej narodowej idolatrii i pychy, przeciwnie, kompozytor być może celowo za temat obrał nie relacje o zwycięstwach, lecz tragiczną klęskę ruskiego wojska; silny wydźwięk ma tu jednak apel o narodowe zjednoczenie i wiara w siły narodu. Iluzje, rozczarowania, utopijny charakter ogólnonarodowych (niekiedy skrajnie nacjonalistycznych) idei oraz społeczno-politycznych koncepcji narodników niweczyły marzenia, rzeczywistość zaś okazywała się całkowicie nie do przyjęcia i w sztuce łat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych nastąpiła eksplozja romantyzmu - skoro realne życie w żaden sposób nie sprzyjało urzeczywistnieniu wysokich ideałów, to powstawała nierealna sytuacja baśniowa, w której można było - zgodnie z baśniową zasadą ,jak powiedziano, tak się stało" - przedstawiać rzeczy pożądane. Ta późna romantyczność przejawiła się również w literaturze (na przykład w poemacie Niekrasowa Komu się na Rusi dobrze dzieje, w opowiadaniach fantastycznych Turgieniewa, w bajkach Sałtykowa-Szczedrina, w Śnieżce Ostrowskiego), w malarstwie (przykładem są obrazy Wiktora Wasniecowa), lecz chyba głównie w muzyce. 281 Dzięki trzem baśniowym baletom Czajkowskiego: Jezioru łabędziemu (1876), Śpiącej królewnie (1889), Dziadkowi do orzechów (1892), odrodziła się romantyczna tradycja baletu rosyjskiego z początku XIX wieku, całkowicie zapomniana w połowie stulecia (historyk baletu Lubow Błok podkreśla, że baletnice wówczas chodziły po ziemi, a nie „fruwały", ich zachowanie zaś zbliżone było do życia powszedniego - trudno było zgadnąć, co trzyma w rękach baletnica: szal czy ręcznik kuchenny?). Przy czym Czajkowski rozpoczynał swoją twórczość baletową w „tragicznym" okresie swego życia (opery Eugeniusz Oniegin i Dziewica Orleańska, fantazja Francesca da Rimini) i dlatego tragiczny ton przenika też Jezioro łabędzie (przecież zgodnie z librettem i stylem muzyki bohaterowie - ofiara własnej pomyłki książę Zygfryd i Biały Łabędź - giną w finale; na polecenie Stalina pod koniec drugiej wojny światowej finał zmieniono - według sformułowania pewnego służalczego krytyka z NRD „pesymizm został zastąpiony optymizmem" i przy tragicznych akordach Książę łączy się z Białym łabędziem). Później jednak Czajkowski komponował niejako „dziecięce" balety. Ciekawe, że baśniowy, optymistyczny romantyzm mógł w twórczości kompozytora sąsiadować z najbardziej beznadziejną tragicznością - u schyłku życia Czajkowski stworzył swoją najbardziej Jasną", pełną radości ży- cia operę Jolanta (1891) - i mroczną Szóstą symfonię, z motywami przeznaczenia i śmierci. Jeszcze bardziej baśniowy jest Rimski-Korsakow. A przy tym bardziej harmonijny, optymistyczny. Przeważająca część jego oper to przecież baśnie. Na motywach baśniowych osnute są również niektóre jego utwory na orkiestrę symfoniczną, zwłaszcza suita Szeherezada (1888). Ponieważ jednak żył długo i był płodnym kompozytorem, jego twórczość jest znacznie bogatsza i bardziej różnorodna, nie tylko baśniowa, jakkolwiek różnorodne są także jego baśnie. Pojawiają się w nich tak lubiane przez Rimskiego-Korsakowa motywy mitologiczne ze starożytności słowiańskiej, wplata się też psychologizm - charakterystyczny nie tylko dla tego kompozytora, ale również dla całej sztuki drugiej połowy XIX wieku. Mimo wszystko element folklorystyczny, mitologiczny, zaczerpnięty z legend jest bardzo widoczny w całej twórczości Rimskiego-Korsakowa, zwłaszcza w operach, poczynając od Śnieżki (1881) i Mlady (1890) aż po kulminację w Opowieści o niewidzialnym grodzie Kitieżu i pannie Fiewronii (1904). Motywy wzięte z folkloru wykorzystuje on w sposób bardziej bezpośredni niż jego współcześni (Czajkowski, Musorgski, Borodin), a opera Sadko (1896) została po prostu oparta na fabule ludowej byliny. I pod-282 czas gdy współcześni komponowali męską muzykę, tworzyli przede wszystkim męskie obrazy i postacie, muzyka Rimskiego-Korsakowa jest bardziej „piękna", bardziej kobieca - w jego operach o wiele bardziej interesujące i plastyczne są postacie kobiece. Różnił się on od swoich wielkich współczesnych także pod tym względem, że wyjątkową uwagą i miłością darzył naturę — najrozmaitsze obrazy przyrody stanowią ważną część wszystkich oper tego kompozytora. Czy sprawia to zainteresowanie malowniczością przyrody, czy „kobiecość" Rimskiego-Korsakowa, czy też oba te czynniki łącznie - dość, że jego opery wydają się bardziej statyczne niż dzieła współczesnych mu kompozytorów. Są bardziej malownicze, bardziej plastyczne, niewiele w nich naporu, dynamiki, żywej akcji. B. Asafjew słusznie zauważył, że od tej impresjonistycznej malarskości prowadzi droga do kolorowych obrazów artystów z kręgu „Świata Sztuki", od mitologicznego, pogańskiego żywiołu zaś - do muzyki Strawińskiego. Ogólnie mówiąc, sztuka rozwijała się nieprzerwanie, tego procesu nie zdołały powstrzymać nawet rewolucyjne zawieruchy. Tradycje wielkich kompozytorów XIX wieku były kontynuowane i twórczo rozwijane w następnym stuleciu: Rachmaninow i Głazunow bardziej ciążą ku tradycji, Skriabin i Strawiński zaś w nowatorski sposób torują drogę w przyszłość, ku twórczości Prokofiewa i Szostakowicza. O kulturze materialnej i o ludowej moralności W sztuce i literaturze XIX wieku dominowała szlachta. Około połowy stulecia i później do tych sfer coraz mocniej zaczęli pukać razno-czyńcy. Do nauki i oświaty, do teatru przedostawali się już wcześniej, w związku z odziedziczonym po XVIII wieku wyobrażeniem, panującym wśród społeczności szlacheckiej, że szlachcicowi nie przystoi być nauczycielem, profesorem, aktorem. Jednakże nauczyciele, profesorowie, oficerowie z nizin, wznosząc się po stopniach tabeli rang, dochodzili do tego wymarzonego miejsca, w którym również stawali się szlachcicami. W sumie o dziedzinie panującej w kraju kultury duchowej aż do 1917 roku decydowała mimo wszystko szlachta (kultura duchowa chłopstwa w XIX wieku swoją masowością, intensywnością, znaczeniem nie mogła się równać z kulturą „góry", była przy tym dość zamknięta, autonomiczna). Naturalnie kultura religijna podlegała prerogatywom duchowieństwa. Natomiast kultura materialna znajdowała się w rękach ludu, czyli w pierwszej kolejności chłopstwa, a następnie — niższych warstw miejskich (kupcy, mieszczanie, rzemieślnicy; ma się rozumieć, klasa robotnicza w XIX wieku była bardzo nieliczna i słaba). Do tej kultury należą również procesy wytwórczości materialnej (gospodarka wiejska i prze- 283 mysł), lecz najbardziej specyficzna pod względem narodowym i społecznym jest egzystencja człowieka poza sferą wytwórczości, w dniu powszednim, w życiu codziennym - tutaj w pełni odzwierciedlają się wielowiekowe tradycje i mentalność narodowa. Gwoli sprawiedliwości należy powiedzieć, że niektóre cechy rdzennie narodowego sposobu życia zachowały się także w warstwach uprzywilejowanych (rytuał najważniejszych świąt: Boże Narodzenie, zapusty, Wielkanoc; kuchnia narodowa: pierogi, bliny, kasze; napoje: kwas, piwo domowe, nalewki; łaźnia i tym podobne), ale mimo wszystko szlachta, znaczna część kupiectwa oraz wyższe duchowieństwo dzięki związkom z Zachodem przejmowały liczne przedmioty i przyzwyczajenia z zachodnioeuropejskiego życia miejskiego i odżegnywały się, czasami demonstracyjnie, od tradycji narodowych. Tak więc jądro, środek kultury materialnej Rosji zawierał się nie w świecie szlacheckim, lecz chłopskim. O nim głównie będziemy mówić, choć przy sposobności zahaczymy też o inne stany, tym bardziej że prowincjonalni duchowni, kupcy i mieszczanie, robotnicy fabryczni w pierwszym pokoleniu zachowali ścisłe związki z chłopstwem. Całe życie chłopa rosyjskiego — znacznie silniej niż życie przedstawicieli stanów uprzywilejowanych — wiązało się z geografią, przyrodą, klimatem. W pierwszym rzędzie od przyrody zależała gospodarka wiejska, ale prawie wszystkie osobliwości życia były zdeterminowane przez warunki naturalne. Niezmiernie dużo znaczył dość surowy klimat Rosji. Kalendarzowy podział cyklu rocznego na cztery trzymiesięczne części (wiosna, lato, jesień, zima) mniej lub bardziej odpowiadał rzeczywistości tylko w południowych rejonach kraju, w strefie czarnoziemu, ale i tam nie pokrywał się z nią w zupełności - na początku marca leżał jeszcze śnieg, a w listopadzie czasami już zaczynał padać, czyli zima nie ograniczała się do grudnia-lutego. Co zaś się tyczy środkowego pasa Rosji europejskiej i południowego pasa syberyjskiego, to tam zima jeszcze bardziej poszerzała swoją władzę. Na północ od Moskwy wiosna zaczyna się właściwie w końcu kwietnia: znika pokrywa śnieżna, odmarza głęboko przemarznięta gleba, rozwijają się pączki na drzewach. Krótkie lato i północna przyroda nawet w okresie kwitnienia roślin wytwarzały specyficzną zwyczajność, skromność, ubóstwo barw. Nie jaskrawoniebieskie niebo, lecz bladoniebieskie, płowe. Nie zielone, niebieskie, czarne odcienie mórz, jezior i rzek, lecz przede wszystkim szare, srebrzyste. Zimą wszystko z wyjątkiem lasów iglastych przybierało barwy czarno-białe, jesienią i wiosną - szare: szare pola, szary las, pożółkła trawa, szare drewniane zabudowania (przecież na wsi rosyjskiej malowanie domów nie było przyjęte), nawet cerkwie często budowano z drewna i one też wyglądały szaro - tylko złote krzyże błyszczały z daleka. Ten kolorystyczny ton przyrody i wsi w istotny sposób wpłynął na wizualną estetykę ludu: w stroju, w rękodzielnictwie, w ikonach i freskach nie było przyjęte stosowanie jaskrawych, rzucających się w oczy barw - jest to całkowite przeciwieństwo, powiedzmy, estetyki latynoamerykańskiej czy afrykańskiej, w których panują krzykliwe kolory strojów, wyrazisty makijaż i tym podobne. Ciekawe, że jaskrawość w Rosji może się kojarzyć nie z różnobarwnością, lecz z zimową bielą -w piątym rozdziale Eugeniusza Oniegina jest taki wers: „Dokoła aż pałało bielą". Czy nie od tej zimowej jaskrawości wywodzą się również białe szaty świętości? Jaskrawość czystości, nieskazitelności... Krót-kotrwałość sezonu ciepłego wymagała wyjątkowo intensywnej pracy we wszystkich sferach gospodarski wiejskiej, chłopi pracowali od świtu do zmierzchu. Niedziela i rzadkie święta dawały tylko chwilowe wytchnienie, nie mogły wytworzyć mocnych tradycji letniego wypoczynku. Względny odpoczynek następował dopiero późną jesienią. Właśnie względny - przecież i zimą pracy wystarczało: doglądanie bydła, przygotowywanie zapasów drewna, przędzenie i tkanie, szykowanie się do następnego sezonu. Kobiety, z reguły otoczone liczną rodziną, latem i zimą zajęte troskami gospodarczymi, nie miały chwili wytchnienia. Przeniesienie się do miasta (oczywiście, jeśli się nie było chłopem pańszczyźnianym) uwalniało wprawdzie od konia, krowy czy ptactwa domowego, lecz nie zwalniało od reszty, a nawet zwiększało obciążenie pracą - już nie tylko w porze żniw, ale przez okrągły rok głowa rodziny po wiele godzin dziennie pracowała w fabryce, w kopalni, w rzemiośle. Dlatego lud rosyjski w swej masie, obciążony wyczerpującą pracą, a przed 1861 rokiem jeszcze prawem pańszczyźnianym, pod względem kultury wyraźnie pozostawał w tyle w porównaniu z Europą Zachodnią. Rosja to mocarstwo wodne. Nie ma w nim pustyń, jest mnóstwo rzek i słodkowodnych jezior. Nawiedzane przez suszę ziemie zawołżańskie stanowią tylko niewielką wysepkę w ogromnym kraju. Obfitość wody odbiła się na zawartości naszego słownika. Jak się wydaje, we wszystkich językach indoeuropejskich istnieje przymiotnik oznaczający niedobór wody w organizmie, chęć napicia się, w rosyjskim zaś go nie ma. Jest „głodny", ale nie ma „spragniony" (żażdnyj). Jest co prawda przysłówek żażduszczij, interesujące jednak, że nie ma analogicznego czasownika w aspekcie niedokonanym, wskazującego na długotrwałość, powtarzalność zjawiska. „Głodować" - proszę bardzo! Ale „pragnąć" (zażdaf) to raczej jednokrotna chęć napicia się niż długotrwały stan pragnienia. Ciekawe jest również to, że od dawna słowa tego używa się w języku rosyjskim w sensie metaforycznym, czyli w znaczeniu silnej chęci posiadania czegoś, znacznie częściej niż w dosłownym, związanym z brakiem wody. W Słowniku języka Puszkina (t. 1, Moskwa 1956) obliczono, że „pragnąć" w dosłownym znaczeniu klasyk rosyjski używa tylko raz (Przyroda spragnionych stepów), podczas gdy w metaforycznym - dwadzieścia razy. Zatem problemów z wodą w Rosji pozornie nie było. Ale pojawiały się problemy techniczne, problemy z dostarczeniem wody. Na wsi wodociągów w ogóle nie było. W miastach natomiast późno rozpoczęto ich budowę. Najstarszy wielki wodociąg został wprawdzie zbudowany w Moskwie już na początku XIX wieku (1805), dzięki obfitym wodom źródlanym w pobliskich Mytiszczach i dzięki ukształtowaniu terenu, które umożliwiało samoistne spływanie wody do centrum miasta. Dlatego w ciągu całego XIX stulecia wodociąg moskiewski był rozbudowywany i doskonalony. Mieszkańcy Petersburga, mając do dyspozycji wiele rzek i kanałów, czerpali z nich wodę i dopiero w 1859 roku przystąpili do budowy wodociągów. Trudno nam uwierzyć, że woda z Newy już wówczas wzbudzała obawy medyków z powodu coraz większego zanieczyszczenia ściekami. Kiedy zachorowała żona barona Aleksandra Delwiga (jeszcze przed powstaniem wodociągu w Petersburgu), lekarze tłumaczyli to używa- niem wody z Newy. Baron dzięki swej służbie na kolei zorganizował codzienną dostawę z Moskwy do Petersburga pewnej ilości tamtejszej znakomitej wody źródlanej, która kosztowała rodzinę dwadzieścia kopiejek dziennie (służący przywoził butlę miejskim dyliżansem z dworca Moskiewskiego); stan zdrowia żony barona się polepszył. Wielka księżna Aleksandra Iosifowna, żona wielkiego księcia Konstantego Nikołajewicza, też otrzymała zalecenie lekarza, ażeby pić wodę z Moskwy, ale nie zdołała zorganizować dostawy - wielki i suto zastawiony stół w pałacu wymagał piętnastu beczek dziennie! (Delwig, III, 159--160). Do Odessy przeprowadzono wodociąg z Dniestru w 1873 roku (tamże, III, 38). Potem wodociągi zaczęły się pojawiać w innych dużych miastach, a wodę pobierały głównie z rzek i jezior (czasami, jak w Charkowie i Kazaniu, ze źródeł). Oto interesująca anegdota, która świadczy o całkowitym wyłączeniu się Czaadajewa z życia codziennego. Baron Aleksandr Delwig w 1852 roku został mianowany na dyrektora wszystkich wodociągów moskiewskich, czemu Czaadajew niepomiernie się dziwił: „[...] doprawdy nie mogę zrozumieć pańskiego tutaj mianowania, od dzieciństwa mieszkałem w Moskwie i nigdy nie odczuwałem braku dobrej wody - zawsze przynoszono mi szklankę czystej wody, kiedy tego żądałem" (Delwig, I, 220). Bez wodociągów dostarczanie wody stawało się problemem. W mieście trzeba było płacić woziwodom, którzy rozwozili wodę w beczkach -w filmie Wołga, Wołga, być może nie bez ukrytej złośliwości, scenarzysta Nikołaj Erdman i reżyser Grigorij Aleksandrów pokazali, że w czasach radzieckich w mieście prowincjonalnym są już wprawdzie telefony, ale nie ma jeszcze wodociągu. Na wsi ludzie sami nosili wodę — z rzeki, z jeziora, ze studni. Poza tym że trzeba było pewną odległość pokonać z wiadrami (nosidła - to dobry wynalazek!), wysiłku wymagało też napełnienie każdego wiadra wodą. Wysiłki przy studni są zrozumiałe, ale nie można zapominać o trudnościach związanych z czerpaniem wody z rzeki - przecież w ciągu wielu zimowych miesięcy należało wyrąbywać przeręble w grubym lodzie. Innymi słowy, w najbogatszym w wodę kraju zaopatrywanie się w nią stanowiło poważny problem. Dlatego nie dziwi, że wodę oszczędzano. Nie można ograniczać wody pitnej dla ludzi i zwierząt domowych, ale na reszcie można zaoszczędzić: na myciu się, na praniu i nawet na łaźni. Co prawda do oszczędności Japończyków (w tym samym naczyniu z podgrzaną wodą myli się po kolei wszyscy członkowie rodziny) Rosjanom było jeszcze daleko - wodę w łaźni wylewano bez ograniczeń na podłogę; ale też nie pojawił się w Rosji zachodni, oszczędny zwyczaj mycia się nie pod bieżącą wodą, lecz w miednicy - wszelkie konstrukcje rosyjskich umywalek zostały obliczone na przepływ czystej wody, a po doprowadzeniu wody do mieszkań znajdujące się w nich zlewozmywaki z reguły nie miały zatyczek. W łaźni oszczędzano jednak w inny sposób: zazwyczaj rozpalano w niej raz w tygodniu, w sobotę, i nawet w najbardziej upalnym okresie, w porze żniw, kiedy ludzie męczyli się od potu i pyłu, nie obmywano całego ciała codziennie. Pewnie wymęczeni pracą ludzie nie mieli już siły, żeby taszczyć wodę i palić w łaźni. Często używano prostszych sposobów sobotniej kąpieli, bez rozpalania w łaźni: latem w sieniach (ławka, miednica, garnek lub rondel z gorącą wodą, wiadro - z zimną; wodę lało się prosto na podłogę; koryta używano tylko do kąpania dzieci), zimą — na wielkim rosyjskim piecu, gdzie można się było umyć jedynie na siedząco, w dodatku, ze względu na rozmiary pieca, w skurczonej pozycji. Należy także podkreślić, że tygodniowa przerwa pomiędzy poważnymi, dokładnymi kąpielami była dodatkowo uświęcona tradycją. Szlachta nie była zanadto zmęczona, to nie ona paliła w łaźni, ale i ona, zwłaszcza na wsi, nie skracała tego interwału. Przypomnijmy, że matka Tatiany i Olgi, Puszkinowska Łarina starsza, „chodzi do łaźni co soboty" - pewnie córki też? Sam Puszkin co prawda nie czekał na sobotę -każdego ranka brał chłodną kąpiel; zimą woda w nieogrzewanym pomieszczeniu łazienki pokrywała się warstwą lodu, Puszkin sam rozbijał go pięścią i wskakiwał do takiej kąpieli. Eugeniusz Oniegin szedł za przykładem swego twórcy: „Rano brał kąpiel w wannie z lodem"; latem zaś, przebywając na wsi, Oniegin każdego ranka kąpał się w rzece. Następowały inne czasy... W połowie XIX wieku wanna stawała się coraz bardziej popularna w warstwach średnich, zwłaszcza w kręgach prozachodniej inteligencji raznoczyńskiej. W powieści Co robić'? Czernyszewski podkreśla (oznacza to, że zjawisko nie stało się jeszcze masowe), iż Wiera Pawłowna przywykła codziennie rano kąpać się w wannie, przy czym - prawdopodobnie z braku osobnego pomieszczenia — wannę zainstalowano bezpośrednio w sypialni bohaterki: „[...] kosztowało to sporo kłopotów: trzeba było przeprowadzić do jej pokoju kran od kranu i od kotła w kuchni" (cz. 4, rozdz. XII). Oczywiście kocioł podgrzewała nie Wiera Pawłowna, lecz służący Stiepan. Powróćmy jednak na wieś. Niestety, nie było zwyczaju kąpania się w zbiornikach wodnych. Panowie korzystali z zamkniętych kąpielisk. Gogolowski Iwan Nikiforowicz i bez kąpieliska siedział w stawie, pogrążony po szyję w wodzie, i pił herbatę. Chłopi zaś żadnych kąpielisk nie mieli, a ponieważ do XX wieku było przyjęte kąpanie się nago, to kobietom niełatwo było znaleźć nad rzeką lub nad jeziorem ustronne miejsce, dlatego rzadko korzystały ze zbiorników wodnych, ale i mężczyźni, czy to ze zmęczenia, czy z braku przyzwyczajenia, prawie się nie kąpali. Pluskanie się w wodzie było udziałem dziatwy. Nie zapominajmy też o chłodnym klimacie - na północ od Moskwy nawet w upalne lata wielkie zbiorniki wodne się nie nagrzewają i trzeba nawyku i zahartowania, żeby się rzucać do wody o temperaturze szesnastu-siedemnastu stopni (w centralnych i północnych guberniach istniał taki zwyczaj: kąpiele zaczynały się w Dzień Iwana-Kupały, 24 czerwca, kończyły zaś w Dzień Ilji [proroka Eliasza], 20 lipca; jak mawiano - „Ilja zimny kamień spuścił"; „sezon" trwał zatem przez miesiąc; nie wiadomo, dlaczego gorący Ilja, władca gromów i błyskawic, miałby spuszczać zimny kamień, po prostu nadchodziły chłodniejsze dni i noce). Z tej samej „chłodnej" przyczyny w Rosji praktycznie nieznane były kąpiele w morzu. Wielkie mocarstwo morskie w prawie dziewięćdziesięciu procentach swych brzegów stykało się z zimnymi wodami Oceanu Lodowatego i Spokojnego, a Bałtyk też był chłodny. Na wybrzeża Morza Czarnego i Kaspijskiego, opanowane przez Rosję dopiero w XVIII 288 i XIX wieku, mogli jeździć tylko zamożni ludzie, lud był pozbawiony tych kąpieli. Oszczędzano wodę również przy praniu. Być może jeszcze więcej oszczędzano na pracy - nawet bez noszenia wody, kiedy pranie urządzano w zbiornikach wodnych, samo pranie, płukanie, suszenie, prasowanie1 wymagało wielkiego wysiłku i wiele czasu, a spracowana kobieta i bez tego padała z nóg. Dlatego ubrania i bieliznę, nawet jeśli była biała, zmieniano raz na tydzień, po umyciu się w łaźni (rzecz jasna, tej bielizny było niewiele - kalesonów i majtek nie miały ani kobiety, ani mężczyźni; całe lato chodziło się boso, bez pończoch; kobiety nie nosiły biustonoszy). Prawie nie używano bielizny pościelowej, jedynie na poduszki nakładano powłoczki, ale też nie zawsze owe poduszki były. Prześcieradło zastępowała płachta grubego płótna domowej roboty, kołdra zaś nie znała żadnych poszew. Kiedy w izbie były niemowlęta, to naturalnie wypełniały ją pieluszki, ale prano je rzadko — po prostu rozwieszano i suszono przy ciepłym piecu; jeśli w pieluszce znajdowała się jakaś bardziej istotna treść, składano ją, suszono na piecu, potem strząsano to, co zaschło, i znowu puszczano w obrót. Nieco starsi chłopcy, którzy już chodzili samodzielnie, nosili portki z wyciętą u dołu (w pachwinie) pokaźną dziurą, żeby naturalne wypróżnianie się nie sprawiało kłopotów. Dziewczynki, ubra- ne w długie koszule, w ogóle nie nosiły portek i tu także nie było problemu ze zmianą bielizny (dziewczynka pierwszy raz nakładała spódnicę na koszulę, kiedy kończyła piętnaście lat; miałem szczęście zastać przy życiu moją prababkę, cieszącą się dobrą pamięcią, Marię Fomini-czową, która wiele opowiadała o życiu chłopskim w XIX wieku -jako rok swoich narodzin wskazywała ona 1846; kiedy ogłaszano manifest 1861 roku, o zniesieniu prawa pańszczyźnianego, dopiero co włożyła spódnicę). Niezbyt wiele wody zużywano też do mycia naczyń. Po pierwsze, naczyń kuchennych było niewiele. Talerzy, widelców, noży, spodków, spodeczków, łyżeczek do herbaty nie używano. Nawet szklanki należały do rzadkości. Spożywano „pierwsze" dania (było ich zwykle dwa-trzy: kapuśniak, zupy) ze wspólnej dużej misy, ustawianej pośrodku stołu. Tak samo postępowano z „drugimi" daniami. Pierwszy czerpał z misy gospodarz domu, następnie po kolei pozostali, zgodnie ze zstępującą hierarchią. Jeśli jakiś głodny lub niecierpliwy chłopak próbował ominąć kolejkę, ojciec mógł dość mocno pacnąć go łyżką po łbie lub dać w kark. Dania gorące jadano z jednej patelni. Kartofle w mundurkach wysypywano na kupkę na stół i każdy obierał je sobie sam. Chleb krojono wielkim nożem bezpośrednio na stole. Napoje (kwas, mleko, zsiadłe mleko, woda) nalewano do kubków lub miseczek. Na herbatę, głęboko zakorzenioną w mieście rosyjskim XIX wieku2, na wsi regularnie mo- 289 gli sobie pozwolić tylko względnie zamożni chłopi (istniało porzekadło, charakteryzujące materialny dostatek: „Samowar na stole i zegar na ścianie"); zwykle pito ją w święta z tych samych kubków, przegryzając kawałeczkami cukru. Słodycze były rzadkością. Z powodu prawie zupełnego braku sadów i zbierania owoców i jagód jedynie w lasach, jak również ze względu na oszczędzanie cukru, konfitur smażono niewiele; jako że nieliczni chłopi posiadali własne lasy i pasieki, miód także należał do świątecznych, a nie codziennych przysmaków. Jednakże mieszkańcy wsi wynajdywali oryginalne słodkie potrawy, sporządzane z dostępnych produktów - dla przykładu wymienię jedną: w specjalny sposób gotowano żytnią mąkę z jagodami, zazwyczaj z kaliną, i po upływie doby otrzymywano bardzo smaczne danie, które niestety znikło w cywilizowanym XX wieku3; miałem przyjemność go skosztować (przygotowywała je matka). Ciekawe, że to danie zachowało się w menu estońskich restauracji - nazywa się ono leiuasupp, czyli „zupa chlebowa", i podaje się je na deser, zamiast kaliny są w nim rodzynki i zalewa się je słodką śmietaną. Być może zostało ono zapożyczone od Niemców, a nie od Rosjan. Jest charakterystyczne, że kisiele na wsi rosyjskiej z reguły przygotowywano nie z owoców jagodowych, cukru i mączki kartoflanej, lecz z grochu lub owsa. Powróćmy jednak do mycia naczyń. Mydła praktycznie nie używano4. Ścierkę maczano w soli lub w sodzie, co pomagało oczyścić naczynia z tłuszczu. Piaskiem rzecznym szorowano duże naczynia, szczególnie metalowe. Używano go także do mycia stołów i podłóg. Przecież ław i ławek, stołów, podłóg nigdy nie malowano. Farby nie znały również ściany i sufity chłopskiego domu - leżały, starzały się, ciemniały naturalne bierwiona zrębu. Sufit i podłogę najczęściej zbijano nie z desek, lecz z porąbanych wzdłuż bali drewnianych - mistrzowie ostrym toporkiem idealnie wygładzali powierzchnię, bez żadnych strugów. Z takich bali wyrabiano też ławy i blaty stołów. Używając wody, czystego piasku rzecznego i miotełki brzozowej, szorowano stoły i podłogi do białości. Z reguły robiono to w każdy łaźniowy dzień, czyli w sobotę, i robotę tę wykonywały zazwyczaj dorastające dzieci. Współczesne słowo pro-piesoczit' („obsztorcować") pochodzi od tej operacji. Do szorowania stołów i podłóg używano ponadto „kosiarzy" - ostro naostrzonych odłamków kos. Jest jasne, że w ubikacji wody nie używano - wygódkę budowano albo na podwórzu (w środkowym pasie lub na południu), albo — w północnych rejonach — w chlewie, połączonym z izbą jednym dachem (przezornie - niestraszne są dzikie burze i opady śniegu). „Budowano" to 290 zbyt dużo powiedziane - zwykle była to lekka przegroda, kryjąca przed oczami domowników, a czasem i takiej zasłony nie było. Odchody przerzucano łopatą do nawozu (wszystko to potem szło na pola) i miejsce znowu się zwalniało dla dalszych operacji. Oczywiście nie było nie tylko toaletowego, ale w ogóle jakiegokolwiek papieru - używano siana, słomy, trawy, niekiedy nawet patyków wyciągniętych z płotu. W miastach również - przy braku wodociągów i kanalizacji - nawet w dużych, trzy-cztero—pięciopiętrowych domach nie było zlewu, lecz pod domem wykopywano wielką jamę, do której odchodziły dość szerokie, po piętnaście-dwadzieścia centymetrów średnicy, pionowe rury z ubikacji znajdujących się w mieszkaniach. Takie same jamy znajdowały się także przy pańskich pałacykach. Wszystkie miały na podwórzu pokrywy-luki, poprzez które „złotnicy" (latryniarze w języku potocznym) czerpakami wybierali zawartość, napełniali nią beczki i wywozili, zwykle nocą, za miasto. Przy braku kanalizacji woń latryn i beczek z ich zawartością bardzo psuła entourage wielkich miast, zwłaszcza jeśli beczki te wywożono nie nocą, lecz w ciągu dnia. Baron Aleksandr Delwig w 1875 roku spotkał w Moskwie siostrę i krewną. „Jadąc do Słowiańskiego Bazaru ulicą Miasnicką, obie bardzo skarżyły się na wstrętny zapach, pochodzący z nieczystości wywożonych z podwórzy w nieodpowiedniej porze" (Delwig, IV, 505). Znana jest zemsta studentów na nielubianym profesorze: należy podnieść ciężką żeliwną pokrywę jamy znajdującej się przy jego domu, wrzucić kilka funtów drożdży i szczelnie przycisnąć pokrywę ciężarem - i po pół doby do pokojów popełznie z ubikacji złowonny suflet... * Stłamszeni pańszczyźnianą zależnością chłopi z większości guberni europejskiej części Rosji przejawiali niewielką inicjatywę w zakresie uprawianych kultur polowych i ogrodowych. Zresztą nawet odrobina wolności, zamiana pańszczyzny na czynsz (czyli chłop nie zgina karku na polu dziedzica, lecz sam zdobywa środki - i płaci za to pewną sumę, czynsz), od razu spotęgowała inicjatywę człowieka. Iwan Turgieniew zaczyna swoje słynne opowiadanie Chor i Kalinycz (1847) od przeciwstawienia chłopów pańszczyźnianych i czynszowych: „Ktokolwiek miał sposobność wędrować z powiatu bołchowskiego do żyzdryńskiego, tego z pewnością uderzyła jaskrawa różnica pomiędzy typami mieszkańców guberni orłowskiej a kałuskiej. Chłop orłowski jest niewielkiego wzrostu, przygarbiony, posępny, patrzy spode łba, mieszka w nędznych osinowych chałupinach, chodzi na pańskie, handlem się nie trudni, jada marnie, nosi łapcie; czynszowy chłop kałuski mieszka w prze- 291 stronnych sosnowych chatach, jest wysoki, spogląda śmiało i wesoło, twarz ma gładką i białą, handluje olejem i dziegciem, a w święta chodzi w butach. Orłowska wieś (mamy tu na myśli wschodnią część guberni orłowskiej) bywa zazwyczaj położona wśród ornych pól, w pobliżu wąwozu, byle jak zamienionego w błotnisty staw. Poza niewielu rokitami, zawsze gotowymi do usług, czy trzema nędznymi brzozami, nie ujrzysz w promieniu wiorsty ani jednego drzewa; chałupa tuli się do chałupy, dachy są połatane zbutwiałą słomą... Wieś kałuską, przeciwnie, otacza najczęściej las; chaty stoją równiej i luźniej, kryte są tarcicą; wrota domykają się szczelnie, płot nie jest koślawy, nie przewala się na zewnątrz, nie zaprasza w gościnę każdego przechodzącego wieprza..." Nie można jednak idealizować życia chłopów czynszowych. Puszkinowski Eugeniusz Oniegin, gdy został dziedzicem, „zniósł niewolę, zmienił pańszczyzny dawnej brzemię na lekki czynsz". Wszystko jest względne, oczywiście czynsz jest lżejszy niż pańszczyzna. Ale w wypadku nieurodzaju, pożarów i innych klęsk źle się wiodło również czynszowym - skąd wziąć środki na zapłacenie podatku? Często zaległości podatkowe prowadziły do opisania majątku, do przymusowej konfiskaty bydła (przypomnijmy z Niekrasowa: „A gdzie nasza krowa? - Zabrali, moje słonko"). W majątku teścia Aleksandra Delwiga czynsz egzekwo- wano, stosując kary cielesne, zamianę terminów miesięcznych na tygodniowe... Humanitarny baron, znalazłszy się we wsi, wymyślił całkowicie „świeckie" sposoby: chłopom, którzy terminowo płacili podatki, przyznawano tytuł „honorowego włościanina" i wręczano listy pochwalne, tym, którzy się uchylali od opłat, udzielano nagan ustnych, karano mandatami bądź paroma godzinami pręgierza. Ale wystarczyło, że baron wyjechał, i cały ten pomysł upadł (Delwig, I, 278-279). Na mizernych działkach i w maleńkich ogródkach przydomowych hodowano żyto, owies (w guberniach centralnych jeszcze len), kartofle, ogórki, kapustę, cebulę, rzepę, rzodkiew. Rzadziej - grykę, proso, groch, soczewicę, buraki, marchew. Masowe obecnie rozpowszechnienie się pomidorów jest zjawiskiem XX wieku, w poprzednim stuleciu Rosja ich prawie nie znała. Mój ojciec, urodzony w guberni saratowskiej (przyszedł na świat w 1884 roku), opowiadał, że w czasach jego dzieciństwa przyjechało paru Bułgarów, którzy wydzierżawili ziemię i zbierali dobre plony pomidorów. Miejscowi początkowo odnieśli się do egzotycznego owocu -jak to się już wcześniej zdarzało - podejrzliwie, lecz potem się przyzwyczaili i sami opanowali tę nową uprawę. Podkreślmy także to, iż tylko w pańskich ogrodach hodowano rzodkiewkę, szpinak, sałatę - chłopi nie znali tych „wykwintności". 292 Sadów prawie w ogóle nie było - i miejsca brakowało, i nie było naro- dowej tradycji. Sady szlacheckie, cerkiewne, klasztorne wywierały znikomy wpływ na chłopskie gospodarstwo. Wsie rosyjskie były gołe -gdzieniegdzie tylko drzewa owocowe (jedynie w guberniach południowych - prawdopodobnie jest to wpływ ukraińsko-polski - pojawiały się one częściej), nie było płotów, kwietników, prawie też nie było drzew nieowocowych na ulicach i podwórzach. Owoce i jagody: dziczki jabłoń i grusz, kalinę, maliny, czarne porzeczki, poziomki, czarne jagody, borówki, moroszkę, żurawiny (ostatnie trzy-w bardziej północnych rejonach kraju, jeżyny - raczej w południowych), jak również orzechy i grzyby zbierano w lasach, jeśli się takie posiadało lub miało do nich wstęp. Uprawianych w ogrodach jagód (maliny, truskawki, czarne porzeczki, agrest) rosyjska wieś prawie nie znała -takie grządki i krzewy były tylko w pańskich dworach. Nie mieli też chłopi inspektów, które szlachta rosyjska szeroko wykorzystywała, włącznie z miejskimi rezydencjami w Petersburgu i Moskwie; uprawiano w nich ananasy, brzoskwinie, owoce cytrusowe. Ale nie miało to komercyjnego charakteru, hodowano je na potrzeby domu. Nawet zamożne rodziny z północnych guberni Rosji, które nie posiadały swoich działek ziemi, nie znały południowych, szybko psujących się owoców: winogron, moreli, brzoskwiń... Baron Delwig, znalazłszy się w latach czterdziestych służbowo na Krymie, po raz pierwszy spróbował czereśni - i oczywiście bardzo mu smakowały (tamże, I, 347). Dopiero rozwój transportu kolejowego, pojawienie się wagonów-chłod-ni (wykorzystywano w nich bryły lodu) przybliżyło owoce południowe do rosyjskich stolic; lecz, ma się rozumieć, były one bardzo drogie i mało dostępne. Ciężka praca fizyczna nie tylko wyczerpywała5, ale i hartowała rosyjskiego chłopa. Hartowaniu sprzyjały również braki, czyli niewystarczająca ilość odzieży i obuwia - przecież od wczesnej wiosny do późnej jesieni ludzie chodzili w lekkim ubraniu i boso; łapcie (lub buty, kamasze tylko w wypadku zamożnych) nakładano przy szczególnych, uroczystych okazjach. Zahartowanie, naturalne produkty, czysta woda, czyste powietrze rekompensowały niedostatki racji żywieniowych i tworzyły mocnych, silnych, świeżych ludzi (nie zapominajmy też o selekcji naturalnej - słabsi wcześniej umierali, nie pozostawiali licznego potomstwa). Im dalej na północ i na wschód, na Syberię, tym więcej było rosłych, potężnych, kwitnących chłopów. Charakterystyczna jest wołżań-ska „wolnica": tragarze dźwigali worki o wadze dziesięciu pudów, czyli stu sześćdziesięciu kilogramów. Niektórzy bohaterowie z klanu ładowaczy potrafili w pojedynkę, przy użyciu specjalnych urządzeń, przenieść na grzbiecie pianino z nabrzeża na statek lub odwrotnie, a jest to przy- 293 najmniej czterysta kilogramów (z opowieści ojca). Przeprowadzka do miasta i wyczerpująca praca w fabrykach i w zakładach przemysłowych - w sytuacji braku ekologicznie czystych kompensacji - osłabiała organizm prostych ludzi, skracała życie. Świętej pamięci Władimir Turbin był zdania, że rozmach ruchu rewolucyjnego wśród robotników na początku XX wieku wiązał się ze szkodami psychicznymi i fizjologicznymi, jakie ponosili wczorajsi chłopi, stając się miejskimi niewolnikami i włączając się w nieprzerwane, całoroczne dwunasto-czternastogodzinne dni robocze. „Na śmierć zaharowany, na ćwierć od śmierci pijany" — tak genialnie scharakteryzował chłopa rosyjskiego Niekrasow. To samo można powiedzieć o miejskim robotniku. Ciężka, nieciekawa praca, zwykle w nienormalnych temperaturach i szkodliwym powietrzu, tak wycieńczała człowieka, że bardzo potrzebny mu był doping. Narkotyków, chwała Bogu, prosty lud nie znał, w użyciu była wódka. Też wystarczający doping. Mój znajomy tak opowiadał o swoim ojcu, robotniku z zakładów Putiłowa w Petersburgu: po ciężkim dniu pracy ojciec rodziny przychodził do domu zupełnie wykończony, ale szklanka wódki przed kolacją przywracała mu ludzkie oblicze - ojciec pomagał w domu, bawił się z dziećmi, w dobrą pogodę szedł na spacer z rodziną, a następnie zasypiał kamiennym snem i rano okrzepły, wypoczęty udawał się do zakładu. We wszystkim powinno się zachowywać umiar, złoty środek. Takie regularne spożywanie wódki było prawdopodobnie konieczne do podtrzymania aktywności życiowej (co prawda alkohol mimo wszystko osłabiał organizm, zaburzeniu ulegało funkcjonowanie wątroby i tak dalej), ale bynajmniej nie wszyscy zachowywali umiar i ostrożność, iluż to ludzi rozpijało się i na wsi, i w mieście! Masowej konsumpcji wódki sprzyjała stosunkowa taniość artykułów spirytusowych. Owszem, pewną przeszkodę stanowił system arend, istniejący w większości guberni rosyjskich aż do zniesienia tego systemu w latach 1861-1863: arendarz za wielkie pieniądze nabywał od rządu monopolistyczne prawo sprzedaży w danej guberni napojów alkoholowych, dlatego też i sam ustalał ceny, i jakość towaru była bardzo niska, a wyboru nie było. Zresztą wybór istniał na Południu. W guberniach małorosyjskich (mniej więcej w granicach dzisiejszej Ukrainy) arend nie było i konkurencja wytwórców, szynkarzy, sklepikarzy, karczmarzy zmuszała do dokładniejszej rektyfikacji alkoholu oraz do obniżania cen. Dlatego, powiedzmy, w wolnej od arend guberni charkowskiej i arendarskiej kurskiej istniały wyraźne „nożyce" zarówno pod względem cen, jak i pod względem jakości wódki, toteż chłopi kurscy z przylegających do Ukrainy gmin na zabawy urządzane z okazji jakichś znaczących zdarzeń w życiu wioski (wesele, odpust i tym podobne) wyruszali całą karawaną do jakiejś przygranicznej karczmy na Charkowszczyźnie i ucztowali tam kilka dni, a potem podchmieleni wracali do rodzinnych miejscowości. Likwidacja arend w 1863 roku polepszyła sytuację również w centralnej Rosji - arendy zamieniono na system akcyzowy (brano procenty od wartości wyprodukowanych napojów alkoholowych). W końcu XIX wieku stopniowo we wszystkich guberniach wprowadzono monopol, sprzedaż artykułów spirytusowych przechodziła pod kontrolę państwa. Wiele alkoholu wypijano podczas świąt. Naród obchodził przede wszystkim ogólnoprawosławne święta: Wielkanoc, Boże Narodzenie, Dzień Świętej Trójcy, święto na cześć proroka Eliasza (Iljin dień), Dzień Zbawiciela (16 sierpnia), następnie - pochodzące z czasów pogańskich zapusty i Dzień Iwana-Kupały. W każdej wiosce, gdzie znajdowała się cerkiew, tłumnie obchodzono odpust - dzień świętego lub zdarzenia z Biblii, pod którego wezwaniem była dana cerkiew. Ciekawe, że dość niemrawo obchodzono Nowy Rok; prawdopodobnie reforma kalendarza, przeprowadzona przez Piotra I, która przeniosła ten dzień na 1 stycznia, jeszcze się nie zakorzeniła w tradycji ludowej, ale w ogóle w krajach chrześcijańskich bardziej uroczyście obchodzi się Boże Narodzenie niż Nowy Rok. Ciekawe też, że w tradycji rosyjskiej było przyjęte obfite częstowanie gości, goście jednak me przybywan z poaarkami, z wyjątkiem c\rob-nych gościńców dla dzieci. Zauważmy, że w społeczności szlacheckiej prezenty świąteczne były zjawiskiem dość rzadkim. Puszkin bardzo dokładnie opisywał życie codzienne — proszę uważnie przeczytać piąty rozdział Eugeniusza Oniegina, relację o imieninach Tatiany; jest tam szczegółowy wykaz gości, drobiazgowa opowieść o samej uroczystości, ale jedynymi podarkami, o jakich wspomina poeta, są muzykanci, których przywiózł pułkownik, i kuplety w wykonaniu monsieur Triąueta. Zdaje się, że i Oniegin, i Leński przybyli bez prezentów... Jeśli święto - zwłaszcza odpust - wypadało nie w czasie żniw, lecz we względnie wolnym od pilnej pracy czasie (późna jesień, zima, wczesna wiosna), to mogło się ono przeciągnąć do tygodnia, od niedzieli do niedzieli. Przytoczmy jeszcze frament o świętach z materiałów księcia Wiaczesława Tieniszewa: „Specjalnymi świętami są: początek sianokosów, dożynki, najmowanie pastuchów, położenie kamienia węgielnego pod gmach publiczny i tym podobne. W święto wioska wypija do stu wiader wódki" (Firsow, 1993, 75). To na pięćset osób obu płci - sporo! A oto pochodzący z tych samych materiałów opis trwającego sześć dni (22-27 października) odpustu na cześć ikony Matki Boskiej Kazańskiej: „Pierwszego dnia zbierają się goście, korowody urządza się 295 rzadko. Zabawy i uciechy zaczynają się drugiego dnia: rankiem bywa herbata i częstowanie wódką (ubodzy gospodarze częstują dwiema-trze-ma szklankami, bogaci - czterema-pięcioma), później śniadanie, po czym prowadzą korowód, na którym pieśni śpiewają specjalnie wynajęci pieśniarze. Około godziny drugiej wszyscy idą na obiad, następnie znowu zbiera się korowód, który trwa do godziny dziesiątej-jedenastej wieczorem. Nie ma w nim już porannej godności i stateczności, zaczynają się krzyki, szum, swawole. Po kolacji kładą się spać, żeby następnego dnia wstać wcześnie, «po ciemku i śniadać». Wielkie święto kosztuje biedniejszego gospodarza pięć do ośmiu rubli (kiedy podaje się od jednej czwartej do dwóch wiader wódki), bogatego - do dwunastu-pięt-nastu rubli. W siódmym dniu święta młodzi urządzają składkę, kupują poczęstunek, po czym święto się kończy" (tamże, 74). Wiele piło się również na stypach (po pogrzebie, potem w dziewiątym i czterdziestym dniu od śmierci, w rocznicę). Należało karmić i poić wszystkich obecnych: duchowieństwo i służbę cerkiewną z parafii, krewnych, ludzi z tej samej wsi; za normę na stypie uważano czternaście dań. Zauważmy jednak, że obfite jedzenie i picie miały swoje przeciwieństwo w postaci częstych postów i okresów głodu w wypadku nieurodzajów. Wskażmy ponadto, że staroobrzędowcy i członkowie wielu sekt chrześcijańskich, szczególnie mołokanie, zupełnie nie spożywali alkoholu, ani w dni powszednie, ani w święta, nie sięgali również po tytoń. Na wsi w ogóle było mało palaczy, w mieście pojawiało się ich "więcej. Ale do 1865 roku palenie na ulicach i w miejscach publicznych było zabronione, a nawet po zniesieniu tego zakazu utrzymano niektóre ograniczenia. Pewna swoboda towarzysząca zabawie bynajmniej nie zacierała ludowych gradacji hierarchicznych ani stopni. Kto pierwszy ma się witać, kto ma siedzieć w czerwonym kącie pod obrazami, kto ma pierwszeństwo przy nalewaniu napojów i podawaniu jedzenia - wszystko to dość ściśle regulowały zwyczaje. Te hierarchiczne tradycje obowiązywały w dni powszednie i w święta. Główną antynomią w XIX wieku coraz bardziej stawała się para „bogactwo-ubóstwo". Przytłumiona i zatarta w czasach pańszczyzny (zamożni chłopi w rodzaju Turgienie-wowskiego Chora należeli do rzadkości), antynomia ta zaczęła rozkwitać w drugiej połowie stulecia. Bogatym należał się honor i szacunek, podczas witania się biedny zdejmował czapkę pierwszy6, bogaty mógł odpowiedzieć tylko lekkim uniesieniem swego nakrycia głowy. Bogaty, dobrze ubrany wędrowiec łatwo mógł liczyć na nocleg. Biednych zaś, żebraków wpuszczano do domu niechętnie. Jeszcze bardziej 296 niechętnie - innowierców lub obcokrajowców (antynomia „swój-obcy" była bardzo znacząca w świadomości chłopskiej). Zazwyczaj w takich wypadkach jedynie zarządzenie starosty otwierało drzwi domu przed wędrowcem. Bardziej gościnni byli kupcy i przede wszystkim pobożne kupcowe - uważały one za swój obowiązek udzielenie schronienia żebrakowi; pątnica Fiekłusza w gościach u Kabanichy (Burza Nikołaja Ostrowskiego) to typowy przykład. Wyraźne rozwarstwienie wsi po 1861 roku wraz ze wzrostem indywidualizmu (wpływ miasta) wzmacniało niedobre uczucia wobec ludzi znajdujących się na innym poziomie ekonomicznym: u bogatych - wyniosłą pogardę w stosunku do biednych, u tych ostatnich natomiast -zawiść, jedną z najpotężniejszych cech mieszczańskiej (typologicznie) psychologii. Wzrastała obłuda - honor i szacunek dla bogatych często był zewnętrzny, a w głębi kipiała zazdrość i nienawiść. Inną istotną antynomią była opozycja „starsi-młodsi". Naturalnie w domu komenderował, nawet w obecności dorosłych synów i córek, ojciec rodziny, gospodarz, szef, wszyscy podporządkowywali mu się bez szemrania. Często ważny głos na rodzinnych naradach miała też starsza gospodyni, szefowa. W wielu wypadkach starszeństwo przekształcało się w zauważalny despotyzm, który jednak nie pozwalał na rozpad dużej rodziny i tłumił częste konflikty materialne i mo- ralne, szczególnie wśród młodych (najczęściej pomiędzy synowymi lub między nimi a szwagierkami). W XIX wieku zauważalnie wzrasta u młodych chęć odseparowania się od rodziców - przy końcu stulecia już ułożono czastuszkę: Gryzą pluskwy, wszy kąsają, Starzy żyć nie dozwalają. Nie zapominajmy wreszcie o antynomii „mężczyzna-kobieta". Wśród szlachty też nie było pełnego równouprawnienia płci, ustawy w wielu aspektach ograniczały prawa kobiet (zwłaszcza w odniesieniu do miejsc pracy; to samo dotyczyło środowiska duchownych), ale w zachowaniu codziennym szlachcic po rycersku ustępował pierwszeństwa kobiecie: pierwszy się witał (ale nigdy pierwszy nie wyciągał ręki!), przepuszczalną pierwszą przez drzwi lub wąskie przejście; kiedy kobieta wchodziła do pokoju, wszyscy mężczyźni wstawali i tak dalej. W niższych zaś i średnich stanach, włącznie z duchowieństwem, kupiectwem, mieszczaństwem, odwrotnie, dominował mężczyzna - kobieta witała się pierwsza, ustępowała z drogi mężczyźnie, słabo udzielała się w organach doradczych i administracyjnych. Drugorzędność kobiety w świadomości chłopskiej przejawiała się 297 z jednej strony w przerzucaniu na nią, bez męskiej pomocy, niektórych ciężkich prac (takich jak noszenie wody, palenie w piecu w domu i w łaźni, obróbka lnu - zwyczajowo nie były to męskie prace), z drugiej zaś w średniowiecznym, lub nawet wcześniejszym wyobrażeniu o jakiejś nieczy- *, stości kobiet, nie tyle fizycznej, ile duchowej — na przykład podczas А. І iŁ. menstruacji kobiecie nie wolno było chodzić do cerkwi, całować krzyża щКдша ani ikony, kroić chleba i tak dalej. ■[., Я Wiejskim klubem, do którego kobiety również nie miały prawa wstę- ЩЩ R™ pu, była karczma. Mężczyźni zbierali się w niej zawsze: zimą - bardzo często, latem — rzadziej, w czasie świąt bardziej aktywnie niż w dni ilustracja powszednie, ale i w tych dniach wieczorami odbywały się tu zebrania. 73 Tutaj dowiadywano się ostatnich nowości, tego, jakie są aktualne ceny, tutaj zawierano transakcje handlowe, tutaj też je „oblewano". Różnice hierarchiczne prawie całkiem zacierały się w cerkwi (jeśli nie liczyć niektórych zakazanych dla kobiet stref wewnątrz świątyni). Cerkiew zbliżała wszystkich modlących się i sprzyjała wznoszeniu się narodu ponad codzienność, przypominała o prawdach duchowych i o moralnych osnowach bytu. Niezwykle doniosłe było także wychowanie estetyczne: piękno miejsca, w którym wznosiła się cerkiew, jej architektura, piękno wnętrza (do czego przyczyniali się sami parafianie — kobiety ofiarowywały cerkwi przepięknie utkane ręczniki), piękno liturgii, ikon i fresków, śpiewy chóru — wszystko to podnosiło i oczyszczało duszę, przybliżało ją ku wartościom, o których w gorączce pracy, przy domowych niesnaskach, w karczemnym zgiełku zapominano. Dla dzieci cerkiew miała też znaczenie poznawcze -jeśli rodzice znali podstawy Starego i Nowego Testamentu, to za pomocą ikon i fresków opowiadali im epizody z Historii Świętej, udzielali pierwszych lekcji moralności oraz oceniania rozmaitych sytuacji i właściwości według chrześcijańskiej skali wartości. * Ponieważ podstawową komórką administracyjno-społeczną wsi rosyjskiej XIX wieku była wspólnota wiejska, wszystkie sprawy dotyczące gospodarki rozwiązywano na zebraniu ogólnym, zwoływanym przez wybieralnego starostę. Zebrania odbywały się w prawie każdą niedzielę, a jeżeli pojawiała się jakaś pilna sprawa, to i w dni powszednie. Uczestniczyli w nich wszyscy dorośli mężczyźni; kobiety mogły brać udział w zebraniu jedynie w szczególnych wypadkach. Latem zebrania te odbywały się po prostu na drodze, zimą — w czyimś domu; gospodarz czasami otrzymywał jakąś zapłatę. Rozwiązywano na nich wspólne 298 problemy, takie jak redystrybucja ziemi (głównie wtedy, gdy pojawiali się nowi mieszkańcy lub umierał któryś z członków wspólnoty), wynajmowanie stróżów i pastuchów, rozłożenie czynszu, podział lasu i tak dalej. Niektóre kwestie były burzliwie dyskutowane, dochodziło niemal do awantur, decydujący głos miał starosta i majętni chłopi. Przy obliczaniu głosów „za" i „przeciw" posługiwano się interesującym sposobem: starosta obchodził wszystkich obecnych i wyciągał rękę - ci, którzy ją ściskali, byli „za", ci zaś, którzy odmawiali, nie akceptowali podjętej decyzji (zaznaczmy, że na wsi dziewiętnastowiecznej uściski dłoni podczas spotkań dopiero stopniowo wchodziły w użycie, rozpowszechniły się w drugiej połowie stulecia, a wymieniali się nimi tylko mężczyźni). Zebrania z reguły kończyły się wódką: albo stawiali petenci, którzy uzyskiwali od zgromadzenia jakąś korzystną dla nich decyzję, albo - mówiąc dzisiejszym językiem - „zrzucano się" i kupowano wódkę wspólnie. Średnia norma wynosiła jedno wiadro na czterdzieści osób, czyli około dwustu - dwustu pięćdziesięciu gramów na osobę. Większe zgromadzenie, w którym uczestniczyła cała zdolna do pracy ludność wsi, włącznie z podrostkami, nazywało się „tłoką". Zbierało się ono w celu udzielenia pomocy jednemu z mieszkańców przy pilnej i ważnej pracy: przy żniwach, sianokosach, wywózce drewna z lasu, obróbce lnu. Chłop, który znalazł się w potrzebie, zwracał się do sąsia- dów z prośbą o pomoc przy jakiejś określonej pracy i w umówionym dniu cała lub prawie cała wieś zjawiała się z ową pomocą. Pracowano nie za pieniądze, lecz dobrowolnie i bezinteresownie, ale gospodarz, z małymi wyjątkami (na przykład, kiedy go na to nie było stać), starał się wieczorem, po ciężkim dniu pracy, ugościć pomocników. Stawiano wódkę (też w przybliżeniu wiadro na trzydzieści-czterdzieści osób) i przyrządzano obfitą wieczerzę (przykład takiego posiłku z pięciu dań: kapuśniak z mięsem, makaron domowy z mięsem, kasza jaglana, kasza gryczana, krupnik z kaszy gryczanej z flakami). Wieczór przemieniał się w wiejskie święto. Być może nie wszyscy nasi współcześni wiedzą, że humorystyczny młodzieżowy wieczorek amatorski, zwany „kapustni-kiem", pochodzi od rodzaju jesiennej tłoki, kiedy szatkowano kapustę do beczek i zapraszano wielu ludzi -jeśli nawet nie całą wieś, to licznych sąsiadów. Ta pomoc nazywała się „kapustnikiem" i wieczorna biesiada również otrzymała takie miano. Chłopi pańszczyźniani byli mocno przywiązani-przykuci do swej wspólnoty i do swego dziedzica -jedynie za pozwoleniem tego ostatniego mogli opuścić wieś, chodzić na zarobek i tak dalej. Ludzie przywiązani do wolności uciekali bez pytania: nad Wołgę, nad Don, na Syberię, do Ałtaju, stawali się „bezpaszportowymi" włóczęgami, rozbójnikami, kozakami, myśliwymi w tajdze i wolnymi chłopami gdzieś 299 w głuszy, dokąd jeszcze nie docierało oko carskiego urzędnika. Przyszły znany publicysta słowianofilski, a w końcu lat czterdziestych także młody, początkujący poeta, Iwan Aksakow, wpadł na pomysł poematu Włóczęga - o chłopie pańszczyźnianym, marzącym o swobodzie-wolności. Dowiedziawszy się o tym, że jego podwładny pisze utwór o „karygodnej treści", minister spraw wewnętrznych Lew Pierowski zażądał wyjaśnień i Aksakow - obrażony zamachem na jego swobodę twórczą - podał się do dymisji. Publikacja fragmentów poematu Włóczęga w zbiorze Mo-skowskij sbornik z 1852 roku wywołała gniewną reakcję Głównego Zarządu Cenzury - w poemacie dostrzeżono „obiecywanie we włóczęgostwie wolności i bezkarności" i zdecydowano, że poemat może „niepomyślnie wpływać na czytelników z niższej klasy"7. Chłopi wyzwoleni z pęt pańszczyzny mogli wywalczyć wolność, czyli otrzymać paszport, znacznie łatwiej: trzeba było zapłacić wszystkie podatki, nie mieć zaległości podatkowych i wówczas starosta wydawał zaświadczenie, zarząd gminy zaś - paszport. Dłużnicy i zalegający płatnicy, podejmując starostę niewyszukanym poczęstunkiem, z łatwością zdobywali zaświadczenie mimo niespłaconych zobowiązań. Częstowanie praktykowano również w sądach gminnych, w tym dziecięciu reformy chłopskiej i sądowej, w wybieralnych organach chłop- skich - przed posiedzeniem sądu lub podczas przerwy sędziowie wraz z procesującymi się mogli pójść do karczmy, a powód i pozwany wspólnie pokrywali wydatki. Co prawda, kiedy sędziowie zbytnio się zagalopowali i zbyt często i hucznie ucztowali na koszt podopiecznych, kończyło się to skandalem, owych sędziów zaś zastępowali nowi ludzie. Poczęstunek to proste przekupstwo, w świecie administracji uciekano się do znacznie większych łapówek, najczęściej w postaci pliku banknotów. Scena z Gogolowskiego Rewizora, kiedy urzędnicy wciskają Chlestakowowi określone sumy pieniędzy, jest jedną z najbardziej typowych w carskiej Rosji. Powszechne łapówkarstwo na ogromną skalę w sferze sądowej, dochodzące do cynicznej podłości wobec nieszczęsnego petenta (wziąć do kieszeni łapówkę, by potem odegrać scenę urażonej niewinności i skompromitować dającego), ze wstrząsającą mocą zostało ukazane w trylogii dramatycznej Aleksandra Suchowo-Kobyli-na Małżeństwo Kreczyńskiego, Sprawa, Śmierć Tarielkina (1855-1869). Dopiero reforma sądowa z 1864 roku, która wprowadziła względną niezależność sędziów, adwokatury, ławników, ograniczyła cyniczne i bezgraniczne bezprawie. Ograniczyła na tyle, że w 1878 roku sąd petersburski pod przewodnictwem Anatolija Koni wydał wyrok uniewinniający w sprawie znanej członkini Narodnej Woli, Wiery Zasulicz, która - mszcząc się za zbezczeszczenie imienia towarzysza - strzelała do gubernatora miasta Fiodora Triepowa (po tym zdarzeniu rząd przekazał wszystkie sprawy rewolucjonistów sądom wojskowo-polowym, w których nie było sędziów przysięgłych). Ale rak łapownictwa, który wżarł się we wszystkie warstwy narodu rosyjskiego, włącznie z władzami najwyższymi, toczył byt i moralność mieszkańców wielkiego państwa (Siergiej Sołowjow przypuszczał, że łapówka jest spadkiem po jarzmie tatarsko-mongolskim). Przed reformą sądową panowała w narodzie prawie powszechna niewiara w sprawiedliwość decyzji sądowych. To ludowe przekonanie odzwierciedlają liczne porzekadła: „Z prawem jak z dyszlem - dokąd się skierował, tam i wyszło", „Wielka mucha przerwie pajęczynę, meszka zaś uwięźnie", „Nie bój się sądu, bój się sędziego", „Sąd prosty, ale sędzia krzywy", „Sądzić się to nie to samo, co modlić się do Boga, pokłonem się nie wykręcisz". Dlatego lud miał lekceważący stosunek do oficjalnego sądu - wolał straszny samosąd... Nikołaj Dobrolubow w artykule Przyczynek do charakterystyki ludu rosyjskiego (1860) opowiada o typowym, uogólnionym wypadku: „[...] wasz stangret, wjeżdżając do wsi, spotyka chłopaka, którego nie omieszka zwymyślać i za którym jeszcze pośle kilka brzydkich słów, nazywając go, między innymi, Wańka złodziejaszkiem. Zapytujecie, co to znaczy, i stangret wam opowiada, co ten Wańka wyprawia, z czego widać, że to rzeczywiście zawodowy, powszechnie znany złodziej. «To czemu go tolerujecie między sobą i pozwalacie mu się wałęsać na wolności?» «A co mamy z nim robić?» - pyta chłop. «Chcieliśmy go oddać do wojska - nie nadaje się, powiadają, nie wzięli go... Ile razy dostał cięgi - nie pomogło... No i co z nim robić? Przecież nie będziemy ciągać się z nim po sądach...» «A dlaczego by nie podać go do sądu?» «E tam!» - zawoła stangret z gniewem i tylko machnie ręką, nie chcąc tracić słów" (Dobrolubow, 6, 271). Bezprawie urzędnicze łączyło się z rozbojami i złodziejstwem „na dole". Rozpasanie szajek rozbójniczych w XIX wieku zostało mocno ukrócone po 1825 roku, kiedy to żandarmeria wojskowa dotarła do najbardziej oddalonych guberni. Za Mikołaja I niemożliwością byłoby nie tylko zorganizowanie powstania Pugaczowa, ale nawet pojedynczego leśnego obozu Puszkinowskiego Dubrowskiego. Ale oczywiście rozproszone niewielkie szajki „dokazywały" i na wiejskich gościńcach, i na ulicach miast - przypomnijmy smutną historię Gogolowskiego Akakija Akakijewicza, któremu zrabowano płaszcz, lub barwny epizod z opowiadania Turgieniewa Turkoce! (1874), opisujący niesamowity strach podróżnych w drodze do Tuły, kiedy spotkali oni hulającą pijaną kompanię; na tej samej drodze tej samej nocy „ograbiono i zabito jakie- 301 goś kupca" (Turgieniew, IV, 381). W okolicach Moskwy znajdowała się wioska niebezpieczna dla przejeżdżających, którą nazwano Grabilinem. Jeszcze więcej było kradzieży. Ostra cenzura za Mikołaja I nie pozwalała na zamieszczanie w prasie informacji o zdarzeniach kryminalnych, lecz w warunkach pewnej wolności, jaka nastąpiła za panowania Aleksandra II, gazety zaczęły się wypełniać wszelkimi wiadomościami tego rodzaju; niestety, kradli wszędzie: we dworach, w mieszkaniach, w fabrykach i zakładach, na rynkach, w pociągach i dyliżansach, nawet w cerkwi (ohydne świętokradztwo!). Pojawiali się mistrzowie nie tylko kradzieży mieszkaniowych i kieszonkowych, lecz także realizatorzy wyjątkowych, a nawet wyrafinowanych pomysłów. Na przykład, kiedy zbudowano kolej żelazną Moskwa - Niżnyj Nowgorod i na słynny jarmark wyruszyły po szynach towary ze stolicy, podczas jednego kursu złodzieje rozpalili pewnej nocy wprost na szynach wielkie ognisko przed nadjeżdżającym pociągiem towarowym. Pociąg się zatrzymał, kolejarze ognisko zgasili i pojechali dalej, ale na najbliższej stacji zorientowali się, że nie ma dwóch ostatnich wagonów! Oczywiście, kiedy po nie wrócili, były już puste. Po tym zdarzeniu w ostatnim wagonie pociągu towarowego umieszczano pracownika kolei. Albo jeszcze jedno zdarzenie z czasów Aleksandra II. W wielkim mieście gubernialnym do sklepu bławatnego mnisi przyprowadzili pod ręce czcigodnego starca z owiniętą, jakoby z powodu przeziębienia, twarzą. Właściciel i subiekci wzięli go za przeora pobliskiego klasztoru. Mnisi przy pomocy sprzedawców znosili do starca bele kosztownych tkanin, ten aprobująco kiwał głową, mnisi wynosili bele na ulicę, ładowali na wóz. Potem nastąpiła dziwna przerwa: mnisi więcej się nie pojawiali, a przeor siedzi i siedzi. Wóz też zniknął. Wreszcie zaczęli rozpytywać starca, przypatrywać mu się... Święci pańscy! Okazało się, że przeor to przebrany, znany w całym mieście, niemy głuptak - złodzieje prawdopodobnie mu zapłacili albo coś obiecali. Zadziwiające jest to, że kradli nie tylko ludzie z nizin, lecz zdarzało się to także w wielkim świecie! Puszkin pisze do żony, z Petersburga do Moskwy, 30 kwietnia 1834 roku: „[...] poszedłem do Klubu Angielskiego, gdzie przytrafiło mi się niebywałe zdarzenie. W klubie skradziono mi 350 rubli, skradziono nie podczas gry w karty, lecz tak, jak się kradnie na placu. Jak Ci się podoba nasz klub? Prześcignęliśmy moskiewski!" Ale i w Moskwie nie było lepiej. Baron Aleksandr Delwig opisuje bal w resursie moskiewskiej w 1834 roku: pojawił się na nim w nowym płaszczu z bobrowym kołnierzem, kiedy zaś goście się rozjeżdżali, znalazł jedynie płaszcz inżynierski, bardzo stary, znoszony, bez śladu bobrowego futra. Poza poszkodowanym był na balu tylko jeden inżynier, absolwent Instytutu Inżynierów Transportu. Delwig posłał do niego człowieka z pytaniem, czy omyłkowo nie wziął cudzego płaszcza, lecz tamten kategorycznie zaprzeczył. A jak lud się odnosił do przestępstw przeciwko mieniu? Bardzo różnie. Do afer bankowych lub kolejowych, które nie naruszały prywatnego dobytku zwykłych ludzi - z wielką obojętnością. Do machinacji kupców i sprzedawców, nawet jeśli narażały na szwank interesy zwykłych nabywców - też dość obojętnie, z fatalistycznym machnięciem ręki: „Nie okłamiesz - nie sprzedasz"8. Do kradzieży na szkodę państwa, dziedzica, wielmoży, bogatego kupca - nawet z odcieniem zadowolenia i złośliwą satysfakcją. Sami chłopi gotowi byli, na przykład, po kryjomu kraść drewno z pańskiego lasu. Jedynie prawdziwie wierzący ludzie potępiali wszelkie formy przywłaszczenia cudzego mienia. Przestępstwa, których ofiarą padał lud, naturalnie potępiano zdecydowanie. Zabójstwa, okaleczenia, grabieże, gwałty opinia ludowa bezwzględnie potępiała. Nienawidzono koniokradów - złapanie złodzieja kończyło się bestialskim pobiciem, które najczęściej przemieniało się w zabójstwo9. Za straszną zbrodnię uchodziło podpalenie. Z materiałów księcia Wiaczesława Tieniszewa: „Korespondent przytacza przykład rozprawy sądowej w sądzie okręgowym w sprawie o umyślne podpalenie, wskutek którego spłonęło do dziesięciu domów. Sąd skazał podpalacza na sześć lat katorgi. Znamienne, że ojciec przestępcy, obecny na rozprawie jako świadek, wysłuchał wyroku i nie wyraziwszy cienia współczucia wobec syna, powiedział tylko: «Mało dla niego, łajdaka - trzeba by mu bezterminowo». Zasiadający w ławie przysięgłych chłopi, którzy zazwyczaj starają się znaleźć jakieś okoliczności łagodzące, gdy rozpatrują sprawy o podpalenie, zawsze gorąco nalegają na to, by orzec całkowitą winę podpalacza" (Firsow, 57). W centralnej Rosji, bliżej wielkich miast, złodziejstwo w środowisku chłopskim zdarzało się znacznie częściej niż w głuszy oddalonych guberni. Kradli mienie, bydło, znikały ule z pasiek. Iwan Turgieniew w opowiadaniu Stepowy król Lear (1870) mówi o legendarnym czynie bohatera Martyna Charłowa: „[...] zastawszy w swojej pasiece obcego chłopa - złodzieja, razem z wozem i koniem przerzucił go przez płot" (Turgieniew, X, 187). Do drobnych, zwłaszcza dziecięcych kradzieży lud miał stosunek bardziej tolerancyjny, ale do czasu. Z materiałów księcia Wiaczesława Tieniszewa: „Kradzieże w sadach i ogrodach często przydarzają się dzieciom, których ojcowie i matki nie uważają tego typu uczynków za wielki grzech (ryby z sieci i siano kradną rzadko). Pewien chłopiec za- 303 brał dynie z cudzego ogrodu. Znaleziono je u rodziców. Gmina zasądziła odebranie dyń i wiadro wódki od ojca owego chłopca. Pierwsze przewinienie się przebacza, choć mogą też złoić skórę, ale za drugim razem już nie przebaczą" (Firsow, 289). Niestety, nie ma o tym mowy, co grozi „za drugim razem" - pobicie? wielka grzywna nałożona na rodziców? czy jeszcze jakieś inne kary? Nie wszystkie karane przez prawo przewinienia były traktowane przez lud jako przestępstwa, na przykład wyrąb drzew w rządowym lesie lub żebractwo. I odwrotnie - zwyczaj ludowy potępiał wiele przewinień, których nie obejmował kodeks karny, na przykład wyrąb drzew w lesie należącym do wspólnoty, praca w święta, nieprzestrzeganie postów, przekleństwa (niestety, te dwa ostatnie wykroczenia u schyłku XIX wieku coraz rzadziej były potępiane przez opinię publiczną). Utworzenie jawnego sądownictwa, instytucji wybieralnych ławników i sędziów w sądach gminnych spowodowało wiele problemów, które wymagały odnowienia zasad moralnych lub kształtowania zupełnie nowych obyczajów. Na przykład: jak odnosić się do pobłażliwości wobec „krewniaczka", jak zdefiniować uczciwość, w jaki sposób traktować fałszywych świadków i krzywoprzysięstwo (chwała Bogu, obyczaj surowo potępiał kłamców, zdarzały się wypadki zsyłania krzywoprzysięzców na katorgę). Obyczaj nie dopuszczał do składania zeznań przez osoby o złej reputacji. Kiedy dotyczyło to podsądnych, brano pod uwagę zeznania ich dzieci - ale tylko w wjpadku niekwestionowanej uczciwości tych dzieci. Ustrój pańszczyźniany, zrównując chłopów w ubóstwie i bezprawiu, hamował proces rozwoju moralnego i wzmocnienia człowieka; likwidacja pańszczyzny, pojawienie się formalnie wolnych obywateli od razu spowodowało powstanie wielu problemów, przede wszystkim dotyczących wolnego wyboru i moralnej odpowiedzialności za własne uczynki. Bynajmniej nie wszyscy mieszkańcy Rosji, którzy stali się wolni, byli wewnętrznie przygotowani do tego nowego stanu. Z powodu słabości cerkwi prawosławnej religijne wychowanie moralne, a nawet zewnętrzna „bojaźń Boża" były wyraźnie niewystarczające. Społeczny rozpad wsi również osłabiał moralne punkty orientacyjne i wolność często obracała się w bezczynność, nieodpowiedzialność, wyuzdane zachowanie, pustkę duchową, zamęt, wzrost zawiści i niechęci do bogatych i szczęśliwych. Chłop, nawet pańszczyźniany, nie mógł nie być posiadaczem w duszy, silniejsze bodźce do gromadzenia dóbr pojawiły się jednak po 1861 roku. Ale niestety dało o sobie znać to, że przez wiele stuleci chłopstwo 304 rosyjskie odzwyczaiło się od zarabiania na siebie i dla siebie. Zewnętrzny szacunek do bogactwa i wysokiej pozycji społecznej u wielu był toczony przez robaka zawiści - dlaczego ja jestem gorszy? Zawiść wobec panów, popów, kupców, a nawet wobec brata - chłopa. Ale zawiść może być również bodźcem do pozytywnej aktywności: do wytężonej pracy, do pięcia się w górę po drabinie zawodowej i społecznej (zdobyć wykształcenie, pracować w polu, handlować i tak dalej), jednak w rzeczywistości zdarzało się to rzadko. Często zawiść prowadziła do srogiej nienawiści wobec ludzi, którym powodziło się lepiej, do chęci, by im zaszkodzić, odebrać dobra wypracowane przez nich samych i przez ich przodków, by zrównać ich ze sobą. Mieszczańsko-lumpenproletariac-kie pojęcie „równości" - lepiej, żeby wszyscy byli jednakowo biedni niż żeby mieli się znaleźć tacy, których wyróżnia bogactwo - tutaj nabierało pełnej siły. Wieś rosyjska zbliżała się do wieku XX z niezwykle złożonym wachlarzem społeczno-moralnych gradacji, od pracowitych i głęboko moralnych chłopów po pijaniców i łajdaków pozbawionych sumienia, gotowych do wszelkich gwałtów i podłości. Palenie dworów szlacheckich w latach rewolucji i pod tym względem, niestety, poprzedzał zamęt XIX wieku, również amatorzy ekspropriacji cudzej własności nie spadli z nieba. Aleksander Błok ze swoją cywilizowaną wrażliwością w pło- miennym artykule Inteligencja i rewolucja (1918) próbował znaleźć usprawiedliwienie dla sprawców tych bezmyślnych pożarów i dzikich grabieży: niby że w tych dworach batożono ich przodków, gwałcono chłopki i nienawiść ludu przybrała takie formy. Ale przecież minęło już pół wieku od czasu, gdy zniesiono niewolę pańszczyźnianą, a poza tym bynajmniej nie wszyscy właściciele spalonych i rozgrabionych dworów postępowali okrutnie i dopuszczali się gwałtów. Więcej takich niegodzi-wości popełniali byli niewolnicy, i to wobec szlachetnych, czcigodnych ludzi; przypomnijmy spalenie domu i wspaniałej biblioteki samego Bło-ka, rozgrabienie dworu i bestialskie zabójstwo łagodnego, wrażliwego, utalentowanego przedstawiciela rosyjskiej kultury religijnej i artystycznej Leonida Siemionowa (w roku 1917) - takich wypadków były setki, tysiące! W pożarach i grabieżach ginęły książki, rękopisy, obrazy, meble. Te wartości nie stawały się własnością ludu! Opowieść ojca o roz-grabieniu w 1905 roku dworu ziemiańskiego w guberni saratowskiej: chłop przytaszczył do domu wielkie tremo, ale nie mieściło się ono w drzwiach, więc nowy właściciel zaniósł je do obory i postawił je przed krową, która być może pomyślała, że ma przed sobą nieproszonego gościa, i natychmiast wzięła lustro na rogi, rozbijając je na drobne kawałki. Piękną ramę, ma się rozumieć, spalono w piecu. Nasz lud wydał znakomitych pracowników w zakresie gospodarstwa 305 wiejskiego, przemysłu, handlu, wybitnych uczonych, pisarzy, ludzi sztuki, bohaterskich żołnierzy i utalentowanych dowódców, niezłomnych i głębokich myślicieli religijnych - ale z ludu wywodzili się również rozbójnicy, bandyci, pijanice, męty. Zadatki na taki czy inny charakter przekazywane są ludziom genetycznie, a później określone warunki życiowe sprzyjają rozwojowi jednych i tłumieniu innych. W rosyjskim wieku XIX oddziaływały pewne wspaniałe bodźce i przykłady, które sprzyjały wzrostowi pozytywnego potencjału w człowieku, lecz społeczno-polityczny rozgardiasz, chwiejność „góry", powiększana przez grzechy i skostnienie oficjalnej cerkwi prawosławnej, kierowanej przez autokratyczny i zbiurokratyzowany Synod, rozwijały też bodźce przeciwstawne, które w XX stuleciu stworzyły taki ogrom zła i sytuacji bez wyjścia, że bardzo długo jeszcze przyszłe pokolenia będą oczyszczać rosyjskie stajnie Augiasza... і % Praca i wypoczynek w życiu rosyjskim Nikołaj Czernyszewski w powieści Co robić? podzielił działalność człowieka na trzy sfery: pracę, doznawanie rozkoszy i odpoczynek (cz. IV, list Łopuchowa do Wiery Pawłowny). W tym rozdziale zasadne jest połączenie rozkoszy i odpoczynku w jednym pojęciu - wypoczynku, rozumianym jako czas wolny od pracy, jako antypraca lub minus-praca w zależności od istoty i funkcji. Czernyszewski słusznie przeciwstawiał odpoczynek pracy (a także rozkoszy) jako sferę najbardziej osobistą; trzeba jednak uwzględnić to, że kiedy ma się możliwość swobodnego wyboru konkretnej dziedziny, również praca okazuje się sferą dość zindywidualizowaną. Bardzo różnorodne bywają też rodzaje rozkoszy. W Rosji feudalnej największą wolnością cieszył się szlachcic, który mógł sam określać podstawowy sens swego życia: poświęcić się służbie państwowej lub pozostać osobą prywatną, przede wszystkim - właścicielem ziemskim (zob. o tym w pracach Jurija Łotmana). Co prawda społeczna hierarchia wartości sprawiała, że niektóre rodzaje służby były dla szlachcica „nieprzyzwoite" (na przykład wykładanie w szkołach, służba państwowa artystów, aktorów i tak dalej), lecz mimo wszystko spektrum aprobowanych przezeń profesji pozostawało niezwykle szerokie. Znacznie mniejszymi możliwościami dysponowali przedstawiciele 307 innych stanów; główna droga, na której można było liczyć na względną swobodę wyboru, biegła dla raznoczyńca przez wyższą uczelnię, z nadzieją na późniejsze dosłużenie się szlachectwa. Jest charakterystyczne, że do roku 1861 prawie nie było innej służby niż państwowa (jeśli nie liczyć handlu i przemysłu); dopiero w latach trzydziestych i czterdziestych zaczęli pojawiać się ludzie wolnych zawodów, przy czym wyłącznie w sferze sztuki i dziennikarstwa: pisarze, dziennikarze, krytycy, artyści (przypomnę lęk Aleksieja Kolcowa przed mglistością takiego „swobodnego" życia i jego odmowę porzucenia Woroneża i handlu mimo uporczywych nalegań przyjaciół ze stolicy). Dla człowieka, który swobodnie wybierał sferę działalności, praca z reguły stawała się przyjemnością i rozkoszą (zwłaszcza jeśli w każdej chwili mógł zamienić jeden rodzaj pracy na inny) i wtedy wypoczynek (jako osobna sfera, przeciwstawiana podstawowej, czyli pracy) skracał się do krótkich momentów potrzebnych do złapania oddechu — do minus-pracy. I odwrotnie, praca niewolna, naturalnie, prowadziła człowieka do poszukiwania zmiany działalności, nie do minus-pracy, lecz do antypracy. Najmniejsze możliwości mieli oczywiście chłopi pańszczyźniani. Nie mogli dla wypoczynku wyruszać do innych miejsc - urzeczywistniał się on jedynie w rodzinnej wsi i w jej najbliższej okolicy. Duchowieństwo było również przywiązane do swojej parafii; rzadkie urlopy zwykle wykorzystywano w jakichś celach praktycznych, a nie dla wypoczynku. Wyjścia do teatru i na koncerty raczej nie były przyjęte w tym środowisku - władze nie zachęcały do uczestnictwa w rozrywkach świeckich. Dlatego, podobnie jak u chłopów, czas wypoczynku wypadał w święta - ma się rozumieć, przede wszystkim święta cerkiewne, ale z nimi mogły się także łączyć święta osobiste, rodzinne. W znakomitej książce o rodzie Ziernowów szczegółowo opowiada się o dwóch najbardziej uroczystych świętach w rodzinie protojereja Stie-pana Ziernowa (1817-1886): „Za życia Stiepana Iwanowicza uroczyście świętowano dwa dni w roku: pierwszy dzień Wielkanocy i 27 grudnia, imieniny Stiepana Iwanowicza. Te święta obchodzono również po jego śmierci, taka była jego wola, dodał do nich jeszcze trzeci dzień, w którym chciał, żeby cała jego rodzina zbierała się na modlitwę o pokój jego duszy - miał na myśli dzień swojej śmierci. Święto Wielkanocne, połączone z nocnym zakończeniem postu, obchodzono w wąskim, raczej rodzinnym kręgu - zapraszano tylko duchowieństwo z parafii oraz najbliższych przyjaciół i krewnych. Noc paschalna w Moskwie była jasna, natchniona. Równo o północy na Kremlu uderzano w wielki dzwon na Dzwonnicy Iwanowskiej. To był sygnał, którego oczekiwały wszystkie 308 cerkwie moskiewskie. Huczenie i dzwonienie rozlegało się i niosło po całym mieście, wybuchały fajerwerki i ognie bengalskie, stojące w pogotowiu procesje ruszały w pochód wokół swych cerkwi. Tu była cała Moskwa, z chorągwiami, krzyżami, ikonami, z zapalonymi świecami -białymi, czerwonymi i owiniętymi w złoto - cała Moskwa, odświętnie ubrana, radosna, triumfująca. Widowisko niezapomniane i niepowtarzalne. Oczywiście w rodzinie Ziernowów to święto świąt obchodzono szczególnie uroczyście, wszyscy całkowicie oddawali mu swe serca. Wszystko przygotowywano od wieczora: nakrywano stoły, na nich stawiano wszystko oprócz bab wielkanocnych i paschy, którą razem z pomalowanymi na czerwono jajkami zanoszono do cerkwi, aby je poświęcić. Przynoszono je po jutrzni na ogromnej tacy, zawiniętej w śnieżnobiały obrus. Post kończył się po mszy porannej; nie wszyscy pojawiali się od razu, ponieważ nabożeństwa w różnych cerkwiach nie kończyły się w tym samym czasie. Stiepan Iwanowicz przychodził z całym duchowieństwem i służbą cerkiewną parafii, poczynając od «porannego» kapłana, diakona, a kończąc na stróżu cerkiewnym, odmawiał krótką modlitwę paschalną, przy czym śpiewali wszyscy obecni, błogosławił jadło, wszyscy całowali się na Zmartwychwstanie Pańskie, wymieniali się jajkami i siadali do stołu po długim, siedmiotygodniowym poście. Podczas kończenia postu dwa lub trzy razy wstawano i modlono się przy wspólnym śpiewie. Przy stole jeszcze przeżywano wrażenia tej cudownej nocy wielkanocnej. [...] Rozchodzono się, kiedy światło dzienne już przebijało się przez firanki w oknach i gaszono świece w wysokich świątecznych kandelabrach. [...] Do tego dnia [imieniny 27 grudnia] [...] szykowano się uroczyście. Wszystko błyszczało, podłogi pastowano do specjalnego połysku, w oknach wieszano koronkowe firany, które potem zdejmowano i chowano do skrzyń, gdzie czekały do Wielkanocy. Stoły rozstawiano w dwóch pokojach. Zapraszano kucharza, który rozpoczynał swoją pracę wieczorem pod czujnym okiem dwóch zaufanych służących [...]. Przygotowywano pierogi i potrawy na cały dzień, od rana do wieczora. [...] Przed ich [rodziny] przyjściem z cerkwi wszystko było gotowe, ale bez żadnej bieganiny [...]. Matka była w odświętnej jedwabnej sukni, z czarną, koronkową chustką na głowie, co bardzo pasowało do jej jasnych włosów, zawsze ładnie zaczesanych, i do białej cery oraz do błękitnych oczu. Wszyscy składali życzenia Stiepanowi Iwanowiczowi i zasiadali do herbaty. Zwykle na tę poranną herbatę przychodziło także całe duchowieństwo parafialne, przynosząc solenizantowi imieninowe pro-sfory. Takie same prosfory przysyłano tego dnia i od metropolity, i od biskupów, i od wielu kapłanów moskiewskich, i z klasztoru Pokrow-skiego, i nawet z Ławry Troicko-Siergiejewskiej. Od godziny jedena- 309 stej zaczynały rozlegać się dzwonki, jeden po drugim, przyjeżdżano z życzeniami. Wszystkich zapraszano do stołu, na pierogi. [...] Pierogi z rozmaitymi nadzieniami zmieniały się kolejno; piękne galarety, pieczyste, przekąski, zwłaszcza ziarnisty i prasowany kawior, nie znikały ze stołu w czasie przeciągającego się prawie do godziny czwartej po południu śniadania"1. W obfitości jedzenia i picia oraz gości było oczywiście coś patriarchal-nego, starego. Na Kaukazie do tej pory w wielu miejscach w uczcie weselnej uczestniczą setki osób. W przedrewolucyjnych miasteczkach na Ukrainie i Białorusi, w domach żydowskich uważano za najwyższe osiągnięcie, jeśli na święta przybywało tak wielu gości, że brakowało naczyń i dwóch musiało jeść z jednego talerza. Przed reformą chłopską 1861 roku podobne uczty zdarzały się również w rosyjskich dworach (zob. na przykład świętowanie imienin Tatiany w Eugeniuszu Onieginie), ale stopniowo domy pańskie i arystokratyczne coraz bardziej skracały listę zapraszanych gości, toteż w połowie ХГХ wieku styl życia hrabiego Grigorija Kuszelewa-Biezborodki, w którego podmiejskim pałacu czasami latem gościło naraz do dwustu osób, budził już zdziwienie („podmiejski" był wtedy - teraz jest to słynny pałac z lwami wzdłuż ogrodzenia, leżący na brzegu Newy, naprzeciwko Smolnego). Ciekawe, że patriarchalny rozmach zachował się w środowisku raznoczyńskiej inteligencji, zbliżonej do cyganerii artystycznej. Oto -już na progu XX wieku - opis wieczorów w domu wielkiego aktora z MChAT, Wasilija Kaczałowa: „Oprócz tych conocnych posiedzeń ze trzy—cztery razy w sezonie urządzano wielkie wieczory, już z zaproszeniami i z przygotowaniami. Zjawiało się dwadzieścia pięć - trzydzieści osób. Matka starannie zasłaniała okna i zatrzymywała zegar, żeby świt i wskazówki zegara nie wypędzały gości... Goście jedli i pili oczywiście dużo. Wieczory matki słynęły ze smakowitości, z zatrzęsienia jadła i napoju. Już w przeddzień matka przyrządzała swój słynny sos prowansalski, który podawano i do galarety z bieługi, i do szyjek rakowych duszonych w winie, tym sosem również zaprawiano ogromną sałatkę. Pito wódkę i przyrządzony w dwóch wiadrach kruszon z białego wina, soków owocowych i szampana. Przy końcu kolacji pito kawę z koniakiem, rano -herbatę i znowu wódkę, pod jajecznicę z czarnym chlebem. Kosztowały te wieczory po sto pięćdziesiąt rubli każdy. W ogóle wydawano, a raczej przepuszczano na gości masę pieniędzy. Widać to z tego, jak wyglądał budżet. Ojciec na początku otrzymywał blisko tysiąc rubli, a potem i tysiąc na miesiąc, na całe utrzymanie matka brała od niego trzysta rubli - starczało ich na mieszkanie z ogrzewaniem i oświetleniem 310 (sto dwadzieścia rubli miesięcznie), na służbę (czterdzieści), na moją naukę (gimnazjum, języki) i drobne wydatki. Pensja matki szła na jej ubrania i kieszonkowe. Oznacza to, że siedemset rubli miesięcznie ojciec wydawał na swoją i moją garderobę i na swoje „wydatki kieszonkowe" - z nich opłacane były wszystkie wieczory, z nich tracił „na pożyczki" (wiele rozdawał), na napiwki, dorożki, na wszystkie rozrywki i podarki. W sumie - na radość życia. Nie odkładano ani rubla. Nie kupowano niczego «wartościowego», wszystkie książki i obrazy były prezentami. Żyło się od wypłaty do wypłaty, nie istniał żaden «fundusz ubezpieczeniowy»"2. Brak „funduszu ubezpieczeniowego", czyli oszczędności, to typowa cecha rosyjskiej inteligencji raznoczyńskiej. Tak więc w życiu chłopów i duchownych było bardzo niewiele różnorodności i zmian; szlachta i raznoczyńcy mieli ich więcej, przede wszystkim pod względem przestrzennym. W rytmie cyklów letnio-zimowych była to głównie zmiana miejsca zamieszkania: dacza, dom podmiejski czy majątek przeciwstawione zimowej rezydencji; dalekie wyjazdy do kurortów i podróże zagraniczne. Otrzymanie paszportu zagranicznego za Mikołaja I nie było łatwe -bynajmniej nie wszystkich wypuszczano wówczas za granicę - ale w drugiej połowie stulecia każdy gubernator dość swobodnie wydawał paszporty. Wtedy również rozwój kolei żelaznych przybliżał do rosyjskich stolic miasta i kurorty zachodnioeuropejskie, a także te na południu Rosji - najbardziej popularny był rejon Wód Mineralnych na Kaukazie oraz południowe wybrzeże Krymu. O ile jednak Zachód przyciągał nie tylko tych, którzy pragnęli się leczyć (obojętne - poważnie tego pragnęli czy chcieli jedynie pokazać się w modnym miejscu), lecz i turystów, odwiedzających słynne miejsca i cuda natury, to w Rosji turystyka znajdowała się w stanie zalążkowym - na rosyjskiego podróżnika czekało zbyt wiele niewygód. Przyzwoite hotele, restauracje i zajazdy były tylko w Petersburgu i w Moskwie, i jeszcze w dwóch-trzech miastach. Prowincja zaś odznaczała się ubóstwem, zaniedbaniem, skażoną żywnością i brudnymi naczyniami (przypomnijmy pobyt Chlestakowa w hotelu na początku Rewizora). W niewielkich miejscowościach i wioskach-siołach trudno było w ogóle dostać lub kupić coś do jedzenia. Dlatego panowie starali się zaopatrzyć w pożywienie na cały okres podróży, nie licząc na szczęśliwe przypadki. W siódmym rozdziale Eugeniusza Oniegina, kiedy Łari-nowie wybierają się do Moskwy: Kucharze ciasta dopiekają, Na baby klnie woźnica dziarski. 311 A w następnej zwrotce Puszkin marzy o wybudowaniu w Rosji szos, żeliwnych mostów i nie zapomina o jedzeniu: I lud chrześcijański dla wygody Wszędzie wystawi nam gospody. Ale na razie gospód nie było, należało więc zabierać wszystko ze sobą. Oto jak Wasilij Sieliwanow opisywał rodzinną podróż ziemianina, który zamierzał przebyć pięćset wiorst: „Na drogę nasmażono cielęciny, gęsiny, upieczono indyka, kaczkę, pieróg z kurą, nagotowano pierożków nadziewanych farszem i gotowanych na parze, przygotowano też kołacze, które w środku miały gotowane jajka w skorupkach. Wystarczyło rozłamać ciasto, wyjąć jajko i zjeść je z kołaczem na zdrowie. Na zapasy żywnościowe przeznaczono osobną dużą skrzynię. Na serwis do herbaty zaś oraz naczynia stołowe przeznaczono kantynkę. Było tam wszystko: blaszane talerze, noże, widelce, łyżki, filiżanki stołowe i herbaciane, pieprzniczka, musztardniczka, wódka, sól, ocet, herbata, cukier, serwetki i tak dalej. Oprócz kantynki i skrzyni na prowiant była jeszcze skrzynia na składany samowar podróżny [...]. Dla obrony przed rozbójnikami, o których były jeszcze świeże wieści, szczególnie w trakcie nieuchronnego przejazdu przez straszne lasy muromskie, zabrano strzelby, parę pistoletów, a z białej broni - szablę [...]. Nasza kolumna składała się z trzech kibitek. W pierwszej siedziałem ja, brat i ojciec, w drugiej ciotka z siostrą, w trzeciej kucharz z pokojówkami i ze wszystkimi zapasami dla stołu: prowiantem, rondlami i innymi, i wreszcie z tyłu jechały sanie z owsem dla koni, by można je było w drodze nakarmić. Taki był ogólnie przyjęty porządek podróży [...]. Ma się rozumieć, takie podróże kosztowały niedużo, za dwadzieścia lub dwadzieścia pięć rubli w asygnatach, czyli mniej niż siedem rubli dzisiejszym srebrem, w cztery trojki można było dojechać do Niżnego - od nas to około pięciuset wiorst, a może i więcej"3. Ten opis tchnie poczciwością i tęsknotą za dawnymi czasami. Natomiast o podobnych sytuacjach człowiek nowego pokolenia, nie szlachcic, lecz raznoczyniec Nikołaj Czernyszewski mówi z wyraźnym rozdrażnieniem — hamuje się tylko, rozumiejąc beznadziejność sytuacji: „Tarantas był zawalony bułkami, bochenkami chleba, smażoną gęsiną i tak dalej. Pojawiają się fizyczne niedogodności: usiąść nie ma jak, ściśnięty podróżny nie może się obrócić; zechciał się oprzeć - pod łokciem trzeszczą słoiki z konfiturami lub kiszonymi ogórkami; zachciało 312 mu się wyciągnąć nogę - brudny but wpychał się w indyczkę lub w ma- ślany pieróg. Po jednym dniu zimą - zapasy zamarzły i straciły smak, latem — zaczęły się psuć i nieprzyjemnie działać na organy powonienia. Wszystko to jest słuszne, ale co robić? Jak można było nie brać ze sobą wszystkich tych zapasów, kiedy po drodze nie sposób dostać kawałka białego chleba i nie wszędzie udawało się znaleźć choćby dziesięć jaj czy dzbanek mleka" (Czernyszewskij, IV, 271; recenzja Szkiców guber-nialnych Michaiła Sałtykowa-Szczedrina). Afanasij Fiet nie cierpiał Czernyszewskiego, lecz w tej kwestii całkowicie się z nim solidaryzował, nawet u schyłku XIX wieku: „I po dziś dzień człowiek podróżujący po drogach polnych i miastach powiatowych, nie chcąc się ograniczać do zabranej ze sobą przekąski, musiał brać ze sobą kucharza, ponieważ żadnych zajazdów po drodze nie ma, a nad jedzenie w powiatowych karczmach należy przedkładać suchy chleb" {Wczesne lata mego życia). Rozwój sieci kolei żelaznych spowodował, że na stacjach pojawiły się restauracje i bufety, ale wyobrażenie o ulotności klientów, którzy po paru minutach umykali w dal, oraz brak konkurencji bynajmniej nie sprzyjały podwyższeniu jakości towaru. Przytoczę rodzinną relację dotyczącą dalekiego krewnego - przedrewolucyjnego właściciela bufetu dworcowego w Małej Wiszerze: przed przybyciem kolejnego pociągu, żeby nadać świeżość i blask plasterkom nieco zwiędłej i podeschniętej kiełbasy na kanapkach, szybko je wraz z synem oblizywał... A ile robiło się sztuczek mniej niewinnych! Mimo wszystko swobodny rozwój handlu i - mówiąc dzisiejszym językiem - sfery usług powoli, ale pewnie powodował wzrost konkurencji, podnosił jakość usług. W przededniu XX wieku nie tylko w stolicach guberni, ale również w miastach powiatowych istniały restauracje i gospody, w których można było jeść i pić, nie bojąc się zatrucia, we wszystkich miastach powstawały też hotele. „Ochotę na zmianę miejsca" można zinterpretować nie tylko jako chęć zmiany, ale także „ruszenia z martwego punktu", jako pragnienie przezwyciężenia monotonii życia, prowadzącej człowieka do stanu wyhamowania, do czasowego kryzysu - zatrzymanie się w czasie jak gdyby rekompensuje się przemieszczeniem w przestrzeni, co z kolei może prowadzić do czasowego odrodzenia (por. w przeciwstawnym planie liczne wyznania ludzi zamkniętych w więzieniu lub przykutych do łóżka -ograniczoność w przestrzeni kompensują oni poruszaniem się w czasie poprzez przywoływanie we wspomnieniach epizodów ze swej biografii, chętne wysłuchiwanie opowieści sąsiadów o ich życiu, zwracanie się w stronę twórczości artystycznej i tak dalej). Stany opodatkowane, pozbawione prawa swobodnego przemieszcza- 313 nia się w przestrzeni, wytworzyły specyficznie rosyjskie zjawisko włóczęgów i pątników. W zasadzie stanowili oni korpus turystów rosyjskich, ponieważ byli bardzo niewymagający pod względem jedzenia, picia oraz warunków mieszkaniowych, mogli nocować i pod gołym niebem, i na sianie, i na podłodze chłopskiej izby. Przyczyny włóczęgostwa-pątnictwa były bardzo różnorodne: i wspomniana „ochota na zmianę miejsca", i ucieczka z domu (też spowodowana rozmaitymi przyczynami), i chęć odwiedzenia świętych miejsc lub w ogóle popatrzenia na świat. Natomiast „ochota na zmianę miejsca", również mająca wiele przyczyn, mogła się wiązać z głębinową bezdomnością niektórych natur, być może sięgającą korzeniami odległych stuleci i tysiącleci, kiedy ludzie koczowali, nie znając stałych przystani. Dla koczownika cały ogromny obszar, rozciągający się na setki kilometrów, był domem rodzinnym. Lennart Meri, prezydent Estonii, za młodu zapalony podróżnik, przemierzający ziemie rosyjskie położone za kręgiem polarnym, bardzo trafnie pisał w cyklu Most do białego milczenia: „Niezwykle ścisły związek człowieka z przyrodą w dawnych czasach znajdował wyraz przede wszystkim w tym, że opuszczenie mieszkania nie oznaczało opuszczenia domu, nie oznaczało przejścia od znanego do mniej znanego lub - tym bardziej - od świata znanego do obcego. Pojęcie domu było zbieżne z pojęciem otaczającego środowiska przyrodniczego"4. Człowiek ze świata koczowniczego jak gdyby rozciągał przestrzeń domu do ogromnych rozmiarów. (Być może elementy świadomości „imperialistycznej" kształtowały się już w naszej ojczystej społeczności patriarchalnej? Przecież wielka Rosja wyrosła w trakcie „rozciągania" przestrzeni przez syberyjskich włóczęgów! Z drugiej strony obcowanie z olbrzymimi przestrzeniami mogło wzmacniać więź człowieka z Wszechświatem, z Bogiem, potęgować uczucia religijne. Przecież człowiek XX wieku w bezkresnym lesie, na wodach oceanu również nie może nie odczuwać więzi z Kosmosem). Ciekawe, że człowiek patriarchalny potrafił także „rozciągać" czas. Zgodnie z obserwacją Arnolda Bajburina „rozciąganie" obrzędu pochówku (stypa po pogrzebie, następnie obchodzenie dziewiątego i czterdziestego dnia po śmierci) ma na celu złagodzenie bólu po utracie kogoś bliskiego; „rozciąganie" świąt do dwóch-trzech dni, trzydniowy rytuał wesela i tym podobne działania jak gdyby wydłużały wypoczynek. Rozwój kultury zawęził pojęcie domu, oddzielając go od reszty świata, nawet od świata rodzinnego miasta lub rodzinnej wsi, umacniał poczucie swego ogniska domowego, własnej rodziny. I wielu włóczęgów najbardziej tęskniło właśnie za domem (por. gorzkie wyznanie Chrystusa: „[...] liszki mają jamy i ptacy niebiescy gniazda, a Syn człowieczy nie ma, gdzieby głowę skłonił" (Mt, VIII, 20). Ale to oczywiście nie eliminowało pojedynczych włóczęgów-pielgrzy-mów - całe narody nadal prowadzą koczowniczy tryb życia: w Rosji są to Cyganie, dopiero niedawno, w końcu XX stulecia, przechodzący na osiadły tryb życia, ale do tej pory zachowujący liczne cechy ludów koczowniczych. Tym bardziej wyróżniało ich to w wieku XIX. Taborowe koczowanie, swoboda społeczno-polityczna, romantyczna aureola namiętności oraz pieśni przyciągały uwagę wielu pokoleń dziewiętnastowiecznej inteligencji rosyjskiej - od Puszkina do Tołstoja. Jak się wydaje, Cyganie są jedynym narodem na świecie, który nie rości sobie prawa do żadnego rdzennego terytorium... „Cygańskie" aspekty kultury rosyjskiej XIX wieku, podobnie jak zagadnienie wypoczynku stanów uprzywilejowanych w cyklu tygodniowym i dziennym (teatr, bal, restauracja), zostały szczegółowo opisane w pracach Jurija Łotmana, nie będziemy ich tu zatem powtarzać. Istnieje jeszcze jedna sfera wypoczynku jako antypracy, którą dziś nazywa się „hobby". Oczywiście hobby może powstać z powodu różnorodności zainteresowań jednostki, z powodu jej wszechstronności, ale jest to znacznie rzadsze zjawisko w porównaniu z hobby jako zmianą zajęcia, jako kompensacją braku zadowolenia ze zwykłej pracy. Hobby z reguły nie wiąże się ze zmianą „geograficzną", jest to zazwyczaj zjawisko domowe, dlatego dostępne dla wszystkich - nie bez kozery już w XIX wieku dość szeroko rozpowszechniło się kolekcjonowanie, wyszywanie, szydełkowanie, wycinanie, rzeźbienie, zajmowanie się różnymi dziedzinami sztuki i tak dalej. Reformy lat sześćdziesiątych poszerzyły krąg osób swobodnie wybierających rodzaj pracy, ale z drugiej strony wzrastająca złożoność życia prowadziła do coraz większego zróżnicowania pracy, do coraz węższej specjalizacji, a co za tym idzie - do coraz większej mechanicznej jedno-stajności pracy (twórczy trud uczonego lub artysty był na tym tle wyjątkiem). Jako jedna z form przezwyciężenia monotonii pojawiła się zmiana zawodu, biografia człowieka przeistoczyła się w nieustanne zmienianie miejsca pracy, co mogło się łączyć z geograficzną transloka-cją z miasta do miasta (por. wędrówki młodego Aleksieja Gorkiego oraz liczną galerię podobnych postaci w jego utworach). Wzrost częstości zmian pracy spowodował nie mniejszy wzrost nowych rodzajów wypoczynku. Przede wszystkim wydłużają się stałe marszruty od pracy do wypoczynku, a czas - dzięki kolejom żelaznym i parostatkom - się skraca, co intensyfikuje „informację" (miasta, domy, ludzie, rzeczy, wytwory kultury). Przesycenie informacją prowadzi do dalszej intensyfikacji zmian oraz do poszukiwania znacznie mocniejszych wrażeń - i tak w nieskończoność, do skrajnych form „objadania się" wypoczynkiem. Wolność zewnętrzna mściła się na człowieku, biorąc go w straszliwą niewolę - ucieczka przed jednostajnością przemieniała się w mechaniczny, monotonny wyścig nie wiadomo dokąd. W rezultacie pojawiała się horrendalna nuda wypoczynku, nie mniejsza niż ta spowodowana pracą niewolną; zostało to znakomicie ukazane przez Czechowa w całej galerii „sezonowych mężów", kochanków, flanerów. Za to przypadkowe spotkanie w czasie standardowego wypoczynku nie całkiem standardowych partnerów prowadziło zwykle do sytuacji zgoła dramatycznych, nierozwiązywalnych w ówczesnym społeczeństwie (por. podobne, a zarazem głęboko odmienne utwory na ten temat: Dama z pieskiem Czechowa i Udar słoneczny Bunina). Wielu wybitnych ludzi XIX wieku starało się walczyć z rutyną pracy i wypoczynku, przede wszystkim rozwijając twórczą działalność w najróżniejszych sferach życia, a oprócz tego poprzez swoisty stosunek do przemieszczeń przestrzennych. Niektórzy w chwiejnym i zmiennym świecie kładli nacisk na dom jako ucieleśnienie stałości i tradycji (naturalnie było to znamienne dla inteligencji szlacheckiej, poczynając od Puszkina, a kończąc na Lwie Tołstoju). Być może najbardziej pryncy- ^^. Chi 4:r 316 iłowianofile, którzy tułaczce po świecie przeciwstawiali tabilny dom, ale też kalejdoskopowi wrażeń - intensywną, pogłębioną ję rodzinnych okolic w celu zbadania zabytków historycznych, irialnych i duchowych, mowy gminnej, użytecznych kopalin, ziół lii tak dalej. Chomiakow sądził, że zachowanie Rosjan charakteryzuje się powol- .kupieniem. W swoim wystąpieniu na otwartym posiedzeniu ^«^с-ігі-г.ч?»^ %№isvś.TV4Uń.'<« Іііі&гвіигч B.QSY\skie\ w Mr>sVwifi 1!a V\s?Vet,- ____________^оХлі P°««eSffli, ге -Ł-wa-woac \ тго.Єп&ч»овЬ тгайко się \ączą ШЛ i silnym natężeniem myśli: „Drobną falę i szybki nurt ',t vk;i się na płyciznach, a nie na głębinach". luchu, ale też z poczuciem wartości domu toczyło się alach r.iznoczyńców, jak Czechow: dom (lub dacza) dla Czechowa ,ił się twórczym obiektem, gdzie można było poszerzać i pogłębiać artystyczne i przyrodoznawcze zainteresowania, idee, doświadczenia. (Tutaj nie dotykamy zagadnienia daczy lub posiadłości wiejskiej, podob- nei do tei, którą opisywał Puszkin, jako możliwej opozycji wobec miesz- w mieście oraz jako sposobu \ талфеа „лмлесйк?, o^s,ec«tw«KK\a. ^codziennej bieganiny). Wm/enie zmienności czasowejprzy„pasywne/*'nieruchomościprzestrzennejpodmiotu też jest odmianą taJciej postawy woóecświata. Por. olog przedrewolucyjnego artysty z Palecha w powieści J. Wichrie-k «ш«к isnsjfcwia. dla. вгкішж і obrazów na pialni byli tu slowianofile, którzy tułaczce po świecie przeciwstawiali stabilny dom, ale też kalejdoskopowi wrażeń - intensywną, pogłębioną eksplorację rodzinnych okolic w celu zbadania zabytków historycznych, materialnych i duchowych, mowy gminnej, użytecznych kopalin, ziół leczniczych i tak dalej. Chomiakow sądził, że zachowanie Rosjan charakteryzuje się powolnością i skupieniem. W swoim wystąpieniu na otwartym posiedzeniu Towarzystwa Miłośników Literatury Rosyjskiej w Moskwie 26 kwietnia 1859 roku podkreślił, że żwawość i ruchliwość rzadko się łączą z poważnym i silnym natężeniem myśli: „Drobną falę i szybki nurt wody spotyka się na płyciznach, a nie na głębinach". W nieco innym duchu, ale też z poczuciem wartości domu toczyło się życie takich raznoczyńców, jak Czechow: dom (lub dacza) dla Czechowa stawał się twórczym obiektem, gdzie można było poszerzać i pogłębiać artystyczne i przyrodoznawcze zainteresowania, idee, doświadczenia. (Tutaj nie dotykamy zagadnienia daczy lub posiadłości wiejskiej, podobnej do tej, którą opisywał Puszkin, jako możliwej opozycji wobec mieszkania w mieście oraz jako sposobu i miejsca „ucieczki", odseparowania się od codziennej bieganiny). Rozumienie zmienności czasowej przy „pasywnej" nieruchomości prze-316 strzennej podmiotu też jest odmianą takiej postawy wobec świata. Por. monolog przedrewolucyjnego artysty z Palecha w powieści J. Wichrie-wa Nożyce: „Okolicznych pejzaży wystarcza dla szkiców i obrazów na całe życie, dlatego że są one zawsze różne. Lata przeżyte tutaj nauczyły mnie być uważnym w stosunku do przyrody - w ciągu trzydziestu pięciu lat nie było takiego dnia, w którym okoliczne pejzaże byłyby podobne do pejzaży jakiegoś innego dnia: pory roku i dnia zabarwiają je i oświetlają za każdym razem na nowo, za każdym razem nadając im niepowtarzalne kompozycje"6. Tego rodzaju domowości w zasadniczy sposób przeciwstawia się tułaczki Lermontowa, Turgieniewa, Dostojewskiego, Apołłona Grigorje-wa, Gorkiego, które wprawdzie mają rozmaite przyczyny, ale w głębi, w duchu i duszy, łączy je to samo niezadowolenie z życia, każdemu z nich odbierające spokój. Przestrzenna mobilność stawała się dla nich kompensacją kryzysów i napięć. Przejście do XX wieku I co dalej? Z czym kultura Rosji weszła do XX wieku i z czym wejdzie do XXI stulecia? Z wielkim dziedzictwem kulturowym i z ogromnymi ruinami. Nie tylko materialnymi, ale i duchowymi, moralnymi. To ostatnie jest szczególnie straszne z powodu powolnego odbudowywania duchowych i moralnych podstaw bytu. Już wielki Darwin udowodnił, że selekcja i utrwalenie wartościowych jakości w przyrodzie ożywionej następuje w ciągu tysiącleci. W naszych czasach genetyk Władimir Efroimson, najpierw w artykule Rodowód altruizmu („Nowyj mir" 1971, nr 10), a potem bardziej szczegółowo w książce Genetyka etyki i estetyki (Petersburg 1995), rozpatrywał historię ludzkości jako historię przetrwania i większej życiowej wytrwałości tych plemion, w których troszczono się o dzieci i starców (starcy jako nosiciele pamięci, wiedzy), w których istniała instytucja małżeństwa, innymi słowy — tych plemion, które miały wysokie normy etyczne. Jednakże i tutaj stworzenie zasad moralnych, rozwój sumienia, dobra mierzy się tysiącleciami, a nawet dziesiątkami tysięcy lat. Znacznie szybciej na normy etyczne oddziałują współczesne warunki społeczno-polityczne. Ludzka masa, jak już mówiliśmy, jest zróżnicowana pod względem 317 genetycznych predyspozycji do takich czy innych postępków, ale z reguły skrajności - w obie strony ilościowo, czyli licząc według „osobników" - są bardzo nieznaczne. Niewiele jest osób, których dusze są głęboko przesiąknięte wypracowanymi w ciągu wieków zasadami; tacy ludzie raczej umrą niźli naruszą prawa moralne. Tak samo niewielu jest ludzi genetycznie niemoralnych, zepsutych, których żaden świat o wysokiej moralności nie jest w stanie poprawić. Podstawowa masa ludzka zaś jest przeciętna, zachowuje w swoich duszach normy etyczne, ale w zależności od sytuacji może te normy albo osłabiać, albo też — odwrotnie — wzmacniać. Dla tej właśnie masy ważne jest wychowanie w dzieciństwie i młodości, które utrwali wypracowane przez ludzkość pojęcie i poczucie sumienia, przyzwoitości, altruizmu, odpowiedzialności. Społeczna edukacja masy ludzkiej na płaszczyźnie etycznej jest znacznie bardziej efektywna niż tysiącletnie selekcje genetyczne, dlatego tak niebezpieczne są negatywne lekcje wychowawcze: toczą ludzkie dusze niczym wirusy choroby epidemicznej, moralne ozdrowienie zaś następuje powoli - łatwo bombą albo ogniem zniszczyć dom, ale spróbuj go potem odbudować. Społeczne warunki w Rosji XVIII-XIX wieku stwarzały również pozytywne tło dla percepcji moralnej: kultura chrześcijańska, chłopskie tradycje pracy, szlachecki kodeks honorowy, który przeszedł do inteligenckiego zbioru reguł moralnych, książkowe wykształcenie oświeceniowe, z kultem wiedzy i dobra... Właśnie dzięki temu pozytywnemu tłu w XIX wieku daje się zaobserwować potężny opór wobec wszelkich czynników negatywnych i nawet potworne fale wynaturzeń ideałów moralnych w XX stuleciu nie zniszczyły ludzkich wysepek z mocnymi fundamentami etycznymi. Natomiast negatywów w Rosji XV1II-XIX wieku, niestety, było aż nadto. Przerażające skutki ustroju pańszczyźnianego: wykształcenie mentalności zarówno despotycznej, jak i niewolniczej (są one wzajemnie powiązane i mogą tworzyć system naczyń połączonych). Powszechne bezprawie, również stymulujące rozwój wspomnianych cech i pobudzające ludzi do omijania prawa, do szachrajstw, łapownictwa, cynizmu i niemoralności. Ubóstwo miejskich i wiejskich nizin, popychające je także do czynów niemoralnych. Moralna podstawa duszy - niczym komórka podczas promieniowania jądrowego - ulegała zniszczeniu. „Zginęło sumienie!" - z trwogą wołał Sałtykow-Szczedrin. Im bliżej końca XIX wieku, tym bardziej nasilały się tendencje negatywne. Złość klasowa, zawiść, wzrost konfliktów narodowych i rasowych (mit o „żółtym" niebezpieczeństwie, wystąpienia antysemickie, 318 nastroje antyrosyjskie na obrzeżach imperium) bynajmniej nie sprzy- jały zachowaniu dobra, życzliwości, tolerancji. Wiek XX jedynie wzmocnił uczucia nienawiści i złości. Znamienne, że wszystkie agresywne doktryny XIX i XX wieku redukują moralność do interesów jakiejś części ludzkości: komunizm - do proletariatu (przypomnijmy Leninowską definicję moralności jako tego, co jest korzystne dla proletariatu), faszyzm - do „swojego" narodu. W rzeczywistości obie te doktryny są bandyckie, gdyż szanując tylko swoją grupę i jedynie o nią dbając, gardzą pozostałą częścią ludzkości. Ale dzięki pozornie łatwej dostępności takiego ideału dla licznych grup ludzi idee te okazały się żywotne, zaczęły się próby ich realizacji, które potem doprowadziły do kryminalnego wywyższenia grupki władców nad narodem - i przez całe stulecie ludzkość w mękach stara się wyplenić tę zwierzęcą ideologię; skutki bandyckich prób wszyscy mają przed oczami. I tylko w perspektywie widzimy światło. Doświadczenie historyczne mimo wszystko pokazuje, że społeczeństwa i państwa ufundowane na despotyzmie, na izolacji informacyjnej, na fałszu i nienawiści są nie tylko amoralne, ale też po prostu niewydolne i nietrwałe. Według wszelkich kryteriów przegrywają ze społeczeństwami i państwami, w których panuje demokracja, otwartość, życzliwość. Ale ponieważ społe- czeństwa te nie chcą zwyciężać niemoralnych sąsiadów, uciekając się do gwałtu i podstępów, to często w historycznych odcinkach paru pokoleń okazują się bezsilne, podobnie jak bezsilna bywa policja, próbująca za pomocą ludzkich i prawnych środków walczyć z bandytami. Niestety, potrzeba tutaj dość długiego czasu. Należy nauczyć się czekać i cierpliwie pracować dla dobra przyszłych pokoleń. Zbyt dużo mieliśmy wypadków popędzania historii i zbyt dużo widzieliśmy katastrof spowodowanych niecierpliwymi skokami. Musimy jeszcze oczyścić wiele rzeczy — i z wielu rzeczy oczyścić się sami - zanim zdołamy odbudować normalną, naturalną drogę do inteligencji. Przedmiot przedkładanej czytelnikowi książki - rosyjski wiek XIX - pokazuje i nieustannosc takiej drogi, i początek (ściśle - ciąg dalszy) fatalnych potknięć ludzkości, ucieczek w ślepe zaułki, szalonego błąkania się w mroku, początek tego wszystkiego, co spowodowało krwawe misteria XX wieku... Chciałoby się jednak myśleć i wierzyć, że przyszłość należy do inteligencji. Jakkolwiek ludzie małej wiary szlochaliby nad upadkiem Rosji, jakkolwiek obojętni cynicy próbowaliby udowadniać śmierć inteligencji rosyjskiej - historyczna droga i kraju, i świata demonstruje potęgę pierwiastków ducha i dobra. Jeśli nie można ich było zniszczyć w najbardziej bandyckich czasach - to czyż przy końcu tych czasów inteligencja się nie odrodzi?! 319 Należy przy tym rozumieć i mężnie przyjmować te wszystkie odwrotne strony postępu historycznego, bez których i ludzkość, i Rosja istnieć nie mogą - owe strony zaczęły się pojawiać w XIX wieku i rozkwitły w XX stuleciu. Demokratyzacja społeczeństwa zawsze oznacza wysunięcie się na plan pierwszy „przeciętności", wymieszanie warstw i grup, wtargnięcie mieszczaństwa do wszystkich sfer życia, a stąd wynikają niebezpieczne tendencje władzy „tłumu.", powszechna obecność „kultury masowej" i tak dalej. Poszerzenie praw jednostki, znowu przy dużym udziale mieszczaństwa w życiu społecznym, może powodować wzrost egocentryzmu i kult jednostki. Ciągłe odsłanianie i demonstrowanie wcześniej zakazanych dziedzin bytowania ludzkiego, zwłaszcza sfery seksualnej i słów objętych tabu, zauważalnie osłabia sumienie i wstyd, i tak już wystarczająco wypaczone przez niesprzyjające dziesięciolecia. Tego rodzaju rzeczy trzeba przyjmować jako realne fakty, trzeba sobie jasno uświadamiać, że publicznie i szybko można je zwalczyć jedynie despotycznymi zakazami i dlatego demokratycznie należy im się przeciwstawiać, sięgając po inteligenckie kamienie węgielne: duchowość i altruizm, kultywowanie w dorastających pokoleniach dobra, wiedzy, sumienia, przeciąganie młodzieży na stronę inteligencji. І Posłowie Książka Borisa Jegorowa stanowi niejako ciąg dalszy dzieła Jurija Łotmana pod tytułem Rosja i znaki1. Dlatego też we wstępie autor wprost odwołuje się do pracy Łotmana i kontynuuje opowieść o kulturze rosyjskiej od momentu, w którym jego poprzednik zakończył swoją, a mianowicie od roku 1825. Warto tu wspomnieć o specyficznej wspólnocie biografii naukowych obu uczonych, która bardziej zbliża do siebie ich prace niźli zwyczajna kontynuacja tematu. Jurij Łotman jest w Polsce znany dość dobrze, przede wszystkim jako czołowa postać tak zwanej tartusko-moskiew-skiej szkoły semiotyki kultury. Znacznie mniej natomiast wiadomo o roli, jaką w powstawaniu tej szkoły odegrał Boris Jegorow. A była ona niebagatelna, już choćby z tego powodu, iż był on pierwszym badaczem z tego kręgu, który zawitał do Tartu, starego miasta uniwersyteckiego (nazywanego w przeszłości także Dorpatem) w Estonii, wówczas piętnastej republice związkowej. Stało się to, według słów samego Jegorowa, w sposób następujący: „Moja żona, Sofia Aleksandrowna Nikołajewa, chemik z wykształcenia, ukończyła aspiranturę na Uniwersytecie Leningradzkim rok przede mną, w 1951, dlatego tylko ona otrzy- 321 mała skierowanie. [...] W skierowaniu zaproponowano trzy uniwersytety: w Kiszyniowie, w Wilnie i w Tartu (ciekawe, że wszystkie w stolicach nowych, zachodnich republik). Po naradzie rodzinnej wybraliśmy Tartu: stare miasto uniwersyteckie, leżące najbliżej Petersburga"2. W następnym roku już oboje Jegorowowie znaleźli się w Estonii (po otrzymaniu mieszkania i etatów na uniwersytecie) i rozpoczęli tartu-ski okres swego życia. W wypadku Borisa Jegorowa trwał on do roku 1962, kiedy to (znów w ślad za żoną) powrócił do Leningradu, nie zrywając jednak żywych kontaktów naukowych i towarzyskich z ośrodkiem tartuskim. (W Leningradzie pracował jako docent na uniwersytecie, w latach 1968-1978 był profesorem Instytutu Pedagogicznego im. Hercena, następnie przeszedł do Instytutu Historii Akademii Nauk). Pojawienie się Łotmana w Tartu też było dość przypadkowe (przynajmniej początkowo, bo później, zwłaszcza w ostatnich latach życia, nie wyobrażał sobie, że mógłby żyć i pracować w innym mieście). Po ukończeniu w roku 1950 rusycystyki na Uniwersytecie Leningradzkim (studia, rozpoczęte w 1939 roku, przerwała służba wojskowa, a następnie wojna, którą Łotman szczęśliwie przeżył, walcząc od jej początku do końca jako szeregowy żołnierz na froncie), ze znakomitymi wynikami, nie mogąc znaleźć pracy w rodzinnym mieście (prze- szkodą było żydowskie pochodzenie), znalazł ją dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności w Instytucie Nauczycielskim w Tartu. Jak wiadomo, Estonia (razem z Łotwą i Litwą) po wojnie została zaanektowana przez Związek Radziecki. Nowa władza musiała przełamywać bierny (i nie tylko bierny) opór społeczeństwa, aby narzucić mu nowy porządek. W tym celu należało też zmienić sytuację językową w kraju, a mianowicie upowszechnić znajomość języka rosyjskiego. Łotman -mimo swych wszechstronnych i wybitnych uzdolnień - ze względu na niemal oficjalny antysemityzm stalinowski nie mógł liczyć na asystenturę w macierzystej uczelni, ba! - nawet na pracę w szkole, w Estonii zaś bez problemu otrzymał etat (podobnie jak jego żona, Zara Minc, w przyszłości znakomita znawczyni rosyjskiego modernizmu), ponieważ tutaj z punktu widzenia władz jego pochodzenie stawało się kwestią drugorzędną. W Tartu Jegorow i Łotman, którzy w czasie studiów na uniwersytecie znali się z widzenia, szybko się ze sobą zaprzyjaźnili. Dzięki staraniom Jegorowa i przychylności wyjątkowego —jak na tamte czasy - rektora Łotman otrzymał etat uniwersytecki - został docentem w katedrze literatury rosyjskiej, którą od 1952 roku kierował właśnie Jegorow. W roku 1960 zaś - przed przeprowadzką do Leningradu, spowodowa-322 ną względami rodzinnymi — przekazał kierownictwo Łotmanowi. Pi- szemy tu o ich osobistych kontaktach, ponieważ rzucają one pewne światło na genezę szkoły tartuskiej. Można bowiem odnieść wrażenie, że do jej powstania przyczyniły się również działania władz, których celem w ostatecznym rachunku była rusyfikacja i sowietyzacja kraju, czego nie można było osiągnąć bez rosyjskojęzycznych wykładowców. Paradoks polega na tym, że panujący system usiłował narzucić mono-ideowy, ksenofobiczny, dogmatyczny, pozornie racjonalny model kultury. Tymczasem ludzie, którzy mieli ten model upowszechniać, stworzyli w Tartu w latach sześćdziesiątych szkołę naukową (między innymi podczas letnich szkół semiotycznych, organizowanych co dwa lata od 1964 do 1970 przez katedrę literatury rosyjskiej), rozwijającą otwarte, uniwersalistyczne, za Bachtinem można by powiedzieć: „polifoniczne", koncepcje kultury bez podziałów na kultury wielkie i małe, lepsze i gorsze, rozwinięte i prymitywne, postępowe i reakcyjne i tak dalej. Boris Jegorow w świetle tych faktów jawi się jako jedna z bardziej znaczących postaci, jeśli idzie o początki „szkoły dorpackiej". Ale - rzecz interesująca - w ostatnim dziesięcioleciu wystąpił też w innej roli -jako niezmiernie aktywny dziejopis, kronikarz tej szkoły. W tej dziedzinie może poszczycić się dużym osiągnięciem: przygotowaniem pierwszej obszernej biografii Jurija Łotmana3, napisanej wedle formuły „życie i twór- czość", czyli zawierającej także charakterystykę poglądów naukowych bohatera tej pracy oraz ich ewolucji. Z założenia jest to więc książka niejednolita. Autor posługuje się w niej językami wypracowanymi na gruncie różnych dziedzin: biografistyki (aż po chwyty znane z vie ro-тапсёе), historii i socjologii wiedzy (głównie humanistycznej). Ukazuje Łotmana w życiu codziennym, w rozmaitych rolach społecznych (ucznia, studenta, żołnierza, nauczyciela akademickiego, wychowawcy, kierownika katedry, organizatora letnich szkół semiotycznych, ojca, kolegi z pracy, uczonego światowej sławy), a także jako człowieka obdarzonego wieloma talentami (również artystycznymi) i wielkim urokiem osobistym. Siedzi rozwój zainteresowań naukowych Łotmana oraz przebiegjego kariery akademickiej: tej zewnętrznej, związanej ze zdobywaniem kolejnych stopni naukowych, i wewnętrznej, łączącej się z nowymi ideami i koncepcjami. Sporo miejsca (co zrozumiałe) zajmuje przedstawienie całego splotu sprzyjających okoliczności, które przyczyniły się do powstania tak wyjątkowego zjawiska, jakim była „grupa Tartu-Moskwa" (tak się tę szkołę naukową nazywa na Zachodzie). Wśród czynników zewnętrznych autor odnotowuje zmianę sytuacji politycznej. Odwilż chruszczowowska zliberalizowała (choć nie na długo) stosunki panujące w nauce radzieckiej, uchyliła nieco drzwi przed napływem zachodnich idei i publikacji 323 z zakresu cybernetyki, teorii informacji, lingwistyki i antropologii strukturalnej. Do tych czynników należy też życzliwa postawa władz uniwersytetu w Tartu. Ale decydującą rolę odegrało pojawienie się dużej grupy młodych wówczas uczonych z Moskwy, Tartu, Leningradu, reprezentujących różne dziedziny wiedzy, których szczęśliwy los przy dużej pomocy Jegorowa i Łotmana zetknął ze sobą w latach sześćdziesiątych na wspomnianych letnich szkołach. Autora i bohatera biografii łączyły szczególne relacje, które nie pozostają bez wpływu na kształt tej pracy. Z jednej strony jest to sytuacja sprzyjająca pełniejszej prezentacji sylwetki i osobowości uczonego, umożliwia bowiem dostrzeżenie tych cech, które zazwyczaj pozostają niedostępne dla zewnętrznego obserwatora, opierającego się na wypowiedziach samego bohatera oraz innych osób. Z drugiej strony bardzo bliskie związki utrudniają osiągnięcie dystansu, mówiąc po bachtinow-sku: egzotopii, koniecznej do nakreślenia pełnego obrazu osoby, której poświęcona jest książka. Jegorow dobrze sobie radzi z tymi zagrożeniami: wykorzystuje swoje położenie człowieka pozostającego przez ponad czterdzieści lat w zażyłych, przyjacielskich stosunkach z Łotma-nem (okoliczność ta sprawia, że jego książka jest zarazem autobiografią), pisze o nim niezwykle ciepło, starając się przybliżyć czytelnikowi wszystkie zalety jego umysłu i charakteru, ale tak, aby nie powstał z tego panegiryk. Odgrywa ponadto wobec Łotmana rolę swoistego Eckermanna, utrwalającego wiele myśli i uwag swego wybitnego przyjaciela. Te biografię-monografię poprzedza inna publikacja Jegorowa bezpośrednio związana z Łotmanem: edycja opasłego tomu4 zawierającego 732 listy Łotmana, adresowane do grona bliskich i przyjaciół (głównie do osób współtworzących szkołę semiotyczną). Listy te, opatrzone przez edytora wyczerpującymi komentarzami, stanowią prawdziwą kopalnię wiedzy nie tylko o szkole tartuskiej, lecz także o kształcie życia naukowego w państwie totalitarnym. Uzmysławiają, jakie bariery biurokratyczne, jaki ogrom podejrzliwości i niechęci nauki oficjalnej, zinstytucjonalizowanej trzeba było przezwyciężyć, aby mogła się urzeczywistnić jakakolwiek niezależna inicjatywa badawcza. Wymagało to nie tylko hartu ducha, energii, ale też umiejętności posługiwania się językiem ezopo-wym, uciekania się wręcz do specjalnych chwytów i trików. Prosty przykład: semiotyka kultury, czyli ujmowanie kultury jako zespołu specyficznych Języków" nadbudowanych nad językiem naturalnym, była podejrzliwie traktowana przez naukę oficjalną jako zbyt mało marksistowska (Jegorow tłumaczy to niechęcią Lenina do świata znaków 324 i symboli). Dlatego, żeby nie drażnić partyjnych urzędników do spraw nauki nieprawomyślną ideologicznie nazwą, w Tartu wymyślono ter-min-maskę i zamiast o semiotyce kultury mówiono o „badaniach nad wtórnymi systemami modelującymi". W tej sytuacji z cudem graniczy fakt, że udało się wydać wiele prac, zajmujących kilka półek bibliotecznych (w tym dwadzieścia pięć tomów serii Trudy po Znakowym Sistie-mam), które zdobyły międzynarodowe uznanie i wniosły nowe idee do dwudziestowiecznej humanistyki. Byłoby jednak błędem ograniczać rolę Jegorowa do opiekuna i przewodnika Łotmana w Tartu na początku lat pięćdziesiątych oraz do popularyzatora osiągnięć „szkoły dorpackiej" w ostatnim okresie. Nie należał być może do pierwszego jej szeregu. Ten, oprócz Łotmana, tworzyli Boris Uspienski, Wiaczesław Iwanow, Władimir Toporów, Aleksandr Piatigorski, którzy pisali jej „manifesty" i „tezy"6. Temperament badawczy kierował Jegorowa raczej w stronę empirii - ku studiom nad rosyjskim wiekiem XIX w literaturze, krytyce literackiej (estetyce), kulturze. Ale i w tych - by tak rzec - konkretnych, historycznych studiach konceptualną ramę stanowią pojęcia wypracowane w szkole tartuskiej. Przede wszystkim chodzi tu o pojęcie kultury rozumianej jako pamięć zbiorowa („informacja nieprzekazywana genetycznie"), ucieleśniona we wszelkiego rodzaju tekstach werbalnych i niewerbalnych ИШ oraz w przedmiotach i zachowaniach ludzkich. To założenie zostało również wyrażone explicite w niniejszej książce. Jeżeli chodzi o macierzysty obszar badawczy Jegorowa, to jego centrum stanowi zapewne rosyjska krytyka literacka XIX wieku. Wissa-rion Bieliński, Wasilij Botkin, Nikołaj Czernyszewski, Nikołaj Dobro-lubow, Apołłon Grigorjew - oto autorzy, o których Jegorow wypowiadał się najczęściej6, w wypadku Botkina i Grigorjewa zaś, krytyków nie-aprobowanych przez ludzi dzierżących ster tak zwanej polityki kulturalnej, działalność Jegorowa owocowała także krytyczną edycją ich pism7. Jego zasługi w dziedzinie badań nad tym działem piśmiennictwa są ogromne. W dużej mierze to dzięki Jegorowowi badania dotyczące krytyki literackiej zyskały w jego kraju status samodzielnej dyscypliny literaturoznawczej. Pod tym względem na szczególną uwagę zasługuje jego - oryginalna nie tylko w skali Rosji - książka8, poświęcona - by posłużyć się terminem teoretycznoliterackim - „literackości" krytyki literackiej, czyli spojrzeniu na krytykę jako pewien rodzaj pisarstwa, posługujący się swoimi chwytami stylistyczno-kompozycyjnymi i formami gatunkowymi. Tego typu podejście wynika też z założeń szkoły tartuskiej. Zgodnie z nimi wypowiedzi krytycznoliterackie traktuje się jako swoiste metateksty, które modelują nie jakąś pozatekstową rzeczywistość, lecz teksty wcześniej istniejące, a mianowicie dzieła lite- 325 rackie. Dokonuje się tutaj interesujących rozróżnień typologicznych, rozważając na przykład różnice pomiędzy krytyką zachodnią a rosyjską. Odmienność tej ostatniej, według Jegorowa, polega z grubsza na tym, że nie koncentruje się ona na samych dziełach literackich, na ich walorach konstrukcyjnych, estetycznych, lecz na problematyce moralnej, społecznej, filozoficznej, jaką te dzieła poruszają. W ten sposób w autokratycznie rządzonej dziewiętnastowiecznej Rosji krytyka literacka stawała się substytutem etyki, socjologii, filozofii i myśli społecznej. Krytyka rosyjska, nie skupiając się na sprawach czysto literackich, artystycznych, warsztatowych, z jednej strony coś traciła, bo właściwie nie była krytyką literacką, specjalistyczną, ale z drugiej zyskiwała na powadze, jej słowo miało inny ciężar gatunkowy. Dlatego też w dorobku Jegorowa prace poświęcone krytyce literackiej i literaturze przeplatają się z rozprawami z zakresu dziejów rosyjskiej filozofii, estetyki i myśli społecznej. Jako znawca twórczości takich autorów, jak Bieliński, Czernyszewski, Dobrolubow, mógł Jegorow z powodzeniem włączyć się w dyskusję naukową o sporach ideologicznych w Rosji XIX wieku. Najważniejszym takim sporem w opinii wielu historyków idei9 była kontrowersja pomiędzy tak zwanymi okcydenta-listami, opowiadającymi się za prozachodnim modelem rozwoju pań- stwowości rosyjskiej, a słowianofilami, utrzymującymi, że Rosja powinna kroczyć własną, niezależną od Zachodu, drogą historyczną. Jegorow zajmował się działalnością oraz twórczością ideologiczną przedstawicieli obu nurtów i uchodzi w tej dziedzinie za niekwestionowany autorytet. Niejako zwieńczeniem badań Jegorowa nad rosyjskim wiekiem XIX są jego studia kulturologiczne, których wybór prezentuje właśnie niniejsza książka10. W zestawieniu ze wspomnianym na początku opus magnum Łotmana jest ona nie tylko jego kontynuacją, jako że można tu dostrzec sporo różnic. Pierwsza z nich, „subiektywna", łączy się z odmiennością temperamentów badawczych obu uczonych. Książka Jurija Łotmana jest bardziej „koncepcyjna", zawiera mnóstwo błyskotliwych pomysłów interpretacyjnych, praca Borisa Jegorowa zaś jest raczej „faktograficzna", informacyjna. Inne różnice mają - by się tak wyrazić -charakter obiektywny, wynikają z odmienności opisywanych epok. Łot-man zajmuje się głównie przełomem XVIII i XIX stulecia, czyli w dużej mierze epoką romantyzmu, z jej histrionizmem, rozbudowaną semiotyką zachowań. Daje to badaczowi znacznie większe pole do popisu. Jegorow natomiast opisuje przeważnie drugą połowę XIX wieku, nazywaną epoką pozytywizmu (w literaturze i sztuce - okresem realizmu krytycznego i naturalizmu). W odróżnieniu od poprzedniej nie jest to epoka równie barwna i obfitująca w rozmaite ekscesy zachowaniowe. Kulturę wysoką wcześniejszego okresu tworzyła szlachta - była to zatem kultura szlachecka. W czasach opisywanych przez Jegorowa na pierwszy plan, jeśli idzie o twórczość kulturalną, wysuwa się nowa formacja — inteligencja. Choć nazwa ta jest prawdopodobnie poloni-zmem11, to jednak chyba w Rosji inteligencja najwcześniej wytworzyła swój specyficzny etos, w którym poczesne miejsce zajmują takie wartości, jak altruizm, służba obywatelska, bezinteresowna praca na rzecz ogółu. Formacja ta miała charakter ponadklasowy, jej przedstawiciele wywodzili się bowiem nie tylko ze szlachty, lecz także spośród razno-czyńców, a jej misja społeczna przejawiała się zarówno w kreatywności kulturalnej, jak i w służebnej funkcji wobec warstw niższych. Specyficznie rosyjskie (na co trzeba specjalnie zwrócić uwagę) jest to, że inteligencję nieustannie przeciwstawia się mieszczaństwu, które w Rosji było pojęciem głęboko pejoratywnym (tak też postępuje Jegorow). Andrzej Walicki, referując etyczną definicję inteligencji Iwanowa-Razum-nika, mówi o tym przeciwstawieniu następująco: „Mieszczaństwo to konformizm i pogodzenie się z rzeczywistością, a inteligencja stawia sobie etyczne zadania przebudowy społeczeństwa i stosuje wobec siebie surowe kryteria. Z tego punktu widzenia inteligent popierający carat nie był inteligentem. Mógł być wybitnym pisarzem, ale nie należeć do inteligencji! Natomiast inteligentem był połowicznie wykształcony student wyrzucony z uniwersytetu za to, że szedł w lud i propagował działalność rewolucyjną albo oświatową"12. O przynależności do inteligencji decydowały wyznaczniki etyczne, racje sumienia, a nie status materialny, czy nawet wykształcenie. Książka Jegorowa napisana jest z pasją, prezentuje subiektywny punkt widzenia na kulturę rosyjską XIX wieku, ale bez żadnych zaśpiewów nacjonalistycznych. Przeciwnie - autor pomimo całego emocjonalnego zaangażowania niezwykle krytycznie podchodzi do wielu aspektów życia rosyjskiego. Żywi on miłość do Rosji i do jej kultury, ale jest to miłość krytyczna, wolna od wszelkiego szowinistycznego zadęcia. Właściwie książkę tę powinno się czytać, mając pod ręką rzetelną historię Rosji (może nią być dzieło Michaiła Hellera Historia Imperium Rosyjskiego13) oraz kompendium dotyczące osobliwości kultury rosyjskiej, realiów historyczno-kulturowych (tutaj bardzo przydatne może się okazać wielotomowe dzieło, powstałe z inicjatywy łódzkich sowietologów, Idee w Rosjiu, które może pełnić funkcję słownika rosyjskich idiomów kulturowych, pojawiających się w pracy Jegorowa). Na zakończenie tych z natury rzeczy pobieżnych uwag warto powiedzieć parę słów o stylu pisarskim Jegorowa, o jego idiolekcie. Jest to o tyle interesujące, że każdy z badaczy ze szkoły tartuskiej wyróżnia 327 się osobistymi predylekcjami i preferencjami stylistycznymi. (Nie jest to bez znaczenia w pracy translatorskiej). Nie możemy tu oczywiście szczegółowo charakteryzować stylistycznych wyborów i inklinacji wszystkich przedstawicieli szkoły - na to trzeba byłoby poświęcić osobny, dość obszerny artykuł - zatem ograniczymy się tylko do składni. Pod tym względem w tekstach Jegorowa przeważają zdania współrzędnie złożone. Jego styl można by było nazwać konsekwentnie paratak-tycznym; jego ulubionym znakiem przestankowym jest średnik (wbrew pozorom to bardzo trudny znak; dobrze wiedział o tym Henryk Sienkiewicz) i dwukropek. Być może wiąże się to z tym, że jego pierwszą planowaną profesją była mechanika samolotowa. I być może ta właśnie okoliczność sprawiła, że owa czynność składania części mechanizmu przejawiła się nieświadomie w takiej, a nie innej konstrukcji zdania. Są to oczywiście przypuszczenia, które trzeba by było potwierdzić bardziej szczegółowymi analizami. Mimo to można mówić, że w pisaniu Jegorowa bardziej aktywna jest oś horyzontalna, syntaktyczna języka, inaczej niż u jego przyjaciela, Jurija Łotmana, gdzie często dochodzi do głosu żywioł metaforyczny. Bogusław Żyłko Przypisy W niniejszym przekładzie wykorzystano istniejące spolszczenia cytowanych przez autora utworów, pióra następujących tłumaczy: W. Anisimow-Bieńkow-skiej (W. Bieliński, List do W. P. Botkina, 1 marca 1841, A. Hercen, O rozwoju idei rewolucyjnych w Rosji), J. i J. Brzechwów (A. Czechow, Zlikwidowali!), J. Dmochowskiej (I. Turgieniew, Rudin, Turkoce!), Cz. Jastrzębca-Kozłowskiego (I. Turgieniew, Chor i Kalinycz), H. Kowalewskiej (N. Dobrolubow, Przyczynek do charakterystyki ludu rosyjskiego), S. Pollaka (A. Puszkin, Skąpy rycerz), E. i W. Słobodników (A. Hercen, Rzeczy minione i rozmyślania), J. Tuwima (M. Gogol, Rewizor, A. Gribojedow, Mądremu biada, N. Niekrasow, Komu na Rusi żyje się dobrze), A. Ważyka (A. Puszkin, Eugeniusz Oniegin). Krótki szkic historyczny 1 Słowo „car" pochodzi od skrótu imienia słynnego cesarza rzymskiego Juliusza Cezara (w dokładniejszej wymowie кёсар(ь); stąd niemieckie Kaiser); od innego cesarza rzymskiego, Augusta, wywodzi się określenie awgustiejszije, używane wobec członków rodziny carskiej. Pierwszym oficjalnym rosyjskim carem był Iwan Groźny; Piotr I zastąpił ten tytuł „imperatorem"; ale nieoficjalnie nazwa „car" przetrwała aż do XX wieku. 2 Wyobrażenia Lenina o dwóch sytuacjach rewolucyjnych, które nie przekształciły się w rewolucję: lata 1859-1861 i 1879-1881, o czym tak wiele pisano w czasach radzieckich, są wyraźnie przesadzone i naciągnięte - przed 1861 328 rokiem było niewiele buntów chłopskich, zaczęły się one po ogłoszeniu carskie- go manifestu 19 lutego, a młodzieżowe kółka rewolucyjne zaczęły powstawać po tej dacie; pojedyncze zamieszki chłopskie przed rokiem 1881 też w żaden sposób nie mogły doprowadzić do sytuacji rewolucyjnej; inna sprawa to terrorystyczne akcje Narodnej Woli - zamachów na cara i wybitnych dostojników było tak wiele, że Aleksander II zarzucił swoje ukochane spacery po nabrzeżu Newy i pod ochroną policji jeździł ze swym pieskiem na spacery do ogrodu przy pałacu Aniczkowa (dzisiejszego Ogrodu Wypoczynkowego przy skwerze Jeka-tierińskim na Newskim Prospekcie). Ale i zabójstw, i zamachów było zbyt mało, żeby stworzyły one sytuację rewolucyjną; zabójstwo Aleksandra II oczywiście nie miało żadnego związku z rewolucją. 3 Wszystko jest oczywiście względne. Krążyły pogłoski, że Maria Aleksandrow-na była nie córką Ludwika II Heskiego, lecz szambelana Gransi, czyli była nieślubną księżniczką. Kiedy przed weselem przyszłego Aleksandra II książę Aleksiej Orłów przekazał tę pogłoskę Mikołajowi I, ten miał odparować: „A kim my z tobą jesteśmy?" To, że Aleksiej Orłów jest nieślubnym synem brata słynnego faworyta Katarzyny II, było dość powszechnie wiadome. Prawdopodobnie i do Mikołaja doszła plotka, że prawdziwym jego ojcem jest nie Paweł I, lecz niemiecki poeta i dramaturg Friedrich (po rosyjsku - Fiodor Iwanowicz) Klinger, bliski cesarzowej Marii Fiodorownie (rzeczywiście, powierzchowność Mikołaja wcale nie przypomina twarzy Pawła I ani innych jego synów); z drugiej strony w kręgach dekabrystów rozchodziła się pogłoska, że Mikołaj jest synem dworaka Daniły Babkina; mówi się o tym w kopii artykułu dekabrysty Aleksandra von Briggena o pochodzeniu Pawła I, przechowywanej u niżegorodzkiego gubernatora F. Annienkowa (publikacja: „Byłoje" 1925, nr 6). 4 W Słowniku encyklopedycznym Brockhausa-Jefrona na ten temat powiedziano bardzo delikatnie w haśle o Bieckim: „[...] w Paryżu został przedstawiony księżniczce Anhalt-Zerbst - Joannie Elżbiecie (matce Katarzyny II), która i w tym czasie [pod koniec lat dwudziestych XVIII wieku - B. J.], i później odnosiła się do niego bardzo łaskawie" (t. III A, Sankt-Pietierburg 1891, s. 649). Rosyjski charakter 1 Patriarchalność - charakterystyczna cecha życia rosyjskiego ludu, ulegająca erozji dopiero w XIX wieku; wyróżniała ją ścisła hierarchia relacji w dużej rodzinie (z żonatymi i zamężnymi dziećmi, mnóstwem wnuków), z ojcem jako jej głową, wspólnota materialnego życia w tej rodzinie i tak dalej. Istniały opinie, że również cechy matriarchatu zachowały się w Rosji do czasów nowożytnych. Niedawno J. Daniłowa pół żartem, pół serio udowadniała, że Puszkin w poematach i bajkach ukazał rodzimy matriarchat: „Rosyjski świat u Puszkina - to przede wszystkim świat kobiecy, kobiece rachunki, kobiece namiętności" (artykuł Tatiana to ja..., „Obszczaja gazieta" 1995, nr 42, s. 9), mężczyźni rosyjscy zaś u klasyka są słabi, bierni i nawet nie bardzo rozumni... Ładna historia! 2 Na „rozmytości" naszego „my" zbudowany jest znakomity dialog między inżynierem Bobyninem, więźniem łagru, i stalinowskim ministrem bezpieczeństwa Abakumowem w powieści Aleksandra Sołżenicyna Krąg pierwszy (1968). W odpowiedzi na posępne pytanie ministra, czy swobodnie zachowujący się w ministerialnym gabinecie więzień zdaje sobie sprawę, z kim rozmawia, tamten wprost odpowiada: „Z kimś w rodzaju marszałka Goeringa?" - a na drugie pytanie Abakumowa: „Czy nie widzicie różnicy między nami?" - Bobynin odpowiada kalamburem: „Między wami? Czy między nami? [...] Między nami widzę doskonale: jestem wam potrzebny, a wy mi nie" (rozdz. 18). Nie wiem, jak ten kalambur przełożyć na język włoski — tam już pierwsze „między nami" będzie zrozumiane jako odnoszące się jedynie do ministra i Bobynina. Ideologia oficjalna 1 Istniało wiele opinii o źródłach tej formuły. Oczywiście można przypuszczać, że rozpowszechniona wówczas filozofia Hegla podpowiedziała autorowi ideę triady, ale przecież Heglowska triada wymaga walki (teza - antyteza - synteza), u Uwarowa zaś mamy pełną harmonię elementów. Mało prawdopodobny jest też wpływ Boskiej Trójcy - Uwarow był bardzo daleki od cerkwi. Raczej wziął on za podstawę manifest carski i sam wyodrębnił z niego trzy składniki. 2 Cytuje się sprawozdanie Uwarowa dla Mikołaja I o działalności ministerstwa oświaty w latach 1833-1843. Stany, tytuły, etykieta 1 Nie należy mylić „obniżającego" przedrostka „sztabs-" z „podwyższającym" prefiksem „sztab-" - sztaboficerowie to wyższa grupa oficerów, od pułkownika do majora; a kapitan, rotmistrz, porucznik i niższe stopnie to oberoficerowie. 2 Zob. L. J. Szepielew, Otmienionnyje istoriej. Cziny, zwanija i tituly w Rossij- skoj Impierii, Leningrad 1977; jegoż, Tituły, mundiry, ordiena w Rossijskoj impierii, Leningrad 1991. 3 Szczególny wypadek to nazywanie rozbójników (Stieńka Razin, Jemielka Pugaczow i tym podobne). W tej familiarności zawiera się cały zespół uczuć: i podziw, i strach zmieszany z pogardą, i potępienie. Religia i duchowieństwo 1 Masoneria i mistycyzm to nie to samo - mistycyzm jest antyracjonalistyczny i w odróżnieniu od masonerii jest religią uczucia, głosicielem „cerkwi wewnętrznej", bezpośredniego zespolenia z Bogiem; ale masoni często stawali się mistykami, tak dalece doktryny wieku XVIII i początku XIX były popularne i atrakcyjne. 2 Ciekawe, że Filareta wyprzedził (a może nawet zainspirował?) Aleksander Hercen — w jego londyńskiej typografii w 1860 roku został wydrukowany w tłumaczeniu Wasilija Kielsijewa, znanego emigranta, Pięcioksiąg (Tora), pierwsza część Starego Testamentu. Publikacja ta, prawdopodobnie nieznana historykom rosyjskiej biblistyki, została odnotowana w niedawnym artykule: S. Gurwicz-Liszczinier, Atieisticzeskoje chudożestwiennoje soznanije w russkoj fiłosofskoj prozie sieriediny XIX w. i Biblia, „Jews and Slavs". Vol. 4, Jerusa-lem, 1995, s. 117, 123. 3 Druga część nazwiska „Platonów" u absolwentów Moskiewskiej Akademii Duchownej oznacza, że jest to stypendysta metropolity Platona. Metropolita w 1789 roku przekazał Radzie Opiekuńczej cztery tysiące rubli w asygnatach, żeby z procentów (dwieście rubli rocznie) utrzymywać pięciu studentów, którzy powinni spełniać następujące warunki: tylko ubodzy, najlepsi pod względem zachowania i nauki, składający oświadczenie, że nie opuszczą stanu duchownego. Stypendyści otrzymywali oddzielną celę, lepsze jedzenie i ubrania. Stopniowo wartość rubla się obniżała, w połowie XIX wieku udawało się utrzymać tylko jednego studenta. W 1860 roku Akademię opuścił ostatni stypendysta, Aleksandr Iwancow-Płatonow, o którym jeszcze będzie mowa. Filozoficzne podstawy światopoglądu rosyjskich uczonych, publicystów, pisarzy 1 Właśnie tak charakteryzował filozofię Kanta konserwatywny i ambitny arcybiskup Fieofilakt: „[...] obalenie chrześcijaństwa i zastąpienie go nie deizmem, lecz całkowitym bezbożnictwem" (Szpet, 1922, 27). Bardziej poważnie studiował Kanta dekabrysta Michaił Fonwizin. Na zsyłce w Tobolsku na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych napisał znakomity traktat Przegląd historii systemów filozoficznych, w którym wyraźnie sformułował: „Wolność, nieśmiertelność duszy, byt Boży - te trzy wnioski proponuje rozum praktyczny. Kant, w swoich wynikach zgadzający się z nauką chrześcijańską, z entuzjazmem głosi tę harmonię swojej filozofii z prawdami Ewangelii" (M. A. Fonwizin, Soczinienija i pis'ma, t. II, Irkuck 1982, s. 251). Studiował Kanta, sądząc po jego listach, również Nikołaj Stankiewicz. Uniwersalny Kant najróżniejszym myślicielom dostarczał strawy bądź prowokował do odrzucenia: Fieofilakt nazwał go bezbożnikiem, Fonwizin zaś - chrześcijaninem! 2 Ten przekład książki Littrego, a także wstęp Wyrubowa, bardzo wyrazisty pod względem społeczno-politycznym (patos socjalizmu jako przeciwwaga dla indywidualizmu; krytyka fatalistycznego ujęcia praw historii i tak dalej), prawie w ogóle nie są znane badaczom. Jedyna praca, w której zwrócono uwagę na książkę i wstęp, to notatka S. Liszczinier, Giercen i Dobrolubow w ocenkie mołodogo sowriemiennika („Woprosy litieratury" 1972, nr 10). 3 Za maltuzjanizm współpracownicy czasopisma „Russkoje słowo" (Pisariew, Zajcew, Nikołaj Sokołów) ostro krytykowali Johna Stuarta Milla; z drugiej strony w „Sowriemienniku" czołowym ekonomistą politycznym po aresztowaniu Czer-nyszewskiego stał się wielki gmatwacz w nauce i publicystyce Julij Żukowski; widocznie wydało mu się, że w krytykowaniu Milla przez „Russkoje słowo" krył się zamach na autorytet tłumacza Milla na język rosyjski, Czernyszew-skiego, jak również na autorytet „Sowriemiennika" - wystąpił więc z apologe-tyczną obroną Milla w artykule Mili, pieriewrannyj „Russkim słowom" („So-wriemiennik" 1865, nr 8); odpowiedź Sokołowa to Masku dołoj! (Wyzow rie-dakcji „Sowriemiennika" („Russkoje słowo" 1865, nr 9). W ogóle zaś honor munduru i chwilowe wyobrażenia skłaniały chwiejnych publicystów do bynajmniej nie obiektywnych wypowiedzi o tych lub innych myślicielach. Nieco wcześniej przed wspomnianą polemiką redaktor czasopisma „Otieczestwiennyje zapiski", Stiepan Dudyszkin, we wstępie do publikacji przychylnego artykułu Вискіе'а о Millu ironizował na temat pochwał „Sowriemiennika", którymi był obdarzany Buckie, oraz krytyki kierowanej pod adresem Milla; w odpowiedzi na to Maksim Antonowicz w artykule Dobrosowiest-nyje myslitieli i niedobrosowiestnyje żurnalisty („Sowriemiennik" 1865, nr 2) zacierał różnice stanowisk Czernyszewskiego i Milla, wychwalał zalety Milla i tym podobne, co dało Pisariewowi pretekst, aby w artykule Posmotrim! („Russkoje słowo" 1865, nr 9) postawić słuszne zarzuty Antonowiczowi, dotyczące przeinaczeń, a nawet oszczerstw rzucanych na Czernyszewskiego; ale Pisariew za to sprowadził Milla do poziomu zwolennika Malthusa i przeciwnika ludzi pracy. Tymczasem przed tą polemiką w czasopiśmie „Russkoje słowo" nie było tak powszechnego negowania roli Milla w rozwoju nauki; na przykład Grigorij Błagoswietłow dość kwaśno go scharakteryzował, ale mimo wszystko zauważył: „Idee Mil[l]a jako reprezentanta systemu utylitarnego Anglii zyskują w naszych czasach szczególną ważność" („Russkoje słowo" 1864, nr 5). Rosyjskie utopie 1 Praktyczne próby realizacji utopii najłatwiej udają się wtedy, gdy są przeprowadzane „odgórnie", czyli na poziomie państwa. Pod tym względem utopia osiedli wojskowych - czegoś w rodzaju zmilitaryzowanych kołchozów - opracowana przez Aleksandra I i hrabiego Aleksieja Arakczejewa, mogła być urzeczywistniona w wielu guberniach kraju, z włączeniem do niej kilkudziesięciu pułków, z użyciem barbarzyńskich metod zdobywania ziem (przymusowe przesiedlanie chłopów i mieszczan, a nawet właścicieli ziemskich) i z „arakczejewowskim reżymem" wewnątrz osiedli (to ostatnie doprowadziło do masowych zamieszek w 1831 roku i do późniejszych działań Mikołaja 1-а potem i Aleksandra II -całkowicie likwidujących znienawidzone przez lud osiedla wojskowe). Mniejszymi możliwościami w realizacji utopii (choć i tu status społeczny i środki materialne odgrywały dużą rolę) dysponowały pojedyncze jednostki - będzie o tym mowa dalej. ' Na ten temat istnieje wyczerpujące studium, do którego odsyłamy zainteresowanych: K. W. Czistow, Russkije narodnyje socjalno-utopiczeskije legiendy XVIl-XIXww., Moskwa 1967. ' Rosyjską spółdzielnię pracy (artel) w ogóle wiąże sporo analogii z „komunami", choć tam nie zawsze wspólne zamieszkanie łączono z pracą zespołową i wspólnym kapitałem. Dość szczegółową analizę tej formy życia wspólnotowego zob. w książce-. N. W. Kalaczow, Artieli w driewniej i nynieszniej Rossii, Sankt-Pie- tierburg 1864, która zawiera roz&ziaiy o egzotycznych arte\ac\v żebraków, toz- bójmków, skomorochów, burłaków. 4 Najprawdopodobniej jest to Dmitrij Siemionów, nauczyciel geografii w Insty-imolnym, współtowarzysz Konstantina Uszinskiego. !, że Karol Marks, który w Manifeście komunistycznym atakował burżu-Izinę, w rzeczywistości sam z przekonania założył rodzinę, co nie prze-—im/ało mu potajemnie współżyć ze swą służącą; o tym, że urodzony z tego związku chłopczyk jest synem Marksa, wiedział tylko Engels, który poinformował o tym córki przyjaciela przed swoją śmiercią. Sam Engels był w sprawach miłosnych bardziej szczery niż Marks - nigdy nie założył oficjalnej rodziny, żył dość otwarcie ze swymi służącymi, przyprawiał rogi towarzyszom-komunistom. Bardziej szczegółowo zob. o tym w artykule: W. Wachruszew, Niczto czelowieczeskoje nam nie czużdo iii Poczti nieizwiestnyje kłassiki, „Wołga" 1994, nr 3^, s. 133-141. 6 Zob. L. A. Bułgakowa, Graf Piotr Andriejewicz Kleinmichel (Iz istorii gienie-alogiczeskich swiaziej). W:Izgłubiny wriemien. Wyp. 4, Sankt-Pietierburg 1995, s. 61-70; [W. P. Burnaszew] Bieriemiennost'grafini Kleopatry Pietrowny Klein-•michci i rody Warwary Arkad'jewny Niehdowoj, „Nowoje Litieraturnoje Obo-Ł-ienije" 1993, nr 4, s. 169 (publ. i komm. A. I. Riejtbłata); N. A. Dobrolubow, Wuchi (I, 147). Rosyjskie kółka materialne odgrywały dużą rolę) dysponowały pojedyncze jednostki - będzie o tym mowa dalej. 2 Na ten temat istnieje wyczerpujące studium, do którego odsyłamy zainteresowanych: K. W. Czistow, Russkije narodnyje socjalno-utopiczeskije legiendy XVII-XIXww., Moskwa 1967. 3 Rosyjską spółdzielnię pracy (artel) w ogóle wiąże sporo analogii z „komunami", choć tam nie zawsze wspólne zamieszkanie łączono z pracą zespołową i wspólnym kapitałem. Dość szczegółową analizę tej formy życia wspólnotowego zob. w książce: N. W. Kałaczow, Artieli w driewniej i nynieszniej Rossii, Sankt-Pietierburg 1864, która zawiera rozdziały o egzotycznych artelach żebraków, rozbójników, skomorochów, burłaków. 4 Najprawdopodobniej jest to Dmitrij Siemionów, nauczyciel geografii w Instytucie Smolnym, współtowarzysz Konstantina Uszinskiego. 5 Ciekawe, że Karol Marks, który w Manifeście komunistycznym atakował burżu-azyjną rodzinę, w rzeczywistości sam z przekonania założył rodzinę, co nie przeszkadzało mu potajemnie współżyć ze swą służącą; o tym, że urodzony z tego związku chłopczyk jest synem Marksa, wiedział tylko Engels, który poinformował 0 tym córki przyjaciela przed swoją śmiercią. Sam Engels był w sprawach miłosnych bardziej szczery niż Marks - nigdy nie założył oficjalnej rodziny, żył dość otwarcie ze swymi służącymi, przyprawiał rogi towarzyszom-komunistom. Bardziej szczegółowo zob. o tym w artykule: W. Wachruszew, Niczto czełowieczeskoje nam nie czużdo iii Poczti nieizwiestnyje kłassiki, „Wołga" 1994, nr 3^1, s. 133-141. 6 Zob. L. A. Bułgakowa, Graf Piotr Andriejewicz Kleinmichel (Iz istorii gienie-alogiczeskich swiaziej). W: Izgłubiny wriemien. Wyp. 4, Sankt-Pietierburg 1995, s. 61-70; [W. P. Burnaszew] Bieriemiennost'grafini Kleopatry Pietrowny Kleinmichel i rody Warwary Arkadjewny Nielidowoj, „Nowoje Litieraturnoje Obo-zrienije" 1993, nr 4, s. 169 (publ. i komm. A. I. Riejtbłata); N. A. Dobrolubow, Słuchi (I, 147). Rosyjskie kółka 1 Cytujemy w przekładzie z niemieckiego za książką: J. Stiekłow, Michaił Aleksandrowicz Bakunin, jego żizń i diejatielnost' (1814-1876), cz. 1, Moskwa 1920, s. 96. 2 Cytujemy za książką: F. M. Łurie, Soizdatiel razruszenija. Dokumientalnoje powiestwowanije o s. G. Nieczajewie, Sankt-Pietierburg 1994, s. 99-100. 3 D. Lichaczow, Stat'i rannich let, Twer 1993, s. 15. 4 Piatyje Tynianowskije cztienija. Tiezisy dokładow i matieriały dla obsużdie-nija, Riga 1990, s. 228. List Michaiła Łopatto do Williama Edgertona z 14 czerwca 1972 roku. 5 D. Lichaczow, Stat'i rannich let, Twer 1993, s. 16. 6 Tamże, s. 6-7. 7 Tamże, s. 8-14. Edukacja. Placówki oświatowe 1 Ciekawe jednak, że Maria Fiodorowna zlikwidowała w żeńskich placówkach szkolnych dla nieszlachcianek wykładanie muzyki i tańców — niby szlachcian- kom jest to potrzebne, a dla mieszczanek szkodliwe pod względem moralnym, gdyż może doprowadzić do zgubnych namiętności. W połowie XIX wieku zaś słynny Władimir Dal bał się, że oświata może zagrozić chłopskiej moralności. Nauka 1 Dwunastu języków, czyli dwunastu narodów - żołnierzy tylu narodowości jakoby prowadził ze sobą Napoleon w 1812 roku (przyp. tłum.). Zycie muzyczne 1 Dmitrij Bortnianski - autor znanego masońskiego, a następnie prawosławnego hymnu Kol sławien nasz Gospod' w Sionie (słowa Michaiła Chierasko-wa). Hymnu tego, wykonywanego przed rewolucją 1917 roku na kurantach soboru Piotra i Pawła w Petersburgu i kremlowskiej Wieży Spasskiej, nie należy mylić z państwowym (tak zwanym „narodowym") hymnem Rosji Boże ca-ria chrani, skomponowanym na polecenie Mikołaja I przez nadwornego kompozytora Aleksieja Lwowa; słowa do tego hymnu napisał Wasilij Żukowski, wykorzystując tekst hymnu brytyjskiego (do którego muzykę przy końcu XVI wieku lub na początku XVII skomponował organista John Buli; przed Aleksie-jem Lwowem wykorzystywano ją również w Rosji w charakterze hymnu). 2 Interesująca jest wynalazczość instrumentalna Czechów w Rosji: za Elżbiety Pietrowny kamermuzykant Johan-Anton Maresz w szczególny sposób poprawił róg myśliwski i utworzył nadworną orkiestrę rogową, która mogła wykonywać nawet symfonie; muzyka rogowa zaczęła się z powodzeniem upowszechniać, orkiestry złożone z chłopów pańszczyźnianych utrzymywali faworyci Katarzyny II (Grigorij Orłów i Grigorij Potiomkin), u progu XIX wieku zaś muzyka rogowa przeniknęła także na prowincję. 3 B. Wolman, Gitara w Rossii. Oczerk istorii gitarnogo iskusstwa, Leningrad 1961, s. 12-14. 4 „Moskowskij gorodskoj listok" 1847, nr 88, s. 352. 5 A. Grigorjew, Russkije narodnyje pieśni s ich poeticzeskoj i muzykalnej storo-ny, „Otieczestwiennyje zapiski" 1860, nr 5, s. 247-248. 6 Tamże, s. 249. O kulturze materialnej i o ludowej moralności 1 Szczególnie ciężką pracą było prasowanie - przecież żelazka zaczęły się upowszechniać wśród ludu dopiero na początku XX wieku, przedtem zaś prasowano za pomocą maglownicy, co wymagało sporego wysiłku fizycznego: prasowaną rzecz nawijano na gruby walec i deską z poprzecznymi nacięciami toczono -mocno naciskając - ten walec po stole. Wyjątkowym, mało rozpowszechnionym wynalazkiem był magiel mechaniczny: bieliznę przepuszczano przez wąską szczelinę pomiędzy dwoma drewnianymi wałkami, z których jeden obracano za pomocą rączki umieszczonej z boku. 2 Pomimo utrwalonej tradycji prawosławnej, sięgającej korzeniami średniowiecza, która wynalezienie herbaty - obok tytoniu - przypisuje diabłu, mimo wszystko napój ten szybko upowszechniał się w Rosji. W roku 1800 import wynosił 70000 pudów, w 1901 roku zaś - 3484000 pudów. bardziej przenikała do życia ludu. ach nazwę tę stosowano do różnych dań: u Wasilija Biełowa kasza owsiana; w Słowniku Dala: „kisiel, kaszka mączna, papka; gotuje sieją ze wszystkich rodzajów mąki, jada się z solą lem". Bardziej rozpowszechniona nazwa opisanego dania to kułaga. Mydło w ogóle było kosztowną przyjemnością, więc do prania oraz do mycia ./ano rozmaitych jego substytutów, szczególnie często wykorzystywano po-.„. drzewny (zwłaszcza z dębów) lub pochodzący z dużych roślin, na przykład łodyg słonecznika bądź kukurydzy. Popiół namaczano („odparzano") w drewnianych beczkach i tym roztworem („ługiem") prano lub myto się. ■' Kolców poetyzował zwykły, niewyczerpujący trud fizyczny; Niekrasow - odwrotnie - ukazywał pracę ponad siły w okresie żniw, ciężką szczególnie dla kobiet: Giez brzęczy i żądli, Śmiertelne pragnienie męczy, Słoneczko sierp nagrzewa, Pali ono głowę, ramiona, CsUł4.\\ herbaty do kraju wynosił 70000 pudów, w 1901 roku zaś - 3484000 pudów. Herbata coraz bardziej przenikała do życia ludu. 3 W różnych regionach nazwę tę stosowano do różnych dań: u Wasilija Biełowa (Ład) jest to sypka kasza owsiana; w Słowniku Dala: „kisiel, kaszka mączna, rzadsza niż papka; gotuje się ją ze wszystkich rodzajów mąki, jada się z solą i masłem". Bardziej rozpowszechniona nazwa opisanego dania to kułaga. 4 Mydło w ogóle było kosztowną przyjemnością, więc do prania oraz do mycia używano rozmaitych jego substytutów, szczególnie często wykorzystywano popiół drzewny (zwłaszcza z dębów) lub pochodzący z dużych roślin, na przykład z łodyg słonecznika bądź kukurydzy. Popiół namaczano („odparzano") w drewnianych beczkach i tym roztworem („ługiem") prano lub myto się. 5 Kolców poetyzował zwykły, nie wyczerpujący trud fizyczny; Niekrasow - odwrotnie - ukazywał pracę ponad siły w okresie żniw, ciężką szczególnie dla kobiet: Giez brzęczy i żądli, Śmiertelne pragnienie męczy, Słoneczko sierp nagrzewa, Słoneczko oczy oślepia, Pali ono głowę, ramiona, Nóżki, rączki pali, Ze zboża, niby z pieca, Też żarem bucha, Plecy bolą od wysiłku, Ręce i nogi bolą, Czerwone, żółte kręgi Przed oczyma stoją... Żnij-dożynaj szybciej, Widzisz - ziarno się sypie... (Mróz Czerwony Nos) 6 W XIX wieku nakrycia głowy i dla mężczyzn, i dla kobiet wszystkich stanów były obowiązkowe, jeśli ludzie znajdowali się poza pomieszczeniami (kiedy w filmach historycznych i spektaklach bohaterowie i bohaterki olśniewają swymi odkrytymi głowami i fryzurami, to już wielki anachronizm). Mężczyźni wszystkich stanów, witając się, zdejmowali nakrycia głowy, lub przynajmniej ich uchylali (wyjątek stanowili wojskowi). U schyłku XIX wieku zwyczaj ten zaczął zanikać, w czasach radzieckich zachowali go jedynie staroświeccy inteligenci (moskwianin Wasilij Szczukin opowiadał, że kiedy w 1959 roku rozpoczął naukę w szkole, to chłopców uczono zdejmowania nakryć głowy przy powitaniu, ale te nauki kompletnie ignorowano); obecnie można się z tym spotkać na obrzeżach Europy, na przykład w krajach bałtyckich (w Estonii i teraz, jeśli spotykasz człowieka pięć minut po pierwszym przywitaniu się, powinieneś ponownie się ukłonić i zdjąć nakrycie głowy - i tak nawet dwadzieścia razy dziennie; zresztą młodzież i tam zaczęła zaniedbywać ten zwyczaj). 7 Komentarze Jewgienija Kałmanowskiego w książce: Iwan Aksakow, Sticho-tworienija i poemy, Leningrad 1960, s. 285-286. 8 Z materiałów księcia Wiaczesława Tieniszewa: „Dodawanie tłuszczu zwierzęcego do masła, dolewanie wody, zabielonej wapnem, do mleka, mieszanie jaj świeżych z zepsutymi nie jest przez nikogo potępiane, lecz odwrotnie, bywa traktowane jako rzecz zupełnie naturalna, ponieważ sami chłopi również nierzadko kupują u handlarzy towar zlej jakości. Przy czym tego rodzaju oszustwo chłopi wolą bardziej niż niedowagę" (Firsow, 291). 9 Interesujący jest wypadek poprawy: chłop Busurin, rodem z guberni władimir-skiej, w młodości był koniokradem; chłopi z jego wsi przegnali go z rodzinnych stron; tak był tym wstrząśnięty, że całkowicie się zmienił, stał się uczciwy i pobożny, został wspaniałym dostawcą na budowie kolei żelaznych (Delwig, 2, 342). Praca i wypoczynek w życiu rosyjskim 1 Na pieriełomie. Tri pokolenija odnoj moskowskoj siem'i. Siemiejnaja chroni-ka Ziernowych. 1812-1921. Pod. ried. N. M. Ziernowa, Pariż 1970, s. 17-18. 2 W. Szwierubowicz, O ludiach, o tieatrie i o siebie, Moskwa 1976, s. 62, 64, 65. 3 W. W. Sieliwanow, Priedanija i wospominanija, Sankt-Pietierburg 1881, s. 145-147. 4 „Drużba narodów" 1978, nr 3, s. 24. 5 J. Wichriew, Izbrannyje proizwiedienija, Iwanowo 1961, s. 282-283. Posłowie 1 J. Łotman, Rosja i znaki. Przekład i posłowie Bogusław Żyłko, Gdańsk 2000. 2 B. Jegorow, Iz istorii moskowsko-tartuskoj siemioticzeskoj szkoły, „Nowoje litieraturnoje obozrienije" 1994, nr 8. 3 B. Jegorow, Żizń i tworczestwo J. M. Łotmana, Moskwa 1999. 4 J. M. Łotman, Pis'ma 1940-1993. Sost., podgotowka, wstup. stafia i komm. B. F. Jegorow, Moskwa 1997. 5 Choć w jego dorobku, liczącym ponad czterysta pozycji, w tym kilkanaście książkowych, można znaleźć także teksty o charakterze programowym, jak choćby pierwotnie opublikowany po polsku artykuł: Analiza strukturalna tekstu literackiego, przeł. J. Faryno, „Nurt" 1971, nr 11, s. 36-39. 6 Można tu wymienić przykładowo książki: Litieraturno-kriticzeskaja diejatiel-nost' W. G. Bielinskogo, Moskwa 1982; Nikołaj Aleksandrowicz Dobrolubow, Moskwa 1986. 7 W. P. Botkin, Litieraturnaja kritika. Publicistika. Pis'ma, Moskwa 1984; A. A. Grigorjew, Iskusstwo i nrawstwiennost', Moskwa 1986; A. Grigorjew, Wospominanija, Moskwa 1988; A. Grigorjew, Pis'ma, Moskwa 1999. 8 B. F. Jegorow, O mastierstwie litieraturnoj kritiki. Żanry, kompozicija, stil, Leningrad 1980. 9 Zob. choćby w klasycznej już pracy Andrzeja Walickiego W kręgu konserwatywnej utopii. Struktura i przemiany rosyjskiego słowianofilstwa, Warszawa 1964. 10 Podstawą niniejszej książki jest rozprawa Borisa Jegorowa Oczerkipo istorii russkoj kultury XIX wieka, uzupełniona trzema jego artykułami: Russkije krużki; Muzykalnaja żizń; Trud i otdych w russkom bytu. Przekład oparto na tekstach zamieszczonych w wielotomowej pracy zbiorowej: Iz istorii russkoj kultury. T. V (XIX wiek), Moskwa 1996. 11 Zob. B. Uspienski, Inteligencja rosyjska jako fenomen kultury rosyjskiej. W: jegoż, Religia i semiotyka. Wybrał, przełożył i wstępem opatrzył B. Żyłko, Gdańsk 2001. 12 Co po inteligencji? Andrzej Walicki w rozmowie z redaktorami „Krytyki Politycznej", „Gazeta Wyborcza" 10-11 sierpnia 2002, s. 20. 13 M. Heller, Historia Imperium Rosyjskiego. Z rosyjskiego przełożyli E. Melech i T. Kaczmarek, Warszawa 2000. 14 Idee w Rosji. Идеи б России. Ideas in Russia. Leksykon rosyjsko-polsko--angielski. Pod red. A. de Lazari, t. 1-4, Warszawa-Łódź 1999-2001. Literatura W pracy przy cytowaniu posłużono się skrótowymi odwołaniami do następujących dzieł: Aksakow Iwan, Stichotworienija i poemy, Leningrad 1960. Aleksiejew M. P, Zamysły „Istorii buduszczego" Mickiewicza i russkaja utopi-czeskaja mysi 20-30-ch godów XIX wieka. W: Aleksiejew M. R, Srawnitielnoje litieraturowiedienije, Leningrad 1983. Bielinskij W. G., Połnoje sobranije soczinienij, t. I—XIII, Moskwa 1953-1959. Bobrów J., Filosoftja w Rossii. Matierialy, issledowanija i zamietki, wyp. II, Kazań 1899. Bogdanowicz A. W., Tri poślednich samodierżca, Moskwa-Leningrad 1924. Bułgakowa L. A., Graf Piotr Andriejewicz Kleinmichel (Iz istorii gienieałogi-czeskich swiaziej). W: Iz glubiny wriemien, wyp. 4, Sankt-Pietierburg 1995. Byrnaszew W. P, Bieriemiennost' grafini Kleopatry Pietrowny Kleinmichel i rody Warwary Arkadjewny Nielidowoj, „Nowoje litieraturnoje obozrienije" 1993, nr 4. (Publ. i komm. A. I. Riejtbłata). Chomiakow A. S., Soczinienija, t. I-VIII, Moskwa 1900. Cimbajew N. I., „Pod briemieniem рогпап'іа і somnien'ia..." (Idiejnyje iskani-ja 1830-ch godów). W: Russkoje obszczestwo XIX w. Ludi i idiei. Miemuary sowriemiennikow, Moskwa 1989. Czernyszewskij N. G., Połnoje sobranije soczinienij, t. I—XVI, Moskwa 1939--1953. Cziczerin B. N, Wospominanija. Moskwa sorokowych godów, Moskwa 1929. Delwig A. I., Moi wospominanija, t. I-IV, Moskwa 1912-1913. Delwig A. I., Polwieka russkoj żizni. Wospominanija. 1820-1870, t. I-II, Moskwa-Leningrad 1930. Dobrolubow N. A., Sobranije soczinienij, t. І-ІХ, Moskwa-Leningrad 1961--1964. Dostojewskij F. M., Połnoje sobranije soczinienij, t. І-ХХХІ, Leningrad 1972--1990. Fieoktistow J. M., Wospominanija, Leningrad 1929. Figner Wiera, Zapieczatlennyj trud. Wospominanija w dwuch tomach, Moskwa 1964. Firsow B. M., Kisielewa I. G. (sostawitieli), Byt wielikorusskich kriest'ian-ziem-lepaszczew. Opisanije matieriałow etnograficzeskogo biuro kniazia W. N. Tie-niszewa (na primierie Władimirskoj gubiernii), Sankt-Pietierburg 1993. Giercen A. I., Sobranije soczinienij, t. І-ХХХ, Moskwa 1954-1965. Gogol N. W., Połnoje sobranije soczinienij, t. I-XIV, Moskwa 1937-1952. Grigorjew A., Wospominanija, Leningrad 1980. Koszelew A. L, Zapiski, Berlin 1884. Lemke M., Oczerki po istorii russkoj cenzury i żurnalistiki XIX stoletija, Sankt--Pietierburg 1904. Leontjew K. N, Sobranije soczinienij, t. І-ІХ, Moskwa-Sankt-Pietierburg 1912--1914. Littre E., Nieskolko slow po powodu położitielnoj fiłosofii, Berlin 1965. Marks K., Engels F, Soczinienija, 2-je izd., t. 18. Mickiewicz Adam, Dzieła prozą. Wydał T. Pini, t. 1, Nowogródek 1934. Nikitina F. G., Pietraszewcy i Lamenne. W: Dostojewski). Matieriały i issledo-3, Leningrad 1978. riew D. I., Soczinienija w 4-ch tomach, Moskwa 1956. I'. |K. M. Ptawlinskij?] Impierator Nikołaj I (istoriczeskaja charaktieristika), i ja starina" 1903, oktiabr'. Puszkin A. S., Połnoje sobranije soczinienij, t. 1-Х, Moskwa-Leningrad 1949. I'utLata N., Kniaź' W. F. Odojewskij i Obszczestwoposieszczenija biednych pro-; w Pietkrburgie. W: Pamiat'o kniazie W. F Odojewskom, Moskwa 1869. w M. I., Staryj Pietierburg, Leningrad 1990. Batalio P. N., Iz istorii russkogo idiealizma. Kniaź' W. F. Odojewskij. Mysli-latiel, 1.1, cz. 1, Moskwa 1913. .). A., graf, Siem' ariestow (iz wospominanij), „Istoriczeskij wiestnik", , fiewral. ow-Szczedrin M. J., Połnoje sobranije soczinienij, t. І-ХХ, Moskwa 1933-1. Skabiczewskij A. M., Litieraturnyje wospominanija, Moskwa-Leningrad 1928. Sołowjow S. M., Izbrannyje trudy. Zapiski, Moskwa 1983. Suchomlinow M. I., Issledowanija i stafipo russkoj litieraturie iproswieszcze-niju, t. II, Sankt-Pietierburg 1889. Swiesznikow N. I., Wospominanija propaszczego czełowieka, Moskwa-Leningrad 1930. Szpet G. G., Oczerk razwitija russkoj ftłosofii, cz. I, Pietierburg 1922. Turgieniew I. S., Połnoje sobranije soczinienij i pisiem w 28 t., Moskwa-Leningrad 1960-1968. Wiaziemskij P. A., Połnoje sobranije soczinienij, t. ГХ, Sankt-Pietierburg 1884. Wodowozowa J. N., Na zarie żizni, t. II, Moskwa 1987. Zacharin (Jakuszkin) I. N., Bielinskij i Lermontow w Czembarie, „Istoriczeskij wiestnik" 1898, mart. Nikitina F. G., Pietraszewcy i Lamenne. W: Dostojewski). Matieriały i issledo-wanija, t. 3, Leningrad 1978. Pisariew D. I., Soczinienija w 4-ch tomach, Moskwa 1956. P. [K. M. Pławlinskij?] Impierator Nikołaj I (istoriczeskaja charaktieristika), „Russkaja starina" 1903, oktiabr'. Puszkin A. S., Połnoje sobranije soczinienij, t. 1-Х, Moskwa-Leningrad 1949. Putiata N., Kniaź' W. F. Odojewskij i Obszczestwo posieszczenija biednych pro-sitielej w Pietierburgie. W: Pamiat' o kniazie W. F. Odojewskom, Moskwa 1869. Pylajew M. I., Staryj Pietierburg, Leningrad 1990. Sakulin P. N., Iz istorii russkogo idiealizma. Kniaź' W. F. Odojewskij. Mysli-tiel-pisatiel, t. I, cz. 1, Moskwa 1913. Salias J. A., graf, Siem' ariestow (iz wospominanij), „Istoriczeskij wiestnik", 1898, fiewral. Sałtykow-SzczedrinM. J., Połnoje sobranije soczinienij, 1.1—XX, Moskwa 1933--1941. Skabiczewskij A. M., Litieraturnyje wospominanija, Moskwa-Leningrad 1928. Sołowjow S. M., Izbrannyje trudy. Zapiski, Moskwa 1983. Suchomlinow M. L, Issłedowanija i stat'i po russkoj litieraturie i proswieszcze-niju, t. II, Sankt-Pietierburg 1889. Swiesznikow N. I., Wospominanija propaszczego czełowieka, Moskwa-Leningrad 1930. Szpet G. G., Oczerk razwitija russkoj fiłosofii, cz. I, Pietierburg 1922. Turgieniew I. S., Połnoje sobranije soczinienij i pisiem w 28 t, Moskwa-Leningrad 1960-1968. Wiaziemskij P. A., Połnoje sobranije soczinienij, t. IX, Sankt-Pietierburg 1884. Wodowozowa J. N., Na zarie żizni, t. II, Moskwa 1987. Zacharin (Jakuszkin) I. N., Bielinskij i Lermontow w Czembarie, „Istoriczeskij wiestnik" 1898, mart. Zajcew W. A., Izbrannyje soczinienija w 2-ch tomach, t. 1, Moskwa 1934. Zotow W. Р., Pietierburg w sorokowych godach, „Istoriczeskij wiestnik" 1890, nr 6. Zichariew M. I., Piotr Jakowlewicz Czaadajew. Iz wospominanij sowriemien-nika. Stat'ia 2-ja, „Wiestnik Jewropy" 1871, nr 9. Zitomirskaja S. W., Mironienko S. W., Ot Sojuza błagodienstwija k „russkomu socjalizmu"; Idiejnyj put' diekabrista M. A. Fonwizina. W: Fonwizin M. A., Soczinienija i pis'ma, Irkuck 1982, t. II. Indeks osób Abaza Aleksandr 21 Achmatowa Anna 5 Agafangieł, arcybiskup wołyński 80 Aksakow Grigorij Siergiejewicz 50 Aksakow Iwan Siergiejewicz 50, 299, 335 Aksakow Konstantin 132-133, 165, 167, 196 Aksakow Siergiej 36, 45, 193, 206 Aksakowów rodzina 208 Alabjew Aleksandr 269 Aleksander I, car rosyjski 5, 9,12, 47, 49,63,68, 73-74, 78,97,99,104-105, 107-108,187,197, 205, 206-207, 213--217,222-223, 229, 257, 259, 264, 332 Aleksander II, car rosyjski 12, 14-19, 21, 36, 39-41, 51, 53, 57, 64, 66, 75--76, 78, 87, 90, 97, 99, 103, 136, 186, 188,198, 208-210, 215, 229, 231, 234, 244-245, 256, 259, 301-302, 329, 332 Aleksander III, car rosyjski 18, 21--22, 41, 51, 75-76,103, 215, 218, 229, 232, 235, 280 Aleksandra Iosifowna, wielka księżna rosyjska 286 Aleksandrów Grigorij 286 Aleksiejew M. 158 Amfiteatrów Filaret zob. Filaret (Amfiteatrów) Amwrosij (Aleksandr Michajłowicz Grienkow), starzec optiński 72 Amwrosij, arcybiskup staroobrzędowców 100-101 Andriejewski Iwan Michajłowicz 201 Anhalt-Zerbst Joanna Elżbieta 330 Anisimow-Bieńkowska W. 339 Anna Fiodorowna zob. Anna Saksoń-sko-Koburska Anna Iwanowna, cesarzowa rosyjska 99 Anna Saksońsko-Koburska, księżniczka 188 Anna Wsiewołodowna, księżna rosyjska 233 Annienkow F. 329 Annienkow Nikołaj 168 Annienkow Paweł 164, 184, 196 Antonowicz Maksim 139, 141, 332 Arakczejew Aleksiej 9, 10, 47, 63, 74, 187, 222, 332 Argiropulo P. 198 Arnold Jurij 267 Arsienjew Konstantin 223 Arystoteles 193 Asafjew B. 274, 282 Askoczenski Wiktor Ipatjewicz 83-84, 89-90 Astrakow Nikołaj 131 August (Oktawian August, Caius Iu- Hus Caesar Octavianus Augustus), cesarz rzymski 329 Awwakum, protopop 98 Baader Franz von 122 Babkin Daniła 329 Bachtin Michai 200, 202, 322 Baer Karl Ernest 144, 254 Bajburin Arnold 314 Bakunin Michaił (pseudonim Jules Elysard) 38, 115, 126-128, 130, 132, 154, 163, 195, 198-199 Bakunin Paweł 154 Bakunin, ojciec Michaiła 38 Balin Nikołaj 174 Bałakiriew Milij 197, 276 Bałasogło Aleksandr 175 Baługjański Michaił 223 Baranowski Nikołaj 174 Barskow Jaków 21-22 Bastiat Frederic 147 Bażow Piotr 31 Beecher-Stowe Harriet 150 Beethoven Ludwig van 262, 266-268 Beilstein Fiodor 244 Bellingshausen Faddiej 257 Benckendorf Aleksander 48 Benni Artur 176-177, 179 Benois Aleksandr 210 Bentham Jeremy 143, 151 Berezowski Aleksander 39 Berg Fiodor 18 Berlioz Hector 263, 265, 276 Biały Grigorij 43 Bibikow Dmitrij 11 Bichat Xavier 140 Biecki Iwan 22, 330 Biekietowowie, bracia 175 Bieliński Konstantin 187 Bieliński Wissarion 13,34, 37-38,43, 59, 88, 115, 127-132, 140, 145-146, 159,161-165,167-168,173,184,187, 196, 206, 215, 225, 240, 263, 325, 329 Bielów Wasilij 335 Bielozierski W. 197 Bieły Andriej 248 Bierdiajew Nikołaj 85 Biestużew Nikołaj 165 Biestużew-Riumin Konstantin 149, 235 Biestużew-Riumin Michaił 44 Biezborodko Aleksandr 216 Biezborodko I. 216 Bismarck Otto von 28 Bizet Georges 266 Błagoswietłow Grigorij 140, 196, 332 Błok Aleksander 21, 304-305 Błok Lubow 281 Błudowa Antonina 167 Bobrinski W. 20, 38 Bobrów J. 117, 120 Bodianski Osip 50 Bogdanowicz A. 75-76 Boków Piotr 189 Borodin Aleksandr 197, 264, 276, 280-282 Borowikowski Władimir 105 Bortnianski Dmitrij 261, 334 Borys Godunow 278 Botkin Wasilij Piotrowicz 38, 125, 127-129,131,146,162,182,184,196, 208, 240, 262-263, 267, 325, 336 Bredichin Fiodor 249 Briggen Aleksander von 21, 329 Brzechwa J. 329 Brzechwa Jan (właśc. Jan Lesman) 329 Buchariew Aleksandr Matwiejewicz (archimandryta Fiodor) 28,83-85,90- -91, 137 Buchner Ludwig 138, 145 Buckie Henry Thomas 144, 146-151, 332 Bugajew Nikołaj 248 Buhlow Hans von 268 Buli John 334 Bułgakowa L. 333 Bułharyn Jan Tadeusz 157-158, 169, 171, 176 Buniakowski Wiktor 247 Bunin Iwan 315 Burmeister Heinrich 150 Burnaszew W 333 Busłajew Fiodor 259 Busurin 336 Butaszewicz-Pietraszewski Michaił zob. Pietraszewski Michaił Butlerów Aleksandr 250, 252 Buturlin 168 Cabanis Pierre Jean George 140 Carlyle Thomas 143 Cavos Catterino 264-265 Cenina Jekatierina 178-179 Cezar (Gajusz Juliusz Cezar, Caius Iulius Caesar) 329 Chałturin Stiepan 40-41 Chieraskow Michaił 334 Chiricz Froim 96 Chitrowo W. 167 Chlebnikow Nikołaj 179 Chomiakow Aleksiej 36, 49, 100, 106, 123,131-132,137,165-168,196, 208, 238, 316 Chopin Fryderyk 263, 267-268 Chorwat Kleopatra Pietrowna, z domu Iljinska 188 Chwostow Dmitrij 73 Cieszkowski August 129 Cimbajew N. 48 Claire, medium 253 Comte Augustę 142-147, 149 Considerant Victor 160, 174 Cook John 258 Cui Cezar 197, 264, 276 Czaadajew Piotr Jakowlewicz 13-14, 37-38, 44, 48, 98, 115, 158-161, 165, 193,196, 286 Czajkowski Modest 279 Czajkowski Piotr 20, 184, 195, 218, 264, 268-269, 276, 278-282 Czebyszew Pafnutij 247 Czechow Antoni 38, 55-56, 61, 209, 315-316, 329 Czerkiezow 176 Czernoswitow R. 245 Czernyszew Aleksandr 10 Czernyszewska Olga Sokratowna 170, 190 Czernyszewski Gawriła Iwanowicz 92 Czernyszewski Nikołaj 45, 91-92,113, 137,139,146-148,151,169-171,175- -176, 180-182, 189-191, 196, 198, 244, 287, 307, 312, 325, 332 Czerski Jan 254 Czertkow A. 38 Cziczerin Boris 13, 19, 34, 75-76, 142, 154 Czistow Kiriłł 333 Cziżow F. 50 Czukowski Korniej 176 Czumikow Aleksandr 196 Dal Władimir 259, 334, 335 Danilewski Nikołaj 216, 245 Daniłowa J. 330 Dargomyżski Aleksandr 264, 274- -276 Darwin Charles Robert 144, 146, 254, 317 Daszkowa Jekatierina 244 Dawydow Iwan 225, 242 Delwig Aleksandr 20, 216, 266, 285- -286, 290-292, 302, 336 Diadkowski Justyn 239, 256 Diderot Denis 213 Diegajew S. 41 Dielanow Iwan 231-232, 243 Diemidow Paweł 217 Diemor P. 174 Dierżawin Gawriił 206 Dionizy, malarz ruski 71 Dmochowska J. 329 Dobrolubow Nikołaj Aleksandrowicz 91-92, 146, 169-170, 181, 189, 198, 242, 300-301, 325, 329, 333 Dokuczajew Wasilij 255 Dołgorukowa Jekatierina 19, 20, 36 Dostojewski Fiodor 28, 32, 69, 72,106, 173-175,182,185,197, 253, 280, 316 Dostojewski Michaił 175, 197 Drenteln Alexander von 40 Drozdów Aleksiej 115, 161 Drozdów Filaret zob. Filaret (Wasilij Michajłowicz Drozdów) Drucki-Sokolinski D. 188 Drużynin Aleksandr 184, 190 Dubelt Leontij 238, 241 Dubienski 178 Dubrowska Maria Fiodorowna 182 Dudyszkin Stiepan 149, 332 Durów Siergiej 174, 197 Dymitr Samozwaniec 278 Dymitr, cesarzewicz rosyjski 241 Dżyngis-chan 148 Edgerton William 333 Edison Thomas Alva 239, 249 Efroimson Władimir 317 Elżbieta Aleksiejewna, cesarzowa rosyjska 105 Elżbieta Pietrowna, cesarzowa rosyjska 68, 96, 261, 334 Engelhardt Aleksander 41, 197, 255 Engelhardt Jegor 216 Engels Fryderyk 163, 240, 333 Erdman Nikołaj 286 Euklides 246 Fadiejew Aleksandr 202 Faryno J. 336 Feuerbach Ludwig 129, 138-139,145 Fichte Johann Gottlieb 114-115,140, 161 Fiedotow Paweł 274 Fieofilakt, arcybiskup 331 Fieoktistow J. 20, 56 Fiet Afanasij Afanasjewicz 56-57, 127, 269-271, 273-274, 312 Figner Wiera 46 Filaret (Amfiteatrów), metropolita kijowski 71, 80 Filaret (Gumilewski), metropolita 60 Filaret (Romanow), metropolita 60 Filaret (Wasilij Michajłowicz Drozdów), metropolita moskiewski 60, 66, 72, 77-84, 89-90,96-97,134-135,331 Fild 270 Filipp (Kołyczew), metropolita 63 Filippow Daniił 104 Filippow Paweł 197 Fiodor, archimandryta zob. Buchariew Aleksandr Matwiejewicz (archimandryta Fiodor) Fiodorów Jewgraf 253 Firsow B. 295, 303, 336 Florenski Paweł 85 Focht Ulrich 215 Focjusz, archimandryta juriewski 74 Foeth, ojciec Afanasija Fieta 56 Fominiczowa Maria 289 Fonwizin Michaił 165-166, 206, 331 Foucher de Careil Louis Alexandre 140 Fourier Charles 143-144, 159-164, 167, 171, 174-175, 180, 196 Frołow J. 131, 134 Frołow N. 131, 134 Gagarin I. 49 Galicz Aleksandr 114, 223 Gallupi Baltasar 261 Gauss Karl 247 Geiking Gustaw-Eduard 40 Genning L. 126 Gervinus Georg 148 Gibraltarski A. 89 Gilarow-Płatonow Nikita Piotrowicz 82-83, 89, 135-136. Gippius Władimir 195 Girs Nikołaj 216 Glinka Michaił 14, 264-265, 269, 274, 276, 280 Głagolewski Serafini zob. Serafim (Głagolewski) Głazunow Aleksandr 264, 282 Głotow 178 Gogocki Silwiestr 136-137 Gogol Mikołaj 43, 55, 59, 61, 84, 159, 163-165,167-168,180,186,195,217, 274, 277, 280, 287, 300-301, 329 Goldenberg G. 40 Goldgoer Fiodor 216 Goleniszczew-Kutuzow Arsienij 277 Golicyn Aleksandr 47, 73-75, 77-78, 97, 105, 223 Golicyn Boris 244 Golicyn Siergiej 225 Gołkowski 182 Gołochwastow D. 243 Gołowaczew Apołłon 178 Gołowinski Wasilij 174 Gołownin Aleksandr 216, 231 Gołownin Wasilij 258 Gołubinski Fiodor 94, 134-135 Gonczarow Iwan 258, 274, 280 Gorbaniew N. 145 Gorbunow Iwan 179 Gorczakow Aleksandr 12, 216 Gorczakow Michaił 12 Gorki Aleksiej zob. Gorki Maksym Gorki Maksym (właśc. Aleksiej Piesz-kow)315-316 Górski Aleksandr 94 Goto G. 126 Granowski Timofiej 11,126-127,131, 134, 196, 226, 228, 242-243 Gransi, szambelan 329 Gribojedow Aleksandr 214, 222, 266, 329 Griebienko Jewgienij 217 Griecz Nikołaj 176, 242 Grienkow Aleksandr Michajłowicz zob. Amwrosij (Aleksandr Michajłowicz Grienkow) Grigorij, arcybiskup kazański 168 Grigorjew Apołłon 25, 31-32, 37, 57, 124-127,132,135,137,143,159,167, 173,182,197, 215, 263, 268-274, 316, 325, 334, 336 Grigorowicz Dmitrij 190 Grigorowicz W. 50 Grot Jaków 216 Grudzińska Joanna 188 Grunwald Teresa 181-182 Guczkow 99 Gułak N. 197 Gumilewski Filaret zob. Filaret (Gu-milewski) Gumilow Nikołaj 200 Gurilew Aleksandr 269 Gurwicz-Liszczinier S. 331, 332 Gustaw Adolf II, król szwedzki 213 Handel Georg Friedrich 262 Hans E. 126 Hartmann Wiktor 278 Haxthausen August von 166 Haydn Joseph 262 Hegel Georg Wilhelm Friedrich 82, 113-114,124-136,138-142,146,154, 162-163, 253, 267, 330 Heine M. 129 Heller Michaił 327, 337 Hercen Aleksander 13, 21, 113, 119, 122,127-132,134-135,139-140,146--147, 159, 161, 165, 167, 173, 185, 187,189,191,195-196,198, 225, 228, 240, 280, 329, 331 Hercen Aleksandr Aleksandrowicz 146 Hercen Natalia Aleksandrowna 191 Herwegh Georg 162, 191 Hess M. 129 Hilarion, metropolita kijowski 42 Hryniewiecki Ignacy 41 Hume, medium 253 Ioann (Władimir Siergiejewicz Sokołów), biskup smoleński 81, 85 Iow, patriarcha 63 Iszutin Nikołaj 198 Iwan IV Groźny, car rosyjski 6,13, 33--34, 63, 96, 329 Iwancow-Płatonow Aleksandr Michaj-łowicz 83, 331 Iwanow Aleksandr 159, 164-165 Iwanow Iwan 199, 219 Iwanow Michaił Nikołajewicz zob. Makary (Michaił Nikołajewicz Iwanow) Iwanow Wiaczesław 324 Iwanow-Razumnik 326 Izmajłow 189 Izmajłowa, z domu baronowa d'Adel-heim 189 Izydor, metropolita petersburski 75, 84,90 Jakobi Boris 248 Jakowlew A. 73 Jazykow Władimir 178 Jefimow 20 Jelanski Józef (ros. Aleksy Jeleński) 107-108 Jelena Pawłowna, wielka księżna rosyjska 17, 193, 276 Jełagina Awdotja 193 Jermak 33 Jermołow, generał 12, 124 Joule James 248 Judina Maria 200 Jurgenson Piotr 267 Jurkiewicz Pamfił 137-138 Juskowski 86 Kachowski Piotr 108 Kaczałow Wasilij 194, 310 Kaczenowski Michaił 225 Kaczmarek T. 337 Kagan Matwiej 200 Kalistow Dmitrij 201 Kałaczow N. 333 Kałmanowski Jewgienij 335 Kankrin Jegor 219 Kant Immanuel 114-115, 135, 140, 331 Karakozow Dmitrij 19, 41, 176, 191, 198, 209 Karamzin Nikołaj 259 Karpiński Aleksandr 254 Kartezjusz (Renę Descartes) 140 Kasjanowa Ksenia 46 Katarzyna II, cesarzowa rosyjska 6, 21-22, 42, 68, 99, 107, 205, 213, 216, 219, 225, 233, 261, 269, 329, 330, 334 Katkow Michaił 18, 82,120,126,194, 218 Kawielin Konstantin 13, 196, 226, 228, 231, 243 Kazański Boris 144 Kibalczic Nikołaj 245 Kielsijew Iwan 43 Kielsijew Wasilij 331 Kieriejewskich rodzina 208 Kiriejewska Natalia 72 Kiriejewski Iwan 72, 121-124, 126, 129-131, 165, 172, 196 Kiriejewski Piotr 165, 196 Kiriłow Nikołaj 169 Kirkegaard S0ren 114 Kisielew Paweł 10, 166 Kleinmichel Piotr 10, 187-188 Klinger Friedrich 329. Kluczewski Wasilij 259 Kniażewicz Dmitrij 217 Kokoszkina Maria 187 Kokoszkina Warwara 187 Kolców Aleksiej 307, 335 Kolesnikow Siłuan 109 Kolumb Krzysztof (Cristophoro Co-lombo) 122 Kołmogorowe, siostry 178 Kołyczew Filipp zob. Filipp (Kołyczew) Komissarow 19 Konaszewicz W. 41 Koni Anatolij 300 Konstanty Aleksandrowicz, wielki książę rosyjski 219 Konstanty Konstantinowicz (kryptonim K. R.), wielki książę rosyjski 244 Konstanty Nikołajewicz, wielki książę rosyjski 17, 18, 286 Konstanty Pawłowicz, wielki książę rosyjski 188-189 Koptiewa M. 179 KorfModest216 Korniłow Władimir 13 Korolenko Władimir 34, 191 Korsz Antonina 228 Korsz Jewgienij 228 Korsz Lidia 182 Korszów rodzina 228 Korzuchin A. 197 Kostomarow Mykoła 197, 231 Kostyczew Paweł 255 Koszelew Aleksandr 121-124, 266 Koszelew R. 105 Koszewarowa Warwara 234 Kotlarowa 178 Kotzebue August von 39, 257 Kotzebue Otto 257 Kowalewska Sofia 245, 248 Kowalewski Jegor 229 Kowalewski Władimir 254 Kowiediajewa-Woroncowa 176 Krajewski Andriej 44, 184, 241 Kramskoj Iwan 197 Krawczinski Siergiej 40 Kriażew Wasilij 208 Kritscy, bracia 225 Kriukow Dmitrij 126-127, 242 Kropotkin D. 40 Kropotkin Piotr 258 Kruszczewski I. 36 Kruzensztern Iwan 257 Kryłow Iwan 89, 151 Kryłow Nikita 126, 228, 243 Kuchelbecker Wilhelm 121,123,156- -158 Kudriawcew Piotr 196, 226, 243 Kukolnik Nestor 49, 217, 265 Kunicyn Aleksandr 223 Kuroczkin Wasilij 179 Kuszelew-Biezborodko Grigorij 309 Kutorga Michaił 200 Kutuzow Michaił (właśc. Michaił Go- leniszczew-Kutuzow) 12 Kuzmin Michaił 200 Kuzniecow 99 Lamanski J. 197 Lamanski P. 197 Lamennais Felicite Robert de (Felicite Robert de La Mennais) 160 Lapunow Aleksandr 247 Lazari Andrzej de 337 Lejkina-Swirska Wiera 174 Lemke M. 240 Lenin Włodzimierz (właśc. Władimir Iljicz Uljanow) 41, 195, 318, 324, 329 Lenz Emilij 248 Leontjew Konstantin 37, 42, 53, 72, 151 Lermontow Michaił 184, 195, 224- -225, 238, 269, 275, 280, 316 Leskow Nikołaj 31, 37, 69, 176-177, 272, 278 Lew (Leonid, Lew Daniłowicz Nagoł- kin), starzec optiński 71-73 Lewitów Aleksandr 179 Lichaczow Dmitrij 32-33, 200-202, 210, 333 Liebig Justus von 250, 255 Liowszin Platon zob. Płaton (Liow- szin) Lisianski Jurij 257 Liszt Franciszek 265, 271-272, 276 Litke Fiodor 257 Littre Emile 144, 146, 152, 332 Loris-Melikow Michaił 18, 21, 41 Ludwik II Heski, książę 329 Lwów Aleksiej 334 Łanskoj Siergiej 17 Łarin Piotr 210 Ławrow Piotr 142,152-153,179, 230 Ławrska-Potanina Aleksandra Wikto-rowna 91 Ławrski Konstantin Wiktorowicz 91 Ławrski Walerian Wiktorowicz 91 Ławrski Wiktor 91-92 Łazariew Michaił 13, 257 Łazariewów rodzina 210 Łobaczewski Nikołaj 115, 224, 237, 246-247, 249, 260 Łodygin Aleksandr 239, 249 Łomonosow Michaił 133, 212, 249 Łopatto Michaił 200, 333 Łotman Jurij 5, 26,307, 314, 321-324, 326-327, 336 Łunin Michaił 126 Łurie F. 333 Macaulay Thomas Babington 143-144 Magnicki Michaił 47, 74, 223, 226 Maj Karl 210 Majakowski Władimir 27 Majkow Walerian 159, 162-163 Makarij (Michaił Nikołajewicz Iwanow), starzec optiński 71-72 Makowski W. 197 Maksimów Siergiej 179 Maksymilian Lichtenberski, książę 169 Makułowa Jekatierina 178 Malthus Thomas Robert 332 Małow Michaił 228 Mandelsztam Osip 200 Manzoni Alessandro 161 Marconi Guglielmo 239 Maresz Johan-Anton 334 Maria Aleksandrowna, cesarzowa rosyjska 20, 234, 329 Maria Fiodorowna, cesarzowa rosyjska 188, 233, 329, 333 Markiełowa (Karrik) Aleksandra 177--178 Marków Andriej 247 Marks Karol (Karl Heinrich Marx) 113, 163, 333 Maszkow Piotr 201 Mej Lew 216 Mekk Karl von 20 Melech E. 337 Mendelejew Dmitrij 195, 237, 239, 241, 243-244, 246, 250-253, 260 Mendelssohn-Bartholdy Felix 276 Meri Lennart 313 Meyer Julius 239 Meyerbeer Giacomo 263 Michaił Pawłowicz, wielki książę rosyjski 17 Michajłow Michaił 189 Michajłowski Nikołaj 152, 153-154 Michał Anioł (właśc. Michelangelo Buonarroti) 156 Michańkow Andriej 201 Michelet Karl Ludwig 126 Michniewicz 240 Mickiewicz Adam 158, 161 Mieczników Ilja 237, 245, 254 Mielgunow Nikołaj 266 Mienszykow Aleksandr 10, 13 Mieszczerski P. 73-74 Mieziencew N. 40 Mikłucho-Makłaj Nikołaj 258 Mikołaj Aleksandrowicz, cesarzewicz rosyjski 76, 218 Mikołaj I, car rosyjski 6, 9-14, 17, 19, 22, 36, 39, 45, 47-51, 54, 57, 63, 74, 78-79, 82, 88, 95-96, 99, 101, 103, 105,108-109,113,119,136,159,166--169, 174, 186-189, 206-208, 214, 216, 220, 224, 226-229,231,238, 240--241, 247, 259, 262, 273-274, 301, 310, 329, 330, 332, 334 Mikołaj II, car rosyjski 5, 22, 51, 76, 104, 213 Mikołaj Nikołajewicz, wielki książę rosyjski 19-20 Mili John Stuart 143-144, 146-147, 151-152, 332 Miller 194. Miller L. 185 Milukow Aleksandr 160, 196-197 Milukow Paweł 206, 259 Milutin Dmitrij 12, 20-21, 234 Milutin Nikołaj 17, 20, 240 Miłoradowicz Michaił 108 Minajew Dmitrij 179 Minc Zara 322 Mironienko Siergiej 165 Mirski L. 40 Młodiecki I. 41 Mohyła Piotr 93 Moleschott Jakob 138, 149-150 Mombella Nikołaj 196 Mordowcew Daniił 196 Mordwinow N. 160 Morozów 99 Morse Samuel Finley Breese 239, 249 Morus Thomas (właśc. sir Thomas Morę) 155 Mosznin Prochor zob. Serafim Sarow- ski Mozart Wolfgang Amadeus 262, 265, 267 Muchanowa Maria 168 Murawjow Michaił, „Wieszatiel" 18- -19 Musin-Puszkin Aleksiej 227 Musin-Puszkin Apołłon 227 Musin-Puszkin Michaił Nikołajewicz 227 Musorgski Modest 69, 99, 176, 197, 264, 275-280, 282 Nabokov Vladimir 195 Nachimow Paweł 13 Nadieżdin Nikołaj 38, 114-115, 159, 161, 225 Nagołkin Lew Daniłowicz zob. Lew (Leonid, Lew Daniłowicz Nagołkin) Napoleon I, cesarz Francuzów 9, 12, 47, 148, 215, 222, 334 Napoleon III, cesarz Francuzów 40 Naryszkin Michaił 123 Nazimow Władimir 227 Nesselrode Karl 11 Nesselrode rodzina 188 Nesselrode, hrabina 11, 188 Nieczajew Siergiej 45, 195, 199, 219 Niekrasow Nikołaj 30, 91, 139, 148, 178,180,189,191,194,196, 274, 281, 291, 293, 329, 335 Nielidowa Warwara 188 Nieniukowowie, ojciec i syn 186 Niestierow Michaił 69 Niewielskoj Giennadij 258 Niewierow J. 126 Nikitienko Aleksandr 137 Nikitina Faina 160 Nikitski 89 Nikołajew Piotr 145, 191 Nikołajewa Sofia Aleksandrowna 321 Nikon (Nikita Minow), patriarcha Moskwy i Wszechrusi 27, 98, 100 Norow Awraam 207 Obruczew Aleksandr 189 Obruczew N. 198 Obruczewa Maria 189 Obuchów Piotr 248 Odojewski Aleksandr 123 Odojewski Władimir 14,120-124,126, 158-159,168-169,193,197,262, 265- -266 Ogariew Nikołaj 122, 126-127, 146- -147, 159, 161, 173-174, 185-187, 198, 225 Ogariewa Maria Lwowna 185-186 Oken Lorentz (właśc. Okenfus) 116- -119, 121 Okudżawa Bułat 58 Orfanow 176 Orłów Aleksandr 11 Orłów Aleksiej 188, 238, 271, 329 Orłów Grigorij 334 Orłów Michaił 48 Orłów Wasilij Aleksandrowicz (ojciec Walerian) 85-86, 91 Orłow-Czesmeńska A. 74 Orsini Felice 39-40 Ostrogradski Michaił 247 Ostrowski Aleksandr 180, 275, 281 Ostrowski Nikołaj 296 Palm Aleksandr 174, 197 Panajew Iwan 189, 196 Panajewa Awdotja 189 Panczulidzew A. 185-187 Paskiewicz Iwan 12 Pasąually Martines de 122 Paweł I, car rosyjski 5, 9, 12, 21, 36, 55, 64, 107-108, 116, 220, 233, 329 Pawłów Iwan 90, 237, 256-257 Pawłów Michaił 113, 116, 118-120, 122, 124, 255 Pawski G. 79-80 Pellico SiMo 161 Pestel Paweł 34, 37 Pettey, bracia 253 Philippson Grigorij 229-231 Piatigorski Aleksandr 324 Piazzi 252 Pieczatkin 178 Pieczorin Władimir 98 Pieriewoszczykow Dmitrij 128 Pierowski Lew 299 Pietraszewska Sofia 174 Pietraszewski Michaił (właśc. Michaił Butaszewicz-Pietraszewski) 36, 39, 145,163,165,169,174-175,196-197, 216 Pietrow Wasilij 239, 248 Piotr I Wielki, car rosyjski 6, 13, 16, 33-34, 53, 60, 63-64, 66, 68, 77, 93, 133,157,162, 205, 212, 220, 261, 278, 294, 329 Piotr III, car rosyjski 21, 99, 107 Pirogow Nikołaj 126, 217, 237, 256 Pisariew Aleksandr 225 Pisariew Dmitrij 138-139, 144-145, 148-153, 332 Pisiemski Aleksiej 197 Platon 145 Plechanow Gieorgij 145 Pleszczejew Aleksiej 160 Pleszczew A. 197 Pletniew Piotr 231 Platon (Liowszin), metropolita moskiewski 71, 81-82, 89, 331 Pławlinski K. 189 Pobiedonoscew Konstantin Piotrowicz 21, 51, 76, 82, 102, 211, 218 Pogodin Michaił 11, 45,121,124-125, 225, 243 Polaków Samuił 218 Polańska 180-181 Polewoj Nikołaj 38, 49, 117, 266 Poleżajew Aleksandr 225 Pollak Seweryn 329 Połocki Symeon zob. Symeon Połocki Połonski Jaków 190 Pomiałowski Nikołaj 89 Popko G. 40 Popów Aleksandr 168, 239 Popów I. 202 Popów Iwan 249 Popów W 73 Poroszin W. 126 Potanin Grigorij 91, 258 Potiebnia Aleksandr (Ołeksandr) 259 Potiomkin Grigorij 334 Prejs P. 50 Prokofiew Siergiej 282 Protasow Nikołaj Aleksiejewicz 74- -75, 80 Proudhon Pierre Joseph 147 Przewalski Nikołaj 258 Pugaczow Jemieljan 32-33,107, 301, 331 Pumpianski Lew 200 Puszkin Aleksander 9-Ю, 12, 36, 38- -39, 44, 59, 69, 79,128,160-161,170, 184, 208, 216, 225, 261, 264-266, 270, 274, 278-280,285, 287, 291,295, 301- -302, 311, 314-316, 329, 330 Putiata N. 169 Putiatin Fiodor 258 Putiatin Jewfimij 229-231 Putiłow Aleksiej 248 Pylajew Michaił 271, 274 Pypin Aleksandr 231, 243-244 Quatrefages de Breau Jean Louis 150 Rachmaninow Siergiej 264, 280, 282 Rachmietow 183 Radiszczew Aleksandr 156 Radonieżski Siergiej 67 Rafael (właśc. Raffaelo Santi) 156 Raicz Siemion 121 Rajkowski 226 Raków Władimir 201 Raupach Ernst 223 Razin Stiepan 32, 331 Reiser Solomon 22, 189 Renan Ernst 60 Renanski Aleksandr 60 Riabuszynski Paweł 99 Ricardo David 143 Richelieu Armand, generał-guberna- tor Noworosji 217 Riedkin Piotr 126-127, 226, 228, 242- -243 Riejtbłat A. 333 Rimski-Korsakow Nikołaj 197, 264, 276, 278, 280, 282 Roberty Jewgienij de 216 Rodyszewska Anna 85 Romanow Filaret zob. Filaret (Romanow) Rossini Gioacchino 261-262 stopczyna Jewdokia 193 anow Wasilij 85,105,107,154,185 zen J. 265 Sidonski Fieodor 136-137 Sieczenow Iwan 141, 179, 189, 256 Sieliwanow Arkadij 201 Sieliwanow Kondratij 105, 107-108 Sieliwanow Wasilij 311, 336 Siemionów Dmitrij (D. S.) 180, 333 Siemionów Leonid 305 Siemionow-Tienszański Piotr 246, 258 Sienkiewicz Henryk 327 Siergiej ewski 176 Sierno-SobwjewiczTSS. 198 Rimski-Korsakow Nikołaj 197, 264, 276, 278, 280, 282 Roberty Jewgienij de 216 Rodyszewska Anna 85 Romanow Filaret zob. Filaret (Romanow) Rossini Gioacchino 261-262 Rostopczyna Jewdokia 193 Rozanow Wasilij 85,105,107,154,185 Rożen J. 265 Rozenberg Eduard 201 Rożalin Nikołaj 121 Rożdiestwienski Giennadij 92 Rożdiestwienskich rodzina 92 Rubinstein Anton 197, 268, 275-276, 280 Rubinstein Nikołaj 276 Rublow Andriej 71 Rugę Arnold 129-130 Rulje Karl 239-240 Runicz Dmitrij 223 Rusanow W 270 Rylejew Kondratij 123 Saburow A. 18, 232 Saint-Martin 122 Saint-Simon Claude Henri de Rouvroy de 142, 159-162 Sakulin Paweł 121, 123-124 Salias Jewgienij 43 Sałtykow-Szczedrin Michaił 21,34, 75, 171, 179, 196, 216, 241, 281, 312, 317 Samarin Jurij 14, 132-133, 165, 196, 208 Sand George (właśc. Aurorę Dude-vant) 167-168, 183-184, 190 Sand Karl Ludwig 39, 257 Say Jean Baptiste 147 Schelling Friedrich Wilhelm Joseph von 113-126, 131, 133, 135, 140, 154, 240 Schopenhauer Arthur 114, 123, 140--141 Scribe Eugene 263 Serafim (Głagolewski), metropolita petersburski 74, 78 Serafim Sarowski (Prochor Mosznin), starzec 70 Sichra Andriej 270 Sidonski Fieodor 136-137 Sieczenow Iwan 141, 179, 189, 256 Sieliwanow Arkadij 201 Sieliwanow Kondratij 105, 107-108 Sieliwanow Wasilij 311, 336 Siemionów Dmitrij (D. S.) 180, 333 Siemionów Leonid 305 Siemionow-Tienszański Piotr 246, 258 Sienkiewicz Henryk 327 Siergiejewski 176 Sierno-Sołowjewicz A. 198 Sierno-Sołowjewicz N. 198 Sierow Aleksandr 179, 264, 275 Sierow W 179 Siewiergin Wasilij 253 Skabiczewski Aleksandr 175, 183 Skobielew Michaił 13 Skoworoda Hryhorij 137 Skriabin Aleksandr 280, 282 Ślepców A. 198 Ślepców Wasilij 177-180 Sładkopiewcew 88-89 Słobodnik E. 329 Słobodnik Włodzimierz 329 Smirnowa (Rosset) Aleksandra 193 Smith Adam 143, 151 Sobolew 176 Sokołów A. 40 Sokołów Ilja 271 Sokołów Naftanaił 136 Sokołów Nikołaj 332 Sokołów Piotr 273 Sokołów Władimir Siergiejewicz zob. Ioann (Władimir Siergiejewicz Sokołów) Sołowjow Nikołaj 268, 275 Solowjow Siergiej 13, 47-48, 83, 127, 133, 226, 243, 259, 300 Sołowjow Władimir 72, 137, 154, 259 Sołżenicyn Aleksandr 330 Spasowicz Włodzimierz 231, 243 Spencer Herbert 144 Spieranski Michaił 47, 222 Spieranski Nikołaj 201 Spieszniow Nikołaj 197 Sriezniewski Iwan 50, 259 Stachowicz Michaił 270-271 Stalin Józef (właśc. Iosif Dżugaszwi-li) 259, 281 Stanisław August, kroi polski 107 Stankiewicz Nikołaj 115, 120, 126- -127, 130-132, 134, 154, 195, 331 Starodworski N. 41 Stasiulewicz Michaił 44, 231, 243 Stasow Władimir 197, 276 Steffens H. 118 Stein Ludwig 155 Stiekłow J. 333 Stiekłow Władimir 92 Stoletow Aleksandr 244, 249 Stoletow Nikołaj 244 Stołypin Piotr 42 Strachów Nikołaj 141-142, 154, 182 Strawiński Igor 280, 282 Strielnikow 41 Straganów Siergiej 134, 225-226, 228, 242-243 Strujski Dmitrij 266 Struve Ludwig 249 Struve Otto, prawnuk Wasilija 249 Struve Otto, syn Wasilija 249 Struve rodzina 249 Struve Wasilij 249 Studitski Aleksandr 119 Suchomlinow M. 50 Suchowo-Kobylin Aleksandr 300 Sudiejkin G. 41 Sungurow Nikołaj 225 Susłowa Apollinaria 185 Suworow Aleksandr 44 Suworow Aleksandr Wasiljewicz 12 Swiesznikow Nikołaj 176 Symeon Połocki (właśc. Samuel Pie- trowski-Sitnianowicz) 93 Syrokomla Władysław 30 Szachowskoj Aleksandr 264 Szaganow Wiaczesław 191 Szan-Girej Piotr 238 Szczapow Afanasij 81 Szczerbatow Michaił 156, 176 Szczukin Wasilij 335 Szełgunow Nikołaj 54, 189, 191 Szełgunowa Ludmiła Pietrowna 189- -190 Szenszyn A. 56 Szepielew L. 330 Szewczenko Taras 11, 13, 163, 197 Szewynew Stiepan 38, 72, 121, 133--134, 225, 243, 265 Szilling Paweł 239 Szkurinow P. 145 Szostakowicz Dmitrij 277, 282 Szpet Gustaw 331 Szuchów Władimir 245 Szuwałow Iwan 212 Szuwałow Piotr 19-20 Szwierubowicz W. 336 Szyłowski Konstantin 279 Szyrinski-Szachmatow Platon 226 Szyszków Aleksandr 37, 74, 78, 244 Taine Hippolyte Adolphe 144 Taniejew 264 Tatarinowa J., z domu Buksgewden 73, 104-105, 108 Tieniszew Wiaczesław 295,302-303,335 Tieriechowko Anatolij 201 Tietierka M. 41 Timaszew A. 20 Timiriazew Klimient 255 Timkowski K. 175 Timofiejewa 176 Titow Aleksiej 265 Titow Nikołaj 265, 269 Tiutczew Fiodor 17 Tołstoj Aleksiej 37, 185 Tołstoj Dmitrij Andriejewicz 18-21, 75-76, 207, 209, 216, 231-232, 235 Tołstoj Lew 27, 34, 72, 91, 106, 140, 154,195, 210, 253, 272, 280, 314-315 Tołstoj Sofia Andriejewna 185 Tomaszewski Boris 62, 192 Toporów 183 Toporów Władimir 324 Triefolew Leonid 30 Triepow Fiodor 40, 300 Trofimow Iwan 161 Trofimow, ojciec Wissariona Bielińskiego 88, 206 Tuczkow Aleksiej 186 Tuczkowa-Ogariewa Natalia 186,189 Turbin Władimir 293 Turgieniew Aleksandr 73, 114, 126 Turgieniew Iwan 44,91,114,126,138, 140,184,190,195-196, 263,274, 280--281, 291, 296, 301, 303, 316, 329 Tuwim Julian 329 mion 110 ow Aleksandr 41 Ułybyszew Aleksandr 157, 171, 266- -267 Umów Nikołaj 249 Uspienski Boris 26, 324, 337 ienski Gleb Iwanowicz 90 Nikołaj 90-91 bw Fiodor 226-227 Winogradowów rodzina 92 Witberg Aleksandr 130 Wjelgorski Matwiej 197, 266 Wodowozowa Jelizawieta 180-182 Wojejkow Aleksandr 259 Wolman Boris 270, 334 Wolter (Voltaire, właśc. Francois Marie Arouet) 73 Wołkońska Zinaida 193 WaskriesJenM 176 Tuwim Julian 329 Uklein Siemion 110 Uljanow Aleksandr 41 Ułybyszew Aleksandr 157, 171, 266--267 Umów Nikołaj 249 Uspienski Boris 26, 324, 337 Uspienski Gleb Iwanowicz 90 Uspienski Nikołaj 90-91 Ustriałow Fiodor 226-227 Uszinski Konstantin 333 Utin B. 243 Utin Nikołaj 198, 231 Uwarow Siergiej 10, 13, 47-49, 51, 133-134,166,168, 224-226, 228, 240, 242-243, 330 Vogt Karl 138 Vogt Richard 215 Volta Alessandro 239 Wachruszew W. 333 Walerian zob. Orłów Wasilij Aleksandrowicz (ojciec Walerian) Walicki Andrzej 326, 336 Wałujew Paweł 17-20 Warłamow Aleksandr 269 Wasiljew Iwan 271, 273-274 Wasniecow Wiktor 281 Wasyl III, wielki książę moskiewski 63 Watson E. 145 Ważyk Adam (pierwotnie Adam Wag-man) 329 Weber Carl Maria von 265 Werder K. 126 Wiaziemski Piotr 225 Wichriew J. 316, 336 Wieliczkowski Paisij, starzec 71-72 Wiellanski Daniło 116-118, 120, 122 Wienielin J. 50 Wieniewitinow Dmitrij 120-121, 124 Wiernadski Władimir 254 Wierstowski Aleksiej 265 Wiesiełowski Aleksandr 259 Wiesiełowski Konstantin 216, 240--241, 244 Winogradów Wasilij 92 Winogradowów rodzina 92 Witberg Aleksandr 130 Wjelgorski Matwiej 197, 266 Wodowozowa Jelizawieta 180-182 Wojejkow Aleksandr 259 Wolman Boris 270, 334 Wolter (Voltaire, właśc. Francois Marie Arouet) 73 Wołkońska Zinaida 193 Wołków 176 Woskriesienski 176 Wostokow Aleksandr 259 Wwiedienski Irinarch 196 Wyrubow Grigorij 146, 152, 216, 332 Wysocki M. 271 Wyszniegradski Nikołaj 234 Zacharin (Jakuszkin) Iwan 187, 238--239 Zacharin Aleksandr 170 Zagoskin Michaił 265 Zaiczniewski P. 198 Zajcew Warfołomiej 138-142, 149--152, 172, 332 Zakriewski Arsienij 10-11, 42, 168--169, 188 Zasulicz Wiera 40, 300 Zawadowski Piotr 205 Ziernow N. 336 Ziernow Stiepan Iwanowicz 308-309 Ziernowów rodzina 308 Zinin Nikołaj 249-250 Złatowratski Nikołaj 172 Zotow W. 174 Zubakin Boris 200 Żelabow Andriej 41 Żełwakow 41 Żeriebcow Nikołaj 166, 242 Żichariew M. 48 Żochow 39 Żukowski Julij 178, 332 Żukowski Wasilij 14, 21, 38-39, 193, 334 Żurawlew F. 197 Żygulin Anatolij 202 Żytomirska Sarra 165 Spis treści Słowo wstępne Krótki szkic historyczny 7 Rosyjski charakter 25 Ideologia oficjalna 47 Stany, tytuły, etykieta 53 Religia i duchowieństwo 63 Filozoficzne podstawy światopoglądu rosyjskich uczonych, publicystów, pisarzy 113 Rosyjskie utopie 155 Rosyjskie kółka 193 Edukacja. Placówki oświatowe 205 Nauka 237 Życie muzyczne 261 0 kulturze materialnej i o ludowej moralności 283 Praca i wypoczynek w życiu rosyjskim 307 Przejście do XX wieku 317 Posłowie 321 Przypisy 328 Literatura 337 Indeks osób 339