IWAN FRANKO O LITERATURZE POLSKIEJ BIBLIOTEKA STUDIÓW LITERACKICH POD RKDAKCJĄ HENRYKA MARKIEWICZA IWAN FRANKO O literaturze polskiej Wyboru dokonał i opracował MIKOŁAJ KUPLOWSKI Redaktor JADWIGA GRODZICKA i Copyright by Wydawnictwo Literackie, Kraków 1979 w Postać Iwana Franki w literaturze i kulturze ukraińskiej jest zjawiskiem niepowtarzalnym z uwagi na różnorodność jego zainteresowań, rozległą erudycję i bogatą spuścizną literacką, naukową, publicystyczną *. Przygotowywana obecnie przez Akademię 1 Iwan Franko urodził się 27 sierpnia 1856 roku we wsi Nahujewi-cze w powiecie drohobyckim, w rodzinie wiejskiego kowala. Ojciec Jakub pochodził z chłopów pańszczyźnianych, matka zaś Maria, z domu Kulczycka, z polskiej szlachty chodaczkowej zamieszkałej w Jasienicy Solnej. W roku 1862 ojciec oddał Iwasia do tzw. szkoły trywialnej w Jasienicy Solnej, następnie do niemieckiej szkoły normalnej w Droho-byczu prowadzonej przez zakon bazylianów, wreszcie do drohobyckie-go, polskiego gimnazjum. Jeszcze przed wstąpieniem do gimnazjum umarł mu ojciec, a w kilka lat później (1872) matka. Franko zostawszy sierotą korzystał z pomocy ojczyma i zarabiał na utrzymanie repe-tycjami. Już jako uczeń gimnazjum rozpoczyna swoją działalność pisarską (głównie przekłady arcydzieł literatury klasycznej) oraz fascynuje się twórczością ludową (zapisuje pieśni ludowe). Będąc uczniem ósmej klasy gimnazjalnej drukuje swoje utwory w studenckim czasopiśmie „Druh". W 1875 roku wstąpił na wydział filozoficzny uniwersytetu lwowskiego i znalazł się w środowisku intelektualnym ówczesnej młodzieży akademickiej. Pod wpływem rozwijającego się w Galicji ruchu radykalno-demokratycznego (wpływ M. Drahomanowa i polskich socjalistów) Franko staje się wyznawcą idei socjalistycznej, działaczem społecznym i politycznym, co było powodem jego trzykrotnego aresztowania (1877, 1880, 1889). Był m. in. współtwórcą ukraińskiej partii radykalnej i wydawał czasopisma „Naród" (dla inteligencji) i „Chliborob" (dla chłopów). W roku 1893 Franko został promowany na doktora fi- MIKOŁAJ KUPLOWSKI Nauk USRR w Kijowie edycja jego dzieł obejmuje pięćdziesiąt tomów, co stanowi miarę wkładu tego nieprzeciętnego twórcy do kultury ukraińskiej. Napisał ponad pięć tysięcy utworów literackich i artykułów publicystycznych, rozpraw i szkiców naukowych w języku ukraińskim, polskim, niemieckim i rosyjskim. Ta wielojęzyczna twórczość była wynikiem specyfiki środowiska galicyjskiego, przebywania w społeczeństwie zróżnicowanym pod względem narodowościowym — chęci uczestniczenia w kulturze zarówno ojczystej, jak i polskiej czy niemieckiej. Zdolności językowe zdradzał zresztą Franko już jako uczeń gimnazjum drohobyckiego, pisząc po polsku wierszowany utwór dramatyczny Jugurta, a po niemiecku wierszowaną scenkę dramatyczną Romulus i Remus. Imponująca bibliografia jego pism wywołuje jednak pewną refleksję. Większość bowiem artykułów, szkiców i felietonów, drukowanych w periodykach i dziennikach, w znacznym stopniu dziś zapomnianych, pisana była nie z wewnętrznej potrzeby twórczej, lecz dla celów zarobkowych, co musiało częstokroć szkodzić urzeczywistnianiu jego zamierzeń artystycznych. Sam Franko jak gdyby nie dostrzegał tego. Przeciwnie, w przemówieniu podczas jubileuszu 25-lecia swej pracy pisarskiej w roku 1898 porównał siebie do piekarza piekącego chleb dla codziennych konsumentów i do murarza kładącego nie tylko płyty granitowe w murze, lecz cementującego niekiedy i drobne kamyki. „Zarzucano mi — mówił podczas jubileuszu — brak ześrodkowania wysiłków w mojej działalności, przeskakiwanie od jednego zajęcia do drugiego. Ale wypływało to z mego życzenia — być człowiekiem, człowiekiem oświeconym, nie pozostawać w tyle wobec żadnego problemu stanowiącego część życia ludzkiego" 2. Mimo rozdrabniania swych sił twórczych Franko jako pisarz łozofii w uniwersytecie wiedeńskim u Vatroslava Jagicia, zaś w 1895 r. wygłosił wykład habilitacyjny w uniwersytecie lwowskim. Na skutek jednak knowań rodzimych nacjonalistów oraz z powodu „przeszłości politycznej" (aresztowania) jego kandydatura na stanowisko prywatnego docenta upadła. Ostatnie lata życia Franki były nieprzerwanym pasmem cierpień. Już po powrocie ze studiów w Wiedniu zaatakował go paraliż postępowy, który doprowadził w końcu pisarza do utraty władzy w rękach, bezwładu nóg i zaburzeń psychicznych. Zmarł 28 maja 1916 roku we Lwowie i pochowany został na cmentarzu Łyczakowskim. 2 M. Wozniak, Z żyttia i tworczosti Iwana Franka, Kijów 1955, s. 29. Jeżeli nie podano inaczej, tłumaczenia cytatów pochodzą od autora Wstępu. " WSTĘP tworzy epokę w historii literatury ukraińskiej, jego wpływ zaznaczył się na całym procesie literackim Ukrainy końca XIX i początku XX wieku, a pisarze tego okresu P. Hrabowski, W. Samijłen-ko, Łesia Ukrainka, W. Stefanyk, Łeś Martowycz, Marko Czerem-szyna, O. Kobylańska, M. Kociubyński tworzyli będąc w kręgu ideowego i artystycznego oddziaływania Franki. Eliza Orzeszkowa, inicjując korespondencję z nim w roku 1886 i snując refleksje na temat przeczytanych utworów literatury ukraińskiej, trafnie upatrywała we France pisarza powołanego do pogłębienia i rozszerzenia elementów filozoficznych i psychologicznych tej literatury. Im więcej czytam — pisała w liście do Franki — tym mocniej czuję dziwną słodycz i poezję tej literatury [ukraińskiej, MK], Czysta ona jak kryształ, ciepła jak wieczór letni, niespodziewanie oryginalna, do żadnej innej znanej mi niepodobna. Brakuje jej może nieco szerokich przestrzeni myślowych i na jej harfie nie znalazłam jeszcze wszystkich strun ludzkiego uczucia. Otóż czy wiecie, co mi się zdaje? Zdaje mi się, że Wy właśnie, Szanowny Panie, przeznaczeni jesteście do wlania w nią większej sumy filozoficznego pierwiastka, niż go dotąd posiada, i do rozszerzenia jej psychologicznych zakresów. Wnoszę o tym z dwu powieści Waszych: Boa constrictor i Na dni, które odznaczają się bardzo filozoficzną i głęboką myślą, i z Waszego Zachara Berkuta, w którym skala uczuć i namiętności ludzkich jest szerszą, a szczególnie rói-nolitszą niż w innych znanych mi powieściach ukraińskich...8 Na dorobek pisarski Iwana Franki składają się różnorodne gatunki twórczości poetyckiej — liryka obywatelska i intymna, poematy, satyra, przekłady poetyckie literatur obcych na język ukraiński i literatury ukraińskiej na języki obce, dziesięć powieści i około stu nowel, siedem dramatów, studia naukowe ogłaszane w różnych językach europejskich, wydania tekstów literatury sta-roruskiej i twórczości poetyckiej ludu ukraińskiego, wreszcie setki artykułów krytycznoliterackich i recenzji oraz tysiące artykułów publicystycznych, obejmujących najszerszy wachlarz zagadnień społecznych, politycznych, ekonomicznych i ogólnokulturalnych współczesnego mu okresu. Poważną część swoich prac i artykułów (nie wyłączając oryginalnej twórczości literackiej) Franko pisał i drukował po polsku. Wystarczy w tym miejscu wspomnieć tylko o „Prawdzie" Swięto- 8 E. Orzeszkowa, Listy, t. II, cz. II, Do literatów i ludzi nauki, Warszawa—Grodno 1938, s. 264. 8 MIKOŁAJ KUPLOWSKI chowskiego, „Głosie", „Przeglądzie Tygodniowym", „Ateneum", „Ruchu", petersburskim „Kraju" oraz polskich czasopismach naukowych z końca XIX i początku XX wieku, jak np. „Kwartalnik Historyczny", „Wisła", „Lud", organy Akademii Umiejętności w Krakowie, w których raz po raz natknąć się można na jego po polsku pisane prace i utwory. Talent poetycki Franki przejawił się już w zbiorku Ze szczytów i nizin (1887), ale dopiero w latach dziewięćdziesiątych po ogłoszeniu kolejnych zbiorków poetyckich (Zwiędłe liście 1896, Mój Szmaragd 1897) staje się on najwybitniejszym poetą ukraińskim, który odrywając się od epigonów Szewczenki, kanonizujących stworzone przezeń formy poetyckie, wybiera własną drogę. Jego wiersze charakteryzują się bogactwem tematów (tematyka rewolucyjna, motywy dramatu osobistego, wiersze w stylu starych przypowieści i legend ruskich, motywy biblijne, średniowieczne itp.) oraz nie znaną dotychczas w literaturze ukraińskiej różnorodnością form. Wprowadził bowiem do niej najbardziej wyszukane formy wiersza — stancę, sonety, oktawy, tercyny, stworzył wzorce wysokiej rytmicznej doskonałości wiersza, od lekkich ludowo-poetyc-kich rytmów począwszy, na wierszu wolnym skończywszy, Będąc pod urokiem poezji Szewczenki i Heinego, przyswoił poezji ukraińskiej gatunek bojowego, publicystyczno-satyrycznego pamfletu, rozwinął również takie formy poetyckie, jak poemat dramatyczny, kuplet satyryczny, obrazek poetycki. Najwybitniejszym utworem, który dojrzewał w wyobraźni poety prawie przez dwa dziesięciolecia, jest poemat Mojżesz (1905), napisany pod bezpośrednim wpływem pobytu we Włoszech oraz pod wrażeniem narastających wydarzeń rewolucyjnych w Rosji. Poemat posiada zabarwienie autobiograficzne, nawiązuje do ówczesnej dramatycznej sytuacji poety, wywołanej jego izolacją od życia społeczno-politycznego tak w środowisku ukraińskim, jak i polskim. Ten bolesny dla niego rozbrat nastąpił w roku 1897 po ukazaniu się w „Bibliotece Mrówki" Obrazków galicyjskich i przedmowy, w której poeta rzucił w twarz inteligencji ukraińskiej słowa: „nie kocham Rusinów", oraz po ogłoszeniu w „Die Zeit" pamfletu przeciw Mickiewiczowi, Poeta zdrady. Artystyczna wartość Mojżesza polega na doskonałym rysunku postaci poematu, szczególnie zaś silnej postaci Mojżesza jako człowieka, proroka i wodza, prowadzącego przez czterdzieści lat swój naród do ziemi obiecanej. Sięganie po motywy biblijne i starożytne, rozszerzanie i wzbogacanie poezji rodzimej o tematykę ogólnoludzką skomentował poeta następująco: ,.,_,„„„,„.,...,_„,.,,,— WSTĘP 9 Być może spotka mnie zarzut, że na skrzydłach fantazji bujam po dalekich krajach i czasach, a nie opiewam bliskiego, współczesnego mi życia. Przyznaję się do winy! Ale cóż mogę począć? Jak umiem, tak śpiewam. Myślę zresztą, że sedno sprawy nie w tym, z jakiej beczki bierze poeta napój dla swego narodu, lecz w tym, jaki napój podaje, czy czyste, wzmacniające wino, czy usypiający narkotyk. Narkotykami nie karczmarze! 4 Talent Franki-prozaika rozwinął się przede wszystkim w zakresie małych form epickich (obrazek, nowela, opowiadanie) i pod tym względem pisarz wywarł znaczny wpływ na rozwój młodej prozy ukraińskiej. W jego powieściach natomiast, pisanych w pośpiechu i z odcinka na odcinek, dominuje zwykle nie przetworzona artystycznie tendencja autorska. Powoduje ona częste zwroty ku bezpośrednim publicystycznym wypowiedziom, prowadzi do przerysowywania postaci, naruszania ich psychologicznego prawdopodobieństwa, odejścia od prawdziwego rysunku obyczajów i realiów życia codziennego. W porównaniu z wierszami czy poematami, które Franko troskliwie szlifował, jego dbałość o formę utworów prozaicznych była wyraźnie niedostateczna. Sam Franko wyznał w liście do Orzeszkowej z dnia 13 kwietnia 1886 r., że praca idzie mu powoli, a pisanie szybko męczy. Ilustracją tego wyznania są nie dokończone powieści Borysław się śmieje i iVe spytawszy brodu, Andruś Basarab, Iwaś Nowitnyj itp. Znając doskonale życie wsi ukraińskiej i robotników galicyjskich oraz obracając się w sferach ukraińskiej i polskiej inteligencji, dążył pisarz do, stworzenia artystycznego obrazu zamierzeń, pragnień i drogi rozwojowej tych kręgów społecznych. Kryterium tnpiŁtyczne, najbardziej przydatne przy charakterystyce prozy Frankowskiej, pozwala na wyodrębnienie w niej problematyki ruchów chłopskich i zniesienia pańszczyzny, proletaryzacji małorolnych włościan, pasożytniczego trybu życia kapitalistów, lichwiarzy, ziemian, procesu edukacji wiejskich dzieci, udziału inteligencji w r»' felieton czy nawet pamflet. Ale każda rec zawierała osobisty punkt widzenia Franki, co z uwaga na jegQ autorytet miało poważne znaczenie zarówno dla pisarza, jąk { telnika) chociaż poglądy krytyka nie zawsze były popąrte zerpująca argumentacją. Już na początku naszego wieku dojrzały Frank,0) dysponujący wyrobionymi kryteriami wartośc^^ dzieła irackiego, tworzy szereg portretów irackich poświęconych wybitnym pisarzom ukraińskim, jak np. M. Sta*^ NecZuj-Łewycki, W. Sa-mijłenko, I. Huszałewyez, Łesisi t^rainka oraz europejskim, jak M. Konopmcka, K. Havlicek-B^o A Daudet M_ Gorki, D. von Liliencron, C. Meyer, G. *iau ^ G Brandes. Spośród pisarzy rosyjskich pr*. uw M. Sałty. kow-Szczedrm, I. Turgieniew, A Ostrowski, L. Tołstoj, A. Hercen, A. Pleszczejew, G. Uspienski, S. Rrawczynski-Stiepniak, którym poświęca swoje prace. Większość z nich ^^ isana po polsku i zamieszczona w czasopismach pOiskjcri Spośród literatur słowiańskich bligka mu b . równiez literatura czeska, o czym świadczą je%0 prace krytyczne: j. Vrchlicky, jego życie i twórczość, „Bar K^hba„. j Machar Magdalena"; Odrodzenie Rusi południowej o Jan KoUar QV&Z inne Systematycznie występuje Frą^ również z krytycznymi roz-prawami o literaturze zachodnio* .^j oc2ynając od Dan- tego, Szekspira, Schillera, Goeth^gO; ^yrona w Hugo> a kończąc na współczesnych mu pisarzach, ze ^ uwzględnieniem twórczości Zoli. Franko dokonał: olbrzymiej pr^ oświatowej odkrywając przed czytelnikiem ukraińskim swoimi przekładami • pracami krytycz-noliterackimi twórczość najwięka^ h isarz europejskich. Trudno przecenić zasługi Franki np. v 2akresie przyswojenia i spopularyzowania dramaturgu Szekspi* kt6remu poświęcił szereg artykułów, analizując w nich prohlem realizmu artystyczne osobliwości jego dramaturgii, dokonumc dtQ przekładów dramatów Szekspirowskich na język ukraiński Franko był również wybitny^ Uczo m filoiogieiii (doktoryzował się w roku 1893 w umwer-^^ wiedenskim u Vatroslava Jagicia na podstawie pracy Ub^r BarUam und Josafat und die WSTĘP 31 Einhornparabelle, w roku 1895 odbył wykład habilitacyjny o Najemnicy Szewczenki w uniwersytecie lwowskim), ale jego kandydatura na docenta literatury ukraińskiej i folkloru nie została zatwierdzona. Twórczość naukową rozpoczął jako badacz folkloru ukraińskiego i polskiego, publikując szereg prac m. in. w periodykach polskich: w X tomie „Zbioru Wiadomości Komisji Antropologicznej Akademii Umiejętności" (1886) ogłosił pracę pt. Obrzędy i pieśni weselne ludu ruskiego w Lolinie powiatu stryjskiego, w „Ludzie" (1895) wydrukował artykuł Najnowsze prądy w ludoznaw-stwie, zaś w „Wiśle" Jana Karłowicza pojawiły się takie rozprawy, jak Szczątki pierwotnego światopoglądu w ruskich i polskich zagadkach ludowych, „Psia krew" i „psia wiara", Wojna żydowska, Bajka Węgierska Wacława Potockiego i „psia krew", Jeszcze „Wojna żydowska", Przyczynki do badań o Mahomecie u Słowian. Swoją współpracę z „Głosem" zainicjował również dwiema roz-prawkami o charakterze etnograficznym: Dwory i chaty w Galicji (1886) oraz Gmina i „zadruga" wśród ruskiego ludu w Galicji i na Bukowinie (1887). Do najcenniejszych jednak prac Franki z zakresu folklorystyki zaliczyć należy opracowane przez niego i zebrane w trzech opasłych tomach Galicyjsko-ruskie przypowieści ludowe (Halyćko-ruśki narodni prypowidky, 1901—1910) oraz pię-ciotomowy zbiór apokryfów i legend (Apokryfy i lehendy z ukra-inśkych rukopysiw) zaczerpnięty z rękopisów ukraińskich XV— XVIII wieku, zawierający niezwykle cenne, nigdzie dotąd nie drukowane teksty (1896—1907). Poszczególnym tekstom i motywom zawartym w literaturze apokryficznej poświęca Franko szczegółowe rozprawy m. in. o legendach Pateryku Kijowsko-Pieczerskie-go, o Biblii ostrogskiej, o soborze brzeskim, pisze monografię Iwan Wyszeński i jego dzieła, która wywołała szeroki oddźwięk wśród uczonych tej miary co Jagić, Briickner, Kalina, Żytecki, Krymski. Wypowiedzi Franki o literaturze polskiej nie posiadały charakteru przypadkowego. Był to głos nie postronnego obserwatora, lecz człowieka wychowanego i ukształtowanego w znacznym stopniu przez kulturę polską, wpisanego w nurt ówczesnego życia społecznego, politycznego i kulturalnego narodu polskiego. Powyższe względy jak i fakt opanowania wiedzy o literaturze polskiej, śledzenie jej rozwoju i porównywanie ze zdobyczami literatury ojczystej oraz innych narodów słowiańskich, przekłady z literatury 32 MIKOŁAJ KUPLOWSKI WSTĘP 33 polskiej, dawały France prawo do zabierania głosu na jej temat jako człowiekowi kompetentnemu. Wypowiedzi krytyka literatury polskiej, często ambiwalentne, niekiedy kontrowersyjne, były — jak sądzić należy —( uwarunkowane nie tylko amplitudą zdarzeń społeczno-politycznych w Galicji, narastaniem wględnie spadkiem swarów partyjno-narodowoś-ciowych między Polakami i Ukraińcami, lecz również i tym, do kogo były adresowane. Daje się zauważyć pewna prawidłowość: artykuły pisane po ukraińsku lub po niemiecku cechuje często ostry ton, dezynwoltura, zacięcie polemiczne, ironia, podczas gdy prace pisane po polsku są bardziej wyważone, ostrożne, nieraz pełne zachwytu dla analizowanego przez Frankę utworu literackiego. Franko zdawał sobie sprawę, żyjąc w galicyjskim tyglu narodowościowym, z różnej percepcji jego publicystyki krytycznoliterackiej przez czytelnika polskiego i ukraińskiego, dlatego uwzględniał sposób myślenia, założenia ideowe swoich czytelników. Nie bez znaczenia była również dążność do popularności zdobywanej zwykle przez docieranie do gustów czytelniczych, a w dalszej konsekwencji do wywierania wpływu na opinię środowiskową, co stanowiło jeden ?, celów Franki jako działacza społecznego, pisarza i krytyka. i Wydawać by się mogło, że pamflet przeciwko Mickiewiczowi (Poeta zdrady) napisany pod wpływem gniewu i oburzenia Franki wywołanego machinacjami wyborczymi szlacheckich wodzirejów politycznych usunie wszelkie bariery nieporozumień partyjnych w środowisku ukraińskim, a samemu autorowi zostaną wybaczone „ciągoty socjalistyczne", tymczasem Franko w tym samym roku (1897) we wstępie do Obrazków galicyjskich rzucił w twarz ukraińskiej inteligencji nacjonalistycznej „nie kocham Rusinów", skazując się na zarzuty, obelgi, szyderstwa ze strony narodowców oraz separację od udziału w życiu społecznym również swego narodu. Nie oznacza to oczywiście, iż nie można w ogóle znaleźć pozytywnych wypowiedzi Franki w jego artykułach pisanych po ukraińsku i adresowanych do czytelnika ukraińskiego. Wystarczy wspomnieć o jego stanowisku w sprawie przeniesienia prochów Mickiewicza na Wawel i wezwaniu ukraińskich stowarzyszeń akademickich do wzięcia udziału w pogrzebie, gdyż „przyczynienie się do uświetnienia uroczystości wielkiego poety polskiego, słowiańskiego i ogólnoludzkiego, z którego Polacy mogą być naprawdę dumni", należy poczytać sobie za honor. Kiedy organ „moska-lofilski" („Czerwona Ruś"), podobnie zresztą jak i organ naro- dowców („Diło"), zarzucił France, iż tylko on jeden spośród Ukraińców, w dodatku nieproszony, wysłał na pogrzeb delegację z cierniowym wieńcem opatrzonym w napis „Wielkiemu poecie i miłośnikowi ludu", Franko z właściwym sobie temperamentem, bez sekciarskiej ciasnoty, nazwał rzecz po imieniu: Mówiąc w ogóle o pogrzebie Mickiewicza należy zauważyć, że Ru-sini starszych partii [tj. narodowcy i moskalofile, w odróżnieniu od młodej partii radykalnej kierowanej przez Pawłyka i Frankę] zaprezentowali się jako ludzie słabego charakteru lub jako zaciekli wrogowie, a co najmniej jako niewychowani, ponieważ nawet polscy szlachcice brali udział w uroczystościach ku czci Szewczenki, swego nieprzejednanego wroga, czego Rusini o Mickiewiczu w żaden sposób powiedzieć nie mogą. Jest to tym większy nietakt, że utwory Mickiewicza posiadały niemały wpływ na rusko-ukraińskich pisarzy, nie wyłączając samego Szewczenki i Markijana Szaszkewycza 35. Zamieszczając po latach w „Dile" swój przekład Mickiewiczowskiej Reduty Ordona, Franko zaliczył ją do utworów skupiających w sobie tyle potężnego uczucia, natchnienia poetyckiego, przenikliwej obserwacji i wysokoartystycznej wymowy, że trudno byłoby znaleźć podobne walory poetyckie nawet u największych poetów o światowej sławie 88. Zjawiska i wydarzenia społeczno-polityczne, w których Franko brał aktywny i bezpośredni udział, posiadały niewątpliwy wpływ na publicystykę krytycznoliteracką. Ale w decydującym stopniu oddziaływał tu temperament artysty, zmienność nastrojów, krań-cowość i apodyktyczność sądów nie zawsze posiadających właściwe uzasadnienie (co powodowało z kolei rewizję tych sądów), nasilająca się w latach 90-tych XIX w. choroba, która zakończyła się paraliżem postępowym. Świadomość rozwijającej się nieuleczalnej choroby, rozstrój nerwowy, skromne warunki życia i ustawiczna pogoń za groszem, krach marzeń społecznych, niepowodzenia i rozgoryczenia życiowe — wszystko to łączy się w splot przyczyn decydujących o skrajnościach i sprzecznościach w jego poglądach. Dotyczy to zresztą nie tylko wypowiedzi o literaturze 35 „Naród" 1890, nr 16. 36 „Diło" 1907, nr 255. 3 — O literaturze polskiej 34 MIKOŁAJ KUPLOWSKI polskiej. W latach bowiem 90-tych prowadząc całą batalię publicystyczną z prądami modernistycznymi, wydaje swój tomik poezji Zwiędłe liście (1896), który nie odbiega od konwencji artystycznych modernizmu. Frankę nazwano nawet dekadentem. Jego wypowiedzi o literaturze polskiej, pisane po polsku, przepojone są często atmosferą patriotyczną, łagodnym, miękkim tonem. Miały one charakter recenzencki, informujący społeczeństwo polskie o wydarzeniach życia kulturalnego (artykuł o wpływie Mickiewicza na rozwój literatury ukraińskiej, recenzje wydanych dzieł Mickiewicza i Słowackiego, przypomnienie rocznicy nocy belwederskiej i udziału w niej S. Goszczyńskiego itp.), jakkolwiek i w tych popularnie napisanych artykułach znajdujemy głębsze refleksje autora poświęcone różnym zagadnieniom literackim. Przeprowadza on m. in. celną polemikę ze znaną oceną Sonetów krymskich Kajetana Koźmiana, podkreśla walory naukowe monografii A. Małeckiego o Słowackim, ubolewa nad tym, iż nie powstało dotychczas towarzystwo, które by zajmowało się studiowaniem i rozpowszechnianiem dzieł Słowackiego (na wzór Towarzystwa im. A. Mickiewicza), postuluje wydanie dzieł S. Goszczyńskiego, wypowiada interesujące uwagi o mickiewiczowskich tek- stologach itp. Krańcowo inną, nieprzyjazną atmosferą przepojony jest natomiast pamflet Poeta zdrady wymierzony przeciw Mickiewiczowi, ogłoszony w wiedeńskim tygodniku „Die Zeit". Jest to najostrzejsze, a jednocześnie pozbawione przekonywającej argumentacji naukowej wystąpienie Franki nie tylko dlatego, że analizowanie przezeń motywu zdrady w twórczości Mickiewicza było w dużym stopniu naciągnięte przez utożsamianie pojęcia zdrady z innymi nieprzyjaznymi uczuciami, ale głównie dlatego, że wyciągnięte stąd wnioski były niedorzeczne; autor artykułu bowiem ubolewa nad losem narodu, który takiego poetę bez zastrzeżeń uważa za swego największego bohatera narodowego i wieszcza i coraz to nowe pokolenia karmi zatrutymi płodami jego ducha. Ideologia zdrady zdaniem Franki miała rzucać cień na postawę moralną i wartość wychowawczą poezji Mickiewicza. Taki pogląd był z gruntu fałszywy, na dodatek zabrzmiała w nim — obca dotychczas France — nuta nacjonalizmu. Pamflet ten eksplodował w wyniku ostrej polemiki przedwyborczej, krwawych zajść w czasie wyborów do parlamentu, krachu społecznych marzeń Franki o zjednoczeniu ruchu ludowego pol- WSTĘP 35 skiego i ukraińskiego, nie mówiąc już o nasilającej się chorobie i niepowodzeniach osobistych (intryga wokół habilitacji, machinacje wyborcze przeciw kandydaturze na posła, w wyniku których Franko przepadł w wyborach itp.). Powstaje jednak pytanie, dlaczego gniew Franki Skierowany został przeciw Mickiewiczowi, co wywołało powszechne oburzenie w ówczesnej prasie polskiej, szczególnie galicyjskiej. Niestosowność tego chwytu wytknął mu Jan Baudouin de Courtenay w liście z dnia 11 lutego 1898 roku: Ujadanie na Pana nie tylko zwykłych pismaków, ale nawet ludzi poważniejszych oburzyło mnie w wysokim stopniu, gdyż było dowodem nietolerancji i owładnięcia umysłów przez ślepy szowinizm [...]. Ale Pańska charakterystyka twórczości poetyckiej Mickiewicza wydała się i mnie wysoce niesprawiedliwa, jako zastosowanie przysłowia: „Ślusarz zawinił, a kowala powieszono". Zawinili Badeni i szlachta galicyjska, a za to Mickiewicz dostał od Pana cięgi. Z typowego romantyka, lubującego się w fantastycznych okropnościach, zrobił Pan chronicznego i typowego „zdrajcę" czy tam „poetę zdrady". Pojmuję zupełnie Pańskie rozgoryczenie... ale trochę zimnej krwi i obiektywnego traktowania wcale by nie zaszkodziło. Zwłaszcza Bogu ducha winnegO! Mickiewicza można było oszczędzić 37. Radziecki badacz H. D. Werwes sugeruje, iż na to wszystko, co działo się podczas wyborów, należało odpowiedzieć energicznie, odpowiedzieć tak, by na tym skoncentrowała się uwaga całego społeczeństwa polskiego. Można było tego dokonać za pomocą ostrego artykułu polemicznego lub pamf letu 38. • Werwes przytacza wyznanie Franki zawarte w nie opublikowanym artykule Die polnische Polemik (znajdującym się w archiwum w Kijowie), gdzie autor pamf letu wyraża zadowolenie, że osmarował szlachtę galicyjską bezlitośnie, dotknął bardzo wrażliwego miejsca, tak że „bestia szlachecka stanęła dęba i zaryczała dziwnym głosem". Jeśli taka była intencja Franki, to istotnie jego pamflet < dotkliwie i celnie trafił w najczulszą strunę społeczeństwa polskiego — został ogłoszony w chwili, gdy cały naród z patriotycznym uniesieniem przygotowywał się do obchodów setnej rocznicy urodzin wieszcza i składał ofiary na budowę pomnika w Warszawie. Ale Franko szybko uświadomił sobie swój błąd. Świadczy 37 Archiwum Iwana Franki, nr 1626 AN USRR, Kijów. 38 H. D. Werwes, Adam Mickiewicz w ukrainśkij literaturi, Kijów 1955, s. 180—181. 36 MIKOŁAJ KUPLOWSKI 0 tym jego odpowiedź na polemikę Henryka Monata zatytułowana Meine Fdlschungen^, zawierająca pojednawcze tłumaczenie się 1 usprawiedliwianie, precyzowanie swoich opinii wyrażonych w Poecie zdrady. Również w Polnische Polemik, niezależnie od wyjawienia motywów napisania pamfletu oraz zamierzonego celu i jego skutków, Franko wyznaje, że nie miał na myśli charakteru Mickiewicza, nie nadużywał jego koncepcji poetyckich dla charakterystyki całego narodu, a swój artykuł napisał nie z nienawiści do Polaków. Zawęża krąg utworów o wątpliwych walorach wychowawczych do Konrada Wallenroda, Dziadów oraz wiersza Do matki Polki Fakt, że w kilka lat później Franko po raz pierwszy dokonał przekładu fragmentów Dziadów i wiersza Do matki Polki na język ukraiński, świadczy o zrewidowaniu owego stosunku do tez zawartych w Poecie zdrady. Jednoznaczną wymowę posiada również odpowiedź Franki z drugiej połowy lutego 1898 roku na list Baudouina de Courte-nay: Co się tyczy sprawy z Mickiewiczem, to godzę się zupełnie z poglądami Sz. Pana, że należałoby tę sprawę wyjaśnić nieco bliżej [...] Sam jeszcze w pierwszym miesiącu po wydrukowaniu mego artykułu w „Zeit" chciałem to uczynić i napisałem artykuł Polnische Polemik, gdzie na dwóch ostatnich stronach rękopisu rekapitulowałem myśl przewodnią mego pierwszego artykułu. Artykuł ten posłałem był do redakcji „Zeit", ta jednak z przyczyn dla mnie niezupełnie jasnych („żeby nie rozmazywać sprawy") wydrukować go nie chciała i zwróciła mi rękopis. Przysyłam go Sz. Panu wraz z listem obecnym [...] Mogłem to wszystko opublikować już dawno, ale przyznam się, po takiej polemice, jakiej doznałem ze strony polskiej, pióro wypada mi z ręki. Wolałem znosić obelgi, niż tłumaczyć się przed takimi sędziami. Obecnie składam te swoje wyjaśnienia w ręce Sz. Pana i niech Sz. Pan zrobi z tym, co uważa za stosowne, lub też poradzi mi, co bym sam miał zrobić40. U schyłku życia, w miarę narastania choroby, Franko odczuł potrzebę dokonania rachunku sumienia w tej bolesnej sprawie. Zarówno przekładami z Mickiewicza, jak i wydaniem własnym nakładem poematu Wielka utrata (1914), którego autorstwo pomyłkowo przypisywał Mickiewiczowi, pragnął naprawić swój nieopatrzny krok i oczyścić dręczące go sumienie. Wprawdzie koncepcja Franki, jakoby Wielka utrata miała stanowić V część Dziadów, 39 I. Franko, Meine Falschungen, „Die Zeit" 1897, nr 139. « Archiwum Iwana Franki, nr 1626 AN USRR, Kijów. WSTĘP 37 wywołała wśród krytyki 'polskiej (nie wyłączając Władysława Mic-. kiewicza, któremu Franko przesłał ten utwór) oburzenie i drwiny, niemniej podkreślano powszechnie dobrą wiarę Franki, jego kult dla Mickiewicza oraz zasługi w zakresie przekładów ea język ukraiński41. W literaturze polskiej fascynował go problem nobilitacji bohatera ludowego, dlatego swoje najbardziej interesujące rozprawy poświęcił Placówce B. Prusa, liryce M. Konopnickiej oraz poe1-matom J. Kasprowicza. Zagadnienie b'ędące przedmiotem jego rozważań znał doskonale z autopsji, zajmował się nim także we własnych utworach, których bohaterami byli chłopi lub proletariusze wywodzący się bezpośrednio z warstwy chłopskiej. Sprawiło to, że Franko spojrzał na szereg zagadnień poruszonych w Placówce przez pryzmat własnych doświadczeń, że zobaczył je w innym aspekcie. Franko wyraża wątpliwość, czy Prus dla artystycznej plastyki i jednolitości postaci nie poświęcił psychologicznych i społecznych walorów swego utworu, czy typy, grupy i stosunki przedstawione w Placówce mogą stanowić podstawę dla sądów o polskim ludzie i społeczeństwie. Wątpliwości Franki zabrzmiały dysonansem na tle ówczesnej krytyki polskiej, lecz nie były pozbawione logicznych przesłanek. Tym nowym aspektem była polemika z bohaterem Placówki, Ślimakiem (a tym samym i z autorem), oskarżającym Niemców o wszystkie nieszczęścia, które go spotkały. Ustęp ten uważa za bardzo piękny, ale oskarżenia Niemców według Franki zostały podyktowane raczej „patriotyzmem chwili niż prawdą artystyczną". I jakkolwiek współczesna France krytyka polska nie solidaryzowała się z jego zarzutami, opinie dzisiejszych badaczy są zbieżne z zastrzeżeniami Franki. Krytyk literacki zachwyca się postacią Jagny Ślimakowej, u której z punktu widzenia charakterystyki artystycznej nie widzi żadnych niedociągnięć czy mankamentów. Żałuje tylko, że autor nie napomknął nawet o genezie podobnego typu. , Trafne zastrzeżenie wysuwa Franko również w odniesieniu do Maćka Owczarza będącego jego zdaniem najbardziej oryginalną, a jednocześnie najmniej realną postacią w utworze. Dobroduszność Maćka, jego pokora i poświęcenie dla gospodarza dochodzi do granic nieprawdopodobieństwa. Prus, zdaniem Franki, nie dostrzegł 41 Zob. recenzje Wielkiej utraty m. in. J. Kallenbacha w „Pamiętniku Literackim" 1914, z. 1, s. 931—94, Władysława Mickiewicza oraz Jerzego Kollera w „Książce" 1914, nr 1 i 2, s, 57—60. 38 MIKOŁAJ KUPLOWSKI w duszy Maćka ani krzty tej zazdrości, złośliwości i rozgoryczenia, jakie zwykle ukryte są na dnie duszy ludzi skrzywdzonych przez los — kalek i nędzarzy. Jego wypowiedzi o poezji Konopnickiej ewoluowały od ostrzeżeń przed „prawdziwą trucizną", „nadętym, retorycznym, nienaturalnym, a przy tym bardzo dźwięcznym stylem, stanowiącym prawdziwą pokusę dla każdego początkującego poety" 42, do stwierdzenia, że po śmierci Asnyka jest ona największą poetką polską, a obok Elizy Orzeszkowej, najbardziej utalentowaną kobietą nie tylko w literaturze polskiej, lecz ogólnosłowiańskiej. Iwan Franko w swych sądach często zestawia obok siebie Konopnicką i Kasprowicza, by w okresie początkowym, poprzez skontrastowanie ich twórczości, gloryfikować Kasprowicza, upatrując w nim piewcę ludu polskiego, zaś w okresie późniejszym, po porzuceniu przez niego „chłopskiego zagonu", zachwycać się z kolei liryką Konopnickiej, znajdując w jej jednym małym wierszu więcej uczucia niż w całej poezji Kasprowicza. Powtarzające się początkowo zarzuty dotyczyły niedostatecznej znajomości wsi przez Konopnicką, jej wychowania z dala od chaty wieśniaczej, obserwowania życia ludu z okna dworu szlacheckiego, co nie znajdowało potwierdzenia w opinii krytyki polskiej. Postulat znajomości realiów życia ludu w rozumieniu Franki miał przecież znaczenie drugorzędne wobec literackich utworów Konopnickiej, w których z paru ludzkich wzorów w wyobraźni poetki powstawał stop jednego bohatera, z paru autentycznych faktów — jeden nowy, syntetyczny fakt o potężnym ładunku uczuciowym. Ponadto Konopnicką długo poznawała życie wiejskie w „nieodświętnym biegu", zaś „modrzewiowe dworki i czworaki folwarczne nie były dla niej egzotyczną tajemnicą ani zagadką — myśli ich mieszkańców" 43. Dwudziestopięciolecie twórczości poetyckiej Konopnickiej skłoniło krytyka ukraińskiego do podsumowania jej dorobku na lamach wiedeńskiego czasopisma „Die Zeit", by zwrócić uwagę na jej wielkość i,znaczenie również czytelników dość pokaźnej wówczas niemieckiej strefy językowej. Nie można wykluczyć hipotezy, że było to uwarunkowane również wyrzutami sumienia oraz ekspiacją z powodu zamieszczenia w tymże czasopiśmie przed pięciu laty pamfletu wymierzonego przeciw Mickiewiczowi — „poecie zdrady". 42 I. Hłyński, Wełykyj Kameniar i Maria Konopnicką, „Wśeswit" 1966, nr 5. 4a A. Brodzka, Maria Konopnicką, Warszawa 1975, s. 37, WSTĘP 39 Wielki talent Konopnickiej upatruje Franko w jej wyobraźni twórczej, wrażliwości kobiecej, znakomitej formie poetyckiej, szerokim zasięgu słowa, ale nade wszystko ceni wartości ideowe jej utworów nazywając ją „poetką chłopską", gdyż chłop i żywiąca go ziemia stają się ośrodkiem, który koncentruje w sobie wszystkie jej uczucia i obrazy poetyckie. Na uwagę zasługuje również jego trafna ocena nie dokończonego wówczas poematu Pan Balcer w Brazylii, który krytyka polska przyjęła początkowo jako pierwszą w literaturze światowej epopeję ludową, a A. Briickner, W. Feldman oraz inni upatrywali w tym poemacie opus magnum poezji nowoczesnej. Franko natomiast w ocenie poematu zachował wstrzemięźliwość, wyrażając swe zastrzeżenia w formie niedwuznacznej i klarownej. Franko był jednym z pierwszych krytyków twórczości poetyckiej Kasprowicza, a jego wypowiedzi uwarunkowane były z jednej strony łączącą ich przyjaźnią, z drugiej zaś postawą ideową polskiego poety i jej ewolucją na gruncie galicyjskim. Na początku lat 90-tych Franko wierzy jeszcze w Kasprowicza jako współwyznawcę idei socjalistycznych. Rozpatrując na łamach „Kuriera Lwowskiego" „monografię duszy chłopskie]" na podstawie zbioru poematów Z chłopskiego zagonu dochodzi do wniosku, że Kasprowicz nie jest dekadentem, „przeciwnie, z jego utworów wieje duch świeży, silny, energiczny, daleki od wszelkiego: dekadentyzmu". Swoje zarzuty ogranicza do sfery formalnej, „nie uwłaczając wysokiej społecznej i literackiej wartości poematów, a także dramatu p. Kasprowicza". Jest zafascynowany jego poezją i głęboko wierzy, iż prawdziwa pieśń ludowa zabrzmieć może tylko spod wieśniaczej strzechy. Ta koncepcja Franki — posiadająca zresztą kruche podstawy — nie .sprawdziła się właśnie na przykładzie Jana Kasprowicza, który, porzuciwszy „chłopski zagon", został wchłonięty w swej dalszej ewolucji duchowej przez falę modernizmu. Wtedy ton w pracach krytycznych Franki poświęconych tak wczesnym, jak i ostatnim utworom Kasprowicza, ulega zasadniczej zmianie —¦ staje się niechętny, surowy, a nawet zjadliwy. W roku 1899 (Współcześni poeci polscy) Franko nazywa poematy ze zbioru Z chłopskiego zagonu nudnymi, nie wywołującymi ani oburzenia, ani współczucia, ani ciekawości, zarzuca Kasprowiczowi brak miłości do swoich bohaterów chłopskich, co zresztą nie znalazło potwierdzenia w ówczesnej krytyce polskiej. ;> Dochodzi do polemiki ze Stanisławem Przybyszewskim, który nazwał poemat dramatyczny Na wzgórzu śmierci „najpiękniejszym poematem, jaki współczesna poezja słowiańska wydała". Franko z kolei odmawia Przybyszewśkiemu znajomości poezji sło- 40 MIKOŁAJ KUPLOWSKI wiańskiej i uważa poemat ten za „dramatyczny przeróbkę Chrystusa, która podobała się Przybyszewskiemu chyba dlatego, że bohaterką jest «naga dusza», czyli dusza bez ciała, wypędzona z raju, zakochana w Lucyferze..." Negatywnie ocenia Kasprowiczowskie Hymny, w których poeta „wzniósł się gdzieś wysoko pod niebo, a jego dusza zaleca się do aniołów ze strachu, że zbyt dużo nagrzeszyła". Franko nie mógł wybaczyć Kasprowiczowi, synowi chłopa polskiego, zdrady ideałów młodzieńczych, potępienia własnego „bożyszcza", bluźnierstw i modlitw składanych przed różnymi ołtarzami. W swej wielokierunkowej działalności Franko wykazał kwalifikacje również polonisty-filologa. Nie tylko ogłaszał rozprawy o polskim folklorze, ale w artykule O Bogarodzicy dokonał ważnego odkrycia dla historii języka polskiego, dając poprawną interpretację znaczenia wiersza brzmiącego „Twego dzieła Krzcicie-la Bożycze", stanowiącego przez dłuższy czas ,,crux phiłologorum". Jego obecność w polskim życiu kulturalnym została poświadczona zarówno udziałem w wyzwoleńczym ruchu robotniczym i ludowym, jak też jego działalnością dziennikarską, naukową, krytycznoliteracką czy wreszcie literacką. Ta ostatnia przejawiła się nie tylko w dwóch powieściach napisanych po polsku, lecz w całym szeregu opowiadań adresowanych do czytelnika polskiego, a następnie tłumaczonych przez autora na język ukraiński. Uczestnictwo w polskich periodykach i czasopismach umożliwiało France z jednej strony zabieranie głosu w sprawach polskich, głównie kultury i literatury, z drugiej zaś stanowiło doskonałą płaszczyznę dla informowania czytelników polskich o życiu, kulturze i literaturze narodu ukraińskiego. Z kolei w czasopismach ukraińskich wychodzących w Galicji („Zoria", „Diło", „Literaturno-naukowyj wisnyk") oraz wydawanych przez samego Frankę i jego żonę Olgę („Naród", „Żytie i słowo") popularyzował utwory literatury polskiej w swych szkicach krytycznoliterackich, licznych recenzjach oraz przekładach poetyckich, szczególnie Mickiewicza. Miało to olbrzymie znaczenie nie tyle dla galicyjskiej inteligencji ukraińskiej władającej w zasadzie językiem polskim, ile dla inteligencji naddnieprzańskiej, wśród której znajomość języka polskiego była już raczej znikoma. Przekłady z Mickiewicza (Gospodarski wieczór, Burza oraz Epilog z Pana Tadeusza, Precz z moich oczu, Reduta Ordona, Czaty, Ucieczka, Improwizacja, Do przyjaciół Moskali, Nocleg, Śmierć pułkownika, Do albumu Sobańskiej, Do matki Polki i in.) otwarły nowy etap w recepcji jego twórczości na Ukrainie. Toteż odosobniony w twórczości Franki pamflet przeciwko Mic- WSTĘP 41 kiewiczowi nie powinien nam przesłaniać rzeczy stokrotnie ważniejszej ¦— ogromnej a dodatniej roli, jaką odegrał Franko w zakresie zbliżenia kultury polskiej i ukraińskiej. MIKOŁAJ KUPLOWSKI * W wydaniu niniejszym zachowano swoiste właściwości językowe, zarówno indywidualne autora, jak i ogólne jego epoki. Tak więc pozostawiono bez zmian stare formy językowe jak np.: fizjognomia, ewa-nielia, bolę, na piedestału, mieszać, pojedynczy, na wskroś, śpiew, uśpiona (wymowa kresowa), motywa, momenta (1. mn.). Bez zmiany pozostały również osobliwości składniowe typu: „...legły w osnowę", „...rozczarowanie w doktrynach romantyczno-ludowych", „...prawdziwy «odmie-niec», któremu nie ma miejsca pod wiejską strzechą" itp. Pisownię i interpunkcję dostosowano do zasad obecnie obowiązujących. Wyróżnienia treściowe, oznaczane niekonsekwentnie raz kursywą, a raz spacją, ujednolicono w kierunku spacji. Kursywę zastosowano natomiast do tytułów dzieł. Uwagi i uzupełnienia wydawcy zostały ujęte w nawiasy kwadratowe. ?¦& u LJLŚ"~ I. W KRĘGU ROMANTYZMU ADAM MICKIEWICZ W RUSIŃSKIEJ LITERATURZE1 Jeżeli sądzić wedle tego, ile i jak tłumaczono dotychczas utworów Mickiewicza na język ukraiński, to można by przyjść do wniosku, że wpływ tego genialnego poety na inteligencję rusińską był bardzo niewielki. Wniosek ten atoli byłby z gruntu fałszywy. Wpływ Mickiewicza na naszą inteligencję, od chwili jego wystąpienia aż do dni naszych, był daleko większy, bezpośredni i trwały już chociażby dlatego, że mowa utworów Mickiewicza jest zrozumiała dla inteligentnych Rusinów nie tylko w Galicji, ale i na Ukrainie, przynajmniej na prawym brzegu Dniepru. Nieliczne i daleko nie dorównywające oryginałowi tłumaczenia, a raczej przeróbki poezyj Mickiewicza na mowę rusińską, były raczej wynikiem, śladem, niż pośrednikiem jego wpływu na nas. Z tych tłumaczeń możemy wyciągnąć wnioski o tym chyba, jak wcześnie zaczął się ten wpływ i jak daleko sięgał on na naszej zieihi, same zaś tłumaczenia uważać musimy raczej za przypadkowe próbki poetyckie niż za poważną pracę, podjętą w celu przelania we własne społeczeństwo idej i pragnień społecznych i politycznych Mickiewicza. Stąd to pochodzi, że kapitalne utwory wieszcza litewskiego, jak Konrad Wallenrod, Grażyna, Dziady nie znachodziły u nas tłumaczów. Prawie równocześnie z brzaskiem odrodzenia narodowej literatury rusińskiej w XIX wieku spotykamy wyraźne ślady wpływu polskiego na jej pierwszych pracowników. Inaczej też i być nie mogło. Przeszłość historyczna powiązała oba narody zbyt licznymi węzłami; osobliwie na polu literatury faktem pierwszorzędnej doniosłości była zupełna prawie polonizacja szlachty rusińskiej w Ga- 46 I. W KRĘGU HOMANTYZMU licji i na prawobrzeżnej Ukrainie. Nie dziw więc wskutek tego, że pierwsze silne przebłyski odrodzenia rusinskiej literatury pojawiają się na lewym brzegu Dniepru, w Połtawie i Charkowie. Mimo to jednak i na prawym brzegu Dniepru element ukraiński nie umiera i nie pozostaje bez wpływu na spolszczoną nawet inteligencję: pod wpływem tego elementu ludowego ukraińskiego, pad wpływem ludowej poezji i ukraińskich tradycji historycznych wyrasta wspaniały kwiat poezji romantycznej, wyrasta tzw. ukraińska szkoła poetów polskich. Szkoła ta, wnosząc niejako całe nowe światy ducha i formy w poezję polską, równocześnie musiała oddziaływać i na przebudzenie narodowe Rusinów, stawiać im żywym przykładem przed oczy tę konsekwencję, że jeżeli rusińska duma lub powieść ludowa, w obcą polską szatę przybrana, mogła wywierać tak potężny, czarodziejski wpływ, to czyż nie może ona wywrzeć takiego samego wpływu w swej własnej, rodzimej formie, w języku rusińskim. Zresztą i innym, więcej bezpośrednim sposobem wpłynęli Polacy na odrodzenie narodowej literatury rusinskiej: rozumiem tutaj zbieranie i publikowanie pieśni ludowych, rozpoczęte przez Zoriana Dołęgę Chodakowskiego (A. Czarnockiego), a później prowadzone przez Wacława z Oleska (Zaleskiego) i Żegotę Paulego w Galicji. Że z tych dwóch pobudek wypłynęły pierwsze początki narodowej literatury rusinskiej w Galicji, to nie ulega żadnej wątpliwości. Pierwsi jej krzewiciele, Markijan Szaszkewycz, Jakub Hołowacki i Iwan Wagilewicz, nie tylko że sami zbierali pieśni ludowe pod wyraźnym wpływem Zaleskiego (część ich zbiorów wydał pod swym imieniem Żegota Pauli, osobiście z nimi zaprzyjaźniony), lecz także pierwszą swą publikację w nowym kierunku, Rusałką dniestrową (1837 r.), do połowy zapełniają pieśniami ludowymi, introdukując te pieśni epigrafem polskim z B. Zaleskiego. W tymże samym czasie M. Szaszkewycz tłumaczy ustępy z poematu Goszczyńskiego Zamek kaniowski. W tym samym 1837 roku zjawia się też pierwsze tłumaczenie Mickiewicza na język rusiński, zjawia się nie w Galicji, gdzie Mickiewicza (o ile to było w owych czasach możliwe) każdy inteligentny Rusin czytał i rozumiał w oryginale, lecz na drugim krańcu Rusi, w Charkowie. Tamtejszy profesor uniwersytetu i przez jakiś czas lektor polskiego języka i literatury, Hułak-Artemowski, tłumaczy i drukuje balladę Mickiewicza Pani Twardowska. Tłumaczenie to — bardzo swobodna przeróbka; autorowi szło o to, by «*l A. MICKIEWICZ, W RUSINSKIEJ LITERATURZE 47 balladzie polskiej nadać wedle możności koloryt ukraiński, ożywić ją ukraińskim humorem, co też mu się w zupełności udało. Przedtem jeszcze, bo w r. 1836, inny poeta ukraiński. Lew Bo-rowikowski, także z lewego brzegu Dniepru (z Połtawszczyzny), przetłumaczył na rusko-ukraiński język siedem sonetów krymskich Mickiewicza. „Wyuczyłem się — pisze on w tymże roku do M. Ma-ksymowicza2 — języka polskiego właśnie w tym celu, by mieć możność przyniesienia korzyści Ukrainie". Nadzieje Borowikow-skiego nie ziściły się, nie opublikował nawet tłumaczenia krymskich sonetów. Za to w 1840 czy 1841 dokonał tłumaczenia Farysa; nie mam go pod ręką, więc i sądu o nim wydać nie mogę; historyk literatury ukraińskiej, p. Pypin 3, wspomina o nim dość pochlebnie. Od tych pierwszych brzasków odrodzenia rusinskiej literatury ciągnie się też aż do dni dzisiejszych, jak nić czerwona, wpływ Mickiewicza na poetyczną twórczość rusińskich poetów. Zajmuje się Mickiewiczem w roku 1840 Mikołaj Kostomarow, późniejszy historyk Ukrainy, tłumacząc wiersze Do Marii Potockiej i Panicz i dziewczyna; utwory jego czyta w oryginale Taras Szewczenko, największy ludowy poeta Ukrainy. Zdaniem moim wpływ Mickiewicza na poetycką twórczość Szewczenki był daleko większy, niż to dotychczas przypuszczają. Nie tylko bowiem w utworach pierwszej, romantycznej epoki Szewczenki, jak w balladach Przyczynna, Topola, Rusałka itd., tak też i w poematach historycznych, w treści i w formie znaleźć można dużo reminiscencyj mickiewiczowskich, lecz co więcej, wzory i impulsy do swych poematów politycznych, z lat 1843—1847 (Sen, Kaukaz, Subotiw, Wielki loch), mógł on znaleźć daleko prędzej w Mickiewicza Dziadach, Wallenrodzie, Petersburgu niż u któregokolwiek z poetów rosyjskich. Specjalnie zaś Sen Szewczenki i Petersburg Mickiewicza przedstawiają bardzo wiele punktów stycznych, abstrahując, rozumie się, całkiem odrębny .poetycki styl obydwu poetów. W latach 1847 do 1857 w literaturze rusinskiej na Ukrainie nastąpiło wielkie interstitium, podczas którego wszelkie życie literackie jak gdyby zauinarło. Był to skutek upadku tzw. „Bractwa św. Cyryla i Metodego" 4, za które główni reprezentanci odrodzenia ukraińskiego, Szewczenko, Kulisz, Kostomarow, Markiewicz, Nawrocki i inni, odpokutowali. Upadek ten jednakowoż nie znisz- 48 I. W KRĘGU ROMANTYZMU czył zarodków nowej literatury. W ciszy tworzyły się i dojrzewały nowe perły rusińskiej poezji: prześliczne dumki Szewczenki, jego wysoko humanistyczne poematy Neofity, Maria, wreszcie Psalmy, powieści Kulisza, Ludowe opowiadania Markiewicza, które później wyszły w świat pod nazwiskiem Marka Wowczoka i należą do najpiękniejszych ozdób ukraińskiej literatury s. W tej dobie powtórnego, trudniejszego po pogromie odrodzenia imię Mickiewicza jaśnieje wybitnym blaskiem. W jego utwory wczytują się pilnie członkowie „Bractwa" i znajdują w nich pociechę i otuchę na przyszłość. Kulisz tłumaczy i pod pseudonimem „Żomus" publikuje później w „Osnowie" 1861 r. ballady Mickiewicza Romantyczność, Powrót taty i Świtezianka, Nawrocki zaś tłumaczy w tymże czasie (1859—1861) To lubię, Panicz i dziewczyna, Rybka, Romantyczność, Rozmowa i Mogiła Maryli, a prócz tego dwa genialne i ogniste utwory Oda do młodości i Farys, publikowane 1865 r. w lwowskim czasopiśmie „Nywa". < Spomiędzy wszystkich poetów, którzy próbowali przelewać poezję Mickiewicza na język rusiński, palma pierwszeństwa bezsprzecznie przyznaną być musi Nawrockiemu. Trzeba już było śmiałości nie lada, żeby odważyć się na tłumaczenie takich utworów, jak Oda do młodości lub Farys. Tym więcej pochwały zasługuje samo wykonanie, które chociaż nie dorównuje oryginałowi śmiałością i lapidarnością stylu, mimo to, prostszymi słowy, w melodyjnym i dźwięcznym wierszu wiernie oddaje myśli oryginału. ,Oto np. ustęp z Ody do młodości, w tłumaczeniu Nawrockiego, odpowiadający sławnemu ustępowi „Hej ramię do ramienia". Stanem, bratia, wraz ta szczyro, Za śwjateje diło, Ta ukupi ohornemo Ciłu zemlu śmiło! Nechaj dumka jedynaja . . Duszi zweselaje, . Naj jedynym, czystym duchom Serce zapała je! I weś ronnyj myr powernem Sylnoju rukoju, — Pidijmemo iz tiażkoho, Strasznóho spokoju, — I zirwemo z neho tuju Hnyłu, ważku koru, A. MICKIEWICZ W RUSIŃSKIEJ LITERATURZE 49 I oświtym świtłom, czystym Swiatoho prostoru! A oto początek przekładu Farysa: Jak czowen wesełyj, pokynuwszy zemlu, Po wodnim chrustalu daleko nesetsia, I wesłamy morę, mow myłu, obniawszy Na fali szyrokij kołyszetsia, bjetsia, Szyju łebedynu u horu pidniawszy: Ottak i Arab toj konem na prostori; W szyrokij pustyni na woli nesetsia, I tonut' kopyta w pisczanomu mori, Daleko i hłucho toj huł oddajetsia, Jak stal ta horiacza u bezdni klekocze. Po moriu ruchomu kiń dalij litaje, Szyrokymy hrud'my pisok rozbywaje, Ne mow na kraj świta umczatysia chocze. Że żywy interes do poezji Mickiewicza między Rusinami na Ukrainie nie ostygł i później w 70-tych i 80-tych latach, dowodem tego próba przetłumaczenia na język rusiński najznakomitszego epickiego utworu Mickiewicza Pana Tadeusza. W lwowskim czasopiśmie „Prawda" z r. 1874 umieszczone było tłumaczenie pierwszej księgi tego poematu, dokonane przez Kuźmę Wołyńca. Tłumaczenie to, obfitujące w oryginalne zwroty i dokonane językiem nad miarę upstrzonym prowincjonalizmami, pomimo niepoślednich zalet, nie podobało się i nie było kontynuowane; Pan Tadeusz, równie jak Grażyna i Konrad Wallenrod, czekają jeszcze na rusińskiego tłumacza. Jeden z wybitniejszych współczesnych poetów ukraińskich, p. Staryckij, również próbował tłumaczyć niektóre poezje Mickiewicza. W Pieśniach i dumach, wydanych przezeń w Kijowie w 1881 roku, spotykamy w przekładach lub przeróbkach Sen, Czaty, Do Niemna i jeszcze jedną niewielką poezyjkę Mickiewicza. Pan Staryckij świetnie włada formą wiersza i chociaż nieraz używa naciąganych zwrotów językowych lub słów ad hoc ukutych, mimo to jest poetą z niezaprzeczonym talentem. Przekłady z Mickiewicza jednak nie należą do najświetniejszych jego prac. Dla charakterystyki jego metody wystarczy porównać np. pierwszą strofę Czat 4 — O literaturze polskiej 50 I. W KRĘGU ROMANTYZMU Mickiewicza z przekładem p. Staryckiego. U Mickiewicza strofa ta brzmi, jak wiadomo: Z ogrodowej altany wojewoda zdyszany Wpada w zamek z wściekłością i trwogą, I uchylił zasłony, spojrzał w łoże swej żony, Spojrzał — zadrżał — nie znalazł nikogo. Tę cudną strofę rozwodnił p. Staryckij na dwie! W noczi z ohoroda prybih wojewoda ¦— W oczach szczoś pałaje nehoże... Od złoji naruhy ser denko rwe z tuhy, Z zapału dychnuty ne może. Prybih do świtłyci, upaw do łiżnyci, Odkrynuw zapony rukoju, — I zblid po chwyłyni: nema hospodyni, Nema mołodyci w pokoju. Jaka masa niepotrzebnych dodatków, wstawek, przymiotników i fałszywych postrzeżeń, pomimo wykończonej formy wierszowej. Od razu widać, że pracuje tu rzemieślnik formy, a nie mistrz natchnienia. Jeszcze mniej tłumaczono z Mickiewicza na rusiński język w Galicji, chociaż tutaj wpływ jego poezji na Rusinów jest jeszcze większy. W szkołach galicyjskich Mickiewicz jest przedmiotem obowiązkowej nauki zarówno dla Rusinów, jak i dla Polaków; w bibliotekach domowych u inteligentnych Rusinów dzieła Mickiewicza spotkać można prawie tak często, jak poezje Szewczenki. Wpływ Mickiewicza w literaturze galicyjsko-ruskiej jest o tyle tylko słabym i niewyraźnym, o ile sama literatura dotychczas nie zdobyła się na samodzielną, szerszą twórczość poetycką. Z tłumaczeń Mickiewicza, dokonanych na galicyjskim gruncie, wymieniam tylko Powrót taty ks. Ozarkiewicza, dość wierny, i parę nieudolnych próbek Paulina Swięcickiego (Stachurskiego), znanego w ru-sińskiej literaturze pod pseudonimem „Pawło Swij", umieszczonych w „Niwie" 1865 r. (Dwa sonety i Do Niemna) 6. Zdaniem moim wpływ Mickiewicza w rusińskiej literaturze obecnie nie tylko nie może być uważanym za skończony, lecz przeciwnie, z silniejszym i szerszym rozwojem tej literatury rozwiną A. MICKIEWICZ W RUSlKfSKIEJ LITERATURZE 51 się dopiero w całej pełni te zdrowe ziarna, jakie geniusz litewskiego wieszcza zasiał w licznych pokoleniach rusińskiego narodu. Adam Mickiewicz w rusińskiej literaturze 1 Pierwodruk ukazał się w petersburskim „Kraju" 1885, nr 46; numer był poświęcony trzydziestej rocznicy zgonu Adama Mickiewicza. Pisali w nim: W. Spasowicz, B. Prus, T. Lenartowicz, K. Brzozowski, T. T. Jeż, J. Tretiak, G. Brandes, J. I. Kraszewski, B. Zaleski i inni. 2 Mychajło Maksymowicz (1804—1873), profesor i od 1834 r. rektor uniwersytetu kijowskiego. Będąc z wykształcenia botanikiem, zajmował się filozofią, historią, etnografią, językoznawstwem. 3 Aleksander Pypin (1833—1904), był historykiem literatury rosyjskiej. Nazywając go historykiem literatury ukraińskiej Franko miał na myśli pracę A. Pypina i W. Spasowicza Obzor sławianskich litieratur (1865), w której Pypin dał syntetyczny zarys literatury ukraińskiej. 4 „Bractwo św. Cyryla i Metodego", tajna ukraińska organizacja postępowa, działająca w 1846—1847 w Kijowie, która domagała się zniesienia pańszczyzny i przywilejów szlacheckich. Ideę narodowego wyzwolenia Ukrainy reprezentował w stowarzyszeniu Taras Szewczenko. 5 Maria Markowycz, pseud. Marko Wowczok (1833—1907), wybitna .pisarka ukraińska (pisała też po rosyjsku), która debiutowała swoimi Opowiadaniami ludowymi w 1857 r., przełożonymi przez I. Turgieniewa na język rosyjski. Szewczenko poświęcił jej jako kontynuatorce jego tradycji ideowych i estetycznych kilka utworów. W Paryżu M. Wowczok poznaje E. Żeligowskiego, J. Lelewela i nawiązuje bliskie kontakty z polskimi ugrupowaniami rewolucyjnymi. Tłumaczy Prusa, Junoszę i Swiętochowskiego. W 1906 r. w czasopiśmie „Russkaja mysi" drukuje wzruszające opowiadanie pt. Wstriecza, w którym ukazuje ciężki los dzieci powstańców polskich. 6 Paulin Święcicki (pseud. Pawło Swij, Pawłyn Stachurśkyj, 1841— 1876), ukraiński pisarz polskiego pochodzenia. Wydawał we Lwowie czasopismo „Sioło" (1866—67), autor powieści i opowiadań w języku ukraińskim Kołyś buło (1866), Stepowi opowidannia (1871). Przełożył szereg utworów Szewczenki i Fed'kowicza na język polski oraz niektóre sonety Mickiewicza, sztuki polskich i zachodnioeuropejskich autorów na język ukraiński. NOWE WYDANIE DZIEŁ MlCKIEWICZAi Nadzwyczaj cenny i piękny upominek przyniosła narodowi polskiemu na gwiazdkę Księgarnia Polska we Lwowie. Jest nim nowe wydanie dzieł Adama Mickiewicza, w czterech tomach, obejmujące wszystkie utwory nieśmiertelnego wieszcza napisane po polsku, na nowo przejrzane i poprawione według autografów poety i najlepszych wydań, opatrzone licznymi przypiskami, objaśnieniami i zestawieniami bibliograficznymi. Wydanie to jest dziełem dra Henryka Biegeleisena, zaszczytnie znanego pracownika na polu badania dziejów literatury polskiej i autora wielu cennych prac odnoszących się do wyjaśnienia dzieł i życia Mickiewicza 2. Pomimo licznych, mniej lub więcej pełnych wydań utworów Mickiewicza brak było dotychczas literaturze polskiej wydania dokonanego według wymogów krytyki naukowej, odpowiadającego potrzebom dzisiejszych czytelników. Przeciwnie, dawniejsi wydawcy postępowali z tekstem utworów nieśmiertelnego wieszcza niejednokrotnie z lekkomyślnością nie do darowania lub, co gorsza, z samowolą trudną do pojęcia, skracając, zmieniając, przekręcając i poprawiając po swojemu jego brzmienie pierwotne. Restytucja przeto czystego, pierwotnego tekstu Mickiewicza była pierwszym zadaniem krytycznego wydawcy. Niejedno zrobiono już w tym względzie dawniej dla pojedynczych utworów; przypomnijmy tylko restytucję tekstu Dziadów, dokonaną przez dra Korzeniowskiego, a powitaną przez krytykę jak prawdziwe odkrycie naukowe 3. Dr Biegeleisen podjął się jednak rzeczy ogromnej, sprawdzenia i oczyszczenia tekstu wszystkich utworów Mickiewicza. Jak żmudnej i mozolnej pracy wymagało to zadanie, przekona się każdy, kto NOWE WYDANIE DZIEJ, MICKIEWICZA 53 weźmie na uwagę, że przypisów i odmianek usuniętych z tekstu, a pomieszczonych osobno przy końcu każdego tomu znajdujemy w pierwszym tomie na 320 stron tekstu Mickiewiczowego — stron 116, w drugim tomie na 297 stron tekstu — stron 72, w trzecim tomie na 273 strony tekstu — stron 84, w czwartym wreszcie na 324 strony tekstu — stron 165, czyli razem we wszystkich czterech tomach na 1214 stronic tekstu Mickiewiczowskiego dr Biegeleisen dał 437 stronic aparatu krytycznego, niezbędnego dla ustalenia tekstu i chronologii utworów Mickiewicza. Śmiało powiedzieć możemy, że prawie co drugi wiersz w całej spuściźnie naszego wieszcza wymagał krytycznej pracy, restytucji, poprawki w tekście. Pracy tej, godnej całego grona badaczy, dokonał dr Biegeleisen z podziwienia godną sumiennością i pietyzmem dla pamięci wieszcza. Nie chcemy przez to wcale powiedzieć, żeby w tym względzie nie pozostawało już wcale nic do zrobienia, siły jednego człowieka nie wystarczają, by taką rzecz od razu dać w doskonałej formie, tym bardziej że w bardzo wielu wypadkach autografy poety nie zachowały się wcale, a wydania dokonane za życia poety nie odznaczają się wcale starannością i poprawnością tekstu. Jedną cząstką tej pracy około restytucji tekstu Mickiewicza było także przywrócenie oryginalnej pisowni autora, a raczej powszechnie w owych czasach używanej pisowni polskiej, w niektórych punktach znacznie różnej od tej, jakiej dziś używamy. Można do tego punktu nie przywiązywać wielkiej wagi; modernizowanie pisowni autorów końca XVIII wieku praktykuje się teraz powszechnie w krytycznych wydaniach tzw. klasyków niemieckich. Z drugiej strony jednak niepodobna zaprzeczyć, że dla studiowania tekstu autora znajomość pisowni, jakiej używał, nieraz jest bardzo potrzebną, dlatego z wszelkim uznaniem powitać należy próbę dra Biegeleisena przedłożenia czytelnikom dzisiejszym tekstu Mickiewicza o ile możności w takiej formie, w jakiej on wyszedł spod pióra poety. Cer prawda, w niektórych punktach wydawca odstąpił od ¦ tej zasady, zmieniając np. powszechnie wówczas używane s (w zwrotkach jak s tem, s twoim itp.) na z itp. Przyznać też trzeba, że zachowanie pierwotnej pisowni Mickiewicza wcale nie razi przy czytaniu tekstu; ogniste zwrotki Mickiewicza nie tracą nic na tekście mimo owej dla nas nieco już przestarzałej formy. Dalszą nie mniej ważną pracą, której dokonał autor obecnego wydania, jest zestawienie dokładnej bibliografii wszystkich wydań 54 I. W KRĘGU ROMANTYZMU zbiorowych i cząstkowych, przedruków, przekładów i przeróbek dzieł Mickiewicza, ilustracyj do tychże, kompozycyj muzycznych, którym te utwory służyły za temat, wreszcie rozpraw krytycznych i studiów poświęconych tym dziełom. Po raz pierwszy określono tu dokładnie czas powstania pojedynczych utworów, i to,nie tylko ważniejszych, ale każdego najdrobniejszego wierszyka, zaś dla utworów większych, jak Dziady i Pan Tadeusz, przytoczono obszerne wypisy z korespondencyj Adama i jego współczesnych o początku i powolnych postępach ich tworzenia. Dr Biegeleisen wyzyskał starannie bogatą literaturę pamiętników i korespondencyj z doby mickiewiczowskiej, nie pomijając nawet drobniejszych komunika-cyj i notatek, umieszczanych w pismach periodycznych. „O wyczerpanie bibliografii — pisze wydawca w przedmowie do pierwszego tomu — nie kuszono się z braku miejsca; setki kartek, na których spisano tytuły dzieł i rozpraw, odnoszących się do Mickiewicza, leżą w tece wydawcy". Mimo to śmiało twierdzić możemy, że żadna z ważniejszych prac nie została — nie mówię już pominiętą, ale także nie wyzyskaną. O bogactwie działu bibliograficznego damy wyobrażenie, gdy powiemy, że we wszystkich czterech tomach obejmuje on w łącznej sumie 120 stronic ścisłego druku. Sumiennie więc powiedzieć można, że i w tym względzie wydawca dał wszystko, co było potrzebnym dla oceny i studiowania rozwoju geniuszu i twórczości Mickiewicza, tudzież wpływu jego dzieł na społeczeństwo polskie i inne ościenne od czasu pierwszego ich ukazania się aż do chwili obecnej, a wreszcie do śledzenia za tym, jakie postępy, zmiany przechodziło zrozumienie i wyjaśnienie utworów Mickiewicza w ciągu lat 70. Jako nowość zupełną, a wobec krzewiących się u nas dzielnie studiów folklorystycznych bardzo pożądaną, wprowadził dr Biegeleisen, sam również wybitny pracownik na tym polu, rubrykę Motywy ludowe w utworach Mickiewicza. Wydawca ograniczył się tylko na rzeczy najważniejsze i znaczenie „motywów ludowych" pojął zbyt może ściśle, nie uwzględniwszy np. przysłów, wierzeń, anegdot itp. Mimo to dział ten, w którym zgromadzono cenne wskazówki porównawcze, obejmuje w trzech tomach łącznie 14 stronic. Nie uszło też uwagi wydawcy, że niektóre utwory naszego wieszcza miały specjalne znaczenie w chwili i okolicznościach, śród których się na świat ukazały. Odnosi się to zwłaszcza do Ksiąg piel- NOWE WYDANIE DZIEŁ MICKIEWICZA 55 grzymstwa polskiego, które miały się stać ewanielią wiary politycznej i społecznej emigracji polskiej. Poświęcił więc wydawca temu tematowi osobne studia (t. II, 402—410). Z innego punktu widzenia i innej potrzebie odpowiedział umieszczając w tymże tomie króciutki, lecz treściwy Rzut oka na „Dziady" (II, 361—362). Ogółem nowe wydanie Mickiewicza obejmuje 118 arkuszy druku, z czego około 74 arkuszy przypada na tekst Mickiewicza, zaś 44 na aparat krytyczny, zgromadzony przez dra Biegeleisena. Przypatrzmy się teraz treści poszczególnych tomów. W pierwszym skupione są dzieła Mickiewicza wydane w ojczyźnie i w Rosji przed wyjazdem za granicę, a więc Ballady i romanse wraz z zajmującą Przedmową, w której poeta starał się wyłuszczyć istotę romantyzmu, dalej Grażyna, Sonety i Konrad Wallenrod, wraz z objaśnieniami autora do tych utworów, a wreszcie świetny artykuł polemiczny O krytykach i recenzentach warszawskich. W rubryce wariantów i dopełnień dr Biegeleisen oddrukował: trzecią i czwartą część Tukaja, pióra Odyńca, dalej pierwotny rzut ballady Renegat, zatytułowany Basza, wygłoszony przez Mickiewicza w Wilnie ex knproviso podczas uczty 1824, jako też drugą i trzecią część Renegata, również improwizowane przez Mickiewicza, lecz opublikowane dopiero po jego śmierci. Ze spisów bibliograficznych, przydanych do każdego utworu w tomie tym pomieszczonego, warto zwrócić uwagę na przekłady. Zarzuciliśmy wydawcy pewną chao-tyczność w układzie tej bibliografii, jako też subsumowanie pod pewną rubrykę rzeczy do niej nie należących, np. na s. 437 pod ogólny tytulik: Przekłady rusińskie sonetów podciągnięto przekłady poszczególnych sonetów na języki gruziński, węgierski i perski bez żadnego odstępu. Sądząc z dat tych przekładów powiedzieć możemy, że właściwa popularność Mickiewicza poza granicami Polski, zwłaszcza w Niemczech i we Francji, rozpoczęła się od r. 1834; najwcześniej stał się on popularnym w Rosji, stosunkowo późno, bo aż w 70-tych latach w Czechach, bardzo mało u innych narodów słowiańskich. Bardzo zajmujące materiały zgromadził dr Biegeleisen w rozdziale o czasie napisania poszczególnych utworów w tym tomie zawartych. Rozdział ten daje daleko więcej, niż przyrzeka tytuł, bo zamiast suchej chronologii, roztacza przed nami w charakterystycznych wypisach z listów i pamiętników współczesnych barwny 56 I. W KRĘGU ROMANTYZMU obraz tego społeczeństwa, a zwłaszcza tego świata łiteraeko-arty-stycznego, wśród którego wyrósł Mickiewicz i w którym utwory jego prawie od pierwszej chwili ich ukazania się niezwykłe i coraz potężniejsze budziły zajęcie. Mamy tu głosy przyjaciół i przeciwników, bardzo niemądrą parodię ballady Renegat, wyrosłą na bruku warszawskim, i obszerne ustępy z korespondencji „klasyków" ówczesnych, których już nie przeciwnikami, ale fanatycznymi wrogami nazwać by można. Sonety Mickiewicza — pisze np. Kajetan Koźmian w marcu 1827 r. — najlepiej oznaczył Mostowski jednym słowem: paskudztwo. Nie wiem, co w nich można znaleźć dobrego, wszystko bezecne, podłe, brudne, ciemne, wszystko, może krymskie, tureckie, tatarskie, ale nie polskie. To jest sto razy gorsze jak wszystkie Marcinkowskiego płody. Marcin-kowski jest płaski i wierszokleta prawdziwy, Mickiewicz jest półgłówek, wypuszczony ze szpitala szalonych, który, na przekór dobremu smakowi i rozsądkowi, gmatwaniną słów niepojętego języka niepojęte i dzikie pomysły baje; Marcinkowski jest tylko głupi, Mickiewicz szalony; Marcinkowski pisać nie powinien, Mickiewicz myśleć nie umie; Marcinkowski w miłostkach swoich jest płaski i ckliwy prostak, Mickiewicz brudny, karczemny; Marcinkowskiego imaginację ciężką i tępą rozkołysały w niesforność Dziedzille lubelskie, Mickiewicza niesforny zapał rozdmuchały brudne litewskie pomywaczki; Marcinkowski nie wie, że jest prostakiem i nieukiem, Mickiewicz z dumą i pychą przekonany, że szaleństwo jest poezją, brudy farbami, ciemność światłem i niezro-zumiałość doskonałością. Z politowaniem i z uśmiechem czytamy dziś podobne sądy o takich perłach poezji wszechświatowej, jak Sonety krymskie, a jednak zdaje nam się, że słowa te i im podobne gdzieś niedawno i nieraz słyszeliśmy — nie z ust starego autora martwo-urodzonej epopei o „Marsie sarmackim" Stefanie Czarnieckim, ale z ust naszych współczesnych, bliskich i żywych arbitrów, słyszeliśmy, jak tymi samymi słowy ozdabiają każdy nowy kierunek w poezji, literaturze i życiu społecznym, z dodatkiem chyba jeszcze terminów takich, jak „zbrodniczy", „wrogi ojczyźnie" lub nawet „wrogi kościołowi i państwu". Pocieszmy się więc! Ufajmy tym nowym gwiazdom, które nas prowadzą do przyszłości, i pomnijmy, że i przed nami tak było, i po nas prawdopodobnie tak będzie, iż syta rutyna mianuje zbrodnią i szaleństwem to wszystko, czego nie rozumie lub co tylko mąci jej spokój i podgryza jej powagę! NOWE WYDANIE DZIEŁ MICKIEWICZA 57 Tom drugi zapełniają Dziady i Księgi narodu polskiego i piel-grzymstwa polskiego. W części krytycznej zwracamy uwagę na wspaniały wariant sceny VIII z III części Dziadów, opublikowany z autografu poety po raz pierwszy przez dra J. Kallenbacha w V. tomie „Pamiętnika Tow. im. Mickiewicza", dalej na wspomniany już przez nas Rzut oka na „Dziady", zawierający w przekładzie polskim przedmowę do francuskiego przekładu Dziadów, napisaną przez samego Mickiewicza. Z rozdziału „Księgi pielgrzymstwa" wśród emigracji podniesiemy tu tylko ustęp z breve papieża Grzegorza XVI przeciw książce Lamennais'go Paroles d'un croyant, potępiający także dziełko Mickiewicza. „Do tych powodów boleści — pisał w 1834 r. papież — przybył nagle inny jeszcze pamięt-niczek o pielgrzymie polskim (commentariolum de Polonico pere-grinatore), pełen zuchwalstwa i złości". Z sądów współczesnych o tym dziełku zgromadzonych przez dra Biegeleisena widzimy, że prócz nielicznej garstki umysłów wyższych, jak Zaleski, Garczyński, Montalembert itp., dzieło to nie zadowolniło ani demokratów i rewolucjonistów, ani konserwatystów pośród emigracji polskiej. Godzi się wspomnieć, że dziełko to w r. 1834 było trzykroć tajnie wydane we Lwowie, a wydanie, dokonane w drukarni zakładu Ossolińskich, stało się przyczyną zamknięcia tego zakładu na całych lat 12, jako też ośmioletniego więzienia jego dyrektora Słotwińskiego. Tom trzeci zapełnia arcydzieło epickiej muzy Adama Pan Tadeusz. W oddziale krytycznym opublikował dr Biegeleisen po raz pierwszy zajmujące warianty, nigdzie dotychczas nie drukowane, a pochodzące z papierów pozostałych po Ignacym Domeyce. Dowiadujemy się z tego wariantu, że poemat zakreślony był z początku na skromne rozmiary; miał mieć tytuł „Żegota". Uwagi godnym jest też ustęp Mazur, zachowany na luźnej kartce i opublikowany przez p. Bełzę w „Pamiętniku Tow. im. Mickiewicza": dr Biegeleisen słusznie widzi w nim pendant do Poloneza umieszczonego w księdze XII; jest to nie wariant, lecz raczej ułamek z materiałów, które nie weszły do ostatecznej redakcji epopei 4. W czwartym tomie znalazły pomieszczenie wszystkie te utwory, które nie weszły do trzech poprzednich. Są tu, jak się szczęśliwie wyraził czeski poeta Vrchlicky — „motyle wszech barw": utwory młodociane, wiersze przygodne, powyjmowane z różnych imionników, toasty i improwizacje, a obok nich takie arcydzieła liryki, jak Oda do młodości i Farys, i takie arcydzieła epicznego stylu, jak 58 I. W KRĘGU ROMANTYZMU Reduta Ordona, Śmierć pułkownika, Nocleg itp. Wydawca wydzielił tutaj trzy grupy, a mianowicie wiersze oryginalne, tłumaczenia, a wreszcie improwizacje i utwory przypisywane Mickiewiczowi. W tym tomie liczba utworów po raz pierwszy ukazujących się w zbiorowym wydaniu dzieł Mickiewicza jest największą; szczególnie ważnym jest wariant Farysa. Wiersze oryginalne w tym tomie rozdzielił wydawca według porządku chronologicznego na następujące grupy: W Wilnie i Kownie, w Alpach i w Rzymie, w Dreźnie i Paryżu, w Lozannie i za powrotem do Paryża. Na tym kończymy przegląd treści nowego wydania dzieł Mickiewicza. Sądzimy, że sam ten powierzchowny przegląd, daleko nie wyczerpujący bogactwa treści tych tomów, zachęci czcicieli wielkiego poety do bliższego obznajomienia się z tym cennym wydaniem, które niewątpliwie długi czas jeszcze pozostanie u nas jedynym odpowiadającym wymogom krytyki. Wielkie kompletne wydanie, które ma w planie Towarzystwo im. Mickiewicza, z góry już tak jest założone, że nieprędko, zobaczy świat boży i ukazywać się będzie z wolna, w znacznych odstępach czasu między jednym tomem i drugim. Tymczasem wydanie dra Biegeleisena z konieczności będzie niezbędnym podręcznikiem dla wszystkich, którzy się zajmują nie tylko samym Mickiewiczem, ale i w ogóle literaturą polską XIX wieku. O zewnętrznej stronie wydawnictwa tylko z pochwałą odezwać się można. Jest to wydanie popularne w najlepszym tego słowa znaczeniu. Wytworne, ale nie zbytkowne, przystępne w cenie, a czyniące zadość wymogom dobrego smaku. Każdy tom opatrzony jest pięknym portretem poety — z innej doby jego życia. W każdym tomie mamy również podobiznę autografu — najcenniejszymi są: karta z autografu Pana Tadeusza i podobizna autografu Farysa. By jednakowoż uczynić zadość wymaganiom różnych sfer publiczności, księgarnia wypuściła wydanie w trojakiej formie: najtańsze obejmujące tylko sam tekst Mickiewicza wraz z wariantami — bez poprawek i bibliografii; drugie jest pełne, trzecie zaś, odbite tylko w 50 egzemplarzach liczbowanych na welinowym papierze i opatrzone fotograficznymi zdjęciami z portretów Mickiewicza. Całości dopełnia artystycznie wykonana okładka, roboty introligatora p. Żenczykowskiego, opatrzona również portretem Mickiewicza. . •• NOWE WYDANIE DZIEŁ MICKIEWICZA 59 Nowe wydanie dzieł Mickiewicza 1 Pierwodruk — „Kurier Lwowski" 1893, nry 14, 15. 2 Franko miał na myśli monografię H. Biegeleisena „Pan Tadeusz", Adama Mickiewicza. Studium estetyczno-literackie, Warszawa 1884. 8 Pomyłka autora. Prawdopodobnie chodzi tu o publikacje autografów I i III części Dziadów dokonane w latach 1887 i 1891 przez J. Kal-lenbacha. 4 J. Kleiner wykazał, że Mazur jest utworem fałszywie przypisywanym Mickiewiczowi. O E D R D Już Georg Brandes w swym artykule pt. Polski romantyzmz słusznie zwrócił uwagę na jeden z głównych motywów w twórczości największych polskich poetów, Mickiewicza i Słowackiego. Ujął to prosto i jasno, określając jako „gloryfikację zdrady i podstępnego zaskoczenia"; ku memu niemałemu zdumieniu nikt z Polaków przeciwko tym słowom nie zaprotestował. Jak to? Mickiewicz, w którym Polacy widzą wcielenie narodowego geniuszu czy też apostoła najczystszego humanizmu i najwznioślejszego idealizmu — i „gloryfikacja zdrady"! I to mówi mistrz krytyki, przyjaciel Polaków!3 Jeżeli jednak oni sami nie zaprotestowali przeciwko temu, jeżeli oni nie postawili Brandesa pod pręgierzem jako profanatora ich narodowych świętości, ja również ośmielam się wypowiedzieć tu parę heretyckich myśli o „największym polskim poecie", jakie nie dają mi spokoju już od czasów gimnazjalnych. Ukończyłem mianowicie polskie gimnazjum i nauczyciele polecali mi zawsze Mickiewicza jako najwspanialszą lekturę, wiersze jego znajdowały się w wypisach szkolnych, musieliśmy dokładnie znać życiorys tego poety i treść jego najwybitniejszych dzieł, rocznica jego urodzin była uroczyście obchodzona przez młodzież szkolną — słowem, przyzwyczajono nas czcić Mickiewicza jako jednego z największych herosów ducha i jego słowa, jako emanację największego geniuszu, uważać za święte. Do dziś pamiętam, jak z wrodzonej przekory w jakimś wypracowaniu wystąpiłem przeciwko tej adoracji Mickiewicza i jeden z jego wierszy, stanowiący temat zadania, zinterpretowałem w taki sposób, że nauczyciel literatury polskiej na podstawie owego wy- POETA ZDRADY 61 pracowania wniósł przeciwko mnie formalne oskarżenie do władz szkolnych i za swą heretycką egzegezę dostałem dobrze po uszach od dyrektora. Od tego czasu Mickiewicz zawsze wydawał mi się dość osobliwym świętym, a wnikliwe przestudiowanie jego dzieł zebranych przekonało mnie później, że w swym chłopięcym wyczuciu miałem całkowitą słuszność. Ponieważ jednak w przekładzie niemieckim ukazało się zaledwie kilka najwybitniejszych utworów tego pisarza i nauczyciele Niemcy nie znają całokształtu jego twórczości, nie będzie rzeczą zbędną dorzucenie paru szczegółów do charakterystyki tego polskiego geniusza. Na wstępie muszę zaznaczyć jeszcze jedno: Mickiewiczowi jako poecie nie chcę przynieść żadnej, ujmy, bynajmniej nie pragnę podważać jego sławy poetyckiej. Chcę tylko uwydatnić i naświetlić przy pomocy przykładów jeden z głównych motywów w jego twórczości — motyw, który wydaje mi się charakterystyczny zarówno dla samego pisarza, jak i dla otaczającej go społeczności. Mickiewicz wychował się w klimacie pod względem politycznym jak najbardziej anormalnym i niezdrowym. W przeddzień jego przyjścia na świat dawna Polska upadła i została rozdarta. Upadek państwa polskiego narobił wiele szumu i wydobył na światło dzienne tyle zepsucia moralnego, braku charakteru, cynizmu i korupcji bujnie rozplenionej wewnątrz polskiego społeczeństwa, że młode pokolenia długo jeszcze musiały oddychać duszną, zapowietrzoną atmosferą. Widzimy, że Mickiewicz natychmiast po wejściu do literatury objawia w swej twórczości skłonność do opisywania zdrady, zbiegostwa i odszczepieństwa. Musiał dużo nad tym rozmyślać, a także otrzymywać odpowiednio silne bodźce ze strony najbliższego otoczenia, gdyż temat ten pociąga go aż do samego końca działalności poetyckiej. W utworach jego spotykamy długi szereg zdrajców; nie są to jednak postacie drugorzędne, jak Jago, Jachimo (Cymbelin), Goneryl u Szekspira; są to bohaterowie, owiani całym urokiem romantyzmu, ludzie górujący nad innymi, wybitni bohaterowie — i to właśnie niepokojące i odrażające. Zwróćmy uwagę: postacie, jakie Mickiewicz nam przedstawia, to nie wyłącznie tak zwani „zdrajcy-patrioci", to nie tylko ludzie wierzący, że swą żarliwą miłość ojczyzny mogą okazać czynnie jedynie poprzez zdradę wobec wrogów ojczyzny. Nie, Mickiewicz prezentuje nam cały korowód zdrajców wszelkiego rodzaju — od 62 I. W KRĘGU ROMANTYZMU działających z pobudek osobistych do kierujących się najwznioślejszym patriotyzmem 4. Już w swym debiucie literackim, w pseudohistorycznej noweli pt. Żywiła, wydanej drukiem w roku 1819, bohater opowiadania, Poraj, zdradza władcę swego kraju, księcia Koryata, by przy pomocy wroga uzyskać rękę jego córki, z pomocą wojsk nieprzyjacielskich zdobywa stolicę Koryata i uwalnia córkę księcia z więzienia, gdzie dogorywała, ale sam zostaje zakłuty nożem jako zdrajca. W roku 1822 Mickiewicz po raz pierwszy występuje z tomikiem wierszy. Tomik ów zawiera Ballady i romanse i rok jego wydania uważa się za początek nowej epoki w literaturze polskiej. Rzućmy jednak okiem na zawartość tej książeczki, a z pewnością uderzy nas ogromna ilość znajdujących się w niej opisów zdrady i boha-terów-zdrajców. Już w drugiej balladzie pt. Switezianka autor opowiada o młodym strzelcu, który zakochał się w rusałce i przysięga jej dozgonną wierność, ale niebawem goni już za inną dziewczyną i bierze ją w ramiona; dziewczyna ta okazuje się jego pierwszą ukochaną i niewierny kochanek zostaje ukarany tysiącletnimi mękami piekielnymi. W balladzie Rybka widzimy ubogą dziewczynę wiejską, która, zdradzona przez pana, topi się w rzece, a następnie przemienia owego pana i jego żonę w wielki głaz. Niezwykle charakterystyczna pod tym względem jest nie dokończona przez poetę ballada pt. Tukaj albo próby przyjaźni, stanowiąca istną dysertację na temat zdrady przyjaciela. Tukaj — bogaty, potężny, mądry człowiek — umiera doszedłszy do przekonania, że bogactwo, potęga, mądrość i cnota są marnym dymkiem. Żal mu tylko ukochanej i przyjaciół. Nagle ukazuje się czarownik, który przyrzeka wskazać mu drogę do nieśmiertelności, ale pod warunkiem, że uda się w tę drogę razem z przyjacielem, któremu może całkowicie zaufać. Tukaj nic nie odpowiada, Bo ktpż zgadnie myśli cudze? Bo zbyt częsta w sługach zdrada. „Może kochance lub żonie?" „Tak..." — wtem uciął, patrzy smutnie; „Tak" — rzecze i znowu utnie. Myśli, sam się z sobą biedzi, „Tak jest, kochance... tak' żonie!" POETA ZDRADY 63 I wierzy, i strach nań pada, I wątpi, i wstydem płonie; Myśli, sam się z sobą biedzi, Umyślił już w odpowiedzi, Już ... i nic nie odpowiada. Ostatecznie przyjmuje układ, przy czym czarownik z góry go uprzedził, że złe duchy będą kusić jego przyjaciela i nakłaniać do zdrady. I teraz Tukaj zaczyna na temat tych pokus snuć następujące rozważania: „Jakieżkolwiek to fortele, O których słyszałem z góry, Czy ich niewiele, czy wiele, Trojakiej będą natury: Chcąc kogo przywieść do zdrady, Trzeba siły albo rady; Albo podarunkiem skusić, Albo strwożyć, albo zmusić. Toż samo, krótszymi słowy, Będzie syllogizm takowy: Trojaka do zguby droga — Ciekawość, łakomstwo, trwoga. Więc kto w tym trojakim względzie Twardej nie ulegnie próbie, Takiemu już można będzie Ufać jak samemu sobie". Tukaj poddaje próbie kolejno swych trzech przyjaciół i, oczywiście, wszyscy trzej go zdradzają. Dość błaha raczej jest ballada pt. Renegat, w której sturczony Polak na sam widok ofiarowanej mu przez sułtana niewolnicy-Polki umiera. Inna ballada, o skomplikowanym motywie zdrady, nosi tytuł Czaty. Wojewoda wpada do swej sypialni i stwierdza, że nie ma tam jego żony. Wie już, gdzie może ją znaleźć, przywołuje więc służącego kozaka, bierze dwie strzelby i naboje i obaj ukradkiem udają się do ogrodu, gdzie zastają wojewodzinę w ramionach dawnego kochanka. Wojewoda rozkazuje kozakowi celować w kobietę, sam zaś chce zabić młodzieńca; ale kozak nie czeka na sygnał i strzela prosto w głowę wojewody. Większość ballad została opublikowana w Wilnie w roku 1822. 64 I. W KRĘGU ROMANTYZMU Mickiewicz wtedy nie występuje jeszcze w roli płomiennego patrioty z późniejszego okresu, a zatem nie względy patriotyczne, nie kontrast między powaloną, bezsilną Polską a potężną Rosją, zbudziły w nim tę pasję ustawicznego zajmowania się problemem zdrady w jej najróżnorodniejszych postaciach. Nad przyczynami tego zjawiska niech łamią sobie swe cenne głowy filologowie specjalnie zajmujący się Mickiewiczem, ja natomiast zajmę się dalszym przedstawieniem faktów. Trzy epopeje, na których zasadniczo opiera się sława poetycka Mickiewicza, Grażyna, Konrad Wallenrod i Pan Tadeusz, bynajmniej nie są wolne od tego swoistego zwyrodnienia smaku artystycznego. Przeciwnie, w Grażynie i Konradzie Wallenrodzie zdrada stanowi wręcz główny motyw. Bohater Grażyny, litewski udzielny książę Litawor, knuje plan zdrady w stosunku do wielkiego księcia Witolda i w tym celu wiąże się z niemieckim Zakonem Krzyżaków, który niezwłocznie ma posłać mu oddział wojska, by wesprzeć jego siły w zamierzonej wyprawie wojennej. Tymczasem bohaterska żona Litawora, Grażyna, dowiedziawszy się o planie męża, natychmiast śpieszy do niego i molestuje natarczywymi prośbami, by nie prowadził braci przeciwko braciom, w dodatku biorąc sobie do pomocy Niemców. A gdy Litawor nie chce ulec jej błaganiom, Grażyna na własną rękę rozkazuje odprawić posłów krzyżackich obelżywymi słowami. Urażeni Niemcy kierują teraz swe oddziały na gród Litawora; Litwini szykują się do walki, jeden tylko książę Litawor śpi na zamku i Grażyna, zamiast męża, wkłada jego zbroję i rusza w bój. Niemcy zostają otoczeni w lesie, wszczyna się krwawa bitwa i Grażyna pada na ziemię śmiertelnie ranna. Dopiero w ostatniej chwili pojawia się Litawor, który odnosi zwycięstwo nad Niemcami, każe ciało żony zanieść na zamek i .umiera obok niej na stosie. Motywem planowanej przez Litawora zdrady wobec ojczyzny-Litwy jest pospolita chciwość; honor ojczyzny ratuje Grażyna — za pomocą drugiej zdrady wobec Niemców. Wielką epopeję tak zwanej zdrady patriotycznej Mickiewicz stworzył dopiero w Konradzie Wallenrodzie5. Moralną niecność i obrzydliwość tego, co poeta ustawił na bohaterskich koturnach i opromienił blaskiem poetyckiej aureoli, wyczuła nawet polska krytyka wkrótce po ukazaniu się poematu (1828). W roku 1828 Kajetan Koźmian pisał: „Jeszcze nigdy żadnemu poecie -nie przyszło do głowy coś podobnego: Wallenrod, w przeciwieństwie do prawdy POETA ZDRADY 65 historycznej, został przedstawiony jako nikczemny zdrajca, a na domiar autor zrobił z niego Litwina, by dać pojęcie, jak głęboko Litwini kochają swą ojczyznę" 6. Konrada Wąllenroda poeta napisał w Rosji (w Oddessie i w Moskwie), gdzie po krótkim pobycie w więzieniu wileńskim znalazł się na zesłaniu. Mimo że przyjęto go tam z największą serdecznością i przyjaźnią, czuł się załamany i boleśnie dotknięty w swych uczuciach patriotycznych. Widział z bliska straszliwą potęgę Rosji. Jak jego ukochana Polska miała pokonać tę potęgę i wyzwolić się z jej więzów? Czuł się „niewolnikiem" i owo poczucie niewolnictwa wyobraźnia poety ucieleśniła w tym wielkim poemacie. „Tyś niewolnik" — tak brzmi jeden wers tego utworu — „jedyna broń niewolników — podstępy". Ponieważ Konrad Wallenrod wielokrotnie był tłumaczony na język niemiecki, ograniczę się do naszkicowania jego treści w najogólniejszym skrócie. Pewien Litwin jako mały chłopiec został wzięty do niewoli przez Niemców-Krzyżaków, a następnie ochrzczony i wychowany w pałacu wielkiego mistrza. Tu styka się z litewskim wajdelotą, który, ongiś również wzięty do niewoli przez Krzyżaków, obecnie służy Zakonowi za tłumacza. Śpiewak ten rozpala w sercu chłopca płomienną miłość do Litwy i uczy go nienawidzić swych wychowawców i ciemięzców ojczyzny. Nauka ta pada na dobrą glebę. Gdy tylko Alf — tak nazywa się bohater — osiąga wiek młodzieńczy, chce zbiec na Litwę, lecz wajdelotą mówi mu: „Zostań jeszcze i przejmij sztuki ¦wojenne od Niemców, Staraj się zyskać ich ufność, dalej obaczym, co począć". Ale chłopiec nie pozwala się zatrzymać i w czasie pierwszej bitwy opuszcza Zakon, zabierając ze sobą również wajdelotę, i przerzuca się na stronę Litwinów. Tu walczy u boku księcia Kiejstuta, który daje mu za żonę swą córkę, Aldonę. Kiedy jednak w rok później Krzyżacy z wielkimi siłami zbrojnymi najeżdżają Litwę i urządzają tu krwawą rzeź, Alf przy pomocy wajdeloty podejmuje plan wyprawienia się na Zachód, zdobycia tam sławy i uzyskania stanowiska wielkiego mistrza Zakonu, by następnie tym łatwiej i skuteczniej rozgromić Krzyżaków. Taki jest właściwy początek fabularnego wątku tego poematu, ale opowiedziany przez autora dopiero później. Poemat zaczyna się od wyboru wielkiego mistrza. 5 — O literaturze polskiej 66 I. W KRĘGU ROMANTYZMU POETA ZDRADY 67 Za najdzielniejszego wszyscy uznają niejakiego Konrada Wallen-roda — w tekście brzmi to następująco: On cudzoziemiec, w Prusach nieznajomy, Sławą napełnił zagraniczne domy; Czy Maurów ścigał na kastylskich górach, Czy Otomana przez morskie odmęty, W bitwach na czele, pierwszy był na murach, Pierwszy zahaczał pohańców okręty; Przy pełni cnót posiadał tylko jedną przywarę: czasami „szukał pociechy w gorącym napoju". Wśród braci zakonnych jest jeden, który ma na niego jakiś niezwykły, tajemniczy wpływ — to niejaki Halban, siwy mnich, jego spowiednik. Przy czynnej pomocy Halbana Konrad zostaje wybrany na wielkiego mistrza, ale zamiast niezwłocznie wyruszyć na świętą wojnę przeciwko Litwie siedzi gnuśnie w domu, aż Litwini rozzuchwalają się do tego stopnia, że sami prowokują zemstę Zakonu. Dopiero teraz Konrad Wallenrod zbiera wielkie wojsko i prowadzi je na Litwę. Jednakże tak długo przewleka oblężenie Wilna, że nadchodzi zima i całe wojsko krzyżackie ulega wyniszczeniu, częściowo na skutek zawiei śnieżnych, głodu i chorób, częściowo rozbite przez Litwinów, ostatecznie więc do Malborka wracają tylko żałosne niedobitki. Konrad powraca również, by stanąć przed tajnym sądem, który tymczasem wywiedział się o jego litewskim pochodzeniu i zidentyfikował go z owym Alfem — i pada ofiarą tego sądu. Umiera z gorzkim szyderstwem na ustach: Zrywa płaszcz, mistrza znak na ziemię miota, Depce nogami z uśmiechem pogardy: „Oto są grzechy mojego żywota! '' Gotowem umrzeć, czegóż chcecie więcej? Z urzędu mego chcecie słuchać sprawy? — Patrzcie na tyle zgubionych tysięcy, Na miasta w gruzach, w płomieniach dzierżawy. Słyszycie wicher? — pędzi chmury śniegów, Tam marzną waszych ostatki szeregów. Słyszycie? — wyją głodnych psów gromady, One się gryzą o szczątki biesiady. Ja to sprawiłem; jakem wielki, dumny, Tyle głów hydry jednym ściąć zamachem! Jak Samson jednym wstrząśnieniem kolumny Zburzyć gmach cały, i runąć pod gmachem!" Jego dawny nauczyciel teorii i praktyki zdrady, a późniejszy tajny sekretarz i szef sekcji, Halban przeżywa go 7. Chce dalej żyć, żyć dłużej, by na całej Litwie głosić sławę Konrada i troszczyć się o nowy narybek takich jak on patriotów. Istotnie, w dziejach Polski była chwila, kiedy zdawało się, że „zasadnicza idea tego utworu stała się gwiazdą przewodnią dla każdego prawie polskiego patrioty", jak zauważa ostatni wydawca dzieł Mickiewicza, dr Bie-geleisen (t. I, s. 487). Jeszcze w dziesięć lat później Juliusz Słowacki, który w początkowym okresie swej kariery poetyckiej pozostawał pod urokiem Mickiewicza, pisał w poemacie pt. Beniow-ski: Dziś zdrajcom łatwiej — jeśli ich pod lodem Car nie utopi — łatwiej ujść latarni, Krukowiecki 8 jest miasta Wallenrodem. Demokratycznym jest Gurowski9. — Czarni, Lecz obu wielka myśl była powodem, Oba chcą Polski, aby ujść bezkarni; Bo zna to dobrze ta piekielna para, Że łatwiej odrwić Polaków — niż cara. Wallenrodyczność czyli wallenrodyzm Ten wiele zrobił dobrego — najwięcej! Wprowadził pewny do zdrady metodyzm, Z jednego zrobił zdrajców sto tysięcy. (Słowacki Dzieła, [wyd.] H. Biegeleisen t. III, s. 377) Tu należy jeszcze nadmienić, że do Konrada Wallenroda autor włączył parę cudownych wierszy lirycznych; są to bez wątpienia najpiękniejsze i najcenniejsze fragmenty w całym poemacie. Wśród owych wtrętów znajduje się również ballada Alpuhara, którą bohater poematu śpiewa wobec zebranych gości i która w przejmującym grozą obrazie przedstawia jego własny plan działania. Maurowie w Hiszpanii są pokonani, trzyma się jeszcze Grenada, gdzie dowództwo sprawuje mężny Almanzor. Ale w twierdzy szaleje zaraza. W końcu Grenada także pada zdobyta szturmem, Maurowie wszyscy giną, jedynie Almanzorowi i garstce rycerzy udaje się uratować życie ucieczką. Gdy jednak zwycięzcy na świeżych 68 I. W KRĘGU ROMANTYZMU ruinach urządzają sobie ucztę, Almanzor wraca, sam oddaje się w ręce wrogów i oświadcza, że pragnie przyjąć chrzest. Pobożni Hiszpanie przyjmują go bardzo serdecznie i wszyscy po kolei witają go pocałunkiem. On również bardzo serdecznie całuje wszystkich, w szczególności zaś wodza, ale w tej właśnie chwili słabnie i osuwa się na ziemię. „Patrzcie, o giaury! jam siny, blady, Zgadnijcie, czyim ja posłem? — Jam was oszukał, wracam z Grenady, Ja wam zarazę przyniosłem. Pocałowaniem wszczepiłem w duszę . Jad, co was będzie pożerać, Pójdźcie i patrzcie na me katusze: Wy tak musicie umierać!" I to przejmujące grozą arcydzieło figuruje we wszystkich podręcznikach szkolnych i od dziesiątków lat sączy zgubny jad w dusze polskiej młodzieży. Oba największe i najgenialniejsze dzieła Mickiewicza, Dziady i Pan Tadeusz, też nie są całkowicie wolne od owej infekcji, jakkolwiek trzeba przyznać, że tu fantazja poety wędruje swobodniejszymi, słoneczniejszymi drogami. Głównym motywem Dziadów, tego najbardziej indywidualnego dzieła Mickiewicza, jest nieszczęśliwa miłość poety do Marii Wereszczakówny, miłość przedstawiona tutaj jako zdrada dziewczyny wobec młodzieńca (Gustawa), jakkolwiek w rzeczywistości Maria bynajmniej Mickiewicza nie zdradziła, ponieważ ani razu nie miał sposobności, by wyznać jej swą miłość, ona zaś żywiła dla niego wyłącznie uczucie serdecznej przyjaźni. Ból poety osiąga w IV części Dziadów wyraz wręcz porywający, ostatecznie jednak poeta przezwycięża to swoje uczucie: Gustaw, zdradzony kochanek, umiera, a jednocześnie rodzi się Konrad— lekkie nawiązanie do Konrada Wallenroda. Ten Konrad jednak jest poetą i patriotą w czysto romantycznym stylu. „Pieśń ma była już w grobie, już chłodna Krew poczuła — spod ziemi wygląda — I jak upiór powstaje krwi głodna: .....; I krwi żąda, krwi żąda, krwi żąda. Tak! zemsta, zemsta, zemsta na wroga, POETA ZDRADY 69 Z Bogiem i choćby mimo Boga! ' I Pieśń mówi: ja pójdę wieczorem, Naprzód braci rodaków gryźć muszę, Komu tylko zapuszczę kły w duszę, Ten jak ja musi zostać upiorem. Potem pójdziem, krew wroga wypijem, Ciało jego rozrąbiem toporem: Ręce, nogi goździami przybij em, By nie powstał i nie był upiorem. Z duszą jego do piekła iść musim, Wszyscy razem na duszy usiędziem, Póki z.niej nieśmiertelność wydusim, Póki ona czuć będzie, gryźć będziem." Wspaniale skomponowany utwór pozostał tylko fragmentem; Konrad nie podjął żadnej działalności dla ojczyzny, a więc nie wiemy, jak poeta zamierzał ująć jego dalsze dzieje. Rzeczywistym bohaterem wielkiej epopei Pan Tadeusz jest mnich bernardyn Robak, recte Jacek Soplica, również człowiek, który popełnił czyn ocierający się o zdradę kraju z pobudek czysto osobistych: zabił on wojewodę, który odmówił mu ręki córki, i to w chwili, gdy tamten bronił swego zamku przed szturmującymi go Rosjanami, wobec czego Rosjanie uznali Soplicę za sojusznika. Grzech ten Soplica postanowił odpokutować całym swym życiem, pracował i wiele wycierpiał dla odbudowy ojczyzny, a w końcu chciał zorganizować rewolucję na Litwie i utorować drogę idącemu w roku 1812 na Moskwę Napoleonowi. O tym, że owe ustawicznie przedstawiane sceny zdrady nie były wyłącznie płodem wyobraźni samego poety, lecz w ogromnej mierze rodziły się pod Wpływem otaczającej go atmosfery, świadczy utwór pt. Popas w Upicie, gdzie autor relacjonuje usłyszaną w miasteczku Upita od spotkanego tam zubożałego szlachcica opowieść 0 zdrajcy Sicińskim, który, gdy kandydatura jego na posła do sejmiku nie uzyskała należytego poparcia i upadła, zaprosił wyborców do siebie i tak szczodrze uraczył ich zatrutym winem, że wszyscy wpadli w szał i nawzajem się pozabijali, a sam zdrajca zginął od pioruna. Owe wpływy moralnie zgniłego otoczenia wsączyły się w samą głąb duszy poety — jakkolwiek złagodzone przez inne uczucia 1 poglądy albo też usunięte całkiem w cień; świadczy o tym nie 70 I. W KRĘGU ROMANTYZMU tylko predylekcja Mickiewicza do przedstawiania bohaterów-zdraj -ców; echo tego słyszymy również w jego najbardziej porywającym wierszu lirycznym, napisanym w roku 1830 10, a więc w czasie powstania warszawskiego, Do matki Polki. O matko Polko! gdy u syna twego W źrenicach błyszczy genijuszu świetność ¦[...] Jeżeli słucha z głową pochyloną, Kiedy mu przodków powiadają dzieje: 0 matko Polko! źle się twój syn bawi! Każże mu wcześnie w jaskinią samotną Iść na dumanie... zalegać rohoże, Oddychać parą zgniłą i wilgotną 1 z jadowitym gadem dzielić łoże. Tam się nauczy pod ziemię kryć z gniewem I być jak otchłań w myśli niedościgły, Mową truć z cicha, jak zgniłym wyziewem, Postać mieć skromną jako wąż wystygły. Wiersz ten młodzież polska do dziś uważa za najpiękniejszy kwiat uczuć patriotycznych, najwznioślejszy testament genialnego poety i z entuzjazmem deklamuje ów utwór. Tak oto przejrzeliśmy niemal całą twórczość poetycką Mickiewicza i mam nadzieję, że w dostatecznej mierze przekonaliśmy się, iż główny temat prawie wszystkich jego utworów stanowiła zdrada w najróżnorodniejszych postaciach, i to — rzecz charakterystyczna — zdrada przedstawiona nie jako niecny występek, nie jako zaprzeczenie poczucia etycznego, lecz bardzo często jako bohaterstwo, czasami nawet jako ideał, gdyż rodzi się z najwznioślejszych pobudek patriotycznychn. Smutny to musiał być czas, kiedy genialny poeta został wepchnięty na takie manowce, i smutny musi być stan narodu, który takiego poetę bez zastrzeżeń uważa za swego największego bohatera narodowego i wieszcza, i coraz to nowe pokolenia karmi zatrutymi płodami jego ducha. (PRZEKŁAD MARII TRACZEWSKIEJ) POETA ZDRADY 71 Poeta zdrady 1 Pierwodruk artykułu ukazał się pt. Ein Dichter des Verrates w wiedeńskim tygodniku „Die Zeit" 1897, Ar 136. Geneza tego niesprawiedliwego i fatalnego w skutkach artykułu, posiadającego wszelkie cechy pamfletu, jest niezwykle złożona. Była ona wynikiem splotu szeregu zjawisk natury społeczno-politycznej, tak charakterystycznego w galicyjskim tyglu etnicznym. Wymienić tu należy m. in. ustawiczne konflikty między,Ukraińcami i Polakami, podsycane przez rząd austriacki w myśl zasady „divide et impera", polemikę przedwyborczą Franki z Tadeuszem Romanowiczem („Nowa Reforma" 1895, nr 226), który zarzucił pisarzowi ukraińskiemu nienawiść do Polaków i walenrodyzm, tj. wciskanie się między Polaków i wywieranie wpływu na sprawy polskie, krwawe wybory 1897 r., krach iluzji zjednoczenia ukraińskich i polskich warstw ludowych oraz ugrupowań socjalistycznych, które podczas wyborów kierowały się polskimi interesami narodowymi, nie zaś motywami socjalnymi, których szermierzem był Franko. Genezie artykułu Poeta zdrady poświęcono wiele miejsca w ukraińskim literaturoznawstwie, prezentując różne punkty widzenia. Najbardziej interesujące jest jednak wyznanie samego Franki w liście do Jana Baudouina de Courtenay z drugiej połowy lutego 1898 roku: „Motywem, który mię skłonił do napisania artykułu o Mickiewiczu, były te objawy deprawacji moralnej, jakie wyszły na jaw wśród społeczeństwa polskiego w Galicji podczas walk wyborczych, podczas wyborów do sejmu 1896 i do Rady Państwa 1897. Gnębiono Rusinów i własny polski lud najbrutalniej, a równocześnie krzyczano w prasie, głoszono z ław poselskich, że to Rusini i ludowcy gnębią i dopuszczają się nadużyć [...] Zrozumie Sz. Pan, że poszukałem za źródłem tego specjalnego «wychowania narodowego* i znalazłem je (może mylnie) w takich geniuszach jak Mickiewicz i Krasiński". (Archiwum I. Franki nr 1626 AN USRR, Instytut Literatury im. T. Szewczenki, Kijów). Odpowiadając Feliksowi Konecznemu na jego wezwanie do zgody i braterstwa między Polakami i Ukraińcami („Świat Słowiański" 1905, nr 11, Czy będzie sąd?), Franko po siedmiu latach jeszcze raz wraca do genezy swego artykułu o Mickiewiczu i osobistego wyznania. „W tym samym czasie doznałem jeszcze większych ciosów od ludzi i grup bliskich mi i drogich wśród społeczeństwa polskiego; zobaczyłem, jak wokół mnie walił się ten cały świat idei względnie iluzji, nad którego realizacją pracowałem, i w chwili rozpaczy rzuciłem kamieniem w przepaść i usunąłem się na bok, porzuciłem na zawsze eksperymentowanie pracy na dwóch zagonach i dałem sobie słowo, że całą swoją pracę poświęcę memu narodowi. Jedno tylko dodam: jak przedtem tak i potem nie miałem nawet ziarna nienawiści do narodu polskiego, do tego, co posiada pięknego, wzniosłego, szczerego i naprawdę ludzkiego". 72 I. W KRĘGU ROMANTYZMU 2 „Die Zeit" 1896, nr 117. (Przyp. autora). 3 Brandes był w Polsce (w latach 1885—1886 i 1894), a swój przyjazny stosunek do Polski zawarł w książkach O poezji polskiej XIX w. (Warszawa 1885) oraz Polska (przekład polski Z. Poznańskiego, Lwów 1898). 4 Pojmując motyw zdrady w zbyt szerokim aspekcie, nadużywając słowa „zdrada" i utożsamiając je czasami z innymi nieprzyjaznymi uczuciami, jak zemsta, niedotrzymanie wiary małżeńskiej itp. Franko wywołał burzę sprzeciwów ze strony polskiej. „Rozumując kategoriami Franki można by nazwać pierwszą część Fausta Goethego dysertacją o sztuce uwodzenia niewinnych dziewcząt, a Schillera należałoby nazwać również «poetą zdrady*, gdyż w swej twórczości porusza najczęściej motyw wiarołomstwa i zdrady" — pisał m. in. Henryk Monat („Die Zeit" 1897, nr 138). Również W. Spasowicz, nie zgadzając się z pojęciem zdrady w interpretacji Franki, dowodzi („Kraj" 1897, nr 24, Pod pręgierzem zdrady), że gdyby się posługiwać podobną metodą, należałoby wyeliminować tragedię jako rodzaj poezji, gdyż karmi się wielkimi zbrodniami ludzkimi. Szekspir — w myśl kryteriów Franki — zostałby uznany za największego apostoła mężobójstwa. Rozprawiając się z koncepcją Frankowską tzw. zdrady patriotycznej Spasowicz dowodzi, że olbrzymi ładunek patriotyzmu Konrada Wallenroda porywał nawet obcokrajowców, podczas gdy trucizna zdrady była w tak małej dawce, że nikt się jej nie dopatrzył z wyjątkiem Nowosilcowa. Spasowicz nazywa Wallenroda nie epopeją zdrady, lecz lirycznym wylewem gorącego patriotyzmu. „Dziennik Krakowski" (1897, nr 407) nawiązując do tematu artykułu Franki wyjaśnia, że motyw zdrady jest jednym z najstarszych i u każdego poety można doszukać się kolekcji zdrajców wszelkiego rodzaju, począwszy od ballad Biirgera i Goethego, a na zdradzie Byrona podniesionej do demonizmu skończywszy. Prócz polemiki merytorycznej skierowanej przeciwko Frankowskiej koncepcji zdrady, poszczególne czasopisma polskie (szczególnie „Dziennik Polski" 1897, nry 132 i 133, „Nowa Reforma" 1897, nry 108, 117, „Kurier Przemyski" 1897 nr 58, „Kurier Niedzielny" 1897 nr 34, „Wiek" 1897 nry 125, 189, „Dziennik Krakowski" 1897 nr 407, „Przegląd' Tygodniowy" 1897, s. 246) wymierzyły — jak to określił Świętochowski — chłostę publiczną France, posługując się niejednokrotnie insynuacjami, obelgami i potwa-rzą. Tę namiętność wystąpień można zrozumieć, jeśli się zważy, że artykuł Franki pojawił się w chwili, gdy całe społeczeństwo polskie oczekiwało zezwolenia carskiego na budowę pomnika Mickiewicza w Warszawie. 5 Henryk Biegeleisen, kolega i przyjaciel Franki, w swych wspomnieniach („Literaturni Wisti" 1927 nry 1—15, Moi spomyny pro Franka) relacjonuje dokładnie przebieg dyskusji o Konradzie Wallenrodzie prze- POETA ZDRADY 73 prowadzonej podczas spaceru na Wysokim Zamku we Lwowie, przed napisaniem artykułu Poeta zdrady. „Franko twierdził — wspomina Biegeleisen — że poeta gloryfikuje tu zdradę, ja zaś podkreślałem, że naród, który jęczy pod jarzmem niewoli, musi czasami uciekać się do podstępu, jeżeli przebojem nie jest w stanie zdobyć wolności. Wypowiedziałem wówczas myśl: nie można w żadnym rozumieniu zdradzać wroga, lecz jedynie swego przyjaciela. W szczególności taki pogląd uważałem za słuszny w odniesieniu do Konrada Wallenroda [...] Franko [...] w przystępie ferworu odrzekł, że nie tylko nie zmieni swego przekonania, lecz wkrótce napisze o tym w znanym wówczas czasopiśmie wiedeńskim «Die Zeit». Moje usilne przestrogi o konsekwencjach tego nierozważnego kroku, przekonywanie w rodzaju przyjacielskiego «zwario-wałeś?!» — nie odniosły żadnego skutku". 6 Fragment listu Kajetana Koźmiana (ok. 30 marca 1828 r.) w oryginale brzmi następująco: „Nikomu nic takiego nie przyszło jeszcze do głowy wystawiać rymem wariata, pijaka; ale dla tym lepszego uświetnienia nadawszy mu, wbrew historii, postać bezecnego zdrajcy; zrobić go Litwinem dla dania wyobrażenia, w jak szlachetnym sposobie Litwini kochają ojczyznę" (cyt. za: Dzieła Adama Mickiewicza, wydał H. Biegeleisen, Lwów 1893, t. I, s. 488). Mówiąc o negatywnym stanowisku polskiej krytyki wobec bohatera poematu Franko miał na myśli nie tylko Koźmiana. Spór o główną ideę Konrada Wallenroda — trwający prawie sto lat — był dobrze znany France, o czym świadczą cytowane w p'oprzednim przypisie wspomnienia Biegeleisena. Oskarżenie Konrada Wallenroda o apoteozę zdrady pochodzi — jak pisze Jan Baculewski (zob. Maria Konopnicka, Publicystyka literacka i społeczna, wyboru dokonał i opracował Jan Baculewski, Warszawa 1968, s. 614—615) — od pierwszego krytyka poematu N. Nowosilcowa. Po klęsce powstania listopadowego wyłoniła się cała plejada oskarżycieli Konrada Wallenroda, m. in. Juliusz Słowacki („walenrodyzm... wprowadził pewien do zdrady metodyzm" — Beniowski, pieśń druga, w. 225—227), Władysław Gołębiowski (Mickiewicz odsłoniony i To-wiańszczyzna. Paryż 1844). Wojciech Cybulski (Odczyt o poezji polskiej XIX w., Poznań 1870), Stanisław Tarnowski, L. W. Szczerbo-wicz (Mniemany walenrodyzm, „Tygodnik Ilustrowany" 1897, nr 29) i inni. Maria Konopnicka natomiast dochodzi do wniosku, że poematu nie można nazwać „apoteozą zdrady". „Otóż nie! — z przekonaniem twierdzi Konopnicka. — Otóż właśnie zdanie to jak najsilniej odeprzeć się daje. Konrad Wallenrod to nie «apoteoza zdrady», to jest tragizm". Jest chwila — dowodzi Konopnicka — kiedy Konrad uwalnia się od znamion zdrady, zrywa z siebie płaszcz krzyżacki i okrzykiem: „Oto są grzechy mojego żywota", daje wyraz wzgardy dla zdrady i nienawiści wobec 74 I. W KRĘGU ROMANTYZMU Niemców. „I ten to właśnie Wallenrod stoi pomnikiem w Mickiewiczowskim dziele" (Maria Konopnicka, Mickiewicz, jego życie i duch, Warszawa—Petersburg 1899, s. 59'—61). Bolesław Prus w swej Kronice tygodniowej napisał, że Konrad Wal-łenYod jest jednym z najwspanialszych poematów miłości i nienawiści. „Jest on piękny, potężny, wzruszający, ale... nie posiada żadnej wartości programowej, choć niektórzy, np. Słowacki, surowo gromili Mickiewicza, że przez Wallenroda stworzył «sto tysięcy zdrajców» [...] Ale idea «wa-lenrodyzmu» jest z gruntu fałszywa i niewykonalna" („Kurier Codzienny" 1898, nr 6, Kronika tygodniowa). 7 Franko przeprowadza tu paralelę pomiędzy Halbanem z Konrada Wallenroda a Henrykiem Halbanem (1845—1902, poprzednie nazwisko Blumenstock), szefem sekcji w austriackiej Radzie Ministrów za rządów Kazimierza Badeniego. 8 Generał Krukowiecki, komendant Warszawy pod koniec rewolucji w roku 1831, miał zdradzić miasto na rzecz Rosji. (Przyp. autora). 9 Hrabia, który wśród polskiej emigracji działał jako szalbierz demokrata i odgrywał wręcz żałosną rolę. (Przyp. autora). 10 Już Henryk Monat w swej polemice z Franką („Ein Dichter des Verrates" — Eine Entgegnung auf einen Artikel Dr Iwan Frankos — ,,Die Zeit" 1897, nr 138) wytknął mu podanie błędnej daty („w czasie powstania") napisania wiersza Do matki Polki. Wiersz ten, jak wiadomo, napisany został w Rzymie przed dniem 29 listopada 1830 r. Franko z kolei przyznaje (Meine Falschungen, „Die Zeit" 1897, nr 139), że pomylił się o kilka miesięcy, ale odrzuca sugestię Monata, jakoby świadomie podał fałszywą datę powstania tego wiersza. 11 Inaczej oświetlił to zagadnienie petersburski „Kraj" („Prasa polska" 1897, nr 22, s. 12—13): „Mógł p. Franko napisać rzecz nieprawdziwą, nieprzyjemną, nawet bezecną, mógł liczyć na nieznajomość rzeczy wśród Niemców i na niepołapanie się wśród Polaków, niemniej prawdą jest, że Mickiewicz opiewał zdradę. Prócz tego faktu wszystko inne jest fałszem, wszystkie wnioski są niedorzecznością. Jest zdrada i zdrada. Zdrady Pauzaniasza, Radziejowskiego, Dumourieza żaden poeta nie zechce otaczać nimbem bohaterstwa, a jeśli o nim wspomni, to dla wyrażenia pogardy i obrzydzenia. Natomiast zdrada Iwana Susanina jest tematem najpopularniejszej opery narodowej ruskiej, wiele zachwytu poświęcili jej poeci, historycy i pospolici patrioci. W roku zeszłym na wystawie w Niżnim świat scenę zdrady Susanina mógł oglądać uwiecznioną na dywanikach, tacach, kuflach. Zdrada Wallenroda jest zupełnie tegoż samego rodzaju, ani lepsza, ani gorsza. Niczym też innym nie jest zdrada Wilhelma Telia, gdy nogą odepchnął łódź z Gesslerem, który mu swe życie powierzył. Historycy dowodzą, że Tell nie istniał nigdy, że to wytwór fantazji narodowej, która w ten sposób stworzyła ideał POETA ZDRADY 75 patriotyzmu i bohaterstwa. Gdyby p. Franko i jego echa miały rację, to przede wszystkim trzeba byłoby,wydać surowy wyrok na Szwajcarów, których świat cały ma jako wysoce szlachetny naród. A jakie potępienie spaść by musiało na Schillera za to, że on, Niemiec, unieśmiertelnił zdrajcę — Szwajcara? Zdrada, jaką opiewał Mickiewicz, została w historii wszystkich narodów zaliczona do czynów zaszczytnych i jest uwielbiana przez poetów całego globu. Może dziś czy jutro obudzi się przeciwko temu reakcja, może etyka przyszłości inaczej sądzić będzie Susanina, Wallenroda, Telia, może, ale wtedy potępione zostaną nie narody walczące, nie Glinka, Mickiewicz i Schiller, lecz ten charakter stosunków międzynarodowych, które, będąc objawem niskiej cywilizacji, sprowadzały na świat ucisk, zdradę i morderstwa". [P a u z a n i a s z, Spartańczyk, pobił Persów pod Platejami (479 p.n.e.), a następnie dążąc do jedynowładztwa w Grecji prowadził z Persami tajne rokowania. Oskarżony, umarł z głodu zamurowany w świątyni Ateny w Sparcie. Karol Franciszek Dumouriez (1739—1823), generał francuski, miał zorganizować wojsko konfederacji barskiej, ale zajęty był intrygami, przerzucał się od jednego stronnictwa do drugiego, Został rozbity pod Lanckoroną przez Suworowa. Po wybuchu rewolucji francuskiej wszedł w ścisłe stosunki z Mirabeau i jakobinami. Później chciał przywrócić Burbonów i w tym celu rozpoczął tajne układy z Austriakami. Po klęsce pod Neerwinden (1793) stanął jako naczelny dowódca armii francuskiej pod zarzutem zdrady. Uciekł do obozu austriackiego i zmarł na emigracji w Anglii. Iwan S u s a n i n, chłop rosyjski, wzięty za przewodnika przez oddziały polskie (1613) zaprowadził je nie do tymczasowej siedziby nowo wybranego cara Michała Fiodorowicza Romanowa, lecz w leśne, nieprzebyte mokradła, Jego czyn opiewa legenda, literatura oraz opera M. Glinki Iwan Susanin]. DO PRZYJACIÓŁ GALICYJSKICH [ADAMA MICKIEWICZA] PfRÓBA ANALIZY* W Mickiewiczowskim liście Do przyjaciół galicyjskich należy wyeksponować kilka elementów. Przede wszystkim to, co łączyło Mickiewicza z całym współczesnym mu pokoleniem, oraz — że się tak wyrażę — to, czym spłacał haracz swemu wiekowi. Następnie to, co charakteryzowało jego ówczesny poziom umysłowy, poglądy polityczne i chwilowe nastroje. Wreszcie znajdujemy tu i takie rzeczy, które dotychczas nie straciły na aktualności i zachowały znaczenie nawet dla chwili bieżącej. Spróbujmy przeanalizować poszczególne elementy. W przedmowie wyjaśniliśmy, kiedy i w jakich okolicznościach został napisany list Do przyjaciół galicyjskich^ Widzieliśmy, że czasy były niespokojne, powietrze naelektryzowane. W Polsce jedno powstanie było rozbite, a już przygotowywało się następne. W Niemczech jeszcze nie ostygł zapał wywołany w środowisku liberalnym i radykalnym przez lipcowe powstanie 1830 roku we Francji, a tajne organizacje konspiracyjne przygotowywały i tutaj różne wystąpienia, które, co prawda, nie doprowadziły do poważnych następstw. Warto chyba podkreślić ten niebywały entuzjazm, z jakim Niemcy jesienią 1831 roku witali Polaków udających się po upadku powstania na emigrację. „My, Niemcy, znoszący cierpliwie własne upokorzenie i wielką tyranię, gotowi byliśmy wówczas zrobić rewolucję dla Polaków" — pisał Heine wspominając te czasy, a jesienią 1832 roku spod jego pióra wyszły słowa: „Die Polen! Das Blut zittert mir in den Adern, wenn ich das Wort niederschreibe, wenn ich daran denke, wie Preussen gegen diese edelsten Kinder des Ungliicks gehandelt hat, wie feige, wie ge- DO PRZYJACIÓŁ GALICYJSKICH [A. MICKIEWICZA] 77 mein, wie meuchlerisch" (H. Heine, Sdmtliche W erkę, herausge-geben von Dr. Ernst Elster, Bd. V. 16; [Polacy! Krew burzy się w żyłach, gdy piszę te słowa, gdy pomyślę o tym, jak tchórzliwie, nikczemnie i podstępnie postępowali Prusacy z tymi najszlachetniejszymi dziećmi klęski]. We Francji rewolucja 1830 roku obaliła Burbonów i wyniosła na tron króla-mieszczanina Ludwika Filipa, lecz w głębi duszy ludu, szczególnie w sferach robotniczych i kręgach inteligencji, wrzało niezadowolenie, przejawiające się raz po raz bądź w rozruchach robotniczych w Lyonie oraz Marsylii, bądź też w demonstracji paryskiej podczas pogrzebu generała Lamar-que'a2. Wydawało się, że rewolucja wisi w powietrzu, i to nie cząstkowa i lokalna, jaka odbyła się w lipcu 1830 roku w Paryżu, lecz wielka, powszechna, europejska zawierucha, która jednym, podmuchem zmiecie wszystkie trony i zmieni porządki polityczne od brzegów Sekwany aż po brzegi Wisły lub nawet Wołgi. Wiara w bliskość rewolucji była powszechna, podzielał ją również Mickiewicz. „Nie pierwej tedy interes Polski przed sąd Europy wytoczony będzie, aż rewolucja pomiesza teraźniejszy układ polityczny i utworzy gdziekolwiek nowe państwo lub rząd rewolucyjny". I chociaż nie oczekiwał tego od chwili najbliższej, to mimo wszystko ozas owego przewrotu według Mickiewicza nie był znów tak daleki, aby współczesne pokolenie mogło całkowicie wyrzec się konspiracji lub myśleć o jakiejś innej oświacie narodu prócz tej, która przygotowuje świadome kadry dla przyszłego powstania. Nie mniej powszechna była wówczas wiara,-> że tylko przy pomocy rewolucji można zdobyć niezależność polityczną, że rewolucja stanowi jedyny skuteczny czynnik postępu politycznego. Myśl tę z wielkim naciskiem wypowiada Mickiewicz zarówno na początku jak i pod koniec listu Do przyjaciół galicyjskich. Nie stoi ona w sprzeczności z tymi fragmentami, w których radzi on przyjaciołom nie żywić nadziei na pomoc dla Polski ani ze strony Niemiec, ani Francji. Oczywiście Mickiewicz ma tutaj na myśli monarchistyczne Niemcy oraz takąż Francję, w których interesie nie leżało nadstawiać głowy w walce o rewolucyjną, zdaniem wieszcza, Polskę. Gdy sprawa dojdzie do rewolucji, gdy siła monarchii zostanie złamana, wówczas — mogło się wydać Mickiewiczowi —¦ Polacy bądź własnymi siłami, bądź też przy pomocy innych naro* dów rewolucyjnych wywalczą dla siebie niezależność polityczną. 78 I. W KRĘGU ROMANTYZMU Nie należy się dziwić tej wierze Mickiewicza w bliskość i zba-wienność powszechnej rewolucji europejskiej. Wiara ta była owocem doby romantycznej, która stawiała wyżej siłę uczucia i zapału niż siłę rozumu i doświadczenia. Z drugiej strony była ona wynikiem ucisku politycznego, który ciążył nad całą Europą od ¦ chwili upadku Napoleona i utworzenia tak zwanego Świętego Przymierza monarchów. Poezja Byrona, angielskie ruchy społeczne, wreszcie lipcowa rewolucja paryska wybitnie podniosły tę wiarę w całej Europie. Utrzymywała się ona jeszcze długo potem, była jednym z motorów burzliwego 1848 roku, zaś teoretycy socjalizmu Marks i Engels zrobili z niej jeden z fundamentów swej nowej religii, która w tym czasie, tj. 1848 roku, została wyłożona w Manifeście komunistycznym. Dopiero pod koniec XIX wieku, po całym szeregu doświadczeń i debat udało się usunąć tę wiarę z dogmatyki politycznej i wykazać, że rewolucja w takiej formie, w jakiej wybuchła we Francji w 1789 r., nie może się więcej powtórzyć, zaś w takiej formie, w jakiej* wyobrażały ją sobie tak zwane partie rewolucyjne i socjalistyczne, jest czystą fikcją, słowem usiłującym ogarnąć tysiące różnorodnych procesów — społecznych i politycznych, rzucone zaś [słowo: rewolucja] lekkomyślnie w pozbawione zmysłu krytycznego masy narodu może przynieść nieobliczalne szkody, a sprawie prawdziwej emancypacji mas ludowych nie pomoże ani trochę. Co do poglądów samego Mickiewicza, wyrażonych mniej lub bardziej precyzyjnie w liście Do przyjaciół galicyjskich, warto podkreślić ich całkowitą niejasność w zakresie stosunków narodowościowych w krajach dawnej Polski historycznej. Sam Mickiewicz nazywa siebie Litwinem, swój poemat Pan Tadeusz rozpoczyna inwokacją „Litwo, ojczyzno moja". Podobnie jego przyjaciel Bohdan Zaleski wiele razy nazywa siebie Ukraińcem, rozpoczyna swój poemat Duch od stepu nie mniej entuzjastyczną inwokacją „I mnie matka Ukraina". Mimo to obydwaj czują się Polakami i zdaje się, że nawet nie podejrzewają, iż w terminach Litwin i Ukrainiec może kryć się coś niepolskiego. Pisząc ten list do wschodniogalicyjskich ziemian, Mickiewicz wie, iż obcują oni z ruskim chłopstwem i duchowieństwem. Ale nawet mu do głowy nie przychodzi myśl, by chłopi ci względnie duchowieństwo mogli obecnie bądź kiedykolwiek mieć swoje odrębne aspiracje narodowe i dążenia, by mogli czuć się kimś innym niż Polakami. DO PRZYJACIÓŁ GALICYJSKICH [A. MICKIEWICZA] 79 Mickiewicz radzi ziemianom udzielać pomocy i protegować tych chłopów i duchownych, którzy walczą o Polskę, i nie uświadamia nawet sobie, że taka rada może prowadzić do apostazji narodowej, że jest ona równoznaczna z postępowaniem Moskali lub Prusaków nagradzających i protegujących tych Polaków, którzy wyrzekłszy się solidarności ze swym narodem wysługują się zaborcom. Niezwykle charakterystyczne w tym liście są poglądy Mickiewicza na temat, jaki powinien być stosunek ziemian do chłopów. Zrozumiałą jest rzeczą, że nie możemy tutaj przedstawiać pełnej ewolucji Mickiewiczowskich poglądów w tym zakresie, nie zmierzamy do porównania ich z jego późniejszym pisarstwem, szczególnie zabarwioną socjalizmem publicystyką w „Tribune des Peu-ples". Zamierzamy tylko na podstawie omawianego listu Do przyjaciół galicyjskich określić, jakie były jego poglądy w danej chwili, pod koniec 1832 lub na początku 1833 roku. Przede wszystkim musimy skonstatować, że Mickiewicz w owym czasie nie myślał o powszechnym uwolnieniu chłopów od pańszczyzny, nie odczuwał potrzeby całkowitego zniesienia jej jako jakiejś naglącej, nieuniknionej i ponad wszystko inne stojącej sprawy, jako niezbędnej platformy dla wszelkich innych planów odbudowania Polski. Na to zagadnienie Mickiewicz zapatrywał się inaczej niż większa część emigracji polskiej, nie tylko z tzw. Towarzystwa Demokratycznego, wobec którego on sam i jego grupa zajmowali zdecydowanie nieprzychylne stanowisko, ale też różnił się poglądami od zwolenników Lelewela i Chodźki i takich czołowych publicystów emigracyjnych, jak M. Mochnacki. Sp. Ostap Terłecki zwrócił w swej pracy uwagę na interesujący fakt, że Zaliwski, który przed swoją zbrojną wyprawą należał do Le-lewelowskiego Komitetu i organizował Towarzystwo Litewskie i Ziem Ruskich, który w swej odezwie jako pierwszy krok do nowego powstania proklamował uwłaszczenie chłopów i nadanie im ziemi, znalazłszy się w Galicji, w swej odezwie do przyszłych uczestników nowego powstania jakoś zapomniał o tym postulacie, przemilczał konieczność niezwłocznego zniesienia pańszczyzny. Terłecki dopatruje się w tym przemilczeniu wpływu listu Mickiewicza Do przyjaciół galicyjskich. Hipoteza ta jednak wydaje się być bezpodstawną. Wyżej była mowa o tym, że Mickiewicz uważał plan nowego powstania za lekkomyślny i beznadziejny, był więc 80 I. W KRĘGU ROMANTYZMU przeciwny partyzantce Zaliwskiego, konspiracyjnej działalności emisariuszy. Wynika stąd, że Zaliwski nie wiedział nic o liście Mickiewicza, który — można powiedzieć — pisany był właśnie z zamiarem ostrzeżenia bardziej krewkich ziemian galicyjskich przed nierozsądnymi awanturami w rodzaju partyzantki Zaliwskiego. Jeśli więc Zaliwski po zorientowaniu się w warunkach galicyjskich i uwzględnieniu sił, na które w razie powstania mógł liczyć, przemilczał główną zapowiedź swej partii — nieodzowne zniesienie pańszczyzny — należy sądzić, że silniejsze względy zakneblowały mu usta, mianowicie to, że jego przyszła partyzantka w istocie rzeczy musiała się oprzeć na ziemianach, ich oficjalistach, leśniczych itp., a nie na masie ciemnego i nieuświadomionego chłopstwa. Nie było więc potrzeby zjednywać sobie tego chłopstwa hucznym i dalekosiężnym aktem, tym bardziej że podobny akt wywołałby protest przytłaczającej większości ówczesnych ziemian polskich. Nie mamy podstaw wątpić, że Mickiewicz pragnął widzieć wszystkich chłopów ówczesnej Polski jako wolnych i równoprawnych obywateli. Lecz jako prawdziwy romantyk wyobrażał sobie uwłaszczenie chłopów i nadanie im praw przez akt łaski i dobrej woli panów, który nastąpi dopiero po odzyskaniu niepodległości państwowej, w jakiś bliżej nie określony, idylliczny sposób, pomiędzy ostatnim kuflem miodu i pierwszym podskokiem tanecznym, jak to zostało przedstawione w ostatniej księdze Pana Tadeusza: Teraz, kiedy już mamy Ojczyznę kochaną, Czyliż wieśniacy zyszczą z tą szczęśliwą zmianą Tyle tylko, że pana nowego dostaną? — pyta Tadeusz swą przyszłą żonę, pełnoprawną właścicielkę chłopów. Żeby „Ojczyzna kochana" mogła tkwić w duszy tych chłopów, w ich dobrobycie, oświacie i świadomości narodowej — o tym Mickiewicz nawet nie myślał. Wolność, jaką otrzymują chłopi, to według niego wcale nie pierwszy warunek niezależności i przyszłości ojczyzny, lecz sprawa niemal zbyteczna, niezwykle hojny „trinkgeld", ofiarowany chłopom przez panów z okazji niezwykłego święta. Sami chłopi właściwie i nie bardzo potrzebują tej swobody: ¦¦.¦¦* Prawda, że dotąd byli rządzeni łaskawie... DO PRZYJACIÓŁ GALICYJSKICH [A. MICKIEWICZA] 81 Tadeusz robi to częściowo nawet dla zabezpieczenia ich przed późniejszą możliwością zmiany swej decyzji: Jestem człowiek, sam własnych kaprysów się boję; Bezpieczniej zrobię, kiedy władzy się wyrzekę I oddam los włościanów pod prawa opiekę. Zresztą nawet najbliższe otoczenie w osobie klucznika Gerwazego protestuje przeciwko temu aktowi: Boję się, żeby to coś nie było z niemiecka! Wszak wolność nie jest chłopska rzecz, ale szlachecka — i Mickiewicz na te argumenty oraz projekt uszlachcenia wszystkich chłopów nie replikuje, pozostawiając sprawę w zawieszeniu. Nie wiemy, czy Tadeusz poszedł za tą radą czy nie. Niezwykle interesująco w punkcie piątym brzmi rada Mickiewicza udzielona przyjaciołom galicyjskim, by szlachcice wyjaśniali wszystkim warstwom ludności, „że niewola włościan pochodzi stąd, iż obywatele mając związane ręce przez rząd nie mogą praw krajowych poprawić i odmienić, iż sami ciśnieni podatkami, muszą poddanych uciskać, że rząd austriacki ma na celu dzielić naród na magnatów, szlachtę i chłopów". Nie możemy należycie zrozumieć, jak Mickiewicz pojmował te słowa. Czy rzeczywiście uważał te argumenty za prawdziwe, czy też traktował je jako zwykły manewr agitacyjny, który bez względu na swoją prawdziwość mógł wywrzeć na ludziach o krótkiej pamięci pewne wrażenie. Jeżeli Mickiewicz uważał te argumenty za prawdę, którą z czystym sumieniem można było głosić chłopom, to należy powiedzieć, że jego znajomość historii chłopstwa polskiego była bardzo skąpa i powierzchowna. Gdyby agitator polski czy też dziedzic-patriota wystąpił z takimi argumentami wśród chłopów galicyjskich, zostałby przede wszystkim wyśmiany. W 1833 roku żyło jeszcze sporo ludzi pamiętających czasy sprzed 1772 roku, mogących zadać kłam każdemu słowu takiej argumentacji. Jeszcze w roku 1846 spotkała nieprzyjemność mandata-riusza Czaplińskiego w Horożanej, gdy próbował przemawiać do chłopów w duchu Mickiewiczowskiej rady (patrz M. V. Sala, Ge-schichte des polnischen Aufstandes im J. 1845, Wien 1867, s. 45— 46). Podobnie nie mogło trafić do przekonania chłopów również to, 6 — O literaturze polskiej 82 I. W KRĘGU ROMANTYZMU co Mickiewicz radził głosić ziemianom, jakoby ich ręce miały być związane przez rząd i chociaż nie chcą, to jednak muszą uciskać i gnębić chłopów, gdyż nie mogą zmienić praw krajowych. Mając na względzie cześć Mickiewicza musimy przyznać, że nie znał on stosunków galicyjskich, nie wiedział również o tym, że chłopi galicyjscy, szczególnie w Galicji Wschodniej, prawie nie skarżyli się na instytucję pańszczyzny, w swych nielicznych zażaleniach nie występowali (może nie śmieli!) przeciwko niej, lecz skarżyli się głównie na nadużycia, nadmierne okrucieństwa, zdzierstwa, krzywdy, pobicia i złośliwości, jakich doznawali ze strony ziemian i ich oficjalistów, na te „kaprysy", których bał się u siebie Mickiewiczowski Tadeusz. Słowem, skarżyli się na zło, które zależało wyłącznie od ziemian oraz przy ich dobrej woli mogło być (a niekiedy bywało) całkowicie usunięte lub zredukowane do minimum. I jeszcze jedno. Wprawdzie ziemianie galicyjscy nie posiadali uprawnień ani możliwości zmiany przepisów krajowych na korzyść chłopów, niemniej Mickiewiczowski argument, jakoby musieli przez to uciskać chłopów i dokonywać zdzierstw, pozbawiony jest jakiegokolwiek uzasadnienia. Na podstawie bowiem ówczesnego prawa cywilnego, nie naruszając wcale przepisów pańszczyźnianych, mógł każdy ziemianin przy pomocy zwykłego kontraktu unormować swoje stosunki z chłopami i gdyby tylko zechciał, był w stanie zamienić w obrębie własnych dóbr robociznę na czynsz względnie daninę w naturze, nie czekając na ukazanie się przepisów krajowych. Tak postępowali w warunkach znacznie trudniej-, szych obywatele ziemscy w Rosji i Kongresówce. Polski mieszczanin i prawdziwy obywatel Staszic nadał swoim dobrom organizację spółki, która przetrwała wszystkie katastrofy rozbiorów Polski i późniejszych powstań. Wiadomo, że i w Galicji, tam gdzie tego wymagały stosunki miejscowe oraz gdzie było to korzystne dla panów, miały miejsce próby reluicji pańszczyzny na inne usługi 3. Miara korzyści takich reluicji dla chłopów zależała od umowy, a więc od panów. A iluż było galicyjskich obywateli ziemskich, którzy by do samego 1848 roku pomyśleli o tym wyjściu z ciężkiego położenia i zapragnęli stać się prawdziwymi dobroczyńcami swoich chłopów? Dotychczasowe badania nie ujawniły ani jednego takiego wypadku. Powtarzam, trudno wierzyć, by Mickiewicz, podsuwając takie DO PRZYJACIÓŁ GALICYJSKICH [A. MICKIEWICZA] 83 argumenty szlachcicom galicyjskim, robił to w przekonaniu, że podaje im argumenty wykrętne, niezgodne z prawdą, obliczone na tumanienie ludzi o krótkiej pamięci. Przyjmuję raczej, że nie znał historii i stosunków, chociaż w tym wypadku rada jego podana w tonie kategorycznym, bez zastrzeżeń, była dość lekkomyślna4. Dla historyków późniejszych stosunków galicyjskich interesującą sprawą jest obserwowanie, jak często i gorliwie Polacy galicyjscy, szczególnie w Galicji Wschodniej, korzystali z Mickiewiczowskiej rady. Począwszy od poematu M. Popielą Rusyn na prazniku $, a skończywszy na współczesnym historyku tych czasów Bronisławie Łozińskim6, obserwujemy na przestrzeni 60 lat nieustanne usiłowanie historyków i publicystów polskich ukazania szlachty galicyjskiej jako niewinnej ucisku chłopów, przejętej na wskroś szlachetnymi zamiarami oraz myślą o niepodległości. Cała wina katastrof i nieszczęść spada na rząd austriacki, który swą zasadą „divide et impera" zakłócił świętą harmonię pomiędzy chałupą i dworem istniejącą za czasów polskich, na Niemców, biurokratów oraz „ciemne masy rozbestwionego chłopstwa". Widzimy więc, jak wszystkie wysiłki rozwijają się zgodnie z rzuconym przez Mickiewicza hasłem, jak powiadają Niemcy: „Man merkt die Absicht und man ist verstimmt" [„Spostrzega się zamiar i wpada się w irytację"]. Na nie mniejszą uwagę zasługuje to, co mówi Mickiewicz w swym liście na temat oświaty oraz uświadomienia ludu. Abstrahując od tego, jakie były późniejsze poglądy Mickiewicza w tym przedmiocie, pragnę tu stwierdzić, że w danej chwili, na początku 1833 roku, Mickiewicz nie myślał o rzeczywistej, wszechstronnej oświacie dla ludu. Nie wspomina bowiem wcale o szkołach ludowych, nauczycielach, stosunku obywateli ziemskich do nauczycieli. Cała działalność wewnętrzna, do jakiej zagrzewa swych adresatów, „powinna mieć na celu przygotowanie i gromadzenie sił i środków do przyszłego powstania". Jest to najwyższy cel, któremu winno być podporządkowane wszystko. „Pracować dla interesu narodowego jest to pracować dla wolności i równości", zaś swoboda i równość możliwe są tylko w odbudowanej, niezawisłej Polsce. W niej jakimś cudem rozpłyną się od razu wszystkie warstwy społeczne, wszystkie narodowości. „Książę, hrabia, chłop i Żyd równie są nam potrzebni, każdego z nich trzeba przerobić na Polaka". 84 I. W KRĘGU ROMANTYZMU Jest to cel oświaty, jakiej pragnie dla ludu Mickiewicz, a którą zamierza osiągnąć przy pomocy kantyczfek patriotycznych, Śpiewów historycznych Niemcewicza, wspomnień Różyckiego i Dem-bińskiego 7 itp. Oczywiście nie była to nauka, oświata w pełnym znaczeniu, lecz jedynie agitacja patriotyczna, jaką Mickiewicz radził w miarę możliwości maskować religią względnie strzępami wiadomości historycznych, nie przeczuwając zapewne niebezpieczeństwa i niemoralności tego rodzaju „urabiania" mas ludowych8. Niestety, nauczyciele polscy, a nawet oficjalni kierownicy wychowania społecznego w Galicji postępują nadal według tej Mickiewiczowskiej recepty i nie. doszli dotychczas do uznania elementarnej prawdy, jasno i wyraźnie głoszonej przez Drahomano-wa 9, że „nieprawda nie jest oświatą" bez względu na to, w jakiej formie i w jakim celu jest prezentowana. Są jednak w liście Mickiewicza myśli, które nawet dotychczas i dla nas nie straciły swej życiodajnej siły. Przede wszystkim owe złote słowa, że „chwilowe poświęcenie jest łatwiejsze i mniej skuteczne niż poświęcenie ciągłe i drobne dla sprawy ojczystej". To prawda, że naród nasz w mniejszym stopniu niż polski zdolny jest do chwilowych, bohaterskich porywów, przyzwyczajony jest raczej do cichej, nieustającej pracy. Ale jakże mało jeszcze i u nas poświęcenia dla sprawy ojczystej, jak mało niezachwianego, wzniosłego altruizmu, który zmusza człowieka do pracy bez względu na własną korzyść lub sławę z jedyną myślą o szerszym ogóle, przyszłych pokoleniach. I chociaż trafiają się jednostki, które pracują w ten sposób, to przecież i im brakuje wytrwałości i konsekwencji w tej pracy, co stanowi również swego rodzaju brak owej ciągłej i drobnej ofiarności, bez której wielkie, chwilowe poświęcenia idą na marne. Niebagatelna jest również aktualna po dziś dzień Mickiewiczowska przestroga, by w zasadniczych sprawach życia narodowego, wolności i niezawisłości narodu, nie pokładać żadnej wiary w siłach z zewnątrz, nie liczyć na obcą pomoc, obce wpływy, szczęśliwy przypadek, konstelacje czy kombinacje. Na podstawie własnego doświadczenia możemy jeszcze rozszerzyć przestrogi Mickiewicza. Daleki był od pokładania nadziei w monarchiach europejskich, spodziewając się pomocy dla Polski od rewolucji i rządów rewolucyjnych. Polacy ciężkimi ofiarami i rozczarowaniami DO PRZYJACIÓŁ GALICYJSKICH [A. MICKIEWICZA] 85 zapłacili za tę wiarę i w znacznym stopniu wyleczyli się z niej. Czas najwyższy wyleczyć się z niej i nam. Czyż znaczna część naszego społeczeństwa nie żyje dotąd w czysto mistycznej wierze w pomoc od białego cara 10, w poczuciu jedności stumilionowej Rusi, gotowa w imię tej wiary do największych ofiar, jakie może ponieść część wyrzekając się swej naturalnej całości, swej rodzimej gleby, skazując się na bezpłodną i bezideową wegetację? I chyba druga, co prawda niewielka, część nie zamierza porzucić pracy na swym gruncie nad oświatą i uświadamianiem chłopstwa w imię „wielkiej" idei internacjonalistycznej solidarności robotniczej oraz światowej rewolucji społecznej, chociaż już dziś każdy pozbawiony uprzedzeń widzi, że w tym raczej głośnym niż wielkim współczesnym ruchu socjaldemokratycznym naprawdę trwałą i cenną zdobyczą jest właśnie owa drobna, organizacyjna, a nie rewolucyjna prąca nad zbrataniem i oświatą mas robotniczych. Praca, dla której pełną analogię na gruncie wiejskim stanowiła u nas partia radykalna w, podczas gdy owa głośna, internacjonalistyczna i rewolucyjna doktryna o bliskim krachu społecznym obecnie już nawet teoretycznie zbankrutowała, w praktycznej zaś działalności partii robotniczych była zawsze zwykłą łatką zewnętrzną nie posiadającą żadnego wpływu na formułowanie zagadnień polityki praktycznej. A gdy czasami nawet posiadała pewien wpływ, bywał on zwykle szkodliwy. I już teraz exemplis docti, możemy zauważyć, że skutek przejścia pewnej części naszych działaczy do obozu socjaldemokratycznego stanowić będzie, prócz zalecanych odgórnie, bezowocnych demonstracji, tanich triumfów w gazetach, zwykłą stratę sił: ludzie ci oderwą się od pracy wśród chłopstwa, zaś ruskich robotników w miastach i fabrykach jest za mało, by utworzyć z nich jakąś organizację, która mogłaby zaważyć na szali naszego ruchu ludowego, i będą oni zmuszeni wysługiwać się polskiej socjaldemokracji i jej niemieckiej, centralnej organizacji wykonując tu na miejscu czarną, dziennikarską i agitacyjną robotę, jaką spokojnie mogliby wykonywać ze znacznie większym pożytkiem na ojczystym, ruskim gruncie. Ponadto na socjaldemokratycznych zjazdach i reprezentacjach będą musieli utrzymywać fikcję rusko-polskiej solidarności na gruncie socjalistycznym, solidarności, jakiej w istocie rzeczy odpowiada być może ich dobra wola, ale nie okoliczności faktyczne. Utrzymywanie jej bowiem nie leży ani w ruskich, ani polskich robotniczych czy też chłop- 1 " " 1% u •' ¦ "i - * I 86 I. W KRĘGU ROMANTYZMU skich interesach, chyba tylko w interesach tych lub owych prowodyrów i „generałów rewolucji". Z nieznaczną poprawką można i dziś powtórzyć naszym działaczom i politykom to wszystko, co mówił Mickiewicz o konieczności koncentracji całej działalności na wewnętrznej, pozytywnej pracy wśród ludu i dla ludu. Poprawka potrzebna jest o tyle, o ile my szerzej i głębiej pojmujemy oświatę ludu oraz przeobrażanie „magnatów, hrabiów, panów i chłopów w Polaków", czyli w świadomych członków narodu. Prócz tego musimy zrozumieć, że każdy krok wewnętrznej pracy kulturalnej, każda czynna szkoła, przeczytana przez tysiące obywateli broszura, każde dzieło sztuki ukazujące wiernie nasz charakter narodowy, każdy nasz wkład do skarbnicy ogólnoludzkiej nauki jest droższy dla nas od krótkotrwałych sukcesów oratorskich, chwilowego uznania czy też pochwały ze strony cudzoziemców. Musimy żyć nie tylko swoim życiem, ale też dla siebie, bez względu na innych. Liczmy się sami z sobą, szanujmy siebie i własne siły, to i inni będą się liczyli z nami. Drogocenną jest wreszcie i dla nas w liście Mickiewicza wiara, że interesy naszego narodu związane są nierozerwalnie ze sprawą wolności, postępu i, humanizmu. Polacy, szczególnie w Galicji, dorwawszy się do kierownictwa, zaczęli zapominać o tym testamencie Mickiewicza, wytworzona zaś w ostatnich latach „wszechpolska" doktryna usiłuje nawet teoretycznie usprawiedliwiaj i uzasadniać owo przemilczenie. Ani na chwilę nie wolno nam zapomnieć, że przyszłość naszego narodu zależy od tak ważnych zdobyczy swobody i równości obywatelskiej, jak wolność polityczna w Rosji, wprowadzenie powszechnego głosowania w Austrii i na Węgrzech, wywalczenie takiej przebudowy wielkich mocarstw, która by każdemu narodowi bez krzywdy dla innych, lecz i bez uszczerbku dla niego samego, dawała możność kulturalnego i politycznego rozwoju, osiągnięcia takiego stopnia ewolucji i twórczych poczynań, przy którym jego w pełni samodzielne życie wymagać będzie zaledwie aktu formalnego uznania, gdyż w rzeczywistości zdobyte zostanie wewnętrzną pracą poprzednich pokoleń. (PRZEKŁAD MIKOŁAJA KUFLOWSKIEGO) DO PRZYJACIÓŁ GALICYJSKICH [A. MICKIEWICZA] 87 Do przyjaciół galicyjskich [Adama Mickiewicza]. Próba analizy. 1 Próba analizy dotyczy Mickiewiczowskiego listu Do przyjaciół galicyjskich napisanego przy końcu 1832 lub na początku 1833 roku, stanowiącego odpowiedź na szereg pytań obywateli galicyjskich postawionych Mickiewiczowi za pośrednictwem Józefa Zaleskiego. Owemu listowi Franko poświęcił całą broszurę pt. Adam Mickiewicz, Do halyćkych pryjateliw, perekław i pojasnyw Dr Iwan Franko, Lwów 1903. Broszura składała się z przedmowy, w której Franko wyjaśnia genezę listu oraz daje charakterystykę stosunków wśród emigracji polskiej, z przekładu listu na język ukraiński oraz próby jego analizy będącej w zasadzie polemiką z niektórymi poglądami Mickiewicza na społeczne i narodowościowe stosunki galicyjskie. Franko podkreśla W przedmowie znaczenie tego listu nie tylko jako ilustracji poglądów samego Mickiewicza w określonym czasie, ale też jako przyczynku do zrozumienia dziejów Galicji. Fakt niedostatecznego, zdaniem Franki, zainteresowania się owym listem tak przez polskich, jak i ukraińskich historyków literatury stał się bodźcem do napisania przez niego wymienionej wyżej broszury. Z niej zaczerpnęliśmy Próbę analizy, tłumacząc na język polski. 2 Jean Maximin Lamarąue (1770—1837), generał francuski, odznaczył się w wojnach napoleońskich, szczególnie pod Wagram. Od 1828 roku deputowany skrajnej opozycji. W czasie jego pogrzebu doszło do demonstracji demokratów, stłumionej krwawo przez rząd. 3 Patrz moja praca Hrymaliwśkyj Klucz w r. 1800 drukowana w: „Czasopyś prawnycza i ekonomiczna" 1900, t. 1, s. 1—51. (Przyp. autora). 4 Mickiewicz, wbrew twierdzeniu Franki, nie podawał swych rad czy argumentów w formie kategorycznej, przekazując jedynie swoje zdanie, co do którego zastrzegał się: „Na te pytania Józefa Zaleskiego, odpowiadam jak następuje, wzywając pytającego, żeby odpowiedź moją porównał ze zdaniem innych rodaków, w których on i przyjaciele pokładają zaufanie". I dalej: „...Jak te działania kierować i urządzić, trudno jest wiedzieć nam, mieszkającym za granicą. Wszakże zdanie moje w tej mierze otwarcie wynurzam oddając je pod sąd samych obywateli galicyjskich" (Dzieła Adama Mickiewicza, t. II, Paryż. 1880, s. 58—60). 5 Michał Popiel, Rusyn na praznyku, „Żytie i słowo" 1895, t. IV ks. 5, s. 194—201. Ksiądz, nie znany bliżej pisarz, który drukował swoje bajki m. in. Małpa, Konik polny i gąsienica, Mędrzec, Motyl na łamach „Gazety Lwowskiej" w r. 1827. 6 Bronisław Łoziński (1848—1911), publicysta, prawnik i historyk. Pisane w końcowym okresie życia studia historyczne dotyczyły przede wszystkim historii Galicji 1846—1848 (Epilog Stanów galicyjskich, „Bi- 88 I. W KRĘGU ROMANTYZMU blioteka Warszawska" 1901, t. III, s. 105; Dwa upiory historyczne, generał Benedek i starosta Breinl, „Biblioteka Warszawska" 1902, t. II, s. 213; W przededniu katastrofy — Galicja w roku 1846, „Biblioteka Warszawska" 1902, t. IV, s. 417; Winowajcy, Galicja w roku 1846, „Biblioteka Warszawska" 1903, t. I, s. 38). Wymienione prace recenzował Franko w „Zapyskach Nauk. Tow. im. Szewczenki" (1903, t. LII, ks. 2), polemizując z poglądami Łozińskiego na przodującą rolę szlachty i zasługi ziemiaństwa wokół zniesienia pańszczyzny oraz z zarzutami wobec rządu austriackiego odpowiedzialnego za rabację 1846 r. Franko upatrywał jej źródła również w nienawiści klasowej chłopów. 7 Karol Różycki, Powstanie na Wołyniu, czyli pamiętnik jazdy wołyńskiej (Bourges 1832); Henryk Dembiński, Pamiętniki o powstaniu w Polsce 1830—31, Kraków 1875. 8 Zarzuty te rozmijają się z oryginalnym tekstem listu. Mickiewicz pisał: „Pisma, które krzepią ducha narodowego, rozrzucać ile możności po kraju. Unikać pism śmiałych, które natychmiast do buntu wzywają i rządu podejrzenia budzą; pisma takowe dla oswiecenszych tylko w małej liczbie egzemplarzy zachować; dla ogółu zaś wybierać dziełka na pozór niewinne, książki pobożne, pieśni pełne wspomnień narodowych i tchnące miłością ojczyzny [...] Do takowych działań dobrze jest, jeżeli się zawiąże towarzystwo między obywatelami, ale unikać w towarzystwie tytułów okrzyczanych, np. karbonarów, franc-masonów etc." (Op. cit. s. 53). Radziecki badacz Ł. M. Wengierow (Z studij I. Franka nad polśkoju literaturoju, „Naukowi zapysky". t. IV, seria istoryko-fiłoło-hiczna, Żytomirśkyj Pedinstytut, 1956) dopatruje się w wystąpieniu Franki aktualnej tendencji politycznej wymierzonej przeciwko dwulicowości szlachty polskiej, nazywając je pamfletem tego samego rodzaju co artykuł Poeta zdrady. Podzielając opinię Wengierowa co do tej tendencji, nie można się zgodzić bez zastrzeżeń z określeniem broszury jako pamfletu, gdyż ton broszury nie ma charakteru wyłącznie napastliwej, demaskatorskiej i ośmieszającej krytyki, przeciwnie, Franko aprobuje szereg „złotych myśli" Mickiewicza, wciąż zdaniem jego aktualnych mimo upływu dziesiątków lat od ich napisania. Ponadto myśli te przenosi Franko na grunt ojczysty jako wytyczne do zastosowania w życiu politycznym narodu ukraińskiego; 9 Mychajło Drahomanow (1841—1895), ukraiński historyk, etnograf i publicysta, przebywający od 1876 roku na emigracji, profesor uniwersytetu w Sofii. Zmuszony został do emigracji na skutek działalności w chłopomańskiej organizacji „Hromada" w Kijowie i żądania autonomii kulturałno-narodowej Ukrainy. Przebywając w Genewie (1876—1889), założył niezależną drukarnię ukraińską — wydawał almanachy, czasopisma, książki, które ze względu na rygorystyczną cenzurę carską nie DO PRZYJACIÓŁ GALICYJSKICH [A. MICKIEWICZA! 89 mogły się ukazywać na Ukrainie. Prowadził regularną korespondencję z przedstawicielami inteligencji ukraińskiej w Galicji i wywierał na nią duży wpływ. Pod wpływem radykalnych poglądów Drahomanowa znajdował się również Franko. 10 Franko ma na myśli ruch „moskalofilski" wśród społeczeństwa ukraińskiego w Galicji, którego przewodnią ideą była jedność narodowa z Rosjanami i służenie carowi. Stosunek Franki do moskalofilstwa był negatywny, jakkolwiek dowodził, że ruch ten powstał nie bez winy polskich sfer rządzących, utrudniających dostęp do szkół młodzieży wiejskiej (wysokie czesne, mundurki szkolne itp.) i osłabiających w ten sposób walkę o niezależność narodową, co popychało niekiedy nawet jednostki patriotyczne do obozu silniejszych i bogatszych sąsiadów. Jednak Franko nie przeceniał wagi tego ruchu. „Jest to moskalofilstwo — pisał — podobne do sekty raczej niż do stronnictwa politycznego. Drahomanow porównywał je z rosyjską sektą ochochońców, nazwaną tak od ciągłego wzdychania «och! och! och!» Nasza sekta moskalofilska wzdycha do Rosji, której przeważnie nie zna, do jedności narodowej z wielkim narodem rosyjskim, o którym nie ma wyobrażenia, do języka rosyjskiego, którego literatury nie czyta [...]. Byłbym niegodny zwać się Rusinem, jeżelibym pojawienie się i istnienie tej sekty nazwał czymś korzystnym, pożądanym dla rozwoju Rusi". (Nieco o stosunkach polsko--ruskich, „Kurier Lwowski" 1895, nr 284). 11 Franko wraz z M. Pawłykiem był współtwórcą i twórcą programu Ukraińsko-Ruskiej Partii Radykalnej. Z ramienia jej brał udział w kampanii wyborczej do Sejmu galicyjskiego, Rady Państwa, kandydował na posła i wydawał czasopismo „Naród" (18921—1895). DA M M I K I E W I. C Adam Mickiewicz jest bez wątpienia największym poetą narodu polskiego oraz jednym z najgenialniejszych ludzi, jakich wydała ludzkość. Ta spuścizna duchowa, jaką zawarł w swych utworach, jest tylko znikomą częścią tego, czego mógł dokonać na przestrzeni swego niezbyt długiego żywota, gdyby życie jego ułożyło się szczęśliwiej. W dość częstych, szczęśliwych chwilach swego życia wznosił się na takie wyżyny natchnienia poetyckiego, jak mało kto wśród poetów. W swej twórczości pisarskiej wykazał wielką różnorodność zainteresowań duchowych, niezwykłą siłę wyrazu i plastyczność rysunku poetyckiego. Przy tym jako człowiek był wysoce moralny, a jego talent poetycki nie stawał na przeszkodzie trzeźwego rozumienia ludzi i stosunków. Cechująca go np., w przeciwieństwie do Słowackiego, głęboka religijność mogła w sprzyjających okolicznościach dopomóc mu do stworzenia znacznie wiek* szej ilości utworów nieśmiertelnych niż te, które pozostawił po sobie. Jednak niefortunne okoliczności jego późniejszego życia podkopały i wyssały przedwcześnie jego siłę twórczą oraz zaprowadziły go na drogę, która nie mogła dać żadnych trwałych sukcesów. Los nie poskąpił Adamowi Mickiewiczowi przyjemności życiowych oraz radości, lecz nie oszczędził mu również bolesnych ciosów, które przedwcześnie wpędziły go do grobu. Urodzony na terytorium byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego na tzw. Rusi Czarnej, wywodząc się z dość zamożnej rodziny polskiego pochodzenia, zdołał w młodych latach i w wyjątkowo sprzyjających oko- ADAM MICKIEWICZ 91 licznościach przyswoić sobie dość rozległą i gruntowną wiedzę, a ponadto spędził te młode lata w tak doborowym i szlachetnym towarzystwie, jak rzadko się zdarza młodemu człowiekowi. Potężny cios w młodości, uwięzienie za przekonania polityczne oraz zesłanie do wielkich miast rosyjskich, stał się dlań wbrew pozorom nie tyle nieszczęściem, ile dość przyjemną i pożyteczną szkołą życia. Również kolejne lata jego życia od wyjazdu za granicę w 1829 roku aż do zawarcia małżeństwa w 1834 roku układały się dość pomyślnie i sprzyjały niespotykanemu rozmachowi jego twórczo-ci poetyckiej. Natomiast druga połowa jego życia, od chwili zawarcia związku małżeńskiego aż do śmierci, stanowi jakiś gwałtowny upadek, w którym prawie całkowicie wysycha źródło jego twórczości poetyckiej i chociaż dalsze lata wypełnione były pracą dziennikarską i naukową, mimo to omroczyła je jakaś ciężka chmura, a poeta, straciwszy wiarę w powrót do ojczyzny, nie widział już żadnych rozwiązań. [...] (PRZEKŁAD MIKOŁAJA KUPLOWSKIEGO) Adam Mickiewicz 1 W roku 1914 Franko wydał własnym nakładem znaleziony przez siebie rękopis dramatu Wielka utrata (Adam Mickiewicz, Wielka utrata, istoryczna drama z r. r. 1831—1832 z dodatkom żytiepysu A. Mickiewicza ta wyboru joho poezij u perekladi na ukraińsku mowu wydaw Dr Iwan Franko, Lwiw 1914), przypisując mylnie jego autorstwo Mickiewiczowi. Umieszczamy tu początkowy fragment przedmowy; dalsze jej rozdziały, poświęcone życiu poety, oparte zostały na pracach Władysława Mickiewicza oraz Włodzimierza Spasowicza, o czym sam autor wspomina we wstępie. NOWE WYDANIE DZIEŁ SŁOWACKIEGO' Dzieła J. Słowackiego przechodziły niezwykłe koleje. Za życia poety były szerszej publiczności prawie nie znane, choć je taki poeta jak Z. Krasiński stawiał tuż obok dzieł Adama Mickiewicza. Po śmierci Juliusza budziły taki entuzjazm, że je wyżej ceniono od dzieł Adama. Wykarmiły one całą rzeszę naśladowców, pod jego wpływem stawiali pierwsze w literaturze kroki Kornel Ujejski, Adam Asnyk i Maria Konopnicka. Co więcej, poezje Słowackiego miały doniosły wpływ społeczny, bo parły cały naród do czynu. Dziś nastały czasy skupienia. Dzieła wieszcza narodowego, ocenione spokojnie i bezstronnie przez takich uczonych jak Ma-łecki i Tarnowski2, zasługiwały już na wydanie krytyczne, tym bardziej że wydania dotychczasowe nie odpowiadały ani wymogom nauki, ani potrzebie szerokich kół czytelników. Zaszczytnego tego zadania podjęła się Księgarnia Polska3, której nakładem wyszły dzieła Mickiewicza w pierwszym krytycznym wydaniu dra H. Biegeleisena. Ten sam wydawca podjął się następnie niełatwej pracy sporządzenia pierwszego krytycznego wydania dzieł Juliusza. Geniusz tego poety i obfitość jego spuścizny rękopiśmiennej nęciły dra Biegeleisena już dawniej. Niejedną rzecz publikował on z rękopisów, co przy chaotycznym sposobie pisania, kreślenia i dopisywania Juliusza jest rzeczą wymagającą niezwykłej bystrości umysłu, staranności i — poświęcenia. Przystępując do obecnego krytycznego wydania dzieł Słowackiego dr Biegeleisen z jednej strony ograniczył jego zakres, a z drugiej rozszerzył podstawę. Ograniczył o tyle, że objął swym wydaniem tylko rzeczy publikowane za życia poety, rozszerzył NOWE WYDANIE DZIEŁ SŁOWACKIEGO 93 zaś pod względem studiów przygotowawczych i pod względem metody, której się trzymał w swym wydaniu. Jak szeroko pojął wydawca swe zadanie i ile w nie włożył pracy, zrozumiemy z jego słów własnych: Staraniem naszym było — czytamy w przedmowie — podać czytelnikom dzieła Juliusza w brzmieniu autentycznym, w nieskalanej czystości, tak jak wyszły spod pióra mistrza. A że ostatnią ręką przykładał do nich przed oddaniem do druku, a nieraz dopiero podczas korekty, której sam pilnował, należało przede wszystkim sięgnąć do tych pierwszych źródeł, tj. do jedynych wydań wyszłych pod okiem poety. Dzięki bibliotekom uniwersytetów lwowskiego i krakowskiego, jako też zakładu Ossolińskich, muzeum Czartoryskich itp. miałem wszystkie edycje dzieł, wierszy, broszur i artykułów Słowackiego, pomieszczonych w czasopismach — i na nich to głównie oparte jest niniejsze wydanie. Życzliwości rodziny J. Słowackiego, prof. Małeckiego, Ant. hr. Wodziń-skiego, Meyeta i wielu innych zawdzięczam możność zużytkowania niezwykle bogatej spuścizny rękopiśmiennej po Juliuszu. Dość tu będzie nadmienić, że miałem do użytku prócz pamiętników poety — dotychczas nie drukowanych, całą jego korespondencję w oryginale, kiedy nawet p. Małecki posługiwać się musiał tylko odpisami, niejednokrotnie bardzo niedokładnymi. Starałem się również zebrać skrzętnie po nieprzebytych gąszczach literatury wszystko, co się odnosiło do Słowackiego: od współczesnych świstków począwszy, a skończywszy na najświeższych studiach literackich. Co to wszystko znaczy i jak sumiennie Biegeleisen traktuje swe zadanie, tego już złożył świetne dowody w wydaniu dzieł Mickiewicza. Obecnie mamy pod ręką wydanie tzw. popularne, zawierające sam tekst pism Słowackiego bez aparatu krytycznego i komentarzy wydawcy, które dla nabywców obecnego wydania wyjdą luzem w osobnym tomie. Cztery tomy wydania obecnego, czyniące zadość wszelkim wymogom pod względem druku, papieru, korekty (nie wiemy, czy „Baumplana" zam. „Beuplana" 1305 uważa za błąd korektorski wydawcy czy samego autora, tak samo tamże „Grądcki" zam. „Grądzki"), zawierają: t. I utwory z lat młodzieńczych (1829—-1833), w t. II i III utwory z okresu dojrzałości (1833— 1842), wreszcie w t. IV utwory z doby upadku i towianizmu (1842— 1848). Prócz utworów poetyckich reprodukowano tu także artykuły prozą, w dotychczasowych wydaniach Słowackiego nie zawarte 94 I. W KRĘGU ROMANTYZMU NOWE WYDANIE DZIEŁ SŁOWACKIEGO (Preliminaria peregrynacji Radziwiłła do Ziemi Świętej, Święcone Radziwiłła, recenzja na Noc letnią Krasińskiego), a też niektóre wiersze {Na sprowadzenie prochów Napoleona, Przekleństwo, Ostatnie wspomnienie). Ozdobą obecnego wydania są portrety i podobizny rękopisów Słowackiego z różnych epok jego działalności, dołączone do każdego tomu, i tak portret zdobiący tom pierwszy jest wiernym odbiciem obrazu znakomitego w owym czasie malarza Rustena *, przyjaciela rodziny Słowackich, który stosownie do ówczesnego zwyczaju wymalował 5-letniego Juliusza jako amorka. Oryginał znajdujący się w muzeum ks. Lubomirskich, a opisany dokładnie przez Pawłowicza, reprodukowany jest po raz pierwszy nadzwyczaj udatnie. Do drugiego tomu dodano znany wizerunek Słowackiego pędzla Kurowskiego, podług którego wykonano odcisk na okładce. Trzeci tom zdobi odbicie medalu najznakomitszego rytownika polskiego Ant. Oleszczyńskiego. Z profilu tego wieje gorycz i duma, nieodłączne towarzyszki w smutnym życiu twórcy Ojca zadżumio-nych. Ostatni tom daje nam wizerunek poety z lat ostatnich, jak go widzimy na nagrobku, niestety zupełnie dziś zaniedbanym na cmentarzu Momtmartre w Paryżu. Po objaśnieniu podobizn w starannej fotografii Trzemeskiego, a litografowanych w zakładach Przyszlaka, wystarczy powiedzieć, że dają one dokładne wyobrażenie o rozwoju pisma Słowackiego od najrańszej młodości aż do ostatnich chwil jego życia. Mamy tu kartkę z autografu Dumy ukraińskiej, Lilii Wenedy, Króla-Ducha, jako też podobiznę Hymnu (O zachodzie słońca). » Tyle na razie o nowym wydaniu dzieł wielkiego mistrza poezji romantycznej. Praca dra Biegeleisena, jako też całe przedsiębiorstwo Księgarni Polskiej, aby dać publiczności polskiej wydanie dzieł Słowackiego, godne jego imienia, zasługuje na tym większe uznanie, ile że w czasie, gdy dla studiowania Mickiewicza istnieje specjalne towarzystwo 5, Słowackim mniej się u nas zajmują i oprócz gruntownych prac Małeckiego i hr. Tarnowskiego obszerna literatura o Słowackim bardzo niewiele wykazuje prac rzeczywistą mających wartość. Do pracy dra Biegeleisena powrócimy jeszcze, gdy wyjdzie tom dodatkowy, który pozwoli nam w zupełności ocenić całą krytyczną pracę wydawcy. 95 Nowe wydanie dzieł Słowackiego 1 „Kurier Lwowski" 1894, nr 21. 2 Zob. monografię Antoniego Małeckiego Juliusz Słowacki — jego życie i dzieła w stosunku do współczesnej epoki, Lwów 1867 oraz ocenę tej pracy przez Stanisława Tarnowskiego Profesora Małeckiego „Juliusz Słowacki", „Przegląd Polski" 1867. 3 Księgarnia Polska została założona w r. 1872 we Lwowie przez Adama Dominika Bartoszewicza (1838—1886). W roku 1889 firmę nabył B. Połoniecki. 4 Nazwisko zniekształcono: chodzi oczywiście o Jana Rustema (1762— 1835), profesora rysunku i malarstwa na uniwersytecie w Wilnie, znanego portrecisty. 6 Aluzja do założonego z inicjatywy J. Tretiaka i W. Bełzy w 1886 r. we Lwowie Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza. Celem Towarzystwa było gromadzenie materiałów dotyczących życia i twórczości poety, badanie, wydawanie i rozpowszechnianie jego dzieł oraz krzewienie kultu poety. Z czasem działalność Towarzystwa objęła również akcje odczytowe i popularyzatorskie. JULIUSZ SŁOWACKI I JEGO DZIEŁA1 Może późno trochę bierzemy się pomówić o dwóch ostatnich tomach krytycznego wydania dzieł Juliusza Słowackiego, dokonanego przez dra H. Biegeleisena. Moglibyśmy tu przytoczyć przysłowie: „lepiej późno niż nigdy", gdyby nie ta okoliczność, że o tych dwóch tomach, stanowiących owoc żmudnej i wyczerpującej pracy dra Biegeleisena, dotychczas, prócz luźnych wzmianek dziennikarskich, nie spotkaliśmy nigdzie nie to już odpowiedniej ich ważności oceny krytycznej, ale bodaj obszerniejszego sprawozdania. Jest to rzecz tym dziwniejsza, że Słowacki, mimo iż przestał być polską ewanielią społeczno-polityczną, do której go w pewnym czasie próbowano awansować na równi z Mickiewiczem i Krasińskim, nie przestał jednak być niezrównanym mistrzem słowa polskiego, mistrzem formy poetyckiej i ulubionym poetą młodzieży, panem jej marzeń i uczuć. Że zwłaszcza na młodzież rodzaju żeńskiego wpływ ten, nie równoważony w starszym wieku innymi równie potężnymi wpływami, jest do dziś przeważający, to, zdaje mi się, mógłby potwierdzić każdy pilny obserwator współczesnej psychologii polskiej. Że w przeszłości Słowacki wywarł na całe pokolenie polskie wpływ ogromny i poniekąd niekorzystny wskutek działania przeważnie na wyobraźnię i podniesienie takowej to fakt stwierdzony i niewątpliwy. Że przeto poezja jego, prócz wielkiej wartości literackiej ma także niemałe znaczenie historyczne jako czynnik rozwoju społeczeństwa polskiego, to stwierdzili tacy krytycy i obserwatorowie, jak Szujski, Tarnowski i Małecki2. Mimo to jednak Słowacki aż do pojawienia się wydania dra Biegeleisena nie do- JULIUSZ SŁOWACKI I JEGO DZIEŁA 97 czekał się krytycznego wydania swych pism, a obecne wydanie dalekim jeszcze jest od kompletności z tego powodu, że pisma pośmiertne i bogata korespondencja poety nie mogły być doń wcielone z powodów od wydawcy niezawisłych. Imię Słowackiego związane jest zresztą jeszcze z jednym znamiennym faktem w dziejach literatury polskiej. Jakby na przekór tej zaniedbanej formie, w jakiej ukazywały się na świat jego dzieła, doczekał się on pierwszej u nas szczegółowej biografii, ułożonej w sposób nowoczesny, na podstawie listów jego i otoczenia, wspomnień o nim osób, kóre go znały, i tego całego aparatu nau-kowo-krytycznego, który charakteryzuje nowoczesną sztukę biograficzną. Wszyscy pamiętamy potężne wrażenie, jakie wywarła ta pierwsza poważna biografia polska, z prawdziwym artyzmem skreślona przez dra A. Małeckiego 3. Już sama ta okoliczność, że dzieło dwutomowe w ciągu lat kilku doczekało się drugiego wydania, znacznie zresztą uzupełnionego i rozszerzonego na podstawie nowych materiałów, zebranych w znacznej części pod wrażeniem samej-że owej biografii, celem rozświetlenia tych ciemnych punktów, jakie w niej były, już sama ta okoliczność była najlepszą wróżbą, że tego rodzaju dzieła są dla publiczności pożądane, że ona doszła już do tego stopnia syntetycznego myślenia, przy którym pragnie uważać dzieła poety nie jako jakąś ewanielię, podyktowaną przez Ducha Świętego, nie jak objawienie czegoś nadprzyrodzonego, ale dąży do zrozumienia i wyjaśnienia tych dzieł na podstawie dokładnej znajomości człowieka-autora, jego upodobań i wierzeń, właściwości jego charakteru, jego namiętności, błędów i przywar nawet, a także jego otoczenia i tych wpływów zewnętrznych, którym v o 1 e n s lub n o 1 e n s podlegał — bądź co bądź w związku organicznym z tym gruntem, z którego i dla którego dzieła, te wyrosły. Był to niewątpliwie objaw, że społeczeństwo od fazy entuzjazmu przechodzić zaczęło do fazy krytycyzmu, że to, co jeszcze wczoraj było wieszczem, prorokiem, zaczęło być stawianym na innym, daleko niższym, lecz zarazem bliższym do nas, natu-ralniejszym piedestale, zaczęło być uważanym za człowieka, niewątpliwie obdarzonego niezwykłymi zdolnościami, lecz mimo to człowieka, obdarzonego mnóstwem tych samych przymiotów i wad, co i inne dzieci Adamowe. Pod wpływem tchnienia tego krytycyzmu przeobrażał się organicznie sam materiał, którym ope- 7 — O literaturze polskiej I. W KRĘGU ROMANTYZMU ruje biograf. Przedtem tworzono o poecie legendy i mity; fakty drobne pod ich wpływem rozdymano do niezwykłych rozmiarów, inne redukowano do rzędu drobnostek, jednym słowem, osobistość wielkiego poety osnuwano siatką pajęczą wymysłów i** domysłów i to uważano za rzecz godną jego proroctwa, niejako za jeden z akcesoriów jego kultu. Krytyczny biograf wprowadził inne, dzienne światło w ten półmrok mityczny, rozwiał pajęczynę, z dokumentami w ręku stwierdzał jedne fakty, odrzucał inne, sprowadzał wszystkie do rozmiarów naturalnych, rysując nam swego bohatera na tle wypadków współczesnych, w otoczeniu rówieśników. Od pierwszej karty tej nowej biografii poczuliśmy, że oddychamy jakimś świeżym powietrzem, że stoimy na realnym gruncie rzeczywistości, że autor jej rzeczywiście zajmuje się osobą Słowackiego dla niej samej, dla jej zrozumienia i odtworzenia, a nie dla ilustracji pewnych tez filozoficznych lub estetycznych, nie dla jakiejś propagandy politycznej lub społecznej, która dawniej była prawie niezbędną przy każdej pracy tego rodzaju. Prof. Małectki był szczęśliwy na początek. Książka jego, po raz pierwszy w całości wydana w r. 1867 (niektóre rozdziały drukowane były już dawniej w pismach periodycznych), wywołała przede wszystkim szczegółowy rozbiór prof. Tarnowskiego w „Przeglądzie Polskim"4, rozbiór, który sam przez się jest sporą monografią i dorzuca wiele szczegółów do życiorysu i charakterystyki poety ze źródeł niedostępnych wówczas prof. Małeckiemu. Odtąd prawie każdy z wybitniejszych krytyków polskich dorzucał mniej lub więcej pokaźną cegłę do pracy nad Słowackim, a co główniejsza, zaraz odczuto potrzebę mieć opracowane w ten-sam sposób życiorysy innych wielkich mistrzów poezji polskiej, a zwłaszcza Mickiewicza i Krasińskiego. Dziś literatura polska rzeczywiście poszczycić się może analogicznymi pracami o Mickiewiczu (Chmielowskiego) i Krasińskim (Tarnowskiego)5, książką cenną przede wszystkim z powodu analizy krytycznej dzieł Krasińskiego, abstrahując, rozumie się, od społecznio-politycznych poglądów biografa. Cały szereg młodych pracowników skrzętnie zbiera pokłosie tego wielkiego romantycznego żniwa — pokłosie nieraz zdumiewająco jeszcze bogate. Dwutomowa praca dra Biegeleisena, stanowiąca V i VI tomy jego wydania dzieł Słowackiego, nie jest takim zbieraniem pokłosia, nie jest też jednolitą, systematycznie opracowaną monografią JULIUSZ SŁOWACKI I JEGO DZIEŁA 99 o Słowackim, lecz nie jest też prostą bibliografią ani też magazynem luźnie nagromadzonych szczegółów i informacji. Jest to zesu-mowanie, streszczenie całej dotychczasowej {pracy o Słowackim, prowadzonej przez kilka pokoleń, umiejęrtae zestawienie pozytywnych, pewnych rezultatów tej pracy, sprostowanie mnóstwa błędnych szczegółów, wyjaśnienie mnóstwa punktów dotychczas ciemnych i wątpliwych, a zarazem znaczne rozszerzenie horyzontu pracy, pogłębienie jej na podstawie zdumiewającej znajomości szczegółów i dotychczasowej literatury, jako też na podstawie tej po-równawczo-literackiej metody, która odznacza także inne prace dra Biegeleisena. Plan tej pracy jest nadzwyczaj prosty. Miał to być po prostu komentarz do wszystkich utworów Słowackiego w porządku chronologicznym, a więc wyjaśnienie szczegółowe jego działalności literackiej. Biografii człowieka dr Biegel-eisen pisać nie myślał — praca ta po świetnej książce prof. Ma-łeckiego byłaby prawie zbyteczną. Mimo to jednak sam niezmiernie subiektywny charakter poezji Słowackiego sprawił to, że komentarz do jego pism musi nam dać jak najpełniejszy wizerunek człowieka, gdyż bez tego pisarz pozostałby na zawsze niezrozumiałym. Czy i o ile dr Biegeleisen sprostał temu podwójnemu zadaniu, postaramy się wykazać ze szczegółowego rozbioru jego dzieła. II Pierwszy tom objaśniający pracę dra Biegeleisena składa się z obszernego i nadzwyczaj treściwego słowa wstępnego, w którym zebrano pokrótce wszystko to, co można uważać za pozytywne zdobycze dotychczasowej pracy biograficznej i krytycznej o Słowackim. Autor unika tu wszelkich kontrowersji, podaje daty i szczegóły prawie dogmatycznie, nie wdając się w rozbiór innych zapatrywań, nie wymieniając, jakie i czyje odmienne zdania prostuje. Jest to jak gdyby przygotowany i ociosany materiał na nową biografię i charakterystykę poety, której jednak autor dać nie chciał — nie wiemy, czy przez zbytnią skromność, czy z braku czasu i miejsca, by zbytnio nie rozszerzać ram swego komentarza. To pewna, że czytając to słowo wstępne, odczuwamy żal do autora, 7* 100 I. W KRĘGU ROMANTYZMU że poprzestał na ociosaniu i ułożeniu na kupę tych cegiełek, a nie zbudował z nich organicznej i pięknej całości. Dalej idą Objaśnienia utworów Słowackiego, a mianowicie w pierwszej grupie utworów z lat młodzieńczych (1826—1833), a następnie trzech pierwszych utworów z okresu dojrzałości (1833— 1842), Kordiana, Mazepy i Balladyny. Objaśnienia utworów z lat młodzieńczych poprzedził dr Biegeleisen również treściwym i gruntownym studium bifoliograficzno-literackim, gdzie zgromadził i zestawił krytycznie wszystkie wiadomości o dacie napisania pojedynczych utworów, o ich przerabianiu i drukowaniu, o motywach, które popchnęły Słowackiego na tory twórczości poetyckiej, o wzorach, na których się kształcił, o faktycznym podkładzie jego poezji, a wreszcie o wrażeniu, jakie wywołało ich ukazanie się, i o późniejszych ocenach i krytykach tych wierszy. Z natury rzeczy wynika, że mamy tu daleko więcej ekscerptów, wypisków, cytat i streszczeń niż własnej pracy myślowej autora; zwykły czytelnik pewnie wolałby studium jednolite w rodzaju tych, których spory poczet streszcza dr Biegeleisen; wolał on jednak zrezygnować z wypowiadania swoich własnych zdań, by nam natychmiast dać pewną i wyraźną nić przewodnią po tym gąszczu zawikłanych i drobnych, nieraz sprzecznych, a w ogóle rozluźnionych i rozsypanych wiadomości, domysłów i sądów, którymi osłoniętą była do niedawna młodość Juliusza i początkowa doba jego twórczości. Kto sobie przypomni, jak dużo niepewnego pozostało tu właśnie w biografii Małeckiego, ten niewątpliwie wdzięczny będzie drowi Biegeleise-nowi za to suche, mozolne, lecz troskliwie zebrane i z wielką bystrością krytyczną opracowane zestawienie. Po tym wstępie ogólnym następują krótkie objaśnienia do pojedynczych utworów, gdzie już głównie chodzi o skonstatowanie czasu i specjalnych motywów napisania danego utworu, krytykę i oczyszczenie jego tekstu, skonstatowanie przeróbek, źródeł i wpływów postronnych, reminiscencji rzeczy i faktów widzianych przez poetę i gdzie przy końcu autor zestawia również sądy i kontrowersje, nawiązane do danego utworu. Rzecz naturalna, że objaśnienia te mają rozmaity charakter, stosownie do materiału, którym krytyk rozporządza. Przy Mindowem wyjaśnia dr Biegeleisen głównie tło historyczne tragedii. Bardzo zajmujące jest zbadanie historycznego podkładu Jana Bieleckiego, gdy natomiast rozbiór samego poematu ze strony literackiej pozostawiony jest nieco na uboczu. JULIUSZ SŁOWACKI I JEGO DZIEŁA 101 Rozbiór Marii Stuart rozpoczyna autor zestawieniem sądów rozmaitych krytyków polskich o tym utworze, dalej zwraca uwagę na wpływy Alfieriego i Waltera Scotta na koncepcję tego dramatu. Z objaśnień szczegółowych, dodanych do tekstu dramatu, sprostujemy mimochodem jedno, że Loretto sławne jest nie statuą Matki Boskiej, lecz domkiem tejże, który miał być cudownie przeniesiony przez aniołów z Palestyny. W ogóle zauważyć musimy, że w objaśnieniach szczegółowych autor gdzieniegdzie gubi miarę, wdając się np. w wyjaśnienia form gramatycznych, które, jeżeli w ogóle były potrzebne, należałoby było zebrać razem i umieścić osobno jako glossarium lub też objaśnia rzeczy, nie potrzebujące zupełnie objaśnienia (upiór, orzeł dwugłowy, Newa itp.). Bardzo szczegółowe i zajmujące są objaśnienia do Godziny myśli. Rzecz to naturalna, jeżeli zważymy, że autobiograficzny ten poemacik dawał krytykowi możność przedstawienia pierwszych lat i wrażeń młodości Słowackiego, ważnych dla zrozumienia jego natury i dalszej twórczości. Rzecz naturalna, że objaśnienia do utworów takiej miary jak Kordian, Mazepa i Balladyna musiały wypaść daleko bardziej szczegółowo niż objaśnienia utworów z lat młodzieńczych. Strona literacka, podkład polityczny i społeczny, tło ludowe i historyczne tych utworów domagały się szczegółowego wyjaśnienia i własnej oceny, zwłaszcza że w krytyce dawniejszej wypowiadane były nieraz 0 tych utworach zdania sprzeczne, podyktowane stanowiskiem partyjnym lub odmiennym rozumieniem dziejów. Zaraz Kordian pierwszy nastręczył ku temu sposobność. Wiadomo, jak surowo krytykowano to dzieło od samego jego ukazania się, ile nieprzyjemności musiał znieść Słowacki z powodu rozmaitych zawartych w nim aluzji osobistych, jak surowo potępił np. Małecki jego odezwanie się o Niemcewiczu, itp. Dr Biegeleisen w tym sporze staje po stronie Słowackiego i już w słowie wstępnym poświęca kilka uwag obronie Kordiana. Szczegółowo zestawia też krytyk w przypisach do tekstu reminiscencje z Pisma Świętego. Objaśnienia do Mazepy odznaczają się głównie bogactwem wskazówek bibliograficznych, odnoszących się do dziejów rzeczywistych 1 poetycznych Mazepy. Samodzielnego rozbioru dramatu Słowackiego dr Biegeleisen nie daje. Lecz najobszerniejsze w tym tomie są objaśnienia do Balladyny. Najświetniejsze to pod względem bogactwa postaci i kolorytu dziecię fantazji Słowackiego, przystrojone w blaski i koloryty za- 102 I. W KRĘGU ROMANTYZMU pożyczone z najrozmaitszych stron świata, od największych geniuszów literatur obcych, a przy tym osnute na tle pieśni gminnej, nastręcza też dla krytyka wdzięczne pole dla poszukiwań i porównań, pozwalając wniknąć głęboko w tajemnice twórczości poetyckiej jednego z największych poetów polskich. Studium dra Biegeleiseną o tym dramacie jest niezmiernie pouczającym i pomimo swego mozaikowego charakteru czyta się z wielkim zajęciem. Różnorodność sądów o tej tragedii, porównanie jej różnorodnych motywów ze źródłami, na których są oparte, a nade wszystko pogląd na tło ludowe tego utworu i wreszcie analiza samej akcji dramatycznej — wszystko to składa się na całość niezwykle pociągającą. Kończy się tom pierwszy tego komentarza umiejętnie zestawioną bibliografią pism Słowackiego, wydanych za jego życia, pism pośmiertnych, dalej przekładów dzieł poety na języki obce, prac o Słowackim i szeregiem zajmujących studiów takich, jak Słowacki na scenie, Słowacki w małarstwie, Słowacki w muzyce. Wreszcie podał dr Biegeleisen zajmujące wyjątki Ze spuścizny po Słowackim. III , Tom drugi komentarza dra Biegeleiseną rozpoczyna się nadzwyczaj barwnym i ciepłym opisem pobytu Słowackiego w Szwajcarii. Dzięki nowym i nieznanym materiałom, a zwłaszcza listom Eglantyny Pattey do matki Słowackiego, które autor mógł wyzyskać, ustęp ten dorzuca sporo nowych szczegółów do biografii Słowackiego w tym okresie i pozwala nam rozumieć Słowackiego i jego stosunek do Eglantyny lepiej, niż dotychczas było możliwym. „Stosunek ten", w którym jeszcze prof. Małecki upatrywał dużo nie wyjaśnionego i zagadkowego, zdaniem dra Biegeleiseną „był pełen szlachetnej delikatności". Ona, starsza od niego o lat pięć, była mu opiekunką, pod której skrzydła tulił isię poeta, rozpieszczony przez kobiety, potrzebujący koniecznie jeżeli nie kochać, to przynajmniej być kochanym. Tragiczność tego stosunku polegała chyba na tym, że dla Słowackiego Eglantyna nie przestała nigdy być starszą siostrą, podczas gdy dla niej „węzły przyjaźni zacieśniały się po dwurocznym przeszło pożyciu pod jednym dachem z każdym dniem więcej". Lecz właśnie na ten czas, pod koniec jesie- JULIUSZ SŁOWACKI I JEGO DZIEŁA 103 ni 1834, przypadło poznanie się poety z Marią Wodzińską, do której niebawem skierował swe uczucia. Horyzont pensjonatu począł się zaciemniać. Ogródek wispólnie z Eglantyna zasadzony coś nie rósł, choć na słońcu i często polewany. Bzy dawno przekwitły w ogrodzie, a laur, stojący pod jego oknem, usechł... Postać tęczowymi barwami poezji opromienionej Marii rzuciła ponury cień między dwoje ludzi, z których jedna, widząc się „oszukaną" w miłości i przez szczęśliwszą w kąt odsunięta, poczęła schnąć i zalewać się łzami, aż w końcu niebezpiecznie zachorowała, kiedy drugim miotały wyrzuty sumienia i porywy świeżej idealnej miłości. To były pierwsze zarody nowych świetnych pereł poetycznych, które wkrótce wzbogaciły literaturę takimi arcydziełami, jak W Szwajcarii i pomniejsze poezje liryczne z tej doby. Rozbiór tych wierszy (Przekleństwo, Ostatnie wspomnienie, Sumnienie), które niestety nie weszły do obecnego wydania dzieł Słowackiego, gdyż wchodzą w poczet tzw. Pism pośmiertnych, należy do najbardziej udatnych partii komentarza dra Biegeleiseną. Bardzo piękny i gruntowny jest także rozbiór znakomitego poematu Grób Agamemnona. Poemat ten pod względem prostoty pomysłu, potęgi uczucia' i bogactwa myśli jest niewątpliwie jedną z najświetniejszych pereł w skarbcu poezji polskiej, lecz właśnie dlatego jego przewodnie myśli polityczne budziły zacięte sprzeczki między obozami: szlachecko-konserwatywnym i postępowo-lu-dowym. Sprzeczki te nie pozostawały w dziedzinie artykułów i krytyk rozumowanych (z których najważniejszą krytykę St. hr. Tarnowskiego dr Biegeleisen sumiennie streszcza), ale przeszły także na pole poetyckie. Jakiś pełen fantazji szermierz obozu konserwatywnego uznał za rzecz konieczną odpowiedzieć Słowackiemu wierszami; temu znów odpowiedział W. Waga. Dr Biegeleisen przytacza oba te wiersze, ilustrując tym sposobem dosadnie tę walkę idei, jaka się wywiązała z powodu tego poematu i która dostatecznie dotychczas jeszcze w żadnej wyższej syntezie nie znalazła ostatecznego załatwienia. Rozbiór Anhellego, obejmujący 50 stronic ścisłego druku, należy również do' najlepiej opracowanych partii dzieła dra Biegeleiseną. Niczego nie pominięto, co jest potrzebne dla zrozumienia tej niezmiernie oryginalnej kreacji Słowackiego. Komentator zebrał wszelkie świadectwa o wrażeniach, uczuciach i reminiscencjach Słowackiego, które się złożyły na ten poemat, przytoczył 104 I. W KRĘGU ROMANTYZMU resztki poematu w dantejskich tercynach ułożonego pt. Posielenie, który był niewątpliwie pierwszym rzutem Anhellego i streścił następnie dość obszerną literaturę rozbiorów i interpretacji tego poematu, poczynając od listu Z. Krasińskiego, a kończąc na Brande-sie, który stawia to dzieło w rzędzie najgłębszych utworów literatury świata całego 6. Nie mniej obszerne, bo przeszło 60 stron druku obejmujące, studium poświęcił dr Biegeleisen poematowi W Szwajcarii. Poemat ten, w którym szczegóły autobiograficzne przetopione przez niepohamowaną fantazję Słowackiego i olśnione blaskiem fantastycznej przyrody alpejskiej stanowią tło główne, rzeczywiście uważanym być musi za c r u x i n t e r p r e t u m i wymaga analizy nie tylko gruntownej, ale też nadzwyczaj subtelnej, zwłaszcza z powodu tej tęczowej gry uczuć, która jest jego głównym rysem znamiennym. Nie rozpatrując szczegółowo dalszych rozbiorów dzieł z epoki rozkwitu geniuszu Słowackiego ani też dzieł z epoki towianizmu, zaznaczamy, że wszystkie one stoją na tym samym wysokim poziomie, co i streszczone tutaj rozbiory arcydzieł poety. Jednemu chyba rozbiorowi Beniowskiego zarzucić by można, że jest zbytnio analityczny i nie skupia w jedno ognisko tych różnorodnych myśli, które Słowacki rozsypał w tym poemacie. Ale to może nie było celem komentatora, któremu tutaj chodziło bardziej o wyjaśnienie szczegółów niż o całość. Na tym kończymy omówienie cennej pracy dra Biegeleisena. Sądzę, że bez przesady możemy ją nazwać najcenniejszym, bo najszerzej zakreślonym i najstaranniej wykonanym, przyczynkiem do studiów o Słowackim, jakie obok biografii Małeckiego posiada literatura polska. Juliusz Słowacki i jego dzieła 1 „Tydzień", Dodatek Literacki „Kuriera Lwowskiego" 1895, nry 8, 9, 11. 2 Józef Szujski, Treny na śmierć córki Jana Kochanowskiego i „Ojciec zadżumionych" w El-Arish Juliusza Słowackiego „Rocznik Towarzystwa Naukowego Krakowskiego" XVI, 1866), recenzja monografii A. Małeckiego o Słowackim w „Przeglądzie Polskim" (1867), recenzja JULIUSZ SŁOWACKI I JEGO DZIEŁA 105 przedstawienia „Beatrix Cenci" Słowackiego (kronika teatralna „Przeglądu Polskiego", 1872). s*Zob. Antoni Małecki Juliusz Słowacki — jego życie i dzieła w stosunku do współczesnej epoki, Lwów 1866—1867; wyd. 2—1881. 4 Zob. przypis nr 2, s. 95. s Piotr Chmielowski, Adam Mickiewicz, Warszawa 1886; Stanisław Tarnowski, Zygmunt Krasiński, Kraków 1893. • Franko ma na myśli list Z. Krasińskiego do K. Gaszyńskiego z dnia 18 listopada 1838 roku, w którym m. in. pisał: „Czy czytałeś nowy poemat Słowackiego Anhelli. Piękne to dzieło z wielką sztuką wypracowane, styl przejrzysty, spokojny, kryształowy, myśl prawdziwa [...] Nie znam nic smętniejszego, nic poetyczniej pomyślanego i wykonanego". Georg Brandes w swoim studium o Nietzschem porównuje jego Za-rathustrę z Księgami pielgrzymstwa i z Anhellim, stawiając te dzieła w rzędzie najgłębszych utworów literatury światowej (Dzieła Juliusza Słowackiego, objaśnił dr Henryk Biegeleisen, t. II, s. 128—129, 152, Lwów 1894). JÓZEF BOHDAN Z A L E S I* Słowiczku mój, A leć, a piej! Na pożegnanie piej Wylanym łzom, Spełnionym snom, Skończonej piosnce twej! A. Mickiewicz do ZalesMego Sny o Ukrainie — nie rzeczywistej, nawet nie wyidealizowanej, lecz wyśnionej, czysto fikcyjnej — łzy za Polską, nie realną, lecz również fikcyjną, skonstruowaną na podstawie jakiejś dziwacznej filozofii — oto treść poezji niedawno zmarłego polskiego bojana2. Te łzy i sny skończyły się i nie powtórzą więcej. Pieśni o nich, chociaż owiane całym czarem, na jaki mogła się zdobyć mowa polska, zapożyczając niejedno i z naszej, już teraz w chwili śmierci pieśniarza, nie znajdują słuchaczy, docierają do narządów słuchowych nie tak zbudowanych, aby mogły je rozumieć, przetwarzać ich melodyjne „brzękanie" w czyste tony, budzić w sercach żywe uczucia. Powiadają, że za czasów rzymskiego cesarza Augusta, gdy w ludzkich sercach już dawno wygasła wiara w starą mitologię grecką, marynarze przepływający obok jakiegoś wzgórza pełopo-neskiego mogli usłyszeć z gór Arkadii potężny głos: „Powiedzcie tam, w Rzymie, że wielki Pan umarł!" Tymczasem w Rzymie prócz poetów i specjalistów od mitologii nikt nie słyszał o wielkim Panie. Taki sam głos dotarł i do nas z malutkiej Arkadii Villepreux pod Paryżem: „Powiedzcie tam na Ukrainie, że umarł jej wielki Pan!" Czyżby dopiero teraz? Tymczasem my, będąc jeszcze dziećmi, czytając niegdyś jego dumki ukraińskie, już wówczas myśleliśmy, że ich autor dawno zmarł w jakimś niewiadomym zakątku, nie znany nikomu, tajemniczy i mityczny, jak tajemniczą i mityczną, oderwaną od żywej treści życia i historii, spowitą nadprzy- JOZEF BOHDAN ZALESKI 107 rodzonym, baśniowym blaskiem jest ta Ukraina, jaką wyczarował w swoich strofach. Sen, mitologia, mary! Czajki kozackie płyną po limanie wśród rozlegających się okrzyków: „ura ho! ura ho! ura!" Dokąd płyną, skąd, po co? Bóg jeden wie. Kozak — nazwany nie wiadomo dlaczego Kosińskim — mknie przez step do Stawiszcz, do pułków i do żony (!?) — typowo gorączkowe majaczenie3. Czarnym szlakiem, stepową drogą cała Ukraina kroczy za trumną „Lacha serdecznego" i wielka żałość wszystkimi dzwonami bije w niebo — na początku wieku XVI, kiedy cała przestrzeń stepowa była pustynią! * Jakiś romantyczny, zakochany student — nazwany Zołotareńką 5 — namawia piękną Laszkę, by poszła z nim w nieznane; nie mniej romantyczny trubadur, nazwany Mazepą6, wybiera^ się z Warszawy na Sicz, ale nie może się rozstać z piękną Polką; miłostki i buńczuki, step i rozkoszne piękności, Ludmiła 7 nad wodami Dniepru opłakuje kochanka; wszystko w tej poezji, nawet odgłosy, nawet przekłady z żywych pieśni ukraińskich, jest tak zmienione, przenicowane na modłę fantastyczną, wybujałe poza granice prawdopodobieństwa poetyckiego, że człowiek czyta i sam sobie nie wierzy, by mogły istnieć pokolenia uznające tę fatamorganę za prawdę. Proszę przeczytać dla przykładu jego „dumkę" Ukaranie 8, by się przekonać, jaki dziwoląg zrobił ten „bojan ukraiński" z naszej zwykłej, a w swej prostocie tak realnej pieśni, jak JVe chody, Hry-ciu, na weczornyci. Nie chodź, mój Archory, Na cudze wieczory, Młoda go Makryna Prosi — upomina. „Ukraiński bojan" zrobił z tej pieśni balladę romantyczną, w której o zdobycie „Archorego", przechrzczonego tak z naszego Hrycia, walczą dziewczyny Makryna i Aniela! Swoją baśniową Ukrainę przystraja zmyśloną pieśnią o Lachu serdecznym, której nigdy nie było, na którą powołuje się słowami: „Powij, witre bujny, myły", przerabiając ją w następującą zwrotkę: Świat omamień mych pomału Niknie z lekką mar drużyną; I 108 I. W KRĘGU ROMANTYZMU Coraz rzadsze dni zapału I łzy czucia rzadziej płyną. I to ma być „duma z pieśni ludu ukraińskiego"8. Nawet mitologia ukraińska w jego mitycznej Ukrainie została albo przez niego samego wymyślona (jakiś patron kobziarzy — proroków — Naum, którego nawet robi dziadkiem Szewczenki! i"), albo na podstawie podań ludowych przetworzona i przerobiona w dziwaczny sposób (np. rusałki, które według podania ludowego łaskotaniem zadają śmierć i odnoszą się do ludzi wrogo, miały go samego wy-karmić pojąc „mlekiem dum i mleczem kwiecia" "). Se non e vero, e ben trovato, jak powiedział p. Lam o twórczości Zaleskiego w swym wystąpieniu po śmierci poety, sugerując, jakoby Ukraina opiewana przez niego, o której myślał i śnił, o którą prosił Boga po śmierci w niebie — in corpore znajdowała się u niego w gabinecie na obrazku namalowanym dlań przez jakiegoś rodaka--artystę. Sam poeta odczuwał czasami złudność swych utworów, czuł, że upija się fantastycznymi nadziejami i płacze z powodu fantastycznej niedoli, poza którą w oddali znajduje się nie znany mu świat realny z innymi problemami, nadziejami i dążeniami. W takich chwilach sam siebie pytał: Sen-że moje łzy żywota? Sen-że moja Duma Złota Sen-że Polszcza? Ukraina? Sen-że jedna, o! jedyna — Moja — moja — Bezimienna?...1* I na te pytania sam odpowiada: tak jest, Człowiek tajemnica . senna! Nic dziwnego, że obecne pokolenia skłonne nie do „brudnego realizmu", którym stare niańki literackie straszą małe dzieci, lecz do trzeźwego i jasnego poglądu na świat, przestały rozumieć tę poezję senną, przestały się nią interesować. Niezbędne tu jest małe zastrzeżenie. Każda poezja to swego rodzaju widzenie senne, halucynacja na moment zasłaniająca otaczającą nas rzeczywistość. Tylko że różne bywają halucynacje poetyckie. Jedne niczym pokrzepiający napój wzmacniają nasze siły do pracy, rozjaśniają nasze oczy duszy, rozwijają uczucie, czynią nas lepszymi i pożyteczniejszymi członkami społeczeństwa — i taka poezja jest wiecznie żywa, zawsze świeża i po tysiącach lat JÓZEF BOHDAN ZALESKI 109 ludzie nie przestają jej rozumieć. Drugie — to roztwór haszyszu lub opium: kołyszą do snu, roztaczają przed sennymi oczyma cudowne fantasmagorie, lecz pozostawiają zawrót głowy, mdłości, stępienie nerwów i osłabienie mięśni. Do tego gatunku zaliczyłbym większą część oryginalnej poezji B. Zaleskiego. Dla uzasadnienia mego poglądu dość byłoby przytoczyć jego największy poemat Duch od stepu, który od początku do końca nie jest niczym innym, jak bezsensowną fantasmagorią pisaną jak gdyby istotnie pod wpływem haszyszu. Wspomnienia z własnego życia i wspomnienia z historii powszechnej za okres ostatnich półtora tysiąca lat, Ukraina i mesjanizm polski — wszystko to przeobraziło się w tym poemacie w taki chaos, że trudno niejednokrotnie doszukać się sensu poszczególnych zwrotek i zdań. Ale jak wspomniałem, Duch od stepu to tylko krańcowy produkt tej fantastycznej twórczości, chociaż do tego samego gatunku :— może nieco w mniejszym stopniu — należą niemal wszystkie jego utwory. Nic dziwnego zatem, że jedyny poemat Przenajświętsza Rodzina, który udało się stworzyć harmonijnie i plastycznie, jest, że tak powiem, najczystszym kryształem poezji. Jego fabuła — malutkie opowiadanie ewangeliczne o podróży siedmioletniego Chrystusa do Jerozolimy — została przystrojona w tak bogatą tkaninę fantastycznej scenerii, fantastycznej psychologii i fantastycznej teologii, że poemat ten w istocie uważać można za jeden z najbardziej interesujących utworów polskiej poezji romantycznej13. Nie należy jednak zapominać, że gdy poemat ten, szczególnie przy pierwszym czytaniu, wywiera na czytelniku potężne wrażenie, to siła tego wrażenia tkwi w tym, iż wydaje się nam, jak gdybyśmy zostali przeniesieni w jakiś całkowicie nieziemski świat do zupełnie nie znanych nam ludzi, w okolice niepodobne do tych, jakie oglądamy przeważnie na ziemi, a nawet do tych fantasmagorii, jakie znajdujemy zwykle u naszego poety. Słowem — poeta ocza-rowuje nasze oko łagodnym światłocieniem, nasze ucho słodką, choć dość monotonną i miękką muzyką i. na łagodnych falach jego wierszy kołyszemy się w półśnie, zapominając o sobie samych, nie wynosząc z tej słodkiej drzemki niczego dla swego realnego życia. A przecież w tych dumach i fantasmagoriach było coś, co porywało w swoim czasie ludzi, co skłoniło Mickiewicza do nazwania Zaleskiego pierwszym poetą Słowiańszczyzny, co zjednało mu 110 I. W KRĘGU ROMANTYZMU sławę barda i wieszcza. Przypatrzmy się, co to było? Przeanalizujmy, jczy i w jakim stopniu daje to wszystko Zaleskiemu prawo do nieśmiertelności w dziedzinie ducha? II Bóg — Świat — Słowiaństwo — Polszcza — Ukraina W pięć strun mej Gęśli pięciorakie dźwięki! J. B. Zaleski Spośród tych pięciu strun dwie ostatnie są najgłośniejsze, a szczególnie piskliwa kwinta (!) prawie zagłusza wszystkie pozostałe u. Prawdą jest, że Polszcza jedyna pomiędzy Narody Och! Męczennica wielka, której płaczą; Polszczy klaskałem ja z mogił, wieszcz młody; Dzisiaj (1864) przerażon jej krwią i rozpaczą, Tęsknię odkupić w Pieśniach dawne winy — Ale w głos zawżdy Matki Ukrainy!15 A więc — nie o Ukrainę tu chodzi. Kiedyś „wieszcz młody" rozpoczął swą karierę wieszcza oklaskami dla powstania 1831 roku, w którym brał nawet aktywny udział, a skończył ją płaczem po nieudanym powstaniu 1863—64 r. Niegdyś Ukraina w jego pieśniach, ta bujna, szeroka, kozacka, z rycerskimi i wiernie oddanymi państwu polskiemu Sahajdacznymi, „Lachami serdecznymi" itp. lub romantycznymi Kosińskimi, Mazepami i Zołotareńkami — była tylko refleksem bujnych marzeń szlacheckich o nieodłącznej przynależności Ukrainy do Polski, była poetyckim wyrazem tego samego dążenia, które pchnęło młodzież polską w Warszawie 29 listopada 1830 roku do powstania i znalazło wyraz w licznych uchwałach warszawskich klubów demokratycznych, a w końcu i w wyprawie wojennej generała Dwernickiego, który nie mógł .pojąć istnienia Polski bez Wołynia, Podola i Ukrainy" 16. W trzydzieści lat później obraz opiewanej Ukrainy bardzo, ale to bardzo wypłowiał; na tle jej stepów występują już takie ciemne plamy jak Trzeci szturm do Stawiszcz (1656) osławionego, JÓZEF BOHDAN ZALESKI 111 „wstrętnego Stefana" Czarnieckiego, który według słów pewnego historyka polskiego (Antoniego J.) u zrujnował Ukrainę bardziej niż Batyj i wszyscy Gireje wzięci razem, wznosi się nad dalekim Dnieprem nowa „przesławna mogiła Tarasowa" — zwiastunka nowej doby w życiu Ukrainy«. Mimo to zasadnicza tendencja pieśni Zaleskiego pozostaje ta sama: Ukraina dla Polski! Co prawda okrutna 30-letnia historia nie przeszła nad głową poety zupełnie bez śladu; Kozacy i Lachy walczący zgodnie pod jednym sztandarem — zniknęli; Sahajdaczny przestał na „grzeczne skinienie" królewicza „psim węchem" rzucać się na Turków; nowe niezależne słowo ukraińskie odezwało się potężnym veto przeciwko demonstrowaniu malowanej Ukrainy niczym jakiejś dekoracji, służącej do rozbudzenia polskich fantazji; iluzje rozwiały się... Ale nie takie było życie emigracyjne i środowisko poety, by pozwoliło na całkowite ich rozwianie. Przerażona nowym „naddnieprzańskim upiorem" fantazja kryje się w nową, jeszcze gęstszą chmurę — katolickiej ascezy i mistycyzmu, która wprawdzie przesłania świat realny, lecz, by ulżyć bolejącej duszy, ofiaruje złowrogie przekleństwa i nieograniczone przestrzenie mglistej nadziei, przystrojone w mgliste słowa. W nieskończonościach wysoko — wysoko — Duch-Duchów — Słońce-Słońc — Opatrzne-Oko Czasy — Rozstrzenie — skinieniem prowadzi. Przenika niebo i ziemię, i morze, Dwór swój — i radzi o wielkim swym Dworze, I radzi o mnie najmniejszym z czeladził9. W tej „rozstrzeni" (wyraz ukuty przez samego Zaleskiego zamiast „przestrzeni", słowa, które być może wydało mu się czymś zbyt realnym, wulgarnym, ograniczonym) rozpływają się wszystkie jego zasadnicze pojęcia, przechodząc w chwiejne abstrakcje. Mam ja ojczyznę u Ojca, u Boga, W nieskończoności czasu i rozstrzeni; Piastunko marnych i znikomych cieni, Czemuś mi ziemska Polsko taka droga? Polsko! tyś różdżka z po-rajskiej rosady, Ciśniona ręką Bożą na przestworza —20 112 I. W. KRĘGU ROMANTYZMU I chociaż Polska ta jest „marnym i znikomym cieniem", poeta mimo wszystko bardzo nie lubi, gdy Ukraina nie trzyma się tego cienia, lecz szuka dla siebie własnej drogi. Biada wam wielkiej naszej sprawy przeniewierce! Głos wieszczów to głos piersi potężnych — co leci Błyskawicuje ludom wzdłuż — grzmi wskroś stuleci... W taki głos cisnę klątwę wam, niech pęknie serce!21 No, Bogu dzięki pod wpływem takiej klątwy (a rzucano je na nas z różnych stron niemało) serce nasze nie pękło; miejmy nadzieję, że nieprędko spełni się i drugie pobożne życzenie „ukraińskiego bojana" adresowane „do braci Rusinów": My was błogosławimy w sercach (ut supra), wy nam klniecie, Otóż błogosławieństwo nasze was w proch zgniecie! 22 Z tego samego mistycznego, lecz jednocześnie polsko-szowini-stycznego punktu widzenia osądzał Zaleski również całą rusko--ukraińską literaturę, wyrzekając się swych własnych dum przełożonych przez W. Terłeckiego na mowę ruską tylko dlatego, że zostały wydrukowane grażdanką, a więc po „moskiewsku". W rzeczach moskiewskich wiecznym chcę zostać nieukiem, Toż wyrzekam się moich dum grażdańskim drukiem. Z takiego stanowiska osądził również działalność poetycką Szewczenki, szczególnie zaś jego większe poematy, w przypisach do pieśni Mogiła Tarasowa: Szewczenko w przymusowych rekolekcjach orenburskich opamiętywał się czasem, żałował za grzechy, ale bez szczerej skruchy. Zaprawdę, i jemu jak Byronowi zabrakło czasu do poprawy. Do tego to poemata jego przed i poorenburgskie pozostaną bodaj na zawsze poronieńcami (poterczatamy), dziećmi bez chrztu na szerokim ukraińskim stepie. Istotnie — możemy dodać od siebie — w słowach tych odczuwamy raczej głos mnicha ascety 2S niż „bojana", ten sam głos religijnego ascety, który śpiewał: JÓZEF BOHDAN ZALESKI 113 Zaskorupiały od klęczeń kolana: Modlę się, ale w przeczuciu złowrogiem. Co łask i natchnień wypłaczę u Pana, Wnet je zmarnuję za kościelnym progiem, Jak na libijskich tam piaskach podróżni, Srodzem utrudzon, szamocąc się w próżni24. Tak więc dwie struny: Bóg, a raczej mistycyzm katolicki, i Ukraina, jej integralna przynależność do Polski, były tą żywą siłą ukrytą w kryształowym słowie B. Zaleskiego, która przez długi czas była bodźcem mobilizującym społeczeństwo polskie do znanych wystąpień. Ten sam mistycyzm kazał Zaleskiemu paść do stóp papieża w Rzymie, natchnionymi wierszami witać „nawracanie Bułgarów" — nie Bułgarów-pogan na chrześcijaństwo, lecz Bułgarów-chrześcijan na katolicyzm i wołać „adora, quod incen-disti, incende, quod adorasti" {Uwielbiaj, co paliłeś, pal, co kochałeś] (tj. prawosławie) 25, skłonił też swoich przyjaciół Semeneńkę, Kajsiewicza, Terłeckiego, Jańskiego i in. do założenia Zakonu Zmartwychwstańców i niesienia propagandy katolickiej na Wschód, nie do Turcji ani Azji, lecz do prawosławnej Bułgarii i Albanii, a nawet do unickiej Galicji. Kryształ przedrzeźnia słońce: ale tylko słońce swoimi życiodajnymi promieniami budzi żywy, swobodny ruch, podczas gdy kryształ swoim zapożyczonym blaskiem może wywołać najwyżej ruchy hipnotyczne polegające na całkowitym uśpieniu woli i świadomości ludzkiej. Czyż nie takie same ruchy hipnotyczne mogła wywołać kryształowa poezja Zaleskiego? Mistycyzm katolicki wyradzający się pod wpływem rozwianych marzeń o odbudowie Polski w 1831 roku i mistycyzm polityczny upatrujący w Ukrainie podwaliny Polski historycznej, będący w ten sposób kontynuowaniem tradycji szlacheckich jeszcze od czasów unii lubelskiej, stanowią te siły, którymi Zaleski poruszał społeczeństwo polskie. Czy były to żywe siły gleby ukraińskiej? Nie. Ukraina sama przez się i naród ukraiński w swoim światopoglądzie nie stanowiły niczego żywego, samodzielnego i niezależnego; musiały stać się prostą, pięknie tkaną dekoracją. Usuwając z tradycji ukraińskiej wszystko to, co przypominało niezależną, samodzielną, protestującą Ukrainę — Zaleski musiał dojść do stworzenia Ukrainy fikcyjnej, malowanej. Im piękniej malowana była ta fikcja, tym gorzej było dla społeczeństwa pol- 8 — O literaturze polskie] 114 I. W KRĘGU ROMANTYZMU skiego, gdyż tym silniej utrwalała się w jego umyśle i sercu j e d-na wielka iluzja26. I kiedy krytyk polski nazywa poezję Zaleskiego „aneksją estetyczną Ukrainy, która zatwierdziła jej poetycką i literacką nierozerwalność z Polską" („Czas" nr 97), to ze spokojnym sumieniem możemy tę anektowaną przez Zaleskiego Ukrainę odstąpić Polakom wiedząc doskonale, że jest to Ukraina z kartonu 27. Należy tu podkreślić jeszcze słowa samego krytyka: „pokonać poezję Zaleskiego może tylko poezja małoruska, nigdy rosyjska", gdyż w słowach tych dopatrujemy się właśnie tego nowego, bardziej trzeźwego ducha, który widzi rękojmię wzrostu i rozwoju narodu nie w pięknie tkanych iluzjach, lecz dokładnym poznawaniu gruntu, w zapewnieniu dobrobytu rdzennej ludności. Tylko literatura, przesiąknięta myślą o służeniu narodowi autochtonicznemu, obronie jego interesów, rozwijaniu jego języka, podnoszeniu oświaty — tylko taka literatura — a więc na Rusi-Ukrainie tylko rusko-ukraińska, narodowa — przezwycięży wszystkie te fatamorgany, które wyczarowywała przed oczyma rozmiłowanych w fantazji pokoleń poezja takich bojanów jak Zaleski. „Szkoła ukraińska" w jakiejkolwiek obcej literaturze obecnie jest już niemożliwa; „szkoła ukraińska" w literaturze polskiej pod względem swych przewodnich myśli była i pozostała bardziej obcą dla narodu ukraińskiego niż np. szkoła litewska. Literacki, pośredni wpływ jej na inteligencję pod niektórymi względami był znaczniejszy, ale raczej negatywny niż pozytywny. Przykład poetów polskich tej szkoły bardziej wskazywał na to, jak nie należy pisać dla narodu ukraińskiego, niż jak należy 28. (PRZEKŁAD MIKOŁAJA KUPLOWSKIEGO) Józef Bohdan Zaleski 1 Pierwodruk — Josyf Bohdan Zaleskij, „Zoria" 1886 nry 7, 8. Przekładu dokonano z wydania: Iwan Franko, Twory w dwadciaty tomach, tom XVIII, Kyjiw 1955, s. 125—134. 2 Franko niejednokrotnie nazywa Zaleskiego Bojanern (częściej „bo-janem") z uwagi na niezwykle żywe zainteresowanie poety staroruskim pieśniarzem, który stał się dlań ideałem poety. Pragnąc naśladować Bojana Zaleski przyswoił sobie całe zwroty poetyckie ze Słowa o pułku JÓZEF BOHDAN ZALESKI 115 Igora, utożsamiając zresztą Bojana z nieznanym autorem Słowa. W postaci Bojana widział ideał wieszcza, który duchem swoim ogarnia całą Słowiańszczyznę. 3 Dotyczy pieśni Zaleskiego Czajki (Śpiew zaporożców w powrocie z wyprawy morskiej Konaszewicza) oraz Dumki hetmana Kosińskiego. 4 Dotyczy wiersza Lach serdeczny na .marach. 5 Aluzja do wiersza Zołotareńko w Warszawie. W przypisie poeta wyjaśnia: „Dość wiedzieć, że atamański nasz potomek powiózł Laszkę na Czarnomorze". 6 Zob. wiersz Dumka Mazepy. 7 Zob. wiersz Ludmiła. Duma z pieśni ukraińskiej. 8 Pisma Bohdana Zaleskiego, wydanie zbiorowe, Lwów 1877, t. 1, s. 167. (Przyp. autora). 9 Uwagi Franki o przekraczaniu „granic prawdopodobieństwa poetyckiego" przy przeróbkach pieśni ukraińskich oraz negowanie ich prawdy życiowej są nieco przesadne, co uwarunkowane było polemicznym charakterem artykułu. Inny badacz ukraiński Ołeksandr Kołessa w swej pracy (Ukraiński narodni pisni w poezijach Bohdana Zaleskoho, Lwów 1892, s. 187) podziela pogląd Franki w sprawie dumki Ukaranie, ale nie zgadza się z jego uogólniającą opinią, obejmującą wszystkie dumki Zaleskiego oparte na ukraińskich pieśniach ludowych. Kołessa udowodnił przy pomocy zestawienia i analizy oryginalnych tekstów piosenek z dumkami poety, że „dumki te nie występują poza granice poetyckiego prawdopodobieństwa, lecz przeciwnie, będąc bądź dosłownym, bądź swobodnym tłumaczeniem pieśni ukraińskich, stanowią często prawdziwy obraz życia i uczuć ludu ukraińskiego". 10 Aluzja do wiersza Mogiła Tarasowa poświęconego Szewczence. Odpowiedni fragment wiersza brzmi: „Ow Taras — naśledni wnuk Nauma". 11 W poemacie Duch od stepu odnośny ustęp brzmi: „Piastuj dziecię me, Rusałko!... Mlekiem dum — i mleczem kwiecia, Pój do lotu mdłe to ciałko!" (Pisma, t. 3, s. 235, Lwów 1877) 12 Cytat z poematu Duch od stepu (Pisma..., t. 3, s. 299). ¦ 13 Krytyka polska nie była zgodna w ocenie poematu Przenajświętsza Rodzina. Ż. Kostrowiec, J. I. Kraszewski, A. G. Bem, P. Chmielow-ski, St. Zdziarski, W. Spasowicz wysuwali zastrzeżenia z powodu kolorytu ukraińskiego. Natomiast S. Goszczyński, A. Tyszyński, W. Cybul-ski oraz inni zachwycali się poematem, dowodząc, że utworem takim nie może się poszczycić żadna inna literatura. 14 Pierwsze dwa wersy z wiersza Kwinta w mej gęśli. „Piskliwa 116 I. W KRĘGU ROMANTYZMU kwinta zagłuszająca prawie wszystkie pozostałe to Ukraina" {Pisma..., t. 4, s. 194). 15 Ibid., podkreślenie wyrazu „Polszczy" oraz dodanie po słowie „Dzisiaj" komentarza w postaci roku 1864 pochodzi od Franki. 16 Zob. Maurycy Mochnacki, Powstanie narodu polskiego w roku 1830—31, 3 t., s. 17 i passim. (Przyp. autora). 17 Antoni J., właściwie dr Antoni J. to pseudonim Antoniego Józefa Rollego (1830—1894), z zawodu lekarza, pisarza historycznego, autora gawęd literackich, obyczajowych i historycznych z przeszłości Polski i Ukrainy. 18 Franko ma na myśli mogiłę Tarasa Szewczenki usypaną po jego śmierci w 1861 roku obok Kaniowa nad Dnieprem. 19 Zob. Modlitwy i Hymny, wiersz Skra Słońc — Duch Duchów (Pisma..., t. 1, s. 39). 20 Cytat z wiersza pt. Cedr (Pisma..., t. 4, s. 115). Podkreślenia autora artykułu. 21 Zob. Pyłki, Dictum acerbum (Pisma..., t. ,2, s. 227). 22 Zob. Pyłki, Do braci Rusinów (Pisma..., t. 2, s. 226). 28 Aluzja do opinii A. G\ Bema („Przegląd Tygodniowy" 1878, nr 18), który uważał Ducha od stepu za utwór najmniej dostępny dla ogółu, gdyż w najwyższym stopniu pokryty był mgłą mistycyzmu, a z każdego niemal wiersza wyglądało „blade oblicze mnicha i zacofańca". Autor Ducha od stepu, zdaniem Bema, „prześcignął wszystkich naszych poetów spod ciemnej gwiazdy, wszystkich najzagorzalszych apostołów obskurantyzmu". 24 Zob. wiersz Dzisiejszość. Do Bronisława Zaleskiego (Pisma..., t. 4, s. 156). 2« Zob. wiersz Chwała Bogu! (Na wiadomość o nawracaniu Bułgarów), Odpowiednia zwrotka brzmi: Bijmyż czoły, o! Słowianie, Starce, dziatwo i niewiasty, Poklaskujcie w chór strzelisty: „Adora, quod incendisti, Incende, quod adorasti!" 26 Wysunięty zarzut wyłączenia z dum historycznych Ukrainy protestującej, przemilczenie faktów z historii walk społeczno-religijnych, idealizowanie stosunków między szlachtą polską i ludem ukraińskim, znajduje również potwierdzenie u wielu krytyków polskich. (Zob. m. in. A. G. Bem, J. B. Zaleski „Przegląd Tygodniowy" 1878, nr 18; „Prawda" 1886 nr 15; Piotr Chmielowski, Studia i szkice z dziejów literatury polskiej, Seria II, Kraków 1886, s. 370—371; Włodzimierz Spasowicz, Dzieje literatury polskiej, wyd. trzecie, Kraków 1891). Spasowicz pisał: „Bez JÓZEF BOHDAN ZALESKI 117 wątpienia, zarówno Kosiński (w końcu w. XVI), jak Sahajdaczny (na początku w. XVII) z obowiązku służby wiernie i zaszczytnie bili się z Tatarami i Turkami pod sztandarem polskim, lecz każdy z tych wodzów kozackich miał swoje własne, stanowe i plemienne sprawy a zamysły, które mu nie pozwalały patrzeć na stosunki owe do Rzeczypospolitej ze stanowiska szlachcica-patrioty polskiego". 27 Artykuł Franki napisany w ostrym, polemicznym tonie skierowany był przeciwko krytykom konserwatywnego „Czasu" (Ludwik Dębicki, Józef Bohdan Zaleski, „Czas" 1886, nr 76; J. K. — Ostatnie chwile: pogrzeb Bohdana Zaleskiego, „Czas" 1886 z dn. 9 kwietnia), którzy aprobowali poglądy społeczno-polityczne Zaleskiego. Po pierwsze, wyrazili oni przekonanie, że stanowisko Zaleskiego w Panteonie polskim jest zapewnione, gdyż „umiał poetycznie odczuć misję cywilizacyjną Polski wobec Ukrainy i najwytrwalej do tej misji wzywał". Po drugie, bodźcem polemicznym dla Franki była tęsknota do Polski historycznej wyrażona w związku z miejscem pogrzebu Zaleskiego. „Nie nad Sek-waną — pisze «Czas» — zaprawdę spoczywałby Bohdan, ale tam na stepach Rusi, Rusawy czy Dniepru piętrzyłby się kurhan usypany wdzięcznymi dłońmi ukrainnej braci [...] Śniłby nasz Bohdan o dawnej, lepszej, szczęśliwszej Ukrainie. Tam brzmieć powinna i płynąć w dal stepową owa duma o Lachu Serdecznym". Po trzecie, Zaleski — zdaniem „Czasu" — wyznaczał granice na porohach Dniepru i kurhanach stepowych. Zajęte przez „Czas" stanowisko było diametralnie różne od poglądów Franki, który był zwolennikiem Polski niepodległej w granicach etnograficznych, w dodatku Polski ludowej, a nie szlacheckiej. Gdy zaś chodzi o misję cywilizacyjną Polski wobec Ukrainy, uważał, iż problem ten wymaga poważnych badań naukowych w celu wyświetlenia, co dał ludowi ukraińskiemu żywioł polski na Ukrainie, a co wchłonęła kultura polska z dorobku cywilizacyjnego i kulturalnego narodu ukraińskiego. 28 Stosunek Franki do „szkoły ukraińskiej" był ambiwalentny. W „Kraju" (1885 nr 46, Adam Mickiewicz w rusińskiej literaturze) podkreśla olbrzymie znaczenie tej szkoły dla narodowego odrodzenia literatury ukraińskiej, ale już w następnym roku w niniejszym artykule o B. Zaleskim dowodzi, że myśli przewodnie „szkoły ukraińskiej" były obce narodowi ukraińskiemu. Z kolei w referacie wygłoszonym na Zjeździe Literatów i Dziennikarzy Polskich w 1894 r. we Lwowie (zob. s. 292) akcentuje demokratyzm i miłość dla ludu, która za pośrednictwem pisarzy „szkoły ukraińskiej" po raz pierwszy wsączyła się w społeczeństwo polskie. O E A — O H E R1 PAMIĘCI SEWERYNA GOSZCZYŃSKIEGO W ROCZNICĘ NOCY BELWEDERSKIEJ W dziejach wszystkich literatur świata, w tej ogromnej dziedzinie duchowego i estetycznego rozwoju ludzkości w rzadkich, krytycznych momentach pojawiają się postacie potężne ciałem i duchem, pełne hartu i męskiej siły, postacie jakby ze spiżu ulane, a mimo to pociągające ku sobie jakimś niewypowiedzianym czarem, tym czarem, jaki wieje na nas z każdej wielkiej głębi, a tym bardziej z głębi gorących, czysto ludzkich uczuć. Postacie te tak wysoko zdają się górować nad otaczającym ich społeczeństwem, że przypatrując się im jakoś na myśl nie przychodzą te wpływy, te radości i te cierpienia, których źródłem była dla nich współczesna społeczność. Przedstawiają się nam jak zaczarowani bohaterowie, którzy w bitwie z wrogim wojskiem igrają z ciskanymi na nich pociskami, nie doznając od nich żadnej szkody. Czytelnik łatwo odczuje to, co chcemy powiedzieć, jeżeli nazwiemy imiona Eschylosa i Dantego. Do szeregu takich postaci, chociaż zapewne niejednakowej z nimi miary, należy mąż, którego imię przypomina się zawsze w szeregu pierwszych, ilekroć wspomnimy niezapomnianą w dziejach polskich noc 29 listopada. Rzadkimi darami wyposażony od przyrody, umiał on jak rzadko kto wydoskonalić i wykorzystać te dary w surowej wędrówce życia. Był on typowym wytworem tego polskiego „Drang nach Osten" 2, który stanowi treść i główną oś historii polskiej od czasu unii lubelskiej — natura na wskroś rdzennie polska, wykarmiona sokiem ziemi ukraińskiej, wybuta i wyhartowana wśród stepu ukraińskiego. Ostatni rycerz kresowy, który na ziemi krwią jego poprzedni- FOETA-BOHATER. PAMIĘCI S. GOSZCZYŃSKIEGO 119 ków zlanej wchłonął w siebie tradycję ich walk krwawych, ich namiętności potężnych, ich siły i woli niezłomnej, był on jednakowoż prawdziwym synem XIX wieku, który przeniósł już główne centrum walki w sferę ducha i słowa' i jako apostoł tej nowej walki powrócił tam, skąd wyszedł jego ród, w serce polszczyzny, wnosząc tam elementa świeże i płodne, wnosząc nową siłę i energię, nowy koloryt, nowe horyzonty. Lecz wiek nasz jest wiekiem przejściowym: chociaż główne pole walki, główne mety zwycięstw i podbojów ze sfery ciała i krwi przeniosły się już w sferę ducha i słowa, to przecież stare wrogi rodu ludzkiego, despotyzm i ciemnota zbyt silną jeszcze władają potęgą fizyczną, zbyt dumnie nieraz podnoszą czoło, by miecze miały już zupełnie pójść między stare żelaziwo lub na przekucie. Cywilizacja nie przestała jeszcze i w naszym wieku kroczyć po trupach i broczyć stóp swych we krwi. Ludzie nie stali się jeszcze jedną rodziną, w której jedno serce panuje i jeden duch; zwierzę zbyt często w nich się odzywa i domaga się poskromienia. I oto bohater ducha przemienia się w bojownika, przemienia pióro w miecz, rzuca się w pierwszy ogień niebezpieczeństw i walczy i drugich do walki zagrzewa. Lecz na tym nie koniec. Zmieniły się czasy, trzeba zmienić i taktykę, walka w zwartym szeregu, z bronią w ręku nie wystarcza; zwycięstwo okazuje się niemożliwym bez sięgnięcia do gruntu, do podstaw społeczeństwa, bez podźwignięcia ludu do walki. I oto w chwili strasznego rozbicia, niepowetowanej (jak się zdawało) klęski, potężny duch poety--bohatera znajduje nową arenę walki — cichej, tajnej, partyzanckiej, ale nie mniej zaciętej i nie mniej niebezpiecznej jak i walka z karabinem w ręku. Bohater nocy belwederskiej, autor Zamku kaniowskiego staje się konspiratorem, propagandzistą, emisariuszem w sukmanie chłopskiej, w siermiędze góralskiej wstępuje między lud, poziom swych orlich myśli zniża do poziomu myśli i pragnień prostaczków, nie zniżając jednak w tych poziomych słowach ani na tercję bogatej skali swych uczuć, nie oziębiając ognia swej miłości ojczyzny. Orzeł stepowy, przywykły do prostych, potężnych lotów, przemienia się w węża, umiejącego wyślizgnąć się z tysiącznych sieci i sideł, zastawianych nań przez siepaczy, znikać nagle w niedostrzegalnych szczelinach, zjawiać się tam, gdzie go się nikt nie spodziewał, a wszędzie wnosić blask cu- 120 I. W KRĘGU ROMANTYZMU POETA-BOHATEK. PAMIĘCI S. GOSZCZYttSKIEGO 121 I ' downy tego diamentu miłości swobody, ludu, ojczyzny i sprawiedliwości, który jaśniał w jego sercu i w jego głowie. To była treść, to były koleje pierwszej połowy jego życia pełnej trudów, walk, niebezpieczeństw i przygód, pełnej cierpień, które jak pociski od zaczarowanego bohatera odskakują jakoś od tej postaci spiżowej, lecz pełnej też rozkoszy zwycięstw i rozkoszy twórczości, rozkoszy, z którą żadna inna zrównać się nie może. Że żywot tak bogaty w fakta, charakter tak różnostronnie a potężnie wykształcony nie da się w całej pełni ujawnić w ciasnych ramkach, zakreślonych dla obecnego artykułu, to pojmie każdy i bez dalszego dowodzenia. Zresztą nasz poetanbohater mało jakoś miał szczęścia w literaturze; pomimo bardzo wysokiego stanowiska, jakie mu od pierwszej chwili prawie w literaturze wyznaczono, pomimo wielkiego wpływu, jaki wywarła poezja i osobistość jego na poezję i cały rozwój współczesnych i późniejszych pokoleń Polski, a po części i Rusi, dzieła Seweryna Goszczyńskie-go nie doczekały się dotychczas wydania godnego imienia wieszcza, co więcej, znaczna, może większa ich część spoczywa dotąd w rękopisach lub uważaną być musi za straconą na zawsze — działalność jego jako pisarza i obywatela nie doczekała się godnego doniosłości jej opracowania. Prócz artykułów i wspomnień przygodnych, ustępów nieraz zbyt ogólnikowych, a inną rażą zbyt detalicznych lub nawet anegdotycznych w dziełach traktujących dzieje Polski poroZbiorowej i w podręcznikach historii literatury, nie mamy pracy obszerniejszej, monograficznej, poświęconej Goszczyńskiemu. Do zapełnienia tej dotkliwej luki w piśmiennictwie polskim bardzo jeszcze daleko, gdyż dużo materiałów trzeba jeszcze zbierać, dużo kwesty] szczegółowych szczegółowo opracowywać i wyświetlać należy. Uważalibyśmy się za bardzo .szczęśliwych, gdyby nasze przypomnienie dzisiejsze posłużyło za impuls do rozpoczęcia tej pracy zaszczytnej, a koniecznej i wdzięcznej. Wydanie krytyczne dzieł Goszczyńskiego, według możności kompletne, jest obecnie jednym z pierwszych i najważniejszych obowiązków pietyzmu społeczeństwa polskiego wobec jednego z największych mistrzów polskiego słowa i jednego z najdzielniejszych ludzi, jakich wydał naród polski 3. My ze swej strony do tych kilku rysów ogólnej charakterystyki poety-bohatera dołączymy bodaj suchy, szkieletowy rys głównych wypadków jego życia, by przypomnieć szerszemu ogółowi czytelników, a szczególnie młodszej generacji, jakich to ludzi prace, wysiłki i poświęcenia legły w osnowę tych zdobyczy wolnościowych i cywilizacyjnych, które my dziś posiadamy i których — niestety, zbyt często — ani należycie cenić, ani też odpowiednio ochraniać i używać nie umiemy. II Seweryn Goszczyński urodził się w pierwszych dniach listopada 1803 r. w miasteczku Ilińce w powiecie lipowieckim, 7 mil od Humania na Ukrainie. Ojciec jego był rodem z Mazowsza. Był on uczniem korpusu kadetów w Warszawie; jako oficer artylerii odbył kampanię w r. 1791 pod księciem Józefem Poniatowskim, a w r. 1794 pod Kościuszką. Po dokonaniu trzeciego rozbioru Polski Józef Goszczyński przeniósł się na Ukrainę z szambelanem Pruszyńskim, szwagrem ks. Hieronima Sanguszki, i zarządzał jego majątkiem w charakterze plenipotenta. Ojcem chrzestnym Seweryna był Padura, ojciec Tomasza 4, także w Ilińcach w tym czasie urodzonego. Z Iliniec Goszezyńscy przenieśli się do wsi Siemiaki pod Sławutą na Wołyń. Lata dziecinne i część młodzieńczych spędził Seweryn w tej wsi, a także w miasteczku Nowym Konstan-tynowie na Podolu, gdzie się rodzice jego później przenieśli. Pierwsze nauki pobierał w domu. W r. 1811 oddali go rodzice do szkół publicznych w Międzyrzeczu koreckim do Pijarów. Po roku nauki odebrali go jednak stamtąd i kształcili w domu do r. 1814. Wtedy właśnie otworzono w Winnicy na Podolu gimnazjum, do którego Seweryn został wpisany. Po roku jednak rodzice dali go do Humania do Bazylianów. Goszczyński już w gimnazjum zasłynął razem z Zaleskim jako poeta. Tam jeszcze napisał Dumę na gruzach ojczyzny, za którą go tropiła policja. Po ukończeniu gimnazjum w r. 1820 przyjechał Seweryn wraz z Bohdanem Zaleskim do Warszawy. Bawił tam rok i przyjęty był do tajnego związku „Braci wolnych Polaków", do chorągwi „Rejtan". W tymże roku Goszczyński i Zaleski drukowali pierwsze swe utwory (przekład dwóch ód Horacego) w „Dzienniku Wileńskim",, w następnym roku, w tygodniku F. S. Dmochowskiego „Wanda", wydał Goszczyński Dumę o Stefanie Czarnieckim, kilka sonetów i trioletów. Wybuchłe w tym czasie powstanie w Grecji przejęło go, jak i wie- 122 I. W KRĘGU ROMANTYZMU le innej młodzieży w całej Europie, gorącym entuzjazmem dla sprawy uwolnienia tego narodu. Chciał iść do Grecji, by się zaciągnąć w szeregi powstańców, spalił więc romans swój Gosław i dużo wierszy i piechotą udał się na Ukrainę, by uzyskać fundusze. Podróż 100-milowa pieszo, wśród tysiącznych niewygód była dla niego pierwszą twardą próbą życia. Zbiedzony i znękany nią, nie znalazłszy nadto funduszów na podróż do Grecji, musiał pozostać w domu. Pozostawał tam do 1828 r. W r. 1828 wydał w Warszawie Zamek kaniowski. Przebywając na Ukrainie napisał prócz tego kilka wierszy pomniejszych, jak Modlitwa wolnego, Rejtan, Larwa niewoli, Ojczyzna matka, Korab wolności, Uczta zemsty, a w Kijowie w r. 1825 napisał Cerkiew św. Andrzeja. W roku 1824 wydał w „Astrei" Grzymały wiersz Ostatnia przechadzka, który narobił hałasu jako zwiastun romantyzmu. Dużo poezyj jego z tej doby nie zostało ogłoszonych. W roku 1828 wyjechał za granicę z Grabowskim, a ponieważ od policji nie mógł uzyskać paszportu, wybrał się więc przebrany za lokaja Grabowskiego za jego paszportem. Obaj przyjaciele przez Galicję udali się do Wiednia, skąd po krótkim pobycie przez Kraków powrócili do Warszawy. Tutaj jednak policja wykryła incognito Goszczyńskiego i on musiał co prędzej powracać na Ukrainę, by nie być aresztowanym. Dopiero w maju 1830 roku udał się Goszczyński znowu do Warszawy, tym razem w zamiarze założenia tam czasopisma. Wpadł tam jednakże od razu w wir konspiracyj i spisków, które skończyć się miały wielkim wybuchem. Gorąca, niezmordowana natura Goszczyńskiego tutaj dopiero mogła rozwinąć cały zapas ukrytej w niej energii. Dniem konspirował, w nocy zaś spisywał swe poezje pełne ognia i siły, które następnie szerząc w odpisach, swoją koleją przyczyniały się do podniecania tych płomieni, które buchały dokoła. Tłumaczył nadto dla zarobku romans Waltera Scotta Klasztor. Ludwik Nabielak wprowadził go do Związku wojskowego, którym kierował Piotr Wysocki, podporucznik gwardii grenadierów i nauczyciel szkoły podchorążych. Wraz z Nabielakiem i innymi 18-ma należał do tej bohaterskiej drużyny, która dała hasło do powstania listopadowego napadem na Belweder w celu pojmania wielkorządcy w. ks. Konstantego. Szczegół tej pamiętnej nocy opisał później w książeczce swej Noc belwederska. Podczas powstania pisze on wiersze wojenne Antychryst wolności, Marsz za Bug itp. Gdy Dwernicki ruszył na Ukrainę, Gosz- POETA-BOHATER. PAMIĘCI S. GOSZCZYfJSKIEGO 123 czyński razem z kilkoma innymi ochotnikami przyłączył się do niego. Ochotnicy ci mieli się rozejść pomiędzy lud ruski jako emisariusze i propagatorowie powstania; prócz Goszczyńskiego byli w tej liczbie także August Bielowski, Leonard Rettel i inni. Nie przyszło jednak do wykonania tej myśli; zamiast rozsiewania między ludem swych idei musieli ochotnicy walczyć w szeregach Dwernickiego i wzięli udział w bitwach pod Stoczkiem i Nową Wsią. Z powodu choroby Goszczyński musiał powrócić do Warszawy. Po wyzdrowieniu aż do końca powstania był adiutantem ministra wojny Franciszka Morawskiego. Po kapitulacji Warszawy wraz z oddziałem Rybińskiego przeszedł granicę pruską i udał się do Poznania. Nie poszedł jednak z główną masą wychodźców do Francji, ale udał się do Galicji, gdzie był już w listopadzie 1831 roku. Zaraz po swoim przybyciu do Lwowa w początku 1832 r. zawiązał on w istniejącym do dziś hotelu Kuhna „Związek dwudziestu i jeden", który dał początek całemu szeregowi tajnych związków patriotycznych, jakie odtąd aż do roku 1846 nieustannie krzewić się miały w Galicji. W skład tego pierwszego związku weszli przeważnie uczestnicy powstania. Należeli do niego między innymi Wincenty Poi, Henryk Janko, August Bielowski,' Mieczysław Darowski, Ludwik Jabłonowski, Ignacy Kulczyński, Józef Zaleski, Łucjan Siemieński, Ksawery Krasicki i inni. Związek ten usiłował nawiązać stosunki z patriotami na Rusi pod zaborem rosyjskim. W tym celu wysłano jako emisariusza Wina Pola do Kijowa. Przybyły równocześnie z Francji emisariusz Pietkiewiez porozumiewał się z tym związkiem w sprawie wojny partyzanckiej przeciw Rosji, którą zamierzał rozpocząć Zaliwski. Nieszczęśliwa ta partyzantka położyła, jak się zdaje, kres istnieniu „Związku dwudziestu i jeden", ale zrodziła nowe związki, a szczególnie zawiązany przez Napoleona Nowickiego związek „Wolnomularstwo polskie". Konspirując i organizując, Goszczyński i tu nie porzucał pracy literackiej. W roku 1832 przełożył (prozą) pieśni Osjana. Przebywając w Mikołajowicach i Łopusznej, majątkach Tetmajerów, zrobił wycieczkę do Tatr i zajął się studiowaniem zwyczajów i życia ludu. Owocem tych wycieczek i studiów był Dziennik podróży do łotrów, drukowany częściowo w krakowskim „Powszechnym pamiętniku Nauk i Umiejętności" 1835 roku, a w całości wydany 124 I. W KRĘGU ROMANTYZMU J i! w Petersburgu w roku 1853, a prócz tego znakomity poemat Sobótka, napisany w 1833 roku. Poemat ten napisany był w Mostkach koło Lwowa i wydany po raz pierwszy w noworoczniku Bie-lowskiego „Ziewonia" w r. 1834. Gdy pobyt w Galicji wskutek nieustannych rewizyj i aresztowań stał się dla niego niemożliwym, przeniósł się Goszczyński do Krakowa. Zawiązał on tutaj wraz z Konarskim Stowarzyszenie Ludu Polskiego, które się wkrótce rozszerzyło na Królestwo Polskie, Litwę, Podole, Wołyń, Ukrainę i wpływami swymi sięgało do Gzech, Słowaków, Morawii, i Kroacji, gdzie zaszczepiało myśl wzajemności w kierunku wolności i niepodległości każdego narodu. (Z pracy Agatona Gillera o Goszczyńskim, zob. Sobótka, książ-f ka jubileuszowa dla S. Goszczyńskiego, Lwów 1875) 5. Poeto — Bohater. Pamięci Seweryna Goszczyńskiego w rocznicę nocy belwederskiej 1 „Kurier Lwowski" 1889, nry 332, 333. 2 Autor artykułu używa powszechnie znanego, terminu określającego niemiecką ekspansję („napór na wschód") na ziemie Słowian i ludów bałtyckich, dodając doń przymiotnik „polski". s Postulat ten zrealizował częściowo dopiero Zygmunt Wasilewski wydając utwory zebrane S. Goszczyńskiego w r. 1904 i 1911. * Tomasz (Tymko) Padura (1801—1871), poeta polsko-ukraiński. Jego twórczość poetycka oparta była często na ukraińskich motywach folklorystycznych. Franko potępiał tych poetów i wierszopisów polskich, którzy układali wiersze w języku ukraińskim w celu „chwycenia za serce" ukraińskiego chłopa pańszczyźnianego i „przywrócenia poczucia solidarności między chłopem i szlachcicem". Do takich poetów zaliczał m. in. Tymka Padurę. 5 Dane biograficzne zostały zaczerpnięte przez I. Frankę z pracy A. Gillera. K R Ó B A G U Ł O W ANTONI SZASZKIEWICZ I JEGO WIERSZE UKRAIŃSKIE1 To, co historycy literatury polskiej nazywają zwykle „szkołą ukraińską" — poezje Malczewskiego, B. Zaleskiego i Goszczyńskiego, powieści oraz wiersze M. Czajkowskiego, T. Olizarowskie-go i Grozy, niektóre powieści Kraszewskiego, pewne prace M. Gra-bowskiego — stanowi przy bliższym spojrzeniu coś w rodzaju wierzchołka znacznej góry, który w promieniach słońca widać z daleka, ale w rzeczywistości wznosi się nad pokaźną liczbą mniejszych pagórków i tworzy jakby efektowną koronę długiego pasma górskiego, którego początki giną gdzieś w mrokach XV wieku. Od Panoszy Paprockiego i Roxolanii Klonowicza ciągnie się nieprzerwanym pasmem w literaturze polskiej opisywanie i opiewanie Ukrainy, przyrody ukraińskiej, szlachty ukraińskiej, nawet Kozaków (Konaszewicza w Wojnie chocimskiej Wacława Potockiego) oraz ważniejszych wydarzeń historii ukraińskiej (por. mój zbiór wierszy polskich o chmielnicczyźnie). I już w tych dawnych wiekach da się wyodrębnić dwa kierunki w polsko-ukraińskim piśmiennictwie. Mamy pisarzy piszących o Ukrainie po polsku i po łacinie, ale mamy również takich, którzy próbują pisać po ukraińsku. Najgłośniejszym z nich stał się Jakub Gawat albo Gawatowicz, autor dwóch najstarszych intermediów ukraińskich, którym poświęcona została praca M. Dra-homanowa 2 oraz rozprawa M. Pawłyka 3. Dane o Polakach, którzy pisali wiersze ukraińskie, pochodzą z XVII wieku. Niektóre z tych wierszy zapisane z ust pieśniarzy ruskich były wówczas drukowane (por. opublikowaną i przeanalizowaną przeze mnie pieśń o Kozaku i Kulinie4), inne pozostały 126 I. W KRĘGU ROMANTYZMU w rękopisach. Najciekawszy z tych polsko-ukraińskich zbiorów, napisany przy końcu XVII wieku przez jezuitę Dominika Rudnic-kiego, został odnaleziony i opublikowany przez W. Pierietza 5. Z XVIII wieku posiadamy bogatsze zbiory podobnych wierszy ukraińskich pisanych przez Polaków. Dwa wiersze o koliszczyź-nie, może najbardziej interesujące, zamieszczone przeze mnie w czasopiśmie „Żytie i Słowo" 6 skonstruowane zostały z wyraźną tendencją szlachecką. Posiadamy wiadomości, że na dworach panów polskich w XVIII i na początku XIX wieku przebywali teor-baniści, spośród kozaków lub szlachciców, którzy ku uciesze państwa mieli śpiewać lub nawet układać pieśni ukraińskie, odpowiadające oczywiście gustom pańskim. Niewiele takich pieśni zachowało się w zbiorach rękopiśmiennych z XVIII wieku7, znacznie więcej weszło do drukowanych przez Polaków zbiorów pieśni ludowych, szczególnie Wacława z Oleska8 oraz Kocipińskiego9. Cała ta literatura rozproszona, w znacznej mierze zagrzebana w rękopisach, czeka jeszcze na swego specjalnego odkrywcę i badacza. Praca takiego badacza będzie jednak wdzięczna i doniosła pod względem kulturalno-historycznym, ponieważ pozwoli nam prześledzić najtajniejsze nici łączące Polaków z Ukrainą na przestrzeni długiego okresu czasu, wyjaśnić, czym była Ukraina dla Polski nie tylko z punktu widzenia ekonomicznego i politycznego, ale też duchowego, oraz to, co ze swej strony dał Ukrainie i jej rdzennej ludności element polski. „ Fakt, że wysoki rozwój tego elementu polskiego i rozkwit szkoły ukraińskiej w literaturze polskiej nastąpił dopiero w XIX wieku, po upadku państwa polskiego, nie powinien nas dziwić, gdy zważymy,' że była to literatura wyłącznie szlachecka, a szlachta skutkiem rozbiorów Polski nie tylko nie ucierpiała ani pod względem socjalnym, ani materialnym, wprost przeciwnie, pod rządami rosyjskimi nawet zyskała, gdyż mogła w swych stosunkach z pańszczyźnianą masą chłopską oprzeć się na silnej administracji rosyjskiej, jakiej w dawnej Polsce nie było. Ogólny duch romantyzmu unoszący się wówczas nad Europą i przejawiający w gloryfikowaniu przeszłości znalazł wśród polsko-ukraińskich poetów konkretne treści dzięki temu, że opiewając przeszłość Ukrainy mogli oni jednocześnie dawać upust swym uczuciom patriotycznym, gdyż do tej przeszłości należała niepodległa Polska, władczyni, oraz ich zdaniem, cywilizatorka Ukrainy. Ci KRÓL BAŁAGUŁÓW 127 zaś poeci i rymotwórcy, którzy przy układaniu wierszy posługiwali się językiem ukraińskim, mieli na względzie niekiedy jeszcze jeden cel — podbicie swą twórczością serc również ukraińskich chłopów pańszczyźnianych i przywrócenie ipoczucia solidarności między chłopem i szlachcicem na gruncie wspólnej tęsknoty za przeszłością. Do nich należał przede wszystkim Tymko Pa-dura10. Takich okolicznościowych twórców polsko-patriotycznych wierszy i pieśni w języku ukraińskim było wielu, ale ich utwory pisane z jakiejś okazji dość szybko były zapomniane i bardzo rzadko trafiały do druku. Do tych wczesnych, bo jeszcze w trzydziestych latach pisanych, a później drukowanych lub częściowo nawet dotychczas nie wydrukowanych wierszy, należą utwory Cięglewicza. Z tych samych czasów pochodzi opublikowany przeze mnie w czasopiśmie „Żytie i Słowo" poemat Michała Pqpiela Rusyn na praznykun oraz nie znane dotąd wiersze Juliana Horoszkiewicza. Znaczna część tych wierszy została wydrukowana we Lwowie w 1848 roku, a głównym ich twórcą był Baltazar Szczucki. Prócz niego podobne wiersze układali też inni patrioci polscy, jak Rzędzianowski, F. Blat-kiewicz (jego wiersze opublikowano na podstawie przypadkowo zachowanej kopii w „Zapyskach" nr 46, misc.) oraz inni bezimienni poeci. W latach pięćdziesiątych w tym samym duchu pisał spolonizowany Rusin Platon Kostecki oraz zruszczony Polak Leon Węgliński (obydwaj żyją dotychczas), z lat 60-ych zachował się jeden wiersz Piotra Horbkowskiego. Oprócz tego prądu patriotycznego będącego wytworem wielkiego przewrotu politycznego dokonanego przez rozbiór Polski, głównie zaś przez powstania polskie, utrzymuje się na Ukrainie i w Galicji jeszcze dość długo stara tradycja poezji dworskiej, przeważnie pseudosentymentalnej lub humorystycznej oraz cyniczno-ero-tycznej. Poszukiwanie autorów poszczególnych pieśni oraz ustalanie okresu ich powstania daje jeszcze mniej nadziei na powodzenie niż przy pieśniach patriotycznych, ale możemy śmiało powiedzieć, że ci panowie polscy, którzy od czasu do czasu wyrażają swoje zamiłowanie do „tych ślicznych piosneczek ruskich", mają nadal na myśli przeważnie owe pieśni dworskie. Jako dowód służyć mogą liczne śpiewniki rękopiśmienne układane przez Polaków, gdzie znajdujemy zapisy właśnie tylko takich utworów oraz te utwory panów polskich, którzy usiłowali sami pisać wier- 128 I. W KRĘGU ROMANTYZMU } sze po ukraińsku nie na tematy patriotyczne, nie wyłączając samego wielkiego Bohdana Zaleskiego. Bardzo interesującym i znakomitym przykładem takiego pana wierszopisa, chociaż mało znanym polsko-ukraińskiej szkole, jest Antoni Szaszkiewicz, któremu pragnąłbym poświęcić kilka stronic. Sam przez się, niezależnie od wierszy ukraińskich, Antoni Szaszkiewicz jest postacią nader interesującą, która odegrała dość znaczną rolę w życiu szlachty polskiej. Zanim przejdę do wierszy, pozwolę sobie podać tutaj w krótkim szkicu jego biografię oraz charakterystykę tego nurtu wśród szlachty polsko-ukraińskiej, w którym odegrał rolę bodajże inicjatora. II Antoni Szaszkiewicz należał do starej, chociaż niebogatej szlachty podolskiej12. Jego ojciec, Gracjan Szaszkiewicz, brał udział w powstaniu kościuszkowskim i mieszkał w swej dziedzicznej wsi Biczowej w powiecie lityńskim, w guberni podolskiej. W młodości awanturnik i paliwoda, w okresie późniejszym stał się bardzo popularny wśród szlachty dzięki swojej wesołości, był marszałkiem szlachty i sędzią pokoju, na starość zaś oddał się całkowicie dewocji1S. Dożył później starości. Antoni Szaszkiewicz urodził się w 1813 roku w Biczowej. Czy i jakie kończył szkoły, nie wiadomo. W każdym bądź razie nie był zbyt wykształcony, gdyż już mając lat osiemnaście rozpoczął karierę wojskową, biorąc udział w powstaniu 1831 roku. W maju tego roku przyłączył się do Karola Różyckiego organizując oddział kawalerii w pobliżu miasteczka Krasnopol. Biograf Szaszkiewicza Stefan Buszczyńskiu podaje, że do wojska wyprawiła młodego chłopca sama matka, z domu Chłopicka. Być może, że dzięki jej prośbie Różycki wziął Antoniego pod szczególną opiekę mianując go swym adiutantem. Szaszkiewicz dzięki odwadze i znajomości terenu przyczynił się w dużym stopniu do sukcesu niewielkiego oddziału powstańców, który w ciągu czterech tygodni z terenu obsadzonego przez wojska rosyjskie potrafił przedostać się do Królestwa Polskiego, do Zamościa, przemierzywszy krętymi drogami ponad 130 mil, rozbijając kilkakrotnie większe lub mniejsze od- KROL BAŁAGUŁOW 129 działy rosyjskie — jeśli wierzyć wspomnieniom dowódcy tej wyprawy Karola Różyckiego15 — biorąc sporo wojennych łupów i jeńców, tracąc ze swej strony dwóch zabitych, jednego jeńca oraz 28 rannych. Warto zauważyć, że Różycki pisząc swoje wspomnienia bezpośrednio po upadku powstania (pierwsze wydanie wyszło w Bourges 1832) wymienia nazwiska tylko tych towarzyszy, którzy znaleźli się na emigracji, przemilczając nazwiska innych, mając oczywiście na uwadze ich bezpieczeństwo w kraju. W związku z tym nazwisko Szaszkiewicza spotykamy przypadkowo tylko jeden raz (s. 26), zaś w rejestrze oficerów pułku, zamieszczonym we wstępie wspomnień, odnotowano tylko wśród poruczników: „...S. A. odznaczony złotym krzyżem". Jako pierwszego adiutanta wymieniono Adolfa Pilchowskiego, a nie Szaszkiewicza. Jednak Buszczyński, na podstawie osobistej znajomości z Szaszkiewiczem oraz informacji innych uczestników powstania, opowiada szczegółowo o różnych jego czynach bohaterskich (op. cit. 9, 11, 16, 18). Przekazując w Zamościu swój pułk tamtejszemu komendantowi generałowi Chrzanowskiemu oraz zbliżywszy się do Szaszkiewicza rannego w goleń, Różycki powiedział: — Przedstawiam panu generałowi jednego z najdzielniejszych. To mój adiutant. , Generał polecił zawieźć rannego do twierdzy własną karetą. Po upływie kilku tygodni rana zagoiła się na tyle, że mógł znów wziąć udział w marszu (op. cit. 20). Ostatnia bitwa, w jakiej Szaszkiewicz brał udział, rozgorzała pod Iłżawą dnia 9 sierpnia 1831 roku. Tam powaliwszy z konia podpułkownika rosyjskiego Gewesa przyczynił się do zwycięstwa, gdyż Gewes po śmierci pułkownika Gowena dowodził pułkiem. Ale rzuciwszy się następnie w samotną pogoń za szwadronem dragonów, Szaszkiewicz został odcięty od swoich i otoczony przez wroga. Otrzymał ciężką ranę w kark od ucha do ucha, skutkiem cze-go zwalił się z konia. Jego towarzysze myśleli, że zginął, jednak później znaleziono go żywego. Końca powstania już nie widział, znajdując się w szpitalu (Buszczyński, op. cit. 21—22). Po upadku powstania emigrował do Galicji, gdzie leczył się jeszcze z ran. Następnie udał się na Węgry, a tam przyjmowano go z wielkimi honorami, podarowano mu zaszczytny prezent — konia w węgierskiej uprzęży. Tymczasem krewni jego w Rosji czynili starania, by umożliwić mu powrót do domu. Dzięki „wielkim kosztom", jak pisze Buszczyński, oraz niebagatelnemu argu- 9 — O literaturze polskie] 130 I. W KRĘGU ROMANTYZMU mentowi, że Szaszkiewicz biorąc udział w powstaniu był niepełnoletni, uzyskano dlań amnestię i w 1833 roku powrócił do wsi ojczystej. Jednak sama amnestia w ówczesnym rozumieniu nie wykluczała odbycia kary wymierzonej rzecz jasna nie przez sąd, lecz władzę administracyjną. Dlatego Antoni Szaszkiewicz musiał swoje bohaterstwo powstańcze okupić w fortecy więziennej — jak długo? — tego nie wiemy 16. O dalszym życiu A. Szaszkiewicza i roli, jaką odegrał wśród społeczeństwa polskiego na Ukrainie, mamy dość ogólnikowe i w istocie rzeczy kontrowersyjne wiadomości. Ich faktyczne podłoże sprowadza się do tego, że Szaszkiewicz odegrał dużą rolę w tzw. bałagulszczyźnie, o znaczeniu zaś tego zjawiska oraz roli Szaszkiewicza toczy się w polskiej prasie zasadnicza polemika. Jako pierwszy wydał o bałagulszczyźnie ostry sąd Henryk Rzewuski, autor Pamiętników pana Soplicy, w książce Mieszaniny obyczajowe Jarosza Bejły wydanej w 1841 roku. Rzewuski nazywa to nowe zjawisko „baragolstwem", wywodząc je od nieznanego chyba wyrazu tatarskiego „baragoła", podczas gdy nazwa pochodzi od żydowskiego, bałygułe = bałaguła = furman zajmujący się zawodowo przewożeniem towarów. Rzewuski bardzo surowo potępia baragolstwo jako „mulizm, spłodzony z kilku niezgrabnych pochwytów dawnego trzepietarstwa polskiego, kozaczyzny dworskiej, tatarskiego junactwa i szachrajstwa żydowskiego"". Opinię Rzewuskiego podzielała prawdopodobnie większość szlachty polskiej na Ukrainie, szczególnie jej warstwy wyższe, wielko-pańskie i konserwatywne. Karwieki w swej książce Wspomnienia Wolyniaka (Lwów 1897, s. 71—79) dopatruje się w bałagulstwie „objawu tężyzny" wśród ukraińsko-polskiej młodzieży, zjawiska naturalnego w atmosferze reakcji i przygnębienia, jakie zapanowało po upadku powstania 1831 r., niemniej zjawiska smutnego, które „miało bardzo niekorzystny wpływ na obywatelską (ten. szlachecką) młodzież naszej prowincji". Natomiast ks. Walerian Kalinka w wydawanych w Paryżu „Wiadomościach Polskich" w 1859 r. chyba najgłębiej i najbardziej wyczerpująco wyraził poglądy tego odłamu ukraińsko-polskiej inteligencji w swych Listach o Rusi. Dowodzi on, że bałagulstwo rozwinęło się z głównego rdzenia — nieuctwa i pasożytnictwa młodzieży szlacheckiej na Ukrainie. Jeszcze przed powstaniem, gdy w 1827 roku zaczęto przeprowadzać reformy w szkolnictwie polskim na Ukrainie, rozpoczęła król bałagułow 131 się rusyfikacja, a wraz z nią zaniedbywanie nauki, pogoń nauczycieli za zyskiem, szerzyło się łapownictwo. Który z uczniów zamieszkał u profesora, a płacił mu sto czer. złotych — mógł być pewny, że ani męczyć się nad książką, ani troszczyć się o promocję nie potrzebuje. Mniej szczęśliwi nauczyciele zastępowali dochód z konwiktorów haraczem, który na rodziców w Winnicy mieszkających nakładali. Nierzadko też zdarzyło się usłyszeć, jak na lekcji przymawiali się u bogatszego malca o furę żyta lub owsa. Tylko więc najbiedniejsi, którzy żadnym podarkiem pomóc sobie nie mogli, uczyć się musieli, i ci też w istocie czegoś nauczyli się18. Zaledwie wieść doszła o powstaniu, rozpuszczono szkoły jakby z powodu cholery..., wszystka doroślejsza a zacniejsza młodzież weszła do wojska; część ich zginęła, część posłana na Sybir, część na wygnaniu! Lecz byli i tacy, którzy ani razu nie wystrzeliwszy, skoro powstanie zostało sparaliżowane, całymi partiami uchodzili do Galicji. Z nich prawie wszyscy niebawem wrócili, a byli jeszcze w wieku bardzo właściwym do nauki; wszakże nie dali sobie mówić o szkołach, bo jak się tu uczyć, kiedy się już wojowało za ojczyznę, a w domu rodziców było na co oglądać się. Oto pierwszy poczet nieuków! Szkoły były zamknięte przez dwa lata, potem zostały otwarte na nowo, ale by się dostać do nich ...trzeba było zdawać egzamin po rosyjsku. Młodzież, która przez te dwa lata zostawała w domu, odwykła od książki; przelękniona trudnościami egzaminu, zwłaszcza do wyższych klas, gdy do niższych wracać nie chciała, wyrzekła się dalszej szkolnej edukacji, osiadła w domu pomagać rodzicom i sposobić się przy nich na gospodarzy i obywateli. To szereg nieuków drugi! (Op. cit. s. 277—278). Następnie Kalinka zastanawia się nad tym, co miała robić młodzież pozbawiona głębszych zainteresowań duchowych, nie wdrożona do żadnej pracy poważnej, pozbawiona możliwości wyjazdu za granicę na skutek urzędowego zakazu, nie mogąca znaleźć przyjemności w miastach, gdzie panowała cisza i smutek. Jedynym, najbardziej odpowiednim i najlepszym sposobem spędzenia czasu wydawały się jej jarmarki, te kluby ukraińskie. Liczne bo też i wesołe jarmarki na naszej bujnej i szerokiej Ukrainie! W starych berdyczowskich kalendarzach ileż znajdziecie małych 132 I. W KRĘGU ROMANTYZMU miasteczek jak Pików, Ułanów, Kalinówka, prawie nie znanych geografom, w których przecie po cztery i po pięć bywa na rok jarmarków. A jak się trafi jarmark w Międzybożu na Wodochryszcze1B, w Bałcie na Zielone Świątki lub w Berdyczowie na Onufreja, toż to dopiero dni urocze, dni pożądane, wspaniała arena dla naszych ukraińskich bohaterów! W całej Polsce młódź szlachecka ma niepowściągnioną miłość ku jarmarkom. Bawić się hulaszczo i wrzaskliwie, cały świat małego miasteczka swoją osobą napełniać, zadziwiać, zagłuszać; być otoczonym rojami Żydków, którzy wszystkie twe rozkazy i życzenia, wszystkie potrzeby i kaprysy, z uszanowaniem i skwapliwie, na wyścigi wypełniają lub odgadują; za te usługi łajać i poniewierać, kiedy się podoba lub kilku rublami i grubym żartem nagrodzić, kiedy pańska zaleci fantazja. Dzień i noc, w domu i na ulicy, u siebie i u przyjaciela móc gadać i robić, co się podoba, nie cierpieć żadnego przymusu, żadnego nie znać hamulca. Wokół siebie w miasteczku i w pomieszkaniu czuć pewien nieład koczowniczy, który dla nas, bądź co bądź, jeszcze tak wiele ma wdzięku. Każdej chwili móc upić się, naściskać i wycałować albo wykłócić się i wybić, a jednak bez konsekwencji, bo im przyjaciele, o ile tęższe głowy, zapobiegną. Zgrać się do grosza lub do grosza ograć kolegę; rozkoszować się po całych tygodniach na przemian to kielichem lub batogiem, to kartami lub dziewczyną — tyle zabaw i tyle serdecznej uciechy, mogłyż nie podnieść jarmarków naszych do uroczystości publicznych, do rzędu instytucji szlachecko-prowincjonalnych! Tęj to jarmarcznej naszej słabości objawem, a przy tym wyrazem naszego stanu społecznego, było w prowincjach ruskich owo sławne bała-gulstwo (op. cit., s. 279—280). Dalej ks. Kalinka wyjaśnia nazwę bałagulstwa: Bałaguła znaczy furmana żydowskiego, trudniącego się przewozem towarów albo zwyczajną furmanką. W Berdyczowie, Żytomierzu i Hu-maniu dziś jeszcze, kiedy kto potrzebuje do najęcia koni, mówi do faktora: przyprowadź mi bałagułę. Żydzi — bałaguli jest to rodzaj czu-maków, z tą różnicą, że pierwsi stale trudnią się przewozem osób i rzeczy, drudzy tylko dwa razy do roku wywożą produkty zbożowe do Odessy. Aby się zająć czymkolwiek w tych dniach, które jeden jarmark od drugiego oddzielają, nasza młodzież ówczesna poczęła niby to zatrudniać się chowem koni. Kiedy Moskale zabrali i rozsprzedali ostatki stada międzybozkiego i sawrańskiego, nie stało dobrych koni w naszej prowincji; te, które po jarmarkach szlachta skupowała, mogły się równać z żydowskimi, furmańskimi lub z tą lichotą, którą Tatarzy z Krymu sprowadzali. Poczęli więc wchodzić panicze nasi w stosunki z Tatarami i przez nich nabywać lepszych trochę koników. Ten handel wy- KRÓL BAŁAGUŁÓW 133 magał wielkiej znajomości, aby nie być przez kupca tatarskiego oszukanym. A ponieważ jarmark berdyczowski najbogatszy bywa w konie, przy tym to miasto leży w pośrodku Rusi, w okolicy najludniejszej i otoczonej majętną i próżniaczą młodzieżą, tu więc założono stolicę bałagulstwa i ognisko frymarków (s. 280—281). Pod świeżym wrażeniem tych kompanii bałagulskieh Rzewuski relacjonuje: ...tylko na jarmarkach berdyczowskich ten nowy produkt ukraińskiej ziemi okazuje się w całkowitym swoim przepychu... Dzisiejsi młodzi jarmarkowicze... krzyczą, wrzeszczą, sieją w prawo i w lewo wyrazy wszeteczne, mówią do siebie jakimś argotem, przez siebie samych tylko zrozumiałym; hasają na koniach nikłych i wychudłych, z których się chełpią, jakby z jakichś arabskich bachmatów (Mieszaniny, s. 24). Z powyższego wynika, że hodowla szlachetnych ras koni nie musiała stanowić ich głównego celu. Potwierdza to również Karwicki: Nie było więc najmniejszej elegancji w zaprzęgach bałagulskich, czym przeciwnie błyszczeli reprezentanci pierwszej tężyzny z czasów ks. Józefa Poniatowskiego. U prawdziwego bałaguły musiała być nie inna jak prosta bryczka, obszyta łubem i obłożona w siedzeniu słomą kulową; cztery konie niesłychanie wybiegane, uprzężone w poręcz w prostych i rzemiennych szlejach, im brzydsze i oryginalniejsze, tym bardziej pożądane. Żaden koń z takiej czwórki nie powinien był nigdy w galop zaskoczyć, bo niechybnie zostałby zbrakowany, musiały wszystkie iść równo, dużym, szybkim, wyciągniętym kłusem, i to nie milę lub dwie, lecz kilkanaście mil bez popasu, robiąc co najmniej 15 wiorst, to jest tyleż prawie kilometrów na godzinę. Powoził nimi zwykle sam właściciel, z fajką w zębach na drewnianym, krótkim cybuchu, przybrany w huńkę, czyli świtkę z grubego sukna, podpasanej czerkieskim paskiem suto nabijanym srebrem i szerokie rajtuzy skórzane. Zimą barania czapka, a latem kaszkiecik skórzany z daszkiem stanowiły okrycie głowy. Inny rodzaj elegancji był źle widziany. Służba przybrana z kozacka, bez żadnych błyskotek lub broń Boże guzików herbowych. Znałem młodzieńców z owej epoki, którzy fortuny potracili na dobieraniu czwartego konia orczykowego lub na sprowadzaniu z Krymu dobrego pojedynczego charta, to jest takiego, który by sam spuszczony ze smyczy, brał bez obrotu każdego zająca. Charty wilczary nadzwyczaj drogo były przez bałagułów cenione. Trzeba bowiem wiedzieć, że 134 I. W KKĘGU ROMANTYZMU polowanie z chartami było u nich w wielkim poszanowaniu, daleko większym jak polowanie ze strzelbą, w którym nie gustowali. Dlatego tracono ogromne pieniądze na konie wierzchowe, lecz bynajmniej nie piękne rasowe, lecz na konie myśliwskie, szuwackie, rasy krajowej lub dońskie i tatarskie z Krymu. Słynny w owe czasy Tatar z Barassu — Bazar, za Perekopem, zwany Bielaj, dorobił się .fortuny, sprowadzając bałagułom takie konie i charty i biorąc za nie ogromne pieniądze (Wspomnienia Wołyniaka, s. 75—76). Jak widzimy, relacje nie są zgodne i przyznawanie bałagułom zamiarów czysto gospodarczych — próba hodowli uszlachetnionej rasy koni — nie ma żadnego uzasadnienia. Potwierdza to sam Kalinka, który w ogóle odmawia bałagułom. jakiejkolwiek myśli poważnej. Nikt, nawet sam król imć, nie miał wówczas innej myśli, jak tylko z dnia na dzień żyć wesoło, czas, zdrowe i pieniądze marnować, gdzie się dało oszukać na koniu, kogo się dało wciągnąć do gry hazardowej, zgrawszy wyśmiać, z podejścia swego bezczelnie się chwalić, wreszcie na trzeźwo czy po pijanemu gburowstwem swoim i barbarzyństwem cały kraj zadziwić. To były prace, wytchnienia bałagułów! (Kalinka, op. cit. 281). Dopiero w 1890 roku biograf Antoniego Szaszkiewicza, Stefan Buszczyński, nie wiadomo na jakiej podstawie odkrył w bałagul-stwie głębszy sens, coś w rodzaju konspiracji, która miała na celu ni mniej, ni więcej tylko emancypację chłopów i podniesienie wśród nich oświaty. Szlachta w zaborze moskiewskim wpadła po doznanych klęskach w stan apatii. Egoizm wkradał się coraz więcej w społeczeństwo zbolałe, bez nadziei, bez przewodnictwa, bez celu... Związek Konarskiego obudził ich z letargu, otworzył oczy. Nie było prawie ani jednego obywatela, który by do niego nie należał. Dla propagandy tego stowarzyszenia na tak rozległej przestrzeni w kraju, gdzie nie było wówczas prawie żadnych dróg komunikacyjnych, gdzie pojawienie się emisariusza śmiertelną przejmowało trwogą, trzeba było niezwykłe obmyślać środki. W tym celu ludzie energiczni a gorliwi o dobro powszechne, ofiarowali swe usługi. Uchwalono, iż dla zbliżenia się z ludem należało najpierw przybrać formy bijące w oczy, a następnie zobowiązać się do najłagodniejszego postępowania z włościanami. Dla rozsiewania zaś zasad stowarzyszenia, dla wzajemnego porozumienia się lub dla przewożenia emisariuszów krOl bałagułów 135 i papierów, urządzono stacje pocztowe i rozdano obowiązki inicjowanym do sprawy członkom stowarzyszenia, nazwanym przez żart „Ba-łagułami". Starano się obudzić emulację w doborze najlepszych koni dla bryczek. Postanowiono wypędzić ze szlacheckich domów wszelki zbytek, wyrzec się kosztownych strojów, karet, cennych powozów i liberii, wykwintnych potraw, nawet wina. Nie przesadzono jednak w niczym, nie zmuszano nikogo do tak skromnego życia, a miarę zachowano we wszystkim. Właściciele ziemscy odziewali się w chłopskie sukmany, sami powozili; często zaś zmuszeni bywali do tego, aby uniknąć świadków w niebezpiecznych wyprawach. Główną i najważniejszą cechą tego stowarzyszenia było wyrobienie opinii publicznej, zbliżenie się do ludu, wpływ na społeczeństwo i srogi moralny wyrok na tych, którzy źle obchodzili się z włościanami. (St. Buszczyński, Pieśni, s. 24—25). Nie trzeba chyba zbyt głębokich rozważań, aby się przekonać, że cała legenda patriotyczna Buszczyńskiego nie jest niczym innym jak legendą, w którą może a posteriori uwierzyli i niektórzy z byłych bałagułów, lecz w której nie ma ziarna prawdy historycznej. Bo jeśli bałagulstwo rzeczywiście było częścią konarszczyzny, konspiracją patriotyczną mającą na celu emancypację ludu wiejskiego, to w takim razie nie należy zapominać, że Konarski przybył do Rosji z końcem 1836 roku, został powieszony w Wilnie w 1838 r., że pracował głównie na Litwie niespełna rok i chociaż jego konspiracja miała szerszy zasięg na Ukrainie, mimo to w roku 1838 została doszczętnie rozbita20. W takich okolicznościach należałoby przyjąć, że bałagulszczyzna istniała nie dłużej niż rok, co byłoby oczywistym nonsensem. To prawda, że o jej początku nie mamy dokładnych danych. Karwicki mówi ogólnie, że przejawiała się ona między 1831 a 1863 rokiem (op. cit., 75), natomiast Bobrowski określa początek jej, a może jej największy rozkwit, dopiero po upadku konarszczyzny, a więc po 1838 r. (Pamiętniki I, 42), w innym zaś miejscu okres jej aktywności określa całym dziesięcioleciem 1834—1844 (ibid. 43). Rzewuski w roku 1841 pisze o niej jako o zjawisku „niniejszym". Kalinka natomiast charakteryzując jej rozwój na Ukrainie mówi o dłuższym okresie jej działania („nim lat kilka upłynęło") oraz podkreśla jej następstwa, których nie sposób byłoby wyjaśnić chwilowym wybuchem, lecz działaniem długoletnim („jakieś powszechne zgrubienie moralne", zob. Pisma pomniejsze I, 282). Zresztą i opowieść Buszczyńskiego sama w sobie jest nieskładna i kontrowersyjna. Żeby ukryć swoje zamiary, bałaguły-konspi- 136 I. W KRĘGU ROMANTYZMU ratorzy przybierają formy „bijące w oczy" — po co? Aby zbliżyć się do ludu? Przecież oni stale żyli wśród tego ludu i dla prawdziwego zbliżenia z nim nie potrzebowali ani chartów krymsfcich, ani koni dońskich, tylko dobrego serca. Prawdą jest, że zbliżali się do ludu, lecz nie tak po konspiratorsku, jak twierdzi Busz-czyński. "Widziano nieraz — mówi świadek naoczny Kalinka — ową „ukraińską (jak ją zwano) tężyznę", na wariackich koniach kałmuckiej, tatarskiej i Bóg wie jakiej rasy (a im dziwniejszej, tym bardziej poszukiwanej) przejeżdżających o białym dniu, w jednej tylko na ciele koszuli, pijanych i od wrzasku zachrzypłych, wśród najgwarniejszego jarmarku, a wokoło nich roje Żydów śmiejących się i przyklaskujących tej dzikiej maskaradzie! Widziano innymi razy, jak wśród jasnego dnia i zebranych tłumów, przez Machnówkę albo Lipowiec, jechały konno bałaguły już nawet bez koszuli, w jednych tylko skórzanych spodenkach, każdy z biczem w ręku, „godłem swej potęgi", a za kawalkadą bezwstydną na wozie, bo już na koniu utrzymać się nie mógł, jechał całkiem nagi „Bachus" to jest kucharz bałagulski ze wszystkimi znakami swej godności: rondlami, rożnem, patelnią i konwiami. Często szły ohydne zakłady, które opowiedzieć, a tym bardziej opisać trudno. Grupy i kawalkady tego rodzaju zbierały się zwykle na wsi u jakiegoś bogatego panicza, Podolaka lub Ukraińca, gdzie zabawa poczęta od wyścigów i polowania kończyła się na nieustających kartach i pijatyce; po czym szedł jawnie bezwstyd i głośna rozpusta. Bo kiedy panicze bawili się i domy szlacheckie dniem i nocą grzmiały pijackimi okrzykami, dworscy kozacy i usłużni faktorzy uwijali się po zaułkach sąsiedniego miasteczka, aby gospodarz mógł gościom kochanym miłą uczynić siurpryzę. Leciały więc przez wsie bryki ładowne tym „towarem" — a chłopi patrząc na takie zgorszenie, żegnali się, myśląc, że to już koniec świata, i żony swoje, córki i dzieci niedorosłe zamykali po chatach. „Pek z nymy, mówili, dobre duryty koły prystupajet! Pe-reszło naszepaństwo na jakieć cyhaństwo". Bo i to trzeba dodać, że w tym życiu bałagulskim każdy młody szlachcic miał powiernika, towarzysza i druha w jakimś mołojcu ukraińskim, dworskim kozaku. Uważano to za pewien rodzaj propagandy, za środek zbliżenia się do ludu! — O biedny nasz ludzie! Jakże to ciebie prowadzili twoi najbliżsi nauczyciele, starsi twoi bracia! (Op. cit., 281—282). Wobec tak kategorycznego świadectwa, stwierdzonego wspomnieniami Karwickiego i Bobrowskiego, dalsze pochwały Buszczyń-skiego zakrawają raczej na kpinę: KRÓL BAŁAGUŁÓW 137 Szlachta polska, zbierając się na polowanie, wyrabiała w sobie ducha jedności, przywykała patrzeć na chłopa, jak na równego sobie człowieka. Na dziarskich bachmatach wprawiała się do trudów i prostego życia, w tych gonitwach tworzyła gotowy zastęp dzielnych jeźdźców w razie potrzeby. A nie każdemu łatwy był przystęp do bałagulszczyz-ny. Młodzieniec bez ukształcenia, nie pojmujący wyższych celów w życiu, narażony był na pośmiewisko, jeżeli wyobrażał sobie, że wszystko zależy na koniach, chartach, polowaniu i zabawach. Ażeby być przyjętym do bałagułów, trzeba było czymkolwiek się odznaczyć, choćby tylko sprytem i dowcipem (Pieśni, 26). Co do ostatniego punktu, to prawdomówność Buszczyńskiego najlepiej ilustruje T. Boforowski twierdząc, że bałagulszczyzna wywołała „nieuctwo i próżnowanie" (Pamiętniki I, 43, por. cytowaną wyżej charakterystykę Kalinki), dając charakterystykę niektórych bałagułów. I tak Piotr Wyrzykowski to człowiek „srodze naiwny i wyzyskiwany przez kamratów" (I, 66), a Wincenty Bu-kar -— „prosty sługa boży i bałaguła" (I, 67). A. Kalinka konstatuje skutki bałagulszczyzny: ...jakieś powszechne zgrupowanie moralne; niesumienność w stosunkach finansowych i obywatelskich weszła nieledwie w zwyczaj, pobłażano jej, byli tacy, co się z niej nawet chwalili. Cywilizacja widocznie o kilka szczebli zniżyła się! — Tam gdzie sławy swej szukano w zręcznym podejściu, w tęgości do kielicha, do kart i rozpusty, zatrzeć się musiało prawdziwe uczucie honoru; już więc i pojedynków innych jak na batogi nie znano! A potrzebaż w końcu dodawać, że gdy na tych junaków wrzaskliwych przyszedł później twardy czas próby, to gdzie trzeba było dowieść hartu i energii, samą tylko bezduszność i nikczemną miękkość okazali! (Op. cit., 283). Można powiedzieć, że Kalinka w tym miejscu przesadził przedstawiając bałagułów w zbyt ciemnych barwach i obciążając ich zarzutem wytworzenia takich wad ukraińsko-polskiego społeczeństwa, jakie istniały i bez nich, i przed nimi, np. niesumienność w sprawach finansowych i obywatelskich, zwyczaj chwalenia się zręcznie dokonanym podstępem, karciarstwo itp. Z drugiej jednak strony całkowitą nieznajomością stosunków grzeszy Buszczyński, który, przyznając bałagułom wysokie walory polityczne, usiłuje takim oto sofizmatem wyjaśnić fakt, że po upadku konarszczyzny bałagułom nic się nie stało: 138 I. W KRĘGU ROMANTYZMU v :• — powiada on — wiedział o głównych celach bałagul-stwa, niczego jednak nie odkrył, albowiem nie było żadnych papierów ani form mogących je skompromitować (Pieśni, s. 27). Stąd wniosek, że dla skonstatowania konspiracji niezbędne były aż pisane statuty i dokumenty, jak gdyby w Rosji nie było zasądzania „w porządku administracyjnym". O wiele bliższy prawdy wydaje się być Karwicki, gdy twierdzi, że „rząd bynajmniej ich za niebezpiecznych nie uważał, a jeżeli którego za jakąś głośniejszą burdę popełnioną na jarmarku wypadło zaaresztować, to go prawie natychmiast wypuszczano" (Wspomnienia Wołyniaka, 77). Czym więc była ¦właściwie bałagulszczyzna i jakie miała znaczenie w życiu ukraińsko-polskiej szlachty? Wydaje się, iż najbliższy prawdy jest Bobrowski, upatrujący w bałagulszczyźnie ,,pewien protest, pewną reakcję" przeciwko „ślimakom społecznym" gnieżdżącym się wśród społeczności szlacheckiej po zmarnowanych wysiłkach 1831 i 1838 roku (Pamiętniki I, 64). „Prześladowanie takich ślimaków społecznych pełzających przed władzą, która deptała ogół, prześladowanie zniewieściałych i chorych na wielkie «państwo» rówieśników" — oto w czym dopatruje się Bobsrowski zasługi bałagułów, podczas gdy Buszczyń-ski przesadzając swoim zwyczajem powiada, że „główną i najważniejszą cechą tego stowarzyszenia był wyrób opinii publicznej, zbliżenie się do ludu, wpływ na społeczeństwo i srogi moralny wyrok na tych, którzy źle obchodzili się z włościanami" (op. cit. 25). O ile myśli te zawierają jakieś konkretne znaczenie, o tyle przeczą im znane nam fakty o bałagułach. Wydaje się, iż zamiast na siłę imputować im jakieś wyższe intencje, których u nich nie było, lepiej potraktować bałagulszczyznę jako zwykłą, niezbyt świadomą, a często cyniczną reakcję przeciwko temu całemu zakłamaniu życia szlachecko-pańskiego, jakie ukształtowało się na przestrzeni wieków, doszło do najwyższego rozwoju pod wpływem francuszczyzny. I mową, i manierami, odzieżą i sposobem myślenia szlachta polska na Ukrainie tak dalece odeszła nie tylko od ludu ukraińskiego, ale w ogóle od prostoty i naturalności życia, że wkrótce rozluźniła się dyscyplina, przy pomocy której i szkoły, i salony podtrzymywały tę nienaturalność, musiała nastąpić reakcja w przeciwnym kierunku: przeciwko modnej i obowiązującej francuszczyźnie występuje „chłopski", ukraiński język. Zamiast fraków i żabotów pojawiają się u szlachciców zwykłe huńki KRÓL BAŁAGUŁOW 139 i skórzane rajtuzy, zamiast karet i faetonów — proste bryczki obszyte łubem, i tak na każdym kroku aż do pojedynków na batogi. Że przy tym, przynajmniej u większości ibałagułów, nie było żadnego świadomego celu społecznego, żadnego programu, żadnego prześladowania tych, którzy źle się obchodzili z wieśniakami, można dowieść na podstawie tych charakterystycznych okoliczności, kiedy to bałaguły najczęściej dokonywali swych cynicznych demonstracji przeciwko damom, lwicom salonowym oraz zwolenniczkom mody zagranicznej i nienaturalności. Antypatię tę do dam podkreśla z oburzeniem już Rzewuski, a Kalinka opowiadając, jak damy usiłowały walczyć z tą „hajdamaczyzną" ściągając na siebie nienawiść bałagułów, dodaje: Czatowano na nie po drogach i gdy powóz wjechał na groblę lub w ciasną drożynę, otaczała go niespodzianie banda „skórkowych". Wówczas hufiec bałagułów ubranych w kołosznie i skórzane spencery, a bez koszuli i halsztucha, uroczyście odprowadzał płonące od wstydu kobiety. Inną rażą przypadano do karczmy, gdzie musiały zatrzymać się dla popasu i noclegu, i pod oknami wyprawiano im serenady w piosnkach ukraińskich, od których aż uszy więdły (Kalinka, op. cit. I, 283). Jedną z podobnych anegdot opowiada również Bobrowski. Pewnego razu dziewięciu bałagułów przejeżdżając przez groblę, uznało za stosowne wykąpać się. Kąpią się więc, aż z góry ku grobli spuszcza się landara napełniona kobietami. A była to pani Padlewska z córkami, której syn do bałagułów się zaliczał. Ci panowie nie poznają powozu matki swego towarzysza, każą swym sługom zatrzymać powóz przemocą i posyłają powiedzieć, „że król i królowa Konga" chcą złożyć wizytę — a otworzywszy drzwiczki powozu na przestrzał — wszyscy nadzy przechodzą przez powóz. Dopiero po dokonanej burdzie opatrzyli się, komu ją wyprawili i uciekli (Pamiętniki I, 47). Tak oto wyglądała ta polsko-pańska bałagulszczyzna na Podolu, Wołyniu, a częściowo na Ukrainie. I w bałagulszczyźnie tej główną postacią — nie wiadomo od kiedy — staje się Antoni Szasz-kiewicz. „Pośród nich najdowcipniejszym i najmilszym w towarzystwie był bez zaprzeczenia Antoni Szaszkiewicz; a jako zasłużony w bojach, sławny z odwagi, powszechnie był kochany i szanowany" -— pisze Buszczyński (op. cit. 26) — i za to „na wpół żartem okrzyczono go «królem bałagułów»". Wprawdzie tego sa- P 140 I. W KRĘGU ROMANTYZMU mego „kochanego i szanowanego" człowieka Karwicki nazwie „szaleńcem i paliwodą" (op. cit. 78), a Bobrowski powie, że on nadawał ton w „objawach niesforności, najczęściej gwałtownej i nieprzyzwoitej" (Pamiętniki I, 43), lecz ani jeden, ani drugi nie odmawiają mu zdolności i pewnych zalet. Oto jak charakteryzuje Bobrowski wygląd zewnętrzny A. Szasz-kiewicza: „Niepięknej wcale twarzy, wielkiej siły i zwinności, znakomitych przyrodzonych zdolności, mógłby był z pewnością coś lepszego robić niż królować bałagułom" (op. cit. 45). Kalinka nie wymienia jego nazwiska, zaledwie jeden raz napomknął o nim, charakteryzując bezmyślność bałagułów: „Ale z ludzi najbardziej znaczących w świecie bałagulskim nikt, nawet sam król Imć, nie miał wówczas innej myśli, jak tylko z dnia na dzień żyć wesoło" (op. cit. 281). Wśród swoich towarzyszy nazywano go „Szaszką". Prócz niego najwybitniejszymi bałagułami byli „vice-król" Władysław Padlewski oraz adiutant Adam Wyleżyń-ski '(Buszczyński, op. cit. 27; Karwicki, op. cit. 77). To Szaszkiewiczowe królowanie zakończyło się dość nieoczekiwaną przygodą. Nakazem kijowskiego generał-gubernatora Bibi-kowa został on aresztowany i odstawiony do Kijowa. Buszczyński, rzecz jasna, twierdzi, że miało to miejsce w 1838 roku równocześnie z aresztowaniem członków spisku Konarskiego. Ten sam rok aresztowania podaje również Bobrowski, (Pamiętniki I, 46), ja jednak uważam to za nieprawdopodobne i wyjaśnię rzecz później. Karwicki twierdzi, że Bibikow wydał nakaz aresztowania Szaszkiewicza i Wyleżyńskiego „z powodu jakiegoś głośnego szaleństwa popełnionego na jarmarku berdyczowskim" (Wspomnienia Wołyniaka, 77, 78). Schwytano obydwóch jak stali i potaszczono pocztą pod eskortą policji przed oblicze wszechwładnego wielkorządcy. Bibikow z groźnym wyrazem odezwał się do Szaszkiewicza: „Tyś Pan król bałagułów!" Ten zaś bynajmniej nie zmieszany wręcz odpowiedział, podając mu swoją nieodstępną nahajkę: „Składam berło u stóp Waszej Ekscelencji i polecam jej względom mego adiutanta Adama Wyleżyńskiego" (op. cit. 78). Buszczyński podaje odpowiedź Szaszkiewicza w nieco innej wersji. Na pytanie Bifoikowa, czy jest królem bałagułów, Szaszkiewicz miał odpowiedzieć: „Wasza Ekscelencjo, owładnąłeś moim państwem... Odtąd berło moje i koronę oddaję w Wasze ręce". Tak KRÓL BAŁAGUŁÓW 141 czy inaczej, ta dowcipna odpowiedź rozbawiła Bibikowa, który kazał go uwolnić. Fakt ten potwierdza opinię Karwickiego, że Szaszkiewicz nie był aresztowany za jakąś konspirację, lecz za awanturę i nie siedział w twierdzy. Bobrowski natomiast, który datę jego aresztowania odnosi do 1838 roku, dodaje, że to nieoczekiwane zwolnienie „zabiło go w opinii jego własnego grona", że od tej chwili zamknął się w domu, i jak mówiono, zaczął pić. Prowadząc jednak przez kilka lat tryb życia bałagulskiego, opisanego wyżej, Szaszkiewicz nie potrzebował „zaczynać pić" dopiero po powrocie z Kijowa, gdyż znaczna część dziwactw bałagulskich, szczególnie zaś mania chodzenia i jeżdżenia nago w biały dzień, jest dowodem głęboko zakorzenionego alkoholizmu. Z drugiej jednak strony Rzewuski jeszcze w 1841 roku pisze o bałagulszczyź-nie jako o „niniejszym" zjawisku i wspomina również o utworach „jednego z ich rymowników baragolskich". On słyszał „jego wiersze na pamięć powtarzane przez jego przyjaciół". Nie ma wątpliwości, że chodzi tu o wiersze Szaszkiewicza. Stąd wniosek, że w *ym okresie jego popularność jeszcze nie zmalała, a o przygodzie z Bi-bikowem Rzewuski nic nie wiedział. Nie wiadomo, czy z powodu nadszarpniętego życiem bałagulskim zdrowia (Buszczyński wspomina, że jego głos był „podobny do dźwięku garnka rozbitego" — op. cit. 29), czy też dlatego, że bałagulszczyzna powoli wyszła z mody, Szaszkiewicz ustatkował się, ożenił i wziął się do gospodarki. Dopiero w 1863 roku, gdy w Warszawie wybuchło powstanie, a na Ukrainie szlachta zaczęła organizować wystąpienia, Szaszkiewicz oddał trzech swoich synów generałowi Edmundowi Różyckiemu, synowi Karola Różyckiego, pod którego dowództwem sam brał udział w powstaniu 1831 r. O czynach bohaterskich młodych Szaszkiewiczow nic nam nie wiadomo. Po upadku powstania uciekli do Galicji, za nimi podążył również ich stary ojciec, którego majątek został skonfiskowany. Przeżył jeszcze kilka lat w Galicji, zmarł w marcu 1880 roku we wsi Kunisówce pod Horodenką (Buszczyński, s. 3—4). III Cała ta bałagulszczyzna wraz z jej królem interesuje nas nie tylko jako epizod z historii Polski na Ukrainie, ale głównie dla- 142 I. W KRĘGU ROMANTYZMU tego, że w niej odgrywa pewną rolę również element ukraiński. Bałaguły jak gdyby zbliżają się do ludu, chętnie zwracają się po ukraińsku nie tylko do swoich sług i poddanych, lecz używają tego języka między sobą, w swoich salonach, a ich „król" A. Szasz-kiewicz słynie nie tylko ze swego karczemno-jarmarcznego bohaterstwa, ale również z układania pieśni ukraińskich. Warto przyjrzeć się bliżej temu przenikaniu elementu ukraińskiego do, polsko-szlacheckiego życia oraz temu wzbogacaniu poezji ukraińskiej, które według mniemania niektórych Polaków dała bałagulszczyzna. Przede wszystkim należy zaznaczyć, że w tym zbliżeniu do ukraińszczyzny, podobnie jak we wszystkim innym, bałaguły nie wnieśli zasadniczo niczego nowego. Polscy ziemianie od dawna z konieczności rozumieli mowę ukraińską, niejednokrotnie i przed tym posługiwali się nią również w salonach. Wspomniałem już na początku niniejszej rozprawy o pieśniach ukraińskich drukowanych polskim alfabetem i rękopisach XVII—XVIII wieku. Również w XIX wieku, gdy świadomość narodowa wśród Polaków znacznie wzrosła, posiadamy dane o wielu dziedzicach ukraińskich, którzy w rozmowie towarzyskiej z równymi sobie używali języka ukraińskiego. Jednego takiego pana opisał Kraszewski w powieści Dziadunio i włożył w jego usta szereg przypowieści ukraińskich. O innym panie, który „mawiał po rusińsku, skoro był podrażniony", Janie Giżyckim, opowiada T. Bobrowski (Pamiętniki I, 74— 78). Również w układaniu wierszy ukraińskich bałaguły nie odznaczali się oryginalnością, naśladując dawniejszych, bezimiennych polsko-ukraińskich poetów, głównie zaś starszego wiekiem, współczesnego im Tymka Padurę, którego wiersze napisane w latach 1824—1829 cieszyły się w dworach pańskich na Ukrainie wielką popularnością. Były one propagowane częściowo przez samego autora, który przy dworze Rzewuskiego w Sawraniu zorganizował coś w rodzaju szkoły śpiewu, złożonej z kozaków dworskich, a pomagał mu w tym wędrowny bandurzysta-szlachcic Widort. Zresztą i sam Padura przebrany za lirnika w roku 1828 puścił się w fantastyczną podróż po Ukrainie, po prawej i lewej stronie Dniepru, mając na celu przy pomocy swoich pieśni i rozmów szerzenie polsko-patriotycznej propagandy wśród potomków dawnego kozactwa21. Ani Szaszkiewicz, ani jego bałaguły, jako zjawi- krOl bałagułOw 143 sko okresu depresji i reakcji, nie sięgali tak wysoko. Szaszkiewi-czowskie pieśni ukraińskie, przynajmniej te, które zachowały się do naszych czasów, nie posiadają wcale historyczno-propagando-wego charakteru. Jeśli wierzyć biografowi Buszczyńskiemu, to Szaszkiewicz ułożył takich pieśni bardzo dużo i wszystkie one były „nacechowane śliczną, rzewną i prawdziwą poezją" (op. cit. 29). Być może, wywołały one pewne wrażenie, jeśli odtwarzał je sam autor — a śpiewał podobno bardzo pięknie. Chociaż dźwięk jego głosu podobny był, jak sam żartując z siebie mówił, do dźwięku garnka rozbitego, gdy śpiewał rozrzewniony lub szczególnie przejęty natchnieniem, dreszcz obudzał w słuchaczach. Czy to własnego utworu piosnki śpiewał, czy tęskne dumy ukraińskiego ludu, czy wreszcie bojowe pieśni lub rzeźkie a wesołe mazury i krakowiaki, zachwycał, porywał, unosił; władał duszami słuchaczów; tyle w oddaniu ich było uczucia, tak mistrzowskie cieniowanie melodii (ibid. 29). Niewątpliwie wiele jest przesady w tym dytyrambie, ale i Kar-wicki nieskłonny w ogóle do pochwał pod adresem Szaszkiewicza, przyznaje mu duży talent śpiewaczy. Trudno jednak odmówić Antoniemu Szaszkiewiczowi wielkich zdolności, które tak nieprodukcyjnie marnował. Miał wrodzony dar do poezji i muzyki, ślicznie śpiewał piosnki ludowe i własnego utworu w języku rusińskim przy akompaniamencie fortepianu, do których muzykę sam dorabiał. Sławnego miał kozaka bandurzystę, śpiewającego i grającego na teorbanie; śpiew Szaszkiewicza był dziwnie uroczy, a słowa pieśni zawierały nieraz głęboką, tęskną myśl poetycką. Całymi nocami też go słuchano, a on dalej bez końca ślicznie improwizował (Wspomnienia Wołyniaka, 78). Jeśli ocena śpiewu Szaszkiewicza przez tych panów jest w takim stopniu prawdziwa, jak ich osąd wartości poetyckiej jego wierszy, to musimy przyznać, że ich smak nie był wyszukany, a pojmowanie piękna poezji i muzyki niezbyt wybredne. Rzewuski natomiast osądził wiersze bałagulskie bardzo ostro. „Między mnóstwem wierszy płaskich, trywialnych, jałowych, a czasem nawet bez zupełnego sensu, natrafia się czasem na taki, w którym jakiś dowcip się przebija" (Mieszaniny, s. 31). Jest to, wydaje się, najbardziej prawdziwa ocena, jeśli można na podstawie tej niewielkiej liczby 144 I. W KRĘGU ROMANTYZMU pieśni Szaszkiewicza opublikowanych przez Buszczyńskiego sądzić o całej masie zaginionych. Że nie jest to cały repertuar Szasz-kiewiczowskiej muzy, świadczy ten niewielki przyczynek, jaki mogę dorzucić z rękopisu, który przypadkowo dostał się do moich rąk 22. Zbiorek, jaki opublikował Buszczyński, dostał się do jego rąk również przypadkowo: przesłał mu go krewny A. Szaszkiewicza Medard Szaszkiewicz z Grazu wraz z listem (op. cit. 30), w którym pisze: „Pozostałe u mnie jednego dwanaście jego pieśni wraz z nutami nie bardzo dokładnymi miałem zamiar dopełnić i wydać. Na nieszczęście czasu mi na to nie staje". Wraz z listami Medard Szaszkiewicz przesłał Buszczyńskiemu nie 12, lecz 18 pieśni, z dodatkiem początkowego ustępu z Katarzyny Szewczenki, do którego nuty dorobił może sam Szaszkiewicz. Buszczyński dodał do tego jeszcze wiersz ukraiński Piotra Horbkowskiego pt. Razom, napisany z okazji demonstracji warszawskich 1861 r., tak więc zbiorek zawiera 20 wierszowanych utworów. Oto ich tytuły i początkowe wersy: 1) Nad Jatraniom (Tam hde Jatrań kruto wjetsia, s. 35—36) 2) Slozy (Każut ludę szczom szczasływyj, s. 37—38) 3) Pohulanka (Sim deń mołotyła, s. 38—39) 4) Czumak (Oj ja czumak neszczasływyj, s. 40—41) 5) Lubow (Skażit wy, szczo bez lubowy, s. 42—43) 6) Jak czyje szczastje (Deń po dnewi, rik prochodyt, s. 43—44) 7) Toska (Oj ty każesz mij myłeńki, s. 45) 8) Czariwnycia (Doczko, nebes krasotoju, s. 46—47) 9) Horę w seret (Komu misiać śwityt' myło, s. 48). 10) Sor w chati (Może ty, może ja prowynył w słowi, s. 49) 11) Wspomynka (Po śmierci córki Matyldy z Szaszkiewiczów Chlebowskiej: Wyskazaty, szczo buwało, pamiati ne stanę s. 50—51) 12) Dumy (Dumy moji, stary druhy, s. 51—53) 13) Mynułoś fSzczo mynuło, ne wernet sia, s. 53—54) 14) Burłaka (Po utracie ojczystego majątku: Wydno skazano sud'boju, s. 55—56) 15J Mynuwsze (Prohulałoś, prożyłoś, s. 56—57) 16) Oreł. Pieśń śpiewana przez Ukraińców podczas wojny krym-skiej. (Pidnoś kryła orłe biłyj, s. 58—59) 17) Wernyhora. Z 1863-go roku (Nutę chłopci wychod' z chaty, s. 59—60) KRÓL BAŁAGUŁÓW 145 18) Do druhiw (Spamiatajteś druhy myły, s. 61, Wydawca dodaje, że obok tej pieśni umieszczono datę 1874 r.) 19) Kataryny (Szewczenki: Kochajte sia czornobrowy, s. 62—63) 20) Razom (pieśń Piotra Horbkowskiego, Podolaka, który zginął pod Mirapolem na Wołyniu w kwietniu 1863 roku w walce z Moskalami. Muzyka S. B., s. 63—65). Które z tych pieśni można uznać za utwory Antoniego Szaszkiewicza? Oczywiście dwie ostatnie odpadają, gdyż wyraźnie podano imiona autorów. Można w dużym stopniu wątpić, czy wyszły spod pióra Szaszkiewicza numery 16 i 17 — pieśni patriotyczne z okresu ruchów 1854 i 1863 roku, chociaż, ma się rozumieć, niezbitego dowodu przeciwko jego autorstwu z samego tekstu pieśni wydobyć się nie da. Spośród innych pieśni nr 3, dawna pieśń dworska, umieszczona została w pełniejszym wariancie również w zbiorze Wacława z Oleska; zestawiając oba te warianty, Szasz-kiewiczowi moglibyśmy przypisać ostatnią zwrotkę, jeśli i ona nie została zaczerpnięta przez niego z innego źródła. Buszczyński podkreśla, że Szaszkiewicz sam przyznawał się do tego, iż niektóre swoje pieśni „wyjął z ust ludu, a nadał im tylko więcej artystyczną formę" (op. cit. 30). Kto zna prawdziwe pieśni ludowe i porówna je z Szaszkiewiczowskimi, ten od razu zrozumie całą niedorzeczność takiego twierdzenia. Szaszkiewicz oczywiście przyjmował za ludowe popularne we dworach pseudokozac-kie, a raczej dworskie pieśni, ale i do nich, jak się wnet przekonamy, nie potrafił wnieść elementu artystycznego. Weźmy chociażby wspomnianą pieśń Sim deń mołotyła i porównajmy tekst Szaszkiewicza z tekstem Wacława z Oleska. Pierwsza strofa u obydwóch zupełnie identyczna, lecz dalej idzie następująco: A. Szaszkiewicz Oj ne żal myni hroszy, Bo Laszok buu choroszy, Laszok luby, Laszok myły, Z Łaszkom pidu do mohyły. Laszok pidhołyt sia, W żupan pidstroit sia; Guzy błyszczat wid kontusza Mij Laszoczok, moja dusza. Wacław z Oleska (375) Ne żal meni hroszyj, bo laszok choroszyj, cnot', szist' hroszyj utratyła, alem łaszka prynadyła. Laszok hoży, laszok myły, pidu z łaszkom do mohyły, tam trawycia zełeneńka, tam presplu sia mołodeńka. 10 — O literaturze polskiej 146 I. W KRĘGU ROMANTYZMU (Opuszczam dwie strofy). Ne choczu muzyka, Cur, pek czołowika! Z perciom juszki nahotuju I z Laszoczkom pożartuju. Za czech arendaru Daj horiłki czaru. Ne bary sia, mij serdeńku, Szczyrym sercem a pouneńku. Czysto ohoływ sia, w żupan wystroiw sia, guzy jemu u kontusza, A mij laszok, moja dusza. Het precz wsią rodyna i muzyk i drużyna [•..........1 kuplu jemu horiłońky, pałynyciu z przenyczońki. Jak widzimy, obydwa warianty są jednakowo stabilne, trudno jednak powiedzieć, aby Szaszkiewicz udoskonalał stary tekst. Gdy porównamy jego ostatnią strofę z zakończeniem pieśni u Wacława z Oleska: Try dni mene lubyw na weś wik zahubyw — to możemy powiedzieć, że Szaszkiewicz nie dorósł nawet do zrozumienia tej głęboko tragicznej refleksji i zakończył swój wariant czysto pijackim zwrotem językowym. Tak samo nie jest oryginalna pieśń nr 4, Czumak (por. Żegota Pauli, Pieśni ludu ruskiego II 88—89 oraz liczne warianty zebrane razem przez Rudczenkę, Czumackija pieśni, s. 121—114, oraz Hołowackiego — Pieśni Galickoj i Ugorskoj Rusi I, 178; III, 76—77). Pieśń opatrzona numerem drugim stanowi mocno skróconą przeróbkę pieśni ludowej, zapisanej w dwóch wariantach i opublikowanej w zbiorze Czubińskiego (Trudy t. V, s. 360—361). Przytaczam paralelne strofy zaznaczając, że w pieśni ludowej mamy 12 strof, podczas gdy u Szaszkiewicza 5 (druga strofa powtarza się na końcu jeszcze raz): A. Szaszkiewicz Każut ludę szczom szczasływyj, Ja z toho śmiju sia, Bo ne znajut jak ja czasto Czubiński V, 360—361 1 (a) Każut' ludy, szczom szczasływa Ja z toho tiszu sia; KRÓL BAŁAGUŁÓW 147 Slozamy zaljusia. Lita moji mołodyji, Lita mołodeńki! Koły wy tak ńeszczasływy, Bud'też koroteńki. Lita moi promynuły Jak doszczowa chmara, A teperki nadomnoju Jakaś Boża kara. Płynut' moi dni za dniamy. Lita za litamy, A ja szczastia ne zaznawem, Żal myni za wamy. Łuczsze buło mene maty Na świt ne rodyty, Bo takomu neszczastnomu Trudno wik dożyty. Naj ne znajut', jak ne raz ja Slozamy zallu sia. 3 (a) Lita moji mołodiji, Lita mołodeńki, Maju ż buty neszczasnaja, Bud'te koroteńki. 2 (1) Persze lita prołetiły Jak doszczowa chmara, A tepera nado mnoju Jakaś boża kara. 2 (a) Płynut' moji dni za dniamy, Lita za litamy, A ja szczastia ne zaznała Żal meni za wamy. 3 (b) Łuczsze buło mene, maty, W kupeli zallaty, Niż takuju neszczasnuju Na świt wydawaty. Jak widzimy, pieśń Szaszkiewiczowska nie stanowi nic innego, jak tylko mechaniczne połączenie kilku kupletów pieśni ludowej oraz przeróbkę pieśni żeńskiej na męską. To, że pieśń zapisana przez Czubińskiego (wariant „a" w ustrzyckim powiecie, natomiast nie wiadomo gdzie został zapisany przez Nowickiego wariant „b") nie przeszła do ludu w przeróbce Szaszkiewiczowskiej, łatwo byłoby udowodnić przez zestawienie pojedynczych jej kupletów z dawniejszymi zapisami, np. Wacława z Oleska. To samo można powiedzieć również o krótkiej pieśni Toska (nr 7), której trzy zwrotki w lepszej formie można by odnaleźć w zbiorze pieśni ludowych. Tak więc pozostałoby 12 pieśni, których autorstwo na pewno można przypisać A. Szaszkiewiczowi, a mianowicie: Nad Jatraniom, Lubow, Jak czyje szczastie, Czariwnycia, Horę w ser-ci, Sor w chati, Wspomynka, Dumy, Mynułoś, Burłaka, Mynuwsze, Do druhiw. Do takiego wniosku doszedł prawdopodobnie Buszczyński pisząc: „Nie ulega wątpliwości, że jeśli nie 18, to najmniej 12 pieśni ułożył w słowach i w melodii Antoni Szaszkiewicz" (op. cit. 30). Do tej liczby należy dodać jeszcze polski wiersz bez tytułu do ja- 10* 148 I. W KRĘGU ROMANTYZMU kiejś Celiny (6 strof po 4 wersy), wiersz ukraiński również bez tytułu, składający się ze wstępu (Do Redakcji), dialogu pt. Kazka I-sza. Iwan z Kornijem oraz polskiej pieśni Mazur hołubiec na pobicie lansjera (6 strof po 4 wersy). Nie warto analizować tych utworów wiersz po wierszu. Porównując pieśni Szaszkiewiczowskie z pieśniami Tymka Padury należy przyznać, że właściwego talentu poetyckiego nie posiadał ani jeden, ani drugi. Obydwaj w jednakowym stopniu, tzn. tak samo słabo, władali językiem ukraińskim, znali go, można rzecz, dla codziennego użytku, lecz nie posiadali nawyku myślenia w tym języku. Dlatego biorąc się do układania pieśni w języku ukraińskim albo uciekali się do wulgaryzmów, parafrazując pieśni ludowe, albo wpadali w wymuszony, nienaturalny ton. Fakt, iż Szasz-kiewicz nie wysilał się na wielkie tematy, nie układał ballad ani nie poruszał motywów patriotycznych, lecz wyrażał zwykłe uczucia, powoduje, że jego pieśni przez to są prostsze, bardziej melodyjne, a czasami nawet chwytają za serce. Dzięki temu zdobyły sobie znacznie większą popularność wśród inteligencji polskiej i ukraińskiej niż pieśni Padury. Mamy interesujące świadectwo M. Staryckiego, że Szaszkiewiczowska pieśń Tam de Ja-trań kruto wiet' sia pod koniec lat 50-tych była śpiewana po dworach szlacheckich na Połtawszczyźnie23. Do Galicji dotarła ona jeszcze w latach 60-ych w przeróbce zaczynającej się od słów: Tam na horł kruta węża, Tam bystra tęcze woda, Tam diwczyna czornobrywa, Choroszaja, mołoda. Przeróbka ta tylko w połowie odpowiada oryginałowi (zresztą, Bóg jeden wie gdzie tu oryginał, a gdzie przeróbka): pierwsze cztery strofy są inne, pozostałe cztery takie same, z nieznacznymi tylko odchyleniami: Wariant galicyjski: Bo ty rodu bohatoho, Oteć, maty szcze żyje, Jest' bohactwo, krasna chata, A w tij chati wseho je. A. Szaszkiewicz, s. 36: Oj diwczyna strach bohata, W neji bafko, maty je, Je u neji swoja chata, W toji chati wsioho je. kkOl bałagułów 149 A ja bidnyj serotyna! Step łysz myni ridnyj brat, Szabla, burka wsiaj rodyna, Sywyj konyk, to mij swat. Hde podiłyś tiji lita? Koniu, koniu, hde toj czas, Jak my mały sławu świta, W ciłom świti znały nas. Na szczoż ludiam teje znaty, Hde myłeńkoj worota? Na szczo im teje kazaty, Hde kochaje syrota. A ja bidnyj syrotyna, Puszcza meni ridnyj brat, Szabla, burka — wsią rodyna, A kiń sywyj, to mij swat. O, mynuły tiji lita! Koniu sywyj, de toj czas. Szczosmo znały sławu świta, A w tim świti znały nas! Na szczo ludiam powidały, De myłoji worota? Na szczo ludiam toje znaty, De kochaw sia syrota? 24 Dopiero gdzieś w latach 80-ych przedostała się do Galicji również pierwsza połowa tej pieśni ze zmianą Jatrania na jakiś fantastyczny „Tatran", przyszła w dodatku z Bukowiny, gdzie dorobił do niej muzykę śp. Worobkiewicz, muzykę o wiele piękniejszą od Szaszkiewiczowskiej, wydanej przez Buszczyńskiego. Przynajmniej w odniesieniu do tej jednej pieśni można przyznać rację Buszczyńskiemu, że „rozpowszechniła się między Dnieprem, Dnie-strem i Bugiem, nawet przeszła za Dniestr i nad Dźwinę" (tamże, 31), chociaż jego dalsze twierdzenie, że śpiewali ją „niemal wszyscy wieśniacy", należy do tych samych iluzji polskich, które utrzymują się dotychczas np. co do Padury. Do chłopów piosenka ta może dotarła gdzieniegdzie z dworów, a w Galicji poprzez chóry organizowane przez inteligencję, ale dotarła raczej dzięki melodii, a nie treści. Interesujący problem: w jakim stopniu bałagulszczyzna oraz te lub inne idee znalazły odzwierciedlenie w pieśniach Szaszkiewi-cza? Innymi słowy: czy jest w nich coś takiego, co uzasadniałoby twierdzenie Buszczyńskiego o patriotycznych i konspiratorskich przedsięwzięciach bałagułów oraz ich próbach zbliżenia się do ludu i podźwignięcia go? Na pytanie to, na podstawie skąpego materiału opublikowanego dotychczas, musimy odpowiedzieć absolutnie negatywnie. Pieśni Szaszkiewićza pod względem politycznym i społecznym są całkiem bezbarwne. Największa ich część obraca się w kręgu czysto indywidualnych, osobistych przeżyć (Lubow, Cza-riwnycia, Horę w serci, Mynułoś, Jak czyje szczastie), autor w sposób dość powierzchowny narzeka na swoje nieszczęście, na kaprysy losu; tu udaje mu się stworzyć nawet niejeden piękny obraz, np. ostatnia strofa w Nad Jatraniom lub następująca: 150 I. W KRĘGU ROMANTYZMU Sud'ba oczy jak zawiąże, Próbuj jak chocz — ne pocełysz. Szczastia weze, ślipeć ide, A fortuna pidhaniaje (s. 44) Najwyższym dobrem w życiu człowieka według naszego autora jest miłość kobiety. Rizny ludę, rizny dumki Toj zolota chocze, Toj honory ociniaje, Ja — serce diwocze (s. 42). W życiu swoim nie ma piękniejszych wspomnień niż o „naszych czarnobrowych, szczo kołyś lubyły" (s. 53) i o tych dziewczętach, Szczo jak słowo dały, To do smerti ne zminyłyś, Z słowom umerały (s. 54). Nawet będąc świadomym swoich grzechów i myśląc o śmierci, powiada: W cerkwi stanem tam hde ludę, Pokłoniw wid nas ne budę: Ne zabyły, ne ukrały, Tilki diwczat pidmowlały. Zbahatywszyś spomynkamy Pomrem, ałe kozakamy; Na. pochoron na dzwinnyci Ne zmistiat sia — mołodyci (s. 56—57). Najpiękniejszym chyba z jego wierszy, w każdym bądź razie takim, w którym pod wpływem osobistego nieszczęścia ujawnia się rzeczywista duchowa fizjonomia autora, jest wiersz Burłaka, napisany, jak zaznacza wydawca, po utracie ojcowizny. Podaję go w całości. Wydno skazano sud'boju Buty Szaszci burłakoju, KRÓL BAŁAGUŁÓW 151 Worożeńkiw potiszaty, Szczo ostaw sia sam bez chaty. Wstanu w ranci, pomolu sia, Wypju czarku, ne taju sia, Ałe tuhy ne zallaty, Jak zhadaju, szczo bez chaty. Maju druhiw, sława Bohu, Szczo ne stoju u porohu, Toż ich lubwy ne zabudu, Może kołyś w chati budu. Ne raz na sebe dufaju, Obizwatyś, jak sam znaju. Ałeż muszu zamouczaty, Jak zhadaju, szczo bez chaty. W czużoj chati rik hodyna, Chotia po serci drużyna. Jak burłaci za stół lizty, Czużu prąciu darmo jisty! Co prawda, z wiersza tego nie wynika (wiersz, niestety, jest bez daty), z jakiego powodu Szaszkiewicz stracił majątek. Nuta patriotyczna tutaj nie rozbrzmiewa. Nie dźwięczy ona również w tych wierszach polskich, które znajdują się w moim rękopisie, chociaż i tutaj autor potrafi poruszyć dość sympatyczne nuty. Oto jego wiersze: DEDYKOWANO PRZEZ SZASZKIEWICZA CELINIE Z MUZYKĄ25. Od wdzięków nikt się nie chroni, W nich potęga jest odwieczna, Lecz gdy młodzież rubla goni, To przy wdziękach jest bezpieczna. My. starzy sercem przeżyli, Było tęschno, było miło, Przed płcią piękną czołem bili, Co ból dało, to goiło. -Ji* I 152 I. W KRĘGU ROMANTYZMU Szedłeś ojców ziemię bronić To spojżenie (sic!) zapał dało, Było komu łzę uronić, Gdy się kulą w łeb dostało. Dziś młódź zimna, więc stateczna, Dosyć grzeczna, nie wszeteczna, O tak jakoś, co to słowa Nie wynajdzie polska mowa. Dziś pryncypia jakieś nowe, Swego chowu dżentelmani, Wszystkiem gardzą, co krajowe, Nie żyjąc — życiem znękani. Po angielsku kochać z taktem, Po francusku za kontraktem. A po polsku sercem całem, — Oj, ja zawsze tak kochałem. Piękne słowa, chociaż kontrast między młodym i starym pokoleniem uchwycono chyba niezupełnie wiernie, albowiem czyny samego Szaszkiewicza prócz jego na pół chłopięcego epizodu wojennego nie uzasadniały tego, że on kochał coś tak, jak opowiada. Drugi wiersz jest improwizacją napisaną, jak zaznaczono w uwadze pod tekstem, „w czasie tańcowanego lansjera, a ukończoną przed zakończeniem drugiej figury". Jej tytuł brzmi: MAZUR HOŁUBIEC NA POBICIE LANSJERA. Do hołubca, chłopcy żwawi! Hej Mazur ochoczy Z zapałem uczuć zabawi, I dziewczątek oczy. Sercem władnie ich spojrzenie, W Mazurze zachęca. Ja, choć stary, tak to cenię, A cóż dla młodzieńca! Krew nie woda, a więc koło Przy spojrzeń wymianie! KRÓL BAŁAGUŁOW 153 Kto tak czyni, ten wesoło Do Mazura stanie. Serce Polkom, miecz dla kraju, Ochota w wiwacie. Święć się praojców zwyczaju! Prawda, panie bracie? Toż więc Polki dzień godowy Po polsku obchodźcie: Mazur — taniec narodowy, Lansjera porzućcie! Tak przeminie każda moda, j>r Jak przemija chmura. Zęby ze mną była zgoda, Tańcujcie Mazura. Lecz najważniejszy dla nas i najciekawszy z punktu widzenia kulturalno-historycznego, spośród całego dorobku Szaszkiewicza, jest trzeci wiersz ukraiński, zamieszczony w tym rękopisie. Aby zrozumieć jego znaczenie, należy przypomnieć, że został on napisany w 1860 roku, gdy głosy o bliskim uwolnieniu chłopów pańszczyźnianych bulwersowały serca i umysły wszystkich inteligentów Rosji, gdy w miastach komitety szlacheckie radziły już nad sprawą wykupu ziemi przez włościan. Jakież stanowisko zajmuje Szaszkiewicz wobec tej sprawy? Posłuchajmy: DO REDAKCJI Proszu Waszej, Pane, łaski, Pryjmit' w peczat' moi kazki. Wy ne daste może wiry, Szczo w nych zawtra i bez miry Nauka czasom strylaje, A udaczna popadaje. Jak26 budut rady czytaty Czasteńko można pysaty. Szczo to szkodyt i Wielmożnym Buty na wse ostorożnym? Muzyków znaty, to sztuka, 154 I. W KRĘGU ROMANTYZMU I — ne prohniwajteś — nauka. Idnoj zemli wsi my dity, Trąb sia jakoś zrozumity; Ne zawadyt, ha, pomoże, — Dopomoży tylko Boże. Nech uczyt Iwan Korni ja — Dla wsich nas maty nadija. KAZKA I-SZA, IWAN Z KORNI JEM Ko r ni j Zdorowy buły, Iwane! Po czasi skażut wam: pane, Toż wy za wilniść świdomy? O, ja na niu strach łakomy. Szapka budę na try roki, A sam wziawszyś po pid boki — Skazano, wilny, Mospanie! — Hde okazia, hde swatanie, Natiahnuwszy kożuch nowyj, Wezde hulaty hotowyj. Z perszoho dnia Asauli Naraz wytysnu try duli. Teper z horij wypjem czarku, A wtodi za łob szynkarku, Krana 27 bez putia potysnu, Na iden raz oko 28 swysnu. Koły wilniść, to prostorna! Zaraz z chaty na dwir żorna! Młyniw na świti czymało, — Szczob nam mołoty ne stało? Paszni nakradu dowoli, Żyda w mordu: dawaj soli! Poriżu wiwci Popowy, Taj budę obid hotowy, Hospodu dobrom naradżu, Czerewom29 do soncia lażu. A prawda, żytia ochocze! I szczoż wy na to, panotcze? KRÓL BAŁAGUŁOW 155 Iwan Ja wże czołowik prożyłyj. Słuchaj mene, synku miłyj: Stara prawda, szczo z Iwana Po wik wika nyma pana. Durnym rozumom, Kornij u, Kepśko wilniść rozberajesz; Pokumaw ślipu nadiju — Duże, kurne, pohaniajesz. Jak ta wilniść wyhladaje, Toho i sam Pip ne znaje. Za prawdu prosyty Boha — O ce dla smertnych doroha. Wpered wseho treba znaty, Zakon Boży poczytaty. Dobro, prawda idut z neba; Szanowatyś, bratku, treba; Jak tilki horiłka w dumci, O, ne wir nadii kumci. Tak więc wolność chłopska według Szaszkiewicza sprowadzała się do wolności hulanek, pijatyk, kradzieży, rozboju i nieróbstwa, bez mała do przywileju zajmowania się taką samą bałagulszczyzną, jaką niegdyś uprawiał Szaszkiewicz. I jak widać z rymowanej przedmowy, pragnął widzieć całą swoją przemądrą bajkę wydrukowaną ku „przestrodze wielmożnych" oraz po to, by przekazać im swoją „wiedzę" o chłopach, w przypadku zaś gdyby się spodobały, obiecywał napisać takich bajek więcej. I rzeczywiście, poczyniono starania — nie wiadomo z czyjej strony — by opublikować ten wiersz, gdyż na marginesie czytamy adnotację napisaną tym samym charakterem pisma co i cały rękopis: „Ma bydź dedykowane Pani Annie i do druku podane za dorobieniem muzyki; czego nie rozumiecie, niech Wam Marcin wytłumaczy i niech Wam zaśpiewa: U naszoho susida doczka sia skazy-ła" — prawdopodobnie też jakaś pieśń Szaszkiewiczowskiego autorstwa. Wydaje się, że wiersz ten przypadkowo uratowany przed zaginięciem stanowi najlepsze dementi chłopomańsko-konspiracyjnej 156 I. W KRĘGU ROMANTYZMU KRÓL BAŁAGUŁOW 157 legendy Buszczyńskiego o bałagulszczyźnie i jej królu. Sam Szaszkiewicz z grobu występuje przeciw swemu biografowi i panegiryś-cie. (PRZEKŁAD MIKOŁAJA KUPLOWSKIEGO) Król Bałagulów Antoni Szaszkiewicz i jego wiersze ukraińskie 1 Pierwodruk: Korol bałagułiw. „Zapysky Naukowoho Tow. im. Szewczenka", Lwów 1904 ks. 1, t. LVII. Powyższy tekst stanowi podstawę przekładu polskiego. 2 M. T-ow, Dwie małorusskija intiermiediji naczała XVII stoi. (Ki-jewskaja Starina 1883, diekabr'); por. przekład ukraiński w książce Rozprawy. Mychajła Drahomonowa o ukraińskiej twórczości ludowej i piśmiennictwie, tom I (Zbirnyk filologicznoji sekcyji Naukowoho Towarzystwa im. Szewczenka, t. II u Lwowi 1899) s. 174—184. (Przyp. autora). 3 M. Pawłyk, Jakub Gawatowycz (Gawat), autor perszych ruśkych intermedij z 1619 r. („Zapysky Naukowoho Tow. im. Szewczenka", t. XXXV—XXXVI, 1900 r., s. 1—44. (Przyp. autora). 4 Dr Iw. Franko, Kozak Płachta. Ukraińska narodnia pisnia drukowana w polśkij broszuri z r. 1625 („Zapysky Nauk. Tow. im. Szewczenka", 1902, t. XLVII, s. 1—28. (Przyp. autora). Na polską broszurę zawierającą przy końcu pieśń ukraińską zwrócił uwagę Franki Aleksander Briickner. 6 W. N. Pierietz, Zamietki i matieriały dla istorii pieśni v> Rossii, I—VIII. SanktRietierburg 1901, s. 10—45. Przytaczam początkowe wersy pieśni ukraińskich tego zbioru: 1 Duma Kozackaja: Oj kolib my znali i kolib wiedali. (6 strof po. 6 krótkich wersów). 2 Ach Ukrainenko, bedna chodynenko teper twoja (13 kupletów wraz z innym, pełniejszym wariantem tej pieśni z 15 kupletami). 3 Chodi czerczyk uleczkoju (9 kupletów z refrenem). Ta piosenka również prezentowana jest dalej w poprawniejszym wariancie. 4 Sam ia ne znaiu, jak na swiety żyty (wiersz religijny, 7 kupletów). 5 Oy da poszła Meila do szkoły (13 kupletów z refrenem). 6 Bywało licha mnoho na swiety (9 kupletów). 7 Czom sia ty mołoycze żurysz (13 kupletów z dwuwierszowym refrenem). 8 Ukrainenko, matuchno moia (10 kupletów) 9 Hoy na hory żęci żnut' (7 kupletów). 10 Oy caszach [?] nowoho mostu (7 kupletów z dwuwierszowym refrenem, wiersz zawiera polską, antykozacką tendencję). 11 Hey ręka Styru, szczo Chmiel o wiru (13 zwrotek po 4 linijki, ponadto dwie linijki nadliczbowe). 12 Czornobryw Laszok drowa rubaiet (7 kupletów). 13 Na moste roste trawa murawa (22 zwrotki po 4 do 6 krótkich wersów). 14 Kary mene, Hospody moy (wiersz religijny, 18 kupletów). 15 Łetiw czorny żuk, żuk (10 zwrotek po 4 wersy, do każdej dwuwierszowy refren). Chociaż nie ma wątpliwości, że niektóre wiersze ukraińskie i pieśni tego zbioru zostały napisane przez Polaków, mimo to nie dostrzegamy jeszcze — może dlatego, że zbiór napisał Polak jezuita — pieśni dworskich, erotycznych. W każdym bądź razie zbiór ten zasługuje na uwagę badaczy polsko-ukraińskich związków i polsko-ukraińskiego piśmiennictwa XVII—XVIII wieku. (Przyp. autora). 8 Nie udało się zlokalizować dwóch wierszy o koliszczyźnie. 7 W rękopiśmiennym zbiorze polskim posiadanym przeze mnie, a napisanym około 1780 r., znajdujemy prócz wielu wierszy polskich niektóre napisane naszą mową: 1 Naszczo mini żenyty sia (do ludowego czterowiersza kołomyjkowego dodano 12 wierszy o zabarwieniu dworskim). 2 Zal maiu wełyki, tuhu bez prestanku (brak w rękop.) 3 Kohoż winnym osudyty (8 zwrotek po 4 linijki). 4 Wik neszczasny łychu doli treba korotaty (5 kupletów kołomyjko-wych). 5 I któż na świty uhadaiet żyty (4 zwrotki po 4 linijki). 6 Spod kamenia woda tęcze, treba toiey wody (7 kupletów kołomyjko-wych). 7 Rozwiiay się suchy dube na czotory [sic] łysty (14 kupletów koło-myjkowych). 8 Zazbyrau sia Koczubay na wiynu z Lachamy (6 zwr.otek po 6 linijek). 9 Muszu z żalu mlity ach pozbywszy druha (5 zwrotek po 6 linijek). 10 Oy szczoż.tam puknuło w lisi (6 zwrotek po 4 linijki). . 11 Łetiw czorny żuk, żuk (19 kupletów po 2 linijki). 12 Prydy, prydy rada budu (3 zwrotki po 4 linijki). 13 Ey zełenoiu krynyczenku wydno dno (8 kupletów po 2 linijki). 14 Wczoray buła nediłonka a dnes ponediłok (3 kuplety kołom.). 15 Ey płynął kozak doły wodoiu (20 kupletów nie licząc refrenu). 16 Ta pryichał żołnir do bystroho Sanu (5 zwrotek po 4 linijki). 17 Bida myni nad bidamy (7 zwrotek po 4 linijki). 18 Tęcze ryczka newełyczka, pidu pereskoczu (5 kupletów kołomyjko-wych). 158 I. W KRĘGU ROMANTYZMU KRÓL BAŁAGUŁÓW 159 19 Iszow czerczyk do chaty (9 kupletów prócz refrenu). 20 Ruskie pokolędzie (Na nebesnoy hory, 11 zwrotek po 6-^-8 linijek). 21 Pukisz diuczyno budesz pryczyną (6 zwrotek po 4 linijki). 22 Smutny chodżu, szczo tia lublu (5 zwrotek po 4 wersy). 23 Czerez rycźku sama idu (3 krótkie kuplety i 2 kołomyj kowe). 24 Szumyt, szumyt dobrowoyka (8 strof po 4 linijki). 2i5 Krywdiat neba moie serce, szczo żadaju (5 zwrotek po 4 wersy). 26 Ey otczyny, ey otczyny diwzynonko dwery (11 kupletów). 27 Ey pryichał kozaczeyko do diwczyny z rana (5 kupletów koł.). 28 Kociurbycha (Dobry weczer Kociurbycho — 7 kupletów). 29 Tuman, tuman po dorozi aż się rozłechaie (8 kupletów kołom.). 30 Czyia hrebla, toho staw (3 zwrotki po 4 linijki). 31 Oy matusiu matusonku (4 zwrotki po 4 linijki). 32 Na popa młodego (Oy wychnała diwczynonka jahniatoyka w pole 8 zwrotek po 5 wersów). 33 Ey szast dubyna, sinożat kumyna (6 zwrotek po 4 wersy). 34 Szum.it witer po dubyni (3 zwrotki po 4 linijki). 35 Czy lehaiu czy wstaiu (7 zwrotek po 4 linijki). 36 Krasny molodce, czom ty dumaiesz (3 zwrotki po 5 wersów). (Przyp. autora). 8 Do takich pieśni dworskich w zbiorze Wacława z Oleska zaliczam następujące: 1 Ty kozacze psia paro (s. 178). 2 Wtikai diwcza bez pole (s. 179). 3 Hey ja kozak z Ukrajiny (s. 202). 4 Sława nasza kozaćkaja (s. 202). 5 Flaszkoż moja poticho, kiełyszok radosty (s. 208). 6 Na Ukrajini wsioho mnoho, i paszy, i brahy (s. 225). 7 Newdiaczna diwczyno nad żytia kochana (s. 229). 8 Jichaw kozak za Dunaj (s. 234). 9 Nyma w świti do okolą (s. 241). 10 A ja tebe proszu myła (s. 250). 11 Oj wże den mynaje, wże sonce zachodyt (s. 233). 12 Bidaż meni nad bidamy (s. 261). 13 Trudno na świti, porad'te neba (s. 285). 14 Z Ukrajiny tut prychodżu (s. 292). 15 Nudnaż meni czużyna (s. 296). 16 A kto chocze Handziu znaty (s. 303). 17 Pojichaw rr^yłyj, zostalysia łuhy (s. 305). 18 Pokień neszczyru dumku dumaty (s. 306). 19 Zal wełyki maju, tużu bez prestanku (s. 307 por. mój zbiór 20 Boże z neba wysokoho (s. 310). 21 Czy to z neba taka wola (s. 311). 22 Ach jak serciu ne nudyty (s. 315). 23 Bud' zdorowa moja mylą (s. 316). 24 Bidaż meni nad bidamy (s. 317). 25 Czyja pryczyną rozstania mojoho (s. 318). 26 Na ranią złosływe c.om poaladajesz (s. 318). 27 Proszu zabud' o mni, znajdesz na świti (s. 319). 28 Lubylam myłoho, muszu perestaty (s. 320). 29 Oj jak serciu ne nudyty (s. 321). 30 Oj jak tużyt serce moje za toboju myła (s. 321). 31 Buwaj my zdorowa, ty diwczyno moja (s. 324). 32 Ach ja neszczasny, szczo maju dijaty (s. 325). 33 Sonce hrije, witer wije (s. 329). 34 Ty diwczyno czorniawaja (s. 330). 35 Ty diwczyno iz Podola (s. 334) 36 Szumyt, szumyt liszczynońka (s. 336). 37 Proszu ja tia, moja myła (s. 335). 38 Ach diwczyno moja luba (s. 336). 39 Oj wyjdu ja nad riczeńku, taj stanu dumaty (s. 337). 40 Powij witre powilneńkyj (s. 338). 41 Wymowyty meni trudno (s. 340). 42 Za riczkoju, za bystroju (s. 340). 43 Po szczoż ja chodyw na tu murawu (s. 342). 44 Koły lubysz, luby duże (s. 343). 45 Nemaż myłoho, żal serce styskaje (s. 344). 46 Moja czornobrywa, buwai zdorowa (s. 345). 47 Krywda z neba wysokoho, jak zhadaju (s. 346). 48 Koły sia każesz Boże kochaty (s. 346). 49 Hey czy znajesz, pytaju (s. 347). 50 Diwczyno chorosza, zdorowa buła (s. 348). 51 Dołeż moja dołe, dołe neszczasływa (s. 348). 52 Ach fortuno neszczasnaja (s. 349). 53 Szczoż ja budu bidny dijaw (s. 350). 54 A szczoż to ja, a szczoż to ja komu uczynyła (s. 354). 55 Ach ja bidny, ach ja neszczasływy (s. 357). 56 Ach ja neszczasływy iz mojeho rodu (s. 358). 57 Tiażko znesty toji rozłuki (s. 360). 58 Bortnyk bortnyczki prosyw (s. 360). 59 Oj kum iz kumoju w korczmi zabawyw sia (s. 371). 60 Ach ja neszczasływy na sej świt rodyw sia (s. 373). 61 Sim den mołotyła (s. 374). 62 Dołeż moja neszczasnaja (s. 378, por. nr 47). 160 I. W KBĘGU ROMANTYZMU 63 Na pohybel pryjde tomu (s. 388). 64 Jichaw did'ko z Kołomyji taj żahubyw luszniu (s. 402; do dwóch kupletów pieśni ludowej dorobiono wyraźnie nieludowy koniec). 65 Jak ja bulą moloda (s. 404). 66 Oj ty chłopcze hoży, żywy (s. 406).- 67 Nyma prawdy na świti, a jak teper żyty (s. 413). 68 Nim zyjdesz diwcza z mojej mohyły (s. 415). 69 Kukała zazula od kałynoczki (s. 431). 70 Czy ja komu wynowat, za szczo pohybaju (s. 451). 71 Za rikamy, za wodamy (s. 461). 72 Bodaj sia kohut znudyw (s. 466). 73 Neszczasływa ta hodyna (s. 468). 74 Kazała meni maty (s. 471). 75 Wyberaw sia Kozubaj (s. 482, por. mój zbiór nr 8). Być może, nie wszystkie wymienione tu pieśni są w dosłownym znaczeniu dworskie, ale przekonany jestem, że nie wszystkie są ludowe, lecz importowane częściowo pod wiejskie strzechy jeśli nie ze dworów to ze sfer klerykalnych. Do tych ostatnich należy zaliczyć jeszcze dość pokaźną ilość zdecydowanie klerykalnych układanek (por. Hej wnadyw-sia kit na czużoje sało, s. 474; Zuryła sia popadia, s. 462; Hej uczynyw worobel na prypyczku żnywa, s. 406; Oj, jak mene moja maty dala do szkoły, s. 429). Wszystkie te pieśni odróżniają się nie tylko swoim ogólnym charakterem oraz ideą przewodnią od prawdziwie ludowych, lecz posiadają też swoją specyficzną formę wersyfikacyjną i rażą słuch, przyzwyczajony do pięknej, poetyckiej budowy pieśni ludowych, mnóstwem wulgaryzmów, polonizmów i w ogóle zwrotów nieludowych. Warto byłoby poświęcić im odrębną pracę, tym bardziej że utożsamianie ich z prawdziwymi pieśniami ludowymi może ukazać naszą twórczość ludową w zupełnie fałszywym świetle. (Przyp. autora). 9 Antoni Kocipiński (1816—1866), kompozytor, etnograf, wydawca. W ciągu życia zebrał 550 pieśni ludowych, z których część wydał w roku 1862 jako Pieśni, dumki i szumki ruśkoho narodu na Podolji, Ukraini i Małorusi oraz Perwaja sotnia dum i piseń ruśkoho narodu na odyn hołos z fortepianom. 10 Por. N. P. Daszkiewicz, Razbor socz. g. Piętrowa, s. 157, 158. (Przyp. autora). 11 Michał Popiel, zob. przypis nr 5, s. 87. 12 Rodzina Szaszkiewiczów — pisze o niej Bobrowski (Tadeusz Bobrowski, Pamiętniki, z przedmową Wł. Spasowicza, Lwów 1900, t. I, s. 46) — starożytna i można na Rusi, chociaż nieznakomita zasługami i dostojeństwami; mają swój osobny herb ruski, na który dziś kładą hrabiowską koronę (jest to „mirabile konkon", którego nie oni jedni ze szlachty ruskiej dopuszczają się). Pretensja, jakoby przez Zbarażskich krOl bałagułów 161 i Wiśniowieckich byli Giedyminów potomkami, zgoła uzasadniona nie jest, boć i sami wspomniani kniaziowie, jak dziś już dowiedzionym jest, od Giedymina nie pochodzą. Szaszkiewicze znaczne dobra w województwach wołyńskim i bracławskim posiadali — a do senatu nigdy się nie dostali. (Przyp. autora). 13 Cięty w języku, lecz obdarzony niezwykle dobrą pamięcią, Tadeusz Bobrowski oto jak wspomina Gracjana Szaszkiewicza: „Przypominam sobie Gracjana Szaszkiewicza, podobno stolnika, już wtedy starca 80--letniego, ożenionego z młodą osobą 2-do voto, z gruba faceta, o którym kursują różne anegdoty; jak jakiegoś zakonnika u siebie nocującego w nocy porwał, wioząc go niby do fortecy, całą noc po dziedzińcu woził, a następnie w spichrzu własnym zamknął i tam kilka dni trzymał, dostarczywszy mu rydla, by się mógł z owej mniemanej fortecy podkopać. Biedny braciszek o chlebie i wodzie kopał dni kilka, aż się znalazł na toku u dobrze znanego sobie klasztornego chlebodawcy" (T. Bobrowski, Pamiętniki I, 46). Inna anegdota, jaką podaje Bobrowski, rozpowszechniła się wśród ludu i wiąże się zwykle z panem Kaniowskim, por. W. Hnatiuk, Hałyćko-ruśki anegdoty, cz. 638 (Etnogr. Zbimyk VI, s. 312—313). O Szaszkiewiczowskiej pobożności Bobrowski nic nie wie. Prawdopodobnie i Buszczyński znał jakieś anegdoty o nim, podobne do podanych przez Bobrowskiego, gdyż mówi, że był „jednym z najoryginalniejszych typów szlachty polskiej, za młodu hulaszczy na wzór starosty Kaniowskiego, pełen życia i energii" (op. cit. 8). Charakterystyka o tyle przesadzona, że Kaniowski wcale nie był hulaką, a tylko dziwakiem z napadami dzikiego okrucieństwa. (Przyp. autora). 14 Pieśni Antoniego Szaszkiewicza wraz z jego życiorysem wydał Stefan Buszczyński, Kraków 1890, s. 9. (Przyp. autora). 15 Karol Różycki, Pamiętnik pułku jazdy wołyńskiej 1831 r., Paryż, Księgarnia Luksemburska, s. 40. (Przyp. autora). 16 Biograf Szaszkiewicza Buszczyński nic o tym nie wie, ale pisze na ten temat w swych wspomnieniach T. Bobrowski (Pamiętniki I, 46). Że wzmianka ta jest prawdziwa, można sądzić per analogiam na podstawie innych uczestników powstania wymienionych w tych wspomnieniach. Uzyskawszy amnestię musieli mimo wszystko odsiadywać karę w fortecach nieraz po kilka lat (por. Pamiętniki I, 33, 80, przyp. autora). 17 Mieszaniny obyczajowe Jarosza Bejły. Wilno 1841; z art. Baragol-stwo, s. 25. (Przyp. autora). 18 Ks. Walerian Kalinka, Pisma pomniejsze, cz. I, Kraków 1892, s. 276. (Przyp. autora). 19 Wodochryszcze (wodokreszczenije, inaczej bogojawlenije), wielkie święto cerkiewne obchodzone przez dwanaście dni od 2—14 stycznia dla uczczenia chrztu Chrystusa w Jordanie. W wigilię (naweczerije) tj. 5 162 I. W KRĘGU ROMANTYZMU stycznia odbywało się święcenie wody w cerkwi, zaś 6 stycznia wielkie święcenie w rzekach, stawach itp. 20 O konspiracji Konarskiego patrz M. Sala, Geschichte des polni-schen Aufstandes vom J. 1846, Wien 1367 s. 81, jak również L. Nabielak, Pamiętnik więźnia stanu, Lwów 1875, s. 122'—132. Znaczenie i zakres konspiracji zredukowano w znacznej mierze do zwykłego humbugu, spreparowanego przez biurokrację rosyjską w celu zatuszowania niesłychanego zdzierstwa i wymuszeń wobec szlachty. Wspomnienia żandarma rosyjskiego Łomaczewskiego drukowano w 1874 r. w „Wiestni-ku Jewropy" pt. Wospominanija żandarma. (Przyp. autora). 21 Pyśma Tymka Padury. Wydanie posmertne z awtohrafiw. Lwów 1874, s. XXVII—XXVIII. (Przyp. autora). 22 Przypadek to istotnie niezwykły, warto więc opowiedzieć o nim. Przed dwoma laty otrzymałem od znanego nowelisty M. Jackowa plik starych papierów, znalezionych we wsi Adamówka koło Brzeżan w tamtejszej cerkwi za obrazem. Wśród tych papierów znalazłem kartki z zeszytów, gdzie ruskimi literami przepisano niektóre dumy ukraińskie i wiersze Szewczenki, prócz tego półtora arkusza papieru listowego z kopią trzech wierszy Szaszkiewicza, a mianowicie dwóch polskich i jednego ukraińskiego. Rękopis datowany jest 16/28 maja 1868 r. Podaję dalej te wiersze w dokładnej kopii z rękopisu. (Przyp. autora). 28 M. Staryckij, K biografii N. W. Łysenka. Wospominanija, Kijew-skaja starina 1903, dekabr', s. 455. (Przyp. autora). 24 Ze zbioru rękopiśmiennego z lat 60-ych znajdującego się w moim posiadaniu. W tej wersji pieśń bez imienia autora była niejednokrotnie drukowana w „Zbiorach" i „Śpiewnikach" lat 70—80-ych. (Przyp. autora). 25 Słowa te napisane zostały wzdłuż pierwszej stronicy, obok wiersza, tym samym charakterem pisma co i cały rękopis. Tytułu brak. (Przyp. autora). 26 W rękopisie pomyłkowo: Tak. (Przyp. autora). 27 Kurek od beczki. (Przyp. autora). 28 Miara około kwarty. (Przyp. autora). 29 Brzuchem — przypisy w rękopisie. (Przyp. autora). II. Z LITERATURY CZASÓW POZYTYWIZMU I CHŁOP POLSKI W ŚWIETLE POEZJI POLSKIEJ (PLACÓWKA, POWIEŚĆ BOLESŁAWA PRUSA. WARSZAWA 1886) I I Poezja polska do niedawnych czasów ubogą była w typy i postacie ludowe. Wytworzona przez ludzi ze stanu szlacheckiego, nie dziw, że zżyła się najbardziej z tym stanem, najwięcej swych promieni rozlała na szlacheckie dwory i pańskie pałace, najwięcej tam znalazła dla siebie materiału i w przeszłości, i w teraźniejszości. Lud prosty, chłop zjawiał się w niej rzadko, zwykle jako masa szara i jednolita lub też jako sługa pański, którego losami i wewnętrznym światem duchowym zajmywano się albo bardzo mało, albo wcale nie. Rzecz ciekawa, że na przykład w takim skądinąd znakomitym dziele, jak Pan Tadeusz Mickiewicza, gdzie są tak świetnie przedstawione typy szlachty zaściankowej, arendarza nawet —- nie ma wcale przedstawionego prostego chłopa. „Epopeja narodowa" jest właściwie tylko epopeją szlachecką, a jeżeli przy końcu zjawia się w niej „lud", to jest to lud czysto teatralny, dekoracyjny, wyprowadzony na scenę jedynie dla wzmocnienia finalnego efektu. W ogóle żaden z trzech wielkich poetów-romantyków nie stworzył i nie próbował nawet stworzyć typu chłopa — nie zajrzał do głębi jego życia. Była to rzecz o tyle fatalniejsza, ile że „lud" zajmywał bardzo ważne stanowisko w emigracyjnej histo-riozofii; nim, jak matematyczną niewiadomą, operowano i liczono. Oczywiście, lud to był czysto fantazyjny, a przewodnicy inteligencji polskiej nie zadawali sobie nawet trudu dokładniejszego obliczenia tej niewiadomej. Niewiele też w tym stanie rzeczy zmieniły próby szkoły ukraińskiej — wyprowadzenia na scenę chłopa w roli pierwszorzędnej. Zaszczyt inicjatywy w tym względzie przynależy bez kwestii Se- 166 II. Z LITERATURY CZASÓW POZYTYWIZMU chłop polski w Świetle poezji polskiej 167 ' I werynowi Goszczyńskiemu, który w swym Zamku kaniowskim pierwszy stara się kreślić typy ludowe Nababy i Orliki. Ale i tutaj romantyczne akcesoria prawie zakrywają sobą rzeczywiste życie; co więcej, krwawe tło, na którym te typy występują, odstraszało raczej od nich, zniechęcało do studiowania ich życia i ich duszy. Czajkowski w swym ogromnie poczytnym Wernyhorze i w innych powieściach kozackich nie poszedł ani o krok dalej, nie przetarł dla społeczeństwa drogi do lepszego zrozumienia życia ludowego. Nie dziw więc, że pod wpływem tej literatury całe społeczeństwo polskie długie lata żyło omalże nie w tym przekonaniu, że podstawą bytu narodowego jest szlachta, że w niej koncentrują się wszystkie pierwiastki i zdobycze kulturowe przeszłości i teraźniejszości, że ona jest jedyną i najtrwalszą podwaliną istnienia narodowego na przyszłość i że szukać życia, świadomości narodowej poza nią, to znaczy szukać słońca w nocy. Choć i jak w pewnych chwilach i pod pewnym względem sąd ten był słuszny, osobliwie co do świadomości narodowej, to przecież był on jednostronnym i szkodliwym dla rozwoju, bo podtrzymywał śród szlacheckiej inteligencji poczucie własnej wyższości nad chłopem, do którego aż nadto często mieszało się poczucie pogardy dla jego ciemnoty i apatii, chociaż nie on, ale właśnie inteligencja była temu winna. Ta pogarda przeszła po prostu w nienawiść po krwawych wypadkach 1846 roku — doprowadziła rozczarowanie w doktrynach romantyczno-lu-dowych do tego stopnia, że niektórzy, zrozpaczeni, albo na zawsze odwrócili się od współczesności, by nie spotykać się z chłopem, i oddali się idealizowaniu czasów minionych, jak Wincenty Poi — inni zaś, jak Ryszard Berwiński, wyrzekli nawet ciężkie słowa, że żadnego ludu polskiego nie ma i nie było, a była i jest tylko szlachta polska, zaś to, co się nazywa ludem, to jacyś koloniści czy też ostatki Bóg wie jakich dzikich plemion 2. Mimo jednak tych ostrych słów, ostrych objawów bólu i rozpaczy, rok 1846 zwrócił od razu uwagę całego polskiego społeczeństwa na polski lud, silniej, niżby to mogła uczynić najwspanialsza epopeja. Jedni przeklinali ten lud, drudzy przeczyli jego polskości, lecz wszyscy o nim mówili, myśleli o nim, szukali motywów jego postępowania. Prawda, i tutaj nawinęły się wpływy zewnętrzne, na które na razie można było zwalać całą winę; najpopularniejszy utwór, omawiający ten moment, pieśń Ujejskiego Z dymem pożarów wyraźnie prosi Boga, by „rękę karał, nie ślepy miecz", uważa więc lud w tym razie za nic więcej, jak tylko za ślepe narzędzie w ręku jakiejś postronnej, ciemnej potęgi. Lecz zajęcie, raz obudzone w tak potężny sposób, nie mogło zasnąć na tak ciasnym motywie; myśl krytyczna zaczęła pracować. Teorie demokratyczne, straciwszy romantyczny „puszek niewinności", zaczęły się pogłębiać; z drugiej strony rozbudzony od lat kilkunastu dyletantyzm etnograficzny czym raz większą ilość ludzi pociągnął ku obserwacji życia ludowego. I znowu „ziemia stepów i mogił", Ukraina, Wołyń i Podole, przynoszą świeże, ożywcze prądy do literatury polskiej. Jeszcze przed rokiem 1846, jako też i później, zaznacza Kraszewski nowy zwrot w polskiej beletrystyce, wprowadzając do niej po raz pierwszy rzeczywiste, żywe typy ludowe. Jego powieści Jaryna, Ostap Bondarczuk, Ulana i znakomita Chata za wsią prócz pierwszorzędnych zalet artystycznych mają i zawsze mieć będą pierwszorzędną wartość w historii literatury. polskiej jako pierwsze promienie światła, rzucone w tę ciemną dotychczas głębię, która nazywa się życiem i duszą prostego ludu. Zapał, jaki powitał te pierwiastki ludowe literatury, był całkiem sprawiedliwy, był zarazem najlepszym znakiem ważnego zwrotu w poglądach społeczeństwa. Osobliwie wolność, uzyskana w roku 1848, zrobiła chłopa samodzielną siłą społeczną, której ignorować nie było już wolno. Stosunek między dworem i chatą — oto najbardziej paląca kwestia społeczna osobliwie w Galicji i w W. Księstwie PoznańsHem. Opracowywaniem i wyświetlaniem tej kwestii z różnych stron zajmuje się cała grupa pisarzy mniej lub więcej utalentowanych; rozwiązują oni tę kwestię w taki lub inny sposób, odpowiednio do swych sympatii lub z góry powziętych teorii. I tak gdy Kraszewski, Korzeniowski i Zachariasiewicz skłaniają się do obrony, a czasem nawet do idealizowania dawnego patriarchalnego stosunku, zajmuje Dzierzkowski stanowisko wcale odmienne i odsłania nadużycia szlachty, które zepsuły ów stosunek i czyniły go nadal niemożliwym. Mimo to jednak chłopa polskiego we wszystkich tych próbach jeszcze nie było; był chłop prawie wyłącznie ruski, namalowany na tle ruskich krajobrazów, a częstokroć nawet barwami ruskiej poezji ludowej. Rodzime polskie głosy ludowe odezwały się w literaturze polskiej pierwszy raz dopiero w Lirence Lenartowicza; śpiewak „mazowieckich pól i lasów" był pierwszym, który bodaj przez pryz- 168 II. Z LITERATURY CZASÓW POZYTYWIZMU mat swej kryształowej liryki dał polskiemu społeczeństwu wglądnąć głębiej w duszę polskiego chłopa, dał spojrzeć na świat jego oczyma, żyć jego życiem i — skłonił ukochać tego chłopa, zobaczyć w nim prawdziwą, szczerą i czystą duszę ludzką, zdolną do poetycznych zachwytów, czystych uciech, głębokich smutków, zdolną wreszcie do szczytnych ofiar dla dobra ojczyzny i narodu. W swych prześlicznych poematach i poemacikach z życia ludowego — że nazwę Zachwyconą, Karpackiego dudarza, Brankę, Bitwę racławicką itp. dał Lenartowicz Polakom po raz pierwszy wizerunek ludu polskiego, prawda, wizerunek jednostronny, poetycznie, tendencyjnie wyidealizowany, ale bądź co bądź taki, jakiego ówczesnemu społeczeństwu było potrzeba, by w ranionych sercach obudzić sympatię — nadto jeszcze pierwszy raz pokazał prawdziwą, prostą i obrazową mowę tego ludu, wielce odmienną od tej „klasycznej polszczyzny", jaką wykuł koniec wieku XVIII, a wydoskonalili i do najwyższej potęgi podnieśli mistrze z Litwy i Ukrainy. Mimo nadzwyczaj ciasnych i częstokroć bardzo naiwnych społecznych i religijnych poglądów samego Lenartowicza, które w tej mazowieckiej poezji nie pozwoliły mu sięgnąć do głębi ludowego życia — mimo rażącego braku dziejowej perspektywy w Bitwie racławickiej, pozostanie on na zawsze jednym z pierwszych mistrzów polskiego słowa i ojcem prawdziwej ludowej poezji polskiej, która po nim, wznowiwszy jego formę i metodę, lecz pogłębiając ją na podstawie dokładniejszych dziejów życia ludowego, pójdzie dalej i obdarzy literaturę polską nowymi perłami poezji, wznosząc nowy, wspaniały budynek na tym węgielnym kamieniu, który, wolą czy nie wolą, pominęli wieszcze romantyczni. Dziwne na pozór, lecz w gruncie rzeczy całkiem naturalne zjawisko! Spadek poetyczny po Lenartowiczu, jeszcze za jego życia, przejęła szkoła „pozytywistyczna", której on jednym z zaciętych przeciwników! W poezjach Konopnickiej brzęczą te same złote struny, jakie były na lutni Lenartowicza, lecz brzęczą daleko głębszymi, smętniejszymi tony. To, co u Lenartowicza było szczebiotaniem szczęśliwego dziecka, tutaj staje się ciężką zadumą parobczaka powołanego do wojska, głośną skargą „wolnego najmity", niemą rozpaczą biednej sieroty, konającej na progu zamkniętej świątyni. Te same złote struny dźwięczą i w ludowych powiastkach Litwosa, w Janku Muzykancie, Bariku zwycięzcy i w Szkicach węglem, w Okońskiego Klemensie Borucie i w „obrazkach" Prusa — tylko CHŁOP POLSKI W ŚWIETLE POEZJI POLSKIEJ 169 że tu przed nami otwierają się szerokie jak rzeczywistość horyzonty prawdziwego życia ludowego, pojętego wszechstronnie, studiowanego starannie, przedstawionego z całym misternym aparatem współczesnego realizmu. I jeżeli pomimo szczupłości rzeczywiście wybitnych sił pracujących na tym polu, pomimo odstępstwa tak znakomitego talentu, jak Sienkiewicz, literatura polska może i tutaj wydawać takie znakomite płody, jak najnowszy utwór p. Prusa pt. Placówka, to pewnie nie dzieje się to przypadkowo, nie jest wypływem naiwnej, lenartowiczowskiej intuicji, ale wypływem poważnego studium samych pisarzy, ich głębszych, czysto demokratycznych i postępowych poglądów społecznych, wreszcie wypływem tych'gorzkich lekcyj, jakie w najnowszych czasach daje społeczeństwu polskiemu sama historia i które, podobnie jak w roku 1846, choć i w inny sposób, gwałtem zwracają oczy wszystkich chcących widzieć — na chłopa i jego znaczenie dla ogólnonarodowego rozwoju. Naiwny idealizm Racławickiej bitwy ustąpił miejsca innemu poglądowi, nie tak może jasnemu i pogodnemu, ale za to więcej zgodnemu z rzeczywistością, szersze obejmującemu horyzonty i głębiej sięgającemu w życie. Walka, która się toczy obecnie, to mniej głośna i mniej legendarna od owej „bitwy racławickiej", ale za to stokroć cięższa, upor-niejsza i ogólniejsza, gdyż terenem jej jest cała ziemia polska, a celem — utrzymanie się przy tej ziemi. Współczesna więc epopeja to nie dzieje zbrojnych trofeów i kosynierów, nalatujących pędem i druzgocących wroga — to dzieje lichej, odludnej „placówki", wytrzymującej do ostatniego wysiłku ataki przemożnych, wrogich sił i elementów, ataki obcoplemiennej kolonizacji, uzbrojonej we wszystkie nowoczesne środki zdobywcze: kapitał, organizację, osobistą inicjatywę, przebiegłość i spekulację, szerzącą dookoła siebie demoralizacyjne i dezorganizacyjne wyziewy i wyzyskiwanie. II W krótkich- słowach da się zamknąć treść tej współczesnej epopei chłopskiej, której przedmiotem jest, jak się wyraża jeden z krytyków, nie walka o kobietę, lecz walka o ziemię. Nad rzeką Białka, w ustroniu za wsią, przy drodze leży zagroda gospodarza Ślimaka, właściciela dziesięciu morgów ziemi, chałupy, stajni wraz 170 II. Z LITERATURY CZASÓW POZYTYWIZMU CHŁOP POLSKI W ŚWIETLE POEZJI POLSKIEJ 171 z oborą i chlewikiem, stodoły i szopy na wozy, pary koni, dwu krów i psa Burka. Ziemia będąca jego własnością to trzy pagórki, jak trzy kopce, leżące na samym krańcu wsi i zamykające dolinę. Gospodarz Józef Ślimak, jego żona Jagna, jego dwaj chłopcy Jędrek i Stasiek, służąca Magda, parobek kaleka Owczarz — oto cały „naród" tej zagrody, która, chociaż tylko „kropla w oceanie ludzkich interesów, była jednak odrębnym światem, który przechodził różne fazy i posiadał własną historię" (str. 9). Ta też zagroda, ta ziemia ze wszystkimi żywymi i nieżywymi na niej ruchomościami, jest głównym i jedynym bohaterem powieści, jest tą „piękną Heleną", o którą toczy się epiczna walka. W pojęciu chłopa jest ona żywą, czującą istotą, świadomą tego, co chłopu daje, lecz nie mniej dobrze świadomą, co chłop jej winien. Chłopa wiążą z nią uczucia niemal synowskie, serdeczne. Prawda, serdeczność to osobnego rodzaju, objawiająca się nie tyle w wyszukanych słowach, ile w poczuciu nierozdzielności chłopa od ziemi; to serdeczny stosunek dęba do żywiącej go gleby: im silniej ją kocha, tym potężniej wgryza się w nią korzonkami, ściska ją w kleszczach swych grubych korzeni i gniecie ciężarem olbrzymiego ciała. Nie delikatna, wyszukana forma, ale niezwalczona siła oporna — oto główny przymiot tego poczucia, główne znamię stosunku chłopa do ziemi. „Dy ja bym chyba trupem padł u progu, żeby mi się przyszło wyprowadzać z chałupy, a już kiebym wyszedł za wrota, tobyście mnie musieli odwieźć prosto na cmentarz... Chłop jest przecie osię-dziony, jak ten kamień przy drodze. Ja tu każdy kąt wiem na pamięć, wszędy po ciemku bym trafił, każdom grudę ziemi własną ręką obrócił, a wy mi gadacie: sprzedaj, idź w świat" (278). Oto w jakich prostych a silnych słowach wypowiada Ślimak swoje uczucie przywiązania do ziemi 3. Nie dziw więc, że od tej głównej bohaterki, od ziemi wychodzi początek konfliktu, stanowiącego wątek epopei. Źródło przywiązania chłopa do ziemi stanowi ciągła jego walka z tą ziemią o swe wyżywienie, walka ciężka i nigdy się nie kończąca, ale dająca w rezultacie — życie. Przy tej też walce widzimy Ślimaka w początku powieści, bronującego niwę z zasianym owsem. Posłuchajmy, jak nam autor przedstawia przy tej okazji rozmowę swych bohaterów, nadzwyczaj ważną dla ich dalszych losów. Już to wesela nie miał Ślimak przy swej pracy ani uznania. Nie dość że wróble z wrzaskiem krytykowały jego robotę, że kasztanki wzgardliwie wywijały mu ogonami pod nosem, jeszcze brony, zamiast iść naprzód, opierały mu się z całych sił, i lada kamyk, lada garstka ziemi na swój sposób stawiała mu przeszkodę. Oto w kilkanaście kroków utykają znudzone kasztanki, a gdy Ślimak krzyknie: wio, dzieci! — Konie wprawdzie ruszą, ale znowu brony buntują ich i w tył ciągną, gdy zmordowane wysiłkiem puszczą brony, to znów kamienie włażą koniom pod kopyta, jemu pod nogi, albo zapychają bronom zęby, a często i łamią niejeden. Nawet ziemia stawia mu opór, niewdzięcznica! — Od świń gorszaś! — oburzył się chłop. — Żebym tak świnię skrobał zgrzebłem, jak ciebie bronami, nie tylko skromnie by się układła, ale jeszcze chrząknęłaby na podziękowanie. A ty wciąż się jeżysz, jak bym ci robił krzywdę!... Za znieważoną ujęło się słońce i rzuciło ogromny snop światła na popielatą rolę, na której tu i ówdzie widniały plamy ciemne lub żółtawe. — Oto patrz — mówiło słońce — widzisz ten płat czarny? Tak czarne było całe wzgórze, kiedy twój ojciec siewał na nim pszenicę. A teraz spojrzyj na ten żółty płat — tu już glina wychyla się spod czarno-ziemu i niedługo obsiędzie ci wszystkie grunta. — A możem ja temu winien? — odparł Ślimak. — Nie tyżeś winien? — szeptała z kolei ziemia. —¦ Sam jadasz trzy razy na dobę, a mnie •— jak często karmisz?... Daj Boże raz na osiem lat. A dużo mi dajesz? Pies by zdechł na takim wikcie. I czego ci żal dla mnie sieroty?... Oto — wstyd powiedzieć — skąpisz mi bydlęcej śmierzwy... Skruszony chłop zwiesił głowę. •— Sam sypiasz, jeżeli cię 'żona nie spędzi, i po dwa razy na dobę, a mnie jaki dajesz wypoczynek? Raz na dziesięć lat, i to jeszcze bydło mnie depcze. I ja mam być z twojego bronowania kontentna? Spróbuj nie dać siana, nie wyściel obory krowom, tylko je skrob szczotką, a zobaczysz, czy będziesz miał mleko? Padnie ci stworzenie, gmina przyśle weterynarza, żeby wybił resztę dobytku i nawet Żyd skóry z tego nie kupi. — Oj, la Boga, la Boga! — wzdychał chłop, uznając, że ziemia ma rację. Naprowadziłem dosłownie ten ustęp raz dla jego podstawowej ważności dla dalszego toku opowiadania, a po wtóre dlatego, by dać poznać szerszeniu kołu galicyjskich czytelników, dotychczas, niestety, bardzo jeszcze niedostatecznie obznajomionemu z Prusem, nadzwyczaj prosty, a zarazem wielce oryginalny sposób pisania tego autora, o czym zresztą dalej jeszcze obszerniej pomówić mi przyjdzie. Ziemia ma rację — chłop nie daje jej wszystkiego, co jej się 172 II. Z LITERATURY CZASÓW POZYTYWIZMU należy, stąd też naturalne jej niezadowolenie i opór. Ale i chłop ma rację, bo nie skąpi ze złej woli, ale jedynie dlatego, że nie ma skąd dać ziemi więcej. Po dwóch krowach i dwóch koniach oborniku więcej nie zrobi, ugorować częściej nie może, bo i tak pola mało, a łąki ani krzty nie ma. „Inaczej bym ja gospodarował, żeby tak doczekać jeszcze jednej krowiny i choćby tej oto łączki" — oto ideał, do którego ustawicznie powracają myśli Ślimaka. I rzeczywiście, ideał ten, dzięki energii i inicjatywie jego żony, spełnia się prędzej, niż on śmiał marzyć. Tego samego jeszcze dnia Jagna przynagla go do kupienia trzeciej krowy i w logicznym następstwie tego faktu wypycha go do dworu w celu wyarendowania u pana łąki. Stosunki Ślimaka ułożyłyby się po osiągnięciu tego ideału w najlepszą harmonię, gdyby na jego ciasnym horyzoncie nie pojawiły się naraz dwa zjawiska, nowe i groźne, zwiastuny innego świata, potężnego, burzliwego i wcale niepodobnego do tego, śród jakiego wyrósł Ślimak. Te dwa zjawiska to koloniści niemieccy i kolej żelazna. Żyd spekulant Hirschgold zakupuje dwór z przynależnymi do niego gruntami, wycina las, gnlnta sprzedaje Niemcom Ham-merom, którzy je parcelują i obsadzają na nich całą. kolonię. Ham-merowie (ojciec i syn) ugodzili się z Hirschgoldem w ten sposób, że cenę kupna będą mu spłacać ratami; by uzyskać pieniądze na pierwszą ratę, potrzebują znacznego kapitału. Stary Hammer ma jeszcze jednego syna, który gwałtem chce zostać młynarzem, zdaje się, że z miłości dla córki bogatego młynarza Knapa w okolicy. Knap też zgadza się wydać swą córkę za mąż za najmłodszego Ham-mera wtenczas tylko, gdy stary Hammer pobuduje synowi młyn. Otóż dla pobudowania takiego młyna (wiatraka) w całej okolicy jedno tylko jest miejsce odpowiednie — grunt Ślimaka, leżący jak wiadomo na trzech pagórkach, z których jeden był najwyższy w okolicy. Niemcy więc używają wszelkich sposobów, by skłonić Ślimaka do sprzedaży swego gruntu. Po upływie dzierżawy odbierają mu łąkę — i Ślimak wskutek tego musi sprzedać znowu jedną krowę. Wlazłszy między jego zagrodę i wieś, odgradzają go od innych sąsiadów, izolują zupełnie na odludziu, pozbawiają go zarobku przy kolei, wreszcie wsadzają mu syna do aresztu za bójkę — lecz wszystko to nie może złamać uporu Ślimaka. Potężnego sojusznika w tej walce z biednym, dziewięciomorgowym chłopem zna-chodzą w stosunkach, wytworzonych przez budowanie kolei w tej CHŁOP POLSKI W ŚWIETLE POEZJI POLSKIEJ 173 okolicy. Budowanie to sprowadziło do okolicy mnóstwo ludu obcego, błędnego i niezupełnie „pewnego". Przede wszystkim panowie inżynierowie mimo swej woli i wiedzy postawili Ślimaka w fałszywe położenie względem innych włościan i wzbudzili przeciw niemu nienawiść okolicznych Żydów. Zagościwszy bowiem do jego chaty i zaopatrzywszy się w niej w potrzebne wiktuały, tak byli zachwyceni ich ludzką ceną, że poruczyli Ślimakowi wyłączną dostawę wszelkich potrzebnych artykułów. Jakiś czas Ślimak zarabiał przy tej dostawie ładne pieniądze, nie słuchając pogróżek Żydów, że im psuje zarobek, ani też nie dbając na zazdrość sąsiadów, osobliwie zaś bogatego Grzyba. Lecz gdy „geometry" z tej okolicy odeszli, a Ślimak myślał, że przy właściwej budowie kolei jeszcze daleko więcej zarobi, pokazało się naraz, że się przeliczył, gdyż Niemcy sami objęli wszystkie dostawy i wszelką robotę przy kolei, a Hammer napędził go z wozem do domu. Pozbawienie zarobku było prawdziwą klęską dla Ślimaka, lecz kolej przyniosła mu jeszcze cały szereg innych klęsk. Niedaleko jego podwórza przez rzekę przechodził nasyp i most kolejowy, a gdy raz podczas burzy rzeka wezbrała, to utworzyła przed nasypem formalne jezioro, w którym młodszy syn Ślimaka, zwabiony śpiewem Niemców, utonął. Kolej wreszcie zdemoralizowała ludność wiejską, potworzyła złodziejskie organizacje, których nici zbiegały się w ręku Żydów, a których wykonawczymi narzędziami robili się rozpustni synowie pierwszych wioskowych bogaczy. Między innymi syn Grzyba dokazuje w okolicy i kradnie wreszcie u Ślimaka jego parę koni. Utrata koni to rzeczywista ruina dla gospodarza. Nie dziw więc, że w pierwszym rozpaczliwym porywie zbił, skopał i wygnał sługę Owczarza, który nie upilnował koni. Kaleka Owczarz, któremu koło pogruchotało nogę, do tego jeszcze z niemowlęciem znajdą na ramieniu, wyrusza szukać koni, lecz idąc do późnej nocy za śladem, zabłąkał się w lesie i w śniegu, wreszcie zmęczony zasnął pod kamieniem i zamarzł wraz z sierotą. Z gminy odwożą trupy do miasteczka, gdy wtem po drodze spotyka je prowadzona do wsi szupasem „głupia Zośka", idiotka, matka znajdy. „Moja dziewucha!... Ślimak ją zamroził!... Bodaj go Bóg skarał!... Bodaj on tak zmarł!..." krzyczała Zośka, wyrywając się dozorcom i biegnąc za sankami, które w przeciwną stronę wiozły nieboszczyków, lecz wkrótce wpadła w swą zwykłą apatię. Mimo to jednak w jej sercu urosła chęć zemsty, skoro tylko z gminy ją wypuszczono, pobiegła do Ślimaka. Tu zastała nowe 174 II. Z LITERATURY CZASÓW POZYTYWIZMU nieszczęście: Jędrka wzięli do aresztu za bójkę ze sługą Hamme-rów, a Ślimakowa leżała chora. Zośka wprosiła się na noc do Ślimaków i — podpaliła im chatę i stodołę. Wszystko, czym żył, co kochał Ślimak, runęło dokoła niego; na pogorzelisku, na ziemi w nędznym chlewku obok śmiertelnie chorej żony on poczuł, że słabnie, zaczął poddawać się myśli od dawna powtarzanej przez Niemców: sprzedać grunt. Już miała być zawartą ugoda, już Ślimaka i Ślimakową przewieziono na kolonię, dokąd też zjechał Knap dla podpisania kontraktu. Ale energia umierającej żony po-dźwignęła go. Nie chcąc umierać w cudzej izbie, Ślimakowa wstała w nocy z pościeli, wywołała męża i pociągnęła go ze sobą do własnej zagrody. Nie mogę sobie odmówić przyjemności, by jeszcze raz nie zacytować obszerniejszego ustępu — ostatniej rozmowy żony z Ślimakiem. Szli w milczeniu. Dopiero nad rzeką przystanęła zmęczona kobieta i chwilę odpocząwszy, poczęła mówić: — Myślisz, że ja nie wiem, co cię Niemcy skusiły i chcesz im sprzedać grunt? lVroże nieprawda? — dodała dziko patrząc mu w oczy. Ślimak spuścił głowę. — Ty zdrajco! ty zaprzańcze!... wybuchła nagle, wygrażając mu pięścią. — Ty grunt sprzedajesz?... A to byś ty samego Pana Jezusa żydom sprzedał!... To ci się już sprzykrzyło, żeś jest uczciwy gospodarz, jako twój ojciec, i chcesz zejść na poniewierkę między ludzi? A co zrobi Jędrek? Będzie chodził za cudzą lochą... A mnie jak pochowasz? Jak gospodynię czy jak komornicę? Pociągnęła go i weszli na lód. Gdy znaleźli się na środku rzeki, Ślimakowa znowu wybuchła: —¦ Stój tu, Judaszu! — zawołała chwytając go za obie ręce. — Ty jeszcze myślisz sprzedać grunt? Ja ci już nic nie wierzę. — Słuchaj ¦— mówiła w gorączkowym rozdrażnieniu. Ino sprzedasz, Pan Bóg przeklnie ciebie i chłopaka... Ten lód załamie się pod tobą, jak nie wyrzekniesz się diabelskich myśli... Ja po śmierci nie dam ci spokoju... Nigdy nie zaśniesz, bo choćbyś zasnął, wstanę z grobu i oczy będę ci odmykała. — Słuchaj! — krzyknęła w napadzie szału. — Jak sprzedasz grunt, nie przełkniesz najświętszego sakramentu, bo uwięznie ci w gardle albo rozleje ci się krwią. — Jezu! — szepnął chłop. — Gdzie stąpisz, trawę ci spali pod nogami! — klęła nieprzytomna kobieta. — Na kogo spojrzysz, rzucisz urok i spotka go wielgie nieszczęście... CHŁOP POLSKI W ŚWIETLE POEZJI POLSKIEJ 175 — Jezu! Jezu!"— jęknął chłop. Wyrwał się jej z rąk i zatkał uszy. — Sprzedasz? sprzedasz? — pytała zbliżając swoją twarz do jego twarzy. Ślimak potrząsnął głową i rozłożył ręce. — Niech się co chce dzieje — odparł — nie sprzedam. — Choćbyś miał zdechnąć na swoim barłogu. — Choćbym zdechł. — Tak ci Boże dopomóż? — Tak mi Boże dopomóż i niewinna męka jego. Ślimakowa zachwiała się. Mąż pochwycił ją wpół i prawie zaciągnął do stajenki (str. 360-—362), wypędził stamtąd parobków Hammera i tym sposobem zerwał stosunki z Niemcami. Ślimakowa umarła tej samej nocy, a rano Ślimak, widząc, że żona już nie żyje, poczuł się tak bezsilnym w swej rozpaczy, tak złamanym na duchu, że nie myśląc o niczym więcej, położył się obok niej, oczywiście czekając także śmierci. Przeleżał tak cały dzień, dopiero ryk nie pojonych od rana krów zwabił przechodzącego mimo Żyda Jojnę Nietoperza, który przejął się tak silnie losem nieszczęśliwego' i opuszczonego przez wszystkich Ślimaka, że postanowił robić co można, by go uratować. Udał się więc do znajomego i przyjaciela Ślimaków, Grochowskiego, lecz ten zajęty właśnie czatowaniem na złodzieja, odprawił go z niczym. Stąd poczciwy stary Żyd ruszył do proboszcza i przedstawił mu los Ślimaka; proboszczowi też udało się na nowo podźwignąć nieszczęsnego i pojednać go z sąsiadami, osobliwie z Grzybem, którego syn postrzelony przez Grochowskiego przy zamierzonej nowej kradzieży, przyznaje się też do kradzieży koni Ślimakowych. Chłopski upór zwyciężył Niemców; nie potrafiwszy kupić gruntu Ślimaka i zbudować na nim młyna, tracą wszystko, sprzedają folwark Grzybowi, który żeni Ślimaka ze swą siostrą i obie te rodziny wspólnie obejmują w posiadanie ziemię, lekkomyślnie wypuszczoną z rąk przez szlachcica, wyzyskaną przez Żyda i wywalczoną od Niemców. Spodziewam się, że czytelnicy nie wezmą mi za złe tego może nieco za obszernego streszczenia Placówki; zdawało mi się jednakowoż, że jestem do tego zobowiązany wobec galicyjskiej publiczności, która czyta i zaczytuje się takimi fantastycznymi rzeczami, jak Ogniem i mieczem lub Potop, a na wzmiankę o B. Prusie aż nadto często ze zdziwieniem odpowiada: Prus ... Prus ... kto to jest ten Prus? 176 II. Z LITERATURY CZASÓW POZYTYWIZMU CHŁOP POLSKI W ŚWIETLE POEZJI POLSKIEJ 177 A teraz przejdę do szczegółowej nieco analizy pojedynczych postaci i stosunków, przedstawionych w tej powieści, oczywiście, z tym zastrzeżeniem, że nie znając życia polskiego chłopa, nie mogę też wyrokować o tym, co wiernie podchwycone przez autora, a co skomponowane. Mogę tu sądzić tylko wedle analogii z chłopem ruskim, a uwagi krytyczne mogą mieć jedynie formę pytajni-ków. III Jedną z głównych zalet powieści Placówka jest dziwna prostota i przejrzystość jej treści, mająca swe źródło głównie w prostym i przejrzystym rysunku pojedynczych postaci. Prawie każdą postać, wyprowadzoną w Placówce, ze wszystkimi jej czynami i słowami, można sprowadzić do wspólnego mianownika, a mianownik ten zawsze będzie liczbą całą, nigdy mieszaną. Czyli, wyrażając się językiem psychologa: każda postać jest niejako reprezentantem pewnego typu psychicznego pojętego jak najbardziej czysto i bez domieszek właściwości sprzecznych. Wybitniejsze postacie przeprowadza autor nie przez różne fazy rozwoju (rozwoju charakterów w Placówce wcale nie ma), lecz przez cały szereg sytuacyj i konfliktów, w których charakter ich rysuje nam się z różnych stron, w różnym oświetleniu, ale charakter zawsze ten sam, pojęty z wielką jasnością i przeprowadzony konsekwentnie aż do końca. W cichych marzeniach i gwałtownych wybuchach uczucia, w upodobaniach i nienawiści, w słowach i czynie występuje on zawsze z tą stereotypową trwałością i jednolitością, która — zdaniem moim — stanowi jeden z sekretów wielkiego powodzenia dzieła. P. Prus jest, jak wiadomo, zwolennikiem najnowszej estetyki, która stara się piękności poetyckie wyjaśnić i wytłomaczyć, sprowadzając je na arytmetyczne i geometryczne proporcje. Pamiętam, ile to kwasów między polskimi estetykami narobiła ongi analiza Farysa Mickiewiczowskiego, w której piękności języka tego utworu wyjaśniał panującą w nich proporcją „złotego cięcia" 4. Zdaje mi się, że zasady tej samej estetyki, której używa do wyjaśniania utworów obcych, służą p. Prusowi także za przewodnika przy układaniu utworów własnych: przynajmniej w planie I i charakterach Placówki wszystko wskazuje na matematyczne proporcje, wszystko jest uproszczone, ujęte w ścisłe karby i granice, niejako preparowane dla obserwacji mikroskopicznej. Nie ma co mówić o tym, że artystyczna strona utworu niezmiernie na tym zyskała i że Placówka pod względem budowy i charakterystyki każdej, chociażby najdrobniejszej postaci, jest arcydziełem. Lecz właśnie ta artystyczna skończoność, ugruntowana na zredukowaniu wszelkich ułamków i liczb mieszanych do liczb całych, na uproszczeniu wszelkich, nieraz nadzwyczaj skomplikowanych problematów psychologicznych i społecznych, nasuwa nam pewne wątpliwości, które dadzą się streścić w pytaniu: czy też autor dla celów artystycznej plastyki i jednolitości nie poświęcił zanadto psychologicznej i społecznej strony swego utworu? Pytanie to jest nadzwyczaj ważne właśnie wobec głoszonego w warszawskich czasopismach dekretu, że „psycholog ludu polskiego" urodził się i objawił w Placówce („Prawda") i że powieść ta głównie z powodu swej społecznej strony jest w literaturze polskiej zjawiskiem pierwszorzędnej doniosłości („Głos") 5. Analiza pojedynczych postaci, grup i stosunków, przedstawionych w Placówce, powinna wykazać nam, o ile w jej bohaterach możemy widzieć zjawiska indywidualne, a o ile przedstawicieli całych klas społecznych, względnie zaś, o ile można tych typów i grup, i stosunków Placówki używać jako pewnych danych dla potwierdzenia takich lub innych sądów o polskim ludzie i & polskim społeczeństwie w ogólności. Zacznijmy od figury głównej i najstaranniej przez autora obrysowanej, od zacnego Ślimaka. Oczywiście, autor chciał nam dać w nim przeciętny typ chłopa polskiego ze wszystkimi jego dobrymi i złymi przymiotami. Jest to typ melancholika, skłonnego więcej do marzycielstwa niż do czynu, pozbawionego inicjatywy i zdecydowania, lecz silnie trwającego przy tym, co raz zrozumiał i pracą swej ciężkiej myśli zasymilował. Oto jest cały wykładnik jego charakteru, od pierwszej do ostatniej sceny, od owej rozmowy z ziemią, którąśmy powyżej przytoczyli, aż do ostatniej rozmowy z sąsiadem Grzybem, w której sąsiad prawie przemocą żeni go ze swą siostrą i dyktuje mu inne jeszsze warunki. Oto jak sam autor charakteryzuje swego bohatera w jednym ze wstępnych rozdziałów: 12 — O literaturze polskiej 178 II. Z LITERATURY CZASÓW POZYTYWIZMU CHŁOP POLSKI W ŚWIETLE POEZJI POLSKIEJ 179 Dziwny był chłop ten Ślimak. Na wszystkim się rozumiał, nawet na żniwiarce; wszystko zrobił, nawet naprawił młócarnię we dworze, wszystko sobie w głowie ułożył, nawet przejście do płodozmianu na swoich gruntach, ale — niczego sam nie ośmielił się wykonać, dopóki go kto gwałtem nie napędził. Jego duszy brakło tej cienkiej nitki, co łączy projekt z wykonaniem, ale za to istniał bardzo gruby nerw posłuszeństwa. Dziedzic, proboszcz, wójt, żona — wszyscy oni zesłani byli od Boga po to, ażeby Ślimakowi wydawać dyspozycje, których sam sobie wydać nie umiał. Był on rozsądny, a nawet przemyślny, ale samodzielności bał się gorzej niż psa wściekłego (str. 35—36). Prawda, charakterystyka powyższa daje nam trochę więcej, niżby można .wywnioskować z faktów przedstawionych w powieści samej. O przemyślności Ślimaka nic się z niej nie dowiadujemy; nie umie on poradzić sobie w najprostszej kolizji, jak np. w takim wypadku, kiedy pojechawszy szukać zarobku przy budowaniu kolei, zaraz za pierwszą odmowną odpowiedzią pierwszego lepszego pisarza wraca nazad do domu zamiast pójść do samego naczelnika budowy. Upór, którym on „zwycięża" Niemców, jest to nie ten aktywny upór, który mówi: „Niech tam będzie co chce, a ja muszę dopiąć swego"; jest to upór czysto pasywny, który przy każdym nowym fakcie ma tylko wykrzyknik: „O la Boga!" lub też „Bo ja wiem". Oczywiście p. Prus właśnie w takim gatunku uporu widzi zasadniczą właściwość polskiego chłopa. Niech tam Niemcy będą sobie rozumniejsi, niech Żyd będzie sprytniejszy i nieprzebierający w środkach; ale „na upór chłopa nie przemogą". Mimo to jednak upór ten okazuje się nadzwyczaj słabą i nikłą podporą Placówki, gdy idzie w parze z owym brakiem „silnego postanowienia", owej niemieckiej „Tatkraft", który słusznie zarzuca Ślimakowi młynarz Knap i który p. Prus w swej powieści zaakcentował jeszcze silniej niż ów pasywny upór. Kiedy żona domaga się od niego, by kupił trzecią krowę i wyarendował od pana kawał łąki, o czym i sam on od dawna marzył — to ta „nagła zmiana w gospodarstwie wydała mu się czymś potwornym" i krzyknął do żony: „Złe w ciebie wstąpiło, czy co?" i potem jeszcze długi czas stęka i biada, nim się odważy wreszcie wydobyć ze skrzyni trzydzieści rubli dla zapłacenia za krowę. Kiedy we wsi zaczynają się kradzieże, a złodzieje nawet jemu samemu grożą, że go obkradną, on długi czas namyśla się i układa plany kupienia kłódki do stajni, dopóki wresz- cie koni rzeczywiście nie skradziono. Ten brak decyzji i własnej woli, która lubi zasłaniać się mglistymi argumentami, zapożyczonymi z głuchych wieści obiegających między ludem, uwydatnił Prus jeszcze dosadniej i bodaj czy nie przesadnie nawet w scenie, gdzie dziedzic ofiaruje Ślimakowi za 120 rubli łąkę, wartującą przeszło 200 rubli, a tak niezbędną dla Ślimakowego gospodarstwa, a Ślimak nie chce jej kupić, nie poradziwszy się z żoną, i wymawia się sam przed sobą tym, że, być może, niezadługo znowu będą dzielić grunta, a kto wie, może nawet i pan dlatego tylko tak tanio chce sprzedać łąkę, by ją później nie musiał całkiem za darmo oddać. Nie wiem, czy rzeczywiście scena podobna jest możliwą wśród polskiego ludu, lecz nawet w takim razie p, Prus bodaj czy nie przesolił nieco, a już na pewne przerobił, czyniąc ją głównym węzłem powieści, źródłem dalszych losów bohatera. Bo przecież to rzecz pewna, że gdyby ślimak był wówczas kupił łąkę, to kolonizacja niemiecka wcale nie byłaby dla niego tak straszną i mógłby był spokojnie trwać na swym stanowisku, nie szukając i nie lękając się konfliktów z Niemcami — tak przynajmniej możemy sądzić z dalszego przebiegu powieści. Jakaż więc wypada suma z dodania tych dwóch zasadniczych właściwości polskiego chłopa: biernego oporu i ogromnej nieporadności, i braku decyzji? Rezultat z góry przewidzieć można — jest on zero. Co bierny upór chciałby utrzymać, to nieporadność utraci i z rąk wypuści. Jeżeliby przeciętny chłop polski był takim, jakim go przedstawia ee, żeby mu dobrze było na świecie, i jeszcze chce żyć tak, jak jemu się podoba, a nie tak, jak mu inni każą", (str. 188). Prócz ekonomicznej potrzeby widzilmy tu i silne poczu- cie indywidualnej niezależności, owej Tatkraft, której brak zarzuca Niemiec polskiemu chłopu. Koloniści rozłożyli się taborem za rzeką. Już Niemcy wozy płótnem kryte uszykowali w kwadrat, tworząc z nich jakby parkan, wewnątrz którego stoi bydło i konie, a zewnątrz kręcą się ludzie. Ten wydobywa przenośny żłób na czterech nóżkach i stawia go przed krowami, inny wsypuje tam obrok z maniaka, inny z wiadrami idzie po wodę do rzeki. Kobiety wynoszą spod płacht żelazne kociołki i woreczki legumin, a gromada dzieci biegnie do jarów po opał ...Wczoraj jeszcze pole to było puste i ciche, a dziś — istny jarmark. Ludzie nad wodą, ludzie w jarach, ludzie w zagonach. Tną krzaki, znoszą wiązki chwastu, palą ogniska, karmią i poją bydło. Już jeden Niemiec otworzył kramik na wozie i widać handluje, bo koło niego ciśnie się tłum kobiet i wyciąga ręce: ta po sól, tamta po ocet, inna po cukier. Już kilka młodych Niemek porobiło kołyski z płacht na widełkach i jedną ręką szumują zupę w kotłach, drugą huśtają płachty. Już znalazł się i konował, który ogląda nogę podbitej szkapie, już i cyrulik, który goli na stopniu wozu starego szwaba. — Miarkujesz ty, Maciek — mówi Ślimak do Owczarza — jak ony prędko robią? Od nas z chałupy przecie bliżej do jarów niż zteda, a od nas idzie się po chwast na pół dnia. Te ci zasie pary uwinęły się we dwa pacierze. Albo przypatrz się, jak ony kupą wszystko robią? Przecie i nasi ludzie bywa, że wyjdą gromadą; ale każdy krząta się sam za siebie i naczęści odpoczywa albo jeszcze innym przeszkadza. Te zaś psiekrwie tak jakosik zwijają się, jakby jeden nagieniał drugiego. Nie spróżnujesz, choćby cię kładło na ziemię, bo ci jeden tka w garść robotę, a już drugi na nią czeka i pili, żebyś kończył. Sokoli wzrok Ślimaka — dodaje od siebie autor — w pół godziny odkrył dwie tajemnice nowożytnej pracy: pośpiech i organizację (str. 192—194). Wkrótce też i inne cnoty odkrywa Ślimak u szwabów. „U nas ludzie, jak się pogniewają, to już nie wysłucha jeden drugiego; te zaś pary choć się gniewają, to zawdy jeden drugiego wyrozumie i zrobi spokój" (str. 196). Lectz rzecz oczywista, że wszystkie te cnoty i przymioty, same po sobie dobre i chwalebne, wszystkie te zabytki wyższej kultury stają się czymś strasznym i fatalnym, gdy występują do konkurencji z tak niewprawnym i nisko uorganizfowanym współzawodnikieim, jakim jest chłop polski. Chociaż w moralnym względzie nie możemy Niemcom niczego zarzucić, chociaż ich solidarność, wytrwałość i organizacja wzbudza nasz podziw, mimo to jednak współczując całym sercem 190 II. Z LITERATURY CZASÓW POZYTYWIZMU z tym ciemnym, słabym i dobrym jak dziecko chłopem polskim, uczuwamy jakąś instynktowną odrazę i niechęć do tego obcego, chociaż i wyżej Stojącego elementu, który wchodzi na 'ziemię uprawioną potem i łzami polskiego chłopa, staje na niej od razu silnym taborem jak ongi zagony krzyżackie, buduje fortece przy śpiewie zwycięskich pieśni, jak w kraju zdobytym, i z którego nawet najszlachetniejsza jednostka (córka bakałarza) bez wahania i jak rzecz całkiem naturalną na pytanie, czy Niemcy nie mają własnego kraju, że przyfchodzą do obcego, daje odpowiedź: tu nasz; kraj! Tę właśnie potęgę niemieckiego elementu niejasno, instynktowi odczuwają od pierwszej chwili chłopi; od pierwszej chwili Niemcy spadają na wieś jak zmora. Co to jest zmora? Jest to poniekąd fikcja, refleks dolegliwości fizycznej na uśpioną stronę psychiczną człowieka — a mimo to refleks ten potrafi uprawiać nieraz potężne i nadzwyczaj męczące emocje senne. Tak samo "wystarczy samej obecności Niemców, żeby cała wieś polska czuła się niejako zwyciężonym hufcem i żeby między chłopami wybuchły kłótnie, wzajemne podejrzenia i niesnaski, jednym słowem ta demoralizacja, jaka zwykle powstaje' w zwyciężonym obozie. Dosyć najmniejszej przyczyny; żeby Ślimak zdjął kapelusz przy śpiewie Niemców lub żeby jego syn iz ciekawości parę razy zaszedł na kolonię, a już cała wieś podejrzywała go, że aię zbratał z Niemcami, i odwraca się od niego. Lecz co gorsza, a przy takim stanie rzeczy 'całkiem naturalna historia, że wobec tej powszechnej niemocy i dezorganizacji najgorsze elementy: Żyd-arendarz i chłop-lichwiarz — wysuwają się na pierwszy plan, nabierają największego wpływu i starają się łowić rybę w mętnej wodzie. Żal, że p. Prus, ograniczywszy swój przedmiot w celach artystycznych, nie rozszerzył właśnie tutaj ramek swej powieści, nie dał nam dokładniejszego obrazu życia społecznego, gminnego w całej wsi i wpływu niemieckiej kolonii na to życie. Zdaje się, że tutaj miałby był najlepszą okazję wyprowadzić na scenę nie tylko takie pośrednie wpływy, jakie zaznaczył w opowiadaniach starej Sobieskiej o naradach chłopów u Josiela (str. 197—198), ale i bezpośrednie konflikty dwu sprzecznych elementów w życiu gminnym, w stosunkach z władzami itp.9 Pomimo że Niemcy, jakeśmy wyżej zauważyli, na Ślimakową placówkę nde czynią żadnych bezpośrednich ataków, lecz tylko po- I CHŁOP POLSKI W ŚWIETLE POEZJI POLSKIEJ 191 średnio ją izolują i odcinają jej dopływ żywych soków ekonomicznych, to nie potrzeba zapominać, że bliskie sąsiedztwo obcego ludu z zagrodą Ślimakową wobec polskich zwyczajów musi być dla „placówki" nadzwyczaj uciążliwym i przykrym. Wspomnijmy tylko to, co mówi Ślimak o pańskiej łące: „dziś nasze bydlę z tej samej łąki szczypie trawę za darmo, a jak zapłacę czynsz, to już nie będzie za darmo" (str. 32), i wspomnijmy wobec tego żelazną konsekwencję Niemców, którzy wprawdzie swemu bydlęciu nie dadzą uszczypnąć 'cudzej trawy, ale też i swego źdźbła nie podarują, gdy je cudze bydlę uszczypnie. Wspomnijmy niemiecką punktualność w dotrzymywaniu słowa i w czynie, a tak sprzeczne z nią polskie „jakoś to będzie" i „bo ja wiem". Wszystko to przy bliskim isąsiedztwie musiałoby doprowadzić do 'tysiącznych konfliktów, swarów i nieprzyjemności, w których Ślimak przy swym miękkim sercu i miękkiej, niewyszkolonej naturze zawsze miałby ulegać i szkodę ponosić. Reasumując nasz sąd o Niemcach, musimy powiedzieć, że chociaż p. Prus nie narysował nam wpływu-ich kolonizacji wszechstronnie, nie wyprowadził na scenę bezpośredniej walki elementu germańskiego ze słowiańskim na polu życia społecznego i kulturowego (z wyjątkiem isłabo zarysowanej walki ekonomicznej), to mimlo to Kilkoma trafnymi rysami potrafił zaznaczyć dosadnie różnicę charakterów narodowych i niemożliwość wytrzymania takiej walki ze strony chłopa polskiego. Na tym moglibyśmy zakończyć te uwagi o książce p. Prusa, chociaż i one są dalekie od wyczerpania bodaj wszystkich ważniejszych, poruszonych przez nią zagadnień. Nieteh nam jednakowoż wolno będzie na zakończenie zrobić jeszcze parę uwag o dwóch postaciach, zajmujących bardzo ważne miejsce w Placówce, a mianowicie o żonie Ślimaka i o jego słudze Maćku Owczarzu. Ślimakowa to jeden z najświetniejszych typów kobiecych całej beletrystyki polskiej, to właściwa bohaterka w wojnie obronnej przeciw Niemcom, bohaterka, która nie tylko za życia podtrzymuje swego męża i kieruje nim tak, jak tego wymagają ogólne interesa gospodarstwa, ale nawet po śmierci swej nie przestaje strzec tej placówki, nie dozwala, by ona przeszła w niemieckie ręce. Nie wiem, o ile postać ta wzięta jest z rzeczywistości, a ile w niej krystalizującej pracy samego autora. Żal tylko, że p. Prus nie spróbował nawet napomknąć nam cokolwiek o genezie podobnego typu. Skąd biorą się wśród ludu takie kobiety, które gdyby j,i 192 II. Z LITERATUBY CZASÓW POZYTYWIZMU rzeczywiście umiały stać się moralnym typem kobiety polskiej, stanowiłyby rzeczywistą, silną przyszłość narodową w przeciwstawieniu do mężczyzn? Jedyna młoda kobieta obok Ślimakowej wyprowadzona na scenę, służąca Magda, przedstawioną jest całkiem powierzchownie i szablonowo i wcale nie daje nam podstawy dla wyrobienia sobie sądu o tym, jaką ona będzie, gdy wyjdzie za mąż i stanie się samoistną gospodynią. Postać Maćka Owczarza, służącego Ślimaków, jest może najbardziej oryginalna, lecz bodaj czy najmniej realna w całej powieści. O nim można powiedzieć, co Heine powiedział o Tyrolczykach: herzlich gut, aber herzlich dumm. Jego dobroduszność, pokora, posłuszeństwo i poświęcenie dla dobra gospodarza dochodzą do granic nieprawdopodobieństwa. W jego duszy nie doznał autor and krzty tej zawiści i złości, jaka zwykle kryje się na dnie duszy ludzi upośledzonych losem, kalek i biedaków i której nawet lata dobrobytu zupełnie wyplenić nie potrafią. Natomiast autor w jednym miejscu (str. 148—151) Wkłada w usta tego umysłowego niemowlęcia słowa pełne wysokiego poetycznego polotu i wcale niechłopskiej wiedzy, krótki ale treściwy przegląd historii szlachty polskiej. Krytycy warszawscy słusznie zarzucili autorowi w tym miejscu „wypadnięcie z roli" — więc nie będziemy się wdawać w jego bliższą analizę 10. Kończąc te uwagi możemy śmiało powiedzieć, że literatura polska dumną być może z tego1 dzieła, które oby stanowiło początek powszechniejszego i trwałego zwrotu polskiej beletrystyki ku własnemu ludowi. Tylko tam, w tym „własnym gruncie" może ona znaleźć źródło żywej Wody i nieprzebrany skład oryginalnych a ważnych, żywych i cały ogół interesujących tematów, interesujących nierównie więcej i nierównie słusznej niż te oklepane i na tysiączne sposoby przemielone historie miłosne pięknych panienek i paniiczów, po których przeczytaniu, mimo całej ich psychologicznej finezji, człowiek zazwyczaj zostaje takim mądrym, jak i przedtem był. Chłop polski w świetle poezji polskiej („Placówka", powieść Bolesława Prusa, Warszawa 1886) CHŁOP POLSKI W ŚWIETLE POEZJI POLSKIEJ 193 1 „Ruch", Lwów 1887, zeszyty 9, 10, 11, 12, 13. 2 Trudno ustalić, kiedy i gdzie wyrzekł Berwiński te słowa. Można jedynie przypuszczać, że Franko nie zgadzał się z końcowymi wywodami Berwińskiego zawartymi w jego pracy Studia o literaturze ludowej (Poznań 1854), w której dowodził, że lud nie stanowi w społeczeństwie potęgi samodzielnej, nie posiada samoistnej twórczości ducha, a jedynie reproduktywną, że powtarza i przetwarza tylko to, czego się nauczył od księży, szlachty i władzy politycznej kraju (t. II, s. 216). 3 Sprawę tę Franko znał doskonale z autopsji i przedstawił ją w wielu własnych utworach, gdzie bohaterami byli chłopi i proletariusze wywodzący się bezpośrednio z warstwy chłopskiej pozbawionej ziemi. W swym artykule Potęga ziemi w powieści współczesnej („Myśl" 1891, nr 10—13), poświęconym głównie La terre Emila Zoli oraz Własti ziemli Gleba Uspienskiego, Franko solidaryzuje się z poglądami pisarza rosyjskiego dowodząc, że właściwą treścią życia ludu wiejskiego, prawdziwą siłą ożywczą jest potęga ziemi panująca nad jego rozumem i sumieniem, ogarniająca całe istnienie chłopa. 4 Aluzja do analizy Farysa danej przez B. Prusa w „Kraju" (1885, nr 46), w której pisarz zademonstrował wyjaśnienie języka i formy poetyckiej wiersza przy pomocy „arytmetycznych i geometrycznych proporcji". 5 Świętochowski pisał („Prawda" 1886 nr 32, Liberum veto): „Są w nim [tj. klejnocie, jak nazwał Placówką] ustępy genialne mogące ozdobić koronę najdumniejszej literatury, a całość okazuje tak głębokie wniknięcie w myśli i uczucia chłopa, jakiego dotąd u nas nikt nie osiągnął". A oto słowa J. Kotarbińskiego: „Więc chociaż odział swą powieść w szarą świtkę prozy, chociaż czasami zbliża się do ludowej gwary, jednakże stworzył chyba epopeję chłopską, poruszywszy najważniejsze zagadnienia wiejskiego bytu w związku z losami społecznej całości" („Głos" 1886 nry 2, 3, 4, 5). 6 Również Zoli zarzucał Franko, że jego sąd o chłopach w La terre jest błędny, gdyż nie dostrzegał on czysto ludzkich, towarzyskich i sąsiedzkich stosunków, pominął miłość, przyjaźń, bezinteresowną radość, pozbawił chłopa poezji, pieśni, obyczajów. Pisarz francuski nie dostrzegł ani jednego światłego punktu na horyzoncie egzystencji chłopskiej. (I. Franko, Potęga ziemi w powieści współczesnej, „Myśl" 1891, nry 10, 11, 12, 13, Kraków). 7 Pogląd Franki na sposób przedstawienia stosunku dworu do wsi w Placówce pokrywał się w zasadzie z opiniami krytyków polskich. J. Kotarbiński zauważył, iż Prus potraktował tę sprawę z felietonową ironią (filantropia dworska, paplanina frazesów), kreśląc przepaść obyczajową dzielącą obie strony, które się wzajemnie nie rozumieją, oraz lekkomyślność dworu i niezrozumienie ważnych obowiązków wobec kraju („Głos" 1886, nr 4). W sposób radykalny i jednoznaczny ustosunko- 13 — O literaturze polskiej 194 II. Z LITERATURY CZASÓW POZYTYWIZMU wał się do tego zagadnienia A. Swiętochowski stwierdzając, że po nieudanym kierowaniu losami narodu przez szlachetczyznę „zaczęliśmy rzucać promienie światła w ciemną otchłań życia ludu", demaskując bohaterów „dobrej krwi", którzy „kurczą ojczyznę" sprzedając własne majątki na cele germanizacyjne („Prawda" 1886, nr 32 oraz 1890, nr 37). Najbardziej radykalne wnioski wysuwa w tej kwestii Z. Heryng, który widzi możliwość zespolenia warstwy szlacheckiej i chłopskiej tylko pod warunkiem podporządkowania tego, co zwyrodniałe i bezsilne, temu, co potężne i żywotne („Głos" 1886, nr 4, Prus contra Prus). Z ironią i niechęcią natomiast potraktował wymowę społeczną Placówki Teodor Jeske-Choiński: „Ma to znaczyć: patrz, lekkomyślna szlachto, jaką podłą jesteś i nikczemną! Dlatego, że młodej żonce twojej nudno na wsi, że tęskno jej za Warszawą, za balami i zabawami, rzucasz w paszczę przybłędów, wrogów ojców swoich mienie, sprzedajesz Judaszom przodków swoich dziedzictwo, «kurczysz ojczyznę*. Zdrajco! O ile wyższym od ciebie jest mizerny chłop marzący przez całe życie o tym, aby raz dobrze wypoczął!... Ucz się szlachcicu od «chama» miłości do ziemi, która ciebie wydała i wyniańczyła!" (Typy i ideały pozytywnej beletrystyki polskiej, Warszawa 1888, s. 108—112). 8 Kasper Cięglewicz (1807—1886) był konspiratorem i w latach 30-ych XIX w. pisał pieśni ukraińskie o treści rewolucyjnej. 9 Na niedostateczny obraz życia społecznego w Placówce zwraca uwagę również P. Chmielowski: „Troszkę może zacieśnione są stosunki, wśród których żyje Ślimak; może by roztoczenie szersze zarysu życia gromadzkiego przyczyniło się do większego urozmaicenia" (P. Chmielowski, Nasi powieściopisarze, seria druga, Kraków—Petersburg 1895, s. 380—381). 10 Franko solidaryzuje się z zarzutem Kotarbińskiego, który pisał: „... w tym miejscu raz jeden w powieści Prus dał się unieść tendencyjnej szkapie, która pogalopowała za granicę przedmiotowości. Zapomniał, że mówi "Owczarz biedny, cichy pachołek, ale kazał mu od siebie prawić rzeczy wprawdzie piękne i głębokie, które w ustach parobka brzmią tak samo nieprawdziwie, jak francuska paplanina pomiędzy dziewkami od krów w oborze" (J. Kotarbiński, B. Prus — „Placówka", „Głos" 1886, nr 4). H A O — NOWE Są dwojakie utwory poetyczne — bez względu na szkołę, do jakiej się liczą, bez względu na przedmiot, jaki opracowują. Są utwory o horyzoncie ponurym, ciężkim, o kolorycie przytłumionym, uderzające natomiast głębią obserwacji i stawiające przed duszą czytelnika na ostrzu noża największe i najboleśniejsze zagadki bytu. Są znowu inne, pełne słońca i powietrza, ogrzane łagodnym ciepłem, o konturach mniej wyraźnych, a więcej delikatnych, pozostawiające w umyśle ślad podobny do wrażenia, jakie odbieramy z dotknięcia miękkiej ręki kobiecej. I gdy utwory pierwszego rzędu zawsze pozostawiają w naszym umyśle ciężkie, potężne wrażenie — czy tytuł ich brzmi Antygona, Don Kiszot, Król Lear, Świętoszek, Faust, Martwe dusze lub Germinal, natomiast utwory dru- . giej kategorii działają uspakajająco, łagodzą nasze namiętności, wzmacniają wiarę w dobroć natury ludzkiej i miłość ku przyrodzie. Jeszcze raz powtarzam, że nie mam tu wcale na myśli różnicy szkół i kierunków — idealizmu i realizmu, ale kładę główny nacisk na indywidualność autorską, której utwory owe wypływem; wyjaśni się to jeszcze lepiej, gdy pierwszemu szeregowi przykładów przeciwstawię szereg drugi: Odyseję, Szalonego Orlanda, Natana mędrca, Wilhelma Telia, Dombeya i syna, Pana Tadeusza, Rudina itp. Zdaniem moim szkoła literacka, do której ten lub ów autor należy, bardzo małą ma wagę przy ocenianiu pism autora. Szkoła daje mu przeważnie tylko formę, metodę obserwacji świata rzeczywistego. Treść, ducha, myśl musi autor wnieść sam, i te tylko czynniki stanowią o jego wartości i talencie. Do utworów drugiej kategorii należą też Nowele Hajoty, mło- 13* 196 II. Z LITERATURY CZASÓW POZYTYWIZMU dej autorki, która od razu umiała zdobyć sobie powszechną sympatię czytającej publiczności, nie tylko polskiej; niektóre jej rzeczy były już tłumaczone na język rosyjski i niemiecki. Rozumie się, jeżeli zaliczam utwory jej do tej samej kategorii co Odyseję, Pana Tadeusza itp., to nie chcę przez to wcale stawić ich na jedną deskę z tymi arcydziełami; podobieństwo widzę tylko w zasadniczej nucie, w sposobie patrzenia na świat i na ludzi, w tym poglądzie jasnym i pogodnym, w tej miękkości i delikatności traktowania przedmiotu. Do jakiej szkoły literackiej należy Hajota? Pytanie to szczególnie wobec utworów tej drugiej kategorii wydaje się omal bezprzedmiotowym. Każda szkoła może w utworach tego rodzaju znaleźć swoje pierwiastki i każda postąpi jednostronnie, jeżeli zechce je sobie zupełnie przywłaszczyć. W nowelach Hajoty widzimy postacie wzięte żywcem ze świata rzeczywistego, motywa psychiczne i momenta życiowe, których by się nie powstydził żaden realista, lecz przy tym sposób traktowania przedmiotu wcale odmienny od tego, jakim się posługują realiści, sfera i potęga obserwacji dość ograniczona i ta, charakterystyczna dla wszystkich prawie polskich pisarzy nowszych czasów, skłonność nie tyle do idealizmu, ile do idealizowania, tj. do upiększania, uszlachetniania tego, co w rzeczywistości wcale takim nie jest, i do pomijania tych stron i zjawisk życiowych, których w ten sposób uszlachetnić nie można. Idealizowanie to nie ma niczego wspólnego z idealizmem, tj. z dążeniem do ideału i z myślą przewodnią samych utworów beletrystycznych. Idealizm jest rzeczą konieczną w każdym utworze sztuki, który nie ma być czczą zabawką, lecz ma służyć istotnym umysłowym potrzebom społeczeństwa; idealizowanie zaś jest poniekąd fałszowaniem rzeczywistości i jako takie nie może być dla społeczeństwa korzystnym. Z tego też punktu, zdaniem moim, można zrobić główny zarzut utalentowanej autorce Nowel: za mało w nich idealizmu, tj. przewodniej myśli społecznej i ogólnoludzkiej, a za wiele idealizowania. Zastrzegam się z góry, że nie mówię tego 0 wszystkich w obecnym tomie umieszczonych nowelach, a tym mniej o wszystkich utworach Hajoty. Mam tu na myśli głównie najstaranniej przez autorkę opracowane nowele: Ślubna obrączka 1 Przeciągnięta struna. W obu tych utworach autorka przedstawiła postacie kobiece (o typach tu ani mowy nie ma), jeżeli niezupełnie HAJOTA — NOWELE 197 wymarzone, to przynajmniej wyjątkowe i nadto postawione wśród warunków również wyjątkowych, poniekąd nawet do prawdy niepodobnych. Postacie te przedstawione są od razu gotowymi, bez najmniejszej próby genetycznego wyjaśnienia i stają się bohaterkami tylko dzięki zbiegowi szczególnych okoliczności, wcale nie leżących w zwykłym porządku rzeczy. Bo proszę sobie przedstawić taki stan rzeczy: W Warszawie żyje znakomity i wielce wzięty lekarz, człowiek wielkiego rozumu i serca. Człowiek ten ma żonę, osobę dziwnie wątłą, delikatną i cudną, z którą niepodobna się było obchodzić jak z człowiekiem, lecz jak z kwiatem lub filigranowym cackiem (str. 40). Jest ona przez całe życie „ślicznym, niepraktycznym dzieckiem", niczego nie robi, na niczym się nie zna, nie rozumie nawet elementarnych spraw życiowych. „Teraz coraz mniej jest takich istot" — mówi autorka. „Była ona jednym z ostatnich pieścidełek losu, jakie się dawniej nazywały kobietą" (str. 45), Oczywiście, autorka poczuwa, że postać to bardzo wyjątkowa i wzięta raczej z powieści francuskich dawniejszej daty (E. Sue) niż z warszawskiego gruntu. Ta wyjątkowa matka ma również wyjątkową córkę — bohaterkę noweli Ślubna obrączka. Co prawda, charakterystyka tej córki, Karoliny, jak to w ogóle bywa z wszystkimi idealnymi postaciami, wypadła nieco poplątana i niewyraźna. Karolina pod wpływem wychowania ojca (mającego ogromną praktykę lekarską!) „rośnie na czynną, energiczną i stanowczą kobietę, ma coś męskiego na dnie swego charakteru", chociaż zarazem „roztkliwia się z łatwością, lubi pielęgnować dzieci i wszystkie słabe istoty i marzy o poświęceniach dla ukochanych jak o największych rozkoszach" (str. 41). Ta czynna, energiczna i stanowcza dziewczyna z tkliwym sercem kobiecym w 18-tym roku życia ...nie miała żadnych pragnień, żadnych marzeń właściwych młodym dziewczętom, bo jedynym jej dążeniem, jedynym ideałem było zapewnić wygodną starość matce i stworzyć swobodniejszą młodość nadra-stającej siostrze. Dla niej tylko śni ona o małżeństwie, o szczęściu domowym, o ślicznych dziecinkach; w sobie widzi tylko narzędzie tego wszystkiego, maszynę itp. (str. 55). Gdy zwykła dziewczyna widziałaby osiągnięcie wszystkich tych pięknych rzeczy w zamążpójściu, to Karolinie „nie przeszło nawet przez głowę, że jest młodą i ładną i że może się podobać mężczyź- 198 II. Z LITERATURY CZASÓW POZYTYWIZMU HAJOTA — NOWELE 199 nie". Jak widzimy, wcale niezwykły okaz 18-letniej młodej i ładnej warszawianki. Otóż mając takie dwa wyjątkowe charaktery, autorka przedsiębierze z nimi następujące operacje. Przede wszystkim umiera nagle ojciec Karoliny, pozostawiając żonę-cacko, Karolinę i młodszą córkę-dziecko. Z majątku ojca pozostają tylko drobne okruchy, z obszernych znajomości i stosunków, jakie miał w świecie •— nie pozostaje nic a nic. Autorka strąca od razu trzy kobiety z raju na jakąś wyspę ludożerców, na której tylko za pomocą ostatecznych wysiłków Karoliny mogą się utrzymać przy życiu. Karolina szuka lekcyj, by swym zarobkiem wypełnić luki w budżecie, i oto trafia się jej lekcja korzystna, ale z warunkiem, by osoba, która ma udzielać tej lekcji, była zamężną. Niedługo myśląc, Karolina dla utrzymania matki i siostry zaślubia ukradkiem starego Strze-mieńczyca, 85-letniego kawalera, kolegę jej dziadka. Los chce, że ofiara jej wkrótce staje się zbędną, gdyż matka i siostra umierają, i tenże sam los chce, by stary Strzemieńczyc żył jeszcze 21 lat od chwili ślubu, tak że Karolina przez jakich 13 lat skazaną jest na pielęgnowanie iście odstraszającego i ledwie żywego kościotrupa 2. Oto treść Ślubnej obrączki i już z tego szkieletu każdy pozna, że treść ta cała osnutą jest na zbiegu samych wyjątkowych i nieprawdopodobnych okoliczności. I po co? w jakim celu? o co szło autorce? O to chyba, by przedstawić idealną kobietę, pełną poświęcenia iście bezprzedmiotowego, która też jedynie wskutek swej ślepej pasji do poświęceń traci swój wiek i swe siły. Przyznam się, że ani społecznej myśli, ani psychologicznej prawdy w tej kompozycji dojrzeć nie mogę: że mimo staranności opracowania i wielu w istocie pięknych wstępów, całość noweli wydaje mi się chybioną 3. Mniej nieprawdopodobną, ale nie mniej wyjątkową naturą jest Ela, bohaterka noweli Przeciągnięta struna. Oto jak charakteryzuje ją autorka ustami bohatera opowiadania: Nigdzie w Warszawie (czy tylko w Warszawie) nie spotykałem takich dojrzałych panien (Ela ma 26 lat), które by nosiły wieńce z bławatków na czole, rozpuszczały włosy poniżej kolan, które czy to pijąc herbatę, czy krając chleb, wyglądałyby zawsze jak przed chwilą spadłe z obłoków i za chwilę wznieść się tam mające, które robiłyby wrażenie jakichś istot odrębnych, żyjących w swojej własnej, dla innych niemożliwej (! ?) atmosferze, w nieokreślonych, niepochwytnych, zakry- tych dla zwykłych umysłów barwach, woniach, światłach i cieniach... Ela była romantyczną w każdym calu; bohaterką przeżytych już romansów, w dodatku stała już poza progiem tej szczęśliwej, pierwszej młodości, w której różowym oświetleniu każde dziwactwo wydaje się nowym urokiem, a pomimo to nie była śmieszną (?). Było coś na wskroś szczerego w jej przesadnym sentymentalizmie, tyle nieopisanego wdzięku w każdej jej ekscentryczności, tyle przy tym smutku, tęsknoty, żalu i dobroci wyglądało na ten świat boży przez jej szafirowe, śliczne oczy, że mimo woli trzeba się było zachwycać nią, ruszając ramionami, i litować, irytując zarazem (str. 325—326). Jak widzimy, autorka dobiera najsprzeczniejszych kolorów i rysów, by nam przedstawić tę postać, a mimo to charakterystyka jej wcale do szczęśliwych zaliczoną być nie może — bodaj czy nie dlatego, że postać ta całkiem nierealna i fantastyczna. Nazwałem ją mniej nieprawdopodobną od Karoliny, gdyż nie znając dokładnie społeczeństwa polskiego, 'tych stron, które opisuje autorka (w naszych stronach niczego podobnego do Eli nie spotkałem), przypuszczać mogę, że pod wpływem dawniejszej słodkawo-sentymentalnej idealizacyjnej literatury romantycznej mogła się wyrodzić podobna istota. Że to nie jest i nigdy nie był typ społeczny, że takie istoty, jeżeli kiedy były ¦— były zawsze wyjątkowymi, to czuje sama autorka; że Ela odrysowana jest nie z realnej istoty, ale jest wytworem fantazji, za tym zdaje się przemawiać zupełne milczenie autorki o tym, skąd się mógł wziąć i jakim sposobem mógł wyróść podobny egzotyczny kwiatek na twardej glebie polskiej wioski i smutnych stosunków familijnych. Otóż ta Ela, panienka 26-letnia, żyjąca w domu obcym na łasce dalekich krewnych, bez zajęcia, bez żadnych wyższych czy niższych interesów, kocha się potajemnie w kuzynie, młodym adwokacie warszawskim, człowieku tuzinkowym i nie dającym najmniejszego pożywienia jej romantycznym marzeniom. Kuzynek mimo niektórych dość wyraźnych wskazówek nie domyśla się jej miłości, namawia ją, by szła za mąż za innego, żeni się wreszcie z również jak on sam tuzinkową panienką, która po kilku latach czuje się z nim nieszczęśliwą. Los chce, że kuzynek dostaje ataku apoplek-tycznego i traci głos, co dla adwokata jest ogromną klęską (chociaż nie taką straszną, jak przedstawia autorka, bo pozostają mu sprawy cywilne, najzyskowniejsze). Uleczyć go może chyba nagłe wzruszenie, przestrach itp. Usłyszawszy o tym od jego żony, Ela I 200 II. Z LITERATURY CZASÓW POZYTYWIZMU poświęca swe niepotrzebne życie i zabija się w jego obecności wystrzałem z rewolweru. I tutaj mnóstwo prześlicznych szczegółów, delikatność konturów i cieniowania, nie skupia chybionego założenia, nie może zakryć wielu sprzeczności w charakterze bohaterki. I tutaj, jak w Ślubnej obrączce, widzimy to samo bezcelowe i bezprzedmiotowe poświęcenie się kobiety wyjątkowej — rzecz, która nie jest zdolną obudzić naszej pełnej sympatii dlatego, że od razu widzimy braki i w samym założeniu i zamiast współczuć z tragicznym losem podobnych istot, irytujemy się raczej nad ich nierozsądkiem. A irytujemy się nie dlatego, jakobyśmy byli zaciekłymi materialistami, niezdolnymi wznieść się na wyżynę podobnych charakterów, ale raczej dlatego, że widzimy tutaj bezcelowe marnotrawienie sił i uczuć ludzkich, gdzie równocześnie nie staje tych sił i uczuć na inne, daleko szczytniejsze i świętsze cele. Żartem, osnutym na również nieprawdopodobnej podstawie, jest Kwiat paproci pana Leonarda. Pan Leonard — wzór dandysów warszawskich, człowiek, choć poniekąd inteligentny, chce znaleźć kwiat paproci. Po co? — nie wiemy i pojąć nie możemy, jak człowiek, który ukończył bodaj niższe gimnazjum, może na serio nie wiedzieć, że paproć nie kwitnie, lecz rozmnaża się za pomocą sporów. Perłą całego zbioru obecnego jest, zdaniem moim, prześlicznie wykonana i głęboko pomyślana rzecz Nemezys serca. Bez cienia idealizowania przedstawia nam tu autorka starego, na nogi sparaliżowanego skąpca Skulskiego, który przez całe swe życie systematycznie wysuszał swe serce, tłumił w nim wszystkie ludzkie uczucia i porywy — po to jedynie, by na starość w swej niemocy popaść pod władzę rozpustnego i brutalnego chłopaka Hurka, który go maltretuje, zaniedbuje i tumani, wyłu4za u niego pieniądze na hulanki, a wreszcie pozostawia bezpomocnego kalekę w Botanicznym ogrodzie wieczorem i na deszczu, a sam idzie na spotkanie z jakąś sylfidą. Stary skąpiec po bezskutecznej próbie wyjścia z ogrodu pada w błoto i umiera. Hurek zaś wykrada jego pieniądze i ulatnia się. Mimo całej „realistycznej" niepojętności przedmiotu, autorka umiała opracować go z takim talentem, natchnąć każdą stronicę takim serdecznym ciepłem i czysto ludzkim uczuciem, że cała rzecz robi nadzwyczaj czyste i silne wrażenie. Nemezys serca najwymowniej świadczy o niezwykłym i ory- HAJOTA — NOWELE 201 I ginalnym talencie autorki, której też z całego serca życzymy, by dalej postępowała tą samą drogą — odzwierciedlenia rzeczywistych ludzi i stosunków za pomocą swej nadzwyczaj sympatycznej obiektywy. Do tej samej kategorii rzeczy realnych, bez żadnej idealizacji, należą też Wymarzone spotkanie i Ostatni koń, chociaż kompozycja pierwszej noweli nieco szablonowa, a przedmiot drugiej zanadto błahy i głębszego wrażenia nie czyni. Czemu ciebie tu nie ma? — rzecz słaba i prawie niezrozumiała, a takich rzeczy jak Znaszli ten kraj? powinna autorka zupełnie się wystrzegać; nie ma niczego bardziej szkodliwego i zabójczego dla talentów w rodzaju Hajoty jak spirytystyczna mistyka. Przy końcu niech nam wolno będzie wyrazić uznanie dla nadzwyczaj ruchliwej firmy wydawniczej Żupańskiego i Heumana za piękne i staranne wydanie tej na wszelki sposób cennej i miłej książki 4. Hajota — Nowele 1 „Ruch" 1888, nry 1, 2; Oceny literackie. Hajota — Nowele. (Ślubna obrączka. — Wymarzone spotkanie. — Nemezys serca. — Czemu ciebie tu nie ma? — Ostatni kosz. — Przeciągnięta struna. — Kwiat paproci pana Leonarda. ¦— Znaszli ten kraj?). 2 Przeplatanie się scen sentymentalnych i posępnie dramatycznych oraz nieprawdopodobny psychologicznie rysunek postaci nadzwyczajnych i demonicznych wywoływał ostre sądy krytyki polskiej (zob. m. in. Z. Przesmycki, Ostatnie objawy w dziedzinie nowelistyki i powieścią--pisarstwa naszego. Hajota. „Życie", 1888 nr 8). 3 Wyszczególniam niektóre usterki nie w celu robienia z nich zarzutu autorce, ale po prostu dla zwrócenia na nie uwagi i poprawienia ich przy drugim wydaniu. Str. 3, „domu, posiadającego mnie w liczbie swych lokatorów" — zwrot bardzo nienaturalny. Na str. 28 data ślubu Karoliny ze Strzemieńczycem podana dokładnie 8 listopada, zaś na str. 82 ślub odbywa się w dniu październikowym. Str. 92 „coś wolterow-skiego. było w tej dziewczynie"; str. 93 „destrukcyjna intuicja"; str. 96 „satyryczna inteligencja" itp. określenia bardzo wyszukane, a mało trafne. (Przyp. autora). 4 Odpis końcowej części recenzji otrzymałem od prof. T. Paczowskiego z Uniwersytetu im. I. Franki we Lwowie, za co składam Mu serdeczne podziękowanie (M. K.) MARIA KONOPNICKA1 t W tych dniach obchodzone są w Krakowie i we Lwowie uroczystości ku czci pewnej poetki; organizuje się je z entuzjazmem, z pewną nieco teatralną przesadą, niewątpliwie jednak również z serdecznością i szczerym podziwem, z jakim tylko Polacy umieją wyrażać uznanie swym ulubieńcom. Poetka ta nazywa się Maria Konopnicka. Nazwisko jej poza Polską niewiele mówi, w samej Polsce jednak od dwudziestu pięciu lat, kiedy po raz pierwszy ukazało się ono na firmamencie poezji, błyszczy jak jasna gwiazda i od tego czasu z pojawieniem się każdego nowego utworu, każdego nowego zbioru wierszy lub nowel lśni coraz jaśniej i wspanialej. Obecnie, po śmierci Asnyka, Konopnicka jest bezspornie najwybitniejszą poetką piszącą w języku polskim i obok Elizy Orzeszkowej reprezentuje największy twórczy talent kobiecy nie tylko w polskiej, ale w całej słowiańskiej literaturze. Jednakże nie sama tylko wielkość talentu poetyckiego, nie bogactwo fantazji twórczej, nie cudowna wrodzona wrażliwość i nie świetność formy, wspaniały polot i potęga wymowy czynią z Marii Konopnickiej wielkie, niezwykle ważkie zjawisko w rozwoju polskiego narodu. Najcenniejsza i z punktu widzenia historii najbardziej godna uwagi w tej poetce jest treść ideowa jej utworów, a jednocześnie owa pełnia szczerego kobiecego uczucia, jakie wkłada ona w służbę swych ideałów. Konopnicka jest przede wszystkim poetką polskiego narodu, ściślej: polskiego chłopa — ten chłop i żywiąca go ziemia, polska ziemia, stanowią zasadniczy element w całym jej światopoglądzie, punkt centralny, ku któremu kierują się wszystkie jej uczucia i wizje poetyckie, czerpiąc zeń specy- MARIA KONOPNICKA 203 ficzne światło, swoiste tchnienie życia. A przecież Konopnicka nie jest bynajmniej poetką chłopską — z taką Joanną Ambrosius2, a nawet z Adą Negri3, której wiersze po mistrzowsku przełożyła na język polski, ma bardzo mało wspólnego —¦ z tą ostatnią łączy ją co najwyżej wzniosły patos refleksji. Konopnieka wywodzi się ze szlacheckiego rodu ziemiańskiego, otrzymała staranne wykształcenie, a ciężką niedolę chłopów i czarną nędzę miejskiego proletariatu poznawała początkowo poprzez kryształowe szyby okien pańskiego domu. Do głębszego poznania tych przejmujących zgrozą zjawisk skierował ją ogólny nUrt epoki oraz własne wielkie, współczujące i wrażliwe na wszelkiego rodzaju cierpienia serce. Niech krótki przegląd historyczny zilustruje rozwój tej poetki. Kobieta w polskiej literaturze od bardzo dawnych już czasów, od samych początków piśmiennictwa polskiego, odgrywała poważną i dobroczynną rolę, ale tylko pośrednio, jako protektorka, inspiratorka, jako nosicielka subtelniejszej kultury osobistej i strażniczka tradycji. Czynnie, bezpośrednio, jako poetka i pisarka w ogóle, aż do połowy wieku XIX prawie zupełnie w niej nie uczestniczyła — wyjątki, jak np. Drużbacka, są skąpe ilościowo i nie obdarzone zbyt wielkim talentem. Również we wspaniałym okresie świetności polskiej literatury, w czasach trzech wielkich gwiazd — Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego — nie widzimy na polskim Parnasie ani jednej kobiety mającej jakiekolwiek znaczenie. Dopiero kiedy potężni herosi polskiej poezji zeszli do grobu, wśród zatęchłej reakcji lat pięćdziesiątych Polka podnosi głos, jeszcze na wpół nieświadomie domagając się dla siebie prawa uczestnictwa w dziele narodowego odrodzenia. Rzeczniczką tej pierwszej grupy polskich pisarek jest Karolina z Tańskich Hoff-manowa i. Dewiza owej grupy — to miłość ojczyzny, religijność, pielęgnowanie tradycji narodowych. O jakichś szczególnych prawach dla kobiet przedstawicielki jej nie myślą i wobec współczesnego ruchu kobiecego, którego reprezentantką jest dla Polaków ciągle jeszcze George Sand, bardzo często zajmują pozycję negatywną i obronną. Ale oto niebawem wchodzi w życie nowe pokolenie; ziarno zasiane przez poprzednią generację kiełkuje i bujnie się rozrasta. Patriotyzm Tańskdej wydaje się już zbyt chłodny, ponieważ atmosfera w Polsce staje się coraz gorętsza i nabrzmiała bursą. Wrażliwe i uczuciowe kobiety wyczuwają owo wzrastające 204 II. Z LITERATURY CZASÓW POZYTYWIZMU napięcie wcześniej i w silniejszym stopniu niż mężczyźni; jednocześnie wdziera się do Polski coraz więcej elementów zachodnioeuropejskiego ruchu liberalnego i pod naporem tych prądów powstaje w Warszawie grupa utalentowanych poetek i prozatorek, której historia literatury nada nazwę „Entuzjastek", a której naj-elokwentniejśzą i najwybitniejszą reprezentantką jest Narcyza Żmi-cbowska. Grupa ta po raz pierwszy na terenie Polski głosi prawo kobiety do kształcenia się i czynnego działania, a także wyraźniej określa jej obowiązki jako aktywnego członka narodu. Potem przychodzą ciężkie lata demonstracji 1861—1862, a następnie nieszczęsne burzliwe lata 1863—1864. Poldka kobieta bardzo czynnie uczestniczy w życiu narodu, bierze udział w demonstracjach i walkach, a przede wszystkim cierpi ¦— jako matka i żona, jako narzeczona i kochanka, jako właścicielka ziemska i wygnanka. Doświadcza bólu we wszystkich odmianach i poznaje otchłanie ludzkiej niedoli i rozczarowań. Młody entuzjazm gaśnie wśród tej burzy jak wątły płomyczek lampy. Straszliwa lekcja wykazuje naocznie potrzebę nowych dróg i poważnego szkolenia. Rozlega się więc powszechnie wołanie o „pracę organiczną"; odrzuca się czcze politykowanie i patriotyczne frazesy; dąży się do tego, by wypełnić luki w gospodarce narodowej zaobserwowane w ogniu walki, w pierwszym rzędzie zaś, by ową gospodarkę wzmocnić finansowo, oprzeć na zasadach naukowych. Pozytywizm jako doktryna i działalność praktyczna przyjmuje się i pomimo rozmaitych form opozycji opanowuje na przeszło dwa dzie-sięcioleteia całe ekonomiczne i umysłowe życie Polski Kongresowej. Ten warszawski pozytywizm stanowił poważny punkt zwrotny w historii kulturalnego rozwoju Polski. Jakkolwiek w wielu wypadkach jednostronny, doktrynersko-prostolinijny, jednakże poprzez popularyzację zachodnioeuropejskiej nauki, poprzez ostrą krytykę współczesnych i dawnych stosunków panujących w Polsce, poprzez pobudzanie do samodzielnych studiów, myślenia i obliczania, odegrał ważną rolę, torując nową drogę i działając zapładniająco. Za-pładniająco również na literaturę. On to stworzył podłoże, z którego wyrosły świetne talenty Sienkiewicza i Prusa, w kręgu jego oddziaływania pozostawała Eliza Orzeszkowa; cała grupa mniej utalentowanych — Świętochowski, Dygasińsfci, Junosza — tworzy orszak idący za tymi wielkimi talentami. MARIA KONOPNICKA 205 Zasługą pozytywizmu było również to, że w ślad za rosyjską, przedstawiającą życie chłopów beletrystyką lat sześćdziesiątych, zaczęto zwracać baczniejszą uwagę na życie chłopa polskiego. Nie można pominąć związku nowoczesnej noweli polskiej, jaką między innymi debiutowali Sienkiewicz i Prus (pierwszy nowelami Szkice węglem i Janko Muzykant, drugi nowelą Michałko), z chłopską literaturą rosyjską. W połowie lat siedemdziesiątych beletrystyką rosyjska cieszyła się w Warszawie ogromnie żywym zainteresowaniem; stojąca na uboczu Eliza Orzeszkowa też dużo jej zawdzięcza. Ale ten prąd przyniósł polskiej literaturze perłę najwyższej jakości — Marię Konopnicką. Jest ona na wskroś dziecięciem pozytywizmu, entuzjastką postępu, nauki, wolności myśli i działania. Pod wpływem swej ulubionej lektury debiutowała fragmentami dramatów, których bohaterami byli: Hypatia, Galileusz i Hus. Także później chętnie i często- powracała do wielkich i małych momentów z dziejów świata antycznego i epoki odrodizenia — czy to do bohaterskich czynów bojowników o światło i dobrobyt ludu, czy też do cierpień niewolników i do nieszczęsnych następstw niewolnictwa — opiewając je w porywających słowach (warto przeczytać przepiękny cykl wierszy Hellenika i 'większość wierszy z cyklu Italia). Ale jednocześnie z tym lotem w dal Konopnicką potrafiła z czułością wnikać coraz głębiej w sprawy ludu polskiego, bliżej poznawać jego życie i cierpienia, by przyswoić sobie melodie jego pieśni i gorycz jego łez; i tak oto ukazał się w Warszawie w roku 1881 jej pierwszy tom Wiersze i zdumieni czytelnicy polscy, urzeczeni, zaczęli wsłuchiwać się w głos KonOpnickiej. Najwytwor-niejszym salonowym językiem, i wyszukaną kunsztownością przedstawiała ona w swych utworach to, na co dotychczas żaden poeta w podobny sposób nie patrzył i 'czego tak nie przedstawiał: dolę polskiego chłopa w całej jej smutnej prawdzie, z nieomal brutalną wyrazistością i gorzkim kolorytem. Owe „obrazki" wybuch-nęły jak bomba. Za jednym zamachem zniszczyły nimb, jaki dawniejsi pisarze roztoczyli wokół postaci chłopa w polskiej literaturze. Z dobrodusznych i zawsze pogodnych typów Lenartowicza, bohaterskich polskich patriotów w chłopskiej sukmanie, jakich potrzebująca złudzeń polska beletrystyką z okresu burzy dziejowej fabrykowała tuzinami, nie było tutaj ani śladu. Tu „wolny najmita", przepędzany z domów i podwórzy, z gryzącą rozpaczą 206 II. Z LITERATURY CZASÓW POZYTYWIZMU w duszy szedł w szeroki świat; tu bose dzieci chłopskie stały w wieczór wigilijny przed oknem pańskiego dworu, śpiewały kolędy i rzucały głodne spojrzenia ku jasno oświetlonemu, ciepłemu pokojowi, i w obojętnych gwiazdach czytały tylko przekleństwo własnego losu; tu błękitne kwiatki lnu budziły w duszy wiejskiego chłopca jedynie myśl o zbliżającym się dniu poboru do wojska; tu mówiło się z krwawą ironią: Świecą gwiazdy, świecą Na wysokim niebie... Jeno nie myśl, chłopie, Że to i dla ciebie!...5 Było coś z cierpkości Niekrasowa6 i z siły Dostojewskiego w tych obrazach beznadziejnej nędzy, w tej gorzkiej ironii, w tych surowych, nabrzmiałych groźbą oskarżeniach społeczeństwa: Czemu ta przepaść, która braci dzieli Na pokrzywdzonych i na krzywdzicieli, Tak jest bezbrzeżną jako oceany, A taką straszną jak rozwarte rany?... Czemu jej zrównać, zapełnić nie mogą Wybuchy pomsty swych ognłów pożogą? Czemu jest zawsze, jak rozpacz, bezdenna, A jak nienawiść — okropna, płomienna? 7 Ale nienawiść i ironia — nie były to charakterystyczne tony płynące z głębi duszy poetki. Były to jedynie chwilowe manifestacje silniejszego tętna burzącej się w żyłach krwi, może tylko tony wyuczone, przyswojone sobie przez początkującą poetkę. Jej prawdiziwe ja wypowiadało się w głębokim smutku, w rozżalonej, lecz bezsilnej rezygnacji. Tu Konopnicka znajdowała najoryginalniejsze, najbardziej porywające tony, tu objawiała niewyczerpane bogactwo obrazów i zwrotów. Ja się nie skarżę, Boże! ja nie płaczę Choć wiatr roznosi jękami głuchymi Chmury łez pełne, westchnienia tułacze, Po całej smutnej tej ziemi! Choć po dolinach mgły ciemne się wloką; Chociaż szczyt każdy bezduszną opoką; MARIA KONOPNICKA 207 (Wszystko oczywiście należy rozumieć alegorycznie — cenzura także miała duży wpływ na siłę obrazowania naszej poetki). Ja się nie skarżę, choć słońce nie świeci W chacie nędzarza, w skazańca ciemnicy; Choć pokolenia posępnych stuleci Marnieją w gnuśnej tęsknicy; Choć tyle smutków i łez na tej ziemi, Tyle niedoli, ach! i tyle winy... Choć ponad ludów tłumami bladymi Biją okropne godziny!... Ja się nie skarżę! ...Cóż światu pomoże, Choćbym go skarg mych wstrzęsła huraganem?... — Smutno mi tylko, żeś Ty, wielki Boże Całej tej nędzy jest — panem! Później opublikowała trzy dalsze zbiory wierszy i parę odrębnych cykli oraz parę tomów nowel, których wszyscy bez wyjątku bohaterowie i bohaterki wywodzą się z najniższych warstw społeczeństwa, z chłopstwa i z miejskiego proletariatu. Konopnicka nie zmieniła swego oblicza poetyckiego. Tylko słowa stały się prostsze, głębsze, mocniejsze. Wszystko, co było wyuczone, przyswojone sobie sztucznie, poetka odrzuciła, ironia ulotniła się z jej utworów, smutek natomiast pogłębił się, stał Się bardziej przejmujący, objął szerszy zasięg. Polski chłop ze swą melancholijną pieśnią, krajobraz polski ze swą smutną jednostajnością — to wszystko zapadło jej głęboko w iserce. Przebywała za granicą, dużo podróżowała, widziała Włochy i podziwiała cuda ich sztuki i przyrody, ale nigdy i nigdzie nie mogła uwolnić się od obrazu nędzy i smutku we własnej ojczyźnie. Dlatego też wiersze jej, pomimo wielkiej różnorodności tematów i rozmaicie ujętych wrażeń, cechuje pewna monotonia. Konopnicka bez wątpienia uświadamia sobie i wyraża w przepięknych strofach, które niech znajdą się tutaj w dosłownym przekładzie 8. Nigdy ja na tej nie stanę wyżynie, Kędy przed wzrokiem, wpatrzonym w wszechświaty, Ziemia z swą nędzą tak blednie i ginie, Jak tęcz mdlejących szkarłaty! Nigdy nie spocznę w błękitnej tej ciszy, Gdzie duch, ukojon oddechem wieczności, 208 II. Z LITERATURY CZASÓW POZYTYWIZMU Ledwo że czuje i ledwo że słyszy Namiętne skargi ludzkości. Nigdy łez gorzkich, co płyną gorące, Choćby w nich błękit odbiły niebiosy I złote strzały złamało w nich słońce, Nie nazwę kroplami rosy. Nigdy mi wiedza tej nie da pociechy, Bym złe i dobre, i ból, i uśmiechy Brała za jedno, co tylko się zmienia Z punktu naszego widzenia. Nigdy nie dojdę przez śniegi i lody Do olimpijskich słonecznych tych szczytów, Kędy łez nie ma i nie ma zachwytów, Lecz tron wieczystej pogody. Ja będę latać jako ptak zraniony, Nisko nad ziemią tą, co w bólach kona, Bym mogła objąć z miłością w ramiona Smutnych miliony. I — jak jaskółka — bijąc w skrzydła drżące, Latać ja będę nad niskie zagrody, Na pola nasze i lasy szumiące, I modre wody... W miesięczne noce, za mgłami srebrnemi Posłyszę skargi i rany obaczę I pytać będę uśpionej tej ziemi: Kto tam tak płacze? I choćby wszyscy milczeli, ja przecie Błękity wstrząsać będę mym protestem... I gdy Bóg spyta: — Sąż smutni na świecie?... Odpowiem: ¦— Jestem! Rzecz oczywista, że te mocne, przepojone najszczerszym uczuciem tony odbiły się potężnym echem w bardzo szerokich kręgach inteligencji polskiej. Także i ci, lco kiedyś na jej obrazki z życia chłopów zareagowali oburzeniem, dopatrując się w nich szkalowania polskich świętości narodowych, a jej swobodnie pojmowaną, lecz głęboką religijność uważali za ateizm, zamilkli wobec siły wymowy jej poezji, jak również wobec siły wymowy faktów, potwierdzających prawdę tych poetyckich wizji. Gwałtowny, żywiołowy ruch emigracyjny z Królestwa Kongresowego do Brazylii musiał poruszyć i konserwatystów. Konopnicką zjawisko to wstrząsnęło, a jednocześnie napełniło wstydem. Naiwnej MARIA KONOPNICKĄ 209 1 nadziei iprzebłysfcującej tu i ówdzie w jej pierwszych wierszach, że ponad przepaścią istniejącą między pokrzywdzonymi a krzywdzicielami można przy pomocy miłości przerzucić most, można zasypać ją przez poznanie się i zbratanie, został zadany ciężki cios. Jak głęboki był dla Konopnickiej ów wstrząs i jak intensywne uczucia wyzwolił w jej psychice, mówi fakt, że pod wrażeniem dramatu emigracyjnego zaczęła pisać wielki utwór epicki pt. Pan Balcer w Brazylii. Miała to być polska epopeja chłopska, przeciwieństwo wielkiej epopei szlacheckiej Mickiewicza pt. Pan Tadeusz. Konopnicką zamierzała zebrać tam, jak we wklęsłym zwierciadle, i ująć w złote ramy kunsztu poetyckiego wszystkie cierpienia, które dręczą chłopa polskiego, które gnają go z Ojczystej ziemi w szeroki świat i z tego szerokiego świata z powrotem do ukochanej ojczyzny, wszelkie nadzieje i rozczarowania związane z daleką, pełną przygód podróżą, wszystkie dobre i złe właściwości chłopa polskiego. Olbrzymie dzieło to do dziś nie zostało ukończone i prawdopodobnie nigdy ukończone nie będzie 9. Mimo przepięknych szczegółów, mimo wspaniałych opisów -morza i dziewiczych lasów, mimo cudownego brzmienia wiersza (całość napisana jest oktawą) i potężnego ładunku uczucia przesycającego to dzieło, utwór ten jako całość nie jest jednak udany. Konopnićka posiada wspaniały talent liryczny; do Otworzenia wielkiej epopei brak jej natomiast potężnego, długiego oddechu, jaki podziwiamy u Mickiewicza. W Panu Balcerze nie ma jednolitej, zamkniętej akcji oraz rozległego, ogólnoświatowego tła historycznego; wszystkie postacie są zarysowane mgliście, w najlepszym wypadku powierzchownie; akcji w ogóle prawie nie ma; emigranci fatalisty-cznie, niemal biernie, przechodzą z jednej przygody w drugą; w dodatku całość jest podana w formie opowieści chłopa, Balcera. Poetka inarzuca sobie posługiwanie się we wszystkich, nieskończenie długich pieśniach tym obcym dla niej językiem, a mimo woli stopniowo z lakonicznego sposobu opowiadania chłopa wypływa na szerokie wody właściwego sobie, łiryczno-patetycznego stylu. To nuży i sprawia, że lektura nie budzi w czytelniku żywszego zainteresowania 10. Jak się zdaje, sama poetka również w toku pracy nad Panem Balcerem odczuwała pewne znużenie; pierwsze pieśni powstały bardzo szybko, już w roku 1893, w czasie największego nasilenia gorączki emigracyjnej, dalsze ukazały się dopiero w roku 1897, a zakończenie do dziś każe czekać na siebie, 14 — O literaturze polskiej 210 II. Z LITERATURY CZASÓW POZYTYWIZMU MARIA KONOPNICKA 211 podobnie jak odrębne wydanie całości, która w" kolejnych fragmentach była drukowana w prasie periodycznej. W bogatym wieńcu laurowym Konopnickiej nie wolno pominąć jeszcze jednego liścia. Jak nikt z poetów przed nią i po niej potrafiła ona wczuć się w ducha i ogólny ton polskiej pieśni ludowej, umiała nadać prostej, o krótkiej frazie ludowej piosence czarującego blasku, wydobyć z niej niespodziewane bogactwo melodii i motywów. Wprawdzie miała w tej dziedzinie poprzednika, Teofila Lenartowicza, ale — co wysoce charakterystyczne dla Konopnickiej — całkowicie odrzuciła słodkawą, afektowanie chłopską manierę tego poety i „na fujarce" zdołała wygrać tony płynącego z głębi serca, szczerego uczucia i ciężkiej życiowej troski. Śmiało można powiedzieć, że dla ogromnej większości społeczeństwa polskiego, mimo istnienia dawniej wydanych zbiorów polskich pieśni, dopiero Konopnicka odkryła polską pieśń ludową z całą subtelnością i serdecznym ciepłem, z jej harmonijnością i bogactwem melodii. I jeszcze jedno. Należąc do społeczeństwa żyjącego w warunkach wyjątkowych, Konopnicka również zajmuje stanowisko wyjątkowe. Na własne, indywidualne szczęście i nieszczęście, sprawy osobiste i wszystko, co dla kobiety wiąże się z tematem „miłość do mężczyzny", w twórczości jej w ogóle nie ma miejsca. Oczywiście, wiersze poetki też stanowią jej wewnętrzne przeżycia, ale są to przeżycia duszy obdarzonej niezwykłą siłą — umiejącej żyć wyłącznie w kręgu idei, cierpieć tylko z innymi i dla innych, odczuwać, marzyć. Element czysto erotyczny nie ma wstępu do świątyni jej poezji. Konopnicka jest surowa wobec samej siebie. Czy pamiętasz ten wieczór majowy, Gdy w szał ironii wpadliśmy oboje — pyta nie nazwanego po imieniu towarzysza młodzieńczych zabaw — Nielitosnymi wyśmiewając słowy Własne tęsknoty, trwogi, niepokoje I ten błękitny urok, co do głowy Przy wiewa marzeń niepochwytnych roje I uniesienia, i pragnień wybuchy, I wszystko, czym się karmić zwykły duchy1Oa. A więc wszystko to poetka całkiem świadomie odsunęła od siebie, by jej twórczość służyła wyłącznie jednemu wzniosłemu celowi. Celowi, który tak pięknie i precyzyjnie określiła słowami: „Ujawniać wszelką niesprawiedliwość na ziemi i wszelką nędzę, wszelką tęsknotę ducha". Wielcy pisarze są sumieniem swego narodu. Chwała narodowi, którego sumienie jest zawsze kryształowo czyste i nigdy nie da się zaślepić fałszywymi doktrynami, zbałamuconymi namiętnościami. W twórczości Konopnickiej dotychczas nie słyszeliśmy ani jednego fałszywego tonu: nie ma tam ani śladu narodowej buty, nietolerancji i pogardy wobec innych narodów, jakie tak jaskrawo występują w powieściach historycznych Sienkiewicza. W najbliższych dniach n Konopnicka będzie we Lwowie przyjmowała hołdy również od tej części społeczeństwa polskiego i prasy polskiej, która głosi, że ślepa nienawiść do Rusinów jest narodowym obowiązkiem Polaków 12, i usiłuje zmobilizować wszystkie siły narodu polskiego do walki pseudoobronnej, a właściwie do tchórzliwej walki silnych przeciwko słabym. Czy sumienie polskiego narodu w milczeniu przejdzie obok tego faktu, a może nawet go zaaprobuje? (PRZEKŁAD MARII TRACZEWSKIEJ) Maria Konopnicka 1 Maria Konopnicka, pierwodruk w języku niemieckim, „Die Zeit" 1902, nr 421. Nie była to pierwsza wypowiedź Franki o Konopnickiej. Jej twórczością interesował się Franko od samego początku, chociaż wczesny okres twórczości poetki nie zachwycał go. W latach osiemdziesiątych wypowiada się kilkakrotnie na jej temat, nie w odrębnych szkicach krytycznoliterackich, lecz w korespondencji z młodymi pisarzami ukraińskimi: „To prawdziwa trucizna ta Konopnicka — pisał w liście do Klementyny Popowycz — nie z powodu jej myśli i przekonań, lecz stylu. Jest nadęty, retoryczny, nienaturalny a przy tym barwny i dźwięczny — prawdziwa pokusa dla każdego początkującego poety" (cytuję za: I. Hłyński, Welykyj Kameniar i Maria Konopnicka, „Wseswit" 1966, nr 5). Ocena dorobku poetyckiego Konopnickiej dana przez Frankę w artykule Suczasni polski poety („Literaturno-naukowyj wisnyk" 1899, t. V, 14* 212 II. Z LITERATURY CZASÓW POZYTYWIZMU ks. 3, zob. s. 248) jest bardziej obiektywna i wyważona, ale zawiera w nieco zmienionej formie zarzuty wysuwane w latach 80-ych. Franko solidaryzuje, się z zarzutami Chmielowskiego, na którego zresztą powoływał się. Dopiero w artykule zamieszczonym w „Die Zeit" usiłował dać wszechstronną i w miarę prawidłową ocenę twórczości Konopnickiej. 2 Joanna Voigt, znana pod panieńskim nazwiskiem Joanny Ambrosius, ludowa poetka niemiecka. Utwory jej zostały wydane w roku 1885 oraz 1886 pt. Johanna Ambrosius, eine deutsche Volksdichterin. Cieszyły się olbrzymią popularnością dzięki głębokiemu liryzmowi, szczerości oraz klarowności języka poetyckiego. 3 Ada Negri (1870—1945), poetka włoska, której pierwsze zbiory poetyckie Niedole (1892) oraz Burze (1895), będące protestem przeciw krzywdzie społecznej, zostały przełożone przez Konopnicką. 4 Nie Karolina, jak pomyłkowo wydrukowano, lecz Klementyna (1798—1845). 5 Autor streszcza wiersze Konopnickiej Wolny najmita, Z szopką, Chłopskie serce oraz przytacza początkowe wersy jednego wiersza z cyklu Na fujarce (Wybór poezji, wydanie trzecie, Warszawa 1901, s. 339). 6 Nazwisko Mikołaja Niekrasowa wymienia również K. Chraniewicz w swych rozważaniach poświęconych poezji poetki polskiej. Dowodzi on m. in., że jedynie Niekrasowowi i Konopnickiej udało się zachować harmonię między motywem cierpienia ludu i wywołaniem zamierzonego nastroju u czytelnika (Marija Konopnickaja, „Nowyj żurnał inostrannoj literatury, iskusstwa i nauki" 1903, nr 7). 7 Zob. wiersz Czemu ta przepaść... (Wybór poezji, s. 115). 8 Wiersz Konopnickiej przytaczamy w wersji oryginalnej ¦— Nigdy ja... (Wybór poezji, s. 132). • Poemat z dziejów emigracji chłopskiej Pan Balcer w Brazylii ukazał się we fragmentach w latach 1892—1906. W chwili jubileuszu poetki (1902) nie był ukończony, jednak całość wyszła w 1910 roku. 10 Zastrzeżenia Franki nie pokrywały się z opiniami krytyki polskiej, która początkowo przyjęła utwór ten jako pierwszą w literaturze światowej epopeję ludową, a W. Gostomski, A. Briickner, W. Feldman upatrywali w poemacie opus magnum poezji nowoczesnej. Dopiero w kilka lat później zarzuty Franki znalazły potwierdzenie w krytyce polskiej (St. Tarnowski H. Kamieński, B. Górski), która po ochłonięciu z pierwotnego entuzjazmu spojrzała na Pana Balcera z pewnej perspektywy. 1Oa Jest to początek wiersza Czy Ty pamiętasz... z cyklu Fragmenty (M. Konopnicką, Poezje, opr. J. Czubek, Warszawa [1915], t. II, s. 41). 11 Uroczystości jubileuszowe odbyły się w Krakowie 18 i 19 października 1902 r., tydzień później we Lwowie. Obchód lwowski zamienił się w żywiołową manifestację, w której wzięły udział tłumy chłopów z Galicji i Śląska, zrzeszenia robotnicze, młodzież uniwersytecka, uczest- MARIA KONOPNICKĄ 213 nicy powstania styczniowego, emigranci polscy oraz liczne delegacje Serbów, Bułgarów, Chorwatów. Finał uroczystości — przekazanie daru narodowego, dworku w Żarnowcu — nastąpił 8 września 1903 r. 12 Aluzja do wystąpień niektórych dzienników polskich atakujących Frankę i Rusinów i posługujących się niekiedy insynuacjami i obelgami z powodu pamfletu Poeta zdrady. Franko pisał w liście z lutego 1898 r. do Jana Baudouina de Courtenay: „Przypomnę idiotyczne artykuły «Przeglądu Wszechpolskiegos wzywające do walki-na noże z Ru-sinami z tej jedynej racji, że miejsce, które obecnie zajmują Rusini na bożym świecie, mogliby zająć Polacy z daleko większą korzyścią dla cywilizacji" (Arch. I. Franki, nr 1626 AN USRR, Instytut Literatury im. T. Szewczenki, Kijów). III. WOBEC LITERATURY MODERNISTYCZNEJ POEZJE JANA KASPROWICZA1 (BIBLIOTEKA MRÓWKI, t. 257—9) Poezja polska przechodzi obecnie stan przesilenia. Wielki skarb motywów, obrazów i form poezji romantycznej został dawno wyczerpany. Żywioł szlachecki powiedział pono już wszystko, co miał powiedzieć, a z Wincentym Polem zeszedł do grobu ostatni jego bard, szczerze wierzący w to, co śpiewał. Rówieśny mu Syrokomla nie miał już tej wiary w świętość i wyłączność posłannictwa szlachty, stąd jego niespokojne rzucanie się po wszystkich zakątkach dziejów, po różnych krajach za motywami do pieśni, stąd ulubione przedzierz-ganie się w lirnika wioskowego, z którego liry nie potrafił jednak wydobyć wstrząsających tonów. Żywioł szlachecki dożywał swych dni, nie wiedząc, kto przyjdzie po nim, by odziedziczyć jego gęśl, nie wierząc w lud lub uważając go za czeredę istot tak niskich, ciemnych i brudnych, że dotknięcie jego do gęśli piastowanej ongi przez Mickiewiczów, Słowackich i Krasińskich wydawało się profanacją świętości narodowej. Pierwszy raz uwierzyło społeczeństwo polskie w możliwość poezji ludowej i zarazem wysoce artystycznej po odezwaniu się Mazura Teofila Lenartowicza. Tony liry wiejskiej, smętne melodie pieśni ludowej rozbrzmiewały w poezjach tego poety echem potężnym, a tak nowym i oryginalnym, że od razu uderzał w nich nowy element, wstępujący w gmach poezji polskiej, 'czuć było oddech nowego świata, nie odkrytego przez wielkich wieszczów romantyzmu, a przecież swojskiego, rodzimego i pełnego siły. Leinartowicz jednak, mimo że podpatrzył życie ludowe, podsłuchał pieśni, odczuł ich czarodziejską melodię, ani poglądami, ani tendencjami nie wybiegł poza widnokrąg poziomu szlachec- 218 III. WOBEC LITERATURY MODERNISTYCZNEJ kiego; jego też dążnościom służyć miała owa cudowna pieśń ludowa. Wypadki nadto oderwały Lenartowicza wcześnie od gruntu, od ukochanych lasów mazowieckich, przerwały żywe zetknięcie jego z rzeczywistością i zamiast natchnionym wieszczem ludowym Lenartowicz stał się grajkiem wirtuozem, który na obczyźnie nieraz jeszcze próbował dawnego instrumentu, ale nigdy nie wyszedł poza swe pierwotne motywy i powtarzał coraz słabiej swe dawne melodie, dopóki nie zamilkł. Atoli znaczenie jego w literaturze polskiej, naszym zdaniem, jest ogromne jako zwiastuna nowej poezji ludowej. Inny rówieśnik Lenartowicza, równy mu talentem, szczęśliwszy w życiu, wszechstronniejszy i szerzej na świat patrzący Asnyk (El-y) zaczął od tego, na czym skończył Lenartowicz, od wirtuo-zostwa. Władając formą prześliczną, fantazją potężną, wykształceniem szerokim, próbował on kolejno wszystkich tonów i motywów (prócz ludowych), jakie pozostawiła nam w spadku poezja nie tylko polska, ale i ogólnoświatowa. Eklektyzm ten naturalnym jest u Asnyka jako u reprezentanta warstwy społecznej także poniekąd nowej w poezji polskiej — mieszczaństwa zamożnego, wykształconego, wyrastającego wśród wiru współczesnych żywyth stosunków międzynarodowych, z gustem wykwintnym, z nerwami ustawicznie drażnionymi, mieszczaństwa, które zdolne jest odczuwać wszystko, zachwycać się wszystkim, a zarazem pragnie użyć wszystkiego, do czego zdolna jest natura ludzka. Jak motylek chce ono pić słodycz z każdego kwiatka i jak Żyd chce ciągnąć zysk z każdego drzewka, potoezka i kamyczka. Taką się nam przedstawia fizjognomia poezji Asnyka, nie bez podstawy cieszącej się dziś taką szeroką popularnością. Prąd ku poezji ludowej znalazł tymczasem nową reprezentantkę w Konopnickiej. Patrząc szerzej na świat i głębiej w życie niż Lenartowicz, potrafiła ona z równym mistrzostwem władać fujarką wiejską. Niestety jednak, życie ludowe zna za mało; urodzona we dworze, wychowana z dala od chaty wieśniaczej, zbliżyła się do niej parta nie naturą swego talentu, na wskroś romantycznego, ale parta teorią, doktryną, przekonaniem o potrzebie takiego kroku. Poezje ludowe to tylko cząstka jej twórczości, jedna struna na jej gęśli, gdzie indziej pojawia się ona czystej krwi epigonem romantyzmu szlacheckiego, przeżuwającym motywa i nawet zwroty Słowackiego i rzucającym się w pogoni za motywami poe- POEZJE JANA KASPROWICZA 219 tyckimi po wszystkich niwach poezji zagranicznej, po szerokich ugorach dziejów ludzkości. Pewną jest rzeczą, że prawdziwa pieśń ludowa w polskiej, jak i w każdej innej literaturze, zabrzmieć może tylko spod wieśniaczej strzechy. Zdaje się nam, że w Kasprowiczu możemy powitać tę nową gwiazdę wschodzącą na horyzoncie literatury polskiej. Próbujmy scharakteryzować bliżej fizjognomię p. Kasprowicza z jego poezji. Przede wszystkim zauważyć musimy, że fizjognomia ta, tak jak się jawi w obecnym tomiku, nie jest jednolitą, a właściwie nie jest jeszcze wyrobioną. Poeta nie od razu trafił na drogę właściwą swemu talentowi, a trudności, z którymi się łamie i które na Jeża 2 wywierają wrażenie trudności stworzonych naumyślnie, zdaniem naszym, są trudnościami rzeczywistymi, szamotaniem się silnego i oryginalnego talentu z tradycją niewłaściwą jego duchowi, ze szkołą, którą on z konieczności historycznej przebyć musiał, lecz którą musi przebyci zostawić. Mam tu na myśli szkołę romantyczną — nie tylko polską, ale ogólnie europejską, szczególnie zaś angielską, szkołę Byrona i Shelleya. P. Kasprowicz z natury swej jest realistą, poetą twardej, lecz zdrowej rzeczywistości — tradycja zaś szkoły romantycznej prowadzi go w świat widm i fantastycznych postaci, topielców i dziewic obłocznych, najad i driad, aniołów i diabłów, i innych tego rodzaju istot dekoracyjnych. Nie potrzebujemy dodawać, że te romantyczne strzępy, które ujść mogły czasem w poezji Słowackiego, rażą jak grube anachronizmy w poezji Kasprowicza. Z tego punktu widzenia wiersz wstępny całego zbioru pt. Prośba Guślarza, i z innych względów najsłabszy w całym zbiorze, uważam za zupełnie chybiony. Archeologia nie jest rzeczą p. Kasprowicza, a tym mniej poezja archeologiczna. Drugą resztką tradycji szkoły bajronowśkiej u p. Kasprowicza jest lubowanie się jego w poezji czysto abstrakcyjnej, w filozoficznych rozumowaniach, w podawaniu czytelnikom elementów fizyki, psychologii i historiozofii w formie wierszowanej. W utworach tego rodzaju czuć wyraźnie, jak ciężko walczy bujna i żywa fantazja 220 III. WOBEC LITERATURY MODERNISTYCZNEJ poety z tą filozoficzną tradycją i jak na próżno usiłuje oblekać formułki logiczne w świetną szatę poezji. Utwory takie budzą zawsze rozczarowanie i znużenie w duszy czytelnika; on chce widzieć i czuć, a potem każe mu myśleć i filozofować, drażniąc przy tym ustawicznie jego fantazję i uczucia, lecz zarazem trzymając je na uwięzi. Najlepszy przykład tego, na jakie manowce sprowadzić może taka szkoła poetę, pokazuje wiersz p. Kasprowicza pt. Giordano Bruno. Świetna, chociaż jednostronna charakterystyka mnicha filozofa (strofy V—VIII) utonęła jak zalana wyspa w całym morzu niejasnych rozumowań, streszczających niby teorie bohatera. To, co w postaci jego jest iście poetycznego, bo głęboko ludzkiego — jego śmierć za ideę (czy za prawdę, jak twierdzi autor, to wielkie pytanie, bo prawdy absolutnej dla ludzi nie ma), to właśnie autor zbył kilkoma nic nie znaczącymi słowy. Czysto rozumującym — i dodajmy, dość słabo i nieściśle rozumującym, jest wiersz Oni i my, wiersz, który w swoim czasie narobił był w prasie warszawskiej znacznego szumu i w którym widziano niejako poetyczny wyraz programu najmłodszego pokolenia. Nam się zdaje, że wyrażone prostymi słowy, rozebrane z poetycznej frazeologii (bo nic innego w tym wierszu nie widtzimy) myśli tego wiersza są tak ogólnikowe, a poniekąd tak elementarne, że można je uważać (o ile nie stoją same z sobą w sprzeczności) za program każdego w ogóle młodego pokolenia w każdej generacji, za program każdego towarzystwa postępowego. „Swoboda myśli, wolność ducha" (!ito bardzo mało, bo duch jest wolny, nawet gdy ciało w pętach), chęć do czynów, pragnienie hartu, siły woli ¦w sztuce i energii w życiu, protest przeciw ascetyzmowi i romantyzmowi — mój Boże, wszak to rzeczy tak stare, tak znane, tak "powszechne, że trzeba było tylko grubej ignorancji lub — złego sumienia, by w nich widzieć jakiś nowy program, jakąś okropną rewolucyjną manifestację. Ponieważ rozpocząłem charakterystykę poezji p. Kasprowicza od analizy jej słabych stron (zdaje się, że taka to już ogólna własność ludzka — podpatrywać u bliźniego nasamprzód słabe strony — właściwość ta, przemieniona w metodę, stanowi zwykle rzemiosło krytyka!), dlatego chcę tu od razu wyczerpać całą skalę cieni. Wskażę więc na jedną właściwość jego fantazji poetyckiej. Fantazja to iście potężna, rozporządzająca ogromnym zasobem obrazów orygi- POEZJE JANA KASPROWICZA 221 nalnych i plastycznych, lecz zarazem gorąca, gwałtowna. Tony miękkie są jej obcymi, naiwności i spokojnej plastyki tu ani śladu. W oczach tego poety przyroda i życie to ciągły, nieustanny i przerażająco szybki ruch wirowy, od którego ćmi się w oczach. Przeważają kolory jaskrawe lub nienaturalne (szczególnie lubuje się autor w kolorze sinym, w tym kolorze widzi nie tylko niebo, wodę, chmury, ale i piaski, żelazo, a nawet czysto psychiczne procesy, jak ból itp.). Siła, energia, nawet z uszczerbkiem naturalności i harmonii — oto jego ideał w życiu i w sztuce -— chętnie więc i na bohaterów swych poezyj wybiera sobie postacie energiczne jak Mojżesza, Samsona, Judytę, Giordano Bruno itp. Ponieważ brak mu spokoju dla plastycznego odrysowania tych postaci, dlatego charakterystykę ich wnosi niejako w ich wnętrze, maluje je w gwałtownych poruszeniach duszy, przez co osiąga nieraz efekta rzeczywiście silne (np. w Samsonie). Za to takie rzeczy jak Ary-man i Oromaz, takie „fantazje" bez krzty fantastyczności, bez kropli naiwnej wiary, bez której fantazja staje się suchym szablonem, absolutnie nie odpowiadają uzdolnieniu p. Kasprowicza. Wzmiankowany poemat prócz strzępiastej formy ma nadto wszystkie wady rymowanych filozoficznych traktatów i programowych artykułów, o których mówiliśmy wyżej. Ten sam zarzut można by poniekąd zastosować do grupy poemacików pt. Z motywów biblijnych. Gwałtowne, ekstatyczne niemal wybuchy uczuć, jakie spotykamy nieraz w Biblii, autor oddaje wybornie i z wielką siłą. Ale brak naiwnej prostoty, właściwej wszystkim utworom starożytności, a szczególnie Biblii, nie pozwala autorowi wywrzeć takiego wrażenia, jakie utwory tego rodzaju wywierać powinny. Zresztą co do motywów biblijnych jeszcze jedna uwaga. Uważając Biblię jako kanon starożytnej literatury Hebrajczyków, należałoby przed opracowywaniem motywów biblijnych dokładnie zdać sobie sprawę ze sposobu ich traktowania. Wielka część ksiąg biblijnych prócz religijnego ma bezpośrednie poetyczne znaczenie. Parafrazowanie ustępów z takich ksiąg, modernizowanie, a raczej rozwadnianie i „upiększanie" ich bez żadnej dalszej myśli jest to samo, jakby kto chciał np. swoimi słowami opracować pojedyncze ustępy Odysei lub tragedyj greckich. Proste, wierne przetłumaczenie oryginału zwykle daleko potężniejsze wywrze wrażenie, daleko więcej nas nauczy. Można też z drugiej strony uważać Biblię jako zbiór mitów, legendowych i psychologicz- 222 III. WOBEC LITERATURY MODERNISTYCZNEJ nych motywów, które w Biblii samej opracowane są w ten lub ów sposób, obecnie zaś opracowane być mogą całkiem inaczej, odpowiednio do naszych poglądów na świat i na naturę ludzką. W takim razie oczywiście dla indywidualności poety pozostawionym jest szerokie pole i o niewolniczym parafrazowaniu mowy być nie może. Jako przykład takiego opracowania przytoczymy Kaina By-rona. Atoli w tym punkcie p. Kasprowicz za przykładem Byrona nie poszedł. 1 DZIEDZINY NAUKI LITERATURY* Poezje Jana Kasprowicza (Biblioteka Mrówki t. 257—9) 1 „Kurier Lwowski" 1889, nry 22, 23, 24 (bez podpisu). 2 Franko polemizuje z opinią T. T. Jeża zawartą w przedmowie do Poezji: „W formie dostrzegłem łamania się z trudnościami, sprawiającymi wrażenie takie, jakby wywołane były umyślnie; w treści odczułem oddźwięk tych tęsknot, bólów i skarg, jakie stanowią istotę życia ludów w niewoli". Akceptuje natomiast pogląd Jeża, wyrażony na parę miesięcy przed wyjściem książki (i powtórzony w przedmowie), o „fi-zjognomii swojej własnej, odrębnej, innej aniżeli muzy grające na bar-donach nastrojonych jeżeli nie przez Mickiewicza ani Słowackiego, to przez Krasińskiego, Zaleskiego lub Malczewskiego" („Przegląd Tygodniowy" 1888, nr 48, s. 624). Żyjemy w czasie pełnym kontrastów i sprzeczności. Co prawda były one zawsze, choć w każdym czasie inne, lecz nigdy nie dochodziły do takich rozmiarów, do takiego stopnia intensywności, jak obecnie. Rzecz to naturalna, albowiem nigdy przedtem tak szerokie masy ludowe nie brały udziału w życiu społecznym, w tym co by nazwać można „tworzeniem historii", jak Obecnie. A historia obecna to historia wielkiej wojny, dłuższej niż wojna stulecia między Anglią a Francją, zaciętszej niż wojna trzydziestoletnia między protestantami i katolikami, wojny nieustannej, choć nie tak głośnej, morderczej i nieubłaganej, choć na pozór powleczonej pokostem najwybredniejszej humanitarności, wojny nie tylko ciał, ale i uczuć, i umysłów. To nie jest wojna wyłącznie społeczna, kwestia żołądka i socjalizmu; to nie wyłącznie jest wojna religijna, kwestia wiary lub rozumu; to nie wyłącznie wojna polityczna, kwestia centralizmu lub autonomizmu, równouprawnienia lub wynarodowienia — to splot wszystkich tych i innych jeszcze kwestii, to walka każdej jednostki ludzkiej, dążącej z jednej strony do możliwego rozszerzenia zakresu swego bytu i swej czynności, swego rozwoju indywidualnego, a z drugiej strony do możliwie szerokiego i jednolitego uspołecznienia, zrzeszenia jednostek, celem spotęgowania ich sił w walce o byt. Jak najszerzej rozwinięty indywidualizm i jak najściślejsza łączność jednostek, oto dwa główne hasła naszego czasu, sprzecznie na pozór, lecz w gruncie rzeczy niezbędnie dopełniające się wzajemnie. W ich sprzeczności taki myśliciel jak Schaff le 2 (Kwintesencja socjalizmu) upatrywał główną słabą stronę socjalizmu; od pogodzenia tych sprzeczności czynił on zawisłą przyszłość socjalizmu. I 224 III. WOBEC LITERATURY MODERNISTYCZNEJ Z DZIEDZINY NAUKI I LITERATURY 225 Lecz sprzeczności te godzą isię przed naszymi oczyma co dzień, co chwila. Dość powiedzieć, że świadomymi socjalistami stają się zazwyczaj jednostki najwyżej, najsamodzielniej rozwinięte; że socjalizm najliczniejszych ma zwolenników pośród robotników przemysłowych, warstwy niezmiernie zróżniczkowanej wskutek niezmiernej różnorodności zajęć i ciągłej, zmienności warunków życiowych; że wreszcie pośród warstwy żyjącej w największym jeszcze stopniu pod wpływem niwelującej tradycji, wśród warstwy najmniej zróżniczkowanej i najmniej pozostawiającej pola do od-osabniania się wybitnych indywidualności, wśród chłopów właśnie socjalizm najmniej ma adherentów. Rzecz niewątpliwa, że kwestia rozgraniczenia zakresu samodzielności jednostki od ingerencji państwa czy społeczeństwa stanowczo dotychczas określoną nie jest i długo jeszcze, a może i zawsze ulegać będzie fluktuacjom. Mimo to jednak przyznać należy, że spory kawał drogi prowadzącej do rozwiązania tej kwestii już zrobiono i że obecnie walki polityczne i narodowościowe są właśnie etapami w rozwoju tej kwestii. Tak jak się dziś zarysowuje jej całokształt, trzeba być ślepym i głuchym pesymistą, by nie wierzyć w możność jej pomyślnego rozwiązania. Indywidualizm i socjalizm, zespołecznienie polegające na szerokim i wszechstronnym rozwoju jednostki — oto hasła — nie, jedno, jednolite hasło naszych dni, teoretyczna i praktyczna zdobycz XIX wieku w rozwojowym pochodzie ludzkości. Nie panowanie ciemnych, jednolitych, nieświadomych mas, jak było w czasach przeddziejowych; nie panowanie wybitnych, silniej rozwiniętych lub jakkolwiek bądź uprzywilejowanych jednostek nad masami, jak było dotychczas, lecz podniesienie całych mas do poziomu owych świadomych, rozwiniętych jednostek i (panowanie całej ludzkości nad siłami przyrody — oto ideał, który nasz wiek pozostawia w spadku swemu następcy. Ideał niewątpliwie wzniosły, trudny do osiągnięcia, lecz czy niemożliwy? Wszakże do jego urzeczywistnienia kroczy ludzkość, świadomie czy nieświadomie, na każdym polu swej działalności, kroczy co prawda nie wprost, zygzakami lub manowcami, lecz w rezultacie zawsze naprzód. Bóle porodowe tego ideału w życiu ekonomicznym, społecznym i umysłowym wstrząsają coraz to silniej ludzkością. Symptomata te, bolesne i męczące, jedni uważają za znak rozstroju, dekadencji i umierania, inni za zwiastuny nowego, potężniejszego życia. To jest zasadnicza różnica dwóch wiel- kich obozów, dzielących obecnie ludzkość, a przedstawiających widok dość oryginalny w dziejach. Zazwyczaj dotychczas tak bywało, że obóz konserwatywny jako beatus possidens był dumny w swej sile, spokojny na swych posadach, drwił z obozu przeciwnego, chociaż stopniowo po upartej walce ustępował mu piędź za piędzią gruntu; natomiast obóz postępowo-rewolucyjny miotał się, nieraz rozpaczał, spoglądał ponuro w przyszłość nie wierząc w swe siły. Dziś dzieje się zupełnie odwrotnie. Czynniki konserwatywne są wcale nie beati possideates, drżą ciągle o to, co mają, a widząc, że mimo uprzywilejowanego stanowiska grunt im się coraz bardziej spod nóg usuwa i atmosfera coraz cięższą się staje, niejednokrotnie oddają się cichej rozpaczy, miotają się na obóz przeciwnym wymyślając mu wcale nie po rycersku; obóz przeciwny zaś jest spokojny, pewny zwycięstwa i pogodnie patrzy w przyszłość, wierząc silnie, że ona do niego należy. Indywidualizm i socjalizm jako dwie strony jednego i tego samego medalu, dwa nieodłączne od siebie czynniki postępu, są też panującą, zasadniczą nutą we współczesnej nauce i literaturze. Tam tylko, gdzie oba te czynniki połączone są harmonijnie, widzimy postęp rzeczywisty, dzieła rzetelnej trwałości i wartości; gdzie jeden z nich zostaje zaniedbany kosztem drugiego, wyradza się z jednej strony utopijncść, z drugiej roznerwowany dekadentyzm cuchnący trupem. W duchu harmonijnego połączenia tych obu czynników pracują, świadomie czy nieświadomie, wszystkie wyższe umysły, twórfcze duchy naszego czasu bez różnicy poglądów i przekonań politycznych. I gdy wielka ich masa dużym, centralnym gościńcem dąży mniej lub więcej wprost do celu, z twarzą ku niemu zwróconą, to niewielkie grupki rozbiegające się po flankach właśnie swym bezcelowym bieganiem pokazują, którędy iść nie trzeba. Przygodne, żadnym z góry zakreślonym planem nie objęte, lecz jedną zasadniczą myślą oświetlone wycieczki w rozmaite zakątki współczesnej nauki i literatury, które tutaj przedsiębrać zamierzamy, służyć będą jako ilustracja powyższego poglądu. II Zacznijmy od przedmiotu najbliższego nam, od książki, która właściwie nie należy ani do nauki, ani do literatury, ale jest tylko 15 — O literaturze polskiej 226 III. WOBEC LITERATURY MODERNISTYCZNEJ Z DZIEDZINY NAUKI I LITERATURY 227 pamfletem politycznym, który się rozrósł do rozmiarów dzieła dzięki niby to świetnej, w gruncie rzeczy zaś wodnistej i Szumnej stylistyce. Mówimy o książce hr. Tarnowskiego Z doświadczeń i rozmyślań 3. Streszczać tej książki nie myślimy, polemizować z twierdzeniami jej nie będKiemy. Wyręczyła nas w tym krakowska „Nowa Reforma"4, która zbyt może delikatnie i „w rękawiczkach", lecz zarazem na podstawie faktów wykazała autorowi długi szereg kłamstw, przekręceń i bezpodstawnych insynuacji, rzuconych na demokrację polską celem jej zohydzenia lub — zadenuncjonowania. Ciekawych tej polemiki odsyłamy do brosizury Dwie opinie wydanej właśnie w Krakowie, a zawierającej przedruk owych artykułów „Nowej Reformy". Na co innego zwróciliśmy uwagę w książce hr. Tarnowskiego. Nie polemistę, nie stańczyka, nie chorążego partii chcemy oglądać, ale człowieka z jego myślami i uczuciami. Jak się zapatruje na świat i na ludzi, co myśli i co czuje człowiek, który potrafi takim cukierkowym stylem pisać takie bzdurstwa? Przypatrzywszy się z tej strony pamfletowi hr. Tarnowskiego, zaczynamy go po trosze rozumieć. A, wszak to moriturus nos salu-tat! Wszak to członek rasy skazanej na wymarcie, jeden z ostatnich Mohikanow magnaterii polskiej pośród zmienionych do gruntu warunków społecznych 'melancholijnie spogląda dokoła, po grobach ojców i rówieśników, po gruzach wielkich fortun, górnolotnych planów i aspiracyj, i wzdrygając się przyznać otwarcie, że minęły piękne dni Aranżuezu 5, gwałtem tworzy sobie „rajską dziedzinę ułudy", otacza się całym odrębnym światem fantasmagoryj i kłamstw, stwarza sobie wymarzonych wrogów i zwolenników, wymarzoną historię i socjologię, byle tylko zapełnić zionącą przed nim i dokoła niego próżnię zwątpienia i nicości. Jak pająk sam ze siebie srebrne nici snuje, tak hr. Tarnowski sam ze siebie wysnuwa całe szeregi tęczowych Obrazów, połączonych jedną nicią przewodnią i mknących raźno — do absurdu. Demokracja to jego wróg zacięty, ona mu nawet w Krakowie zasnąć nie daje w fotelu „nieśmiertelnego" prezesa Akademii6. Demokracja więc winną jest nie tylko ostatniego procesu socjalistycznego ?, nie tylko stłuczenia biustu rektora, nie tylko „prób rozstroju" 8 przy ostatnich i przedostatnich wyborach — na jej sumieniu cięży win daleko więcej, ogrom niezmierzony. Ona winną jest wybuchu I i upadku powstania 1863 r., winną jest rzezi 1846 r., winną jest wybuchu i upadku powstania 1830—31 r., winną jest upadku powstania Kościuszki, winną jest upadku Konstytucji 3 rntija. Całe dzieje porozbiorowe Polski w rozumieniu hr. Tarnowskiego to właściwie jeden jedyny akt oskarżenia na demokrację polską, to taki rejestr zbrodni, błędów, zdrad i nietaktów, że jeno dziwić się należy, jak ta ziemia święta nie pochłonie tej niecnej zbrodniarki. Ale nie! Nie tylko ziemia jej nie pochłania — przeciwnie, demokracja ta wzrasta, wzmaga się i nawet w Krakowie hr. Tarnowskiemu i jego zwolennikom w uszy się leje. Jest to rzeczą naturalną, to być musi przy rozwoju społeczeństwa. Że jednak dla naszego Mohikanina to niepożądane, więc racja prosta — nie ma żadnego rozwoju. To nie rozwój, ale rozstrój! To nie wzrost organiczny, ale gnicie, dekadencja! To nie naturalny bieg rzeczy, ale anarchia! I nie myślcie, żeby tylko w Galicji. Hr. Tarnowski zbyt wyraźnie widzi ścisły związek rozwoju społeczeństwa galicyjskiego z rozwojem innych społeczeństw europejskich, wzmaganie się tych samych sił tu, co i tam, by mógł robić dla Galicji jakiś wyjątek i nie przyznać tu tego, co tam przyznał. Woli być logicznym i nie przyznać nigdzie niczego. A więc ludzkość nie idzie naprzód, ale upada. Średnie wieki były rajem, posiadały „jedność sumienia" i „jedność władzy". Odrodzenie, humanizm, reformacja były okropnym upadkiem, wypędzeniem z tego raju, bo windykowały jednostce ludzkiej prawo: mieć własne zdanie w rzeczach państwa i w rzeczach wiary. I od tego czasu, niestety, coraz gorzej, coraz gorzej! Doszło już do tego, że nawet ustawy, pozwala ją ludziom nie wierzyć w objawienie, pozwalają całym masom ludu sięgać po wszechwładztwo! Nie dziw więc, że wobec takiego poglądu zasadniczego wszystko, co się dzieje w naszym społeczeństwie, przedstawiać się musi hr. Tarnowskiemu jako chaos, jako nieustanne deptanie wszelkich praw boskich i ludzkich, a demokracja, która u nas w Galicji jest obecnie przedstawicielką podrastającego mieszczaństwa, burżuazji, we snach ściga go w postaci hydry stugłowej. To nie ścieranie się dwóch opinij, dwóch sprzecznych poglądów — to dwa światy odrębne, z których jeden drugiego nie rozumie, bo mu brak do tego organów, to kontrast dwóch epok geologicznych, gdzie z jednej do drugiej albo nie przechodzi się wcale, albo przechodzi się tylko kosztem przerodzenia fizycznego i moralnego. Na próżno by więc 15* WĘ 228 III. WOBEC LITERATURY MODERNISTYCZNEJ było gniewać się na hr. Tarnowskiego za te usterki przeciw prawdzie i logice, którymi napełnioną jest książka. Wszak on nie może inaczej mówić ani myśleć. Wszak prawda i logika są dziś również w konspiracji przeciw średniowiecznym „prawom boskim i ludzkim", a przyznać się do nich, znaczyłoby zanegować swą własną istność, swe własne prawo do bytu. A istność ta przedstawia przecież dotychczas niejedną stronę ponętną. I mamutom zapewne nie chciało się ginąć nawet pośród otaczających je lodowców. Hr. Tarnowski widzi te lodowce i na czele jednego rozdziału swej książki wypisuje zdanie: „Czy można w końcu XIX wieku mówić o arystokracji? Wszak jej nie ma". A przecież w tym samym rozdziale maluje on tę nie istniejącą lub chylącą się do upadku arystokrację jako jądro narodu, jako ideał, jako kwintesencję jego inteligencji, uczciwości i siły. „Zdolność wyrabia wpływ, oszczędność i zapobiegliwość wyrabia majątek". Nieprawdaż, idealna arystokracja? Zbiór samych Stasziców. Co prawda poza te dwa magiczne słówka: wpływ i majątek — mamutowa filozofia hr. Tarnowskiego nie wychodzi. Do czego ma służyć majątek arystokracji? By mieć wpływ. Po co jej wpływu? By zdobywać majątek. „Na to trzeba ziemi się trzymać, a wpływu nie puszczać" — radzi on w innym miejscu braci szlachcie i dodaje z naciskiem: „ustępować go, przyjmować go z otwartymi rękami (no, pewnie!), poddawać mu się, kiedy dobry, ale nie zrzekać się go przez bierność, bezwładność lub bojaźliwość". Wpływ i majątek to najwyższy cel arystokracji, a szczególnie polskiej. Dla innych warstw dążenie do wpływu i majątku jest niestosownością, nietaktem, anarchią, zbrodnią nawet (np. dla ludu prostego); arystokracja sama jedna powinna mieć do nich otwarty dostęp, a gdy je posiędzie, %o już ipso facto wszystko będzie dobrze. Wszystkie nieszczęścia porozbiorowe na tym właściwie polegały, że arystokracja potraciła dużo wpływów i majątków. Wszystkie anarchiczne zabiegi i nierozważne kroki demokracji to właściwie mają w sobie zdrożnego, że przeszkadzają arystokracji dochodzić do wpływów i majątków. Główny dorobek „rozsądnej" polityki stańczykowskiej w ostatnich latach 25 w tym właściwie się streszcza, że dla arystokracji otworzyły się choć do połowy wrota do wpływów i majątków. „Arystokracja każda — z namaszczeniem prawi hr. Tar~ nowski — przez to, że ma życie łatwiejsze niż reszta społeczeństwa, powinna być samym szczytem i kwiatem jego cywilizacji". Z DZIEDZINY NAUKI I LITERATURY 229 Ja jestem szczytem i kwiatem tego drzewa! — mówił zwiędły liść, gdy go jesienne przymrozki zwarzyły w piękne szkarłatne kolory. Biedne mamuty! Jakże wam dziwnym i niegościnnym wydawać się musi ten świat, jeżeli aż takie tworzyć sobie, musicie iluzje, jeżeli łudzić siebie i innych musicie frazesami, w które sami nie wierzycie! Bo jeżeli jesteście kwiatem społeczeństwa, to czegóż plujecie na drzewo, które was sokami swymi karmi? Jeżeli jesteście szczytem, to po cóż klniecie i złorzeczycie korzeniom, pniowi i gałęziom, bez których bylibyście niczym? Lecz nie! Nie chcemy polemizować, jeno charakteryzować. A charakterystyka nasza skrócona. Pamflet hr. Tarnowskiego to płód dekadentyzmu społecznego, płód niewiary w rozwój społeczeństwa, negacji tego rozwoju i nienawiści ku niemu gwoli iluzjom arystokratyzmu, dożywającego swych dni na polskim gruncie dzięki opóźnionemu u nas rozwojowi społecznemu. Między poezjami Heinego jest wierszyk 9 opowiadający, jak o północy w Tuileriach gromadzą się duchy królowej Marii Antoniny i jej przydwornych dam, rozmaitych vicomte'ów, markizów itp., w galowych strojach, drogocennych brylantach, w orderach i odznakach. Duchy te witają się grzecznymi ukłonami, przechadzają się, wyświadczają sobie tysiączne reweransy — jeden tylko maleńki kłopot — wszystkie są bez głów. W naszych oczach duchy te dały sobie rendez-vous w książce hr. Tarnowskiego. III Po monografiście duszy szlachecko-arystokratycznej przypatrzmy się monografiście duszy chłopskiej. Mam tu na myśli Jana Kasprowicza, a właściwie dwa ostatnie jego utwory, dramat ludowy Świat się kończy i zbiorek poematów pt. Z chłopskiego zagonu. O poemacie jego Chrystus spróbujemy pomówić innym razem i przy innej sposobności. Przed laty rozpocząłem był w tym piśmie szezegółow-szą nieco ocenę pierwszego zbioru Poezji tego autora 10, ocena ta pozostała jednak z rozmaitych powodów nie dokończoną. Niechaj więc obecna próba charakterystyki będzie ciągiem dalszym poprzedniej rozmowy, urwanej, że tak powiem, na półsłowie. P. Kasprowicz w swej działalności poetyckiej przechodzi obec- 230 III. WOBEC LITERATURY MODERNISTYCZNEJ nie drugi okres. Pierwszy charakteryzuje się przemożnym wpływem Byrona i Shelleya; w drugim autor wyemancypował się spod wpływów obcych, zajął stanowisko samodzielne i zupełnie oryginalne, może aż nazbyt oryginalne. W „rozanieloną" i „rozgirlando-waną", wyperfumowaną i wychuchaną poezję polską wniósł on po raz pierwszy dźwięki twardsze, chropowate, dochodzące nieraz do formalnego zgrzytu, wniósł koloryt silny i jaskrawy, wprowadził język szorstki, upstrzony prowincjonalizmami i pozbawiony salonowej gładkości i cukierkowej słodyczy nawet tych destylatów, które M. Konopnicka od lat kilkunastu wydawała za poezję ludową. Język poematów chłopskich p. Kasprowicza w porównaniu z ową „konopniczyzną" wygląda jak wytwór jakiegoś innego świata, jak mowa jakiegoś plemienia na pół dzikiego, które nie doszło jeszcze ani do ludzkiej logiki, ani do składni, gada przy pomocy mimiki, urywanymi słowami, siekaniną wykrzykników i fragmentów myślowych, jak dziecko za motylami, tak co chwila odbiega od tematu w różne strony za pierwszym lepszym postronnym wrażeniem, gmatwa się w tych wiecznych dygresjach i odskokach, a w prymitywnym swym rozumowaniu postępować może jako tako naprzód jedynie przy pomocy szczudeł, w postaci niezliczonych przysłów i obcych utartych zdań. Czy to cenna lub mniej cenna zdobycz dla literatury polskiej — w to nie wchodzę. Jako reakcja owej wycackanej poezji epigonów romantyzmu te szorstkie a silne tony wydają się mi zjawiskiem pożądanym i dobrze wróżącym o przyszłości poezji polskiej, jeżeli, oczywiście, nie pozostaną zjawiskiem odosobnionym i jeżeli... no, ale o drugim jeżeli dopiero przy końcu uwag obecnych11. Teraz postaram się odpowiedzieć na pytanie: jaki to świat i jaką duszę maluje p. Kasprowicz w swoich utworach. Sam on niejednokrotnie (zob. np. Z chłopskiego zagonu, 114) przyznaje, że chodzi mu nie tyle o stworzenie dzieł bez zarzutu pod względem estetycznym, ile o malowanie duszy chłopskiej, o podanie czytelnikom szeregu dokumentów dla poznania i zbadania tej duszy. Że zamiar taki nie został mu podyktowany przez żadną doktrynę, to widzi każdy po przeczytaniu jego chłopskich utworów. Że nie był on wynikiem czczej pogoni za modą lub oryginalnością, lecz był rzeczą całkiem naturalną, prostym rezultatem obudzenia się świadomości i dojrzenia sił poetyckich, to zrozumie każdy, gdy mu przypomnimy, że p. Kasprowicz jest synem chłopskim z Po- Z DZIEDZINY NAUKI I LITERATURY 231 znańskiego i w utworach swych nieraz z fotograficzną niemal wiernością portretuje osoby dobrze mu znane od lat dziecinnych, swych wioskowych sąsiadów i przyjaciół. Nie masz tu więc owego nie-umiejscowionego, abstrakcyjnego chłopa, jakiego skreślił B. Prus w swej znakomitej skądinąd Placówce; mamy tu rzeczywiście monografie chłopów pewnej danej miejscowości, chłopów z krwi i koś-ści, żyjących po dziś dzień lub niedawno zmarłych, a więc w pełnym znaczeniu to, co Zola nazywa „documents humains", przepuszczone, rozumie się, przez pryzmat osobistości i poetyckiej fantazji samego autora. Jakie są właściwości tego pryzmatu, o tym obszerniej powiemy później, gdy damy czytelnikowi nieco materiału do skontrolowania prawdy słów naszych. Teraz zaś z góry powiedzieć możemy, że pryzmat ten jest raczej zwierciadłem słabo wypukłym, odbijającym przedmioty i ludzi nadzwyczaj wiernie we wszystkich szczegółach, chociaż naruszającym nieco naturalną proporcję między tymi szczegółami. Bądź co bądź, dokumenty ludzkie, podawane przez p. Kasprowicza, są nadzwyczaj cenne i na ich podstawie można sobie wyrobić pewien pogląd na świat przedstawiony w jego poezji, pogląd, który może być cennym dopełnieniem badań naukowych nad ludem, gdyż daje nam wyobrażenie o najgłębszych, wewnętrznych stronach życia ludowego, których nauka jeszcze nie nauczyła się badać z dostateczną ścisłością. Smutne, przygnębiające wrażenie odnosimy po przeczytaniu chłopskich utworów p. Kasprowicza. Wszak i to „morituri nos sa-lutant!" Wszak i to świat skazany na wymarcie i wymierający ciągle, nieustannie. Mrowi się to po bożym świecie, przeważnie schylone, nędzne, głodne i chłodne i poszturkiwane prawie od kolebki do mogiły, pracuje, „haruje", walczy o coś, zazwyczaj o jakieś drobnostki, zwycięża lub ulega, czyni pozorne postępy lub upada od lada podmuchu wiatru, ale nad wszystkim tym, nad całym tym „światem chłopskim" ciąży jakaś ołowiana chmura, jakaś fa-talność. Ani najbogatszy, ani najbiedniejszy niepewny jutra, niepewny sam siebie, swego serca, swego rozumu, swej ręki. Dziś człowiek zamożny, szanowany i dumny, jutro staje się żebrakiem, wzgardzonym i złamanym — bez żadnej winy. Dziś człowiek najszczerszy, przejęty miłością, braterstwem i współczuciem — jutro staje się potworem, mordercą, bratobójcą — i znowu prawie bez własnej winy. I co najfatalniejsze: wszystkie siły, elementy, stosun- 232 III. WOBEC LITERATURY MODERNISTYCZNEJ ki społeczne, pobudki etyczne, wszystko jak gdyby spiknęło się na to, by go rzucić w przepaść, zgruchotać, zniszczyć, a nie ma takiej siły, takich bodźców, takich konstelacyj, które by go podniosły w górę. Nędza — to jego największy wróg, ale pieniądze, gdy się dostaną do jego rąk, gubią go jeszcze zupełniej, bo niszczą jego duszę i ciało. Największej w życiu sztuki dokazał, kto się zdołał utrzymać na stanowisku przekazanym przez ojca lub podźwignąć się z upadku do dawnego stanowiska. O jakimś postępowaniu naprzód, o zdobywaniu dalszych, szerszych terenów nie ma ani mowy, ani myśli w tym świecie chłopskim. j I rzecz naturalna — jest to świat wymierający. Ta „przyszłość narodu", to „niezepsute jądro", jak nazywają chłopa idealiści, to tak samo jak szlachta — pozostałość innych, przeżytych już stosunków, to kra pływająca pośród wiosennej powodzi: każda fala, każde uderzenie o brzeg, każdy moment i każdy promień wiosennego słońca urywa jej cząstki, kruszy ją i gryzie. Stosunki społeczne i polityczne, pojęcia naukowe, techniczne wynalazki i przysposobienia dopomagające człowiekowi w pracy, wreszcie poglądy towarzyskie i etyczne, wszystko to dziś jest w spisku przeciw owemu światu chłopskiemu, wszystko jest mu wrogie, podmywa i podkopuje jego egzystencję, a więc jest przedmiotem jego głębokiej nienawiści. Ta nienawiść do maszyn, do kolei żelaznych, do kupców i gospodarki pieniężnej, do fabryk i życia fabrycznego, do rozmaitych regulacyj, subhastacyj, procesów sądowych, jednym słowem do całego panującego obecnie systemu społeczno-polityczne-go, jest jedną z najwybitniejszych cech znamiennych duszy chłopskiej, jak ją maluje p. Kasprowicz i jaką ona jest w rzeczywistości. A drugim znamiennym rysem tej duszy jest miłość ku ziemi, Tej matce naszej świętej, co ziarnami swemi I człeka wszak używi i tę mysz w stodole. Co prawda, nie jest to miłość do żadnej świętości, ale miłość do własnej egzystencji. Chłop nie pojmuje życia bez ziemi, przyrasta do niej całą swą istotą, a tymczasem widzi, że ziemia ta wśród obecnych stosunków społecznych coraz bardziej usuwa mu się spod nóg. Stąd dzika, nieustanna obawa utraty tej ziemi, niepowściąg-niona chciwość posiadania choć kawałka jej, podobna do chwytania tonącego za ździebełko. I jak niegdyś święta Teresa „tym umie- Z DZIEDZINY NAUKI I LITERATURY 233 rała, że umrzeć nie mogła", tak obecnie chłop ginie, rzuca się w przepaść jedynie z tego panicznego przestrachu przed grożącym mu zginięciem. I tak Jewka Orliczka w poemacie p. Kasprowicza tegoż nazwiska, wypędzona z zagrody mężowej dlatego tylko, że nie mogła pracować i krzątać się na gruncie nie swoim, do którego jednak przywykła, dlatego że przestała być gospodynią, a stała się wiejskim proletariuszem, mimo że ma od pasierba zapewnione dożywotnie utrzymanie, rzuca się ze swym dzieckiem do studni i ginie. Czyż to nie szaleństwo z cywilizowanego punktu widzenia? Czy nie krok podobny do samobójstwa owego Indianina, który przewieziony z ojczystych prerii do Nowego Jorku, gdzie ma za-' pewnione utrzymanie bez pracy, rzuca się do morza dlatego jedynie, że przed sobą widzi wszędzie obcych ludzi i wysokie domy zamiast pustych prerii? Albo owi Dwaj bracia rodzeni. Nie znam historii tragiczniej-szej, lecz zarazem nacechowanej więcej barbarzyńską dzikością obyczajów w literaturze polskiej, jak ta, którą tu opowiedział p. Kasprowicz. Umierający ojciec pozostawia dwóch synów i nakazuje im, by żyli z sobą nierozdzielnie, nakaz spóźniony o jakich 500 lat, wydany w czasie, kiedy z dawnego komunizmu gminnego i rodowego w Poznańskiem pozostała tylko niejasna tradycja. Z początku bracia żyją zgodnie, gdy jednak młodszy się ożenił, sama z siebie wyradza się niezgoda. Młoda kobieta ma mieć dziecię; w jej umyśle naturalnym trybem wyłania się piekąca kwestia własności indywidualnej. A raz ta kwestia powstała — już spól-ność staje się niemożliwą. Lecz ciemne, nieruchliwe, w starą tradycję wdrożone mózgi chłopskie nie mogą od razu poznać tego — i katastrofa jest nieuniknioną. Trzeba więc doprowadzić do tego, by jeden brat zaczął drugiego oszukiwać, okradać formalnie i by wreszcie za parę marnych ziaren, rzuconych wróblom, powstała między nimi na boisku kłótnia, zakończona tym, że młodszy starszemu zadaje śmierć przez uderzenie cepem w głowę. Lecz na tym nie koniec. Zabójstwo, popełnione z obawy utraty części ziemi, przykryte zostaje kłamstwem, że brat upadł ze strychu na tok i zabił się. Zbrodnia jednak pada na duszę zabójcy, żre ją i toczy. Ten rzuca się do pijatyki, znienawidzą żonę i dziecko, dla których zbrodnię popełnił, znienawidzą ziemię, w której, posiadaniu niedawno jeszcze widział szczyt szczęścia, i doprowadziwszy majątek prawie do ruiny, zniszczony materialnie i duchowo, na pół obłą- 234 III. WOBEC LITERATURY MODERNISTYCZNEJ Z DZIEDZINY NAUKI I LITERATURY 235 kany idzie oddać się w ręce sądu. Zaiste, wszystko to podobne raczej do jakiejś dzikiej fantasmagorii, gdzie logika faktów jest zwichniętą, gdzie przyczyny nie odpowiadają skutkom. A przecież to nie fantasmagoria, lecz rzeczywistość. To typowy dramat walącego się świata, wymierającego pokolenia i porządków, i pojęć niezgodnych z tym, co dziś panuje i na czym opierać się musi jutro. IV Więc p. Kasprowicz jest dekadentem? Wcale nie. Przeciwnie, z jego utworów wieje duch świeży, silny i energiczny, daleki od wszelkiego dekadentyzmu. Łatwo to zrozumiemy. W żywym organizmie te tylko organy skazane są na zanik i zamarcie, które z tego lub innego powodu przestały pełnić funkcję, jaką pełniły pierwotnie. U ryb żyjących w ciemnych głębiach oceanu lub w podziemnych jaskiniach zanikają oczy, u płazów zanikają skrzela, u pingwinów i alków skrzydła. To samo dzieje się i w społeczeństwach obecnych, w których jesteśmy świadkami zaniku warstw niegdyś rycerskich, których zajęciem była wojna, warstw feudalno--arystokratycznych. Funkcja, którą niegdyś pełniły te warstwy, zmieniła się dziś w taki sposób, że przeszła na cały organizm społeczny i nie tylko nie wymaga, ale nie znosi żadnego monopolu, a więc i warstwy specjalnie jej oddanej. Stąd też dla umysłowych reprezentantów arystokratyzmu wieki średnie, wieki rozkwitu i panowania tej warstwy są ideałem, a dalszy rozwój i upadek rycerstwa dekadencją ludzkości, wzrostem anarchii. Wręcz przeciwnie ma się rzecz z warstwą chłopską. Funkcja, jaką spełniała ta warstwa, nigdy zaniknąć nie może ani też nie rozpłynie się w całym organizmie społecznym, lecz przeciwnie, dąży do coraz większej specjalizacji i rozwoju. Nie upadać, lecz postępować i doskonalić się będzie ona z biegiem czasu. Więc też warstwa rolnicza upaść i zginąć nie może, lecz musi się wzmagać i rozwijać. Zginąć może tylko pewna forma produkcji rolniczej i pokolenie nieodłącznie przywiązane do tej formy, zginąć może to, co my dziś przywykliśmy nazywać „chłopem", tj. istota pod względem umysłowym i gospodarskim słabo rozwinięta, a przy tym lękająca się rozwoju. Nie ma jednak najmniejszej obawy, by to tragiczne ginie- I cie było ostateczną dekadencją całej większości narodu, i to właśnie produktywnej większości. Zbyt wiele jest siły żywotnej, świeżych soków, wytrzymałości i energii u tych ginących, byśmy przypuścić mogli, że to nie ostateczna katastrofa, lecz tylko bolę epoki przejściowej, i że to, co pozostanie z tej epoki, jeszcze w ciągu jej bólów z wolna przetopi się, przystosuje się do nowych warunków, do nowych form wielkiej wszechludzkiej funkcji, walki człowieka z przyrodą. Niektóre zadatki tego nowego zwrotu, tego stopniowego przeradzania się chłopa w rolnika nowożytnego widzimy i w utworach p. Kasprowicza, chociaż zadatki te słabo są u niego zarysowane, widocznie autor mniej zwracał w tę stronę uwagi. Ważnym jest już to, że chłopi ci nie odwracają się od nauki, lecz przeciwnie, cenią ją coraz bardziej, że z pewnym sceptycyzmem zaczynają się odnosić do dawnych wierzeń i zabobonów itp. Lecz nade wszystko ważnym i orzeźwiającym wprost jest u nich ten zapas ciepła, uczucia i iście ludzkiego odnoszenia się do ludzi, do nędzy ludzkiej, które pięknie uwydatniają się na każdej stronicy poematów p. Kasprowicza. Dopomóc nieszczęśliwemu, przygarnąć sierotę, upomnieć się o pokrzywdzonego, to dla chłopa jest rzeczą, która się sama przez się rozumie, jak oddychanie. Zamiłowanie do pracy niewyczerpane, związek między sumieniem a postępowaniem bardzo ścisły i pomimo całej melancholii i smutnych doświadczeń epoki przejściowej wielki zapas wiary w ludzi. Wszystko to są cechy właściwe warstwom żywym i widzącym życie przed sobą. A takie warstwy mogą tylko przekształcać się z większym lub mniejszym wysiłkiem, wdrapywać się na wyższe szczeble rozwoju, ale nie ginąć. Powiedzieliśmy już, że ta pozytywna strona życia chłopskiego za mało jest uwydatnioną w poematach p. Kasprowicza. Znajdujemy w nich lekko naszkicowane sylwetki chłopów nie ginących, lecz spoglądających spokojnie w wir życia, takiego Macieja Or-chowskiego np., który opowiada autorowi losy Jewki Orliczki. Lecz na przedstawienie pełne i wykończone typów nowego chłopa, organizującego kółka rolnicze i spółki gospodarskie, walczącego z lan-dratem o swe prawa obywatelskie i narodowe i korzystającego z tych praw, p. Kasprowicz nie zdobył się jeszcze. I stało się to nie przypadkowo, lecz stoi w związku z charakterem i rozwojem jego twórczości dotychczasowej. Talent p. Kasprowicza nie dojrzał jeszcze 236 III. WOBEC LITERATURY MODERNISTYCZNEJ zupełnie. Brak mu spokoju, harmonijności i poczucia prostoty, która jest najwyższą zaletą poezji. Brak mu tej zwięzłości i pewności środków technicznych, jaką daje zupełna dojrzałość. Nie umie on jeszcze charakteryzować ludzi i faktów krótko a plastycznie, nie umie opowiadać spokojnie ani też spokojnie spoglądać na opowiadane wypadki. U jego bohaterów zarówno jak i u niego samego widzimy bardzo często zbytnią gadatliwość o rzeczach obojętnych i mało ważnych, lecz natomiast umyślnie czy nieumyślnie przeskakiwanie rzeczy najważniejszych, coś jakby trwogę autora przed kulminacyjnymi punktami faktów. Jest to mimowolne przyznanie się do niemocy, świadectwo, że talent autora nie doszedł jeszcze do zupełnego rozwoju. W przedmowie do Salusi Orczykównej próbuje wprawdzie p. Kasprowicz wytłumaczyć tę gadatliwość swych bohaterów, to wieczne odskakiwanie od tematu, kręcenie się w kółko przy pewnych zwrotach myślowych i w ogóle wady kompozycji swych poematów „właściwością" serca chłopskiego, otwartej i szczerej natury chłopa kujawskiego, który zagadawszy się raz, potrzebuje wygadać się do syta. Objaśnienie to jednak nie jest szczęśliwe, gdyż podobne wady formy spotykamy i w tych ustępach i utworach, gdzie p. Kasprowicz przemawia sam od siebie, a natomiast w dramacie Świat się kończy, gdzie przecież wprowadzeni są na scenę także chłopi kujawscy, przemawiają oni językiem daleko prostszym i bardziej ludzkim, zwięzłym niż w poematach rymowanych. Nie, wad kompozycji swych poematów p. Kasprowicz nie powinien kłaść na karb swych bohaterów, ale lepiej by zrobił, gdyby w cichości powiedział: mea culpa, a na drugi raz staranniej obmyślał architekturę swych utworów. Mogą sobie chłopi kujawscy przy kieliszku i przy wesołej okazji pleść trzy po trzy, począwszy od stworzenia świata, to jeszcze nie racja, by nas autor miał tym pleceniem uraczać przez jakich dwadzieścia 9-wierszowych strof swego poematu. Mam tu na myśli szczególnie najdłuższy z nich Salusię Orczy-kównę. W drugim rozdziale tego poematu rozpoczyna się opowiadanie Ignacego Wałkowiaka: ten początek zajmuje 47 zwrotek 9-wierszowych, czyli 423 wierszy, i o czymże tam mowa? str. [ofa] 1 Ignacy wita się z autorem "i częstuje go wódką; str. 2 zachęta do picia; str. 3 wzmianka o księdzu, który z ambony kazał przeciw wódce; str. 4 o pijaństwie, które rujnuje chłopów; str. 5 ni stąd, ni zowąd skok do tzw. „separacji", kiedy Niemcy spisywali Z DZIEDZINY NAUKI I LITERATURY 237 gospodarstwa chłopskie; str. 6 baby wiejskie napędzają Niemców precz; str. 7 nowe urządzenia nie przyniosły chłopu żadnej korzyści; str. 8 dawniej było inaczej; str. 9 wzmianka o dawnych pastwiskach gminnych; str. 10 gwiazdy to dusze ludzkie, gdy żyto szeleści, to dusze chodzą po nim; str. 11 ojciec Salusi Orczykównej lubiał opowiadać bajki; str. 12 pstrokate cielę Ignacego utonęło w bagnie; str. 13 o tym, jak Ignacy młodym chłopakiem chodził po czajcze jaja i o gadaniu ptaków; str. 14 kwestia, czy ptaki mają duszę?; str. 15 i 16 dziś ludzie opętani mamoną, każdy dba tylko o swoje; str. 17 nowy postęp nie wzbogaca chłopa, narzekanie na cukrownie; str. 18 szlachta marnieje i przyprowadza chłopów do upadku. Tu dopiero rozpoczyna się właściwy temat tego rozdziału — opowiadanie o ruinie polskiego szlachcica we wsi Dąbie, o ruinie, która pociągnęła za sobą ruinę i nieszczęście włodarza Orczyka. P. Kasprowicz wprawdzie ^pochlebia sobie, że nieuprze-dzony czytelnik znajdzie pomiędzy najdalszymi nawet epizodami a jądrem poematu najściślejszy związek, a epizody przyjmie z tym większym zadowoleniem, bo odzwierciedlają się w nich wiernie właściwości duszy chłopa poznańskiego". Przyznam się jednak, że chociaż poemat ten czytałem bez żadnego uprzedzenia, to przecież ani tak ścisłego związku między owymi 19 pierwszymi zwrotkami rozdziału drugiego a „jądrem poematu" dostrzec nie mogłem ani też zadowolenia żadnego z ich odczytania nie uczułem, lecz przeciwnie, odniosłem wrażenie bezcelowego turkotu próżnego pytla. W ogóle charakterystyka nie jest silną stroną p. Kasprowicza. Nie umie on wniknąć w głąb jakiejś postaci, ująć jej rysy znamienne i plastycznie przedstawić je czytelnikom. Natomiast daje on kupę drobnych rysów szczegółowych, przypadkowych, częstokroć niezgodnych ze sobą lub sprzecznych z tym, co sobie czytelnik sam z dalszego kontekstu może wywnioskować, tak że żadna jego charakterystyka nie daje żywego, jednolitego, obrazu. Wzorem takiej charakterystyki, jaką ona być nie powinna, jest opis Ignacego Wałkowiaka, zapełniający pierwszy rozdział Salusi Orczykównej (15 zwrotek). Tak samo nie widzimy w poematach p. Kasprowicza żadnego wyraźnego krajobrazu. Lubi on od czasu do czasu robić wycieczki na łono przyrody, chwytać porównania (często naciągane lub rozwałkowane) z przyrody, lecz kreślić pejzażu nawet nie próbuje. 238 III. WOBEC LITERATURY MODERNISTYCZNEJ Stąd też owe porównania, świadczące o niemałym talencie kolorystycznym autora, z rzeczą samą się nie wiążą, a częstokroć wyglądają tak, jak gdyby były przy wleczone tylko dla rymu. Wszystko to jednak, jak widzi czytelnik, są zarzuty więcej formalnej natury, nie uwłaczające wysokiej społecznej i literackiej wartości poematów (a także dramatu) p. Kasprowicza. Wiem, jak niewdzięcznym jest rzemiosło krytyka, który według niemieckiego przysłowia, bierze na siebie niewdzięczne zadanie wychowania cudzych dzieci. Jeżeli tym razem wziąłem na siebie — może i niepowołany — to zadanie, to tylko dlatego, że pragnąłbym, by poezja tego kierunku, jaki rozpoczął p. Kasprowicz swymi poematami chłopskimi, wzięła w literaturze polskiej przewagę. Sądzę, że sprowadziłoby to nowy zwrot w tej poezji, zmusiłoby ją do rozszarpania gęstej sieci konwenansów i utartych szablonów, które ją dziś krępują, psując równocześnie smak publiczności. P. Kasprowicz ma dużo zadatków dalszego postępu, a przede wszystkiem ma to, czego tak mało znajdujemy u innych współczesnych poetów polskich — tak zastraszająco mało! — ma odwagę mówienia prawdy bez obwijania jej w bawełnę i organiczną jakąś awersję do wszelkich utartych szablonów. By ich uniknąć, wynajduje nawet nowe formy poetyckie, i to zazwyczaj jakieś chropowate i nieharmonijne, jak np. stansa spencerowska, strofa 9-wierszowa z ostatnim wierszem dłuższym, strofy zmuszające myśl i rym do kręcenia się w kółku (Dwaj bracia rodzeni) lub wreszcie te bezładne, chaotyczne czy dytyrambiczne wiersze, w jakich pisane są utwory (dotychczas nie wydane osobno), a noszące miano Z flory swojskiej. To gonienie za formą niezwykłą i nieharmonijną uważam również za usterkę, za młodzieńczą ekscentryczność, ale niechęć do dróg utartych i do szablonów jest przymiotem bardzo cennym. Pogłębienie przedmiotu, wnikanie w samo jądro obranych tematów, przetrawienie ich we własnym sercu i stawienie surowszych wymagań od siebie samego pod względem kompozycji to są wymagania, od których dopełnienia, zdaniem moim, zależeć będzie dalszy rozwój talentu p. Kasprowicza, zależeć też będzie jego wpływ na współczesną i przyszłą poezję polską. Z DZIEDZINY NAUKI I LITERATURY 239 Z dziedziny nauki i literatury 1 „Kurier Lwowski" 1891, nry 238, 239, 242, 243. 2 Albert Eberhardt Schaffle (1831—1903), niemiecki ekonomista, prawnik i socjolog, nawiązujący w socjologii do koncepcji Comte'a i Spencera. Wysunął pogląd o kluczowej roli rolnictwa w życiu społeczno-ekonomicz-nym oraz ideę agraryzmu. Jego Die Quintessenz des Sozialismus ukazała się w r. 1874. 3 Stanisław Tarnowski, Z doświadczeń i rozmyślań, Kraków 1891. Książka ta została napisana z okazji 25-lecia „Przeglądu Polskiego". 4 Dwie opinie, odpowiedź „Nowej Reformy" na książkę Stanisława tarnowskiego pt. „Z doświadczeń i rozmyślań". Autorem tej broszury był Tadeusz Romanowicz. 5 Aluzja do pierwszych słów dramatu Don Karlos Schillera. 6 Aluzja do pełnionej przez St. Tarnowskiego od roku 1891 funkcji prezesa Akademii Umiejętności w Krakowie. 7 Chodzi o proces młodych socjalistów krakowskich (m. in. Ign. Da-szyński, L. Janikowski, W. Feldman, A. Górski) w czerwcu—lipcu 1891. Proces zakończył się wyrokiem uniewinniającym. s Próby rozstroju to tytuł broszury politycznej St. Tarnowskiego. Dostało się w niej m. in. i „Kurierowi Lwowskiemu", którego współredaktorem był Franko (Próby rozstroju, Kraków 1889, s. 34, 46). s Franko ma na myśli wiersz z cyklu Historien pt. Maria Antoinette, w którym poeta wyjaśnia też ironicznie przyczynę pozbawienia głów przedstawicieli arystokracji: Das sind dłe Folgen der Revolution Und ihrer fatalen Doktrine; , An allem ist schuld Jean Jacąues Rousseau, Voltaire und die Guillotine. 10 Zob. w tymże tomie s. 217. 11 Opinia Franki o języku Kasprowicza zgodna jest z poglądem Jeża, wyrażonym w przedmowie do Poezji: „...akcenty mowy tej samej w ustach waszych mają w sobie coś surowego, twardego, szarpiącego, targającego, rzekłbym, dzikiego i mimo to, raczej dlatego właśnie wywierającego urok dziwnie p^-iągający". ODCZYTY MI R I AM A> ODCZYTY MIRIAMA 241 r Sobotni odczyt p. Zenona Przesmyckiego zgromadził nieco więcej słuchaczy aniżeli środowy, nie tylu jednak, jak na to zasługiwały i temat wielce interesujący, i świetny sposób przedstawienia rzeczy, którego Miriam dał dowód w swej pierwszej pogadance. Przesmycki znakomicie scharakteryzował mieszczańskie społeczeństwo belgijskie, które w chwili, gdy dzięki gronu młodych pisarzy ruch literacki zawrzał w najlepsze, wolało bawić się widowiskami cyrkowymi, niż nadstawiać ucha, aby usłyszeć tętno nowego, szerszego życia. To samo mutatis mutandis można powiedzieć i o naszej „światłej" publiczności. Woli ona zabawiać się głupimi pantominami w „przybytku sztuki narodowej", niż pójść tam, gdzie by dowiedziała się naprawdę czegoś nowego i pożytecznego. Zwrot, jaki się zaznaczył na polu poezji francuskiej i jej rodzonej siostrzycy w Belgii, jest u nas absolutnie nie znany albo bywa przedstawiany wielce niedokładnie, a często i fałszywie. Wobec tego, że i u nas w Polsce nowy ten ruch zaczyna oddziaływać na wrażliwe umysły młodych artystów i pisarzy, warto przecież było usłyszeć cośkolwiek o nim z ust człowieka, który, jak to wiadomo, badał objawy jego u samego źródła i sam będąc poetą, ma swój oryginalny i w każdym razie zaciekawiający punkt widzenia. Można się nie godzić zarówno z istotą poezji „dekadenckiej", jak i z szczegółami, w których istota ta widome przybiera kształty, zapoznać się z nią w każdym razie warto. W sobotnim odczycie przywiódł nam Miriam przed oczy poetów, związanych pomiędzy sobą wspólną nicią „symbolizmu", a wyodrębniających się jednak co do formy. U jednych charakterystyczną cechę stanowi preponderancja żywiołów kolorystycznych, u innych zaś niezwykła muzykalność. Pierwszym poetą, jakiego nam przedstawił Miriam, był Teodor H a n n o n, mistrz formy, który podlegając z początku wpływom zolizmu, zespolił następnie w poezji swojej cechy właściwe sym-bolistom. Przeciwieństwo autora Noels jin de siecle, rimes de joix (rymy wesela) etc, tworzy Jerzy Rodenbach, piewca „upudro-wanej muzy", który po naśladownictwach Coppeego przeniósł się myślą i uczuciami w średniowiecze, do miast starodawnych, przedstawiając je w swoim Państwie ciszy, w poemacie, który, zdaniem prelegenta, niezwykłe swym nastrojem wywiera wrażenie. Obok Rodenbacha widzieliśmy płomiennego Flamandczyka, świetnego kolorystę Verhaerena, spadkobiercę barw Jorda-ensowskich2, obracającego się najchętniej w ciszy klasztornej, śród ascetycznych mnichów średniowiecznych, poezji swojej nadającego tło mistyczne. W ostatnich czasach przeszedł do poezji metafizycznej w trylogii: Les soirs (wieczory), Les debacles (pogromy), Les flambeaux noires (czarne pochodnie). Zrekapitulowawszy wszystkie wrażenia, myśli i uczucia w poemacie Les apparus dans mes chemins (zjawiska na drogach mego życia), wraca Verhaeren do naiwnej wiary dziecięcej, a zaraz potem, duch niespokojny i rozerwany, przenosi się w trylogii, której pierwsze część ma nazwę Les campagnes hallucinees, na grunt społeczny przedstawiając w silnych obrazach pożeranie życia fizycznego przez miasta. Yerhaeren byi towarzyszem Iwana Gilkina, Girauda i Van Arenbergha. Iwan G i 1 k i n, autor Damnation de 1'artiste, posiada w sobie żyłkę psychologa, a zarazem skłonność do grzebania w swym własnym wnętrzu. Jest to artysta zamknięty w sobie, mistyk, na wpół okultysta. Dzieło Les tenebres — ciemnie, znamionuje rezygnacja z myśli. Z drobniejszych rzeczy przytoczył prelegent w ślicznym swym tłumaczeniu kilka piosnek mistycznych. G i r a u d, również Flamandczyk, kołorysta, zakochany w renesansie, którego czasy przedstawił między innymi w Les dernie-res fetes (ostatnie uroczystości). Arenbergh jest sonecistą. Jak powiedzieliśmy na początku, kontrastem Flamandczyków, 16 — O literaturze polskiej w (¦ 242 III. WOBEC LITERATURY MODERNISTYCZNEJ odznaczających się talentem kolorystycznym, są poeci pochodzenia wallońskiego, u których dominującym żywiołem jest muzykalność wiersza. Najoryginalniejszym z nich (naszym zdaniem dziwacznym) jest Albert M o c k e 1, który w jednym ze swych dzieł przedstawił życie młodości, widziane okiem dziecka, używając pomiędzy innymi dla określenia wrażeń, myśli i uczuć nut, które każe czytać oczami. W jego ślady poszli Rassenforce3 i Gerardy. Ku francuskim parnasistom skłaniają się Severin {Lilia, Podarek dziecka) i G a r n i r. Osobną szkołę tworzą tzw. Gandawczyćy: 1) Wallon Le Roy (autor Mon coeur pleure d'autrefois — moje serce płacze czasów minionych). 2) Van Lerberghe oraz 3) Maeter-linck, o którym prelegent osobne napisał studium. (W warszawskiej bibliotece najcelniejszych utworów literackich wraz z przekładami dramatów). W pięknym bardzo przekładzie przytoczył Miriam kilka ustępów z Cieplarni, która dużo na autora ściągnęła gromów, niejednokrotnie niezrozumiałej, pełnej ostrych kontrastów. Najciekawszymi są zeznania Maeterlincka, zaznaczające pociąg poety do wszystkiego, co jest tajemnicze w człowieku, do zanurzania się w tym marę tenebrarum (morzu ciemności), znajdującym się w duszy ludzkiej. O dramatach Maeterlincka prelegent nie mówi, a szkoda, gdyż dramaty te znane są i u nas niejednemu, ale bardzo mało rozumiane. Prelegent widocznie krępował się czasem, zwłaszcza że odczyt trwał i tak dwie i pół godziny. Publiczność gorąco oklaskiwała prelegenta za wielce zajmujące przedstawienie rzeczy. (K). Trzeci i ostatni odczyt poświęcony ogólnej charakterystyce poetów współczesnych belgijskich zgromadził równie nieliczną publiczność, jak i dwa pierwsze. Prelegent w tym ostatnim odczycie, zdaniem naszym, zszedł nieco z tego wysokiego poziomu, na którym bezwarunkowo postawić należy dwa pierwsze odczyty. I nie dziw. Sam poeta, okazał on tutaj większy talent w plastycznym uwydatnieniu i subtelnym cieniowaniu pojedynczych postaci i całych plejad poetów aniżeli w analizowaniu teoretycznych ODCZYTY MIRIAMA 243 podstaw i społecznych źródeł ich poezji. I w odczytach p. Prze-smycki okazał się więcej poetą niż krytykiem. Gdy w pierwszych dwóch odczytach postacie poetów belgijskich przesuwały się przed nami w rysach wyrazistych i oryginalnych, przemawiały do duszy własnymi słowy, tutaj, gdzie chodziło o analizę, o delikatne wykazywanie korzeni i niteczek,, 0 uwydatnienie wpływów zewnętrznych, o charakterystykę temperamentów i tła umysłowego, wreszcie o ściśle rozumowe definicje estetyczne, prelegent oczywiście nie był w swym żywiole 1 w niektórych punktach wywoływał wrażenie wprost sprzeczne z tym, jakie wywołać zamierzał. Trzy najważniejsze rysy znamienne u nowych poetów belgijskich podniósł i uwydatnił prelegent: nienawiść do społeczeństwa i umiłowanie, ubóstwienie własnego ja, hasło sztuka dla sztuki i dążność do mistycyzmu, do ciągnięcia w głąb rzeczy i zjawisk tajemnych i niezbadanych. Najdłużej zatrzymał się nad analizą hasła: „sztuka dla sztuki", i tutaj z dowodzeniem jego zupełnie zgodzić się musimy. Nie chodzi zwolennikom tego hasła — zdaniem p. Przesmyckiego •— o jakieś kastowanie sztuki, o wykluczanie z niej pewnych tematów, pewnych form, pewnych szeregów uczuć i wyobrażeń, lecz przeciwnie. Sztuka powinna obejmować wszystko, być odbiciem własnego ja i całego świata, tak jak go widzi i pojmuje poeta. Chodzi tylko o to, by w opracowywaniu obranego tematu autor był poetą, tj. miał na oku przede wszystkimi i wyłącznie postulaty sztuki. W takim rozumieniu wszyscy prawdziwi poeci zawsze trzymali się tego hasła, wszystkie arcydzieła poezji światowej są jego wynikiem. Czy tak pojmują, czy w takiej rozciągłości stosują to hasło nowi poeci belgijscy — to inna kwestia. Również zgodzić się musimy z prelegentem na to, co mówił o symbolizmie, a raczej o pojęciu symbolu. Symbolem może w poezji być wszystko. Nie chodzi o alegorię, o przykrawanie rzeczywistości do jakichś z góry powziętych idei. Chodzi tylko o to, by poeta, przedstawiając pewne zjawisko, umiał przy tym poruszyć-w naszej duszy całe akordy uczuć i wyobrażeń, które by porywały naszą fantazję w jakąś daleką, nieskończoną przestrzeń, otwierały przed nami szerokie horyzonty myśli i marzeń, ażeby jak niegdyś powiedział Heine, każdy wiersz był niejako ciasnym okienkiem w nieskończoność. Ale i tu znowu powiemy, że takimi symbo- ,: ^ 244 III. WOBEC LITERATURY MODERNISTYCZNEJ ODCZYTY MIRIAMA 245 listami byli i są wszyscy wielcy poeci, jeżeli już nie wszystkich czasów, to co najmniej XIX wieku z dodatkiem takich olbrzymów, jak Szekspir, Dante, Calderon. Czy nowi poeci belgijscy rozumieją symbolizm również w tym szerokim znaczeniu, to także kwestia i żal bardzo, że szanowny prelegent tej właśnie stronie kwestii więcej miejsca nie poświęcił. Że chodzi tam o coś więcej niż o takie szerokie pojmowanie symbolizmu, dowodzi fakt, że ci poeci idą dalej, że symbolizm ich przechodzi w mistycyzm, w dążenie do czegoś tajemniczego, nad-zmysłowego i nadziemskiego. Tu już fantazja nasza nie może nadążyć w ślad za wywodami prelegenta, tu każde jego zdanie budzi w nas ducha opozycji. Czy rzeczywiście pragnienie tajemnicy i tajemniczości jest tak wrodzonym człowiekowi, jak twierdzą ci Belgijczycy? Nie możemy w to uwierzyć, bo sami w sobie pociągu tego nie czujemy. Natomiast wiemy, że pociąg do tajemnic i do rzeczy tajemniczych poczuwają niekiedy małe dzieci i ludzie nerwowo przedrażnieni, histeryczni i umysłowo nieszczególnie rozwinięci. Jest to więc stan chorobliwy albo pierwotny, pesymistyczny. By zapanowanie takiego stanu w poezji miało oznaczać jakiś postęp, jakąś nową jutrzenkę, w to nam trudno uwierzyć. Jeszcze więcej wątpliwości nastręcza ten rys znamienny nowych poetów belgijskich, który prelegent wymienił na początku trzeciego odczytu, ich nienawiść względem społeczeństwa i nieskończony ego-• izm. Ta nienawiść dumna a bezczynna, jadowita a bez kropli inicjatywy, zbyt często tak ogólnikowa, że zakrawa na frazes bez uczucia, lub tak gwałtowna, że podobna jest do obłąkania — to nie jest uczucie zdrowe, naturalne, to nie jest uczucie przyszłościowe, bo brak mu głównej podstawy przyszłościowej — rozumu i sprawiedliwości. Wszakże to społeczeństwo, którym tak gardzą ci poeci, pracuje i dla nich w pocie czoła, daje im chleb i do chleba, posuwa naprzód naukę i wiedzę, tj. rozszerza nasz wzrok, naszą myśl i naszą potęgę właśnie w kierunku niewiadomego, podczas gdy ci poeci z dziedziny niewiadomego, w którą się tak cisną, wynoszą tylko mniej lub więcej nonsensowe okrzyki i prawdziwe lub udane szczękanie zębami. To społeczeństwo robotnieze, burżuazyjne, ciemne i inteligentne, w twardej i uporczywej walce o byt i o zadowolenie swych potrzeb kroczy ku przyszłości, której ci poeci nie widzą czy widzieć nie chcą. Zamykając się w ciasnej skorupie własnego ja, choć i rozdętego do nieskończoności, oni tym samym zamykają przyszłość przed swą poezją i dumne ich okrzyk; są to raczej głosy umierających niż zwiastuny nowego życia. To, co mówią o chwili obecnej jako o czasie przejściowym, jako o chwili jakiegoś porodu, jakiegoś interim między nocą i dniem — blagą jest i nonsensem. Każda chwila dziejowa jest chwilą przejściową, bo dzieje wciąż idą: każda jest chwilą porodu i śmiercią zarazem, zasiewów i żniw zarazem. Oczekiwanie jakiejś tajemniczej, wielkiej, nieskończenie świetnej przyszłości blagą jest i nonsensem, bo przyszłość taką będzie, jaką przeszłość i teraźniejszość stworzyć mogą. Z posianej hreczki nie wyrośnie mak, z jaj gawronich nie wylęgną się sokoły. Parafrazując znakomity Ibsenowski paradoks 4, chciałoby się powiedzieć do owych utalentowanych, genialnych nieraz poetów belgijskich: niepotrzebnie się panowie nazywacie symbolistami, dekadentami, malarzami i muzykantami w poezji, artystami dla artyzmu. Nazwijcie się histerykami, to was od razu zrozumiemy. Odczyty Miriama 1 Pierwodruk: „Kurier Lwowski" 1894, nr 52, autorstwo swoje ukrył Franko pod inicjałami X. X. Z. Odczyty Miriama o poezji belgijskiej odbyły się we Lwowie w dniach 15, 16 oraz 17 lutego 1894 r. Ponadto 21 lutego w Czytelni Akademickiej Miriam wygłosił odczyt o literaturze czeskiej, 22 w Związku Naukowo-Literackim o B-audelairze, 23 w sali ratuszowej o najnowszej poezji polskiej. 2 Chodzi tu o malarza flamandzkiego Jacoba Jordaensa (1593—1678), którego twórczość cechowały nieco rubaszne traktowanie tematu, wyrazisty modelunek postaci, kontrastowy światłocień i jaskrawa gama barwna. 3 Rassenforce — bibliografie nie wymieniają tego nazwiska. 4 „Znakomity paradoks" kojarzy się z repliką Rellinga w Dzikiej kaczce (a. V, sc. 4): „A propos, panie Werle junior, niechże pan nie posługuje się obcym wyrazem «ideały». Przecież na określenie tego mamy piękne rodzime słowo: «kłamstwa»". S. PBZYBYSZEWSKI „Z CYKLU WIGILII" 247 STANISŁAW PRZYBYSZEWSKI „Z CYKLU W I G I L I I"i Nie zaliczani się do ludzi tchórzliwych, którzy przy każdej nowości w literaturze, nie odpowiadającej ich gustom i utartym ścieżkom, lamentują nad upadkiem moralności oraz ładu społecznego, przepowiadają bliski koniec świata, a co najmniej zagładę świętości narodowych. Mimo to, po przeczytaniu tej książeczki, nie może mi się pomieścić w głowie, po co i dla kogo przetłumaczono ją na nasz język. Co mogło się podobać w niej tłumaczowi i co chciał przekazać za jej pośrednictwem naszemu społeczeństwu? Utwór Przybyszewskiego nie jest nowelą ani prozą poetycką, nie jest filozofią ani nauką, chociaż wziął z nich autor wszystkiego po trosze. Są tu strzępy opowiadania, scenki a la minutę, które mogłyby wywrzeć wrażenie, gdyby autor na chwilę pozwolił wypocząć wyobraźni czytelnika i skupić się na nich; lecz one, zmieniając się w szalonym tempie, migając i pobłyskując męczą tylko naszą wyobraźnię i nie dają jej niczego trwałego. Są tu przebłyski liryki nastrojowej, prawdziwego uczucia, lecz ciągle przerywane niedorzeczną i absurdalną frazeologią, w której normalny człowiek nie może niczego zrozumieć ani odczuć. Są tu wreszcie urwane nici jakichś myśli filozoficznych, szerokich uogólnień, ale i tym razem takich, które nie mają z nauką nic wspólnego i mogą być uważane chyba tylko za produkt wybitnie utalentowanego i inteligentnego, lecz na wskroś obłąkanego człowieka. Obłęd, ciężka choroba psychiczna to wyraźne symptomy tego utworu, wyraźne szczególnie w tym niespokojnym i szybkim migotaniu obrazów wyobraźni poety, w gwałtownym przeskakiwa- niu z piątego na dziesiąte, i w tym na wskroś chorobliwym ograniczeniu horyzontu duchowego, który zmusza autora do widzenia w całym świecie tylko swego własnego „ja", ubóstwianego i niespójnego, nie mówiąc już o całej jego (ukazanej w utworze) mizerii i kobiecie pełniącej jedną tylko funkcję — samicy. Powtarzam raz jeszcze: nie mogę zrozumieć, po co i dla kogo zachciało się Kruszelnickiemu wzbogacać naszą literaturę przekładem utworu Przybyszewskiego. Jeżeli jednak Kruszelnicki istotnie dopatruje się w nim jakichś nieprzeciętnych walorów literackich, to wielka szkoda, że nie zaopatrzył swego przekładu w przedmowę, nie wyjaśnił i nam, profanom, co on sam widzi. (PRZEKŁAD MIKOŁAJA KUPLOWSKIEGO) Stanisław Przybyszewski „Z cyklu Wigilii" 1 Stanisław Przybyszewśkyj, Iz cykłu Wigilii perekław Antin Kru-szelnyćkyj, Żywi struny, I, Ewiw 1899, nakł. Instytutu Stauropigialnego. „Literaturno-naukowyj wisnyk" 1900, t. IX, ks. 1. WSPÓŁCZEŚNI POECI POLSCY' Okres mniej więcej od 1820—1848 roku był okresem wielkiego rozkwitu poezji polskiej. W owym czasie rozwinęła się wspaniale i rozkwitła genialna trójca „romantyków" polskich — Mickiewicz, Słowacki, Krasiński, a obok nich cała plejada bardziej lub mniej utalentowanych towarzyszy po piórze, jak B. Zaleski, Seweryn Goszczyński, Odyniec, Garczyński, Witwicki oraz inni. Można śmiało powiedzieć, że wówczas poezja polska po raz pierwszy wystąpiła w pełnym blasku na forum europejskim i była dominującym przejawem duchowego życia narodu. Uczucia i myśli, jakie budziła, stawały się ewangelią narodową; co gorętsze głowy uważały za swój obowiązek nie tylko kochać i pielęgnować je, ale też wprowadzać w czyn. Polityka narodowa rozwijała się pod wpływem narodowej poezji; wielkim poematom narodowym odpowiadały takie wydarzenia, jak powstanie 1830 roku, konspiracja w Galicji i Poznańskiem, partyzantka Zaliwskiego, konspiracja Konar-skiego, propaganda powstańcza Wiśniowskiego i Dembowskiego w Galicji, zamierzenia Mierosławskiego, powstanie 1846 r. oraz w znacznej mierze wystąpienia i manifestacje polskie 1848 roku. Niemal w tym samym momencie, gdy umilkły w literaturze głosy wielkich wieszczów narodowych, zaczęło się budzić w bardziej trzeźwych umysłach rozczarowanie do zdobyczy polityki „romantycznej". Niestety, impuls dany przez poezję był zbyt silny, aby lekcja historii mogła go od razu zneutralizować. Polacy od dawna byli nieczuli na pojmowanie lekcji historii. Takiej gorzkiej lekcji, jaką była" rzeź 1846 roku, po dziś dzień nie mogą przetrawić, a wówczas, pod bezpośrednim wrażeniem, epigoni ro- WSPÓŁCZESNI POECI POLSCY 249 mantyzmu mieli od razu dwa gotowe wyjaśnienia, poza które do dziś nie wyszła mądrość patriotycznych historyków polskich ówczesnej doby. Jedni, z Ryszardem Berwińskim, twierdzili: nie może być, aby lud polski rzucił się na szlachtę polską. Nie był to lud polski, bo właściwie żadnego ludu polskiego nie ma, jest tylko szlachta polska. Inni, głównie Galicjanie, powtarzali i powtarzają za Kornelem Ujejskim: Inni szatani byli tam czynni; O! rękę karaj, nie ślepy miecz!2 czyli rzeź była dziełem Niemców, biurokracji austriackiej. W latach pięćdziesiątych obserwujemy powszechną reakcję na polu poezji polskiej. Wielcy bardowie narodu umilkli, następnie zeszli do grobu, poezja emigracyjna ucichła, zaczęły się odzywać nowe głosy w kraju, na gruncie ojczystym. W Galicji Wincenty Poi rozpoczął swą karierę naiwnymi powstańczymi Pieśniami Janusza, lecz doznawszy prześladowań w r. 1846 i zakosztowawszy więzienia austriackiego,' staje się piewcą szlacheckiej przeszłości, antykwariuszem poetyckim, jak go trafnie określił Spasowicz. Z wielkim rozmiłowaniem, a niekiedy i talentem opisuje stare szlacheckie i magnackie dwory, gospodarkę, zbroje, nawet zegary, sejmiki i pijatyki, prezentuje wierszowany wykład geografii i etnografii Polski od morza do morza (Pieśń o ziemi naszej), wypełnia tom za tomem wierszami, których już nawet w chwili śmierci autora patriotyczna publiczność polska nie była w stanie czytać. Równocześnie pojawił się na Litwie inny utalentowany i niezwykle płodny poeta — Syrokomla, który uderzył w podobną strunę gawędy szlacheckiej. Odczucie rzeczywistości u Syrokomli było bardziej żywe niż u Pola. Jego rysunki zawierają więcej krwi oraz nerwów i chociaż przedstawia w różowym świetle życie szlachty zagrodowej, nie przymyka oczu na jej wady („Bił chłopów pałką, poił gorzałką, miał arendarza, z którym rozważał, czy będą wojny, czy czas spokojny"). Ze szczególnym upodobaniem maluje postacie tych szlachciców, którzy walczyli pod rozkazami Napoleona, lecz nigdzie nie ucieka się do uwielbienia szlacheckiego sobiepaństwa, jak to czynił Poi (Pamiętniki Benedykta Winnickiego). Również centralna ziemia polska, Mazowsze, wydała w tym cza- 250 III. WOBEC LITERATURY MODERNISTYCZNEJ sie utalentowanego poetę odznaczającego się wyraźnie cechami zachowawczymi. To Teofil Lenartowicz. Jego pierwsze utwory wnosiły istotnie nowy element do poezji polskiej ^- ludowy. Wiadomo, że wielcy romantycy, chociaż zaczynali od nawoływania do powrotu do ludu i jego poezji, niemniej szybko zapomnieli o tym i udali się tam, gdzie ich wzywało nabrzmiałe uczucie patriotyczne; nawet tacy poeci jak Bohdan Zaleski, który uważał się za arcy-Ukraińca, nie umieli ani trafić w ton poezji ludowej, ani namalować bodaj jednej prawdziwej żywej postaci spod strzechy chłopskiej. W wielkiej epopei Mickiewicza jest wszystko: magnaci, szlachta średnia, szlachta zagrodowa, nawet Żyd-arendarz, są Moskale, odszczepieńcy moskiewscy, nie ma tylko chłopa. Współpracę ludu wiejskiego ze szlachtą Krasiński uważał za cud, który może stać się tylko w przyszłości („Jeden tylko, jeden cud, z szlachtą polską polski lud"). Tak więc wydawało się, że Lenartowicz zostanie zwiastunem tego cudu bodaj na polu literackim. Jego tomiki wierszy (Lirenka i Nowa lirenka) wniosły po raz pierwszy do poezji polskiej dźwięki polskiej pieśni ludowej. Niestety, Lenartowicz nie zrozumiał swego posłannictwa; prócz dźwięków ludowych, melodii nie wniósł niczego więcej do literatury polskiej. Jego poglądy na życie i literaturę były niezwykle naiwne i niewyrobione. Najlepszy utwór — poemat Bitwa racławicka — stanowi arcydzieło pod względem płynności wiersza, me-lodyjności, śpiewności, lecz pod względem kolorytu historycznego, rysunku postaci, rozumienia samej chwili historycznej odzwierciedlonej w poemacie — to całkowita bzdura. Później, po wyemigrowaniu do Włoch, Lenartowicz pogrążył się również w przeszłości i zabrał do opiewania nudnych i arcynaiwnych rapsodów Ze starych, zbroić w celu wzbogacenia bibliografii polskiej. Nadszedł rok 1863, ten ostatni, spóźniony zryw romantyki polskiej, po którym nastąpiło ostateczne, tym razem gruntowne, rozczarowanie. Na arenę wychodzi nowa siła społeczna, która dotąd nie ujawniała się w literaturze — mieszczaństwo polskie. Uwłaszczenie chłopów stało się podstawą do rozwoju przemysłu; w Polsce zaczynają wyrastać wielkie fabryki i ośrodki przemysłowe. Zbankrutowana polityka szlachecka musi przekształcać się na nowy ład; w szkołach tak pod względem ilościowym, jak i jakościowym przeważają synowie mieszczan, urzędników, bankierów, w znacznej mierze Żydzi. Ze szkół z ust tej młodzieży rozlega się WSPÓŁCZEŚNI POECI POLSCY 251 hasło: „Precz z romantyzmem! Wiwat praca organiczna!" W Warszawie powstaje szkoła tzw. pozytywistów, rozwija się rzutka, na wzór europejski zorganizowana żurnalistyka, wokół której grupuje się znaczna ilość utalentowanych pisarzy, polemistów, krytyków, publicystów, uczonych i poetów. Wiślicki, Świętochowski, Chmielowski — oto główni przywódcy tego nowego kierunku. Darwinizm, ewolucjonizm, materializm, determinizm to główne terminy naukowe, o które toczy się walka, które usiłują oni przerobić na swój' sposób jako podstawy nowej filozofii narodowej, nowych poglądów na życie, historię i sztukę. W imię tych nowych haseł rozpoczyna się bezlitosna krytyka uprzednich, przeżytych kierunków i poglądów. Wydawało się, że dla poezji nie ma tu miejsca, i istotnie, poeta tego kierunku, interpretator myśli oraz idei tego pokolenia nie wyszedł z kuźni pozytywistycznej, chociaż był wychowankiem Warszawy i jej szkoły. Poetą tym był Adam Asnyk. Urodzony w 1838 roku w Kaliszu, poświęcił się studiom przyrodniczo-matematycznym, następnie wstąpił do nowo otwartej w Warszawie Akademii Medyko-Chirurgicznej, skąd w 1861 roku przeniósł się do Wrocławia. Konspiracja i powstanie 1863 roku oderwały go od studiów. Wstąpił w szeregi powstańców i po upadku powstania 1864 roku znalazł się we Włoszech. Wielkie rozczarowanie, ból i żal wcisnęły mu pióro do ręki. Z końcem 1864 roku ukazują się w lwowskim „Dzienniku Literackim" jego pierwsze wiersze: Podróżni oraz W zatoce Baja. Neapol był kolebką jego poezji; włoskie niebo, morze i cudowna kraina, a przy tym rozpacz wewnętrzna, zwątpienie i walka — stanowiły pierwszy potężny jej kontrast. Daleki od tytanicznych wybuchów, zawsze rozważny i umiarkowany, był mimo wszystko poetą obdarzonym potężnym uczuciem, co doprowadzało' go niekiedy do herezji religijnej (Julian Apostata) czy też ascetycznego okrucieństwa (Asceta), od którego jednak nietrudno było przejść do krańcowej zmysłowości (Aszera). W ogóle pod wpływem przebytego, bolesnego kryzysu obserwujemy u poety niezdecydowanie, obok potężnego uczucia mocno tętni refleksja, która powoli zyskuje przewagę (w poemaciku Sen grobów). Tymczasem Asnyk opuścił Italię, wstąpił na uniwersytet w Heidelbergu, gdzie porzuciwszy medycynę, studiował ekonomię społeczną i historię uzyskując stopień doktora filozofii (1866 r.). Stąd wrócił na pobyt stały do Galicji i poświęcił się dziennikar- 252 III. WOBEC LITERATURY MODERNISTYCZNEJ stwu. Lecz nie pociągała go widocznie ówczesna walka galicyjskich partii polskich, skoro właśnie od tego czasu na dość długi okres milknie w jego poezji nuta patriotyczna i społeczna, a poeta rozpaczy i rozczarowania staję się autorem szeregu cudownych pieśni miłosnych. Już w pierwszym wierszu będącym jak gdyby przejściem od okresu poprzedniego do nowego (Pijąc falerno) poeta żegna się z wielkimi ideałami i pragnie utopić swą żałość w kieliszku. Rozkoszy stawmy ołtarze; Pijacką miejmy bezczelność, A może znajdziemy w czarze I nieśmiertelność. Rzecz jasna, była to gorzka ironia w ustach Asnyka, lecz wielu jego przyjaciół przyjmowało te rady a la lettre — wystarczy przypomnieć chociażby utalentowanego Jana Lama3. Nie mniej ironiczny, chociaż w innej tonacji pisany jest wiersz Na przedpie-klu, w którym autor opowiada, jak umiera szlachcic galicyjski i st&je na sądzie ostatecznym, na którym zostaje „wybrakowany", gdyż nie lubił poezji, omijał ideologów, nie znosił postępu i posiadał tylko jedną ambicję zostania posłem. Sędziowie z piekła rozkazują mu wrócić na ziemię obiecując, że przy diabelskiej pomocy zostanie wybrany posłem, a nawet zasiądzie w Reichsracie (wówczas posłów do Wiednia wybierał jeszcze sejm krajowy), lecz za to musi odwdzięczyć się diabłom, zawsze gorąco bronić propinacji, wyjednać jak najwięcej koncesji dla banków i kolei żelaznych, być zawsze zuchwałym i bezwstydnym. Wiersz ten, jak widzimy, do dziś nie stracił swej wymowy. Pozostawmy na boku lirykę erotyczną Asnyka, która powstała we Lwowie w latach 1867—1870. Próbując różnych tonacji, doszedłszy do prawdziwego artyzmu formy i języka, Asnyk jednocześnie od gorzkiej ironii i satyry, od wybuchów namiętności miłosnej, rozczarowań i łez przechodzi do spokoju, harmonii, nawet do pogodnego, wesołego nastroju. Przeniósłszy się w 1870 roku na pobyt stały do Krakowa, Asnyk w swej poezji prawie odrywa się od spraw współczesności polskiej, pogrąża w abstrakcje: jego poezja wyróżniająca się nadal artyzmem, olśniewającą formą, staje się prawie wyłącznie refleksyjną. Życie przyrody w jej nieustannym ruchu i przeobrażeniu oraz życie duchowe jednostki w usta- WSPÓŁCZESNI POECI POLSCY 253 wicznej metamorfozie nastrojów, marzeń i kontemplacji — oto główna domena jego poezji. Jej horyzonty szerokie, lecz kontury mgliste; potężne namiętności i afektacje nie mącą jej spokoju. Lśni niczym kryształ, mieni się tysiącami barw, ale jest przy tym nieco chłodna. Nawet zabierając głos w sprawie wydarzeń współczesnych, poeta jak gdyby zajmował wyższe, ideowe stanowisko, ale w istocie rzeczy okazuje się, że właściwie nie ma w tych sprawach nic do powiedzenia własnemu narodowi, jest to nie rzeczywista wyższość, lecz wyobcowanie. Dla ilustracji wymienię jego piękny wiersz napisany w 1887 roku z okazji pierwszych przejawów propagandy socjalistycznej w Galicji: nędza ludu pracującego, niezaradność i próżność warstw wyższych została przedstawiona z wielką siłą, lecz i do nowych haseł poeta przysłuchuje się ze strachem prawdziwego filistra oraz widzi w nich jedynie chęć niszczenia, chwyta tylko echo: Burzcie i palcie, i równajcie z ziemią!* I nic więcej! Żadnego wyjścia, żadnego drogowskazu ani dla zalęknionych filistrów, ani dla ujarzmionych i wyzyskiwanych mas. Słusznie zauważa Chmielowski5, że jakkolwiek Asnyk w swych symgatiach jest demokratą, daleki jest jednak duszą od prostego ludu, nie potrafi ani odczuć, ani wyrazić jego niedoli życia i myśli. Moim zdaniem to typowy i wysoce utalentowany przedstawiciel polskiej liberalnej i postępowej burżuazji w tym okresie jej rozwoju, kiedy była jeszcze liberalną i postępową. Na młodzież, tzn. na przyszłość,. na rozwój społeczeństwa polskiego nigdy nie miał wpływu i mieć nie będzie. Prócz Asnyka w poezji polskiej jest cała grupa poetów, których podobnie nazwać można reprezentantami burżuazji polskiej. Wśród nich wymienić należy Aleksandra Kraushara, którego tomik Stro-fy> wydany w Krakowie w 1886 roku (zaczął pisać jeszcze w roku 1858), był odpowiedzią na hasło niemieckie „Ausrotten" i wywołał w tym czasie znaczne poruszenie wśród Polaków, chociaż prawdziwego ziarna poetyckiego w tych wierszach nie ma zbyt wiele. Prawdziwym talentem wśród poetów tej grupy i tego samego pokolenia co Asnyk wyróżnia się Wiktor Gomulicki. To wielki mistrz formy poetyckiej, natura na wskroś harmonijna chociaż niezbyt głęboka; podobnie jak Asnyka, nie ciągnie go do filozofii. 254 III. WOBEC LITERATURY MODERNISTYCZNEJ raczej do marzeń, zadumy melancholijnej, do przesłaniania rzeczywistości lekką mgiełką własnych sympatii i własnego uczucia. Dorobek poetycki Gomulickiego nie jest wielki, lecz doborowy. Najpiękniejsza jego rzecz to scenka wesela żydowskiego na wysypisku śmieci pospolitych, gdzie jedna żydowska pieśń obrzędowa rozbudza stopniowo uczucia całej masy brudnych, Żydów, a równocześnie wznieca uczucie samego autora, które przeobraża w jego oczach całą tę odstręczającą rzeczywistość w czarujący obrazek 6. Burżuazja polska doby liberalnej i postępowej wydała jeszcze jeden talent poetycki, głośniejszy i bardziej wpływowy od poprzednich — Marię Konopnicką. Większa część jej utworów bez najmniejszej wątpliwości należy pod względem formy, języka oraz idei do tego samego kierunku twórczości poetyckiej, co pisarstwo Asnyka, Gomulickiego i towarzyszy, chociaż ukazuje nam człowieka bardziej gorącego temperamentu, bujniejszej fantazji Oraz mocniej związanego z problemami i zadaniami chwili bieżącej. Jednak szeroki rozgłos i znaczenie w literaturze polskiej zjednały jej nie te utwory, lecz pokaźny cykl pieśni, wspaniale zharmonizowanych i zestrojonych z dźwiękami polskiej pieśni ludowej, a także scenki i refleksje na temat losu chłopa polskiego. Formą wierszowaną i tonem w pewnej mierze afektowanie naiwnym nawiązała tu Konopnicką bezpośrednio do nici urwanej przez Le-nartowicza, ale do tej „poezji wiejskiej" wniosła nowe elementy, których nie było u Lenartowicza — krzewienie oświaty oraz liberalne, postępowe myśli zrodzone i ukształtowane wśród burżuazji polskiej. Jej poezja jest na wskroś tendencyjna, czasami w dobrym, lecz niekiedy niezupełnie dodatnim sensie. Znając w niedostatecznym stopniu prawdziwe życie chłopskie, sposób myślenia i pragnienia chłopa, Konopnicką podsuwa mu swoje myśli i poglądy, dając nam niejednokrotnie zamiast realnego rysunku retorykę. Jeszcze gorszą retoryką zalatują jej pseudofilozoficzne wiersze, w których usiłuje zgłębiać tajniki praprzyczyn, względnie, jak trafnie zauważa Chmielowski, „bierze na egzamin Pana Boga, wypytuje go, kim jest, co robi i dlaczego właśnie tak robi, ale sama nawet nie potrafi zadać mu stosownych pytań" ?. I gdy w swej poezji ludowej na całą niedolę chłopską nie potrafiła dać innej odpowiedzi prócz zwykłych burżuazyjnych haseł oświaty, miłosierdzia z dodatkiem szlacheckiego hasła — zgody chaty z dworem — to w filozoficznych i historycznych rozmyślaniach jej ka- WSPÓŁCZEŚNI POECI POLSCY 255 techizm nie jest głębszy. Za najlepsze rzeczy należy uważać wiersze powstałe pod bezpośrednim wrażeniem wydarzeń, które miały miejsce na jej oczach (emigracja do Brazylii), a także czysto subiektywne utwory, jak na przykład wrażenia z podróży do Włoch lub tłumaczenia, w których obserwujemy w pełni jej wielki artyzm formy i języka. Ukraina dała w tym okresie (1860—1890) literaturze polskiej kilku utalentowanych poetów, w pewnym sensie epigonów tej „szkoły ukraińskiej", która w gruncie rzeczy nie była żadną szkołą, lecz grupą talentów całkowicie różnorodnych. To samo było i teraz. Najstarszy spośród tych polsko-ukraińskich poetów nowej doby Leonard Sowiński wystąpił na niwie poetyckiej jeszcze w 1857 roku, ale powstanie 1863 roku było i dla niego etapem zdecydowanego przełomu. Urodzony w 1831 roku koło Żytomierza, słuchacz Uniwersytetu Kijowskiego, odbył w latach 1856— 1857 podróż za granicę, gdzie też zaczął próbować swych pierwszych sił w poezji, uczestniczył w powstaniu 1863 roku, za co zesłano go do kurskiej guberni, skąd wrócił w 1868 roku. Resztę życia spędził w Warszawie, wprzągnięty do pracy dziennikarskiej. Sowiński był naturą gorącą i wybuchową, po chwilach wielkiego olśnienia i koncentracji następowały długie okresy osłabienia. Gorący demokrata, nie, ludowiec — powiedzielibyśmy używając dzisiejszego określenia — nie wahał się w swych wierszach wypowiadać niejednokrotnie myśli, które wybiegały daleko poza zasięg tego, co było przyjęte i uznane za przyzwoite w salonach nie tylko szlacheckich, ale też liberalnej i postępowej burżuazji. Dbając mniej o formę, wlewał w swe wiersze (niekiedy!) tyle żywego ognia, że były one istotnie, według słów Chmielowskiego, niczym gorejący krzew w pustyni, z tą tylko różnicą, że krzew biblijny płonął i nie wygasał, a Sowiński wybuchnąwszy, bardzo szybko zgasł. Swym gwałtownym, męskim usposobieniem żądającym czynu, charakteru i siły, umiejącym gorąco kochać i gorąco niena-widzieć, Sowiński jest bezpośrednim spadkobiercą muzy Goszczyń-skiego. Oto jak widzi swój ideał poezji w roli przewodniczki narodu: Chciałbym ogniem i krwią odmalować ducha tortury, Gdy żądzą runie w proch, a natchnieniem rwie się do góry, Gdy męską dumną myśl, najszczytniejszych pełną obrazów, Ustek wiśniowych jad zamieni w legowisko płazów. 256 III. WOBEC LITERATURY MODERNISTYCZNEJ WSPÓŁCZEŚNI POECI POLSCY 257 Chciałbym z dantejskich barw i palących jak grom wyrazów Utworzyć pieśń ... Jak Jozus rozwalający mury, Pragnąłbym skruszyć gmach zniewieściałej naszej natury, By w gruzach jego wznieść potężniejszy z cyklopich głazów. Do ważniejszych utworów Sowińskiego należy wydany w 1860 roku dramat liryczny Z życia; stanowił on jeden z impulsów, który zniewalał i nawoływał do powstania i przyniósł autorowi wielką popularność, zwłaszcza wśród młodzieży polskiej. W 1875 r. wydał w Poznaniu dwutomowy zbiór swych wierszy zawierający również dłuższy poemat Graf Jarosz, zaś w 1885 r. w Warszawie pojawił się ostatni jego tom poetycki O zmroku, w którym prócz utworów lirycznych znalazł się też poemat Praznik oraz poemat dramatyczny Prolog tragedii. Najznakomitszym jednak utworem Sowińskiego jest jego dramat Na Ukrainie, wydany w 1873 r., będący obok Zamku kaniowskiego niewątpliwie najsilniejszym i najżywszym spośród utworów; jakie dała literaturze polskiej Ukraina w XIX wieku. To prawda, że dramatowi brakuje koncentracji, plastyki i układu dramatycznego, ale jest on żywy i potężny dzięki sile uczucia włożonego przez autora. Charakterystyczne dla Sowińskiego jest również to, że jako jedyny spośród Polaków dokonał przekładu Hajdamaków Szewczenki i wydał go wraz z pięknym studium o naszym Kobziarzu8. Dla nas, Ukraińców, Sowiński jest i pozostanie jedną z najsympatyczniejszych postaci na polskim Parnasie; współcześni Polacy prawie zupełnie zapomnieli o nim. Do grupy poetów polskich rodem z Ukrainy, którzy czuli się Ukraińcami i wnosili ukraińskie motywy do poezji polskiej, należy również Stanisław Grudziński (1851—1884). Napisał on prozą Powieści ukraińskie przetłumaczone na język czeski, ale rozpoczął swą twórczość kilkoma zbiorami wierszy, mianowicie poematem Idealista (1872), pierwszym tomikiem Marzenia i piosenki (1872) oraz drugim Urwane akordy (1874), zawierającym również poemat Dwie mogiły, który opiewał mityczną śmierć Piąta i Pe-repiatychy. Grudziński to natura miękka, melancholijna, talent niewielki, ale sympatyczny. Czasami udawało mu się bardzo trafnie uderzyć w tonację ukraińskiej pieśni ludowej i w lirykę Szewczenki. Oto przykład: Pieśń moja — dumko moja, marzeń moich dziecię! Czemuż ci tak tęskno, ciasno na tym bożym świecie? Za czym gonisz, czego szukasz wpośród tego świata, Czemu rwiesz się za tym orłem, co pod niebem lata? Z jasnych niebios tyś strącona, tyś niedoli dziecię, Dlatego ci tak tu smutno na tym Bożym świecie. Tutaj cierni, więzów tyle, tyle wszędzie sieci, Wolne ptaszę — dumka moja w te więzy nie wleci. Zwrotka bożej świętej pieśni — ona dźwięczeć wszędzie, Ona pieśnią odrodzenia i miłości będzie. Może kiedyś braci ludzi dźwięk pieśni poruszy, Zdrój pociechy w serce wleje, gorzkie łzy osuszy. A gdy oczy załzawione podniesie do nieba, Wtedy — dość już śpiewakowi, więcej mu nie trzeba 9. W 1882 r. pojawił się pierwszy utwór poetycki młodego fotografa kijowskiego Włodzimierza Wysockiego, w którym dopatrzyć się można było niewielkiego, ale świeżego i energicznego talentu. Młody poeta rozpoczął od satyry Wszyscy za jednego, w której wykpił brak charakteru i marnotrawstwo szlachty polskiej. Wysoc-ki jest interesujący już chociażby z tego powodu, że w całej swej twórczości poetyckiej (zmarł w 1894) ograniczył się do epiki. W jego lirze były tylko, dwie struny — satyra przechodząca niekiedy w karykaturę i będąca wówczas niesmaczną (np. poemat o Bis-marcku, którego przedstawiono jako syna diabła) oraz uczuciowo--patriotyczna nuta rozbrzmiewająca najpełniej w poemacie Łaszka (w 1894 roku wyszło trzecie wydanie). Mimo iż poemat ten bardzo się podobał ukraińsko-polskiej publiczności, według mnie jego wartość poetycka jest znikoma: jest to słabe naśladownictwo liryczno-epickiego tonu Marii Malczewskiego z tymi samymi marionetkowymi Kozakami, Tatarami i Polakami, lecz bez głębi i siły rysunku poszczególnych postaci. Za najlepszy utwór Wysockiego uważam poemat Oksana. Panicz-Polak uwodzi urodziwą córkę rybaka Oksanę i porzuca ją. Zbliża się powstanie 1863 r., panicz bierze udział w powstaniu, lecz chłopi ukraińscy rzucają się na powstańców rozpraszając ich, jednych zamęczają na śmierć, innych wiążą. Panicz ukrył się w burzanie, błądził przez cały dzień i noc, dopóki nie dobrnął do ojczystych stron. Ale tu poznał go rybak, ojciec Oksany, związał przy pomocy innych chłopów i doprowadził do swojej chałupy. Panicz zastaje w izbie' Oksanę. Blada, za- 17 — O literaturze polskiej 258 III. WOBEC LITERATURY MODERNISTYCZNEJ myślona, bierze po chwili nóż. Panicz myślał że zamierza go zabić, zemścić się za swoją krzywdę, tymczasem Oksana rozcina sznury, którymi był związany, i każe mu ukryć się w komorze, by mógł wymknąć się nocą. Wtem wraca rybak, a nie zastawszy w izbie panicza i zorientowawszy się, że Oksana uwolniła go, zaczyna ją bezlitośnie bić. Panicz usłyszawszy krzyk i nie mogąc ścierpieć znęcania się nad nią, wychodzi z komory oddając się w ręce rybaka, który doprowadza go do urzędu. Zasądzony i przydzielony do kompanii karnej panicz wyrusza w drogę, gdy wtem zbliża się doń Oksana wręczając mu poczęstunek. „Przebaczasz mi?" — pyta wzruszony panicz. „Tak — odpowiada dziewczyna — i niechaj nam obojgu Bóg przebaczy w niebie". Drobny deszcz ze śniegiem mroczy... Oglądam się — Sania stoi i ociera płachtą oczy. Okutana mgłą, na słocie stoi sama pośród drogi; Widzę jej poczerwieniałe, jej zziębnięte, bose nogi.- Wysocki nie jest ani wielkim artystą, ani mistrzem formy poetyckiej; jego wiersze bywają drewniane, przegadane, ospałe; technika poetycka jest bardzo prymitywna, smak niewyrobiony, nawet język niezupełnie czysty. Lecz mimo to odczuwa się w jego poezji jakiś powiew świeżości, jakąś energię męską i tu tkwi jej główny urok. W latach 80-tych wystąpiła w literaturze polskiej dość liczna generacja poetów, która pragnęła wnieść do poezji polskiej nowe elementy, nowe tony. Nie było to łatwe. Dawniejsza poezja polska pozostawiła wielkie bogactwo form, udoskonaliła technikę wierszowania i wyczerpała prawie do dna takie tematy jak patriotyzm i religijność. Wprawdzie Asnyk, Gomulicki i ich koledzy wskazali na nowe horyzonty — filozofię nowoczesną oraz zdobycze nauki, zaś Lenartowicz i Konopnicka odkryli krynicę polskiej poezji ludowej, ale młodym było tego za mało. Co prawda nie pogardzali wskazówkami starszych i podczas gdy nuta patriotyczna rozbrzmiewa u nich słabiej, znajdując dość chłodny, szablonowy wyraz, to filozofia wciąga ich w swój bezdenny wir; młode pokolenie — mogło się tak wydawać przez pewien czas — zatraciło zupełnie uczucie i pozostało przy samej filozofii. Poeci, prawie wyłącznie panicze miejscy, dalecy od chłopa, nie potrafią mu współczuć ani zrozumieć go, a poezja wiejska jest dla nich ospała lub WSPÓŁCZEŚNI POECI POLSCY 259 nudna. Tymczasem na gruncie polskim dały się słyszeć nowe hasła — pracy dla ludu, przebudzenia ludu pracującego, organizacji chłopów i robotników, socjalizmu. Wyłonił się problem „czwartego stanu", wobec którego warstwy wyższe, szlachta i burżuazja„ wystąpiły z taką zaciekłością, która wynikała chyba z niezrozumienia przez nich sprawy. Te nowe hasła i ruch, wywołane z czasem przez nich, nie znalazły w poezji polskiej dość silnego i artystycznego wyrazu. Najgłośniejszym przedstawicielem polskiej „poezji robotniczej" był Bolesław Czerwieński, autor pieśni robotniczej Czerwony sztandar. Na polu literackim pojawił się gdzieś na początku lat 70-tych z poemacikiem filozoficznym Uczony, w którym biedny pogorzelec prostym rozumem chłopskim uczy „uczonego", że Nie sztuka umrzeć, lecz żyć dobrze sztuka — mądrości, jak widać, nie bardzo nowej i nie bardzo głębokiej. Parając się dziennikarstwem, Czerwieński rzadko drukował swoje wiersze, które zdradzały bardzo słabiutki talent i niegłęboką myśl. Napisana przez niego w 1880 roku pieśń Czerwony sztandar, która uczyniła jego imię drogim dla polskich robotników-socjalis-tów, stanowi właściwie parafrazę pieśni francuskiej Drapeau rou-ge i ujawnia bardzo słabe rozumienie socjalizmu, zawiera natomiast więcej rewolucyjno-krwawej frazeologii: Krew naszą długo leją kąty I płyną robotników łzy; Nadejdzie wreszcie dzień zapłaty, Sędziami wtedy będziem my. Dalej wraz! Dalej wraz! Wznieśmy śpiew! Nasz sztandar buja nad trony. Niesie on zemsty grom, ludu gniew, Przyszłości rzuca siew. A kolor jego jest czerwony, Bo na nim robotników krew. Zresztą należy zaznaczyć, że Czerwieński osobiście nie był ani socjalistą, ani czerwonym radykałem, do agitacji wśród robotników nigdy się nie wtrącał i wszelkie teorie postępowe uważał za teorie, a nie postulaty życia praktycznego. Zbiór jego poezji wydany na parę lat przed śmiercią (zmarł w 1888 r.) przeszedł bez; 17* 260 III. WOBEC LITERATURY MODERNISTYCZNEJ echa; "w nim doprawdy nie ma nic takiego, co zasługiwałoby na trwałą pamięć 10. W latach osiemdziesiątych wydawało się przez pewien czas, że poetą polskiego ruchu robotniczego stanie się Franciszek No-wickin. Jego poemacikiem Spartak zachwycała się młodzież kokietująca idee socjalistyczne. Jednak do robotników ta, przeważnie refleksyjna i retoryczna, poezja nie dotarła, zresztą i sam poeta wkrótce umilkł. Tak więc polski ruch socjalistyczny nie doczekał się dotychczas swego poety. Pokolenie, które wystąpiło w latach 80-tych na arenę literacką, panuje dziś na polskim Parnasie. W dwóch ostatnich latach zeszli do grobu Ujejski i Asnyk; żyje do dziś epigon romantyczny Brzozowski, lecz jego lira dawno umilkła; Gomulicki daje znać o sobie rzadko i niegłośno, a spośród starszego pokolenia lśni i roztacza piękno tylko jedna gwiazda — Konopnic-ka. Jakże wygląda to najmłodsze pokolenie? Nie będę wymieniał wszystkich jego reprezentantów, zatrzymam się tylko na trzech najbardziej utalentowanych, którzy istotnie wnoszą .coś nowego do poezji polskiej, bądź też odznaczają się wybitną charakterystyczną fizjonomią. Są to trzej poeci — Jan Kasprowicz, Kazimierz Tetmajer i Andrzej Niemojewski. Jan Kasprowicz wystąpił na niwie literackiej po raz pierwszy z przekładami z Shelleya. Syn chłopa z pruskich Kujaw, wychowanek szkół niemieckich, wniósł ze sobą dwie rzeczy, których nie posiadała większość poetów polskich: dokładną znajomość życia chłopskiego oraz solidne przygotowanie literackie i oczytanie tak w klasycznej, jak i nowoczesnej literaturze europejskiej. Jako tłumacz nie tylko Goethego (Ifigenia w Taurydzie) i Szekspira, ale też Byrona, Shelleya, średniowiecznych epików niemieckich (Wol-frama, Hartmana von Aue) oraz najnowszych (Dranmora), położył wielkie zasługi, gdyż jego przekłady charakteryzują się wiernością, którą na ogół nie grzeszą tłumacze polscy, a ponadto prawdziwie poetycką harmonią i siłą. We własnej twórczości poetyckiej Kasprowicza wyraźnie występują trzy okresy. Pierwszy, w którym jawi się on po prostu radykałem-reformatorem, jednym spośród młodzieży, która na początku lat 80-tych entuzjastycznie zajmowała się zagadnieniami naukowymi i socjalistycznymi, gotowa była nieść oświatę i propagandę nowych idei w lud oraz oderwać się od zbutwiałych porządków burżuazyjnych. W swoim wierszu My i oni, który w owym czasie WSPÓŁCZEŚNI POECI POLSCY 261 był bardzo popularny wśród młodzieży, Kasprowicz dał wyraz tym dążeniom. W nim pokolenia starsze przemawiają do młodych rewolucjonistów: Za wiele żółci macie, a za mało Serdecznych uczuć kryształowej rosy! Przed nami duszę zamykacie całą, A gorzką skargę rzucacie w niebiosy. W łachman się chłopski okrywacie z dumą, Od naszych stołów uchodząc z daleka, O, i krzyczycie niedojrzałym tłumom: „Nie masz tam, nie ma szlachetnego człeka". Wszystko, co piękne, wszystko, co szlachetne We waszych oczach marą lub głupotą; Rycerskie hasła i zwycięstwa świetne, I skroń koroną przystrojoną złotą, W urągowisku u was i pogardzie, Niwelacyjną zajętych robotą, Wielkie tryumfy widzących w petardzie... Zbrojni w nożyce fałszywej nauki, Ufni skalanych zwolenników mnóstwem, Chcecie rozszarpać w najdrobniejsze sztuki Węzeł człowieka kojarzący z bóstwem... Wznosicie kościół, lecz kościół bez Boga, A w nim z was każdy kapłanem — mścicielem, Odwieczne prawdy bezrozumną mrzonką I Chrystus dla was płonnym marzycielem. Pod apostolstwa niewinną osłonką Lud odrywacie od jasnego nieba. Krzycząc z nim razem: chleba! chleba! chleba! Warto przypomnieć dziś te zwrotki, warto podkreślić i to, że wszystkie zarzuty wypowiedziane przez „nich" spadły rzeczywiście na głowę Kasprowicza i miały dla niego poważne następstwa: za swój udział w kilku burzliwych zebraniach młodzieży zapłacił kilkumiesięcznym więzieniem i2. Wprawdzie od tych zebrań do rewolucji praktycznej, nawet do propagandy myśli rewolucyjnych wśród mas robotniczych, było jeszcze daleko, a porzuciwszy bezpośrednio 262 III. WOBEC LITEBATURY MODERNISTYCZNEJ WSPÓŁCZEŚNI POECI POLSCY 263 po tym swoje strony rodzinne i przeniósłszy się do Lwowa, gdzie jako obywatel obcego państwa, podejrzany politycznie, został od razu pozbawiony możliwości jakiejkolwiek działalności politycznej, Kasprowicz oderwał się od tego gruntu, nie mógł w istocie rzeczy dowieść, czy myśli, jakie zarzucali mu i jego rówieśnikom „oni", stanowiły rzeczywisty program pracy i życia, czy tylko frazes. Że Kasprowicz już wówczas nie wysuwał radykalnie nowych idei i że idee te nie były zbyt nowe, przeciwnie, były bardzo dalekie od świadomości klasowej, nie stanowiły wcale idei chłopa polskiego, lecz jawiły się ideami nielicznej i wkrótce zupełnie obumarłej polskiej burżuazji radykalnej, znajdujemy na to dowód "w tym samym wierszu, z którego cytowaliśmy wyżej niektóre fragmenty, w odpowiedzi, jakiej udzielają autorowi „my", czyli młodzież, swoim przeciwnikom. Owi „my" wcale nie odrzucają sojuszu ze swoimi przeciwnikami, przeciwnie, pragną tego sojuszu: My idziemy naprzód, pragnąc waszej ręki, Jeśli nam szczere przynosi sojusze; Jesteśmy zawsze skłonni do podzięki, Jeśli swą duszą grzejecie nam duszę... Jednak autor zastrzega się, chociaż nie bardzo wyraźnie: Lecz się nie damy uwieść ani zgłupić Obcym szalbierzom społecznej mennicy, Co fałszywymi grzywny chcą okupić Krew z naszej piersi, łzę z naszej źrenicy. Nie jest zrozumiałe, przeciwko komu zostało wysunięte to zai-strzeżenie, a już wobec wyraźnego wyżej życzenia sojuszu dość niejasną staje się groźna mowa: Warn, przyodzianym w samowładztwa delją, Trudno się wyrzec złocistej poduszki, Trudno ubóstwa przyjąć ewangielją, Milej kornymi otoczyć się służki, Milej się zakuć w zbroicę dogmatu, Ludzkie rozumy zmienić na podnóżki I tak panować zgłupiałemu światu. Czy doprawdy z takimi ludźmi młodzi radykałowie polscy mogli pragnąć sojuszu? O innych nie wiemy; dziś Kasprowicz przynaj- mniej jedną nogą stoi w ich obozie. Ale oto pozytywne postulaty tych młodych radykałów sformułowane przez Kasprowicza w tym samym wierszu (napisanym około 1885): Głosim swobodę myśli, wolność ducha, Wierząc w rozsądek i szlachetność ludzi, Nie w katowskiego potęgę obucha. ...dzisiaj już nas nikt nie złudzi Zaobłocznego wesela fantomem... Na gruncie dłonią uprawionym własną Wznosim świątnicę nowym ideałom, Jej Przenajświętszym — to człowieka serce, A w nim Bóg Miłość otoczony chwałą... A kolumnami, na których się wspiera: Rozsądek, piękno, cnota, prawda szczera. 0 tak, my cenim piękno, lecz z rozsądkiem Pierścieniem ślubów połączone szczytnych; Zawsze w ślad idąc za życiowym wątkiem Nie rozumiemy kształtów niepochwytnych. Pragniemy w sztuce hartu, siły, woli, Pragniem postaci energicznych, bitnych, A nie ginących w smutnej melancholii... Za romantycznym nie gonimy kwieciem 1 egzotycznej nie pragniemy woni. Nasza poezja — echem cierpień ludów, Pragnieniem światła, chleba, wolnej dłoni, Nasza poezja bez wizyj i cudów Dzisiaj pobudką do czynów i męstwa. A jutro — jutro oddźwiękiem zwycięstwa. Rzecz oczywista, nie mamy prawa żądać od poezji tak jasnej i dokładnej stylizacji programu, jak od traktatu politycznego. Jednak w dobrych wierszach tego typu można zwykle dostrzec: siłę uczucia, którym autor ogarnia jakiś krąg zjawisk społecznych, które pozwala mu skoncentrować nad nimi olbrzymią masę światła, narysować ostro ich kontury, odróżnić wyraźnie swoich od wrogów i rozwinąć nieraz przed czytelnikiem szersze perspektywy, niżby to mógł uczynić chłodny polityk. Otóż u Kasprowicza wcale nie ma tego uczucia; jego program jest bardziej retoryczny, nie wypływa 264 III. WOBEC LITERATURY MODERNISTYCZNEJ z serca i dlatego nie znajduje ani jasnej ścieżki, ani jasnego celu. Z pierwszej części można by wnioskować, że ci „my" to olbrzymy, rewolucjoniści, chłopi, bezlitośni wrogowie wyzysku i nierówności klasowej, niwelatorzy, narodowcy itd. Tymczasem z odpowiedzi tych „my" widzimy, iż oni pragną sojuszu ze swoimi przeciwnikami, jeśli tylko będzie szczery, że brzydzą się terroru rewolucyjnego i kontentują się swobodą myśli i ducha, a w ostatnich słowach nawet ta socjalna nuta urywa się i okazuje, że ci „my" to nie chłopi, nie rewolucjoniści, nie politycy, lecz tylko artyści pragnący w sztuce prawdy, realizmu, siły. No, w imię takiej zdobyczy nie warto było pleść tyle niestworzonych rzeczy, tym bardziej że reformy w sztuce dokonywane są nie dzięki programom i walce, lecz talentom i twórczości. Wiersz ten z jego wieloznacznością ideową i, że tak powiem, zagubionym w piasku końcem, był pierwowzorem kariery poetyckiej Kasprowicza. Na gruncie lwowskim stopniowo niczym łuskę zrzucał z siebie punkt po punkcie tego programu, jaki sam wytyczył swemu pokoleniu. Na samym początku życia galicyjskiego usunąwszy z programu rewolucjonistę i polityka, zadziwiał przez pewien czas spokojnych burżujów sukmaną chłopską, realizmem, wolnomyślnością, lecz stopniowo wyrzucał za burtę i te rekwizyty, dopóki w ostatnich swych utworach nie doszedł szczęśliwie do wzgardy dla „tłumów" 13, do neoromantycznej „nagiej duszy" i prawowierności katolickiej. Warto prześledzić pokrótce ten jego rozwój. Już w pierwszym tomiku poezji wydanym w roku 1889 obserwujemy zarysowane główne cechy charakterystyczne całej poezji Kasprowicza, a jednocześnie główne fazy jej rozwoju; w każdej poszczególnej fazie jakaś jedna cecha rozwija się silniej i przykrywa sobą, głuszy inne. Widzimy tu programową, polityczno-fi-lozoficzną poezję w postaci cytowanej wyżej, widzimy na wskroś subiektywną lirykę miłosną, realistycznie zarysowane obrazki scen z prawdziwego życia: wiejskiego (Chłopska dola) lub własnego, autorskiego (niektóre sonety), a w końcu wiersze o tematyce biblijnej i w ogóle przejawy zamiłowania autora do niezwykłych, egzotycznych dekoracji. Dekoracje, kontury, barwy i szmery stanowią główną siłę Kasprowicza, natomiast psychologia, uczucie i jego delikatne drgania to słaba strona, można nawet powiedzieć wcale niedostępna dla poety. Dzięki temu poezja jego nieraz mocna i WSPÓŁCZEŚNI POECI POLSCY 265 i barwna pozbawiona jest ciepła, nigdy nie potrafi poruszyć naszego serca. Tu jak i w późniejszych swoich wierszach poeta wcale nie umie rysować rozwoju i konfliktu uczucia, lecz maluje najchętniej sytuacje, chwile ciszy; zamiast analizy stanu psychicznego swoich bohaterów daje opisy przyrody lub zupełnie pustą retorykę albo ciemną i wątpliwej wartości filozofię. Cechuje go fantazja bogata i żywa, ale uczucie pozostaje zupełnie nierozwinięte. I oto pojawiła się u Kasprowicza cała wiązanka poematów i opowiadań z życia chłopów polskich; większa część tych wierszy wydana została w zbiorze Z chłopskiego zagonu. Dziwne wrażenie wywołują te wiersze. Przede wszystkim są trudne w czytaniu, a niektóre poematy, zwłaszcza dłuższe, należą do tego gatunku literatury, jakiego nie lubiał Voltaire — nudnego. Po ich przeczytaniu odnosi się dziwne wrażenie. Wyczuwa się, że autor zna życie chłopskie, gwarę chłopską, sposób myślenia, że wszystko to przekazuję wiernie, a mimo to całość nie rozgrzewa, nie wywołuje u nas ani oburzenia, ani współczucia, nawet ciekawości, chyba ulgę: Bogu dzięki, że się skończyło. Niektórzy krytycy polscy zarzucali po prostu Kasprowiczowi, że pisze paszkwile na lud, malując samych pijaków, zbrodniarzy lub maniaków *4. Według mnie, zarzut ten jest niesprawiedliwy. Można przedstawiać wszystko, co się komu podoba; chodzi tylko o to, jak przedstawiać. Obrazki Kasprowicza przypominają rysunki japońskie: wszystkie szczegóły dopracowane bardzo pięknie, uchwycone niezwykle wiernie niczym przez lupę, a mimo to całość jakaś martwa, nie wykończona. Czego jej brakuje? Jednego drobiazgu: Kasprowicz nie kocha swych bohaterów, nie kocha tego ludu rysując go rozumem, fantazją, ale nie uczuciem. W jednym malutkim wierszu Konopnickiej jest więcej uczucia niż w całej poezji Kasprowicza. To moim zdaniem było główną przyczyną, dla której nie spełniły się te nadzieje, jakie poniektórzy (w tej liczbie i ja) pokładali w Kasprowiczu jako piewcy epopei życia chłopskiego. Prócz wspomnianego zbioru Z chłopskiego zagonu i nie włączonego doń szeregu obrazów Flora swojska, Kasprowicz napisał dramat z chłopskiego życia Świat się kończy i zarzucił nie dokończony, obszerny poemat Wojtek Skiba, w którym miał ukazać losy chłopskiego syna, który wychodzi spod strzechy wiejskiej, opiera się różnym pokusom, własną pracą staje na wysokości współczesnej kultury i oświaty, a po zdobyciu wszelkich dóbr cywilizacyjnych wraca do 266 III. WOBEC LITERATURY MODERNISTYCZNEJ WSPÓŁCZEŚNI POECI POLSCY 267 wsi ojczystej niosąc te skarby w ofierze swoim najbliższym ziomkom. Miała to być ideowa autobiografia autora, lecz nie została ukończona, gdyż autor odszedł daleko od chłopskiej strzechy i zdaje się na zawsze. Zresztą poemat, o ile sądzić można na podstawie ¦opublikowanych fragmentów, wyszedłby przydługi i bezgranicznie nudny. Tymczasem egzotyka pociągała Kasprowicza do krajów, których nigdy nie widział, do ludzi, których nigdy nie znał. Napisał poemat Chrystus; prokuratura lwowska skonfiskowała go — Bóg jeden wie za co. Były to sceny z Ewangelii komentowane w duchu przestarzałego liberalizmu i racjonalizmu, rzecz niesmaczna, o niewielkiej wartości. Najlepszy ustęp, taniec Herodiady przed Herodem, został wydrukowany w Warszawie. Jest on charakterystyczny dla Kasprowicza. Opis tańca — i nic więcej; psychologia Heroda i Herodiady prawie nie tknięta. Dekoracje bez duszy. Znacznie lepszym jest poemacik Ezechiel ze zbioru Anima lach-rymans, w którym poeta trzyma się wiernie tekstu starożydow-skiego proroka, parafrazując niektóre rozdziały jego książki, chociaż i tu grzeszy wielomównością i brakiem kontrapunktu — uczucia. Nie wiem, jak komu, ale mnie się podobają bardziej stare przeróbki Pajgerta w jego Pieniach proroków 15 (zob. jego Widzenie o kościach i porównaj z VI rozdziałem poematu Kasprowicza) niż ciężka, przeładowana dekoracjami, lecz uboga pod względem ideowym parafraza współczesnego poety. W zbiorze Anima lachrymans został umieszczony inny zbiór opowiadań z życia wiejskiego (Obrazy, gawędy i opowiadania), napisany dawniej, szereg wierszy lirycznych oraz scenek z życia lwowskiego. Te ostatnie, moim zdaniem, nie posiadają żadnej wartości poetyckiej: w liryce przeważa refleksja, a wiersze okolicznościowe pisane dla „Kuriera Lwowskiego" z okazji różnych uroczystości dowodzą tylko, jak małą ideologiczną samodzielnością i jasnością odznacza się autor 16. Największym powodzeniem spośród wydanych dotychczas utworów Kasprowicza cieszy się jego mała książeczka pt. Miłość. Jest to zbiór wierszy — trzy poematy i kilka mniejszych utworów lirycznych o wspólnym temacie. Autor rozpatruje w nich miłość z różnych stron: miłość — grzech (podbudowuje ją długim i wysoce nieciekawym opowiadaniem, z którego wcale nie wynika to, co zawarte zostało w tytule), miłość zrozpaczoną oraz miłość zwycięską. Na końcu znajdują się wiersze liryczne stanowiące dytyramby autora na cześć miłości. Zrozumiałe, że wszędzie tu mowa wyłącznie o miłości zmysłowej, mężczyzny do kobiety. Wyczuwa się zwężenie horyzontów poety, jego fantazja wysila się na wspaniałe obrazy, niezwykłe porównania, finezyjne formy wiersza, jego retoryka gdzieniegdzie jest olśniewająca, tu i ówdzie zupełnie ciemna, ale dziwna rzecz — całe to śpiewanie o miłości pozostawia nas chłodnymi. Wyczuwa się, że autor fantazjuje na temat miłości, ale sam nie kocha; miłość prawdziwa nie bywa tak gadatliwa, a gdy przemawia, to o wiele prościej; potrafi włożyć duszę w najprostsze słowa, w jeden szept i nie potrzebuje w tym celu akantów, meandrów, kaskad, Prometeuszy i pozostałej terminologii egzotycznej. Ostatni zbiór wierszy Kasprowicza Krzak dzikiej róży stanowi poniekąd kontynuację Miłości. Już tam tłem jednego poematu była przyroda górska; w nowym zbiorze trzy czwarte wierszy związane są jeśli nie z Alpami, to z Tatrami. Powiedzieliśmy już, że opisy, dekoracje — to silna strona poezji Kasprowicza. Jaskrawe, barwne, szerokie, chociaż pozbawione plastyczności. To, co Niemcy określają „Stimmung in der Landschaft", Kasprowicz rzadko kiedy potrafi uchwycić; brak uczucia tu, jak i wszędzie, usiłuje zastąpić retoryką lub filozofowaniem. Interesujący w tym zbiorze jest poemacik Taniec zbójnicki, rozbrzmiewający tańcem i pieśniami górali zakopiańskich. W poemaciku, w którym Kasprowicz cudownie uderzył w tony ludowe, tkwi wielka siła przepysznych szczegółów, chociaż całość nie mówi o niczym. Ale najciekawszym utworem tego zbiorku był dla mnie umieszczony na końcu poemat dramatyczny Na wzgórzu śmierci. W krakowskim „Życiu" przeczytałem sąd Przybyszewskiego o tym utworze: uznał go niemal za najgenialniejsze dzieło całej poezji słowiańskiej. Po zapoznaniu się z tym utworem, uśmiałem się: Przyby-szewski oczywiście wcale nie zna poezji słowiańskiej17. Na wzgórzu śmierci jest dramatyczną przeróbką Chrystusa, a Przybyszew-skiemu podobała się chyba dlatego, że jej bohaterką jest „naga dusza", czyli dusza bez ciała, wypędzona z raju, zakochana w Lucyferze. Ona jest niewidocznym świadkiem sceny ukrzyżowania Chrystusa i pod wpływem tej sceny odwraca się od Lucyfera. Nie będę dokonywał rozbioru tego poematu, powiem tylko, że opiera się on na ściśle prawowiernym gruncie katolickim, naiwnie przedstawiając Chrystusa i jego otoczenie w świetle tych dogmatów ka- 268 III. WOBEC LITEKATURY MODERNISTYCZNEJ tolickich, które zostały ustanowione znacznie później, ukazując Rzym i pogaństwo tak zepsutym i barbarzyńskim, jak wyobrażali je sobie średniowieczni wizjonerzy i wizjonerki w rodzaju św. Gertrudy lub św. Brygidy. Śp. jezuita Jan Badeni *8 mógłby był również napisać taki poemat, gdyby miał talent Kasprowicza. Brak szczerego uczucia i prostoty wyrazu — oto główne wady jego poezji. Zupełnie inną wadę duchową, a całkiem analogiczny rozwój obserwujemy u innego utalentowanego współczesnego poety polskiego — Kazimierza Tetmajera. I on rozpoczął, jeżeli nie radykalnymi, to w każdym razie energicznymi wezwaniami do życia, < walki, odrzucenia zwątpienia, do czynu. Wystąpiwszy po raz pierwszy na polu literackim w roku 1886 poemacikiem Ula wzorowanym na poemacie Słowackiego Anhelli, zdobył sobie czołowe stanowisko wśród młodzieży utworem Allegoria, wydanym nakładem młodzieży w 1887 roku. Bohaterem tego poemaciku jest „chłop", któremu ukochaną zabrał książę władca. Chłop przedziera się do komnat książęcych w celu uwolnienia swej lubej, ale na oczach schwytanego, związanego i osadzonego w wieży narzeczonego książę bezcześci jego ukochaną. Jednak dziewczyna wyrywa swemu krzywdzicielowi sztylet, zabija go, z kolei siebie, nie mając nadziei na uwolnienie z kajdan swego ukochanego. Lecz nie w samej fabule ¦ poematu tkwi główna siła, zawarta jest ona raczej w nastroju, jaką jest przesiąknięty. Jest to raczej nastrój namiętny, gorący; każdy wiersz tchnie oburzeniem na oportunizm i serwilizm, jaki widzi poeta wokół siebie. Tym samym duchem przesiąknięte są Tetmajerowskie kantaty ku czci Mickiewicza, Kraszewskiego itp., za które otrzymywał na konkursach zwykle pierwsze nagrody. Lecz niedługo trwał ten podniosły nastrój, złe języki informowały, że Tetmajer przeszedł z obozu „Nowej Reformy" do „Czasu"; faktem jest, że w tomiku jego poezji wydanym w 1891 r. powiało już zupełnie innym duchem. Poeta odsunął się od polityki, kpi z wszelkich idei, a gdy idzie do walki, to tylko pod hasłem „evviva Tarte" (niech żyje sztuka). Zamiast energii i oburzenia na serwilizm ma tylko jedno życzenie: Nirwany, w której nic już nie zaboli, Nic nie ucieszy, w której się powoli Przechodzi ze snów cichych w nieistnienie19. Nie wiemy, co doprowadziło młodego poetę do takiego nastroju. Zdaje się, że zaznał biedy, a może zniechęciło go i to, że przy pierw- WSPÓŁCZESNI POECI POLSCY 269 szych próbach jego działalności poetyckiej pewna (konserwatyw-no-szlachecka) część prasy przemilczała systematycznie jego imię. Dla kogoś innego nie miałoby to znaczenia, ale Tetmajera widocznie ciągnęło do salonów pańskich i czuł się głęboko nieszczęśliwym. Melancholia, tęsknota, smutek, zniechęcenie Są treścią mojej duszy... Z skrzydły żłamanemi Myśl ma, zamiast powietrzne przerzynać bezdenie, Włóczy się, jak zbarczone żurawie, po ziemi. Cóż, że zrywa się czasem i wzlatuje w górę Z smutnym krzykiem tęsknoty do sfer, kędy słońce Nie śćmione wyziewami ziemi, jasno gore, I gdzie szumią obłoki z wiatrami lecące? Złamane skrzydła lecieć nie zdołają długo, Myśl spada i pierś rani o głazów krawędzie, I znów wlecze się, znacząc krwi czerwoną strugą Siady swej ziemskiej drogi — i tak zawsze będzie20. Melancholia ta przechodzi czasem w gorzką ironię nad losem bezgrzesznego artysty, króla bez ziemi: Evviva Tarte! Człowiek zginąć musi. Cóż, kto pieniędzy nie ma, jest pariasem, Nędza porywa za gardło i dusi — Zginąć, to zginąć jak pies, a tymczasem, Choć życie nasze splunięcia niewarte — Evviva Tarte! Lecz ironia ta nie była rezygnacją, przejawem męskiej twardej woli. Poecie przyświecały inne ideały; jego marzenie miało inne kontury. Najpiękniejszej z wszystkich kobiet Do mej piersi tuląc łono Wolno, sennie płynę wzrokiem W przestrzeń morza nieskończoną. Spośród wszystkich ideałów, z całej działalności, ze wszystkich porywów pozostało tylko jedno — miłość, erotyka. Nie jest to żadna wzniosła miłość do ludzi, skrzywdzonych i nieszczęśliwych, czy 270 III. WOBEC LITERATURY MODERNISTYCZNEJ WSPÓŁCZEŚNI POECI POLSCY 271 nawet do kobiety jako towarzyszki życia i pracy — nie, jest to właśnie erotyka, odurzenie i oddawanie się z zapamiętaniem miłosnym odurzeniom: Tyś jest największą z sił, wszystko ulega tobie, Miłości. Życie jest żądzą, a tyś z żądz największą, Prócz samej żądzy życia; duszą dusz I sercem serca życia tyś jest Miłości. Jeśli najwyższym szczęściem zapomnienie, Bezwiedza i niepamięć własnego istnienia; Toś ty jest szczęściem szczęścia, ty, co dajesz Omdlenie duszy i omdlenie zmysłom, I myśli kładziesz kres upajający, Miłości». I tak, wspiąwszy się na wyżynę, poeta znalazł to, czego życzył sobie, znalazł konserwatystów posiadających władzę, pieniądze, wpływy, umiejących protegować i wielbić „swoich". W chwili kiedy zdrowe społeczeństwo z odrazą odwróciłoby się od takiego poety, społeczność Kieszkowskich, Korytowskich i Żużu okrzyknęła go wielkim poetą, okryła sławą, dała pieniądze i pokłoniła mu się niczym bożkowi22. Tetmajer doprawdy wart jest tego. Posiada wszystko, czym można imponować tej społeczności: eleganckie wysławianie się, mistrzowską technikę wiersza, wrażliwość i uczulenie na najsubtelniejsze struny duszy, absolutny brak poczucia obowiązków społecznych oraz tę idealną koncentrację uznającą w poezji tylko jedną oś, której jeden koniec — to erotyka w całej bezmiernej skali tonów i kolorów, drugi — przesyt, obrzydzenie, nirwana. Ciekawe, że konserwatywno-stańczykowski poeta Tetmajer jest prawie zupełnie niereligijnym, a w najlepszym wypadku buddystą, podczas gdy były wolnomyśliciel Kasprowicz z pełnym przekonaniem opiewa grzech pierworodny, raj, walkę między Lucyferem a Jehową itd. Prócz Tetmajera literatura polska posiada jeszcze cały szereg podobnych, chociaż mniej utalentowanych piewców, wirtuozów formy i szynkarzy narkotyku erotycznego. Ale nie będziemy ich tu wymieniać. Wspomnijmy o jednym jeszcze — o Miriamie (Zenonie Przesmyckim), stojącym na uboczu. Miriam zasłużył się literatu- rze polskiej głównie przekładami Vrchlickiego oraz nowoczesnych poetów francuskich i belgijskich, jego poezje własne wydane odrębnym tomem Z czary młodości zawierają prócz mistrzowskiej formy również ładunek potężnej myśli i silnego uczucia, żywe zainteresowanie problematyką społeczną. Zdało mi się! Ból zgrzyta W piersi mojej szalony. Czyż to jutro zaświta? Ujrząż wolność mil jony? Spadnąż pęta, kajdany? Zniknąż chłopy i pany? Zniknąż płacze i jęki? Z nędz drapieżnej paszczęki, Czyż wyrwie się człek? 23 W ogóle poezja Miriama przemawia śmiałością i energią. Jednak filozof i myśliciel nie zagłusza poety, który potrafi malować krajobrazy i sceny całkiem realistycznie, jak np. na początku wiersza W stepach czarnomorskich 24. Zakończę ten pobieżny przegląd wspomnieniem o trzecim z czołowych współczesnych, młodych poetów polskich, o Andrzeju Nie-mojewskim. Widzieliśmy, jak na gruncie galicyjskim syn chłopa polskiego Kasprowicz i syn mieszczanina Tetmajer z radykałów i wolnomyślicieli przeobrażali się w zwolenników i piewców socjalnej i klerykalnej reakcji. W tym samym czasie z rodu szlacheckiego, nawet senatorskiego, wyszedł w rosyjskiej Polsce wybitnie utalentowany, gorący i natchniony piewca opozycji radykalnej, reform społecznych, piewca nadziei i niedoli ludu roboczego, której nie ukazuje spoglądając z wagonu lub okna dworku wiejskiego. podczas czytania gazety, jak czyni to Konopnicka, lecz której doświadcza sam, dzieląc z tym ludem wspólny los wśród pracy, niewygód i niebezpieczeństw. Takim poetą jest Andrzej Niemojew-ski. Kilka lat spędził jako urzędnik towarzystwa górniczego w kopalni węgla w Dąbrowie, uważnie i głęboko, ze współczuciem przypatrywał się życiu chłopów i mieszczan, dlatego nikogo nie dziwi, że jego poezja obfituje w konkretne przeżycia i sceny, jest potężna i energiczna. Ponadto jako człowiek wybitnie wykształcony i zmierzający do szlachetnych celów, stanowi jakiś wyjątek wśród 272 III. WOBEC LITERATURY MODERNISTYCZNEJ ¦obecnej generacji poetów polskich. Najpiękniejsze wzory polskiej i zagranicznej poezji stapiają się w jego najlepszych wierszach w harmonijną całość wraz z jego własnym potężnym uczuciem, obrazami silnej i plastycznej fantazji. Podczas gdy w pierwszych wierszach zbyt często obserwujemy naśladownictwo, zbyt jaskrawo przejawia się tu i ówdzie tendencja, to w najlepszych wierszach ¦widzimy wielki artyzm oraz wysoki lot ducha. Jest jeszcze jedno, czym wyróżnia się Niemojewski spośród większości współczesnych mu i dawniejszych poetów polskich. Wszyscy są niezwykle gadatliwi i wielomówni: lubią najprostszą myśl ozdabiać takimi festo-nami i girlandami, że czasami rodzona matka jej nie pozna; zasada „dichten heisst verdichten", poezja to koncentracja, wydaje się być nie znaną przeważającej części poetów polskich. U Niemojewskiego obserwujemy wysiłki zmierzające do jak najpełniejszej koncentracji, prostoty, do tego, by mowa stała się czymś w rodzaju odzieży szczelnie przylegającej i wypukłe podkreślającej kontury myśli. Dla przykładu przytaczam wiersz Kuźnica, inspirowany pobytem w hamerni: Wrą koła w kuźnicy, dym czarny się kłębi, To biegun cyklopi chcą odkuć tam w głębi. Drgnął w swoich posadach glob stary, nim runie Na nowym go oni zawieszą biegunie! Wrą koła, zgrzytają zębami w pogoni, Dym czarnym sztandarem olbrzymów twarz słoni. Drżą ściany. Hej, śmiało wy, ludzkie kolosy, Brak ognia? Rzucajcie pod kotły swe losy. Wrą koła, żar pryska, robota szaleje. Pod kotły rzucono ostatnie nadzieje... Cyklopy! Hej, śmiało! Do ognia z kolei Rzucajcie swą rozpacz, gdy brakło nadziei!25 Niemojewski tworzy mało. Kto w każdym wierszu usiłuje, podobnie jak on, zamknąć cały świat uczucia i marzeń, ten nie może pisać dużo. Prócz dwóch cieniutkich tomików Poezji wydał cykl wierszy Polonia irredenta, w którym rysuje życie i pracę górników w Dąbrowie, poemacik satyryczny Majówka, szereg szkiców prozą Listopad. Z końcem ubiegłego roku otrzymał pierwszą nagrodę na WSPÓŁCZEŚNI POECI POLSCY 273 konkursie „Kuriera Warszawskiego" za dramat z życia ludu Familia. Prócz pokolenia lat 80-tych usiłuje, jeśli nie oryginalną twórczością, to przynajmniej głośnym krzykiem, reklamą i dziwacznymi łamańcami formy zdobyć sobie miejsce na polskim Parnasie pokolenie najmłodsze lat 90-tych. Ono, jak można dotychczas sądzić, idzie za wezwaniem Tetmajera i grupuje się wokół Przyby-szewskiego. Ktistyka i erotyka, nadmierne przecenianie sztuki i siebie samego — oto podstawowe hasła. Ich produkcji literackiej na razie nie widać. (PRZEKŁAD MIKOŁAJA KUPLOWSKIEGO) Współcześni poeci polscy 1 Suczasni polski poety, „Literaturno-naukowyj wisnyk" 1899, t. V, ks. 3, s. 176—199. 2 Odpowiednia zwrotka w Chorale (Skargi Jeremiego) brzmi: O! Panie, Panie! ze zgrozą świata Okropne dzieje przyniósł iiam czas: Syn zabił matkę, brat zabił brata, Mnóstwo Kainów jest pośród nas. Ależ o Panie! oni niewinni, Choć naszą przyszłość cofnęli wstecz, Inni szatani byli tam czynni; O! rękę karaj, nie ślepy miecz! 8 Aluzja do alkoholizmu Lama i jego trybu życia. 4 Ostatni wers wiersza Wśród przełomu, przytoczony przez Frankę w nieco zniekształconej formie, w oryginale brzmi: „Burzcie kształt dawny i równajcie z ziemią!..." co mogło mieć wpływ na kierunek interpretacji tego wiersza. 5 Piotr Chmielowski {Współcześni poeci polscy, Petersburg 1895, s. 135) pisał: „Jakkolwiek demokrata z przekonania, jakkolwiek współczuje serdecznie z ludem, jakkolwiek wielkie jego znaczenie uznaje i akceptuje, to przecież jego losów, jego trybu życia i myślenia nie uczynił przedmiotem swoich pieśni". 6 Wiersz, którym się zachwyca, nosi tytuł El mole rachmim! („Boże, pełen miłosierdzia!") Są to początkowe słowa żydowskiej pieśni za umarłych. 7 Istotnie Chmielowski wysunął takie zarzuty, zaznaczając jednak, że dotyczą one pierwszej serii Poezji. Omawiając bowiem drugą (1883) 18 — O literaturze polskiej 274 III. WOBEC LITERATURY MODERNISTYCZNEJ upatrywał w niej już „wzloty niepewne" i pieśni „pełne prostoty". W trzeciej zaś serii (1886) dostrzegał już „ton czysty, dźwięczny, podniosły, niezmącony sprzecznościami, wahaniem, niepewnością". Konop-nicka, jego zdaniem, odrzuciła „pieśń słowiczą i miłosną" i narzuciła taką, „co na orlich skrzydłach lata, chorągwianą pieśń ogromną, ażeby dodać bodźca leniwym, ducha osłabłym, otuchy wątpiącym" (P. Chmie-lowski, Współcześni poeci polscy, s. 161, 182). 8 Zob. T. Szewczenko, Hajdamacy, przekład L. Sowińskiego, Biblioteka Mrówki, t. 67—68, Lwów 1883. 9 Por. wiersz T. Szewczenki: „Dumy moji, dumy moji Łycho meni z warny! Naszczo stały na paperi sumnymy rjadamy?" 10 Opinia Franki zdradza znamiona emocjonalnej stronniczości i pozostaje w sprzeczności z faktami natury tak społecznej, jak i literackiej. Czerwieński po wygnaniu B. Limanowskiego z Galicji (1878) wraz z A. Mańkowskim, J. Danilukiem i... I. Franką stanął na czele ruchu robotniczego i wszedł do komitetu redakcyjnego organu socjalistycznego „Praca" we Lwowie. Brał udział wraz z L. Inlaenderem i Franką w opracowaniu „Programu socjalistów galicyjskich" (1881), występował na wiecach robotniczych. Czerwieński jako publicysta, podobnie jak Franko, był współredaktorem „Kuriera Lwowskiego" i dwutygodnika „Ruch", a więc wyznawcą tego samego kierunku ideologicznego. W Czerwonym sztandarze tylko tytuł i refren zapożyczone zostały z pieśni komunardów francuskich Le drapeau rouge. Wartość innych utworów Czerwieńskiego ocenia Franko zbyt surowo. 11 Franciszek Henryk Nowicki (1864—1935) w czasie studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim był jednym z przywódców radykalnej młodzieży skupionej wokół pisma „Ognisko". Utrzymywał kontakty z ruchem ludowym i socjalistycznym. Ogłosił Poezje (1891). 12 Podczas studiów uniwersyteckich w Lipsku i Wrocławiu Kasprowicz brał udział w działalności ugrupowań socjalistycznych, za co został aresztowany w 1887 r. i skazany na pół roku więzienia. Po uwolnieniu przeniósł się do Lwowa. 11 Aluzja do znanego wiersza: Byłeś mi dawniej bożyszczem, o tłumie! Wiarę mą strawił twój żołądek wraży! Dziś moja miłość już zgiąć się nie umie Na stopniach twoich bezbożnych ołtarzy. 14 Franko miał na myśli m. in. Wilhelma Feldmana, który w „Kraju" (1898 nr 3, Z najnowszej poezji polskiej) pisał: „W zbiorze Anima WSPÓŁCZEŚNI POECI POLSCY 275 lacrymans, Z chłopskiego zagonu, Świat się kończy daje galerię pijaków, gburów, dzieci niewdzięcznych, rodziców okrutnych itp., która śmiało mogłaby figurować w La terre Zoli". 15 Franko ma na myśli' Pieśni proroków (Przekład wolny z Biblii) Lwów 1865. 16 Kasprowicz po odbyciu kary we Wrocławiu przeniósł się w 1887 roku do Lwowa i tu pracował wraz z Franką w „Kurierze Lwowskim" (1889—1901). 17 Sąd, z którym polemizuje Franko, został wyrażony przez Przyby-szewskiego w dziale odpowiedzi redakcji (Korespondencja redakcji- (-..) Panu W. K. we Lwowie: „Kto jest Młodą Polską? Jest Jan Kasprowicz, człowiek, którego uwielbiam, olbrzymi twórca, który już od dziecka wywarł na mnie wielki wpływ, a którego Na wzgórzu śmierci jest dla mnie wręcz najwyższym objawieniem poezji wszechsłowiańskiej". („Życie", Kraków 1898, nr 38/39, S. 520). 18 Aluzja do ks. Jana Badeniego (1858—1899), jezuity, który dzięki: wszechstronnemu oczytaniu i zacięciu literackiemu został współpracownikiem „Przeglądu Powszechnego" (1884—1897), gdzie ogłaszał swoje artykuły literackie, sprawozdania z życia kościelnego, kulturalnego. Zajął się studiowaniem (podróże, rozmowy, udział w wiecach itp.) prądów socjalistycznych, ludowych i radykalnych wśród różnych warstw społecznych w Galicji, starając się im przeciwdziałać. W związku z tym pojawiły się jego artykuły o ruchu ludowym w Galicji (1895) oraz broszura Radykali ruscy (Kraków 1896), w której zaczepił Frankę nazywając go z przekąsem „znakomitym powieściopisarzem", „wielkim",, „największym dziś". „A w dodatku ten poeta — pisał autor broszury nie rozmijając się z prawdą — powieściopisarz, socjolog, ruski redaktor, polski wiceredaktor, polsko-rusko-niemiecki korespondent, bierze gorący udział w czynnym życiu politycznym, prawi mowy, na wiece jeździ, w różnorodnych deputacjach bierze udział, na posła zawsze kandydować gotów. Trzeba mieć na to talent, trzeba mieć i fantazję" (s. 25). 19 Zob. wiersz Evviva l'arte (K. Tetmajer, Poezje, Seria II, 1894, s. 38} oraz Drwię z wszelkich idei (Seria I, 1891 s. 69). 20 Zob. cykl wierszy Zamyślenia (K. Tetmajer, Poezje, S. II, 1894,. s. 105). 21 Zob. Hymn do Miłości (Poezje, op. cit., s. 47). 22 Henryk Kieszkowski (1821—1905), współzałożyciel i dyrektor Tow, Wzajemnych Ubezpieczeń, radny m. Krakowa i poseł na Sejm. Dzięki sprawnej organizacji i propagandzie Kieszkowski osiągnął sumę 6 mil. złr. ubezpieczeń. Witold Korytowski (1850—1923), finansista i polityk konserwatywny, austriacki minister skarbu i namiestnik Galicji. Piastując wysokie 18* 276 III. WOBEC LITERATURY MODERNISTYCZNEJ stanowisko w administracji i będąc silnie związany z wiedeńskimi kołami rządzącymi, był osobistością wpływową w ówczesnym życiu publicznym Galicji. Hasła „Żużu" (fr. — „zabawka") nie udało się objaśnić. 83 Zob. wiersz Zdało mi się... (Miriam, Z czary młodości, Kraków 1893). 24 Początek tego wiersza brzmi: Świeży powiew mie zbudził. W oknach świtał ranek. Gdzieśmy? — W stepach. — Wybiegłem z wagonu na ganek. Powietrze przesiąknięte słonymi tchnieniami, Step dokoła. Gdzieniegdzie gąszcz bodiaków plami Żółtym płatem szarawe bezbrzeżne równiny. Pusto wokoło, szeroko, a widnokrąg siny - W dał przed nami ucieka, jak złudna kurtyna, Na wschodzie niebo z wolna różowieć poczyna. 25 Zob. wiersz Kuźnica (A- Niemojewski Polonia irredenta, Kraków 1901, s. 51). IV. VA IA 1 i O BOGARODZICY STROFA DRUGA, WERS PIERWSZY1 Niedawno przypomniano w tym czasopiśmie (Arch. f. sl. Phil., tom XXII, s. 289), że pierwszy wers drugiej strofy staropolskiej pieśni Bogurodzica „był dotąd crux philologorum", przy czym autor tego zdania, Stan. Dobrzycki2, określił interpretację dra Hip-lera jako „zdecydowanie lepszą od dotychczasowych". Spróbujmy jeszcze raz rozpatrzyć krótko wszystkie próby interpretacyjne tego trudnego wersu, aby tam, gdzie to będzie możliwe, usunąć istniejące lub domniemane trudności. Tekst tej strofy według najstarszego rękopisu (Cod. Cracov. I z XV wieku) brzmi następująco: , Twego dzela Krzcziczela bozide vslisz glossy napełni misli czlowecze. Slisz modlithwa yanz noszymi oddacz radży yegośz prosimi a na swecze sboszni pobith po szywocze rayski przebith Kyrieleon. Pierwszy wers tej strofy już od końca XV wieku nastręczał polskim kopistom, interpretatorom i komentatorom trudności, wysuwając trzy zagadki. Najpierw słowo „dzela". Znaleźć je można, choć z odmienną pisownią, we wszystkich kodeksach pochodzących z XV wieku (Cracov. II „dzela", Warsz. „dzyela", Częstoch. „dzy-ela", Sandomir. „dyeła"); na początku XVI wieku zastąpiono to najprawdopodobniej nie rozumiane już słowo przez zupełnie nieodpowiednie „szyna" i „syna". Trwalszą tradycję wykazuje następne słowo: już Skarga w r. 1579 transkrybuje prawidłowo słowo „Krzczi- i I 280 IV. VARIA czela" na „Krzciciela", ale jeszcze w XV wieku na skutek błędu w pisowni zniekształcono je na „Krzyczelą" (Warsz.), „Krzyczycie-la" (Sandom.) i „Krczycielya" (Łaski 1506), a Mateusz z Kościan (1643) zastępuje je przez poprzedzające „syna" równobrzmiące „zbawiciela". Wreszcie zagadkowe słowo „bozide", do tego jeszcze w najstarszym kodeksie nieczytelne, poświadczone jest prawie w każdym kodeksie w odmiennej formie: Cod. Cracov. II (a. d. XV wiek) „boszicze", Warsz. „sbosnycza", Częstoch. „sbosznycza", Sandom. „bozyczyela", Mateusz z Kościan „zbożnika"; w innych przeważnie ma formę z późniejszą poprawką „sboszny czas", co dowodzi tylko jednego, że kopiści albo nie znali już pierwotnego odczytu, albo go w ogóle nie rozumieli i na siłę chcieli wyprowadzić z wersu sens tylko połowicznie do przyjęcia. To, co wnieśli późniejsi polscy interpretatorzy i komentatorzy tego chlubnego dokumentu (aż do roku 1879), można najlepiej scharakteryzować słowami prof. R. Piłata, który w swojej rozprawie Pieśń Bogurodzica, Kraków 1879, s. 53, po krytycznej ocenie wszystkich dotychczasowych prób emendacji i interpretacji, rezultat końcowy tychże streszcza w następujących słowach: Moim zdaniem wszelkie próby restytucji tego wiersza pozostać muszą tak długo bezskutecznymi, póki szczęśliwy traf nie dozwoli odszukać jakiego nowego tekstu, który poda ów ustęp w mniej zepsutej postaci, a tym samym da jakąś podstawę do robienia wniosków. Tak jak się teraz rzeczy mają, trudno występować z jakiemikolwiek przypuszczeniami, jeżeli to mają być przypuszczenia uzasadnione, a nie proste domysły, pozbawione prawdopodobieństwa. W ustępie bowiem, złożonym z czterech słów, dwa są zupełnie niezrozumiałe i w najrozmaitszy sposób poprzekręcane, trzecie (krzcici e 1 a) powtarza się wprawdzie we wszystkich tekstach bez wyjątku, ale znaczeniem swoim tak nie odpowiada zdaniu, że kto wie, czy nie należy je także uważać za zepsute. Nadto w żadnym tekście nie ma wariantu, który by rzucał choć trochę światła na pierwotną myśl ustępu, a związek z następującym wierszem jest zbyt luźny, aby mógł się w jakikolwiek sposób przyczynić do wyjaśnienia rzeczy. Na tak kruchej podstawie przypuszczeń opierać nie można! Sądzę przeto, że na razie nie pozostaje nic innego, jak poprzestać na skonstatowaniu, że wiersz jest zepsuty i nie można go sprostować. Od tego czasu znaleziono co najmniej stary zbiór pieśni (San-domiriensis, z końca XV lub XVI wieku), nie brak było nowych O BOGARODZICY 281 hipotez i interpretacji, a jednak problem nie został ostatecznie wyjaśniony. A przecież najdonioślejszego odkrycia dokonano dużo wcześniej przed rozprawą prof. Piłata, a jego słowa odnośnie prób interpretacyjnych są według mnie zbyt pesymistyczne; interpretacje zawierają bowiem wiele słusznych myśli, które należałoby poddać krytycznej ocenie. Późniejsze prace wniosły również wiele cennych uwag. Przede wszystkim trzeba- tu wymienić pracę prof. Kaliny s. Zamiast gubić się w hipotezach i kombinacjach zajął się uważnie najstarszym kodeksem (Crac. I) i stwierdził, że końcowe litery słowa „bozide" napisane są bardzo nieczytelnie i inne ich brzmienie jest bardzo możliwe. Kodeks Crac. II, również z XV wieku, ma w tym miejscu „boszicze", które może być odczytane jedynie jako „bożyce". To nie było wprawdzie nic nowego, bo już Maciejowski, Mał-kowski i inni odczytywali je w ten sposób, czyniąc przy tym wszystko możliwe, aby ten jedynie poprawny sposób odczytu skompromitować. Maciejowski widział w „bożyce" dopełniacz liczby pojedynczej od „bożyc", co było jeszcze większym błędem, gdyż taka forma postulowałaby w mianowniku liczby pojedynczej „bożyca", a nie „bożyc". Małkowski przyjmował słusznie w tym miejscu mianownik liczby pojedynczej „bożyca" w znaczeniu „bogini", objaśnił jednak „bożyce" jako wołacz liczby pojedynczej z pewnością według analogii do cerkiewno-słowiańskiegotcapifife, była to również pomyłka, ponieważ wołacz musiałby brzmieć w języku polskim „bożyco". Prof. Piłat przeto z łatwością odrzucił te wyjaśnienia jako nieuzasadnione podkreślając przy tym, że wątpliwy wers nie otrzymał przez to bardziej zrozumiałego sensu. Tym zapewne kierował się prof. Kalina odrzucając formę „bożyce" (lub „bożycze"), uznaną przez siebie za najstarszą i najbardziej wiarygodną, wprowadzając w jej miejsce formę nie do przyjęcia „Boże oycze", która nie jest poparta tradycją, a poza tym odznacza się jeszcze tym, że również nie nadaje wersowi właściwego sensu. Tak więc mogę traktować jedynie jako dowód prawidłowego wyczucia fakt, że najnowsi komentatorzy zabytku Bobowski i Hipler odrzucając wszelkie ryzykowne poprawki i trzymając się wariantu kodeksu Crac. II i w pewnym sensie również Crac. I, odczytują wyraz jako „bożycze" w znaczeniu „Syn Boży" i upatrują w nim wołacz liczby pojedynczej od „bożycz". Może byłoby słuszniej „boszicze" w Crac. II odczytać jako „bożyce" i wyprowadzić od „bożyc" ana- 282 IV. VABIA logicznie do staropolskiego „oyczyc", „panie" itd.; jedynie następujący rym „człowiecze" zdaje się żądać formy „bożycze". Analogicznych wołaczy można podać bardzo wiele; jeszcze na początku XVII wieku pisał Szymonowicz (Sielanki, ed. St. Węclewski, Chełmno 1864, s. 71): „Witamy cię, panicze, dawno pożądany". Podobnie jest z drugim trudnym słowem tego wersu „dzela". Już Maciejowski łączył je„słusznie ze starosłowiańskim lub cerkiewno-słowiańskim fliUM i późniejszy wariant „dzieła" odrzucił jako nieuzasadniony. Prof. Kalina przyjmuje to wyjaśnienie, lecz jego całkowita identyfikacja „dzela" z „dila" wydaje się nieuzasadniona: „dzela" nie jest starosłowiańską względnie cerkiewnó-słowiańską, przejętą in crudo „dila", lecz zdecydowanie staropolską formą tego samego słowa, formą, w której starosłowiańskie #$ przeszło w polskie d z i e; to, że „dzela" nie jest przepisane z „dila", gwarantuje rym wewnętrzny „krzciciela". Jeżeli nawet występuje to słowo tylko w tym miejscu i nie jest poświadczone w żadnym innym zabytku staropolskim, należy go tak samo jak „bożyc" w oparciu o ten wers włączyć do staropolskiego skarbca językowego. I wreszcie trzecie „trudne" słowo, które samo w sobie nie jest trudne, lecz z powodu źle zrozumiałego kontekstu miało najwięcej błędnych „interpretacji". Wystarczy, gdy podam tutaj „krzewiciela" dra Jirećka, „krzyczyciela" dra Hiplera i „krzyżowa dla" M. Bobowskiego; wszystkie kombinacje, które są niezgodne bądź z przekazami rękopiśmiennymi, bądź też z zasadami polskiego sło-wotwórstwa. W dodatku kombinacje, które nie nadawały wersie bardziej uchwytnego i zrozumiałego sensu, a co najważniejsze, nie były w ogóle konieczne. Krótko mówiąc, uważam tekst najstarszego kodeksu, szczególnie Crac. II, w tym miejscu za całkowicie poprawny, ni*ezniszczony, jasny i nie wymagający poza prawidłowym objaśnieniem gramatycznym żadnej emendacji, restytucji i komentarza. Jego sens jest całkowicie jasny, jego związek z następnym wersem tak logiczny i naturalny, jak to tylko jest możliwe, jedynie trzeba go czytać bez żadnego uprzedzenia. To właśnie uprzedzenie przeszkodziło prof. Piłatowi i jego poprzednikom w uchwyceniu prawidłowego sensu; chcieli oni na siłę uważać tę strofę tak samo jak pierwszą za strofę skierowaną również do Marii. Prof. Kalina, Bo-bowski i Hipler słusznie odeszli od tego poglądu i zauważyli, że O BOGARODZICY ta strofa skierowana jest do „Bożyca", Syna Bożego; niestety pod wpływem innych rozważań dali się namówić do odejścia z prawdziwej drogi i stworzyli sobie trudności tam, gdzie ich nie było. Moim . zdaniem pierwsze dwa wersy tej strofy brzmiały we współczesnej transkrypcji polskiej następująco: Twego dzieła Krzciciela, Bożycze, Usłysz głosy, napełni myśli człowiecze, co nie może nic innego znaczyć jak; „Ze względu na Twojego Chrzciciela, o Synu Boży, wysłuchaj głosy, napełnij myśli ludzkie". Znaczenie „dzela" podobnie jak i dalej w tej samej pieśni, W tej samej pozycji (po zaimku) i w tym samym znaczeniu występującego „dla" (,,Nas_dla wstał z martwych Syn Boży", „Ciebie dla człowiecze") w połączeniu z cerkiewno-słowia-ńskim ,, HacE .ąŁra H.iBKTb " jest całkowicie jasne. Również byłoby może wskazane nie interpretować słowa „napełni" we fragmencie „napełni myśli człowiecze" w sensie postulowanym przez prof. Piłata „wysłuchaj, wykonaj życzenia człowiecze" (op. cit., s. 92—93), ponieważ to znaczenie słowa „napełnić" nie jest właściwe dla języka polskiego i zostało zaczerpnięte z języka czeskiego przez prof. Piłata. Pierwotny, bezpośredni sens słowa oddaje lepiej, bardziej odpowiadające duchowi średniowiecznej poezji, znaczenie: napełnij, tzn. uczyń, aby ludzkie myśli były Tobą wypełnione,,tak abyś Ty, Synu Boży, zawsze je zajmował. To znaczenie odpowiadałoby bardziej pobożnym myślom autora pieśni, niż prośba o spełnienie wszelkich, także nieroztropnych i grzesznych, myśli człowieka. (PRZEKŁAD MIKOŁAJA KUPLOWSKIEGO) O „Bogarodzicy" strofa druga, wers pierwszy 1 Pierwodruk: Zu Bogarodzica, „Archiv fiir slavische Philologie" 1902. Band XXIV, s. 150—154. Przyczynek"ten przyniósł — jak zauważa P. Zwoliński (Iwan Franką,, jako językoznawca „Slavia Orientalis" 1958 nr 1) — pierwszą poprawną interpretację tego wiersza Bogarodzicy. 8 Chodzi tu o recenzję Stanisława Dobrzyckiego pracy dra F. Hiplera 284 IV. VARIA pt: „Bogarodzica". Untersuchungen iiber das detn hl. Adalbert zuge-schriebene iilteste polnische Marienlied von Dr F. Hipler. Braunsberg 1897. * A. Kalina, Rozbiór krytyczny pieśni „Bogarodzica". Lwów 1880. T. SZEWCZE N ¦ K O W OŚWIETLENIU p. URSINA1 Niedawno wyszła w Petersburgu książka pod nader ciekawym tytułem: M. Ursin. Oczerki iz psichołogii sławianskaho plemieni. Sławianofiły2. Niestety, treść jej niezupełnie odpowiada tytułowi, ponieważ autor zaraz w przedmowie znacznie ogranicza pojęcie słowianofilstwa. Jest to zdaniem jego „mistyczny patriotyzm", polegający na tym, że rozbudzone w ostatnim stuleciu dążności narodowe objawiły się u nas w formie mistycznej wiary w nasze specjalne przeznaczenie, polegające na odrodzeniu świata, zagrzę-złego w suchym racjonalizmie, przy czym odrodzenie to ma się dokonać przy pomocy żywego uczucia. Definicja ta być może jest oryginalną, ale nieścisłą i jednostronną. Nie wszędzie słowiano-filstwo było „mistyczną wiarą w specjalne przeznaczenie", nie każdą mistyczną wiarę można chrzcić mianem słowianofilstwa. Prócz tego autor ogranicza badany przedmiot jeszcze bardzo, dając nam zamiast historycznego i porównawczego szkicu o mistycznym słowianofilstwie szereg szkiców odrębnych o Mickiewiczu, Słowackim, towiańszczyźnie, Chomiakowie, Szewczence, Hoholu i Preradowiczu. Nie myśląc wdawać się w rozbiór całej książki p. Ursina, chcę rozebrać tylko jeden jej ustęp, poświęcony ukraińskiemu „kobzarzowi" Szewczence, już chociażby dlatego, że w tym ustępie głównie p. Ursin próbował być oryginalnym, a po wtóre, że właśnie w tym ustępie najdobitniej pokazuje się jednostronność i niedostateczność jego definicji słowianofilstwa, wskutek czego cała poezja Szewczenki fałszywie została przedstawioną: ani słowianofilstwo, ani wiara w lud u Szewczenki nie były mistycznymi. Wypadało więc p, Ursinowi albo pominąć 286 IV. VARIA T. SZEWCZBNKO W OŚWIETLENIU P. URSINA 287 Szewczenką w swej pracy o słowianofiłstwie mistycznym, albo też wyznaczyć mu stanowisko odrębne. P. Ursin postąpił sobie inaczej i starał się przemocą wcisnąć Szewczenkę w swe ramki, pomijając zupełnie te jego utwory, na które w danym wypadku należało główną zwrócić uwagę, a natomiast wyciągając z innych błędne wnioski. P. Ursin widzi w Szewczence reprezentanta pesymizmu i fatalistycznej niewiary. Czy słusznie? Zobaczymy dalej, a tutaj zapytamy tylko, jakim sposobem taki poeta wchodzi do studium o mistycznej wierze w naród? Lecz gdzie i jaką mistykę znalazł p. Ursin w poezjach Szew-czenki? Podawszy treściwie główne fakty jego życiorysu, autor próbuje dać nam charakterystykę jego poezyj. W poezji Szewczenki — mówi na str. 182 — obok wszechmocnych w niej motywów smutku i tęsknoty spotykamy też krwawe, wypływające ze ślepej nienawiści, ale pierwsze przeważają w znacznym stopniu. Wszystkie myśli i uczucia poety przesiąknięte są na wskroś żrącym serce smutkiem; na przykład uczucie miłości osobistej nierozerwalnie wiąże się ze smutną myślą o marności wszystkiego, co ziemskie, i z palącą tęsknotą do lepszego, zagrobowego świata, gdyż tylko tam przedstawia się możność wiecznej miłości. Ale ze wszystkich tych uczuć najsilniej przejmuje duszę poety miłość ku ojczyźnie i ją to najsilniej przejmuje smutek. Jest to miłość czysto fizyczna, obok namiętnego przywiązania do ojczystego kraju łączy się zawsze głębokie współczucie do cierpień ludu; ono też daje jego miłości odcień smutku, zacierający wszelkie inne przejawy uczuć. Ona też nasunęła poecie smętne tematy Katarzyny, Najemnicy, Wiedźmy itp. Hańba i nieszczęsne owoce nieprawej miłości stanowią treść tych poematów. Charakterystyka ta jest całkiem chybioną. Przede wszystkim, rzecz oczywista, że mistycyzmu tutaj nie widać ani śladu, chociaż autor gwałtem wprowadza rys zapowiadający ów mistycyzm: przypisuje Szewczence „smutne myśli o marności wszystkiego, co ziemskie, i palącą tęsknotę do lepszego zagrobowego świata". Rys ten jest sprzeczny z całym duchem poezji Szewczenki. Oto kilka cytat, które lepiej wykażą, jakie były w tym względzie poglądy Szewczenki: 2le jest wiedzieć naprzód, co nas spotka w świecie... Nie wiedzcie, dziewczęta! Nie pytajcie swego losu! Samo serce wie, kogo ma kochać... Niech tęskni, dopóki nie zakopią! Bo niedługo, czarnobrewki, czarne oczęta — rumieni się biała twarzyczka, niedługo dziewczęta! Do południa zwiędnie, brewki poblakną... Kochajcie się więc, miłujcie się, jak ser denko umie! (Topola). Jestem bogata i urodziwa, lecz nie mam pary dla siebie, nieszczęsna! Ciężko żyć na świecie i nikogo nie kochać, i samotnie nosić aksamitne żupany. Pokochałabym się, wyszłabym za czarnobrewego sierotę, ale mi tego nie wolno. Ojciec i matka nie śpią, stoją na straży, nie puszczają mnie samej przejść się po ogrodzie. A jeżeli puszczą, to z nim, z tym obrzydłym starcem, z mym nielubym bogaczem, z mym najgorszym wrogiem! 3. Jeżeli to jest w czymkolwiek podobne do tęsknoty zagrobowej, to p. Ursin ma zupełną słuszność. Takich przykładów nazbierać można w wierszach Szewczenki bardzo wiele. Nie mniej niesłusznym jest to, co p. Ursin mówi o ślepej nienawiści plemiennej, którą niby to dyszą poezje Szewczenki. Autor z naciskiem podnosi tę nienawiść jeszcze raz, gdy o Hajdamakach mówi: „Smutek jeszcze silniej rozlany w tym poemacie niż we wspomnianych powyżej; i z jednej strony podaje on rękę fatalistycznej niewierze, a z drugiej krwawym podszeptom nienawiści". Nie uważam, jak niektórzy krytycy rusińscy i p. Ursin, poematu Hajdamacy za najznakomitszy lub bodaj tylko znakomity utwór Szewczenki. Poeta nie umiał dostatecznie opanować przedmiotu, nie umiał plastycznie i konsekwentnie zarysować głównych postaci poematu, nie umiał uczynić ich dla nas sympatycznymi. O ile jednak w poemacie wyraził swoją własną duszę, swój własny pogląd na rzecz, to zarzut ślepej nienawiści jest tu zupełnie niesłusznym. Taka to była bieda po całej Ukrainie — mówi on w jednym miejscu poematu — gorsza od piekła. A za co giną ludzie? Jednego ojca jedne dzieci — tylko by żyć i bratać się. Nie, nie umiały, nie chciały, trzeba wziąć rozbrat. Boli serce, kiedy to wspomnisz: starych Słowian dzieci upiły się krwią! A kto winien? Księża jezuici. W przedmowie jeszcze raz powraca do tego samego motywu: Wesoło spojrzeć na ślepego kobzarza, jak on ślepy z chłopcem siedzi pod płotem i wesoło posłuchać go, gdy zaśpiewa dumę o tym, ca ilj i ł! ! I I li II sil ii li ii ii/i II li iii Iii U*' ¦'!''> 288 IV. VARIA się dawno działo... jak walczyli Lachy z Kozakami... Wesoło... a przecież powiesz: „sława Bogu, że minęło!", a nadto gdy pomyślisz, żeśmy jednej matki dzieci, żeśmy wszyscy Słowianie, serce boli, a opowiadać trzeba: niech widzą synowie i wnuki, że ich ojcowie się mylili, niechaj bratają się znowu ze swymi wrogami, niech żytem, pszenicą jak złotem pokryta, nie rozdzielona miedzami pozostaje na wieki od morza do morza ziemia słowiańska! Czy to ślepa nienawiść tak przemawia? Czy to mistyczne sło-wianofilstwo? Co rozumie p. Ursin pod „czysto fizyczną miłością" Szewczenki ku Ukrainie, pojąć trudno. Że Szewczenko kochał fizyczne piękności Ukrainy, to prawda, ale czy nie kochał w niej niczego więcej? * Zdaniem p. Ursina w Hajdamakach. i innych utworach Szewczenki „ślepa nienawiść podaje rękę fatalistycznej niewierze". Jak wygląda w rzeczy samej owa ślepa nienawiść, widzieliśmy już wyżej. Co się tyczy „niewiary" Szewczenki, to trudno nam pojąć, co właściwie ma na myśli p. Ursin, który na tej samej stronicy, o kilka wierszy wyżej, mówi o „głęboko wkorzenionej w głębi jego duchowej istoty religijności". Pozostawiając na stronie ten przedmiot, wrócimy się do „fatalizmu", który, zdaniem p. Ursina, jest główną cechą mesjanizmu Szewczenki, jego mistycznej wiary. Me-sjanizm ten, zdaniem p. Ursina, „wyjawił się tylko w jednym poemacie — w Neofitach, i to stosunkowo słabo. Tłumaczy się to małym umysłowym rozwojem ukraińskiego śpiewaka" (str. 185). Lecz jakiż to mesjanizm znalazł p. Ursin w Neofitach? Treść poematu jest następująca: w okolicy Rzymu żyje młodzieniec Alcyd. Nawrócony na chrześcijaństwo, zostaje wtrącony do więzienia. Matka jego prosi za nim Nerona; ten każe przywieźć neofitów do Rzymu, ale nie dla ułaskawienia, lecz dla rzucenia ich w cyrku na rozszarpanie dzikim zwierzętom. Alcyd ginie, ciało jego rzucają do Tybru, a matka najprzód próbuje odebrać sobie życie, a potem nawraca się. „Myśl Neofitów ¦— mówi p. Ursin — można krótkimi słowy tak wyrazić: z cierpień życia jedno tylko wyjście — uchylić czoła przed Bogiem i czekać w pokorze, aż się Bóg zmiłuje" (str. 187). Przede wszystkim myśl Neofitów zupełnie nie ta. Poemat kończy się słowami: „I tyś — mowa o matce Alcyda — zapłakała wówczas okropnie, ciężko i pierwszy raz pomodliłaś się nowemu T. SZEWCZENKO W OŚWIETLENIU P. URSINA 289 Bogu. I zbawił ciebie ukrzyżowany syn Marii. I tyś w żywą duszę przyjęła jego żywe słowa, i na rynki i do pałaców poniosłaś słowo prawdy żywego, prawdziwego Boga". Pierwsi propagatorzy tego słowa prawdy zginęli, lecz słowo prawdy zginąć nie może. Z krwi męczenników powstają nowi apostołowie. Matka, która wśród szczęścia była poganką, teraz, w swym sieroctwie i nieszczęściu znajduje prawdziwego Boga litości i miłości bratniej, poświęca swe życie służbie tej idei, za którą umarł jej syn jedyny. Jeżeli to jest fatalizm i mistyczny mesjanizm — w takim razie charakterystyka p. Ursina jest zupełnie prawdziwą. Że zaś moja interpretacja ostatnich wierszy Neofitów nie jest dowolną, tego dowodem jest arcydzieło Szewczenkowskiej poezji, poemat Maria, widocznie nie znany p. Ursinowi. Tam Szewczenko jeszcze raz powraca do tej samej idei i opracowuje ją daleko plastyczniej, dając nam najwyższy ze znanych mi w jakiejkolwiek literaturze ideał kobiety-matki, która życie swe oddaje dla syna, a gdy syn ten umarł dla wysokiej idei, z siłą miłości macierzyńskiej staje na jego miejsce, kończy jego dzieło, nie dbając zupełnie na los swój własny. W tych poematach Szewczenki ani mistycyzmu, ani fatalizmu, ani mesjanizmu nie ma zupełnie; jest tylko wysoce ludzkie pojmowanie życia i dziejów oraz żywym ogniem płonąca miłość wielkich idei: dobra, sprawiedliwości i miłości. Zarzutowi fatalizmu, podniesionemu przez p. Ursina przeciw Szewczence, przeczą i inne jeszcze jego momenty, jak Najemnica, która dla miłości swego nielegalnie zrodzonego dziecka wyrzeka się domu, rodziców, majątku, samodzielności osobistej, nawet słodkiego imienia matki, i w obcym domu jako najemnica je chowa; przeczy Wiedźma, kobieta aż do potworności umęczona przez pańszczyźniane stosunki, mimo to zachowująca w swym sercu świętą iskrę miłości ku ludziom, przeczy osądzony ostro przez pana Ursina (i rzeczywiście słaby pod względem formy) poemat Moska-lowa krynica, w którym biedny sierota Maksym idzie do wojska zamiast brata swej zmarłej żony, później zaś, powróciwszy z wojny, wyświadcza wielką przysługę gminie, poświęcając swe siły na wykopanie dla niej studni — przeczy wiele innych, drobniejszych rzeczy. Lecz jakże się ma rzecz ze słowianofilstwem Szewczenki? Niestety, właśnie tego nadzwyczaj ciekawego i charakterystycznego 19 — O literaturze polskiej ¦I (¦ i t ¦ "! ł i li *¦»:¦¦! 290 IV. VARIA przedmiotu p. Ursin nie dotknął nawet. Szukał mistyki i zbłądził w tym szukaniu 4. T. Szewczenko w oświetleniu p. Ursina 1 Przegląd, literacki „Kraju" 1888, nr 52, s. 12—45, {podpis): Taras. 2 Autorem tej książki, która wyszła i w języku polskim pod tytułem: Mesjaniści i słowianofile, jest p. Marian Zdziechowski. (Przyp. red. [„Kraju"]). 8 Streszczenie krótkiego wiersza Szewczenki pt. I bahata ja (Małyj Kobzar, Kijów 1969, s. 310). 4 Podobny pogląd wyraził w swej recenzji i WŁ Spasowicz: „Z tej pobieżnej charakterystyki dwóch Ukraińców, z samego dziełka zaczerpniętej, łatwo się przekonać, że Szewczenko i Hohol mesjanistami nie byli wcale i stać się nimi nawet nie mogli" (WŁ Spasowicz, O mesjo-nizmie słowiańskim, „Kraj" 1888, nry 27, 28). I WZAJEMNY STOSUNEK LITERATURY POLSKIEJ I RUSKIEJ1 W całej Słowiańszczyźnie nie ma dwóch narodów, które by pod wzglądem życia politycznego i duchowego tak ściśle zrosły sią ze sobą, tak licznymi połączone były węzłami, a mimo to tak ciągle stroniły jeden od drugiego, jak Polacy i Rusini. W referacie ustnym wykażę szczegółowo, jak od pierwszych początków narodowej literatury polskiej Ukraina i Ruś wybitną odgrywały w niej rolę. Stąd wychodzą liczni pisarze polscy, a nawet pisarzom nie urodzonym na Rusi, jak Klonowiczowi, Ruś dostarcza tematów do dzieł niespożytej wartości. Dość wymienić Klonowicza Roxolanię, Kochowskiego Wojnę domową, utwory Szymonowicza i Zimorowiczów, Panoszę Paproc-kiego, Wojną chocimską Potockiego i mnóstwo innych rzeczy drugorzędnej wartości, by mieć wyobrażenie o tym, co wnosiła ziemia i ludność ruska do literatury polskiej. Niemało też ruskich pisarzy w XVI i XVII wieku pisało po polsku, że nazwę tylko-Rutskiego, Smotryckiego, Kossowa, Karpowicza, Mogiłę, Galatow-skiego i Baranowicza. Przez pośrednictwo Polski szła na Ruś reformacja i literatura reformacyjna, która miała też niejaki wpływ na ruską literaturę teologiczną. Przez pośrednictwo Rusi szły także do Polski niektóre utwory literatury bezimiennej, apokryficznej i heretyckiej, jak np. powieść pseudo-Metodiusza Patarskiego 2 o stworzeniu i końcu świata. Przez pośrednictwo Polski przyszły na Ruś początki religijnego dramatu, który pierwotnie występuje wprost w formie mieszanej, dwujęzycznej: poważny dramat polski a wesołe intermedia ruskie, jak u Gawattowicza, lub dramat ruski a prolog; 19* 292 IV. VARIA polski, jak w odnalezionym przeze mnie Dialogu o Męce Pańskiej z r. 1658. Prawdopodobnie też przez pośrednictwo Polski szły na Ruś początki hymnologii kościelnej, w języku zbliżonym do ludowego. W wieku XVIII wskutek wojen kozackich Ruś południowa, osłabiona i zniszczona, rozdartą została na dwie połowy przedzielone Dnieprem. Lewa strona odstrychnęła się od wpływów polskich i zaczęła ulegać wpływom moskiewskim. Natomiast na prawym brzegu Dniepru wpływ polski prawie zupełnie zagłuszył i zabił literaturę ruską. Dopiero przy końcu XVIII wieku w utworach Trembeckiego (Zofijówka), Karpińskiego, Krasickiego (Wojna chocimska) spotykamy wysoce nieraz artystyczne odtwarzanie krajobrazów i postaci ukraińskich. Tymon Zaborowski całą swą działalność poetycką, obfitą w dzieła, chociaż ubogą w skutki, poświęca dziejom Ukrainy. Obok niego pracowali inni, poprzednicy wielkiej plejady pisarzy pierwszorzędnego talentu, stanowiących tzw. szkołę ukraińską w literaturze polskiej. Charakterystyce tej szkoły poświęcę więcej miejsca w referacie ustnym, wskazując na jeden zwłaszcza jej rys znamienny — demokratyzm, miłość dla ludu, rzeczywistego czy wyidealizowanego, która przez pośrednictwo utworów tej szkoły po raz pierwszy wsączała się w społeczeństwo polskie. Po poetach-romantykach Ukraińcach przyszli pisarze bardziej realni i bliżsi rzeczywistości, jak Grabowski, Kraszewski, Korze-niowski, Jeż, Kaczkowśki, którzy również pełnymi garściami czerpali ze skarbnicy podań i piękności Ukrainy. Co do wpływów polskich na nowszą literaturę ruską, to tu w pierwszym rzędzie zwrócę uwagę na Polaków piszących po rusku, jak: Padura3, Ostaszewski *, Ossowski s, Święcicki«, dalej na wpływy takich poetów polskich, jak należących do szkoły ukraińskiej Mickiewicza, Kraszewskiego i innych na pisarzy ruskich. W atmosferze tych wpływów wyrastali szczególnie ruscy poeci i pisarze Ukrainy prawobrzeżnej, jak Topola, Szewczenko, z późniejszych Rudański. Wpływom polskim przypisać należy niektóre znamienne cechy romantyzmu ruskiego, jak np. kult mogił, typ lirnika-wieszcza itp. W Galicji wpływ polski na rozwój literatury ruskiej był jesz- WZAJEMNY STOSUNEK LITERATURY POLSKIEJ I RUSKIEJ 293 cze większy, można powiedzieć, że dotychczas jest dominującym. Śmiało powiedzieć można, że gdyby nie było zbioru pieśni Wacława z Oleska, to nie byłoby i odrodzicieli ruskiej literatury narodowej w Galicji, Szaszkiewicza, Wagilewicza, Hołowackiego, Ust-janowieza. Wszyscy ci pisarze władali równie dobrze językiem polskim, jak i ruskim, a Ustjanowicz rzewny swój wiersz na grobie Szaszkiewicza napisał pierwotnie po polsku. W ostatnich czasach węzły wzajemności literackiej między Rusinami i Polakami zacieśniają się pomimo swarów politycznych. Utwory nowszej literatury polskiej tłumaczone bywają na język ruski (wspomnę o Nizinach Orzeszkowej, nowelach Sienkiewicza, Ostoi, Kosiakiewicza), wychodzą też przekłady niektórych pereł starszej literatury romantycznej (Wallenrod Mickiewicza, Ojciec zadżumionych i W Szwajcarii Słowackiego itp.). Z drugiej strony i Polacy czynią niejedno, by się obznajomić z dziejami i utworami literatury ruskiej, że tylko wspomnę tutaj przekład Przybłędy Neczuja-Łewyckiego ? i innych drobniejszych utworów ruskich na język polski. Zakończę motywowaniem wniosków następujących: 1. Przy badaniach dziejów literatury, zwłaszcza starszej, należy baczniejszą niż dotychczas zwrócić uwagę na prowincjonalne pochodzenie pisarzy, na cechy charakterystyczne prowincjonalnego bytu, klimatu, położenia, gwary, wniesione przez tych pisarzy w ogólną skarbnicę piśmiennictwa; 2. przy badaniu utworów literatury bezimiennej należy zwracać uwagę na to, skąd one przypływały do naszego piśmiennictwa, by z zestawienia pewnej liczby takich utworów można powziąć wyobrażenie o prądach umysłowych, jakie z różnych stron płynęły do naszego kraju; 3. w opracowaniach i wykładach nowszej literatury zarówno ruskiej, jak i polskiej, należy baczną zwrócić uwagę na ich stosunki wzajemne i śledzić takowe porównawczą, międzynarodową metodą. Wzajemny stosunek literatury polskiej i ruskiej 1 Pamiętnik Zjazdu Literatów i Dziennikarzy Polskich 1894, t. I, Lwów. Franko brał udział w tym zjeździe i wygłosił dwa referaty: a) Etnologia i dzieje literatury, b) Wzajemny stosunek literatury polskiej i ruskiej. 294 IV. VARIA 2 Mowa tu o apokryfie Słowo Metodiusza, biskupa patarskiego, o tematyce eschatologicznej. 3 Tomasz (Tymko) Padura, zob. przyp. nr 4, s. 124. 4 Spirydon Ostoja Ostaszewski napisał po ukraińsku Piw kopy kazok napysaw dla wesołoho mira (Wilno 1850), a ponadto wydał nakładem Drukarni Polskiej Sto bajok a w nych najdete bilsze jak sto prawd — napysaw dla Ruskoho Mira Spirydion Ostoja Ostaszewskyj, Lwów 1888 r. 5 Gotfryd Ossowski (1835—1897), znany archeolog i geolog polski, zasłużony w dziedzinie badań prehistorycznych ziem dawnej Polski, głównie jaskiń okolic Ojcowa. Napisał po ukraińsku operetkę Motru-nia z muzyką Stanisławy Szajerowicz, wydaną w Żytomierzu w 1867 r. Ten zapewne kaprys polskiego uczonego Franko potraktował poważnie, zaliczając Ossowskiego do grupy Polaków piszących po ukraińsku. • Paulin Swięcicki, zob. przyp. nr 6, s. 51. 7 Pierwsza powieść Neczuja-Łewyckiego Pryczepa ukazała się w roku 1869. Polskie tłumaczenie: Przybłęda, powieść ukraińska Iwana Ne-czuja, z rusińskiego przełożył St. Sz., Poznań 1878, nakładem i drukiem Jarosława Leitgebera. N E K Ajschylos 118 Alfieri Vittorio 101 Ambrosius Joanna (właśc. Joanna Voigt) 203, 212 Arenbergh Emile van 241 Asnyk Adam 11, 38, 92, 202, 251, 252, 253, 254, 258, 260 August, cesarz rzymski 106 218, Baculewski Jan 73 Badeni Jan 268, 275 Badeni Kazimierz 19i, 35, 74 Bahr Hermann 25 Baranowicz Łazar 291 Bartoszewicz Adam Dominik 95 Batu-chan 111 Baudelaire Charles 245 Baudouin de Courtenay Jan 20, 35, 36, 71, 212 Beauplan Guillaume le Vasseurde 93 Bełza Władysław 95 Bem Antoni Gustaw 115, 116 Berwiński Ryszard 166> 192, 193, 249 Bibikow Dmitrij 140, 141 Biegeleisen Henryk 20, 21, 52,, 53,, 54, 55, 57, 58, 59, 67, 72, 73, 92, O 93, 94, 96, 98, 99, 100, 101, 102, 103, 104, 105 Bielaj 134 Bieliński Wissarion 25, 26 . Bielowski August 123, 124 Bismark Otto 257 Blatkiewicz F. 127 Blumenstock Henryk zob. Halban Henryk Bobowski Mikołaj 281, 282 Bobrowski Tadeusz 135, 136, 137, 138, 139, 140, 141, 142, 160, 161 Bojan 114, 115 Borkowski Aleksandr 22 Borowykowski Łewko 47 Bourget Paul 25 Brandes Georg (Jorgen) 30, 51, 60, 72, 104, 105 Breiter Ernest 20 Brodzka Alina 38 Briickner Aleksander 20, 21, 31, 39, 156, 212 Brunetiere Ferdinand 25 Brzeziński Edmund 14 Brzozowski Karol 51, 260 Bukar Wincenty 137 Burbonowie, dynastia fr. 75, 771 Biirger Gottfried August 72 296 INDEKS OSÓB Buszczyński Stefan 128, 129, 134, 135, 136, 137, 138, 139, 140, 141, 143, 144, 145, 147, 149, 161 Byron George Gordon Noel 30, 72, 78, 112, 219, 222, 230, 260 Calderón de la Barca Pedro 244 Chlebowska Matylda (z Szaszkie- wiczów) 144 Chłopicka 128 Chłopicki Józef Grzegorz 310 Chmielowski Piotr 20, 98, 105, 115, 116, 194, 211, 251, 253, 254, 255, 273, 274 Chodźko Aleksander 79 Chomiakow Aleksiej 285 Chraniewicz K. 212 Chrystus 109, 161, 229, 266, 267 Chrzanowski Wojciech 129 Cięglewicz Kasper 127, 188, 194 Gomte Auguste 239 Coppee Francois 241 Corneille Pierre 12 Cybulski Wojciech 73, 115 Czajkowski Michał 125, 166 Czapliński, mandatariusz 81 Czarniecki Stefan 56, 111^ 121 Czeremszyna Marko 7 Czernyszewski Nikołaj 15, 25 Czerwieński Bolesław 14, 15, 259, 274 Czubyński Pawło 146, 147 Daniluk Józef 14, 274 Dante Alighieri 30, 118, 244 Darowski Mieczysław 123 Daszkiewicz Nikołaj 160 Daszyński Ignacy 239 Daudet Alphonse 30 Dembiński Henryk 84, 88 Dembowski Edward 248 Dębicki Ludwik 116 Dmochowski Franciszek Salezy 121 Dobrolubow Nikołaj 25, 27, 28 Dobrzycki Stanisław 279, 283 Dołęga Chodakowski Zorian (właśc. Adam Czarnocki) 46 Domeyko Ignacy 57 Doroszenko Iwan 27 Dostojewski Fiodor 206 Drahomanow Mychajło 5, 84, 88, 89, 125, 156 Dranmor (właśc. Ferdynand von Schmid) 260 Drużbacka Elżbieta 203 Dumouriez Charles 74, 75 Dunin-Wąsowicz Krzysztof 15 Dwernicki Józef 110, 122, 123 Dygasiński Adolf 204 Dzierzkowski Józef 13, 167 Elster Ernst 77 Engels Friedrich 75, 78 Eśchylos zob. Ajschylos Fed'kowycz Jurij 51 Feldman Wilhelm 39, 2,12, 239, 274 Franko Olga 40 Galatowski Joanykij 291 Galileusz (Galileo Galilei) 205 Garczyński Stefan 57, 248 Gairnir Georges 242 Gaszyński Konstanty 105 Gawat (Gawatowicz) Jakub 125, 156, 291 Gerardy Paul 242 Gewes, oficer ros. 129 Giedymin, książę litewski 161 Gilkin Iwan 241 Giller Agaton 124 Giordano Bruno 220, 22,1 Giraud Albert (właśc. Marie Kayen- bergh) 241 Girej, chan krymski 111 Giżycki Jan 142 INDEKS OSÓB 29? Glinka Michaił 75 Goethe Johann Wolfgang 12, 30, 72, 260 Goąol Nikołaj 28, 285, 290 Gołębiowski Władysław 73 Gomulicki Wiktor 11, 253, 254, 258 Gonczarow Iwan 28 Górki Maksym (właśc. A. M. Pie- szkow) 30 Górski Artur 239 Górski Bohdan 212 Gostomski Walery 212 Goszczyński Józef 121 Goszczyński Seweryn 15, 34, 46, 115, 118, 120, 121, 122, 123, 124, 125, 165, 248, 255 Gowen, oficer rós. 129 Grabowski Michał 122, 125, 292 Grądzki Samuel 93 Groza Aleksander 175 Grudziński Stanisław 256 Grzegorz XVI, papież 57 Grzymała Franciszek 122 Gurowski Adam 67 Hajota (właśc. Rogozińska Helena - Janina) 15, ,195, 196, 201 Halban Henryk 74 Hannon Theodore 241 Hartmann von Aue 260 Hauptmann Gerhardt 30 HavliLek-Borowsky Kareł 30 Heine Heinrich 8, 76, 192, 229, 243 Hercen Aleksandr 30 Heryng Zygmunt 194 Heumann K. J. 20il Hipler F. 279, 281, 282, 283, 284 Hłyński Iwan 38 Hnatiuk Wołodymyr 161 Hoffmanowa z Tańskich Klementyna 203 Hohol zob. Gogol Nikołaj Hołowacki Jakub 46, 146, 293 Hołowiński Ignacy 115 Horacy (Quintus Horatius Flaccus) 121 . Horbkowski Piotr 127, 144, 145 Horoszkiewicz Julian 127 Hrabowski Pawło 7, 29 Hiickel Edward 12 Hugo Victor 30 Hułak-Artemowski Petro 46 Hus Jan 205 Huszałewycz Iwan 30 Hypatia 205 : , Ibsen Henrik 245 Inlaender, Ludwik 14, 15, 274 J. K. — 117 Jabłonowski Ludwik 123 Jackiw Mychajło 162 Jagić Vatroslav 6, 30, 31 Jakóbiec Marian 10, 11 Janikowski Leopold 239 Janko Henryk 123 Jański Bogdan 113 Jeske-Choiński Teodor 194 Jeż Teodor Tomasz (właśc. Zygmunt Miłkowski) 51, 219, 222, 239, 292 Jirecek Konstantin Josef 282 Jordaens Jacofo 241, 245 Judyta 221 Junosza-Szaniawski Klemens 51, 204 Kaczkowski Zygmunt 292 Kajsiewicz Hieronim 113 Kalina Antoni 20, 31, 281, 282, 284 Kalinka Walerian 130, 131, 132, 134, 135, 136, 137, 140, 16,1 Kallenbach Józef 37, 57, 59 Kamieński Henryk 212 Karłowicz Jan 17, 20, 24, 31 Karpiński Franciszek 292 ' 298 INDEKS OSÓB Karpowycz Łeontij 291 Karwicki Józef Dunin 130, 133, 135, 136, 138, 140, 141, 143 Kasprowicz Jan 15, 19, 37, 38, 39, 40, 217, 219, 220, 221, 222, 229, 230, 231, 232, 233, 234, 235, 236, 237, 23ą 239, 260, 261, 262, 263, 264, 265, 266, 267, 268, 270, 271, 274, 275 Kieszkowscy 270 Kieszkowski Henryk 275 Kisielów Iwan 11 Kitowicz Jędrzej 21 ' Kleiner Juliusz 59 Klonowicz Sebastian Fabian 125, 291 Kobylańska Olha 7 Kobylański Erazm 14 Kocipiński Antoni 126, 160 Kociubyński Mycłiajło 7 Koczubej Wasyl 157, 160 Kollar Jan 30 Koller Jerzy 37 Kołesnyk Petro 23 Kołessa Ołeksandr 115 Konarski Szymon 124, 134, 135, 140, 161, 248 Konaszewicz-Sahajdaczny Petro 110, 111, 115, 116, 125 Koneczny Feliks 71 Konopnicka Maria 24, 30, 37, 38, 39, 73, 74, 92, 168, 202, 203, 205, 206, 207, 208, 209, 210, 211, 212, 218, 230, 254, 258, 260, 265, 271, 274 Konstanty, wielki książę ros. 122 Kópernicki Izydor 20 Korytowscy 270 Korytowski Witold 275 Korzeniowski Józef, historyk 52 Korzeniowski Józef, powieściopi-sarz 13, 167, 292 Kosiakiewicz Wincenty 293 Kosiński Krzysztof, hetman kozacki 107, 110, 115 Kossow Sylwester 291 Kostecki Platon 127 Kostomarow Mykoła 47 Kostrowiec Żegota zob. Hołowiński Ignacy Koszycka, ciotka I. Franki 12 Kościuszko Tadeusz 227 Kotarbiński Józef 121, 193, 194, 227 Kotlarewski Iwan 29 Koturnicki Michał 14 Koźmian Kajetan 34, 56, 64, 73 Krasicki Ignacy 13, 292 Krasicki Ksawery 123 Krasiński Zygmunt 13, 71, 92, 96, 98, 104, 105, 203, 217, 222, 248, 250 Kraszewski Józef Ignacy 13, 51, 115, 125, 142, 167, 268, 292 Kraushar Aleksander 253 Krawczyński-Stiepniak Siergiej 30 Krukowiecki Jan Stefan 67, 74 Kruszelnycki Antoni 246, 247 Krymśki Ahatanheł 31 Krzywicka Rachela 10 Krzywicki Ludwik 20 Kulczycka Ludwika 11 Kulczycka Maria 5 Kulczycki Jan 11 Kulczycki Paweł 12 Kulczyński Ignacy 123 Kulisz Pantełejmon 47, 48 Kurowski Józef Szymon 94 Kyryluk Jewhen 22 Lam Jan 108, 252, 273 Lamarque Jean Maximin 77, 87 Lamennais Hugues Felicite Robert de 57 Leitgeber Jarosław 294 Lelewel Joachim 51, 79 Lemaitre Jules 25 INDEKS OSÓB 299 Lenartowicz Teofil 24, 51, 167, 168, 205, 210, 217, 218, 250, 254, 258 Lessing Gotthold Ephraim 12 Liliencron Detlev von 30 Limanowski Bolesław 14, 274 Ldtwos zob. Sienkiewicz Henryk Lubomirscy, książęta 94 Ludwik Filip, król Francji 77 Łomaczewski, żandarm ros. 161 Łoziński Bronisław 83, 87, 88 Łoziński Walery 13 Łysenko Mykoła 162 Machar Josef 30 MaciejowsM Wacław 281, 282 Maeterlinck Maurice 242 Mahomet 31 Maksymowicz Mychajło 47, 51 Malczewski Antoni 125, 222, 257 Małecki Antoni 20, 34, 92, 93, 94, 95, 96, 97, 98, 99, 100, 101, 102, 104, 105 Małkowski Konstanty 281 Mańkowski Antoni 14, 274 Marcinkowski Jakśa Kajetan 56 Maria Antonina, królowa Francji 229, 239 Markiewicz zob. Markowycz Opa- nas Markowycz Maria zob. Wowczok Marko Markowycz Opanas 47 Marks Karol 25, 78 Mattowycz Łeś 7 Mateusz z Kościan 280 Mazepa Iwan 107, 110, 115 Metodiusz Patarski 291, 294 Meyer Oonrad Ferdinand 30 Meyet Leopold 93 Michoński, nauczyciel Franki 12, 13 Mickiewicz Adam 8, 11, 13, 15, 17, 32, 33, 34, 35, 36, 37, 38, 40, 41, 45, 46, 47, 48, 49, 50, 51, 52, 53, 54, 55, S6, 57, 58, 59, 60, 61, 62, 64, 67, 68, 70, 71, 72, 73, 74, 75, 76, 77, 78, 79, 80, 81, 82, 83, 84, 86, 87, 88, 90, 91, 92, 94, 95, 96, 98, 105, 106, 109, 117, 165, 187, 203, 209, 217, 222, 248, 250, 268, 285, 292, 293 Mickiewicz Władysław 37, 91 Mierosławski Ludwik 248 Mirabeau Honore 75 Miriam zob. Przesmycki Zenon Mochnacki Maurycy 79, 115 Mockel Albert 242 Mohyła Petro 291 Mojżesz 221 Moliere (właśc. Jean Baptiste Po-ąuelin) 12 Monat Henryk 36, 72, 74 Montalembert Charles 57 Morawski Franciszek 123 Mostowski Tadeusz Antoni 56 Nabielak Ludwik 122, 161 Napoleon I, cesarz Francuzów 69, 78, 94, 249 Nawroćki Ołeksandr .47 Neczuj-Łewyćki Iwan 26, 30, 293, 294 Negri Ada 203, 212 Niekrasow Nikołaj 206, 212 Niemcewicz Julian Ursyn 84, 100 Niemojewski Andrzej 11, 260, 271, 272, 276 Nietzsche Friedrich 95 Norblin de la Gourdaine Jan Piotr 21 Nowicki 147 Nowicki Franciszek Henryk 260, 274 Nowicki Napoleon 123 Nowosilcow Nikołaj 72, 73 300 INDEKS OSÓB Odyniec Antoni Edward 248 Okoński Władysław zob. Swięto- chowski Aleksander Oleszczyński Antoni 94 Olizarowski Tomasz August 125 Olszewski Franciszek 21 Orzeszkowa Eliza 7, 9, 18, 24, 38, 185, 202, 204, 205, 293 Ossowski Gotfryd 292, 294 Ostaszewski Ostoja Spirydon 292, 294 Ostoja (właśc. Sawicka Józefa) 24, 293 Ostrowski Aleksandr 30 Ozarkiewycz Iwan 50 Paczowski Teoktyst 201 Padlewska, matka Wł. Padlewskie- go 139 Padlewski Władysław 140 Padura Seweryn 121 Padura Tomasz (Tymko) 121, 124, 127, 142, 148, 149, 162, 292, 294 Pajgert Adam 266 Paprocki Bartosz 126, 291 Pattey Eglantyna 102 Pauzaniasz, wódz spartański 74, 75 Pawłowicz Edward 94 . ¦ Pawłyk Mychajło 14, 15, 33, 89, 125, 156 Pieretc Władimir 126, 156 Pietkiewicz Antoni 123 Piłat Roman 280, 281, 282, 283 Pilchowski Adolf 129 Piltz Erazm 17 Pisariew Dmitrij 25 Pleszczejew Aleksiej 15, 30 Poi Wincenty 123, 166, 217, 249 Połonieeki Bernard 95 Poniatowski Józef 121, 133 Popiel Michał 83, 87, 127, 160 Popowycz Klementyna 211 Potocki Wacław 31, 125, 291 Poznański Zygmunt 72 Preradović Petar 285 Prus Bolesław (właśc. .Głowacki Aleksander) 15, 24, 37, 51, 74, 165, 168, 169, 171, 175, 176, 178, 179, 182, 183, 184, 185, 186, 187, 188, 190, 191, 192, 193, 194, 204, 205, 231 Pruszyński, szambełan 121 Przesmycki Zenon 201, 240, 241, 242, 243, 245, 270, 271, 276 Przybyszewski Stanisław 39, 40, 246, 247, 267, 273, 275 Przyszlak, litograf 94 Pypin Aleksandr 47, 51 Racine Jean Baptiste 12 Radziejowski Hieronim 74 Rassenforce 242, 245 Rettel Leonard 123 Rewakowicz Henryk 15 Rodenbach Georges 241 Rodziewiczówna Maria 21 Rogosz Józef 24 Rolle Antoni Józef (dr Antoni J.) 111, 115 Romanów Michaił Fiodorowicz,. car 75 Romanowicz Tadeusz 16, 17, 71, 239 Romanowski Jan 12 Roszkiewycz Olga S Rousseau Jean Jacques 239 Różycki Edmund 141 Różycki Karol 84, 88, 128, 129, 141, 161 Rudański Stepan 29, 292 Rudczenko Iwan 146 Rudnicki Dominik 126 Rustem Jan 94, 95 Rutski Welamin 291 Rybiński Maciej 123 INDEKS QSOB 301 Rylśki Maksym 9 Rzewuski Henryk 130, 133, 135, 139, 141, 142, 143 Rzędzianowski 127 Sala Moritz von 81, 161 Sałtykow-Szczedrin Michaił 15, 30 Samijłenko Wołodymyr 7, 30 Samson 221 Sand George {właśc. Aurore Dupin Dudevant) 203 Sanguszko Hieronim 121 Schaffle Albert Eberhardt 223, 239 Schiller Friedrich 12, 30, 72, 75, 239 Scott Walter 100, 122 Semeneńko Piotr Adolf 113 Severin Fernand 242 Shelley Percy 219, 230, 260 Siemieński Lucjan 123 , Sienkiewicz Henryk 168, 169, 204, 205, 211, 293 Skarga Piotr 279 Słotwiński Konstanty 57 Słowacki Juliusz 13, 15, 34, 60, 67, 73, 74, 92, 93, 94, 95, 96, 97, 98, 99, 100, 101, 102, 103, 104, 105, 203, 217, 218, 219, 222, 248, 268, 285, 293 Smotryoki Mełetij 291 Sowiński Leonard 255, 256, 274 Spasowicz Włodzimierz 51, 72, 91, 1115, 116, 160, 249, 290 Spausta Bolesław 15 Spencer Herbert 239 St. Sz. 294 Starycki Mychajło 30, 49, 50, 148, 162 Staszic Stanisław 82, 228 Stefanyk Wasyl 7 Strzelecka Maria 24 Sue Eugene 197 Susanin Iwan 74, 75 Suworow Aleksandr 75 Sydorenko Hryhorij 25 Syrokomla Władysław (właśc. Kon-dratowicz Ludwik) 217, 249 Szajerowicz Stanisława 294 Szaszkewycz Markijan 29, 33, 46, 293 Szaszkiewicz Antoni 125, 128, 129, 130, 134, 139, 140, 141, 142, 143, 144, 145, 146, 147, 148, 149, 151, 153, 155, 156, 160, 161, 162 Szaszkiewicz Graejan 128, 160 Szaszkiewicz Medard 144 Szczerbowicz-Wieczór Ludomir Ludwik 73 Szezucki Baltazar zob. Cięglewicz Kasper 73 Szekspir Wiliam 10, 30, 61, 72, 244, 260 Szewczenko Taras 8, 19, 29, 31, 33, 47, 48, 50, 51, 108, 112, 115, 116, 144, 156, 162, 213, 256, 274, 285, 286, 287, 288, 289, 290, 292 Szujski Józef 96, 104 Szymonowie Szymon 282, 291 Święcicki Paulin (pseud. Pawło Swij, Pawłyn Stachurski) 50, 51, 292 Swiętochowski Aleksander 7, 16, 51, 72, 168, 193, 194, 204, 251 Taine Hippolyte Adolphe 25 Tarnowski Stanisław 73, 92, 94, 95, 96, 97, 98, 103, 105, 212, 226, 227, 228, 229, 239 Tchórznicki Jan 24 Terlecki Hipolit 113 Terłecki Ostap 14, 79 Terłecki W. 112 Tetmajer Józef 123 Tetmajer Kazimierz 260, 268, 269, 270, 271, 273, 275 302 INDEKS OSÓB Tobiłewycz Iwan 29 Tołstoj Lew 15, 30 Topola Kyryło 292 Trembecki Stanisław 292 Tretiak Józef 51, 95 Trzemeski, fotograf 94 Turczyński Emeryk 12 Turczyński Juliusz 12, 13 Turgieniew Iwan 30, 51, Tyszyński Aleksander 115 Ujejski Kornel 92, 166, 249, 260 Ukrainka Łesia (właśc. Łarysa Ko-sacz-Kwitka) 7, 29, 30 Ursin M. zob. Zdziechowski Marian Ustianowycz Mykoła 293 Van Lerberghe Charles 242 Verhaeren Emdle 241 Voltaire (właśc. Francois Marie Arouet) 239, 265 Vrchlicky Jaroslav 30, 57, 271 Waga Władysław 103 Wagilewicz zob. Wahyłewycz Wahyłewycz Iwan 46, 293 Walloń" Le Roy 242 Wasilewski Zygmunt 124 Werchratski Iwan 13 Wereszczakówna Maryla 68 Werwes Hryhorij 35 Węclewski Stanisław 282 Węgliński Leon 127 Widort 142 Wieland Heinrich Otto 12 Wiengierow Ł. M. 88 Wiślicki Adam 18, 251 Wiśniowieccy 160 Wiśniewski Teofil 248 Witwicki Stefan 248 Wodzińska Maria 103 Wodziński Antoni 93 Wolfram von Eschenbach 260 Wołyneć Kuźma 48 Worobkewycz Izydor 149 Wowczok Marko 48, 51 Wozniak Mychajło 6, 17, 22 Wyleżyński Adam 140 Wyrzykowski Piotr 137 Wysłouch Bolesław 14, 15 Wysocki Piotr 122 Wysocki Włodzimierz 257, 258 Wyszeński Iwan 2fl, 31 Zaborowski Tymon 292 Zachariasiewicz Jan 13, 167 Zaleski Bronisław 116 Zaleski Józef 87, 123 Zaleski Józef Bohdan 46, 51, 57, 78, 106, 108, 109, 110—117, 121, 125, ,128, 222, 248, 250 Zaleski Michał (Wacław z Oleska) 46, 126, 145, 146, 147, 158, 293 Zaliwski Józef 79, 80, 123, 248 Zbarascy 160 Zdziarski Stanisław 20, 115 Zdziechowski Marian 285, 286, 287, 288, 289, 290 Zimorowic Józef Bartłomiej 291 Zimorowic Szymon 291 Zola Emile 10, 30, 193, 231, 275 Zwoliński Przemysław 283 Żegota Pauli 46, 146 Żeligowski Edward 51 Żmichowska Narcyza 204 Żupański Jan Konstanty 201 Żurowska Celina 21 Żytecki Pawło 31 SPIS TREŚCI Wstęp................. 5 I. W KRĘGU ROMANTYZMU Adam Mickiewicz w rusińskiej literaturze...... 45 Nowe wydanie dzieł Mickiewicza......... 52 Poeta zdrady.............. 60 Do przyjaciół galicyjskich [Adama Mickiewicza]. Próba analizy 76 Adam Mickiewicz............. 90 Nowe wydanie dzieł Słowackiego......... 92 •Juliusz Słowacki i jego dzieła.......... 9& Józef Bohdan Zaleski............ 106: Poeta-bohater. Pamięci Seweryna Goszczyńskiego w rocznicę nocy belwederskiej............ 118 Król Bałagułów. Antoni Szaszkiewicz i jego wiersze ukraińskie 125. II. Z LITERATURY CZASÓW POZYTYWIZMU Chłop polski w świetle poezji polskiej (Placówka, powieść Bolesława Prusa, Warszawa 1886)......... 165 Hajota — Nowele............. 195. Maria Konopnicka............. 202 III. WOBEC LITERATURY MODERNISTYCZNEJ Poezje Jana Kasprowicza........... 217 Z dziedziny nauki i literatury.......... 223 Odczyty Miriama............. 240 Stanisław Przybyszewski. „Z cyklu Wigilii"...... 246 Współcześni poeci polscy........... 248 IV. VARIA O Bogarodzicy.............. 279 T. Szewczenko w oświetleniu p. Ursina....... 285 Wzajemny stosunek literatury polskiej i ruskiej..... 291 Indeks osób................ 295. i'11 Obwolutę projektowała Małgorzata Machalska Okładkę i karty tytułowe projektowała Ewa Frysztak-Szemioth Redaktor techniczny Małgorzata Kwiecień-Szezudłowa Printed In Poland Wydawnictwo Literackie Kraków 1979 Wyd. I. Nakład 3000+283 egz. Ark. wyd. 19,5. Ark. druk. 19+0,125 ark. ii. Papier piśmienny kl. V, 61X86 cm, 70 g Oddano do składania 5 I 1978 Podpisano do druku 28 XI 1978 Druk ukończono w styczniu 1979 ' Zam. nr 86/78. E-12-150. Cena zł 70.— Drukarnia Narodowa, Zakład Nr 1 Kraków, ul.' Manifestu Lipcowego 19 ..*