Tom B. Stone SZKOŁA PRZY CMENTARZU Tytuł oryginału THE FRIGHT BEFORE CHRISTMAS Rozdział 1 Nauczyciel uśmiechnął się. Klasa jęknęła. - Przynajmniej nie ma kłów - mruknął Park Addams do Christophera Hamptona. - Pewnie są drogie. Stać na nie tylko dyrektorki - odpowiedział Christopher z powagą. Park parsknął. Ale Christopher nie żartował. Znał chyba wszystkie ceny, a jeśli nie wiedział, ile coś kosztuje, potrafił określić wartość w przybliżeniu. - Założę się, że pani Morthouse uro- Szkoła przy Cmentarzu dziła się już z tym kłem, mimo że jest srebrny - powiedział Park. Pani Morthouse była dyrektorką Szkoły Podstawowej Grove Hill. Kiedy się uśmiechała, odsłaniała mnóstwo lśniących zębów, a z jej ust bił oślepiający srebrny błysk. Kieł? Chyba tylko smarkacze w to wierzyli. Kieł czy nie kieł, uśmiech pani Morthouse sprawiał, że nawet pod szóstoklasistami uginały się nogi. Pierwszaki zaś uderzały w ryk. Ich nauczyciel, pan Melon, miał zwykły nauczycielski uśmiech, wywołujący jęk szóstej klasy. - Pora na trochę świątecznego nastroju, świątecznej zabawy - powiedział pan Melon. Christopher jęknął. - Nienawidzę Bożego Narodzenia. Na samą myśl mnie skręca - oznajmił na głos, nie adresując swojej sentencji do nikogo konkretnego. Pan Melon, osobnik krągły jak jego 6 Przeklęty Mikołaj nazwisko, ale dość ponury pomimo często słanych uśmiechów, założył ręce na piersi. - Trochę zabawy - powtórzył. Stacey Carter nachyliła się do siedzącego obok niej Parka. - Zauważyłeś? Ilekroć nauczyciele mówią „zabawa", naprawdę oznacza to robotę - szepnęła. Nieskazitelna Polly Hannah: stopy razem, dłonie na blacie ławki - obejrzała się przez ramię. - Nie słyszę pana - oświadczyła płaczliwie. - Niektórzy cały czas gadają. - Głupota czuwa - syknął Park na tyle głośno, by Polly i część klasy usłyszała. Polly zmrużyła groźnie oczy i potrząsnęła blond lokami. Pan Melon przestał się uśmiechać. Zacisnął usta. - Nauczyciel czuwa - szepnęła Stacey. Pan Melon nasrożył się. Dopiero kie- 7 Szkoła przy Cmentarzu dy w klasie zapadła martwa cisza, wrócił do swej zwykłej miny i mówił dalej z przyklejonym do ust uśmiechem: - Jak pamiętacie, omawialiśmy różne obyczaje świąteczne: wywodzące się z tradycji afrykańskiej i afroamerykań-skiej święto Kwanza oraz żydowską Cha-nukę. Dzisiaj będziemy mówić o Bożym Narodzeniu i jego europejskich korzeniach. Christopher jęknął ponownie, tym razem głośniej. Święta, święta, ciągle święta. Obłęd zakupów. Mania zakupów. Lejące się z głośników kolędy. Wyciekające z kieszeni pieniądze. Nie z jego. Akurat! Jak tu się wymigać, kiedy człowiek ma dwie małe siostry. Ach, Lara i Kelli, i te ich listy bożonarodzeniowych prezentów. Nawet starsza siostra, Megan, która zjechała do domu z college'u, zachowuje się jak przygłup z ogólniaka. Dlaczego jego rodzina musi być taka pokręcona? 8 Przeklęty Mikołaj Christopher odruchowo podzwaniał monetami w kieszeni. Ich obecność dodawała mu pewności. Rozpoznawał nominały dotykiem. Boże Narodzenie to nie święta, tylko pęta. Miał ochotę szarpać się i wyć. Uciec. Schować się. Zrobić coś z saniami Świętego Mikołaja. - W ramach zabawy - ciągnął pan Melon - udekorujemy w tym tygodniu drzewko, poczytamy Opowieść wigilijną Dickensa, która utrwaliła wiele naszych zwyczajów świątecznych, i... - przerwał, rozpromieniając się w niemal autentycznym uśmiechu - zrobimy sobie mikołajki! - Mikołajki! - prychnęła oburzona do żywego Stacey. - To dobre dla dzieciaków. Ciężko pracuję, żeby mieć kasę. Nie będę wydawać pieniędzy na głup... Osunęła się w ławce i założyła ręce na piersi. Stacey zarabiała wyprowadzaniem psów i opieką nad rozmaitymi domo- 9 Szkoła przy Cmentarzu wymi zwierzakami. Bardzo ostrożnie gospodarowała groszem. - Dokładnie, Stacey - poparł ją Chris-topher. Stacey spojrzała na niego. Przez jej twarz przemknął niepokój. - Zgadzasz się ze mną? - zapytała. - Ja się zgadzam z tobą?! Christopher podniósł dłoń. - Wszyscy musimy brać udział w tych całych mikołajkach? - zapytał. Ku jego zaskoczeniu pan Melon pokręcił głową. - Naturalnie, że nie. - Nasrożył się i zrobił jeszcze bardziej rozdrażnioną minę niż zwykle. - Powtarzam: to zabawa. Ci, którzy będą chcieli wziąć w niej udział, napiszą swoje nazwiska na kartkach. Kartki włożymy do pudełka i każdy da upominek temu, kogo wylosuje. - A jeśli wylosuję kogoś, kogo nie lubię? - zainteresowała się Polly, podnosząc dłoń i wywijając palcami, które 10 Przeklęty Mikołaj przypominały białe robaki. - Będę się mogła z kimś zamienić? - Nie - powiedział pan Melon stanowczo. - Mikołajki albo, jak wolicie, świąteczne elfy to drobne, niedrogie prezenty, na przykład ręcznie robione kartki, paczka gumy do żucia, czasopismo, cukierki. Do końca tygodnia każdy powinien obdarować osobę, której nazwisko wylosował. W piątek urządzimy małą klasową imprezę i Mikołaje się ujawnią. Do tej chwili nie wolno zdradzać, kto kogo wylosował. Palce Polly znowu zaczęły wić się jak robaki. - Codziennie trzeba dawać jakiś prezent? - Ależ nie, Polly. Ma się rozumieć, że nie. Dasz, co zechcesz i kiedy zechcesz. Chodzi przecież o zabawę. Zabawa! Znowu to słowo. Christopher naburmuszył się. - Nie jestem skąpa. O nie! I lubię święta - powiedziała Stacey do siebie. Christopher odwrócił głowę. Stacey 11 Szkoła przy Cmentarzu ciągle wpatrywała się w niego z ponurą miną. Zanim zdążył zareagować, pan Melon zaczął rozdawać karteczki. Christopher podał je dalej, nie biorąc żadnej. Stacey wzięła jedną i wreszcie przestała się gapić na Christophera. Wypisała swoje nazwisko. - Wchodzisz w to? - zapytał z przekąsem. - Dziwię ci się, Stacey. Przed chwilą powiedziałaś, zdaje się, że mikołajki to dziecinada. Stacey wzruszyła ramionami. - Może tak, może nie - odparła. - Znam gorszy sposób obchodzenia świąt: nieobchodzenie ich w ogóle. - Posłała mu znaczące spojrzenie. - Mnóstwo ludzi nie obchodzi świąt - powiedział Christopher. - Wszyscy, na całym świecie, każda rasa i każda kultura, obchodzą jakieś święta - poinformowała go Stacey. - Ty, gdziekolwiek byś mieszkał, nie obchodziłbyś żadnych. Założę się. 12 Przeklęty Mikołaj - Co to ma znaczyć? - zapytał z godnością Christopher. - Będzie zabawnie - oznajmił Park, pisząc swoje nazwisko. - Jasne. Małpy mi będą wylatywać z uszu - przyświadczył Christopher. Park wzruszył ramionami i wrzucił kartkę do krążącego po klasie pudełka. Kiedy już wszyscy wrzucili swoje, pan Melon ruszył między rzędami. - Wyciągajcie karteczki. Po jednej. Christopher z kwaśną miną obserwował ceremoniał. Ludzie śmiali się, jęczeli, parskali, czytając wylosowane nazwiska. Co w tym zabawnego? Wylosowana kartka oznaczała, że trzeba będzie wydać pieniądze, które można by zainwestować w rozsądniejszy sposób. Parkowi mina się wydłużyła, kiedy przeczytał wylosowane nazwisko. Obruszył się. - Proszę pana! - Nie, Park - powiedział pan Melon, z góry ucinając dyskusję, którą Park 13 Szkoła przy Cmentarzu najwyraźniej miał zamiar wszcząć. - Nie zamienisz tej kartki. Park dramatycznym gestem uderzył się dłonią w czoło. Wpatrywał się z niemym przerażeniem w nazwisko na swojej kartce. - Polly Hannah? - zapytała Stacey ze współczuciem. - Gorzej - wysapał Park. Christopher uśmiechnął się złośliwie. Park będzie miał nauczkę, że lepiej oszczędzać pieniądze niż wydawać je na kogoś, kogo się nawet nie lubi. Odezwał się dzwonek. Nieco podniesiony na duchu, Christopher poderwał się z miejsca i chwycił plecak. - Baw się dobrze, Mikołaju Addams - powiedział z satysfakcją i klepnął Parka w plecy. Chłopak podniósł głowę. - Ale kit - oznajmił. Rozdział 2 Grubas w czerwonym kabacie uśmiechnął się szeroko do błękitnookiej blon-dyneczki z rozkosznymi dołeczkami w policzkach. Odpowiedziała uśmiechem, podskoczyła na jego kolanie, po czym pociągnęła grubasa za brodę. - Auuu! - krzyknął Mikołaj. - Mała... - przerwał, gdy błysnął flesz aparatu. Odchrząknął. -Nie wolno ciągnąć Mikołaja za brodę - powiedział i dodał bez przekonania: - Ho, ho, ho. - Ha, ha, ha - mruknął Christopher. Za plecami słyszał wrzaski niemowlaków, szczebioty rodziców i milczenie ugrzecznionych dzieciaków czekających 15 X Szkoła przy Cmentarzu na spotkanie z Mikołajem. Kolejka do domku Mikołaja, chatki z papier mache oproszonej sztucznym śniegiem, ze sztucznymi soplami lodu pod dachem, wydłużała się coraz bardziej. - Czyż Kelli nie wygląda słodziutko? - zachwyciła się starsza siostra Christophera, Megan, podnosząc aparat fotograficzny do oczu. Christopher nie pofatygował się z odpowiedzią. Obserwował, jak jego czteroletnia siostrunia terroryzuje faceta w stroju Mikołaja. - A ja? - niecierpliwiła się sześcioletnia Lara. - Też jestem słodka! - Nie doczekawszy się potwierdzenia ze strony Christophera, wyrwała mu się i wskoczyła Mikołajowi na kolana z takim impetem, że jego tron zachwiał się do tyłu. - Auuu! - jęknął Mikołaj, kiedy rąbnęła go w brzuch. Nie miał poduszki pod kaftanem. Brzuch był prawdziwy. Christophera 16 Przeklęty Mikołaj ciekawiło, czy trzęsie się jak galareta, kiedy Mikołaj się śmieje, jak w tym wierszu o nocy wigilijnej. Pewnie, że to nie Mikołaj, tylko facet wynajęty przez dom towarowy, przebrany w czerwony kaftan i pokrzykujący: „Ho, ho, ho". Pomocnik Mikołaja, jak powiedzieli rodzice młodszym córkom. - Słodka - zachwycała się Megan. - Są ludzie, dla których nawet małe hienki są słodkie - mruknął Christopher. „Ciekawe, czy facet ma prawdziwą brodę" - zastanawiał się. Jakby usłyszała myśli brata, Kelli chwyciła Mikołaja za wąsy i pociągnęła, wyrywając garść białych kłaczków. „Sztuczne - stwierdził Christopher. - Przyklejone. Dobrym klejem". Mikołaj krzyknął, jakby utrata wąsów naprawdę go zabolała. W jego oczach pojawiły się łzy. „I za milion dolarów nie wziąłbym takiej roboty" - pomyślał Christopher. 17 Szkoła przy Cmentarzu Zastanowił się. Bzdura. Nikt nie zapłaciłby mu miliona dolarów. Myśl o zarobieniu miliona dolarów pozwoliła mu na chwilę zapomnieć o niesmacznej sytuacji, w jakiej się znalazł. Próbował się wymigać od udziału w corocznej wyprawie rodziny Hamptonów do centrum handlowego. Bez skutku. Ojcu udało się uciec z kolejki przed chatką Mikołaja. Powiedział, że musi zrobić „specjalne zakupy". - Idziesz kupić prezenty dla mnie? - zdążyła jeszcze zapytać Kelli. - I dla mnie? - zawtórowała Lara. Pan Hampton zaśmiał się. - Może. - Pójdę z tobą - zaproponował zdesperowany Christopher. - Chcesz coś kupić? - zdumiał się pan Hampton. - Akurat! Chriskutwa. Wiadomo przecież, że zrobił zakupy w czasie po-świątecznej wyprzedaży w zeszłym roku - prychnęła Megan. 18 Przeklęty Mikołaj Ponieważ była to prawda, Christopher nie próbował się sprzeczać. Tkwił w pułapce między matką, Megan, Lara i Kelli. Podobnie jak facet w kaftanie Mikołaja, który właśnie ocierał załzawione oczy dłonią w białej rękawiczce. - Ho, ho, ho - pokrzykiwał. - Ho, ho, dziewczynki... Eee... byłyście grzeczne w tym roku? - Nie - oznajmił Christopher. - Uspokój się. - Matka pogroziła mu palcem. - Zachowuj się przyzwoicie. Zaraz twoja kolej. - Po moim trupie - zaprotestował Christopher. - Może jeszcze mam sobie zrobić zdjęcie z tym straszydłem w czerwonym kaftanie?! Kelli wykrzykiwała Mikołajowi w ucho listę prezentów, które zaplanowała sobie pod choinkę. - Nowy rower, odtwarzacz kompaktowy, nowe stroje dla lalki... - I czerwonego jeepa! - krzyknęła 19 Szkoła przy Cmentarzu Lara jeszcze głośniej w drugie ucho Mikołaja. Mikołaj uśmiechnął się z wysiłkiem. - Samochód zabawkę? - upewnił się. - Nie, prawdziwy. Dla mamy i taty - oznajmiła Lara z anielskim wyrazem twarzy. - Och, moje kochane maleństwa - za-szczebiotała pani Hampton. - Muszę to powtórzyć waszemu ojcu. - Jeep kosztuje. Nie mówiąc już o reszcie rzeczy z waszej listy - powiedział Christopher. Megan dała mu kuksańca w żebro. - Uspokój się. To przecież dzieci. Dzieci są zachłanne. Wyrosną z tego. - Popatrzyła na niego z namysłem i dodała: - Na porządnych ludzi, mam nadzieję. „Znowu mi się dostało" - pomyślał Christopher, wspominając podobne spojrzenie posłane mu przez Stacey, kiedy losowali kartki w klasie. Naburmuszył się. Zanim zdążył się odciąć, Lara zsunęła 20 Przeklęty Mikołaj się z kolan Mikołaja, popychając przy tym siostrę. Kelli straciła równowagę i wymachując rączkami, złapała Mikołaja za włosy. Tym razem prawdziwe. Mikołaj wrzasnął. Kelli puściła go i na wpół się zsunęła, na wpół zeskoczyła mu z kolan, po czym uciekła do matki. Mikołaj skoczył na równe nogi i trzymając się za nos, oślepiony bólem, zaczął kręcić się w kółko. Wreszcie opadł z powrotem na tron, który zachwiał się niebezpiecznie pod jego ciężarem. Przez chwilę wszyscy patrzyli, jak grubas razem z fotelem przechyla się do tyłu. Tron runął z platformy na ścianę chatki. Na Mikołaja posypała się lawina sztucznego śniegu i sopli. Zapadła martwa cisza. Jakiś malec zaczął chlipać. - Ona... ona zabiła Mikołaja - załkał. W tej samej chwili wszystkie dzieci zaczęły ryczeć i wrzeszczeć histerycznie. 21 Szkoła przy Cmentarzu - Miłaj martwi, Miłaj martwi, Miłaj martwi - zawodziła jakaś dziewczynka. Zapanował chaos. - Dobra robota, Kelli. Udało ci się. Zróbmy coś z tym Mikołajem, zanim zasądzą nam milion dolarów odszkodowania - burknął Christopher. Ta koszmarna perspektywa pchnęła go do działania. Skoczył w ruiny chatki i zaczął rozgarniać kawałki ścian z piernika i sztuczny śnieg. Dokopał się do czarnego buta. Pociągnął. But zsunął się, ukazując szaro-żółtą skarpetę z dziurą na dużym palcu. Jakiś malec dopadł Christophera i chwycił go za nogę. - Zostaw Mikołaja! - krzyknął. - Niech ktoś wezwie ochronę! - huknął inny głos. Christopher nie przestawał kopać. Znalazł rękę. Odgarnął stertę sopli. Chwycił Mikołaja za ramię. Posadził go. Święty zgubił gdzieś czapkę. Peruka zsunęła się na jedno ucho, nad drugim 22 Przeklęty Mikołaj widniał łysy placek po włosach wyrwanych przez Kelli. Prawy rękaw kaftana był rozerwany, a Mikołaj przyprószony piernikowymi okruchami, wysmarowany sztucznym śniegiem, oblepiony soplami. - Nic się panu nie stało? - zapytał Christopher. Mikołaj zamrugał. Ciągle trzymał się za nos. Opuścił wreszcie dłoń. Christopher z ulgą dojrzał, że z nosa nie idzie krew. - Mikołaj! - ktoś zawołał rozbawionym głosem. - Powiedzieli, że ta praca to zabawa - mruknął Mikołaj. Christopher skrzywił się. „Zabawa". Znowu to słowo. - Ale nie mówili, że będzie łatwa? - zapytał. Poczuł na ramieniu czyjąś dłoń. - Zajmiemy się tym - powiedział ktoś. Christopher odwrócił się i zobaczył siwego, krótko ostrzyżonego mężczyznę w niebieskim garniturze. 23 Szkoła przy Cmentarzu - Co się tu dzieje? - zapytał mężczyzna. Zagłuszany przez beczące i łkające dzieci, podniósł głos. - Co się stało?! - Niech pan nie krzyczy - jęknął Mikołaj. Dziewczyna z ochrony objęła Mikołaja i pomogła mu podnieść się z podłogi. - Co się stało? - powtórzył już ciszej mężczyzna w niebieskim garniturze. Mikołaj potrząsnął głową. Rozejrzał się oszołomiony, po czym podniósł rękę i wskazał w kierunku Hamptonów. - To ona - oznajmił. - Ta mała... nie, obydwie... Christopher szybko wycofał się do rodziny. - Mikołaj - zawodziły dziecięce głosy. - Żyje - powiedziała Kelli, kiedy Christopher stanął obok niej. - Nic mu się nie stało. Brat miał wrażenie, że słyszy w jej głosie rozczarowanie. - Czy to znaczy, że nie da nam jeepa? - dopytywała się Lara. 24 Przeklęty Mikołaj - A jak myślisz? - prychnął Christopher z sarkazmem. Usta Kelli wygięły się w podkówkę. W oczach zalśniły łzy. „Aktorzyca" - pomyślał Christopher. Pani Hampton przytuliła córkę. - Nie martw się, kochanie. Będziemy mieli wspaniałe święta. Mikołaj ciągle wskazywał w ich kierunku. Mężczyzna w niebieskim garniturze i dziewczyna z ochrony spojrzeli w stronę Hamptonów. - To oni. To ich wina! - ryknął Mikołaj, wywijając ręką. Rozdarty rękaw zafurkotał jak złamane skrzydło. - Mikołaj skarżypyta. Brzydki Mikołaj! - zawołała z oburzeniem Lara. Mikołaj, mężczyzna w niebieskim garniturze i dziewczyna z ochrony ruszyli w stronę Hamptonów. Wszystkie głowy zwróciły się ku nim. - Chcieli zabić Mikołaja - zatkał jakiś chłopiec. Christopher pociągnął matkę za rękę. 25 Szkoła przy Cmentarzu - Znikajmy stąd, zanim rozlepią plakaty z naszymi zdjęciami w całym mieście. Wyprowadzając rodzinę z tłumu, obejrzał się przez ramię na zmaltretowanego Mikołaja. „Święta nie są dla ciemięgów" - pomyślał. Rozdział 3 Vickie Wheilson wyhamowała deskę i zrównała się z Christopherem, który zmierzał w stronę szkoły. - Słyszałam, że twoja siostrzyczka próbowała zabić Mikołaja - powiedziała. - Jesteście zdrowo pokręceni. Ja też nie znoszę świąt, ale namawiać dzieciaka, żeby rzucił się na grubasa... - To był wypadek - uciął Christo-pher. - Dla ciebie każdy jest pokręcony. Spojrzał spod oka na Vickie. Miała na sobie ogromną czerwoną bluzę, zniszczoną wełnianą kurtkę, pomalowane na pomarańczowo wysokie buty o wydatnych, bulwiastych noskach, a na nad- 27 Szkoła przy Cmentarzu garstkach, kolanach i łokciach ochraniacze, każdy z innej parafii. Spod neo-nowozielonego hełmu wystawały kosmyki ogniście rudych włosów niczym eksplodujący słonecznik. Nie ruszyła jej kąśliwa uwaga. - Są świry i świry - oznajmiła sentencjonalnie. - Nie ześwirowałam na tyle, żeby nienawidzić Mikołaja. To już szczyty. - Nie mam nic do Mikołaja - powiedział Christopher. - Zwyczajnie nie lubię świąt. - Na jedno wychodzi - stwierdziła Vickie. Zatrzymała się, nacisnęła stopą jeden koniec deski i chwyciła ją w powietrzu. Byli już przed Szkołą Grove Hill, dużym budynkiem z kolumnowym portykiem. Grupki uczniów - od pierwszaków do szóstoklasistów - siedziały na schodach przed wejściem. Pomimo zimna nikt nie spieszył się do środka. Wszyscy czekali na dzwonek. 28 Przeklęty Mikołaj Przebywanie w szkole bez wyraźnej konieczności było niebezpieczne dla zdrowia. Każdy to wiedział. Uczniowie nazywali ją Szkołą przy Cmentarzu nie tylko dlatego, że na wzgórzu za budynkiem był stary cmentarz, po którym podobno spacerowały kościotrupy, a nagrobki świeciły w ciemnościach upiornym blaskiem. Dziwne i straszne rzeczy działy się także w szkole, choć dorośli zdawali się ich nie zauważać. A jednak większość nauczycieli, dyrektorka, pani Mort-house, oraz jej zastępca, pan Hannibal Lucre, najwyraźniej zamieszkiwali po ciemnej stronie świata. Rodzice oczywiście niczego nie dostrzegali. Nic dziwnego, rozmyślał Christopher ponuro, skoro jego staruszkowie nie dostrzegali nawet tego, jak zepsute są ich córeczki. Trochę im popuścić, a gotowe roznieść wszystko w pył, jak zrobiły to z chatą Mikołaja w domu towarowym w ostatni weekend. 29 Szkoła przy Cmentarzu - Co masz przeciwko Mikołajowi? Boisz się reniferów, czy jak? - zapytała Vickie, kiedy wchodzili po schodach. Maluchy rozstępowały się przed nimi, spoglądając z lękiem na Vickie. Christopher wyciągnął przed siebie palce zakrzywione w szpony i zaczął szarpać nimi powietrze. Vickie zrobiła gwałtowny unik. - Święty Mikołaj Lepiej Go Nie Wołaj. Chwytasz? Żaden poczciwy elf, tylko stary zdzierca, który wyciska z ludzi ciężko zarobione pieniądze. Powiem ci, że inwestowanie w pana Mikołaja to nie jest rozsądna lokata. Vickie pokręciła głową. Zobaczyła swojego kuzyna Deskarza, szkolnego mistrza deski. Stał samotnie na stopniu zajmowanym przez szóstoklasis-tów, zapatrzony w poranne, mroźne powietrze. Na jej twarzy pojawił się wyraz ulgi. - Deskarz! Hej, Deskarz! - zawołała i ruszyła ku niemu. ?? Przeklęty Mikołaj Deskarz patrzył na nią bez słowa, powiedziała coś do niego, na co też bez słowa skinął głową. Park dostrzegł Christophera. Rzucił w powietrze piłkę baseballową, którą zawsze nosił ze sobą, i chwycił ją. - Siemasz, Hampton. Siostra Deskarza chce sprać twoją siostrzyczkę - powiedział. - Co tam siostra Deskarza - wtrąciła Maria Medina, odgarniając sztywną grzywkę. - Wiecie, ile czasu zabrało mi przekonywanie własnej siostrzyczki, że Mikołaj uszedł z życiem? - To nie moja wina - obruszył się Christopher. - Ale to ty nienawidzisz świąt, zgadza się? - zapytała Maria. Christopher uznał, że lepiej zignorować pytanie. - Moje siostry lubią święta. Uwielbiają Mikołaja - zapewnił. - Jasne. I dlatego rozniosły w puch jego chatę, tak? - prychnął Park. 31 Szkoła przy Cmentarzu - To był wypadek! - Christopher nie wierzył własnym uszom. Staje w obronie swoich siostrzyczek! Podwójny koszmar. - Na pewno - oświadczyła Maria. - Masz prawo mieć własne zdanie, co nie znaczy, że musisz się nim dzielić z siostrami. - Moja mama mówi, że dom towarowy powinien pozwać twoją mamę. Za to, że pozwoliła dziewczynkom zrujnować świąteczną dekorację - wtrąciła Polly Hannah z satysfakcją. - Po pierwsze, to nie był nawet Święty Mikołaj. Przebrali faceta w czerwony kabat, żeby podkręcić interes w centrum handlowym. Po drugie, to był wypadek. Po trzecie, konstrukcja, na której stała chatka Mikołaja, nie spełniała wymogów bezpieczeństwa. Niech pozywają. - Nie spełniała wymogów bezpieczeństwa? Rany, Christopher, gadasz jak prawnik - jęknęła Maria. - Co w tym złego? - obruszyła się 32 Przeklęty Mikołaj Polly Hannah. - Mój ojciec jest prawnikiem. Ciągle kogoś pozywa. - Właśnie. Ktoś powinien pozwać twoją matkę, że wypuszcza cię z domu. Potrafisz zepsuć każdy dzień - sarknęła Maria. - Przynajmniej nie psuję świąt - odparowała Polly. Wygładziła przód różowego płaszcza i zaczęła oglądać swoje ubranie: oblamowane białym futrem różowe botki dobrane kolorem do płaszcza, różowe rajstopy i puszyste białe ocieplacze, różowe rękawiczki w białe gwiazdki. Całości dopełniał różowy w białe gwiazdki kapelusik i biały szalik. Wyglądała jak wielka różowa lalka. Paskudna wielka różowa lalka. „Różowy to niepraktyczny kolor - pomyślał Christopher. - Szybko się brudzi, trzeba często prać. Wymagający zachodu, nieekonomiczny strój". - Gdybym to ja miała ci dać prezent mikołajkowy, Christopher, dostałbyś worek węgla, który Mikołaj przynosi nie- 33 Szkoła przy Cmentarzu grzecznym dzieciom - wtrąciła się do rozmowy Vickie. - A to prawdziwa przykrość. - Chris-topher wzniósł oczy do nieba. - Christopher wypiął się na mikołajki. Zapomniałaś? - powiedział Park. - Ej, to wolny kraj - przemówił wreszcie Deskarz. - Inni ludzie też się wyłączyli. - Inni ludzie nie próbowali zamordować Świętego Mikołaja - zawyrokowała Polly z emfazą. - Ja nic nie zrobiłem, to moje siostry. I wcale nie próbowały zamordować tego faceta przebranego za Mikołaja. Jasne? - Powiedz to siostrze Deskarza - poradziła Vickie. - Na miejscu tego Mikołaja dałabym ci zdrowy wycisk. Osobiście. - Już się trzęsę - odciął się Christopher. - Przyjedzie Święty - będę śnięty? Chwytacie? Nikt się nie zaśmiał. - Tak naprawdę żadne z was nie wierzy w Mikołaja - powiedział Chris- 34 Przeklęty Mikołaj topher. - Wiecie doskonale, że święta to wyłudzanie pieniędzy, prawda? Zanim ktokolwiek odpowiedział, rozległ się dzwonek. Natychmiast zapadła cisza. Christopher nie miał pewności, czy tylko mu się wydawało, czy naprawdę nagle się ściemniło. Uczniowie zaczęli w milczeniu przesuwać się do wejścia. Przodem kroczyła Polly, przyciskając książki do piersi. Drzwi otworzyły się raptownie. W progu stanęła pani Morthouse. Kilka osób odruchowo się cofnęło. Ale nie Polly. Polly się uśmiechnęła. - Dzień dobry, pani Morthouse - powiedziała sztucznym, promiennym tonem. - Wesołych świąt! Pani Morthouse odwzajemniła uśmiech. W jej ustach błysnęło coś srebrnego. Pierwszaki zaczęły się trząść. - Dzień dobry, Polly. Wesołych świąt! - odpowiedziała pani Morthouse. Maria pokręciła głową. 35 Szkoła przy Cmentarzu - Polly jest typem człowieka, który hańbi dobre imię ucznia. Christopher nie słuchał jej. Myślał o świętach. Nie były to radosne myśli. Ho, ho, ho! A to co? - zagadnął Park. Do drzwiczek jego szafki ktoś przy-kleił taśmą małą paczuszkę. - Nie należy otwierać podejrzanych paczek - powiedział kwaśno Christopher. - Nigdy nie wiadomo, czy taka nie wybuchnie. Park spojrzał na niego z przyganą. - To mój mikołajkowy prezent, Christopher. Znajdź sobie kogoś innego, jak chcesz robić za Scrooge'a. Christopher wzruszył ramionami i powlókł się za załom korytarza do swojej szafki. Park nie był jedynym obdarowanym; na innych szafkach też były zielono-czerwone koperty i małe paczuszki w ozdobnych papierach. 36 Przeklęty Mikołaj Świąteczne elfy musiały się napracować. Pfe! Christopher był rad, że jego szafka stanowi strefę wolnoświąteczną. Komu to potrzebne? Niedobrze się robi na samą myśl. Wolałby jednak, żeby Park nie nazywał go Scrooge'em. Ten stary skąpiec nawiedzany przez duchy, bohater Opowieści wigilijnej Dickensa, jakoś nie należał do jego ulubionych postaci. Zatrzymał się przed swoją szafką. Zamrugał. Nie! Wyobraźnia płata mu figle. Nie może przecież widzieć twarzy z żałobną miną na zamku szyfrowym swojej szafki. Potrzebował jednak długiej chwili, zanim się opanował i dotknął dłonią zimnego metalu. Wpatrywał się bacznie w drzwiczki, ustawiając kombinację szyfrową. Usłyszał pstryknięcie. Otworzył szafkę i schylił się, żeby zajrzeć do plecaka. 37 Szkoła przy Cmentarzu Coś zielonego owinęło mu się wokół nadgarstka. Podniósł wzrok. Oczy mu się rozszerzyły. Szczęka opadła. Z szafki wydostawała się zielono czerwona mgła. Usłyszał szczęk łańcuchów. W mroku zamajaczyły usta. Poruszyły się. - Christopher - zaszeptały. - Chris-topherrrr. Rozdział 4 Aaaaaaaaaaaajjjj! Christopher rzucił się do tyłu. Upuścił plecak. Książki posypały się na podłogę. Nastąpił na jedną, pośliznął się i stracił równowagę. Wywijając rękami, ciągle krzycząc, wyjechał ślizgiem na główny korytarz i tu się rozciągnął jak długi. Zaczął się gramolić, z trudem chwytając oddech. Uczniowie stojący koło szafek i na schodach wpatrywali się w niego niespokojnie. - To... ja... Tam był... - Podniósł drżącą dłoń i wskazał mniej więcej w kierunku swojej szafki. 39 Szkoła przy Cmentarzu Nikt nawet nie drgnął. Wreszcie Park ruszył w jego stronę. - Nie wrzeszcz tak. Narobisz nam wszystkim kłopotów - powiedział zrzędliwie. - Kłopotów! - wy dyszał Christopher. - Kłopotów? Chcesz kłopotów? Przyjrzyj się mojej szafce! Park uniósł brwi. Zajrzał za załom korytarza. Odwrócił głowę. - Co się stało? - zapytał. Ciągle na drżących nogach, Christopher stanął obok Parka. Jego plecak leżał na podłodze, wokół rozsypane książki. Zeszyt, na którym się pośliznął, był do wyrzucenia. Drzwi szafki stały otworem, w środku leżały podręczniki, zeszyty i ostatni numer „Wall Street Journal". Christopher rozejrzał się niespokojnie po korytarzu. Nic. Czuł, że Park go obserwuje. Przełknął z wysiłkiem ślinę. 40 Przeklęty Mikołaj _ Tu była taka mgiełka - powiedział. - Snuła się z mojej szafki. I głos. - Następnym razem nie zostawiaj na weekend skarpet, w których ćwiczysz - poradził Park. - We łbie ci się chyba zamgliło. - Widziałem mgłę. Zielono-czerwoną. I te usta. Powiedziały... - Zielono-czerwoną? - przerwał mu Park. - Czytaj z moich ust, Scrooge. To za karę, że napuściłeś siostry na Mikołaja. - Odwrócił się ze śmiechem. - Chodź, sprawdzimy, co dostałem. Christopher przyjrzał się szafce. Przyjrzał się książkom. Powoli skinął głową. - Chwila - powiedział. Zebrał swoje rzeczy i wpakował je do plecaka, nie spuszczając oka z szafki. Kopnął drzwiczki stopą, żeby je zamknąć. Zastanawiał się, czy ktoś kiedykolwiek zauważył, że szafki w Szkole przy Cmentarzu wyglądają jak małe trumny. 41 Szkoła przy Cmentarzu Pan Melon zamknął Opowieść wigilijną i rozejrzał się po klasie. - Jakieś uwagi? Pytania? Wijące się jak robaki palce Polly powędrowały w górę. - To nie jest prawdziwa historia, prawda? To znaczy, Ebenezer Scrooge nigdy nie istniał, tak? Park dał Christopherowi kuksańca. - A Christopher Scrooge? - zapytał cicho. - Ha, ha - wykrzywił się Christopher. - Ma się rozumieć, że nie, Polly. - Kiedy dojdziemy do tych strasznych fragmentów z duchami? - chciała wiedzieć Vickie. - Duchy? Myślisz o tych, które się pojawią w noc wigilijną? Cudne - ucieszyła się Stacey. - Victorio, nie uprzedzaj wypadków. Nie wszyscy znają Opowieść wigilijną - napomniał Vickie pan Melon. - W Szkole przy Cmentarzu w każde święta pojawiają duchy - oznajmiła Stacey. 42 Przeklęty Mikołaj Christopher rzucił jej niespokojne spojrzenie. Ciągle jeszcze czuł się nieswojo po zajściu przy szafce. Nie podobała mu się myśl o świątecznych duchach. O żadnych duchach. Gdziekolwiek. Park prychnął, jakby czytał w myślach Christophera: - Zapytaj tego tutaj McScrooge'a. Wydaje mu się, że jego szafka jest nawiedzona. Przez zielono-czerwoną mgłę. - Może coś zjadłeś? - zainteresowała się Stacey. - Zielono-czerwonego pawia? - Park zaczął udawać, że się krztusi. - Wiem, co widziałem - upierał się Christopher. Nikt go nie słuchał. Nikt nie zwracał na niego uwagi. Drzewko świąteczne, świąteczne drzewko - wyśpiewywał ojciec Christophera w głos. Christopher się skrzywił. 43 Szkoła przy Cmentarzu - Mógłbyś przestać, tato? Ojciec go zignorował. Odchylił się do tyłu. - Ach, kiedy ujrzę drzewko zielone... - ryczał na całe gardło. Kelli przechyliła się do przodu, na ile pozwalał jej pas bezpieczeństwa, i zaczęła grzmocić piąstką w okno. - Tam! Tam jest drzewko! - krzyczała. Ojciec zwolnił i zaczął się rozglądać z przesadnie zaaferowaną miną. - Gdzie? - Tam! - wrzasnęła Lara tak, że Chris-topherowi omal nie popękały bębenki. - Mógłbyś uważać na szosę, tato? - zapytał cierpko. - Och, tam! Teraz widzę - powiedział pan Hampton do Lary. - Nie bądź zrzędą, Christopher. Są ludzie, którzy lubią święta - pouczyła brata Megan. - Ja zrzęda? - obruszył się Christopher. - Nazywasz mnie zrzędą, dlatego że nie tracę zdrowego rozsądku? 44 Przeklęty Mikołaj - Dojechaliśmy - zaśpiewał pan Hampton, parkując koło placu z choinkami. Drzwiczki samochodu huknęły, jakby eksplodowały. Siostry i ojciec popędzili w stronę wielkiego, przekrzywionego, podświetlonego migającymi lampkami szyldu: CHOINKI NA SPRZEDAŻ. Christopher nie spieszył się. „Choinki - pomyślał cierpko. - Jeszcze jeden świąteczny podstęp, żeby wyłudzić od człowieka pieniądze. Nie mówiąc już o czasie straconym na kupowanie drzewka. Na kupowanie i robienie ozdób choinkowych. Na ubieranie choinki. I co z tego zostaje po świętach?" Christopher smutno pokręcił głową. Gdzieś w górze zardzewiały głośnik zachrypiał kolędą. Oprócz minifurgone-tki Hamptonów na parkingu nie było żadnego samochodu. „Dobrze, im mniej ludzi ogarniętych świąteczną gorączką, tym lepiej" - osądził Christopher. Jego siostry są groźne dla otoczenia. 45 Szkoła przy Cmentarzu To oczywiste. Zastanawiał się, czy istnieją towarzystwa ubezpieczeniowe, w których można się asekurować od niebezpiecznych ludzi tak jak od nieszczęśliwych wypadków. Zmarszczył nos. Plac pachniał jak sosnowy odświeżacz powietrza rozpylany w pokoju, w którym ktoś palił papierosy. - Znalazłam, znalazłam! - Christo-pher usłyszał wrzask Kelli. - Chodźcie tutaj! - wydzierała się Lara z drugiego końca placu. Christopher wlókł się powoli między choinkami. „Ten zapach nie jest najgorszy - pomyślał. - Przyjemniejszy niż zapach odświeżaczy. Pewnie dlatego są takie paskudne, że sztuczne". Szedł w kierunku, z którego dochodził głos młodszych sióstr, oczekując, że zaraz zobaczy rząd przewróconych drzewek albo płonącą choinkę. Kiedy je w końcu znalazł, stały w dwóch końcach długiego szeregu cho- 46 Przeklęty Mikołaj inek. Każda przy upatrzonym przez siebie drzewku. Lara miała niezdrowe wypieki na twarzy, usta Kelli wyginały się w podkówkę zapowiadającą płacz i zawodzenie. Pan Hampton już nie śpiewał. Miał zafrasowaną minę. - Obydwie choinki są bardzo ładne, ale... - mówiła Megan. „Nic dziwnego, że matka wycofała się z ekspedycji po choinkę - pomyślał Christopher. - Po tym, co zaszło w domu towarowym, nie chciała podejmować kolejnego ryzyka". - Niech walczą. Ta, która pierwsza padnie, przegra - poradził Christopher. Ojciec puścił jego radę mimo uszu. Megan też. Christopher rozejrzał się i zatrzymał wzrok na rzędzie choinek w końcu placu. Ruszył w ich stronę, zostawiając rodzinę. - Żywe drzewka - oznajmił, dokonawszy inspekcji. - Odkrycie! - prychnęta Megan. 47 Szkoła przy Cmentarzu - Naprawdę żywe. Nie ścięte. Moglibyśmy wziąć takie i posadzić po świętach w ogrodzie. - Miał jeszcze dodać, że to o wiele lepsza inwestycja, ale Lara nie dała mu dokończyć. - Mielibyśmy choinkę na zawsze? - zapytała, porzucając wybrane przez siebie drzewko. Kelli natychmiast poszła w jej ślady. - Cóż za wspaniały pomysł, synu. - Na twarzy pana Hamptona pojawił się wyraz prawdziwej ulgi. Ojciec sięgnął po portfel. - Najpierw zapytaj o cenę, tato. Może kupimy taniej, jeśli będziemy się ociągać. Musisz się targować. - Nie, nie - powiedział pan Hampton pospiesznie. - W porządku. Jestem przygotowany na zakup choinki. Christopher westchnął. „Może ja powinienem pogadać z facetem" - pomyślał. - Poszukam sprzedawcy - oznajmił. - Dzięki - ucieszył się ojciec. - Mu- 48 Przeklęty Mikołaj simy zapytać, jak opiekować się drzewkiem i jak je posadzić. Christopher skinął głową i ruszył przed siebie. Nie uszedł daleko. Stanął i spojrzał na migające wokół szyldu światełka. Pomimo ich błysków odniósł wrażenie, że nagle zrobiło się bardzo ciemno. „W zimie dni są po prostu krótsze" - powiedział sobie. Wciągnął powietrze nosem. Zapach dymu mieszał się z zapachem drzewek. Woń, której nie czuł, kiedy wchodzili na plac. Pamiętał z poprzednich wypraw po choinki, że kierując się nosem, wcześniej czy później trafi na ogień buzujący w ko-ksowniku, a przy nim ujrzy okutanego w dziesięć kapot, grzejącego dłonie sprzedawcę. Światła migotały i tańczyły na mroźnym wietrze. Christopher szedł za swym nosem. Minął jeden rząd drzewek, następny. Zostawił za sobą cedry i wszedł między świerki. 49 Szkoła przy Cmentarzu Plac był dużo większy, niż mu się zdawało, kiedy tu wchodzili. Dużo większy. Obejrzał się przez ramię. W tej samej chwili kilka lampek zgasło niczym spadające gwiazdy. Poczuł się nieswojo. Postawił kołnierz kurtki. Minął jeszcze jeden rząd drzewek i zobaczył starą beczkę, w której buzował ogień. Słychać było ciche trzaskanie drewna, wrzucanego przez sprzedawcę w płomienie. - Dzień dobry - powiedział Chris-topher. Mężczyzna odwrócił się. Miał rumianą twarz i krzaczaste brwi. Jego oczy uśmiechały się, a okrągły brzuch podskakiwał przy każdym ruchu. Christopher zdał sobie sprawę, że i on się uśmiecha. Wbrew własnej woli. - Chcielibyśmy kupić choinkę. Żywe drzewko, które można po świętach posadzić w ogrodzie. - Miał zamiar wska- 50 Przeklęty Mikołaj zać w tę stronę, gdzie znalazł choinkę, ale uświadomił sobie, że stracił poczucie kierunku. Mężczyzna uśmiechnął się i skinął głową. - Cena jest naszym zdaniem trochę wygórowana - ciągnął Christopher. - Drzewko nie jest w końcu doskonałe. Poza tym będzie wymagało wiele zachodu, nie mówiąc już o zmianach, których będziemy musieli dokonać w ogrodzie. Myślę, że należy wziąć to wszystko pod uwagę. Mężczyzna ruszył przed siebie bez słowa. Odwrócił się. Przez długą chwilę obserwował uważnie Christophera. Podniósł palec i popukał się po nosie. Robił wrażenie rozbawionego. Z beczki buchnął wysoki płomień. Christopher odskoczył do tyłu i zasłonił twarz dłonią. Kiedy opuścił rękę, mężczyzny już nie było. Rozdział 5 Hej! - zawołał Christopher. Żadnej odpowiedzi. Tylko dochodząca gdzieś z oddali kolęda o Świętym Mikołaju. - Hej! - Christopher podszedł do miejsca, gdzie przed chwilą stał mężczyzna. - W ten sposób się nie dogadamy. Co pan wyprawia? Odgarnął gałęzie dużego srebrnego świerku i wyjrzał na ścieżkę oświetloną kolorowymi lampkami. Gdzie ten człowiek przepadł? Jakim sposobem zniknął tak nagle? Przerażony Christopher spojrzał pod nogi. Coś się o niego otarło. 52 Przeklęty Mikołaj Kot? Gałąź choinki? Odwrócił się. Zobaczył zielono-czer-wone palce z dymu owijające się wokół kostek. - Nie - powiedział bez tchu. Odskoczył do tyłu i wpadł na świerk. Iglaste gałęzie oplotły go niczym ramiona. - Przestań! - krzyknął, ale drzewo nie zrozumiało. Próbował się uwolnić. Na darmo. Dym zataczał kręgi w powietrzu. Szybciej i szybciej. - Puszczaj, ty głupie drzewo! - wrzasnął Christopher, szarpiąc się jak oszalały. Poczuł na policzku miękkie uderzenie gałęzi. Oczy zaczęły mu łzawić. Dym sięgał mu już po pas i cały czas się podnosił. Czuł go, jak czuje się na ciele prąd rzeki. Kopnął i pojedyncza bańka dymu poszybowała w niebo. Na moment wszystko zastygło w bezruchu. Potem z dymu wyłoniło się sześć zjaw w dziwnych czarnych strojach. W upior- 53 Szkoła przy Cmentarzu nym zielono-czerwonym świetle sunęły powoli przed siebie parami. Tam, gdzie powinny być twarze, Christopher mógł dojrzeć tylko czarne cienie i czerwony blask jakby oczu. Zjawy zbliżały się do niego. Coś niosły. Długą, czarną trumnę. - Nie! - krzyknął i szarpnął się z całych sił. Drzewo puściło go, stracił równowagę i poleciał w stronę trumny. Upadł. Morze dymu zamknęło się wokół niego. Kiedy krztusząc się i łapiąc z trudem oddech, wydostał się wreszcie na powierzchnię, zobaczył, jak sześć zjaw z trumną przenika przez świerk i rozpływa się w mroku. W tej samej chwili dym zniknął. - Cooo? - Christopher obrócił się na pięcie. W beczce ciągle buzował ogień. Tylko tutaj unosiła się srebrzysta smużka dymu. 54 Przeklęty Mikołaj Zrobił dwa kroki w tamtą stronę i zatrzymał się. - Christopher! Christopher! Przez jedną koszmarną chwilę wydawało mu się, że to głos, który przemawiał do niego z szafki, ale zaraz rozpoznał Megan. - Christopher, gdzie jesteś? - Tutaj! - chciał odkrzyknąć, ale z gardła dobył się tylko skrzek. Odchrząknął. - Tu jestem! - zawołał wreszcie. Nie spoglądając już na ogień, zaczął biec przed siebie co sił w nogach, byle dalej od miejsca, gdzie zniknęła trumna. Drzewko było już załadowane do mi-nifurgonetki. Kelli i Lara, przypięte pasami, skakały na fotelach. Pan Hamp-ton i Megan stali koło samochodu. Megan przyłożyła do ust zwinięte w trąbkę dłonie. 55 Szkoła przy Cmentarzu - Christopher! - zawołała raz jeszcze, kiedy wypadł z placu na parking. „Cicha noc, święta noc..." - niosło się z głośnika. Megan opuściła dłonie. - Gdzieś ty się podziewał? Nic ci się nie stało? - Nie. Tak! - Zatrzymał się zdyszany. - Drzewko. Macie drzewko? - Żywe. Najprawdziwsze drzewko. I instrukcję, jak się z nim obchodzić i jak je posadzić po świętach - powiedział ojciec. - Gdzie ten facet? - zapytał Christopher. - Sprzedawca? Już mu zapłaciłem. Poszedł obsłużyć następnych klientów. Christopher zobaczył, że na parkingu pojawiło się kilka samochodów. Pan Hampton zerknął na zegarek. - Ruszajmy. Zimno się robi. Spóźnimy się na kolację - oznajmił. Christopher widział, że Megan przygląda mu się ze zdziwioną miną. 56 Przeklęty Mikołaj - Na pewno wszystko w porządku? Z głośników popłynęła melodia Jingle AU the Way, przerobiona na country. Szyld z napisem CHOINKI NA SPRZEDAŻ skrzypiał na wietrze. Co miałby odpowiedzieć? Kto mu uwierzy? Na pewno nie Megan. W ogóle nikt. Otworzył drzwiczki samochodu. - Ładne drzewko - stwierdził i wskoczył do środka. Chciałbym dobrze zrozumieć - mówił Park. - Zaatakowało cię drzewko i ścigało sześć truposzy z trumną? - Ciii - syknął Christopher. W szkolnej stołówce panował hałas, ale nie aż taki, żeby zagłuszył słowa Parka. - Jadłeś ostatnio tajemnicze mięsko? - Park wskazał głową w stronę lady. - Może po nim wydało ci się, że przeżyłeś atak morderczej choinki? 57 Szkoła przy Cmentarzu - Skądże. Nie jadam szkolnych obiadów. Ich cena jest niewspółmierna do jakości - obruszył się Christopher. - Opowiedz mi o wszystkim - powiedział Park w zamyśleniu. - Nie wierzysz, prawda? Nie wierzysz w tę historię z trumną. - Zdesperowany zastanawiał się, ki diabeł go podkusił, żeby mówić Parkowi, co go spotkało. Ale komu miał powiedzieć? Nie miał w szkole zbyt wielu przyjaciół. W porządku, nie miał żadnego. Przyjaciele to obowiązki. Zajmują mnóstwo czasu. A czas to pieniądz. Zaczynał panikować. Tracił kontrolę nad wydarzeniami. Czuł się tak, jakby rozbił świnkę z kilkuletnimi oszczędnościami, i wcale mu się to nie podobało. - Świąteczne upiory? Nie wiem. Moim zdaniem są dwie możliwości. Albo zaczynasz wariować, albo masz naprawdę poważne kłopoty - zawyrokował Park. - Ale dlaczego? Dlaczego mi się to przytrafia? - zapytał Christopher. Ma- ss Przeklęty Mikołaj chinalnie zapłacił za karton mleka i ruszył za Parkiem. - Chciałbym wiedzieć - powiedział Park. Postawił tacę na stole i usiadł. Christopher trzasnął pojemnikiem z jedzeniem o blat i opadł bez sił na krzesło. - Obrzydliwe jest to jedzenie z pojemnika. - Szkolne obiady też są obrzydliwe - uciął Christopher. - A pojemnik jest praktyczny. Praktyczny, trwały i przyjazny dla środowiska. Park ryknął śmiechem. - O wiele przyjaźniejszy niż same obiady. - Nie mówiąc już, że jest ekonomiczny. - Wiedziałem, że to powiesz - stwierdził Park. - Wiesz co, Christopher? Jesteś zabawny. Nigdy nie widziałem nikogo równie zbzikowanego na punkcie kasy. - Nie ma nic złego w tym, że czło- 59 Szkoła przy Cmentarzu wiek jest finansowo odpowiedzialny - oznajmił Christopher. - Założę się, że do tej pory masz pierwszy grosz, który zarobiłeś. - Bardzo możliwe. Z dopisanymi odsetkami, ma się rozumieć. - Ma się rozumieć - zgodził się Park i pokręcił głową. - Zdarza ci się czasami myśleć o czymś innym, nie o pieniądzach? Christopher skrzywił się. - Co to ma wspólnego z tym, co mi się przytrafiło? Park przez chwilę rozważał pytanie, po czym powiedział powoli: - Trudno osądzić, ale wiesz, co myślę? Myślę, że masz fobię. Taki lęk. Boisz się świąt. Wpędziłeś się w fobię. Widzisz i słyszysz rzeczy, których naprawdę nie ma. - Nie sądzę, by akurat w tym szczególnym przypadku chodziło o fobię - oznajmił Christopher sztywno. - Moja niechęć do świąt bierze się z... Park machnął ręką. 60 Przeklęty Mikołaj - Spróbuj nie dawać dostępu lękom, Scroogehampton. Zgoda, dużo w tym przesady: zakupy, reklamowanie zabawek, robienie dzieciakom wody z mózgu. - Twarz Parka oblał rumieniec. - Kiedy chodziłem do przedszkola, uparłem się, że muszę mieć ciężarówkę, którą bez przerwy reklamowali w telewizji. Dostałem ją. I wiesz co? Rozpadła się po dziesięciu minutach. - Park! - Dobra, dobra. Chcę tylko powiedzieć, że mnóstwo ludzi nie uznaje świąt. Wyrośli w innej religii, innej tradycji i w ogóle. Ale ty lubiłeś święta, prawda? Kiedy byłeś mały. Christopher zasępił się. Próbował sobie przypomnieć. Na próżno. Park znowu machnął ręką. - Może czujesz wyrzuty sumienia, że tak bardzo nie lubisz świąt? - Nie czuję... - zaczął Christopher, ale przerwał, bo przy ich stole usiadły Stacey i Maria. 6i Szkoła przy Cmentarzu Stacey trzymała w dłoni parę sznurowadeł. - Patrzcie, co dostałam od Mikołaja! Sznurowadła z maleńkimi bulterierami na końcach. Świetne. - Twój Mikołaj wiedział, co ci się spodoba - zaśmiała się Maria. Stacey miała rozradowaną minę. - Aha. Mikołajki to niezła sprawa. Christopher czekał, że Park zaoponuje. Powie coś o koszmarach, o których mu opowiadał, ale Park zajął się sznurowadłami Stacey i mikołajkami. Christopher z westchnieniem otworzył swój pojemnik z lunchem. Dawno już przekonał rodziców, że za pieniądze przeznaczone na obiad sam będzie przygotowywał sobie jedzenie. Przez kilka lat odłożył pokaźną sumę. Co z tego, że jest inny? Nic w tym złego. To nie w porządku, że jest ignorowany tylko dlatego, że przynosi lunch z domu. Nadgryzł kanapkę, ale poczucie wyż- 62 Przeklęty Mikołaj szóści, które zwykle poprawiało smak jedzenia, gdzieś zniknęło. W głębi serca wiedział, że nie chodzi tu wcale o pojemnik z lunchem. To nie dlatego Parkowi jest w gruncie rzeczy obojętne, co się dzieje w jego życiu. W porządku. Komu potrzebni przyjaciele? I bez nich miał dość zajęć. „Święta - pomyślał z wściekłością. - Jakkolwiek by na to spojrzeć, wszystkiemu winne te głupie święta". Co roku myślał, że gorzej już być nie może. W tym roku okazało się, że może. Rozdział 6 Ostrożnie, nie potłucz - ostrzegła pani Hampton, wręczając Christopherowi kartonowe pudełko. Christopher zachwiał się, udając, że pudełko wypada mu z rąk. - Christopher! - Pani Hampton pokręciła głową, na wpół przestraszona i rozbawiona. - No, idź. - Mówiąc to, popchnęła go w stronę schodów prowadzących z piwnicy do domu. Zaniósł pudełko do bawialni i postawił obok innych. Po chwili pojawiła się matka z kolejnym kartonem. - To wszystko. Możemy zacząć ubierać drzewko. 64 Przeklęty Mikołaj - Oszczędźcie mi tej radości. Muszę odrobić matmę - burknął Christopher. - Och, Christopher - obruszyła się Megan. - Matematyka jest ważna. Bez niej nie można podejmować decyzji finansowych. - Czy odrabianie matematyki jest zabawniejsze od ubierania drzewka? - spytała zdumiona Lara. - Ważniejsze - odparł Christopher. - Nieprawda - wtrąciła matka, posyłając Christopherowi gniewne spojrzenie. - Pomóż nam przynajmniej wypakować ozdoby. Christopher westchnął. Co miał powiedzieć... - Rozpakujmy najpierw to. - Wskazał na pudełko, na którym jego ojciec napisał: „Uwaga! Kruche bombki!" - Popatrz! - zawołała matka, biorąc do ręki jakąś ozdobę. - Pamiętasz, kiedy ją zrobiłeś? Christopher popatrzył z niesmakiem na własną produkcję ze sprężynki i staniolu. 65 Szkoła przy Cmentarzu - Śliczna. - Lara najwyraźniej nie podzielała jego opinii. Wyciągnęła rękę, ale matka uniosła ozdobę wyżej. - Tutaj ją powiesimy - powiedziała, umieszczając ją prawie na samym czubku choinki, poza zasięgiem Kelli i Lary. Wyjęła z pudełka następną zabawkę domowej roboty, wyciętą z kartonu i ozdobioną rysunkiem przez Megan. - Jakie to słodkie - zaszczebiotała. Megan wzniosła oczy do nieba, ale wyszczerzyła zęby w uśmiechu. - Ja też chcę zrobić jakąś ozdobę - oświadczyła Lara. - Spoko. Będziesz robić, tylko pójdziesz do szkoły - pocieszył ją Chris-topher. - Tak jak prace domowe? - chciała wiedzieć Lara. - Aha - przytaknął Christopher. - Nie. Robienie ozdób to zabawa - sprostowała Megan. „Znowu to słowo -¦ pomyślał Chris- 66 Przeklęty Mikołaj topher. - Zabawa! Tracenie czasu wcale nie jest zabawne". Wzruszył ramionami i wyjął z pudełka srebrną bombkę. Nie lubił bombek. Tłukły się na drobne kawałeczki, a potem całymi godzinami trzeba było je zbierać odkurzaczem z dywanu. Nie rozumiał, dlaczego ludziom się tak podobają. W dodatku są drogie. Fatalna inwestycja. Ale skoro już zostały kupione, trzeba zrobić z nich użytek. Podszedł do drzewka. Początkowo odnosił się do niego trochę nieufnie. A jeśli i ono jest nawiedzone? Złapie go, kiedy będzie wieszał ozdoby? Ale drzewko stało spokojnie. Nawet jeśli prześladują go jakieś upiory, nie zaatakują przy reszcie rodziny. Wyciągnął rękę, chcąc dosięgnąć jednej z wyższych gałęzi, i nachylił się, by powiesić bombkę. Coś zamajaczyło na srebrzystej powierzchni. Dojrzał własne zniekształcone odbicie. 67 Szkoła przy Cmentarzu Wykrzywił się. Odbicie ukazało groteskową minę jak w gabinecie luster. Wtem poruszyło się niespodziewanie. Christopher zmarszczył brwi. On się przecież nie ruszał. Twarz w odbiciu zaczęła żyć własnym życiem. Patrzył ze zgrozą na zapadnięte oczy, wystające kości policzkowe. Zniknęły gdzieś nos i usta. Ciało zmarszczyło się niczym kożuszek na gorącej czekoladzie. Zaczęło spływać z kości. - Nie - szepnął Christopher. Odbicie skurczyło się do maleńkiego świetlnego punktu. Christopher wstrzymał oddech. Punkcik eksplodował, odbicie pojawiło się znowu, tylko że teraz nie przypominało jego twarzy. Patrzył na czaszkę w czapce Świętego Mikołaja. Czaszka uśmiechnęła się upiornie, w oczodołach zajarzyty się światełka. Nachyliła się ku niemu. 68 Przeklęty Mikołaj Christopher zmartwiał. - Christopher - powiedziała cicho i zaszczekała zębami. - Christopherrrr. - Odczep się ode mnie! - wrzasnął i zamierzył się pięścią. Bombka poleciała w powietrze, zawirowała, śląc srebrzyste błyski. Wylądowała na podłodze, odbiła się i rozprys-nęła na tysięczne fragmenty. - Uważaj! - zawołała Megan, uchylając głowę. - Christopher? Co z tobą? - zapytała matka. - Lara, Kelli, nie ruszajcie się - dodała jednym tchem. Pan Hampton chwycił dziewczynki za ręce. - Stłukłeś bombkę - powiedziała Lara. W jej głosie słychać było podniecenie i satysfakcję. Christopher stał bez ruchu, roztrzęsiony, na miękkich nogach. Mylił się, uważając, że jest bezpieczny w domu, że tutaj upiory go nie dopadną. Bardzo się mylił. 69 Szkoła przy Cmentarzu Coś się na niego uwzięło, a on nie miał się gdzie schronić. Odsunął zeszyt do matematyki. Nie mógł się skupić. W każdym zerze widział szczerzącą zęby czaszkę. - Upiory - mruknął i niespokojnie obejrzał się za siebie. Zapalił wszystkie światła w pokoju. Sprawdził szafę, zajrzał pod łóżko. Zastawił drzwi szafy krzesłem. Zaciągnął zasłony, upewniwszy się, czy okna są zamknięte. I nadal nie czuł spokoju. Nie wierzył w duchy. Nie miał wielkiego szacunku dla wyobraźni. W jego pojęciu nie przedstawiała żadnej wartości. Marnowanie czasu. A jednak wyobraźnia płatała mu figle. Widział jakieś okropieństwa, które czaiły się wszędzie i dybały na niego. Spojrzał na szafę. 70 Przeklęty Mikołaj Wstał i w szparę między drzwiami i podłogą wepchnął koszulę. Tak naprawdę nie wierzył w zielono-czerwony dym, ale nie miał zamiaru ryzykować. Usiadł znowu przy biurku. Musi się uspokoić. Włączył komputer. Otworzył szufladę, wyjął metalowe pudełko, przekręcił kluczyk. Wewnątrz pudełka leżały równo ułożone monety i banknoty. W mniejszej przegródce były drobne, a pod nią zeszyt z rachunkami. Christopher zaczął starannie liczyć pieniądze. W klasie panował przedświąteczny nastrój. Jeszcze tylko dwa dni i zaczną się ferie. - Jeszcze tylko dwa dni dzielą nas od zabawy świątecznej. Poznamy na niej imiona naszych Mikołajów - oznajmił pan Melon. Zamknął Opowieść wigilijną 71 Szkoła przy Cmentarzu i uśmiechnął się niemal autentycznym uśmiechem. Christopher uświadomił sobie ze zgrozą, że nauczyciele tęsknią do ferii niemal tak bardzo jak uczniowie. Przemknęło mu przez głowę, czy kiedy zaczynają się wakacje, też tańczą, rzucają książki w kąt i wyśpiewują: „Koniec budy, koniec budy". Polly podniosła rękę. - Moja mama mówi, że czytanie o świątecznych strachach jest bardzo nieamerykańskie - oznajmiła. - Ta książka wcale nie jest straszna - powiedział Park z niesmakiem. - A poza tym to literatura, a nie prawdziwa historia. Polly złożyła dłonie na ławce i posłała Parkowi wstrętne spojrzenie. - Dickens nie był nawet Amerykaninem - oświadczyła triumfalnie. - Karol Dickens to wielki pisarz - wtrącił pan Melon, ten jeden raz nie stając, o dziwo, po stronie Polly. - Jego 72 Przeklęty Mikołaj uniwersalna twórczość przekracza granice państw - stwierdził stanowczo. Polly miała stropioną minę. - Żal mi Scrooge'a - powiedział nieoczekiwanie dla siebie samego Christopher. Wszystkie głowy odwróciły się w jego kierunku. - Masz z nim wiele wspólnego - uświadomiła mu Stacey. - Postać Scrooge'a jest przerysowana - oznajmił pan Melon. - Jego małostkowość i obojętność symbolizują małostkowość i obojętność serca. - Ja taki nie jestem - zaprotestował Christopher, ugodzony do żywego. - Akurat. Ty też nienawidzisz świąt! - zawołała Vickie na cały głos. - Nieprawda. Nie lubię tylko całego tego szumu wokół nich - obruszył się. Pomyślał o srebrzystej bombce i szczerzącej zęby czaszce. Spochmurniał. - Zakupy, drogie prezenty. To kup, tamto kup... 73 Szkoła przy Cmentarzu - Wiele hałasu o nic - powiedział Park, posługując się cytatem. Cała klasa patrzyła na Christophera. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Wszyscy z wyjątkiem Christophera. Nigdy w życiu nie czuł się równie samotny. „Pożałują, kiedy będę bogaty. Będę najbogatszym człowiekiem na świecie" - obiecał sobie w duchu. Znowu przed oczami mignęła mu czaszka. „Jeśli dożyję" - pomyślał wbrew sobie. Piski w holu oznaczały, że pierwszaki rzuciły się już na świąteczny poczęstunek. Dzieciaki szalały, opychając się słodyczami. Pokręcił głową i otworzył swoją szafkę. Rozdziawił usta. Na książkach leżała zielona koperta. Z jego imieniem wypisanym drukowanymi literami. 74 Przeklęty Mikołaj Przez długą chwilę stał bez ruchu, oczekując, że koperta zamieni się zaraz w czaszkę albo zacznie się z niej snuć zielono-czerwony dym. Nic się nie działo. Z ociąganiem wziął kopertę, uniósł ją pod światło, usiłując zobaczyć, co jest w środku. Nic nie mógł dojrzeć. Potrząsnął. Nie wybuchła, nie wydała żadnego podejrzanego dźwięku. Nie wyszeptała jego imienia. Uspokojony, otworzył ją. Wewnątrz była czysta kartka, a na niej tylko dwa słowa: O PÓŁNOCY. Kiedy tak stał zapatrzony w kartkę, litery zaczęły się jarzyć. Świeciły coraz mocniej. Czuł na twarzy bijący z nich żar. Patrzył, niezdolny oderwać wzroku. Raptem litery buchnęły płomieniem. Krzyknął i rzucił kartkę. Przez chwilę unosiła się w powietrzu, po czym zniknęła, zostawiając obłoczek zielono-czer-wonego dymu. Rozdział 7 - Masz rację, Christopher. Drzewko wygląda lepiej bez bombek - stwierdził pan Hampton. - Christopher jest w tym roku Panem Świąt. To on pomyślał, żeby kupić żywe drzewko, mimo że jest droższe - dodała Megan. - Nie ja za nie płaciłem - powiedział Christopher. - Pomóż nam robić ozdoby - dopominała się Lara. Ściskała w dłoni nożyczki i wycinała jakiś strzępiasty kształt z kartonu. Christopher pokręcił głową. 76 Przeklęty Mikołaj - Może później - próbował się wymigać. Matka spojrzała na niego z naganą, ale udał, że tego nie zauważa. Nie patrzył w stronę drzewka. Nawet bez bombek przyprawiało go o niepokój. Prawdę mówiąc, wszystko przyprawiało go o niepokój. W głowie tkwiły złowieszcze słowa: O PÓŁNOCY. Spojrzał na zegar. Spojrzał na zegarek. Za każdym razem, kiedy sprawdzał czas, było bliżej północy. Co to oznacza? Zapewne coś okropnego. Coś okropnego wydarzy się o północy. O ile szybko czegoś nie wymyśli. - Posłuchajcie, mam wspaniały pomysł! Nie kładźmy się do północy. - Głupek - stwierdziła kwaśno Megan. - Zapomniałeś, że jutro idziesz do szkoły? - Ja nie idę do szkoły. Chcę czekać do północy - powiedziała Lara. 77 Szkoła przy Cmentarzu Malująca się na twarzy matki nagana ustąpiła miejsca rozpaczy. - Proszę bardzo, kochanie, ale musisz się położyć do łóżka. Wtedy możesz czuwać, jak długo zechcesz. - Ja też - pisnęła Kelli. - I ty też - zgodziła się pani Hamp-ton. Była to stara sztuczka. Kiedy wreszcie udało się położyć Kelli i Larę do łóżek, usypiały prawie natychmiast. - Dlaczego nie możemy czekać razem z wami? - jęknęła Lara. Pani Hampton spojrzała groźnie na Christophera. - Bo o północy będziemy już od dawna spać - powiedziała stanowczo. Christopher otworzył usta, gotów do sprzeczki, lecz szybko je zamknął. Jeśli przeżyje to, co miało się zdarzyć, nie chce być dołowany do końca życia. - W porządku. To tylko pomysł - oznajmił. Ojciec podniósł choinkę, którą zrobił z kartonu i brokatu. 78 Przeklęty Mikołaj - Nieźle. Moim zdaniem - pochwalił sam siebie. Zegar na kominku wybił godzinę. Christopher skrzywił się. - Chyba pójdę do łóżka - oznajmił. - Kładziesz się wcześniej niż my. Ha, ha! - ucieszyła się Kelli. „Tak, znacznie wcześniej" - pomyślał, wlokąc się po schodach. Znacznie wcześniej dokona żywota. Już o północy. I nikogo to nic nie obchodzi. Słyszał, jak ojciec kładzie siostry do łóżka. Słyszał jeszcze przez chwilę ich chichoty i piski. Odgłosy wkrótce umilkły. Dziewczynki usnęły. Słyszał, jak Megan bierze jeden ze swoich nie kończących się pryszniców. Miał ochotę pójść do ubikacji i spuścić wodę, żeby na siostrę polał się ukrop. Zawsze wtedy wrzeszczała i kończyła kąpiel. 79 Szkoła przy Cmentarzu Miał jednak coś ważniejszego na! głowie. Słyszał, jak Megan wychodzi z łazienki. W chwilę później zamknęła drzwi swojej sypialni. Puk, puk, puk! Podskoczył jak oparzony. Krzyk uwiązł mu w gardle. - Christopher? - A, tata. Ojciec zajrzał do pokoju. - Nie śpisz jeszcze? - Nie, uczę się - mruknął, wziął do ręki jakąś książkę, uświadomił sobie, że to jedna z jego lektur dotyczących finansów, i odłożył ją szybko. Ojciec nic nie zauważył. - Nie pal światła zbyt długo. Dobranoc, synu - powiedział. - Co w niej dobrego? - Christopher bąknął pod nosem, kiedy ojciec zamknął drzwi. Oparł się o poduszki. Leżał na pościeli, ciągle ubrany, w butach. Chciał 80 Przeklęty Mikołaj być gotów do ucieczki, w razie gdyby coś wśliznęło się, wpełzło, wsączyło czy w jakikolwiek inny sposób zmaterializowało się w jego pokoju. Ucichły głosy rodziców, którzy zeszli do siebie. W domu zapadła cisza. Gdzieś z bardzo daleka doszedł dźwięk uderzeń zegara wybijającego połowę godziny. Czekał. Minuty sączyły się powoli. Czy można przekupić ducha? A jeśli tak, ile by wziął? Znowu uderzenia zegara. Jedenasta. Ziewnął szeroko. Spojrzał na drzwi szafy. Zatarasować je czymś? A może zostawić otwarte? A jeśli to coś wyjdzie spod łóżka? Kościotrup w kaftanie Świętego Mikołaja. Sześć upiorów z trumną. Spojrzał w stronę szuflady, w której trzymał pieniądze. Wstał, otworzył ją, wyjął pudełko, wrócił z nim do łóżka i umościł się na powrót. 81 Szkoła przy Cmentarzu Pudełko było ciężkie, dużo cięższe, niż powinno. „Koszmarnie ciężkie - pomyślał. - Koszmarne pieniądze dla ducha..." Powieki mu opadły. Po chwili spał już wbrew własnej woli. Bang, bang, bang. Obudził się przerażony. Słyszał uderzenia zegara. Pudełko z pieniędzmi wysunęło mu się z dłoni, otworzyło, monety i banknoty posypały się na łóżko. Bang, bang. Serce waliło mu jak młotem. Bang! Ostatnie uderzenie na dwunastą rozniosło się po całym domu, od piwnic po strych. W tej samej chwili światła w pokoju Christophera zamigotały i zgasły. Zrobiło się ciemno jak w jaskini. Ciemno jak w trumnie. Usłyszał, że drzwi do holu otwierają się z łoskotem. 82 Przeklęty Mikołaj Skoczył na łóżku. Podciągnął kołdrę tak, jakby mogła mu zapewnić ochronę. Poczuł na policzku lekki, chłodny dotyk. - Kto... kto tu jest? - jęknął bez tchu. Nikt nie odpowiedział, ale Christo-pher był pewny, że nie jest sam. Opuścił kołdrę i rozejrzał się w ciemnościach. W drzwiach stała jakaś postać. Nie, nie stała. Unosiła się, płynęła, kołysała, świecąc ciemnym światłem. Szata spowijająca ją od głowy do stóp falowała łagodnie, skrywając twarz w głębokim cieniu. Christopher jęknął. Poczuł, że krew przestaje mu krążyć w żyłach. Za chwilę zemdleje. Albo wykorkuje. Postać podniosła kikut dłoni w przyzywającym geście. - J-ja? - Christopher dotknął drżącym palcem piersi. - Ja? Nie, nie. To jakaś pomyłka. Nie ja. Nie pasujemy do 83 Szkoła przy Cmentarzu siebie. Nie gramy w tej samej drużynie. Aaaaaaaajjj! Szarpnął się do tyłu, gdy postać przepłynęła przez pokój. - Może najpierw porozmawiamy? Jesteś punktualny. To dobrze. Nie pamiętam tylko, żebym się z tobą umawiał. - Słyszał własną histeryczną gadaninę, tak jakby słowa mogły stworzyć wokół niego mur ochronny. Na próżno. Poczuł na ramieniu dotknięcie kikuta. Krew zastygła mu w żyłach. Słowa uwięzły w krtani. Postać zaczęła się unosić. Wyżej i wyżej, ciągle trzymając rękę na ramieniu Christophera. Chwycił się zagłówka łóżka, ale palce ześliznęły się z drewna. Unosił się razem z duchem. - Nie lubię latać - wykrztusił. Zjawa uniosła drugą rękę. Christopher wrzasnął. Duch wskazał w kierunku okna. Za- 84 Przeklęty Mikołaj słony się uchyliły. Okno otworzyło. Postać wypłynęła przez nie w śnieżny mrok. Christopher spojrzał w dół. Dwie kondygnacje niżej zobaczył chodnik. Postać zwróciła twarz w jego stronę i wymówiła dwa słowa: - Trzymaj się. Ledwie to powiedziała, uwolniła Christophera i zniknęła w ciemnościach. Rozdział 8 Czekaj! - Christopher zamachał rozpaczliwie rękami. Udało mu się chwycić kraj szaty. Nie bardzo wiedział, co się dzieje. Zjawa ciągnęła go za sobą tak szybko, że nie mógł oddychać. Lecieli. Wiatr szumiał w uszach. Odrętwiały chłopak pomyślał, że zimowe powietrze jest dziwnie ciepłe, podobnie jak płótno, którego trzymał się z całych sił. Chociaż obracał głowę we wszystkie strony i wypatrywał oczy, nie widział nic. Wszędzie ciemności i zawodzenie wiatru. Nie mógł dojrzeć nawet postaci, która ciągnęła go za sobą przez czas i przestrzeń. 86 Przeklęty Mikołaj Nie miał pojęcia, jak długo trwała ich podróż. Kiedy wydawało się, że zdrętwiałe palce puszczą rękaw, postać zatrzymała się raptownie. Christopher wpadł na nią i został bezceremonialnie odepchnięty. - Puszczaj - wychrypiała zjawa. Puścił. Poczuł ziemię pod stopami. „Uciekać! - pomyślał. - Uciekać!" Ale nogi odmówiły posłuszeństwa. Był tak przerażony, że nie mógł ruszyć głową i rozejrzeć się. - Gdzie jesteśmy? - zapytał. Postać odwróciła ku niemu osłoniętą kapturem twarz. „Jeśli ma twarz" - pomyślał. Odwrócił szybko wzrok. - Dobra, dobra. Wiem, gdzie jesteśmy. Mieszkałem tutaj, kiedy byłem mały. Poznaję ten dom. Niezła sztuczka. Możemy się stąd zabierać? Żadnej odpowiedzi. Uwagę Christopher a przyciągnęło jakieś poruszenie. Przed domem pojawił 87 Szkoła przy Cmentarzu się chudy malec o ciemnych włosach i ciemnych oczach. Usiadł na stopniu małego ganku. Christopherowi opadła szczęka. - To ja... Kiedy byłem mały. Po drugiej stronie ulicy krępy człowiek w kombinezonie zatrzasnął drzwiczki odjeżdżającej furgonetki i wskoczył do ciężarówki. Z domu naprzeciwko wyszło dwoje dorosłych z rudym, piegowatym chłopcem. Chłopiec przebiegł przez ulicę. Christopher przysunął się bliżej. - Do widzenia, Christopher - powiedział piegus. - Wynoś się - prychnął mały Christopher. - Ronald McTavish. Był moim najlepszym przyjacielem. Dopóki się nie wyprowadził - powiedział Christopher i podniósł dłoń do ust. Uświadomił sobie zaraz, że malcy nie widzą i nie słyszą ani jego, ani upiornego towarzysza. 88 Przeklęty Mikołaj Ronald zrobił zdziwioną minę, potem posmutniał. - Możesz zbierać butelki po domach zamiast mnie. Teraz cały teren jest twój. Zarobisz dwa razy więcej. Mały Christopher podniósł głowę. - Mam w nosie. Dlaczego musicie się przeprowadzać? Ronald pokręcił głową. - Nie wiem - powiedział. - Dorośli - westchnął mały Christopher. - Ronald! - zawołał pan McTavish. - Chodź. Czas jechać. - Do widzenia - powiedział mały Christopher. Wstał i wyciągnął dłoń. Chłopcy wymienili uścisk. Ronald otarł oczy piąstką i pobiegł do rodziców. Furgonetka ruszyła. Mały Christopher obserwował pojazd, dopóki nie zniknął. Następnie poszedł do garażu, wziął plecak i ruszył ulicą, rozglądając się za butelkami, które wy- 89 Szkoła przy Cmentarzu mieni na pieniądze. Nie obejrzał się już ani razu. Postać podniosła rękę. Christopher podskoczył. Raptem znaleźli się we wnętrzu domu, w dawnym pokoju Chris-tophera. Mały Christopher siedział na podłodze. Plecak leżał na łóżku, jakby chłopiec wrócił właśnie ze szkoły. Opróżniał świnkę i układał monety, oddzielnie jednocentówki, piątki, dziesiątki i ćwierćdolarówki. W drzwiach pojawiła się głowa ojca. - Christopher, mamy gości. Chodź do nas. Chłopiec pokręcił głową, nie podnosząc wzroku. - Nie, dziękuję. - Chodź, synku - nastawał ojciec. - Nie. - Kiedy drzwi się zamknęły, dodał pod nosem: - I tak przyszli obejrzeć małe. Larę i Kelli. Kelli i Larę. Brr... Wzruszył ramionami. 90 Przeklęty Mikołaj - Niedługo będę miał dość pieniędzy, żeby odwiedzić Ronalda. Postać znowu skinęła na niego i ponownie znaleźli się przed domem. Mały Christopher wyjmował właśnie list ze skrzynki. Długo go oglądał, po czym podszedł do zbiornika na śmieci, wyrzucił list i zgarbiony ruszył do domu. - To był zwrot - powiedział Christopher do zjawy. - Poczta nie wiedziała, gdzie go przesłać. Rodzina Ronalda przeprowadziła się po raz kolejny, nie zostawiając adresu. Ronald nie zawiadomił mnie o tym. Postać znowu uczyniła gest. Zdumiony Christopher zamrugał oczami. Nadal byli na zewnątrz. Mały Christopher, teraz odrobinę starszy, stał na chodniku. W ręku trzymał plastikową torbę wypełnioną butelkami. Obok zatrzymał się chłopiec na rowerze. - Zarabiasz w ten sposób? - zagadnął. - Pomogę ci. Szybciej skończysz, potem moglibyśmy zagrać w baseball. 91 Szkoła przy Cmentarzu - Nie - odpowiedział krótko mały Christopher. - Nie chcesz? - upewnił się chłopiec na rowerze. - Idziemy całą paczką do parku... - To sobie idźcie - prychnął mały Christopher i odwrócił się plecami do chłopca. Christopher poczuł, że zjawa ciągnie go za rękaw, i uświadomił sobie, że unoszą się w górę. Nie czekał, aż jego upiorny towarzysz powie mu, żeby się go trzymał. Chwycił się szaty z całych sił, jakby od tego zależało jego życie. Znowu płynęli przez mrok i chłód, przez czas i przestrzeń, ale Christopher myślami był gdzie indziej. Zastanawiał się nad tym, co zobaczył przed chwilą i o czym już dawno zapomniał. Prawie nie zauważył, kiedy znaleźli się przed jego domem, przy otwartym oknie. - Wiesz, ile to otwarte okno będzie kosztowało moich rodziców, kiedy przyj- 92 Przeklęty Mikołaj dzie rachunek za ogrzewanie? - zapytał Christopher, ale mówił to obojętnie. Czuł zmęczenie, smutek. I lęk. Pociągnął postać za rękaw. - O co ci chodzi? - zapytał. - Byłem małostkowym dzieciakiem, i co z tego? Jaki miałem wybór? Zjawa cofała się w milczeniu. Czuł, że jest mu niechętna. Czuł też, że zwalnia uchwyt. Spojrzał w dół. Wysoko. Upadek z tej wysokości będzie bolesny. - Może powinienem być milszy dla tego chłopca na rowerze - powiedział Christopher z desperacją. - Może powinienem trochę bardziej lubić swoje głupie siostry. I co z tego? Teraz już niczego nie zmienię. Jasne? Postać raptownie uwolniła się od Christophera. - Czekaj! - ryknął, ale było już za późno. Zjawa zniknęła, a Christopher z krzykiem spadł na ziemię. Rozdział 9 Aaaa...! Aaaaaaaaaa...! - Christopher usiadł na łóżku. Monety spadły z kołdry i potoczyły się po podłodze. „To nie działo się naprawdę - pomyślał. - Śniłem. Gdyby zdarzyło się naprawdę, nie żyłbym już". Zadrżał z zimna. Otwarte okno. Za oknem śnieg. Śnieg. Nawet w ciemnościach mógł dojrzeć topniejące płatki na koszuli, na spodniach. „Więc to nie był sen, chociaż powinien - pomyślał. - To powinien być sen". Podniósł się, zrzucając następne mo- 94 Przeklęty Mikołaj nety na podłogę. Zatrzasnął okno. Zapa. lił nocną lampkę. Strzepnął płatki śniegu z ubrania, wyjął z szafy flanelową koszulę, ale nie przestawał się trząść. „To niemożliwe - mówił sobie. - Wszystko to ci się tylko zdawało. Okno otworzyło się, kiedy spałeś, i wiatr wniósł śnieg do pokoju". - Nie przestraszysz mnie - powiedział w pustkę. - Nie boję się. Nachylił się i zaczął zbierać rozsypane pieniądze. Doszedł go jakiś słaby dźwięk. - Kto tu jest? - zapytał, a jego głos przeszedł w pisk, jakby to mówiła Lara. Odchrząknął. - Jest tu ktoś? Czy to znowu uderzenia zegara? Schylił głowę i nasłuchiwał uważnie. „Gdybym mógł zatrzymać zegar, może nic by się nie zdarzyło" - pomyślał. To nie miało sensu. Wiedział o tym, ale był zdesperowany. Dłużej tego nie zniesie. Musi coś zrobić. Położyć temu kres. 95 Szkoła przy Cmentarzu Zaraz. Jeśli wszystko zdarzyło się naprawdę, północ już mineta. To oznaczałoby koniec kłopotów. Ma je już za sobą. - No i z głowy - powiedział na głos. Zaraz się położy. Uśnie. W tej samej chwili usłyszał uderzenia zegara. Bang, bang, bang. Północ! Zegar wydzwaniał północ. Z dzikim wrzaskiem Christopher rzucił się do drzwi i otworzył je na oścież. Zbiegł po schodach. Był na środku holu, kiedy wejście do jadalni zabłysło niczym oświetlona reflektorami scena. Struchlał jeszcze bardziej, o ile było to w ogóle możliwe. Przywarł do ściany z nadzieją, że przeniknie przez nią jakimś cudem. Cud się nie zdarzył. Nie przeniknął. - Witaj. Przyłącz się do nas - przemówił jakiś jowialny głos. - C-co? - Do ciebie mówię, Christopher. Przyłącz się do nas. 96 Przeklęty Mikołaj - Eee... nie. Nie, dziękuję. Ja... - Przyłącz się! - Dobra, dobra. - Ruszył na słomianych nogach, usiłując nie okazywać przerażenia. Stół w jadalni zastawiony był jedzeniem. Uczta. Barwne przysmaki. Rozkoszne zapachy. Mnóstwo jedzenia. I pełno kwiatów. U końca stołu siedziała pulchna kobieta o dobrodusznej twarzy, w dziwnym stroju. We włosach miała kwiaty i zielone liście. Christopher był tak zdumiony, że zapomniał o przerażeniu. - Co jest grane? To jakiś żart? - zapytał. Kobieta zrobiła zdziwioną minę. - Skądże. Uczta świąteczna - odrzuciła do tyłu głowę i zaniosła się serdecznym śmiechem. - Kim jesteś? To mój dom. Kto za to wszystko płaci? Proszę sobie ucztować gdzie indziej - mruknął Christopher zrzędliwie. 97 Szkoła przy Cmentarzu Kobieta przestała się śmiać. Z jej twarzy zniknął wyraz dobroduszności. - Rozumiem - powiedziała. Coś w jej głosie sprawiło, że Christopherowi przeszły ciarki po plecach. - Nie przyłączysz się zatem do naszej uczty? - Mam fatalną noc - odparł Chris-topher. - Pani też się do tego przyczynia. Jest pani zjawą. Jedno z nas musi się stąd wynieść. - Zaplótł ręce na piersi. Kobieta patrzyła na niego. Nie ruszała się. - W porządku - powiedział w końcu Christopher. - Ja pójdę. Odwrócił się i ruszył ku drzwiom. Został zawrócony tak raptownie, że zgubił buty. - Auuu! - jęknął, usiłując się wyrwać z rąk kobiety, ale ona trzymała mocno. - Jestem zjawą? - zapytała. - Przekonamy się, Christopherrrr. Dopiero teraz rozpoznał jej głos. Głos z szafki. Kobieta podniosła rękę. 98 Przeklęty Mikołaj - Nie! - krzyknął Christopher. Pstryknęła palcami. Jedzenie, kwiaty, przybranie... wszystko zniknęło. Tym razem zjawa nie otwierała okna. Wydostała się wprost przez dach, pociągając Christophera za sobą. Czuł, jak ociera się o drewno, gips, gwoździe. - Auuu - mruknął pod nosem. Otoczyła ich noc. Splunął kurzem i kichnął. Ciemności zaczęły się rozpraszać. Poczuł, że kręci mu się w głowie, i zamknął oczy. Wylądowali z łoskotem. Cała podróż trwała ułamek chwili. Byli w domu Parka. Christopher rozpoznał go od razu, chociaż gościł tutaj zaledwie kilka razy. Było popołudnie. W pokoju rozłożyli się Park, Stacey, Maria, Deskarz i Vi-ckie. Przygotowywali prezenty. - Komu dajesz mikołaja? - zapytała Stacey. 99 Szkoła przy Cmentarzu Park pokręcił głową. - Nic wam nie powiem do jutra. - Założę się, że wylosowałeś Polly Hannah - powiedziała Maria. - Biedny Park. - W każdym razie nie Christophera - prychnęła Vickie. - Cieszę się, że nie chciał brać udziału w mikołajkach. Jego prezent byłby na pewno do niczego. Ależ to palant. - Palant! - oburzył się Christopher. Zapomniał o duchu, o tym, gdzie jest. Miał ochotę dopaść Vickie. Jego dłoń przeszła przez jej ramię. - Nie widzą cię i nie słyszą - powiedziała kobieta. - Dzięki za podpowiedz - burknął. Wpatrywał się morderczym wzrokiem w Vickie. - Nie wiem. Żal mi go. Założę się, że nawet nie ma w domu żadnego zwierzaka. Uważa, że ich utrzymanie za drogo kosztuje - powiedziała Stacey. Maria zachichotała i odgarnęła czarne kosmyki z czoła. 100 Przeklęty Mikołaj - Zwierzaki to nie wszystko. - Racja. Ale on w ogóle nie ma przyjaciół. Prawda, Morris? - Maria nachyliła się i poklepała po grzbiecie swojego bulteriera. Zaspany Morris otworzył jedno oko i kilka razy uderzył ogonem o podłogę. - Które z nich jest gorsze? Polly Hannah czy Christopher? - zainteresowała się Vickie. - Chwila! - zawołał Christopher. - Nie możesz porównywać mnie z Polly! - Odwrócił się. - Nie mam zamiaru tego wysłuchiwać. Kobieta nie zwracała na niego uwagi. Rozległo się brzęczenie kuchennego zegara. - Ciastka gotowe! - zawołała Maria, podrywając się z podłogi. Wyszła z pokoju razem z Deskarzem i wróciła po chwili z ciastkami. - To takie dziecinne - oznajmiła Stacey, sięgając po ciastko i wpychając je sobie do ust. 101 Szkoła przy Cmentarzu Maria wyszczerzyła zęby. - I zabawne, prawda? Park odłożył prezent, który skończył pakować. Wziął kartkę i zaczął coś na niej rysować. - Co robisz? - zapytała Vickie. - Kartkę mikołajkową - odpowiedział Park. - Dla kogo? - dopytywała się dalej Vickie. Park wzruszył ramionami. - Dla Christophera. - Dla Christophera! - Vickie zmarszczyła nos. - A dlaczego by nie? - powiedział Park. - Nawet Polly dostanie prezent. Tylko Christopher nie dostanie nic. - Biedny Christopher - użaliła się Stacey. - Jak myślisz, co on zrobi z tymi pieniędzmi, o których ciągle opowiada. - Może kupi sobie przyjaciela - zakpiła Maria z okrucieństwem w głosie. Christopher szarpnął się do tyłu, jakby ktoś wymierzył mu cios. 102 Przeklęty Mikołaj Park nic nie powiedział, zajęty rysowaniem. Vickie przyglądała mu się przez chwilę, wreszcie wzięła kartkę i też zaczęła rysować. - Biedny? Nie potrzebuję, żeby ktokolwiek się nade mną użalał - burknął Christopher, ale uczynił to jakoś bez przekonania. Kobieta położyła mu dłoń na ramieniu. W mgnieniu oka obserwowana scena zniknęła. Był znowu we własnym domu, w bawialni. Wyglądała tak jak ostatniego wieczoru, kiedy skończyli robić ozdoby choinkowe i zaczęli zbierać się do łóżek. Matka stała koło drzewka. W jednej dłoni trzymała dzbanek z herbatą, drugą dotykała jednej z ozdób i uśmiechała się. Do pokoju wszedł ojciec objuczony paczkami, które zaczął układać pod choinką. - Śliczne jest to drzewko. Wierzyć się nie chce, że to Christopher wpadł na pomysł kupienia żywej choinki. Myślisz, 103 Szkoła przy Cmentarzu że zmienia się na lepsze? - mówiła matka. - Na lepsze? - zainteresował się Chri-stopher. - Niby jak? - Ciągle nie lubi świąt. W ogóle nic nie lubi - powiedział pan Hampton z zafrasowaną miną. Podszedł do żony i wziął od niej dzbanek z herbatą. - Ma swoje racje - westchnęła pani Hampton. - Święta okropnie się skomercjalizowały. Sklepy, agencje reklamowe, ta chęć sprzedania wszystkiego, przekonywanie ludzi, że nie obędą się akurat bez tego towaru... To obrzydliwe. Pan Hampton skinął głową. - Wiem, ale nie sądzę, żeby to właśnie go trapiło. Myślę, że jest okropnie nieszczęśliwy. Zamiast na lepsze zmienia się na gorsze. Matka westchnęła. - Wiem, wiem. Co robić? - Trudno powiedzieć. Martwię się, co z niego wyrośnie - powiedział ojciec. - Dosyć już zobaczyłem - mruknął 104 Przeklęty Mikołaj Christopher zduszonym głosem i zamknął oczy. Kiedy je otworzył, był w swojej sypialni, w łóżku. Buty stały obok na podłodze. Tym razem nie podniósł się. - Ale się skiepściło - mruknął. Miał nadzieję, że noc się skończyła. Wyciągnął dłoń i zaczął macać w ciemnościach. Trafił na ćwierćdolarówkę. Żadna pociecha. Ot, krążek metalu. Myśl o kolegach ze szkoły wywołała atak złości. Kim oni są, żeby się nad nim użalać? Dostają nędzne kieszonkowe i marnują czas, przygotowując idiotyczne prezenty z okazji idiotycznych świąt. Czas to pieniądz. Czas to... Gdzieś w oddali odezwał się zegar. Łoskot otwieranych drzwi powiedział mu, że kłopoty jeszcze się nie skończyły. Jeszcze nie. Rozdział 10 Łoskot otwieranych drzwi przyprawił go o gwałtowne bicie serca. Christopher zamknął oczy. Cokolwiek to jest, może sobie pójdzie. Nie poszło. Przemknęło przez pokój i dotknęło jego ramienia. Wbrew wszystkiemu, co zaszło dotąd, nie był przygotowany na widok, który zobaczył. Kościotrup w kaftanie Mikołaja. - Arrrrrr! - wybełkotał Christopher. Krzyk dobywający się z gardła stłumiła koścista dłoń, zamykając mu usta. Zesztywniał. Nie mógł oddychać. Nie 106 Przeklęty Mikołaj mógł myśleć. Wpatrywał się w rozjarzone, puste oczodoły. Kościotrup podniósł palec i przyłożył tam, gdzie kiedyś były wargi. Kiedy Christopher się uciszył, duch zdjął dłoń z jego ust. - To... ty - powiedział Christopher. Zjawa skinęła głową. - Czego chcesz? Kościotrup zgiął palec, nakazując Christopherowi, by wstał. - Nie - zaprotestował przerażony chłopak. - Dlaczego mam iść z tobą? - Żeby zobaczyć przyszłość - odpowiedział przerażający Mikołaj, nie poruszając szczękami ani nie rozwierając zębów. Christopher poczuł dreszcz przenikający całe ciało. - Nie, nie. Dziękuję. Miałem ciężką noc. Muszę się wyspać. Rano idę do szkoły i... Kościotrup rozwarł zęby i zawył. W oczodołach zalśnił nieziemski blask. 107 Szkoła przy Cmentarzu Christopher zasłonił uszy i zwinął się w kłębek. Chciał się stać możliwie najmniejszy. Zniknąć. Wycie ustało. Kościany palec pukał go w ramię. „Zwymiotuję - pomyślał Christopher. - Tym razem naprawdę..." Kolejne puknięcie w ramię. Usłyszał groźny pomruk i szybko się wyprostował. Kościotrup stał nad nim, z odsuniętą z czoła czapką, odziany w barwy Mikołaja. Nie wyglądał jednak ani trochę dobrodusznie. Wyglądał okropnie. Był straszny. Podniósł dłoń i zakrzywił palce. - Chodź ze mnąąąą, Christopher - powiedział przez zaciśnięte zęby. Palec wsunął się za jego kołnierz i podniósł go jak piórko. - Nie - błagał Christopher. - Zostaw mnie. Nigdzie nie pójdę. Nie będę przenikał przez ściany, przez okna, cofał się w czasie, wędrował w przyszłość. Rzucał słowa na wiatr. Spłynęli po 108 Przeklęty Mikołaj schodach do bawialni, gdzie koło kominka powinno stać drzewko. Znaleźli się wewnątrz kominka. - Ho, ho, ho! - zawołał kościotrup. Ze świstem wznieśli się w górę. Christopher poczuł w ustach sadzę. Zakrztusił się. Czuł, jak cegły drą mu ubranie i ocierają skórę. Wyskoczyli z komina niczym iskry i poszybowali w niebo. Śnieg sypał sennie, mrugały gwiazdy. Daleko w dole Christopher widział znikające światła swojego miasta. Zapadły ciemności ciemniejsze niż sadza. Christopher stracił świadomość. Poczuł mocne uderzenie w ramię. Otworzył oczy. Usłyszał krzyki wiwatujących ludzi. Otaczał go skandujący tłum. - Więcej dla nas, dla nich mniej! Więcej dla nas, dla nich mniej! Tłum napierał. Christopher poczuł, 109 Szkoła przy Cmentarzu że ktoś unosi go za kołnierz. Szybował teraz w powietrzu. Ujrzał podium przybrane bielą, czerwienią i błękitem. Teraz tłum skandował: - Hampton, Hampton! - To ja? - zapytał Christopher, mile połechtany. - To na moją cześć wiwatują? Chyba nie skończyłem jednak najgorzej, ha? Koścista dłoń musnęła jego policzek i wskazała hasło: GŁOSUJ NA HAMPTON A, widniejące nad trybuną, a obok duży plakat z napisem: HAMPTON NA SENATORA. Cała radość Christophera zniknęła, kiedy zobaczył chudego mężczyznę w niebieskim garniturze, który wszedł na trybunę i podniósł ręce. - Hampton, Hampton! - skandował tłum. - To ja? - zapytał oburzony. - Wyglądam jak ostatni palant, jak skończony frajer, jak... 110 Przeklęty Mikołaj - Polityk - powiedział kościotrup. Gdzieś w dole jakiś mężczyzna mówił do drugiego: - Popatrz, to nasz człowiek. Nie będzie się nikomu przymilał. Drugi mężczyzna skinął głową i zacisnął usta. - Już on dopilnuje, żeby znieśli te durne ustawy o ochronie środowiska i inne głupoty. Poradzimy sobie z Alaską. Pozbędziemy się drobnych farmerów. Będziemy na całym świecie prowadzić wiercenia w poszukiwaniu ropy naftowej. Kwaśne deszcze... - Jestem politykiem? - zawołał Christopher. - Mowy nie ma! Kościotrup skinął głową. Dorosły Christopher podniósł dłoń i tłum znowu zaczął skandować: - Więcej dla nas, dla nich mniej! - To obrzydliwe. Nie mam zamiaru być politykiem - powiedział Christopher. Koszmar koszmarniejszy niż najgorszy sen. 111 Szkoła przy Cmentarzu Poszybowali znowu w górę. Teraz znaleźli się w biurze. Dwaj nieskazitelnie ubrani mężczyźni siedzieli przy stole w bogato urządzonym wnętrzu. Liczyli pieniądze. - Fatalnie, że umarł - powiedział jeden. - Czyżby? - zdziwił się drugi. - Tym więcej dla nas. - Otóż to. Zarobiliśmy dzięki niemu niezłe pieniądze. Stare puszcze wycięte w pień. Szyby naftowe na całym świecie. Przytarliśmy nosa tym piekielnym ekologom. Pierwszy mężczyzna zakasłał. - Taaa. Ze szkodą dla czystego powietrza. - To nie nasz problem - powiedział drugi. - Niech następne pokolenie się martwi. - Idziesz na jego pogrzeb? Byłeś najbliższym przyjacielem Hamptona. - Polityka - westchnął pierwszy. - Hampton nie żyje. Na nic mi się teraz nie przyda. 112 Przeklęty Mikołaj - Ktoś przecież musi iść na jego pogrzeb - nie ustępował drugi mężczyzna. Pierwszy wzruszył ramionami. - Wyślę któregoś z moich asystentów. Nikt nawet nie zauważy. Nikogo to nie obejdzie. - Nie! - zawołał Christopher. - Nie, nie, nie! - Tak - syknął kościotrup, zbliżając czaszkę do twarzy chłopaka i wpijając w niego rozjarzone oczy. - Nieeee! - zajęczał Christopher. - Nieeee! Rozdział 11 Oślepiało go światło. Zasłonił oczy dłonią. - Nie - jęczał. - Nie. Uświadomił sobie, że jest z powrotem w domu. Powoli opuścił dłoń. Światło nadal raziło w oczy, ale nie był to blask bijący z oczodołów kościotrupa. Przez okno wpadały promienie słońca. „Ten ostatni sen był najgorszy" - pomyślał. W każdym razie noc się skończyła. Przeżył ją jakoś. „Ha!" - powiedział sobie w duchu i usiadł na łóżku. Kilka ostatnich monet potoczyło się z kołdry na podłogę. 114 Przeklęty Mikołaj Instynktownie chciał je podnieść. Zatrzymał się w pół gestu. Na rękawie widniały ślady sadzy. Ręce też miał nią wysmarowane. I ramiona. Cały pokryty był sadzą. Ubranie podarte, jakby przeciskał się przez coś wąskiego. Wąskiego i pełnego sadzy. Komin. - Nie - szepnął. - To nieprawda. Wiedział jednak, że jest inaczej. Popatrzył na monetę, którą od dawna ściskał w dłoni. Rozprostował palce. Moneta upadła na podłogę. Jak długo trwała ta noc? Poderwał się i wyskoczył z łóżka. Dopadł drzwi i otworzył je na oścież. Megan, która właśnie wychodziła z łazienki, krzyknęła zaskoczona. - Uważaj, Christopher. Co wyprawiasz? - Jaki dzień dzisiaj mamy? - zapytał. - Która godzina? - Uspokój się. Nie zaspałeś. Piątek. Jeszcze nie pora śniadania. 115 Szkoła przy Cmentarzu - Śniadanie! Co za wspaniały pomysł! - wrzasnął. - Zdarza się codziennie - burknęła Megan, ale Christopher nie zwracał na nią uwagi. Trzasnął drzwiami i skrył się w swoim pokoju. Przyjrzał się wysmarowanej sadzą koszuli. Zdjął brudne ubranie i zanurkował w szafie. - Polityk - sarknął. - W życiu! Kilka minut później wszedł do kuchni. - Dzień dobry! Wesołych świąt! - zawołał od progu. Matka wypuściła łyżkę z ręki. Kelli i Lara patrzyły na niego szeroko rozwartymi oczami. Ojciec opuścił gazetę, umoczył ją w płatkach i nawet tego nie zauważył. Wpatrywał się w Christophera. Megan się nachmurzyła. - Kpiny sobie robisz? - Kpiny? Nie. Już prawie święta, prawda? Wesołych świąt! ?6 Przeklęty Mikołaj - Zjedz śniadanie. Poczujesz się lepiej - poradziła Megan. - Lepiej niż kto? - zapytał Christopher i roześmiał się serdecznie z głupiego dowcipu. Nikt mu nie zawtórował. Patrzyli na niego. Śniadanie smakowało mu jak nigdy. - Świetne grzanki. Pyszny sok. Wyśmienity omlet - zachwycał się. - Dziękuję - mruknął pan Hampton. - Śnieg przestał padać. Piękny dzień, prawda? Lubię święta w śniegu, a wy? Nikt nie odpowiedział. Rodzina wpatrywała się w niego bez słowa. Christopher nie miał im tego za złe, ale nie mógł się powstrzymać. Gadał radośnie podczas całego śniadania. - Lara, Kelli, dzisiaj wieczorem będziemy robić ozdoby, chcecie? - powiedział wychodząc. Larze zabłysły oczy. Kelli wyszczerzyła się w uśmiechu. - Chcemy! - zawołały zgodnie. 117 Szkoła przy Cmentarzu Matka, ojciec i starsza siostra siedzieli jak rażeni gromem. Zaśmiał się. - Muszę iść. Mam sporo spraw do załatwienia. Wspaniałego dnia! Był odmieniony. Pan Melon zamknął książkę. - To wszystko - oznajmił. - Tak kończy się Opowieść wigilijna Karola Dickensa. - Niezła - powiedział Park. - Mnie się nie podoba - stwierdziła Polly. - Brak w niej realizmu. - Tak ci się wydaje - mruknął Chris-topher. Popatrzył na książkę, którą pan Melon trzymał w dłoniach. Dziwne rzeczy działy się w Szkole przy Cmentarzu. - Czas na nasze świąteczne przyjęcie - powiedział pan Melon. Klasa powitała jego słowa radosnymi krzykami. 118 Przeklęty Mikołaj I natychmiast umilkła. W drzwiach pojawiła się pani Mort-house w towarzystwie pana Lucre'a. Wicedyrektor trzymał w ręku pudełko. - Aha. Jak myślicie, czyją głowę tam niesie? - mruknęła Stacey. Skinąwszy łaskawie głową pani Mort-house podeszła do katedry. Dała znak panu Lucre'owi, by postawił pudełko na stole. - Mam wrażenie, że to dla waszej klasy - oznajmiła. Pan Melon uniósł wieko i wyjął... wielki tort. - Od pani? - zapytał, posyłając dyrektorce zdziwione spojrzenie. - Ma się rozumieć, że nie - powiedziała. - Specjalna dostawa. Z lodziarni - poinformował pan Lucre, chichocząc. - Tort lodowy! - wykrzyknął Park. - Bomba! - Ale od kogo? - chciał wiedzieć pan Melon. 119 Szkoła przy Cmentarzu - Bilecik mówi, że od Mikołaja - powiedziała pani Morthouse i ponownie kiwnęła głową. - Cóż, wesołych świąt... - Wspaniały tort - westchnęła Stacey. - Nigdy jeszcze nie widziałam takiego wielkiego - zgodziła się Maria. - Ciekawe, kto go nam przysłał. Christopher wyszczerzył zęby. Pan Melon podniósł dłoń. - Zaczynamy przyjęcie! - ogłosił. Pan Melon? Pan Melon! Wylosowałeś pana Melona? Nie wierzę! - krzyknęła Vickie i wybuchnęła śmiechem. Park wyszczerzył zęby. - Ja nie mogę narzekać - oznajmił pan Melon. - Prezenty Parka były bardzo oryginalne, szczególnie piłka baseballowa podpisana przez Mikołaja i jego renifery. Vickie zaniosła się jeszcze głośniejszym śmiechem. Za chwilę zabrzmi ostatni dzwonek. 120 Przeklęty Mikołaj Buda opustoszeje na święta. Uczniowie Szkoły przy Cmentarzu przebrnęli przez kolejny semestr. Teraz świętowali. Stacey spojrzała na swoje stopy, potem na Polly. - To ty? Ty dałaś mi te sznurowadła? - zapytała. - Wiem, jak bardzo lubisz swojego głupiego psa - odrzekła Polly. - Nie do wiary - powiedziała Stacey. Polly prychnęła. - Wielkie mi co! Wesołych świąt! - Odeszła, zadzierając wysoko nos. Teraz Stacey wybuchnęła śmiechem. Christopher rozglądał się, śmiał, od czasu do czasu włączał do rozmowy. Oględnie. Zmienił się przez tę jedną noc, ale minie parę dni, zanim ludzie do tego przywykną. Nie powinien przyprawiać ich o wstrząs. Włożył do ust ostatni kawałek tortu 121 Szkoła przy Cmentarzu i potrzymał chwilę na języku. Rzeczywiście pyszny. Pyszny dzień. Kiedy otworzył szafkę, zobaczył zieloną kopertę ze swoim imieniem wypisanym drukowanymi literami. Zamarł na moment. Włosy z jeżyły mu się na karku. - Nie. To niemożliwe - szepnął. Zza węgła wyjrzał Park. - Hej, co tam? Wygląda na to, że jednak dostałeś coś od Mikołaja. Christopher zaczerpnął głęboko powietrza. - Mikołaj. Tak. Jasne - powiedział drewnianym głosem. - Nie otworzysz? Christopher z ociąganiem sięgnął po kartkę. Znowu się zaczyna. Spełniają się najgorsze koszmary. Będą go prześladowały już przez całe życie. Drżącymi palcami otworzył kopertę. 122 Przeklęty Mikołaj Zastanawiał się, czy Park się przestraszy, kiedy z kartki buchną płomienie. Zastanawiał się, jakie tym razem dostał ostrzeżenie bądź pogróżkę. Miał uczucie, że duchy, czy cokolwiek to było, nigdy nie zostawią go w spokoju. Ile jeszcze okropieństw będzie musiał znieść? "Westchnął ciężko. — Podoba ci się? — Podoba? - powiedział Christopher słabo. Wpatrywał się w rysunek przedstawiający chłopaka pojmanego przez pełną ozdób choinkę. Drzewko uśmiechało się wstrętnie, dwie bombki zastępowały źrenice, a oczy chłopaka wychodziły z orbit. Pod rysunkiem widniał podpis: „Jak się nazywa drzewko, które atakuje człowieka?" Christopher otworzył kartę i przeczytał odpowiedź. „Świerk, który się urwał z choinki. Wesołych świąt!" 123 Szkoła przy Cmentarzu Wybuchnął śmiechem. - Podoba ci się? - powtórzył Park. - Okropne! Kiepścizna! Najgorszy kalambur, jaki w życiu widziałem - śmiał się Christopher. Park miał niesamowicie zadowoloną minę. - Dziękuję - powiedział skromnie. - Dziękuję - odparł Christopher. Ruszyli razem do wyjścia. Minęli Polly, która marudziła przy swojej szafce. - Udanych ferii, Polly! - zawołał Park. - Wesołych świąt! - dodał Christopher. - Wzajemnie - odpowiedziała Polly. Kiedy chłopcy zniknęli, nachyliła się i podniosła leżącą na dnie szafki kopertę. Była zielona, a na niej widniało wypisane drukowanymi literami imię Polly. Dziewczyna otworzyła kopertę i wyjęła ze środka kartkę. - Co to? Jakiś głupi żart? Kto jest 124 Przeklęty Mikołaj taki dowcipny? - Rozejrzała się, ale w holu nie było nikogo. Z odrazą rzuciła kartkę za siebie, zatrzasnęła szafkę i wyniośle wymasze-rowała ze szkoły. Kartka przez chwilę szybowała w powietrzu. Trzy wypisane na niej słowa jarzyły się coraz jaśniejszym blaskiem, aż mroczny hol zalała nienaturalna poświata. Kartka buchnęła w końcu płomieniem i zniknęła, zostawiając obłoczek zielono-czerwonego dymu. W PRZYSZŁYM ROKU. Trzy słowa. UŁOZ WŁASNĄ PIOSENKĘ GWIAZDKOWĄ W wielu szkołach na całym świecie przed świętami Bożego Narodzenia śpiewa się popularną piosenkę Jingle AU the Way. Nie inaczej jest i w Szkole przy Cmentarzu, tyle że tam każdy z uczniów sam układa tekst jednej zwrotki. Spróbuj i ty! Oto początek: Cóż to za odmieniec wsiadł do naszych sań ku uciesze panów i ku zgrozie pań? Blade ma oblicze, wzrok okrutny, zły, mózg wycieka mu uszami i szczękają kły. Sypie śnieg, wyje wiatr, dzwonią zęby strzyg, z płuc przegniłych para bucha, w lód się zmienia w mig. Gdy sypie śnieg, wyje wiatr, oczy stają w słup, w dal saniami razem z nami pomyka żywy trup. Dalszy ciąg tej historii wymyśl sam - oczywiście w stylu Szkoły przy Cmentarzu. Im będzie straszniej, tym lepiej! Wkrótce się ukaże JAK POLUBIĆ MUMIĘ Coś drgnęło w ciemnościach. Przesunęło w jego kierunku. Próbował się poruszyć, ale stopy jakby wrosły w ziemię. - Morton, nie wygłupiaj się - wydusił z trudem. Poczuł na twarzy oddech. Przesiąknięty nieuchwytnym słodko-zgniłym fetorem. Na moment odjęło mu mowę, po chwili otworzył usta i wrzasnął ile sił w płucach: - Morton! - Morton poszła - powiedział niski głos. Coś chwyciło go za ramię, obróciło gwałtownie i zaczęło krępować bandażami. Jak mumię. WIECZÓR TRZECH ZJAW Poczuł na policzku lekki, chłodny dotyk. - Kto... kto tu jest? - jęknął bez tchu. Nikt nie odpowiedział, ale Christopher był pewny, że nie jest sam. Opuścił kołdrę i rozejrzał się w ciemnościach. W drzwiach stała jakaś postać. Nie, nie stała, unosiła się, płynęła, kołysała, świecąc ciemnym światłem. Szata spowijająca ją od głowy do stóp falowała łagodnie, skrywając twarz w głębokim cieniu. Już wkrótce się dowiesz JAK POLUBIĆ MUMIĘ feśli Ci się to uda, masz szansę żyć dłużej niż piramidy ISBN 83-7157-288-3 DC ???) ¦ 9788371572883