by Czesław Białczyński, Kraków 1999 Ilustracje Małgorzata Chełkowska Redaktor Bogdan Baran Redaktor techniczny Marian Żyła ISBN 83-85109-27-7 Wydawnictwo Baran i Suszczyński ul. Pijarska 3, 31-015 Kraków, Poland tel./fax: (0-12) 422-3633 e-mail: wydbis@krakow.cc Printed in Poland Czesław Bialczyński Mitologia słowiańska Księga tura Wydawnictwo Baran i Suszczyński Kraków 2000 Spis treści O Księdze Tura TAJĄ PIERWSZA - O poczęciu Świata i Trzech Rzeczach Pierwszych, czyli Kaukach, Kirach i Jednogłowych, oraz o Czwartym Dziele Swata według zachodnich Wędów obrzędu kątyny witowskiej i przekazów z Winety, a także tradycji wschodnich Budynów obrzędu kątyny w Gleniu i podań znad Danapru .............................. TAJA^ DRUGA - O rodzie Ażdahów-Spętów, czyli o Smokach i Żmijach-Żnujach, oraz o rodzie Swiatłogońców-Kuniczów według Sorbów znad Gopła, a także obrzędu kątyn Nurów z Caroduny i Stradowa oraz podań wschodnich Wątów-Antów znad Morza Ciemnego ............................................... TAJĄ TRZECIA - O Zniczach, Buncie Dziesięciu synów Boga Bogów, ich upadku i odrodzeniu w Umorach-Straszach, zwanych Orłami Weli według zinisów ludu Istów (Aistów) z Ramowego nad Pregołą, nawęzników plemienia Osów z kątyny osowskiej i podań guślarzy ludu Mazów z Kołbieli ......................................... TAJĄ CZWARTA - Wojna o Bułę, czyli o Trzecim Dziale, narodzinach bogów Żywiołów i Mocy, ich rozmnożeniu oraz o bitwie o Ziemię, Welę i Niebiosy wedlug wieszczek z kościoła Wady w Mogiłę nad Wiskłą, w Ziemicy Mogiłanów, i podań guślarzy kątyny Matki Ziemi w Sierdzu, w Ziemicy Ląchskiej, czyli na podstawie wierzeń Wschodnich Lęgów TAJĄ PIĄTA - O narodzeniu Potworów, ich bitwie o Niebo, Welę i Ziemię, o zabiciu Potworów i powołaniu do bytu Przedstworzów oraz nadaniu bogom Taj według wołchwów kapiszty w Rosi pod Biełogorodem nad Dnieprzem w ziemicy Rosomonów, słów kołoduna Jura z uroczyska Biełyje Bogi w ziemicy plemiennej Wiatyczów z ludu Burów oraz zinisów plemienia Kurów z ludu Istów chromu w Apuolu ........................................... TAJĄ SZÓSTA - O tym, jak Swąt doprowadził Czarnogłowa i Białobogę do pomnożenia oraz o Żywiołach i Mocach, ich tytułach, atrybutach i innych mianach wedlug witungów arkońskiej świątyni Swata ze Świętej Wyspy Rui, wajdelotów z uroczyska Szwin-toroga nad Wiliją oraz podań weidełtojsów ze świątyni Swaistiksa w Truso, w ziemicy Brusów z ludu Istów .................................................................................. TAJĄ SIÓDMA - Słowo o Drzewie Drzew i o czterech obliczach Swata oraz o jego piątej postaci. Słowo o trzech obliczach Kauków, podwójnym obliczu Kirów oraz o czasie Ziemi, Weli i Nieba według mików plemienia Wądletów z Czerwiszcza i Mogilska oraz podań wieszczek z Gardźca na świętej Rui, z grodu Kruków i kapiszty zakrzowskiej w uroczysku Świętoborze, jak również wołchwów z Turowa nad Prypecią w Ziemicy Budynów .............................................. l TAJĄ ÓSMA - O Świecie narodzonym z Boga Bogów, Ludziach powstałych z Potwora Porusza i o ważnym rodzie Gałęzów według lędziańskich guślarzy z Łężna, wejunasów plemienia Stawanów z Tękit oraz sredeckiej kapiszty Swata w ziemicy Serdczan ........................................................... l TAJĄ DZIEWIĄTA - Opisanie Weli według wszych kącin Słowiańszczyzny .................................................... l TAJĄ DZIESIĄTA - O narodzinach Małych Bogów według wszych kącin Słowiańszczyzny .............. TAJĄ JEDENASTA - Jeszcze o narodzinach Młodych Żywiołów i Mogtów według wołchwów z Uroczyska Jodłowego w Semyczu i żerców Poleszuków ze Switaża oraz według podań tobolarów załabskich z Białego Kamienia i z grodu Smoleńców Połabskich - Smoldynia TAJĄ DWUNASTA - O narodzinach Ludzi-Zerywanów, Zwierzów i Zrostów według żerców kąciny w Słupsku, grodzie plemienia Stołpów, oraz innych kącin Zachodu i Wschodu TAJĄ TRZYNASTA - Wojna o Krąg - Cztery Bitwy Początku; Pierwsza - Bitwa o Miejsce, Druga - Bitwa o Miesiąców, Trzecia - Bitwa o Maści, Czwarta - Bitwa o Miana według kącin Zachodu, czyli żerców z Winety, Sierdzą i Lężna oraz Wschodu, czyli wołchwów z Clenia, Białoziera i Switażci ................................................................ TAJĄ CZTERNASTA - Wojna o Krąg - Trzy Bitwy Końca; Bitwa Piąta - o Moc, Bitwa Szósta - o Mnożność, Bitwa Siódma - o Miarę według kącin Zachodu, czyli żerców z. Winety, Sierdzą i Lężna oraz Wschodu, czyli wołchwów LQ-dzionów Naddnieprzańskich, a także Clenia, Bialoziera i Switaża ............................ TAJĄ PIĘTNASTA - Między bogami według toblaczy kąciny Jarowita w Jeryniu Polabskim, żerców świętego Kopca Pułtuskiego i innych kącin wszej Słowiańszczyzny ............................................................. TAJĄ SZESNASTA - O zajęciach i robotach bogów na Weli, Ziemi i w Niebie według wszych kącin Stawów ............................................................ TAJĄ SIEDEMNASTA - Zerywanie w Kolibie według żerców zagątów ze Siania i wszych kącin Slawów O Księdze Tura Księga Tura jest pierwszym tomem całości zaprojektowanej jako Czwórksiąg - Wielki Tajemnik. W czwórksią-gu ma zostać zawarty możliwie pełny zapis wierzeń, podań, mitów, legend, obrzędów i rytuałów religijnych, wiedzy magicznej (o ziołach, nawęzach-amuletach, środkach urocznych itp.), czyli kultury duchowej, jaką wytworzyła cała Słowiańszczyzna na przestrzeni swojej 3500-letniej obecności w dziejach. W zamierzeniu autora czwórksiąg ma dać przystępny dla każdego przeciętnego czytelnika, popularny obraz owej kultury duchowej i materialnej naszych przodków, ze szczególnym uwzględnieniem dziejów bajecznych, mitycznych, najdawniejszych, które wszak stanowią o poczuciu zakorzenienia każdego z nas we wspólnocie zwanej Polską, Słowiańszczyzną, a szerzej również Europą czy kulturą indoeuropejską. Księga Tura w swoim układzie jest wzorowana na Mitach greckich Roberta Gravesa. Składa się na nią wiele mitów, podań, legend i wątków bajecznych, opowiadających o dziejach dawnych bogów i świecie stworzonych przez nich ludzi - Zerywanów, przodków wszystkich Słowian i Bałtów. Zebrane przez autora mity i podania mitologiczne z obszaru od Bałkanów po Polskę i od Połabia po wschodnie krańce Ukrainy i Rosji zostały skomponowane w jedną całość, tworząc zrąb mitologii starosłowiańskiej. Jest to chyba pierwsza w historii literatury próba odtworzenia wierzeń, religii i bajecznych dziejów Słowian w zamkniętym kształcie mitologii. Opowiada ona chronologicznie o tym, co działo się od stworzenia świata przez bogów, powołania do bytu ludzi i usadowienia ich w ziemskiej Kolibie aż po czas mitycznych początków pierwszych państw słowiańskich znanych nam z pisanej historii - An-tów, Wielkiej Morawy, Związku Wieletów i Obodrzyców na Połabiu, Wiślanii oraz państw Polan, Czechów, Rusów, Chorwatów, Serbów, Słoweńców i Bułgarów. Siłą rzeczy zawiera też mityczny obraz dziejów narodów sąsiednich - głównie Bałtów, Irańczyków (potomków dawnych Scytów i Sarmatów), Celtów i Germanów. Mówi również o tym, co działo się między bogami na słowiańskim Olim-pie-Weli, zanim pojawili się ludzie. O czynach bogów i ich wpływie na kształt otaczającego naszych przodków świata przyrody, później zaś, po stworzeniu Zerywanów, o stosunkach między bogami i ludźmi. Dzieje bajeczne opowiadają o pierwszych wytędzach, bohaterach wyprawiających się w Zaświaty, żercach-kaplanach, pierwszych królach plemiennych, sojuszach, wojnach, mitycznych grodach, państwach prehistorycznych, pierwotnych obyczajach i układzie człowiek-przyroda u ludów dawnych epok. Kierując się zasadą, że Księga Tura powinna zadowolić odbiorców na każdym poziomie zainteresowania tematem, autor nadał jej kształt trójwarstwowy. Pierwsza warstwa to wartka opowieść fabularna - czysta treść mitu, podania, legendy czy opowieści bajecznej, pozbawiona komentarzy. Drugi poziom stanowią Przypisy umieszczone pod każdym rozdziałem. Zawierają one poszerzony opis oparty na kronikach historycznych i materiałach naukowych z wielu dziedzin. Poziom ten rozbudowano o ułatwiające orientację w prezentowanym systemie elementy klasyfikujące i analityczne, o wywody etymologiczne i porównawcze. Autor zastrzega się, że ta część pracy nie ma charakteru ściśle naukowego, lecz stanowi integralną strukturę podporządkowaną tekstowi głównemu. Jest pogłębioną prezentacją koncepcji, uzupełnieniem bajecznych dziejów Słowiańszczyzny oraz opisem obrzędów, układów plemiennych i obyczajów. Tu omówiono postacie bogów słowiańskich wiążąc je z wierzeniami innych ludów, przedstawiono obraz pradawnych krain Słowian, postacie królów i bohaterów, opisano grody i miejsca święte, organizację kultu, obrzędowość, przedstawiono ślady archeologiczne oraz zanalizowano wątki i związki etymologiczne, które (poza przekazami kronikarskimi i tradycją ludową) stanowiły często podstawę odtworzenia mitów. Trzecia warstwa to Przypisy do Przypisów - część stworzona z myślą o tych wszystkich, którzy chcieliby się wdrążyć w temat, odkryć jego zawiłości, sięgnąć do źródeł, z jakich czerpał autor, lub po prostu poznać stanowisko nauki dotyczące mitologii słowiańskiej. Zawarto tu wiadomości nie tylko o wykorzystanych źródłach, lecz również o konkretnych utworach, z jakich zaczerpnięto podawane w dwóch poprzednich warstwach wersje mitów, czy o teoriach, na jakich autor oparł swoją koncepcję kręgu bogów i całą pracę odtwarzającą mitologię. Tutaj zawarto nieliczne komentarze odautorskie i bibliografię. Księga Tura otwiera przed Czytelnikiem rozległy przestwór świata wyobrażeń i wierzeń Prasłowian, świata podań ludowych i baśni mitycznych, zapełnionego postaciami dziwnych stworów, boginek, demonów, inogów i bo- haterów- świata, o którym niebacznie zapominamy, zwracając się dzisiaj ku obcym mitologiom, wątkom i postaciom. Jest to świat który dali nam w wielowiekowej spuściźnie nasi przodkowie. Urzeka on swoją pierwotnością, tajemniczością, magią. Dla wielu może się stać źródłem zaskakujących odkryć. Gdy przyglądamy się głęboko religijnemu stosunkowi naszych przodków do otaczającej ich przyrody, musimy zadać sobie pytanie, czy zapominając o najdawniejszych naturalnych kultach nie zgubiliśmy czegoś bardzo ważnego, co spowodowało potężne zakłócenie pomiędzy nami - dziećmi Ziemi, a naszą Matką. W świecie współczesnym, zdominowanym przez skomplikowane technologie i prawie w całości już odkrytym, młodzi ludzie gorączkowo poszukują zagadek, które mogliby rozwikłać, światów, które mogliby odkryć, własnych sposobów na życie, które pozwoliłyby im wnieść nowe doświadczenie w zbiorową mądrość zwaną Cywilizacją. Interesują się zaginionymi kulturami, megalitycznymi budowlami Ameryki Środkowej, obszarem wytrzebionej przez białych kultury Indian, szamanizmem, trollami i elfami mitologii germańskiej, nieistniejącymi kontynentami, egzotycznymi kultami i obyczajami. Książka ta ma ukazać rozległy, niemal doszczętnie zatopiony ląd, który nie leży wcale na antypodach Ziemi, lecz wokół nas, być może w naszych umysłach i sercach. Jako Polacy, Słowianie, Europejczycy jesteśmy ukształtowani na równi przez naszą historię i prehistorię. Pierwsza jest domeną nauki, druga mitologii. O ile pierwszą znamy jako tako, druga stanowi ciągle mglistą, nieodgadnioną przestrzeń, mnogo usianą białymi plamami. A przecież świat magiczny naszych przodków stanowi integralną część naszej współ czesnej mentalności i kultury. Trudno rozumieć w pełni własny język nie znając źródeł słów, pojęć i znaków. Wierzenia magiczne, mity i język to nierozerwalny splot, którego poszczególne składowe kształtowały się we wzajemnych oddziaływaniach przez tysiąclecia. Jesteśmy jak ziona, kwitnąca korona drzewa, które rosło bardzo długo To prastare drzewo wciąż wypuszcza młode gałęzk i świeże listki. Jest wieczne tylko dlatego, że odnawiask każdej wiosny. Czy drzewo podcięte u korzeni może wydać naprawdę zdrowe owoce? Nie sposób zaprzeczyć, że niepamięć głębokiej przeszłości "podcina" naszą przyszłość. Książka ta nie jest dogmatem ani wykładem, lecz jedynie prezentacją pewnej koncepcji, opartą na narzędziach i źródłach naukowych, próbą zebrania w mitologiczną jedność wszystkiego, co wytworzyła w tej sferze kultur Słowian na przestrzeni dziejów. Czesław Białczyński TAJa PIERWSZA O poczęciu Świata i Trzech Rzeczach Pierwszych, czyli Kaukach, Kirach i Jednogłowych, oraz o Czwartym Dziele Swata według zachodnich Wędów obrzędu kątyny witowskiej i przekazów z Winety', a także tradycji wschodnich Budynów obrzędu kątyny w Gleniu i podań znad Danapru2 O Pierwnicy-Niebycie i poczęciu Swata Pierw Nic Nie Było. Była zatem Pierw Nica; Pierwnica-Niebyta, zwana też Niebyłą albo Niebułą. Co było przed ową Niebułą-Pierwnicą, tego nikt nie wie. Może tylko sam Bóg Bogów3, Najwyższy Stwórca, a może i on tego nie wie. Niektórzy utrzymują, że w owej Niebule-Niebycie niegdyś, a także kędyś, samo się uwiło Światło Widne, Witalne, Święte, co było Świtem Wszego Świata. Tam i wtedy począł się Swąt. Jako że uległ przepoczwórzeniu4, nim się w Pełń u-kształtował, i z powodu nabytej tym sposobem Czwór-główności oraz Wszechpatrzącego Czwóroblicza, zwany jest przez ludy Ziemi na równi Swiatłowiłtem, Światłowi-tem, Światowitem i Światowidem. Przez wzgląd na wielką świętość Najwyższego nie wolno ludziom ziemskim wymawiać głośno jego imienia. Z tego powodu używa się owych mian zastępujących prawdziwe, ukryte imię Boga Bogów. Jako Jedń i Pełnię nazywają go Świętowitem5. Określają go również Panem Panów bądź Bogiem Bogów oraz Bytem Bytów, jak i wieloma innymi wysokimi mianami. Światłowiłt długo w bezruchu zalegał Pierwnicę, nim wezbrała w Nim wola przemiany. Żywił się pierw niczym, jako że w niej nic jeno było. Wchłaniał łapczywie jej niebyt, a pożerając bezistność wzmacniał się, jarzał, iskrzył, jaśniał i pałał. Wynurzał się z Niczego wszechpotężny jak plenny Pień, wszechogarniający niczym pien-na Pień, świetlistny jak pałająca Kłoda-Płoda, rozniecony z Ziarna Ziaren, kiełkujący w Drzewo Wszego Bytu Korzeń Wszego Stworzenia. Jego byt był Pierwnią (Pierwbytą), jako że to On stanowił pierwsze wszechobejmujące ciało, zanieconą istność, pierwy żywot. Sam z siebie, z własnych wątpi i woli wy-wił i owitał6 Wszech Świat. Był, jest i zawsze będzie Wszem Światem, a poza nim "jest" tylko Pierwnica - pierwe Nic. Zatem pierw był tylko On, jako że Pierw-nicy nigdy nie było. Narodził się z Niczego, a jest Wszystkim. Z niego, z jego krwi-ichoru, pochodzą wszyscy bogowie. Są jego dziećmi, a on jest ich ojcem - choć ich sam wszystkich nie spłodził, i matką - choć ich sam nie zrodził. Mówią, że jest Wszechżywotem, Wszechistnieniem, Żywiołem Żywiołów, Mocą Mocy, Dziejem Wszech Dzieł, Kirem Kirów7, Dziadem Dziadów, Ojcem Ojców, Praoj-cem i Pramacią Wszech Bytów Pierwszych i Wtórych. Światłowiłt i Nica K.tóregoś niebyłego dnia, boć przecie dni ani nocy nie było, Światłowiłt uczuł wielką pustkę w sobie i naokoło. I stało się, że z owej pustki w jego czeluści wy wiła się na byt Nica. Niektórzy prawią, że Nica wyszła prosto z czoła lub któregoś z czołnków (członów) Boga Bogów. Inni są pewni, że wychynęła z Pierwnicy, przybywszy ku niemu z niebytu jak czółno, co po długiej podróży na ciemnych falach chłodu przybija do słonecznego brzegu. Ci mówią, że jest jej (Niebyły) pierworodną córką. A była Nica czarna jak noc, ślepa jak ćma, głucha jak pień, niema jak ciemność i nieobjęta niczym, jak ta czeluść, co ją na świat wydała. Posadowiła się Nica u boku Światłowiłta w Pierwni. Dotykała się ostrożnie, próbując objąć własne kształty, i wzdychała, i czesała swe długie czarne włosy, co ścieliły się niebywałym welonem do jego stóp. Niczym (nie) była okryta. Wspierała się na Nim i ocierała o Niego. Od ciągłego tarcia i parcia zrodziła się w Bogu Bogów (po)trzeba. Nie gstrzymał i naparł na Nią. Tak przyszło do gwałtownej żądzy. Światłowiłt zagłębił się we wątpia Nicy. I starli się, i zmieszali. błysły na powłoce, w niebycie, tam gdzie nic nie było. Ta Powłoka Niebyły powstała z czarnych włosów Nicy. Później nazwano ją więc Niebłem, czyli Najgłębszym Niebem10. Tam, w onym murze-niemurze, bycie-niebycie uwięził Swiatłowiłt w gwiazdach-gniazdach swoich pierworodnych synów. O pierworodnych synach Swiatłowiłta z Nicą Po pewnym czasie Nica poczuła pełność w brzuszysku. Żar palił jej łono, a wielki ból przeszywał piersi. Zapłodniona świetlistną pienią (płonią), nasieniem Światłowiłto-wym, wiła się wrzeszcząc okrutnie. Usiłowała wyrzucić z wnętrza zarodzie i zmagała się ze swym opornymjestes-twem wzywając na pomoc Niebyłe. Złorzeczyła Światu. Przeklinała go za to, co jej uczynił. W końcu zrobiło się jej mdło i wyrzygała na Świat dziesięciu synów, gorejących, płonących Zniczów8. Silni byli Zniczowie, prędcy byli synowie, wielcy się porodzili oni serbowie9, a wielogłowi na podobieństwo ojca, lecz ze zmazą Nicy w sercach. Jeszcze się dobrze z jej wątpi nie wynurzyli, a już władać Światem chcieli. Bóg Bogów nie od razu pomyślał o budowaniu Rzeczy. Minął jakiś czas, nim w myśli nadał kształt i wyraz przyszłemu ładowi. By budować w spokoju, oddzielił się od natrętnej Nicy i zwił w Kłodź, bo wciąż go molestowała, by jej synom znalazł godne miejsce, a najlepiej wszystko, co zamierza, oddał od razu we władanie. Tego uczynić nie chciał, boć musiałby im oddać we władzę samego siebie. Postanowił więc ukształcić Rzeczy, które by zamiast siebie dał, i poddać synów próbie. Zebrawszy Zniczów o zaraniu, ukazał im przyszłość - co jak będzie wyglądać i kto czym będzie władał. Wyznaczył wszystkim dzieciom dziedzictwo, każdemu jego dział, każdemu osobną dziedzinę. Nie spodobały się Zniczom nadane przez Ojca Ojców działy. W jego planie była bowiem jeszcze Światłość i Głąb (Gołuba), i Strąpórz, i Byta. Nie chcieli ani czekać, ani się z innymi dzielić. Matka podsycała ich do buntu. Wiedział Swiatłowiłt, że żadne wędła nie okiełza onych serbych Zniczów, że moc jego ichoru w ich żyłach i zew ciemnej krwi Nicy pchnie synów ku najcięższemu ze złych postępków. Kiedy Bóg Bogów odpoczywał w srebrzystym-iskrzys-tym lęgowisku rzeczy świata, w Kłódzi, zmęczony robotą nad Pierwszym Dziełem, jego synowie wielogłowi i wie-loskrzydli Zniczowie napadli nań, chcąc go zabić. Pokonał ich swoją siłą, poraził skrzeniem, oślepił światłem, ogłuszył rykiem, padł na nich strachem, zmógł mocą po stokroć większą niż ich pospólna siła. Upadli pierwsi bogowie, niedoszli Działowie. Swiatłowiłt wygonił Zniczów w najdalszą dal, w najgłębszą głąb, w Pierwnicę. Nicy, która w obronie synów rzuciła się na niego, obciął włosy i w wielkim gniewie zepchnął ją razem z nimi. Potem, kiedy ochłonął, ulitował się nad swoimi dziećmi i zamienił Zniczów w Gwiazdy, co roz- Pierwsza z Rzeczy Pierwszych - Pierwszy Dział Dopiero wtedy mógł się Swiatłowiłt wynurzyć spokojnie ze swego istu i oddzielić ostatecznie od siebie świetlist ność własnego jestestwa oraz ciemń-otchłań pozostał; w Pierwni po zbełtaniu Niebyły i zmazie Nicy. Tak też uczynił i narodziła się Światłość, a z nią razem Głąb (Go luba). Wydarzyła się więc Pierwsza z Rzeczy Pierwszych Z pierwotnego zmieszania wyłoniło się pierwsze Czysti Dzieło. Jedno zostało oddzielone od drugiego. Stał się zatem Pierwszy Dział", a bliźnięta poczet z Pierwni otrzymały miana Czarnogłowa i Białobogi 12 Tym samym dokonało się pierwsze z przepoczwórzeń Swata. Bóg Bogów przerodził się w Światło Świata (Światłoświata, Swiatłoświta). Czarnogłów-Światłość za władnął wszystkim, co świetlistne, jaskrzące, połyskliwe i twarde. Przy całym swoim silnym i dzikim przyrodzeniu stał się Łukiem, Łyskiem-Łuną, Łódzią-Łudą i Łowcą Świata. Białoboga-Głąb (Belbug-Goluba) przy swoim przyrodzeniu miękkim i łagodnym otrzymała wszystko co krągłe, ciemne, lepkie, stając się Łożem, Łonem, Ławcą ca i Łęką-Ługą Świata. Ci to bogowie stali się władcami Pierwszego Działu - Działu Działów, czyli wszech Działów. Tych ludy Pół nocy i Wschodu, w tym spokrewnieni ze Sławami Auksto wie (Oksztowie-Istowie), zwą Kaukami, ludy Południa i Zachodu zaś Alkami albo Aukami, czyli Dzielnymi (Dzięglami)13. Na pomocników dał im Światłoświat Aż dahy, czyli Smoki i Żnuje. Kazał ciężkim Smokom służyć Światłości, zaś ognistym, lekkim Żmijom-Żnujom parać się ciemną Głębią. Niektórzy prawią, że owa pierwsza praca Boga Bogów trwała Osiem Pierwszych Boskich Dni i na Dziewiąty Dzień Pierwszy14 była gotowa. Takie jest zdanie wołych wów i kudiesników kątyn w Gleniu, grodzie wielkiego lu du Budynów zajmującego południowy wschód naszej zie micy, rozłożonego nad dunajami Danaprem i Dniestrzem aż po sam brzeg Morza Ciemnego. Inni zaś uważają, że Boskie Bliźniaki zrodziły się po Pierwszych Siedmiu Dniach. Tak prawią głównie żercy i gadacze'5 z wielkiego ludu Wędów, który zajmuje pół nocny zachód naszej ziemicy, obsiadłszy cały brzeg Mo rza Wędzkiego, zwanego też Błotykiem-Bełtykiem. U Bu dynów i Burów (Czarnosiermiężnych) znają to dalekie północne morze jako Bałatyr16. Tam też, w grodzie Wine ta i kątynach na Wyspie Swantewita - Rui, rozgłaszają w wiciach słanych po całej Ziemicy Sławian17, że Światło świat odjął po jednej główni Czarnogłowowi i Białobo-dze, czyniąc ich Trzygłowami18. Światłoświat odejmując owe głównie, odjął im w istocie tę część swego boskiego przyrodzenia, co miała moc samozalęgu. Pozbawiając Kauków (Alków) pełni możliwości i pełni siły, zabezpieczył się, by nie wystąpili przeciw Niemu jak Zniczowie. Swiatłoświat i Strąprza-Wspóra Dokonawszy Pierwszego Dzieła, Ojciec Ojców zawił się ponownie w Kłódź, by móc spokojnie tworzyć. W Pierwni zostawił Kauków-Dzielnych, ażeby nad nią czuwali. Tych dwoje nie polubiło się. Od początku trzymali się od siebie z daleka i z każdą chwilą oddalali się coraz bardziej. Od ich uciekania Pierwń się naciągnęła tak bardzo, że aż poczęła się trząść. Powłoka zatrzeszczała w szwach. Czując, co się święci, utoczył Swiatłoświat ze swojego gorejącego istu, z rozżarzonej materii Kłódzi, Jasną-Stronporę, zwaną Wspórą lub Strąprza19. Jego córa tak była śliczną, jaskrawą, strzelistą i żywą, że zachwycił się nią Bóg Bogów jak nigdy niczym. Zanim jeszcze wyszła z Kłódzi do Pierwni, po czwórkroć złączył się z nią i tyleż razy napełnił swym nasieniem. Żadna z cór już nigdy nie rozpaliła w Nim tak gorącej żądzy jak Strąprza. Strąprza miała stanąć między Czarnogłowem a Biało-bogą, ułagodzić skłócone Bliźniaki. Miała też wesprzeć Pierwń, by ta nie pękła. Gdy tylko Wspórą wyszła z Kłódzi, brzemienna ponad miarę, od razu zaczęła rodzić. A że była wiotka, gibka, ale wąska w lędźwiach, przychodziło jej to ze straszną boleścią i trudem. Wszemi czterema kończynami zaparła się o Niebło (Powłokę). Wierzgała w bólu i pazurami poczęła ją drzeć, tam gdzie się trzymała. Dziecice Swiatłoświatowi w jej wątpiach tak parli niecierpliwie, że od środka wyżarli z czterech stron cztery otwory i jęli się przez nie przemocą na byt dobywać. Aż nagle Strąprza-Wspóra trzasła! Rozleciała się na Cztery Strony, na Cztery Pory, na Cztery Kiry. Na Światło dobyli się z jej brzucha burego Stronporowie. Stronporowie zwani byli przez ludy Sławskiej Ziemicy Strąprzycami, Kirami, a także Godami. O Kirach i Nicy, czyli Drugi Dział - Druga z Rzeczy Pierwszych Kjrowie to była czwórka dwugłównego rodzeństwa: Ja-runa-Jaryło (zwana poza tym Germerudą-Germanem i Kukiericą-Kukierem), Ruja-Rajek (nazywany też Mają-Maikiem albo Gają-Gaikiem), Jasza-Yesse (mieniony również Owsieniem-Jeseniem lub Jeszą-Tausieniem) i Kost-roma-Kostrub (zwany także Koladą-Maslenicą lub Śmiertnicą-Kraczunem). Wśród wielkiego ludu Lęgów zamieszkujących zachodnie połacie Ziemicy Sławów, od wyżyzn pomiędzy dunajami Odrzą, Ługą i Kłódzią aż po rozległe doliny nad rzekami Łabą, Sprewą i Soławą, ci sami bogowie Kiru nosili miana Jarowita, Rujewita, Pore-wita i Pizmarza20. Kirowie natychmiast rozbiegli się w czterech kierunkach, by zespolić rozerwaną Powłokę-Niebło, jako że przez poszarpane dziury wsączała się w Świat z powrotem Nica. Pochwycili łopoczącą materię i poczęli się mocować z Nicą. Sami nie daliby sobie rady, więc Swiatłoświat, który śledził przebieg zmagania, pozbierał strzępy świetlistej Strąprzy i z resztek jej ciała ukształcił Skrów (Skrajów), zwanych też Światłogońcami albo Kuniczami (dlatego że rzucili się ku Nicy i polecieli na końce świata, tam gdzie nic już nie ma). Bóg Bogów nadał Światłogoń-com kształty strzelistych, ostrodziobych ptaków utkanych z żaru. Dlatego ludzie obawiający się wymawiać imiona bóstw na głos zaczęli je nazywać Żar Ptakami. Ogony Skrów pyszniły się niczym spienione barwne strugu Ich pióra miały twardość żelaza i giętkość trzciny. Puch Świa-tłogońców składał się z nici-nieci. Tymi niećmi Kunicze zacerowały trzymane przez czwórkę bogów Stron i Pór skraje Powłoki. Nim jednak Skraje-Skrowie założyli owe szwy-cery, Nica zdołała wetknąć po jednym palcu w każdy otwór. Tym sposobem do dziś przez cztery przy cerowane miejsca wpuszcza się w świat, czyniąc w nim pustkę. Te zeszycia widać na niebie jako cztery Gwiazdy-Gnia-zda na czterech Skrajach Świata. Tam też Kirowie mają swoje dwory i trony niebieskie. Tam spędzają czas wypoczynku, gdy nie ma ich na Ziemi ani na Weli. Tam przez cały czas czuwa któryś ze Światłogońców, by Nica nie naderwała szwów i nie wdarła się, żeby podnieść bunt przeciw Światłoświatowi, uwolniwszy wpierw z okowów czaru swych synów. Stamtąd Kirowie sprawują swe rządy nad Głębią, Porą i wszemi bytami rozciągniętymi w Kirze. Dwie z tych gwiazd są większe - tam gdzie Wspóra-Strąprza kopała nogami i szarpała Powłokę ostrzejszymi pazurami: na wschodzie (Wstoku) i północy (Siewierzy). Prąt Swiatłoświatowy zanurzony w Głąb Zercy i wróżowie ludu Nurów, co ma swe siedziby nad dunajem Boh i San, w Górach Krakowskich i nad duna-jem Wiskłą, prawią z kątyny w Grodzie Kruków (Caro-dunie-Karodunonie), że Wspóra, o której w podaniach mowa, to był jeno Prąt-Prąciec Swiatłoświatowy. Powiadają, że przeszywając Głąb w akcie dzikiego spółkowania, Ojciec Ojców połamał prąt i rozpękniętym na cztery strony wspórem rozdarł Głąb, pozbawiając ją dziewictwa aż w czterech miejscach. Przez owe cztery otwory wyszli na świat poczęci z połamanego wspóra Kirowie. Otwory te nachodzą się według nich na Czterech Końcach Świata. Razem ze Skrami-Żar Ptakami (poczętymi z drzazg po wspórze) Kunicze zeszyli swoją Mać Głąb. Światłoświat, samookaleczywszy się niebacznie w owym miłosnym ak- cie, musiał od tej chwili zrezygnować z dalszego płodzenia potomków. Zawił się w Kłódzi, poświęcając się wyłącznie stwarzaniu Rzeczy Świata. Prawdą jest, że Kirowie byli ostatnimi dziećmi spłodzonymi bezpośrednio przez Pana Panów. Tak stał się, według kapłanów nurskich, Drugi Dział. Z ponownego zmieszania powstały Pory, Strony i Kiry, Drugie Czyste Dzieło, Druga Wieczysta Rzecz z Rzeczy Pierwszych. Światłoświat odjął Kirom po jeszcze jednej głowni tak, że zostały im tylko dwie. Zrobił to, bo teraz jeszcze bardziej zaczął się obawiać kolejnego spisku21. Na Drugi Siódmy Dzień Stworzenia - jak chcą żercy Wądów - lub na Drugi Dziewiąty Dzień - według kudies-ników Budynów - Dział ów był gotowy. Kiedy Kirowie-Godowie i ich pomocnicy Skrajowie-Kunicze stanęli na Czterech Krańcach (Kirach) Świata na swych Tronach (Stronach) w gwiezdnych gniazdach, wsze rzeczy rozbłysły zalane widzialnym blaskiem. Ciemń ukazała się wtedy jako Cień i odróżniła się od Jasności. Cień i Jasność wypełniły Światłość i Głąb. To w tamtej chwili czarne stało się czarne, a białe białe (srebrne). Z rozprzestrzenionych resztek Głąbi-Maci (lub macicy Matki Strąp-rzy) zrodziły się maści: czerwona, niebieska i żółta (złota). Światłoświat przepoczwórzył się po raz wtóry w Świat Widny (jasny), Świat Widzialny. Mógł teraz wieść wsze byty przyszłe ku Trzeciemu Dziełu, jako że stał się Światowidem (Światowiedem). O gwiezdnych dworach bogów Kiru Od tej chwili - uważane za córkę mimo dwupłciowej postaci Jaruny-Jaryły - dziecko Światowida ze Śtrąprzą (lub według kapłanów nurskich z Głębią) zamieszkało dwór gwiezdny na wschodzie Głąbi, u Skraja uwiłtego z materii kiru Nieba Dalekiego (zwanego również Dalą). Tam zasiadło na tronie-gnieździe, dokładnie w tym samym miejscu, w którym kiedyś Swat zmieszał się z Nicą, płodząc swych pierworodnych synów. W tym miejscu poczyna się Świt i Widność (Wstok, Zoranie), rodzi się Dzień. Tam umiera Noc. Tam także rozpoczyna się Wiosna, kierunek Wzrostu związany z Chwilą i czas zwany Godziną. Tam narodzili się później Ludzie i wzrastali na welańskiej Przełęczy Równi. Jego drugie dziecko ze Śtrąprzą (lub Głębią), uważane za syna mimo dwugłowo-dwupłciowej postaci Rui-Rajka, zajęło dwór na Jugu Nieba Głębokiego (Głębi) u jużnego Skraja Dali. Zasiadło na tronie w miejscu, gdzie nastaje światło najwyższe, światło Półdnia, czyli Południa. Tam rozpoczyna się Lato, kierunek Wypełnienia związany z Miesiącem, oraz pora zwana Miesiączną lub Niedzielną22. Dwór następnego w kolejności boga Kiru uważanego za męskiego potomka Światłoświata i Strąprzy mimo dwupłciowej postaci Yessy-Jesenia, znajduje się na Zapadzie Nieba Głębokiego, u zachodnich wrót Dali. Tron Jaszy znajduje się dokładnie w tym miejscu, gdzie Nica powiła Zniczów, gdzie Światłoświat złączył się ze Strąprzą- Wspórą. Tam rodzi się Noc, a umiera Dzień, czyli nastaje Zmierzch (Zożar, Zmrok). Tam rozpoczyna się Jesień, kierunek Zrzałości (Zoźrałość, Dojrzałość) związanej z Go-dem i Kołorokiem. Nareszcie dwór ostatniego dziecka Światłoświata i Strąprzy (albo Głębi), uznawanej za żeńską, dwupłciowej, dwugłowej Kostromy-Kostruba mieści się na Siewierzy Głębi u siewiernych wrót Skłonu (Skonu) Nieba Dalekiego. Jest to w tym miejscu, gdzie największa Czeluść (Głąb), Ciemń, Czerń, Cień i Cisza, gdzie jest wiecznie najgłębsza Noc, czyli Północek. Tam właśnie, opodal tronu Kostromy-Ostromy, znajduje się jedyna niebiańska Brama Bram wiodąca w Pierwnicę. To tam Światłoświat zepchnął Nicę, a Zniczów uwięził w Powłoce. W owo miejsce odpłynie na Końcu Świata Łódź Osta-Ispa. Tam rozpoczyna się Zima, stamtąd się bierze kierunek Rozkładu związany z Wiekiem i Wiecznością. Ludzie ziemscy mogą dostrzec na Niebie Głębokim w czterech miejscach wyżej opisanych owe cztery dwory jako gwiazdy zwane Skrajami lub Skrami Świata: Skrę Siewierzy - Gwiazdę Północną, Skrę Wschodu - czyli Ju-trę (Jutrzenkę), Skrę Zachodu - czyli Wieczerkę (Wiecze-rnicę) oraz niewidzialną Skrę Południa (Gwiazdę Południową). W czasie późniejszym, gdy już po wojnach była urządzona Ziemia i Wela, Światowit dał wszystkim boskim rodom dwory na welańskiej Niwie Niw. Stanęły tam dwa wspaniałe trzemy Dzięgli-Kauków w Górach Czarnobiels-kich, dwadzieścia okazałych tynów na Nizinach Niwy, oddanych rodom Żywiołów i Mocy, oraz cztery wyniosłe tumy, wieże sięgające niebiosów, na przynależnych Kirom Wzgórzach Wozgrzy. Buła-Była-Byta ro zakończeniu Drugiego Działu Światowid powrócił do siebie i zatrzasnął ponownie wrota Kłódzi, świat bowiem nie był skończony, a Trzecia z Rzeczy Pierwszych czekała wciąż na swoje poczęcie. Według kudiesników gleńskiej kątyny Swata, na kolejny Trzeci Dziewiąty Dzień Bóg Bogów wyrzucił w Głąb Trzecie Dzieło skończone - Bułę-Byłę-Bytę23. Według wróżów z Winety działo się to rzecz jasna w Trzecim Siódmym Dniu Stwarzania. Wtedy Buła była bytem gotowym. Kiedy tylko Buła się pojawiła, Czarnogłów z Białobo-gą rozpoczęli gwałtowną sprzeczkę i bijatykę. Była ona iście piękna, a każde z nich z dawien dawna chciało samodzielnie władać i z nikim swej władzy nie dzielić. Niestety z wyroku Boga Bogów Aukowie-Działowie byli skazani na wieczne dzielenie się wszymi bytami. Tak też stało się i z Bułą, a wojna o nią zakończyła się ostatecznie po kolejnej niedzieli. W trakcie Wojny o Bułę dochodziło do wielu podziałów i przesileń. Już na samym początku rozdzierana we wsze strony i naciągana ku różnym Kirom Buła rozleciała się na Bryłę (Grudę), którą nazwano później Welą albo Zaświatem, oraz na Bryję (Glinę), którą następnie nazwano Ziemią albo Światem, a także na Poświatło Swiato-widowe - Poświatę, która uszła z Buły w Głąb, a wydobyta potem przez bogów złączyła wsze Niebosy-Niebła w jedno lite Niebo jak wielki pomost rzucony nad przepaścią Niebyłtu. Kaukowie-Dzielni nie mogli utrzymać wszystkiego w swoich rękach, więc w chwili spoczynku pomnożyli się. Z ich lędźwi przyszło najpierw na świat dwakroć po Osiem Żywiołów, a potem dwakroć po Dwanaście Mocy. Razem było to Czterdzieścioro Dzieci Działów (Dzięgli). Zrodziło się ich aż tylu dlatego, że wszyscy przychodzący na byt z łona białobożego i nasienia czarnogłowo-wego okazywali się Jednogłowymi. Pozbawieni siły aż trzech główni bogowie Żywiołów razem z bogami Mocy (Mocarzami, Mogtami) stali się opiekunami Świata Widzialnego. W imieniu swych rodziców Praoćca Czarnogłowa i Pra-maci Białobogi toczyli zażarty bój o każdą piędź widzialnego świata, o każdy skrawek grudy i gliny. Połowa z nich miała płeć po Pramaci, zaś połowa po Praoćcu. Byli pierwszymi bytami w pełni męskimi i żeńskimi. Zakończenie Wojny o Bułę, czyli o panowanie nad światem widzialnym kończy okres powstawania Trzeciego Dzieła Światowida, czyli Trzeci Dział. Wszystkie Żywioły i Moce zrodzone w tym dziele (dziale) odpowiadają temu Obliczu Boga Bogów, które nosi miano Światowita (Światowiłta, Światuwita, Światpowita, Światpowiłta), jako że Świat został wtedy ostatecznie Uwiłty i Owitany. Po tym dniu nastało Święto i panowanie w pełni przepo-czwórzonego Swata, który jest od owej chwili Jednią. Postać Boga Bogów jako Jedność nosi miano Święto-wita. Choć kapłani obu tradycji (winetyjskiej i gleńskiej) zgadzają się na takie ujęcie postaci Świętowita, to poglądy na bieg wypadków, jakie prowadzą do tego wydarzenia, są w kątynach Wschodu i Zachodu odmienne. Głązowie i Ludzie (według podania kątyn Budynów i Nurów) Według wołchwów z Glenia w owo Święto właśnie, w Dwudziestym Ósmym Boskim Dniu (Dniu Pierwszym), czyli po Trzeciej Niedzieli Stworzenia, Światowit w czasie kąpieli i odpoczynku jako ostatnie dzieło powołał do bytu Głęzów (Gałęzów, Głazów, Zgłęzów) i Ludzi. A stało się to przez przypadek. By odpocząć, Bóg Bogów usiadł na Głazie i wsparł się plecami o najniższy konar Wierchy (czyli Drzewa Drzew zwanego też Wjerzchą, Wierszbą lub Wierzchlicą). Konar odłamał się, a Światowit wziął go w rękę i począł się nim owiewać niczym pachalicą24, dla ochłody. Pot, boski ichor (ist-juchor), obficie wydzielał się z ciała Boga Bogów po ciężkiej pracy, jaką było stwarzanie Świata. Ichor wsiąkał zarówno w Gałąź, jak i w Głaz. Gdy już Światowit odpoczął, ułamał kilka gałązek i stworzył z nich Wiecheć. Zwykle takim wiechciem oćwiczał się w kąpieli i zwracał go Drzewu Drzew. Tym razem, ze zmęczenia czy przez zapomnienie, wyrzucił go za wrota Kłódzi. Wiecheć porwali Działowie. Podzielili między siebie pojedyncze gałązki, połamali na bezlik patyczków, zasadzili i uprawiali. Z ożywionego boskim istem Głaza i z Gałęzi zrodzili się Głązowie - osobiści pomocnicy Boga Bogów i strażnicy Kłódzi. Z Wiechcia hodowanego przez Czarnogłowa i Białobogę wyrosły ostatnie stworzenia: Zróstowie (Rośliny), Zwierzowie (Zwierzęta) i Zerywanie (Ludzie)25. Wtedy nastało dopiero prawdziwe Święto, bo wszystko już było gotowe. Tak według kudiesników gleńskich nastał Swiętowit, a Działy były tylko trzy. Czwarta Rzecz i Czwarty Dział, czyli o Ludziach (według podań kątyn Wądów i Lęgów) Wedug żerców z Winety, Witowa oraz guślarzy ludu Lęgów ze Żnina i Łężna, a nawet według kobców ludu Ma-zów z najpradawniejszej świątyni Matki Ziemi w Tłoce, Trzeci Dział nie był ostatnim. Z ich podań wynika, że Zwierzęta i Zróstowie (Rośliny) nie powstali z Wiechcia, lecz zostali zasadzeni i posiani w borach przez Kienów (Wiłów - bogów Żywiołu Kniei)2'1 na sam koniec Wojny o Bułę. Z Wiechcia powstali wyłącznie Ludzie. Działo się to na końcu Czwartej Niedzieli, czyli w Czwartym Siódmym Dniu Stwarzania (Dwudziestym Ósmym Dniu Pierwszym), gdy Światowit wychynął z Kłódzi po raz drugi, by rozdzielić sprawiedliwie walczących w Wojnie o Krąg. A było to tak: Po Wojnie o Byłę-Bułę Bóg Bogów uważał, że Dzieło jest skończone, a Świat zupełny. Osadził swoją Kłódź na Wierchu Weli, w cieniu Drzewa Drzew - Wierzby (Wierszby). Bogom Działów, Kirów, Żywiołów i Mocy dał dwory, każdemu na jego własnej welańskiej Niwie i przydzielił wszystkim bezlik prac, które musieli nieustannie wykonywać, by Świat nie ustał w ruchu ani nie utracił ładu. Światowit liczył, że zwłaszcza mnodzy a kłótliwi Jednogłowi przestaną myśleć o walkach i buntach, zajęci wieloma działaniami. Niestety mylił się. Jednogłowi, mimo że posiadali tylko przeciwstawne głównie Drugiego i Trzeciego Rodzaju (przez co ciągle się spierali), potrafili dojść do zgody w sprawie boskiego samopomno-żenia. Ugodzeni w parach poczęli i powili swoje dzieci - Małobogów, po czym powierzyli im większość prac na Ziemi, Weli i Niebie. Tym sposobem znów mogli próżnować, a od próżności przyszło do kolejnej kłótni i walki o Miejsce w boskim Kręgu przy Ognisku, gdzie codziennie wieczorem zasiadali na Równi welańskiej.^Widząc to, Światowit zasępił się i przysiadł na Głazie u Źródła Źródeł. Rozmyślając ułamał gałąź z Wierszby i wszedł do kąpieli, jaką odbywał zawsze w Modrej Bani. Oćwiczył się, otarł i rzucił Wiecheć za bramę Kłódzi. Porwali go Alkowie (Działowie) i zasadzili. Nocą zakradł się w uprawę Mor - Bóg Zagłady i podlał grzędy Czarną Wodą Przez to ludzie, którzy narodzili się rankiem następnego dnia, stali się smieitelni Jako tacy musieli opuścić Welę Bóg Bogów stiącił Ludzi-Zerywanów (Zorywanow) na Ziemię Światowit oddzielił wtedy Moce od Żywiołów Poru-czył Mocom zajmować się wszemi ludzkimi sprawami Tym sposobem nastał ostateczny Porządek Rzeczy Było to upragnione lozwiązame boskich kłótni i sporów Ludzie-Zerywame (Zorywam) zamieszkali w Kolibie na Ziemi Nastał Spoko) i Święto W to Ostatnie Święto Stworzenia Świętowit ulitował się nad Upadłymi Bogami, swymi synami Zniczami, i odczarował ich uwalniając z Gwiazd Powłoki Zamienił Zniczów w Umory nazywane przez bogobojnych ludzi Stiaszami lub Orłami Welans-kimi Wtedy tez przydzielił Ludziom-Zmarłym Nawie Weh, a Umorom wyznaczył pracę polegającą na przewożeniu dusz Zmarłych Tak stało się Czwarte Dzieło Od te) chwili Moce są związane z Człowiekiem, tak jak Żywioły z Siedliskiem, Kirowie z Głębią oraz Czasem, Kaukowie-Alkowie zaś z Działami Pieiwni Ostateczny podział Świata W ostatnim wyjściu w Wojnie o Krąg Bóg Bogów uratował od zagłady swo|e dzieło - Ziemię, Welę i Niebo, i na koniec rozstrzygnął wszelkie spoiy Ustanowił tez ład da-jąc bogom Taje Każdemu razem z Tają przypisał właściwą Niwę i inne trybuty Ziemię Białobogi27 oddał jej podopiecznym ulubieńcom - Siemi (Matce Ziemi) i Simowi Welę Czarnogłowa pizypisał bogom Mocy Śmieici i Zaświatów - Nyi oraz Welesowi, podopiecznym Praoćca A potem całą resztę podzielił między Jednogłowych Powstałe z poświatła Gwiazdy dał Płanetnikowi, Noc Bozycowi-Bodnyjakowi Słońce Swarozycowi, Dzień i Światło dał Dadźbogowi Niebo Dobie-Dabodze, Ogień Swaiogowi, Żar i Suszę Swarze, Tajemnicę Chorsowi, Księżyc Chorsińcowi, Czar Chorsime, Jeziora Wądzie-Nurcie, Rzeki Wodnikowi Źródła Wodycy-Trysce, Morza Wodo-Wełmowi, Deszcze Śląkwie, Burzę i Chmury przydzielił Perperume, Błyska wice, Pioruny i Grzmoty Perunowi i jego synom Yskowi Perumcowi oraz Ciośnie-Turupitowi Powietrze oddał Stryi, a Wiodro (pogodę) Pogodzie, Wiatiy dał Strzybogo wi i jego synom, Drogi i Ścieżki Podagowi i jego dzie ciom (Posłańcom), Zlepiszcze dał Sporowi, Zaląg Śreczy Rośliny Kniei Leszy-Borame, a Zwierzynę Kniei Borowi łowi i jego synom Dal wszystkim, co trzeba, i Ładom Mokoszom, Prowym, Dziewom, Płatom, Rgłom, Rodom i Morom także Nie pominął nikogo Tak stał się wszy świat, świat cały, wszech żyw, świat żywiołów i mocy, działów i kierunków, czyli Wszech Bo gów A nad nimi wszystkimi zapanował Najwyższy Stwo rzyciel, Bóg Bogów, Byt Bytów - Świętowit, wcielony w każdą najmniejszą cząstkę w gwiazdę, ogień, wodę, ta jemnicę, miłość, wiarę, zaczyn, przeczucie, mądrość, żą dzę, nienawiść, władzę, wiedzę, ciszę, głos, słabość, siłę upadek, radość, smutek, rod, drzewo, roślinę, kamień ko rżeń, wierzchołek, granie (gądzbę), maść (barwę), taję (znak), rez (ryt, rysunek), taniec (obrzęd) i słowo (poda nie) W rzeczy małe i duże, we wsze Rzeczy Wtóre i Trze cię, co powstały z Trzech Rzeczy Pierwszych Pierwni Wspory-Strąprzy i Były-Byty Od tego czasu Świętowit przestał zaimowac się świa tem Zamknął się w Kłódzi zajęty swoimi sprawami Bo gowie zamieszkali Welę i Niebo, Ludzie Ziemię, zaś Zmarli Nawie-Zaświaty Przypisy Wmeta - legendarna zatopiona stolica ziemicy ludu Wędow (Wądow) Dokładne położenie Winety jest do dzisiaj nieznane, wiadomo jednak, ze potężny warowny gród wznosił się nad brzegiem moi za, zapewne na świętej wyspie Wolin Obcy zwali Wędow Wenedami, albo Wenetami (Uenetoi), a morze, nad którym mieszkali - Morzem Wenedzkim (Ueneticos Colpos - Zatoka Gdańska)' Pod tym mianem znali ich Germanie i stosowali ową nazwę na okiesleme wszystkich Sławian Zachodnich jeszcze w średniowieczu Pod tym samym mianem znali ich staiozytm kromkaize greccy i rzymscy5 Najwcześniej wymienił ów lud z nazwy Nepos Okręt Wędow został wyrzucony przez sztorm na wybrzeże Germanu, w ziemicy Botów, w mku 60 p n e , a kilku członków ocalałej załogi podarowano prokonsulowi rzymskiemu w Galu, Kwintusowi Celerowi Wcześniej pisał o nich Herodot Około 550 roku pnę Wędowie naszli zbrojnie ziemicę Nuiów Po klęs ce oddziały wojów nurskich schroniły się w krainie Bu dynow1- Dzieje ludu Wędow były zmienne i bardzo burz liwe, jako ze stanowili oni lud ruchliwy i zdobywczy Ludów poszerzał swoje ziemicę, przemieizał północne kramy, zdobywał na wschodzie i zachodzie, budował porzucał, odchodził i upadał Nazwy plemion wywo dzących się z wielkiego ludu Wędow (Wądow) zawie rają w sobie często pierwszy człon ich pradawnego ro dowego miana Wądywarowie, Wądleci, Wą(d)linia nie, Wą(d)dalowie, Wę(d)tycze, Menowędowie, Radę cwędowie itp Opis przeróżnych ziemie wędyjskich, li cznych wędrówek Wędow - w tym wielkiej morskiej wyprawy, po zatopieniu Winety zawarte są w tajach 18 30 Księgi Ruty Tacyt Germania I wiek n e b Korneliusz Nepos I wiek pne pisze o Indach Windach schwyta nych na wybrzeżu Germanii Poza tym piszą o Wenedach dziejopi sowie greccy Hekataros z Miletu (550-479 pne) Herodot z Hali karnasu (490-425 p.n.e), Anisteas z Piokonnezu, Eforos z Kyme (350-330 p.n e.), Strabon (64 p.n.e. - 23 n.e.), Pyteas (IV w. p.n.e ), Diodor Sycy!i]ski (I w. p.n e ), i izymscy: Vipsamus Agnppa (63-12 p.n e), Kajus Pliniusz Starszy (24-79), Korneliusz Nepos (100-25 p.n e ), Pomponiusz Mela, Klaudiusz Ptolemeusz (90-168), Pub-liusz Korneliusz Tacyt (55-120). [Patrz np. H. Łowmiański Początki Polski (PP), t. I, 100-186]. Ł Herodot pisze o nich w Dziejach w związku z wojnami Scytów z królem peiskim Dariuszem jako o Wężach, któizy naszli kraj Nuiów. 2 Gleń - stolica ziemicy ludu Budynów. Już w VI wieku p.n.e. Budynowie wznosili drewniane warownie i grody, a w nich świątynie. Głównym grodem Budynów był wtedy Gleń, w którym mieszkali również osadnicy i rzemieślnicy greccy. Ziemica Budynów rozciągała się na północ od Scytów, z którymi graniczyli nad Dnieprem. Około 550 r. p.n.e. na ich ziemie wtargnęli Nuro-wie, pokonani przez Wężów fWę(d)osysłów - Węd-sów]. Po jakimś czasie Nurowie opuścili ziemicę Budynów i wrócili do siebie. W roku 513 p.n.e. Budynowie u boku Scytów walczyli przeciw królowi perskiemu Dariuszowi0. Gleń był najważniejszym ośrodkiem wiary przyrodzonej, czyli religii naturalnej, najstarszym na ziemiach Wschodniej Słowiańszczyzny. Tam czczono najwyższe bóstwo Budynów - Wielką Boginie-Straszną Matkę. Do dziś nie odnaleziono ruin tego grodu. Z biegiem wieków Budynowie podzielili się na wiele plemion rządzonych przez osobnych królów (kniaziów) i zajęli ziemie bardziej na zachód, w dorzeczu Bohu po środkowy Dniestr i Prypeć. Tam odkrywają ich podróżnicy owego czasu i umiejscawiają starożytne mapy. Przewijają się w następnych wiekach w zapisach kronikarzy pod nazwami: Gelonów, Igulinów, Botynów, By-tynów, Budynów, Bytów1'. Około II-III wieku n.e. zostali podporządkowani przez Wędów Nadczarnomors-kich zwanych Wą(d)tami - Antami (Ątami). Pod wodzą wątyiskiego króla królów Boży toczyli wojnę z Bizancjum, starli się z Ostrogotami króla Winitara i ponieśli porażkę. Król Boża zginął. Wątowie-Antowie byli sprzymierzeni z Hunami, a wcześniej z Sarmatami. Jeden z odłamów rdzennych Budynów, Bytyńcy, dotarł do Sła-wii wraz z falą powrotną Wędów Nadczamomorskich i o-siadł nad Łabą pomiędzy tamtejszymi Wędami i Lęgami1-. Nazwy rzek takie jak Danaper (Dniepr), Dniestrz (Dniestr), Don, Dunaj, Dunajec, Doniec, mają prastare korzenie i pochodzą z okresu Wspólnoty Ludówd. Wywodzą się one z rdzenia dheu-b (den, dań). Pochodzi od niego szereg istotnych znaczeń w wielu językach Ariów (Indoeuropejczyków), także Słowian. Przykładem może być słowo dzień - słowiańskie, bałtyckie, łacińskie, gockie, iryjskie, indyjskie (znaczenie jasny, świetlisty także - święty}. Ma ono związek z łacińskim dies, poszerzone deus - bóg [słowiańskie diw], dyau - niebo, od czego dunau - błękitny, niebieski. Inne słowo danu - woda, na wschodzie aryjskim don - rzeka, u nas zachowane w toń - głębina wodna, woda, jak również w dunaj, dunajec - rzeka, rzeczka (słowiańskie, a jednocześnie gockie, celtyckie, łacińskie). Debra to zarośnięty parów, dolina, cierniste zarośla, wąwóz leśny, gęstwina, zapadłość wypełniona wodą. Prasłowiańskie dibn oznacza otchłań, dolinę wypełnioną wodą, wodę i bagno. Ma także dokładne odpowiedniki w innych językach bliskich: łotewskie dubra - bagno, litewskie duburys - zapadłość wypełniona wodą, czy dalszych indoeuropejskich, jak iryjskie - dobar, starokimeryjskie dubr - woda. Rdzeń dheu-b - głęboki, wydrążony, dał początek nazwom rzecznym takim jak Dunaj, Dniepr, Dniestr, Don czy Brda (Dbra)e. Wszyscy Słowianie od zawsze nazywali wody płynące dunajami*. Nazw tego rodzaju poświadczonych na obszarze Słowiańszczyzny, a także w tekstach obrzędowych jest bardzo wiele. Podobnie rzecz się ma z wieloma innymi ważnymi słowami, które żadnego pośrednictwa nie potrzebują*. '' Wiadomości o Budynach i ich grodzie Gelon (Gelonos) zawierają Dzieje Herodota. Tam również grecki pisarz starożytny pisze o ich udziale w wojnie Scytów przeciw królowi Dai niszowi i obecności wojów nurskich w ich krainie. h U Pliniusza, Tacyta i Ptolemeusza. I Pod rokiem 811 wspomina o nich Geograf Bawarski (kionika powstała ok. 840 roku) przy okazji wojen Karola Wielkiego. II Wielu poważnych uczonych jest zwolennikami tej tezy patrz np Scherer Indoger/nanische Altertum\ktinde, str. 9], Wywodzone dotychczas jako pożyczki za pośrednictwem gockim lub innym (celtyckim, łacińskim) - co miało wykluczać ich prasłowiańskie pochodzenie lub może raczej być dowodem, ze Słowianie nie mogli mieć nad tymi rzekami swych siedzib w najdawniejszym okiesie ani tez nadać im samodzielnie tych nazw, które należy jednak wywodzić ze wspólnego indoeuropejskiego korzenia [Patrz także Slownik et\ino-loglczny A. Biucknera (SEB) lub Slownik etymologiczny F. Sławs-kiego (SES) i inne]. c SES t. I, 143 hasło "debra". ' Por Zygmunt Gloger w Encyklopedii staropolskiej (ESP) O używaniu słowa dunaj zamiast woda w polskich gwaiach ludowych oraz tekstach obrzędów litewskich i dajnach - pieśniach obizędowych, również o licznych pizykładach słowiańskich pisze Aleksander Bruckner w Starożytna Litwa - ludv i bogi (SLLB) [rozdz. IV Prusowie, str. 61] i wielu innych poważnych badaczy mitologii Słowian. '• Bez wątpienia należy tu na pizykład powszechnie uważane za gei-mański pizejątek słowo: ksiądz, książę, kniaz, knięga - księga (O tych słowach będziemy pisali w dalszej części, w przypisach do kolejnych taj). ' "Bóg Bogów rządzi wszystkimi bogami pomniejszymi i z niego się oni wywodzą. Wszy Słowianie wierzą w Boga Jedynego, Stwórcę Najwyższego, od którego pochodzą inni bogowie. Są krwią z krwi jego i wykonują tylko poruczone przez Niego obowiązki, tym zaś są wyżsi, im są mu bliżsi. Bóstwom pomniejszym przyznają pola i lasy, smutki i rozkosze, a On ma w swej pieczy jedynie sprawy niebieskie i z nieba rozkazuje pozostałym"a. Starożytni Słowianie wierzyli także, że "co było przedtem, to wie tylko sam Bóg, Stwórca Najwyższy, albo i on sam tego nie wie"b. •' Helmold z Bozowa (l 125-1177), [w relacji O wyprawie do Wagru roku 1156,1, 108)]. Wagrowie byli jednym z małych plemion obod-ryckich, a wielkie plemię Obodrytów wywodziło się z ludu Wędów b Potwierdzają to źródła i podania ruskie. Cytowane zdanie pochodzi wprost z Księgi Glebi (Colubiej Knigi), gdzie znajduje się cały mit o stworzeniu świata według tradycji wschodniej Również to samo pisze Prokop z Cezarei (VI w ) [w O religii Sklawmów t Antim] Nie ma żadnego powodu, nie wieizyc obcym kronikarzom, gdy pizedstawiają negatywne we własnym pojęciu fakty o podbi)anym wrogu Wyolbizymiają oni zawsze zwycięstwa własnych armii i klęski przeciwników, sławią, swych królów i pomniejszają zdoby cze wiogow Jako obcy często mylą nazwy rzek, plemion, grodów imiona władców Wiara przyiodzona icligia pizyiody (Przyroda - Rodzana, Matka Rodzaju Człowieczego), zwana przez nich po ganstwem, była w ich pojęciu występkiem przeciw chrześcijańskie mu Bogu Spokojnie możemy założyć, ze w tym wypadku me kła mią Gdyby w odniesieniu do mitologii Hellenów greków) przyjąć taki sam hiperkrytyczny punkt widzenia, jaki polscy naukowcy przyjmują w stosunku do słowiańskiej mitologii, do dzisiaj nie od naleźlibyśmy ruin TROI, uznając ją z uporem za wymysł Homera 4 Przepoczwórzenie - czterokrotne przekształcenie, czyli "przepoczwarzenie" Boga Bogów związane z jego dojrzewaniem, kolejnymi Czterema Działami, Czterema Stronami Świata, Czterema Kirami Dziejów, Czterema Porami Czasu, Czterema Głowami Najwyższego, Czterema Obliczami i Czterema Twarzami Boga Bogów, Czterema Płaszczyznami (bokami) słowiańskich posągów religijnych, Czterema Okresami Rozwoju człowieka - kolejnymi Czterema Obrzędami Przejścia (inicjacjami społecznymi), jakie przechodzi w życiu człowiek, Czterema Niebami, Czterechhstną Koniczyną Sporu i Szczęścia, Poczwórnością Każdego Bytu w ogóle, Czterema Duszami w Człowieku (Trzy duszyczki złączone w Duszę-Jedność) i Poczwórnym Sposobem U-śmiercema w Czterech Nawiach Także związane z Czterema Okresami Rozwoju Świata - od Narodzenia do przewidywanego Końca, w tym z Czterema Okresami Rozwoju Ziemi - od rozerwania Były (Buły) aż do zamieszkania przez Ludzi) itp Jest to cały szereg niezwykle ważnych znaczeń i odniesień związanych z czer-tą "4" i z niej wypływających Cztery jest najświętszą czertą Słowian, choć równie ważne są inne czerty (od l do 13, 21, 28, 40, 3x9)' Od poczwórności i warenia (wrzenia, jaśnienia, gorenia - War Ognia - u Hindusów bóg Waragna) pochodzi słowo poczwara ' O świętych liczbach Słowian więcej u Kazunieiza Moszynskiego w Kultura ludowa Slowian (KLS) i w kolejnych tajach Światłowiłt-Światowit-Świętowit - SWAT - Bóg Bogów Słowian starożytnych, czczony także jeszcze w średniowieczu, długo po tzw chrzcie Polskia Swiato-wit cieszył się mirem Boga Najwyższego w całej Sło-wiańszczyźnie, a Rugia (Ruja, Roją, Rana) była Ziemi-cą Świętą, państwem świątynnym - Świętą Wyspą Świętowita Ze wszystkich krajów słowiańskich znoszono tutaj dajimy Ziemica posiadała tez własną armię wojowników Świętowita zwanych Witungami, a najwyższą władzę na Rugn-Rui-Ranie stanowili kapłani Świa-towit-Swąt miał liczne świątynie w różnych ziermcach Słowian i Istów Starosłowiańskie rdzenie swęt, swat oraz wir, wid- są źródłem tak wielu słów o magiczno-mistycznym i wierzeniowym przyrodzeniu oraz o podstawowym znaczeniu życiowym, ze ich prapochodzeme religijne, specjalne i święte nie ulega wątpliwości Wyrazy te pozostają w bliskim związku ze słowami o podobnym zna- czeniu i rodzaju magicznym w innych mdoeuropejskicł językach. Wszystkie one kojarzyły się z obiektam świętymi i czynnościami religijnymi - są naznaczone niezwykłością. Należą do nich np świat, świt, światło świętość, świetność, świecidto, swat, cwiet (kwiat) zwiezda (gwiazda), gwizd, zwiędłość (zwiędłość), wi dzieć, wiedzieć, wieść (prowadzić), wieść (wiadomość) wiedza, wieszczyć, widomy, widny (widzialny), widm (jasny), nawiedzać, nawidzieć, węda, wędar, wiedma, wi dmo, wędzidło, wędzić, Wędowie, woda, wici (posłanie wezwanie), witka, witwa, świdwa (dereń), iwa (wieiz ba), wić (okręcać, pieść, kołować), wit (byt), wit (zdo bycz), witat (mieszkać), witati (narodzić się), witi (za woj, gniazdo), woj (wojownik), wiła (szaleniec, czarów mk), wiłować (czarować), wity (boginki leśne), wytędz (bohater), wiciądz (siłacz), witiaź (mocarz), wytężać, witung (wojownik, szlachetny), zwyciężać, wvć, wiać wiatr, wetach (stary), wetit (mówić), wic (kłąb), wić się uwikłać, uwić, powić, powiedzieć (powedat') itp Powyższe zestawienie, choć niepełne, potwierdza wystaicza-jąco zdanie mędrców, kapłanów i Zboru Świątyń o pier-wotności i świętości owych rdzeni Było to słowo-klucz obejmujące wszystko, co najważniejsze13 Źródłosłowy potwierdzają, ze Światowit-Świętowit był początkiem wszystkiego i ojcem innych bogów oraz ze panował nad nimi O rozległości czci Swąta-Swiato-wita świadczy zasięg kultu. Jego świątynie znajdowały się w wielu miejscach Nie tylko w Witowie na Rui, ale i wszędzie tam, gdzie posadowiono po Chrzcie kościoły pod wezwaniem świętego Wita Korbejskiego Był on również głównym bogiem Istów i nosił tam miano Swajstiksac Echem pradawnej świętości i jedności wiary przyrody Słowian oraz ludu Istów (z którego wywiedli się, jako wielkie plemię, Litwini) jest także, w sposób pośredni, mityczna litewska tiójca bajecznych praprzodków Szwmtorog, Kiernus i Kukowejtis Imiona te wiążą się z nazwami miejscowymi o prastarym rodowodzie Nie jest przypadkiem, ze Góra Szwmtorog leży u zbiegu rzek Wilnu i Wilji (obie te nazwy pochodzą od wijąc -wić, owijać, owitać, uwilć). Imiona książąt odpowiadają Swantewitowi (Szwmtorog), Kirom (Kiernus) i Kaukom-Alkom (Kukowejtis) Cały szereg nazw świętych wzgórz i gajów łotewskich, a także miana demonów czy duchów domowych albo olbrzymów potwierdzają w czasach późniejszych pierwotne związki z bogami Trzech Najwyższych Działówd Ogólnosło-wiański zasięg kultu Swata jest widoczny poprzez jedność obrzędu zażynkowego z występującym w nim kołaczem-miodownikiem w Polsce, na Rusi, na Bałka-me, na Pomorzu i na Załabiue Pośrednio poświadcza go również połudmowosłowiańska (serbsko-chorwacko-dalmatyńska) dynastia Svevladiczów (Swewładyczow) wywodzących się z pradawnej białochorwackiej ojczyzny z rodu władców-wojów-kapłanów - Witungów Svątaf W językach litewskim i łotewskim rdzeń swaigs ma także znaczenie gwiazda Słowo to jest wysoko usytuowane w kręgu wierzeniowych znaczeń - zwaizgde, zyai-gzne - gwiazda Łotewski Zwaiganes (Gwiezdnik), od- powiednik słowiańskiego Bezdnica-Bodnyjaka, bierze udział w swataniu Córy Słońca, Zorzy. ' O kulcie Swantewita pisze dokładnie Saxo Giamatyk [XIV, 39], omawiając niektóre obrzędy, np zazynkowe, wróżby, opisując świątynię aikońską na Rugn, oiganizację kultu Pisze tez o nim jako o Bogu Bogów Helmold [l, 108] h Miano Swątewit w pełnym brzmieniu Swantewit (Świętowit, Świato-wit) zachowało się w lelacjach kromkaizy z Rugn i Załabia Było to miano najwyższego boga w lelign natuialnej (kulcie i wierzeniach) leszcze w XII wieku Słowa zawieiaiące idzeń swęi-mąt oiaz -nit, -uvt mają bez wątpienia związki etymologiczne z natuialną icligią Ich znaczenia układają się w logiczny ciąg, który pozwala odtworzyć w szczegółach następuiące po sobie wydaizema w micie o początku wszystkiego. Mit musiał te znaczenia wywodzić ze swe| tieści i poprzez maje tłumaczyć, podobnie ]ak mitologia giecka czy inne. Miano tego boga, mimo ze złożone, me ma charakteiu świeższego, młodszego - |ak pisze w Religia Słowian i jej upadek H Łowmiański. Na tej same] złożonej zasadzie zbudowane są miana innych bogów, uznawane pizez tego samego autoia za archaiczne Swa(i)-iog, Pe(i)-run, Dadz-bog, Boio-wił, Peie-plut, Mo(k)-kosz itp [Etymologia mat i wir patiz SEB str 535-538, 611-618], także omówienie członu svęt i vidu M Rudnickiego w Prmłoniańszczyz-na-LeLlua-Polska, tom II - Wspólnota słowiańska - wspólnota leciutka - Polska, wyd Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk, Poznań 1961 przy pomocy PAN 6 owitał, wywit - owinął, owionął, porodził (wydał na świat) i zamieszkał. Owitat' we wspólnej mowie naszych praprzodków zwanej językiem prasłowiańskim znaczyło, poza wszystkim innym, także zamieszkać. W tym miejscu tekstu jest również mowa o Pniu, Pleni i Kłodzie-Płodzie - jest to szereg bliskich sobie słów-znaków nawiązujących do drzewa i plenności oraz pojęcia plemienia. 7 Kir (kirunek) - kierunek, kształt, Strona i Pora, czyli cztery rodzaje przestrzenno-czasowego ułożenia Świata, bądź cztery Tworzystości-Tendencje Świata. Kirowie (czyli Stronporowie albo inaczej Godowie) - grupa bogów Drugiego Działu władających czasem, kształtem, kierunkami i przestrzenią (przestronią). Ich władanie, na przykład porami roku, polega nie tylko na panowaniu nad czasem (kir-czas) i przestrzenią (kir-strona) tego okresu roku, lecz i na nadawaniu określonej porze odpowiedniego kiru-kształtu, to jest wyglądu, a także kiru-kierunku (tego, ku czemu zmierza w przekształceniach dana rzecz). Także kir - śmiertelny welon, tkanina żałobna, którą okrywano wszystkie przedmioty w domu zmarłego. Całun - barwy białej - okrywający samo ciało zmarłego jest specjalnym rodzajem owego kiru. Jeszcze w XVI wieku kirem nazywano każdą bogatą tkaninę, także rodzaj szuby futrzanej, zwłaszcza w kolorze białym bądź czerwonym. Z czasem nazwa przeszła na tkaniny gatunku pośledniego o czarnej barwie. Także kirem nazywa się jedna z Trzech Materii Świata tworząca z pozostałymi Materię Materii - Baję oraz na niej Wzór - Obraz Wszego Istnienia, Każdego Wydarzenia przez całą Wieczność, od Początku do Końca Wszego Świata. Znicze - zrodzeni z Nicy, z niczego, synowie Nicy zarazem ogniści, świetliści, płonący, skrzyści. Znieceni i zrodzeni w mecy. Także znikający (niknut, sniknut) i niecni, czyli niecnotliwi. Wielość i jakość znaczeń odpowiadających mitologicznej roli pierworodnych synów Boga Bogów Swata gruntuje tę właśnie nazwę jako właściwą dla owego rodu. Święty, wiecznie płonący ogień w kątynach litewskich, np. w Romowem, nazywano znicza, każdy święty ogień określano wśród Słowian tą właśnie nazwą11. Znicze zostali zamienieni w Gwiazdy, a następnie, ułaskawieni, stali się Umorami-Straszami, skrzydlatymi (skrzystymi) przewoźnikami dusz zmarłych między Ziemią a Weląb. 1 Kapłam-opiekunowie ognia nazywali się Znicziusami Miano to w pełni pizechowah Istowie-Bałtowie. b Mit o Zniczach odtworzono na podstawie kompilacji podań i baśni Słowian Połudmowo-wschodnich (wschodnia Małopolska, Ukraina, Mołdawia, Bułgaria) '' Serby, sorby - mleczny, swój, rodzony, brat, najbliższy Także serp - ostry, koliście zakrzywiony (od indoeurop. słowa serpen - wstęga, wąż, jak w słowie sierp (staro-serbskie narzędzie rolnicze i bojowe). Serpen - ogólno-słowiańska nazwa jednego z miesięcy, w którym zbiera się płody ziemi. Również sorg, srog - srogi, twardy, zrogowaciały, ukształcony z rogów, rogaty. Również sreb - srebrny, drogocenny, błyszczący, jaśniejący, źreb - nowonarodzony, dany wyrokiem losu (zachowane w polskim - źrebak), źreb (źreb, źrzeb) - podstawowy los-zręb (jeden z pięciu rodzajów doli), Żrzeb-Dodo] (Makosz) - bóg Losu, zręb - podstawa11. Wszystkie te znaczenia zawierają się w nazwie ludu Serbów, który jest jednym z dawnych wielkich ludów słowiańskich. Dla wywodu owego ludu z mitycznej przeszłości świata ważne jest Podanie o Srebrzu - synu Makosza, który był ojcem pierwszego serbskiego króla Serbowie byli czcicielami Makoszy - na terenie ich kraju przechowało się wiele nazw miejscowych od imienia bogini Mokoszy (i boga Makosza), a także wiele podań i obrzędów poświęconych bogini Dodoh (córce Mokoszy) - Opiekunce Doli Człowieczejb 10 Najgłębsze Niebo - zostało w końcu nazwane Niebem Najdalszym, czyli Dalą Niebło - Niebo - stało się określeniem Całego Nieba, czyli wszystkich Niebio-sów W trakcie Działów wykształciły się Cztery Niebio-sy, które poświatło Światowitowe złączyło niczym lity most w jedno Niebo Te Cztery Nieba-Niebiosy to Niebo Dalekie - Dal, czyli Powłoka, Niebo Głębokie - Głąb (Czeluść), Niebo Wysokie, czyli Ciemń i Niebo Bliskie (albo Niskie), zwane Niebem Dazbogów albo Żywiołów O Niebie Wysokim mówi się czasami, ze jest Niebem Kamiennym, i nazywa się je Kopułą Niebieską Jest to Niebo Simów, ale w istocie podanie mówi o kopulacji Suną, Kupały i Perperuny Niebo Głębokie jest Niebem Kirów, Dalekie zaś Niebem Umorów lub może Nicy, jako ze tam trzyma ona wetknięte w gniazda swe paluchy, i jest ono utkane z jej włosów Stosuje się także wśród niektórych Słowian dla nazwania Nieba Wysokiego lub Niskiego (zależnie od ziemi-cy i pamięci prastarego wzoru) miano Sklepienia Niebieskiego Jedni prawią, ze jest ono wykute z żelaza przez Swaroga i oddane Dazbogotn, inni ze z Kamienia przez Sima w darze dla Matki Ziemi, by się nim okryła Wyraz meblo ma kształt analogiczny jak webto, symboliczna rosima-atrybut bogini Wady (morski wodorost - tasiemnica) Webło - "włosy wodne", niebło - "włosy Nicy-mebytu" 11 Dział - działanie, dzielenie, dzieło, działo, dzieje, dziać (nadziewać), dziać się - wydarzać się, dziełać - czynić, robić, dzieło - rzecz wykonana, czyn, dział - część, dziedzina - obszar, spadek, dziedzic - następca Także dzielny -podzielony, dzielący się i dzielny - odważny Bliski związek z takimi znaczeniami wywodzącymi się z tego samego indoeuropejskiego rdzenia, jak dziw (deus) - dziwny, niepowtarzalny, cudowny, święty, ]as-ny, dziw - dziki, dziewiczy - żeński, czysty, dawać - dać, dziecko, dziad, dzida, dzięki (dziękować), wdzięk i wdzięczność, dziękczynienie' Te wszystkie bliskie, ważne znaczenia świadczą o wierzeniowym przypisaniu i prapochodzemu (magicznym przyrodzeniu) słowa Dzięgiel (arcydzięgiel litwor - archangelika) to anielska, święta roślina Działowie, Dzięgle, czyli inaczej Kau-kowie-Alkowie - Dzielni, to Czarnogłów i Białoboga - bóstwa Pierwszego Działu, zwanego Działem Działów 12 Czarnogłów -jeden z dwóch głównych bogów Działu Jego miano przekazały różne języki Słowian w róznych brzmieniach Tiernoglafia, Zcernebochb, Crni Bogc Ist nieme kultu Czarnoboga w Polsce poświadczają liczne nazwy miejscowe Wspominają o Czarnym Bogu pieśni białoruskie Był czczony jako ważny bóg Istów pod mianem Peccolsd Pecols-Pokkol znaczy bóg Piekła Znany Prusom jako Pikułs-Pikułase Czczony przez Czechów i wszystkich Słowian Południowych jako Tro jan - o trzech kozich głowach i potrójnych woskowych skrzydłach - chrześcijańscy kronikarze widzieli w nim Boga Zła* Serbowie wierzą, ze jako nocny jezdziec o trzech paszczach jedną pozera ludzi, drugą zwierzęta a trzecią ofiary-trebyŁ Tak samo jak serbski Trojan także szczeciński Trzygławh dosiadał czarnego wierz chowca, który wracał do świątyni spieniony po nocne wędrówce Na Łuzycach znajdowały się główne świątynie oboj ga bóstw Działu Tu jest do dzisiaj Święta Góra Ćorn Boh, a obok niej góra Belboh Domeną Czarnogłów (Czarnoboga) był Zachód - tutaj czczono go znacznie bardziej niż Białobogę (np w Szczecinie) Z Zachodu jego kult został przeniesiony na Południe przez Serbów Czarnogłów = Trzygłów = Trojan Ze Wschodu prze niesiono tym sposobem Białobogę, czyli Trojamcę Ruś mocniej czciła Białobogę, której rozległe uroczy sko Biełyje Bogi znajdowało się w wieku XI pod Mosk wą Ośrodkiem religijnym tej bogini było dużo wcześ niej Białoziero, gród Słowenów Nadilmeńskich Cał Wschód był Ziemią Białobogi Według biegu wiekóv Trojanowych mierzono upływ czasu, a każdemu z bo gów Działu przypadało dwa razy po siedem wieków' Białoboga (Belbuk) znana jest z licznych podań Po morzan (Wędów), Czechów i Morawian, gdzie wystę puje jako Bel (Biel)1, a także Serbów - tam jako Bjełi Bogk Była ona uznawana przez chrześcijańskich kroni karzy, a potem naukowców za Boginię Dobia1 Liczne są nazwy miejsc, gór, a zwłaszcza rzek okreś łające bliźniacze odnogi tej samej rzeki jako bieg Czar ny i Biały (np Dunajec) Bardzo liczne są "białe" na zwy grodów, np Biała, Belgrad, Białogard, Białoziero Belgren, Bielsko, Białowieża, Biała Wieża, Białoboże Biała Góra (gród Nizyców na Połabiu) - dlatego ze pat ronat Białobogi-Białoboga nad grodem przynosi mu po wodzenie i żywotność Zasada ta rozciąga się nawet na nazwy dawnych krajów Biała Ruś, Biała Chorwacja Biała Serbia, gdzie biały - wielki Słowo kauk ma w językach bałto-słowiańskich zna czema dzielny, potężny, dzielący, uderzający, kawę czący, wyjący, mocny, wielki, wysoki (gockie hauk) pięść (rosyjskie kuks], maczuga (litewskie kuka) W ję zyku polskim przechowane w formie kuks - bolesne uderzenie Od miana Kauków-Auków-Ałków-Alków można wywieść poprzez wierzenia takie nazwy, jak Kaukaz (Wschodnie Góry Kauków - Góry Białoboze oraz Alpy (Zachodnie Góry Alków-Ałków - Góry Cza-rnogłowe), a także nazwy Czarnogóra, Czarna Ruś, Ca-rodunon, Czarny Las, Karpaty, Karkonosze Wśród Macedończyków bogini Atena miała przydomek Alei Demos. Z indoeuropejskiego rdzenia (s)kal wywodzi się ciąg znaczeń, takich jak: skata, skalisty, skale, skaluba (co oznacza zarówno skałę, jak i rozpadlinę, szczelinę), skola - muszla, i równocześnie kat, kalać (błoto, bagno, kał, kałuża). Jest to znamienne rozdwojenie znaczeń z jednego pnia, odpowiadające treści podania o rozdarciu Buły i rozdziałowi na dwoje przeciwstawnych bogów Działu. Łacińskie albus znaczy biały. Stąd na przykład nazwy rzeki Łaby (Alba), czy Alp (gór okrytych bielą śniegu). Na Rusi mamy znów rzekę Kałkę, a w Polsce znane starożytne miasto Kalisz1. W Mitologii starosłowiańskiej przypisano Białobodze płeć żeńską, choć Trzygłowi byli trojakiego płciowego przyrodzenia: męskiego-zeńskiego-obojnakiego. Uczyniono tak tylko dlatego, by podkreślić powiązanie pewnych cech Działu reprezentowanych przez Białoboga z zeńskością"1. n Dzielm-Dzięgle-Kaukowie-Alkowie. Kult bogów Działu jest poświadczony na terenie całej Słowiańszczyzny i ma odbicie w licznych podaniach, folklorze i obrzędach, które przetrwały do połowy XX w. w ramach Świąt Wiosny. Jest to kult boskich bliźniaków, za którego centrum na Zachodzie uznaje się Śląsk i Ślęzę, na Wschodzie zaś północną Białoruś. 14 Dni Pierwsze - Pierwsze Dni Stworzenia, czyli istnienia Świata-Światowita. Dziewiąty Dzień Pierwszy - czyli dziewiąty dzień stwarzania. Drugi Dziewiąty Dzień Pierwszy - czyli osiemnasty (2x9) dzień stwarzania, Trzeci Dziewiąty Dzień Pierwszy - czyli dwudziesty siódmy (3x9) dzień stwarzania. Po nim nastąpiło Święto - dwudziesty ósmy dzień. Długość święta dochodziła do trzech dni. W ten sposób mamy pełny księżyc, czyli miesiąc księżycowy. Trzy okresy stwarzania po dziewięć dni były okresami nie-(po)dzielnej pracy Boga Bogów, czyli niedzielami. Stara słowiańska nazwa niedziela oznaczała tydzień, a nie święto, czy siódmy dzień tygodnia. Nazwa znaczyła również medziełać, czyli bez pracy, i dlatego łatwo przeniosła się na dzień ostatni, jako że w ten dzień Bóg Bogów dawał nowe Dzieło skończone i nie tworzył, odpoczywał. Kalendarz księżycowy był powszechnie stosowany przez Słowian w starożytności. Na ten związany ze wschodnią tradycją (budynowską i burską) bardziej pierwotny podział (3x9 - wyraźny także w innych elementach zachowanych w podaniach i baśniach oraz mitach) nakłada się miejscami, lub występuje oddzielnie, na Zachodzie nowszy, choć niekoniecznie oparty na Słońcu (albowiem także zawiera 28 dni, czyli pełnię księżyca) podział 4x7, czyli na cztery niedziele w miesiącu. Każdy miesiąc kończył się dodatkowym świętem trwającym 1-2 dni, jako że Czas Stwarzania zakończyło Święto. Miesięcy było 13, a każdym z nich opiekował się Tyn innego Żywiołu albo Mocy. Trzynasty miesiąc wyrównawczy miał w tym układzie 12 dni. Lud na wsiach słowiańskich jeszcze w XIX wieku pamiętał taką miarę, a etnografowie opisali kilka ty- pów kalendarzy ułatwiających odmierzanie czasu rolnikom Trzynasty miesiąc nazywano Świteń, Swibań, Pro-sweteń, Przybycień, Godeń, ale nazwą najbardziej oddającą czas tego miesiąca, czas przybywania Nowego Światła, jest Świcień-Świeteń' Poszczególnymi rokami opiekowali się Mali Bogowie Żywiołów i Mocy Pełny cykl owych roków to okres zwany Kołwieko (Wiek) = 48 roków (Koło Godów, Koło Roków, Koło Wieków) Większymi odcinkami czasu - czterema ćwiartkami Koła Wieków (po 12 lat każda) opiekowali się Kirowie (Go-dowie) zaś całym czasem wypełnionym Kołami Wieków (cyklem cykli - złożonym z czterdziestoośmioletnich okresów) zwanym Kołem Kołwiek (Kołem Kół) Kauko-wie Niektóre podania od tej ich czynności opiekuńczej wywodzą nawet miano Kaukowie [Koł-ko(ło)wie], czyli ci którzy opiekują się Kołem Kół Białoboga i Czarno-głów rządzili na przemian, obejmując czas równy 7 Koł-wiekom - stąd na każde z nich przypadało 2x7=14 Koł-wieków (14x48 roków Czarnogłowa oraz 2x7=14 wieków Białobogib) Liczba ta daje pełny Obrót Świata Widzialnego, jeden jego miesiąc równy 28 Kołwiekom czasu ludzkiego Nazywa się go Miesiącem Bogów Poszczególnymi dniami kalendarza Ziemi opiekowały się Stworze, Azdahy oraz Światłogonce 15 Wołchwowie (wołochować - wróżyć, wolchw - mędrzec, wotk - wilk, wotmeme - ekstaza, podniecenie), kudiesnicy (czudieso - cud, cudotwórcy), zercy (zertwa - ohara, otiarmcy) i gadacze (gadać - głosić i zaklinać, gądfba - muzyka) - wschodnie i zachodnie określenia kapłanów i czarowników Jest jeszcze wiele innych szczegółowych nazw, którymi określa się kapłanów dawnych świątyń, kościołów i kątyn odnoszących się do ich różnych funkcji (np wróżę, zakhnacze, wracze, kobcy, czarownicy, czai odzieje, kołodum, toblacze, zinicze, tu-hsze, hgasze, gajdowie, guślarze, koźlarze itp) 16 Bałatyr - Błotyk - Bełtyk - nazwy Morza Bałtyckiego nawiązujące a) do boga mórz, który je zamieszkiwał, Wodo-Betta (zwanego tez Wełmem), b) również do znaczeń beltać - od kręcącej się ciągle bełtanej wody, blotoń - od mętnych nieprzejrzystych wód, błoto - od błotnistych, muhstych brzegów rzek przy ujściu do morza, c) także od znaczenia był-byt - na określenie odwiecznego bytu, co nawiązuje do opowieści o Bule-Bycie Używana także przez Wielkorusów nazwa Ałatyr nawiązuje znów do Kauków, albowiem tak jak były Góry Kauków (Kaukaz, Alpy), tak były i morza Kauków (Czarne-Ciemne i Bałtyk lub Białe) Według podań ruskich na dnie Bałtyku miał spoczywać czarodziejski Kamień Kamieni Ałatyr (Łatyr - Swatyr) zwany Ojcem Kamieni1 17 Sławianie - Sławowie, Słowowie, Slavovie, Suewowie - Słowianie Znani starożytnym kronikarzom i geogra fom także jako Stawanowie, Suobeni, Swewi czy Skla wini'1 Ich miano pochodzi od królowej Sławy (Soławy) córy Swarozyca i Zerywanki, a znaczy tyle co Wianc (Dzieci) Słońca-Sołancab Także "swoi", mieszkający na moczarach (sou - mokrość), albo Swewowie - Wo jowie Swata (Swętowojowie) I8 Trzygłowi - rozróżnienie między wielogłowowoscią i wielotwarzowością bogów Starosłowian ma istotne znaczenie'1 Nie tylko nasi bogowie mieli wiele obliczy Wielogłowowość nie dotyczy wyłącznie bóstw azjatyckich, czy bóstw Indian Ameryki Północnej11 Wielogłowy był grecki bóg Fanes, który "pchnął wszech świat do życia" - miał cztery głowy i był wieloskrzydły0 Fanes był zapładmającym bóstwem Objawiającym, Pasącym się i Pierworodnym Świecącym - symbolem jasności Jego cztery głowy odpowiadały czterem symbolicznym zwierzętom oznaczającym pory roku Wyrocznia w Ko-lofome uważała Fanesa za transcendentalnego boga Jao, złożonego z postaci Zeusa, Heliosa, Hadesa i Dionizosa naraz i symbolizującego rok złożony z czterech poi Noc nazywała go Enkepaiosem albo Protogenusem Fa-etonem i mieszkała z nim w jaskini Jest to bardzo podobna sytuacja jak między Swatem a Nicą zamieszkującymi Pierwnicę Na tym jednak podobieństwa się kończą Fanes stworzył Ziemię, Niebo, Słońce i Księżyc Z kolei orficki Eios-Fanes był synem Nocy Słowa noc i mc, a także nyć (niknąć, wyć), od którego pochodzi miano słowiańskiej bogini śmierci Nyi, mają wspólny starosłowiański pień nyt' Pochodzą tez z niego inne ważne słowa o znaczeniu wierzeniowym, magicznym (np nić-meć, niecić, rozniecać, nęcić, śnić), i miana Zduszów lub bóstw, takie jak Znicze, Nica, Pierwnica, Niksy (Zduszę wodne), Nocnice (Boginki i Zdusze)d Grecka bogini śmierci Hekate była postacią trójgłową - trójbogimą Czarnogłów i Białoboga byli bez wątpienia Trzygło-wami, zaś Światowit Czteroglowem Wynika to z logiki hierarchicznego układu bóstw słowiańskich, ale oczywiście nie tylko Także wykopaliska i kronikarskie zapisy potwierdzają ten faktc Wielotwarzowość odnosi się swą symboliką do innych znaczeń magicznych i innych wątków podań oraz wierzeń niż wielogłowość Tak na przykład siedmio-twarzowa figura Rujewita jest związana z symboliką liczby 7 (Siedem Bram w Nawiach, za Siedmioma Górami, Siedem Nieb, Siedem miesięcy pasterskiego lata-itp ) Pięciotwarzowość Porenuta czczonego w Gardźcu związana jest z symboliką czerty (cyfry) 5, a poza tym ujmuje cały ród Perunów w jednym posągu ''' Strąprza - Stronpora - Wspóra - Opióra - Jasna - przeciwieństwo Głąbi - Głębi - Goluby - Golubi (Czeluści), druga córka Światłoświata. Jej miano mieści w sobie cały krąg znaczeń uzewnętrznionych w micie o niej jako Matce Kirów - strona, pora, wspierająca, opora, opoka, pióro (pir - rdzeń także takich znaczeń, jak np. piorun), przeć, strzęp, strop, trop, tron. 20 Wielość imion bogów Kiru wynika z wielkiej ważności tych bóstw dla rolniczych społeczności Słowian. Jako bogowie cyklu rocznego przyrody, związani z porami roku, byli odpowiedzialni za wegetację i w obrzędach zwracano się do nich o dobry wzrost, dojrzewanie i mnogi zbiór płodów Matki Ziemi. Stąd ich miana przetrwały niemal do współczesności w licznych obrzędach rolniczych i różne regionalne brzmienia nałożyły się na ich nazwy pierwotne, wspólne dawniej wszystkim ludom słowiańskim. Dlatego w nawiasach podano współczesne inne formy ich mian znane w różnych krajach Słowian, uznając za podstawowe i najpierwotniejsze te nazwy (wysunięte przed nawias), które ze względu na swą etymologię i rozległość znaczenia zdają się mieć najstarszy rodowód. Niektóre z używanych jeszcze z początkiem XX wieku nazw mają wyraźnie świeższe pochodzenie, niektóre są jednak równie archaiczne jak te uznane przez nas za ważniejsze, główne. Imiona używane przez Słowian Połabskich w zasadzie zanikły razem z ich germanizacją. Tutaj należą miana takie, jak na przykład Pizmarz (pizgający marzlmą, mrożący, powodujący zamieranie, czeskie piżm, - golec, piznąć - rzucić), których bezpośrednich odpowiedników naze-wniczych nie znajdujemy w innych regionach słowiańskich. Łużyczanie używają na jego określenie nazwy Smertnica. Identyfikujemy te bóstwa na zasadzie wspólnoty (bądź podobieństwa) funkcji wynikającej z etymologu nazwy. Inne, jak np. Jarowit (Janina, Jaryło), Rujewit (Ruja, Rajek), mają nie pozostawiające żadnych wątpliwości odpowiedniki znane nie tylko z przekazów historycznych, ale i z obrzędów przetrwałych w folklorze1'. Inaczej potraktowano Koladę (Kolędę, Koljadę)b - nazwa tego bóstwa mogłaby być użyta na równi z Ko-stromąjako pierwszoplanowa, ale ponieważ jest używana zarówno na określenie obrzędów związanych ze świętem Narodzenia Światła, jak i samego Boga Kiru, oraz jako przydomek brzmiący bardzo blisko dla Lada i Roda - obydwu związanych z mitem o ocaleniu nowonarodzonego Światła, wysunięto tutaj na pierwszy plan jednoznacznie skojarzone tylko z Bogiem Kiru miano Kostroma-Kostrub. W mianach połabskich odnajdujemy tylko rodzaj męski. Nie może to dziwić w kontekście sytuacji wojennej, w jakiej owe nazwy zostały zanotowane przez obcych kronikarzy. Nie wymieniamy tu powszechnie dziś używanych i zdesakralizowanych świętych imion Kirów, takich jak Wiosna (Yesna), Zima, Jesień i Lato, gdyż przyjęło się powszechnie oznaczać nimi wyłącznie pory roku jako odcinki rocznego cyklu. 21 Dwugłowi - bogowie Kiru. Cześć dwugłowych bóstw jest poświadczona przez obrzędy rolnicze odbywane jeszcze do niedawna, w których główne bóstwo - uosobiona pora roku występuje najczęściej jako mężczyzna w stroju kobiecym (obrzęd Jaryły) albo dziewczyna odziana w strój męski i trzymająca drugą (męską) głowę pod pachą (Jaruna), albo dwie postacie - męska i żeńska (German-Germeruda, Kukier i Kukierica itp.). Poświadczone zarówno przez znaleziska archeologiczne dwugłowych figur (np. Jankowo koło Mogilna), jak przez zachowane w chrześcijańskim malarstwie cerkiewnym dwugłowe postacie o mitologicznym rodowodzie przedchrześcijańskim, a także przez folklor*'. Są oni również opisani przez źródła kronikarskie, np. Lato-pis Suzdalski. 22 Czas Niedzielny - czas nie dzielony, okres równy tygodniowi - tyle, ile trwała bez przestanku praca Swiatowita prowadząca do powstania kolejnego Dzieła, czyli Działu. 21 Buła-Była-Byta - ta trójca znaczeń wiąże się z jednym mianem pierwotnego bytu widzialnego, bytu materialnego, z którego powstały Ziemia, Niebo i Wela. Dzięki temu bytowi zrodzili się bogowie Żywiołów (Żywioły), bogowie Mocy (Mogtowie, Moce) oraz ich jednogło-we Dzieci-Żywioły (Małe Żywioły) i Moce Mniejsze (Dzieci-Moce). Opis i rozwinięcie tych postaci znajduje się w Tai Czwartej i Piątej, w związku z Wojną o Bułę. Znaczenie wszystkich trzech słów jest takie samo - byt w ogóle, byt teraźniejszy lub byt poprzedni, przeszły. Mit o stworzeniu świata przez nurkowanie ma na obszarze Słowiańszczyzny i Istów (Bałtów) aż 24 poświadczenia'1. Jest to więc podanie powszechne, którego wersje niewiele się od siebie różniąb. (miejsce po wyrębie drzew), czeskie kmen=kien - pief drzewa, ród, pokolenie, litewskie kamenas - pień rdzeń. Knieja - łowisko pełne zwierzyny i leśnych po żytków, niedostępne, w odległym zakątku nieprzebytego borub. Według nurskiego podania Borowiłowie zasadzili Zwierzynę i Drzewa w Kniei - niedostępnym zakątku Ziemi, na końcu (na knie) Wojny o Bułę. Stać miano bogów Żywiołu Boru - Knowie. 24 Pachalica- stare słowo (zachowane w języku serbskim) oznaczające w językach słowiańskich wachlarz. Wywodzi się z tego samego rdzenia co pachnieć, zapach, pacha, pachnidło, pach, a jednocześnie pchać - poruszać, pachać ziemię - orać (pasznia - rola), pachać - broić, grzeszyć, w cerkiewnym słowiańskim pachati - oganiać się, puchati - dąć, itp. 25 Wiecheć - zrąb podania o pochodzeniu Ludzi z Wiechcia znajduje się zarówno w Powieści dorocznej, jak w Podaniach sieradzkich. Wydobycie sedna z obu niemal identycznych mitów polegało na wypreparowamu z nich naleciałości chrześcijańskich. Także według Księgi Głębi (Golubiej Knigi) rzecz miała się podobnie, choć tam ludzie rodzą się z poszczególnych części ciała Porusza-Ruszaja (Olbrzyma-Praczłowieka-Potwora)'1. Wiecheć, Wiecha, Wierch, Wierszba (Wierzba, Wierzba, Więźba), Wierzchowie - słowa te mają oprócz znaczenia szczyt, zwieńczenie także inne tajemnicze znaczenia. Na przykład wierzchowie (wierzchowisko) - źródło rzeki (szczególnie na szczycie góry), wiecheć - zawiązek słomy, pęk giętkich gałązek (często rózg wierzbowych), wierzba - drzewo zwieńczone gałęziami na szczycie. Wierzba jest świętym drzewem spełniającym rolę siedliska duchów i skarbów w wielu bajach (mitach) i baśniach. Wiecha ma do dziś swoje magiczne znaczenie jako symbol zakończenia budowy, zwieńczenia dzieła. Ludzie byli tym ostatnim, wieńczącym dziełem Boga Bogów1', a Słowianie są Wianem Słońca. 27 Ziemia Bialobogi, Ziemia Czarnogłowa - te określenia nawiązują do obrazu podporządkowania poszczególnych bóstw innym wyższym bóstwom, np. Kirów Dzięg-łom, czy Żywiołów i Mocy zarówno Kirom, jak Dzięg łom. Jak dokładnie wyglądają przynależności do poszczególnych Trzemów (domów Kauków-Dzięgli) i Tumów (domów Kirów-Godów), można zobaczyć na Kręgu Kręgów1 lub na Drzewie Światab. Wszyscy bogowie przynależą do Tynów podległych Tumom i Trzemom i wszyscy są podporządkowani Twerowi Swata. Słowc. twer zawiera w sobie kilka znaczeń wywodzących się z tego właśnie rdzenia; są to takie pojęcia, jak: twei - twardy, silny, twer- rdzeń, twierdzenie - stanowienie ustanawianie, twer - twierdza (ćwierdza), jak i twei - twornica, twór - miejsce wytwarzania, tworzenia, i sam wytwór - dzieło. Wszystkie one odnoszą się dc zawiłtego, wydzielonego i chronionego przez SwątŁ miejsca zwanego Kłódź-Kłóda. Pojęcie trzemu (tere-mu) z kolei zawiera w sobie pochodne znaczenia trójka, trzy (są to domy Trzygłowych), trójkąt (owe dwory taki mają kształt), trzymać, trzewo - wnętrzności. Słowo trzem znaczy w językach słowiańskich dwór, dom, salę, sień, wnętrze, wieżę (trem, trijem), cz.eren - kadź, pa-new, trzan - uchwyt, a także jest to słowo-zaklęcie - te-remtetać (tereinte te), znaczące stworzyć, stwarzać. Powtarzane w XVII wieku już zupełnie niezrozumiałe zaklęcie "bassama teremtete" (znane także Węgrom), znaczyło kiedyś po prostu "biesami trzemione" - stworzone przez biesy, wyczarowane (czeren - czarować) przez biesyc. Słowo tum (turm) ma znaczenia: wieża, a także więzienie (roś. tiurma), tuman - obłok, czyli budowla obłoczna, sięgająca nieba. Wreszcie pojęcie tyn oznacza ogrodzenie, mur, płot, tynić - oblekać, bielić, tynić- oddzielać, grodzić. Słowo to jak i poprzednie ma pochodzenie praindoeuropejskie wspólne wielu ludom i znane np. z niemieckiego w brzmieniu zaun, czy z angielskiego town - miasto, gród. 26 Kien - kłoda, konar, pień drzewa, do knu (do cna) - zupełnie, całkowicie, do końca, wykno - nowina w lesiea Główny zrąb mitu oparto na Latopisach ruskich, Podaniach sieradzkich i Księdze Golubiej oraz na tradycji ogól-nosłowiańskiej - głównie na podaniach wielkopolskich, małopolskich, wielkoruskich, małoruskich, pomorskich, połabskich i łużyckich. TAJA DRUGA O rodzie Ażdahów-Spętów, czyli o Smokach i Żmijach-Żnujach, oraz o rodzie Swiatłogońców-Kuniczów według Sorbów znad Gopła1, a także obrzędu kąty n Nurów z Caroduny2 i Stradowa oraz podań wschodnich Wątów-Antów znad Morza Ciemnego3 Narodziny Ażdahów -Kod Ażdahów, przez niektórych nazywanych Spętami, jest rodem starszym nawet od Dzięgli, a tak samo starym jak Zniczowie. Tak to bowiem było z narodzinami Świata, że z każdym jego działem rodzili się nie tylko jego synowie bogowie, lecz także ich pomocnicy i słudzy. Na początku, wraz z wielogłowymi, wieloskrzydłymi Zniczami4, którzy potem upadli, narodzili się więc ci, którzy mieli być ich pomocnikami - Ażdahy-Spętowie. Gdy się okazało, że dział nie doszedł do skutku z powodu buntu i klęski Zniczów, Ażdahy poszły na służbę do władców działów Kauków-Dzięgli, czyli Dzielnych. Zacznijmy od poczęcia, by się dowiedzieć, skąd się one Ażdahy biorą, czym są i z jakiej przyczyny dzielą się na Smoki i Żmije-Znuje5. Według guślarzy starożytnego ludu Sorbów, który przez trzy tysiące roków przeszedł całą Ziemię, od Wielkich Gór Północy i Wschodu aż do Wielkich Gór Zachodu i Południa'1 (gdzie osiadł nad wodami Morza Wołochskie-go), gdy Nica przez Światłowiłta zaszła w ciąż, cała była w sobie pomieszana i pomazana. A tak było owo pomieszanie wielkie, że połowa jej synów, srogich Zniczów zalęgła się w Nicowym żołądku miast w niecy-macicy, czyłi nicznej rodni. Takoż, gdy przyszło do porodzenia, Nica drzyzgała onym płodem z dwóch stron. Wiła się i wyginała, jako że ją strasznie we wątpiach paliło, a co chwilę wyrzucała rodnią albo wypluwała gębą po jednym serbym Zniczu. Wraz z rodzonym synem sypały się z brzucha Nicy skorupy -jako że każdy miał swoje jajo, lały się z niej na świat niecne wody - jako że każdy w wodach ciemnych spoczywał, i tryskały żgliste-skrzyste nieci -jako że każdy, drąc się na świat, tarł o wnętrze mąci i skrzył się z wielką mocą. Ustami Nicy wyszło ich pięciu: Wiłchmur, Swarład, Chorłyskot, Czernobił i Porewiłt - wszyscy oni mieli panować nad Wysokim Działem, zalążkiem Niebios7. Drugich pięciu narodzonych z rodni to byli: Siemargłs, Milrod, Ziel-wodzieł, Wełdomarz (Wełtomar) i Prowgołd - ci mieli panować nad Niskim Działem, zalążkiem Ziemi i Podziemia. W tym miejscu zgodne podania ludu Sorbów i Nurów rozchodzą się nieco. Sorabowie (Sorbowie, Serbowie) bowiem twierdzą, że ze skorup owych jaj Nicy narodziły się Smoki, a z wód i nieci zrodzili się Zmijowie. Stąd bierze się ciężka natura Smoków i lekkie przyrodzenie Żmijów. Żercy Nurów ze Stradowa i Caroduny prawią, że Zniczowie nie rodzili się z jaj. Nica nie miała też ich zdaniem żołądka i rodni, tylko jedną niecę w wątpiach, wypełnioną nasieniem Swiatłowiłtowym, co pływało w jej ciemnych wodach. Z niej wiodły na świat dwa otwory - górny i dolny. Górnym otworem przyszli na świat "górni" Zniczowie oraz Znuje, którzy mają lekką naturę. Dolną drogą zrodziły się Smoki, ciężkie z przyrodzenia, i Zniczowie mający władać Niżem. Toblacze Drzewian Zachodnich, którzy też z Nurów się wywodzą, mówią, że Żnuje narodzili się ze skorup "górnych" jajec, zaś Smoki ze skorup jajec "niż-nych". Wody Nicy wylały się jako ponikło w Głąb i zlepiły ją w jedność niebiańską. Jakkolwiek było, jedno jest pewne - Ażdahy zrodziły się z resztek po Zniczach, ich ojcem był sam Swat, a matką sama Nica. Z jego mocy powstali i z jej niebytu, i stąd mają w sobie pomieszany ist świetlistny Boga Bogów z mrocznym jestestwem Nicy. Z wątpi Nicy wyszło na świat trzynaście Smoków i trzynastu Żnujów. Podobno każdy Znicz miał tyle głów- ni, iloma dziedzinami miał władać, a tylu miał dostać do pomocy Ażdahów, ile miał główni. Nic jednak nie wyszło z tego planu, albowiem bunt i klątwa z niego wynikła zepchnęły Zniczów w Najdalsze Niebo, gdzie przebywali zaklęci w gwiazdy przez cały Czas Stwarzania. Bóg Bogów odebrał im wszystko i skazał ich na straszliwą karę. Ażdahy-Spętowie także zostali im odebrani. Niektóre Smoki i Żnuje stanęły po stronie swych panów - te straciły wiele ze swych licznych głów. Żaden z Ażdahów nie został jednak ukarany klątwą, bo jest rzeczą dobrą, gdy pomocnik nie odmawia służby swemu panu i stoi przy nim do końca. Są ludzie, którzy chełpliwie prawią, że Smoki i Żnuje nie mają głowy, jeno łeb, ale po prawdzie łby Spętów taką noszą wiedzę, pamięć i mądrość, że żaden człowiek zwyczajny równać się z nimi nie może. Gdy po Zamęcie1" nastał Pierwszy Dział i narodzili się Kaukowie-Dzięgle, Bóg Bogów oddał Ażdahy na pomocników Czarnogłowowi i Białobodze. Wszystko tak przemyślnie zostało przez Boga Bogów pogmatwane, że trzynaście ciężkich Smoków znalazło się na służbie u Czarno-głowa, zaś trzynaście Żnujów-Żmijów wspomagać miało dział Białobogi. To zniewolenie Ażdahów dało początek ich drugiemu nazwaniu: Spętowie. Żercy i wołchwowie Nurów prawią zresztą, że już pierwsze miano owych niebiańskich bytów zawiera tenże pierwiastek spętania, bowiem słowo Ażdaha nie znaczy nic innego, jak uz-duch - czyli "zwęźlony, spętany duch"". O przyrodzeniu Spętów i o ich mianach C^zas opisać przyrodzenie i wygląd bytów tego wielkiego a ważnego dla świata rodu. Ażdahy, jak wszystkie byty niebiańskie, mogą się pokazywać ludziom w dowolnym kształcie, a nawet stawać niewidzialne. Jednakże mają swoją podstawową postać, najwłaściwszą, w której przebywają najchętniej i do której muszą co jakiś czas wracać. Smoki są z przyrodzenia ciężkie - ich żywioły to woda, ziemia, skała, podziemie. Trzem Czarnogłowa12, jego carstwo, rozciąga się zaś od żywiołu Nieba, przez Powietrze i Ogień do żywiołu Pioruna i Błyskawic (czyli Burzy). Dlatego Smoki, choć z natury sumienne, są opieszałe względem woli Czarnogłowa. Na niebie i w powietrzu czują się nieswojo. Najchętniej kryją się w jaskiniach, skalnych grotach, jamach ziemnych, na dnie jezior, w najgorszym razie na bagnach lub w niskich ostępach głębokiego boru. Nieraz kryją się tak długo, że Czarnogłów przez innych bogów musi ich siłą z tych kryjówek wyciągać. Często Perun albo Perunic lub Swarog z użyciem toporów, młotów i mieczów dobywają ich z dna, po czym za łeb, wśród grzmotów i błyskawic, wciągają na niebiosy, by stawić przed oblicze Pra-oćca - Władcy Smoków. Wielu ludzi oglądało podobne widowiska i z przerażeniem podaje te opowieści z ust do ustn. Żmijowie mają przyrodzenie "wysokie" - ich żywiołem jest ogień niebiański, powietrze, światło i przestrzeń prze- stworzy. Trzem Białobogi zaś obejmuje władztwo nad żywiołami Boru, Wody, Zaczynu aż po żywioł Ziemi-Skały. Żnuje najchętniej sadowią się w promieniach słonecznych, unoszą wysoko nad chmurami, przebywają na szczytach gór i skalnych półkach, kędy tylko kozice a orły wiodą żywot. Jedyną wodą, u której ich spotkasz, jest śródgórski wodospad, a ziemią lichy grunt połoniny albo osypiska kamienne, piargi i gołoborza. W lasy prawdziwe, w wody i błota zapuszczają się tylko z konieczności, gdy im nakazano jakieś zadanie. Nie znaczy to, że Kaukowie nie mają w Ażdahach wy-ręki, ale o wspólnocie celów nie da się mówić. Ażdahy mogą posiadać wiele głów, odnóży, wiele ogonów i par skrzydeł. Samce z tego rodu zieją ogniem, samice najczęściej tylko czarnym dymem (Smoczyce) lub białą parą (Żmijice). Oczy Spętów są jasnożółte, wodniście-blękitne bądź krwawo-błyszczące. Zawsze przeszywają oni wzrokiem na wskroś, jakby czytając w człowieku, albo paraliżują nim ofiarę. Każdy z Ażdahów ma swoje miano, czyli przypisane tylko sobie prawdziwe imię. Wiadomo, że prawdziwe miana wszystkich istot są głęboko ukryte. Miana, których używają zwykli ludzie, nie są prawdziwe i nie można się nimi posłużyć, by władać istotami. Najbardziej wtajemniczeni nawęznicy, zaklinacze i żercy wywołując prawdziwe miano Smoka czy Żmija, potrafią przywieść go do siebie, a nawet przywiedzionemu rozkazywać. Zwykli ludzie prawie nigdy nie wymawiają prawdziwych imion istot boskich, bo to by je mogło niebacznie wywołać i spowodować ich gniew. Tak więc ludzie znają Żmijów i Smoki pod wtórymi imionami. Te imiona Żmijów brzmią: Niebłoka, Tajma, Komń, Biła, Carłuna, Młona, Mrzawa, Lica, Wirun, Dycht, Pórc, Knyć i Widnurz. Imiona Smoków zaś są: Hwar, Chożar, Błoskot, Rykieł, Dun, Durz, Wizunas, Prowtór, Drygot, Zelw, Głaźl, Wod-ryna i Welłona. Każdy z Ażdahów ma też własną barwę ciała, po której można go bezbłędnie rozpoznać. Barwy Smoków to: brunatna, czarna, granatowa, szara, popielata, brązowa, jasnobrązowa, buraczana, krwista, bura, ciemnozielona, trawiasta i zielononiebieska. Barwy Żmijów są: biała, kremowa, jaskrawożółta, żółta, niebieska (sina), błękitna, stalowa, srebrzysta, różana, złocista, liliowa, miedziana i jaskrawoczerwona. Tarło Ażdahów i ich dzieci Ażdahory - Małe Smoki i Mali Żmijowie Raz w roku niebiańskim, czyli jeden raz na setki ziemskich roków, Ażdahy odbywają gody. Z ich jaj lęgną się wtedy młode. Te zwie się Ażdahorami14, czyli pochodzącymi z Ażdahów prawdziwych. Są one, jako byty wtóre, o wiele mniejsze niż rodzice i słabsze, a najczęściej także jednogłowe. Ażdaha może złożyć jajo w dowolnym miej- scu, które uzna za spokojne. Często jajo takie można znaleźć w odludnych zakątkach Ziemi. Wygląda ono na porzucone, ale każdy, kto je najdzie, powinien się strzec, by nie uczynić nic przeciw bytowi jaja. Wraże działanie ściąga gniew Ażdahy-Ojca i Ażdahy-Matki na samego człowieka, jak i na całą okolicę. Często jajo takie wygląda na kamienne, tyle że jest cieplejsze niż kamienie dookoła niego. Rozmiary ma olbrzymie - co najmniej wielkości dorosłego człeka. Smok albo Znuj rodzi się z niego którejś bezksiężycowej nocy letniej w czasie nowiu. Żnuje rodzą się tuż przed ukazaniem się Młodego Księżyca, a Smoki tuż po zejściu Starego Księżyca. Ażdahor zaraz czmycha w zakątek, który mu sprzyja, i tam zakłada własne gniazdo. Wiele Ażdahorów spełnia polecenia rodziców i wykonuje te zadania, które samym Ażdahom są niemiłe. Pojawiają się więc one w pobliżu grodów mających ulec zagładzie, w pobliżu skarbców podziemnych, w jeziorach nawiedzonych i borach niedostępnych, w twierdzach górskich i zamykach czarowników. W wielu okolicach smoki i żmije płonne (Ażdahory), a także Smoki i Żmije prawdziwe (Ażdahy) są dobrze znane i dużo podań mówi o ich złośliwości wobec ludzi. Płonne smoki i żmije mają zawsze barwę zieloną lub niebieską, a ich wielkość nigdy nie przekracza rozmiarów pojedynczej góry-kopca. Rozmiar prawdziwej Ażdahy można często porównać z całym górskim pasmem. Niektórzy kudiesnicy, zwłaszcza wśród ludu Antów (Watów-Wędów Nadciemnomorskich), prawią, że Żmijo-wie potrafią nieraz przez siedem lat udawać zwyczajną żmiję, potem przez kolejnych siedem lat położą15, aż po kolejnych siedmiu latach wyrasta z nich prawdziwy Żmij lub Smok siedmiogłowy. Rzecz jasna mowa tutaj nie o Ażdahach, lecz o Ażdahorach, które rzeczywiście w taki sposób rozwijają się z jaja do dorosłości. Opowiadają także inni, że Ażdahory potrafią przybrać postać mglistą albo pozór czarnej, pręgowanej chmury. Jest to możliwe, ponieważ dziedziczą one wiele zdolności i dużą część przyrodzenia po swych rodzicach, prawdziwych Spętach. Serbowie (Sorabowie) osiadli na Bałkanie uważają, że Ażdahory, ale i Ażdahy prawdziwe, są spokrewnione blisko z boginkami Chałami, które wodzą chmury burzowe. Rzeczywiście, Chały często dosiadają Smoka lub Żnuja, który przybrał pozór ciemnej, pasiastej chmury zapowiadającej nawałnicę. Chały lubią obcować blisko ze Smokami i Żmijami. Zostały uczynione z części ciała potwora Pokłona16, a ten był utkany z materii powietrznej zaczerpniętej między innymi ze Skrajnych Gwiazd, którymi cieknie we Świat Nica17. Tym sposobem istnieje pewne pokrewieństwo, poprzez Nicę, między Chałami i Spętam i. Wygląd Żmijów-Żnujów Z,mijowie mają skórę mieniącą się, jaskrawą, świetlistą. Samce na czubku łba noszą złotą narośl wyłaniającą się pomiędzy uszami na kształt ośmiopałkowej korony. Sami- ce mają w tym miejscu wypukły klejnot niecący blask jak kamień szlachetny, a przypominający trzecie oko. Zarówno samce, jak i samice Żmijów są jadowite, a jad mieści się zawsze w jednym z ich języków. Stwory te wcielone są w kształty łuskowatych lub pierzastych wężów olbrzymiej wielkości. Mają duże skrzydła w stosunku do rozmiarów ciała, a są one dwubarwne, puchowe albo uczynione z piór. Zwykle posiadają trzy do pięciu par skrzydeł, przy czym małe skrzydła na grzbiecie i przy ogonie spełniają rolę sterowniczą, wielkie zaś rolę napędową. Skrzydełka grzbietowe przypominają grzebień, a ogonowe rybie płetwy. Żmijowie mają tak małe uszy, że często ich w ogóle nie widać. Nogi, bardzo krótkie, szponiaste, są w locie niewidoczne. Część Żnujów jest w ogóle pozbawiona nóg i sunie po ziemi w ostępach borów albo po pniach drzew ruchem wężowym. Ogony ich są łuskowane, zakończone harpunami i hakami (zwanymi krakwiami), często rozwidlone w wiele samodzielnych ogonów, z których każdy zaopatrzony jest na końcu w krakiew albo ostry szpic. W ich gębach nachodzą się po dwa wielkie kły wyrastające z każdej szczęki i po trzy długie, ruchliwe języki. Język jadowy bywa tak twardy i sztywny, że przypomina żądło. Żmijowie-samce zieją straszliwie palącym ogniem o przezroczystym, błękitno-żółtawym płomieniu, którym strzelają w wąskich, ześrodkowanych strugach. Ogień ten jest dalekosiężny. Samice buchają parzącą białą parą. Żmijowie są zwinni i latają bardzo wysoko, pod samym Sklepieniem Niebieskim. Ciało ich jest wydłużone, w części brzusznej słabo wypukłe, opływowe. Liczba głów Żnujów jest zawsze parzysta i wynosi od dwóch do dwunastu. Wygląd Smoków U prawdziwych Smoków liczba głów waha się od trzech do dziewięciu i zawsze jest nieparzysta. Smoki są większe i cięższe od Żmijów. Noszą zwaliste brzuszyska, głowy mają wielkie i kanciaste, zaopatrzone w potężne szczęki wypełnione wieloma szeregami zębisk. Smocze łapy są potężne, muskularne, zakończone silnymi, chwytnymi palcami zwieńczonymi hakowatymi pazurami. Pazury owe mają ostrość sztyletów. Zębiska Smoków tną niczym miecze i szarpią ciało wroga na strzępy. Uszy smocze są na głowie wyraźnie odgraniczone. Czasami Smok ma grzywę z włosia jak koń. Ogon jest gruby, płożący, nieruchawy, najeżony kolcami. Całe ciało smocze jest pokryte pancerzem łuskowa-nym. Grzbiet i ogon bywa też najeżony kostnymi płytami urobionymi na kształt kolców. Tylko gardziel jest u Smoków miękka, odsłonięta i przez to wrażliwa na cios. W to miejsce godzą mieczem lub dzidą ścierający się z nimi wytędze. Smoki wzbijają się w powietrze niechętnie i ociężale. Długo się odbijają wykonując coraz to dłuższe skoki i dopiero później żeglują niezdarnie, trzymając się wszakże zawsze blisko ziemi. Mają one małe skrzydła w porównaniu do masy ciała. Przeważnie jest to jedna lub najwyżej dwie pary skrzydeł spiętych błonami. Ogień smoczy jest smolisty, ciężki, barwy ciemnożółtej lub czerwonej. Smoki zioną ogniem rozlewającym się szeroko, który ma bliski zasięg i jest mniej gorący niż ogień Żmijów. Smoczyce wypuszczają kłęby czarnego dymu siarczanego, który jest trujący. Ażdahy i ludzie Ażdahy łatwo rozróżnić. Wpierw Smoki od Żnujów odróżniamy po widzialnym z daleka kształcie sylwetki. Potem, kiedy się zbliżą, po maści możemy poznać, z którym z nich mamy dokładnie do czynienia. Jedne są groźniejsze, drugie łagodniejsze. Czarownicy i kapłani znają różnice między nimi. Ażdahy od Ażdahorów odróżniamy na podstawie wielkości. Spętowie, jako się już rzekło, zajmują się pracami z polecenia Czarnogłowa i Białobogi - Kauków-Dzięgli. Często więc przybywają na Ziemię i zamieszkują niektóre okolice na długo, gdy mają zadanie do spełnienia. Bywa, że rzecz polega na dręczeniu żyjących w okolicy ludzi i zwierzyny. Tak na przykład było w Carodunie - Grodzie Kruków, gdzie Czarnogłów zesłał potężnego Smoka Głaźla18. Smoki, przypisane trzemowi i niwie Czarnogłowa są złe dla ludzi. Wyrządzają im poważne szkody. Niszczą osady, pożerają trzody, zjadają skromne zapasy płodów, połykają dziewice i dziatki, zabijają wytędzów i wojów. Są po prostu burzycielami spokoju oraz niszczycielami ładu. Ani Smoka, ani Żnuja nie da się do końca zabić. Pokonani Żmije ulatują w niebo niczym obłoki albo rozpływają się w powietrzu. Czasami znikają, jakby nagle zdmuchnięte. Smoki pękają z hukiem na tysiąc kawałków. Jedni i drudzy odradzają się w Zaświatach albo Głębokim Niebie. U tej boskiej gadziny, gdy posieczona, poszczególne członki zrastają się błyskiem w jedną całość. Wtedy Ażdahy wracają w swoje ulubione miejsce, ale kryją się przed ludźmi pod maską innego ukształcenia albo niewi-dzialności. Nigdy nie przestają być groźne. Wytędze, wojowie, książęta i królowie mają szansę na zwycięstwo tylko w walce z Małymi Spętami (Ażdahora-mi). Bardzo rzadko udaje im się coś zdziałać przeciw prawdziwym Ażdahom. Ujarzmić można smoka jedynie w bezpośrednim starciu, w walce orężnej. Dokonać tego może tylko siłacz niezwykły o mocy nadprzyrodzonej, wielkim harcie ducha, lotnym dowcipie, podstępnym umyśle i królewskim lub półboskim pochodzeniu. Rzadko udaje się zwyciężyć podstępem, gdyż musi to być wyjątkowo sprytny podstęp. Żmijowie-Żnuje służący Białobodze, która rozsiewa po wszym świecie dobródzie, są ludziom o wiele przychylniejsi. Często zdradzają człowiekowi właściwe zaklęcie (prawdziwe miano rzeczy), bywają strażnikami powierzonych im skarbów, wskazują drogę w bezludnych górach i miejscach niebezpiecznych, są opiekunami ładu i spokoju miejsc, w jakich przebywają. Żnuje nie atakują nigdy pierwsze. Da się ich pokonać tylko zaklęciem albo usypiając ich czujność. Najlepsze wyniki w pojedynkach ze Żnujami mają zwykli ludzie, jeśli są mądrzy, albo szamani znający wiele zaklęć. Smoki i Żnuje często ścierają się ze sobą. Po pierwsze - nie bardzo się lubią, jako tak bardzo przeciwstawne sobie z przyrodzenia. Po drugie - walczą przeciw sobie w boskich zmaganiach zwanych Wielkimi Bitwami i Dzikimi Łowami. Smoki występują po stronie Sił Ciemności, nosząc na swych grzbietach zbrojnych bogów - nigdy Zduszów. Żmijowie stają po stronie Sił Jasności i noszą zarówno bogów, jak i bogunów-Stworzów. Zdarza się wtedy, że jakiś członek ich ciała spada z nieba. Tam gdzie legnie, wyrasta skała pojedyncza, rzucona jakby boską ręką w pola zielone, gładkie bory lub w tonie wód odwiecznych. Cała Słowiańszczyzna czci węże. Największą cześć oddają im wszystkie ludy mieszkające nad brzegami Bałtyku (Morza Wędzkiego), czyli Istowie-Bałtowie i Wędowie. Do Wędów przylgnęło nawet miano "Wężów" z powodu ich obyczaju zdobienia domostw wężowymi skórami z wylinki - co ma je chronić przed wszem złym, a także z powodu boskiej czci, jaką wężom oddają, obrzędów magicznych z wężami, jakie uprawiają, i powszechnego trzymania wężów jako strażników gospodarstwa19 zamiast psów czy kogutów, jak to czynią inni. Królowe wędyjskie noszą miano Wielkich Wężyc21 i otaczają się wężami. Berło królewskie Wędów ma kształt kręcony i głowicę wężową. O Swiatłogońcach według kątyny caroduńskiej \V Pierwszej Tai zostało powiedziane, w jaki sposób poczęli się Swiatłogońce. Jednakże żercy ludu Nurów z kątyny w Carodunonie przedstawiają inną wersję owych wydarzeń. Klną się oni, że Kirowie narodzili się z Głąbi a nie ze Wspóry-Strąprzy. Jako byt osobny istniała tylko Głąb, a Wspór Niebiański nie był niczym innym, jak prąciem Boga Bogów. W akcie dzikiego spółkowania z Głąbią człon ów oberwał się Światłowłłtowi i połamał na cztery duże kawałki oraz wiele odłamków i drzazg. Jedni prawią, że Kirowie wyszli z Głąbi, a Swiatłogońce-Kunicze powstali z połamanegoo wspóru. Inni utrzymują, że cztery wielkie kawałki wspó ru-prątu dały początek Kirom, drzazgi zaś w liczbie dwu dziestu sześciu stały się tworzywem Kuniczów. Kiedy Głąb szarpiąc i drapiąc potargała Powłokę, Kiro wie natychmiast pobieżali ku skrajom Świata i uchwycili poszarpaną materię. Co począć dalej, nie wiedzieli. Zacis kali rękami dziury i szarpali się nieustannie z nacierając; Nicą, która chciała wszemi siłami powrócić na Świat. Ale Bóg Bogów nie chciał, by wyszła z uwięzienia, więc pchnął ku skrajom Swiatłogońce. Wydawali się oni wprost stworzeni do zaszycia i zacerowania owych pus tek, dziur w brzuszysku Pierwni przez Głąb wydartych. Tam gdzie Głąb kopała dolnymi kończynami - na wschodzie i północy - powstały większe otwory, i potrzeba było większych sił Światłogońców, by szybko wykonać ową pracę. Dlatego Jaruna i Kostroma otrzymały po siedmiu żar-ptaszych pomocników. Mający gniazda na południu i zachodzie Ruja oraz Jesz otrzymali tylko po sześciu Skrów-Kuniczów. Wygląd Światłogońców oraz słowo o Żar Ptakach welańskich i niebieskich Inogach Owiatłogońce otrzymały postać smukłych, wydłużonych jak drzazgi ptaków o ostrych, prostych dziobach oraz wstężystych, świecących ogonach. Te ogony są ukształco-ne z wielkich piór tryskających w tył niczym kaskada żaru. Stąd ludzie, którym się udało zobaczyć Światłogońca, zwą go często a mylnie Żar Ptakiem. Światłogońce-Skra-jowie mają długie nogi, ale w czasie lotu ukryte w świetlistym puchu tak, że zupełnie są one niewidoczne. Niektórzy przypominają z ogólnego wyglądu olbrzymich rozmiarów bociany czy czaple, a niektórzy wielgach-ne pawie. Od całego ich ciała bije łuna. Jarogońce (Swiat-łogońce-Kunicze Jaruny) i Kostrogońce (Swiatłogońce-Kunicze Kostromy) mają krótsze ogony i mniejsze pióropusze, ponieważ musiały zużyć więcej swych świetlist-nych nieci na zacerowanie dziur w Powłoce. Są one przez to mniej jaskrawe. Kiedy przybywają na Ziemię wspomagać Kirów w ich pracach ziemskich, mogą przybrać postać na wpół przejrzystą albo nawet stawać się niewidzialne. Głowa Światłogońca jest mała, łódko wata, szyja wysmukła, okryta wspaniałą grzywą z piór. Głowy wszystkich Kuniczów-Skrów zdobi korona tej samej barwy co ich pióra. Korona ta ma tyle pałek, ilu tenże Swiatłogo-niec ma braci lub sióstr w swym tumie. Tak więc jedne z nich mają po siedem pałek w koronie (Kunicze Kostromy i Skrowie Jaruny), drugie zaś po sześć (Skrajowie Rui i Jeszgońce). Upierzenie Światłogońców jest w barwach: zielonej, żółtej, czerwonej i niebieskiej. W stopach mają one byty niebiańskie chwytne palce, zakończone pazurami na kształt igieł - nimi oraz niećmi z własnego puchu i ogona dokonały zeszycia Powłoki. W każdym turnie Światłogońców jest po trzech braci i trzy siostry. Siódmy Światłogoniec tumu ma zawsze płeć obojnaczą. Ludzie w licznych bajach21 mylą Światłogońce z prawdziwymi Żar Ptakami, które są nawiedzającymi Ziemię świetlistymi ptakami Weli. Mylą ich także z potworem Pożarą, który był tak potężnych rozmiarów, że zajmował swym ciałem pół widnokręgu, a jego trzy plujące ogniem głowy sięgały Wysokiego Nieba. Poza tym Pożarą posiadała błoniaste skrzydła. Wreszcie mylą je także z ich dziećmi, powstałymi ze zmieszania Światłogońców ze zwierzętami Weli. Te niebiańskie stwory mające przedziwny wygląd, na przykład rogatego półkonia-półwęża o świetlis- tych skrzydłach albo rogatego, skrzydlastego półdzika-półryby, zwą się Inogami. Inogi22 podobnie jak Światłogońce mają swoje stałe miejsce w Niebiosach, w pobliżu Gniazd Kirów. Dlatego nazywa się je również Niebieską Zwierzyną. Na Ziemię i Welę zaglądają rzadko, jako że najlepiej czują się w przestworzach Dalekiego, Głębokiego i Wysokiego Nieba. Niskie Niebo, sklepione przez Swarogów i Dażbo-gów, daje zbyt mało przestroni ich dzikim harcom. Słowo o świecie pchniętym w ruch Drugim Dziełem Swata Jak powiedziano w Tai Pierwszej, dzięki robocie Światłogońców na Czterech Skrajach Pierwni rozbłysły cztery wielkie Gniazda-Gwiazdy w miejscach, gdzie Głąb-Gołu-ba (lub Strąprza-Wspóra) rozpruła kończynami Powłokę. W dziury te Nica wetknęła palce i Światłogońcom nie do końca udało sieje zaszyć. Tam się nicość w Świat wsącza. Przez to, że od północy i wschodu więcej się ona wciska, Krąg Wszego Świata jest lekko obrócony: od prawej strony bardziej rozdęty nicością, od lewej zaś nieco ściągnięty. Niektórzy żercy (zwłaszcza lęgscy z kątyny w Lężnie) prawią, że z północnego wschodu więcej się istu ze Świata w Niebyt wysączyło i że tam jest on ścieśniony, zaś na południowym zachodzie jest rozdęty od mnogości bytów. Jak by było czy nie było, pozostaje obrócony. Przeto przez Wszech Świat duje wicher i wsze rzeczy wypełniające Świat są zwichrowane - albo w lewo, albo w prawo. Nie jest to złe, bowiem właśnie z tego powodu ma miejsce w Świecie wszelki ruch, a w tym wielki ruch wiecznotrwały, który ożywia sobą boski Krąg. Tak więc przy Drugim Dziale, kiedy doszło do podarcia Powłoki, Bóg Bogów osobiście pchnął w wieczysty ruch cały nasz dzisiejszy świat, a Światłogońce-Kunicze-Skrowie byli wykonawcami tej jego woli. Niektórzy twierdzą, że był to także ze strony Swata akt łaski dla Nicy, którą wszak kiedyś posiadł i która była jego siostrą. S Światłogońce i Ludzie okrów-Światłogońców przynależnych poszczególnym Kirom można łatwo rozpoznać po barwie upierzenia. Jarogońce mają barwę jasnozieloną niczym trawa albo kwitnące jawory. Rujgońce mają barwy świetliście żółte i złote jak słońce albo płatki jaskrów. Jeszgońce mają barwy czerwone jak jesienne liście albo owoce kaliny. Kostrogońce posiadają maści błękitne lub niebieskie jak zimowe niebo albo wody dunajów. Światłogońce zjawiają się na Ziemi niezmiernie rzadko: tylko cztery razy w roku, w okolicach przesileń pomiędzy jego porami. Pojawiają się zaraz po zakończonych Wielkich Bitwach i Dzikich Łowach, by pomagać swoim panom, Kirom, w kształceniu pór. Tak więc Jarogońce można zobaczyć na Ziemi po 26 marca, jako że od tego dnia wspomagają one Janinę w czynieniu wiosny, kiyjąc drzewa i łąki kwieciem Rujgońce pojawiają się po 26 czeiwca i pomagają ułożyć lato pełne złotych łanów Po 26 września przybywają Jeszgońce i malują liście drzew czerwienią jesieni Wreszcie po 26 grudnia nadciągają Skrowie Kostromy kryjąc ziemię śniegiem i skuwając rzeki lodem zimy Według podań ludów Zachodu21 przesiadują na Ziemi przez cztery doby, a według wschodnich Sławów tylko przez jeden dzień Przylatują zawsze po cztery Pozostałe strzegą gwiezdnych tronów Kirów oraz ich tumów na Weli Ludzie tylko w tych kilku dniach (lub jednym dniu) mogą zobaczyć i spotkać Swiatłogonca, a także wejść w posiadanie jego czarodziejskich piór Zaklinacze i toblacze me zalecają jednak łapania tych boskich stworów Sami potrafią je oczywiście przywoływać i rozkazywać im, znając ich prawdziwe miana Miana te są jednak bardzo pilnie strzeżone ze względu na moc i niebezpieczeństwo, jakie by mogło wyniknąć dla świata z panowania nad Swiatłogońcami ludzi nieobeznanych Poza tym kto miano prawdziwe zdradzi, ten natychmiast umiera Miało to miejsce z królem Bojem, władcą jednego z plemion ludu Budynów, który padł trupem w chwili wypowiedzenia prawdziwego imienia Światłogońca zwanego przez lud Kalin Carem Pojmanie Swiatłogonca jest sprawą trudną Dla śmiałka, który chce tego czynu dokonać, może wyniknąć zeń wielka groźba Korony na głowach Światłogońców są wrażliwe na wstrząs, a ich drgania niczym dzwony przyzywają wszystkich braci i siostry pojmanego Skraja Przybywają oni natychmiast i otaczają śmiałka ognistym kołem Od ich żaru nieszczęśnik płonie żywym ogniem, a w najlepszym przypadku raz na zawsze ślepnie Co innego zdobyć pojedyncze pióro Swiatłogonca. Żeby tego dokonać, trzeba mieć wielką wiedzę i odwagę Po pierwsze, w jedną z nocy, kiedy Światłogonce przebywają na Ziemi i odpoczywają po całodziennej pracy związanej z czynieniem odpowiedniej pory roku, należy się udać w najdzikszą knieję w okolicy, gdzie widuje się te stwory lecące na nocne lezę Tam musi człek znaleźć krzak wybujałej stuletniej kaliny Światłogonce tylko na takich krzakach siadają Po drugie, trzeba mieć ze sobą ziarno tajemnej rośliny, która jest ich przysmakiem i usypia ich czujność Zajęte jedzeniem, nie słyszą podchodzącego, a nawet nie czują, gdy im się pióro wyrywa Inna jest moc pióra z ogona, inna ze skrzydła, a jeszcze inna z grzywiastego pióropusza Także odmienne działanie mają pióra różnych Swiatłogońców Wszystkie one dają człowiekowi możliwość dokonywania wielkich czynów, lecz pióra Jarogońców bardziej służą bogaceniu się, pióra Rujgońców miłości, pióra Jeszgońcow sławie i wiedzy, pióra Kostrogońców zaś władzy i zaświatom Kto już zdobędzie pióro, musi je chronić przed promieniami słońca i obcym spojrzeniem Przed świtem trzeba je za pazuchą donieść do chałupy i zamknąć w szczelnej szkatule Wyjmować wolno je tylko raz do roku, dokładnie w rocznicę nabycia, i to tak. by nikt tego nie zobaczył Zdarza się, ze w pobliżu stuletniej kaliny ludzie znajdują przypadkiem pióro Swiatłogonca Ma ono nieco słab- szą moc niż wyrwane żywcem, ale jest tak samo silnym środkiem czarowniczym Aby posługiwać się czarodziejską mocą pióra, nie trze ba wymieniać żadnych zaklęć ani myślami kierować mocy pióra ku rzeczom, które by się chciało posiąść Pióro działa samo, kształtując kir posiadającej je osoby zgodnie z własnym boskim kirem i nadając własną boską moc tej osobie Jest to, rzecz jasna, moc jednego pióra, która nie może się równać nawet w ułomku wielkiej mocy Swiatłogonca, me mówiąc już o mocy któregoś z bogów, ale w wymiarze ludzkim jest to moc niespotykana Nie warto sobie zaprzątać głowy zdobyciem pióra, gdy się chce określonej osoby (w miłości) albo określonego tytułu czy zdobyczy Pióro może dać zdobycz całkiem inną, inny tytuł albo miłość kogoś innego w zgodzie ze swym własnym kirem Kalina jest świętym drzewem Jej owoce mają czarow-ną moc leczenia wielu chorób Takoż jej liście, kora i korzenie Nie wolno kaliny ciąć ani bezmyślnie kaleczyć Jeśli pod toporem człowieka padnie na Ziemi ostatnia stuletnia kalina, Światłogonce już nigdy nie postawią swej stopy między ludźmi, a wtedy wszystko się zmieni Może nawet przestaną istnieć pory roku i spadnie klęska na ziemskie ludy Sami Kirowie me potrafią sprostać wszystkim koniecznym pracom związanym z nastaniem nowych pór roku, więc życie przestanie wtedy płynąć łagodną strugą, podobną wełnie spokojnej rzeki O różnych nazwaniach rodu Swiatłogońców To, co ważne wśród różnorakich ludów, odciska się różnorodnością nazwań Mnogość imion świadczy o istotności świętych bytów dla ludzi Ród Swiatłogońców ma wiele mian, jako ze dla rolników i pasterzy pory roku są czymś najważniejszym Tak więc według wołchwów i kołodunów ludu Burów, co siedzi nad dunajem Wołgą, najważniejsze jest miano Światłogonce albo Świętogońce, czyli świętość i świetlistość owych bytów bożych Światłogonce swymi naro-dzinami zakończyły Drugi Dział i mogło nastać drugie święto Burowie nazywają Świattogońce różnych tumów Świętojerkami, Świętoiujkami, Swiętojeszkami bądź Świętostromkami Według zerców i kołbrów Nurów z karoduny-Kaiodu-nonu (Karoduny - Grodu Kruków) najważniejsze jest dla tego rodu miano Kunicze A to dlatego, ze Światłogonce rzuciły się ku Nicy, było to działanie konieczne, odbyło się na końcach świata, a Światłogonce zaszyły dziury własną nicią-niecią i zanieciły cztery najważniejsze Gwiazdy-Gniazda Prawią tez om jednak, ze równie ważne jest inne nazwanie Swiatłogońców Maścińce Zimsi i tulisze Istów-Ostów twierdzą, ze najważniejsze jest miano Skrowie, a to z powodu, ze Światłogonce skry-li-zakryli otwory w Powłoce, są cielistości iskrzącej, a także skrzydlaci Toblacze i wróżowie z Sorbów (Sorabów, Serbów) mówią, że ważne jest miano Skrajowie, nie tylko przez skrzenie i skrzydlatość czy skrywanie, ale i przez to, że udali się na Skraje Świata i tam zażgnęli gwiazdy-gniazda, a wszem bytom dali swym dziełem schron, schronienie. Kapłani i nawęznicy Mazów oraz Wędów prawią zno-wuż o ważności miana Żywogonie - co się odnosi do świetlistości, gonitwy, żaru ognia, jaskrawych ogonów, ale także do ocalenia kiełkującego na świecie życia, jak również do ich niezwykłej żywotności i ruchliwości. Według czarowników ludu Lęgów miano Żar Ptak (Ża-roptak, Żaroptica) jest najodpowiedniejsze choćby przez to, że godzi wszelkie spory i oddaje istotę przyrodzenia owych niebiańskich bytów poczętych ze Swiatłowiłta i Strąprzy lub Głąbi. Kudiesnicy Budynów z Glenia również uważają miano Żar Ptaki za ważne, ale jeszcze dwa inne miana stawiają na równi z nim. A to Bożoptaki (Bożoptice) - czyli wyznaczający drogę, chodzący po drogach Kirów, skrzydlaci, wylęgli z jaja, i Maslenice-Maścińce, czyli ci, którzy roznieśli po świecie maści i są barwni. Maści, nazywane też barwami, zawitały na świat wraz z narodzinami Kirów i Swiatłogońców, a powstały ze Swątowego światła (poświaty) i mości, co wyścielała brzuch Strąprzy. Miano Maścińce nawiązuje także do tego, że Światłogoń-ce byli razem z bogami Stron i Pór rodzicielami Braci Miesięcy. Tak samo powiadają o owym ważnym mianie Swiatłogońców żercy Chorsa z Grodu Kruków - Karoduny24. Przypisy 2 Nurowie z Caroduny to najdalej na zachód wysunięte plemiona ludu Nurów, które w okresie od I do V wieku zajęły Ziemicę Górno-Nadwiślańską. W VI wieku p.n.e. Nurowie sąsiadowali ze Scytami od południowego wschodu, a ich główne siedziby znajdowały się w dorzeczu Bohu i Buga, prawdopodobnie aż po rzekę Narew i litewską Wilię (dawniej Neris) na północy, Nur, Współcześni Serbowie, zamieszkujący dziś swoją nową ojczyznę naddunajską, przeszli w ciągu tysiącleci długi szlak wędrówki z terenów Azji lub Kaukazu przez Ma-łoruś do Wielkopolski, a potem nadłabskiej Sławii i z kolei z Nadłabia do dzisiejszych swych siedzib na południu Europy. Już w I wieku n.e. lud Sorbów znajdował się na terenach między Górami Keraunijskimi a rzeką Rhą, czyli Wołgą - tam umieszczają go starożytni kronikarze". Dalszy ich szlak wyznacza gród Sarba-kon nad Bohemb. Niektórzy twierdzą, że Serbowie byli grupą wojowników turskich (pochodzenia tureckiego), którzy idąc na Zachód podbili plemiona słowiańskie i osiedlili się wśród nich. Wojownicy turscy mieli osiąść w Ziemicy Wielkopolskiej. Stąd właśnie wzięli się Sorbowie znad Gopła, czyli Białoserbowie. Miano ludu ma według nich pochodzenie niesłowiańskie. Inni uważają, że Wielkopolska była najdawniejszą ojczyzną Serbów. Na obszarze tej właśnie ziemicy do dziś występuje wielkie zagęszczenie nazw miejscowych o rdzeniu serb-. Wniosek ten zdecydowanie umacniają także źródła kronikarskie, które na północy, między średnią Wisłą a dolną Notecią, widzą dawną ojczyznę Serbów. W IV-V wieku Serbowie, w trzech grupach, opuścili te ziemie. Grupy wojowników i osadników poszły: na południe - Serbowie Naddunajscy, na zachód - Serbowie Nadłabscy, i na północ - najmniej liczni Serbowie Pomorscy, zwani też Surwami. Reszta ludności serbskiej pozostałej w Wielkopolsce dostała się pod panowanie Polan i przyjęła wraz z ich zwierzchnictwem także nową nazwę plemienną. Serbów Wielkopolskich uważa się za bezpośrednich spadkobierców Żerywanów, od których pochodziły wszystkie ludy słowiańskie utożsamiane nawet z nimi. Dawną ojczyznę Serbów nazywano w tekstach źródłowych Białą Serbią, czyli Wielką Serbią. Białoserbia owa leżała zatem nad Gopłem, Wartą i Notecią. Niektórzy widzą Serbów już w wymienianych w VI wieku p.n.e. Mężożercach (Androfagach)g. W tamtym czasie ich siedziby znajdowałyby się nad Donem. Teza ta nie jest sprzeczna z obrazem Białoserbii ani wędrówki tego ludu z Kaukazu. Miano Mężożerców mogłoby pasować do Serbów, których jeszcze w XI wieku określano jako wyjątkowo zajadłych w walce, okrutnych i praktykujących czasami obrzędowe pożeranie zabitych w boju wrogów. Określano ich także mianem Wilków, które wiąże ten lud z Nurami-Neurami. Mogli oni zatem wyjść z nurskiej ziemicy lub przejść przez krainę Nurów, pociągając za sobą część nurskich plemion - np.. Chorwatów - Czcicieli Chorsa. Wilkami należałoby określać raczej Chorwatów, którzy byli jednym z wielkich plemion ludu Nurów-Neurów, a nie osobnym ludem czy samoistnym wielkim plemieniem przejmującym tylko nurskie obyczaje, jakim byli Serbowie. Nurzec i Ner-Nyr (dopływ Warty, dawne Nuro) na zachodzie oraz Neretwę, Noryń i Nureć w dorzeczu Dnie-stru na wschodzie. Około 550 roku p.n.e. Nurowie zostali napadnięci przez Wenedów-Wędów i zmuszeni do opuszczenia części swojego terytorium11. Weszli wtedy w ziemicę Budynów, po czym wrócili do siebie. Prawdopodobnie wtedy Nurowie utracili panowanie nad północnymi terenami swej ziemicy na rzecz Wedów-Wężów i cofnęli się znad górnej Wisły. Kronikarze potwierdzają przebywanie Nurów w krainie nadbużańsko-nad-prypeckiej także sto lat później w roku 450 p.n.e.1'. Miano tego ludu wywodzi się od prasłowiańskiego rdzenia nur. Nury - zły. "Z powodu przemiany ich czarowników w wilkołaki cały lud tak nazwano"c. Nury - szczeliny skalne, nora - ziemianka (Nurowie mieszkali w półziemiankach1'), nura (cerkiewnosłowiańskie) - drzwi, nyriszte - mieszkanie, nyr - odwrotna wieża (tzn. wkopana w ziemię), nurta - loch, nurt - także porywający, gwałtowny bieg rzeki, ponury - niebezpieczny, posępny, nyrit (rus.) - smucić się, nyrjat' - lżyć, nyr - mruk, zły, iznreti - wynurzać się, zanere (serb.) - zanurzyć (to samo litewskie - nerti), narowy, narwany, narowisty - gwałtowny. Według starożytnego pisarza głównym ośrodkiem Nurów był gród Nurz (Nawaron). Nurowie raz do roku przekształcali się w wilki. To ich pierwotnie nazywano więc Wilkami. Doroczne przebieranie się w wilcze skóry i maski miało związek z kultem oraz obrzędami, w których to symboliczne, at-rybutalne zwierzę bogów odgrywało ważną rolęe. Wilk jest atrybutalnym zwierzęciem Mokoszów, bogów Źrzebu i Wiergu, czyli losu (tzn. jest symbolicznym, zwierzęcym obrazem tego bóstwa). Ślady czci bogini Mokoszy przetrwały najlepiej tam, gdzie wiodły kiedyś szlaki wędrówki i gdzie miało miejsce osadnictwo Chorwatów-Chrobatów (zwanych też Hrvatami, Char-watami, Karwatami, Karbatami). Charwaci-Karwaci byli najdalej na zachód wysuniętym plemieniem ludu Nurów, które zapewne koło I wieku n.e. odbiło obszar sprzed inwazji Wędów i zajęło całą Małopolskę aż po Bramę Morawską, tworząc tutaj tak zwaną Wielką lub Białą Charwację1. To od nazwy tego plemienia Góry Karpackie wzięły swoje miano, choć niektórzy uważają, że nazwę dało im plemię Karapanów, Karpianów czy Karpów. Oba te plemiona (Karapanowie i Karpianie) o mieszanej ludności celtycko-słowiańskiej wchodziły najpewniej w skład wielkiego plemienia Białocharwa-tów. Białocharwaci wchłonęli zamieszkujące wcześniej okolice Krakowa plemiona Mogilanów i Karpóws. Carrodunon albo Karrodunon (Caroduna, Karoduna), wymieniony wraz z innymi grodami przez starożytnych kronikarzy, także być może pod nazwą Kardesos'1, to pradawny gród położony w miejscu, gdzie leży dzisiejszy Kraków. Człon kar w nazwie uległ przestawce na kra. Przestawka taka jest zjawiskiem powszechnym w językach słowiańskich, tak samo jak ściągnięcie kra w kr. Nazwa Carrodunon ma brzmienie celtyckie, ale może to świadczyć tylko o celtyckim źródle informującym kronikarza albo o celtyckiej domieszce kulturowej. du-non po celtycku znaczy gród. Człon duna jest związany także z wodą (również w językach słowiańskich). Kraków leżał na licznych rozlewiskach Wisły. Nazwę Caroduna lub Karoduna da się wywieść bez trudu i z języka prasłowiańskiego. Człon car lub czar wiąże się z takimi magicznymi wyrazami, jak czar, czarować, czara, car - władca (wyraz o rzekomym rodowodzie scytoi-rańskim, być może po prostu indoeuropejski), czarati - czarować, mówić, czynić. Także kar w takich słowach, jak karać, korzyć - mówić, łajać, kara - jedno-kolny wóz (np. wózek kultowy), kary - czarny i czarny czy karmin - barwa czerwona, i czerwień - czerw (kerw-krew). Istnieje wymienność w wymowie rdzenia kar z car i car (czar) oraz oboczność ker, cer, cer (czer) i z innymi samogłoskami, a także wymienność kar-kra (np. kark - krak, korzyć - krzyczeć, itp.) czy wymienność kar ~ chór. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na słowo chrobry (roś. chorobryj) - srogi, dzielny, ostry, twardy. Tak samo staroindyjskie khar znaczy ostry, twardy. Widać tu jasno więź między znaczeniami chro-bry-chorwat-kharwat. Jest to związek nie tylko między tymi słowami, ale i między pojęciami, które one określają, takimi jak: Chorwaci-Charwaci - nazwa plemienia, Chrobry - przydomek króla polskiego, który pozyskał dla Piastów wszystkie ziemie białochorwackie, wreszcie kar - ostry, twardy (identycznie jak w słowie "karać"), który to człon tworzy część nazwy Karoduna i Kraków. Człon kar-kra nawiązuje również do kruków, które występują w krakowskich legendach o założeniu miasta. Słowiańskie brzmienia i znaczenia przytoczonej przez Ptolemeusza łacińskiej nazwy Karrodunon mogłyby więc być: Czarnorzeka, Czarny Dunaj, Czarogród, Carogród, Ostrogród, Czarnotyn, Krukotyn lub Czarno-tonie (notabene w obrębie Krakowa znajduje się wieś Tonie). Nazwa ta nie byłaby niezwykła ani całkiem odosobniona na obszarze podkarpackim, gdzie występują takie miana, jak chociażby Czorsztyn, Tyniec (tyn - obwarowanie, gród) i liczne inne z końcówką -tyn. Wreszcie należy stwierdzić, że wraz z opanowaniem terenów dzisiejszej Małopolski przez Białych Chorwatów i nastaniem nowego władcy Kraka-Krakusa dawna nazwa miasta mogła ulec zmianie. Na zaskakujący związek między Karodunonem i Krakusem wskazuje maloruska wersja scytyjsko-irańsko-wschodniosłowiańskiej legendy o Rustamie, który wydaje się wspólnym scytyjsko-słowiańskim bohaterem. W wersji tej Rusłan (Urusłan-Jerusłan) ratuje z opresji króla Kirkousa Kirkodanowicza, Zalazara i dwunastu wojów porwanych i oślepionych przez Białego Diwa1. Czyż może chodzić o kogo innego niż o Krakusa Karo-dunońskiego lub Krakowskiego? Diw jest postacią mitologii słowiańskiej poświadczoną przez Stówo o wyprawie Igora3. Inny zaskakujący związek to imię brata legendarnego założyciela Kijowa - Choriw. Także nazwa ludu Hrws (Harwaci?), zachowana przez źródła perskie i arabskiek, a przypisywana Rusom wykazuje mocne powiązanie z caroduńsko-chorwackim kompleksem znaczeń. siedlili je. Zajęli też całą Grecję i wyspy Morza Egejskiego łącznie z Kretą. Przez prawie 400 lat Peloponez pozostawał w wyłącznym władaniu słowiańskich plemion Jezierców i Milingówc. Wątowie-Antowie znad Morza Ciemnego - był to odłam Wędów, który zawędrował nad Morze Czarne jeszcze przed germańskimi Ostrogotami w I wieku n.e. Podbili oni tamtejsze plemiona Budynów, które przyjęły ich nazwę plemienną wraz ze zwierzchnictwem władców. Antowie byli sprzymierzeni z Sarmatami. Walczyli później przeciw Ostrogotom, mając poparcie Hunów, a także u boku Awarów z Bizancjum. W IV wieku ich władcą był Boz (król Boża), któremu podlegało 70 przywódców plemiennych wchodzących w skład Wielkiej Rady'. Utworzono wtedy wielkie państwo słowiańsko-a-lańskie (sarmackie) sięgające aż po Odrę. W VI wieku Antowie wraz ze Sklawenami opanowali Bałkany i za- 4 O narodzinach i upadku Zniczów mówi Tają Trzecia. Tam można znaleźć ich szczegółowe opisy i miana. 5 Żmije-Żnuje - dwoistość nazwy wynika z faktu, że oprócz powszechniejszej postaci "żmije" występuje ona w źródłach także w formie rzadszej "żnuje", która ma bardziej archaiczny rodowód. 6 Wielkie Góry Północy - czyli Ural, Wielkie Góry Wschodu - czyli Kaukaz, Wielkie Góry Zachodu - czyli Alpy, Wielkie Góry Południa - czyli Bałkany. Oprócz tego istnieją także Wielkie Góry Środka - Karpaty i Góry Koliby (Zerywańskie) - czyli kompleks Pamir-Hima-laje, chociaż niektórzy twierdzą, że właśnie Karpaty były górami Koliby. Innych "wielkich" gór w swojej starożytnej wędrówce Słowianie nie poznali. 7 Wysoki Dział - zalążek Niebios i Niski Dział - zalążek Ziemi w końcu się nie zrealizowały z powodu upadku Zniczów. Tym samym nie powstał podział na Wyższe i Niższe, lecz podział na Mocne-Twarde-Jaskrawe (Czarnogłów i cały jego trzem) oraz Słabe-Miękkie-Ciemne (Białoboga i cały jej trzem). * Siemargł - jest jedynym z pierwotnych Zniczów, wymienionym przez kroniki ruskie. Inni są znani z tradycji różnych krajów Słowian, aż do współczesności, we wtórnych brzmieniach imionb. W każdym z pierwotnych imion Zniczów (których używania potem zakazano nawet w stosunku do Umorów-Straszów) zawiera się miano (albo część miana) późniejszych bogów Mocy i Żywiołów, którzy przejęli dziedzinę po Upadłym Zniczu. Wszystkie imiona Zniczów łączy tez jedna litera-znak. W związku z tym niektórzy twierdzą, że Tają o Zniczach jest Głęboką Tają Ł w Ukrytym Porządku Taj i tak należy ją umieszczać w Wielkim Trebniku, czyli Księdze Tajemnego Rytuału kultu Swąta-Świato-wita. Inni odczytują Ukryty Porządek - czyli Głębokie Znaczenie Taj - na podstawie atrybutów bogów. O atrybutach bogów piszemy w tai o bogach Żywiołów i bogach Mocy. 9 Drzewianie Zachodni zamieszkujący od V-VI w Poła-bie, zwane przez Germanów Wendlandem albo Dra-wenją, wywodzą się z wielkiego plemienia Drewlan, które wyszło z ziemicy Nurów lub Budynow Początkowo zamieszkiwali oni wszyscy ziemicę Nurów nad Bugiem, potem rozeszli się z ziemi rodzinnej na wschód, południe i zachód Stąd Drzewianie Połabscy (z którymi przybyli nad Morze Północne i Łabę także Krywicze), Drzewianie Ruscy i Drzewianie Nadadnatyccy Swoich kapłanów i czarowników Drzewianie z Połabia nazywali toblaczami lub tobalarami 10 Zamęt, Czas Zamętu - okres zmieszania Swata z Nicą, czas od poczęcia Swata do chwili jego całkowitego oddzielenia się od Nicy i zepchnięcia jej w Pierwnicę, czyli ogólnie czas przed Pierwszym Działem 11 Azdaha - uz-duch - spętany duch, uzgur, oczkur - powróz z pętlą do chwytania bydła, uzda, powróz - sznur do pętania, uzeł (węzeł) - cerk (w)ązł, serb uzao, czes uzel, małorus (w)uzoł - węzeł, prasł wąż - wstęga, skąd także wąż, wąs, wstęga, jak również więź, uwięzienie, uwięźmęcie, więzić, związek' Pojęcie węzowos-ci jest zbieżne z obrazem Azdahow-Żmijowb Tak samo pojęcie uwięzienia, które jest wprost czytelne z mituc 12 Trzem Czarnogłowa - tym mianem określa się zarówno sam jego zamek-dwor położony na Weli w Górach Czar-nobielskich, jak i cały obszar jego władania W trzemie Czarnogłowa rozumianym jako rodzina podległych mu bóstw znajdują się bogowie Kiru - Jesz i Kostroma-Ko-lada (sprawujący pieczę nad "zejściowymi" porami roku Jesienią i Zimą), bogowie Żywiołów - Perunowie (Błyskawica), Swarogowie (Ogień), Strzybogowie (Wiatr) i Dazbogowie (Niebo) oraz bogowie Mocy - Ładowie (Porządek Świata), Chorsowie (Tajemnica Świata), Rodowie (Narodziny - Myśl Świata), Podago-wie (Pogoda - Drogi Świata), Morowie (Zapomnienie i Zagłada Świata) i Welesowie (Śmierć - Zaświaty) Wszystkie bóstwa tego trzemu są "mocne", twarde, gwałtowne, a niektóre nieprzychylne Ludziom 11 K Moszynski podaje w swym dziele Kultura ludowa Słowian (KLS) dokładny opis takiego zdarzenia z terenu Bułgarii 14 Azdahory - dzieci prawdziwych Azdahow, zwane tak dlatego, ze są wielkie jak pojedyncze góry, podczas gdy rodzice Azdahy mają rozmiary całych górskich pasm albo wysp Także Azdahorody - urodzone z Azdahow Są to dzieci Azdahow ze wszelkimi bytami, także z ludźmi Z takich związków rodzili się niektórzy przerażający wytędze czy gardzice słowiańscy - np pierwszy władca Nurów, Wuknar, był synem Zmijicy Widnurzy, wykarmionym przez wilczycę i do wieku siedmiu lat wychowywanym w wilczym stadzie Stąd wielka cześć dla wilków wśród Nurów, a później Chorwatów i Serbów Połóż - ta nazwa określa zarówno potwora ukształcone-go przez bogów Żywiołów i bogów Mocy do walki o Ziemię, Niebo i Welę, jak i powstałe z resztek jego ciała pierzaste, pancerne węże olbrzymich rozmiarów które można było spotkać w odludnych okolicach i bez kresnych stepach Połozy-węze miały szablaste kły, pa raliżowały wzrokiem i mogły połknąć naraz całego ko ma z jeźdźcem' 1 Postać połoza węża przechowała się w folklorze białoruskim i ukra ińskim Wielkopolska przechowała pamięć innego straszliwego wę, za zwanego Trusiem patrz B Baranowski W kręgu Upiorów i Wil kułaków] 16 Potwór Pokłon - był jednym z dziewięciu potworów powstałych w czasie Wojny o Bułę-Bytę 17 Skrajne Gwiazdy, którymi "cieknie we Świat - Cztery Gwiazdy-Gmazda umieszczone na Czterech Skrajach Świata - południu (Niewidzialna Gwiazda Po łudnia), wschodzie (Gwiazda Zaranna - Jutrzenka), po nocy (Gwiazda Północna) i zachodzie (Gwiazda Wie czoru - Wieczermca) Tam mają swoje niebiańskie dwory Kirowie i tam żyją wraz z nimi Światłogońce Skrowie oraz Inogi IS Na temat smoka krakowskiego, zwanego wawelski r zdania są pośród kątyn podzielone Jedni uważają, że był to Głaźl, inni, ze jeden z Małych Spętów zielonej barwy Są tez tacy, którzy twierdzą, ze nie był to smok zielony, lecz szary, bury lub brązowy Wtedy mielibyś my do czynienia najprawdopodobniej z jednym z trzech o wtórym mianie Chozar, Durz lub Zelw Istnieje też wersja, według której smok wawelski jest żmijem Możliwe także, ze był to tylko jeden z Ażdahorodów W podaniach nazywano go Całozercą 19 Węże trzymano, dla obrony gospodarstwa przed obcy mi ludźmi i przed szkodnikami, na wędzkim i istyjskim (aistowskim) wybrzeżu Bałtyku Ten fakt znany jest z opisów kronikarskich Pomorza i Litwy Spełniały one dokładnie taką samą rolę jak gdzie indziej łasice, psy i koguty, a także koty Były otaczane przyjaźnią i czcią pielęgnowane i karmione mlekiem' ' Herodot nazywa Wężami Wędow 20 Wielka Węzyca w Kraju Północy wydała z własnego łona (z nasienia Heraklesa) króla-załozyciela ludu Skołotów 21 Baj = mit Pojęcie świętej nieci bajnej i Bai - Materii Świata, jak i baju - opowieści, wyjaśniają przypisy w tajach poświęconych pracom bogów (Mogtów Zrze-bów) oraz w opowieści o bogini Wodycy. Inogi - Inog (Inóg, Inok) to prastara słowiańska nazwa chimery, skrzydlatego zwierzęcia złożonego z części różnych zwierząt. Inog - czyli inny, inaczej zbudowany, inaki (lud. inoki) albo inno-nogi. Nazwa podkreśla także odmienność (inność) nóg (czyli dolnej części tułowia) nie pasujących do ^górnej części ciała. Miano Inog odnoszono do dzieci Swiatłogońców i wszystkich innych niebiańskich stworów, które wyglądają inaczej niż zwierzęta ziemskie czy skrzydlaste zwierzęta welańs-kie, inaczej niż potwory i inaczej niż Umory-Strasze. 23 Ludy Zachodu to Wędowie, Lęgowie, Serbowie, Mazo-wie i Nurowie. Wschodni Sławowie to ludy Budynów i Burów. 24 Więcej o tym, jak powstały Maści oraz o ich etymologii i związku z bogami Kiru, Swiatłogońcami i Braćmi Miesiącami mówi Tają Trzynasta, poświęcona między innymi Bitwie o Maści. Mit odtworzono na podstawie ogólnej tradycji słowiańskiej, obrzędów i podań wszystkich ludów, szczególnie na podstawie podań Wielkorusinów, Małorusinów, Białorusinów, Pomorzan, Litwinów, Bułgarów, Macedończyków, Serbów, Czarnogórzan i Chorwatów. TAJA TRZECIA O Zniczach, Buncie Dziesięciu synów Boga Bogów, ich upadku i odrodzeniu w Umorach-Straszach, zwanych Orłami Weli według zinisów ludu Istów (Aistów)1 z Romowego nad Pregołą, nawęzników plemienia Osów z kątyny osowskiej i podań guślarzy ludu Mazów z Kołbieli3 Słowo o iście4 Zniczów - według kątyny Istów w Romowem Pierwsze dzieci Boga Bogów narodziły się, jak wiadomo, z jego zmieszania z Nicą, której wdziękom uległ na samym początku. Na jej lędźwiach wypróbował Światło-wiłt po raz pierwszy swą jurność i moc stwarzania. A że był niedoświadczony, drogo mu przyszło za tę chyżość zapłacić. Swiatłowiłt zbliżył się do Nicy, zachwycony czernią jej długich włosów, miękką obłością jej wnętrza i otchłannoś-cią przyrodzenia. Zapłodnił ją świetlistnym istem, i od tej chwili w jej wątpiach rośli Zniczowie. A kiedy urośli już dosyć, zaczęli się dobywać na świat, a ona poczuła, że jej brzuch płonie wielkim ogniem. Wypluła ów żar z siebie i wydała dziesięciu synów. Tak narodzili się Zniczowie, którzy się stali zmazą tego świata, największym i jedynym błędem Boga Bogów. Swiatłowiłt dał im najlepszą materię samoródczą z siebie i płomienną światłość, i Nica dała im, co miała najlepszego - przepaścisty niebyt, czarną ciszę, gładziste nic. Srodzy i dzierżcy byli Zniczowie, bo dzieci zrodzone z wielkiej żądzy są zawsze mocarne, ale i niecni. W zamiarze Boga Bogów było podzielenie świata między synów. Niecąc ich w wątpiach Nicy, dał im po cztery głównie, na własne podobieństwo, dał im wiele rąk zdolnych utrzymać w ładzie wsze rzeczy świata, które miały się zrodzić, i dał przebiegłą mądrość. Wszystko to od początku było jednak skażone nicą. Jedni Znicze byli wysocy, a drudzy niżsi. Wysokim przeznaczone zostało władanie Wysokim Działem, czyli Przedniebiesiem, a tym drugim, Działem Niżnym, czyli Przedbytem złożonym z Przedziemi i Przedmorza5. Na tak pomyślanym świecie nie miało być wcale zaświatów i nie miało też być śmierci ani strachu. Nawęznicy6 z kątyny w Osowie, leżącej w puszczach Krainy Jezior7, powiadają, że na tamtym świecie, tak pięknym z założenia, nie było jednak miejsca dla Ludzi, których Bóg Bogów w ogóle nie zamierzał stwarzać. Ludzie powstali według nich przypadkiem, czemu nie da się zaprzeczyć, jeśli się przyjrzeć dalszemu biegowi wydarzeń Zniczowie oglądają przyszły świat Od urodzenia dzieci Nica stała się nieznośna. Suszyła nieustannie głowę Światłowiłtowi, by oddał władzę sy nom i dla nich urządził wygodny świat, a sam osiadł na niebiesiech. Bóg Bogów tak miał dosyć tych nagabywań że odgrodził się od Nicy uwiłtą z jasnych swych nieci Kłódzią", która miała mu być twierdzą i ochroną, ostoją dla jego myśli. Tam przesiadywał, w owym przemyślnym zamyku, zastanawiając się nad kształtem przyszłych bytów Wreszcie gdy jego zamysł stał się jasny, Swiatłowiłt ze brał Zniczów i wybrał się z nimi na przechadzkę. Szli roz ległymi połaciami Pierwni, a on przystawał co kawałek i roztaczał przed synami obrazy przyszłości, i ukazywał im obszary ich władania. Zamierzał im oddać to wszyst ko, ale wpierw chciał ich wypróbować. Nie miał pewności, czy jego synowie będą umieli rządzić sprawiedliwie By ich poddać próbie, opowiedział im o tym, jak zrodzi się Głąb-Gołuba, potem Strąprza-Wspóra i wreszcie Buła Byta. Rzekł im, że będą tylko nad bytami widzialnego świata panować, zaś trzy Swiatłowiłtowe córy nad Dzia łem Działów, Kirem i Żywiołami Świata. Kiedy zobaczyli wyczarowane przez ojca gwiazdy, niebiosa, zorze, tęczowe mosty, skrzydlate stwory, bezkresne rzeki, tajemne bory i przedmorze, a także istoty, co miały zaludnić owe niwy, wzmogło się w nich pragnienie władania tym wszystkim. Pragnienie owo narastało gwałtownie, aż przerodziło się w chciwą żądzę, by z nikim nie dzielić przyszłego władztwa. Nie spodobało się Zniczom, że narodzą się jeszcze ich siostry. Kiedy wracali z Pierw-nych Pól, miast się weselić, miny mieli smętne, a głowy zwieszone. Szczególnie Miłorod, który rozsmakował się w obrazie górskich połonin, zwierzyny, stad białych owiec, soczystej zieleni traw przeplecionej kępami białych stokroci, szemrzącej, kryształowej strugi, co przecinała błękitem polanę, gdy mu to wszystko zniknęło sprzed oczu jak zdmuchnięte, był przygnębiony bardziej niż inni i wlókł się gdzieś z tyłu. Wiedział już, że to ma się dostać nie jemu, lecz Zielwodziełowi. Równie spodobała mu się dumna dziewka w modrej sukni, co nad strugą wiła wianek ruciany i doglądając stada owiec, pięknym głosem nuciła smętną pieśń. Choć ona miała być w jego przyszłym niepodzielnym władaniu, zdawało mu się, że to zbyt mało. Żądza szeptała mu, że mógłby władać bardziej, mieć więcej - wszystko, dokładnie wszystko, co jest dookoła. Kiedy stanęli znowu u wrót Kłódzi, Bóg Bogów zapytał ich o przyczynę smutku, ale oni ukryli prawdę w głębiach serc, a Miłorod nawet nie patrzył mu w oczy. Lecz Swiatłowiłt, Prawda Prawd, Wied Wiedów, poznał ich najskrytsze pragnienia i zoczył w Miłorodzie myśl straszną, która się już była zalęgła. Nie spodobało mu się to, jednak odszedł spokojnie na spoczynek, jako że bardzo się całym tym pokazem zmęczył. Zniczowie zostali ze swoimi myślami. Każdy miał w wyobrażeniu wciąż żywy obraz, który go oczarował: skalne jary Przedziemia, powolne zakola Rzeki Rzek - Pętlicy, klejnoty tysięcy Gwiazd, gorejące Słońce i sreb-roskrzyste, kniesiące9 Księżyce oraz wielomastne10, pełne Łuny Niebios. A Miłorod wciąż miał przed oczami pasterkę o różanym licu, jej owce, trawę, strumień i słyszał w uszach jej śpiew, szmer wody i szum nieprzeparty ciemnego boru. Te trzy pieśni splecione niczym ruciany wieniec dziewczyny w jedną czarowną nutę" powodowały, że gotował się w nim boski ist. Bunt Zniczów Gdy Swiatłowiłt zasnął w swej alkowie, jego synowie zebrali się potajemnie na Pierwnym Polu i poczęli radzić, co by uczynić. Wszyscy myśleli o tym samym i takie same miotały nimi żądze. Podjudzali się wzajemnie, jeden prze-gadywał drugiego, coraz ostrzej występowali przeciw swemu Ojcu, coraz mocniejsze padały słowa, a w końcu groźby. Najbardziej zapiekły był Miłorod i wreszcie z jego ust dobyły się najcięższe zarzuty i pomysł, żeby Świat-łowiłta zabić. Po tych słowach zapadła najpierw cisza, bo strach położył się na nich swoim pierwszym cieniem, ale zaraz podchwycili to inni: Wiłchmur, Swarład - któremu marzył się ogień Słońca i Gwiazd, Chorłyskot - który chciał władać nie tylko piorunami i burzą, lecz i wszelką tajemnicą, Siemargł - który rozkochał się tak samo jak Miłorod w Przedziemi, Porewiłt - który rozsmakował się w kirze i czasie, a także Czarnobił - który miał nadzieję objąć Dział Działów. Trzech pozostałych Zniczów wahało się długo. Prowgołd był zbyt prawy, Wełtomarz zbyt zajęty myślami o umorzę, którym i tak nikt inny władać nie chciał, zaś Zielwodzieł czuł, że bracia chcą mu wydrzeć władanie tym, co ukochał. Jednak gdy Porewiłt pokazał im tajemny klucz do pierwszych wrót Kłódzi, o którym wiedzę posiadł podglądnąwszy Światłowilta, rozterki się skończyły. Czarnobił zakrzyknął, że bez Swata lepiej będą władać, bo mają moc samoródczą i sami uczynią to wszystko, co im już ukazał. Wystarczy, ^że wydobędą z niego ostatnie slo-wo-klucz, Dwudziestą Ósmą Taję, która otwiera cały boski zamiar - w tym władanie nieciami Kłódzi, Pierwnicą, ich matką Nicą i wszemi rzeczami, co były, są albo będą. Powinni byli wiedzieć, że do istnienia pełnego Świata potrzebna jest znajomość Trzydziestu Taj i jeszcze tej jednej, Trzydziestej Pierwszej, Tai Taj, znanej tylko Jemu - Bogu Bogów. Już to świadczyło, że zamiar przerasta ich siły. Ale pewni siebie i butni, srodzy Zniczowie nie popuścili - postanowili działać natychmiast. Tedy Czarnobił podprowadził ich pod wrota Kłódzi, Porewiłt otworzył je tajemnym, gorejącym kluczem, co leżał zawiłty w wiechcie pod progiem, Chorłyskot pierwszy przekroczył zakazany próg i powiódł innych Zniczów za sobą. Potem, kiedy stanęli przed kolejnymi wrotami wiodącymi ku tronowi Boga Bogów, zabrakło mu odwagi. Strach coraz cięższy unosił się nad nimi z każdym krokiem stawianym w głąb zamyku Kłódzi. Dalej więc wiódł resztę Siemargł. Schodzili w dół i w głąb. Korytarz był coraz ciaśniejszy i zimniejszy, a światło w nim jaśniało coraz bardziej niebieskie. Duszność potężniejąca ścisnęła ich za piersi. Tak zbliżyli się do trzecich wrót - Wrót Alkowy. Te błękitne wrota rozwarł delikatnym tchnieniem Wiłchmur. Kiedy się otwarły, spostrzegli śpiącego w jaskrawej śnieci Boga Bogów. Dech im całkiem zaparło i chcieli się cofnąć. Miłorod podniósł pierwszy^rękę na Ojca. Inni rzucili się za nim chmarą i przygnietli Światłowiłta. Zdawało się, że go pokonali. Nagle, kiedy już myśleli, że zwyciężyli, Swat błysnął oślepiającym światłem i przeistoczył się w olbrzyma Światłowołota. Ich oczom ukazał się Stu-członki Postrach - Potwór Potworów! Postrach wczepił się w nich swymi stu rękami, schwycił ich za gardziele tysiącem pazurów, zionął w ich głównie żywym ogniem ze stu paszcz, zaryczał gromem dobytym z niezliczonych otchłannych trzewi. Rzucił w nich grzmiącą zaklątwę. Za-klątwą ową odebrał im wszelką moc, wsączył na zawsze w ich serca strach, i zaklął Zniczów w gwiazdy. Te były pierwszymi Gwiazdami, a było ich dziesięć - zawieszonych na Skraju Pierwnicy, blisko zamyku ich matki Nicy. A jedna z gwiazd, ta w którą zmienił się Miłorod, kapała po Przedniebiosach ognistymi łzami z tęsknoty za utraconym władaniem. Wydawało się, że wszystko w koło się od owej Gwiazdy-Znicza zapali. Wtedy przyszła do Światłowiłta Nica prosić, by się ulitował nad synami i przywrócił ich. Ale on nie chciał. Więc i ona broniąc synów rzuciła się na niego z pazurami. Chwycił ją za włosy, i powlókł na Skraj Pierwni, po czym rzucił w przepaść. Zepchnięta w Pierwnicę Nica wciąż na swych włosach się Świata trzymała. Obciął jej włosy srebrnym sierpem i zrobił z nich Powłokę, a Nica spadła na zawsze z Pierwni. Dlatego Powłoka nazywa się powłoką, że powstała z włosów Nicy, za które ją Swąt powlókł do Pierwnicy. Tak prawią zinisi Aistów-Istów znad Pregoły. Upadek Zniczów i Nicy według guślarzy Osów i Mazów Guślarze Osów wspierani przez czarowników mazows-kich twierdzą, że było na końcu trochę inaczej. Według nich, kiedy Swiatłowiłt pokonał zbuntowanych synów, kazał ich matce Nicy utkać dla nich z własnych włosów kłodę. Ściął jej te włosy osobiście srebrnym sierpem za to, że rozbudzała w synach żądzę władzy. Tak powstała Powłoka z warkocza Nicy, i w tej kłodzie uwięził Zniczów zamienionych w gwiazdy. Jedna z tych zniczy - Miłorod - iskrzyła się i kapała płomiennymi łzami z tęsknoty i żalu, i rozpalała co chwilę Przedniebiosy żywym ogniem. Swąt nie miał czasu zająć się kapiącą gwiazdą. Musiał szybko wprowadzić ład, bo wszystko skłaniało się nieuchronnie ku ciemności. Dokonał więc pomnożenia z Głębią wyłonioną z własnej Czeluści, stwarzając Pierwszy Dział. Z pierwszym działem narodzili się Kaukowie-Dzielni. Oddał im na służbę Ażdahy. Potem uczynił Drugi Dział mnożąc się ze Stą-przą, z której zrodzili się Kirowie i Światłogońce. Wreszcie uczynił Trzeci Dział, a w nim wyłonili się bogowie Żywiołów i bogowie Mocy. Kiedy już ci wszyscy byli na świecie, i Głęzowie, i Ludzie, i uczyniona została Ziemia, Wela i Niebo, Bóg Bogów spoczął. Na znak Peruna dany błyskawicą rozpoczęło się święto trwające trzy dni i trzy noce. Według guślarzy ludu Mazów w ten dzień właśnie przyszła do niego Nica prosić o łaskę dla synów. Zgodził się i odczarował ich, nadając Upadłym Bogom (Ubogom) kształt Umorów-Straszów. Każdemu jednak odrąbał tyle główni, na ile sobie ów zasłużył swoją rolą w buncie. Jako że nawet Bóg Bogów nie mógł zmienić raz ustalonych Zasad Świata, a wyrok raz wydany nie mógł być odwołany, Nica musiała zająć miejsce swych synów. Wtedy właśnie została zepchnięta w Pierwnicę, i tam przebywa trzymając się pazurami Świata w czterech miejscach. Tylko jej ciemne włosy i te pazury zostały na tym świecie przylgnięte do Pierwni, i one zwą się właśnie Powłoką Niebiańską albo Najdalszym Niebem. Jednemu ze Zniczów Swiatłowiłt nie mógł wybaczyć - Miłorodowi. Zdjąwszy go z Nieba cisnął o Ziemię z takim rozmachem, że rozpadł się ów Znicz na tysiąc tysięcy iskrzących kawałków, drobnych niczym drzazgi. Z jego ciała powstały świecące zielono robaczki świętorujańskie Guślarze Osów mówią, że z jego ciała powstały Świet liki, bogunowie, którzy jako jedyni nie pochodzą z ciała żadnego potwora. Jak głosi podanie, z tego powodu, że Miłorod górskie połoniny tak bardzo umiłował, w Noc Kresu robaczki świę torujańskie pokazują się najliczniej na podhalnych łąkach O Umorach-Straszach czyli Orłach Welańskich Dziewięciu pozostałym przy życiu Zniczom nadał Bóg Bogów razem z nową postacią nowy wierg. Dola Umorów nie jest lekka, jako że musieli ponieść karę. Od tamtej po ry nieustannie krążą między Ziemią i Welą albo między Niwami Weli a jej Nawiami, i nigdzie nie mogą ani na chwilę odpocząć. Nie wolno im dotknąć stopami ziemi Raz jeden w roku odpoczywają, przez trzy dni Święta Wiosny, na Zimowej Gwieździe12, która leży u Północne go Skraja Dali. Tam wolno się wtedy Umorom spotkać z matką Nica. Nie mogą w tym zimnie przebywać dłużej bo zamarzłyby na kamień. Ich miano Umory bierze się stąd, że według nowego wiergu-przeznaczenia zadaniem upadłych bogów jest no szenie na swych grzbietach dusz zmarłych z Ziemi na Welę. Nazywa sieje Straszami dlatego, że kiedy się pokazują strach pada na ludzi. Wiadomo^bowiem, że w okolicy, nad którą nisko lecą, Nyja, Pani Śmierci, zaraz zbierze swe żniwo. A gdy ich leci więcej kluczem to znak, że pomór będzie, bitwa krwawa, napad łupieżczy, susza albo inna klęska, która zbiorową śmierć przyniesie. Najgorzej kiedy w pełnym dniu niebo nagle pokryje się czerwoną łuną, bo to zapowiada wielką zarazę. Są Straszami także dlatego, że zostały zarażone stra chem przez Światłowołota Postracha i za jego przyczyną są tym, czym są. Wciąż noszą w swych piórach strach i rozsiewają go po świecie. Mówią ludzie, że gdyby nie one, nie znaliby, co to strach, i nikt by się niczego nie lękał Jest to święta prawda. Straszę mają też straszny wygląd. Nazywane są Ubogami dlatego, że to upadli bogowie dawni Znicze, co mieli władać wszym światem. Ich miano Orły Welańskie bierze się stąd, że mają wy gląd wielogłowych i wieloskrzydłych obrych orłów (orłów olbrzymów)13. Większość czasu spędzają krążąc nad Welą Umory-Strasze oprócz zmarłych noszą na grzbietach także dusze tych, którzy się mają narodzić. Dusza taka wchodzi w jeszcze nie narodzonego, kiedy jest w łonie matki. Z chwilą gdy człowiek przyjdzie na świat, opuściwszy owo łono, Lelij-Smęt zapala jego znicz-gwiazdę, a Makosz wplata nieć-śnić w Baję - Mate rię Wszego Świata14. Wtedy też Dodola daje wierg Stwo rzycom - boginkom Narodzin i Przeznaczenia15, a one niosą go dziecku i wkładają pod poduszkę, przypisując tym sposobem dolę na całe życie. Oprócz dusz zmarłych i rodzących się Umory noszą na swych grzbietach także samych bogów w ich wędrówkach niebieskich, kiedy przybywają oni na Ziemię lub inną Niwę Weli albo gdy lecą na boski Zbór. Noszą też rzeczy, którymi ich bogowie obarczają, by je przekazać z Weli na Ziemię albo odwrotnie, albo między Niwami, albo z Niw do Nawi. Noszą również bogów podczas dorocznych Wielkich Bitew i Dzikich Łowów. Właśnie zaraz po Wielkiej Bitwie Wiosennego Zrównania (równonocy wiosennej) lecą na odpoczynek na Zimową Gwiazdę. W tych dniach - wielkiego święta Nowego Roku - nikt nie powinien umierać ani się rodzić. Są to dni wyjątkowo ku temu nie-sposobne, właśnie dlatego, że Umory nie noszą dusz. Jeżeli ktoś wtedy zemrze albo się narodzi, jego byt, wierg, źrzeb i dola będą na pewno niezwyczajne. Nie znaczy to niestety, że dobre. Osoba taka łatwo pada ofiarą Zduszów, które wcielają się w nią, zanim wejdzie w ciało prawowita dusza. Tak rodzą się na przykład Dwudusznicy16. Dusza zmarłego błąka się w tym czasie bezpańska mimo odprawienia wszelkich obrzędów i jest narażona na spotkanie ze Zduszami lub porwanie przez nie. Kiedy Umory fruną nad Welą, jarzą się niczym czerwo-no-złote pochodnie. Nad Ziemią pojawiają się zawsze o krwistym świcie lub takimż zachodzie. Kiedy lecą, ciągną za sobą ogniste ogony długie na wiele mil. Ma to przypominać zarówno ich dawny byt Zniczów, jak i krwawą zbrodnię, jaką zamierzyli. Miana Umorów i ich wygląd Zinisi Istów twierdzą, że wszystkie Umory mają tylko po jednej głowie. Jednakże według guślarzy Osów i Mazów z Łężan mają one po wiele głów. Swiatowit, jak prawią, oberwał synom po jednej albo po dwie głównie, zależnie od stopnia winy. Ponieważ wymawianie dawnych imion Zniczów zostało po wsze czasy zakazane (który zakaz z narażeniem własnym, w imię dawania świadectwa, tu łamiemy), ludzie nadali Umorom nowe miana i nimi ich zowią. Chorłyskota zwą dziś Tugarinem, Wiłchmura Sołowie-jem-Rzepiórem, Swarłada Rarogiem, Siemargła Senmur-giem, Porewiłta Ponurtem, Zelwodzieła Dziwolągiem, Prowgołda Rochwistem lub Rohatyniem, Czernobiła Bie-łozórem, Wełtomarza zaś Krogulcem-Skruchtenn17. Biełozór ma dwa łby rogate i pstrokate, Ponurt ma trzy głowy dziobate, Sołowiej ma dwie - a obie ogniste i śpiewne (jego śpiew-gwizd zabija), Dziwoląg ma trzy łby: złoty, zielony i niebieski, Krogulec także trzy: syczący, jadowity i czarowny (tym czarownym osłupia człowieka). Guślarze Osów prawią, że Rohatyń-Rochwist ma jedną głowę z rogami prostymi, jedną z kręconymi i jedną o rogach falistych. Nawęznicy z Małomorawy mówią, że Ra-rog ma dwa łby purpurowe, a każdy z ostrym i płaskim rogiem pośrodku. Tugarin w jednym odgłówiu ma oczy białe, w drugim cytrynowe i z owych ócz ciska błyskawice. Senmurg także ma dwa łby: pierwszy porośnięty kręconym włosem i drugi z kozią brodą, która się za nim wlecze. Wszystkie Umory mają po dwie pary skrzydeł, twarde pióra, przenikliwy wzrok i ostre zęby w dziobach. Posiadają także straszne szpony krogulcze, w które chwytają zmarłego, kiedy zniżają się w locie nad ziemią. Dlatego ciało zmarłego człowieka zawija się w całun, żeby nie został szponami poraniony. Kładziwo zaś, czyli Kładki i Mosty, daje się zmarłym po to, by po owych drabinach i mostach mogli zejść łatwo na Welę, na Sowi Przyląd (Sowiniec), wdrapać się na Szklaną Górę, a potem przejść przez Wąwóz Smętu do Dworu Welesów, gdzie w nurzy1* mieści się Komora Polela. Z owej Komory wiedzie Dziewięcioro Drzwi w Dziewięć Nawskich Dróg'y. Niektóre ludy, by ułatwić Umorom zabieranie zmarłych, składają ich w koronach drzew. Inne w tym samym celu palą zwłoki na stosie i stawiają urny z prochami na drzewach lub słupach albo na szczytach wzgórz - bu-gryszczy. Jeszcze inni po spaleniu rozsypują prochy, które wzniesione wysoko w powietrze, są dla Straszów20 łatwiejsze do wzięcia w ostatnią drogę. Według tobolarów z chramu w Tłoce21, który się znajduje w ziemicy Wędywarów, wszystkie Umory mają jednakowy wygląd i wykonują jednakową pracę. Różnią się tylko umaszczeniem: trzy z dziewięciu Umorów są białe, sześć zaś jest czarnych. Maść białą otrzymali ci trzej byli Zniczowie, którzy nie chcieli się przyłączyć do buntu. Według onych tobolarów Straszę mają ptasi łeb na ptasim ciele, ale łeb ten zaopatrzony jest w straszliwe przymioty: kozią, wijącą się brodę, przenikliwe oczy zdolne ciskać błyskawice, zęby w dziobie, jadowity język, rogi ostre jak miecze i kręcone, orle szpony u wielkich chwytliwych stopisk oraz powłóczysty ogon o żelaznych piórach. Straszę są wielkości skrzydlatych byków. Ich przybycie zapowiada nie tylko krwista łuna na niebie, ale i zawodzenia Lelków lub pojawienie się Nawek (zwykle towarzyszących Nyi) albo Upierzyc (boginek pomocnic Marzanny i Mora). Inni kołbiowie22 z Północy wykładają jednak, że prace białych i czarnych Straszów różnią się bardzo. Białe Straszę mają lżejszy wierg (wyrok) i co za tym idzie lżejszą dolę. Mają oni nosić wyłącznie dusze nowo narodzonych z Weli na Ziemię i bogów (wtedy gdy nie dosiadają oni skrzydlatych zwierząt welańskich, Inogów, ani nie przemieszczają się samodzielnie tajemnym boskim sposobem). Czarne Orły Weli muszą nosić prócz zmarłych bardzo wielkie ciężary. Nowe nadziały Niw po Ubogach (upadłych bogach) Wszech Świat inaczej został ułożony po upadku Zniczów, niż to miało być. Ich niwy Bóg Bogów rozdzielił między tych wszystkich bogów, którzy narodzili się później. Niwa, co miała być działem Czernobiła-Biełozóra, dostała się Kaukom-Dzielnym, Czarnogłowowi i Białobo-dze. Jej resztka zaś, tak mocno zmieszana i splątana, że nie dała się rozdzielić, przeszła w ręce rodu Płatów (Prze-pląta-Perepułta, Piątwy-Przepigoły i ich dworu). Niwa Porewiłta-Ponurta przypadła bogom Kiru - Godom. To, co miał otrzymać Wiłchmur-Sołowiej, wzięli Strzy-bogowie (Swistowie) i Dażbogowie (Sołowie). Niwę, którą miał władać Zielwodzieł-Dziwoląg, dostali w swą moc Wiłowie (Kienowie), Wodowie oraz Sporowie (Grubowie). Niwę po Wełtomarzu-Skruchcie wzięli Welesowie (Nawiowie) i Morowie oraz Bożebogowie (Radogosto-wie). Niwę przeznaczoną^ kiedyś Prowdgołdowi-Rohatyniowi otrzymali Mokosze (Źrzebowie). Niwę Swarłada-Raroga zajęli Swarogowie (żgwiowie i ród Lada. Królestwo Chorłyskota-Tugarina zatrzymały rody Peru na (Runowie) i Chorsa (Ksnowie), Pogodowie (Wenio wie) i ród Prowego (Czystowie). Niwę Siemargła-Senmurga dostali Simowie (Ziemo wie) i Rgłowie. Wreszcie ostatnią niwę, tę po Miłorodzie, co się roz trzaskał o Ziemię, przejęli Rodowie i Dziwieniowie (Ku pałowie). Przypisy Lud Aistów-Istów zamieszkiwał południowe wybrzeże Błotyku (Bałtyku). Jego ziemica ciągnęła się na wschód od Wisły, za krainą Wędywarów (Vidivari):i. Lud ten był znany już starożytnym dziejopisom w I wieku n.e.b. Kroniki piszą o nich na podstawie dawniejszych danych z rzymskich wypraw. Ciągłe zamieszkiwanie tej okolicy przez Aistów potwierdzają w kolejnych wiekach różni kronikarze i podróżnicy0. Istowie (Aistowie) są ludem równie starym jak Nurowie czy Budynowie. Nie ma zresztą na Ziemi ludów młodszych ani starszych - "wszyscy pochodzą od Zerywanów, a oni od Boga Bogów i Kauków-Dzielnych". Nazwą Aistowie określano wszystkich dzisiejszych Bałtów. Z niej wywodzi się zarówno miano Estów-Os-tów (dzisiaj przyczepione do fińskich z rodowodu Es-tończyków), Auksztów - plemienia, które wraz ze Żmudzią stało się zalążkiem państwa litewskiego, jak i Osów-Osjów zamieszkałych nad rzeką Osą. Był okres, w którym Istowie zajmowali dużo rozleg-lejsze tereny, obejmujące zarówno ziemie opanowane później przez Budynów, jak Nurów i Wędów (Mazury, północne Mazowsze, Białoruś - po linię Prypeci, pół-nocno-zachodnia Wielkoruś - aż po górną Okę i Wołgę). Istowie dzielili się na wiele mniejszych ludów, których język i obyczaj dosyć wyraźnie się od siebie różniły11. Istyjskie ludy Prusów, Jaćwięgów i Kurów wymarły. Ocaleli do dziś Żemigołowie (Żmudzini), Łotygołowie (Łotysze) i Auksztoci (Litwini). Każdy z mniejszych ludów istyjskich składał się, tak samo jak u Słowian, z wielu plemion, z tym że były to u Istów plemiona o wiele mniejsze, złożone z kilku zadrug. Przykładowo lud Prusów stanowiły plemiona: Pomezanów, Pogeza-nów, Warmów, Natangów, Sambów, Bartów, Nadro-wów, Skalowów, Galindów i Sasinów. Każde z plemion miało swego królae. Jak wskazują dane językoznawcze, przez długi czas Istowie i Słowianie stanowili jedność, tzw. Wspólnotę Bałto-Słowiańską. Także po rozpadzie tej wspólnoty związki cywilizacyjne i kulturowe mię- dzy tymi ludami były bardzo mocne. Powoduje to, że pełniej zachowana mitologia i wierzenia religii natural nej (wiary przyrodzonej) Istów-Bałtów mogą służyć re konstrukcji wielu mitów także mitologii słowiańskiej. Kątyna w Romowem, świętym miejscu kultowym Is tów nad Pregołą, jest jednym z najstarszych ośrodków religijnych, czynnym od niepamiętnych czasów aż do XV wieku, czasu chrystianizacji Litwy. W Romowem rósł wiecznozielony dąb, w którego pniu mieli kaplice bogowie istyjscy. Znajdowała się tam wielka kątyna po święcona wielu bóstwom, palono wieczny ogień pod trzymywany przez zinisów. Była to siedziba naczelnego kapłana Kriwego, który trzymał zwierzchnictwo nad wszystkimi Kriwejtisami. Kriwejtisi byli gromadą kap łanów. Istniało wiele gromad kapłanów, tworzących jedną wielką wspólnotę - Gromadę Gromad, a różniących się sposobami sprawowania obrządków, interpretacją mi tów, podejściem do praktyk wróżbiarskich, rytuałem modlitewnym, specjalizujących się w różnych "bos kich" dziedzinach, np. w nawęznictwie, znachorstwie i zielarstwie, wieszczeniu, zaklinaniu, odczynianiu uro ków itp. Swoje gromady, tak samo jak kriwejtisi, mieli burtnicy, wajdeloci, wejunasowie, ligasze, żybinci, wur szajci, kołoduni, kołbiowie, tobolarowie, witungowie (Swiatowita w Arkonie), mikowie (w połabskiej Rado goszczy), guślarze, żercy, kudiesnicy, wołchwowie, cza rownicy i inni. Pierwszym kriwe, założycielem gromady kapłańskiej Kriwejtisów był Bruteno. Niektórzy znawcy tematu twierdzą jednak, że Bruteno był założycielem gromady Burtników, zaś Kriwe, kapłan i pierwszy władca Krywi czów założył to zgromadzenie. Podobną rolę jak Brute no wśród Istów - założyciela najstarszego klanu-groma dy kapłańskiej - spełnił Drug, brat Pirsta, wśród Sła wówf. Romowe było dla Istów tym, czym była dla Sło wian Święta Wyspa Swiatowita-Swąta Rugia i jej Ar kona. Jest wymieniane przez wszystkich ważnych póź niejszych kronikarzy8. Wymieniają oni też Świętą Górę za rzeką Niewiażą, kątynę w Wilnie (która ma oczywiście o wiele starszy rodowód niż sam gród, a znajdowała się na Rossie) i inne miejsca święte11. Miano Istów wywodzi się od Swaistigsowego istu (is-tu Światowita), jako że wszyscy Zerywanie pochodzili z wiechcia, którym się Bóg Bogów wytarł, dając ludziom swój ist. Bierze się ono także stąd, że zajmowali pierwotnie względem Słowian położenie wschodnie - na istoku lub inaczej wstoku - wschodzie (roś. wos-tok). Miano to wywodzi się w językach Bałtów od "ludzi mieszkających nad wodami". Taki sam jest zresztą rodowód słowiański miana Słowianie (od sou - wilgoć), miana ludu Wądów-Wędów (od wody - mieszkający nad wodami, czciciele bogini Wady, a także od rdzenia prasłowiańskiego wet - większy, wielki)1 czy Mazów (od mażą - błoto). Wraz z Istami zamieszkiwał te ziemie także lud Liwów (pochodzenia fińskiego) i Wędowie (aż do XIII w.)1. Osadnictwo słowiańskie na tym terenie potwierdzają nazwy miejscowe w ziemicy Kurzeme (Kurów): grody Yendenpils, Yeneden, rzeka Yenta czy gród Grobia. W XIII wieku wymarli ostatni Wędowie, którzy opanowali te tereny w czasie pamiętnej ekspansji Wędów-Wężów na wschód. Wśród Istów przez cały czas zamieszkiwali jednak inni Słowianie (Polacy, Białorusini, Małorusini, Wielkorusowie) i ten stan trwa do dzisiaj. Plemię Osjów-Osów zamieszkiwało nad rzeką Osą, prawym dopływem Wisły i było jednym z małych plemion Jaćwięgów podobnie jak Połekszowie, Sudawowie czy Zlińcy'1. Od północy i zachodu otaczali ich Wędowie osiedleni nad Zatoką Wądzką (Wenetyjską), czyli Gdańską, od południa Mazowie. Kątyna Osowska pełniła ważną rolę w Jaćwieżyb. Lud Mazów - jest ludem o jednym z najbardziej starożytnych poświadczeń, ponieważ wywodzi się on wprost od Amazonek znanych już mitologii Greków. W czasach przed Homerem jego siedziby znajdowały się nad Meotydą. Inna nazwa tego morza - Azowskie - wykazuje daleko idące pokrewieństwo z nazwą Mazowie oraz mianem Amazonki. Szczepy Zerywanów, z których wywodzić się mają wszyscy Słowianie, wywędro-wały z Koliby. Położenie Koliby Zerywanów nie jest jasne. Rodowód Mazów, nawiązania Czechów do kaukaskich Zinhi, wędrówka Serbów, wreszcie ogólna aryjska wędrówka ludów z terenów przyazjatyckich są zdarzeniami przemawiającymi za jej umiejscowieniem w okolicach Kaukazu. Istnieją jednak inne poglądy, umiejscawiające Kolibę (i w ogóle języki indoeuropejs-kie) nad Dunajem, bądź na terenach między Wisłą a Dnieprem lub szerzej: między Łabą a Uralem. Amazonki scytyjskie (znad Meotydy) miały się tam znaleźć po klęsce zadanej im przez Tezeusza, który wypędził je z Hellady. Tam osiadły, nad rzeką Tanais (Don - słowiańskie Toń, Duń - głębina, głąb, dół), biorąc mężów spośród ludzi miejscowych'1. Tam też zostały pokonane przez Heraklesa. Założyły trzy terytoria plemienne z trzema grodami5. Mazowie są potomkami jednego z tych plemion, które wyruszyło na północ i osiadło w ziemicy zwanej dziś Mazowszem. Istnienie ludu wywodzącego się od Amazonek, a nawet samych Amazonek i Grodu Kobiet w dzisiejszej północno-wschodniej Polsce jest potwierdzone przez średniowieczne źródła kronikarskie0. We wczesnym średniowieczu było to powszechne mniemanie, przekazywane z ust do ust od starożytności. Ziemica Mazów rozciągała się na zachód od Rusów i na północ od ziemicy Charwatów-Chrobatów. Głównym grodem od pewnego momentu (VI wiek) stały się Szeligi koło Płockad. Proces przemieszczania się Mazów znad Donu ku Mazowszu dokumentuje geografia Ptolemeuszae, gdzie jest mowa o Górach Amadokijs-kich i mieszkających tam Amadokach-Amadzokach, sąsiadujących z Nawarami-Nauarami (Nurowie). Góry te identyfikuje się z Wyżyną Wołyńską. Zmiana członu amaz- na maź- w nazwie ludu nastąpiła w drodze alite-racji. Mazowie z Sorabami (Surwami, Serbami) i Char-watami (Karwatami-Chrobatami) tworzyli w tamtym czasie wielkie państwo sarmacko-słowiańskie'. Stwierdzono występowanie na Mazowszu w wiekach od IV do V grobów, w których są pochowane wyłącznie kobiety i dzieci, a później (VI-VIII wiek) cmentarzysk kurhanowych, także jak zwykle ciałopalnych, ale bez śladów spalonych kości i ludzkich popiołów8. Groby szkieletowe na tych ziemiach wiążą się z przemarszem germańskich Gotów i Gepidów. Po ich odejściu nastąpił sześćsetletni okres ciałopalenia zakończony dopiero z chrześcijaństwem. Słuszność powiązania Amazonek ze Słowianami zdaje się potwierdzać wyjątkowo wysoka pozycja kobiet w słowiańskich społecznościach przedchrześcijańskich, wynikająca zapewne z długotrwałego matriarchatu, a także zachowane podania o słowiańskich Amazonkach (np czeskie o valaszce, o grodzie Dziewmie, i inne) Potwierdzają to także legendy innych sąsiadujących ludów Miano Amazonek wywodzili Grecy od a-mazos - "bez piersi" (miały obcinać sobie lewą pierś, by lepiej strzelać z łuku) Nazwę tę należy jednak wywodzić stąd, ze tak samo ]ak Charwaci, Mazowie byli czcicielami Chorsa, bóstwa księżycowego'1 Ich królowe były jednocześnie kapłankami Księzyca-Miesiąca (starosłowiańskie mesinc, mesonc - księżyc) W języku kaukaskich Ormian słowo mazos oznacza dokładnie kobiety księżycowe Inny, równoległy słowiański rodowód miana Mazów wywodzi je od mazać, maź - błoto, i nawiązuje do położenia ziem tego ludu na błotach Tak jest położone Mazowsze - na błotach w Krainie Jezior, czy ziemia Mazów nad Morzem Azow-skim - u błotnistego ujścia rzeki Don do morza W tym miejscu warto porównać nazwę Morze (M)azowskie z nazwą Morza Bałtyckiego (Bałtyk-Bołotyk - od bel-tać i bloto) czy Morza Bołotoń (Balaton-Bołotoń - również od błota), a także z ogólną nazwą oznaczającą wielką wodę - morze (ta nazwa ma głębokie mitologiczne uzasadnienie)' Słowianie budowali swe grody na błotach nad wodami lub niemalże na wodzie od czasów kultury łużyckiej (1500 p n e ) do późnego średniowiecza Znalazło to również odbicie w nazwie Wądów - mieszkających nad wodami Słowo mazać wiąże się także z malowaniem, czyli mazaniem maściami, jak również oznacza "budować z gliny lub lepić z gliny"J Maź i maźlowame osi wozów maślakami zostało wprowadzone podobno przez Mazów Maza to wóz kryty budą, używany powszechnie przez Mazów Wreszcie określenie mazlaki=grzyby Według kronik, w odróżnieniu od Niemców, którzy grzyby zbierają niechętnie, Słowianie są zbieraczami i amatorami grzybówk W Kołbieli znajdował się prastary ośrodek wiary przyrodzonej (religii naturalnej) Był on miejscem obrzędowym obsługiwanym przez gromadę Kołbrów, centrum wieszczbiarstwa opartego na kołbieniu - czyli wróżbach z kolistego lotu ptaków Znajdował się tam jeszcze po II wojnie światowej kamień ofiarny z mise-czkowatymi wgłębieniami (takie kamienie służyły jako ołtarze do ofiar krwawych), na którym składano ofiary z żywności, zwane Jościem, w Wielkanoc (starosłowiańskie Święto Wiosny i jednocześnie Nowego Roku) Obrzęd ten jest znany z innych okolic i związany z Dziadami Wiosennymi, Radumcą (został włączony w obrządek greko-katolicki) Innymi miejscami ważnych kątyn Mazów były Ciechanowiec, Jazdów (dziś centrum Warszawy), Płock, Mokobudy (związek nazwy z mianem bogini Mokoszy), Wyszogród i Płońsk1 4 ist - istota, jestestwo bytu, jądro osoby lub rzeczy (nośnik wiecznego żywota) - nie tylko przyrodzone cechy ducha, ale i cechy fizjologiczne Ist jest materią Boga Bogów, której cząstka występuje we wszystkim, co spłodzone przez niego, jest płynnym samoródczym światłem, rodzajem boskiej krwi To ist, odnawiany pokarmami welańsko-mebiańskimi, daje bogom nieśmiertelność i wieczną młodość Ist przybiera trzy różne postacie a) białą (srebrzystą) - nazywaną płonią, taki jest np ist Swarozyca czy Podaga oraz Wodow Stąd wywodzi się nazwę płynu, czyli wszystkiego, co ciekłe Żercy Wędów-Wagrów z Płoni twierdzą, ze woda, która wszak posiada życiodajne i uleczające właściwości, po wstała właśnie z płoni b) czerwoną - nazywaną kraszem, taki jest ist Krasy Krasatmy, Dziewanny, Dziwiema-Kupały oraz wielu innych bogów, np Yesse-Jesema Stąd wywodzi się na zwę krwi, która ożywia ciało Ludzi i Zwierząt Krew miała powstać z kraszu (według kudiesników Budynow z Glenia) c) błękitną (niebieską) - nazywaną ichorem (jucho rem lub chwarem), taki jest między innymi ist Chorsów Welesów, Strzybogów Stąd wywodzi się nazwę juchy czyli posoki, która ożywia Pobogów, czyli Ludzi o pół boskim pochodzeniu (wytędzów, królów, kapłanów) a także wszystkie Rosliny-Zróstów (wedug czarowni ków nurskiego plemienia Charwatów ze Stradowa) Kątyna gleńska prawi, ze ist Swata składa się ze wszystkich trzech Małych Istów (płoni, juchoru i kra szu) tak jak Materia Wszego Świata - Baja, składa się z Welonu-Czechołu, Kiru i Sieci (o takich samych bar wach białej, niebieskiej i czerwonej), a Dusza składa się z Trzech Duszyczek Ist Swata ma mieć barwę złotą podobnie jak Baja Z tego powodu od dawien dawna (XV wiek p n e ) do dnia dzisiejszego wszystkie narody słowiańskie wywo dzące się z pradawnych Zerywanów używają tylko tych trzech kolorów w swoich świętych chorągwiach, które stały się później flagami narodowymi białego, czerwo nego, niebieskiego (Polska, Czechy, Słowacja, Łotwa, Białoruś, Rosja, Serbia, Czarnogóra, Chorwacja, Słowenia, Bośnia, Macedonia i Łużyce"). Są one symbolem Boga Bogów i wszelkiego życia oraz symbolami nieba, wody (śniegu) i krwi. Są również symbolami Przeznaczenia (źrzebu, wiergu i doli). Tylko Ukraina używa barwy żółtej (symbolizującej Baję i ist Swata) zamiast białej. Również Bułgaria (prócz białej i czerwonej) używa zamiast barwy niebieskiej koloru zieleni, który się bierze z czasów panowania nad nimi ludu pochodzenia turskiego, koczowniczych Bułgarów Ałtajskich ze związku plemiennego Hiung-nub. Turscy władcy narzucili im zwierzchnictwo, nazwę plemienną oraz część symboliki pasterskiej. Nie zdołali jednak narzucić ani obyczajów, ani języka. Rozpłynęli się w owym słowiańskim rodzie, pozostawiając po sobie niewiele w kulturze i niemal żadnych śladów w nazewnictwie miejscowym -jak zwykle, kiedy łupieżcze armie wojowników przemierzają obce ziemie zagospodarowane od wieków przez kogo innego0. Niezrozumiała, oderwana od tradycji (nieobecna na przykład w herbie Pogoni - gdzie mamy barwę białą i czerwoną) wydaje się zielona barwa współczesnej chorągwi Litwy. Barwy czerwona i żółta biorą się w tej chorągwi rzecz jasna z istu i kraszu. Zwraca uwagę nawiązujące do ichoru i kraszu pochodzenie słowa chorągiew (prasłowiańskie cerk. chorju-gov, łotew. karuogs)d związane, jak prawie całe bałto-słowiańskie nazewnictwo religijne, z językami indo-i-rańskimi. 3 Przedniebiesie, Przedziemia, Przedmorze, Przedbyt - są to określenia tego wszystkiego, co miało istnieć na Świecie w pierwotnym zamiarze Boga Bogów przedstawionym Zniczom. Owe dzieła nie zaistniały w przeciwieńst-ie do Niebios i Nieba, Ziemi, Byty-Buły czy Wszechmo-rza (Morza okresu, gdy Wodowie zalali Ziemię). f> Nawęznicy - specjalna gromada kapłanów, znawców nawęzów. Nawęzy, czyli amulety - środki odczyniające działanie złych, ciemnych mocy lub w ogóle mocy wrogich danej osobie albo społeczności. Jak widać z nazwy, słu- żyły do wiązania na ciele osoby lub na przedmiocie, który miał być chroniony (np. zagroda bydła, krowa, sad, pojedyncze drzewo itp). Nawęz także dlatego, że więżący, związujący złe moce. Słowo nawęz zawiera konotacje takich pojęć, jak wąski i wstęga, jako że był to sznur albo wąski pasek skóry, na którym wieszało się atrybut. Pozostaje w łączności ze słowem wąż - istota wąska, wstężysta. Węże były szczególnie czczone jako zwierzęta przekształcające się, zmieniające skórę, a więc posiadające magiczną moc. Z owej skóry często robiono nawęzy. Najprostsze i najstarsze nawęzy składały się po prostu z szeregu węzłów zawiązanych na sznurze w specjalny sposób. Taki nawęz był najskuteczniejszy, ale jaki węzeł odpowiadał jakiej mocy czy żywiołowi (albo konkretnemu bóstwu), wiedział tylko wtajemniczony kapłan - nawęznik. Nawęzy robiono także z kości, kłów i pazurów zwierząt, kamieni różnego rodzaju (zwykłych i szlachetnych), tzw. strzałek piorunowych i wielu roślin oraz ziół. Rzecz jasna, nie mogły to być byle jakie części byle jakich zwierząt ani byle jakie rośliny - to wszystko musiało mieć moc czarow-ną, a więc musiało mieć pochodzenie atrybutalne od bóstw (atrybuty bogów - symbole bóstw). Nawęznicy, znając się na ziołach, często byli też znachorami, leka-rami. Zielny wieniec, spotykany i dziś w chatach wiejskich (święcony przez kapłanów), jest rodzajem nawęzu chroniącego całe gospodarstwo. Zioła i części roślin, puch ptaków (atrybutalnych) i tym podobne przedmioty zamykało się również w wełnianych lub skórzanych woreczkach przyczepionych do sznura nawęzowego (wstęgi). Taki woreczek nazywano kaptorgą. Z czasem kaptorgi przybrały bardzo skomplikowane, bogato zdobione formy - pełne ornamentów i symbolicznych rytów, płaskorzeźb, znaków magicznych itp. Kaptorgi bywały kute w srebrze i noszone na srebrnych łańcuchach. Miano kap-torga znaczy po prostu kapisztna (kapllczna) torebka. Rdzeń prasłowiański kap- oznaczał jeszcze przed chrześcijaństwem pojęcia związane ze świętością i czarownością, takie jak kapłan, kapiszta, kaplica, kaptorgą czy miano boga: Kupa-ła-Kapała (Dziwień). 7 Kraina Jezior - rozciągała się na całym południowym wybrzeżu Błotyku (Bałtyku), obejmując pas jezior po-lodowcowych między Półwyspem Jutlandzkim a brzegami Morza Białego. Krainę Jezior zamieszkiwali Wę-dowie, Istowie i Fenowie (Finowie). Od I wieku p.n.e. była ona też terenem osadnictwa Germanów przybywających ze Skandynawii i wędrujących następnie wzdłuż dolin rzek na południe, w rejony Naddunajskie. 8 Kółdź-Kłódź - kłoda, kół, kloc, pień, rdzeń. Od słowa kłódź wywodzi się cały ciąg pokrewnych słów o istotnym znaczeniu, co wskazuje na jego pierwotną wagę. Jest ono źródłem takich słów, jak: kien - pień, stąd knieja- leśny ostęp, miejsce niedostępne, łowisko pełne zwierzyny i wszelkiego dostatku, kniaź - pień, kłoda, kloc (może to być jedno ze źródeł słowa kniądz [kniaź] 9 Kniesiący Księżyc - mżący, świecący światłem chłodnym, srebrzystym, słabym, bladym, klśniący, Ikśniący, kniosący (kniosać - nieść ku czemuś) - niosący, przynoszący światło, sączący i mieszający je (z ciemnością). Podobnie jak: lśniący, lśniący, Iskniący, Isknący, Isnący, lyszczący, łyskający, błyszczący^. Różnica między tymi pojęciami polega na ujęciu, z typowym wyczuleniem dla ludzi współistniejących z przyrodą, trzech rodzajów energii widzialnej w postaci światła. Kśniący-lkśniący-Ikśniący - połyskujący, słabo świecący, mżący świat- na oznaczenie władcy, ostoi, osoby wiążącej, podstawy porządku plemienia), knivy - zdrewniały, knień - gałąź, pień (u Polaków przetrwało w słowie konar), klot, klodi - pień, skąd kloc - pień, pniak (obcięty pień), połabskie kliic- pałeczki do bębnienia (czynność rytualna), kij, polskie klucz - otwierający zamyk, czyli kłodę, koloda - kłoda (kołatka, kłódka, kładka, klatka, łódka), kłoda - zamknięcie, więzienie, dyby, klódź - łódź (dłubana w pniu), klyn-klon-klon - określenie gatunku drzewa (klon-jawor). Poza znaczeniami dosłownymi, rzeczowymi, wywodzi się z tego rdzenia cały szereg pojęć wyższych, nawiązujących do kłódzi, np. kłuć się, wyklu-wać, wykłuwać, kiwać - wydobywać się z zamknięcia, rodzić, dziobać, uderzać, śląskie kludzić (chludzić) - prowadzić, wieść, sprowadzać, porządkować, czyścić, ale i wynosić się, iść precz, czeskie kliditi - zbierać plony, sprzątać, uprawiać rolę, pleść, kljuda - spokój, połabskie klaud - myśl, polskie klad - skarb, skarb ukryty, pokład - podstawa, położenie, spód, zakladzina - ofiara składana pod fundamenty przy stawianiu zrębów budowli, kladziwo - obrzędowe pieczywo ku czci Welesa i zmarłych dziadów (w formie drabin, kładek i mostów), zakładać- rozpoczynać. Także rosyjskie ktast' - wznosić ofiarę, wnosić wkład, klud (w dialekcie kostroms-kim) - piękność, porządek, czeskie klad - wartość, pozytywna strona czegoś, klasti - kuć, uderzać, kladziwo - młot obrzędowy do zabijania ofiar, prasłowiańskie kyj - młot, litewskie kujis - młot kowalski (kowale - prastara gromada wtajemniczonych w obróbkę żelaza czarowników i znachorów). Również litewskie kamenas - pień, łodyga, rdzeń (w jakiś sposób nawiązujące także do: kamień) - jest pra-pokrewne z prasłowiańskim kom - skąd w rosyjskim kom - bryła, gruda, czy głuda - gruda. Także polskie do cna-kna (do knu) - zupełnie, do końca, całkowicie czy litewskie kunas - ciało, łączone bywa znaczeniowo z kny-kien - pień". Jest to tylko część z długiej listy znaczeń związanych z pojęciem Kłody. Po drugiej stronie tej listy mamy równie długi ciąg konotacji negatywnych, na przykład kłóć, kłótnia, zagłada, skłon - upadek, skon - koniec, konanie itd. Ważny jest także związek bajeczny i językowy pojęcia Kłody z postacią stworzą, boguna Kłobuka oraz z kolei związek kłobuków z kołbieniem - wróżbąb. łem zimnym, tyszczacy-błyszczący - gorejący, świecący światłem jasnym, mocnym i gorącym, tyskający-btyska-jący-krzeszący - rozświecający się jasno i mocno, lecz na krótkob. Warto też pamiętać o takich znaczeniach związanych z Księżycem, jak ksiądz - pan, władca, ksiądz - kapłan księżyca, tenądz-wytędz - bohater (heros o półboskim pochodzeniu), księżyc - miesiąc, knysić - bełtać, miesić (np ciasto, ale i wody), knysać - kołysać, falować, wzburzać, poruszać (co związane z przypływami), knysać- wzruszać, knieć, cknić - tęskny, tęsknić, wywoływać ckliwość, rozrzewnienie (melancholię), tęsknotę. Miano to stanowi także drugi równoprawny człon i-mion rodu bogów księżycowych: Chors-Książ (Ksiądz), Chorsina-Księża, Chorsiniec-Księżyc (Ksiemżyc - mżący, mały, młody kniądz)c. Cały ród owych bogów mieni się Ksnami. Obrzędowe pieczywo wypiekane na cześć Chorsów nazywało się knysz. Miało ono kształt dużego pieroga o trzech rogach, nadziewanego mięsem i tłuszczem zwierząt ofiarnych. 10 Wielomastne - wielobarwne, wielokolorowe. Maść - prastare słowo oznaczające dawniej kolor, barwę. Przetrwało w języku polskim wyłącznie w odniesieniu do barwy konia; umaszczony - ubarwiony. Dawne farby, którymi malowano drewniane ściany świątyń (kątyn, chramów, świetlic), nazywano również maściami, ponieważ (tak jak i dzisiaj w farbach olejnych) barwnik był rozpuszczany w tłuszczu. Ściany pokrywano maścią, czyli nie malowano ich, lecz je mazano''. " Dziewczyną ukazaną Miłorodowi dla próby przez Swata była Wozgrza, córka ziemianki i Sima, Pana Gór; półbogini, która wielokrotnie rozpalała żądze ludzi i bogów. Jej imię znaczy Wilgotny Gorący Wzgórek. Polskie wozgrza, rosyjskie wozgrja, łużyckie wozhorja, czeskie wozheria - śluz, sok, wilgoć, nierządnica, wiecznie wilgotna; łotew. wąsa - wilgoć ziemi i sok drzew. Także we wszystkich tych językach - wzgórze, wzgórek, góra. Gdy zakończyła swój byt ziemski, zamieszkała na Niwie Godów na Weli, na wzgórzach zwanych Wozgrza lub Wozgohorami. Plotła czarowne wieńce, cza-rowne opowieści (baje), czarowne tkaniny (baje) i czarowne pieśni (śpiewy ze słowami) oraz równie czarowne nuty (melodie bez słów; prasłowiańskie nytu - nucić, zawodzić, śpiewać). Przy pomocy wszystkich tych swoich zdolności rozkochiwała w sobie napotkanych mężów. 12 Zimowa Gwiazda - Gwiazda Północna albo inaczej Siewierna. 13 Obre - wielkie, olbrzymie. Plemię Obrów ma pochodzić od Umorów-Straszów. 14 Dokładny opis Bai, jak jest zrobiona, i o Bajorkach oraz o wszystkich innych rzeczach związanych z Materią Wszego Świata plecioną przez Mokoszów, zawarto w Tai Szesnastej o pracach bogów, w części Roboty Mokoszów na Bańskich Łąkach. Tamże o nieciach-śni-ciach i pająkach Mokoszych, które je snują. 15 Boginki Narodzin - służące Rodżanie i Mokoszom (Zrzebom) oraz Prowom (Czystom). Stworzyce, czyli niższe byty niebiańskie: Rodzanice, Sudienice, Narecz-nice, przychodzą z wiergiem pojedynczo albo we trzy11. Dokładnie o tym w Tai Szesnastej, o pracach bogów, w części poświęconej robotom Rodów i Źrzebów. '' Dokładne opisy wyglądu boginek Narodzin można znaleźć w książce Cz. Białczyńskiego Stworze i Zduszę. 16 Dwudusznik (dwodysznik) - osoba o dwóch duszach wcielonych w jedno ciało. Do dwuduszności mogło dojść między chwilą przyjścia na świat a momentem, gdy boginki Narodzin i Przeznaczenia dostarczyły wierg, zaś Umory doniosły prawowitą duszę. W tym czasie mógł się w ciało nowonarodzonego wcielić Zdusz (demon). Wcielenie takie zdarzało się również w trakcie późniejszego życia, kiedy to nieostrożny, niezabezpieczony nawęzami człowiek mógł paść ofiarą nawiedzenia przez Zdusza4'. '' Dokładnie o dwudusznikach w książce Cz. Białczyńskiego Stworze i Zduszę, str. 335. 17 Wszystkie imiona Umorów-Straszów oraz opisy ich postaci można znaleźć w folklorze i podaniach ludowych zachowanych do dzisiaj. Wiele z nich (np. Senmurg, Tugarin, Sołowiej) przetrwało w ruskich bylinach - cyklu pieśni bohaterskich powstałych na Rusi Kijowskiej i Nowogrodzkiej w X wieku, na podstawie tradycji ustnej przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Byliny zawierają, zwłaszcza w najstarszym cyklu i cyklu nowogrodzkim, wiele wątków mitologicznych i przechowały wiele mitycznych postaci". Postacie Krogulca i Dziwoląga zachowały się np. w podaniach południowo-wschodniej Polski, Rohatynia (Stracha-Raha) w podaniach czeskich, słowackich i obrzędach śląskich, Ponurta na Łużycach i Połabiu, Raro-ga w podaniach czeskich, Biełozóra w tradycji północ-norosyjskiej (nadilmeńskiej). 18 Nurza, nyr (cerksłow.) - odwrotna wieża, zbudowana w głąb ziemi, wieża zanurzona w ziemię, także nurta (staropol.) - loch. Iy Dokładny opis Dworu Welesów oraz wszystkiego, co się dzieje ze zmarłym (lub jego duszą) po śmierci - opis zejścia do Wąwozu Lelija, obrządku gaszenia ożogiem nieci żywota przez Lelija-Smęta, obrządku ważenia u-czynków i wskazywania dalszej drogi w Komorze So-wiego-Polela, znajduje się w Tai Szesnastej - O pracach bogów, w części poświęconej Welesom i Morom. Opis Dziewięciu Dróg do Nawi, zwanych Dziewięcioma Nawskimi Drogami (Nawnymi Pąciami), i Dziewięciu Drzwi Sowiego-Polela znajduje się w Tai Dziewiątej - Opisanie Weli. 20 Obrządek ciałopalny - był powszechnym (do zetknięcia z Germanami i później chrześcijaństwem) sposobem odprawiania obrzędu grzebalnego u Słowian. Wśród różnych słowiańskich ludów i plemion występował w różnych wariantach. Jedni grzebali spalone prochy w miejscu palenia stosu, czyli na żglisku, inni przenosili je w całości na żalniki ł smętarze do grobów lub kurhanów, jeszcze inni część prochów zakopywali pod progiem rodzinnego domostwa (z tego powodu próg uważano za miejsce szczególne, objęte różnymi zakazami, np. witania się nad głowami zmarłych, przez próg). Niektórzy zamykali prochy w garnkach glinianych, przekształconych z biegiem czasu w naczynia o ludzkich kształtach z wyrzeźbionymi oczami, nosami, uszami (będącymi jednocześnie uchwytami). Wieko garnka stanowiło jakby czub głowy postaci. Takie naczynia nazywamy popielnicami (urnami) twarzowymi. Były one wtórnikami Złotego Dzbana zrzuconego Zerywanom przez bogów. Niektórzy chowali prochy zmarłych w urnach o kształcie domków na nóżkach (popielnice domkowe). Różny był też sposób chowania zmarłych na żalnikach - jedni chowali urny lub prochy i przepalone kości bezpośrednio w ziemi, kładąc je na powierzchni i następnie przysypując warstwą ziemi, inni kładli je w dołach (wykopach - grobach), przeznaczonych dla pojedynczych urn lub całego rodu, a nawet zadrugi'1. Jeszcze inni (jak Mazowie od IV wieku) stawiali urny na szczytach kurhanów żgliskowych i przykrywali kamienną płytą. Niektórzy zamykali urny wewnątrz kurhanu w drewnianych bądź kamiennych skrzynkach albo wstawiali je pod rodzaj ochronnego glinianego klosza - większego garnka obróconego do góry diK-m. Niektóre plemiona miały zwyczaj "wznoszenia" popielnic bliżej nieba, np. na pnie drzew do świętego gaju albo umieszczania ich w konarach świętych drzew na rozstajnych drogach, gdzie powstawały kapliczki poświęcone Dziadom (przodkom). Tak robili np. Czesi, o czym poucza zakaz tego rodzaju praktyk, i odbywania w miejscach rozstajnych igrzysk zadusznych, wydany przez księcia Brzetysława w czasach, teoretycznie, od dawna chrześcijańskich. Rozstaje miały więc nie tylko dosłowne znaczenie rozstajnych dróg, ale i wymiar symboliczny miejsc rozstania z bliskimi i zmarłymi. Pokazuje to, jak wysoka była wrażliwość ludzi tamtej doby i jak krzywdzące są sądy uznające ich za prymitywnych, niewrażliwych, niezdolnych do myślenia abstrakcyjnego, nie posiadających wyobrażenia o śmierci, życiu pozagrobowym, cierpieniu. Zmarłym dawano na drogę różne przedmioty życia codziennego, pożywienie, miód, zwierzęta, a czasami niewolników i żony. To wszystko miało im się przydać na Weli - w Zaświatach, gdzie powinni trafić do Raju, boskiego lasu Rajca lub pod samo drzewo Wyraj przeznaczone najznamienitszym. Pojęcie Raju i Piekła było znane przed chrześcijaństwem, a z nim inne pojęcia, dziś zapomniane, takie jak Otchłań, Założą, Nawie i wiele innych. Zmarłego zaopatrywano także w Kładzi-wo (kładki i mosty), po którym schodził bezpiecznie w Nawie, królestwo Welesa i jego rodu. Odbywanie cztery razy do roku obrzędu z paleniem ognia na grobach i karmieniem dusz zmarłych było warunkiem ich szczęśliwego bytowania w Zaświatach, a także spokoju żyjących, którzy dzięki temu nie byli nękani przez zmarłych, a nawet zyskiwali ich przychylność i opiekę w życiu codziennym i w ważkich przed-sięwzięciachb. 21 Wędywarowie - jedno z plemion ludu Wędów-Wene-dów, najdalej wysunięte na północny wschód z początkiem średniowiecza11. Zajmowało ziemie u ujścia Wisły, na wschód od Zatoki Wędzkiej (Wenetyjskiej-Gdańs-kiej) po rzekę Łynę i dolną Pregołę. Później odepchnięci na zachód przez Prusów. W początkach nowej ery (zwanej naszą erą) jeszcze dalej na wschód był wysunięty odłam Wędów-Węsów (Wężów-Wesiów, zwanych także Wędsysłami lub Sus-łami). Nazwa Wes' zachowała się, lecz przypisano ją plemieniu fińskiemu znad Jeziora Białego - dokąd być może sięgali w starożytności Węsowie (lud Wisu - według źródeł arabskich z X wieku). Niedobitki tych Wędów-Węsów (Wisów) jeszcze w XV wieku zamieszkiwały Kuronięb. Wędywarowie od południa graniczyli z Jaćwięgami (Osjami) i Mazami (Mazurami), od zachodu z Wędami-Kaszebami, od wschodu z Prusami (Pomezanami). Tłoka - Tłokowo to jedno z najstarszych sanktuariów świata. Archeolodzy odkryli tu w 1994 roku jezioro idealnie okrągłego kształtu (krąg miał zawsze wielkie znaczenie religijne), na którego dnie spoczywały setki drewnianych figurek wielkości 30-50 cm, zakonserwowanych w pokładach gliny. Figurki miały kształty ludzkie z wyraźną głową, rozstawionymi w kształt krzyża ra- mionami oraz rozstawionymi lub złączonymi nogami Metodą "C 14" określono wiek znaleziska na 10000 lat p.n.e. Ludność okolicznych plemion przychodziła tutaj i wrzucała figurki do wody. Inne sanktuarium to Swięty Gaj koło dzisiejszego Elbląga - miejsce kultu z dwiema równoległymi drewnianymi drogami wiodącymi do uro czyszczą (znalezisko z 1996 roku). Na Mazurach odkryto także najstarszą na świecie kopalnię krzemienia, z te go samego okresu. 22 Kobiowie - Kobcy - Kołbiowie - wróżowie. Kobienie (kołbienie) jest rodzajem wróżby wysnuwanej z kołują cego lotu ptaków. Jest to najstarszy rodzaj wróżby a kołbiowie uchodzą za najbardziej wtajemniczoną gro madę kapłanów. Mają sobie oni ustnie przekazywać słowa-klucze otwierające przyszłość i są jako jedyni w posiadaniu Pierwszego Trebnika zapisanego znakami starodawnych taj. Ukrywają ów Trebnik, ale i tak nie wiedzą, jak odczytać stare taje. Podobno znajomość te go prastarego pisma posiadają kołoduni, równie archai czna gromada kapłańska, wywodząca się z ludu Bu rów11. Kształt taj był okryty od najdawniejszych czasów tajemnicą i nie wolno ich było używać do zwykłych ce lówb. Podobna sytuacja miała miejsce w starożytnej Grecji i doprowadziła do całkowitego zaginięcia pierw szego alfabetu przedfenickiego, który był tajemnicą re ligijną przechowywaną przez kapłanki księżyca lo lub trzech Mojr. Był on ściśle związany z kalendarzem^. Ptakami Kołbiów używanymi do wróżb były wrony kruki i koguty. Wchodzili oni w bliski kontakt z kłobu karni, które znosiły im wszystko, co potrzebne do życia Niektórzy twierdzą, że kołbiami są wyłącznie kapłanki kobiety. Pierwszą kołodunką miała być Koba - baba Kobia, ojca króla Pirsta. Stąd ma pochodzić miano płci żeńskiej - kobiety - które dawniej nie było z powodu zakaził używane. Mit odtworzono na podstawie Stówa o wyprawie Igora, cyklu najstarszych bylin ruskich oraz (głównie) podań Czechów, Ślązaków, Słowaków, Łotygołów, Żmudzinów, Ma-zowszan, wschodnich Małopolan, Małorusów i Mołdawian. TAJA CZWARTA Wojna o Bułę, czyli o Trzecim Dziale, narodzinach bogów Żywiołów i Mocy, ich rozmnożeniu oraz o bitwie o Ziemię, Welę i Niebiosy według wieszczek z kościoła Wady w Mogile nad Wiskłą, w Ziemicy Mogilanów2, i podań guślarzy kątyny3 Matki Ziemi w Sierdzu, w Ziemicy Ląchskiej, czyli na podstawie wierzeń Wschodnich Lęgów4 Z Buły-Byty5 rodzi się Ziemia, Wela-Zaświaty i Niebiosy Po kilku dniach, gdy nastały już na świecie Dział Działów, a także Strony, Pory i Kir, Bóg Bogów wyrzucił z Kłodzi na zewnątrz Trzecią Rzecz. Wieszczki kościoła w Mogile twierdzą, że działo się to na Trzeci Dziewiąty Dzień Stworzenia, zaś guślarze z Sierdzą Lachów, zgodni z tradycją zachodnią, mówią o Trzecim Siódmym Dniu. Owo trzecie dzieło Swata było właściwie pierwszą Rzeczą, choć utarło się mówić o nim jako o Rzeczy Trzeciej. Jedni stawiają znak równości między dziełem a rzeczą, inni uważają za rzecz tylko to, co jest widzialne i dotykalne. Rzecz ta miała postać wielkiej niekształtnej buły żelaznej o pokroju kulistym. Nazwano ją więc trzema mianami: Bułą - dla jej wyglądu, Bytą - jako że był to pierwszy pozaboski byt, a także Byłą - jako, że była to pierwsza rzecz widzialna i dotykalna - rzecz, która była. Buła żarząc się wiśniowym blaskiem przeleciała przed oczami zadziwionych Kauków i Kirów oraz wszystkich ich pomocników, i z wielkim syczeniem spadła w Głąb - na samo jej dno, w miejsce zupełnie ciemne. W tym krótkim przelocie błysnęła bogom prawdziwym pięknem i wszyscy nagle zapragnęli ją posiąść. Kaukowie-Dzięgle nigdy niczym się ze sobą nie chcieli dzielić. Podeszli więc bogowie na Skraj Głębi i zaczęli się przemawiać dowodząc, komu to też ona Buła bardziej się należy. Białoboga uważała, że jej, choćby z tego powodu iż spoczęła na dnie Głębi, a Głąb była przecież w niepodzielnym Białobożym władaniu. Czarnogłów dowodził, że twardość onej Buły, żar, jaki z niej tryskał, i inne cechy wyraźnie wskazują, iż przynależy się ona właśnie jemu. Kirowie prawili, że oni powinni się zająć Bułą, bo któż inny mógłby jej nadać kierunek i kształt - rozciągnąć ją w strony i pory. Przekrzykiwali się i kłócili dłuższy czas, ale nikt nie kwapił się, żeby zanurkować na dno Głębi i sobie Bułę wyciągnąć. Najgłośniej wrzeszczał Czarnogłów, złorzecząc wszystkimi trzema gębami i odpychając innych sześcioma rękami. Kirowie, którzy razem mieli osiem gąb, a rąk dwa razy po osiem, także nie byli gorsi i przepychali się mocno ku skrajowi Głębi. W tej szarpaninie Kostroma pchnęła Czarnogłowa, który zatoczył się i wpadł w bezdenną toń. Białoboga śmiała się z niego na trzy głosy, a jej trzy brzuszyska trzęsły się od tego śmiechu tak, że mało jej nie odpadły. Nie pozostało mu nic innego, jak zanurzyć się na dno i wydobyć Bułę dla siebie. Czarnogłów zebrał się w sobie i zanurkował, ale za pierwszym razem tak go przeraziły ciemności, że nie dobił do dna. Szybko wypłynął. Stało się to powodem prześmiewek jego bliźniaczej siostry i docinków Jaruny oraz Rui. Kirowie mający nadzieję, że zawładną łupem wydobytym jego rękami, ustawili się po czterech stronach Głębi, czyhając, aż się ponownie wydostanie na wierzch. Ale i za drugim razem Czarnogłów wyłowił z dna tylko trochę szlamu, skorup i drzasek, co się tam widać ostały po tym, jak się Strąprza rozpękła rodząc Kirów i Swiatłogońce. Dopiero trzecie zanurzenie pozwoliło Czarnogłowowi dobrze wymacać Bułę. Uchwycił ją mocno i wyniósł z Głębi na Skraj Widnego Świata. Gdy tylko to zrobił, pozostali rzucili się na zdobycz. Kirowie złapali Bułę z czterech boków, Białoboga chwyciła od góry. Czarno- głów, który musiał wpierw wyjść na brzeg, zdołał ją ująć od dołu. Każdy pociągnął w swoją stronę. Tym sposobem Buła rozciągnęła się na wschód, południe, zachód i północ oraz w górę i w dół. Zaczęła przy tym okrutnie trzeszczeć, i co chwilę tryskało z niej barwnymi snopami iskier po-światło - zlepiszcze Swata. Skry poświatła zbierały się w krople i strugi, po czym skapywały w dół, tonąc w ciemnej Głębi. Rozgorzała okrutna bitwa, która trwała aż do całkowitego wyczerpania się boskich sił. Gdy to nastąpiło, bogowie przywołali swych pomocników. Smoki chwyciły Bułę od dołu, Żmijowie od góry, a Jarogońce, Rujgońce, Jeszo-gońce i Ostrogońce z boków. Tak mocno pociągnęli, że Buła zadrżała, jakby się zaraz miała rozsypać. Od tego nieustannego szarpania w różne strony, pory oraz działy, od tego, że ją tak strasznie bogowie kowali6, niepomiernie spuchła i stała się gorejącą wielką kulą. Dzięgle i Kirowie, odsapnąwszy chwilę, ponownie przyłączyli się do boju. Po dłuższym czasie, który nie przyniósł rozstrzygnięcia, osłabły Światłogońce i odleciały odpocząć w gniazdach. Po nich opadły z sił Smoki i Żmije. Wreszcie i Kirowie mieli dosyć, okazali się za słabi, by zwyciężyć. Na placu pozostali tylko Dzięgle. Buła była już tak rozdęta i ciężka, że przygniatała ich swoim ciężarem. W tej samej chwili oboje Kaukowie opadli z sił i puścili ją. Sapali z przesilenia, a świecąca kula Buły spoczywała na samej krawędzi Głębi, skapując w nią poświatłem sączącym się z licznych zapadlisk i pęknięć. Lada chwila gotowa była się stoczyć, a wtedy przebiwszy Głąb swym ogromem wpadłaby raz na zawsze w królestwo Nicy. Po-światło buchało z niej kłębami i ciekło licznymi strugami. Za te niebieskie obłoki, kłęby i strugi wzięli się Kirowie ze Swiatłogońcami, goniąc je po wszystkich zakamarkach Przedniebiesia. Ażdahy zstąpiły w Głąb i łowiły w niej kryształowe krople poświatła, składając zdobycz na skraju otchłani. Kiedy Białoboga nabrała sił, stwierdziła, że w ten sposób nikt nie wygra. Nie oni zapanują nad Bułą, lecz Buła nad nimi, i ona będzie Światem rządzić, a nie oni. Czarno-głów zgodził się z siostrą dodając, że nawet jeśli nie zapanuje nad światem, to spadnie w nicość. Wtedy również nikt nie wygra, a tylko wszyscy stracą. Jak to zwykle między Dzięglami, od początkowej zgody przyszło jednak do wymówek i rzucania obelg. Poszturchiwania przerodziły się w bijatykę. Kaukowie sczepili się ze sobą, złapali za czuby, a wkrótce obalili się w splocie i potoczyli z hukiem przez świat. Aż się wszystko od tego ich toczenia trzęsło. Kirowie, widząc Bułę bezpańską, zmiarkowali, że mogą ją opanować i ponownie rzucili się ku niej. Tym razem ciągnięto tylko z czterech boków. Buła była już popękana i nadwerężona w wielu miejscach. W pewnej chwili z okropnym wizgiem sypnęła iskrami, buchnęła poświatłem, gruchnęła niebieskimi kłębami i trzasła! Grzmot był tak potężny, że Kaukowie od razu oprzytomnieli. Gapili się ogłupiali w stronę Buły, której już nie było. Kirowie grzmotnięci po łbach gromem, odpadli da- leko i leżeli przy swych skrajnych tronach, nie wiedząc co się też wydarzyło. Buła, ciągniona w cztery strony, pory i kiry, zrobiła się płaska jak placek, potem pocieniała w samym środku, pę kła na dwa równe kawałki i rozleciała się na dwie strony Jeden z tych kawałków zawierał jednak prawie wyłącz nie Bryję (Glinę), która przylgnęła grubą warstwą do Buły na dnie Głębi, a potem została z nią dokładnie przez ko wanie rozmieszana. Drugi kawałek miał w sobie prawie wyłącznie żelazo i stanowił Bryłę (Grudę). Poświatło - zlepiszcze swąte7 - trysnęło w takiej obfi tości, że całe jego rzeki zlewały się w Głąb, a ogromne kłęby waliły w Przedniebiesie. Światłogońce i Ażdahy ła pały wielkie calizny zestalonego w Głębi poświatła i ukła dały je obok siebie na skraju. Tak właśnie powstała Bryja-Glina zwana później Zie mią, Bryła-Gruda nazwana Welą i Niebiosy z Poświatła znacznie później sklepione w jedno lite Niebo. Narodziny bogów Żywiołów i bogów Mocy .Nikt nie wie, jak to się stało, że od tej bijatyki Kauków Białoboga stała się ciężarna. Zobaczyła, że puchną jej dwa brzuszyska. A rosły tak szybko, że w boską godzinę była już osiem razy większa. Przeraziła się bardzo, lecz w kilka chwil potem wszystko się rozwiązało. Spod jej licznych sukien wyskoczyło raźno osiem par bliźniaków - ośmiu chłopców i tyleż dziewczynek. Wyglądali dziw nie, każde miało tylko po jednej głowie i jednej parze rąk Tak Białoboga powiła szesnaścioro bogów Zywiołów - ośmiu braci, którzy rnieli przyrodzenie przeciwne niż ona, i osiem sióstr, które stanęły za nią murem. Żywiołowie ci zostali nazwani Perunem i Perperuną-Per perudą, Dobą-Dabogą i Dażbogiem, Sporem i Sreczą, Beł tem-Wełmem (Wodo) i Wądą-Wędą, Borowiłem i Leszą Wiła, Simem i Siemią-Matką Ziemią, Swarogiem i Swarą oraz Strzybogiem i Stryja*. Czarnogłów od razu spostrzegł, że niespodziewane na rodziny nie są złe, siły Kauków uległy bowiem pomnoże niu i miał kto zamiast nich ruszyć do boju. Posłali więc szybko nowonarodzone dzieci, bogów Żywiołów, nad Bryję-Ziemię. Sami zaś Kaukowie jeszcze raz się sczepili by się pomnożyć po raz wtóry. Tym razem wszystkie nowe dzieci zalęgły się w trzecim brzuchu Pramaci. Wyskoczyło z niego rychło na świat dwanaście par bliźniąt Jednogłowych. Tak narodzili się bogowie Mocy: Czstnota-Pirwa i Prowe, Makosz i Moko sza, Przepląt-Perepułt i Plątwa-Przepigoła, Kupała-Dziwień i Dziewanna, Bożebóg-Radogost i Domacha-Radogódza Rgieł-Rogł i Reża-Ragana, Lado i Łada-Łagoda, Chors Książ i Chorsawa-Księża, Rod i Rodżana-Przyroda, Podag i Pogoda, Mor i Marzana oraz Weles i Nyja-Smierć. Tych, gdy tylko nieco okrzepli, posłali Prarodzice, by walczyli dla nich o Welę. Bitwa rozgorzała więc na nowo po obu stronach świata: ziemskiej i welańskiej. Rychło okazało się, że dzieci Kauków również słabną, niezdolne przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę. Białoboga widząc, że jej córki opadły z sił, odwróciła uwagę Czarnogłowa pozorując atak na Welę, a rzucając się ku Ziemi. Zauważył to i ruszył za nią. Sczepili się znowu, po raz trzeci, i tym razem byli na siebie bardzo źli. Kiedy uchwycili się Ziemi, Białoboga z wściekłością walnęła Czarnogłowa w plecy. Uderzenie było tak mocne, że wypluł na Ziemię wiele bryłek Grudy, które miał ukryte pod językiem. Z tych brył materii welańskiej powstały łańcuchy górskie, twarde skały, pojedyncze góry i wyspy. Przede wszystkim zaś najwyższa góra Ziemi - Góra Trzy-gław9, nazwana tak nie tylko dla swego trój wierzchołka, ale na pamiątkę, że dzięki trzygłowym Dzięglom-Kaukom wyrosła. Uderzony Czarnogłów puścił Ziemię, a złapał się za Welę. Byłby nad Welą całkiem zapanował, ale się Białoboga spostrzegła, że za chwilę już całkiem będzie stamtąd wyzuta. Nadbiegła chyżo i złapała się za krawędzie Grudy, a Czarnogłów walił ją po palcach z całej siły, żeby puściła. A że miała ręce unurzane w glinie, spod paznokci trysnęło sporo gliny na sam środek Weli, a wilgoć Biało-boża i posoka spłynęły wzdłuż krawędzi. Tak powstała welańska Niwa Niw na samym środku, otoczona głębokimi żelaznymi Nawiami, których dnem płynie Rzeka Rzek. Gdyby nie to, Wela byłaby cała ze złota, żelaza, srebra i brązu i nie byłoby na niej w ogóle wody. Słowo o przemyślności Swata i mądrym ułożeniu Świata Tak to urządził Swat, że dzieciom Dzięgli odjął po jeszcze jednej główni i obdzielił je męskim oraz żeńskim przyrodzeniem. Bóg Bogów wyciągnął mądrość z przypadku Zniczów i tak pomieszał wszystko, by trudno się było nowonarodzonym spoić w jedność i wystąpić przeciw niemu. Umyślił, że tak długo będzie władał Wszym Światem, jak długo wsze byty nie złożą się w spójną Jedń, która swoją mocą mogłaby się z nim równać. Wcześniej już postąpił z Kaukami tak, że Czarnogłowa skierował przeciw Białobodze. Kaukowie-Dzięgle mają w jednym ciele trzy przyrodzenia, a dwa z nich się nienawidzą. Nad pierwszym i trzecim przyrodzeniem Kauków górę bierze jednak zwykle przyrodzenie drugie. W owym drugim przyrodzeniu Kauków króluje żądza płynąca z żywotności i namiętność biorąca początek w cielesności. Nienawidząc się, nieodparcie dążą ku sobie, bez siebie wręcz nie potrafią żyć. Również Kirowie przez pomieszczenie w jednym ciele dwóch przeciwnych przyrodzeń nie potrafią dojść do zgody w sobie, ale nieustannie jeden za drugim podąża i wciąż się z jednej strony odpychają, a z drugiej przyciągają. Z potomstwem Dzięgli-Kauków Swat postąpił podobnie. Mogły się Kaukom rodzić tylko jednogłowe dzieci, ale zawsze w bliźniaczych parach. A w tych parach jedno miało być przyrodzenia żeńskiego, a drugie męskiego, i zawsze powinny być sobie przeciwne. A Syn winien stawać za Ojcem, Córa zaś zawsze za Matką. I tak się stało. Owe dzieci Kauków nigdy nie będą mogły do końca się ze sobą pogodzić, ale też nigdy nie będą się mogły bez siebie obejść. Tak jak Białoboga nigdy nie pokona Czarnogłowa, bo bez niego nie może istnieć, tak i one muszą współdziałać ze sobą, by złożyć się w Jedń, i być sobie jednocześnie przeciwne, by Jedń z nich złożona mogła w pełni zaistnieć. Bitwa o Ziemię między Żywiołami Obydwie części Buły zostały przez kowanie Kirów naciągnięte od wschodu do zachodu, od południa do siewie-rzy, od wiosny do jesieni, od lata do zimy, a także od świtu do zmierzchu i od północka do półdnia. Na początku na Ziemi nie było nic poza Przedmorzem powstałym z posoki Białobogi i Przedgórami z grud Czarnogłowa. W pierwszych chwilach, gdy Żywioły nadciągnęły nad Ziemie, siostry wystąpiły przeciw braciom. Kiedy Wodo zaczął wypełniać doliny i wyże słonymi wodami, tworząc morze, Wada w te same doliny wpuszczała wody słodkie chcąc, by tu powstały jeziora. Gdy Strzybóg rozdmuchał wicher od zachodu, by odegnać z owych miejsc bajoro, Stryja duła wiatrami od wschodu i wody pozostawały w bezruchu. Kiedy Siem-Siemia zaścielała upatrzoną dolinę glebą, Sim przywalił ją litą skałą. Pierwszy dogadał się Swarog ze Swarą, razem poczęli grzać i prażyć, aż wody z wyżyzny wyparowały w białych kłębach nad ziemię. Spowodowało to gniew Wady, bo Swarogowie zniszczyli nie tylko dzieło jej brata Wodo, ale i jej własne. Wodowie rozdzielili się i podczas gdy jedno napełniało różne małe wgłębienia słodką wodą, drugie zalewało wielkie doliny wodą słoną. Wszyscy inni poszli za ich przykładem łącząc się w pary. Od tej chwili było już tak, że Żywioły z przyrodzenia przypisane do trzemu Czarnogłowa nieustannie ścierały się z tymi, które miały w sobie przyrodzenie Białobogi. Gdy Siem przykryła w swojej dolinie caliznę glebą, chcąc ją uczynić swoim władztwem, Spór czynił w niej zalęg, usiłując ów skrawek zabrać dla siebie. Gdy Wodo zapełnił wielki rów morzem, Srecza zbudowała na dnie owego rowu jaskinię kłów, i rzuciła w nią różne kiełki oraz zarodki. Kiedy Sim stawiał góry zachodnie ku czci Czarnogłowa, Perun obalał je i roztrzaskiwał swoją siekierą. Dwie opowieści o narodzinach Watry Według podania wieszczek Wady z Mogiły, w pewnej chwili Simowie na dnie doliny Siemi przysypali oboje Wodów ziemią i kamieniami. Tylko stłumiony jęk Wady dobywał się z głębiny, a Wodo-Bełta w ogóle nie było słychać. Niedługo jednak Simowie sycili się zwycięstwem, bowiem Sporowie widząc, co się stało, zaraz po ich pięknej, suchej dolinie poczęli kłaść kipiący zaczyn. Na dodatek wezwali Perunów, by wyzwolili Wodów z pułapki, bo zaczyn bez wody nie mógł zaowocować. Wtedy Perun kamienną siekierą rozciął brzuch Siemi i wypuścił Wodów. Wodowie zaraz zalali ląd i zmyli skały, ziemię i piasek na dno morza. Śrecza skwapliwie z tego skorzystała, by powiększyć Jaskinię Kłów (zwaną też Pieczarą Waru), tworząc cały bezlik komór wypełnionych na dnie żyzną ziemią. Zrozpaczona Siemia poszła do Swarogów po pomoc. Swara wysłuchała jej i razem wróciły w dolinę. Swara znalazła po drodze, w Górach Zachodu, olbrzymi krzemień w skale rozbitej wcześniej przez Peruna. Tym krzemieniem po trzykroć uderzyła Sima w pierś, a za trzecim razem zrodziła się iskra - Watra"1. Było to pierwsze dziecko bogów Żywiołów. Zrodziło się z Sima i Swary, lecz Siem zazdrosna o męża niedługo potem przegnała jego córkę, która na stałe weszła do rodu Swarogów, i gdy już mieli swój dwór na Weli, zamieszkała z nimi. Póki co Siem jednak nic nie mówiła i Watra zapłonęła jasno, a od jej żaru wody cofnęły się z doliny Siemi. Guślarze kątyny Siemi w Sierdzu podają jednak inny opis przebiegu wypadków. Otóż, według nich, pierwsi w dolinie Siemi znaleźli się Swarogowie. Wodowie pokonali ich w walce orężnej i przepędzili z doliny. Wtedy Siemia uderzyła na Wodów i przysypała oboje zwałami gliny. Walczyli jednak twardo, próbując się wydobyć na wierzch. Co chwilę w innym miejscu spod gliny tryskały w dolinę nowe źródła. Sim przywalał je kamieniami, ale wynik bitwy był niepewny. Wtedy Siemia przywołała Swaroga. Ten wbił się w jej brzuch dębowym członem i tarł. Tym sposobem od tarcia w trzewiach Siemi zrodziła się Watra-Wierta, Skra- Pani Ognia Podziemnego (Ognia Krzesanego). Od jej żaru Siemia zagrzała się okrutnie i Wodowie poczęli się gotować. Ale uratował ich Perun, rozcinając siekierą brzuch Siemi i wypuszczając Wodów na świat. Razem z nimi przyszła na świat również Watra wypuszczona z wnętrzności matki. Sposób ten został jakiś czas później zdradzony niebacznie ludziom i stąd wzięły się wierła ogniowe, którymi do dziś zażega się w obrzędach iskrę ogniska domowego, a które kiedyś były jedynym narzędziem służącym dobywaniu ognia. Nazwa wiertło ogniowe wzięła się właśnie od Wierty-Watry. Sim nie był zadowolony z takiego sposobu rozwiązania sprawy i przegnał Watrę z doliny ciskając w nią skałami. Watra-Wierta ukryła się przed rozgniewanym Simem na dnie morza. Niektórzy prawią (zwłaszcza kołoduni Burów z Bieło-ziera), ze Wierta z powrotem wskoczyła w trzewia Siemi i nie chciała wyjść. Dlatego Sim walił Siemię po brzuchu swym kamiennym nasiekiem" i od tego tłuczenia zalągł się w jej trzewiach ich wspólny syn Skalnik. Skalnik pojmał Watrę i wywlókł ją ze sobą na świat. Wtedy dopiero przegnana przez Sima miała się ukryć w Jaskini Kłów (Warze) na dnie morza. Koźlarze ze Żnina, prastarego grodu Goplanów, ze świątyni Welesa, mówią, że Sim spłodził Skalnika po to, by uratował Watrę, która spłynęła porwana przez Wodo-Bełta w chwili, kiedy Perun rozciął brzuch Siemi. Wodowie mieli uwięzić Watrę w głębinach wielkiego rowu. Nikt nie mógł tam dobić do dna, bo każdego morze wyrzucało na powierzchnię. Sim ze swą żoną spłodzili więc Skalnika. Ich syn był tak ciężki, że przy każdym kroku zapadał się w skały po kolana. Bez trudu zanurkował i wyzwolił Watrę z podwodnego więzienia. Skalnik pozostał w głębinach i na stałe zamieszkał w podziemiach, bo tam czuł się naprawdę dobrze ze swoim ciężarem. Pamiątką po tej bitwie Swarogów i Simów przeciw Wodom i Sporom i po owych narodzinach Watry mają być ukryte w ziemi i skałach kamienie, które krzeszą iskrę - krzemienie. Podobno też ogień zażgnięty wtedy w brzuchu Siemi nigdy już nie wygasł i do dziś tam płonie. Może to być prawda, bo pojedyncze ogniska, opary siarkowe i strugi żarzących się kamieni wydobywają się niekiedy z ziemi w różnych miejscach świata, a przy tym trzęsie się ona i wije w boleściach, jakby ponownie rodziła Watrę. Wieszczki Wady z Mogiły prawią, że to kara, na jaką została Siemia skazana za zdradę męża - co jakiś czas wciąż musi w bólach rodzić swą córkę, spłodzoną przez Swaroga. Bitwa o Górę Trzygław Jakkolwiek by było, Wodowie uwolnieni przez Peruna zalali całą Ziemię. Z Przedmorza wystawała tylko Góra Trzygław i położone w połowie jej zbocza Lęgowisko Spora. Watra po uwięzieniu w podwodnej jaskini Sreczy zbyt była słaba, by wspomóc Swarogów w osuszaniu Ziemi. Wierzchołek Trzygławia i cała jego okolica spowiły się nagle oparem, który wydali z siebie Wodowie przypalani ogniem. Strzybóg i Stryja rozdymali ów opar - Sląk-wę, pierwszą córkę Wodów, nad wszystkimi połaciami Ziemi. Śląkwa ochraniała rodziców przed palącymi promieniami Swaroga i Swary. Ponieważ to rozpędzanie szło Strzybogom-Swistom niesporo, spłodzili syna, Pogwizda, który się narodził z ich złączonych oddechów. Zbyt był delikatny, żeby sobie poradzić. Pomnożyli się więc raz jeszcze. Z ich gorącego pocałunku przyszedł na świat Poświst. Lecz i on nie potrafił rozegnać chmur Śląkwy. Dopiero trzeci ich syn, zrodzony z mocnego splotu Strzybo-ga-Śwista i Stryi - Dyj-Poświściel, okazał się wielkim mocarzem. Najpierw odarł Śląkwę z chmurnych sukien, przez co ją strasznie zawstydził, a potem przegonił ją na cztery wiatry. Nic jednak nie było w stanie powstrzymać Wodów. Poziom Przedmorza stale się podnosił i zdawało się, że lada chwila fale pochłoną Lęgowisko. Borowi} i Lesza-Wiła nasadzili z drzew i krzewów cały szereg obronnych ostrokołów. Rośliny wchłaniały wodę i zatrzymywały w swoich korzeniach. Spór idąc doliną zauważył dziwnie grząskie miejsce. Wbił się w nie. Dobył z głębi Ziemi kilka zarodków i ziaren. Wziął je w dłonie i ogrzał swym zapładniającym oddechem. Z jednego z kiełków, troskliwie otulonego dłońmi Spora, wylęgło się wielgach- ne drzewo, które wyrosło trójwierzchołkiem wysoko ponad szczyt Trzygławia. Była to Osica-Osica - Drzewo Ziemi. Na nim właśnie Dażbogowie wsparli pierwszy przywleczony z Dali kawał Niebiosów. Dażbóg i Daboga wydali na świat Płoną, który rozpłomieniał krawędzie płaszczyzn zrobionych z poświatła i próbował je złączyć w jedność. Swarogowie wznieśli się do Dażbogów na Niebiosa. Swarog pomagał Plonowi, kując ową niebieską caliznę swoim młotem i zespalając ją w Sklepienie. Wał Wiłów okazał się skuteczną zaporą tylko na jakiś czas. Perunowie, widząc bezsilność swego oręża, wznieśli się na Niebiosy z obawy przed rychłym zatopieniem. Strzybogowie osiedli w koronie Osicy. Sim osadził się na samym wierzchołku Trzygławia. Tylko Sporowie i Wiło-wie stawiali czoło Wodom w na pół zalanym Lęgowisku. Mściwi Wodowie zatopili Siem i deptali ją bezustannie tak, że już prawie przestała dychać pod ich ciężarem. Mimo że Wodowie, Wiłowie, Sporowie i Simowie należą do jednego trzemu - Białobogi, każdy z tych rodów działał wyłącznie dla siebie. Dlatego nie mogli się oni pogodzić z nadciągającą klęską. Ponieważ byli bezsilni, w decydującej chwili poparli bogów trzemu Czarnogłowa radzących nad sposobem ocalenia. Wydawało się, że Trzygław, a z nim cała zalana Ziemia staną się domeną Wodo-Bełta i Wady oraz ich dzieci i sługów. Sląkwa i jej chmurne suknie Dyj porozrzucał suknie Śląkwy po skrajach Ziemi. Tym sposobem nad Ziemią rozciągnęło się z oparów powietrze. Sląkwa pobiegła na krańce Ziemi szukać swoich rozdartych, rozgonionych chmur-sukien, bo była naga. Pozostawionym bez opieki powietrzem zajęła się Stryja i została po wsze czasy jego panią. Perperuna ruszyła na pomoc Sląkwie, bo chociaż jej nie lubiła, to jeszcze bardziej nie lubiła Dyja i uważała, że zupełna nagość nie przystoi bogini. Zbierały więc chmurne sukienki razem. W trakcie tej czynności Perperuna stwierdziła, że chmury, zwłaszcza te czarne, granatowe i sine, są piękne i że wcale nie ma ochoty oddawać Sląkwie jej własności. Poprosiła Swaro-ga, by wykuł dla niej w Wielkim Ognisku złotą szkatułę, kłódkę i rozwidlony klucz-berło do owej kłody. Kiedy to robił, przymiliła się do niego, żeby też wykuł tarczę-zwierciadło, w którym będzie się mogła w nowych sukniach przeglądać i bronić nim przed przewidywaną zemstą Wodów. Swarog wykonał oba zamówienia12. Wtedy Perperuna schowała do Szkatuły wszystkie suknie, jakie miała, a potem podstępnie zwabiła ŚJąkwę, by przyszła ze swoimi obejrzeć się w Zwierciadle. Sląkwa przybyła chętnie, bo do tej pory boginie miały możność przeglądać się tylko w mętnej tafli Wady, a poza tym nie podejrzewała podstępu ze strony Perperuny, która tak ochoczo pomagała jej zbierać suknie. Tymczasem, gdy się przeglądała, każda odłożona suknia lądowała w Szkatule pod Kluczem. W końcu została jej tylko jedna, najgorsza, szara prosta opończa. Zdziwiona zapytała Perperunę, co się stało z resztą jej strojów. Perperuna roześmiała się tylko szyderczo, wskazała najpierw na Szkatułę, a potem na Berło-Klucz, które trzymała w dłoni, po czym odwróciła Zwierciadło tak, że stało się Tarczą, i za nim się skryła. Sląkwa nie mogła się dobić do Perperuny, tłukła w Tarczę pięściami i nawet wezwała znad Weli Lada z oszczepem. Ale oszczep się złamał, a Lado musiał wrócić do toczącej się o Welę bitwy, w której właśnie kształcono pierwszego Potwora. Sląkwa została sama i musiała odejść jak niepyszna. Tak Sląkwa na wieki została tylko w jednej szarej su-kienczynie, którą każdy może zobaczyć, kiedy nadciąga ona nad Ziemię, czyli gdy siąpi z nieba wielodniowy, jednostajny deszcz, zwany też dżdżem. Niektórzy prawią, że deszcz to łzy Śląkwy, która do dzisiaj żałuje swej próżności i nie godzi się ze stratą. Suknie Śląkwy odegrały wielką rolę także przy narodzeniu Swarożyca. Narodziny Swarożyca i jego dziewięciu braci Stadko bogów przycupniętych przy wierzchołku Trzygławia wyglądało raczej na zmoknięte kury niż na władców świata. Rada trwała długo, a żadne działanie nie mogło się jakoś z bujnych przemów urodzić. W końcu uradzono, że skoro Perun Wodów wypuścił, to teraz musi naprawić powstałe zło. Chcąc nie chąc musiał coś wymyślić, bo inaczej rozgniewani Żywiołowie rozszarpaliby go na kawałki. Rzeczywiście, gdyby Perun nic nie wymyślił, nikt poza Wodami nie miałby już czego na Ziemi szukać. Perun myślał i myślał, aż pomogła mu w tym Perperuna. Dziecko Swaroga i Siemi, Watra, okazało się bardzo słabe. Po uwięzieniu przez Woda i Śreczę w podmorskiej jaskini Watra stała się lękliwa i bezsilna. Swara nawet nie chciała słuchać o rodzeniu dzieci, zajęta wyłącznie czesaniem swych płomiennych długich włosów. Perperuna wymyśliła, że Swarog powinien się pomnożyć z krzepką i świetlistą Dabą. Daba od początku budziła mocne żądze w Swarogu, więc przekonanie go do tego nie nastręczałoby kłopotu. Kłopot był w tym, że Daba-Daboga słynęła z wierności bratu-mężowi Dażbogowi, któremu dopiero co powiła wspaniałego syna Płoną, ukochane dziecko zrodzone z ich skrzystej, namiętnej miłości. Pozostał tylko podstęp i przemoc. Perperuna zwabiła do siebie Płoną, oferując mu swoje wdzięki. Kiedy już zaspokoiła żądze młodego, jurnego bog^a, wydobyła od niego, że Dabodze marzą się suknie po Sląkwie, szczególnie te jasne: białe, błękitne, złote i różowe, przypominające do złudzenia Baję, Czechół, Welon i Kir Mokoszów, którymi zawsze chciała władać, a nigdy jej się to nie udało. Perun i Perperuna uradzili podstęp. Perun przekonał Swaroga, że powinien zdobyć siłą Dabogę, a w tym celu ukryć się w Szkatule Perperuny. Daboga zwabiona darem miała otworzyć sobie Szkatułę, żeby przymierzyć suknie przed Zwierciadłem. Wtedy miał ją Swarog posiąść i zapłodnić, a Perunowie przyrzekli, że będą go osłaniać przed wzrokiem Dażboga. Swarog zgodził się, i tak się dokładnie stało, jak wymyślili Perunowie. Daba przybyła chętnie, a kiedy otwarła Szkatułę, Swarog wyskoczył i zniewolił ją. Perperuna odwróciła Zwier- ciadło tak, że stało się od strony komory Tarczą i Daba nie mogła uciec. Od drugiej strony w Zwierciadle odbijały się spokojne Niebiosy i Dażbóg nie widział nawet, że coś złego się dzieje. W tym czasie, gdy Swarog swawolił z jego żoną, on spokojnie wykuwał Sklepienie, pracując z Pło-nem. Perun stał obok i zabawiał ich obu rozmową. Początkowo Daboga broniła się mocno, ale im większy stawiała opór, tym bardziej rozpłomieniał się Swarog. Aż mu uległa i oddała się z takim zapamiętaniem, że zaszła z nim w ciąż. Kiedy to się stało, naszedł Dabogę, Panią Jasności, taki wstyd, że uciekła najdalej, jak tylko można. Zrozpaczony Dażbóg najpierw chciał zabić Swaroga i oboje Perunów, ale potem poszedł szukać żony. Z odejściem Dabogi nad Ziemią nastała ciemność i Wodowie skuli Siem lodem tak, że wydawało się, iż całkiem już umarła. Daboga ukryła się na Weli w jednej z Nawi, Założy-Wielodroży, gdzie Weles udzielił jej gościny w jednym z czterech swoich nawskich dworów. Swarog napotkał na swej drodze Podaga - Pana Dróg. Ten znał drogę, jaką poszła Władczyni Jasności, ale nie chciał jej zdradzić. Wcześniej pytał go już o nią Dażbóg i też nic nie usłyszał. Dopiero kiedy towarzysząca Swaro-gowi Stryja obiecała oddać Pogodzie-Wiedrze13 rządy nad gorącym powietrzem stepowym i ciepłym powiewem z południa, Podag wskazał im właściwą drogę i poprowadził ich osobiście. Zabicie dziewięciu synów Dabogi i ocalenie Swarożyca według podania tobalarów Drzewian z Węziny i Swaideła14 Przez Bezdroża Założy szło dziesięciu Mocarzy15. Przez jej Wielodroże, czyli labirynt, przedarli się: Swarog, Wid-Wij i Podag. Do dworu Welesa dotarł już samotnie tylko Swarog. Rozbił ściany dworu swoim ognistym młotem. Wszedł w korytarze, rozbił ścianę komory, w której ukrywała się Daboga, i rozciął jej brzuch. Tak Daboga powiła dziesięciu synów: trzech złotych, trzech srebrnych, trzech brązowych i jednego kamiennego. Swarog namawiał ją, by zaraz wrócili na Ziemię. Wszyscy ich synowie byli dorodni i gorejący, i gdyby tylko weszli na Niebieską Drogę, żar by powstał tak okrutny, że Ziemia byłaby uratowana. Ale Daboga nie chciała. Więc wydarł jej czterech synów i wyniósł z Nawi, pozostawiając pod opieką towarzyszących mu bogów Mocy. Potem wrócił po pozostałych. Tu czekali już jednak na niego słudzy Welesa - Welesożary: Jednogłowy, Dwugłowy i Trzygłowy, jako że Weles nie zamierzał oddawać Swarogowi dzieci. Pierwszy pilnował syna Brązowego, drugi dwóch synów Srebrnych, trzeci trzech synów Złotych. Swarog pokonał ich, uciął im łby i wyrzucił na Niebiosa. Wyprowadzał synów po kolei z podziemi, a ostatnim był Swarożyc i jego matka Daba. Tymczasem narodzony w trakcie Bitwy o Welę potwór Pożaralft zauważył szybujące pomiędzy Niebiosami głowy Welesożarów i wpadł we wściekłość. Welesożary urodzi- ły się ź obciętego przez Welesa w bitwie ogona Pożary, były więc niejako jej dziećmi. Pożara zapałała zemstą. Rzuciła się na dzieci Swaroga, gdy szły Niebieską Drogą17, rozpędziła przerażonych Mocarzy i Stryję i pożarła dziewięciu synów Swaroga, wchłaniając ich w swe przepaściste brzuszysko. Dopiero kiedy pojawił się Swarog, stawił Potworowi czoło, ale ten, widząc swoją przegraną, uciekł i ukrył się w gwiazdach Głębi. Tak to ocalał tylko jeden syn Swaroga i Daby, złoty Swarożyc. Po czterdziestu dniach18 pobytu Dabogi w Nawiach jasność wróciła nad Ziemię, a Swarożyc tak był gorący, że sam sobie doskonale z Wodami radził. Dażbóg, widząc swą małżonkę szczęśliwą, zrezygnował z wróżdy19. Złoty Swarożyc pokonał Wodów i jaśniał tak wspaniale, że Dażbóg przyjął go do swojego rodu i dworu. Swarog, żeby zadośćuczynić Dąbie, odebrał Zwierciadło-Tarczę Perperunie, rozdzielił je na pół i Złotą Tarczę dał Swarożycowi, zaś Niebieskie Zwierciadło podarował Dabodze. Perperuna, by przebłagać Dabogę, oddała jej wszystkie jasne suknie Śląkwy ze Szkatuły. Swarog wykuł swoim młotem Sklepienie Niebios razem z Dażbogiem i tak powstało nad Ziemią Niebo Niskie. Dażboga stała się Panią Jasności, Władczynią Jasnego Nieba, boginią Dnia. Wyłożyła swoim Zwierciadłem Sklepienie i za każdym razem, kiedy przychodzi nad ziemię, ubiera się w swoje czerwone, różowe, niebieskie, białe i złote suknie i przegląda się w nim. A razem z nią idzie po Sklepieniu Niebieskim Swarożyc ze swoją Złotą Tarczą-Słońcem. Perperuna ma tylko suknie czarne, bure, sine, granatowe i brązowe. Zamykała je w Szkatule, ale potem Szkatułę wykradła jej Plątwa-Przepigoła, a z nią także Klucz. Tylko Płoń od tamtego czasu zostaje między gwiazdami, w odosobnieniu, i rzadko pokazuje się na Ziemi. Nie mógł sobie wybaczyć zdrady, jakiej dopuścił się względem matki. Zajmuje się nieceniem gwiazd na niebie każdego wieczora. Od tamtego czasu zwą go Płonetni-kiem, czyli Niecnym Płonem albo Płonem Niecącym Gwiazdy. Żeby stale pamiętał, co uczynił, musi teraz razem ze swoimi pomocnikami bogunami Płanetnikami (którzy są Stworzami), za każdym razem pomagać Perperunie - Władczyni Burzy. Czyści jej suknie, ubierają, ale nie wolno mu dotknąć jej ciała palcem. Potem z Płanetnikami napełnia chmury wodą z jezior. Dzieje się to wtedy, kiedy nad Ziemię nadciąga burza. W tej pracy, to znaczy w moczeniu sukien Perperuny i przywracaniu im pięknej maści, często pomaga Płonetnikowi Denga-Tęcza, Pani Maści. Wieszczki Wady z Mogiły twierdzą, że Denga potajemnie kocha się w Płonie i że jest najbliższą przyjaciółką wiecznie płaczącej Śląkwy-Dżdży. Sląkwa wciąż chodzi za Perperuna i molestuje ją o swoje suknie, ale tamta w ogóle jej nie słucha. Mikowie z kątyny Dażboga nachodzącej się w grodzie Milsko w ziemicy małego plemienia Milczan, które przynależy do dużego plemienia Łużyczan, podają inną wersję wydarzeń. Według nich to Dażbóg sam odszukał Dabę. Tak był rozwścieczony, kiedy się o zgwałceniu swej żony dowiedział, że starł się ze Swarogiem i młot świetlisty wyrwał mu z rąk. Swarog nie dotrzymał mu pola w boju i uciekł kryjąc się w Głębinie. On też miał odebrać Strzy-bogom gorące powietrze i wiatr południowy, i oddać je Pogodzie, nie pytając nikogo o pozwolenie, jako że Strzy-bogowie także byli w spisek przeciw Dąbie wmieszani. Sam odnalazł komorę w dworze Welesa i zabił po drodze strzegących bram Welesożarów - Jednogłowego, Dwugłowego i Trzygłowego. Później obalił ściany dworu młotem, rozkul nim brzuch Dabogi i pożarł wszystkich zaległych w jej wątpiach synów Swarogowych. Jednego jednak ukryła pod językiem, i to był właśnie Swarożyc. Dażbóg pobiegł następnie mścić się na Perunach. Dopadł Perperu-nę, pobił ją i odebrał jej Zwierciadło-Tarczę. Potem gniew mu przeszedł i kiedy zobaczył wędrującą po Niebieskiej Drodze Dabogę ze złotym Swarożycem, pokochał chłopca. Wtedy miał rozłamać na pół zwierciadło-tarczę i jedną stronę, Zwierciadło, podarować z przeprosinami małżonce, drugą zaś stronę, Tarczę, Swarożycowi, którego przyjął do swego dworu, ale nigdy nie przyjął do swojego rodu. Prawdą jest, że w boskim Kręgu Swarożyc zawsze pokazywany jest w rodzie Swaroga, pośród jego dzieci. Równowaga między Żywiołami na Ziemi Swarożyc ogrzał Siem tak mocno, że zrzuciła lodowe pęta i odetchnęła głębiej. Wodowie zaczęli uciekać. Przedmo-rze zamieniło się w zwykłe morza, jeziora i rzeki. Wyspy połączyły się w lądy, a szczyty górskie wyłaniające się z wód zrosły się w łańcuchy i pasma gór. Wiłowie (Boro-wił i Lesza-Borana) zazielenili ziemskie niwy. Sporowie czynili stały zalęg po lądach. Narodziła się córka Siemi, Obiła, i powstały bagna tętniące życiem roślinnym. Lesza-Borana powiła Wilca, który zszedł w wody i zazielenił dna rzek oraz mórz. Strzybogowie złagodzili wichry, tak że nie groziły powaleniem wzrastającym borom. Pogoda pchała ciepłe powietrze ku północy, lody ustępowały. Perun, Dażbóg i Swarog zapanowali na Niskim Niebie. Perun co chwilę uderzał toporem-błyskawicą w wody i lądy • żeby przyspieszyć wzrost. I tylko od czasu do czasu wydobywał się z brzucha Siemi ogień, a dym buchał z jej pępka. Żywioły zaniechały bitwy o Ziemię. Bój pozostał nierozstrzygnięty, ułożył się nowy ład, w którym zapanowała równowaga. Łada-Łagoda rozpostarła swe skrzydła nad polami i łąkami. Nie był to jednak koniec. Żywiołowie zawarli rozejm tylko po to, żeby wymyślić coś, co by przechyliło szalę zwycięstwa na ich stronę. Słowo o świętych wodach i świętych górach Ziemi przeznaczonych ku czci bogów Mikowie Milczan mówią, że pępek Siemi jest tam, gdzie się znajduje Góra Swaroga, która pluje ogniem i miota z brzucha Siemi płomienne wnętrzności zażgnięte przez Watrę. Góra ta miałaby się zwać inaczej Wyziew, jako że wyzuwa Siem z jej skarbów i wnętrzności oraz wyrzuca na powierzchnię smrodliwe wątpia i zieje ogniem. Góra Trzygław i Lęgowisko Sporów ma się znajdować w paśmie Gór Kauków. U podnóża owego pasma po sie-wiernej stronie nachodzi się ponoć dawna Koliba Zerywa-nów20. Wieszczki Wady z Mogiły nad dunajem Wisłą mówią, że Perun rozciął Siem swoim toporem i otwarł jej brzuch, wydobywając uwięzłe wody w miejscu zwanym Górami Charwackimi, czyli Karwatami21. Tam właśnie, pod Górą Wady, trysnęło morze i rozlało się po dwóch stronach w doliny. Góra Swarogowa ma leżeć niedaleko Góry Wady, a obok nich nachodzi się też Góra Śląkwy. Dalej na wschód ma zaś leżeć Góra Peruna, a na zachód Góra Siemi22. Trzygław miałby się znajdować na południu, a u jego stóp Lęgłel Sporów. Według żerców nurskich z Nurza-Nawaronu, morze rozlane po północnej stronie Gór Charwatów (tam gdzie potem zamieszkało plemię Charwatów-Karpiów) przynależało się Białobodze, i stąd zwało się Białym albo po prostu Wodą. Morze na południe od Charwatów, które spłynęło w tamtejsze doliny, było Czarnogłowa, więc zwało się Czarnym (Ciemnym) lub po prostu Dunajem. Kiedy oba wielkie morza wyschły, zostały z nich tylko resztki - małe morza oraz rzeki i jeziora. Na północy z wielkiego Morza Białobożego pozostało tylko Morze Wady, nazywane też Bołotykiem albo Morzem Wędów, i Morze Białe. Po tejże stronie gór narodziła się również rzeka Wiskła-Wiszła (jako że z owego morza i Góry Wady wyszła albo z rany Siemi oraz że niejako z Morza Białobożego wyschłego powstała), zwana inaczej Wądalem lub Wisłą. Drugie jej miano, Wądal, stąd się wywodzi, że do morza Wady w dal płynie, z morza Wady powstała, a też sama bogini Wada upodobała ją sobie spośród wszystkich rzek Ziemi. Z Morza Białobożego spłynęła poza nią Odra-Audra, czyli woda drąca, odzierająca, odradzająca siebie samą i wszystko dookoła. Podobno także w tamtym miejscu przywalona przez Simów Wada darła się o pomoc. Jest również na północy rzeka Watry-Wierty - zwana Wartą (tam podobno była owa podmorska Jaskinia Kłów - War Spora, gdzie Watrę więziono). Jest rzeka Wilca, zwana Wilgą, Wilnią lub Wilją, i rzeka Dażboga, zwana Bogiem lub Bugiem, i Wiprz-Wąprz, czyli woda prąca, rodząca (podobno tam się Sląkwa narodziła, a inni prawią, że to rzeka Wąpierzy lub wodnych odyńców i błotnych loch zwanych wieprzami) oraz Łaba, czyli Łabęda, jako że zawładnęła nią Daboga, której ptakiem jest łabędź. Guślarze kościoła Siemi w Sierdzu i lekarowie serbscy z Sarbakonu dodają do tego, że pierwszą strugą wyszła po uderzeniu Peruna w Siemię był Dunajec, więc Góra Trzygław to trójgłowa góra w paśmie zwanym Pieniną. Miano Pieniny wywodzi się stąd, że u jej podnóża pieniło się w pianach wodnych Lęgowisko Sporów. Górą Swaroga są według nich Gorce. Wymieniają też dunaj Welesa - Weł-tawę, rzekę Plątwy-Przepigoły - Pregołę, rzekę Dziwienia - Dźwinę, Desnę - Dengi (córki Dażbogi), Świętą (pół- nocny dunaj Swata), Łować - dunaj Łowica-Ładziwa, syna Lada, i jezioro Ładoga poświęcone Ładzie-Łagodzie. Prawią również o Swisłoczy - Swista-Strzyboga i Stryju - bogini Stryi, o rzece Spora - Sporowie (Sprewie) na Po-łabiu i Lechu (gdzie miał być lęg Śreczy) czy o rzece Niemej, czyli Niemenie przypisanym Makoszowi, który jest niemy. Na północy pozostała też rozległa Kraina Jezior Pomorskich (po morzu powstałych) - wiele z nich jest poświęconych bogom. Na południe od Gór Charwatów, po Morzu Czarnogło-wa (rozciągającym się od zachodnich do wschodnich Gór Kauków) pozostały: morze zwane Czarnym, jeziora: Bo-łotoń, jezioro Body oraz jeziora Mokoszy (Moszyńskie) i Makosza (Nezyderskie), dunaje: Dunaj (ciągnący się przez całą dolinę dawnego Morza Dunaj, zwany tak dlatego, że ma być ziemską Rzeką Rzek albo też nazywany Istrem - południową rzeką Swata, powstałą z jego istu), Dunaper-Dnieprz (rzeka Perperuny płynąca u podnóża góry Peruna, czyli dunaj prący), Łybed' (rzeka Dabogi, bo łabędź jest jej ptakiem), dunaj Boh (rzeka Bożeboga), Du-naster-Dniestrz (rzeka Strzybogów), dunaje Don i Doniec (dane Dazbogowi i Domasze), Prut i Prypeć (rzeki Peruna i Pemnica), Cisa (niektórzy mówią, że tam padł cios Peruna, i w tej okolicy znajduje się Lęgiel, a nawet Koliba, inni znów, że to rzeka Ciasny - syna Perunowego), Maru-sza - Marzany, Morawa - Mora, Sawa (rzeka Swarożyca - tak jak na północy Soła, niejako od jego tarczy - Suloń-ca, Souonca nazwana) oraz rzeka Auków - Oka i rzeka Welesa - Wołga (niektórzy prawią, że to jest rzeka wielka albo dunaj Wołosa-Sporzca syna Spora, zaś prawdziwa rzeka Welesa to Wełtawa na północy). Kudiesnicy Burów uważają, że Wołga to rzeka Rady-Radogódzy i zwą ją Rawą (Rady wodą), północna Raba zaś, co spływa do Wisk-ły, ma być według nich dunajem Rady-Rudzi23, zwanym inaczej Rzeką Pstrą. Płynie tu jeszcze wiele innych rzek i jest wiele gór, a wszystkie duże wody i wielkie góry są czczone i poświęcone bogom. Znajduje się także w całej ziemicy Słowian wiele świętych borów, miejsc zwanych uroczyskami, świętych gajów poświęconych bogom i czczonych źródeł, kamieni oraz świętych wzgórz-kopców. Wiele nazw rzek, gór, jezior i całych połaci ziemie rozdziela się także (z powodu mocno zakorzenionych wierzeń i czci dla Kauków-Dzię-gli oraz niegdysiejszego podziału morskiego) na białe i czarne. Przy tym dziś często o białym mówi się wielki, o czarnym zaś - mały, ale dawniej tak nie było, co widać choćby po Białej i Czarnej Wisełce, które są sobie rów- ne24. Słowo o ukształceniu Weli Wela zrodziła się z bryły i grudy oddzielonej w walce od Buły. Była więc początkowo tylko skałą kamienną i metalem. Kaukowie nanieśli jednak na nią bryjogliny, czyli ziemi, i w ten sposób dali początek welańskiej glebie. Wgłębienia Weli zrosiła również obficie wilgoć potu i od- dechu Białobogi. Stąd wzięły się, co prawda nieliczne, jeziora welańskie i Rzeka Rzek, która spłynęła z Wierchu wieloma spadami, rozgałęziając się w odnogi. Kiedy Ki-rowie rozciągali Welę, ustaliły się na niej strony, pory i kierunki. Powstał środek i boki-krawędzie, a także dół i góra. Rozciągnęła się Wela w wierch i przepaść. Strony wierchnie nazwano Niwami, przepaście zaś Nawiami. W dole - Nawiach rozeszła się ziemica welańska od Otchłani po Piekło i od Założy po Raj25. Na Niwach rozeszła się w stronę janmną, rujną, jesienną i kostromną20. Po stronie, w którą ciągnęła Welę Jaruna, skupiło się żelazo. Od skraja ciągnionego przez Ruję skupiła się miedź - jej pokład nachodzi się aż do tumu Rui, a nawet prześwieca caliznami w Górach Białoboskich. Tam gdzie się skraja Weli uczepił Jesza, skupiło się złoto, i ono zalega stronę jesienną od Raju aż do Gór Czarnogłowskich. Tam gdzie ciągnęła Kostroma, skupiło się srebro i przejrzyste kryształy. Srebrny, diamentowy i kryształowy pokład ciągnie się od Otchłani przez Brzeg Północny do tumu Kostromy i dalej w górę aż po Wierch. Niwy utworzyły jeden ląd-wyspę krągłego kształtu, rozciągającą się wokół środka i zwaną Niwą Niw, jako że tam znalazły się niwy wszystkich bogów Kręgu. Dookoła, przy bokach-krawędziach Weli, rozciągnęła się Przepaść, czyli Nawie lub jak mówią inni Nawa Nawi (Naw Nawi). Niwa Niw szła od brzegu Nawi rozległymi dolinami, które ku środkowi-Wierchowi podnosiły się przechodząc w Równiny Żywiołów, wzgórza Wozhory Kirów, Góry Czarnobielskie i wreszcie sam niebotyczny Wierch-Wierz-chowinę o pionowych ścianach. Na dnie Nawi rozlało się jedyne wielkie jezioro wyplute przez Białobogę i zwane Martwym. Wschodnia Naw zwana Założą spowita jest wieczystym oparem mgły, który się wziął z ręki Czarno-głowa. Północna Naw - Otchłań, usiana jest także z jego ręki pochodzącymi pustkami. Tak wyglądała Wela, zanim przybyli Mocarze (Mogto-wie) - bogowie Mocy zrodzeni przez Kauków-Dzielnych. Bitwa o Welę między Mocarzami (Mogtami) Gdy na Welę przybyli Mocarze, działo się tu podobnie, jak i na Ziemi. Kiedy Dziwień-Kupała zaczął kuć na Wierchu studnię, by dobyć z głębin Źródło Źródeł, jego siostra Dziewanna otwierała w Nawiach szpary, żeby powstały małe jeziora, i skupiała w nich nieliczne wody tak, że Źródło wciąż nie mogło trysnąć. Kiedy Weles próbował zbudować dwór w Otchłani, jego siostra Nyja pogłębiała tę Naw, wciąż podkopując zręby budowli. Kiedy Rgieł chciał zasypać jezioro Dziewanny, jego siostra Reża wybierała zeń grudki, które kruszyła, zaścielając niwy glebą. Pierwsi zespolili się Dziewowie, a za nimi Rod z Rodża-ną. Od razu zaczęło przybywać zakątków bogatych w zarodki, ziarno, rośliny i źródła. Dzięki temu w sto godzin trysnęło Źródło Źródeł, rozlało się po Wierchu w Modry Banior (Jezioro Jezior) i spłynęło z Góry Gór potężnym Spadospadem w Niwę, gdzie rozlało się w wielką Rzekę Rzek - Pełnicę. Pełnica teraz opływa całą Welę, a kończy swój bieg w Nawi Otchłani, gdzie wpada do Martwego Jeziora. Rozpętała się wtedy na całego bitwa, jako że Ma-kosze i Rgłowie wpuścili w Nawie zwierzynę i ptactwo, rozpostarli tam łąki i rozsnuli przędzę nieci życia. Nie mogło się to spodobać Welesowi i Nyi. Welesowie wezwali na pomoc Morów i wykuli dziewięć Czarnych Źródeł, z których jedno wpuścili do płynącej przez Nawie Pętlicy, czyniąc ją Martwicą. Byliby zatruli czarną, martwą wodą wszystko, gdyby Dziwień nie poprosił Przeplata o pomoc. Ten tak ze swą żoną-siostrą Plątwą wszystko pomieszał, że Welesowie pokłócili się z Morami. Jednak nad całą Welą zaległ nieprzebyty opar-mgła, ćmica płatowa, i to nie spodobało się innym. Chorsowie powili wtedy swych stu synów, a Lado wykuł dla nich sto srebrzystych łodzi. Sto Księżyców zapałało na niebiosach welańskich wielkim blaskiem. Szła od nich pożoga i Plątowie musieli ustąpić. Mgły ćmicy rozerwały się. Żar Księżyców przetrzebił stada Rgłów, spalił skrzydła ptakom, wysuszył rośliny i zwycięstwo, które zdawało się w zasięgu ręki Mocarzy trzemu Białobogi, oddaliło się od nich. Wtedy Łado-wie wzięli wszystkie sprawy Weli w swoje sto rąk i trzymali je mocno, nie dając nikomu dojść do przewagi. Od Ziemi nadciągnęli na koniec Żywiołowie i starli się z Ładami, burząc ich ład, ale bitwa nie została rozstrzygnięta. Sim i Kupała-Dziwień razem z Perperuną i Moko-szą zbudowali nad Welą Kopułę Nieba z kawałków okolicznych Niebiosów i oddzielili stu Księżyców od Weli, przez co żar zelżał. Tak powstało Niebo Wysokie. Ukształ-ciła się nowa równowaga i bogowie zawarli rozejm po to, by radzić, co począć dalej. Spotkali się na przełęczy Równi przy Spadospadzie Pełnicy, gdzie poczęli się rozglądać w koło. Wtedy ich oczy obróciły się na Niebiosa, między którymi walczyły Ażdahy przeciw Światłogońcom. Bitwa o Niebiosy między Ażdahami, Swiatłogońcami oraz Żywiołami i Mocarzami JNajpierw były tylko Niebiosy przejrzyste od poświatła, które w kryształowych caliznach Smoki, Żmije i Swiatło-gońce wyciągały z Głębi, a Kirowie lepili w wielkie płaszczyzny. Kiedy je już ulepili w litą całość, poczęli naciągać w strony i pory. Tym sposobem powstało Niebo Głębokie o przejrzystej maści, rozciągnięte ku Ciemni i Pierwni, od Wieczności do Chwili i od Nieskończoności do Miejsc Osobliwych. Ze skrzystych kropel i żelaznych kuł, razem z poświatłem ze Swątowej Buły (Świętej Byty) tryskających, powstały w owej przestrzeni gwiazdy jasne, ciemne, gorące, zimne, lepkie, suche, wielkie i małe. Wtedy Kau-kowie pchnęli ku onym skrzystym kwiatom27 swych pomocników, by przygnali do nich jak najwięcej tych pięknych kuł. Kirowie również chcieli je mieć i wysłali Swiat-łogońce. Spędziwszy gwiazdy w liczne stada, każdy z osobna gnał je ku własnej zagrodzie, by je dla siebie umocować na Przejrzystym Niebie. Po drodze jednak podkradali sobie co ładniejsze sztuki. Smoki wyrywały zimne gwiazdy ze szponów Żmijic, Żnujowe wyrywali Ja-rogońcom gwiazdy gorące, Rujgońce Kostrogońcom gwiazdy najjaśniejsze, a wszyscy wszystkim te najpiękniejsze. Zrobił się bałagan, a gwiazdy jak stado baranów, korzystając z zamętu, rozeszły się po Niebiosach, i trzeba je było znów zaganiać. Kilka z nich nawet wpadło w Głąb, ale nikt ich już nie ratował, bo nikomu nie chciało się zanurzać. Smoki niedaleko Głębi zaczęły z calizn Niebiosów, wciąż w dużej ilości luźno latających, układać zagrodę i oddzielać swoje zdobycze. Każdy wkrótce lepił dla siebie, a kiedy już miał wielką caliznę niebieską, to chciał mieć jeszcze większą, i wszyscy zaczęli lepić własne Nieba. Jedni lepili białe, inni czerwone, trzeci sine, jeszcze inni zielone, czwarci srebrne, a dziesiąci złote. Żywiołowie i Mocarze (Mogtowie), obserwując te wyczyny, także zapragnęli się przyłączyć do Niebiańskiej Bitwy, ale że na razie wielu wciąż walczyło zarówno o Ziemię, jak i o Welę, pomnażali się i posyłali w bój swoje córki i synów. Tak wkrótce przybyła Denga z rodu Swarogów i postawiła wielomastne mosty między Niebiosami, a zaraz za nią Zorza z domu Dażbogów kująca mżyste mury, a po niej Płoń rzucił się między gwiazdy, a Ródź-Ruda kształciła na czarnych gwiazdach żgoty-zygoty świetlistne i ożywiała one martwe bryły. Przybywali też Wielcy Żywiołowie i Wielcy Mogtowie na pomoc swym dzieciom. Makosz i Mokosza upletli Welon - piękny, iskrzący, którym złączyli Ziemię z Welą, żeby się wciąż nie rozbiegały. Welon ów upleciony został z cienkich, wilgnych nieci świetlistych pajączków. Nieci wymoczono w wodach żywota z Bańskich Łąk na Niwie Mokoszów. W tym czasie było już gotowe zarówno Sklepienie, jak i Kopuła Nieba, no i oczywiście Nieboskłon - Niebo Dalekie, zwane też Powłoką. Niebo Głębokie też byłoby już dawno gotowe, gdyby nie to zamieszanie, jakie powstało. Stu synów Chor-sa - Księżyców, odgrodzonych od Weli Kopułą, poczęło się przechadzać po Welonie i co chwilę go darło. Bo owi Księżyce tak byli różni, że sami ze sobą się dogadać nie mogli i wciąż się wyzywali na pojedynki. Był tam jeden Jajowaty, drugi Plackowaty, trzeci Kulisty, czwarty Krzywy, siódmy Płaski, dziewiąty Kosmaty, dwunasty Łysy, trzynasty Kusy, dwudziesty pierwszy Pełny, dwudziesty czwarty Wielgi, dwudziesty siódmy Blady, trzecidziewią-ty Wycharsły, czterdziesty czwarty Nowy, a setny Pałający. Dopiero Ładowie ze swoimi dziećmi, kiedy utracili władztwo nad Welą, przybieżali i wzięli Nieba w swoje ręce, a zrobili na tyle porządku, że przynajmniej gwiazdy przestały się zderzać i wciąż topić na dnie Głębi. Ładowie przybyli dwoma bojowymi Wozami. Wielkim Wozem powoził sam Lado, a ciągnęły go welańskie skrzydlate niedźwiedzice, Małym zaś, zaprzężonym w skrzydlate łanie, kierowała Łada-Łagoda. Ruszyli za Księżycami po niebieskim gościńcu-welonie i przepędzili ich z tej drogi. Wieszczki Wady z Mogiły twierdzą, że ta droga, zwana dziś Drogą Umorów albo Straszów, albo Ptasią, albo Mleczną, jest zrobiona przez Ładów z maleńkich gwiezdnych kamieni. Łączy ona Ziemię i Welę z Głębią, a poprzez Głąb z Niebieską Bramą Bram wiodącą do Pierwnicy. Przed tą bramą stanęło dwóch stróżów - Ślepiec Mora i Kostucha Welesowa. Stąd, zdaniem wieszczek tej kąty-ny, drogi wiodące do kapiszt albo święte kręgi wykłada się na pamiątkę i podobieństwo Drogi-Welonu drobnymi ziemskimi kamieniami dostępnymi śmiertelnikom. U wrót owej drogi niebieskiej postawili Rgłowie z polecenia Lada trzech Kosiarzy, by pilnowali porządku. Boże-bogowie i Reża wzięli białą gwiazdę i skupili wokół niej wiele małych, żeby ich pilnowała - ta stała się Kwoką gwiezdnego świata, a jej dzieci Kurczętami. Prowe dorzucił też Ogiera i Krowę. Córka Sporów Rada-Zboża powiła cały Łan Kłosów, z których sypnęło się od razu Ziarno Welesowe. Ziarno to zbierały Baby (nazywane też Babkami) prosto do Dzierży i sypały pod Tłuk syna Peruno-wego Ciosny albo w Młyn z Ognistym Kołem (był to ten sam Młyn i to samo Koło, którego Obręcz pożarł później potwór Ponicz). Dalej duła ukształcona przez Strzybogów Paszcza rozwiewając Warkocz w bezładne Rozgwieździs-ko. Na wschodzie Niebiosów znalazły się Obręcz, Węzeł, Wielodroże (Labirynt) oraz Wielki Bór Wiłów, w którym rosło Drzewo Nieba - Stóżar. Na Stóżarze trzymało się Niebo Głębokie tak jak Sklepienie na Ósicy, Kopuła na Wierchu Weli, a Powłoka na Gwoździe. Za Borem rozciągał się Tron i Niebieskie Bagnisko, a z tego Bagniska wypływała gwiezdna rzeka Dań. Dalej stał Dwór Kirów, pilnowany przez Tarczę i Smokożmija-Wężownika, rozświetlony Swiecidłem i ogrzany niebieskim Ogniskiem. Do zagrody przy dworze, gdzie na środku wyrastał Gwózd - urobiony z drzewa tak mocnego i wysokiego, że sięgał wierzchołkiem aż do Nieboskłonu, Wołos-Sporzec przy gnał gospodarską trzodę: Tura, Niedźwiedzia, Łosia, Ba rana, Żubra, Wilka, Dzika, Jelenia i Łanię. Wokół Gwoz du - Słupa Niebios - kręciły się Żarna mlące marne gwia zdki na Gwiezdny Pył, Siną (niebieską) Mąkę. Żercy kościoła Siemi z Sierdzą w ziemi Lachów po uczają dokładnie o różnicy między Stóżarem a Gwózdem które nigdy nie były tym samym (tak jak Welesożary nie są tym samym, co Baby), a dziś, po zwaleniu ich obu w bitwie Potworów, często są przez ludzi mylone. Stóżar był Drzewem Niebiosów, Gwózd zaś Słupem Nieba, oba te wyobrażenia są czczone przez kościoły wszych Sła wian2*. Choć wszystko zdawało się iść ku dobremu, tak napra wdę wciąż było dwoje niezadowolonych - Czarnogłów i Białoboga. Zatem ona wezwała przed swe trójoblicze Plątwę, a on przywołał Przeplata. Nie wiadomo, czy to przez owo spotkanie, czy też z innych powodów przyszło wtedy na świat Licho, pierwsze dziecko Płatów. Od same go początku było niewidzialne i łapczywe. Poczęło graso wać po Niebiosach i wciągać do swej nory to i owo, od bierając Żywiołom i Mocarzom spokój. Tym razem bogowie, nauczeni poprzednim doświad czeniem, nie ruszyli już do boju. Postanowili ukształcić Potwory podobne do Stuczłonkiego Postracha i spuścić na nie rozstrzygnięcie długotrwałej Wojny o Bułę-Bytę Wiedzieli, że pojedynczo nie potrafią zrobić nic podobne go, ale kiedy zespolą siły, kto wie? Usiedli na Równi przy Dziewięciu Ogniskach, a potem zrobili, jak pomyśleli. Przypisy Kościół - świątynia bóstwa. Nie każda świątynia jest jednak kościołem. Mianem tym należy określać wyłącznie świątynie najwyższego rzędu, które sadowiono na zrębie z kości świętego zwierzęcia atrybutalnego danego bóstwa. Czasami cała świątynia opierała się na kościanej podstawie, czasami zaś pod budowlą zakopywano kości jednego albo kilku świętych zwierząt. Jak wykazują wykopaliska archeologiczne, zawsze były to zwierzęta jednego gatunku. Jest to ważna wskazówka pozwalająca odtworzyć, jakiemu bóstwu mógł być poświęcony określony kościół'1. Obrządek ten wykazuje ciągłość od XIII w. p.n.e.b aż do późnego średniowiecza, kiedy wciąż jeszcze ważniejsze budynki grodów, wały obronne, mosty, a nawet zwykłe domy sadowiono na czaszkach zwierzęcych bądź całych szkieletach, które stanowiły ofiarę zakładzinowąc. Fakt sadowienia świątyń na kościach zwierząt potwierdzają także relacje kronikarzyd. Kościoły sadowione na rogach turów (jak w Radogoszczy na Połabiu) miały związek z kultem słońca i służyły bogom Nieba. Znane są kultowe znaleziska czaszek koni, szkieletów psów i wilków, dzików, niedźwiedzi, rogów wołów, jeleni, kozłów i innych zwierząt. Każde z tych zwierząt związane było z innym kultem. Nie należy przy tym mylić ofiar zakładzino wych ze znajdowanymi w jamach przy ołtarzach ofiar nych kośćmi zwierząt i szczątkami ludzkimi, związany mi z wykonywaniem zwyczajnych treb i obiat. Wiele kościołów zakładano w połączeniu ze Świętym Gajem Świętym Źródłem, Świętym Wzgórzem, a także żalni kiem i żgliskiem, czyli smętarzem. Takie miejsce sku piało w sobie wszystkie niemal funkcje religijne i miało szczególnie duże znaczenie - wysokie umocowanie w kulcie. Z biegiem czasu słowo kościół nabierało szer szego wymiaru oznaczającego z jednej strony cześć bós twa, z drugiej zaś spólnotę sławców (wspólnotę wyznawców) określonego boga. Wraz z chrystianizacją nazwę kościół przejęto i zastosowano na oznaczenie świątyń chrześcijańskich, jak wiadomo, budowanych najczęściej dokładnie na miejscach dawnych świątyń czy ośrodków wiary przyrodzonej albo przy cmentarzach. Kościół Wady w Mogile i Mogilanie znad Wiskły - terytorium Mogilan rozciągało się z całą pewnością od okolic Tyńca na zachodzie, przez Igołomię (okolice dzisiejszych Proszowic) na północy, po Górę Mogilańską (okolice dzisiejszych Myślenic) na południu. Działał tutaj rozległy ośrodek z wieloma prasłowiańskimi osadami, który około III wieku p.n.e. znalazł się pod mocnym wpływem Celtów'. Kraina ta została w tym czasie, razem z całym Śląskiem aż po górną Wartę i Wisłę, podbita przez kulturę celtycką. Władzę przejęli królowie obrani spośród Celtów. Celtowie jednak, będąc w zdecydowanej mniejszości, zmieszali się z ludnością o pochodzeniu wę-dyjsko-nurskim czy wędyjsko-ląchskim. W I-II wieku n.e. ziemie Śląska weszły w skład Związku Lęgówb. Celtowie założyli tu liczne warsztaty garncarskie, w których na skalę masową wytwarzano ceramikę toczoną na kole, zwaną ceramiką siwąc. Nad Ziemicą Nadwisklańską, o której pisze kronikarz, zapanowało plemię Mogilanówd. Nie wiadomo do dzisiaj, kiedy powstały kopce Kraka i Wandy, które są budowlami o charakterze archaicznym - megalitami. Archeologowie znaleźli w ich otoczeniu przedmioty pochodzące z czasu kultury łużyckiej. Dwa krakowskie kopce stanowią ocalałą część obiektów religijnych związanych z księżycowym systemem kalendarzowym. Wyznaczają wschód i zachód słońca w dnie równonocy. Jeżeli usypano je wcześniej (w czasach kultury łużyckiej), to najdalej w czasach celtyckich (III wiek p.n.e.) zostały poświęcone bogom Nieba i Wody (tzw. Kopiec Kraka Swarogowi lub Świs-towi-Strzybogowi, a Kopiec Wandy - Wadzie). W pobliżu obu kopców znajdowały się świątynie wiary przyrodzonej (religii naturalnej), na miejscu których wraz z chrześcijaństwem zbudowano nowe kościoły. Wcześniej na wzgórzu Lasoty, w pobliżu Kopca Kraka, mieścił się ośrodek wiary przyrodzonej - kościół (kątyna) Śwista lub Swaroga, a w Mogile kościół Wady (dzisiaj Cystersów). W VII wieku Kopiec Kraka został splądrowany przez Awarów poszukujących w nim skarbu6. Kopce są miejscami ukopanymi, takimi, gdzie zakopano relikwię lub kap - posąg bóstwa, a usypano (ukopano) je sztucznie, rękami ludzi. Są to miejsca święte, służące również często jako punkty wyznaczające daty i elementy kalendarza, usytuowane specjalnie jako np. wyznaczniki równonocy czy przesilenia. Mimo że Słowianie sypali takie obiekty prawie wyłącznie z ziemi, to należy je zaliczyć do budowli megalitycznych o olbrzymich rozmiarach. Na kopcach odbywano wiele obrzędów w czasie różnorakich świąt, chociaż na co dzień nie były one objęte zakazami czy nakazami szczególnych zachowań, poza oczywistym zakazem profanacji. Na Kopcu Kraka (Śwista albo Swaroga) jeszcze w XIX wieku w równonoc wiosenną obchodzono święto zwane Rękawką, które zawierało wiele elementów pogańskich mimo długich wieków ich tępienia i stosowania zakazów prawnych. Istnieje uzasadnione przypuszczenie, że do systemu tego należał także zniszczony po II wojnie światowej Kopiec Esterki, jak również Sowiniec, ewentualnie Wzgórze Bieżanowskie i Wzgórze Prądnickie, gdzie należałoby szukać śladów po owych dodatkowych sanktuariach. Wzgórze Bieżanowskie uchodzi w tradycji za miejsce diabelskie, istniał tam cmentarz wyklętych i ofiar epidemii, a w okresie międzywojennym postawiono pomnik poległym tu w bitwie żołnierzom. Miały się tam odbywać zloty czarownic, pojawiały się duchy, i tam właśnie palono ogniska sobótkowe w letnie przesilenie. System świętych wzgórz - kopców - wyznaczał miejsca niebiańskich przesileń na Ziemi (zimowego i letniego). Dokładnie w połowie odległości między krakowskimi kopcami znajduje się nadwiślańska miejscowość Łęg, gdzie w rozlewiskach Wisły na Isepie (najpewniej w miejscu o archaicznej nazwie Beszcz) znajdowało się grodzisko wielkiego plemienia Mogilanów, potem zalane przez liczne wylewy Wisły. Może wcześniej było to grodzisko Biesów'? Niewiele dalej znajduje się Lednia Góra (Góra Łady) i miejscowość Lednica oraz Wieliczka, okolice znane z przechowania archaicznego obrządku Siuda-Baby, będącego obrzędem inicjacyjnym kobiet i świętem wiedźm-kapłanek kątyny Łady-Łagody, w trakcie którego polowały one na młode dziewczyny, czyniąc ze złapanych swoje następczynie i Strażniczki Wiecznego Ognia. W jednej z krakowskich legend znajdujemy odbicie rzeczywistego wydarzenia: zatopienia dawnego królestwa, siedziby króla - zwanego później pogardliwie Żabim Królem (lub Żabikrukiem), którego pałac ma się znajdować na dnie Wisły w okolicy Krakowa. Niewykluczone, że to właśnie była Karoduna-Carodunong, starożytny gród Mogilan albo Biesów, zatopiony bądź zniszczony w jakiejś bitwie11. Bugryszcza - były naturalnymi górami bądź wzgórzami poświęconymi bogom. Na szczytach znajdować się mogły kamienne kręgi, kręgi posągów, słupy centralne, wyobrażenia bóstw albo kątyna czy nawet kościół. Nie były one jednak miejscami ofiarnymi. Nie musiało się tam budować nic szczególnego ani osadzać posągów, jako że była to po prostu święta góra czczona sama w sobie jako miejsce konkretnego boga - jego cząstka. Na szczycie lub u podnóża bugryszcza powinno tryskać źródło świętej wody na podobieństwo Góry Gór i Rzeki Rzek oraz Trzygławiu - Góry Ziemi, z której spływa najważniejsza rzeka Ziemi. Trebiszcza - bugryszcza ofiarne, miejsca, gdzie bóstwom składało się ofiary zarówno krwawe, jak i bezkrwawe. Na trebiszczu często nie stawiano kątyny ani kościoła, czasami bywał chrom, chromina albo kapła. W każdym razie musiała istnieć budowla, jako że gdzieś musiano przechowywać narzędzia kultu ofiarnego, a także gdzieś musiał przebywać sam ofiarnik. Kurhany - wielkie grobowce osób znacznych, niekoniecznie władców, często bohaterów, wytędzów, gardzi- ców. Nad grobowcami wznoszono nasyp, nie tak znaczny jednak, jak prawdziwy kopiec. Czczono to miejsce jako grób osoby uświęconej. W związku z tym na kurhanach odbywały się cztery razy do roku (w święta Dziadów) uroczystości, obrzędy i igrzyska. Poza tymi świętami kurhany nie stanowiły miejsc zbiorowych obrzędów. Uroczyska - święte miejsca wyróżniające się czymś szczególnym, np. układem topograficznym, odpowiadające jakimś mitom czy też niesamowite lub dziwne ze względu na właściwości otaczającej je przyrody (miejsca koncentracji pól energetycznych Ziemi, występowania dziwnych zjawisk, jak gejzery, czarne czy rude wody, rozdwajające się i ponownie zrastające drzewa - rombo-ty itp.). Najczęściej były to odludne zakątki, ukryte w borach ostępy, piękne naturalne polany i łąki, stawy i jeziorka, wodospady, skały czy bagna. W tych miejscach stawały czasami kąciny, ale najczęściej tylko kapły. Uroczysk nie nawiedzali wszyscy członkowie społeczności, tylko ci, którzy złożyli bogom specjalny ślub z jakiejś okazji - obiatę. Miejsca te były punktami spotkań i odbywania tajemnych praktyk przez zamknięte, strzegące taj j tajemnicy gromady kapłanowi zakony czarowników. Święte gaje - najczęściej otaczały budynki święte (kościoły, kątyny, chromy), ale czasami były też samodzielne (jak na przykład w znanym opisie kronikarskim świętego gaju i źródła w ziemicy Głomaczów). Wszystko, co się w nich znajdowało, było nietykalne. W święty gaj włączone były najczęściej święty kamień, święte drzewo i święte źródło. Składano w nich ofiary, odbywano zbiorowe święta ł modlono się. '' Archeologiczme udokumentowano w okolicy Kiakowa rozległy ośrodek z wieloma osadami kultury łużyckiej (uznawane] przez większość naukowców słowiańskich za kultuię prasłowiańską), który około III wieku p.n.e. zetknął się z kultuią celtycką i uległ jej wpływom Mieściły się tu bardzo liczne waisztaty garncarskie, a nawet mennice odlcwaiące monety celtyckie [patrz J. Wyiozum-ski Dzieje Krakowa, i inni]. h Lęgowie (Lugiowie) utworzyli silne państwo zwane Związkiem Lu-gijskim. o czym donoszą, podaiąc skład plemienny Związku, kioni-kaizc rzymscy z I-II wieku n e Tacyt, Ptolemeusz i Strabon [patrz tez pizypis 4 do te) tai] *• Ceramikę produkowano głównie w Wyciązu - II wiek p.n.e. ll Plemię Mogilanów wymienia w swych zapisach Strabon. O rzece Wiskle pisze Pliniusz c Patiz T Lehi-Spławiński O pochodzeniu i praojtzyźme Shiwmn, Rozpraw i szkice... slr 90; PP t. I sti 187-260; L. Niedeile Slovan-\ke starozitnosti; Teksty źródłowe do dziejów Słowian; W Hensel Polska starożytna, str. 426-480; J. Wyrozumski Dzieje Krakowa t I, str. 32-35; SSS i inne ' Miano Beszcz ]est związane z małym plemieniem celto-słowiańskich Biesów wymienianych przez Pliniusza i innych pisaizy starożytnych. Mogło mieć ono także mieszany chaiaktei tiacko-słowiański f Nazwy Łęg. Beszcz i Carodunon są wyraźnie związane z wielkim plemieniem Lugiów-Lęgów i z Celtami, tak jak Mogiła i Mogilany nawiązują do Stiabonowych Mougilones-Mogilanów. '' W legendzie o Żabim Kiólu zastanawia bliskość określenia "Żabi-kiuk" czy "Żabi Kiól" z pojęciem "zabit Kiak", sugerująca nieod-paicie zwyczajne wypaczenie sensu zatartego z biegiem wieków w świadomości zbioiowej podania z odległej pizeszłości. Kątyna - kącina - była to budowla najczęściej drewniana, czworokątna, czasami znacznych rozmiarów. Jej miano wywodzi się od owej czworokątności, ale także i zwieńczenia dachem - gontem, stąd używana gdzieniegdzie nazwa gątyna lub gontyna. Kątyna to świątynia, w której główne miejsce zajmował posąg wielkich rozmiarów. Otoczona była zawsze ogrodzeniem. Wejście do jej wnętrza dozwolone było tylko kapłanowi, i to po spełnieniu obrządków oczyszczających. W kątynie znajdowały się chorągwie-stanice bóstw. Na ścianach wewnętrznych malowano sceny mitów i obrzędów, ściany zewnętrzne pokrywano maściami (farbami, kolorami) danego boga. Kątyny (kąciny) były stawiane w miejscach szczególnych, zaklętych. Były miejscem tajemnego kultu, siedzibą tajemnicy, miejscem przechowywania relikwii. Były także siedzibą gromady kapłanów, a więc rodzajem znanej dzisiaj instytucji klasztoru i zakonu. Gromady noszą zresztą również drugie miano - zakonów, czyli wspólnot kapłańskich objętych wtajemniczeniem i zakazami wyjawiania tajemnicy pod groźbą śmierci (skon - śmierć, konać - umierać, kon - koniec). W zakonach (gromadach) kapłańskich prze chowywano taje wiary - czyli baje (mity), zasady ob rzędów, modlitwy, wiedzę wszelkiego rodzaju. Chram - chrom - chromina (prasłowiańskie chorm - dający schronienie) - miejsce święte, budowla czwo rokątna podobna do kątyny, zwykle mniejsza, czasem stojąca obok kątyny w tym samym kompleksie, w ogro dzie (wewnątrz ogrodzenia świątynnego). Chrom był mieszkaniem strażników świątyni, kapłanów podsycają cych wieczny ogień i strzegących relikwie. Był też miejscem dającym schronienie uciekinierom i skaza nym, którzy byli tutaj nietykalni. Wreszcie spełniał rolę sali zebrań starszyzny plemienia, księcia i naczelników oraz kapłanów, którzy razem stanowili Radę. Rada usta nawiała tu prawa, ustalała zasady, podejmowała decy zje o wojnie i wyprawach. W chromie znajdowały się najwyżej małe posążki bóstw albo same chorągwie. Kapiszta lub kapiszcze to świątynia, w której środku ustawiono święty posąg - kap. Mogła ona mieć kształt wielokątny lub kolisty. Nie musiała być zadaszona ani otoczona ścianami. Najczęściej stanowiła obszar od kryty, lecz ogrodzony. Jej centralnym miejscem był czworoboczny posąg-słup głównego bóstwa. W oto czeniu kapu głównego mogły się znajdować kapy in nych bogów z nim związanych lub poczwórne (albo popiątne - gdy chodzi o bogów Żywiołów) kapy przedstawiające jako jedń cały boski ród'1. Kapiszty przybierały formę odgrodzonego od świata świętego koła (słowo kap nawiązuje etymologicznie do pojęcia kół: kotek, kolo, kolić-kluć-kluć i kotbić - wróżyć) Posadowione były na szczytach obłych gór lub wzgórz wynoszących się znacząco nad okolicę i uznawanych za święte. Otaczano je często kamiennymi wałami lub przy pomocy kamieni wyznaczano krąg - odzwiercie dlenie Kręgu Bogów. Kaplica - nosiła dawniej nazwę kapły. Kapły były małymi budynkami przy kapisztach, w których prze chowywano przedmioty kultu (np. Czarnego Ogiera Trzygława w Szczecinie, chorągwie, małe posążki) i narzędzia kultu (np. topory ofiarne, naczynia), a także skarby ofiarowane bogu. Kapły budowano również przy świętych źródłach, obejmując je niejako i zakrywając ścianami budowli, aby je uchronić przed profanacją. Kapka-kapla-kapja-kapelka - kropla. Kapła mogła otaczać nie tylko źródło kapiące świętą wodą, lecz i ołtarz ofiarny. Wtedy była rodzajem półziemianki, a kapała tu nie woda, lecz krew ofiarna. Kapła była także domem kapłana czy ofiarnika sprawującego kult przy większym obiekcie w kompleksie świętym. Najprostsza i najmniejsza kapła była stawiana kapowi, czyli posągowi boga czczonego przez zdrugę, ród, indywidualnie, przez społeczność wsi czy opola. Mieściła ona w sobie tylko posąg albo była zredukowana do daszku chroniącego bóstwo przed kapaniein-deszczem. Nazywano ją kapliczką i stawiano pod świętymi drzewami, na rozstajach, w szczególnych miejscach. Pojęcia kaplicy i kapliczki przejęło chrześcijaństwo, tak samo jak pojęcie kościoła. Warto zaznaczyć bliski związek pojęć takich, jak: kap - posąg bóstwa, kapisz.ta - świątynia, kaplica-kapla - rodzaj małej świątyni, Kupała - Dziwień, bóg Żądzy, kapłan - osoba sprawująca kult i obrzędy, kapa - cze-chół (obrzędowy obrus), kapica - strój kapłański, kapa-lica (kapatka) - serwatka, która była obrzędowym napojem (mieszana z wodą deszczową spadającą z nieba, jako płyn powstający przy robieniu sera)c; czy nawiązujących do śmierci pojęć opartych na znaczeniu kapać - marnieć, umierać. Świątynia - dzisiaj nazwa ogólna dotycząca wyłącznie budowli - była po prostu miejscem świętym, zwykle położonym na uroczysku, ze świętym drzewem jako punktem centralnym lub ze świętym źródłem albo świętym ogniem. Znajdowała się zawsze w miejscu szczególnym, pod opieką kapłanów, którzy w świętym gaju stanowiącym otoczenie świątyni opiekowali się zwierzętami, drzewami i roślinami atrybutalnymi danego boga. Na przykład w świątyniach Dażbogów rosły wiekowe lipy i otaczały je dzikie róże (szypszyny) oraz bie-lunie i rumianki, sadzone specjalnie w dużych ilościach. W świętym gaju Dażbogów (Sołów) przebywały też święte tury, a kapłani hodowali i karmili tam święte sokoły. Wszystko to było symbolicznym ekwiwalentem przyrodniczym rodu Dażbogów, reprezentującym ich Niwę w świecie śmiertelników. Trzem - określenie to obejmuje wyłącznie świątynie i kąciny lub kościoły poświęcone Trzygłowym, czyli Kaukom-Dzięglom (Białobodze i Czarnogłowowi), będące namiastką ziemską ich boskich trzemów. W istocie są to więc także kąciny wszystkich podległych Kaukom Mocy i Żywiołów. Były one trójkątne lub otoczone trójkątnym ogrodzeniem11. '' Posąg pięciogtowy Poreuitasa w Gardźcu przedstawiał jako jedność caty ród Perunów (Peruna. Perperunę, Perunica, Porenuta-Łyska i Turupita-Ciosnę). h Patrz MSiP str. 51. 1 Ważnej obrzędowej roli sera w kulcie naturalnym, jako ofiary składanej np. Rodowi czy Rodznicom, ale także przy narodzinach i za- ślubinach, co wiąże ją również z Kupałą i Ladą, dowodzi ustaw cerkiewny Jarosława z XI wieku [patrz MSiP str. 188]. '' Obszernie piszą o świątyniach religii naturalnej w Starosto wiańszczy-źnie np. S. Urbańczyk w Religia pogańskich Slowian, str. 61-67. T. Palm w Kultstatte der wendischen Slaven czy A. Briickner w MSiP. 4 Sierdz-Sieradz, ziemica Lechów. Lechowie byli jednym z plemion wielkiego ludu Lęgów, wymienianego przez starożytne źródła rzymskie i greckie w I-II wieku n.e. pod nazwą Lugiones lub Longiones". Ich siedziby znajdowały się między Sudetami, Odrą i Wartą aż po górną Wisłę. Był to lud, który można identyfikować z kulturą łużycką. W III wieku p.n.e. wśród plemion słowiańskich osiedlili się Celtowie, a w dwa wieki później nastąpiła wędrówka Germanów ze Skandynawii, którzy zbrojnymi i osadniczymi grupami zamieszkiwali początkowo wśród pomorskich Wędów-Wenedówb, a potem przemieszczali się w ciągu trzech następnych stuleci na południe ku Dunajowi, by wejść około roku 100 n.e. w granice cesarstwa rzymskiego. W różnych momentach historycznych różni byli władcy ludu Lęgów i Związku Lugijskiego. Odkryto sporo grobów-kurha-nów królewskich. Były momenty zwierzchnictwa zarówno słowiańskiego, celtyckiego, jak germańskiego. Rdzenna ludność była słowiańska, toteż ci Germanie i Celtowie, którzy pozostali w ziemicy Lęgów, zeslawi-zowali się, nie pozostawiając po sobie żadnych nazw miejscowych ani rzecznych. Po chwilowym załamaniu spowodowanym przemarszami germańskimi i huńskimi w okresie wędrówki ludów Lęgowie oraz Wędowie opanowali ponownie dawną ziemicę Stawów, czyli dorzecze Łaby. Jak wiadomo kultura łużycka sięgała pierwotnie Połabia, a niektóre jej kolonie znajdowały się dalej na południowym zachodzie i na wybrzeżu Germanii (nad Jeziorem Bodeńskim, u ujścia Renu, tzw. Biała Ziemia, na Półwyspie Jutlandzkim czy Bretońskim). Miano ludu Lęgów bierze się nie tylko od Lęgowiska Sporów, które miało się w ich ziemicy znajdować, i od słowa legać - leżeć, być położonym czy wylęgać się - wykluwać, ale i od lęg-lęk - co znaczy łąka, moczary, zarośla, łęgi, ługi. Zasługuje na uwagę bliski związek etymologiczny rdzenia lęd-lęda - ziemia uprawna, ląd - ziemia stała z lad - porządek i z mianem rodu bóstw Ładów. Także luk - łuk, łąka, tęczac. Z ludu tego, rozdzielanego już przez pisarzy starożytnych na wiele plemion, wśród których wymienia się choćby Mogilanów (Mougilones), Burów (Buroi) czy Ślęgów (Silingai) albo Didunów (późniejszych Dziado-szan), Łomanów (Omanoi) i innych, wywiodły się później takie plemiona, jak Łużyczanie, Łuczanie, Lądowie, Lę-dzice, Lechowie, Slężanie, Lupiglowie, Listkowice i inni. WII i III wieku Lęgowie-Lugiowie pojawiali się sporadycznie na pograniczu dunajskim Rzymu i występowali przeciw osiedlonym tam germańskim Swebomd. Sierdz-Sieradz był ośrodkiem religijnym Matki Zie-mi-Siemie. Tam właśnie utrwaliła się w ustnych podaniach aż do XVIII wieku część mitu o walce Czarno-głowa i Białobogi o Bułę-Bytę. Związek Lęgów rozpadł się pod uderzeniem Wędów'. ' O lozleglosci mzgałęzien i ważności słowa patiz SEB sti 47, 51-54 6 Kowali, czyli kuli, od czego stała się kulą, czyli krągłą, goreiącą, wykowaną-wykutą Bytą Słowo kula ma wy- ' Wymieniani przez Tacyta, Stiabona Ptolemeusza Tacyt pisał o nich jako o wielkim związku plemiennym b W aicheologn jest to utożsamiana z Germanami kultura jastrofska [patrz MSKDS, W Hensel Polska starożytna i mnę] L SEB sti 297, 308 SES t IV, sti 113 204 t V str 77 87 '' Wiąże się to z faktami archeologicznymi Wtedy właśnie pojawiają się po raz pieiwszy na Morawach i w Czechach obiekty i przed mioty kultuiy pomorskiej będącej kontynuatorką kulimy łużyckiej c Przez wielu poważnych uczonych jest utożsamiany z wymienianym przez Ptolemeusza grodem Setidava Część uważa ze odpowiada on Rougomonowi albo ze Setidawa i Cetidawa to dwa rożne giody Niektórzy uważają Setidavę za Szczecin ' Patrz np T Lehi Spławmski Rozprawy i szkice sti 89-94, PP t I, str 224 260 W Hensel Palika starożytna, str 470 480, Luboi Nie derle Sloianskie itarozitnotti t III i inni] Buła-Byta-Była - będąca, czyli istniejąca, pierwsza Rzecz, która była rzeczywista, widzialna, dotykalna Słowo byt' (byt, być) wykazuje związki etymologiczne, informujące o rozwoju i zmianie znaczeń, jakie obejmowało Rudymentarność, rozległość podstawowych znaczeń, ich jedność na gruncie ogólnosłowiańskim i oczywista wspólność z innymi jeżykami aryjskimi pozwala przypisać mu ważkie pierwotne funkcje Na tej podstawie można tez odtworzyć mitologiczną, świętą rolę tego pojęcia, a nawet pewne mityczne fakty Byt oznaczał kiedyś me tylko istnienie, bycie Jest to prasłowo rozgałęzione w trzy rdzenie byt - byt' (bud') - bud Pierwotnie rdzeń ten znaczył róść Ma on także znaczenie mieszkać W grece zachował pierwotne znaczenie płodzę, daję roić, rosnę., rodzę się, stawam się i wykazuje bliski związek wynikowy z drzewo, roślina, liść, przyroda Roś za-budiet' - zapomnieć, nezabudet - na pamiątkę, ku pamięci, zabyty - zapomniany, zabytek - rzecz z przeszłości Od być pochodzi wyraz bydło, który oznacza nie tylko byt, ale stan i mieszkanie, zwierzęta domowe, także dobytek - czyli to, co się posiadło Inna gałąź znaczeń opartych na tym samym rdzeniu to budować, budynek, buda - mieszkanie, dom, ukształcame Jeszcze inny budzić - czyli czuwać, powstać Badniak - nie tylko imię boga, przechowane w obrzędach i podaniach Serbów, ale i określenie święta tego boga obchodzonego 24 grudnia, w Narodziny Światła (Swata), także miano symbolu światła biedronki (bodryj, biedroń - dzielny, raźny), bożego bydelka - nosicielki świeżego światła z Nieba Jest także bdit i bdyna - czuwać, czuwanie obrzędowe przy zmarłym połączone z płaczami nad nim Do mitu o Bożej Krówce nawiązuje pruskie słowo baudźiu - naganiać [patrz Tają o Wielkich Bitwach i Dzikich Łowach, Tają o Swątlnicy-Strzęśh] Indyjskie bodhati - czuwa, uważa, spostrzega, uznaje, budzi, poznaje, awestyjskie baodaiti - czuć, budzić' Buła-Byta była więc czymś, co rosło, a potem pozwalało rosnąć ziemskiemu światu, życiu Z niej się owo życie (rośliny, drzewa, bydło) narodziło, stała się ona matką przyrody Była domem, mieszkaniem, budowlą, istnieniem, dała ludziom dobytek i bydło raźny związek z kuć Kowale parający się kowaniem, czyli kuciem, ale i różnymi czarownymi praktykami związanymi z ogniem i żelazem, stali się gromadą kapłańską (wtajemniczonych w wiedzę o magu ognia i żelaza), a później wraz z upowszechnieniem tajników tej wiedzy zostali zdegradowani, choć jeszcze w XIX wieku w licznych miejscach zapadłej Słowiańszczyzny cieszyli się szczególnym nabożeństwem i jednocześnie praktykowali jako wracze i znachorzy Podobną gromadę stanowili zinisi (zmczowmcy, znicziusowie), z tym ze ich wtajemniczenie dotyczyło podtrzymywania ognia, ofiar i obrzędów ogniowych oraz zaklinania ognia i wróżb z ognia 7 Zlepiszcze swąte - święte Z rdzeniem swat wiąże się cały kompleks pojęć świętości święto, światło, świt, kwiat (cwiet), gwiazda (zwiezda), proswiet - pieczywo obrzędowe, także wieść, wiedza, wedat' - mówić, i inne ważne Łączy się z nim także pojęcie, swąd, które oznaczało dawniej dym unoszący się do nieba z ogniska ofiarnego, a także zapach związany z paleniem ofiary, czyli swąd palonego mięsa i kości Swąd unosił się do Boga Bogów za pośrednictwem i z pomocą Poswistd, Wilców-Sjenów (Sjenwilców) i Podagzyka syna Poda-ga- boskiego Posłańca Tym samym sposobem wznosiły się wraz z dymem-swędem dusze zmarłych palonych na zghsku Dym ofiarny jest imitacją poświatła, z którego obłoków powstały Niebiosy Z bliskiego rdzenia smąt wywodzą się wyrazy smuga - płożący się dym odrzuconej ofiary, smutek i smętek, smęta - pieśni żałobne uświęcające obrzęd palenia zmarłych i duszę wznoszącą się przed oblicze Swąta-Światowita, a także słowo śmierć* Zlepiszcze \ poświatło to dwie różne nazwy tego samego istu Swąta-Światowita Poświatło - substancja pozostała po Swacie Zlepiszcze - lepny, lepszy ist 1 Patrz np SES sti 527, 535-537 8 Miana bogów Żywiołów i bogów Mocy oraz ich funkcje są poświadczone w starych źródłach pisanych, zarówno zapiskach kronikarskich (własnych słowiańskich i obcych) i kazaniach zabraniających ich czci, jak opisach panteonów słowiańskich Miana te pochodzą z wieków od VI do X i późniejszych Imiona bóstw zachowały się także w licznych podaniach o wyraźnych rysach mitologicznych na teie-me wszystkich krajów Słowian Przy tak wielu imionach trudno w jednym miejscu odnieść się do związków etymologicznych, źródeł, badań porównawczych z innymi religiami Ograniczmy się na razie do podstawowych źródeł pisanych Tak więc miano Peruna podaje w panteonie Włodzi-mierzowym Powieść doroczna, dodatkowo jest ono poświadczone przez mitologię Bałtów i etymologiczne odniesienia na obszarze całej Słowiańszczyzny Perpe-runę-Perperudę przechowały podania i obrzędy Serbów, Chorwatów, Słoweńców i Bułgarów, podobnie jak Da-bogę-Dabę (chociaż w formie męskoosobowej - inne dane wskazują jednak na związek tej postaci z ukrywa- jącą się w podziemiach Dabą, przekształconą następnie w postać złego, demonicznego cara Daboga przez chrześcijańskich bogomilców). Dadźboga i Swaroga potwierdzają Powieść doroczna i kronika Thietmara, która wymienia również Swarożyca - syna Swarogowe-go. Powieść doroczna i Słowo o wyprawie Igora podają także Strzyboga, Chorsa, Rgła, Sima, Mokosz i Welesa. Inne źródła staroruskie wymieniają wielokrotnie Roda i Rodżanice, Wołosa, Perepułta-Przepląta, Dziwa, Czu-ra (Chorsawę-Czarę-Czuriłłę), Dyja. Tradycja ruska zachowała też Spora i Śreczę (również południowosło-wiańska), Lesze i Leszego (Leśnego Boga), Wodianoja (Wodo-Wełma), Mora (Moroza) i Kupałę, a polska Wadę i Borowiła (pod postacią Borowca oraz Boruty). Bo-rowił (Borowiłt-Porewit) jest znany także ze źródeł niemieckich dotyczących Połabia. Z kronik Thietmara, Adama Bremeńskiego, Helmolda, Knytlingasagi pochodzą dane np. o Turupicie-Ciośnie, Podadze, Żywii-Si-wie (także u Długosza), Pripegali-Przepigole (Plątwie), Prowe, Porenucie-Łysku czy Radogoście. Z czeskiej "Mater Yerborum" pochodzą całkowicie zbieżne z panteonem Długosza: Devana (Dzyewana-Dziewanna), Morena (Marzyana-Marzana), Lada (Lyado-Łado), Ziz-lila (Dzydzyleya - Dzidzilela). Od J. Długosza ponadto Nyja, Pogoda, Lei (Uleli ze źródeł ruskich), Polel-Sowi (także w zapisie Machowskiego). Gajek z Liboczan potwierdza Krosinę-Chorsinę i Krasatinę (słowacka Kraso-pani). Kromer wymienia Pochwista. Wszyscy bogowie Żywiołów i Mocy mają także dodatkowe potwierdzenia w folklorze i różnorodnych obrzędach oraz podaniach, jak choćby Siuda-Baba znana z okolic Krakowa - obrzęd Łady-Łagody albo Ostoi-Oślady, podania serbskie o Usudzie-Prawicu, żywieckie o Wiercić-Watrze i inne. Rzecz jasna, różne wierzenia i obrzędy mają poświadczenie w dużo starszych źródłach pisanych, jak np. cześć oddawana wilkom czy wężom już u Herodota w V wieku p.n.e. O kultowej roli różnych zwierząt, takich jak woły, konie, psy, żółwie, ptaki, wiadomo także ze źródeł archeologicznych, z rytów na naczyniach, kurhanów itp. Jednakże najwcześniejsze przekazy imion bogów słowiańskiego Kręgu wiążą się z okresem wprowadzenia chrześcijaństwa i zwalczania starej religii naturalnej. 9 Góra Trzygław - to inaczej Góra Ziemi, najwyższy szczyt, na którym wspierało się Sklepienie Niebieskie, czyli Niebo Niskie. Potem, gdy wyrosła na Trzygławiu Osica-Osica, Niebo wsparło się na jej trójwierzchołku. Istnieje kilka lokalizacji tej góry związanej najwyraźniej z kultem Alków-Kauków i przedsłonecznymi kultami księżyca. Troistość wiąże się z trójpodziałem na świat niebiański, ziemski i zaświaty. Według tradycji Trzygław mógłby się znajdować w Górach Kauków (Alpach lub na Kaukazie), w Serbii (gdzie do dzisiaj istnieją: góra o tej nazwie uważana za świętą i liczne podania na ten temat) albo w Pieninach (Trzy Korony). 10 Watra - ubóstwiony ogień ziemski (podziemny, skalny), z biegiem czasu bogini Ogniska Domowego - bóst- wo powiązane ze światem kobiecym w przeciwieństwie do boga Ognia Słonecznego Swarożyca, noszącego Tar-czę-Swońce, i boga Ognia Niebiańskiego Swaroga, ojca ich obojga. Miano bogini, jak wiele w panteonie starosłowiańskim, nawiązuje do okresu wspólnoty aryjskiej (indoeuropejskiej) i wykazuje bliski związek z irańskim watra - ogień oraz indo-irańskim bogiem Waruną, rezydującym w złotym pałacu o tysiącu kolumn, czy pożerającym słońce żmijem-smokiem Wrytrą, a także Wa-ragną. Watra także mieszka osobno, obok dworu Swaroga na Weli, w pałacu (pałac - pałający blaskiem) ognistym"1. Do tego samego aryjskiego rdzenia nawiązuje swym imieniem inna bogini słowiańska Warza-Cicu, opiekująca się ogniskiem domowym i warzeniem potraw. Scytyjskie wary, półziemianki wypełnione spora-mi-przetrwalnikami wszystkiego, co żywe, wiążą się również w jakiś sposób z mianem Watry i Warzy oraz, przez podobieństwo, z Jaskinią Kłów (kiełków-sporów Sreczy i Spora) zwaną też Warem, w której Watra była uwięziona, a Warza-Cica wręcz została powita. Watry nie wymieniają imiennie żadne stare źródła, jednakże cały kompleks bóstw ogniowych i w ogóle układ Żywiołów w Kręgu wskazuje dokładnie jej miejsce. Miano bóstwa, zachowane w podaniach beskidzkich i żywieckich (jako Wiertek-Wartek-Bartek), zostało przez naleciałości folklorystyczne złączone ze złośliwym, gorącym wiatrem południowo-wschodnimb. Miano przeszło bezpośrednio w określenie ognia domowego i krzesanego ogniska. U nas zachowane w gwarze Podbeskidzia, gdzie watra to specjalne ognisko krzesane i biesiadne, odświętne. Identycznie u Czechów, Słowaków, Serbów i Rusinów oraz w całej posłowiańskiej Europie (np. Woloszy, Rumunii, Albanii). Nieprzypadkowy wydaje się związek etymologiczny między watra a war, wrzeć, warta, wartość, wardęga. '' Patrz o watrze np. MSiP str. 137; M. Składankowa Mitologia Iranu. i inni. h Jest poprzez człon Srala nawiązaniem do irańskiego miana Sruwa-ry, przez Wiertek do Wrytry [patrz M. Składankowa Mitologia Iranu, str. 142], " Nasiek kamienny - maczuga-pała Sima. Nasieki wykonywano z konarów drzew, które nacinano w wielu miejscach, a potem w owe nasieczone rany wkładano ostre ułomki skalne, np. granitowe. Drzewo rosnąc zasklepiało w konarze te kamienne fragmenty. Wtedy odcinano konar i nasiek był gotowy. Nasiek-pała Sima był w całości wykuty z granitowej skały. Żercy z Caroduny twierdzą, że potężna maczuga wapienna koło Ojcowa jest nasiekiem Sima. Inni prawią, że Biała Maczuga (a taką jest ta pod Ojcowem) może być wyłącznie narzędziem Dażboga. Bożyc-Bodnic (Badnjak) miał Czarną Maczugę. 12 Mówi się, że Zwierciadło-Tarcza (czyli Tarcza-Słońce i Zwierciadło Nieba) zostało przez Swaroga wykute z jego własnej kości łonowej, łońca. Stąd nazwa tarczy S-łońce - coś, co powstało z łońca Swarogowego. Dni- ga strona owej tarczy pochodzić zaś miała z łona Nicy i została przez Swaroga zwarta z pierwszą częścią w jego niebieskiej kuźni, we wrzących płomieniach Ognia Ogni. Stąd ma pochodzić nazwa Z-wierciadło, czyli część tarczy w warze zwarta przez Swaroga ze Słońcem. Później obie te części Swarog rozłączył. n Pogoda-Wiedra - bogini dobrej słonecznej pogody, wymieniona przez J. Długosza w jego kręgu-zborze bóstw. Wiodro - zapomniane prasłowo oznaczające jasną, ciepłą pogodę, gorąco, upalnie. Wedr - jasny, wedriti se - rozjaśniać się. Wiedra to przydomek Pogody, jedno z jej trzech dodatkowych imion. Wjedro (łużyc.) - pogoda. Inny jej przydomek - Weń - znaczy przestwór, powietrze. Weniowie to ogólna nazwa całego rodu Po-daga i Pogody. Wedernica - tęcza, to z kolei przydomek Dengi, która według tobalarów połabskich była córką Swaroga i Wiedry-Pogody. Także bogini Zorza ma przydomek Witrona (Utroboga; utro (rus.) - poranek), co wiąże ją z Podagami. Występowała w starych kronikach jako Jutrybog - Jutrzenka. Cały kompleks bogów Drogi i Pogody niesłusznie wyśmiany został przez A. Briicknera1'. '' Jego sąd został zakwestionowany przez współczesnych badaczy [patrz MSiP str. 230-233; A. Gieysztor Mitologia Slowian}. 14 Węzina u ujścia Łaby do Morza Północnego - gród Drzewian z kątyną; Swaideło (Gród Swaideło, Swaide-łogord), późniejszy germański Dannenberg - gród, gdzie znajdował się kościół Swantewita, a potem Yessy oraz Dażboga nad rzeką Jesną. Także Swaidełogord leżał na terytorium draweńskim (drzewiańskim; ziemica Drzewian - Drawenja). 15 Mocarzami tobalarowie z Węziny nazywali bogów Mocy. Inne ich miano to Mogtowie. Są to równoważne miana całego rodu tych bogów. Cały ród bogów Żywiołów nazywano po prostu Żywiołami. 16 O powstaniu Potworów opowiada następna Tają Piąta, ponieważ wszystkie one, poza Pożarą, zrodziły się po zakończeniu pierwszej części Wojny o Bułę, toczonej bezpośrednio przez Żywiołów i Mocarzy-Mogtów. 17 Niebieska Droga, Droga Mleczna, zwana też Drogą Umorów albo Drogą Ptasią'1 - droga łącząca Ziemię z Welą i wiodąca dalej do jednej z trzech (lub czterech) Bram do Pierwnicy - Przednicości (Wielkiej Bogini - Pramatki wszystkiego, Przedistności, w której łonie samouwił się Swat z Nicą). •' Patrz KLS. Chodzi tu o dnie boskie - jeden taki dzień równa się całemu kołwieku według miary ziemskiej. Czas ciemności na Ziemi trwałby wtedy 40x48 lat = 1920 lat. Rzecz jasna chodzi tu o dni welańskie, a nie o niebiańskie dni Swata. Swat, jak wiadomo, dokonał Stworzenia w 3x9 (27) lub 4x7 (28) dni, ale były to dni Swata - dni niebiańskie. Jeden dzień niebiański = 48 roków Weli, czyli 48 godów bożych. Jeśli zatem przyjąć czas stwarzania na 28 dni niebiańskich, to trwało ono 1344 lata boskie, a to równa się 23 546 880 lat ziemskich. Daboga przebywała w Podziemiu 40 dni welańskich, to jest niecałe 4 minuty czasu niebiańskiego. [Dokładne informacje o miarach czasu znajdują się w Tai Siódmej]. 19 Wróżda - zwyczajowa zemsta, która była rodzajem obowiązującego, niepisanego prawa wśród Słowian. Synowie musieli mścić na zabójcach śmierć ojca, ojcowie śmierć synów. Ród mścił się na męskiej linii rodu zabójcy. Zadruga (czyli gromada rodów jednej krwi) mściła się za wymordowany ród lub ród niezdolny do zemsty. Wróżda, czyli oddanie czynem drugiej stronie własnej krzywdy, nie pociągała za sobą kary ze strony plemienia czy władcy i wyrównywała rachunki, kończąc spór. Nie był to więc rodzaj wendety w stylu sycylijskim, kiedy jedno zabójstwo pociąga drugie, a to następne, aż do całkowitego wyniszczenia. 20 Kolibę lokalizuje się w różnych miejscach. Tutaj chodzić może o wschodnie góry Kauków, czyli o Kaukaz, Pamir lub Himalaje. Znajdowałaby się ona wtedy pod górą Elbrus albo u podnóża Czomolumgmy, rzeczywiście najwyższej góry Ziemi. 21 Góry Charwackie, Karwaty - góry zwane dzisiaj Karpatami. Były one górami Karpów, a Karpowie byli plemieniem charwackim mocno zmieszanym z Celtami'1. Część Karpów-Karpianów poszła na północ (Kurpie), część pozostała na miejscu (Podhalanie - górale tatrzańscy), część przeszła Tatry i osiadła na ich południowych stokach (Słowacy), część poszła dalej na południe z Charwatami Karoduńskimi (Krakowskimi). W kronikach średniowiecznych Karpaty nazywano także Górami Krakowskimi. Do czasu inwazji Gotów w II-III wieku mieszkało tu także plemię Biesów. Od Biesów pochodzi nazwa Beskidu i Bieszczad. Żercy z Caroduny twierdzą, że nazwa tych gór bierze się od Zduszów-Biesów, które nawiedzały te "błędne" góry, i że wszyscy mieszkańcy tych gór, choć są Charwatami, jak i inni, mają w sobie tyle krwi onych Biesów, że do dziś krew się w nich z byle powodu łatwo gotuje i złe im z oczu patrzy. •' Potwierdzała to wykopaliska archeologiczne na terenie Małopolski [patrz J. Wyrozumski Dzieje Krakowa t. I]. 22 Chodzi o Górę Baranią, Ślężę, Radunię, Gorce, może o Łysieć (Peruna), Górę Kijowską albo Perynię na Ukrainie, o Trzygław w Serbii, może o Giewont (Gnie-wąd - który mógłby być Górą Wady, Swaroga albo Dażboga), a także o połabskie Góry Siemi - zwane przez Tacyta Siemana Hyle. 21 Raba może być dunajem Rady-Rudzi, zwanej też Ru-dzicą, jako że słowo raby znaczy w prasłowiańskim po prostu pstry, a Ruda miała skórę pstrą, jak wszyscy rudowłosi. Także w okolicach Rzeki Pstrej miało się znaj- dować jej lęgowisko-moczar Raby Bagr, z którego korzystał Kupała wydając na świat Stwolinów [o Stwoli-nach i nieudanej uprawie Kupały i Rady-Zboży w Ra-bym Bagrze napisano w dalszych tajach]. 24 Białe i czarne równa się wielkie i małe dopiero w późniejszej nomenklaturze. Biały oznacza wielki, większy, np. boleje (rus.) - większe, Bolek, Bolko - Wielki, Bolesław - Wielsław i odwrotnie: Wielkopolska to Biatopol-ska, Wielka Charwacja to Bialochorwacja, Biała Serbia to Wielkoserbia, Białogóra (na Łużycach) to Wielkogó-ra itp. Słowo czarny nie ma żadnych bezpośrednich odniesień i powiązań ze słowem mały, tak jak się to utarło w późniejszych odróżnieniach: Małoruś (Czarnoruś), Małogóra (Czarnogóra). Pierwotnie obowiązywał podział na białe i czarne nazwy wywodzący się od Działu Działów i Kauków-Dzielnych - Czarnogłowa oraz Bia-łobogi. Ten system nazw dotyczy nie tylko rzek i gór czy pojedynczych szczytów, które często przy tej samej nazwie głównej otrzymują rozróżniający przydomek biały lub czarny. Tego rodzaju nazewnictwo dotyczyło od dawien dawna słowiańskich grodów (Belgrad, Białogard, Belgren, Biała, Białystok, Biały Gród, Biełgorod - Czernihów, Czersk, Czermno, Ciani, Czarnolas, Czar-norzeki, Caroduna-^arków-Kraków, notabene stolica późniejszej Małej Polski, czyli Czarnopolski), a także całych obszarów geograficznych (jak np. Biała Ziemia, Białowieża - Czarnogóra) i mian całych ludów, narodów i krajów (np. Białoruś i Białorusini - Czarnoruś, Czarnorusini). W późniejszych wiekach zastąpiono opozycję biały-czarny parą wielki-mały. 2^ Otchłań znajduje się w tej stronie Dołu-Nawi, którą na Ziemi nazywalibyśmy północą, Piekło, zwane też Na-wią Smoczą, znajduje się w stronie, która na Ziemi jest południem, Założą, zwana również Wielodrożem, znajduje się w stronie określanej na Ziemi jako wschód, a Raj, Naw Wiecznoszczęśliwych, w stronie zwanej na Ziemi zachodem. 26 Strony jarunna, ruj na, jesienna i kostromna znajdują się w miejscach odpowiadających na niwach ziemskiemu wschodowi, południu, zachodowi i północy. Strony te są związane na stałe z porami i kirami, czyli z porami dnia, roku i kierunkami (wzrost-obumieranie). Tak więc strona jarunna, po której na Wozhorzu (w paśmie wzgórz poniżej Gór Czarnobielskich) znajduje się tum i niwa Jaruny-Jaryły, leży na wschodzie; panuje tam wieczysty poranek i ciągła wiosna. W stronie rujnej panuje pełnia dnia, pełnia rozrodu i wieczne lato. W stronie jesiennej - na zachodzie - jest ciągła jesień, jasne zmierzchanie i panuje dojrzałość, czyli wieczne owocowanie. W stronie kostromnej, na północy, jest ciągła noc, wieczna zima i martwota. Nie jest jednak tak, że wszędzie w jednej stronie panuje jednakowa pogoda i do końca jednolita pora. Gdybyśmy lecieli od skraja strony jarunnej ku stronie rujnej, posuwalibyśmy się od niemalże ciemnego świtu i ledwo rozkutej młotem Swa- rogowym zimy przez pory coraz pełniejszego dnia i przedwiośnia do godzin tuż przypołudniowych i pełnego rozkwitu wiosny buchającej kwieciem. Inaczej byłoby, gdybyśmy przez boską Niwę Niw posuwali się od krawędzi, na przykład zachodniej, ku środkowi. Pomijając przepaść-Nawie, które obwodzą wszystko dookoła i w których po tej stronie znajduje się na ich dnie Raj, lecielibyśmy wtedy wciąż przez złoto-czerwony jasny zmierzch i złotą jesień z babim (moko-szym) latem, przemierzając tę ziemicę od doliny na skraju Nawi przez pasmo środkowych równin zajętych Niwami Żywiołów do tumowych wzgórz Wozhorza, zajętego przez Kirów i do strzelistych Gór Czarnobielskich (gdzie panuje już złączona w półjedność jesień i zima), aż na Wierch zajęty Kłódzią - twerem Swata, gdzie w jednej chwili trwają wszystkie pory roku i cały czas jest jednością niepodzielną. Przy zgłębianiu opisów kosmograficznych Weli, Ziemi i Nieba należy zawsze pamiętać, że z mitów nie wynika jasno, czy mamy do czynienia z przestrzenią kulistą, czy też płaską - dwuwymiarową. Opisy ogólne mówią o kulach (Buła, Ziemia, Wela) i przestworzach (Niebo Dalekie, Głębokie, Wysokie, Niskie), ale w opisach szczegółowych chodzi, jak się wydaje, nie o gwiazdy oddzielone przestrzenią, lecz o wyspy oddzielone Siedmioma (lub Trzydziewięcioma) Morzami, Górami, Lasami, Niebami. Niebo jest tu traktowane wyraźnie jak Powłoka, Sklepienie, Kopuła, czyli lita przegroda dwuwymiarowa, na której są zawieszone gwiazdy i inne rzeczy boskie. Są też opowieści, zwłaszcza znane z Rusi, według-których Ziemia wspiera się na grzbietach Czterech Wielkich Ryb lub Czterech Złoto-rogich Jeleni (jak uważają Serbowie i Chorwaci). Wela miałaby się wspierać na Czterech Zwierzętach Skrzydlatych. •' Patrz A. Gieysztor Mitologia Slowian, str. 84, KLS. 27 Kwiaty - cwiety, święty, zwiezdy - wszystkie te słowa mają osobne znaczenia i jedno wspólne źródło: światło. 2S Cały poprzedni fragment wymienia dawne słowiańskie nazwy gwiazdozbiorów Nieba, z których część przetrwała niemal nienaruszona w tradycji ludowej różnych krajów Słowian". O wielorakich wyobrażeniach Drzewa Nieba, Drzewa Świata, Drzewa Życia i innych oraz tego samego typu Słupach Niebios, Świata, Ziemi itp. pisze dokładnie Romulus Yulcanescu w książce Kolumna Niebios*. •' Patrz KLS, MNM. h R. Yulcanescu Kolumna Niebios. Mit odtworzono na podstawie Setnika południowosłowiań-skiego, Księgi gołubiej, Podań sieradzkich, zapisków Powieści dorocznej i Słowa o wyprawie Igora oraz głównie podań Drzewian, Łużyczan, Wielkopolan, Morawian i Słoweńców. TAJA PIĄTA O narodzeniu Potworów, ich bitwie o Niebo, Welę i Ziemię, o zabiciu Potworów i powołaniu do bytu Przedstworzów oraz nadaniu bogom Taj według wołchwów kapiszty w Rosi pod Biełogorodem nad Dnieprzem w ziemicy Rosomonów', stów kołoduna Jura z uroczyska Biełyje Bogi w ziemicy plemiennej Wiatyczów z ludu Burów2 oraz zinisów plemienia Kurów z ludu Istów chromu w Apuolu3 Narodziny Potworów Działo się to w czasie, gdy Światowit osadził już na Wierchu Weli Kłódź i obwarował ją nieopodal Źródła Źródeł. Stały też w Górach Czernobielskich wykute w drogich kamieniach trzykątne trzemy o strzelistych ścianach pnących się ku Kopule Nieba. Jeden, z kryształu, wznosił się między Górami Białymi - zwanymi też Gołogórami albo Górami Białogromnymi. Drugi, z czarnego granitu, wyrastał na stokach Czarnogór nazywanych Górami Łysymi albo Czarnogromnymi. Na wzgórzach kirowej Wozhorii, nazywanej inaczej Wozgrzą, wyrosły również strzeliste tumy: Jaspisowy Tum (Janiny) na Wzgórku Wschodnim, Rubinowy Tum (Rui) na Pagórze Południowym, Złoty Tum (Jeszy) na Lachawie Zachodniej i wieżyca Srebrnego Tumu (Kostromy) na Gołoborzu Północnym. Kaukowie i ich pomocnicy Ażdahy oraz Kirowie wraz ze swoimi Swiatłogońcami odpoczywali właśnie w nowych dworach po straszliwym trudzie walki i kształtowania Nieba, kiedy na Przełęczy Równi, tam gdzie zbiegają się czarne i białe pasma czarnobielskie, zebrali się bogowie Żywiołów i bogowie Mocy. Tu opodal Skały Grum rozpalili ognie, jako że nadciągała noc, i utworzyli wokół ognisk kręgi. Wkrótce w zapadającej czerni świeciło się na samotnej wyniosłości dziewięć ognisk. Przy każdym z nich zasiadło dziewięciu bogów4. O samym zmierzcha przybył posłaniec od Czarnogłowa, Żmija Młona, zwana też Żmijułanem. Czarnogłów pragnąc, by bogowie nie posnęli, a prace posuwały się wartko, przysyłał im czarny napój - polewkę wzmagającą siły. Rzeczywiście, już łyk napoju pobudził stwórcze moce i boską myśl. Bogowie radzili nad ukształceniem Potworów oraz nad tym, jak i gdzie, w tajemnicy przed innymi, zabrać się do owej roboty. Myślano także o tym, w jakich miejscach zrodzone ich rękami Potwory powinny zaatakować. Przy Dziewięciu Ogniskach Przy Pierwszym Ognisku zasiedli Zorza-Jutryboga, Bożd-nic-Bodnyjak, Płon-Płonetnik - wszystko dzieci Dażbo-gowe, Rod i Rodżana-Przyroda z rodu Rodów, Strzybóg-Swist, Mokosz, Mąd-Kół oraz Chorsawa-Czara (Czur-Czuriłła). Tu uradzono, by ukształtować okrutnego Poczara (Po-łoka, Obżercę, Poczariła) z tej samej materii, z której są zrobione dusza-duch i trzy duszyczki ożywiające każde ciało, jak i sama myśl. Postanowiono także cichym szeptem, że należy go skierować na Niebo. Przy Drugim Ognisku siedzieli Rokita-Bugaj i Boruta z Wiłów-Knów, Wada z Wodycą, Siem i Obiła z rodu Si-mów, Dziwień-Kupała i Dziewanna z Dziewów oraz Re-ża-Ragana. Tu postanowiono porodzić straszliwą Poskrudę (Skrudź, Paskudę) z tej samej materii, z jakiej jest woda (czyli z płynnej płoni). Uradzono posłać ją, by się biła o Ziemię. Przy Trzecim Ognisku skupili się: Perunic i Porenut-Ysk z rodu Peruna, Swarożyc, Denga i Watra-Wierta z rodu Swarogowego, Lada-Łagoda i Gogółada-Chichola (Wtadyca) z rodu Lada oraz Daboga-Daba i Stryja. Umyślono tutaj Poczwarę (Sołowieja, Oczara) z materii ognistej, takiej samej, jak tarcza Swarożycowa. Poczwarę-Sołowieja postanowiono posłać do bitwy o Ziemię. Przy Czwartym Ognisku przykucnęli Dażbóg, Swara-Żara (Żarłuna), Perepułt-Przepląt i Licho z rodu Płatów, Lado i Ładziwc-Dziw z rodu Ładów oraz trójca Knyszów (Chorsów) - Chors-Książ, Chorsina-Księża i Chorsiniec-Książyc. Tutaj uszeptano zdziełanie z materii świetlistnej Pożary (Smolichy) i wysłanie jej na Niebo, by tam zwyciężała. Przy Piątym Ognisku rozłożyli się obozem Bożebogo-wie - Bożebóg-Bożę-Radogost i Radogódza-Uboża-Do-macha, Wołos-Rogal ze Sporów, Dzieldzielija z Dziwie-niów, Skalnik i Ziemiennik z Simów, Mor-Moroz i Zmora z rodu Morów oraz Lesza-Borana. Ci zdecydowali wydać na świat olbrzymiego Porusza (zwanego też Pobójem, Podbojem bądź Swiatogorem). Postanowili tego potwora, zrobionego z takiej samej materii, jak skała i gruda, wysłać na Ziemię. Przy Szóstym Ognisku zasiedli Sim, Wodo i Wodnik, Rgieł z Rgiełcem-Rogalcem, Borowił z synem Wilcem oraz Nyja i Sowic-Polel z rodu Welesa. Tu pomyślano szóstego okrutnego potwora Położą (zwanego też Wyrwijedlicą, Wyrwisosną lub Czerwio-nem). Umyślono ukręcić go z liści, ziemi i piasku, a potem wysłać w bój o Welę i jej zasoby. Przy Siódmym Ognisku zdecydowano o powstaniu przerażającego Ponicza (Chryi, Chrapii, Chripouszy), którego mieli powołać do życia z materii poświetlnej Per-peruna-Perperuda i Ciosno-Turupid z rodu Peruna, Poda-ga, Podagżyk-Posłaniec i Osidła-Siuda z rodu Weniów, Marzanna-Morena i Groźnica-Chorzyca z Morów, Srecza-Pergrubia oraz Plątwa-Przepigoła (Pripegala). Przy Ósmym Ognisku znaleźli miejsce Sląkwa-Dżdża z Wodów, Spór i Sporzyca-Rosza ze Sporów, Dyj-Poświś-ciel. Poświst i Pogwizd z rodu Strzybogów (Świstów), Prawdziw i Czstnota z rodu Prowów oraz Pogoda. Tu w boskich urnach zrodził się Pokłon (Kręciciel, Ja-rzec), ukręcony z wichru i powietrza. Ten miał iść na Welę i tam walczyć w imieniu swych panów. Nareszcie przy Dziewiątym Ognisku spotkali się Perun i Swarog oraz Makosz, Wid-Wij i Dodola z rodu Moko-szów-Źrzebów, a także Weles z Lelijem-Smętem z rodu Welesów i Prowe z Sądzą-Usudą-Karną z rodu Prowów. Ci zamierzali stworzyć Pogroma (Rozpuka, Pęka-Puki-sa5), który miał być z materii niebieskiej i iść na Niebo, by nim zawładnąć dla nich. Słowo o Pożarze Zinisi apuolscy twierdzą, że ognisk było tylko osiem, a skład bogów przy nich nieco inny. Według nich Swara-Żara z zazdrości o synów Swarogowych, których miał z Dabą, namówiła ośmiu innych bogów, by razem z nią uczynili potwora. Potwór miał pożreć dzieci Swaroga. Działo się to wcześniej niż zbór na Równi przy Ośmiu Ogniskach. Wśród ojców Pożary byli ich zdaniem Chors i Chorsawa, Stryja (niezadowolona z tego, że rozporządzono bez jej zgody Wiatrem Południowym i Gorącym Powietrzem), i wszyscy pięcioro Wodowie, obawiający się gorejących synów Swaroga. Wpierw Pożarę puszczono na Welę, by wytropiła kryjówkę Daby. Ta zeszła do Nawi i w Piekle starła się z samym Welesem. Weles pokonał potwora i obciął mu ogon, który posiekał na siedem kawałków. Tym sposobem mieli się zrodzić najstarsi, naj-pierwsi Przedstworzowie, prabogunowie Welesożary, którzy poszli służyć nowemu ojcu i pilnowali komnat, gdzie przebywała brzemienna Daboga-Daba. Pokonana Pożara, rozwścieczona z bólu, ruszyła na Niebo i poczęła je w zatrważającym przyspieszeniu niszczyć. Kiedy Swarog prowadził Drogą Ptasią swoich dziesięciu synów ku Ziemi, Pożara zapałała zemstą do zabójcy trzech Welesożarów, strażników w Nawi Wielodroży. Pożara pożarła dziewięciu z dziesięciu synów Swaroga i wtedy dopiero, odpędzona przez niego, uciekła. Ruszyła w Głąb i pustoszyła dalej Niebo. Inni bogowie, widząc siłę potwora urodzonego rękami Swary i jej sojuszników, zasiedli szybko na Równi, przy osobnych ogniskach, i uczynili to samo, po czym puścili potwory do boju. Jednakże większość sławskich kątyn i kościołów potwierdza za Jurem, starszym kolodunów-samotników, co mieszkają wkoło bagnistego uroczyska Biełyje Bogi, że Pożara urodziła się razem ze wszystkimi innymi potworami, a synów Swaroga pożarła Nica lub Pomian, który jest widmem Potwora Potworów - Postracha6 i błąka się wiecznie po różnych kątach niebiańskich, roznosząc bo-jaźń, zmartwienia i lęki we wszym świecie. Kudiesnicy z kątyny Peruna w Grodzie Kija, tak samo jak mikowie Dażboga z Milska7 - w ziemicy połabskiej należącej do plemienia Łużyczan z ludu Lęgów - uważają podobnie jak kołoduni z Białych Bogów. Ich zdaniem jednak Daba została wyzwolona przez Dażboga, a nie Swaroga i prawią, że to on pożarł dzieci tego drugiego z wściekłości o gwałt zadany Dąbie. Z czego powstały Potwory Tak więc według podania z Uroczysk Białobogi, nim rozstąpiły się ciemności, bogowie opuścili Welę i skierowali się każdy w swoją stronę. Wykonywali swoje zamierzenia w największej tajemnicy, a gdy wydobyli już z wnętrza Rzeczy składniki potrzebne do ukształcenia rodu Potworów, spotkali się w zawczasu umówionych tajnych miejscach, gdzie przystąpili do zmieszania owych składników i wydali potwory na światło świata. Pierwsza urodziła się Pożara. Ładziw-Diw (Ładziwc-Dziw) podkradł się pod Kłódź Swata i uszczknął odrobinę świetlistnego istu, Perepułt zabrał z gniazda Kostromy parę ździebek, Chors z Chorsiną dali srebro z dwóch przekutych łodzi swoich synów, a Licho z Dażbogiem przywle-kli olbrzymi wór gwiezdnego pyłu - mąki niebieskiej z niebiańskiego Młyna i Żaren. Lado ugniótł to wszystko swymi stu rękami w jednolitą postać, a Swara-Żarłuna tchnęła ogień do wnętrza, który rozniecił Chorsiniec. Potwór ożył i zaraz począł wierzgać. Następny zrodził się Poczar powstały z trzech kawałków Nieba - strzępu Powłoki wydartej pazurani Bożdni-ca-Bodnyjaka, calizny wydobytej z Głębi przez Płoną oraz kawałka Sklepienia urwanego rękami Zorzy-Jutrybo- gi nad Ziemią, a także z poświatła zaczerpniętego przez Rodów z gwiezdnego Morza i nieci przywleczonych przez Mokoszę z jej welańskiej łąki - Moszelskiego Lauku. Mad splątał nieci Mokoszy, Chorsawa-Czara tchnęła ciepło w potwora, a Strzybóg przy pomocy wichrów puścił go w ruch. Poczar od razu popędził jak szalony, tratując niebiański Bór. Poskruda powstała w całości z ziemskich zaczynów - wód Przedmorza dobytych z samego dna Rowu przez Wadę i Wodycę, czarnej bryi z bagien Obiły i czerwonej gliny z Kotła Siemi, a także czarnej gleby Reży-Ragany i dwóch tajemnych rodzajów mchu zniesionych przez Bo-rutę i Rokitę-Bugaja. Ożywili ją swoją gorącą żądzą Dzie-wowie (Kupała i Dziewanna). Poczwara narodziła się z trzech rodzajów ognia: Ognia Ogni wykradzionego sprzed Kłódzi Swątowej przez Peru-nica z Porenutem, ognia niebieskiego danego przez Swa-rożyca i Dengę i ognia ziemskiego przyniesionego przez Dabogę i Watrę. Wszystkie te ognie zmieszały razem Ła-da-Łagoda ze swoją córką Gogóładą, a w ruch pchnęła Poczwarę Stryja mocnym podmuchem. Poczwara od razu poszybowała na Ziemię i tu ukryła się w gęstej koronie Osicy na Trzygławiu. Porusz-Swiatogor urodził się z litych skał zaczerpniętych z samego dna Ziemi przez Skalnika i Ziemiennika i z grudy welańskiej przywleczonej z trudem przez Mora i Zmorę, a także z bocznego korzenia Osicy wyrwanego rękami Leszy-Borany. Pracowita Domacha-Radogódza układała kawałeczki skalne obok siebie, Bożebóg-Rado-gost łączyłje własną śliną, po czym Wołos i Dzieldzielija tchnęli w Swiatogora spory żywotne. Potwór uchylił powieki, a potem dźwignął się powoli w górę, a wielki był jak sto gór złączonych razem. Z kolei narodził się Połóż utkany z igieł i liści złotych krzewów Wiecznolasu welańskiego, pączków drzewa Wyraju z Rajca i kory drzew Jasnożywiu z Jasnej Polany, zmieszanych z glebą Niw Weli oraz płonnym piachem Nawi, z Wrzących Gór Piekła. Po nim ujrzał światło Ponicz, o ciele z nadwelańskich chmur wypełnionym wodami Pełnicy i złotem oraz kryształem z Wierchu, jak również pyłem-piachem z Otchłani Nyi i Pustek Polela-Sowińca. Jako ósmy narodził się Pokłon ze złączonych w jedność oddechów Mocarzy i Żywiołów Ósmego Ogniska. A na koniec rozpoczął swój krótki żywot Pogrom. Urobiony został z małego ułomka Byty (który jako nie rozdzielona na glinę i grudę całość przeleżał na dnie Głębi), wyciągniętego pospołu przez Źrzebów (Makosza, Wida-Wija i Dodolę), a także z ziaren żaru oraz czarnej wody zmieszanej z sadzą z włosów Nicy. Ona sadzą dawno temu Smoki i Żmijowie uczernili Powłokę po to, by nikt nigdy nie musiał już oglądać Nicy, a starł ją z Powłoki w jednym tajemnym zakątku i przyniósł do ognia Weles - Pan Zaświatów. Wiele kątyn i kapiszt przychyla się do poglądu, że w każdym z Potworów znalazła się także Czarna Mąka, czyli Złyródzie Czarnogłowa, które przeniknęły do ichoru bogów z Czarnej Polewki przyniesionej przez Żmiję Młonę, Czarnogłów bowiem zamierzył zniszczenie bytów po- wstałych z Buły, skoro nie mógł nad nimi samodzielnie panować, i przyrządził podniecający czarny napój złyród ny. Stąd ma się brać według nich znaczenie czarnej polew ki podawanej wśród Sławian wyłącznie osobom niemile widzianym lub wrogom. Potwory, w które prawie jednocześnie tchnięto żywot w różnych zakamarkach świata, natychmiast ruszyły do walki. Nie były nieśmiertelne, jak to zamierzyli bogowie lecz były wieczne i wcale nie zamierzały słuchać swoich panów. Kłótnia Porusza z Połozem Simowie, Sporowie i Wiłowie-Knowie z całym hałasem osadzili Porusza-Swiatogora na Ziemi, stawiając go na Lachawie Biesogór. Stał tam, olbrzymi, i unosił ku niebu zaciśnięte pięści, a chełpił się swoją siłą. I stało się tak, że przez pomyłkę ciż sami Simowie z Wiłami i Wodami po stawili obok niego Połoza-Wyrwijedlicę, bo długo nie mogli się zdecydować, którego dokąd posłać. Nim się bo gowie obejrzeli, ci dwaj już się ze sobą starli. Gdy Porusz stąpał, góry zapadały się pod jego stopami, a gdy Połoz się posuwał, za jednym zamachem wyrywał z korzeniami setki drzew i ciskał nimi, wzbijając bryzgi ziemi. W jed nej chwili zrobiło się naokoło nich szaro, choć Swarożyc świecił swą Tarczą-Słońcem na niebie. Połóż rozgłaszał, że lekkim ruchem ogona znosi całe bory, rozpędza chmury z niebiosów, zasypuje koryta sta rych rzek i otwiera wądoły nowych. Porusz chełpił się, że jedną ręką przenosi całe góry i gdyby zechciał, mógłby Ziemię rzucić na Słońce niczym marny kamyczek. Usły szał to Połóż i przystanął przy Swiatpgorze-Poruszu. Za proponował, by połączyli siły. Ale Światogor nie chciał o niczym słyszeć, miał się za najsilniejszego na świecie Tak to rozzłościło Położą, że postanowił pokazać, kto tu jest silniejszy. Zaczął się pojedynek. Obaj szli obok sie bie, a co jeden rzucił górę, rozłupując ją w kawałki, to drugi wyrwał pół lasu albo przeorał łąkę mocnym trzep nięciem pięści. Za nimi ciągnął się pas zniszczonej ziemi a kiedy doszli już do końca, to skręcili w inną stronę i szli dalej. Było widać, że żaden nie jest silniejszy i że mogą przejść całą Ziemię wzdłuż i wszerz, niszcząc wszystko co poczęli z trudem bogowie. Ponieważ w owym przypadkowym zaniedbaniu najwię ksza była wina Knów, im przypadło odciągnięcie Połoza Wyrwijedlicy z Ziemi. Zebra] się cały ród i poderwali po twora na Niebo, ale ten w pewnej chwili się wyswobodził wyrwał wiekową jodłę i uderzył nią Borutę tak strasznie że wybił mu oko i strącił go na skały. Boruta spadając z wysokości uderzył w głazy prawym bokiem i przetrącił sobie nogę. Gadacze wędzcy z plemienia Kaszebów twierdzą, że od tamtego czasu zawsze już na nią utyka, po czym łatwo go poznać. Stąd ich zdaniem miało się wziąć miano tego bo ga: Bór-uta, czyli utykający. Pozostali Knowie pojmali jednak Wyrwijedlicę i unieśli ku Weli, gdzie był przeznaczony. Tymczasem Swiatogor nie ustawał, parł naprzód niszcząc wszystko, co miał na drodze. Rozglądał się buńczucznie za następnym chętnym do pojedynku i chełpił się jak na początku. Pod osłoną nocy i deszczu, sprowadzonego przez Sląk-wę, Wodowie z Simami osadzili w Krainie Jezior, na dnie jeziora Czarna Hańcza, Poskrudę. Wołchwowie z Rosi prawią, że chodziło tu o Morze Czarne, a nie o Czarne Jezioro, bo morze to leży blisko Czarnych Gór Kauków i tam znajdował się Trzygław oraz Osica wyrastająca z wierzchołka tej góry. Tej samej nocy Perunowie ze Swarogami w gęstej koronie Drzewa Zierni - Osicy, ukryli Poczwarę-Sołowieja. Blasku ognistej Poczwary nie było widać dzięki gęstym liściom Osicy. Bitwa Poskrudy^ Porusza i Poczwary, czyli Paskudy, Swiatogora i Sołowieja, o Ziemię Nad ranem Poskruda ocknęła się w głębinach wodnych i wystawiła swój złoto łuskowany pysk nad wełny. Między szczeciniastymi wargami błyszczały jej dwa wielkie kły podkręcone w górę i ostre jak szable. Od razu zobaczyła, że w konarach Osicy coś się w słońcu błyszczy. Wzrok jej zapałał gniewem, jako że złość była Poskrudzie przyrodzona. Wysnuła się cicho na brzeg i otrzepała żelazną szczeć, po czym ruszyła ku drzewu. Tylko na to czekał Poczwara-Sołowiej. Zaryczał ze swoich trzech paszcz i odsłonił się w całej swej potędze. Wszystkie liście z Osicy opadły na ziemię. Z białych ócz sypnęła błyskawicami, które zabębniły na złotym karku Poskrudy. Rzuciły się na siebie potwory i sczepiły zębiskami, a potem przetoczyły przez równinę, rwąc ją kłami i rogami i drąc pazurami na strzępy. Zadudniła cała Ziemia, lądy zatrzęsły się i okryły kurzawą. Kawał jednej z południowych ziemie oderwał się i popłynął z potężną falą. Inna ziemica zatonęła nagle, przykryta rozkołysanymi wodami po tym, jak Poskruda wciągnęła Sołowieja do morza. Bryzgi wzniosły się pod samo Sklepienie. Już się zdawało, że ognisty potwór utonie, ale on wzniósł się na błoniastych skrzydłach, rozświetlił niebiosy błyskawicami, po czym spadł jak strzała na swego wroga. Skłębiły się i potoczyły dalej po kolejnym brzegu i następnym lądzie, a gdzie się przetoczyły, tam nic nie zostawało z tego, co było dawniej. Tymczasem Swiatogor, który znudził się przechwałkami, przystąpił do czynu i zamierzał podnieść Ziemię. Za pierwszym razem udało mu się ją dźwignąć do kolan, ale ją puścił. Odgrażał się jednak, że następnym razem rzuci ją prosto w Słońce. Między bogami wybuchła panika, bo potwory, owszem, walczyły, jak je do tego stworzono, ale ich żądza kierowała się ku zniszczeniu zamiast ku zdobyczy. Bogowie bali się Swiatogora, taki był straszny, zagorzały i rozzłoszczony. Podstęp Białobogi wobec Porusza-Światogora Wodo-Wełm udał się na Welę, gdzie czym prędzej wdrapał się na Wierch. W owych czasach nikt jeszcze Wierchu Weli nie pilnował, bo Głęzowie jeszcze się nie narodzili. Stąd Wełm rozejrzał się uważnie i dostrzegł Czarnogłowa w żlebach rozłożystej góry Sierstnicy. Poszedł do niego i prosił o pomoc. Nie otrzymał jej jednak, bo to, co się działo, było po myśli Czarnogłowa. Czarny Bóg przegonił Wełma, ciskając weń skałami. Udał się więc do Białobogi. Tu miał więcej szczęścia - został przynajmniej wysłuchany. Gdy skończył, wszystkie trzy oblicza Pramaci zapadły w głęboką zadumę. Kiedy już się zdawało, że i tutaj nic Wełm nie usłyszy, odezwało się pierwsze jej oblicze mówiąc, że istnieje pewna nadzieja. Drugie jej oblicze wyraziło powątpiewanie w powodzenie jakiegokolwiek działania. Trzecie oblicze Pramaci wyszeptało jednak na ucho Wełma plan, po czym ogłosiło, że Biały Bóg zajmie się rzeczą osobiście. Białoboga poszła z Wełmem ponownie na Wierch. Leżały tam trzy głazy: Głaz Głazów, Skała Skał i Kamień Kamieni. Ten trzeci był najmniejszy, więc Białoboga i Wełm razem go dźwignęli. Przenieśli go w Białogóry welańskie, ale dalej już nie dali rady. Wełm musiał wezwać na pomoc wszystkich bogów białobożego trzemu i razem przedźwigali Kamień Kamieni na Ziemię. Kiedy przybyli na Ziemię, od razu cisnęli Kamień w pierwszym lepszym miejscu, a było to nad brzegiem Bołotyku. Cała Ziemia się trzęsła, była spalona ogniem w wielu miejscach, a także zalana wodą. Poskruda i Poczwara sczepione ze sobą przetaczały się właśnie w pobliżu Trzygławia i lada chwila gotowe były zmieść górę z powierzchni lądu, wtedy zaś Osica musiałaby się połamać, Sklepienie Niebieskie zawalić i cała Ziemia uległaby zniszczeniu. Bogowie postanowili pokawałkować potwory i rzucili się je ciąć. Cięcia jednak zrastały się szybko, a skutek był tylko taki, że Poskruda z Poczarem przetoczyli się obok góry, nie naruszając jej podstawy. Światogor-Porusz w swoim marszu dotarł właśnie nad Bołotyk, więc Wełm razem z Mądem-Kółem (zwanym też Mikulą) pospieszył w tamtą okolicę. Stanąwszy naprzeciw olbrzyma, Wełm zaczął zeń szydzić. Rozeźlony Swiatogor po raz drugi złapał za Ziemię i tym razem uniósł ją do pasa. Mąd-Kół oblekł tymczasem workiem Kamień Kamieni. Wełm zażartował, żeby Swiatogor spróbował podnieść wpierw ten mały miech, który leży u jego stóp, nim przystąpi do trzeciej próby rzucania Ziemią. Chełpliwy Swiatogor nabrał się na ten podstęp i chwycił za worek. Nie mógł jednak nawet poruszyć Kamienia Kamieni. Tak był zawzięty, że nie chciał go puścić i coraz głębiej zapadał się w ziemię. Najpierw rozeszła się pod nim gleba i zapadł się po kostki, potem glina i zapadł się po kolana, wreszcie skały pękły i Swiatogor zanurzył się po pas. Wtedy Ziemia zatrzęsła się bardzo mocno i poczęła pękać w wielu miejscach. Szalejąca Poskruda oraz Pożara uderzyły w Trzygław i złamały Osice. Trzy wierzchołki trzymające Niebo upadły na Ziemię, a zaraz za nimi poczęły się osypywać od- łamki ze Sklepienia. Wielka calizna niebieska pochyliła się i dotknęła gruntu. Przerażeni bogowie, mając w pamięci to, co się wydarzyło z Bułą, odskoczyli od Ziemi na Wysokie Niebo i stamtąd oglądali nieuchronną, jak się zdawało, zagładę. Zapadły ciemności. I kiedy już się zdawało, że to koniec, a z Ziemi pozostanie tylko pył, ukazał się w całej potędze sam Bóg Bogów, Swąt-Swiatowid. Bitwa Położą, Ponicza i Pokłona, czyli Wyrwijedlicy, Chryi i Jarzca, o Welę Odegnany od Ziemi Połóż przybrał wygląd wężyska o pierzasto-szczeciniastej skórze, rozciągniętego na pół Kopuły Niebieskiej. Z pyska wychodziły mu kły, zawijane, ostre niczym miecze, a naokoło głowy wiły się macki jadowite jak żmije. Ogonisko miał okryte kolcami jak na-siek i wywijał nim, tłukąc po gwiazdach. Połóż cichaczem sfrunął z Kopuły na Welę i zapadł w Nawie. A Ponicz-Chryja już tam był, w Otchłani i czaił się na każdego, kto by się ważył wejść. Miał potężne brzuszysko i łeb plugawy z długim ryjem-ssawą. Kiedy nabierał powietrza, wiatr się czynił nawet w górach Czarnobilskich, a wszystkie drzewa welańskie kłoniły się w jego stronę, sypiąc listowiem po niwach. Wreszcie zjawił się także Pokłon-Kręci-ciel, zwany Jarzcem, który miał tułów wpółprzejrzysty, a w wielu głowach kłapiących srogo pyskami jarzące o-czyska. Jarzec spoczął na Równi i stamtąd bacznie oglądał każdy ruch podejrzany. Prowowie dźgali go po odgłó-wiach, chcąc pobudzić do walki. Podagowie i Morowie z niepokojem śledzili kroki Ponicza, który kręcił się przy Bramie Bram w Otchłani i wsadzał w nią swój długi ryj, badając chciwie, co też jest po drugiej stronie. Dokładnie w tym czasie, gdy na Weli potwory czaiły się przeciw sobie, na Ziemi trwał już bój. Pierwszy ruszył do ataku Połóż, wydawszy ochrypły ryk. Ruszył z Piekła przez Założę, gdzie popłynął pod prąd jedną z odnóg Pętlicy i w górę przez błotospad Tapluszcze dobył się na Brzeg Niw. Tam przystanął i począł walić ogonem po równinnej Pianinie, która się od tego powyginała w pagóry. Dostrzegł go z Równi Pokłon-Jarzec i zaduł potężnie. Dym poszedł z jego wszystkich paszcz, grunt się poderwał do lotu niosąc okruchy skalne, kamienie uderzyły w drzewa welańskie i wszystko to razem spadło na Położą. W tej chwili dołączył się Ponicz - sapnął i wciągnął w siebie powietrze. Skalny brzeg Niwy Niw i wody Pętlicy wzruszone w posadach runęły prosto ku jego paszczy. Gdy masy wodno-skalne sunące na niego były już blisko, odwrócił dech i zdmuchnął je prosto w Bramę Bram wiodącą do Pierwnicy, z której, jak wiadomo, nie ma już powrotu. Połóż skrył się między pagóry, które stworzył waląc własnym ogonem, ale wzgórza przy drugim wdechu Ponicza sfrunęły w Nawie niczym zabawki. Wessało i Położą w Otchłań, ale miał szczęście, bo wtedy uderzył stu wichrami Pokłon-Kręciciel. Uderzenie odepchnęło Ponicza od Bramy Bram, lecz byłby spadł całkiem z Weli, gdyby się nie uchwycił w porę jej Skraju. Cała Wela w tym jednym mgnieniu, pchnięta dwoma ciosami w tę samą stronę, obróciła się względem Nieba, co się wspierało na dachu Kłódzi Tam gdzie dotąd była strona kostromna, naszła się strona jarunna, gdzie była rujna, znalazła się jeszowa, gdzie zaś była dotąd strona Jesza, przekręciła się strona Kostromy z jej tumem. Połoz-Wyrwijedlica rwał bory jak trawę i sypał drzewami w pysk Ponicza. Ten obrócił ryj w górę i począł ściągać na siebie Góry Kauków. Zatrzęsły się szczyty białe i czarne i obaliły na bok. Jarzec zsuwał się z Równi w dół ku Nawiom, Otchłani i Bramie Bram, a przeorywał przy tym pazurzyskami grunty Weli do samego dna - tak się głęboko wczepił w ląd Niwy. Wela wyglądała jak ostatnia ruina i do złudzenia przypominała Ziemię. Tam na Ziemi właśnie w tym samym czasie Światogor dźwigał w górę Swatyr - Kamień Kamieni. Wyrwijedlica i Jarzec spadli w pewnej chwili w Otchłań na Chryję-Ponicza i skłębili się w zażartym boju Tak skłębieni, przeciągali się wzajem to ku Bramie Bram to w stronę Piekła, to znów w górę na Niwy, aż dotoczyli się do samego Wierchu, który jako jedyny z całych Gór Gór przetrwał do tej pory nienaruszony. W tym momencie bogowie rzucili się rozdzielać potwory, bo przerazili się że zaraz runie Wierch, a z nim Kłódź Swata i na to wszys tko zwali się Kopuła Wysokiego Nieba. Rozdzielali je, za klinali, a nawet zabijali, ale potwory nieczułe na zaklęcia i ciosy odradzały się i sczepiały ponownie w boju, jeszcze bardziej zapiekłe zajadłe. W tej potyczce bogów z potworami na czoło wysuną się Prowic-Prawdziw, syn Prowego i Dziewanny. Pod szedł jednak za blisko paszczy Ponicza i byłby został przez niego połknięty, gdyby go w ostatniej chwili nie wyratowała Czstnota. Wyciągnięty przez nią z paszczy potwora, stracił jednak lewą rękę, którą gad odgryzł po tężnym kłapnięciem. Czstnota, rzucona o żelazną niwę popękała w sobie w tylu miejscach, że nie udało się jej nigdy przywrócić poprzedniej piękności i krzepy. Od tego czasu pozostała na zawsze krucha niczym bicz z piasku i nie mogła już rodzić dzieci. Przerażeni bogowie odskoczyli od potworów, a te z łoskotem wyrżnęły w Wierch. Wierzchołek Weli zatrząsł się; w posadach, a Niebo nad nim spękało niczym sucha ziemia. Bogowie rzucili się do ucieczki. Zdawało się, że następny cios dokończy dzieła zniszczenia, lecz wtedy., w całej okazałości wyłonił się ze swej Kłódzi Światowid by położyć kres bitwie. Bitwa Pogroma, Pożary i Poczara o Niebo Pożarę zrzucili Chorsowie z Płatami nad brzegiem Głębi w miejscu tak ciemnym, że ani jeden promyk jej strasznego blasku nie mógł się stamtąd dobyć. Siedziała tam i gapiła się swoimi stu oczami po całym Niebie, łypiąc między gwiazdami za wrogiem. Poczar przybrał postać gwiezdnego wilka. Pozostawał w bezruchu poszukując dwóch pozostałych, ale ich nie widział. Pogrom spoczywał niedaleko, ale ukształcono go jako zupełnie niewidzialnego. Co chwilę potrącał coś i pożerał albo ciskał w niespodzianym kierunku z wielką siłą. Czynił to od niechcenia, dla żartu, a był chyba najniebezpieczniejszym ze wszystkich potworów. Ta zabawa go właśnie zdradziła, Pożara bowiem spostrzegła dziwne ruchy gwiazd naokoło niego i uderzyła prosto w jądro owego zamętu. Z kolei Pożare zoczył Poczar i rzucił się za nią. Trzy potwory zderzyły się z wielkim hałasem. Tylko błyskawice rozeszły się od one-go miejsca. Były sczepione tak mocno i tak splątane, że same nie mogły się z owego uchwytu wypleść. Podobne do ognistej kuli toczyły się przez Niebo, łamiąc tęczowe mosty, burząc porządek między gwiazdami i dziurawiąc kolejne sklepienia. W jednej chwili rozburzyły kawał Ptasiej Drogi i powaliły Niebieski Las - wszystkie drzewa Lasu legły pokotem. Tocząc się, potwory uderzyły w Stóżar, który stanął w ogniu i rozpadł się spadając na nie żarzystymi odłomami. Głąb od razu nadpękła w tym miejscu. Zrobiła się w niej szczelina, taka sama, jak tam, gdzie ją poprzednio przebił połamany Wspór Swata. Nica wetknęła w to miejsce swoje oko i chciwie patrzyła na dzieło zniszczenia. Rozczepione uderzeniem o Stóżar potwory odskoczyły w trzy różne strony. Poczuły wzajemną bojaźń, a lękając się siebie, rozpoczęły bój polegający na tym, który więcej Nieba pochłonie, więcej gwiazd pożre. Tym niszczycielskim sposobem chciały zawładnąć Niebieską Krainą. Upodobniony do wilka Poczar wpierw pożarł prawdziwego gwiezdnego Wilka. Pogrom rzucił się na Ciemne Niebiosa i zjadł je w dwu kawałkach. Pożara wchłonęła Niebiosa Żółte, Różowe i Szkarłatne", a zaraz potem zabrała się za We-lesowe Kłosy, z których wytrzęsła całe Ziarno. Poczar zjadł Ogniste Kręgi i Obręcz Koła Swarogowego, po czym zeżarł Niebiosa Bławatne i Zielone. Pogrom rzucił się na Niebiosa Srebrzyste i Szczerozłote, a na koniec zgryzł w kawałki Niebieskie Mury i Wieżyce. Pożara na-pychała sobie prosto do brzucha Ziarno aż do ostatniej plewy, a później pożarła też Kłosy do ostatniego włoska. Rozbiła Dzierżę i połamała Tłuczek, a cały zmielony w Niebieskim Młynie zapas Niebieskiej Mąki rozsypała po wszym świecie. Poczar w odwecie połamał cały Boski Bór, po czym wessał go w swoją przepaścistą gardziel. Pożara na to zjadła Babki. Na chwilę potwory przerwały pojedynek. Bardzo się do siebie zbliżyły, wędrując przez Niebo i niszcząc, co się dało. Jeszcze tylko gwiezdna Łania, co chyłkiem chciała przemknąć ku Dziupli, padła ofiarą Pogroma, który ją wchłonął razem z Dziuplą, tak samo, jak wcześniej Niedźwiedzia, Dzika, Tura i Żubra z ich gniazdami. Zrujnowane Niebo było jednym wielkim pobojowiskiem. Poczar uśmierca dzieci Chorsa, a Pożara dzieci Swaroga - według podania mików z Lipska i Kopanicy9 Wtedy oko Poczary spoczęło na pojedynczych gwiazdach, co się rozpierzchły z Ptasiej Drogi. Między tymi gwiazdami ukrył się cały ród Chorsów przerażonych rozpętaną bitwą. Kiedy Chors zobaczył, że Poczar w nich właśnie mierzy, nakazał wszystkim swoim dzieciom, by się rozpierzchły na różne strony. Poczar działał jednak błyskawicznie. Już pierwsze jego kłapnięcie pozbawiło żywota siedmiu synów Chorsa. Wyrywał gwiazdę po gwieździe, a z każdą pożerał jednego młodego Księżyca albo jedną Chorsawę. Na niedobitki rzuciła się Pożara, a Pogrom pognał za parą rodziców, Chorsem i Chorsiną umykającymi ku Weli. Tych dwoje wraz z dwójką dzieci (Księżycem i Czarą-Chorsawą) dopadło Wysokiego Nieba nad Zaświatami i chciało przemknąć przez dziurę wybitą w Kopule. Pogrom był jednak tak blisko, że prawie miał już w szczękach ostatnie dziatki Chorsowe. Na szczęście na Wierchu Weli przcupnęli Strzybogowie całym rodem i zobaczyli w porę, co się dzieje. Posłali naprzeciw potwora wszystkie wiatry, skupiając całą swoją moc. Uderzenie to powstrzymało Pogroma, ale otrząsnął się i kłapnąwszy potężnie złapał Czarę w pysk i wyżarł jej potężny kawał ciała. Wtedy Chorsiną rzuciła się na niego. Czara czmychnęła na Welę, podczas gdy Pogrom walczył z jej matką. Widać złość musiała dodać jej sił, bo dobrą chwilę trwało one zmaganie, aż przyduszona pod łapskiem potwora Chorsiną zrobiła się blada, a potem całkiem zsiniała. Chors zawrócił, chcąc ratować żonę. Byliby polegli oboje i zostali pożarci, ale zupełnym przypadkiem Prowowie - Prawic i Czstnota, znaleźli się w pobliżu. Prawic ruszył na potwora, który wypuścił zupełnie już siną Chorsinę, ale odgryzł rękę Prawicowi. Czstnota broniła syna, a Chorsawa także przyszła mu z pomocą. Czstnota została uderzona przez potwora i popękała na całym ciele, upadłszy na kamienie Weli10. Na szczęście z pomocą przybyli wtedy Simowie i Wodowie, i Mokosze. Wszyscy razem poszli za Chorsem. Pogrom musiał ustąpić - uciekł w pobliże gwiezdnego Młyna. Od tego czasu, jak mówią mikowie z kątyny Chorsiny w Lipsku, Chorsiną ma skórę błękitnoniebieską - siną, a Chorsawa-Czara ma wyżarty bok i nigdy nie może już być pełna". W tym samym czasie, według serbskich mików z Lipska, Swarog z Dabogą i dziesięcioma synami wracali z Zaświatów, gdzie ich Dabogą ukryła przed gniewem swego męża. Według ich podania, które potwierdzają mikowie kątyny Swarożycowej w Kopanicy, Swarożyce przez cały czas aż do tej chwili przebywali razem z matką w Zaświatach, a główną rolę w przywróceniu równowagi na Ziemi odegrali Perunowie, którzy z tego powodu uzyskali później zwierzchność nad Żywiołami. To Perun ze swoimi synami Ciosną, Perunicem i Łyskiem-Porenutem odkowa-li z zamknięcia Siemię, tnąc mieczami, toporami i sztyletami wody zestalone w lód. Od ich roboty rozgrzane wody poczęły się unosić w górę, a tam Perperuna odciągała obłoki i zamykała je w swojej skrzyni. Tak więc dopiero kiedy narodziły się Potwory, w których ukształceniu ani Dabogą, ani Swarożyce nie brali udziału, Swarog przybył na Welę, rozbił młotem dwór Welesowy w Założy i pokonawszy trzech Welesożarów, porwał Dabę z synami. Widząc, co się dzieje, jak rozszalałe są potwory, Swarog gnał co prędzej ku Ziemi, gdzie wszyscy zamierzali się ukryć. Pożara zoczyła ich ucieczkę i popędziła za nimi. Dopadła ich blisko Sklepienia i nim zdążyli się skryć, pożarła kolejno dziewięciu z synów Swaroga i Daby. Ocalał tylko jeden, najmocniejszy, najszybszy. Przy wrotach Sklepienia czekali już Perun i Perperuna. Zaraz wezwali też na pomoc Rodów i Ładów. Wspólnymi siłami odegnano Po-żarę. Trzy potwory rozsiadły się na krańcach gwiazd i rozglądały się pożądliwie za nowym łupem. Prawie już nic nie zostało z niebieskich budowli: ani jeden most, mur czy wieża. Stał ciągle Młyn i Gwózd opodal Młyna. Ich oczy jednocześnie spoczęły na tym łupie i w jednej chwili rzucili się ku zdobyczy. Gorejący Gwózd wyzywał ich swoim blaskiem. W pędzie wyglądali jak trzy błyskawice: biała, czerwona i niebieska. Uderzyli w Gwózd z trzech stron. Drzewo Nieba zachwiało się i pękło. I kiedy już miało runąć i zdawało się, że cały świat za chwilę ulegnie zagładzie, zjawił się we własnej osobie Światowid. Potwory odsunęły się, by nabrać rozpędu, a kiedy ruszyły ponownie, Bóg Bogów na własnych barkach uniósł w górę pęknięte drzewo, zaś Pożara. Poczar i Pogrom zderzyły się z olbrzymią siłą. U stóp Swata potwory rozpukły się na tysiąc kawałków. Bóg Bogów wezwał wtedy na pomoc wszystkich Żywiołów i Mogtów. O zabiciu Potworów i gdzie zostały ukryte ich głowy Łeb Pogroma potoczył się po zrujnowanej Ptasiej Drodze ku stojącym na jej krańcu Ślepcowi i Kostusze. Nim wpadł w niebiańską Bramę Bram, pożarł tych dwoje. Tam złączył się z Pierwnicą i nie ma go już na świecie. Światowid nakazał Żywiołom i Mocarzom rozkawałkować natychmiast ciała zabitych potworów, sam zaś popędził ułowić ich łby. Niedaleko Kosiarzy dopadł ognistego łba Pożary. Sam go połknął. Niektórzy mówią, że go zjadł, bo nie wiedział, co począć, ale gdyby tak było, zjadłby również pozostałe głowy potworów, a tak nie uczynił. Głowa Poczara szybowała ku Weli. Uderzywszy ją z całych sił, Swat sprawił, że wbiła się w Otchłań. Po jej upadku powstał lej, który zarósł żelazną trawą. Miejsce to nazywa się Oczarowym Polem albo Łąką Oczaru. Tym sposobem Niebo zostało uratowane, a Gwózd pozostał jedyną osią, wokół której kręci się ono do dzisiaj. Następnie Bóg Bogów podążył na Ziemię i przybył w chwili, gdy Sklepienie Niebieskie już poczęło się na nią walić. Wtedy natychmiast podparł je na Górze Trzygław, na której się ono do dzisiaj opiera. Potem porwał pień złamanej Ósicy, wyostrzył go i w szarży oderwał głowę Poczwary-Sołowieja od tułowia, nabiwszy ją na tę pikę. Wolną dłonią zaciśniętą w pięść uderzył Swat Poskrudę tak, że jej łeb pękł na sto kawałków. Głowę Poskrudy wrzucił do Morza Głoz-nowego (Bursztynowego), czyli Morza Wędów, a wody jego zakotłowały się, spieniły i zabełtały, na zawsze pozostając mętne. Od tamtego czasu nazywano owo morze Bo- łotykiem-Bełtykiem. Z łba Poskrudy zrodziło się sto po tworów morskich, które rozpełzły się po wszych morzach Ziemi. Zęby Poskrudy rzucił Swat w jezioro Czarne a z nich narodziło się sto potworów zamieszkujących je ziora Ziemi i stamtąd przepełzły do innych jezior. Jezioro to od owego czasu zwie się Czarna Hańcza. Na szczęście te małe poczwary i paskudy w niczym nie równają się ze swoimi pierwowzorami. Teraz Swat przystąpił do zanu rzonego po szyję w rozpękającej Ziemi Porusza-Świato góra, ucapił olbrzyma za włosy i wyciągnął z ziemi u brzegu Bołotyku. Kamień Kamieni - Swatyr spadł wte dy wypuszczony przez Porusza na samo dno morskie. Mo rze wlało się od razu w otwory po Poruszu i tam gdzie stały jego nogi, powstały dwie wielkie zatoki: Zatoka Wę dów i Zatoka Istów. Bóg Bogów poniósł tymczasem Poru sza na Welę. Przez całą drogę po Niebiosach bogowie rwali ciało Porusza na strzępy. Gdy przybyli na Welę, wy rwali też zębiska z łba Poczwary. Ten łeb Swat cisnął w Naw Piekła. Wbił się on w bagno, które od razu za płonęło ogniem. Owo miejsce nazywa się Bagnem Wrza wy i do dziś płonie niedaleko Gór Ruchomych ziejących wiecznie płomieniami. Ogień z onych gór spływa do Pęt licy, czyniąc na tym obszarze Rzekę Rzek Czerwienicą Bóg Bogów pociągnął Światogora-Porusza, a raczej szkielet, jaki z niego pozostał, na Wierch i tam potężnym uderzeniem wbił go w Górę Gór - tak powstała Wierżba zwana tak dlatego, że szkielet Porusza werżnął się w górę Wierzba pokryła się listowiem od i stu Swata i porosła zło tą korą. Tym sposobem zrodziło się nowe Drzewo Świata Wurszajci Swąta-Swaistixa z jego kościoła w Truso w zie micy pochodzącego z Istów ludu Brusów (Prusów) mó wią, że Wierzbą jest ono zwane przede wszystkim z tego powodu, iż wieńczy wierzchołek świata. Stąd pochodzi ich zdaniem powszechny wśród Sławian i Istów obrządek wieńczenia zakończonej budowli Wiechą. Na Wierzbie wsparło się Niebo Wysokie - Kopuła we li. Swat przebił ciało Światogora kołkiem-piką z Osicy żeby się potwór już nigdy nie odrodził12. Wołchwowie z Rosi prawią, że stąd się bierze miano Światogor jako przydomek Porusza, że właśnie w Święta Górę został wbity albo w Górę Swata. Także Kamień ka mieni Swatyr stąd ma miano, że ze Swątej Góry, z Wier chu Weli pochodzi. Wierzba wyrasta tuż opodal zamyku-tweru Kłódź, przy Źródle Źródeł, kilka kroków od Modrego Baniom (Jeziora Jezior). Nogi, ręce i członek Światogora-Porusza zamieni ły się w pięć korzeni, szyja i głowa w pień owej Wierżby z włosów zaś powstały konary skierowane ku czterem stronom świata. Gdy już Swat znalazł się na Weli, zrobił też porządek z trzema walczącymi tutaj potworami. Ucapił ich wszyst kich pod Wierchem i cisnął w Otchłań. Tam roztrzaskał łeb Ponicza o skałę nad Jeziorem Martwym, po czym za nurzył go w mętnych wodach. Łeb odpadł od cielska, a je zioro pokryło się od razu czarnym lodem i takie pozostaje do dziś. Żywiołowie rzucili się na ciało potwora i zaczęli je rozszarpywać. Bóg Bogów ukręcił łeb Pokłona-Jarzca a Połóż, widząc to, rzucił się do panicznej ucieczki. Swąt pobieżał za nim i dognał go na Ziemi, w czarnogłowskich stepach11. Tu posługując się łbem Pokłona niczym maczugą, zatłukł Położą na śmierć. Łeb mu odciął toporem, ale jadowite kolce otaczające głowę Położą poodłamywały się same. Z tych kolców według wołchwów burskich mają pochodzić widywane przez ludzi do dziś pośród bezkresnych stepów małoruskich straszliwe węże-połozy, pokazujące się w Auksztocie czarne czworonożne ginwoj-ty czy wielkopolskie trusie. Kudiesnicy Antów, czyli Wędów Nadciemnomorskich mówią jednak, że postać połoza-węża-olbrzyma przybierają na jakiś czas młode Ażdahory, to znaczy dzieci Smoków i Żmijów (Ażda-hów-Spętów). Łeb Pokłona-Jarzca zwanego też Kręcicielem rzucił Bóg Bogów w Morze Białe, które pokryło się białym lodem i od tego czasu bez przerwy jest lodem w owym miejscu skute14. Wędowie, którzy są znanymi żeglarzami i obsiedli brzegi zarówno Bołotyku i Morza Białego, jak Czarnego, a także w najdawniejszych czasach przepłynęli wiele innych mórz15, prawią, że dawniej morze było łagodne jak baranek, a stało się złośliwe i niebezpieczne przez Potwory, a także z tego powodu, że ludzie obrazili niegdyś rabunkiem jątarowych skarbów Pana Mórz - Wodo-Wełma i bezczeszczą nieustannie morze nadmiernymi odłowami ryb. S Słowo o śmierci Swiatogora-Porusza według wołchwów z kapiszty Rodżany w Rodni16 Wołchwowie z Rodni, gdzie na Górze Rodu Rodów wznoszą się cztery boskie kumiry, a spod ofiarnego głazu tryska święte źródło zwane Rodiszczem i cieknie święty strumień Rodnik, w którym kąpiel po spełnieniu ofiary daje płodność każdej kobiecie i każdemu mężowi oraz zwierzynie, przekazują inną opowieść o śmierci Światogora. Według nich to Mor. bóg Zarazy i Zagłady, odwiedził swego ojca Czarnogłowa, jako że był zwyczajnie zazdrosny o to, że jest ktoś, kto potrafi bardziej spustoszyć Ziemię niż on sam. Czarnogłów nie chciał mu pomóc i wręcz zakazał jakiegokolwiek działania przeciw Poruszowi. Mor jednak nie mógł ustąpić i poprosił swoją matkę Białobogę o pomoc. Białoboga, widząc możliwość wystąpienia przeciw mężowi, poradziła Morowi, by z pomocą innych bogów przeniósł Głaz Głazów z Weli i położył go na drodze Porusza-Swiatogora, obok zaś wykopał wielki dół, który by potwora pomieścił. Mor wspólnie z całym rodem Wi-łów przeniósł głaz. Sam własnoręcznie wykopał wielki dół, a Lesza-Borana wyścieliła go miękkimi liśćmi. Kiedy nadszedł Światogor roztrącając góry i łamiąc skały, Mor wyruszył naprzeciw potwora. Zaprosił go w gości. Światogor zgodził się dopiero wtedy, kiedy usłyszał, że tajemniczy gospodarz ma łoże, z którego po przespanej nocy wstaje się stokrotnie silniejszym. Po posiłku złożonym z całego stada krów i stada owiec Światogor chciał się udać na spoczynek w owym łożu. Wtedy Mor pokazał mu dół wyścielony liśćmi. Światogor wszedł do dołu i zasnął. Wtedy Mor i Wiłowie nakryli go Głazem Głazów. Ponieważ sen miał czujny, obudził się od razu i usiłował odwalić kamienną płytę, żeby się wydobyć, ale im bardziej się wysilał, tym bardziej zapadał się w głąb ziemi pod niespotykanym ciężarem głazu. Światogor wierzgał i rozbijał się pod ziemią tak strasznie, że zaczęła ona pękać i rozchodzić się na boki. W tym czasie Sołowiej i Poskruda starli się pod Osicą i złamali ją, a Sklepienie Niebios zaczęło się osuwać na Trzygław. Wtedy zjawił się Bóg Bogów we własnej osobie i przystąpił do robienia porządków. Kazał Morowi odsunąć głaz. Kiedy powstała szczelina, Światogor po trzykroć uderzył w Mora swym oddechem, usiłując go zabić. Trujący oddech Swiatogora, który dla wszystkiego, co żywe, byłby zabójczy, wzmocnił tylko Mora swoją morderczą mocą. Tym sposobem Mor stał się jeszcze silniejszy, bowiem od tej chwili posiadł również zabójczy oddech i każde jego tchnienie sieje śmiertelną zarazę. Swat złapał Swiatogora-Porusza za głowę i wyciągnął go z ziemi, po czym przeniósł na Welę i wbił go w Górę Gór, czyniąc zeń Drzewo Drzew - Wiersz-bę, zwaną też Wierchą. Skąd się wzięli Przedstworze Kiedy już Niebo Głębokie zostało ponownie wsparte na Gwoździe, a Niebo Wysokie, czyli Kopuła, oparło się na Drzewie Drzew - Wierzbie, Sklepienie Niebieskie umocowano zaś na wierzchołku Trzygławia, Żywiołowie i Mocarze rozerwali na strzępy cielska Potworów. Chociaż Potwory nie były nieśmiertelne, to jednak zostały ukształcone z materii wieczystej i stały się wieczne. Nie można ich było zabić. Swat widząc rozległość swoich włości, mnogość rzeczy wtórych i trzecich, które powstały przez ciągłe mieszanie się ze sobą Rzeczy Pierwszych, przyzwolił Żywiołom i Mocarzom, by posiedli pomocników tak samo, jak Kaukowie-Dzięgle i Kirowie. W tym celu nakazał im Bóg Bogów złączyć się w pary i podrzeć ciała Potworów, przez co ulegną one przepotworzeniu. Następnie zaś każda para powinna stworzyć po cztery lub trzy jednakowe postacie z przepotworzonej materii. Kiedy to już będzie gotowe, obiecał tchnąć w nowe boskie stwory skrę swojego i stu, by stały się uleglejsze, a ich przyrodzenie współgrało ze światem. Bogowie rwali parami ciała potworów i potem parami w różnych zakątkach przestworzy niebieskich kształcili z owych strzępów nowe postacie. Tak narodzili się Przedstworze, zwani tak z powodu swego narodzenia w przestworzach, stworzenia boskimi rękami, przepotworzenia i krwi potworów, jaką w sobie noszą. Przedstworze stali się pomocnikami Żywiołów i Mocarzy - prabogunami i praboginkami - najniższymi bytami boskimi, bogami poronnymi. Poronnymi, to jest nie poczętymi z ciała swych rodziców, ale ukształco-nymi ich rękami, z materii martwej, choć wieczystej. Stąd bogunowie i boginki nie są nieśmiertelni, ale są wieczni. Kiedy przydarzy im się śmierć, odradzają się w tej samej postaci, ale nie tej samej osobie i po pewnym, niezbędnym do samoodtworzenia czasie. Najwięcej najbardziej tajemnych wiadomości o Przed-stworzach i powstałych z nich później Stworzach-Stwóro-kach posiadają gromady kapłańskie Guślarzy, Koźlarzy, Kudiesników, Czarowników, Toblacek, Czarownic, istyjs-kich Cereuninek i Żegnotów oraz Zaklinaczy, Wraczy, Znachorów i Czarodziejów. Swiatowit tak to urządził, że każdy z 88 żyjących już wtedy bogów Żywiołów i bogów Mocy posiadł trzech lub czterech pomocników. Przy czym cały ród jako jedność miał do pomocy 15 lub 16 bogunów. Jako że rody Żywiołów składały się z ojca, matki i trojga Żywiołów Mniejszych, otrzymali oni możliwość stworzenia 5x3 Przed-stworzów. Rody Mocarzy-Mogtów, gdzie prócz ojca i matki jest zawsze tylko dwoje Mniejszych Mocarzy, miały możliwość stworzenia 4x4 Przedstworzów. Tym sposobem Swat zrównał siły mocniejszych dotychczas Żywiołów z młodszymi i słabszymi Mocarzami. Z ciała Pokłona powstało siedem rodzin Przedstworzów: trzy Chały ze skrzydeł wyrwanych rękami Dyja i Chorsiny, trzej Stuhacze z trzech szyj obciętych rękami Strzyboga i Stryi, trzej Latawce z trzech ogonów Kręci-ciela obciętych również przez Stryj ę i Strzyboga, trzy Wi-chory z korpusu rozdartego przez Pośwista i Bożeboga, trzy Bełty z wnętrzności poszarpanych przez Dyja i Po-gwizda, cztery Mątwy z potężnych łap obciętych przez Mada i Mokosz oraz cztery Liszki z serca, wątroby, żołądka i śledziony, wyciętych rękami Licha i Dodoli17. Z poszczegółnych kawałków pociętego długaśnego cielska Położą powstały trzy Kraśniaki, cztery Ubożęta, cztery Żyry, cztery Dobrochoty, trzy Spory, trzy Radunice, trzy Kłobuki, trzy Skotniki i trzy Mruki-Mrugilx. Było to więc dziewięć rodzin prabogunów i jiraboginek. Z rozerwanego ciała Porusza-Swiatogora, którego szkielet, członek i głowa z szyją zostały przez Swata zamienione w Wierzbę, powstało jedenaście rodzin Przedstworzów złożonych w sumie z 36 prabogunów i prabogi-nek. Były to: Brzeginie, Niziołki, Polewiki, Piędzimężyki, Przypołudnice (Oprzypołudnie), Obiłuchy, Wilce-Sjeny, Wiły, Bugaje, Leśnice i Laskowce19. Z ciała Poczwary-Sołowieja stworzono siedem rodzin liczących 28 Przedstworzów - Łójmy, Czarcichy, Czarty, Krasawki, Porońce, Zwodnice i Cmunki20. Z Pożary zrodziło się 46 prabogunów i praboginek należących do trzynastu rodzin. Były to: Płanetniki, Zmierzchnice, S witezie, Welesożary, Swiczki, Jaskry, Skierki, Świetliki, Swarki, Żary, Ognie, Ognice i Owin-niki2'. Z Pogroma-Rozpuka stworzono rękami boskimi 34 prabogunów i praboginek należących do dziesięciu rodzin - Dziennice, Nocnice, Obłoczyce, Chmurniki, Gradki, Grzmotniki, Plonki-Puki, Wieszczyce, Odmieniec i Połud- T) mce~. Z lochy Poskrudy Żywiołowie i Mocarze ukształcili dwadzieścioro siedmioro prabogunów i praboginek w ośmiu rodzinach: Kąpielniki, Rusałki, Męcice, Utopce, Brodzice, Topielice, Wodniki i Bagienniki23. Z ciała Ponicza powstało dziewięć rodzin Przedstwo rzów zamienionych w późniejszym czasie w Stworze, jak i wszyscy inni Przedstworze. Razem było ich na początku 36 prabogunów i praboginek. Były to Mary, Dusioły, jagi Jędze, Upierzyce, Podrożniki (Poputniki), Mamimy, Lel ki, Nawki i Popielnice24. Z ciała dziewiątego Potwora Poczara powstało aż czter naście rodzin Przedstworzów, czyli 56 prabogunów i pra boginek - Rodzanice, Różańce (Rodki), Narecznice, Ba bajagi (Bobaki, Boby), Dziwożony, Bylice, Sądzenice Prawki, Skarbki, Skrzęty, Skrybki, Chochołdy, Wojki (Dzicy Męże) i Szczekotuny25. Wiadomości o ich wyglądzie znajdują się w kolejnych tajach. Tu należy jeszcze tylko zaznaczyć, że praboguno wie i praboginki rodzili się przez trzy dni i trzy noce we lańskie w różnych okolicach Głębi, Ziemi, Weli, Nieba Dalekiego, Wysokiego i Niskiego. W trakcie Wojny o Krąg Przedstworze zostali ustokrot nieni i pomniejszeni do rozmiarów porównywalnych z ludz kimi, dopiero te postacie zwane są Stworzami albo Stwó rokami. Starsi Stworze, czyli 312 prabogunów i prabogi nek, którzy zrodzili się z Potworów na samym początku prawie nigdy nie pokazują się ludziom i są zajęci bardzo mocno opieką nad poszczególnymi dniami roku. Zakończenie Wojny o Bułę - nadanie bogom Taj przez Swata Jviedy już poćwiartowano Potwory, a z ich ciał narodzili się Przedstworze, Bóg Bogów nakazał Żywiołom, Moca rzom i wszystkim ich dzieciom przywrócenie we wszym świecie takiego ładu, jaki był przed bitwami. Nie dało się tego uczynić do końca, ponieważ wiele rzeczy, które były na początku, zniknęło ze świata. Bogowie rzucili się do pracy pamiętając, jaki los spotkał nieposłusznych pierwo rodnych synów Swata. Bóg Bogów nakazał im ze wszyst kiego niepotrzebnego zrobić wielkie ognisko na Równi pod Skałą Gromu, a po wykonaniu zadania zebrać się przy tym ogniu. Mogtowie i Żywiołowie ułożyli na nowo Nie biosa złączywszy je nową Drogą Straszów na podobieńst wo pierwotnej Ptasiej Drogi. Tym sposobem przywrócono nowy ład niebiański z Gwózdem jako głównym miejscem Nieba, wokół które go do dziś kręcą się Woły niebieskie, Koń niebieski i nie bieski Niedźwiedź, Kwoka z Pisklętami i ocaleli z pogro mu Kosiarze. Niebo zostało bez Ślepca i Kostuchy, z jedy na Gwiazdą Welesową, bez Welesowych Kłosów i Łąki Złożono je na powrót z czterech Niebiosów: Niskiego Wysokiego, Głębokiego i Dalekiego. Powstało teraz jed nak już tylko w siedmiu barwach ułożonych przez Zorzę Jutrę. Niektórzy prawią więc o Siedmiu Niebach z powo du owych siedmiu maści niebiańskich. Urządzono także nowy ład na Ziemi, którego kształt możemy do dzisiaj podziwiać. Na całej Ziemi było teraz siedem pasm gór. Na wschodzie uchowały się Góry Kau ków poświęcone Czarnogłowowi, a w nich Trzygław, na którym spoczywa Sklepienie. Na zachodzie druga część owych gór zwanych Białymi, jako że poświęcone są Bia-łobodze26. Ze środka, onych dawniejszych rozległych Gór Kauków zrujnowanych przez Światogora-Porusza, zachowały się Góry Chorsa, nazywane potem Charwatami, Górami Krakowskimi lub Karpatami i Góry Sądzy-Osudy, zwane później Górami Sarmackimi albo Sudetami. Poza tym zostały Góry Łyska (Łysogóry), Góry Roda (Rodopy) i Góry Sima (Siemana Hyle). Niektóre kątyny dodają ósmą górę - Rawską, czyli Zerywańską, zwaną nieraz Ry-fejską, gdzie miała się mieścić Koliba Zerywanów. W nowym porządku płynęło przez Ziemię siedem wielkich rzek: Wołga-Rwa, Dunaj-Isty, Dunaper-Dnieprz, Du-naster-Dniestrz, Dziwna-Dźwina, Wiskła-Wądal i Odra-Odera. I tu chrominy zachodnie dodają rzekę Łabę, czyli Białoboską. Było też na niej siedem znacznych jezior, które niekoniecznie były wielkie, lecz bardzo ważne. Te jeziora to Jezioro Białe, Jezioro Czarne, Jezioro Ładów, Jezioro Cudów, Bołotoń, Jezioro Body i Jezioro Mokoszy. Oblewało zaś Ziemię ze wszech stron siedem mórz: Morze Białe, Morze Wady (Bołotyckie zwane też Bałaty-rem lub Morzem Głoznowym), Morze Czarne, Morze Mora, Morze Mada, zwane też Morzem Mazów oraz Wielkie Morze Południowe i Morze Północne. Z tej pracy bogów powstała też Wela w dzisiejszym kształcie z jej siedmioma górami, siedmioma rzekami rozlanymi z jednej Rzeki Rzek - Pełnicy, z Wierchem i wieńczącą go Wierzbą, z siedmioma łąkami, siedmioma jeziorami, siedmioma czarnymi źródłami i siedmioma białymi studniami żywej wody27. Kiedy już bogowie skończyli przywracanie ładu, zapalili ogień na Równi Welańskiej pod Skałą Gromu, skąd rozchodzą się Góry Ogromne i dzielą na Pasmo Białoboskie i Czarnogłowskie. Tu zasiedli w kręgu przy ognisku. Wtedy przybył Swat z Dzięglami-Kaukami oraz z Kirami-Go-dami w otoczeniu ich pomocników Ażdahów i Światło-gońców. Bóg Bogów dokonał podziału Niw między Żywiołów i Mocarzy zarówno na Weli i Ziemi, jak i na Niebie, i każdemu przydzielił pracę niezbędną, którą od tej pory miał wykonywać, aby nowy ład utrwalił się na wieczność. Tchnął też swój ist we wszystkich zgromadzonych przy ogniu bogunów i boginki. Każdej rzeczy dał znak tajemny - Taję, i każdemu z bogów taką samą Taję kutą w złocie, by nigdy nie pomylili, co do kogo należy. Dał im też piękne tyny - dwory na ich Niwach. Ostrzegł ich, że jeśli zmuszą go, by po raz kolejny opuścił Kłódź odrywając się od stwarzania, żeby ratować świat i ich samych od zagłady, nie będzie już tak wyrozumiały jak tym razem i surowo ukarze winnych. Nakazał im za każdym razem w sprawach grożących ładowi świata zbierać się przy tym ogniu i rozważać pospołu sposoby zaradzenia trudnościom. Zakazał toczenia walk, dopóki nie podejmie się w gromadnej radzie próby zażegnania sporu. Sędziami ustanowił Peru-na z Żywiołów i Prowego z Mocarzy-Mogtów. Nakazał również, by każda rzecz stworzona ich rękami na Weli lub Niebie kropiona była Wodą Mora, czyli śmiertelną wodą, która zapewni, że nie powtórzy się im taka przygoda, jaka miała miejsce z Potworami. Kto by tego nakazu nie przestrzegał, ten narazi się na jego, Swątowy gniew. Tak to po wielkiej wojnie i licznych bitwach dokonał się Trzeci Dział i Trzecie Dzieło Boga Bogów zostało ukończone. Wszech Świat, podzielony uprzednio między Dzięgli i Kirów, został teraz podzielony także między Żywiołów i Mocarzy. Bóg Bogów otoczył Kłódź na Górze Gór - Wierchu warownymi murami. W ich obrębie znalazło się Drzewo Drzew - Wierzba, Źródło Źródeł, Jezioro Jezior - Modry Banior, Skała Skał, Głaz Głazów i Kamień Kamieni - Swatyr28. Tam się udał i po ciężkiej pracy usiadł na Głazie Głazów. Tak Kłódź stała się jego warownią i twierdzą. Zakopanie Taj Kaukowie-Dzięgle z Ażdahami i Kirowie-Godowie z Ku-niczami udali się do swoich trzemów i tumów. Żywioło-wie i Mocarze zostali przy Ognisku Ognisk, oglądając swoje nowe nabytki. Zapoznawszy się z Tajami, postanowiono złożyć je wszystkie w jednym miejscu i zakopać, by nikt nigdy nie mógł zawładnąć tajemnicą rządzenia niwami bogów i naznaczonymi im rzeczami. Sim ze Skal-nikiem ukopali wielki kawał górskiego kryształu, który kryje i zamyka w swym wnętrzu każdą rzecz nie tylko przed wzrokiem. Swarog wykuł z niego kolejną skrzynię i piękne okucia do niej, Perun kłodę z żelaza, Perunic zaś z Makoszem klucz. Mokosza dała srebrne śnitki-nieci ze swej łąki uplecione przez pająki Złebytki. Wpleciono je w pokrywę skrzyni. Były to nieci złego bytu, które każdemu, kto tknąłby skrytkę, przyniosłyby samo zło. Zadanie zakopania skrzącej się blaskiem skrzyni w niedostępnym, nieznanym miejscu postanowiono powierzyć Prze-plątowi i uczynić go Strażnikiem Tajemnicy. Nikt bowiem jak on nie potrafił splątywać śladów i zwodzić ciekawych. Tak też się stało. Klucz zawiesił sobie Przepląt na szyi; miał się on stać jego czertą - zastępczym, wtórym znakiem. Ogień wygasł i bogowie, zakopawszy wieczny żar w miejscu pierwszego zboru, rozeszli się do swoich ty-nów. Trzeci Dział się dopełnił. Wołchwowie z Rodni utrzymują, że od tamtej pory na każdy boski zbór, który sobie Żywiołowie z Mocami wyznaczają w jakim bądź miejscu na Ziemi, Weli lub Niebie, bierze się żar z owego Ogniska Ognisk, miejsca pierwszego zboru, który się odbył na Równi Welańskiej u stóp Skały Gromu. Postępują tak, by wypełniać wolę Swata. Stąd też ludzie za przykładem kapłanów na pamiątkę owego wydarzenia w wielkie święta palą ognie zwane gromadnymi albo gru-matkami, urządzając swoje ludzkie sobary2y i zbory. Zbory takie zwą też zgromadzeniami. Także kapłani różnych kościołów, kątyn, kapiszt i chromów tworzą zamknięte zbory zwane gromadami, które strzegą pilnie swoich tajemnic. Przypisy 1 Kapiszta w Rosi pod Biełogorodem w ziemicy Rosów była jedną z czterech wielkich świątyń bogini Roszy. Ziemica Rosów, rozłożona w dorzeczu dunaju Roś, stała się zalążkiem historycznego państwa Rusów. Około I wieku n.e. dostała się pod panowanie Sarmatów. Swoje siedziby miało tutaj wtedy plemię RoksolanóW. Grupy bojowe tego plemienia składały się także ze słowiańskich, ruskich wojowników. Słowianie wchodzili od zarania swych dziejów w liczne związki z ludami tursko-irańskimi. Posiadają wiele wspólnych z Irańczy-kami nazw w obszarze słownictwa religijnego i nie tylko, jak również wiele pokrewnych mitów'1. Udokumentowane są sojusze Słowian ze Scytami w VI wieku p.n.e.c, jak i z Sarmatami około I-II w n.e.d, czy w III-IY wieku z Hunami6. Wspólnie z Awarami opanowali w VI wieku południową i środkowo-zachodnią Europę, a wreszcie z turskimi Bułgarami, którzy zostali zasymilowani przez Słowian Naddunajskich', współżyli przez 200 lat we wspólnym państwie historycznym. W IV-V wieku nad Rosią miało swe siedziby plemię zarówno słowiańskich Rosów, jak i alańskich Rosomonów. Niektórzy badacze twierdzą, że zarówno Roksolanie, jak i Rosomoni byli czysto słowiańskiego pochodzenia. Od tych plemion pochodzi miano rozciągnięte na całą późniejszą Ruś. W tym czasie w widłach Rosi, Dniepru i Teterewu istniało królestwo Rosów związane z władztwem Attyli. Późniejszemu rozszerzeniu tej nazwy sprzyjało kilka okoliczności. Po pierwsze fakt przejęcia jej i rozpowszechnienia na północy i zachodzie Europy przez drużyny wojenno-kupieckiego bractwa normańs-kich Waregów, którzy zajmowali się handlem na Wołdze w IX wieku (zaczęto ich wtedy nazywać pośród Germanów Rossmenami albo Rossokarlami - członkami Bractwa Żeglarzy)g. Drugim czynnikiem sprzyjającym było ulokowanie centrum państwa Rurykowiczów w Kijowie, czyli ziemicy Rosów, Rosomonów, a wcześniej Roksolanów. Po trzecie w okresie późniejszym, gdy Słowenowie znad Ilmenia ustanowili swoim władcą Ruryka z Rossokarlów, książęce drużyny zbrojne, stanowiące władzę Rurykowiczów wśród plemion północ -no-wschodnich Słowian, nazywano Rusami. Rusowie nigdy nie nazywali Normanów inaczej niż Warjagami. Z kolei Nordowie nazywali Ruś zawsze Os-trogardemh. Rosowie wywodzili się z ludu Budynów, a ich pierwszym władcą był Ruś. Według podania wszyscy oni zrodzili się z krwi bogini Rossy, której synem był także Rusłan (Urusłan)'. Druga ważna kapiszta Roszy-Sporzycy znajdowała się w ziemicy Istów, nad rzeką Wilją na wzgórzu Ros-sa1. Trzecie sanktuarium z Kopcem Roszy mieściło się w Charwacji Nadwiślańskiej - to dzisiejszy Rosiejów. Czwarta kapiszta leżała najpewniej w Roztoku w ziemicy Obodrzyców, nad rzeką Warnową (dzisiaj niemiecki Rostock). 2 Lud Burów jest jednym z siedmiu wielkich ludów Sła wian lub, jak kto woli, ośmiu ludów sławsko-istyjskich wywodzącym się podobnie jak pozostałe wprost od ze rywanów. Był to odłam Sławian najbardziej wysunięty na północny wschód. Od wschodu otaczały Burów ludy turańskie i irańskie. Obcy kronikarze starożyt ni nazywali ich Czarnosiermiężnymi11. Wędrowali oni z Koliby tak jak wszyscy potomkowie Zerywanów Osiedli nad Wołgą i Oką. Później przesunęli się także nad Berezynę. Od południowego zachodu sąsiadowali z Budynami, od zachodu z Istami, od północy z Fen nami (Finami). Około I wieku n.e. duży odłam Burów przemieścił się w okolicę źródeł Wisły i Odry, na Śląskb. Tu zostali włączeni do wielkoplemiennego kró lestwa Lęgów. Utrzymywali żywe stosunki gospodarcze z naddunajskimi prowincjami Rzymu, dla których po dobnie jak Charwacja Nadwiślańska stanowili zaplecze gospodarcze - hutnicze, górnicze, produkcji ceramicz nej. Później zostali pobici przez wędrujących od północy Germanów i zmieszali się z nimi. W zbrojnych mieszanych słowiańsko-germańskich grupach wyruszyli na południe, atakując cesarstwo rzymskie w czasie wojen markomańskich. Marek Aureliusz zawarł z nimi przymierze. Wymienia ich w swoich relacjach Ptolemeusz. Główna część owego plemienia - poza wojownikami - pozostała na Śląsku. W VI wieku pod wodzą króla Wiatka powrócili do rodzinnych ziemie nad Oką i Donem. Wiatka pochodził z królewskiego rodu wędzkiego Wędtyczówc. Burowie śląscy uczynili go swoim władcą. Koronowanie władcy obcego pochodzenia było często praktykowane wśród Sławian. Jest wiele przykładów takiego postępowania, poczynając od Białochor-wacji, gdzie królową uczyniono Wandę z rodu wędzkiego, przez Czechów, którzy w VI wieku wybrali na władcę Samona z plemienia Franków'1, Rusów, którym królował wareski Ruryk, aż po elekcyjnych królów historycznej Polski. Od imienia Wiatki okoliczni nadwołżań-scy Burowie nazwali powracające plemię Wiatyczami. Kołodun Jure z Uroczyska Biełyje Bogi był zwierzchnikiem wielkiej kapłańskiej gromady kołodunów. Koło-duni posiadali całą tajemną wiedzę na temat wody -jej pochodzenia, związków z Podziemiem i Niebem, źródeł świętych, boskich korzeni rzek, jezior i mórz. Potrafili wróżyć przyszłość z toni wodnej lub pojedynczych kropel, leczyć wyłącznie przy pomocy różnych rodzajów wód ze świętych źródeł wody wrzącej lub zamarzniętej. Znali w szczegółach cały rytuał związany z oczyszczającym działaniem wody i obmywaniem, które to czynności powiązane były z porami roku, przesileniami itp. Ślady tych obrzędów zachowały się w licznych opisach kronikarzy i praktykach świątecznych aż do XX wieku. Kołoduni umieli sprowadzać deszcz i powstrzymywać wylewy rzek. Znając odpowiednie miana, czerty, gra-moty i taje, potrafili zakląć morze, by się wzburzyło, albo w środku lata zestalić jego powierzchnię w lód. Litwini przy pomocy koloduna z Białoziera przeprawili się latem z całą armią przez Zatokę Ryską na Ozylię. Stare kroniki mówią wiele o tajemnej umiejętności przechowywania pokarmów w stanie świeżości przez Sławów białozierskich i Istów-Litwinów znad Dźwiny. Potrafili też oni przez kilka miesięcy przechowywać zwłoki zmarłego do czasu nadejścia właściwej daty ich pochówku. Zaklęcia kołoduńskie wypowiadano poruszając się ruchem kolistym w stronę przeciwną kierunkowi słońca. Przy pomocy kolistych tanów, czyli rytualnego tańca w zaklętym kole - kręgu (praktyki magicznej imitującej boski Krąg i Zbór, znanej i stosowanej powszechnie wśród wszystkich Sławian), kołoduni wprawiali się w wieszcze uniesienie. Surowe samotnicze zasady przestrzegane w Uroczysku Biełyje Bogi, będącym zborem gromady kołodunów całej Słowiańszczyzny, zabraniały im rozmów przez większą część roku, i korzystania z czyjejkolwiek pomocy. Nakazywały natomiast dokonywanie licznych oczyszczających kąpieli i obmywań. Zabraniały im również strzyżenia włosów, zwłaszcza w miejscu ich kolistego rozchodzenia się na czubku głowy, gdzie rodziła się osobista moc czarowna i zarazem wnikała w osobę cała magiczna moc wszego świata. Stąd wzięły się właśnie późniejsze wierzenia w zaklętą siłę i szaleństwo związane z powstałym z włosów na głowie kołtunem oraz posądzenia o zadawanie kołtuna czaramif. Ścięte włosy były traktowane jak część duszy i pilnie strzeżone przed obcymi, zbierane w woreczki albo zakopywane pod kamieniami z zachowaniem obrzędu8. Jur z Białoziera, usłyszawszy głos Białobogi, wyruszył na południowy zachód, by zbudować gród, który jej będzie poświęcony. Zbudował go własnymi rękami. Zwano go Grodem Jura albo Białym Grodem'1. Blisko tego miejsca wybudowano potem późniejszą stolicę zie-micy Słowaków - Bratysławę. " Hekataios i Herodot wymieniają ich nazywając Melanchlajnami - Czarnosiermiężnymi [patrz PP t. I, str. 114]. h Być może znaleźli się oni nad Wisłą i Odrą dowodzeni przez Sarmatów, którym wcześniej podlegali. Nie wiadomo, czy nie był to jednak element wspólnej akcji zaprowadzania sarmackiego (slo-wiańsko-alańskiego) zwierzchnictwa nad ziemicami Sarmacji Europejskiej aż po linię Odry. 1 O Wiatce pisze Powieść doroczna, widząc w nim założyciela plemienia Wiatyczów wywodzącego się z Lachów (Lęgów). J Wielu uczonych uważa, że Samon był Chorwatem, a nie Frankiem. Byłby to więc władca słowiański pierwszego wielkiego państwa Morawy. Być może to jest właśnie okres świetności dynastii Swcw-ładyczów, gdyż Morawa Samona objęła także Serbię Nadłabską (Łużycką), Karantanię i Słowian Panońskich oraz Chorwatów. Możliwe, że dalej na południowym wschodzie weszli w jej skład także Serbowie z Belgradu i Raszki [patrz SSS t. V, str. 39]. 0 Jur z Biełych Bogów jest postacią mityczną [patrz SSS t. V. str. 492]. 1 Patrz: MSiP; SLLB; M. Cetwiński i M. Derwich Herby, legendy, dawne mity, KLS i inne]. '= O rozpowszechnionym wśród Słowian z Pomorza, Gór Karpackich i Rusi zwyczaju obrzędowego zakopywania włosów i innych magicznych praktykach dotyczących włosów pisze J. G. Frazer, Ztota ga~ tąf, str. 213-214. Zwyczaj ten był według niego także rozpowszechniony wśród germańskich Sasów, którzy, jak wiadomo, zajęli ziemie Drzewian-Durzywian (Durzyńców) na Załabiu. '' Chodzi o gród Svaty Jur w pobliżu Bratysławy [patrz SSS t. V, str. 492]. 1 Kurowie są uważani za rdzennych mieszkańców ziemi-cy Kurzeme. Jednak ziemie te zajmowali także Wędo-wie, którzy zostali wchłonięci przez osiadłych tu i wciąż wypierających ich Istów. Także Wędowie-Sys-łowie (Węsowie) podbijali ziemice północno-wschod-nie aż po Jezioro Białe. Obok nich osiedlali się tutaj zdobywczy Wądletowie, których miano przejęli w końcu Oksztowie-Auksztotowie, nazywając swój kraj Litwą (Letuva). a także Łotygołowie - Letgale. Bez wątpienia na tym terenie przewagę ludnościową mieli jednak Istowie, którzy w końcu wchłonęli wszystkie inne ludy i plemiona. Ślady sławskich z pochodzenia Wędy-warów przetrwały do dzisiaj w ziemicy Kurzeme w nazwach miejscowych i rzecznych. Chrom w Apuolu był świątynią Gabii i Gabisa - istyj-skich (później litewskich) odpowiedników Swary i Swaroga lub Paniksa (późniejszy pruski odpowiednik Swaroga). Apuole (Opole), znane w średniowieczu jako Apulia, było grodem o rodowodzie sięgającym I wieku, co potwierdzają badania archeologiczne. w roku 854 zostało zdobyte i zniszczone zniszczone przez szwedzkich wikingów króla Olafa (czyli Waregów). Odbudowane ponownie, jest dzisiaj niewielką osadą w Kuroniia. •' Patrz np.. SLLB str. 199 albo SSS - Apuule i inne hasła związane z Kurzeme, Łotwą i Prusami. 4 Dziewięć Ognisk, przy których rozsiadło się po Dziewięciu Bogów to nieprzypadkowa liczba, bowiem czer-ta "9" jest w Tajemnym Trebniku związana z Zaświatami i we wszystkich tekstach występuje jako symbol śmierci (9 śledzion Sowiego, 9 drzwi z komory Polela, dziewięciu Ciemnych Bogów Podziemnych itp.). W tym przypadku mamy do czynienia ze zdwojeniem tego symbolu, co przepowiada wielkie zniszczenie, nagromadzenie śmierci i olbrzymi zamęt, jaki wyniknie z działań podjętych przez bogów Żywiołów i Mocy. 9x9 daje 81 bogów siedzących przy Ogniskach. 8+1 to trzecia dziewiątka - trzeci okres Stwarzania Świata przez Swata, który zakończył się Trzecim Działem, ale także potrójne ostrzeżenie przed nieuchronną zagładą. Jak wiadomo, wszystkich Żywiołów i Mocy jest 88 - jeśli nie liczyć Swątlnicy-Strzęśli (Jemioły-Imieli), przepadłej w Kłódzi według jednych podań, a zaklętej w płonną gałąź Wierzby lub w Bodre Światło - Bożą Krówkę (Biedronkę), a potem strąconej z Niebios i wykreślonej z poczetu bogów, według innych wersji mitu. O losach Swątlnicy mówi zarówno mit (baj) związany z zerwaniem płonnej gałęzi przez Diwa-Ładziwa, jak i mit o Dzikich Łowach oraz walce Łada-Kolady z We-lesem czy mit o oślepieniu Bożdnica-Bodnyjaka. Ani cyfra 88, będąca wszak czertą zastępującą taję "S" (88 składa się z czterech zwróconych do siebie i przeplecionych liter "S"), ani liczba pozostałych poza Ogniskami siedmiu bogów również nie są przypadkowe i obojętne. Szczęśliwa według wszelkich trebników siódemka składa się bowiem ze wszystkich uznawanych za wyjątkowo przychylnych ludziom bogów, a właściwie z samych bóstw żeńskich. Są to boginie: Krasatina, Bodą, Warza-Cica, Żywia-Siwa, Radorada, Ruda-Ródź i Ra-da-Zboża. Wszystkie one są boginiami-Dziećmi Wielkich Żywiołów i Mocy. Sześć z nich (z wyjątkiem Ra-dy-Zboży) to córki Mocy. Ta czertą, "6", jest z kolei odwrotnością "9", symbolem życia. Zwraca również uwagę występowanie w owym zestawie siedmiu szczęśliwych Trójcy Radzie (Radorada, Ruda-Ródź i Rada-Zboża) związanych z obrzędem narodzin ludzkich. W tajach tłumaczy się ową nieobecność Siedmiu Bogiń na dwa sposoby. Według pierwszego tłumaczenia, tych siedmiu jeszcze nie było wtedy na świecie, co stoi w pewnej sprzeczności z poprzednimi tajami. Drugie mówi, że nie chciały one po prostu brać udziału w przygotowaniach do uśmiercenia Świata. Wiedza na temat czert zawarta jest w Wielkim Trebniku Tajemnym, a także częściowo w Tai Siódmej. '' Tajemny Trebnik lub inaczej Wielki Trebnik (zwany także Wielkim Trehnikiem Tajemnym) jest księgą obrzędową dostępną wtajemniczonym członkom Starosłowiańskiej Świątyni Światła Świata oraz wyznawcom wiary przyrody. Rodowód tego trebnika sięga czasów 5 Pogroma nazywano różnymi zastępczymi mianami, po dobnie jak wszystkie byty niebiańskie, po to, by nie wy mawiać jego imienia właściwego. Tak jak inne Potwory był znany pod tymi mianami w różnych stronach ziemi cy Słowian oraz Istów. Stąd pochodzą jego nazwania takie jak Rozpuk, Pęk oraz przechowane przez Istów Łotygołów - Pukis. Zachowane zapisy świętych ksiąg wiary przyrody Łotygoły pozwalają dokładnie prześledzić, w jaki spo sób przebiegał proces przepotworzenia Potworów i stworzenia Stworzów (Przedstworzów) z ich ciał, bo wiem kapłańska gromada Wejunasów przechowała wśród Letgalów dokładny obraz Pukisa (znanego i dziś łotewskiemu folklorowi) jako wrogiego ludziom ognis tego, latającego smoka-olbrzyma, zamieszkującego jed nocześnie wody. Pukis przebywał zarówno w powiet rzu, jak i w głębinach mórz i jezior. Z łotewskiej mito logii, Dzismy, znane są jednocześnie późniejsze duchy pomocnicze - bogunowie, powstali z ciała Pukisa Puko wie oraz żeńskie Pukieny. Ci Stworze (boginki i bogu nowie) występujący pod postacią latającego ognia do starczali gospodarzom bogactw, znosząc pożytki z całej okolicy. Pod wpływem chrześcijaństwa dołączono tu wątek o zaprzedaniu duszy diabłu w zamian za ich usłu gi oraz o tym, że sporzenie pożytku przez owe duchy odbywa się na zasadzie kradzieży. Na przykładzie wspólnego Słowianom i Istom Pukisa-Rozpuka-Pogro ma, mitycznej postaci z rodu Potworów, można zaob serwować, jak przebiegała chrystianizacja, proces odry wania ludu od dawnej wiary i proces degradacji daw nych bóstw. Na tej podstawie w połączeniu z podobny mi sytuacjami dotyczącymi innych pokrewnych postaci (np. Puruszy) daje się odtworzyć w pewnym istotnym fragmencie ów mit o przemianie Potworów dokonanej rękami bogów w Stworze. Puki i Pukieny powstałe z Pukisa odpowiadają dokładnie słowiańskim Plun kom-Plonkom (Płonkom) powstałym z tegoż samego Pękaa. Słowo pomian jest starym słowiańskim wyrazem ozna czającym echo, widmo-poświatę i pogłos. Było ono używane na określenie zjawiska echa, zanim erudyci odkryli pochodzącą od Hellenów boginię Echo. Pomian Postracha, Potwora Potworów jest widmem-poświatą pogłosem-echem potwora Postracha, w jakiego zmie nił się Swat, gdy go napadli zbuntowani Zniczowie Wtedy to okropny strach powalił buntowników i spra wił, że przegrali. Swat wrócił do swojej postaci, ale wi-dmo-poświata-pogłos (pomian) Postracha pozostało i rozpostarło się po wszym świecie. Patrz: Tają Trzecia. 7 Gród Kija - Chodzi tu o Kijów naddnieprzański, a nie o Kijowiec naddunajski. Twieidzenia mików poiabskich - patrz Tają Czwarta. x Niebo składało się jako całość z Czterech Nieb Sklepionych, każde zaś Niebo Sklepione zostało sklepane, tj. złączone, z Niebiosów różnej barwy. Potwory w pojedynku pożerały kawałki Nieba Dalekiego, Głębokiego, Wysokiego i Niskiego (Powłoki, Głębi, Kopuły i Sklepienia). W rezultacie w owych czterech Niebach zachowały się calizny niebieskie w siedmiu barwach. Niektórzy twierdzą w związku z tym, że istnieje siedem Nieb, a właściwie Niebios. Jest to pogląd równoprawny. 9 Chodzi tu o podania Łużyczan i Serbów Łużyckich z Lipska nad Sporawą-Sprewą i z Kopanicy, która była grodem położonym w miejscu, gdzie dzisiaj leży Berlin. Lipsk nazywa się obecnie Leipzig, zaś Kopanica jest dzielnicą Berlina i nosi nazwę Koepenick. Są to stosunkowo późne podania pochodzące z kątyn Chorsiny (Krosiny) w Lipsku i Dabogi w Kopanicy. Jedno z nich ma korzenie serbskie, drugie przechowano wśród Łużyczan. 10 Jak widać, istnieją dwie wersje wydarzeń związanych z odgryzieniem lewego ramienia Prawicowi oraz uderzeniem i spękaniem Czstnoty. Według mików Łużyczan Prawic i Czstnota ruszyli na ratunek Chorsinie i Pogrom był sprawcą ich okaleczenia. Według innych kącin to Ponicz w trakcie Bitwy o Welę zaatakował i uszkodził zbyt odważnego Prawica i stającą w jego obronie matkę". '' Patrz wyżej w tej Tai. 11 Znajdują tutaj odbicie cztery okresy Księżyca: Chors - pełny, Chorsawa - sierp, Chorsina - nów oraz Księżyc, który później został przepołowiony przez Perunica - półksiężyc. Inne wersje mówią, że Chorsowie pozostali na Weli, poza jedynym Księżycem, który w swojej srebrnej łodzi jest widziany nocą na Ziemi jako łowca. 12 Do dzisiaj praktykuje się obrządek przebijania osino-wym kołkiem tych ciał zmarłych, które nawiedzone przez Zdusza wychodzą z grobu, by nękać żyjących lub wcielić się w któregoś z nich. Kołek z Osicy użyty po raz pierwszy przez Swata okazał się najskuteczniejszym narzędziem unieruchamiającym potwory. Sztukę posługiwania się owym kołkiem w celach czarownych, a także różnymi innymi rodzajami kołków i narzędzi, gdy chce się unieruchomić w grobie potwora albo zapobiec uporczywym powrotom w to samo miejsce Upiorów, Poterczuków i innych Zduszów, poznali do najgłębszych tajemnic lligasze, żegnoci i kołbiowie. Kołek osi-nowy (osika jest pozostałością dawnej Ósicy) jest szczególnie skuteczny przeciw Wampirom i Strzygom1'. '' Garść szczegółów na ten temat można znaleźć np. w KLS i w popularnych opracowaniach o wampirach czy upiorach. 13 Stepy Czarnogłowa to stepy nadczarnomorskie. Z tamtego terenu podróżnicy donoszą najczęściej o pojawianiu się połozów i tam przechowano o nich najwięcej podań. Tam też w dwóch liniach znajdują się olbrzymie, ciągnące się setki kilometrów Żmijowe Wały, których powstanie jest różnie tłumaczone przez różne podania. Wołchwowie z Rosi uważają, że wały te powstały w wyniku walki Położą ze Swatem albo w wyniku walki Położą i Porusza-Swiatogora. Inne podania na temat Żmijowych Wałów łączą je jednak z zagładą życia po Wojnie o Taje i z ocaleniem ostatnich wygnanych z Koliby Zerywanów, którzy osiedli nad Dunajem za chroniącymi ich Żmijowymi Wałami. Według tej wersji Żmijowe Wały zostały ukształcone przez sprzyjającą zerywańskim uciekinierom Białobogę rękami jej Żmi-jów i powstrzymały ścigający wygnańców ogień oraz wodę na tyle, że udało im się ocaleć. 14 Morzem Białym określa się tu wielkie morze położone na północny wschód od Bołotyku. Chodzi więc o cały Ocean Arktyczny, który rzeczywiście jest skuty lodem w pobliżu bieguna przez okrągły rok, a nie o będące tylko jego zatoką morze, nazywane dzisiaj Białym. 15 Wielkiej wędrówce Wędów poświęcona jest osobna tają, która wiąże się również z zatopieniem Winety i podaniem mówiącym, iż Wędowie popadną w niepamięć i niewolę, w której będą pozostawać dopóty, dopóki nie uszanują ponownie i nie obdarzą należytą czcią swoich zapomnianych bogów. Podanie to zostało przechowane przez potomków Wędów - dzisiejszych Po-morzan zarówno Zachodnich, jak i Wschodnich. Mówiąc w tym miejscu o pamięci Pomorzan Zachodnich, mamy na myśli zarówno czysto słowiańskie, jak przechowane i wchłonięte przez Germanów podania Słowian Nadłabskich i Załabskich, pochodzących z ludu Wędów, w tym na przykład Rujan. Na Rugii do dziś opowiada się, że Arkona powróci do świetności wtedy, kiedy wmurowany w upokarzającej pozycji w ścianę kościoła Witowskiego posąg Swiatowita podźwignie się, rozsadzając wraże mury. Podanie to dotyczy całego owego wielkiego ludu (podobne pochodzą z okolic Szczecina czy Kołobrzegu, jak i od Kaszubów). Lud Wędów w swej wędrówce zakładał niewielkie kolonie na Półwyspie Jutlandzkim, u ujścia Renu, w Bretonii, na brytyjskim półwyspie Gwyned, u ujścia Loary, nad Adriatykiem - w miejscu gdzie leży dzisiaj Wenecja (która od nich właśnie wzięła swe miano) i dalej na wybrzeżu dalmatyńskim oraz nad Morzem Czarnym i Morzem Mora (Marmara), także w części półwyspu Azji Mniejszej. Tobalarowie Wodo-Wełma znad rzeki Piany opowiadają nawet, że słowa wędrówka, wędrować, wędka, wędzić, woda i kilka innych pochodzą nie tylko od bogów Wody i Drogi, ale również od ludu Wędów. 16 Kapiszta Roda i Rodżany znajdowała się na świętej Górze Rodu Rodów, z której wypływało źródło zwane Ro-diszczem. Miejsce to nazwano Rodnią i później powstał tu gród. Wołchwowie kapiszty Roda twierdzą, że to tutaj w rozlewisku rzeki znajdował się Raby Bagr bogini Rudzi, córki Roda, opiekunki wszelakich zarodków, zwanych zaródziami;l. " Dokonane na górze Rodnia odkrycia archeologiczne potwierdzają istnienie ośrodka obrzędowego, a później zamku książęcego. 17 Miana tych Stworzów brzmią nieco inaczej w różnych krajach Słowiańszczyzny i u Istów, jako że bo-gunowie i boginki aż do naszych czasów przetrwali w ustnych przekazach ludu. Ich wizerunki i miana są mocno zakorzenione w tradycji i ciągle żywe. Stąd na stare nazwy i cechy osobowe Stworzów nałożyły się nowsze. Pamięć o bogunach i boginkach w różnych regionach przechowała różne szczegóły, dlatego po oczyszczeniu obrazu z naleciałości chrześcijańskich i innych odtworzono owe postacie, korzystając z bogatego materiału folkloru, w kształcie zbliżonym do pierwotnego. Ponieważ jednak miana owych najniższych bytów boskich pod różnymi nazwami (zależnie od regionu) kryją często tę samą treść, podajemy te wciąż żywe nazwy, by ułatwić orientację w systematyce Stworzów. Chały (Ały, Hały), Stuhacze (Zduchacze, Zduchy, Zaduchy, Stuhy, Stjihy, Zdychy, Yjetrogonja, Jedno-gonja, Cugi), Latawce (Latańce, Letuny, Litony, Litu-ny, Lituonisy, Zmaje), Wichory (Wiry, Wichry, Wije, Wyje, Wiertki, Trąby, Kręćce, Wejumaty [gdzie maty - matki, macierze, od istyjskiego matę - matka]), Bełty (Błęty, Błudiczki, Błudy, Błędy, Dyjabłęty, Dyjaboły, Dyabołty, Dyjawołchy, Diawoły, Diaboły, Wiłowie, Wołchy), Mątwy (Pletuny) i Liszki (Chowańce, Odno-głazki, Triechgłazki, Jednoocze, Trójocze)a. '' Dużo wiadomości scalających wiedzę na temat Stworzów (a także zrodzonych dużo później Zduszów) zawierają prace: Oskara Kol-berga Lud. KLS. B. Baranowskiego W kręgu upiorów i wilkołaków oraz liczne szczegółowe opracowania etnograficzne. Dokładne opisy poszczególnych postaci Stworzów występujących w Mitologii starostówian można także znaleźć w książce Cz. Bialczyńskiego Stworze i Zduszę. Kraśniaki (Kraśnięta, Krośnięta, Krośniaki, Kroszęta, Krasnoludy, Krasnoludki, Krasołudki), Ubożęta (Do-mowiki, Domowe Dziadki, Dętki, Didki, Bożęta, Ubo-żuchy, Chatniki), Żyry (Żyrowiki, Kikimory, Złydnie), Dobrochoty (Dobrochty, Dobroszęta, Dobrożiły, Dobrodzieje, Księżoludki, Pełniczki), Spory (Sporysze, Spa-rysze, Sporzce, Korgorusze, Kolowiersze, Rungitisy), Radunice (Radice, Jumisy, Jumaleńsze), Kłobuki (Ho- bołdy, Choboldy, Chobołdy, Chobardy, Koboldy, Ko bołdki, Kubołcziki, Kubołtki, Stopany, Kauki), Skotni ki (Chlewniki, Lopematy), Mruki (Mrugi, Łyski, Ysko ty, Stralaczki). 19 Laskowce (Gajówce, Laskowiki, Leszy, Borówce, PUSZ czewiki, Lisowiki), Brzeginie (Beregyni, Berehynie Panny Łąkowe, Przegińki, Prehynie, Meżamaty), Nizioł ki (Niziołkowie, Maliki, Ludki, Łutki, Darzamaty), Po lewiki (Pokucie, Gospodarzyki, Susedki, Susediki Piędzimężyki (Mężyki, Pikuliki, Pikuły, Gorcóniky Przypołudnice (Przipoldnice, Pśespolnice, Oprzypołud nie, Panny Polne, Panny Zbożowe, Baby Polne, Baby Zbożowe, Karakondżuły, Karakondżule, Laukamaty Obiłuchy (Pilewice, Plewice, Piłowitze, Kłoczany Kłokisy), Wilce (Wiłowie, Sjeny), Wiły (Samowiły Samojudy, Samodiwy), Leśnice (Lisyvki, Gaiły), Bu gaje (Szyszymory, Hihimory, Kikimory, Szyszaki, Sza szory, Bubacze). 2(1 Łójmy (Łamje, Ławmy, Laumy, Łamie, Łajmy, Łoskot nyce, Łoskotnichy, Kazytki, Lamie, Łaumy), Czarci chy (Czertowki, Judy, Samojudy, Czartodziwy), Czar ty (Czorty, Anczutki - Czarty Wodne i Bagienne, Czar torogi), Krasawki (Krasawice, Feje, Fieje, Dejwy), Po rońce (Dziedziły, Dzilele, Bezduki), Zwodnice (Uwod nyce, Zwiedlice, Yiedmy, Wiedźmy), Ćmunki (ćmy Ćmoki, Cienie, Cinie, Pościenie). 21 Płanetniki (Planitnyki), Zmierzchnice (Wieczernice Wieczorki, Smrekawy, Szmerkawy, Smirkavy, Zarzyc ki, Brzazgi), Switezie (Zarzycki, Świtezianki, Brzazgi Diwswitsy), Welesożary (Włosożary, Wołosożary Ylasożelisti, Vele, Stożary, Yelinasy, Yelnsy), świczki (Światła), Jaskry-Bogacze (Bagatce, Bogacze, Jaskry Bahacze, Bohacze), Skierki (Deszcz Słoneczny, Suon ki, Słonki), Świetliki (Kwiat Paproci), Swarki (Swarz ki), Żary (Żarki, Żarowniki, Żgielniki), Ognie (Ogonie Aganioki, Ognieni Yuki, Ognie Wije, Ogneniwije), Og nice (Ognichy, Ogniewichy, Ogniwiły) i Owinniki (o gniki-Skierki). 22 Dziennice (Zagorkinje, Świetlice, Panny Niebieskie Dejwe), Nocnice (Panny Niebieskie, Świetlice, Nócni ce, Nóclicki, Noclice), Obłoczyce (Boginki Niebieskie Oblakinie, Oblaknije), Chmurniki (Chmarniki, Obłocz niki, Poszmurniki, Smurniki), Gradki (Gradowniki Grądki, Grudki, Lodowe Dziadki, Łódki, Lutki, Zimni Ludzie, Zimnoludy, Morozki, Mrozki, Mrózgi, Dziadki Mrozy), Grzmotniki (Gromowniki, Gromowiki, Gru madniki, Wołoty, Welety, Olbrzymy, Wielkoludy Płonki (Plunki, Plujki, Aitwory, Atwory, Otwóry Oćwiary, Otwiry, Puki, Pukieny, Aitwarasy), Wiesz czyce (Wedi, Yiedi, Wiedice, Wieszczychy, Wiedelni ce), Odmieniec (Dole, Dołki, Białoludy, Białoludki Białogłówki) i Południce (Polednice, Połdnice, Poldni ce, Miawki, Żytnie Baby, Żytnice, Rżane Baby, Rżani ce, Reżnice, Żytnie Panny). 23 Kąpielniki (Kupałki, Wodni Męże, Balije, Banniki, Łaź-niki), Rusałki (Rusauki, Rusawki, Rusłanki, Rusełki), Męcice (Pleciugi), Utopce (Topce, Utopki), Brodzice (Brodarice, Panny Wodne), Topielice (Wodnice, Panny Wodne, Undyny, Jurasmaty, Łobasty), Wodniki (Wo-dianniki, Wodjany, Wodjanoje, Wodelniki, Potopielni-ki, Topielec, Potopniki, Wirniki, Pływniki, Nyksy, Wód-nykusy) i Bagienniki (Topieluchy, Trzęsawice). 24 Morawki (Mury, Mory, Morawy, Mary, Marki, Zmór-ki, Zmory), Dusioły (Dusze, Dusiołki, Gniotki, Gnie-ciuchy), Jagi-Jędze (Jedzony, Jagi, Jędze, Jendżibaby, Jeżibaby, Jendżibaby, Baby Jędze), Upierzyce (Upiri-czi), Podrożniki (Błędne Ognie, Drożniki, Krzyżowni-ki, Kriksztosy, Putniki, Poputniki), Mamuny (Mamony, Mamicze, Mamaki, Płaczki, Szutowki, Sutnice, Suści-ce, Sytnice, Szuścice, Szustnice), Lelki (Lele, Zwiastuny Śmierci), Nawki (Mawki, Mauki, Stracze, Stradcze, Navje, Navaczi, Nauki, Zjemlanoczki, Ziemlanpcki) i Popielnice (Żalne Żony, Żaligżeny, Żgielne Żony, Żglistnice, Żalnice, Płaczki, Dziady). 2. losyjskie sierebro. ukiaińskie •iribto, łużyckie flebrti, litewskie sidabrat, łotewskie iidrabs, pruskie v;raW/v, goc-kie ulubr, niemieckie tilber [SEB str 511] Baj (mit) musiał powstać w miejscu skizyzowama się tych trzech wpływów h SEB sti 654 l<5 Koronacyjny obrządek wyścigów konnych opisywały historyczne kroniki, opowiadające o Lestkach, pierwszych władcach lechickich'1. 1 Jan Długosz, Wincenty Kadłubek 16 Tają Dwunasta. 17 Mak i powiedzenie "cicho jak makiem posiał", znane wszystkim Sławianom, czy też "makiem siać" (aguonas seti), czyli "milcząco płakać", znane Istom, wiąże się w mitach-bajach Sławian, Istów i innych Ariów z krainą Zaświatów i śmiertelnym spokojem. Mokoszę w obrzędach ukraińskich wyobraża dziewczyna w makowym wieńcu. Także według ruskich podań Mokosza ma mieć wielką głowę, długie ręce i wieniec z czerwonego maku. Rozpowszechnione jest, również wśród Sławian, mniemanie, że mak wyrasta z ziemi bitewnej, wszędzie tam gdzie padli zabici wojowie. Jest to baj-mit zakorzeniony tak głęboko, że jeszcze współcześnie, tj. w drugiej połowie XX wieku powstają bitewne pieśni w rodzaju Czerwone maki na Monte Casino. Mak jest rośliną przynoszącą kirsen - ukojenie i zapomnienie, spokój i ciszę. Jednocześnie jest rośliną weselną, związaną przez swoją barwę z Krasatiną i bóstwami płodności. Poprzez związki nazewnicze mak łączy się także z Gro-mowładcą i jego żoną Perperuną: mak w języku albańskim to paparune, w nowogreckim paparouna, w rumuńskim pirpirune, w łacińskim papaver, w bułgarskim paporuna, paparonka, poperuga, w macedońskim peperuga, peperuda. Mak występuje w wielu podaniach ludowych, w obrzędach i magii jako bardzo ważna roślina czarowna o bogatym działaniu11. ' MNM t. II, sti 90; W. N. Topoiow w Baltano-Balto-Slaviui, sti 39-46; SMLIE str 268 Korzenia to imię Zerywanki żyjącej w czasach Kołbia lub nawet wcześniej. Była ona oblubienicą woja Cisza i gdyby nie błąd wojownika polegający na otwarciu worka z gadziną, byłaby pierwszą królową Zerywa-nów. Po przemienieniu Cisza w bociana i zabraniu go w Niwy Bożeboga pogrążyła się w rozpaczy i oddała duszę Zaświatom. Jej pocieszycielem był podobno sam Sowi-Polel i stąd narodził się Kościej Bezśmiert-nya. Korzenia jest córką Chorzycy i bezimiennego wojownika z pierwszych kolibańskich Zerywanów. Według innych podań matką Kościeja była sama Chorzy- ' Koście) jest postacią przechowaną w wielu opowieściach folkloru Rusi, a z licznych podań wyłania się jego obiaz jako bohatera o pół-boskim pochodzeniu. b Mówi o tym Tają Dziesiąta Treść podania zawarta została w jednej z najstarszych kronik Rusi''. Na obrzęd grzebalny składało się: polowanie na zwierzę ofiarne, pojedynek ustalający nową zwierzchność w rodzie połączony ze spadkobraniem (mógł to być bieg pieszy, konny lub walki - kto wygrywał, ten brał najwięcej i stawał się najważniejszy), uczta, podczas której wspominano czyny zmarłego, opłakiwanie jego osoby przez najbliższych i wynajęte płaczki (bdyna), wyniesienie i spalenie ciała połączone z pochodem na żglisko (żarnik) i na smętarz (żalnik) do mogiły, wspólny tan - Żałobne Koło oraz radosne tany - Rade Koło i śpiewy oznajmiające odradzanie i odnawianie się życia w Zaświatach-Nawiachb, a wreszcie końcowa uczta, stanowiąca manifestację żywotności, mnożności i sił witalnych świata. 11 Latopis ten to wołyński odpis Kroniki lat minionych (czyli Powieści dorocznej), gdzie znalazła się wzmianka zatytułowana "Wzór obłędu pogan, którzy Sowiego bogiem nazywają". Czas powstania wzmianki jest datowany przez naukę na IX-XII wiek. Szczegółowo rozważa problem, niekoniecznie trafnie, A. Brtickner w MSiP str. 114, 339, 354 i H. Łowmiański w RSU str. 92-94, 140-148. b Opisy czynności obrzędowych związanych z wiarą przyrody, odbywanych w momencie śmierci bliskiej osoby, zachowały się zarówno w latopisach, np. w Powieści dorocznej (gdzie pod rokiem 945 opisano żałobę po księciu Igorze zamordowanym przez Drewlan, a pomszczonym przez księżnę Olgę, która urządziła wtedy tryznę i bdynę, lecz jednocześnie zabroniła igrzysk na własnym pogrzebie; opisano tam też żałobę i grzebanie zwłok Włodzimierza 1), jak i w licznych późniejszych kazaniach, piętnujących zwyczaje związane z Dziadami i innymi świętami zmarłych. Także w tradycji ludowej wszystkich krain słowiańskich zachowały się liczne elementy obrządku grzebalnego, jako że śmierć i grzebanie zmarłego najtrudniej poddawały się odstręczaniu od pierwotnych zabiegów magicznych związanych ze starą wiarą. W związku z mocnym oporem ludu, chrześcijaństwo skoncentrowało się na zabronieniu palenia zwłok i zadowoliło wykorzenieniem tego właśnie obrzędu. Dlatego wiele elementów starego rytuału wiary przyrody związanego ze śmiercią i pamięcią o zmarłych, przetrwało nieomal do współczesności. Opisy elementów owego obrzędu znajdują się w pracach wielu historyków i etnografów. [Tryzna i bdyna - patrz np. SSS, MSKDS. RSU str. 92-94, 140-148. MSiP str. 114, 339, 354]. Podanie o Sowim omawiają obszernie M. Derwich, M. Cetwiński w Herby, legendy, dawne mity, str. l l, a także A. Briickner w SLLB. 211 Jeszcze w XIX wieku wśród potomków Burów, czyli Wielkorusinów, na Dalekim Wschodzie istniał zwyczaj składania próśb do bogów (zwłaszcza Leszy-Borany) na brzozowych zwitkach kory, wiązanych u wiekowych świętych brzóz na uroczyskach. Zawieszanie owych bieriostów było jedyni z wielu dawnych sposobów komunikowania się z bogami, praktykowanych w słowiańskiej wierze przyrody. Należało do nich, poza zwykłymi modłami, także zawieszanie wstążek proszalnych - ba-jorków, na drzewach sjenowitych - w tym wypadku pośredniczyły zamieszkujące takie drzewa Wilce-Sjeny (bogunowie pomocnicy bogów Boru) oraz spalanie ofiar w ogniu owinowym - tu pośredniczyły Owinniki (zawsze obecne w ognisku suszarni-owinu). Bieriost był prośbą skierowaną do najwyższych bóstw - Kauków-Dzięgli (Białobogi) i samego Swiętowita, a pośrednikami w zanoszeniu tych próśb byli sami Prowowie, w szczególności czysta i nieskalana Czstnota, której drzewem była brzozab. '' O Sjenach, drzewach zapisach i drzewach sjenowitych pisze obszerniej w swoich pracach Vuk Karadżić [patrz też SFP str. 161]. "MNMt. I, str. 169. 21 Święto Sjemiki jest wciąż pamiętane i obchodzone na dalekiej Rusi, a jego głównym elementem jest brzoza - czyli drzewo Prowów - symbol czystości i żeńskości - Czstnoty. Sama nazwa święta odnosi się do pojęć Zie-mi-Siemi, rodziny-Sjemi i czerty Siedem - będącej obrazem szczęścia spełnionego. Jako drzewo odwrócone oznacza w obrzędach skierowanie siły żywotnej ku Za- światom, ku Podziemiu, ku Nawiom, a ogólniej Weli. Suche korzenie wzniesione zamiast korony ku Niebu obrazują odwrócenie się od Tego Świata, uschnięcie za życia, marnotrawność bytu. Jednocześnie skierowanie korony w dół ku Zaświatom obrazuje rozkwitanie po śmierci, na Tamtym Świecie - w ramionach Mora. Tak ułożone drzewo, będące wyobrażeniem Czstnoty, ma oznaczać, że czystość za życia, wstrzemięźliwość, wierność i wytrwałość dają owoce po śmierci. Sama nazwa brzoza nawiązuje do pojęcia berz, brza - jasny (brzask - wschód, jaśnienie). W pieśniach ruskich jest mowa o brzozie trwającej, czekającej na morzu (wodzie), na wyspie, cierpliwej, odwróconej koroną do ziemi1'. •' MNM t. I, str. 169. 22 Pogost - okręg, jednostka terytorialna. Nazwa wywodzi się od pąg - krąg, kula, zawitek. Stąd na przykład pąć - wijąca się droga, pąk - zawiłty kwiat, pągwice - guziki (okrągłe i wypukłe). Pogosty wschodniosłowiańskie, którym na Łużycach i całym Załabiu odpowiadały pagi (pag), a w Polsce okoły i opola, były podstawowymi plemiennymi jednostkami organizacyjnymi. 23 Postać bociana jest obok turonia i niedźwiedzia zawsze obecna w pochodach związanych ze Świętem Światła, czyli Godami, kiedy życie się odradza, nowe światło daje nową nadzieję i pcha ku wiosennemu porodowi spory zaległe w Ziemi. Takie same korowody towarzyszyły zresztą wielkiemu Świętu Wiosny, czyli Nowemu Rokowi słowiańskiemu, a w nich bocian był postacią pierwszoplanową, odwrotnie niż w zimie, kiedy pierwszoplanowe są jednak turoń, niedźwiedź i Śmierć-Kos-tucha. Opisy Błoweszu - Ptasiego, Bocianiego Święta, są znane z tradycji Wielkorusów, Białorusinów i Litwinów, gdzie^szczególnie długo był ów obrządek praktykowany1. Święto miało miejsce wraz z obchodami Święta Ziemi i pokrywało się z czasem przylotu bocianów. Bocian do dzisiaj jest przez wszystkich Słowian uważany za świętego ptaka, który chroni gospodarstwo (niwa działania Bożeboga-Radogosta). Otacza go cześć, a zniszczenie bocianiego gniazda lub zabicie tego ptaka ściąga niezawodnie nieszczęście, z pożarem domostwa włącznie. Istnieje wiele podań w tradycji zarówno Polaków, jak i innych ludów Stawów, które opowiadają o bocianie, a szczególnie znane jest to o przemianie człowieka w bociana w następstwie niespełnienia do końca boskiego polecenia13. •' SLLB str. 58, KLS t. III, str 986-1009 - O zwierzęcych postaciach i maskach w obrzędach, Bocian [Błowesz - litewskie święto], Żuraw, Wilk, Niedźwiedź itp. b Patrz: SFP str. 44-45, a także E. Janota Bocian, Lwów 1876. Mit odtworzono na podstawie zapisów latopisów ruskich, dajn litewskich, łotewskiej dziśmy i podań innych ludów Sławów i Istów - w szczególności zaś Polaków, Wielkorusów, Słowaków, Łużyczan, Litwinów, Prusów i Łotyszów. TAJĄ SZESNASTA O zajęciach i robotach bogów na Weli, Ziemi i w Niebie według wszych kącin Stawów x O zajęciach Swiętowita Swat, jak wiadomo, nie opuszcza Kłódzi. Spoczywa w niej zawiłty na wieczność, a wyjawia się na, stworzony własną ręką, świat, tylko kiedy jest on zagrożony. Trzykrotnie już wyszedł, a za czwartym, jeśliby do tego doszło, zniszczy swoje dzieło jako zbyt ułomne, by mogło trwać nadal. Wiadomo również, że Bóg Bogów wydał na zewnątrz Kłódzi trzy wspaniałe swoje twory: Dział - czyli Światłość z Głąbią, Kiry - czyli Strony, Pory i Kierunki oraz Bułę - czyli Welę, Niebo i Ziemię. Żercy, toblacze i czarownicy Zachodu mówią też o czwartym jego tworze: Wiesze (czy też Wiechciu) - czyli Zerywanach-Ludziach, Zwierzach-Zwierzętach ł Zróstach-Roślinach. Nie jest jednak tak, że po dokonaniu owych dzieł, kiedy już nastało Święto i Bóg Bogów przybrał swoją czwartą, dojrzałą postać - Swiętowita, przestał czynić cokolwiek. Oprócz rzeczy Pierwszych, które wymieniono powyżej, a z których wywodzi się wszystko, co we wszym świecie istnieje, jest Świętowit stwórcą bezpośrednim wielu Rzeczy Wtórych. Do tych Rzeczy Wtórych należą na przykład taje, które dał bogom po Wojnie o Bułę, rodzie rozsiane po Czarno-bielskich Górach Weli, Zgałęzowie -jego słudzy, wszystko to. co powstało z Wiechy (jak chcą wołchwowie Wschodu), i wiele innych rzeczy, które wciąż nowe pojawiają się na świecie, zsyłane jego ręką ku większemu ładowi. Inna sprawa, jak owe nowiny są przez ludzi wykorzystywane. Mędrcy z Gromady Mudrów powiadają, że Pan Panów niezmiennie, jako i dawniej, przez osiem dni zajmuje się robotą, dziewiątego nowinę za próg Kłódzi wystawia i znowuż, po jednodniowym wypoczynku, rusza do swych prac. Tak czyni trzykrotnie, a po trzecim-dzie-wiątym dniu jego słudzy Zgałęzowie znoszą w dół na Rów- nię owe trzy twory i oddają je Żywiołom oraz Mogtom, którzy odbywają wtedy Święty Zbór. Ci zasiadłszy w Kręgu przyjmują ową rzecz do siebie i radzą, co z nią począć - gdzie ją dać, i myślą - co też z niej mogą własnym wysiłkiem wydobyć, jakie Rzeczy Trzecie uczynić. Tym sposobem Świętowit działa nie tylko bezpośrednio, ale wykonuje również rzeczy wtóre i trzecie rękami swoich Dzieci-Dziedziców. Po owych działaniach i opatrzeniach rzeczy potrzebnymi tajami następuje Święto - radość i wypoczynek wszelkiego stworzenia. Kąciny Zachodu prawią, że owo święto ma miejsce na czwarty-siódmy dzień i że w tym czasie wydane zostają przez Swata cztery rzeczy wtóre. Jak widać, już tej roboty byłoby dosyć, ale jest to tylko część tego, czym Bóg Bogów nieustannie się zajmuje. Wiadomo, że jest on Czwórgłowym Władcą Wszego Świata. Jako taki musi nad swym tworem sprawować nieustanne rządy. Czyni to nie tylko przez swoich pośredników Kauków-Dzięgli, Kirów, Żywiołów i Mog-tów, ale i sam, bo ufać nie może nikomu, o czym się dowodnie przekonał. Czuwa więc nieustannie; patrzy i widzi wszystko. Bez przerwy myśli, osądza to, co się wydarza, bez przerwy śledzi, ku czemu wszystko zmierza, waży i baczy na każdy ruch najmniejszej nawet drobiny piasku, na każdą nieć w Bai - Materii Świata. Kiedy jedna głownia Pana Panów odpoczywa, druga zajęta jest myślami, trzecia zaś śpi, to czwarta wtedy patrzy i widzi. Tak więc Świętowit ma baczenie nie tylko na Świat przez siebie stworzony, ale i patrzy Przed Się i Przed Pole Świata, na którym to Przedpolu, gdy On nań nastanie, rzeczy staną się istnymi. Tak to Świętowit - Światło Świata - nie spoczywając czuwa, prze naprzód i działa, a tworząc jednocześnie myśli, śpi i śni Przyszłość, którą obraca w Rzeczywistość (Rzeczy Istność). Powiadają niektórzy, że Bóg Bogów bawi się Światem. Bez wątpienia i to jest prawdą, bo będąc Wszystkim i tym się zajmuje. Ale nie jest tak, jak prawią, że posiada niewiastę i sługi, że bawiąc się, igra, oddaje chuci albo złośliwym uciechom. Będąc czterema w jednym i posiadając cztery płcie, nie potrzebuje z zewnątrz, spoza Kłódzi niczego. Nie potrzebuje innych, bo jest doskonały sam w sobie, a jego rozrywki nic wspólnego nie mają z ludzkim wyobrażeniem o wesołości czy igrach. Prawda jest taka, że nikt, kto wszedł do jego Tweru, a byli to bardzo nieliczni śmiałkowie (Jeg° krnąbrni synowie Znicze czy Swątlnica), nie wyszedł już stamtąd ani tam nie pozostał. Zniczowie zostali rzuceni w Nicę, a o Swątl-nicy - że niby przedarła się przez strzegących wrót Zgałę-zów - bardzo są niepewne wieści. O czynnościach Kauków-Dzięgli Trójgłowi Kaukowie-Dzięgle, jak i wszyscy bogowie, bardzo są zajęci swoją robotą. Ich praca z przyrodzenia jest zupełnie inna niż działania Ojca. Mówi się, że Trzygłowi opiekują się Dobrem i Złem. Kaukowie zajmują się jak wiadomo tym, co jest Jasne lub Ciemne, Twarde lub Miękkie, Ostre lub Obłe, Suche lub Lepkie, Ruchliwe albo Stałe, Zmienne albo Niezmienne. Wiadomo również, że główne zajęcie pary tych bogów polega, po pierwsze, na wzajemnym baczeniu na siebie, po drugie na ciągłym czynieniu owego Działu, po trzecie na wyszukiwaniu, a następnie uprawie i siewie rodzi Dobrych i Złych. Słowo o dobródziach, złyródziach i zwykłociach Rodzie dobre nazywane są dobrodziami (dobródziami) albo dobrudami, złe zaś złyrudami lub złerodami (złyró-dziami). Myli się jednak ten, kto sądzi, że chodzi tutaj o - po ludzku rozumiane - dobro lub zło. Działanie dob-ródzi bądź złyródzi polega na wzmaganiu tych sił, które służą Kaukom. Tak więc dobródzie wzmacniają poczynania wszystkich bogów i istot, jak również martwych przedmiotów, które służą Białobodze, należą do jej trze-mu. Dobródzie szkodzą zatem działaniom Czarnogło-wa i sprzymierzonych z nim sił. Złyródzie odwrotnie - wzmagają Siły Ciemności, bogów takich, jak Weles, Mor, ale także i cały ród Dażboga, Peruna, Swaroga czy Weniów, wchodzących do Czarnogłowowego trzemu. Miano tych ziaren, które są rozsiane po całej Niwie Kau-ków, po obydwu stronach Przełączy Równi, w obszarze Gór Czarnobielskich, może być dla niektórych trochę mylące. Na szczęście tak się składa, że większość Żywiołów i Mogtów wywodzących się z Trzemu Białobogi to bóstwa, w pojęciu człowieczym, sprzyjające ludziom, a w każdym razie mało im przeciwne. Tak więc pojęcie dobródzi jest bliskie temu, co piewcy żywota ziemskiego uważają za dobro. Śmierć jest według wyobrażeń człowieka złem, chociaż podług zamiarów Swiętowita może być dobrem - służyć ładowi Świata. Trudno nam, małym śmiertelnikom, określić wagę zdarzeń i ich prawdziwy okryty tajemnicą wymiar. Trudno powiedzieć, jaka przyczyna wywoła jaki skutek, czy coś, co wydaje nam się w danej chwili nieważne, nie okaże się dla dalszego biegu wypadków zasadnicze, czy skutki brane przez nas dzisiaj za dobre, jutro nie wydadzą nam się złem, czy to, co jutro - my ludzie - uznamy za owo zło, będzie z boskiego widnokręgu złem dla Świata. Zważywszy to wszystko możemy dopiero zrozumieć względność dobroczynnego działania dobródzi i złoczynnego wpływu złyródzi. Dla ludzi uznających żywot ziemski za najwyższe dobro i przedkładających powodzenie swoich własnych w tym żywocie działań ponad potrzeby Świata i Jego korzyści (czy szczęśliwą przyszłość Ziemi, Weli oraz Nieba), istota dobródzi i złyródzi często nie pokrywa się z ich mianem. Na czym polega działanie owych niezwykłych ziaren? Zwykła sosna jest tylko drzewem i ma właściwości przyrodzone sosnowemu drzewu - żywiczne kwiaty, które leczą bóle gardła, pożywne szyszki, młode pędy nadające się do kiszenia albo warzenia sosonowego wina, żywicę, która pięknie pachnie i łatwo się pali, oraz równie łatwo płonące gałęzie i drewno, które daje ciepło. Sosna-Dob-róda, pod korą której wszczepiona jest dobródź, ozdrawia człowieka od jednego dotknięcia, sprowadza nań powodzenie, gdy tylko uśnie przypadkiem w obrębie jej korony, będzie sporzyć całym pokoleniom jego rodu, gdy jej pień (padły tylko w sposób naturalny) wbuduje on w ściany swojego dworu czy chyży. Kiedy złyródź zawilta jest w korzeniach tego samego drzewa, warto je obejść wielkim kołem, poważnie nadłożywszy drogi, by uniknąć zdarzeń i wypadków, jakie nawet niebacznym wejrzeniem na owo drzewo człek ku sobie ściąga. Robota Białobogi i Czarnogłowa Wiadomo, że Kaukowie od dawna nie ruszają się prawie ze swych welańskich włości. Czynią to niezwykle rzadko i mówi się, że na Ziemię ściągają osobiście raz na tysiąclecie, a ich nadejście zwiastują dziwne wydarzenia i znaki'. Jest tak, gdyż zajmują się wyszukiwaniem w swoich niwach ziaren rodnych i ich uprawą. Wynajdują je w Górach Czarnobielskich, co nie jest łatwym zajęciem, bowiem nawet dla nich nie są owe ziarna łatwe do spostrzeżenia. Kiedy już je znajdą, sieją je w żlebach i dolinach swych krain, podlewają, doglądają ich, chuchają na nie i dmuchają, by się wzmocniły i dojrzały. Tylko Kaukowie potrafią odróżnić owe niezwykłe ziarna od zwykłoci, a i im zdarza się nieraz omylić. Dlatego doglądając wzrostu, pielą swe uprawy, wyrywają spomiędzy potrzebnych ziaren obce: zwykłocie lub rodzie przeciwnego trzemu. Później z kolei pilnie upatrują miejsca, w którym źrałą złyródź lub dobródź należałoby podrzucić. Patrzą na We-lę, Ziemię i Niebo, patrzą w Nawie, Gwiazdy i na Baję, w każdy zakątek Świata. Kiedy już wiedzą, gdzie i kiedy owo ziarno powinno się znaleźć, powierzają zadanie umieszczenia go we właściwym miejscu swoim sługom Ażdahom - Smokom i Żmijom. Rozrzucone przez Kau-ków ziarna czekają swego czasu. Każde ziarno użyte staje się zużytym, dlatego na jego miejsce Kaukowie muszą poszukać nowego i zasadzić je tam, gdzie się znaleźć powinno. Kaukowie opiekują się także niezwykłymi drzewami Weli. Białoboga strzeże Jasnożywiów, Dźwięczliny i innych dobrych drzew. Jej żmijowie czuwają w korzeniach i koronach owych drzew, odpędzają tych, co im szkodzą, dozwalają na zbiory tym, którzy spełnili określone gusła. Żywia-Siwa, boska ogrodniczka, jest przez Białobogę dopuszczana do corocznego zbioru owoców z Jasnożywiów i innych niezwykłych drzew. Owoce owe Rada-Zboża przechowuje w jednej ze złotych izbie tynu Grubów. Zły-ródzie i dobródzie rozsiane po Nawiach mają dla Zmarłych tak wielkie znaczenie, że bez ich działania błąkaliby się wiecznie po ciemnych zakamarkach Wielodroża. One potrafią jednym cięgiem pchnąć zabłąkaną duszę ku miejscu jej przeznaczenia - czy to ku Rajowi, czy w Otchłań lub Piekło albo też do powtórnego wcielenia i bytu ziemskiego. Oto na czym polegają prace Kauków-Dzięgli. Co porabiają Kirowie Nie ma wśród bogów żadnych bezczynnych i w tym ludzie powinni czerpać z nich wzór. Nie inaczej jest i z Kirami, którzy mają zajęć moc, chociaż im odebrano Braci Miesiąców. Główna ich praca to czuwanie nad biegiem czasu - chwil, dni, niedziel, roków i wieków. Drugim zajęciem jest kształcenie pór, zwłaszcza zaś pór roku na Ziemi. Na Weli jak wiadomo każdy kierunek ma swoją porę związaną z tumem, który nad nim się u Wozhorza wznosi. Na Ziemi jest inaczej, pory obejmują ją zmiennie -jedna przychodzi po drugiej. Jako dzień po nocy, tak nadciąga po zimie wiosna, a po niej lato, które zastępuje jesień, poprzedzającą znowuż zimę. Czynienie pór roku to taki bezlik prac bardzo trudnych, że sami Kirowie nie daliby rady im podołać. ^Znajduj ą więc u ich boku także zajęcie ich pomocnicy Światłogońce, Bracia Miesiącowie i wszyscy Zywiołowie z Mogtami. Wiosnę czyni Jaryło-Jaruna, Jar-gońce, Miesiące Marzec, Kwieteń i Maj oraz Wiłowie-Kienowie, Wodowie, Zrzebowie, Plątowie i Dziewowie. Bierze też udział w rozpoczęciu wiosny sam Perun, który otwiera brzuch brzemiennej Siemi swoją błyskawicą, a także Swarog, który swoim młotem pomaga rozbić lody na rzekach i jeziorach, rozkuwa zamarzła na grudę ziemię i rozgrzewa powietrze. Wpierw nadciąga jednak nad Ziemię sama Jaruna z orszakiem Swiatłojarków i swoim ciepłym oddechem przełamuje zimę, swoim tknięciem rusza z posad Marzannine śniegi, puszcza w ruch zmorzone przez Mora w pędach soki roślin, zwierzynę uśpioną w kirś-nie budzi i zagrzewa, wskrzesza do żywota robactwo w błotach zamarznięte. Każdego ździebka suchego, każdego listka zwiędłego, każdej istoty żywej musi dotknąć, każde ziarenko piasku tchnieniem ogrzać, każdy kamień uchwycić i dać mu swoją siłę witalną, by znów ożył. Poza Żywiołami i Mogtami jej tumu i jako się rzekło Perunem czy Swarogiem, wspomagają ją też dzielnie Rodowie - zwłaszcza Rudź i Rodżana, Płanetnik, który wody w chmury pompuje, a także Sporowie nadymający ziarno i nasienie. Wszyscy oni się starają, by zaraz po otwarciu Siemi wzeszło wszystko co się da, a naga Matka okryła się zielonym runem i przystroiła w barwne maści setek kwiatów. Świat zastały po martwocie zimy potrzebuje dużo wody, więc Wodowie dwoją się i troją, by jej nastarczyć ile trzeba. Wszyscy bogunowie i boginki otwierają pąki wybijających się ku słońcu kwiatów, malują świat barwami Dengi, bodą rośliny i zwierzęta i popychają je ku sobie, by znów się pomnożyły i wydały nowy przypłódek. Dziewowie łączą wsze byty możliwe w pary, budząc w każdym kto żyw nowe żądze i miłości. Tak schodzi im cały czas, a kiedy kończą, to już zaczyna się lato i jeszcze wciąż zakwitają nowe kwiaty, podczas gdy już Jaruna odchodzi. Zbliża się wtedy Gaj-Ruja ze swoją świtą. Ten z pomocą Dziewów i Sporów czyni zalęg nowy, by kochania i sploty nie były puste w sobie, a jego czas zmarnowany. Lęgną się tedy i zawiązują nowe owoce, a potem jego czułą ręką wygłaskane wzrastają, pęcznieją, dorośleją, aż osiągną pełny kształt. Gaj-Ruja ma także wielu pomocników, a pośród nich spoza swojego tumu najważniejszych Roda, Rudź i Rodżanę, Pogodę z Osidłą, Swarożyca i Swarę, a także Ładę-Łagodę. W tym czasie prym wiodą Simowie i Sporowie, Radogostowie, Prowowie i Rgłowie. Wszystkie niwy Ziemi tętnią wtedy życiem, roją się od pracujących bogunów, lśnią wygłaskane i wypieszczone przez owych bogów. Wtedy właśnie w gniazdach i ny-rzach przychodzą na świat młode, stają na nogi, po raz pierwszy ogarniają Ziemię własnym okiem i umysłem. Tak mija czas trzech letnich Braci Miesiąców - na ciągłym popędzaniu wszystkiego, co już ma zawiązki, by wzrosło, dojrzało i nie zostało zmarnowane. Jeszcze prędkimi palcy Sierpień dopieszcza ostatnie owoce, a już zbliża się trzeci z Kirów Jesz-Yessa i jego czereda, spragniona po całym roku nowej roboty. Ci zaraz ruszają czynić zbiór, żniwo. Spoza tumu Jeszy najbardziej mu w tym pomagają Rgłowie i Simowie, a wśród bogów tego Kira nąjwytrwalsi są Żgwiowie (Swarogowie), Łado-wie i Rada-Rodica. Koszą oni zboża, suszą je i młócą, pieką chleby, zbierają owoce, kopią pożytki z gleby, zbierają i suszą grzyby, toczą miody i piwo, wędzą mięso na zimę, robią kopce i kiszą warzywa. A zbierają wszystko, co się da spożytkować, opatulają, co się da przed nadejściem zimy, a na koniec malują liście każdemu drzewu i krzakowi - co czynią głównie Runowie i Swarogowie oraz Krasatina - a po to owóż robią, by następnego roku mogły się nienaruszone te byty odrodzić, wzejść i przybrać ten sam kształt, który oni zdejmują odciskiem. Tak mija im trzymiesięczny czas pracy nieprzerwanej, aż do nadejścia Kostromy-Kolady, zwanej także Kraczu-nem. Ona pierwszym swoim podmuchem zrywa z drzew poczerwieniałe liście, a zaraz potem Strzybogowie ogołacają je zupełnie, zasłaniając Ziemię przed trestnym mrozem, który za chwilę Mor uczyni. Pierzynka owa chroni wiele zwierzyny przed chłodem i sporo ziarna, które wzejść nie zdążyło, przed wymarznięciem, aby mogło w przyszłą wiosnę się rozwinąć. Wtedy kryją się zwierzęta, ludzie i rośliny - w chyżach, norach i jamach. A kto nie zdąży, temu biada, już bowiem Marzanna z Morem okrywają świat białym śmiertelnym całunem. Mor trzaskając batem przez pola chodzi, a co trzaśnie, całe połacie zamierają, soki przestają krążyć, odnóża spętane przestają się poruszać. Świat ogarnia ciemność i śmierć, zlodowaciałe drzewa pękają jak zapałki, miękka wilgotna ziemia zmienia się w żelazną grudę. Cisza zapada w przestworzu, weń okrutnie lodowata niesiona przez Dyja, pomiatana jego ręką i rzucana złośliwie we wsze strony, skotłowana z marzannowym śniegiem, wbija się zimnymi iskierkami w martwy widok. Oto co czynią Kirowie, a z nimi także Żywiołowie i Mogtowie oraz wszyscy ich pomocnicy na Ziemi. Ten, kto by pomyślał, że tylko przez część roku każdy z nich ma zajęcie, bardzo by się pomylił, bowiem jest tak, że zaraz kiedy tylko któryś z nich odchodzi znad tutejszych niw, podąża na niebiosy i tam czyni to samo w najdalszych nawet gwiazdach. Wielka to rnoc pracy obejść całe Niebo i wszędzie zaprowadzić własny ład. Również, jako już powiedziano, ciągłą troską Kirów jest czuwanie nad Czasem Świata, jego Stronami i Kierunkiem, ku któremu zdąża. Nie będziemy tu jednak omawiać trzech rodzajów Czasu, jego czterech kształtów czy innych ukrytych tajników wiedzy o Wierze dlatego, że cała ta mądrość jest zawarta w Księdze Treby Wielkiego Tajemnika, po który sięgają żercy, wołchwowie, czarowie, zinisowie i ci z ludzi, którzy chcą przeniknąć głęboko w sprawy Wiary Przyrodzonej. Niech nam wystarczy, że Kirowie jako Dwugłowi również mogą czuwać przez cały czas i patrzeć w różne strony świata, a ponieważ każdy z nich patrzy w innym kierunku i w inny czas, obejmują swoim działaniem cały czas i wsze kiry oraz strony świata. Mówi się, że prócz dwóch głów mają w jednym ciele także dwa serca (czego dowodem mają być ich cztery ręce), a każde z serc swoimi uderzeniami daje miarę jednemu z rodzajów czasu, którym się dany bóg Kiru zajmuje. Kiedy dla człowieka ważna jest jakaś chwila, czas krótki jak błysk, albo dłuższy - godzina, dzień, doba lub choćby i rok, wtedy powinien do Kirów wznosić modłę. Im słać żertwy, składać obiaty, słać z ofiarnym ogniem i dymem prośby i wiązać bajne wstążki na sjenowitych drzewach poświęconych im uroczysk. Czym się zajmują bogowie Ognia, Nieba, Błysku i Wiatru Władców Nieba, Ognia i Błysku, tę trójcę Niebiańskich rodzin boskich, często przywołuje się razem, bo wszyscy oni są uważani za zajmujących się Koroną Drzewa Drzew, za tych, którzy przebywają na wysokościach, nie dbając o to, co jest na ziemi, lądach lub głębiej - pod powierzchnią wód, albo w Podziemiach. Nie jest to prawda do końca, bo co się rozgrywa wysoko na Niebie - także na tym Głębokim i Dalekim - ma wielki wpływ na każde jestestwo i wydarzenie dziejące się nisko. Dowodnym przykładem takowego wpływu jest Księżyc, który gdy się pojawia w swojej Srebrnej Knysznej Łodzi, powoduje wzbieranie wód, ich przypływy i odpływy, krwawienia u kobiet, chodzenie przez sen u ludzi wrażliwych, szaleństwo i natchnienie u wybrańców. Niektórzy do owych^Wy-sokich Bogów dołączają również ród Strzyboga - Świstów, którzy przebywają w Konarach Drzewa Drzew i są uznawani powszechnie raczej za Bogów Pnia razem z Wi-łami-Kienami. Opisania robót owych bogów nie sposób rozpocząć inaczej niż od Dażboga i jego siostry-żony, Dabogi-Daby. Jest bowiem tak, że Dażbóg jako Pan Światła skupia w sobie cały blask niebieski. Razem ze swoimi pomocnikami Świteziami zbiera każdy okruch światła, jaki gdziekolwiek we wszym świecie się rodzi. Daboga, która chadza zawsze u jego boku, a zwana jest Panią Jasności, czyni owo Światło łagodnym, raz ujmując mu mocy, to znowu je rozjaśniając, kiedy za ciemne. To ona kieruje Jasność w różne strony, tam gdzie jest potrzebna. Robi to posługując się Niebieskim Pierścieniem, przez którego obręcz przesącza blaski-drzazki Dażbogowe lub którego twardym, kamiennym okiem rozcina lite światło na Maści. Owo łagodne, przesączone przez Niebieski Pierścień Da-by światło można dostrzec na Niskim Niebie - Sklepieniu Niebieskim, bo jest nim całe wypełnione. Światło Cięte, zwane Mastnym zabiera Denga (córka Dabogi, S wary i Swaroga łącząca Żywioły Niebieskiego Światła i Niebieskiego Ognia). Denga-Tucza kładzie płaty owego światła po wszych rzeczach świata, dając im barwę. Wielka to i uciążliwa praca, więc wspomagają ją jej pomocnicy Świetliki. Denga, brana nieraz przez ludzi nieobeznanych ze sprawami Welan za ladaco bądź leniwą trzpiotkę, jest jedną z najpracowitszych bogiń. Poza okrywaniem maściami każdej drobinki materii świata znajduje jeszcze czas i siły, by wspomagać Płoną i jego Płanetników w dziele nabierania wody w chmury, co czyni zanurzając się w jeziorach i rzekach. Dlatego właśnie tak rzadko można ją ujrzeć wypoczywającą. Najbardziej lubi spocząć na pogodnym niebie, grzana Tarczą-Słońcem przez Swarożyca i kropiona deszczem przez Śląkwę. Niektórzy powiadają też, że nie tylko bierze wody i nasącza nimi materię chmurnych sukien Perperuny, ale do tego razem z Płonem (którego za przeniewierstwo taka spotkała kara) pierze owe suknie, a razem ze Sląkwą, która chciałaby bardzo swoje suknie odzyskać, z polecenia Perperuny je wykręca. Wtedy to, kiedy w niebiosach bogowie owe chmurne suknie piorą i je wyżymają, deszcz spada na Ziemię. Chyba nie jest to jednak prawda, bo Denga zbyt na to krucha i nie posiada żadnego narzędzia do prania. Gdy o pranie owych Perperuninych sukien idzie, bardziej pomocni są jej synowie, z których każdy ma odpowiednie narzędzie i oni właśnie razem z Płonem wykonują tę czynność. Są także tacy, co powiadają, że to nieprawda, iżby Płoń osobiście wykonywał pracę nasączania i prania sukien Perperuny. Według nich tylko jego bogunowie Płanetnicy to czynią. On sam nazbyt zajęty jest nieceniem i gaszeniem gwiazd, które jak wiadomo są tylko końcami Zniczów Lelija albo, jak kto woli, końcami Nieci Bai Źrzebów. Owoż niecenie odbywane bądź z Lelijem-Smętem albo też (jak prawią inni) z Makoszem, jest główną pracą tego syna Dażbogowego, który się nigdy nie pokazuje na Ziemi i tylko na Wysokim Niebie przebywa, nad Welą albo jeszcze dalej. Powiadają też, że sączeniem wody w suknie Perperuny zajmuje się Podażgwik, boski Posłaniec, który swym wilgotnym oddechem czyni mgły, zasnuwając oparem Tarczę Swarożyca. Posiada on samonapełniąjące się Łagwie-Bukłaki, którymi wodę łowi, a jego pomocnikami są wszak bogunowie Chmurniki, którzy się stale w pobliżu chmur kręcą. Mówi się, że Perperuna jest najleniwszą i najbardziej wyniosłą, a także zaborczą ze wszystkich bogiń. Tak się urządziła, że sama niczym się nie musi zajmować, a wszyscy wszystko robią za nią. Ona sama podobno tylko się stroi i przebiera, suknie przekłada ze skrzyni do skrzyni i ich pilnuje. Kiedy tego nie robi, zajęta jest schadzkami z Simem. Perun, kiedy się rozeźli, ma jej robić wyrzuty. Wtedy przychodzi do wielkiej kłótni na Niebie, Perun okłada Perperunę swoją Srebrnobłyskawicą, a ta uchodzi przed nim na krańce świata. Przetrzepawszy skórę swej małżonce przychodzi on do spokoju i wzbiera w nim żal za gwałtowny wybuch. Przeprasza wtedy Perperunę, a ona przyrzeka mu poprawę. Przez jakiś czas żyją w zgodzie, ale ani ona nie potrafi zmienić swojego przyrodzonego lenistwa, ani on swej gwałtowności. Perun prócz tego, że otwiera brzuch Siemi z wiosną, wypuszczając na świat całe zamknięte w jej wnętrzu nasienie, także zamyka go ostatnią jesienną błyskawicą, nim mu ją zabierze na czas zimy Chors. Perun razem z synami oraz całym rodem Ładów prowadzi nieustanny bój z Siłami Ciemności. Bezlitośnie przez cały czas ściga zduszów, którzy gdy tylko słońce chowa się pod grubym płaszczem ciemnych chmur, wypełzają z nor i kryjówek i rozłażą się po świecie. Stąd podczas burzy biorą się właśnie błyskawice, które rozcinają ciemność, by przywrócić światu światło, i są widomym znakiem walki, w której Runowie używają swojej ognistej błyskającej broni: Srebrnobłyskawicy, Sa-mowrotnej Siekierki, Miecza Samosiecza i Złotowłóczni-Małanki. Podobno wtedy nawet Perperuna się do nich przyłącza, grzmocąc demony swoim Berłomakiem. Kiedy nadchodzi czas bez bitew, Runowie razem z pomocnikami naprawiają swoje włócznie i ogniste strzały, ostrzą broń, czyszczą do połysku nadszarpnięte w ogniu walki zbroje. Gdyby nie Światło Dażbogowe przekształcone przez Dabę w jasność i maści, wszystko na tym świecie byłoby jeno ciemnością i bezbarwnością. Gdyby gwiazdy Płoną nie rozjaśniały nocnego nieban, byłoby ono czarne jak żałobna opończa. Taką opończę nosi na sobie Bodnyjak, ślepy syn Dabogi, który jest władcą nocy. Pod wieczór, kiedy już Swarożyc ze Słońcem schodzi z niebios, z Podziemia wybiega na światło Zorza, bierze Swarożyca pod ręce, a także Księżyca-Chorsińca - jeśli ten już jest - obejmuje Dabogę, swoją ukochaną matkę, i tańczą razem do upadłego, aż się zgrzeją, a niebo w koło całe zaczerwieni. Ten sam taniec co wieczorem, Zorza wykonuje każdego ranka, bowiem jest wesoła, że widzi świat po całym dniu spędzonym w ciemnicy ze Skalnikiem. Wieczorem Bodnyjak nakrywa wszystko Czarnym Płaszczem, po czym całą noc chodzi po niebie ze swoim orszakiem Nocnic. Czasem przystanie, pogada z Księżycem, czasem zamieni słowo z Płonem-Netnikiem i rusza dalej w swój ponury marsz. W tej ciemności uczynionej jego płaszczem, którym sam jest - jak mówią - zakryty aż po czubek głowy, dokazują bezkarnie zduszę i wychodzą na ziemię wszyscy bogowie ukarani zesłaniem w Zaświaty. Siły Ciemności królują przez noc. Nad ranem wesoła Zorza przegania ich wszystkich i Bodnyjaka z nimi. Wpierw jednak odbywa krótką schadzkę z Chorsińcem, z którym zawsze szepczą czułe słówka. Potem dopiero budzi Swarożyca i wyciąga go w tanach znowuż na Niebo. Potem powraca do Podziemia, gdzie pędzi czas w smutku. Zaklinacze i czudeso-wie powiadają, że kiedy tuż nad wodą lub ziemią, na widnokręgu, o samym świcie, słońce skacze i tańcuje, to dobry znak - będzie dobry dzień. A jeśli się to w świt Kresu dzieje, będą dobre zbiory tego roku. Jakie zajęcie ma Swarożyc to wiadomo - jasność Dażbogowego światła skupiona w jego Tarczy i ogień, jaki dał jej Swarog, sprawiają, że ogrzewa całą Ziemię, dając wszystkiemu, co tu żyje, niezbędne ciepło i światło. Swoją drogę przemierza każdego dnia, a Tarcza-Słońce jest tak ciężka, że bóg musi pojadać i popijać płoni po drodze. Wiadomo też, że S wara biega za nim z Czerpakiem, poi go i ociera pot z czoła. Strzepuje też Chustę co kawałek na ziemię, czyniąc okrutne gorąco. Swara przepędza z drogi Swarogowego syna wszystko, co by mu mogło być przeszkodą, a to dlatego, że im mu się trudniej idzie, tym więcej razy ona musi biegać na Welę po płoń i z powrotem wracać. Ze Swary jest niezła kłótnica. Tylko trochę ustępuje w tym Plątwie, czasami tak wszystkich odstręczy, że sama ze Swarożycem zostaje. Bywa, że przez wiele tygodni nikt się nie waży wejść jej w drogę, wtedy na Ziemi robi się susza i trzeba wznosić prośby do Perperuny, Do-doli i Wodów, żeby zechcieli jej stawić czoło. Najważniejszy ze Żgwiów, Swarog, jest uznawany boskim kowalem. W swojej niebiańskiej kuźni kuje żelazo i inne kruszce, ukształcając wiele przedmiotów. Niektóre z nich dostają potem ludzie, jeśli tak zadecyduje Zbór. Jego praca jest nieustająca. Kiedy nie kuje, to dokłada do Ognia Ogni, którego jest strażnikiem i panem. A kiedy kuje, pomaga mu w tym Gogołada, bardzo krzepka a rozumna bogini, z którą w kuźni Swarogowej uwija się czereda Chochoły-ków-Kuźników. Swarog wykuł wszystko, co ważne: Tar-czę-Słońce i Zwierciadło-Sklepienie Nieba, broń Runów (z wyjątkiem Kamiennej Jarzęcej Błyskawicy) i wiele, wiele jeszcze innych rzeczy. Ostatnią z rodu Żgwiów jest Watra, Pani Skry i Płomienia, a także ognia podziemnego. Dotrzymuje ona często towarzystwa Zorzy w Podziemiach, mówią też, że umizguje się do Skalnika, mając ciągle nadzieję uśpić jego czujność i wyswobodzić swoją przyjaciółkę. Watra ze Skalnikiem przebywają często, a podobno Biały Kamień, nazywany także Krzemieniem, jest ich wspólnym dzieckiem. Watra cały czas krzesze iskry, wzbudza płomienie i szczepi ogniska po trzewiach Ziemi dbając, by ta nigdy nie ostygła. Watra zajmuje się także, wspólnie ze swoimi bogunarni Żarkami, wszystkimi ogniskami, jakie płoną na Ziemi. Świstowie razem ze swoimi bogunami większość czasu spędzają na Niebiosach, gdzie w pustych rozległych przestrzeniach kręcą wichry. Każde z nich gdzie indziej bywa, każde też inne rodzaje powietrza i bezwietrza łapie w saki, wory i torby, a potem na swoją modłę według potrzeby rozkręca je, rozpędza i na powrót łapie. Takie schwytane wichry niosą Świstowie na Welę i tu w swojej niwie ich próbują, puszczając na Rozdmuszysku w zawody. Często staje z nimi Podagżyk i jego Chmurniki, bo jako syn Pogody, Posłaniec Bogów, jest nad wyraz szybki. Również sama Pogoda - Pani Weni - Dobrego Powietrza, przychodzi w gości na Rozdmuszysko i do tynu Świstów, ale nie ściga się z nimi, tylko plotkuje ze Stryja władającą Porywami i Wolnym Powietrzem. Wypróbowane w wyścigu wiatry wracają na powrót do worków i torb, gdzie są przykuwane łańcuchami, zrobionymi przez Swaroga. Z tych łańcuchów nad Ziemią się je odkowa, by biegły, gnały, kręciły - a wszystko to po to, żeby powietrze nie pozostawało w bezruchu, by się zmieniało, by się nie stało śmiertelnym dla żywych bytów bezwietrzem. Wichry, Wiry, Trąby, Kręćce, Bełty, Chały, Latawce i Stuchy zbierają oddech na górze przy niebiesiech i niosą go ze sobą na dół do ziemi. Tu puszczony ożywia wszystkie istoty gwałtownym porywem, spokojnym stałym parciem, łagodnym tchnieniem lub straszliwą dujawicą. Stąd też zabierają Świstowie, wspomagani przez wymienionych bogunów wiatru, zużytą weń, wyziewy, dymy, smrody i trujący cug, który wynoszą wysoko. Te powietrzne śmiecie pożerają owi bogunowie, karmią nimi swoje przepaściste gardziele i nienasycone trzewia, trawią je i potem przetrawione, w postaci potężnych świeżych dmuchów, kierują ku Matce Ziemi, ożywiając jej zieloną ruń. Tylko Dyj przez swą gwałtowność wyrządza wielkie szkody i z tego powodu jest przez ludzi i bogów nie lubiany. Wszyscy unikają jego towarzystwa, ale prawda jest taka, że on dmie najmocniej, przez co najwięcej wytchnienia i rześkości przynosi Matce Ziemi. Ludzie mający do czynienia z wiatrem - jako wiatracz-nicy, rybacy morscy czy żeglarze, a także górale, znają z imienia wszystkich bogunów wichru. Wielu zwykłych ludzi słyszało też o co mocniejszych z nich, jako to karpacki Bełt Halnik zwany Halnym, beskidzki Bełt Orawiak, żywiecki Wir Srała Bartek, kaszubski Latawiec Szalinc i Latawiec Żywnik, wędzki (pomorski) Kręciec Kręce-szek, Chała Żyda, a także poleski Bełt Witroduj. Na tym oto polegają Żywiołów Wysokich zajęcia, którym nie ma końca, a o wielu pracach nawet nie wspomnieliśmy. Roboty Żywiołów Niskich i związanych z nimi Niskich Mogtów Do Niskich Żywiołów zalicza się, zależnie od przyjętych zasad Wiary, dwie trójce - Trójcę Pnia (Świstów, Wiłów i Simów) i Trójcę Korzenia (Simów, Sporów-Grubów i Wodów) albo Czterożyw złożony z Simów, Sporów, Wiłów i Wodów. O pracach ich wszystkich powiedziano już bardzo wiele dlatego, że jako zajęci sprawami przyziemnymi, są człowiekowi bliscy. Byt ludzki wiąże się z działaniami owych bogów w codzienności. Na początku, zaraz po strąceniu w Kolibę, dola Zerywanów zależała wyłącznie od Wiłów-Kienów. To, co Borowił i Borana dawali ludziom, było jedynym człowieczym pożywieniem. Bogowie Boru nie są jednak przyjaciółmi ludzi. Strzegą zazdrośnie swojego władztwa, chociaż musieli się podzielić z innymi jego częścią. To samo można powiedzieć o Wodach. Wśród Wodów jednak są przychylniejsze człowiekowi boginie, Wodyca - Pani Źródeł i Wód Tryskających czy Śląkwa - Pani Deszczu. To samo dotyczy Simów, pomiędzy którymi jest bardzo kochająca ludzi Matka Ziemia, wspomagająca ich Obiła, niechętny Sim czy wrodzy im - Ziemiennik i Skalnik. Wszyscy ci bogowie nieustannie opiekują się swoimi włościami i tym, co się w nich znajduje. Kienowie dbają o zwierzęta wielkie i małe, o gadzinę i owady, o drzewa, krzewy, zioła i kwiaty, wreszcie o najniższe trawy i runo. Sadzą grzyby po lasach, pędzą borówki, poziomki-sunnice, brusznice, łochynie, chronią pszczoły i osy, czuwają nad brzemiennością i porodem młodych niedźwiedzi, żubrów, turów, jeleni, saren, lisów, wilków, borsuków-jaźwców, bobrów, jaszczurek, węży, motyli, żuków, biedronek, ciem, chrząszczy czy ważek. Podobnie nad rybami w rzekach, jeziorach i morzu czuwają Wodnik, Wada i Wodo-Wełm. Ten ostatni ma pod opieką również foki i morświny, ale potrafi też wznosić niesamowite budowle z mas wodnych: pałace o przejrzystych ścianach, wieloprzęsłowe mosty, srebrzyste wieżyce, podmorskie drogi - nad tym wszystkim sprawuje opiekę. Wada zajmuje się bobrami i wydrami żyjącymi i polującymi w wodzie, ale także kształci wspaniale wszystkie podwodne ogrody. Wodnik ma pod opieką raki, ale i za-wikłaną sieć podziemnych rzek. Obiła z rodu Simów zajmuje się żabami i żółwiami żyjącymi w błotach i kałużach, jak również gnieżdżącym się w glebie robactwem, a Pogoda ma pod swymi skrzydłami wszystkie ptaki ziemi. Jak widać, działy wśród Niskich Bogów przebiegają w sposób zawikłany i trzeba sporej wiedzy z zakresu Wiary Przyrody, by nie mylić, kto się czym zajmuje. Do tego bowiem dochodzą, nakładając się na powyższy podział, Mogtowie opiekujący się tym, co zostało dane człowiekowi - zwierzyną domową i roślinami uprawnymi. Tak więc przede wszystkim Rgłowie, którzy niczym innym się nie zajmują, jak tylko czuwaniem nad uprawami, ich wzrostem, dojrzewaniem i plonem oraz domową zwierzyną. Sam Rgieł ma w pieczy konie, krowy, kozy i barany. Reża zajmuje się pastwiskami, łąkami i zbożami, a także wszelkimi innymi uprawianymi ręką człowieka roślinami - grochem, chmielem, makiem, lnem, konopiami. Jednak Reża nie zajmuje się już jarzynami, które rosną przy domach i po ogrodach. W opiece Reży są za to jeszcze drobne zwierzęta domowe, takie jak kot czy pies. Rgiełc opiekuje się samą ziemią uprawną i wszystkim, co w niej się znajduje, a więc i jarzynami, które w ziemi mają sporzące korzenie. Władczynią Ogrodów jest Żywia-Siwa, obejmująca pieczą drzewa owocowe, krzewy owocowe i ptactwo domowe: kury, gęsi, kaczki. Z powodu opieki nad ptactwem nazywają ją również Kurkę (Kurcho). Kiedy żercy i guślarze mówią o Trójcy Bogów Życia, to wymieniają wśród nich Rgłów, Bożów-Radogostów i Sporów. Dodają też do owej trójcy często Simów, współtworzących z nimi Czwórżyw Życia. Te rody boskie to najwięksi darczyńcy i opiekunowie ludzi. Mają do posługi liczne zastępy Stworzy - bogunów i boginek czuwających nad całością ich przychówku, by nie był przez nikogo ukrzywdzony ni źle traktowany. Przestępstwo od wyznaczonych przez nich zasad bytu zawsze pociąga za sobą ciężką karę dla sprawcy. Najczęściej jest nią bieda, choroby, głód, a w skrajnym zaniedbaniu nawet śmierć. Kto nie dba należycie o ziemię, zleją traktuje, psuje uprawy, niszczy drzewa, gubi zwierzynę, skazuje na mękę i zatracenie bydło, ten może się spodziewać dla siebie tylko takiej samej doli, jaką zgotował innym. Kiedy mówi się o ważności pośród owych przychylnych ludziom bóstw, to na pierwszym miejscu wymienia się najczęściej Sporów lub Bożów. Rzeczywiście, trudno sobie wyobrazić, czym byłby ludzki żywot bez pomocy tych dwóch rodów. O pracach Sporów wiele już powiedziano. Wszystkie ich działania prowadzą do pomnożenia dobytku, pomnożenia liczebności i siły roślin oraz zwierzyny, do ciągłego wzrostu i rozrodu świata. Takie są prace Spora - Pana Dostatku i Bogactwa, Rady-Zboży - Pani Wzrostu, Władczyni Zasiewów i Urodzaju oraz Wołosa, który ma w pieczy płodność, zwłaszcza zaś dostatek i mnożność bydła. Sporza-Śrecza - Pani Pomyślności, jest także Panią Spotkań, czyli boginią dającą pożytek z wszelkiej międzyludzkiej wymiany i współdziałania. Roszą - Pani Robotna, uwija się bez przerwy tam, gdzie trwa budowanie czegokolwiek - nowego domostwa, paleniska, spichrza, owinu, łaźni, gdzie trwa wyrób sprzętów, statków (naczyń), narzędzi, gdzie odbywa się suszenie (zboża, owoców), kiszenie, wędzenie, mielenie czy kopcowa-nie. Przy wyrobie narzędzi, zwłaszcza w kuźni, w stolarni, albo przy wyrobie glinianych garnków towarzyszy jej Go-gołada-Chichoła, córka Ładów, która ma w pieczy wszelkie wyroby wymagające głębokiej wiedzy i całą ową dziedzinę Wiedzy Danej Ludziom. Tylko ona wie, gdzie ukopać przednią rudę, gdzie glinę właściwej barwy, jak ulepić z niej naprzedniejszy dzban, z jakiego drewna zrobić wrzeciono świdra ogniowego, a z jakiego łyżkę. Władcą czuwającym nad całością ludzkiego Gospodarstwa jest Bożebóg, chroniący szczęsny żywot, byt i dolę człowieka. Podobną opiekę nad samym domostwem ludzkim roztacza Ubożą, żona Bożeboga. Nad dostatkiem i smakiem jadła, nad paleniskiem, przygotowaniem potraw, wyrobem serów i wypiekiem chleba czuwa Warza-Cica. Komorą i spichrzem zajmuje się Bodą, która czasem pomaga także w wypasach zwierząt domowych, a czasem w czymkolwiek innym, niekiedy zaś leniuchuje lub znika jako najbardziej swobodna ze wszystkich bogów i bogiń. Mówi się, że przejęła swawolność od Swątlnicy - upadłej bogi- ni, i przez to często bywa, że ludzkie komory i spichrza są pustawe, podczas gdy ona włóczy się po łąkach albo leży, grzejąc się w słońcu. Warzą warzy także potrawy na stół bogów i piecze co roku nowy Kołacz, który następnie Lado dzieli na 48 części-roków, a Perun tnie na kawałki swoją jarzęcą Kamienną Błyskawicą. Dzieje się to zawsze na wiosnę. W owym najważniejszym z wypieków pomaga Warzy Roszą, która miesi ciasto. Mąkę na Kołacz miele boski młynarz Rgiełc, a ziarna przez cały rok zbierają z pól welańskich Żywią, Obiła i Reża. Odmieniec, bogun-ki Źrzebów, posypują gotowy chleb makiem. Mak ów układa się ponoć w taki kształt, jaki jest Obraz Świata na kawałku Bai, który odpowiada owym 48 rokom. Co roku bogowie zjadają cały Kołacz, ale ucztę zaczyna ten, który danemu rokowi przewodzi. Prócz Kołacza, Warzą przygotowuje przez cały czas inne święte potrawy, takie jak Knysze, Kaszę, Korowaje, Kutje, Kraszanki, Krupnioki, Kładziwo oraz napoje zwane Krużami. Bogowie spożywając Kołacz odradzają swoje siły, nadają sobie wieczną młodość, spożywając Kładziwo odnawiają wieczny żywot, zjadając Knysze zapewniają sobie wieczne zdrowie, a dzięki Kutii wieczyste powodzenie. Kiedy żercy wymieniają Trójcę Bogów-Władców Ludzi, to na ich czele stawiają zawsze Rodów, zaraz za nimi Bożów, a dalej Dziewów. Dodają też tworzących z nimi Czterożyw Prowów. Rodowie i Dziewowie zbliżają ku sobie wszystko, co żywe (w tym i ludzi), by złączyło się w pary, stworzyło związki i zrodziło owoce. Nigdzie jednak miłość, piękno i żądza nie spełniają tak wielkiej roli w owym zalęgu i owocowaniu jak pomiędzy ludźmi. Bez uczuć, miłości i żądz, nie dochodzi między nimi do rui ani do pomnożenia. Dziewowie dużo uwagi poświęcają też jednak roślinności i zwierzętom. Dziewanna często przebywa po borach, łącząc razem jelenie, sarny, niedźwiedzie, jak też pszczoły czy myszy. Dziwień-Kupała chadza z Reżą po polach uprawnych, otrząsając kwitnące zboże, by jego pyłki przeniosły się i wydały owoce. Oto czym zajmują się Dziewowie, pomiędzy którymi jest też, niestety, nieprzychylna nam wcale Dzieldzielija-Dzilela zwana Żalą. Żadne inne byty nie przychodzą też na świat z takim trudem, jak rodzą się ludzie. Niektórzy mówią, że trudniej, z jeszcze większym bólem, rodzą się dobre myśli i pomysły, którymi wszak także opiekuje się Rudź. To Rod, Rodżana i Rudź rzucają z nieba żywoty niczym kamienie lub grudy. Kogo trafią, ten wyda potomstwo, stworzy nowe życie albo urodzi jakiś ważki pomysł. Z grud rzuconych ręką Rudzi mają pochodzić dzieci ludzkie, z grud rzucanych przez Rodżanę zwierzęta i rośliny, a z grud Roda jeszcze co inszego. Od tego, jak rodna jest gruda (czy dobrej jakości, z dobrym wiergiem, dobródna czy złyródna), zależy, co się komu urodzi. Żadne też inne stworzenie nie wychowuje w takim znoju jak człowiek swojego potomstwa i nie utrzymuje w jedności swej rodziny z taką trudnością. W tym wszystkim muszą wspomagać nas Rodowie, opiekujący się kobietami w ciąży (Rodżana), samym porodem (Rudź), noworodkami, niemowlakami i dziatwą (która wzrasta), młodzieżą, kiedy dojrzewa (Rada-Rodica), a także całą rodziną, zadrugą i rodem, a nawet plemieniem - czyli narodem (Rod), który współtworzą ze sobą ludzie różnych rodów i zadrug. Rodowie mają też w pieczy gąść - pieśń i granie, oraz słowo. Rada-Rodica przybierając postać Drasznicy sposobi młodych do podjęcia zajęć dorosłych członków społeczności, wdraża ich we wspólnotę i współdziałanie. Pomaga jej w tym Podag - Władca Dróg i Podróży oraz Osi-dła-Oślada, bo przejście do dorosłości zawsze wiąże się z wypełnieniem trudnego zadania, wędrówką, łowami i koniecznością pomyślnego dotarcia do celu. Nad wypełnianiem praw całego świata, a więc również nad prawem ludzkim, jego przestrzeganiem, wytyczaniem zasad, tworzeniem i znoszeniem zakazów, dawaniem możności i nakładaniem obowiązków, określaniem narzazów i danin względem rodu czy plemienia - nad tym wszystkim czuwają Prowowie. Nie jest jednak tak, jak myślą niektórzy, że sprawują oni swoją władzę z natychmiastowym skutkiem. Bywa, że ich ręka jest prędka, gdy się zasady rządzące światem przestąpi, bywa, że zwlekają, aż się człek znajdzie po śmierci w Komorze Sowiego. Prowowie nigdy nie karzą nikogo sami, własną ręką. Zawsze wykonawcą jest jakiś pośrednik, inny bóg albo człowiek, a nawet rzecz - przedmiot. Ta kara może być różna. Może mieć postać wskazania przez Sowiego-Polela Wierzei do najgorszych z Nawnych Pąci i do najstraszniejszych Nawi albo postać wcielenia przez Mokoszę i Rudź w zdusza błąkającego się po Ziemi lub w niższy byt za kolejnym powrotem w Świat Żywych. Dla niektórych będzie karą nawet powtórne wcielenie w postać człowieka i powrót do żywota, dla innych zły wierg i dola nadane przez Źrzebów albo choroba zesłana ręką Zmory za życia, albo nagła śmierć czy po prostu bieda, ustawiczne drobne trudności, które potrafią niejednego znękać gorzej niż uwięzienie, przypalanie ogniem czy chłosta. Nie jest tak, że Prowe kieruje swą rękę przeciw ludziom. Zarówno on sam, jak i jego żona, Czstnota, gotowi są wskazać każdemu chętnemu właściwą drogę, dającą wieczyste powodzenie. Czstnota-Cna ma w ciągłej opiece wszystkich samotnych, których uzbraja w cierpliwość. Prowe daje im moc przetrwania. Prawdziwc-Prawota nieustannie wojuje z Sądzą (zwaną Osudą albo Kriwdą). Sądza-Osuda jest boginią złośliwą. Jej bogunki, Sądzenice, zawsze przynoszą noworodkom kiepski wierg. Bierze ona udział w nadawaniu bytu, czyli kształtowaniu doli istot przychodzących na świat. Wzbudza też niestety często ludzi przeciw sobie, wpędza ich we wzajemne złości i żale, zmusza do wrogości. Pomiędzy dobremi ziarny musi być zawsze plewa - takie jest wskazanie koźlarów znad Berounki. Pomiędzy Prowami plewa to Sądzą, pośród Dziewów Dzidzilela. Niestety na Ziemi Sądzą jest silniejsza od Prawoty. Jak powiadają wołchwo-wie z Kijowa i Nowogrodu: Prawota przez Kriwdę na Niebo precz przegnana, wysoko chodzi, o to, co w dole, się nie troszczy2. Mimo że Prawic-Prawota tak mało jest obecny na Ziemi, to nie jest prawdą, że go tu w ogóle nie ma. Jest razem ze swoimi bogunami, dwugłowymi, dwu-praworęcznymi Prawdkami, którzy mają baczenie na każdy ludzki czyn i zapisują go w Kamiennej Księdze. Także kiedy przychodzi śmierć i zmarły znajduje się w Komorze Sowiego, Prawota staje naprzeciw Sądzy-Usudy (Posądzenia) i dowodzi nieprawdziwości jej, przeważnie złośliwych, zarzutów. Jeśli jednak Prawdziwc-Prawota nie znajdzie w Kamiennej Księdze nic przeciw słowom ukrywającej prawdę, krzywomówiącej Sadzy (Kriwdy - Bogini Krzyw Dającej), to przecież nigdy nie skłamie. Wielka to robota brać udział w każdym takim sądzie, a jeszcze większa zapisać każdy krok każdej istoty uczyniony na tym świecie. Również Weniów strojących różnorakie drogi i ścieżki, kierujących wędrówką i podróżą, a przede wszystkim osiadłością, pogodą i dobrym powietrzem, choć nie są oni Niskimi Mogtami, wlicza się do tych, którzy są blisko sprzężeni z dolą człowieczą. Pogoda przy całej swej kap-ryśności jest przychylna ludziom, a mądrych nigdy nie krzywdzi. Posłaniec i Podag, równie chętnie jak Prowowie, wskazują właściwe ścieżki w żywocie, choć niekiedy wyprowadzają też na bezdroża. Pogoda wspomaga Prawo-tę w walce z Sądzą-Kriwdą, wkracza w spory i nieraz doprowadza do ugody i pokoju. Razem z Osidłą daje też istotom ziemskim spokój oraz osiadłość. Ilu jest ludzi, ile jest bytów żywych, ile jest narodzin, domostw, gospodarstw, robót i czynności, spotkań, zbliżeń, uczuć, pól uprawnych, pastwisk i zwierzyny, bydła, ptactwa oraz roślinności, tyle mają zajęć wszyscy Niscy Bogowie. Zaiste trudno objąć rozumem ogrom owej codziennej pracy, jaką muszą wykonać osobiście i z pomocą swoich Stworzów. Ku czci każdego z powyższych bogów obchodzą wdzięczni im ludzie osobne święto i zwą je pełnym czci mianem. Dla przykładu Rodowie mają Święto Rodusie, Źrzebowie-Mokosze Święto Mokridy (lub Prządek), Bożebogowie Święto Bożycza, Dziewowie i Wodo-wie Święto Kresu (Kupały, Sobótki, Wianków, Stada), Weniowie Święto Błoweszu, Rgłowie Zażynek, Simowie Święto Ziemi, Sporowie Radunicę i Maslanicę, Weleso-wie Dziady, Prowowie Sądne i Pokutne Dni, Morowie Kraczun, a Ładowie Obrzęd Kukułki. Jest także wiele obchodów poświęconych większym boskim gromadom - dla Rodów, Prowów, Źrzebów, Ładów i Dziewów takim świętem jest każde wesele. O robotach Ładów, Chorsów, Płatów i Źrzebów Rody Ładów, Płatów i Źrzebów to Trójca Porządku, a razem z nimi Chorsowie-Ksnowie współtworzą Czwórżyw Wysokich Mogtów. Ładowie dzierżą w ręku wsze rzeczy świata, układając je wobec siebie wzajem, przez co tworzą porządek świata. Ich czynienie porządków nie polega tylko na układaniu rzeczy tak, by współgrały. Choć zawsze w końcu działanie ich sprowadza się do powiększenia ładu, to często są Ładowie sprawcami wojen, bitew i łowów, które urządzają wspólnie z Płatami. Plątowie maczają palce we wszystkim, co może wzmóc Nieład. Działają dokładnie w odwrotną stronę niż Ładowie i ta ich przeciwność obraca się w doskonałe tamtych dopełnienie. Dlatego, jak pokazują znane przykłady, choćby dwóch pierwszych boskich wojen, także Wojny o Taje, czy niezliczonych innych bitew, wynik owych potyczek bywa niejasny. Mędrcy wszech kapiszt i kącin powiadają, że jak dotychczas Lado po każdej zmiennej wojnie mocniej chwytał w ręce różnorakie nieci i pewniej dzierżył owe Rzeczy Świata, Przepląt zaś, Plątwa, Licho i Mad coraz więcej tracili, tak że niewiele im już zostało. Jednak zawsze działo się to niestety z pomocą Swata, który musiał wychodzić na Świat, a jego działania były coraz ostrzejsze wobec bogów i ludzi. Prawią więc oni, że nie wiadomo co się stanie w razie czwartej wielkiej wojny. Można przypuszczać, biorąc za podstawę zapowiedź Boga Bogów, iż gdy przyjdzie do czwartej potyczki, stanie on po raz pierwszy i ostatni po stronie Płatów i będących za nimi Sił Ciemności, a dzieło swoje obróci wtedy w perzynę. Chor-sowie-Ksnowie również stoją przeciw Ładom, ale z zupełnie innej strony niż Plątowie. Chorsiniec jest Panem Zmiany, czyli przypływu i odpływu. Zsyła na istoty żywe olśnienia i natchnienia, ale także zaćmy i tępotę albo smu-tę. Daje ludziom sen i marzenia, ale nieraz odbiera wolę. Czara włada tanami i czarami, sprowadza uniesienia, które jednak mogą się wznosić aż do szału, rzuca też uroki mające bardzo niebezpieczną moc. Człek nie widzi pod jej działaniem tego, co jest prawdą. Również Chors władający Tajemnicą i Wiarą, będący Panem Taj, jak i Chor-sina władająca Przeczuciem, Zdolnościami, Możliwościami i Myślą, potrafią roztoczyć dziwne obrazy i złudzenia przed ludzkim rozumem. Ksnowie udzielają tego rodzaju wiedzy, której nie posiada Lado, a choćby nawet ją miał, to wcale nie chciałby nikomu jej zdradzić. Ładowie kierują Mądrością i Wiedzą-Wiadomością. Wiadomość to rodzaj wiedzy dostępny wszystkim. Dochodzi się do niej mądrością i rozumem, a nie przeczuciem, które jest Wie-dzą-Wiarą odkrywającą Tajemnicę. Spośród Ładów naj-przychylniejsza ludziom jest Gogolada, która jako córka Chorsa czerpie również z wiedzy tajemnej i zdradza tym, którzy wypełnią jej warunki, wiele ukrytych wiadomości. W jej opiece są wszyscy górnicy i kowale. Wreszcie powiedzmy o pracy Zrzebów, z którą wiążą się działania innych Wysokich Mogtów. Polega ona na żmudnym wyplocie Bai - Materii Świata i kształtowaniu na niej jego Obrazu. Nim powstanie owa Baja, koniecznych jest wiele robót, które przygotowują przędzenie i tkanie. Prace Makosza-Źrzeba, Mokoszy, Wida i Dodoli są bardzo podobne do działań z lnem czy konopiami, tyle że nici i sama materia, jaka z nich powstaje, są zupełnie niezwykłe. Wpierw więc na Łące Bańskiej Mpkoszów, po samym jej środku, w miejscu zwanym Niecą Źrzebu, cztery rodzaje pajączków bytu snują swe pajęczyny-śnietki. Pierwszym z nich jest Czelustek, który snuje śnitkę czelus-tną - głęboką, grubą, będącą nicią osnowną. Jego śnitka jest rdzeniem przędzy Dodolinej. Daje czelność, odwagę, zdolność przewodzenia, dobrą mowę, cześć, lecz także żarłoczność, nienasycenie, żądzę posiadania3. Drugi z nich to Boczeń, którego śnitka boczy przędzę, otacza inne śnitki wchodzące w nieć, zbacza wierg, kieruje w stronę prze- ciwną, ale i daje czujność, baczność, ostrość widzenia4. Trzeci z pajączków to Krzeczeń dający śnitkę krzepką, rozkrzewioną, wiążącą się z wieloma innymi, skrzącą, ale i krętą, mocno się wijącą5. Czwarty pająk Namiastek daje śnić miestną, mastną - tłustą, grubą, stałą, łatwo osiadającą (moszczącą się) w materii bytu, lecz nieco kruchą6. Do-dola zbiera owe śnitki pajęcze, zbija w wielkie kule, wiąże i przygotowuje do przędzenia. Potem razem z Widem je prostuje. On rozczesuje kłęby swoimi widłami i układa odpowiednie rodzaje śnitek obok siebie, ona przędzie na kądzieli łącząc śnitki, a on znowuż zwija uprzędzione nieci w kłębki. Z twardych i mocnych ma powstać nieć na Osnowę Bai, z miękkich nieci na samą Materię. Kiedy już są uprzędzione, Mokosza moczy gotowe nieci w swoim wielkim sicie-przetaku, gdzie je polewa żywą wodą. Niestety za Mokosza zawsze chodzą Plątwa i Mad. Kiedy tylko mogą, ci dwoje dolewają czarnej wody do Przetaku, a także przekładają motki, plączą śnitki, nadgryzają je i czynią inne psikusy. Woda życia zlepia nieci, pogrubia je, daje im giętkość i wytrzymałość. Czarna woda uszkadza włókna. Z tych uszkodzonych przez Płatów nieci wychodzi potem kiepska Nieć Żywota. Mokosza otrząsa na przetaku-sicie nieci z nadmiaru żywej wody i suszy je na wietrze. To wszystko czyni na Bańskich Łąkach. Żywa woda karmi więc pajączki i opada na trawy łąkowe, sycąc ich źdźbła. Jako się już rzekło, jest w nieciach także i czarna woda, więc gdzie padnie, tam trawa Mokoszów jest kiepska. Który pajączek się jej napije, ten słabnie i gorszą śnić snuje. Wiadomym jest, że przetak-sito Mokoszy ma wplecione przez Pląta złe wikła. Przez to niektórzy przypisują Mokoszy psucie, wikłanie, czyli moktanie (motanie) nieci żywota. Również i wiatr niedobry może nieci poszarpać i splątać albo pourywać. Po Mokoszy do dzieła bierze się znów Wid, a z nim Makosz-Dodol. Oni obaj czynią Materię Świata i wyplatają Obraz na niej. Gdyby ktoś ową materię mógł zobaczyć, to zaraz poznałby wszystko, co się na świecie dzieje, działo i dziać będzie. Poznałby całą przyszłość. Dlatego Chorsowie okrywają Baję, rzucając mylący oczar-opar - mgłę tajemnicy. Źrzebo-wie i Chorsowie ów obraz znają, ale milczą o tym jak zaklęci. Nim się rozpocznie tkanie, Płoń i Lelij rozniecają nieci żywym ogniem wziętym od Swaroga. Niektórzy mówią, że także Wid w owym nieceniu bierze udział. Dopiero tak przygotowanej przędzy używają Źrzebowie do wyplotu. Makosz tka, a Wid podaje mu nieci i widłami toruje drogę, czasami też wskazuje miejsca, w których trzeba coś poprawić, bo ma ciągłe baczenie na kształt całego obrazu. Makosz jednak sam układa osnowę-zrąb, czyli Źrzeb Świata. Nie wszystkie nieci w Bai są śnitkami żywych istot. Na Materii i Obrazie Świata każda rzecz, jaka w świecie istnieje, ma przypisane sobie miejsce i swoją własną nieć odpowiedniej długości, wplecioną pomiędzy te wszystkie inne, które przedstawiają rzeczy stykające się z nią w jakikolwiek sposób, w jakimkolwiek miejscu czasu, bądź przestrzeni. Gdzie nieć owej rzeczy lub istoty czy osoby się kończy, tam kończy się jej żywot. Kiedy jakąś nową nieć Źrzebowie wplatają, wtedy nowy byt na Ziemi zostaje powołany do żywota. Mokosza i Dodola, przez czas kiedy Wid z Makoszem tkają, zbiera po Łące Bańs-kiej źdźbła wiergu - wyroku. Boginie wiążą źdźbła w pęczki - po trzy trawy w jednym. Taki pęczek nazywa się właśnie wiergiem. Gdy już nadejdzie czas rozpoczęcia nowego życia, wołają Rudź i Rodżanę, by te rzuciły gdzie trzeba grudę-ródę. Potem wręczają swoim pomocnicom bogu-nkom Narecznicom i Rodzanicom wierg nowego żywota, a te niosą go na Ziemię i kładą nowonarodzonemu pod poduszkę. Taka jest jego dola i byt cały jak ów wierg, który pod poduszką w chwili narodzin spoczął. Bo wierg, pochodząc dokładnie z miejsca, skąd pochodzą śnitki, zawiera w sobie to wszystko, co wpleciona w Baję Nieć Żywota. Często po wierg przychodzą też Sądzenice - boginki Sądzy-Kriwdy. One zjawiają się wtedy, kiedy wierg jest kiepski lub zły. Dlatego, gdy Sądzenice przychodzą nad kołyskę noworodka i kładą mu wierg, jest to niepomyślny znak7. Kiedy nieć zostaje przez Wida albo Makosza obcięta, wtedy żywot się kończy, Lelij-Smęt gasi znicz w swojej komorze, Płoń gasi koniec nieci-gwiazdy na Niebie, a duszą zmarłego zajmują się Welesowie. Niektórzy mówią, że Ładowie stale się kłócą z Makoszem i Widem o to, gdzie i jak co ma być wplecione, zwłaszcza jeśli to dotyczy owych najważniejszych rzeczy trzymanych przez Lada w jego stu rękach. Także Łagoda ma zawsze w tej sprawie swoje do powiedzenia, bo ona wszak układa Świat w ładności i rzeczy na nim względem siebie. Mówią też, że Makosz-Usud8 co rano rozsypuje po izbie w swoim ty-nie listki z litego złota i dokładnie je wydeptuje. Trzyma je w trzech koszach, a czyni to po to, by brudnymi stopami nie deptać Materii, po której w trakcie wyplotu musi chodzić. Dzięki temu też Baja nabiera pięknego złotego blasku. Często zakrada się jednak do niego Przepląt i podmienia kosz', dając na miejsce złotych listków gliniane skorupy. Wtedy Materia pod stopami Makosza staje się brudna, a wierg rodzących się ludzi zły. Kiedy indziej znów Mad miesza w koszach gliniane skorupy i złote liście, wtedy rodzą się ludzie o przeciętnej doli i bycie. Niektóre kąciny i kapiszty, zwłaszcza wiślańskie Chor-sa i łużyckie Przepigoły-Plątwy, podają, że ród Źrzebów plecie Baję, która jest tylko jedną z Czterech Materii, tworzących Materię Świata. Pierwszą z nich jest według ich poglądu Kir przynależny bogom Stron i Pór, który nadaje wszystkim bytom istniejącym w świecie ich czas i kierunek. Drugą jest Sieć-Osnowa przynależna niegdyś Płatom, a obecnie Ładom, która określa zręb, wierg i byt wszystkich rzeczy, czyli przedmiotów nieożywionych, jakie są na świecie. Trzeci zaś jest Welon-Czechło przynależny Welesom, który określa drogę i byt tych, którzy żyją na Weli, a wi^c byt bogów i dusz zmarłych. Dopiero czwartą jest Baja Źrzebów, która łączy wszystkie trzy pozostałe swoim przeplotem, a stanowi zapis źrzebu, wiergu, doli i bytu istot żywych. Żercy plemienia Wybłoniów z grodu Wbołotonia10 twierdzą, że Sieć Płatów jest tym samym co Kir Godów. Ma to być tylko oddarty kawałek owego Kiru. Mówią też oni, że Plątowie w czasie Bitwy o Bułę wydarli Godom ową materię, a także że przypisali sobie zasługę pojmania oddalających się gwiazd i kawałków niebios, jak również zasługę złączenia rozbiegających się części Buły do jednej sieci - Sieci Materii Świata. To Godowie są właścicielami sieci zwanej Kirem, sieci, która nadała taki, jaki dziś widzimy, kir-kształt całemu światu, a im samym drugie miano, bogów Kiru. To oddarte kawałki Kiru posłużyć miały, im i Światłogońcom, do zacerowania dziur, którymi wsączała się w świat Nica. Kir podług ich podania ma maść (barwę) siną (niebieską), a prócz niego jest jeszcze materia zwana Welonem albo Czecho-łem (Czechół, Czechło), która ma maść białą oraz Baja - o maści czerwonej. Te trzy materie tworzą czwartą, będącą całością z nich splecioną. Według wołchwów Mądochów, plemienia nadciemno-morskiego, z którego wywiedli się Mazanie (Mazowie), jest i Kir, i Sieć-Osnowa. Kir ma maść białą (dla ludzkich oczu jest on niewidzialny), Sieć zaś siną. Welon jest czerwony, jak ludzka krew. Te trzy są tylko materie świata. Kir przynależy Godom, Sieć Źrzebom, a Welon Welesom, Plątowie zaś splatają owe materie w jedną Baję. Przez to, że oni się właśnie zajmują wyplotem, tyle jest nieporządku i zamętu w świecie. Czarownicy z kącin Grodu Kraka (Karoduny) twierdzą, że nieci używane do wyplotu Bai nie są kropione ani żywą, ani czarną wodą, ale wodami z trzech boskich jezior; kraszeni dającym maść czerwoną, płonią dającą maść białą i juchorem dającym maść niebieską. Nieci na osnowę-sieć są, według nich, splatane jeszcze razem po trzy tak, że tworzą grube Wici. Tę pracę wykonuje Wid-Wij, który także swymi rozwidłami rozczesuje przędzę rzeczy. Owa przędza czesana tworzy Czechół. Plątowie tylko szkodzą, motają, męcą i psują całą Baję, a robią to z zemsty, że im odebrano Sieć. Baja ma, według słów owych czarowników, barwę złotą, nie przez to jednak, że Makosz-Usud chodzi po niej ozłoconymi stopami, ale z powodu zaniece-nia jej boskim ogniem przez Lelija-Smęta i Płoną. Zajęcia Morów i Welesów Morowie i Nawie (Welesowie) mają sporo zajęcia, bo nie ma dnia, by nie szerzyły się zarazy, choroby, śmierć z głodu i wyczerpania, nie ma też dnia bez walk i śmierci w boju. Coraz nowe choroby dobywane rękami Morawek, pomocnic Zmory, wywlekane są z Czeluści na świat i sieją spustoszenie pośród ludzi. Śmierć niosą rozliczne trucizny dobywane na powierzchnię Ziemi z ich odwiecznego zamknięcia, przetwarzane ludzką ręką w mordercze narzędzie, które człowiek samobójczo obraca przeciw sobie. Wiele jest zbrodni i zabójstw, sporo poważnych wypadków, które pociągają za sobą śmierć licznych osób, a jeszcze liczniejszym niosą cierpienie. Zapomnienie jest obecnie rzeczą powszechną, a w żywocie ludzi coraz więcej spotyka się ułomności, okaleczenia i starości. Ludzie zapominają, skąd pochodzą, jakie są korzenie ich plemion i rodów, zapominają o obrządkach, żertwach. ofiarach, szacunku i czci. Mądrość i cnotliwość są w pogardzie, a błahość, rzeczy nieważkie i złoczynienie mają wysoką cenę. Zapominani są przodkowie, zapominane są dzieje, zapomnieni Bogowie i Wiara. W zapomnieniu i samotności trwają i umierają rodzice, w samotnością trawią żywot ich dzieci. Śmierć została pozbawiona godności, a życie, którego zalęg wymaga tyle wysiłku, który kosztował Przyrodę tyle trudu, jest niszczony w zarodku. Tak więc i Śmierć, i Życie otoczone są lekceważeniem i pogardą. Tym wszystkim kierują Morowie: Mor Pan Zagłady i Zarazy, Marzanna - Pani Starości i Zapomnienia, Zmora - Pani Choroby i Cierpienia oraz Górzyca - Pani Gorączki, będąca jednak także Władczynią Ziół-Leków. Nie tylko ludzi dotyczy ów straszny kierunek przemiany. Każdego dnia giną setki ludzkich braci - Zwierząt i Roślin. Wymierają całe rody owych ludzkich przyjaciół, którym Zerywanie zawdzięczali przeżycie w Kolibie i których zobowiązali się chronić. Wycinane są w pień całe bory, ginie życie wewnątrz wód. Obumierają całe połacie lądów i zamieniają się w pustynię, na którą wkracza z chyrem Ziemiennik otoczony swoją świtą, by wziąć owe do niedawna żyzne przestwory w wieczyste posiadanie. Drążone jest wnętrze Matki Ziemi, która miast doznawać poszanowania, jest okrutnie kaleczona i rabowana. Wszystko to zmierza ku obrazowi, jaki został narysowany przez Swata przed ludźmi zaraz po Wojnie o Taje, jako zapowiedź końca". Nadchodzą zatem dla Morów i Welesów Dni Wielkiego Żniwa, żniwa, o jakim w tym Swątowym opisie jest mowa. Już dzisiaj mamy czas takiego nagromadzenia ich robót, że muszą się dwoić i troić, żeby nadążyć. Bywa tak, że Nyja wysyła na świat jako zwiastunów śmierci nie tylko Lelki, ale i Nawki, bywa tak, że razem z nią musi chodzić po ziemi Marzanna z osękiem i Zmora z małą kosą, by wspomóc Nyję w robocie. Bywa, że Górzyca musi zastępować Zmorę i czyni choroby, jak i tamta. Bywa, że Nyja lub Zmora pojawiają się w trzech osobach, co świadczy o ich wzmożonym do granic zajęciu12. Mor spuszcza na świat coraz potężniejsze zarazy, okrutniejsze klęski, groźby całkowitej zagłady. Zwyczajną robotą Zmory jest nocne nękanie ludzi, duszenie ich, napastowanie, zadawanie cierpienia i męki, powodowanie napadów potu, wzbudzanie lęku, groźnych koszmarów, wpędzanie w chorobę i szaleństwo. Jednak nie tylko ludzie się jej obawiają^. Tak samo straszna jest dla bogów. Po Wojnie o Taje Swiętowit ukarał ich bowiem w ten sposób, że każdego roku muszą dotknąć Pier-wnicy, by pamiętali, co ich czeka, jeśli go jeszcze raz zawiodą. Dotknięcie owo przejmuje każdą żywą istotę najwyższą grozą i lękiem do samej głębi jestestwa. To Zmora jest wykonawczynią woli Swata, dostarczającą bogom w Czarny Zbór napoju powodującego owo tknięcie nicości. Trzyma ona w swoich skrzyniach 88 Czarnych Kielichów używanych tylko w ten jeden dzień. Do każdego zbiera po kropli ze wszystkich czarnych źródeł Weli, dosypuje szczyptę startych na proszek kości Postracha i dopełnia kielich czystą rosą. Gdzie ciało Postracha leży w Świecie i gdzie się nachodzą jego kości, wie tylko ona jedna. Następnie przynosi ów napój na Zbór i podaje z tacy, każdemu bogu po kolei. Pierwszy spełnia ów Kielich Goryczy Perun. Zmora stoi nad nim i czeka, aż wypije do dna, do ostatniej kropli. Wtedy dopiero przechodzi dalej. Na koniec, kiedy już wszyscy bogowie kielich spełnią, sama wypija część przeznaczoną sobie. Owa chwila nawet w bogach wzbudza dreszcze strachu, bo dotknięcie niebytu dla każdej istności jest niespotykanym bólem i strachem. Owo coroczne napominanie bogów, by się pilnowali przed pychą i niedobrą myślą czy błędnym czynem, ma miejsce ostatniego dnia miesiąca Siecznia13. Jedyną przyjazną ludziom boginią pośród Morów jest Górzyca, pewnie dlatego, że płynie w niej krew Chorsa. Bogini ta nie tylko zsyła na ludzi gorycz i gorączkę ciała oraz myśli, ale także ofiarowała im sporo ziół zapobiegających chorobom sianym przez Marzannę i Zmorę. Ratuje od ciężkich przypadłości wiele istot, którym darowuje życie. Z tego powodu jest zwana przez ludzi Panią Miłosierną. Gdy idzie o roboty Welesów, wiadomo, że wiążą się one z przyjmowaniem w Zaświaty dusz zmarłych, trzymaniem pieczy nad nimi w ich zaziemskim bycie, koniecznością ciągłego pilnowania Nawi, dbałości o stan Piekła, Raju, Otchłani i Założy. Uważa się, że Weles, w swoim zamyku w Nawiach, miele na Czarną Mąkę część złyró-dzi, które mu przynosi Przepląt. Gdy się ową czarną mąką sypnie komu w oczy, spotka go zły przypadek lub śmierć. To samo, kiedy ktoś jej wrażą ręką dosypie po kryjomu do pokarmu ofiary. Nazywają więc także Welesa Boskim Młynarzem, tak jak Rgiełca, a również i Pasterzem Dusz - bo prowadza je na wypas w Łąki Nawne, by się wykar-miły przed dalszą drogą ku Bogu (lub przed powrotem na Ziemię). Tylko dusz z Piekła nie zabiera nigdy na popas. Lelij-Smęt współdziałając ze Źrzebami i Płonem-Netni-kiem zapala i gasi Nieci Żywota każdej istoty, jaka bytuje w świecie. W swojej komorze trzyma znicze, które płoną przez całe życie, a gdy gasną, oznacza to śmierć. Prowadzi on także dusze po Nawnych Pąciach, oświetlając im drogę do właściwej nawi. Lelij ma baczenie na Pamięć o Zmarłych. Wie o każdym czynie żywych poświęconym tej pamięci, dochowaniu dorocznych obrzędów Dziadów, które mają duże znaczenie dla dalszej drogi dusz po na-wiach. Sowi-Polel z kolei, razem z Prawdziwcem-Prawotą oraz Sądzą-Osudą sprawują ostatni sąd, ważą uczynki ludzkie, baczą na obrządki grzebalne, dopełnienie ofiar i modłów. Sowi wskazuje jedne z Dziewięciu Wierzei do Nawi, zależnie od wyników owego sądu. Weles jest władcą całej Weli, na której dba o każdą rzecz. Nyja wykazuje staranie o porządek w Nawiach. Do Trójcy Śmierci wlicza się również Płatów, a gdy jest mowa o Czterożywiu Śmierci dołącza się jeszcze Kostromę-Koladę z Kirów. Tak wyglądają zajęcia wszych Żywiołów, Mogtów, Kirów, Dzięgli, ich pomocników i samego Swata, które trwają bez wytchnienia i trwać będą aż do końca świata. Przypisy ' Najście Białobogi lub Czarnogłowa na Ziemię ma mieć miejsce dokładnie co 28 Kołwieków, czyli 28 x 48 godów, co daje równo 1344 lata. Znaki, jakie poprzedzają owo nadejście, są wymieniane od wieków przez wszystkich kronikarzy i pisarzy. Ogniste niebo, zaraza, trzęsienia ziemi, wojny, dziwne zjawiska. To, że z obydwoma bóstwami, tak Czarnogłowem jak i Białobogą, wiążą się te same znaki, pokazuje raz jeszcze, jak złudne jest pojmowanie tych bogów w kategoriach ludzkich pojęć i znaczeń, dobra i zła. 2 O Prawocie i Kriwdzie, pojęciach przedstawianych osobowo, piszą najstarsze kroniki i zwody ruskie". Obydwie te postacie są jako przeciwstawienia przywoływane wielokrotnie, w różnych tekstach, także z innych ziem Sławianb. Pojęcie Prawdy-Prawoty i Kriwdy-Krzywdy przewija się nieustannie przez teksty podań i jest bardzo głęboko zakorzenione w opowieściach ludowych. Teksty owe pojmują Prawdę i Kriwdę w ich przedchrześcijańskim kształcie. Analogiczne postacie boskie nadawali owym pojęciom Hindusi (staroindyjska Sati - Bogini-Cnota, żona Sziwy, która poszła za nim w ogień) czy Hetyci - Aszant. Opis walki obu bóstw i przegranej Prawoty zawiera Księga Głębi (Gołubia). Pierwiastki chrześcijańskie mieszają się tam z pojęciami wprost z dawnej Wiary Przyrody0. -' Ruska prawda - zwód z Xl wieku. h Np. Goiubia kniga. L Patrz MNM t. II, 328-329, W. N. Toporów O języku dawnego prawa stowiańskiego. 3 Czelny - czołowy, wychodzący na czoło, z uniesionym czołem, posiadający cześć, moc dzielenia na części. Z tym rodzajem śnitki wiąże się zdolność kierowania ludźmi. Z rdzenia ciel pochodzą takie pojęcia, jak człowiek, czelność, naczelnik (wychodzący na czoło), czeladź - dawniej cała rodzina razem ze służbą i niewolnikami (także pokolenie), czela - rodzina, ród, także tłum ludzki, czela - wszystkie pokolenia rodu, czeluść - dawniej gęba, otwór, usta, czoło - pagórek, wierzchołek, wzgórze. Poprzez wspólny praindoeuropejski rdzeń kel wywodzi się również z tego słowa pojęcia czółno - łódź wydłubana w pniu (czoln, czlun, łużyckie co/n), czułość - wrażliwość, czsnota - cnota, cześć i część, człon - część całości, członek*. Ludzie posiadający w swojej nieci tylko ten rodzaj śnitek to przypuszczalni królowie, wytędze, naczelnicy plemienia, czołowe postacie swego ludu, bogacze. •' SEB str. 73, 77-82, SES t. I. str. 120-126. 4 Boczyć - obrażać się, gniewać, zbocze - zejście w dół, zbaczanie - schodzenie z kierunku, baczenie - patrzenie, uwaga, ostrożność, zahaczyć - zapomnieć, boczyć - sprzeciwiać się, wybaczać. Kto ma same takie śnitki w nieci swojego żywota, ten skazany jest na pozostawa- nie na uboczu, ostrożność, ciągłe przyglądanie się, sprzeciwianie innym, odstawanie od pospólnej drogi, pozostawanie w samotności. Posiada on wyjątkową zdolność wybaczania i zapominania o krzywdach. Przedkłada prawdę i własną drogę nad powodzenie. Z tych ludzi wywodzą się mędrcy i kapłani-samotnicy albo też dziwacy, ludzie opuszczeni przez innych. 5 Krzeczeć - to posługiwać się krzykiem, krakać - przepowiadać złe rzeczy, ale i rozkrzewiać, rozradzać, narzucać swoje poglądy, krzepić - karmić słowem i czynem, także dosłownie, posiadać krzepę - czyli siłę, być skrzącym -jasnym, błyszczeć, skrzętnym - pracowitym, oszczędnym, także krętym - trudnym, nieuchwytnym. Z tych, którzy w nieci posiadają tylko śnitki krzeczenio-we, wywodzą się nauczyciele, ludzie wywierający wpływ myślą i czynem na najszersze otoczenie, kształtujący innych. Krzeczenia nazywają też Przeczeniem. Ten związek pokazuje osobę posiadającą owe śnitki w wiergu jako zdolną do przeczuwania, stawania naprzeciw - odważną, twórczą. Stąd pochodzą wieszczowie, pieśniarze, gąśćbiarze (muzycy), skomorochy (aktorzy). 6 Śnić mastna - to śnić tworząca nieci, które przynależą chłopstwu, ludziom mocno osiadłym, związanym z miejscem, z ziemią, karmicielom, podporom plemienia, "słupom" stanowiącym podstawę jego bytu. Ta śnić powoduje wytrwałość, upór, stałość, ciągłość i nieustępliwość. Wszystkie owe pająki snujące śnitki losu, nazywane jeszcze w XIX wieku pająkami babiego lata, związane w podaniach z losem i przeznaczeniem, a także osobą Matki Boskiej, która jak wiadomo przejęła funkcje pra-bogini Wielkiej Matki i wywodzących się z jej postaci wszystkich bogiń wiary przyrody, są wymieniane przez stare podania polskie1'. •' ESP t. I-II, str. 93. 7 Wróg i Wierg to rodzaj losu związany z działaniem Ma-kosza podczas wyplotu Bai. Jest to inaczej mówiąc Wyrok Nieba lub Wyrok Makosza. Jego kształt rozstrzyga się w chwili, kiedy Makosz wplata nieć żywota danej osoby w Materię Świata w określony, wybrany przez siebie sposób. Przeważnie ów Wyrok-Wróg jest wydawany raz na zawsze, na całe ludzkie życie, ale bywa, że Makosz przeplata nieć nawet na drugą stronę Materii Świata (co przemienia źrzeb, dolę i byt danej osoby w zupełne przeciwieństwo dotychczasowego losu) lub wywleka nieć z dotychczasowego i wplata w inne, nowe miejsce Bai. Wierg to oznajmienie owego Wrogu-Wyroku i niejako złączenie rzeczywiste wyroku w postaci przedmiotowej z określoną osobą - rzeczywistym podmiotem. Źrzeb to ogólny los przeznaczony człowiekowi, wynikający z powiązania jego wrogu z wrogami innych bytów w Zrębie, czyli Sieci-Osnowie Bai. Różne rodzaje wiergów, zabiegi towarzyszące narodzinom i sposoby przyjmowania Rodzanic, Narecznic czy Sądzenie dokładniej opisane są w innych źródłach'1. Także wiadomości o tym, jak starano się zapobiegać przydzieleniu złego wiergu noworodkowi, i o różnych sposobach walki z bogami Źrzebu podają badacze obrzędów i obyczajów ludowych'1. '' Cz. Bialczyński Srmirze i Zduszę, str. 166-172. h KLS - Kultura duchowa. 8 Postać tego boga znana jest Wielkorusom jako Sud, Białorusinom jako Usud, Serbom jako Usud-Dodol. W serbskich podaniach to on posyła na Ziemię boginki Doli, Sreczę i Nieśreczę. W podaniach tych jest mowa również o jego izbie wysypywanej złotem lub skorupami, z czym wiąże się byt rodzących się wtedy ludzi. Jako związane z bóstwami doli i wiergu wymienia się też postacie boginek kiepskiej doli: wielkoruskie Sudi-nuszki, białoruskie Sudienice, czeskie Sudice, łużyckie i polskie Sunnice, serbskie Sojenice, chorwackie Suje-nice". J MNM t. II, str. 471. '' Kosz znaczy także przypadek. 10 Wybłoniowie byli plemieniem z ludu Wędów, z ich nadczarnomorskiego odłamu, osiadłego nad Dnieprem z początkiem Nowej (Naszej) Ery. Zwano ich także Wi-bionami. Wędanie-Wybłoniowie posiadali stolicę w grodzie, który starożytni nazywali Wibantarionem11, oni sami zaś Wybłoniem albo Wbołotoniem. •' Gród ten wymienia w swoim dziele Geografia już Ptolemeusz [III, 5, 15] w I wieku n.e. Tam też pisze on o plemieniu Wibionów [III, 5, 10]. Patrz: SSS t. VI, str. 414- Wibiimwie. " Opis owego końca świata znajduje się w tajach poświęconych Wojnie o Taje. 12 W wielu nawet dawnych podaniach jest mowa o widywanych Trzech Siostrach Zmorach w białych szatach, o Nyjach odzianych zawsze na czarno i o licznych zastępach Naweka i Morawek. W takiej liczebności były one widywane zawsze w czasie wielkich pomorów, klęsk żywiołowych i wojen. :l Np. latopisy ruskie o Nawkach na ulicach Nowogrodu. 13 Ostatni dzień miesiąca siecznia to obecnie 26 lutego. Mit odtworzono na podstawie podań ze wszech stron Słowiańszczyzny i wierzeń Istów-Bałtów. TAJĄ SIEDEMNASTA Zerywanie w Kolibie według żerców zagątów ze Siania1 i wszych kącin Stawów Zerywanie w Kolibie - Zwierzowie i Zróstowie pomagają ludziom Po upadku z Weli do ziemskiej Koliby Zerywanie zupełnie nie wiedzieli, co ze sobą począć. Nie umieli znaleźć ani okrycia, ani pokarmu. W pierwszym roku od śmierci głodowej uratował ich Bożebóg, a właściwie on i Sim. Obaj bogowie dali ludziom miód i brusowe jaja. Dwanaście siedmiożółtkowych jaj zostało jednak zjedzonych, a sam miód to było za mało, żeby przeżyć. Ponieważ trwał okres, kiedy Wiłowie-Kienowie wciąż zazdrośnie strzegli skarbów lasu i z nikim nie chcieli się dzielić, Zerywanom powtórnie zaczął zaglądać głód w oczy. Na szczęście pozostali bogowie byli rozeźleni na Kienów. Zwrócili się do starszyzny zerywańskiej, by wybrała młodego woja, który pokona Wilca, syna Leszy-Borany. Znalazł się taki i rzeczywiście zwyciężył leśnego boga. Był nim woj Cisz, którego nawiedzała i darzyła swoimi względami sama bogini Roszą. Zwierzowie i Zróstowie odzyskali wolność i rozeszli się po całej Kolibie. Cisz musiał uchodzić przed zemstą Kienów i zamieniony w bociana znalazł schronienie w tynie Bożeboga. Bogini Roszą, tracąc tak wspaniałego miłośnika, popadła w czarną rozpacz. Zerywanie nadal cierpieli głód, bo nie wiedzieli nic o uprawie czy hodowaniu zwierząt, nie umieli polować, nie wiedzieli także, co można zbierać, która roślina jest pożywna, a która trująca. Wtedy Zwierzowie i Zróstowie, wdzięczni Zerywanom za wyzwolenie z ciemnych borów, zebrali się w Wysokich Górach i zaczęli radzić, w jaki sposób pomóc ludziom. Na tej Wielkiej Radzie Zwierzów i Zrostów postanowiono, że zwierzęta i rośliny same wykarmią ludzi, dopóki ci nie będą potrafili sobie poradzić, a ludzie odwdzięczą się im, kiedy już twardo staną na nogach. Z tym posłaniem przybyli do Żery wanów brunatny niedźwiedź, biała łabędzica i czarny wilk. W Gaju Jodłowym, w Gaju Wiązowym i w Gaju Jesionowym spisano umowę na brzozowych zwojach - bieriostach. Oddano ją na przechowanie leśnym boginkom Wiłom, służkom Leszy-Borany, która w głębi ducha sprzyjała ludziom. Każda ze stron zobowiązała się dotrzymać umowy, a która by ją złamała, ściągnęłaby na siebie gniew samego Swiętowita. Od tamtego czasu wiele leśnych zwierząt i wiele dzikich roślin stało się pokarmem ludzi oraz ich okryciem. Głód przestał dręczyć Zerywanów, chłód już im nie doskwierał. Ludzie polowali na zwierzynę tylko na tyle, na ile to było niezbędne, i zbierali z borów i łąk tylko tyle, by się nasycić. Działo się tak, dopóki dobrzy bogowie nie nauczyli Zerywanów uprawiać ziemi, hodować zwierzyny, wyrabiać gospodarskich przedmiotów i przetwarzać oraz przechowywać jadło. Zwierzowie i Zróstowie wywiązali się ze swojej części umowy, ludzie jednak nie odwdzięczyli im się tak, jak się do tego zobowiązali. Nawet kiedy już umieli uprawiać ziemię i hodować domowy przychówek, nie zaprzestali polowań i niszczenia coraz nowych połaci boru. Rasa ludzka poczęła się mnożyć i rozrastać kosztem Zwierzów i Zrostów, zdając się zapominać o dawnym poświęceniu wykazanym przez owe rody i o dawnym braterstwie, a także wspólnym pochodzeniu od Wiechy. Rozpoczęła się zwykła grabież boru, tępienie roślinności ogniem i wyrębem, bezmyślne mordowanie oraz zadawanie męczarni zwierzętom. Tym sposobem wybito, nieraz dla próżnej uciechy, wiele rodów Zwierzów i Zrostów. Choć pamięć o zawartej niegdyś umowie została przez ludzi zagubiona, to zwoje brzozowe z jej treścią są nadal przechowywane przez Władców Boru, którzy dobrze wiedzą, co tam było zapisane. Jeśli ludzie nie zmienią swojego postępowania i sami nie oddadzą tego, co kiedyś zostało im z dobrej woli darowane, nadejdzie dzień zapłaty i wyrównania krzywd. f Dzień Wyrównania zawsze nadchodzi - takie są Prawa Świata. Przekonali się o tym nie tylko bogowie, kiedy usiłowali zabrać dla siebie wszystko, co było, ale i Zerywa-nie, gdy chcieli zwładnąć dziedzinami bogów. Wiedzą też o tym światli ludzie, których powinnością jest zmuszenie wszystkich innych do wywiązania się z dawnej umowy. Dary bogów dla Zerywanów Bogowie długo radzili, czy pomóc Zerywanom, czy nie. Nie przyszło między nimi w tej sprawie do zgody. Niektórzy do dzisiaj są zajadłymi wrogami rasy ludzkiej, którą uważają za wrażą. Wielu jednak, zwłaszcza po tym, jak ludzie wsparli ich przeciw Wiłom-Kienom, zdecydowało się dłużej nie czekać. Nie godziło się, ich zdaniem, pozostawić Zerywanów w tak ciężkim położeniu, któremu wcale sami nie zawinili. Postanowiono więc ich wspomóc, udzielając im wiedzy o niektórych okrytych tajami rzeczach. Te działania nie przebiegały gładko, bo przeciwnicy owego pomysłu nie zamierzali ustępować. Im więcej jedni bogowie dawali ludziom, tym więcej inni stwarzali przeciwności. Tak jest do dzisiaj i tak na zawsze pozostanie. O boginiach Dawczyniach Pierwsza wystąpiła z darami, zupełnie niespodziewanie dla wszystkich, Borana, która dała ludziom Leśne Jagody, Grzyby i Sosnowe Szyszki. Zaraz potem wsparła ją Per-peruna, która darowała Zerywanom Dąb, a właściwie Żołędzie z niego. Nie był to za dobry pokarm, więc niektórzy śmiali się, że Perperuna jak zwykle okazała się skąpa i do tego złośliwa. Jednak przyznać trzeba, że dała, co miała najlepszego. Podobno Perun namówił ją ku temu, choć sam na głos nie przyznawał się, że sprzyja ludziom. Później przez dłuższy czas nikt się nie kwapił z pomocą. Wreszcie wystąpiła inna bogini, Żywia-Siwa, która wykradła Śliwki, Jabłka i Gruszki z niwy Welesa i z ogrodów Spora, a potem rzuciła pestki w Kolibę. Wyrosły z nich wspaniałe drzewa, których gałęzie uginały się od soczystych owoców. Żywią nauczyła Zerywanów, jak postępować, by owe drzewa mnożyły się szybko i zawsze dawały tak pełny plon. Rgłowi i Reży zrobiło się od razu trochę nieswojo, że dopuścili, by ich córka działała sama i narażała się Simowi, Welesowi, Płatom oraz Morom. Postanowili także coś od siebie ludziom dać. Również jej brat Rgiełc dołączył się do owych darów. Rgłowie przysłali Zerywanom białą Krowę i Jajko. Nie było to jednak takie jajko jak to, które dał kiedyś ludziom Sim. Nie nadawało się ono do zjedzenia. Miało siedem zarodków i wylęgło się z niego siedem Kur - trzy koguty (kury) i cztery kury (kwoki). Krowa w tym samym czasie wydała na świat siedem cieląt - cztery jałówki i trzy byki. Jednakże krowa i jej przychówek oraz kurczęta nie miały co jeść. W tamtych chwilach Mor ze swoją świtą Morawek i Dusiołów, bardzo już rozeźlony coraz mniejszą liczbą chorób pośród ludzi i coraz mniejszym żniwem, a także Weles z synami i bogunami Nawi otoczyli Welę ścisłym wieńcem i ani na chwilę nie przerywali baczenia. A kogo uwidzieli, że z jakąś rzeczą się wybiera do Koliby, zaraz chwytali i więzili w zamyku Nyi w Otchłani. Pierwszą ich ofiarą padła Osidła, która chciała dać ludziom Dom, ale została złapana w Sieć Przeplata i zamknięta w zamyku nad Martwicą. Siedziała tam długo, zanim Podag się nie połapał, że mu córka gdzieś zniknęła. Wtedy poprosił Swaroga, żeby ją odbił, tak jak niegdyś wydobył swego syna. Swarog zrobił to bez wahania, bo po pierwsze Podag pomógł mu wtedy znaleźć kryjówkę Dabogi, po drugie Weles zawsze działał przeciw niemu rozsnuwając Ciemności, a po trzecie nie wiadomo jakim prawem uprowadził boginię, skoro już miał żonę. Jednak, z powodu owego zamętu, ludzie dłuższy czas nie mieli jeszcze dachu nad głową, spali po wykrotach, norach i jamach albo w ziemiankach i jaskiniach. Musieli też wędrować nieustannie, bo nie mogli nigdzie osiąść. Rgłowie nie chcąc się narażać na starcie z trzema rodami bogów Ciemności poprosili o pomoc Dabogę. Ta dała im Sokoła, który w dziobie ukrył ziarno trawy, lnu i grudkę gleby2. Niektórzy mówią, że Rudź brała w tym udział i najpierw, dla ostrożności oraz wzmożenia sił żywotnych owych podarunków, trzymała je w jednym ze swoich zdrojów żywej wody. Dopiero nasączone ową wodą ziarna zabrał Sokół. Ukrywszy je w dziobie, pofrunął na Wierch Weli. Tu siadł na wierzchołku Drzewa Drzew, doczekał właściwej chwili i pikując z tej największej możliwej wysokości, przeniósł podarunek na Ziemię. Miał taki rozpęd, dzięki swemu wysokiemu położeniu, że pogoń Welesów go nie doścignęła. W Górach Wysokich, widząc wyprawę złożoną z ludzi, wypluł im pod stopy owe dary. Poszukujących korzonków po turniach Zerywanów prowadził wtedy mądry Kołb. Nie zlekceważył więc owego dziwnego zachowania boskiego ptaka. Skwapliwie podjął ziarna z ziemi i zaniósł w doliny Koliby. Z ziaren osadzonych na grudce gleby wyrosły gęsto len i trawa. Tym sposobem zarówno krowy, jak i kury miały co jeść. Pierwsze zajadały się soczystą zieloną trawą, a drugie siemieniem lnianym, które długo było jedynym ich pożywieniem. Zachęcone przykładem Rgłów Cztery Boginie zebrały się w Dodolinie, by się zastanowić, czym też tu obdarzyć Zerywanów od siebie. Postanowiły dać ludziom Zboże, najważniejszy po krowie dar, który miał spowodować, że ludzie nigdy nie zaznają głodu. Uradzono, by cztery zboża: Jęczmień, Proso, Pszenicę i Żyto zamknąć w Żołędziach, które się im w Kolibę rzuci. Rada-Zboża, Chor-sina, Obiła i Rudź poszły do Perperuny, która dała im cztery Złote Żołędzie z dębów w swoim ogrodzie. Boginie ukryły po ziarnku w każdym z nich i rzuciły na Ziemię. Morowie nie zaciekawili się owymi żołędziami, bo wszak nie było to nic nowego, czego by jeszcze Zerywanie nie posiadali. Tymczasem z czterech żołędzi, które upadły w grudę przyniesioną niegdyś przez sokoła, wyrosły złote łany czterech zbóż. Jednak ludzie nie mieli narzędzi do uprawy ani nie umieli postępować z ziemią. Czas zaś biegł szybko, zjedli prawie wszystko i znów głód zajrzał im w oczy. Tymczasem nadeszła jesień i Zerywanom zaczęło doskwierać zimno. Nie pomagały nawet futra darowane przez Zwierzów na okrycia. Obawiali się, że z wielkiego chłodu nie uda im się zasnąć przed zimą, a mieli we zwyczaju przesypiać w jamach cały ciężki czas głodu, tak samo jak to czynią niedźwiedzie. Dwie boginie zastanawiały się jednocześnie, jak temu zaradzić - Watra i Chorzyca. Pierwsza uwinęła się Chorzyca. Uwarzyła z welańskich traw i ziół napój, który choć sam był zimny, dawał temu, kto go wypił, wielkie gorąco. Chorzyca wypróbowała ów napój na Morawkach stojących na straży Weli. Kiedy nie chciały jej przepuścić, dała im po łyku. Najpierw zrobiło im się gorąco, potem puściły się w dziki tan, a chwilę później zasnęły. Chorzyca-Gorzyca dała bukłak z Ognistą Wodą Zerywanom, a oni wypili i rozgrzali się bardzo dobrze. Następnego dnia nie mogli jednak ani wstać, ani nic robić. Poczuli się bardzo chorzy. Watra umyśliła dać ludziom Iskrę, z której mogliby wyhodować Płomień Ogniska i przy nim oddawać jej wieczystą cześć. Nie wiedziała, jak minąć Morowe zasieki. Wzięła więc pod rękę Księżyca i udawała, że idą na schadzkę w ziemskie krainy. Poprosiła też Podagżyka, by okrył Kolibę mgłą, kiedy tam z kochankiem będzie. Tak się stało. Watra zbliżyła się owej nocy z Księżycem i zażgnęli swoją córkę Żagwie. Żagwią miała wygląd kobiety o krowiej głowie i krowich piersiach, a okryta była cała krótką sierścią ognistej maści. Jako wyprawę Watra dała jej Wrzeciono z miękkiego drewna i kłębek Waty, a Księżyc Kijek-Swider. Mor i Weles połapali się nagle, co się święci. Spadli na Kolibę bardzo rozgniewani. Podagżyk osłonił Żagwie swoją opończą i mimo usilnych starań bogowie Ciemności nie odnaleźli ognistej, inożnej córki Księżyca. Żagwią zeszła w dolinę. Tu rozpaliła ogień, który wszystkich ogrzał. Stała się jego pierwszą strażniczką, czuwała, by wzrastał, mnożył się i nigdy nie zagasł. Trzy inne boginie: Dodola, Wodyca i Sląkwa, postanowiły do daru Chorzycy dorzucić swoje wody. Sląkwa dała Wodę Deszczową, Dodola Wodę Żywą, a Wodyca Wodę Czystą. Tym sposobem ludzie posiedli Cztery Wody i przestali czuć ciągłe pragnienie. Druga Zima w Kolibie była bardzo ciężka. Zerywanie marli jak muchy. Nikt nie wiedział, jak należy postępować z ciałem zmarłego. Nie znano żadnych sposobów grzebania, nie wiedziano, jak umożliwić duszom wstąpienie w Zaświaty, jak spowodować, by po niegodnej śmierci nie błąkały się w dolinach i borach. Nie odprawiano tryz-ny, bdyny ni modłów, więc dusze padały ofiarą Zduszów. Zduszę mnożyli się przez to łatwo, a ich liczba wzrosła w zastraszający sposób. Sowi postanowił położyć temu kres. Trzeba było nauczyć ludzi, co powinni robić ze zmar- łymi. Całą swoją wiedzę przekazał Sowi trzem synom. Z nich Kościej zaniósł owe wiadomości Zerywanom i tym sposobem bogowie zaradzili i temu złu3. Zrzucenie z Nieba Złotej Siekiery, Jarzma, Radła i Dzbana Na samym początku Zerywanami nikt nie rządził. Był to jednak okres, w którym dola ludzi była najcięższa. Zrzuceni na Ziemię po złotym czasie welańskim ludzie prędko i łatwo umierali. Kiedy więc pojawiła się Żagwią przynosząc ogień, wszyscy Zerywanie bardzo się cieszyli i obdarzyli ją wielkimi względami. Nie chciała zamieszkać razem z nimi, lecz osiadła w Jaworowym Gaju opodal ich leża i tam trzymała swój ogień. Przychodzili do niej po radę i składali dary. Tak więc stała się pierwszą królową-kapłanką Zerywanów. Przez jakiś czas wszystko było dobrze, ale któregoś razu Żagwią zażądała, jako zapłaty za dar ognia i za dawane rady, najpiękniejszego młodzieńca, jakiego wydało zerywańskie plemię. Kiedy go jej dano, rozszarpała go na sztuki i pożarła. Od tej chwili każdego dnia żądała jednego młodzieńca. Straszna groźba zawisła nad Zerywanami, bo gdyby jej ulegli, już następnego roku nie byłoby pomiędzy nimi młodych mężczyzn. Starzy Zerywanie zebrali się na naradę i postanowili przegnać Żagwie precz. Żeby zaś przypadkiem nie ściągnąć gniewu bogów na młode pokolenia, uradzili, że starcy sami przepłoszą inożycę. Zakradli się do niej nocą i czyniąc wielką wrzawę, zasypali kamieniami leże, w którym chrapała tak mocno, że pomian niosło po gajach. Rozespana i zaskoczona Żagwią rzuciła się do ucieczki, a oni pędzili ją kamiennym deszczem aż za góry. Zerywanie mieli wreszcie spokój od Żagwi, ale Watra oburzona dolą, jaką zgotowali jej córce, zagasiła ognisko w Kolibie. Znowu zaczęło się gorzej dziać, chociaż szła już wiosna i brak ognia tak bardzo im nie doskwierał. Teraz ludzkiemu plemieniu zaczęła przewodzić Rada Starców, w której ręce, po owym udanym przepędzeniu, złożono byt plemienia. Żagwią błąkała się po górach, przeraźliwie wyjąc i ciskając ku ludziom góry kamieni. Od czasu do czasu podchodziła blisko pod zerywańskie sadyby, a kilka razy udało się jej porwać w borze młodzieńców. Spośród starców najbardziej ceniono Kołbia, który u-miał wróżyć z lotu ptaków, kręgów na wodzie i pęczków włosów, a także udzielał wielu mądrych rad, oraz Mroka, który potrafił ulżyć ludziom w niejednym cierpieniu. Kołb miał żonę Baubę i dwóch z nią synów, Pirsta oraz Druga. Kobietą Mroka była Zołza, a ich jedyny syn nosił miano Leż albo, jak mawiają inni, Ług. Któregoś dnia Kołb wy-wróżył, że w czasie najbliższej pełni księżyca spadną z nieba na zerywańską polanę złote przedmioty - dary bogów. W wyznaczonym dniu Zerywanie zebrali się w miejscu, do którego ich Kołb przyprowadził. Oczekiwano długo, lecz nic się nie działo. Niebo było czyste i gwieździste, księżyc świecił tak mocno, że było jasno jak w dzień. Ludzie byli zawiedzeni. Mrok szydził z Kołbia, a jego syn śmiał się najgłośniej ze wszystkich. Nad ranem rozległ się nagle straszny grzmot w niebiesiech i spadły zapowiadane cztery przedmioty: Złote Jarzmo, Złote Radło, Złoty Dzban i Złota Siekiera. Kiedy struchleli ludzie oderwali od ziemi twarze, by spojrzeć na niebiańskie dary, zobaczyli je całe w ogniu, a grzmiący głos oświadczył im, że kto podniesie owe rzeczy z ziemi, ten ma zostać królem. Po kolei różni śmiałkowie podchodzili do Jarzma, Siekierki, Radła i Dzbana, a między nimi Kołb, Mrok, Drug i Leż. Nikt jednak nie mógł nawet o kawalątko przesunąć żadnego z nich. Leż (Ług) uniósł nieco nad ziemię Dzban, ale zaraz go upuścił, a inne rzeczy nie drgnęły nawet w jego ręku. Dopiero kiedy Pirst chwycił za Radło, wyrwało się ono z ziemi lekko jak piórko. Pirst zebrał wszystkie dary boskie. A kiedy unosił Jarzmo, poznali Zerywanie Prawo Świata, a gdy wyjmował Radło, poznali Uprawę Świata, a kiedy wyrywał Dzban, poznali Ognisko Domowe, a kiedy uniósł Siekierkę, poznali Pracę i Narzędzia. Tak Pirst został królem, a Leż mocno mu zazdrościł i knuł spisek w umie. Urządzono wielką uroczystość, w czasie której osadzono Pirsta na królewskim stolcu, uczynionym z dębowego pnia. Obmyto go i ubrano w białe giezło, uczyniono dla niego piękny złoty pas i upleciono złote buty ze słomy jarzęcej pszenicy, dopiero co zebranej z kolibańs-kiego Pola. W dłoniach dzierżył Pirst znaki swej władzy. W prawicy trzymał Złote Radło, w lewicy zaś Kołacz, wypieczony z ziarna zboża, które posłużyło do wyrobu pasa i butów. Dano mu także Ser ukształcony z krowiego mleka w postać serca. Nowy władca obdarował każdego ze swoich współplemieńców kęsem kołacza i kawaląt-kiem sera. Później Pirst z Drugiem wzięli białą krowę oraz czarnego byka i złączyli ich Złotym Jarzmem. Zaprzągłszy ową karmicielską parę do Złotego Radła, powiedli ją w koło. Idąc wyorali Wielki Krąg wokół Świętego Dębu i Trzech Jaworów. Tym sposobem wyznaczyli Ziemicę Zerywanów. Potem ścięli Jawory i zbudowali z nich Dom4. Swarog przyglądał się temu wszystkiemu z welańskiej oddali i pomyślał, że Zerywanie nie mogą żyć bez ognia. Posłał do nich Podagżyka z Płomieniem, a do tego dołożył Młot i Kleszcze. Wielka radość zapanowała znów wśród ludzi. Pirst ogłosił święto. Złożono ofiary, odprawiono modły, umajono sadyby ludzkie zielonymi gałęziami jodły. Zebrano się wokół ognia i raczono Wodą Chorzycy oraz miodem. Żagwią tak była zła o ów nowy ogień, że poprzysięgła Zerywanom zemstę. Z żadnej strony nie mogła jednak przejść przez zaorane pole. Pirst postawił kilku mężczyzn na czatach, nie po to by bronili kręgu, bo złe go nie mogło przejść żadną miarą, ale żeby baczyli, co się dzieje dookoła. Tymczasem Leż, który cały czas miał w sercu zadrę z powodu swojej porażki, rzucił Żagwi czerwoną nitkę nad świętym kręgiem. Nikt tego nie zauważył. Po tej nitce o świtaniu, kiedy wszyscy posnęli, dostała się inożyca do zerywańskiego sioła. Porwała ogień i poczęła z nim uciekać. Czujki spostrzegły jednak Żagwie i podniosły wielki krzyk. Żagwią walczyła z zastępami Zerywanów i wielu z nich raniła. Cały czas tocząc bój zbliżała się do owej czerwonej czarownej nici. Widząc co się dzieje, rozgniewany Swarog zdzielił ją z niebiosów swoim boskim młotem. Jednym uderzeniem roztrzaskał głowę i pół tułowia swojej własnej wnuczki. Z reszty ciała kazał zedrzeć skórę i ustanowić strażników ognia, którzy by byli uzbrojeni w jego narzędzia. Drug wykonał całą tę robotę. Wybrał trzy kobiety i trzech mężczyzn na strażników-ka-płanów Wiecznego Ziemskiego Ognia. Dla przebłagania Watry i ku pamięci Żagwi ubrano ich w suknie z Żagwi-nej krowiej skóry. Niedługo potem Gogołada i jej bogunowie Chochołdy-Kowalisy nauczyli owych mężczyzn odnajdywać w ziemi rudę i wykuwać z niej w ogniu różne przedmioty i narzędzia. Gogołada uczyła się tej sztuki u Swaroga, który jak wiadomo wykuł Sklepienie Niebieskie, Tarczę Swarożyca - Słońce, Srebrny Okręt - Pirogę (Knysz) Księżyca, Zbroję Lada, Strzały i Łuk Łady-Łagody, Włócznię Ładziwa, Radło-Lemłesze Rgła, Siekierkę Ciosny, Miecz Perunica, Srebrną Błyskawicę Peruna, Żelazną Tarczę Prowego, Róg Spora i Trąbitę Borowiła, Naszyjniki, Szpile oraz Kolczyki Śreczy i wiele innych przedmiotów. Gogołada stała się wiedzącą ł potrafiła już wtedy wtajemniczyć innych w tajniki trudnej sztuki kowania. Od tego czasu mężczyźni strażnicy ognia uzbrojeni w młoty i kleszcze utworzyli tajemną gromadę Kowali i zajmowali się czarownymi pracami z żelazem. Kobiety przeniosły się z samym płomieniem ziemskim do Świętego Gaju i tam strzegły go dzień i noc przez okrągły rok. Utworzyły one grumadę Siudogbab, czyli Bab Siedzących u Ognia albo Przy Ogniu Osiadłych. Co roku wiosną jednego Kowala i jedną Siudogbabę dobierano do owych gromad spośród najprzedniejszych rodów zerywańskich. Od owego wydarzenia ułożył się też zwyczaj cowiosen-nego oborywania siół i wiosek oraz ziemie Plemienia rad-łem, tak by powstał Święty Krąg. Czynić to musiało we wszych ziemicach Sławian dwóch bliźniaków, a w zaprzęgu szła zawsze biała krowa i czarny byk5. Jeszcze tego samego wieczora, kiedy zabito Żagwie, Drug obchodząc wyorany krąg odnalazł czerwoną nitkę. Od razu zrozumiał, co zaszło. Czerwonej nitki nie mógł jednak rzucić nikt, kto by choć trochę nie wiedział o czarach. Drug powiedział o tym Pirstowi, a ten poszedł do Ługa-Łeża i zapytał go wprost, czy to on rzucił ową nić przez pole. Uczynił tak dlatego, bo widział, że Ług jest niezadowolony z wyniku pojedynku o królowanie, cały czas trzyma się na uboczu i obnosi się z ponurą miną. Ług nie tylko nie przyznał się do tego, co zrobił, ale powiedział jeszcze, że widział u kogo innego czerwony kłębek i tego człowieka kręcącego się przy bruzdach, gdy słońce zorało6. Pomówionym o dokonanie wrażego czynu był stary Kołb. Pirst nie szukał winnego. Wiedział, że to nie jego ojciec utorował drogę Żagwi. Dopiero później, kiedy Ług podniósł bunt między Zerywanami, wszystko się wydało. Od tamtego czasu mówienie nieprawdy nazywane jest łganiem, obmawianie innych - lżeniem, kłamca łga-rzem, a samo kłamstwo łżą. Leż buntuje się i osiada w Łukomorzu7 Chociaż odkąd tak szczodrze obdarowano Zerywanów, zaczęło się im wieść zupełnie dobrze, nie wszyscy byli z tego zadowoleni. Niektórzy sarkali, że zbyt wiele nowego się stało. Nie podobało się im, że Pirst odstępuje od tego, co było, i wyznacza nowe zwyczaje. Nie podobała im się także praca, do jakiej zostali wprzęgnięci. Mówili głośno o tym, że lepiej jest zbierać korzonki po lesie i turniach, jeść jagody i grzyby czy wybierać miód ze śniatów i świepiotów, niż w znoju orać ziemię i martwić się, jak zabezpieczyć zapasy na zimę. - Czy nie było dobrze - pytali - kiedyśmy w błogiej niewiedzy przesypiali całą zimę? Nie chcieli też owi ludzie mieszkać w domach z drewna woląc od nich ziemianki, jamy i wykroty. Żaden z nich nie zamierzał składać Siudababom narzazu, czyli daniny z suchych gałęzi, ani jościa (daniny z pokarmu). A przecież strażniczki ognia musiały coś jadać, kiedy nieustannie szukały odpowiedniego drewna jako pokarmu dla Płomienia. Ług kręcił się między nimi wszystkimi i podsycał nienawistne myśli. W końcu Pirst dosyć miał nieposłuszeństwa, zebrał Zerywanów w Kręgu wokół Świętego Ognia i oznajmił, że każdy, kto nie chce się podporządkować nowym obyczajom, może odejść z Koliby. Wpierw zapadła pełna zdumienia cisza, lecz zaraz wystąpił Ług i powiedział, że jemu oraz jego ludziom nie chce się ani orać, ani zbierać chrustu, ani budować chyży, ani w pocie czoła pracować przy żniwie. Nie podoba mu się też, że inni muszą pracować na strażniczki ognia. Od samego początku był ogniowi przeciwny. Dlatego wpuścił Żagwie przez czerwoną nić do Kręgu. Ogień przyniósł zło. Odkąd jest, ludziom coraz trudniej zasypiać, a w zimie budzą się po wielokroć, muszą warzyć jadło albo cierpieć głód. Kto tego wszystkiego nie chce, powinien iść razem z nim. Leż myślał, że wszyscy wstaną i pójdą, a Pirst zostanie sam. Jednak podniosła się nieliczna gromada, do tego prawie sami starcy i ci młodzi, którzy się nie chcieli z nimi rozstać. Ci wszyscy zebrali cały swój dobytek i odeszli w stronę wschodzącego słońca. Idąc przez wiele dni, doszli w końcu do morza wygiętego w wielki łuk sięgający widnokręgu. Brzegi owego morza porastały zielone łąki, a wzgórza nad nim okrywał bór. Tutaj zostali i nazwali ową ziemicę Łukomorzem. Pędzili tu żywot taki jak dawniej, przez lato polowali i zbierali po lasach, a zimą zapadali, jak niedźwiedzie w sen. Łukomorzanie byli pierwszymi Zerywanami, którzy opuścili Kolibę. Niektórzy jednak utrzymują, że z całą pewnością odeszli oni na zachód, a nie ku wschodowi. Z czasem Zerywanie zupełnie o nich zapomnieli, chociaż od nich podobno wywodzą się Ługowie, Łuczanie i Łużyczanie. Niektórzy prawią, że z krwi Ługa i bogunki ziem-lanocki* Oblęży pochodzi cały lud Lęgów - Lugiów, a wśród nich Lędzianie, Lędzice i Lachowie. Mówi się też, że Oblezą była w istocie samą boginią Obiła, która na chwilę przybrała postać przaśnej, krasnej dziewicy. Wyprawa Druga na Welę Któregoś dnia, kiedy wydawało się, że wszystko idzie ku dobremu, na polach uprawnych Koliby pojawił się straszliwy tajemniczy szkodnik. Zboże i groch zostało w jedną noc stratowane i w dużej części pożarte. Król Pirst nakazał mężczyznom pojmać rabusia. Dziewięciu silnych młodzieńców, sprawnych i walecznych, uzbrojonych w dzidy i pałki, zaszyło się następnej nocy w zbożu i czekało na potwora. Nie musieli czatować długo, bo gdy tylko wze-szedł Księżyc, ziemia się zatrzęsła i pojawił się nagle olbrzym o ognistych oczach i smoczej skórze. Tupiąc i sapiąc tratował zasiewy, wyrywał zboże całymi pękami, pazurami targał glebę, a długaśnym ogonem wzbijał kurzawę. Młodzi Zerywanie struchleli ze strachu, a potwór wyczuł ich obecność. Jego płomieniste oczy spoczęły na ich kryjówce. Zaryczał okropnym głosem i rzucił się ku nim. Stawali mu dzielnie, ale ośmiu poległo rozszarpanych, a dziewiąty z najwyższym trudem zdołał zbiec. Kiedy opowiedział królowi Pirstowi i starszyźnie, co widział, strach padł na ludzi. Rankiem Pirst i wszyscy mężczyźni poszli na Kolibańskie Pola. Zobaczyli tak wielkie zniszczenia, że wielu pożałowało, iż nie odeszło z Ługiem na Łukomorze. Połowa zasiewów uległa całkowitemu stratowaniu, a druga część została prawie doszczętnie pożarta. Wszyscy stanęli bezradni, z opuszczonymi rękami, bo dwie noce starczyły potworowi, by zniszczyć dobytek Zerywanów. Był to czas, kiedy niektórzy ludzie potrafili wróżyć, tak jak Kołb, co po locie ptaków poznawał, co się może wydarzyć, albo znali się na niektórych chorobach i usuwaniu bólu gadaniem9, jak Mrok, albo nawet stosowali zaklęcia i czarowne sposoby do pracy, jak Kowale, czy do podtrzymania ognia - co czyniły Siudababy, ale nikt nie zwracał się o pomoc do bogów, nikt ich nie wzywał, nie prosił, nie modlił się, bo w ogóle ludzie nie mieli pojęcia, jak by to należało czynić. Nie wiedziano wtedy, jak wygląda urządzenie Tamtego Świata. Zerywanie spadając na Ziemię zapomnieli o Weli i wszystkim, co miało miejsce w złotym czasie. Synowie Sowiego, Kościej i Pech, widzieli tylko Nawie i opowiedzieli wyłącznie o tym, co im przykazał ojciec. Ani jedno słowo ponad jego życzenie nigdy nie padło z ich ust. Tak więc w obliczu nowej klęski nikt nie wiedział, co należy zrobić. Najgłębiej myślącym ze wszystkich był Drug. Oczy króla, starszyzny i ludu plemienia obróciły się z nadzieją ku niemu. Drug długo milczał, a potem powiedział im, żeby zachowali spokój. Postanowił podjąć działanie, by przepędzić potwora. Tak powiedział i ludzie rozeszli się uspokojeni, chociaż w ich sercach tliła się tylko słaba nadzieja. Sam Drug nie miał jednak pomysłu, co uczynić. Dzień spędził w Wysokich Górach daremnie poszukując rozwiązania w pohukiwaniach mądrych sów, szeptach cienistych jodeł, rzekaniu10 strumieni spadających po skałach czy w podsłuchanych rozmowach wilków. Zrozpaczony dotarł do małej polany, na środku której wyrastała rozłożysta stareńka wierzba, okolona wieńcami pielących się u jej stóp czarnych i czerwonych boró- wek. Usiadł pod nią, by się posilić miodem wydłubanym w pszczelim śniacie. Nagle zza sosen wyłonił się olbrzymi niedźwiedź. Drug nie przestraszył się go. Zwierz poprosił człowieka o poczęstunek. Drug podzielił się z nim miodem. Siedzieli chwilę w milczeniu i razem jedli, a niedźwiedź zobaczywszy jego zadumaną minę zapytał, co też się stało, że taki smutek maluje się na jego obliczu Drug opowiedział mu, co zaszło, i otrzymał dobrą radę. Niedźwiedź polecił mu upleść bajorek z czerwonych nici i zawiesić na starej wierzbie, a wieszając go o zachodzie słońca wznieść prośbę ku Matce Ziemi, by go wspomogła. Drug uczynił, co mu poradzono. Kiedy słońce kryło się za drzewami, bajorek był gotowy i zawisł u wierzbowej witki. Drug prosił żarliwie Siemię o ratunek dla Zerywa-nów. Korona drzewa rozpłomieniła się wtedy, na polanie zapanowała jasność i ogarnęła Druga. Wiedział już, co ma zrobić i kto jest wrogiem ludzi. Nadeszła noc, a Drug zaczaił się na Kolibańskim Polu. Z pierwszymi promieniami wzeszłego Księżyca rozpoczął się wielki rumor pod ziemią. Po chwili na polu pojawił się ów potwór. Nie był to żaden prawdziwy potwór, o czym Drug już wiedział, lecz jeden z najtęższych welesożarów - Żarodeł. Prócz rąk miał parę woskowych skrzydeł czarnej maści, a ów ogon, o którym opowiadał zbiegły wojownik, nie był ogonem, lecz złotym łańcuchem, przykutym do stopy boguna. Miał też trzy koźle głowy i okryty był błyszczącymi twardymi łuskami. Welesożary nie bywały nigdy w Kolibie i prawie nigdy do dzisiaj się ich nie widuje na Ziemi. Pędzą one czas na niebiosach zaniecając i gasząc gwiazdy-nieci. Ten został odkuty od Nieba ręką Welesa, który postanowił się rozprawić nie tylko z ludźmi, by mieć więcej dusz w Na-wiach, ale i z tymi wszystkimi bogami, którzy im darowali boskie pożytki pochodzące z Niw Weli, będących wszak w jego niepodzielnym władaniu. Żarodeł zstąpił ze Sklepienia Niebieskiego, uwięził strzegącą Kolibańskiego Pola południcę Siemianę i pożerał zboża oraz groch Zery-wanów, by ich pozbawić zapasów na zimę. Umożliwiłoby to robotę śmiercionośnej Marzanny, Zmory i Mora. Welesożar przystąpił bezzwłocznie do niszczycielskich działań. Drug przez cały czas siedział tak cicho, że nawet nie było słychać, jak oddycha. Kiedy bogun skończył o świcie i z przejedzenia był już bardzo ospały, a pierwsze czerwone suknie Zorzy spostrzec można było na widnokręgu, ruszył do swojej podziemnej jamy. Ostatnia część uprawy została mu do wytrzebienia na jutro. Drug poszedł za nim i udało mu się ze złotego łańcucha welesożara urwać niepostrzeżenie jedno ogniwo. Bogun zauważył stratę, ale musiał odejść z pierwszym promieniem Tarczy Swarożyca, co też pospiesznie uczynił. Krok miał tak długi i szybki, że żaden człowiek by mu nie sprostał. To złote ogniwo zaprowadziło Druga dokładnie do miejsca, gdzie bogun zniknął w Podziemiu. Nachodziło się ono na skraju boru, gdzie rosły gęsto krzewy głogu i tarniny. Drug zatknął trzy patyczki tam, gdzie pierścień upadł. Ziemia, zarosła w tym miejscu zwyczajną trawą, nie nosiła żadnego śladu bytności welesożara ani wejścia do jamy, nawet najmniejszej bruzdy czy zadrapania. Królewski brat wiedział jednak swoje. Wrócił na uroczną polanę w górach, odwiązał z wierzby bajorek i przyszedł z powrotem na zaznaczone miejsce. Tu przeplótł bajorek przez ogniwo i położył na trzech patyczkach tak, by wszystkie znalazły się wenątrz pierścienia. W jednej chwili ziemia się rozstąpiła, patyczki czarownym sposobem wyrosły w trójpienny, potężny Wiąz, bajorek zaś, przytwierdzony do wielkiego złotego pierścienia okalającego drzewo u korzeni, stał się grubą liną. Drug spuścił się po niej w głąb ziemi i rozpoczął długą wędrówkę. Szedł wieloma korytarzami i bezdrożem, a zdawało mu się, że podróż ta trwa nieskończenie długo, jakby przemierzał całe swoje życie. Na drodze podziemnej napotkał wiele dziwów, walczył z wrogimi inogami, ratował się nieraz ucieczką i ukrywał w tajemnych zakątkach. W końcu trafił do Bramy o Brązowych Wierzejach, a za nią zobaczył izbicę, w której siedziała na tronie niezwykłej piękności dziewczyna. Ta chciała go zawrócić, wzbudzała w nim lęk, prawiła o tym, jak zostanie pożarty, rozszarpany przez smoki i zamieniony w potępieńca, jeśli się nie cofnie. Jednak Drug odpowiedział jej, że koniecznie musi się zmierzyć z welesożarem Żarodełem. Wtedy piękna dziewczyna dała mu do ręki gęśle i kazała na nich zagrać, a także tańczyć w koło swojego tronu. Kiedy to zrobił, była zadowolona i podarowała mu czarodziejski bat ścinający głowy, gaszący płomienie i krzeszący iskry. Otwarła przed nim wierzeje, przez które dobył się na świetliste Niwy. Szedł teraz dziwną krainą, pełną cudownych zjawisk i pięknych zakątków, na których opisanie brakło mu słów. Posilał się wodą z wijącej się zakolami rzeki. Tak doszedł do zamyku o Srebrnych Wierzejach. Tu siedziała na srebrnym tronie dostojna pani, a była ona jeszcze piękniejsza niż ta, którą spotkał poprzednio. I ona próbowała go odwieść od dalszej drogi. Drug nie uląkł się jednak przedstawionych przez nią trudności. Kiedy przekonała się, że śmiałek w dalszym ciągu chce pokonać Żarodłaka, dała mu drewniany nóż i poprosiła, by ułowił dla niej czarnego kuraka, zabił go owym nożem, oddał jego krew i pióra oraz poświęcił jej dym z ogniska, w którym upiecze ptaka. Sam zaś miał się posilić owym kogucim pieczy sty m. Z ochotą zrobił, o co go prosiła. Wtedy podarowała mu miecz, którego uniesienie wymagało nadludzkiej siły. Uniósł go, a wtedy Pani otwarła mu wrota i poszedł dalej. Szedł znowu przez nadzwyczajne okolice, aż trafił przed Złoty Zawar (Bramę). Tu siedziała u progu jaśniejąca niczym samo Słońce władczyni, która jak i poprzednie dwie chciała, by zawrócił. Kiedy odmówił, poprosiła go, żeby złożył uroczystą obietnicę, iż o wszystkim, co tu zobaczył, opowie ludziom oraz przekaże im, czego się nauczył. Kiedy jej złożył ową obiatę, obdarowała go złotym pierścieniem, który przekręcony wzmagał siły. Na koniec otwarła przed nim ostatni zawar. Drug nagle znalazł się znowu w Podziemiach. Opodal niego pod drzewem głogowym, o pniu tak grubym, że nie objęłoby go nawet dwudziestu ludzi, spał welesożar. Kiedy tylko poczuł zapach człowieka, zaraz się rozbudził. Jego wściekłość nie miała granic. Doszło do starcia. Drug rzucił się do walki. Batem zagasił ogień, którym tamten na niego splunął i sam smagając boguna, wzniecił na jego skórze płomienie. Ogień strawił grubą łuskę. Rozgorzała bitwa na miecze. Miecz Druga raz po raz zagłębiał się w ciało Żarodłaka i potwór powoli ustępował z placu. Drug gonił go, a chociaż mocno już stracił na siłach, siekł mieczem bezlitośnie. Tak dotarli do różanego krzewu o czerwonych bujnych kwiatach. Tutaj bogun stawił wściekły opór. Po dwakroć ranił królewskiego brata. Gdy się już wydawało, że Drug przypłaci swoją odwagę życiem, przypomniał sobie o pierścieniu. Przekręciwszy go na palcu, doznał tak wielkiego wzmocnienia sił, że jednym uderzeniem miecza odrąbał trzy głowy boguna. Ża-rodeł padł pokonany. Drug zebrał odrąbane koźle głowy, wrócił pod głogowe drzewo i zakopał je u korzeni. Wtedy pień drzewa otworzył się niespodzianie, uwalniając uwięzioną w nim przypołudnicę Siemionę. Zaraz rzuciła się wybawicielowi w ramiona i oplotła go miłosnym uściskiem. Drug zabrał Siemionę ze sobą, bo każda zdobyta kobieta, jeśli tylko wyrazi taką wolę, zostaje poślubiona swemu wybawcy. Tak ustanowiono Modły, Wici-Bajorki, Gęśbę (Gąstbę), Święte Tany, Żertwę, Świątynię i Obiaty. Drug, jako królewski brat i bohater, stał się pierwszym zerywańskim kniaziem - kniądzem, czyli Opiekunem Świętych Drzew. Wkrótce urodził mu się syn Guzł, nazywany też Gęzłem, któremu Drug przekazał całą swoją wiedzę. Tym sposobem została założona pierwsza gromada kapłanów, Gru-mada Guślarów11. Od tego czasu niedźwiedź stał się szczególnie czczonym zwierzem - jako Mający Wiedzę (mieć-wied) pomocnik Guślarów. Dwa razy do roku urządzano mu święto i brał udział we wszystkich obrzędowych korowodach przez cały rok. Powiadają jednak wołchwowie z Turowa, że Siemiona nie była przypołudnica, ale bylicą, czyli zemuną albo, jak mówią na wschodzie, zjemlianoczką. Jako taka, będąc poronną córką Reży, jej bogunką pomocnicą, równie dobrze mogła się opiekować zasiewami i plonami Zerywanów, więc można przyjąć i takie pochodzenie żony Druga. Od czasu owej wyprawy Druga na Welę każdego dzielnego człowieka, nieulękłego i prawego, który jest przyjacielem innych ludzi, nazywa się druhem. Słowo o Drugii i Siemionie-Zemunie Kiedy Drug chciał już wrócić do Zwyczajnego Świata, Siemiona powiedziała mu, że wrota wierzejne prowadzą tylko w jedną stronę, tę niepowrotną, a ścieżki za nimi, te którymi szedł tutaj, zostały raz na zawsze zawarte. Zmartwił się Drug, że przyjdzie mu na wieki tu zostać, bo choć kraina była piękna i szczęśliwa, to on miał pewność, że jego czas jeszcze nie nadszedł. Siemiona rozwiała jego obawy. Zaprowadziła go do stajni pełnej skrzydlatych wierzchowców. Tu nakazała, by bez słowa wziął najmar-niejszego z nich. Dosiedli go, a wtedy rzuciła zaklęcie: - Hop koniku, leć na świat zwyczajny! - I skrzysty koń wyniósł ich na powierzchnię, dokładnie tam gdzie Drug spuścił się do jamy. Gdy tylko dotknęli twardej ziemi, przypołudnica zawołała: - Wracajcie do siebie! Wtedy skrzysty koń zapadł się w jamę, bat, miecz i pierścień rozsypały się w proch, a Ziemia zaraz za nimi wszystkimi zawarła swoje wrota. Tak Drug powrócił ze swojej wędrówki po Weli, podczas której zwiedził wszystkie nawie i niwy, przepłynął niejeden raz Rzekę Rzek i przeszedł przez wsze welańskie mosty. Na dworze Pirsta odbyły się uroczyste zaślubiny. Siemiona od tego czasu pilnowała zbóż i grochu na Kolibańs-kim Polu i nie uroniła ze zbioru ani jednego ziarenka. Drug wybudował kącinę u Potrójnego Wiązu i przytoczył kamień ofiarny pod wierzbę. Król Pirst, w podzięce za ocalenie Zerywanów, złożył w owej kącinie Złotą Siekierkę, Radło, Jarzmo i Dzban. Tutaj też, w chyży opodal, zamieszkał Drug razem z Siemiona. Otaczał się wieloma ludźmi i każdemu służył dobrą radą, nigdy też nikomu potrzebującemu nie odmówił pomocy czy schronienia. Opowiadał ludziom o tym, co widział, i pouczał ich, jak powinni postępować, kiedy chcą uzyskać od bogów wspomożenie. O Dzbanie Zerywanów i kolejnych królach Złoty Dzban, wraz z innymi złotymi darami bogów, spoczął w kącinie Druga. Kto chciał, mógł go tam zobaczyć, podziwiać oraz czcić. Zanim stary Kołb'2 umarł, przepowiedział jednak, że dotąd wszystkim Zerywanom będzie się działo dobrze, dopóki Złoty Dzban jest otoczony czcią i nikt niegodny nie poważa się go ruszać z miejsca pod Potrójnym Wiązem. Jego słowa wypowiedziane na łożu śmierci przyjęto jako dobrą wróżbę, bo przecież każdemu dziecku było wiadome, że tylko człek nieskalany żadnym złym uczynkiem, odważny bardziej niż inni, prawy, w którego żyłach płynie krew boska i królewska, osoba godna najwyższych wyróżnień, może w ogóle podnieść którąkolwiek z boskich rzeczy. Tedy Dzban spoczywał na najważniejszym miejscu, a po trzech jego stronach rozłożono Siekierę, Radło i Jarzmo. Żadnego z tych przedmiotów nie używano już do świątecznego oborywania, obrzędów ani nawet przy przejmowaniu władzy przez królewskiego potomka. Następcy tronu tylko dla potwierdzenia prawości swojego następstwa unosili w górę któryś z boskich darów, a zaraz gdy go obaczyli na własne oczy wszyscy członkowie plemienia, odstawiali ów przedmiot na miejsce z należytą czcią. O rodzie Pirstarków (Pirsztuków), czyli Pierwopalcych O pierwszym zerywańskim królu Pirście i jego bracie Drugu powiadają niektórzy, że oni obaj (albo tylko sam Pirst) nie pochodzili wcale od Bauby. Ich ojcem, według wszych kącin Sławian, jest Kołb zwany też Kobiem, ale matką miała być sama Perperuna, która zaraz po urodzę- niu oddała swych śmiertelnych synów do wykarmienia Baubie. Są też i tacy, którzy mówią, że Bauba nie nosiła takiego imienia. Jej prawdziwe miano, według nich, to Kobia, co znaczy kobowa baba, czyli żona Koba. Od owej żony pierwszego wróżą Zerywanów ma pochodzić nazwanie całej żeńskiej części plemienia kobietami. Kobia któregoś dnia poszła po chrust dla siudogbab do boru i już więcej nie wróciła. Kołb szukał jej z pomocą synów i wszystkich Zerywanów, ale nic to nie dało. Nie znaleziono też jej ciała, nie została więc pogrzebana z zachowaniem obrzędów i niektórzy, zwłaszcza kołbiowie z kącin Belgradu, prawią, że stała się zduszem. Czarownicy Chorwatów z Grodu Kraka, Chełma oraz Zagrzebia i Zahum-Ija twierdzą, że w postać Koby wcieliła się Perperuna albo któraś ze służących jej ognie i gdy przyszedł jej czas, wróciła po prostu na niebiosa13, porzucając niepotrzebne ciało. Pirst miał żonę Pierszę14, lecz nie posiadał z nią dzieci. Kiedy po długim szczęśliwym panowaniu umarł, będąc sędziwym starcem, władzę po nim objął Drug15. Mówiono wtedy, że widać takie było właśnie życzenie bogów i że to ono spowodowało bezpotomną śmierć Pirsta. Drug był długowieczny i rządził z równym powodzeniem, a w swoim ręku skupił zarówno to, co należne królowi, jak i to, co należne guślarzom - kapłanom służącym drzewom i bogom. Od tej chwili każdy król był też głównym kapłanem Zerywanów. Po nim panował w Kolibie jego syn Guzł-Gęzeł, jakiego miał z przypołudnicą (lub bylicą-zemuną) Siemioną, a dalej z kolei jego syn Kapeł, który umarł bezpotomnie. Ci władcy tworzyli dynastię Pirstarków (Pirsztuków), czyli Pierwopalcych"'. Królewski ród Kuksów Po śmierci Kapła Zerywanie musieli spośród siebie wyłonić nowego króla. Ponieważ zaś chętnych było wielu, wpierw urządzono wyścig i walki wręcz. W walce zwyciężył Or. Powiadano o nim, że jest synem samego Księ-życa-Chorsińca. On też pokonał innych w biegu konnym, chociaż mówiono, że użył jakowegoś podstępu. Nawet gdyby to było prawdą, trzecia próba i tak miała decydujące znaczenie. Byle kto nie mógł jej sprostać. Przyprowadzono Ora do kąciny i tutaj stanął przed Złotym Dzbanem. Zwątpił w swoje siły patrząc na cztery lica Dzbana, na boskie twarze zdobiące wypukłą pokrywę, liczne obrazy obejmujące baniasty owal trzema poziomami, na tajemne znaki wykute wstęgami w przewężeniach oddzielających piętra trzech przedstawianych światów i na boskie głównie, które zdawały się patrzeć prosto w jego oczy. Kiedy jednak tylko dotknął Dzbana, ten rozpalił się ogniście, a Or poczuł, jak wzrasta w nim moc. I dźwignął Złoty Dzban Bożeboga, i trzymał go oburącz wysoko nad głową, a lud plemienia wiwatował na jego cześć. Ogłoszono go królem i osadzono na tronie. Od Ora zaczęła się nowa rodzina panujących zwana rodem Kuksów, jako że wszyscy z nich byli wielkimi siła- czami, mocarzami i rządzili krzepką ręką. Or wsławił się tym, iż nakazał wykarczowanie wielu borów i objęcie uprawą wielu odłogów. Miał za żonę Iwę, a z nią syna Oriwa, zwanego przez Zerywanów Oryjem. Oryj i Jaśniena-Zorza Pewnego dnia, tuż przed Świętem Kresu, na dwór królewski Zerywanów przybyła przepiękna dziewczyna. Miała włosy płomienne jak słońce, a od jej lica biła taka jasność, że wszyscy wojowie i starszyzna oniemieli. Przedstawiła się jako Jaśniena z Wysokich Gór. Cały strój dziewczyny kapał od złota, a drobne, zgrabne stopy tajemniczej piękności zdobiły trzewiki z krasnej skóry. Młody książę Oryj od pierwszego wejrzenia się w niej zakochał. Ojciec ostrzegł go jednak, by się do niej nie zbliżał, bo ta dziewczyna jest obca, przyszła nie wiadomo skąd i nie jest Ze-rywanką, więc na pewno nie pochodzi z ludzi. Prawił mu także, że postępując w ten sposób zrani uczucia kobiety z którą już jest, Soły. Oryj nie słuchał ojca, stale przebywał blisko Jaśnieny, a ona także nie pozostawała obojętna. Kiedy w Kres rzuciła na wodę swój wianek, stanęło w zawody o niego wielu dzielnych wojów, a między nimi nawet sam Dewut, Broń i Burz. Jednak pierwszy dopłynął do wieńca Jaśnieny Oryj i on pobieżał z nią w bór szukać kwiatu Papródzi. Kiedy już znaleźli się w urocznym zakątku, porosłym goździkiem, rutą i macierzanką, a Oryj miał pocałować dziewczynę, nagle zjawił się straszny trójgłowy ptak z wielkimi szponami. Dosiadały go dwie czarno odziane kobiety. Jedna z nich miała ciało pomarszczone, a członki chude jak szczapy, druga zaś była młoda i piękna, lecz o twarzy tak bladej, że biła od niej sina poświata. Włosy jej były czarne jak noc i długie do samej ziemi. Stara porwała Jaśnienę na grzbiet ptaka, a młoda, nim się Oryj obejrzał, wlała mu w gardło napar zapomnienia17. Jeszcze patrzył, jak porwawszy jego wybrankę odlatują i nikną za drzewami, a już nie pamiętał, po co tu przyszedł. Nagle zasłabł i straciwszy zmysły padł w trawę. Rzeczywiście nie była to zwykła dziewczyna, ta Jaśniena, która przyszła niewiadomoskąd. To sama Zorza przybrała postać dziewczęcia. Wyrwała się na chwilę ze swego więzienia, a widząc pięknego młodzieńca zapragnęła go i została na Ziemi. Lecz Perunic i Skoł-Skalnik już jej szukali. Na umorze-straszu przybyła po nią Plątwa ze swoją córką-niecórką męcicą Czerniawą. Plątwa uwięziła Jaśnienę-Zorzę w swoim zamyku, otoczonym murem z czarnego kamienia, na szczycie Czarnej Góry, wznoszącej się pośrodku Czarnego Boru. A szczyt owej góry wiecznie był spowity mgłą i ćmicą, którą czyniła cieniuteńką chustą. Tę Mącichustę dostała od syna18. Tam Jaśniena została zamknięta w wysokiej wieży, a Plątwa wezwała czarne nietoperze i dwa gołe, bezpióre puchacze, by jej cały czas strzegły. Były to ptaki z wielkimi szponami, które onymi pazurami rozszarpują każdego, kto się do nich zbliży19. Tam Jaśniena-Zorza siedziała i płakała. Trzęsło nią zimno, a grzały ją tylko owe czerwone bu- ciki, które miała na stopach20. Jedynym jej towarzystwem były trzy szare myszy, z którymi mogła rozmawiać. Kiedy się Oryj obudził, najpierw nic nie pamiętał, ale przypadkiem potarł dłonie o trawę i dla orzeźwienia przyłożył je na twarz. Wtedy wdechnął zapachu macierzanki, która tam rosła, i wszystko sobie przypomniał. Na swoim ubraniu znalazł jeden jasny włos - tylko tyle mu pozostało po ukochanej. Popadł od razu w rozpacz, żyć mu się zupełnie odechciało. Nie poddał się jednak, wszak był królewskim synem i w przyszłości miał rządzić Zerywanami. Postanowił szukać Jaśnieny, choćby miał pójść na sam koniec świata albo i jeszcze dalej. I wtedy właśnie, zaraz jak tylko tak pomyślał, zjawił się niebieskowłosy, potargany olbrzym w dziurawej kapocie. Był to mąż wielkiej postury, niby góra, a rzęsy, brwi, wąsiska i brodę też miał niebieskie. Na plecach wyrastały mu skrzydła. Był to sam bóg Niszczycielskiego Wichru - Dyj-Poświściel. Powiedział Oryjowi, że skoro tak bardzo chce odzyskać Jaśnie-nę, to zabierze go tam, gdzie jest uwięziona, ale czeka go bój, z którego może już nie wrócić. Oryj odrzekł mu na to, że nie wyobraża sobie życia bez Jaśnieny, więc nic gorszego nie może go już spotkać. Dyj nakazał królewiczowi, żeby tej nocy zasnął pod krzakiem czarnego bzu21. Tam się więc Oryj ułożył i zasnął, jak mu bóg przykazał. A kiedy się przecknął, zobaczył, że jest oto w wieży Czarnego Zamku, a z dwóch stron nacierają na niego straszne gołe puchacze, od góry zaś i z tyłu tarmoszą go nietoperze. Walczył Oryj zajadle, lecz nie mógł zwyciężyć, czuł, jak opuszczają go siły, a krew coraz liczniejszymi ranami z niego wycieka. Kiedy już się zdawało, że ptaki zadadzą mu śmiertelny cios, chwycił włosa swojej bogdanki i ucałował go. Włos zadźwięczał niby dzwon, a puchacze cofnęły się zatykając sobie uszy. Nietoperze również po chwili dały mu spokój. Tym sposobem Oryj dostał się do środka, gdzie czekała już Jaśniena. Gorący pocałunek rozbudził krew w ich żyłach i dodał im sił. Korzystając z pomocy szarych myszy, które wygryzły dziurę w skrzyni należącej do Plątwy, Jaśniena wyciągnęła stamtąd chustę, którą bogini czyniła ćmicę. Przybył Dyj i oboje kochankowie dosiedli go wzlatując w niebo. Wtedy właśnie nadciągnęła Plątwa z Czerniawą i rzuciły się za nimi w pogoń. Czerniawą spętała skrzydła boga swoimi długimi, czarnymi włosami. Dyj dmąc straszliwie, rozwiał mgielne opary nad zamkiem i zrobiło się jasno. Plątwa musiała umykać w ciemność. Jaśniena promiennymi strzałami obcięła włosy Czerniawy i poraziła nacierające puchacze. Tym sposobem książę Oryj wrócił z bogdanką w Kolibę. Kochankowie stanęli przed starym królem i starszyzną zerywańską chcąc, by im dano ślub. Król rzekł jednak, że się nie godzi brać panny bez zgody jej ojca i braci, tedy Oryj do nich powinien się po zgodę udać. Jeszcze raz Dyj przyszedł obojgu z pomocą. Przeniósł Oryja i Jaśnienę do tynu Sołów, gdzie na tronie zasiadał sam Dażbóg. Obok niego spoczęli na mniejszych złotych stołkach Bodnyjak, Płoń i Swarożyc - jej bracia. Kiedy usłyszeli, z czym ten śmiałek przychodzi, chcieli go zaraz zabić, ale Oryj porwał Jaśnienę-Zorzę, a Dyj uniósł ich ku Ziemi, zaś Jaśniena używszy chusty roztoczyła naokoło czarną, nieprzeniknioną ćmicę. Tak więc nie mogli zostać małżeństwem, ale w Wysokich Górach spędzili wiele szczęśliwych chwil, a Jaśniena powiła Oryjowi syna. Dali mu na imię Głaz i po ojcu panował nad Zerywanami22. Miał też Oryj pierworodną córkę Sławunę, którą mu wcześniej powiła Soła. O Głazie, Serbrzynie i Sławunie Głaz był władcą bardzo mądrym. Za jego czasów Zerywa-nie objęli w posiadanie wiele nowej ziemi i nigdy nie cierpieli głodu. Odbywali też wiele wypraw, bo był królem ruchliwym. Nie lubił -jak mawiano - zagrzewać miejsca w domu, wolał grzać siodło. Tak jak ojciec, był wielbicielem koni i odziedziczył po nim Orsowa, który niestrudzenie towarzyszył mu w wędrówkach. Głaz przeszedł Kolibę wzdłuż i wszerz - od jednego morza do drugiego i od jednych gór do drugich. Dotarł także do Łukomorza, ale nie zabawił tam długo. Łukomorzanom przewodził w tym czasie Mororzyk, zwany też Morykiem, prawnuk Ługa-Łeża, ponoć syn samego Mora z łużową wnuczką Ręką (Rzeką). Niektórzy guślarze powiadają, że od tego Mory-ka pochodzić mają plemiona Morawian, Morszanów, Mo-rzan-Morzyczan i Morzyków-Pomorzan. Głaz miał kilku dzielnych druhów, którzy nie opuścili żadnej ze ścieżek wydeptanych przez swego króla i jego wierzchowca. Ustanowił on więc Królewską Drużynę, na którą Zerywanie musieli dawać narzaz. Z tego powodu nieco sarkano na niego. Z drugiej jednak strony, z długich podróży wojowie przywozili w ziemicę Zerywanów wiele przeróżnych bogactw. Podczas jednej z wypraw dotarli nad sam Bołotyk, gdzie brzegi roiły się od drogich kamieni słonecznej barwy i niezwykłej piękności. Te drogocenne kamienie od imienia Głaza nazwano głoznem. W istocie były to Łzy samego Swarożyca, zamienione w kamień przez Wodo-Wełma. Oryj miał prócz Głaza córkę Sławunę, którą mu powiła Zerywanka Soła. O Sole powiadano z kolei, że jest córką jakiejś bogunki. I rzeczywiście musiało tak być, a zapewne owa bogunka pochodziła ze stworzyć zwanych dziennicami, bo miała Soła lico niezwykłej jasności i całą skórę białozłotą, niczym słoneczny dzień. Wielu wołchwów i żerców uważa jednak, że była rodzoną córką samej bogini Czstnoty. Inni przeczą temu, bo przecież wiadomo, że Czstnota, odkąd została trącona przez potwora, nie mogła już rodzić. Ale zwolennicy poglądu o pochodzeniu Soły od owej bogini powiadają, że Pani Prawości nie była zdolna wydać na świat boskiego potomstwa, co nie przeszkadzało jej urodzić mniej okazałego przypłodku ludzkiego. Soła była kobietą niezwykłej mądrości, kochała bardzo Oryja i nie odstąpiła go, kiedy się zakochał w Jaśnienie. Ludzie dziwowali mu się zresztą, że dla obcej Jaśnieny gotów był rzucić Sołę. Sławuna była podobna do matki jak dwie krople wody nie tylko po urodzie, ale i po umie. Toteż kiedy Głaz na długo opuszczał rodzinne strony, Sła- wuna sprawowała w jego imieniu rządy. Jak wiadomo Sławuna została zaślubiona boskiemu wierzchowcowi Srebrzowi - synowi samego Chorsa. Ze Srebrzem Oryj przegrał wyścigi na Dzikim Polu. Z nim miała dziecko o zupełnie ludzkim wyglądzie, Serbrzyna. Serbrzyn był hardym młodzianem i wielkim wojownikiem. Duszę miał niezależną, wolę zaś nieugiętą. Wiedział też, że zgodnie z obietnicą króla Oryja należy mu się po ojcu - Srebrzu - połowa królestwa. Król Głaz nie zamierzał jednak z dobrej woli niczego mu oddawać, a że bał się, iż prędzej czy później młodzian zażąda swego, wygnał go z Koliby nie czekając, aż to się stanie. Odszedł więc Serbrzyn z gromadą innych młodych wojowników, którzy poszli za nim. Tak powstało Bractwo Wilków, bo byli oni jako młode wilki odegnane od stada. Nie odeszli daleko, lecz założyli własne królestwo opodal Koliby i nękali od tego czasu Zerywanów zbrojnymi napaściami, biorąc wzór z wilczych stad. Porywali kobiety i łupili kolibańskie domostwa. Od Zerywanów zdobywali też pożywienie, bo sami nie zakładali żadnych upraw. Wyprawiał się na nich ze swoją drużyną król Głaz, ale nigdy nie udało mu się z nimi rozprawić, bo nie posiadali stałych domostw, lecz ciągle się przenosili z całym dobytkiem z miejsca na miejsce. Sławuna nie poszła jednak za synem, lecz wiernie stała przy bracie. Głaz miał dwóch synów, ale żaden z nich po śmierci ojca nie zdołał dźwignąć Dzbana ani żadnego z boskich darów. Za to dokonała tego wyczynu Sławuna i królowała Zerywanom jako czwarta władczyni z rodu Kuksów. Była dobrą panią i lud kochał ją wielce. Oddawał jej należytą cześć i nazywał Matką Sławuna, bo wszystkim była jako matka. Szanowano ją najbardziej za to, że nie odeszła od Zerywanów, choć po wygnaniu syna wielce cierpiała z powodu jego straty. Później ceniono ją jeszcze bardziej za dzielność, bo razem z wojami z królewskiej drużyny walczyła przeciw Bractwu Wilków, broniąc siół i dobytku Kolibańczyków. Wielki żal zapanował w Kolibie po jej śmierci. Ku jej pamięci wzniesiono w Wysokich Górach kamienną świątynię poświęconą bogini Czstnocie-Czoł-nie, czyli Sławie. Inni - Łukomorzanie i Sorbowie-Wilcy - zaczęli też nazywać od tego czasu Kolibańczyków Sławami lub Słowianami, czyli Dziećmi Sławimy. Milcze-Milicze Gdy umarła królowa Matka Sławuna, wyprawiono posłów do Serbrzyna, mając nadzieję na pojednanie, jego powrót oraz objęcie w imieniu Kuksów tronu. Jednak Serbrzyno-wi tak zasmakowało nowe życie, że nie chciał wracać. Trzeba było wyłonić nowego władcę i uczyniono to tak jak zawsze. Tym razem Dzban uniósł jeden z druhów Gła-za, woj z dawnej królewskiej drużyny - Miłmir. Był on ponoć synem bogini Dziewanny, która przybrawszy postać białej łabędzicy, uwiodła woja Dragomira. Od urodziwego i krzepkiego Miłmira wywiódł się ród królewski Miliczów, czy też, jak wolą inni, Milczów. To drugie miano jest jednak nieco złośliwym określeniem owego rodu. Ci, którzy tak ich zowią, chcą powiedzieć, że nie dokonali oni niczego, o czym warto mówić. Za rządów Miliczów czas biegł ospale, a żywot Zerywanów przypominał nurt szeroko rozlanego dunaju. W tym czasie potomkowie Serbrzyna rozdzielili się na trzy gromady: Wilków, Dzików-Świnów i Turów. Turo-wie osiedli i zaczęli uprawiać ziemię, a Wilcy odeszli. Łukomorzanie coraz częściej przybywali do Koliby, biorąc stąd różne potrzebne do życia rzeczy i przynosząc w zamian nieznane Sławianom owoce, biały kamień, który się brał z morza i słońca, zwany przez nich solą, czy zwierzęce futra. I zdawało się, że tak już będzie zawsze - dostatnio, spokojnie, szczęśliwie, ale Miliczom nie było dane odejść w przeszłość z wizerunkiem dawców powodzenia. Miłmir miał syna Horoha, który rządził krótko i od początku był słabego zdrowia. Jego dwoma synami byli z kolei Mrukrza i Zeł mieniony też Zełginem. Pierwszy jego syn pochodził z matki Krzy-Kirzy, a drugi ze Łgny (stąd jego imię). Wołchwowie z Grodu Kija powiadają, że owa Lgną była córką Żaliny, która z kolei była córką Dzieldzielii-Żali. Stąd ich zdaniem wynikło późniejsze nieszczęście. Ale są i tacy, którzy przypisują całemu rodowi Miliczów pochodzenie nie od Dziewanny, lecz od Dzieldzielii. Takie pochodzenie, ich zdaniem, tłumaczy wszystko, co zaszło. Kiedy bracia obejmowali następstwo po Horohu, obaj próbowali się z Dzbanem i obaj go podnieśli. Skoro więc tym sposobem nie udało się rozstrzygnąć, kto ma zasiąść na tronie, musiał się odbyć konny wyścig. Wygrał go Mrukrza, który dosiadał starego i zdawało się steranego żywotem Orsowa - długowiecznego wierzchowca króla Oryja. Zwycięstwo na takim koniu uznano za ważny znak i Mrukrza otrzymał złote buty i złoty pas. Jednak Zełgin nie pogodził się z przegraną. O Zełginie i dalszych dziejach Złotego Dzbana Zerywanów Zełgin miał wielu zwolenników. Wojowie z drużyny królewskiej sprzyjali mu bardzo, bo ich hołubił, a czas pędził na nieustannych łowach i wyprawach, w czym bardzo przypominał króla Głaza. Mrukrza przyobiecał bratu, że po śmierci to on obejmie władanie, ale Zeł był niecierpliwy z przyrodzenia i nie zamierzał czekać. Zeł kradnie Dzban Zerywanów Którejś nocy zakradł się Zeł do królewskiego dworu i próbował zabić Mrukrzę. Nie udało mu się to, bowiem Mrukrza jako słynący z wielkiej mądrości trzymał w izbie zaprzyjaźnione żmije, które strzegły spokoju jego łoża. Węże pokąsały Zełgina tak mocno, że długo chorował. Ocaliła go królewska krew i moc albo, jak chcą niektórzy, Pląt-wa z Dzieldzieliją, które mu dały odtrutkę wyrobioną przez Chorzycę. Po tym przypadku Zełgin zdecydował się odejść z Koliby i podobnie jak wcześniej Ług oraz Serb- rzyn założyć osobne królestwo. A żeby to było królestwo podobne do kolibańskiego i tak samo darzone przez bogów powodzeniem, postanowił zabrać ze sobą boskie dary. Zakradł się do świątyni Guślarów u Potrójnego Wiązu, przekroczył bezprawnie święte progi, ale ze wszystkich złotych przedmiotów udało mu się unieść tylko Dzban. Przytroczył go do grzbietu swojego wierzchowca i odszedł. Rankiem okazało się, że razem z nim odeszli wojowie z królewskiej drużyny, zabierając ze sobą swoje kobiety i potomstwo. Kiedy Mrukrza spostrzegł, że Zeł skradł Dzban, kazał zawiązać na drzewie bajorki proszal-ne, ubić zwierzynę na żertwę, a potem cały dzień i noc przy dźwiękach gęśli wznoszono modły do Prowego, by pokrzyżował złodziejom ich niecne plany. Zaraz o świcie niebo nad Kolibą poszarzało, nadciągnął potężny wicher, chmury sypnęły ogniem, aż wreszcie spadł czarny deszcz. Zełgin przeprawił się w tym czasie przez Góry i znalazł ze swoimi ludźmi na pustyni. Tu zastała go burza, która była tak straszna, że struchleli woje padli na ziemię i usiłowali zagrzebać się w niej z wielkiego przerażenia, w jakie popadli. Wtedy zstąpił z niebiosów sam Prowe i powiedział: - Skoro chcecie w ziemi znaleźć schronienie przed słusznym gniewem, to je znajdziecie! A skoro wy mężowie dzielni w boju nie wiecie, jak należy postępować, niech po wsze czasy rządzą wami kobiety! Bóg uniósł całą ziemię dookoła w niebiosy i cisnął ją z góry na złodziei, tak że prawie wszyscy zostali żywcem pogrzebani. Ocalały tylko niedobitki, głównie kobiety, dzieci i paru mężów. Szukali Dzbana, ale nie znaleźli go, a że nie mieli odwagi wrócić do Koliby, bo tam z ręki Sławów i króla Mrukrzy Milicza czekałaby ich hańbiąca śmierć, poszli dalej. Zełgin miał kobietę o imieniu Jista. Była to nadzwyczaj odważna niewiasta, która jako jedyna nie padła na twarz przed gniewem bożym, a nosiła w łonie Zełginowego syna Istyja. Podjęła wędrówkę i przeprowadziła uciekinierów przez Puste Pola, a osiadła ze swoim ludem w bagnistych rozłogach u ujścia wielkiej rzeki do morza. Owemu ludowi aż do Wojny o Taje, a nawet i potem, przewodziły zawsze kobiety. Po liście królowała im Mażą. Z łona Jisty mają się wywodzić poprzez mnogie pokolenia i wielu różnych przodków wszystkie plemiona wielkiego ludu Istów, a od Maży ci Sławowie, których zwą Mazami. Zstąpienie Bożeboga i Gogołady Dzban został zasypany zwałami ziemi i piachu. Król Mrukrza sam stanął na czele wojów, którzy pobieżali go odszukać. Przekopano wielki szmat ziemi, ale nie udało się natrafić na zerywański skarb. Bardzo owo wydarzenie podłamało ducha w plemieniu, bowiem przypomniano sobie teraz wróżbę Kołbia, podług której wraz ze zniknięciem Dzbana miało odstąpić Zerywanów powodzenie i szczęście. Raz po raz na Puste Pola wyprawiali się więc wytędze, woje, guślarze i zwyczajni ludzie, wiedzeni nadzieją, że to im właśnie uda się odwrócić wyroki dziejów. Nikt nie mógł odnaleźć najmniejszwego nawet śladu po Dzbanie, na dodatek wielu z nich ginęło od kłów strasznych zwierząt nawiedzających tamtejsze okolice. Wznoszono ciągłe modły do Bożeboga i Ładów - ten pierwszy był darczyńcą, właścicielem Dzbana, a drudzy mieli moc przywracania dawnego ładu świata. Któregoś dnia z Wysokich Gór zszedł do Koliby starzec siwiuteńki jak gołąb i suchy niczym szczapa, w towarzystwie córki, która zasłaniała twarz chustą, nie chcąc się nikomu pokazać. Oboje byli wycieńczeni drogą, a kiedy ich pytano, skąd pochodzą, czy nie od Łukomorzan albo Sreb-rzych Wilków, nie odpowiadali. Przyprowadzono ich przed oblicze Mrukrzy, którego poprosili jedynie o posiłek i miejsce do spania. Mrukrza zaraz nakazał ludziom zbudować dla przybyszów domostwo na skraju sioła i żeby każdy ród dał im coś od siebie, tak by im niczego nie brakło. Uczyniono według królewskiego rozkazu i tajemnicza para zamieszkała w Kolibie. Rzeczywiście było im tam dobrze, bo wszyscy otoczyli ich opieką. Trwało to jakiś czas, przez który ich karmiono i traktowano jak swoich, nie zadając żadnych pytań. Któregoś dnia starzec wraz z córką (a był to sam Bożebóg pod ową niepozorną postacią, towarzyszką jego była bogini Gogołada) podziękował królowi i ludziom za sposób, w jaki go przyjęli, mówiono mu bowiem w dalekim kraju, że Kolibańczycy są wrodzy innym ludziom, niechętnie widzą obcych i źle traktują gości. Powiedział też, że musi im się odwdzięczyć. Od tej chwili starzec chodził po Kolibie i uczył ludzi, jak mają siać, zbierać, przechowywać zboże, uprawiać len i utrzymywać w dostatku zwierzynę domową. Nauczył ich, jakimi sposobami zdobywać przychylność polnych i gospodarskich stworzów, jak je traktować z szacunkiem, jakie składać ofiary, by komora była zawsze pełna jadła. Nauczył ich kisić jarzyny, suszyć owoce pod owinem, wypiekać różnorakie placki oraz knysze w ogniu, a także chleby w piecach. Nie takie marne podpłomyki, jak dotychczas, które tylko z miana były kołaczami, ale prawdziwe opasłe kołacze rozmiarów dorosłego mężczyzny. Jego córka zaś prowadząc ich w odległe i tajemne miejsca, pokazywała, gdzie ukopać jakiej gliny i jak z niej toczyć piękne garnki, budować paleniska i piece, wyle-piać faski albo wielkie baniaki na zboże. Nauczyła ich także budować spichrze i prząść stroje z włókien roślinnych. Na koniec przybysze oświadczyli, że muszą odejść. Wydano wielką ucztę na ich cześć, a oni poradzili Koli-bańczykom, by jeśli chcą odwrócić wyrok dziejów, zbudowali dzban z gliny na podobieństwo tamtego, który mieli wcześniej. Odbudowa Dzbana Król Mrukrza był już stary, kiedy przystąpiono do budowania Dzbana. Zerywanie rozeszli się w różne strony, by zebrać najlepszą glinę z najodleglejszych zakątków i zaczerpnąć świętej wody, która by zespoliła należycie owo tworzywo. Przysposobiono odpowiednie miejsce, pod Potrójnym Wiązem, i rozpoczęto pracę. Nie trwała owa robota krótko. Rozpoczęta za ostatniego Milicza, króla Mrukrzy, zakończyła się, gdy panował już drugi z Bardzów. Najpierw wyłożono kolistą podstawę, a potem wzniesiono ściany Lica (w tym czasie zmarł ostatni Milicz), które pokryto wieloma obrazami, ścianopisami z życia Welan, płaskorzeźbami przedstawiającymi bogów i ich dary dla ludzi. Trzy poziomy, jak w pierwotnym Dzbanie, oddzielono rytami i czertami podobnymi do taj (w tym okresie panował i pożegnał się ze światem Barz -pierwszy z Bardzów). Sam szczyt naczynia uformowano w cztery boskie oblicza. Potem Dzban pomalowano najlepszymi znanymi maściami, by lśnił i przyciągał oko niczym Denga-Tęcza. Na koniec przystąpiono do wypalania. Wewnątrz i na zewnątrz wzniesiono w górę drewniane stosy, złożone z pni i gałęzi wszystkich dwudziestu świętych drzew i ze snopów czterdziestu świętych ziół. Po modłach i żertwach podłożono ogień. Płonął czterdzieści dni i czterdzieści nocy. W tym czasie doookoła trwała obrzędowa uczta i święte tany. Gdy Dzban ostygł, napełniono go po brzegi pochodzącym z najdalszych zakątków Koliby miodem - pierwszym darem Bożeboga dla ludzi. Obrzęd napełniania zapoczątkował sam król Bogdar. Zbudowano drewniany pomost z poprzecznych belek ponad otworem Dzbana. Król dosiadł świętego białego wierzchowca Orsowa, objuczonego garncami z miodem, i wjechał konno na ów pomost. A kiedy Bogdar i Orsow byli już na górze, dwie belki się pod nimi załamały, ale Orsow utrzymał się i tylko przyklęknął na przednie nogi. Król Bogdar wlał na dno pierwsze garnce miodu. A w drodze powrotnej jeszcze jedna belka pod wierzchowcem i jeźdźcem pękła i o mało nie upadli po raz drugi, lecz i tym razem Orsow tylko przyklęknął. Szczęśliwie król znalazł się w końcu na dole. Każdy, kto szedł po władcy na górę z miodem, aby nie wywyższyć się ponad niego, przyklękał, zanim dolał miodu, i potem kiedy odchodził. Bogdar uznając to, co się stało, za dobrą wróżbę i święty znak, oddał Orsowa żercom Dzbana, by był wierzchowcem samego Boga Bogów i przekazywał ludziom boskie posłania. Wtedy dopiero rozpoczęło się Święto. Olbrzymi niczym góra Dzban otoczono Kołem, śpiewano i tańczono przygrywając na bębnach, dzwonkach i gęślach i strzelając z batów ku odstraszeniu złych mocy. Święto trwało od pełni do pełni Księżyca. Król Bogdar, drugi z Bardzów, oborał miejsce dzbana Złotym Radłem zaprzęgając doń czarnego byka i białą krowę. W czasie uczty zjedzono owe zwierzęta, a kości zaszyte w ich skórę spalono na stosie jako pokarm bogów. Raczono się też pospólnie miodem z Dzbana. Ustanowienie nowej świątyni i grumad żerców oraz świtungów Tak oto stanął nowy dzban, który dla wszystkich był przez czasjakiś dostępny. Przyjeżdżali Łukowie, Morzanie, Wil-cy, Swinowie, Turowie, a nawet królowe mazańskie i is-tyjskie, by go oglądać. Szybko jednak w obawie przed złym, przed krzywym spojrzeniem i wrażym czynem za- słonięto Dzban. Uczyniono to przy pomocy czterech chorągwi, na których płótna przeniesiono barwne obrazy z Lic naczynia. U stóp Dzbana ludzie z najdalszych okolic zanosili prośby do bogów i bywali nieraz wysłuchiwani. Ogień, w którym Dzban wypalano, zachowano jako płonący wiecznie i stał się on drugim Ogniem Plemienia. Tu składano obiaty i ustanowiono Strażników Dzbana oraz owego Ognia - żerców. Król dał im do obrony drużynę wojów - świtiaziów (witungów). Strażnicy Dzbana z obawy o święte naczynie nakazali wybudować kapisztę. Miała ona uchronić świętość przez palącymi promieniami, ulewnymi deszczami i śnieżycami zimy. Wkrótce świątynię otoczono trzema ścianami płotu, tworząc ogrodzenie. Potem zaś zabroniono bez potrzeby przekraczać święty trójkąt. Do kapiszty mógł już wtedy wejść tylko obmyty w żywej wodzie, oczyszczony postem i ogniem żerca, który wstrzymywał oddech, gdy zbliżał się do świętości. Płot, jakiś czas później, otoczono nasypem ziemnym, oddzielono od boru ostrokołem, a cały bór w pobliżu uczyniono świętym i nietykalnym Królestwem Bogów - Świętym Gajem. Na sąsiedniej polanie usypano bugryszcze - wielki kopiec ku czci bogów, na jego szczycie wzniesiono posąg o czterech twarzach wykształconych w dębowym drzewie, a wokół niego ustawiono dwadzieścia mniejszych posągów-kumirów w wielkim kręgu, na wzór boskiego Kręgu Kręgów. Opodal uczyniono żglisko, gdzie palono zmarłych, i żalnik, gdzie grzebano ich prochy. Świątynię Dzbana przeznaczono czci samego Boga Bogów i nazwano Świątynią Światła Świata. W tym czasie Zerywanie wszystkich plemion bywali w Świątyni tylko raz w roku, by usłyszeć o wróżbie plonów, a poza Żercami Dzbana, których zwano witungami, w odróżnieniu od żerców zajmujących się bugryszczem i ogniem, nikt już nie wiedział, jak wygląda Dzban i co przedstawiają wizerunki na jego licach. Wtedy to ustalił się obrządek dorocznych wróżb i pospólnych modłów, święta całego plemienia, pospólnych pochodów świętych - czyli Korowodów, obrzęd pieczenia wielkiego Kołacza, zwyczaj przepowiadania o plonach z miodu zawartego w naczyniu", a o całym nadchodzącym czasie z kroków konia po włóczniach. Od tej chwili klękano też zawsze przed złożeniem daru lub ofiary, jak i po jej złożeniu, i we wszych przybytkach Boga Bogów trzymano białego świętego wierzchowca. Królewski ród Bardzów Ród Bardzów, czyli szybkich, prędkich - barzych, to poczet wielce zasłużonych władców. Nazywano ich tak, bo pierwszym, który objął stolec królewski po Miliczach, był Barz. Bardzami mieniono ich także dlatego, że bardzo znaczy "wiele". Tylko ostatni z ich rodu, Bierło, swoimi nieprzemyślanymi postępkami ściągnął na Zerywanów gniew boży, choć mówi się w różnych kącinach, że nie było w tym jego winy. Przypadek ów wziął się z tego, że jak wszyscy w tym rodzie i Bierło chciał bardzo, bardzo przeróść ojca i posiąść największe tajemnice. Bardzowie rządzili długo i wielce się zasłużyli Zerywa-nom, a z nich przede wszystkim Sławom-Kolibańczykom. Pod ich berłem Koliba urosła w wielką potęgę, lecz niestety oni sami, jej niepodzielni władcy, urośli też w wielką pychę. Z nich wszystkich Bierło doszedł najwyżej i upadł najniżej, ale równie wielkimi władcami byli Barz, Stopan czy Goryw-Gardzic, tak się bowiem stało, że w każdym pokoleniu tego rodu synowie pochodzili ze związku króla z którąś boginią lub stworzycą bogunką. O Czarnowoju Barzu i Białoszy-Belinie Kiedy trwała odbudowa Świętego Dzbana, a ostatni z Mi-liczów, król Mrukrza, był już bardzo stary, młody woj Barz, zwany Czarnowojem, wyprawił się samopas w najdzikszy zakątek Koliby - Czarny Żleb, po najlepszą glinę, która miała barwę ciemną jak noc i tylko w tym jednym miejscu można jej było ukopać. Glina ta nie znajdowała się, jak inne, na powierzchni ziemi, lecz w jej głębinach, a żeby się do niej dobrać, trzeba było zejść w Podziemia przez jeden jedyny otwór wiodący ze szczytu góry Skon. Miejsce to nazywano Jaskonią, czyli Jamą Skonu, jako że mieściła się w górze Skon, tędy też wieść miała droga na samo dno świata, czyli jego koniec. Imię swe jama zawdzięczała również temu, że wielu śmiałków próbowało w nią wejść, lecz wszyscy przepadli - skonali w jej głębinach. Barz sobie tylko znanym sposobem pokonywał ciemne czeluście, rozwidlone korytarze, docierał na dno i wracał z sakami pełnymi czarnożelaznej gliny, która po wypaleniu stawała się tak twarda, że nie dawały jej rady nawet kowalskie młoty. Nie dziwiono się odwadze i szczęściu młodzieńca, bo był praprawnukiem wielkiego woja Burza, jednego z druhów króla Oryja, a ponoć też matką jego była pewna bogunką leśnica o imieniu Brzozwana. Myślano, że zawdzięcza powodzenie swej szybkości i sprytowi, jednak sposób, jakim Barz zdobywał owo bogactwo i sławę, nie był zwyczajny. Oto któregoś razu zszedłszy do Jaskoni spotkał Barz koźlogłowego olbrzyma, który go pojmał twierdząc, że rabuje skarby jego brata. Olbrzym chciał Barza zabić tak samo jak wszystkich innych śmiałków, którzy tu chadzali. Pokazał mu trzy wielkie sale wyłożone trupimi czaszkami i jedno puste miejsce przygotowane dla Barza. Dzielny woj nie chciał oddać głowy łatwo, stanął tedy do pojedynku z olbrzymem. Zmagali się długo, aż obaj padli zmęczeni. Wtedy Koźlogłowy rzekł, że wypuści Barza z podziemi, bo skoro tak jest waleczny, musi w nim płynąć boska krew. Zatem niech idzie wolno, a jeśli chce, może brać stąd czarnej gliny ile mu trzeba, lecz trzeciego roku od teraz odda w zamian to, co będzie miał najdroższego. Barz zgodził się, zawarli przymierze. Woj wypakował saki gliną i wrócił do sioła, a potem po wielokroć bywał w Jaskoni nie niepokojony przez nikogo24. Przy lepieniu Dzbana pracowały wszystkie kobiety ze-rywańskie z Koliby, a przybywały też niektóre z daleka, jak od Turów, Łuków albo Wilków, żeby dolepić swoją cząstkę do wielkiego dzieła i zyskać tym dobry uczynek, który by im był policzony przez Sowiego w Zaświatach. Jednego razu przybyła też od Srebrzów piękna Belina, której matką była wnuczka samego Serbrzyna, i pracowała przez cały miesiąc. Tak wpadła w oko Barzowi, że tylko jej oddawał przynoszony ze skalnej wychodni urobek. Szybko dla wszystkich stało się jasne, że młodzi przypadli sobie do serca. Kiedy zaś Belina zaniechała powrotu i postanowiła zostać do święta Kresu, było pewne, że będzie z nich para i stworzą wspólnie stadło. Tak też się stało. Barz, jako najszybszy z płynących na korabiach, ułowił wianek Beliny i złączył się z nią w ów pamiętny Kres. A święto stało się pamiętnym dla Kolibańczyków dlatego, że zmarł wtedy król Mrukrza, a z jego śmiercią przyszedł kres rządów Miliczów. Zaraz po święcie urządzono więc pogrzeb władcy, a po nim tryznę, w trakcie której miał być wyłoniony spośród wszystkich mężów jego następca. Barz stanął do biegu i wygrał, przybiegłszy o wiele wcześniej niż pozostali śmiałkowie. Niektórzy prawili potem, że gdy tylko skrył się przed oczami innych za pagórkiem, zamienił się w czarnego wierzchowca i dlatego tak się łatwo od nich odsądził. Starszyzna i guślarze uznali, że nie ma potrzeby robić dodatkowych walk, bo Barz tak bardzo wyprzedził przeciwników, że trudno było dobrać drugiego do walki wręcz. Zarządzono próbę królewską i Barz usiósł Złote Radło, więc osadzono go na stolcu i spełniwszy obrzędy ustanowiono królem. Szczęście zapanowało na dworze kolibańskim i z niecierpliwością czekano już tylko na to, by Belina powiła królewskiego potomka. Minął jednak rok i drugi, a królowa wciąż nie była brzemienna. Barz wiele czasu spędzał w Jaskoni bo chciał jak najwięcej najlepszej gliny ukopać, a ona pracowicie lepiła Dzban, bo umyślili sobie oboje, że za ich żywota zostanie skończony i razem wleją weń pierwszy miód. Trzeciej wiosny, kiedy Barz był jak zwykle w górach, Belina zasłabła nagle i w jednej krótkiej chwili pożegnała się ze światem. Gdy władca wrócił i zobaczył, co zaszło, ogarnęła go boleść. Wielka rozpacz złamała go zupełnie i robota przy lepieniu ustała. To właśnie, że przerwano pracę, zaniepokoiło bogów, a zwłaszcza Bożeboga, Dziewannę oraz Krasatinę. Obydwie boginie Miłości i Piękna nie mogły patrzeć spokojnie na cierpienie, jakie owa miłość przyniosła. Królewscy druhowie próbowali rozweselić władcę łowami, podsuwano mu też dziewki, ale Barz nie mógł o niczym innym myśleć, jak tylko o Belinie. W kolejny Kres o świcie król wstał, zabrał ze sobą jedynie kostur i poszedł w góry. Tak jak stał zszedł do Jaskoni, ale tym razem nie potrzebował czarnożelaznej gliny, lecz wzywał koźlogłowego, by się mu ukazał i zwrócił żonę. Nikt nie nadchodził przez jeden dzień, drugi i trzeci, ale Barz przez cały czas tłukł się kosturem po ścianach i sklepieniach korytarzy zakłócając spokój Podziemi. Wreszcie, gdy stracił już nadzieję, Weles we własnej osobie wyłonił się z ciemności i wysłuchał go. Po zastanowieniu powiedział, że gotów jest oddać Belinę, ale Barz musi dla niego wykonać robotę, a przez czas pracy do nikogo się nie odzywać. Jeśli się odezwie choćby marnym słowem, na niego samego i jego kobietę spadnie straszna klątwa. Powiedział mu Weles, że jest na Niwach zamyk, który otacza Senna Polana, a w nim w srebrnej izbicy zamknięte w srebrnej skrzyneczce są srebrne dzwonki, które kiedyś należały do niego. Te dzwonki chciałby mieć z powrotem. To powiedziwszy Weles odszedł, a Barz ruszył w drogę. Lecz kiedy stanął na świetle dziennym u wejścia do Jaskoni, nie wiedział, w którą stronę ma się obrócić, gdzie szukać owego zamyku. Wtedy ze szczytu góry Skon zleciała ku niemu biała łabędzica i nakazała, by jej dosiadł. Uczynił to, a ona poniosła go w przedziwną krainę, jakiej jeszcze nigdy nie oglądał. Krążyła długo nad barwnymi niwami, aż spadła na Senną Polanę. W oddali migotał tajemny za-myk. Barz zrozumiał, że jest na miejscu, pokłonił się boskiemu ptakowi i dalej poszedł już sam. Srebrne dzwonki należały do bogini Chorsiny, która nie zamierzała oddawać ich Welesowi. Krasatina wstawiła się jednak za Barzem u swego ojca Chorsa i ten wykonał czarownym sposobem wtórniki, które do złudzenia przypominały prawdziwe Dzwonki Chorsiny. Teraz stara bogini zgodziła się wpuścić Barza do swych izbie i dozwoliła zabrać to, po co przyszedł. Ale wpierw przez trzy dni Barz stał pod zamykiem i kołatał kosturem w jego srebrną bramę, a cały czas walczył z przemożnym snem, jaki nań spływał ze wszech stron. Aż wreszcie niespodzianie wierzeje odemknęły się przed nim. Błądził po korytarzach jakiś czas, lecz odnalazł srebrną izbicę. We wszystko jednak wmieszała się Plątwa, zausznica Wele-sa, która tu przyszła z polecenia tego ostatniego. Weles wcale nie myślał wypuszczać Beliny z Nawi. Kiedy Barz przekraczał próg, zobaczył wpierw skrzynkę, a potem białe łoże, zaś na nim leżącą bez przytomności Belinę. Na jej widok wyrwał się z jego ust okrzyk radości. Ucałował ukochaną, ale ona pozostawała jak martwa. Barz widząc, że nic nie wskóra, zabrał bezprzytomną dziewczynę i dzwonki, po które przyszedł. Wrócili do Jaskoni niesieni znów przez łabędzicę. Kiedy przybyli na miejsce, czekał tam już na nich Weles. Odebrał dzwonki, ale nie chciał przywrócić zmysłów Belinie twierdząc, że Barz wypowiedział słowo, kiedy wszedł do izbicy. Dopiero gdy Barz zagroził mu powtórnym pojedynkiem, niechętnie zgodził się wrócić życie dziewczynie. Belina przebudziła się po trzykrotnym gorącym pocałunku i młodzi odeszli w dolinę Koliby. Wielka była radość Kolibańczyków, kiedy spostrzegli króla i królową. Weselono się do białego rana. Tymczasem Weles spostrzegł, że dzwonki nie grają jak trzeba, a ucho miał dobre, bo kiedyś był wszak Panem Śpiewu i Tanów, nim nie stracił owych tytułów na rzecz Rodżany i Czary w Bitwie o Miejsce. Rozwścieczył się Pan Weli nie na żarty i cisnął dzwonkami, a te padły w zdrój nachodzący się w Wysokich Górach. Gdy król z królową po uczcie kładli się już do łożnicy, Weles stanął przed nimi we własnej koźlogłowej osobie i przeklął ich za oszustwo. Zamienił Barza w Czarnego Konia, a Belinę w Białą Orlicę i powiedział, że Belina tylko w dzień będzie dziewczyną, Barz zaś mężczyzną tylko przez noc, kiedy ona przybierze postać ptaka. A żadne, gdy będzie zwierzęciem, nie pomni o drugim. Gdy zapytali, jak długo potrwa owa kląt- wa, zaśmiał się okrutnie i rzekł, że dotąd dokąd oboje we własnej postaci w samo południe nie staną przed swoim synem, czyli aż do śmierci, a nawet dłużej, bo to się nie stanie nigdy. Koliba znowu umilkła, śmiech i radość zdawało się na zawsze opuściły te strony. Królowa całe dnie jeździła po okolicy na czarnym wierzchowcu, a król pojawiał się tylko nocą i nie rozmawiał z nikim jeno z białym orłem, który mu siedział zawsze na ramieniu. Dziewanna i Krasatina były niepocieszone, a tak bardzo złe na Welesa, że nie mogły mu tego puścić płazem. Najpierw prosiły Chorsinę, by się zgodziła zamienić z Welesem dzwonkami, ale ta nie chciała nawet słyszeć o czymś takim. Pani Wdzięku i Dźwięków bez Jarzęcych Srebrnych Dzwonków? Nie, to nie było możliwe! Dziewanna zwierzyła się mężowi Ku-pale-Weselowi, który zawsze był największym wrogiem Pana Weli. Kupała myślał długo, aż w końcu wymyślił podstęp i powiedział Dziewannie, co musi z Krasatina uczynić, by wcielić go w życie. Pierwszą rzeczą konieczną było przekonanie Zorzy, żeby się zgodziła zostać na Ziemi na tyle długo, by na chwilę dzień złączył się z nocą. Zorza, litościwa i czuła, dobrze rozumiała cierpienia kochanków, bo sama spotykała się z Księżycem tylko przez krótkie chwile świtu i zmierzchu. Stało się, jak chciały boginie Miłości. Przez krótką chwilę, lecz wystarczającą, Barz i Belina zobaczyli się znowu i złączyli ze sobą. Wtedy został poczęty Bogdar. Po odpowiednim czasie przyszedł na świat. Dniem matka go karmiła, nocą ojciec sposobił na przyszłego króla. Nigdy nie widywał obojga ro-dzicieli na raz. Trwało to, póki chłopiec nie dorósł, a było tak dlatego, że Krasatina i Dziewanna nie mogły szybciej przekonać Księżyca, by im pomógł. Znów stary Chors przysłużył się Krasatinie i namówił syna, choć obaj Ksnowie pozostawali w przyjaźni z Welesem, a mieli urazę do Kupały. Któregoś słonecznego południa nad Kolibą zapadły nagle ciemności -to Księżyc wyszedł na Niebo i zasłonił Swarożyca czyniąc noc z dnia. Na tę chwilę oboje, Barz i Belina, stali się sobą i młody Bogdar zobaczył ich razem po raz pierwszy. W tym momencie klątwa Weleso-wa prysła. Odtąd Barz i Belina królowali długo i szczęśliwie. Ojciec Beliny widząc, że powiła dzielnego syna, jemu przekazał dziedzictwo Srebrzów. Tym sposobem za króla Bog-dara złączyły się ziemice Kolibańczyków i Srebrzów mając jednego władcę. Bogdar ze swoimi wojami powiększał dziedzinę kolibańską. Włączył do niej na powrót Turów i Wilków, których wszystkich zwyciężył w boju. Powiadają mędrcy, że w poczęciu Bogdara miał swój udział Swarożyc i że jego boski ist płynął w żyłach królewicza. Po pierwsze bowiem wstrzymał się z wejściem na niebo, kiedy Barz łączył się z Belina, po drugie zaś ustąpił pola Chorsińcowi-Księżycowi w samo południe, czego nie musiał czynić. Wreszcie niektórzy dodają, że nie było go na niebie w dniu poczęcia Bogdara, bo to on sam spoczął w łożu z Belina. Stopan Bogdar miał za żonę Mazonkę, którą pojmał na oczkur w Dzikich Polach. Zapędziła się do Koliby podczas pogoni za złotorogim turem. A że nie chciała powiedzieć, jakie jest jej prawdziwie imię, nazwano ją Stępą, od owego stepu, gdzie ją schwytano, i powolnego kolebiącego kroku, jakim się poruszała. Urodziła Bogdarowi syna, nie największej piękności, który był niski, przysadzisty, a po matce odziedziczył wielkie stopy. Dano mu na imię Stopan. Choć początkowo wyśmiewano się z jego nóg, to rychło wyszło na jaw, że nikt nie jest tak szybki jak on. Kiedy stawiał jeden krok, to inni musieli postawić dziesięć, by mu dorównać. Wołchwowie kapiszty Spora z Nowogrodu powiadają, że nie była to żadna Mazonka, tylko sama bogini Srecza, a miano Stępa zawdzięczała swojej wielkiej waleczności, w której dorównywała mężczyznom. Bogini przybrała postać Mazonki tylko po to, by posiąść Bogdara i dać mu boskiego syna. Miała bowiem plan, który tylko wytędz mógł wykonać. Stępa doskonale strzelała z łuku, a w polowaniu ubijała zwierzynę tłuczkiem - stępą, stąd pochodzi jej miano. Przez pierwsze siedem lat Stopan w ogóle nie chodził i nie odezwał się ani słowem. W ogóle w onych czasach mowa ludzka nie przypominała mowy, bo ludzie nie znali taj, ich język był zdolny wydobyć z gardzieli tylko dziwaczne dźwięki przypominające chrząkanie, pohukiwanie, nyjanie (nucenie) albo krzyk. Na prawdziwą mowę-gajdę i pieśń-pienie, które do zwykłej mowy tak się mają, jak orzeł do wróbla, składają się słowa wiedzione myślą, czyli wieszczbą, pełne znaczenia niczym kłos ziarna, zdobne dźwięcznym wyrazem jak łąka kwieciem. Takiej mowy nie znali Zerywanie, bo im jej bogowie nie dali. Prawdziwą Panią Dźwięków i Wieszczby była Chorsina, która miała w srebrnej skrzynce Dźwięczne Dzwonki, Panią Pieśni była Rodżana, Panem Słowa Rod, Panią Mowy-Gajdy zaś Gogołada i choć wszyscy ci bogowie obdarowali ludzi wieloma rzeczami, to mowy-gajdy im nie darowali z lęku, by Zerywanie nie zechcieli przypadkiem im dorównać. Kiedy Stopan skończył siódmy rok i urządzono mu po-strzyżyny, po raz pierwszy stanął na własne nogi i od tego czasu chadzał samotnie po Wysokich Górach. Któregoś razu w wędrówce przez żleby i dolinki natrafił na uroczne źródło, z którego bił ruczaj niknący pomiędzy omszałymi głazami. Źródło nachodziło się w zakątku porosłym starymi dębami, buczyną, cisem i dereniem. Kiedy Stopan przeglądał się w toni, z boru wyszedł potężny dzik i jednym pchnięciem wtrącił go w wodę. Poszedł Stopan na dno w głębinę, a tu okazało się, że kamienne wrota prowadzą dokądś dalej. Pchnął je i znalazł się w pięknej izbie, gdzie siedziała Pani w Sinej Szacie. Kiedy chciał się cofnąć, nakazała mu się przybliżyć i rzekła, że tymi wrotami wyjścia już nie ma i będzie musiał iść dalej, dalej zaś puści go ona tylko, gdy spełni jej życzenie. Życzeniem bogini było posiąść Stopana. Ochoczo spełnił jej zachciankę, bo była dziewicą przepięknej urody. W nagrodę dostał od niej Dzwonki - te same, które Weles cisnął kiedyś do źródła. Od razu zauważył Stopan, że odkąd ma Dzwonki, głos jego stał się dźwięczny i mocny jak nigdy wcześniej. Przepuściła go dalej i wszedł w posępną krainę migoczącą srebrzyście a senną. Tu spotkał inną Panią odzianą w białe szaty. Ta także chciała go posiąść, a zagroziła mu, że jeśli jej nie zadowoli, nigdy już do świata nie wróci. Uczynił, co chciała, i była zadowolona, a w nagrodę dała mu piękną mowę i przepuściła go dalej. Idąc odkrył zaś Stopan, że oto potrafi wyrazić niejedno z tego, co czuje. Szedł teraz przez kraj cudowny pełen inożnej zwierzyny, która żeglowała po niebie na świecących skrzydłach, aż dotarł do Czerwonego Dworu. Tu na stolcach zasiadali Pan i Pani, a oboje zadali mu trzy zagadki. Gdyby nie odpowiedział, zamierzali mu ściąć głowę. Rozwiązał je wszystkie nad podziw szybko, więc dostał w nagrodę dobre słowo, trąbitę, kobzę i dar wieszczbienia. Przepuszczono go dalej. Szedł teraz długo, przez krainę złożoną z wielu korytarzy i żlebów, trudniejszą do pokonania niż Wysokie Góry w Kolibie. Wreszcie trafił przed Bramę, a tu drogę mu zagrodziła straszna smoczyca w srebrnym pancerzu, ziejąca białym ogniem i ciskająca z oczu błyskawice. Zażądała, by Stopan oddał jej wszystko, co dostał, bo inaczej nie przepuści go przez wrota. Stopan nie uląkł się, a że jedyne co miał, to dzwonki u pasa, kobzę i trąbitę, poruszył onymł dzwonkami i dobył głosu z gardła. I popłynęła pieśń tak dźwięczna i piękna, że smoczyca zamieniła się w dziewczynę i pozwoliła mu się posiąść. Śpiew młodzika spodobał się jej jednak tak bardzo, że kazała mu ze sobą zamieszkać. Na próżno ją prosił, by go wypuściła. Pilnowała go wszędzie, bez jej pozwolenia nie mógł się nigdzie oddalać. Po jakimś czasie powiła mu syna, którego nazywała Gardzicem, myśląc że go tym do siebie na zawsze przy-wiąże. Jednak Stopan tęsknił za jasnym słonkiem, za zielonym borem, za ojcem i matką. Zezłościł się na dziew-czynę-smoczycę, kiedy kolejny raz mu odmówiła otwarcia bramy. Włożył sobie i Gardzicowi w uszy kawałki chleba, chwycił za dzwonki i kobzę, a takie dźwięki dobył, że ogłuszona dziewczyna uciekła w najdalszy zakątek Nawi. Potem zaś zagrał na wszystkich trzech rzeczach: dzwonkach, kobzie i trąbicie, a wtedy rozpękły się wrota. Tak oto wrócił Stopan do świata i przyniósł Zerywanom ze sobą wszystkie owe dary bogiń. Kiedy przyszedł do dworu, okazało się, że ojciec jest stary, a matka odeszła już dawno, nikt nie wiedział dokąd. Wkrótce Bogdar zachorzał, a potem zmarł. Stopan wygrał bieg i dźwignąwszy Radło wszedł na królewski stolec. Od tamtego czasu ku odstraszeniu ciemnych mocy stosuje się zawsze dzwonki, a ludzie mówią do siebie tak jak dzisiaj - pełną mową i posługują się też śpiewem oraz pieśnią (wierszem), gdy chcą wyrazić to, co czują w głębi serca25. O Stopanie długo opowiadano między Zerywana-mi i w następnych pokoleniach dlatego, że był władcą dzielnym (podbił Mazonki i Istów, włączył ich ziemice do Koliby, lecz zostawił królową na ich czele i zezwolił jej używać tytułu knechini), a także bardzo hojnym. Każdą przysługę nagradzał stokrotnie. Powiadają żercy ze Sred- ca, Widina, Zagozdu, Belgradu i Lubljany, gdzie czci się szczególnie Stopana do dzisiejszego dnia, tak jakby był równy bogom, że jego imię stąd właśnie się wzięło - ze stokrotnego nagradzania poddanych. Wykradzenie tajemnicy kulędarza przez Gardzica-Gorywa, syna Perperuny i Stopana Stopan rządził samotnie i spośród kobiet ziemskich nie wziął sobie nigdy żony. Odkąd wrócił z Zaświatów, zwał syna Gorywem, bo jego potomek był ognistego przyrodzenia, porywczy i władczy, a do wszystkiego przykładał się więcej, niż było trzeba. Goryw po śmierci ojca koniecznie chciał przyłączyć do Koliby na powrót różne ziemi-ce. Wpierw napadł i zwyciężył Świnów. Wziął sobie od nich za żonę księżniczkę Świnę Szóścicę i został ich królem. Teraz spojrzał łakomym okiem na ziemice Łukomo-rzan. Król Łuków miał córkę Lędę i ją Goryw postanowił zdobyć. Ojciec nie chciał jej oddać nikomu, tak bardzo ją kochał. Najmniej zaś był skłonny dać ją młodemu władcy Zerywanów, chociaż miała się ku niemu. Umyślił sobie, że tylko za tego wyjdzie Lęda, kto wykona trzy niezwykłe zadania. Od dłuższego czasu nękał Łuków potwór zwany Zjadem, który wyrastał w noc pełni Księżyca z morskiej piany, wychodził na brzeg i porywał trzody. Pierwszym zadaniem dla śmiałka było pokonanie owego potwora. Z północy nachodzili Łuków Morowcy, odszczepieńcy od ludu Morzan, którzy zdziczeli zupełnie, żyli jak zwierzęta po lasach, nie używali ognia, jedli surowe mięso, pożerali ludzi, bez litości zabijali dziewczynki, które się u nich rodziły, chłopców zaś oddawali na wychowanie pomiędzy niedźwiedzie i wilki, żeby uczynić z nich krwiożerczych wojowników. Co roku mordowali kogo popadnie, grabili i uprowadzali łuczańskie niewiasty. Drugim zadaniem dla śmiałka sięgającego po rękę Lędy było pokonanie owych dzikich hord tak, by nie zagrażały Łukom. Wreszcie trzecie zadanie miało polegać na tym, by śmiałek wykradł bogom księgę, w której jest zapisane, co i kiedy należy czynić, by żyć w wieczystym dostatku. To ostatnie wymyślił władca Łuków, by mu nikt nigdy córki nie odebrał, bo zdawało się, że dla człowieka jest to zadanie zupełnie niewykonalne. Goryw zabrał się do dzieła. Wpierw poszedł na służbę do Pana Mórz Wodo-Wełma, a że był wielce mowny i trzymały się go przeróżne opowieści, szybko wkradł się w jego łaski i zabawiał boga snując zadziwiające baje. Władca Wielkiej Wody przejrzał go jednak i któregoś wieczora zapytał, po cóż to tak naprawdę król Zerywanów przychodzi służyć u niego. Wtedy Goryw powiedział mu prawdę i prosił go, by powstrzymał dzikiego Zjada. - Sam to uczyń, jeśli potrafisz - rzekł Wodo. - A ponieważ podoba mi się twoja odwaga i szczerość, pomogę ci. Zjad bardzo jest czuły na zagadki i uważa, że każdą potrafi rozwiązać. Dopóki nie rozwiąże zagadki, nie wyjdzie na łów. Jeśli trzy razy pod rząd w noc pełnego księżyca zadasz mu taką zagadkę, że jej do rana nie rozwikła, nie wyjdzie wtedy na brzeg, a trzeciego miesiąca sczeźnie wreszcie z głodu. Poszedł Goryw do zamyku Zjada w noc pierwszej pełni i zadał mu pytanie: co to jest, co jest skończone, a jednocześnie nie ma końca? Potwór myślał do świtu i nie zgadł. W noc drugiego księżyca prosił Goryw Zjada, by mu nazwał z imienia takich trzech, co to wciąż idą i ciągle chodzą, a nie są żywi. Potwór wymienił Tarczę Swarożyca i Srebrną Łódź Chorsińca, ale nie potrafił wymienić trzeciej rzeczy i tej nocy także nie wyszedł na łów. W noc trzeciej pełni zapytał się Goryw potwora, co to jest, co się nie rodzi i nie umiera, a żyje. I tym razem Zjad nie znalazł odpowiedzi, więc nie mógł wyjść na polowanie, a następnego ranka już nie żył. Wełm uznawszy Gorywa zwycięzcą wypuścił go ze swojego podwodnego pałacu. Znając jego następne kroki powiedział mu: "...Śmiercionośny sopel lodu pokonują płomienie ognia, a wtedy zamienia się on w życiodajną wodę". Goryw nie wiedział, co owe słowa znaczą, ale podziękował pięknie Wodowi za radę. Wyszedłszy z morskich toni ruszył na dwór Łuków i oświadczył staremu królowi, że Zjad od trzech miesięcy nie napada już na trzodę królewską i nigdy więcej nie weźmie z brzegu łukomorskiego ani jednej owieczki, bo już nie żyje. On, Goryw, zabił potwora, atu w worku jest jego głowa. Po czym rozwiązał worek i rzucił głowę potwora do stóp króla. Z ust zgromadzonych dobył się okrzyk lęku i podziwu, gdy łeb strasznego inoga morskiego potoczył się po klepisku. Lęda była tak zachwycona, że aż klaskała w dłonie, ale król miał posępną minę i zaraz zażądał spełnienia drugiego warunku. Kiedy Goryw przybył w krainę Morowców, zaraz zrozumiał, co miał na myśli Wodo-Wełm. Rządził u nich bowiem człek, który miał serce z sopla lodu, a zwano go Trzaskiem Mrozkiem. Tenże Mrozek, gdy pojmano Gorywa, naigrawał się z niego i przyrzekł mu, że zje go osobiście na jutrzejszy obiad. Goryw wygłaszając wpierw szereg pochlebstw uprosił go jednak, by jako mocny a światły władca nie mający sobie równych w świecie, spełnił jedno życzenie skazańca, nim Kostucha wyrwie mu duszę osę-kiem. Mrozek połechtany jego słowy zgodził się wielkodusznie. Wtedy Goryw poprosił, by mógł uściskać serdecznie swego pogromcę, pana całego świata. Mrozek przystał na to bezzwłocznie, jeszcze mocniej wbity owym życzeniem zerywańskiego króla w dumę. I uścisnęli się, a kiedy to się działo, Goryw ucałował Mrozka w usta i tchnął w niego swój gorący oddech. W jednej chwili serce Mrozka stopniało i padł nieżywy - została z niego jeno smrodliwa kałuża. Widząc, jak łatwo przybysz pokonał ich króla, Morowcy poddali mu się, uznawszy się jego wasalami. Goryw stanął na czele dzikich hord i poprowadził ich wszystkich do Łukomorza. Gdy straże doniosły królowi Łutyczowi, kto też z północy nadciąga, blady strach padł na wszystkich, bowiem myśleli, że oto wybiła ich ostatnia godzina. Dopiero gdy Goryw stanął u tronu, a wodzowie dzikich sotni przy jego boku potwierdzili, że są mu tylko sługami, uspokoili się Łukowie. Wszyscy szeptali i mówili głośno, że nie masz większego dobroczyńcy nad Gorywa, bo dzięki niemu ich stada są całe i domostwa będą nienaruszone. Ale Łutycz nie był zadowolony. Minę miał rzadką i żądał spełnienia trzeciego warunku, choć go próbowano dla dobra kraju od tego odwieść. Odszedł więc Goryw przyrzekając, że i te pracę spełni, ale nie wiedział, jak ma postąpić. Wrócił do Koliby na swój dwór i długo rozmyślał. W końcu poszedł się radzić białowłosego Uchoriza - w onym czasie głównego żercy-witunga Świątyni Światła Świata. Uchoriz wyjaśnił królowi, że bez zgody bogów nic nie osiągnie, bo Knigę Kół26 zawierającą wiadomości dające powodzenie, dostatek i pełne spichrza, posiadają Źrzebowie, a prawdopodobnie sama Mokosza jako Pani Wiergu - czyli Władczyni Wyroków Świata. Zdobyć ją można siłą albo podstępem, albo za zgodą właściciela. Na pierwsze jest Goryw za słaby, trzecie zupełnie odpada, z czego jasno widać, że pozostaje tylko drugie. Tego zaś bez pomocy bogów nikt z ludzi nie potrafi dokonać. Zapytał się Goryw, u kogo ma szukać wsparcia. Uchoriz powiedział mu, że wrogami Źrzebów są Plątowie i u nich trzeba szukać pomocy, do nich wznieść modły przewiązawszy bajorkami drzewo czarnego bzu lub krzew czeremchy. Ale bliskość z Płatami to rzecz wielce niebezpieczna, bo kto się z nimi zwiąże, ten nigdy, nawet po śmierci, nie może zaznać spokoju. Goryw niepomny słów witun-ga Uchoriza, a może zaślepiony celem, jaki sobie wyznaczył, złożył Płatom ofiary, a także obiatę, że wykona, co zechcą, jeśli mu tylko pomogą. Gdy władca dokonawszy obrzędów spoczął pod drzewem czarnego bzu, nadciągnął trójgłowy strasz i zabrał go na Welę. Tu stanął Goryw przed obliczem samego Przeplata, który w zamian za wykradzenie Księgi zażądał, ni mniej, ni więcej tylko żeby mu do końca swych dni Goryw wiernie służył. Nie było innego wyjścia, jak tylko spełnić owo żądanie, zwłaszcza że król sam się wcześniej związał lekkomyślnie złożoną pod bzem przysięgą. Przepląt osobiście razem z Gorywem zakradł się do tynu Źrzebów. Kniga, spisana rezami na długich deszczułkach z białodrzewu, spoczywała w izbicy, strzeżonej przez trzy wielookie Wieszczyce. Przepląt zagadł je, prawiąc im miłe słówka i uwodząc jedną po drugiej, a wtedy Goryw wszedł niepostrzeżenie do izbicy i zabrał Knigę Kół. Wieszczyce się spostrzegły, ale było za późno, gdyż Przepląt wziął Gardzica na plecy i uszedł w swoje niwy. Goryw-Gar-dzic wrócił do Koliby przechodząc przez te same rozła-mane wrota w Założy, które Stopan zniszczył swoim graniem i śpiewem. Zaraz pobieżał na dwór Łutycza i wręczył mu ową Knigę Kół. Nie pozostało nic staremu władcy, jak tylko zgodzić się na zaślubiny. Jako wiano dał Lędzie Łutycz ów dar przyniesiony przez Gorywa, Knigę Kół. Od tego czasu ową księgę pisaną rezami na deszczułkach i kijach z białej topoli, która zawiera zapis, jak i kiedy co należy robić, by niwy darzyły człeka zawsze dostatkiem jadła i przybytkiem, nazywano KULĘDA-REM, czyli Kalendarzem, jako że był to dar przyniesiony ku Lędzie przez Gorywa Gardzica. Od tamtego też czasu wszystkich nieustraszonych zdobywców, którzy poważyli się wydrzeć bogom ich tajemnice, zwano gar-dzicami. Goryw zabrał Lędę do Koliby. Wkrótce stary Łutycz, który nie mógł się pogodzić z utratą córki, zmarł i cały kraj Łuków przeszedł pod panowanie Gorywa. Tedy Goryw, jako pierwszy panujący nad niemal wszystkimi ludami wywodzącymi się z dawnych Zerywanów i nad wszystkimi ustanowionymi przez siebie królami plemiennymi, przybrał tytuł króla królów i najwyższego kapłana Wiary Przyrodzonej, czyli cara. Wkrótce Lęda powiła mu syna - Bierłę. Niedługo po urodzeniu młodego królewicza spadła też z nieba darowana przez bogów najwyższemu ziemskiemu władcy Gorywowi Kniga Knig, zwana Gołubią, jako że dostarczył ją Biały Gołąb27 albo Księgą Głębi, gdyż zawierała w sobie wszystkie najgłębsze prawa i wiadomości. Księgę znalazł młody Bierło i dostarczył ojcu, a ten zebrawszy wszystkich królów podległych mu plemion: Łuków, Istów, Morowców, Wilków, Świnów, Turów, Mazonek i Sławów-Kolibańczyków, natchniony mądrością z nieba wyjawił im, skąd pochodzi świat i ludzie oraz jak powinni się wewnątrz plemion ułożyć, by powodzenie towarzyszyło im na ziemskich niwach przez całą przyszłość. Powiedział im, że pochodząc wszyscy od różnych części ciała Porusza-Wierszby, powinni podzielić się na trzy części-stany, a każdy winien bez zarzutu wykonywać swoje obowiązki. Pierwszy stan miał być złożony z królów, kniaziów, wytędzów, gardziców i kapłanów - dawców prawa, pomnożycieli ziemie plemienia i boskich namiestników na ziemi, drugi z dzielnych wojów dających plemieniu obronę, trzeci z wieśniaków - karmicieli plemienia. Z niewolnych powstał czwarty stan. Kiedy wszystko zdawało się zmierzać ku dobremu, podczas polowania zapędził się król w leśny ostęp za okazałą przepiórką. Tu nagle jego koń potknął się na wykrocie i Goryw upadł. Zaraz otoczyły go męcice, a po nich pojawił się Przepląt i zażąda] spełnienia obietnicy. Chciał, by Goryw napuścił przeciw sobie królów wszystkich plemion. Jeśliby tego nie spełnił, Plątowie wydadzą go na pastwę Panom Wyroków Świata, którzy ciągle poszukują sprawcy zuchwałej kradzieży Knigi Kół. Władca wrócił na dwór wielce strapiony. Nie odpowiadał na niczyje pytania, przez trzy dni myślał, po czym ustanowił Bierłę swoim następcą, opuścił bliskich i udał się w góry. Powiadają mędrcy i wołchwowie, że poprosił o pomoc swoją matkę Perperunę, a ta poradziła mu, by poszukał schronienia u Księżyca. Tak się stało, Chorsiniec przyjął Gorywa do swojej Srebrnej Łodzi, gdzie go do dzisiaj można zobaczyć razem z dwoma innymi rozbitkami wziętymi przez Pana Marzeń i Snów pod ochronę. Niektórzy czarownicy, zwłaszcza kącin Chorsa, powiadają, że Goryw ukradł Kolędarz Kostromie-Koladzie, która go trzymała u siebie, a nie Mokoszy i że dokonał tego przy pomocy Księżyca-Miesiąca, który wszak jest miarą ziemskiego biegu rzeczy. Potem ścigany z polecenia Kirów przez wszystkich bogó^w tumu Kolady: Podagów, Morów, Welesów, Sołów i Świstów, został wzięty przez Chorsińca na Srebrną Łódź, którą do dzisiaj przed nimi uchodzi. Stąd nazwa Księgi Kół - Kola-darz - dar Kolady, Koło Dar - służący ku obróceniu nieużytecznych lę-dów w urodzajne, darzące pożytkami lęgi. Niektórzy widzą też w postaci Gorywa słynnego Świa-togora. Mówią oni, że takie mu nadano miano, gdy stał się królem królów, bo wtedy ogarnął władaniem cały świat. Bierło i jego wojowie Niektórzy powiadają, że Bierło nie urodził się wcale z Lę-dy, lecz z innej żony Gorywa. Goryw jako pierwszy z władców miał więcej żon niż jedną. Prócz księżniczki Łuków wziął sobie bowiem po jednej kobiecie z kniaziego rodu każdego podległego mu plemienia, aby się mocniej z ony-mi plemionami związać. Tak więc miał Goryw osiem żon i każda dała mu syna, ale z nich Bierło był jego pierworodnym, jedynym, który mógł objąć władzę, gdy ojciec musiał odejść. Ponieważ Goryw odszedł zaraz po tym, jak zdobył kulędarz, a Bierło był tym, który znalazł Gołubią Knigę, nie mógł on być, według nich, synem Lędy, lecz wziętej wcześniej przez Gorywa Wieszły z Wilków albo Świny Szóścicy. O Wieszle mówi się, że była bądź bogu-nką wiła, bądź samą wcieloną w osobę Wieszły Dodolą. Urodziwszy Bierłę, wzięła go ponoć do lasu i dała do wy-karmienia czarnej wilczycy. Stąd też później wprowadził Bierło w swoim dworze wilcze obrządki i obyczaje, rządził okrutnie - podług wilczego prawa, a raz do roku przemieniał się w wilka razem ze swoimi towarzyszami, woja- mi z królewskiej drużyny. Tak jak ojciec, skupiał pod sobą wszystkie plemiona, stale wyprawiał się, by zdobywać nowe ziemice, ponownie dotarł do Bołotyku - dalekiego morza o brzegach wyłożonych ukrytym w błotach drogim kamieniem - głoznem, nosił tytuł króla królów - cara i miał wiele żon. Wydawało się że jego rządy będą szczęśliwe, ale Bierle zawsze było mało. Chciał przewyższyć swojego ojca, wiedzieć wszystko o wszystkim. To pchnęło go do wyprawy po taje na Welę. Jego królewskimi braćmi byli Buda, Nurz, Burysław, Sorba, Mażeł. Lęgiel (ten miał pochodzić od Lędy) i Muromiec. Owi bracia królewscy z czasem stali się z polecenia Bierły królami podległych mu ludów. Miał też Bierło słynącą z dzielności drużynę złożoną z dwunastu wojów: woja Bora, woja Mira, woja Ciecha, woja Sława, woja Skarba, woja Boża, woja Dewuta, woja Mszcza-Meszka, woja Maha, woja Drąga, woja Budzia i woja Narwy. Z nimi pędził czas, czynił podboje, urządzał uczty, polowania i z nimi się w końcu wyprawił przeciw Bogom. Zdawało się, że nic i nikt nie może zagrozić jego nieogarnionej potędze, ale Weles nigdy nie zapomniał o tym, co mu uczynił kiedyś Barz, ani że wszystkim członkom tego rodu, do dziesiątego pokolenia, poprzysiągł zemstę. Tak samo Przepląt nie podarował oszustwa Gorywowi. Przypisy 1 Zagątowie-Zagudowie, zwani przez kronikarzy Saguda-tami, byli odłamem wielkiego plemienia Skołotów. Odłamami tego samego plemienia byli też między innymi Gątowie, Sokołowie, Sękołoci i Seredczanie. Zagątowie posunęli się najdalej na południe i osiedli w okolicy So-łunia (Saloniki). W drugiej połowie VII wieku uczestniczyli razem z Rynchenami, Drugowitami i Strumińca-mi w potężnym oblężeniu Sołunia, po zamordowaniu przez Bizantyńczyków ryncheńskiego króla-kniazia Prebąda. Odłam plemienia znajdował się w Bitynii w Azji Mniejszej, a także zajmował obszar otaczający Półwysep Chalcydycki, okolicę rzeki Maricy11. W Slani-cy znajdował się ich główny ośrodek. Nazwa grodu pochodzi od imienia dawnego króla Zagątów i Sękołotów Słana, który był władcą rządzącym niegdyś obszarem między Bołotoniem (Balatonem), Cisą i Wschodnimi Karpatami (po Użhorod). Sękołoci pozostali na tym obszarze i są znani źródłom kronikarskim jako Sakulacib. Panowali nad okolicznymi ziemicami aż do najazdu Węgrów w IX wieku. W czasie najazdu rządził nimi król-kniaź Salan, który poniósł klęskę w bitwie, a jego kraj, podobnie jak ziemice króla Menumorta i Glada, przeszedł pod władanie Węgrów. W Slanicy znajdował się potężny ośrodek wiary przyrody, a później biskupstwo chrześcijańskie'. b Pogląd o identyczności lub bliskim związku Sakulatów z Sagudata-mi wyznawał J. P. Szafarzyk (także L. Niederle). Tak samo Sekie-lów uznawał on za zmadziaryzowanych Słowian panujących w Panonii i Siedmiogrodzie przed inwazją Węgrów. Patrz: SSS t. V, str. 18, 20 (o Salanusie, Menumorcie i Gładzie - tamże t. V, str. 24). c Położenie Slanicy jest sporne, niektórzy widzą ją nad Zatoką Krava-sta w Albanii, niektórzy zaś na pograniczu Macedonii i Tessalii. - SSS t. V, str. 26. 1 Według niektórych, zwłaszcza kapiszt Kijowa, Sokół z dna Rzeki wyniósł trzy rzeczy: ziemię, trawę i ziarno, i dał je ludziom, by mieli co jeść. Według nich uczestniczył w całym przedsięwzięciu Wodnik - Władca Rzek'1. •' Jest to wersja oparta na podaniu znanym Ukraińcom. ! Niektórzy powiadają, że dopiero w tym czasie Lelij starł się ze swoim bliźniaczym bratem i przejął na krótko jego dziedzinę. Według nich to on nauczył ludzi palić zmarłych, grzebać popioły, odprawiać tryzne, bdynę i modły oraz świecić na mogiłach griety (grumatki). Dokładna treść tego baju została podana w Tai Szesnastej . [ Wszyscy władcy Sławian, obejmujący w późniejszych czasach władzę nad plemieniem, odbywali ową uroczystość w ten sam uświęcony sposóba. •' Obrzęd intronizacji z czasów przedchrześcijańskich zachował się najdłużej u Słoweńców. W kronikach zachowały się opisy owej uroczystości, odbywanej przez księcia Choruntan w otoczeniu kosę- zów - świętych wojowników. Identyczne opisy zawierają kroniki polskie i czeskie. 5 Wśród Słowian zwyczaj oborywania był praktykowany jeszcze w XIX wieku. Istnieje także wiele podań w różnych krajach, począwszy od Serbii przez Małoruś do Czech i Polski, o braciach władcach. Ukraińskie podanie o Koźmie i Dimie mówi o tym, że bracia ci wyorali Ukrainę z lądu pługiem. 6 Zoranie słońca to czas, kiedy tańczy ono z Zorzą, czyli tuż przed zapadnięciem zmroku albo tuż przed samym świtem. Czas ten bywa też nazywany zarzynkiem. 1 Opowieść o Lukomoriju została przechowana przez Ukraińców. Sama nazwa owej krainy (gdzie ludzie nie pracują w pocie czoła i na zimę zapadają w sen) w brzmieniu wschodniosłowiańskim odzwierciedla pełniej cały zakres związków, jakie są w niej zamknięte. Morze bowiem znaczy nie tylko przestwór słonej wody, ale i morzyć - zabijać, umierać, uśmiercać, marznąć i nawiązuje do bogów Zagłady i Zapomnienia - Morów. Kierunek zachodni, w którym leży Łukomorze, wskazuje wyraźnie na Zaświaty. Zwyczaj odchodzenia starców gotowych już umrzeć przed zimą w Krainę Śmierci był powszechnie praktykowany wśród pradawnych plemion ludzkich. Starcy odchodzili w śnieg, mróz i zawieruchę po to, by zasnąć i już się nie obudzić. Takie zwyczaje do nie tak jeszcze dawna panowały na przykład w Japonii, gdzie starców wynoszono na Górę Fudżi. Pierwszy człon nazwy tej krainy, luk, zawiera szereg znaczeń, poczynając od takich, jak luk, laka (Łąka Mora - Luko Morje, tak jak Bańska Łąka - Banja Luka), lęg, luga, loże, łożysko (płodowe), leże, lag, wyląg (Nawie są miejscem wylęgu nowego-nawnego żywota), a kończąc na takich, jak toczyć, roztaczać, rozłąka - co obrazuje odchodzenie w przeszłość (nie tylko do Krainy Przodków), rozstawanie się ze starymi zwyczajami. s Niektórzy uważają Ziemlanocki, znane do dziś Słowianom Wschodnim (Rosjanom, Ukraińcom, Białorusinom), a wymieniane już przez bardzo dawne latopisy, za inną nazwę rodzaju bogunek gospodarstwa - Bylic-Skałolud lub żeńską formę Obiłuchów - sługów Obiły. Inni uważają tę nazwę za odmienne określenie Nawek - bogunek Zaświatów, a więc nocy i podziemia. 9 Gadanie - to uroczysta mowa, zaklinanie przy pomocy długich wypowiedzi złożonych z tajemnych słów. Z tej gałęzi wiedzy wywiodły się później gromady gadaczy i zaklinaczy - wtajemniczonych w działanie za pomocą prawdziwej mowy i używania prawdziwych mian rzeczy. 10 Rzekanie - mowa wody i drzew. Dunaje toczące wody po kamieniach albo po nierównych, niespokojnych toniach i przemawiające do ludzi nazwano rzekami. Rze-kać - to znaczy nazywać rzeczy, czyli używać ich prawdziwego, ukrytego miana. " Baj (mit) o Drugu wędrującym po Zaświatach odtworzono na podstawie podania czeskiego. Przekaz współczesny, choć nie zachował imienia bohatera i niektórych szczegółów, po wyczyszczeniu z naleciałości i przekształceń, które miały obrócić owo podanie w zgrabną baśń, ukazuje rdzeń pierwotnego baju zawierający cały szereg mitologicznych obrazów przepojonych pradawnymi symbolami. Pierwszy z nich to czerwony bajorek - wstążka, którą zawiesza się na gałęziach odpowiednich drzew, wznosząc prośbę (modły) o pomoc do bogów. W opowieści znajdujemy skrzydlatego konia ze stajni Podaga lub Rgła-Owsienia, trzy Panie Welańskie, motyw podziemnego smoka-weleso-żara, wędrówki bohatera po Podziemiu, motyw trzech patyczków stanowiących wierg - Wyrok Mokoszy, którym bohater posługuje się dla zaznaczenia miejsca prowadzącego w Zaświaty. Barwa czerwona - kolor ognia, krwi i miłości - zawarta jest w kolejno następująych po sobie przedmiotach: bajorku - wstędze wznoszącej prośby do słonecznych, ognistych, niebiańskich bogów, krzewie czerwonej róży, pod którym zostanie przelana krew potwora-boguna, i w barwie trzewików Siemiany - oblubienicy Druga. Drzewo wiązu, w które obracają się trzy patyczki wiergu, jest wizerunkiem Zrzebów - Władców Doli. Trzy Bramy-Wierzeje nazywane też Wrotami obrazują zarówno trzy Bramy Nawi, jak i trzy stopnie wtajemniczenia w Zasady Wiary Przyrody: Wierzeje - bramy wiary (wejście w świat religii), Wrota - rota (przysięga) wiary (uczestnictwo w obrzędach), Zawar - ślub wiary (wtajemniczenie religijne, związane z zakazem odstąpienia od niej). Każdy stopień owego wtajemniczenia to inny rodzaj ofiary wymaganej jako spełnienie boskich życzeń. Pierwsza bogini spotkana przez bohatera w Nawiach to Marzanna, zwykle posługująca się Złotym Biczyskiem, druga to Perperuna obdarowująca bohatera Mieczem, trzecia zaś Daboga - dawczyni Złotego Pierścienia. Wierzba jest drzewem Simów, a więc Matki Ziemi - do której zostaje skierowana prośba i która się potem przed bohaterem otwiera. Niedźwiedź, otaczany, jak wiadomo, do dzisiaj wielką czcią i posiadający wiele zastępczych nazwań (po to by jego prawdziwego imienia nie wypowiadać bez potrzeby), to zwierzę szamanów, stała postać wszelkich po-chodów-korowodów świątecznych; jest on zwierzęciem Wiłów-Kienów, postacią wielu podań i opowieści we wszystkich krajach słowiańskich. Skoro mowa o niedźwiedziu, należy wspomnieć o kulcie, którym na Białorusi i w Bułgarii był on otaczany. W krajach tych urządzano nawet święte uczty poświęcone niedźwiedziom, aby mogły ułożyć się do snu zimowego (30 listopada) i wstać z niego (25 marca). Podobnie czczony był dzik. Krzewy głogu i tarniny oraz drzewo głogowe to wizerunki śmierci, rośliny bogów Zagłady i Weli. Koź-logłowy smok jest bogunem - sługą Welesa. 12 Kołb - Kob'. Imię pierwszego wróżą Zerywanów zawiera wiele znaczeń, takich jak: koło, kół, kłąb - zwój, kula, sznur, kłębienie - burzenie, kotłowanie, kolb - ko- listy lot ptaków, kolb' (kolbienie) - wróżenie z lotu ptaków, kob' - dola (los), znak, wróżba, przeczucie, koba - powodzenie, kob - kosz (kosz - także rodzaj losu zwany przypadkiem), wór, torba, kobiałka - worek, chmura burzowa, kolb - wir, zwichrzenie, kolp - czub, (kołpak, kołtun). Istnieją tutaj także odniesienia do przeciwnej płci: człon kob' -jest rdzeniem wyrazu kobieta, i kobyła (koba), kobjelić - być brzemienną, kobiecie się - żenić się. Rdzeń kob - w języku praindoeuropejskim oznaczał coś wydrążonego, dziurawego, okrągłego, obłego, wypukłego, wygiętego. Inne odniesienia to: klot (kloc, kolodd) - pień drzewa, snop, kłócenie - wstrząsanie, bełtanie, kolotat' - mieszać. Otwiera się tu ciąg znaczeń omówiony przy postaci bogini Plątwy i Łada-Kołaty, a także Świętowitowej Kłodzi. Z rdzeniem kolb (kob) związane są blisko takie znaczenia, jak: kludzić - prowadzić, wieść, kloba - wiązka, pęk, rózga, klóba - równowaga, kto - kieł, kłobuk - nakrycie głowy, czapka futrzana, Kłobuk (Kołbuk) - bogun, kłobuk - pąk kwiatu, zwieńczenie snopa (tu oznacza osobę zwieńczającą, okrywającą, dającą opiekę i oparcie plemieniu), koba (ubezdźwięcznione z goupa) - bydło, kobza - obrzędowy instrument muzyczny, kolęda - pieśń obrzędowa, kolebka (Koliba), kolebać - chodzić w koło, zakręcać, krążyć, kręcić się, zataczać się, kolbań - grząskie jezioro, bajoro, kałuża". " SES t. II, str 230-365. 13 Postać Baby Koby przechowały podania Serbów. Występuje ona na Bałkanach jako demon, co wynika z jej zniknięcia i niepogrzebania ciała1'. ' SMR - Baba Koba. 14 Pirst i Pirsza - imiona pierwszej pary królewskiej Zery-wanów zawierają rdzeń pir, który ma boskie pochodzenie związane zarówno z Perunem i Perperuną, jak z Pro-wem czy Perepułtem-Przeplątem. Znaczenia owych imion zostały omówione w Tai Szóstej. Tutaj warto zaznaczyć, że Pirsza to nie tylko pierwsza kobieta plemienia, żona Pirsta (posiadająca Pierścień - czyli poślubiona Pirstowi), lecz także Piersiasta, Posiadająca Piersi - czyli po prostu kobieta. 15 Drug - Wyznaczający Drogę, drug - drugi, wtóry, także drug - przyjaciel, dróg - drogi, cenny, dorodny - silny, druh - dzielny, wojownik. 16 Pirstarkowie, inaczej Pirsztukowie (to miano przechowały podania i język Litwinów), to pierwsza dynastia królewska Zerywanów - Pierwopalcy, czyli Pierwsi osadzeni na pniu Palu-Sterczu, Pierwsi Sterczący (sterujący i wyniesieni). Człon stark, czy też sztuk, wywodzi się ze wspólnego aryjskiego rdzenia sti. Pochodzą od niego takie wyrazy, jak sterczeć (sterczący) - wyniesiony, wzniesiony, wyrastający ponad, sztywny, prosty, postawiony na pniu - siarczku, starosta - postawiony na czele, wywyższony, przewodni, wyróżniający się, starczak- pień, pal, sterczę - członek męski, rozterk - rozpłodowiec, stojący sztorcem, sterczak - korzeń, a także starnąć - stwardnieć, zesztywnieć, a jednocześnie i stary, starzy - przodkowie, stary - dostojny, starzyny - bagniska, puszcze, odłogi, starać się - działać, dążyć, storas (litew.) - gruby, ciężki, wielki, ster - kierownica, sternik - kierujący samodzielnie, sterować- stać stale, kierować. Słowiańskiemu starczak - pień, pal, bliskie jest litewskie pirsz-tuk - palec. Inne odniesienia: szturchać, sztursać - trącać, uderzać, sztacheta - kij, palik, standur (sztandar) - chorągiew na drzewcu, sztuciec - ostre narzędzie, nóż i widelec, sztylet, sztyft, sztych - uderzenie. Stąd także wywodzić się mają bliskie wyrazy, takie jak kunszt i sztuka, jak również mistrza. "SEB str. 514, 552-554. 17 Napar zapomnienia uczyniony był z maku i innych bylin. Według Zasad Czynienia Czarów, moc takiego naparu unicestwia tylko natarcie międzypalcza dłoni liśćmi macierzanki i wciągnięcie w nozdrza jej zapachu. Macierzanka, jak i poszukiwany w tej opowieści kwiat paproci (Paprudzi) są roślinami Rodów. IS Powiadają, że kiedyś Mad miał Mącichustę czyniącą Ćmicę - Mgławą Ciemność i że podarował ową chustę swojej matce. Mącichusta miała powstać z kawałka materii oddartej przez Mada z Osnowy-Sieci albo z Welonu - czyli jednej z podstawowych materii świata współtworzących Baję. Ponieważ Mad miał dwie matki, a Mokosza nigdy nie posiadała takiej chusty, zatem musiał ją dać Plątwie. Stąd wynika, że Plątwa była ową przybyłą na umorzę boginią, a nie, jak by się zdawało, Nyja, a tym bardziej Swara. Chusta Swary jest bowiem złota, a Posłaniec - Pan Mgieł, syn Swary, Perperuny i Podaga, nie czyni mgły za pomocą Chusty, lecz własnego oddechu. Wielu żerców sądzi, że to jednak mogła być sama Perperuną, która odziewa się w ciemne Chmurne Suknie i jako matka Perunica (męża Zorzy, z którego polecenia była ona więziona w Podziemiach) mogła działać w jego imieniu. Opis zamku rzeczywiście może odpowiadać wyglądowi i położeniu welańskiego zamyku Perperuny, który leży w jej Ogrodzie porosłym dębami - drzewami o czarnej korze. 19 Opis puchaczy wskazuje, że były to lelki, bogunowie mający ptasią postać i zwiastujący śmierć - każdy, kto się do nich zbliży, umiera. 20 Czerwony kolor symbolizuje trzy rzeczy: miłość, krew i ogień. W tym wypadku wszystkie te trzy rzeczy naraz, bowiem chodzi o wielką miłość Jaśnieny i Oryja, krew - która może się polać w związku z porwaniem i niebezpieczeństwem dla kochanka oraz ogień -jako że jest ona Zorzą, córką Pana Światła Niebieskiego i Pani Dnia - Dabogi. 21 Nakaz zaśnięcia pod krzakiem czarnego bzu wskazuje, że jednak Plątwa uprowadziła Zorzę, bo czarny bez jest krzewem-drzewem Płatów. Aby się czarownym sposobem przenieść z pomocą boską w określoną niwę, według Zasad Czynienia Czarów należało zasnąć pod drzewem przynależnym władcom owej niwy. 22 Całość baju (mitu) odtworzono na podstawie podań Czechów, Morawian i Słowaków. W czeskim podaniu o Jaśnienie występuje postać wytędza noszącego imię Jur. To imię odpowiada używanemu tutaj (ze względu na zapisy przekazane przez Księgą WelesowĄ1) mianu Oryj = Oryw = Ariw = Orzyj. Jury i Orzy - to młody, świeży, jarzęcy, orwity, jurny, silny, płonący, gniewny, goniący, nacierający, rujnyb. Jak wskazuje imię tego wytędza, króla zerywańskiego, był on synem lub kochankiem Zorzy (Zarii). '' Korzystano z czterowierszy z Księgi Wele.mwej, przedrukowanych w czasopiśmie "Swarog" nr 12/1995 (wydawanym przez Kącinę Runwiry - Wiary Dażbogowej w Kijowie). h SEB str. 209. 382. 23 Dzban po jego rozbiciu i po Wojnie o Taje zastąpiono Rogiem. Posąg pokryty płaskorzeźbami przedstawiającymi ideę ładu świata i trójpodział oraz czwórpodział świata ludzkiego oraz boskiego, a także Róg zawierający w sobie obrazy z życia Welan (rozmieszczone na czterech poziomach przedzielonych rytami złożonymi z czert i rez) odtwarzały sumarycznie to, co było zawarte na Dzbanie, chociaż w o wiele uboższym kształcie. 24 Koźlogłowy Olbrzym, który pojawił się Barzowi w Podziemiach, to sam Weles. Jak oświadczył, Barz kradł skarby, będące własnością jego brata. Podziemie i wszystkie skarby w nim zawarte należą do Skalnika, a wszyscy bogowie są siostrami i braćmi. 25 Pierwszą boginią, którą spotkał w Podziemiach Stopan, była Chorsina - Dzwonki są jej własnością, druga to Go-gołada, po niej trafił bohater do dworu Rodów, na koniec zaś drogę zagrodziła mu sama Perperuna pod postacią smoczycy. Ona właśnie powiła Gardzica-Gorywa. 26 Kniga Kół - czyli Księga Kół Wieków znajduje się we władaniu Bogów Kiru (albo Źrzebu) i zawiera zapis następstwa pór i kierunków oraz czynności wykonywanych przez bogów w ramach ich welańskich prac. Kapłan Uchoriz jest postacią znaną starym kronikom'1. •' Został odnotowany przez Księgę Wele.iową. 27 Gołąb jest ptakiem Podagów-Weniów, czyli także Po-dagżyka - Boskiego Posłańca. Dlatego nie można określić jednoznacznie, czyim darem była Księga Głębi. Taję odtworzono na podstawie podań wszystkich Słowian i Istów, a szczególnie, Polaków, Czechów, Bułgarów, Macedończyków i Serbów.