Klub 1000 dowcipów Zebrał, opracował i wstępem opatrzył ALEKSANDER TRZASKA KRAJOWA AGENCJA WYDAWNICZA KATOWICE 1989 projekt ok Lidki i strony tytułowej Eugenius lizeżucba Ilustracje AndrzejJankowski Redakcja Ewa Pytasz Kedakcja techniczna lerzyjambor Korekta Maria Kazimierska © Copyright by Krajowa Agencja Wydawnicza Katowice 1989 ISBN 83-03-02402-7 WSTCP MaszTalski urodził się, żeby bawić i rozśmieszać ludz dowcipem. W ciągu pierwszych ośmiu miesięcy swego życia wraz ze swoimi kamratami opowiedział w radiu, w gazetach i czasopismach prawie 1000 kawałów. Spełniając setki próśb, spisał je szybko i zamieścił w tym zbiorku. Zaczęło się od popularnego Lata z radiemw 1986 roku. W jednej z ostatnich sierpniowych audycji, którą miałem przyjemność prowadzić, pojawił się Masztalski! I ja, i moi koledzy z Rozgłośni Polskiego Radia w Katowicach przypuszczaliśmy, że spodoba się słuchaczom. Dlaczego? Bo Masztalski to chłop z fantazją, który potrafi imponować odwagą, fascynować życiową mądrością, zniewalać szaleństwem, a przede wszystkim rozbrajać swoim śmiechemu Masztalski od lat żyje w śląskim dowcipie, ale postanowi liśmy stworzyć go na nowo, nobilitować, pozostawiając z pierwowzoru niemal wyłącznie nazwisko, znane już zresztą w kraju szybko powiększającemu się w ostatnich latach gronu słuchających i opowiadających śląskie kawały. - Witejcie u nos!-krzyknął Masztalskii wraz że swoimi kamratami zaczął ;,berać?'. Już po pierwszych dowcipach które opowiedział na antenie i których był bohaterem, każdy słuchacz mógł zorientować się, że potrafi wystąpić w każdej roli. Ale Masztalski to nie przysłowiowy głupek, tak r • + jak dawniej, ale ludowy mędrzec. On potrafi zagrać głupka, bo chce go grać: niech się ludzie śmieją. Poza tym Masztalski to zwyczajny, prostolinijny, nie bojący się krytyki, zawsze pogodny i zawsze życzliwy dla innych człowiek. Taki właśnie współczesny Sowizdrzał marzył nam się i takim postanowiliśmy go stworzyć. Przed Masztalskim byli na Śląsku: bezrobotny Froncek, Karlik i Gustlik, Zeflik i Francik i wielu innych znanych z nazwiska, którzy pod koniec lat siedemdziesiątych, po krótkiej tylko przerwie, rozpoczęli swój kolejny złoty okres, między innymi dzięki nowemu wydaniu Berów i bójek śląskich Stanisława Iigonia i znakomitym zbiorom dowcipów Doroty Simonides, która rozhermetyzowala dowcip, śląski i uczyniła go zrozumiałym dla każdego Polaka. Dzięki różnorakim przeobrażeniom stał się on ekspansywny, po raz pierwszy w swej historii szybko zaczął zdobywać autentyczną popularność w całym kraju. Sam wielokrotnie w różnych regionach proszony byłem o „jakiś śląski dowcip". W takich okolicznościach rodził się nowy Masztalski. Dlaczego Masztalski, a nie Karlik czy Gustlik? Być może dlatego, że "Masztalskiemu już bardzo blisko do Kowalskiego czy Wiśniewskiego. Już poprzez samo nazwisko Masztalski wykroczył poza śląski folklor, aby stać się bohaterem nie tylko śląskiego, ale w ogóle polskiego dowcipu. O tym marzyłem i to się po części spełniło. '. y '. . Dlaczego Masztalski, a nie Kowalski czy Wiśniewski? pytają mnie wciąż dziennikarze, słuchacze radia i czytelnicy gazet, w których ów współczesny Sowizdrzał ma swoje stałe rubryki. Być może dlatego, że Kowalski i Wiśniewski (nie obrażając nikogo^ bo o nazwiska wyłącznie chodzi) to ludzie kojarzący się z pewną polską średnią statystyczną; Przeciętny Kowalski zjada... Przeciętny Wiśniewski śpi... Przeciętny Nowak pracuje... U przeciętnego Kowalskiego wszystko w normie... Masztalski natomiast nie chce być przeciętnym człowiekiem i wie, że choć w powszednim życiu godzimy się na przeciętność, akceptujemy ją, to w głębi duszy jej nienawidzimy. Przeciętność obezwładnia, zieje pustką, więc przeciętny Kowalski jako bohater dowcipu, a zarazem opowiadacz, nikogo nie poruszy, nikomu nie zaimponuje, nikt wreszcie nie uczyniłby go swoim bohaterem. Masztalski wie również, że dziś w „poważnym życiu" o bohatera trudno, dlatego wpada na szalony pomysł, aby spaść na ludzi z najbardziej zaskakującego miejsca - ze świata dowcipu, śmiechu, życzliwej, pogodnej satyry. Jak każdy Sowizdrzał - uosobienie ludowego humoru i mądrości - niesie ze sobą \yagzz złożony z prostych, uniwersalnych prawd, pozwalających lepiej żyć. Dowcip na Śląsku od wielu lat zajmował poczesne miejsce. Jak pieśń, modlitewnik polski, wiersz Mickiewi cza, pozwalał Ślązakom przetrwać, był orężem w walce z zaborcą. Chyba zawsze żywa będzie na Śląsku, a szczególnie w Rozgłośni Polskiego Radia w Katowicach, historia Stanisława Ligonia, słynnego Karlika z Kocyndra, który pierwsze wydanie swoich Berów i bójek śląskich dedykował rodakom „ku pokrzepieniu serc w ciężkich chwilach". Ligoń przez wiele lat walczył i bawił humorem nie tylko z anteny radiowej. Był na Śląsku i po wojnie symbolem humoru śląskiego, wielką indywidualnością - człowiekiem, którego popularność biła wszelkie rekordy. Profesor Ligoń, swego czasu dyrektor Katowickiej Rozgłośni, słynny Karlik, zapisał jedną z najpiękniejszych kart w dziejach nie tylko śląskiego, ale i polskiego humoru. Choć jego Bery i bójki nie były tak znane w całej Polsce, jak na Śląsku, „jako zjawisko ludyczne, jako fenomen społeczno-kulturowy, jako dokument powszechnego oddziaływania i przykład moż- 7 liwości wykorzystania radia do celów dydaktyki społecznej - nie mają sobie równych w tradycjach .naszych środków masowego przekazu". Te słowa Celestyna Kwietnia wyjęte z przedmowy do kolejnego wydania Ligoniowych berów najlepiej oddają rangę fenomenu Karlika, który nie zaistniałby bez humoru, kawału, żartu. ¦ Później w Rozgłośni Polskiego Radia w Katowicach i na Śląsku nastał czas Radiową czelodki, która w nie mniejszym stopniu podbiła serca Ślązaków. Kaczmarek, Kokotka, Lichtoń byli dosłownie noszeni przez Ślązaków na rękach. Ich publiczne wystąpienia gromadziły tysiące ludzi, a kiedy zbliżał się cz; > "»tyejj. ulice świeciły pustkami. I Ligoń, i ! narek wraz ze swoją czelodką stworzyli szczególny i >pularnej postaci. Z jednej strony byli „opowiadai ilowcipów, z drugiej - ich bohaterami. Występc )wa l ' >ycn rolach, ale wywołując uśmiech, za- wsze koja i słuchaczom z pewnymi wartościami uniwersału "godą ducha, miłością, życzliwością, umiłowani. -y, szacunkiem dla ziemi-matki, dla człowiek, i Maszt;ilski «i' il/iał o tym, bo sam wychował się na ostatnich autly i-ich Ligonia, a później przeżywał jak wszyscy Radiowo czdodkę, ale nigdy nie marzył nawet, że jego Klub dowcipu ktoś skojarzy z tamtymi wydarzeniami. I zawsze pokornie będzie chylił czoła przed historią. Przeczuwałem, że audycja, której tworzywem będzie dowcip, trafi do słuchacza. Swoich kolegów z Rozgłośni Polskiego Radia w Katowicach też nie musiałem przekonywać. Na rok przed powstaniem Klubu Masztalskiego nagraliśmy na Barbórkę półgodzinną taśmę z kawałami. Jej powodzenie dało nam wiele do myślenia. Fragmenty tam- tego nagrania wykorzystane zostały przez różnych dziennikarzy w kilkunastu programach. Taśma przechodziła z rąk do rąk, aż wreszcie zginęła. Różnie mówi się o krążących wśród nas dowcipach, owych anonimowych dziełkach, często pozbawionych szlifu, nie przebieranych latami, które nabierają walorów dopiero wtedy, gdy znajdzie się gawędziarz obdarzony dobrym smakiem i poczuciem humoru. Dopiero( po latach szlifuje się kawały i przebiera, i tak powstają dzieła, jak np. Księga humoru polskiego czy Dawna Polska w anegdocie. Masztalski zajął się dowcipem współczesnym. Podjął się więc niezwykle trudnego zadania. Opowiada przede wszystkim te kawały, które ludzie opowiadają dziś sobie jak plotki. Masztalski zdawał też sobie sprawę, że radio może być niezwykle wdzięcznym środkiem przekazu dowcipu. W radiu dowcip zaczyna żyć. Gra cała jego warstwa dźwiękowa, dramaturgiczna, której nie da się oddać na papierze, chyba że w didaskaliach, bo czego by nie powiedzieć o dowcipie, jest on częstokroć miniaturką dramatu. Masztalski dużo czyta i wie, że większość gazet i czasopism pod hasłem „Uśmiechnij się" publikuje żarty, że opowiadają je literaci na spotkaniach autorskich i gwiazdy estrady podczas koncertów, choć podobnie jak on nie przeceniają wartości kawałów, które zawsze pozostaną drobnym wycinkiem kultury masowej. Myśląc o Masztalskim zdążyłem się zorientować, że w wielu radiofoniach i telewizjach na świecie istnieją programy oparte na dowcipie: ludzie przysyłają i przynoszą do studia żarty, oceniają je w gronie koneserów, mierzą natężenie śmiechu, rywalizują o prymat najlepszego „opowia-dacza" i w sumie dobrze się bawią. Audycje te, stanowiące swoisty przegląd współczesnego dowcipu w danym kraju, < i eszą się dużą popularnością. Gdy Masztalski wszedł na antenę ogólnopolską, niektó- rzy literaci, dziennikarze, folkloryści przestrzegali: Jeszcze raz rozniecicie niechęć do Śląska", „to żenujące!", „znowu Ślązak-idiota" itd. Masztalski był innego zdania i chyba się nie pomylił. „A może to wniosek zbyt daleko idący - napisała dziennikarka -Trybuny Robotniczej- - ale moim zdaniem mamy do czynienia z najbardziej atrakcyjną propagandą Śląska ze wszystkich dotychczasowych, które nie zawsze dobrze się kończyły". Cieszy Masztalskiego to zdanie, choć ani kiedy zakładał Klub, ani dziś nie myślał i nie myśli o jakichś regionalnych racjach, które wyrastają ponad pragnienie bawienia ludzi. On wiedział jedynie, że humor śląski jest dobry, nośny i na tyle już ogólnopolski, że można z nim wyjść do wszystkich. Pierwszy, inauguracyjny program Klubu Masztalskiego był najdłuższy - prawie dwie godziny dowcipów, przerywanych śmiechem rubasznym, spontanicznym, naturalnym. . - Ty, poważny dziennikarz, chcesz się zająć dowcipem? - dziwili się niektórzy moi redakcyjni koledzy. - A niby dlaczego nie? Już wtedy było nas kilku zdecydowanych na wszystko, poważnych, ale zmęczonych ową powagą powszedniego życia dziennikarzy: Jerzy Ciurlok, Henryk Grzonka, Józef Swoboda, Piotr Madey i ja. Potem doszło jeszcze kilku: Maria Pańczyk-Poździej, Jerzy Zawartka, Andrzej Ochodek i Zbigniew Ślusarczyk, który jako jedyny nie ma nic wspólnego z Rozgłośnią - jest taksówkarzem, jeździ w Rudzie Śląskiej taksówką bagażową i znakomicie gra na harmonii. Już w trakcie audycji rozdzwoniły się telefony, potem przyszjy setki listów, pogodnych, pełnych serdeczności i uznania. Cały zespół przewidywał, że tak będzie, ale odzew przekroczył najśmielsze oczekiwania. O owym śmiechu^ który na sonómetrze osiągał momentami 95 decybeli, słuchacze pisali najczęściej. „Wie pan, co to znaczy śmiać się? - zapytała Masztalskie- 10 go w liście Katarzyna Lewicka z Okonka w-województwie pilskim. - Śmiać się, znaczy suszyć zęby. U nas, niestety, większość ludzi ma mokre zęby i ponure gęby, a telewizja, radio biją rekordy powagi". Czy ja wiem? Chyba takie jest całe nasze życie! Zabiegani, zatroskani, zapomnieliśmy o śmiechu. „Chodzimy ze skrzywioną twarzą, ponury wzrok w ziemię... - przeczytał Masztalski w jednej z kilkudziesięciu publikacji na swój temat. - Ponurość nosimy jak chusteczkę w kieszeni. Więcej w nas zniecierpliwienia i apatii w codziennych kontaktach niż pogodnego żartu. Zapomnieliśmy, że śmiech to zdrowie. Jeśli się śmiejemy, to z dowcipu aluzyjnego, wyrafinowanego, wydumanego, a i to sarkastycznie". Masztalski był szczęśliwy: Już dawno tak się nie uśmiałem". „Śmialiśmy się z całą rodziną. Niech żyje Masztalski i rozśmiesza Polaków". Jesteście wspaniali! Wczoraj jak jechałem do pracy, cały autobus opowiadał wasze dowcipy". „Popłakaliśmy się ze śmiechu z mężem. Nie macie pojęcia, jaki był wesoły przez resztę dnia" - oto najczęściej pojawiające się w listach oceny obok refleksji bardziej ogólnych na temat życia i tego, ile znaczy śmiech: „Uśmiechnięci żyją dłużej" - przypomniał ktoś inny maksymę Bogusława Kłodkowskiego, a ja dodam za Goethem, że dowcipem włada instynkt zabawy. Tak! Ludzie chcą się śmiać, bawić spontanicznie i zwyczajnie, bez pozy, bez intelektualnego szpanerśtwa. To nie ma nic wspólnego z Wielką Sztuką, Ambitną Rozrywką, to jest sposób na życie, na każdą wolną chwilę! Oczywiście - to nie jest zabawa dla snobów. Jeśli dowcip i śmiech przeszkadzają komuś w myśleniu - jak napisał pewien literat - to temu komuś należy tylko współczuć. ¦.'..' Mój krewny, którego los rzucił w czasie wojny do Hiszpanii, gdy po trzydziestu latach przyjechał po raz pierwszy do kraju, na pytanie, jak znajduje Ojczyznę, odpowiedział: 11 „Dlaczego jesteście tacy poważni? Czuję się, jakbym chodził po cmentarzu". Rzeczywiście, na ulicy, w pociągu, tramwaju, w urzędzie i w komisariacie, w szkole i w instytucji, w sklepie, a nawet na niedzielnym festynie obnosimy przed światem zasępione oblicza i „mamy za złe" tym, którzy się śmieją. Pod koniec września po kilku pierwszych audycjach zwołaliśmy zebranie założycielskie. Jego fragmenty znalazły się w sobotnim wydaniu Czterech pór roku. Na zebraniu założycielskim Klubu wybrany zostałem Masztalskim i po raz pierwszy publicznie wygłosiłem swoje expose: ,Jo, Masztalski powołuję do życia Radiou/y Klub Dowcipu, kiery będzie beroł pod hasłem -Z czego śmieją się Polacy-. Na czele klubu staje Masztalski - chłop życzliwy dla wszystkich, z kierego wszyscy mogą się śmioć Ale bez to, że wszyscy będą się z niego śmioć, mo Masztalski prawo śmioć się ze wszystkich, obojętne czy to będzie milicjant, ksiądz, partyjny, wysoko czy nisko postawiony. Masztalski, to jeszcze wom chcę powiedzieć, dzieli wszystko na dwa: śmieszne i nieśmieszne". Śmiech jest człowiekowi potrzebny - mówi górnolotnie Masztalski - jak słońce i woda. Koń śmieje się obnażając zęby, pies - merdając ogonem, wół - ustawiając się bokiem, ostryga - trzaskając rytmicznie skorupą, ptak - śpiewając w określonej tonacji, i zapewne instynkt podpowiada im, że jest to cudowny spospb porozumiewania się w stadzie. Właśnie tak! Masztalski wie dobrze, że śmiech i uśmiech w setkach swoich odmian są sposobem porozumi-wania się między ludźmi, i chce to ludziom przypomnieć. Masztalski wie, że śmiech jest zdaniem lekarzy lekarstwem, że „podkreśla indywidualność", jak twierdził Arystoteles, że zdaniem Kanta „wyładowuje stłumioną energię", że jest, jak pisał Freud, „przyjemnością zabawy i powrotem do dzieciństwa", że jak twierdzili Hobbes i Bergson, „naprawia różne braki, przywracając równowagę". 12 We Francji znakomicie prosperuje przedsiębiorstwo które produkuje wszystko, co może rozśmieszyć człowieka. W Lyonie działa firma „SOS-kawały". Jej założyciele -napisał „Le Point" - kierują się maksymą: „Im gorzej dzieje się na świecie, tym życie staje się trudniejsze do zniesienia. Im bardziej ludzie czekają na zmiany, tym chętniej przyi mują śmiech". „Śmiech pozwala lepiej żyć" - powiedzi, ktoś inny, a Masztalski, śmiejąc się z poważnych, wcią/ przypomina myśl Gilberta Chestertona: „Człowiek bez poczucia humoru jest tylko częścią człowieka". Rodzina Masztalskich, jak nas od pewnego czasu nazywają, liczy osiem osób. Tworzymy zespół nieformalny. Wystarczy skrzyknąć się w studiu. Niczego nie przygotowujemy, żadnego scenariusza. Tak było od początku, jak jest i dziś. Zbyszek Ślusarczyk gra na harmonii. Żaden instrument nie zastąpi jej w Klubie Maształskiego. Doskonale mówi po śląsku. Jego rodzice pochodzą z krakowskiego, on urodził się w Bytomiu. Wraz z nim najczęściej śpiewają: Maria Pań-czyk-Poździej i Jerzy Ciurlok. Redaktor Maria Pańczyk-Poździej, publicystka rodem z Tarnowskich Gór, córka opolanki i poznaniaka, szybko wcieliła się w Maryjkę - żonę Maształskiego i jest jedyną kobietą w Klubie. Redaktor Jerzy Ciurlok, kierownik popularnej na Śląsku audycji radiowej Ekspres, rodem z Mokrego koło Mikołowa, wnuk powstańca śląskiego, podjął się z własnej woli niezwykle trudnego zadania - wymyślił sobie Ecika, na , głupszgo z całej rodziny, który „za ostatnie pieniądze kupił sobie portfel". W głupocie Ecika, nie powiem, jest metoda. Edkowi wszystko wolno, nawet śmiać się w najmniej odpowiednich momentach. Toteż śmieje się, a właściwie re- • chocze, najgłośniej ze wszystkich, częstokroć przed zakończeniem kawału, lub też opowiada dowcip z pogranicza przyzwoitości, za który trzeba potem przepraszać. 13 Ślązakami z dziada pradziada są również redaktorzy: Józef Swoboda (Józik), Piotr Madey (Pięter) i Henryk Grzon-ka (Zyguś Materzok). Pierwszy pochodzi z Rudy Śląskiej, drugi z Katowic, trzeci spod Wodzisławia. Henryk Grzon-ka, chyba najlepiej wśród nas opowiadający kawały, stworzył zabawną postać Zygusia, pogodnego, powolnego grubasa, który jak „wchodzi na wagę, to wyskakuje zarazki taki bifet z napisem: -Wchodzić pojedynczo!-" Najgorzej z Masztalskim! Moi rodzice pó wojnie przywędrowali na Śląsk z PrzemyślaJ urodziłem się w Zabrzu. Tradycji śląskich nie mam, ale jestem Ślązakiem i mówię gwarą, bo nie sposób było jej nie poznać. Opowiadamy kawały gwarą, choć nie tą czystą, zapisaną w podręcznikach dialektologii, pielęgnowaną przez starzy-ków gwarą śląską. Nasz język jest żywy, naszą gwarę słychać na ulicy. Powstawała ona na styku różnych kultur. Przecież wiadomo, że dziś Śląsk to rdzenni Ślązacy i zlepek ludzi z różnych regionów, którzy znakomicie się ze sobą porozumiewają. Ta, społeczność stworzyła inny język, też śląski. Więc mówimy tak, jak nauczyliśmy się, i niech się marjwią specjaliści! Cała rodzina Masztalskich w komplecie. Rozmawiamy o Klubie. - Żyjemy dziś dzięki słuchaczom - mówi Maryjka - bo-- wiem oni w ciągu pół roku nadesłali nam ponad 10 tysięcy dowcipów. Rekord należy do Janusza Ciary z gminy Rudna w województwie gdańskim. W jednym liście przysłał nam ponad 800 kawałów. Oczywiście, że trzeba je przerabiać, - ale to wielki skarb. - A jeden lekarz z Częstochowy przysłał nam 15 dowci-„;i_pów na receptach i to mnie najbardziej rozśmieszyło - dorzuca Ecik. - Otrzymaliśmy również - kontynuuje Józik - wiele listów od Polaków z zagranicy: z Czechosłowacji, Danii, Szwecji, Austrii, NRD, RFN, Stanów Zjednoczonych i Związku 14 Radzieckiego, a jeśli chodzi o nasz kraj, to najwięcej listów otrzymujemy z Gdańska, Łodzi, Warszawy i Krakowa. - A co najśmieszniejsze - wtrąca się Ecik - jeszcze nikt nie napisał do mnie „ty pieroński Hanysie!" Listy podtrzymują nas na duchu. Przychodzi ich codziennie około stu. Każdy przenosimy na osobną kartkę i tak powstaje archiwum, które obecnie składa się z ponad 300 działów i należy chyba do największych w Polsce. ' Dziękując Słuchaczom i Czytelnikom, którzy do nas piszą, Masztalski pragnie wymienić kilka nazwisk najwierniejszych korespondentów, którym trzeba pogratulować poczucia humoru: Krystyna Demut z Rawicza, Dorota Kisiel z Ruszczan w województwie białostockim, Irena Bensz z Wałbrzycha, Zofia Reiss z Gliwic, Marian Kruk z Kalisza, Beata Woźniak z Jasła, Jacek Rajski z Wrocławia, Grażyna Bubel z Będzina. W listach do Klubu Masztalskiego jest wiele przedziwnych przesyłek: kwiatków, rysunków, rebusów, różnego typu drobnych; najczęściej wykonanych własnym sumptem pamiątek, w czym celuje Michał Śrubka z' Grudziądza! Są i książki, i zaproszenia na spotkania w różne regiony kraju. Masztalski i jego kamraci cieszą się z tego - a potrafią... Masztalski przestał bawić wyłącznie słuchaczy radia. Ma swoją stałą rubrykę w „Panoramie". Maryjka znalazła kącik w „Karuzeli", Ecik poszedł do wojska i wraz z Zygusiem redagują stały cykl dowcipów wojskowych w sobotnim wydaniu „Żołnierza Wolności". Pięter zajął się dzięki kato-, wickiemu „Sportowi" dowcipem z dziedziny sportu, a wszyscy razem spotykamy się w sobotni poranek, aby tradycyjnie pośmiać się w Czterech porach roku w programie. I Polskiego Radia. 15 Pierwszy tomik dowcipów Klubu Masztalskiego (mam nadzieję, że nie ostatni) w pewnym stopniu odpowiada na pytanie: Z czego dziś śmieją się Polacy? W naszych zbiorach najwięcej jest dowcipów małżeńskich, następnie szkolnych, których bohaterami są uczeń i nauczyciel, a kolejne, najobszerniejsze działy to niestety dowcipy o pijakach i lekarzach oraz ich pacjentach. Wychodzi z mody „baba u lekarza", a mnożą się dowcipy o śmiesznych miejscowościach. Skończył się cykl o milicjantach, natomiast coraz częściej pojawiają się kawały o budowlanych, kelnerach i urzędnikach. Polacy od lat lubią opowiadać o zwierzętach, wśród których wyróżniają się: papuga, pies i zajączek. Lubimy też zagadki, a modne stały się ostatnio śmieszne ogłoszenia wyjęte z prasy lub żarty preparowane na wzór ogłoszeń prasowych. Oczywiście jak zwykle opowiada się dowcipy o teściowej; lubiane są także dowcipy bez sensu. Jest jeszcze jedna grupa dowcipów, którą, niestety, Masz-talski musiał pominąć. Są to dowcipy przaśne, rubaszne, jak to mawia Masztalski, „masne". Zauważył on, że w ich opowiadaniu prym wodzą emeryci, a przede wszystkim emerytki, "wychodząc im naprzeciw, Masztalski wykracza czasem w swoich audycjach i w tej książce poza granicę przyzwoitości, na ile oczywiście można, i uprzedza, że pierwszy jego zbiór żartów przeznaczony jest przede wszystkim dla dorosłego czytelnika. Owych 10 tysięcy dowcipów, nad którymi pracuje Masztalski, podzielono w klubowym archiwum na prawie 300 działów; wzbogacają się one nadal dzięki listom Czytelników i Słuchaczy. listy te są przede wszystkim plonem konkursów Masztalskiego: na najlepszy dowcip jesieni 1986 roku i zimy 1986/1987 roku. • Żarty spisał Masztalski posługując się językiem potocznym i jedynie tam, gdzie występuje on sam lub jego kamraci, wprowadza bardzo uproszczoną stylizację gwarową. 16 i Masztalski pragnie jeszcze dodać, że nie dokonał w tej książce klasyfikacji wątków, że spisał zawarte w zbiorze dowcipy tak, jak one obecnie krążą po kraju i że spora ich część pochodzi z osobistej teki Masztalskiego. Życząc Czytelnikom dobrej zabawy, śląski Sowizdrzał mówi jak zwykle: - Tuż pyrsk, ludkowie! Aleksander Trzaska ULUBIONE DOWCIPY MASZTALSKIEGO - Dla pana szanownego - pyta kelner - kawa ze śmietanką czy bez? ' - Oszalał pan! Po co mi bez! Masztalski staje przed drzwiami Ecika. - Puk, puk! - Kto tam? - A co kto tam? - denerwuje się Masztalski. - A co puk, puk? - denerwuje się Ecik. Rozsierdzona Maryjka wrzeszczy na Masztalskiego: - Ty ośle! - A tyś ani osłem nie jest! - Co, jo nie jestem osłem? . - Czy są żelazka do prasowania? - Nie ma. Są tylko deski do prasowania. - Ale też na prąd? Agrafka skarży się agrafce: - Zimo mi! - To się zapnij. - Panie Kowalski, siedzi pan na moim kapeluszu. - A co, już pan chce iść dó domu? 18 Mąż mówi-do żony: - Słyszałaś? Reagan został prezydentem. A na to żona: - To Bierut już nie jest? - Tym autobusem jeżdżę już dziesięć lat! ; - Coś podobnego! A gdzie pan wsiadł, jeśli można wiedzieć? * - Pani Masztalska, słyszała pani? W Rzeszowie sprzedają cytryny po 30 złotych za kilogram..* - Niemożliwe, pani Kowalska! - Niemożliwe to to jest, ale jak tanio! - Tata, ten pan się ciebie kłania. - Nie ciebie, tylko tobie. - Mi? ' - Nie mi, tylko mnie! - Przecież mówię, że ciebie! . Milicjant przed jednym z bloków strofuje dozorcę: - Dlaczego chodnik riie jest odśnieżony? - Panie władzo, przecież mówili w telewizji, że zawieje i zamiecie... Jasio pyta się taty: - Dlaczego jesz nożem? - Bo widelec przecieka. - 19 Zegarmistrz do klienta: - Ten zegarek, gwarantuję, chodzi dwa tygodnie bez nakręcania. - A ile z nakręcaniem? - pyta klient. Siedzi idiota na torach kolejowych. Przychodzi drugi i mówi: - Posuń się trochę. Kolega Masztalskiego, Józef Karp, prosi o pokój w hotelu. - Z łazienką? - pyta recepcjonista. - Panie szanowny - mówi oburzony Józik - jo ino nazy-wom się Karp... - Tato - pyta syn Masztalskiego - co to jest hipopotam? - To jest taka zwariowana ryba. - Ryba? Przecież on żyje na lądzie. * - Na tym właśnie polega jej wariactwo... Mamusiu, co to jest? - pyta Jasio. To są czarne jagody, synku. A dlaczego te jagody są czerwone? 7 Bo są jeszcze zielone, a jak dojrzeją, to będą granatowe. Ale u ciebie pachnie różą! No, bo moja Róża.nogi myje. Maryjka do Masztalskiego: - Wejrzyj się ino. Ten helikopter już od godziny wisi w powietrzu. 20 - Pewnie skończyła mu się benzyna... - Przechodził Masztalski obok koparki i dał się nabrać... Idą mrówki przez most. Pierwsza, druga, pół do trzeciej... Robiła babcia na drutach. Przejechał tramwaj i spadła... Było sobie trzech braci. Jeden poszedł na prawo, drugi na lewo, a trzeci podążył za nimi... ; Chińczyk kupił w Szwajcarii zegarek. Po kilku dniach zegarek stanął. Chińczyk otworzył go i z jego wnętrza wypadła martwa mrówka. - No tak, to już koniec - mówi do siebie. - Maszynista zmarł... . - Przed każdą, podróżą całą noc nie śpię, po prostu nie potrafię. - To podróżuj dzień wcześniej. Szły dwa pomidory przez ulicę i jednego przejechał samochód. Drugi popatrzył i zawołał: . - Ty, ketchup! Wstawaj, idziemy! Przechodzi Murzyn przez pasy na jezdni i śpiewa: ,- Pojawiam się i znikam.,Pojawiam się i znikam... 21 - No Jasiu, teraz już wiesz, dlaczego nazwałem cię wczoraj tępą, baranią głową. - Wiem... Dlatego, że nie jestem jeszcze taki wielki i taki silny jak pan profesor. ' - Hallo, hallo! Czy to ty kochanie? - Tak, a kto mówi? Ksiądz przybija listewki do parkanu otaczającego plebanię. Mały chłopiec przygląda mu się z wielkim zainteresowaniem. , . . - Z pewnością chcesz zostać stolarzem? - pyta ksiądz. - Nie. Ja chcę tylko usłyszeć, co mówi ksiądz, gdy uderzy się młotkiem w palec. - Jasiu, dlaczego Józio tak okropnie płacze? - Bo jem ciastko, a Józiowi nie chcę dać. - A jego ciastko zjedzone? - Tak, mamusiu, i on też krzyczał, kiedy je jadłem... Pewnemu antropologowi, który spożywał obiad w paryskiej restauracji, wpadł w oko siedzący obok Murzyn o bardzo cywilizowanym wyglądzie i doskonałych manierach. Zwraca się więc do niego: - Przepraszam, że o to pytam, ale czy w pańskich żyłach nie płynie krew Europejczyka? ' - Oczywiście.- pada uprzejma odpowiedź - mój dziadek zjadł Europejczyka. 22 - Kiedy rano słyszę budzik, to wydaje mi się, że do mnie strzelają. - I co, zrywasz się? - Nie. Leżę jak zabity. - Czamuś ani roz nie napisoł do mnie ze wczasów? -wymawia Zyguś Materzok Edkowi. - - Nie miołech twojego adresu. — Toś nie mógł napisać, żebych ci go posłoł? - Widzisz, nie przyszło mi to do głowy! - Znom język włoski - chwali się Kichol kamratom. --To powiedz cosik po włosku - prosi Ecik. - Paszołwon! - Dyć to nie jest po włosku - śmieje się Żelozko. - Nie wiedziołech, pierona, że znom jeszcze jeden obcy język- Erańcik wziął pudełko zapałek, zapala, zapala i dopiero siódma się zaświeciła. - No nareszcie - mruczy Francik - jedna dobra! Zostawię ją na jutro na rozpałka w żeleźnioku... Ojciec zwraca się do syna: - Kiedy wrócisz? - Wtedy, kiedy będę. - Dobrze, tylko nie później. - Wiesz, budzi mnie w nocy moje własne chrapanie. - To spróbuj spać w innym pokoju. 23 - Panie Walenty, czy wasze konie kurzą? - Nie. - No to stajnia wam się pali. NA NAJMŁODSZYCH Milicjant spotyka na ulicy zapłakanego Hubercika. - Dlaczego plączesz, dziecko? ; ¦- Bo, bo żech zgubił 10 złotych... - Masz, tu 10 złotych i nie płacz. Chłopak wziął dziesiątkę i płacze jeszcze głośniej. - Czemu jeszcze płaczesz? - Bo, bo gdybych jo nie zgubił tej dychy, to miołbych te-rozki 20 złotych... - Proszę pana, czy pięcioletnia dziewczynka może mieć dzieci? - pyta jej rówieśnik. ' - Nie, na pewno nie - uśmiecha się mężczyzna. - Tak przypuszczałem; ona mnie szantażuje. Mała dziewczynka próbuje dosięgnąć dzwonka. - Poczekaj, może mnie się uda - przychodzi dziecku z pomocą starszy pan i naciska dzwonek. - Dziękuję panu - mówi dziewczynka szeptem. - A teraz, nie wiem, co pan zrobi, ale ja uciekam... A co będziesz robił, chłopczyku, jak dorośniesz? Będę wszystkim dzieciom zadawał takie głupie pytania. 24 - Jedz, bo jak nie będziesz jadł, to będziesz chudy jak zapałka - przestrzega mama. Przestraszony malec pyta: - I wyrośnie mi siarka na głowie? Mały bajtel biegnie do milicjanta i woła: - Na pomoc! Tam w sieni jeden synek piere się z moim bratem od pół godziny! - Dlaczego dopiero teraz wzywasz pomocy? - Bo przód brat loł tamtego, a teraz on leje brata... Zapłakany synek przychodzi do matki. - Co się stało? - Kolega mnie uderzył! - To trzeba mu było oddać. - Ja już mu oddałem przedtem! Matka do małego synka: - Pocałuj ciocię, Wojtusiu. - Dlaczego? Przecież byłem grzeczny. Ojciec pyta synka: - Kim chciałbyś być? - Tatusiu! Biustonoszem... Maleńką trójeczką... - Chodź, Huberciku - prosi Masztalski - i wejrzyj się na nowego braciszka, którego przyniósł ci bocian. - Nie chcę iść do braciszka! Ty mi lepiej, tata, pokoż tego bociana. 25 i Hubercik z Alojzem przychodzą do babci i pytają: - Babciu, ty możesz mieć dzieci? - Nie, nie mogę. - Widzisz - szepcze Hubercik do Alojza - godołech ci, że babcia jest samcem... - Tylko tyle pozostaje z człowieka - mówi ojciec pokazując córce szkielet. r A więc tylko mięsko idzie do nieba-2 - Tato, pani mówiła, że jesteśmy na świecie po to, by pomagać innym. - No, owszem. - A po co są inni? - Wiesz, tata, chciołbych mieć tyle pieniędzy, co by kupić samolot. , ^- A po co ci to, Alojziczku, samolot? - pyta Masztalski. - Nie, samolot mi na razie niepotrzebny, ino ta forsa... Ojciec zwraca się do syna: - Przeproś braciszka za to, żeś go nazwał głupim, i powiedz, że żałujesz! - Żałuję, Józiu - przeprasza braciszek - żeś głupi... Matka maluchów zwierza się sąsiadce: - Pani wie, moje dzieci przestały pytać, skąd się wzięły : odpowiadać na pytanie, dokąd idą... 26 Kilku zuchów oblega staruszkę. Jeden szarpie ją za' rękę, drugi za spódnicę, trzeci stara się objąć ją wpół. Babcia opędza się od nich przerażona. -¦ Co wy robicie! Dajcie spokój tej babci! - karci malców milicjant. - A bo wiecie - mówi Hubercik - my momy terozki taki alert. Kozali nom pomagać starszym przechodzić bez ulica, ale ta babcia za pierona nie chce przejść na drugo strona. Mała Zosia przedstawia się gościom: - Jestem panna Zosia. Po przyjęciu matka zwraca jej uwagę, że sześcioletnia dziewczynka przedstawiając się mówi tylko: „jestem Zosia". Zosia zapamiętała to sobie i następnym razem przedstawia się: - Jestem Zosia, ale już nie panna... Dzieci bawią się w piaskownicy. Babcia Jasia widzi nagle, że jej wnuczek coś żuje. - Co jesz? - pyta. - Mięsko. ' - A skąd je masz? - Samo przypełzło... - Ty smarkaczu! - Masztalski strofuje napotkanego koło szkoły chłopca. - Ledwoś od ziemi odrósł, a już kurzysz cygarety! Doczkej, jak to zobaczy twój nauczyciel. - Jo się go wcale nie boję, bo jo jeszcze nie chodzę do szkoły... • . . Stoi mały Zyguś na Warszawskiej w Katowicach i czeka na tramwaj. Koło niego stoi elegancka paniusia. Wtem mocny podmuch wiatru podniósł paniusi sukienkę. Ona szybko ją złapała, zasłoniła co trzeba i widząc zainteresowanie chłopca, mówi do niego z uśmiechem: - Ale mam refleks, co? - U nos to się nazywa rzyć - odpowiada poważnie Zyguś. Na przystanku tramwajowym w Świętochłowicach sto* chłopiec i kapie mu z nosa. Co rusz, to wyciera go w rękaw. 28 Widzi to paniusia i pyta: - Synku, nie masz chusteczki? - Mom - synek na to - ale obcym babom nie pożyczom. Babcia opowiada Hubercikowi bajkę: - Za siedmioma górami, za siedmioma lasami był pałac. A w nim same dziwy... - Babciu - przerywa wnuczek - dyć to musioł być dom publiczny, a nie pałac... Idzie Żelozkowa z synkiem aleją parkową. Nagle synek wrzeszczy wskazując na drzewo: ¦ - Je, mama, ptok! Idzie jakiś facet i mówi: - Nie mówi się ptok, synku, tylko ptak. ¦ - Je, mama - na to synek wskazując na faceta - gorol! - Je, mama! - woła synek w tramwaju - patrz, jako grubo baba! Ona brzuch rho aże na kolanach... Żelozkowa dała synkowi w pysk, chwyciła go za rękę i zawstydzona wysiadła z tramwaju. - Nie możesz mi takiego wstydu robić - strofuje syna. - O czymś takim możemy sobie przeca w doma pogodać. Jadą znowu tramwajem i znowu ta gruba baba stoi, a synek Żelozkowej zauważywszy ją wrzeszczy: - Mama! A o tej grubej babie to my sobie w doma pogo-domy, nie? Dobrze wychowana dziewczynka odprowadza do drzwi ciocię i żegnając się mówi: - Wiesz, ciociu, strasznie mi przykro, że nie jest mi przykro, że odchodzisz... 29 r - Kto cię nauczył tak kląć? - denerwuje się mama. - Święty Mikołaj! - Święty Mikołaj? - Tak. Kiedy mi kładł w nocy prezenty i uderzył się kolanem w szafę. Do apteki przychodzi mały Jasio. - Czy to pani sprzedaje tran? - Tak. - Ty świnio! Syn Stuchlików źle się zapowiadał. Nic nie mówił, nawet „mama" czy „tata". Stuchlikowie pogodzili się z losemi uznali go za niemowę. Mały Karłik Stuchlik miał już 6 lat, kiedy któregoś dnia, gdy wszyscy siedli do obiadu, zapytał nagłe: - Kaj jest kompot? - To ty mówisz? - skoczyli na równe nogi Stuchlikowie. -Czamuś wcześniej się nie odzywoł? - Bo zawsze był... NA TEŚCIOWA Masztalski przychodzi do weterynarza ze swoim jamnikiem i prosi, żeby weterynarz obciął psu ogon. - Jamnik powinien mieć ogon! - tłumaczy weterynarz. - A jo go chcę uciąć i koniec! - Ale tak nie może być! Kto to widział, żeby jamnik był bez ogona! ¦ 30 J - Mocie uciąć i koniec! - wrzeszczy Maształski. " - Nic nie rozumiem - rozkłada ręce weterynarz. - Nie rozumiecie? - dziwi się Masztalski. - Jutro przyjeżdża do mnie moja teściowa i w domu nie może być noj-mniejszych oznak radości... Masztalski przychodzi do lekarza z chorą teściową. - Panie dóchtorze - pyta po badaniach - jest jakoś nadzie-ja? -. Niestety - mówi lekarz - to tylko lekkie przeziębienie... - Czy słońce i teściowa mają jakieś wspólne cechy? - pyta Masztalski Ecika. - Toć, że mają! - odpowiada Ecik. - Na słońce nie można patrzeć i na teściową też nie... Ecik i Francik byli szwagrami. W dzień wypłaty poszli na piwo i kiedy już wszystko przepili, przypomniało im się, że teściowej na imieniny obiecali kupić złote kolczyki. Liczą ostatnie grosze i wreszcie Ecik mówi: - Wiesz co, Franciku, kolczyki to jej kupimy w przyszłym roku, a jutro to jej ino uszy przekłujemy... Narzeczony przychodzi z pierwszą wizytą do przyszłej teściowej. Już po kilku minutach teściowa zauważa, że narze czony trzęsie się ze strachu, że drżą mu ręce i nogi. - Widzę, że jest pan mocno zdenerwowany - stwierdza przymilnie. - No... Tak jakoś nie mogę się opanować... - A przy okazji, jaki jest pana zawód? Jestem treserem lwów! 31 Ecik i Masztalski siedzą w parku na ławce. - Patrz, Ecik, wiosna idzie. Drzewa się zielenią, wszystko -spod ziemi wyłazi... - Ty Masztalski, głupot nie godej - krzyczy Ecik - bo jo miesiąc temu teściowa pochowoł! Masztalski przychodzi do domu lekko zawiany, a teściowa stoi w drzwiach z miotłą w ręku. - Mamusia zamiata - pyta Masztalski - czy odlatuje? Na to Masztalski wyjmując portfel: ; - A zdjęcie nie wystarczy? - Tata, jako jest różnica między wizytą a wizytacją? - pyta syn Masztalskiego. - Wytłumaczę ci to, synku, na przykładzie. Widzisz, jak my jadymy do mojej teściowej, a twojej babci, to jest wizyta -odpowiada Masztalski - a jak ona przyjeżdżo do nos, to jest wizytacja. Masztalski przy Eciku pisze list do teściowej. - Ecik! Jak się dzieli teściowa? - pyta nagle* - Nojlepiej siekierą - odpowiada Ecik. Teściowa wrzeszczy na Masztalskiego: - Takech zła na ciebie, że ze wściekłości mogłabych zębami zgrzytać. A ten gizd Masztalski spokojnie na to: - Maryjko! Przynieś jej zęby, są w umywalce. - A pan co chciał? - pytaaptekarka. - Przepraszam, trutkę na szczury - mówi Masztalski - pilnie potrzebuję. - A ma pan receptę? - Nie mom. - A po co panu ta trutka? - Na teściową. , . ¦ ¦' - Na teściową czy na szczury - śmieje się aptekarka - niestety, musi być recepta. 32' Józik spotyka w restauracji Masztalskiego i szepcze mu na ucho: - . - Ty, znowu ktoś jest u twojej żony. - PieronaJJużniewytrzymom! - Bierz moją laskę i leć - radzi kamrat. Masztalski wchodzi po cichu do chałupy i choć ciemno, wyraźnie widzi, że spod kołdry wystają cztery nogi. Wali na oślep laską po nogach, a potem wyżej i wyżej... Opamiętał się dopiero w kuchni, gdy przy piecu zobaczył żonę. - Przywitałeś się już z teściami? - pyta żona. - Bardzo zdrożeni przyjechali i żech ich w naszej sypialni położyła... - Takiś niedobry dla mnie, Masztalski - mówi teściowa -ale mógłbyś przynajmniej załatwić mi miejsce na Powązkach. Masztalski oburzony, że teściowa tak źle o nim myśli, pojechał do Warszawy. Wraca na drugi dzień i oznajmia: - Miejsce mosz załatwione! - Nie może być! - cieszy się teściowa. - Ino musisz się. pospieszyć do środy, bo przepadnie. 33 'I. Idzie Masztalski z całkiem siną, opuchniętą gębą i dźwiga dwie walizki. - Ty, Masztalski - pyta Zeflik - kto ci tak gęba urządził? - Teściowa mnie sprała. - Ach! Jak mnie by tak teściowa sprała, to jo bych ją po-ćwiartowoł! - A ty myślisz, że co jo tu niesa? Idzie kondukt pogrzebowy. Za karawanerh Masztalski ze swoim wilczurem, a za nimi kilkudziesięciu mężczyzn. - Kogo tu chowają? - pyta jednego z nich przechodzień. - Teściową Masztalskiego. - Co jej się stało? - Wilczur Masztalskiego ją zagryzł. , ¦ / Chętnie bym pożyczył sobie tego psa. To ustaw się pan tam, na końcu kolejki ~ odpowiada z pogrzebową powagą zagadnięty. Masztalski wraca z pogrzebu teściowej. Dwa krpki za nim drepcze jego żona. Przechodzą obok budowanego właśnie wieżowca. Nagle koło nosa Masztalskiego przelatuje cegła i spada mu na nogi. Masztalski przystaje, zadziera gębę do góry i po chwili mówi: - Widzisz, MaryjkoL. Mamuśka już w niebie... NA BACC Wielka powódź wiosenna w górach. Idzie wycieczka. Baca prowadzi turystów. Stają na wzgórzu, patrzą w zalaną dolinę, a tam płynie z prądem kapelusz. Nagle kapelusz zawraca i zaczyna płynąć w drugą stronę - pod prąd! A potem znów: raz z prądem, raz pod prąd. - A co to za dziwy? - pytają,bacę turyści. - A to stary Maciaszczyk. Powiedział, że powódź, nie powódź, a pole trzeba zaorać. No i orze... Przechodzi baca z workiem przez granicę polsko-czecho-słowacką na Czantorii. Zauważa go wopistą i pyta.- Co tam niesiecie, baco? - Teraz to już psinco! - odpowiada baca. Baco, jak tam wasz nowy sołtys? - Jeszcze żem go po trzeźwemu nie widzioł. - Co, takpije? Nie on, jo... , "' Miłuje baca gałąź, na której siedzi. Idzie turysta, widzi to i mówi: - Uważajcie, baco, bo spadniecie! - Nie spadnę - baca na to. Turysta odchodzi, konar łamie się, baca spada, otrzepuje się i mruczy pod nosem: - Prorok jakiś czy co... 35 Lekarz okulista w Nowym Targu zwraca się do górala: - Nie widzę innej rady! Będę wam musiał wstawić szklane oko! - To się nie opłaci, panie doktorze! - Jak to się nie opłaci? - No bo jeżeli mi własne oko na weselu kolegi wybili, to szklane tym bardziej mi stłuką. Baca siedzi z synem na polanie. Podchodzi do nich angielski turysta. Mówi, mówi, a baca z synem nic. Kiedy Anglik odszedł, baca zwraca się do syna: - Widzisz, żebyś się, synku, uczył języków, to. byś sobie teraz pogodoł. A synek na to: - A widzi tato! Ten Anglik się nauczył i sobie teraz nie pogodoł. Baca siedzi w chałupie za stołem i słyszy, jak ktoś] wrzeszczy: -. Baco, potrzebujecie drewno? - Nie potrzebuję - odpowiada baca. Rano wychodzi przed dom, patrzy, a tu nie ma drewna... Krupówkami idzie baca, a za nim pies. Podchodzi mili-j cjant. - Cóż to, baco, tak psa bez kagańca i smyczy prowadzicie? j - Eee, to nie mój pies. - Jak to? Przecież idzie ża wami. - Eee, mówię, że nie mój pies - krzywi się baca i idzie J dalej. Milicjant nie daje za wygraną: - Musi być wasz pies! - Eee, dyć on tak samo się do mnie przyczepił jak i wy. 36 Przechodzień zatrzymuje furmankę: N - Baco, jedziecie do Krakowa? - Ni, do Zakopanego. - Baco, ale to nie jest droga na Zakopane! - A co to jo będę z końmi się kłócił? * Na górskiej trasie maluch uderzył w drzewo. Pogotowie, milicja... Milicjanci pytają ludzi, jak to było? Nikt niestety nie widział, ale wszyscy twierdzą, że na pewno widział baca, który nadal siedzi przy drodze i struga świątka. - Góralu, widzieliście, jak to było? - pytają milicjanci. - Widziołech. - No to jak to było? - Widzicie, panowie, to drzewo? - No, widzimy. - Widzicie, a oni nie widzieli. - Poznajecie tę gaździnkę? - pyta sędzia bacę, wskazując na kobietę z dzieckiem. - Poznaję. . - A to dziecko, co trzyma na ręku? - Poznaję. - To wasze? - Moje. .- A co będzie z płaceniem? - Jo nic za to, wysoki sądzie, nie chcę... Stoi baca przed sądem. - Pobiliście sąsiada - mówi sędzia - czy macie coś na swoją obronę? - Nie. Przecież orczyk mom w depozycie... 37 Baca siedzi na przyzbie z psem. Idzie turysta i pyta: - Ten pies to na sprzedaż? - Ano. - A za ile? - Za milion. » - Za milion to nie sprzedacie! - Asprzedom. Idzie na drugi dzień turysta, a baca siedzi na przyzbie bez psa. - I co, sprzedaliście tego psa za milion? - Sprzedołech! - Niemożliwe! A kto go kupił? - Sąsiad, za dwa kocury po 500 tysięcy. W czwartek baca idzie z gór ścieżką w stronę miasta i trzyma w ręku książeczkę do nabożeństwa. Spotyka go sąsiad i pyta: - A gdzie to idziecie, baco? - Do burdelu. - A po co wam ta książeczka do nabożeństwa? - Jak będzie pięknie, to i do niedzieli zostanę. Lekarz pracujący w górskiej miejscowości otrzymuje w jednej chwili wezwanie doirzech rodzących kobiet. Jedzie do pierwszej, odbiera poród i pyta: - Kto jest ojcem dziecka? _ - Jasiek Gąsienica. Jedzie do drugiej, która mieszka 10 kilometrów dalej. - Kto jest ojcem dziecka? - pyta znowu po szczęśliwych narodzinach. - Jasiek Gąsienica. 38 Nieco już zdziwiony jedzie do trzeciej, odbiera poród i pyta: - Kto jest ojcem dziecka? - Jasiek Gąsienica. ' - - A gdzie mieszka Jasiek Gąsienica? - A z 15 kilometrów stąd. -Jedzie lekarz do Jaśka Gąsienicy. - Byłem u trzech rodzących jednocześnie kobiet - rozpoczyna - i wszystkie mówią, że jesteście, baco, ojcem ich dzieci. Przecież to niemożliwe! - A możliwe, panie doktorze - odzywa się Jasiek - jo morh rower... Wstał góral wczesnym rankiem i śpiewa: ¦ - Hej góry, nasze góry... - Baco - woła turysta - co się tak drzesz? - Panocku - na to baca - to nie drzez, to folklor! Wyszedł rankiem turysta z namiotu i na tle Tatr pompki robi. Idzie baca, patrzy i dziwi się: - Ki diabeł? Halnego nie było, a chłopu babę wywiało... Baca przyszedł do apteki i prosi o tabletki na sen. - A co to, baco - pyta aptekarz - spać nie możecie? - Jo mogę, ino wnuczek nie może, - I wnuczkowi tabletki chcecie dać? Lepiej zaśpiewajcie mu jakąś kołysankę. - Dyć śpiewom. - Śpiewacie i spać nie może? A co też mu śpiewacie? - A śpiewom: Śpij, Jędrusiu, śpij, malutki, hej! - skończył baca gromkim okrzykiem i przytupnął tak, że zadrżała cała apteka. Baca chce się zapisać do partii. Sekretarz cieszy się z jego decyzji i chcąc sprawdzić szczerość jego intencji, pyta: - Baco, a jak byśmy potrzebowali waszej krowy, dalibyście? - Dołbych. - A jak byśmy potrzebowali waszej świni, dalibyście? - Dołbych. - A jak byśmy potrzebowali waszej kozy, dalibyście? - Nie dołbych.1 - A to czemu? - Bo mom... Turyści zatrzymują bacę i pytają: - Baco, zajdziemy za godzinę do Poronina? - Nie zaidzlecie. - A za dwie godziny? - Nie zajdziecie. - A za ile-zajdziemy? -Nigdy nie zajdziecie. - A to dlaczego? - Bp idziecie w przeciwną stronę. Śnieg na stokach, a baca przed chałupą w samych portkach stoi. Idą turyści i jeden z nich pyta: - Baco, nie zimno wam? - Nie. ' . . . - A co, ciepło wdm? , - Nie. -.;.'¦. - A jak wam? ; - Jóźwa -odpowiada baca z uśmiechem. •40 Reporter telewizyjny przyjeżdża w góry na poszukiwanie talentów muzycznych. Pnie się z całą ekipą do najwyżej stojącej chaty i trafia na siedzącego przed chałupą bacę. - Muzykujecie, baco? - pyta. - Nie. Nie grom na niczym. - A może żona? - Nie, też nie gro. - A może synowie? - Nie, też nie muzykują. Dziennikarz zebrał całą ekipę i schodzą na dół. Jak już byli w połowie drogi, nagle z góry słyszą głos bacy: - Panocku, a pójdźcie no sam, bo cosik mi sie przypomniało. Lecą całą grupą na górę, stają przed bacą, a ten uśmiechając się mówi: - - Przypomniało mi sie, że moi synowie mają już żony, ale one też nie muzykują.., Siedzi baca nad przepaścią i liczy: - 122, 122, 122... - Co tak liczycie, baco? - pyta przechodzący obok turysta. Góral strąca turystę w przepaść i dalej liczy monotonnie: - 123, 123, 123... NA PAPUGI W komisariacie dzwoni telefon: - Ratunku! Przyjeżdżajcie szybko! Kot wdarł się do magazynu! - I to z powodu kota tyle krzyku robicie? - dziwi się oficer dyżurny. - A w ogóle kto mówi? - Papuga... 41 - No i jak ci się powodzi, Eciczku, po ślubie? - pyta Masztalski. - No, dobrze. - - A jak tam twoja papuga?" - Gorzej. Od czasu, jak żech się ożenił, nie doszła do głosu. Masztalski poszedł na targ kupić papugę. Jedna mu się spodobała, więc pyta: - Wiela za nią chcecie? - Dwadzieścia tysięcy. - Ogłupieliście! - Ale ona czyta w dwóch językach - mówi sprzedawca. - Ata? - Ta czyta w dwóch językach i liczy, a kosztuje trzydzieści tysięcy. Zmartwił się Masztalski, bo chciał prezent dziecku zrobić, ale nie za taką sumę. Nagle dostrzega zabiedzoną papugę z prawie łysym łbem i pyta z nadzieją: -Ata? - A ta kosztuje pięćdziesiąt tysięcy - odpowiada handlarz. - Pięćdziesiąt tysięcy? - dziwi się Masztalski. - A co ta umie? - Ta nic nie umie, ale te dwie mówią do niej „szefie"... - Dzielnicowy! - skrzeczy papuga. - Co? - Ty gupieloku zasmarkany! Dzielnicowy szaleje ze złości... Papuga Ecika, wciąż siedzą ca w oknie, kpi z niego publicznie/Idzie ulicą, a ona znowu: - Dzielnicowy! - Co? 42 - Ty gupieloku zasmarkany! -Dzielnicowy nie wytrzymał! Poszedł do Ecika i powiedział mu, że jeśli papugi nie uspokoi, to ją obedrze ze skóry. Następnego dnia dzielnicowy znowu przechodzi koło okien Ecika. - Dzielnicowy! - skrzeczy papuga. - Co? - zaciska pięści dzielnicowy. - Ty wiesz co! - odzywa się wyraźnie rozbawiona papuga. W sklepie zoologicznym klientka kupuje papugę. Wybiera piękny okaz ary, która do nóg ma przywiązane dwie wstążeczki: czerwoną i niebieską. - Po co te wstążeczki? - pyta klientka. - Ona zna dwa języki i jak się pociągnie za wstążeczkę niebieską, to mówi po niemiecku, a jak za czerwoną, to po angielsku. - A jak się pociągnie za dwie? W tym momencie odzywa się papuga: - To spadnę z drążka, ty stara idiotko! Maształscy wyjechali na dwa tygodnie. W domu została papuga, która umie powiedzieć tylko dwa słowa: Kto tam? Pewnego dnia puka ktoś do drzwi. - Eto tam? - pyta papuga. To ja, hydraulik. Przyszedłem naprawić kran. Za drzwiami cisza. Hydraulik znów puka i słyszy: - Kto tam? - To ja, hydraulik. Przyszedłem naprawić kran. - Kto tam? - powtarza papuga. - To ja, hydraulik... Państwo Maształscy wracają po dwóch tygodniach. Na wycieraczce leży jakiś człowiek, a zza drzwi słychać pukanie. - Kto tam? - pyta zmęczonym głosem człowiek. 43 Zza drzwi słychać głos: - To ja, hydraulik. Przyszedłem naprawić kran... Papuga Masztalskiego miała straszny pociąg do wódki. Piła jak tęgi chłop! Masztalski już nie mógł wytrzymać i razu pewnego przed wyjazdem na delegację postanowił ją przećwiczyć. - Tu na stole - mówi do papugi - stawiam pół litra. Jak to tkniesz, to ci wszystkie pióra wyskubię! Godom ci, to nie są żarty! , 44 Po trzech dniach Masztalski wraca do domu i widzi: firanki pozrywane, obrus na podłodze, butelka pusta, a papuga zatacza się na stole i wyrywając sobie pióra mówi: - A na pierona mi te pióra... _ • . ¦ NA LUDOŻERCÓW Zaprzyjaźniony misjonarz spotyka ludożerców, którzy wraz z grupą Europejczyków idą na wojnę. - Co to? - mówi. - Sprowadziliście sobie białych doradców? - Nie - odpowiada jeden z ludożerców - to zapas żywności. Rosjanin, Niemiec i Polak złapani zostali przez ludożerców. Ich król Wielka Żarłoczność staje przed jeńcami i pyta pierwszego: - Skąd jesteś? - Że Związku Radzieckiego... - No, no - cieszy się Wielka Żarłoczność - będzie z ciebie znakomity gulasz. Do kotła z nim!... A ty skąd jesteś? - pyta drugiego. - Ja jestem z Niemieckiej Republiki Demokratycznej... - No, no - cieszy się Wielka Żarłoczność - będą z ciebie pyszne kotlety... Brać go i posiekać!... A ty skąd jesteś? -pyta trzeciego. - Jo jest z Polski! - odpowiada dumnie Masztalski. - Z Polski? - król ludożerców szpera przez chwilę w pamięci. - Czy to jest ten kraj, w którym mięso sprzedają na kartki? i 45 - Toć, to jest ten kraj. - Nie martw się, chłopie! - klepie go po plecach Wielka Żarłoczność. - Za chwilę najesz się z nami do syta. - Ludożercy szykują śniadanie dla króla. Zamierzają uwarzyć piękną blondynkę. Nagle przybiega sługa pałacowy Masztalski i woła od progu: - Kucharze! Nasz pan, Wielka Żarłoczność, chce, coby śniodanie dać mu do łóżka na surowo!... Ludożercy gotują Masztalskiego w kotle. Co chwilę z kipiącego rosołu wynurza się głowa Masztalskiego, a stojący przy kotle kucharz raz po raz uderza w nią z całej siły chochlą. - Czemu tak bijesz tego człowieka? - sroży się, zbliżając do kotła, król ludożerców. - A bo królu - mówi rozwścieczony kucharz - jeszcze chwila, a on mi cały makaron wyżre... Ojciec ludożerca spaceruje z synem nad brzegiem rzeki. Mija ich jakaś kobieta. - Taka chudzinka ¦¦- mówi syn do ojca. - Może ją zjemy? - Coś ty, same kości... Po chwili widzą prawdziwą seksbombę i syn znów zwraca się do ojca: - Może tę zjemy? A na tó ojciec: - Coś ty! Tę zabierzemy, a mamę zjemy... Ludożercy złapali trzech białych uczestników pewnej ekspedycji naukowej. 4o - Tych dwóch tłustych posiekać na kotlety - mówi król - a z tego trzeciego chudego ściągniemy skórę. Dobra będzie na bębenek. Masztalski, bo to on był tym trzecim, wyciągnął nóż zza pasa jednego z ludożerców i przecinając sobie nim skórę na piersiach oraz brzuchu, wrzasnął: - Psinco będziecie mieli, a nie skórę na bębenek! Po kolejnej katastrofie statku Masztalski znów ledwo żywy dopływa do jakiejś wyspy. Nad brzegiem oceanu siedzi tubylec i patrzy na niego z uśmiechem. - Panoczku, są tu ludożercy? - pyta Masztalski. -r Nie - odpowiada tamten - wczoraj zjadłem ostatniego. Król ludożerców płynie statkiem do Europy. Przed pierwszym posiłkiem podchodzi do niego kelner i pyta: - Co panu podać? - Listę pasażerów... Król ludożerców kończy wizytę na kontynencie europejskim i przed wyjazdem spotyka $ię z dziennikarzami. - Co pan sądzi o naszym jedzeniu? - pyta jeden z nich. - Jedzenie to tu macie naprawdę nieludzkie. NA UCZNIÓW I NAUCZYCIELI - Nazywam się Kowalski - przedstawia. się nauczyciel uczniom. - A wy? - A my nie! Nauczyciel kazał Jasiowi napisać 100 razy: „Nie będę mówił 4y» do nauczyciela". Na drugi dzień Jasio przyniósł zeszyt, w którym to zdanie było napisane 200 razy. - Dlaczego napisałeś 200 razy? Kazałem tylko 100! - pyta nauczyciel. - Żeby ci zrobić przyjemność - odpowiada Jasio. W poniedziałek na pierwszej lekcji Jasio szepcze do Fran- cika: '- Która,godzina? - Dwadzieścia po ósmej. - Do licha! Ale ten tydzień się wlecze. Nauczycielka pyta: - Kochane dzieci, ile mucha ma nóg? Wstaje Karłik: - A pani to nie ma większych zmartwień? - Synku, poprawisz kiedyś tę dwójkę z matematyki? - Nie mogę, mamo, bo nauczyciel nie wypuszcza dziennika z rąk. - Hallo! Panie dyrektorze, mój syn nie może przviśó do Szkoły. - A kto mówi? -Tu mówi mój ojciec. Pani zwraca się do Jasia: - Wymień cztery zwierzęta afrykańskie. -"Słoń i trzy żyrafy.-Może być? 48 . Jasio wraca zapłakany ze szkoły. - Co się stało? - pyta ojciec. - Pan od rachunków mnie zbił! Ojciec zdenerwowany bierze Jasia za rękę i pędzi do szkoły, żeby wyjaśnić zajście. - Dlaczego pan zbił mego syna? Nauczyciel spojrzał na ojca, potem karcąco na Jasia i pyta: - A ile jest dwa razy dwa? ' Jasio wystraszony szarpie ojca za rękaw: - Tato, patrz, on znowu zaczyna... Nauczyciel pyta Zefliczka: . - Jaki to jest czas: ja się kąpię, ty się kąpiesz, on się kąpie? - Sobota wieczór, panie profesorze. Nauczyciel chciał zademonstrować dzieciom szkodliwe działanie alkoholu na organizmy żywe. Do jednej szklanki wlał wodę, do drugiej wódkę. Do obydwu wrzucił dżdżownice. Dżdżownica w alkoholu wyprężyła się i zdechła. - No więc, Huberciku - pyta nauczyciel - jaki z tego wniosek dla człowieka? Hubercik wyrecytował: -' Kto pije gorzoła, ten nie mo glizd. Jasio przychodzi po lekcjach do domu i mówi do mamy: - Nie będę już chodził do szkoły... - Dlaczego, synku? - Bo nauczyciel mówi i mówi. - A co mówi? -pyta mama. - Nie mówi, co mówi - odpowiada synek. 49 Jasio przychodzi do szkoły i pyta nauczyciela: - Czy można karać kogoś za to, czego nie zrobił? - Nie, Jasiu! - No to ja nie odrobiłem lekcji... Nauczyciel pyta ucznia: - Jakiego rodzaju jest krawiec? - To zależy - odpowiada uczeń czy damski. . ¦ ¦ czy to jest męski krawiec Wizytator przychodzi do klasy i pyta: - Jak się na2ywasz? - Bruce Lee! - A ty? - Bruce Lee! - A ty? - Bruce Lee! Wychodzi z klasy i idzie do wychowawcy: - Zgłupieli "czy co? Każdy z nich twierdzi, że nazywa się Bruce Leel.. - Niech im pan nie wierzy - odpowiada wychowawca - to ja jestem Bruce Lee. NA PANNY I KAWALERÓW Dziewczyna szepcze czule swemu chłopakowi do ucha: - Wiesz, jest pięć takich miejsc, gdzie chciałabym, abyś rnnie całował. - Gdzie? - pyta jeszcze czulej chłopak. - Paryż', Hawaje, Wenecja, Hollywood, Wyspy Kanaryjskie. Córka Masztalskiego późno wróciła do domu. Ojciec przygląda się jej bacznie i mówi srogo: - Na prawej pończosze puściło ci oczko. - To się często zdarza, tatusiu. - Tak - na to Masztalski - ale kiedy wychodziłaś, to miałaś je ną lewej pończosze, ¦ Pasą juhasi owce na hali. Po drugiej stronie potoku przechadza się Maryśka. - Maryś! A przyjdź tu do nos! - wołają. - A nie przyjdę, bo mi krzywdę zrobicie! - A dyć nie zrobimy! - To po co mam przyjść! W W szkole pani kazała dzieciom narysować swoich rodziców. Po pewnym czasie podchodzi do Francika Masztal-skiegoipyta: - Czemu twój ojciec ma niebieskie wjosy? - Bo nie móm łysej kredki... 50 Mama wysyła dwfe córki na wczasy do Zakopanego. Po raz pierwszy jadą same! - Pamiętajcie! Możecie się bawić, używać wszystkiego, ale najważniejsze, żebyście zachowywały się jak damy. Po tygodniu dziewczyny wysyłają kartkę: „Kochana mamusiu! Bawimy się, jak damy"... 51 Na prywatce chłopak mówi do dziewczyny: - Jesteś pierwszą, w której się zakochałem. - Co za pech! Znowu początkujący... Zeflik był pieronem nieśmiały. Truda już nie wiedziała, co zrobić i poszła po radę do koleżanek. - Zepsuj światło - radzą - schowaj zapałki i świece, zasłoń okna, bratu daj na kino, mamie każ iść do sąsiadów i zobaczysz. Zrobiła Truda, jak jej radziły. Spotykają się znów wszystkie i pytają Trudę: - I co? I co? - No zepsułach światło, schowałach zapałki i świece, za-słoniłach okna, bratu dalach na kino, matkę wyciepłach do sąsiadów... ' - I co? I co? - No, zabroł się zaroz za... naprawianie światła. Karlik idzie z Hanką po lesie i pyta: - Co byś powiedziała, jakbych ci chcioł wziąć cnotę? - Żeś się o pora roków spóźnił. t." i Józik szli przez las do spowiedzi. Po drodze zgrzeszyli. Przy konfesjonale jako druga spowiada się Kaśka i mówi, że zgrzeszyła zjózikiem dwa razy. - Jak to dwa razy? - burczy ksiądz. - Przecież Józek przed chwilą mówił, że tylko raz zgrzeszył! - Eee, bo on, proszę księdza, zapomniał, że będziemy wracać tą samą drogą. - Zefliczku, słyszolech, że tak bardzo kochasz Krysię, żeś rzucił dla niej papierosy? 52 - To prowda. - I gorzoły już nie pijesz? - To prowda. ¦ - I w karty nie grosz? - Też prowda. - A kiedy ślub? ¦- Ślub? Z takimi zaletami, bez nałogów, to terozki mogę sobie trzy razy lepszą dziołchę znaleźć. Ojciec mówi do syna: - Podobno przyjaźnisz się z Elą? - To prawda. A masz coś przeciwko temu? - Nie. Ja w twoim wieku też się z nią przyjaźniłem.- - Jesteście za młodzi - tłumaczy Zeflikowi i Trudzie urzędnik stanu cywilnego. - Zastanówcie się, czy rzeczywiście jesteście przygotowani do małżeństwa? - No toć! - odpowiada Truda. - Ojciec kupił już dwie skrzynki gorzały, momy zamówione piwo... - I wieprzka! - dodaje Zeflik. Dwie koleżanki rozmawiają o małżeństwie: - Ja wyjdę za mąż z miłości. A ty? - Jak nie znajdę nic lepszego, to też. - Byłeś u Zeflika na ślubie? - pyta Masztalski Ecika. -*¦ Nie, ślubu nie było i nie będzie. - - r. Czemu? - Bo pan młody przysłał pannie młodej zwolnienie lekarskie i ona bardzo się zeźliła. - To co, już mu chorować nie wolno? 53 ,». - Nie, tego nie powiedziołech. Ale on mioł na tym zwolnieniu podkreślone, że może chodzić. Przed urzędnikiem stanu cywilnego staje bardzo młoda, nowoczesna para. Oboje są w dżinsach i mają długie do ramion włosy. Urzędnik bierze wreszcie tacę z obrączkami i prosi: - Teraz niech jedno z was nałoży pannie młodej obrączkę... - Pieróna - strofuje Francik dziewczynę - czekom już na ciebie dwie godziny! Musisz nauczyć się przychodzić na czas. - Po ćo? Tyś się nauczył i co, gupieloku? Czekosz już dwie godziny. - "w" twoim wieku - mówi Masztalski do córy - jo pisoł pamiętniki. - Ździebko to staroświeckie - odpowiada Rozalka - jo sobie założyła kartoteka... Francik staje przed kioskiem „Ruchu", a za nim, długa kolejka: - Poproszą dziesięć prezerwatyw! - wrzeszczy. .- Nie krzyczcie tak - mówi szeptem kioskarka - przeca za wami pełno kobiet stoi. - Kobiet? - Franeik odwraca się. - A cześć, Truda... Jede-nóście proszą! NA RODZICÓW Na ulicy Masztalski wrzeszczy na chłopaka: - Doczkej, powiem twojej mamie, że rzucosz we mnie kamieniami! - - Czy nie lepiej byłoby powiedzieć o tym ojcu tego malca? - pyta przechodząca obok kobieta. - Głupoty godocie! Ojcem tego synka to jo jest. Spotyka się dwóch ojców. Jeden się chwali: - Wiesz ty, jak mój Zeflik fajnie kląć umie. - A wiela mu to jest? - Już cztery lata; -. Arzykać umie to już? - Coś ty, chłopie, głupi! Takie małe dziecko? Mały Zefliczek przychodzi do szkoły na trzecią lekcję i chlipie: - Zefliczku - pyta pani - co z tobą? Taki wzorowy uczeń i spóźniasz się na lekcje. - Bo, bo - chlipie Zeflik - musiołech iść z krową do byka... - Jak to? A tata by nie mógł? . - Mógłby -^ na to Zefliczek - ale byk to lepiej zrobi. Żelazkowa pyta Kopycinę: - Kaj robi twoja Hyjdla? - Moja loto i jest stewardesa. - Moja też loto - na to Żelazkowa - ale mówią na nią inaczej... op o( ^ op 'o/Et;, Maryjka, Masztalski i ich siedmioro dzieci jedzą kolację. Dzieci kruszą chleb, palcami rozmazują rriasło po stole, rzucają kawałkami kiełbasy, a Masztalski spokojnie zbiera to wszystko ze stołu, z podłogi i zjada. Przygląda się temu jego najstarszy syn i mówi do mamy: - Wiesz, mama, jak by my tak taty nie mieli, to by my sobie mogli świnia chować... - Nie mogę sie w domu uczyć - skarży się Alojzik. - A dlaczego to? - pyta nauczyciel. - Bo mama i tata cały czas się wadzą. - Twojego ojca znam, a kim jest twoja mama? - To właśnie o to się zawsze wadzą... Braciszek z siostrzyczką siedzą w dziecinnym pokoju. - Cicho. Zdaje się, że przyszli do nas goście. - Skąd wiesz? - pyta braciszek. - Bo mamą śmieje się z dowcipów taty. Masztalski uznał, że trzeba już poważnie porozmawiać z synem: - Tam ci takie różne rzeczy na podwórku godają, ale chce ci pedzieć, że dzieci przynosi bocian... - Mnie też przyniósł? - No toć! - Ojciec, ojciec! Mamuśka tako szykowno babeczka, a ty się z bocianami zadajesz,.. Mały Alojzik odrabia lekcje, a Masztalski czyta gazetę. '— Tatusiu, mnie bocian przyniósł, to wiem, a ciebie też bocian przyniósł? 56 - No toć. - A babcię i dziadka tez? - Też. Alojzik wpisał coś do zeszytu i pobiegł się bawić. Masztal-skiego zaciekawiło, co też syn za zadanie pisał, że zadawał takie pytania. Otwiera zeszyt i czyta: „Opisać stosunki panujące w rodzinie". „Od trzech pokoleń - nabazgrał Alojzik - żadnych stosunków w naszej rodzinie nie było". - Krysia! - wrzeszczy Żelazkowa z okna. - Co ty tam robisz w bramie? - Kochom się z Francikięm. - To dobrze, bo myślałach, że zaś kurzysz te papierosy... Po długim niewidzeniu się ciotka spotyka Marysię. - Co słychać, Marysiu? - Mamusia urodziła siostrzyczkę. - Alę przecież wasz tatuś jest już od trzech lat za granicą! - Tak, ale często pisze... Mały Karolek w żaden sposób nie chce zasnąć. - Może ja go spróbuję uśpić? - pyta żona męża. - Dobrze - odpowiada małżonek - ale najpierw, proszę cię, spróbuj z nim po dobroci..-. '- Tatusiu, jeden chłopiec powiedział, że ja tak samo wyglądam jak ty! , - A co ty na to? - Nic! - Dlaczego nic? - A, bo on jest silniejszy ode mnie! 57 Ojciec i syn sprzeczają się. - Ty niegodziwcze, gdybym ja sprawił tyle przykrości memu ojcu, to on by mnie chyba zabił. - E, co tam ojciec taty, jest też o kim mówić! - Co, co? O moim ojcu nie warto mówić? A ja ci powiadam, że twój ojciec w porównaniu z moim ojcem to skończone zero. - Tatusiu, pan profesor mówił wczoraj na lekcji biologii, że zwierzęta każdej zimy mają nowe futro. - Mów ciszej, smarkaczu, mamusia jest w sąsiednim pokoju. - Dowiedziałem się, synku, że kłamiesz. Pamiętaj, że zawsze trzeba mówić prawdę, choćbyś miał nawet za to cierpieć. - Dobrze tatusiu... Telefon dzwoni. Mam odebrać? - Tak, odbierz - prosi ojciec - ale jeśli to do mnie, to powiedz, że mnie nie ma. - Mamusiu, jezdem w ciąży. - Bój się Boga! Dwa miesiące przed maturą, a ty mówisz „jezdem"? - Jak tam córki? -- . - Ewa jest na drugim roku medycyny, a-Zocha nie musi się uczyć, bo jest ładna. i NA SZCZĘŚLIWYCH OJCÓW Masztalskiemu urodziły się trojaczki! Wszystkie trzy matki czują się dobrze... - Coś taki zdenerwowany? - Przed chwilą zostałem ojcem. - A to gratuluję. A jak się czuje małżonka? - Na Szczęście nic nie wie... - Masztalski, słyszałem, że urodził ci się syn! I co, podobny do ciebie? - Me. ¦'.-"¦ - A do żony? - Nie., ' - A do kogo? - Ą, co ci będę godoł. I tak go nie znosz... Masztalski po kieliszku, zadowolony biegnie do kliniki, żeby zobaczyć swego potomka. Widzi salę pełną noworodków, a nad drzwiami napis: „Geniusze". - Pokożcie mi tego mojego! - prosi siostrę. - A jak się pan nazywa? - Masztalski. - Tu na pewno takiego nie ma, niech pan idzie dalej. Idzie Masztalski dalej i widzi znów salę pełną noworodków i napis: „Dzieci normalne". - Kiery to mój? - pyta lekarza. - Nazywom się Masztalski. - Masztalski? MasztalskL.Tu nie ma takiego. Idź pan dalej. 59 /Spuścił Maształski z tonu, bo na drzwiach następnej sali ujrzał napis: „Dzieci niedorozwinięte". - Wiecie, no, takie nieszczęście... Powiedzcie mi, kiery to mój? - pyta pielęgniarkę ze spuszczoną głową. - Nazywom się Maształski. - Ale tu nie ma takiego! Na pewno nie ma. Idzie Maształski dalej, bo widzi, że jest jeszcze jedna sala. Podchodzi bliżej i czyta napis nad drzwiami: „Maształski". 60 NA MARKLOWICE, WACHOCK, RZYKI, PORAŹ IŻABNICC Wmieście leżącym koło Marklowic miejska rada narodowa zadecydowała, że nie będzie się wznosić większych budynków niż dziesięciopiętrowe. A wiecie dlaczego?... Bo z jedenastego piętra w tym mieście już widać Marklowice. W Porażu nikt już, niestety, nie ogląda telewizji. A wiecie dlaczego?... Bo sołtys kupił sobie zasłony. W szkole w Marklowicach szyby na czarno pomalowali. A to wtedy zrobili, jak się dowiedzieli, że sołtys wieczorową szkołę będzie kończył. W Wąchocku miał się odbyć pochód dziewic. Sołtys tak zadecydował, ale pochód się nie odbył. A wiecie dlaczego?... Bo jedna zachorowała, a druga powiedziała, że sama nie pójdzie. ¦ Sołtys z Wąchocka na podwórzu przed domem latarnię Sobie postawił. Wiecie dlaczego?... Żeby córka miała blisko do pracy. Wąchock jest jedynym miastem na świecie, w którym rozwiązano problem teściowych. A wiecie jak?... Po prostu chłopy się nie żenią. 61 Jak deszcz w Marklowicach pada, to wiecie, gdzie się koń chowa?... Chowa się pod dyszel. . ' . . Sołtys w Wąchocku orze pole na okrągło. A wiecie dlaczego?... Bo sobie konia z cyrku kupił. Sołtys w Marklowicach miał bardzo groźnego psa. Tak groźnego, wiecie, że jak ten pies zdechł, to jeszcze przez dwa ' dni łańcuch szczekał. A wiecie, że w Wąchocku ostatnio ludzie na pola z łukami wychodzą? Nie wiecie dlaczego?... Bo „Bizony" się pojawi- W Marklowicach otwierają Pewex!... Sołtys zMarklowic znalazł dwadzieścia centów. A wiecie, że w Wąchocku jest bardzo świeże powietrze. Dlaczego?... Dlatego, że ludzie tam okien w domach nie otwierają i mieszkań nie wietrzą. W Marklowicach sołtys zarządził mobilizację. Wiecie dlaczego?... Bo jak szedł do karczmy, to znalazł chińskie pióro. W Rzykach jest bardzo wąska rzeka. Tak wąska, że jak dwie ryby obok siebie przepływają, to jedna musi na brzeg wychodzić... A jaki wartki prąd jest w tej rzece! Wiecie jaki?... Taki, że ryby na zakrętach wypadają. 62 W Marklowicach natomiast najdłuższy most mają na świecie! A wiecie, jak to się stało?... Zbudowali go wzdłuż rzeki. Po autostradzie w Marklowicach można jeździć na łysych oponach. A wiecie dlaczego?... Bo jezdnie są bieżnikowane. Marklowiczanie mają się czym pochwalić. Przez sam środek wsi przechodzi na przykład autostrada. Sami ją budowali! Miała to być droga wiejska, ale sołtys wymyślił, żeby z dwóch stron zacząć. Budowali, budowali... ale się odrobinę rozminęli... Po tej autostradzie w Marklowicach jeżdżą dziwne autobusy, jak w żadnej innej miejscowości. Są takie szerokie jak jezdnia. Jednomyślnie zadecydowało o tym zebranie wiejskie: wszyscy się wypowiedzieli, że chcą jechać koło kie rowcy. W Porażu pochód pierwszomajowy jeszcze chodzi. A wiecie dlaczego?... Na rondo trafili... Co leci w kinie w Rzykach? Wiecie?... Leci tynk ze ściany. Przed domem sołtysa w Żabnicy jest metrowa dziura. Po co ją sołtys wykopał?... Bo chciał sobie zdjęcie do połowy zrobić! Ale straszne, bo obok tej dziury wykopał jeszcze sześć! Wiecie dlaczego?... Bo kazali mu jeszcze sześć odbitek donieść! 63 A W Marklowicach przed kościołem dużą dziurę wykopano... Bo sznur dzwonnicy był za długi. A teraz to wszyscy do kościoła na msze w kaskach przychodzą. Wiecie dlaczego?... Bo sznur się urwał i kościelny bije dżą. Wiecie dlaczego w dzwon... kamieniami. W kościele w Marklowicach dziwne rzeczy się dzieją. Podczas kazania na przykład wszyscy leżą na posadzce. Wiecie dlaczego?,.. Dlatego, że proboszcz ma bardzo niski głos. A w Żabnicy to ludzie godzinami plackiem na chodnikach potrafią leżeć. Wiecie dlaczego?... Płyt słuchają... W Marklowicach i Wąchocku za to zawsze mają ludzie świeże gazety. Wiecie dlaczego?... Bo jak im się uda kupić, to potem długi czas w lodówce je przechowują. W Wąchocku to nawet ostatnio z zegarami coś się dzieje. Wiecie co?... Inaczej biją: bim-ber-bim-ber... Sołtys z Żabnicy o mało co, a byłby się ostatnio utopił... Niedopałek wrzucił do rzeki i chciał go przydeptać, bo lubi porządek. Jak jest zabawa w Wąchocku, to ludzie na bosaka tańczą. A wiecie dlaczego?... Bo oni muzyki z drugiej wsi słuchają. Mieszkańcy Marklowic ustanowili kilka rekordów nie do pobicia. Ostatnio wyhodowali tam dziesięciometrową świ- 64 nię. A wiecie jak?.. Ano, przykleili jej zadek do ściany butaprenem, a potem codziennie odsuwali koryto o pięć centymetrów. . i W Marklowicach pszenicę mieli latoś bardzo niską. Wiecie jak niską?... Tak niską, że kiedy wróbel chciał jej spróbować, to musiał klękać W Marklowicach- ludzie pomalowali wszystkie domy ni biało. Bo dowiedzieli się, co powiedział prezydent US/: Żadna bomba nie uderzy w Biały Dom. W Wąchocku są tylko okrągłe domy. A wiecie dlaczego?.. Bo Cyganka przepowiedziała sołtysowi, że kiedyś za rq giem dostanie po gębie... Wiecie, dlaczego Leoncio popełnił samobójstwo... Bo si dowiedział, że Isaura pochodzi z Marklowic. W Marklowicach występują różne dziwne zjawiska. Ostań nio na przykład taka gęsta mgła tam była, że sołtyso\n|i kobyłę udusiło. . - ¦ Wiecie, jaki duży jest Wachock? Taki, że jak na przystank-ludzie wysiadają z autobusu, to tylko środkowymi drzwiaf mi. Przednie i tylne drzwi są już za wsią. .65 W A wiecie, że w Marklowicach ludzie leżą do góry tyłkami? - pyta Masztalski. . V Wiem! - śmieje Się Ecik. - Coby te, co opowiadają kawa-(y o Marklowicach, mieli ich gdzie pocałować. W SKLEPIE Czy są czerstwe bułeczki? Są. A ile? kspedientka liczy, liczy i wreszcie mówi: 153. - To dobrze wam tak! Po co żeście tyle napiekli! rrzychodzi Masztalski do sklepu i mówi: Chciołech kupić telewizor. Bardzo mi przykro, ale to jest sklep dla młodych mal: eństw. thodzi Masztalski do drugiego sklepu: Chciołbych kupić telewizor. Bardzo mi przykro, ale to jest sklep dla górników, dzie zasępiony Masztalski dalej i wchodzi do trzeciego sjfdepu. Chciołech kupić telewizor. Proszę bardzo. Najtańsze są po 450 dolarów. Ć> pierona! Nawet nie zauważyłech, jak żech przekroczył :ranica. Mamą Jasia przychodzi do sklepu Warzywnego z pretensjami: 66 ?H^^Hf - Wczoraj posłałam syna po 5 kilogramów jabłek i za tyle pani zapłacił. A jak zważyłam jabłka w domu, to były 4 kilogramy! - A zważyła pani syna? - pyta ekspedientka. Wchodzi Masztalski do sklepu i nie zamyka drzwi. - Drzwi, Masztalski, w domu nie macie? - drze się sprzedawczyni. - Mom, i taką cholerę w domu jak wy też mom! W sklepie z kapeluszami klient od godziny przymierza różne nakrycia głowy i w końcu mówi do sprzedawcy: - Ten kapelusz najbardziej mi odpowiada. - Możliwe, bo to jest ten, w którym pan przyszedł. - Jak tam nowa kierowniczka sklepu? - Niczego sobie. - A nasza wszystko sobie..." Dziewczynka mówi w sklepie do mamy: - Mamusiu, kup mi tę wielką śpiącą lalę! * - Cicho dziecko! - karci córkę mamusia - to nie lala, to sprzedawczyni... - Proszę pani, prawy but jest za ciasny! - To głupstwo. Wyjdzie pani na deszcz, skóra namoknie i rozciągnie się. - Proszę pani, lewy but jest za duży! - Drobiazg. Jak skóra przemoknie, to skurczy się i będzie jak ulał. 6/ Babcia prosi w sklepie o herbatę. - A jaką wam dać, babciu: chińską, rosyjską, angielską, indyjską? - Frelko! - mówi trzęsącym się głosem babcia. - "Wy mnie do polityki nie mieszajcie! Dajcie mi paczkę kawy zbożowej. - Czy jest dzisiejszy chleb? - Jest tylko wczorajszy. - A kiedy będzie dzisiejszy? -j Dzisiejszy będzie jutro... Masztalski chciał kupić żonie prezent. - Mecie, pani, figi bawełniane, piątki? - Nie ma, są tylko reformy. -' Pierona kandego! Jeszcze nie weszła w życie, a już ją sprzedają. Przychodzi synek do sklepu rzeźniczego i pyta: - Macie mózg? - Nie mom - odpowiada rzeźnik. - I bez to macie taki głupi pysk! Masztalski kupił babie rajstopy na imieniny, ale na drugi dzień przychodzi do sklepu i chce je zwrócić: - Za małe są - mówi. - Stopy to wlazły, ale raj się nie mieści. 68 Masztalski kupił buty i na drugi dzień przychodzi z reklamacją: - Pani, te buty są tak niewygodne i źle zrobione, że nie da się w nich chodzić. - Niech pan nie narzeka, panie Masztalski - mówi kierowniczka. - Pan ma tylko jedną taką parę, a my mamy trzysta... -. Hallo! - Słucham, sklep obuwniczy. - O przepraszam, pomyliłem numer. - Nic nie szkodzi! Niech pan wpadnie, to wymienimy. WSADZIE Na rozprawie sędzia mówi do oskarżonego: Pan ma wyższe studia humanistyczne i jest pan chyba rzlowiekiem wierzącym? Tak. Więc jak pan mógł tak boleśnie kopnąć poszkodowanego w brzuch? ' . Jestem niewinny, panie sędzio! Ja naprawdę nie chciałem kopnąć go w brzuch, tylko on tak szybko się odwrócił! Panie Masztalski, byliście karani? i Tak, panie sędzio, dziesięć lat temu. !i I potem wszystko było w porządku, już ani razu więcej? Ani razu. A coście w tym czasie robili? W areszcie żech siedzioł. Rozprawa w sądzie. Sędzię przesłuchuje oskarżonego: - Czy oskarżony wie, czym mogło się skończyć wyrzucenie teściowej z czwartego piętra? - Tak jest, wysoki sądzie. Mogła spaść komuś na głowę. - Teściowa twierdzi, że oskarżony podał jej truciznę. - To kłamstwo! Jeśli wysoki sąd chce się o tym przekonać, to prószę zarządzić sekcję... Stoi baca przed sądem, oskarżony o zamordowanie sąsiada. - Czym zabiliście sąsiada? - pyta sędzia. - Gazetą. - A co było w tej gazecie? - Nie wiem, nie czytołem. Sędzia zwraca się do świadka:" - A więc świadek widział, jak oskarżeni bili się krzesłami. Dlaczego świadek nie próbował ich powstrzymać? - Nie było już wolnych krzeseł, proszę wysokiego sądu. - I niczego pani nie podejrzewała, kiedy oskarżony zaprowadził panią do ciemnego parku? - Podejrzewałam, ale nie przyszło mi do głowy, że może mi zerwać z ręki bransoletkę i uciec. - Oskarżony Masztalski uderzył sąsiada w głowę dwa razy, tak? / - Tak, wysoki sądzie. -- Sąsiad upadł i już się nie podniósł.:. -' Nie mioł prawa, wysoki sądzie. 70 - A więc ustalono, że oskarżony uderzył poszkodowanego dwa razy pięścią w głowę. Czy oskarżony chcę jeszcze coś dodać? • - Nie, wysoki sądzie. Myślę, że to mu wystarczy. - Ma pan do wyboru, panie Masztalski, dziesięć dni aresztu albo tysiąc złotych - zwraca się Sędzia do oskarżonego. - To jo sobie wezmę te tysiąc złotych - decyduje oskarżony- ¦ , - Może nam pani coś powiedzieć o tym mężczyźnie, który napastował panią w parku? - pyta Żelozkową sędzia. - Zalatywało od niego alkoholem. | - A jakieś bliższe szczegóły? I - To był jarzębiak, wysoki sądzie. I Ecik jako świadek czeka na wezwanie do sali sądowej. Wychodzi woźny i woła: - Powódka! - Ty - podbiega do niego Ecik - jak idziesz po wódka, to weź mi też pół litra. .-. • . WWIEZIENIU Masztalski 10 lat siedział w więzieniu. Zbiera się właśnie do wyjścia na wolność, kiedy strażnik przynosi mu list od żony. Masztalski z uśmiechem otwiera list i czytar Jak będziesz szoł do dom,-to kup chleb, masło i trzy kilogramy ziemnioków. Twoja Maryjka" i - Miałem piękny dom, samochód, daczę nad jeziorem... - To już niczego ci nie brakowało - stwierdza współwię-zień. . ¦ ¦ ; - Oj brakowało, brakowało... - Czego? - Rachunków. Dwóch kolegów znalazło się w jednej celi. - Na ile cię skazali? - Na 10 lat. - Mnie na 15. Zajmij więc łóżko przy drzwiach, bo prędzej wychodzisz. - Ile dostałeś? - pyta więzień więźnia. - 25 lat. -,Zaco? - Za kurę. - Jak to za kurę? ¦ - Miałem teściową, wiesz, i kura ją wygrzebała w ogrodzie. ; co, mosz ten pilnik, który włożyłach ci do tortu? - pyta yjka podczas widzenia z Masztalskim. |[a, mom, jutro biorą mnie na operację. Pewna dama zwiedza więzienie, - Czy będzie pan szczęśliwy, gdy odsiedzi pan wyrok? -pyta jednego z więźniów. - Nie wiem, proszę pani, jestem skazany na dożywocie. - Jak to się stało, że więzień Masztalski zbiegł? - pyta naczelnik. - On miał klucz - mówi strażnik. - Komu go ukradł? - On go nie ukradł, tylko uczciwie wygrał ze mną w karty... W celi spotykają się dwaj kumple. - Człowieku, taki byłeś ostrożny i wpadłeś? - Miałem pecha. Nauczycielka mojego syna kazała napisać dzieciom zadanie: Jak pracuje mó[ tatuś". - Gdzie pan pracuje? - pyta sąsiadka Masztalskiegó. - Jest żech naczelnikiem więzienia. - A to bardzo interesujące. Zaczął pan chyba od prostego więźnia? - Macie widzenie! - mówi strażnik więzienny do Masztalskiegó. - Żona przyszła was odwiedzić. - Święci pańscy!... Powiedzcie jej, że mnie nie ma... W SZPITALU Lekarz pyta pielęgniarkę: - Jak czuje się pacjent spod ósemki? - Lepiej. Dziś rano zaczął mówić. - No i co powiedział? - Powiedział, że czuje się znacznie gorzej... Ordynator przychodzi rano na oddział i pyta pielęgniarkę: - Ile było w nocy zgonów? "1, - Cztery - odpowiada pielęgniarka. - Ja przecież pięciu pacjentom zaordynowałem leki! -. Tak, ale jeden za żadne skarby nie chciał ich zażyć. Lekarz, do którego przyszła baba, każe pielęgniarce zrobić jej zdjęcie rentgenowskie. Pielęgniarka ustawia babę, a ta protestuje: - Chciałabym z profilu, bo lepiej wychodzę! - Panie profesorze, to moja dziesiąta operacja ślepej kiszki. - Odwagi, kiedyś na pewno się uda. Lekarz instruuje pacjenta: - Dziś przed snem połknie pan dwie tabletki, a jutro, jeśli się pan obudzi, dwie następne... - Panie doktorze! Czy taka operacja jest niebezpieczna? - O tak! Na pięć udaje się tylko jedna. - Ojej! - Niech się pan nie boi. Czterej pańscy poprzednicy są już w grobie. Do profesora przed operacją przychodzi asystent i mówi: - Wszystko już przygotowane, nie ma tylko pacjenta. ¦'- Nic nić szkodzi, zaczniemy bez niego... W środku nocy pielęgniarka budzi pacjenta. - Co się stało? - pyta zaspany chory. - Zapomniał pan wziąć proszki na sen! - 74 Chirurg rozpoczyna dzień: - Siostro, jakie tam dzisiaj mamy przypadki? - Dwa lekkie: facet po katastrofie samochodowej oraz facet po samobójczym skoku z dachu... . - A ciężkie są? - Tak, jeden mąż, który odmówił zmywania naczyń... Masztalski w szpitalu do pielęgniarki: - Ale niedobre to lekarstwo, ohyda! - Jakie lekarstwo? To obiad! W RESTAURACJI - Co wolisz, koniak czy szampan? 1 - Hm, to zależy kto będzie regulował rachunek. I Gość w restauracji, oganiając się przed muchami: J - Kelner! Daj tym muchom coś zjeść na mój rachunek! J - Pan zapomniał zapłacić! - Niech się pan nie dziwi, przecież piłem po to, żebf o wszystkim zapomnieć. Masztalski i Ecik bardzo głośno mieszają herbatę. Wszyscy na nich patrzą: Dostrzega to Ecik i lekko speszony mówi do Masztalskiego: - Ty, Masztalski! Chyba nie w ta strona mieszomy... 75 I: Do restauracji wchodzi Masztalski, a za nim pies, kot i dwie kury. Masztalski w jednym ręku trzyma klatkę z papugą, a w drugim akwarium. - Panie kelner! - woła. - Dejcie temu wszystkiemu coś zjeść!... Żona wyjechała na wczasy. - Jestem zmuszony jadać w tym podłym lokalu, bo moja żona w ogóle nie chce gotować. - To jest pan szczęśliwym człowiekiem! Ja tu jadam tylko dlatego, że moja uparła się, że będzie sama gotować. 76 Z najdroższego i najbardziej eleganckiego lokalu wypada wyrzucony przez kelnerów Francik Kichol. Jakiś przechodzień pomaga mu wstać mówiąc: - Jak oni tak mogą? Zobaczy pan, Bóg ich ukarze! - Już ich ukaroł - odzywa się Francik, wyjmując spod marynarki dwie srebrne łyżki. Przychodzi nowobogacki do restauracji i mówi do kelnera: - Chciałbym zjeść coś ekstra, cena obojętna. - To może kawior, - Co to takiego? - Jajka jesiotra. - A to poproszę dwa na twardo... W małej knajpce na południu Włoch gość zamawia pieczonego gołębia. Po chwili woła kelnera: - Panie, czy ten gołąb był młody? i - Oczywiście. i - A do szkoły pan chodził? I - Oczywiście. ' f To powiedz pan, co znaczy ta kartka uwiązana do nóżki: „Idę z odsieczą - Garibaldi"? Kelner przynosi gościowi zamówioną zupę grzybową i prosi o uregulowanie rachunku z góry. '/. góry? A cóż to za obyczaje? - woła wzburzony gość. -Niech pan poprosi kierownika. To niemożliwe, proszę pana. On już tę zupę zjadł... (>.y pan szanowny życzy sobie piwo jasne czy ciemne? (iicmne. Mam żałobę. r - Przecież to jeden wielki skandal, a nie restauracja! Poproszę kierownika sali! • - Kierownik wyszedi. - Gdzie znowu wyszedł? - Jak to gdzie? Na obiad do domu. naszą restaurację. _ Przykro mi, ale ja nie mam wrogów. - Panie starszy! - woła Masztalski. - Poproszę setkę i śledzika. ¦ -'• Nie ma śledzika. -. No to niech już będą dwie setki. Do prowincjonalnej restauracji ma zostać przyjęty szef kuchni. - Co szef kuchni będzie u naś robił? - zastanawia się kelnerka. - Będzie wymyślał codziennie inną nazwę dla zupy kartoflanej - odpowiada jej koleżanka. pik siada przy stoliku i woła do kelnera: ~! Setka, bo się zacznie!-Kelner przyniósł, Ęćik wypił i powtarza: - Setka, bo się zacznie! Kelner przyniósł, Ecik wypił i krzyczy: -• Setka, bo się zacznie! Kelner przynosi rachunek: — Proszę zapłacić! - rzuca zdecydowanie. - No, godołech! Już się zaczęło... W restauracji gość rozgląda się za wolnym miejscem. Dostrzega, że w kącie sali przy dwuosobowym stoliku siedzi samotny mężczyzna. Podchodzi więc i zagaduje: Czy to miejsce jest wolne? Masztalski, bo on to był, podnosi obrus, wsadza głowę pod stół i pyta: - Francik, będziesz jeszcze siedzioł? Ecik, Francik Kichol i Masztalski wychodzą z restauracji. Francik zatrzymuje się jeszcze przy bufecie i prosi o trzy setki. Wypijają i nagle Francik pada jak ścięty na podłogę. Masztalski patrzy na leżącego i mówi: - Wiesz, Eciczku, u Francika to mi się nojbardziej podoba, że on zawżdy wie, kiedy będzie mioł dość. Masztalski i Zyguś Materzok zakończyli biesiadę w restau- rai :ji, włożyli płaszcze i wyszli. Coś ty! Jużeś* ćoikiem zgłupioł - karci Zyguś Masztalskiego. (>.amu dołeś szatniarzowi aże sto złotych? A czyś ty widzioł, jaki on mi doł płaszcz? NA KELNERÓW. ' . • 'I wiciowa strofuje Masztalskiego: Wiesz, ty pieronie, jak się nazywa taki, kieiy cołki dzi siedzi w knajpie? . ¦ Wiem. . - No, jak? - Kelner. - Panie kelner, ta szklanka jest brudna. - Coś podobnego! Pięciu gości z niej piło i żaden tego nie stwierdził. Gość w restauracji je gulasz i nagle znajduje w nim kolczyk. Woła kelnera: - Panie, zęby mogłem sobie na tym połamać! - Ale czy pain wie, jaka to będzie niespodzianka dla szefowej kuchni? Już zwątpiła, że go znajdzie, ja też! Mija właśnie trzeci tydzień, jakgo zgubiła. - Panie kelner - pyta Masztalski - po czamu ta pieczeń, coch ją przed chwilą zjodl, nazywa się w karcie „pieczeń poturecku"? - Bo psu było Abdul. - Panie" starszy - zwraca się gość do kelnera. - Miesiąc temu jadłem tu doskonałą pieczeń wołową. Proszą mi podać taką samą. - Chwileczkę, proszę zaczekać - odpowiada kelner - zapytam w kuchni, czy jeszcze jej trochę zostało. - Panie kelner, czy ja dożyję chwili, kiedy pan mi wreszcie poda ten bigos? - Ależ oczywiście! Przecież pan jest jeszcze w kwiecie wieku. . 80 Inspektorzy PIH-u przybywają do restauracji. - Czy u was w ogóle nie zmienia się obrusów? - pytają kelnerkę. - Trudno mi powiedzieć. Pracuję tu dopiero cztery miesiące, i - Panie kelner! Jadłem już lepsze kotlety. - U nas? To niemożliwe! - Kelner!... W zupie jest zdechła mucha. -Doprawdy bardzo mi przykro. Dałbym sobie głj)wę uciąć, że kiedy wychodziłem z kuchni, była jeszcze ży\j/a. - Kelner!... W tym jajku jest kurczak! - Chwileczkę, już dopisuję do rachunku. Masztalski do kelnera: - Musicie to przytrzymywać palcem mój befsztyk? - Tak, bo nie mam ochoty schylać się po niego p trzeci Masztalski przychodzi do restauracji, i prosi kelnera: - Dejcie mi to, co je ten chłop pod ścianą. Za chwilę kelner wraca z podbitym okiem: - Niestety, ten facet nie chce mi tego dać... Masztalski zamawia w restauracji setkę z zakąską i kelnerowi pięć tysięcy złotych. - Reszta dla pana! - mówi. raz daje 81 r cip chowa pieniądze do kieszeni mnioł, kto tu jest panem' - Piniekelnerljużpi^yrazzamawiamtenbefsztyk! -Cjeszę się, że panu tak smakuje. Maitalski zachwycony, * obsługuje go ładna kelnerka, . -Ł już mom, ale miało być jeszcze życzliwe słówko! Kelnerka szepcze mu do ucha: -N^ch pan tego lepie) me je... niegt — i\a - Ps - N nieć razy go R? wołałam, a on nie przychodzi. Co z k nieć razy go w Rośnie?-martwi się matka. ner-odpowiada ojciec. El »,sMe włosy zaczynają siwieć, ¦| dziwnego, przy pana tempie strzyżenia! - Pan już chyba u nas był? - zapytuje fryzjer klienta. -Nie, to ucho straciłem na wojnie. 82 Podczas strzyżenia Masztalski zauważa psa, który z wielką uwagą śledzi każdy ruch fryzjera. j - To pana pies? - pyta Masztalski. / - Nie. . ' \ - A co on tak na pana patrzy? i - Wie pan, bo jak wczoraj odciąłem ucho klientowi, \k on je zjadł... i ma- Masztalski dorabiał po szychcie jako fryzjer. Raz przychodzi do niego znajomy sztygar i prosi o golenie. Masztalski ruje mu twarz kremem i pluje na pędzel. - Masztalski, co wy robicie? - złości się klient. - Nie ciepcie się, panie sztygar, bo i tak żech specjalnie wos potraktowoł. Innym plują prosto na pysk. j Masztalski zwierza się fryzjerowi, że ma zamiar wyj\ za granicę, ale wciąż jeszcze myśli, jak to zrobić, żeby tanio... jchać było - Jedźcie do Włoch - radzi fryzjer. - Bierzecie karton ktemu „Nivea" i sprzedajecie tam za ciężkie liry, Starczy na pewno, coby zobaczyć Wenecję i pojechać na Riwierę. Tam wypoczniecie. Pogoda mocie murowano, a na słowo „Po-lak", każda dziołcha z wami pójdzie. Lirów starczy m arn i na Rzym, a w Rzymie być i papieża nie widzieć! P pjeż każdego Poloka przyjmuje i obdarowuje różnymi pr zen-lami... . Dał się przekonać Masztalski i pojechał. Kremu nie sprzedał, bo mu go celnicy zabrali, więc za swoje liry udał się na Riwierę, a tam deszcz lał cały czas, natomiast dziewczyny omijały go z daleka^ Kilka razy próbował się do nich zbliżyć, ale dostał po gębie. Cóż było robić! Autostopem dotarł do Rzymu, ale jak powiedział jednemu z gwardii papieskiej, że chce porozmawiać z papieżem, to tamten go 83 Popędzili koniec Wściekły wrócił do kraju i któregoś dnik znowu poszedł do fryzjera. - I^o i jak było? - pyta fryzjer. - Mieliście rację. Było pięknie. - Akrem? - Sbrzedołech. - A Riwiera? - Słońce grzało jak pieron, a opfedzić. ! Nie mogłech się ^ffii pogodać, * Ufa ^ papie. szepnął mi na ucho. - L'co powiedzioł? - 41e to tako moja osobisto sprawa. - dowiedzcie - prosi fryzjer. - No, nie za bardzo mogę. - Pbwiedzcie proszę. , . _ . >Jl ¦ Dip? narhvlii nil się 2S W Niekniewaj się, ale swoją fryzurą wstyd mi przynosisz ... NA PRZEPOWIADAJĄCYCH POGODĘ ^-•»¦-*¦-*' zacięło. Wioska indiańska w ^neryce. Przychodzą Apacze do swe-go szamana i pytają: 84 Szamanie, jaka będzie w tym roku zima? Bardzo ostra, bardzo ostra! Apacze zaczęli zbierać chrust, ale zima była ciepła i łagodna. Następnej jesieni pytają Apacze szamana: Szamanie, jaka będzie zima w tym roku? ;' Bardzo ostra, oj, bardzo ostra! Znowu nazbierali górę chrustu, a zima i tym razem była icpła i łagodna. Przychodzą więc wściekli do szamana: Jaka będzie zima w tym roku? Dajemy ci całą noc na ¦ KJpowiedź. Jak nas znów oszukasz, to cię oskalpujemy. W nocy szaman wymknął się do instytutu meteorológi-* /.nego i pyta synoptyków: Panowie, jaka będzie zima w tym roku? Oj ostra, bardzo ostra! - odpowiadają mu synoptycy. Skąd wiecie? - pyta szaman. Apacze już od dwóch lat chrust zbierają! NA LISTONOSZY l 'rzychodzi chłop do lekarza i skarży się na różne dolegliwości. Lekarz zbadał go i powiada: Musi pan zażywać więcej ruchu, więcej spacerów. Kilka razy w tygodniu przydałby się panu nawet długi marsz. A kiedy to mam chodzić - pyta pacjent - przed pracą czy po? ' ".'¦" ';' ¦ A kim pan jest z zawodu? Listonoszem. Masztalski spotyka listonosza, który aż ugina się pod ciężarem torby. i , __ IlUliilDIlH <\ tli*' lillIHIliM"!1! llll Inni ii mv" 1. • II 1 iH I1 / lit' liwi. V 'l i p i 11 i i U> /ii* /*¦ nui! 1 - Ciężką mocie pracę - zagaduje. - No, ciężką. - A jak tak mocie list na to nowe osiedle za miastem, to idziecie? - "No przecież. - A jak tak mocie łist na dziesiąte piętro w tych nowych wieżowcach, to też idziecie? - No przecież. - Ą jak tak winda jest nieczynna, to też idziecie? - No przecież. - A nie możecie tego bez poczta wysłać? 86 Ecik łowi ryby obok nieznajomego wędkarza. Ecikowi ryba nie bierze, a tamten co chwilę coś wyciąga. - Jak ty to robisz? - pyta Ecik. - Wędkarz musi wierzyć w przesądy. Nie wyjdę na ryby, jeśli nie klepnę żony w tyłek. - To pilnuj mi tu wszystkiego - rzucił Ecik i pognał do domu. . Drzwi były otwarte, a żona na klęczkach wycierała podłogę. Ecik zaszedł ją po cichu i zdrowo klepnął w tyłek. - Panie listonosz, co tak prędko dzisiok? - spytała Eciko-wa, nawet się nie odwracając. NA URZĘDNIKÓW - Co to za zagadka? Czterech w pokoju, a jeden pracuje! - Trzech urzędników kawę pije, a wentylator pracuje. Ecik spotyka Masztalskiego: - Kaj terozki robisz? - W urzędzie. - A co robisz? - Nic. , - To mosz pierwszorzędne zajęcie! - No toć, ale jako konkurencja! Kierownik działu do pracownika: - To skandal! Pan śpi w godzinach pracy! Zwalniam pana od pierwszego! - Dobrze, panie kierowniku, ale to jeszcze nie powód, żeby mnie budzić dwudziestego piątego. 87 Lokator z poddasza dzwoni do swojej administracji: - Hallo, już piąty raz interweniuję! Długo tak jeszcze ma mi zalewać mieszkanie! - Proszę dzwonić pod numer 27-115. - To numer waszego dyrektora? - Nie, instytutu meteorologii. .- Panie Masztalski, ma pan upomnienie, bo śpi pan w godzinach urzędowania. - Tak, kierowniku, ale śnią mi się tylko sprawy służbowe. Starszy urzędnik zwraca się do nowej koleżanki: - Pani to w pracy nie zastąpi żadna maszyna. - Czyżby? Dlaczego pan tak myśli? - Bo jeszcze na świecie nie wynaleziono takiej maszyny, która by nic nie robiła. - Czy rozpatrzyliście już moje podanie? Urzędnik przez godzinę szuka podania petenta i wreszcie wzruszając ramionami stwierdza: - Pańskiego podania nie ma. A kiedy pan je składał? - No, może jakieś pięć lat temu. - No, to mów pan tak od razu. Pani Stasiu! Niech mi pani poda teczkę „bardzo pilne". Szef opowiada kiepski dowcip. Słuchający go podwładni pokładają się ze śmiechu, tylko jeden wciąż jest poważny; - A pan - zwraca się do niego szef - chyba nie rozumie tego kawału? - Owszem, rozumiem, ale pan chyba zapomniał, że kilka dni temu złożyłem wymówienie 88 . ' Urzędnik wyjeżdżając na delegację mówi do żony: - Gdybym musiał przedłużyć delegację o parę dni, wyślę ci list. . - Nie fatyguj się! Już go czytałam. Jest w lewej kieszeni twojej marynarki. - Panie Edziu! Niech pan zbierze te papiery i poukłada je według daty wpływu. Po kilku godzinach pan Edzio oznajmia kierownikowi: - Wszystko poukładałem. Co mam teraz z tym zrobić? - Niech pan zwiąże sznurkiem i wrzuci do kosza. - Panie kolego - strofuje szef referenta - zawsze przychodzi pan do biura później od innych! - Tak, szefie, ale za to wcześniej wychodzę. - A, to co innego... Wójt do wiejskiego policjanta: - Co to znaczy, że od kwartału nie wpłynęły do kasy żadne grzywny? Nikt nie kąpie się w miejscach zabronionych, nie chodzi po polach, nie kradnie owoców z drzewa? Cóż to za porządek! - Ale późno wraca dziś pan z biura - dziwi się sąsiad urzędnika. - A, bo zaspałem... - Chciałbym prosić pana dyrektora o urlop - kłania się, wygłaszając prośbę, urzędnik formalista. - A co, ma pan pilną sprawę? - Nie, chcę się zastrzelić. Nowo przybyły praktykant przedstawia się swemu głuchemu nieco szefowi: - Nazywam się Wawrzyniec Kalarepka. - Jak się pan nazywa? - pyta szef, przytykając rękę do ucha. - Kalarepka. - Przepraszam, ale nie dosłyszałem... - Kalarepka! - Jeszcze raz, bo nie dosłyszałem... - Ka-la-rep-ka! Szef wybucha niepohamowanym śmiechem. - Z czego się pan śmieje? - pyta skonsternowany młodzieniec. ¦ - Ha, ha, ha! Śmieję się, bo mi się zdawało, że pan powiedział: Kalarepka! ;icw Urzędnik pracujący przy okienku postanowił wprowadzić .. życie pomysł racjonalizatorski! Przygotował sobie trzy tabliczki z odpowiedziami: „tak", „nie", „nie wiem". Po półgodzinnym urzędowaniu musiał przygotować jeszcze jedną: „Pan mnie też!" - A co teraz, tatusiu, robisz w pracy? - pyta przez telefon syn. - Nic nie robię. - A kiedy skończysz? - Jak zwykle - o trzeciej. - Moje hobby to porno. „Świerszczyki" mogę oglądać całymi godzinami - zwierza się urzędnik koledze. 90 - A co na to twoja żona? ^ - Och, ona nie interesuje się tym, co ja robię w biurze. - Jak długo pan sypia? - pyta lekarz urzędnika. - No, jakieś siedem, osiem godzin. - Powinien pan spać trochę dłużej. - Ależ panie doktorze, ja jeszcze w nocy śpię siedem, osiem godzin! - Z pana to byłby doskonały przestępca - mówi dyrektor do urzędnika. - Dlaczego, panie dyrektorze? - Bo nie zostawia pan żadnych śladów swojej działalności. NA DYREKTORÓW - Panie dyrektorze, tyle mamy zebrań, narad, szkoleń, że brak już czasu na pracę. - Macie rację, Wiśniewski. Przyjrzę się sprawie i za tydzień omówimy ją na specjalnej naradzie. Sekretarki dyskutują o swoim szefie: - On świetnie się ubiera - mówi jedna. - A jak szybko... - dodaje druga. Dwóch dyrektorów miało wspólną sekretarkę i jeden pojechał z nią na wczasy. Po powrocie zwierza się przyjacielo- wi: 91 - Moja żona lepsza. * Po pewnym czasie drugi wyjeżdża z tą samą sekretarką, a po powrocie wyznaje pierwszemu: - Miałeś rację, twoja żona lepsza. Rozmawiają dwaj dyrektorzy: - Co robisz z tegorocznym urlopem? - pyta jeden. - Synowa wybiera się do Szwajcarii, córka na Karaiby, żona do Paryża. - A ty? - Najprawdopodobniej do kryminału... - W jaki sposób udało ci się zbudować tę willę? - pyta dyrektor dyrektora. - Po prostu uczciwie odsiedziałem dwa lata. - Niech pani spojrzy na tego starego bałwana, który tańczy z tą farbowaną blondynką. To nasz dyrektor. Nie znałem większego kretyna. - A czy pan mnie zna? ¦ - Nie. . * . ¦ - Jestem właśnie żoną pańskiego dyrektora. - A czy pani mnie zna? - Nie. - No to chwała Bogu!. Mama mówi do synka:. ' - Jasiu, od dwóch tygodni nie chodzisz do szkoły! Naprawdę, dzisiaj musisz już iść. - Nieee... Nie pójdę... Nie pójdę... - mówi płaczliwie Jasio. - Nie lubię szkoły:.. 92 - Jasiu, ferie dawno się skończyły. Musisz iść! - Nie pójdę do szkoły... dzieci mnie nie lubią... I ja też nie lubię dzieci... - Jasiu! - mówi ostro mama. - Musisz iść do szkoły z dwóch zasadniczych powodów. Po pierwsze, masz już 57 lat, a po drugie, jesteś dyrektorem tej szkoły. Spotykają się dyrektorzy dwóch zakładów przemysłu tytoniowego z Krakowa i Radomia. - Nie ma o czym mówić - rozpoczyna dyrektor z Radomia. - Wasze papierosy są lepsze. Czy mógłby pan, dyrektorze, zdradzić nam recepturę? - Oczywiście - uśmiecha się dyrektor z Krakowa. - Bierzemy furmankę siana, furmankę słomy, furmankę tytoniu i mieszamy. - A widzi pan - odzywa się do naczelnego z Radomia jego zastępca - mówiłem, żeby do furmanki siana i furmanki słomy, dołożyć furmankę tytoniu! A pan nie chciał nawet o tym słyszeć... Rozmawia dwóch urzędników. - Za co nasz dyrektor dostał trzy ordery? - Ten trzeci dostał dlatego, że miał już dwa, a drugi dlatego, że miał już jeden. - No, a ten pierwszy? - Oczywiście dlatego, że nie miał żadnego... - Co byś pan zrobił - pyta dyrektor podwładnego - gdybyś pan był dyrektorem? - Robiłbym wszystko jak pan dyrektor, żeby nic nie robić. 93 •>T t* >; . ¦ v ¦>• ¦ ' •!. . - *. •'' ' [¦¦X1,..-.---:' - »"•¦ ,'.'-- '-,Ul'V • "'-., Rozmawia dwóch dyrektorów wydziału. - Czy ta sekretarka długo u ciebie pracuje? - Dziewiąty miesiąc! Dlatego już staram się o inną. - Tak się cieszę, panie dyrektorze, że mam okazję poznać pana osobiście. Tyle o panu słyszałam... - Proszę pani! Ludzie gadają różne rzeczy, ale. niech mi spróbują coś udowodnić! - Ja rozumiem - mówi dyrektor do młodego pracownika -że z taką pensją nie może się pan ożenić. Ale proszę mi wierzyć, jeszcze mi pan będzie wdzięczny... Panna Basia wchodzi ze swoim narzeczonym do gabinetu dyrektora: - Proszę mi wybaczyć, panie dyrektorze, że przychodzę z moim chłopcem - mówi - ale on jest bardzo zazdrosny i nie chce wierzyć, że pan jest stary, łysy i pryszczaty! NA SEKRETARKI Dyrektor przychodzi do pracy po urlopie. - Panie dyrektorze - wita go sekretarka - mam dla pana dwie wiadomości: jedną złą, a drugą dobrą. - No to najpierw ta zła. - Niestety, od dwóch tygodni nie jest pan już dyrektorem. - A ta dobra wiadomość? - Będziemy mieli dziecko! 94 - Czy jest dyrektor? - Dla pięknych pań dyrektor jest zawsze. - To proszę mu powiedzieć, że przyszła żona. Dyrektor wchodzi rano do sekretariatu i pyta: - Jaki to dzisiaj dzień mamy, panno Kasiu? - Niepłodny, panie dyrektorze, niepłodny... Kierownik działu kadr wchodzi do sekretariatu i zastaje w nim szlochającą sekretarkę. - Cóż to się stało? - Dyrektor zwalnia mnie z pracy! - Pani Marysiu, myli się pani! Ja pierwszy wiedziałbym o tym. A może doszło między wami do jakiegoś nieporozumienia? - Nie, ale przed chwilą z jego gabinetu wynieśli kanapę... Dyrektorowa żali się sąsiadce: - Wyobraź sobie, że mój chłop uciekł ze swoją sekretarką. - Że twój uciekł, to pół biedy - komentuje sąsiadka. -Dyrektora zawsze się znajdzie, ale skąd oni teraz wezmą sekretarkę? Dyrektor przyjmuje do pracy sekretarkę: - Ile pani zarabiała w pópizednim zakładzie? ¦ - Dziesięć tysięcy. - To. ja z przyjemnością dam pani piętnaście tysięcy. - Z przyjemnością, panie dyrektorze, to ja miałam dwadzieścia pięć! 95 Szef samorządu pracowniczego proponuje dyrektorowi, aby w ramach atestacji zwolnić sekretarkę. - To niemożliwe! - spazmuje dyrektor. - Ja bez niej nie załatwię żadnej sprawy! - Ale przecież ona nic nie robi. - To prawda, ale ani dziś, ani nawet za rok nikt poza nią nie połapie się w tym bałaganie. BABA U LEKARZA Przychodzi baba do lekarza, a lekarz pyta: - Co pani jest? - Krawcowa - odpowiada z uśmiechem baba. Przychodzi baba do lekarza i pyta: - W jakich porach pan przyjmuje? - W sztruksach... Przychodzi baba do lekarza; ma poparzone uszy. - Co się pani stało? - pyta lekarz. - Prasowałam i zadzwonił telefon... - To jedno ucho, a jak pani poparzyła drugie? , - Chciałam zadzwonić po pogotowie... Przychodzi baba do lekarza z poparzoną ręką i nogą. - Co się pani stało? - pyta lekarz. - Dotknęłam ręką gniazdka i prąd mnie kopnął. -A noga? - Oddałam mu. 96 Przychodzi baba do lekarza i mówi, że chciałaby schudnąć. Proszę codziennie biegać godzinę po parku - zaleca lekarz. . . Przed śniadaniem czy po? Zamiast, proszę pani, zamiast! . . I S;iba po badaniu rozbiera się do rosołu i mówi: Nie mam pieniędzy, więc zapłacę panu w naturze. I >laczego ma pani taki czarny brzuch? - dziwi się lekarz. Nic takiego, przed godziną płaciłam za węgiel. Przychodzi trup baby do lekarza i kładzie się na leżance. Co się pani tu tak rozkłada! - krzyczy lekarz. A co, mam gnić w poczekalni?! I >(> okulisty w katowickiej przychodni przychodzi baba i, mówi: Panie doktorze, z bliska źle widzę. A z daleka? - pyta lekarz. Z Koszalina... hyychodzi baba do lekarza w sprawie męża. Panie doktorze, ciężko z nim, jest coraz bardziej nerwo-• \ Co robić? Wyjedźcie oboje - radzi lekarz. \ dokąd? , ' ¦ . ¦ W przeciwnych kierunkach... '-¦chodzi baba do lekarza, a lekarz... też baba. 97. i.'.- . ..' - Przychodzi baba do lekarza i od progu krzyczy: Co pan za świństwo dał na potencję mężowi? Ależ mówiłem pani, że to mocny i piorunujący środek. . - Mówiłem, mówiłem! Jak my się teraz w tej kawiarni pokażemy?! Przychodzi baba z córką do lekarza. Córka jest piękna i seksowna. Lekarz od razu każe jej się rozebrać." Baba protestuje: - Ależ panie doktorze, to ja jestem chora! - To proszę pokazać gardło - mówi lekarz. Przychodzi baba do lekarza z dzieckiem. Lekarz zbadał dziecko i pyta: - Czy dziecko przechodziło odrę? - Ta gdzie, panie, my zza Buga... Wjeżdża baba do gabinetu lekarskiego na rowerze, a na plecach ma karabin. . ' - Co pani jest? -"pyta zdziwiony lekarz. - Wyścig zbrojeń! - skanduje baba. * Przychodzi baba do okulisty i mówi: - Panie doktorze, mam słaby wzrok. - To proszę przeczytać te największe litery z tablicy. - A gdzie ta tablica? Przychodzi baba do lekarza, a lekarz pyta: - Czemu pani tak długo nie było? - Bo chorowałam. 98 Przychodzi baba do lekarza i żali się: - Niech pan coś poradzi. Jestem bezpłodna. .- Skąd pani wie? - Ojciec był bezpłodny, matka bezpłodna... - To niemożliwe! - przerywa lekarz. - Ale ja jestem z Marklowic. Przychodzi baba do lekarza w wigilię i... mówi ludzkim głosem. Przychodzi baba do lekarza i pyta: - Czy nie zostawiłam u pana halki? - Nie, na pewno nie. - To przepraszam, musiałam zostawić u dentysty. Przychodzi baba do lekarza z kierownicą na plecach, a lekarz się pyta: Kto panią tu skierował? Do lekarza przychodzi baba w ciąży. Lekarz patrzy wyczekująco, a baba mówi: A, tak sobie zaszłam... l 'rzychodzi baba do lekarza i prosi: Panie doktorze, niech mnie pan skieruje na EKG. Po < iMatnim tak dobrze się czułam... Przychodzi baba do lekarza w jednym ręku trzymając tele-wizorek, a w drugim paczkę kawy. 99 '.••-• '»¦*¦¦ - r'Z.:\ ^ -* , - Vi \i< »\ Co pani jest? - pyta lekarz. Teleexpress... Przychodzi baba do lekarza z żabą na głowie. - Co pani jest? - pyta lekarz. - Patrz pan, coś mi się do d... przykleiło - odpowiada żaba. Przychodzi baba do lekarza z mężem. Lekarz obejrzał go i mówi: - Pani mąż cierpi na rozstrój nerwowy. Potrzebny mu spokój. - No widzi pan! Ja mu to przecież powtarzam przynajmniej sto razy na dzień... Przychodzi baba do lekarza, a lekarz do niej: - Niech pani już tu więcej nieJprzychodzi, bo ludzie straszne plotki o nas opowiadają... Przychodzi baba do lekarza: - Bolało-mnie, panie doktorze. .- A gdzie? - Na dworcu głównym. - Ale w którym miejscu? -Na trzecim peronie. Babie drzazga wlazła w pośladek. Przychodzi więc do lekarza i prosi o pomoc. - Zaraz temu zaradzimy - pociesza ją lekarz. - Proszę tymczasem usiąść sobie wygodnie. 100 Baba przyprowadza córkę do ortopedy: - A teraz, Basiu, stań prosto, żeby pan doktor zobaczył, jaka jesteś krzywa... - Pan doktor - przymilając się zaczyna baba - to stale mnie bada, Opukuje, a nigdy nie zapyta, jak ja się, czuję. - A jak się pani czuje? - Ach, lepiej niech pan doktor nie pyta! Żona Masztalskiego przychodzi do lekarza po poradę. - Panie dochtór, czy mom już pogodać z swoją cerą na te drażliwe, seksualne-tematy? - A ile córka ma lat? - Piętnaście. - No oczywiście - mówi lekarz. - Przy okazji, matko, możecie się wiele nauczyć! - Mam straszny problem - skarży się baba lekarzowi. - ivioj chłop zamienił się w konia. - Jak to w konia? - Dał się podkuć, żre siano i rży. Czy może pan pomóc? - Mogę, ale to będzie dużo kosztowało. - O pieniądze niech się pan nie martwi! On w tamtym tygodniu wygrał Wielką Pardubicką. Przychodzi baba do lekarza i skarży się: Panie doktorze, wszyscy mnie ignorują. Następny proszę! - woła lekarz. Do lekarza przychodzi grabarz i oświadcza, że baba już więcej nie przyjdzie, bo umarła. 101 ¦o cóż, jaka była, taka była - myśli sobie lekarz -. zawsze rdnak długoletnia pacjentka... Zaniosę jej kwiatki na '''¦ / Moi zamyślony lekarz nad grobem baby i nagle słyszy: Panie doktorze, to ja! Słucham? - To ja, baba! Niech mi pan coś da na robaki... Do lekarza przychodzi kilkunastoletnia dziewczynka. - Myślę, że będziemy się często widywać. - A to dlaczego? - pyta lekarz. - Ja jestem córką tej baby, która do pana przychodziła. MASZTALSKII MNI U LEKARZA Masztalski z „Trybuną" \v ręku przychodzi do lekarza. Wi-dać,.że kręci mu się w głowie. - Co panu dolega? - pyta lekarz. . - - Źle ze mną, panie dochtorze. Co innego czytom, co innego słyszę, a co innego widzę... U lekarza zjawia się pacjent ze zbolałą twarzą: - Panie doktorze, proszę mi coś poradzić, bo ja ciągle na głos do siebie mówię. - Czy coś pana boli? - Nie. . ¦'.--¦ - To niech się pan nie martwi, wielu ludzi mówi do siebie. - Tak, panie doktorze, ale pan nie wie, jaki ze mnie nudziarz! . 102 .. Masztalski przed pójściem do lekarza zasięga języka i dowiaduje się, że pierwsza wizyta kosztuje 1000 zł, a każda następna 500. Wchodzi do gabinetu i wita się z lekarzem jak stary znajomy.- Panie dochtorze, to zaś jo. . Idarz bada, bierze 500 zł i mówi: Nic nowego, drogi panie. Proszę przyjmować nadal te same lekarstwa. 103 . "-.-•,-•- - .V- ¦ = , . Maształski skarży się lekarzowi: - Jak się kładę z moją starą, to mi żółto przed oczyma. - No - mówi lekarz - kontrolka wam się pali. Przychodzi jak'zwykle spóźniony lekarz i zaczyna przyjmować pacjentów: - Proszę bardzo! - Mam kłopoty z oddawaniem moczu. , - A ile ma pan lat? - 84. . - To'już pan swoje oddai... Następny proszę! - Jak piję herbatę, panie doktorze, to mnie coś w oko kłuje. -1 Proszę wyjąć łyżeczkę, to przestanie.,. Następny proszę1 -' Panie doktorze, ja bym prosił coś na głowę. - Proszę 'włożyć kapelusz i następny! - Byłem na wczasach, panie doktorze, i coś złapałem. Czy to przejdzie? - Oczywiście, na żonę i dzieci. Następny proszę! - Jak zamknę jedno oko, to na drugie nic nie widzę... - Nie patrzeć na'drugie. Następny proszę! - Zjadam dwanaście klusek, panie doktorze, a nic mi nic wychodzi... - Łaskawy panie, po krochmalu, za przeproszeniem, tylko kołnierzyk sztywnieje... 104 - Panie doktorze, moi koledzy mają po 70 lat i jeszcze mogą. - Niech się pan też chwali. Następny proszę! Masztalskiego przywożą po wypadku do doktora. - Jakże tam, panie dochtorze? - Jedna rana jest stanowczo śmiertelna, ale inne dadzą się wyleczyć... Przychodzi Maształski do lekarza i mówi: - Pomóżcie mi, pan dochtór, bo mom straszne rozwolnienie. Nerwowo już nie wytrzymuję, bo to człowiek nie wie kiedy, w jakim towarzystwie... - Niech pan kupi sobie nerwosan - radzi lekarz - i pije codziennie. A za tydzień do kontroli..: Po tygodniu zjawia się Maształski. - I co, pomogło? - pyta lekarz. - Ja, pomogło! Lotom dalej, ale już się nie nerwuję. Przychodzi Maształski do lekarza. Lekarz zbadał go i mówi: - Nie pić, nie palić, nie denerwować się. Maształski wstaje i kieruje się do wyjścia. - Dlaczego pan wychodzi? - Żeby się nie denerwować! Przychodzi Maształski do lekarza i co chwilę kicha. - Panie dochtorze, pomóżcie! - Jak? Medycyna nie wymyśliła jeszcze lekarstwa na kichanie. '.,¦.-'. - Ale mnie już wszystko boli. Pomóżcie! - Niech pan chwileczkę zaczeka. 105 ,...-.".„ ,^ .'» _Ot»i.*{'.*i«< Lekarz wyjął z szafki buteleczkę laxigenu, kazał Masztal-skiemu łyknąć dwie pigułki i przyjść za dwa dni. Pielęgniarka, która widziała całą scenę, pyta: - Co pan mu dał? - Niech pani nie pyta, tylko podejdzie do okna! Patrzą, a tu Masztalski nagle ugina się w kolanach i krzywi niemiłosiernie. - ' - Co on robi, panie doktorze - pyta pielęgniarka. - No, niech spróbuje teraz kichnąć! Masztalski przychodzi do dentysty. Chce wyrwać bolący ząb, ale trzęsie się ze strachu. - Niech pan idzie golnąć sobie jednego - mówi dentysta. - Tak na odwagę. Za godzinę Masztalski znowu staje przed dentystą. - Prawda, że pomogło? - Prawda! - odpowiada Masztalski. - Terozki spróbuj mnie ruszyć, ty pieronie! Przychodzi chłop do lekarza ze strzałą w pośladku. - Co się panu stało? , - Kupiłem synowi łuk. - Następny proszę! Wchodzi Masztalski i skarży się: - Jak piję gorzała, to mom czerwony kichol. . - Pić więcej - na to lekarz. - Będzie fioletowy. Masztalski ubiera się po badaniu. Lekarz patrzy na jego krzywe nogi i pyta: - Takie krzywe nogi macie od małego? - Nie, panie doktorze, od kolan. 106 - Następny proszę! - Źle ze mną... Słaby jestem... - stęka Masztalski, wchodząc do gabinetu lekarza zakładowego. Lekarz zbadał go, opukał i powiada: ¦ Nic panu nie jest. Niech pan idzie do roboty i nie zawraca mi głowy! Masztalski wyszedł z gabinetu. W poczekalni na oczach wielu pacjentów upadł i umarł. Panie doktorze, szybko, szybko! - krzyczą ludzie. I-ekarz wychodzi, patrzy na Masztalskiego, spogląda na pacjentów i kiwając głową, mówi: Widzicie! Wolał umrzeć, niż iść do roboty. 1 'rzychodzi Masztalski z babą do lekarza. Lekarz bada babę i mówi: . . ¦ ¦ Nie podoba mi się wygląd pańskiej żony. Maż machając ręką: A komu on się tam podoba? • ^ I 'r/ychodzi chłop z babą do lekarza i zeznaje: ()na nie działa na mnie zupełnie. Niech pan wyjdzie - mówi lekarz. - A pani niech się 10/bicrze... Proszę teraz stanąć przede mną... Proszę się położyć... Proszę wstać... Proszę się odwrócić... Proszę się ul>r;u i zawołać męża. Jr.Nt pan zdrowy! Na mnie ona też nie działa. hodzi chłop do doktora i skarży się: letnio doktorze, czuję pieczenie -w żołądku. A |;ikie - pyta lekarz - wieprzowe czy wołowe? 107 I ',' .'¦¦'¦"I' I - Panie doktorze, źle z moją żoną. W październiku wmówiła sobie, że jest kurą. - To dlaczego nie przyprowadził pan jej wcześniej? - Postanowiliśmy poczekać do wiosny, bo zimą jajka takie drogie. . Przychodzi dziadek do lekarza i mówi, że codziennie o piątej oddaje mocz. - To bardzo dobrze - konstatuje lekarz. - Tak, panie doktorze, ale ja się budzę o siódmej. Lekarz do Masztalskiego: - Obiecał mi pan prosiaka, jeśli pana wyleczę, zapomniał . pan? - Nie zapomniałem, ale prosiak też wyzdrowiał. W gabinecie lekarza zjawia się Masztalski: - Jo już, panie dochtór, nie piję, nie palę, z kobietami się nie zadaję. Strasznie żech ciekawy, czego wy mi, panie dochtór, terozki zabronicie. - Badam pana i badam, ale wciąż nie mogę dojść przyczyny pańskich dolegliwości. Przypuszczam, że to alkohol... - Dobrze, panie doktorze, przyjdę, kiedy pan doktor wytrzeźwieje. Przychodzi Masztalski do lekarza: - Niech pan sobie siądzie, panie Masztalski, o tutaj, i niech 108 mi pan jtowie, od kiedy to zaczęło się panu wydawać, że jest pan psem? - Od szczeniaka, panie dochtorze. Antek'i Francek opuszczają-dom wariatów. - Mieszkacie razem, więc gdyby u któregoś z was - in§: truuje lekarz - wystąpiły objawy nawrotu choroby, to ten drugi niech natychmiast-zadzwoni. Pewnego dnia dzwoni Antek: - Panie doktorze, z Franci k: ¦ n coś się dzieje. - - A jakie są objawy? - Stoi na stole i udaje laii - Niech się pan nie boi 1 meba\ _m. Proszę się położyć i spróbować za&n - Ale jest problem, pani świetle... W pustej sali s>zpitjlns.j odzywa się po dłu^i j h - Może porozma\v i *i vj.n czej zwariujemy : :ifv:e, ja nie mogę spać przy -;i dwóch wariatów, jeden uleżenia: ' się w coś, bo ina- - Kim pan jest? - pyta leku/ % i wyraźniej pozuje na cesarza Ti ku. i - Napoleonem - mówi zdec} do i - A kto to panu powiedział-' - Sam Bóg! i > idząc, że tamten anat. 109 Inny wariat, słysząc to, odciąga lekarza na bok i szepcze: - Panie doktorze, niech mi pan wierzy, ja naprawdę mu tego nie powiedziałem. Dwóch wariatów planuje ucieczkę z zakładu: - Przystawimy do bramy drabinę i przejdziemy. - Dobrze, idź pierwszy i zorientuj się, czy już możemy uciekać. ,. ' Po chwili wysłany wraca. - I co? - Nic z tego, brama jest otwarta. Masztalski przechodzi badania testowe. Psychiatra, narysowawszy trójkąt, pyta: -Co to jest? - Goła kobieta. Psychiatra rysuje trapez. - Atoco? - Goła kobieta. - A to co? - pyta psychiatra narysowawszy koło. - Goła kobieta. - Panie Masztalski, pan nie tylko jest chory psychicznie, pan jest na dodatek erotomanem! - Jo, erotoman? A kto mi te wszystkie świństwa rysowoł? - To sam pan do siebie pisze listy... A kiedy napisał pan ostatni? . - Dzisiaj rano. - I co pan napisał w tym liście? - Tego, panie doktorze, nie wiem. Jutro poczta doręczy mi list, to się dowiem. 110 Do szpitala wariatów przyjeżdża wizytacja. - Mamy tu przypadki naprawdę ciężkie - informuje dyrektor, otwierając drzwi izolatki..- O, ten człowiek ż oczyma utkwionymi ponuro w przestrzeni to przypadek ciężkiej melancholii. Przyczyną była gorąca miłość do dziewczyny) która potem wyszła za kogoś innego. Nagle ciszę przerywa przeraźliwy krzyk. - A to kto tak krzyczy? - pyta jeden z wizytatorów. - A to ten... inny. Ordynator do lekarza dyżurnego: - Jak się czuje ten nowy pacjent spod trójki? - Lepiej, panie ordynatorze. Jeszcze wczoraj uważał się za Ludwika XIV, a już dzisiaj tylko za Ludwika. - Jak się miewa twój mąż? - Znacznie lepiej niż przed miesiącem. Teraz całe dnie łowi ryby w wannie. - Myślę, że powinnaś pójść z nim do psychiatry. - Dlaczego? Ja bardzo lubię ryby. NA HOMOSEKSUALISTÓW Jedzie Masztalski autostradą i nagle widzi szyld: Restauracja „Pod Dwoma Pedałami". - Nie może być! - dziwi się Masztalski i postanawia zjeść w niej obiad. Wchodzi do środka, znajduje kierownika lokalu i pyta: . • ¦ ¦ , - Czamu ta restauracja nazywa się „Pod Dwoma Pedałami"? mi"? 111 la tL I - Sam nie wiem, ale zaraz zapytam żony - mówi kierownik i krzyczy wgłąb sali: -Józek! Józek!... Czemu ta nasza restauracja nazywa się „Pod Dwoma Pedałami"?! - Co pana do mnie sprowadza? - pyta lekarz pacjenta. - Jestem homoseksualistą, panie doktorze. - Ach! A ja taki nie uczesany! Marynarze po rejsie udają się całą grupą do spowiedzi. - Zadawałem się z wiewiórką - mówi pierwszy. Ksiądz wyznaczył pokutę i słucha drugiego. - Zadawałem się z wiewiórką-mówi drugi... Kilkunastu kolejnych marynarzy wymieniło ten sam grzech, ale ostatni nie. - A ty nie zadawałeś się z wiewiórką? - pyta na wszelki wypadek ksiądz. - Nie - odpowiada tamten - ja się nazywam Wiewiórka. Dwudziestoletni syn zwierza się ojcu: - Dziś jakiś mężczyzna wziął mnie za kobietę i ostro dostawiał się do mnie w parku. - I co? - pyta ojciec. - Dałeś mu po gębie? - Nie, tato. . ~ . - Ą co, może zacząłeś uciekać? - Tato, na wysokich obcasach? NA PIJAKÓW Gustlik Macalik spotyka Masztalskiego. - Wiesz, rhom pieronowy smak. - A jo mom pół litra - mówi na to Masztalski - ale nie mom miarki. - Miarka to mom w gębie - śmieje się Macalik. Gdy Masztalski wręczył mu całą butelkę, Gustlik pociągnął . tak, że nic we flaszce nie zostało. Masztalski popatrzył i spokojnie wycedził: przez zęby: - Wiesz, jo ci nie żałuję tej gorzoły, ale ta miarka to ci musza roztrzaskać. - Kelner! Dwa piwa i setka! Kelner przyniósł, Masztalski wypił. -. Kelner! Piwo i setka proszę! Kelner przyniósł, Masztalski wypił. - Kelner! Setka proszę! .Kelner przyniósł, Masztalski wypił. - Panie kelner! Jak to jest? Coraz mniej piję, a coraz bardziej żech ożarty. Wychodzi Masztalski z restauracji i wpada na teściową. Ta patrzy na niego z obrzydzeniem: - Co ciebie widzę, ty giździe zatracony, to z szynku wychodzisz! - A co wy byście chcieli? Żebych nigdy nie wychodził? Masztalski spił się do nieprzytomności. Stoi pod latarnią i chwieje się na nogach. 113 ¦aJb I - Skąd pan jest? - pyta jakiś inteligent. - Z Atlantydy... - Przecież Atlantyda już dawno zalana! '- A joto nie? - Życie rozpoczyna się po pięćdziesiątce - stwierdza Masztalski. - A po setce albo dwóch-- komentuje Ecik - jest jeszcze przyjemniej. Masztalski zatrzymuje na ulicy biegnącego Józika. - Kaj pędzisz? - Na strychu... . - Chodź do kina - zachęca Masztalski Ecika. - Jo już nie chodzę do kina. - A co to się stało? * - Byłżech w kinie tydzień temu i "na kronice pokozywali blank ożartego chłopa... . ¦- I skiś ożartego chłopa do kina nie pójdziesz? - Ale wiesz, ten ożarty chłop to był jo! - Ależ skąd, panie doktorze! Do takiego stanu nigdy nie dopuszczam! - Nie wolno panu pić alkoholu! - Mówiłem to panu już przed rokiem. - Pamiętam, panie doktorze, ale sądziłem, że przez ten czas medycyna zrobiła jakieś postępy. Francik wraca pijany do domu i chce otworzyć drzwi wejściowe, ale nie może trafić kluczem do dziurki. Podchodzi milicjant: - Dajcie klucz, obywatelu, to wam pomogę. - Tu mocie, proszę... - Przecież to nie klucz, tylko cygaro! - Pierona! - łapie się za głowę Francik. - To jo musioł klucz wykurzyć! . - Czamu ty, Gustlik, jak podnosisz kieliszek, to mosz za-wdy zamknięte oczy? - pyta Masztalski. - Aboch starej obiecoł, że do kieliszka nie zajrzą. Idzie Masztalski i nagle uderza nosem w słup ogłoszeniowy. Ludzie przechodzą, patrzą, a Masztalski z gębą przy słupie chodzi dookoła i biadoli: - Ludzie, pomóżcie, bo mnie zamurowali... Badanie skończone, lekarz z zafrasowaną miną pyta: * - Niech pan powie szczerze. Często odczuwa pan gwałtowną chęć picia? 114 - Czemu Francik nigdy nie przychodzi do domu pijany? - Bo zawsze go przynoszą. Żona robi wyrzuty mężowi: - Obiecałeś mi, że staniesz się innym człowiekiem. A ty wciąż pijesz! - Naprawdę stałem się innym człowiekiem, tylko że on też pije... 115 .« L ¦ Francik pije któryś dzień z rzędu. Wraca nocą do dorhu, tymczasem żona, która przebrała się za śmierć, wychodzi nagle zza rogu: - Uuu! Za twoje pijaństwo pójdziesz do piekła! -. O pierona! - dębieje Francik. - Alech się wystraszył. Myś-lołech, że to moja baba. Bezchmurny wieczór. Na chodniku leży pijak i kontempluje: - Mały Wóz... Wielki Wóz... O kurde! Radiowóz! 116 . O trzeciej w nocy pijany Francik trafia na duże osiedle. Staje między wieżowcami i wrzeszczy: - Ludzie!... Ludzie! Świecą się światła w oknach, ludzie wychodzą na balkony, a Francik krzyczy na cały głos: - Ludzie!... Czamu jeszcze nie śpicie?! ¦ • _ , Mróz siarczysty, ludzie idą do roboty, patrzą, a tu Francik podsypia, skulony na ławce. - Panie! - trąca go ktoś. - Zbudźcie się, bo zamarzniecie! - Nie zamarznę... Przed godziną piłech borygo. Francik pije wódkę do lustra. Wchodzi na to Masztalski i stwierdza z przerażeniem: - Co pijesz! Przeca to alkohol metylowy! -' Nie godej głupot. - Godom ci, jak będziesz pił alkohol metylowy, to wzrok stracisz. . - Nie godej głupot. • - No to pij! Masztalski nalał mu setkę. - Widzisz? - Widza. . ¦ ^ " Nalał mu drugą setkę. - Widzisz? - Widza. . . . ' Nalał mu trzecią setkę. - Widzisz? ' • - Nie widza! - A widzisz! Późnym wieczorem Masztalski, chwiejąc się lekko na nogach, wraca do domu. 117 - Dopiero miesiąc my po ślubie - lamentuje Maryjka - a ty już tak późno do domu przyłazisz! - Nie mogłech przyjść wcześniej - tłumaczy się Masztalski - bo musiołech opowiedzieć kamratom w szynku, jaki żech jest szczęśliwy. Mały Żelozko krzyczy do telefonu: - Taty nie ma w domu. Poszoł na otwarcie klubu! Mama pedziała, że go przyniosą kajś przed północkiem! Żona zmusiła Masztalskiego do przysięgi: - Tu klękaj i przysięgaj, że już więcej pić nie będziesz. Klęczy Masztalski i przysięga: - Już więcej pić nie będę, ale mniej też nie... Ecik zwierza się Masztalskiemu: -, Moja staro przysięgła, że mnie zostawi, jak nie przestanę pić : - ¦ - No i co.? • . . - No, będzie mi jej brakowało. Żelozko, Kichol, Ecik i Masztalski piją w klubie wódkę. Po czwartej setce Ecik wydusił z siebie: - Szszsz... ~ i umilkł. - Dajcie mu prędko czymś popić! - zarządził Masztalski. Ecik popił. - Szszsz... - wydusił z siebie znowu. - Bierzemy go do domu - zdecydował Kichol. Otworzyła żona. - Coś się waszemu chłopu stało - relacjonuje z przejęciem Żelozko. - Zaciął się i koniec. 118 Żona posadziła Ecika w fotelu i nalała mu kieliszek wódki. Wypił jednym haustem i wydusił z siebie znowu: - Szszsz... Żona nalała mu drugi kieliszek. Ecik wypił, spojrzał, na kamratów i zaintonował: - Szszszła dzieweczka do laseczka, do zielonego... Północ. W domu kierownika sklepu monopolowego dzwoni telefon. -r Hallo! Gzy to kierownik sklepu monopolowego? - Słucham. - O której pan jutro otwiera sklep? - Pan jest bezczelny! - kierownik rzuca słuchawkę na widełki. Godzina druga w nocy. W domu kierownika sklepu monopolowego dzwoni telefon. - Słucham - mamrocze wyrwany ze snu kierownik. - Czy to kierownik sklepu monopolowego? - Tak. - Panie kierowniczku kochany, o której pan jutro otwiera? - Pan jest bezczelny i pijany! Pan już nie wie, co pan robi -denerwuje się kierownik i kładzie słuchawkę na widełki. Godzina czwarta nad ranem. Kierownika sklepu monopolowego znów wyrywa ze snu telefon. - Słucham. - Panie kierowniczku najmilszy, ja się chciałem tylko dowiedzieć, o której pan jutro otwiera. - Pan jest już kompletnie pijany - syczy kierownik. - W takim stanie nawet wieczorem nie wpuszczę pana do sklepu! ¦ . • - Ale mnie nie chodzi o to, żeby mnie pan wpuścił. Mnie chodzi o to, żeby mnie pan wypuścił... NA KOCHANKÓW Masztalski z panią Żełozkową siedzą na ławce w parku i grzeją się w cieple wiosennego słońca. - O czym myślicie? - pyta Żelozkowa. - O tym samym, co wy - wzdycha Masztalski. - Ty świntuchu zatracony! - krzyczy wyraźnie wzburzona Żelozkowa. Mąż Żelozkowej pyta Masztalskiego: t Lubisz głupie kobiety? - Nie. ' - A kobiety, które cię w całym mieście obgadują? - Też nie. - A takie, które nie potrafią gotować? - Nie. - To powiedz mi - kręci głową Żelozko - czamu łazisz za moją żoną? Ecik spotyka Masztalskiego. - Wiesz co, Masztalski, może zrobimy jako seksgrupa: - A kto by w nią wlozł? - No ty, jo i twoja staro... . ' _ - Ecik, czy ty wiesz, jako jest różnica między twoją babą a moją? - pytajózik. -Nie wiem. - A jo wiem. Żelozkowa szepcze Masztalskiej na ucho: - Wiesz, zdradziłach wczoraj swojego starego z Alojzem. 120 - Z miłości? - pyta Masztalska. - No toć, bo dwa tysiące to dzisiok żadne pieniądze. Kolega do kolegi: - Mam pretensje, że spałeś z moją żoną. - Jak Boga kocham, nawet oka nie zmrużyłem. - Co u ciebie nowego? - Żona mnie zdradza. - Źle mnie zrozumiałeś, pytam, co nowego; Mąż wraca z delegacji i zastaje żonę w łóżku z sąsiadem. - Co to ma znaczyć! - krzyczy zdenerwowany. - Ty nic nie mów, stój, patrz i ucz się! - odpowiada żona karcąco. Francik Kichol otwiera drzwi swego mieszkania i wchodzi do kuchni. Za nim Masztalski z butelką. - Na pewno twoja staro nie będzie zgorszono? - Już ci godołech, że nie! Teraz możesz wziąć kieliszek i jak chcesz, zanieś jej jednego. Masztalski zrobił, jak mu poradził Francik. Za chwilę cały roztrzęsiony wpada do kuchni. - Ty, Francik, ale tam z twoją starą jest cołkiem nagi chłop! - A z tego pierona nic sobie nie rób. On nie pije... Mąż wraca niespodziewanie do domu i zastaje żonę w negliżu. - Czemu chodzisz rozebrana? - pyta. - Bo nie mam co na siebie włożyć! - Co? - mąż zdenerwowany otwiera szafę i liczy. - Jedna suknia, druga suknia, trzecia suknia,, czwarta suknia, dzień dobry, panie Kowalski, piąta suknia, szósta suknia, a ty mówisz, że nie masz co na siebie włożyć! Przychodzi Masztalski prędzej z roboty, a żona leży goła w łóżku. Otwiera szafę, a tam stoi nagi chłop. - Co pan robi? - pyta zdziwiony. - Jakwom powiem, że czekom na autobus - mówi tamten - to i tak nie uwierzycie... Ecik przychodzi wcześniej z roboty i widząc, że żona goła, natychmiast otwiera szafę. Patrzy zdumiony, a tam chłop. - Co mosz tako zdziwiono mina - beszta go chłop. - Mola żeś nie widzioł! - Masztalski, tyś słyszoł, jakie to nieszczęście spotkało naszego sztygara? - zapytuje Ecik. - Nie, a co się takiego stało? - Ten borok uciekł z moją starą... Masztalski wraca do domu ogromnie podekscytowany. - 'Słyszołech - opowiada żonie - jak dozorca godoł z jednym gościem i ten gość twierdził, że nie oparła mu się żodno kobieta w naszej kamienicy z wyjątkiem jednej. Maryjka zastanawia się przez chwilę, po czym mówi: - To na pewno była la idiotka z trzeciego piętra... Masztalski i Kowalski kłócą się zawzięcie. Doprowadzony do ostateczności Kowalski krzyczy: 122 - Pan jesteś bydlę, a ciało masz obrośnięte jak małpa! - A jo wom powiem - odcina się Masztalski - że waszo żona to plotkarka i tela... Masztalski przyszedł do sklepu górniczego. Kupił sobie radio, lodówkę i pyta: - A mocie, pani, ciemne okulary? - Mam - na to ekspedientka - ale po 28 tysięcy. - Ogłupieliście! - - Kupić nie musicie, ale przymierzcie. Mierzy Masztalski i oczom nie wierzy! Ekspedientka goła! Zdejmuje okulary - ekspedientka ubrana... Wsadza na nos - Kupuję! - krzyczy rozochocony. Wchodzi Masztalski do mieszkania i zaciera ręce. Już w przedpokoju wkłada okulary na nos, otwiera drzwi do pokoju i widzi - sąsiad goły, żona goła! Zdejmuje okulary -żona gola, sąsiad goły! - Ale okulary! Tela tysięcy i taki kląmor - mruczy. -Jeszcze żech nie zdążył donieść do domu, a już się zepsuły! , Masztalski wykłada Edkowi; - Mojżesz nakazywał karać śmiercią niewierną żonę. W Egipcie obcinano jej .nos, w Rzymie głowę. A u nas... A có; u nas? -pyta Ecik. - A u nas śmieją się z jej męża. - Dlaczego tak bardzo denerwuje pana warkot silnika samochodowego? - Kochanek mojej żony uprowadził ją wczoraj samochodem i teraz gdy słyszę samochód, wydaje mi się ciągle, że ją przywozi z powrotem. _. . ¦ ¦ 123 Masztalski siedzi obok Żelozkowęj na ławce w parku. - Proszę pana, pańskie zachowanie jest skandaliczne! - Przeca jo nic nie godom i nawet się nie mszom. - Właśnie dlatego! NA PANTOFLAR2Y - Co widzę, Masztalski, mosz żona w chałpie i sam sobie koszule prasujesz? - Głupiś, Eciczku, to nie moja koszula, ino żony... - Z żoną trzeba ostro - radzi Ecik. -Jak zaczyna awanturę, trzeba umieć jej pokazać zęby. ' . - Tak właśnie zrobiłem - sepleni Masztalski - i zostały mi dwa. - Czego używacie do czyszczenia dywanów? - pyta Żeloz-kowa żonę Masztalskiego. -. Różnych rzeczy, sąsiadko, ale nojlepszo z nich to mój stary... Do komisariatu wbiega zdyszany Masztalski. - Aresztujcie mnie! Przed, chwilą rzuciłem żelazkiem w moją żonę. - Czy zabita? - Nie, nie trafilech, ale ona zarozki tu przyleci! Córka zwraca się do Masztalskiego, który właśnie myje naczynia: ' . ¦ - Tatusiu, kto to jest bigamista? - To taki człowiek, który zmywa jeszcze raz tyle naczyń, co twój ojciec. Masztalski przez całe długie życie byl pod pantoflem żony i teściowej. Jak po jego śmierci otworzyli testament, to pisało tam tak: „Moja pierwszo wola..." - ... Lnawet na mecz nie chce cię puścić - dziwi się Ecik. -Wypij jeszcze setka, idź do domu, bier ją na kolano, a zobaczysz! Masztalski wrócił do domu. - Staro, ida na mecz - wrzasnął od progu. - Co; co! Jo ci dom mecz! • Zanim Maryjka się obejrzała, już leżała przerzucona przez kolano; ze spódnicą na plecach i spuszczonymi majtkami. Masztalski uniósł rękę do góry, popatrzył w miejsce, gdzie zamiarował uderzyć, i rzekł: - Ach, w domu tyż pięknie... W przedziale kolejowym pasażer wyciąga paczkę papierosów i uprzejmie pyta siedzącą obok pasażerkę; - Czy pozwoli pani, że zapalę? - Ależ niech się pan czuje jak u siebie w domu. Mężczyzna westchnął i schował papierosy do kieszeni. W sobotę ojciec pyta dzieci: - No, które z was było w tym tygodniu najgrzeczniejsze i robiło wszystko, co mama kazała? - Ty, tato - odpowiada Jasio. 124 .125 Masztalski siedzi obok Żelozkowej na ławce w parku Proszę pana, pańskie zachowanie jest skandaliczne!- - Przeca jo nic nie godom i nawet się nie mszom. - Właśnie dlatego! NA PANTOFLARZY - Co widzę, Masztalski, mosz żona w chałpie i sam sobie koszule prasujesz? - Głupiś, Eciczku, to nie moja koszula, ino żony... - Z żoną trzeba ostro - radzi Ecik. -Jak zaczyna awanturę, trzeba umieć jej pokazać zęby. ' " . ¦ - Tak właśnie zrobiłem - sepleni Masztalski - i zostały mi dwa. - Czego używacie do-czyszczenia dywanów? - pyta Żeloz- kowa żonę Masztalskiego. . . Różnych rzeczy, sąsiadko, ale nojlepszo z mch to mo, stary... Do komisariatu wbiega zdyszany Masztalski. Aresztujcie mnie! Przed, chwilą rzuciłem żelazkiem w moją żonę. - Czy zabita? . .. - Nie, nie trafiłech, ale ona zarozki tu przyleci! Córka zwraca się do Masztalskiego, który właśnie myje naczynia: " • , - Tatusiu, kto to jest bigamista.' . r - To taki człowiek, który zmywa jeszcze raz tyle naczyń, co twój ojciec. Masztalski przez całe długie życie był pod pantoflem żony i teściowej. Jak po jego śmierci otworzyli testament, to pisało tam tak: „Moja pierwszo wola... - ... I.nawet na mecz nie chce cię puścić - dziwi się Ecik. -Wypij jeszcze setka, idź do domu, bier ją na kolano, a zobaczysz! Masztalski wrócił do domu. - Staro, ida na mecz - wrzasnął od progu. - Co; co! Jo ci dom mecz! • Zanim Maryjka się obejrzała, już leżała przerzucona przez kolano, ze spódnicą na plecach i spuszczonymi majtkami. Masztalski uniósł rękę do góry, popatrzył w miejsce, gdzie zamiarował uderzyć, i rzekł: - Ach, w domu ryż pięknie... W przedziale kolejowym pasażer wyciąga paczkę papierosów i uprzejmie pyta siedzącą obok pasażerkę; - Czy pozwoli pani, że zapalę! - Ależ niech się pan czuje jak u siebie w domu. Mężczyzna westchnął i schował papierosy do kieszeni. W sobotę ojciec pyta dzieci: - No, które z Was było w tym tygodniu najgrzeczniejsze i robiło wszystko, co mama kazała? - Ty, tato - odpowiada Jasio. 124 .125 I - I jak się skończyła wczoraj twoja kłótnia z żoną? - pyta Ecik Masztafekiego. -1 Przyszła do mnie na kolanach. - Nie godej? I co pedziała? - Szybciej wyłaź mi spod łóżka, ty tchórzu! , NA SĄSIADÓW Po dłuższej rozmowie prowadzonej półgłosem w ciemnym kącie klatki schodowej jedna sąsiadka powiada do drugiej: -. Tylko bardzo panią proszę, niech to zostanie w naszym osiedlu... ¦ - Co ci się stało w oko? - pyta Masztalski Francika Kichola. - Dostołech śrubokrętem od Pytliczki. - Bez przypadek? - Nie, bez dziurka od klucza. Trwa lekcja religii. Katechetka pyta syna Ecika: - Powiedz mi, kto widzi i słyszy wszystko? - Nasza sąsiadka, Klycino - odpowiada bez zająknięcia synek. ¦ Masztalski mieszkał na górze, a Żelozko na dole. Żelozko czyta gazetę, a u Masztalskiego ktoś o podłogę klupie i klupie. Leci Żelozko na górę i wrzeszczy: - Godej tej swojej starej, co by trzewiki seblekła, bo jo nie mogę już strzymać! - Starej nie ma w domu. 126 - To co tak klupie? - Wejdź i zobacz - zaprasza Masztalski. Przeszedł się Żelozko po mieszkaniu. Wchodzi na koniec do łazienki i patrzy, a tam świnia na drewnianej nodze! - Jezusiczku! - rozdziawia gębę Żelozko. - Tegoch jeszcze nie widzioł! - A co ty myślisz - fuknął Masztalski - dyć jak chcą ino golonko zjeść, to nie byda całej świni bił! Żelozkowa spotyka Masztalską. - Jak się chcecie kochać z tym swoim chłopem, to kupcie sobie zasłony. - A wy sobie bryle kupcie, bo to wcale nie był mój chłop, ino wasz. Masztalski opowiada: - Jak żech dostoł nowe mieszkanie w wieżowcu, przyszedł roz do mnie Pięter, z kierym my 20 lot mieszkali razem w familoku. - Taki jestem zdrożony - godo. - Kaj mosz jako miska, bo bych się chcioł umyć. - U nos są łazienki! - Łazienki? Długo patrzył, dziwił się, aż w końcu zatrząsł za sobą drzwi. Chwila minęła, słuchom, a w łazience Pięter dmucho na coś z całych sił. Wchodzę i pytom: - Co ty robisz? - Gorąco woda naleciała - godo - i ją studzę. - Głupieloku! Dyć tu mosz zimno woda! Zostawiłech go, a po chwili znów słyszą, że Pięter jakieś dziwne dźwięki z siebie wydaje: - Ych, ych, ych... 127 Otwiefom drzwi, patrzą, a on wanna w rękach trzymie i ledwo go spod niej widać. _ - Go ty robisz z tą wanną? . . - Nie pytaj się głupio - dusi z siebie Pięter - ino godej, ka) mom ta woda wyloć! 128 NA FACHOWCÓW - To urządzenie zastępuje pracę sześciu robotników! - A kto je obsługuje? - Siedmiu specjalistów. Emeryt, magister inżynier ze „starego portfela", postanowił dorobić i podjął pracę przy kopaniu rowu pod rury ciepłownicze. Koło wykopu przechodził właśnie Maształski ze swoim synkiem. Przyglądają się ciężko pracującemu emerytowi i nagle Maształski mówi: - Patrz i zapamiętaj, Huberciku! Jak nie będziesz się uczył, to cołkie życie przyjdzie ci rowy kopać, tak jak temu panu. - Pan miał przecież naprawić u nas zepsuty dzwonek. Gzemu pan nie przyszedł? - Byłem, proszę pani... Dzwoniłem z dziesięć minut, ale nikt nie otwierał. Specjalista chirurg wzywa hydraulika, żeby mu naprawił kran. Hydraulik melduje, że gotowe, i żąda 2000 złotych. - Panie, 2000 złotych za godzinę pracy? To ja, specjalista chirurg, na godzinę wyciągam maksimum 400 złotych! - Jak ja bym był specjalistą - odpowiada hydraulik - to też bym tyle wyciągał. Rozmawiają dwie mężatki: - Mój mąż ma dziwny zwyczaj. Zawsze pogwizduje w czasie pracy! - Ma pani szczęście! Mój mąż tylko pogwizduje... 129 I Na drzwiach Masztalskiego pojawiła się wizytówka „insz. Masztalski'". . .- Panie Masztalski - mówi sąsiad - ,,inżynier" to się pisze „inż.", a nie „insz." - Ale jo nie jest inżynier, ino insztalator... - Tu przed panem mieszkał kiedyś Gustlik wynalazca, kiery robił rozmaite eksperymenty techniczne - wyjaśnia Masztalski nowemu sublokatorowi. - Acha, to ta plama na suficie pewnie jest wynikiem tych doświadczeń Gustlika? - Nie, to jest sam Gtistlik... W piwnicy pękła rura kanalizacyjna, brudna woda sięga już po pas. Przybywa hydraulik Masztalski ze swoim uczniem. Podwija rękawy, bierze oddech, nurkuje. Po chwili wynurza się, wyciąga rękę i •woła do ucznia: - Obcęgi! Uczeń podaje obcęgi, Masztalski bierze oddech, nurkuje i po chwili wynurza się ponownie. - Klucz francuski! - woła i znika pod powierzchnią, po czym wynurza się, łapczywie chwytając powietrze: - Widzisz, naprawione! A ty - zwraca się do ucznia - patrz i ucz się, bo inaczej cołkie życie będziesz narzędzia poda-woł. NA BUDOWLANYCH Masztalski na budowie domu mieszkalnego woła do majstra: - - Panie majster!... Łopatami się zlomała!... - Smól łopatę! - odpowiada majster. - Oprzyj się o beczkę! Na nowym placu budowy majster staje przed swoją brygadą:, - Musicie, chłopaki, budować solidnie, zgodnie z planem, bez marnotrawstwa, po prostu najlepiej jak potraficie, bo budujecie dla siebie. - A co tu będzie; panie majster? - Izba Wytrzeźwień. Na budowie murarz pyta majstra: - Panie majster, która godzina? - A wiesz, że ja też bym się napił! - Jak się pani podoba nasze nowe mieszkanie? - Najbardziej podobają mi się wnęki w ścianach na szaf)'. - To nie są wnęki na'szafy, to są pokoje! Któregoś poniedziałku majster nie wytrzymał i ustawił wszystkich w dwuszeregu: - Komu nie chce się robić, niech wystąpi! "Wystąpili wszyscy oprócz Ecika. - A ty czemu nie występujesz? - Bo mnie się nie chce nawet kroku zrobić. 131 Ecik budował, z kamratami wieżowiec. Nagle wszyscy zauważyli zmierzającą na plac budowy inspekcję. Jak leżeli, siedzieli, stali, tak rzucili się do roboty. A Ecik chwycił puste taczki i jeździ nimi tam i z powrotem. Inspektorzy patrzą zdumieni na Edka, patrzą i wreszcie jeden pyta: - A co wy tak z tymi pustymi taczkami gonicie? - Wiecie - mówi Ecik - taki pieronowy akord momy, że nawet nie ma kiedy załadować. Masztalski i Ecik układają dachówki na szczycie wieży ratusza miejskiego. Nagle Ecik krzyczy z góry do majstra: - Panie majster! Masztalski zlecioł z rusztowania! - To godej mu, coby już na wierch nie wyłaził, bo zarozki momy fajrant! - odpowiada majster. - Chyba nie musza mu godać! - Po czemu?! - Bo on koło zegara lecioł! - Ilu was tu pracuje? - Z majstrem siedmiu. - Czyli bez majstra sześciu? - Nie, bez majstra to nikt nie pracuje. Zdenerwowany murarz wpada do biura kierownika budowy: - Panie kierowniku, zawalił się blok, który wczoraj wykończyliśmy"! . - Do licha, a mówiłem, żeby nie zdejmować rusztowań przed klejeniem tapet. 132 I NA MARYNARZY Marynarz spotyka w porcie dziewczynę. - Mówi pani po angielsku? - Trochę. - To znaczy ile? - Sto franków... Pewien marynarz, wróciwszy z rejsu, pyta matkę: .- Co powiesz o tej wesołej małpce Koko, którą ci niedawno przysłałem? . . , - Jeśli mam być szczera, to ci powiem, że lepiej smakuje mi cielęcina... - Jak daleko do lądu? - pyta pasażer kapitana statku. - Jakieś dwa kilometry. - To nie tak źle. - Tak, ale w dół! Młody marynarz pyta bosmana: - Czy to prawda, że kobiety na statku przynoszą nieszczęście? - Tak, synku - wzdycha bosman pykając fajkę. Tak samo jak na lądzie; Rozmawiają dwie żony marynarzy: - Czy podczas stosunku rozmawiasz z mężem? - Jak akurat zadzwoni z morza, to oczywiście. •*= 133 Statek wpływa do macierzystego portu. W kajucie trzech marynarzy szykuje się do wyjścia na ląd. - Wejdę do domu, zmieniam ubranie - mówi pierwszy - i zaraz lecę się zabawić. - A ja - dodaje drugi - dzwonię zaraz do dziewczyny i pohulamy zdrowo. - Mnie też czeka zabawa - zwierza się Masztalski. - Podejdę do drzwi, zadzwonię, a potem szybko.polecę pod okno. Jeszcze mi się nie zdarzyło, żebych jakiemuś gachowi po gębie nie doł. NA GÓRNIKÓW Masztalski miał wypadek w kopalni i leży w szpitalu, pod- -łączony do różnych urządzeń. Wpada Maryjka i siadając na brzegu łóżka, lamentuje: - Co ci to chłopeczku? Takiś ty borok! Cierpisz, ja? Masztalski rusza kilka razy ustami i pokazuje coś ręką. - Co to - lamentuje baba dalej - napisać mi coś chcesz? Mosz tu kartka i ołówek. Masztalski pisze coś i zamyka oczy. - Tak żech bez chłopa została! - lamentuje baba i wzrok jej zatrzymuje się na zapisanej kartce: „Maryjko, pieronie, bier ta swoja rzyć z tej rury, bo dychać nie mogą". - Co to jest? Chodzi po ścianie i ryczy. - Sztygar. Masztalski pracował w, kopalni i wpadł do szybu. Koledzy stanęli nad tą straszną głębiną i nawołują: ,134 - Masztalski, jesteś tam? -Ja! - Stało ci się coś? - Nie! - Nic sobie nie pokimałeś? - Nie! - No to wyłaź! - Kiej nie mogą, bo jeszcze lecą! - Wiesz, Masztalski - zwierza się Zyguś Materzok - ja mom takiego sztygara, że jak się na mnie znerwuje, to mo zaraz czerwony pysk. - To jeszcze nic - na to Masztalski - jak mój sztygar sie znerwuje, to jo mom zaroż czerwony pysk. Masztalski przylatuje do swoich związków zawodowych po skierowanie na wczasy. - Panie Masztalski - pyta przewodniczący - lubicie ciepłe piwo? - Nie. ¦ . ' ¦ ¦ - A spocone kobiety? --Nie. ' -'• . - To macie załatwione wczasy w listopadzie... Do Masztalskiego przychodzi komisja atestacyjna. -- Co panu sprawia największy kłopot po przyjściu do ró- bcty?- pytają. - - Największy kłopot? Jak sie musza chwycić roboty. Czemu u Eeika węgiel nie leci? - pyta dyrektor jego kolegów wracających z dołu. 135 - Dejcie mu spokój - mówią - bo Ecik od trzech dni czyta książkę. Nawet sztygar nic się nie odzywa. - Ecik czyta książkę? To niech czyta. Po tygodniu naczelny decyduję się jednak, żeby odwiedzić Edka na stanowisku... czytania. - Pokaż tylko, co czytasz. - Karola Maya czytom. - Ale przecież to nie jest książka Karola Maya, tylko Karola Marksa! - Pierona kandego, mnie się też tak to dziwne wydowalo, bo żech już jest przy trzecim tomie, a ciągle o tych indiane-rach nie ma. Żona Masztalskiego wpada do gabinetu dyrektora kopalni i strofuje go od progu: - Co to robicie? Medal mu dajedeł Wy mu koperta dejcie, ą nie medal! Wszyscy koperty dostają! - Poczekajcie, pani Masztalska! A czy wy wiecie, jaki on medal dostał?.. On dostał Order Odrodzenia. - Wy mi tu nie fanzolcie! Od rodzenia to jo jest, a on jest od zarabianio pieniędzy. ¦¦ . NA ŻOŁNIERZY Ecika wezwali na komisję, ale on nie bardzo garnął się do wojska. Pyta więc Masztalskiego, co zrobić. - Wyrwij sobie wszystkie zęby - radzi Masztalski - i cię na pewno nie wezmą. Ecik tak zrobił. Za jakiś czas spotyka Masztalskiego. - I co, Eciczku, idziesz do wojska? - Nie, bo mom platfus. , 136 - Szeregowy Masztalski! Widzicie to drzewo? - Widza, ale nie lecą... Żołnierz wysyła do dziewczyny telegram: „Przyjadę w sobotę, jak będę mógł". Dziewczyna odtelegrafowafa: „Będziesz mógł. Przyjeżdżaj". - Tyś się do wojska na ochotnika zgłosił? - pyta Ecik kole- gę- - No toć, bo wiesz, nie mom żony ani dzieci, a lubię, jak się coś dzieje. A ty czamuś to zrobił? - No, bo jo mom baba, dzied i teściowo,, a lubią spokój. Dowódca kompanii wzywa kaprala: - Słuchajcie, Masztalskiemu trzeba delikatnie powiedzieć o śmierci ojca. - Tak jest! Rozkaz! - Kompania, zbiórka! - woła po chwili kapral. - Kto ma ojca, wystąp!... A ty, Masztalski, gdzie się pchasz, baranie! Podczas pierwszej musztry kapral wydaje rozkazy: - Baczność!... Na prawo patrz!... Spocznij!... W lewo zwrot!... Naprzód marsz!... Pluton stój!... Pluton, baczność!... Nagle rekrut Ecik wychodzi z szeregu i kieruje się w stronę koszar. '- Gdzie idziesz, ofermo! - woła kapral. - Wiecie wy aby, o co wom chodzi? - Co takiego? - Psińco! Zmieniacie decyzję co dziesięć sekund. Mom tego dość! 137 I 1 Podczas zbiórki plutonu kapral zwraca się do żołnierzy: - Ci, co znają się na muzyce, wystąp! Wystąpiło czterech. - Pójdziecie do kapitana. Zaraz przywiozą mu pianino i trzeba je wnieść na trzecie piętro. Sierżant do rekruta: ¦ " - Słyszałem, że lubicie muzykę? A co najbardziej? - Melduję, że najbardziej lubię sygnały na posiłki! Siedzi dwóch żołnierzy w okopie. Jednemu z nich przyniesiono paczkę od żony. Otwiera, a tam szynka, polędwica, sucha kiełbasa. Zaczyna jeść, tymczasem drugiemu, który nazywa się Ecik, ślinka cieknie. -. Daj kawałek - prosi. - Dam ci, ale jak wypijesz wiadro wody. Ecik długo się nie zastanawiając wychyla całe wiadro wody. - Ty pieronie - mówi pierwszy - tobie się pić chciało, a nie jeść. Kapitan zarządził zbiórkę kompanii: - Baczność! Na prawo patrz! Wszyscy patrzą na prawo, a Ecik na lewo. Kapitan widząc to zakomenderował „spocznij" i powtarza: - Baczność! Na prawo patrz! Wszyscy patrzą na prawo, a Ecik na lewo. - Mówiłem ci, trutniu, na pra^ro patrz! - A jak wróg przyjdzie z lewej strony? - pyta Ecik. -" Kapralu Masztalski - rozpoczyna egzaminator - wyo braźcie sobie taką sytuację: z przodu naciera na was od 138 dział kawalerii, z lewej piechota, z prawej czołgi, a za sobą macie bagna nie do przebycia. Jaką komendę byście wydali? - Kompania, do... modlitwy! - odpowiada Masztalski/ Bardzo zmartwiony szeregowy Ecik zwierza się Masztal-skiemu: - Panie kapralu, śniło mi się, żech był wołem i dowali mi jeść^słoma. - Nie przejmuj sie, chłopie, to ino sen. - Wom się tak dobrze godo, a jo rano nie mioł w sienniku ani źdżiebełka słomy. ' - Panie generale, mom czterech jeńców! - To daj ich tu! - Ale oni nie chcą mnie puścić! - Maski włóż!... Maski zdejm!... Mówiłem ci, szeregowy Ecik, żebyś zdjął maskę! - - Melduję, panie kapitanie, że zdjąłech, ino jo mom taki głupi pysk... Generał zapowiedział swój przyjazd do jednostki wojskowej na wizytację. W dzień wizyty kapral Masztalski dzwoni do dyżurnego Ecika: - Jest już ten generał? - pyta. - Nie, jeszcze nie przyjechał. - Po godzinie znowu dzwoni Masztalski: - Jest już ten generał? - Nie, jeszcze nie przyjechał. Po godzinie znowu dzwoni już zdenerwowany kapral: 139 - Pierona, jest już ten generał? - Nie - odpowiada Edk. Mija jakiś czas. Pod bramę jednostki podjeżdża czarne auto, wysiada z niego generał w asyście oficerów i podchodzi do wartownika: - To tyś jest ten generał? - pyta Ecik. - Tak. - Chłopie, mosz przegwizdane i ani tam nie idź, kapral Masztalski już trzy razy o ciebie pytoł! NAMHJOfANTÓW Dwie babcie rozmawiają na przystanku: - Wiesz dlaczego milicjanci chodzą zawsze we dwóch? - Nie wiem. - Bo widzisz, jeden umie czytać, a drugi pisać. Słyszy to milicjant, podchodzi do staruszek, prosi o dowody osobiste i otwierając je, zwraca się do swojego kolegi: - Ja ci będę dyktował, a ty, Józek, pisz.., Masztalski budzi się rano i słyszy: - Zielonym do góry, zielonym do góry! Wychyla się przez okno i widzi, że milicjanci sadzą drzewka na trawniku przed jego domem. Idzie dwóch milicjantów z małpą. Spotykają oficera. - Co wy wyczyniacie? Idźcie z nią do ŹOO! Nazajutrz sytuacja się powtarza. - Mówiłem, do ZOO! - zżyma się oficer. - W ZOO byliśmy wczoraj, dziś idziemy z nią do kina! 140 - Proszę pani, tutaj nie wolno Się kąpać!-milicjant zwraca uwagę panience, która stoi już rozebrana i gotowa do kąpieli. - Nie mógł pan tego wcześniej powiedzieć, przecieżxpan widział, jak się rozbierałam? - Rozbierać się wolno. Milicjant do kierowcy: - Proszę nadmuchać ten balonik! - Panie sierżancie, muszę? - Chce pan, żebym to zrobił za pana? Mogę, ale wtedy na pewno straci pan prawo jazdy. Do milicjanta pochodzi mała dziewczynka i podaje mu pałkę: - Przepraszam, to pana pałka? Nie moja - milicjant łapie się za bok. - Ja swoją zgubiłem... ' . " Pijany Francik pobił się z kamratami i ani się spostrzegł, jak podjechał radiowóz. - Proszę do poloneza - mówi do niego milicjant. - Dziękuję, ale jo nie tańczę... Noc. Masztalski jedzie samochodem przez las. Mgła ogranicza widoczność do kilkunastu metrów. Nagle przed maską zjawia się czerwony duch. Masztalski hamuje. - Uuu! - straszy go duch. - Jestem stara cholera, która zmarła na czerwonkę. - Zgiń, .przepadnij, siło nieczysta - krzyknął i ruszył dalej. Duch rozpłynął się, ale po chwili Masztalski widzi, że do samochodu pcha się drugi duch, żółty. 141 - Uuu! - wyje. - Jestem stara cholera, która zmarła na żółtaczkę. - Zgiń, przepadnij, siło nieczysta! Jedzie dalej, a tu na drodze staje mu biały duch., - Uuu! - zawodzi - jestem stara cholera, która zmarła na . białaczkę! Biały znika, ale po chwili Masztalski znowu widzi ducha, tyle że niebieskiego, który wyraźnie chce go zatrzymać. v Masztalski ma już dość tej zabawy. Wysiada z samochodu, podchodzi do ducha i bez pardonu pyta: - A ty myślisz, że się ciebie boję, stara cholero! Na co zmarłaś? - No, no! Kontrola drogowa! Dokumenty proszę! Wyciąg z protokołu sporządzonego przez dzielnicowego: „Dziś rano w parku znalazłem zwłoki nieznanej kobiety, na których stwierdziłem szereg ran kłutych. A to: dwie rany wielkości 20 złotych, trzy rany wielkości 10 złotych i cztery rany wielkości 2 złotych. Razem dziewięć :ran na ogólną wartość 78 złotych". Kandydaci na milicjantów zdają egzamin: - Co to jest- pyta egzaminator JózikaWierzgoła- zaczyna się na „b i wszyscy w tym chodzą? - Buty, obywatelu kapitanie! - Dobrze, poproś następnego. Józik prosi następnego i po drodze szepcze mu do ucha: - Jak cię zapytają o coś na „b", to godej, że to są buty... > - Co to jest - pyta egzaminator - wisi na ścianie i chodzi, a zaczyna się na „z"? -¦ A mo to sznurówki? - Nie ma. ¦ '. - - Jak tak,.to będą zandały... 142 Milicjant zatrzymał kierowcę i wlepił mu mandat za jazdę bez świateł. W uzasadnieniu napisał: „Za niemanie świateł - 500 złotych". Kierowca przeczytawszy to śmieje się do rozpuku. - Dlaczego on się tak śmieje? - myśli milicjant, ale nic nie mówi. Postanawia zapytać o to swego szefa. - Wlepiłem kierowcy mandat - 500 złotych za niemanie świateł i nie rozumiem, dlaczego tak go to rozśmieszyło? - Boś głupi! Za niemanie świateł mogłeś policzyć mu 1000 złotych! Masztalski opowiedział taki śmieszny dowcip, że jego kolega pękł ze śmiechu. Na rozprawie sędzia zwraca się do oskarżonego: - Proszę opowiedzieć ten dowcip wysokiemu sądowi. - Nie, nie! Ja nie powiem! Nie chcę, żeby znów stało się coś złego. Sędzia postanowił, że trzech najpoważniejszych ludzi: stra-. żnik więzienny, milicjant i on sam, zapozna się z owym dowcipem na zapleczu. Niestety, sędzia i strażnik pękli ze śmiechu, a Masztalskiego, na którego korzyść zeznał milicjant, uniewinniono. Kilka dni później w prasie pojawiła się następująca notatka: „Z niewiadomych przyczyn wczoraj na skrzyżowaniu ulic Wolności i Granicznej pękł milicjant..." W czasie powodzi do milicjanta podjeżdża furmanką rolnik i pyta: - - Panie władzo, da się tędy przejechać? - Nie ma obawy, może pan jechać. Chłop ruszył z miejsca i utopił się razem z koniem i wozem. - A to ciekawe - kręci głową milicjant. - Chłop z furmanką się utopił, a kaczka jak tu chodziła, to woda sięgała jej tylko do połowy! - 143 Spiłsię Frandk dó nieprzytomności i wyszed z szynku na ulicę. PoZeUzą latarnią trafił na dwóch mihc,antow. - Dokumenty, proszę! - mówi pierwszy. - Nie mom... . " - No to idziemy - mówi drugi. - No to idźcie- . , - Panie władzo! - Go chcesz, malutki? - Włożył pan czapkę daszkiem do tylu. - To nic, zaraz będę wracał. ^^T informacja dla milicjantów: mała wskazówka na sześć, a duża na dwanaście. - Panie, to Pałac Kultury i Nauki? - pyta turysta zagraniczny przechodnia. - No. - Panie, to hotel Forum? - pyta innego. - Tak ' ' - pSe właUzo - pyta milicjanta - czy tędy dojdę do Zamku Królewskiego? u was jedni mówią „no", drudzy - „tak", a S"mówią d, którzy skończyli poeto wó4kęS - d, którzy skończyli szkołę średnią, a „oczywiście" -¦ d, którzy skończyli studia. - To pan skończył studia? - No. - 144 Dwaj milicjanci opowiadają sobie dowcipy: - A ty wiesz, jaki jest najkrótszy kawał o nas? - Nie. - Idzie milicjant drogą i myśli... - Awiede, że o milicjantach nie ma żadnych kawałów? - Wiemy - śmieje się kapral Masztalski - bo to wszystko jestprowda. NA WŁAŚCICIELI SAMOCHODÓW - Tak bardzo chciałabym, żebyś kupił samochód! Poznalibyśmy świat... - Ten czy tamten? Zyguś Materzok puka do drzwi Masztalskiego: - Cześć, Masztalski. Kupiłech samochód. Bądźcie tacy dobrzy i pożyczcie riom kawałek chleba. Do Masztalskiego przyjeżdża ledwo co poznany w Paryżu kolega. - Terozki wsiądziemy do nowej syrenki i pokażę ci' miasto. -' To masz nowy wóz? - pyta Francuz. - A ile za niego dałeś? - 20 pensji. - Na litość boską! Po co ci taki drogi samochód? Maryjka szyje sukienkę na maszynie, a Masztalski stoi nad nią i co chwilę krzyczy: ¦ 145 - Uważaj!.. Terbzki w lewo! Bardziej w lewo! Co ty to robisz!... Pieronie, ty szyć nie potrafisz. _ - Czyś ty ogłupioł? - nie wytrzymuje Maryjka. - Idiotę z siebie robisz i zaroz jeszcze w pychol ***?>**¦ k - No widzisz! A jo ino chcioł ci pokozac, co czuję, jak jadymy samochodem. Masztalski uruchamia samochód i po kilku próbach zwraca silnik zaskoczył. Milicjant zatrzymuje samochód: ; - Widziała pani, jaki tam stał znak drogowy? SS tS . odpowiada filuternie kobieta - ale pana nie. Prowadząca samochód kobieta zawadziła o krawężnik, po' tnSa stoScy samochód, skosiła drzewko i zatrzymała się . na płocie. ..... - Proszę o prawo jazdy - mówi milicjant. - feSSSSzo, niech pan tylko logicznie pomyśh! Ktoz by -mi dał prawo jazdy?... Mąż pyta żonę: - Jak ci się udała przejażdżka? - Znakomicie. . - A samochód wprowadziłaś do garażu? - Częściowo. 146 Masztalski jadąc przez pewną wieś wypadł nagle na zakręcie z drogi i wylądował w rowie. Na szczęście nic się nie stało, ale zdenerwowany biegnie do sołtysa i strofuje go: - Czamu na tym zakręcie nie stoi znak? Dyć to tak nie może być! - Stał tam znak i to ładnych parę lat - usprawiedliwia się sołtys - ale nie było wypadku, więc zlikwidowaliśmy go... Ecik pyta Masztalskiego: - Czamu dzisiok nie pijesz? Przeca Maryjka chce prowadzić. . - To prowda, ale ty nie mosz pojęcia, jakiej to wymaga przytomności umysłu. Milicjant sporządził protokół z wypadku drogowego:' „Poszkodowany Masztalski stanął na krawężniku, rozejrzał" się dokładnie i stwierdziwszy, że nic nie jedzie, wpadł pod fiata 126p"... Paniusia potrąciła samochodem babcię. - Trzeba było użyć klaksonu - mówi milicjant. - Ja wiem, ale nie chciałam jej przestraszyć. Rowerzysta najechał na Ecika. Leży Ecik na ziemi i krzyczy: - Ty giździe zatracony, dzwonić nie umiesz? -• Dzwonić to umiem, tylko jeździć jeszcze nie umiem. Masztalskiemu skradziono samochód. - Wiesz, kto ci go ukradł - dziwi się Ecik - a nie idziesz na milicję? . ¦ 147 - Czekom. - Na co czekosz? . - Aże ten pieron karoserię polakieruje. p em, (akby chciał, tebym go Co mam robić? - Szybko zjechać z chodnika, — 148 Motocyklista budzi się po wypadku.w sali szpitalnej, patrzy na leżącego obok pacjenta i mówi: - Zdaje mi się, że ja pana już gdzieś spotkałem? - Tak, i dlatego obaj tu leżymy. - Ty wiesz - mówi Pytliczka do Żelozkowej - kupili my wczoraj samochód i ten mój stary bez głupota połknął kluczyki! - Okropność! I co, będą go operować? ~ ¦ / - A po co, na szczęście momy zapasowe. Milicjant zatrzymuje samochód i otwiera drzwi. Uderza go odór alkoholu. Za kierownicą siedzi pijany Ecik. - Jak pan mógł w takim stanie wsiąść do samochodu?! - Kamraci pomogli... Maształski zjawia się u szwagra w Bytomiu. - Czym żeś przyjechol? - pyta szwagier. - Swoją karą. - A to szkoda, bo mom pół litra. W następną niedzielę sytuacja się powtarza. - Czym żeś przyjechoł? -. Swoją karą. - A szkoda, bo mom pół litra: Za trzecim razem Maształski nie był już taki głupi. - Czym żeś przyjechoł? - pyta szwagier. - Tramwajem. - - A to szkoda, bo byś mnie zawiózł do Chorzowa. Jedzie Zyguś Materzok swoim samochodem; obok siedzi przerażony Maształski. - Czerwy|p<światła! Co ty to robisz? 149 A Zyguś nic! Przejeżdża na czerwonych światłach skrzyżowanie i mówi spokojnie: - Mój szwagier już dwa lata bez czerwone jeździ i nic mu się nie stało. Znowu skrzyżowanie i znowu czerwone światła! - Nie jedź! Mosz czerwone! - krzyczy blady jak ściana Masztalski. - Mówiłech ci już, że mój szwagier dwa lata bez czerwone . jeździ i nic mu się nie stało! Znowu podjeżdżają do skrzyżowania. Pali się zielone światło, a Zyguś zatrzymuje samochód. - No jedź! Mosz zielone - krzyczy Masztalski. - A jak mi szwagier wyjedzie z boku? Ż* mówił, jak masz zmieniać biegi, kiedy zapi-y kiedy skręcać, gdy nie byłeś jeszcze żonaty? NA STUDENTÓW Sędziwy profesor dał się namówić na brydża ze studentami. Nad ranem wstając od stołu mówi: - Wam, młodym, to dobrze. Wskakujecie do łóżek i śpicie. - A pan, panie profesorze? - pytają studenci. - Ja jeszcze muszę się umyć. - Często mi się śni, panie profesorze, że jestem wielkim uczonym i myślę, co robić, żeby sen się spełnił. -¦ Mniej spać. 150 Rozmawiają dwie studentki: - Chciałabyś być Dziewicą Orleańską? - Nie: ¦ ¦ - Bałabyś się śmierci na stosie? - Nie o to chodzi... * Student wchodzi do sali egzaminacyjnej, lekko chwiejąc się , na nogach. - Panie docencie - pyta - czy przyjmie pan pijanego? - Ależ panie kolego, to jest egzamin! - Bardzo pana proszę. Niech pan zrobi wyjątek! - Ja tak nie mogę... - Panie docencie, bądźmy ludźmi. Docent zgadza się wreszcie. Student dziękuje, otwiera drzwi na korytarz i woła: . - Chłopaki, wnieście go! Redaktor pyta: - Ile trzeba czasu, aby opanować język chiński? - Pięć lat - mówi profesor. - Trzy lata przy intensywnym uczeniu się - odpowiada docent. ; - A kiedy egzamin? - pyta student. Syn Masztaiskiego broni piacy dyplomowej na Uniwersytecie Śląskim. W domu ojciec pyta, jak mu poszło. - Dostołech dostateczny. - Czamu tak nisko cię ocenili? - Wiesz, kozali mi podać przykład ciała lotnego. - I co? pedzioł? . : - Ptok. „ . , - Toś dobrze pedzioł. - Wiem o tym! Oni też tak powiedzieli, ino że się polonista przyczepił. Student przychodzi na egzamin. Profesor przygląda mu się ntpan nie umie, jest pan głupi i malointeli- gentny? Ależ oanie profesorze, dlaczego;1 I No bo tylePosób mnie prosiło, żeby zdał pan ten egza- min. NA NAUKOWCÓW Profesor mija swoją asystentkę. - Dzień dobry pani, jak tam mąż? - Ależ panie profesorze, przecież ja nie mam męża. - Przepraszam bardzo, zapomniałem, że pani mąż jest jeszcze kawalerem. - Panie profesorze, urodziło się panu dziecko? •- Niech pan zapyta moją żonę. Ja tak mało zajmuję się sprawami domowymi. W Warszawie odbywa się wielkie sympozjum na temat: „Czy mężczyzna powinien mieć żonę czy kochankę?" Lekarz orzekł, że mężczyzna powinien mieć przede wszystkim żonę. Psycholog stwierdził, że dobrze, gdy mężczyzna ma kochankę, bo wtedy nosi krawat i w ogóle jest 152' bardziej uprzejmy i elegancki. Naukowiec natomiast dowiódł, że mężczyzna powinien mieć i żonę, i kochankę. Dlaczego? Bo gdy żona myśli, że jest u kochanki, a kochanka, że u żony, on może spokojnie siedzieć w bibliotece... Pewien naukowiec przeprowadza poważne doświadczenie. Właśnie obserwuje muchę, której wyrwał nogę. „Po wyrwaniu jednej nogi - zapisuje w notatniku - mucha chodzi". Następnie wyrywa jej drugą nogę i poleca: - Mucho, idź! „Mucha po wyrwaniu dwóch nóg chodzi" - notuje. -. „Chodzi też po wyrwaniu trzech i czterech nóg". Wreszcie wyrywa musze piątą nogę i rozkazuje: - Idź, mucho! Mucha ani drgnie. Naukowiec zapisuje: „Po wyrwaniu pięciu nóg mucha ogłuchła". ¦. - Hallo, biuro napraw elektrycznych? - Tak. - Proszę przysłać montera. W moim mieszkaniu spaliły się korki. ¦- ¦Pańskie nazwisko i adres? ¦ - Ulica Kwiatowa 6, doktor nauk technicznych Sputnikow-ski... I co, zadowoleni jesteście państwo z zięcia? Nie można powiedzieć, porządny człowiek. A kim jest z zawodu? Doktorem, ale za przeproszeniem, filozofii. 153 Roztargniony profesor przychodzi na wykład w dwóch różnych butach - czarnym i żółtym. - - Panie profesorze - mówi uprzejmie student - proszę spojrzeć na swoje buty. - Tak, już zauważyłem. A wie pan, to dziwne, w domu mam też taką samą parę. * Profesor, historyk literatury, mówi do studenta, który nie rozumie wymowy analizowanego wiersza: - „Nie wszystko złoto, co się świeci". Proszę podać przykład stanowiący egzemplifikację tej maksymy. - Spodnie pana profesora - odpowiada student. Na uniwersytecie trwa wykład z biologii: - Na poparcie tych tez pokażę państwu teraz żaby spreparowane moją metodą - mówi profesor i wyciąga z teczki woreczek, w którym znajdują się dwie bułki z szynką. Profesor jest wyraźnie zaskoczony: - A wydawało mi się, że śniadanie już jadłem... - Opowiadałem wam już tę śmieszną historię z czasów studenckich Einsteina? - Ózisiaj jeszcze nie, panie profesorze. - Czemu na moim biurku stoi wazon z różami? - indaguje żonę roztargn iony profesor. - Ponieważ dziś przypada rocznica twego ślubu. - O jak to miło, że pamiętałaś! - wzrusza się profesor. Mam do ciebie prośbę, Bądź tak dobra i przypomnij mi o dacie twego ślubu. Chciałbym ci również zrobić jakąś przyjemność. - , Pewnemu studentowi tak kiepsko poszedł egzamin, że profesor trzęsąc się ze złości napisał mu w indeksie: „Osioł!" Student wychodzi z sali, spogląda na wpis i wraca do profesora: - Czy mógłbym prosić o wpisanie oceny? - Przecież wpisałem! - Ależ pan profesor tylko się podpisał! NAKSICŻY Zdyszany kościelny przybiega do proboszcza: - Księże proboszczu! Hippisi biją się z punkami! Na to ksiądz odrzucając włosy z czoła: - I jak tam nasi? - Zgrzeszyłem z Ireną - spowiada się Karlik. - No więc, jak to było? - pyta ksiądz- - Siedzieliśmy sami w pokoju, pocałowałem ją, potem rozpiąłem spódnicę... "- I co dalej? Ico? - Potem rozpiąłem jej stanik... - I co dalej? - I nagle weszła jej matka... - A to pech! Księdzu ginęła mąka. Podejrzewał organistę, więc postanowił dobrać się do niego podczas spowiedzi. Podchodzi organista Antek do konfesjonału, a ksiądz bez wstępów pyta: .. 154 155 - Nie wiesz, kto mi mąkę kradnie? - Co ksiądz mówi? - Kto mi mąkę kradnie? - Tu nic nie słychać - odpowiada sprytny organista. - Co ty opowiadasz! - Zamieńmy się miejscami, to zobaczymy. Zamienili się miejscami. - A nie wie ksiądz, kto zaleca się do mojej żony? - pyta Antek. - Rzeczywiście, tu nic nie słychać... - Mamo - mówi Jaś - widziałem dziś Matkę Boską na plebanii. - Co ty pleciesz? - Tak, ksiądz stał z nią w drzwiach i słyszałem, jak mówił: „Matko Boska, idź stąd, bo jeszcze cię ktoś zobaczy"... NA NIEBIOSA Rozmawiają dwaj księża. - Któregoś dnia celibat na pewno zostanie zniesiony, ale my tego nie doczekamy. - My nie, ale może nasze dzieci... Idzie misjonarz przez pustynię, a tu nagle zza skały wyłazi lew. '-.*'¦ - Boże spraw - modli się misjonarz - żeby ten zwierz miał duszę chrześcijańską! Lew klęka i składa przednie łapy jak do modlitwy. - Niesłychane! Jesteś lwem chrześcijańskim?! - Tak - odpowiada lew - odmawiam modlitwę przed każdym posiłkiem... . Na morzu szaleje sztorm. Wielebny Swain, kapelan statku „Ruttand", pyta marynarza: - Czy grozi nam jakieś niebezpieczeństwo? - Jeśli wiatr nie ucichnie, to przed północą będziemy w niebie. - - Uchowaj Boże! " 156 - Tatusiu, czy Pan Bóg wszystko może? - Tak, synku. - A może stworzyć taki kamień, którego nie będzie mógł podnieść? - - Tatulku, a Pan Bóg jest wszędzie? - Ńo toć. - A u babci w piwnicy też jest? - No toć. - A wiesz, że babcia już nie mo piwnicy? Żona do męża w czasie kłótni: - Mam nadzieję, że w raju kobiety są oddzielone od mężczyzn! ' - Oczywiście. Inaczej cóż to byłby za raj! - A przy końcu świata nadejdzie dzień sądu ostatecznego - tłumaczy ksiądz dzieciom. Wstaje na to Hubercik i pyta: - A czy my będziemy mieli wtedy wolny dzień? Na lekcji religii ksiądz pyta dzieci: - Kto by chciał iść teraz do nieba? , Zgłaszają się wszyscy z wyjątkiem Antka. - Antek, dlaczego ty nie chcesz iść do nieba? - Bo jo pedzioł mamie, że po religii przyjdę do domu. Pani mówi do dzieci: , - Narysujcie zwierzątko, o którym możecie coś zaśpiewać. Dzieci 2 zapałem wzięły się do pracy. Marysia narysowała kota i zaśpiewała: „Wlazł kotek na płotek..." Józik piękną "pszczołę i zanucił: „Tę pszczółkę, którą tu widzicie, zowią Mają..." Jaś natomiast namalował jeża. - No to teraz zaśpiewaj o jeżu - prosi pani. - Jeżu malusieńki... Przed świętym Piotrem stanęli kapłan i kierowca autobusu. Klucznik niebieski najpierw zajął się kierowcą. Przyjął go z wielkimi honorami, wybrał najlepsze miejsce w niebie. Ksiądz przyjęty został bez honorów. - Jak to jest, święty Piotrze? - żali się gorzko. - Całe życie poświęciłem niebu, a wy zwykłego grzesznika traktujecie lepiej niż mnie - Mój drogi, prawda jest taka, że kiedy ty odprawiałeś mszę, to wszyscy ludzie ziewali, a gdy on prowadził autobus, to wszyscy pasażerowie gorąco się modlili. NA ŻONY I MĘŻÓW - Mój mąż to anioł! - Mój też nie mężczyzna.. 158 - Moja żona to anioł! - A moja jeszcze żyje... - Franciku, słyszołech, żeś się ożenił z Celiną od Masztal-skiego? - To prowda. - To musisz być terozki szczęśliwy? - Oj, musza, panie Żelozko, musza... - Po co ty się malujesz, Maryjko? - pyta Masztalśki.' - Coby ładniej wyglądać. - A czamu nie wyglądosz? - Jak się czuje pani mąż? - Dziękuję, dobrze. Prześwietlili mu głowę, ale na szczęście nic w niej nie znaleźli. - Czy pani syn jest już samodzielny? - Nie, przed miesiącem się ożenił..! Hyjdla. i Truda spotkały się koło kościoła. - Idziesz do spowiedzi? - Ja, idę - mówi Hyjdla - ale nojpierw chcę do masarza skoczyć. Idzie Hyjdla od masarza, patrzy, a Truda biega dookoła kościoła. - Co ty to robisz? - pyta. - Ach, wiesz, za zdradzenie męża dostałach pokuta i musza cztery razy fara oblecieć. , - O pierona - na to Hyjdla - lecą po rower. 159 - Idymy do mnie - mówi Masztalśki do Ecika. - Przeca u ciebie w domu żona i teściowo, i już jest po północy! - To co! Chodź i głupio nie godej. Żona i teściowa witają ich zgięte w pół. Teściowa stawia na stole butelkę, żona zdejmuje Masztalskiemu buty. - Jezusiczku! - dziwi się Ecik. - Jak ty to robisz, że mosz taki posłuch w domu? ¦ - Wiesz - zaczyna Masztalśki - miołech psa. Przychodzę do domu, a tu na dywan narobione! Pokozołech psu żółto kartka. Przychodzę na drugi dzień, a tu zaś narobione. Pokozołech mu drugo żółto kartka. Przychodzę na trzeci dzień, a tu na dywan narobione i jeszcze nalone! Pokozołech psu czerwono kartka i żech obdarł go ze skóry... - Ale co to mo wspólnego z żoną i teściową? - pyta Ecik - Widzisz, one już mają po dwie żółte kartki... Masztalśki zasnął podczas oglądania meczu w telewizji. Żona budzi go około północy: - Wstowej, już dwanoście! - Dla kogo? Masztalśki stoi nad grobem żony. Wszyscy się rozchodzą, a on lamentuje i lamentuje: - O Boże, Boże! Oj Boże, Boże ty mój! Oj Boże, Boże... - Patrzcie, jak mu baby żal - mówią ludzie po cichu. . - Nie baby, ino Pana Boga - odzywa się Masztalśki - bo doprowdy nie wiem, jak on tam sobie w niebie z nią poradzi. - Żonaty? - pyta miicjant Masztalskiego. - Nie... Spadłech ze schodów... 160 Masztalśki i Maryjka kładą się do łóżka. On zasypia jak suseł, jak to zwykle w małżeństwie bywa, ona nie może zmrużyć oka. W środku nocy Masztalśki pyta: - Czamu nie śpisz, Maryjko? - Głupio się pytosz. Chłopa potrzebuję! Masztalśki zerka na budzik: - Skąd jo ci wezmę chłopa o drugiej w nocy? - Masztalśki dwa razy nieszczęśliwie się ożenił - mówi Ecik do kamrata. - Za pierwszym razem żona od niego uciekła... - A za drugim? - Została! Spotyka się po latach dwóch przyjaciół: Masztalśki i Zyguś Materzok. - Żonatyś? - pyta Zyguś. - Ja, od pięciu lot. - A zazdrosnyś? ' - Jak pieron! Zazdroszczą tym, co żon nie mają. - Spójrz na tego pana. Ja mu zazdroszczę i dziwnym zbiegiem okoliczności on mi również zazdrości. - Jak to możliwe? - Przed laty staraliśmy się o tę samą dziewczynę! która została moją żoną. Rozumiesz? Pewne małżeństwo zostało pojmane przez ludożerców. Kończy się rytualny taniec i mąż mówi do żony: - Zdaje mi się, że teraz zaczną nas jeść. .... 161 Masztalskiego nie ma i nie ma. Maryjka nerwowo łazi z kąta w kąt. - Nic, ino polozł do jakiej baby... - mówi do ZeLozkowej. - Ty zarozki myślisz o najgorszym. Może ino wpodł pod auto... - Grzybki były znakomite! - chwali mąż żonę. - Skąd wzięłaś przepis? - A, z jakiejś powieści kryminalnej... - Adasiu! Jak jedziesz do Warszawy, to kup mi tam dwa sweterki - prosi żona. - Dlaczego w Warszawie mam ci kupować? Przecież możesz sobie kupić tutaj! - Świetnie! To właśnie chciałam usłyszeć! - Mamusiu, czy to futro kupił ci tatuś? - Tatuś? Gdybym liczyła na twojego tatusia, to bym nawet ciebie nie miała. - Jesteś pewny swojej ^Ony? - pyta Masztalski Edka. - Toć! Jak siebie samego. - No to powiedz, co ona robi w tej chwili. - Oszukuje mnie. Masztalski fotografuje ^onę: , , - Nie śmiej się tak gryfriie, bo przeca żoden nie pozno, żes to ty... 164 - Mamusiu, dlaczego krzyczałaś na tatusia? - Bo idzie trzepać dywany. - Przecież-sama go o to prosiłaś! /¦ - Tak, ale on to robi lepiej, gdy jest zły. Mąż przed wyjściem do pracy mówi do żony: - Wiesz, po goleniu czuję się tak, jakbym miał ze dwadzieścia lat mniej... - Czy nie mógłbyś się golić wieczorem?.- pyta żona. 165 ł - Wyobraź sobie, że wczoraj w sklepie wydali mi fałszywe 5000 złotych. - I co zrobiłeś? - Dałem żonie, ona ma już taką naturę, że każdy grosz wyda. - Masztalski - pyta Ecik - co byś ty zrobił, jakby na twoją żonę napadł dzik? ¦ - Nie wtrącołbych się do tego. Sam napodł, to niech się sam broni. Dzielnicowy zatrzymuje Masztalskiego: - Pan wie, że na pana żonę napadł dziś bandyta? - To okropne! - krzywi się Masztalski. - A kaj go odwieźli? Do szpitala czy do kostnicy? ^ Noc. Masztalski gra w skata w klubie koło domu. Nagle przylatuje do niego rozgorączkowany dozorca:^ - Właśnie widziałem, jak do pańskiego mieszkania zakradł się włamywacz. - Biedny człowiek - wzdycha Masztalski. - Moja żona pomyśli, że to jo. Rozprawa rozwodowa. Przed sądem staje Masztalski. - A dlaczego to - pyta sędzia - chcecie się, panie Masztalski, rozwieść ze swoją żoną? - Bo, bo... ona mi seksualnie nie odpowiada! - Patrzcie, jaki gizd pieronowy - słychać głos z sali. -Wszystkim odpowiada, a jemu nie! 166 Żona Masztalskiego, wyrwawszy męża z drzemki, pyta: - Czy płazy mają rozum? - Nie, żabciu, nie mają... Żona Masztalskiego wraca z sanatorium, a Masztalski bach ją w gębę. - Za co? - pyta Maryjka. • - Gdybych wiedzioł za co, to bych cię zabił! - Maryjko, coś ty dzisiok tak wrzeszczała w nocy? - pyta Trudka. - Nie mogą ci pedzieć, to prywatno sprawa. ¦ - Powiedz! Powiedz! , - No niech tam, powiem ci. Stary mi dzisiokw nocy malinka robił na szyi... - I to tak ryczeć musiałaś?- . - Ja, wiesz, ale on to kombinerkami robił... Niedzielny poranek. Na klatce schodowej spotykają się sąsiadki. - Na Boga, pani Masztalska, kto u pani tak strasznie prze- klina? - Mój chłop wybiera się do kościoła i nie może znaleźć książeczki do nabożeństwa. Kolega po robocie pyta Ecika Wierzgoła: - Powiedz mi, czamu ty ze swoją starą chodzisz ino po nocnych lokalach? • - Bo wiesz, nim ona się ubierze - mówi Ecik - to już wszystkie inne są zawarte. 167 - Jak myślisz - pyta sztygar Masztalskiego - czy Ecik jest człowiekiem dyskretnym i umie zachować tajemnicę? - No toć! - odpowiada Masztalski. - W zeszłym roku podwyższyli mu stawka zaszeregowanio i jego staro do dzisiok o tym nie wie... Stoi Hubert Stuchlik w długiej kolejce na poczcie. Nagle spluwa siarczyście i to tak nieszczęśliwie, że opluwa kobietę. Robi się zamieszanie. Znieważona wzywa milicję, Stuchlik dostaje wezwanie na kolegium. - Co cię tak długo nie było? - pyta żona. - Ach, bo kolejka była wielko, ale żech to wykorzystoł na przemyślenie tych swoich wszystkich problemów. - I pomyślałeś i o mnie? - Toć! Właśnie żech o tobie pomyśloł i ty wiesz, co mi się wtedy przytrafiło? Milicjant doł mi wezwanie na kolegium. - Tyś oszalała! - denerwuje się Maształski. - Trzydzieści lot my na dancingu nie byli i dobrze! - I dlatego dzisiok idziemy i nie ma godki! - krzyczy Ma-ryjka. - Dziś momy trzydzieści lot po ślubie. Cóż było robić! Wchodzą do lokalu. Portier, kłaniając się nisko Masztalskiemu, mówi: - Dzień dobry, panie Masztalski, dwa bileciki, jak zawsze? Maryjka łypie na męża, ale nic! Siadają za stolikiem, aż tu przybiega kelner, - Dzień dobry, panie Masztalski - kłania się w pas. - Podać to, co zawsze? Maryjka zaciska zęby, ale nic! O północy wychodzi konferansjer i zaczyna program artysty ;zny: - Witam państwa, na początek striptiz! Kto ściąga galoty? - Maształski! Masztalski! - krzyczy cała sala. 168 - O ty pieronie jeden, ty giździe zatracony! - wrzeszczy Maryjka i jak nie. zacznie okładać męża. Ani się nie spostrzegł Masztalski, kiedy już siedział w taksówce. - Jo ci dom dancing! - krzyczy dalej Maryjka, bijąc gdzie popadnie. Nagle taksówkarz odwraca się z miłym uśmiechem: - No, Maszalski, takiej baby jeszcze żech przy tobie nie widzioł! - Co ty sobie myślisz? - wykłóca się żona Ecika. - Całe życie mom łazić w tym samym futrze? - Czamu by nie? Skoro królik może... - Maryjko, co byś ty zrobiła, jak byś była mężczyzną? - nvta Masztalski. ^1 - A ty? Mąż do żony: - Słyszałaś? Wynaleziono kosmetyk, który niezawodnie upiększa wszystkie kobiety. - Nie tylko słyszałam, ale używam go. - No tak, od razu wiedziałem, że to oszustwo. Świeżo upieczony małżonek oddaje żonie pierwsze pobo-ty. Żona liczy, liczy pieniądze i mówi: - No widzisz, pobory też masz małe... Masztalski wraca do domu nad ranem. W przedpokoju żo na zamierza się na niego wałkiem. 169 ¦ T Żabusiu, czyś ty zwariowała? - pyta. - O czwartej nad ranem robisz makaron? Żona robi wymówki mężowi: - Wcale o mnie nie myślisz. Ciągle tylko tensport. Założę się, że nawet nie pamiętasz daty naszego ślubu. - Jak to nie! To było wtedy, kiedy Legia przegrała z Górnikiem 2:1. . Maształski poczuł się źle i wrócił z pracy o wiele wcześniej niż zwykle. - Położę się - mówi do Maryjki - a jak by przyszoł ktoś do mnie, to powiedz, że mnie nie ma. Po pewnym czasie słyszy dzwonek, otwieranie drzwi i głos żony: ' . . - Mąż jest w domu, źle sie czuje, z pracy się dziś zwolnił... Kiedy drzwi się zamknęły za gościem, Maształski krzyczy do Maryjki: - Przeca prosiłech cię, cobyś godała, że mnie nie ma w domu! - Co się tak nerwujesz?! To był. gość do mnie, a nie do ciebie! NA BABCIE Podchodzi zapłakana babulka do milicjanta i lamentuje: - Bandyta! Zabrał mi wszystkie pieniądze... Wszystko, co uskładałam... Ukradł mi wszystko... - A gdzieście, babciu, te pieniądze trzymali? - A tu, pod tą fałdą spódnicy. 170 .- I nie czuliście, jak wam je brał? - Czułam, czułam, ale myślałam, że on w uczciwych zamiarach... - Poproszą o zapałki! - wrzeszczy Maształski do babci, która sprzedaje w kiosku. - Nie wrzeszczcie *ak do mnie! - denerwuje się babcia. -Przeca jo nie jest głucho! A jakie mają być? Z filtrem albo bez? Przychodzi babcia do lekarza i prosi o przepisanie globulek Zet. - Po co wam globulki? - uśmiecha się lekarz. - Na ból głowy... -Jak to? - - A tak. Jak wnuczka ma wyjść z domu, to daję jej dwie i już mnie głowa nie boli. Babcia nieprawidłowo przechodzi przez jezdnię. Widzi to milicjant i krzyczy: - Babciu, na zebry, na zebry! !- Ty idź na zebry, śpiku jeden! Jo mom renta: Maształski z żoną radzą babci, żeby trzymała język za zębami. - Najpierw mi je wstowcie! - obruszyła się babcia. ' Babcia dostała paczkę z zagranicy. Otwiera ją, a w paczce okulary: - No ja,wreszcie byda porządnie widzieć - mówi wkłada- 171 jąc okulary na nos. - No ja, terozki widza! No, wszystko ostre. O, i list jest od Erny. Cóż ona tam pisze: „Mamo, w tej paczce wysylom wom oprawki, w następnej wyślą szkła"... Babcia Masztalskiego chce sobie kupić chustkę i przez przypadek trafia do Pewexu. - Paniczko, ta modro bych chciała kupić - mówi. Ekspedientka pisze na paragonie 2,8, a babcia dziwiąc się, że tak tanio, podchodzi do kasy i podaje złotówki. - Babciu, tu się płaci dolarami. - Jakimi dularami? - To jest sklep zagraniczny. - Jak to może być? - dziwi się babcia. - Sklep już jest, a onych jeszcze nie ma... W tramwaju babcia pyta młodego człowieka: - Jak dostać się do filharmonii? - Trzeba ćwiczyć, babciu, dużo ćwiczyć. NA DZIADKÓW Do wsi słynącej ż długowieczności swoich mieszkańców przyjeżdża telewizja. - W jaki sposób - pyta reporter staruszka - można dożyć tak sędziwego wieku. - Rano gimnastyka, po południu gimnastyka, wieczorem gimnastyka. - A ile lat sobie liczycie? - 96. 172 - A wy, dziadku, jaką macie dewizę? - pyta reporter drugiego matuzalema. - Rano mleko - odpowiada dziadek - po południu mleko, wieczorem mleko... - A ile macie lat? - 106. - A wy, dziadku? ¦ - Rano kobietki, po południu kobietki, wieczorem kobietki - odpowiada trzeci rozmówca. - Coś podobnego! Ile też wam lat, dziadku? -36. Przychodzi dziadek do lekarza: - Panie doktorze, skleroza coraz bardziej mi dokucza. - A jak to się objawia? - Co jak się objawia? Dziadek Masztalskiego obchodzi setną rocznicę urodzin. Przyjeżdża do niego dziennikarz i pyta: - Co pan robił, żeby dożyć tych stu lat? - Czekałem... - odpowiada dziadek z uśmiechem. Do stuletniego jubilata przyjeżdża-prezydent miasta. - Myślę - mówi kończąc rozmowę - że w dniu kolejnych, 101 urodzin znów się spotkamy. - I ja tak myślę - odpowiada dziadek. - Pan prezydent całkiem .dobrze jeszcze wygląda... Dwóch dziadków rozmawia na temat sklerozy. Przechwalają się, który ma większą. - Ostatnio - mówi pierwszy - kupiłem sobie lody i zapo- 173 mniałem, co z nimi zrobić. Szły dzieci, więc im je podarowałem.., ¦ - To jeszcze nic - mówi drugi. - Wyobraź sobie, poszedłem z żoną do kawiarni. Zamówiłem lody i tak siedzimy sobie, siedzimy... Patrzę to na lody, to na tę osobę siedzącą naprzeciw i zastanawiam się, skąd ja znam to ohydne babsko? - Zdaje mi się, moja droga --zwraca się dziadek dó babci -że będzie padać. Jak myślisz, wziąć parasol? - Weź parasol! Tak? A jeśli nie będzie deszczu, to po co mi parasol? Lepiej wezmę laskę. Weź laskę! - Jednak chyba zbliża się burza. Lepiej będzie zostawić laskę i wziąć parasol. - - Dobrze, zostaw laskę i weźparasol. - Masz rację. Ale chyba się przejaśnia. Lepiej zostawić parasol i wziąć laskę. - Mój Boże! Weź laskę, zostaw parasol... - Widzisz, jaka ty jesteś! To mi mówisz, żeby wziąć laskę, to znowu, żeby parasol. A w ogóle to kto ći powiedział, że ja wychodzę? Bardzo już pochylony dziadek pcha wózek inwalidzki, na którym siedzi stara kobieta. Współczujący przechodzień zatrzymuje się i pyta: - Długo już tak wozicie żonę? - Nie - odpowiada dziadek - tylko od rana do południa. Po południu zawsze ona mnie wozi. Dziadek i babcia jedzą obiad. Nagle dziadek stuka babcię w głowę drewnianą łyżką. ¦174 Co się stało? - pyta babcia. Bo jak sobie przypomnę, żeś ty c$oty nie miała... ;;/ ' v -.." ; f. Pan po siedemdziesiątce bierze ślub z osiemnastoletnią dziewczyną. Budzi to zdziwienie i komentarze, - Przecież za dziesięć lat ona będzie miała lat 28, a pan co? - pyta świadek. . - Wtedy się z nią rozwiodę i znów się ożenię z osiemnastką! - Czy spełniły się marzenia twego dzieciństwa, dziadku? - Tylko jedno. - A jakie, dziadku? <- Ojciec tak szarpał mnie za włosy, kiedy coś zbroiłem, że marzyłem, aby być łysym. Dziadek Masztalski i dziadek Ecik siedzą na ławce w parku i grzeją się w wiosennym słońcu. Właśnie przechodzą młode dziewczęta. - Jak tak patrzą na te młode dziołchy, to mi się krew w żyłach burzy - przerywa ciszę Masztalski. - To nie krew ci się burzy, ino wapno lasuje! „CZYM SIC RÓŻNI WRÓBEL?" - Jaka jest różnica między kanarkiem a mostem? - Kanarek jest żółty, a po moście się chodzi. ¦ ¦• ' '. ¦ ¦ 175 f - Czym się różni gołąb od zwlaszczy? '- Gołąb lubi siadać na oknie, a zwłaszcza na parapecie. - Jaka jest różnica między psem a żoną? - Pies szczeka na obcego, a do swojego się łasi. Żona na odwrót. - Jaka jest różnica między Szkotem a Anglikiem, którzy nagle wyłysieli? - Zasadnicza. Anglik kupi sobie perukę i cylinder, a Szkot sprzeda grzebień. - Jaka jest różnica między spadającym z pierwszego a spadającym z dziesiątego piętra? - Jak leci ten z dziesiątego piętra, to słychać: Aaa... Bum; a jak leci ten z pierwszego, to: Bum... Aaa... . Jaka jest różnica między czarodziejką a czarownicą? Jakieś 40 lat... Czym się różni ksiądz od milicjanta? Ksiądz mówi: „Pan z wami", a milicjant: „Pan z nami.. I - Jaka jest różnica między wielbłądem a człowiekiem? - Wielbłąd może sześć dni pracować i nie pić, a człowiek może sześć dni pić i nie pracować. - Czym się różni długopis od trumny? - Wkładem. - Czy fiat 126p i pijana kobieta mają jakieś wspólne cechy? - Mają. I to, i to wstyd prowadzić. - Czym się różni wróbel? - Ma dwie nogi, a szczególnie lewą... - Jaka jest różnica między fortepianem a słoniem? - Fortepian można zasłonić, a słonia nie da się zafortepia-nić. - Czym się różni kopalnia od domu wariatów? - W domu wariatów przynajmniej dozór jest normalny. - Czym się' różnią szminki od inżynierów? - Szminki mamy do ust, a inżynierów do d... Ecik pyta Masztalskiego: - Wiesz, jaka jest różnica między kaczką a kobietą? - No jaka? - Kaczka może ci zafajdać całe podwórko, a kobieta całe życie. - Jaka jest różnica między dźwigiem portowym a kluczem francuskim. - Nie ma żadnej! Ani jednym, ani drugim nie możną się uczesać! 176 177 - Czym różni się pani doktor od pani doktorowej? - Ta pierwsza zdobyła tytuł głową... - Jaka jest różnica między oszczędnością a skąpstwem? - Oszczędność jest wtedy, jak mąż nie kupi sobie nowego ubrania, a skąpstwo, jeśli nie pozwoli kupić żonie nowego futra. - Jaka jest różnica między bocianem a kominiarzem? - Bocian jest biały, a ogon ma czarny. A kominiarz nie je żab. - Jaka jest różnica między kolektywem a kliką? - Kolektyw, to jest grupa ludzi, w której my jesteśmy. Klika - grupa ludzi, w której nas nie ma. - Czy fiat 126p i Jagna Boryna mają jakieś cechy wspólne? - Pewnie, że mają! I na maluchu, i na Jagnie wszyscy psy wieszają, a każdy chciałby ich mieć... -,, - Czym się różni kura od studenta? - Kura znosi jaja, a student musi znosić wszystko. NA MAŁE I DUŻE ZWIERZĄTKA Dwie pchły dały sobie lekko w gaz i postanowiły trochę poszaleć. Wychodzą na ulicę i jedna zwraca się do drugiej: - Idziemy pieszo czy czekamy na psa? 178 Idą dwie mrówki przez pustynię: - Już nóg nie czuję... - skarży się młodsza.. - No to powąchaj moje! - Gdzie twój mąż? - pyta dżdżownica dżdżownicę. - A wiesz, wczoraj wyciągnęli go na ryby... Wrona spogląda na samolot odrzutowy: - Nie rozumiem, jak ten ptak może tak szybko lecieć. - Też byś tak leciała - zauważa kuzynka - gdyby podpalono ci ogon. Kogut pyta drugiego koguta: - Czy ty chodzisz poważnie z tą kurą, czy tylko dla jaj? Dwie muchy siedzą na suficie: - Zadziwia mnie głupota ludzi - mówi jedna.'- Najpierw wydają szalone pieniądze na sufity, a potem z nich nie korzystają! Dwie krowy siedzą w kinie i chrupią słone paluszki. Nagle z następnego rzędu odzywa się koń: . ¦ - Przepraszam panie bardzo, czy nie mogłyby panie chrupać nieco ciszej? . - Jeee! Patrz, koń w kinie! I mówi! - parskają śmiechem krowy. , Przechodzą dwie kury obok sklepu nabiałowego. W oknie wystawowym widzą jajka po 20 i 23 złote. 179 - Chciałabym znosić takie duże jajka po 23 złote - wzdycha jedna. - Głupia! Za trzy złote tak sobie tyłek nadwerężać!? Kura skarży się kurze: • - Tej nocy miałam taką gorączkę, że zniosłam jajko na twardo... - Co to jest? Dziewięćdziesiąt dziewięć razy „tup" i raz „bum"? - Stonoga na moście w jednym trzewiku. Mrówka i słoń idą po drewnianym moście. Mrówka powiada do słonia: - Ale tupiemy, co? Lew zwołał walne zgromadzenie i zagaja; - Zebraliśmy się tu wszyscy... - Zebraliśmy się tu wszyscy... - powtarza żaba. Lew karcąco spogląda na żabę i zaczyna od początku: - Zebraliśmy się tu wszyscy... - Zebraliśmy się tu wszyscy... - powtarza znowu żaba. - Zebraliśmy się tu wszyscy! - cedzi przez zęby lew. - Zebraliśmy się tu wszyscy! - powtarza żaba, jak gdyby nigdy nic. Lew krzyczy zdenerwowany: - Małe, zielone, z wyłupiastymi oczami, za drzwi! Żaba rozgląda się i krzyczy: - No, słyszysz, krokodylu?! 180 Lew zarządził zbiórkę wszystkich zwierząt na polanie i ryknął: - Inteligentne, mądre, wykształcone - na lewo, a piękne, zgrabne - na prawo! Na polanie zakotłowało się. Po chwili na środku została tylko żaba. - A co z tobą? - ryknął lew. - Przecież się nie rozdwoję! - zirytowała się żaba. Wilkowi urodził się syn. Dumny ojciec pieści malca: - A ti, ti! Jakie to piękne dzieciątko! Przecież to cały ja! Ten sam nosek, łapki, oczęta, uszy... Uszy?... Uszy!... Poczekaj, zającu! NA ZAJĄCZKA Wchodzi zajączek do baru, podciąga rękawy i krzyczy: - Kto zbił mojego brata? - Ja! - wstaje zza stołu niedźwiedź. - A o co chodzi? - A o nic, dobrze zrobiłeś. - Chcesz w pysk? - pyta groźnie zajączek hapotkango na drodze lisa. - Daj mi spokój. - Chcesz w pysk? - zaczepia zajączek wilka. - Daj mi spokój. Staje zajączek przed niedźwiedziem. - Chcesz w pysk? • . . 181 - No, daj! - To idź tam za róg, ja tam przed chwilą dostałem... Siedzi zajączek i wyciska coś z policzka. Podbiega sarenka i pyta: , - Wyciskasz wągra? - Nie, śrut. . - Co robisz? - pyta wilk zająca. - Piszę pracę magisterską o wyższości zajęcy nad wilkami. - Co? - śmieje się wilk szyderczo. - Jak nie wierzysz, to przyjdź do mnie wieczorem, pokażę ci wszystkie materiały. Wieczorem wilk wchodzi do domu zająca. Po chwili zza drzwi dobiegają odgłosy ciężkich uderzeń, a potem przeraźliwy skowyt wilka. Wreszcie wilk wylatuje jak z procy, a w drzwiach ukazuję się niedźwiedź: - Nieważne, kto pisze pracę magisterską - woła za wilkiem. - Ważne, kto jest promotorem. Zajączek opowiada kolegom, jak to był u wiewiórki na imieninach: - Wszyscy już wyszli, a wiewiórka, która miała mocno w czubie, nagle rozebrała się, stanęła przede mną i mówi: „Bierz, co chcesz"... No to wziąłem telewizor... - Oj, głupi zajączku! - śmieje się niedźwiedź. - Nie śmiej się ze mnie. Wiem, że gdybym był z tobą, moglibyśmy wziąć i lodówkę... Przychodzi zajączek do sklepu: - Jest marchewka? 182 - Nie ma. Zajączek przychodzi następnego dnia: - Czy jest marchewka? - Nie ma. Na trzeci dzień: - Jest marchewka? - Jak jeszcze raz zapytasz, o marchewkę - wrzeszczy rozsierdzony sprzedawca - to ci uszy do ściany gwoździami przybiję! Czwartego dnia przychodzi zajączek i pyta: - Są gwoździe? - Nie ma. - A jest marchewka?... Zajączek idzie przez las wykrzykując: - Pomylone misie! Pomylone misie! Nagle na ścieżce staje groźny niedźwiedź i łypie na zajączka ślepiami. A zajączek - Pomyliło mi się, pomyliło mi siei,. Pędzi zajączek i wpada na sarnę. Zdyszany ostrzega ją: - Uciekaj! Tam chodzą bandyci, którzy obcinają zwierzętom piąte nogi. - Przecież mamy po cztery nogi. Więc po co uciekać? - Tak, ale oni najpierw obcinają, a potem liczą! Zajączek wypił za dużo, padł pod drzewem i zasnął. Na śpiącego natknęły się dwa wygłodzone wilki. - To mój kąsek! - warknął jeden. - A właśnie, że mój! - odwarknął drugi. ¦ Natarły na siebie i walczyły tak długo, aż padły martwe. Rano zajączek budzi się i widzi pobojowisko. ' . . , 183 - Ale narozrabiałem! - mówi do siebie kręcąc głową. - Nie wolno mi tyle pić. NA PSY - Panie Masztalski, dlaczego pan płacze? - Bo zginął mi pies. - Ale pana pies jest szkolony i na pewno sam trafi do domu. - On tak, ale jo nie... Masztalski i Ecik rozmawiają o psach. - Mój pies - mówi Ecik - taki ci dó mnie przywiązany, że za nikim nie pójdzie, ino za mną, od nikogo żarcio nie weźmie, ino ode mnie, nikogo nie użre, ino mnie... - A jo - dodaje Masztalski - już trzeci rok tresują swojego psa i terozki jak mu powiem: „zrobisz to pieronie albo nie", to ten pies to robi albo nie... Masztalski opowiada kamratom, co mu się ostatnio przytra fiło: - Budzę się rano, a na nowy dywan narobione! To jo łap psa za kark, pysk w gówno i jak sobie dobrze pieron pomaszkiecił, wyrzuciłech go bez okno. Na drugi dzień rano wstaję, a tu zaś na dywan narobione! To jo go łap za kark, pysk w gówno i jak sobie dobrze pomaszkiecił, wyrzuciłech go bez okno. Na trzeci dzień rano wstaję i zaś na dywan narobione! Już się dźwigom na rękach, już chcę lecieć do niego, a mój Reks pysk w gówno, pomaszkiecił, pomaszkiecił i wyskoczył bez okno... Taki ci to tresowany gizd... - Panie doktorze, mój pies ściga samochody - skarży się weterynarzowi właściciel ogromnego doga. - To się często zdarza - uspokaja go weterynarz. - Prawie wszystkie psy to robią. - Tak, ale mój je dogania, przynosi do ogrodu i zakopuje. Biegnie pies przez pustynię i widzi drzewo: - Jeśli to fatamorgana, to mi chyba pęcherz pękriie. 184 185 - Twój pies to buldog? - Między innymi. Przyszedł Masztalski do roboty cały poharatany. Koledzy pytają, co się stało. - Pies mnie pogryzł. - To podaj właściciela do kolegium. - Nie mogę, bo to był mój pies. . - To go zabij, jak taki pieron. " . - Nie mogę, bo to nie jego wina, ino moja. - Jak to twoja? - Boch przyszedł do domu trzeźwy i pies mnie nie po-znoł... Jacuś bawi się w ogródku. Nagle przybiega do taty i woła: - Tatusiu, znalazłem mamusię! - Jacusiu, tyle razy ci mówiłem, żebyś nie .kopał dołów w ogródku. . - Jak pan tak może ciągnąć człowieka po schodach za nogi? Przecież beret mu spadnie! - Niech się pan nie martwi, jest przybity! Mamusiu, a Jasio ogryza babci paznokcie! Jasiu, nie ogryzaj babci paznokci!. Mamusiu, on dalej ogryza! Jasiu, bo zamknę trumnę! DOWCIPY MAKABRYCZNE Wraca Jasio ze szkoły i żali się: ' - Mamusiu, a dzieci w szkole mówią, że mam dużą głowę. - Masz taką, jak wszystkie dzieci - uspokaja go mama. - A teraz weź berecik i przynieś mi pięć kilogramów ziemniaków. Masztalski wraca do domu bez ręki i bez nogi. - Co ci to? - pyta Maryjka. - Założyłem się z Ecikiem o rękę, że mi nogi z rzyci nie wyrwie. Masztalskiego przejechał walec. Maryjka biegnie do szpitala i pyta pielęgniarkę: - Gdzie leży mój mąż, którego walec przejechał? - W pokojach 21, 22 i 23. = - Mamusiu, dzieci śmieją się ze mnie, że mam długie zęby! ¦ • . - - Masz takie, jak wszyscy. - Naprawdę? - Tak, syneczku, ale nie mów już tyle, bo mi całą podłogę porysujesz. 186 Jak po raz kolejny Masztalski dostał się pod walec, to już go nie T2ssfńezX\ do szpitala, tylko prosto do domu. - Pani Masztalska! Przywieźliśmy waszego chłopa.. Znów go walec przejechał! - Nie mogę terozki wyjść, bo się kąpię. 187 - To co mamy z nim zrobić? - Wciśnijcie mi go bez szparę pod drzwiami! Masztalski i Ecik idą alejką parkową. Pod krzakiem dostrzegają czyjąś głowę. - Ty patrz! To przeca Francik! - dziwi się Masztalski. Ecik podniósł głowę na wysokość ramienia i mówi: - Co ty godosz! Francik był przeca wyższy! Pięter Wypukoł strasznie klął. Nauczycielka kazała mu przyjść do szkoły z matką. - Nie mom matki. Matkę walec przejechoł. - Współczuję ci serdecznie. Przyjdź z ojcem. - Nie mom ojca. Ojca walec przejechoł. - Nie wiedziałem, Pięter. To przyjdź z babcią lub dziadkiem. - Ale ich też walec przejechoł. - To jak ty sobie w życiu dasz radę? - Będę dalej walcem jeździł. Walec najechał Masztalskiemu na nogi. Poczerwieniał chłopisko i aż oczy wyszły mu na wierzch. Zobaczył to kierowca i krzyczy: - I co się tak gapisz, walca żeś nie widzioł?! Masztalski z kamratami pijepiwo pod kioskiem. Nagle przybiega do nich Zyguś ze straszną nowiną: - Chłopy, Francikowi ręce urwało! Zaniemówili kamraci, a Ecik trzęsie się ze śmiechu. - Jak możesz się tak śmiać z czyjegoś nieszczęścia? - A bo wiecie, on sobie wczoraj motocykl kupił! DZIWNE PRZYGODY MASZTALSKIEGO I JEGO NAJBLIŻSZYCH Masztalski przychodzi do Edka Wierzgoła. - Słyszołech, że jedziesz do Gdańska. Wiesz co, weź mojego gołębia, jo ci go przygotuję i jak już będziesz w Gdańsku, to go puścisz i zapiszesz, kiedy to było. Chciołbych wiedzieć, wiela taki gołąb leci z Gdańska do Bytomia. - No dobrze. Masztalski związał gołębiowi nogi i skrzydła i dał Ecikowi. Ecik zrobił, jak Masztalski prosił. Po miesiącu przychodzi do niego i pyta: - Jak tam gołąb? A Masztalski na to: - Ty pieronie ognisty, gupieloku jeden! Skrzydeł żeś mu nie rozwiązoł, ino nogi, i ten gołąb dopiero dwa dni temu piechty przylozł. Masztalski węgiel sprzedawał. Wjechał furą na podwórko i wrzeszczy: - Węgiel, węgiel! Otwiera się okno na pierwszym piętrze i ukazuje się w nim Żelozkowa. - A po wiela mocie? - pyta. - Po sześć tysięcy! - To pozwólcie tu do mnie na góra! -¦ O nie, pani Żelozkowo! Jo już tak dzisiok trzy tony stracił. Ta ostatnia muszę sprzedać! Masztalski opowiada koledze, jak to poszedł obejrzeć wyścigi konne na Służewcu. 188 189 - Stołech blisko tego toru, wiesz, i nagle schyliłech się, coby zawiązać sznurowadło. No i wtedy ktoś założył mi siodło na plecy... - Niemożliwe! I co? - Byłech drugi. ' Po meczu Górnika z Legią Masztalski stracił głos. Mówił szeptem, ledwo go było słychać. Późnym wieczorem postanowił pójść do lekarza, o którym dowiedział się, że ma prywatną praktykę. Stanął więc pod jego drzwiami i zapukał. Otworzyła mu żona doktora. - Czy mąż jest w domu? - szepcze Masztalski, mrużąc z wysiłku oczy. L - Nie ma... - szepcze doktorowa. - Niech pan wchodzi... Szybko. Masztalski wpada do domu jak na skrzydłach. - Wygrołech piętnaście milionów w totolotka! - krzyczy na cały głos zacierając ręce. - Pakuj się, staro! Maryjka zaniemówiła. - Ą kaj jedziemy? - pyta po dłuższej chwili. - Na Wyspy Kanaryjskie? - Jo nikaj nie jadę! Ino ty musisz się stracić! Masztalski wyłowił złotą rybkę. - Spełnię - obiecuje rybka - trzy życzenia całej twojej rodziny! . Masztalski wrzucił złotą rybkę do wody. Przyszedłszy do domu, zwołał żonę i dzieci. - Wiecie, złowiiech złotą rybkę i mi pedziała, co spełni trzy nasze życzenia... Córka Masztalskiego, podskoczywszy z radości, krzyknęła: 190 W Chciałabych jeża!... Do rzyci z takim jeżem...! Aua, wyciągnijcie mi tego jeża!... Masztalski wstaje z łóżka, jeszcze chory po nocnym wypadzie, przegląda się w lustrze i mówi do Maryjki: - Coś ty sobie, dziubeczku, pomyślała w nocy, jakżeś mnie zobaczyła z takim podbitym okiem? - A nic - wzrusza ramionami żona - bo jakeś przylozł do domu, toś jeszcze tego ślepia nie mioł podbitego... Pewna kobieta nasłuchała się o wampirach, a tu któregoś dnia wypadło jej późnym wieczorem iść przez park Nagle widzi mężczyznę, który zmierza ku niej z rozwartymi ramionami. Nie namyślając się długo, atakuje go pierwszą, waląc torbą jak cepem. - Niech to pieron strzeli! - wrzeszczy Masztalski. - Wie-dziołech, że tej szyby nie doniosą do domu... Masztalski z Ećikiem jadą pociągiem na targi do Poznania. Do przedziału wchodzi konduktor i prosi o bilety. Maształ-ski podaje bilet, a Ecik patrzy w okno i nic. - Bilety do kontroli! - prosi ostrzej konduktor. Ecik nie reaguje. Konduktor daje mu w pysk. Po kilkunastu minutach znów przychodzi konduktor i prosi o bilety. Ponieważ Ecik uparcie nie reaguje, konduktor znów wymierza mu taki policzek, że szyby drżą. Za trzecim razem, gdy historia się powtarza, Masztalski pyta Edka: -' Jak długo dosz się tak prać po pysku? - Jak pysk wytrzyma - odpowiada Ecik - to do Poznania... 191 Ecik stracił nogę i poszedł do chirurga, żeby mu przyszył nową. - Ale w banku przeszczepów mamy tylko damskie - mówi lekarz. - Co robić! Niech będzie damsko. Przychodzi Ecik za miesiąc do kontroli. - I jak pan sobie radzi? - Dobrze, ale mom problemy przy sikaniu. - Dlaczego? .-. No bo moja stoi spokojnie, a ta nowo nic, ino chce siadać. MASZTALSKI ZA GRANICĄ Po wczasach we Francji wracają do Polski: Masztalski, jego najstarszy syn i ojciec. - Och te Francuzki - wzdycha syn. - Co za temperament! - A co za finezja! - dodaje Masztalski. Po chwili odzywa się jego ojciec: - A... ile... cierpliwości mają... Wraca Masztalski z Francji i taszczy trzy skrzynki koniaku. - Co to takiego? - pyta celnik. - To woda święcona z Lourdes. Wziął celnik butelkę, odkorkował, powąchał i krzyczy: - Przecież to koniak! - Widzicie, panie celnik! Zaś cud! Masztalski staje przed sekretarzem papieskim i podając mu wizytówkę, prosi o rozmowę z papieżem. Sekretarz ogląda wizytówkę i biegnie czym prędzej do papieża, który za chwilę zjawia się przed Masztalskim w towarzystwie kardynałów i wita go serdecznie: - Cóż za spotkanie! Mówcie szybko, panie Masztalski, jak to się stało, że macie napisane ńa wizytówce: Masztalski -szwagier Pana Boga! - Widzicie, to proste. Francik Żelozko mioł dwie cery. Jedną wziołech jo, a drugą Pan Bóg... Świeć, Panie, nad jej duszą... - odpowiada Masztalski wznosząc wzrok ku niebu. Masztalski z synem idą ulicami Paryża i stają przed pomnikiem Joanny d'Arc: .- Kto to, tatusiu? , - To Dziewica Orleańska. - A czemu dziewica? - - Bo z kamienia... . 192 Masztalski taszczy przez granicę potężnych rozmiarów worek. - Co jest w tym worku? - pyta go celnik. - Żarcie dla psa. . - Pokażcie no. Otwiera Gelnik worek i dziwi się: - Przecież to kawa! Kawą będziecie psa karmić? - Jak nie będzie chcioł, to niech nie żre! Francik Kichol i Masztalski pojechali do RFN. Po dwóch miesiącach kamraci witają Masztalskiego na lotnisku. - A gdzie Francik? - pyta Zyguś Materzok. - On tam zostoł. - Zostoł? Nie godej! - Sklep otwarł. - Po dwóch miesiącach sklep otwarł? - dziwi się Ecik. Powiedz, jak on to zrobił? ~ Zwyczajnie, łomem... 193 u-. •JAHk Masztalski kilka lat pracował w Afiyce. W tym czasie jego żona urodziła w kraju dziecko - owoc upojnej nocy, spędzonej z pewnym studentem z Nigerii. Kiedy Masztalski miał wrócić do domu, żona postanowiła ukryć dziecko w łazience, żeby stopniowo przyzwyczajać męża do niego. Mąż wraca z pełnymi walizkami i zaczyna się oglądanie prezentów. Tymczasem mały wychodzi z łazienki i też zabiera się do grzebania w walizkach. Dostrzega go Maształ ski: - O pieronie! - wyrzuca z siebie. - A godołech jej, coby mi go nie pakowała... 194 Masztalski wraca z Rzymu. Na Okęciu czekają z kwiatkami: Kichol, Zyguś Materzok, Żelozko i Ecik. Maszalski dostrzega ich, wymachuje ręką i krzyczy: - A we!... A we!... - Słyszycie, on po włosku godo! - dziwi się Kichol. - A we... samolocie żech rzygoł jak pieron - kończy Masztalski, ściskając kamratów. - Masztalski, kajś ty się nauczył tak drzewo rąbać? - Na Saharze... - Co ty fanzolisz! Przecież Sahara to jest pustynia. - No, teraz to jest pustynia! - Tatusiu, daleko ta Ameryka? - pyta synek Masztalskiego. - Nie godej, ino wiosłuj... Masztalski, Ecik i Zyguś Materzok dobrze już byli podpici, kiedy zebrało im się na opowieści o polowaniach. - Idę ze strzelbą po tej sawannie, trowa po pas - opowiada Masztalski. - Za mną dwa Negry. Patrzą, jest! Celują - tygrys leży. To jo go za skóra i do taszy! Ida dalej, za mną dwa Negry, patrzą, żyrafa! Celują - żyrafa leży. To jo ją za skóra i do taszy! Ida dalej, dwa Negry przede mną, trowa po pas, patrzą, słoń! Celują - słoń leży. To jo go za skóra... - Nie fanzol - przerywa Masztalskiemu Ecik - żeś go też do torby wsadził! '- Nie do torby, bo żech jeszcze mioł siatka ze sobą. - Stoję przy tym baobabie - opowiada Ecik - a tu lew na mnie wychodzi. Byłech od niego o dziesięć metrów! Pod-niósłech strzelba do oka, a lew gotuje się do skoku! Gotuje się... Gotuje... Gotuje... A jak się ugotowoł, to my go z Negrami pokroili na kąski i zjedli... A skóra mom do dziś. Statek płynący do Argentyny zatonął na oceanie. Masztalski ledwie żywy wylądował na bezludnej wyspie. Siedzi tam rok, drugi, trzeci... siódmy. Nagle widzi statek! Macha, krzyczy, wreszcie dostrzega płynącą w jego kierunka łódź. Łódź dobija do brzegu i wysiada z niej niezwykle seksowna dziewczyna w stroju bikini. . - Toś ty jest Masztalski? - pyta. - Ja, to jo! - I wiela lot już tu siedzisz? - Siedem. - To musisz być pieronem spragniony? - mówi zalotnie dziewczyna. Masztalski ożywia się nagle: - Nie godej, mosz piwo?! Masztalski i Ecik słuchają opowieści Zygusia Materzoka o jego przygodzie w dżungli. - Patrzą, a przede mną pieronowo wielki boa! Struchlo-łech ze strachu. A tu ci wychodzi fakir. Ino gwizdnął i boa zniknął. - To jeszcze nic - wtrącił Ecik. - Moja staro miała też takiego boa i poszli my na dancing. Przewiesiła boa przez krzesło i nikt nie gwizdnął, a boa zniknął... MASZTALSKI WYPOCZYWA - Wczoraj pojechaliśmy do lasu - opowiada Maryjka sąsiadce. - Nie mocie pojęcia, jak tam było cicho! Całe szczęście, że wzięłach tranzystor... 196 Ecik i Masztalski wypoczywają nad brzegiem jeziora i widzą, że do wody wskakuje mężczyzna. Po chwili wypływa, woła o ratunek i znika pod powierzchnią. Spojrzał Ecik na Masztalskiego, Masztalski na Ecika i do wody! Dali nurka, wyciągnęli topielca i na przemian robią mu sztuczne oddychanie metodą usta-usta. -•¦'Ty, Ecik - odzywa się nagle Masztalski patrząc na topielca - jest to aby ten chłop? Patrz ino! Tamten nie mioł łyżew, a ten mo! Żona pisze do męża list z Zakopanego: „U nas dosłownie bez przerwy pada deszcz". Mąż odpisuje: „Wracaj do domu. U nas też pada, ale taniej"... Pewnego razu Zeflik, Zyguś, Karlik, Francik, Masztalski i Ecik wybrali się na kąpielisko. Rozścielają już koc, rozbierają się i teraz dopiero widzą, że Ecika nie ma. IBiegną do bramy wejściowej, a tam stoi Ecik bardzo zdenerwowany. - Czamu nie wchodzisz? - pyta Karlik. - Truda nie chce mnie wpuścić! - Truda, czamu go nie chcesz wpuścić? - wtrąca się Zyguś. - Jo go nie wpuszcza i koniec! - Ale chłop mo bilet! - wrzeszczy Francik. - Nie puszcza i koniec, bo mi dyrekcja zakozali. - Co tu mo dyrekcja do godki, jak chłop mo bilet - denerwuje się Masztalski. - Zakozali, bo Ecik siko do wody! - Siko do wody? - dziwi się Masztalski. - Dyć wszyscy sikają! - To prowda, ale ing on z trampoliny! Masztalski po raz pierwszy w życiu pojechał nad morze. Jak przyszedł na plażę, to zemdlał. Cucą go ludzie, ratownicy, lekarze i nic! Wezwano karetkę reanimacyjną, też nic! Przygląda się temu Ecik i wreszcie nie wytrzymuje: - Dejcie mu gęba pod rura wydechowo waszej karetki -radzi lekarzom. - Co pan za bzdury opowiada! - strofuje go lekarz. - Tylko tak możecie mu pomóc - nie daje Ecik za wygraną. - Dyć to chłbp ze Śląska. Lekarze zaryzykowali i rzeczywiście! Gdy tylko Masztalski poczuł spaliny, wziął głęboki oddech i wstał. Maryjka i Masztalski pojechali na wycieczkę do Zakopanego. Po sutym obiedzie Masztalska szepcze do męża: - Muszę iść na stronę, bo nie wytrzymom. - To idź do tej chałupy przy drodze! Poszła Maryjka, dostała klucz, otwiera przybytek i spostrzega, że jak sobie siądzie, to od tyłu będą ją widzieć spacerujący po Krupówkach ludzie. Leci więc do gospodyni: - Jak to mocie urządzony ten przybytek? Dyć ludzie będą mnie oglądać. - Oj, paniczkol - odpowiada gospodyni. - A kto wos też tam po zadku pozna... Masztalski z żoną i dziećmi przemierzają trudną górską trasę. Masztalski znajduje się właśnie nad brzegiem przepaści, a Maryjka wola: - Uważaj, coby ci się jakieś nieszczęście nie przytrefiło, bo w plecaku mosz cały nosz suchy prowiant... Maryjka i Masztalski stają przed klatką z małpami. Nagle potężny goryl wygina kraty, łapie Masztalska, wciąga do klatki i przyciska do piersi. 198 - Masztalski, co mom robić?! - krzyczy żona. - Powiedz mu to, co mnie zawsze godosz, że cię głowa boli... Masztalski pyta żonę: - Od kogo dostałaś taki długi list? - Od siostry z wczasów. - I co pisze? - Nic, że wszystko opowie, jak przyjedzie. NAWCDKARZY Masztalski siedzi nad rzeką i nerwowo przekłada wędkę z ręki do ręki: - Gdyby wędkarstwo nie uspokajało nerwów, to bych to zarozki rzucił... - Czemu łowisz ryby na ser, a nie na robaki? - pyta Żeloz-ko Masztalskiego. - Bo jak ryba weźmie, mom na kolację ryba, a jak nie weźmie, to mom ser. • - I co, biorą, panie Żelozko? - pyta Hubercik. - Biorą, biorą. Wczoraj teczkę mi zabrali, a dzisiok już rower... . Masztalski zagaduje starego wędkarza: - I-co, biorą? - Biorą panie, biorą... Dzisiaj wszyscy biorą, tylko nikt nie chce dać się złapać... - Jak dzisiok woda? - pyta Ecik Masztalskiego, który łowi już od świtu. - Znakomita! Ryba ani myśli z niej wyłazić. Dq łowiącego ryby Ecika podchodzi leśniczy: - Kartę wędkarską macie? - Mom. - To pokażcie. Pokazuje Ecik kartę, a leśniczy na to: - Głupka ze mnie nie róbcie, przecież to dżoker. - A wy nie wiesie, panie leśniczy, że dżoker każdo karta przebijo? Ecik i Masztalski łowią ryby. Masztalski co chwilę coś wyciąga, a Ecik nic. - Jak ty to robisz, Masztalski? - pyta z zazdrością Ecik. - Bo jo, widzisz, łapię na robaki, kiere mają po dziesięć centymetrów. - Askądjemosz? - Normalnie! Dwieście dwadzieścia wolt do ziemi i wyłażą takie duże glizdy. - Jo też tak zrobią! Spotykają się po tygodniu. Ecik ma na głowie bandaż, a pod oczami siniaki. - Co ci to? - pyta Masftalski. - Tak żech zrobił jak ty. Puściłech dwieście dwadzieścia wolt, wyszły roboki po dziesięć centymetrów. Dołech pięćset wolt i ty wiesz? Wyszły roboki po trzydzieści centyme- 200 trów. Pomyślołech, że jak dom tysiąc wolt, to wyjdą jeszcze większe. I dołech tysiąc wolt do ziemi. - I co, wyszły większe? - Nie, glizdy nie, wyszli górnicy z dołu i tak mnie strzaska li, jak widzisz. V KRCGU KULTURY Kowalska chwali się sąsiadce, że była na filmie Krzyżacy- - I wie pani - mówi - po godzinie uprzytomniłam sobie, że zostawiłam w domu włączone żelazko. - Ico? - No i musiałam wyjść. Szkoda, bo w końcu nie dowiedziałam się, kto wygrał tę wielką bitwę pod Grunwaldem. Przyjechał ze wsi dziadek i rodzina wysłała go do teatru- - No i jak, podobało się dziadkowi w teatrze? - Bardzo mi się podobało, a najbardziej na końcu, kiedy dawali płaszcze! Wziąłem trzy... Masztalski siedzi znudzony na premierze operetki. - Daj mi ten klucz! - śpiewa artystka. - Nie dam ci, nie dam! - odpowiada partner. - Daj mi ten klucz! - powtarza artystka. . - Nie dam ci, nie dam! - odpowiada partner. - Daj jej ten klucz, pieronie! - krzyczy nagle Masztalski -bo bez ciebie spóźnię się na nocno zmiana! - Terozki sporo czytom - chwali się Ecik Masztalskiemu. - I co czytosz? 201 - Kryminały. I zawsze czytom od tyłu, bez to wiem skorzyj od milicjantów, kto jest mordercą. - Maryjko, narzuć na mnie koc i zgaś światło - mówi Masztalski rozespanym głosem. - Tyś chyba ogłupioł! Przeca my są we filharmonii. Po występie grup heavy-metalowych dwaj przyjaciele spotykają się przy wyjściu. - Coraz głośniej grają te zespoły, prawda? - Dziękuję, żona już zdrowa. A co u ciebie? Zakochany młodzieniec przynosi dziewczynie trzy bilety do kina- - Ale dlaczego trzy? - Jak to dlaczego? Dla mamy, dla ojca i dla brata. Na koncercie meloman zwraca się do sąsiada: - To Bach? - Też nie wiem, bo stoi teraz bokiem, ale jak się tylko odwróci, to panu powiem. Kolega zwierza się koledze: - Najszczęśliwsze godziny mojego życia zawdzięczam teatrowi. - Tak często chodzisz do teatru? - Ja nie, ale moja żona - Kaj idziesz? - Do kina. 202 A co grają? Quo vadis. A co to znaczy? Kaj idziesz. Do kina... Masztalski spotyka Frańcika Kichola i pyta: ¦- Kaj idziesz? - Idę do śpiewu. . - A co tam robicie? - W karty gromy, gorzoła pijemy... - A kiedy śpiewocie? - Jak idymy nazod. - Wczoraj w teatrze grano tak nudną sztukę, że moja znajoma wyszła po drugim akcie. Nie masz pojęcia, jaki z tego wynikł skandal. ' - Dlaczego? - Bo ona w tej sztuce grała główną rolę... Masztalski dostał w kopalni dwa bilety na koncert. Poszli oboje z żoną, siedzą, orkiestra gra. Nagle Maryjka trąca go w żebro: - Ty widzisz, tam siedzi twój sztajger i śpi. - To ty mnie skuli tego musisz budzić? Masztalski spotyka Frańcika Kichola. - Kaj to idziesz? - pyta. - Do dom. A ty coś taki rozgorączkowany? .- Jo idę z cyrku. Godom ci, piękny program. Nojbardziej 203 podobała mi się tako cołkiem goło baba, kiero robiła roz maite figury na słoniu. - Nie godej! - No ja! - Będę musioł też to zobaczyć. Od dwudziestu lot żech słonia nie widzioł! Masztalski spotyka Zygusia Materzoka: - Pójdź ze mną, Rubinstein będzie groł. - Jak ze Szombierkami, to idę zaroz! Masztalski spóźnił się na koncert: - Co grają? - pyta sąsiada. - Dziewiątą symfonię Beethovena. - O pierona, już dziewiątą! Przez dziesięć minut odegrali aże osiem? - Ale nudna ta sztuka. - To dlaczego bijesz brawo? - Z uciechy, że już się skończyła. ZAGADKI Kto siada tyłem do ministra? Kierowca. Które koło najmniej zużywa, się na zakrętach? Zapasowe. Cq to jest? Wisi na ścianie i ryczy. Oferma, a nie alpinista. Dlaczego mężczyźni całują kobiety? Żeby im na chwilę zamknąć usta. Jaki lekarz nie może poślubić swojej pacjentki? Weterynarz. Który kolor jest najbardziej wystrzałowy? Granat. Co to jest? Chodzi po ścianie i szeleści. Mucha w płaszczu ortalionowym. Co to jest? Czarne na czerwonym jedzie po zielonym. Murzyn na Jawie jedzie po trawie. - Jak w czasie przyszłym brzmi czasownik „kradnie"? - Siedzi. Co to jest? Małe, białe na telewizorze. Mucha w białej koszuli nocnej. Co to jest? Chodzi po ścianie i świeci. Mucha że złotym zębem. 205 - Koty należą do ssaków. A papugi? - Do ptaków. - A śledzie? - Do zakąsek. - Czamu pociąg jak jedzie, to stuka po szynach? - pyta Masztalski Alojzika. - Bo wzór na obwód koła jest 2 nr, a n to jest trzy z hakiem i to ten hak tak stuka... - Po co żołnierz ma płaszcz? - Po kolana. - Ile żołnierz ma par butów i z czego? - Żołnierz ma dwie pary butów, z czego jedna stoi w magazynie. - Co powinien robić w domu prawdziwy mężczyzna? - Nic. Ecik pyta Masztalskiego: - Powiedz mi, jaki znosz napój alkoholowym „p"? - Piwo. - A na „k"? ' . ' - Krzynkapiwa. - A napój alkoholowy na „e"? - Eliby to była jeszcze jedna krzynka piwa? - No toć! A napój alkoholowy na „j"? - Jeszcze jedno piwo - śmieje się Masztalski. - Kto chodzi po ziemi, a głowę ma nad gwiazdami? - Oficer. - Co żołnierz je? - Żołnierz je obrońcą Ojczyzny. Jakie miasto leży pod ziemią? Zakopane... Jakie zęby pojawiają się u człowieka najpóźniej? Sztuczne. Co to jest? Wisi na ścianie i brzydko pachnie? Zegar ze zdechłą kukułką. Dlaczego bociany odlatują do ciepłych krajów? Bo Murzyni też chcą mieć dzieci. Dlaczego Murzyn ma białe dłonie? Bo jak go wędzili, to się trzymał drążka. - Co żołnierz ma pod łóżkiem? - Żołnierz ma pod łóżkiem sprzątać. 206 Co to jest: stoi na jednej czarnej nodze? Kulawy Murzyn? 207 f - Tak. A to: stoi na dwóch czarnych nogach? - Murzyn. - Nie, dwóch kulawych Murzynów! A stoi na trzech czarnych nogach? - Trzech kulawych Murzynów! -Nie! ¦ - Jeden normalny Murzyn i jeden kulawy? - Nie! Fortepian. - Sowizdrzoł szoł i Gwizdoł. Sowizdrzoł nie gwizdoł. Kto gwizdoł? - pyta Alojzik Hubercika. - Gwizdoł gwizdoł!. Czy węże mają ogon? Przede wszystkim ogon... Co to jest jaszczurka? Krokodyl po reformie gospodarczej. - Pięciu krasnoludków dostało kwaśne mleko, a tylko czterech kiszone ogórki. Czego jeden nie dostał? - Rozwolnienia! - Jak poznać wiek ryby? - Po oczach. Im oczy dalej od ogona, tym ryba starsza. - Co to jest cielę? - Jest to po prostu bycza robota... 208 Co to jest pchła? Zwierzątko, które zeszło na psy. Dlaczego owca należy do najsmutniejszej gadziny? Bo męża może mieć tylko barana... Jakie zwierzę tak samo widzi z tyłu, jak i z przodu? Ślepy koń. Co się stanie, gdy żyrafa przemoczy nogi? Zachoruje, ale dopiero w następnym roku. - Ile trzeba ruchów, żeby zamknąć żyrafę w lodówce? - Trzy! Otworzyć lodówkę, wsadzić żyrafę, zamknąć lodówkę. - A ile trzeba wykonać ruchów, żeby zamknąć w lodówce słonia? - Cztery! Otworzyć lodówkę, wyjąć żyrafę, wsadzić słonia i zamknąć lodówkę. - Na drzewie wisi jabłko. Kto pierwszy je zerwie - słoń czy żyrafa? - Żyrafa, bo przecież słoń siedzi w lodówce. - Powiedz mi, mama - pyta Hubercik - jak rozmnażają się jeże.' - Ostrożnie, syneczku, bardzo ostrożnie... 209 -Jakie trzeba przedsięwziąć kroki, gdy zobaczy się wściekłego psa? Jak najdłuższe. - Powiedz mi, Eciczku - śmieje się Masztalski - dlaczego słoń nie chodził do szkoły podstawowej? - Nie wiem. - Bo,nie zmieścił się w drzwiach szkoły! A dlaczego nie chodził do ogólniaka? - Bo też nie mieścił się w drzwiach do ogólniaka. - Głupiś! Bo nie skończył podstawówki. - Ile słoni wejdzie do trabanta? - Cztery, bo trabant rejestrowany jest na cztery osoby. A ile mrówek wejdzie do trabanta? - Też cztery? - Nie, ani jedna, bo tam już przecież siedzą słonie. A kiedy możemy być pewni, że słonie są w domu? - Jak przed domem stoi trabant! - Co byś zrobił - pyta Ecik Masztalskiego - gdybyś spotkoł na pustyni lwa? - Oczy w słup i po słupie... Co to jest? Ropucha i czterdzieści żabek. - Teściowa wiesza firanki. - Co to jest? Dookoła woda, a w środku cholera. - Teściowa w wannie. Co to jest? W dzień narzeka, w nocy pływa. Szczęka teściowej. Po czym można poznać wesołego motocyklistę? Po komarach w zębach. Co to jest? Białe, okrągłe i goni. Tabletka na przeczyszczenie. Co to jest: zielone, leży pod drzewem i chrapie? Gajowy po wypłacie. Jak można nazwać faceta, który zjadł mamę i tatę? Sierotą. Alojzik pyta Masztalskiego: - Tato, co to jest szczenięca miłość! - To początek pieskiego życia... - Co robi głupiec, gdy ktoś chce pożyczyć od niego tysiąc złotych? - Pożycza. - Tato, a wiela powinien zarabiać żonaty mężczyzna? - Trzy razy tela, synku... Dlaczege Napoleon nosił zielone szelki? Żeby mu spodnie nie spadły. 210 211 - Co mówi kogut, wypadając przekupce z koszyka? - Te kobiety mnie zgubią! - Masztalski - pyta Ecik - jako jest liczba mnoga od słowa „muzyk"? - Muzycy. - Nie. . - Muzykańty? / - Nie. ¦- To nie wiem. - Orkiestra, gupieloku! Alojzik pyta Masztalskiego: - Tato, jaki to czas: mama godo ze sąsiadką? - Stracony, synku, stracony... Hubercik pyta ojca: - Tata, jest dwóch cołkiem łysych, kiery jest bardziej łysy? - Jak to może być? - No może, bardziej łysy jest ten, kiery mo większo głowa. - Co to jest: zielone, ogolone i skacze? .- Żołnierz na dyskotece. Co myśli kura, uciekając przed starym kogutem? Może za szybko biegnę? Kto to jest główny inżynier? Jeszcze nie dyrektor, a już nie człowiek. Gdzie są rzeki bez wody? Na mapie. Co trzeba zrobić, gdy zobaczy się latającego słonia? Obudzić się. -r Gdzie spotkali się Świerczewski z Kopernikiem? - W portfelu. Kiedy jesteś w mieszkaniu bez głowy? Gdy wyglądasz przez okno. - Co to jest? Leży w trawie i nie dycha. - Dwie dychy. 212 Dlaczego wypłata jest zawsze pod koniec miesiąca? Żeby starczyło do pierwszego... 213 - Dlaczego górnicy w Wieliczce nie jedzą słonych palus ków? - Bo jak wyjeżdżają z szychty, to mają własne słone. usz- Dlaczego bocian stoi na jednej nodze? Bo jak podniesie drugą, to upadnie. - Co rozkłada się w temperaturze - 20°r? - WPK. Ile jaj można zjeść na czczo? Jedno. • - Có myśli kogut, gdy biegnie za kurą? - Uda się, nie uda, ale przelecieć się warto. - Z czego okłada się węgiel? - Węgiel składa się z samochodu do piwnicy. - Jak poczyna się dzieci w XX wieku? - Przy pomocy pary i elektryczności. Zamyka się parę pokoju i wyłącza elektryczność... w Od czego herbata jest słodka? Od mieszania. ¦ A po co sypie się do herbaty cukier? Żeby wiedzieć, jak długo jtrzeba mieszać. A po co myje się szklankę? Żeby zmieściło się do niej jak najwięcej herbaty. Dlaczego kobiety całują się przy powitaniu? Bo nie wypada im się pogryźć. Co to jest autosugestia? - Fiatl26p. - Dlaczego Pan Bóg stworzył kartofle? - Żeby i biedacy mieli kogo obdzierać ze skóry. - Jak najlepiej stracić na wadze? - Kupić wagę za dwa tysiące i sprzedać za tysiąc. - W którym miesiącu rodzi się najwięcej dzieci? - W dziewiątym. 214 - Dlaczego Bóg najpierw stworzył mężczyznę? - Bo przypuszczał, że z kobietami lepiej nie zaczynać. - Co mówi mąż do żony w kolejnych latach małżeństwa, gdy przechodzą razem przez jezdnię? - W pierwszym: Doczkej, dzióbeczku, aż auto przejedzie. - W drugim: Truda, doczkej, bo auto! - W trzecim: Doczkej, bo auto! - W czwartym: Dowej bardziej pozór! -- W piątym: Nie widzisz auta? - W szóstym: Pieronie, ślepo żeś jest! - W siódmym (do siebie): Jak żeś ślepo, to właź pod koła! 215 - Co to jest? Nie pali się, a trzeba gasić? - Pragnienie. O której idzie do łóżka porządna dziewczyna? O szesnastej, bo o dwudziestej drugiej musi być domu. Kiedy się kończy miesiąc miodowy? Kiedy mąż przestaje pomagać żonie myć naczynia i robi to sam. NA ARTYSTÓW I LITERATÓW Początkująca śpiewaczka operowa pyta męża: - Dlaczego ty zawsze wychodzisz na balkon, kiedy śpiewam? - Bo nie chcę, żeby sąsiedzi myśleli, że cię biję. Dyrektor telewizji zwraca się do autora scenariusza kolejnego serialu: - Mam nadzieję, że ten pański scenariusz jest głębszy od poprzedniego? - Myślę, że tak, panie dyrektorze. Akcja toczy się na dole w kopalni... - Dlaczego tak długo? - Bo ciągłe przy niej zasypiałem... Na planie filmowym reżyser udziela wskazówek aktorowi: - A teraz skoczy pan z mostu w nurt rzeki. - Ależ ja nie umiem pływać! - Nie szkodzi, to i tak już ostatnia scena... Pewien pisarz wraz ze swą młodą żoną został zaproszony na wieczór towarzyski. Na przyjęciu podchodzi do niego znajomy: - Suknia i biżuteria twojej żony - zachwyca się - to poemat! - Nie, mój kochany - odpowiada pisarz - to pięć poematów i dwie nowelki. Rozmawia dwóch literatów: - Wiesz, że moje utwory będą teraz miały dwa razy więcej czytelników niż przedtem. , - A, gratuluję! Ale wybacz, nie wiedziałem, żeś się ożenił. W czasie ulewnego deszczu do znanego krakowskiego malarza przychodzi kolega po fachu. - Ale paskudna pogoda - stwierdza gospodarz. - A propos paskudztwa, czy namalował pan coś znowu? Dziennikarz przeprowadza wywiad ze znanym kompozytorem: - Tę kołysankę komponowałem przez dziesięć lat! 216 Malarz abstrakcjonista skarży się koledze: - Jestem w głupim położeniu. Klientka, której portret ma-' luję, życzy sobie, żebym zmienił kolor jej oczu. 217 - Czy to takie trudne? - Jeszcze jak! Już zapomniałem, w którym miejscu namalowałem oczy. Dwaj malcy znaleźli się na wystawie rzeźby współczesnej. Chodzą od dzieła do dzieła i w końcu jeden z nich mówi: - Wiejmy stąd! Jeszcze ktoś pomyśli, że to myśmy zrobili... NA SZKOTÓW Szkot jedzie pociągiem. •- Dokąd pan jedzie? - pyta go podróżny. - W podróż poślubną... - A gdzie żona? - Ona już była. Ożeniłem się z wdową. Szkot po dziesięciu latach wraca z Ameryki. Wporcie witają go trzej bracia, wszyscy z brodami po pas. - Czy teraz taka moda na brody? - pyta. - To ty nie pamiętasz? Przecież wyjeżdżając zabrałeś naszą brzytwę! Szkot podchodzi do kasy stadionu i kładzie pięćdziesiąt pensów. - Bilet kosztuje funta - zwraca uwagę kasjer. - Proszę pana, ale ja będę obserwował tylko grę szkockiej drużyny. 218 Szkot zakłada antenę na dachu, nagle potyka się i leci w dół. Przelatując koło swojego okna krzyczy do żony, która właśnie obiera ziemniaki: - Obierz tylko dla siebie, ja zjem wszpitalu! Szkot już czwarty tydzień siedzi u przyjaciela, który wreszcie delikatnie napomyka: - Czy żonai dzieci nie tęsknią za tobą? - Na pewno tęsknią. Wiesz co, w takim razie napiszę do nich, żeby przyjechały. Pewien Szkot zauważa, że jego przyjaciel, również Szkot, przestał się jąkać. - Jak to zrobiłeś? - pyta. - Zmuszony byłem zamówić rozmowę błyskawiczną z Londynem, a wiesz, ile to kosztuje... Szkot wracający z Francji do Anglii zauważył w porcie wynurzającego się z wody płetwonurka. Zemdlał. - Co się panu stało? - pyta lekarz, gdy pacjent odzyskał przytomność. - O, panie doktorze, uświadomiłem sobie, że wcale nie musiałem korzystać z tego drogiego promu, mogłem przejść po dnie.., Szkot płacze. - Co ci się stało? - pyta drugi. - Złamał mi się ząb w grzebieniu. - A, to jeszcze.nie nieszczęście. - Jak to nie? To był już ostatni. 219 Podczas burzy fala niebezpiecznie kołysze statkiem płynącym do Glasgow. Wszyscy pasażerowie cierpią na chorobę morską, tylko Szkot zachowuje się jak gdyby nigdy nic. - Jak pan to robi? - pyta, powstrzymując odruchy wymiotne, jeden z pasażerów. - Jak? -sepleni Szkot. - Włożyłem sobie do ust funta. Szkotka wchodzi do sklepu z pieczywem. - Czy pani wie, że chleb dzisiaj podrożał? - pyta sprzedawczyni. - To poproszę wczorajszy. Dwóch Szkotów założyło się, który z nich da na tacę mniejszą ofiarę. Gdy kościelny zbliżył się do nich, pierwszy położył pensa i triumfalnie spojrzał na kolegę. - To było za nas dwóch - szepnął kościelnemu drugi, żegnając się pobożnie. - Idę się utopić - oznajmia Szkot przyjacielowi. - Czyś ty oszalał? W swoim najlepszym ubraniu? Szkot czyta książkę. Od czasu do czasu gasi światło, a potem znów je zapala. - Co ty robisą? - pyta go żona. - Przecież kartki przewracać można i po ciemku. Szkocki lord urządza przyjęcie. Na ogromnym stole tylko chleb i woda. . - Proszę się częstować— zachęca gości. W pewnym momencie wchodzi kamerdyner i pyta: 220 - Czy podać kurę? - Jeszcze nie - odpowiada lord i znów zachęca wszystkich do jedzenia. Dopiero kiedy goście zjedli chleb i wypili wodę, woła: * - John, podaj kurę! Kamerdyner przynosi żywą kurę i podaje ją lordowi. Ten zaś stawia ptaka na stole mówiąc: - Szkoda, żeby zmarnowało się tyle okruszyn. NA ROSJAN, AMERYKANÓW I INNYCH Dwóch Rosjan wraca z polowania dźwigając niedźwiedzia. Dwaj Amerykanie pytają: - Grizli? - Niet, strielali... , Mieszkaniec Syberii kupił sobie lodówkę. Zdumiony kolega pyta, po co mu lodówka, wszak mróz siarczysty trzyma przez cały rok? - To proste - tłumaczy właściciel lodówki. - Na dworze jest -60°, w domu -40°, w łóżku -30°. W lodówce przynajmniej żona się ogrzeje... Na lekcji historii nauczyciel prosi uczniów.aby wymienili nazwisko człowieka, którego zna każde dziecko. Nikt nie podnosi ręki, więc nauczyciel mówi: - Temu, kto prawidłowo odpowie na moje pytanie, postawię piątkę. - Lenin! - krzyczy Alojzik. - Bardzo dobrze, masz piątkę. 221 Alojzik siada, spuszcza głowę i - wybacz mi, Wtanetou, ale - Tutaj, moi panowie - mówi Napoleon, wielki kupiec, który handlował pań stwami. - A co znaczy liczba 1813? - To chyba numer jego telefonu. - Meż szanowny panie, zamek l - Co pan mówi?Juz wtedy byłytón^iz xiv wieku! Sąd amerykański wymierza oskarżon - . ----- poci jesteśmy biuroKratami. Odsiedzi mógł. Do saloonu na Dzikim Zachodzie - Ja, a bo co? - odpowiada zaczepnie ?! - Chciałem się tylko dowiedzieć, jak: " ba... y zabijaka. schnie ta far- Hans Schmidtke prowadzi na smyczy-trzymuje go MasZtalski i pyta: Wielkiego osa Za - Panie Hans, czf ten pies to owczarek> eg° pSa' ^ -Jawohl!-odpowiada pies. < Niemiecki? Icek Kwargelduft i jego synek stoją poleona. - Tatę, a kto to jest? 222 xl pomnikiem Na- go sędzia. - Nie e, ile pan będzie y Przychodzi Blum do kolegi. Siedzą sobie i popijają. - Icek, jakby tak twoja żona pozwoliła sobie dać ode mnie: jeden klaps na goły tyłek, to ja tysiąc złotych kładę na stół. - Słyszysz, Salcie? - mówi mąż. "W końcu Salcie daje się namówić i wypina goły tyłek. A' kolega głaszcze sobie i głaszcze. - No klepnij już! - ponagla go mąż. - Ooo nie, klepnąć kosztuje tysiąc złotych... Dwaj angielscy myśliwi siedzą w namiocie. - Chcesz się założyć o dziesięć funtów - mówi jeden - że jeszcze dziś zastrzelę lwa? - Założę się, że nie zastrzelisz - powiada drugi. Pierwszy myśliwy bierze strzelbę i wychodzi. Po kwadransie do namiotu wsuwa głowę potężny lew i mówi: .. ¦ - 'Kolega jest panu wmien dziesięć funtów! W Teksasie do sklepu z bronią wpada kobieta:' - Proszę o rewolwer. Ma być nabiły i niezawodny. . - Czy ma pani służyć do obrony? - Nie, do obrony wezmę sobie adwokata... Na cmentarzu w Ohio znajduje się grób z następującym napisem: „Tu leży Abraham Nokes, założyciel firmy Nokes i spółka - 223 owoce i konserwy. Konserwy tej firmy są najlepsze na świecie. Kto ich skosztuje, nie jada innych". Kandydat na posła do parlamentu brazylijskiego otrzymał w wyborach trzy głosy. - Jeden głos twój, drugi mój, a ten trzeci? - pyta z goryczą żona. - Od dawna podejrzewałam, że w twoim życiu jest inna kobieta. NA ZAKŁADY PRACY - Ważno nowina! - oznajmia Ecik Masztalskiemu. - Teroz-ki w związku z reformą gospodarczą wprowadzają nowe badania okresowe dla wszystkich pracujących. - A co będą badać? - Krew i kał. - A czamu? - Coby się przekonać, kaj mosz robota. We krwi czy gdzie indziej... Reporter Dziennika TV przeprowadza wywiad w zakładzie, który odrabia zimowe zaległości. - Widzę, że pełną parą zabraliście się do pracy? - Tak, robimy wszystko, zarówno kierownictwo zakładu, jak i cała załoga. Myślę -. kontynuuje dyrektor ¦- że plan roczny, mimo obiektywnych trudności, przekroczymy. Mamy takie ambicje. - A co produkujecie, panie dyrektorze? - Tabliczki z napisem: Winda nieczynna. 224 - Panie majstrze, przyrzekliśmy sobie z Masztalskim, że w pracy nie będziemy ani palić, ani pić. - To pięknie, ale co w takim razie będziecie robić? Dyrektor pyta swojego zastępcę: - Czy ogłoszenie, że poszukujemy nocnego stróża, odniosło jakiś skutek? - Oczywiście! Dziś włamano się do magazynu! Dyrektor jednego z katowickich zakładów przemysłowych rozmawia w swoim gabinecie z japońskim kolegą dyrektorem, ale przeszkadza im jednostajny > przeraźliwy głos sekretarki: - Hallo! Gdańsk? Hallo... Słyszycie mnie? - Czemu ona tak krzyczy? - pyta japoński dyrektor.. - Bo rozmawia z Gdańskiem - informuje polski dyrektor. - A nie może przez telefon? - dziwi się Japończyk. Kierowniczka kurzej fermy w kombinacie rolnym lamentuje: - Panie dyrektorze, koniecznie trzeba paszę dla kur zmienić, bo jak nie, wszystkie wyzdychają. - A co, zdechły już jakieś? - Kury jeszcze nie, ale zdechły dwa moje świniaki... - Niech pan lepiej od razu powie, jakie są pana słabe ę ny - mówi kadrowiec do zgłaszającego się kandytata cł0 pracy. - Pije pan na przykład? - O nie, proszę pana. Picia absolutnie nie można nazwą moją słabą stroną. - Panie majster, jutro mom fucha, zwolni mnie pan? - pyta Masztalski. - ¦ ' - Dobra, mosz wolne! Na drugi dzień majster widzi Masztalskiego w robocie. - Przecież cię zwolniłem! - Ja, ale tak żech wczoraj zapił, że nic bych tam dzisiok nie zarobił... Spotyka się dwóch kolegów. - Gdzie pracujesz? - W odlewni. - Co,tam robicie? - Tajemnica wojskowa. - A ile wam płacą? - Dziesięć złotych od bomby, dwa od granatu... Około południa Żelozko krzyczy do chłopców z brygady.- - Chodźcie tu do mnie, mom pół litra! - Terożki, w czasie pracy? - dziwi się jeden. - Nie. praca przerywomy, bo co by to było, jakby nas złapali na piciu przy pracy... Chodzą dwaj robotnicy po terenie zakładu. Nagle jeden z nich rozdeptał ślimaka. - Czemuś go rozdeptał? pyta kolega. - Nie wytrzymałem! Cały dzień za mną chodził! Masztalski zgłasza się w dziale kadr Huty Katowice. - ¦ Co potraficie robić? - pyta kadrowy. - Wszystko. - No to wypełnijcie ten kwestionariusz. 226 - Ale jo nie poradzą pisać ani czytać. ¦- Niestety, przykro nam, ale w tej sytuacji nie możemy pana przyjąć. • Minęły dwa lata. Do sklepu Tiffany'ego w Nowym Jorku wchodzi elegancko ubrany mężczyzna z walizeczką. Prosi jubilera o kilka bezcennych kolii, następnie otwiera walizkę, w której zdziwiony jubiler dostrzega równo poukładane tysiące dolarów. - Panie, z taką kupą forsy nie boi się pan chodzić? Przecież mógłby pan zapłacić czekiem. Wystarczyłoby wypisać... - Wiecie, jak jo by umioł,pisać, to dwa lata temu byłbych już robił w Hucie Katowice.. ¦ 227 PARłYJNYCH - Czy towarzysz sekretarz był wczoraj na zebraniu? - Nie, spałem w domu... Prowadzący zebranie zwraca się do zgromadzonych na sali: - Ponieważ po referacie programowym żaden z towarzyszy nie zabrał głosu, przechodzę ód razu do podsu nia dyskusji... sumowa- Masztalski na złamanie karku biegnie chodnikiem do szybu i dosłownie wpada na sztygara. - - Kaj tak lecisz, Masztalski?'- pyta sztygar. - Skarbnika żech widzioł! - sapie Masztalski. - Przestoń! Dyć skarbnik to ino legenda! - Ja, jo wiem, ale to był skarbnik z POP. Ksiądz chodzący po kolędzie staje przed kolejnymi drzwiami: - Ten to na pewno, księdza nie wpuści - szepcze jeden z lokatorów. - To Masztalski. To jest, proszę księdza, partyjny... - A telewizor kolorowy ma? - pyta ksiądz.. - Nie ma. - A samochód zagraniczny ma? - Nie ma. - A daczę ma? - Nie ma. ' - To to nie jest partyjny - mówi ksiądz - tylko zwykły bezbożnik. 228 vtaształski pyta Edka: Jak jest powódź, a na polu leży żyto i pszenica, to co się a nas pierwej zbiera? Jo myślę, że pszenica. - Głupiś! - narto Masztalski. - Przeca, że plenum. Do zakładu pracy przyjeżdża dziennikarz i pyta Masztal-skiego: , . - Co towarzysz myśli o atestacji? - Jo myślę tak, jak w „Trybunie Ludu". - To co, nie macie własnych poglądów? - Mom - odpowiada Masztalski - ale się z nimi nie zga-dzom. Umarł agitator i poszedł do piekła! Po trzech miesiącach sam Lucyfer dzwoni do nieba: - Panie Boże kochany, weź mi tego agitatora do nieba. On mi tu jakieś zebrania zwołuje, szkolenia partyjne robi, kółka zainteresowań zakłada. W piekle taki nieporządek, że wytrzymać trudno, a wszystkie diabły całkiem skołowane.. - Dobrze, przyślij go do mnie - powiedział Bóg, miłosierny nawet dla piekła. Po trzech miesiącach Lucyfer dzwoni do nieba, żeby się dowiedzieć, jak też tam radzą sobie z agitatorem. - Hallo, Pan Bóg? - Tak, to ja, ale.nie Pan Bóg, tylko towarzysz Bóg, a w ogóle to Boga nie ma... Baca postanowił zapisać się do partii. Sekretarz gratuluje mu decyzji i mówi wskazując na zdjęcia Marksa i Engelsa: - Skoro chcecie należeć do partii, to powiedzcie; mi, kto jest na tych zdjęciach? 229 - Nie wiem - wzrusza ramionami baca. - No to widzicie, baco, nie możecie należeć do partii. Baca zdenerwował się, wyjął z portfela zdjęcie i pyta za-dziornie: - A wy wiecie, kto jest na tym zdjęciu, sekretarzu? - Nie wfem. - No widzicie! To jest mój szwagier Waluś. Tak to już jest, wy mocie swoich znajdmych, a jo swoich. NA RZĄDZĄCYCH Dyrektor szkoły uspokaja Masztalskiego, który zdaje egza-. min maturalny: .. ? - Nie denerwujcie się. Ja tylko jednego takiego miałem, > który nie zdał, ale on jest ministrem... ' Masztalski staje przed gabinetem premiera. Chce wejść, ale nagle zatrzymuje się. Na podłodze leży puszysty, jasny dywan. - Chodźcie dalej, śmiało - zachęca premier. - Po trzecim etapie reformy wszyscy będą mieli takie dywany. W domu i w pracy... - Wiecie co - uśmiecha się Masztalski - od opowiadania wiców to jest jo, a nie wy... Pewien premier zwiedza Luwr. Chcąc popisać się znajomością rzeczy, wymienia nazwiska malarzy, nie podchodząc nawet do ich płócien: 230 -Renóir... Gauguin, Cezanne... A to- - zbliża się do jednego z obrazów - to chyba Picasso... - Nie, panie premierze, to lustro - prostuje przewodnik. Żona pewnego dostojnika zwiedza muzeum. .Przewodnik pokazuje jej niezwykle cenne meble i informuje: - Hebanowe... - Eee - premierowa krzywi się lekceważąco. - Takie nowe to one chyba nie są... - Wiesz, zbieram dowcipy o sobie - mówi prezydent do prezydenta. - Ja też zbieram. A ile już masz? - Ja mam pełny zeszyt. A ty? - A ja mam pełny obóz... - - Doprawdy już nie wiem, co by mogło wzbudzić w moim narodzie entuzjazm, sprawić, żeby moi rodacy poszli za mną... - załamuje ręce przywódca pewnego państwa środkowoeuropejskiego. - Zwołaj jutro ludzi nad Wisłę - słyszy głos z góry. - Sprawię, że przejdziesz przez rzekę suchą stopą. Uwierzą ci. Zwołał przywódca rodaków i stanęli nad brzegiem. Pozdrowił wszystkich i stąpa po falach przez rzekę. A tu z różnych stron rozlegają się głosy: - Patrzcie! Pływać nie umie! Szef pewnego państwa stanął po śmierci przed Lucyferem. Lucyfer oprowadza go po piekle i pokazuje cierpiętników. - No, wybieraj, gdzie chcesz pokutować. Przywódca widzi w jednej celi ludzi zanurzonych po uszy ¦ 231 w smolę, w drugiej tarzających się w błocie, aż nagle dostrzega swego wielkiego ziemskiego kolegę, który trzyma na kolanach Marylin Monroe. - O, tu bym chciał być! - Nie, nie chłopeczku - uśmiecha się Lucyfer. - To jest kara dla Marylin. Minister Jerzy Urban nurkuje w Wiśle. Na brzegu stoi chłopczyk z mamusią. - Patrz, mamusiu, wodnik! - -Nie wodnik, tylko rzecznik! - odpowiada minister. ~ Wiesz, Eciczku, że polski minister górnictwa mo zmienić nazwisko na chińskie? Takech słyszoł - mówi Francik. - I jak się będzie nazywoł? - Sam miał... Masztalski został wezwany do generała Jarużelskiego. Pojechał z nim Ecik. Patrzy, a Masztalski wita się z generałem jak stary znajomy. Po spotkaniu Masztalski mówi do Ecika: - Jadymy teraz na Węgry, bo generał mnie prosił, żebych mu tam jedna sprawa załatwił. Pojechali. Kadar przyjął Maszalskiego jak bratanka, a Ecik .. znów stał e boku i nic z tego nie rozumiał, - Wiesz - mówi Masztalski po spotkaniu. - Jadymy do Moskwy, bo żech jest umówiony z Gorbaczowem. W Moskwie najpier uroczysty obiad, a potem Masztalski . otrzymał wysokie odznaczenie. U Reagana było podobnie. Masztalski żegnał się z nim długo i dopiero w samolocie Ecik dowiedział się, że lecą do papieża. Masztalski stoi na placu Świętego Piotra koło papieża, pozdrawia tysiące ludzi, a Ecik całkiem ogłupiały nie może 232 się do nich dopchać. Nagle zaczepia go jakiś Murzyn i pyta:' - Pan nie wie, kto to jest ten w białym płaszczu koło Masz-talskiego? Ecik padł zemdlony... MIEDZY NAMI, KOBIETAMI Rozmawiają dwie przyjaciółki: - O Monice złego słowa nie można powiedzieć. - No to pomówmy o kimś innym! Dwie koleżanki siedzą przy kawie. Jedna pyta: - Czy nikt ci nigdy nie mówił, że jesteś podobna do Grace Kelly? - Nie. ¦ • '¦ . • - Wcale się nie dziwię. • Truda założyła się z dziewczynami, że wyjdzie całkiem rozebrana na podwórko. Zobaczyły ją dwie plotkujące staruszki. - Eli byłaby to Truda? - Toć, to ona! Ale wiesz, ta sukienka, to by sobie mogła wyprasować... Młoda dziewczyna do koleżanki: - Czego twoja mama życzyłaby sobie na urodziny? - Żeby jej o nich nie przypominać. 233 A - Ale ta Maryśka powoli żyje! ¦ • - Co ty Jowisz? - Wiem, co mówię. Potrzebowała pięćdziesięciu lat, żeby mieć czterdzieści. ^ Matka do córki: ' ¦ - - - Pogódźcie się! Przecież mąż cię kocha. - Możliwe. Ten łajdak i do tego jest zdolny! Żelozkówa z Masztalską plotkują na schodach: - Ale ta Gustla Kopycino mo szczęście! - No, no, patrzcie! Męża mo, kochanka mo i jeszcze wczoraj ją zgwałcili... .- To nadzwyczajne, że tak bardzo przypomina pani swoją babkę. - A pani znała moją babkę? - Nie, ale i bez tego wiem przecież, jak wygląda starsza kobieta. Rozmawiają dwie przyjaciółki: - Kiedy zaczął się do mnie dobierać, powiedziałam, ż chcę go widzieć - No i co? - Ano nic. Zgasiliśmy lampę... żenię Panna Janka chwali się swym przyjaciółkom, że prawie każdy mężczyzna, który ją pozna, chce ją od razu pocałować. - Nic dziwnego. Idą po linii najmniejszego oporu. 234 ' ,234 - Widzę sąsiadko, że pani mąż bardzo skutecznie się odchudza. Co on takiego robi? "*' - Każdego dnia łowi ryby. - I od tego tak schudł? - Oczywiście. Je tylko to, co złowi,.: Na przyjęciu pewna pani mówi do drugiej: - U nas w domu to zawsze przed jedzeniem wszyscy się żegnali. - Au nas nie - na to druga - bo mama moja była znakomitą kucharką... - Jak pani w tym roku spędziła Sylwestra? - pyta Masztalską sąsiadkę. - Nie musiałam go wcale spędzać. Sam zszedł. Przekupka warszawska opowiada koleżance o swojej wizycie w Krakowie: ' - Te przekupki krakowskie to strasznie pyskate! Było ich dziesięć i ledwo je przegadałam. Starsza lady zwierza się przyjaciółce: - Wyobraź sobie, że co roku kazałam się fotografować. - A co robiłaś przed wynalezieniem fotografii? - Słyszałaś? Zośka miała kraksę. Całą twarz ma okaleczoną, ale chirurg zapewnia, że po operacji plastycznej odzyska dawny wygląd. - Biedaczka! 235 12. .1* -o o c li I -3 O N 1 8 N S -u ŁI N 3 i, 8 i i •I I OJ motnie młoda, ładna niewiasta, bo nie masz żadnej pewności, czy nie jest to przypadkiem twoja przyszła żona! Między rozbitkami: - Myślisz, że nas na tym oceanie odnajdą? - Mnie na pewno. Płacę alimenty trzem kobietom. - Czy pana poglądy często różnią się od poglądów żony? -, pyta sąsiad sąsiada. - Tak, ale na szczęście ona o tym nie wie. - Francik! Jak ci tam idzie? Ponoć żeś się ożenił? - pyta kolega. - A dyć tak! - A dobrze żyjecie? - Jak dwa gołąbki. Roz jo z domu furgom, roz ona! Idzie Karlik Kopyciok wieczorem z zaświeconą latarką. - Kaj idziesz? - zatrzymuje go Stuchlik. - Do narzeczonej. - A po eo ci ta latarka? Jo żech do swojej chodził bez latarki. - No, jo tak sobie od razu pomyśloł, jakech ją zobaczył. - Słyszołech, że w sprzedaży ukazały się szkła, przez kiere wszystko widzi się piękniejsze, nawet własną żonę. - Znom je już od lat - mruczy Stuchlik. - Tylko że stale trzeba je napełniać. 238 - Wczoraj byłem z żoną w kinie i nagle usiadła obok mnie śliczna dziewczyna... - Miałeś szczęście, bo mogło być odwrotnie. Chodzą Masztalski z Edkiem po cmentarzu: . -. Kaj chćiołbyś leżeć? - pyta Ecik. - Kole Wilima Jaskóły, mo taki piękny pomnik i tako fajno gałąź tu rośnie. A ty? - Jo chciołbych leżeć kole Trudki Pytlikowej. - Ale przeca Trudka jeszcze żyje! - dziwi się Masztalski. - No, dyć jo też nie jest jeszcze trup. - Blady jesteś, Eciczku Co ci to? - pyta Masztalski. _ - Wiesz, od rana cięgiem kręciłech się na karuzeli. - A to czamu? - Wiesz, dołech temu, co sprzedaje bilety, pięć tysięcy i nie mioł reszty, no a przeca musiołech to jakoś odzyskać. - A więc poznał pan swoją żonę w Londynie? - Nie. W Londynie zaręczyliśmy się, w Kopenhadze wzięliśmy ślub, a poznałem ją dopiero po powrocie do domu... NA PIEKŁO Diabeł przychodzi do domu, a diablica przyprowadza małe diablątko i mówi: - Musisz dać mu w skórę, bo cały dzień był grzeczny jak anioł. 239 Przed Lucyferem stają trzy mężatki: - Ile razy zdradziłaś swego chłopa? - pyta pierwszą. - No, dwadzieścia trzy... - Diabły do kotła z nią! Ile razy ty zdradziłaś swego chłopa? - pyta drugą. - No, dwadzieścia... - mówi druga. - Diabły do kotła z nią! A ty ile razy zdradziłaś? - zwraca się do trzeciej. , - Jo ino dwa razy... - Diabły, dorównać do dwudziestu i do kotła! NA JASNOWIDZÓW - Proszę mi wywróżyć przyszłość. - Czeka cię wielkie szczęście, o ile nic nie stan i przeszkodzie. nie stanie na Dwóch jasnowidzów wita się na ulicy: - Ty czujesz się dobrze - mówi pierwszy. - A ja? Na międzynarodowym kongresie jasnowidzów dziennikarz pyta przewodniczącego: - Czy w przyszłym roku znów spotkacie się mieście? - Tego jeszcze nie wiemy. się w naszym Do komisariatu zgłasza się wróżka i informuje o zniknięciu swego męża. swego męża 240 Potrafi pani wszystko wyczytać z kart - żartuje milicjant -to powinna powiedzieć, gdzie jest mąż. - Dajcie 3OOzłotych, to powiem. NA GOSPODARZY I GOŚCI '1 Dobranoc, panie Kowalski. Bardzo mi było miło gościć u pana w domu. p^y okazjj mOgłein się przekonać, że człowiek może długo wytrzymać bez jedzenia... Żona tłumaczy sie mężowi: nabawiłam trochę dłużej u tych Kowalskich, bo na usilne ^T dU us*adłam do fortePianu ł grałam przez - Dobrze zrobiłaś, kochanie. Ja ich także nie cierpię. przyjęciu jeden z gości siedzi w kącie i ziewa. - ja widzę, pan si j^^j _ r2uca przechodzący właśnie mężczyzna. . ¦ ¦ - Okropnie. A pan? - O, ja również... Z ^1G Pan C0> "Wynośmy się co prędzej. lestety, nie mogę, jestem gospodarzem domu... OGŁOSZENIA „Emeryt, któremu podnieśli, poza'starszą kobietę. Cel ma- " trymonialny". „Wszelkie naprawy fiata 126p P-eprowad^szybko, tanio, z gwarancją zakład zegarmistrzowski W. Kowal . Wdowiec bez głogów pozna kobietę, która by mu dokończyła sweter na drutach . Wdowa, lat 40, wykształcenie wyższe, pozna mężczyznę do 55 lat z własnym interesem". „Zamienię teściową na psa. Może być wściekły". , Jest do sprzed^ duży dwuletni buldog. Jada wszystko. Szczególnie lubi dzieci--. RÓŻNE - Kocha, nie kocha- Kocha, nie kochana, nie kocha... Panie starszy, daj pan jeszcze ,eden koniak! 242 Po badaniu starsza pani zwraca się do lekarza: - Jakie kolosalne postępy zrobiła medycyna. Gdy byłam młoda, musiałam się przed badaniem rozebrać. A teraz wystarczy, że pokażę język! Spotykają się dwie staruszki: - Wiesz - mówi jedna - ja już nie mogę spać bez okularów. ' ' - A dlaczego? - Bo "we śnie nie poznaję ludzi. - Jasiu, co ty rysujesz? - Psa. T A gdzie ogonek? - Jeszcze w kałamarzu. Mąż ogląda mecz w telewizji, .i maluje sufit, - Gdybym, nie daj Boże, sp:i< !i > przerwie meczu zadzwoń po p Na pustyni wędrowiec spot\ I - Jak daleko do najbliższej. - A, będzie ze cztery fatann u Anemik zatrudnił się w stępnego dnia przychcnl - Pa...niedy...re...kto.,,r/ - Jak to się stało? - To był mo...mt*nt. Irubinie i \O W na- 243 Przychodzi kościotrup do lekarza, a lekarz załamuje ręce i mówi: - Czemu tak późno... Przychodzi kościotrup do knajpy, staje przed ladą i woła: - Kelner!... Duże piwo, kieliszek wódki i szmatę do podłogi... , ¦ . Dwóch chirurgów sprzecza się przy łóżku chorego: - To na pewno marskość wątroby! - A ja się założę, że to nieżyt żołądka! - Sekcja zwłok wykaże, który z nas miał rację! Dzwonek. W progu mieszkania stoi mężczyzna. - Słucham pana? - mówi właściciel. - Czy to tu przecieka rura? -Nie. ' . - A czy tu mieszkają państwo Masztalscy? - Już nie. Wyprowadzili się trzy miesiące temu. - Co za ludzie? Zamawiają hydraulika, a potem się wyprowadzają! ^ Pracownik sklepu spożywczego telefonuje do kolegi po fachu. - Słuchaj, pożycz nam 10 worków cukru, 8 worków kaszy, 15 worków mąki i kierownika! Mamy kontrolę, a nasz kierownik nie pije. - Dlaczego tak niemiłosiernie bije pan swego psa? - Bo proszę pana, to wstrętne bydlę dopiero co pożarło mi legitymację członka Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. W czasie stanu wojennego ktoś wiezie furą dwie trumny. Znajomy pyta woźnicę: - Kto ci umarł? - Nikt. - No to po co ci dwie trumny? - No wiesz! Sprzedawali po dwie, to wziąłem. Masztalski gra z psem w szachy. - Ma pan cholernie mądrego psa - komentuje sąsiad. - Gdzie tam mądrego, już dwa razy przegrał ze mną. O drugiej w nocy dzwoni telefon, zaspany Masztalski podnosi słuchawkę: - Słucham? \ - Przepraszam, czy to numer 555-55? - Nie, pomyłka, to numer 55-555. - Przepraszam, że pana zbudziłem. - Nic nie szkodzi. I tak musiałem wstać, bo dzwonił telefon. Kamraci spierają się o to, który z nich ma brzydszą żonę. Wreszcie wszyscy decydują się obejrzeć żonę Stuchlika. Idą z nim do mieszkania, wchodzą do pokoju i widzą, że w podłodze jest klapa zamknięta na kłódkę. Stuchłik otwiera klapę i słyszą wydobywający się z głębi chrapliwy głos: - Stuchliczku, tyś to jest? . - Jo. Tuż wyłaź na wierch. - Już, ino włożę kaptur. - Nie, kaptura nie wkładaj! Terozki nie będę cię kochoł, ino chcę cię pokazać kamratom. 244 245 ZS to oj .a - Maryjko, a tobie jakby tak obcy chłop chciol dać 100 dolarów? • - Toć, że bych to zrobiła. - A ty? - pyta się córki. 1 - Jo bych też to zrobiła - śmieje się córka. - Widzisz, Alojziku, trzy ladacznice mom w domu, a ani jednego dolara. I to jest paranoja. Jeden facet zbierał znaczki. Poszedł na wojnę i... dostał całą serię. Idzie Masztalski z karabinem. - Gdzie idziesz? - pyta Ecik. -¦¦ Na wojnę. - A po co? - Aaa, zabiję jednego, dwóch i wrócę. - A jak ciebie zabiją? -Mnie?... Za co?! Mały Staś prosi starszego brata: - Poproś mamę, żeby mi dała na kino. - Mama jest tak samo moja, jak twoja. - Tak, ale ty ją dłużej znasz, - Widziałam Wczoraj pańskiego syna. Czy wyleczył się już z tej kleptomanii? - Jest już znaczą poprawa. Obecnie przynosi już tylkp rzeczy,' które nam się mogą przydać. - - Dziadku!.- budzi dziadka wnuczek. - Co? 248 - Wstawajcie! Dziadku! - Co? - Wstawajcie, napijecie się herbaty i mnie też podacie! to jego rówieśnica Mały chłopiec siusia pod murem. Widzi to i i mówi z zachwytem: - Jakie to praktyczne! Mąż myśliwy dzwoni z polowania do domu: - Zosiu, kochanie, czekaj na mnie. Będę za dwie godziny. - Jak tam łowy? - Świetnie. Przez cały miesiąc nie będziemy kupować mięsa. - Co, ubiłeś jelenia? - Nie, przepiłem całą pensję... W gabinecie dyrektora banku zjawia się sprzątaczka.- - Panie dyrektorze, proszę mi dać klucz od sejfu. - Czy pani oszalała?! To niemożliwe! - To straszne. Ja codziennie tak muszę się namęczyć z tą szpilką.... ¦ - Z jaką szpilką? - No, żeby otworzyć sejf i zrobić tam porządek. Młody tata pcha wózek z dzieckiem, które wydziera się w niebogłosy. Ojciec, kołysząc wózek, szepcze: - Kaziu, uspokój się! Kaziu, uspokój się! - Ma pan wiele cierpliwości - mówi przechodząca obok babcia. - A jaki piękny bobas i jakie piękne ma imię -Kazimierz! - Chłopak ma na imię Oleś, a Kazimierz to ja... 249 '"% - Masz coś do jedzenia? - pyta szympans szympansicę po wybuchu wojny atomowej.cOna w milczeniu podaje mu jabłko. - Nie wygłupiaj się -protestuje szympans. -Ja już nie chcę zaczynać tej historii od początku... SPIS TREŚCI Wstęp'-............................'.......___ 5 Ulubione dowcipy Masztalskiego................. 18 Na najmłodszych.............................. 24 Na teściową.................................. 30 Na bacę ,..................................... 35 Na papugi............................. r..... 41 Na ludożerców............................... 45 Na uczniów i nauczycieli.....................:. 47 Na panny i kawalerów.............____........ 51 Na rodziców................................. 55 Na szczęśliwych ojców......................... 59 Na Marklowice, Wąchoćk, Rzyki, Poraź i Żabnicę .... 61 W sklepie.................................... 66 W sądzie ...._______...........___......___ 69 W więzieniu ...,............................... 71 W szpitalu .................___............... 73 W restauracji................................. 75 Na kelnerów.................................. 79 Na fryzjerów.................................. 82 Na przepowiadających pogodę.................. 84 Na listonoszy......................... i....... 85 Na urzędników............................... 87 Na dyrektorów................................ 91 Na sekretarki................................. 94 Baba u lekarza................................ 96 Masztalski i inni u lekarza...................... 102 Na wariatów.................................. 109 Na homoseksualistów.......................... 111 Na pijaków................................... 113 Na kochanków................................ 120 Na pantoflarzy................................ 124 Na sąsiadów................................... 126 Na fachowców..............-----.............. 129 Na budowlanych............................... 131 Na marynarzy................................. 133 Na górników...........................,..... 134 Na żołnierzy.................................. 136 Na milicjantów............................... 140 Na właścicieli samochodów..................... 145 Na studentów................................ 150 Na naukowców............................... 152 Na księży...............-___................. 155 Na niebiosa.................................. 157 Na żony i mężów............................. 158 Na babcie.................................... 170 Na dziadków................................. 172 „Czym się różni wróbel?"....................... 175 Na małe i duże zwierzątka...................... 178 Na zajączka.................................. 181 Na psy.............................'......... 184 Dowcipy makabryczne......................... 186 Dziwne przygody Masztalskiego i jego najbliższych ... 189 Maształski za granicą........................... 192 Masztalski wypoczywa ......................... 196 Na wędkarzy .....,_........................... 199 W kręgu kultury...........................___201 Zagadki......................................204 Na artystów i literatów........................¦.'. 216 Na Szkotów.................................. 218 Na Rosjan, Amerykanów i innych................. 221 Na zakłady pracy.............................. 224 Na partyjnych................................. 228 Na rządzących ..,_______...................___ 230 Między nami, kobietami........................ 233 Między nami, mężczyznami ..,.................. 236 Na piekło ..___.............................. 239 Na jasnowidzów............................... 240 Na gospodarzy i gości............................ 241 Ogłoszenia................................... 242 Różne___................................... 242 Wydanie II Ark. vvy