CESARZ AUGUST Aleksander Krawczuk WROCŁAW WARSZAWA KRAKÓW GDAŃSK ŁÓDŹ WYDAWNICTWO ZAKŁAD NARODOWY IM. OSSOLIŃSKICH 1990 Skanował Andrzej Grzelak Błędy poprawił Roman Walisiak Projekt okładki EDWARD KOSTKA Redaktor Stefania Słowikowa Redaktor techniczny Maciej Szłapka Copyright by Zakład Narodowy im. Ossolińskich — Wydawnictwo 1978 Printed in Poland Wydanie czwarte Wrocławskie Zakłady Graficzne Zam. 276/90/00 ISBN 83-04-03524-3 Wszystkie, nawet drugorzędne fakty podane w tej książce są poświadczone w źródłach, o których informują wykaz „Źródła i opracowania" oraz przypisy do poszczególnych rozdziałów zamieszczone na końcu książki. Daty roczne, przy których nie zaznaczono „n. e.", odnoszą się do okresu przed nową erą. Część pierwsza MARS ULTOR BÓG WOJNY I ZEMSTY Rzym, XV—XVII marca roku XLIV XV MARCA Zapada już zmrok, a ręka Marka Brutusa wciąż krwawi. Przed kilku godzinami przypadkowo ranił ją Gajusz Kasjusz, kiedy w tłoku i ślepym podnieceniu sztylety ich obu jednocześnie godziły w Cezara. Teraz, wraz z innymi zabójcami dyktatora, przywódcy spisku prowadzą gorączkowe narady na Kapitolu. Są tu bezpieczni, albowiem wzgórze obsadzili wierni gladiatorzy ich towarzysza, Decymusa Brutusa. Olbrzymie miasto leżące u ich stóp i na wzgórzach sąsiednich drży w śmiertelnej trwodze. Ciszę wyludnionych ulic przerywa głuchy łoskot barykadowanych bram i szybki tupot kroków, czasem nagły krzyk przerażenia. Podobno doszło już gdzieś do mordów i rabunków. Mieszkańcy obsadzają dachy domów, aby stamtąd bronić życia i mienia. Miasto jest pełne nędzarzy z całej Italii i zwolnionych ze służby żołnierzy. Masy bezdomnych od miesięcy obozują po wszystkich placach, a nawet świątyniach, czekając na wyjazd do zakładanych przez Cezara kolonii. Z jego śmiercią stracili wszystko — i gotowi są na wszystko. Nikt nie wie, co przyniesie nadchodząca noc. Nie ma rządu, nie działają żadne organa porządku i bezpieczeństwa. Władza leży na ulicy. Śmiertelnie raniony Cezar jeszcze nie osunął się na posadzkę sali posiedzeń senatu, a już większość dostojników, nie wtajemniczona w spisek, poczęła tłoczyć się u drzwi, wzajem tratować i uciekać w popłochu. Kiedy Marek Brutus chciał wezwać ich do jedności i współdziałania, ogromna sala była już prawie pusta. W momencie zamachu Marek Antoniusz rozmawiał w przedsionku sali. Ten atletycznie zbudowany mężczyzna łatwo poradziłby sobie z wieloma naraz przeciwnikami. Ale siła fizyczna rzadko idzie w parze z prawdziwą odwagą. Natychmiast odrzucił insygnia godności konsula, zdarł z kogoś nędzne łachy i w przebraniu chyłkiem uciekł do domu. Był pewien, że spiskowcy zamierzają i jego zgładzić, jako przyjaciela i współpracownika dyktatora. Z chwilą śmierci Cezara on, współkonsul roku, stał się formalnie głową państwa. Ale teraz, obezwładniony strachem, siedzi zamknięty w swej domowej twierdzy. Drugi najwyższy rangą urzędnik, naczelnik jazdy dyktatora, Marek Emiliusz Lepidus, stanął wprawdzie na czele legionu stacjonującego na wyspie Tybru, ale po to tylko, aby go przeprowadzić na Pole Marsowe i tam czekać na rozwój wypadków. Tak więc na razie schodzą ze sceny i senatorzy, i cezarianie. Ale zaskoczeni i bezradni są też zabójcy Cezara. Nie mieli żadnego planu działania. W swym doktrynerskim zaślepieniu wierzyli, że wystarczy zgładzić tyrana, aby Rzeczpospolita sama przez się, bez dalszych starań i wysiłków z ich strony, wróciła do dawnego stanu, który oni nazywali wolnością. Ale była to wolność tylko dla nich — wielkich panów, arystokratów, bogaczy, traktujących całe państwo jako swoją własność i dochodowy majątek. Lud rzymski myślał inaczej. Cezar dawał ubogim pracę i wojaczkę, bezrolnym ziemię, wszystkim igrzyska. Prowadził zwycięskie kampanie. Olśniewał wspaniałymi planami. Prócz tego, jak większość mężczyzn, miewał miłostki, bywał zadłużony, martwił się postępami łysiny — i sam śmiał się z licznych dowcipów, które na te tematy krążyły. A możnym tego świata nic tak nie zjednywa ludzkiej sympatii, jak swobodny uśmiech przyznania się do swych ludzkich słabostek. Toteż kiedy gromada zabójców wybiegła z zakrwawionymi sztyletami na ulice miasta krzycząc: Tyran zginął! Zabiliśmy króla! — nikt nie odpowiedział na ich wezwanie. A im marzył się radosny entuzjazm niezmierzonych tłumów. Wobec tego zawiedzeni i strwożeni spiskowcy postanowili zająć 8 Kapitol i otoczyć go gladiatorami. Teraz bez przerwy debatują w podnieceniu. Trzeba działać, trzeba natychmiast ruszyć z miejsca bezwładne masy i pchnąć je w żądanym kierunku. Przyjaciele i agenci spiskowców rozbiegają się chyłkiem po mieście. Srebrny, brzęczący pieniądz płynie do kies przywódców różnych organizacji i zwykłych band. Na Forum powoli zbiera się spory tłum. Dołączają doń grupy ludzi nie przekupionych, ale po prostu ciekawych. Przed tą zastrachaną i wołającą o pokój zbieraniną, mającą reprezentować lud rzymski, jako pierwszy występuje pretor Lucjusz Korneliusz Cynna, brat pierwszej żony Cezara. Kiedyś, w r. 78, brał udział w nieudanym zamachu stanu i poszedł na wygnanie. Tylko Cezarowi zawdzięczał ułaskawienie, powrót do ojczyzny, przywrócenie majątku, wysoki urząd. Ale teraz Cynna szaleje z obawy, aby powinowactwo z zamordowanym i na niego nie ściągnęło zguby. Dlatego teatralnym gestem zdziera z siebie oznaki godności pretora. Woła: — Otrzymałem ten urząd od tyrana, więc odrzucam go precz! Zabójcy tyrana godni są najwyższej chwały! Błagajmy, aby raczyli zstąpić do nas z Kapitolu! Po nim zabiera głos Publiusz Korneliusz Dolabella, ulubieniec Cezara. Dyktator wyznaczył go konsulem na tę część roku, kiedy on sam wyruszy na Wschód. Był to dowód wyjątkowej życzliwości, bo Dolabella, mający zaledwie 25 lat, nie piastował dotąd żadnych niższych, prawem przepisanych urzędów. Teraz ten młody człowiek występuje w szacie konsula i z insygniami wysokiej godności. Urąga zmarłemu, przeklina jego imię i czyny, choć wszyscy wiedzą, jak wiele mu zawdzięcza. Zapewnia, że i on brał udział w spisku, nie mógł jednak, z przyczyn od siebie niezależnych, uczestniczyć w samym zamachu. Ponieważ pod wpływem tych wystąpień nastroje tłumu zdają się przechylać na stronę spiskowców, Brutus i Kasjusz decydują się na zejście z Kapitolu. Stają na Forum — obaj wysocy, szczupli, bladzi — i wzajem wynoszą wielkość swego czynu. Ale tłum nadal daleki jest od entuzjazmu. Wobec tego zabójcy uznają za właściwe wrócić na Kapitol. Tymczasem senatorowie powoli nabierają ducha. Nie było rzezi. Antoniusz i Lepidus znikli. Sprawa spiskowców zdaje się być górą. Toteż coraz więcej dostojników zjawia się na Kapitolu, aby zamanifestować swoją jedność z obrońcami wolności. W toku dalszych narad zapada decyzja wysłania delegacji do Antoniusza i Lepidusa, aby wezwać ich — a w szczególności pierwszego, jako urzędującego konsula — do zgody i współpracy nad utrzymaniem porządku. Jest to krok o fatalnych następstwach. Albowiem Antoniusz zdołał już ochłonąć z przerażenia. Nawiązał łączność z Lepidusem i wie teraz, że nie jest bezbronny. A przybycie delegacji uspokaja go całkowicie. Chcą pertraktować, a więc są słabi i naiwni. Aby zyskać na czasie i nie angażować się zbyt pochopnie, odpowiada — on sam, a za nim i Lepidus — że stanowisko swoje określi dopiero jutro. Nawet ta wymijająca odpowiedź wystarcza, by spiskowcy poczuli się bezpieczniej i zachowali prawie całkowitą bezczynność. A tymczasem Antoniusz bezzwłocznie przystępuje do realizacji swych planów. Wychodzi ze słusznego założenia, że w każdej sytuacji najważniejsze są pieniądze. Dlatego nocą jego ludzie zajmują skarb państwa złożony w przybytku bogini Bogactwa i zabierają wszystko, co tam znaleziono — według rachunków i stanu ksiąg 700 milionów sesterców w bitej monecie. Wchodzą też do domu żałoby, gdzie już przygotowuje się do pogrzebu, obmywa i przyodziewa zwłoki Cezara. Kalpurnia, żona zamordowanego, kochająca i wierna," choć nigdy nie kochana i wciąż zdradzana, jest prawie bezprzytomna. Przystaje od razu na propozycję, aby kosztowności i papiery męża oddać na przechowanie, dla większej pewności, jego przyjacielowi. W ten sposób w ręce Antoniusza dostaje się cała kancelaria dyktatora i 25 milionów sesterców, nie licząc innych kosztowności z jego prywatnego skarbca. 10 Śmierć Cezara jest tragicznym wstrząsem dla dwu jeszcze, prócz Kalpurnii, kobiet w Rzymie. We wspaniałej willi za Tybrem miota się w lęku i rozpaczy królowa Egiptu, Kleopatra. Runęły wielkie nadzieje, które wiązała z osobą Cezara: podboju całego Wschodu, zawarcia małżeństwa, wspólnych rządów nad państwem sięgającym od Atlantyku po Indie. Dziedzicem tej światowej monarchii byłby syn jej i Cezara, poczęty przed trzema laty, kiedy to oboje przeżywali miłość i wojnę w Aleksandrii. Te wielkie marzenia, tak promienne i realne jeszcze przed kilku godzinami, teraz wydają się śmiesznie nierzeczywiste. Kleopatra pozostała z dzieckiem, sama i bezbronna. Jej młodszy brat a oficjalny mąż, Ptolemeusz, jest tylko ciężarem, może zaś stać się niebezpieczeństwem. Królowa wie, że w Rzymie nienawidzą jej wszyscy — właśnie dlatego, że pragnęła włożyć monarszy diadem na czoło Cezara i przenieść stolicę na Wschód. Co przyniosą najbliższe godziny? Kto zwycięży, jeśli dojdzie do wybuchu wojny domowej? Za kim się opowiedzieć, czyich łask szukać? Czy zdoła utrzymać niezależność swego królestwa i przynajmniej to dziedzictwo przekazać synowi? A jeśli wrogowie będą usiłowali przekazać całą władzę Ptolemeuszowi? Trzeba natychmiast działać, bronić się, zabezpieczyć! W umyśle orientalnej despotki zarysowuje się plan zbrodniczy, ale może skuteczny. U schyłku dnia ze skromnego prywatnego domu wyrusza w daleką drogę zaufany wyzwoleniec. Wysyła go Atia, siostrzenica Cezara, z listem do swego syna z pierwszego małżeństwa, Gajusza Oktawiusza. Ten dziewiętnastoletni chłopiec jest przecież najbliższym męskim krewnym zamordowanego. Może i jemu grozi śmiertelne niebezpieczeństwo? Strwożona matka poleca wysłańcowi spieszyć ile sił. Ale droga do Oktawiusza jest daleka, wiedzie aż za Adriatyk, do miasta Apollonii na wybrzeżach Epiru. List dotrze do rąk adresata nie wcześniej niż za dni dziesięć. Ileż to wypadków może się wydarzyć w tym czasie! Zapada noc. Pierwsza noc od śmierci Cezara. 11 XVI MARCA Sytuacja staje się groźna. Lepidus obsadził Forum wojskiem. Uczynił to wbrew Antoniuszowi, który zdecydowanie sprzeciwia się użyciu siły. Dla Antoniusza problem zemsty nie istnieje w ogóle. Jako dobry polityk jest on całkowicie wolny od wszelkich sentymentów, od uczuć przyjaźni i wierności. Natomiast świetnie wyczuwa niebezpieczeństwa i możliwości, które kryje w sobie obecna sytuacja. Spiskowcy nie są bezbronni. Mają za sobą nie tylko gladiatorów, ale i większość senatorów. Lud wprawdzie zdaje się być niechętny zabójcom Cezara, ale któż przewidzi, jak zachowają się masy, jeśli dojdzie do walk ulicznych i nieuchronnych rabunków? Co najważniejsze, do przywódców spisku należy Decymus Brutus, przyszły namiestnik prowincji Galii Przedalpejskiej. Jemu więc podlega tamtejsza armia, największa siła zbrojna u bram Italii. Przy jej pomocy mógłby on bez trudu rozprawić się z jednym legionem Lepidusa. A tymczasem samo pojawienie się oddziałów Lepidusa na Forum wystarcza, aby dodać ducha weteranom i osadnikom Cezara. Tłumnie napływają na plac, pociągając za sobą wielu z pospólstwa. Lepidus podjudza ten i tak już wzburzony tłum ostrą mową przeciw zabójcom. Wiece i zebrania odbywają się po całym mieście. Te posunięcia Lepidusa niepokoją nie tylko spiskowców, lecz i Antoniusza. Widzi doskonale, ku czemu zmierza przyjaciel. Pragnie on podjąć ryzyko wojny domowej, opanować stolicę, zająć miejsce Cezara. Do tego nie można dopuścić! Dlatego też na naradzie cezarian Antoniusz, popierany przez Aulusa Hircjusza, łagodzi wojownicze zapędy Lepidusa. Jednocześnie udziela spiskowcom pojednawczej odpowiedzi na ich wczorajszy apel. Stwierdza, że w swych dalszych poczynaniach nie będzie kierował się osobistą nieprzyjaźnią. Choć sam jest zdania, że zabójców należy wypędzić z miasta, jednakże całą sprawę pozostawia decyzji senatu. Spiskowcy witają tę wypowiedź z radością. Wiadomo 12 przecież, że w senacie przeważają ich zwolennicy. W nocy ukazuje się obwieszczenie konsula, zwołujące posiedzenie senatu na wczesny ranek dnia następnego, do świątyni bogini Ziemi. Złośliwi wskazują, że wybór miejsca podyktowało tchórzostwo konsula. Przybytek Ziemi położony jest blisko zajmowanego przez Antoniusza pałacu, w dzielnicy Carinae. W razie czego nie będzie musiał uciekać daleko. Antoniusz zarządza, aby całą noc w mieście na zmianę czuwali urzędnicy, a na ulicach paliły się ogniska. Ma to zapewnić bezpieczeństwo mieszkańców. Tak mija druga noc od śmierci Cezara. Krwawa łuna nad Rzymem widna jest na wiele mil wokół. XVII MARCA Świta. Olbrzymie tłumy patrzą w milczeniu, jak senatorowie, niesieni w lektykach, pojedynczo lub grupami zjawiają się przed świątynią Ziemi, obstawioną zbrojnymi strażami. Nagle wybucha zgiełk. Wśród wrzasku i wycia tłum atakuje kamieniami pretora Cynnę — tego samego, który przedwczoraj zrzucił swoje insygnia i złorzeczył pamięci Cezara. Teraz, kiedy szala zdaje się przechylać na stronę cezarian, Cynna zjawia się znowu w szatach pretora. Właśnie to wywołuje wybuch nienawiści. Ścigany pretor ucieka do pobliskiego domu, ale atakujący już znoszą drzewo, aby podpalić budynek. Żołnierze Lepidusa likwidują zajście. Skrót protokołu posiedzenia senatu Przewodniczy konsul Marek Antoniusz. Konsul wyznaczony Publiusz Korneliusz Dolabella zajmuje krzesło drugiego konsula urzędującego. Konsul Marek Antoniusz otwiera posiedzenie. Wzywa zebranych, aby wypowiedzieli swe zdanie o sytuacji, a w szczególności o tym, jak ustosunkować się do zabójców Cezara. Wpływa wniosek, by udzielić spiskowcom gwarancji bezpieczeństwa i wezwać ich do wzięcia udziału w obradach. 13 Wniosek przyjęto, delegację wysłano. Delegacja wraca z wiadomością, że spiskowcy odmawiają zejścia z Kapitolu. Rozpoczyna się dyskusja nad podanym przez konsula przedmiotem obrad. Senatorowie zgłaszają projekty uchwał. Wniosek pierwszy: zabójcy Cezara dokonali czynu wiekopomnego, zgładzili bowiem tyrana; godni są najwyższych nagród. Wnioskodawca: były kwestor Tyberiusz Klaudiusz Neron I. Wniosek drugi: zabójcom Cezara nie trzeba przyznawać nagród, bo nie dla nich dokonali swego wielkiego czynu; wypada jednak oficjalnie złożyć im wyrazy uznania jako ludziom dobrze zasłużonym dla Rzeczypospolitej. Wniosek trzeci: zabójcom Cezara nie należą się ani nagrody, ani wyrazy uznania, bo przecież winni są przelania krwi; ponieważ jednak pochodzą z możnych rodów, musimy pogodzić się z ich bezkarnością i znaleźć po temu formułkę prawną. Wniosek czwarty: jeśli zabójcy zgładzili tyrana, zasługują na najwyższe nagrody; jeśli jednak Cezar nie był tyranem, mogą tylko z łaski liczyć na bezkarność; należy więc przede wszystkim zadecydować, czy Cezar był tyranem. Liczne głosy domagają się, by w drodze formalnego głosowania uznać Cezara za tyrana. Zabiera głos konsul Marek Antoniusz: — Stwierdzenie, że Cezar był tyranem, a więc jako despota rządził nielegalnie, siłą i terrorem, musi mieć poważne konsekwencje. Wszystkie jego zarządzenia stracą moc prawną. A jest tych zarządzeń sporo! Dotyczą one różnych spraw, krain i osób, w szczególności zaś wielu tu obecnych dostojnych mężów. Bo właśnie dzięki Cezarowi piastowali oni, piastują teraz, albo też będą piastować w latach następnych rozmaite wysokie godności. Jeśli głosowanie orzeknie, że Cezar był tyranem, trzeba będzie przede wszystkim zażądać od tych dostojnych mężów natychmiastowej rezygnacji z urzędów. Ogólne poruszenie na sali. Bardzo liczne głosy domagają się, aby obecny rozdział urzędów uznać za nienaruszalny, bo przeprowadzanie wyborów jest w danej sytuacji wysoce 14 niewskazane. Konsul wyznaczony P. Korneliusz Dolabella stanowczo sprzeciwia się uznaniu Cezara za tyrana i zrzeczeniu się godności. Jednakże kilka osób opowiada się za złożeniem urzędów; niektórzy pretorowie składają swoje insygnia. Na salę przybywa delegacja ludu, prosząc konsula Marka Antoniusza i byłego naczelnika jazdy Marka Emiliusza Lepidusa o pojawienie się na wiecu. Obaj wychodzą. Trwa ostra wymiana zdań między konsulem wyznaczonym P. Korneliuszem Dolabellą a zwolennikami rezygnacji z urzędów. Konsul Marek Antoniusz powraca na salę. Trwa dalsza dyskusja nad celowością złożenia urzędów. Były naczelnik jazdy Marek Emiliusz Lepidus powraca na salę obrad. Zabiera głos konsul Marek Antoniusz: — Wprowadzonych w życie zarządzeń Cezara nie można cofnąć bez wywołania groźnego chaosu w całym państwie. Osobiście byłby zdania, że należy uznać za legalne i zatwierdzić wszystkie zarządzenia Cezara, również i te, które były w toku opracowywania w jego kancelarii i nie zostały jeszcze przedstawione senatowi. W ten sposób uniknie się wstrząsów w normalnym funkcjonowaniu organizmu państwowego. Wynika stąd, że zabójców Cezara nie można uznać za godnych jakiejkolwiek nagrody. Można natomiast zastanowić się nad formułą prawną, która by zapewniła im bezkarność. Na sali żywe oznaki aprobaty dla wypowiedzi konsula. Były pretor Lucjusz Munacjusz Plankus popiera w pełni pogląd Marka Antoniusza. Były konsul Marek Tulliusz Cyceron przyłącza się do zdania konsula. Przypomina, że już w starożytnych Atenach w okresie walk politycznych uciekano się niekiedy do wymazywania z pamięci publicznej pewnych czynów, które normalnie podlegały karze. Istnieje na oznaczenie tej praktyki specjalny termin grecki, a mianowicie „amnestia". Proponuje, aby i zwyczaj ten, i termin wprowadzić do naszej Rzeczypospolitej. 15 Wpływają propozycje dwu uchwał; nie będzie dochodzeń sądowych przeciw zabójcom Cezara; wydane i przygotowane zarządzenia Cezara zachowują moc prawną. Propozycja poprawki do uchwały drugiej: zarządzenia Cezara zachowują moc prawną ze względu na konieczność utrzymania pokoju w Rzeczypospolitej. Obie uchwały wraz z poprawką przyjęte przez głosowanie. Na salę obrad przybywa delegacja grup osadników, którzy otrzymali ziemię na mocy zarządzeń Cezara, a jeszcze do swych kolonii nie wyjechali. Proszą o powzięcie uchwały, gwarantującą im nienaruszalność przydziałów. Uchwała przyjęta przez głosowanie. Wpływa wniosek o powzięcie uchwały, zatwierdzającej nienaruszalność ziemi również tych osób, które już wyjechały do kolonii. Uchwałę przyjęto przez głosowanie. Konsul Marek Antoniusz ogłasza posiedzenie za zamknięte. Senatorowie powstają z miejsc. Były konsul Lucjusz Kalpurniusz Pizon domaga się podniesionym głosem ponownego wszczęcia obrad. Stwierdza, że liczne tu obecne osoby żądają odeń, jako od teścia Cezara, aby nie urządzał publicznego pogrzebu oraz nie ogłaszał testamentu, złożonego u najstarszej z westalek; przeciw drugiemu z tych żądań stanowczo protestuje, bo jest to sprawa ściśle prywatna, natomiast kwestię pogrzebu pozostawia decyzji senatu. Konsul Marek Antoniusz przychyla się do wniosku Pizona i otwiera posiedzenie. Proponuje, aby treść testamentu Cezara podać do publicznej wiadomości. Zwraca uwagę, że zapewne zawiera on zapisy również i dla wielu czcigodnych, tu zebranych osób. Pogrzeb winien się odbyć na koszt państwa, bo zatwierdzając zarządzenia Cezara, senat tym samym zalegalizował wysokie, piastowane przezeń stanowisko. Uchwałę tej treści przyjęto przez głosowanie. Konsul Marek Antoniusz ogłasza posiedzenie senatu za zamknięte. Koniec skrótu protokołu 2. 16 Czytelnikowi protokołu muszą nasunąć się pewne pytania. Antoniusz i Lepidus razem opuścili salę obrad. Czemu Antoniusz wrócił pierwszy? Dlaczego zajął następnie stanowisko ugodowe? Obaj stanęli przed tłumem zebranym przed świątynią. Rozlegały się tam okrzyki wzywające to do pomszczenia śmierci Cezara, to do zachowania pokoju. Antoniusz starał się przekonać i jednych, i drugich, że jest właśnie po ich stronie. Uchylił tuniki i pokazał pancerz pod spodem — dowód, że niby i on nie jest pewien życia w senacie. Ale od razu dodał, że przedmiotem obrad są środki zmierzające do przywrócenia pokoju i ładu. Pochwalił tych, którzy domagali się pomszczenia zabójstwa, mówiąc: Byłbym pierwszy z wami! — ale natychmiast przypomniał, że jako konsul ma obowiązek myśleć o całym państwie i nie może iść za impulsem serca. Te wykrętne wypowiedzi nie zjednały Antoniuszowi sympatii tłumu, który — jak każdy tłum — oczekiwał słów prostych i jednoznacznych. Poczęto wołać, aby przemówił Lepidus, i to z mównicy na Forum, gdzie zebrały się największe masy. Ten ochoczo pospieszył tam, Antoniusz natomiast spokojnie wrócił na salę obrad. Wydawać by się mogło, że postąpił nader lekkomyślnie. Pozostawił Lepidusowi wolne pole do działania, a sam odszedł, aby przysłuchiwać się jałowym sporom Dolabelli z rzecznikami złożenia godności. Jednakże dzięki swym agentom Antoniusz doskonale się orientował, jak naprawdę wygląda zmieniająca się z godziny na godzinę sytuacja. Tłumy zebrane na Forum były obecnie niechętne jakimkolwiek ostrzejszym posunięciom. Stało się to dzięki spiskowcom. Ci, aby sparaliżować efekt wczorajszych poczynań Lepidusa, wszczęli akcję toczącą się równolegle do obrad senatu. Wezwali lud do podejścia pod strome zbocze wzgórza i przemawiali stojąc na górnym murze Kapitolu. Zapewnili, że jedynym ich celem było usunięcie tyrana. Nie zamierzają w niczym uszczuplić czyichkolwiek praw nabytych pod rządami Cezara, a w szczególności nie pozwolą na odebranie ziemi jego osadnikom. Przeciwnie, umocnią ich 17 prawa posiadania, bo wypłacą z kasy państwa odszkodowanie dawnym właścicielom. Zobowiązują się do tego pod przysięgą. To samo głosili w ulotnych pismach rozrzuconych po Forum, to samo też rozpowiadali ich agenci i stronnicy, krążący po całym mieście. Dzięki temu ułagodzili dotąd najbardziej wrogie im ugrupowania: osadników i weteranów zamordowanego. Kiedy więc Lepidus wyszedł na mównicę na Forum i zaczął przemawiać, płacząc i jęcząc żałośnie: — Jeszcze przedwczoraj stałem właśnie tu z Cezarem. Dziś pytam was z tegoż miejsca: jak mamy postąpić z jego zabójcami? to wprawdzie tu i ówdzie podniosły się słabe, pojedyncze okrzyki: — Pomścij Cezara! lecz od razu stłumiły je wołania o pokój. To zbiło Lepidusa z tropu. Próżno pytał, o jakiż to chodzi pokój, kto będzie jego gwarantem, jakie przysięgi go uświęcą. Kandydat na mściciela znalazł się w kłopotliwej sytuacji. Nie mógł wbrew nastrojom tłumu nawoływać do walki, a nie wiedział też, jak wycofać się z honorem. Właśnie w tym momencie zorganizowane grupy ludzi Antoniusza zaczęły wznosić okrzyki: — Broń pokoju! Lepidus pontifex maximus! Niedoszły pan stolicy z radością pochwycił te wołania. Głaskały jego ambicję, bo wróżyły objęcie urzędu najwyższego kapłana, którym dotąd był Cezar, a jednocześnie pozwalały odejść z zachowaniem godności. Zawołał: — Nie zapomnijcież obietnicy przy wyborach! i pospieszył na salę obrad. Antoniusz, który przysłuchiwał się wymianie zdań między senatorami na temat rezygnacji z urzędów, miał jednocześnie co chwilę meldunki o przebiegu wiecu na Forum. Po powrocie Lepidusa mógł spokojnie wystąpić ze swymi pojednawczymi propozycjami. Ze strony byłego naczelnika jazdy nic już nie groziło. Nie miał poparcia tłumów, a był kupiony obietnicą wyboru na najwyższego kapłana. Uchwały senatu dla prawomocności wymagały jeszcze 18 zatwierdzenia przez Zgromadzenie Ludowe. Wobec zgody wszystkich ugrupowań było to już czystą formalnością. Jako główny rzecznik senackich uchwał wystąpił przed ludem sam Cyceron. W miodopłynnej mowie znowu wynosił znaczenie amnestii i zgody wszystkich stanów. Natomiast niespodziewana trudność wyłoniła się, kiedy wezwano spiskowców, aby opuścili Kapitol. Żywiąc obawy o swe bezpieczeństwo zażądali oni przysłania zakładników. Antoniusz i Lepidus natychmiast wyprawili swych synów. Stromą, wykładaną płytami drogą z Kapitolu na Forum schodzi kilkudziesięciu ludzi, którzy trzy dni temu wbili swe sztylety w ciało Cezara. Na ich czele idzie Brutus i Kasjusz. Zbliżają się do mównicy, gdzie stoi kilku dostojników, wśród nich Antoniusz, Lepidus, Dolabella. Tłumy wznoszą okrzyki radości. Nie są one ani kupione, ani też udane. Prości ludzie prawdziwie lękali się widma krwawej wojny domowej. Po trzech dniach napięcia i trwogi witają tę chwilę jako zwiastunkę odprężenia i pogody. Ulegając ogólnemu nastrojowi przywódcy obu stron wyciągają ku sobie ręce. Dla zamanifestowania pełnej zgody następuje od razu zaproszenie na wieczorne przyjęcie. Antoniusz będzie gościł Kasjusza, Lepidus zaś Brutusa, z którego siostrą jest żonaty. Zapada noc, trzecia od śmierci Cezara. W zgodzie i weselu ucztują jego zabójcy i przyjaciele. Mówi Oktawian: moje dzieciństwo i wczesna młodość Pochodzę ze starej, zamożnej rodziny Oktawiuszów, należącej do stanu ekwitów *, a osiadłej w mieście Velitrae 2. Mój ojciec pierwszy z rodu wszedł do senatu. Piastował urząd pretora, potem był namiestnikiem Macedonii. Zmarł po powrocie stamtąd, osierocając troje dzieci: z pierwszego małżeństwa, z Ancharią, córkę Oktawie; z drugiego, z Atią, córkę Oktawie Młodszą oraz mnie, Gajusza Oktawiusza. Nasza matka była siostrzenicą Gajusza Juliusza Cezara. W chwili śmierci ojca miałem dopiero cztery lata, urodzi- 19 łem się bowiem za konsulatu Marka Tulliusza Cycerona i Gajusza Antoniusza 3 dnia 23 września, nieco przed wschodem słońca, w samym Rzymie, w domu na stokach Palatynu. Opiekunowie sądowi strwonili znaczną część ojcowizny, ja jednak nie dochodziłem później swych praw. Matka wyszła powtórnie za mąż za Lucjusza Marcjusza Filipa. Był on dla mnie prawdziwie drugim ojcem. Oboje rodzice dbali o mnie troskliwie. Co dzień dokładnie wypytywali mych nauczycieli i wychowawców, jak spędziłem dzień, dokąd wychodziłem, z kim przestawałem. Gdy miałem lat 12, zmarła Julia, siostra Cezara, a moja babka. W czasie pogrzebu wygłosiłem na Forum pochwałę cnót i zasług zmarłej; ta mowa zjednała mi podziw wielu. Pierwsze miesiące wojny domowej między Cezarem a Pompejuszem spędziłem na polecenie rodziców z dala od Rzymu, w dawnym domu ojcowskim w Velitrae. Zachodziła bowiem obawa, że wrogowie Cezara mogą mścić się na mnie, jako na jego krewnym. Kiedy zajął Italię, wróciłem do Rzymu. Tu, mając lat 15, przywdziałem w dniu 18 października na Forum białą togę męską. Stało się to prawie w trzy miesiące po bitwie pod Farsalos4, w której wuj mój rozgromił Pompejusza. Zginął tam, walcząc po stronie Pompejusza, Lucjusz Domicjusz Ahenobarbus, członek kolegium kapłańskiego. Lud wybrał mnie kapłanem w jego miejsce. Choć według prawa byłem już mężczyzną, matka traktowała mnie nadal surowo. Bez pozwolenia nie wolno mi było wychodzić za bramę domu; mój rozkład zajęć nie uległ zmianie; mieszkałem w tym samym pokoiku. Ubierałem się zawsze jednakowo, po rzymsku. Tymczasem Cezar zawładnął Egiptem i wrócił do Italii przez Syrię i Azję Mniejszą. Przygotowywał wyprawę do Afryki, aby stłumić tam ostatnie ognisko wojny domowej. Pragnąłem mu towarzyszyć, wyczułem jednak, że matka nie godzi się na to, odstąpiłem więc od zamiaru. Zresztą i mój wuj nie uważał za wskazane, abym już wyruszał na wojnę, wciąż bowiem słabowałem i obawiano się, że nagła zmiana warunków źle wpłynie na mój stan zdrowia. 20 Moim najbliższym przyjacielem był wówczas Marek Wipsaniusz Agryppa. Od dzieciństwa byliśmy prawie stale razem. Okazało się po powrocie Cezara ze zwycięskiej wyprawy do Afryki, że wśród jeńców znajduje się rodzony brat Marka. Wuj mój zamierzał surowo postąpić z jeńcami tej wojny, jako z ludźmi nieprzejednanymi, którzy już wielokrotnie odtrącali jego wyciągniętą dłoń. Ja nigdy jeszcze o nic nie prosiłem Cezara. Teraz jednak pokonałem nieśmiałość i wstawiłem się za owym jeńcem. Od razu uzyskałem zgodę na jego uwolnienie. Ucieszyłem się bardzo, że danym mi było zwrócić przyjacielowi brata. W tym samym roku5 Cezar odprawił triumf ze swoich zwycięstw. Ja szedłem tuż za jego rydwanem, mając rozdawane wówczas odznaczenia wojskowe, jakbym istotnie brał udział w kampanii afrykańskiej. Zawdzięczałem to łaskawości wuja. Także i w czasie składania ofiar w świątyniach zawsze stałem obok niego. Towarzyszyłem mu i na przyjęciach u jego przyjaciół, gdzie rozmawiał ze mną życzliwie jak ojciec. Otrzymałem wówczas od niego zaszczytne zadanie zorganizowania widowisk, zwanych greckimi. Zająłem się tym gorliwie, aby wykazać przedsiębiorczość i dać się poznać ludowi. Dni były długie i upał nieznośny, ale przesiadywałem każdorazowo do końca przedstawień. Skutkiem tego ciężko zapadłem na zdrowiu. Wszyscy bliscy byli przerażeni, najbardziej jednak sam Cezar. Co dzień albo osobiście pocieszał mnie i krzepił, albo też wysyłał swych przyjaciół. Nakazał lekarzom czuwać nade mną bez przerwy. Kiedy pewnego dnia zawiadomiono go w czasie uczty, że straciłem przytomność i stan mój się pogorszył, natychmiast, jak był bez sandałów, zeskoczył z łoża i pospieszył do mego pokoju. Pełen troski i lęku usilnie prosił lekarzy, aby zrobili, co tylko można. Usiadł przy łóżku, a kiedy wreszcie przyszedłem do siebie, uradował się niezmiernie. Kryzys minął, ale wciąż byłem bardzo słaby. Tymczasem Cezar przygotowywał wyprawę do Hiszpanii, gdzie synowie Pompejusza zgromadzili wielkie siły. Poprzednio zamierzał 21 zabrać mnie ze sobą, to jednak było teraz niemożliwe. Prosił więc, aby jak najpilniej czuwano nad moimi zajęciami i zdrowiem; miałem ruszyć za nim, kiedy wrócę do sił. Zacząłem wybierać się w drogę, gdy tylko poczułem się lepiej. Wiele osób pragnęło mi towarzyszyć, nawet moja matka. Ja jednak wybrałem spośród przyjaciół i służby tylko garstkę najsilniejszych i najsprawniejszych; z tymi spiesznie ruszyłem i posuwałem się naprzód wielkimi etapami. Nie obyło się bez przygód i niebezpieczeństw; u brzegów Hiszpanii zatonął nasz okręt. Gdy stanąłem w Tarrakonie6, ludzie nie mogli się nadziwić, jakim cudem dotarłem tam tak szybko wśród takiej zawieruchy wojennej. Wuja jednak w Tarrakonie nie było. Podążyłem za nim w głąb półwyspu i wreszcie po wielkich trudach i niebezpieczeństwach znalazłem go koło miasta Kulpia7. Było już po zwycięskiej bitwie z synami Pompejusza; jeden z nich zginął, drugi jednak, Sekstus, uratował się ucieczką i ukrywał w górach. Cezar, który pozostawił mnie bardzo słabego, kiedy teraz ujrzał niespodziewanie, ocalałego z tylu zasadzek wrogów i bandytów, zaczął ściskać i całować jak syna. Nie puszczał mnie od siebie. Stale przebywałem w jego kwaterze. Chwalił moją energię i pośpiech, bo zjawiłem się pierwszy spośród wszystkich, którzy w tym czasie wyruszyli z.Rzymu. Wypytywał mnie wnikliwie o sytuację w stolicy, badając w ten sposób moje zdolności i sąd. Był wyraźnie zadowolony z odpowiedzi, a również i z tego, że mówię zwięźle i to tylko, co bezpośrednio dotyczy rzeczy. Do Nowej Kartaginy8 miałem płynąć na okręcie wuja. Pozwolono mi zabrać na pokład tylko pięciu niewolników, ale ja zaprosiłem też trzech przyjaciół. Bałem się bardzo, że kiedy Cezar dowie się o tym, zgani mnie. A tymczasem wuj ucieszył się, że jestem tak przywiązany do przyjaciół ! W Nowej Kartaginie stawiło się wiele osób dla przedstawienia Cezarowi zarówno spraw publicznych, jak i prywatnych; było też wielu ubiegających się o nagrody. Mieszkańcy miasta Sagunt, których atakowano za postawę w czasie ostat- 22 niej wojny, zwrócili się do mnie o pomoc. Broniłem ich sprawy przed Cezarem bardzo skutecznie. Po kilkumiesięcznym pobycie w Hiszpani poprosiłem wuja, aby pozwolił mi odwiedzić matkę. Zgodził się od razu; zresztą i on miał wkrótce wrócić do Italii. Kiedy byłem już blisko Rzymu, na wzgórzu Janikulus zabiegł mi drogę ogromny tłum. Towarzyszył on jakiemuś młodemu człowiekowi, który podawał się za wnuka wielkiego wodza, Gajusza Mariusza. Ponieważ rodziny Cezara i Mariusza były blisko spokrewnione, młodzieniec prosił wszystkie osoby z tych domów, aby świadczyły o jego przynależności do rodu. Niektóre kobiety istotnie tak uczyniły, jednakże matki mojej nie zdołał przekonać. Teraz zwrócił się do mnie. Nie bardzo wiedziałem, jak postąpić w tej chwili. Bo byłoby rzeczą przykrą czule witać się z człowiekiem, który niby to był moim krewnym, a o którym nie wiedziałem w ogóle nic — kto zacz i skąd; z drugiej zaś strony nie sposób było okazać mu wzgardę wobec ogromnego tłumu, całkowicie przekonanego, że jest to wnuk wodza wsławionego tylu zwycięstwami i sprzyjającego ludowi. Wreszcie powiedziałem tak: — Głową zarówno naszego rodu, jak i całego imperium jest Cezar. Do niego więc musisz się zwrócić i przed nim udowodnić swoje pochodzenie. Jeśli on to potwierdzi, ja pierwszy powitam cię jako krewnego. Dopóki jednak Cezar nie wypowie swojego zdania, proszę nie odwiedzać mnie i niczego ode mnie nie żądać. Mimo to ów człowiek szedł wówczas za mną do samego domu. Pokazało się później, że postąpiłem słusznie nie dopuszczając go do siebie. Był to bowiem pewien wyzwoleniec, z zawodu lekarz lub weterynarz, mający greckie imię Herofilos, łacińskie zaś Amatius. Próbował zrobić łatwą karierę, podając się za zaginionego członka wielkiej rodziny. Cezar relegował go z Italii, ale on wrócił później, raz jeszcze próbował swej sztuczki i skończył nędznie. W Rzymie zamieszkałem w pobliżu domu moich rodziców i z nimi najwięcej przestawałem. Tam też jadałem, chyba 23 że podejmował mnie któryś z przyjaciół-rówieśników, co jednak zdarzało się rzadko. Wówczas to właśnie na mocy uchwały senatu zostałem zaliczony do patrycjuszów. Kontynuowałem studia przerwane przez wyjazd do Hiszpanii. Kierowało nimi dwóch uczonych greckich: filozof Arejos z Aleksandrii i retor Apollodoros z Pergamonu. Do obu, szczególnie zaś do Arejosa, przywiązałem się bardzo. Tymczasem Cezar już wrócił z Hiszpanii. Późną jesienią9 polecił mi przenieść się do greckiego miasta Apollonia, leżącego za Adriatykiem, u granic Epiru. Miałem tam nadal uczyć się, ale jednocześnie też przygotowywać do innych zadań 10. Decyzja W domu Oktawiusza w Apollonii miano już podawać posiłek wieczorny, kiedy przybył wysłaniec Atii, śmiertelnie znużony pospieszną podróżą z Rzymu. List matki był krótki: Cezar został zamordowany w senacie; ona osobiście pragnie, aby Oktawiusz natychmiast wrócił do Rzymu, ale jej syn musi odtąd sam decydować, jak przystało na mężczyznę, co czynić dalej. Wysłaniec nie potrafił powiedzieć nic więcej. Biadał tylko, wciąż jeszcze pod wrażeniem grozy ciążącej nad Rzymem w dniu wyjazdu, że niebezpieczeństwo jest wielkie, bo wrogowie z pewnością planują zgładzenie wszystkich bliskich Cezara. Jeszcze trwała ta rozmowa, a już wieść o jakimś niezwykłym wydarzeniu rozeszła się, nie wiedzieć jak, po całym mieście. Przed domem, przy czerwonym świetle pochodni, zebrał się podniecony tłum. Do środka wpuszczano tylko najznakomitszych; poinformowano ich o treści listu i proszono, aby skłonili ludność do rozejścia się. Dopiero głęboką nocą kilku ludzi w domu Oktawiusza mogło rozpocząć naradę. Był wśród nich starzec wiekowy i uczony, Apollodoros z Pergamonu, sławny mistrz krasomówstwa greckiego. Był oficer Cezara, Kwintus Salwidienus Rufus. Pochodził z ludu, jeszcze nie tak dawno jako prosty pastuch pasał trzody na 24 skalistych zboczach Gór Apenińskich. Był Marek Wipsaniusz Agryppa, lat zaledwie osiemnastu, rosły i dobrze zbudowany. Twarz miał z gruba ciosaną, prawie kwadratową, o głęboko osadzonych oczach i mocnych brwiach, co nadawało jej wyraz twardy i nad wiek męski. I on nie mógł szczycić się świetnym rodem. Pytania o zawód ojca zbywał milczeniem. Był wreszcie ten, na którego z troską kierowały się spojrzenia obecnych. Ten, który musiał podjąć decyzję — Gajusz Oktawiusz. Chłopiec był niewysoki i szczupły, szatyn o twarzy drobnej i niemal dziecinnej, w której na pierwsze wejrzenie podobać się mogło tylko wysokie czoło i kształtny nos. Kiedy jednak mówił z zapałem, jego jasne oczy promieniały czasem jak gwiazdy. Ale zęby zgoła niepiękne i żółtawa karnacja skóry nie świadczyły o dobrym zdrowiu. Ten niepozorny chłopiec dopiero za pół roku miał skończyć 19 lat. Wszyscy przebywali w Apollonii już kilka miesięcy, od jesieni zeszłego roku. Cezar nieprzypadkowo wybrał to miasto dla swego siostrzeńca. Tu brała początek droga, która przecinała w poprzek prowincję Macedonię, od Morza Jońskiego po Egejskie. Tą drogą miała maszerować na Wschód, przeciw Partom, wielka armia Cezara. Cztery legiony już stały w Macedonii. Studiując greckie krasomówstwo (ale biegle mówić tym językiem i tak nigdy się nie nauczył) Oktawiusz jednocześnie należał do przedniej straży przygotowywanej wyprawy. Powiadano, że w czasie samej kampanii będzie piastował urząd naczelnika jazdy dyktatora. Dlatego pewnie i z ciekawości, jak też wygląda siostrzeniec wodza, Apollonię często odwiedzali oficerowie sąsiednich jednostek. Sam Oktawiusz niejednokrotnie obserwował ćwiczenia oddziałów lub nawet, o ile pozwalało na to wątłe zdrowie, brał w nich udział. Żołnierze polubili tego spokojnego, skromnego chłopca. Bo dowody łaski Cezara nie spowodowały u Oktawiusza zawrotu głowy. Cenił je i miał rychło dowieść, że darzy swego wielkiego krewnego czymś więcej niż zwykłą wdzięcznością. Ale wiedział dobrze, że są osoby chyba bliższe sercu Cezara: 25 Kleopatra i jej syn — rodzony syn Cezara, jak głosiła fama; starzy oficerowie i przyjaciele, jak Antoniusz, Lepidus, Decymus Brutus, Marek Brutus. Chodziły słuchy, że po zwycięstwie na Wschodzie Cezar poślubi Kleopatrę. Czy byłoby wówczas miejsce dla Oktawiusza? A gdyby nawet te pogłoski nie miały się sprawdzić, to przecież za politycznego spadkobiercę Cezara uważano najpowszechniej Marka Antoniusza. Ale to wszystko stało się już nieważne. Cezar został zamordowany. W senacie, przez swoich przyjaciół — tak pisze matka. Co to ma znaczyć? I jak mogło dojść do tego? Wysłaniec z Rzymu ostrzega przed zdradą i śmiertelnym niebezpieczeństwem. Czy istotnie już wszędzie czyhają nań zbiry i zasadzki? I to tylko dlatego, że jest krewnym Cezara? Matka prosi, aby wrócił do domu. A może jest to tylko odruch kobiecego serca, które w chwili grozy pragnie mieć wszystkich ukochanych najbliżej, choć w istocie przybycie do Rzymu ułatwi sprawę wrogom? Salwidienus i Agryppa rzucają myśl odwołania się do legionów w Macedonii i ruszenia z nimi na Rzym. Pomysł ryzykowny, ale nęcący. Żołnierze są przecież przywiązani do Cezara, a Oktawiusz jest im już znany. Ale czy istotnie wszyscy legioniści od razu chwycą za broń i ruszą do boju przeciw ... właśnie, przeciw komu? Najgorsze bowiem jest to, że nie wiadomo, jak przedstawia się obecnie, po dziesięciu dniach, sytuacja w stolicy. Kto rządzi Rzymem? Za kim opowiedział się lud? Czy zginęli wszyscy przyjaciele Cezara — Antoniusz, Lepidus, Brutusowie? Narada trwała długo. Wypowiadali się, w zdenerwowaniu i niepewności, wszyscy obecni, każdy radząc co innego i wciąż zmieniając zdanie. Ale ostateczna decyzja należała do Oktawiusza. I musiała być trafna, bo fałszywa mogła kosztować życie. Po raz pierwszy chłopiec stanął przed taką odpowiedzialnością. Po raz pierwszy musiał wybierać — i to niemal na ślepo. Postanowił: natychmiast wraca do Italii. Tam zorientuje się, zachowując ostrożność, w sytuacji. Jeśli nie będzie groźna, uda się do Rzymu. Pojadą z nim tylko najbliżsi towarzysze. 26 Od razu rozpoczęto przygotowania. Nie był to jeszcze okres normalnej żeglugi, bo na przełomie zimy i wiosny cieśnina bywa burzliwa. Z trudem udało się wynająć okręt. A tymczasem przybywali oficerowie, deklarując gotowość oddania swych oddziałów pod rozkazy Oktawiusza. Ten odmówił stanowczo. Dodał jednak, że — być może — ich zbrojna pomoc okaże się konieczna. Niechże więc czujnie oczekują wezwania! Tak samo zdecydowanie odrzucił Oktawiusz prośby mieszkańców Apollonii, aby nie powierzał swego życia burzliwemu morzu i niepewnej sytuacji w Italii. W murach ich miasta może spokojnie czekać, póki horyzont się nie przejaśni. Będą dostarczać mu wszystkiego, co potrzebne, jak długo zechce. Tej życzliwości obywateli małego miasta Oktawiusz nigdy nie zapomniał. Pod sam koniec marca okręt wypłynął na rozkołysane fale adriatyckiej cieśniny. Przed sobą miał Oktawiusz niebezpieczną przeprawę i może jeszcze niebezpieczniejszą przyszłość w Italii. Za sobą zostawiał miasto, gdzie przeżył ostatnie miesiące młodości radosnej i swobodnej. Nadzieja, tak łatwo gasnąca w chwilach niepewności, musi czerpać nowe siły ze zdarzeń i wspomnień nawet najniklejszych. Zwiedzając Apollonię Oktawiusz i Agryppa wspięli się pewnego razu na nadbudówkę domu, w której mieściło się obserwatorium mistrza astrologii, Teogenesa. Istniały wówczas, jak i dziś, dwie szkoły wieszczenia z gwiazd: na podstawie konstelacji urodzenia lub poczęcia. Teogenes należał do tej drugiej. Agryppie przepowiedział pierwszemu przyszłość, i to niewiarogodnie świetną. Taktowny Oktawiusz chciał już zrezygnować z poznania swego horoskopu, obawiając się, że nie będzie on tak wspaniały. Wreszcie po długich namowach podał swoją konstelację poczęcia: przypadała ona na znak Koziorożca. Teogenes zagłębił się w księgach i wykresach. A potem pochylił się do stóp Oktawiusza, składając mu hołd należny bóstwu... Kiedy miotany falami okręt z wolna a nieuchronnie zbliża się ku Nieznanemu, wciąż wraca natrętne pytanie: czy ten Grek był tylko sprytny, czy też gwiazdy istotnie ukazały mu przyszłość? 27 Testament Jakkolwiek okręty przepływające cieśninę zwykle kierowały się do Brundyzjum, Oktawiusz i jego towarzysze przezornie zawinęli do małej zatoki, z dala od większych osiedli. Ale mieszkańcy tych pustych wybrzeży nic nie wiedzieli o wydarzeniach w Rzymie. Ruszono więc piechotą do miasteczka Lupia, położonego 8 mil w głąb lądu. Tu spotkano ludzi, którzy dopiero co przybyli wprost ze stolicy, z pogrzebu Cezara. Oni pierwsi przedstawili Oktawiuszowi szczegóły wydarzeń w senacie i dni następnych. Chłopiec słuchał tej opowieści o śmierci i zdradzie, a łzy obficie płynęły z jego oczu. Płakał, bo kochał Cezara prawdziwie — właśnie tak mocno i prawdziwie, jak tylko młody chłopiec potrafi uwielbiać mężczyznę, który jest dlań ideałem, wzorem, bohaterem. Płakał, bo zachwiała się jego naiwna ufność w niezłomność przyjaźni i ludzkiej wierności. Z przerażeniem odkrywał, że ci, których dotąd znał tylko jako żarliwych wielbicieli wielkości Cezara, jako ludzi kulturalnych i sympatycznych, to albo ograniczeni fanatycy, albo zbiry twarde i bezwzględne, żądne władzy i zysku, albo też tchórze i głupcy, godni pogardy. Płakał wreszcie dlatego, że przybysze z Rzymu powitali go z czcią i szacunkiem jako spadkobiercę i syna zamordowanego. Twierdzili, że w testamencie publicznie odczytanym w przeddzień pogrzebu Cezar wyznaczył głównym dziedzicem i uznawał za swego syna — Gajusza Oktawiusza. Same uroczystości pogrzebowe — opowiadali rozmówcy — przypadły na dzień 20 marca. Do Rzymu napłynęły nieprzejrzane masy ludzi z całej Italii. Wspaniałe mary z ciałem zamordowanego stanęły na Forum. Nad nimi zawieszono togę, poszarpaną i splamioną krwią. Z Forum miano przenieść zwłoki na Pole Marsowe i spalić na przygotowanym tam wielkim i kosztownym stosie. Ceremonię na Forum otworzył Marek Antoniusz. Wszedł na mównicę i polecił heroldowi odczytać uchwały senatu i ludu z lat ubiegłych, przyznające Cezarowi najwyższe za- 28 szczyty i nazywające go ojcem ojczyzny. Następnie rozkazał przypomnieć tekst uroczystej przysięgi, którą niedawno złożyły wszystkie stany, święcie zobowiązując się stać na straży życia dyktatora. Wreszcie przemówił sam, krótko i dobitnie. Przypomniał czyny i zasługi zmarłego. Wyliczył ludy przezeń podbite. Sławił jego łagodność i wyrozumiałość. A kiedy na zakończenie swej mowy konsul podniósł wysoko zbroczoną krwią togę zmarłego, płacz i żałosne zawodzenia wstrząsnęły wielkim tłumem, w którym nie brakło dawnych żołnierzy Cezara. Ale już odezwały się żałobne chóry i deklamatorzy, starym zwyczajem sławiąc tego, który odszedł. Recytowano też wiersze dawnych poetów, przystosowane do okoliczności. Niektóre z nich, co celniej godzące w zabójców, słuchacze podchwytywali i powtarzali wielokrotnie. Szczególnie jeden wiersz skandowano coraz to dobitniej i groźniej: men servasse, ut essent, qui me perderent? (Czyż po to ich ocaliłem, aby mnie zgubili?) Naraz ktoś podniósł wysoko nad głowy woskową statuę Cezara. Widne na niej były wszystkie 23 rany, również i ta najbardziej bestialska, zadana w twarz. Szał ogarnął tłumy. Przerwano kordony straży i uniesiono mary ze zwłokami. Potężna rzeka ludzka wspięła się aż na Kapitol, by tam, w świątyni Jowisza, spalić ciało Cezara. Ale kapłani stawili opór. Masy rzuciły się wówczas w stronę budynku, gdzie przed pięciu dniami spotkała dyktatora śmierć. Tu napotkano silne oddziały żołnierzy. Zawrócono na Forum. W mgnieniu oka na środku placu urósł ogromny stos. Wzniesiono go z kupieckich ław i straganów, z wyrwanych skądś desek i żerdzi. Ułożono na nim mary. Kiedy tylko płomienie jęły wzbijać się ku górze, podniósł się płacz i jęk. Wszyscy poczęli cisnąć się ku ogniowi, by rzucić weń, co kto miał najcenniejszego. Weterani broń i odznaczenia, które przywdziali, aby uświetnić pogrzeb wodza; muzycy i artyści wspaniałe szaty, w jakich mieli występować; kobiety — dro- 29 gocenne ozdoby. Olbrzymi, wciąż podsycany stos płonął na Forum cały dzień i całą noc. Zawodziły przy nim tysiące Rzymian i obcokrajowców. Dopiero dnia następnego garstkę zwęglonych kości wybrali z popiołów domownicy Cezara i złożyli w grobowcu na Polu Marsowym, obok prochów córki. Natychmiast przy pierwszych oznakach wzburzenia senatorowie uciekli z Forum. Rozjuszony tłum usiłował spalić domy Marka Brutusa i Kasjusza. Tylko z trudem udało się udaremnić te próby, które mogły się skończyć pożarem całego miasta. Dni następnych zabójcy chyłkiem opuścili miasto i przenieśli się do miejscowości w okolicach Rzymu. Jeszcze w dniu pogrzebu straszną śmiercią zginął Gajusz Helwiusz Cynna, poeta i przyjaciel Cezara. Był chory, ale wyszedł z domu, aby oddać ostatnią posługę zmarłemu — tym bardziej że w nocy śnił mu się Cezar, zapraszający go na ucztę i wiodący za rękę do stołu. Na ulicy obskoczyła Helwiusza Cynnę jakaś żądna krwi zgraja. Gdy tylko podał swoje nazwisko, rozszarpano go na strzępy. Wzięto go za znienawidzonego Korneliusza Cynnę. Wszystkie te wstrząsające opowieści rodziły w umyśle Oktawiusza nowe wątpliwości. Jakie właściwie stanowisko zajmuje Antoniusz, skoro — jak to zgodnie stwierdzali wszyscy — 17 marca pogodził się z zabójcami Cezara? Kto obecnie rządzi w Rzymie? Antoniusz? Senat? A może miasto pogrążone jest w anarchii? Co zamierzają uczynić spiskowcy? Nie było żadnego powodu, by odmawiać wiary relacji o testamencie Cezara. Ale czy ci prości ludzie, nieobyci w rzeczach polityki i prawa, nie przesłyszeli się? A może jest to perfidna próba zwabienia chłopca w zasadzkę? Jednakże ludzie umyślnie wysłani do Brundyzjum przynieśli pomyślne wieści. Nie było tam żadnych wrogów, to zaś, co usłyszano w Lupia, potwierdzało się w pełni. Oddziały wojskowe i ludność Brundyzjum z radością witały wjeżdżającego do miasta Oktawiusza. O testamencie Cezara i wypadkach w Rzymie dokładnie poinformowały go listy od matki i od ojczyma, które już tu czekały. 30 Cezar istotnie wyznaczył go głównym spadkobiercą. Trzecią część majątku zapisał dwom wnukom swej drugiej siostry. Ale spadek Oktawiusza był obciążony ogromnym legatem na rzecz ludu. Każdy mieszkaniec stolicy miał otrzymać po 300 sesterców. Ogrody Cezara za Tybrem miały stać się własnością publiczną. Wielu swych przyjaciół — wśród nich i takich, którzy stali się jego zabójcami — wyznaczył Cezar opiekunami syna, gdyby urodził się po jego śmierci, lub następnymi spadkobiercami, gdyby pierwsi nie objęli spadku. Oktawiusza adoptował w zdaniu dopisanym na samym końcu testamentu, sporządzonego we wrześniu ubiegłego roku. Było to więc postanowienie powzięte w ostatniej chwili i dlatego dotąd nikomu nieznane. Matka ponawiała swe prośby, aby Oktawiusz spieszył do Rzymu. Ojczym Filip natomiast radził życzliwie, by nie podejmował spadku i nie godził się na adopcję. Lepiej zadowolić się rodzinnym majątkiem i pędzić spokojne życie z dala od polityki, z której dla nikogo nic dobrego nie wynika. Ale nie było już Gajusza Oktawiusza. Był Gajusz Juliusz Cezar pochodzący z rodziny Oktawiuszów, więc Oktawian. Był syn i — jak przystało na syna — bezlitosny mściciel wielkiego Cezara. Kwiecień . „Ja osobiście jestem zdania, że znajomość przyszłości nie byłaby dla nas pożyteczna. Cóż bowiem za życie wiódłby taki Priam, gdyby już jako młodzieniec wiedział, co czeka go w starości! Ale rzućmy mity, spójrzmy na przykłady bliższe ... Czy sądzisz, że Gnejusz Pompejusz mógłby się radować trzema swymi konsulatami, trzema triumfami, sławą wielkich czynów, gdyby wiadome mu było, że po klęsce swej armii zostanie zamordowany gdzieś na egipskim pustkowiu, a po jego śmierci dziać się będą rzeczy, o których nawet wspomnieć nie można bez łez? A weźmy Cezara! Czyż życie jego nie byłoby jednym pasmem cierpień duchowych, gdyby mógł przewidzieć, że zamordują go w tym 31 senacie, którego członków w większości sam powołał, w budynku, wzniesionym przez Pompejusza; przed samym posągiem Pompejusza; na oczach tylu swych oficerów? I że zabiją go najświetniejsi obywatele, z których wielu obsypał wszelkimi darami i zaszczytami? A do ciała jego nie ośmieli się zbliżyć nikt, nie tylko spośród przyjaciół, ale nawet spośród służby?" Tak pisał Cyceron w drugim rozdziale swego traktatu O wieszczeniu. Wielki mówca i były konsul już od lat chętnie szukał ucieczki przed ponurą rzeczywistością, opracowując w łacińskiej formie rozważania greckich filozofów na rozmaite ogólnoludzkie tematy. Ale groza chwili bieżącej raz po raz rzucała krwawy odblask na krystaliczny tok medytacji o istocie dobra i zła, o obowiązkach moralnych, o naturze bogów, o przeznaczeniu. Rzecz O wieszczeniu Cyceron komponował przenosząc się co kilka dni do coraz to innej ze swych licznych will — od podgórskich okolic Rzymu aż po Zatokę Neapolitańską. Stolicę opuścił już w pierwszych dniach kwietnia, głęboko zrażony sytuacją polityczną. Choć bowiem nie brał udziału w spisku, całym sercem był po stronie zabójców Cezara. Bolał, że dzieło wyzwolenia nie zostało doprowadzone do końca. Był wstrząśnięty zajściami w czasie pogrzebu i tym, że uwielbiani przezeń spiskowcy musieli opuścić miasto. Nade wszystko jednak trwożyła go dwulicowość Antoniusza. Prawda, że konsul nie zerwał z senatem i spiskowcami. Prawda, że stłumił rozruchy plebsu, a nawet kazał stracić owego Herofilosa, który, podając się za wnuka Mariusza, stanął na czele zbrojnych band i groził śmiercią wszystkim wrogom Cezara. Ale jednocześnie tenże Antoniusz dopuszczał się wszelakich nadużyć. Fabrykował i sprzedawał rzekomo już przygotowane rozporządzenia Cezara, a w szczególności przywileje i nadania na rzecz pewnych osób, a nawet całych miast i ludów. Czynił to w oparciu o uchwałę senatu z dnia 17 marca, która zatwierdzała wszystkie, nawet dopiero opracowywane zarządzenia zmarłego dyktatora! Co najgorsze, pod koniec kwietnia Antoniusz rozpoczął objazd miast Kam- 32 panii, gdzie podburzał weteranów Cezara i formował z nich oddziały. Cyceron co dzień spotykał się z wielu wybitnymi mężami stanu. Oni także, niezależnie od tego, do jakich zaliczali się ugrupowań, pragnęli uciec od krwawych dramatów ostatnich tygodni i od dusznej atmosfery stolicy. Daremnie. Bo kto raz uwikłał się w ową sieć fałszu, intryg, ambicji i strachu, którą pięknie zwano działalnością polityczną, nie był już w stanie z niej się wyzwolić. Wiosenna zieleń pól i świeżość morskiego powiewu od błękitnej zatoki dają prawdziwą radość tylko ludziom czystym i wolnym. Odwiedzano się wzajem we wspaniałych willach i prowadzono długie dyskusje o tym, co się stało i czym grozi przyszłość. Gorączkowo chwytano nowiny z Rzymu i z prowincji. Często były to pogłoski zgoła fantastyczne, ale w owych dniach wszystko wydawało się jednakowo wiarygodne. To dobrze, że konsul Dolabella tak bezwzględnie rozprawił się w Rzymie ze stronnikami fałszywego Mariusza: niewolników kazał ukrzyżować, wolnych zaś strącić ze skały. Ale podobno Galowie, niedawno podbici przez Cezara, na wieść o jego śmierci zerwali się do powstania. Czy to prawda, że legiony z Hiszpani Dalszej już maszerują na Italię, aby pomścić zamordowanie wodza? To niemożliwe. Bo namiestnik tej prowincji Gajusz Azyniusz Pollion, jest wprawdzie cezarianinem, musi jednak sam bronić się przed Sekstusem Pompejuszem. Ten młody człowiek zebrał w Hiszpanii dawnych żołnierzy swego ojca, Gnejusza, i opanował wiele miast. A więc są już mściciele i Cezara, i Pompejusza. To bardzo źle, że stronnicy senatu i spiskowcy nie rozporządzają żadną siłą zbrojną. Jedyny ratunek w Decymusie Brutusie. Ponoć już objął swoją prowincję, Galię Przedalpejską. A co się dzieje z resztą spiskowców? Marek Brutus i Kasjusz przebywają wciąż w okolicach Rzymu. Lucjusz Tilliusz Cymber i Gajusz Treboniusz wyjechali do swych prowincji w Azji Mniejszej; ale tam nie ma ani jednego legionu! A tymczasem jest już uchwała senatu, że w przyszłym roku Antoniusz obejmie prowin- 33 cję Macedonię, gdzie stoi sześć legionów; Syrię ma dostać Dolabella. Ten podział ponoć nie jest ostateczny. Chodzą słuchy, że Antoniusz pragnąłby namiestnictwa obu Galii, przy zatrzymaniu jednak komendy nad legionami macedońskimi *. Niespokojne, pełne nowin i pytań o nowiny były listy, których bez liku wysyłał wówczas Cyceron. Najczęstszym ich adresatem był jego przyjaciel, Tytus Pompejusz Attykus, przebywający w Rzymie. Cyceron do Attyka Lanuwium, 10 kwietnia Straszne to, o czym mówią, czym grożą. Boję się i wojny w Galii, i tego, ku czemu zmierza Sekstus Pompejusz. Lecz niechby nawet wszystko naraz się zwaliło, Idy Marcowe są pocieszeniem. Nasi półbogowie spełnili cudownie i wspaniale wszystko, co było w ich mocy. Dalsze sprawy wymagają pieniędzy i ludzi, a tych w ogóle nie mamy. Astma, 11 kwietnia Chciałbym wiedzieć, jak przyjazd Oktawiusza; czy zbiegają się do niego, czy nie podejrzewa się próby rewolty. Ja osobiście tego bym nie przypuszczał. W każdym jednak razie pragnąłbym wiedzieć, cokolwiek jest na rzeczy. Kurne, 19 kwietnia A więc tak to jest? Mój i Twój Brutus w tym celu tego dokonał, by teraz siedzieć w Lanuwium? By Treboniusz wyjeżdżał do swej prowincji bocznymi drogami? By wszystkie pisma, słowa, przyrzeczenia, myśli Cezara więcej znaczyły niż nawet za jego życia? Czy pamiętasz, jak wołałem od razu w pierwszym dniu, że pretorowie winni zwołać posiedzenie senatu na Kapitolu? 34 Bogowie nieśmiertelni! Czegóż to nie można było wtedy dokonać, kiedy wszyscy prawi obywatele — a nawet tylko względnie prawi — pełni byli radości, łotry zaś powalone! Ty winisz posiedzenie senatu w dniu 17 marca. A cóż można było wówczas uczynić? Już wcześniej zginęliśmy. Czy pamiętasz, jak wołałeś, że nasza sprawa przepadnie, jeśli odbędzie się pogrzeb? A tymczasem i na Forum go spalono, i wychwalano płaczliwie, niewolników zaś i hołotę napuszczono z żagwiami na nasze domy. A później doszło do tego, że ośmielają się mówić: „To ty sprzeciwiasz się woli Cezara?" Tego wszystkiego ja znieść nie mogę. Oktawiusz przybył do Neapolu 18 kwietnia. Tam odwiedził go nazajutrz Balbus. Tegoż dnia był u mnie w Kumę. Powiedział, że Oktawiusz przyjmie spadek. Ale, jak słusznie piszesz, będzie musiał mocno się spierać z Antoniuszem. Puteoli, 21 kwietnia Jest tu ze mną Balbus, Hircjusz, Pansa. Dopiero co przybył Oktawiusz, i to do pobliskiej willi Filipa. Jest mi bardzo oddany. Puteoli, 22 kwietnia Mój Attyku, obawiam się, że Idy Marcowe nic nam nie dały oprócz radości i zadośćuczynienia za naszą nienawiść i ból. Cóż to za wieści z Rzymu mnie dochodzą? Czegóż to nie widzę? Jakże piękny był ów czyn — lecz niedokończony. Wiesz, jak lubię Sycylijczyków i jak sobie cenię opiekę nad nimi. Cezar dał im wiele, i to nie bez mojej aprobaty — choć trudno się było zgodzić z przyznaniem im prawa latyńskiego. A oto Antoniusz wziął wielki pieniądz i sfingował ustawę, którą dyktator ponoć miał zamiar przedstawić Zgromadzeniu Ludowemu. Daje ona Sycylijczykom obywatelstwo rzymskie! Za życia Cezara nie było o tym najmniejszej wzmianki. Tu Oktawiusz odnosi się do mnie z wielkim szacunkiem i bardzo przyjaźnie. Swoi pozdrawiają go nazwiskiem „Ce- 35 zar", ale Filip nie. Przeto i ja nie. Nie sądzę, by miał być z niego dobry obywatel. Tak wielu jest wokół niego ludzi, którzy naszym grożą śmiercią i mówią, że tego, co obecnie się dzieje, znieść nie można. Jak myślisz, co będzie, kiedy chłopiec zjawi się w Rzymie, gdzie nasi wyzwoliciele nie mogą bezpiecznie przebywać?! Achilles i finanse Zgodzić się na usynowienie przez zmarłego to piękny dowód szlachetności. Ale konsekwencje tego mogą być niebezpieczne. Podejmować spadek, obciążony tak wielkim legatem, to czysty nonsens. A już szaleństwem jest pomysł sądownego ścigania zabójców. Przecież senat uchwalił amnestię ! Matka, ojczym i wszyscy poważni przyjaciele domu są stanowczo przeciwni planom chłopca. Spadkobierca ściągnie na siebie nienawiść nie tylko zabójców, ale i większości senatorów, przede wszystkim zaś samego Antoniusza. To oczywiste, że konsul nie odda nic z tego, co zagarnął. A kogóż będzie miał Oktawiusz za sobą? Czy może w swej naiwności buduje coś na sympatii weteranów, demonstracyjnie okazywanej mu w drodze do Rzymu? A może liczy na motłoch miejski, na to zbiegowisko, które powitało go u bram miasta? Niech się nie łudzi. I jedni, i drudzy chcą tylko pieniędzy. I to dużo, bardzo dużo pieniędzy. Jak jednak wprowadzić w tajniki władzy i realia polityki chłopca, który jeszcze miesiąc temu deklamował pod kierunkiem zgrzybiałego starca greckie mowy i poematy? Na rzeczowe argumenty doświadczonych mężów stanu odpowiada tak, jakby żył w starożytności, a nie w dzisiejszej, prozaicznej epoce, kiedy to wszystkim rządzi pieniądz i cyniczne intrygi polityków. Mówi: — Swoją sprawę przedstawię Antoniuszowi osobiście i może nawet uzyskam jego pomoc. Zabójców oskarżę przed 36 sądem, ponieważ to jest zgodne z prawem i miłe bogom. Cezar wyniósł mnie ponad wszystkich, a więc muszę okazać się godnym wielkości i nieustraszonej odwagi mego przybranego ojca. Kobiety nade wszystko cenią romantyczne gesty. Dlatego kiedy syn cytuje grecki wiersz: „Wolę zginąć od razu, niż nie pomścić śmierci druha!" Atia natychmiast rozpływa się we łzach i ustępuje. Bo to są słowa, którymi bohater Iliady Achilles odpowiedział swej matce Tetydzie, błagającej go, aby nie mścił śmierci przyjaciela - Patroklosa. Jeśli ktoś, miast iść za głosem zdrowego rozsądku, poważnie traktuje opowieści poetów o przyjaźni, wierności i poświęceniu, to człowiek odpowiedzialny i doświadczony może tylko bezradnie rozłożyć ręce. Zgłoszenie się w biurze pretora i formalne wyrażenie zgody na podjęcie spadku i usynowienie nastąpiło dnia następnego. Tegoż dnia - a była już połowa maja - Oktawiusz złożył wizytę w dawnym pałacu Pompejusza, obecnie zajmowanym przez Antoniusza. Konsul, który niedawno wrócił z Kampanii, kazał chłopcu długo czekać na siebie. Był to jawny dowód lekceważenia. Rozmowa, odbyła się w ogrodach pałacu i miała przebieg nieprzyjemny dla obu. Antoniusz był zdumiony i przykro dotknięty. Jak to, chłopiec ośmiela się przemawiać takim tonem do niego, człowieka dwukrotnie starszego, urzędującego konsula? Oceniać jego postawę i posunięcia? Pochwala sprzeciwienie się nagrodom dla zabójców, gani zaś zgodę na amnestię. Ma za złe niewspółdziałanie z ludem w czasie zaburzeń przy pogrzebie i przyznanie zabójcom namiestnictw prowincji. Zapowiada, że będzie szukał pomsty na mordercach ojca i nie życzy sobie, by ktokolwiek wchodził mu w drogę. Zawiadamia wreszcie, że przystąpi do wypłacania sum legowanych przez Cezara ludowi. Wobec tego prosi o zwrot pieniędzy, które Antoniusz wziął z domu zmarłego. Inne natomiast kosztowności pozwala mu zatrzymać. A ponieważ te pieniądze i tak nie wystarczą na wypłatę prosi Antoniusza o pomoc w uzyskaniu pożyczki ze skarbu państwa 37 Potężny, atletyczny kark Antoniusza nabrzmiewa wściekłością, bruzdy gniewu marszczą niskie czoło, ostry podbródek wysuwa się jeszcze bardziej do przodu. Jest rzeczą naturalną, że dojrzały, dobrze umięśniony mężczyzna czuje pogardę dla słabowitych, bladolicych młodzieńców o wysokich czołach. A cóż dopiero, jeśli niedorostek poczyna sobie zbyt śmiało! Dlatego odpowiedź Antoniusza jest twarda. U Rzymian nie było i nie ma urzędów dziedzicznych, niechże więc syn Cezara wie, że ojciec zostawił mu tylko majątek i nazwisko, a nie godności państwowe. Wobec tego nie ma żadnego prawa udzielać napomnień i pochwał urzędującemu konsulowi. Ale jeśli już mowa o sprawach państwa, to godzi się przypomnieć, że gdyby on, Antoniusz, nie sprzeciwił się uznaniu Cezara za tyrana, wszystkie zarządzenia i cały testament zmarłego stałyby się nieważne. A więc Oktawiusz tylko Antoniuszowi zawdzięcza, że może w ogóle o cokolwiek się upominać. Prośba o pożyczkę z kasy państwa jest chyba żartem. Skarb Rzeczypospolitej jest zupełnie pusty. A pusty jest dlatego, że Cezar wszystkie dochody państwa kierował do swojej kasy. Zostanie wszczęte śledztwo w celu wykrycia, co się z tymi pieniędzmi stało. Bez wątpienia tkwią one w majątku Cezara. Jego syn i spadkobierca musi się też liczyć z tym, że i prywatne osoby podniosą różne pretensje. Albowiem dyktator zagarnął w różnych okolicznościach, w ten czy inny sposób, wiele posiadłości. Co się tyczy pieniędzy zabranych z domu Cezara, to było ich bardzo mało. Wszystko co do grosza zostało zużyte na pozyskanie wpływowych polityków, aby nie sprzeciwiali się zatwierdzeniu ustaw Cezara. A co do planu Oktawiana, by wypłacić ludowi pieniądze zapisane w testamencie ojca, to on, Antoniusz, z całą życzliwością radziłby tego nie czynić. Będzie to pieniądz wyrzucony. Przecież nawet greccy mówcy, których Oktawian tak niedawno studiował, pouczają, jak zmienne są nastroje tłumu. Lepiej byłoby wypłacić te pieniądze ludziom, którzy mają coś do powiedzenia w tej Rzeczypospolitej. Takie to bowiem dzisiejsze czasy. 38 Bankructwo Tak rozpoczęła się pierwsza wojna między Antoniuszem a Oktawiuszem. Wojna finansowa. Aby móc wypłacić sumy zapisane przez Cezara ludowi, Oktawian wystawił na sprzedaż wszystko, co otrzymał w spadku. Ale w tym samym czasie na mocy uchwały senatu wszczęto śledztwo w sprawie pieniędzy, które według stanu ksiąg i rachunków na dzień 15 marca winny znajdować się w skarbie państwa — pustym do cna. Śledztwo było długie, dokuczliwe, żmudne, zataczało coraz to szersze kręgi. Jak to bywa we wszystkich krajach i czasach, gdy chodzi o większe sumy, winnych sprzeniewierzenia nie znaleziono i groźną sprawę jakoś zatuszowano. Ale przez kilka miesięcy dochodzenia skarbowe wisiały nad spadkobiercą Cezara niby ciężki głaz, który każdej chwili może runąć i zmiażdżyć bezsilnego chłopca. W rzeczywistości znacznie niebezpieczniejsze okazały się sprawy wytaczane przeciw Oktawianowi przez osoby prywatne o zwrot majątków rzekomo czy też istotnie zagarniętych przez jego przybranego ojca. Było pozywających bardzo wielu, sądy zaś z reguły szybko wyrokowały na ich korzyść, choć z prawnego punktu widzenia słuszność niejednej pretensji musiała nasuwać sporo wątpliwości. Tak więc masa spadkowa szybko topniała. Aby uniknąć strat, Oktawian był zmuszony przyspieszyć wyprzedaż odziedziczonych po Cezarze majątków. W praktyce oznaczało to godzenie się na najniższe oferowane ceny. Uzyskiwane pieniądze natychmiast wypłacał urzędnikom nadzorującym poszczególne dzielnice Rzymu, ci zaś rozdzielali je mieszkańcom swych okręgów według list. Okazało się rychło, że tak uszczuplonego majątku Cezara nie wystarczy na wywiązanie się z nałożonego na spadkobiercę obowiązku. Wówczas Oktawian powziął decyzję sprzedania swych własnych dóbr, bardzo zresztą znacznych byle tylko uzyskać niezbędną gotówkę. A kiedy i tego okazało się za mało, pojawiły się ogłoszenia o wystawieniu na sprzedaż 39 rodowego majątku Atii, później zaś i Filipa. Jakże musiał biadać ów zacny skądinąd starzec, kiedy szaleństwo pasierba groziło zupełną ruiną całej rodziny! i wszystko to dla zyskania sobie popularności zmiennego, śmierdzącego bobem tłumu! Maluczko, a chłopcu nie pozostanie nic prócz prawa do nazwiska przybranego ojca. To doprawdy niewiele. A może właśnie — bardzo dużo? Mówi Oktawian: jak chciał mnie zgubić Antoniusz Kiedy zbliżało się święto, które ojciec mój ustanowił ku czci Wenus Rodzicielki1, przygotowałem igrzyska. Udałem się do Antoniusza wraz z licznymi przyjaciółmi prosiłem go, aby zezwolił na wystawienie w loży krzesła i wieńca dla uczczenia pamięci ojca. Ale on zagroził mi poważnymi konsekwencjami, jeśli nie poniecham tego zamiaru i nie zachowam spokoju. Wobec tego odszedłem i nie sprzeciwiałem się, bo było to polecenie konsula. Kiedy jednak przybyłem do teatru, lud i weterani ojca powitali mnie burzą oklasków. Boleli bowiem, że nie pozwolono mi wznowić czci ojca. Klaszcząc przez cały czas widowiska dawali wyraz swym uczuciom. A właśnie w dniach, w których odbywały się moje igrzyska, przez 7 dni pojawiała się na północnym nieboskłonie ognista kometa. Wschodziła koło godziny 11, była jasna i widoczna we wszystkich krainach. Lud wierzył, że zwiastuje ona przyjęcie duszy Cezara w poczet bóstw nieśmiertelnych. Dlatego także nad głową jego posągu, który wkrótce potem poświęciłem na Forum, umieściłem gwiazdę. Tłumaczyłem sobie, że i ona dla mnie się zrodziła, i ja jakby na nowo rodzę się w jej znaku Od tego czasu nienawiść Antoniusza ku mnie stała się jeszcze oczywistsza. Widziałem - jasno wskazywał na to ówczesny stan rzeczy - że koniecznie muszę mieć jakąś ochronę obywatelską. Widziałem też. że konsulowie są mi bezwzględnie wrodzy, a rozporządzają znaczną siłą zbrojną i jeszcze 40 ją wzmacniają. Skarb Rzeczypospolitej, który ojciec mój pozostawił pełny, w ciągu dwóch miesięcy od jego śmierci zmarnotrawili całkowicie, pod byle jakimi pozorami przywłaszczając sobie w owych czasach zamętu wszystek pieniądz. Byli też przyjaźnie ustosunkowani do zabójców mego ojca. Tak więc ja sam tylko pozostałem jako mściciel ... Wiele osób przyłączyło się do mnie. ale niemało też do Antoniusza i Dolabelli. Byli również i tacy, co siedząc pośrodku podsycali wzajemne nienawiści. Tych przywódcami byli Publiusz Serwiliusz, Gajusz Wibiusz Pansa, Lucjusz Kalpurniusz Pizon, przede wszystkim jednak Cyceron. Ja zaś, choć w pełni świadom, w jakim to celu nastawiają mnie wrogo przeciw Antoniuszowi, nie odepchnąłem ich, potrzebowałem bowiem pomocy i opieki. Wiedziałem dobrze, że żaden z nich nie dba o dobro Rzeczypospolitej, a pragnie jeno władzy i znaczenia. Ponieważ nie stało tego, który dzierżył wszystko, ja zaś byłem bardzo młody i, jak się wydawało, niedorosły do sprostania groźnej sytuacji, każdy polityk miał inne plany i starał się zawładnąć na własną rękę, czym tylko się dało Lepidus odłączył część wojsk Cezara i zarządzał Hiszpanią Bliższą oraz Galią Nadmorską 2 Nad resztą Galii władał Lucjusz Munacjusz Plankus, również dysponujący osobną armią. Był on wyznaczony konsulem. Miał objąć ten urząd za trzy lata. Wódz innej armii. Gajusz Azyniusz Pollion, sprawował namiestnictwo Hiszpanii Dalszej. Decymus Brutus opanował Galię Przedalpejską. Miał pod swymi rozkazami 2 legiony. Ale Antoniusz właśnie gotował się do wyprawy przeciw niemu. Na Macedonię czyhał Marek Brutus, który już miał wyjeżdżać z Italii, na Syrię zaś Kasjusz. Tyle to było wówczas armii i tylu władców. A każdy z nich pragnął stać się panem wszystkiego. Prawo i sprawiedliwość nic już nie znaczyły, decydowała wyłącznie siła. Tylko ja sam — ja, któremu należała się cała władza zarówno z woli tego, który miał ją poprzednio, jak i z racji pokrewieństwa — byłem zupełnie bezsilny jako ofiara nienawiści politycznej i chciwości tych. co czyhali na mnie i na 41 władzę. Los i bóstwo dobrze tym później pokierowały. Ale tymczasem, bojąc się już i o swoje życie, skoro nastawienie Antoniusza było mi znane, a nie mogłem go zmienić żadnym sposobem, przebywałem w domu, wyglądając stosownego czasu. Początek ruchowi w mieście dali weterani mego ojca. Boleli oni bardzo nad wzgardą okazywaną mi przez Antoniusza. Najpierw więc sami między sobą mówili, że chyba już zapomnieli Cezara, skoro pozwalają, aby tak obelżywie traktowano jego syna, którym przecież winni się opiekować. Następnie, już w większych grupach, jeszcze bardziej sami siebie ganili. A czynili to zbierając się w domu Antoniusza. Bo weteranom i on ufał. Kilkakrotnie przedstawiali mu otwarcie, że uczyniłby słusznie, postępując ze mną łagodniej i pamiętając na polecenia Cezara. Antoniusz nie chciał się sprzeciwiać porywowi ludzi, których potrzebował. Rzekł, że pragnąłby to wypróbować, bylebym tylko ja zachowywał się skromniej i okazywał mu należny szacunek; że gotów jest przeprowadzić ze mną rozmowę w obecności weteranów. Im przypadło to do serca. Uzgodnili między sobą, że zaprowadzą Antoniusza na Kapitol. Tam, jeśli zechce, będą pośredniczyć w pojednaniu. Przystał na to i natychmiast udał się do świątyni Jowisza, weteranów zaś wysłał po mnie. Ci rozradowani napłynęli w wielkiej liczbie. Kiedy ktoś z domowników przybiegł z wieścią, że przed bramą zebrał się tłum żołnierzy, a niektórzy już nawet weszli do środka mnie szukając, przestraszyłem się. Nie wiedząc, co czynić, wszedłem z przyjaciółmi na piętro. Wyjrzałem stamtąd i zapytałem tych ludzi, czego chcą. Ale od razu poznałem, że to swoi. Odpowiedzieli, że przyszli dla dobra mojego i całego stronnictwa, jeśli tylko zgodzę się puścić w niepamięć to, czego dopuścił się Antoniusz, a co im też było niemiłe; winniśmy obaj zrzucić z serca nienawiść i pogodzić się szczerze i uczciwie. Któryś krzyknął, bym był dobrej myśli i pamiętał, że oni wszyscy są moim dziedzictwem. A inny, jeszcze głośniej, że własnoręcznie zabije Antoniusza, jeśli nie będzie przestrzegał woli Cezara. 42 Dodało mi to odwagi i zeszedłem na dół, gdzie serdecznie im dziękowałem za życzliwość i oddanie. Weterani otoczyli mnie i we wspaniałym pochodzie wiedli przez Forum na Kapitol, prześcigając się wzajem w okazywaniu swej gotowości. Gdy wstąpiłem na Kapitol, ujrzałem tam jeszcze więcej żołnierzy ojca. Antoniusz ufał im, ale w istocie, gdyby próbował wyrządzić mi krzywdę, stanęliby po mojej stronie. Teraz tłum odstąpił. Pozostaliśmy tylko z przyjaciółmi i przeprowadziliśmy rozmowę. Po pogodzeniu się z Antoniuszem wróciłem do domu. Ale w nim na nowo wzbudziła się nienawiść. Ujrzał bowiem na własne oczy, że żołnierze są bez porównania mnie życzliwsi. Dlatego żałował swego kroku i powziął nową decyzję. Tymczasem ja, ufając, że zgoda została zawarta szczerze, dzień w dzień odwiedzałem jego dom, jak się zresztą godziło. Był bowiem konsulem, człowiekiem starszym, przyjacielem ojca. Okazywałem mu też wszelki szacunek, jak to przyrzekłem, póki znowu mnie nie skrzywdził. A stało się to tak. Antoniusz w zamian za Macedonię miał objąć namiestnictwo Galii. Ale legionom macedońskim rozkazał przeprawić się do Italii. Sam zamierzał wyjechać z Rzymu i przyjąć te legiony w Brundyzjum. Uznał ten właśnie moment za sposobny dla wykonania planu. Rozpuścił pogłoskę, że dokonano zamachu na jego osobę. Kilku żołnierzy schwytał i zakuł w kajdany, jako nasłanych morderców. Dawał do zrozumienia, że za tym wszystkim ja stoję, ale wyraźnie tego nie mówił. Natychmiast rozeszła się po mieście fama o zamachu na konsula i o aresztowaniu nasłanych nań ludzi. W domu Antoniusza poczęli się gromadzić przyjaciele, posłano też po uzbrojone straże. Późnym wieczorem i do mnie dotarła wieść że Antoniuszowi grozi niebezpieczeństwo. Natychmiast wysłałem do niego gońca, zgłaszając gotowość stawienia się osobiście wraz z moją służbą, aby czuwać nad bezpieczeństwem jego spoczynku. Sądziłem, że to stronnicy Brutusa i Kasjusza przygotowują zamach. Ja więc z takim oddaniem odniosłem 43 się do niego, nie domyślając się zgoła, co on rozpowiada i co planuje. A tymczasem Antoniusz nawet nie pozwolił wpuścić mego posłańca w bramy swego domu. Ten wrócił, ale zasłyszał coś niecoś i powiadomił, że ludzie Antoniusza nawet nie śmieją wymieniać mego nazwiska, jako sprawcy zamachu. Gdym to usłyszał, z początku nie chciałem dać wiary, tak zdało mi się nieprawdopodobne. Skoro jednak przejrzałem cały plan, przeciw mnie zwrócony, zapytałem przyjaciół, co począć. Nadszedł też Filip i matka, oboje wstrząśnięci tym wydarzeniem. Pytali, co to za pogłoski i czego właściwie chce ten człowiek. Radzili mi, abym usunął się z miasta na kilka dni, póki sprawy się nie zbada i nie wyjaśni. Ja jednak, świadom swej niewinności, uznałem za niewskazane usuwać się z widoku publicznego i przez to w pewnym sensie samemu oskarżać. Zresztą wyjazd zgoła nie był bezpieczny, mógł bowiem ułatwić zamach skrytobójczy. Następnego dnia z samego rana zasiadłem, jak to było moim zwyczajem, w domu w otoczeniu przyjaciół i rozkazałem otworzyć bramy tym wszystkim, którzy przychodzili, aby mnie pozdrowić: obywatelom, cudzoziemcom, żołnierzom. Rozmawiałem z nimi jak zawsze, w niczym nie zmieniając mego codziennego obyczaju. Antoniusz tymczasem zebrał przyjaciół i stwierdził otwarcie, ze znane mu były już wcześniejsze próby zamachów na jego osobę z mojej strony. Teraz wszakże, kiedy miał wyruszyć ze stolicy na spotkanie wojsk, dał mi szczególnie dobrą okazję, lecz jeden z nasłanych morderców zdradził całą rzecz za wielką nagrodą. Dzięki temu udało się schwytać i pozostałych zamachowców. Wzywa obecnie swych przyjaciół, aby wypowiedzieli swe zdanie i zadecydowali, co czynić w takiej sytuacji. Zebrani poczęli pytać, gdzie są owi uwięzieni. Chcieli dowiedzieć się od nich dalszych szczegółów. Ale Antoniusz odrzekł, że nie ma to nic do rzeczy, jako że już przyznali się do winy. Następnie poruszył inny temat. Z całą oczywistością czekał, aby ktoś z obecnych postawił wniosek, że należy 44 powziąć przeciw mnie środki zaradcze i nie zachowywać się biernie. Wszyscy jednak uparcie milczeli, zastanawiał ich bowiem brak jakichkolwiek dowodów. Wreszcie ktoś rzekł, że wypadałoby zakończyć zebranie; Antoniusz winien spokojnie znieść to, co się stało, i nie wszczynać zamieszania. Jest przecież konsulem. Trzeciego lub czwartego dnia potem Antoniusz wyjechał do Brundyzjum, aby przyjąć przybyłe tam legiony. Nie było już mowy o zamachu, a przyjaciele konsula wkrótce zatuszowali całą sprawę. Owych rzekomych schwytanych zamachowców nikt nigdy nie ujrzał. Ja jednak, choć wolny od posądzenia, bardzo się przejąłem tym wydarzeniem. Byłem zdania, że jest to dowód przygotowania przeciw mnie wielkiej intrygi. Nie wątpiłem, że gdyby Antoniusz rozporządzał armią zjednaną pieniędzmi, zgoła by nie zwlekał i natychmiast uderzył na mnie. Tak więc powodował mną i słuszny gniew przeciw Antoniuszowi, którego plany stały się tak oczywiste, i troska o własne bezpieczeństwo. Po rozważeniu całej sytuacji uznałem, że nie mogę zachować się biernie, ale muszę szukać jakiejś pomocy, która by przeciwważyła potęgę i zamysły Antoniusza. Postanowiłem zwrócić się do kolonii założonych przez mego ojca. Chciałem przypomnieć osadnikom jego dobrodziejstwa, los, jaki go spotkał, i co obecnie mi zagraża, a również zapewnić sobie ich pomoc wypłacając pieniądze. Wszystko to rozważyłem z przyjaciółmi. Złożyłem ofiarę bogom pomyślności, aby sprzyjali mej prawej i chwalebnej nadziei, i wyruszyłem, niemały biorąc ze sobą pieniądz, do Kampanii. Tam bowiem były osiedlone legiony siódmy i ósmy. Zdecydowałem, że najpierw trzeba wypróbować osadników legionu siódmego, jako sławniejszego. Gdyby ci za mną się opowiedzieli, pociągnęliby wielu innych. Tegoż zdania byli i przyjaciele, biorący udział w tej wyprawie. Towarzyszyli mi też wyżsi dowódcy, żołnierze, oficerowie, a również wielu domowników i sporo jucznych zwierząt, które niosły pieniądze i wyposażenie. Nie chciałem wyjawiać mego planu matce, aby nie stanęła na przeszkodzie — i z miłości ku mnie, 45 i ze słabości, jako to matka i kobieta — wielkim zamysłom. Powiedziałem więc, że wyjeżdżam do Kampanii, aby sprzedać znajdujące się tam majątki ojcowskie i uzyskane pieniądze wypłacić zgodnie z wolą ojca. Nie uwierzyła mi, ja jednak ruszyłem w drogę. Marek Brutus i Gajusz Kasjusz przebywali wówczas koło Puteoli. Kiedy usłyszeli, że nadciągam z wielką masą ludzi — a wieści, jak zwykle, były mocno przesadzone — wielce się zaniepokoili. Sądzili, że jest to wyprawa przeciw nim skierowana. Wnet też uciekli daleko za morze: Brutus do Grecji, Kasjusz do Syrii. Najpierw zatrzymałem się w mieście Kalatia. Mieszkańcy przyjęli mnie jako syna swego dobroczyńcy i mieli w największej czci. Następnego dnia wyjawiłem im całą sprawę. Przypomniałem żołnierzom, jak zbrodniczo zgładzono mego ojca i na jakie niebezpieczeństwo ja sam jestem narażony. Dostojnicy miejscy niechętnie mnie słuchali, ale prości ludzie okazywali oddanie i życzliwość. Współczując mi wielokrotnie wznosili okrzyki, bym był dobrej myśli, oni bowiem pomogą we wszystkim i niczego nie zaniedbają, póki nie przywrócą mnie do czci ojcowskiej. Wezwałem ich do domu i każdemu wypłaciłem po 500 denarów. Nazajutrz zaprosiłem dostojników miejskich. Zachęciłem ich, aby nie dali się prześcignąć w życzliwości ku mnie ludowi, pamiętając o Cezarze, któremu zawdzięczają i kolonię, i honory. Niech będą pewni, że nie mniejsze dobra otrzymają ode mnie. A godzi się, bym to właśnie ja, a nie Antoniusz, korzystał z ich pomocy, siły, broni! Wówczas z większym zapałem oświadczyli, że dadzą pomoc oraz będą dzielić trudy i niebezpieczeństwa, jeśli zajdzie potrzeba. Pochwaliłem ich gotowość i wezwałem, aby towarzyszyli mi i stali na straży mej osoby aż do sąsiedniej kolonii. Było nią Kasylinum. Tu zwołałem zgromadzenie mieszkańców i przemówiłem podobnie jak poprzednio. W ten sposób przekonałem weteranów obu tych legionów, aby towarzyszyli mi do Rzymu, w drodze przez inne kolonie, i twardo przeciwstawili się przemocy Antoniusza, gdyby ten cze- 46 goś próbował. Dobrałem też innych żołnierzy, dając wielkie pieniądze. Nowo zaciągniętych ćwiczyłem i uczyłem przez całą drogę, indywidualnie i oddziałami, wciąż powtarzając, że wiodę ich przeciw Antoniuszowi. Ludzi wyróżniających się odwagą i bystrością wyprawiłem do Brundyzjum, aby próbowali przeciągnąć na swoją stronę żołnierzy, którzy ostatnio przybyli z Macedonii. Niechże i ci pamiętają o Cezarze i pod żadnym warunkiem nie zdradzą sprawy jego syna! Zapowiedziałem im, że gdyby nie mogli tego głosić otwarcie, powinni napisać ulotki i rozrzucić je w wielu miejscach 3. Mówi Cyceron Rzym, po 9 października Cyceron Kwintusowi Kornificjuszowi pozdrowienie. Jestem pewien, że sprawozdania z wydarzeń w stolicy są Ci wysłane 1. Gdybym tak nie sądził, sam napisałbym Ci o nich. A przede wszystkim o próbie zamachu Cezara Oktawiana. Masom wydaje się, że to Antoniusz, aby zawładnąć pieniędzmi młodzieńca, zarzuca mu wymyśloną przez siebie zbrodnię. Ale ludzie rozsądni i zacni wierzą, że zamach przygotowano — i chwalą go. Czegóż chcesz? Pokładamy w Oktawianie wielkie nadzieje. Panuje opinia, że nie ma rzeczy, której by nie uczynił dla rozgłosu i sławy. Antoniusz zaś, ów nasz przyjaciel, tak dobrze wie, jak jest znienawidzony, że, choć schwytał zabójców w swoim domu, nie śmie wytaczać sprawy. 9 października wyjechał do Brundyzjum, aby przyjąć 4 legiony macedońskie. Zamyśla zjednać je sobie pieniędzmi, sprowadzić do miasta i posadzić nam na karku. Masz więc sytuację Rzeczypospolitej — jeśli w ogóle można mówić o rzeczypospolitej w obozie wojskowym. Puteoli, 2 listopada Cyceron Attykowi pozdrowienie. Wieczorem 1 listopada otrzymałem list od Oktawiana. Zamierza rzeczy wielkie. Przeciągnął na swoją stronę wete- 47 ranów w Kasylinum i w Kalatii. Nic dziwnego — daje po 500 denarów. Myśli zrobić objazd pozostałych kolonii. Dąży wyraźnie do tego, by wojna z Antoniuszem była prowadzona pod jego wodzą. A my za kim pójdziemy? Zważ jego nazwisko, jego wiek! Ode mnie Oktawian domaga się, by mógł przeprowadzić tajną rozmowę w Kapui lub w okolicy Kapui. To zgoła dziecinne, jeśli sądzi, że dałoby się utrzymać tajemnicę. Wskazałem mu listownie, że nie ma po temu ani potrzeby, ani możliwości. Przysłał do mnie niejakiego Cecynę z Volaterre, swego przyjaciela. Od niego dowiedziałem się, że: Antoniusz zdąża ku stolicy na czele legionu „Alaudae"; od miast żąda pieniędzy; legion maszeruje pod znakami bojowymi. Oktawian radził się mnie, czy ma iść do Rzymu z trzema tysiącami swych weteranów, czy obsadzić Kapuę i zamknąć drogę Antoniuszowi, czy też udać się do tych trzech legionów macedońskich, które maszerują wzdłuż wybrzeża adriatyckiego. Ma nadzieję, że przeszłyby na jego stronę, nie chciały bowiem przyjąć pieniędzy od Antoniusza, zelżyły go srodze i opuściły zwołany przezeń wiec żołnierski. Cóż chcesz? Oktawian uznaje się za wodza i sądzi, że go nie opuścimy. Ja radziłem, aby pospieszył do Rzymu. Wydaje mi się bowiem, że będzie miał za sobą i hołotę miejską, i — jeśli zjedna sobie zaufanie — ludzi zacnych. Puteoli, 5 listopada Cyceron Attykowi pozdrowienie. Oktawian co dzień zachęca mnie w listach, abym przystąpił do dzieła, przybył do Kapui, ocalił Rzeczypospolitą po raz drugi oraz abym natychmiast zdążał do Rzymu. On działa, i to energicznie. Do Rzymu przybędzie na czele wielkiego oddziału. Ale jest zupełnym dzieckiem. Sądzi, że będzie można od razu zwołać senat. Któż się zjawi? A nawet jeśli już przyjdzie, kto w tak niejasnej sytuacji wystąpi przeciw Antoniuszowi? Oktawian może być ewentualnie osłoną dla zebrania senatu w dniu 1 stycznia — o ile działania wojenne nie rozpoczną się wcześniej. 48 Miasta zdumiewająco sprzyjają chłopcu. Zdążając bowiem do Samnium przybył do Kales, zatrzymał się w Teanum. Wszędzie godne podziwu powitania i zachęty. Arpinum, po 11 listopada Cyceron Attykowi pozdrowienie. Zgadzam się z Tobą całkowicie: jeśli do znaczenia dojdzie Oktawian, aprobuje zarządzenia tyrana znacznie mocniej, niż miało to miejsce na posiedzeniu senatu w świątyni Ziemi. A to byłoby przeciw Brutusowi. Jeśli jednak zostanie zwyciężony, to widzisz, jak nie do zniesienia jest Antoniusz. Trudny między nimi wybór ...2 Praworządność Oktawian wkroczył ze swym oddziałem do Rzymu w dniu 10 listopada. Wygłosił na Forum przemówienie do ludu i wojska, ale od razu zrozumiał, że jego siły są zbyt słabe i zbyt niepewne. Na razie nie mogło być mowy o podjęciu walki. Dlatego wkrótce opuścił stolicę i udał się na północ, aby werbować weteranów osiedlonych w Etrurii i pod Rawenną. Kilka dni później wszedł do miasta na czele swej straży przybocznej Antoniusz. Kohorty legionowe pozostawił w pobliskim miasteczku Tibur 1. Posiedzenie senatu zostało zwołane na dzień 28 listopada. Jednym z punktów porządku dziennego miało być ogłoszenie Oktawiana wrogiem ludu. Ale w momencie, gdy Antoniusz wchodził na salę, doręczono mu ważny meldunek. Zbuntowały się dwa legiony. Jeden, zwany Marsowym, zajął pobliskie miasteczko Alba Longa2; natomiast legion IV oddał się wprost pod rozkazy Oktawiana. A więc pieniądze, agenci i nazwisko młodego Cezara zrobiły swoje. Co prawda, część winy ponosił sam Antoniusz. W Brundyzjum, aby podtrzymać rozluźnioną dyscyplinę, kazał przeprowadzić krwawe egzekucje w wielu oddziałach. Chciał też w ten sposób położyć kres agitacji za Oktawianem. Pieniędzy natomiast dawał żołnierzom mało. Może dlatego, 49 że towarzyszyła mu żona Fulwia, skąpa i wyrachowana jak wiele kobiet. Antoniusz natychmiast pospieszył do Alba Longa. Ale żołnierze przyjęli go gradem strzał. Wrócił więc do Rzymu i tu, już wieczorem, przeprowadzono w senacie nowy podział namiestnictw prowincji. Podziału dokonano przez losowanie, ale los był zdumiewająco przychylny przyjaciołom Antoniusza. Tejże nocy Antoniusz wyjechał do Tibur. Odprowadzało go wielu senatorów. Któż bowiem potrafi przewidzieć, po czyjej stronie będzie ostateczne zwycięstwo? Z Tibur Antoniusz porwał pozostawione tam wierne kohorty i ruszył na północ, nad Pad. Za kilkanaście dni, ostatniego grudnia, kończył się jego konsulat. Właśnie dlatego chciał możliwie rychło objąć namiestnictwo prowincji nadpadańskiej, zwanej Galią Przedalpejską. Bo tylko ta prowincja, leżąca u samych bram Italii, mogła zapewnić mu znaczenie i wpływy polityczne na przyszłość. A dobrze wiedział, jak bardzo go nienawidzi wielu możnych senatorów. Jeszcze w czerwcu specjalna ustawa Zgromadzenia Ludowego przyznała Antoniuszowi — jak niegdyś Cezarowi — namiestnictwo Galii Przed i Zaalpejskiej na lat pięć. Senat był temu niechętny; pamiętano przecież, jaki użytek zrobił Cezar z władzy nad obu prowincjami. Ale formalnie nie można było ustawy kwestionować. Urzędowanie aktualnego namiestnika Galii Przedalpejskiej, Decymusa Brutusa, wygasało z końcem roku. Kiedyjednak Antoniusz zażądał przekazania prowincji, Brutus odmówił, powołując się na zdanie niektórych senatorów, że ustawa jest nieważna! Pewne miasta równiny nadpadańskiej zdawały się sprzyjać Antoniuszowi. Zresztą mimo buntu części oddziałów miał on wciąż jeszcze kilka legionów, natomiast Brutus dysponował tylko trzema i formacją gladiatorów. Dlatego namiestnik nie stawił Antoniuszowi czoła w polu i zamknął się w mieście Mutina 3. A tymczasem w Rzymie radzono. Cyceron do połowy listopada przezornie siedział w swym rodzinnym, górskim 50 mieście Arpinum. Do stolicy przybył dopiero 9 grudnia, kiedy Antoniusz był już daleko na północy, i od razu rozwinął gorączkową działalność. Powaga, znajomości, wymowa uczyniły go najwpływowszym wówczas senatorem. Rozsyłał listy i manifesty do namiestników wszystkich prowincji. Wzywał ich do walki z Antoniuszem lub przynajmniej do zachowania neutralności. Był w stałej łączności z Decymusem Brutusem, póki Mutiny nie otoczyły rowy i wały oblegających. 20 grudnia wygłosił w senacie i przed ludem mowy pełne żaru, żądając uznania Antoniusza za wroga ludu i pod niebo wynosząc chwałę i zasługi Oktawiana oraz tych legionów, które przeszły na jego stronę. Mowy Cycerona przeciw Antoniuszowi — łącznie było ich czternaście — znane są jako Filipiki; tak bowiem zwały się mowy, w których, przed trzystu laty, Demostenes wzywał do walki z Filipem, królem Macedonii, nieprzyjacielem Aten. Cyceron wierzył najgłębiej, że w danej sytuacji Antoniusz jest głównym wrogiem praworządności i swobód republikańskich. Dlatego to wielki mówca publicznie wychwalał chłopca, który samowolnie i bezprawnie zorganizował prywatną armię. Dlatego też żądał nagrody dla tych legionów, które dopuściły się niesłychanego występku: podniosły bunt przeciw swemu prawowitemu wodzowi. W tym wypadku Cyceron wywodził: jeśli żołnierze odmówili posłuszeństwa, to widocznie Antoniusz nie zasługiwał, aby być ich wodzem. Jakżeż żałosny to argument! I dlatego wreszcie wzywał Cyceron namiestnika, który przestał już być namiestnikiem, aby nie oddawał swej prowincji legalnemu następcy. A więc Cyceron deptał prawa Rzeczypospolitej — dla dobra Rzeczypospolitej. A cóż innego czynili dyktator Cezar i dyktator Sulla, owi znienawidzeni tyrani? Prawo to tkanka żywa i czuła, łącząca cały organizm społeczny. Raniona choćby w jednym tylko miejscu wyradza się. Macki raka rozpełzają się po całym ciele, przychodzi zguba nieuchronna. Tak więc prawo obowiązuje zawsze i wszystkich — albo nigdy i nikogo. Sam Cyceron miał przekonać się o tym za kilkanaście miesięcy. 51 Boski młodzieniec Prowadzona przez Cycerona kampania polityczna nie od razu przekonała wszystkich. Wielu senatorów zajęło stanowisko wyczekujące, część zaś domagała się mediacji i kompromisu. Tegoż zdania zdawali się być obaj konsulowie, którzy w dniu 1 stycznia roku 43 objęli urzędowanie, Aulus Hircjusz i Gajusz Wibiusz Pansa. Byli oni dawnymi oficerami Cezara i jemu zawdzięczali wysoki urząd. Na posiedzeniu w pierwszym dniu nowego roku znowu głos zabrał Cyceron. Z furią wystąpił przeciw propozycji wysłania posłów do Antoniusza. Żądał wojny. Ale wiele też mówił o zaszczytach i nagrodach: dla Lepidusa, który doprowadził do ugody z Sekstusem Pompejuszem; dla Decymusa Brutusa, który tak dzielnie broni swej prowincji; dla legionów, które zdradziły Antoniusza. Nade wszystko jednak wynosił w pochwałach Oktawiana, młodego Cezara. Wołał: — Któryż to z niebian zesłał nam tego boskiego młodzieńca? Porównywał go ze Scypionem, zdobywcą Kartaginy, i z Aleksandrem Wielkim, którzy również już jako młodzieńcy dokonali wielkich czynów. Płonne i bezpodstawne są obawy, że Oktawian może zdradzić sprawę Rzeczypospolitej. Cyceron stwierdzał: — Znam wszystkie myśli tego młodego człowieka. Nie ma dlań nic droższego nad Rzeczpospolitą, nic szanowniejszego nad waszą powagę, nic pożądańszego nad dobrą opinię u ludzi zacnych, nic słodszego nad prawdziwą sławę. Dlatego śmiem nawet ręczyć za niego — wam, ludowi rzymskiemu, Rzeczypospolitej. Przyrzekam, biorę na siebie, zaręczam, że Gajusz Cezar będzie zawsze takim obywatelem, jakim jest obecnie, jakim go widzieć wszyscy chcemy i życzymy! Właśnie dla tego młodzieńca, którego armia była już w drodze na północ z odsieczą Brutusowi, domagał się Cyceron przyznania nadzwyczajnych honorów i uprawnień: godności propretora i zaliczenia w poczet senatorów. Dopiero po kilkudniowej debacie, 4 stycznia, senat uchwalił część wniosków 52 Cycerona. Nie wszystkie jednak, bo wojny oficjalnie jeszcze nie ogłoszono, wysłano natomiast posłów do Antoniusza. Ale w razie niepomyślnego wyniku poselstwa Oktawian miał jako propretor dowodzić wraz z konsulami odsieczą dla Brutusa. 7 stycznia wieść o uchwale senatu dotarła do obozu Oktawiana w Spoletium. Z tą chwilą dwudziestoletni młodzieniec stał się legalnym wodzem jednej z armii Rzeczypospolitej. Odwiecznym zwyczajem złożył bóstwom ofiarę — za pomyślność swoją, swej armii i powierzonej mu sprawy. Wróżbici stwierdzili, że ofiara została przyjęta i zapowiada przyszłość wielce pomyślną. Wojna nad Padem Galia Przedalpejska nie sprzyjała prowadzeniu działań wojskowych. Rozległa równina między łukiem Apeninów a Alpami była pocięta rzekami, rzeczkami i kanałami, miejscami moczarowata, a przy tym i gęsto zaludniona. Niełatwo było manewrować dużymi formacjami, o każdym zaś ruchu od razu wiedziała strona przeciwna. Zresztą w zimie źle się wojuje. Toteż przez styczeń, luty i marzec w Galii nie działo się prawie nic, choć leżały tam obok siebie trzy armie: Brutusa w Mutinie; Antoniusza, oblegająca miasto; Oktawiana i Hircjusza, przybyłe na odsiecz. Konsul Hircjusz przyłączył swe oddziały do Oktawianowych jeszcze w styczniu pod Ariminum. Przejął od razu pod swe dowództwo legiony: IV i Marsowy. Oczywiście, działał w myśl tajnych instrukcji senatu, który mimo przysiąg i zapewnień Cycerona nie ufał „boskiemu młodzieńcowi". Ten oddał konsulowi oba legiony — połowę, i to najwartościowszą, swych sił — bez słowa sprzeciwu. Ale nie zapomina się takich upokorzeń. Początkowo dwaj wodzowie obozowali w znacznej odległości od Mutiny. Później, kiedy zaczęły nadchodzić wieści o głodzie srożącym się wśród obleganych, podeszli bliżej. Brutus usiłował nawiązać z nimi łączność przy pomocy gołębi. 53 Ale stoczenia bitwy unikali, czekając na posiłki, które miał przyprowadzić konsul Pansa. Zwlekał również i Antoniusz, wyglądając przybycia trzech legionów, które formował dlań Publiusz Wentydiusz Bassus. Tak więc dni i tygodnie upływały tylko na drobnych utarczkach. Oktawian miał dość czasu, aby oddawać się lekturze i nawet ćwiczyć w wygłaszaniu mów. A ważna to umiejętność dla każdego polityka. Tymczasem w Rzymie wrzały przygotowania do wojny. Kiedy z początkiem lutego wrócili wysłani do Antoniusza posłowie i przedstawili jego warunki, twarde i wygórowane, Cyceron wreszcie postawił na swoim. Senat uchwalił wprowadzenie stanu wyjątkowego. Przyspieszono rekrutację do nowo formowanych legionów. Zakłady płatnerskie huczały od młotów wykuwających broń. Ludność Italii narzekała, bo po stuletniej przeszło przerwie znowu wprowadzono podatki. Ze Wschodu napływały wieści raczej pomyślne. Marek Brutus opanował wszystkie prowincje bałkańskie. Zebrał znaczne siły wojskowe, pojmał Gajusza Antoniusza, brata Marka, który miał objąć namiestnictwo Macedonii. Kasjusz był w Syrii. Dopiero w połowie lutego dowiedziano się w Rzymie, że Gajusz Treboniusz, namiestnik Azji, jeden ze spiskowców, został zamordowany. Sprawcą zabójstwa był Dolabella. Jadąc do swej prowincji, Syrii, po drodze przybył on do Smyrny, gdzie rezydował Treboniusz. Przezorny namiestnik nie wpuścił go do miasta, ale Dolabella zdradziecko wdarł się za mury nocą. Żołnierze zastali Treboniusza w łóżku. Odcięli mu głowę i o świcie zatknęli na mównicy na głównym placu miasta, gdzie jeszcze wczoraj zasiadał. Później bawili się kopiąc głowę jak piłkę po ulicach Smyrny. Tak zginął pierwszy z zabójców Cezara. Był to ten właśnie, który w dniu. 15 marca zatrzymał Antoniusza rozmową przed salą posiedzeń senatu. Cyceron bolał głęboko nad tą tragiczną śmiercią, cenił bowiem Treboniusza i ufał, że utrzyma on dla senatu prowincję Azję. Ale chyba najboleśniej dotknął Cycerona fakt, że zbrodnię popełnił właśnie Dolabella. Ten sam, który w dniu 15 marca 54 publicznie wychwalał zabójców Cezara i przeklinał jego pamięć. Ten, którego jeszcze przed kilku miesiącami Cyceron wynosił pod niebiosa jako obrońcę porządku i wroga cezarian. Ten wreszcie, który przed kilku laty był zięciem Cycerona. Teraz było oczywiste, że Dolabella w ostatnich miesiącach potajemnie związał się z Antoniuszem. Dlatego na wniosek Cycerona senat uznał zabójcę Treboniusza za wroga ludu. Natomiast Antoniusz wysłał do Hircjusza i Oktawiana list, w którym wyrażał swoją radość z powodu śmierci „zbrodniarza". Widział w tym dowód woli bogów, którzy karzą za ojcobójstwo jeszcze przed upływem roku. Ubolewał, że Dolabellę ogłoszono wrogiem ludu za sprzątnięcie tego „nożownika". I dodawał: „Ale najboleśniejsze jest to: Ty, Hircjuszu, którego Cezar obsypał dobrodziejstwami i postawił tak wysoko, że sam chyba temu się dziwisz, oraz Ty, chłopcze, który wszystko zawdzięczasz nazwisku, czynicie, co możecie, aby Dolabella został skazany, ów truciciel w Mutinie uwolniony od oblężenia, a Brutus i Kasjusz stali się potężni". Dalej Antoniusz wyliczał posunięcia senatu przeciw zarządzeniom i przyjaciołom Cezara, aprobowane lub tolerowane przez obu wodzów. Zakończył jednak propozycją: „Dlatego rozważcie, co jest piękniejsze i użyteczniejsze dla naszego stronnictwa: mścić śmierć Treboniusza czy też Cezara. I co jest sprawiedliwsze: walczyć przeciw sobie, pozwalając w ten sposób odżyć tylekroć już pogrzebanej sprawie Pompejusza, czy też wspólnie pomyśleć, jak nie stać się pośmiewiskiem naszych wrogów. Dotąd sam los oszczędzał sobie tego widowiska, nie chcąc patrzeć, jak dwie armie jednego stronnictwa walczą ze sobą pod dyktatem fechtmistrza Cycerona". Obaj adresaci natychmiast przesłali ten list — Cyceronowi1. Cena zwycięstwa Z początkiem kwietnia Hircjusz i Oktawian otrzymali wiadomość z Rzymu, że wkrótce przyłączy się do nich Pansa z czterema świeżo sformowanymi legionami. A 20 kwietnia Cy- 55 ceronowi doręczono pilny list od wyższego oficera armii Hircjusza, Serwiusza Galby. Czytał w nim: „14 kwietnia Pansa miał stanąć w obozie Hircjusza. Ja byłem z Pansą, bo wyjechałem mu 100 mil naprzeciw, aby przyspieszyć marsz. Tego dnia Antoniusz wyprowadził ze swego obozu 2 legiony, II i XXXV, jak również dwie kohorty straży przybocznej oraz część ochotników. Z tymi siłami zaszedł nam drogę, myślał bowiem, że mamy tylko 4 legiony rekrutów. A tymczasem Hircjusz przysłał nam w nocy Legion Marsowy i dwie kohorty straży przybocznej, abyśmy mogli bezpieczniej odbyć resztę drogi do obozu. Kiedy ukazali się jeźdźcy Antoniusza, nie sposób było powstrzymać Legionu Marsowego i kohort straży. Musieliśmy iść za nimi, rwącymi naprzód. Antoniusz trzymał swoje siły przy mieście Forum Gallorum 1 i nie chciał pokazać, że ma też legiony. Wysuwał tylko jazdę i lekkozbrojnych. Skoro Pansa ujrzał, że Legion Marsowy idzie naprzód wbrew jego poleceniu, rozkazał maszerować za sobą dwu legionom rekrutów. Po przejściu wąskiej drogi poprzez bagno i las ustawiliśmy szyk bojowy z dwunastu kohort (dziesięciu Legionu Marsowego i dwu straży). Jeszcze nie nadeszły tamte dwa legiony Pansy. Nagle Antoniusz wyprowadził z wioski swoje siły do walki i natychmiast doszło do starcia wręcz. Z obu stron walczono z niesłychaną zaciekłością. Ale prawe skrzydło, gdzie byłem ja z ośmiu kohortami Legionu Marsowego, od razu pierwszym impetem zmusiło do ucieczki XXXV legion Antoniusza, tak że posunęło się naprzód o ponad 500 kroków. Dlatego też, kiedy jeźdźcy Antoniusza chcieli obejść moje skrzydło, zacząłem się cofać i wysuwać lekkozbrojnych przeciw jeźdźcom Maurom, aby uniemożliwić im zaatakowanie naszych od tyłu. Nagle widzę, że jestem już wśród żołnierzy Antoniusza i że sam Antoniusz jest tuż za mną. Natychmiast puszczam konia pełnym galopem w kierunku tego legionu rekrutów, który nadchodził z obozu, a tarczę rzucam precz. Żołnierze Antoniusza ruszają za mną — a tu nasi już chcą ciskać pila 2. Sam nie wiem, jakim cudem ocalałem. Chyba dlatego, że nasi szybko mnie rozpoznali. 56 Na samej drodze, gdzie stała kohorta straży przybocznej Oktawiana, walczono długo. Skrzydło lewe, słabsze, gdzie były dwie kohorty Legionu Marsowego i kohorta straży Hircjusza, zaczęło się cofać, bo groziło otoczenie przez jazdę Antoniusza. A tę ma on silną. Kiedy już wycofały się wszystkie nasze oddziały, ja jako ostatni ustąpiłem ku obozowi. Antoniusz miał się za zwycięzcę i sądził, że zdobędzie nasz obóz. Ale szturmując go stracił wielu żołnierzy i niczego nie wskórał. Kiedy Hircjusz usłyszał, jak rzeczy stoją, natychmiast ruszył z dwudziestu kohortami weteranów i przeciął drogę Antoniuszowi, wracającemu już do obozu. Rozgromił wszystkie jego siły w tym samym miejscu, gdzie toczyła się bitwa, pod Forum Gallorum. O godzinie czwartej w nocy Antoniusz wycofał się do swego obozu pod Mutiną. Tak więc Antoniusz stracił większą część swych oddziałów weterańskich. Ale nie obeszło się bez pewnych strat obu naszych kohort straży i Legionu Marsowego. Zwyciężyliśmy. Pisane 15 kwietnia, w obozie". 20 kwietnia nadeszły do Rzymu również oficjalne relacje obu konsulów i Oktawiana. Donosili, że starym obyczajem żołnierze po zwycięskiej bitwie dali im tytuł „imperatores". Zawiadamiali, że konsul Pansa jest ciężko ranny. Dnia następnego Cyceron wygłosił w senacie mowę, sławiącą wodzów i żołnierzy. Uchwalono odprawić 50-dniowe nabożeństwo dziękczynne oraz wystawić na koszt państwa grobowiec poległym i wypłacić nagrody ich rodzinom. Tegoż dnia pisał do Marka Brutusa: „Nasza sytuacja jest teraz lepsza. Wiem, że masz już informacje o ostatnich wydarzeniach. Konsulowie okazali się właśnie takimi, jak Ci o tym często pisałem. A młodziutki Cezar ma charakter z natury piękny. Obyśmy mogli tak samo łatwo rządzić nim i kierować teraz, kiedy ma zaszczyty i znaczenie, jak dobrze szło nam to dotychczas. Oczywiście, będzie to trudniej, ale nie tracimy nadziei. Młodzieniec jest bowiem przekonany, i to głównie za moją sprawą, że ocalenie jemu za- 57 wdzięczamy. I niewątpliwie, gdyby on nie odciągnął Antoniusza od stolicy, przepadłoby wszystko". Pisząc te słowa Cyceron nie wiedział, że właśnie tego samego dnia pod Mutiną toczy się druga bitwa. I ta zakończyła się porażką Antoniusza. Decymus Brutus był wolny, Antoniusz uciekał na Zachód. Ale cena zwycięstwa była wysoka. W czasie szturmu na obóz Antoniusza zginął konsul Hircjusz. A drugi konsul, Pansa, leżał ranny od czasu bitwy pod Forum Gallorum 3. Pościg i zdrada Pollentia, 10 maja „Decymus Brutus, imperator, pozdrawia Cycerona. Nie mogłem od razu ruszyć w pościg za Antoniuszem, a to z tych powodów: byłem bez jazdy i bez zwierząt jucznych; nie wiedziałem, że zginął Hircjusz; Cezarowi, pókim się z nim nie spotkał i nie porozmawiał, nie dowierzałem. I tak zmarnowałem ten dzień. Nazajutrz rankiem Pansa wezwał mnie do siebie do Bononii. W drodze dowiedziałem się, że zmarł. Wróciłem więc do moich oddziałków — bo tak je muszę nazwać: są straszliwie przerzedzone i marnie się prezentują, jako że brak im wszystkiego. Antoniusz wyprzedził mnie o 2 dni. Uciekając szedł znacznie szybciej, niż ja ścigając. On bowiem posuwał się małymi oddziałami, ja w zwartym szyku. Gdzie tylko się zjawił, uwalniał niewolników i brał ludzi ze sobą. Nie zatrzymał się nigdzie, póki nie doszedł do Vada *. Muszę Ci przedstawić, co to za miejscowość: leży między Apeninami a Alpami, a droga tam jest niesłychanie uciążliwa. Kiedy dzieliło mnie od niej jakieś 30 mil, Wentydiusz połączył się z Antoniuszem. Doniesiono mi o mowie, którą Antoniusz miał na wiecu. Prosił żołnierzy, aby poszli z nim za Alpy, bo zawarł już porozumienie z Lepidusem. Na to podniosły się okrzyki, i to liczne, żołnierzy Wentydiusza (bo swoich ma Antoniusz bardzo mało), że chcą zginąć lub zwyciężyć na ziemi 58 Italii. Zaczęli go prosić, aby maszerował na Pollentię 2. Ponieważ nie mógł powstrzymać ich żądań, przesunął wymarsz na dzień następny. Kiedy mi o tym doniesiono, wysłałem do Pollentii 5 kohort przodem. Sam też tam się skierowałem. Mój oddział dotarł do Pollentii o godzinę wcześniej niż jazda Antoniusza. Ucieszyłem się tym ogromnie". Brutus radował się przedwcześnie. Wysłanie jazdy do Pollentii było tylko zręcznym manewrem Antoniusza, dzięki któremu mógł on spokojnie przejść Alpy inną drogą. W połowie maja był już w Galii Narbońskiej. Namiestnik tej prowincji, Lepidus, gorąco i często zapewniał senat o swej lojalności i woli przeciwstawiania się Antoniuszowi. A miał Lepidus aż 7 legionów! Przez kilkanaście dni wojska obu wodzów stały naprzeciw siebie, niedaleko nadmorskiego miasta Forum Iulii3. Ale 30 maja Lepidus pisał do senatu: „Bogów i ludzi powołuję na świadków, ojcowie dostojni, jakiej myśli i jakiego serca byłem zawsze dla Rzeczypospolitej, jak zawsze na pierwszym miejscu stawiałem wspólne dobro i wolność. I rychło dowiódłbym wam tego, gdyby los nie pozbawił mnie swobodnej decyzji. Cała moja armia zbuntowała się. Podtrzymała swój stały obyczaj obrony obywateli i wspólnego pokoju. By prawdę rzec, zmusiła mnie do tego, bym próbował ocalić tak wielką liczbę obywateli rzymskich. W tej sytuacji proszę Was, ojcowie dostojni, abyście nie poczytywali za zbrodnię tego współczucia, które kieruje mną i moją armią w czasach wewnętrznej niezgody". Te piękne, ale i mętne frazesy oznaczały po prostu, że Lepidus sprzymierzył się z Antoniuszem. Decymus Brutus, który w pościgu za wrogiem również przekroczył Alpy, na wieść o zdradzie Lepidusa zawrócił na północ. Nad rzeką Izarą4 połączył się z armią Lucjusza Munacjusza Plankusa, namiestnika Galii, podbitej przez Cezara. Plankus uchodził za wiernego senatowi, a w roku przyszłym, 42, miał piastować konsulat wspólnie z Decymusem Brutu- 59 sem. A więc z początkiem czerwca, w półtora miesiąca po bitwie pod Mutiną, Antoniusz i Brutus znowu gotowali się do walki, tym razem w Galii Narbońskiej. Mimo tego niespodziewanego obrotu sprawy w Rzymie przeważały nastroje optymistyczne. Marek Brutus był panem Macedonii, Grecji, Ilirii. Kasjusz zebrał w Syrii już 7 legionów. Na ich czele oblegał w Laodicei5 Dolabellę, mordercę Treboniusza. Na Zachodzie, w Hiszpanii, za senatem opowiadał się namiestnik Azyniusz Pollion. A działał tam również śmiertelny wróg wszystkich cezarian, młody Sekstus Pompejusz. Niedawno senat uchwalił przywrócenie mu dóbr skonfiskowanych przez Cezara. Aby zaś zalegalizować fakt utworzenia przezeń armii, nadano Pompejuszowi wysoki urząd dowódcy floty i sił nadbrzeżnych. W poczuciu swej przewagi senat pod koniec czerwca uznał Lepidusa, jak już poprzednio Antoniusza, za wroga ludu. Któż mógł przewidzieć, że za kilka miesięcy ci dwaj będą w imieniu ludu sądzić swych obecnych sędziów, a przyszłych wrogów ludu? Cena żartu A co z Oktawianem? To pytanie często zadawano sobie w ciągu tych miesięcy w Rzymie i w innych ośrodkach politycznych. Natychmiast po bitwie pod Mutiną Oktawian wycofał się z dalszych działań. Nie wziął udziału w pościgu za Antoniuszem, mimo nalegań Brutusa, który skarżył się: — Gdyby Cezar szedł za moimi wskazówkami i przeciął drogę przez Apeniny, Antoniusz znalazłby się w sytuacji bez wyjścia. Niestety, ani my nie możemy rozkazywać Cezarowi ani też Cezar swej armii. A więc swoją bezczynność tłumaczył Oktawian niechęcią żołnierzy do dalszej wojaczki. I dlatego stał wciąż w Galii Przedalpejskiej na czele znacznych sił, wzmocnionych przez 60 legiony zmarłego Pansy oraz legion IV i Marsowy, które nie chciały przejść pod rozkazy Decymusa Brutusa. Senat czynił wszystko, aby okazać chłopcu, który stał się niepotrzebny, swoją wzgardę i lekceważenie. Decymusowi Brutusowi przyznano prawo odbycia triumfu, ale Oktawianowi odmówiono nawet „owacji", tj. małego triumfu, którym nagradzano wodzów za drobne sukcesy. Kiedy do armii Oktawiana przybyła delegacja senatu w celu zapoznania żołnierzy z ostatnimi uchwałami, chciała porozumieć się z oddziałami bez wiedzy i poza plecami młodego wodza. Tylko protest samych legionistów przeszkodził temu pogwałceniu zasad obowiązujących w rzymskiej armii. Nie było też żadną tajemnicą, że Marek Brutus z najwyższą niechęcią obserwował przyznawanie Oktawianowi zaszczytów. W tej sprawie wysłał do Cycerona listy, pełne gorzkich wyrzutów i kąśliwych uwag. Poczynania wpływowych polityków w Rzymie zmierzały wyraźnie ku jednemu celowi. A cel ten — nawet gdyby Oktawian chciał się łudzić — odsłonił mu sam Cyceron. Pewnego dnia w maju odwiedził młodego wodza niejaki Labeon Seguliusz, nie cieszący się zresztą najlepszą opinią w sferach towarzyskich. Rozmowa zeszła i na temat Cycerona. Oktawian nie miał doń żadnych pretensji. Zauważył jednak: — Cyceron jest autorem pewnego dowcipnego powiedzonka o mnie: trzeba młodzieńca chwalić, obsypywać zaszczytami, unieśmiertelnić. Ale ja nie dam się unieśmiertelnić. Marsz na Rzym „Przyjdź z pomocą, na bogów, i to jak najszybciej! Młody Cezar był dotychczas powolny moim zamysłom; ma on charakter piękny i stałość godną podziwu. A oto przy pomocy ohydnych listów oraz kłamliwych agentów i wieści wzbudzono w nim wielką nadzieję otrzymania konsulatu. Kiedym tylko to zmiarkował, i Cezara bez przerwy listownie upominam, i bliskim jego, tu obecnym, czynię wyrzuty. 61 Jesteśmy, Brutusie, igraszką żołnierskich zachcianek i buty wodzów. Każdy chce tyle mieć władzy w Rzeczypospolitej, ile ma siły. Nic nie znaczy rozsądek, umiar, prawo, obyczaj, obowiązek, opinia obywateli, osąd potomnych. Dlatego, błagam Cię, przybywaj na skrzydłach i wyzwól Rzeczpospolitą do końca!" A przecież Cyceron, piszący te słowa do Marka Brutusa w lipcu, winien pamiętać, że przed kilku miesiącami sam wiele uczynił, aby poderwać powagę praworządności. Oktawian domaga się teraz urzędu konsula. Prawda, że jest to wbrew prawu i tradycji, bo nie osiągnął jeszcze wymaganego wieku i nie piastował dotąd żadnego niższego urzędu. Ale czy była zgodna z prawem legalizacja prywatnej armii Oktawiana? Przyznawanie mu godności pretora? Wysyłanie go przeciw urzędnikowi, który chciał objąć legalnie mu przysługujące namiestnictwo? I któż to uczył Oktawiana, że prawo o tyle tylko obowiązuje, o ile jest zgodne z dobrem Rzeczypospolitej? Młodzieniec był prawdziwie pojętny. Rychło zrozumiał, że dobro Rzeczypospolitej koniecznie wymaga, aby właśnie on objął najwyższy urząd, nawet wbrew prawu. „Najbardziej, kiedy piszę te słowa, boli mnie to, że kiedyś poręczyłem Rzeczypospolitej za tego młodzieńca, tego prawie chłopca, a obecnie bardzo mi trudno wywiązać się z owego zobowiązania. Mam jednak nadzieję, że utrzymam Oktawiana, choć wielu mi przeciwdziała. Bo ma on charakter, jakkolwiek młodociany wiek czyni go giętkim. Niemało też jest takich, co chcą go zwieść i myślą, że blaskiem fałszywego zaszczytu zdołają porazić jasne rozeznanie uczciwego umysłu. Jest absolutnie konieczne, Brutusie, abyś jak najszybciej przybył ze swoją armią do Italii. Jesteś tu gorąco oczekiwany. Gdy tylko staniesz na italskiej ziemi, zbiegną się wszyscy do Ciebie. Ale spiesz, na bogów! Wiesz dobrze, że o wszystkim decyduje czas i szybkość!" W ciągu lipca Cyceron wysłał wiele listów tej treści. Przede 62 wszystkim do Marka Brutusa, ale również i do innych wiernych senatowi namiestników. Nikt jednak nie odpowiedział na rozpaczliwe wołania, znikąd nie nadchodziła pomoc. Przeciwnie, Brutus i Kasjusz utrudnili sytuację w Italii, zagarnęli bowiem na potrzeby swych wojsk dochody skarbu państwa z prowincji wschodnich. Skutkiem tego, mimo obciążenia ludności Italii podatkami, senat nie był w stanie wypłacić żołnierzom Oktawiana nagród przyobiecanych za zwycięstwo pod Mutiną. W pierwszych dniach sierpnia przed senatem stawiło się czterystu oficerów, przybyłych jako delegacja armii Oktawiana. Upominali się nie tylko o żołd i nagrody, ale też — rzecz prosta, jedynie w imieniu swoim i żołnierzy, nie zaś skromnego Oktawiana — o godność konsula dla swego wodza. Okazali dobrą znajomość historii, przytaczając liczne przykłady zezwolenia na starania o konsulat wodzom, którzy nie spełniali formalnych warunków. Ale senat nie myślał ustępować. Oficerów skarcono za zbyt śmiałe zachowanie się. Miast usprawiedliwień przywódca delegacji objął dłonią rękojeść miecza i rzekł: Nie dacie wy, da ten oto ... W kilka dni później 8 legionów Oktawiana przekroczyło małą rzeczkę Rubikon, stanowiącą granicę między prowincją Galią Przedalpejską a właściwą Italią. Przed siedmiu laty tę samą rzeczkę przeszedł Cezar. W Rzymie wybuchła panika. Wysłannicy senatu natychmiast wyjechali do szybko maszerującej armii. Zawiadomili, że Oktawian może ubiegać się o konsulat, żołnierze zaś otrzymają obiecane pieniądze. Jeszcze trwały rozmowy, kiedy przybyli nowi wysłannicy, odwołując poprzednie decyzje. Albowiem w Rzymie sytuacja uległa zmianie. W porcie Ostii wyładowywały się dwa legiony, przybyłe dla obrony miasta aż z Afryki. Senat, natchniony nową odwagą, postanowił stawić czoła młodzieniaszkowi. W stolicy przeprowadzono rekrutację, obsadzono wzgórza i mosty, zabezpieczono skarb państwa. Pilnie szukano matki i siostry Oktawiana, aby mieć je w ręku jako zakładniczki. Ale Oktawian był już pod samym Rzymem. Jego legiony obsa- 63 dziły północną część wzgórza Kwirynał. Prawie natychmiast w obozie buntownika zjawił się długi orszak dostojników, manifestujących swoją lojalność i oddanie dla sprawy Cezara. Następnego dnia młody wódz wkroczył do miasta na czele kohorty swej straży. Udał się na Forum, gdzie w świątyni Westy powitała go matka i siostra. Oddziały, które miały bronić stolicy, od razu przeszły na stronę silniejszego. Pretor miejski, po śmierci konsulów najwyższy rangą urzędnik odpowiedzialny za obronę Rzymu, popełnił samobójstwo. Wiadomość o tym przeszła bez żadnego wrażenia. A przecież ta śmierć opuszczonego przez wszystkich stróża praworządności była szczególnie tragiczna, urastała do wielkości symbolu. W mieście odetchnięto z ulgą, albowiem legiony Oktawiana zachowywały dyscyplinę. Zwycięzca zarekwirował tylko skarb państwa i każdemu z żołnierzy wypłacił po 10000 sesterców. W dniu wyborów, 19 sierpnia, Oktawian, aby nie być podejrzany o wywieranie presji, wyjechał z miasta. Wybrano go konsulem jednogłośnie. Drugim konsulem został Kwintus Pediusz, jego kuzyn. W dniach następnych przeprowadzono trzy ustawy. Pierwsza z nich formalnie zatwierdzała adopcję Oktawiana przez Cezara. Druga anulowała uchwałę senatu, uznającą Dolabellę za wroga ludu. W Rzymie bowiem nie wiedziano, że zabójca Treboniusza już nie żyje. Jeszcze w lipcu Kasjusz zdobył Laodiceę zdradą. Opuszczony przez wszystkich Dolabella w ostatniej chwili uprosił żołnierza swej straży przybocznej, aby odciął mu głowę mieczem. Zginął więc tak samo jak Treboniusz. Ustawa trzecia, której formalnym autorem był konsul Pediusz, zarządzała wszczęcie dochodzenia sądowego w sprawie śmierci Cezara. Ponieważ w Rzymie nie znano instytucji oskarżyciela publicznego, pozwy przeciw uczestnikom spisku i wrogom dyktatora wnosiły osoby prywatne. Rozprawę sądową wyznaczono w jednym dniu dla wszystkich pozwanych. Oczywiście, nie stawił się nikt. Jedni już dawno Marek Agryppa 64 byli poza Italią, inni uciekli z Rzymu teraz. Wszystkich uznano za winnych zbrodni. Jako wrogów ludu odsądzono ich od ognia i wody. Mienie skazanych skonfiskowano. Spośród sędziów przysięgłych tylko jeden, Publiusz Sylicjusz Korona, głosował za uniewinnieniem. Całe miasto sławiło jego odwagę cywilną, ale i wielkoduszność Oktawiana, bo śmiałkowi nic się nie stało. Cyceron odwiedził Oktawiana zaraz w pierwszych dniach. Nie był jednak pierwszym spieszącym z hołdem. Młodzieniec zbył go krótkim, dwuznacznym powiedzeniem: — Przychodzisz jako ostatni z mych przyjaciół... Wkrótce po objęciu godności konsula Oktawian zezwolił i Cyceronowi, i swemu ojczymowi na wyjazd z Rzymu. Cyceron podziękował mu listownie, pisząc: „Podwójnie się cieszę, że zwalniasz od obowiązków i mnie, i Filipa. Oznacza to bowiem, że wybaczasz, co było, i dajesz swobodę na przyszłość" 1. Śmierć Decymusa Brutusa Azyniusz Pollion wyruszył z Hiszpanii z dwoma legionami, aby w Galii Narbońskiej, zgodnie z wolą senatu, pomóc Plankusowi w rozprawie z Antoniuszem. Ale kiedy przekroczył Pireneje, Antoniusz był już w sojuszu z Lepidusem, z Rzymu zaś nadeszły wieści o wyborze Oktawiana na konsula. Wobec tego Azyniusz Pollion pożegnał się ze straconą sprawą senatu i przystąpił do koalicji obu cezarian. Co więcej, przeciągnął na tę stronę także Plankusa, który dotąd współdziałał z Decymusem Brutusem. Tak więc wczesną jesienią Brutus pozostał tylko z tymi legionami, które przywiódł ze sobą zza Alp. Ale legiony te, mocno przerzedzone i w znacznej części złożone z rekrutów, były źle zaopatrzone, a Brutus nie mógł nawet wypłacić żołdu swym żołnierzom. Kiedy przed półtora rokiem przystępował do spisku przeciw Cezarowi, posiadał olbrzymi 65 majątek — w samym pieniądzu ponad 40 milionów sesterców. W rok później, w czasie walk pod Mutiną, tonął w długach. Teraz był nędzarzem. Jedynym ratunkiem dla Decymusa było dotarcie do armii Marka Brutusa w Macedonii. Przez Italię iść tam nie mógł, z obawy przed Oktawianem. Powziął więc szaleńczą myśl przedarcia się na wschód przez Alpy, gdzie zamieszkiwały barbarzyńskie, niezależne plemiona Galów i Germanów. Najpierw opuściły wodza legiony nowo zaciężne, potem i weterani. Straż przyboczną sam rozpuścił. Rozdał między żołnierzy wszystko, co jeszcze posiadał. Ostatnich trzystu jeźdźców porzuciło go nad Renem. Pozostał tylko z dziesięciu towarzyszami. Przywdziali strój Galów i próbowali przekraść się przez góry krótszą drogą. Decymus Brutus przez wiele lat walczył pod komendą Cezara w Galii, znał więc dobrze język celtycki. Ale małą grupę podróżnych rychło pojmali rozbójnicy. Kiedy stawili jeńców przed swym przywódcą, okazało się, że ten pamięta Brutusa z dawnych lat i winien mu wiele wdzięczności. Pojmanych uwolnił i przyjął gościnnie. Jednocześnie w tajemnicy pchnął wysłańców do Antoniusza. Wrócili z poleceniem, aby Brutusa ściąć, a jego głowę odesłać. W ostatnich chwilach swego życia zabójca Cezara nie zachował się po męsku. Płakał i krzyczał, odsuwał straszny moment pod niegodnymi pozorami. Kiedy zniecierpliwiony oprawca wołał, by nadstawił karku, on zaklinał się, ku uciesze zebranych: — Dam, dam, żebym tak żył, dam! To były jego ostatnie słowa. Spotkanie trzech Syt zemsty Antoniusz wracał późną jesienią r. 43 do Galii Przedalpejskiej, z której przed kilku miesiącami tak sromotnie uciekał. Teraz wiódł potężną armię: 17 legionów i 10000 jazdy. Towarzyszył mu Lepidus. 66 Nadciągający od Rzymu Oktawian mógł mu przeciwstawić tylko 11 legionów. Ale obie armie nie maszerowały ku bitwie. Już znacznie wcześniej między trzema wodzami nawiązały się tajne nici porozumienia. Jawnym tego dowodem była decyzja senatu, powzięta pod naciskiem pozostałego w Rzymie konsula Kwintusa Pediusza, anulująca poprzednie uchwały o uznaniu Antoniusza i l«pidusa za wrogów ludu. Do współdziałania zmuszała wszystkich trzech wodzów groźba, jaką stanowiła potężna armia Brutusa i Kasjusza na Wschodzie. Zmuszała też postawa samych żołnierzy. Byli to przeważnie weterani Cezara. Jedni z nich znaleźli się w legionach Antoniusza, inni zaś Oktawiana. Ale przecież jeszcze przed kilku laty walczyli wspólnie, pod tymi samymi znakami bojowymi i pod jedną komendą. W imię czego mieliby teraz wzajem godzić w siebie? Spotkanie wodzów nastąpiło pod koniec października. Jego przebieg dowodził ufności, jaką wzajem darzyli się mściciele Cezara. Droga z Bononii do Mutiny przecinała półwysep u zbiegu dwu małych rzek, płaski i nie zarośnięty. Tego samego dnia, o jednej godzinie, od strony Bononii zbliżyło się ku temu miejscu 5 legionów Oktawiana, od Mutiny zaś 5 legionów Antoniusza. Stanęły one naprzeciw siebie, w równej odległości od półwyspu. Do samych rzeczek podjechały tylko oddziały jazdy, po trzystu ludzi każdy. Zatrzymały się przy mostach wiodących na półwysep. Pierwszy wkroczył nań Lepidus, obszedł wokół i dał płaszczem znak, że wszystko w porządku. Wówczas dopiero z dwu przeciwnych stron podeszli ku sobie Antoniusz i Oktawian, samotni i bez broni. Wodzowie zasiedli we trójkę na środku półwyspu. Zaszczytne miejsce środkowe zajął Oktawian, jako konsul. Tak obradowali cały dzień. A dwa stojące naprzeciw siebie szeregi po zęby uzbrojonych legionistów pilnie baczyły, czy rozmowy przebiegają w należycie serdecznej i przyjaznej atmosferze. Ta sama ceremonia powtórzyła się dnia następnego i jeszcze trzeciego. Widać wiele było spraw do uzgodnienia. Porozumienie zawarto. 67 Triumwirat O świcie dnia 27 listopada Forum w Rzymie obstawiły uzbrojone oddziały wojska. Pod tak dbałą opieką obrady Zgromadzenia przebiegały szybko i sprawnie. Jednogłośnie przyjęto projekt ustawy przedłożony przez trybuna ludowego Publiusza Tytiusza. Główne punkty ustawy głosiły: Tworzy się nowy urząd o nazwie „Triumviri rei publicae constituendae" (Triumwirowie dla ustanowienia spraw Rzeczypospolitej). Na urząd ten powołuje się Marka Antoniusza, Marka Emiliusza Lepidusa, Gajusza Juliusza Cezara. Każdy z nich otrzymuje władzę równą konsularnej na okres lat pięciu. Trzej wodzowie byli już od pewnego czasu w Rzymie. Do stolicy wkraczali kolejno, każdy innego dnia, każdy wiodąc jeden legion i straż przyboczną. Oktawian, aby nie górować niczym nad swymi kolegami, musiał zrzec się godności konsula. Objął ją zaufany człowiek triumwirów. Oczywiście, wobec ogromu władzy nowych panów Rzymu ta godność naprawdę nic już nie znaczyła, miała znaczenie tylko honorowe. W stolicy wiedziano dobrze, że w czasie swego pierwszego spotkania triumwirowie dokonali podziału prowincji. Antoniusz otrzymał całą Galię, prócz części przylegającej do Pirenejów. Tą ostatnią, jak i całą Hiszpanią, miał rządzić Lepidus. Natomiast Sycylia, Sardynia i Afryka przypadły Oktawianowi. A więc w istocie rzeczy Oktawian został bez niczego, albowiem Sycylia była we władaniu Sekstusa Pompejusza, który, panując na morzu, uniemożliwiał również dostęp do pozostałych prowincji. Ale taki podział odpowiadał ówczesnemu stosunkowi sił. Oktawian był najsłabszy, otrzymał więc najmniej. Mówiono też w Rzymie o obietnicach wielkich nagród dla żołnierzy triumwirów. Po zwycięstwie nad Brutusem i Kasjuszem legioniści mieli dostać ziemie osiemnastu najbogatszych miast Italii, których ludność zostanie wysiedlona. Prawie bezpośrednio po spotkaniu pod Bononią do stolicy przybyli tajni wysłannicy trzech wodzów z misją natychmiastowego zgładzenia kilkunastu najwpływowszych senatorów. Zdołali zabić tylko czterech, inni ukryli się lub byli poza Rzymem. 68 Ta akcja wywołała panikę w mieście. Wysiłki w celu przywrócenia spokoju konsul Pediusz, krewny Oktawiana, przypłacił atakiem serca i śmiercią. Ale teraz patrzono w przyszłość spokojnie. Kto miał zginąć, już zginął. Nie ma mowy o żadnych dalszych represjach. Proskrypcje W nocy z 27 na 28 listopada w wielu punktach miasta pojawiły się wielkie obwieszczenia. Tłumy, które zebrały się przy nich o świcie, czytały: Zbrodniczy zamach na osobę Cezara jasno wykazał, że nadmierna wyrozumiałość wobec elementów wiarołomnych nie może stanowić normy postępowania. A więc całkowita odpowiedzialność za konieczność przedsięwzięcia obecnie skutecznych środków zabezpieczenia pokoju spada na morderców Cezara i ich popleczników. Dobro ludu rzymskiego wymaga przygotowania ekspedycji karnej przeciw tym zbrodniarzom, których dotąd jeszcze nie dosięgnął miecz sprawiedliwości. Celem zapewnienia pełnego bezpieczeństwa ludu w czasie działań wojennych niezbędne jest całkowite unieszkodliwienie elementów wrogich w samej stolicy. Szybkie i pełne przeprowadzenie tej akcji leży w interesie samego ludu, który tak wiele wycierpiał skutkiem przedłużających się wojen. Przykładnego ukarania elementów zbrodniczych domagają się też siły zbrojne. W celu uniknięcia wszelkich nieporozumień i możliwości nadużyć nazwiska osób skazanych podaje się do publicznej wiadomości. Zabrania się przyjmowania, ukrywania, wysyłania i wspomagania w jakikolwiek sposób osób niżej wymienionych. Winni tych przestępstw, jak też winni niedoniesienia odpowiednim władzom o popełnieniu tego rodzaju czynów, podlegają karze tak samo, jak i osoby skazane. 69 Kto zabije skazanego i udowodni to przynosząc jego głowę, otrzymuje: wolnourodzony — 100000 sesterców za każdą głowę; niewolnik — 40000 sesterców za każdą głowę oraz wolność. Nagrody tej samej wysokości przysługują też donosicielom. Gwarantuje się utrzymanie w pełnej tajemnicy nazwisk osób nagrodzonych i donosicieli. Majątki osób skazanych przechodzą na własność państwa z wyłączeniem: posagu wniesionego przez żony proskrybowanych; 1/10 majątku ojca dla każdego syna i 1/20 dla każdej z córek. Podpisali: Marek Emiliusz Lepidus Marek Antoniusz Gajusz Juliusz Cezar triumwirowie dla ustanowienia spraw Rzeczypospolitej. Niżej wypisane były nazwiska stu trzydziestu osób proskrybowanych. W dni następne ukazywały się dalsze listy. Łącznie skazano około trzystu senatorów i 2000 ekwitów, tj. zamożnych przedsiębiorców i bankierów. Celem proskrypcji było usunięcie ludzi możnych, a wrogich triumwirom oraz zastraszenie całego społeczeństwa. Ale chodziło też o ratowanie finansów państwa przez zagarnięcie majątku osób proskrybowanych. Skarb bowiem Rzeczypospolitej był pusty. Utrzymanie olbrzymich armii wymagało milionów, a jeszcze więcej przygotowanie wojny. A tymczasem ze wschodnich, najbogatszych prowincji podatki nie napływały w ogóle, z Zachodu zaś nader skąpo. Rozpoczęły się wielkie łowy. Zwierzyną byli ludzie, którzy jeszcze wczoraj zasiadali w senacie, piastowali najwyższe urzędy, posiadali miliony. Postawa i losy ofiar były różne. Większość próbowała ukryć się i broniła życia na wszelki sposób. Wyciągano nieszczęsnych z najprzemyślniejszych kryjówek: z dołów kloacznych i studzien, z kominów i stryszków, ze skrzyń i nędznych chałup. Niektórzy z lęku przed śmiercią 70 popełniali samobójstwo. A inni znowu spokojnie czekali na oprawców siedząc przed domem lub nawet idąc im naprzeciw. Najdzielniejsi spotykali zbirów z bronią w ręku i drogo sprzedawali swe życie. Różnie też zachowywały się rodziny i najbliżsi proskrybowanych. Były żony, które szły na śmierć wraz z mężami lub zabijały się przy ich zwłokach. Inne oddawały swe klejnoty, a nawet cześć, by ocalić im życie. Jeszcze inne odważnie dzieliły z mężami niebezpieczeństwa i trudy ucieczki przez góry, pustkowia i morza. Ale były też takie, które wiodły żołnierzy do kryjówek mężów. Niektórzy niewolnicy sami zabijali proskrybowanych albo wydawali ich w ręce siepaczy. Inni natomiast nawet torturowani nie zdradzali miejsc, gdzie ukrywali się panowie. A jeszcze inni ginęli wraz ze swymi panami lub podawali się za nich, aby umożliwić im ucieczkę. Byli też panowie, którzy oddawali się w ręce siepaczy, aby ocalić swych niewolników od tortur. Wielu proskrybowanym udało się uciec na Wschód, do Marka Brutusa i Kasjusza, lub na Sycylię, do Sekstusa Pompejusza. Obfitowały te ucieczki w niezwykłe przygody, cudowne ocalenia i groźne perypetie. Ale niemało skazanych na śmierć znalazło bezpieczne ukrycie w samej Italii. Niejeden wówczas proskrybowany doszedł później do najwyższych godności państwowych. Głowy zabitych znoszono na Forum i przybijano do mównicy. W czasie tych ponurych tygodni miały też miejsce wydarzenia tragikomiczne. 31 grudnia miał się odbyć triumf Lepidusa z powodu rzekomych jego zwycięstw nad jakimiś mało znanymi ludami w Hiszpanii. Było jednak wątpliwe, czy ludność, przygnębiona i rozgoryczona ostatnimi wypadkami, zechce w ogóle przypatrywać się uroczystemu wjazdowi znienawidzonego triumwira do miasta. Ten bierny opór złamano z góry. Ukazał się edykt wzywający do masowego udziału w obchodach i uroczystościach. Wstrzymanie się od udziału groziło proskrybo- 71 waniem. Dzięki tej zachęcie dzień triumfu upłynął w pogodnym nastroju, wśród szczerego entuzjazmu szerokich mas ludności. Na jednym z posiedzeń senatu wysunięto projekt przyznania każdemu z triumwirów wieńca, jakim nagradzano tych, którzy ocalili życie współobywatela. Albowiem — dowodzili wnioskodawcy — to odznaczenie należy się triumwirom jak najsłuszniej; mogli przecież, gdyby zechcieli, proskrybować znacznie więcej osób. Każdy więc, kto jeszcze żyje, im to zawdzięcza. Trudno odmówić temu rozumowaniu przekonywającej logiki ». Kto winien? Nikt postronny nie brał udziału w tajnych naradach triumwirów. Nie zachowały się żadne dokumenty i relacje, które by wskazywały, w jakiej mierze wina za zbrodnie proskrypcyjne obciąża poszczególnych możnowładców. Najbardziej sporna jest rola Oktawiana. Starożytni i nowsi wielbiciele późniejszego cesarza radzi by w ogóle milczeniem pominąć jego udział w tym niechlubnym dziele. Natomiast stronnicy Antoniusza, a również i obrońcy starego ładu, nie szczędzili pod adresem Oktawiana najcięższych zarzutów: zimnego okrucieństwa, szydzącego cynizmu, twardej bezwzględności. Te oskarżenia są powtarzane przez wieki. Oczywiście, można sobie poradzić i tak, jak uczynił to Swetoniusz. Pisarz to obecnie modny i poczytny, chyba głównie dlatego, że podaje wiele uciesznych anegdot i pikantnych szczegółów o życiu cesarzy, z których kilku, jak wiadomo, było zwyrodnialcami. W istocie rzeczy owe żywoty należą do najbardziej płaskich tworów historiografii. Swetoniusz jednak nie był wyzbyty pewnych ambicji. Pragnął błyszczeć najszlachetniejszą z wszystkich cnót historyka — bezstronnością. I okazuje się, że cnotę tę nad podziw łatwo posiąść i praktykować. W wypadkach wątpliwych należy po prostu zestawiać przeciwstawne fakty, nie badając nawet, który z nich jest lepiej poświadczony i prawdopodobniejszy. A więc: Oktawian ponoć długi czas sprzeciwiał się wprowadzeniu proskrypcji. To dobrze. Oktawian odznaczał się szczególną bezwzględnością, nie ustępował prośbom, nie chciał położyć kresu prześladowaniom. To źle. Z bezliku sprzecznych poglądów i opinii, jakie w ciągu wieków wysunięto w sprawie odpowiedzialności Oktawiana za proskrypcje, wyróżnia się rzeczowością i trafnością sąd Kasjusza Diona. Żył on w 200 lat po czasach Oktawiana. Na tyle więc blisko tej epoki, że miał do rozporządzenia wiele materiału źródłowego, z którego do naszych czasów prawie nic nie zostało. A z drugiej strony na tyle daleko, że mógł być prawdziwie bezstronny. Nade wszystko jednak ważny jest fakt, że Kasjusz Dion był nie tylko uczonym historykiem, ale i aktywnym politykiem. Połączenie to rzadkie, a zawsze jednakowo cenne — i w starożytności, i obecnie. Bo osobisty wgląd w rzeczywisty bieg wielkiej polityki i w tajniki władzy daje lepsze wyczucie historycznej możliwości niż przestudiowanie całej tony archiwaliów. Warto więc zapoznać się z opinią Kasjusza Diona o proskrypcjach. „Wszystko to było dziełem głównie Lepidusa i Antoniusza, którzy mieli bardzo wielu wrogów, jako że przez długi okres byli w łaskach u Cezara starszego i przez całe lata piastowali wysokie urzędy i namiestnictwa. Wydaje się, że Oktawian uczestniczył w tym wszystkim tylko z racji swego udziału we władzy. Albowiem on sam nie miał żadnej potrzeby usuwania wielu osób. Z natury też nie był okrutnikiem i wychowano go w zasadach ojcowskich, tj. łagodności. A zresztą będąc młodym jeszcze człowiekiem i dopiero wchodząc w życie polityczne, nie miał powodów, by żywić nienawiść do większej liczby osób. Przeciwnie, pragnął popularności. Dowodzi tego fakt, że skoro tylko zerwał z tamtymi dwoma i sam zaczął rządzić, nigdy nie dopuścił się podobnych okrucieństw. A i wówczas nie tylko że proskrybował nielicznych, ale nawet ocalił wielu. Traktował też bardzo surowo tych, co wydali swych panów 72 73 lub przyjaciół, a natomiast niezwykle łagodnie tych, którzy pomagali skazanym. Przykładem niech będzie sprawa szlachetnej pani Tanuzji. Ukryła ona swego proskrybowanego męża, Tytusa Winniusza, w skrzyni u wyzwoleńca imieniem Filopojmen. Przekonała wszystkich, że mąż zmarł. Później wypatrzyła okazję, kiedy ktoś z jej krewnych urządzał igrzyska. Uprosiła Oktawie, żeby jej brat sam przybył do teatru, jedyny z triumwirów. Wówczas podeszła do niego i wyjawiła wszystko, co zrobiła. Kazała nawet wnieść skrzynię, z której wydobyto męża. Cezar zdziwił się, uwolnił wszystkich od winy, Filopojmena zaś zaliczył do »ekwitów«". Sprawiedliwość każe jednak przypomnieć, że proskrybowanie przynajmniej jednej osoby z całą pewnością obciąża właśnie i tylko Oktawiana. Chodzi o Sylicjusza Koronę, owego sędziego, który w sierpniu jedyny ośmielił się głosować za uniewinnieniem zabójców Cezara. W tej sprawie Oktawian był bezkompromisowy. Czuł się przede wszystkim mścicielem przybranego ojca1. Śmierć Cycerona Chodziły słuchy, że w czasie układania listy proskrybowanych Oktawian z uporem bronił życia Cycerona. Ale ostatecznie musiał ustąpić. Przede wszystkim dlatego, że jako najmłodszy i najsłabszy miał najmniej do powiedzenia. Po drugie dlatego, że Antoniusz właśnie Cycerona nienawidził z całego serca. A wreszcie i z tego powodu, że obaj pozostali triumwirowie dali piękne dowody umiłowania sprawiedliwości, umieszczając od razu na pierwszej liście: Lepidus swego brata Paullusa, Antoniusz zaś brata matki. Obaj skazani popełnili tę zbrodnię, że przed kilku miesiącami głosowali w senacie za uznaniem swych krewnych za wrogów ludu. Mimo tej wymuszonej zgody Oktawian był wobec Cycerona w całkowitym porządku. Jeszcze w sierpniu dał Cyceronowi wielką szansę, oficjalnie zezwalając mu na wyjazd z Rzy- 74 mu. Mógł on wówczas, gdyby chciał, udać się nawet do Marka Brutusa i Kasjusza. Mógł uciec z Italii jeszcze w listopadzie, kiedy rozeszły się wieści o porozumieniu trzech. Był przecież świadom, jak bardzo nienawidzi go Antoniusz. Lecz Cyceron zwlekał do ostatniego momentu. Wiadomość, że został proskrybowany, i to wraz z synem oraz bratem i bratankiem, zastała go w Tuskulum, miasteczku położonym zaledwie o kilka godzin drogi od Rzymu. Natychmiast pospieszył w kierunku małego portu Astura. Towarzyszył mu brat Kwintus. Wierni niewolnicy nieśli ich w lektykach. Mieli zamiar popłynąć do Macedonii, do armii Brutusa. Ale nim dotarli do Astury, Kwintus Cyceron postanowił zawrócić. Nie wziął żadnych pieniędzy, a również i brat miał niewiele. Bracia uścisnęli się z płaczem i rozstali, aby nigdy się już nie zobaczyć. W kilka dni później Kwintusa zdradzili niewolnicy. Zabito go razem z synem. Cyceron wsiadł w Asturze na okręt i przy pomyślnym wietrze tegoż dnia dopłynął do przylądka Cyrcei. Sternik chciał żeglować dalej, ale z niewiadomych przyczyn Cyceron zmienił zdanie. Wysiadł na ląd i kazał się nieść w lektyce z powrotem ku Rzymowi. Może czekał na brata? A może chciał zabiegać o łaskę Oktawiana? Rychło jednak rozmyślił się i znowu wrócił do Astury. Tu przenocował. Nazajutrz popłynął wzdłuż wybrzeży do Kajety 1, gdzie wysiadł i wypoczął w swej położonej nad morzem willi pod Formiae, bo podróż okrętem znosił źle. Kruki i wrony, jak to zwykle bywa zimą, ponuro kracząc nisko krążyły nad domem. Niewolnicy obawiali się pościgu i nalegali na pośpiech. Istotnie, zaraz po wyjściu uciekających dotarł do willi oddział żołnierzy pod dowództwem Herenniusza i Popiliusza Lenasa. Ten ostatni był niegdyś klientem Cycerona. Sławny mówca wybronił go od skazania za morderstwo. Żołnierze wyłamali zamkniętą bramę Willi. Niewolnicy, którzy w niej pozostali, twierdzili zgodnie, że nie mają pojęcia, gdzie obecnie przebywa ich pan. Ale willa stała na wzgórzu i dostrzeżono, że w dole, krętą ścieżką wśród drzew i krzewów, wolno posuwa się lektyka. Popiliusz Lenas puścił się z częścią 75 żołnierzy zboczem góry prosto ku miejscu, gdzie ścieżka dochodziła do morza. Natomiast Herenniusz i reszta oddziału pobiegli samą ścieżką. Cyceron dosłyszał kroki ścigających. Rozkazał niewolnikom zatrzymać się. Swym zwykłym gestem lewą ręką nieco nerwowo pocierał podbródek. Patrzył prosto ku nadchodzącym. Twarz miał zbiedzoną i wychudłą, był zarośnięty i sczerniały. Kiedy centurion podniósł miecz, Cyceron wychylił głowę z lektyki, jakby chciał przyspieszyć to, co nieuniknione. Żołnierz, czy to ze zdenerwowania, czy też z braku wprawy, ciął trzy razy, nim głowa odpadła. Był siódmy grudnia. Za kilka dni Cyceron skończyłby lat 64. Kiedy przyniesiono Antoniuszowi głowę i prawą rękę Cycerona, triumwir nie mógł powstrzymać okrzyku radości. Rozkazał przybić je natychmiast do tej mównicy, z której wielki mąż stanu tylekroć przemawiał do ludu rzymskiego. Herenniusz otrzymał nagrodę dziesięciokrotnie wyższą od normalnej. Wiele, wiele lat później, Oktawian — wówczas już cesarz — niespodziewanie wszedł do pokoju jednego ze swych wnuków. Chłopiec, wyraźnie speszony, nieporadnie próbował ukryć zwój papirusu. Oktawian wziął go do ręki i stojąc zaczął czytać z rosnącą uwagą. Po długiej chwili oddał chłopcu książkę. Powiedział: — To był mądry człowiek. Mądry i kochający ojczyznę. Mówił o Cyceronie. Bunt kobiet Dnia 1 stycznia roku 42 urzędowanie objęli nowi konsulowie: Lucjusz Munacjusz Plankus i Marek Lepidus, triumwir. Tego dnia triumwirowie, a za ich przykładem senat i urzędnicy, złożyli uroczystą przysięgę, że będą święcie strzec wszyst- 76 kich zarządzeń Cezara. Zmarły został zaliczony w poczet bóstw. Odtąd syn jego, Oktawian, przyjął do swego nazwiska tytuł: „Divi filius" — syn Boskiego. Był to pierwszy w dziejach Europy Zachodniej wypadek przyznania zmarłemu czci boskiej. Dla uświetnienia pamięci Cezara we wszystkich miastach Italii miano wznieść jego posągi. W samym Rzymie na Forum, rzucono podwaliny pod świątynię „Boskiego Juliusza" — dokładnie w tym miejscu, gdzie przed dwu laty płonął stos z jego zwłokami. Dzień urodzin Cezara mieli obchodzić uroczyście wszyscy obywatele pod karą klątwy i wysokiej grzywny. Natomiast dzień, w którym zginął, uznano za nieszczęsny. Podniosłe to były uroczystości i uchwały, ale ponura rzeczywistość rzucała czarny cień na piękną fasadę. Finanse państwa leżały w całkowitej ruinie. Choć głowy proskrybowanych coraz gęstszym wianuszkiem otaczały mównicę na Forum, czysty zysk z tej wielkiej akcji okazał się znacznie mniejszy, niż zakładano. Mienie ruchome proskrybowanych zwykle ulegało rozgrabieniu przez morderców i żołnierzy, czasem przez pospólstwo, a niekiedy niszczyli je sami proskrybowani. Natomiast domy i posiadłości ziemskie niewielu miały nabywców. Albowiem kto tylko posiadał jakiś kapitał, bał się z nim zdradzić, aby samemu nie stać się ofiarą proskrypcji lub rozzuchwalonego żołdactwa. Zresztą najwartościowsze obiekty przechodziły prawie za darmo na własność oficerów i ludzi ustosunkowanych, ci bowiem mieli na aukcjach prawo pierwokupu. W tej sytuacji triumwirowie wpadli na pomysł obłożenia wysoką daniną na cele wojenne majątku tysiąca czterystu najbogatszych kobiet, rzecz w Rzymie dotąd nigdy nie praktykowana. Oburzone panie zwróciły się z prośbą o interwencję do żony Antoniusza, Fulwii. Delegacji w ogóle nie wpuszczono do jej pałacu. Matka i siostra Oktawiana pragnęły pomóc, ale młodzieniec miał najmniej do powiedzenia. Wzburzony tłum dostojnych pań — a każdej towarzyszyły przyjaciółki i niewolnice — udał się na Forum. Kobiety rozepchnęły straże i podeszły pod samą mównicę, gdzie zasiadali 77 przewodniczący Zgromadzeniu triumwirowie. W imieniu pokrzywdzonych zabrała głos Hortensja, córka wielkiego mówcy: — My kobiety nie bierzemy udziału w życiu politycznym, nie dla nas są honory, urzędy i triumfy. Ale też nie my prowadzimy nieszczęsne wojny. Dlatego to państwo nigdy nie obciążało podatkami własności kobiet. Owszem, w czasach wielkiego niebezpieczeństwa niewiasty same, dobrowolnie, składały na potrzeby Rzeczypospolitej, co miały najcenniejszego. I my dziś gotowe byłybyśmy postąpić jak nasze prababki, gdyby naprawdę wezwała nas Ojczyzna. Ale na cele waszej wojny płacić nie chcemy i nie będziemy — panowie, którzy pragniecie ustanawiać sprawy Rzeczypospolitej! Próbowano odpędzić kobiety od mównicy. Podniósł się krzyk i pisk, powstało zamieszanie. A sympatie tłumów były najwidoczniej po stronie niewiast. Dnia następnego ukazała się ustawa stanowiąca wyraźne ustępstwo. Daniną wojenną obłożono majątki tylko czterystu kobiet. Tak więc triumwirowie ponieśli porażkę. Natomiast wszyscy mieszkańcy Italii, posiadający majątki powyżej 100000 sesterców, winni byli złożyć 1/50 Jego wartości i cały jednoroczny dochód na cele wojenne. Surowe kary groziły za zatajenie majątku, donosicielom natomiast zagwarantowano wysokie nagrody. Aby odciążyć skarb państwa, legiony na zimę rozkwaterowano po różnych miastach Italii, przerzucając koszt utrzymania wojsk na gminy. W praktyce oznaczało to wydanie tych miejscowości na rabunek rozzuchwalonego żołdactwa. Właśnie w tym czasie zmarła matka Oktawiana, Atia. Pogrzeb jej odbył się na koszt państwa. Ale natychmiast do władz zwrócił się jakiś żołnierz, żądając przekazania mu majątku zmarłej. Nie był to dowód jakiejś szczególnej samowoli czy też bezczelności. W owym okresie zdarzało się nader często, że posiadłości osób zmarłych przechodziły w ręce żołnierzy. Albowiem oni byli właściwymi panami Rzeczypospolitej, losy triumwirów tylko od nich zależały. I z tego zdawali sobie dobrze sprawę — i żołnierze, i nominalni władcy Rzymu. Tę skorumpowaną i rozbestwioną armię trzeba było prowadzić na Wschód, przeciw potężnym siłom Brutusa i Kasjusza. 78 Na Wschodzie Zabójcy Cezara nie marnowali czasu. Brutus umocnił się w Macedonii, Kasjusz zaś w Syrii i krajach przyległych. Obaj wzmacniali dawne legiony i formowali nowe. Zaciągali do nich Rzymian, którzy uciekli przed terrorem triumwirów z Italii albo też już przebywali na Wschodzie. Co prawda ten przypadkowy materiał nie zawsze był wojskowo najwartościowszy. Tylko brakiem odpowiednich ludzi można wytłumaczyć, że wyższym oficerem jednego z legionów Brutusa został mianowany pewien dwudziestotrzyletni młodzieniec, niski, korpulentny, krótkowzroczny. Przyjechał niedawno z Rzymu do Aten, aby studiować filozofię. Tu zastała go wojna. Nie służył dotąd w wojsku i pochodził z niższych warstw społecznych: był synem wyzwoleńca. Nazywał się Kwintus Horacjusz Flakkus. Pod koniec roku 43 Brutus i Kasjusz spotkali się w Azji Mniejszej, w Smyrnie. Tu ułożyli plan działania. Postanowili przed przybyciem triumwirów rozprawić się z ludami i miastami podejrzanymi o sprzyjanie im, a jednocześnie zapełnić wciąż niesyte kasy obu armii. Zgodnie z tym planem Kasjusz zdobył i doszczętnie splądrował bogatą wyspę Rodos, Brutus zaś wyruszył na Lycję, krainę na południu Azji Mniejszej. Kiedy zdobywał jej główne miasto, Ksanthos, doszło do scen straszliwych. Obrońcy zabijali swe kobiety i dzieci, a później popełniali samobójstwo. Mimo nawoływań Brutusa, który nie był okrutnikiem, i mimo wysiłków żołnierzy, nie udało się opanować tego szału śmierci. W dymiących zgliszczach miasta po długich poszukiwaniach znaleziono ledwie kilkadziesiąt cudem ocalałych osób. Dwaj wodzowie znowu spotkali się, tym razem w mieście Sardes. Tu doszło między nimi do ostrego sporu. Kasjusz, być może, zarzucał Brutusowi idealizm i zbytnią pobłażliwość; on sam bowiem zebrał na Rodos 8000 talentów, Brutus natomiast przywiózł ze swej wyprawy tylko 150. Tymczasem przyszły wieści, że pierwsze legiony triumwirów już przeprawiły się przez Adriatyk i rozpoczynają działania 79 w Macedonii. Zaniechano więc małostkowych sporów. Ostatnia armia obrońców republikańskiej wolności ruszyła w kierunku przyszłego teatru wojny na północnych wybrzeżach Morza Egejskiego. We wrześniu stała już u cieśnin nadczarnomorskich, nad Hellespontem. Rozpoczęto przeprawę na brzeg europejski. Filippi O pierwszym brzasku do namiotu Kasjusza wszedł Brutus. Był wyraźnie czymś poruszony, ale starał się zachować spokój godny stoickiego mędrca. Tej nocy — zaczął opowiadać — miałem dziwne przeżycie. Czuwałem, jak zwykle, do późna. Cały obóz już spał, wszędzie była cisza i spokój. Gdzieś daleko okrzykiwały się straże. Siedziałem w swym namiocie, przy jednej, słabej lampce. Zamyśliłem się. Nagle poczułem lekki powiew, jakby ktoś podnosił wejściową płachtę namiotu. Spojrzałem — i rzeczywiście, w wejściu majaczyło coś, czego nie potrafię opisać. Było to coś ogromnego i odrażającego, ni człowiek, ni mara, jakaś postać niesamowita. Choć pełen przerażenia, zapytałem jednak: — Kto tu? A zjawa odpowiedziała: — Twój zły duch, Brutusie. Spotkamy się pod Filippi. Kasjusz wysłuchał opowiadania przyjaciela z uśmiechem pobłażania. Był nawet rad, że nadarza mu się sposobność wyłożenia poglądów swego umiłowanego filozofa, materialisty Epikura, na istotę naszych postrzeżeń zmysłowych oraz wyobrażeń. Tak więc wśród zgiełku i krzątaniny, jaka zwykle panuje przy zwijaniu obozu, obaj wodzowie zagłębili się w rozważania o subtelnościach materialistycznego interpretowania zjawisk przez Epikura. 80 Mar i duchów, rzecz prosta, nie ma. Wszystkie owe tak zwane zjawy to tylko jakby odbitki rzeczy raz już widzianych lub słyszanych. Przechowuje je pamięć. Zdarza się jednak, że przemęczenie lub choroba rozluźni spojenia archiwum pamięci. Wówczas kilka przypadkowo wyrwanych odbitek plącze się przed zmysłami, wywołując wrażenie, że coś widzimy lub słyszymy. Brutus, oczywiście, jest przepracowany. A jego zwyczaj ślęczenia nocami nad lekturą musi być zabójczy dla organizmu. Trudno się dziwić, że nie panuje nad swoją pamięcią i zmysłami. W nocy z całą pewnością zdrzemnął się nieco (choć tego nie pamięta) i w tymże momencie z księgi jego pamięci wypadł liść, na którym wypisane było: Filippi. To całkowicie zrozumiałe, bo właśnie ostatnio na wszystkich naradach często słyszy się nazwę tej miejscowości. Istotnie, tak było. W obozie Brutusa i Kasjusza od pewnego czasu wiele mówiono o Filippi. Wiadomo było, że właśnie w pobliżu tego miasteczka operują dwaj wyżsi oficerowie Antoniusza, wysłani z ośmiu legionami jako forpoczta wielkiej armii. Przez Filippi, leżące na tracko-macedońskim wybrzeżu Morza Egejskiego, wiodła wielka droga, „via Egnatia", biegnąca od Adriatyku. Wrogie, idące naprzeciw siebie armie musiały spotkać się właśnie w tych okolicach. Wodzowie Antoniusza początkowo wysunęli się znacznie dalej na wschód, aż pod miasto Doriskos. Kiedy jednak zbliżało się 19 legionów Brutusa i Kasjusza, a wzdłuż wybrzeży posuwała się ich flota pod dowództwem Tilliusza Cymbra, wycofali się pod samo Filippi i zajęli przesmyk wiodący do tej miejscowości między górami a morzem, tzw. Wrota Sapejskie. Mieszkańcy tych krain, Trakowie, wskazali okrężną drogę przez lesiste góry. Po pięciu dniach uciążliwego marszu Brutus i Kasjusz obeszli przesmyk i stanęli pod Filippi. Przeciwnik, w obawie przed okrążeniem, natychmiast wycofał się na zachód, do miasta Amfipolis. Filippi leżało na południowym stoku gór. Równina między miastem a morzem była podmokła. Obaj wodzowie rozbili 81 obozy nieco na zachód od miasteczka, na małych wzgórkach, pomiędzy którymi biegła „via Egnatia". Prócz normalnych obwarowań każdego obozu z osobna wzniesiono też wspólną linię umocnień od strony zachodniej. Flota stacjonowała w niedalekim porcie Neapolis, skąd utrzymywała łączność z magazynami armii na wyspie Tazos. Wkrótce nadciągnął Antoniusz i rozbił obóz na równinie na zachód od stanowisk Brutusa i Kasjusza. Oktawian przybył nieco później, przechodził bowiem ciężką chorobę. Był tak osłabiony, że jeszcze w obozie musiano go nosić w lektyce. Lepidus pozostał w Rzymie. Siły przeciwników były prawie równe, liczyły mniej więcej po sto tysięcy ludzi. Obaj triumwirowie mieli łącznie 19 legionów i około 13000 jazdy. Reszta ich legionów jeszcze nie nadciągnęła, część zaś ubezpieczała długą a jedyną linię zaopatrzeń armii, „via Egnatia" od Apollonii do Amfipolis. Brutus i Kasjusz mieli tyleż legionów, jazdy natomiast nieco więcej. Ale ta była złożona prawie wyłącznie z kontyngentów ludów obcych. Triumwirowie dążyli do szybkiego stoczenia bitwy, albowiem trudności z aprowizacją groziły katastrofą. Macedonię doszczętnie złupił Brutus już przed rokiem. Zbliżała się zima. Co najgorsze, Morze Jońskie i Adriatyk kontrolowała flota wrogów. Dowodzili nią Lucjusz Stajusz Murkus i Gnejusz Domicjusz Ahenobarbus. A panem Sycylii był Sekstus Pompejusz. Przed rozpoczęciem kampanii na Wschodzie przyjaciel Oktawiana, Salwidienus Rufus, starał się go wyprzeć przynajmniej z najważniejszych punktów, ale poniósł porażkę. Aby wymusić bitwę, Antoniusz rozpoczął budowę grobli i umocnień poprzez moczary w kierunku wschodnim. Zamierzał przeciąć linie połączeń przeciwnika z portem w Neapolis. Kasjusz, gdy to przejrzał, przystąpił do budowy fortyfikacji prostopadle do wytyczonej drogi Antoniusza. W tych warunkach doszło do pierwszego starcia, z początkiem października. Około południa legiony Antoniusza ruszyły nagle do szturmu na umocnienia Kasjusza, a później i na sam jego obóz. 82 Ponieważ zaskoczony przeciwnik bronił się słabo, atakujący wdarli się głęboko. Kasjusz stracił zupełnie orientację. Kiedy ujrzał cwałujący oddział jeźdźców, uprosił wiernego niewolnika, aby przebił go mieczem. A tymczasem byli to jeźdźcy z obozu Brutusa! Przybywali z meldunkiem, że odniesiono tam świetne zwycięstwo! Kiedy bowiem legioniści Brutusa spostrzegli, co się dzieje na lewym skrzydle, sami, bez rozkazu, ruszyli do walki. Część z nich uderzyła z flanki na oddziały Antoniusza, część zaś, pod wodzą Marka Waleriusza Messali Korwinusa, zaatakowała obóz Oktawiana. Zdobyto go nadspodziewanie łatwo. Sam Oktawian ocalał tylko dlatego, że wyszedł z namiotu na obchód Unii. Znaleziono natomiast jego lektykę. Pod wieczór, gdy sytuacja się wyjaśniła, obie strony powróciły do swych obozów. Tak zakończyła się pierwsza bitwa pod Filippi. Jej przebieg nie przyniósł chwały wodzom żadnej ze stron. Z rozkazu Brutusa ciało jego przyjaciela i współwodza pogrzebano na wyspie Tazos. Tego samego dnia, kiedy walczono pod Filippi, przez Morze Jońskie płynął wielki konwój. Wiózł on z Italii do Apollonii wzmocnienia dla armii triumwirów; dwa legiony — jednym z nich był ów sławny Marsowy — i kilka kohort. Niespodziewanie zaatakowało ten konwój 130 okrętów wojennych pod wodzą Stajusza Murkusa i Domicjusza Ahenobarba. Pozbawione należytej osłony transportowce stały się łatwym łupem napastników. Tysiące żołnierzy poszło na dno nie mając nawet możliwości dobycia miecza. Dotknięci tą klęską triumwirowie tym energiczniej dążyli do stoczenia nowej bitwy. Ale Brutus słusznie oceniał sytuację i pragnął odwlec starcie. Jego armia, panująca na morzu i zaopatrywana z Tazos, nie obawiała się jesieni i zimy. Jednakże oficerowie Brutusa byli innego zdania. Żołnierzom dłużył się pobyt w obozie, źle znosili trudy i niewygody ciągłego pogotowia. A te legiony, które wtargnęły do obozu Oktawiana, były aż nazbyt pewne swej przewagi. Mimo to Brutus wytrwałby w swym postanowieniu, gdyby 83 nie ponowna groźba przerwania połączeń z flotą: Antoniusz i Oktawian zbudowali trzy małe obozy i umocnienia, biegnące w kierunku wschodnim, między bagniskiem a jego liniami. Tak doszło pod Filippi w dniu 23 października do drugiej bitwy. Losy starcia rozstrzygnęły się na lewym skrzydle wojsk Brutusa. Było ono zbyt rozciągnięte i nie wytrzymało uderzenia. Do klęski przyczyniła się też postawa dawnych legionów Kasjusza. Te, raz już pokonane, nie okazywały ducha bojowego. Sam Brutus zdołał ujść z dużym oddziałem w góry. Nazajutrz ujrzał, że jest otoczony ze wszystkich stron i nie ma żadnej możliwości przedostania się do floty. Wówczas dopiero postanowił pójść w ślady przyjaciela. Własną ręką wbił sobie miecz w lewą pierś, w samo serce. Antoniusz, który lubował się w pięknych gestach, kazał owinąć ciało Brutusa w swój purpurowy płaszcz imperatorski i spalić, a prochy odesłać matce zmarłego, Serwilii, niegdyś tak bliskiej Cezarowi... Mars Ultor W 40 lat po bitwie pod Filippi Oktawian, wówczas noszący tytuł Augusta, dokonał na nowym Forum w Rzymie uroczystego poświęcenia świątyni boga Marsa Ultora. Jej potężne, kamienne mury stoją do dziś, szare i groźne. Zbudowanie tego przybytku bogu wojny i zemsty wódz ślubował na polach pod Filippi, kiedy ważyły się losy zmagań. Brutus i Kasjusz zadali sobie śmierć własną ręką. Wielu spiskowców zginęło w bitwie. Inni, za przykładem wodzów, popełnili samobójstwo. Jeszcze innych schwytano i natychmiast ścięto. Niektórym udało się ujść i znaleźć przytułek u Sekstusa Pompejusza na Sycylii, ale i tych dosięgła później karząca ręka boga wojny. A więc dzieło zostało dokonane. Syn pomścił śmierć ojca. A był to obowiązek wielki i święty — rozumiał go każdy 84 Rzymianin. Krew za krew, życie za życie — takie było przykazanie. Oktawian do końca spełnił zadanie, które postawił sobie, kiedy był jeszcze młodziutkim chłopcem, bez doświadczenia i przyjaciół, zewsząd otoczonym przez wrogów. Ale nie mścił się ślepo i krwiożerczo. Łaski nie było tylko dla zabójców i bezwzględnych wrogów. Innym wybaczano chętnie i szczodrze. Z bitwy uratowało się kilka zwartych formacji Brutusa. Przyjęto je od razu do służby w armii triumwirów. A również prawie wszyscy żołnierze i oficerowie, którzy rozpierzchli się w różne strony świata, później odzyskali pełnię praw. Był wśród nich ów student z Aten, nie bardzo fortunny trybun legionu, Kwintus Horacjusz Flakkus. Choć niski i słabego wzroku, uciekał dobrze. Ciężką tarczę rzucił od razu. Wkrótce był już w Rzymie i zaczął rozglądać się za pracą. Natomiast jego przyjaciel Pompejusz Warus, który uciekł na Sycylię, wrócił do Italii dopiero po dwunastu latach. Zwycięzcy wyciągnęli rękę nawet do wyższych oficerów Brutusa i Kasjusza. Jednym z nich był Messala Korwinus, ten sam, który w pierwszej bitwie zdobył obóz Oktawiana. Teraz przeszedł na stronę triumwirów, a później związał się z Oktawianem i służył mu wiernie. W 11 lat później właśnie Messala wielce się przyczynił do zwycięstwa Oktawiana nad Antoniuszem i Kleopatrą pod Akcjum. Oktawian pochwalił go wówczas nieco złośliwie: — Spisałeś się świetnie, jak pod Filippi! A na to Korwinus z całym spokojem: — Owszem. A to dlatego, że i wtedy, i teraz walczyłem w słusznej sprawie. Oktawian uśmiechnął się — i pozostali przyjaciółmi do końca dni swoich. 85 Część druga NEPTUN BÓG MORZA Sielanka Był wysoki, miał czarne, krótko strzyżone włosy i kościstą twarz prostego chłopa. Bo też pochodził z chłopskiej rodziny. Był jednak chorowity, nieśmiały i dziewczęco wrażliwy. Urodził się i wychował na północy, w Galii nad Padem, ale większą część życia spędził na południu — nad Zatoką Neapolitańską i na Sycylii. Uczęszczał do szkół w Mantui, Kremonie i Mediolanie, studiował w Rzymie i w Neapolu. Znał dobrze grecką i rzymską literaturę, z zapałem zgłębiał tajniki filozofii Epikura, nieobca mu była nawet matematyka i medycyna. Ale mówił zawsze opornie i z wielkim trudem, czyniąc wrażenie człowieka niewykształconego. Chyba, że deklamował własne utwory. Wówczas głos mu się zmieniał i dźwięczne wiersze płynęły melodyjnie. Co prawda, choć miał już lat prawie 30, wierszy spłodził mało, a żaden z nich nie zapowiadał prawdziwie wielkiego talentu. Najambitniejszy dotąd utwór nosił tytuł Komar, albowiem sławił komara, który ukąsił w czoło śpiącego pasterza i w ten sposób uratował go przed pełznącym jadowitym wężem. Pasterz budząc się odruchowo zabił owada, ale w porę spostrzegł śmiertelne niebezpieczeństwo. W nagrodę za bohaterski czyn wystawił komarowi nagrobek. Autor tego poematu nazywał się Publiusz Wergiliusz Maron. Ten niezaradny, obcy życiu i wszystkim jego sprawom człowiek dowiedział się pewnego dnia, że mały mająteczek koło Mantui, jedyna podstawa utrzymania jego i całej rodziny, ma być zabrany na rzecz weteranów armii triumwirów. Od dawna już chodziły słuchy o groźbie wielkich wywłaszczeń, ale o Mantui dotąd nie było mowy, choć wymieniano sąsiednią Kremonę. Okazało się jednak po bitwie pod Filippi, że zabraknie ziemi dla wszystkich żołnierzy, którym ją obiecano. Trzeba było rozszerzyć tereny wywłaszczeń. I dlatego 89 na polach pod Mantuą zaczęto wytyczać granice działek dla nowych panów tej ziemi, butnych żołdaków. Nie wiadomo, jakim cudem Wergiliusz zdołał trafić do Azyniusza Polliona, ówczesnego namiestnika prowincji Galii Przedalpejskiej. Polecili go, być może, młodzi literaci Rzymu i Neapolu. W myśl porozumienia zawartego z Antoniuszem właśnie Oktawianowi przypadło w udziale dokonanie najboleśniejszej operacji — wywłaszczenia dziesiątków tysięcy drobnych posiadaczy ziemskich w Italii. Oktawian liczył się bardzo ze zdaniem wpływowego namiestnika kluczowej prowincji. Dzięki Azyniuszowi triumwir pozostawił rodzinie Wergiliusza jej mająteczek. Ale iluż to mieszkańców miast skazanych musiało ze łzami w oczach żegnać ojczyste strony! Jakżeż tu w tych czasach opiewać wielkie czyny komarów, jak studiować atomistyczną budowę świata? Myśl, wbrew woli nawet, wraca do pól, winnic i zagajników wokół rodzinnego domu, do trzód pasących się na soczystych łąkach, do tego wszystkiego, co omal nie zostało stracone, a co jest najdroższe w świecie, bo tam upłynęło dzieciństwo. Nawet najbliżsi sąsiedzi odchodzą teraz w nieznaną dal i przyszłość. Z jakąż zawiścią zdają się mówić ci bezdomni: — Ty leżysz w cieniu rozłożystego buku i grasz sobie wiejskie melodie na skromnej fujarce. A my opuszczamy rodzinną ziemię, porzucamy ojczyznę... Cóż można odpowiedzieć? Chyba tyle tylko: — To bóg dał mi tę rozkosz wczasów. Bo on będzie dla mnie zawsze bogiem. To dzięki niemu moja trzoda pasie się spokojnie, a ja sam gram, co zechcę. Skarg wygnańca te słowa nie ukoją. Będzie żalił się dalej: — A więc, szczęśliwcze, te pola pozostaną twoimi. Są dość rozległe, jak na twoje potrzeby, choć część z nich kamienista, a część podmokła tylko trzcinę rodzi. Będziesz, jak dotąd, szukał chłodnego cienia u źródeł i strumieni. Pobliska, tak znana ci miedza ukołysze cię do snu łagodnym brzęczeniem pszczół nad kwiatami. I bez przerwy będą gruchać na wysokim wiązie twoje ulubione gołębie... My zaś odchodzimy stąd. Jedni do spalonej słońcem Afry- 90 ki, inni do Scytii, jeszcze inni do dalekiej Brytanii. Czy zobaczę jeszcze kiedyś, choćby po wielu latach, ojczyste strony? Czy ujrzę kryty darnią dach rodzinnej chaty? Ta rola, w której uprawę włożyłem tyle trudu, będzie własnością żołdaka. Jakiś barbarzyńca zbierze zboże mego siewu! Oto do czego niezgoda przywiodła nas nieszczęsnych! Czymże pocieszyć odchodzącego ze swej ziemi? Chyba tylko zaproszeniem: — Przecież możesz tu zostać ze mną jeszcze tę noc. Mam dojrzałe jabłka, miękkie kasztany, sporo sera. A już dymią dachy dalekich domów i coraz dłuższe cienie kładą się z gór wysokich... Z takich myśli i obrazów rodziła się pierwsza sielanka Wergiliusza. A z nią i wielkość poety x. Peruzja Oktawian wracał z Macedonii osłabiony chorobą i wyczerpany trudami kampanii. Rozeszły się nawet wieści o jego śmierci, wywołując u wielu jawną radość. W Italii oczekiwały Oktawiana trudności i niebezpieczeństwa tak poważne, jak chyba nigdy jeszcze w jego od pięciu lat zgoła niesielankowym życiu. Albowiem ciężkiemu zadaniu osadzenia weteranów na skonfiskowanej ziemi musiał sprostać sam. Antoniusz udał się na Wschód, aby z tamtejszych prowincji, niedawno złupionych przez Kasjusza, wycisnąć pieniądze przyobiecane żołnierzom. Lepidus już się nie liczył. W czasie walk pod Filippi doniesiono, że prowadzi on tajne rokowania z Sekstusem Pompejuszem. Dlatego odebrano mu namiestnictwo Hiszpanii i przekazano je Oktawianowi. Sam Lepidus, jeśliby zdołał oczyścić się z zarzutów zdrady, miał objąć Afrykę. Weterani żądali natychmiastowego wywłaszczenia ludności najbogatszych miast Italii. Mieszkańcy tych miast protestowali i błagali przynajmniej o odszkodowanie. A tymczasem 91 skarb państwa był pusty. Zaraz po pierwszych wywłaszczeniach w Rzymie pojawiły się tysiące pozbawionych ojcowizny lub tym zagrożonych. Ci ludzie, koczujący z całymi rodzinami po placach i nawet świątyniach, budzili ogólne współczucie. Było ono tym żywsze, że nikt nie mógł być pewny swej własności. Proskrypcje przed rokiem dotknęły tylko kilka tysięcy rodzin najmożniejszych. Obecne konfiskaty boleśnie uderzyły w dziesiątki tysięcy średniozamożnych mieszkańców całej Italii. Sytuację pogarszał fakt, że Sekstus Pompejusz, władca Sycylii i mórz, nie dopuszczał do Italii dostaw zboża i blokował całą żeglugę. Jego piraci grabili wybrzeża półwyspu. Krajowi, którego gospodarka była zrujnowana latami wojny domowej, groził głód. A tymczasem ci, którzy — jak by się zdawało — winni być najbliższymi sojusznikami Oktawiana, czynili wszystko, aby przyspieszyć jego katastrofę. Lucjusz Antoniusz, brat Marka, jeden z konsulów bieżącego roku, 41, sprzyjał zwolennikom dawnego ładu. Dawał do zrozumienia, że triumwirowie winni złożyć swoją władzę, jako nie mieszczącą się w ramach normalnego ustroju, i że tak właśnie postąpi jego brat po powrocie ze Wschodu. Nie ukrywał swoich sympatii dla wywłaszczanych. A jednocześnie, aby pozyskać sobie weteranów, głosił, że Marek Antoniusz przeprowadziłby osadnictwo lepiej i sprawiedliwiej. Domagał się, aby legionistom brata rozdzielali ziemię jego ludzie, jako że Oktawian myśli tylko o swoich. Maniusz, ageot polityczny nieobecnego triumwira, w przemyślny sposób podjudzał przeciw Oktawianowi zarówno weteranów, jak i wywłaszczanych. Czynił to niewątpliwie w myśl tajnych instrukcji swego mocodawcy, który nie chciał, by Oktawian umocnił się w Italii. W stosownym momencie Antoniusz miał zjawić się jako zbawca, ratujący ojczyznę od nadużyć i nieudolności młodego Cezara. Fulwia, żona Marka Antoniusza, kierowała się bardziej emocjonalnymi pobudkami. Dochodziły ze Wschodu wieści, że jej mąż nawiązał romans z królową Egiptu, Kleopatrą. 92 A przykład Cezara dowodził, że orientalna władczyni umie sobie radzić nawet z najwybitniejszymi skądinąd indywidualnościami. Kipiąca energią i ambicją Fulwia nie miała zamiaru ustępować innej kobiecie miejsca u boku mężczyzny, który właśnie teraz zdawał się być o krok od władzy nad całym światem. Gotowa była pogrążyć Italię w morzu krwi, byle tylko zmusić męża do natychmiastowego powrotu. Choć różne były powody działania tych trzech osób, skutki ich poczynań zmierzały do tego samego; do wywołania na ziemiach Italii zawieruchy, która by sprzątnęła znienawidzonego młodzika, Oktawiana, i oczyściła pole Antoniuszowi. Dlatego to podburzano przeciw Oktawianowi żołnierzy. Podsycano ich żądania natychmiastowego rozdziału ziemi i zachęcano do samowolnego wypędzania z gospodarstw dawnych właścicieli. Uzbrojone bandy bezkarnie dopuszczały się rabunków i zabójstw. Sam Oktawian omal nie padł ofiarą buntu kilku oddziałów. Rosło rozgoryczenie ludności, mnożyły się oznaki anarchii i ruiny gospodarczej. Wrogowie Oktawiana czuli się tym pewniej, że w Galii Przedalpejskiej stało kilka legionów pod wodzą Azyniusza Polliona i Wentydiusza Bassusa, za Alpami zaś aż 11 pod rozkazami Kwintusa Fufiusza Kalenusa, namiestnika Galii Narbońskiej. Ci trzej wodzowie nie ukrywali, że uznają autorytet tylko Marka Antoniusza i w razie zbrojnego konfliktu przyjdą z pomocą jego stronnikom. Kalenus posunął się nawet do tego, że odmówił przepuszczenia sześciu legionów Oktawiana, które pod wodzą Salwidienusa miały przez jego prowincję przejść do Hiszpanii. Sam Lucjusz Antoniusz miał w Italii 6 legionów, których część sformował na własną rękę. Co ważniejsze, mógł liczyć na sympatię i poparcie wszystkich prawie miast oraz resztek opozycji senatorskiej. Sytuacja ulegała pogorszeniu z tygodnia na tydzień. Jesienią roku 41 ostatecznie zawiodły próby pojednania, czynione przez przedstawicieli armii obu stron. Oktawian, który miał przy sobie tylko 4 legiony i kohorty straży przybocznej, pretorianów, rozkazał Salwidienusowi, stojącemu na północy półwyspu, natychmiast do- 93 łączyć do siebie. Aby to przyspieszyć, sam ruszył z Rzymu do Umbrii. Stolicę opanował wówczas Lucjusz Antoniusz. Na jego wniosek Zgromadzenie uznało Oktawiana i Lepidusa za wrogów ludu. Ale gdy przyszła wieść, że Oktawian nadciąga, Lucjusz natychmiast opuścił Rzym i pomaszerował do Etrurii. Chciał połączyć się tam z legionami Bassusa i Azyniusza Polliona, które już szły z Galii Przedalpejskiej. A tymczasem dostał się w Etrurii w środek między dwa korpusy wojsk Oktawiana i musiał wycofać się pod Peruzję 1. W Rzymie Zgromadzenie uchwaliło nową ustawę: wrogiem ludu jest — Lucjusz Antoniusz. Ten, licząc na szybką odsiecz, zamknął się w murach Peruzji, położonej na wysokim wzgórzu. Oktawian, aby odciąć miasto od dowozu żywności, zbudował wokół góry ogromny system umocnień. Później wzniósł drugi, zewnętrzny pierścień rowów i wałów; miał on zabezpieczyć oblegających przed ewentualnym atakiem legionów Azyniusza Polliona i Bassusa. Jednakże obaj ci wodzowie nie odważyli się na uderzenie i odeszli: jeden do Rawenny, drugi do Ariminum. Nie atakował również i Munacjusz Plankus, choć miał dwa silne legiony. Sformował je z inicjatywy Fulwii, która rezydowała w mieście Preneste 2, w okolicach Rzymu, kierując stamtąd akcją przeciw Oktawianowi. Plankus rozgromił wprawdzie niektóre mniejsze oddziały Oktawiana, ale nie ośmielił się stoczyć pełnej bitwy i w końcu zawrócił do Spoletium. Fortyfikacje wokół Peruzji były coraz potężniejsze. Co kilkadziesiąt kroków wznosiły się na wałach wysokie wieże drewniane; łącznie liczono ich prawie półtora tysiąca! Obleganym brakowało żywności. Daremne były rozpaczliwe próby przełamania pierścienia. Jedna z nich miała miejsce w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia roku 40. Ludzie Antoniusza łudzili się, że noworoczne zabawy osłabią czujność oblegających, ponieśli jednak porażkę. Azyniusz Pollion i Bassus znowu podeszli bliżej, ale musieli cofnąć się przed siłami Agryppy i Salwidienusa. Tylko ogniami dawali znać o sobie obleganej Peruzji. Zachęciło to Antoniusza do nowej próby wypadu. Całonocna bitwa zakończyła się jego klęską. W Peruzji zabroniono wydawać żywność niewolnikom. Trupy zmarłych w męczarniach z głodu grzebano w wielkich, wspólnych mogiłach. Kiedy nie powiódł się jeszcze jeden rozpaczliwy atak na fortyfikację Oktawiana, przystąpiono — a był już luty roku 40 — do pertraktacji. Delegacja obleganych, a później osobiście sam Lucjusz Antoniusz, otrzymała od Oktawiana zapewnienie, że kapitulujący mogą liczyć na jego wyrozumiałość. Peruzja poddała się. Żołnierzy i oficerów nie spotkała żadna kara. Lucjuszowi Oktawian zezwolił wyjechać do brata. Ale on odmówił. Wiedział, że nie czeka go dobre przyjęcie; postąpił zbyt samowolnie i — co gorsze — przegrał. Pozostał więc przy Oktawianie, który wielkodusznie mianował go namiestnikiem Hiszpanii. Było w Peruzji, wraz z Lucjuszem, wielu senatorów i dostojników. Mieli oni nadzieję, że w razie zwycięstwa powróci dawny ład republikański. Oktawian zwolnił ich, ale nad wszystkimi polecił roztoczyć dyskretny nadzór. Skazał na śmierć tylko kilku najbardziej nieprzejednanych. Natomiast prawdziwie tragiczny był los samego miasta i jego mieszkańców. Uwięziono całą radę miejską, trzysta osób. W dniu 15 marca, w piątą rocznicę śmierci Cezara, ścięto ich przy ołtarzu „Boskiego Juliusza". Tę krwawą egzekucję rozumiano jako ostrzeżenie dla wszystkich miast Italii: syn Cezara nie ścierpi żadnego oporu! Resztę mieszkańców Peruzji puszczono wolno, ale ich mienie miało stać się łupem zwycięskich legionistów. Niespodziewanie wybuchł wielki pożar, który doszczętnie strawił to jedno z najpiękniejszych i najsławniejszych miast półwyspu. Bogactwa, na które cieszyli się żołnierze, poszły z dymem. Po wielu latach Oktawian — wówczas już cesarz August — polecił odbudować nieszczęsne miasto. Na pamiątkę łaskawości władcy otrzymało nową nazwę oficjalną: Augusta Perusia. Na ulicach i placach stanęły pomniki cesarza. Ich napisy głosiły: „Augusto sacrum — Perusia restituta". 95 Rozmyślania ubogiego skryby w dniach wojny peruzynskiej Marek Antoniusz Już drugie pokolenie wyniszcza się w wojnach domowych. Rzym ginie śmiercią samobójczą. Ten, którego nie zmogli ani groźni Etruskowie, ani śmiały Spartakus, ani zdradliwi Galowie, ani jasnooka młódź dzikiej Germanii, ani nawet Hannibal, tak znienawidzony przez naszych przodków. Ten Rzym my przywiedziemy do zguby — pokolenie przeklętych. Dzikie zwierzęta znowu zajmą tę ziemię. Zwycięski barbarzyńca stanie na zgliszczach miasta, a hordy jeźdźców będą galopować po jego ulicach, po miejscach dla nas najświętszych, gdzie grób Romulusa. I dokąd to, dokąd, zbrodniarze, pędzicie? Czemu ręka znowu sięga po głowicę miecza? Czyż mało jeszcze łacińskiej krwi przelano na lądzie i na morzu? A przelano nie dla obalenia dumnych zamków nienawistnej Kartaginy i nie dla zakucia w kajdany Brytanii, ale tylko po to, aby spełniło się serdeczne życzenie naszych wrogów, Partów, i Rzym zginął z własnej ręki. Pytacie: co mamy czynić? Gdzie szukać ratunku? Najlepiej postąpić tak, jak niegdyś Focejczycy. Porzucili swe miasto, ziemię i domy, świątynie zostawili dzikom i wilkom. A sami poszli, dokąd nogi ich niosły i dokąd wichry wołały. Czy może ktoś dać lepszą radę? A więc bez zwłoki, siadajmy do łodzi! Wpierw jednak złóżmy wszyscy przysięgę: powrócimy tu wtedy dopiero, kiedy głazy będą swobodnie unosić się na powierzchni wody; kiedy Pad popłynie od morza ku szczytom Alp; kiedy tygrys pokocha jelenia, a gołąb jastrzębia. Czeka nas bezkresny ocean, opasujący wokół całą ziemię. Płyńmy aż ku Wyspom Szczęśliwym. Tam nieorana ziemia corocznie plon przynosi; nikt nie dba o winorośl, a ona wciąż kwitnie; oliwki zawsze uginają się pod owocem, a figi udają się wspaniale, choć drzew się nie szczepi; miód wycieka z dziupli dębu, a z wysokich gór radośnie szumiąc spływają potoki; groźny niedźwiedź nocą nie krąży koło owczarni, a w trawie nie czai się żmija ! 96 Tak to biadał i marzył pewien były oficer, który pod Filippi niesławnie porzucił tarczę, a po powrocie do Italii musiał oddać swój dom i kawałek ziemi butnemu żołnierzowi. Aby żyć, imał się zawodu skryby — przepisywacza. Ubóstwo i poczucie krzywdy dodały mu odwagi. Zaczął pisać wiersze. Afrodyta i Dionizos W górę rzeki płynął złocisty okręt o purpurowych żaglach. Srebrne wiosła uderzały rytmicznie, w takt muzyki fletów i lutni. Pozłacana altana na wysokim pokładzie ocieniała tron Piękności. Po obu jej stronach stali mali chłopcy trzymając w ręku ogromne pióropusze wachlarzy. Wokół masztów tańczyły urocze nimfy w szatach barwnych i zwiewnych. Woń kwiatów i delikatnych pachnideł roztaczała się daleko. Wzdłuż brzegów rzeki biegły tłumy, radośnie witając niebiańskie zjawisko. Królowa Egiptu, Kleopatra, przybywała na spotkanie z Markiem Antoniuszem. Wieczorem, już w mieście Tarsos, królowa wydała przyjęcie na cześć zwycięskiego triumwira. Antoniusz wchodząc stanął zdumiony. Ogromna sala była żywym morzem światła. Zewsząd zwisało tysiące lamp, układając się w delikatne, geometryczne wzory. Złoty okręt, królowa jako Afrodyta, gwiaździsta iluminacja — oto co wprawiało Antoniusza w zachwyt. Kiedy tylko po bitwie pod Filippi wstąpił na ziemie Azji, od razu zasmakował w orientalnym przepychu i zbytku. Gdy wjeżdżał do Efezu, poprzedzał go olbrzymi pochód mieszkańców miasta. Mężczyźni jako satyrowie leśni w kozich skórach. Kobiety jako bachantki z rozwianym włosem i na pół tylko odziane. Wszyscy tańczyli i zawodzili pieśni w rytmie orgiastycznych melodii. Witano Antoniusza jako Dionizosa-Bachusa, boga wina i radości życia. I odtąd jechał przez miasta i krainy Azji jak król królów, który daje lub odbiera życie, i jak wschodni despota, nurzający się w orgiach i szaleństwach. Otaczał go rój muzyków, pieśniarzy, aktorów, błaznów, kucharzy, pochlebców. Pełnymi garściami czerpali ze skarbca jego dziwacznych dobrodziejstw. Kucharz otrzymał wspaniały dom za przyrządzenie smacznej uczty. Wszystko to, oczywiście, na koszt miejscowej ludności. Nowy Dionizos karał sprzymierzeńców Brutusa i Kasjusza, nagradzał zaś tych, którzy stawili im opór. A nie znał miary ni w jednym, ni w drugim. Rozstrzygał spory między miastami, osadzał królów i książąt na tronach państewek, innych zrzucał. A ze wszystkich wyciskał pieniądze. Tak dotarł do miasta Tarsos w Cylicji i tu przybyła doń Kleopatra. Nazajutrz on podejmował królową. Ale mimo wszelkich wysiłków nie zdołał dorównać przepychowi i elegancji tamtego przyjęcia. Miał tyle zręczności, że sam zaczął podrwiwać z barbarzyńskiego prymitywu uczty. Królowa natychmiast podchwyciła swobodny ton tych żartów. Odpowiadała dowcipnie, jak by już od lat była uczestnikiem jego zabaw i hulanek. A nawet zwykłe słówka w jej ustach nabierały blasku i kuszącego uroku. Antoniusz słuchał, wodził oczyma, grzęznął jak młodzik. A przecież to on wezwał królową Egiptu do Tarsos. I wezwał nie na przyjęcia i zabawy, ale dla wyjaśnienia czemu to nie udzieliła pomocy triumwirom w ich walce z zabójcami Cezara. Kleopatra wyliczyła tych powodów wiele. Wymownie wykazała swoją lojalność. Lecz w istocie rzeczy te tłumaczenia nie były potrzebne. Antoniusz dał się przekonać, nim zaczęła mówić. Działo się to latem roku 41, kiedy w Italii burzyli się przeciw Oktawianowi wywłaszczeni, chwytali za broń żołnierze, głośno sarkała głodująca ludność, a Lucjusz i Fulwia przygotowywali wojnę. Antoniusz wiedział o tym wszystkim. Gdyby wtedy podążył na Zachód, sprawa Oktawiana byłaby stracona raz na zawsze. A on tymczasem skwapliwie przyjął propozycję Kleopatry odwiedzenia jej stolicy, Aleksandrii. W podzięce za zaproszenie załatwił od ręki kilka życzeń władczyni Egiptu. Pierwszym z nich było wydanie na śmierć jej siostry, królewny 98 Arsynoe, która szukała scnromenia w Milecie. Albowiem Kleopatra nie znosiła żadnych ewentualnych pretendentów do tronu. Dlatego to bezpośrednio po śmierci Cezara, jeszcze przed powrotem z Rzymu do Egiptu, otruła swego brata, a zarazem męża i współwładcę. Jesień i zima upłynęły w Aleksandrii uroczo. Antoniusz zrzucił rzymską togę, a przywdział greckie szatki. Królowa grała z nim w kości i ucztowała, brała udział w polowaniach, przyglądała się jego ćwiczeniom szermierczym. Razem wychodzili nocą na miasto, oboje w ubogim odzieniu służby. Przystawali przy drzwiach i oknach domostw prostych ludzi, niepoznani żartowali i bawili się, czasem oberwali złe słowo. Pewien student medycyny miał znajomego kucharza dworu. Ten pozwolił mu pewnego razu spojrzeć na przygotowania do uczty. Wśród bezliku potraw było tam również dziewięć smażących się dzików. — Na ileż to osób uczta? — zapytał student. Kucharz, roześmiał się. — Najwyżej na dwanaście. Ale Antoniusz lubi mięso bardzo soczyste. Trudno przewidzieć, kiedy każe podać do stołu. Może za chwilę, może za kilka godzin. Dlatego mam w pogotowiu dziki w rozmaitych stadiach pieczenia. Właśnie wówczas armia Lucjusza Antoniusza cierpiała głód w oblężonej Peruzji. Przebudzenie Pewnego razu Antoniusz zasiadł nad wodą z wędką w ręku. Przy nim, jak zwykle, Kleopatra. Ale ryba nie brała. Rzymianin zasumował się, odszedł na chwilę, znowu wrócił do wędki. Po chwili wyciągnął wspaniałą sztukę. Za nią drugą i trzecią. Zachwytów było bez miary. Następnego dnia dwór znowu bawił się wędkarstwem. Antoniuszowi ryba wzięła od razu. Z trudem wyciągnął wspaniałą — kiełbasę. Bystrym bowiem oczom Kleopatry nie uszło wczoraj, że ryby przyczepiali do 99 haczyków nurkowie. Śmiano się długo. Antoniusz, przy wielu swych wadach, nie był uraźliwy. Królowa powiedziała wówczas: — Wędki zostaw nam, Egipcjanom. Ty, wodzu, łów miasta, państwa i królów! A tymczasem Antoniusz miast łowić tracił. Wiosną nadeszły ponure wieści z Zachodu: Peruzja kapitulowała, brat w niewoli. I równie złe ze Wschodu: Partowie, od lat śmiertelni wrogowie Rzymian, wtargnęli do Syrii, już są w Fenicji. Lew przebudził się. Natychmiast ruszył do Fenicji, pod oblegane przez Partów miasto Tyr. Tu stwierdził, że nie ma co tracić czasu, rozprawę z Partami można jeszcze odłożyć. Pilniejsze są sprawy w Italii. Rychło był już w Atenach. Wiódł ogromną flotę, ponad 200 okrętów. W Atenach spotkał swoją matkę Julię, żonę Fulwię, a także Munacjusza Plankusa. Spieszył dalej na Zachód. Na Morzu Jońskim do jego floty dołączyły okręty Domicjusza Ahenobarba, tego samego, który walczył pod rozkazami Brutusa i Kasjusza. Po ich klęsce nie poddał się. Prowadził teraz działania przeciw Oktawianowi na Morzu Adriatyckim na własną rękę. Ale z Antoniuszem znalazł wspólny język tym łatwiej, że w rozmowach pośredniczył Azyniusz Pollion. A więc Antoniusz miał teraz potężną flotę. W samej Italii mógł liczyć na legiony Wentydiusza Bassusa i Azyniusza Polliona. Co najważniejsze, nawiązał rokowania z Sekstusem Pompejuszem, władcą Sycylii. Pełen nadziei, a zarazem i pogardy dla Oktawiana, Antoniusz wylądował pod Brundyzjum. Ale miasto zamknęło przed nim bramy. Tyberiusz Klaudiusz Neron Wraz z Antoniuszem wylądował pod Brundyzjum jeden z najzaciętszych wrogów Oktawiana, senator Tyberiusz Klaudiusz Neron. Był to ten sam, który w czasie posiedzenia senatu w dniu 17 marca roku 44 postawił wniosek o przyznanie nagród zabójcom Cezara. Swej postawy nie zmienił nigdy. W roku 41 przystał do Lucjusza Antoniusza. Wraz ze swoją młodziutką, piękną żoną Liwią — miała dopiero 18 lat — i dwuletnim synkiem towarzyszył jego armii i cierpiał głód w obleganej Peruzji. Po kapitulacji uciekł do Neapolu. Tu natychmiast zorganizował powstanie przeciw Oktawianowi. Wciągnął do ruchu i wywłaszczonych, i nawet niewolników, którym przyrzekł wolność. Ale wystarczyło samo pojawienie się Oktawiana, by powstanie zgasło. Tyberiusz, jego żona i synek zdołali w ostatnim momencie skrycie dostać się na stojący w zatoce okręt. Płacz dziecka dwukrotnie omal nie zdradził całej rodziny przed pościgiem. Tyberiusz, jak wszyscy wrogowie triumwirów, szukał schronienia u Sekstusa Pompejusza na Sycylii. Ale dumny arystokrata nie czuł się dobrze w tym pirackim państwie. Uznał, że nie jest traktowany z należytym szacunkiem. Wygnańcy przenieśli się do Grecji, na Peloponez, gdzie znaleźli życzliwe przyjęcie w Sparcie. Jednakże zły los prześladował rodzinę nadal. W okolicach Sparty zaskoczył ich groźny pożar lasu. Uratowali się cudem, ale płomienie osmaliły włosy Liwii. Tymczasem sytuacja polityczna uległa zmianie. Tyberiusz z wielką radością dowiedział się o konflikcie między triumwirami. Pospieszył ofiarować swe usługi Antoniuszowi i razem z nim wrócił do Italii po kilkumiesięcznej tułaczce. Ponure były myśli Oktawiana, zdążającego pod Brundyzjum na wieść, że miasto oblegają jego wrogowie. Mógł się wprawdzie pocieszać tym, że stłumił zarówno rebelię Lucjusza Antoniusza, jak i Tyberiusza. Mógł być dumny z tego, że pod jego komendą stoi obecnie aż 40 legionów, ostatnio bowiem, po śmierci Fufiusza Kalenusa, wodza Antoniusza i namiestnika Galii Narbońskiej, zagarnął jego 11 legionów. Ale prawie w ogóle nie posiadał floty. W Italii panował głód, szerzyła się anarchia. Żołnierze wielu legionów, które 100 101 poprzednio służyły pod Antoniuszem, nie ukrywali swych sympatii dla dawnego wodza. A przymierze Antoniusza z Pompejuszem groziło prawdziwą katastrofą. Przemęczenie i niepokój od razu odbiły się na zdrowiu Oktawiana. Kilka dni przeleżał chory w małej mieścinie Kanuzjum. Ale wreszcie obie armie stanęły naprzeciw siebie. Obwarowały się pod Brundyzjum, toczyły utarczki, czekały. W SZCZEREJ, PRZYJAZNEJ ATMOSFERZE... Oktawian: Witaj! Muszę jednak od razu na początku wyrazić zdziwienie. Rok temu wyjechałeś wraz z Cecyną do Marka Antoniusza jako mój poseł. Miałeś przedstawić mu sytuację w Italii i prosić o interwencję w konflikcie między mną a Lucjuszem i Fulwią. Cecyna wrócił. Co prawda, niczego nie załatwił, ale to nie jego już wina. Ty natomiast uznałeś za stosowne pozostać przy Antoniuszu. Przybywasz teraz, aby mnie odwiedzić. Podjąłeś się misji dobrej woli. Ale twoja kwatera jest w przeciwnym obozie. A ja nigdy nie zapomniałem o naszej przyjaźni. Twój brat stanął po stronie Lucjusza i razem z nim kapitulował w Peruzji. Jest obecnie żywy i cały. Jak widzę, ocaliłem brata mego wroga... Lucjusz Kokcejusz Nerwa: Czy mam to rozumieć w tym sensie, że Marek Antoniusz jest twoim wrogiem? I każdy, kto znajduje się w jego obozie? Chciałbym zwrócić uwagę, że właśnie ostatnio przejąłeś pod swoje rozkazy jedną z armii Antoniusza, co bardzo go dotknęło. Oktawian: Chodzi o armię Fufiusza Kalenusa? Byłem zmuszony do tego kroku. Po śmierci Kalenusa komendę nad tą armią chciał objąć jego młodziutki syn. Sam rozumiesz, że było rzeczą niedopuszczalną pozostawiać do dyspozycji chłopca 11 legionów. Zresztą armia Kalenusa już od dawna stanowiła pokusę dla wszystkich wichrzycieli. Lucjusz Antoniusz ośmielił się rozpocząć działania wojenne właśnie dlatego, że liczył na jej poparcie. Ostatnio starali się przeciągnąć te 102 legiony na swoją stronę Azyniusz Pollion i Domicjusz Ahenobarbus. Rzecz jasna po to tylko, aby posłużyć się nimi przeciw mnie. Po wojnie peruzyńskiej przejąłem również pod swoje rozkazy 2 legiony, które sformował Munacjusz Plankus. On sam, jak wiesz najlepiej, uciekł na Wschód, istniała zaś obawa, że te legiony pójdą na Sycylię, do Sekstusa Pompejusza. Jazda Plankusa i tak zdołała się tam przeprawić. Nerwa: Antoniusza nieco inaczej informowano o przebiegu tych wydarzeń. Mimo to nie dawał on wiary wieściom o twej wrogości, póki nie ujrzał zamkniętych bram Brundyzjum. Oktawian: Nie wydałem żadnego rozkazu w tej sprawie. Nie wiedziałem nawet, że Antoniusz już przybył. Miasto zamknęli mieszkańcy i dowódca garnizonu z własnej inicjatywy. Rozumiem zresztą i podzielam ich obawy. Antoniusz jest obecnie sprzymierzeńcem Sekstusa Pompejusza, wodza piratów. Przybywa wraz z Domicjuszem Ahenobarbem, który — na co muszę wskazać z całym naciskiem — został prawomocnie skazany i proskrybowany jako morderca mego ojca. Ostatnio tenże Domicjusz uprawiał piractwo na Adriatyku i grabił wybrzeża Italii. Nerwa: Jest rzeczą wiadomą i bezsporną, że Domicjusz w ogóle nie należał do spisku przeciw twemu ojcu. Skazano go z przyczyn pozaprawnych. Przyjaźnił się z Brutusem, to fakt. Ale dokąd zajdziemy, jeśli będziemy prześladować wszystkich przyjaciół Brutusa? A może i przyjaciół jego przyjaciół? Tę sprawę trzeba uważać za niebyłą. W sprawie układu Antoniusza z Pompejuszem pragnę zauważyć, że gdybyś ty nie rozpoczął wojny w Italii, z całą pewnością do tego by nie doszło. Ale skoro konflikt zbrojny stał się faktem, Antoniusz musiał rozglądać się za sprzymierzeńcem. Nie wykluczam jednak i tej możliwości, że porozumiał się on z Pompejuszem w tym celu, aby następnie i ciebie z nim pojednać. Oktawian: Muszę stanowczo zaprotestować. To nie ja wszcząłem wojnę. Została ona narzucona całej Italii, a więc i mnie, przez Fulwię, Maniusza i Lucjusza. Chciałbym też 103 stwierdzić, że dotychczas Pompejusz nie ośmielał się czynić wypadów w głąb lądu. Jeśli posuwa się do tego ostatnio, to chyba licząc na czyjeś poparcie. Nerwa: Pozwolę sobie sprostować! Nie licząc na poparcie Antoniusza, ale z jego polecenia. Niestety, należy sprawę postawić jasno. Pompejusz będzie atakował przy pomocy swej wielkiej floty wszystkie wybrzeża Italii. Ty sam wiesz najlepiej, że nie jesteś w stanie przeciwstawić się mu na morzu. Oktawian: (po długiej chwili milczenia): Jestem całkowicie pewien, że zasłużona kara nie minie tego złoczyńcy. Doniesiono mi właśnie, że Pompejusz został odparty spod jednego miasta na Południu. Nerwa: Wspomniałeś o Fulwii. Chciałbym cię powiadomić, że niedawno zmarła. Może też zainteresuje cię fakt, że rozmowa Antoniusza z Fulwią w czasie ich spotkania w Atenach miała przebieg dla niej bardzo przykry. Antoniusz wyjechał bez pożegnania z żoną. Fulwia udała się na Peloponez już chora. Była bardzo przejęta tym wszystkim, co się stało, a przede wszystkim reakcją męża. Antoniusz, choć informowano go o poważnej chorobie Fulwii, w ogóle jej nie odwiedził — nad czym zresztą obecnie, kiedy już jest za późno, boleje. Trzeba szczerze powiedzieć, że Fulwia była poważną przeszkodą w osiągnięciu przez was porozumienia. Obecnie nie widziałbym żadnych istotnych powodów, dla których nie mielibyście otwarcie przedstawić sobie wzajem waszych stanowisk. Byłbym gotów przekazać Antoniuszowi odpowiedni list od ciebie. Jesteś młodszy, więc winieneś uczynić pierwszy krok. Oktawian: W obecnym stanie rzeczy nie uważałbym tego za celowe. Działania wojenne są przecież w toku. Przybyłeś tu zresztą bez listu Antoniusza. Natomiast rad bym wysłać list do jego matki. Jest mi ogromnie przykro, że po wydarzeniach pod Peruzją wyjechała z Italii. A przecież ona pochodzi z rodu Juliuszów, jest moją krewną. Zawsze okazywałem jej najgłębszą cześć, jak nikomu. Gotów jestem uczynić dla niej wszystko, jak syn rodzony 1. Układy i zdrada W kilka tygodni po tej rozmowie, w październiku roku 40, Antoniusz i Oktawian zgodnie wjeżdżali do Rzymu. Na wiadomość o zawarciu porozumienia senat przyznał im prawo odbycia owacji, czyli triumfu małego. Triumf wielki przysługiwał tylko zwycięzcom nad wrogiem zewnętrznym. Ale łaskawa zgoda dwóch mocarzy na przerwanie bratobójczej walki zasługiwała przecież na wdzięczność tych, których krwi oszczędzono. Ludność, umęczona latami wojen, niedostatkiem, ciągłą niepewnością, witała obu wodzów z niekłamaną radością. Tym bardziej że porozumienie w Brundyzjum nie pociągnęło za sobą, jak tamto nad Padem, proskrypcji. Przeciwnie, Oktawian wybaczył wszystkim, którzy byli jego wrogami i przeszli ostatnio na stronę Antoniusza. Ten akt łaski objął zarówno Tyberiusza Klaudiusza, jak i Gnejusza Domicjusza Ahenobarba. Pod Brundyzjum rokowania z ramienia Antoniusza prowadził Azyniusz Pollion, Oktawiana natomiast reprezentował Gajusz Mecenas. Superarbitrem był Kokcejusz Nerwa. Wszyscy trzej mediatorzy spisali się świetnie. Zresztą na Antoniusza wywierała też nacisk jego matka, przekonana listami Oktawiana, na obu zaś triumwirów — ich żołnierze. Najistotniejszym punktem porozumienia był podział stref wpływów. Przeprowadzono go według prostej zasady: Oktawian otrzymuje cały Zachód, to jest prowincje w Hiszpanii i Galii, oraz Ilirię, Antoniusz natomiast cały Wschód. Linia graniczna przebiegała przez miasto Skodra w Ilirii — dzisiejszą albańską Szkodrę. Lepidus zatrzymał Afrykę. Italia pozostawała terenem neutralnym; i Antoniusz i Oktawian mieli prawo rekrutować tu swoje legiony. Śmierć Fulwii dała dodatkową okazję umocnienia przyjaźni. Antoniusz był wolny. A niedawno owdowiała Oktawia, piękna i ogólnie szanowana siostra Oktawiana, który był do niej głęboko przywiązany. Miała lat prawie 30, a więc niewiele więcej od Kleopatry. Z jej poprzedniego małżeństwa z Gajuszem Klaudiuszem Marcellusem przyszło na świat troje dzieci. 104 105 Ale i Antoniusz miał ze swych dwóch małżeństw córkę i dwu synów. Na wniosek mediatorów już pod Brundyzjum ogłoszono zaręczyny Antoniusza i Oktawii. Ślub odbył się zaraz po powrocie do Rzymu. Dla wykazania swej dobrej woli Antoniusz wręczył szwagrowi mały podarek. Były to listy Salwidienusa Rufusa. Dawał on w nich do zrozumienia, że gotów jest zdradzić Oktawiana — który uważał go za najbliższego przyjaciela! Tak niedawno, przed czterema laty obaj żeglowali z Apollonii do Italii, ku nieznanej przyszłości. Wspólnie stawiali czoła wielu groźnym niebezpieczeństwom. Zwycięski Oktawian obsypał Salwidienusa wszelkimi zaszczytami. W roku następnym, to jest 39, ten człowiek z plebsu, pastuch w młodości, miał piastować urząd konsula. Zgubiła Salwidienusa nadmierna ambicja i absolutny cynizm. Doszedł do wniosku, że Oktawian jest mu już niepotrzebny. Postanowił przejść na stronę silniejszego, a więc Antoniusza, spowodować zgubę Oktawiana i zająć jego miejsce. Salwidienus był wówczas nad Rodanem, prowadząc do Hiszpanii kilka legionów. Został odwołany do Rzymu pod jakimś pozorem. Tu dowiedział się prawdy. Oktawian osobiście przedstawił jego sprawę senatowi. Ten uznał Salwidienusa za wroga ludu i uchwalił dziękczynienia bogom nieśmiertelnym, którzy odwrócili niebezpieczeństwo od ojczyzny i syna Cezara. Zdrajca popełnił samobójstwo. W tymże czasie Antoniusz dał do poznania, że jego agent polityczny Maniusz przekroczył swoje kompetencje doprowadzając do otwartego konfliktu. Swoją niezręczną grę Maniusz przypłacił głową. Triumwirowie i lud W Rzymie szybko zapomniano o uroczystym powitaniu triumwirów i o nadziejach, jakie wiązano z ich porozumieniem. Z każdym miesiącem nowego roku, 39, sytuacja ludności ulegała pogorszeniu. Sekstus Pompejusz, skoro tylko dowiedział się o układzie Antoniusza z Oktawianem, natychmiast wznowił działania wojenne, i to na wielką skalę. Jego wodzowie zajęli Sardynię i pustoszyli wybrzeża Etrurii. Żegluga została sparaliżowana całkowicie. W Italii srożył się głód, ceny szły w górę. A tymczasem triumwirowie czynili przygotowania do nowych wojen! Antoniusz formował legiony przeciw Partom, Oktawian zaś przeciw Pompejuszowi. Aby pokryć koszty tych zbrojeń, wprowadzili dodatkowe opłaty na rzecz skarbu: 100 sesterców od każdego posiadanego niewolnika i czwartą część od wszystkich zapisów testamentarnych. Żołnierze wciąż domagali się pieniędzy. Już w Brundyzjum, bezpośrednio po zawarciu układu, wołali: gdzie są pieniądze, które miał przywieźć Antoniusz? Przecież po bitwie pod Filippi po to wyjechał na wschód, aby wycisnąć co się da z tamtejszych prowincji i wypłacić legionom zaległy żołd! Oczywiście, Antoniusz roztrwonił już wszystko i znowu łudził żołnierzy obietnicami... W samym Rzymie wybuchały groźne rozruchy. Mnożyły się oznaki wrogości szerokich mas przeciw polityce triumwirów. Obalono posągi Antoniusza i Oktawiana. Zrywano obwieszczenia o wprowadzeniu nowych opłat. Pewnego dnia tłum na Forum kamieniami zaatakował Oktawiana, który nieopatrznie pojawił się z małą strażą przyboczną. Młodemu Cezarowi natychmiast przyszedł z pomocą Antoniusz i jego ludzie. Choć Antoniusz cieszył się pewną popularnością, wiedziano bowiem, że opowiada się za układami z Pompejuszem, rozjuszone masy zwróciły się i przeciw niemu. Trzeba było wezwać kohorty legionowe stacjonujące za miastem. Te dokonały wśród stłoczonej ciżby straszliwej rzezi. Ciała pomordowanych stosami płynęły w dół Tybru. Małżeństwa polityczne W owych czasach nie było w Rzymie mody noszenia bród i bródek. Kto dorastał, święcił w gronie rodziny i przyjaciół uroczystość „złożenia brody", czyli po prostu pierwszego golenia, i wchodził w życie jako gładkolicy mężczyzna. 107 Owszem, przed dwudziestu laty niektórzy młodzieńcy nie golili zarostu. W ten sposób wyrażali swój bunt przeciw trywializmowi poglądów starszego pokolenia i manifestowali odkrywczość swego rozumienia rzeczywistości. Ale kiedy przyszły czasy naprawdę nowe i niezwykłe, bródki zniknęły. Oktawian jednak od kilku lat bródkę nosił stale. Może dlatego, aby uwidocznić żałobę po ojcu i wolę pomszczenia jego śmierci. A może po prostu w tym celu, aby dodać powagi swej drobnej, chłopięcej twarzy. Ale z początkiem roku 39 zgolił brodę. Ten ważny moment swego życia uświetnił wspaniałą ucztą, dla ludu zaś przygotował wielką zabawę. Powód owej rewolucji kosmetycznej był w istocie rzeczy dość banalny. Oktawian zakochał się. Zakochał się, będąc już żonaty po raz drugi. Pierwszą żonę, Klaudię, poślubił przed czterema laty, bezpośrednio po porozumieniu z Antoniuszem i Lepidusem. Klaudia była pasierbicą Antoniusza, córką Fulwii z jej pierwszego małżeństwa. Po niecałych dwu latach, bezpośrednio przed wojną peruzyjską, Oktawian odesłał ją matce, oświadczając jednocześnie, że dziewczyny nie tknął. Prawie od razu po tym rozwodzie wstąpił w nowe związki małżeńskie, również z powodów politycznych. Żył wówczas w obawie, że Antoniusz może wejść w porozumienie z Sekstusem Pompejuszem. Postanowił go uprzedzić i sam zbliżyć się do władcy mórz i Sycylii. Pompejusz był żonaty z córką Lucjusza Skryboniusza Libona. Siostra Libona, Skrybonia, zresztą już dwukrotna rozwódka, przebywała w Rzymie. Ją właśnie poślubił Oktawian. Ale małżeństwo to nie przyniosło oczekiwanych rezultatów politycznych. Pompejusz i tak porozumiał się z Antoniuszem, a samo pożycie ze Skrybonią nie układało się najlepiej. Żona była zazdrosna, zresztą nie bez racji. Albowiem właśnie wówczas zjawiła się w Rzymie kobieta, którą Oktawian pokochał prawdziwie, głęboko, szczerze i bezinteresownie — po raz pierwszy i jedyny w swym życiu. Kobietą tą była Liwia, żona Tyberiusza Klaudiusza. Miała obecnie lat 20. Od czterech była mężatką, od trzech 108 matką. Dzieliła z mężem wszystkie niebezpieczeństwa i trudy walki przeciw Oktawianowi. Tak zresztą przystało dziewczynie, której ojciec, Marek Liwiusz Druzus, był przez triumwirów proskrybowany, później walczył w armii Marka Brutusa, a po Filippi popełnił samobójstwo. Właśnie tej kobiecie, córce i żonie swych śmiertelnych wrogów, Oktawian oddał całe serce. Na razie jednak racje polityczne zmuszały do utrzymywania małżeństwa ze Skrybonią. Toczyły się rokowania z Pompejuszem. Zawarcie porozumienia z nim było absolutną koniecznością. Wymagała tego sytuacja żywnościowa Italii. Żądały tego masy ludności, wygłodzone i zbiedzone, jawnie dając wyraz swej sympatii dla wodza piratów. Sam Pompejusz nie był zdecydowany. Zerwanie przez Antoniusza poprzedniego układu odczuł jako osobistą obrazę. Oktawiana nienawidził, bo nienawidzili się już ojcowie: Cezar i Pompejusz Wielki.* Lecz w obozie Pompejusza na Sycylii nie brakło zwolenników zawarcia pokoju. Chciały tego przede wszystkim masy uchodźców politycznych z Rzymu. Mieli oni nadzieję, że pokój umożliwi im powrót do rodzin i do majątków. Za porozumieniem obstawały też matka i żona Pompejusza. Libon, teść Pompejusza a szwagier Oktawiana, wyjechał ze Sycylii na wyspę Ischię w Zatoce Neapolitańskiej, gdzie prowadził wstępne rozmowy. Do osobistego spotkania trzech wodzów doszło w lecie tego roku, 39, w Zatoce Neapolitańskiej koło przylądka Misenum. Sekstus Pompejusz przybył na czele potężnej floty, triumwirowie natomiast prowadzili wielkie zastępy legionistów. Zbudowano przy brzegu dwa wybiegające w morze pomosty, oddalone od siebie na tyle, aby można się było porozumieć nie podnosząc głosu. Po raz pierwszy w swym życiu Oktawian ujrzał syna wielkiego przeciwnika Cezara. Sekstus Pompejusz w niczym nie przypominał swego ojca. Orli nos i zmierzwiona krótka broda nadawały mu wyraz pewnej dzikości. Miał lat prawie 40, ale już od dziesięciu wojny gnały go z jednego krańca Morza śródziemnego na drugi. Jego życie upływało w obozach wojsko- 109 wych i na okrętach. Bił się w Grecji i w Afryce, prowadził walki podjazdowe w Hiszpanii, uprawiał piractwo. Wielokrotnie pokonywany, zawsze wracał do znaczenia, nigdy nie składał broni. Nie posiadał wykształcenia, ale był energiczny, zdecydowany, pełen pomysłów. Nie potrafił wygłaszać gładkich mów, ale umiał od razu nawiązywać kontakt z prostymi ludźmi. Po kilkudniowych naradach i rozmowach z owych pomostów układ został zawarty. Pompejusz zaprzestaje walki, wycofuje się z miejscowości zajętych na lądzie stałym, daje wolność żeglugi będzie dostarczał z podległych sobie obszarów pewne ilości zboża na potrzeby stolicy, nie będzie rozbudowywał floty i przyjmował zbiegłych niewolników. W zamian za to otrzymuje na lat 5 namiestnictwo Sycylii, Sardynii, Korsyki, Peloponezu, a w przyszłości obejmie urząd konsula i wejdzie w skład najwyższego kolegium kapłańskiego. Jako odszkodowanie za skonfiskowany majątek jego ojca wypłaci mu się 70 milionów sesterców. Wszyscy, którzy zbiegli do Pompejusza, mogą powrócić do Rzymu, z wyjątkiem zabójców Cezara. Niewolnicy służący w armii Pompejusza otrzymują wolność, sądownie skazani rehabilitację i uprzednio piastowane urzędy, osobom proskrybowanym zwraca się 1/4 majątku. Odpisy układu podpisane przez zainteresowane strony będą złożone w archiwum westalek. Kiedy wodzowie wymienili uściski dłoni, od lądu i od morza podniósł się ogromny, długo nie milknący krzyk radości. Tysiące ludzi z obu stron rzuciło się ku sobie. Jedni na łodziach i tratwach, inni wpław. Ze łzami radości obejmowali się ludzie nawet wcale się nie znający. Gorączkowo pytali o bliskich i strony rodzinne. Po dziesięciu latach wojen domowych wschodził dzień błogiego pokoju. Wkrótce potem Pompejusz podejmował Antoniusza i Oktawiana ucztą na wspaniałym okręcie. Goście przybyli ze swoją strażą przyboczną, a wszyscy mieli ukryte pod tunikami sztylety. Co prawda nie na wiele by się to zdało, gdyby Pompejusz posłuchał rady jednego ze swych oficerów. Ten podszedł do niego w czasie uczty i szepnął: 110 — Możemy natychmiast wypłynąć na morze. Ze wszystkimi, którzy są na pokładzie. Będziesz panem świata! Pompejusz zastanowił się chwilę, a potem zapytał z wyrzutem : — I czemuż nie zrobiłeś tego nic mi nie mówiąc? Teraz za późno. Ja słowa nie łamię. W czasie tej właśnie uczty nastąpiły oficjalne zaręczyny czteroletniego synka Oktawii z jej pierwszego małżeństwa, Marka Marcellusa, z jeszcze młodszą córeczką Pompejusza. Natomiast inne małżeństwo polityczne, Oktawiana ze Skrybonią, spełniło już swoją rolę i straciło rację bytu. Jednakże Skrybonia była w ciąży. Dlatego Oktawian jeszcze zwlekał. List rozwodowy posłał jej w kilka miesięcy później, w tym samym dniu, w którym urodziła mu córeczkę. Jak to było zwyczajem w Rzymie, jej imieniem było rodowe nazwisko ojca. Zwała się więc Julia. Małżeństwa niezwykłe Szczęściarzom już po trzech miesiącach rodzą się dzieci — żartowano w Rzymie. Z początkiem nowego roku, 38, w dniu 17 stycznia, Oktawian poślubił Liwie. Była ona wówczas w szóstym miesiącu ciąży. Jej mąż, a ojciec dziecka, które nosiła w łonie, Tyberiusz Klaudiusz Neron, zastępował w czasie uroczystości ślubnych nieżyjącego ojca Liwii. Kiedy po trzech miesiącach przyszedł na świat chłopczyk, któremu dano na imię Druzus, Oktawian starym obyczajem podniósł go do góry. Oznaczało to, że uznaje dziecko za swoje. Niemniej wkrótce odesłał je do rzeczywistego ojca. Pod jego opieką Druzus wychowywał się wraz ze swym starszym bratem przez lat sześć, aż do śmierci starego Tyberiusza. Wówczas dopiero wziął Oktawian do swego domu obu pasierbów. Z Liwią żył do końca dni swoich, a więc jeszcze 52 lata, 111 w zgodzie i miłości, choć drobnych przygód pozamałżeńskich miał wiele. Ale mądra żona o błahostki nie dba. Prawie w tym samym czasie równie niezwykłe uroczystości ślubne odbywały się w Atenach. Antoniusz i Oktawia spędzali tam miesiące miodowe. Ich pożycie układało się dobrze. Wkrótce przyszła na świat córeczka, Antonia. W świecie greckim wielki wódz bawił się doskonale. Skromnie ubrany spacerowaŁ po mieście jak zwykły śmiertelnik, słuchał popisów retorów i odczytów uczonych, brał udział w zapasach gimnastycznych i szermierczych. Nie zapomniał jednak, że w Efezie występował przed kilku laty jako bóg Dionizos. Więc i tutaj czasem pokazywał się w złotym i bluszczowym wieńcu, stąpając na koturnach i wywijając boską laseczką. Ateńczycy uznali, że jest to świetna sposobność, aby pochlebić barbarzyńcy, a jednocześnie dobrze się zabawić jego kosztem. Zwrócili się do Antoniusza z oficjalną, uroczystą prośbą, aby on, żywy bóg Dionizos, zechciał poślubić opiekuńcze bóstwo ich miasta, Atenę. Antoniusz łaskawie przystał na tę niecodzienną ofertę małżeńską. Ale zaznaczył od razu, że jako mężowi należy mu się posag. Oczywiście posag godny bogini i boga: milion denarów w gotówce. Blady strach padł na chytrych Greczynów. Ale próżne były ich błagania i prośby. Posag musieli w całości wypłacić przed ślubem. W czasie uroczystości weselnych najlepiej bawił się sam Antoniusz. Syn Neptuna W sprawach pieniężnych Antoniusz — nowy Dionizos okazywał zdolności raczej Merkurego, boga kupców i ludzi interesu. Wyciągał, co się dało, nie tylko z Aten. Wysokimi daninami obłożył wszystkie miasta Grecji, a szczególnie Peloponezu, który miał być przekazany Pompejuszowi. Pieniędzy potrzebował Antoniusz dużo, bo na Wschodzie jego wojska toczyły walki z Partami. Już od wiosny roku 39 112 Marek Emiliusz Lepidus wódz Antoniusza, Wentydiusz Bassus, gromił najeźdźców w Azji Mniejszej i w Syrii. A kiedy wiosną roku 38 ponownie wtargnęli do Syrii, zadał im 9 czerwca druzgocącą klęskę pod Gindaros. Antoniusz zjawił się w Syrii już po tym zwycięstwie. Wentydiusz, który okazał się wodzem zbyt zdolnym, musiał natychmiast powrócić do Italii — w celu odbycia triumfu. Sam Antoniusz zdobył w Syrii miasto Samosata, ale dalsze działania, które miały przygotować teren pod wielką wyprawę w roku przyszłym, powierzył dwóm wodzom. Jeden z nich prowadził operacje w Palestynie, drugi w Armenii. On sam powrócił, wiodąc 300 okrętów, do Italii. Przyzywał go Oktawian, pokonany przez Pompejusza. Albowiem pokój z władcą Sycylii okazał się krótkotrwały. Jak zwykle, obie strony obciążały się wzajem całą odpowiedzialnością za jego zerwanie. I jak zwykle, obie były odpowiedzialne częściowo. Ponieważ Antoniusz nie oddał Pompejuszowi Peloponezu, ten czuł się w prawie wznowić najazdy na wybrzeża Italii. Wówczas Oktawian skłonił jego wodza Menasa do przejścia na swoją stronę i zajął wyspę Sardynię. Ale kiedy latem roku 38 Oktawian wszczął działania przeciw Pompejuszowi, okazało się rychło, że nie sprosta panu mórz. Jedna flota Oktawiana stoczyła nierozstrzygniętą bitwę pod Kumę, druga natomiast, którą dowodził on sam, została prawie całkowicie rozbita w Cieśninie Messańskiej między Italią a Sycylią, najpierw przez Pompejusza, później zaś przez burzę. Wówczas Pompejusz uwierzył, że jest prawdziwie synem boga mórz, Neptuna. Przywdział ciemnobłękitną szatę i złożył boskiemu ojcu dziękczynną ofiarę: w wodach Cieśniny Messańskiej utopiono żywe konie i ludzi. Oktawian wracał do Rzymu pokonany i stroskany. Stracił połowę floty. Italii nadal groził głód. Ludność burzyła się, zrzucała na niego winę za wszczęcie wojny, odmawiała płacenia podatków. Właśnie dlatego zwrócił się o pomoc do Antoniusza. 113 Gajusz Mecenas O Horacym pierwszy powiedział Mecenasowi Wergiliusz. On sam, Wergiliusz, dał się poznać już wcześniej swymi sielankami, które zyskały sobie wielką popularność. A jako prawdziwie utalentowany poeta mówił chętnie i zawsze dobrze o początkujących kolegach. Wspaniały pałac Mecenasa znajdował się w Rzymie na Wzgórzu Eskwilińskim. Horacy wchodził tam pewnego wiosennego dnia roku 38 z sercem mocno bijącym. Oto on, syn wyzwoleńca, ma stanąć przed potomkiem dawnych królów etruskich. On, były żołnierz Brutusa spod Filippi, będzie rozmawiał z jednym z najbliższych przyjaciół samego Oktawiana. On, skromny skryba, będzie gościem jednego z najbogatszych w Rzymie ludzi. Ta wizyta i reprezentacja nie wypadły świetnie. Horacy onieśmielony, jąkając się, wykrztusił parę słów o sobie, niczego zresztą nie ukrywając. A ponieważ Mecenas nie należał do ludzi rozmownych, rozstali się szybko. Zapewne, jak myślał Horacy, na zawsze. Niespodziewanie, po dziewięciu miesiącach, przyszło ponowne zaproszenie. Bez zbytecznych słów i korowodów Mecenas zawiadomił młodego człowieka, że byłby szczęśliwy, gdyby mógł go zaliczyć do grona swych przyjaciół; a ten dom stoi dlań zawsze otworem. Po wiekach nazwisko Mecenasa stało się synonimem opiekuna artystów. I słusznie, bo temu właśnie człowiekowi zawdzięczali pełny rozwój wielkich talentów i Wergiliusz, i Horacy. A wybór Mecenasa był równie trafny, jak śmiały. Bo przecież twórczy start obu poetów nie był ani wczesny, ani też w pełni udany. Wielu mecenasów w późniejszych epokach radziło sobie znacznie prościej. Otaczali opieką albo zwykłych pochlebców, albo też wielkości dawno już uznane — błyszczące wprawdzie, ale martwe i spróchniałe od wewnątrz. Wkrótce potem, wiosną roku 37, Horacy otrzymał od swego możnego przyjaciela propozycję wzięcia udziału w podróży na południe Italii. Podróż do Brundyzjum Z Rzymu poeta wyjechał w towarzystwie uczonego mistrza greckiej wymowy, Heliodora. Zatłoczona Via Appia wiodła ich przez wzgórza i równiny Lacjum na południe. Jechali zgoła niespiesznie. Pierwszą noc spędzili w Arycji, a w Forum Appii byli dopiero o zmierzchu dnia następnego. Z tego miasteczka szedł, równolegle do drogi, wielki kanał odwadniający. Podróżujący zwykli byli przesiadać się tu do łodzi, którą w nocy, kiedy oni spali, muł ciągnął aż do końca kanału. Całą godzinę trwał rwetes przy załadowywaniu wynajętej łodzi, przy zaprzęganiu i wypłacie należności. Złośliwe komary długo nie dawały zmrużyć oka. Głośno kumkały żaby, a pijackim piosenkom przewoźników odpowiadali idący drogą podróżni. Aż wreszcie zmęczenie przemogło i usnęli wszyscy. Dopiero o świcie ktoś zmiarkował, że łódź stoi w miejscu. Wyskoczył na brzeg. Przewoźnik leżał rozwalony i chrapał, a muł, przywiązany do kamienia, pasł się spokojnie. Kijem zdzielono chłopa po łbie, a muła po zadzie, i łódź wreszcie ruszyła. Ale czasu stracono sporo. Na miejscu byli dopiero około 10 rano. Był tam święty gaj bogini Feronii. Wyładowali się z łodzi, obmyli w źródlanej wodzie i spożyli śniadanie. Jeszcze trzy mile uciążliwej drogi dzieliły ich od Tarraciny, położonej na wzgórzu, którego białe skały widne były z daleka. W tym właśnie miasteczku mieli spotkać się z Mecenasem i Lucjuszem Kokcejuszem Nerwą. W oczekiwaniu na ich przyjazd Horacy, cierpiący jak zwykle na ból oczu, zaaplikował sobie okłady z maści. Dostojnicy przybyli, ale nie sami. Był z nimi Gajusz Fontejusz Kapiton, kompan wspaniały, a zaufany przyjaciel Antoniusza. Jego obecność wskazywała wyraźnie, jaki jest cel wielkiej podróży. Czwartego dnia przejeżdżali przez miasteczko Fundi. Tu uroczyście przywitał ich burmistrz tej dziury. Wystąpił we wspaniałych, urzędowych szatach, szeroko bramowanych purpurą, niemal jak senator. A tymczasem Horacy rozpoznał w nim swego dawnego kolegę po fachu, skrybę — przepisywacza. Ta parada i niezwykłe odkrycie ubawiły wszystkich wybornie. Bardzo zmęczeni dotarli wieczorem do Formiae, uroczego miasteczka nad samym morzem. Wielu bogaczy i polityków rzymskich posiadało swe wille na tym pięknym wybrzeżu. Znakomitych podróżnych gościł dom Lucjusza Mureny, a kolacją podjął towarzysz drogi, Fontejusz Kapiton. Ale najmilszy był dla Horacego dzień następny. Droga wiodła wzdłuż brzegu. W miasteczku Sinuessa, gdzie zaczynała się już Kampania, wyszli na spotkanie i przyłączyli się do orszaku druhowie najdrożsi, przyjaciele od serca: Wergiliusz, Plotiusz Tukka, Wariusz Rufus. Od Sinuessy droga skręcała w głąb lądu. Ponieważ w sąsiedztwie nie było żadnego miasteczka, przenocowano w małym gospodarstwie, którego mieszkańcy byli obowiązani dostarczać przejeżdżającym urzędnikom noclegu i drzewa na opał. Do Kapui, najbogatszego miasta żyznej równiny kampańskiej, przybyli następnego dnia na długo przed wieczorem. Korzystając z tego Mecenas poszedł grać w piłkę, ale obaj poeci woleli wcześniej udać się na spoczynek. Zresztą Horacego oczy wciąż bolały. Wieczór następny zastał ich w willi towarzysza podróży, Kokcejusza Nerwy, leżącej na górze, nad pełnym przekupniów miasteczkiem Kaudium. Wesoło ucztowano w tym gościnnym domu. Dwu błaznów — pieczeniarzy — zabawiało biesiadników pojedynkiem na dowcipy. W Benewentum podróżni znajomych nie mieli, zasiedli więc do wieczerzy w starej, drewnianej gospodzie. Jej właściciel dwoił się i troił, aby godnie przyjąć panów z Rzymu. Kiedy przypiekał drób na rożnie, płomień wzbił się tak wysoko, że liznął strop kuchni. Cóż to było za widowisko! Jedni gasili pożar starej rudery, inni zaś rozdrapywali zastawione już stoły: Ale skończyło się tylko na strachu. Wjeżdżali już w góry Apulii, rodzinne strony Horacego, który przyszedł na świat w pobliskim mieście Wenuzja. Jednakże ich droga omijała tę miejscowość. Jechali przez strome góry, wiał męczący wiatr, wszyscy byli znużeni. Na domiar złego w gospodarstwie, gdzie zatrzymali się na noc, zapalono wil- 116 gotnymi gałęziami i listowiem. Gryzący dym wypełnił wszystkie izby. Kiepska to była noc dla Horacego. Umówił się z dziewczyną, miała przyjść do jego pokoju. Czekał na nią długo, leżąc już w łóżku. Wreszcie, koło północy, poetę zmorzył niespokojny sen. Przyśniło mu się owo dziewczę i miłosne pieszczoty. Jeszcze kilka dni jechali przez góry i równiny Apulii, gdzie trudno o dobrą wodę, a i drogi są miejscami kiepskie. W Brundyzjum, po piętnastu dniach od wyruszenia z Rzymu, zakończyła się podróż poety. A zaczęła się delikatna misja Mecenasa *. Tarent Kiedy potężna flota przybywającego ze Wschodu Antoniusza zjawiła się pod Brundyzjum, zastała port i bramy miasta znowu zamknięte. Już bowiem po wezwaniu Antoniusza na pomoc zaszły w sytuacji Oktawiana zmiany na lepsze. Powrócił do Italii Agryppa, który dotąd tłumił ruchy powstańcze w Galii Zaalpejskiej, w Akwitanii. W toku były prace nad odbudową floty. Wykonano w tym celu olbrzymie prace przygotowawcze, nad Zatoką Neapolitańską, w okolicy Puteoli i Misenum, łącząc dwa przybrzeżne jeziora kanałami ze sobą i z morzem. Dzięki temu powstał wewnętrzny, przestronny port, gdzie można było bezpiecznie budować okręty i ćwiczyć ich załogi. Dla zebrania odpowiedniej liczby wioślarzy właściciele całego kraju oddawali swoich niewolników. Sam Oktawian i jego przyjaciele świecili przykładem. Tak więc Oktawian ufniej patrzył w przyszłość. Żywił natomiast pewne obawy co do szczerości intencji Antoniusza. Po co przybywa aż z tak wielką flotą? Czy nie zamierza znowu nawiązać rokowań z Pompejuszem? Wiedział też Oktawian, że Antoniusz jest uzależniony od jego dobrej woli, potrzebuje bowiem na wojnę z Partami nowych legionów. Od Oktawiana zależało, czy będzie możliwa ich rekrutacja w Italii. 117 A więc pośpiech nie leżał w interesie Oktawiana. Należało wybadać, do czego naprawdę zmierza Antoniusz. Trzeba było wykazać, że w Italii tylko on, młody Cezar, jest panem. Z drugiej strony nie wypadało też zrażać Antoniusza, aby nie związał się z Pompejuszem. Celem misji Mecenasa było zarówno wysondowanie nastrojów Antoniusza i jego otoczenia, jak też złagodzenie złego wrażenia, wywołanego zamknięciem Brundyzjum. Sam Oktawian również wyruszył na południe, ale jechał bardzo powoli, czekając na wieści. W drodze spotkał swoją siostrę Oktawie. Przyjechała ona ze Wschodu wraz z mężem i od razu wyczuła, o co bratu naprawdę chodzi. Pospieszyła wyjaśnić sytuację. Tymczasem nie dopuszczony do Brundyzjum Antoniusz popłynął do Tarentu. Nad rzeką w pobliżu tego miasta doszło do ponownego spotkania obu triumwirów. Podpłynęli ku sobie na łódkach, nawet bez straży przybocznej. Pierwszy Oktawian udał się w odwiedziny do siostry, która już przed nim przyjechała do Tarentu. Nocował w domu Antoniusza sam, bez straży przybocznej, dając w ten sposób wyraz swemu całkowitemu zaufaniu. Nazajutrz Antoniusz rewizytował Oktawiana, tak samo bez straży. Lody zostały przełamane. Wkrótce osiągnięto porozumienie, które głosiło: Anuluje się układ w Misenum, zawarty w roku poprzednim. Sekstus Pompejusz jest wrogiem ludu. Na wojnę przeciw niemu Antoniusz przekazuje Oktawianowi ponad 100 okrętów, otrzyma zaś 4 legiony na wyprawę przeciw Partom. Władzę triumwirów, która formalnie wygasła z końcem grudnia roku 38, przedłuża się na lat pięć. Nie obyło się, jak zwykle przy takich okazjach, bez projektów małżeństw politycznych. Dwuletnia córeczka Oktawiana, Julia, została zaręczona z synem Antoniusza i Fulwii, Jullusem Antoniuszem. Jednoroczna Antonia, córeczka Antoniusza i Oktawii, miała poślubić syna Domicjusza Ahenobarba. Wkrótce po zawarciu układu Antoniusz ze swoją flotą wypłynął na Wschód. Towarzyszyła mu Oktawia. Ponieważ była w ciąży, troskliwy mąż odesłał ją z postoju przy najbliższej wyspie, Korcyrze, do Rzymu. Już nigdy nie mieli się zobaczyć. Bitwa pod Tauromenium Późną nocą niewielki okręt zawinął do małej zatoczki u południowego cypla Italii. Na jego pokładzie znajdował się Oktawian. Był u kresu sił, zmęczony i wyczerpany godzinami rozpaczliwej ucieczki i błądzenia po morzu. Wczoraj widział klęskę swej floty. Miał jeszcze w oczach obraz płonących i strzaskanych okrętów, jeszcze słyszał rozpaczliwe krzyki tonących i wrzaski zwycięskich piratów Pompejusza. Ponure i pełne desperacji były myśli Oktawiana tej nocy. Zrzucił oznaki wodzowskie, a niewolnikowi rozkazał, aby w chwili ostatecznego niebezpieczeństwa zadał mu śmiertelny cios mieczem. A przecież, kiedy przed kilku tygodniami, 1 lipca roku 36, ogromna flota wypływała z Zatoki Neapolitańskiej, Oktawian mógł być słusznie pełen najlepszych nadziei. Cała kampania została przemyślana we wszystkich szczegółach. Jednocześnie, tegoż samego dnia, trzy wielkie floty ruszyły z trzech portów, kierując się ku Sycylii. Pierwsza, Oktawiana i Agryppy, z Zatoki Neapolitańskiej; druga, pod wodzą Tytusa Statyliusza Taurusa, z Tarentu; trzecia, którą wiódł Lepidus, z Afryki. Z tych trzech tylko Lepidus dotarł do wyznaczonego sobie celu, do zachodniego cypla Sycylii. Tu wysadził legiony i obiegł garnizony Pompejusza. Flotę Taurusa zaskoczyła burza, lecz tylko zmusiła ją do powrotu, bez żadnych strat. Natomiast ta sama burza rzuciła wiele okrętów Oktawiana na skały przylądka Surrentium i. Silna wichura nie dała spokoju flocie nawet w zatoce, gdzie szukano schronienia. Zniszczeniu uległo kilkadziesiąt okrętów. Oktawian nie miał sobie nic do wyrzucenia. Złożył wszystkie należne ofiary wszelkim odpowiednim bóstwom. Przeprowadził przed wypłynięciem na morze wielką ceremonię religijnego oczyszczenia floty. A jednak bóg morza raz jeszcze stanął po stronie Pompejusza! Mimo to młody Cezar nie upadł na duchu. Ze zdwojoną energią zajął się, wraz z Agryppą, naprawą szkód i reorganizacją sił. Przeprowadzał gorączkową inspekcję wszystkich baz w południowej Italii — od Tarentu po Wyspy Liparyjskie, gdzie przeniósł swoją kwaterę Agryppa. Plan natarcia zmieniono, dostosowując go do taktyki obranej przez Pompejusza. Swoje główne siły morskie skupił on w Messanie, skąd mógł spieszyć z pomocą miejscom zagrożonym. Garnizonami obsadził wszystkie miasta nadbrzeżne i miejsca nadające się do lądowania. Wobec tego postanowiono uderzyć na dwa punkty u północnych i wschodnich wybrzeży półwyspu, którego wierzchołek stanowiła Messana, i w ten sposób odciąć Pompejusza od reszty Sycylii. Natarcie z Wysp Liparyjskich na wybrzeże północne poprowadził Agryppa. Pod jego rozkazami pozostawała większa część floty, bo też liczono się, że to on będzie miał do czynienia prawie z wszystkimi siłami morskimi Pompejusza. Korzystając z tego Oktawian, którego eskadra była stosunkowo słaba, miał szybko przerzucić na transportowcach 3 legiony z południowego cypla Italii na przeciwległe, zachodnie wybrzeże Sycylii. Realizacja planu przebiegała początkowo świetnie. Agryppa pokonał flotę Pompejusza koło przylądka Mylae 2 i opanował wybrzeże pod miastem Tyndaris. Oktawian wypłynął natychmiast i wylądował koło miasta Tauromenium 3. Ale miasto, położone obronnie na wzgórzu, nie poddało się. Przystąpiono do budowy obozu na wybrzeżu. W tymże momencie na morzu pojawiła się wielka flota Pompejusza, na lądzie zaś jego piechota i jazda. Z wielkim trudem dokończono już w nocy obwarowywania obozu. Kiedy nastał dzień, Oktawian pozostawił na lądzie Lucjusza Kornificjusza, sam zaś wypłynął ze swymi okrętami wojennymi na morze. Bitwa trwała cały dzień, okręty dwukrotnie ścierały się ze sobą. Zwyciężył Pompejusz, miał bowiem flotę silniejszą i lep- 120 szych żeglarzy. Tylko części okrętów Oktawiana udało się uciec. Wielu ludzi ratowało się płynąc wpław do brzegu, ale przeważnie wpadali oni w ręce wroga. Po tej to właśnie klęsce okręt Oktawiana; cudem uratowany, szukał schronienia w małej zatoczce u wybrzeży Italii. Była to jedna z najczarniejszych nocy w życiu młodego człowieka, który doświadczył już wielu ciężkich chwil. Koniec władcy mórz Dzięki pomocy miejscowej ludności Oktawian zdołał wreszcie dotrzeć do kwatery dowódcy odcinka, Messali Korwinusa. Był to ten sam Messala Korwinus, który przed siedmiu laty został przez triumwirów proskrybowany. Ten sam, który przed sześciu laty, pod Filippi, prowadził atak na obóz Oktawiana. Teraz on pierwszy stanął u boku pokonanego, dodał mu otuchy i odwagi. Posłańcy z rozkazami i wieściami ruszyli na wszystkie strony świata. Szybki okręt popłynął do Tauromenium, aby powiadomić Kornificjusza, że wódz uratowany i organizuje pomoc. Rozesłano ludzi do wszystkich okolicznych miejscowości z poleceniem głoszenia, że Oktawian nie zginął w bitwie morskiej; taka bowiem pogłoska mogłaby spowodować wybuch zamieszek i rozruchów o nieobliczalnych skutkach. Tejże nocy Oktawian udał się z Messalą Korwinusem do obozu legionów, położonego nieco dalej nad cieśniną. Stąd natychmiast wyprawiono do Rzymu Mecenasa, z zadaniem stłumienia ewentualnych zaburzeń w stolicy. Do Agryppy w Tyndaris poszedł rozkaz wysłania odsieczy Kornificjuszowi. Messala Korwinus wyjechał do Puteoli, aby ściągnąć na południe stacjonujący tam legion. Kiedy te działania były w toku, Kornificjusz, pozostawiony pod Tauromenium sam sobie, znalazł się w ciężkiej sytuacji. W obozie mógłby wprawdzie bronić się długo, nie miał jednak 121 żywności. Dlatego postanowił podjąć uciążliwy marsz zboczami Etny i sąsiednich pasm górskich w kierunku na Tyndaris, ku Agryppie. Każdy krok naprzód trzeba było wywalczyć na groźnej przyrodzie i zewsząd czyhającym wrogu. Żołnierze cierpieli nieznośne pragnienie, albowiem część obszaru, przez który wiodła droga, niedawno zalały potoki lawy z wulkanu. Po kilku dniach upiornego marszu, kiedy wszystko zdawało się stracone i nikt nie miał już siły walczyć z coraz ostrzej nacierającym nieprzyjacielem, ukazał się oddział wysłany na odsiecz przez Agryppę. Teraz główną kwaterą stało się miasto Tyndaris. Tu przeniósł się sam Oktawian, tu zebrała się jego potężna armia: 21 legionów, 20000 jazdy, 5000 lekkozbrojnych. Dzięki tej przewadze udało się, po uciążliwych operacjach w trudnym terenie górskim, opanować przylądek Mylae. Tymczasem od południa i zachodu wyspy zbliżała się równie potężna armia Lepidusa. Zajęła ona już wiele miast na południowym wybrzeżu i we wnętrzu Sycylii. A Pompejusz, jakby ułatwiając zadanie Lepidusowi, odwołał do Messany swego wodza, Lucjusza Pliniusza Rufusa, ze wszystkimi podległymi mu siłami. Jednakże, póki Pompejusz był władcą mórz, straty i klęski na lądzie niewiele dlań znaczyły. I dlatego o przyszłości zadecydować musiało starcie na morzu. Był dzień 3 września, kiedy dwie wielkie floty po dłuższym okresie wyczekiwania uderzyły na siebie w Zatoce Naulochus, na zachód od przylądka Mylae. Po obu stronach stanęło do walki po 300 okrętów wojennych. Obie armie, Oktawiana i Pompejusza, śledziły z brzegu z zapartym tchem przebieg całodniowych zmagań, od których zależała przyszłość imperium. Okręty jednej i drugiej strony starały się wzajem zdruzgotać potężnymi, spiżem okutymi dziobami. Dokonywano abordażu. Bardzo użyteczny okazał się pomysł dowodzącego flotą Agryppy: przy pomocy katapult wyrzucano potężne haki, które przytrzymywały okręt nieprzyjacielski. Wielkie i ciężkie okręty Agryppy poczęły spychać prze- 122 ciwnika ku wybrzeżu i na mielizny. Wiele załóg Pompejusza poddało się, a jeszcze więcej jego okrętów uległo zniszczeniu. Z pogromu udało się uratować tylko kilkunastu jednostkom. Sam Pompejusz zaniechał wszelkiej myśli o dalszej walce, choć Messana była dobrze obwarowana i zaopatrzona. Chyłkiem, w przebraniu, uciekł z miasta, prowadząc za sobą 17 załadowanych skarbami okrętów. Syn wielkiego przeciwnika Cezara, władca Sycylii i mórz, zginął trzy lata później jako awanturnik. Na rozkaz Antoniusza ścięto go w jednym z miast Azji Mniejszej, kiedy wykryto, że chciał sprzymierzyć się z Partami, aby znowu poprowadzić ich w granice państwa rzymskiego. Bezkrwawa klęska Lepidusa Po raz drugi śmierć otarła się o Oktawiana na Sycylii w kilkanaście dni po zwycięstwie. Ale tym razem podjął on groźne ryzyko dobrowolnie i świadomie. Rzecz miała się tak. Lepidus, którego wojska zajęły większą część Sycylii, począł głosić, że wyspa ta jemu się należy. Zapomniał, że swoje sukcesy zawdzięczał tylko temu, że Pompejusz skupił większość sił przeciw Oktawianowi. Przejęcie Sycylii przez Lepidusa oznaczałoby, rzecz prosta, uzależnienie dostaw zboża do Italii od jego woli, jak dotąd od Pompejusza. Cały wieloletni wysiłek wojskowy Oktawiana poszedłby na marne. Lepidus mógł sobie pozwolić na śmiałe żądania, ponieważ miał obecnie tyleż legionów, co i Oktawian. Ostatnio do dwunastu legionów, które przewiózł z Afryki, dołączyło 8 dawnych legionów Pompejusza. Doszło do tego w sposób niespodziewany. Pod Messaną po zwycięstwie morskim stanęły dwie armie: Lepidusa i Oktawiana. Tą ostatnią dowodził Agryppa, ponieważ sam Oktawian przebywał jeszcze nad Zatoką Naulochus. Prawie natychmiast po ucieczce Pompejusza jego wódz Pliniusz, pozostały w mieście z ośmiu legionami, zwrócił się do wodzów oblegających armii, oferując kapitulację pod warun- 123 kiem swobodnego wymarszu. Agryppa przekazał propozycję Oktawianowi, Lepidus natomiast przyjął kapitulację od razu, i to na warunkach korzystniejszych, niż oferował sam Pliniusz. Zapowiedział mianowicie, że bierze owe 8 legionów na swoją służbę, a jako pierwszą nagrodę daje im dobytek mieszkańców Messany. Zgodnie z tym żołnierze Pliniusza w nocy doszczętnie zrabowali miasto, którego mieli bronić, i zaraz potem z bronią w ręku przeszli do obozu Lepidusa. Oktawian natychmiast zaprotestował przeciw roszczeniom Lepidusa do całej Sycylii i przeciw jednostronnemu przyjęciu kapitulacji. Skoro pośrednicy nic nie zdziałali, udał się sam do obozu Lepidusa. Pod bramę zbliżył się na czele dużego oddziału, ale do środka obozu wjechał tylko z kilku jeźdźcami. Na głównym placu przemówił wprost do żołnierzy. Zapewnił ich, że pragnie tylko pokoju, a jego główną troską jest zapewnienie żołnierzom wszystkich armii korzyści odpowiadających wielkim ich zasługom. Wśród legionistów Lepidusa działali już wcześniej agenci Oktawiana. Głosili oni, że tylko syn Cezara i władca Italii może dać należyte nagrody. Ta propaganda trafiała na grunt podatny. Dawni żołnierze Lepidusa uważali się za pokrzywdzonych, ponieważ Messanę ograbili nie oni, ale ich wczorajsi wrogowie. Ci ostatni obawiali się natomiast, że bez zgody Oktawiana ich kapitulacja nie będzie ważna. Ani jedni, ani drudzy nie ufali swemu wodzowi, bo gnuśność, niezdecydowanie i brak energii Lepidusa były powszechnie znane. Słowa Oktawiana stały się kamykiem, który pociągnął za sobą lawinę wydarzeń. Większość słuchaczy powitała wypowiedź młodego wodza okrzykami entuzjazmu i poczęła pozdrawiać go jako swego „imperatora". Ale niektórych oburzyła śmiałość Oktawiana. Nie brakło w tłumie i jego dawnych wrogów. Lepidus wybiegł ze swego namiotu i gromkim głosem wezwał straże do broni. Stąd i stamtąd poczęto ciskać na grupę jeźdźców kamienie i włócznie. Jeden z towarzyszy Oktawiana osunął się z konia martwy, a on sam otrzymał mocne uderzenie w pancerz na piersi. Nie zwlekając ni chwili garstka śmiałków wyrwała się galopem za wały obozu. 124 Legiony Oktawiana podeszły w szyku bojowym, jakby z zamiarem ukarania tych, co podnieśli rękę na ich wodza. Ale do starcia nie doszło, w obozie bowiem Lepidusa wszystko wrzało. Zamieszanie, wszczęte wystąpieniem Oktawiana, już nie dało się opanować. Część legionistów zwartymi oddziałami opuszczała obóz i przechodziła na stronę młodego Cezara. Za nimi ruszyli mniej zdecydowani. Byli i tacy, którzy chcieli dochować wierności wodzowi. Ale widząc, jak szybko pustoszeje obóz, i oni wzięli się do zwijania namiotów. Potężnej rzeki ludzkiej nic już nie mogło wstrzymać. Daremne były groźby i błagania samego Lepidusa. Żołnierze odpychali go brutalnie, kiedy kurczowo chwytał się chorążych odchodzących z orłami i znakami bojowymi. Po kilku godzinach w obozie Oktawiana zjawił się sam Lepidus, jeszcze rankiem tego dnia pan dwudziestu legionów i wielkich krain. Teraz zrzucił purpurowy płaszcz wodza i szedł w prostym, szarym odzieniu. Za nim postępował tłum gapiów. Lepidus zbliżył się do trybunału, na którym siedział Oktawian, i padł do nóg syna Cezara. Ale młodzieniec podniósł go, aby nie dawać taniej uciechy pospólstwu. Lepidusa wysłano do Italii. Żył jeszcze ćwierć wieku. Zachował majątek i godność najwyższego kapłana, którą otrzymał od Antoniusza w pierwszych dniach po zamordowaniu Cezara. Musiał jednak przebywać jakby na wygnaniu w małym miasteczku Cyrcei, położonym nad morzem na południe od Rzymu. Afrykę, dotąd zarządzaną przez Lepidusa, przejął Statyliusz Taurus, wódz Oktawiana, bez walki. Odtąd świat miał dwóch tylko panów: Oktawiana na Zachodzie, Antoniusza na Wschodzie. Na jak długo? 125 Część Trzecia Izyda Bogini Egiptu Wielka armia — marsz na wschód Fontejusz Kapiton, wierny przyjaciel, spisał się świetnie. Szybko dotarł do Aleksandrii i przedstawił Kleopatrze sprawę małżeństwa z Oktawią we właściwym świetle. I oto, w kilka tygodni po pożegnaniu swej żony na Korcyrze, Antoniusz — Dionizos znowu ujrzał swą Afrodytę. Tym razem spotkali się w Syrii. Wraz z matką przyjechały trzyletnie bliźnięta, chłopczyk i dziewczynka. Antoniusz podniósł je uroczyście przy świadkach do góry. Stwierdzał w ten sposób, że to jego dzieci i za takie je uznaje. Chłopiec nosił imię Aleksander Helios, Słońce, dziewczynka zaś Kleopatra Selene, Księżyc. Antoniusz oczywiście poczuwał się do winy. Należało wynagrodzić ukochanej kobiecie lata osamotnienia i cierpień. Dlatego z właściwą sobie hojnością dał królowej Egiptu, matce swych dzieci, krainy piękne i bogate: Fenicję, część Syrii, Cypr, część Palestyny i Arabii. Nie troszczył się zgoła, że niektóre z tych ziem wchodziły już w skład państwa rzymskiego. Zresztą wielu wasalnych książąt w Syrii i Azji Mniejszej otrzymało wówczas od Antoniusza nowe włości lub potwierdzenie dawnego stanu posiadania. Zimę i wiosnę roku 36 Antoniusz spędził z Kleopatrą w Syrii, tam bowiem znajdowały się bazy przygotowywanej wielkiej wyprawy przeciw Partom. Przed siedemnastu laty, w roku 53, ten irański lud, władający i nad Mezopotamią, zadał ciężką klęskę armii Krassusa. On sam stracił wówczas życie. 17 już lat rzymscy żołnierze cierpieli w partyjskiej niewoli, a orły legionowe zdobiły pałac „króla królów". Odtąd wielokrotnie usiłowali Partowie zająć rzymskie posiadłości na Wschodzie. Korzystając z wojen domowych wdzierali się, jak niedawno, do Syrii i Azji Mniejszej. Już Cezar zamierzał zmyć hańbę klęski Krassusa i raz na zawsze rozgromić Partów. Pragnął zająć Mezopotamię 129 i Iran, sięgnąć na Wschodzie jak Aleksander Wielki aż po Indie. Właśnie w toku przygotowań do tej wielkiej wyprawy zaskoczyła go śmierć. Teraz śmiały plan swego wodza miał realizować Antoniusz. A zwycięstwo dałoby mu nie tylko panowanie nad Wschodem. Oznaczałoby ono uzyskanie też bezspornej przewagi nad Oktawianem. Cóż bowiem mógłby on przeciwstawić sławie i potędze wodza władającego nad ziemiami od Adriatyku po Ocean Indyjski? Wyprawa zdawała się przypadać na dobry okres. W Partii nastąpiła kolejna zmiana tronu, która, jak zwykle w monarchiach wschodnich, spowodowała wielkie wstrząsy ogólnopaństwowe. Stary król Orodes abdykował na rzecz swego syna Fraatesa. Jednym z pierwszych posunięć nowego władcy było zamordowanie ojca i licznych braci. Niektórzy wielmoże partyjscy uciekli wówczas do Rzymian. I choć wrócili później do ojczyzny, nawiązane przez nich kontakty pozostały. Armię zebrał Antoniusz olbrzymią. 10 legionów, 10000 jazdy, głównie Hiszpanów i Galów, liczne oddziały posiłkowe — łącznie około 100000 ludzi. Nigdy jeszcze tak wielka armia rzymska nie maszerowała na Wschód. Późną wiosną roku 36, kiedy Oktawian kończył ostatnie przygotowania do inwazji na Sycylię, Antoniusz ruszył nad Eufrat, wielką rzekę graniczną. Aż tam towarzyszyła mu Kleopatra. Przed ośmiu laty Cezar wtajemniczał ją w swoje plany podboju Partii. Teraz przed jej oczyma szły do walki z Partami legiony pod wodzą innego Rzymianina, z którym związała swe losy. Antoniusz planował uderzyć na Mezopotamię od północnego wschodu, aby w ten sposób uniknąć marszu przez odkryte równiny, na których wspaniała jazda Partów mogła poradzić sobie z każdym przeciwnikiem. Dowiodły tego tragiczne losy wyprawy Krassusa. Dlatego też wielka armia posuwała się ku źródłom Eufratu, ku niebotycznym górom Armenii. Wnet stawił się przed Antoniuszem sam władca Armenii, Artawasdes, oddając do jego dyspozycji ponad 20000 jezdnych i pieszych. Artawasdes poparł plan kampanii, a jednocześnie zwrócił uwagę wodza Rzymian, że król Medii, sąsiadującej 130 z Armenią od wschodu, a noszący tak samo imię Artawasdes, współdziała z Partami i że najlepsza droga wiodłaby właśnie przez tę krainę. Z właściwą sobie szybkością, której nauczył się w szkole Cezara, Antoniusz ruszył z głównym trzonem armii przez groźne góry Armenii ku ówczesnej stolicy Medii, miastu Fraaspa. Znajdowała się tam rodzina królewska i cały skarbiec. Sam król był już z armią u Partów. Korpus Antoniusza ominął wielki masyw górski Araratu od północy, natomiast tabory armii, a z nimi i machiny oblężnicze na trzystu wozach, szły łatwiejszą, ale dłuższą drogą południową. Osłoną taborów były dwa legiony pod wodzą Oppiusza Statienusa. Antoniusz dotarł już pod Fraaspę, kiedy przyszedł meldunek, że oddział Statienusa zaatakowały wielkie siły pod wodzą obu królów — partyjskiego i medyjskiego. Natychmiast zawrócił i ruszył z pomocą, ale zastał już tylko stosy trupów. Poległo około 10000 Rzymian. Armeńczycy, którzy szli jako drugi rzut za Statienusem, nie wzięli w ogóle udziału w bitwie i od razu wycofali się do swego kraju. Wielka armia — odwrót Okazało się rychło, jak dotkliwym ciosem było zniesienie oddziału Statienusa. Utracono wszystkie machiny oblężnicze, a bez nich zdobycie Fraaspy było niemożliwe. Mimo to Antoniusz nie odstępował od oblężenia. Kazał budować nowe machiny i żelaznymi środkami utrzymywał zachwianą dyscyplinę. Ale sytuacja z każdym dniem stawała się cięższa. Obrońcy Fraaspy odpierali wszystkie szturmy i sami czynili zwycięskie wypady. Oddziały Partów krążące wokół oblegającej armii uniemożliwiały aprowizację, ale bitwy nie przyjmowały. Szybko nadchodziła jesień, a z nią ostre w tych stronach chłody nocne. Jednakże i Partowie obawiali się nadejścia zimy. Dlatego też król Fraates dał do zrozumienia, że nie będzie przeszkadzał armii rzymskiej, gdyby ta zawróciła ku Armenii. 131 W tym właśnie czasie do obozu rzymskiego dotarł człowiek opatrznościowy. Był to legionista, który walczył pod rozkazami Krassusa, dostał się do niewoli partyjskiej i przebywał w niej lat siedemnaście. Teraz dopiero zdołał cudem z niej uciec. On to wskazał drogę inną niż ta, którą maszerowano pod Fraaspę. Była ona bezpieczniejsza, bo prowadziła przez teren bardziej pofałdowany. Wielka armia rozpoczęła odwrót. Jeźdźcy Partów ukazali się trzeciego dnia marszu. Dnia piątego doszło do ciężkich walk. Po stronie rzymskiej było 3000 zabitych i 8000 rannych. Sam Antoniusz odwiedzał rannych żołnierzy i dodawał im otuchy, choć nie ukrywał swego przygnębienia. Odtąd dzień za dniem powtarzały się drobne a uciążliwe potyczki. Mimo trudnego terenu legiony musiały posuwać się w zwartym szyku, wciąż ubezpieczając tabory. Głód dawał się we znaki coraz dotkliwiej. Niektórzy żyli już tylko trawą i korzeniami. Dyscyplina załamała się. Pewnego razu żołnierze rzucili się na rabunek taborów. Ofiarą łupieżców padły nawet osobiste bagaże Antoniusza. On sam w przekonaniu, że to Partowie wdarli się do środka obozu, gotów był popełnić samobójstwo. Wreszcie, po dwudziestu siedmiu dniach zmagań z wrogiem i głodem, armia dotarła do rzeki Arakses, stanowiącej granicę między Medią a Armenią. Od Fraaspy legiony przeszły 300 mil. Straty były ogromne: 20000 pieszych i 4000 jeźdźców. W dużej części padli oni ofiarą chorób i wycieńczenia, nie od broni. Rzymianie byli teraz w kraju przyjacielskim, wróg zaprzestał pościgu. Król Armenii Artawasdes stawił się z powitaniem u granicy. Antoniusz, choć uważał go za zdrajcę, musiał udawać przyjaźń. Wnet jednak inny wróg groził żołnierzom. Szli przez wysokie góry w czasie wyjątkowo ciężkiej zimy, brnąc w śniegach i znosząc dotkliwe mrozy. Ta droga zabrała życie ośmiu tysiącom ludzi. Wreszcie nędzne resztki największej i najwspanialszej armii, jaką kiedykolwiek dotąd Rzym wysłał przeciw Partom, dowlokły się do Syrii. Następną wielką wyprawę na Wschód miał poprowadzić dopiero cesarz Trajan — za 150 lat. 132 W małej wiosce u wybrzeży Fenicji Antoniusz niecierpliwie oczekiwał przyjazdu Kleopatry. Byli z nim tylko ludzie najbliższego otoczenia. Wódz, złamany klęską, rozpił się. Ale wzrok jego bez przerwy śledził horyzont, czy nie ukażą się tam żagle okrętów królowej Egiptu. Wreszcie przybyła, przywożąc odzież dla armii i nieco pieniędzy na wypłacenie żołdu. Wkrótce oboje powrócili do Aleksandrii. Zwycięzca i niewolnicy Kiedy wielka armia Antoniusza rozpoczynała swój męczeński odwrót spod Fraaspy, Rzym uroczyście i radośnie witał zwycięskiego Oktawiana. Na jego spotkanie daleko przed miasto wyszli senatorowie i lud, przystrojeni wieńcami. 13 listopada roku 36 owacyjny pochód wkroczył w mury stolicy. Wódz udał się najpierw do świątyń bóstw ojczystych, aby podziękować im za zwycięstwo nad Pompejuszem. Następnego dnia Oktawian wygłosił w senacie mowę, którą tegoż dnia powtórzył przed ludem. Przedstawił dzieje swej walki i cele, przyświecające jego działalności politycznej. Usprawiedliwił stosowanie w latach poprzednich środków surowych, wówczas jednak koniecznych. Obwieścił, że nastał już koniec wojen domowych. W związku z tym usunie się wszelkie ślady złej przeszłości. Zostaną spalone spisy proskrybowanych i skazanych, a także daruje się nie zapłacone podatki, daniny i czynsze. Dał do zrozumienia, że powróci w pełni dawny ustrój Rzeczypospolitej. Władzę nadzwyczajną złoży także Antoniusz, gdy tylko powróci z wyprawy partyjskiej. Dziękował za przyznane mu przez senat i lud honory. Przyjął z nich tylko niektóre, wśród nich: wprowadzenie na pamiątkę zwycięstwa pod Naulochus uroczystego, corocznego święta w dniu 3 września, oraz ustawienie na Forum, na kolumnie ozdobionej dziobami okrętów, swego złoconego posągu. Natomiast stanowczo odmówił przyjęcia godności najwyższego kapłana, tę bowiem dożywotnio sprawował Lepidus. 133 Cała Italia świętowała w weselu koniec ponurej epoki bratobójczych walk. Aby jednak ów pokój był pełny i trwały, Oktawian uznał za konieczne przeprowadzenie dwu jeszcze akcji. Zorganizował specjalne oddziały do walki z bandami rozbójników, których wiele grasowało i na półwyspie, i na Sycylii. Wkrótce potem do wszystkich obozów wojskowych wysłał zapieczętowane pisma, które, zgodnie z rozkazem, dowódcy otworzyli w jednym i tym samym dniu. Pisma zawierały polecenie natychmiastowego rozbrojenia i uwięzienia niewolników, którzy, służąc poprzednio w armii Pompejusza, przeszli następnie wraz ze swymi oddziałami na stronę zwycięzcy. Pojmano w ten sposób 36000 ludzi. Spośród nich 30000 zwrócono panom, od których zbiegli, z poleceniem przykładnego ukarania. Natomiast tych, których panów nie można było odnaleźć, ukrzyżowano w pobliżu miast, gdzie dawniej przebywali. Oktawia Oktawia wyjeżdżała na Wschód pełna najlepszych nadziei. Wiozła mężowi wspaniałe dary, dowód życzliwości swojej i brata. Nie zapomnieli o pokonanym wodzu, szli mu z pomocą, puścili w niepamięć romans z Kleopatrą i szafowanie rzymskimi posiadłościami. Oktawian przeprowadził nawet uchwałę senatu o nabożeństwach dziękczynnych z powodu — zwycięstw Antoniusza nad Partami. Bo oficjalne sprawozdanie z jego wyprawy mówiło tylko o sukcesach. Okręty Oktawii wiozły odzież dla armii Antoniusza, wiele zwierząt jucznych, pieniądze i kosztowne podarunki dla oficerów. Wiozły też dwa tysiące żołnierzy, którzy mieli służyć w kohortach jego straży przybocznej. Ale w Atenach czekała Oktawie przykra niespodzianka. Doręczono jej list z prośbą męża, aby zatrzymała się w tym mieście. Jako powód podawał aktualną sytuację polityczną. Pragnąc wyzyskać zatarg króla 134 Medii z Partami, przygotowuje nową wyprawę i znajduje się w Syrii. Antoniusz pisał prawdę o planach nowej wojny. Prawdą też było, że przebywał w Syrii. Ale istotny powód wstrzymania podróży Oktawii był inny. U boku Antoniusza znajdowała się Kleopatra. Królowa Egiptu z wielkim niepokojem śledziła wieści o zamierzonym spotkaniu Antoniusza z żoną. Uważała za wskazane przeciwdziałać temu wszelkimi sposobami. Obrała taktykę typowo kobiecą, a zawsze skuteczną. Wodziła za Antoniuszem wzrokiem rozmiłowanym. Pogrążała się w głębokim smutku, kiedy tylko odchodził od niej choćby na chwilę. Gdy wracał, zastawał ją często płaczącą. Ocierała łzy szybko i niby to ukradkiem, jakby chciała ukryć przed nim jakąś gorzką tajemnicę. Była coraz szczuplejsza i bledsza. Dworzanie szeptali, że królowa nosi się z myślą popełnienia samobójstwa... Któryż mężczyzna oparłby się takim dowodom miłości szczerej, głębokiej i bezinteresownej? Antoniusz zaś wcale się nie odznaczał nadmierną skromnością. Toteż wkrótce Oktawia otrzymała drugi list, nakazujący jej powrót do Italii. Natomiast dary i żołnierzy miała skierować dalej, do głównej kwatery Antoniusza. Krok, na który pozwolił sobie Antoniusz, obrażał nie tylko żonę, ale i całą jej rodzinę. Dlatego Oktawian zażądał od siostry, aby opuściła dom męża. Oktawia odmówiła. Pozostała w domu człowieka, który jawnie żył z inną kobietą. Otoczyła jednakowo czułą opieką dzieci swoje i Antoniusza oraz jego dzieci z poprzednich małżeństw. Izyda Do Rzymu napływały wieści bolesne i coraz groźniejsze. Projekt nowej wyprawy Antoniusza przeciw Partom spełzł na niczym. Jesienią roku 35 wódz wrócił do Aleksandrii, gdzie podjął swój ulubiony, hulaszczy tryb życia. Wyjechał ze stolicy 135 Egiptu dopiero wiosną roku następnego do Armenii. Ponad wszystko bowiem pragnął wziąć pomstę na Artawasdesie, królu tego kraju, za zdradzieckie opuszczenie oddziału Statienusa. Aby zwieść podejrzliwego Armeńczyka, Antoniusz rozgłosił, że organizuje nową wyprawę przeciw Partom. Po wielu wysiłkach zdołał zwabić Artawasdesa do swego obozu i nałożyć mu kajdany. Zajęcie prawie całej Armenii poszło teraz łatwo. Niesławne to było zwycięstwo, ale jeszcze haniebniejszy, w oczach Rzymian, finał wyprawy. Oto Antoniusz urządził sobie triumfalny wjazd do Aleksandrii. Triumf bez zgody senatu! Triumf nie w Rzymie, ale nad Nilem! Triumf, który przechodził przed tronem egipskiej królowej! Było to pogwałceniem najświętszych ojczystych tradycji oraz jawną zapowiedzią, że stolica państwa i świata, w razie hegemonii Antoniusza, znajdować się będzie na Wschodzie. Król Armenii szedł w pochodzie skuty srebrnymi łańcuchami. Ale okazał dużo godności i odwagi. Odmówił złożenia Kleopatrze hołdu. Przypłacił to wielu cierpieniami, a w trzy lata później śmiercią. Wkrótce po triumfie odbyła się w Aleksandrii uroczystość równie wspaniała, a politycznie donioślejsza. W olbrzymiej, wspaniałej sali gimnazjonu miejskiego zebrały się tłumy najmożniejszych mieszkańców stolicy. Na srebrzystym podium stały złocone trony. Na dwu większych zasiedli Antoniusz i Kleopatra. Królowa była przybrana jak pradawna bogini Egiptu faraonów, Izyda. Na tronach mniejszych usiadły królewskie dzieci: dwunastoletni Ptolemeusz XV, zwany Cezarionem, bo Cezar był jego ojcem; sześcioletni Aleksander Helios i jego siostrzyczka Kleopatra Selene; najmłodszy, dwuletni synek Kleopatry i Antoniusza, Ptolemeusz z przydomkiem Filadelfos. Antoniusz obwieścił zebranym ważne i wielkie decyzje. Kleopatra jest królową królów, władczynią Egiptu, Cyrenajki, Cypru, południowej Syrii. Współrządzić z nią będzie Cezarion. Aleksander Helios będzie władał Medią, Armenią i Partią, a więc wszystkimi krainami leżącymi na wschód od Eufratu, jego zaś młodszy brat otrzyma Syrię, Fenicję i Cylicję. 136 Tak rozdawał Antoniusz krainy, które kiedyś wchodziły w skład wielkiej monarchii Aleksandra Macedońskiego. Uważał się zapewne w tym momencie za równego mu władcę. Zapominał, że panowanie jego nie sięga na wschód od Eufratu, wiele zaś ziem na zachód od tej rzeki, którymi obdarzał potomstwo Kleopatry, należy do Rzymu. A Rzym nie rezygnował nigdy ze swoich włości i zdobyczy — nawet na rzecz Izydy. Napis wyryty świętym pismem Egipcjan ku czci bogini Izydy Jam jest Izyda, królowa wszelkiej ziemi. Praw, którem ja ustanowiła, nikt nie obali. Jam jest najstarszą córką pierwszego boga, Kronosa. Jam jest żoną i siostrą króla Ozyrysa. Jam jest, która dała ludziom pierwsze płody ziemi. Jam jest matką króla Horusa. Jam jest Gwiazdą Północną. Witaj, witaj, Egipcie, któryś mnie wychowałx. Mówi Oktawian: moje walki w Ilirii Japudowie mieszkają za Alpami 1. Jest to lud silny i dziki. W ciągu ostatnich dwudziestu lat dwukrotnie nas odparli, a napadli też na Akwileę i złupili naszą kolonię Tergeste 2. Ruszyłem 3 na nich drogą górską i męczącą, którą wróg uczynił jeszcze trudniejszą do przebycia, bo zawalił ją ściętymi drzewami. A kiedy wyszedłem na szczyty, nieprzyjaciele cofnęli się ku dalszym lasom. Przygotowali tam zasadzkę. Podejrzewałem, że coś takiego zamyślają, maszerowałem więc doliną, wyrąbując przed sobą las, ale równocześnie część moich ludzi szła grzbietami po obu stronach. Japudowie wypadli z zasadzki i zranili wielu naszych, jednakże idący górami zbiegli w dół i wycięli większą część napastników. Pozostali 137 znowu uciekli w niedostępne gęstwiny, opuszczając miasto zwane Terpon. Zająłem je, lecz nie spaliłem, miałem bowiem nadzieję, że się poddadzą. Tak też się stało. Skierowałem się następnie ku miastu Metulum4, stolicy Japudów. Leży ono na górze porosłej gęstym lasem, na dwóch jej szczytach, rozdzielonych wąską doliną. Zebrało się tam około 3000 młodych, dzielnych i dobrze uzbrojonych ludzi, którzy, kiedyśmy ich otoczyli, z łatwością odpierali ataki. Zaczęliśmy wznosić wały. Ale obrońcy przeszkadzali w robocie, bo dniem i nocą czynili wypady, a z murów razili naszych przy pomocy machin. Wreszcie mur zaczął się kruszyć. Zbudowali wówczas wewnątrz drugi i opuścili zniszczone umocnienia. Kazałem zająć i spalić ich dawne stanowiska, a naprzeciw nowego muru usypać dwa wały. Z nich przerzuciliśmy ku murowi cztery pomosty. Część ludzi wysłałem na przeciwną stronę miasta, aby odciągnęła Metulów, reszta zaś miała atakować przez pomosty. Ja patrzyłem na wszystko z wysokiej wieży oblężniczej. Część barbarzyńców odpierała szturm, inni zaś długimi drągami podważali pomosty. Runął jeden, a potem i drugi. To bardzo dodało im ducha. A kiedy zawalił się i trzeci, naszych ogarnęło zupełne przerażenie. Nikt nie ośmielał się wejść na czwarty. Zbiegłem z wieży i zacząłem łajać żołnierzy. To nie pomogło. Sam więc chwyciłem tarczę i biegiem ruszyłem ku pomostowi. Wraz ze mną biegł Agryppa i Hieron, a także Lutus i Wolas. Było też kilku żołnierzy z oddziałów przybocznych. Kiedy już byłem na deskach, żołnierze zawstydzeni rzucili się całą hurmą. Nazbyt obciążony pomost załamał się i wszystkich nas przysypały jego szczątki. Kilku zginęło, innych wyniesiono pokaleczonych. Byłem ranny w prawy goleń i oba ramiona, od razu jednak wybiegłem na wieżę niosąc oznaki naczelnego wodza i pokazałem, że jestem cały. Bałem się, aby nie zrodziła się jakaś pogłoska o mej śmierci. Natychmiast też kazałem budować nowe pomosty. Niech wróg nie sądzi, że ustąpię! To najbardziej przeraziło Metulów. Widzieli, że walczy z nimi przeciwnik niezłomny. Następnego dnia stawili się ich posłowie. Dali pięćdzie- 138 sięciu zakładników, których sam wybrałem, obiecali też przyjąć naszą załogę. Zostawili nam wyższe wzgórze, sami zaś przeszli na niższe. Kiedy jednak nasza załoga rozkazała im wydać broń, zbuntowali się. Zamknęli swoje kobiety i dzieci w budynku rady i postawili tam straże, które miały podpalić go w razie ostateczności. Sami przypuścili na naszych rozpaczliwy atak. Ale uderzali z dołu i zepchnięto wszystkich. Wówczas straż podpaliła budynek. Wiele kobiet zabijało i siebie, i dzieci, a niektóre wrzucały do ognia dzieci jeszcze żywe. Tak więc cała młodzież Metulów zginęła w boju, a większa część niezdolnych do walki w owym pożarze. Spłonęło też całe miasto; choć było bardzo duże, nie pozostał zeń żaden ślad. Po zdobyciu Metulum reszta Japudów przerażona wnet się poddała. Kraj Segestanów5 już poprzednio dwukrotnie najeżdżali nasi wodzowie, ale nie zdobyli wówczas niczego, nawet zakładników. Wbiło to Segestanów w wielką pychę. Ruszyłem na nich przez ziemie Pannonów6, którzy też nigdy dotąd nam nie podlegali. Jest to kraj lesisty i długi, ciągnie się od Japudów do Dardanów. Pannonowie nie mają miast, lecz zamieszkują rodami po polach i wsiach. Nie odbywają wspólnych narad i nie ma naczelników nad wszystkimi. Zdatnych do walki było niemal sto tysięcy mężczyzn. Jednakże skutkiem bezrządu nigdy nie zbierało się tylu razem. Za moim zbliżaniem się uciekali do lasów i zabijali naszych rozproszonych żołnierzy. Dopóki miałem nadzieję, że wyjdą do mnie, nie pustoszyłem wsi i pól. Skoro jednak nie pokazywali się, paliłem i niszczyłem wszystko wokół przez 8 dni, póki nie wkroczyłem na ziemie Segestanów. Ci podlegają Pannonom, a zamieszkują nad rzeką Sawą. Jest tam warowne miasto, otoczone i rzeką, i wielkim rowem, zwane Siskia7. Na jego zdobyciu zależało mi bardzo, mogłoby bowiem służyć jako baza zaopatrzeniowa w zamierzonej wojnie z Dakami i Bastarnami; ci mieszkają za Dunajem, a Sawa uchodzi właśnie do tej rzeki! Miałem już nawet okręty na Sawie, które by przewiozły żywność na Dunaj. Kiedym się zbliżał do Siskii, posłowie jej mieszkańców 139 zapytali, po co przychodzę. Zażądałem wpuszczenia naszej załogi i wydania stu zakładników, abym mógł korzystać z miasta jako punktu oparcia w wojnie z Dakami; zażądałem i zboża, ile tylko zdołają dostarczyć. Ci, co należeli do wyższej warstwy, zgodzili się na te żądania. Jednakże lud wzburzył się, nie zważając na to, że zakładnicy zostali już wydani; zresztą były to dzieci właśnie osób zamożnych. Na widok oddziału, który miał stanowić załogę miasta, mieszkańcy jakby szałem porwani znowu zamknęli bramy i stanęli na murach. Rozkazałem zbudować na rzece most, ze wszystkich zaś stron sypać wały i kopać rowy. Kiedy miasto było już zamknięte, zaczęliśmy wznosić dwie groble. Obrońcy często czynili na nie wypady, ale zająć nie mogli. Rzucali więc na nasze pomosty pochodnie i żagwie. Tymczasem Pannonowie ruszyli oblężonym z pomocą. Wyszedłem im naprzeciw i przygotowałem zasadzkę. Część Pannonów zginęła, inni uciekli. Nikt już nie myślał o odsieczy. Miasto zdobyliśmy szturmem w trzydziestym dniu oblężenia. Wtedy dopiero mieszkańcy imali się próśb. Uznając ich odwagę i wzruszony błaganiami nie zabiłem nikogo i nie zburzyłem miasta. Nałożyłem jednak daninę, a część grodu oddzieliłem murem i wprowadziłem tam jako załogę 25 kohort. Wyjechałem następnie do Rzymu, z zamiarem rozpoczęcia kampanii w Ilirii wiosną. Rozeszła się jednak pogłoska, że załoga Siskii została wyrżnięta, pospieszyłem więc tam zimą. Znalazłem, że pogłoska była fałszywa, wyrosła jednak z prawdziwego powodu. Załoga przeżyła chwile niebezpieczne, bo mieszkańcy miasta otoczyli ją niespodziewanie; wielu naszych zginęło skutkiem zaskoczenia. Jednakowoż już następnego dnia załoga dokonała wypadu i przywróciła porządek. Teraz8 skierowałem się przeciw Dalmatom9, bardzo pysznym od czasu, kiedy to wycięli 5 kohort Gabiniusza i zdobyli ich znaki bojowe. Odtąd, przez 10 już lat, byli stale pod bronią. Gdy rozpocząłem kampanię, poszczególne ich plemiona ułożyły się, że będą sobie wzajem pomagać. Trzon ich zastępów stanowiło ponad 12000 wojowników; ci 140 wodzem obrali Werusa. Zajął on i umocnił miasto Liburnów Promonę 10, zresztą już z natury obronne. Okolica jest górzysta, a wokół miasta sterczą zewsząd wyniosłości ostre jak zęby piły. Większość nieprzyjaciół skupiła się w mieście; na wzgórzach Werus rozmieścił straże, patrzące na nasz obóz z góry. Jawnie zacząłem zamykać ich obwarowaniami, pokryjomu jednak wysłałem odważnych ochotników, by wyszukali wyjścia na najwyższe wzgórze. Ci wykorzystali osłonę lasu i w nocy spadli na śpiące straże. Wycięli je i przed świtem dali mi znać sygnałem. Wyprowadziłem większą część wojsk, aby próbować zdobycia miasta, na zajęty zaś szczyt wysyłałem coraz to nowe oddziały, które atakowały resztę wzniesień. Wśród barbarzyńców zapanował popłoch. Najbardziej przerażeni byli ci, co bronili wzgórz, bo brak tam wody. W obawie odcięcia wszyscy uciekli do Promony. Wspólnym wałem długości siedmiu mil otoczyłem miasto i dwa wzgórza, jeszcze zajmowane przez wroga. W tymże czasie odparłem Dalmatę Testymusa, który spieszył na pomoc swym sprzymierzeńcom w Promonie. Ścigałem go aż w góry. Następnie — na oczach Testymusa1 — zająłem Promonę, i to jeszcze przed ukończeniem obwarowań. Stało się to tak: oblężeni uczynili wypad; nasi odparli ich dzielnie i rzucili się w pogoń za uciekającymi; wpadli do miasta razem z nimi i wycięli trzecią część obrońców. Reszta uciekła na zamek. U jego bram postawiłem na straży jedną kohortę. Czwartej nocy barbarzyńcy uderzyli na nią. Przerażona kohorta opuściła swoje stanowisko. Zdołałem jednak zatrzymać uderzenie nieprzyjaciół i następnego dnia zająłem zamek. Jego załoga poddała się. Kohorcie, która zeszła ze stanowiska, kazałem ciągnąć losy: co dziesiąty szedł na śmierć, a prócz tego jeszcze dwóch centurionów. Reszta żołnierzy kohorty otrzymywała tego lata jako prowiant jęczmień zamiast pszenicy. Tak zdobyłem Promonę. Wówczas Testymus rozdzielił swoje oddziały, aby mogły schronić się w różnych stronach. Z tej przyczyny nie mogliśmy ich ścigać zbyt daleko; obawiałem się rozdrobnienia naszych sił, a to tym bardziej że nie znaliśmy dróg, ślady zaś były zatarte. Zdobyłem jednak 141 miasto Synodium, leżące na skraju tego lasu, w którym Dalmaci przed laty zgotowali zasadzkę wojsku Gabiniusza; jest to długa i głęboka dolina między wysokimi górami. Synodium spaliłem. Wysłałem na góry oddziały, które miały iść ze mną równomiernie po obu stronach, a sam maszerowałem ową doliną, wycinając las, zajmując miasta, wszystko paląc 2. Kiedy oblegaliśmy miasto Setowia, barbarzyńcy szli mu z pomocą. Stawiłem im czoła i nie dopuściłem do miasta. W czasie tych walk ugodzono mnie kamieniem w kolano i przez wiele dni musiałem się kurować. Kiedy poczułem się lepiej, wyjechałem do Rzymu, aby objąć konsulat wraz z Wolkacjuszem Tullusem. Dowództwo nad dalszym tokiem kampanii pozostawiłem Statyliuszowi Taurusowi. W dniu nowego roku 12 objąłem urząd i tegoż dnia przekazałem go Autroniuszowi Petusowi, sam zaś znowu wyruszyłem przeciw Dalmatom. Ponieważ ci, odcięci od dowozu żywności z zewnątrz, cierpieli już głód, wyszli mi naprzeciw i poddali się, błagając o litość. Zgodnie z moim żądaniem dali jako zakładników siedmiuset chłopców, zwrócili znaki bojowe zabrane Gabiniuszowi, a ponadto przyrzekli zapłacić daniny zaległe od czasów mego ojca, Gajusza Cezara. Byli odtąd posłusznymi poddanymi. Odzyskane znaki złożyłem w Rzymie, w portyku zwanym Oktawiuszowym. Po Dalmatach prosili mnie o łaskę także i Derbanowie 13. Ci również dali zakładników i przyrzekli zapłacić zaległe daniny. W ogóle wszystkie ludy, ku którym podchodziłem, zawierały układy i dawały zakładników. Nie uczyniły tego tylko te, do których nie zdołałem dotrzeć z powodu złego stanu zdrowia. Ale później i one stały się naszymi poddanymi14. Takie to walki toczył Oktawian właśnie w tym czasie, kiedy Antoniusz wypoczywał w Aleksandrii po trudach wyprawy partyjskiej, a później zdradą opanował Armenię i święcił triumf w stolicy Egiptu. Oktawianowe kampanie w Pannonii i Dalmacji wypływały z konieczności strategicznych: należało zabezpieczyć północno-wschodnią rubież Italii i przesunąć granicę możliwie 142 daleko ku Dunajowi. Bo same przez się te krainy były w oczach Rzymian nędzne, ich zaś mieszkańcy godni współczucia. Jeszcze w dwa wieki później jeden z namiestników Pannonii tak się użalał: „Spośród wszystkich ludzi ci żyją w najgorszych warunkach. I ziemia u nich kiepska, i klimat podły. Nie uprawiają ani oliwek, ani winorośli — a jeśli nawet, to mało i marnego gatunku, bo większą część roku panuje u nich sroga zima. Żywią się jęczmieniem i prosem, piją też napój z nich przyrządzany. Są to najdzielniejsi ze wszystkich znanych mi ludów, bo nie posiadają niczego, co czyni życie wartościowym" 15. Ostatecznego celu wypraw do Ilirii Oktawian nie osiągnął. Musiał przerwać tę kampanię, ale nie ze względu na zły stan zdrowia. Miał znacznie poważniejsze powody. Zimna wojna „Cóż to tak się zmieniłeś? Czy dlatego, że żyję z królową? Jest moją żoną. A zresztą, czy teraz dopiero zacząłem, czy lat temu dziewięć? Ty niby tylko z Liwią? Żebym tak zdrów był, jeśli po przeczytaniu tego listu nie prześpisz się z Tertullą albo Terentillą, albo Rufillą, albo Salwią — a może ze wszystkimi! Czy to takie ważne, z kim się romansuje?" * To prawda, Oktawian, choć szczerze oddany Liwii, nie stronił od przelotnych miłostek. O tym wiedzieli wszyscy, najlepiej sama Liwia. Ale sprowadzanie przez Antoniusza całego sporu tylko do zagadnienia, czy wolno mu kochać się z Kleopatrą, było umyślnym odwracaniem uwagi od sedna sprawy. Istotne bowiem było to, że Antoniusz poślubił Kleopatrę (nie zadając sobie nawet trudu formalnego przeprowadzenia rozwodu z Oktawią!), co stwarzało pewien fakt polityczny, albowiem stał się małżonkiem władczyni bogatego kraju. Istotne było to, że Antoniusz zachowywał się jak orientalny król, któremu całkowicie obce są sprawy Rzymu, a dba tylko o dobre wyposażenie swego potomstwa. Istotne wreszcie było i to, że Antoniusz oficjalnie uznał Cezariona synem Cezara. 143 Oczywiście, Antoniusz miał równie wiele do zarzucenia Oktawianowi. Przede wszystkim to, że dotychczas nie wysłał na Wschód obiecanych dwudziestu tysięcy legionistów; dalej, że samowolnie zajął Afrykę i pozbawił władzy Lepidusa; wreszcie, że nie odesłał wszystkich okrętów wypożyczonych na wyprawę przeciw Pompejuszowi. A na samym dnie wielkiego sporu leżał prosty fakt, że dla dwu świat jest za mały. Napięcie wzrastało stale od czasu powrotu Oktawii z Aten. Później przyszło niesławne pojmanie króla Armenii, triumf w Aleksandrii, rozdawnictwo rzymskich posiadłości, ślub z Kleopatrą. W Rzymie nie tylko Oktawian śledził z troską i oburzeniem poczynania Antoniusza. Kleopatra nigdy nie cieszyła się tu sympatią, a Antoniusz ostatnio zbyt wyraźnie dawał do zrozumienia, że uważa ją za prawdziwą królową Wschodu. To raniło rzymską dumę. Mimo to Antoniusz miał wciąż jeszcze bardzo wielu sojuszników nad Tybrem. Byli nimi także obaj konsulowie, którzy, zgodnie z umową w Misenum, objęli urzędowanie w dniu 1 stycznia roku 32: Gnejusz Domicjusz Ahenobarbus i Gajusz Sozjusz. Na ich to ręce Antoniusz przesłał relację o swych darowiznach dla Kleopatry i jej dzieci. Żądał jednocześnie, aby senat oficjalnie je zatwierdził. Konsulowie, zdając sobie sprawę, że może to tylko zaszkodzić Antoniuszowi, woleli rzecz zataić. Wówczas Oktawian zabronił odczytania drugiego pisma Antoniusza, w którym powiadamiał on senat o swych — rzekomych — zwycięstwach w Armenii. Sytuację komplikowała okoliczność, że z końcem roku 33 formalnie wygasł triumwirat. Dla Antoniusza było to bez znaczenia, miał bowiem oparcie w królowej Egiptu, natomiast Oktawian był odtąd zdany wyłącznie na swój autorytet i wierność żołnierzy. A tymczasem stronnicy Antoniusza w Rzymie głosili, że gotów jest on złożyć wszystkie uprawnienia i przywrócić w pełni dawny ustrój Rzeczypospolitej. Konsul Sozjusz wygłosił w senacie mowę, w której ostro skrytykował nieobecnego na posiedzeniu Oktawiana. Przedstawił nawet 144 projekt uchwały przeciw niemu wymierzonej. Tylko „veto" wiernego Oktawianowi trybuna ludu przeszkodziło powstaniu groźnej sytuacji. W kilka dni później do senatu wszedł Oktawian. Otaczali go uzbrojeni żołnierze i przyjaciele. Zajął miejsce między obu konsulami i odpowiedział na mowę Sozjusza, nie szczędząc ostrych oskarżeń zarówno pod adresem Antoniusza, jak i obecnego konsula. Wyraził zgodę na przywrócenie dawnego ustroju i swobód, pod warunkiem jednak, że sam Antoniusz przybędzie do Rzymu i będzie współpracował nad unormowaniem stosunków. Zapowiedział wreszcie, że nie przeszkodzi nikomu, kto zechce wyjechać na Wschód. Tę ostatnią wypowiedź zrozumiano właściwie. W ciągu najbliższych dni opuścili Rzym obaj konsulowie, za nimi zaś około trzystu senatorów. A więc w stolicy zabrakło najwyższych urzędników, senat zaś stał się ciałem kadłubowym. Formalnie rzecz biorąc, Antoniusz mógłby utrzymywać, że legalny rząd znajduje się teraz po jego stronie. Ale to właśnie ułatwiło Oktawianowi dalsze poczynania. Ci bowiem urzędnicy i senatorowie, którzy pozostali w Rzymie, byli jego zdecydowanymi stronnikami. Antoniusz zareagował na mowę Oktawiana w sposób haniebny. Wymierzył cios osobie najsłabszej i najmniej winnej. Oktawia otrzymała list rozwodowy, a jego oddawcy mieli dopilnować, aby opuściła dom swego męża natychmiast. Temu Oktawia nie sprzeciwiła się, zabrała wszakże ze sobą wszystkie dzieci Antoniusza. Tymczasem ze Wschodu poczęli przybywać do Rzymu ci dotychczasowi stronnicy Antoniusza, którzy źle się czuli w atmosferze orientalnego dworu. Pycha i kaprysy Kleopatry boleśnie raniły dumę rzymskich senatorów. Między innymi znakomitościami zjawił się wówczas i Munacjusz Plankus — ten sam, który przed dziewięciu laty, w czasie wojny peruzyńskiej, sformował przeciw Oktawianowi dwa legiony. Teraz, jako okup za dawną wrogość, a zadatek przyjaźni, przywoził cenne informacje: u westalek złożony jest testament Antoniusza, którego treść on, Plankus, zna dobrze, był bowiem jednym ze świadków przy jego spisywaniu. Westalki odmówiły wydania dokumentu, lecz Oktawian zabrał go siłą i odczytał w senacie. Rzym dowiedział się, że Antoniusz przeznacza ogromne zapisy dla dzieci Kleopatry; pragnie, aby zwłoki jego i królowej spoczęły we wspólnym grobowcu; raz jeszcze uznaje Cezariona za syna Cezara. Wywołało to ogromne oburzenie. Jednocześnie zaczęły się szerzyć pogłoski, że Antoniusz zamierza uczynić Kleopatrę królową Rzymu i przenieść stolicę do Aleksandrii. Wyzyskano tę wielką falę wzburzenia, organizując manifestację jedności wszystkich obywateli rzymskich w Italii i w prowincjach zachodnich. Uroczyście, w tym samym dniu, złożyli oni indywidualnie i zbiorowo przysięgę na wierność Oktawianowi, wyrażając wolę obrony państwa pod jego wodzą. Wkrótce potem Oktawian, z zachowaniem wszelkich odwiecznych ceremonii, w otoczeniu kapłanów, wypowiedział w świątyni bogini wojny, Bellony, wojnę — Kleopatrze. Pierwsze działania Gdyby Antoniusz uderzył w roku 32, zapewne odniósłby zwycięstwo. Oktawian nie był wówczas przygotowany do wojny. Co więcej, właśnie wtedy miał do pokonania wielkie trudności wewnętrzne. Cała Italia manifestacyjnie przysięgła mu wierność — i cała Italia równie manifestacyjnie okazała swoją niechęć do płacenia daniny na cele wojenne. Doszło nawet do poważnych rozruchów, które trzeba było tłumić przy użyciu wojska. A tymczasem Antoniusz działał bardzo powoli, choć już w roku 33 zgromadził w Efezie dużą armię. Ta opieszałość była spowodowana przede wszystkim obecnością Kleopatry i jej dworu. Rzymscy oficerowie i senatorowie wielokrotnie zwracali Antoniuszowi uwagę, że powrót królowej do Egiptu na czas wojny byłby pożądany z różnych względów. Ona jednak za każdym razem stanowczo odrzucała tego rodzaju sugestie. Obawiała się zapewne, że po jej wyjeździe 146 Antoniusz ulegnie namowom zwolenników Oktawii i pokoju. A tych w jego najbliższym otoczeniu nie brakło. Co prawda, Kleopatra miała pełne prawo uczestniczenia w wyprawie, jej bowiem wkład był ogromny. Dała Antoniuszowi 2000 talentów w złocie, zapewniła armii aprowizację, dostarczyła wielu okrętów. Z Efezu dwór Antoniusza i Kleopatry przeniósł się na wyspę Samos. Bawiono się tam dobrze i wesoło. Równie przyjemnie ułożył się pobyt latem roku 32 w Atenach. Mieszkańcy grodu Peryklesa i Sokratesa uchwalali najwymyślniejsze honory dla władczyni Egiptu, aby tylko była łaskawa zapomnieć, że kilka lat temu okazywali sympatię i cześć Oktawii. Następnie przeniesiono się na wyspę Korcyrę na Morzu Jońskim, lecz już nadchodziła jesień. Powrócono więc na ląd stały, do Patrae. Był to ważny port na Peloponezie, u wejścia do Zatoki Korynckiej, świetny punkt wypadowy do inwazji na Italię. Flota wojenna Antoniusza, 500 ogromnych okrętów, stała już w Zatoce Ambrackiej. Ta wcinała się głęboko w wybrzeża Epiru i była bezpieczna, bo połączona z morzem cieśniną bardzo wąską. Armia lądowa liczyła łącznie 30 legionów. Ale z nich tylko 19 było w Grecji. Razem z oddziałami posiłkowymi stało tu 100000 piechoty i 12000 jazdy. Reszta legionów Antoniusza stacjonowała w Egipcie, Syrii, Cyrenajce. W dniu 1 stycznia roku 31 konsulat objął Oktawian. Według umowy sprzed lat wraz z nim w tym roku urząd ów miał piastować Antoniusz. Oczywiście, po ostatnich wydarzeniach mąż Kleopatry został pozbawiony tej godności mocą uchwały pozostałych w Rzymie senatorów. Współkolegą Oktawiana był teraz Messala Korwinus. Antoniusz, rzecz prosta, nie uznał tego stanu sprawy. Tytułował się triumwirem oraz konsulem po raz trzeci. A jednocześnie zapowiadał, że w pół roku po zwycięstwie nad Oktawianem złoży władzę. Potędze Antoniusza przeciwstawiał Oktawian siły szczuplejsze. Wiosną roku 31 zebrał je w Brundyzjum. Miał około 250 okrętów wojennych — mniejszych niż wschodnie, ale szybkich i zwrotnych — oraz 8 legionów i 12000 jazdy. Na 147 czele tych wojsk wypłynął z Brundyzjum. Zajął Korcyrę, a następnie wylądował na wybrzeżach Epiru, u przylądka Keraunion. Stamtąd przesunął się na południe i rozbił obóz na górze u nasady półwyspu zamykającego wejście do Zatoki Ambrackiej od północy. Natomiast okręty stały na kotwicy w płytkiej zatoczce po zachodniej, zewnętrznej stronie półwyspu. Na wiadomość o tym Antoniusz i Kleopatra, w obawie o flotę, natychmiast wyruszyli z Patrae. Ich obóz znajdował się na półwyspie południowym, między świątynią Apollona a miasteczkiem Akcjum. Do stacjonujących już tam legionów Antoniusza szybko dołączały pozostałe, rozmieszczone dotąd w rozmaitych miejscowościach Grecji i Epiru. Przez dłuższy czas inicjatywa była w ręku Antoniusza. W pewnym okresie przesunął część swych wojsk na półwysep północny, w pobliże pozycji Oktawiana. Zamierzał odciąć przeciwnika od źródeł wody, co mu się jednak nie udało, musiał bowiem zbyt rozciągnąć swoje linie, narażając je na ciągłe ataki. Co gorsze, okazało się wkrótce, że nowy obóz usytuowany jest w miejscu niezdrowym. Ludzie masowo zapadali na febrę, a to groziło również unieruchomieniem wielu okrętów. Szerzyła się dezercja. A już i przedtem było wiele trudności ze zgromadzeniem odpowiedniej ilości wioślarzy dla tak znacznej liczby pływających kolosów. Od miesięcy brutalnie porywano ludność grecką — spokojnych wieśniaków, pasterzy, nawet nieletnich chłopców i spokojnych przechodniów — i zapędzano ich na wioślarskie ławy. Złe dla Antoniusza wieści napływały też z Peloponezu. Oktawian wysłał tam eskadrę okrętów pod dowództwem Agryppy. Ten świetny wódz zdołał szybko opanować wyspę Leukas, a później nawet i port Patrae, przez co odciął Antoniusza od jego głównych linii i baz zaopatrzenia. Sozjusz, konsul roku poprzedniego, dowodzący obecnie jedną z eskadr floty Antoniusza, zaatakował część okrętów Oktawiana. Zmusił je do ucieczki, ale w czasie pościgu wpadł na powracającego Agryppę i poniósł klęskę. W tym stanie rzeczy Antoniusz uznał za właściwe powrócić do dawnego obozu na półwyspie południowym. 148 Kwintus Delliusz Niektórzy nazywali go łajdakiem i „akrobatą stronnictw" Ale on był po prostu bardzo inteligentny, miał talent dyplomatyczny i poczucie humoru. A cóż ma począć człowiek rozumny, któremu przyszło żyć w czasach wciąż zmieniających się konfiguracji politycznych? Kto był wczoraj zbawcą ojczyzny, dziś okazuje się wrogiem ludu. Niedawny zbrodniarz teraz piastuje najwyższe godności. Delliusz od razu pojął, że głupcem jest, kto poważnie traktuje załgane deklaracje i programy przywódców stronnictw. Być w porę po stronie silniejszego — to cała mądrość. W roku 43 udał się na Wschód wraz z Dolabellą. Kiedy ten niepotrzebnie, a więc zbrodniczo, zamordował Treboniusza, Delliusz szybko przerzucił się na stronę Kasjusza. Służył mu wiernie cały rok. Ale pod Filippi przejrzał, że Kasjusz źle rozgrywa swoją partię. Nie zwlekając przeszedł na stronę Antoniusza. Służył mu wiernie 10 lat. To on, Delliusz, przekonał w roku 40 Kleopatrę, że powinna spiesznie stawić się przed Antoniuszem w Tarsos, i on poddał jej pomysł wystąpienia w roli Afrodyty. Później brał udział w wyprawie na Partów i nawet opisał jej przebieg. W roku 34 on pertraktował z królem Armenii i zwabił go do obozu Antoniusza. Lecz ostatnio Delliusz wpadł w tarapaty. Kleopatrze doniesiono, że właśnie on organizuje Antoniuszowi potajemne schadzki miłosne. Kobieta zazdrosna może być niebezpieczniejsza od jadowitego węża. A cóż dopiero, jeśli jest zarazem władczynią, mającą na swe rozkazy doświadczonych trucicieli! Aby ratować Delliusza w tej sytuacji, Antoniusz wysłał go z obozu pod Akcjum w celu werbowania najemników wśród pobliskich ludów. Skoro tylko zniknęły z widoku obozowe szańce, Delliusz odczuł wyraźną i natychmiastową przemianę osobowości oraz swych poglądów politycznych. Najkrótszą drogą podążył do obozu — Oktawiana. Nie on pierwszy zresztą i nie ostatni. Ucieczki z obozu Antoniusza stawały się niemal masowe. Nie tak dawno na stronę Oktawiana przeszedł sam Gnejusz Domicjusz Aheno- 149 barbus, od lat najwierniejszy sojusznik Antoniusza, konsul ubiegłego roku. Ale i jego zraziło postępowanie Kleopatry. Co prawda, Oktawian niewiele odniósł korzyści z przybycia Domicjusza. Były konsul, nękany atakami febry, zmarł w kilka dni po swej ucieczce. Trzeba przyznać, że wobec Domicjusza postąpił Antoniusz rycersko. Odesłał mu wszystkie bagaże i całą służbę. Kiedy jednak ucieczki stały się częstsze, uprzejmość znikła. Antoniusz stał się podejrzliwy i okrutny. Delliusz nie przyszedł z próżnymi rękoma do nowych przyjaciół. Przed swym wyjazdem uczestniczył w naradach wojennych i znał ostateczne plany Antoniusza. Poinformował Oktawiana, że należy oczekiwać walnej rozprawy na morzu. Tego chce Kleopatra. Sądzi ona, że trzeba wyzyskać wciąż jeszcze dużą przewagę w liczbie okrętów; a gdyby nawet bitwa miała przebieg niekorzystny, będzie można wyrwać się spod Akcjum i przenieść działania gdzie indziej. Oficerowie rzymscy opowiadają się za stoczeniem bitwy na lądzie, ich jednak zdanie niewiele znaczy wobec woli królowej. Dalsze doniesienia potwierdziły prawdziwość tej informacji. Flota Antoniusza sposobiła się do wypłynięcia na morze i stoczenia bitwy. Niszczono okręty słabe, ich zaś wioślarzami wzmacniano obsady pozostałych. Na pokładach okrętów miało walczyć 20000 legionistów i 2000 łuczników. Reszta wojsk Antoniusza pozostawała w obozie. Kwintus Delliusz należał odtąd do grona przyjaciół Oktawiana. Myśli, które Horacjusz Flakkus, poeta, dedykował Kwintusowi Delliuszowi, politykowi W chwilach ciężkich pamiętaj zawsze zachować spokój ducha — tak właśnie, jak w pomyślnych ustrzegłeś się od nadmiernej radości. Bo umrzesz kiedyś, Delliuszu. I wszystko to jedno, czy w smutku spędzisz całe życie, czy też będziesz się raczył starym winem w każdy dzień świąteczny, leżąc gdzieś w ustroniu na trawie. Tam gdzie wysoka sosna i jasna topola przyjaźnie roztaczają miły cień, gdzie wody strumienia w pośpiechu uciekają krętym łożyskiem, każ przynieść wina i rozkoszne, a nazbyt szybko więdnące kwiaty róży — póki pozwala Ci na to i majątek, i wiek, i przeznaczenie. Opuścisz kiedyś swe wielkie posiadłości w górach, i dom, i willę, którą opływa żółty Tyber. Opuścisz to wszystko, a bogactwa, któreś gromadził, staną się własnością spadkobiercy. To bez znaczenia, czyś bogacz i ze znakomitego rodu, czy też nędzarz z pospólstwa, śpiący pod gołym niebem. Tak czy owak staniesz się ofiarą bezlitosnego boga Podziemi. Wszyscy tam zdążamy, losy nas wszystkich w jednej są urnie. Prędzej czy później i na nas przyjdzie kolej. A wówczas łódź Charona przewiezie nas do kraju, z którego się nie wraca 1. Bitwa pod Akcjum Stała się rzecz niewiarogodna, niebywała. Wódz opuścił walczącą armię. Uciekł, kiedy jeszcze ważyły się losy bitwy. Zdradził swych żołnierzy. Zhańbił swe imię i pogrzebał przyszłość. Obie floty stanęły do boju dopiero 2 września. Był to pierwszy dzień pogody po okresie wichur i deszczów. Prawym skrzydłem szyku Antoniusza dowodził on sam, lewym Sozjusz, środkiem Marek Oktawiusz. 60 okrętów Kleopatry stanowiło odwód. Po stronie przeciwnej stały eskadry, licząc od lewej, Agryppy, Messali, Oktawiana. Przez kilka godzin rannych floty trwały na stanowiskach, wyczekując stosownego momentu. Zawsze niecierpliwy Sozjusz pierwszy wysunął się do przodu. Okręty Oktawiana cofnęły się wówczas ku pełnemu morzu, gdzie mogły lepiej wyzyskać swoją zwinność. Za tymi eskadrami ruszyły obie linie. W godzinach południowych okręty zwarły się ze sobą w walce. Siły obu stron były właściwie równe. Antoniusz miał około trzystu kolosów, okrętów Oktawiana było obecnie więcej, ale miały słabszą konstrukcję. 150 151 Bitwa była w pełnym toku, kiedy nagle w linii Antoniusza wszczęło się zamieszanie. To egipska eskadra Kleopatry, dotąd stojąca w tyle, ruszała na pełne morze. Wiał pomyślny wiatr, okręty szły pod żaglami i rychło zostawiły daleko w tyle zmagających się Rzymian. To szaleńcze posunięcie było spowodowane tylko histerycznym lękiem kobiety przed widmem zamknięcia floty — w razie zwycięstwa Oktawiana — w Zatoce Ambrackiej. Wydawało się Kleopatrze, że tylko otwarte morze da jej wolność i powrót do ojczyzny. Okręt Antoniusza natychmiast poszedł w pogoń za oddalającą się eskadrą. Ujrzano go, okręt Kleopatry zatrzymał się, przyjął wodza na pokład i od razu ruszył dalej, na południe. Uciekający byli zresztą bezpieczni, do bitwy bowiem okręty Oktawiana zdjęły żagle i maszty, nie mogły więc udać się w pościg. A tymczasem walka pod Akcjum trwała z niezmniejszoną zaciekłością. Zdradzeni żołnierze do końca wypełniali swój obowiązek. Dopiero pod sam wieczór, kiedy Oktawian rozkazał miotać ogień na ich okręty, opór załamał się. Zginęło w tej bitwie 12000 ludzi Antoniusza, a po stronie zwycięzcy około 5000. Przez 3 dni egipskie okręty płynęły ku Peloponezowi i przez 3 dni Antoniusz prawie bez ruchu siedział na pokładzie. Trzymał głowę wspartą na rękach i nie odzywał się do nikogo. Dopiero kiedy zatrzymali się u południowego przylądka Peloponezu, Tenaron, dworki Kleopatry namówiły wodza, by przemówił do ich pani. Z Tenaron Antoniusz wysłał gońców do swego obozu pod Akcjum. Nieśli oni rozkaz, aby Kanidiusz Krassus, którego pozostawił na czele armii lądowej, poprowadził ją przez Macedonię do Azji. Ale nim gońcy przybyli, armii już nie było. Przez 7 dni po bitwie floty legioniści Antoniusza odrzucali propozycję Oktawiana poddania się i przejścia na jego stronę. Uczynili to wówczas dopiero, kiedy nocą, potajemnie, opuścił ich i Kanidiusz Krassus, i prawie wszyscy oficerowie. Tak zakończyła się bitwa pod Akcjum — jedna z najważniejszych i najdziwniejszych w dziejach świata. Bitwa tak 152 dziwna, że do dziś pojawiają się próby takiego odtworzenia jej przebiegu, aby był on zgodny z jakąś logiką i planem. Niektórzy więc utrzymują, że wypłynięcie okrętów Kleopatry było z góry założone; inni, że za Antoniuszem miała ruszyć cała jego flota, nie zdołała jednak oderwać się od okrętów Oktawiana. Są też jeszcze bardziej sztuczne interpretacje. Ale wymowa dobrze poświadczonych faktów jest jasna i jednoznaczna. Żołnierze Antoniusza dopiero w ostatnim momencie zorientowali się, że wódz ich opuścił — i nie chcieli temu uwierzyć! Armia lądowa oczekiwała jego powrotu przez 7 dni! Nie wszystko w historii da się wyjaśnić przy pomocy żelaznych praw logiki. Czy jest rzeczą naprawdę niezwykłą i nigdy nie spotykaną, że przerażona kobieta rzuca się do ślepej ucieczki a zakochany mężczyzna pędzi za nią jak szaleniec? Zabawy i studia Okręty Kleopatry wjeżdżały do portu w Aleksandrii przystrojone girlandami kwiatów, a z ich pokładów płynęły radosne tony triumfalnych pieśni. Oczywiście, ta dekoracja zmyliła mieszkańców stolicy tylko na krótko. Ale tymczasem królowa mocną ręką uchwyciła ster rządów. Ktokolwiek dał wyraz swej radości z jej klęski, płacił za to życiem. Zresztą i duży majątek mógł być wystarczającym powodem wyroku śmierci. Królowa potrzebowała pieniędzy. Dlatego konfiskowała majątki prywatne i rabowała skarby świątyń, nie tknięte od czasów faraonów. Pieniądze były konieczne dla dalszego prowadzenia wojny, do czego przygotowywała się z całą energią. Były również niezbędne na wypadek ostatecznej klęski i ucieczki w odległe strony. Z tym Kleopatra liczyła się poważnie. Brała pod uwagę Hiszpanię lub Indie. W pierwszej z tych krain jeszcze tliły się ogniska oporu przeciw Rzymowi, Indie zaś były tak dalekie, że tam żadna potęga śródziemnomorska nie zdołałaby dosięgnąć zbiegów. Na Morzu Czerwonym już stały okręty, 153 gotowe do żeglugi na krańce świata. Jednocześnie królowa czyniła gorączkowe wysiłki dla zjednania sobie sojuszników. Na cały Bliski Wschód szły dary i obietnice. Nawet do dalekiej Medii wysłano piękny dowód przyjaźni: głowę króla Armenii, Artawasdesa, tego samego, który przed kilku laty nie złożył hołdu władczyni Egiptu. Antoniusz przybył do Aleksandrii nieco później, najpierw bowiem udał się do Cyrenajki, aby przyprowadzić stamtąd cztery swoje legiony. Ale ich komendant, który już wiedział o klęsce pod Akcjum, nawet nie wpuścił wodza do obozu, a wkrótce potem podporządkował się rozkazom Oktawiana. Pod wrażeniem tego nowego ciosu Antoniusz nosił się z myślą popełnienia samobójstwa, lecz rychło zmienił zamiar i powrócił do Aleksandrii. Początkowo nie pokazywał się publicznie. Zamieszkał w zupełnym odosobnieniu, nad morzem, na grobli wiodącej ku latarni morskiej na wysepce Faros. Żył przez pewien czas jak pustelnik, trawiąc gorzkie myśli, pełen nienawiści i wzgardy do rodzaju ludzkiego. Kiedy wrócił do pałacu, rzucił się wraz z żoną w wir zabaw i hulanek, jakby pragnąc powetować sobie dni odludzia. Przez jakiś czas urządzano je z okazji oficjalnego ogłoszenia pełnoletności Cezariona i Antyllusa, syna Antoniusza i Fulwii. Wprawdzie chłopcy nie osiągnęli jeszcze osiemnastu lat, ale uważano, że upełnoletnienie pozwoli im, w razie klęski i śmierci rodziców, odegrać jakąś rolę w polityce. A tymczasem zewsząd nadchodziły wieści o porażkach i niepowodzeniach. Przybył do Aleksandrii Kanidiusz Krassus i potwierdził wiadomość o przejściu legionów pod Akcjum na stronę Oktawiana. Doniesiono o zdradzie wiernego dotąd sojusznika, Heroda, króla Judei. Wysłańcy znad Morza Czerwonego zgłosili, że szejkowie arabscy spalili okręty, na których miano żeglować do Indii. Czym czarniejsze chmury gromadziły się na horyzoncie, tym radośniej bawiono się w królewskim pałacu. A szał zabaw udzielał się stamtąd całemu miastu. Swego czasu Antoniusz i Kleopatra założyli wesoły związek „bawiących się niezrównanie". Teraz na jego miejsce powstał inny, o piękniejszej nazwie: 154 „Stowarzyszenie współumierających". Wyrafinowany przepych obłąkańczych orgii tego stowarzyszenia na długo pozostał w ludzkiej pamięci. Ale Kleopatra znajdowała czas na inne jeszcze, znacznie użyteczniejsze zajęcia. Przeprowadzała naukowe badania nad działaniem śmiercionośnych trucizn. Szukała takiej, która przynosi zgon szybki a bezbolesny. Obiektem doświadczeń byli więźniowie. Królowa stwierdziła, że trucizny działające szybko są bolesne, łagodne natomiast opóźniają zgon. Szczególną uwagę zwróciła na jad wężów. Dzień w dzień do cel i kazamat więziennych wpuszczano najpotworniejsze gady, a piękna władczyni bacznie śledziła miotanie się nieszczęsnych ofiar i wsłuchiwała się w wycia ludzi szalejących ze strachu i bólu. Rzadko kiedy w historii przeprowadzano na tak wielką skalę i tak systematyczne studia tego rodzaju. Ostatecznie królowa doszła do wniosku, że najlepsze właściwości posiada jad pewnego gatunku żmii. Działa piorunująco, a nie powoduje konwulsji i jęków. Urodziny Oktawian zbliżał się powoli i nieuchronnie jak wyrok losu. Po bitwie pod Akcjum udał się do Aten, a następnie na wyspę Samos. Zaczynał dzieło wprowadzania na Wschodzie nowego porządku. Tu zastał go początek roku 30, w którym objął urząd konsula już po raz czwarty. Ale jeszcze w pełni zimy musiał wracać do Italii, gdzie wybuchły rozruchy dawnych legionistów Antoniusza. Domagali się oni ziemi i nagród na równi z weteranami Oktawiana. Pozostawiony w Rzymie Mecenas nie mógł uporać się z nimi. W ciągu miesiąca Oktawian przybył do Brundyzjum, zaprowadził porządek, wrócił na Wschód. Żądania żołnierzy zaspokoił zarówno pieniędzmi, które już zdołał wycisnąć z miast greckich, jak też obietnicą wypłacenia hojnych nagród po zdobyciu skarbów Egiptu. 155 Wiosną roku 30 Oktawian zbliżał się do Aleksandrii idąc przez Azję Mniejszą, Syrię, Palestynę. Kleopatra i Antoniusz nawiązali z nim tajne rokowania już wkrótce po Akcjum. Tajne podwójnie, wysłali bowiem doń posłów zarówno razem, jak i oddzielnie, nawzajem w tajemnicy przed sobą. Królowa Egiptu zgłaszała gotowość zawarcia pokoju, a nawet abdykowania na rzecz swych dzieci. To oficjalnie. A w tajemnicy przesłała Oktawianowi swoje insygnia władzy, jako symbol zupełnego poddania się. Natomiast Antoniusz prosił, aby wolno mu było żyć w Egipcie lub w Atenach, prywatnie i w odosobnieniu. Oktawian zignorował ofertę Antoniusza. Odpowiedź przesłana Kleopatrze zawierała wiele gróźb i kończyła się stwierdzeniem, że dopiero po złożeniu przez królową władzy i po zaprzestaniu działań wojennych będzie można rozważać, jakie przedsięwziąć dalsze kroki. Poufnie jednak polecił powiadomić ją, że utrzyma swoje królestwo — jeśli zabije Antoniusza. Drugie poselstwo egipskie wiozło obietnicę, że Kleopatra ofiaruje znaczne sumy pieniędzy. Antoniusz powoływał się w swym liście na dawną przyjaźń i pokrewieństwo, usprawiedliwiał się ze swej miłości do Egipcjanki, a wreszcie przypominał jakieś stare, wspólne romanse. Wszystko to brzmiało żałośnie i niegodnie. Jako swój dar przekazywał Oktawianowi Publiusza Turulliusza, jednego z ostatnich jeszcze ocalałych zabójców Cezara. W tajemnicy powiadamiał Oktawiana, że gotów jest odebrać sobie życie, jeśli zdoła tą drogą ocalić Kleopatrę. Turulliusz został ścięty, ale Antoniusz nie otrzymał znowu ani słowa odpowiedzi. Z trzecim poselstwem Antoniusza wyruszył jego najstarszy syn, Antyllus, wioząc znaczną ilość złota. Wrócił do Aleksandrii bez odpowiedzi. Wszystkie listy Oktawiana do Kleopatry utrzymane były w ostrym tonie. Ale na królewskim dworze stawił się jego zaufany wyzwoleniec, Tyrsos. Prowadził z władczynią długie, poufne rozmowy. Wiele wskazywało na to, że już nawiązują się nici tajnego porozumienia. Rozeszły się nawet pogłoski, 156 jakoby Oktawian zapewniał Kleopatrę przez tego pośrednika o swej — miłości ku niej. Ludzie trzeźwiejsi byli zdania, że zwycięzcy chodzi po prostu tylko o zagarnięcie egipskich skarbów w całości i bez kłopotów. Nie było tajemnicą, że Kleopatra zgromadziła swoje kosztowności w specjalnych kryjówkach koło świątyni Izydy. Jedni twierdzili, że znajduje się tam również wiele łatwopalnych materiałów celem zniszczenia tych bogactw na wypadek klęski, inni natomiast — i chyba słuszniej — utrzymywali, że skarby są przygotowane do zabrania w razie ucieczki. Konferencje Tyrsosa z królową nie uszły uwagi Antoniusza. Ten, rozwścieczony, kazał wychłostać wyzwoleńca rózgami i odesłał go Oktawianowi. Aby rozwiać podejrzenia swego męża, Kleopatra wyprawiła mu wówczas wspaniałą ucztę urodzinową. Nigdy jeszcze nie widziano w Aleksandrii, najbogatszym mieście ówczesnego świata, takiego zbytku. Hucznie obchodził Antoniusz pięćdziesiątą trzecią — i ostatnią — rocznicę swoich urodzin. Bitwa, której nie było Kleszcze zagłady zaciskały się nad pałacem w Aleksandrii. Legiony z Cyrenajki, którymi dowodził teraz jeden z przyjaciół Oktawiana, młody Gajusz Korneliusz Gallus, maszerowały wzdłuż wybrzeży na wschód i już zajęły miasto Paretonium na granicy Libii i Egiptu. Antoniusz udał się tam natychmiast. Pragnął raz jeszcze spróbować, czy nie uda się przeciągnąć żołnierzy, którzy tyle lat służyli pod jego rozkazami. W ostateczności miał zamiar powstrzymać ich siłą, przy pomocy jeszcze wiernych oddziałów. Ale próby porozumienia się z legionistami zawiodły, a okręty Antoniusza, które wdarły się do portu w Paretonium, zostały zniszczone. W trakcie tych walk nadeszła wiadomość katastrofalna. Oktawian, który nadciągał od strony Palestyny, 157 był już na ziemi egipskiej. Wielka forteca nadmorska Peluzjon, broniąca drogi do Aleksandrii od wschodu, otworzyła mu swe bramy bez walki. Mówiono głośno, że komendant twierdzy, Seleukos, uczynił to na podstawie tajnego rozkazu samej Kleopatry. Kiedy Antoniusz wrócił do stolicy, królowa, jakby pragnąc dowieść swej niewinności, poleciła wydać mu żonę i dzieci Seleukosa, dla przykładnego ich ukarania. A więc bitwa o Aleksandrię miała się toczyć pod samymi jej murami. Antoniusz, choć sytuacja była beznadziejna, postanowił imać się wszelkich sposobów i środków walki. Natychmiast ruszył na spotkanie nadciągającego przeciwnika. Jak huragan wpadł na idącą przodem jazdę Oktawiana i przepędził ją aż pod sam obóz. Wrócił do pałacu promieniejący radością. Wszedł na pokoje królowej w zbroi, prowadząc ze sobą żołnierza, który najdzielniej spisał się w starciu. Królowa obdarowała jeźdźca złoconym pancerzem i hełmem. Tej samej nocy tak hojnie nagrodzony wojak zbiegł do obozu Oktawiana. W sprawę Antoniusza nikt już nie wierzył. Opuszczany i zdradzany przez wszystkich wódz jeszcze się nie poddawał. W obozie Oktawiana pojawiły się ulotki, przyrzekające każdemu, kto przejdzie na stronę Antoniusza, 6000 sesterców nagrody. Oktawian odczytał jedną z nich przed frontem swych oddziałów. Żołnierze przyjęli ofertę pokonanego wodza śmiechem i drwinami. Antoniusz przesłał swemu przeciwnikowi propozycję stoczenia pojedynku. Otrzymał wzgardliwą odpowiedź, że ma do wyboru wiele sposobów śmierci... Rankiem 1 sierpnia na wzgórzach przed stolicą Antoniusz ustawił swoje ostatnie oddziały. Na morzu ruszyły do ataku egipskie okręty. W nich pokładał największą nadzieję. Dlatego śledził ich drogę naprzód z napiętą uwagą. Już są blisko linii przeciwnika, za moment dojdzie do starcia... Lecz wszystkie okręty podniosły wiosła do góry, poddając się i pozdrawiając wroga! Za przykładem floty poszły oddziały lądowe. Śmierć Antoniusza Kiedy wódz bez armii spiesznie wracał do pałacu, zabiegła mu drogę przerażona służba Kleopatry. Królowa zamknęła się we wspaniałym grobowcu, który kazała wznieść koło świątyni Izydy, i tam popełniła samobójstwo. Antoniusz wszedł do swego pokoju i zdjął pancerz. Otaczała go służba i kilku przyjaciół. Rzekł do nich jakby z odcieniem smutnego uśmiechu: — Taki to ze mnie wódz, którego i kobieta zwyciężyła odwagą. Poprosił swego wiernego niewolnika, Erosa, aby — zgodnie z dawną umową — wbił mu miecz w serce. Eros wziął miecz, zamierzył się do silnego ciosu — i zadał go sobie. Padł martwy u stóp swego pana. Antoniusz spojrzał nań z podziwem. Powiedział: — Dobrześ mi pokazał, jak to się robi! Ale sam wbił sobie miecz nie tak zręcznie — w brzuch, i to za słabo. Padł na łóżko, obficie brocząc krwią. Ale nie stracił przytomności i jęcząc błagał obecnych, aby go dobili. Tymczasem wszyscy już uciekli, zostawiając Antoniusza w konwulsjach bólu, krzyczącego z trwogi. Tak zastał go sekretarz Kleopatry, Diomedes. Powiedział, że królowa jeszcze nie popełniła samobójstwa, żyje i pragnie zobaczyć swego męża. Diomedes zwołał jakichś niewolników, którzy na rękach zanieśli Antoniusza pod olbrzymi grobowiec. Ale ciężką płytę wejściową już spuszczono i niełatwo byłoby ją podnieść. Wobec tego Kleopatra i dwie zamknięte z nią niewolnice spuściły sznury przez górne okno. Związano nimi rannego i trzy kobiety poczęły wciągać na górę z wielkim wysiłkiem mężczyznę broczącego krwią i prawie nieprzytomnego z bólu. Kiedy wreszcie znalazł się we wnętrzu grobowca, królowa ułożyła go na swym łożu i okryła sukniami. Płakała gorzko, nazywała go swym mężem i panem. Antoniusz zażądał wina. Wypił go trochę i zdołał jeszcze wypowiedzieć kilka słów. 158 159 Prosił, aby nie rozpaczała. On uważa się za szczęśliwego. Miał wiele pięknych chwil. Był jednym z najsławniejszych ludzi. Zdobył wielką potęgę. Teraz umiera chlubnie — Rzymianin pokonany przez Rzymianina. Pohańbienie pamięci Kiedy śmiertelnie ranionego Antoniusza niesiono do Kleopatry, ktoś ze straży pałacowej porwał jego skrwawiony miecz i skrycie zaniósł do obozu rzymskiego. Spodziewał się wysokiej nagrody za dobrą nowinę. Oktawian zapewne oczekiwał, że jego pokonany przeciwnik rozstanie się z życiem. A jednak wiadomość o śmierci człowieka, z którym przez tyle lat tak wiele go łączyło, była dla młodego Cezara wstrząsem. Usiadł w głębi namiotu i nie mógł powstrzymać łez. Lecz otrząsnął się szybko. I jakby zawstydzony tą chwilą słabości, a zarazem jakby chciał usprawiedliwić i siebie, i to, co się stało, kazał przynieść listy Antoniusza pisane przed dwoma laty, w okresie narastającego sporu. Zwołał przyjaciół i odczytywał im fragmenty szczególnie butnych i obraźliwych wypowiedzi zmarłego. W kilka dni później odbył się prawdziwie królewski pogrzeb Antoniusza. Urządzała go Kleopatra, ale za cichym zezwoleniem, a nawet przy pewnej pomocy Oktawiana. Rzym dowiedział się o śmierci Antoniusza dopiero dnia 13 września. Dziwnym zrządzeniem losu jednym z konsulów w tym czasie był Marek Tulliusz Cyceron, syn wielkiego mówcy, jednej z pierwszych ofiar Antoniusza przed trzynastu laty. Z tejże samej mównicy, do której wówczas ku uciesze triumwira przybito głowę i rękę Cycerona, ogłosił teraz oficjalnie, że Antoniusz, wróg ludu, nie żyje. Senat czynił, co mógł, aby wykazać swoją nienawiść do pokonanego. Polecono obalić jego posągi. Anulowano wszelkie honory, kiedykolwiek mu przyznane. Unieważniono wszystkie wydane przezeń zarządzenia. Chciano nawet skazać pamięć 160 Antoniusza; uchwalono, że jego nazwisko ma być wykreślone z urzędowych kronik i zapisów, gdziekolwiek widnieje. Po swoim powrocie do Rzymu Oktawian natychmiast uchylił tę ostatnią uchwałę. Śmierć Kleopatry Ludzie Oktawiana wyprowadzili królową z grobowca w chwili, kiedy Antoniusz wydawał ostatnie tchnienie. Umieszczono ją w pałacu, gdzie miała do dyspozycji swoją służbę i dotychczasowy majątek. Ale w obawie, aby nie targnęła się na życie, otoczono Kleopatrę czujną opieką. Oktawian odwiedził ją po kilku dniach. Kiedy wchodził do pokoju, królowa leżała na niskim łożu, odziana w lekką tunikę, nie uczesana. Zerwała się natychmiast i przypadła mu do nóg. Oktawian prosił, by położyła się, i usiadł obok. Widział Kleopatrę po raz ostatni przed szesnastu laty w Rzymie, gdy bawiła tam na zaproszenie Cezara. Ona, być może, nawet nie zwróciła wówczas uwagi na młodziutkiego chłopca, który teraz był panem jej losów. Nigdy nie była klasyczną pięknością. Miała obecnie lat 39. Była matką czworga dzieci. Przeżyła wielką tragedię, tracąc królestwo, męża, wolność. Nie była pewna życia ani swego, ani swych dzieci. Jej strój był zaniedbany, oczy czerwone od płaczu. A mimo to twarz Kleopatry, niepospolicie inteligentna, wrażliwa i delikatna, wciąż przyciągała. Królowa zaczęła od usprawiedliwień. Wszystkiemu, co się stało, winna była przemoc i zła wola Antoniusza Kiedy jednak Oktawian przypomniał pewne fakty, natychmiast zmieniła przedmiot rozmowy. W pokoju znajdowały się rzeźby i portrety Cezara. Pod ręką miała Kleopatra jego listy. Zaczęła czytać urywki z nich, dodając w pewnych momentach, niby to tylko mimochodem, a przecież bardzo znacząco, że są to listy jego, Oktawiana, ojca. A tak się składało, że czytane fragmenty były pełne najgorętszych zaklęć miłosnych. 161 Od czasu do czasu wyrywały się z ust Kleopatry, jakby bezwiednie, westchnienia: — I po cóż mi te twoje listy teraz?... O, gdyby to dane mi było umrzeć przed tobą!... Ale skoro on jest przy mnie, jesteś i ty... Oktawian siedział niewzruszony. Wreszcie, trzymając oczy wbite w posadzkę, rzekł: — Bądź dobrej myśli. Nie spotka cię nic złego. Kleopatra wręczyła mu następnie wykaz swych kosztowności i pieniędzy. Ale w tym momencie obecny przy rozmowie intendent królowej wystąpił z zarzutem, że spis ten nie jest kompletny. Królowa zerwała się z łoża, porwała intendenta za włosy i zaczęła go bić po twarzy. Oktawian roześmiał się i powstrzymał ten wybuch wściekłości. Kleopatra zwróciła się do niego z uniesieniem: — Czy to nie straszne? Ty raczyłeś przyjść do mnie i porozmawiać. Ale moi słudzy ośmielają się oskarżać mnie, że zataiłam trochę ozdób kobiecych. Otóż zrobiłam to nie dla siebie. Chcę podarować te klejnoty Liwii i Oktawii, aby wstawiły się za mną u Ciebie. Oktawian odpowiedział, że zostawia jej w tych sprawach wolną rękę. Dodał, że może liczyć na większą wyrozumiałość, niż się tego spodziewa. Na tym rozmowę zakończono. Wkrótce potem jeden z Rzymian, cichy wielbiciel Kleopatry, zawiadomił ją, że wyjazd z Egiptu jest już bliski. Ma być zabrana wraz z dziećmi za trzy dni, aby uświetnić triumf zwycięzcy. Wówczas królowa powzięła ostateczną decyzję. Rankiem, za pozwoleniem Oktawiana, udała się na grób Antoniusza. Płakała przy nim długo i złożyła kwiaty. Po powrocie kazała przygotować kąpiel, a następnie spożyła wykwintne śniadanie. W tym czasie do bram pałacu przyszedł jakiś wieśniak z koszem. Straże zapytały go, co niesie. Chłop otworzył kosz, odgarnął z wierzchu liście i pokazał piękne figi. Żołnierze podziwiali ich wielkość, a on śmiejąc się pozwolił im wziąć po kilka. Później poszedł ku komnatom królowej. Ta po śniadaniu zasiadała do pisania listu. Zapieczętowała go i poleciła oddać Oktawianowi. Odprawiła całą służbę 162 i pozostała tylko z dwiema niewolnicami, tymi samymi, które były już z nią w grobowcu. Kiedy Oktawian rzucił okiem na list, zerwał się i chciał od razu sam biec do pokojów królowej. Albowiem list zawierał prośbę Kleopatry o pochowanie jej zwłok obok grobu Antoniusza... Ludzie biegnący przodem zastali drzwi zamknięte. Wyważyli je siłą. Ujrzeli Kleopatrę leżącą bez ruchu na złoconym łożu. Miała na sobie wspaniałe szaty królewskie. Jedna z niewolnic, Eiras, leżała u stóp swej pani, druga zaś, Charmion, słaniając się jeszcze poprawiała diadem na głowie królowej. Ktoś krzyknął: — To ładnie tak, Charmion? A dziewczyna, już pogrążając się w mroki śmierci, może myśląc tylko o diademie odrzekła: — Tak najlepiej, bo ona jest potomkiem tylu królów... I runęła martwa na ziemię. Tajemnicę swej śmierci te trzy kobiety zabrały do grobu. Na lewym ramieniu Kleopatry znaleziono dwa małe ślady ukłuć. Ale w komnacie nie było węża. Być może zdołał wypełznąć z pokoju, którego drzwi wychodziły na wybrzeże morskie. Niektórzy twierdzili nawet, że na piasku widne są ślady jakiegoś gada. Wolę królowej uszanowano. Jej pogrzeb był godny ostatniej przedstawicielki wielkiej dynastii Ptolemeuszów, która trzy wieki rządziła Egiptem. Zwłoki Kleopatry spoczęły tuż obok grobowca Antoniusza. Na rozkaz Oktawiana z wielkim przepychem pochowano w pobliżu obie wierne niewolnice *. Horacego myśli o klęsce i śmierci egipskiej królowej Teraz dopiero można pić i tańczyć! Teraz, przyjaciele, trzeba by złożyć wspaniałe dary na ołtarzach bogów! Nie godziło się dobywać z piwnic starego wina, jak długo szalona królowa i jej stado zniewieściałych mężczyzn grozili zburzeniem Kapitolu i zgubą całego imperium. Miała nieposkromione nadzieje i była pijana słodkim powodzeniem. 163 Ale minął jej szał, kiedy jeden tylko okręt uratował się z pożaru. Zamroczony egipskim winem umysł królowej zadrżał, rażony strachem przed Cezarem. Gdy w popłochu uciekała od brzegów Italii, Cezar ścigał ją jak jastrząb łagodne gołębie, jak myśliwy zająca na zaśnieżonym polu. Chciał zakuć w kajdany to złowieszcze monstrum. Ale ona szukała szlachetniejszej śmierci. I dlatego nie ulękła się miecza, jak zwykle kobiety, i nie uciekła na szybkich okrętach do dalekich krain. Spokojnie patrzyła na zdobycie królewskiego pałacu. Odważna, wzięła do ręki groźne węże, aby czarny jad dostał się do ciała. Właśnie samobójstwo dowodzi jej odwagi. Nie dopuściła, kobieta z wielkiego rodu, aby wojenne okręty przewiozły ją — niby zwykłą śmiertelniczkę — jako ozdobę pysznego triumfu *. A więc rzymski poeta nie ukrywał swego podziwu dla odwagi pokonanej królowej. Na pomnikach i rzeźbach Babilonu, Egiptu, Asyrii często przedstawiany jest leżący wróg, deptany stopą dumnego zwycięzcy. W Rzymie, przynajmniej w owych czasach, nigdy nie spotyka się tak brutalnej, barbarzyńskiej chełpliwości i pogardy dla pokonanego. Albowiem szacunek dla mężnej postawy wroga jest nieodzowną cechą prawdziwego człowieczeństwa. Syn Cezara Była to ta sama ogromna, wspaniała sala gimnazjonu, w której przed czterema laty Antoniusz uroczyście ogłosił Kleopatrę królową królów i rozdzielił krainy Wschodu między jej dzieci. Kiedy Oktawian wszedł na podwyższenie, wypełniający salę tłum pierwszych obywateli Aleksandrii padł na ziemię, oddając mu cześć tak samo niewolniczo, jak wszystkim swym dotychczasowym władcom. Oktawian kazał im natychmiast powstać. Jako Rzymianin nie znał i nie znosił objawów tak upodlonej służalczości. Mowę wygłosił po grecku. Obwieścił, że darowuje ludowi 164 Aleksandrii wszystkie winy wobec Rzeczypospolitej rzymskiej. Miasto będzie oszczędzone, nikomu nie stanie się krzywda. Czyni to z trzech powodów. Przede wszystkim przez cześć dla założyciela miasta, Aleksandra Wielkiego; dalej, ze względu na piękno stolicy Egiptu; wreszcie na prośbę Arejosa, swego przyjaciela. Filozof Arejos był przez pewien czas nauczycielem Oktawiana. Później osiadł w Aleksandrii i należał do grona uczonych skupionych wokół Wielkiej biblioteki i świątyni Muz. Od razu po wkroczeniu do miasta Oktawian zaprosił go do siebie. Chodzili po mieście prowadząc długie, serdeczne rozmowy i trzymając się pod rękę — ku podziwowi tłumów i nietajonej zawiści uczonych kolegów filozofa. Aleksandria była największym i najwspanialszym miastem całego ówczesnego świata. Nie mógł się z nią równać Rzym, znacznie mniejszy, zabudowany chaotycznie i ciasno, nie posiadający żadnych okazałych gmachów. Nie mogły się też równać Ateny, małe i opustoszałe, żyjące tylko wspomnieniami sławy sprzed wieków. Natomiast w Aleksandrii przez trzysta lat gromadziły się bogactwa wielkiej, żyznej doliny Nilu. Tędy przepływał strumień handlu między Wschodem a Zachodem. Tu, od pokoleń, dzięki opiece królewskiego dworu biło serce greckiej nauki i literatury. Jednym z najświetniejszych przybytków miasta pełnego skarbów architektury była świątynia, w której spoczywały zabalsamowane zwłoki Aleksandra Wielkiego. Oktawian złożył hołd temu największemu z wielkich. Miał teraz lat 33, dokładnie tyle, ile Aleksander umierając. I tak samo jak Aleksander zaczął swoją drogę do wielkości jako młody, dwudziestoletni chłopiec. Na obu spadło brzemię ciężkiej odpowiedzialności nagle i w groźnych okolicznościach, bo po zamordowaniu ich ojców. Droga Aleksandra do utworzenia olbrzymiej monarchii była romantyczna i baśniowa. Pasmo świetnych zwycięstw wiodło go przez wszystkie kraje Wschodu aż po Indie. Natomiast Oktawian musiał wywalczać sobie znaczenie krok za krokiem, i to nie tylko na polu bitwy, ale i przez intrygi polityczne. 165 Obaj w pełni osiągnęli wielki cel swych wysiłków. Aleksander stał się panem całego Wschodu, Oktawian wszystkich krain nad Morzem Śródziemnym. Ani pierwszy, ani drugi nie miał wśród współczesnych nikogo równego. Byli ponad wszystkimi. Nagła śmierć przerwała życie Aleksandra w momencie ostatecznego zwycięstwa. A jakie będą dalsze losy Oktawiana? Kiedy Oktawian w swej mowie do ludu Aleksandrii powołał się na wielkiego króla, dał tym samym do zrozumienia, że uważa się za jego spadkobiercę. Natomiast stanowczo odmówił zwiedzenia grobowców Ptolemeuszów. Powiedział: — Króla chciałem ujrzeć. Ale zwłoki mnie nie interesują. Oznaczało to, że uważa tę dynastię, która trzy wieki rządziła Egiptem, za martwą. Zeszła do grobu z Kleopatrą. Egipt nie będzie już odrębną monarchią. Co prawda, pozostały jeszcze dzieci Kleopatry, które mogłyby rościć pretensje do królewskiego dziedzictwa. Z młodszymi nie było kłopotu. Aleksandra Heliosa, Kleopatrę Selene i małego Ptolemeusza wysłano do Rzymu. Tam dzieci swej rywalki otoczyła opieką — Oktawia. Inaczej było z dwoma chłopcami, którzy niedawno uzyskali pełnoletność. Antyllus, syn Antoniusza i Fulwii, schronił się do świątyni wystawionej przez Kleopatrę ku czci Cezara. Tam znaleźli go i zabili żołnierze. Kleopatra przewidywała, że na litość zwycięzcy mogą liczyć wszyscy prócz jej najstarszego syna, bo jest on krwią z krwi Cezara. Dlatego już wcześniej wyprawiła Cezariona w daleką drogę. Miał przez Nubię udać się nad Morze Czerwone, a stamtąd żeglować do Indii. Otrzymał wielką sumę pieniędzy. Towarzyszył mu w drodze jego wychowawca. I on to stał się przyczyną zguby chłopca. Powodowany chyba obawą przed awanturniczą wyprawą, uznał za korzystniejsze dla siebie wydać wychowanka Oktawianowi. Przekonał chłopca, że bezpieczniej będzie wrócić i chyłkiem dostać się na Rodos. W ten sposób Cezarion wpadł w ręce rzymskich żołnierzy. Oktawian zastanawiał się, jak postąpić ze swym bratem przyrodnim. Zadecydowało krótkie, a wiele mówiące powiedzenie filozofa Arejosa: 166 " — Niedobrze to, jeśli jest wielu Cezarów! Słowa te były tylko trawestacją sławnego,wiersza Homera: „Niedobrze to, jeśli jest wielu panów!" Cezar, przybrany syn Cezara, zrozumiał. Jego brat, prawdziwy syn Cezara, musi odejść. Albowiem jeden jest Rzym, jedno imperium, jeden Cezar. Nazwisko zaczęło stawać się symbolem. Część czwarta APOLLON BÓG ŁADU, SŁOŃCA, TWÓRCZOŚCI Triumfy, świątynie, hipopotam Dotychczas, jak podawały kroniki, tylko dwa razy w ciągu lat siedmiuset zamknięto bramy Janusa. Ten bóg o dwu obliczach miał swój dziwaczny przybytek — dwie stojące obok siebie sklepione bramy — w pobliżu Forum. Janus był bóstwem opiekuńczym wszelkiego początku, a więc i drzwi wejściowych. Według pradawnego obyczaju bramy jego przybytku zamykano tylko wówczas, kiedy w całym państwie panował pokój. Nikt nie potrafił wyjaśnić, co ten zwyczaj pierwotnie oznaczał. Teraz, w dniu 11 stycznia roku 29, zamknięto bramy Janusa po raz trzeci, aby zamanifestować, że po zwycięstwie na Wschodzie nastaje okres pełnego pokoju. Później musiano je wprawdzie otworzyć, ale za rządów Oktawiana zamykano jeszcze dwukrotnie. W istocie rzeczy owe bramy mogły pozostać zamknięte na zawsze. Wszystkie bowiem wojny, jakie w następnych latach prowadził Oktawian, miały charakter peryferyjny. Toczyły się u granic państwa albo nawet daleko za nimi. Po pięćdziesięciu latach wojen domowych Italia i większość krain nad Morzem Śródziemnym zażywały błogosławieństw głębokiego pokoju. Uchwała o zamknięciu bram Janusa była tylko jedną z wielu, jakie powziął senat, by uczcić zwycięzcę Antoniusza i Kleopatry. Powracał on z Egiptu powoli, przez Syrię, Azję Mniejszą i Grecję, porządkując administrację owych krain. W Brundyzjum powitał go łuk triumfalny. Podobny wzniesiono i w Rzymie. Ale Oktawian nie pojechał od razu do stolicy. Na jakiś czas zatrzymał się w Neapolu, przy sposobności zwiedzając wyspę Capri. Odkupił ją od gminy miasta Neapolu w zamian za kilka małych wysepek. Nieco dłużej wypoczywał w kampańskim mieście Atella. Tu spotkał się z Mecenasem, który przyprowadził ze sobą Wergiliusza. Poeta od kilku lat pracował nad utworem opiewającym 171 piękno pracy italskiego rolnika. Swoje dzieło, noszące grecki tytuł Georgika, odczytał teraz Oktawianowi. Recytacja czterech ksiąg poematu zajęła kilka dni. Mimo swej nieśmiałości deklamował Wergiliusz pięknie. Czasem zastępował go Mecenas. Utwór wzbudził podziw słuchaczy, jak zresztą budzi go do dziś w każdym, kto potrafi ocenić piękno łacińskiego wiersza. Odtąd Wergiliusz, syn chłopa spod Mantui, stał się uznaną wielkością, najwybitniejszym poetą swego pokolenia. Ale sława i łaski władcy w niczym nie zmieniły prostoty obyczajów i cichego sposobu bycia tego ulubieńca Apollona i Muz. Tymczasem w Rzymie gorączkowo przygotowywano wielki, uroczysty triumf. Trwał on trzy dni. 13 sierpnia Oktawian odbył triumfalny wjazd z powodu zwycięstw sprzed kilku laty w Ilirii. Dnia następnego triumfował ze zwycięstw na morzu, pod Naulochus i Akcjum. Wreszcie dnia 15 sierpnia miał miejsce triumf najwspanialszy, egipski, w czasie którego tłumy Rzymian podziwiały skarby Ptolemeuszów, oglądały posąg przedstawiający Kleopatrę na śmiertelnym łożu, ze współczuciem patrzyły na prowadzone w pochodzie jej dzieci. Wóz triumfalny Oktawiana zaprzężony był w cztery konie. Na pierwszym od prawej siedział 14-letni Marcellus, syn Oktawii z jej pierwszego małżeństwa, na lewym zaś syn Liwii, Tyberiusz. Urzędnicy i senatorowie szli za rydwanem, a nie, jak dotychczas było zwyczajem, przed nim. Z okazji triumfu wszyscy żołnierze otrzymali po 1000, wszyscy zaś obywatele po 400 sesterców. Złoto i srebro zdobyte w Egipcie i wyciśnięte z innych krain Wschodu pozwalało na taką hojność. Można było również zapłacić miastom Italii za odebrane im ziemie, na których osadzono weteranów. Był to ostatni triumf Oktawiana. Ale w latach następnych wielu jego wodzów wiodło taki pochód na Kapitol. Przedłużeniem obchodów zwycięstwa były uroczyste poświęcenia w dniach następnych nowych budynków i świątyń. 18 sierpnia szczególnie ceremonialnie otwarł Oktawian świątynię swego ubóstwionego ojca, Cezara. Stanęła ona dokładnie na tym samym miejscu Forum, gdzie przed piętnastu laty płonęło na stosie ciało zamordowanego. Do dziś widne są fundamenty 172 tej świątyni. 28 sierpnia, również na Forum, poświęcono w nowym budynku posiedzeń senatu, zwanym Curia Iulia, ołtarz i posąg bogini Zwycięstwa (Victoria). Posąg ten był przez wieki symbolem wielkości i chwały rzymskiego imperium. Jego usunięcie przez chrześcijan w r. 382 n. e. wywołało gwałtowne protesty obrońców starej religii i tradycji. Ale ponad wszystko cieszyły lud wielodniowe, nader urozmaicone igrzyska związane z tymi uroczystościami. Z wielkim ukontentowaniem obserwowano krwawe walki zastępu Swebów, germańskiego ludu zza Renu, i Daków, trackiego ludu znad dolnego Dunaju. Największy jednak podziw wzbudziło pokazanie ogromnych, egzotycznych zwierząt, których w Rzymie nikt jeszcze nigdy nie oglądał. Toteż na wieczną rzeczy pamiątkę i na chwałę Cezara kronikarze skrzętnie zapisali, że wówczas to po raz pierwszy lud rzymski ujrzał nosorożca i hipopotama. Dylemat Równo przed pięćdziesięciu laty, w roku 79, Sulla złożył wszystkie swoje uprawnienia. Jako człowiek prywatny spokojnie żył w swej willi nad Zatoką Neapolitańską, łowił ryby i pisał pamiętniki. Ale jeszcze nie wyjechał ze stolicy, kiedy już otwarcie wzywano do obalenia wprowadzonego przezeń porządku i już strzelały w górę płomienie nowej wojny domowej. Równo przed dwudziestu laty, w roku 49, Cezar przekroczył Rubikon i rychło stał się panem Rzymu. Głosił otwarcie, że nie postąpi jak Sulla, który był głupcem, bo zrzekł się władzy. W pięć lat później Cezar został zamordowany. A więc niedawna przeszłość uczyła, że obie drogi są złe. Pierwsza, oddanie władzy, może prowadzić do nowej wojny domowej. Druga, kurczowe trzymanie się władzy, wywołuje opór i wrogość społeczeństwa, które od wieków szczyciło się republikańską formą rządów. Zwycięstwo nad Antoniuszem dało Oktawianowi całe im- 173 perium. Ale jednocześnie postawiło go przed groźnym, a nie dającym się obejść dylematem. Dotąd wszystkie posunięcia Oktawiana, jego nadzwyczajne uprawnienia i faktyczną wszechwładzę, usprawiedliwiało niebezpieczeństwo grożące ze Wschodu. Teraz, kiedy zamknięto świątynię Janusa i przywrócono ład, nie było żadnej podstawy, by uprzywilejowywać jednostkę; tym bardziej że już poprzednio Oktawian objawiał zamiar przywrócenia dawnych swobód Rzeczypospolitej, kiedy tylko nastanie pokój. Od dwóch lat, od zwycięstwa pod Akcjum, cały Rzym oczekiwał jego decyzji. Ale dewiza postępowania Oktawiana brzmiała zawsze: „spiesz się powoli". Trzeba działać konsekwentnie i ze świadomością celu, ale ostrożnie, krok za krokiem. Zresztą pośpiech nie był konieczny. Pod rozkazami Oktawiana stała potężna armia, licząca nawet po rozwiązaniu wielu jednostek 28 legionów. Żołnierze wysłużeni otrzymali w nagrodę ziemię w Italii i wielu prowincjach. Ci osadnicy byli bezwzględnie pewną, rezerwową armią młodego Cezara, bo z jego upadkiem straciliby wszystko. Gorzej przedstawiała się sprawa formalnych podstaw władzy. Triumwirat, oczywiście, wygasł już dawno. Od roku 31 rokrocznie piastował Oktawian urząd konsula. Ta godność dawała wiele uprawnień, ale ściśle określonych; w żadnym zaś wypadku nie mogła stanowić prawnej podstawy nowego ustroju, albowiem należało corocznie ją odnawiać, dzieląc przy tym z kimś drugim. Całkowity powrót do dawnej formy rządów nie był możliwy, równałby się bowiem pchnięciu państwa w odmęt nowych wojen domowych. Nie brakło oznak, że niejeden ambitny i energiczny namiestnik prowincji rad by wziąć całe państwo pod swoją opiekę, idąc w ślady Sulli, Cezara, Oktawiana. Równie nie do pomyślenia było wprowadzenie monarchii typu wschodniego. Nawet myśl o niej wydawała się nienawistna Rzymianom wszystkich epok i stanów — jak w ogóle sama nazwa „król". Tak samo wrogo odnoszono się do dyktatury, który to nadzwyczajny w swej istocie urząd stanowił prawną podstawę wszechwładzy i Sulli, i Cezara. 174 Jeszcze w roku 22 znaleźli się nadgorliwcy, którzy zorganizowali „samorzutną" manifestację ludu, mającą wymóc na Oktawianie przyjęcie dyktatury. Kiedy manifestujący prosili go o to zbyt natarczywie, ten ukląkł i zrzucił togę z ramion, błagając o poniechanie niewczesnych żądań jak o łaskę. Bo Oktawian nie zapomniał, że i on może podzielić los swego przybranego ojca, dyktatora. W czasie kampanii pod Akcjum, w roku 31, czuwający nad sprawami stolicy Mecenas wykrył, że młody Marek Lepidus, syn byłego triumwira, przygotowuje zamach na Oktawiana. Spiskowca aresztowano i wysłano do obozu pod Akcjum, gdzie poniósł śmierć. Jego żona popełniła samobójstwo, połykając rozżarzone węgle. Spiski i próby zamachów pojawiały się wśród arystokracji rzymskiej i później. Ich przyczyną była czasem osobista nienawiść i urażone ambicje, a czasem doktrynerstwo. Wielu bowiem wierzyło, że usunięcie jednostki wystarczy, aby przywrócić pełne rządy stanu senatorskiego — jak w czasach „wolnej" Rzeczypospolitej. Ci nie wyciągnęli żadnej nauki z wydarzeń po śmierci Cezara. Nie rozumieli, że biegu wielkich procesów dziejowych jednostka nie jest w stanie zmienić. Oczyszczenie Ilu właściwie jest obywateli rzymskich w tym olbrzymim państwie? Czy wszyscy członkowie obecnego senatu posiadają formalne i moralne prawo zasiadania w dostojnym zgromadzeniu, decydującym o najważniejszych sprawach imperium? Trudno było odpowiedzieć na te pytania, a jeszcze trudniej bez wyjaśnienia tych kwestii podejmować jakiekolwiek dalsze kroki. Ostatni spis obywateli przeprowadzono przed czterdziestu dwu laty. Od tego czasu liczba obywateli wzrosła ogromnie, głównie dzięki hojnym nadaniom Cezara. A było również wiele osób, które uzurpowały sobie prawa Rzymian. Senat liczył obecnie 175 około tysiąca członków. Ale w okresie wojen domowych i zamętu wielu senatorów osiągnęło tę godność w sposób nieformalny, miało hańbiącą przeszłość i podejrzane pochodzenie. W roku 28 Oktawian objął konsulat po raz szósty. Jego kolegą w urzędzie był Marek Agryppa. W zasadzie dokonywanie spisu obywateli i sprawdzanie listy senatorów należało dawniej do obowiązków specjalnych urzędników, zwanych cenzorami. Ale z różnych względów nie powoływano ich już od lat przeszło czterdziestu. Oktawian i Agryppa będąc konsulami nie mogli jednocześnie sprawować cenzury. Z drugiej jednak strony nie chcieli powierzać tak ważnych zadań komukolwiek innemu. Z tej trudności wybrnęli w sposób wielce charakterystyczny dla rzymskiego formalizmu: zatrzymali konsulat, przybrali jednak uprawnienia cenzorów. Byli więc konsulami o kompetencjach również i cenzorskich. Ale nie cenzorami! Przeprowadzono dokładny spis obywateli rzymskich, zarówno w Italii, jak i w prowincjach. Było ich 4 miliony i 63 tysiące. Liczba ta obejmowała tylko dorosłych mężczyzn. Kobiet i dzieci spisy starożytne z reguły nie uwzględniały. Spis nie obejmował również, rzecz prosta, niewolników i mieszkańców prowincji, którzy obywatelstwa rzymskiego nie posiadali. Przed czterdziestu laty obywateli rzymskich liczono 900000. Prawie pięciokrotny wzrost był spowodowany głównie nadawaniem praw obywatelskich wielu mieszkańcom prowincji, którzy zasłużyli się dla imperium. Ten wzrost wskazywał również, iż Rzym już przestaje być państwem zdobywców, a staje się polityczną wspólnotą zwycięzców i podbitych. Sprawdzenie listy senatorów starał się Oktawian załatwić w sposób taktowny. Ogólnie wezwał tych, którzy nie odpowiadają wysokim wymogom stawianym członkom dostojnego stanu, aby dobrowolnie zrzekli się godności. Na ten apel odpowiedziało tylko czterdziestu senatorów. Dokładne przejrzenie listy wykazało, że należy usunąć jeszcze stu sześćdziesięciu. Na pierwszym miejscu nowo ogłoszonego wykazu senatorów widniało nazwisko Oktawiana. Oznaczało to, że jest 176 on „princeps senatus" — a więc niejako głową najczcigodniejszej instytucji Rzeczypospolitej. Uroczysta ceremonia religijna zamknęła i uświetniła prozaiczne czynności spisowe. Było nią tak zwane „lustrum", to jest oczyszczenie wielkiej wspólnoty rzymskich obywateli przez ofiarę szczególnego rodzaju. Wokół zgromadzonego na Polu Marsowym ludu trzykrotnie oprowadzano trzy zwierzęta: owcę, świnię, byka. Następnie zabito je na ofiarę Marsowi, bogu wojny, opiekunowi Rzymu. Kapłani zanosili tymczasem modły o zachowanie i powiększenie potęgi państwa. Oktawian przeprowadził inne jeszcze oczyszczenie, co prawda odmiennego charakteru i dotyczące tylko jego osoby. Ukazał się podpisany przezeń dekret. Głosił on, że z końcem szóstego, to jest bieżącego, konsulatu Oktawiana tracą moc wszystkie niezgodne z prawem i sprawiedliwością zarządzenia wydane w minionym okresie. Apollon „Pytasz, czemu się spóźniłem? Otóż wielki Cezar dokonał otwarcia wielkiego portyku Apollona. Wspaniały jest rząd kolumn z numidyjskiego marmuru, pomiędzy którymi stoją posągi cór Danaosa. Marmurowy Apollon, piękniejszy chyba od prawdziwego, śpiewa milczącą pieśń przy wtórze liry. Wokół ołtarza stanęła trzoda, dzieło Myrona: cztery woły, posągi jak żywe. W środku dziedzińca wznosi się świątynia z białego marmuru, droższa Apollonowi niż jego ojczysta Ortygia. Na szczycie świątyni umieszczono rydwan Słońca. Bramy to arcydzieło z kości słoniowej. Jedna przedstawia Galów zrzuconych ze szczytu Parnasu, druga zaś śmierć dzieci Niobe. A. wewnątrz świątyni śpiewa pieśń bóg Apollon, przybrany w długą szatę. U jego boku stoi matka i siostra"1. Tak usprawiedliwiał się poeta Propercjusz przed swoją ukochaną, Cyntią, ze spóźnienia na spotkanie. Otwarcia świątyni Apollona na Palatynie, o którym jej opowiadał, dokonano w dniu 9 października roku 28. 177 Oczywiście, w tych kilku słowach poeta nie zdołał wyliczyć ani części wspaniałości nowego przybytku boga poezji i sztuki. Ta świątynia przewyższała pięknem i bogactwem artystycznym wszystkie dotychczasowe w Rzymie. Budowę rozpoczął Oktawian zaraz po swym powrocie z wyprawy sycylijskiej, w roku 36. Wzniósł ją na terenie, który za własne pieniądze wykupił z rąk prywatnych. W owych czasach Palatyn zajmowały w całości domy i pałacyki ludzi zamożnych. Oktawian nabył kilka domów i parcel z myślą zbudowania na tym wzgórzu swej prywatnej siedziby, dotąd bowiem zamieszkiwał w skromnym domu przy samym Forum, a więc w miejscu zgiełkliwym i niezdrowym. Zdarzyło się jednak, że rychło po transakcji zakupu piorun uderzył w ziemię przeznaczoną pod zabudowę. Według wierzeń rzymskich oznaczało to, że bóstwo życzyłoby sobie wzniesienia tu swego przybytku. Kiedy Oktawian ogłosił, że zgodnie z wolą niebios postanawia na swym gruncie palatyńskim zbudować świątynię Apollona, senat, wzruszony taką hojnością i bogobojnością, zakupił na tym samym wzgórzu dawny dom Hortensjusza i oddał go triumwirowi na mieszkanie. Tak więc cnota pobożności została nagrodzona. Oktawian nie stracił ani grosza. Do tej posiadłości Oktawian dołączył później dom sąsiedni, dawniej należący do Katyliny. Ale i tak siedziba władcy świata nie imponowała ani rozmiarami, ani wyposażeniem. Ustępowała wielu pałacom możnych panów. Nie było w domu Oktawiana ani marmurowych kolumn, ani mozaikowych posadzek, ani kosztownych mebli. Oktawian w ogóle nie znosił przepychu. Kiedy później jego wnuczka Julia wzniosła okazały pałac, rozkazał zrównać go z ziemią. Po wielkim pożarze w roku 3 odbudował swój palatyński dom" nieco jednoliciej. To skromne mieszkanie zajmował Oktawian lat ponad 40, do końca swego życia, ilekroć tylko przebywał w stolicy. Przez tyleż lat za sypialnię służył mu zawsze ten sam pokój. Na wypoczynek wyjeżdżał do podrzymskich miasteczek albo też w okolice Neapolu i na wyspę Capri. Jakiż kontrast z domem Oktawiana stanowiła znajdująca się tuż obok świątynia Apollona! Władca nie szczędził środ- 178 ków, aby jaśniała wspaniałością. Żywił dla tego bóstwa prawdziwy kult, jego bowiem pomocy przypisywał zwycięstwo pod Akcjum. Świątynia z białego marmuru wznosiła się pośrodku dziedzińca, wokół którego biegł portyk opisany przez Propercjusza. Przed wejściem do przybytku stał posąg boga z lirą w ręku oraz ołtarz. Cztery woły, dzieło Myrona, symbolizowały składanie ofiar. Samą świątynię zdobił inny posąg boga, dłuta Skopasa. Postument tego posągu krył wielką świętość Rzymu — prorocze księgi Sybilli. Zasięgano ich rady w chwilach dla państwa krytycznych, ale tylko na podstawie uchwały senatu! Cały przybytek pełen był świetnych dzieł sztuki, które zebrano zewsząd — przeważnie jednak z miast Grecji i Wschodu. Lecz jeszcze większe skarby mieściła istniejąca przy świątyni biblioteka. Pierwszą w Rzymie bibliotekę publiczną zorganizował Azyniusz Pollion, ale palatyńska, choć nieco młodsza, była znacznie zasobniejsza. Obejmowała dzieła pisane zarówno w języku łacińskim, jak i greckim. Można je było czytać w portyku świątyni albo też w wielkiej, sklepionej sali, którą — prócz wielu arcydzieł sztuki — zdobił odlany z brązu posąg Apollona. Rysy twarzy boga dziwnie przypominały Oktawiana. Zarządzał biblioteką jeden z najwybitniejszych uczonych tego okresu, wyzwoleniec Oktawiana, Gajusz Juliusz Hyginus. Interesowała go historia miast Italii, pisał o sławnych Rzymianach, komentował poematy Wergiliusza, ale był też autorem traktatów o uprawie roli i hodowli pszczół. Przyjaźnił się z poetami, wychował cały zastęp uczniów. Sympatyczna postać pierwszego w dziejach Europy dyrektora wielkiej biblioteki godna jest chyba takiej samej pamięci, jaką darzymy wybitnych polityków i wodzów. Augustus „W czasie mego szóstego i siódmego konsulatu, kiedy położyłem już kres wojnom domowym, a na mocy zgodnego żądania wszystkich sprawowałem rządy nad całością, przekazałem Rzeczpospolitą spod swojej władzy senatowi i ludowi rzymskiemu, do swobodnej decyzji. Dla tej to mojej zasługi uchwałą senatu nazwano mnie »Augustus«; drzwi mego domu przybrano na koszt państwa złotymi gałązkami lauru; nad bramą zawieszono wieniec obywatelski; w gmachu Kurii Julii umieszczono złotą tarczę, której napis głosił, że ofiarował mi ją senat i lud rzymski z powodu mej odwagi, łagodności, sprawiedliwości, pobożności. Od tego czasu nad wszystkimi górowałem powagą, władzy jednak nie miałem nic więcej niż inni, którzy byli mymi kolegami w urzędzie". Tak pisał Oktawian u schyłku życia, kiedy myślą wracał do owych pierwszych lat po zwycięstwie i do początku swych rządów nad imperium. Korona i berło, gronostaje i złote jabłko, uroczysta ceremonia namaszczania w świątyni, charyzmat łaski i nimb majestatu monarchy — oto co staje przed oczyma, kiedy pada wyraz „cesarz". Mówi się, że rok 27, siódmy konsulat Oktawiana, rozpoczyna epokę cesarstwa rzymskiego. Mówi się też, że pierwszym cesarzem Rzymu był Oktawian, noszący odtąd tytuł Augusta. A oto tenże sam August stwierdza wyraźnie i z całym naciskiem, że w roku 27 przywrócił dawny ustrój Rzeczypospolitej; że zrzekł się wówczas swej władzy i był odtąd tylko pierwszym wśród równych! Wiadomo też, że ani on sam, ani jego następcy nie mieli żadnych insygniów władzy i nie odbywali uroczystych ceremonii koronacyjnych, a natomiast zawsze nazywali państwo, którym władali, Rzeczpospolitą. Co ważniejsze, istniały nadal i funkcjonowały przez wieki wszystkie dawne instytucje republikańskie: senat i zgromadzenia, konsulowie i hierarchia zmieniających się co rok urzędników. Cóż więc w istocie rzeczy stało się w owych pierwszych dniach stycznia roku 27, kiedy to Oktawian stanął przed senatem i manifestacyjnie złożył na ręce dostojnych ojców wszystkie uprawnienia, dające mu rzeczywistą władzę? Rzeczpospolita została wówczas restytuowana — formalnie, oficjalnie, z całą powagą uroczystych deklaracji. Czyż 180 jednak słaby człowiek może oprzeć się błaganiom kilkuset czcigodnych mężów, kiedy ci proszą go i zaklinają, aby nie opuszczał Rzeczypospolitej, wciąż jeszcze potrzebującej mądrej pomocy i wytrawnego kierownictwa? Po wielu naleganiach Oktawian ustąpił, ale tylko częściowo, i tylko — jak się zastrzegał — na okres lat dziesięciu. Zgodził się przez ten czas sprawować władzę nad prowincjami, którym mogły zagrażać wojny lub niepokoje. Były to: Galia Zaalpejska, większa część Hiszpanii, Syria, później również Iliria. Egipt stanowił od momentu zajęcia prowincję podległą tylko Oktawianowi, w jego imieniu zarządzaną przez prefekta. Ponieważ większość legionów stacjonowała właśnie w tych krainach, stał się Oktawian najwyższym zwierzchnikiem sił zbrojnych. Senat zarządzać miał przez namiestników prowincjami wewnętrznymi, a więc bezpiecznymi i spokojnymi. Oktawian nie omieszkał zwrócić uwagi senatorom, że przy takim podziale on bierze na siebie wszelkie trudy i całą odpowiedzialność. Przezornie nie dodał, że przejmuje też prawie wszystkie legiony. Na tymże posiedzeniu w dniu 16 stycznia przyjęto wniosek Munacjusza Plankusa, aby przyznać Oktawianowi przydomek „Augustus". W odczuciu Rzymianina wyraz ten łączył w sobie pojęcia wzniosłości i świętości. Odtąd więc nazwisko Oktawiana brzmiało: „Imperator Caesar Augustus". Tytułu „imperator" używał, niemal jako imienia, już od roku 40. Nazwisko Cezar przysługiwało mu jako przybranemu synowi Gajusza Juliusza Cezara. Określenia: „cesarz" i „cesarstwo" wywodzą się stąd właśnie, że nazwa „Cezar" była częścią składową nazwiska i Augusta, i jego następców. Współcześni zwracając się do władcy używali któregoś członu nazwiska albo też tytułu „princeps". Natomiast stanowczo odrzucał August tytuł „Dominus" — Pan. Uważał go niemal za obrazę, tak bowiem zwracali się niewolnicy do swych właścicieli. A on przecież rządził ludźmi wolnymi! Zdarzyło się raz w teatrze, że w obecności Oktawiana aktor wypowiedział słowa: „Oto pan dobry i sprawiedliwy!" Cała widownia przyjęła je oklaskami i okrzykami. Oktawian od 181 razu dał do zrozumienia, że te pochlebstwa nie sprawiają mu przyjemności. Następnego dnia ukazał się edykt piętnujący wydarzenie i stosowanie tytułu „dominus" w odniesieniu do osoby, która rządzi tylko w imieniu senatu i ludu. Tyle — i tylko tyle — dokonało się w styczniu roku 27: rezygnacja Oktawiana z nadzwyczajnych uprawnień, podział zarządu prowincjami, przyznanie przydomka „Augustus". Pozornie bardzo to niewiele. A przecież słusznie właśnie od tego momentu datuje się początek nowego okresu w historii państwowości rzymskiej. Bo choć sam August niejednokrotnie jeszcze uzupełniał i przekształcał pewne aspekty nowego ustroju, zasadnicza koncepcja była już gotowa i niezmienna. Ważny element tej koncepcji stanowiło spostrzeżenie genialnie proste: na kształtowanie się ludzkich wyobrażeń, a więc też postawy i czynów, ogromny wpływ wywierają słowa i pozory. Tylko nieliczni potrafią oprzeć się magii nazwy. Tylko jednostki zastanawiają się, czy jest ona użytkowana słusznie, czy odpowiada rzeczywistości, czy w ogóle coś znaczy. Otóż August zrozumiał, że umiejętne posługiwanie się pewnymi terminami i stwarzanie fikcji może być realną siłą polityczną, taką samą jak armia i pieniądze. Dlatego postanowił: Rzeczpospolita będzie istnieć — z nazwy i pozoru. Będzie się mówić stale i z naciskiem o jej odnowieniu i obronie. Zachowa się w całości piękną fasadę republikańskich instytucji, tak drogich sercu Rzymianina. Pierwszy obywatel w wielkiej społeczności równych nie będzie błyszczał insygniami władzy i urzędów dotąd nie znanych, będzie unikał tytułów wielkich i niezwykłych. Jego kompetencje będą płynąć ze źródeł dawnych i uznanych, ale jednym łożyskiem i w jednym kierunku, bo wyznaczonym jedną wolą 1. Uchwała powzięta przez senat rzymski w styczniu roku 27 o zmianie NAZWY MIESIĄCA SEXTILIS (SIERPIEŃ) „Ponieważ Imperator Cezar August swój pierwszy konsulat objął w miesiącu Sextilis; ponieważ trzy triumfalne wjazdy do stolicy odbył w tymże miesiącu; ponieważ legiony ze wzgórza 182 Janikulum przyłączyły się doń w tymże miesiącu, a i Egipt został poddany władzy ludu rzymskiego w tym samym miesiącu, wynika stąd, że ten miesiąc był i jest najszczęśliwszy dla naszego imperium, senat więc postanawia, że winien on nosić nazwę AUGUSTUS" 2. Uchwałę senatu przyjął i potwierdził lud rzymski na wniosek Sekstusa Pakuwiusza, trybuna ludowego. I odtąd, aż do dnia dzisiejszego, taką nazwę nosi ten miesiąc u prawie wszystkich ludów Europy. MILIARIUM AUREUM Na kamiennym łuku triumfalnym stojącym do dziś w mieście Rimini, starożytnym Ariminum, widnieje napis brzmiący w tłumaczeniu: „Senat i lud rzymski Imperatorowi Cezarowi, synowi Boskiego, Augustowi, imperatorowi po raz siódmy, konsulowi wyznaczonemu po raz ósmy — z powodu odbudowania z własnej inicjatywy i na własny koszt drogi Flaminijskiej i innych najważniejszych dróg Italii". Wszystkie drogi wiodły z Rzymu. W miarę jak rozszerzały się granice państwa rosły i one. Przecinały w różnych kierunkach Półwysep Apeniński, zmierzały przez góry i równiny ku portom, odradzały się za morzami, docierały do dalekich krain Wschodu i Zachodu. Od wieków drogi były przedmiotem najczujniejszej troski i stałych ulepszeń. Każdy Rzymianin wiedział, że właśnie one są pierwszym warunkiem sprawnego działania organizmu jego państwa. Od stanu dróg zależał handel, łączność, bezpieczeństwo granic. Żaden lud starożytności nie wykazywał takiej dbałości o budowę i funkcjonowanie życiodajnej sieci dróg — i żaden nie stworzył tak wielkiego i tak świetnego państwa. Zakładanie ważnych szlaków komunikacyjnych inicjowali 183 najwybitniejsi politycy Rzymu. Poczytywano im to zawsze za wielką zasługę i dlatego drogi nazywano od rodowych nazwisk tych, którym zawdzięczały swe powstanie. Dostosowane do zmienionych potrzeb istnieją owe drogi do dziś — i do dziś noszą swe dumne, starożytne imiona. Są żywym świadectwem ciągłości dziejów i kultury Italii. U schyłku IV wieku sławny cenzor Gajusz Appiusz Klaudiusz poprowadził drogę z Rzymu na południe, ku Kampanii. Zwie się Via Appia. Później przedłużono ją aż do Tarentu i Brundyzjum, najważniejszych portów łączących Italię ze Wschodem. Wśród wielu, którzy ją ulepszali i rozbudowywali, był i Cezar. W tym samym prawie czasie co Via Appia powstała też i Via Valeria, przecinająca Góry Apenińskie w poprzek i wychodząca na Morze Adriatyckie niewiele nad wysokością Rzymu. Na północ przez Umbrię do Ariminum nad Morzem Adriatyckim szła z Rzymu Via Flaminia. Zbudował ją na krótko przed drugą wojną punicką najczynniejszy wówczas mąż stanu, Gajusz Flaminiusz. W kilka lat później, w roku 217, zginął w bitwie z Hannibalem nad Jeziorem Trazymeńskim. Droga została i do dziś nosi jego imię. Jej przedłużeniem od Ariminum była Via Emilia, wiodąca przez nizinę nad Padem i łącząca wielkie tamtejsze miasta: Bononię, Mutinę, Parmę, Placentię, Mediolan. Powstała z początkiem II wieku dzięki inicjatywie Marka Emiliusza Lepidusa, jednego z najwpływowszych wówczas senatorów. Natomiast wzdłuż wybrzeży Morza Tyrreńskiego, na północ szła z Rzymu Via Aurelia. Istniała już w II wieku. Współcześnie z nią zbudowana Via Cassia prowadzi do najważniejszych miast dawnej Etrurii, do Kluzjum 1 i Arretium 2. Wszystkie drogi miały trwałą, twardą, stale ulepszaną nawierzchnię. Nad rzekami przerzucano kamienne mosty, w górach zaś, gdzie to było konieczne, rozbijano skały. Zgodnie z wiekową tradycją Rzymu, a zarazem też niemal symbolicznie, od razu w roku 27 pierwszą troską Augusta stały się drogi. Długotrwałe wojny domowe doprowadziły do poważnych zaniedbań. Sam August zajął się odbudową na 184 własny koszt najważniejszej drogi wiodącej na północ, to jest Via Flaminia. Wezwał też senatorów, aby poszli za jego przykładem i prywatnym sumptem odbudowywali inne ważne szlaki komunikacyjne. Ale tylko bardzo nieliczni nie poskąpili pieniędzy na ten cel. Ostatecznie sam August musiał pokryć w latach następnych koszty poprawy dróg w całej Italii. Właśnie te jego zasługi sławi napis na łuku triumfalnym w Ariminum. W roku 20 przed świątynią Saturna na Forum Romanum stanął pozłacany kamień milowy — Miliarium Aureum. Był to symboliczny punkt wyjściowy wszystkich dróg Italii i całego imperium. Dlatego też na kamieniu wypisano wszystkie ważniejsze miasta, wiodące do nich drogi oraz odległości od stolicy 3. BÓG PIORUNÓW Wieści o wielkim władcy Morza Śródziemnego rychło dotarły aż pod Himalaje i na wybrzeża Oceanu Indyjskiego. A ponieważ tamtejsi radżowie wielce sobie cenili stosunki handlowe z Zachodem, nawiązane za pośrednictwem Egiptu już dawniej, wysłali do pana Rzymu posłów z darami i zapewnieniami przyjaźni. Był to pierwszy oficjalny kontakt królów legendarnych krain południowej Azji z państwem rzymskim. Razem z posłami Indii jechali też wysłańcy Scytów ze stepów na północ od dolnego Dunaju i Morza Czarnego. Owi przybysze z dalekich krain musieli szukać Augusta aż w Hiszpanii. Do jej głównego wówczas miasta, Tarrakony, przyjechał cesarz z końcem roku 27, drogą przez Galię Narbońską. Pozostał za Pirenejami aż dwa lata. Powodem przyjazdu do Hiszpanii była groźna sytuacja w północno-zachodnich krainach półwyspu, gdzie mieszkały wojownicze plemiona Kantabrów i Asturów. Spośród wszystkich ludów Hiszpanii tylko one utrzymały dotąd pełną niezależność, a nawet pozwalały sobie na łupieżcze wypady w rejony rolnicze. 185 Wiosną roku 26 — a piastował w tym roKu już ósmy konsulat — August przeniósł swoją kwaterę na Zachód, aby osobiście dowodzić operacjami wojskowymi. W walkach wzięło udział 6 legionów podzielonych na 3 korpusy. Współdziałała z nimi flota. Dzikie, przepastne góry Kantabrii i Asturii sięgają ponad 2500 metrów. Ich najwyższe szczyty prawie cały rok pokrywa śnieg. Zbocza opadają stromo ku morzu, które miejscami wdziera się głęboko w ląd. Wąskie doliny i górskie przełęcze są łatwe do obrony, a wąwozy i lesiste zbocza sprzyjają zasadzkom. Nic dziwnego, że w takim terenie operacje przebiegały ciężko i nie dawały szybkich rezultatów. Górale walczyli dzielnie, ale unikali bitew w otwartym polu. Prowadząc wojnę podjazdową byli dla Rzymian po prostu nieuchwytni. Wówczas to przeżył August niemiłą przygodę. W czasie górskiej burzy i groźnych ciemności piorun raził człowieka, który łuczywem oświetlał drogę służbie niosącej lektykę cesarza. To wydarzenie wywarło na Auguście tak wielkie wrażenie, że rychło po powrocie do Rzymu wybudował świątynię bóstwu Iuppiter Tonans — Jowiszowi, bogu piorunów. Był bowiem August zawsze przesądny i wierzył w ingerencję sił nadprzyrodzonych, tak samo jak w wieszcze sny, pechowe dni, zły omen, jakim jest włożenie rano buta na niewłaściwą nogę. A burzy bał się odtąd do końca życia. Kiedy tylko groziła, chronił się w głębi domu, w dobrze zamkniętym pokoju. Kantabria i Galacja Z wiosną roku 25 wznowiono działania wojenne w Kantabrii, ale komendę objęli wodzowie cesarza. On sam poważnie chorował i pozostał w Tarrakonie; później zajął się usprawnianiem administracji Hiszpanii. Podjął w ten sposób dzieło rozpoczęte jeszcze przez Cezara, w roku 45, po pokonaniu synów Pompejusza. 186 Dotychczas Hiszpania dzieliła się na dwie prowincje: Bliższą i Dalszą. August wprowadził podział na trzy. Baetica obejmowała południe półwyspu; Luzytania część zachodnią, czyli dzisiejszą Portugalię; trzecią — i największą — prowincją była Tarraconensis, zwana tak od jej głównego miasta, Tarrakony. W latach późniejszych powstało w Hiszpanii wiele miast, których nazwy świadczą do dziś, kto patronował ich założeniu i zasiedleniu. I tak obecna Merida to rzymska Emerita Augusta; Saragossa — Caesaraugusta; Astorga — Asturica Augusta. W miastach tych przeważnie osiedlano żołnierzy zwolnionych ze służby po zakończeniu kampanii kantabryjskiej. Bo ostatni wolni Hiszpanie musieli ulec przemocy. W roku 25 zdobyto ośrodek oporu, miasto Lancia. W Rzymie przyjęto wieść o zwycięstwie z wielką radością. Po raz drugi za rządów Augusta zamknięto bramy świątyni Janusa. W tym samym roku państwo zyskało nową prowincję na Wschodzie — i to bez wyciągnięcia miecza. Ziemie Azji Mniejszej wokół stolicy dzisiejszej Turcji, Ankary, zamieszkiwały plemiona Galów, które przybyły tam z Europy przed prawie trzema wiekami; dlatego zwano tę krainę Galacją. Dotąd była ona królestwem hołdowniczym. Ale po śmierci jej ostatniego władcy, Amyntasa, August polecił wcielić owe ziemie do imperium. Organizacja prowincji Galacji przebiegała sprawnie i bez żadnych zaburzeń. A tymczasem w Hiszpanii już w następnym roku po rzekomym rzymskim zwycięstwie Asturowie i Kantabrowie chwycili za broń. Odtąd powstania wybuchały przez kilka lat z rzędu. Rzymianie tłumili je coraz okrutniej, obcinając pojmanym wojownikom ręce lub krzyżując ich. Ale umierający w męczarniach jeszcze śpiewali swe dumne pieśni. Kobiety zabijały dzieci, aby nie dostały się do niewoli; dorośli, sprzedawani jako niewolnicy w inne okolice Hiszpanii, mordowali swych panów i powracali w rodzinne góry, aby znowu walczyć o wolność. Dopiero w roku 19 Agryppa ostatecznie rozgromił resztki tych ludów. Wszystkich, którzy uszli z życiem, przesiedlił 187 w odległe, nizinne okolice, gdzie łatwo było sprawować nad nimi kontrolę. Tak zakończyła się wojna kantabryjska, a z nią i ostateczny podbój Hiszpanii. Pokój na szczytach Alp Nad Monako, gdzie Alpy schodzą ku morzu, wznoszą się z dala widoczne ruiny ogromnej budowli. Potężna platforma z ciosów kamiennych dźwiga resztki wysokiej, okrągłej wieży, z której czas zerwał okładzinę marmurową. Niegdyś na szczycie wieży stał kolosalny posąg Augusta. Zatarły się litery napisu, łatwo wówczas czytelne od strony lądu, gdzie prowadziła ważna droga, łącząca Italię z Galią Zaalpejską. Ale napis skopiowano jeszcze w starożytności. Głosił on, że tę wielką budowlę, zwaną Tropaea Augusti1, wzniósł senat i lud rzymski na cześć cesarza, który poddał pod rzymskie zwierzchnictwo wszystkie ludy zamieszkujące łuk Alp — od Morza Tyrreńskiego po Adriatyk: napis wymienia nazwy aż pięćdziesięciu drobnych plemion celtyckich, nowych poddanych imperium. Ten wielki pomnik zbudowano dopiero w roku 6, bo też wówczas dopiero można było mówić o całkowitym podboju Alp. Ale pierwsza uwieńczona pełnym sukcesem wyprawa alpejska odbyła się już w roku 27, równocześnie z wojną toczoną w górach Kantabrii. Odtąd przez lat 20 prowadzono etapami, planowo, walki w różnych rejonach olbrzymiego masywu górskiego. Salassowie zamieszkiwali dolinę rzeki Dora Baltea i sąsiednie łańcuchy gór, zwane przez Rzymian Alpes Graiae i Poeninae 2. Tędy wiodły ważne szlaki i przejścia do Galii Zaalpejskiej. Salassowie byli ich panami. Co gorsza, często czynili wypady na bogate, rolnicze osady w dolinach. Próbowano poradzić sobie z nimi już wcześniej, ale dopiero Warron Murena odniósł decydujący sukces. Zaatakował w roku 27 Salassów jednocześnie z kilku punktów, dzięki czemu zdołał pojmać prawie całą ludność plemienia. Na rynku w pobliskim mieście Eporedia 3, sprzedano w niewolę 30000 Salassów, w tym 8000 zdolnych do walki mężczyzn. Nabywający musieli zobowiązywać się, że nie wyzwolą nikogo przed upływem dwudziestu lat. W miejscu, gdzie znajdował się główny obóz Warrona, August założył miasto i osiedlił w nim 3000 zwolnionych ze służby pretorianów, żołnierzy swej straży przybocznej. Dlatego też miasto otrzymało imię Augusta Praetoria; zwie się dziś Aosta. Wkrótce potem w sąsiedztwie, nad górnym Padem, powstało miasto Augusta Taurinorum, dzisiejszy Turyn. Oba miały zabezpieczać od zachodu drogi wiodące z Alp ku dolinie Padu. Los Salassów rzucił postrach na większość plemion alpejskich. Mimo to w późniejszych latach kilka jeszcze ludów górskich stawiało twardy opór wodzom Augusta. Natomiast król Donnus, władca piętnastu szczepów w Alpach Zachodnich, od razu i wiernie wysługiwał się Rzymianom. W nagrodę za to syn Donnusa Kottiusz otrzymał obywatelstwo rzymskie i zarządzał dawnym królestwem ojca jako mianowany przez Augusta prefekt. Aby unaocznić wszystkim swoje oddanie dla wielkiego władcy Rzymu, Kottiusz wystawił mu łuk triumfalny w swej stolicy, miasteczku Segusio4. Do dziś zachował się i łuk, i napis na nim — świadkowie wiernopoddańczych uczuć małego człowieczka w sercu najwspanialszych gór Europy. Tak więc ziemie Kottiusza stanowiły odrębny okręg, w pewnej mierze autonomiczny. Alpy na południe od nich, tzw. Maritimae (Nadmorskie), zorganizowano jako małą prowincję. W innych stronach, aby ułatwić administrowanie górskimi terenami i przyspieszyć cywilizowanie ludności, przyłączano całe obszary do sąsiednich miast Galii Przedalpejskiej — do Trydentu, Werony, Briksji i innych. Północne stoki wielkich gór należały później do prowincji nad górnym Dunajem. Opanowanie Alp nie było dla Rzymian celem dla siebie. Chodziło im przede wszystkim o zabezpieczenie połączeń z Galią Zaalpejską. I dlatego równocześnie z operacjami wojsko- 188 189 wymi przystąpiono do budowy dróg. Szły one stromymi zboczami potężnych masywów, nad głębokimi dolinami i przepaścistymi urwiskami, wiodły na skaliste szczyty. Budowane były prawdziwie solidnie. Niektóre z nich służyły jako szlaki komunikacyjne jeszcze w minionym wieku. Żyjący w czasach Augusta geograf pisał o dawnych ziemiach Salassów: „Teraz spokój panuje w tych okolicach, aż po najwyższe szczyty gór". Arabia Szczęśliwa Zwiódł mnie Syllajos, wezyr króla Nabatejczyków — skarżył się Strabonowi jego przyjaciel, Eliusz Gallus, były namiestnik Egiptu. W roku 24 Gallus dowodził najbardziej egzotyczną wyprawą, jaką kiedykolwiek przedsięwzięli Rzymianie — na samo południe Półwyspu Arabskiego, do dzisiejszego Jemenu. Starożytni zwali tę krainę Arabią Szczęśliwą, albowiem od wieków krążyły wieści o bogactwach i błogim życiu jej mieszkańców. Stamtąd sprowadzano najcenniejsze pachnidła i korzenie. Ale ta daleka ziemia za morzem i pustyniami zwróciła uwagę cesarza Augusta nie dzięki baśniowym opowieściom. Cesarzowi chodziło przede wszystkim o przejęcie handlu z Indiami, Cejlonem i Afryką Wschodnią. Rozwijał się on świetnie. Okręty egipskie wypływały do tych krain z dwu portów nad Morzem Czerwonym, zwanym wówczas Zatoką Arabską: Myoshormos i Berenike. Porty były połączone z Nilem drogą karawanową. Tą rzeką płynęły do Aleksandrii drogocenne towary ze Wschodu; perły, jedwab, kość słoniowa, bawełna, korzenie. Strabon i Gallus odbyli kiedyś wycieczkę w górę Nilu aż do Syene, dzisiejszego Assuanu. Tam dowiedzieli się, że w samym porcie Myoshormos stoi 120 okrętów kupców aleksandryjskich. A poprzednio, za panowania Ptolemeuszów, niewielu kwapiło się do tej dalekiej, ryzykownej żeglugi! Istniała jednak trudność: oto wszystkie okręty musiały zawijać 190 po drodze do portów południowej Arabii. Władcy tej krainy zagarniali, bez żadnego trudu i ryzyka, największe korzyści z owego strumienia wielkiego handlu. Wyprawa Eliusza Gallusa, która miała zmienić tę sytuację i otworzyć Rzymowi szeroką bramę na Wschód, nie powiodła się. Opowiadał o tym swemu przyjacielowi długo i szeroko, a Strabon nie omieszkał przekazać owej relacji następnym pokoleniom. Umieścił ją w wielkim opisie świata, który właśnie przygotowywał. Strabon bowiem, Grek z pochodzenia, żywo interesował się geografią i historią. Był zresztą typowym przedstawicielem inteligencji tej epoki: urodził się w Azji Mniejszej, myślał i pisał po grecku. Ale czuł się obywatelem państwa rzymskiego, sławił jego wielkość i dobrodziejstwa. Głównym więc winowajcą, według Gallusa, był Syllajos Nabatejczyk. Królestwo Nabata leżało na wschód od półwyspu Synaj. Jego mieszkańcy byli Arabami i utrzymywali stosunki handlowe z innymi państewkami arabskimi na południu. Jednocześnie zabiegali też o przyjaźń potężnego Rzymu. Dlatego można było przypuszczać, że oddadzą wyprawie duże usługi. Syllajos — opowiadał Gallus — przyrzekł, że wskaże mi drogę i udzieli wszelkiej pomocy. A tymczasem wciąż postępował zdradziecko. Najpierw wiódł flotę wzdłuż wybrzeży, gdzie nie było portów, a groziły rafy i mielizny. Wielkie też szkody poczyniły przypływy i odpływy morza. A później obrał drogę lądową jak najdłuższą, przez odludzia, przez skały i piaski. Alę pierwszym błędem była sama budowa okrętów wojennych. Bo przecież nie toczyła się, i nie miała toczyć, żadna wojna na morzu. Arabowie nawet na lądzie nie odznaczają się dzielnością (w ogóle to raczej przekupnie, nawet nie kupcy), a cóż dopiero na morzu! Tymczasem w porcie Kleopatris, przy starym kanale łączącym Morze Czerwone z Nilem, już przygotowano 80 okrętów wojennych. (Tu trzeba przerwać wywody Gallusa. Przezornie nie wspomniał on, kto był winowajcą w tym wypadku. Oczywiście decyzja budowy całej floty nie mogła zależeć od Gallusa. Z całą pewnością podjął ją sam cesarz August.) 191 Kiedy tylko zrozumiałem ten błąd, kazałem zbudować 120 okrętów transportowych. Na nich to właśnie przeprawiłem 10000 pieszych, Rzymian i sprzymierzeńców. Wśród tych ostatnich było 500 Żydów, przysłanych przez Heroda, i 1000 Nabatejczyków pod wodzą Syllajosa. Po wielu trudach i niebezpieczeństwach, spowodowanych owym zdradzieckim przewodzeniem Syllajosa, przybyliśmy po piętnastu dniach żeglugi od wypłynięcia z Kleopatris do miasteczka Leuke. Leży ono na wybrzeżu Półwyspu Arabskiego, jeszcze w kraju Nabatejczyków. Jest to ważny punkt handlowy. W drodze do Leuke straciłem wiele okrętów, niektóre razem z ludźmi, i to nie skutkiem ataków wroga, ale właśnie przez samą nieszczęsną żeglugę, dzieło Syllajosa. Twierdził on, że do Leuke lądem armia przejść by nie mogła. A tymczasem z Leuke do Petry, stolicy kraju Nabatejczyków, wędrują tam i z powrotem liczni kupcy. Wiodą oni ze sobą duże ilości wielbłądów i ludzi, a droga jest zupełnie bezpieczna i dobrze zaopatrzona w składy żywności. Tak więc przemarsz armii był całkowicie możliwy. Syllajos wszystko czynił podstępnie. Jak przypuszczam, chciał zbadać przy okazji wyprawy całą tę krainę i wziąć udział w zdobywaniu przez nas tamtejszych miast, później zaś, kiedy wyginiemy skutkiem chorób, głodu i trudów podróży, samemu zawładnąć tym wszystkim. Do Leuke przybyłem z żołnierzami już dotkniętymi chorobą ust i nóg, która jest tam bardzo powszechna. Dlatego spędziłem w Leuke zimę i lato, aby odratować chorych. Kiedy wreszcie ruszyliśmy dalej, droga wiodła przez takie pustynie, że nawet wodę trzeba było przewozić na wielbłądach. Zawinili, oczywiście, przewodnicy. Dopiero po wielu dniach znaleźliśmy się na ziemiach króla Aretasa. Był on krewnym Obodasa, władcy Nabatejczyków. Aretas przyjął nas życzliwie i nie szczędził darów, ale zdrada Syllajosa czyniła i ten kraj trudnym do przejścia. Potrzebowaliśmy na to 30 dni, idąc ciągle przez bezdroża. Mieliśmy tam tylko jęczmień i daktyle, a zamiast oliwy — masło. Następna kraina zowie się Ararena. Jest przeważnie pustynna, zamieszkują ją koczownicy. Włada tam król Sabos. 192 I tu szliśmy 50 dni przez bezdroża, aż do miasta Negranów, ziemi spokojnej i bogatej. Ich król uciekł, a miasto zajęliśmy od razu. Stamtąd po pięciu dniach przybyliśmy nad jakąś rzekę, gdzie stawili nam czoła barbarzyńcy w zbrojnym szyku. W starciu zginęło ich 10000, naszych tylko dwu. Stało się tak dlatego, że barbarzyńcy w ogóle nie mieli wojennego ducha i nawet nie umieli posługiwać się bronią. A nie brakło im łuków, dzid, mieczów, proc i toporów. Wkrótce potem zdobyłem miasto zwane Aska, opuszczone przez jego władcę. Stamtąd podeszliśmy pod miasto Athrula i zawładnęliśmy nim bez trudu. Zostawiłem tam garnizon. Wzięliśmy jako prowiant zboże oraz daktyle i doszliśmy do miasta Mariaba. Należy ono do plemienia Ramnitów. Oblegaliśmy to miasto przez 8 dni, ale z powodu braku wody trzeba było odstąpić. Dowiedziałem się wówczas od jeńców, że do krainy, gdzie rodzą się pachnidła, jest tylko 2 dni drogi. Tak więc aż sześć miesięcy zmarnowaliśmy na drogę — i to tylko z winy przewodnika. Stwierdziłem to w drodze powrotnej, kiedy prowadził nas zupełnie inaczej, tak że dotarliśmy do celu w ciągu zaledwie dni sześćdziesięciu. Strabon tak podsumował długie wywody swego przyjaciela: Wyprawa wniosła wiele, jeśli chodzi o zbadanie tych nie znanych dotąd krajów. Politycznie sukcesem nie była. A Syllajos, kiedy przekonano się, że i w innych sprawach tylko symulował przyjaźń do Rzymu, poniósł zasłużoną karę: ścięto go później toporem. Dzisiejszemu jednak czytelnikowi opowiadania Gallusa nasuwa się nieodparcie pytanie: czy Syllajos nie zapłacił swoją głową za nieudolność samego wodza? 1 Marcellus i Julia Małżeństwo Augusta i Liwii, choć od ślubu mijało już prawie 15 lat, było wciąż bezpotomne. Jedyne dziecko z tego związku urodziło się martwe. 193 Tym większym więc uczuciem darzył August swego najbliższego krewnego, młodziutkiego siostrzeńca, Marcellusa. Był on synem Oktawii z jej pierwszego małżeństwa z Gajuszem Klaudiuszem Marcellusem, konsulem roku 50. Do swych przodków zaliczał owego Marcellusa, który w czasie drugiej wojny punickiej, w roku 212, zdobył Syrakuzy. Historia powtarzała się. Jak przed dwudziestu laty sam August towarzyszył swemu wujowi, Cezarowi, w jego hiszpańskiej wyprawie, tak teraz w kampanii Augusta przeciw Kantabrom wziął udział jego siostrzeniec, Marcellus. Co prawda, aby nie zrażać Liwii i zachować pozory równowagi wewnątrzrodzinnej, August wziął do Hiszpanii również i jej syna a swego pasierba, Tyberiusza, choć tego chłopca nie lubił ze względu na jego skryty charakter. Do Rzymu wrócił Marcellus już w roku 25, ale August jeszcze pozostał w Hiszpanii. Wciąż zły stan zdrowia nie pozwalał na podejmowanie przezeń trudów dalekiej podróży. Za radą lekarzy poddał się kuracji w gorących źródłach u stóp Pirenejów. Przedłużająca się choroba skłoniła cesarza do przyspieszenia realizacji planu, który układał już od dawna: zaślubin Marcellusa i swej jedynej córki, Julii. W ten sposób władza pozostałaby na przyszłość w rodzinie julijskiej. Następcą Augusta byłby Marcellus, po nim zaś jego przyszły syn, wnuk cesarza. Było zrozumiałe, że August wolał nie omawiać tych drażliwych kwestii z Liwią. Wyczuwał, że jego żona myśli — jak każda matka — tylko o swoich dzieciach. Cóż jednak łączyło Augusta z Tyberiuszem i Druzusem, synami jego zaciętego wroga? Okazywał im życzliwość i względy, ale tylko do pewnej granicy. I to z pewnością było również przyczyną, dla której August nie spieszył się z powrotem do Rzymu. Mężczyźnie trudno znieść łzy i dąsy kobiety, z którą dzieli łoże, łatwiej więc pewne sprawy załatwiać z oddali. Marcellusa powitał Krinagoras, grecki poeta i jego nauczyciel, dowcipnym epigramem: „Powrócił Marcellus do ojczyzny, do skalistych wybrzeży Italii, z wojny hiszpańskiej. Wiezie wielką zdobycz. Teraz 194 dopiero zgolił sobie brodę, aby ojczyzna, która wysłała go chłopcem, ujrzała z powrotem mężczyzną". Wkrótce potem ten osiemnastoletni mężczyzna poślubił z całym ceremoniałem piętnastoletnią córkę Augusta, Julię. Nieobecnego ojca i cesarza zastępował Agryppa x. Władza pochodzi od ludu „Wszyscy obywatele, prywatnie i całymi gminami, zgodnie i bez przerwy u wszystkich ołtarzy składali ofiary za moje zdrowie" 1. Tak, z pewną dumą, pisał później August o tych ciężkich miesiącach roku 23, kiedy to po powrocie z Hiszpanii znowu zaniemógł, i to bardzo poważnie. On sam liczył się z możliwością śmierci. Wówczas to wezwał do swego łoża pierwsze osoby państwa i w ich obecności wręczył Gajuszowi Kalpurniuszowi Pizonowi, z którym piastował wówczas konsulat — był to już XI konsulat Augusta! — dokładny wykaz sił zbrojnych i przychodów Rzeczypospolitej. Agryppa natomiast otrzymał pierścień z wizerunkiem sfinksa, którym cesarz zwykł był pieczętować wszystkie swoje pisma. Kiedy stan chorego zdawał się już beznadziejny, zawezwano pewnego lekarza imieniem Antoniusz Muza. Przepisał on kurację wręcz przeciwną dotychczas stosowanej i poddał chorego intensywnej terapii zimną wodą. Wstrząs spowodowany tym leczeniem okazał się zbawienny. Kryzys minął, August począł odzyskiwać siły. Odtąd Antoniusz Muza stał się najsławniejszym lekarzem Rzymu, człowiekiem bogatym, obsypywanym zaszczytami. Jego metodę leczenia, hydroterapię, stosowano powszechnie. Rychło miało się okazać, że aż nazbyt powszechnie. Mimo że August począł już wiosną roku 23 załatwiać sprawy państwowe, uporczywie krążyły w Rzymie pogłoski, że zamierza on w ogóle złożyć swoją władzę i wycofać się w zacisze życia prywatnego. Istotnie, w połowie roku August 195 ustąpił z urzędu, ale tylko konsula, który dotąd, od bitwy pod Akcjum, sprawował rokrocznie. Konsulat był wówczas godnością jedynie honorową. Prawdziwą władzę dawało dowództwo nad armią oraz zarząd najważniejszych prowincji. A z tego cesarz nie zrezygnował. Swoim następcą w urzędzie konsula na resztę roku 23 August wyznaczył Lucjusza Sestiusza Kwiryna. Wybór to był znamienny, bo Sestiusz należał do przyjaciół Marka Brutusa i przed dwudziestu laty walczył przeciw triumwirom. Było też powszechnie wiadomo, że Sestiusz wciąż jeszcze żywi prawdziwy kult ostatniego obrońcy wolności, ma jego podobizny i publicznie sławi pamięć zabójcy Cezara. Przekazując konsulat właśnie temu człowiekowi August dał wielce wymowny dowód, jak wysoko ceni odwagę cywilną. Aby wyrazić swoją cześć dla wielkoduszności Augusta, senat przyznał mu prawo dożywotniego sprawowania władzy trybuna ludowego. Nietykalność, związaną z tym urzędem, August otrzymał już przed kilkunastu laty. Trzeba to jeszcze raz podkreślić: August nie był trybunem ludowym. Nie mógł nim być, bo prawo zastrzegało ten urząd tylko dla plebejuszów, on zaś pochodził z rodu patrycjuszowskiego. Postąpiono więc teraz tak samo, jak przed kilku laty z cenzurą: dano mu władzę, a nie urząd! Bystry prawnik zawsze sobie poradzi. Zmienia nazwy, zatrzymuje rzecz. Formalnie objął August władzę trybuńską dnia 23 czerwca. Odtąd stanowiła ona ważny czynnik jego przewodnictwa nad państwem, podobnie jak i wszystkich następnych cesarzy. Na każdym oficjalnym podpisie Augusta widniała, prócz innych tytułów, również i formuła: „w roku mej władzy trybuńskiej — tym a tym". Przed prawie pięciu wiekami, w pierwszych latach istnienia Rzeczypospolitej, plebs rzymski wywalczył sobie urząd, który miał bronić ludzi krzywdzonych przez patrycjuszy. Dlatego piastującym go dano kilka szczególnych przywilejów. Byli nietykalni. Mogli uchylać zarządzenia władz. Mieli prawo niesienia pomocy osobom dotkniętym samowolą urzędów. Przez niemal 500 lat trybunowie uczynili wiele dla wprowadzenia 196 równości obywateli w obliczu prawa. Mógłby ktoś uznać za ironię losu, że właśnie ten najbardziej demokratyczny urząd stał się jednym z filarów władzy cesarskiej; drugim filarem była naczelna komenda nad armią, „imperium proconsulare". Można by nawet dopatrywać się głębokiego sensu w owej zmianie istoty trybunatu, bo właśnie trybunowie ludu, Tyberiusz i Gajusz Grakchowie, dali swoją działalnością początek rewolucji rzymskiej, która ostatecznie doprowadziła do upadku ustroju republikańskiego. Jednakże ten „cesarski" trybunat ludowy nie był fikcją społeczną, bo za nową formą rządów stały pewne, i to dość szerokie warstwy ludności. Stosunki dawne służyły przede wszystkim interesom wąskiej grupy arystokratów, bankierów, wielkich przedsiębiorców. Dla nich upadek republiki był klęską, bo utrudniał zbijanie majątków drogą zdzierstw i nadużyć. Natomiast warstwy średnio- i mniej zamożne witały nową formę ustrojową z rosnącym uznaniem. Otrzymywały od niej to, co uważały za najważniejsze — stabilizację gospodarczą i socjalną. Ludność prowincji odetchnęła. W czasach schyłku republiki była ona bezbronną ofiarą potwornego wyzysku przez namiestników, wodzów, przedsiębiorców. Cesarz natomiast stopniowo doskonalił administrację, rozbudowywał własny aparat zarządu, dobrze opłacany, ale też kontrolowany i karany za nadużycia. Rzecz znamienna: spiski przeciw cesarzowi, a wykryto ich za życia Augusta sporo, wychodziły tylko ze środowiska arystokracji i nie znajdowały oddźwięku i poparcia w szerszych masach. Bo cesarski trybunat ludowy nie był tylko fikcją, a nowy ustrój zrodził się nie z kaprysu jednostki, lecz z konieczności dziejowej. Myśli, które Kw. Horacjusz Flakkus poświęcił swemu przyjacielowi, Lucjuszowi Sestiuszowi Kwirynusowi, konsulowi. Ostra zima już ustępuje przed miłą wiosną i zachodnim wiatrem. Machiny ściągają suche okręty na morze, bydło nie cieszy się już ciepłem stajni ani też rolnik ogniem, a łąki nie 197 bieleją siwym szronem. Przy świetle księżyca Kyterejska Wenus prowadzi taneczny korowód, a piękne gracje wespół z nimfami rytmicznie uderzają o ziemię stopami. Teraz godzi się uwieńczyć głowę zielonym mirtem albo też kwieciem, które rodzi odtajała ziemia. Teraz też godzi się złożyć w mrocznych gajach ofiarę faunowi — owieczkę albo koźlątko, co wybierze. Blada śmierć tak samo stuka do ubogich chatek, jak i do królewskich zamków. Szczęśliwy Sestiuszu, to krótkie życie nie pozwala nam rościć sobie wielkich nadziei. Bo oto już ogarnie Cię noc, upiorne zjawy, smutny dom króla podziemi. A skoro tylko tam wejdziesz, nie będziesz już przewodził wesołym ucztom przy winie i nie będziesz podziwiał młodziutkiego Lykidasa, teraz ulubieńca chłopców, a wkrótce rozkoszy dziewcząt1. Mauzoleum Marcellus czuł się urażony. August nie zaszczycił go zaufaniem i w czasie swej choroby wręczył sygnet, symbol władzy, nie jemu, lecz Agryppie. Oczywiście, ta decyzja była spowodowana zbyt młodym wiekiem Marcellusa, ale tego zrozumieć on nie chciał. Tak więc w najbliższym otoczeniu cesarza wytworzyła się sytuacja przykra. Aby uniknąć dalszych zadrażnień między swym siostrzeńcem a najbliższym współpracownikiem, August wysłał Agryppę z honorową misją na Wschód. Teraz znowu triumfatorem był Marcellus. On pozostał w stolicy, Agryppa zaś, tak zasłużony dla cesarza, otrzymał zaszczytną dymisję. Najbliższy przez lat dwadzieścia przyjaciel Augusta osiadł skromnie na wyspie Lesbos i pisał pamiętniki. A tymczasem Marcellus z wielką pompą sprawował w Rzymie swój pierwszy urząd, edylat. Do obowiązków każdorazowego edyla należało organizowanie igrzysk, tak miłych lu- 198 dowi. Było to wielce kosztowne, ale też zjednywało ogromną popularność. Marcellus, zięć cesarza, mógł sobie pozwolić na roztoczenie przepychu dotąd nie widzianego. W pamięci ludu na długo zapisał się fakt, że w upalne dni lata roku 23 edyl Marcellus rozkazał zawiesić nad cyrkiem wielkie płótna dla osłonięcia widzów przed prażącym słońcem. Podobną zasłoną ocieniono też wówczas całe Forum. W kilka miesięcy po tych uroczystościach i świetnych igrzyskach, w czasie których Marcellus, następca tronu, promieniał blaskiem swej przyszłej wielkości, na Forum stanęły mary. Leżały na nich zwłoki Marcellusa. Choroba przyszła nagle. Lekarze poradzili wysłać Marcellusa na kurację do Bajów, sławnej miejscowości kąpieliskowej nad Zatoką Neapolitańską. Wezwano tam Antoniusza Muzę, który wiosną tegoż roku tak się wsławił przywróceniem zdrowia samemu cesarzowi. Ale tym razem zimne kąpiele wywarły skutek zgubny. Marcellus stał się ofiarą hydroterapii. Sam August wygłaszał mowę pogrzebową na Forum ku czci dwudziestoletniego młodzieńca. Prochy swego siostrzeńca kazał złożyć w wielkim grobowcu, który rozpoczął budować przed piętnastu laty dla siebie i całej rodziny na Polu Marsowym, nad Tybrem. Potężny trzon Mauzoleum stoi do dziś. Na okrągłym, wysokim podmurowaniu z głazów kamiennych, niegdyś wykładanych białym marmurem, wznosi się wielki kopiec ziemny. Był on obsadzony wiecznie zielonymi drzewami, a na samym szczycie stał ogromny posąg Augusta. Tuż za Mauzoleum znajdował się gaj, ocieniający miejsce, gdzie palono zwłoki członków cesarskiej rodziny. Budując ów wspaniały grobowiec August nie spodziewał się, że właśnie Marcellus, wówczas chłopiec kilkunastoletni, nosiciel jego wielkich nadziei, pierwszy spocznie w cesarskim kurhanie. Po tak niespodziewanej śmierci młodego człowieka poczęły krążyć głuche wieści, że jej sprawczynią była Liwia. Wierzyła tym pogłoskom i matka Marcellusa, Oktawia. Odtąd wszystkie dni swego życia, lat jeszcze jedenaście, poświęciła 199 pamięci ukochanego syna. Aby nie rozkrwawiać wciąż świeżej rany, kazała usunąć z domu jego podobizny. Nie wolno też było w jej obecności wymieniać imienia zmarłego. Z jawną nienawiścią odnosiła się do Liwii i do wszystkich matek, których synowie żyli. Pewnego razu Wergiliusz czytał przed Augustem i jego rodziną fragmenty epopei, nad którą pracował już dziesięć lat. Poemat opiewał czyny Eneasza, syna Anchizesa i bogini Afrodyty. Eneasz bronił Troi przeciw Grekom, a kiedy upadł gród Priama, wyruszył wraz z synkiem Iulusem i garstką uratowanych z pożaru ojczystego miasta w daleką drogę, na poszukiwanie nowych siedzib. Wiele przygód doznał na lądzie i na morzu, albowiem Trojańczyków ścigał gniew bogini Junony. Wiele też musieli wycierpieć wygnańcy skutkiem wojen. Ale przeznaczenie zwyciężyło, sprawdziły się wieszcze przepowiednie. Eneasz dotarł do kraju nad Tybrem, gdzie bogowie jego rodu, których wiózł aż z Troi, znaleźli nową ojczyznę. Stąd wziął początek lud Latynów, później zaś Rzym i ród julijski; ten bowiem wywodzi się od Iulusa, syna Eneasza. W jednej ze swych wędrówek przed przybyciem do Lacjum dotarł Eneasz nawet do krainy zmarłych. Spotkał tam swego ojca Anchizesa i poszedł za nim na Pola Elizejskie. Tam ujrzał cienie bohaterów — tych, co już zginęli, i tych, którzy dopiero na świat przyjdą. Przechadzali się grupami, widma wiotkie i smętne lub też jaśniejące przyszłą sławą. U boku Marcellusa, zdobywcy Syrakuz, szedł młodzieniec pięknej postaci, w błyszczącej zbroi. Ale jego oblicze było smutne, a oczy w dół zwrócone. Eneasz zapytał ojca, kim jest ten młody człowiek. Iluż to wokół niego towarzyszy, jak wspaniałej on sam jest postawy! Ale czarna noc smutnym cieniem otacza jego głowę... Oczy Anchizesa wypełniły się łzami, kiedy odpowiadał: — Synu, nie pytaj o wielką żałobę twych potomków! Losy tylko pokażą tego młodzieńca światu, nie pozwolą, by dłużej pozostał... Chłopcze, godny litości, jeśli tylko uda ci się przezwyciężyć okrutny los, ty będziesz Marcellusem! Podajcie 200 pełne naręcza lilii! Rzucę purpurowe kwiaty, by choć tymi darami uczcić duszę prawnuka! Kiedy poeta wymawiał słowa „Tu Marcellus eris", Oktawia, obecna przy czytaniu, zasłabła 1. Trwalsze nad spiż Z prośbą o przekazanie cesarzowi zbiorku pieśni, wydanego w roku 23 w trzech tomikach, Horacy zwrócił się do jednego ze swych przyjaciół, Winniusza. Właśnie udawał się on do Augusta, który bawił poza Rzymem, wracając do sił po długiej chorobie. Winniusz był już daleko za miastem, kiedy dognał go posłaniec Horacego, drżącego jak każdy autor o losy swego dziełka. Wręczony Winniuszowi list, choć poetycki w formie i żartobliwy w treści, zdradzał to wyraźnie: „Oddaj Augustowi te zapieczętowane zwoje tak, jak Cię o to długo i często prosiłem, nim ruszyłeś w drogę; jeśli będzie zdrów, w dobrym humorze i o nie sam poprosi. Rzecz w tym, abyś ze zbytniej dla mnie życzliwości nie pobłądził i nie ściągnął na te książeczki niechęci, nadto gorliwie wyświadczając przysługę. Jeśli przypadkiem ciężka paczka tych kart zbyt Cię będzie ugniatała, wyrzuć ją raczej, a nie wpychaj siłą tam, gdzie masz doręczyć. Siłą posługuj się w drodze, wstępując na zbocza gór i przechodząc przez rzeki. Kiedy przybędziesz do celu podróży, złóż ten bagaż i pilnie go przechowuj. Nie noś przypadkiem książek pod pachą jak wieśniak barana! I nie opowiadaj wszystkim, że spociłeś się dźwigając pieśni, które — kto wie — może zatrzymają na sobie oko i ucho Cezara. Długom Cię prosił, idźże już dalej! Bądź zdrów, nie chwiej się jak pijany i bacz, byś nie przekroczył mych przykazań!" W istocie rzeczy poeta mógł być zupełnie spokojny o przyjęcie pieśni. Należał przecież do ulubieńców cesarza, który chciał stale mieć go u swego boku i utrzymywał z nim żywą, Przyjacielską korespondencję. A ze swych ostatnich utworów 201 Horacy był dumny. Dał temu wyraz w ostatniej pieśni zbiorku: „Pomnik zbudowałem trwalszy od spiżu i wyższy od królewskich grobowców, piramid. Nie zniszczy go ani deszcz, ani wicher, ani też nieskończony ciąg lat i czas wiecznie uciekający. Nie wszystek umrę; wielka część mej osobowości umknie bogini śmierci. Wciąż jednakowo żywy będę rósł sławą u potomnych, dopóki na Kapitol wstępował będzie kapłan z milczącą dziewicą, westalką". Mylił się Horacy. Jego wielkość okazała się jeszcze trwalsza. Nie ma już kapłanów rzymskich bóstw i nie ma westalek. Ale pieśni poety wciąż żyją. Czytają je nad Tybrem i nad Wisłą, nad Wołgą i nad Missisipi, nad Tamizą i nad Amazonką — wszędzie, gdzie sięga europejska kultura. Albowiem wiotka i nieuchwytna tkanka słów jest trwalsza od spiżu, potężniejsza od mocarstw 1. Agryppa Pomysł tego małżeństwa zrodził się ponoć w głowie Mecenasa. Miał on powiedzieć do Augusta: Agryppa powinien zostać twoim zięciem i współrządcą, albo też trzeba go będzie usunąć... I tak się stało, że w roku 21 Agryppa poślubił wdowę po swoim antagoniście, Julię. On miał wówczas lat 42, ona 18. Był poprzednio już dwukrotnie żonaty. Z pierwszą żoną, Pomponią, rozwiódł się, ponieważ go zdradzała. Z drugą, Marcellą, musiał się rozwieść, ponieważ zażądał tego August. Z małżeństwa z Julią przyszło na świat w latach następnych dwóch synów, Gajusz i Lucjusz, i dwie córki, Julia i Agryppina. Ale związek ten nie uchodził za szczęśliwy. Temperament cesarskiej córki był powszechnie znany. Gorszące plotki z pewnością dochodziły do uszu Agryppy i powodowały, że stawał się coraz to bardziej chmurny i zamknięty w sobie. Mimo to — a może właśnie dlatego — baczył z wielką drażliwością, aby jego małżonce okazywano wszędzie należne ho- 202 nory. W czasie jednej z podróży na Wschód Julii przyszła ochota zwiedzić Troję, gród wsławiony przez Homera. Ale w drodze zaskoczyła ją noc i nagły wylew rzeki Skamander. Mieszkańcy Troi, rzecz prosta, w niczym nie zawinili, bo ani ich nie powiadomiono o przybyciu Julii, ani też, gdyby o tym wiedzieli, nie mogliby wpłynąć na stan wód rzeki. Agryppa jednak uznał to za dowód braku szacunku dla swej żony i obłożył nieszczęsne miasto ogromną grzywną. Darował ją dopiero za wstawiennictwem swego przyjaciela, króla Judei, Heroda. Ale zagadnienie, czy małżonkowie są ze sobą szczęśliwi, czy też nie, Augusta nie interesowało. Cesarz był zadowolony, albowiem ten związek usunął konflikt między nim a najbliższym przyjacielem i przyniósł spodziewane owoce: zapewnił kontynuację dynastii. Aby to podkreślić i umocnić, w roku 17 August adoptował synów Agryppy, swych wnuków. Odtąd nazywali się oni Gajusz i Lucjusz Juliuszowie Cezarowie. Imperium miało teraz dwu władców. Agryppa otrzymał prawie wszystkie te godności i urzędy, które piastował August. Miał dowództwo nad armią, a od roku 18 również i władzę trybuna ludowego. Kiedy August w latach 21 — 19 przebywał na Sycylii i w Grecji, Agryppa zarządzał sprawami w samym Rzymie. W roku 19 wyjechał do Galii i do Hiszpanii, aby tam nadzorować administrację, budowę dróg, zakładanie miast. Wówczas to ostatecznie stłumił powstania Kantabrów. Ale największą pasją Agryppy było budownictwo. Campus Martius Kto pragnie wrócić do Rzymu i raz jeszcze zobaczyć to wspaniałe miasto, wrzuca drobną monetę do fontanny di Trevi. Taki jest zwyczaj. Barokowa oprawa i posągi tej fontanny pochodzą z wieku XVIII. Ale sam ciąg wody ma już dwa tysiące lat i jest dziełem Agryppy. Nie był to pierwszy wodociąg Rzymu. Obfite zaopatrzenie miasta w dobrą, świeżą wodę, co jest podstawowym 203 warunkiem zdrowia, stanowiło zawsze przedmiot szczególnej troski jego mieszkańców. Wprawdzie miasto leżało nad Tybrem, ale jakość wody rzecznej zawsze ustępuje źródlanej. Dlatego już bardzo wcześnie poczęto budować ogromnym nakładem sił i środków rurociągi aż z gór. Dziesiątki kilometrów szły one podziemnymi kanałami lub na łukach akweduktów, doprowadzając krystaliczną, zimną wodę do zbiorników i kaskad rozmieszczonych po całym mieście. Najstarszy wodociąg zbudował w roku 312 cenzor Appiusz Klaudiusz; dlatego otrzymał nazwę Aqua Appia. Miał długości ponad 16 km. W 40 lat później powstał drugi, zwany Anio Vetus, długości ponad 64 km. W roku 144 pretor Kwintus Marcius Rex poprawił oba dawne ciągi wodne i sam zbudował nowy, noszący jego imię: Aqua Marcia. Ten liczył ponad 90 km długości. W niecałe 20 lat później Rzym uzyskał jeszcze jedną arterię wodną. Była to Aqua Tepula — wodociąg krótki, ale obfity. W roku 33 Agryppa odrestaurował trzy najstarsze akwedukty i sam zbudował nowy, nazwany na cześć Oktawiana od jego rodu: Aqua Iulia, około 20 km długości. 9 lipca roku 19 trysnęła źródlana woda z drugiego wodociągu, którego twórcą był Agryppa. Nazwano go Aqua Virgo. Miał długości około 21 km. Właśnie ta Aqua Virgo zasila do dziś fontannę di Trevi. Wszystkie akwedukty kończyły się w mieście osobnymi zbiornikami, które zwykle były zdobione rzeźbami. Z tych zbiorników rozprowadzano wodę rurociągami za drobną opłatą do domów prywatnych. Dzięki usilnej pracy i przemyślności, jakie włożono w budowę i konserwację wodociągów, Rzym posiadał — i posiada do dziś — zdrową i czystą wodę w takiej obfitości, jak żadne miasto starożytne i jak bardzo niewiele w dobie obecnej. Aqua Virgo miała w czasach Agryppy swój końcowy zbiornik o kilkaset kroków dalej niż obecnie. Ona to bowiem zasilała wodą cały kompleks budynków, które Agryppa wzniósł na Polu Marsowym. To wielkie, zielone błonie rozciągało się na północ od miasta, w haku Tybru. W części południowej Pola, bliżej mu- 204 rów miejskich, wznosiło się już dawniej wiele okazałych budynków: cyrk Flaminiusza, świątynia Bellony, portyk i teatr Pompejusza. Później, w roku 11, August zbudował tu teatr poświęcony pamięci Marcellusa. Ale właściwe Pole Marsowe było prawie nie zabudowane i dawało nieograniczone możliwości planom Agryppy. już w roku 27 dokonano tam otwarcia dwu wielkich budowli, które jemu zawdzięczały powstanie. Pierwsza z nich mogła uchodzić za realizację planu jeszcze Cezara. Były to hale i portyki — długość ich frontu wynosiła około pół kilometra — przeznaczone dla głosowań Zgromadzenia Ludowego. Zwały się Saepta Iulia. Budowlą drugą był Panteon — okrągła, kopułowa świątynia wszystkich bóstw. Panteon, choć wielokrotnie przebudowywany, stoi do dziś nie zmieniony w swej zasadniczej formie. I do dziś widnieje na jego frontonie napis: „M. Agrippa L. f. consul tertium fecit" — „Zbudował M. Agryppa, syn Lucjusza, konsul po raz trzeci". Z Panteonem sąsiadowały termy Agryppy — wielkie urządzenia kąpieliskowe, zasilane wodą przez Aqua Virgo i dlatego oddane do użytku w roku 19. Były to pierwsze termy rzymskie. Później wznoszono coraz to większe i coraz to wspanialsze — termy Nerona, Trajana, Karakalli, Dioklecjana, Konstantyna Wielkiego. Po wielu z nich do dziś pozostały imponujące ruiny. Sale niektórych służą obecnie jako — kościoły. Łaźnie stanowiły ulubione miejsce spotkań i zabaw ludności w czasach cesarstwa. Tu można było zażyć kąpieli zimnej i gorącej w wielkich, marmurowych basenach; można też było grać w piłkę, uprawiać gimnastykę, poddać się masażowi; porozmawiać ze znajomymi na temat ostatnich skandali towarzyskich, zawodów sportowych, polityki. Za termami Agryppy rozciągało się sztuczne jezioro, otoczone parkiem. W dwa lata po Panteonie, w roku 25, Agryppa otworzył na Polu Marsowym świątynię boga morza, Neptuna. Miała ona upamiętnić dwa zwycięstwa floty: pod Naulochns i pod Akcjum. Otoczona była wielką kolumnadą, zwaną portykiem Argonautów. Wschodnią część Pola, u stóp wzgórza Kwi- 205 rynału, zajął Agryppa pod zespół portyków i ogrodów. Dlatego też to ulubione miejsce spacerowe Rzymian nazwano Polem Agryppy. Strabon, który w czasach Augusta nieraz zwiedzał stolicę państwa, zachwycał się pięknem całego Pola Marsowego, dzieła Agryppy. Pisał: „Rozległa przestrzeń pozwala na swobodne ujeżdżanie powozami i końmi, a jednocześnie na zabawianie się piłką i grami całym gromadom ludzi. Budynki rozrzucone są po błoniu, zielonym cały rok. Z drugiej strony podchodzą do rzeki wieńce wzgórz. To wszystko czyni wrażenie dekoracji scenicznej, od której trudno oderwać oczy". Etiopia, Partowie, Indie Trzy lata trwała inspekcja wschodnich prowincji imperium, rozpoczęta przez Augusta w roku 22. Z Sycylii wyjechał do Grecji. Wiele łaskawości okazał Spartanom, bo przed dwudziestu laty, po wojnie peruzyńskiej, życzliwie przyjęli Liwie i jej rodzinę. Natomiast surowo potraktował Ateńczyków, albowiem niegdyś wielkimi honorami obsypywali Antoniusza i Kleopatrę. Odebrał im dochody z dwu miasteczek. Zimę roku 21/20 spędził cesarz na wyspie Samos. Tu przyjął egzotyczne poselstwo z krainy na południe od Egiptu, znad Środkowego Nilu. Grecy i Rzymianie nazywali owe ziemie, dzisiejszy Sudan, Etiopią; dla odróżnienia "od Abisynii zwać można tę krainę również Nubią. Od wieków istniało tam potężne państwo, które w przeszłości niejednokrotnie zagarniało południowy Egipt. Także ostatnio, korzystając z wyprawy Gallusa na Arabię, Etiopowie wtargnęli w egipskie granice. Rozgromili rzymski garnizon, wzięli jeńców, zabrali też, jako symbol zwycięstwa, posągi Augusta. Gajusz Petroniusz, następca Gallusa w namiestnictwie Egiptu, dwukrotnie wyprawiał się przeciw Etiopom. Pierwsza 206 ekspedycja dotarła nawet do północnej stolicy ich państwa, miasta Napata. Panowała tam wówczas królowa Amaniszachete, nazywana przez Rzymian Kandake, co było jej tytułem. Uciekła z miasta w porę, bo Napatę zdobyto i wzięto wielu jeńców. Kiedy Etiopowie po raz drugi zaatakowali graniczne forty, Petroniusz szybko przybył z pomocą i odparł wrogów. Kandake wyprawiła wówczas posłów celem ostatecznego uregulowania spraw spornych. Petroniusz odesłał ich do Augusta; tym sposobem Etiopowie znaleźli się na Samos. Ponieważ obie strony nie mogły liczyć na łatwe sukcesy w razie kontynuowania wojny, ugodę zawarto szybko. Odtąd południowa granica Egiptu biegła koło miejscowości Premnis, zwanej dziś Kasr Ibrim. Ale Etiopia nie uznała rzymskiej zwierzchności, nawet formalnie. Kandake nie zwróciła też posągów Augusta, zdobytych przed kilku laty. Jeden z tych posągów odnaleziono ostatnio w trakcie wykopalisk w ruinach południowej stolicy królestwa, w mieście Meroe. Tam bowiem przeniesiono rezydencję władców z Napaty, która leżała zbyt blisko rzymskich posterunków. Koło Meroe rozciąga się wielkie cmentarzysko; są tam i grobowce królów, budowane — na wzór dawnych egipskich — w kształcie piramid. W grobowej piramidzie Kandake Amaniszachete odkryto drogocenne ozdoby ze złota, stanowiące niegdyś osobistą własność dzielnej władczyni, która nie poddała się Augustowi. Prowadząc rokowania z Etiopami, cesarz jednocześnie załatwiał wielkiej wagi sprawy wschodnie. Z jego polecenia Tyberiusz wyruszył ze Samos do Armenii, aby osadzić na tronie tego kraju Tigranesa. Był on synem owego Artawasdesa, który pojmany zdradą przez Antoniusza zginął później z rozkazu Kleopatry. Armenią rządził przez lata jego syn Artakses. Drugi natomiast syn, Tigranes II, wychowywał się w Rzymie. Kiedy część armeńskiej arystokracji opowiedziała się przeciw Artaksesowi, August natychmiast pochwycił okazję rozciągnięcia swej zwierzchności nad tym krajem. Misja Tyberiusza powiodła się świetnie, bo tymczasem Artaksesa za- 207 mordowali jego wrogowie. Tigranes wszedł do stolicy swych ojców, a sam Tyberiusz włożył mu królewski diadem na głowę. Władając z łaski Rzymu Tigranes był tylko wasalem Augusta. Opanowanie Armenii przyniosło dalszą korzyść. Oto król Partów, Fraates, przekazał Tyberiuszowi rzymskie orły i znaki bojowe, zdobyte w poprzednich wojnach. Uczynił ten wspaniałomyślny gest, aby okazać potężnemu sąsiadowi swe przyjacielskie intencje. August przyjął sztandary z ogromną radością. Mógł się odtąd chlubić, że starł hańbę dawnych klęsk. Mógł głosić, że nawet niezwyciężeni dotąd Partowie ulękli się jego imienia i zabiegali o łaskę. Na wieść o tym wydarzeniu senat uchwalił zbudowanie dla Augusta łuku triumfalnego na Forum. Odzyskane znaki bojowe złożył cesarz po swym powrocie w świątyni Jowisza na Kapitolu, później zaś przeniesiono je do przybytku Marsa Mściciela. Cały prawie rok 20 spędził August w Azji Mniejszej i Syrii, doskonaląc administrację i obdzielając ziemiami małych, hołdowniczych książąt ziem pogranicznych. Zimą roku 20/19 był znowu na Samos. I znowu witał tu egzotyczne poselstwo, przybyłe aż z Indii. Przywiozło ono dary godne podziwu: chłopca, który urodził się bez rąk, ogromne węże, przede wszystkim zaś zwierzę, w Rzymie znane dotąd tylko z nazwy: tygrysa. Na Zachód wracał August przez Ateny. Tu jeden z członków indyjskiego poselstwa, imieniem Zarmaros, postanowił pożegnać się z tym światem. Obwieścił to wszystkim i z całym spokojem poczynił niezbędne przygotowania, po czym wskoczył w płomienie ogromnego stosu. Jesienią roku 19 August był w Italii. Na mocy specjalnej uchwały senatu najwyżsi urzędnicy z konsulem Kwintusem Lukrecjuszem na czele wyjechali na jego spotkanie aż do Kampanii. Aby uniknąć manifestacyjnego powitania w samej stolicy, August wszedł do miasta nocą 12 października. Ten dzień senat uznał za święty i dał mu nazwę Augustalia. A na pamiątkę szczęśliwego przybycia władcy po trzech latach nieobecności zbudowano ołtarz bogini Fortuna Redux — Dobrego Powrotu. 208 Śmierć Wergiliusza Donatus, starożytny biograf wielkiego poety, pisze tak: W 52 roku życia Wergiliusz pragnąc ostatecznie wygładzić tekst Eneidy postanowił wyjechać do Grecji i Azji, aby tam przez 3 lata tylko poprawiać swoje dzieło. Resztę życia chciał poświęcić wyłącznie filozofii. Ale na początku podróży spotkał w Atenach Augusta, który właśnie zmierzał ze Wschodu do Rzymu. Wergiliusz zmienił plan; wolał nie odłączać się już od cesarza i wrócić razem z nim. Kiedy jednak w czasie ogromnego upału zwiedzał niedalekie od Aten miasto Megarę, zasłabł. Stan zdrowia pogorszył się jeszcze skutkiem tego, że później nie przerwał podróży okrętem. Do Brundyzjum przybył już bardzo chory. Zmarł tam po kilku dniach, 21 września, kiedy konsulami byli Gnejusz Sentiusz i Kwintus Lukrecjusz. Kości Wergiliusza przeniesiono do Neapolu i pochowano w grobowcu, który znajduje się przy drodze do Puteoli przed drugim kamieniem milowym. Na grobie wyryty jest dwuwiersz: „Urodziła mnie Mantua, zabrała Kalabria, ma teraz Partenope; opiewałem pastwiska, wieś, wodzów". Swymi spadkobiercami ustanowił: w połowie Waleriusza Prokulusa, brata przyrodniego; w czwartej części Augusta; w dwunastej Mecenasa; w pozostałej Liicjusza Wariusza i Plotiusza Tukkę. Ci ostatni po śmierci poety poprawili z rozkazu cesarza Eneidę. Przed swym wyjazdem z Italii Wergiliusz nalegał na Wariusza, aby spalił manuskrypt poematu natychmiast po jego, Wergiliusza, śmierci. Wariusz jednak uparcie odmawiał złożenia przyrzeczenia, że tak uczyni. Dlatego Wergiliusz, kiedy już był poważnie chory, ustawicznie domagał się podania manuskryptu; chciał go sam rzucić w ogień. Ponieważ jednak nikt nie spełnił tej prośby, w swym testamencie niczego o rękopisie nie postanowił. Jednakże przyjaciołom legował swe dzieła w ostatniej woli pod tym ogólnym warunkiem, aby niczego nie wydawali, czego on sam nie wydał. Mimo to Wariusz z pole- 209 cenia Augusta wydał Eneidę. Poprawił ją, ale tylko bardzo powierzchownie, pozostawiając bez zakończenia te wiersze, które tak w poemacie znalazł1. Granice władzy „Obywatele! Gdybyśmy mogli żyć bez żon, bylibyśmy wolni od wszelkich kłopotów. Ale skoro natura tak ustanowiła, że z żonami żyć trudno, a bez nich nie sposób, trzeba raczej myśleć o utrwaleniu gatunku niż o krótkiej, indywidualnej rozkoszy". Cesarz z lubością rozczytywał się w dawnej literaturze rzymskiej, jako że i sam parał się pisarstwem. Był autorem Zachęty do filozofii i Odpowiedzi na Brutusową pochwałę Katona; opisał w trzynastu księgach dzieje swego życia aż do wojny w Kantabrii, a osobny poemat poświęcił wojnie sycylijskiej. W czasie kąpieli zwykł był układać krótkie wiersze, epigramaty, które później wydał w niewielkim zbiorku. Cytowany fragment pochodził z mowy pewnego cenzora sprzed przeszło stu lat. August nie tylko wynotował go, ale i umieścił we wstępie swej ustawy popierającej zawieranie związków małżeńskich. Poparcie to wyrażało się w formie znacznych przywilejów dla mężczyzn żonatych, a utrudnień i obciążeń dla tych, którzy między 25 a 60 rokiem życia małżeństwa nie zawarli. I tak żonaci mieli pierwszeństwo w ubieganiu się o urzędy i w uzyskiwaniu spadków; im tylko przysługiwały lepsze miejsca w czasie wielkich widowisk. Pierwszą ustawę tej treści wydał August jeszcze w roku 28, ale prawie natychmiast musiał ją wycofać, albowiem wywołała zbyt wiele sprzeciwów. W 10 lat później, w roku 18, po powrocie z podróży wschodniej, znowu ukazała się podobna ustawa i znowu wywołała burzę protestów. Cesarz musiał złagodzić niektóre jej postanowienia, a nawet zawiesić działanie na kilka lat. Dopiero po dwudziestu siedmiu latach, w roku 9 n. e., wystąpił z trzecią ustawą małżeńską, ostrzejszą zresztą 210 od poprzednich. Ironia losu chciała, że obaj konsulowie roku 9 n. e., formalni autorowie ustawy, byli nieżonaci i bezdzietni. Co prawda niechęć do zawierania związków małżeńskich i zakładania rodziny występowała przede wszystkim w warstwach bogatych. Cesarz nie zdawał sobie sprawy, że jest to zjawisko typowe nie tylko dla Rzymu i nie tylko dla jego epoki. Wobec pewnych procesów społecznych każdy ustawodawca jest bezsilny. Łatwiej zmienić ustrój niż zmusić kawalerów do rezygnacji z uroków wolności. Wśród wyższych warstw społeczeństwa rzymskiego rozkład życia rodzinnego zaszedł już daleko. Rozwody i zdrady były rzeczą powszechną. Horacy, wówczas już niemal urzędowy propagator idei Augusta, w wielu swych utworach grzmiał przeciw cudzołożnikom. Ale sam nie był żonaty, od miłostek zaś zgoła nie stronił. Tyle tylko, że uprawiał je — i radził uprawiać innym — z kobietami niższych sfer a lżejszych obyczajów. Swoją troskę o instytucję rodziny okazywał cesarz w sposób manifestacyjny. Podróżując po Italii obdzielał ubogie a wielodzietne małżeństwa pieniędzmi, chłopcom zaś pomagał w karierze. Ideałem Augusta były rodziny wielodzietne, jak owego Gajusza Kryspusa Hilara z Faesulae, który uroczyście szedł na Kapitol prowadząc ośmioro dzieci, prawie trzydzieścioro wnucząt, osiemnaścioro prawnuków. Aby jednak ten ideał ziścić i upowszechnić, należało nie tylko zachęcać do żenienia się, ale też umacniać trwałość i czystość małżeństw już zawartych. Dlatego August był również autorem ustaw surowo karzących wiarołomstwo i cudzołóstwo. Najchętniej utrudniłby cesarz i rozwody, ale w jego czasach była to instytucja tak Przyjęta i tak powszechnie stosowana, że o jakichkolwiek poważnych zmianach w tym zakresie nie mogło być mowy. Kiedy w senacie dyskutowano nad ustawodawstwem rodzinnym, wielu mówców użalało się, że w obecnych czasach wstąpienie w związki małżeńskie jest wielkim ryzykiem: nie można już ufać dzisiejszym kobietom, a śmiałość młodych ludzi przekracza wszelkie granice. Te utyskiwania miały usprawiedliwić fakt, że tak wielu senatorów pozostaje w stanie bezżennym. 211 Ale w pewnych wypowiedziach kryły się też jadowite żądełka pod adresem władcy, który chętnie wodził oczyma za młodymi mężatkami. Na te wywody dostojnych senatorów August odparł, że wszystko, co można było załatwić i naprawić drogą ustaw, zostało już uczynione. Reszty owych delikatnych spraw międzyludzkich nie sposób unormować drogą dekretowania. Ponieważ ta odpowiedź nie zadowoliła zebranych, cesarz dodał: — Ostatecznie, każdy powinien sam wychowywać swoją żonę, jak i ja to czynię. Natychmiast posypały się prośby, aby w swej łaskawości zechciał pouczyć wszystkich, w jaki to sposób wpływa na postępowanie Liwii. Były to oczywiste kpiny. Ale cesarz, skoro raz już doszło do tego, musiał brnąć dalej. Zacinając się zaczął coś mętnie wywodzić o kobiecych ozdobach i strojach, o wychodzeniu z domu i skromności. Na takich to rozważaniach i dysputach zeszło jedno z posiedzeń kilkuset starszych panów, rządzących największym w dziejach Europy państwem 1. Nowy wiek Na Wschodzie i na Zachodzie panował pokój. Partowie zwrócili orły legionowe, Kantabrowie zostali zmiażdżeni. W Italii nowe ustawy miały odrodzić życie rodzinne. Przyjście na świat wnuków Augusta rokowało trwałość dynastii. Do przeszłości należały wojny domowe, które ponad 100 lat jak burze wstrząsały państwem. Stabilizacja i praworządność, z dawna upragnione, radowały serca milionów prostych ludzi. Wówczas to kolegium piętnastu kapłanów zwróciło uwagę senatowi, że według proroczych ksiąg Sybilii, nad którymi sprawują pieczę, właśnie w roku 17 zakończy się wielki wiek studziesięcioletni, a rozpocznie nowy. Oczywiście, będzie to wiek prawdziwie nowy, jakiego ludzkość jeszcze nie znała, błogiego pokoju i wszelkiej pomyślności. Dlatego należy złożyć 212 bóstwom odpowiednie ofiary i odprawić wszystkie ceremonie, których żąda przepowiednia. Niektórzy senatorowie przyjęli ten wniosek kolegium z pewnym zdziwieniem. Stare kroniki mówiły wprawdzie o uroczystościach odprawianych z początkiem każdego nowego wieku, ale wieki te miały tylko po 100 lat. Wiadomo też było, że liczyć je należało od roku 249, kiedy to w czasie zmagań z Kartaginą obchodzono po raz pierwszy z nakazu proroctw Sybilii wielkie ceremonie ku czci różnych bóstw; powtórzono je w 100 lat później, w roku 149, ale zaniedbano w roku 49, bo właśnie wówczas Cezar przekroczył Rubikon i rozpoczął wojnę domową z Pompejuszem. A kiedy naprawdę rozpoczyna się nowa epoka, mało kto ma czas i ochotę zajmować się starymi przepowiedniami i obchodami. Jednakże znakomita większość senatorów natychmiast pojęła, że w nowych czasach obowiązują nowe proroctwa. Obowiązują tym bardziej, że stoi za nimi nie tylko wola bóstw, ale i pewnej osoby od niebian ważniejszej, bo jeszcze przebywającej wśród śmiertelników. Kto by zresztą miał wątpliwości, tego musiał przekonać sam tekst sybilińskiej przepowiedni, głoszący w greckich wierszach: „Kiedy minie okres najdłuższego życia ludzkiego, lat 110, i koło się zamknie, pomnij Rzymianinie, o tym wszystkim: Na błoniu, nad obfitą wodą Tybru, gdzie miejsce najwęższe, masz złożyć ofiarę bogom nieśmiertelnym. Gdy noc ogarnie ziemię i słońce skryje swój blask, złóż tę ofiarę. Mojrom, boginiom losu, od których wszystko pochodzi, ofiaruj owce i kozy czarne. Następnie starym obyczajem przebłagaj Ilythyje, boginie porodu. Płodnej ziemi złóż czarną świnię. Za dnia natomiast, nie w nocy, trzeba przyprowadzić białe byki do ołtarza Zeusa, bo bóstwom niebiańskim składa się ofiary w dzień. Do świątyni Hery zaprowadzisz białą krowę. Febus Apollon, zwany też słońcem, przyjmie podobną ofiarę jak Ilythyje. Chłopcy i dziewczęta odśpiewają w świątyni łacińską pieśń. Osobno chłopcy, a osobno dziewczęta, ale ich rodzice, i matki, i ojcowie, muszą być przy życiu. W tym dniu kobiety zamężne winny klęczeć przy ołtarzu Hery i modlić się do niej... 213 Dniem i nocą, bez przerwy, niech wspaniale zastawione stoły zapraszają lud do ucztowania i niech powaga przeplata się z wesołością. Pomnij o tym zawsze w swym sercu, a wszystka ziemia Italii i cały kraj Latynów na wieki będzie chylił się przed twoim berłem". Do wszystkich miast i miasteczek Italii rozesłano wieści, że w Rzymie odbędą się wielkie uroczystości, jakich nikt jeszcze w swym życiu nie widział i już nie zobaczy. Do stolicy napływały tłumy. Wstępne ceremonie rozpoczęto w dniu 29 maja. Ale dopiero w nocy z ostatniego maja na pierwszy czerwca przy ołtarzu bóstw podziemnych nad Tybrem zabłysło morze świateł pochodni. Sam cesarz przystąpił do składania ofiar Mojrom, boginiom losu. Odmówił uroczystą modlitwę, której słowa — jak wszystko, co działo się w czasie owych wielkich świąt — zapisano w protokole i na wieczną rzeczy pamiątkę wyryto na kamiennych tablicach. Zachowały się one do dziś. Oto część protokołu zaczynająca się od modlitwy cesarza: „Boginie Przeznaczenia! Tak jak to zapisano Wam w owych księgach, z tego powodu, i aby lepiej się wiodło ludowi rzymskiemu, Kwirytom, niech stanie się Wam ofiara z dziewięciu owiec i dziewięciu kóz. Proszę Was i błagam, abyście: powiększały państwo i potęgę ludu rzymskiego, Kwirytów, w wojnie i w pokoju; miały zawsze w swej pieczy imię latyńskie; dały wieczną całość, zwycięstwo i zdrowie ludowi rzymskiemu, Kwirytom; sprzyjały ludowi rzymskiemu, Kwirytom, i kolegiom ludu rzymskiego, Kwirytów; zachowały w powodzeniu Rzeczpospolitą ludu rzymskiego, Kwirytów; były życzliwe ludowi rzymskiemu, Kwirytom, kolegium piętnastu kapłanów, memu domowi i rodzinie — i abyście przyjęły tę ofiarę dziewięciu owiec i dziewięciu kóz". I od tej chwili wszystkie ceremonie i ofiary przebiegały, jak żądała przepowiednia Sybilii. Dnia 1 czerwca na Kapi- 214 tolu Imperator Cezar August ofiarował byka Jowiszowi Najlepszemu, Największemu, drugiego zaś byka Marek Agryppa. Obaj modlili się tak: „Jowiszu Najlepszy, Największy! Tak jak zapisano Ci w owych księgach, z tego powodu, i aby lepiej się wiodło ludowi rzymskiemu, Kwirytom, niech stanie Ci się ofiara z tego pięknego byka. Proszę Cię i błagam, abyś ..." Reszta modlitwy brzmiała tak samo jak ta, z którą zwrócono się do bogiń przeznaczenia. Tę formułę powtarzano przy wszystkich ofiarach, a więc i przy składanej w nocy nad Tybrem boginiom porodu, Ilythyjom, i przy dziennej, 2 czerwca, bogini Junonie królowej. Otrzymała ona piękną białą krowę, a 110 matron rzymskich klęcząc powtarzało za Markiem Agryppą słowa tej samej modlitwy. 3 czerwca na Palatynie Imperator Cezar August i Marek Agryppa złożyli ofiarę Apollonowi i Dianie z trzech rodzajów ciast, każdego po 9 sztuk. Znowu powtórzyli modlitwę o pomyślność i błogosławieństwo dla ludu rzymskiego, Kwirytów, a po dokonaniu ofiary — dwudziestu siedmiu wybranych chłopców, mających ojców i matki przy życiu, i tyleż dziewcząt odśpiewało pieśń, którą później raz jeszcze recytowano na Kapitolu. Protokół zanotował na wieczną rzeczy pamiątkę, że pieśń ułożył Kwintus Horacjusz Flakkus. Oto jej początek: „Febie i Ty, Diano, pani lasów, jasne ozdoby nieba; wy, których zawsze czcić należy i zawsze czczono! Dajcie, o co prosimy w tym świętym czasie, kiedy, jak przykazały wiersze Sybilii, wybrane dziewczęta i chłopcy mają odśpiewać pieśń bogom, którzy upodobali sobie siedem wzgórz! Życiodajne Słońce, które na swym jaśniejącym rydwanie dobywasz dzień i skrywasz, a rodzisz się inne i to samo: obyś nigdy nie ujrzało nic wspanialszego od miasta Rzymu!" * Trzy Galie Kiedy w Rzymie uroczyście święcono początek nowego wieku, u północnych granic imperium płynęła krew. Ruszyły do walki mieszkające nad środkowym Renem trzy ludy gennań- 215 skie: Tenkterowie, Uzypetowie, Sugambrowie. Wojownicy pojmali i ukrzyżowali Rzymian, którzy przebywali na ich terytoriach. Następnie zastępy Germanów przeszły Ren i spustoszyły znaczne obszary Galii. Marek Lolliusz, ówczesny namiestnik prowincji, poniósł porażkę. Cesarz szybko wyjechał ze stolicy. W roku 16 był już w Galii. Ale tu okazało się, że niebezpieczeństwo minęło. Germanowie na wieść o zbrojeniach Lolliusza i o przyjeździe cesarza wycofali się za Ren i nawet dobrowolnie przysłali zakładników. Tak więc August mógł całkowicie poświęcić się sprawom organizacji Galii, którą to prowincję zawsze darzył szczególną uwagą. Już w roku 27, jadąc do Hiszpanii, zatrzymał się w Galii południowej na kilka miesięcy. W mieście Narbo Martius * odbył się wówczas zjazd delegatów wszystkich ludów Galii, od Pirenejów i Atlantyku po Ren, i rozpoczęto wielkie prace administracyjne; kontynuowano je przez lata, częściowo pod kierunkiem Agryppy. Teraz sam cesarz przez trzy lata nadzorował wprowadzanie w życie nowych form zarządu. Troska władcy o tę wielką krainę była zrozumiała. Południe Galii, czyli kraj nad Morzem Śródziemnym, zwany Galią Narbońską, należało do Rzymu już od przeszło stu lat. Ale resztę Galii podbił dopiero Cezar, przed około trzydziestu laty. Galowie słynęli z odwagi i zapalczywości; potwierdzali tę opinię, wciąż wzniecając drobne powstania. Niebezpieczeństwo zza Renu, jak wykazały ostatnie wypadki, było groźne. Germanie tylko czyhali na jakikolwiek przejaw rzymskiej słabości. Ogromny, podbity przez Cezara kraj podzielił August na trzy prowincje. Były to sławne odtąd przez wieki Trzy Galie: Akwitania, między Pirenejami a Loarą; Galia Lugduńska, między Loarą a Sekwaną i Marną; Belgika, między Marną a Renem. Już w roku 27 przeprowadzono spis ludności, powtarzany za życia Augusta jeszcze trzykrotnie. W wyniku wieloletnich prac sporządzono kataster ziem użytkowych, co stanowiło podstawę wymiaru świadczeń i danin. Ich wysokość zróżnicowano w zależności od warunków, na jakich poszczególne ludy 216 Galii przyjęły dawniej rzymskie panowanie. Niektóre ludy zwolniono od wszelkich podatków w nagrodę za pomoc okazaną Rzymowi w czasie wojen. Wiele szczególnie zasłużonych rodzin i miast Galów posiadało obywatelstwo rzymskie, a wszystkie plemiona i miasta cieszyły się dużą autonomią w sprawach wewnętrznych. Wybierały własnych urzędników, kapłanów, sędziów, niektóre biły nawet własną monetę srebrną i brązową. Zresztą popieranie samorządu i pozostawianie władzom lokalnym wielkiej swobody było podstawową zasadą rzymskich rządów w większości prowincji. Właśnie to mądre połączenie centralizmu w sprawach wagi ogólnopaństwowej i szerokiej autonomii w kwestiach lokalnych pozwoliło Rzymianom na sprawne i elastyczne rządzenie ogromnym imperium, zapewniło ich państwu odporność, rozkwit gospodarczy i trwałość przez wieki. Równie charakterystyczną cechę rzymskich rządów stanowiło usilne popieranie rozwoju miast. Organizacja miejska ułatwiała nadzór i zarząd nad ludami podbitymi, a jednocześnie pobudzała życie gospodarcze. Podobnie było i w Trzech Galiach. Te nowo zakładane lub rozbudowywane miasta zamieszkiwała ludność autochtoniczna, albowiem tutaj ani Cezar, ani August kolonii wojskowych nie tworzyli. Zapewne obawiali się zaburzeń wśród Galów. W ciągu długiego panowania Augusta powstało w trzech Galiach wiele miast, noszących nazwy od tytułu władcy. A więc Augustodunum, dzisiejsze Autun, które przyćmiło dawne miasto Bibrakte, stolicę ludu Eduów; Augustonemetum, dziś Clermont-Ferrand, niedaleko Gergowii, wsławionej oporem przeciw Cezarowi; Augustoritum Lemovicum, obecnie Limoges; Augustobona Tricassum, teraz Troyes. Natomiast dużo kolonii założył August na południu, w Galii Narbońskiej, idąc i w tym śladami Cezara. Owe kolonie nosiły piękne, dumne nazwy. Dzisiejsze Nimes zwało się Colonia Augusta Nemausus; Vienne — Colonia Iulia Florentia Vienna; Avignon — Colonia Iulia Avennio; Aix — Colonia Iulia Aquae Sextiae. Rozkwit gospodarczy kraju postępował z roku na rok. 217 Rozwijała się uprawa roślin zbożowych i winorośli, hodowla trzody chlewnej i owiec, wyrób ceramiki i wełny. Swoje wytwory eksportowała Galia do Brytanii, Hiszpanii i Afryki, a nawet do Indii. Ile miesięcy ma rok? Rzecz prosta, dwanaście — i u nas, i u Rzymian. Jednakże nawet elementarna znajomość łaciny wystarczy, aby odkryć pewną nieprawidłowość. Oto wrzesień, październik, listopad i grudzień nazywają się po łacinie: september, october, november, december, czyli siódmy, ósmy, dziewiąty, dziesiąty. A przecież w istocie zajmują w porządku miesięcy miejsce dziewiąte, dziesiąte, jedenaste, dwunaste! Wyjaśnienie tej rozbieżności jest proste. W czasach dawniejszych rok rzymski zaczynał się wiosną, to jest w marcu, wówczas więc grudzień był rzeczywiście miesiącem dopiero dziesiątym. Ale już półtora wieku przed Augustem przesunięto początek roku na pierwszy stycznia, zatrzymując jednak dawne, choć już nieodpowiednie, nazwy miesięcy. Człowiek roztropny może ze wszystkiego wyciągnąć pewną korzyść — nawet z nazw miesięcy. Do takiego wniosku doszedł prokurator Galii Lugduńskiej, Juliusz Licynusz. Spryt i przedsiębiorczość sporo mu już w życiu dały. Z pochodzenia był Galem. W czasie wojen z Cezarem dostał się do niewoli i przez pewien czas wchodził w skład służby wielkiego wodza. Zdołał zwrócić na siebie jego uwagę i rychło uzyskał wyzwolenie. Odtąd należał jakby do rodziny julijskiej i miał poparcie przybranego syna Cezara, Oktawiana. Ponieważ znał dobrze stosunki w swym ojczystym kraju, otrzymał zyskowny i odpowiedzialny urząd prokuratora, czyli inspektora finansów trzech Galii z siedzibą w Lugdunum. Tutaj rozwinął bardzo energiczną działalność finansową i cywilizacyjną. Pouczał miejscową ludność, że „decem" znaczy po łacinie 10, december więc (grudzień) jest dopiero dziesią- 218 tym miesiącem roku i podatki należy płacić jeszcze przez dwa miesiące. Oczywiście, po pewnym czasie proceder wydał się. Galowie trafili ze skargą do samego Augusta. Ale Licynusz nie stracił spokoju ducha. Pokazał władcy część swych skarbów — a i ta była imponująca — i rzekł: — Zebrałem to wszystko dla Ciebie i dla ludu rzymskiego. Obawiałem się, że Galowie rozporządzając takimi zasobami mogą wzniecić powstanie. Dzięki temu wybiegowi zachował życie i resztę majątku, ale kłopotów mu przybyło. August wzywał go teraz regularnie do dobrowolnego deklarowania znacznych kwot na różne potrzeby państwa. Mimo to Licynusz umarł jako człowiek bogaty. Jeden z późniejszych poetów wzdychał: „Licynusz ma wspaniały grób; Katon skromny; Pompejusz nie ma żadnego. I któż uwierzy, że istnieją bogowie?" Cesarz i niewolnicy W czasie pobytu cesarza w Galii zmarł w Rzymie, w roku 15, Publiusz Wediusz Pollion, godny odpowiednik Licynusza. Wediusz był synem wyzwoleńca, ale doszedł do ogromnych bogactw i niemałych wpływów; szczycił się względami samego Augusta, któremu zapewne oddał kiedyś ważne usługi. Niektórzy mieli za złe cesarzowi, że zalicza do swych przyjaciół człowieka nisko urodzonego i lubującego się, jak zwykle parweniusze, w prostackim przepychu. Jednakże August, skoro raz dopuścił kogoś do grona bliskich osób, niechętnie zmieniał swój stosunek. Jednym z głównych spadkobierców Wediusz wyznaczył właśnie cesarza. Zapisał mu wspaniałą willę nad Zatoką Neapolitańską; zwała się ona, znacząco, Pauzylipon, co po grecku znaczy — „Porzuć troski". Zapis był jednak obciążony pewnym warunkiem: August winien wystawić budowlę na użytek mieszkańców okolicy. Rozumiało się samo przez się, że budowla ta nosiłaby imię Wediusza, stanowiąc wieczny pomnik przy- 219 jaźni cesarza i syna wyzwoleńca. Było prawdziwym zaskoczeniem dla wszystkich, kiedy dowiedziano się, że cesarz rozkazał zburzyć Pauzylipon do fundamentów, a na tym miejscu zbudować portyk, nazwany imieniem — Liwii! A więc pragnął wymazać nazwisko swego przyjaciela z ludzkiej pamięci! Dlaczego? Pewnego razu August uświetnił swoją obecnością wystawne przyjęcie w domu Wediusza. Do stołu podawał młodziutki niewolnik. Zdarzyło mu się nieszczęście: wypuścił z rąk i rozbił drogi, kryształowy puchar. Rozwścieczony Wediusz rozkazał wrzucić chłopca do sadzawki, w której hodowano ryby mureny, karmione mięsem. W ostatniej chwili niewolnik wyrwał się z rąk oprawców i przypadł do nóg cesarza. Błagał o to tylko, aby mógł umrzeć jak człowiek. August, oczywiście, ujął się za chłopcem. Wediusz jednak nie ustępował; niewolnik był przecież jego własnością i nawet pan Rzymu nie miał tu nic do powiedzenia. Cesarz poprosił wówczas uprzejmie, aby przyniesiono wszystkie wazy kryształowe, znajdujące się w tym domu — i z całym spokojem zaczął je kolejno rozbijać o posadzkę. Jakżeż znikoma wydawała się teraz strata jednego pucharu w porównaniu ze spustoszeniem, które cesarz łaskaw był czynić własnoręcznie! A trudno go było wrzucić do sadzawki, rybom na pożarcie... Wediusz opamiętał się, niewolnik został uratowany, cesarz jednak nigdy nie zapomniał, jaka to bestia żyła w ciele człowieka, którego musiał uważać za swego przyjaciela. Nie w tym tylko jednym wypadku August stanął w obronie niewolników. Kiedy niewolnicy Hostiusza Kwadry, znanego w Rzymie zboczeńca seksualnego, zabili swego pana, za co prawo przewidywało najsurowsze kary, z woli cesarza uwolniono ich całkowicie od winy. August dał nawet do zrozumienia, że uważa ich za godnych — nagrody. Nikt nie może wyjść poza kategorie myślenia właściwe swojej epoce. Niewolnictwo było wówczas, i jeszcze wieki potem, fundamentem całego systemu społecznego i gospodarczego, było uważane za fakt naturalny i wręcz nieodzowny. Nikomu nie przyszłoby nawet na myśl kwestionowanie odwiecznego porządku rzeczy. Zwycięskie powstania niewolników kończyły się 220 wówczas nie zniesieniem nieludzkiej instytucji, ale tylko zamianą miejsc: niewolnikami stawali się — panowie. Cesarz był z pewnością jak najdalszy od chęci ograniczania niewolnictwa w jakikolwiek sposób. Kiedy wymagały tego względy ogólnopaństwowe, potrafił traktować niewolników całkowicie bezwzględnie. Przecież to on rozkazał po rozgromieniu Sekstusa Pompejusza uwięzić i ukrzyżować tysiące niewolnych, którzy poprzednio walczyli w armii władcy Sycylii. W zasadzie jednak był August — jak na swoją epokę — ludzki, wyrozumiały, pozbawiony uprzedzeń. Lugdunum Doprawdy trudno było przewidzieć, że Lutetia Parisiorum, mała mieścina na wysepce rzeki Sekwany, będzie kiedyś jedną ze stolic świata. Przyszły Paryż nie odgrywał w czasach Augusta żadnej roli — nawet w Galii. Natomiast z roku na rok rosło znaczenie miasta założonego niedawno, ale w tak dogodnym punkcie, że rychło stało się prawdziwym centrum Trzech Galii i jednym z najbogatszych miast całego imperium. W roku 43 ówczesny namiestnik Galii podbitej przez Cezara, Lucjusz Munacjusz Plankus, uważnie śledził rozwój sytuacji. Zmieniała się ona z dnia na dzień. Przypomnijmy: Antoniusz, pokonany pod Mutiną przez Decymusa Brutusa, uciekał za Alpy do Galii Narbońskiej. Było zagadką, po czyjej stronie stanie namiestnik tej prowincji, Lepidus. Sam Plankus sprzyjał senatowi. Swoje legiony przesunął na południe, nad Rodan, ku granicom prowincji swojej i Lepidusa, gdzie Rodan łączy się z rzeką Arar, zwaną dziś Saona. Na strategiczne i handlowe znaczenie tego miejsca zwrócił uwagę już Cezar. Dotychczas istniała tam tylko mała osada galijska, której opiekuńcze bóstwo zwało się Lug. Aby wykorzystać okres wyczekiwania, a zarazem dać swym żołnierzom nadzieję uzyskania ziemi, Plankus postanowił za zgodą senatu założyć u zbiegu obu rzek miasto. W ten to sposób powstało 221 w roku 43 miasto Lug, po celtycku Lugdunum, skąd dzisiejsza nazwa — Lyon. Tędy wiodła wielka droga handlowa łącząca porty nad Morzem Śródziemnym z centralnymi ziemiami Galii oraz z portami Północy. Droga ta krzyżowała się w Lugdunum z wielkim szlakiem ze Wschodu, z Alp Helweckich, ku dolinie Loary i ku Akwitanii. Dlatego też właśnie tu ustanowiono główny zarząd finansowy dla prowincji Gali. W Lugdunum założono też wielką mennicę cesarską, która na potrzeby całego imperium biła monetę złotą i srebrną. Miała ona nawet większe znaczenie niż mennica w Rzymie, pozostająca pod zarządem senatu, gdzie później wybijano tylko monetę z brązu. Kiedy w roku 13 August opuszczał kraje za Alpami, pozostawił tu jako zastępcę i namiestnika swego młodszego pasierba, Druzusa. Już w roku następnym, 12, na rozkaz Druzusa odbyła się w Lugdunum wielka ceremonia. Przedstawiciele wszystkich sześćdziesięciu ludów Trzech Galii zgromadzili się w dniu 1 sierpnia na wielkim placu przed ogromnym ołtarzem. Stał on na zachodnim brzegu Araru, niedaleko jego ujścia do Rodanu. Uroczystą ofiarę złożył tam kapłan, Gal z pochodzenia, ale już rzymski obywatel, Gajusz Juliusz Verkondaridubnus. Ołtarz był poświęcony dwu bóstwom: Romae et Augusto — Rzymowi i Augustowi. Tak zaczynał się na Zachodzie kult osQby panującego, mający już stare tradycje w krajach wschodnich. Nad górnym Dunajem Kiedy August umacniał organizację Trzech Galii, jego wodzowie uczynili wielki krok naprzód ku dawno zamierzonemu celowi: oparciu granicy państwa o Dunaj. Ta wielka rzeka miała stanowić naturalną barierę przed wojowniczymi ludami Europy Środkowej. Już w roku 29 Marek Krassus podbił ludy trackie nad dolnym biegiem Dunaju, od ujścia Sawy ku Morzu Czarnemu. W latach późniejszych inni wodzowie umocnili te zdobycze. Długi pas krain nad prawym brzegiem dolnego Dunaju ujęto 222 w formy organizacyjne prowincji zwanej Moesia. Teraz, w latach 16—13, legiony rzymskie przedarły się przez góry i stanęły nad całym alpejskim biegiem Dunaju, od źródeł rzeki aż po okolice dzisiejszego Wiednia. Już w roku 16 Publiusz Syliusz rozgromił Noryków, lud galijski, zamieszkujący wschodnie Alpy. W roku następnym, 15, obaj pasierbowie Augusta, Druzus i Tyberiusz, wyprawili się przeciw Retom i Windelikom, również Galom. Pierwsi z nich zamieszkiwali środkową część łuku Alp, od górnego Renu po rzekę Inn, zwaną wówczas Aenus. Windelikowie natomiast siedzieli na północ od nich, na północnych stokach Alp, aż po sam Dunaj. Walki w tym górskim terenie były bardzo uciążliwe, ale i przyroda, i odwaga musiały ulec rzymskiej organizacji. Po zwycięstwie, aby z góry usunąć niebezpieczeństwo powstań, wysiedlono znaczną część ludności. Nowo zdobyte krainy połączono z Italią wielką drogą górską; wiodła ona doliną Adygi, następnie zaś wzdłuż rzeki Licea, zwanej dziś Lech. Jedno z późniejszych odgałęzień tej drogi, noszącej nazwę Via Augusta, prowadziło przez dzisiejszą przełęcz Brenner i następnie doliną rzeki Inn. Zdobyte przez Tyberiusza i Druzusa krainy zostały zorganizowane jako odrębna prowincja — Recja. Jej głównym ośrodkiem stało się później miasto Augusta Vindelicorum, dzisiejszy Augsburg. Mimo tych świetnych sukcesów ostateczny cel nie został jeszcze w pełni osiągnięty. Nie opanowano środkowego biegu Dunaju — od wyjścia tej rzeki z Alp aż do połączenia się z Sawą. Ziemie te zamieszkiwał iliryjski lud Pannonów, który nieraz dawał się Rzymianom we znaki. Ale wyprawa przeciw nim była już zadecydowana. Nad Donem Tymczasem Agryppa rządził na Wschodzie. Tak bowiem dzielili się z Augustem. Poprzednio, w latach 22—19, na Wschodzie przebywał August, natomiast Agryppa kierował 223 sprawami stolicy, Galii i Hiszpanii. Od roku 16 nastąpiła zmiana. August zajmował się Galią, Agryppa zaś czuwał nad prowincjami wschodnimi. Na zaproszenie swego przyjaciela Heroda przybył do Judei. Król Żydów pokazał mu nowo zbudowane przez siebie miasta, którym nadał znaczące imiona. Jedno, nadmorskie, zwało się Cezarea; drugie, wzniesione na miejscu starożytnej Samarii, otrzymało grecką nazwę Sebaste, co po łacinie tłumaczy się — Augusta. Herod i Agryppa odbyli uroczysty wjazd do Jerozolimy. Wyszedł im naprzeciw odświętnie przybrany lud, śpiewając i wznosząc okrzyki powitalne. W podzięce za to przyjęcie Agryppa ofiarował 100 wołów bogu Żydów w jego świątyni, wspaniale odbudowanej przez Heroda, dla ludu zaś wyprawił świetną ucztę. Na północy, na Krymie, wytworzyło się tymczasem ognisko zapalne. Od wieków kwitnęły tam kolonie greckie. Do największego znaczenia wśród nich doszło miasto Pantikapajon, dzisiejszy Kercz. Leżało ono w dogodnym miejscu, nad cieśniną wiodącą do Morza Azowskiego. Ową cieśninę zwali Grecy Bosporem Kimmeryjskim i stąd też poszła nazwa królestwa, którego stolicą było Pantikapajon: królestwo bosporańskie. Wybuchły tam walki o dziedzictwo tronu. Wmieszał się w nie Polemon, z łaski Rzymu władca państewka Pont u nadczarnomorskich wybrzeży Azji Mniejszej. Polemon odniósł zwycięstwo w jednej z bitew, ale większość Bosporańczyków wciąż stawiała mu opór. Przeciw Polemonowi opowiedziało się również miasto Tanais, leżące u ujścia Donu, wielki i ważny ośrodek handlu ze stepowymi ludami Scytów. Opanowanie Krymu przez zawsze lojalnego Polemona było na rękę Rzymianom. Dlatego też Agryppa powziął decyzję przyjścia mu z pomocą. Jednakże realizacja tej decyzji okazała się zbyteczna, albowiem sama wieść o zbliżaniu się Rzymian wystarczyła, aby ludność bosporańskiego królestwa pokornie pogodziła się z panowaniem nowego władcy. Tak więc Krym i ziemie u ujścia Donu stały się wasalnymi krajami imperium. W ten to sposób zamknęło się na północy ostatnie ogniwo 224 małych, hołdowniczych państewek, których cały łańcuch powstał u wschodnich granic Rzymu. Najważniejsze z nich, idąc od południa, były: arabskie królestwo Nabata; Judea, włość Heroda,; Kommagene, we wschodniej części Azji Mniejszej; Armenia, dziedzictwo Tigranesa; Pont i Pantikapajon, gdzie panował Polemon. Ołtarz Pokoju „Już zbyt długo Cię nie ma, potomku dobrych bogów, ukochany opiekunie rodu Romulusa! Powróć, albowiem rychłe przybycie przyrzekłeś świętemu zgromadzeniu ojców! Dobry wodzu, przywróć światło swej ojczyźnie! Kiedy Twoje oblicze jaśnieje ludowi, i dzień staje się milszy, i słońce piękniej promienieje, jak wiosną. Matka nie odrywa oczu od zatoki i żarliwymi modłami przywołuje młodzieńca, bo niepomyślny wiatr już ponad rok trzyma go za morzem, daleko od miłego domu; tak właśnie pragnie powrotu Cezara bolejąca z tęsknoty ojczyzna. Teraz wół spokojnie orze pole, boginie Ceres i Pomyślność darzą wieś. Żeglarze szybują przez spokojne morze. Każdy dochowuje wierności, w czystym domu nie dzieje się nic zdrożnego, obyczajność i prawo poskromiły ohydę niezbożności. Dzieci podobne są do rodziców. Za winą od razu idzie kara. Któż by obawiał się Partów albo Scytów z mroźnych krain, albo dziczy germańskiej, skoro żyje Cezar? Któż by dbał o wojnę w Hiszpanii? Każdy spokojnie spędza cały dzień na rodzinnych wzgórzach i oplata winoroślą samotne drzewa. A potem wesół zasiada do wina i przy stole przyzywa Cię jak boga. Obyś, wodzu dobry, dał długi pokój Italii! Tak mówimy u świtu dnia, jeszcze nim skosztujemy wina, tak mówimy, kiedy słońce chyli się do oceanu, już upojeni!" 225 Nie było przesady w tych słowach Horacego, pisał to szczerze. Już od lat należał do kręgu przyjaciół Augusta. Dzięki hojności Mecenasa urzeczywistniło się marzenie poety. Otrzymał niewielki kawałek ziemi, gdzie był ogród i strumień obok domu, i lasu trochę. Ten mały majątek Horacego leżał w Górach Sabińskich. W wiosce było pięciu chłopców i tyluż niewolników uprawiało ziemię poety. Horacy uciekał tam, kiedy tylko mógł. Nie znosił gwaru, intryg i plotek stolicy. Wzdychał, gdy przebywał w Rzymie: „O wsi moja, kiedyż znowu cię zobaczę? Kiedyż rozkosznie zapomnę o udrękach życia, to stare książki wertując, to drzemiąc, to po prostu bezczynnie spędzając godziny?" Na wieść o powrocie cesarza po trzechletniej nieobecności senat uchwalił wznieść na Polu Marsowym wielki ołtarz Pokoju Augustowego — „Ara Pacis Augustae". Kapłani i westalki mieli corocznie składać przy nim ofiary dziękczynne. Ale August podobnie jak przed pięciu laty, kiedy wracał ze Wschodu, wjechał do miasta nocą, 4 lipca roku 13, pragnąc uniknąć manifestacyjnych powitań. Dnia następnego udał się do świątyni Jowisza na Kapitolu, aby podziękować bogu za pomyślny powrót. Po czym, jak przystało na potomka dobrych bogów i ukochanego opiekuna rodu Romulusa, dał ludowi miły podarunek: zarządził, aby łaźnie i balwierze świadczyli swe usługi w tym dniu bezpłatnie 1. Cesarz i historycy To uderzające: na dobrą sprawę wszyscy wybitni historycy owej doby byli w opozycji. A tymczasem poeci sławili władcę i jego dzieło na wszelkie sposoby, niemal bałwochwalczo! Skąd ta różnica postaw? Kilka przyczyn sprawiło, że synowie muzy Klio nie śpiewali zgodnym chórem z dziećmi Melpomeny. Po pierwsze — choć to zapewne nie najważniejsze: tak się złożyło, że ówcześni historycy byli przeważnie ludźmi materialnie niezależnymi. Niektórzy z nich posiadali wielkie majątki; innych ceniono jako nauczycieli retoryki, mieli więc skromne, ale wystarczające źródło utrzymania; a wreszcie trafiali się i fanatycy, którzy woleli żyć w nędzy, a pisać to, co naprawdę myślą. Po drugie: ci historycy, którzy zajmowali się wtedy odleglejszą przeszłością, skłonni ją byli idealizować kosztem teraźniejszości. Z prawdziwym bólem myśleli o dawnych, złotych czasach republikańskiej wolności — niepomni, że była to pełna wolność tylko dla kilkuset wielkich rodów. A ci znowu, którzy przedstawiali wypadki ostatnich dziesięcioleci, wiedzieli lepiej niż ktokolwiek, że inne były przyczyny i drogi uformowania się jedynowładztwa, niż oficjalnie głoszono. Po trzecie: byli to historycy poważnie traktujący swe powołanie. Jako tacy chcieli służyć Prawdzie, a nie danej sytuacji dziejowej. Dlatego często nawet przesadzali w krytycyzmie, byle tylko nie ściągnąć na siebie zarzutu schlebiania Pierwszemu Obywatelowi. Rzecz prosta, opozycyjne nastawienie historyków przybierało różne formy — od zaciekłej napastliwości do smętnej rezygnacji przed nieuniknionym. Oto kilka sylwetek. „Wściekły". Człowiek, który go znał osobiście, pisze: „Pytacie o Tytusa Labienusa? Wielki mówca. Mimo wszelkich przeszkód zyskał uznanie dla swego talentu. Musiano mu go przyznać, acz niechętnie. Żył w zupełnej nędzy, zniesławiony, znienawidzony. Był tak prawdomówny, że właściwie przekraczał granice swobody. Ponieważ wciąż szarpał i poszczególnych ludzi, i całe stany, przezwano go wściekłym. Mimo wszystkich swych wad był to duch wielki i potężny, jak i jego umysłowość. Choć panował już pełny pokój, nie wyrzekł się pompejańskich umiłowań. Dla niego to właśnie wymyślono nowy rodzaj kary: wrogowie spowodowali, że rozkazano spalić wszystkie książki jego pióra. Rzecz nowa i niezwykła — karać owoc studiów! Na Herkulesa, dobrze się stało dla całego społeczeństwa, że to okrucieństwo w stosunku do dzieł umysłu wymyślono 226 227 już po czasach Cycerona! Bo cóż by było, gdyby tak triumwirom spodobało się proskrybować jego talent? I prawdziwe to szczęście, że właśnie wtedy tak zaczęto prześladować wybitne umysły, kiedy już rzadziej się pojawiały. Ten, który pierwszy zażądał w senacie spalenia dzieł Labienusa, doczekał się później, że rzucono w płomienie i jego książki. Labienus nie mógł ścierpieć zniewagi. Nie chciał żyć po śmierci swych dzieł. Kazał zanieść się do rodzinnego grobowca i tam zamknąć. Pamiętam, kiedy odczytywał nam na głos swoją Historię, wielką jej część zwinął i powiedział: — Co teraz pomijam, będzie można przeczytać dopiero po mojej śmierci. Jak otwarcie musiał tam pisać, skoro sam się uląkł! Wówczas to właśnie, kiedy na mocy uchwały senatu palono książki Labienusa, rzekł Kasjusz Sewerus, człowiek bardzo mu nieżyczliwy: — Trzeba mnie żywcem spalić, bo umiem je na pamięć!" „Roztropny". Nikt natomiast nie ośmieliłby się nawet wspomnieć o spaleniu dzieł Gajusza Azyniusza Polliona, senatora, byłego konsula, człowieka bogatego i wielce ustosunkowanego. Był to umysł bystry i otwarty; cieszył się zasłużoną sławą doskonałego mówcy, dobrego poety, świetnego znawcy literatury. Pierwszy założył w Rzymie publiczną bibliotekę i pierwszy wprowadził zwyczaj odczytywania przed zaproszonymi gośćmi własnych utworów. Ale jego najlepszym dziełem, prawdziwym tytułem do sławy u potomnych, była właśnie Historia. Rozpoczynała się od wydarzeń roku 60, a więc od pierwszego triumwiratu, i przedstawiała dzieje wojen domowych. Pisana była śmiało, miejscami zjadliwie, ale z głębokim zrozumieniem dla właściwych, ukrytych sprężyn dramatycznych wypadków. Azyniusz starał się zachować obiektywizm: choć zdecydowanie niechętny Cyceronowi, oddawał hołd jego pamięci i talentowi; choć sam był bliski Cezarowi, wychwalał Brutusa i Kasjusza. A w czym przejawiała się roztropność? Po prostu w tym, 228 że Azyniusz doprowadził swoje dzieło tylko do bitwy pod Filippi. A więc zakończył je właśnie, nim doszedł do okresu, o którym miałby najwięcej do powiedzenia, był bowiem wówczas jedną z ważnych osób działających. Co prawda, po stronie Antoniusza... Tak więc dzięki wysokiej pozycji Azyniusza i roztropności jego dzieło mogło nie lękać się ognia. I choć w ciągu późniejszych wieków zaginęło, w pewnym sensie żyje do dziś. Bo niejeden historyk rzymski i grecki, piszący o czasach Cezara i początkach kariery Oktawiana, czerpał obficie ze świetnej Historii Azyniusza. O tym wybitnym dziejopisarzu winien pamiętać również i czytelnik tej książki. „Pesymista". Ojciec Seneki, sławnego filozofa i wychowawcy Nerona, jest postacią raczej mniej znaną szerszemu ogółowi, bardzo jednak ciekawą. Pochodził z Hiszpanii, był człowiekiem zamożnym i bywałym, miał rozległe znajomości. Interesował się głównie retoryką; jego doskonałe dzieło z tego zakresu dotrwało do dziś. Zaginęło natomiast inne, które byłoby co najmniej równie dla nas interesujące, a mianowicie Historia od początku wojen domowych; ponieważ Seneka żył aż do czasów Kaliguli, obejmowało ono z pewnością także panowanie Augusta i Tyberiusza. Znając wielką inteligencję Seneki, jego dar bystrej obserwacji, świetną pamięć, znakomity styl, można założyć, że Historia należała do chlubnych osiągnięć rzymskiego dziejopisarstwa. Zachował się jednak fragment wstępu do tego dzieła. Mówi on wiele o stosunku autora do współczesności. Dzieje Rzymu — wywodzi tam Seneka — dadzą się podzielić na takie same okresy jak życie człowieka: Za Romulusa — wczesne dzieciństwo. Panowanie królów to rozwój i wychowanie chłopca. Kiedy Rzym dorósł, nie mógł już dłużej znosić niewoli; za ostatniego z królów, Tarkwiniusza, zrzucił jarzmo pysznego panowania. Odtąd był posłuszny tylko prawom. Koniec wojen punickich jest też kresem wczesnej młodości. Rzym wchodzi w okres pełni sił. Rozciąga swe ręce na wszystkie ziemie i morza, poddaje sobie wszystkie 229 ludy i ich królów. Ale kiedy nie stało już przeciwników i wygasły wojny, zwrócił swe siły przeciwko sobie, ku własnej zgubie. To był początek starości. Szarpany wojnami domowymi i przygnieciony wewnętrzną chorobą znowu dostał się pod rządy jednego, jakby to było wtórne dzieciństwo. Bo kiedy utracił wolność, której bronił pod wodzą Brutusa, tak się zestarzał, że już nie może utrzymać się o własnych siłach i musi korzystać ze wsparcia władcy. A cóż następuje w życiu człowieka po starczym zniedołężnieniu? Śmierć. Tego Seneka już nie dopowiedział. Może z obawy? A może po prostu wolał nie myśleć o śmierci ukochanej ojczyzny? Rzecz to pouczająca, jak trudno jest współczesnym trafnie określić miejsce własnej epoki w dziejowym rozwoju swego narodu. Przecież — wie to dziś każdy — właśnie ten okres, który Seneka uważał za starość Rzymu, za zbliżanie się już do grobu, był dopiero wejściem w prawdziwy wiek męski. Gdybyśmy obecnie chcieli posłużyć się podanym przez Senekę porównaniem, trzeba by przeprowadzić chyba taki podział: panowanie królów — dzieciństwo; republika — młodość; dwa pierwsze wieki cesarstwa — pełnia sił; wiek trzeci — choroba i kryzys; późne cesarstwo — starość. Jednakże takie porównania i podziały nie mają większego znaczenia, bo przecież nie pomagają w rozumieniu rozwoju historycznego; obrazują go, ale nie tłumaczą. „Zrezygnowany". W przedmowie do swej historii Rzymu Ab urbe condita (od założenia miasta) Tytus Liwiusz wypowiada taką uwagę: „Większość czytelników będzie z pewnością zdążać szybko ku partii poświęconej najnowszym wydarzeniom, gdzie siły potężnego ludu same siebie gubią. Ja natomiast chciałbym i to zyskać dzięki tej pracy, aby na tak długo przynajmniej, jak długo będę rozważał dawne dzieje, oderwać się od widoku nieszczęść, na które nasz wiek patrzy już przez tyle lat". Słowa te pisał Liwiusz w roku 28, sam mając lat 30. Wówczas to ukazały się pierwsze księgi jego wielkiego dzieła. Odtąd 230 pracował nad nim aż do końca dni swoich, to jest jeszcze przez lat 45- Doprowadził rzecz do roku 9, do śmierci Druzusa; mówił o tym w księdze 142. Ab urbe condita to szeroka, epicka opowieść o tym, jak mała osada pasterska na Palatynie opanowała najpierw Italię, a później wszystkie krainy nad Morzem Śródziemnym. Liwiusz był konserwatystą i nie ukrywał swych sympatii dla dawnego ustroju. Zapytywał na przykład: co byłoby lepsze dla Rzeczypospolitej? Czy podboje Cezara, czy też gdyby się on w ogóle nie urodził? Przedstawiając jego zmagania z Pompejuszem, stał wyraźnie po stronie pokonanego. Jednakże historyk rozumiał, że pokój i ład, wprowadzone przez Augusta, w jakiś sposób wynagradzają utratę dawnych swobód, które wyrodziły się w bezrząd. Radowało go, że cesarz stara się przywrócić cnoty starorzymskie, odnowić dawne kulty, otoczyć szacunkiem pamiątki przeszłości. Stąd nuta spokojnej rezygnacji w dziele Liwiusza: widocznie tak musiało się stać; a mogło stać się gorzej, gdyby nie August! A jak cesarz oceniał wielką historię pióra swego współczesnego? Zdawał sobie dobrze sprawę z elementów krytycznych w niej zawartych. Dlatego też pół żartem, pół serio nazywał Liwiusza „pompejańczykiem". Mimo to darzył go szacunkiem i otaczał opieką. Czynił to nie tylko ze względu na oczywiste walory literackie dzieła. Władca Rzymu cenił przede wszystkim głęboki patriotyzm bijący z kart Ab urbe condita. Rozumiał bowiem, że każdy lud może żyć i rozwijać się tylko dotąd, dokąd zna i miłuje swoją przeszłość; ginie, gdy traci dla niej szacunek — tak samo jak musi zginąć człowiek, jeśli przerwie się nić jego pamięci lub jeśli zwątpi on w wartość i sens swego życia 1. Część piąta NEMEZIS BOGINI SPRAWIEDLIWEJ KARY Śmierć Agryppy Na dzień 6 marca roku 12 zapowiedziano wybory najwyższego kapłana. Lepidus, były triumwir, dotychczasowy piastun tej godności, zmarł w miesiącach zimowych. Kandydat był tylko jeden, sam August. Mimo to do stolicy ściągnęły ogromne tłumy. Bo też każdy obywatel pragnął osobiście dać dowód swej lojalności. Cesarz otrzymał wszystkie głosy i objął dożywotni urząd najwyższego zwierzchnika rzymskich kultów religijnych. Obok naczelnej komendy nad armią, namiestnictwa najważniejszych prowincji, trybunatu ludowego, był to czwarty filar cesarskiej władzy. W dwa tygodnie później, 19 marca, rozpoczęły się tradycyjne uroczystości ku czci bogini Minerwy. Trwały one pięć dni jako wesołe święto wszystkich rzemieślników, do których zaliczano też lekarzy i nauczycieli. Dlatego były to dni wolne od nauki, tęsknie oczekiwane nie tylko przez uczniów, ale i przez samych mistrzów, którzy otrzymywali wówczas podarunki od rodziców chłopców. W tym roku pogodny nastrój zakłóciło niezwykłe zjawisko. Oto na niebie poczęła ukazywać się co dnia olbrzymia, ognista kometa 1. Powszechnie twierdzono, że wieści ona zdarzenia groźne i niezwykłe. Prawie jednocześnie z pojawieniem się groźnego zwiastuna przyszła do Rzymu wiadomość, że Agryppa jest ciężko chory. Do stolicy powrócił on w roku 13, jak i August. Jesienią tegoż roku wyjechał na północ, nad Sawę, donoszono bowiem o groźnych ruchach tamtejszych Pannonów. Ponieważ samo przybycie Agryppy poskromiło zapędy wojowniczego ludu, wrócił na zimę do Italii. Czuł się źle, udał się więc dla kuracji nad Zatokę Neapolitańską. Zastosował dziwaczną metodę leczenia: kąpiele w gorącym occie. To przyspieszyło proces chorobowy. Kiedy August przyjechał do Kampanii, jego przyjaciel już nie żył. Zmarł mając lat 51. 235 I znowu jak przed dziesięciu laty, po śmierci Marcellusa, drogą Appijską wieziono we wspaniałym pochodzie zwłoki do Rzymu. Mary wystawiono na Forum Romanum. Czyny i zasługi zmarłego sławił w mowie pogrzebowej sam cesarz. Spalono zwłoki w krematorium rodziny julijskiej i pochowano je w Mauzoleum, obok urny z prochami Marcellusa. Tak śmierć pogodziła obu mężów cesarskiej córki. W trzy miesiące po śmierci Agryppy przyszedł na świat jego trzeci syn, a wnuk Augusta. Zwano go Agryppa Postumus, Pogrobowiec. Druzus nad Łabą Germanów zza Renu nie wystarczy trzymać w postrachu. Trzeba ich złamać i zupełnie poddać rzymskiemu panowaniu. Legiony muszą mocno stanąć nad Albis, wielką rzeką w samym sercu Germanii! W ten sposób zlikwiduje się trudny do obrony rozwarty kąt obecnej granicy między Renem a górnym Dunajem. Zadanie jest trudne, ale wykonalne. Bo wprawdzie teren jest lesisty i moczarowaty, ludność zaś słynie z wojowniczości, lecz plemiona germańskie nie mają żadnej wspólnej organizacji. Są ze sobą skłócone, łatwo je podjudzić do wzajemnej walki. Operacje wojskowe będą trwać kilka lat, lecz ostateczny sukces jest pewny. Taki był pogląd cesarza. Wykonanie wielkiego planu zlecił swemu młodszemu pasierbowi, Druzusowi. Był on namiestnikiem Galii, naturalnej bazy przyszłych działań wojennych, a już poprzednio, walcząc w Alpach i nad górnym Dunajem, dał się poznać jako dobry dowódca. Latem roku 12, bezpośrednio po wspaniałych ceremoniach przy ołtarzu Romy i Augusta w Lugdunum, Druzus ruszył za Ren. Wyprawę przygotowano bardzo starannie. Zbudowano kanał, wyzyskując martwą odnogę Renu, którym flota przepłynęła do zalewu zwanego wówczas Flevo, a dziś Zuyder See. Mieszkający w tamtych okolicach Fryzowie od razu stanęli 236 po stronie Rzymian. Flota wypłynęła na morze i wzdłuż wybrzeży posuwała się na wschód. Zdobyto Wyspę Borkana; ta nazwa prawie bez zmiany utrzymała się do naszych czasów i brzmi obecnie — Borkum. U ujścia rzeki Amasis, dzisiejszej Ems, rozbito statki ludu Brukterów, a później spustoszono północną część kraju Chauków. W drodze powrotnej okręty osiadły na mieliznach, ale Fryzowie pospieszyli z pomocą. Roku następnego, 11, Druzus był znowu za Renem. Złamał opór Sugambrów na terenach dzisiejszego Zagłębia Ruhry. Doszedł aż do kraju Cherusków nad górną Wezerą. Tej jednak rzeki wówczas nie przekroczył, bo już zbliżała się jesień. W drodze powrotnej pokonał szykujących zasadzkę Cherusków i Sugambrów oraz założył pierwsze za Renem stałe forty rzymskie ; tworzyły one łańcuch umocnień wzdłuż rzeki Lupia, zwanej obecnie Lippe. Były to jednak forty małe. Bo głównymi punktami oparcia Rzymian pozostawały nadal twierdze i wielkie obozy wojskowe nad samym Renem. Rozbudowywano je usilnie, wówczas i w latach następnych. Tak formowały się zalążki miast, kwitnących od czasów cesarstwa rzymskiego do dziś: Noviomagus — obecnie Nimwegen; Castra Vetera — Xanten; Oppidum Usipetorum, późniejsza Colonia Agrippinensis — Kolonia; Bonna — Bonn; Confluentes — Koblencja; Mogontiacum — Moguncja; Argentorate — Strasburg. Na jesień i zimę Druzus powrócił do Rzymu. Właśnie wówczas zmarła Oktawia. Jako mąż jej córki, Antonii, Druzus wygłosił mowę pogrzebową. Urna z prochami ukochanej siostry Augusta stanęła jako trzecia w Mauzoleum. Wyprawa germańska Druzusa w roku 10 była krótka, przygotowywał bowiem wielką na rok następny. W Lugdunum odbyło się drugie poświęcenie ołtarza. W ceremonii wziął udział sam cesarz i starszy brat Druzusa, Tyberiusz. Wszyscy trzej powrócili później do Rzymu. Ale już jesienią wódz był przy legionach mających zimować nad Renem. Tutaj, wśród swoich żołnierzy, Druzus objął w pierwszym dniu stycznia roku 9 godność konsula. Z wiosną ruszył znowu do Germanii. Pokonał Chattów. Dotarł nad Wezerę, 237 zwaną wówczas Visurgis, gdzie rozbił Cherusków. Przeszedł tę rzekę i wreszcie, jako pierwszy wódz rzymski, stanął u brzegów wielkiej Albis, dzisiejszej Łaby. Wzniósł w tym miejscu pomnik zwycięstwa — i zawrócił. Jeszcze wiele lat później starzy żołnierze legionowi tak opowiadali swym młodszym kolegom: Druzus chciał iść dalej na wschód, za Łabę. Ale przeraziła go straszliwa zjawa. Ujrzał kobietę nadludzkiego wzrostu, która zwróciła się doń ze słowami: — Dokądże to tak spieszysz, Druzusie? Nie jest ci przeznaczone wszystko zobaczyć. Zawróć, bo bliski już koniec twego życia! Śmierć Druzusa Tyberiusz zastał swego brata jeszcze przy życiu. Ale też pędził z Italii Północnej, gdzie doszła go wieść o nieszczęsnym wypadku, dzień i noc bez wytchnienia. Jechał przez Alpy i jeszcze wolną Germanię aż nad rzekę Salę. W drodze przez kraj wrogów towarzyszył mu tylko jeden zaufany przewodnik. Ostatni rozkaz umierającego Druzusa brzmiał: przybywającego Tyberiusza należy powitać w obozie ze wszystkimi honorami wojskowymi, jako wodza armii Dunaju i zwycięzcę Pannonów. Zmarł w obecności brata, dnia 14 września roku 9, po trzydziestu dniach od owego fatalnego upadku wraz z koniem. Druzus początkowo lekceważył sobie spowodowane tym złamanie kości goleniowej i nie przerwał powrotnego marszu swej armii znad Łaby ku Renowi. Kiedy stan się pogorszył i rozbito obóz na dłużej, zaszły już procesy nieodwracalne. Umierając miał Druzus lat zaledwie 30. Był odważny w walce, rycerski dla pokonanych, bezpośredni wobec wszystkich, dbały o żołnierzy. Osierocił dwóch synów. Starszy z nich, Germanik, miał lat 6; młodszy, Klaudiusz, późniejszy cesarz, dopiero rok. Mary ze zwłokami wodza nieśli oficerowie znad Sali aż do 238 Mogontiacum nad Renem. W tym mieście, założonym przez Druzusa, zwanym dziś Moguncją, znajdowała się główna kwatera armii Renu. Było życzeniem jej żołnierzy, aby tam stanął grób pogromcy Germanów. Ale August postanowił inaczej: zwłoki należy przenieść do Rzymu. Żałobny pochód kroczył przez Galię i Alpy. Pieszo prowadził go sam Tyberiusz. Ilekroć zbliżano się do miast, najznakomitsi obywatele wychodzili naprzeciw i przejmowali mary od oficerów. August i Liwia oczekiwali na kondukt w Pawii, mieście Italii Północnej. Choć zima tego roku była wczesna i ostra, oboje poprzedzali pochód aż do stolicy. We wszystkich miastach, przez które wiodła droga, płonęły żałobne stosy. Do Rzymu napłynęły ogromne masy ludzi. Druzus cieszył się popularnością większą nawet niż Marcellus. Imponował wszystkim piękną postawą i sławą zwycięzcy najwaleczniejszych ludów Europy, zjednywał sobie serca przystępnością i liberalizmem. Otwarcie opowiadał się za przywróceniem w pełni dawnych zasad ustrojowych. Na Forum mowę ku czci zmarłego brata wygłosił Tyberiusz, August natomiast przemawiał w wielkim cyrku Flaminiusza. Zakończył ją cesarz modlitwą do bogów, aby jego wnukowie, Gajusz i Lucjusz, żyli podobnie jak Druzus, a on sam mógł zejść ze świata śmiercią tak samo żołnierską, jak jego pasierb. W mauzoleum stanęła czwarta urna. Ku Rodos Tyberiusz służył wiernie swemu cesarskiemu ojczymowi. Kiedy Druzus walczył z Germanami, on ujarzmiał Pannonów i Dalmatów. Jak Druzus ku Łabie, tak on przesunął granice ku środkowemu biegowi Dunaju. Odtąd cały prawy brzeg tej rzeki, od źródeł aż do ujścia, był rzymski. Po śmierci Druzusa właśnie Tyberiusz objął dowództwo armii Renu i dwukrot- 239 nie, w roku 8 i 7, prowadził zwycięskie kampanie, poddając pod władanie Rzymu kraje między Renem a Łabą. W uznaniu tych zasług w czerwcu roku 6 Tyberiusz otrzymał władzę trybuna ludowego na lat pięć, co równało się uznaniu go za współrządcę imperium. Jednocześnie cesarz zapowiedział, że powierzy mu misję kierowania sprawami Wschodu. W kilka dni później Tyberiusz nagle i zupełnie nieoczekiwanie zwrócił się z prośbą o zwolnienie go od wszystkich obowiązków, pragnie bowiem żyć jako człowiek prywatny z dala od Rzymu i studiować retorykę. Przyjaciele Tyberiusza poufnie dawali do zrozumienia, że wycofuje się on właśnie teraz, u szczytu chwały i znaczenia, tylko dlatego, aby uniknąć w niedalekiej przyszłości zatargów z dorastającymi wnukami cesarza, z czternastoletnim Gajuszem i młodszym o trzy lata Lucjuszem; oni bowiem, jak powszechnie wiadomo, mają być następcami Augusta; Tyberiusz szlachetnie ustępuje im miejsca, jak niegdyś Agryppa odszedł dla Marcellusa. Decyzja Tyberiusza zaskoczyła i przeraziła cesarza. Wprawdzie nie lubił on tego małomównego, posępnego pasierba, ale teraz koniecznie potrzebował pomocy w rządach. Zbliżał się do lat sześćdziesięciu, miewał nawroty choroby, był osamotniony. Przed sześciu laty zmarł Agryppa; przed trzema Druzus; przed dwoma, w roku 8, dobry doradca i wierny przyjaciel, Mecenas (za nim w tymże roku odszedł Horacy). Tak więc prócz Tyberiusza nie było nikogo, z kim cesarz mógłby dzielić kierowanie sprawami ogromnego imperium. A pasierb, wówczas w sile wieku, bo liczący lat 35, dowiódł już niejednokrotnie swych świetnych umiejętności wojskowych i politycznych. Nie pomagały ani prośby, ani próby nacisku. Tyberiusz trwał przy swym postanowieniu. Kiedy sprawa przeciągała się, rozpoczął głodówkę. Jego silny organizm zniósł ją bez szwanku, a cesarz musiał ustąpić i zgodzić się na wyjazd z Rzymu. Pod koniec roku Tyberiusz wsiadł w Ostii na okręt i pożeglował ku wyspie Rodos. 240 Odszedł, jak się później okazało, nie dla owych wzniosłych powodów, o których mówili jego przyjaciele. Porzucił Rzym z nienawiści do kobiety, z którą nie mógł ani żyć, ani się rozwieść. Była nią Julia, córka Augusta. Julia Kto poznawał córkę cesarza, jego jedyne, ukochane dziecko, gotów był z oburzeniem odrzucić uwłaczające plotki, jakie o niej krążyły. Bo Julia była kobietą nie tylko przystojną. Miała wiele uroku, inteligencji, kultury. Znała świetnie literaturę, była dowcipna, bezpośrednia, życzliwa ludziom. Choć cesarzowi przez całe lata nikt nie ośmielał się wyjawić całej prawdy, dochodziły doń jakieś głuche wieści — a może tylko uśmieszki. Ale wyzbywał się, a nawet wstydził, wszelkich podejrzeń, ilekroć spojrzał na swych wnuków. Nie było żadnych wątpliwości, to były dzieci Agryppy, jego żywe portrety. Uspokojony tłumaczył sam sobie, że córka wprawdzie lubi się bawić, ale wolna jest od wszelkiej winy. I mówił śmiejąc się do przyjaciół: — Mam dwie córki, a z nimi sporo kłopotu: Rzeczpospolitą i Julię. Narzucił swoją wolę państwu i tak samo chciał kierować zachowaniem się córki. Ale to szło trudniej. Bo Julia miała i przekorę kobiecą, i dowcip bystry, i twardy charakter ojca. Kiedy w teatrze Liwia pojawiła się w otoczeniu poważnych, statecznych panów, Julia natomiast w gronie złotej młodzieży, August natychmiast posłał córce bilecik: — Spójrz, jaka to różnica między pierwszymi w państwie kobietami! Julia odpisała: — I moi młodzieńcy zestarzeją się ze mną. Aż do przesady surowy dla siebie i bliskich, August niechętnie patrzył na zbytki niewieścich strojów. Toteż Julia od razu wyczuła chłód w zachowaniu się ojca, kiedy pewnego razu 241 weszła do jego pokoju ubrana bardzo elegancko. Dnia następnego przyszła odziana skromnie i prosto. Cesarz nie ukrywał swego zadowolenia. Ale Julia nie omieszkała zaznaczyć: — Dziś ubrałam się dla ciebie, ojcze, ale wczoraj dla męża. I tak pół żartem, pół serio spierali się w sprawach mniej ważnych. Za to z całą bezwzględnością podporządkowywał August szczęście córki swym planom osobistym i państwowym. W dniu urodzin Julii przesłał list rozwodowy jej matce, Skrybonii, chciał bowiem ożenić się z Liwią. Niemal w kolebce zaręczył córkę z Antyllusem, synem Antoniusza. Kiedy miała lat 15, wydał ją za Marcellusa, a dwa lata później za Agryppę. W rok po śmierci Agryppy kazano jej poślubić Tyberiusza. Był to z pewnością plan Liwii, która pragnęła w ten sposób związać swego syna z rodziną julijską — nawet za cenę osobistego szczęścia Tyberiusza. Albowiem już od kilku lat był on żonaty z Wipsanią, córką Agryppy z jego poprzedniego małżeństwa; miał syna, imieniem Druzus, kochał i był kochany. Kazano Tyberiuszowi rozwieść się i poślubić Julię, którą gardził. Wiedział aż nadto dobrze, jak prawdziwe są wieści o jej wyuzdaniu, bo sam, jako świetnie zbudowany mężczyzna, był swego czasu przedmiotem zalotów cesarskiej córki. Małżeństwo rychło skończyło się faktyczną separacją. Tyberiusz, skoro nie wypadało mu otwierać oczu cesarzowi, a nie chciał też cierpieć głupio i śmiesznie, wolał usunąć się z Rzymu. Dwoje wygnanych Na Rodos żył Tyberiusz skromnie. Mieszkał w willi za miastem, bywał w domach Greków, sam zapraszał do siebie. Brał udział w ćwiczeniach i grach sportowych, przysłuchiwał się wykładom sławnych poetów. Ale przezorni ojcowie miasta nie zapominali o dostojeństwie cesarskiego pasierba. Kiedy pewnego razu Tyberiusz wyjawił zamiar odwiedzenia chorych, ściągnięto wszystkich słabujących, a nawet ledwie już żywych, z ich domów do jednej sali i dla przejrzystości ułożono według 242 rodzaju chorób. Tyberiuszowi nie pozostało nic innego jak przeprosić biedne ofiary urzędniczej służalczości, zapewnić, że stało się to wbrew jego intencjom, i uprzejmie porozmawiać ze wszystkimi. Tak upływał rok za rokiem na tej cichej, pięknej wyspie. A tymczasem z wielkiego świata napływały różne wieści. Lucjusz Domicjusz Ahenobarbus poprowadził swoje legiony znad Dunaju w głąb Germanii i jako pierwszy wódz rzymski przekroczył Albis, Łabę. Dla usprawnienia administracji stolicy August podzielił całe miasto na 14 okręgów. Wnukowie, a przybrani synowie cesarza, Gajusz i Lucjusz, postępowali szybko w zaszczytach. Senat obsypywał ich coraz to nowymi honorami. Mówiono nawet, że dzieje się to wbrew woli samego Augusta, który jakoby bolał nad pychą obu chłopców. Ale wszyscy widzieli w nich następców tronu i stosownie do tego z góry zabiegali o łaski. W roku 5 Gajusz przywdział togę męską, co oznaczało osiągnięcie pełnoletności, i otrzymał tytuł „princeps juventutis" — przywódca młodzieży. A dnia 5 lutego roku 2 August przyjął na prośbę senatu i ludu rzymskiego tytuł „Pater Patriae" — Ojciec Ojczyzny. Tegoż roku, dnia 1 sierpnia, uroczyście otworzył świątynię Marsa Ultora, której zbudowanie ślubował przed czterdziestu laty, na polu bitwy pod Filippi. Plac wokół tej świątyni nosił nazwę Forum Augusti. Następnie odbyły się igrzyska, jakich Rzym dotąd nie oglądał. Na arenę cyrku wypuszczono 260 lwów, a potem 36 krokodyli. Walczyło ze sobą kilkaset par gladiatorów. Na sztucznie zbudowanym jeziorze dwie floty, „Ateńczyków" i „Persów", stoczyły prawdziwą bitwę morską. W tymże roku Lucjusz po skończeniu lat piętnastu otrzymał togę męską i tytuł „princeps iuventutis" — jak jego brat przed trzema laty. Jesienią tego samego roku uderzył grom. Julia, jedyne dziecko cesarza, matka Gajusza i Lucjusza, żona Tyberiusza, poszła na wygnanie. Odtąd miała żyć pod ścisłym nadzorem na małej, spalonej przez słońce wysepce Pandateria u wybrzeży Kampanii. Po wyjeździe Tyberiusza Julia pozwalała sobie na wszystko. Nocami włóczyła się po ulicach miasta z bandą pijanej młodzieży. Na Forum działy się jakieś orgie. Liwia, oczywiście, 243 i wówczas, i poprzednio wiedziała o każdym kroku tej kobiety, której nienawidziła jako jedynej córki Augusta i matki synów, stojących na drodze do tronu jej synowi. Ze sprawą orgii i wyuzdań splątał się też donos o jakimś spisku politycznym, albowiem jednym z miłośników Julii był syn Antoniusza, Jullus Antoniusz. Wychował się on w domu Oktawii i przy poparciu samego cesarza doszedł do najwyższych godności. Teraz, jak twierdzono, przygotowywał zamach stanu. Kiedy raz otworzono oczy cesarzowi, gniew jego był bezwzględny i tym sroższy, że podano na pośmiewisko wszystkie te ideały obyczajowości, o których realizację walczył od lat. Julia przestała dlań istnieć. Kiedy jedna z jej niewolnic powiesiła się ze strachu przed dochodzeniami, August stwierdził publicznie, że chciałby, aby jego córka postąpiła tak samo. Wszystkich przyjaciół Julii aresztowano. Niektórych — wśród nich Jullusa Antoniusza — skazano na śmierć, innych wygnano. Wiele wysoko postawionych osób wstawiało się za Julią. Prosił o łaskę nawet lud stolicy; doszło do rozruchów. Powszechnie uważano, że kara jest zbyt surowa. Ale August pozostał nieubłagany. Dopiero po pięciu latach pozwolił Julii przenieść się z Pandaterii do Region, miasta na południowym cyplu Italii. W testamencie jednak zastrzegł, że prochy jego jedynej córki nigdy nie będą mogły spocząć w Mauzoleum. Wraz z Julią opuściła Rzym i przeniosła się na samotną wyspę jej matka, a niegdyś żona Augusta, Skrybonia. W opuszczeniu i poddane upokarzającej inwigilacji żyły odtąd te dwie kobiety, ofiary tyraństwa i zakłamania człowieka, który mienił się obrońcą obyczajów i świętości życia rodzinnego. Wśród proszących o łaskę dla Julii był i Tyberiusz. Bo choć właśnie ona była przyczyną jego usunięcia się z Rzymu, uważał za rzecz honoru wystąpić w obronie swej żony. Ale wszystkie listy Tyberiusza w tej sprawie pozostały bez słowa odpowiedzi. Ponieważ problem Julii już nie istniał, a jednocześnie też upłynął okres pięcioletniej władzy trybuńskiej, Tyberiusz postanowił skończyć ze swoim dobrowolnym wygnaniem. W jednym z listów do Augusta zaznaczył, że pragnie powrócić do Rzymu ze względów rodzinnych. Cesarz odpisał mu 244 krótko: niech poniecha troski o tych, których tak ochoczo opuścił. Oznaczało to, że Rzym jest dla Tyberiusza zamknięty. Tak więc na dwu wyspach oddalonych od siebie o setki mil żyło dwoje wygnańców, których losy tak dziwnie się splotły. Tyberiusz i Gajusz Cezar „Rzym, 23 września Witaj, mój Gajuszu, mój osiołku najmilszy, do którego zawsze tak bardzo tęsknię, kiedy nie ma Cię przy mnie. Ale moje oczy pragną widoku Gajusza najbardziej w takich dniach jak dzisiejszy; tego Gajusza, który, gdziekolwiek jest tego dnia, z pewnością w dobrym nastroju i zdrowiu obchodził sześćdziesiątą trzecią rocznicę moich urodzin. Jak widzisz, przeszedłem próg wspólny wszystkim ludziom starszym i ukończyłem lat 63. Proszę bogów, abym mógł spędzić w zdrowiu i przy wszelkiej pomyślności Rzeczypospolitej ile tam jeszcze zostało mi życia; a Wy obaj abyście stali się dojrzałymi mężczyznami i przejęli mój posterunek". Tak pisał August do swego wnuka, a przybranego syna, który już od trzech prawie lat przebywał na Wschodzie, gdzie uczył się prowadzić sprawy imperium. Gdy tylko Tyberiusz dowiedział się, że Gajusz jedzie na Wschód, uznał za swój obowiązek złożyć hołd przyszłemu panu świata. Odkąd August zabronił mu powrotu do Rzymu, Tyberiusz żył w trwodze. Mieszkał teraz w głębi wyspy i unikał spotkań z ludźmi, a przede wszystkim z Rzymianami, z których wielu zawijało na Rodos tylko po to, aby prawić kłamane grzeczności upadłemu wielmoży. Aby spotkać Gajusza, Tyberiusz wyjechał na wyspę Chios. Czterdziestoletni mężczyzna, wielokrotny zwycięzca groźnych Pannonów i Germanów, niedawny współrządca państwa, z niepokojem śledził, jak też przyjmie go osiemnastolatek, który jeszcze niczym się nie odznaczył i nie zasłużył, ale miał już wszystko: był wyznaczonym konsulem, namiestnikiem cesarza dla spraw Wschodu, przyszłym władcą imperium. 245 Na Rodos powrócił wygnaniec jeszcze bardziej zaniepokojony i zdenerwowany. Gajusz przyjął go bardzo chłodno. Było oczywiste, że w otoczeniu młodzieńca znajduje się ktoś zdecydowanie wrogi Tyberiuszowi; osobą tą był Marek Lolliusz, przed laty namiestnik Galii, obecnie wpływowy doradca młodego Gajusza. Odtąd wiodło się Tyberiuszowi coraz to gorzej. August zawiadomił go oficjalnie, że chodzą pogłoski, jakoby przez swych dawnych oficerów usiłował wpłynąć na nastroje legionów, którymi niegdyś dowodził. Przerażony Tyberiusz błagał, aby przysłano na Rodos nadzorcę wszystkich jego słów i czynów. Jeszcze bardziej zamknął się w odosobnieniu, zaniechał nawet przejażdżek konnych i fechtunku, zarzucił rzymski strój i przywdział szaty greckie; dawał tym do zrozumienia, że zrywa ostatecznie z polityką. Wygnańcowi na Rodos wszyscy okazywali wzgardę. W jednym z miast dalekiej Galii obalono jego posągi. W otoczeniu Gajusza byli ponoć tacy, którzy chętnie by dostarczyli chłopcu głowę ojczyma. Jedyną nadzieją Tyberiusza była teraz matka, Liwia. Z wielkim trudem zdołała ona wyjednać u Augusta, że jej synowi przyznano czczy i nic nie znaczący tytuł cesarskiego legata. Cesarz dał jednocześnie do zrozumienia, że przyszłe losy Tyberiusza zależą wyłącznie od woli Gajusza. Tak upłynęły cztery lata niepewności i odosobnienia, żłobiąc głębokie rysy podejrzliwości i nienawiści do ludzi w charakterze wygnańca. Aż wreszcie przyszło wyzwolenie: zgoda na powrót do Rzymu. Pomógł w tym Tyberiuszowi — król Partów *. Nad Eufratem Choć Gajusz nie od razu pospieszył nad wielką rzekę stanowiącą wschodnią granicę imperium i dwa pierwsze lata po wyjeździe z Rzymu spędził w Grecji, Azji Mniejszej i Egipcie, istotnym powodem jego misji był nowy konflikt partyjsko-rzymski o Armenię. 246 Nie żył już król Partów Fraates, który przed dwudziestu laty oddał zdobyte niegdyś orły legionowe. Jego następca, Fraataces, nie czuł się pewnie na tronie, albowiem prawymi dziedzicami monarszego diademu byli starsi synowie Fraatesa z pierwszej, ślubnej żony. Ojciec, skoro tylko zdecydował się na wyznaczenie swym następcą właśnie Fraatacesa, dobrowolnie wydał jego starszych braci Rzymianom. Chciał w ten sposób uchronić kraj od walk wewnętrznych, a jednocześnie dać nowy dowód swej przyjaźni dla wielkiego władcy Zachodu. Fraataces obawiał się, że August wysunie owych czterech książąt przeciw niemu, i dlatego natychmiast po objęciu władzy zaczął prowadzić antyrzymską politykę. Właśnie w tym czasie zmarł król Armenii Tigranes II. W kraju znowu wszczęły się walki i spory między dwoma stronnictwami, z których jedno opowiadało się za Partami, drugie zaś za Rzymem. Ostatecznie Fraatacesowi udało się osadzić na tronie wiernego sobie Tigranesa III i wprowadzić do Armenii partyjskie wojska. Trudne więc zadanie stanęło przed młodym Gajuszem: odzyskać wpływy w Armenii i zmienić nastawienie króla Partów — możliwie bez wojny. Oczywiście, w czasie gdy Gajusz bawił w różnych prowincjach wschodnich i pozornie odkładał załatwienie głównej sprawy, między obu mocarstwami bez przerwy toczyła się wielka gra dyplomatyczna i żywa wymiana not. Ale nie sposób było dojść do porozumienia, bo ani Rzymianie nie godzili się wydać Fraatacesowi jego braci (co równałoby się skazaniu ich na śmierć), ani też on nie zamierzał rezygnować z Armenii. Wreszcie Rzym zdecydował się na wszczęcie działań wojennych. W roku 4 n. e. Gajusz, wówczas piastujący urząd konsula, stanął w Syrii i objął naczelną komendę nad armią Eufratu przygotowując się do wyprawy na wschód. W tym momencie Fraataces zwrócił się z nieoczekiwaną propozycją osobistego spotkania z Gajuszem i wyjaśnienia drogą rokowań wszystkich nieporozumień. W oznaczonym terminie obie armie podeszły do Eufratu. Król Partów i syn Augusta udali się na małą wysepkę na rzece, gdzie na oczach swych wojsk przystąpili do pertraktacji. Tekstu 247 ostatecznego porozumienia nie ogłoszono, ale sam fakt, że w dniach następnych Fraataces złożył wizytę w obozie Rzymian, później zaś Gajusz odwiedził brzeg partyjski, dowodził, że zażegnano konflikt. Dalsze wypadki wskazały, jaka była zasadnicza treść kompromisu: Rzymianie zobowiązali się nie wysuwać braci przeciw Fraatacesowi, on zaś pozostawiał Armenię jej losowi. W czasie towarzyskich rozmów po oficjalnym spotkaniu Fraataces, jako dodatkowy dowód swej życzliwości, przekazał Gajuszowi garść poufnych informacji o przekupieniu Marka Lolliusza, jego najbliższego doradcy, który już poprzednio zniesławił się wszelkiego rodzaju nadużyciami finansowymi. W kilka dni później Lolliusz zmarł. Nikt nie umiał powiedzieć nic bliższego o okolicznościach tej śmierci. Zdemaskowanie Lolliusza spowodowało, że Gajusz inaczej oceniał teraz jego postawę wobec Tyberiusza. Dlatego, pragnąc wynagrodzić wygnańcowi lata upokorzeń i udręki, w liście do Augusta wyraził zgodę na jego powrót do Rzymu. Tak więc w roku 2 n. e. Tyberiusz po ośmiu latach znowu zobaczył stolicę świata. Co prawda, powrót obwarowany był cesarskim zastrzeżeniem, że Tyberiuszowi nie będzie wolno uczestniczyć w życiu politycznym. Ale w danych warunkach na tym zależało mu najmniej. Publicznie pokazał się tylko przy ceremonii uroczystego przywdziania togi męskiej przez swego syna z pierwszego małżeństwa, Druzusa. Dotychczas Tyberiusz zajmował pałac w dzielnicy Carinae, dawniej należący do Antoniusza, a jeszcze dawniej do Pompejusza. Teraz przeniósł się do skromnej willi leżącej dalej od centrum miasta, na Wzgórzu Eskwilińskim, w ogrodach niegdyś Mecenasa. Żył tam w spokoju i odosobnieniu. Śmierć Lucjusza Cezara Wkrótce po cichym i niesławnym powrocie Tyberiusza do Rzymu wyruszył ze stolicy wspaniały pochód, kierując się ku portowi w Ostii. Był to orszak Lucjusza Cezara, udającego 248 się na inspekcję prowincji zachodnich. Skoro bowiem jego brat starszy, Gajusz, sprawował już rządy na Wschodzie, godziło się, aby i ten prawie dwudziestoletni wnuk Augusta przysposabiał się do przyszłych obowiązków władcy. Okręt Lucjusza płynął ku północy wzdłuż wybrzeży Italii. Ale kiedy zbliżono się do ujścia Rodanu, trzeba było przerwać podróż i zatrzymać się w Massyliił. Chłopiec był poważnie chory. Zmarł po krótkiej chorobie dnia 20 sierpnia roku 2 n. e. Żałobą spowił się dom cesarski, a za nim cała stolica i wszystkie miasta Italii. I znowu, jak przed laty, zza Alp ku Rzymowi wolno posuwał się żałobny kondukt. Oficerowie i pierwsi obywatele miast, przez które wiodła droga, nieśli mary ze zwłokami chłopca. Senat, wśród innych oznak czci dla zmarłego, uchwalił i to, aby pogrzeb Lucjusza odbył się z honorami przysługującymi cenzorom. Wszystkie stany i miasta spieszyły uczcić pamięć przedwcześnie zgasłego i okazać Augustowi, że dzielą jego ból. Przykładem tego jest zachowana do dziś uchwała rady miejskiej w Pizie. Ponieważ osiedlono tam dawnych żołnierzy cesarza, miasto zwało się oficjalnie Colonia Iulia Obsequens Pisana. W dniu 19 września rada zebrała się na uroczystym posiedzeniu w świątyni Augusta na Forum. Gajusz Kaniniusz Saturninus, jeden z dwu przewodniczących kolonii, przedstawił zasługi Lucjusza Cezara dla państwa i omówił honory,, jakie winno mu się przyznać. Na jego wniosek rada postanowiła: Gajusz Kaniniusz Saturninus wraz z komisją dziesięciu wybierze i zakupi na koszt gminy najpiękniejszy plac w mieście. Stanie tam ołtarz, przy którym corocznie w dniu 21 sierpnia najwyżsi urzędnicy kolonii, odziani w żałobne szaty, składać będą ofiary cieniom zmarłego. Będzie to czarny wół i czarna owca, ozdobione żałobnymi wstążkami. Na każde z tych zwierząt wyleje się dzban mleka, miodu, oliwy. Po tej ofierze będą składali swoje dary ludzie prywatni, rzucając na płonący stos nie więcej niż po jednej świecy, pochodni lub wieńcu. Na tymże posiedzeniu postanowiono co rychlej wysłać delegację do Imperatora Cezara Augusta, Ojca Ojczyzny, najwyższego kapłana, sprawującego władzę trybuna ludowego 249 po raz XXV. Delegacja będzie prosiła o zezwolenie kolonistom pizańskim na zbudowanie ołtarza i składanie ofiar ślubowanych ku czci Lucjusza Cezara. Śmierć Gajusza Cezara W tym samym czasie Gajusz wkraczał w góry Armenii. Tigranes III, osadzony na tronie armeńskim wprawdzie przez Partów, ale ostatnio pertraktujący z Rzymem, zmarł. W kraju znowu wybuchły walki między dwoma stronnictwami. Ponieważ jednak, zgodnie z umową nad Eufratem, Partowie w sprawy Armenii bezpośrednio już się nie mieszali, legiony Gajusza Cezara zdołały wprowadzić na tron tego kraju władcę sąsiedniej Medii, Ariobarzanesa. W czasie tłumienia w Armenii drobnych ognisk oporu zgłosił się do Gajusza komendant pewnej twierdzy. Prosił o poufną rozmowę, dając do zrozumienia, że zna miejsce, w którym ukryto królewskie skarby. Dopuszczony do Gajusza ranił go mieczem. Oczywiście, ten zdradziecki zamach przypłacił życiem. Rana młodego Cezara zagoiła się, ale groźniejszy okazał się szok nerwowy. Gajusz był zawsze słabowitego zdrowia, a teraz załamał się całkowicie. Wydawało się, że razem z krwią z owej rany wyciekła zeń energia i chęć życia. Miał już dość rządów, wojowania, wysiłku podejmowania decyzji. Opuściła go wola, rozwiały się wszystkie ambicje. Zwrócił się do Augusta z prośbą, aby pozwolono mu wycofać się z życia politycznego i osiąść w jednym z miast Syrii, który to kraj upodobał sobie najbardziej. Cesarz, przerażony tym niespodziewanym obrotem sprawy, musiał powiadomić o decyzji wnuka senat, choć czynił to z ciężkim sercem i prawdziwym wstydem. Zdołał wymóc na Gajuszu tyle tylko, że ten zgodził się powrócić do Italii. Ale w czasie żeglugi u południowych wybrzeży Azji Mniejszej Gajusz Cezar zmarł. Było to w dniu 21 lutego, roku 4 n. e. I znowu, jak przed półtora rokiem, do Rzymu podążał żałobny pochód. I znowu, jak wówczas, senat uchwalał dla 250 zmarłego wszelkie honory. Do uchwał tych dołączały się, jak po śmierci Lucjusza, miasta Italii. Nie brakło wśród nich zawsze lojalnej kolonii Obsequens Iulia Pisanorum. Aliści w mieście tym różne stronnictwa walczyły tak zaciekle przy wyborach do władz kolonii, że ostatecznie Piza pozostała bez najwyższych urzędników. Dlatego odpowiednią uchwałę powzięto na specjalnym, ogólnym zebraniu rady i wszystkich mieszkańców. Postanawiała ona: Od dnia 2 kwietnia, w którym to dniu przyszła wiadomość o śmierci Gajusza Cezara, aż po dzień, w którym prochy jego spoczną w grobie, obowiązuje żałoba publiczna. Wszyscy mieszkańcy przywdzieją żałobne szaty i wstrzymają się od uczt. Będą zamknięte łaźnie, świątynie, tawerny. Dzień śmierci Gajusza uznaje się na zawsze dniem żałoby, dniem nieszczęsnym. Nie wolno w tym dniu składać ofiar i odprawiać nabożeństw, urządzać publicznych przyjęć, igrzysk, przedstawień teatralnych i cyrkowych. Natomiast najwyżsi urzędnicy kolonii będą w tym dniu składać ofiary cieniom zmarłego — takie same i tak samo, jak i cieniom jego brata, Lucjusza. W głównym miejscu kolonii stanie łuk, na nim posąg Gajusza w szacie triumfalnej, obok zaś dwa posągi konne, złocone, Gajusza i Lucjusza. Kiedy tylko zostaną prawnie wybrani najwyżsi urzędnicy, przedstawią formalnie tę uchwałę radzie kolonii, a po jej zatwierdzeniu wniosą ją do archiwum. Tymczasem zaś należy uprosić Tytusa Satulenusa Junkusa, kapłana kultu Augusta, młodszego kapłana ofiar ludu rzymskiego, aby razem z delegacją zapoznał Imperatora Cezara Augusta, Ojca Ojczyzny, trybuna ludowego po raz XXVI, z postanowieniem i wolą wszystkich mieszkańców kolonii. W tym celu winien wręczyć mu tekst uchwały na piśmie i wyjaśnić obecną sytuację kolonii *. Wspomnienia Gajusza Wellejusza Paterkulusa, oficera armii renu Niedługo zwlekał Cezar August. Zresztą nie musiał szukać, kogo by wybrać. Wziął tego, kto górował nad innymi. Pragnął to uczynić już po śmierci Lucjusza, a jeszcze za życia Gajusza, 251 ale powstrzymał go gwałtowny opór samego Tyberiusza. Kiedy jednak obaj młodzieńcy zeszli ze świata, dopiął tego, że i władzę trybuńską dał Tyberiuszowi (choć ten wymawiał się, zarówno prywatnie, jak i w senacie), i adoptował go. Stało się to za konsulatu Marka Eliusza Katona i Gajusza Sentiusza, dnia 26 czerwca roku 757 od założenia miasta 1. Nawet w wielkim dziele nie mógłbym dostatecznie opisać radości panującej owego dnia. Jakież zgromadziły się tłumy! Z iluż życzeniami podnosili ludzie swe ręce ku niebu! Cóż za nadzieja zmartwychwstała — nadzieja pokoju i wieczności naszego imperium! Ojczyzna niedługo zatrzymywała w stolicy swego obrońcę i stróża. Wysłała go natychmiast do Germanii, gdzie przed trzema laty rozgorzała wielka wojna. W tym to właśnie czasie ja, mając już za sobą stopień trybuna wojskowego, rozpocząłem służbę w armii Tyberiusza Cezara. Bo zaraz po jego adopcji wysłano mnie do Germanii jako prefekta jazdy. W ten sposób przejąłem funkcję, którą niegdyś sprawował mój ojciec. Odtąd nieprzerwanie przez lat 9, jako prefekt lub legat, byłem świadkiem — a w miarę moich miernych możliwości i pomocnikiem — boskich czynów Tyberiusza Cezara. Na widok Tyberiusza żołnierzom łzy spływały z oczu. Pełni radości i entuzjazmu wszyscy pragnęli go pozdrowić, wszyscy chcieli dotknąć jego ręki. A nie mogli się wstrzymać, by od razu nie wołać: — Wodzu, znowu cię oglądamy? — Zdrów jesteś? — Ja, wodzu, byłem z tobą w Armenii! — Ja w Recji! — Mnie odznaczyłeś w kraju Windelików! — Mnie w Pannonii! — Mnie w Germanii! Natychmiast wkroczyliśmy do Germanii. Pokonaliśmy Kanninefatów, Attuariów, Brukterów. W poddaństwo przyjęliśmy Cherusków. Przekroczyliśmy rzekę Visurgis i wdarliśmy się w głąb kraju. Najtrudniejsze zadania tej ciężkiej i niebezpiecznej kampanii Tyberiusz Cezar brał na siebie, łatwiejsze natomiast poruczał Gajuszowi Sentiuszowi Saturninowi, legatowi swego ojca. Dzięki przeciągnięciu kampanii aż do grudnia odnieśliśmy wiele zwycięstw. Choć Alpy były już zawalone śniegami, miłość 252 do ojca sprowadziła Tyberiusza Cezara do stolicy. Ale już z początkiem wiosny znowu był w Germanii. Prawie w środku tego kraju, u źródeł rzeki Lupia, rozlokował armię na obozy zimowe. Dobrzy bogowie, jakież to dzieło ogromne trzeba by poświęcić czynom dokonanym przez nas tego lata pod wodzą Tyberiusza Cezara! Zbrojnie ciągnęliśmy przez wszystkie krainy Germanii. Zwyciężyliśmy ludy dotąd nawet z nazwy nie znane. Poddały się szczepy Chauków. Pokonaliśmy Langobardów, lud dzikszy jeszcze niż zwykła dzicz germańska. Wreszcie, o czym dotąd nigdy nawet nie marzono, nasza armia przemaszerowała pod znakami bojowymi czterysta mil od Renu aż do rzeki Albis, gdzie, dzięki szczęściu i trosce wodza oraz uzgodnieniu czasu marszrut, połączyła się z nami flota. Żeglowała ona wzdłuż zatoki Oceanu; od morza, o którym dotąd nikt nie słyszał, popłynęła w górę rzeki Albis. Wiozła, po zwyciężeniu wielu ludów, ogromne zasoby wszelkich dóbr. Nie mogę się powstrzymać od wplecenia w relację o tych wielkich sprawach również i pewnego małego wydarzenia. Nasz obóz znajdował się na lewym brzegu rzeki. Na drugim błyszczały zbrojne zastępy młodzieży wrogów, zresztą od razu pierzchające przy każdym ruchu i manewrze naszych okrętów. Był wśród barbarzyńców pewien człowiek wiekiem szacowny, wysoki, godnością zaś, o ile można było wnioskować ze stroju, jeden z pierwszych. Ten wsiadł do czółna, jakie to oni zwykli wydrążać w drzewie, i sam nim sterując wypłynął na środek rzeki. Stąd prosił, czy wolno mu będzie wyjść bezpiecznie na nasz brzeg i zobaczyć Cezara. Pozwolono mu. Przybił czółnem do brzegu, a potem długo patrzył w milczeniu na Cezara. Wreszcie rzekł: — Szał ogarnął naszą młodzież. Kiedy wy, Rzymianie, jesteście daleko, czczą waszą boską wielkość. Ale teraz, kiedy przyszliście do nas, boją się waszych zastępów i nie chcą wam zaufać. Ja jednak, Cezarze, dzięki twej łasce ujrzałem dziś bogów, znanych mi dotąd tylko ze słyszenia. Nie miałem — i nie życzyłem sobie mieć — szczęśliwszego dnia w moim życiu. Otrzymał pozwolenie dotknięcia ręki wodza. Potem wrócił 253 do łódeczki i odpłynął, wciąż patrząc na Cezara — póki nie przybił do swego brzegu. Cezar odprowadzał swe legiony na leża zimowe jako zwycięzca wszystkich ludów i krain, do których dotarł. Wracał z wojskiem całym, bez strat. Raz tylko próbowali nas wrogowie zaatakować zdradą, ale sami ponieśli klęskę. Tyberiusz Cezar pospieszył do stolicy z takimże pośpiechem, jak i w roku poprzednim x. Cena triumfów Stary, schorowany cesarz nie mógł prowadzić legionów do boju. Chętnie zostawił wojenne laury przybranemu synowi. Ale przebywając w stolicy stał wciąż przed zadaniem trudniejszym, a mniej efektownym niż gromienie germańskich wojowników. Skąd zdobyć środki na utrzymanie armii? Czym pokryć koszty wojen? Jak utrzymać równowagę budżetu? Te problemy próbował rozwiązać w różny sposób już od lat. Dzięki daninom z prowincji dochody państwa były znaczne. Wpływały one przeważnie do głównego skarbca, zwanego Aerarium Saturni, bo mieścił się w świątyni Saturna. Był on w dyspozycji senatu; cesarz mógł z niego czerpać formalnie tylko na mocy odpowiednich uchwał. Ale wpływy ze swoich prowincji, idące do skarbców lokalnych zwanych „fisci", August najczęściej wydatkował wprost i od razu na bieżące potrzeby, nim jeszcze pieniądze te przekazano do Aerarium. Skarb państwa często znajdował się w trudnościach; cesarz zasilał go ze swego prywatnego majątku, zwanego „patrimonium". W ciągu lat dał w ten sposób na potrzeby Rzeczypospolitej około 600 milionów sesterców. Głównym powodem trudności finansowych była armia. Odkąd tylko ustały wojny domowe, August na wszelki sposób dążył do zmniejszenia sił zbrojnych. Ostatecznie zatrzymał pod bronią tylko 28 legionów, tj. około 180000 ludzi, oddziały pomocnicze, czyli „auxilia", liczące około 150000 żołnierzy, 254 i wreszcie 9 kohort, po 1000 ludzi, swej straży przybocznej — pretorianów. Łącznie stanowiło to prawie 350000 żołnierzy, których trzeba było wyżywić, uzbroić, wynagrodzić, zaopatrzyć po ukończeniu służby. Pretorianin służył lat 16, otrzymywał rocznie 2800 sesterców, po ukończeniu służby 5000 sesterców. Żołd legionisty wynosił 900 sesterców rocznie; odchodził z armii po dwudziestu latach służby i dostawał wówczas 3000 sesterców. W oddziałach pomocniczych i we flocie służyli przeważnie żołnierze z prowincji nie posiadający obywatelstwa rzymskiego. Uzyskiwali je dopiero po 25 latach, kiedy opuszczali szeregi armii. Rokrocznie musiano wydatkować na siły zbrojne imperium ponad 300 milionów sesterców. Zmniejszenie stanu liczebnego armii nie było już możliwe bez zagrożenia bezpieczeństwa i granic państwa. Największe były armie Renu, Dunaju, Eufratu. Znacznie mniejsze siły stały w Hiszpanii, Afryce Północnej, Egipcie. Jedna flota wojenna stacjonowała w Zatoce Neapolitańskiej koło przylądka Misenum, druga w Rawennie. Mniejsze eskadry patrolowały wybrzeża południowej Galii, Morze Czarne, wybrzeża Egiptu i Syrii. W roku 6 n. e. August ukonstytuował tzw. Aerarium militare. Miał to być stały fundusz na wypłaty dla żołnierzy kończących służbę. Na początek sam cesarz zasilił ten nowy skarb wpłatą 170 milionów sesterców, później zaś mieli tam składać swe dary władcy hołdowniczych państewek. Na potrzeby skarbu wojskowego przeznaczono również wpływy z dwu innych źródeł: 5 procent opłat od spadków i 1 procent od rzeczy wystawionych na sprzedaż. Na przeprowadzenie tych pociągnięć właśnie w roku 6 n. e.» zdecydował się cesarz z dwu powodów. Po pierwsze dlatego, że mnożyły się oznaki niezadowolenia wśród żołnierzy, którym zalegano z wypłatą żołdu i wynagrodzenia za odbytą służbę. Po wtóre zaś dlatego, że właśnie w roku 6 n. e. przygotowywano rozpoczęcie wielkiej ofensywy przeciw państwu Markomanów, które miało swój ośrodek w dzisiejszych Czechach. Lesiste góry broniły dostępu do tego bogatego kraju, 255 gdzie energiczny król Maroboduus zbroił liczne zastępy. Miał pod bronią już 70000 pieszych i 4000 jezdnych. Ćwiczył ich na sposób rzymski. Co prawda, Maroboduus oświadczał oficjalnie, że nie pragnie wojny. Faktem było również, że wystrzegał się jakichkolwiek konfliktów z Rzymem. Dobrowolnie, kiedy legiony stanęły nad Łabą, wycofał swoich tam osiadłych ludzi, aby nie stwarzać możliwości starć. Z drugiej jednak strony tenże Maroboduus zapowiadał, że będzie bronił niezależności swego kraju; przyjmował też wszystkich, którzy z jakichkolwiek powodów nie chcieli pogodzić się z rzymskim panowaniem. W otoczeniu Augusta i Tyberiusza panowało przekonanie, że zlikwidowanie państwa Markomanów jest bezwzględnie konieczne. Obawiano się, by z racji swego położenia nie zagroziło ono rzymskim posiadłościom w Germanii i w krajach alpejskich. Opracowano plan ataku z dwu stron. Legat Gajusz Sentiusz Saturninus miał poprowadzić armię Renu w górę rzeki Moenus, zwanej dziś Men, torując sobie drogę przez rosnące tam olbrzymie puszcze. Jednocześnie armia Dunaju miała wyjść pod wodzą Tyberiusza z miasta Karnuntum nad Dunajem * w kierunku północnym. Ustalono rejon w głębi kraju Markomanów, w którym winno nastąpić spotkanie obu armii. Ale nie nastąpiło nigdy. Wspomnienia Gajusza Wellejusza Paterkulusa, oficera armii dunaju Los czasem przekreśla, a czasem tylko odwleka realizację ludzkich planów. Tyberiusz już przygotował nad Dunajem obozy zimowe. Nasza idąca przeciw Markomanom armia oddalona była od pierwszych oddziałów wroga tylko o 5 dni marszu; tyleż dzieliło od nieprzyjaciół legiony Saturnina. Za kilka dni oba korpusy miały się spotkać w uzgodnionym miejscu. Wówczas to chwyciła za broń Pannonia, kraj nienawykły do błogosławieństw długiego pokoju, a prężny siłami. Do udziału w powstaniu zostały też wciągnięte ludy Dalmacji i ziem sąsiednich. Konieczność trzeba było postawić nad sławę. Nie wydało się rzeczą bezpieczną prowadzić wojska w głąb Europy, a pozostawić bez osłony Italię, gdy wróg był u jej bram. Ludność plemion, które stanęły do walki z nami, liczyła ponad 800000 głów. Z tego zdatnych do broni było około 200000 pieszych i 9000 jezdnych. Na czele tych ogromnych zastępów stali wodzowie wielkiej energii i dużych umiejętności. Część sił miała uderzyć na Italię, z którą graniczyli koło Tergeste 1 i Nauportus 2; część wylała się na Macedonię; część wreszcie pozostała jako straż ojczystych siedzib. Największą powagą cieszyli się wodzowie: Pinnetus oraz dwaj noszący to samo imię — Baton. Wszyscy Pannonowie znali naszą organizację i język. Wielu umiało pisać i posiadało znaczną kulturę duchową. Dlatego też nigdy jeszcze żaden lud tak w porę i tak szybko nie zrealizował swej decyzji podjęcia wojny. Schwytali obywateli rzymskich. Wymordowali naszych kupców i przedsiębiorców. W pień wycięli w odległych stronach naszych weteranów. Zbrojnie zajęli Macedonię. Wszystko i wszędzie niszczyli ogniem i mieczem. Ta wojna wzbudziła taki strach, że przerażony i wstrząśnięty był nawet Cezar August, spokojny zwykle i opanowany, bo wiele już przeszedł wojen. Natychmiast przeprowadzono pobór do wojska. Zewsząd powołano do służby weteranów. Zobowiązano i kobiety, i mężczyzn, aby odpowiednio do stanu majątkowego dali do wojska swych wyzwoleńców. Cesarz stwierdził w senacie, że jeśli nie zastosuje się energicznych środków, wróg może podejść pod samą stolicę. Zażądano pomocy od senatorów i ekwitów rzymskich. Przyobiecali. Ale na próżno sposobilibyśmy to wszystko, gdyby nie stało wodza całości. Dlatego też Rzeczpospolita zażądała od Augusta, aby obronę jej granic powierzył — Tyberiuszowi. I w tej wojnie dane było mojej skromnej osobie oddać znaczne usługi. Po ukończeniu służby wymaganej dla stanu ekwitów miałem w roku przyszłym objąć urząd kwestora. Wów- 256 257 czas to, choć nie byłem jeszcze kwestorem, zrównano mnie z senatorami. August poruczył mi dowództwo korpusu. A w roku następnym, będąc kwestorem, nie wyjechałem do którejś z prowincji, ale jako legat cesarski znowu znalazłem się w otoczeniu Tyberiusza. Jak ogromne zastępy wrogów widzieliśmy w pierwszym roku wojny! Jakimiż to szczęśliwymi wybiegami uchodziliśmy, dzięki mądrości naszego wodza, wściekłości ich zespolonych sił! Operując poszczególnymi korpusami wyprowadzaliśmy nieprzyjaciela w pole. Obserwowaliśmy też umiar i powagę, z jaką nasz wódz prowadził jednocześnie sprawy administracji cywilnej. A jak przemyślnie zostały rozłożone nasze obozy zimowe! Z wielką starannością tak obstawiono wroga garnizonami, że — nie mogąc w żaden sposób się wyrwać i pozbawiony zasobów — osłabł, sam przeciw sobie szalejąc. Z początkiem bardzo surowej zimy Tyberiusz był w mieście Siskia. Tu wyznaczył legatów, wśród nich i mnie, dla poszczególnych obozów zimowych. W ciągu całego okresu wojen w Germanii i Pannonii nie było nikogo mego stopnia lub wyższego, ale też i niższego, kogo by w chorobie Tyberiusz nie otaczał taką troskliwością, jakby mimo ogromu zadań i odpowiedzialności myślał tylko o nim. Lektyka wodza służyła wszystkim. Ja sam z niej korzystałem. O zdrowie każdego z nas dbali jego lekarze. Mogliśmy korzystać z jego osobistego prowiantu i przyborów łaziebnych. On sam zawsze jechał konno. W czasie kampanii letnich przeważnie jadał siedząc z zaproszonymi. Tym, co nie przestrzegali dyscypliny, wybaczał, o ile tylko nie stanowiło to złego przykładu. Upominał często, nagan udzielał umiarkowanie, karał bardzo rzadko. Następnego lata cała Pannonia prosiła o pokój. Resztki wojny gorzały tylko w Dalmacji. U rzeki Batinos zdała swoją broń pyszna, wielotysięczna młódź Pannonii, tak niedawno grożąca Italii. Teraz chyliła czoła do stóp naszego wodza. Z jej wielkich wodzów jeden, Pinnetus, został schwytany, drugi zaś, Baton, poddał się. Jesienią zwycięska armia powróciła na leża zimowe. Na czele wszystkich tych sił Tyberiusz postawił Marka Lepidusa. 258 Teraz wódz zwrócił swój oręż i uwagę ku ciężkiemu zadaniu wojny w Dalmacji. Jaką pomocą w tej kampanii służył mu mój brat, świadectwem pochwała udzielona i przez samego Tyberiusza, i przez Augusta, jak również najwyższe zaszczyty, którymi obdarzył go wódz w czasie swego triumfu. Z początkiem lata Lepidus wyprowadził wojska z obozów i maszerował ku Tyberiuszowi. Droga wiodła przez ludy nie tknięte jeszcze klęską wojny, dlatego też zuchwałe i dzikie. Lepidus musiał zwalczać i trudności terenu, i opór wrogów. Zadał wielkie klęski tym, co stali mu na drodze. Zniszczył pola, spalił domy, wyciął ludzi. Przybył do Tyberiusza radosny zwycięstwem, obładowany zdobyczą. To lato przyniosło ostateczny sukces w owej wielkiej wojnie. Perustowie i Desydatowie, ludy dalmackie, byli prawie nie do pokonania. Broniły ich góry, dzikość ducha, umiejętność walki. Drogi ku nim wydawały się nie do przebycia. Spacyfikowano te ludy — już nie tylko pod wodzą, ale niemal rękoma i bronią samego Tyberiusza — dopiero wówczas, kiedy wyniszczono je zupełnie. O czym Wellejusz nie wspomniał Ostatnią twierdzą dalmackich powstańców było Andetrium, w górach koło dzisiejszego Splitu. Już wszystkie punkty oporu zdobył i zmiażdżył rzymski legionista, ale tego gniazda skalnego, gdzie bronił się sam wódz Baton, nie sposób było dosięgnąć. Wreszcie osamotniona i wciąż szturmowana twierdza musiała się poddać. Baton najpierw posłał do Tyberiusza swego syna. Zapowiadał kapitulację i prosił tylko o darowanie życia. Otrzymał gwarancję osobistego bezpieczeństwa i nocą przyszedł do obozu Rzymian. Następnego dnia wyprowadzono go na główny plac, aby wszyscy żołnierze mogli sycić swe oczy widokiem pokonanego. Tyberiusz siedział na podwyższeniu. Wódz Dalmatów, zre- 259 zygnowany i złamany, nie prosił już o nic. Był gotów na ścięcie. Ale Tyberiusz wdał się z nim w rozmowę. Wówczas Baton zaczął się wstawiać za swoimi ludźmi, o sobie jednak już nie wspominał. W końcu Tyberiusz zapytał: — Jaki był istotny powód waszego buntu i tak długiego oporu? Baton odpowiedział: — Wasza to, Rzymian, zasługa. Bo kogóż to posyłacie jako stróży waszych trzód? To nie pasterze i nie psy nawet, ale wilki! Las Teutoburski Wilki posyłano nie tylko do Pannonii i Dalmacji. W 5 dni po swym ostatecznym zwycięstwie, z początkiem sierpnia roku 9 n. e., Tyberiusz otrzymał wiadomość o druzgocącej klęsce armii rzymskiej w borach Germanii. Zginął tam głównodowodzący Publiusz Kwinktyliusz Warus; wycięto w pień 3 legiony, trzy szwadrony jazdy, 6 samodzielnych kohort — łącznie około 25000 ludzi. Wielki kraj między Renem a Łabą, zdobyty trudem i krwią kampanii Druzusa i Tyberiusza, został stracony. Kiedy później badano przyczyny klęski, stwierdzono ponad wszelką wątpliwość, że główną winę ponosi sam Warus. Był to prawdziwy wilk. Lubił co prawda spokój i wygody, ale pieniądze kochał. Dał tego dowód już jako namiestnik Syrii. Mówiono w Rzymie, że ta prowincja przyjęła go jak bogaczka nędzarza, a pożegnała jak żebraczka milionera. Te same metody rządów i zbijania majątku zastosował Warus i w Germanii. Nie zważał, że inni tu ludzie, inne stosunki. Rzymska władza na wielu terenach między Renem a Łabą była raczej nominalna. Nie było tu jeszcze rzymskich miast i garnizonów, nie istniała sieć dróg. Wszystko to trzeba było dopiero zorganizować i zbudować — energicznie, ale i taktownie, aby nie wywołać oporu ludów wojowniczych, dobrze uzbrojonych, zamieszkujących ziemie trudno dostępne. A tymczasem Warus wprowadzał rzymską administrację i sądownictwo tak bezwzględnie, jakby był w kraju spacyfikowanym już od pokoleń. Obciążał wolną ludność daninami i świadczeniami, które nawet w dawno podbitych prowincjach znoszono by niechętnie. Gdybyż przynajmniej w sprawach wojskowych zachował przezorność i energię! Ale właśnie o to dbał najmniej. Armii nie trzymano w gotowości, dyscyplina podupadła. Od głównych sił odłączono drobne oddziałki dla obsady małych fortów w głębi Germanii, choć każdy rozumiał, że w razie większego powstania będą to ludzie straceni bez żadnego pożytku. Beztroska Warusa wręcz zdumiewała. Bo zaprzyjaźnieni Germanowie nie raz zwracali mu uwagę, że wśród wielu plemion dzieje się coś złego. Podawali nawet konkretne fakty i nazwiska. O knowania antyrzymskie oskarżali w szczególności Arminiusza, przywódcę ludu Cherusków znad rzeki Visurgis. Warus wyśmiewał te doniesienia. Twierdził, że dyktuje je tylko nienawiść niektórych wielmożów do wiernego i serdecznego przyjaciela Rzymian. Przecież Arminiusz przez kilka lat służył w rzymskiej armii, odznaczył się odwagą, otrzymał rzymskie obywatelstwo, był codziennym gościem u stołu namiestnika! A któż to najgwałtowniej występuje przeciw Arminiuszowi i rozsiewa fantastyczne wieści o jakimś spisku pod jego wodzą? Oczywiście Segestes, rywalizujący z nim o wpływy wśród Cherusków; nie jest też tajemnicą, że Arminiusz uwiódł córkę Segestesa, Tusneldę. Tak więc wszystkie rady Segestesa spotkały się u Warusa ze wzgardliwym wzruszeniem ramion. Nie miał zamiaru, jak tego chciał Segestes, uwięzić przybyłych do rzymskiego obozu wodzów germańskich. Rezultat ewentualnych dochodzeń był, zdaniem Warusa, z góry do przewidzenia. Zresztą namiestnik zadecydował już, że armia ruszy nad Visurgis, aby rzucić postrach na jeden z drobnych szczepów, który nie wykazywał należytego posłuszeństwa nowym władzom. Po wypełnieniu tego łatwego zadania miano wrócić na leża zimowe nad Ren. Legiony rozpoczęły wymarsz w oznaczonym dniu. Ger- 260 261 mańscy wodzowie, wśród nich i Anniniusz, serdecznie pożegnali się z Warusem i odjechali do swych siedzib. Rzymianie szli przez teren mało sobie znany, porosły lasami, pagórkowaty, miejscami podmokły. Trzeba było bez przerwy ścinać drzewa, przerzucać mosty, równać rozpadliny. W pochodzie brały udział rodziny wielu oficerów oraz ich niewolnicy, toteż wielkie tabory opóźniały posuwanie się. Wobec ogromu prac nie dbano o wystawianie odpowiednich ubezpieczeń. Na tę nieskładną, rozciągniętą, prawie niezdolną do walki kolumnę Rzymian uderzenie germańskie spadło jak grom. Bo powstanie przygotowywano już od dawna i bardzo starannie. Informacje Segestesa, którym nikt nie dawał wiary, były prawdziwe. Jednego i tego samego dnia stanęły do boju potężne plemiona Cherusków, Brukterów, Chattów. Strzały i włócznie zasypywały rzymskie oddziały ugrzęzłe w lasach. Legioniści byli bezsilni wobec wojowników rażących ich z nieprzeniknionych, mrocznych ostępów. Choć już pierwszego dnia straty były znaczne, Rzymianom udało się dotrzeć na dużą polanę. Rozbito tam obóz. Aby ułatwić dalszy marsz, spalono wszystko, co wydawało się zbyteczne. Ale nazajutrz znowu wkroczono w gęste lasy, gdzie nie sposób było zachować zwartego szyku. Strzały raziły zewsząd. Oddziały wykrwawiły się straszliwie. Obóz, który rozbito wieczorem, był znacznie mniejszy od poprzedniego. Dyscyplina rozluźniła się tak dalece, że nikt nie dbał o zgodne z regulaminem zbudowanie umocnień wokół obozu. Trzeciego dnia kontynuowano męczeński marsz. Ale tym razem również i przyroda atakowała przemęczonych, zdeprymowanych żołnierzy. Rozpętała się gwałtowna burza. Po ulewie bagnisty teren był nie do przebycia. Ludzie przemokli, broń i odzież ciążyły podwójnie. Tę okolicę zwano Lasem Teutoburskim. Była to odludna, groźna puszcza, gdzieś między środkową Wezerą a górnym biegiem Ems. Rzymianie byli tu otoczeni zewsząd — przez wroga, przez gąszcze i moczary. Teraz Germanie zaatakowali resztki armii zwartą masą. W ostatniej chwili z okrążenia usiłowała wyrwać się jazda, pozostawiając piechotę swemu losowi. Ale wypad nie udał się. Germanie dopadli uciekających i wysiekli ich w pień. Legioniści odpierali wściekłe ataki wojowników z największym trudem i bez żadnej nadziei ocalenia. Zaraz na początku bitwy Warus odniósł ranę. Z lęku, że może żywy wpaść w ręce Germanów, popełnił samobójstwo. Za jego przykładem poszli najwyżsi rangą oficerowie, trzej legaci legionowi. Żołnierze usiłowali spalić i pogrzebać zwłoki wodza, ale było już za późno. Bitwa zamieniła się w rzeź. Wreszcie jeden z nielicznych ocalałych oficerów, prefekt obozu Cejoniusz, zgłosił bezwarunkową kapitulację. Zwycięzcy wojownicy przynieśli Arminiuszowi odrąbaną głowę Warusa i trzy orły legionowe. Pojmanych oficerów zamordowali na ofiarę swym bogom; szeregowych krzyżowali lub żywcem zakopywali do ziemi; innym wyłupywali oczy i obcinali ręce. Kto ocalał, wiódł odtąd nędzne życie niewolnika barbarzyńców. Głowę Warusa Arminiusz przesłał Maroboduusowi jako widomy dowód swego zwycięstwa. Ten odesłał ją Augustowi — jako sąsiedzki podarunek. Warusie, wróć legiony! Do końca dni swoich August w żałobie obchodził każdą rocznicę klęski. Z bólem mówił nieraz o trzech legionach, o tysiącach młodych istnień ludzkich, które zabrała mu nieudolność wodza. Na wieść o powstaniu germańskim w stolicy wybuchła panika. Wszyscy byli pewni, że zwycięzcy wojownicy przekroczą Ren, pociągną za sobą Galów, uderzą na Italię, wyczerpaną krwawymi wojnami w, Pannonii. Dlatego natychmiast przystąpiono do organizowania nowych formacji wojskowych. Ale zaciąg przebiegał bardzo opieszale. Każdy uchylał się, jak mógł, od wysłania na front; chodziły fantastyczne słuchy o sile 262 263 i dzikości Germanów. Trzeba było wprowadzić nadzwyczajne zarządzenia i karać tchórzliwych potomków Romulusa konfiskatą majątku, a nawet i śmiercią. Do obrony kraju powołano także wyzwoleńców. W samym Rzymie rozstawiono silne straże, a Galów i Germanów, z jakichkolwiek powodów przebywających w stolicy, deportowano na wyspy. Wszystkie te obawy były w znacznym stopniu przesadzone. Jak łatwe do odparcia i niezorganizowane były hordy Arminiusza, dowiodła obrona jednego z fortów nad rzeką Lupia — a więc po prawej, germańskiej stronie Renu — zbudowanego jeszcze przez Druzusa. Natychmiast po bitwie w Lesie Teutoburskim fort ten obiegły masy Germanów. Obrońców była garstka, umocnienia słabe — tylko palisada i wały, zapasy skromne, a i te trzeba było dzielić z kobietami i dziećmi. Mimo to żołnierze rzymscy przez kilka miesięcy odpierali wszystkie szturmy. Wreszcie, kiedy głód uniemożliwił dalszą obronę, pewnej zimowej nocy opuścili fort i z bronią w ręku przedarli się nad Ren. Tej rzeki granicznej broniły tylko 2 legiony. Dopiero wiosną roku 10 n. e. przybył Tyberiusz, wiodąc posiłki aż z Italii. Odtąd przybrany syn cesarza stał tam przez dwa lata. Umacniał obsadę granicy i rozbudowywał system fortów na lewym brzegu. Germanowie nawet nie próbowali przeprawy. Natomiast sam Tyberiusz dwukrotnie, w roku 11 i 12 n. e., czynił dalekie wyprawy na ich stronę. Towarzyszył mu w nich Germanik, syn zmarłego przed dwudziestu laty Druzusa; później, po wyjeździe Tyberiusza, on objął dowództwo armii Renu. Owe wyprawy przedsiębrano z zachowaniem wszelkich środków ostrożności. Tabory ograniczono do niezbędnego minimum. Tyberiusz stał na moście i osobiście sprawdzał, czy wozy nie są przeładowane. W czasie kampanii on sam często obywał się bez namiotu, a posiłki spożywał siedząc na gołej ziemi, jak prosty szeregowiec. Przestrzegał żelaznej dyscypliny. Kazał się budzić o każdej godzinie nocy, gdyby sytuacja nasuwała jakiekolwiek wątpliwości. Wszystkie rozkazy wydawano tylko na piśmie. Pustoszono kraj Germanów bezkarnie, bo pogromcy Wa- 264 rusa chronili się w głębokie lasy, których Rzymianie przezornie unikali. Tak więc kryzys minął. Niebezpieczeństwo najazdu na Galię zostało zażegnane. Ale o ponownym obsadzeniu kraju między Renem a Łabą nikt nie myślał; byłby to zbyt wielki wysiłek dla imperium, jego równowagi gospodarczej i armii. Z drugiej jednak strony honor i prestiż Rzymu nie pozwalały na rezygnację z ziem, które raz znalazły się pod jego panowaniem. Wyjście z tego dylematu było proste. Germanią nazywano szeroki pas Galii po lewym brzegu Renu. Tak więc prowincji Rzymianom nie ubyło... August do Tyberiusza Bardzo chwalę porządek Twej kampanii letniej, mój Tyberiuszu. Jestem zdania, że wśród tylu trudności i przy takim upadku ducha żołnierzy nikt nie potrafiłby prowadzić rzeczy roztropniej, niż Ty to czynisz. Wszyscy, którzy byli z Tobą, przyznają, że ów wiersz można odnieść właśnie do Ciebie: „Jeden człowiek przez swoją czujność uratował nam Rzeczpospolitą". Gdy muszę coś głębiej rozważyć, lub gdy coś mnie zaniepokoi, bardzo doprawdy brak mi mego Tyberiusza. I zaraz przychodzi mi na myśl ten wiersz Homera: „Jeśli on jest ze mną, to z płomieni cało byśmy wyszli, bo mądry to człowiek". Niech mnie bogowie skarżą, jeśli dreszcz trwogi mną nie wstrząsa, kiedy słyszę lub czytam, że jesteś wycieńczony ciągłymi trudami. Błagam Cię, oszczędzaj się! Bo jeśli się dowiemy, ja i Twoja matka, że zachorowałeś, gotowiśmy ducha wyzionąć. W biedzie byłoby całe imperium ludu rzymskiego. To bez znaczenia, jak ja się czuję, jeśli Ty zdrów nie będziesz. Błagam bogów, aby zachowali Cię dla nas i pozwolili Ci cieszyć się zdrowiem teraz i zawsze — jeśli jeszcze nie znienawidzili do cna ludu rzymskiego *. 265 Publiusz Owidiusz Nason do swoich czytelników Moją ojczyzną jest Sulmona. To miasto obfituje w zimne potoki, a leży 90 mil od Rzymu. Urodziłem się w tym właśnie roku, w którym obaj konsulowie zginęli śmiercią podobną 1. Moja rodzina (jeśli to w ogóle ma jakieś znaczenie) należała z dziada pradziada do stanu ekwitów; a więc urodzeniu, a nie darowi losu, zawdzięczam, żem jest rzymskim ekwitą. Nie byłem synem pierworodnym; miałem brata starszego o rok. Ale urodziny obchodziliśmy tego samego dnia — 20 marca. Troskliwi rodzice kształcili nas już jako małych chłopców i rychło wysłali do Rzymu, do mężów sławnych nauką. Brat 1 od najmłodszych lat interesował się studium krasomówstwa. Był urodzony do mężnych walk na wielomównym Forum. A mnie już jako chłopca pociągały niebiańskie wtajemniczenia i muza potajemnie zachęcała do swego dzieła. Często mówił mi ojciec: — Czemu bierzesz się do zajęcia, które nic nie daje? Nawet Homer nie zostawił majątku! Przyznawałem rację. Rzucałem cały Helikon i próbowałem pisać prozą. A tu sama przez się pieśń się układała i co tworzyłem, stawało się wierszem. Lata płynęły cichym biegiem, rok za rokiem przechodził niespostrzeżenie. Przywdzialiśmy z bratem togi obfitsze, męskie, bramowane purpurą. Ale zamiłowania pozostały nam dawne. W dwudziestym roku swego życia zmarł mój brat. Odtąd brakło mi części mnie samego. Objąłem pierwszą godność dostępną w młodzieńczym wieku: zostałem członkiem komisji trzech2. Ale do senatu nie wszedłem. To byłby za wielki ciężar na moje siły. Nie byłem dość wytrzymały, umysł nie nawykł do trudu; zresztą obca mi była ambicja wciąż niesyta. Muzy zawsze mnie zachęcały do używania spokojnych wczasów, do których serce i tak lgnęło samo przez się. Czciłem i poważałem współczesnych mi poetów. Wszystkich owych wieszczów uważałem za bogów. Już posunięty w latach Macer często odczytywał mi swoje poematy o ptakach, o jadowitych wężach, o ziołach leczniczych. Propercjusz nie raz deklamował mi o swym ogniu miłosnym; łączyła nas przyjaźń. Utrzymywałem też miłą zażyłość z Pontykiem, którego wsławiła epopeja, i z Bassusem, głośnym dzięki wierszom jambicznym. Z rozkoszą słuchałem wierszy Horacego, bogatych w rytmy; grał on na italskiej lutni pieśni pełne kunsztu. Wergiliusza tylko widziałem. Zawistny los nie pozwolił mi zaprzyjaźnić się z Tibullusem. Był on następcą Gallusa, za nim szedł Propercjusz. Ja — w następstwie czasu — byłem czwarty. I tak jak ja czciłem starszych ode mnie, tak mnie poważali młodsi. Moja muza rychło stała się sławna. Po raz pierwszy deklamowałem swe wiersze, kiedym bródkę raz dopiero lub dwa przystrzygł. Moim natchnieniem była opiewana przez całe miasto Korynna. To imię nie jest prawdziwe. Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia. Idąc na wygnanie również spaliłem niektóre utwory, które, być może, znalazłyby uznanie. Moje serce jest miękkie i podatne na strzały Kupidyna, łatwo się wzrusza. Ale choć taki właśnie byłem i choć rozpalała mnie najmniejsza iskierka, nie krążyły o mej osobie żadne plotki. Jeszcze jako chłopiec otrzymałem żonę ani godną, ani przydatną. Małżeństwo nie trwało długo. Jej następczyni nic nie można było zarzucić, ale niedługo dzieliła ze mną łoże. Trzecia, która żyła ze mną długie lata, wzięła i to na siebie, że jest żoną wygnańca. Z dwu małżeństw mej córki mam dwoje wnucząt. Tymczasem ojciec mój już wypełnił swój czas. Żył lat 90. Płakałem nie mniej, niż on by płakał, gdybym to ja umarł. Nieco później odbył się pogrzeb matki. Szczęśliwi oboje i w porę pochowani, bo odeszli przed dniem mej kary! I jam szczęśliwy, bo cierpię, kiedy oni już nie żyją, nie stałem się więc dla nich przyczyną bólu. Ale jeśli zmarłym zostaje coś oprócz imienia, jeśli jakiś nikły cień ucieka z płomieni stosu, a słuch o mnie dochodzi do rodzicielskich duchów i znane są za Styksem moje winy, wiedzcie to, proszę — a nie godzi się, abym was okłamywał: powodem mego wygnania jest pomyłka, nie zbrodnia! 266 267 Cieniom tyle wystarczy. A teraz wracam do was, którzy pragniecie poznać dzieje mego życia. Już przeszły moje lepsze lata, już siwizna włos przyprószyła, a zwycięski jeździec w Olimpii dziesięć razy od czasu mego urodzenia wziął nagrody, kiedy gniew obrażonego władcy kazał mi szukać miasta Tomi 3, leżącego na lewym brzegu Morza Czarnego. Przyczyna mej zguby aż nazbyt jest znana wszystkim, więc nie muszę poświadczać jej własnym zeznaniem. Po długiej wędrówce dotarłem do ziemi graniczącej z sarmackimi Getami, zbrojnymi w łuki. Tu, choć wokół broń pobrzękuje, smutny los, jak umiem, pieśnią pocieszam. Bo choć nikogo tu nie ma, przed kim mógłbym ją odczytać, to jednak w ten sposób spędzam i oszukuję dzień. Za to, że jednak żyję, że stawiam czoła twardym trudom, że nie mam jeszcze dość tego pełnego udręk istnienia — dzięki ci, muzo! Ty dajesz pociechę, ty jesteś odpoczynkiem, lekarstwem, przewodniczką i towarzyszką. Ty odwodzisz mnie od Dunaju i dajesz miejsce na Helikonie, twej świętej górze. Co nie jest częste, jeszcze za życia zyskałem dzięki tobie taki rozgłos, jaki zwykle staje się udziałem dopiero po śmierci. Zawiść, która zwykła prześladować współczesnych, nie tknęła żadnego z moich dzieł. Nasz wiek wydał wielkich poetów, ale opinia czytelników była przychylna memu talentowi. Ja sam wielu przekładam nad siebie, mówią jednak, że im nie ustępuję. Rozczytują się w mych utworach po całym świecie. I jeśli jest coś prawdy w przepowiedniach wieszczów, to, choćbym nawet zmarł już teraz, nie całego mnie ziemia posiądzie. Czy tę sławę dała mi ludzka życzliwość, czy też wartość pieśni, słusznie tobie dziękuję, miły czytelniku 4. Julia, wnuczka Augusta Rzymianin współczesny Owidiuszowi znał przyczynę jego wygnania, bo wszyscy żywo tę sprawę komentowali; dziś zdani jesteśmy tylko na przypuszczenia. 268 Niewątpliwie, poeta w wielkiej mierze był sam sobie winien. Ściągnął na siebie niechęć cesarza pisząc poemaciki nader nieobyczajne, a dlatego też bardzo popularne, jak osławioną Sztukę kochania lub jeszcze swawolniejsze Lekarstwa na miłość. Mimo to zapewne cieszyłby się do końca swych dni beztroskim życiem w ukochanym Rzymie, gdyby jakoś nie wplątał się w sprawę i upadek nieszczęsnej Julii, wnuczki Augusta. To jedno bowiem jest pewne: oboje zostali wygnani w tym samym czasie, w roku 8 n. e. Julię, mającą wówczas lat 27, osadzono na wysepce Trimerus u adriatyckich wybrzeży Italii; siwowłosego już poetę zesłano nad Morze Czarne. Owidiusz z pewnością nie był kochankiem Julii. Wystarczyło, że należał do grona jej bliskich znajomych. Julia, tak samo, jak i matka, lubiła się bawić. Surowy cesarz od lat już z największą niechęcią znosił zachcianki swej wnuczki, jej zamiłowanie do zbytku i luksusu. Ale nie było winą Julii, że jej mąż, Lucjusz Emiliusz Paullus, dał się wciągnąć do spisku grupy arystokratów na życie Augusta. Spisek wykryto. Paullus przypłacił zbrodniczy zamysł życiem, jego żona pierwszym wygnaniem. Wkrótce wróciła, ale po to tylko, aby swym nazbyt swawolnym trybem życia wywołać nieubłagany gniew Augusta. Kiedy szła na drugie wygnanie, na wyspę Trimerus, była w ciąży — choć już od kilku lat żyła we wdowieństwie. Cesarz kazał zabić dziecko natychmiast po urodzeniu. Do Rzymu, tak samo jak i matka, Julia nie wróciła już nigdy. Zmarła na skalistej wyspie w dwudziestym roku wygnania. Rozmowa na Planazji Na Planazję, małą wysepkę opodal Ilwy, zwanej dziś Elbą, August wyjechał w zupełnej tajemnicy przed wszystkimi, a w szczególności przed Liwią. Z przyjaciół towarzyszył mu tylko Publiusz Fabiusz Maksymus, a służbę dobrano starannie. Od przeszło pięciu lat na Planazji przebywał pod strażą wojskową jedyny żyjący wnuk cesarza, Agryppa Postumus. 269 W roku 4 n. e., kiedy Agryppa miał lat 16, August adoptował go razem z Tyberiuszem. Ale już w rok później chłopca zesłano na samotną wysepkę; ten wyrok Augusta potwierdziła specjalna uchwała senatu. A przecież, choćby tylko ze względu na młodzieńczy wiek, Agryppa nie mógł niczym prawdziwie zawinić. Nikt nie wiedział, jakie to przekroczenie ściągnęło nań karę równającą się śmierci cywilnej, i to w chwili, gdy dopiero wchodził w życie. Bo żartem były pogłoski, że cesarzowi nie podobały się zamiłowania Agryppy do ćwiczeń gimnastycznych i wędkarstwa. Ponoć chłopiec powiedział kiedyś, że należałby mu się cały majątek ojca. Występek wielki, ale któż traktowałby go poważnie? Prawdziwą, jedyną i wystarczającą winą Agryppy było to, że płynęła w nim krew Augusta — krew, której ni kropli nie było w żyłach Tyberiusza. A następcą tronu miał być Tyberiusz, i tylko Tyberiusz. Tak chciała Liwia, tak też, dla dobra imperium, postanowił cesarz. Tyberiusz był doświadczonym wodzem i mężem stanu, Agryppa młokosem. Któż zaręczy, jakim okazałby się władcą? Wyższe racje państwowe wymagały, by rządy sprawował jeden tylko, a tym jednym nie mógł być wnuk cesarski. Kiedy srożył się gniew Augusta przeciw Julii Młodszej, nietrudno przyszło Liwii pchnąć ku zgubie i jej brata. Ale w kilka lat później gotujący się na śmierć starzec patrzył inaczej na wiele spraw. Żałował swego kroku. I dlatego wyjechał na Planazję. Fabiusz, który jako jedyny z przyjaciół Augusta wziął udział w tej wyprawie, po powrocie zwierzył się jednej i tylko jednej osobie: swej żonie, Marcji. Oczywiście Fabiusz nie słyszał całej rozmowy dziada i wnuka, ale wystarczyło i to, co spostrzegł. Uściski i łzy na obu twarzach, jakieś aluzje o ponownym spotkaniu. Kiedy pewnego dnia Fabiusz wszedł do pałacu i jak zwykle pozdrowił swego cesarskiego przyjaciela, usłyszał w odpowiedzi jedno tylko słowo: Żegnaj. Zrozumiał i odszedł natychmiast. W kilka dni później zmarł — śmiercią ponoć samobójczą. Ale to sprawy nie zakończyło. Liwia nie zapomniała o tajemnej wycieczce swego męża na samotną wysepkę. 270 Ostatnie dni W roku 14 n. e. cesarz wyjechał z Rzymu dopiero pod koniec lipca. Wciąż zatrzymywały go jakieś sprawy, a on koniecznie chciał odprowadzić Tyberiusza, udającego się do Ilirii, przynajmniej na południe Italii. Wreszcie, kiedy przedstawiono mu którąś z rzędu kwestię do rozstrzygnięcia, krzyknął zniecierpliwiony: — Choćby mnie wszystko trzymało, w Rzymie już nie będę! Były to słowa prorocze. Wyjechał z Tyberiuszem i najbliższym otoczeniem do Astury, portu na południe od Rzymu. Tam czekał już okręt. Ponieważ pomyślny wiatr zerwał się u schyłku nocy, wypłynięto na morze bardzo wcześnie. Niewygody podróży od razu odbiły się na zdrowiu starca i zaczął on odczuwać dolegliwości żołądkowe. Żeglowano na południe powoli, odwiedzając nadbrzeżne miasteczka. Wreszcie wylądowano na Capri, którą August przed laty kupił od gminy miasta Neapolu. Zbudował tu dom okazały, gdzie chętnie przebywał dla wypoczynku. I teraz zatrzymał się tu na cztery dni. Odsunął na bok wszystkie troski i sprawy, był pogodny, bawił się i żartował. Ze szczególną przyjemnością obserwował gry i zabawy młodych chłopców greckich, mieszkańców wysepki. Wydał nawet dla nich przyjęcie, rozdawał łakocie, zachęcał, by czuli się swobodnie. 1 sierpnia wyjechał do Neapolu, gdzie przyglądał się kilkudniowym zawodom sportowym, które mieszkańcy tego miasta urządzali na cześć cesarza co 5 lat. Ale znowu czuł się gorzej. Mimo to udał się na południe wraz z Tyberiuszem i odprowadził go aż do Beneventum. Kiedy wracał, stan zdrowia uległ pogorszeniu. Trzeba było przerwać podróż i zatrzymać się w mieście Kampanii Nola. Liwia natychmiast posłała po Tyberiusza. Kiedy ten przybył, starzec był już u kresu sił. Ale wciąż zachowywał pełną przytomność umysłu i mógł odbyć ze swym następcą długą, tajną rozmowę. Był dzień 19 sierpnia. August wypytywał, czy lud na uli- 271 cach już się niepokoi. Potem prosił o lustro i kazał sobie poprawić włosy. Pozwolił wejść kilku przyjaciołom. Zapytał ich: — Jak uważacie, czy dobrze odegrałem komedię życia? I dodał greckie wiersze, które zwykli deklamować aktorzy przy końcu przedstawienia: „A ponieważ graliśmy pięknie, klaszczcie i odprowadźcie nas wszyscy z weselem!" Pokój opróżnił się. Została jeszcze Liwia. Zameldowano, że przyjechali wysłańcy ze stolicy. August kazał ich wprowadzić i zaczął wypytywać, jak też czuje się córeczka Druzusa, bo ostatnio chorowała. Ale już opuszczały go siły. Do całującej go Liwii powiedział jeszcze: — Żyj i pamiętaj o naszym małżeństwie. Bądź zdrowa... Zmarł spokojnie, nie odczuwając żadnych bólów. A takiej właśnie śmierci życzył sobie zawsze. Liwia Cesarz wydawał ostatnie tchnienie, a ku wyspie Planazji płynęły dwa okręty. Na jednym z nich znajdował się wierny niewolnik Agryppy, Klemens. Chciał uwolnić swego pana siłą lub podstępem i korzystając ze zgonu Augusta zapewnić mu należne miejsce w państwie, a przynajmniej bezpieczeństwo. Ale Klemens zdołał wynająć tylko zwykły, kupiecki statek. Dlatego wyprzedził go szybki okręt wojenny. Kiedy przybił on do wyspy, oficerowi dowodzącemu strażą Agryppy doręczono poufne, zapieczętowane pismo. W kilka dni później tenże oficer zameldował Tyberiuszowi o wykonaniu rozkazu: Agryppa nie żyje. Co prawda, jak później w zaufaniu opowiadał znajomym tenże oficer, nawet centurion, chłop twardy i dobry rębajło, czuł się nieswojo uśmiercając młodzieńca. Był taki bezbronny i nieświadomy swego losu... Myślał, że właśnie ten okręt przywiózł rozkaz powołujący go do Rzymu! Na meldunek oficera Tyberiusz odpowiedział z prawdziwym zdumieniem i oburzeniem: 272 — Nigdy nie wydawałem takiego rozkazu! Sprawca zabójstwa będzie tłumaczył się przed senatem! Ale tej sprawy nie poruszono już nigdy. Był ktoś bardzo wpływowy, kto zwrócił Tyberiuszowi uwagę, że senat nie jest właściwym forum dla rozpatrywania kwestii tak delikatnych. Jednocześnie zaczęły krążyć wieści, że to sam August zarządził zgładzenie wnuka na wypadek swej śmierci. Nawet Tyberiusz dawał później do zrozumienia, że rzecz właśnie tak się miała. Liwia triumfowała. Odszedł ostatni potomek Augusta i wielkiego Agryppy. Przed pięćdziesięciu laty uciekała ze swym małym synkiem przed siepaczami Oktawiana. Płacz dziecka omal nie zdradził rodziców. Dziś to dziecko, jej syn pierworodny, jest panem świata. Przejmuje dziedzictwo, o które Oktawian walczył przez całe lata ciężkich zmagań, dla którego popełnił tyle zbrodni, przelał tak wiele krwi! I po cóż to zdobywał Oktawian władzę, dla kogo zakładał cesarstwo? Jedyne jego dziecko, Julia, żyje w nędzy i poniżeniu w małym miasteczku na krańcach Italii. Zresztą niedługo i ona zejdzie ze świata. To zadecydowane. Jego wnuczka pędzi samotne dni na zapomnianej przez wszystkich wysepce. Agryppa zginął. Cesarzem będzie Tyberiusz — syn tego Tyberiusza, który przed sześćdziesięciu laty, na posiedzeniu senatu w dniu 17 września zgłosił wniosek, aby zabójcom Cezara przyznać nagrody. Posiedzenie senatu zwołane przez Tyberiusza Juliusza Cezara, piastującego władzę trybuna ludowego po raz xiv — sierpień roku xiv n. e. (skrót protokołu) Tyberiusz Juliusz Cezar wchodzi na salę obrad wraz ze swym synem Druzusem. Obaj są w ciemnych togach. Zajmują miejsca konsulów. Jeden z konsulów zasiada na ławie pretorów, drugi na ławie trybunów ludowych. Obaj są w togach senatorskich, ale bez purpurowego obramowania — na znak 273 żałoby. Senatorowie zajmują zwykłe miejsca. Większość jest w togach ekwitów — na znak żałoby. Wpływa wniosek o uwolnienie Tyberiusza Juliusza Cezara od zmazy, którą ściągnął na siebie dotykając zwłok Imperatora Cezara Augusta i eskortując je z Noli do Rzymu. Wniosek przyjęto. Tyberiusz Juliusz Cezar rozpoczyna przemówienie w sprawie honorów dla uczczenia pamięci zmarłego ojca. Ból synowski nie pozwala mu kontynuować mowy i tekst jej przekazuje do odczytania swemu synowi Druzusowi. Po odczytaniu mowy Druzus przedstawia testament Imperatora Cezara Augusta, przechowywany i przyniesiony przez westalki, jak również 4 inne zapieczętowane zwoje. Świadkowie, którzy byli obecni przy spisywaniu i pieczętowaniu testamentu w dniu 3 lipca ubiegłego roku, sprawdzają pieczęcie i potwierdzają ich autentyczność. W przedsionku sali posiedzeń sprawdzają pieczęcie ci świadkowie, którzy nie wchodzą w skład senatu. Testament zostaje otwarty i wręczony Polibiuszowi, wyzwoleńcowi Imperatora Cezara Augusta, celem odczytania. Jego pierwsze słowa brzmią: „Ponieważ okrutny los zabrał mi synów, Gajusza i Lucjusza, niechaj mym spadkobiercą w dwu trzecich będzie Tyberiusz Juliusz Cezar". Liwia otrzymuje 1/3 spadku i zostaje adoptowana do rodu Imperatora Cezara Augusta. Gdyby pierwsi spadkobiercy nie mogli lub nie chcieli przyjąć dziedzictwa, drugimi spadkobiercami mają być: Druzus, syn Tyberiusza Juliusza Cezara, w 1/3, a w pozostałych 2/3 Germanik i jego synowie. Gdyby drudzy spadkobiercy nie mogli lub nie chcieli przyjąć dziedzictwa, trzecimi spadkobiercami mają być dalsi krewni oraz imiennie podani najznakomitsi obywatele. Spadek obciążony jest legatami: dla skarbu państwa — 40 milionów sesterców; dla każdej z trzydziestu pięciu tribus — po 100000 sesterców, celem rozdziału między lud; dla każdego pretorianina — po 1000 sesterców; dla każdego żołnierza kohort miejskich — po 500, a dla każdego legionisty — po 300 sesterców. Pieniądze na te wypłaty są już odłożone. Te 274 legaty, jak i pozostałe, na rzecz osób prywatnych, winny być wypłacone w ciągu roku. Imperator Cezar August stwierdza, że po wypłaceniu legatów spadkobiercy otrzymają nie więcej niż 150 milionów sesterców. Skromność tego zapisu usprawiedliwia swym ubóstwem. Wprawdzie w ciągu ostatnich lat dwudziestu otrzymał dzięki spadkom po swych przyjaciołach łącznie około czterystu milionów, ale wszystko to, jak i dwa odziedziczone majątki rodowe, zużytkował na potrzeby Rzeczypospolitej. * Pod koniec testamentu zaleca wyzwolenie części niewolników, których imiona podaje; inni stają się własnością spadkobierców. Zastrzega wreszcie, że prochy obu Julii, córki i wnuczki, nigdy nie mogą być złożone w Mauzoleum. Po testamencie prywatnym odczytywane są kolejno cztery zwoje, zawierające: pierwszy — wskazówki co do pogrzebu; drugi — wykaz czynów Imperatora Cezara Augusta oraz polecenie, aby tekst ten wyryć na dwu spiżowych tablicach i ustawić przed Mauzoleum 1; trzeci — wykaz sił zbrojnych imperium, dane o stanie finansowym państwa, nazwiska wyzwoleńców i niewolników, którzy są odpowiedzialni za rachunkowość; czwarty — ogólne wskazówki co do prowadzenia spraw państwa na przyszłość. Imperator zaleca w szczególności: nie wyzwalać zbyt wielu niewolników, aby pospólstwo obcego pochodzenia nie zalało Rzymu; nie nadawać zbyt hojnie obywatelstwa rzymskiego, aby nie zatarła się różnica między Rzymianami a ludami podbitymi; funkcje kierownicze powierzać ludziom rozumnym i energicznym, ale zawsze kolegialnie, aby nikt nie miał zbyt wielkiego zakresu władzy; poprzestać na obecnych posiadłościach imperium i zbytnio nie rozciągać granic, co by utrudniło ich obronę. Po odczytaniu tych pism przystąpiono do dyskusji nad sposobami uczczenia zmarłego. 275 Wpływa wniosek, aby pogrzeb Imperatora Cezara Augusta odbył się na koszt państwa. Wniosek przyjęto jednomyślnie. Senatorowie stawiają dalsze wnioski: przed konduktem pogrzebowym winien być niesiony posąg bogini Zwycięstwa, który Imperator Cezar August kazał ustawić w sali posiedzeń senatu; kondukt winien być prowadzony przez bramę triumfalną, a synowie i córki pierwszych obywateli będą śpiewać pieśni żałobne; przed marami należy nieść napisy z tytułami ustaw, których autorem był Imperator Cezar August, oraz nazwami zwyciężonych przezeń ludów; w dniu pogrzebu na znak żałoby wszyscy zdejmą złote pierścienie, a włożą żelazne; po spaleniu zwłok kości zmarłego powinni zebrać z popiołów kapłani najwyższych kolegiów; nazwę „Augustus" trzeba przesunąć na miesiąc zwany dotąd „september" (tj. wrzesień), albowiem w tym właśnie miesiącu urodził się Imperator Cezar August; cały okres od urodzenia jego aż do zgonu winien nosić oficjalną nazwę „saeculum Augustum". Tyberiusz Juliusz Cezar wyraża pogląd, że nie wszystkie proponowane sposoby uczczenia jego ojca są właściwe, i radzi wycofać większość wniosków. Napomina jednocześnie, aby nie powtórzyły się zaburzenia, jakie miały miejsce przy pogrzebie Boskiego Juliusza Cezara, kiedy to spalono zwłoki na Forum. Zapowiada wydanie odpowiedniej odezwy do ludu. Posiedzenie zostaje zamknięte 2. Rozmowy ludzi prostych Kordony żołnierzy obstawiły ulice i place, którymi miał iść kondukt pogrzebowy. Za pretorianami cisnęły się tłumy. Pochód szedł z palatyńskiego domu Augusta, gdzie zwłoki dotychczas spoczywały, na Forum. Mary ustawiono przed świątynią Boskiego Cezara; były one ze złota i kości słoniowej, pokryte purpurową narzutą przetykaną złotem, która całkowicie przykrywała ciało zmarłego. Woskową podobiznę cesarza przybrano w strój triumfalny. Drugi posąg Augusta 276 jechał na rydwanie, trzeci zaś, pozłacany, wzięto z sali posiedzeń senatu. Niesiono też posągi i maski pośmiertne wszystkich przodków cesarza — aż po Romulusa. Brakło tylko podobizny przybranego ojca, Cezara, on bowiem, jako bóg, nie mógł być traktowany na równi ze śmiertelnymi. Wreszcie pojawiły się też podobizny symbolizujące wszystkie podbite ludy. Przed świątynią Cezara mowę wygłosił Tyberiusz, nieco zaś dalej, w północnej stronie Forum, Druzus. Później pochód skierował się na Pole Marsowe. Senatorowie zanieśli mary na miejsce, gdzie zwłoki miano spalić. Był to okrągły plac za Mauzoleum, otoczony topolami. Cały pochód okrążył przygotowany już stos pogrzebowy. Żołnierze szli w pełnym rynsztunku bojowym. Wielu z nich rzucało swe odznaczenia bojowe na stos. Podpalili go centurionowie. Kiedy płomienie zgasły i żar ostygł, Liwia i najznakomitsi z ekwitów zebrali kości Augusta do urny; tę ustawiono w Mauzoleum. A tymczasem ludzie rozmawiali. O wspaniałości pogrzebu, o zrządzeniach losu, o samym cesarzu. Dziwny to zbieg wydarzeń, że zmarł w tym samym domu, a nawet w tym samym pokoju, co i jego ojciec, Oktawiusz. Jeszcze dziwniejsze, że zmarł w tym samym dniu, w którym przed laty po raz pierwszy otrzymał tytuł imperatora. A później otrzymywał ten tytuł jeszcze 21 razy! Konsulem był 13 razy! Inni, rozważniejsi, starali się ocenić postać i rządy Augusta. Jedni twierdzili, że do wszczęcia wojny domowej zmusiła go miłość synowska, przywiązanie do pamięci przybranego ojca oraz sytuacja Rzeczypospolitej, zagrożonej anarchią. Szedł na ustępstwa wobec Antoniusza i Lepidusa, byle tylko skłonić ich do współudziału w pomszczeniu Cezara. Ale skoro Lepidus pogrążył się w gnuśności, Antoniusz zaś sam zmierzał ku zgubie, powodowany żądzą, nie było innego ratunku dla skłóconego państwa niż rządy jednostki. Wprowadzając jednak nowy ustrój, August nie nazwał go królestwem lub dyktaturą, lecz pryncypatem. Granice imperium stanowi teraz ocean 1 rzeki wielkie, dalekie. Legiony, prowincje, flota — wszystko 277 to kierowane jest sprawnie jedną ręką. Praworządność panuje w stosunku do obywateli, a wymagania wobec państw sprzymierzonych są umiarkowane. Stolica pełna jest wspaniałych budowli. Wszyscy radują się błogością pokoju. Ale wielu miało inne poglądy. Synowska miłość i obrona Rzeczypospolitej przed anarchią — to tylko frazesy. Z żądzy władzy Oktawian podburzył weteranów i utworzył prywatną armię. Dla władzy wywołał bunt legionów Antoniusza, wówczas konsula. Udawał sympatię dla senatu, ale gdy tylko otrzymał godność pretora, zagarnął armię obu konsulów, Hircjusza i Pansy. A jest kwestią otwartą, czy naprawdę zginęli oni z ran odniesionych w walce! Zmusił senat, aby zezwolił mu ubiegać się o konsulat, choć nie spełniał formalnych warunków. Legiony, które prowadzić miał na Antoniusza, obrócił przeciw Rzeczypospolitej. Nikt chyba nie będzie chwalił proskrypcji, bo nawet triumwirowie uznali ją za bolesną konieczność. Prawda, że zgubę Kasjusza i Brutusa można uważać za pomszczenie śmierci ojca, ale czy nie godziło się poniechać prywatnych nienawiści dla dobra ogółu? Pompejusza oszukał rzekomym pokojem, Lepidusa udaną przyjaźnią, Antoniusza małżeństwem z Oktawią. Pokój panował wprawdzie długi, ale nie bezkrwawy. Była przecież klęska Warusa, a w samym Rzymie zginęło wielu spiskowców. A życie prywatne Augusta? Zabrał żonę Tyberiuszowi, choć była w ciąży. Liwia okazała się surową matką dla Rzeczypospolitej, a jeszcze surowszą macochą dla domu cesarskiego. Następcę wybrał August nie z miłości doń i nie z troski o imperium, ale tylko dlatego, że znał jego okrucieństwa i pychę. Chciał, aby przez porównanie z tym możliwie najgorszym władcą rosła jego, Augusta, sława u potomnych. Tak oceniali postać i czyny zwolennicy i wrogowie. Oskarżenia jego przeciwników jeszcze po stu latach z lubością powtarzał Tacyt. A jakiż sąd wydamy z perspektywy dwudziestu wieków? Niektóre zarzuty, jak stosunek do Pompejusza, Lepidusa, Antoniusza, są wręcz fałszywe. Również oczywista jest sprawa wyboru następcy — bo nie był to wybór. Pod koniec życia August nie miał nikogo, komu mógłby przekazać wła- 278 dzę — prócz Tyberiusza, doświadczonego wodza, dobrego organizatora. A droga Oktawiana do władzy? Prawda, popełnił wówczas wiele zbrodni. Ale o to winić go nie można. Kto walczy o władzę, musi imać się wszelkich środków, w ataku i samoobronie, bo inaczej sam zginie. Takie są prawa polityki. Istotne natomiast i prawdziwie charakteryzujące człowieka jest to, jak zachowuje się rządząc. Jako władca był August w sprawach polityki wewnętrznej konsekwentny i surowy, ale nie splamił się okrucieństwem i nie poniżył do małostkowości. Cenił odwagę cywilną, szanował uczucia przyjaźni, nie krępował krytyki. Unikał blichtru i pozy, lubił prostotę i bezpośredniość. Miał również poczucie humoru, bez którego nawet najuczciwszy człowiek może stać się nieznośny. Chyba najbardziej bezwzględny był w stosunku do własnej rodziny, ale też zapłacił za to tragedią osamotnienia. Z usposobienia konserwatysta, starał się zachować wszystko, co w rzymskiej państwowości było jeszcze zdolne do życia, myślał jednak szerszymi kategoriami niż dotychczas rządząca arystokracja senatorska. Rozumiał, że mieszkańcy prowincji, stanowiący przecież większą część ludności imperium, nie mogą być traktowani jako bezwolna masa, przedmiot bezkarnego wyzysku; starał się zapewnić praworządność i stworzyć warunki gospodarczego rozwoju we wszystkich krainach, aby imperium stało się naprawdę wspólną ojczyzną zwycięzców i podbitych. Wojny prowadzone przez cesarza zmierzały do jednego celu: ustanowienia naturalnych granic imperium. Udało się to prawie w pełni. Kampanie były krwawe i bolesne dla obu stron, ale z rzymskiego punktu widzenia opłacało się ponieść wielkie ofiary, bo dzięki temu wiele późniejszych pokoleń ludzi nad Morzem Śródziemnym mogło radować się pokojem, ładem, stabilizacją. A czego pragnął August dla siebie? Nie ukrywał tego, wielokrotnie i otwarcie mówił o tym w ciągu prawie pół wieku swych rządów. Wielu podejrzewało, że to tylko piękne słowa. Niesłusznie, bo na pewno nie było to świadome samooszuki- 279 wanie siebie i stwarzanie wobec innych małostkowych pozorów. Chyba ma rację Seneka pisząc o nim: „Swoje trudy łagodził tą słodką — choć fałszywą — pociechą, że kiedyś będzie mógł żyć tylko dla siebie. W jednym ze swych listów do senatu obiecywał, że nawet jego wypoczynek nie będzie pozbawiony godności i nie rzuci cienia na już zyskaną sławę. Znalazłem tam takie słowa: Co prawda, łatwiej to pięknie realizować niż przyrzekać. Ale pragnienie tej chwili, której najbardziej sobie życzę, skłoniło mnie do uszczknięcia nieco rozkoszy z samej słodyczy słów, skoro nie mogę radować się odpoczynkiem w rzeczywistości" 2. Bo trudno jest zdobyć władzę, ale jeszcze trudniej od władzy odejść. Tablice genealogiczne (uproszczone) = małżeństwo; | potomstwo I. Pokrewieństwo Augusta z rodziną Juliusza Cezara G. Juliusz Cezar = Aurelia G. Juliusz Cezar dyktator i Julia = M. Atiusz Balbus (1) G. Oktawiusz = Atia = (2) Marcjusz Filip Oktawia G. Oktawiusz (Oktawian, August) U. Potomstwo Augusta (1) Skrybonia = August = (2) Liwia (1) Marcellus = (2) Agryppa = Julia = (3) Tyberiusz Gajusz Lucjusz Julia Agryppina Agryppa Cezar Cezar Starsza Postumus m. Potomstwo Oktawii (1) Gajusz Klaudiusz Marcellus = Oktawia = (2) Marek Antoniusz Marek Marcellus Marcella Starsza Marcella Młodsza Antonia Starsza Antonia Młodsza IV. Potomstwo Iiwii Liwia = Tyberiusz Klaudiusz (1) Wipsania = Tyberiusz = (2) Julia Druzus = Antonia Młodsza Druzus Germanik Klaudiusz 281 Przypisy 17 marca — Skrót protokołu posiedzenia senatu. 1 Czytelniku, zapamiętaj to nazwisko i ten wniosek! 2 Appian, Wojny domowe, II 125—136, z dodaniem szczegółów zachowanych w innych źródłach. Mówi Oktawian: moje dzieciństwo i wczesna młodość. 1 Warstwa bogatych przedsiębiorców i bankierów. 2 Dziś Velletri, około 30 km na południe od Rzymu. 3 Rok 63. * Rok 48. 5 Rok 46. 6 Dziś Tarragona. 7 W połud.-wschod. Hiszpanii. 8 Dziś Kartagena. 9 Roku 45. 10 Mikołaj z Damaszku, Żywot cesarza, r. 2—15, z dodaniem.pewnych szczegółów zachowanych u Swetoniusza, Żywot boskiego Augusta; Mikołaj z Damaszku parafrazował pamiętnik cesarza. Kwiecień. 1 Cyceron, O wieszczeniu {De dinnatione), II 22—23. Cyceron do Attryka. 1 Wyjątki z listów Cycerona: Ad Atticum, XIV 4; 5; 10; 11; 12. Mówi Oktawian: jak chciał mnie zgubić Antoniusz. 1 20-30 lipca. 2 Galia Narbońska, dzisiejsza południowa Francja. 3 Mikołaj z Damaszku, Żywot cesarza, r. 28—31, włączając fragment zachowany u Pliniusza, Historia naturalna, U 93. Mówi Cyceron. 1 Kwintus Kornificjusz był namiestnikiem prowincji Afryki (dzisiejsza Tunezja). 2 Wyjątki z listów Cycerona: Ad familiares, XII 23; Ad Atticum, XVI 8; 11; 23. 282 Praworządność. 1 Dziś Tivoli. 1 Dziś Castel Gandolfo. 3 Dziś Modena. Wojna nad Padem. 1 List Antoniusza przytacza Cyceron, Philippica. XIII. Cena zwycięstwa. 1 Dziś Castelfranco, między Mutiną (Modena) a Bononią (Bologna). 2 Rodzaj włóczni. 3 List Galby: Cyceron, Ad familiares, X 30; list do M. Brutusa: Cyceron, Ad M. Brutum, I 3. Pościg i zdrada. 1 Vada Sabatia, dziś Vado Riviera, na Riwierze włoskiej. 2 Dziś Polenzo. 3 Dziś Frejus. 4 Dziś Izera. 5 Dziś Latakia, na wybrzeżu Syrii. 6 List D. Brutusa: Cyceron, Ad familiares, XI 13; list Lepidusa: tamie, X 35. Marsz na Rzym. 1 Wyjątki z listów Cycerona: Ad M. Brutum, I 10; 18. Proskrypcje. 1 Dekret proskrypcyjny odtworzono na podstawie Appiana, Wojny domowe, IV 8-11, oraz Kasjusza Diona, Historia rzymska, XLVII 1-19. Kto winien. 1 Kasjusz Dion, Historia rzymska, XLVII 7. Śmierć Cycerona. 1 Dziś Gaeta. Sielanki. 1 Końcowa część rozdziału jest parafrazą pierwszej sielanki Wergiliusza. 283 Peruzja. 1 Dziś Perugia. 1 Dziś Palestrina. Rozmyślania ubogiego skryby w dniach wojny peruzynskiej. 1 Parafraza pieśni Horacego, Epody, XVI. W szczerej, przyjaznej atmosferze. 1 Na podstawie Appiana, Wojny domowe, V 61—62. Podróż do Brundyzjum. 1 Na podstawie Horacego, Satyry, I 6. Bitwa pod Tauromenium. 1 Dziś Sorrento. 2 Dziś przylądek Milazzo. 3 Dziś Taormina. Napis wyryty świętym pismem Egipcjan ku czci bogini Izydy. 1 Diodor Sycylijski, Biblioteka historyczna, I 27. Mówi Oktawian: moje walki w Hirii. 1 Za Alpami Dynarskimi, w dzisiejszej Jugosławii, w masywach górskich Wielka i Mała Kapela. 2 Dziś Triest. 3 W roku 35. 4 Nieco na południe od dzisiejszego miasta Ogulin. 5 Nad rzeką Kulpa i górną Sawą. 6 Północna Jugosławia i część Węgier. 7 Dziś Sisak. 8 Rok 34. 9 Ich kraj mniej więcej odpowiada dzisiejszej Dalmacji. 10 U stóp góry zwanej do dziś Promina (1148 m). 11 Dolina rzeki zwanej obecnie Celina i położone w niej miasta. 12 Rok 33. 13 Nad górną Bosną (prawdopodobnie). 14 Odtworzono na podstawie Appiana, Wojny w Ilirii, 52—82. 15 Kasjusz Dion, Historia rzymska, XLIX, 36. Zimna wojna. 1 list Antoniusza cytuje Swetoniusz, Żywot Augusta, 69. 284 Myśli, które Kw. Horacjosz Flakkus, poeta, dedykował Kw. Delltuszowi, politykowi. 1 Horacy, Pieśni, II 3. Śmierć Kleopatry. 1 Kasjusz Dion, Historia rzymska, LI 12-14; Plutarch, Żywot Antoniusza, 83—86. Horacego myśli o klęsce i śmierci egipskiej królowej. 1 Parafraza Horacego, Pieśni, I 37. Apollon. 1 Propercjusz, Pieśni, U 31. Augustus. 1 Monumentum Ancyranum, 34. Uchwała powzięta przez senat rzymski w styczniu roku 27. 1 Mowa o wydarzeniach w sierpniu roku 43. 2 Makrobiusz, Saturnalia, I 12, 36, Miliarium Aureum. 1 Dziś Cniusi. 2 Dziś Arrezzo. 3 Napis na łuku w Ariminum: Corpus Inscriptionum Latinarum, XI 365. Pokój na szczytach Alp. 1 Dziś La Turbie. 2 Dziś Św. Bernard i masyw Mont Blanc. 3 Dziś Ivrea. 4 Dziś Suza. Arabia Szczęśliwa. 1 Według Strabona, Geographica, XVI 4, 22-24. Marcellus i Julia. 1 Epigram Krinagorasa: Anthologia Palatina, VI 161. Władza pochodzi od ludu. 1 Monumentum Ancyranum, 9. 285 Myśli, które Kw. Horacjusz Flakkus poświęcił swemu przyjacielowi L. Sestiuszowi. 1 Horacy, Pieśni, I 4. Mauzoleum. 1 Wergiliusz o Marcellusie: Eneida, VI 860—890. Trwalsze nad spiż. 1 List do Winniusza: Horacy, Listy, 113; wizja sławy: Pieśni, III, 30. Śmierć Wergiliusza. 1 Donatus, Vita Vergilii. Granice władzy. 1 Cytat o konieczności zawierania małżeństw pochodzi z mowy cenzora Metellusa Macedońskiego. Nowy wiek. 1 Proroctwo Sybilli: Flegont, Makrobioi, 91; protokół obchodów rzymskich: Corpus Inscriptionum Latinarum, VI 32323; pieśń chłopców i dziewcząt: Horacy, Carmen saeculare. Trzy Galie. 1 Dziś Narbonne. Ołtarz pokoju. 1 Wezwanie Augusta do powrotu. Horacy: Pieśni, VI 5. Cesarz i historycy. 1 Charakterystyka T. Labienusa: Seneka Starszy, Kontrowersje, X, przedmowa, 4—8. Podział historii Rzymu według Seneki Starszego: Laktancjusz, Dinnae institutionis libri, VII 15, 14. Śmierć Agryppy. 1 Była to kometa Halleya. Tyberiusz i Gajusz Cezar. 1 List Augusta do Gajusza: Gelliusz, Noctes Atticae, XV 7, 3. Śmierć Lucjusza Cezara. 1 Dziś Marsylia. 286 Śmierć Gajusza Cezara. Do 2 ostatnich rozdziałów — Uchwały kolonii w Pizie: Corpus Inscriptionum Latinarum, XI 1421. Wspomnienia G. Wellejusza Paterkulusa. 1 Rok 4 n. e. 2 Parafraza wybranych fragmentów Wellejusza, Historia rzymska, II 103-104. Cena triumfów. 1 Dziś Petronell, na wschód od Wiednia. Wspomnienia Gajusza Wellejusza... 1 Dziś Triest. 2 Dziś Vrhnika w Jugosławii, koło Lublany. August do Tyberiusza. 1 List przytacza Swetoniusz, Żywot Tyberiusza, 21. Publiusz Owidiusz Nazon do swoich czytelników. 1 Rok 43 p.n.e. 2 Jedno z kolegiów sądowych. 3 Dziś Konstanca w Rumunii. 4 Parafraza elegii Owidiusza, Tristia, IV 10. Posiedzenie senatu — sierpień roku 14 n. e. 1 Zachował się odpis tego zapisu, wyryty — w wersji łacińskiej i greckiej — na ścianach świątyni Romy i Augusta w starożytnej Ankyrze, dzisiejszej Ankarze. Stąd nazwa tego napisu: Monumentum Ancyranum. Drobniejsze fragmenty odkryto w Antiochii i w Apolonii (w Pizydii). 2 Odtworzono na podstawie: Swetoniusz, Żywot Augusta, 100—101; Tacyt, Dzieje, I 7—9; Kasjusz Dion, Historia rzymska, LVI 31—33. Rozmowy ludzi prostych. 1 W oparciu o Tacyta, Dzieje, I 9—10. 2 Seneka, Dialogi, X 4. Źródła i opracowania Pamiętniki Augusta nie zachowały się, ale wyzyskał je w swej biografii cesarza Mikołaj z Damaszku; z tego greckiego dzieła posiadamy dość obszerne fragmenty. Natomiast w całości znamy oficjalny, sporządzony przez samego Augusta w ostatnim roku życia wykaz czynów — Res gestae Divi August i. Jest to tzw. Monumentum Aucyranum, bo znane z odpisu na ścianach świątyni w mieście Ancyra (dziś Ankara). Współczesny Augustowi historyk Liwiusz doprowadził swe wielkie dzieło do roku 9 p.n.e., tj. do śmierci Druzusa. Kilkadziesiąt ostatnich ksiąg Liwiusza nie dochowało się do naszych czasów, ale treść ich znamy ze skrótów i streszczeń u późniejszych pisarzy. Korespondencja Cycerona z dwu ostatnich lat jego życia i mowy Filipiki są doskonałym materiałem źródłowym do poznania burzliwych wydarzeń r. 44—43 i roli w nich Oktawiana. Pobieżna Historia rzymska Wellejusza Paterkulusa ważna jest szczególnie dla ostatniego okresu rządów cesarza, kiedy to sam Wellejusz służył w armii. Dużo cennych informacji zawdzięczamy Strabonowi — który był współczesny Augustowi — w jego geograficznym opisie świata. Interesująca zresztą dla historyka jest cała literatura tego okresu, zwłaszcza poezja rzymska: Wergiliusz, Horacy, Owidiusz, Propercjusz, Tibullus — oraz ich starożytni komentatorowie. Z historyków żyjących po Auguście szczególnie ważni są: Józef Flawiusz, Wojna żydowska, Starożytności żydowskie — głównie dla kwestii wschodniej; Swetoniusz, Żywoty cezarów (przekład polski J. Pliszczyńskiej ze wstępem J. Wolskiego — Ossolineum, Wrocław 1959) — zwłaszcza żywot Augusta, Cezara, Tyberiusza; Plutarch, Żywoty sławnych mężów — zwłaszcza Cezara, Antoniusza, Marka Brutusa; Appian z Aleksandrii, Wojny domowe (przekład polski L. Piotrowicza — Ossolineum, Wrocław 1957); Kasjusz Dion, Historia rzymska — księgi XLIV—LVI. Wszyscy ci historycy opierają się na dobrych, wcześniejszych źródłach, które często pochodzą z epoki samego Augusta. Często jednak popełniają pomyłki, zwłaszcza chronologiczne, dlatego relacje ich należy uważnie sprawdzać i kontrolować z innymi świadectwami. Roczniki Tacyta rozpoczynają się od opisu wydarzeń po śmierci Augusta, ale zawierają też pewne wzmianki i o wypadkach wcześniejszych. Najważniejsze napisy zebrane zostały w wydawnictwie: V. Ehrenberg — A. H. M. Jones, Documents illustrating the Reigns od Augustus and Tiberius, Oxford 1955. 288 Najważniejsze opracowania w porządku alfabetycznym: H. Dessau, Geschichte der romischen Kaiserzeit, I—II, Berlin 1924-1930. W. Drumann - P. Groebe, Geschichte Roms, I-IV, Leipzig-Berlin 1899-1920. V. Gradthausen, Augustus und seine Zeit, I—II, Leipzig 1891 —1904. M. Grant, From Imperium to Auctoritas, Cambridge 1946. T. R. Holmes, The Architect of the Roman Empire, I-H, Oxford 1928-1931. N. A. Maszkin, Principat Awgusta, Moskwa 1949. R. Syme, The Roman Rewlution, Oxford 1939. W języku polskim: , K. Kumaniecki, Cyceron i jego współcześni, Warszawa 1959 (dla lat 44-43). K. Morawski, Historia literatury rzymskiej za cesarza Augusta, Kraków 1916-1917. L. Piotrowicz, Cesarz August, Kraków 1937. S. Witkowski, Kleopatra, Lwów 1938. A. Krawczuk, Herod, król Judei, Warszawa 1965. A. Krawczuk, Kleopatra, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1969. Indeks nazwisk Agryppa zob. Wipsaniusz Agryppina Starsza 202, 281 Albius Tibullus 267 Aleksander Helios 129, 136, 166 Aleksander Wielki 52, 130, 137, 165, 166 Amaniszachete zob. Kandake Amatius Herofilos 23, 32 Amyntas 187 Ancharia 19 L. Anneusz Seneka, filozof 229, 230, 280 L.Anneusz Seneka, ojciec 229 Antonia Młodsza 237, 281 Antonia Starsza 112, 118, 281 G. Antoniusz 20, 54 L. Antoniusz 92-94, 98, 99, 101- -103 M. Antoniusz 7, 10, 12-19, 26, 28, 30, 32-60, 65-68, 70, 72-77, 81-84, 90-93, 95, 97-110, 112, 113, 115, 117, 118,123,125,129-136,142, 144-164, 171, 173, 206, 207, 221, 244, 248, 277, 278, 281 Antoniusz Antyllus 154, 156, 166, 242 Antoniusz Jullus 118, 244 Antoniusz Muza 195, 199 Antyllus zob. Antoniusz Apollodoros z Pergamonu 24 G. Appiusz Klaudiusz Caecus 184, 204 Arejos z Aleksandrii 24, 165, 166 Ariobarzanes, władca Medii 250 Arminiusz, dowódca Cherusków 261-264 Arsynoe 99 Artakses, król Armenii 207 Artawasdes, król Armenii 130, 132, 136, 154, 207 Artawasdes, król Medii 131 Atia 11, 19, 24, 36, 40, 281 M. Atiusz Balbus 35, 281 Attykus zob. Pomponiusz Aufidiusz Bassus 267 Aurelia 281 Autroniusz Petus 142 G. Azyniusz Pollion 33, 41, 60, 65,90, 93,94,100,103,105, 179, 228 Balbus zob. Atiusz Bassus zob. Aufidiusz, Wentydiusz Baton, wódz Dalmatów 257- -260 Brutus zob. Juniusz Cecyna z Volaterre 48,102 Cejoniusz 263 Cezar zob. Juliusz, Tyberiusz Cezarion (Ptolemeusz XVI) 136, 143, 146, 154, 166 Charmion 163 Cyceron zob. Tulliusz Cynna zob. Helwiusz, Korneliusz Kw. Delliusz 149, 150 Demostenes 51 290 Dioklecjan 205 Diomenes 159 Dolabella zob. Korneliusz Gn. Domicjusz Ahenobarbus 82, 83, 100, 103, 105, 118, 144, 149, 150 L. Domicjusz Ahenobarbus 243 L. Domicjusz Ahenobarbus, pretor 20 Donatus zob. Eliasz Donnus 189 Druzus (brat Tyberiusza) 222, 223, 231, 236-240, 260, 264, 272, 281 Druzus (syn Tyberiusza) 242, 248, 273, 274, 277, 281 Druzus zob. Liwiusz Eiras 163 Eliusz Donatus 209 Eliusz Gallus 190, 191, 193, 206 M. Eliusz Katon 252 L. Emiliusz Lepidus 234 M. Emiliusz Lepidus 8,10,12,13, 15, 17-19, 26, 41, 58-60, 66-68, 70, 71, 73, 74, 76, 82, 91, 94, 105, 108, 119, 122-125, 133, 144, 184, 221, 277, 278 M. Emiliusz Lepidus (syn) 175 M. Emiliusz Lepidus, podkomendny Tyberiusza 258, 259 P. Emiliusz Lepidus 74 Emiliusz Macer 266 L. Emiliusz Paullus 74, 269 Epikur 80, 89 Eros 159 P. Fabiusz Maksymus 270 Filip, król Macedonii 51 Filip zob. Marcjusz Filopojmen 74 G. Flaminiusz 184, 205 G. Fontejusz Kapiton 115, 116, 129 Fraataces, król Partii 247, 248 Fraates, król Partii 130, 131, 208, 247 Kw. Fufiusz Kalenus 93, 101, 102 Fulwia 50, 77, 92-98, 100, 102-105, 108, 118, 154, 166 A. Gabiniusz 140, 142 Gallus zob. Eliusz, Korneliusz Germanik (syn Druzusa) 238, 264, 274, 281 Grakchowie Gajusz i Tyberiusz 197 Hannibal 96, 184 Heliodor 115 G. Helwiusz Cynna 30 Herenniusz 75, 76 Herod, król Judei 154, 203, 224, 225 Herofilos zob. Amatius Hieron 138 A. Hircjusz 12, 34, 52, 53, 55-58, 278 Homer 167, 203, 265, 266 Kw. Horacjusz Flakkus 79, 85, 114,116,117,150,163,197, 201, 211, 215, 226-240, 267 Hortensja 78 Hortensjusz 178 Hostiusz Kwadra 220 Hyginus zob. Juliusz Julia (córka Augusta) 111, 118,178,193,194,202,203, 241-244, 269, 273, 275, 281 Julia (matka Antoniusza) 100 Julia (siostra Cezara) 20, 281 Julia (wnuczka Augusta) 202, 268-270, 275, 281 G. Juliusz Cezar 1-M, 46, 47, 291 50-52, 54, 55, 59, 60, 63-66, 68, 73, 77, 79, 84, 93, 95, 98, 99, 101, 106, 109, 110, 123-125, 129-131,136,142, 143,146,156,161,164,167, 172-175, 181, 184, 186, 194, 195,205,213,216-218,221, 228, 229, 231, 273, 277, 281 G. Juliusz Cezar, ojciec 281 G. Juliusz Cezar Oktawian (August) passim G. Juliusz Cezar (syn Agryppy) 202, 203, 239, 240, 243, 245-251, 274, 281 L. Juliusz Cezar 202, 203, 239, 240,243,248-251, 274, 281 G. Juliusz Hyginus 179 Juliusz Licynusz 218, 219 G. Juliusz Verkondaridubnus 222 Jullus zob. Antoniusz D. Juniusz Brutus 7, 12, 26, 33, 41,50-53,58-60,65,66,221 M. Juniusz Brutus 7, 9, 19, 26, 30,33,34,41,43,46,49,54, 55, 57, 60-63, 66-68, 71, 75, 78-85, 98, 100, 103, 109, 114, 196,228,230,278 Kaligula 229 Kalpurnia 10, 11 G. Kalpurniusz Pizon 195 L. Kalpurniusz Pizon 16, 41 Kandake Amaniszachete, królowa Etiopii 207 Kanidiusz Krassus 152 G. Kaniniusz Saturninus 249 Kapiton zob. Fontejusz Karakalla 205 G. Kasjusz 7, 9, 19, 30, 33, 41, 43,46, 54, 55, 60, 63, 64, 67, 68, 71, 75, 78-85, 91, 98, 100, 149, 228, 278 Kasjusz Dion 73 T. Kasjusz Sewerus 228 Katon zob. Eliusz, Porcjusz Katylina zob. Sergiusz Klaudia 108 Klaudiusz 238, 281 Tyb. Klaudiusz Neron 14,100,101, 105, 111, 205, 281 G. Klaudiusz Marcellus 105,194, 281 M. Klaudiusz Marcellus 111,172, 193,194,198,199,205,236, 239, 240, 242, 281 M. Klaudiusz Marcellus, zdobywca Syrakuz 194, 200, 201 Klemens, niewolnik Agryppy 272 Kleopatra 11, 26, 85, 92, 97- -99, 105,129, 130, 133-137, 143-153, 155-164, 171,172, 206, 207 Kleopatra Selene 129, 136, 166 L. Kokcejusz Nerwa 102-104, 115, 116 Konstantyn Wielki 205 L. Korneliusz Cynna 9, 13, 30 P. Korneliusz Dolabella 9, 13, 15, 17, 19, 33, 34, 41, 54, 55, 60, 64 G. Korneliusz Gallus 157, 267 P. Korneliusz Scypion Emilianus Africanus Młodszy 52 L. Korneliusz Sulla 51, 173, 174 G. Korneliusz Tacyt 278 Kw. Kornificjusz 47 L. Kornificjusz 120, 121 Kottiusz 189 Krassus zob. Kanidiusz, Licyniusz Krinagoras 194 G. Kryspus Hilar 211 P. Kwinktyliusz Warus 141, 260-265, 278 292 Labeon Seguliusz 61 T. Labienus 227, 228 Lepidus zob. Emiliusz Libon zob. Skryboniusz M. Licyniusz Krassus, triumwir 129, 132 M.Licyniusz Krassus, zdobywca Moesii 222 Licyniusz zob. Juliusz Liwia 101, 108, 111, 143, 162, 172, 193,194,199, 200, 206, 212, 220, 241-243, 246, 269, 270-274, 277, 278, 281 M. Liwiusz Druzus 109, 111, 194 T. Liwiusz Patawinus 231 M. Lolliusz 216, 246, 248 Lucjusz Pliniusz Rufus 122- -124 Kw. Lukrccjusz Wespillon 208 Lutus 138 . Macer zob. Emiliusz Maniusz 92, 103, 106 Marcella Młodsza 281 Marcella Starsza 202, 281 Marcellus zob. Klaudiusz Marcja (żona Fabiusza) 270 Kw. Marcjusz Re\ 204 L. Marcjusz Filip 20, 31, 35, 36, 40, 44, 65, 281 G. Mariusz 23, 32, 33 Maron zob. Wergiliusz Maroboduus, król Markomanów 256, 263 G. Mecenas 105, 114-118, 121, 155,171,172,175,202,209, 226, 240, 248 Menas 113 Messala Korwinus zob. Waleriusz L. Munacjusz Plankus 15, 41, 59,65,76,94,100, 103,145, 181, 221 L. Murena 116 Murena zob. Terencjusz Myron 176, 179 Neron 229 Nerwa zob. Kokcejusz Nazon zob. Owidiusz Obodas 192 Oktawia (siostra Augusta) 19, 74, 105, 106, 111, 112, 118, 129, 134, 135, 143-145, 147, 162, 166, 199, 201, 237, 244, 278, 281 Oktawia Młodsza (siostra Augusta) 19 M. Oktawiusz 151 G. Oktawiusz, ojciec Augusta 277, 281 Oktawiusze 19, 31 Oppiusz Statienus 131, 136 Orodes 130 P. Owidiusz Nazon 266, 268, 269 S. Pakuwiusz 183 Pansa zob. Wibiusz Paullus zob. Emiliusz Kw. Pediusz 64, 67, 68 Perykles 147 G. Petroniusz 206, 207 Petus zob. Autroniusz Pinnetus, wódz Pannonów 257, 258 Pizon zob. Kalpurniusz Plankus zob. Munacjusz Plotiusz Tukka 116, 209 Polemon, władca Pontu 224, 225 Polibiusz 274 Pollion zob. Azyniusz, Wediusz Gn. Pompejusz 20-22, 31-33, 36, 293 55, 109, 186, 205, 213, 219, 231, 248, 278 S. Pompejusz 22, 33, 34, 52, 60, 68, 71, 82, 84, 91, 92, 100- -104, 106-113, 111-120, 122, 123,133, 134, 144, 221 Pompejusz Warus 85 Pomponia 202 T. Pomponiusz Attykus 34, 35, 47^19 Pontyk 267 Popiliusz Lenas 75 M. Porcjusz Katon 219 S. Propercjusz 177, 179, 267 Ptolemeusz XIV 11 Ptolemeusz XVI zob. Cezarion Ptolemeusz Filadelfos 136 Ptolemeusz (syn Antoniusza i Kleopatry) 166 Ptolemeusze 163,166,172,190 Rufilla 143 Rufus zob. Lucjusz, Salwidienus, Wariusz Sabos 192 Salwia 143 Kw. Salwidienus Salwius Rufus 24, 26, 82, 93, 94, 106 T. Satulenus Junkus 251 Saturninus zob. Kaniniusz, Sentiusz Scypion zob. Korneliusz Segestes, wódz Germanów 261, 262 Seleukos 158 Seneka zob. Anneusz G. Sentiusz 252 G. Sentiusz Saturninus 256 L. Sergiusz Katylina 178 Serwilia 84 P. Serwiliusz 41 Serwiusz Galba 56 L. Sestiusz Kwiryn 196-198 Skopas 179 Skrybonia 108, 109, 111, 242, 244, 281 L. Skryboniusz Libon 108, 109 Sokrates 147 G. Sozjusz 144, 145, 148, 151 Spartakus 96 L. Stajusz Murkus 82, 83 Statienus zob. Oppiusz T. Statyliusz Taurus 119, 125, 142 Strabon 190, 191, 193, 206 Sulla zob. Korneliusz G. Swetoniusz Tranąuillus 72 F. Sylicjusz Korona 65, 74 P. Syliusz 223 Syllajos Nabatejczyk 190-193 Tacyt zob. Korneliusz Tanuzja 74 Tarkwiniusz 229 Teogenes 27 A. Terencjusz Warron Murena 188, 189 Terentilla 143 Tertulla 143 Testymus Dalmata 141 Tibullus zob. Albius Tigranes U, król Armenii 207, 208, 225, 247 Tigranes DI, król Armenii 247, 250 L. Tilliusz Cymber 33, 81 Trajan 132 G. Treboniusz 33, 34, 54, 55, 60, 64, 149 Kw. Tulliusz Cyceron 75 M. Tulliusz Cyceron 15, 19, 20, 32-34, 41, 47, 49-58, 61, 62, 65, 74-76, 160, 228 M. Tulliusz Cyceron (syn) 160 Tullus zob. Wolkacjusz P. Turulliusz 156 294 Tusnelda 261 Tyberiusz Juliusz Cezar 172, 194, 207, 208, 223, 229, 237-240,242-246,248,252-254, 256-260, 264, 265, 270-279, 281 Tyrsos 156, 157 P. Tytiusz 68 M. Waleriusz Messala Korwinus 83, 85, 121, 147, 151 Waleriusz Prokulus 209 L. Wariusz Rufus 116, 209 Warus zob. Kwinktyliusz, Pompejusz Warron zob. Terencjusz P. Wediusz Pollion 219, 220 G. Wellejusz Paterkulus 251, 259 P. Wentydiusz Bassus 54, 58, 93, 94, 100, 113 P. Wergiliusz Maron 89-91, 114, 116, 171, 172, 200, 267 Wersus, wódz Dalmatów 150 G. Wibiusz Pansa 35, 41, 52, 54, 55, 57, 58, 61, 278 T. Winhiusz 201 Wipsania 242, 281 L. Wipsaniusz Agryppa 205 M. Wipsaniusz Agryppa 21, 25-27, 94, 117, 119-122, 124, 138, 148,151,176, 187,195, 198,202-206,215,216,223, 224, 235, 236, 240-242, 272, 273, 281 Wipsaniusz Agryppa Postumus 269, 270, 273, 281 Wolas 138 T. Wolkacjusz Tullus 142 Zarmaros 208 Indeks nazw geograficznych Abisynia 206 Adriatyckie Morze 12, 24, 79, 81, 82, 100, 103, 130, 184, 188 Adyga rz. 223 Aenus rz., dziś lnu 223 Afryka 20, 21, 63, 68, 90, 91, 105, 110, 119, 123, 125, 144, 218, 282 Afryka Północna 255 Afryka Wschodnia 190 Aix zob. Colonia Iulia Aąuae Sextiae Akcjum 85, 148, 149, 151, 152, 154-156,172,174,175,196, 205 Akwilea 137 Akwitania 117, 216, 222 Alba Longa, dziś Castel Gandolfo 49, 50, 283 Albis, dziś Łaba 236, 238-240, 243, 253, 256, 260, 265 Aleksandria 11, 98, 99, 129, 133, 135, 136, 142, 144, 146, 153, 154, 156-158, 164, 165, 190 Alpes Graiae, dziś Św. Bernard 188, 285 Alpes Poeninae, dziś Mont Blanc 188, 285 Alpy 53, 58, 59, 65, 66, 93, 96, 137, 189, 221-223, 236, 238, 239, 249, 252, 285 Alpy Dynarskie 284 Alpy Helweckie 222 Alpy Maritimae (Nadmorskie) 189 Amasis rz., dziś Ems 237, 262 Amazonka 202 Ambracka Zatoka 147, 148, 152 Amfipolis 81, 82 Andetrium 259 Ankyra, dziś Ankara 187, 287 Antiochia 287 Aosta zob. Augusta Praetoria Apeniński. Półwysep 183 Apeniny 25, 53, 58, 60, 184 Apollonia 11, 24, 25, 27, 82, 83, a 106, 287 Apulia 116, 117 Arabia 129, 191, 206 Arabia Szczęśliwa 190, 285 Arabska Zatoka zob. Czerwone Morze Arabski Półwysep 190, 192 Arakses rz. 132 Arar rz., dziś Saona 221, 222 Ararat 131 Ararena 192 Argentorate, dziś Strasburg 237 Ariminum 53, 94, 183-185, 285 Armenia 113, 130-132, 136, 142, 144, 149, 154, 207, 208, 225, 246-248, 250 Arpinum 49, 51 Arretium, dziś Arrezzo 184, 285 Arrezzo zob. Arretium Arycja 115 Aska 193 Assuan zob. Syene Astorga zob. Asturica Augusta Astura 34, 75, 271 Asturia 186 Asturica Augusta, dziś Astorga 187 Asyria 164 Atella 171 Ateny 51, 79, 85,100,104,112,144, 147, 155, 156, 165, 208, 209 Athrula 193 Atlantyk 11, 216 296 Augsburg zob. Augusta Vindelico- rum Augusta zob. Sebaste Augusta Praetoria, dziś Aosta 189 Augusta Taurinorum, dziś Turyn 189 Augusta Vindelicorum, dziś Augsburg 223 Augustobona Tiicassum, dziś Tro- yes 217 Augustodunum, dziś Autun 217 Augustonemetum, dziś Clermont-Ferrant 217 Augustoritum Lemovicum, dziś Limoges 217 Autun zob. Augustodunum Avignon zob. Colonia Iulia Avennio Azja 54, 97, 152, 185, 209 Azja Mniejsza 20, 33, 79, 113, 123, 129, 156, 171, 187, 191, 208, 224, 225, 246, 250 Azowskie Morze 224 Babilon 164 Baetica 187 Baje 199 Batinos rz. 258 Belgika 216 Benewentum 116, 271 Berenike 190 Bibrakte 217 Bologna zob. Bononia Bonn zob. Bonna Bonna, dziś Bonn 237 Bononia, dziś Bologna 58, 67, 68, 184, 283 Borkana Wyspa, dziś Borkum 237 Borkum zob. Borkana Wyspa Bosna rz. 284 Bospor Kimmeryjski 224 Brenner (przełęcz) 223 Briksja 189 Brondyzjum 28, 30, 43, 45, 47, 49, 100-103, 105-107, 115, 117, 118, 147, 148, 155, 171, 184, 209, 284 Brytania 91, 96, 218 Capri w. 171, 178, 271 Caesar Augusta, dziś Saragossa 187 Castelfranco zob. Forum Gallorum Castel Gandolfo zob. Alba Longa Castra Vetera, dziś Xanten 237 Cejlon 190 Celina 284 Cezarea 224 Chios w. 245 Chiusi zob. Kluzjum Clennont-Ferrand zob. Augustonemetum Colonia Agryppinensis zob. Oppidum Usipetorum Colonia Augusta Nemausus, dziś Nlmes 217 Colonia Iulia Aąuae Sextiae, dziś Aix 217 Colonia Iulia Avennio, dziś Avig- non 217 Colonia Iulia Florentia Vienna, dziś Vienne 217 Colonia Iulia Obsequens Pisana, dziś Piza 249, 251, 287 Confluentes, dziś Koblencja 237 Cylicja 98, 136 Cypr w. 129, 136 Cyrcea 75, 125 Cyrenajka 136, 147, 154, 157 Czechy 255 Czarne Morze 185, 222, 255, 268, 269 Czerwone Morze zw. Zatoką Arabską 153, 154, 166, 190, 191 Dalmacja 142, 257-260, 284 Don rz. 223, 224 Dora Baltea rz. 188 Doriskos 81 Dunaj 139, 142, 173, 185, 189, 222, 223, 236, 238, 239, 243, 255, 256, 268 297 Efez 97, 112, 146, 147 Egejskie Morze 25, 80, 81 Egipt 11, 20, 92, 97-99, 127, 129, 133, 135-137, 142, 144, 146, 147, 155-157, 162-166, 171, 181, 183, 190, 206, 207, 246, 255 Elba zob. Ilwa Emerita Augusta, dziś Merida 187 Ems rz. zob. Amasis Epir 11, 24, 147, 148 Eporedia, dziś Ivrea 189, 285 Etiopia, Nubia, dziś Sudan 166, 206, 207 Etna 122 Etruria 49, 94, 107, 184 Eufrat 130, 137, 246, 247, 250, 255 Europa 183, 187, 189 Europa Środkowa 222 Faesulae 211 Farsalos 20 Fenicja 100, 129, 133, 136 Filippi 80, 81, 83-85, 89, 91, 97, 107, 109, 114, 121, 149, 229, 243 Flevo, dziś Zuyder See 236 Fonniae 75, 116 Forum Appi 115 Forum Gallorum, dziś Castelfranco 56-58, 282 Forum Iulii, dziś Frejus 59, 283 Fraaspa 131-133 Francja 282 Frejus zob. Forum Iulii Fundi 115 Gaeta zob. Kajeta Galacja 186, 187 Galia 43, 59, 63, 66, 68, 89, 105, 203, 216, 218, 219, 221, 224, 236, 239, 246, 255, 265 Galia Lugduńska 216, 218 Galia Nadmorska zob. Galia Narbońska Galia Narbońska, czyli Nadmorska 41, 59, 60, 65, 93, 101, 185, 216, 217, 221, 282 Galia Przedalpejska 12, 33, 34, 41, 50, 60, 66, 90, 93, 94, 189 Galia Zaalpejska 34, 50, 117, 181, 188, 189 Gergowia 217 Germania 236-238, 243, 252, 253, 256, 258, 260, 261, 265 Gindaros 113 Grecja 46, 60, 101, 110, 112, 147, 148, 171, 179, 203, 206, 209, 246 Hellespont 80 Himalaje 185 Hiszpania 21-24, 33, 60, 65, 68, 71, 91, 93, 95,105,106,110, 153, 181, 185-188, 194, 195, 203, 216, 218, 224, 225, 229, 255 Hiszpania Bliższa 41, 187 Hiszpania Dalsza 33, 41, 187 Hiszpania Tarraconensis 187 Iliria 60, 105, 137, 140, 143, 181, 271, 284 Dwa, dziś Elba 269 Indie 11, 130, 153, 154, 165, 166, 185, 190, 206, 208, 218 Indyjski Ocean 130, 185 Inn rz. zob. Aenus Iran 130 Ischia 109 Italia passim Ivrea zob. Eporedia Izara rz., dziś Izera 59, 283 Jemen 190 Jerozolima 224 Jońskie Morze 25, 82, 83, 100, 147 Judea 154, 224, 225 Jugosławia 284, 287 Kajeta, dziś Gaeta 75, 283 Kalabria 209 298 Kalatia 46, 48 Kales 49 Kampania 32, 33, 37, 45, 46, 116, 184, 208, 235, 243, 271 Kantabria 186, 210 Kanuzjum 102 Kapela Mała 284 Kapela Wielka 284 Kapua 116 Karnuntum, dziś Petronell 256, 287 Kartagena zob. Nowa Kartagina Kartagina 52, 96, 213 Kasr Ibrim zob. Premnis Kasylinum 46, 48 Kaudium 116 Keraunion przylądek 148 Kercz zob. Pantikapajon Kleopatris 191, 192 Kluzjum, dziś Chiusi 184, 285 Koblencja zob. Confluentes Kolonia zob. Oppidum Usipetorum Kommagene 225 Konstanca zob. Tomi Korcyra 119, 129, 147, 148 Korsyka w. 110 Koryncka Zatoka 147 Kremona 89 Krym 224 Ksanthos 79 Kulpia 22 Kulpa rz. 284 Kurne 34, 35, 113 Lacjum 115, 200 Lancia 187 Lanuwium 34 Laodicea, dziś Latakia 60, 64, 283 Las Teutoburski 260, 262, 264 Latakia zob. Laodicea Lech rz. zob. Licea Lesbos w. 198 Leukas 148 Leuke 192 Libia 157 299 Licea rz., dziś Lech 223 Limoges zob. Augustoritum Lemovicum Liparyjskie Wyspy 120 Lippe rz. zob. Lupia Loara rz. 216, 222 Lubiana 287 Lug, Lugdunum, dziś Lyon 218, 221, 222, 236, 237 Lupia rz., dziś Lippe 28, 30, 237, 253, 264 Lutetia Parisiorum, dziś Paryż 221 Luzytania, dziś Portugalia 187 Lycja 79 Lyon zob. Lugdunum Łaba zob. Albis Macedonia 19, 25, 26, 34, 41, 43, 47, 51, 54, 60, 66, 75, 79, 80, 82, 91, 152, 257 Mantua 89, 90, 172, 209 Mariaba 193 Marna rz. 216 Marsylia zob. Massylia Massylia, dziś Marsylia 249, 286 Media 130-132, 135, 154, 250 Mediolan 89, 184 Megara 209 Men rz. zob. Moenus Merida zob. Emerita Augusta Meroe 207 Messana 120, 122-124 Messańska Cieśnina 113 Merulum 138, 139 Mezopotamia 129, 130 Milazzo zob. Mylae Milet 99 Misenum przylądek 109, 117, 118,-144, 255 Missisipi 202 Modena zob. Mutina Moenus rz., dziś Men 256 Moesia 223 Mogontiacum, dziś Moguncja 237, 239 Moguncja zob. Mongontiacum Monaco 188 Mutina, dziś Modena 50, 51, 53, 55, 57, 58,60, 63,66,67,184,221, 283 Mylae przylądek, dziś Milazzo 120, 122, 284 Myoshormos 190 Nabata 191, 225 Napata 207 Narbo Martius, dziś Narbonne 216, 286 Narbonne zob. Narbo Martius Naulochus zatoka 122, 123, 133, 172, 205 Nauportus, dziś Vrhnika 257, 287 Neapol, Neapolis 35, 82, 89, 90, 101, 171, 178, 209, 271 Neapolitańska Zatoka 32, 89, 109, 117, 119, 173, 199, 219, 235, 255 Nil rz. 136, 165, 190, 191 Nimes zob. Colonia Augusta Nemausus Nimwegen zob. Noviomagus Nola 271 Noviomagus, dziś Nimwegen 237 Nowa Kartagina, dziś Kartagena 22, 282 Nubia zob. Etiopia Ogulin 284 Oppidum Usipetorum, później Colonia Agryppinensis, dziś Kolonia 237 Ostia 63, 240, 248 Pad 50, 53, 89, 96, 105, 184, 189 Palestrina zob. Preneste Palestyna 113, 129, 156, 157 Pandateria w. 243, 244 Pannonia 142, 143, 252, 256, 258, 260, 263 Pantikapajon, dziś Kercz 224, 225 Paryż zob. Lutetia Parisiorum Paretonium 157 Panna 184 Partia 130, 136 Patra 147, 148 Pawia 239 Peloponez 101, 104, 110, 112, 113, 147, 148, 152 Peluzjon 158 Perugia zob. Peruzja Peruzja, Augusta Perusia, dziś Perugia 91, 94, 95, 99, 100-102, 104, 284 Petra 192 Petronell zob. Karnuntum Pireneje 65, 68, 185, 194, 216 Piza zob. Colonia Iulia Obsequens Pisana Placentia 184 Planazja w. 269, 270, 272 Polenzo zob. Pollentia Pollentia, dziś Polenzo 58, 59, 283 Pont 224, 225 Premnis, dziś Kasr Ibrim 207 Preneste, dziś Palestrina 94, 284 Promina 284 Promona 141 Puteoli 35, 46-48, 117, 121, 209 Rawenna 49, 94, 255 Recja 223, 252 Region 244 Ren 66,173, 216, 223, 236-240, 251, 255, 256, 260, 261, 263-265 Rimini zob. Ariminum Rodan 106, 221, 222 Rodos w. 79, 166, 239, 240, 242, 244-246, 249 Rubikon rz. 63, 173, 213 Rumunia 287 Rzym passim 300 Sabińskie Góry 226 Sagunt 22 Sala rz. 238 Samnium 49 Samos w. 147, 155, 206-208 Samosata 113 Saona zob. Arar Samaria 224 Saragossa zob. Caesaraugusta Sardes 79 Sardynia 68, 107, 110, 113 Sawa rz. 139, 222, 223-235, 284 Scytia 91 Sebaste (łac. Augusta) 224 Segusio, dziś Suza 189, 285 Sekwana rz. 216, 221 Setowia 142 Sinuessa 116 Sisak zob. Siskia Siskia, dziś Sisak 139, 140, 258, 284 Skodra, dziś Szkodra 105 Smyrna 54, 79 Sorrento zob. Surrentium Sparta 101 Split 259 Spoletium 53, 94 Strasburg zob. Argentorate Sudan zob. Etiopia Sulmona 266 Surrentium, dziś Sorrento 119, 284 Suza zob. Segusio Sycylia 68, 71, 82, 84, 85, 89, 92, 100, 101, 103, 109, 110, 113, 119, 120, 122-124, 130, 134, 203, 206, 221 Syene, dziś Assuan 190 Synaj półwysep 191 Synodium 141, 142 Syrakuzy 194, 200 Syria 20, 34, 41, 54, 60, 79, 100, 113, 129, 132, 135, 136, 147, 171, 181, 208, 247, 250, 255, 260, 283 Szkodra zob. Skodra 301 Śródziemne Morze 109, 166, 171, 185, 216, 222, 231, 276 Tamiza 202 Tanais 224 Taormina zob. Tauromenium Tarent 117-120, 184 Tarracina 115 Tarragona zob. Tarrakona Tarrakona, dziś Tarragona 22, 185-187, 282 Tarsos 97, 98, 149 Tauromenium, dziś Taormina 119- -121, 284 Tazos w. 82, 83 Teanum 49 Tenaron przylądek 152 Tergeste, dziś Triest 137, 257, 284, 287 Terpon 138 Tibur, dziś Tivoli 49, 50, 282 Tivoli zob. Tibur Tomi, dziś Konstanca 268, 287 Trazymeńskie Jezioro 184 Triest zob. Tergeste Trimerus w. 269 Troja 200 Troyes zob. Augustobona Tricassum Tunezja 282 Turcja 187 Turyn zob. Augusta Taurinorum Tuskulum 75 Tybr rz. 11, 31, 107, 144, 151, 199, 200, 213, 214 Tyr 100 Tyreńskie Morze 184, 188 Umbria 94, 184 Vada Sabatia, dziś Vado Riviera 58, 283 Velitrae, dziś VeUetri 19, 20, 282 Yelletri zob. Yelitrae Vienne zob. Colonia Iulia Florentia Vienna Visurgis rz., dziś Wezera 237, 238, 252, 261, 262 Volaterre 48 Vrhnika zob. Nauportus Wenuzja 116 Werona 189 Wezera zob. Visurgis Węgry 284 Wiedeń 223, 287 Wisła 202 Wołga 202 Wrota Sapejskie 81 Xanten zob. Castra Vetera Zagłębie Ruhry 237 Zuyder See zob. Flevo Spis treści Część pierwsza — Mars Ultor, bóg wojny i zemsty Rzym XV-XVII marca roku XLIV ............. 7 XV marca....................... 7 XVI marca....................... 12 XVII marca ...................... 13 Skrót protokołu posiedzenia senatu ............ 13 Mówi Oktawian: moje dzieciństwo i wczesna młodość...... 19 Decyzja ........................ 24 Testament ......................... 28 Kwiecień ......................... 31 Cyceron do Attyka..................... 34 Achilles i finanse...................... 36 Bankructwo . . ...................... 39 Mówi Oktawian: jak chciał mnie zgubić Antoniusz....... 40 Mówi Cyceron....................... 47 Praworządność....................... 49 Boski młodzieniec ..................... 52 Wojna nad Padem ..................... 53 Cena zwycięstwa ...................... 55 Pościg i zdrada ...................... 58 Cena żartu ........................ 60 Marsz na Rzym ...................... 61 Śmierć Decymusa Brutusa.................. 65 Spotkanie trzech ...................... 66 Triumwirat ........................ 68 Proskrypcje ........................ 69 Kto winien? ........................ 72 Śmierć Cycerona...................... 74 Bunt kobiet ........................ 76 Na Wschodzie ....................... 79 Filippi .......................... 80 Mars Ultor ........................ 84 Część druga — Neptun, bóg morza Sielanka.......................... 89 Peruzja .......................... 91 Rozmyślanie ubogiego skryby w dniach wojny peruzyńskiej ... 96 Afrodyta i Dionizos ..... 97 Przebudzenie......... 99 Tyberiusz Klaudiusz Neron . . 100 W szczerej, przyjaznej atmosferze... 102 Układy i zdrada ....... 105 Triumwirowie i lud.... 106 Małżeństwa polityczne .... 107 Małżeństwa niezwykłe .... 111 Syn Neptuna ........ 112 Gajusz Mecenas . . 114 Podróż do Brundyzjum .... 115 Tarent ........... 117 Bitwa pod Tauromenium . . 119 Koniec władcy mórz ..... 121 Bezkrwawa klęska Lepidusa . . 123 Część trzecia — Izyda, bogini Egiptu Część czwarta - Apollon, bóg ładu, słońca, twórczości Triumfy, świątynie, hipopotam Dylemat.......... Oczyszczenie........ 129 131 133 Wielka Armia — marsz na Wschód .......... Wielka Armia — odwrót ................ Zwycięzca i niewolnicy ...................uj Oktawia..........................134 Izyda ...........................135 Napis wyryty świętym pismem Egipcjan ku czci bogini Izydy 137 Mówi Oktawian: moje walki w Ilirii.............137 Zimna wojna........................143 Pierwsze działania ..................... Kwintus Delliusz...................... Myśli, które Horacjusz Flakkus, poeta, dedykował Kwintusowi Delliuszowi, politykowi.................. Bitwa pod Akcjum.....................*-* Zabawy i studia......................153 Urodziny .........................155 Bitwa, której nie było ...................157 Śmierć Antoniusza ................... Pohańbienie pamięci .................. Śmierć Kleopatry.................... Horacego myśli o klęsce i śmierci egipskiej królowej . . . Syn Cezara ...................... 146 149 150 151 159 160 161 163 164 171 173 175 305 Apollon.......................... 177 Augustus......................... 179 Uchwała powzięta przez senat rzymski w styczniu roku 27 o zmianie nazwy miesiąca Sextilis (sierpień)......... 182 Miliarium Aureum .................... 183 Bóg piorunów ....................... 185 Kantabria i Galacja .................... 186 Pokój na szczytach Alp................... 188 Arabia Szczęśliwa ..................... 190 Marcellus i Julia...................... 193 Władza pochodzi od ludu . ................. 195 Myśli, które Kw. Horacjusz Flakkus poświecił swemu przyjacielowi, Lucjuszowi Sestiuszowi Kwirynusowi, konsulowi 197 Mauzoleum ........................ 198 Trwalsze nad spiż ..................... 201 Agryppa.......................... 202 Campus Martius ...................... 203 Etiopia, Partowie, Indie................... 206 Śmierć Wergiliusza ..................... 209 Granice władzy ....................... 210 Nowy wiek ........................ 212 Trzy Galie......................... 215 Ile miesięcy ma rok? .................... 218 Cesarz i niewolnicy..................... 219 Lugdunum......................... 221 Nad górnym Dunajem ................... 222 Nad Donem........................ 223 Ołtarz Pokoju ....................... 225 Cesarz i historycy ..................... -226 Część piąta — Nemezis, bogini sprawiedliwej kary Śmierć Agryppy ...................... 235 Druzus nad Łabą ..................... 236 Śmierć Druzusa ...................... 238 Ku Rodos......................... 239 Julia ........................... 241 Dwoje wygnanych ..................... 242 Tyberiusz i Gajusz Cezar .................. 245 Nad Eufratem....................... 246 Śmierć Lucjusza Cezara................... 248 Śmierć Gajusza Cezara ................... 250 Wspomnienia G. Wellejusza Paterkulusa, oficera armii Renu ... 251 Cena triumfów....................... 254 Wspomnienia G. Wellejusza Paterkulusa, oficera armii Dunaju 256 306 O czym Wellejusz nie wspomniał ............259 Las Teutoburski ......................260 Warusie, wróć legiony! ...................f« August do Tyberiusza .................2bi Publiusz Owidiusz Nason do swoich czytelników .......266 Julia, wnuczka Augusta...................268 Rozmowa na Planazji ...................2°* Ostatnie dni ........................ Liwia ........................... Posiedzenie senatu zwołane przez Tyberiusza Juliusza Cezara, piastującego władzę trybuna ludowego po raz XIV - sierpień roku XIV n.e. (skrót protokołu)..............273 Rozmowy ludzi prostych ..................281 Tablice genealogiczne .................... Przypisy.......................... Źródła i opracowania.................... Indeks nazwisk....................... Indeks nazw geograficznych ................. Spis ilustracji .......................