775 DOWCIPÓW NA KAŻDĄ OKAZJ i część 2 POSIWIEJMY SIĘ '778 DOWCIPÓW NA KAŻDĄ OKAZJĘ część 2 KK nu ni ciebie Wyboru dokonali: Marek i Piotr Zubrzyccy Projekt okładki: Edward Lutczyn Korekta: Grażyna Wiśniewska Copyright © cover illustration by Edward Lutczyn 2003 Copyright © for the Polish edition by Bauer-Weltbild Media Sp. z o.o., Sp. K., Warszawa 2003 Wszelkie prawa zastrzeżone Bauer-Weltbild Media Sp. z o.o., Sp. K. Klub dla Ciebie Warszawa 2003 www.kdc.pl Dział Obsługi Klienta 022 517 51 51 Wysyłamy bezpłatny katalog Dwieście czterdziesta czwarta publikacja Klubu dla Ciebie ISBN 83-89314-59-2 Skład i łamanie: Laguna Druk i oprawa: Wrocławska Drukarnia Naukowa PAN ń/a rauszu — Wczoraj Franek zaprowadził mnie do knajpy i chciał przy wódce naciągnąć na sporą sumę. — Oczywiście odmówiłeś pożyczki? — Natychmiast nie, dopiero po drugiej butelce. ik Jf > Dokoła pijanego, który wypadł z drugiego piętra, zebrał się tłum. — Co tu się stało? — pyta policjant. — Nie mam pojęcia — odpowiada pijany, otrząsając się. — Sam dopiero przed chwilą tu wpadłem. ik ik tV — Zrobiłam mężowi taką awanturę za pijaństwo, że trzy dni ze mną nie rozmawiał. Ale wczoraj, Bogu dzięki, wreszcie się odezwał. — I co powiedział? — Spytał: „Gdzie jest korkociąg?" — Znowu zalałeś się w trupa! Przecież dałeś mi słowo, że staniesz się innym człowiekiem. — I stałem się nim, ale ten drugi człowiek też zaczął pić... & ik JY — Na jakiej podstawie pani twierdzi, że obwiniony był pijany? — Bo potrząsał latarnią, potem się schylał i szukał jabłek! Gość zamawia najpierw kufel ciemnego, potem jasnego piwa, potem znowu ciemnego, znowu jasnego, i tak w kółko. — Ile kufli piwa pan wypija dziennie? — pyta ktoś zdumiony. — Od dwunastu do piętnastu. — Takie pragnienie pan ma? — Pragnienie? — dziwi się piwosz. — Ja wcale nie dopuszczam do tego, żeby mieć pragnienie! JY ft tV W knajpie, przy butelce wódki, siedzi dwóch tęgich pijaków. — Kiedy wracam do domu — powiada pierwszy — to moja żona zwykle patrzy na zegar. — A kiedy ja wracam — powiada drugi — to moja kobieta zwykle spogląda na... kalendarz. Widząc pijaka siedzącego nad butelką wódki, ktoś pogardliwie zapytał: — Czy to jest pańska jedyna pociecha życiowa? — Nie. Mam w szafie jeszcze cztery butelki. ft IV lY — Po tej wczorajszej wódce jeszcze mnie dziś głowa boli. — I mnie też po wczorajszej wódce strasznie łupie w głowie. — Tak? Przecież najmniej wypiłeś. — Ale za to, wracając do domu, wyrżnąłem głową w skrzynkę pocztową! ik A iV Kazio wypił za dużo i chwiejnym krokiem idzie ulicą. Spotyka policjanta i prosi: — Władzuchno ep... kochana... niech mnie ep... władzu-chna odprowadzi do domu... — A gdzie pan mieszka? — pyta usłużny policjant. — Władzuchna nie wie, gdzie ja mieszkam? — dziwi się Kazio. — To władzuchna też się urżnęła? — Pan powiedział wczoraj, że mój mąż został wyrzucony z knajpy na zbity pysk. Pan kłamał i musi pan to odwołać! — To pani mąż jeszcze siedzi w tej w knajpie? iY — Coś ty, taki stary pijak i wyrzekłeś się wódki? Odkąd to stałeś się abstynentem? — Od tego wieczoru, gdy wróciwszy do domu ciężko schlany, zobaczyłem swoją żonę podwójnie! tV 1Y ik — Wyobraź sobie: wczoraj wpadłem w fatalne towarzystwo. Kupiłem litra i wtedy okazało się, że ci moi koledzy, to abstynenci! Rano żona zwraca się do męża: — Dlaczegoś był wczoraj pijany? — A kto ci to powiedział? — Przecież sam mi mówiłeś, gdyś wrócił po północy urżnięty jak bela. — No wiesz? Jak możesz wierzyć pijanemu? — To skandal! Znowu przychodzisz do domu o trzeciej nad ranem! — Bo ja prowadzę... regularny tryb życia... Na dźwięk dzwonka pani domu otwiera drzwi. Na progu stoi pijany nieznajomy mężczyzna. 10 — Przyszedłem — bełkoce pijak — przeprosić panią w imieniu męża, który się... nieco spóźni... — A gdzie jest mój mąż? — Pani małżonek... poszedł właśnie... tego... do mojej tony, żeby usprawiedliwić moją... nieobecność w domu i zapowiedzieć, że ja też przyjdę trochę później. tt tV t-Y W izbie wytrzeźwień lekarz mówi do zatrzymanego kie-iowcy: - W pańskiej krwi stwierdziliśmy zawartość jednego poi promila alkoholu! — Cholera — klnie kierowca. — Musieli tę wódkę po-i /;idnie rozcieńczyć. Zawsze przy takiej samej dawce miałem mc mniej jak dwa promile! ik IV tV Rano przy śniadaniu mąż zwraca się do żony sznaps-kiry tonem: — Czy bardzo hałasowałem w nocy, gdy wróciłem Z przyjęcia? — Wręcz przeciwnie, jeszcze cię nigdy nie widziałam lakiego spokojnego. Tylko ci trzej, którzy cię przynieśli, strasznie stukali buciorami! ik 11 Dwaj panowie po burzliwie spędzonej nocy w sopockiej „Fregacie" wracają zygzakiem do domu wczasowego na dobrze zasłużony odpoczynek. Jest jeszcze ciemno. — Słyszysz, Kaziu... jak pięknie śpiewa skowronek? — To nie skowronek... to pstrąg tak śpiewa... — Zwariowałeś? Pstrąg?... W nocy! Po raz trzeci grubego Billa wyrzucono z baru prosto na ulicę. Przechodzień pomógł mu wstać i spytał ze współczuciem: — Czy doprawdy musi pan za każdym razem wracać do tej knajpy? — Niestety, tak. Jestem jej właścicielem. W Sztokholmie abstynent wchodzi do restauracji i widzi mężczyznę, przed którym stoi butelka wódki. — Pan chyba nie wie, że alkohol rokrocznie przenosi na tamten świat tysiące Szwedów? — Mnie to nie dotyczy: jestem Holendrem. tV tV IV Spotykają się dwaj przyjaciele. — Coś taki przegrany? Spotkała cię jakaś nieprzyjemność? 12 Masz pojęcie! Wczoraj wypiliśmy sobie niezgorzej, i kiedy bractwo się już rozchodziło, odwiozłem Edka do domu i położyłem go tak cicho do łóżka, że jego żona nic nie zauważyła. To co się przejmujesz? Powinieneś być zadowolony. Tak, ale dzisiaj dowiedziałem się, że Edek już dwa Ini temu pojechał do Kutna... Ksiądz spotyka swojego parafianina kompletnie zalanego. Znowu piłeś?! — woła oburzony. — A wczoraj byłem szczęśliwy, gdy zobaczyłem, że jesteś trzeźwy! Tak, proszę księdza, ale dzisiaj jest moja kolej na to, teby być szczęśliwym! Nad ranem idą ulicą dwaj zawiani jegomoście. Jeden z nich I u istrzega wiszącąna bramie kartkę i powiada do przyjaciela: Posłuchaj, co tu napisane: „Uczę francuskiego przy-pieszoną metodą". Też pomysł! O tej porze? ik IV & Spotykają się dwaj przyjaciele. Bój się Boga, Wacek! Jak ty wyglądasz? Kto cię tak pokiereszował? - Mój pies. 13 — Jak to możliwe? — Widzisz, wczoraj wróciłem do domu trzeźwy i on mnie nie poznał. Laboratorium farmaceutyczne. — Podajcie mi tę butelkę z dilacetylonamidonaplitolem. — Jest pusta, panie profesorze. — Psiakość! Kto mi wypił koniak? Policjant spotyka na ulicy pijanego i pyta go dokąd idzie. — Do domu... hep... Wracam właśnie z zabawy sylwestrowej... — Co mi tu pan za bajki opowiada? Przecież sylwester był przed trzema miesiącami. Teraz mamy kwiecień... — Wiem... hep... I właśnie dlatego się śpieszę... Pewnie już moja żona zaczęła się niepokoić. ik ik ik — Dlaczego pan tyle pije? — Bo mam mnóstwo kłopotów, panie doktorze. — Pan pije już od tylu lat, że te pańskie kłopoty powinny w ciągu tego czasu utonąć w wódce. — Kiedy, panie doktorze, one nauczyły się pływać... ik ik ik 14 — Panie Zdziśku, znów pan wczoraj przyszedł do pracy pijany! — Ja? Pijany? Ależ, panie kierowniku, skąd takie przypuszczenie?! - Zataczał się pan i wrzeszczał na cały głos: „Ale sobie strzeliłem ćwiartulę od rana!" — I pan w to uwierzył, panie kierowniku? Mało to człowiek głupstw gada po pijanemu? V w Zdaje się, że jest pan weterynarzem, panie doktorze, p i a wda? Owszem. Ale dlaczego pan o to pyta, czy pan się źle ¦ ¦¦".ie'-'> ik tV ft — Hallo, John! Czemu trzymasz się za twarz? — Wracam od dentysty. Wyrwał mi dwa zęby. — Przecież bolał cię tylko jeden? — Tak, ale on nie miał reszty z dwudziestu dolarów. Okulista dobiera okulary pewnej kobiecie, ale żadne nie pasują. — Proszę się nie denerwować — mówi do pacjentki. — I 'obranie odpowiednich szkieł nie jest rzeczą prostą. - Z pewnością — odpowiada kobieta. — Tym bardziej v to mają być okulary dla mego męża. 19 Profesor do początkującego lekarza: — Przecież pana pierwszy pacjent wyzdrowiał, nie rozumiem więc, dlaczego jest pan zdenerwowany? — Bo nie mam pojęcia, panie profesorze, co mu pomogło... — Panie doktorze, te nowe zęby, które mi pan wstawił, olą mnie... — Widzi prawdziwe! bolą mnie... — Widzi pan! Mówiłem przecież, że będą zupełnie jak Lekarz zwraca się do żony swego pacjenta: — Jak minęła noc mężowi? — Miał wysoką gorączkę. — Mówił od rzeczy? — Tak, ale całkiem normalnie... — Czy chory jadł dzisiaj rosół? — Jadł! — Z apetytem? — Nie, z ryżem. — Na co poprzednio pan chorował? — W dzieciństwie na chorobę angielską, w czasie wojny na egipskie zapalenie spojówek, przed trzema laty na azjatkę, .1 ostatnio na grypę z Hongkongu. - No to, jak widzę, przechorował pan ładny kawałek świata. tV tV IV — Panie doktorze, mój mąż mówi przez sen. — Niestety, nic na to nie mogę poradzić. — Kiedy mi nie chodzi o to, żeby pan go z tego wyleczył, tylko niech on mówi wyraźniej, bo nic nie rozumiem! iV — Co panu dolega? — pyta lekarz. — Cierpię na bezsenność, panie doktorze. Całą noc przewracam się z boku na bok, wstaję, kładę się, rzucam na łóżku... — W takim razie wcale się nie dziwię, że nie może pan zasnąć. Starsza Angielka zwraca się do psychiatry po radę. — Od pewnego czasu co noc śni mi się admirał Nelson. A wczoraj oświadczył mi się oficjalnie i zgodziłam się zostać I ego żoną. 20 21 — Bardzo ciekawy przypadek, missis Jackson. W czym mogę być pani pomocny? — Niech pan mi poradzi, panie doktorze, co mam robić: zatrzymać swoje panieńskie nazwisko, czy nazywać się panią Nelson? — Panie doktorze, coś ze mną nie jest w porządku. Ubrdałem sobie, że jestem wielbłądem. — Od kiedy nawiedziła pana ta mania prześladowcza? — Od tego dnia, kiedy przestałem być krokodylem. ^ ik A Pacjent do psychiatry. — Każdej nocy śni mi się piękna dziewczyna, która tańczy dookoła mego łóżka. — Pan zapewne chce, abym przerwał te sny? — Nie, ale może mógłby pan wpłynąć na to, żeby ona odchodząc nie trzaskała tak mocno drzwiami. — Chce pan dożyć późnego wieku? Niech pan nie pije, nie pali, nie jada tłustych potraw, nie ugania się za panienkami — radzi lekarz pacjentowi. — I wtedy mogę się spodziewać długiego życia, panie doktorze? — Życie to będzie żadne, ale w każdym razie czas się będzie panu bardzo dłużył. Technik dentystyczny od dłuższego czasu bezskutecznie domaga się pieniędzy od klienta, któremu wstawił nowe zęby. Właśnie wrócił od niego. — No i jak? — pyta żona. — Czy ci już wreszcie zapłacił? — Gdzie tam — odpowiada mąż. — W dodatku zachowywał się bezczelnie. Zgrzytał moimi zębami! Na odkrytym morzu zachorował bosman. Lekarz okrętowy /badał go i głęboko się zadumał. — Panie doktorze, czy to coś poważnego? — Nie, tylko ja zwykle w takich przypadkach jak pański zapisywałem pacjentom podróż morską... — Ledwo wsiadam do pociągu, momentalnie zasypiam. ('zy mógłby mi pan, panie doktorze, coś na to poradzić? — Nie trzeba. To samo przejdzie. — Ale kiedy? — Jak ukradną panu walizkę. ¦ft 22 23 — Panie, dlaczego pan chodzi na czworakach? — Bo ja mam kompleks niższości, panie doktorze. — Panie doktorze, cierpię na rozdwojenie osobowości. — Rozdwojenie osobowości? W takim razie proszę to sobie wzajemnie wyperswadować! Znany profesor zbadał pacjenta i powiedział: — Musi pan zaniechać na jakiś czas pracy umysłowej. Czym się pan zajmuje? — Piszę libretta do operetek. — A to, to można... ik Kelner ciężko zachorował. Odwieziono go do szpitala. Leży na stole operacyjnym i jęczy. Przechodzi lekarz. Kelner pyta go: — Panie doktorze... Tak się źle czuję... Pomoże mi pan? Lekarz poznaje kelnera i odpowiada: — Bardzo mi przykro, ale to nie mój stół. Zaraz przyjdzie kolega! — Wyobraź sobie, jakiego pecha ma Lilka! Wykosz-towała się na szałowy komplet bielizny, poszła na badanie do lekarza i teraz chodzi jak struta. - Dlaczego? Bo lekarz kazał jej pokazać język! Pielęgniarka zwraca się do lekarza: Panie doktorze, w poczekalni siedzi pacjent, który był iu/ 11 wszystkich lekarzy w mieście. Na co on się skarży? Na nich. Ma pan nieregularne tętno. Czy pan pije? Tak, panie doktorze. Ale regularnie. W ubiegłym roku miałem takie silne bóle reumatycz-że nie mogłem się nawet umyć i musiałem udać się do itala. I tam się pan umył? iV 24 25 — Panie doktorze, jaką mam temperaturę? — Czterdzieści jeden i dwie kreski. — A jaki jest rekord światowy? Pacjent opuszcza spodnie, pochyla się. Doktor przyklęka, zaglądając do zaatakowanej części ciała. W pewnym momencie twarz rozjaśnia mu się w uśmiechu i woła: — Poznaję, poznaję teraz! Pan Kowalski, nieprawdaż?.. I Po zbadaniu i wypytaniu pacjenta lekarz oświadcza: — Mój panie, skoro zjadł pan dwa talerze zupy pomidorowej, pół gęsi z kartoflami i kapustą, talerz grzybów duszonych, dwa sznycle, trzy filiżanki czarnej kawy z pięcioma kawałkami tortu, to nic dziwnego, że pan później nie miał apetytu. — Kiedy ja, panie doktorze, i przed jedzeniem też nie miałem apetytu... Zbadawszy chorego, lekarz oświadcza: — Jak się okazuje, mamy ból gardła, słabe serce, płuca zagrożone i nerki niewyraźne. Cóż więc uczynimy? — Pójdziemy do innego lekarza — oświadcza pacjent bez namysłu. — Pan doktor mnie nie poznaje? Leczyłem się kiedyś u pana na hemoroidy. Teraz mi znów dokuczają, więc ponownie przychodzę do pana... Doktor nie poznaje pacjenta, ale wydaje polecenie: — Proszę, niech się pan rozbierze. Pewien lump, znany z wrodzonego wstrętu do wody, siedzi przy stole i moczy cierpliwie jeden palec w szklance z wodą. Widzi to jego przyjaciel i pyta z ciekawością: — Co ty robisz? — Nic. Lekarz zalecił mi kąpiele, więc się po trochu przyzwyczajam! — Gdyby była konieczna operacja, czy będzie pan miał > /ym zapłacić? — pyta lekarz. — A gdybym nie miał czym zapłacić, czy byłaby konie-' /na operacja? — pyta pacjent. — Pan cierpi na kleptomanię — oświadcza pacjentowi lekarz. — Tak, panie doktorze, pańska diagnoza jest trafna. Co mi pan zaleci brać? — Brać? Przeciwnie, zabronię panu brać! 26 27 Lekarz: — Powinna pani sypiać na prawym boku. ^. Mój maż mów, przez sen, a ja me dosłyszę na lewe ucho. U V .V tV Mąż wraca od lekarza. Żona pyta już w progu: __ No i co stwierdził lekarz? . no ,n . •„*„ iakaś budowlana cno- — Nie wiem, ale zdaje się, ze to jaKas roba... — Co to znaczy budowlana/ wanno — To znaczy, że mam piasek w nerkach i wapno w żyłach. krzyczy, drugi natomiast bez najmniejszych oznak zniecierpliwienia poddaje się kuracji. — Jak to możliwe, że zachowuje się pan tak podczas masażu, jak gdyby to wcale nie bolało — dziwi się pierwszy pacjent. — Nie jestem taki głupi, żeby nadstawiać chorą nogę. — Panie doktorze, co by mi pan poradził na bezsenność? — Niech pan wypije przed snem szklankę mleka i zje przetarte jabłko. - Bardzo przepraszam, ale przed sześciu miesiącami p;m doktor w ogóle zabronił mi jeść przed snem... - To prawda, ale niech pan nie zapomina, jak wielki kmk naprzód zrobiła w tym czasie medycyna... Lekarz poszedł do zegarmistrza. Pokazuje mu sw^ zegarek, z którym ma ostatnio kłopoty. Zegarmistrz popatrzył, ^tns^garek ma słabą sprężynę. Musi go pan na- krecać dwa razy dziennie. nr~7Pi\ _ Aha, rozumiem - odpowiada lekarz. - Ale czy przed jedzeniem, czy po jedzeniu? * b * Na oddziale reumatologicznym rehabilitanci masują dwóch pacjentów. Jeden w czasie zabiegu wije się z bólu, Niech pan powie, panie doktorze, czy zawsze udaje się panu wyrwać ząb bez bólu? 0, nie! Wczoraj zwichnąłem sobie rękę! ik & & Pewien młodzian, przebywający na kuracji w szpitalu, zakochał się w uroczej siostrzyczce. Któregoś dnia powie-il/iał jej: Boję się, że zaraz po operacji wyzdrowieję i lekarz wypisze mnie do domu, i więcej pani nie zobaczę! 29 28 — O to może być pan spokojny! — odparła siostrzyczka. — Lekarz, który ma pana jutro operować, od dawna się we mnie kocha. A dzisiaj rano widział, jak mnie pan całował! Lekarz, oszołomiony wysokim rachunkiem za naprawę samochodu, zawołał: — Jedna godzina pracy i tyle pieniędzy? — Co pan się dziwi, panie doktorze? — odparł mechanik. — Lekarze od stworzenia świata mają do czynienia tylko z jednym modelem, a my musimy co roku zgłębiać coraz to nowe. 1% tV -ft Pacjent do lekarza: — Co mam robić, panie doktorze? Okropnie tyję! — Musi pan uprawiać gimnastykę! — Ależ ja codziennie chodzę pieszo do pracy. — To niech pan spróbuje jeździć tramwajem. Lekarz zwraca się do żony pacjenta: — Niestety, pani mąż już nigdy nie będzie mógł pracować. Ale proszę na razie zataić przed nim tę bezlitosną prawdę... — Dlaczego? To by mu bardzo poprawiło samopoczucie! ik Ik iź Rozhisteryzowany pacjent zjawia się u swego lekarza. — Panie doktorze, te środki, jakie mi pan zapisał, nic nie pomagają. Nadal nie mogę w nocy zasnąć. — W takim razie proszę pić co pół godziny mały kieliszeczek koniaku. — Sądzi pan, że to pomoże? — Nie, ale pozwoli panu spędzić przyjemnie czas. Pacjentka zwraca się do lekarza: — Panie doktorze, skoro literatura medyczna jest tak bogata, to po co jeszcze są lekarze? — Żeby chory nie umarł wskutek jakiegoś błędu drukarskiego. ¦ft tV ik — Kiepsko z pańskim zdrowiem — mówi lekarz. — Musi pan przestać palić. Jeden papieros po obfitym posiłku to maksimum! Po kilku tygodniach pacjent znowu zjawia się u lekarza. — No proszę! — powiada triumfująco lekarz. — Wy-rląda pan znakomicie! — Boja, panie doktorze, jem teraz dziesięć razy dziennie! 30 31 Lekarz spojrzał na chorego i uśmiechnął się. — Widzę, że pan dziś o wiele lepiej wygląda. — Tak, panie doktorze. Zastosowałem się do zaleceń, jakie znalazłem na buteleczce z lekarstwem, które mi pan przepisał. — Mianowicie! — Buteleczkę trzymać szczelnie zamkniętą. — Jak się pan czuje? — Źle, panie doktorze, teraz potrawy, których mi pan zabronił jeść! Jf tV tfr nie smakują mi nawet te ć! Pielęgniarka rozmawia przez telefon: — A ja mam na imię Ania... Ania... Przeliteruję: „A" jak angina, „N" jak nerwica, „I" jak ischias, „A" jak awi- jak taminoza... ik k Ht Zamyślony, roztargniony lekarz przyjmuje pacjenta. — Panie doktorze, strasznie mnie boli głowa... — Dawno już to pan odczuwa? — Od urodzenia. — A przedtem dobrze się pan czuł? 32 Lekarz zwraca się do blondynki, która chce się poddać kuracji odchudzającej: — A ile pani ważyła najmniej? — 3 kg 50 dkg, panie doktorze. Rozmawia dwóch psychologów: — Wiesz, to dziwne. Wystarczy krzyknąć ooo!!! w bibliotece, a wszyscy się gapią na ciebie w milczeniu. — A próbowałeś zrobić tak w samolocie? Wszyscy się natychmiast przyłączają W szpitalu psychiatrycznym dyrektor podchodzi do lekarza i pyta: — Panie doktorze, co ten pacjent robi na drabinie? — Udaje żarówkę. — No to niech stamtąd zejdzie. — Ale wtedy będzie ciemno. Przed operacją lekarz uspokaja pacjenta: — Proszę się nie bać, już robiłem to ze sto razy. W końcu musi się udać... w 5 W amerykańskim więzieniu Sing-Sing jakiś drab zwraca się do współlokatora w celi: — Ach, powiadam ci, jak wspaniale spędziliśmy z żoną wakacje nad brzegiem Pacyfiku! Biegaliśmy, kąpaliśmy się w morzu, skakaliśmy, zakopywaliśmy się w białym, miękkim piasku...! Jak stąd wyjdę, koniecznie tam pojadę i ją odkopię! Szef bandy gangsterów, widząc, jak jego człowiek skrupulatnie liczy banknoty zrabowane poprzedniego dnia z banku, mówi: — Po co tyle fatygi? Zatelefonuj do banku i dowiedz się, ile wynosi manko... IV Dyrektor amerykańskiego więzienia zwraca się do więźniów na apelu: 37 — Chcę widzieć w celach wzorowy porządek; czekamy na gubernatora. — Niesłychane! — wykrzykuje jeden z więźniów. — To w końcu i jego wsadzili? • Sędzia zwraca się do oskarżonego: — No, więc jak? Może pan dowieść swej niewinności? ; — Oczywiście, ale prosiłbym wysoki sąd o czas do namysłu. — Dobrze. Dostaje pan na to pięć lat. Przed sądem w Republice Południowej Afryki staje Murzyn, oskarżony o pobicie białego. Wszystkich w zdumienie wprawia łagodny wyrok: rok więzienia! Przewodniczący odczytuje motyw wyroku: — Wprawdzie za pobicie białego oskarżony zasługuje na znacznie surowszy wymiar kary, ale sąd wziął pod uwagę okoliczność łagodzącą: to wcale nie on był sprawcą pobicia, ale zupełnie ktoś inny... IV i> tV Funkcjonariusz policji zwraca się do podejrzanego, u którego znaleziono w kieszeniach srebrne łyżki, widelce i noże: 38 — Jeśli nie ukradł pan tych przedmiotów, to dlaczego ma pan to wszystko w kieszeniach. — Bo w domu nie mam kredensu. Późnym wieczorem na opustoszałej praskiej ulicy kilku drabów zastępuje przechodniowi drogę. — Ma pan zapałki? — pyta jeden z nich. — Proszę... może pan wziąć sobie całe pudełko — przechodzień oddycha z ulgą. — Kiedy nam są potrzebne tylko trzy zapałki. Chcemy rozlosować, komu przypadnie pański portfel... Adwokat do swego klienta: — Proszę niczego nie ukrywać przede mną. Czy to prawda, że napadł pan na bank i ukradł sto dwadzieścia milionów złotych? — Przysięgam, że to kłamstwo! — Wobec tego rezygnuję z obrony, bo kto mi zapłaci honorarium? IV Przewodniczący sądu do oskarżonego: — Czy decydując się na tę kradzież, pomyślał pan o swym starym ojcu? 39 — Tak, proszę wysokiego sądu, ale w tym mieszkaniu, które ogołociłem, nie było nic podchodzącego dla niego. — Dlaczego oskarżony ukradł kurę i jaja? — Proszę wysokiego sądu, ukradłem tylko jaja, ale kura zaczęła tak rozdzierająco zawodzić, że się nad nią po prostu ulitowałem. Rozmawiają dwaj więźniowie skazani na dożywotnie więzienie. — Jesteś żonaty? — Jeszcze nie oszalałem! Nie wiesz, że małżeństwo to koniec wolności? ! Do willi bankiera włamali się dwaj złodzieje. Zakneblowali i związali bankiera, posadzili go na fotelu i zabrali się do rozpruwania kasy. Po pewnym czasie, ocierając pot z czoła, jeden z bandytów zwraca się do drugiego: — Spójrz, bogatemu to zawsze dobrze! Siedzi sobie taki w fotelu i patrzy, a ty, człowieku, męcz się z tą kasą... IV 40 Policjant zwraca się do nietrzeźwego kierowcy: — Jak pan mógł siąść za kierownicą w takim stanie? — Koledzy mi pomogli, panie władzo... W więzieniu na Rakowieckiej rozmawiają dwaj więźniowie: — Ach, jaki miałem wspaniały sen — powiada pierwszy z rozmarzeniem. — A co ci się śniło? — Że nie zapłaciłem czynszu za pobyt w celi i wyrzucono mnie na bruk! IV Sędzia: — A najlepiej będzie, jeśli się pan ożeni z tą dziewczyną. Oskarżony: — Tak jest, proszę wysokiego sądu... Sędzia: — Więc niech pan tak zrobi i sprawa zostanie umorzona. Oskarżony: — Dobrze, jeśli tylko moja żona się na to zgodzi... Aresztowany zwraca się do konwojującego go polic- i.mta: 41 — Jestem po raz pierwszy w Warszawie. Może zechciałby pan zaprowadzić mnie do więzienia przez takie ulice, gdzie są najciekawsze zabytki? P W sądzie. — Stan cywilny? — Kawaler. — Kawaler? Ile razy? IV — Więc oskarżony twierdzi, że rzucał w poszkodowanego tylko pomidorami? — Tak jest, panie sędzio. — To jak pan wytłumaczy tego potężnego guza na głowie swojej ofiary? — Pomidory były w puszce, panie sędzio. Pewien prawnik w następujący sposób określił znaczenie słowa „odpowiedzialność": — Niech pan sobie wyobrazi, że pańskie spodnie mają dwa guziki i jeden z nich odrywa się. Wtedy odpowiedzialność spada na drugi guzik i ciąży na nim przez cały czas. Dwaj starzy znajomi spotykają się znowu w więziennej celi. — Cześć, Józek! W jaki sposób wpadłeś? — Przez te cholerne odciski. — Na rękach? — Nie, na nogach. Nie mogłem wiać. — Co ty robisz w sądzie? — Jestem za świadka. — W jakiej sprawie? — Wszystko mi jedno — jaka się trafi. Do komisariatu policji wchodzi mężczyzna i składa meldunek o zaginięciu swej żony. — A kiedy ona zaginęła? — pyta dyżurny. — Pięć lat temu. — Pięć lat temu? I dopiero dzisiaj pan się do nas zgłasza? — Wie pan, panie inspektorze, po prostu nie mogłem w to uwierzyć. — Słyszałem, że masz nowego wspólnika. Co to za gość? — Złoto, nie chłopak. Jak mi wyliczył dwanaście swoich wyroków — z miejsca nabrałem do niego zaufania! iV 42 43 Żona odwiedziła w więzieniu męża. — Jak czuje się nasz Jasio? — pyta więzień. — Jasio czuje się świetnie. Jest tylko zdziwiony, że ta droga, którą budujesz w Afryce, jest taka strasznie długa... IV Sędzia: — Co oskarżony pragnie jeszcze dodać na swoją obronę? Oskarżony: — Brak doświadczenia i młody wiek mego obrońcy! ik ik 1Y Sędzia do świadka: — Mówi pan, że zna pan oskarżonego od dziecka i że ręczy pan za niego, jak za siebie samego. Proszę wobec tego powiedzieć: jak pan uważa, czy oskarżony mógł się dopuścić kradzieży pieniędzy? Świadek z ożywieniem: — A ile było tych pieniędzy? tY ik tY — I nie wstydził się pan przyjąć pięćdziesiąt dolarów łapówki? — Pewnie, że się wstydziłem, ale ten gość nie chciał dać więcej... ik ik tY — Oskarżony trzykrotnie włamywał się do tego samego magazynu z konfekcją! — Czy to moja wina, że żona jest grymaśna i trzy razy kazała mi wymieniać suknię? ik ik tt W jednym z samochodów w wielkim korku ulicznym siedzi czterech uzbrojonych osobników. W pewnej chwili jeden z nich spogląda na zegarek i mówi: — Wszystko przepadło. Właśnie w tej chwili zamykają bank! tY ik ik Sędzia zwraca się do oskarżonego: — Jak to było z tą kradzieżą? — Tego dnia wypiłem sobie troszkę. Poszedłem więc do domu, żeby się wyspać. Wchodzę do pokoju i widzę różne graty, które nie są moje. Więc pomyślałem sobie, że to wszystko tr/eba wynieść... I wtedy właśnie złapała mnie policja... ik ik ik — A pan z jakiego powodu znalazł się w więzieniu? — Przez katar... — Jak to przez katar? — Kichnąłem i obudził się strażnik w magazynie... ik ik ¦& 44 45 Zwierzenie policjanta: — Najgorsze są kobiety. Nigdy do niczego się nie przyznają. Niedawno taka jedna spowodowała pożar w hotelu, bo zasnęła z zapalonym papierosem. Ale w czasie śledztwa twierdziła, że jest niewinna. Ze pościel płonęła już wtedy, gdy kładła się do łóżka... — Dlaczego oskarżony nie zwrócił pierścionka znalezionego w tramwaju? Czy oskarżony nie wie, że zatrzymanie sobie rzeczy znalezionej równa się przywłaszczeniu? — Wiem, wysoki sądzie, ale w tym przypadku jestem niewinny, bo na pierścionku wyryte były słowa: „Twój na zawsze". — On jest bardzo pobożny! — Przecież wciąż kradnie. — Ale tylko w kościołach i na procesjach. Do mieszkania Kowalskiego puka jakiś nieznajomy i pyta: — Czy pan opłacił już telefon? — Nie posiadam telefonu — odpowiada Kowalski. — A podatek za psa uiścił pan? 46 Nie mam psa. Pozwolenie na broń opłacone? Nie mam broni. To dobrze. Dawaj forsę, tylko już... tV — Wcale nie byłem pijany — zaprzecza podsądny. — Znajdowałem się tylko odrobinę pod dobrą datą. — Uwzględniając tłumaczenie oskarżonego — wyrokuje sędzia — zamiast skazać go na dwa tygodnie, skazuję go jedynie na czternaście dni aresztu. Wymiana zdań między przeciwnikami w sądzie: — To jest kretyn, idiota, bałwan! — Sam jesteś osioł, cham, bydlak! A na to sędzia: — Skoro mamy już ustalone personalia stron, możemy przystąpić do rozpatrzenia sprawy. IV — Jestem tak zahartowany, że w najmroźniejsząnoc śpię przy otwartym oknie — chwali się ktoś w towarzystwie. — Nie bujaj — odpowiada jeden ze słuchających. — Wczoraj przechodziłem późnym wieczorem obok twojego domu i widziałem, że wszystkie okna w twym pokoju są szczelnie zamknięte. — No dobrze, ale czy wczoraj była najmroźniej sza noc? tV IV > — Powiedz, Krysiu, skąd ty masz zawsze pieniądze? Przecież twój mąż słynie ze skąpstwa w całym mieście. — Nic prostszego. Gdy mi są potrzebne pieniądze, prowokuję sprzeczkę i w trakcie jej grożę, że wrócę do mamy. Wtedy mąż bez słowa daje mi pięć stów na drogę. Wytwórca elektrycznych maszynek do golenia skarży się przyjacielowi: 51 — Mam straszne zmartwienie. Moja córka chce wyjść za mąż za Franka Tomczaka. — To przecież porządny facet. — No tak, ale on się goli żyletką! *& i* A — Słyszałaś? Anka wychodzi za mąż. Ten jej wybrany to jakiś dyrektor, czy coś. Powiadam ci, mógłby być jej dziadkiem! — Nie bujaj. Nie ma na świecie tak starego człowieka, że mógłby być dziadkiem Anki... Pewna pani opowiada w towarzystwie, jak po raz trzeci wychodziła za mąż. — Gdy tylko poszliśmy w stronę ołtarza, w kościele nagle pogasły wszystkie światła. — I co pani zrobiła? — Poszłam dalej, przecież znam drogę na pamięć! No, jak tam pański ogródek działkowy? Ach, nieszczęście! Zwaliła się do nas cała rodzina... No i co z tego? Jak to co? Już nie ma ogródka. Zjedliśmy go na kolację! ¦fr 52 — Co to, pan, zaprzysięgły kawaler, żeni się? — Tak. Znalazłem kobietę, która mnie kocha bardziej niż ja sam. Rozmawiają przyjaciółki: — I co właściwie ci mężczyźni widzą w tej Kim Wilde? Wystarczy zabrać jej nogi, figurę, twarz, i co zostanie?... — Ty! ¦&¦ Czy wiesz, czemu jest w rzekach woda? Żeby się nie kurzyło, jak statki hamują! — Słuchaj, czemu się nie żenisz? Masz przecież z Wandą już troje dzieci. — To co. Ona mi się nie podoba... — Czemuś taki skwaszony? — pyta ktoś znajomego artystę malarza. — Okradziono mnie. Złodzieje zabrali wszystkie obrazy. — Ale przecież ubezpieczyłeś je, i to wysoko. 53 — Tak, ale niestety, policja znalazła je wszystkie w linie złodziejskiej. me- — Panie, już mija rok, jak pożyczył pan ode mnie pieniądze. Od tego czasu przychodzę tu codziennie i nic... — Tak, ma pan rację. To już trwa tak długo, że możemy sobie śmiało mówić po imieniu — Ten Karol jest niemożliwy! Jestem tak zdenerwowana, że dziennie tracę z piętnaście deko. — Więc czemu go nie rzucisz? — No wiesz! Muszę jeszcze stracić cztery kilogramy. ft ft -ft Pewien leser zbudził się oblany potem. Prędko się ubrał i wyskoczył do ogrodu. Spotkał go tam wracający z pracy znajomy. — Co nowego? — Niedawno wstałem, wypoczywam sobie teraz na trawce. — Czemu się tak spociłeś? — Śniło mi się, że cały dzień ciężko pracowałem. 54 Dwaj katowiczanie wybrali się na wycieczkę podmiejską. Spacerują po polach, oglądają krajobraz, zachwycają się przyrodą. — Nie rozumiem — mówi jeden z nich — dlaczego nie buduje się u nas miast poza ich granicami? Przecież tutaj powietrze jest o wiele lepsze! Dwaj przyjaciele rozmawiają w barze: — Tak, tak, mój drogi... mężczyzna z góry wie, że nigdy nie znajdzie kobiety idealnej. — Ale jeśli jest mądry, to szuka i szuka bez przerwy i ma z tego szukania sporo przyjemności... — To nasze nowe mieszkanie bardzo mi się podoba, ale ma niestety wadę. Wyobraź sobie, u sąsiadów słychać wszystko, o czym rozmawiamy z mężem. — Powieś na ścianę gruby dywan! — To nic nie da. Przecież wtedy ja nie będę słyszała, o czym oni tam rozmawiają... Pijesz? Nie. Palisz? 55 — Nie. — Rżniesz w karciochy? — Nie. — Więc jak to? Nie masz żadnej wady? — Jedną mam... — Jaką? — Kłamię. — Wiecie, co się stało? Spadłem wczoraj z dwunasto-metrowej drabiny! — I w jaki sposób uszedłeś z życiem? — Na szczęście stałem na pierwszym szczeblu od dołu... — Nie wiem, na co kobiety potrzebują tyle pieniędzy? Przecież nie piją, niewiele palą i nie uganiają się za kobietkami... Dwie aktorki rozmawiają o koleżance: — Słyszałaś? Lilka w przyszłym tygodniu wychodzi za mąż... — No, nareszcie doczekała się głównej roli. — Coś mi się zdaje, że mąż przestał mnie kochać... — Dlaczego tak sądzisz? — Już dwa miesiące nie przychodzi do domu... IV — Tak mnie któregoś dnia moja żona zdenerwowała — zwierza się jeden małżonek drugiemu — że musiałem iść do restauracji i wypić na uspokojenie butelkę koniaku. Nie ma pan pojęcia, ile mnie ta kobieta kosztuje! IV tV IV — Wszystkie wynalazki mają zasadniczo jeden wspólny cel — wyjaśnia ktoś w towarzystwie — zaoszczędzenie ludzkości czasu! — To prawda — odpowiada ktoś smętnie — ale tak było do wynalezienia telewizji... — Zaczyna pan siwieć. Czy zastosował pan jakieś środki, żeby zahamować ten proces? — Tak. Rozwodzę się. Pożycz mi tysiąc dolarów. Na co ci tyle pieniędzy? <*? i ii — Chcę spłacić moje długi. Wreszcie chciałbym z nimi skończyć. tfr — Od razu widać, że pan żonaty. Ma pan wszystkie guziki przyszyte. — To było pierwsze, czego nauczyła mnie żona w okresie miodowego miesiąca. A — Twoja żona krótko cię trzyma. — Krótko? Już przeszło dwadzieścia lat! A ik ik Rozmawiają dwie panie nie pierwszej młodości. — Mój wiek odpowiada numerowi obuwia, które noszę — mówi kokieteryjnie jedna z nich. — Ciekawe — ożywia się druga. — A właściwie, ile pani ma lat? — Trzydzieści sześć. — Bidula, wyobrażam sobie, jak muszą cisnąć panią pantofle! ft ik k — Powiedz: gdybyś miał wybrać między blondynką a brunetką, na którą byś się zdecydował? 58 — Na blondynkę! — Dlaczego? — Bo brunetkę już mam w domu. ik -k L• — W ruletkę za każdym razem wygrywa tylko jeden numer, prawda? — Tak. — A czy wszyscy gracze wiedzą o tym? — Oczywiście. — Więc dlaczego stawiają na inne numery? ik ik ft — Wie pan, myślę o wyjeździe na święta do Zakopanego. Jak pan sądzi: ile to może kosztować? — Nic. — Jak to nic? — No tak. Myślenie o wyjeździe nie kosztuje przecież ani grosza. Na plaży. — Wyobraź sobie, zabrano stąd jedną dziewczynę, która nosiła kostium bikini! — Przecież to nie jest zabronione. — Tak, ale ona go nosiła w ręku. ft ik ik 59 Kazio opowiada przyjacielowi: — Mówię ci, idę wczoraj przez las i raptem —jak się nie przestraszę! Ze wszystkich stron obskoczyły mnie wilki. Było ich może sto! — Nie opowiadaj. — Ale dziesięć ich było! — Łżesz. — Ja kłamię? To co, według ciebie, tak się ruszało w krzakach? 1* tY tY Właściciel domu i dużego gospodarstwa zwierza się przyjacielowi: — Poważnie się zastanawiam nad bigamią. Jest tu stanowczo za dużo roboty dla jednej żony. — Jaki jest pański sąsiad? — Idealny. Hałasuje równocześnie ze mną! — Strasznie się denerwuję. Leje jak z cebra, a moja żona wyszła do miasta... — Nie martw się, na pewno schroni się przed burzą. w jakimś domu towarowym. — Właśnie dlatego jestem zdenerwowany! 60 — Wiesz, Krycha wyszła za mąż. Wzięła sobie bardzo porządnego męża. — Czyjego? — Czy wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? — Wierzę, ale zawsze wolę spojrzeć drugi raz... > L¦ IV — Straszliwie się wkopałem tym małżeństwem! Wyobraź sobie: moja żona nigdy nie wie, czego chce, ale zawsze potrafi to przeprowadzić. — Słyszałem, że zapisałaś się na kurs kierowców samochodowych. Nie mogę w to uwierzyć! — Przyprowadzę ci świadków. Tylko musisz poczekać, aż wyjdą ze szpitala. tV i\ t\ Dwie sąsiadki rozmawiają o lokatorze z trzeciego piętra: — To jest bardzo pobożny człowiek... — Skąd pani wie? — Nigdy nie bije swojej żony, gdy jest niedziela albo święto. 61 — Z całą pewnością musiałam już gdzieś widzieć pańską twarz! — Bardzo możliwe, proszę pani, bo ja zawsze noszę ją na tym samym miejscu. iV — Mój mąż — chwali się pewna pani przed sąsiadką — zadziwiająco dobrze nosi kapelusze. Przed dwudziestoma laty zafundował sobie pilśniaka. Dwa razy oddał go do odświeżania, siedem razy zamienił w restauracjach, i niech pani sobie wyobrazi — kapelusz wygląda zupełnie jak nowy! IV iV ¦& Rozmawiają przyjaciółki: — Widziałaś Zosię? Ale zbrzydła! — Tak, aż przyjemnie popatrzeć... Piosenkarka opowiada przyjaciółce: — Ubezpieczyłam swój głos na pół miliona dolarów. Przyjaciółka uśmiecha się czarująco: — I co sobie już kupiłaś za taką masę forsy? 62 — Czemu teraz nastawiasz budzik? — Chcę, żeby Kowalscy myśleli, że mamy telefon. IV L¦ & Rozmowa telefoniczna: — Halo, to ty? — Nie, to ja. — Bardzo przepraszam, pomyłka. Pani Halina po śmierci męża wyszła powtórnie za mąż. Spotyka ją znajomy i widzi, że znowu nosi żałobę. — Pani Halinko... Co się stało? Czyżby pani mąż... umarł? — Ależ skąd. — Więc po kim nosi pani żałobę? — Pokłóciłam się dzisiaj z mężem i, wie pan, tak mi się zrobiło żal pierwszego, że włożyłam po nim żałobę. A ik tt — Czy Karol jest zazdrosny? — On? Raz na piętnaście razy. 63 — Piękne masz to palto! Prezent od męża, co? — Częściowo. — Częściowo? — No tak. Pomysł zakupu był mój. — Co dobrego słychać u twoich braci? — Dziękuję, jeden się ożenił, ale drugiemu wiedzie się całkiem dobrze. %V iY ¦&¦ — Cześć stary, jak ci się wiedzie? — Ano, jakoś tam leci! Raz się jest na górze, raz na dole! — Gdzie pracujesz? — W domu towarowym. Jestem windziarzem! Ot -ft -& — Co zrobił panu ten człowiek, że go pan tak zwymyślał? — Jak to co? Ubranie! ik ik i>< — Wiesz, w moim ogrodzie w czasie kopania rowu, znaleziono szkielet żołnierza rzymskiego... — O, Boże! Ale chyba udało ci się odwrócić od siebie podejrzenia? Dwaj młodzieńcy rozmawiają o swoim przyjacielu, który się ożenił. — Nie rozumiem — mówi pierwszy — dlaczego on to zrobił? Przecież złożył przysięgę, że się nie ożeni! — Tak, ale jego żona złożyła przysięgę, że wyjdzie za mąż! •A ifr -A — Jak ci się żyje w nowym mieszkaniu? — Na początku było mi smutno i czułam się trochę obco, ale teraz już się oswoiłam, jestem już pogniewana prawie ze wszystkimi sąsiadami! — Nie mogę już dłużej wytrzymać w tym zaduchu. Sąsiad hoduje króliki we wspólnej kuchni... — To niech pan otworzy okna na oścież. — No wie pan, żeby mi się porozlatywały moje kurczęta? -— Co robisz? -— Piszę do siebie anonim. ¦— Po co? -— Jak go otrzymam, będę przynajmniej wiedział — od kogo. 64 65 — Jak się powodzi twojemu synowi? __ Doskonale! Ma wyjątkowo łatwą i dobrze płatną pracę. Dwa razy dziennie udaje się do cyrku, wchodzi sobie do klatki i wkłada lwu głowę do paszczy. A potem ma już cały dzień wolny. tV ft ik — Słuchaj, mam nóż na gardle, mógłbyś mi pożyczyć pięć stów? — Hm... a kiedy oddasz? — Tego już za wiele! Jeszcze nie wiem, czy mi pożyczysz, a ty już pytasz — kiedy ci oddam! ik ik ik — Jeśli chce pan coś w życiu osiągnąć, niech pan zastosuje się do mojej rady. — Mianowicie? — Niech pan nigdy nie słucha czyichś rad. ik ik ik — Wystąpię do sądu o rozwód. Moja żona nie rozmawia ze mną już sześć miesięcy! — Opamiętaj się, chłopie! Gdzie ty znajdziesz taką drugą żonę. — Mam pecha! — Dlaczego? — Mogłem się już dawno ożenić, ale żadna z dziewcząt nie podobała się matce, a kiedy znalazłem wreszcie taką, o której marzyłem, i była żywym wizerunkiem mojej matki, znów nic z tego nie wyszło. — A to czemu? — Nie spodobała się mojemu ojcu. ik ik ik — Dokonałem świetnej zamiany — powiada kolekcjoner do drugiego. —Znalazłem idiotę, któremu wcisnąłem stary, przedwojenny gruchot jako auto Napoleona... — A co on dał ci w zamian? — Telewizor Bismarcka. ik ik ik Pani do służącej: — Dzwonię i dzwonię, a ty nie przychodzisz! — Nie słyszałam, proszę pani. — No to mogłabyś chociaż przyjść i powiedzieć, że nie słyszysz! ik ik ik — Dlaczego ten Kowalski pozuje na znacznie starszego, niż jest w istocie? 66 67 — On to robi przez wzgląd na żonę, która chce przy nim wyglądać młodo. — Mój mąż czyta wszystkie życzenia w moich oczach... — To pani jest bardzo szczęśliwa! — Dlaczego szczęśliwa? On tylko czyta, ale nic mi nie kupuje. — Straciłem dzisiaj stówę i przyjaciela... — W jaki sposób? — Pożyczyłem właśnie stówę przyjacielowi. Kowalski czyta gazetę i znajduje w niej jakiś nekrolog. — Kochanie, wiesz kto umarł? — mówi do żony. — Ten komornik Kwasek, który co tydzień przychodził do nas. — Szkoda — wzdycha żona. — Tak się do niego przyzwyczailiśmy. Przyjaciel do męża pianistki-amatorki: — Czego ty tak szukasz zawzięcie? — Klucza od fortepianu! 68 — Przecież fortepian jest otwarty. — Właśnie dlatego! Państwo Kowalscy dzwonią w nocy do bramy. Po dłuższej chwili cięć otwiera bramę, a zniecierpliwiony Kowalski krzyczy: — Cóż to, ogłuchliście?! Ani wy, ani żona nie słyszeliście dzwonka? — Słyszeć, słyszałem, ale pozwoli szanowny pan zauważyć, że dozorca też jest od czasu do czasu mężczyzną. Halina pokazuje przyjaciółce swój nowy kostium. — Ten kostium sprawiłam sobie z własnych oszczędności. — A na czym oszczędzałaś? — Zmusiłam męża, aby rzucił palenie. — Czy wierzysz w przepowiednie wróżek? — Tylko częściowo. — Jak to? — Mojej siostrze wróżka przepowiedziała, że pozna wojskowego, wyjdzie za niego za mąż i będzie miała bliźnięta. Z tych trzech wróżb tylko pierwsza i trzecia się sprawdziły. IV 69 — Znów chcesz pożyczyć dwie stówy? Dobrze, pożyczę ci, ale jeżeli nie oddasz mi do środy, pamiętaj, że będzie to ostatnia pożyczka! — W takim razie może pożyczysz mi pięć stów? — Powiedziałem Heńkowi, że jest kretynem! — Heńkowi? — Tak! — Temu bykowi, który tydzień temu rozłożył pięciu facetów? — Temu samemu! — A on co? Nie dał ci w pysk? — Nie! — Jakżeś to zrobił? — Przez telefon! — Czy pani wierzy w miłość? — Naturalnie! — Bezinteresowną? — Oczywiście! Ale od stu dolarów wzwyż. Masz, widzę, podbite oko i spuchniętą twarz! Co się stało? 70 — Ech, nic! Tylko Wojtek wrócił z podróży poślubnej, a jak wiesz, to ja poznałem go z obecną żoną. — Nie rozumiem, jak ty mogłaś wyjść za mąż za kulawego? — To co! On przecież tylko wtedy kuleje, gdy chodzi. — Słuchaj, Karol, czy to prawda, że Ziutek dał ci wczoraj po pysku? — Tak... — I ty nie reagowałeś? — Jak to nie reagowałem? Popatrz, jak mi morda spuchła! W varietes występuje piękna, skąpo odziana tancerka. Pewien gość w pierwszym rzędzie szepce słowa zachwytu, zaś jego przyjaciel mruczy raz po raz: — Pfuj! pfuj! — Jak to? Nie podoba ci się ta niebiańska istota? — Bardzo nawet! — Czemu więc mówisz: Pfuj! — Bo przez chwilę pomyślałem o własnej żonie! 71 — Dlaczego jesteś stale taki blady na twarzy? — Mój drogi, życie mnie ustawicznie biło... — Po pysku? 1Y ik t< Po pogrzebie. — Przyszedłem złożyć panu kondolencje z racji śmierci brata i zarazem gratuluję z okazji odziedziczonego majątku! ik ik ik — Wie pani, że jak zdarzy mi się popełnić w życiu jakieś głupstwo, to śmieję się z tego. — W takim razie pan wiedzie bardzo wesoły żywot. IV ik ik Na ulicy w Londynie spotykają się dwaj znajomi. — Halo, Bili, kopę lat. Co u ciebie słychać? — Zakładam biuro kojarzenia małżeństw. — A jaki masz kapitał zakładowy? — Siedem dorosłych córek. ik ik k — Czemuś taki przegrany? — Straszna historia. — Co się stało? 72 Wyobraź sobie, przy!szedłem na dworzec na spotkanie ale me było jej w pociągu. Boję się, że ona jest nujuż od wczoraj... żony, _„-------,_ j~j ,. w domu już od wczoraj... ik — Masz papierosa? — Proszę... Ale przecie;ż niedawno mówiłeś, że się odzwyczajasz od palenia. — To prawda, ale znaj»duję się obecnie na pierwszym etapie odzwyczajania. Na razde przestałem kupować papierosy. Na ławce w londyńskim Ifyde Parku siedzą dwaj obdarci włóczędzy. — Wiesz, w jaki sposób zmarnowałem swe życie? — pyta jeden drugiego. — Ni^ słuchałem rad pastora... — Ja też zmarnowałem s\ve życie — mówi drugi włóczęga. — A wiesz jak? Słuchałem każdej rady ojca wielebnego... ik ik ik W obecności Pabla Picassa rozprawiano o współczesnej młodzieży. — Prawdą jest — odezwał się w pewnej chwili Picasso — że dzisiejsza młodzież jest rzeczywiście okropna. Ale najstraszniejsze jest to, że my do niej nie należymy. -& ik ik 73 Dwie rzeczy są w życiu bardzo istotne: dobre łóżko i wygodne buty. Człowiek jest bowiem albo w łóżku albo w butach. Kobiecy głos krzyczy do słuchawki: — Młody zamaskowany mężczyzna chce wejść oknem do mego pokoju! — Bardzo mi przykro, ale źle się pani połączyła. To nie jest policja, ale straż pożarna. — Do was właśnie dzwonię! Jemu potrzebna jest dłuższa drabina! — Jak myślisz, czy Adasiowi można powierzyć tajemnicę? — Z całym spokojem. Cztery lata temu dostał w biurze podwyżkę, a jego żona do dziś nic o tym nie wie! Uczestnicy koleżeńskiego spotkania opowiadają o niezwykłych umiejętnościach imitatorów głosów zwierząt. — To wszystko nic — odzywa się jeden z obecnych. — Ja znałem faceta, który tak umiejętnie naśladował pianie koguta, że za każdym razem wschodziło słońce. 74 Rozmowa w barze: — Słyszałeś, Ziutek stracił swoje stanowisko... — Tak, tak... W życiu coraz częściej spotyka się osły, które nie dorosły do swojego żłobu. IV Wybitny pisarz amerykański John Steinbeck powiedział kiedyś: — Jeżeli kobieta chce być szczęśliwa z mężczyzną, musi go dobrze rozumieć i chociaż trochę kochać. Jeżeli zaś mężczyzna chce być szczęśliwy z kobietą, powinien ją bardzo kochać i zupełnie nie próbować zrozumieć. IV — Znasz tę młodą literatkę, która siedzi tam pod oknem? — Tę wysoką brunetkę? Bardzo miła dziewczyna, tylko ma jedną wadę: nie umie pisać. — Czy to jest wada, gdy ktoś nie umie pisać? — U niej tak, bo mimo to pisze. — Powiedz prawdę, czy ten mój artykuł to rzeczywiście aka ostatnia szmira? — Ostatnia? Chyba nie zamierzasz przestać pisać? tV iV & 75 — Kochanie! — woła Zosia obcałowując serdecznie Jadzię — słyszałam, żeś wyszła za mąż! Winszuję! — Dziękuję. — A kto to jest? Stary, młody? — No cóż, w sumie mamy czterdzieści lat. — Coś takiego! Toś poślubiła oseska! — Najpierw dostałem anginę, potem zapalenie płuc, a kiedy już to miałem za sobą, męczyłem się z malarią, następnie przyszła cukrzyca i kamienie w nerkach... — Człowieku, jak mogłeś przeżyć tyle chorób?! — Kiedy ja mówię o moim ostatnim kolokwium na medycynie... — Czemuś taki markotny? — Chciałbym rozmienić pięćsetkę. — To takie trudne? — Nie, tylko ja jej nie mam. ik ik ¦& — Więc przestała pani w ogóle śpiewać? Dlaczego? — Lekarz mi zabronił. — Aha, laryngolog? — Nie, internista. To nasz sąsiad; mieszkamy drzwi w drzwi... tV IV Spotykają się dwaj znajomi. — Czym się teraz zajmujesz? — pyta jeden drugiego. — Piszę pamiętniki. — To świetnie! A czy doszedłeś już do tego miejsca, kiedy ci pożyczyłem pięć tysięcy złotych? 76 Dwaj pracownicy rozmawiają na korytarzu. Obok nich przechodzi nowa sekretarka — śliczna, zgrabna dziewczyna. Odprowadzając ją wzrokiem, jeden z pracowników powiada: — Co? Ale babka! — Czworo dzieci — odpowiada spokojnie drugi. — Ona ma czworo dzieci? To niemożliwe! — Nie ona, tylko ty. — Wy, kobiety, nawet nie wiecie, ile zawdzięczacie światu zwierzęcemu! — mówi mąż do żony. — Nie rozumiem. — No tak. Na przykład baranki dostarczają wam futer na kożuszki, krokodyle — skór na wasze torebki, a żmije — na wasze buciki. A w końcu zawsze znajdzie się jakiś osioł, klóry za to wszystko zapłaci. ik 77 — Dokąd idziesz? — Nigdzie! — Ale przecież dokądś musisz iść. — Nie, ja już wracam! — W niesamowity sposób tracę pamięć. A najdziwniejsze jest to, że doskonale pamiętam wszystko, co się działo przed dwudziestu laty, a nie mogę sobie przypomnieć tego, co było wczoraj. — Nic się nie martw. Za dwadzieścia lat sobie przypomnisz! ik — Co to za pieniądze, które przypiął pan do podania? To łapówka! — Ależ, panie naczelniku, jaka łapówka... To jest prezent z okazji pana imienin... — Przecież moje imieniny wypadają dopiero za pół roku! — Toteż niech pan do tego czasu nie wydaje tych pieniędzy... się jeszcze jeden mężczyzna. Naraz wchodzi pielęgniarka i zwracając się do ostatniego przybysza mówi: — Gratuluję, ma pan pięknego syna! Na to pozostali: — Ależ, siostro, jak tak można, my tu byliśmy przed tym panem! — Pożycz mi pięć tysięcy! — Nie pożyczę! — No to daj mi choć trzy! — Nic z tego! — Stówę! — Ani grosza! — To powiedz przynajmniej, która jest godzina? Na Broadwayu siedzi żebrak z wyciągniętą ręką. Milioner wysiada z limuzyny, patrzy na obdartusa, wręcza mu monetę i mówi: — Macie tu dolara i żebyście mi raz na zawsze skończyli z tą żebraniną, bo to bardzo poniżające zajęcie! W poczekalni kliniki położniczej kilku zdenerwowanych ojców krąży niespokojnie po sali. Po pewnym czasie zjawia 78 Coś taki przegrany? Ząb mnie boli... 79 — Też mi powód. Gdyby to był mój ząb, ani chwili bym nie zwlekał, poszedłbym natychmiast do dentysty, żeby mi go wyrwał! — Gdyby to był twój ząb, też bym go od razu dał wyrwać! — Pana po prostu oszukali z tym obrazem Rembrand-ta. On nie ma więcej niż pięćdziesiąt lat — powiada ekspert. — Jaka różnica, ile on ma lat, jeśli to oryginalny Rem-brandt? — odpowiada dumny właściciel obrazu. Przyjaciółki plotkują w biurze na temat mężów. — Mój mąż jest straszliwie skąpy — skarży się jedna. — A mój — chwali się druga — daje mi wszystko, czego tylko zapragnę. — Widocznie za mało pragniesz... IV i> iL Według statystyki policji w samym roku 1990 wpłynęło siedemnaście tysięcy próśb kobiet, które się zwracały o odnalezienie ich zaginionych bez śladu mężów. Natomiast o zaginięciu żon mężczyźni złożyli trzynaście meldunków. Pastor do swego przyjaciela, księdza katolickiego, po burzliwej dyskusji na tematy religijne: — No, nie kłóćmy się już, przecież najważniejsze jest to, że każdy z nas kontynuuje dzieło Boże. Ty — po swojemu, ja — po bożemu... — Nie pytasz mnie, jak się czuję? — A jak się czujesz? — Nawet nie pytaj! W Londynie rozmawiają dwaj mężczyźni: — Pańskie nazwisko? — Szekspir. — O, to bardzo znane nazwisko! — Mam nadzieję. Przecież od dziesięciu lat rozwożę mleko w tej okolicy! Rozmowa w zatłoczonym tramwaju: - Ludzie są gorsi od zwierząt. Widziałeś, by pies psu na uroń nastąpił? IV 80 81 I — Posłuchaj, Kaziu — mówi Tereska czytając gazetę. — Pewien mężczyzna, prawie analfabeta, poślubił inteligentną kobietę. I wiesz, co się stało? Wystarczyły dwa lata, żeby został wielkim uczonym. — A ja znałem pewnego faceta — odpowiada Kazio — bardzo inteligentnego, który poślubił małą idiotkę. I wiesz, co się stało? Wystarczyły dwa dni, żeby został kompletnym osłem. ik A A — Słyszałem, że napisałeś książkę o wegetacji. A co teraz robisz? — Wegetuję... A A A W klinice młoda mama, która powiła czworaczki, mówi z dumą do innej mamy z sąsiedniego łóżka: — Proszę sobie wyobrazić, że zdarza się to raz na 198 764 razy. — To prawdziwe szaleństwo! Jak pani w takich warunkach znajduje jeszcze czas na prace domowe? A A te Pan Teofil pokazuje przyjacielowi taśmę magnetofonową. — To dla mnie niezwykle cenna taśma. Nagrałem na nią głos mojej żony. 82 — Nie widzę w tym nic niezwykłego. — Jak to? Przecież to jedyna okazja, że mogę jej przerwać w dowolnej chwili! Uczony długo i wyczerpująco wyjaśnia pewnej pani zasadę działania podwodnego kabla telegraficznego. — Już wszystko jest dla mnie jasne! — woła radośnie kobieta. — Nie mogę tylko jednego zrozumieć. Dlaczego depesze z Europy przychodzą do Ameryki suche? Podsłuchane na plaży w Sopocie: — Wyobraź sobie, Jolka, byłam u doskonałej wróżki która za seans bierze stówę, i wiesz, co mi powiedziała? ' — Nie mam pojęcia. — Ze mój mąż mnie zdradza! — Kochanie! I za to zapłaciłaś sto złotych? Ja bym ci to /a darmo powiedziała. Jak się panu podoba nasze nowe mieszkanie? Bardzo. Tyle tu ściennych szaf... Jakie szafy? To są pokoje! A A A 83 Młoda kobieta prowadzi wóz z zawrotną prędkością. Siedząca obok niej przyjaciółka mówi: — Jak ty możesz tak szybko jeździć? Mnie wszystko miga przed oczami! — Zrób to co ja. Zamknij oczy! k ik ik — Mam zmartwienie! Dostałam francuskie pigułki na odchudzanie i wcale nie chudnę... — Widocznie pigułki są kiepskie! — Pigułki są świetne, tylko moja dieta widocznie jest ustawiona nieprawidłowo. — To ustaw ją sobie według przepisu. — Oszalałaś! Żebym umarła z głodu? Artysta malarz żali się przyjacielowi, że przechodzi kryzys i nie potrafi malować. — To zacznij robić coś innego — radzi przyjaciel. — Ba — wzdycha malarz — już za późno, jestem przecież sławny! k k ik Dwaj panowie zabawiali się rozmową na plaży: — Powiedz mi, dlaczego twoja żona jest taka zazdrosna o twoją sekretarkę? — Bo sama była sekretarką, zanim została moją żoną. iY ik — Otwórz drzwi, kochanie. — Nie mogę, nie jestem ubrana. — Nic nie szkodzi, jestem sam. — Aleja nie... Po premierze sztuki teatralnej dwaj krytycy wymieniają swe uwagi. — Wszyscy dostali nagrody. Reżyser, aktorzy, tylko nie publiczność. — Publiczność? A za co? — Za cierpliwość. ik iV Sąsiadka mówi do mamy Jasia: — Czy mogłaby pani zwrócić uwagę synowi, żeby mnie nie przedrzeźniał? — Jasiu, nie rób z siebie idioty. 86 — Jasiu, w twoim wypracowaniu jest tylko jedno zdanie: „Moja kotka urodziła dwa kociaki". Czy to nie za mało? — Myśmy się też zdziwili. Poprzednio miała pięć. * i Do gabinetu dyrektora wchodzi sekretarka. — Panie dyrektorze, ktoś pragnie z panem mówić. — Nie wie pani w jakiej sprawie? — Wiem, o podwyżce. — O podwyżce? Niech pani powie, że mnie nie ma. — Ale ta osoba wie, że pan dyrektor jest. — A któż, do diabła, jest tą osobą? — Ja, panie dyrektorze... a- ¦& ^ Laboratorium chemiczne. Retorty, probówki, menzurki, skomplikowane aparaty. Sprzątaczka odzywa się do swojej koleżanki: — Pojęcia nie mam, co oni robią. Ja tam w tym świństwie gotuję im herbatę. t> ¦& tV Szef wychodzi do miasta i zostawia w biurze praktykanta, I'r/ed wyjściem poucza go, że ma wykonać wszelkie zlecenia. Po pewnym czasie szef wraca do biura i pyta: 91 — Był tu ktoś ze zleceniem? — Owszem, przyszli dwaj klienci, wydali mi polecenie: ręce do góry! I zabrali ze sobą kasę. — Panie dyrektorze, gdy siedziałam przy biurku, podszedł do mnie nasz księgowy i pocałował mnie! — Bardzo mi przykro, proszę pani, ale nasze przedsiębiorstwo jest tak duże, że nie mogę sam wszystkiego robić! IV tV tV Podsłuchane w dziale kadr: — Doprawdy, nie możemy sobie po prostu wyobrazić, jak się obejdziemy bez pańskiej pomocy, ale spróbujemy od pierwszego... Spotyka się dwóch młodzieńców. — Aleś przegrany, chłopie! Co cię tak męczy? — Robota. Wyobrażasz sobie: od siódmej rano do trzeciej po południu z godzinną przerwą na obiad! — O kurczę. A od kiedy tam robisz? — Od jutra. 92 — Szef firmy zwraca się do młodego człowieka, ubiegającego się o posadę gońca: — Potrzebujemy obrotnego, sprytnego i silnego gońca. Powiedz sam, czy odpowiadasz tym wymaganiom? — Myślę, że tak. Przed minutą wyrzuciłem pięciu innych kandydatów na to miejsce. Szef do pracownika: — Dlaczego spóźnił się pan do pracy? — Za późno wyszedłem z domu... — A dlaczego nie wyszedł pan wcześniej? — Bo już było za późno, żebym wyszedł wcześniej... — Gdzie pan pracuje? — W Instytucie Meteorologicznym. — Co pan tam robi? — Podaję prognozę pogody. — No i zgadza się? — Prognoza tak, tylko dni nie zawsze chcą się zgodzić. Szef przyłapuje referenta, gdy ten całuje swoją koleżankę. — Panu wymawiam — mówi szef. — A panią przenoszę do sekretariatu. 93 — Bardzo mi miło, panie dyrektorze! Rad jestem wielce, że mogłem pana poznać. Tyle o panu słyszałem... — Mało to ludzie gadają?.. Ale nich spróbują mi czegoś dowieść! — Przyjmuję panią jako sekretarkę. Przede wszystkim pragnę pani powiedzieć, że najbardziej cenię u swych podwładnych własną inicjatywę. — Doskonale, panie dyrektorze! Dokąd pójdziemy dziś wieczorem? — Co znaczą te dzikie wrzaski? — Nasz zaopatrzeniowiec rozmawia z Rzeszowem. — Hm... A nie mógłby tego robić przez telefon? Szef wchodzi do biura i widzi, jak jeden z jego pracowników obcałowuje sekretarkę. — Czy ja panu za to płacę? — grzmi szef. — O, nie! — odpowiada pracownik. — Ja to robię bezpłatnie. ik 94 Kierownik wchodzi do pokoju i zastaje trzech pracowników z kartami w rękach. — Co się tu dzieje? W godzinach pracy gracie w karty? — Nie mamy nic do roboty, panie kierowniku. — A sprawozdanie kwartalne już zrobione? — Właśnie gramy o to, kto ma to zrobić. IV tV ik Kierownik potrząsa śpiącym referentem. Ten otwiera oczy i ziewa. — Co też pan wyrabia? — mówi kierownik. J? T i laksie? p ybia? mówi kierownik. Ja? To pan, panie kierowniku, nigdy nie słyszał o re? Zgłasza się młody mężczyzna do pracy w antykwariacie. Antykwariusz podniósł z podłogi jakiś patyk, położył go na kawałku czerwonego aksamitu i spytał: — Co to jest? — Szczotka do zębów markizy Pompadour. — Zgadza się — kiwnął głową antykwariusz. — Jutro rano proszę się zgłosić do pracy! — Bardzo pana przepraszam, czy tu odbywa się zapowiedziana na godzinę czternastą narada? 95 — Nie, tu odbywa się narada, która zaczęła się o ósmej. — A która jest teraz? — Szesnasta! Szef wzywa kasjera do swego gabinetu. — W sejfie brakuje stu dolarów! A klucze mamy tylko ja i pan! — No cóż — odpowiada kasjer — proponuję, żeby każdy z nas włożył do sejfu po pięćdziesiąt dolarów i nie wracajmy już do tej historii... ik — Pan jest dziś dziwnie roztargniony, panie Kowalski. Czy pan nie jest przypadkiem zakochany? — Ależ, panie kierowniku, pan chyba wie, że jestem żonaty! Rybkiewicz spóźnił się do biura. Naczelnik wzywa go do siebie. — Dlaczego pan się spóźnił? — Zaspałem, panie naczelniku. — Zaspał pan? — ryczy rozgniewany naczelnik. — To co pan w takim razie robi w biurze?! 96 — Pan chce urlop, ponieważ pańska siostra wychodzi za mąż? Przypuszczam, że nie na długo? — Nie wiem, panie dyrektorze, ostatniego męża miała jedenaście miesięcy. ¦L¦ IV ¦& — Chciałbym sprzedać dyrektorowi nową partię cygar, czy dyrektor jest teraz w dobrym humorze? — Nie. Przed chwilą właśnie wypalił cygaro z pańskiej poprzedniej dostawy. — Panie dyrektorze... ja właśnie... tego... mam zaszczyt... chciałem pana dyrektora prosić... —jąka się przed swoim szefem młody urzędnik. — No, mów pan śmiało, młodzieńcze — zachęca go dyrektor— czy prosi pan o podwyżkę, czy o rękę mojej córki? — O jedno i o drugie, panie dyrektorze... Pokojówkę Julcię rozbolał srodze ząb, więc prosi panią o zwolnienie na małą godzinkę. — Julcia chce pójść do dentysty? — mruczy wymagająca pani. — A kurze jeszcze nie pościerane i salon nie zamieciony. Najpierw praca, a dopiero potem przyjemność, moja droga! 97 Kierownik do urzędniczki: — Pani jest fenomenalna. Żadna maszyna pani nie zastąpi! — Czyżby, panie kierowniku? — Oczywiście! Nie wymyślono bowiem dotąd maszyny, która by nic nie robiła i do niczego nie służyła. — Wiesz, nasza nowa sekretarka to wykapana Wenus z Milo. — Taka zgrabna? — Nie, ale cały dzień nic nie robi, jakby nie miała rąk! ^ ik i* Zwiadowca przemyskiej stacji kolejowej zwrócił się z poleceniem do nowego pracownika: — Weź tę bańkę z oliwą i nasmaruj wszystkie zwrotnice wzdłuż torów. Za tydzień przyszedł na stację telegram, a w nim: „Jestem pod Krakowem stop oliwy wystarczyło mi tylko na dwieście osiemdziesiąt kilometrów stop przyślijcie nową bańkę". — Pański syn długo starał się, by dostać tę posadę. I co on teraz robi? — Nic. Przecież dostał już tę posadę. 98 Na zebraniu zaproponowano następujący porządek obrad: 1. Księgowy M. Brylak krytykuje postępowanie dyrektora. 2. Pożegnanie z księgowym M. Brylakiem. Pewna firma otrzymała od swej filii na Saharze pilny list, a w nim tylko trzy słowa: „Brak nam wody". — Ech... — dyrektor firmy machnął ręką. — Oni zawsze alarmują na wyrost. Nie ma się czym przejmować. — Tak, ale tym razem sprawa jest chyba poważna. Niech pan spojrzy: znaczki pocztowe są przyczepione spinaczami. Szef siedzi przy biurku i bębni palcami po blacie. Wreszcie /jawią się zdyszana sekretarka. Szef spogląda na zegarek i mówi: — O której pani przychodzi do pracy? Już dziewiąta! Zaraz będzie dziesiąta, a potem ani się człowiek obejrzy — południe... Dziś mamy poniedziałek, jutro wtorek, pojutrze środa. Pół tygodnia minęło, jak z bicza strzelił, i nic się nie /robiło! ¦& Nasz przyjaciel, Kazimierz, ma strasznego pecha — . >| ii iwiada ktoś w kawiarni, gdzie zbierają się przedstawiciele 99 świata handlowego. — Wyobraźcie sobie, kilka miesięcy usilnie uczył się podrabiać podpis swego szefa, a teraz, gdy już opanował tę sztukę — firma zbankrutowała! ik ik ik — Kasjer w naszym przedsiębiorstwie dostaje siedemset złotych na miesiąc. — Tak... Z taką pensją daleko się nie zajedzie. — Właśnie na to liczymy. — Muszę zaraz zobaczyć się z dyrektorem! — Niestety, proszę pana — odpowiada woźny — dyrektor pije teraz herbatę i tylko sekretarka ma prawo mu przeszkodzić. — Proszę w takim razie zapowiedzieć mnie u sekretarki. — Sekretarka również pije herbatę. — Więc proszę jej przeszkodzić. — Niestety, sekretarce nikt nie ma prawa przeszkadzać. ik ik ik — Miałem dziwny sen: śniło mi się, że zabrałem głos na naradzie i wygarnąłem wszystko dyrekcji za bałagan w naszym zakładzie... — To bardzo źle! — Dlaczego źle? 100 — Pozbawiacie premii! Natychmiast przeproś dyrektora, może ci wybaczy... — Zwariowałeś? Przecież to był tylko sen! — Że to był sen, wiesz ty i ja, ale czy dyrektor w to uwierzy? ik ik ik — Coś taki ponury? — Darzę miłością sekretarkę naszego dyrektora i dyrektor mnie za to prześladuje! — Bezczelny typ! Poskarż się w centrali! — Dobrze ci radzić! A co będzie, jak dyrektora przeniosą do innego zakładu? — Tym lepiej! On odejdzie — sekretarka zostanie... — Nie zostanie, bo to jego żona! X ft ik — Gdy zaczynałam tu pracować — mówi sekretarka do szefa — wspomniał pan o możliwości podwyżki. — Owszem, ale pod warunkiem, że będzie pani dobrze pracowała. — Od razu wiedziałam, że to jakaś lipa! ik ik t< Matka napomina dzieci, żeby były grzeczne. — Ojciec miał dzisiaj w biurze ciężki dzień. Pracownik, który za niego wszystko robi, zachorował. k tV ik 101 — Panie Żołędziak! — piekli się kierownik. — Dlaczego czyta pan kryminał w godzinach pracy?! — Tutaj jest taki hałas, panie kierowniku, że nie sposób poczytać coś poważniejszego... iV L• tV — Nie mogę zwolnić Nowickiej. To moja teściowa. Ludzie teraz gotowi powiedzieć, że załatwiam z nią porachunki osobiste korzystając ze swojego stanowiska! — Gdyby nie pański pociąg do butelki, mógłby pan już dawno awansować na zastępcę kierownika, a w najbliższej przyszłości zostać nawet kierownikiem. Nie opłaca się panu przestać pić? — Nie, panie dyrektorze. — Dlaczego? — Bo jak sobie strzelę ćwiartkę, to czuję się równy ministrowi! ik — Panie! Już dwadzieścia minut przyciska pan słuchawkę do ucha, a nie powiedział pan jeszcze ani słowa! — Tsss... ja rozmawiam ze zwierzchnikiem... 102 być Córka do matki: — Czy twoim zdaniem dziewczyna powinna pozwolić, by podczas pierwszej randki chłopiec dał jej do odrobienia swoje wypracowanie domowe? t( ik A W jednej z gazet ukazało się ogłoszenie matrymonialne: „Młody rolnik poszukuje żony". Jedna z ofert brzmiała: „Jestem córką farmera, ojciec przyrzekł mi w posagu podarować traktor. Chętnie skorzystam z propozycji". Kandydat na męża oddepeszował: „Zgoda! Proszę mi natychmiast przysłać fotografię traktora". — Jakiego zdania o mnie są twoi rodzice? piec dziewczynę. - pyta chło- 105 — Nie umiem ci tego określić. Tata nic nie mówi, a mama czeka, co powie ojciec, żeby mu dowieść, że nie ma racji. Rzecz dzieje się w średniowieczu. Rycerz mówi do damy dworu, pokazując na klepsydrę: — Znów spóźniłaś się o czterdzieści milionów ziarenek piasku! Matka zwraca się do córki: — A co się stało z tym młodym człowiekiem, który w zeszłym roku stale przychodził do ciebie i przynosił bukiety kwiatów? — Ożenił się ze sprzedawczynią w kwiaciarni. — Drogi panie Kowalski, wiem, że pan kocha moją córkę i chce się z nią ożenić. Ale muszę panu uczciwie wyznać, że straciłem ostatnio na giełdzie prawie cały mój majątek... — To straszne, panie Wiśniewski. Zgodzi się pan ze mną, że w tym stanie rzeczy okazałbym się ostatnim niewdzięcznikiem, gdybym zabrał panu jeszcze jedyną córkę... — Jeśli odrzuci pani moją miłość, umrę —jęczał, rzuciwszy się na kolana przed nią. Odmówiła. I umarł w trzydzieści lat potem. 106 — Więc ostatecznie, jak się umawiamy? — Wiesz, najlepiej czekaj na mnie o siódmej w „Bagatelce". — O siódmej... Hm... A kiedy przyjdziesz? iV — Ale z tej Baśki plotkara! Wyobraź sobie, opowiada nawet takie rzeczy, których jej nie opowiadałam... IV -A iV Zdenerwowana nastolatka pisze do swego chłopca: „Stary, między nami od dawna już wszystko nie grało. Dlatego nie chcę cię już więcej widzieć. Ciao! Powód zerwania wyjaśnię Ci, gdy zobaczymy się jutro koło parku punkt osiemnasta..." A tV -A Na plaży rozlega się okrzyk: — Na pomoc! Ratunku! Tonę! 107 J Jeden z panów chce już skakać do wody, gdy nagle topielica woła: — Nie pan! Tamten brunet z prawej strony! ik ik iV Dyrektor oświadcza się swojej znajomej: — Czy nie zechciałaby pani zostać moją sekretarką? — Podobno kochasz się w Janku? — Tak, to moja wielka miłość. Ale jest jeden feler... — No? — Moi starzy nic do niego nie mają... Zabawa taneczna. Karol uwija się jak w ukropie. Przyjaciel chwyta go za rękę. — Oszalałeś? Czemu tańczysz bez przerwy z jedną i tą samą dziewczyną? Ani na chwilę nie dajesz jej odpocząć! — Nie rozumiesz? Gdy tylko przestaję tańczyć, ona zaraz ciągnie mnie do bufetu! — Bardzo jestem zaniepokojony, Krysiu, że idziesz do kawiarni. 108 — Głuptasku! Niczego się nie bój, nawet się nie będziesz spodziewał, kiedy wrócę. Dwóch przedszkolaków ogląda się za przechodzącą dwudziestoletnią dziewczyną. Wiesz — mówi jeden z nich — ta cizia musiała być całkiem niczego, gdy była młoda! IV Plaża w Sopocie. Leje deszcz. Do młodej dziewczyny podchodzi podrywacz. — Pani pewnie dopiero przyjechała? — Skąd pan to wie? — Taka pani opalona... — Jesteś podły! Złamałeś dane mi słowo! — Ojej, nie płacz. Dam ci inne. Chłopak spaceruje po parku z dziewczyną. Trzyma ją za rękę. Naprzeciwko idzie jakaś pani, której chłopak szarmancko się kłania. — Kto to był? — pyta dziewczyna. 109 — Daj spokój — wzdycha chłopak. — Będę miał dość nieprzyjemności, gdy ona spyta, kto ty jesteś! Kogo wolisz: Pawła czy Karola? A który przyszedł? — Wciąż nie mogę się zdecydować, czy iść na ten ślub. — Ktoś cię zaprosił? — Tak. Moja narzeczona... Przyjęcie. Stół suto zastawiony. Pan Filip znęca się nad kolejną porcją kurczęcia. Z głośnika płynie muzyka. Podchodzi gospodyni i pyta: — Mam nadzieję, że zatańczy pan ze mną? — Oczywiście, oczywiście... Przecież nie przyszedłem tutaj dla samej przyjemności... Zosia ma narzeczonego kierowcę autobusu. — Czy myślisz czasem o mnie, gdy jeździsz po trasach? — pyta go. 110 — Czy myślę? Dziewczyno! Ja przez ciebie już wozy rozbiłem! już dwa •& ft Pewien filozof tak określił miłość: — Jeden pocałunek, dwa pocałunki, trzy pocałunki, cztery pocałunki, pięć pocałunków, cztery pocałunki, trzy pocałunki, dwa pocałunki, jeden pocałunek. Kierownik Urzędu Stanu Cywilnego zdumiał się niepomiernie i zamilkł w pół słowa: zarówno pan młody, jak i panna młoda mieli jednakowo długie włosy. Po chwili osłupienia urzędnik powiedział: — A teraz jedno z was niech pocałuje pannę młodą... tV Ojciec do przyszłego zięcia: — Pan oczywiście pali, pije, gra w karty, biega za kobietkami... — Ależ nic podobnego! Nie mam żadnej z tych wad! — No to właśnie dlatego nie może pan zostać mężem mojej córki. Potem do końca życia podawano by mi pana za przykład. IV 111 Podczas seansu w kinie dziewczyna szepce do sąsiada: — Wspaniale całujesz, Karolu. Czy to dlatego, że siedzimy dziś w ostatnim rzędzie? — Nie, to dlatego, że nazywam się Andrzej. — W takim razie ja całkowicie odpowiadam pani wymaganiom — wola z zapałem pan Kazimierz — bo jestem agentem towarzystwa ubezpieczeniowego, a mój ojciec jest policjantem! iV tt — Ciekawe, co ty mówisz mężowi, gdy idziesz do mnie? — pyta przyjaciółkę Filip. — Mówię mu, że idę do towarzystwa dobroczynności — odpowiada ona, a po chwili dodaje ze zdziwieniem: — Dlaczego tak spochmurniałeś? — Bo moja żona też bardzo często mówi, że idzie do towarzystwa dobroczynności... — No dobrze, prosi pan o rękę mojej córki, a czy ma pan środki na utrzymanie dzieci? — Jak to, więc panna Zosia ma już dzieci? — Ja — mówi panna Karolina — poślubię tylko takiego mężczyznę, który jest przezorny i przy którym czułabym się zupełnie bezpieczna. 112 — Jesteś głupia, podstępna, fałszywa, kłamiesz, zdradzasz mnie... — Mój drogi, przecież każdy człowiek ma jakieś drobne wady. IV — Mówiono mi, że twoja narzeczona jest przygłucha? — Tak, ona niedosłyszy trochę. Kiedy prosiłem o jej rękę, to musiałem się tak wydzierać, że wszyscy sąsiedzi /biegli się i gratulowali jej, a ta jeszcze nie rozumiała, o co chodzi. Jakiś facet zaczepia na ulicy ładną dziewczynę. — Zdaje się, że już miałem szczęście widzieć panią? — A tak, przypominam sobie! — odpowiada dziewczyna. — Ubiegłej niedzieli stałam kilka minut... przed pańską klatką w zoo! 113 « — Co by pani zrobiła, panno Ewo, gdybym teraz objął panią i pocałował? — Zawołałabym swego ojca... — A ja myślałem, że pani ojciec wyszedł. — Naturalnie, że wyszedł i... nieprędko wróci... a- # ^ Podchodzi podrywacz do dziewczyny i pyta: — Czy mogę odprowadzić panią do domu? — Chyba pan zwariował, przed chwilą wyszłam z domu! ik L< IV Wniebowzięty adorator pocałował swą wybrankę w usta i rzekł oczarowany: — Tym jednym pocałunkiem powiedziałem ci wszystko. — Nie zrozumiałam tego dokładnie, bądź łaskaw jeszcze raz powiedzieć... ar iV > — Uprzedzam pana — powiada właścicielka pokoju do wynajęcia — że wizyty kobiet są niedopuszczalne. — A mężczyzn? — Ci mogą przychodzić, kiedy tylko zechcą. — W takim razie wynajmuję ten pokój dla mojej narzeczonej. 114 — Twoja żona nie pokazywała się dawniej w kuchni a teraz przesiaduje tam po całych dniach. Co się stało? — Nic! Raz tylko powiedziałem kucharce przez pomyłkę-„Kochana Juleczko"! Filip składał właśnie kolejny pocałunek na ustach pani Maryli, gdy ta nagle wskazując palcem okno, pisnęła przeraźliwie: — Mój mąż! Uwodziciel spojrzał na przylepioną do szyby, wykrzywioną ze wściekłości twarz mężczyzny i mruknął: — A to fujara ze mnie! Przecież on już od pół godziny •sterczy nieruchomo mordą w oknie, a ja myślałem, że to jakiś portret rodzinny... a- a- Ona: — Pański przyjaciel powiedział, że wyglądam najwyżej na trzydzieści lat. On: — A to gbur! Niech pani mnie zapyta. a a- a- — Kiedy będzie ślub, pani Halinko? — To już ustali mój narzeczony. 115 — A na co on czeka? — Nie wiem. Jeszcze go wcale nie znam. — Kochanie, wczoraj przegrałem cały swój majątek w karty. Czy gniewasz się na mnie? — Gniewać się, o nie! Daj mi tylko adres tego pana, który te pieniądze wygrał. Ojciec córki do kawalera starającego się o jej rękę: — Jakie ma pan perspektywy? — Doskonałe — odpowiada młodzieniec. — Mam bardzo bogatego wuja, który dużo pije, ma krótki wzrok, sam kieruje samochodem, jeździ jak szaleniec i kupił sobie wczoraj nowe porsche! — Mam tu dla pana jeszcze jedną wdowę z pięciopoko-jowym umeblowanym mieszkaniem — mówi do klienta właściciel biura matrymonialnego. — A jak się przedstawia uroda tej wdowy? — Co tam uroda. W pięciopokojowym mieszkaniu nie musi się ciągle przebywać razem. 116 — Dlaczego płaczesz, ukochana? Czy moje oświadczyny zasmuciły cię? — Przeciwnie, płaczę z radości. Moja mama mówiła zawsze, że takiej głupiej dziewczyny nawet osioł nie weźmie za żonę. No i teraz okazało się, że nie miała racji. Janek przyprowadził do domu wybrankę serca, żeby przedstawić ją matce. — Mamo, to wspaniała dziewczyna! Świetnie gotuje, jeszcze lepiej piecze, bardzo lubi porządki w mieszkaniu, i w ogóle wszystko potrafi! — Dobrze! — powiada mama. — Angażuję ją. Niech przychodzi we wtorki i w czwartki. Rozmawiają dwie przyjaciółki. — Ten twój narzeczony wcale mi się nie podoba: za grosz nie ma wychowania. Jak z nim rozmawiałaś, specjalnie liczyłam — piętnaście razy ziewnął! — Ależ, kochana! On wcale nie ziewał, chciał mi tylko odpowiedzieć! No i jak? Lilka przyjęła twoje oświadczyny? Tak, ale poprosiła, żebym trochę zaczekał. 117 — Nie rozumiem... — Powiedziała mi: „Kochany, jesteś ostatnim, za którego wyjdę za mąż!" ik ik ik — Mam już sześćdziesiąt lat, ale wciąż jestem donżua-nem. Czy w moim wieku uganianie się za spódniczkami jest rzeczą zgubną? — Nie. Chyba że pan je dogoni... ik ik ik Na Dzikim Zachodzie stary kowboj przyprowadza młodego kowboja do lekarza. — Panie doktorze, niech pan udzieli pomocy memu zięciowi. Postrzeliłem go wczoraj w nogę. — Jak można strzelać do własnego zięcia? — Chodzi o to, że kiedy do niego strzelałem, to on jeszcze nie wyraził zgody na to, żeby zostać moim zięciem. ik ik ik Młoda Amerykanka pyta przyjaciółki: — Słyszałam, że masz nowego adoratora, ponoć bardzo oczytanego i inteligentnego chłopaka... — Aha. Przed dwoma dniami przyniósł mi do przeczytania „Teorię względności" Einsteina. 118 — I przeczytałaś? <— Nie. Zaczekam, aż to sfilmują. ik tV ik Aleja, księżyc, ona i on. — Kiedy właściwie uświadomiłaś sobie, że mnie kochasz? — pyta on rozmarzonym głosem. — To było tak: pewnego dnia spostrzegłam, że ogarnia mnie wściekłość, kiedy obcy ludzie wyśmiewają się z ciebie... ik ik &¦ — Czy on ci groził, zanim pozwoliłaś się pocałować? — pyta srogi ojciec swą siedemnastoletnią córkę. — Tak, tato. Groził mi, że jeśli krzyknę, nigdy mnie więcej nie pocałuje! ik Rozmawiają dwie przyjaciółki. — Prosiłam cię — mówi jedna — żebyś nikomu nie mówiła, że wychodzę za mąż. — Nie pisnęłam nikomu o tym ani słówka. Spytałam tylko Helenkę i Marysię, czy je zaprosiłaś na ślub... ik & ik 119 W nocy żona budzi męża: — Kochanie, w kuchni piszczy mysz. — I co, chcesz, żebym teraz ją naoliwił?! Przychodzi policjant do baru. — Poproszę frytki. Na to barman: — Nie mamy ziemniaków. — Nie szkodzi. Zjem z chlebem. IV Mąż, wróciwszy z biura do domu, robi żonie wymówki: — Dałaś mi rano taką mocną kawę, że cały dzień nie mogłem oka zmrużyć! Mąż wraca do domu i zastaje żonę tonącą we łzach. — Nasza papuga Kama — uciekła! — A to pech — mruczy mąż. — Jeszcze się mogła tyle od ciebie nauczyć! — Kochany, muszę ci zakomunikować smutną nowinę... Mój ojciec stracił wszystko, co miał... — A widzisz. Zawsze ci mówiłem, że on znajdzie sposób na to, żeby nas rozłączyć. 123 Żona stoi na wadze-automacie. Mąż studiuje tabelę. — Wiesz, kochanie, ile powinnaś mieć wzrostu przy twojej wadze? Pięć metrów i siedem centymetrów... Rozmawia młode małżeństwo. On pyta: — Słuchaj, kto dziś zostanie na dyżurze przy dziecku: twoja matka czy moja? Młoda para wychodzi z Urzędu Stanu Cywilnego. Wsią-' dają do auta. Ona mówi: — Nareszcie będę mogła obejrzeć tę twoją kolekcję* motyli... — Ty mnie już nie kochasz. Dawniej, gdy płakałam, pytałeś zawsze o powód. — Tak, ale twoje odpowiedzi kosztowały mnie za drogo. — Bite dwie godziny plotkowałaś z ciotką przed domem — mówi wzburzony mąż do żony. — Należało ją przynajmniej zaprosić do domu! — Prosiłam, ale odmówiła, bardzo się jej spieszyło! Żona pokazuje mężowi nową, bardzo wydekoltowaną suknię. — Jak w niej wyglądam? — Nieźle, tylko wolałbym, abyś głębiej w nią weszła... tY tY tY Filip był u znajomego na stypie po pogrzebie jego trzeciej żony. Do domu wrócił podenerwowany i smutny. — Co ci się stało? — pyta go żona. — Strasznie mi głupio. On już trzeci raz zaprasza mnie na stypę, a ja ani razu nie mogę mu się zrewanżować! tY Para małżonków przeżyła ze sobą pięćdziesiąt długich lat. Gdy jubilatkę zapytano, czemu zawdzięcza szczęśliwe pożycie małżeńskie, odparła: — Całe życie byłam zdania, że nigdy nie trzeba się kłócić w razie niezgodności poglądów. W takich wypadkach należy wyjść z domu i zrobić większy spacer. — A gdzie jest pani mąż? — Jak zwykle — od rana na spacerze. tY iV 1^-Żona mówi do męża: — Wiesz, uczeni twierdzą, że przeciętny człowiek wypowiada w ciągu dnia dziesięć tysięcy słów... 124 125 — Ja ci zawsze mówiłem — odpowiada mąż — że ty wcale nie jesteś przeciętną kobietą! Mąż: — Nie zgadzam się, żebyś obcinała sobie włosy! — Tak? — woła żona. — A czy ty mnie pytałeś o zgodę, kiedy zapuszczałeś sobie łysinę?! — Najwyższa pora skończyć z tymi głupimi wydatkami! — pieni się mąż. — Doprowadzasz mnie do ruiny! — Mój kochany — odpowiada żona — przecież ja nie wydaję więcej, niż ty zarabiasz. Po prostu wydaję szybciej... Żona: — Koty to najgłupsze stworzenia na świecie. I fałszywe, prawda, kochany? Mąż: — Tak, mój koteczku. Mąż wrócił wieczorem do domu. Drzwi zastał zamknięte, a na jego dobijanie się nikt nie reagował. Nie mając innego wyjścia, dostał się do mieszkania przez balkon sąsiadów. 126 Na stole leżała kartka: „Kochany, poszłam do znajomej, klucz leży pod słomianką". Mąż do żony: — Zdaje się, że chciałaś mi coś powiedzieć przed rozpoczęciem sezonu piłkarskiego... ¦Ar Nowożeńcy odbywają podróż poślubną. Wychodząc z wagonu młoda mężatka mówi do męża: — Zdzisiu, przestańmy się całować przy ludziach, zachowujmy się jak małżeństwo, które przeżyło już ze sobą wiele lat. — Ależ zgadzam się, kochanie. Weź swoją walizkę i nieś ją sama! Mąż ofiarował swojej małżonce futro na imieniny. — Żal mi tylko — powiedziała żona — tego biednego stworzenia, które dla mnie zostało obdarte ze skóry. — To bardzo miłe z twojej strony — zauważył mąż — że myślisz o mnie. 127 H — Spędzimy dziś wspaniały wieczór — mówi mąż do żony. — Kupiłem trzy bilety do teatru. — A po co nam aż trzy bilety? — dziwi się żona. — Dla mamy, ojca i twojej siostry... •&¦ tV Małżonkowie wybrali się na górską wspinaczkę. Nagle mąż potyka się i leci w przepaść. Żona woła za nim: — Karolu! Nie zostawiaj mnie tu samej! Wyznanie: — Moja żona ma straszną pamięć: wszystko pamięta. Dziecko w żaden sposób nie chce zasnąć. Matka zwraca się do męża: — Może mam mu coś zaśpiewać? — Dlaczego od razu tak — odpowiada mąż. — Spróbuj najpierw po dobroci! — Pamiętaj, pojutrze definitywnie się rozchodzimy! woła żona. — Dlaczego dopiero pojutrze?! — odkrzykuje mąż. — Bo jutro mam urodziny! Żona wnosi tacę z półmiskami. — Zgadnij, kochanie — zwraca się do męża — co dziś jest na obiad? — Będę zgadywał w czasie jedzenia — odpowiada mąż. — To łatwiej mi przyjdzie. — Całą noc nie mogłam zmrużyć oka. Tyś chrapał, a pies szczekał. Coś strasznego! — Powiedz, kochanie, czy spałabyś lepiej, gdyby to pies chrapał, a ja bym szczekał? IV List: „Kochana żono! Ludzie są tu dobrzy, wino jeszcze lepsze, dlatego wybacz, że już kończę"... 128 Młoda para wychodzi z Urzędu Stanu Cywilnego. On jest wyraźnie przygnębiony. Wystawia rękę i mruczy: — No proszę, i jeszcze w dodatku pada! — Żonę moją poznałem na wycieczce wysokogórskiej... — Tak, tak, taternictwo to duże ryzyko. Na każdym kroku Czyhają niebezpieczeństwa. 129 Mąż robi wymówki żonie: — Mam plamę na spodniach, ale nie mogę jej wywabić, bo w domu nie ma ani kropli benzyny! — Ja ci już dawno mówiłam, że powinniśmy sobie kupić samochód. Przed sądem staje małżeństwo. — Panie sędzio, nasze życie jest piekłem. Musimy się rozwieść. — Czy państwo mają jakiś konkretny powód? — On mi ciągle opowiada o swojej poprzedniej żonie! — A ona o swoim przyszłym mężu! Małżonkowie wybierają się do teatru. Wyszli już z domu, gdy nagle żona spojrzała na męża i powiada: — Zarosłeś jak niedźwiedź! Dlaczego się nie ogoliłeś? — Goliłem się. — Kiedy? — Jak zaczęłaś się ubierać. i* A ik Żona do męża: — Proszę cię, nie mów, że znów zrobiłam ci awanturę! To nie jest żadna nowa awantura, tylko w dalszym ciągu ta wczorajsza. 130 , — Kaziu — woła uradowana mama do swego męża. — Nasz mały zaczyna już chodzić! — To poślij go po papierosy. t — Czytałam w gazecie — mówi żona przy obiedzie — że człowiek zjada w ciągu roku trzy kilogramy soli. — Bardzo możliwe, bardzo możliwe — odpowiada mąż, krzywiąc się po kolejnej łyżce zupy. — Ale nie na jeden posiłek! Małżeństwo je obiad. On utkwił nos w gazecie. Ona zwraca się z propozycją: — Jeśli będziesz chciał powiedzieć „tak", porusz gazetą jeden raz, gdy „nie" — porusz gazetą dwa razy... Wielka kłótnia. Ona pakuje walizki, odchodzi. On dogania ją w drzwiach. — Zanim pójdziesz stąd już na zawsze, bądź taka dobra i powiedz mi, ile minut trzeba gotować jajka na miękko? 131 Mąż pokłócił się z żoną. Spakował walizki i powiedział na pożegnanie: — Zgłaszam się jako ochotnik na kosmonautę. Lepiej już zderzyć się z meteorytem, niż wiecznie kłócić się z tobą! Wyszedł, trzasnąwszy drzwiami. Po chwili wraca. — Masz szczęście. Na dworze pada. — Czy pan, jako ekonomista, próbuje zainteresować żonę tą dziedziną wiedzy? — Owszem, odbyłem z nią na ten temat jedną rozmowę. — Dlaczego tylko jedną? — Bo już po tej jednej kazała mi rzucić palenie. Na peronie stoi para małżeńska. Mąż spogląda na oddalający się pociąg i powiada do żony: — Gdybyś się tak długo nie grzebała, nie spóźnilibyśmy się na pociąg. — A gdybyś ty mnie tak nie poganiał, nie musielibyśmy teraz tak długo czekać na następny. — To straszne! — narzeka żona kibica piłkarskiego. — Znasz na pamięć tabelę rozgrywek pierwszej i drugiej ligi, 132 pamiętasz wyniki spotkań sprzed pięciu lat, ale założę się, że data naszego ślubu wyleciała ci z głowy! — Mylisz się, kochanie. Pobraliśmy się tego dnia, gdy „Górnik" wygrał z ŁKS... — Żebyś wiedział — mówi żona do męża —jak mi się nie chce iść do tych Kowalskich! — A mnie, myślisz, się chce? Ale wyobraź sobie, jak oni się ucieszą, gdy nie przyjdziemy... — Masz rację. Idziemy! Żona do męża na widok baterii pustych butelek: — Skąd one się wzięły w twoim pokoju? — Nie mam pojęcia. Przecież wiesz, że nigdy nie kupuję pustych butelek. i>{ IV tV Adwokat do klienta: — Rozmawiałem wczoraj z pańską byłą małżonką. Ona kategorycznie żąda alimentów, w przeciwnym razie grozi, że wróci do pana! 133 — Jeśli umrę, nie znajdziesz już takiej żony jak ja! — Nie pocieszaj mnie, kochanie! iV ¦&- iV — Czy ty w ogóle wiesz, co to jest miłość? — Oj, wiem, wiem. Bez pamięci kochałem swą żonę, ale niestety wyszła ona za mąż... — Za kogo? — Za mnie. tV Mąż, dowiedziawszy się o zdradzie żony, wykrzykuje: — Z którym z moich przyjaciół przyprawiasz mi rogi?! — Mój drogi, przysięgam ci, że to nieporozumienie! To żaden z twoich, to jeden z moich przyjaciół! Roztargniony profesor triumfująco oznajmił żonie: — Widzisz, wbrew twoim złośliwym przewidywaniom, nie pozostawiłem dzisiaj nigdzie parasola i przyniosłem go do domu. — Mój drogi, przecież parasol jest w domu. Zapomniałeś go zabrać ze sobą. 134 Mąż kupił żonie na imieniny piękny obraz. Solenizantka ogląda malowidło i powiada z zachwytem: — Piękna martwa natura! — Jaka martwa? — prostuje mąż. — Przecież to jest wschód słońca na przedwiośniu. — A ja byłam przekonana, że to jest sadzone jajko ze szpinakiem! Mąż kupił żonie hamak. Zawiesił go na dwóch wątłych drzewkach. Widząc to, żona powiada z niepokojem: — Zdaje mi się, że ta gałąź, do której przywiązałeś hamak, złamie się. — Cóż mnie obchodzi głupia gałąź, skoro pragnę zrobić ci przyjemność — odpowiada mąż. ft tV •&¦ — Pamiętasz, kochany, w dniu naszych zaręczyn słońce też tak pięknie świeciło jak dziś. — Ale przed słońcem można się gdzieś schować... — Dwa dni suszyłam ci to cygaro! — Wpadło do wody? — No, niezupełnie... Do nocnika. 135 1 — Mężu kochany, daj mi dwieście złotych. — Na co ci? — Chciałabym pójść do salonu piękności. — W takim razie masz tu czterysta. k k k Żona zwraca się do męża: — Mój kochany, spostrzegłam, że nie zwracasz na mnie już takiej uwagi, jak w okresie naszego narzeczeństwa. Na to mąż z cynicznym uśmiechem: — Czyś ty widziała kiedy człowieka biegnącego za tramwajem, gdy siedzi w tramwaju? Żona do męża: — Każdy mężczyzna jest tyranem! — Ależ moja droga... — Mów zaraz — tak, czy nie? — Kochanie, pośpiesz się, już czas na nas! — woła mąż do ubierającej się żony. — Nie popędzaj mnie, przecież już od godziny tłumaczę ci, że będę gotowa za pięć minut. f - ik ik ik — Psiakrew, jak te parki miejskie są nędznie oświetlone — irytuje się Kowalski. — Gdy byłeś moim narzeczonym — odpowiada na to pani Kowalska — to stale narzekałeś, że te parki są stanowczo za jasno oświetlone. ik ik ik Mąż: — Powtarzam ci stanowczo, że na rozwód nigdy się nie zgodzę! — Dlaczego? — Nie mogę pozwolić na to, abyś unieszczęśliwiła jeszcze jednego mężczyznę. # ik k Zirytowany mąż zwraca się do żony rzępolącej całymi dniami na fortepianie: — Mogłabyś chociaż na godzinę pójść do kuchni. Na to żona: — A czy warto na godzinę przenosić fortepian do kuchni? tV ik IV — Kochanie, co ci dziś jest? — pyta mąż. — Daj mi spokój! Jestem dziś strasznie rozstrojona! — Co to znaczy rozstrojona? Czy ja się ożeniłem ze Starym rozklekotanym fortepianem? ik ik ik 136 137 Mąż wraca przedwcześnie z delegacji i zastaje swoją żonę in flagranti z młodym mężczyzną. — Proszę, niech się państwo nie krępują, bawcie się dalej — mówi ze sztuczną uprzejmością. Na to amant: — Na dziś już skończyłem, ale jak już pan tak bardzo chce — przyjdę znowu jutro. Żona: — Kochanie, czy nie czujesz zapachu spalonej farby? Mąż: — Czuję. A mówiłem ci: nie siadaj blisko rozpalonego pieca! ik ik IV W dniu imienin swego męża żona powiada do niego z drugiego pokoju: — Nawet sobie nie wyobrażasz, jaki piękny prezent ci kupiłam! — Pokaż. — Zaczekaj chwileczkę, zaraz go włożę na siebie... .V — Jak się powodzi Bednarskim? — On dostaje trzy tysiące miesięcznie i jego żona trzy tysiące. 138 — To świetnie! Sześć tysięcy na miesiąc... — Kiedy to są te same trzy tysiące. Tylko najpierw dostaje je on, a potem — ona... Żona robi mężowi wymówki. — Tak, przed ślubem to zalecałeś się do mnie, na krok mnie nie odstępowałeś... — Zrozum, kochanie, przecież teraz jako stateczny mężczyzna nie mogę umizgać się do zamężnej kobiety! Jr tV tV Żona wypełnia kupon Totka. — Jeśli wygram — mówi do męża — to zafunduję sobie futro z lisów... — A jeśli nie wygrasz? — To ty mi je kupisz, kochany! — Jutro przypada dziesiąta rocznica naszego ślubu — przypomina żona swemu małżonkowi. — Właśnie! — wzdycha mąż. — Powinnaś to jakoś uczcić... — W jaki sposób? — Najlepiej minutą milczenia! 139 — Nie rozumiem — mówi mąż do żony — dlaczego wy, kobiety, tak bardzo troszczycie się o swój wygląd zewnętrzny, a tak mało czasu poświęcacie swemu intelektowi? — Dlatego — odpowiada żona — że mężczyźni są głupi, ale bardzo rzadko — ślepi... Mąż czyta na głos gazetę: — Statystyka wykazuje, że na każdych dwustu mężczyzn przypada tylko jeden, którego wzrost wynosi jeden metr i dziewięćdziesiąt centymetrów... — Coś niesamowitego! — odzywa się żona. — Za każdym razem, gdy jestem w kinie, to zawsze ten dwusetny siedzi przede mną! tV Żona wniosła do sądu sprawę o rozwód. Na rozprawie sędzia pyta: — Jakie zarzuty ma pani przeciwko mężowi? — On czyta wszystkie powieści kryminalne przede mną, a następnie na pierwszej stranie pisze czerwonym atramentem nazwisko mordercy. IV W domu wypoczynkowym rozmawiają dwie panie: — Ja i mój mąż mamy absolutnie ten sam gust! — powiada pierwsza. 140 — Coś takiego! — dziwi się druga. — Jak to jest możliwe? — A możliwe. Inna rzecz, że trzeba było pięciu lat, żeby on do tego przywykł. Gdy pani domu znęca się nad fortepianem, jej mąż przyciszonym głosem opowiada gościom: — Przedtem Elżbieta bez reszty poświęcała się muzyce, ale kiedy zjawiły się dzieci, zostaje jej bardzo mało czasu... — Tak, tak, co tu dużo mówić — dzieci to wielkie szczęście! ioga? Czy wiesz, że Julita wyszła za mąż za rentgeno-Jest to chyba jedyny człowiek, który coś w niej znalazł. Do mieszkania dyrektora dzwoni w pilnej sprawie sekretarka. Żona dyrektora odebrała telefon i woła do męża: — Antoni! Twoje „godziny nadliczbowe" chcą z tobą mówić... 141 Rozmowa dwóch przyjaciółek: — Dlaczego oni się nie rozchodzą? — Ponieważ każde z nich wie, że drugie o tym marzy. Po wygłoszeniu długiej tyrady żona zwraca się do męża: — No i powiedz mi, z czego jesteś taki strasznie zadowolony? — Myślę o szejkach. — O jakich szejkach? — O tych, co mają po trzysta żon. ik Żona do męża: — Wszyscy pytają mnie, co ja w tobie widzę. Co mam im powiedzieć? Dwaj panowie wymieniają przy barze swe spostrzeżenia: — Czy pan wie, co ja myślę o małżeństwie? — A jest pan żonaty? — Tak. — No to wiem! Dwaj przyjaciele sprzeczają się czyja żona jest lepsza. — Moja — powiada pierwszy —jest chodzącą doskonałością. Kiedy wieczorem wracam z pracy, pomaga mi zdjąć palto, podaje ranne pantofle, rękawice... — Na co ci w domu rękawice? — Jak to na co? W gumowych rękawicach najlepiej się zmywa naczynia! — Słyszałem, że pańska żona jest ostatnio bardzo oszczędna. — Tak, to prawda! Na przykład na swoje trzydzieste piąte urodziny zapaliła tylko dwadzieścia siedem świeczek. Żona wzywa lekarza do ciężko chorego męża. — Stan chorego jest beznadziejny — stwierdza lekarz po zbadaniu pacjenta, a widząc, że kobieta jest bardzo przejęta, usiłuje ją pocieszyć: — Niech się pani uspokoi, każdego / nas to wcześniej czy później czeka! — Wiem o tym, panie doktorze, ale jestem ostatnio tak podenerwowana, że byle głupstwo wyprowadza mnie z równowagi! I*' -.^ -:'\ 142 143 — Jak ci się wiedzie w małżeństwie? — Możliwie. Jednego tylko nie mogę przeboleć, że ona lepiej wyszła za mąż, niż ja się ożeniłem. tV %V JV Żona przyszła do zespołu adwokackiego. — Chciałam wnieść skargę rozwodową... Mój mąż w czasie całego naszego pożycia tylko trzy razy się do mnie odezwał.. — A macie państwo dzieci? — Tak. Troje... — A co na to jej rodzice? Nie zorganizowali za wami pościgu? — Zorganizowali. — I nie dogonili was? — Dogonili i teraz stale bywają u nas. ik IV 3- Żona zwraca się do małżonka: — Jak mam się ubrać na dzisiejszy wieczór do teatru? — Szybko! U wróżki. — Nie będę niczego ukrywać. Karty mówią, że pani mąż zginie śmiercią tragiczną. — A czy będę za to sądzona? IV Opuszczając teatr mąż zwraca się do żony: — Całe szczęście, że przeczytałem recenzję wczoraj, bo inaczej ta sztuka spodobałaby mi się. tV — Czy to prawda, że zdobyłeś swą żonę w romantyczny sposób, porywając ją z domu? — Prawda. 144 Małżonkowie wracają z pogrzebu wuja, którego ciężki charakter dawał się im mocno we znaki przez piętnaście lat wspólnego pożycia pod jednym dachem. Mąż powiada: — Kiedy go już nie ma wśród nas, to muszę ci szczerze wyznać: nie cierpiałem tego twojego wujka! — Jak to — mojego? Więc to nie był twój wujek? Mąż wraca z redakcji do domu. — Znowu odesłano ci fraszki — wita go żona. Mąż otwiera kopertę. — To już szczyt wszystkiego! Posłałem do redakcji cztery fraszki, a zwrócono mi dziewięć! 145 — Co mówisz, gdy późno wracasz do domu? — „Dobry wieczór". Resztę już mówi żona. ik tV ik — Kochany, od czasu naszego narzeczeństwa nie powiedziałeś mi ani razu, że gotów jesteś dla mnie skoczyć w ogień... — Słuchaj, za kogo ty właściwie wyszłaś za mąż: za urzędnika na odpowiedzialnym stanowisku czy za strażaka? # iY ik — Panie kierowniku, chciałbym panu zakomunikować, że ożeniłem się wczoraj... — Gratuluję! Bardzo sobie cenię żonatych pracowników. Zawsze chętniej zostają w biurze po godzinach pracy! I Młoda żona zwraca się do męża: — Powiedz, kochany, czy jest na świecie coś wznioślej-szego i piękniejszego niż nasza miłość? — Nie, skarbie — odpowiada mężuś. — Będzie zaraz obiad? Mąż mówi do żony: — Kochanie, powinnaś częściej sprzątać w mieszkaniu... Dzisiaj znalazłem na tapczanie kupę pajęczyny. Musiałem ją zebrać i wrzucić do pieca. — O, Boże! Coś ty zrobił?! Przecież to była moja nowa suknia balowa! ik ik ik — Nigdy nie zabieram męża na pokaz mody — mówi Jola do swej przyjaciółki. — To bardzo kłopotliwe dla obojga: gdy ja zaczynam myśleć o nowej sukni, on — o nowej żonie. Rozmawiają ze sobą dwie przyjaciółki: — Czy twój mąż często wychodzi wieczorem z domu? — O, tak! Bidula nie lubi sam siedzieć wieczorami w mieszkaniu... 146 Mąż zwraca się do żony: — Słyszałaś, jak w nocy waliły pioruny? — Nie, a dłaczegoś mnie nie obudził? Przecież wiesz, że nie mogę spać w czasie burzy! 147 Słyszałem, że wybieracie się w podróż poślubną? Tak, jadę do Krynicy. Bez męża? On już był w Krynicy ze swoją pierwszą żoną. IV — Tylko raz, jeden tylko raz w życiu, byłem zakochany. Ale i ta miłość zakończyła się nieszczęśliwie. — Ona wyszła za kogoś innego? — Nie, za mnie. — Kiedy się kończy miodowy miesiąc? — Kiedy mąż przestaje pomagać żonie zmywać naczynia i zaczyna to robić sam. — Mam tego dosyć! Wracam do domu głodny po całym dniu pracy, a obiadu nie ma. Idę do restauracji! — Kochanie, nie denerwuj się. Poczekaj pięć minut. — Ugotujesz przez ten czas obiad? — Nie, ale ubiorę się i pójdę z tobą. 148 Jola i Kazik zaręczyli się. Wszyscy składają im życzenia i gratulacje, tylko jeden Wiesio milczy. — A dlaczego ty nie składasz im życzeń? — pytają Wiesia. — Nie mogę... — Nie możesz? Dlaczego? — Nie znam narzeczonej, więc nie mogę pogratulować narzeczonemu, znam za to narzeczonego, więc nie mogę złożyć życzeń narzeczonej! Żona jedzie z wizytą do swojej matki. — Gdy tylko mi napiszesz, że się stęskniłeś, natychmiast wracam — mówi, żegnając się z mężem na dworcu. — Kochanie, uważam, że byłoby poważnym nietaktem z twojej strony tak długo absorbować mamę swoją obecnością. — Za co cię pochwalono w szkole? — Za strusia. Pani zapytała, ile ma nóg, a ja odpowiedziałem, że trzy... — Chyba dwie? — Teraz wiem, że dwie, ale byłem wtedy najbliżej prawdy, bo wszyscy twierdzili, że cztery. — Ciociu — prosi mała Hania — zamknij oczy. — W jakim celu, dziecinko? — Bo mamusia mówiła, że jak ciocia zamknie oczy, to będziemy mogli kupić sobie mercedesa. — Jasiu, sam zjadłeś całą czekoladę? Nawet nie pomyślałeś o swojej siostrzyczce. — Wcale nie, myślałem o niej przez cały czas, czy nie przyjdzie, zanim skończę jeść. 153 — Stefciu, zobacz, czy ojciec już się ubrał. — Zdaje się, że jeszcze nie, bo słyszę, jak w tej chwili rozmawia ze spinką. — Powiedz mi, Kaziu, kto jest najgrzeczniejszy w waszej klasie? — Pan nauczyciel. Nauczyciel zadaje pytanie: — Janku, co dla nas jest ważniejsze: słońce czy księżyc? — Księżyc oczywiście. — Dlaczego księżyc? — Bo księżyc świeci w nocy, gdy jest ciemno, a słońce świeci za dnia, kiedy i tak jest jasno! Jasio ogląda swego nowo narodzonego braciszka. — Tak! Na to nie szkoda pieniędzy, ale o rower to się nie można doprosić... — Bądź grzeczna, Ewuniu — strofuje babcia pięcioletnią wnuczkę. — Czerwony Kapturek nie był grzeczny i został pożarty przez wilka. — Tak, ale wilk pożarł również babcię Czerwonego Kapturka — odpowiada rezolutna dziewczynka. Nauczycielka: — Ponieważ sprawowałeś się dziś skandalicznie, więc za karę zostaniesz ze mną godzinę po lekcjach w szkole. Mały Kazio: Dobrze, zostanę, ale nie biorę na siebie odpowiedzialności za to, co ludzie mogą o nas powiedzieć! Mały Kazio zobaczył u swego wujka wieczny kalendarz i zaraz zapytał: — Wujku, a kiedy wypadną moje pięćdziesiąte urodziny? — W czwartek. — A to pech, właśnie wtedy, gdy mam najtrudniejsze lekcje. — No, Jureczku, jak się bawiłeś na imieninach swego kolegi? — Jak mogłem dobrze się bawić — odpowiada pochmurnie malec — kiedy musiałem dać mamie słowo honoru, że będę grzeczny. II 154 155 — Kaziu — mówi mama — jest już późno, posprzątaj zabawki i kładź się natychmiast do łóżka! — Ależ, mamusiu — oburza się malec — mówisz do mnie takim tonem, jakbym był tatusiem. tV iV tV Ulicą idzie chłopiec, a na twarzy ma druciany ochraniacz, jakiego używają szermierze. Zdziwiony przechodzień pyta malca: — Czy uczysz się fechtunku? — Nie. — A po co masz założoną siatkę? — Założyli mi ją koledzy i wysłali po lody. — Afe, Jureczku! Brudny, zakurzony cukierek podnosisz z ulicy i wkładasz do buzi? Wypluj go natychmiast! — Kiedy on już teraz jest czysty, mamusiu. Do kasy na dworcu kolejowym podchodzi mała dziewczynka i pyta: — Ile kosztuje bilet do Ciechocinka? — Już dziewiąty raz mnie o to pytasz — denerwuje się kasjer. 156 — Bo mnie o to prosił mój młodszy braciszek. On się okropnie cieszy, jak pan ciągle wystawia głowę z okienka. IV — Czemu spóźniłeś się do szkoły? — Tatuś z mamusią pobili się, a ja chciałem zobaczyć, kto wygra — odpowiada uczeń. Nauczyciel przed wykładem z elektrotechniki zwraca się do uczniów: — Przekręcam włącznik światła, światło się nie pali. Przekręcam jeszcze kilka razy, z tym samym rezultatem. Jaka może być tego przyczyna? — Nieopłacony rachunek w elektrowni — odpowiada jeden z uczniów. Mamusia gniewa się na synka: — Krzysiu, masz takie brudne ręce i siadasz do obiadu? Co byś powiedział, gdybym to ja miała takie ręce? — Nic, mamusiu, jestem za dobrze wychowany, aby komuś zwracać uwagę. 157 Przechodzień strofuje dziewięcioletniego malca palącego papierosa: — Jak ci nie wstyd, chłopcze?! — Co mam robić? — odpowiada smyk. — Od czterech lat staram się rzucić palenie i nie mogę. IV ^ > Mały Kazio wróciwszy z kąpieli: — Mamusiu, jak dziewczynka się rozbierze, to też jest w stroju Adama? IV — Mamusiu, czy mogę wyjść się pobawić? — Z tą dziurą w rajstopach? — Nie, z tą Jolą z drugiego piętra. — Kiedy ty nareszcie poprawisz tę dwóję z matematyki? — Co ja mogę zrobić, mamo, jak pani zawsze zamyka dziennik klasowy w szufladzie na klucz. — Nasza babcia to straszny tchórz — powiada do matki pięcioletni Grześ. 158 — Dlaczego tak myślisz? — Gdy przechodzimy przez jezdnię, to babcia zawsze chwyta się mojej ręki! * iV & — Panie profesorze, mój Andrzejek jest niesłychanie wrażliwy i wątły. Jeśli coś przeskrobie, niech pan profesor nie karci jego, tylko kolegę z ławki... tV Mały Jaś medytuje: — Tych dorosłych nie mogę zrozumieć. Jak się bawię, to mówią, że jestem niegrzeczny. A jak się nie bawię — mówią, że jestem chory... — Te, mikrus, ile masz lat? — Nie wiem, proszę pana. To przecież ciągle się zmienia. — Jasiu, powiedz, jaki pożytek ma człowiek z konia? — Człowiek ma z konia taki pożytek, że może przez niego wygrać pieniądze na wyścigach. 159 Dom stoi w płomieniach. Mały Krzyś dzwoni do kolegi: — A u mnie jest pożar, a u ciebie nie! iV tV ^ — Mamusiu, kup mi małpę! — Co ty pleciesz, Zdzisiu? A czym byśmy ją karmili? — Kup mi taką z zoo. Tam wisi tabliczka, że małp nie wolno karmić. Do pracownika budowlanego zwraca się jego syn, pytając, czy może wraz z kolegami odwiedzić budowę. — Chcecie popatrzeć, jak budujemy? — pyta z zadowoleniem ojciec. — Nie tato, chcemy pozbierać butelki... iv Ulicą biegnie mały gazeciarz, dźwigając pod pachą ogromny plik gazet. Współczujący przechodzień mówi do niego: — Ależ ty się namęczysz z tymi gazetami... — Skądże znowu. Ja ich nie czytam! 160 Janek pyta ojca, jaką rolę pełni rzecznik prasowy rządu. — To ktoś — odpowiada ojciec — kto ci mówi dziś, co zdarzy się jutro, a nazajutrz tłumaczy logicznie, dlaczego to nie mogło się zdarzyć. Gdy znany podróżnik zakończył swój odczyt o wyprawach do dżungli, podszedł do niego mały chłopczyk i poprosił o dziesięć autografów. — Więc to aż taki rarytas? — dziwi się podróżnik. — Na razie to jeszcze nie, ale gdy zjedzą pana tygrysy... — Jeżeli powiem: „Ojciec ma pieniądze" — to jaki to będzie czas? — Czas przeszły. — Zastanów się, chłopcze. Dlaczego nie teraźniejszy? — Bo dzisiaj jest piąty, proszę pani, a ojciec po pierwszym nigdy już nie ma pieniędzy. Zwierzenia nastolatków: — Możliwe, że chodząc do szkoły można się czegoś nauczyć, ale jakaż to potworna strata czasu! ik ik ik 161 Na ulicy ksiądz chwyta za rękę jakiegoś chłopca, który okłada, ile wlezie, swego rówieśnika. — Czy nie mówiłem ci na lekcji religii, że masz miłować swych nieprzyjaciół jak siebie samego? — Kiedy to wcale nie jest nieprzyjaciel, proszę księdza, to jest mój brat! Mały Józio jest nieznośny. Matka grozi; że zamieni go na grzeczniej sze dziecko. — Nic z tego nie będzie — mówi chłopiec. — Dlaczego? — Gdzie znajdziesz takiego frajera, który zamieni grzeczne dziecko na niegrzeczne? Mały berbeć stoi na ulicy i płacze. Podchodzi jakiś przechodzień. — Czemu płaczesz? — A bo... bo moi bracia mieli... wa... wakacje, a ja... nie... — A dlaczego tyś nie miał wakacji? — Bo... bo... ja jeszcze nie chodzę do szkoły... Przy obiedzie w domu dyrektor zachwala swoją nową sekretarkę: — Mówię ci, jest pracowita, dowcipna, szybka. I ładna jak lalka. — Jak lalka? — marszczy brwi żona. A mała Helenka dodaje: — Tatusiu, a czy ona zamyka oczy, jak kładziesz ją spać? Nauczycielka zwraca się do Jasia: — Jasiu, czy mógłbyś mi powiedzieć, jak się nazywa| stolica Wenezueli? — Niestety, proszę pani — odpowiada Jasio — ja też nie wiem. Przechwalają się dwaj chłopcy: — Mój wujek jest marynarzem, omal nie zginął przez ośmiornicę. — A mój wujek, który jest lotnikiem, omal nie zginął przez dwunastnicę. — Tatusiu, a dlaczego ten pan wygraża kijem tej pani? — On jej nie grozi, syneczku, po prostu dyryguje. — To w takim razie, dlaczego ona tak piszczy? Sprzedawczyni wody sodowej: — Napiłeś się, chłopczyku? Co teraz należy powiedzieć? — Gdzie reszta? 162 163 — Stasiu, gdzie mama? — Wyskoczyła na pięć minut do sąsiadki. — Jak dawno? — Przed godziną. Mały Józio pyta: — Mamusiu, jak się nazywa koń, który jest tatusiem? — Ogier. — A końska mamusia? — Klacz. — A końskie dziecko? — Źrebak. — Mamusiu, a na jakiego konia mówimy po prostu koń? — Dlaczego płaczesz, chłopczyku? — Uuuuu... Mój brat wybił szybę w szkole... — No to, przecież lanie czeka twego brata, a nie ciebie. — Tak, ale my jesteśmy bliźniakami! Chłopiec coś zbroił i ojciec zdecydował się sprawić mu lanie. Przez chwilę chłopak trzymał się mężnie, wreszcie krzyknął: — Możesz mnie bić, ale ostrzegam: zemszczę się na twoich wnukach! 164 Hania powiedziała brzydkie słowo. Matka zwraca jej uwagę: — Dziewczynki nigdy tak nie mówią! — Ale, mamusiu! Przecież jest równouprawnienie. Zosia, która wraz z mamą spędza wakacje na wsi, zobaczyła, że gospodarz zawiesza worek obroku na szyi konia. — Proszę pana — mówi dziewczynka — czy nie ma pan większego worka? Przecież w takim małym koń się nie zmieści! IV Zadano uczniom temat pracy klasowej: „Co bym zrobił, gdybym został dyrektorem?" Wszyscy uczniowie zabrali się do pisania z wyjątkiem małego Jasia. — Dlaczego nie piszesz? — spytała nauczycielka. — Bo czekam na swoją sekretarkę. — Wujciu, dlaczego bigamia jest karalna? — To proste: dlatego, że nie wolno popełniać dwa razy tego samego błędu. tY tY 165 Mały Henio pyta nauczycielkę: — Ile waży Ziemia, proszę pani? Nauczycielka nie wie, więc ucieka się do wypróbowanego sposobu. — No, zobaczymy, kto z was potrafi na jutro znaleźć właściwą odpowiedź! Przesiedziawszy kilka godzin w bibliotece, nauczycielka znalazła potrzebną liczbę. — A więc, ile waży Ziemia? — spytała nazajutrz. Nikt nie odpowiedział. Nauczycielka nie bez dumy podała wynik swoich poszukiwań. Po chwili Henio pyta: — Czy to z ludźmi, czy bez? ft ik ik — Wujciu, czy wujcio jest żonaty? — Nie, Piotrusiu. — To kto wujciowi mówi, co wujcio ma robić? ik ik %V — Do kałamarza stojącego na biurku lekarza wpadła mucha. Piotruś, synek lekarza, wyratował ją i położył na kartce papieru. Po chwili obserwacji chłopczyk zawołał: — Mamo! Mamo! Patrz, muszka pisze zupełnie jak tatuś! ik k ik — Mamusiu, pobaw się z nami w zoo. Jaś i ja będziemy misiami, a ty będziesz rzucać nam cukierki... ik ik L Rozmawia dwóch maluchów: — Wiesz, że Kolumb odkrył Amerykę? — No i co z tego? Ona jest taka duża, że każdy by ją zauważył! ik ik ik 11 — Tatusiu, co ludzie mieli przed wynalezieniem tele- wizji? — Święty spokój. Nauczyciel pyta Zbyszka: — Kto to jest hipokryta? — A to jest, proszę pana profesora, taki uczeń, który idzie do szkoły z uśmiechem na twarzy... ik 1k Ik Wuj pyta małego siostrzeńca: — Jak ci tam idzie w szkole, chłopcze? Czy nauczyciel jest z ciebie zadowolony? 166 167 — O tak, wujku, wczoraj właśnie powiedział, że gdyby wszyscy chłopcy byli tacy jak ja, to można by szkołę zamknąć. tV Jola przechodzi z mamą przez las. Nagle rozlega się kukanie kukułki. — Słyszysz, mamo? — mówi Jola. — Jakiś ptaszek śpiewa zupełnie jak nasz zegar! Mały chłopczyk zwraca się do swojego kolegi: — Przyjdź dziś do nas. Dostałem psa na imieniny i chcę się przekonać, czy on gryzie... tV — Tatusiu, gdzieś ty się urodził? — W Warszawie. — A mamusia? — W Łodzi. — A ja? — W Poznaniu. — Czy to nie cudowne, żeśmy się w trójkę spotkali? 168 — Tatusiu, pan profesor mnie dzisiaj pochwalił. — Bardzo się cieszę, a za co? — Powiedział, że piszę jak lekarz z trzydziestoletnią praktyką. Chłopiec pisze list z obozu harcerskiego do rodziców: „Kochani! Dziękuję Wam za Wasz długi list. Wnet Warn odpiszę, jak tylko starczy mi czasu, żeby go przeczytać". — Moja mama nie umie wychowywać dzieci — skarży się jeden maluch drugiemu. — Dlaczego? — Wieczorem, kiedy się bawię, układa mnie do snu, a rano, kiedy mi się najlepiej śpi, budzi mnie i każe wstawać. tV — Synku, jak to się dzieje, że nigdy nie pamiętasz, o czym mówiono w szkole na lekcjach? Dlaczego taki Pawełek dokładnie o wszystkim opowiada matce? — Bo on mieszka bliżej szkoły. tV IV ik 169 Ojciec myje naczynia w kuchni. Wchodzi syn i pyta: — Tato, a co to jest dwużeniec? — To taki facet, który myje dwa razy więcej talerzy niż ja. ik Mały Mietek dorwał się do pudełka z pudrem. Zauważyła to młodsza siostrzyczka, wyrwała mu pudełko z ręki i tłumaczy: — Oddaj! Tego nie wolno ruszać. To jest dla kobiet! Mężczyźni muszą się myć! ik ik ik Fotograf do chłopczyka: — Uśmiechnij się, syneczku, patrz uważnie w ten czarny otwór, wyleci stąd ptaszek. — Proszę pana, zamiast opowiadać bajki, niech pan lepiej ustawi właściwą migawkę i przysłonę, żeby nie zepsuć filmu. ik ik Cieśla naprawia płot, a mały Michaś nie odchodzi od niego ani na krok. — Chcesz się nauczyć, jak to się robi? — pyta cieśla. — Żeby potem, gdy będziesz duży, samemu naprawiać poty?... 170 — Nie, proszę pana — odpowiada Michaś. — Czekam, aż pan uderzy się młotkiem w palec, jestem bardzo ciekawy, co pan wtedy powie... ik ik ik — Mamusiu! Pójdę popatrzeć na zaćmienie słońca! Wszystkie dzieci patrzą! — Idź, tylko — pamiętaj — nie podchodź za blisko! ik Mały Kazio pyta się tatusia: — Czy to prawda, że człowiek pochodzi od małpy? — Tak, oczywiście. — A więc kto był pierwszym człowiekiem, który zauważył, że już nie jest małpą? ik ik ik Mały chłopiec pyta babcię w ogrodzie zoologicznym: — Czy lwy po śmierci idą do nieba? — Nie, skądże! — A grzeczne dzieci? — Tak. — No, a jeśli lew zje grzeczne dziecko? ik ik 171 Tato złoił skórę sześcioletniemu synkowi. — Tatusiu — pyta malec — gdy byłeś mały, to dziadzio też cię bił? — Tak. — A jak dziadzio był mały, to jemu też się dostawało od jego ojca? — Oczywiście. — A twojemu dziadkowi od jego tatusia? — Naturalnie. — Bardzo bym chciał wiedzieć, który to idiota zaczął pierwszy! IV tV &¦ Tata-diabeł wraca do domu. Mama-diabeł przyprowadza za rękę małe diablątko i mówi do męża: — Musisz dać mu dziś w skórę. Cały dzień był grzeczny jak anioł! — Tatku, po czym poznać prawdziwego dżentelmena? — Widzisz, synku, dżentelmen to taki człowiek, który potrafi opisać Brigitte Bardot czy Sofię Loren, nie poruszając rękoma. Nauczyciel do ucznia: — Powiedz, kto był ojcem Ludwika XVI? Uczeń po dłuższej chwili namysłu odpowiada: — Ludwik XV. — Dobrze — chwali nauczyciel. — A kto był ojcem Karola VII? — Karol VI — radośnie odpowiada uczeń. — Bardzo dobrze. A teraz powiedz, kto był ojcem Franciszka I? — Franciszek zerowy... — błyskawicznie odpowiada uczeń. Z okazji zakończenia roku szkolnego cała klasa poszła wraz z wychowawczynią do zoo. Dzieci z zainteresowaniem przyglądają się zwierzętom. Nagle mała Kasia woła: — Proszę pani! Proszę pani! Ten pan rzuca na ziemię jabłka, a słoń sprząta je odkurzaczem! Trzej chłopcy przechwalają się na podwórzu: — Mój tata może podnieść największy kamień! — Mój podnosi trzy takie kamienie! — A mój tata — wydyma pogardliwie wargi trzeci chłopiec — nic nie musi podnosić, bo ma swego zastępcę! 172 173 — Syneczku, kto to widział, żeby tak czytać książkę! Przecież ty opuszczasz po kilka stronic! — A bo to, mamo, jeąt książka o szpiegach. Ja ich chcę jak najszybciej złapać! iV Ojciec kręci głową przeglądając dzienniczek syna. Chłopiec zwraca się do niego ze współczuciem: — Jak myślisz, tato, co tu właściwie zawiniło — zwykła dziedziczność czy fatalny wpływ środowiska? tV Kazik przynosi do domu świadectwo szkolne. Ojciec łapie się za głowę: od góry do dołu, ile jest przedmiotów — same dwóje! Tylko na końcu — piątka ze śpiewu. — Nie rozumiem — powiada rozgoryczony ojciec —jak ci się po tym wszystkim jeszcze chciało śpiewać?! Mały Zygmuś pyta ojca, kto to jest poseł. — Poseł — odpowiada ojciec — to taki facet, który uchwala prawa, z którymi stara się żyć w zgodzie jedynie podczas przerw w obradach. 174 Nauczycielka zwraca się do Adasia: — Powiedz mi, chłopcze, jakie znasz żywioły? — Ogień... woda... powietrze... i wódka, proszę pani. — Skąd wódka? — A bo kiedy tata zaczyna pić, mama zawsze mówi, że tato jest w swoim żywiole... Pani wychowawczyni indaguje w przedszkolu małego Krzysia: — A gdzie pracuje twój tatuś? — W kawiarni, proszę pani. — Twój tatuś jest kelnerem? — Nie, literatem. ik Cała rodzina siedzi przy stole. W pewnej chwili mały Karolek zwraca się do ojca: — Tatusiu, dlaczego ty się ożeniłeś z mamą? Ojciec odkłada widelec, spogląda na mamę i powiada: — Widzisz, nawet dziecko nie może tego zrozumieć. ik IV ik Żona bogatego finansisty pojechała do Cambridge odwiedzić syna studenta, który się tam zaręczył. Po powrocie mąż ją pyta: 175 — Powiedziałaś mu, że go wydziedziczę, jeżeli ożeni się z tą dziewczyną? — Zrobiłam lepiej, powiedziałam o tym jego dziewczynie. Skutek był natychmiastowy! — Jakie zęby pojawiają się u człowieka najpóźniej? — pyta nauczycielka. — U człowieka najpóźniej pojawiają się zęby sztuczne — z radością odpowiada Elżbietka. v> tV tV — Co się z tobą dzieje, synku? Znów dostałeś dwójkę z ustnej odpowiedzi. Może ty nie rozumiesz, o co nauczyciel cię pyta? — Właśnie, mamo, jest na odwrót! Nauczyciel nie rozumie moich odpowiedzi! — Gdzieś ty się nauczył tak kląć? — pyta jakaś pani chłopczyka. — Tego nie można się nauczyć, proszę pani. Do tego trzeba mieć wrodzony talent! Ojciec widzi, jak jego dziesięcioletni synek trzyma w ręku pudełko zapałek. 176 — Ile razy ci mówiłem, żebyś się nie bawił zapałkami. — Kiedy ja się wcale nimi nie bawię. — A co robisz? — Zapalam papierosa. — Tatusiu, dzisiaj w szkole jest zebranie rodzicielskie, ale tylko dla bardzo wąskiego grona... — Dla bardzo wąskiego grona? Nic nie rozumiem... — Będzie tylko pan profesor i ty... IV Nauczycielka w szkole tłumaczy dzieciom, że ludzie pochodzą od Adama i Ewy. Jakiś chłopczyk podnosi rękę. — To nieprawda! — Jak to nieprawda? — Bo mój tata mówi, że my pochodzimy od małpy. — Zapamiętaj sobie — odpowiada nauczycielka — że wasze rodzinne sprawy szkoły nie interesują! Ojciec rodziny mówi przyjacielowi: — Chłopiec staje się idealnym dzieckiem, kiedy ma dziesięć lat. Jest on wtedy już za duży, żeby płakać, a jeszcze niedostatecznie dorosły, żeby prowadzić mój samochód. IV 177 — Wczoraj przysłałam tu mego syna po pięć kilogramów jabłek. Po zważeniu ich w domu okazało się, że przyniósł ze sklepu tylko cztery kilogramy. — Trzeba było zważyć syna! Mr Brown do żony: — Gdy nasz syn podrośnie, oddamy go do klubu bokserskiego. Będzie postrachem chuliganów. — Nie, Joe, oddamy go do klubu strzeleckiego. Wtedy będą się go bali prezydenci... Dwaj malcy wybrali się na wystawę abstrakcyjnej rzeźby. W pewnej chwili jeden z nich rozejrzał się dokoła i chwycił przyjaciela za rękę. — Wiejmy stąd! Jeszcze powiedzą, że to myśmy nabroili! — Czemu płaczesz? — A bo... a bo... brat przybijał gwóźdź... do ściany... i uderzył się młotkiem w palec... — To dlatego płaczesz? Ja bym się śmiał! — Kiedy... ja... też się najpierw śmiałem... Starszy brat mówi o rodzicach do swego młodszego braciszka: — Widzisz, tacy już oni są. Najpierw uczą nas chodzić i mówić, a później żądają, abyśmy nie ruszali się z miejsca i milczeli. Ot ¦& A Matka strofuje swego syna: — Bierz przykład z Antosia. Jak on starannie odrabia zawsze lekcje! — To mama nie wie, że Antoś jest zwyczajnym karierowiczem? — Wodór jest niezbędny do życia — mówi nauczyciel dzieciom. — Pierwiastek ten został odkryty w ubiegłym wieku. — A jak ludzie żyli przedtem? — dziwi się dziesięcioletni Maciek. Mały Tadek ma trudności z rachunkami. Ojciec chce mu pomóc. — Uważaj, jeśli dam ci dwie pomarańcze i mama też dwie, to ile będziesz miał razem? — Nie wiem, tatusiu, w szkole przerabialiśmy to z jabłkami. 178 179 Głos w dyskusji na pewnej naradzie: — Jeśli wprowadzi się w szkołach wychowanie seksualne, należy pamiętać o tym, żeby jednak nie zadawać uczniom do przerabiania zadań domowych... d tV Tfr Nauczyciel zwraca się do ucznia: — Powiedz prawdę: kto rozwiązał ci to zadanie? — Tatuś, proszę pana. — Sam? — Nie. Trochę mu pomagałem. ¦&• # L Nauczyciel do ucznia: — Dlaczego spóźniłeś się do szkoły? — Myłem ręce i szyję. Ale słowo honoru, to się więcej nie powtórzy! i*r # iV Kazik ma w domu bardzo dobrze, ale uczy się źle. Ojciec ogląda jego świadectwo szkolne i wzdycha: — Kiedy ja byłem dzieckiem, nie miałem ani roweru, ani rakiety tenisowej, ani piłki nożnej. Szmaciankę kopałem na podwórzu! — A widzisz, tatusiu — odpowiada Kazik — przy nas jest ci o wiele lepiej... 180 Na lekcji nauczycielka pochyla się nad Józiem: — A co ty rysujesz? — Pieska, proszę pani. — A gdzie twój piesek ma ogon? — Jeszcze w kałamarzu, proszę pani. i\ Tadek wraca do domu z otrzymanym świadectwem szkolnym. Przed drzwiami zatrzymuje się, naciska guzik dzwonka i mówi: — Przekonamy się teraz, czy anioł stróż naprawdę istnieje! Chłopiec zwierza się koledze: ' — Wydębiłem pozwolenie od moich starych na zapuszczenie brody i, psia kość, nie chce mi rosnąć! Dziewczynka pokazuje koleżance swojego ulubionego kota. — Piękny kot — powiada koleżanka. — Daj mi go, mamy w domu myszy. — Nie — powiada dziewczynka. — Przynieś lepiej swoje myszy do nas. 181 Chłopczyk wchodzi do apteki i zwraca się do magistra: — Chciałem lekarstwo, ale zapomniałem, jak się nazywa, wiem tylko, że zawiera medithylaminodiamethylphenylpy-ragol. ik ^ & — Powiedz mi, kiedy była epoka lodowcowa? — Epoka lodowcowa? W zimie, panie profesorze! ik ik ik Syn zawiadowcy stacji kolejowej pierwszy raz przyszedł do szkoły. Z rozczarowaniem przypatruje się sali. — I to ma być pierwsza klasa? A gdzie wyściełane ławki? ik ik ik — Proszę pani! — woła wzburzony ogrodnik do sąsiadki. — Trzej pani synkowie znowu wdrapali się na mojąjabłonkę! — O, Boże! —jęczy sąsiadka. — A gdzie się podział czwarty synek? ik ik ik Tata udał się z synkiem na wycieczkę za miasto. Pod wieczór zmordowany tata pyta: — Jak wracamy do domu: pieszo czy autobusem? — Lepiej pieszo, tatusiu, tylko weź mnie na ręce... & ik ik 182 Spotyka się dwóch pisarzy. — Wiesz — powiada pierwszy — mój pięcioletni syn podarł na kawałki maszynopis mojej nowej powieści. — Co ty powiesz? — odpowiada drugi. — To on już umie czytać? ik ik ik Rysio mówi do żony: — Butelki po wódce z tego tygodnia oddamy Mareczkowi i Basi. Niech je zaniosą do punktu skupu. Będą miały na drobne wydatki. Dzieci od najwcześniejszych lat trzeba przyzwyczajać do oszczędzania, a przede wszystkim do pracy. ik ft ik Janek pyta tatę: — Tatusiu, dlaczego jesz nożem? — Bo widelec, synku, przecieka... ik ik ik Przedział kolejowy. Jakaś pani zwraca się do podróżnego siedzącego pod oknem: — Wygodnie pan ma? — O tak. — Miękko? — Miękko. — Od okna nie ciągnie? — Skąd znowu. — No to świetnie. Niech pan się ze mną zamieni miejscem. ik IV iL Maleńka łupina. Do rozbitka podpływa transatlantyk. Rozbitek chwyta rzuconą linę i pyta: — Dokąd płyniecie? , — Do Hongkongu. Rozbitek puszcza linę. ¦ — To mi nie jest po drodze... 187 — Proszę nie wyskakiwać w biegu! — woła konduktor. — Kiedy mi się bardzo spieszy do szpitala. — A, to co innego. ft ik ik Gość pyta w recepcji podrzędnego hoteliku: — Czy macie tu łazienki? — Nie, proszę pana. Łazienki nie są nam potrzebne, bo nasi gości zatrzymują się najwyżej na kilka dni... — Gazdo, dokąd prowadzi ta ścieżka? — Różnie, panocku. Niektóre cepry trafiają do szpitala. Inne znowuż na cmentarz... Dwaj autostopowicze poszukują noclegu. Właściciel przydrożnego domu pokazuje im bardzo efektowny pokój. Jeden z autostopowiczów pyta: — Po ile pan życzy za ten chlew? — Od jednej świni piętnaście, od dwóch — dwadzieścia! 188 Maleńka wysepka. Z katastrofy uratowała się para rozbitków. Ona patrzy na niego i wzdycha: — Cholerny pech! Zawsze wolałam blondynów... iV X IV Wagon sypialny. Pasażer zwraca się do konduktora: — Poproszę o jedną szklankę herbaty. — To już dziesiąta szklanka, którą podałem panu w ciągu piętnastu minut. Jak można tyle pić? — Ja wcale nie piję. Kołdra się pali na moim posłaniu! Okręt z turystami na pokładzie zaczyna tonąć. Pasażerowie rzucają się do szalup ratowniczych. — Tylko, proszę, bez paniki! — grzmi kapitan przez tubę. — W pierwszej kolejności ratują się turyści podróżujący na kredyt! Za autobusem pełnym pasażerów, biegnie jakiś mężczyzna. Autobus z każdą chwilą zwiększa szybkość. — Halo, panie szanowny! — woła śmiejąc się jeden z pasażerów. — Chyba nie dasz pan rady nas dogonić! — Kiedy ja... muszę... was dogonić!... — odkrzykuje sapiąc ciężko mężczyzna. — Jestem kierowcą tego autobusu! IV 189 Jakaś starsza pani po raz pierwszy w życiu leci śmigłowcem. Zaraz po starcie zwraca się do pilota: — Kochany, tutaj strasznie wieje. Niech pan z łaski swojej, wyłączy ten wentylator na górze. Do rozpędzającego się pociągu wskakuje młodzieniec z walizką w ręku, kompletnie wyczerpany i zmęczony opada na ławkę. — Ale mamy dzisiaj młodzież — wzdycha jakiś pasażer po pięćdziesiątce. — Gdy ja byłem w pańskim wieku, pamiętam, biegłem kiedyś z filiżanką kawy pół kilometra za ekspresem, a gdy dogoniłem pociąg w ogóle nie było znać po mnie zmęczenia! — Nie ma pan racji... — odpowiada zdyszany młodzian, z trudem łapiąc powietrze. — Ja na ten pociąg spóźniłem się jeszcze wczoraj wieczorem. Turyści wyszli na polankę i pytają leśniczego: — Czy tu wolno palić ognisko? — Nie. — A skąd tu tyle osmalonych kikutów? — To pamiątka po tych, którzy nie pytali, czy tu można rozpalać ognisko. 190 Na dworcu kolejowym w Bydgoszczy wysiada jakiś podróżny i pędzi do bufetu. Przedtem sprawdza numer wagonu, aby po powrocie łatwiej odnaleźć swój przedział — 1525. — Łatwo zapamiętać, tatusiu — woła z okna wagonu jego córeczka — to data hołdu pruskiego!... Po kilku minutach ów podróżny wraca i zaczyna biegać w panice po peronie. Wreszcie łapie konduktora: — Przepraszam, czy nie przypomina sobie pan, kiedy był hołd pruski? Grupka oczekujących na małej stacyjce ściska ręce zawiadowcy. — Winszujemy, winszujemy! Pierwszy raz od ponad pięciu lat pociąg przyszedł punktualnie! — Nie chcę państwa martwić — odpowiada zawiadowca stacji — ale to wczorajszy pociąg. Pasażerka w autobusie przeprasza siedzącego obok niej staruszka: — Tak mi przykro, usiadłam na pańskich okularach... — Nic się nie stało — odpowiada grzecznie staruszek. — Moje okulary nie takie już rzeczy widziały! tV iV 191 W hotelu gość zwraca się do pokojówki: — Czy znalazła pani w moim pokoju na stole pięćsetkę? — Tak, proszę pana. Dziękuję. — Przyjechałem do stolicy, żeby rozpocząć uczciwe życie... — I nie mógł pan lepiej wybrać. Mieszkam tu od urodzenia, mogę pana zapewnić, że nie będzie miał pan zbyt wielkiej konkurencji w tej dziedzinie... tY W jednym z berlińskich hoteli wisi tabliczka z napisem: „Francuzi są proszeni o wracanie do hotelu przed drugą w nocy. Niemców prosi się o niewstawanie przed szóstą rano. Włochów uprasza się, aby nie śpiewali po dziesiątej wieczorem. Rosjanie proszeni są o regulowanie rachunków przed opuszczeniem hotelu!" iY !Y lY Po korytarzu sypialnego pociągu biegnie jakiś mężczyzna, zagląda do każdego przedziału i pyta: — Może ktoś z państwa ma koniak? Jakiejś pani w ostatnim przedziale zrobiło się słabo... Któryś z pasażerów podaje mu butelkę. Przybysz wyciąga korek i przykłada butelkę do ust. 192 — Bardzo dziękuję — odpowiada po chwili, ocierając wargi. — Zawsze mi się robi niedobrze na widok omdlałej kobiety! — Proszę pana, daleko jeszcze do Miechowa? — Będzie z dwie godziny jazdy. — Świetnie, pośpię sobie trochę... Przebudziwszy się, pasażer znów zwraca się do sąsiada: — Daleko jeszcze do Miechowa? — Będzie z dwie godziny jazdy. — Przecież to samo powiedział mi pan przedtem! — Tak, ale teraz jest dwie godziny jazdy w przeciwnym kierunku! .( W jakimś prowincjonalnym hoteliku gość zwraca się do kierownika: — Czy tu u was nie zawiesza się na oknach rolet? — Nie, proszę pana, ale jeśli chce pan sobie wyczyścić buty, proszę użyć do tego celu narzuty z łóżka. & tY tY Nad brzegiem górskiego jeziora gospodarz tłumaczy turyście: 193 — Jeśli wyraźnie widać przeciwległy brzeg, to znaczy, że na pewno będzie padać... — A jeśli nie widać brzegu? — To znaczy, że właśnie pada! W Paryżu amerykański turysta ogląda obrazy młodego malarza wystawiającego swoje prace na bulwarach. — Ile pan żąda za ten obraz? — Trzy tysiące franków. — Mogę dać panu tysiąc. — Musiałbym chyba umierać z głodu. — Dobrze, zaczekam obok w kafejce... — Podobno pan niedawno wrócił z Włoch? — Tak! — Niech mi pan powie, czy Włochy mają rzeczywiście kształt buta, jak to wygląda na mapie? Przewodnik oprowadza wycieczkę po starym pałacu. — W tym łóżku z baldachimem — opowiada — spało siedmiu królów... — Tak? — dziwi się turysta. — Musiało być im chyba trochę ciasno... W połowie lotu przez ocean w samolocie pasażerskim wysiadają wszystkie silniki. W głośniku słychać miły i spokojny głos stewardesy: — W ciągu kilkunastu najbliższych sekund będziemy przymusowo wodować, wobec tego proszę zapiąć pasy. Po wodowaniu proszę opuszczać pokład przez wyjście zapasowe. Przy okazji pragnę w imieniu załogi pożegnać tych spośród państwa, którzy nie umieją pływać... ik 194 I — Kelner, proszę o kawałek ciasta do kawy. — Z rodzynkami czy bez? — A jaka to różnica? — Bez rodzynek jest droższe. — Z jakiej racji droższe? — Bo wymaga większego nakładu pracy przy wyjmowaniu rodzynek z ciasta! — Pan konsumuje śledzia na obiad? Dla mnie śledź jest za drogi. — Dlaczego? Przecież śledzie są bardzo tanie. — Ale pragnienie po śledziach jest bardzo kosztowne! tV — Do cholery! — woła gość w restauracji na kelnera. — Nie widzi pan, że tam w kącie powstał pożar? Dlaczego nie gasi pan ognia? 199 — Tamtą część sali obsługuje inny kelner—pada spokojna odpowiedź. tV — Stwierdzam z przyjemnością — powiada gość — że nie podnieśliście ceny jajecznicy. — Tak jest, łaskawy panie — odpowiada kelner — byliśmy na tyle przezorni, że zakupiliśmy większą partię jaj pół roku temu, gdy były znacznie tańsze! — Kelner, proszę wezwać kierownika! Ja wcale nie mogę rozgryźć tego befsztyka! — Kierownik nic panu nie poradzi, bo właśnie przed godziną odesłał swoje sztuczne zęby do reperacji... Gość zwraca się do kelnerki: — Ten talerz jest brudny! Co to ma znaczyć? — Nie wiem. Ja tu pracuję jako kelnerka, a niejako wróżka! Student wchodzi do stołówki i mówi do kelnerki: — Ciągnęliśmy losy z kolegą, kto z nas przyjdzie tu na obiad. 200 I wygrał pan? Nie, ja przegrałem. •& Panie starszy! Co tu pływa w zupie? Chyba mi pan nie powie, że już nie poznaje pan muchy? Pewien stały bywalec restauracji „Kot", po zapłaceniu dość słonego rachunku, poprosił właściciela: — Niech pan mnie uściska mocno — my się już nigdy więcej nie zobaczymy! — Panie starszy! Co pan mi radzi zamówić? — Boja wiem?.. Jak dotąd to goście najmniej narzekają na schaboszczaka... ¦fr IV -ft W barze. — Nie dolała mi pani do pełna koniaku... — Bardzo pana przepraszam, ale jestem krótkowidzem... — A nie zdarzyło się pani nigdy, żeby przelać? — Taka zupełnie ślepa to ja nie jestem! 201 — I pan mówi, że to jest kotlet schabowy? — Ja mówię? — wzrusza ramionami kelner. — To szef kuchni tak mówi. iY — Nie wiesz, co zrobić, aby obiad jarski był smaczny? — Wiem. Dodać befsztyk. tk t3r lY Policja w pewnym mieście zażądała, żeby właściciel nocnego lokalu reklamował swój balet ze strip-teasem bez słów „naga" i „goła". Właściciel lokalu posłuchał i zaczął reklamować program w następujący sposób: „Dwanaście egzotycznych piękności! Jedenaście wspaniałych kostiumów". iY i Y ?< — To skandal! Dlaczego pan żąda, abym płacił rachunek przed zjedzeniem obiadu? — Bo szanowny pan zamówił grzyby... Gość z oburzeniem zwraca się do kelnera: — Te grzyby, które jadłem u was przedwczoraj, były trujące! Musiano mi przepłukiwać żołądek! — Co pan mówi? — odpowiada uradowany kelner. — To znaczy, że wygrałem zakład z kierownikiem! iV tY — Pan je schaboszczaka? Przecież wiem, że jest pan jaroszem. — Tak, ale my, jarosze, mamy dzisiaj post! iY tY łY — To świństwo! Ja tego nie mogę jeść. Proszę zawołać kierownika. — A pan myśli, że on to zje? ik W restauracji gość zamawia porcję grzybów. Kelner przynosi potrawę i prosi o uregulowanie rachunku z góry. — Z góry? A cóż to za obyczaje?! — woła oburzony gość. — Niech pan poprosi kierownika. — To niemożliwe, proszę pana. On już jadł te grzyby... * lY tY W restauracji siedzi grubas przy suto zastawionym stole. Podchodzi do niego jakiś mężczyzna i pyta go, co słychać nowego. — Jem! — odpowiada grubas. 202 203 !r — A co porabia Ziółko? — Umarł. — Piszczałkowski? — Umarł. — Coś takiego! Tacy młodzi, zdrowi ludzie. Co im było? — Nic. Ale kiedy ja jem, to wszystko dla mnie umarło! — Panie starszy, przed chwilą przeglądałem kartę, ryba była wykreślona, a teraz znów się pojawiła. Co to znaczy? — A bo ten gość, który siedzi tam pod oknem, oddał swoją porcję. Dwóch zawianych panów rozmawia przy kieliszku. — Ech, życie, życie... — wzdycha jeden z nich. — Miałem wszystko, o czym człowiek może marzyć. Cichy dom, pieniądze, miłą dziewczynę... — I co się stało? — O tydzień wcześniej żona wróciła z wczasów... Panie starszy, to wino jest mętne! Wino jest czyste, tylko kieliszek jest brudny... Przy krawężniku parkuje „maluch" z olbrzymim bernardynem wewnątrz. — Jak panu nie szkoda tak męczyć zwierzęcia? — pyta jakaś litościwa paniusia. — Taki kolos w takim maleńkim samochodzie! — Kiedy go wprowadzałem do środka, był jeszcze całkiem małym szczeniaczkiem — odcina się urażony kierowca. — Mój pies jest równie mądry, jak ja! — Dziwię ci się. Posiadacze zwykle chwalą swoje zwierzęta. IV tfr IV Prelegent, który zwiedził wiele egzotycznych krajów, opowiada o wrażeniach z pobytu w puszczach Ameryki: — Najniebezpieczniejszym zwierzęciem jest jaguar. Nie ma przed nim ratunku. Kiedy ofiara ucieka — on ją dogoni, 207 kiedy się wspina na drzewo — on będzie szybszy, kiedy dopadnie do rzeki — on też popłynie. — A jeśli ofiara się schowa? — droczy się jakiś słuchacz. — Nic nie pomoże —jaguar schowa się także! Spotykają się dwa psy. — Burku, jak ty wyglądasz? Kto ci skroił skórę? — Mój pan! — Jak to możliwe? Przecież on po pijanemu bije tylko żonę. — To prawda, ale wczoraj wrócił do domu trzeźwy. Królik zaprosił na obiad zająca i stonogę. Zając zjawił się w porę, stonoga spóźniła się o dwie godziny. — Czemu tak późno? — dziwił się królik. — Przed wejściem do twojej nory wisi prośba o staranne wytarcie nóg! ik Do baru w schronisku alpejskim wchodzi pies bernardyn i zamawia lampkę koniaku. Barman nalewa i mówi: — Pięćdziesiąt franków! Pies pije, płaci, a barman powiada: 208 — Pan jest pierwszym psem, który pił u mnie koniak. — I przy tych cenach ostatnim — oświadczył bernardyn i znikł za drzwiami. — Rysiek! — woła pani Wanda. — Zobacz, ulicą biegnie pies z otwartym parasolem! — No to co! Przecież pada deszcz. Dwa psy zaglądają do dyskoteki, przez chwilę przypatrują się tłumowi, wreszcie jeden z nich oświadcza: — Gdybym zaczął się podobnie zachowywać, to mój pan zaraz by mnie wykąpał w szamponie odpchlającym. Otworzywszy drzwi, właściciel mieszkania zobaczył swego starego przyjaciela, koło nóg którego kręcił się olbrzymi pies. Gospodarz zaprosił gościa do środka, usiedli i potoczyły się wspomnienia o szkolnych latach. W tym samym czasie pies zapędził kotkę gospodarza na szafę, stłukł kilka wazonów kryształowych, przewrócił lampę i wreszcie zwalił się na dywan. Gdy gość zbierał się do wyjścia, gospodarz rzekł złośliwie: — Mam nadzieję, że mi nie zostawisz swego psa? 209 — Mego psa? — zdziwił się gość. — Byłem przekonany, że to twój pies! Piesek mówi do swego kolegi: — Wiesz, nauczyłem mego pana nowej sztuczki. Podaje łapę! t* ¦& ik — Ile pan chce za tego pekińczyka? — Pięć stów. — Połowę mogę zapłacić. — Coś pan? Trzy stówy nagrody bez niczego bym dostał, gdybym go odprowadził! IV > Mól skosztował marynarkę i westchnął: — Ciągle nie mogę się przestawić na tę laminatową kuchnię! Rozmawiają dwa mole: — Jestem na diecie. Jadam tylko minispódniczki. 210 — Wiesz, uczyłem swego pinczera szczekać, kiedy chce jeść. Sto razy pokazywałem mu, jak to należy robić. — I co, nauczyłeś go wreszcie? — Nie. Pinczer teraz nie dotyka jedzenia, póki ja nie zaszczekam. Klient zwraca się do sprzedawcy w sklepie zoologicznym: — Chciałbym kupić papugę, która potrafi mówić po włosku i po francusku. — Ma pan wyjątkowe szczęście — odpowiada sprzedawca. — Wczoraj właśnie dostaliśmy taką papugę. Do obydwu nóg ma ona przywiązane sznurki. Gdy pociągnie pan za sznurek u lewej nogi, papuga odezwie się po włosku, a gdy za sznurek u prawej — po francusku. — Hm, a jeśli pociągnę za obydwa sznurki jednocześnie? — To mnie rozerwiesz na pół, stary bałwanie — nie wytrzymała nerwowo papuga. A tV iV Słoń spojrzał z pogardą na mysz i powiedział: — Jesteś najmarniejszym stworzeniem, jakie kiedykolwiek spotkałem! — Niech pan to powtórzy, błagam pana — zapiszczała mysz. — Chcę zapamiętać te słowa, żeby je powiedzieć znajomej pchle. 211 Rozmawiają dwaj właściciele psów. — Mój pies czyta gazetę! — Wiem. Mówił mi o tym mój Azor! — Czy ten kanarek to samczyk, czy samiczka? — A jak to można odróżnić? — Bardzo prosto. Jeżeli śpiewa, to samczyk, a jeśli nie śpiewa — to samiczka. — Aha... rozumiem. W takim razie chwilami to jest samczyk, a chwilami — samiczka. Przez most idą razem słoń i mysz. Mysz mówi z pychą: — Czujesz, jak to się trzęsie pod nami? iY L¦ IV Dwie pchły wyszły na ulicę. — Zbiera się na deszcz, weźmy taksówkę. — Świetnie. Właśnie zbliża się pies... ¦&¦ A i> Lampart idzie do okulisty, by zasięgnąć jego rady. — Proszę pana, co to jest, że gdy patrzę na moją małżonkę, widzę plamy przed oczyma. 212 — Nie znajduję w tym nic niepokojącego — powiada okulista. — Przecież pan jest lampartem. — Tak, ale moja żona jest zebrą... Stado krów wraca z pastwiska do obory. Dwaj mieszkańcy miasta przyglądają się temu widokowi. — Czy to nie zdumiewające? — woła jeden z nich. — Każda krowa nieomylnie trafia na swoje miejsce w oborze! — Cóż w tym zdumiewającego? — dziwi się drugi. — Przecież nad każdym miejscem wisi tabliczka z nazwą krowy! — Rano na pewno będzie padać — powiada jaskółka do swej koleżanki, przelatując nisko nad ziemią. — A skąd to wiesz? — Bo ludzie zawsze mówią: jeśli jaskółki nisko latają, to znaczy, że będzie deszcz... Dwie muchy spacerują po suficie. — Jacy ci ludzie są głupi! — mówi jedna z nich. — Najpierw gromadzą latami kupę pieniędzy, żeby wybudować mieszkania z takimi wspaniałymi sufitami, a potem sami chodzą po podłodze! 213 Wirusy między sobą: — Nie masz pojęcia, jaką piękną kobietę udało mi się położyć do łóżka! — O czym tak myślisz? — Zastanawiam się, co mówi mama-bocian swemu dziecku, gdy ono pyta, skąd się biorą małe bocianięta... Dyrektor miejskiego zoo zauważył pewnego dnia, że jeden ze słoni ma kaszel. — Trzeba zwierzęciu zaaplikować wiadro gorącego pączu! — Słoń zdrowy? — pyta nazajutrz dozorcy. — Zdrowy, panie dyrektorze. Ale teraz inne słonie bardzo kaszlą... Kogut wpadł przez okno do pokoju i zobaczył upieczonego kurczaka, obficie polanego czerwonym winem. Roztrzęsionym głosem zapiał: — A jednak to prawda: alkohol zabija! 214 U dentysty dzwoni telefon: — Halo... proszę bardzo, żeby pan doktor przyszedł do mnie. — Ależ dentysta przyjmuje tylko w swoim gabinecie! — Kiedy mnie strasznie zęby bolą... — Można wziąć taksówkę. Kim pani jest? — Mówi Ara, papuga pana Perkinsa. — Źle pani trafiła. Tu mówi Lola, papuga dentysty. Mama foka, występująca w cyrku, mówi do swych dzieci: — Pamiętajcie, moje drogie, że macie tylko dwie możliwości: albo nauczyć się podrzucać piłkę nosem, albo stać się futrem. tV W pewnym barze zadziwia klientów pies, który gra w pokera. Z właścicielem psa, barmanem, przeprowadza wywiad dziennikarz. — Nie ma się znowu czym tak bardzo zachwycać — wyjaśnia barman — on jest bardzo słabym graczem. Gdy tylko dostanie dobrą kartę, zaraz z radości merda ogonem... Niedźwiedź sporządził listę zwierząt, które chce zjeść. Oczywiście dowiedziały się o tym zwierzęta z lasu i wpadły w panikę. Nazajutrz do niedźwiedzia przyszedł jeleń i pyta: 215 — Niedźwiedziu, jestem na liście? — Tak. — No tak, rozumiem. Słuchaj, daj mi jeden dzień, żebym pożegnał się z rodziną. A potem mnie zjesz. Niedźwiedź się zgodził i zjadł jelenia dopiero na drugi dzień. Jako następny przyszedł wilk i pyta: — Niedźwiedziu, czy jestem na liście? — Jak najbardziej. — Ojej, straszne. Słuchaj, pozwól mi żyć jeszcze jeden dzień, aja pożegnam się z najbliższymi. A potem mnie zjesz. I znowu ugodowy niedźwiedź zjadł swoją ofiarę dopiero na drugi dzień. Potem do niedźwiedzia przyszedł zajączek i pyta: — Słuchaj, czy jestem na liście? — Tak, jesteś. — A nie mógłbyś mnie skreślić? — Nie ma sprawy. Becz6a śmfecfiu I Jakaś wyjątkowo brzydka pani wsiada do dorożki i zwraca się do woźnicy: — Czy pana koń nie jest strachliwy? Nie poniesie? — Niech się paniusia nie boi — odpowiada dorożkarz. — Konisko nie będzie się oglądać! Profesor zwraca się do studenta: — Czemu się pan tak denerwuje? Obawia się pan moich pytań? — Nie, panie profesorze. Swoich odpowiedzi. ik # IV — Mam koszmarnych lokatorów! Wczoraj przez całą noc walili w sufit! : — I nie mógł pan spać? — Nie o spanie idzie. Musiałem przecież ćwiczyć swoje solo na puzonie... 219 Henryk wysłał list do krewnych mieszkających w innym mieście. Zawiadomił ich, że wybiera się do nich z wizytą. Po kilku dniach nadeszła odpowiedź. „Przyjedź koniecznie, na dworcu ktoś z nas będzie czekał. Jako znak rozpoznawczy trzymaj w ręku magnetofon dla naszego synka". IV Leje deszcz. Ulicą idzie profesor. Na nogach ma płetwy. Patrzy na nie i zaczyna się zastanawiać: — Znowu się pomyliłem! Tylko czyje to mogą być kalosze? & Tfr tV Młody pisarz zwierza się ojcu, że nie wie, jak ma zatytułować swoją nową powieść. Ojciec, który nie czytał jeszcze utworu, pyta: — Są w tej powieści bębny? — Nie. — A trąby są? — Też nie. — To zatytułuj ją: „Bez trąb i bębnów". — Milordzie — zwraca się lokaj do swego pana — pozwolę sobie zakomunikować, że do naszego domu dostał się jakiś bandyta. Jest właśnie w salonie... 220 — Dobrze, Janie. Przynieś mi dwururkę i wyjmij z garderoby ten mój jasny strój myśliwski... Dyrektor teatru zwraca się do autora: — Przeczytałem tę pańską sztukę, „Ramzes pierwszy, faraon egipski". Moim zdaniem koloryt epoki przedstawił pan zupełnie dobrze... Ale może ma pan coś bardziej współczesnego, bliższego? — Owszem, mam sztukę „Ramzes drugi". W małym miasteczku wybuchł pożar. Na ulicy nie ma latarni. Jeden ze strażaków zwraca się do naczelnika: — W żaden sposób nie możemy podłączyć węży: ciemno, choć oko wykol! — Zaczekajcie, aż ogień dojdzie do frontu, to będzie jaśniej! ik Rzecz dzieje się na Dzikim Zachodzie. Kowboj zsiada z konia i wchodzi do baru na szklaneczkę whisky. Pod ścianą stoi pianino, a nad pianinem wisi wymalowany napis: „Nie strzelajcie do pianisty, on gra, jak potrafi". Ponieważ miejsce obok pianina jest puste, kowboj zwraca się do barmana: 221 — A gdzie się podział pianista? — Pianista! — wzdycha żałośnie barman. — Widzi pan, wczoraj przejeżdżał tędy kowboj, który nie umiał czytać... tY i* iY — Dlaczego otwierasz puszkę sardynek przed akwarium? — Żeby rybki wiedziały, jaki czeka je koniec, gdy będą dokazywać. — Pochodzenie społeczne? — Małorolne. — To znaczy? — Ojciec pracuje w biurze i odgrywa tam małą rolę... tY %Y 3r W ekskluzywnym klubie rozmawia dwóch lordów: — Wczoraj na przyjęciu u księżnej Polimbook stryj księżnej przez pomyłkę pocałował mnie w rękę. — I co? — Tragedia. Wrodzony takt kazał mi do końca wieczoru udawać kobietę... iY ft tY 222 Na moście stoi mężczyzna o wyraźnych zamiarach samobójczych. Koło niego kręci się dziennikarz. W pewnej chwili poirytowany dziennikarz odwraca się i mówi: — Jak pan teraz nie skoczy — nie zdąży pan do popołudniowego wydania! iY xY & — Panie rejencie — proszę uzupełnić testament. Chcę, by na moim pogrzebie grała orkiestra. — Ależ oczywiście — przytaknął rejent — proszę tylko wyrazić życzenie, czego by pan najchętniej posłuchał. ^ ik ^> — Ma pan szczęście — mówi urzędnik. — Dzisiaj było u mnie dziesięciu interesantów, ale wszystkim pokazałem drzwi. — Tak jest, proszę pana — odpowiada interesant. — Wszystko się zgadza, to ja byłem tymi dziesięcioma interesantami. tY iY tY Ze stawu gramoli się ociekający wodą facet. Stojąca na brzegu pani pyta: — Ojej, to pan wpadł do wody? Facet otrząsa się. Pryska fontanna kropel. — A pani pewnie myślała, że ja tam przebywam na stałe? tY 1* lY 223 — Mam! — woła uradowany profesor. — Wynalazłem absolutnie nową szczepionkę. Teraz trzeba tylko wynaleźć nową chorobę... Do policjanta podchodzi starszy pan i pyta uchyliwszy kapelusza: — Bardzo pana przepraszam, czy tu jest czwarta ulica na prawo? — A to jest mój ostatni obraz. „Murarze przy pracy". — Przecież oni tu nic nie robią — siedzą i palą! — Tak, ale zapomniałem panu powiedzieć, że to jest obraz realistyczny. Trwa potop. Noe stoi na dziobie arki i przyglądając się zwierzętom wzdycha: — I pomyśleć, że muszę być jaroszem dla podtrzymania gatunków. Kowalski już wyciąga rękę, by zerwać grzyb, gdy nagle spod grzyba gramoli się krasnoludek i mówi z wyrzutem: 224 — Dla pana ten grzyb jest i tak trujący, a dla mnie to całkiem przyzwoity dom! Małżonkowie Kaczorkowscy z Grójca pojechali do Paryża i z grupą, innych turystów zwiedzają Luwr. Przewodnik oprowadza ich po salach i udziela wyjaśnień. Wreszcie powiada: — Może ktoś z państwa ma jakieś pytania? Pani Kaczorkowska zwraca się do niego: — Niech mi pan powie, z łaski swojej, czym wy tu smarujecie parkiety, że się tak pięknie błyszczą? Elegancki pensjonat. Do pokoju wchodzi pokojówka. — Wypije pan kawę w łóżku? — Nie, w filiżance. ik Ze sprawozdania trenera ekipy pływackiej, która wróciła z niefortunnego tourne po Ameryce: „Wprawdzie nie udało nam się nigdzie odnieść zwycięstwa — ale za to nikt z członków naszej ekipy nie utonął". 225 — Ile litrów mleka, gospodarzu, daje pańska krowa? — Dziesięć. — A co pan robi z tym mlekiem? — Dwa litry wypijam, a dwanaście odstawiam do mleczami. Pani Brown urządziła przyjęcie dla samych wyśmienitych gości. Wśród nich znajduje się siwy generał w galowym mundurze, ozdobionym trzema rzędami medali. W pewnej chwili do pokoju wsuwa głowę lokaj i pyta: — Pani była uprzejma zadzwonić? — Nie, Patrick — odpowiada pani Brown. — To pan generał kichnął. Gwoździem programu wędrownego cyrku był stary bezzębny lew. Pewnego wieczoru, w trakcie przedstawienia, do dyrektora wbiegł przerażony clown: — Panie dyrektorze! Nieszczęście! Pogromcy zaciął się rewolwer! — A po co mu rewolwer? — Jak to po co? Kiedy on przestaje strzelać, lew momentalnie zasypia! 226 Po seansie w kinie zapala się światło. Jakiś facet krzyczy: — Zgubiłem portfel, w którym było tysiąc dolarów! Przeznaczam dla uczciwego znalazcy sto dolarów! Chwilę ciszy przerywa okrzyk z sali: — Panie uczciwy, nie bądź pan frajer! Ja daję dwieście... — Przed dziesięciu laty mój syn pojechał na Dziki Zachód, żeby zbić majątek. — No i ile on teraz jest wart? — Nie wiem, ale w zeszłym tygodniu gazety pisały, że władze wyznaczyły za jego ujęcie dziesięć tysięcy dolarów. Reporter pyta staruszka: — Podobno jest pan najstarszym człowiekiem w mieście? — Nie, najstarsza jest moja żona, ale o tym nikt nie śmie wiedzieć. Stary wilk morski wrócił po długiej podróży do domu. Reporter zwraca się do niego: — Miał pan na pewno wiele różnych przygód. Niech pan coś powie o największej burzy, jaką pan przeżył. 227 — Pewnego razu wszedłem w zabłoconych butach do mieszkania. Żona myła akurat podłogę. To była największa burza w mym życiu! ik — A więc proszę pozdrowić pana profesora i powiedzieć mu, że byłem tu w czasie jego nieobecności. — Dobrze, proszę pana. Pan profesor na pewno bardzo się ucieszy... Gwiazda filmowa przychodzi do lekarza. — Można się rozebrać, panie doktorze? — Nie trzeba, wczoraj widziałem pani ostatni film! Dzwonek do drzwi, Kowalski otwiera. Na progu stoi dwóch panów. — Czym mogę służyć? — Jesteśmy z towarzystwa dobroczynnego. Zbieramy na dom dla starych kobiet. Czy mógłby pan też nam coś ofiarować? — Ależ chętnie — woła rozpromieniony Kowalski. — Moją żonę! — Mówisz, żeś zdradzał żonę. Ile razy? — Ja przyszedłem się skruszyć, a nie chwalić, proszę księdza... Reporter postanowił przeprowadzić rozmowę z błaznem — karłem, występującym w cyrku. Wskazano mu wagon, w którym artysta mieszkał. Na progu spotkał jakiegoś olbrzyma. Spytał go o karła. — To ja nim jestem — rzekł wielkolud, robiąc zapraszający gest. — Niemożliwe! — krzyknął reporter. — Szukani karła, a pan na oko mierzy chyba ze dwa metry! — Bo ja mam dziś wolny dzień... Szeryf w Alabamie przyjmuje nowego pomocnika. — Niech pan pamięta, że linczowanie Murzynów jest zabronione! — A w których miesiącach? Na tarasie willi gubernatora w brytyjskiej kolonii siedzi pięć dam przy podwieczorku. Nagle z pobliskiej dżungli wypada orangutan, pędzi wprost na taras i... porywa jedną z pań. 228 229 Pozostałe, niewzruszone, piją w dalszym ciągu herbatę, tylko jedna rzuca od niechcenia: — Ciekawe, co on w niej właściwie zobaczył? Do hallu nowojorskiego hotelu wchodzi jakiś mężczyzna i zwraca się do szefa recepcji: — Proszę obudzić mnie jutro o szóstej rano. — Tak jest, a który pokój szanowny pan zajmuje? — Pokój? Ja śpię na ławce naprzeciwko waszego hotelu. — Mówi pan, że to prawdziwy Rembrandt, a dlaczego na obrazie brak podpisu malarza? — Może pan mieć i z podpisem, ale wtedy będzie kosztowało znacznie drożej! IV Na przyjęciu inżynier stara się wytłumaczyć gwiazdce filmowej, na czym polega postęp techniczny. — Niech pani sobie wyobrazi, że sto lat temu ludzie nie mogli nawet do siebie zatelefonować! — Mój Boże! — wzdycha gwiazdka. — Przecież to takie proste: zdejmuje się słuchawkę z widełek i wykręca numer. 230 Bernard Shaw rozmawiał z przyjaciółmi o sztuce teatralnej, którą właśnie pisał. — Czy to będzie historia miłosna? — Tak — odparł Shaw. — Chłopiec i dziewczyna bardzo się kochają, jednakże kwestia różnicy pochodzenia — socjalnego uniemożliwia trwały związek. — A czy wszystko się dobrze kończy? — zapytał ktoś inny. — Niestety, epilog jest bardzo smutny. — Umierają? — Nie — zaprzeczył Shaw. — Pobierają się. IV Pewien angielski działacz polityczny zwraca się do znajomego: — Wie pan, sir, zaproponowano mi pięć tysięcy funtów, jeśli podam się do dymisji. Co pan mi radzi? — Niech pan zażąda więcej. Jestem przekonany, że dadzą panu. Pewien bogacz bał się panicznie śmierci. Przyszedł do niego biedak i zaproponował mu: — Niech się pan przeprowadzi do nas. W naszym domu jeszcze żaden bogacz nie umarł... 231 Spotykają się dwaj blagierzy. — Mówię ci, u nas panują teraz takie upały, że motylom opalają się skrzydła. — Phi, też mi coś. U nas w czasie upałów daje się kurom lody, żeby nie znosiły jaj na twardo! W czasie wyświetlania filmu jakiś widz opuszcza salę, wraca po kilku minutach i nachyla się nad sąsiadem. — Bardzo przepraszam, czy to panu nadepnąłem na nogę, gdy stąd wychodziłem? — Tak, ale to głupstwo, niepotrzebnie robi pan sobie wyrzuty. — Nie o to chodzi, ja chciałem tylko sprawdzić, czy trafiłem do swojego rzędu. — Czy to pański samochód? — Tak, częściowo. — Nie rozumiem. — Gdy wóz jest umyty i na chodzie, jeździ nim moja żona po zakupy, na mecze futbolowe — syn, a gdy jest jakaś potańcówka — córka. — A kiedy pan korzysta z samochodu? — Kiedy trzeba jechać z nim do naprawy. 232 Do znakomitego pisarza przychodzi młody lekarz i mówi: — Rzuciłem medycynę, by zostać pisarzem. Myślę, że w ten sposób ludzie będą mieli ze mnie większy pożytek. — Oni i tak mają z pana duży pożytek, już choćby przez to, że rzucił pan medycynę. ik Żył sobie pijak i... umarł. Ktoś inny nie pił i... też umarł. Oczywiście nie zeszli z tego świata w jednym czasie. Ten, który nie pił, umarł wcześniej. Pijak go rozjechał. tV iV tV Bankier zwraca się do swego służącego: — Jaki to dziś jest dzień? — Dzisiaj mamy piątek, proszę pana. — Co to znaczy „mamy"?! — pieni się bankier. — Od kiedy Jan jest moim kolegą? — Pan jest aktorem? — powiada bankier do przypadkowego rozmówcy. — Aż wstyd się przyznać, ale chyba dziesięć lat nie byłem w teatrze. — Niech się pan nie łamie. Ja co najmniej tyle samo nie byłem w banku. 233 Do drzwi mieszkania puka żebrak. — Czy nie ma pani kawałka tortu dla człowieka, który od dwóch dni nic nie jadł? — Tortu? To chleb nie jest dość dobry? — Na ogół tak, ale dziś są moje urodziny. Młody entuzjasta jazdy konno wynajmuje w stadninie piękną klacz. Właściciel żąda zapłaty z góry. — Co, boi się pan, że mogę wrócić bez konia? — Nie, obawiam się, że koń wróci bez jeźdźca... tir & SY Światowej sławy iluzjonista powiada wzdychając: — Produkowałem się kiedyś w sensacyjnym numerze: rozpoławiałem swą żonę szablą. Powiadam wam, takich braw nie słyszeliście. A potem rozeszliśmy się. — A gdzie jest teraz pańska żona? — W Paryżu i Rzymie. źc iY iY — Kto jest bardziej zadowolony z życia? Ten, co wygrał milion złotych, czy ten, co ma pięcioro dzieci? — Oczywiście, że milioner. 234 — Właśnie że nie. Ten, co wygrał milion, chciałby mieć jeszcze jeden, natomiast ojciec pięciorga dzieci uważa, że to mu w zupełności wystarczy... tV iY JY W raju poirytowany Adam wchodzi do kuchni i pyta Ewę: — Nie wiesz, gdzie podziały się moje spodnie? — Twoje spodnie? Obawiam się, czy nie zaplątały się przypadkiem do sałatki... iY iY iY Miliarder do swojego przyjaciela, który chce pożyczyć od niego jakąś sumę: — Wszystko, mój drogi, tylko nie pieniądze. To jedyna pamiątka, jaka mi została po ukochanym ojcu! iY iY iY- Przez stary cmentarz idzie wieczorem samotna kobieta. Słyszy kroki za sobą: to zbliża się również samotny mężczyzna i uprzejmie odprowadza ją do bramy cmentarza. Dziękując, pani pyta nieznajomego: — Czy pan się nie boi? — Och, jak żyłem, to się bałem... iY iY iY 235 W Chicago odbywa się pogrzeb gangstera. — Drugiego takiego jak on już nie będzie — odzywa się żałosnym głosem jeden z kolegów nieboszczyka. — Jego rewolwer nigdy nie chybiał! — Nikt nie potrafił tak operować nożem jak on! — A kto szybciej od niego umiał uporać się z sejfem w banku? — Obłudnicy! Faryzeusze! Hipokryci! — zawołała wdowa, wybuchając płaczem. — Dlaczegoście za jego życia nic dobrego o nim nie mówili. iV iY iY Eskimos stanął przed sądem oskarżony o to, że w trzech różnych miejscowościach na Grenlandii miał żony. Sędzia był zdumiony, że przez wiele lat udawało mu się to ukryć. — Jak to się stało, że żadna z żon nie wiedziała o pozostałych? — O, boja mam najszybszy psi zaprzęg w całej Grenlandii — wyjaśnia z dumą oskarżony. ik — Co cię tak cieszy? — zapytał Diogenes pewnego młodzieńca. — Jak to, czyżbyś nie wiedział, że zwyciężyłem na olimpiadzie? — odparł zdumiony młodzian. — Zatem wykazałeś, że inni zawodnicy są od ciebie słabsi? — bada filozof. 236 — Oczywiście, przyznano mi przecież laur. — Jest się czym chwalić — powiedział mędrzec. — Pokonałeś słabszych. iL iV •& Agent do klienta, który chce się ubezpieczyć na życie: — Lata pan samolotem? — Nie. — Jeździ pan autem? — Nie. — Rowerem? — Nie, chodzę wyłącznie pieszo. — Wobec tego bardzo przepraszam, ale z pieszymi jest za duże ryzyko. ir A & — Słyszałeś? Dziś wierzchem na koniu przejedzie ulicami śródmieścia naga kobieta... — Wobec tego pójdę popatrzeć. Już z dziesięć lat nie widziałem żywego konia! Prorok Mahomet rozstrzygał codzienne sprawy ludzkie w sposób bardzo rozsądny. Kiedyś przyszedł do niego po radę pewien Beduin. 237 — Powiedz mi, Błogosławiony, czy wielbłądzicę mam wiązać, czy zaufać Bogu i puszczać ją wolno? — Uwiąż ją i zaufaj Bogu — odpowiedział prorok. Zdenerwowana mama do córeczki: — Wiesz, co się dzieje z małymi dziewczynkami, które nie chcą jeść? — Wiem. Są długo szczupłe, zostają modelkami i zarabiają kupę forsy. Pan Kazio wygłasza swoje życiowe credo: — Kiedy nie mam towarzystwa, piję koniak. Kiedy nie mam apetytu, piję wino. Kiedy nie mam nastroju, piję żytnią. — A kiedy pijesz wodę? — Kiedy nie mam pieniędzy. Wielki, ogromny, wielopiętrowy supermarket, w którym kupicie wszystko. Szef przyjmuje do pracy nowego sprzedawcę, dając mu jeden dzień okresu próbnego żeby go przetestować. Po zamknięciu wzywa szef nowego sprzedawcę do biura: — No to ile dziś zrobił pan transakcji? — pyta sprzedawcę. — Jedną, szefie. — Co? Jedną?! Nasi sprzedawcy mają średnio od sześćdziesięciu do siedemdziesięciu transakcji w ciągu dnia! Co pan robił przez cały dzień? A właściwie to ile pan utargował? — Trzysta osiemdziesiąt tysięcy dolarów. Szefa zatkało. — Trzy... sta osiem... dziesiąt tysięcy? Na Boga, co pan sprzedał?! — No, na początku sprzedałem mały haczyk na ryby... — Haczyk na ryby? Za trzysta osiemdziesiąt tysięcy? — Potem przekonałem klienta żeby wziął jeszcze średni i duży haczyk. Następnie przekonałem go, że powinien wziąć jeszcze żyłkę. Sprzedałem mu trzy rodzaje: cienką, średnią i grubą. Wdaliśmy się w rozmowę. Spytałem gdzie będzie łowić. Powiedział, że na Missouri, dwadzieścia mil na północ. W związku z tym sprzedałem mu jeszcze porządną wiatrówkę, nieprzemakalne spodnie i rybackie gumowce, ponieważ tam mocno wieje. Przekonałem go, że na brzegu ryby nie biorą, no i tak poszliśmy wybrać łódź motorową. Spytałem go jakie ma auto i wydusiłem z niego, że dość małe aby odwieźć łódź, w związku z czym sprzedałem mu przyczepę. — I wszystko to sprzedał pan człowiekowi, który przyszedł sobie kupić jeden, jedyny haczyk na ryby?! — Nieee. On przyszedł z zamiarem kupienia podpasek dla swojej żony. Zaproponowałem mu, że skoro w weekend nici z seksu to może pojechałby przynajmniej na ryby... 238 Sp te Na rauszu........................... 5 Dola pacjenta......................... 17 Kryminałki .......................... 35 Plotki towarzyskie....................... 49 Potyczki z szefem....................... 89 Młodym być.......................... 103 Uroki małżeństwa....................... 121 Dziecko też człowiek..................... 151 Podróże kształcą....................... 185 Ukłon kelnera......................... 197 Zwierzęta mają głos...................... 205 Beczka śmiechu........................ 217 jfe-