Rada Ochrony Pomników Walki i Męczeństwa i . Roman Hrabar Zofia Tokarz Jacek E. Wilczur czas niEWOLI czas SmiERCI Martyrologia dzieci polskich w okresie okupacji hitlerowskiej Wydawnictwo Interpress Warszawa 1979 PUBL-UMM w Zabrzu ____ ZN. KLAS. \ i NR i W CAŁYM, JAKŻE OGROMNYM I CENNYM POWOJENNYM DOROBKU WYDAWNICZYM ISTNIEJE ODDZIELNY NURT, ODDZIELNY DZIAŁ, OBEJMUJĄCY KSIĄŻKI, KTÓRE DOTYCZĄ SPRAW DZIECKA, LECZ JAKŻE NIESPOTYKANEJ TREŚCI... są to książki, które mówią o losach dzieci i młodzieży polskiej w latach ii wojny światowej. publikacje wstrząsające, tragicznej często budzące grozę i przerażenie... ale równocześnie prawdziwe, ukazujące dramat i tragedię, jaka nie miała sobie równych w historii ziemskiej cywilizacji. fzawsze, od zarania dziejów, dzieci stanowiły największe bogactwo każdego narodu, były jego nadzieją i pryszłoscią. w czasie każdej z licznych --wojen, nawet barbarzyńskich, sta-. rano się zawsze oszczędzać i ochraniać dzieci, respektując niepisane prawa moralności. zbrodnia, jakiej dopuścił się wobec dzieci hitleryzm, jest najczarniejszą plamą na sumieniu ludzkości. faszyzm nie oszczędzał nikogo.^ : z całym okrucieństwem i bezwzględnością kierował ostrze ludobójczych poczynań przede wszystkim na najmłodsze generacje polaków. dzieci i młodzież dzieliły los starszych. wraz z nimi ginęły i wraz z nimi — walczyły. zabijane były podczas pacyfikacji wsi zamojszczyzny, kielecczyzny i lubelszczyzny, ginęły w gazowych komorach i krematoriach hitlerowskich obozów zagłady. umierały z głodu i zimna w czasie wysiedleń i transportów, odrywane były przemocą od najbliższych — od matek i ojców — i wywożone do iii rzeszy w celu wynarodowienia, z ogólnej liczby ponad sześciu milionów obywateli naszego kraju, którzy zginęli w latach 1939—1945, ponad jedną trzecią — 2 miliony 200 tysięcy — stanowią dzieci i młodzież, taki był lós dzieci i młodzieży polskiej w owych straszliwych latach, los młodej generacji narodu, który został skazany przez hitleryzm na całkowitą biologiczną zagładgj im właśnie, najmłodszym i najtragiczniej dotkniętym piętnem _jvojny, poświęcona jest niniejsza książka. "gdy odzyskaliśmy wolność, gdy przystępowaliśmy do odbudowy BESTIALSKO ZNISZCZONEGO KRAJU, ZABRAKŁO NAM CAŁEGO JEDNEGO POKOLENIA. ZABRAKŁO TYCH, KTÓRZY MIELI BYC NARODU PRZYSZŁOŚCIĄ, KTÓRZY MIELI — WOLNEJ JUŻ OJCZYŹNIE — POŚWIĘCIĆ SWE ZDOLNOŚCI, SWE GORĄCE, MŁODZIEŃCZE SERCA I UMYSŁY... TEJ TRAGEDII, TEJ OKRUTNEJ LEKCJI HISTORII, MY, POLACY, NIE ZAPOMNIMY NIGDY... A PAMIĘTAJĄC O TYM CZYNIMY I BĘDZIEMY CZYNIĆ WSZYSTKO, ABY ŚWIADOMOŚĆ TYCH WYDARZEŃ BYŁA ZAWSZE ŻYWA, ABY PRZECHODZIŁA Z POKOLENIA NA POKOLENIE, ABY ZAWSZE TRWAŁA W NASZEJ NARODOWEJ PAMIĘCI. CZYNIMY TO NIE DLATEGO, ABY WZBUDZAĆ UCZUCIA NIECHĘCI I NIENAWIŚCI DO JAKIEGOKOLWIEK NARODU CZY PAŃSTWA, ALE PO TO, BY PAMIĘĆ TYCH LAT PRZEMOCY STAŁA SIĘ PRZESTROGĄ DLA WSPÓŁCZESNYCH I PRZYSZŁYCH POKOLEŃ^J WNIOSKI, JAKIE WYNIKAJĄ Z HISTORII NASZEGO NARODU, Z LAT BOLESNYCH I TRUDNYCH, NAKAZAŁY NAM SZCZEGÓLNĄ TROSKĄ I OPIEKĄ OTOCZYĆ MŁODE POKOLENIE. TA ZASADA STAŁA SIĘ JEDNYM Z PODSTAWOWYCH ZAŁOŻEŃ NASZEJ DZIAŁALNOŚCI TAK W KRAJU, JAK I NA ARENIE MIĘDZYNARODOWEJ UCZYNILIŚMY JUŻ BARDZO WIELE. ZAPEWNILIŚMY DZIECIOM NAJLEPSZE WARUNKI WSZECHSTRONNEGO ROZWOJU, TAKIE, JAKIE NIGDY DOTĄD NIE BYŁY UDZIAŁEM NAJMŁODSZYCH POLAKÓW. RÓWNOLEGLE Z TYM ROZWIJAMY SZEROKĄ I AKTYWNĄ DZIAŁALNOŚĆ NA ARENIE MIĘDZYNARODOWEJ. WŁAŚNIE MY, POLACY, BYLIŚMY WSPÓŁTWÓRCAMI HISTORYCZNEGO DOKUMENTU, JAKIM STAŁA SIĘ UCHWALONA PRZEZ ORGANIZACJĘ NARODÓW ZJEDNOCZONYCH DEKLARACJA PRAW DZIECKA, STANOWIĄCA SZCZEGÓLNEJ WAGI KARTĘ PRA W CZŁOWIEKA. POLSKI PROJEKT DEKLARACJI O WYCHOWANIU SPOŁECZEŃSTW W DUCHU POKOJU, KTÓRY SPOTKAŁ SIĘ Z UZNANIEM I PEŁNYM POPARCIEM NARO-DOW ŚWIATA, JEST NOWYM PRZYKŁADEM NASZYCH INICJATYW W TYM ZAKRESIE. KOLEJNYM WYRAZEM NASZEGO DZIAŁANIA NA RZECZ POKOJU JEST BUDOWA, WŁAŚNIE W NASZYM KRAJU, Z INICJATYWY NASZEGO SPOŁECZEŃSTWA '— NIEZWYKŁEGO, UNIKALNEGO POMNIKA — SZPITALA CENTRUM ZDROWIA DZIECKA, KTÓRY JEST WYRAZEM NASZEJ PAMIĘCI I CZCI DLA 13 MILIONÓW DZIECI ŚWIATA — OFIAR MINIONEJ WOJNY, W TEJ LICZBIE DLA PONAD 2 MILIONÓW 200 TYSIĘCY NASZYCH DZIECI... SZPITAL-POMNIK CENTRUM ZDROWIA DZIECKA, ODDANY DO UŻYTKU W ROKU 1979 — W MIĘDZYNARODOWYM ROKU DZIECKA — I STANOWIĄCY NASZ WKŁAD W UROCZYSTE OBCHODY TEGO ROKU, JESZCZE RAZ PRZYPOMINA LUDZKOŚCI, ŻE „SZCZĘŚCIE DZIECKA JEST NAJWYŻSZYM PRAWEM" I WSZYSCY MUSIMY „DAC DZIECIOM TO, CO NAJLEPSZE". MYŚLĄC O PRZYSZŁOŚCI, W JEJ IMIĘ WALCZĄC O DÓBRÓ NAJWYŻSZE, JAKIM JEST POKÓJ, NIE MOŻEMY. ZAPOMINAĆ O PRZESZŁOŚCI. DAJEMY TEMU WYRAZ ZAWSZE I PRZY KAŻDEJ OKAZJI, PRZESTRZEGAJĄC ŚWIAT PRZED GROŹBĄ NOWYCH ZBROJNYCH POCZYNAŃ. DOBRZE WIĘC SIĘ STAŁO, ŻE W MIĘDZYNARODOWYM ROKU DZIECKA UKAZUJE SIĘ TAKŻE TA KSIĄŻKA, UKAZUJĄCĄ TRAGICZNE LOSY POLSKICH DZIECI W LATACH WOJNY I OKUPACJI. JEST TO DOKUMENT, KTÓRY JEST NIE TYLKO PRZYPOMNIENIEM, ALE TAKŻE I PRZESTROGĄ PRZED TYM, CZYM JEST WOJNA I FASZYZM DLA CAŁEJ LUDZKOŚCI, A PRZEDE WSZYSTKIM DLA TYCH, KTÓRZY STANOWIĆ POWINNI O JEJ PRZYSZŁOŚCI — DLA DZIECI I MŁODZIEŻY. PRZEWODNICZĄCY RADY OCHRONY POMNIKÓW WALKI I MĘCZEŃSTWA rrh fC (—) JANUSZ WIECZOREK Wstęp „Nie umiera nigdy zbrodnia, kiedykolwiek była dokonana — przed tysiącleciem czy dzisiaj nade dniem" — pisał w 1924 roku nasz wielki pisarz Stefan Zeromski w niewielkim utworze prozą „Międzymorze", w którym zwracał uwagą społeczeństwa polskiego na zagadnienia niemieckie. Nie umiera, czyli nigdy nie będzie zapomniana. A naród polski miał wiele powodów, by powracać do przeszłości. Ma i dzisiaj, gdy sięga do stosunkowo niedawnych wydarzeń z okresu II wojny światowej, kiedy zbrodnie hitlerowskie dokonane na Polakach przewyższyły wszystkie, jakie znane były w naszych dziejach — dziejach liczących lat przeszło tysiąc. Gdańsk spowity flagami hitlerowskimi w sierpniu 1939 roku i rzekomo kurtuazyjna wizyta pancernika „Schleswig-Holstein", który stanął w pobliżu Polskiej Składnicy Wojskowej na Westerplatte, kierując na nią swe działa, były prologiem do rozpoczęcia działań przez Niemców. Nim jednak padły pierwsze strzały, hitlerowcy osadzili w więzieniu, a później zesłali do obozów koncentracyjnych personel i uczniów szkoły polskiej w Kwidzynie, mieście, w którym toczyła się walka o zachowanie polskości. Policja i agenci gestapo otoczyli gmach szkoły, aresztując młodzież i nauczycieli. Na zatrzymanych czekały autobusy. „W tyle i przy kierowcy siedzieli lub stali uzbrojeni hitlerowcy" — wspominał chwile grozy doktor Władysław Gębik, dyrektor tej1 szkoły. „Na rękach mieli czerwone opaski z czarną swastyką. Byli zwróceni w naszą stronę z bronią gotową do strzału. I to przeciw komu? Bezbronnym dzieciom i towarzyszącemu im wychowawcy*'. Zostali oni wszyscy przewiezieni do miejsca odosobnienia, którym okazał się były zakład dla obłąkanych, nieczynny już od dwóch lat, w Tapiau koło Królewca. Kiedy młodzież prowadzono do budynku, pojawił się cywil wraz z kilku uzbrojonymi strażnikami, aby sprawdzić, kogo przywieziono. Wywiązała się wówczas między nim a uczniami rozmowa. „Kręci głową a po chwili pyta jednego z kwidzyniaków: — Wie alt bist du? — Jedenaście — odpowiada zagadnięty. — A ty? — Dziesięć, — A ty? — Dwanaście. — Unmoglich — mruczy grubas i klnie". Nawet ten hitlerowiec był zdumiony, dostał bowiem wiadomość, że będzie pilnował groźnych przestępców politycznych. W pięć dni później Niemcy wkroczyli do Polski na całej długości granicy. Wkroczyli oczywiście bez wypowiedzenia wojny, chcieli zaskoczyć koncentrujące się jeszcze polskie dywizje piechoty i brygady kawalerii. Ich wojska niosły zagładę ludności, nie oszczędzając nikogo, w myśl wskazań kanclerza III Rzeszy i fiihrera Adolfa Hitlera. Ofiarą padali starcy, kobiety i dzieci. Już 1 września 1939 roku w Wyszanowie niedaleko Ostrzeszowa Wielkopolskiego żołnierze niemieccy wypędzili z domostw wszystkich mieszkańców, podpalając zabudowania. Kto nie usłuchał rozkazu, ten ginął. W piwnicach miejscowego dworu schroniły się wylęknione kobiety z dziećmi i ludzie w podeszłym wieku. Żołnierze Wehrmachtu, nie zważając na lament zgromadzonych i ich prośby, cisnęli granaty. Zginęło 14 osób, w tym rodziny Fiołków, Stasiaków, Szysźków, Wosiów i Wróblów. Henryk Fiołka, najmłodsze z zamordowanych dzieci, miał zaledwie dwa lata. Hipolit Sta-siak liczył lat osiemdziesiąt. Nie było takie postępowanie wyjątkiem. W sąsiedniej wsi, Torzeńcu, w nocy z 1 na 2 września Niemcy również podpalili zabudowania i strzelali do uciekających chłopów. Tak zginęła m. in. Bronisława Pietrzak z dwuletnią Helenką na rękach. W Wielkopolsce, na Pomorzu i Śląsku, a także na ziemi łódzkiej i częstochowskiej nie cichły salwy plutonów egzekucyjnych. Wymordowano grupę bohaterskich harcerzy i harcerek broniących Katowic. W Imielinie koło Tych, w czasie walk, mordercy w mundurach zgładzili 28 mieszkańców tej miejscowości. Jeden z zamordowanych, Roman Czamberg, miał 5 lat. Żołnierze Wehrmachtu strzelali do bezbronnej ludności. Pomagała im wydatnie żandarmeria polowa oraz specjalne formacje policyjne, posuwające się za oddziałami frontowymi. Członkowie Selbstschutzu, do niedawna obywatele polscy narodowości niemieckiej, pastwili się nad tymi, których dobrze znali jako sąsiadów. Wydawali ich na śmierć. Kto należał do harcerstwa lub innych organizacji młodzieżowych, ten podlegał represjom. Uczniowie i uczennice szkół średnich i podstawowych ginęli rozstrzeliwani przez Einsątzgruppen. Na ziemiach polskich lała się polska krew. Na zachodnich i północnych ziemiach dawnego państwa polskiego powstały — w miejsce polskich — czteroklasowe szkoły niemieckie, które miały dostarczać najprostszych wiadomości podstawowych. Nauka ważnych z narodowego punktu widzenia przedmiotów była zakazana. „Wystarczy proste liczenie, najwyżej do 500, napisanie nazwiska (...) Nauki czytania nie uważam za konieczną" — głosiła instrukcja Himmlera z maja 1940 roku. Polityka niemiecka wobec podbitej Polski była bowiem wyraźnie określona, normowały ją liczne akty i rozporządzenia władz hitlerowskich. Żydzi, traktowani w nomenklaturze hitlerowskiej jako „obcy element", osadzeni zostali w gettach, specjalnie dla nich przeznaczonych dzielnicach wydzielonych w miastach i osiedlach. Stanowiły one jedynie etap przejściowy w akcji totalnej zagłady Żydów, kierowanych z gett do obozów śmierci. W sierpniu 1942 roku, na kilka miesiący przed bohaterskim zrywem Żydów warszawskich, poprzedzającym likwidacją getta, zginął w obozie zagłady Treblinka II doktor Ja\usz Korczak z dziećmi ze swego sierocińca. Hitlerowcy postąpowali bezwzględnie. We wsi Skłoby, podejrzanej 0 sprzyjanie partyzantce mjr. -Henryka Dobrzańskiego — „Hubala", 11 kwietnia 1940 roku rozstrzelali 215 mężczyzn, łącznie z nieletnimi. 1 tak było wszędzie, gdzie Niemcy pacyfikowali teren, nie oszczędzając bezbronnej ludności, nie zważając na to, że mordują dzieci. 27 listopada 1942 roku hitlerowcy podjęli akcję skolonizowania przez Niemców ziemi zamojskiej. Wtedy to wysiedlili 116 wsi w ciągu kilku miesięcy. 33 tysiące dzieci w wieku od dwóch do dwunastu lat osadzili w obozie przejściowym w Zamościu, gdzie specjalna komisja badała, do jakiej grupy je zaliczyć. Te, które uznano za „bezwartościowe rasowo", wysyłali do obozów koncentracyjnych na zagładę. Młodzi więźnioioie Oświęcimia byli traktowani równie surowo jak dorośli. Ponad 600 dzieci skierowano od razu po selekcji do komór gazowych. Były to te, które miały poniżej 120 cm wzrostu. Przechodząc pod ustawioną na tej wysokości poprzeczką starały się rozpaczliwie prężyć, aby uniknąć l'osu, jaki szykowali im oprawcy. Wstrząsającą relację podaje Maria Zarębińska-Broniewska, była więźniarka Oświęcimia, autorka książki „Opowiadania oświęcimskie", aresztowana przez gestapo za działalność podziemną. Pobyt w obozie przyczynił się do jej przedwczesnej śmierci, zmarła w dwa lata po wyzwoleniu. Przekazała jednak swoje wspomnienia, by dać świadectwo „czasom pogardy". W obozie koncentracyjnym zetknęła się z tragedią dzieci polskich, żydowskich, cygańskich, słowackich, rosyjskich i innych narodowości. Często wpatrywała się w krzątające się po tzw. familijnym lagrze dzieci, sama przecież zostawiła w Warszawie córeczkę. Więźniowie wierzyli jeszcze, że te maleństwa przetrwają wszystkie selekcje i mordy. Stało się jednak inaczej. „O godzinie piątej po południu dzieci dostały na kolację kaszkę na mleku z cukrem, a w kilka godzin później zaczęli zabierać je do krematorium" — pisze Zarębińska-Broniewska. „Wszystkie krematoria działały, okazało się jednak, że ilość pieców jest niedostateczna. Wobec tego kazali wykopać ogromne doły i tam na stosach płonęły dzieci. Widziałam wtedy setki dzieci wysiadające z pociągów i idące na śmierć. Teraz, kiedy to piszę, sama się sobie dziwię, że będąc matką kochającą nie tylko swoje dziecko, ale wszystkie dzieci na kwiecie — nie zwariowałam". W tym okresie obozowym lekarzem naczelnym, który wysyłał te dzieci na śmierć, był doktor Joseph Mengele. Po wojnie ukrył się w Ameryce Południowej i ślad po nim przepadł. Były więzień hitlerowskich obozów koncentracyjnych, wybitny polski pisarz Michał Rusinek, długoletni działacz i sekretarz Polskiego PEN Clubu, w swojej książce „Z barykady w dolinę głodu" opisuje zetknięcie się w Ebensee z dziećmi. Byli to młodzi więźniowie z Oświęcimia, ewakuowani na skutek ofensywy Armii Czerwonej. Szli piątkami, w pasiakach przydługich, w płaszczach zmoczonych śniegiem, mając ponad setkę kilometrów marszu w nogach. „Kiedy te dzieci staną na «apelplacu», niskie, sięgające esesmanom do kolan, Arbeitsdienstfiihrer zapyta: — A co wy, Judei — Nie Jude. — Polacy? — Polacy. Zdziwi się nawet to Niemczysko, wyszkolone w każdym pomyśle okrutnym. — Dlaczego siedzicie w obozie? — Z powstania. — Aha. «Aha» mówi więcej niż wszelkie niepotrzebne pogróżki. Ten pomruk ustalający przyczynę uwięzienia wystarczy". I dodaje Rusinek o losie tych chłopców z Warszawy, wysłanych do obozów koncentracyjnych: „Jutro pójdą do kartoflami, a za trzy miesiące niespełna wyjdą od nas z pierwszym transportem chorych do gazu w komorach Mauthausen". Cóż dodać do tych relacji, oskarżających samą swą wymową hitlerowców? Nie na darmo już w sierpniu 1939 foku mówił Hitler do zgromadzonych w jego kwaterze wyższych dowódców wojskowych: „Nasza siła leży w naszej szybkości i brutalności. Dżyngis-chan spowodował śmierć milionów kobiet i dzieci decyzją swej woli i w pogodzie ducha, a historia widzi w nim jedynie wielkiego twórcę państwa... Wysłałem na Wschód moje Totenkopfstandarte z rozkazem zabijania bez litości i pardonu wszystkich mężczyzn' kobiet i dzieci polskiej rasy i języka. Tylko w ten sposób zdobędziemy teren, którego tak bardzo potrzebujemy". Program był równie jasny, co cyniczny, nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Okupacja hitlerowska oznaczała dla milionów Polaków, w tym i dzieci — śmierć. Tereny okupowane stały się wielkim obozem zagłady. Dzieciom odebrano wszystko, co jest udziałem młodości: radość życia i poczucie bezpieczeństwa. 10 Książka Romana Hrabara, Zofii Tokarzowej i Jacka E. Wilczura jest jeszcze jednym świadectwem, dokumentem przejść i przeżyć społeczeństwa polskiego w latach 1939—1945. Jej tematem jest martyrologia dzieci polskich. Martyrologia nie mająca sobie równych, nigdy bowiem w dziejach naszej cywilizacji nie planowano i nie zrealizowano w tak okrutny sposób programu zagłady dzieci. LESŁAW M. BARTELSKI ' Hitlerowskie je i program eksterminacji dzieci Plany biologicznego wyniszczenia narodu polskiego, piewszej ofiary militarnej agresji Niemiec hitlerowskich, opracowane zostały już wcześniej, przed wybuchem drugiej wojny światowej. Kuźnią ideologiczną tych zamierzeń był Urząd Rasowo-Polityczny NSDAP, gdzie w oparciu „o naukowe przesłanki" ustalono i rozwijano tezy polityczne, rasistowskie i historyczne. Problem państwa polskiego rozpatrywany był w kategoriach „rasowo-politycznych" i „narodo-wościowo-politycznych" *. Twierdzono, że Polska zawdzięcza organizację terytorialno-polityczną pozostałym na jej terenie resztkom Germanów wschodnich oraz normandzkiej warstwie panów, która wtargnęła na te obszary i stworzyła stan szlachecki. Do niemałej już domieszki krwi germańskiej miał w późniejszych czasach dojść nowy przypływ krwi niemieckiej. Narodu polskiego „(...) nie można traktować jako jedności pod względem politycznym i ideologicznym" 2, o czym miały świadczyć antagonizmy dzielnicowe. Przyjmowano, że na terenach zachodnich Polski występuje bardzo często znaczna przewaga krwi nordyckiej, a ludność na Górnym Śląsku, w znacznej części niemiecka, została spolszczona. Powyższe tezy i poglądy stanowiły podstawę i punkt wyjściowy dla apokaliptycznego programu, rozwiniętego w wielu planach długo- i krótkofalowych, przewidujących wysiedlenie, eksterminację, zepchnięcie do roli niewolników i germanizację dziesiątków milionów ludzi krajów Europy Wschodniej. Przekształcone w narzędzie socjotechniczne, tezy te i poglądy miały wzbudzić lekceważenie, pogardę, nienawiść, miały usprawiedliwiać terror oraz tworzenie takich warunków życia, które spowodowałyby całkowite lub częściowe fizyczne wyniszczenie osób narodowości polskiej. Tekst znanego już powszechnie dokumentu zwanego „Generalny Plan Wschodni" Reichsfuhrera SS (Generalplan Ost) zdołano widocznie na czas zniszczyć lub ukryć, nie zachował się bowiem jego egzemplarz. Dokument ten miał charakter ściśle tajny i był znany wyłącznie najbardziej zaufanym pracownikom wysokiej hierarchii hitlerowskiej. Prace przygotowawcze nad planem prowadzone były na zlecenie Heinricha Himmlera jeszcze przed wybuchem wojny, co potwierdził znany zbrodniarz wojenny, SS-Obergruppenfuhrer Erich von dem Bach, zeznając jako świadek przed I Amerykańskim Trybunałem Wojskowym w Norymberdze w procesie nr 8 — przeciwko funkcjonariuszom Głównego Urzędu do Spraw Rasy 14 i Osadnictwa. Dokładne odtworzenie dokumentu stało się możliwe dzięki przesłuchaniu jako świadka w tym procesie wyższego urzędnika Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy — RSHA, SS-Standartenfuhrera dr. Hansa Ehlicha — głównego referenta opracowującego ten plan — oraz na podstawie memoriału z 27 kwietnia 1942 roku pod tytułem „Ocena i uwagi do Generalnego Planu Wschodniego Reichsfuhrera SS". Autorem tego dokumentu był dr Erich Wetzel, kierownik Centrali Doradczej Urzędu do Spraw Polityki Rasowej NSDAP. Ostateczna redakcja pierwszej wersji „Generalnego Planu Wschodniego" opracowana została — jak wynika z zeznań dr. Hansa Ehlicha — w 1940 roku, a poprzedziło ją szereg specjalnych badań i studiów, prowadzonych przez różne placówki naukowe w ciągu kilku lats, „Generalny Plan Wschodni" nie był zjawiskiem oderwanym, wynikiem nagłej, koniunkturalnej koncepcji. Imperializm niemiecki, który zrodził się w związku z szybkim rozwojem gospodarczym Niemiec w XIX wieku, przyswoił sobie hasło Drang nach Osten (Napór na Wschód) jako podstawowy dogmat polityki zagranicznej. Apogeum tego dogmatu osiągnął hitleryzm opierając się na teoriach geopolityki i rasizmu oraz tworząc mit o dziejowym posłannictwie narodu niemieckiego i jego misji władania całą Europą, a w przyszłości — także całym światem. Konsekwencją i emanacją tych poglądów — ukierunkowanych politycznie — był „Generalny Plan Wschodni", którego dyrektywy wytyczył Hitler. Na długo przed wybuchem drugiej wojny światowej powiedział on: „Francuzi uskarżali się po wojnie, że Niemców jest o dwadzieścia milionów za dużo. Przyjmujemy ten krytycyzm. Sprzyjamy planowej kontroli ludności, ale moi przyjaciele wybaczą nam, jeżeli odejmiemy te dwadzieścia milionów gdzie indziej. (...) Jednym z głównych zadań kierownictwa niemieckiego po wsze czasy będzie przeszkodzenie, wszelkimi znajdującymi się w naszej mocy środkami, dalszemu rozwojowi słowiańskich ras. Naturalny instynkt nakazuje wszystkim żyjącym istotom nie tylko zwyciężać wrogów, lecz także zniszczyć ich" *. W miarę pogłębiania się i rozwoju dogmatów ideologicznych o rasie i „przestrzeni życiowej" (Lebensraum), po agresji Niemiec hitlerowskich na Polskę, liczba 20 min Słowian przewidzianych do usunięcia stała się punktem wyjścia dla dalszych, bezwzględnych planów. Slogan o potrzebie zapewnienia „przestrzeni życiowej" nie miał nic wspólnego z potrzebami ekonomicznymi narodu niemieckiego; stał się hasłem dla bezprzykładnej ekspansji imperialistycznej. W tym klimacie ideologicznym rodziły się nowe, fantastyczne plany, takie właśnie jak „Generalny Plan Wschodni". Autor memoriału z 27 kwietnia 1942 roku, dr Erich Wetzel, mówiąc o olbrzymich problemach związanych z realizacją tego planu, w ostatecznej konkluzji przestrzegał: „(...) odrzucenie ich [planów — wyj. aut] z tego powodu, że uzna się je za niemożliwe do rozwiązania albo fantastyczne, mogłoby okazać się rzeczą bardzo niebez- 15 pieczną. Przyszła niemiecka polityka wschodnia wykaże, czy zamierzamy dać III Rzeszy trwałe i pewne podwaliny. Jeśli III Rzesza ma być tysiącletnia, to i planowanie powinno być obliczone na pokolenia. W przyszłej polityce niemieckiej myślenie kategoriami rasowo-biologicznymi będzie musiało mieć decydujące znaczenie, gdyż tylko wtedy można będzie zapewnić przyszłość narodowi niemieckiemu" 5. „Generalny Plan Wschodni" był istotnie wielką „myślą rasowo-bio-logiczną". Składał się on z dwóch zasadniczych części, z których pierwsza, określona jako „Mały plan" (Kleine Planung), zawierała projekty na najbliższą przyszłość. Ich urzeczywistnienie miało następować stopniowo, w miarę grabieży terenów położonych na wschód od granicy Niemiec. Druga część zawierała plany perspektywiczne. Określona jako „Wielki plan" (Grosse Planung), obejmowała projekty, których realizacja miała być rozpoczęta po zwycięskim zakończeniu wojny i obliczona była na okres 25—30 lat. Olbrzymie obszary Europy Wschodniej, stopniowo wcielane do Wielkiej Rzeszy, miały obejmować ziemie sięgające mniej więcej po linię, która — przebiegając od północy — połączyłaby jezioro Ładoga z Morzem Czarnym, w pobliżu przesmyku krymskiego. W ten sposób przyszłe Niemcy wchłonęłyby całą Polskę, Czechosłowację, kraje bałtyckie z wyjątkiem Finlandii oraz ogromną część Związku Radzieckiego. Przewidywano też wysiedlenie 31 min ludzi, a w nowej wersji planów, zawartych w memoriale Ericha Wetzla, od 46 do 51 min. Autorzy planów wskazywali z niepokojem na „niesłychaną biologiczną siłę reprodukcji u sąsiadujących na wschodzie narodów", w stosunku do których uważali za słuszne prowadzić w przyszłości „świadomie negatywną politykę ludnościową", przy zastosowaniu wszelkich możliwych środków, ze sterylizacją włącznie 6. Przewidywano początkowo pozostawienie na zdobytych obszarach Wielkiej Rzeszy 14 min ludzi innych narodowości i osiedlenie ok. 10 min Niemców. Memoriał z 27 kwietnia 1942 roku ocenił krytycznie obie te liczby, wychodząc z założenia, że dopiero przeprowadzenie szczegółowych badań ludności na Wschodzie pozwoli na ustalenie liczby osób kwalifikujących się do zniemczenia, lub też „rasowo niepożądanych". W czasie gdy Urząd do Spraw Rasowo-Politycznych NSDAP wkroczył ze swą oceną i krytyką, a właściwie nową wersją „Generalnego Planu Wschodniego", jego pierwsza część, „Mały plan", znajdowała się już w stadium realizacji. Sprawom polskim poświęcono szczególną uwagę. Liczbę Polaków oceniono na 20 do 24 min, uważając ich za naród najbardziej wrogo usposobiony wobec Niemców, liczebnie najsilniejszy, a wskutek tego „najniebezpieczniejszy ze wszystkich obcoplemieńców" objętych planem wysiedlenia. Stwierdzono, że Polacy najbardziej skłaniają się do konspiracji. Z rasowego punktu widzenia dostrzegano u Polaków podobne elementy jak w na- 16 i IM rodzie niemieckim, przy zróżnicowanej domieszce krwi wschodnioeuropejskiej, wschodniobałtyckiej, śródziemnomorskiej. Ponieważ „Generalny Plan Wschodni" przewidywał wysiedlenie 80 do 85% Polaków, a więc 16 do 20,4 min, na niemieckim terenie osadniczym pozostałoby od 3 do 4,6 min Polaków. Nowa wersja planu oparta była na założeniu, że zbyt rygorystyczne kryteria rasowe, przyjęte przez komisarza Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny, zostaną złagodzone, nie tylko z uwagi na „dobre cechy rasowe" dużej części ludności polskiej, ale przede wszystkim z uwagi na potrzebę dostarczania w ciągu wielu jeszcze lat siły roboczej dla III Rzeszy i na obszary osadnicze. Projektowano również wysiedlenie 20 min Polaków na tereny zachodniej Syberii, a „najbardziej niebezpiecznych" — do Ameryki Południowej, w szczególności do Brazylii. Władze III Rzeszy uznały za konieczne realizowanie „Małego planu" jeszcze w czasie toczącej się wojny. Już u samego progu okupacji nastąpiły masowe wysiedlenia, a obozy koncentracyjne i obozy pracy zapełniła polska ludność. Założenia „Małego planu", zawierające ogólne dyspozycje, opracowano następnie w bardziej szczegółowych elaboratach, z których najważniejszym był memoriał z 25 listopada 1939 roku. Opracowali go, na zlecenie Urzędu do Spraw Rasowo-Politycznych NSDAP, dr Erich Wetzel i dr Ger-hard Hecht. Memoriał dokonał stratyfikacji ludności polskiej oraz przygotował podstawy i tezy, na których oparto akty normatywne o niemieckiej liście narodowej. Obejmuje on 36 stron maszynopisu i składa się z trzech części. Zwięzłe wprowadzenie informuje, że część pierwsza omawia przegląd narodowej i rasowej struktury Polski oraz zawiera opis terenów pod względem demograficznym. Część druga traktuje o postępowaniu wobec ludności na ziemiach inkorporowanych, łącznie z problemem osiedlenia i przesiedlenia. Część trzecia poświęcona jest traktowaniu Polaków i Ży-dów w „pozostałej Polsce". Memoriał szacował ludność polską na ok. 17 min, przy czym Kaszubów, Mazurów, Łemków i Górali — jako „pozostałe słowiańskie mniejszości" — nie wliczono do tej liczby. Wymienia się też następujące mniejszości narodowe: 3 min Ukraińców, 4 min Białorusinów, ponad 3 min Żydów — osób wyznania mojżeszowego i ok. 1 min osób przechrzczonych, małą liczbę Słowaków, Czechów, Litwinów i Łotyszów. Mniejszość niemiecką — rozrzuconą na całym obszarze: na starych pruskich i austriacko-śląskich terenach, w Polsce środkowej i częściach Galicji, w zwartych grupach jako ludność chłopską i rzemieślniczą — obliczono na 1,2 do 1,5 min. Liczbę Kaszubów obliczono na 200—300 tys., Ślązaków, Pomorzan, Wielkopolan, Warmiaków, Mazurów, Lubuszan i innych — na 1 do 1,5 min. Liczby Mazurów i Górali nie podano. W oparciu o dane statystyczne, sporządzone w urzędzie namiestnika Rzeszy w Poznaniu, memoriał podawał, że na tzw. ziemiach włączonych do Rzeszy zamieszkiwało 7 918 377 Polaków, 507 764 s 17 I Niemców, 494 813 Żydów i 171 001 osób innych narodowości. Polacy stanowili 86%, Niemcy — 7, a Żydzi — 5% ogółu ludności. Memoriał postulował „bezwzględne zmniejszenie liczby Polaków i wydalenie wszystkich Żydów i polsko-żydowskich mieszańców". Obawiano się, że gdyby wysiedlenia Polaków nie przeprowadzono w sposób „bezwzględny", polska ludność powiększałaby się dalej mniej więcej w tych samych proporcjach (od 30 do 32 narodzin na 1000 mieszkańców). W II części memoriału określono, kogo w tej skomplikowanej sytuacji traktować jako Niemca, kogo jako Polaka i jak można oceniać niemiecko-polską „warstwę pośrednią". Zaliczono do niej osoby, które były częściowo niemieckiego pochodzenia, bądź też żyły w mieszanych narodowo małżeństwach z Polakami, nie miały jednak warunków do uzyskania niemieckiej listy narodowej (Deutsche Volksliste). Z owej „warstwy pośredniej" zamierzano stworzyć „grupę specjalną" i dążyć do jej całkowitego zniemczenia na terenie III Rzeszy, o ile oczywiście jej członkowie nie będą „zdecydowanymi narodowcami polskimi". Memoriał określał, że dekret Hitlera z 8 października 1939 roku o strukturze i administracji ziem wschodnich sankcjonował przepisy o prawie do obywatelstwa Rzeszy i przynależności państwowej, stwarzając jeszcze trzecie pojęcie prawne: przynależność państwową aż do odwołania. W związku z tym sporządzono listę dyskryminacyjną, która objęła następujące zakazy i nakazy dla ludności polskiej: — nakaz zniemczenia wszystkich nazwisk; — zakaz używania języka polskiego; — pozbawienie Polaków praw szczególnych, takich jak zapomogi dla dzieci, pożyczki przy zawarciu małżeństwa itd.; — zakaz zawierania małżeństw między Polakami i Niemcami; — zakaz posiadania przedsiębiorstw, własności gruntowej oraz wykonywania szeregu zawodów; — ustalenie znacznie mniejszego wynagrodzenia za pracę; — likwidację polskiego szkolnictwa; — zakaz tworzenia polskich związków i stowarzyszeń; — zamknięcie polskich teatrów, kawiarni, restauracji, wydawnictw czasopism i zakaz uczęszczania do teatrów niemieckich i kin; — zakaz posiadania radioaparatów i gramofonów. W dalszych tezach zajęto się problematyką zniemczenia, określanego jako „przenarodowienie" i traktowanego jako zagadnienie rasowe i naro-dowo-polityczne. Rozróżniano jeszcze tzw. przenarodowienie rasowe prawdziwe i nieprawdziwe. W odniesieniu do ostatniego osoby zniemczone zachowywały nadal swoją „rasowo uwarunkowaną odrębność duchową". Osobny ustęp poświęcono „szczególnemu traktowaniu dzieci rasowo wartościowych". Miały być one wyłączone z akcji wysiedleńczej i zniemczone w specjalnych zakładach III Rzeszy. W rachubę wchodziły w zasadzie dzieci liczące nie więcej niż 8—10 lat. Ich kontakty z polskimi kre- 18 I wnymi miały być zerwane, a nowe nazwiska niemieckie — jednoznacznie germańskie w swym źródłosłowie. Wszystkie „rasowo wartościowe" dzieci, których rodzice polegli na wojnie, zmarli lub zginęli, miały zostać od razu przejęte przez niemieckie zakłady dla sierot. Uznano również za konieczne zakazanie umieszczania „dziedzicznie zdrowych" dzieci polskich w zakładach prowadzonych przez duchowieństwo oraz przeniesienie ich do niemieckich zakładów wychowawczych. Proponowano też odstąpienie od wysiedlenia „neutralnie usposobionych" Polaków, którzy zgodziliby się na umieszczenie swych dzieci w zakładach niemieckich. Szeroko omówiona została sprawa wysiedlenia polskiej ludności z tzw. ziem włączonych do Rzeszy. Obliczono, że wysiedlenia te obejmą ogółem ok. 5 363 000 ludzi. Uważano za rzecz konieczną, aby cała ziemia — także i ta, która znajdowała się w rękach od dawna osiadłych Polaków — została wywłaszczona na rzecz osadników niemieckich. W ten sposób rolnik polski, pozbawiony podstaw egzystencji, musiałby zostać wysiedlony z Rzeszy — chyba że uległby procesowi zniemczenia. Nie pominięto również problemu zasiedlenia nowych terenów przez ludność niemiecką i otoczenia jej — tak w miastach, jak i na wsi — szczególną opieką. W ostatniej, III części memoriału zajęto się planowaniem warunków bytowych, kulturalnych i politycznych na pozostałych terenach Polski. Uważano m. in., że Polakom wystarczą szkoły powszechne — bez nauki geografii, historii i gimnastyki. Uczyć mieli w nich emerytowani, wysłużeni policjanci. Nie zezwolono na organizowanie jakichkolwiek związków, natomiast postulowano pozostawienie otwartych kawiarni i restauracji, ponieważ nadzór nad nimi jest łatwiejszy niż nad prywatnymi zebraniami, które „z konieczności musiałyby się odbywać i w które tak obfituje polska historia". Bardziej już szczegółowy projekt, lub też wytyczne, opracował Hein-rich Himmler w początkach 1940 roku. W dokumencie z 15 maja tegoż roku pt. „Kilka myśli o traktowaniu obcoplemiennych na Wschodzie" (Einige Gedanken iiber die Behandlung der Fremdvolker im Osten) zawarte są zamierzenia w stosunku do ludności polskiej, ze szczególnym uwzględnieniem dzieci7. Podstawowe wytyczne Himmlera dotyczyły sprawy szkolnictwa. Na terenach polskich miały pozostać jedynie czteroklasowe szkoły powszechne, w których uczono by liczenia do 500 i podpisywania się, przede wszystkim jednak wszczepiano by zasadę, że „nakazem bożym dla ludności polskiej jest posłuszeństwo wobec Niemców, uczciwość, pilność i grzeczność". Umiejętność czytania nie była uważana za konieczną. Rodzice, którzy pragnęliby kształcić swoje dzieci, składaliby odpowiedni wniosek do wyższych dowódców policji i SS, na podstawie którego rozstrzygano by w pierwszym rzędzie, czy dziecko jest „rasowo wartościowe". To decydować miało o jego przyszłości. Kierowane byłoby do szkoły w Niemczech, aby pozostać tam na stałe. Mocną rękojmią wobec rodziców miała być miłość do własnego dziecka, którego przyszłość i wykształcenie zależałyby od 19 ich lojalności. Niezależnie od akcji germanizacyjnej, która miała być prowadzona przez wyżej wspomniane wnioski rodziców, Heinrich Himmler projektował coroczną selekcję dzieci w wieku 6—10 lat według „zasad rasowych". Dzieci „rasowo wartościowe" miały być traktowane identycznie jak dzieci, których rodzice wystąpili z uwzględnionym przez władze wnioskiem. Na terenie Niemiec dzieci te, po zmianie nazwisk, miały być zrównane w prawach z obywatelami niemieckimi. Heinrich Himmler przewidywał, że przy konsekwentnym stosowaniu tych zasad, w ciągu następnych dziesięciu lat pozostałaby na terenie Polski jedynie „rasowo bezwartościowa" ludność, służąca Niemcom jako siła robocza „przy ich wiecznych dziełach kultury i budowlach" 8. Dekretem z 7 października 1939 roku uczynił Hitler odpowiedzialnym za politykę ludnościową oraz wszelkie związane z tym problemy Heinricha Himmlera jako komisarza Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny. Motywem przewodnim tych poczynań była ogłoszona przez Himmlera teza — stosowana konsekwentnie przez jego aparat wykonawczy — mówiąca, że ,,«dobrą krew» trzeba zdobyć, a «zła krew» skazana jest na zniszczenie albo na niewolnictwo" 9. Już w drugiej połowie 1940 roku Urząd Komisarza Rzeszy do Spraw Umocnienia Niemczyzny skierował baczną uwagę na polskie rodziny nadające się — według hitlerowskich kryteriów rasowych — do zniemczenia. Ulrich Greifelt, szef Głównego Urzędu Sztabowego Komisarza Rzeszy do Spraw Umocnienia Niemczyzny powiadomił pismem z 9 października 1940 roku Główny Urząd Rasy i Osadnictwa SS o wydaniu polecenia wyższym dowódcom SS i policji w sprawie zakazu kontaktów polskich rodzin umieszczonych w III Rzeszy w celach germanizacyjnych z polskimi jeńcami i robotnikami, jakkolwiek „może to napotkać na trudności", wynikające z faktu, że niemal w każdej wsi znajdują się liczni jeńcy i robotnicy 10. Równo miesiąc później, bo 9 listopada 1940 roku, Himmler wydał zarządzenie, które nakazywało przekazywanie polskich rodzin, przeznaczonych do zniemczenia, placówce zamiejscowej Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa w Łodzi, dla przeprowadzenia selekcji rasowej, natomiast niezdatnych do zniemczenia — Centrali Przesiedleńczej (Umwandererzentralstelle — UWZ) w celu wysiedlenia. W orbicie zainteresowań władz hitlerowskich znajdowały się z reguły tylko takie polskie rodziny, które miały dzieci. Te ostatnie poddawane były testom i badaniom „rasowym". Realizacja d\\lgo- i krótkoialowych planów znalazła instytucjonalne odbicie w całym kompleksie aktów normatywnych i oficjalnych oraz tajnych zarządzeń. Należałoby tu w pierwszym rzędzie wymienić zbrodniczą procedurę tzw. niemieckiej listy narodowej (Volksliste). Wprowadzono ją na tzw. polskich ziemiach włączonych do Rzeszy 4 marca 1941 roku rozporządzeniem ministra spraw wewnętrznych Rzeszy, zastępcy fiihrera i naczelnego dowód- 20 cy SS jako komisarza Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny. W Poznaniu niemiecka lista narodowa wprowadzona została już 28 października 1939 roku, a w całym „Kraju Warty", obejmującym ziemie poznańską, łódzką i bydgoską — z początkiem 1940 roku. Rozporządzenie z 4 marca 1941 roku określało warunki wpisu na niemiecką listę narodową oraz stan prawny ludności, której podział na cztery grupy pokrywał się w zasadzie z podziałem dokonanym w wytycznych Himmlera z 12 września 1942 roku w sprawie przebadania i selekcji ludności na anektowanych terenach wschodnich. Dalsze tajne zarządzenia Heinricha Himmlera z 9 i z 16 lutego 1942 roku regulowały ostatecznie sposób traktowania poszczególnych grup z punktu widzenia administracyjno-polieyjnego i zrównywały w zakresie ogólnych przepisów prawa prywatnego i publicznego przynależnych do grupy trzeciej z posiadającymi przynależność państwową. Zarządzenie Himmlera z 16 lutego 1942 roku, mówiące o traktowaniu osób wpisanych do IV grupy Volkslisty, zwracało uwagę na ujemny wpływ, jaki na proces germanizacyjny dzieci mogą mieć ich rodzice zaszeregowani do powyższej grupy. Polecił on, aby odbierać dzieci rodzicom i umieszczać je w rodzinach niemieckich, pewnych światopoglądowo i politycznie, jeśli ujemnego wpływu rodziców nie uda się wyeliminować drogą policyjnych środków przymusu. Liczne przypadki postępowania w myśl tego zarządzenia stwierdzono na Pomorzu. Realizacja przekroczyła nawet ramy nakreślone w zarządzeniu, zasady te stosowano bowiem wobec rodzin wpisanych do III grupy listy narodowej. Po stwierdzeniu wychowywania dzieci w duchu polskim odbierano je rodzicom pod przymusem i oddawano na wychowanie rodzinom niemieckim na Pomorzu lub w głębi Rzeszy. W stosunku do ludności uznanej za etnicznie niemiecką, jak np. na Górnym Śląsku, obowiązywał bezwzględny i powszechny przymus podpisywania Voikslisly. Odmowa pociągała za sobą sankcje, z wysłaniem do obozu koncentracyjnego włącznie, a w roku 1944 nawet karę śmierci. Nacisk wywierano również przez wydawanie nakazu umieszczenia dzieci w specjalnych obozach. Z chwilą wpisania rodziców na niemiecką listę narodową nakazy te cofano. Problem polskich dzieci znajdujących się w sierocińcach i u przybranych rodziców rozwiązany został zarządzeniem 67/1 z 19 lutego 1942 roku Głównego Urzędu Sztabowego Komisarza Rzeszy do Spraw Umocnienia Niemczyzny. Dzieci te poddano „badaniom rasowym", a po uzyskaniu wyników pozytywnych umieszczono je, w zależności od wieku, w zakładach Lebensbornu lub w niemieckich szkołach ojczyźnianych (Deutsche Heim-schulen). Po napaści na Związek Radziecki, po pierwszych niepowodzeniach militarnych, kiedy to zauważono zmianę nastrojów ludności polskiej, wyrażającą się m. in. coraz częściej zdarzającą się odmową podpisania Volkslisty, powstało nagle zagadnienie „zaniedbanych małoletnich polskiej narodowości, zagrażających moralnie młodzieży niemieckiej". By temu zapobiec, 21 minister spraw wewnętrznych Rzeszy zarządzeniem z 3 grudnia 1942 roku pozbawił małoletnich Polaków wszelkiej ochrony prawnej w zakresie opieki społecznej, nakazując kierowanie dzieci „zaniedbanych lub zagrożonych zaniedbaniem" do specjalnego obozu w Łodzi. Przygotowując się do wojny, kierownictwo hitlerowskiej Rzeszy szkoliło swój aparat wojskowy, administracyjny, a zwłaszcza policyjny, do objęcia rządów na podbitych terenach. Kiedy agresja na Polskę była już przesądzona, latem 1939 roku pomiędzy Naczelnym Dowództwem Wojsk Lądowych i ówczesnym szefem Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa Reinhardem Heydrichem zostało zawarte porozumienie, na podstawie którego przy każdej armii działać miała specjalna grupa operacyjna składająca się z przedstawicieli policji i SS. Ich zadaniem była fizyczna likwidacja tzw. wrogich i szkodliwych elementów na zajmowanych przez Wehr-macht ziemiach. Nadano jej nazwę Einsatzgruppe der Sicherheitspolizei. W oparciu o wspomniane porozumienie Naczelne Dowództwo Wojsk Lądowych wydało 31 lipca 1939 roku — a więc na miesiąc przed napaścią na Polskę — rozkaz, w którym określiło zakres działania Einsatzgruppen. Szef Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa SS wydał ze swej strony wytyczne, ustalające kompetencje tych jednostek na terenach, które w przyszłości miały być okupowane przez III Rzeszę. Ustanowiono też konieczność utrzymania stałego kontaktu Einsatzgruppen z dowództwem poszczególnych armii, z policją oraz z różnymi urzędami i władzami okupacyjnymi. Na ziemiach polskich, po wkroczeniu wojsk hitlerowskich, działało pięć jednostek Einsatzgruppen oraz specjalna grupa operacyjna, której zadaniem było opanowanie i zabezpieczenie ośrodków przemysłowych na Górnym Śląsku. Einsatzgruppen dokonywały bezprzykładnych w historii mordów ludności cywilnej, w tym dzieci, kobiet i starców. 16 grudnia 1942 roku tajnym rozkazem marszałka Wilhelma Keitla, szefa Oberkommando der Wehr-macht, uprawniono i zobowiązano oddziały wojskowe do używania w walce „każdego środka bez ograniczeń, także wobec kobiet i dzieci, jeśli tylko prowadzi on do sukcesu" u. Z inicjatywy 9 Armii walczącej na Wschodzie wydano w czerwcu 1944 roku zarządzenie zlecające grupie Armii „Środek" przechwycenie w strefie jej działania 40—50 tys. małoletnich w wieku od 10 do 14 lat i wysłanie ich do Rzeszy. Operację tę opatrzono kryptonimem „Akcja Siano" (Heu-Aktion). Zbrodniczą akcję wysiedleń ludności polskiej zapoczątkowało zarządzenie Heinricha Himmlera z 30 października 1939 roku, które wywodziło się z nie opublikowanego w sposób urzędowy dekretu Hitlera z 7 października tegoż roku, mówiącego o umocnieniu niemczyzny. W zarządzeniu tym Himmler nakazał wysiedlenie określonych grup ludności z zaanektowanych ziem, w czasie od listopada 1939 do lutego 1940 roku. Ujmuje to tzw, 22 plan na bliską przyszłość (Nahplań), podzielony na trzy kolejne fazy, z których ostatnia miała zakończyć się w połowie stycznia 1942 roku. W Generalnej Guberni, po sporadycznych doraźnych akcjach wysiedleńczych, Heinrich Himmler wydał 12 listopada 1942 roku rozporządzenie o utworzeniu na Zamojszczyźnie pierwszego obszaru podlegającego kolonizacji. Stworzyło to podstawę dla wysiedleń na wielką skalę. Los dzieci polskich powyżej 10 lat, ewakuowanych z dystryktów lubelskiego, lwowskiego i radomskiego, przesądzony został przez Himmlera w czasie jego kilkugodzinnego pobytu w Krakowie 6 października 1942 roku. Wydał on wówczas zarządzenie o utworzeniu tzw. obozów wychowawczych, w których miano przeprowadzać badania „rasowe", decydujące 0 ewentualnym przekazaniu dzieci pod opiekę w III Rzeszy. Powyższy rozkaz wydany został w formie depeszy nadanej do szefa Centrali Przesiedleńczej (UWZ) w Łodzi, opatrzonej nagłówkiem: „Pilne, natychmiast przedłożyć, również w niedzielę! Tajne!". Rozkaz ten został wkrótce zmodyfikowany o tyle, że postanowiono wysiedlone dzieci umieszczać wraz z ponad 60-łetnimi starcami w tzw. wsiach rentowych (Rentendorjer), uznano bowiem, że umieszczenie dzieci w „obozach wychowawczych" doprowadziłoby do spotęgowania polskiego ducha oporu. Górną granicę wieku dzieci objętych niemiecką „opieką" podniesiono do 14 lat, starsze natomiast miano wywozić do robót przymusowych w Rzeszy. Heinrich Himmler ingerował również w sprawę polskich dziewcząt, przydzielanych do robót w Niemczech przez Urzędy Pracy (Arbeitsamt). 4 marca 1942 roku wydał zarządzenie, aby do pracy w „starej Rzeszy" (Altreich) kierowano dziewczęta „dobrej krwi", wybrane przez Główny Urząd Rasy 1 Osadnictwa. W ten sposób objęto akcją germanizacyjną ludność, która ze względu na wiek wyłączona była z bezpośredniej akcji germanizacyjnej. W roku 1943, w miarę powiększania się strat wojennych, zwrócono uwagę na zatrudnione przy pracach przymusowych w Rzeszy ciężarne kobiety. Chęć ograniczenia i zahamowania przyrostu naturalnego wrogiego narodu z jednej strony oraz usiłowanie wzmocnienia narodu niemieckiego „rasowym elementem" z drugiej — to kierunek polityki hitlerowskiej w tym aspekcie. Jej realizacja znalazła swój wyraz w zarządzeniu Reichsjuhrera do spraw zdrowia (Reichsgesundheitsfuhrer) z 11 marca 1943 roku, który postanowił, że na wniosek robotnicy ciężarnej należy dokonać zabiegu przerwania ciąży. W praktyce odbywało się to w ten sposób, że przedkładano jej do podpisania odpowiedni formularz, przy czym wiadomo było powszechnie, że odmowa podpisania oświadczenia mogła zakończyć się umieszczeniem w obozie koncentracyjnym. Tajne zarządzenie polecało badanie ciężarnych robotnic i ojców przez Urząd Rasy i Osadnictwa, który w wypadku stwierdzenia, że mające się urodzić dziecko może być „rasowo wartościowe", winien był przeszkodzić przerwaniu ciąży. Dalszym rozporządzeniem Reichsjuhrera SS i szefa niemieckiej policji z 27 lipca 1943 roku rozwinięto procedurę w tym zakresie, a Główny Urząd Rasy i Osadni- 23 ctwa SS wydał zarządzenia o charakterze wykonawczym 12. Regulowały one tryb postępowania i wciągały w orbitę działalności Narodowosocjali-styczne Towarzystwo Opieki Społecznej (NSV), które przejmowało „rasowo wartościowe" dzieci robotnic. Główny Urząd Opieki Społecznej NSDAP uregulował ze swej strony to zagadnienie okólnikiem z 20 stycznia 1944 roku, traktując brzemienne Polki w sposób „uprzywilejowany", gdyż w stosunku do nich — w odróżnieniu od innych narodowości — przyjęto zasadę domniemania posiadania „wartościowych cech rasowych". Natomiast dzieci pozbawione tych cech oczekiwała z reguły zagłada w różnego rodzaju zakładach i żłobkach przyfabrycznych. Tu szczegółowe zarządzenia były zbędne, a eksterminacja następowała w ramach ogólnych założeń. Pogarda, wstręt i antyhumanizm w traktowaniu ludzi upośledzonych i chorych znalazły swoje ujście w zbrodni nazizmu, którą hitlerowcy określali jako eutanazję. I tu podstawą normatywną było zarządzenie Hitlera z 1 września 1939 roku, nakładające na Reichsleitera Filipa Bouhlera oraz na prof. Karola Brachta, komisarza Rzeszy do spraw zdrowia, obowiązek realizowania programu eutanazji w stosunku do osób, które określono jako nieuleczalnie chore. Ustosunkowując się do zagadnień praworządności Hitler stwierdził, że państwo totalne nie ścierpi różnicy między prawem a moralnością. W systemie hitlerowskim szeroko pojęta moralność zbiorowa opierała się na zasadzie posłuszeństwa wobec tego, co władza uznała za nakaz lub co może stać się nakazem władzy 13. W ustroju tym zatraciła się zasada „obliczal-ności" decyzji władzy, ponieważ decyzje nie były związane wyraźnie określonym przepisem prawa, zaś prawo miało znaczyć tyle co swoiście pojęta moralność. Ta zaś moralność uczyniła ze zbrodni — w tym zbrodni dokonanych na dzieciach i młodzieży polskiej — instytucjonalny instrument państwowej politykiu. Eksterminacja dzieci i młodzieży polskiej 1. WARUNKI BYTOWE Omawiając położenie dzieci i młodzieży podczas okupacji nie sposób poruszyć wszystkich problemów szczegółowych. Dyskryminacja Polaków, a tym samym i najmłodszego pokolenia, była widoczna na każdym kroku. W Wielkopolsce od początku wojny obowiązywało Polaków kłanianie się Niemcom umundurowanym i ustępowanie im miejsca przez schodzenie z chodnika na jezdnię. Podobnie było na Pomorzu i na Białostocczyźnie. Stosunek hitlerowców do ludności polskiej wyraźnie określa wypowiedź namiestnika „Kraju Warty" Artura Greisera na odprawie w 1940 roku: „Polacy mogą u nas pracować, lecz jako parobcy, a od was żądam stanowczo, abyście byli brutalni, twardzi i jeszcze raz twardzi" *. Tenże Greiser oficjalnie dopuszczał karanie Polaków chłostą2. Nur fur Deutsche — głosiły napisy w kinach, bibliotekach, muzeach. „Tylko dla Niemców" — tablica z napisem tym, umieszczona przy wejściach do parków, ogródków dziecięcych i na place zabaw, była widocznym zakazem wstępu dla dzieci polskich. W „Kraju Warty" nawet podróżowanie Polaków, zarówno koleją, jak i autobusem, wymagało specjalnego zezwolenia władz policyjnych. Podobnie było z rowerami, które Polacy zmuszeni byli znaczyć białymi pasami. Na Pomorzu i na Śląsku represje policyjne spadały na spacerujących w większym gronie Polaków. Na całym obszarze okupowanej Polski wprowadzona została godzina policyjna. Ludność polską obowiązywał ponadto zakaz posiadania szeregu przedmiotów — takich jak aparaty radiowe, fotograficzne, sprzęt narciarski. Życie najmłodszych pozbawione było więc poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji, a ich siły biologiczne — wykorzystywane głównie do przedwczesnej walki o byt. Większość dnia przebywali poza domem, pracując lub trudniąc się pokątnym handlem, aby zdobyć środki do życia. Coraz mocniej rysował się wojenny typ dziecka — bez dzieciństwa, przedwcześnie usamodzielnionego i dojrzałego, z szeregiem nerwowych stresów i zaburzeń, głównie w sferze uczuciowej. Memoriał o sytuacji dzieci w Polsce, sporządzony w 1943 roku przez ruch oporu, tak oto określa codzienny widok na ulicach miast: 26 „Zgroza ogarnia na widok tych małych obdartusów, bosych i na wpół nagich, zziębniętych i wynędzniałych, odśpiewujących w mroźne dni zachrypłym dyszkantem jakieś godzinki, klęcząc przy tym godzinami na mokrej ziemi, albo też wykrzykując chyłkiem — papierosy — zapałki — sacharyna itp., dodając sobie fantazji paleniem machorki albo wódką (...)". Dzieci ulicy — jak jejwówczas nazywano — przybywało z każdym rokiem okupacji^ ' Hermann Goring w 1942 roku stwierdził na naradzie komisarzy Rzeszy na okupowanych obszarach Europy: „Jest dla mnie rzeczą obojętną, gdy mówicie, że wasi ludzie padają z głodu. Niech sobie giną, dopóki ani jeden Niemiec nie ginie z głodu" 3. Marszałek Gerd von Rundstedt, mianowany we wrześniu 1939 roku naczelnym dowódcą Wschodu, tak sformułował ten problem: „My, Niemcy, musimy dwukrotnie przezwyciężyć naszych sąsiadów. Będziemy więc zmuszeni zniszczyć V3 ludności przyległych terytoriów. Możemy tego dokonać przez systematyczne niedożywianie, które w końcu daje lepszy wynik niż karabiny maszynowe. Wyniszczenie działa bardziej efektywnie, szczególnie wśród młodzieży" 4. Zgodnie z tymi wytycznymi realizowana była polityka aprowizacyjna III Rzeszy w Polsce, w tym również w stosunku do małoletnich. Żywienie polskich dzieci i młodzieży związane było z wprowadzeniem przez okupacyjne władze niemieckie systemu kartkowego, który pokrywał średnio ok. 15 % rzeczywistego zapotrzebowania i obejmował jedynie część polskiej ludności Generalnej Guberni (GG), utworzonej w 1939 roku z części polskich ziem nie włączonych do Rzeszy, tj. woj. kieleckiego, krakowskiego, lubelskiego, części łódzkiego i warszawskiego. Chłopi nie tylko nie byli objęci systemem kartkowym, lecz przeciwnie, obarczono ich obowiązkiem dostarczania bardzo dużych kontyngentów produktów rolnych, przekraczających w znacznej części ich możliwości produkcyjne. Powodowało to w konsekwencji głodowanie tej grupy ludności polskiej, zwłaszcza na przednówku. Przydziały żywności otrzymywane na kartki były niedostateczne, zarówno ilościowo, jak i jakościowo. Przyjmując, że przydział mięsa dla Niemców wynosił 100%, dla Polaków w Generalnej Guberni wynosił on jedynie 36%. Według memoriału Górnośląskiego Instytutu Badań Gospodarczych, stanowiącego dokument procesu norymberskiego 5, polska młodzież pracująca w wieku od 14 do 20 lat otrzymywała w stosunku do młodzieży niemieckiej przydział żywności o 33% mniejszy, dzieci od 10 do 14 lat — o 65%, a dzieci poniżej 10 lat — o 60% mniejszy. Tak było — według memoriału — na terenie Śląska, sytuacja aprowizacyjna na wszystkich innych okupowanych terenach polskich była jednak podobna. W „Kraju Warty" na przykład kartki żywnościowe dla ludności polskiej wprowadzono w lutym 1941 roku. Wprawdzie 15 lipca tegoż roku wydano zarządzenie o jednakowym zaopatrzeniu w artykuły żywnościowe kobiet ciężarnych narodowości polskiej i niemieckiej, ale już 17 września 1941 roku Arthur Greiser zmienił jego treść, odbierając Polkom w okresie ciąży i kar- 27 mienia dodatkowe przydziały, a w 1942 roku zakazał w ogóle wydawania dzieciom polskim dodatkowych przydziałów żywności. Memoriał Górnośląskiego Instytutu Badań Gospodarczych stwierdzał: „Dopóki matka sama karmi niemowlę, bierze ono sobie wszystko, co mu potrzebne. Następstwa niedożywienia w tym okresie spadają nie na dziecko, lecz wyłącznie na matkę, podkopując jej siły i zdrowie" 6. Wartość kaloryczna przydziału dla dzieci polskich wynosiła w stosunku do przydziału dla dzieci niemieckich zaledwie V3 wartości (u dzieci do lat 3), a nawet V4 dla dzieci powyżej 3 lat. Charakterystyczne jest następujące zestawienie dotyczące przydziałów w Generalnej Guberni7. Dzieci do lat 3: niemieckie — przydział na 28 dni z mięsem-i jajami polskie — przydział na 30 (wzgl. 31 dni) z mięsem i jajami Dzieci od 3 do 10 lat ^Białko g Tłuszcze g 1 006,4 475,2 532,8 1208 68,8 79,6 Węglowo- Wartość dany kaloryczna g kal. 10 967,7 4 043,4 4 043,8 61244 19 160 19 464 niemieckie — przydział na 28 dni z mięsem i jajami 1 926,6 1 545,8 13 466 76 454 polskie — przydział na 30 (wzgl. 31 dni) 445,6 67,2 4 005 18 864 z mięsem i jajami 503,2 78 4 005,4 19 168 Dzieci powyżej 10 lat: niemieckie — przydział na 28 dni z mięsem i jajami 1 975,5 1 536,3 13 811,6 78 034 polskie — przydział na 30 (wzgl. 31 dni) 522,6 74,2 4 762,8 20 904 z mięsem i jajami 580,2 85 4 763,2 21208 28 Zwraca uwagę fakt, że okres przydziałów dla dzieci niemieckich i polskich był różny. Pamiętać również należy, że ludność polska nigdy nie otrzymywała razem mięsa i jaj — tak jak to zarejestrowano w zestawieniu. Ich przydział wykluczał się nawzajem, tzn. w pewnych miesiącach wydawano ludności polskiej mięso, w innych natomiast — zamiast mięsa — jaja. Problem wyżywienia polskiego dziecka przedstawiałby się mniej tragicznie, gdyby nie fakt, że przydziały kartkowe dla polskich dzieci były często teoretyczne; w pewnych okresach schodziły do zera, w innych realizowane były częściowo. Wspomniany memoriał ruchu oporu o sytuacji dzieci podaje takie oto przykłady z 1942 roku: 1. Niektóre gminy na terenie Generalnej Guberni (Okręg Radom) dla małorolnej albo bezrolnej ludności — a więc i dla dzieci — żadnych kart żywnościowych nie otrzymują. 2. Wydawanie mleka dla dzieci do lat 3, przewidziane teoretycznie w przydziałach, zostało prawie zupełnie cofnięte. 3. Wydawanie cukru, marmolady, mąki i kaszy — nawet w tych minimalnych ilościach, jakie są dla ludności polskiej przeznaczone, bywa bardzo często wstrzymywane na kilka miesięcy. 4. To samo dotyczy mięsa, które o ile jest wydawane — to w zmniejszonych ilościach (po 100 g miesięcznie). Sprawiało to, że w wielu miejscowościach wartość przydziału na karty żywnościowe spadła do połowy, a nawet poniżej. W maju i czerwcu 1942 roku wartość przydziałów wydawanych na karty żywnościowe w Warszawie wynosiła na dobę ok. 375 kalorii, zamiast przewidzianych 700. Różnymi sposobami starali się Polacy o dodatkową żywność. Uprawiano działki, hodowano króliki — co najczęściej w podziale obowiązków spadało na dzieci, handlowano, gdzie i czym się dało. W Generalnej Guberni ludność miejska zdobywała żywność głównie we wsiach, nielegalnie przewożąc ją do miast. Szmugiel — jak to się wówczas określało — połączony był z ogromnym ryzykiem i niebezpieczeństwem represji, z zesłaniem do obozu koncentracyjnego włącznie. Zdobycie żywności było również nie lada problemem; za nielegalny ubój groziła przecież kara śmierci. Widok małych często dzieci przemykających się z dworców kolejowych do domów ze zdobytym pożywieniem był codziennym obrazem dnia okupacyjnego. Istniejący system aprowizacyjny groził wygłodzeniem większości mieszkańców miast, samoobrona przybierała więc różne formy, a udział dzieci był w niej niemały. Ciągłe głodowanie powodowało utratę odporności fizycznej,.wielką podatność na choroby i wysoką śmiertelność. Przeprowadzone w Warszawie badania lekarskie dzieci w roku szkolnym 1942/1943 — zapisanych do publicznych szkół powszechnych — wykazały, że 42,5% dzieci zagrożonych było gruźlicą. Oto przykład z okolic Krosna: Spowodowana niedożywieniem anemia 29 objęła wg stwierdzenia lekarzy okręgowych ponad 80 % dzieci..„Dosyć czę-§teJ?Xfe wypadki puchliny głodowej oraz_ śmierci głodowej. Epidemia tyfusu plamistego została wprawdzie opanowana do sporadycznych wypad-"Isow, natomiast gruźlica rozszerzała się w zatrważający sposób. Ż Siedlec zachowało się następujące zestawienie w sprawie liczby zgonów: 1938 rok — 418 osób 1939 rok — 464 osoby 1940 rok — 647 osób 1941 rok — 771 osób Dr Wilhelm Hagen, lekarz urzędowy Warszawy, stwierdził, że w końcu 1941 roku ilość zachorowań na gruźlicę wzrosła w Rzeszy o 10%, natomiast w Generalnej Guberni — o 50 % 8. Dostęp.Judności polskiej do lekarzy był utrudniony. Znane są wypadki, kiedy niemieccy lekarze uznawali chore osoby — zwłaszcza pracujących w przemyśle młodocianych i kobiety ciężarne — za zdrowe. Szpitale dziecięce w większości wypadków przeznaczono na szpitale dla wojska lub dla dzieci niemieckich. Zamknięto również większość dziecięcych sanatoriów. Dzieci polskie były więc praktycznie pozbawione możliwości leczenia i korzystania z profilaktyki. Skutki klęski głodowej potęgowała klęska odzieżowa o niebywałych rozmiarach. Lata wojny wyniszczyły zasoby ubraniowe, a karty na zakup odzieży w Generalnej Guberni otrzymywali tylko rolnicy, jako premię za dostarczone kontyngenty i za ich nadwyżkę. W Zagłębiu Dąbrowskim karty odzieżowe dla Polaków obejmowały przydziały o ok. 40—50% niższe od niemieckich. Nie pracującym po ukończeniu 13 roku życia karty odbierano. Oficjalnie nie realizowano ich już od lipca 1943, a praktycznie już od 1942 roku. W „Kraju Warty" władze okupacyjne zróżnicowały ludność polską i niemiecką również w przydziałach odzieży. Polacy zresztą nie otrzymywali najbardziej potrzebnej odzieży, której i tak przysługiwało im niewiele 9. Minimalne dochody (np. realna płaca robotnika polskiego w 1943 roku wynosiła 8% płacy przedwojennej) całkowicie pochłaniało zdobywanie środków żywności. Nie starczało ich już na zakup odzieży na czarnym rynku, toteż na wsi i w mieście tysiące dzieci w zimie nie opuszczało izby mie^-szkalnej, często nie opalanej. We wspomnieniach z tamtych lat zanotowano: „Wśród ludności polskiej w Sochaczewie są rodziny, których dzieci nie wychodzą z łóżek, bo nie mają w co się ubrać. Są mieszkania, w których leje się na głowę podczas deszczu. Nieraz brak łóżek i ludzie śpią na barłogach albo wprost na podłodze. Brak bielizny, pościeli, ubrań i butów, słowem — ostatnia nędza"10. Nie było więc opału i nafty — używanej w większości mieszkań do 30 oświetlania. Stąd też powszechnie od 1940 roku zastąpiono lampy naftowe karbidowymi. Niewystarczające były też przydziały mydła i środków piorących, których ludność polska otrzymywała o połowę mniej niż Niemcy i o wiele gorszej jakości. Ludność polską pozbawiono całkowicie świadczeń socjalnych. Statut ubezpieczeniowy w 1942 roku uregulował ostatecznie sytuację Polaków na tzw. ziemiach włączonych do Rzeszy. Najbardziej ograniczył on świadczenia rodzinne: opiekę nad Polkami w ciąży sprowadzono do minimum, nie przyznano Polakom zasiłków i rent z tytułu starości i sieroctwa, a renty wdowie bardzo ograniczono. Niemka z trojgiem dzieci otrzymywała rentę wdowią w wysokości 80% zarobków męża, a Polka nie otrzymywała jej w ogóle. 50 % otrzymywała Polka, jeżeli miała co najmniej 4 dzieci poniżej lat 15 u. W Generalnej Guberni zmniejszono do połowy zasiłki chorobowe i połogowe oraz zniesiono dodatki na dzieci. Fatalne warunki sanitarne i brak opieki zdrowotnejjmiały..na celu^wyniszczenie narodu polskiego, w tym zwłaszcza dzieci i młodzieży polskiej. P.ostępowano tu zgodnie z zaleceniem Hitlera mówiącym, że „usiłowanie roztoczenia opieki zdrowotnej według niemieckiego wzoru nad nieniemie-cką ludnością wschodnich obszarów byłoby czystym szaleństwem (...)"12. Arthur Greiser tak określił zadania dla lekarzy niemieckich 9 kwietnia 1943 roku: „(...) lekarzowi trzeba postawić dwa zadania: wprzęgnięcie służby zdrowia w walkę narodowościową celem stopniowego usunięcia obcego narodu oraz wyzyskanie obcych sił roboczych do ostatecznych granic". Okupant hitlerowski pozbawił więc dzieci polskie prawa do nauki, prawa do normalnego rozwoju fizycznego, prawa do organizacji jakiejkolwiek formy życia społecznego, prawa do rozwoju, prawa do swej własnej narodowości, prawa do życia 1S. 2. SZKOLNICTWO POLSKIE Agresja Niemiec hitlerowskich na Polskę 1 września 1939 roku zdezorganizowała początek roku szkolnego. Okupant zajął nasz kraj. W miejscowościach, do których w pierwszych dniach września nie dotarły jednostki Wehrmachtu, pozostali na miejscu nauczyciele uruchomili polskie szkoły przy poparciu społeczeństwa. W Wielkopolsce np. otwarto dla dzieci polskich 342 szkoły, w których 991 nauczycieli rozpoczęło zajęcia z 58 255 uczniami u. Liczne szkoły z opóźnieniem rozpoczęły naukę. I Hitlerowskie władze administracyjne i policyjne przystąpiły niemal od początku do likwidacji polskiego szkolnictwa. Wielu nauczycieli aresztowano i rozstrzelano. Mimo represji starali się oni jak najdłużej konty- 31 nuować naukę dzieci i młodzieży. Ingerencje okupanta były jednak coraz ostrzejsze, a masowe wysiedlenia ludności polskiej z Wielkopolski przesądziły o losie polskich szkół. |W marcu 1940 roku zostały one całkowicie zlikwidowane, a od kwietnia,'1940 roku ^przystąpiono do organizowania szkół niemieckich dla dzieci polskich, tzw. Polenschulen, które miały służyć przede wszystkim germanizacji! Było ich niewiele. W Poznaniu na przykład — 4 szkoły, usytuowane na peryferiach miasta, czynne 2—3 dni w tygodniu. Nauka trwała przeciętnie 2 godziny dziennie.! Uczono języka niemieckiego,, czterech działań podstawowych z rachunków, geografii Niemiec, wiadomości z gospodarstwa domowego/ćwiczeń wyrabiających dyscyplinę i uległość wobec „narodu panów" — Niemców. Często dzieci wykorzystywano do różnych prac. Kończyły one naukę w wieku 12 lat, a następnie były wysyłane na roboty do Rzeszy. / W Gdańsku — w pierwszych dniach września 1939 roku — zwolniono z pracy wszystkich polskich nauczycieli, a szkoły publiczne i prywatne z polskim językiem wykładowym zamknięto. Większość nauczycieli znalazła się w obozach lub została wysiedlona. Na całym Pomorzu szkolnictwo polskie zostało zlikwidowane. Istniały jedynie szkoły z wykładowym językiem niemieckim, z wydzielonymi klasami dla dzieci polskich, których rodzice wpisani byli na tzw. niemiecką listę narodową. Szkoły służyły germanizacji, a program nauczania i dobór nauczycieli niemieckich były gwarantem realizacji programu. W Rejencji Opolskiej nieliczne szkoły polskie zamknięto w 1942 roku, a młodzież skierowano do szkół niemieckich. Na tzw. ziemiach włączonych do Rzeszy jedynie w niektórych powiatach na Górnym Śląsku były wydzielone szkoły z językiem polskim 15. W Generalnej Guberni (GG) okupant zezwolił na otwarcie szkół podstawowych. Pierwszy akt prawny dotyczący szkolnictwa w GG został wydany przez gubernatora generalnego Hansa Franka 31 października 1939 roku 16. Określając ogólne zasady organizacji szkolnictwa stwierdził on, że dzieci narodowości niemieckiej mogą uczęszczać tylko do szkół niemieckich, a polskie do szkół polskich. Nakazywał zakładanie szkół niemieckich w miejscowościach, w których zamieszkiwało więcej niż 10 dzieci niemieckich. W szkołach tych mogli uczyć tylko nauczyciele niemieccy. IZ przedmiotów nauczania w polskich szkołach podstawowych usunięto literaturę ojczystą, historię, geografię. Wycofano pomoce i podręczniki szkolne, zlikwidowano biblioteki; Szkoły lokalizowano w prywatnych budynkach mieszkalnych, nie przystosowanych do tego celu. Nauka odbywała się na kilka zmian, co zmuszało często do skracania lekcji do 30 minut. W miesiącach zimowych szkoły z zasady nie funkcjonowały, z powodu braku opału.\ W drugiej połowie 1942 roku władze hitlerowskie przystąpiły ostatecznie do likwidacji szkół prywatnych, które do tej pory w niektórych miastach (np. w Warszawie) oficjalnie działały. 32 Hitlerowskie władze okupacyjne postępowały zgodnie z instrukcją Hein-richa Himmlera z 15 maja 1940 roku. Brzmiała ona następująco: „Dla nieniemieckiej ludności Wschodu nie mogą istnieć wyższe szkoły niż 4-klasowa szkoła ludowa. Celem takiej szkoły ma być wyłącznie: proste liczenie, najwyżej do 500, napisanie nazwiska, nauka, że nakazem bożym jest posłuszeństwo wobec Niemców, uczciwość, pilność i grzeczność. Czytania nie uważam za konieczne" u. Memoriał opracowany przez dr. Ericha Wetzla i dr. Gerharda Hechta zawiera m. in. następujące postulaty: „Dozwolone będą tylko szkoły powszechne; mają one jednak dostarczać najprostszych wiadomości podstawowych, jak rachowanie, czytanie i pisanie. Nauka ważnych z narodowego punktu widzenia przedmiotów jest wykluczona. Szkoła natomiast powinna przygotowywać do zawodów rolniczych, leśnych oraz do prostych zawodów przemysłowych i rzemieślniczych" 18. Omawiany memoriał w taki to sposób rozwiązywał kwestię kadry nauczycielskiej: „Wydaje się celowe — głosił — aby emerytowani, wysłużeni funkcjonariusze policji polskiej zostali później mianowani nauczycielami w szkołach ludowych. Dzięki temu tworzenie zakładów kształcących nauczycieli stanie się zbyteczne". Najwięcej przepisów w sprawie organizacji szkolnictwa wydał okupant w odniesieniu do szkół zawodowych. Szkoły te miały dać teoretyczne i praktyczne wiadomości potrzebne do wykonywania zawodu. Ukazały się też przepisy dotyczące dokształcania w różnych zawodach rzemieślniczych, m. in. terminatorów w zakładach metalowych. Zakłady, które zatrudniały dziesięć lub więcej osób, były obowiązane do szkolenia terminatorów w liczbie odpowiadającej zatrudnionym fachowym pracownikom fizycznym. Nawet w faworyzowanych przez okupanta szkołach nastąpiło obniżenie poziomu i zawężenie zakresu uzyskiwanej wiedzy. Istniejące początkowo dwuletnie kursy przygotowawcze do egzaminów wstępnych w szkołach zawodowych zostały z końcem roku szkolnego 1941/1942 zlikwidowane. Warunkiem przyjęcia do szkoły był ukończony 18 rok życia, ukończona szkoła powszechna, dwuletnia praktyka zawodowa i złożony egzamin wstępny. Powstaje pytanie: gdzie absolwenci szkół powszechnych mieli odbywać praktykę zawodową, wobec masowego likwidowania polskich sklepów i przedsiębiorstw przemysłowych, oraz skąd mieli nabyć niezbędną do egzaminów wiedzę? Gimnazja ogólnokształcące i szkolnictwo wyższe zostały zlikwidowane \fr końcu 1939 roku. Społeczeństwo Generalnej Guberni miało składać się z ludzi mało wykształconych, pozbawionych przywództwa intelektualnego, dostarczających III Rzeszy sezonowo rąk do pracy i siły roboczej w wielu gałęziach przemysłu. ) Co prawda na początku października 1939 roku zezwolono młodzieży składać kgjicowe egzaminy na wyższych uczelniach, m. in. na wydziałach 33 Uniwersytetu Warszawskiego, ale już w listopadzie tegoż roku wszystkie wyższe uczelnie zostały zamknięte.' 6 listopada wszyscy profesorzy i docenci wyższych uczelni w Krakowie zostali zaproszeni na wykład do gmachu Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przybyło 183 wybitnych naukowców i pedagogów. Zostali oni otoczeni przez policję, załadowani do samochodów i wywiezieni do więzienia Montelupich w Krakowie, a następnie do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. Hitlerowcy wymordowali również profesorów innych wyższych uczelni, m. in. Warszawy, Poznania, Lublina, Lwowa. ) Podobnie przebiegała akcja w krakowskich gimnazjach ogólnokształcących, które podjęły zajęcia szkolne na wyraźne zalecenie starosty. 9 listopada policja wkroczyła do budynków i aresztowała zastanych tam profesorów i nauczycieli. Ten sam proceder miał miejsce również w innych miastach. W ten sposób zlikwidowano liczne szkoły średnie, zanim jeszcze formalnie, w połowie grudnia, rozwiązano wszystkie państwowe i prywatne szkoły średnie ogólnokształcące oraz wyższe instytuty kształcenia nauczycieli. 3. PRACA PRZYMUSOWA DZIECI I MŁODZIEŻY Praca przymusowa w okresie okupacji hitlerowskiej, obowiązująca dzieci polskie, była jednym z instrumentów eksterminacji najmłodszego pokolenia. Odmawiając narodowi polskiemu prawa do biologicznej egzystencji, nie brano pod uwagę zdolności produkcyjnej i wieku polskiej młodzieży zmuszonej do pracy.. Kierowano się wyłącznie koniecznością dostarczenia siły roboczej dla potrzeb gospodarki wojennej. Formalnie obowiązek pracy dotyczył dzieci od lat 12 na tzw. ziemiach włączonych do Rzeszy i od lat 14 w Generalnej Guberni, w rzeczywistości jednak dowolnie obniżano tę granicę wieku 19. W oficjalnych dokumentach normatywnych trzeba było bowiem zachować pozory stosowania przepisów o ochronie pracy małoletnich, obowiązujących w krajach cywilizowanych. W „Kraju Warty", m. in. w Chodzieży, latem 1942 roku władze okupacyjne zatrudniły przy żniwach dzieci w wieku od lat 7. W Poznaniu w sierpniu i wrześniu 1943 roku pracowały, sortując kartofle, dzieci liczące 10 lat. Praca ich trwała przeciętnie po 10 godzin na dobę. Również latem 1943 roku hitlerowcy zmusili w powiecie gnieźnieńskim 12-letnie dzieci polskie do robót przy regulacji jezior 20. Dzieci pracowały także w licznych obozach pracy. Obóz w Andrychowie (woj. kieleckie) istniał od września 1942 do listopada 1943 roku, a przebywające tam dzieci pracowały przy regulacji rzeki. Po likwidacji obozu kobiety i dzieci wywieziono do Oświęcimia. 34 W obozie pracy w Chełmcu koło Nowego Sącza, podobnie jak w obozie w Biłgoraju, dzieci pracowały w rolnictwie. W Poniatowej na Lubelszczyźnie obóz pracy założono jesienią 1941, a zlikwidowano w lipcu 1944 roku. Ogółem przeszło przez ten obóz 18 000 więźniów — obywateli polskich pochodzenia żydowskiego i Żydów z innych okupowanych krajów Europy. Znaczny procent stanowiły dzieci. Więźniowie pracowali w przemyśle, w lesie, przy budowie dróg. W obozie w Trawnikach na Lubelszczyźnie dzieci pracowały przy kopaniu torfu, a w Rusinowie kbło Bydgoszczy dzieci w wieku 10—14 lat pracowały na roli i przy zbieraniu kamieni. Po zlikwidowaniu obozu dzieci przydzielono do pracy w gospodarstwach chłopów niemieckich. W obozie zagłady w Treblince przebywały również dzieci w wieku 12—15 lat. Nie udało się dotychczas ustalić, jak liczna była grupa nieletnich więźniów. Świadek Maks Lewit, zeznając w Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, mówił o 60 chłopcach zmuszanych do ciężkiej pracy ponad siły, nieludzko traktowanych i bestialsko mordowanych na oczach innych więźniów. Przybyli oni do obozu w marcu 1942 roku i w ciągu paru zaledwie dni 15 najmłodszych zostało zamordowanych. Dalszych 15 zamordowano bądź to przy pracy, bądź w innych okolicznościach. Pozostali przetrwali do lipca 1944 roku, kiedy to w czasie likwidacji obozu zostali rozstrzelani razem z innymi więźniami. W 1943 roku w obozie tym było 120 dzieci żydowskich przywiezionych z Warszawy. 18 czerwca 1943 roku zostały one zamordowane21. W obozie pracy w Blachowni Śląskiej przebywały kobiety i dzieci z Polski, Czechosłowacji, Francji, Holandii. Pracowały w fabryce benzyny syntetycznej. Wiele dzieci zmarło z głodu oraz w wyniku epidemii tyfusu i czerwonki. W Grelichowie koło Bolesławca w obozie pracy więziono polskie i radzieckie kobiety oraz dzieci. Pracowały one w fabryce samolotów. Można jeszcze wymienić wiele obozów pracy założonych przez okupanta hitlerowskiego na ziemiach polskich, w których pracowali małoletni 22. Dziesiątki tysięcy dzieci polskich skierowano w głąb Rzeszy do obozów pracy przymusowej przy różnych fabrykach i do pracy u niemieckich chłopów. Masowymi deportacjami ludności polskiej na roboty w głąb III Rzeszy kierowały specjalne urzędy pracy (Arbeitsamt), których sieć została zorganizowana już we wrześniu 1939 roku. W strukturze organizacyjnej urzędów pracy znajdowały się specjalne wydziały młodzieżowe (Jugend-amt), które z całą bezwzględnością kierowały młodzież do pracy na roli i w przemyśle oraz wysyłały na roboty do Rzeszy. Tak opisuje 16-letnia dziewczyna transport z rodzinnej wioski i początek pracy dla III Rzeszy: „Po trzech dniach makabrycznej podróży, na wpół uduszone, wysadzono nas na dworcu w Stargardzie Szczecińskim. Następnie zostałyśmy zapędzone do Arbeitsamtu, tam oczekiwali już na nas kupcy. Każdy z tych kupców oglądał nas jak rogaciznę. Najchętniej rozchwytywane były młode, silne dziewczęta"23. 3* 35 W dążeniu do maksymalnej eksploatacji polskiej siły roboczej niektóre urzędy pracy stosowały swoiste metody. Penetrowano domy, ewidencjonowano nawet starców i dzieci, organizowano łapanki w miejscach publicznych. Szczególnie okrutne były rekrutacje dzieci szkolnych wywożonych do Rzeszy i metody stosowane w praktyce. Oto przykład: szkołę zawodową w Gorlicach pod Krakowem, w której uczyła się młodzież w wieku 12—16 lat, otoczyła policja w godzinach lekcyjnych. Wieczorem, o głodzie i chłodzie, pozbawionych zapasowej odzieży i prowiantu uczniów (akcję przeprowadzono zimą) — samochodami wywieziono na dworzec kolejowy, a stąd pociągami na roboty do Rzeszy 24. Zachowane liczne dokumenty hitlerowskie wskazują na rolę, jaką odegrała dla gospodarki niemieckiej siła robocza pochodząca z krajów okupowanych. M. in. o zatrudnianiu młodzieży polskiej w rolnictwie niemieckim mówi okólnik z marca 1942 roku, wydany przez rząd Generalnej Guberni, w którym czytamy: „Minister Rzeszy do Spraw Pracy zawiadomił mnie pismem z dnia 3.3.1942 r., że potrzebna jest spora ilość młodzieży do pracy w niemieckim rolnictwie, wśród której znajdować się mogą chłopcy słabsi, w wieku 13—15 lat (...)" 2S. Fritz Sauckel, mianowany w marcu 1942 roku głównym pełnomocnikiem do spraw pracy w III Rzeszy, wydał 20 kwietnia tegoż roku polecenie zatrudnienia 500 000 zdrowych i silnych dziewcząt w Rzeszy. Miały one odciążyć od pracy domowej wielodzietne matki niemieckie 26. Rynek pracy w krajach okupowanych kurczył się z każdym rokiem, a zapotrzebowanie na siłę roboczą w III Rzeszy wzrastało. Adolf Hitler na posiedzeniu w sprawie planu czteroletniego Rzeszy 19 marca 1942 roku stwierdził: „Niemcy muszą kroczyć drogą przymusowego werbowania [do pracy — wyj. aut.], jeśli zasada dobrowolności nie prowadzi do celu". W ostatnim okresie wojny, z powodu strat ponoszonych na frontach, III Rzesza dotkliwie odczuwała brak rąk do pracy. Wtedy to szczególnie brutalnie sięgnięto po siłę roboczą małoletnich z Polski. Do połowy 1942 roku władze III Rzeszy uważały, że wysyłanie całych rodzin, zarówno z GG, jak i tzw. ziem włączonych do Rzeszy, jest z wielu względów niepożądane. Natomiast nie kwestionowały zsyłania na roboty samych dzieci, m. in. do pasania bydła. W lutym 1943 roku ogłoszono totalną mobilizację sił roboczych na potrzeby wojny. Od tej pory bezwzględny przymus pracy obejmował wszystkich, począwszy od 10—12-letnich dzieci. Przymus pracy nie ominął również kobiet w ciąży ani matek karmiących. Heinrich Himmler wydał 10 września 1943 roku zarządzenie zezwalające m. in. na wywóz do pracy w Rzeszy dzieci powyżej 10 roku życia. Zarządzenia z 27 stycznia 1943 i 24 lipca 1944 roku jeszcze bardziej zaostrzyły warunki werbunku i pracy ". Działania wojenne stworzyły sposobność do zagarnięcia bezdomnych i zagubionych dzieci oraz młodzieży. W czasie działań wojennych wojsk hitlerowskich na Wschodzie w roku 1944 postanowiono wykorzystać wszelkie -_ możliwości w celu zdobycia do pracy w Rzeszy jak największej liczby dzieci w wieku od 10 roku życia. Działania te określono kryptonimem „Akcja Siano" (Heu-Aktion). W grupie Armii „Środek" przewidywano uchwycenie 40 000—50 000 dzieci, a w grupie „Ukraina Północna" — 135 000. Akcja ta nie przyniosła przewidywanych rezultatów. Obowiązujące Polaków hitlerowskie prawo pracy działało — rzecz jasna — w interesie pracodawcy. Z Polakami nie zawierano umów, które określałyby czas trwania stosunku pracy i inne jej elementy. Młodocianych traktowano jako pełnowartościową siłę roboczą, z wszystkimi wynikającymi stąd konsekwencjami. Wymagano od nich tej samej wydajności i jakości pracy co od dorosłych, wynagradzano ich jednak według obniżonych stawek płac, przewidzianych dla osób poniżej 18 roku życia. Te i inne dyskryminacyjne poczynania wobec dzieci i młodzieży polskiej usankcjonował w pełni wspomniany już wyżej poufny okólnik pełnomocnika Rzeszy do spraw zatrudnienia Fritza Sauckela z 12 czerwca 1942 roku. W trudnych i szkodliwych dla zdrowia warunkach pracowali młodociani w fabrykach zbrojeniowych. Koncern zbrojeniowy Kruppa zatrudniał np. przez cały okres okupacji wielką liczbę dzieci w wieku 11—17 lat, a w 1944 roku nawet dzieci 6-letnie. W zakładach tych był zorganizowany specjalny obóz dla zatrudnionych w nim dzieci28. Bardzo szkodliwe dla zdrowia były warunki panujące w halach produkcyjnych zakładów włókienniczych. Niewiele różniły się warunki pracy w rolnictwie, mimo odmiennego rodzaju wykonywanych zajęć. W celu osiągnięcia jak najwyższej wydajności pracy stosowano środki represji, ustalano wysokie normy pracy i wprowadzano ścisły dozór nad pracownikami. Jedną z metod dyskryminacyjnych był wysoki wymiar czasu pracy, wahający się w granicach od 12 do 14 godzin na dobę. Głód, przemęczenie, ciężkie warunki pracy i ciągłe represje towarzyszyły dzieciom i młodzieży polskiej, pracującym przymusowo dla III Rzeszy. Zachowane sprawozdania lekarza z obozu pracy w Wuppertalu mówią o 10-letnich dziewczynkach pracujących w przemyśle zbrojeniowym, które umierały z głodu, a przedłożony w pierwszym procesie norymberskim dokument wymienia fabrykę w Zeititz k. Wurzen, w której pracujące dzieci polskie w wieku 10 lat i powyżej otrzymywały jedynie 200 dkg chleba, 200 g masła lub margaryny oraz 250 g cukru. Praca dzieci przynosiła koncernom wielomilionowe zyski. W procesie norymberskim przeciwko głównym zbrodniarzom wojennym wykazano, że hitlerowcy „powodowali krańcowe wycieńczenie dzieci w wieku od ośmiu do dziesięciu lat, zmuszając je do tak samo ciężkiej pracy jak dorosłych. Praca ponad siły, bicie i znęcanie się szybko wyczerpywały dzieci, które wówczas zabijano" 29. 37 4. SŁUŻBA BUDOWLANA W GENERALNEJ GUBERNI W realizacji eksterminacyjnych planów III Rzeszy w Generalnej Guberni niemałą rolę odgrywała instytucja Służby Budowlanej — Baudienst, Chodziło tu nie tylko o zastraszenie społeczeństwa, zwłaszcza młodzieży polskiej i zwiększenie nad nią kontroli, by zapobiec wstępowaniu młodocianych w szeregi ruchu oporu, ale także o ograniczenie przyrostu naturalnego, który budził u władz okupacyjnych poważny niepokój. Znaczenie ekonomiczne miała też bezpłatna eksploatacja siły roboczej. Baudienst powstał w maju 1940 roku w dystrykcie krakowskim 30. Według zamierzeń generalnego gubernatora Hansa Franka Kraków miał w przyszłości stanowić ważny niemiecki ośrodek administracyjny i komunikacyjny. Dokładano więc starań, by nadać mu właściwy wygląd zewnętrzny. Odnawiania domów i renowacji nawierzchni dróg dokonywał właśnie Baudienst, złożony z około 1100 młodych, przymusowo zaciągniętych Polaków. l Mimo niezwykle ostrych sankcji część roczników powołanych do Służby Budowlanej uchylała się od tego obowiązku. Służba ta była bowiem w swej istocie podobna do pracy w obozach karnych. Część decydowała się pracować w jej szeregach, by nie narazić się na deportację do Rzeszy. Młodociani w czasie wykonywania służby byli skoszarowani. Od 1943 roku do szkół zawodowych dokształcających przyjmowano tylko tych, którzy odbyli Służbę Budowlaną. Na naradzie w maju 1941 roku w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych Rzeszy w Berlinie omawiano problem przeciwdziałania przyrostowi naturalnemu Polaków, proponując wieloletni przymus pracy połączony ze skoszarowaniem w sformowanych batalionach pracy. Propozycje te odnosiły się również do GG i już utworzonego tam Baudienstu 81. Świadek, przymusowo powołany do pracy, zeznał: „Służba Budowlana to cały koszmar. Życie w brudzie wśród robactwa, w barakach pełnych wody w okresie jesiennym i wiosennym, traktowanie iście bydlęce. Nasz inspektor wyzywał nas najokropniej, a najbardziej utkwiło mi w pamięci «polnische Schweine*. Nasz «Vorwerker»- był człowiekiem wyrafinowanym — brutal, pijak, znęcał się dobierając do pomocy «Vorarbeiterów». Przykre warunki, jak brud, ranne wstawanie, bo o 2.30 rano, to jeszcze nic dla mnie było w porównaniu z cierpieniami moralnymi" **. Przykładem represji stosowanych za odmowę zgłoszenia się do służby był wyrok Sądu Specjalnego (Sondergericht) w Radomiu z 5 marca 1942 roku, którym skazano Romana Jasińskiego, urodzonego w Warszawie, na 6 lat ciężkiego więzienia „za uchylanie się od Służby Budowlanej". Rozporządzeniem władz Generalnej Guberni z 24 lipca 1943 roku przewidziano nawet karę śmierci za uchylanie się polskiej młodzieży od pracy w Służbie Budowlanej ss. 38 W połowie 1941 roku Służba Budowlana w GG liczyła już 120 000 junaków. W styczniu 1944 roku liczba ta zmniejszyła się do około 45 000, by w lipcu tegoż roku spaść do 4000—5000. Niewolnicza praca młodzieży polskiej w Baudienst dała administracji Generalnej Guberni 28 min dniówek roboczych w zamian za nędzne koszty utrzymania 3i. Jednym z obozów Baudienstu był tzw. Liban w Krakowie, do którego kierowano junaków wykazujących opieszałość w pracy, bądź z innych powodów uznanych przez Niemców za zasługujących na karę. Obóz mieścił się na terenie przedsiębiorstwa „Krakowskie Wapienniki i Kamieniołomy", należącego poprzednio do firmy „Liban i Eksenpreis SA". Tłumaczy to jego nazwę używaną potocznie. Utworzony został wiosną 1942 roku. Więźniowie mieszkali w szopach i barakach, pracowali po 12 godzin na dobę w kamieniołomach. Wielu więźniów, uznanych za niebezpiecznych, pracowało skutych łańcuchami. Obóz ten pochłonął wiele ofiar. Przestał istnieć dopiero w lipcu 1944 roku. 5. WYSIEDLENIA Zgermanizowanie obszarów słowiańskich na Wschodzie — wielka samo-zwańcza „misja dziejowa" III Rzeszy niemieckiej — wymagało ogromnej akcji wysiedleńczo-przesiedleńczej. Adolf Hitler w Mein Kampf głosił' że zniemczenie czysto językowe nie oznacza jeszcze germanizacji, a obcy rasowo naród, który wyraża w niemieckiej mowie swoje myśli, kompromituje wielkość i godność narodu niemieckiego. Realizacja akcji germanizacyjnej wymagała zmiany charakteru narodowego okupowanego terenu poprzez wysiedlenie części ludności polskiej i asymilację pozostałej, uznanej za element „pożądany ze względów rasowych". Po zajęciu Polski hitlerowcy przystąpili natychmiast do realizacji swojego wielkiego programu zniemczenia, rozpoczynając od włączenia bezpośrednio do Rzeszy zachodnich i północnych ziem polskich. Część obywateli polskich aresztowano na podstawie wcześniej sporządzonych list proskrypcyjnych. Wielu z nich zginęło następnie w egzekucjach bądź obozach koncentracyjnych. Większość mieszkańców mroźną zimą 1939/1940 roku wysiedlono w towarowych, nie opalanych wagonach, na roboty przymusowe do Rzeszy lub do Generalnej Guberni. 7 października 1939 roku zostało wydane rozporządzenie Hitlera, nakazujące osiedlenie Niemców zamieszkałych poza granicami III Rzeszy na ziemiach polskich i jednoczesne wysiedlenie z tych ziem Polaków. 12 października okupant rozpoczął masową akcję wysiedleńczą na Wybrzeżu. Wysiedlono wówczas Polaków z Gdyni, Gdańska, Wejherowa, Tczewa. Następnie wysiedlenia objęły Pomorze. W Bydgoszczy na przykład akcja wy- 39 siedleńcza rozpoczęła się w pierwszych dniach maja 1940 roku. Do 15 listopada 1940 roku wysiedlono z Pomorza do Generalnej Guberni 30 758 osób, w tym ok. V3 stanowiły dzieci, a ogółem z Pomorza wysiedlono 150 000 osób. Z „Kraju Warty" w okresie od 22 października 1939 do końca października 1944 roku wysiedlono ok. 600 000 Polaków, wśród których ok. 250 000—300 000 — to małoletni 35. Wysiedlenie ludności polskiej — mężczyzn, kobiet i dzieci — było akcją eksterminacyjną. Polaków wyrzucano z mieszkań, gospodarstw^ pozbawiano mienia. W stosunku do dzieci wysiedlenia były szczególną zb^rodnią.JPc^~ tworne warunki, w jakich odbywało się wysiedlenie — bez względu na porę roku, brak wyżywienia i wody podczas transportu oraz warunki w obozach wysiedleńczych — oznaczały dla dzieci często śmierć. Podczas transportów do obozów umierało ich na skutek głodu i zimna wiele; rip. na stacji yv Dębicy w wagonie towarowym znaleziono 30 dzieci zamarzniętych, w Pi-Jawie — 500. Obozy przesiedleńcze mieściły się przeważnie w starych halach fabrycznych lub budynkach pozbawionych urządzeń sanitarnych. W obozach szerzyły się na skutek brudu i robactwa choroby zakaźne. Wysiedleni spali na podłogach, często betonowych. Panujący głód, epidemie i fatalne warunki higieniczne dziesiątkowały dzieci. „Kaszel i bezsilne kwilenie umierających dzieci — to zwykła muzyka tych obozów" — czytamy we wspomnianym już memoriale ruchu oporu. Szczególnie tragiczne warunki panowały w obozie przesiedleńczym w Potulicach, do którego pierwszy transport wysiedlonych przybył 1 lutego 1941 roku. W ciągu 12 dni przeszło przezeń 1989 osób dorosłych i dzieci z Bydgoszczy, powiatu bydgoskiego i powiatu sępoleńskiego. Zostały one następnie wywiezione do podwarszawskiej miejscowości Piaseczno. Nowe transporty wysiedleńców przybyły do obozu w pierwszych dniach marca 1941 roku. Byli to mieszkańcy powiatów Lipno i Rypin. W okresie od 1 lutego do 15 marca 1941 roku przez obóz przeszło ponad 3000 osób. Ponownie obóz w Potulicach uruchomiono w maju 1941 roku, a do końca lipca tegoż roku przeszło przezeń 1392 wysiedleńców — rodzin z powiatu wyrzyskiego. Jednocześnie jesienią rozpoczęto budowę nowego obozu w Potulicach. Przekazywanie go do użytku odbywało się etapami i trwało do końca 1942 roku. Do Potulic przywożono w tym okresie głównie ludność wiejską, wysiedloną w związku z akcją osiedlania Niemców. Ponieważ w skład transportów wchodziły całe rodziny, w obozie przebywało wiele dzieci. W okresie największego nasilenia akcji wysiedleńczej na tym terenie (od 1 sierpnia 1941 do 31 grudnia 1942 roku) przez obóz w Potulicach przeszło 8233 osób 36. W latach 1943 i 1944 poważny procent więźniów obozu stanowiły dzieci, lecz — w odróżnieniu od okresu poprzedniego — znalazły się tu bez rodziców. W obozie powstał specjalny oddział dla małoletnich. Dzieci do łat 12 zatrudniano przy pracach rolnych w majątkach ziemskich, przy zbieraniu i tłuczeniu kamieni na budowę dróg itp. Starsze dzieci w kartotece obo- 40 zowej rejestrowane były w rubryce „dorośli". W obozie potulickim przebywały dzieci członków polskiego ruchu oporu, dzieci przywiezione ze Śląska, które uprzednio przeszły przez więzienie w Mysłowicach i szereg innych obozów, z Łodzi, Poznania. 5 listopada 1943 roku do Potulic przybył z Oświęcimia transport 542 dzieci (241 chłopców i 301 dziewcząt) radzieckich z Białorusi. Aresztowane wraz z matkami w okolicach Witebska i Smoleńska, przeszły przez obóz w Oświęcimiu, a po oddzieleniu ich od rodzin przywiezione zostały do Potulic. Z zachowanych dokumentów wynika, że 18 kwietnia 1944 roku w obozie było 512 dzieci radzieckich (w tym 156 poniżej 8 lat), natomiast 1 czerwca 1944 — tylko 447 dzieci. Część dzieci zmarła, a 60 znajdowało się poza obozem w tzw. Aussenkommando37. 3 sierpnia 1944 roku 433 dzieci radzieckich opuściło obóz samochodem ciężarowym, jadącym w kierunku Nakła. Dalszych losów tych dzieci nie udało się szczegółowo odtworzyć. Prawdopodobnie zostały one wywiezione do obozu w Konstantynowie koło Łodzi (Ostjugendverwahrlager). Na początku 1944 roku w obozie znajdowało się 3162 małych więźniów. Ogółem przez obóz przeszło około 25 000 wysiedleńców i internowanych. Zachowały się dane w sprawie liczby zgonów dzieci do lat 5, na skutek warunków panujących w obozie w Potulicach, w okresie od 1 grudnia 1941 do 20 stycznia 1945 roku S8. Rok Do lat 5 1941 48 1942 243 1943 142 1944 144 1945 6 Razem: 583 Jedną z podstawowych przyczyn szerzenia się chorób było wygłodzenie więźniów. Ponadto w czasie ewakuacji obozu eskorta rozstrzelała w okolicach Więcborka 21 dzieci w wieku 8—12 lat. Podobną rolę eksterminacyjną spełniał obóz w Smukale, w pobliżu Bydgoszczy. Istniał od 1 września 1941 do 20 lutego 1943 roku. Ogółem przez obóz ten przeszło ponad 4000 osób. W obozie osadzano całe rodziny wysiedlonych rolników, wśród wysiedlonych było wiele dzieci. Więźniów po przybyciu do obozu selekcjonowano: młodzież i dorosłych zdolnych do pracy od lat 14 do 60 — wywożono na roboty przymusowe, chorych, starców i kobiety z dziećmi zatrzymywano w obozie. Więźniowie mieszkali w 3 magazynach fabrycznych, murowanej szopie i w oborze, spali na betonowej posadzce. Niemowlęta otrzymywały raz na tydzień filiżankę odciąganego mleka. Złe warunki higieniczne i głód powodowały wysoką śmiertelność, która gwałtownie wzrosła zimą 1942 roku wskutek epidemii tyfusu, jak również zakazu wysyłania chorych dzieci do 41 szpitala w Bydgoszczy. Ogółem zmarło 700 osób, w tym ok. 140 dzieci w^wieku poniżej dwóch łat s9. Wiele obozów, które okupant przeznaczył dla wysiedlonej ludności polskiej, związanych jest z historią najmłodszego pokolenia. Nie sposób wymienić wszystkich. Los dzieci w różnych obozach wysiedleńczych, czy też — jak się czasami określa — przejściowych, był podobny. By zrozumieć, czym były wysiedlenia dla małoletnich, prześledźmy ich losy w niektórych obozach. Obóz dla wysiedlonych w Toruniu mieścił się w 4 budynkach i piwnicach dawnej fabryki smalcu. Oficjalna nazwa obozu — Umsiedlungslager Thorn, potoczna — „Szmalcówka". W okresie od marca 1941 do lipca 1943 roku przez obóz przeszło 20 000 osób. Mężczyźni pracowali przy budowie schronów przeciwlotniczych, wodnych basenów przeciwpożarowych, a kobiety i dzieci od 12 lat — w gospodarstwach rolnych. Głód, fatalne warunki sanitarne i ciężka praca były powodem masowych zachorowań i zgonów. Tu również działała komisja „rasowa", która po przeprowadzeniu w obozie badań kierowała osoby uznane za „rasowo wartościowe" do obozów zniemczania. Po likwidacji obozu w lipcu 1943 roku więźniów wysłano do obozu w Po-tułicach40. Obóz w Działdowie założony został w październiku 1939 roku przez Wehrmacht. Od końca grudnia 1939 do maja 1940 roku obóz nosił nazwę Zivilinterniertenlager (obóz dla internowanych osób cywilnych), a następnie — Durchgangslager (obóz przejściowy). Przebywały tu rodziny wysiedlone z powiatów ciechanowskiego i płockiego, a także z Białostocczyzny 41. Ponadto — również na terenie Pomorza — mieścił się w Garczynie obóz dla wysiedlonych, założony na początku 1940 roku, w lesie w pobliżu jeziora. Zmieniał on swój charakter. Początkowo był to obóz jeniecki, następnie przesiedleńczy, a w ostatniej fazie istnienia — obóz germanizacyj-ny, przeznaczony głównie dla młodzieży kaszubskiej 42. Z obozu przesiedleńczego w Gniewie w woj. gdańskim wywieziono w listopadzie 1939 roku chłopców w wieku powyżej 15 lat do obozu w Nowym Porcie koło Gdańska. W Gniewie pozostały jedynie rodziny z małymi dziećmi. Przy likwidacji obozu w lutym 1940 roku część wysiedlonych wywieziono do Generalnej Guberni, część do obozu w Potulicach i do obozu na terenie zlikwidowanego Zakładu Psychiatrycznego w Prabutach koło Iławy, resztę na przymusowe roboty do III Rzeszy is. Plany hitlerowskiej polityki narodowościowej przewidywały największą liczbę wysiedleń ludności z „Kraju Warty". W niedzielę 5 listopada 1939 roku w okupowanym Poznaniu rozeszła się wiadomość, że Niemcy przystąpili do masowych aresztowań. Było to swego rodzaju zaskoczenie, bowiem akcją objęto całe rodziny. Po paru dniach okazało się, że był to początek masowych wysiedleń. Wywłaszczonych kierowano do obozu przy ulicy Głównej, położonej w dzielnicy Poznań-Wschód u. 42 Wysiedlenia odbywały się z reguły w nocy. Oddziały SS i policji wkraczały znienacka do domów, a na zapakowanie niezbędnych rzeczy mieszkańcy mieli jedynie kilkanaście minut. Wolno było zabierać tylko rzeczy osobiste i trochę żywności. Ludność traktowano brutalnie: bito, kopano, rewidowano bagaże. Zaimprowizowany obóz mieścił się w starych barakach po magazynach wojskowych, pozbawionych wszelkich urządzeń niezbędnych dla pomieszczenia tam ludzi. Otoczony był drutami kolczastymi i wieżami wartowniczymi. Początkowo rodziny umieszczano razem, później oddzielono mężczyzn od kobiet i dzieci. Warunki pobytu w obozie były szczególnie trudne dla dzieci. Spały one na betonowej podłodze zasłanej niewielką ilością słomy lub — w niektórych barakach — na pryczach, bez pościeli. We wspomnieniach tych, którzy przeszli przez obóz na Głównej, znajdziemy opisy warunków panujących w barakach. Barak IV był ogromną szopą o wymiarach 170X30 m. Wiatr hulał we wnętrzu, a 4 piece niewiele ogrzewały pomieszczenie, na każdy z nich przydzielano bowiem półtora wiadra węgla na dobę. Obóz na Głównej został zlikwidowany w końcu maja 1940 roku. Przeszło przez niego ok. 30 000 poznaniaków, w tym ok. V3 stanowiły dzieci 46. Z obozu zachowały się liczne zdjęcia fotograficzne, wstrząsające swą wymową. Wnętrza baraków, wydawanie posiłków, praca na terenie obozu. Widoczne wszędzie twarze dzieci są świadectwem, że było ich w obozie wiele. Na terenie Wielkopolski było również szereg mniej znanych obozów dla wysiedlanych wraz z dziećmi rodzin polskich, m. in. w Cerekwicy, Chodzieży, Kazimierzu Biskupim, Komorowie, Gnieźnie czy Turku. W Konstantynowie pod Łodzią Centrala Przesiedleńcza (UWZ) zorganizowała w styczniu 1940 roku obóz dla wysiedlonych, który od kwietnia 1944 do początku stycznia 1945 roku był obozem dla dzieci rosyjskich uznanych za „nadające się do zniemczenia". W pierwszym okresie w obozie przebywały rodziny wysiedlone z województw łódzkiego i poznańskiego, w tym niemowlęta i dzieci. Przeciętny stan obozu wynosił 800 osób, z czego 150—250 stanowiły dzieci. Obóz mieścił się w starych halach fabrycznych, nie przystosowanych do takiej liczby ludzi. Mężczyźni, kobiety i dzieci przebywali we wspólnych salach. Śmiertelność w obozie — zwłaszcza wśród więźniów najmłodszych — była bardzo wysoka. Po przeorganizowaniu obozu przesiedleńczego na obóz dla dzieci rosyjskich (Ost-Jugend-veruyahrlager der Sicherheitspolizei) umieszczono tu głównie dzieci z Białorusi i Ukrainy, uznane za „nadające się do zniemczenia". M. in. w sierpniu 1944 roku w obozie przebywało 1148 dzieci, w tym 514 chłopców i 634 dziewczęta. W Łodzi znajdowała się Centrala Przesiedleńcza i liczne obozy. Sammel-lager I znajdował się przy ulicy Żeligowskiego, Sammellager II przy ulicy Strzelców Kaniowskich, w którym m. in. umieszczano dzieci czeskie z Lidie 43 i Leżaków, obóz przejściowy przy ulicy 6 Sierpnia oraz centralny obóz przesiedleńczy przy ulicy Łąkowej. Ten ostatni zorganizowano w styczniu 1940, zlikwidowano w 1944 roku. Przez obóz przechodziły transporty wysiedlonych z terenu Pomorza, Kujaw, Poznańskiego, miasta Łodzi i województwa łódzkiego. Obóz spełniał rolę punktu rejestracyjnego i rozdzielczego. Przeprowadzano w nim także wstępne „badania rasowe" oraz kontrolą pod kątem zdolności do pracy. Dzieci i dorosłych uznanych za „rasowych" kierowano do obozu przy ulicy Spornej w celu przeprowadzenia szczegółowych badań. Pozostałych umieszczano w obozie przy ulicy Żeli-gowskiego, w którym oczekiwali na transport do Rzeszy na roboty przymusowe. Kobiety z dziećmi, starcy, chorzy i kalecy oraz inni niezdolni do pracy przebywali tam od kilku do kilkunastu miesięcy, oczekując na wywiezienie ich do Generalnej Guberni. Warunki bytowe w obozie były wyjątkowo ciężkie. Hale fabryczne nie były przygotowane do umieszczenia w nich ludzi. Przebywało w nich przeciętnie ok. 700 osób. Brak było prycz, ludzie spali na cementowej posadzce, a tłok był tak wielki, że spanie było możliwe tylko na zmianę. Mimo ostrych mrozów hale nie były opalane, budynek nie skanalizowany. Brakowało wody do mycia i prania. Zimą ludzie myli się w śniegu na podwórzu. Początkowo w obozie brak było kuchni. Zimą 1940 roku wysiedleni, wśród których znaczny procent stanowiły dzieci i niemowlęta, otrzymywali wyłącznie pożywienie zimne. Racja dzienna składała się z 1/z bochenka chleba, gorzkiej czarnej kawy zbożowej i beztłuszczowej zupy z brukwi lub buraków pastewnych. Do obozu nie wolno było dostarczać paczek, a próby nielegalnego zdobycia pożywienia — również mleka dla niemowląt — były surowo karane. W obozie szerzyły się epidemie szkarlatyny, odry, zapalenia płuc, zapalenia opon mózgowych. Dziennie umierało 10—15 dzieci. Rodziny wraz z małymi dziećmi, wycieńczone kilkutygodniowym pobytem w obozach, ładowano do wagonów kolejowych i wywożono do Generalnej Guberni, uprzednio pędząc ludzi pieszo często po kilka kilometrów, w nocy, przy silnym mrozie do rampy załadunkowej. Wagony z zasady były nie opalane, nawet przy —30°C. W tych warunkach śmiertelność podczas transportów była bardzo wysoka, zwłaszcza wśród dzieci46. Akcje wysiedleńcze utrwaliły się w pamięci najmłodszych jako koszmarny obraz brutalnego postępowania „nadludzi", którzy w ciągu paru minut pozbawiali ich rodzin, domów, własności i skazywali na poniewierkę. I jeszcze jedne wysiedlenia — po upadku powstania warszawskiego. Ponad 500 000 mieszkańców zostało wypędzonych z miasta. Wśród ludności skazanej na tułaczkę były dzieci maleńkie, starsze, młodzież walcząca w powstaniu. O udziale polskich dzieci i młodzieży w powstaniu napisano wiele artykułów. Młodzież pełniła trudną i odpowiedzialną służbę łączników, kolporterów, obserwatorów, sanitariuszy. Dzieci warszawskie walczyły I ginęły z bronią w ręku. Czy można się dziwić, że chciały one walczyć prze- 44 ciwko znienawidzonemu wrogowi? Po upadku powstania ci, którzy przeżyli, znaleźli się w obozach hitlerowskich. Wielu z nich zginęło. Największy, zbiorczy obóz przejściowy dla ludności cywilnej z Warszawy znajdował się w Pruszkowie. Mieścił się w 13 halach dawnych warsztatów kolejowych, gdzie ewakuowana ludność zajmowała 9 hal. Od 6 sierpnia do 30 października 1944 roku przez obóz przeszło 650 000 ludzi, w tym 550 000 z Warszawy i 100 000 z miejscowości podwarszawskich (Anin, Wa-wer, Zielonka, Kobyłka, Tłuszcz, Łomianki, Młociny, Bemowo, Włochy i Jelonki). Przeciętnie w obozie przebywało 50 000 osób, a w dniach 1 i 2 września 1944, po upadku powstania na Starówce — ok. 75 000. Były to rodziny z dziećmi. Ludzie ci, często gnani pieszo, byli całkowicie wyczerpani fizycznie i psychicznie. Po przybyciu do obozu więźniów pędzono pod eskortą do odległej o półtora kilometra hali przejściowej, skąd kierowano ich do innych hal. Osoby niezdolne do pracy — głównie matki z dziećmi, kobiety ciężarne, chorzy i ułomni — wywożone były do różnych miejscowości w Generalnej Guberni, natomiast osoby zdolne do pracy wywożono na roboty przymusowe do Rzeszy. Część rodzin z dziećmi wywożono do obozów koncentracyjnych: do Oświęcimia, Stutthofu, Gross-Rosen, Ravensbriick. Po powstaniu warszawskim przywieziono również grupę chłopców do obozu jenieckiego w Łam-binowicach. Ludzie przybywający do obozu początkowo nie otrzymywali żadnego wyżywienia. Później dopiero zaczęto dostarczać im kawę zbożową i chleb. Dzieci w obozie masowo umierały; w jednym tylko dniu 3 września 1944 roku w jednej z hal zmarło 8 niemowląt. Jesienią 1944 roku do Wrocławia przywieziono grupę ok. 400 kobiet z dziećmi. Więziono je w obozie przy obecnej ulicy Partyzantów na Sem-polnie, w Sotłysowicach oraz w Zakrzowie przy fabryce papieru. Na skutek warunków higienicznych, zimna i głodu dzieci masowo chorowały. Chore dzieci — pod pozorem leczenia — zabierano do szpitala, żadne z nich jednak nie wróciło do rodziców. Pewnego dnia władze obozowe wyznaczyły 20 kobiet do pracy. Ponieważ nie miały one obuwia i odmówiły pójścia — zostały aresztowane. Pozostawiły one 21 dzieci, z których najmłodsze miało 6 miesięcy 47. Ogółem wysiedlenia hitlerowskie objęły 2 478 000 Polaków. 6. TRAGEDIA DZIECI ZAMOJSZCZYZNY Jedną z najbardziej wstrząsających zbrodni hitlerowskich w okresie drugiej wojny światowej były bestialstwa dokonane na dzieciach Zamojszczy-zny. Pian wysiedlenia ludności polskiej z dystryktu lubelskiego dla stworzenia bastionu osadniczego III Rzeszy na Wschodzie opracowany został wstępnie jesienią 1941 roku. Tytułem próby dokonano w dniach 6—25 listopada 45 \ 1941 roku wysiedleń ludności polskiej z kilku wiosek położonych w ówczesnym powiecie zamojskim. Przystąpiono następnie do szczegółowego opracowania wytycznych i zarządzeń, które miały regulować tryb i sposób przeprowadzania akcji. W tym czasie zorganizowano w Zamościu Oddział Zamiejscowy Centrali Przesiedleńczej w Łodzi (Umwandererzentralstelle Litzmannstadt — Zweigstelle Zamość). Utworzono obozy przesiedleńcze w Zamościu, Zwierzyńcu i Budzyniu. "Były również projekty utworzenia spec-ja\rieg,a ohcyzAj. dla dzieci \Ne 'Włodawie. ^N myśl ^^rytYC^T\^c\v c\v\op\ polscy mieli być usunięci ze swoich gospodarstw na urodzajnej ziemi lubel-sk.i&j, a ich. raa^ą^ki px-z.ek.a-z.aTve Yiiemieckim"kolomstom. Masowa akcja wysiedleńczo-pacyfikacyjna.Zamojszczyzny rozpoczęła się w nocy z 27 na 28 listopada 1942 roku wysiedleniem mieszkańców Skierbie-szowa i okolicznych wsi. Stanisława Teresa Syska, która w chwili wysiedlenia ze Skierbieszowa miała 10 lat, tak oto opisuje swoje wspomnienia: „Zaczęto stukać do okien i drzwi, szwargot niemieckiej mowy był dowodem, że jesteśmy otoczeni i że nie ma już dla nas żadnego ratunku. W tym momencie uświadomiłam sobie, mimo że byłam dzieckiem — ogrom grozy i nieszczęścia... Ja też miałam przygotowany pakunek (w którym miałam też lalkę), ale gdy Niemcy wpadli do mieszkania, to dali nam zaledwie 5 minut czasu na przygotowanie i zabranie niektórych rzeczy i zaraz wypchnęli nas z mieszkania, nie zważając na płacz dzieci i prośby rodziców. Rodzice wzięli więc tylko tobołki z pościelą, bo było już bardzo zimno (...)"48. Tak było do początku marca 1943 roku, kiedy to władze hitlerowskie wstrzymały wysiedlenia, aby wznowić je tym razem pod hasłem „zwalczania band" w pierwszych dniach czerwca 1943 roku i kontynuować do sierpnia tegoż roku. W nocy lub nad ranem hitlerowcy otaczali wieś i wypędzali mieszkańców z domów nie pozwalając zabierać ani dobytku, ani rzeczy osobistych. Opornych mordowano, innych — już z obozów przesiedleńczych, gdzie dokonywano selekcji — kierowano do obozów koncentracyjnych lub pracy przymusowej w fabrykach i gospodarstwach rolnych w Rzeszy. Dzieci i starców przewożono początkowo do innych wsi w dystryktach Generalnej Guberni. Praktyki wysiedleńcze stosowane wobec ludności Zamojszczyzny — podobnie jak i warunki panujące w obozach dla wysiedlonych — nie odbiegały od tych, jakie stosowano wobec ludności polskiej na tzw. ziemiach włączonych do Rzeszy. Przy pogłębiającym się coraz bardziej deficycie siły roboczej w Rzeszy zabiegano bowiem o każdą parę rąk do pracy. Odrywano więc matki od maleńkich dzieci, które pozostawiano pod opieką dzieci starszych lub niedołężnych starców. Szczególnie tragicznie upamiętnił się dzieciom obóz w Zamościu. Założony 27 listopada 1942, istniał do 19 stycznia 1944 roku. Do obozu przy- 46 wożono pociągami towarowymi, samochodami ciężarowymi łub furmankami, a jeżeli odległość nie przekraczała kilkunastu kilometrów — prowadzono ludzi pieszo. Obóz składał się z kilkunastu baraków otoczonych drutem kolczastym. Po przybyciu do obozu przeprowadzano tzw. selekcję rasową, a następnie oddzielano od rodziców dzieci, które umieszczano w najgorszych, tzw. końskich barakach nr 9a, 9b, 16 i 17. Były to baraki brudne, wilgotne, ze ścian spływała woda. W barakach 9a i 9b nie było prycz i słomy, dzieci leżały więc na ziemi, przeważnie w błocie. W pozostałych barakach były prycze, lecz bez słomy. Dzieci masowo umierały na skutek głodu, zimna i złych warunków sanitarnych. W okresie od grudnia 1942 do kwietnia 1943 roku zmarło 199 dzieci. Najwięcej dzieci (115) zmarło w styczniu 1943 roku 49. Leonard Szpuga, rolnik z Topólczy, zeznał: „W tym czasie widziałem naocznie, jak Niemcy odłączali dzieci od matek. To oddzielanie matek od ich pociech najbardziej mną wstrząsnęło. Najgorsze tortury, jakie zniosłem, były niczym w porównaniu z tym widokiem. Niemcy zabierali dzieci, a w razie jakiegoś oporu, nawet bardzo nikłego, bili nahajami do krwi — i matki, i dzieci. Wtedy w obozie rozlegał się pisk i płacz nieszczęśliwych. Nieraz matki zwracały się do Niemców z prośbą o żywność dla zgłodniałych i zmarzniętych dzieci. Jedyne, co mogły otrzymać, to uderzenie laską lub bykowcem. Widziałem, jak Niemcy zabijali małe dzieci (...) Warunki higieniczne były straszne. Wszy, brud, pchły, pluskwy wprost żywcem pożerały ludzi" *°. ,,Przekradłam się, by dziecko nakarmić. Niemiec najpierw chciał mnie zastrzelić, później kazał mi podnieść rękę i przysiąc, że dziecka się wyrzekam" — wspomina Leokadia Szykuła z Ruszowa 51. Postrachem dzieci był komendant obozu SS-Unterscharfuhrer Artur Schiitz — zwany przez dzieci „Ne". Dokonał on wielu indywidualnych morderstw, zarówno na dorosłych jak i na dzieciach, ponadto bił, torturował, szczuł dzieci psem. Latem 1943 roku został komendantem obozu przesiedleńczego w Zwierzyńcu, gdzie również dokonywał mordów, zwłaszcza na dzieciach 52. Przeciętnie w obozie w Zamościu przebywało ponad 1000 dzieci. Ogółem przez obóz przeszło ok. 100 000 osób, w tym ok. V5 stanowiły dzieci. W gorszych jeszcze warunkach przebywały dzieci w obozie przejściowym w Zwierzyńcu. Istniał on od grudnia 1942 do jesieni 1943 roku. Ogółem przeszło przez niego ponad 24 000 osób, w tym ok. 6000 dzieci5S. Obozy dla wysiedlonych z Lubelszczyzny znajdowały się również w Biłgoraju, Budzyniu, Frampolu, w Lublinie przy ulicy Krochmalnej, na Majdanie Starym, w Puszczy Solskiej, Tarnogrodzie, Woli Derezieńskiej. We wszystkich tych obozach przebywały i ginęły dzieci. Los dzieci Zamojszczyzny był wyjątkowo tragiczny. 4454 dzieci w wieku od 2 do 14 lat wywieziono do Rzeszy, by przypuszczalnie poddać je procesowi zniemczenia. W styczniu 1943 roku Niemcy rozpoczęli wysyłkę po- 47 zostałych dotychczas w obozach na terenie Zamojszczyzny dzieci — do innych powiatów. Przewożono je pociągami, w wagonach towarowych, bez jedzenia i odpowiedniej odzieży. Wiele dzieci zmarło z zimna i głodu. Niektóre transporty kierowano do miejscowości podwarszawskich i do Warszawy, gdzie na wieść -o tragedii dzieci Zamojszczyzny powstały tzw. koła opiekuńcze, prowadzące akcję pomocy dzieciom. Włodzimierz Janu-szewski zeznał w Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Gdańsku w 1968 roku: Wiosną 1943 roku Niemcy sprzedawali dzieci zamojskie po 150—300 zł. Gdy wieść rozeszła się po mieście i Polacy masowo zaczęli zgłaszać się po dzieci, Niemcy przerwali sprzedaż (...)". W sprawie przygotowania dla Polaków wysiedlanych z Zamojszczyzny transportu kolejowego szef łódzkiej Centrali Przesiedleńczej Hermann Krumey zwrócił się 22 stycznia 1943 roku do Generalnej Dyrekcji Kolei Wschodniej w Krakowie. Pisał on: „W związku z akcją osiedlania Niemców aktualnie w powiecie Zamość Centrala Przesiedleńcza ma obowiązek przygotowania tam odpowiedniej liczby mieszkań i warsztatów pracy. Polacy zostaną wysiedleni i przewiezieni do obozu w Zamościu. Tam przeprowadzi się selekcję pod względem zdolności do pracy i skieruje do odpowiedniej pracy. Dzieci, starcy i osoby niezdatne do pracy zostaną ulokowane w tzw. wsiach dla rencistów na terenie dystryktu radomskiego i warszawskiego. W celu rch przewiezienia proszę o przygotowanie w tygodniu między 24 a 30 stycznia 2 transportów kolejowych — dla 1000 osób każdy. W razie braku odpowiedniej liczby wagonów osobowych zgadzam się na użycie V3 albo połowy wagonów towarowych. Proszę również o doczepienie 3 zamkniętych wagonów towarowych, przeznaczonych do bagaży. Stacją przeznaczenia dla pierwszego transportu będą Siedlce, a dla drugiego Niemojki koło Siedlec. Podkreślam pilną potrzebę podstawienia transportów kolejowych, ponieważ obóz w Zamościu jest w obecnej chwili nadmiernie przepełniony"54. Inny los czekał dzieci, które wraz z rodzicami wywiezione zostały do obo-zu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Po oddzieleniu ich od rodziców zostały W tym obozie zamordowane w komorach gazowych bądź uśmiercone zastrzykami z fenolu. Niemiecki lekarz obozowy, fałszując akt zgonu Mieczy-Lwa Rycaja z Woli Złockiej, urodzonego 3 maja 1930 roku, ora* Tadeusza Rycyka z Litańca, urodzonego 9 października 1933 roku, zeznał, ze chłopcy ci zmarli śmiercią naturalną: pierwszy na anginę, drugi na obustronne za- palenie płuc55. . . Obóz koncentracyjny na Majdanku również nie oszczędził dzieci z Zamojszczyzny. W trudnych do opisania warunkach obozowych, samotne, głodne często chore dzieci ginęły tam masowo. Ogółem wysiedlono z Zamojszczyzny 110 000 Polaków, w tym ok. 30 000 dzieci 5S. 48 7. TERROR, EGZEKUCJE, REPRESJE „Nie oszczędzać Polski" — brzmiał rozkaz Hitlera poprzedzający agresję hitlerowską na nasz kraj. Terror i egzekucje na dzieciach rozpoczęły się z chwilą przekroczenia granic naszej ziemi przez pierwsze hordy hitlerowskie. 1 września 1939 roku o świcie niemieckie siły zbrojne jednoczesnym uderzeniem wojsk lądowych, lotnictwa i marynarki wojennej zaatakowały granice państwa polskiego. Już w pierwszym dniu wojny dokonywano zbrodni na dzieciach. Jako przykład może posłużyć następujący fakt: formacja Wehrmachtu, która wkroczyła do wsi Wyszanów w pow. kępińskim, po zastrzeleniu 2 mieszkańców wsi wymordowała — wrzucając granaty do piwnicy jednego z domów — 14 osób, w tym dzieci. Front posuwał się szybko naprzód, a za nim pozostawały liczne ofiary wśród ludności cywilnej. Niezwykle trudna sytuacja strategiczna, niekorzystna konfiguracja granicy oraz liczebna i techniczna przewaga napastnika uniemożliwiły wojskom polskim skuteczną obronę. W miarę załamywania się armii polskiej jako zorganizowanej siły zbrojnej — opór przeciwko agresorowi nie ustawał. Podjęła go m. in. ludność cywilna, w tym młodzież, a wojna przybrała formę powszechnej ogólnonarodowej walki obronnej. Do historii przeszła obrona harcerska kina „Zorza" w Katowicach, walki harcerzy i harcerek w katowickim parku im. Kościuszki, udział młodzieży harcerskiej w obronie Pszczyny i innych miast polskich. O bezimiennym bohaterze obrony Warszawy mówi relacja podoficera niemieckiej 4 dywizji pancernej, Wernera Klucka, dotycząca szturmu w dniu 9 września. Pisze on: „Zatrzymujemy się przy jakimś parkanie z desek. Tu gdzieś w pobliżu strzela polskie działko, trzeba je odkryć... W pewnym momencie widzę, jak z okna pobliskiego domu wyskakuje młody chłopak. Jest pośrodku między naszym wozem a tamtym. Mimo że to jeszcze dziecko, chłopak może 13-letni, ubrany jest w polski mundur oficerski. Nie widzi nas, biegnie unosząc w ręku butelkę z płynem zapalającym, którą chce rzucić na tamtych. Johann (karabinowy ckm) jest jednak szybszy, pruje już w niego ogniem swej maszynki. Chłopak rozkłada jakoś ręce na boki, ale jeszcze robi kilka kroków do przodu. Pada na ziemię tuż przy czołgu, rozlany z butelki płyn wybucha jasnym płomieniem na pancerzu (...)" •'. Za udział w obronie ojczyzny harcerze z Katowic i innych miejscowości Górnego Śląska również zapłacili własnym życiem. Wkraczające bowiem wojska niemieckie mordowały ludność cywilną, a w pierwszym rzędzie obrońców, tych którzy walczyli o zachowanie niepodległości swego państwa. Mordował Wehrmacht, mordowały ciągnące za nim policyjne oddziały specjalne, do akcji włączyły się też organizacje paramilitarne oraz miejscowi Niemcy — eks-obywatele polscy, którzy dysponowali ukrytą bronią. • 49 2 września 1939 roku wieczorem zbliżała się do Pszczyny niemiecka kolumna czołgów. W mieście czuwali ostatni obrońcy — powstańcy śląscy i patriotyczna młodzież harcerska. 4 września dywersanci z organizacji Freikorps Ebbinghaus rozstrzelali w parku pod tzw. Trzema Dębami 17 wziętych, do niewoli obrońców miasta, m. in. harcerzy ze szkól średnich w Pszczynie5*. Katowicka ballada Aleksandra Baumgartena wiernie oddaje historię tamtych dni. „(...) Coraz trudniej jest śpiewać, gdy kul dzwoni ulewa po ulicach i piersiach zdradziecko. Nim do szturmu ruszyli, broń piosenką nabili swą ślązacką: «Zachodzi słoneczko...» Salwy grały po tynku, gdy ginęła na rynku śląska piosnka — ta niedośpiewana. Rozstrzelali «Słoneczko», tuż przy rynku nad rzeczką, krwią młodziutką jej brzegi zbryzgano. Wiatr rozwiewa, jak wstążki, ponad miastem i Śląskiem krasne słowa z rozstrzelaną pieśnią... Taki koniec ballady, o tych dzieciach, co padły w Katowicach, na rynku, we wrześniu". Tragicznie zakończyła się też kontrakcja ludności polskiej w Bydgoszczy w niedzielę 3 września — odpowiedź na ogień, jaki otworzyli dywersanci niemieccy do cofających się taborów polskich. Po zajęciu miasta w pierwszych egzekucjach Niemcy rozstrzelali harcerzy. Ustalono, że w okresie 55 dni władzy administracji wojskowej na okupowanych ziemiach polskich, licząc od 1 września 1939 roku, wykonano 112 egzekucji dzieci do lat 14, a nie są to jeszcze cyfry ostateczne. Najwięcej dzieci zamordowanych zostało w województwach: katowickim, łódzkim, kieleckim, bydgoskim i poznańskim. Najczęstszą formą zbrodni było rozstrzelanie (60,2%), inne jej postaci to rozszarpanie granatami, spalenie żywcem, zakłucie bagnetem. Ponad połowa zamordowanych dzieci była w wieku od 7 do 14 lat, a 40% — od 1 do 6. Były też dzieci liczące niecały rok życia. Łącznie, jak dotychczas ustalono, zamordowano w tym okresie 124 640 osób, w tym 1006 dzieci, 96 niemowląt i 1737 osób małoletnich 59. Hitlerowcy stosowali wobec dzieci i młodzieży polskiej eksterminację bezpośrednią i pośrednią, grupową i indywidualną. Podobnie jak dorosłych — lub wraz z dorosłymi — dzieci i młodzież polską rozstrzeliwano do ostatnich dni okupacji. Hitlerowcy uznawali związki rodzinne, jednak nie w powszechnie rozumianym pojęciu, lecz w aspekcie „odpowiedzialności rodowej" (Sippen-haftung). Obejmowała ona wszystkich członków rodziny, bez względu na wiek. Zasada ,^odpowiedzialności rodowej" zastosowana została już pod 50 I i koniec 1939 roku w „Kraju Warty", a następnie w całej Polsce i na okupowanych terenach ZSRR, w Jugosławii i Belgii. 16 września 1941 roku Keitel wydał rozkaz o zakładnikach. Podobny rozkaz został wydany 23 sierpnia 1941 roku w ustaleniach dotyczących postępowania Wehrraachtu na okupowanych terenach ZSRR i 16 grudnia 1942 roku w sprawie metod zwalczania ruchu partyzanckiego. Na ich podstawie dokonano wielu zbrodni, w tym także na dzieciach i młodzieży. „Wojsko jest (...) uprawnione i zobowiązane w walce przeciwko ruchowi partyzanckiemu zastosować każdy środek, bez jakichkolwiek ograniczeń także wobec kobiet i dzieci, skoro tylko jest on skuteczny'" — rozkazywał Keitel 60. Stosując to w praktyce spalono doszczętnie i wymordowano 28 lutego 1944 roku mieszkańców wsi Wanaty pod Garwolinem, w tym dzieci w wieku od dwóch miesięcy do 16 lat. Wśród 108 zamordowanych osób były m. in.: dziewczynka 2-miesięczna, chłopiec półtoramiesięczny, jedno dziecko 4-letnie, jedno 5-letnie, dwoje — 6-letnich, troje — 7-letnich, dwoje — 8-letnich, dziewięcioro — 10-letnich, czworo — 12-letnich, troje — 13-letnich, dwoje — 14-letnich, czworo — 15-łetnich, dwoje — 16-let-nich 61. Wsi, w których zostali wymordowani rodzice łącznie z dziećmi, było w Polsce wiele., W Wólce Szczeckiej na Lubelszczyźnie hitlerowcy zamordowali 2 lutego 1944 roku 98 osób, w tym 39 dzieci. Ochotnica — wieś, którą z powodu nieugiętej postawy jej mieszkańców sami Niemcy zwali Polnische Republik, została spacyfikowana w wigilię 1944 roku. Zginęło 53 mieszkańców wioski, w tym niemowlęta w kołyskach. Piękny pomnik, wystawiony po wojnie, przedstawiający matkę tulącą niemowlę — to nie artystyczna alegoria. Mówi on o losach Marii Kawalcowej, która przeszyta kulami zastygła na mrozie w przysiółku Młynne z paromiesięcznym dzieckiem w ramionach. Dużo istnień dziecięcych pochłonęły pacyfikacje na Białostocczyźnie. Wymieńmy dla przykładu: 23 czerwca 1941 roku — spacyfikowano wieś Saczkowice, mordując 38 osób w tym 7 dzieci; 25 czerwca tegoż roku — wieś Słochy Annopolskie (47 mieszkańców, w tym 2 dzieci); 16 czerwca 1942 roku spalono wieś Rajsk i zamordowano 149 osób. Według relacji świadków — ludność zgromadzono na placu przed cerkwią. Dzieci od lat 12 do 14 załadowano na samochody i wywieziono w nieznanym kierunku. Później ustalono, że skierowano je na roboty przymusowe, głównie na teren Prus. Mężczyzn i kobiety bez dzieci popędzono za wieś, gdzie zostali rozstrzelani. Kobiety z dziećmi do lat 12 wywieziono kilometr od wsi i zakazano powrotu pod karą śmierci. W tym czasie wieś podpalono ^2. 13 lipca 1943 roku — pacyfikacja wsi Sikory-Tomkowięta, podczas której zamordowano 49 osób, w tym 16 dzieci. Podczas tej akcji na egzekucję wyprowadzono w pierwszej kolejności kobiety z małymi dziećmi; 16 lipca 1943 roku — jedna z największych akcji eksterminacyjnych — zniszczenie wsi Krasowo-Częstki i rozstrzelanie 257 jej mieszkańców, w tym ponad 60 51 dzieci. 7 sierpnia 1944 roku spacyfikowano wsie Dzierwany, Kleszczówkę i Krzywe, mordując również dzieci. Te, które przeżyły, głęboko zachowały w pamięci egzekucje, pożary i zgliszcza. Franciszek Wysocki, 10-letni wówczas chłopiec, tak oto po latach pisze o pacyfikacji swej wsi Potok Stary koło Janowa Lubelskiego. „Idą czwórkami, każda czwórka ma związane do tyłu powrozami ręce. Idą powoli, prawie majestatycznie, nikt nie płacze. Tuż za kolumną tłoczy się kilkadziesiąt kobiet i dzieci. To matki, żony, siostry oraz dzieci odprowadzają swoich najbliższych. Pochód sprawia wrażenie niecodziennego pogrzebu. Kobiety i dzieci lamentują, rozlega się powszechny płacz i zawodzenie, nawet psy na podwórkach nie szczekają, lecz wyją. W pewnym momencie siedmioletnia dziewczynka dopada, zanim hitlerowcy zdołali jej w tym przeszkodzić, swego ojca. Dziecko próbuje uwolnić z więzów ręce ojca, ale to daremny trud. Jeden z hitlerowców odrywa siłą córkę od rąk ojca i rzuca ją do przydrożnego rowu" •*. Przez cały okres okupacji hitlerowskiej w Polsce z nieludzką zaciekłością i w bestialski sposób prześladowano i mordowano dzieci i młodzież. M. in. w listopadzie 1939 roku w lasach połędzkich pod Poznaniem odbyła się masowa egzekucja, w której stracono również 70 studentów, więźniów Fortu VII. W egzekucjach zginęło 34 098 osób, w tym dzieci, młodzież, starcy 64. Dzieci były również świadkami egzekucji. W Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie znajduje się mała, niepozorna buteleczka wypełniona śladami zeschłej krwi. Dołączona do niej karteczka pisana niewprawną, dziecięcą ręką głosi: „To krew ludzi rozstrzelanych przez hitlerowców 23 listopada 1943 roku w Warszawie na rogu ulicy Jagiellońskiej i Wrzesińskiej". Krew po egzekucji zebrał 12-letni Zygmunt Walkowski. W czasie powstania warszawskiego odsetek dzieci w wieku od 2 miesięcy, rozstrzelanych lub spalonych żywcem w różnych okresach i okolicznościach, waha się od 10% do 75% w stosunku do ogółu osób zgładzonych; mordowane były przez hitlerowców półroczne niemowlęta, dzieci nieletnie, kobiety z dziećmi, dzieci w wózkach. Utrzymywanie wiary we wszechwładną moc terroru i bezwzględnych środków represji było jedną z metod działania okupanta hitlerowskiego. Wszystko to rodziło opór i bunt, chęć walki nawet u najmłodszych. 8. DZIECI W WIĘZIENIACH HITLEROWSKICH Na skutek aresztowań, deportacji, egzekucji, zesłania do różnych obozów rodziców i opiekunów, a także na skutek ich chorób i niezdolności do pracy, dzieci zmuszone były często do samotnej walki o swój byt i egzystencję. Starsze stawały się niekiedy żywicielami młodszego rodzeństwa lub niezdolnych do utrzymania się dorosłych członków rodziny. Dziecko „wałęsające się" — jak to określała administracja hitlerowska — zazwyczaj wychodziło na ulicę w poszukiwaniu chleba czy zarobku. Za stan 52 ten odpowiedzialny był okupant, bowiem kartkowe przydziały żywności dla Polaków skazywały ludność niemal na śmierć głodową. Często zresztą uznawano dziecko za „wałęsające się" z powodu polskiej narodowości. Pozostawiając na uboczu zagadnienie obowiązku przestrzegania przez okupanta prawa obowiązującego w państwie okupowanym (Konwencja Haska IV, art. 43) i zakazu dokonywania zmian w sytuacji prawnej terytorium państwa okupowanego, należy zważyć, że obowiązujące ustawodawstwo III Rzeszy przewidywało wykonywanie opieki publicznej nad małoletnimi wyłącznie przez urzędy młodzieżowe i władze opiekuńcze. Niemieckie prawo karne rozciągnięto na ziemie anektowane rozporządzeniem z 6 czerwca 1940 roku i stosowano wobec ludności polskiej. Jednak już w końcu tegoż roku szef RSHA Reinhard Heydrich wystąpił z koncepcją, aby do czasu „oczyszczenia stosunków narodowościowych" wprowadzić dla Polaków odrębne prawo, gdyż obecnie obowiązujące przestało spełniać rolę eksterminacyjną. Jednocześnie — jak twierdził — niedopuszczalne jest, by Niemcy i Polacy stawali przed tymi samymi sądami. Reinharda Heydricha poparł zastępca Hitlera Martin Bormann argumentując, że fiihrer zażądał, by nowe okręgi wschodnie zniemczone zostały w ciągu 10 lat, bez względu na zastosowane metody. W wyobrażeniu Martina Bor-manna prawo dla ludności polskiej miało ograniczać się „do niewielu przepisów, które winny być tak sformułowane, aby umożliwiły podciągnięcie pod nie każdego zachowania się Polaków jako zachowania przeciwko przepisom", przy czym sądy dla nich powinny upodobnić się do policyjnych sądów doraźnych 65. Minister sprawiedliwości Rzeszy, uwzględniając sugestie Bormanna, wprowadził ponadto do projektu prawa karnego dla Polaków instytucję obozów karnych (Straflager) połączonych z ciężką pracą, eliminując postępowanie odwoławcze i zaprzysięganie Polaków oraz czyniąc wyroki natychmiast wykonalnymi. Ostatecznie specjalne prawo karne z 4 grudnia 1941 roku, odnoszące się do Polaków i Żydów na całym obszarze Rzeszy, wprowadzono z dniem 1 stycznia 1942 roku, z tym że miało ono zastosowanie do czynów popełnionych przed jego wejściem w życie. Prawo to przewidywało w stosunku do młodocianych taki sam wymiar kary jak i dla dorosłych. Po reformach proceduralnych wojenne prawo karne III Rzeszy uległo w latach 1942—1945 dalszej rozbudowie. W stosunku do młodocianych wydano 23 lipca 1942 roku rozporządzenie, na mocy którego nieletnich Polaków i Żydów wyłączono ostatecznie spod sądownictwa dla nieletnich. Sprawy ich były rozpatrywane przez sądy dla dorosłych. Kary odbywali również w więzieniach dla pełnoletnich ea. 6 listopada 1943 roku wydano (ogłoszoną w cztery dni później) nową obszerną ustawę, która weszła w życie z dniem 1 stycznia 1944 roku ze wsteczną mocą prawną. Obejmowała ona młodocianych w wieku 14—18 lat i obowiązywała również na ziemiach anektowanych. Przyjęto, że mało- 53 letni poniżej 14 lat nie odpowiada karnie, w razie jednak ukończenia 12 lat w chwili popełnienia czynu godzącego w „ochronę narodu", przestępca potraktowany zostanie jak młodociany powyżej 14 lat. Dodać tu wypada, że nawet tej granicy wieku często nie stosowano wobec małoletnich dzieci polskich. Dzieci i młodzież polska znalazły się w więzieniach, zarówno policyjnych, jak i sądowych. Z zebranych dokumentów wynika, że więziono więcej chłopców niż dziewcząt. Dziewczęta zabierano najczęściej zamiast rodziców, których nie zastano w domu, chłopcy natomiast występowali bardzo często jako bezpośredni oskarżeni. Aresztowania objęły dzieci rolników zalegających z kontyngentami, dzieci handlujące, które sytuacja materialna zmusiła do szukania środków do życia, dzieci łamiące zarządzenia hitlerowskich władz, np. zakaz wstępu do parku lub na boisko przeznaczone dla dzieci niemieckich. Wiele było takich powodów. Osobną kategorię stanowili małoletni współpracujący z ruchem oporu lub dzieci rodziców walczących czynnie z okupantem. Najcięższymi chwilami były dla dzieci okresy przejścia z życia na wolności do życia w więzieniu. Były to dni, a nieraz tygodnie pobytu w komisariatach policji, gdzie traktowano je z wyrafinowanym okrucieństwem. Stosowano wobec nich takie same metody jak wobec dorosłych: głodzenie, bicie, zastraszanie. Tadeusz Młynarczykowski, wówczas 12-letni chłopiec, tak opisuje swoje aresztowanie w Dębicy w 1942 roku: „W naszym domu najpierw zabrano siostrę do Niemiec na roboty przymusowe, potem zabrano najstarszego brata, a kiedy brat uciekł z robót, nie chcąc pracować u bauera jedynie za nędzne jedzenie, i ukrywał się (...) przyszli pod szkołę po mnie, zabierając mnie z klasy. Osadzono mnie w więzieniu w Dębicy, w którym już było troje dzieci (...). Zabrali nas na policję. Tam nic nam nie mówiono, za co nas aresztowano, tylko zaczęto nam odbijać palce i fotografować. Po opuszczeniu policji zaprowadzono nas z powrotem do więzienia. Przed więzieniem zauważyłem matkę, która chciała mi podać pończochy, jednak gdy chciałem odebrać od matki paczuszkę — zostałem uderzony przez gestapowca w twarz, a następnie kopnięty i wepchnięty do drzwi więziennych" •'. Chłopiec ten był później więziony w Tarnowie, gdzie — jak wspomina — było wówczas około 15 dzieci, a następnie w obozie dla dzieci w Łodzi. Więziono i mordowano dzieci w takich więzieniach jak Pawiak w Warszawie, Montelupich w Krakowie, Zamek w Lublinie, Rotunda Zamojska, w więzieniu w Mysłowicach, w Poznaniu przy ulicy Młyńskiej i Forcie VII, w Toruniu w Forcie VII. Oto garść udokumentowanych informacji opartych na zeznaniach świadków i źródłach niemieckich: Więzienie w Mysłowicach (Ersatz-Polizei-Gefangnis in Myslovitz) powstało w lipcu 1940, a zlikwidowane zostało 26 stycznia 1945 roku. W więzieniu przebywało wiele dzieci, zwłaszcza po przeprowadzeniu 11 i 12 sierpnia 1943 roku na Śląsku akcji Oderberg, której celem była eksterminacja całych rodzin polskich. 54 Liczbę dzieci aresztowanych w tej akcji, wysłanych do Mysłowic, a następnie wywiezionych do Potulic — określa się na ok. 200. Były to dzieci w wieku od kilku miesięcy do dwóch lat. Osoby dorosłe i dzieci powyżej 16 lat, aresztowane w akcji Oderberg, zostały skierowane do obozów koncentracyjnych, a dzieci młodsze do obozu przy ulicy Przemysłowej w Łodzi. Z Mysłowic do obozu w Łodzi skierowano 73 dzieci w jednym tylko transporcie. Ogółem przez więzienie—obóz w Mysłowicach przeszło ok. 20 000 więźniów, z czego zginęło ok. 90%. Duży odsetek stanowiły dzieci68. Więzienie śledcze w Zamościu, tzw. Rotunda Zamojska, było jednym z wielu miejsc martyrologii dzieci polskich. Od października 1939 do czerwca 1940 roku było to miejsce masowych mordów — głównie inteligencji polskiej. Następnie, do zimy 1943 roku, więzienie to pełniło rolę obozu przesiedleńczego dla wysiedlonej ludności Zamojszczyzny, w końcowym natomiast okresie okupacji było to więzienie śledcze. Ogółem przez Rotundę Zamojską przeszło ok. 50 000 więźniów, w tym ok. 10% stanowiły dzieci. W więzieniu dokonywano masowych egzekucji na dzieciach. Rozstrzelano np. 36 harcerzy, grupę przywiezionych dwoma samochodami chłopców w mundurkach szkolnych. W czasie prowadzenia na egzekucję śpiewali hymn „Jeszcze Polska nie zginęła..." W więzieniu krakowskim na Montelupich, przez które ogółem przeszło ponad 20 000 osób, była specjalna cela dla dzieci do lat 10 (przeciętnie więziono w niej ok. 70), skąd były one wysyłane do różnych obozów koncentracyjnych i rozstrzeliwane. W więzieniu w Forcie VII w Toruniu rozstrzelano wiosną 1942 roku 30 harcerzy w wieku 13—16 lat. W Forcie VII w Poznaniu przebywały nawet 3-letnie dzieci. Na Pawiaku w Warszawie również więziono dzieci. Około 30 urodziło się w celach więziennych. Były tu dzieci aresztowane wraz z całymi rodzinami, dzieci aresztowane zamiast rodziców oraz dzieci aresztowane za działalność w tzw. małym sabotażu. Ich losy były różne. Wywożono je do obozów w Oświęcimiu, na Majdanku, do Ravensbriick. Nielicznym jedynie udało się wyjść na wolność. Znany jest fakt przywiezienia w charakterze zakładniczek dwóch dziewczynek w wieku 8 i 10 lat. W roku 1943 przywieziono w zastępstwie rodziców półrocznego chłopca, który miał na imię Januszek. Niemowlę to traktowano jako więźnia, chłopiec figurował we wszystkich kartotekach. Dzieci i młodzież więzione były również w więzieniach sądowych. Dzieci młodsze umieszczano czasami w więzieniach dla nieletnich, przeznaczonych dla ludności niemieckiej i tzw. ras pokrewnych. Chodzi tu głównie o uznane za „rasowo wartościowe" dzieci, które w myśl prawa niemieckiego dopuściły się przestępstwa. Hitlerowskie zakłady karne, w których więziono m. in. polską młodzież, znajdowały się w Nowogardzie, Sztumie, Dzierżoniowie, Wołowie, Grudziądzu, Lubawie — dla chłopców oraz w Olsztynie i Malborku — dla dziewcząte9. Badania zbrodni dokonywanych na dzieciach w więzieniach nie są dotąd 55 zakończone. Odkrywane są coraz to nowe fakty i ustalane straty najmłodszego pokolenia, zaistniałe na skutek eksterminacji i zbrodni niemieckich okupantów. ; 9. DZIECI W OBOZACH KONCENTRACYJNYCH I OŚRODKACH ZAGŁADY Obozy hitlerowskie były miejscem eksterminacji i ludobójstwa. Niewolnicza praca i tragiczne warunki egzystencji w obozach służyły wyniszczeniu więźniów. Ich przeciętne wyżywienie przy ciężkiej 10—12-godzin-nej pracy zawierało 700—1000 kalorii dziennie. Stosowano system wyrafinowanych i okrutnych kar za najdrobniejsze przewinienia, dokonywano masowych egzekucji. Obozy koncentracyjne i ośrodki zagłady odgrywały podstawową rolę w systemie obozów hitlerowskich. Były to obozy stopniowej bądź natychmiastowej zagłady więźniów. Pochłonęły one najwięcej ofiar. Dzieci mordowane były prawie we wszystkich obozach koncentracyjnych i ośrodkach zagłady, w niektórych istniały zresztą specjalne oddziały dla nieletnich. 6 stycznia 1943 roku Heinrich Himmler wydał specjalny rozkaz, w którym stwierdził, że „rasowo bezwartościowych chłopców i dziewczęta należy przekazywać jako uczniów do zakładów gospodarczych w obozach koncentracyjnych" 70. Rozkaz ten zawierał wyrok śmierci na setki tysięcy polskich dzieci. Do obozów koncentracyjnych kierowano je bowiem nie do pracy, jak to celowo fałszywie formułuje Himmler, lecz na zagładę. I tak też rozkaz ten był realizowany. Więźniowie małoletni byli osadzani w obozach koncentracyjnych głownię w smą^bj, "L ^srtflmfttem. i de$Qtta.c.i>ą <1q qWu, cafrj<&. *o&th\, okot zdarzały się fakty osadzania ich za współpracę z ruchem oporu, jako zakładników za ojców lub starszych braci walczących w oddziałach partyzanckich. Dzieci żydowskie wraz z rodzinami kierowano do obozów koncentracyjnych na zagładę z racji pochodzenia. W obozach koncentracyjnych przebywały również noworodki. Władze obozowe pozbywały się dzieci — szczególnie małych — wszelkimi możliwymi sposobami. Utrudniały one bowiem utrzymywanie normalnego rytmu obozowego, a jednocześnie były za małe, aby pracować. Wiele dzieci umierało już podczas transportów dc obozów. Władysław Sakowski, wówczas 17-letni więzień Stutthofu, tak opisuje transport do obozu koncentracyjnego w Mauthausen: „Warunki transportu potworne. Załadowano nas po ok. 40 do wagonu towarowego — wagony zamknięte były z zewnątrz. Na drogę wydano nam potrójne racje chleba, napojów nie przewidziano. Podróż trwała 4 doby. W rezultacie w każdym wagonie ok. 30% więźniów zmarło z głodu, zimna, pragnienia"71. 56 I J W obozie los dzieci był szczególnie tragiczny. Podczas przeprowadzania selekcji dzieci — zeznał prof. Bertold Epstein z Pragi, były więzień obozu w Oświęcimiu — esesmani zakładali pręt na wysokości 120 cm. Wszystkie dzieci, które pod tym prętem przeszły — szły do pieca. Wiedząc o tym, małe dzieci wyciągały się i prężyły, jak mogły, by trafić do grupy, która miała pozostać przy życiu. Lecz i te dzieci, którym udało się uratować podczas wstępnej selekcji, nie żyły długo w obozowych warunkach72. Nie ogrzewane zimą i duszne latem baraki, głodowe racje żywnościowe i ciężka, ponad siły praca szybko wyniszczały organizmy dziecięce. Wiele dzieci w obozach zmarło, wiele zginęło w masowych egzekucjach, w komorach gazowych lub zostało zamordowanych zastrzykami dosercowymi z fenolu. Ponadto lekarze hitlerowscy przeprowadzali w obozach eksperymenty pseudomedyczne na dzieciach, które również kończyły się ich śmiercią. Największym obozem koncentracyjnym na ziemiach polskich był1. KL Auschwitz w Oświęcimiu.) Centralny obóz koncentracyjny dla ludności z Polski południowej i Śląska — jak to pierwotnie zakładano — z trzema kompleksami obozowymi: obóz macierzysty, Brzezinka i Monowice, był z jednej strony największym hitlerowskim centrum zbrodni, miejscem zagłady 4 000 000 ludzi —r_mgż^ czyzn, kobiet i dzieci z całej okupowanej Europy, z drugiej zaś — arsenałem siły roboczej dla przemysłu zbrojeniowego III Rzeszy. Pierwszy transport więźniów przybył do obozu w maju 1940 roku, a pierwszy transport Polaków — 14 czerwca 1940 roku. Było w nim wielu ludzi młodych, dzieci poniżej 14 lat jednak nie było. Nie można w świetle dotychczasowych badań ustalić, kiedy zostało przywiezione do Oświęcimia pierwsze dziecko, jak nazywało się lub skąd pochodziło. • Faktem jest, że od 1942 roku w obozie oświęcimskim ginęły dzieci ze wszystkich krajów okupowanej Europy. W styczniu 1942 roku domek wiejski, mieszczący się na terenie obozu, zwany czerwonym domkiem, władze obozowe zaadaptowały na komorę gazową. Wypróbowanym na jeńcach radzieckich w podziemiu bloku 11 we wrześniu 1941 roku gazem cyklon B mordowano całe rodziny, przywożone w tym czasie do Brzezinki. W komorze nr 1 w ciągu doby uśmiercano ok. 2500 osób, a ciała grzebano w masowych grobach. W późniejszym okresie spalono je. Nie dopalone kosteczki dziecięce potwierdziły, że już wówczas masowo mordowano dzieci. Od czerwca 1942 roku w obozie czynna była druga komora gazowa, w której w ciągu doby uśmiercano już ok. 3000 osób. Zginęły w niej m. in. rodziny wraz z dziećmi z Polski, Francji, Słowacji. Holandii, Jugosławii. Pod koniec października 1942 roku napłynęły do obozu transporty Ży- 57 dów z Czechosłowacji oraz obywateli polskich pochodzenia żydowskiego z gett w Białymstoku, Ciechanowie, Płońsku i innych. Trudno ustalić, ile w tych transportach było dzieci. 13 grudnia 1942 roku przywieziono do Oświęcimia grupę 630 Polaków — w tym dzieci — wysiedlonych z Zamojszczyzny, a 16 grudnia 1942 roku następnych 88 więźniów z obozu przesiedleńczego w Zamościu. Dzieci znajdujące się w tych transportach były w obozie mordowane zastrzykami z fenolu. Stanisław Głowa, były więzień obozu, który zeznawał w 1946 roku w procesie przeciwko Rudolfowi Hóssowi, powiedział: „Zimą 1942—1943 roku sprowadził Rapportfilhrer Palitsch z obozu w Brzezince dwóch chłopców, pochodzących z transportu z Zamojszczyzny. Umieścił ich początkowo na bloku 11, a dnia następnego przyprowadził ich na blok 20, gdzie Pańczyk obu zaszpilował (uśmiercił dosercowymi zastrzykami — wyj. aut.). Byli to chłopcy: Rycaj Mieczysław i Rycyk Tadeusz. Rodzice obu tych chłopców zostali wraz z całym młodszym rodzeństwem zagazowani. Z całego transportu wybrano tylko około dziewięćdziesięciu kilku chłopców w wieku od 8 do 14 lat. Rycyk i Rycaj pochodzili właśnie z tej grupy. Resztę, tzn. około 90 chłopców, przyprowadził Palitsch na blok 20 i tam zostali zabici zastrzykami przez podoficera sanitariusza Scherpego"7S. Działające na terenach wschodnich grupy operacyjne policji bezpieczeństwa — Einsatzkommanda, a szczególnie Einsatżkommando 9, kierowały do obozów transporty całych rodzin. Niektóre z nich trafiały bezpośrednio do Oświęcimia, inne — poprzez obóz na Majdanku. W transportach tych było wiele dzieci. W 1943 roku przybyły do Oświęcimia transporty rodzin z gett w Będzinie, Krakowie, Preżanach, Sosnowcu, Wołkowysku oraz transporty z Grecji. We wrześniu 1943 roku w Brzezince utworzono tzw. obóz rodzinny — Familienlager Theresienstadt B II b. Obok „obozu rodzinnego" Cyganów, utworzonego w lutym 1943 roku, był to drugi „obóz rodzinny", w którym znajdowało się wiele dzieci. Podczas likwidacji cygańskiego obozu w 1944 roku uśmiercono wszystkie znajdujące się tam dzieci. Bogdan Bartnikowski, który w Oświęcimiu znalazł się po powstaniu warszawskim jako 12-letni chłopiec, tak opisuje te wydarzenia: „A gdzie starzy? — pytam Cygana. Starzy? — powtórzył. Nie rozumiem. No, rodzice, familia. — Tam! — wskazał na komin krematorium. Jeszcze tylko my zostali, dzieci... Biorą Cyganów. Po pewnym czasie płacz ucichł, przez chwilę jeszcze trwał za ścianą jakiś ruch i wreszcie nad obóz wróciła cisza... Rano, gdy wreszcie można było wyjść z bloku, pobiegłem spojrzeć na obóz „B". Pusto, nigdzie żywej duszy (...)" M. 12 sierpnia 1944 roku przywieziono pierwszy transport ludności cywilnej z powstańczej Warszawy, z obozu przejściowego w Pruszkowie. W transporcie przebywało 1984 mężczyzn i chłopców oraz 3175 kobiet i dziewcząt. 4 września przybył drugi transport z Pruszkowa, w którym znajdowało się 58 1955 mężczyzn i chłopców oraz 1131 kobiet i dziewcząt, a 13 września trzeci transport — z 929 mężczyznami i chłopcami i ok. 900 kobietami i dziewczętami. W czwartym transporcie pruszkowskim, który do obozu przybył 12 września, było 3021 mężczyzn i chłopców. W październiku 1944 roku przywieziono 370 dziewcząt w wieku do lat 14. Większość z nich zmarła wskutek warunków panujących w obozie75. Komendant obozu Oświęcim-Brzezinka Rudolf Hoss zeznał: „(...) cyfrowych danych o ilości dzieci, które zginęły w obozie, nie posiadam i podać nie mogę" 76. Wiadomo natomiast, że w każdym niemal transporcie więźniów przywożonych do Oświęcimia znajdowały się dzieci. Była więźniarka Oświęcimia Nina Gusiewa w swoich wspomnieniach pisze: „(...) Pamiętam młodą kobietą z 3-letnim dzieckiem na ręku, śliczną dziewczynką o jasnych kędziorkach z niebieską kokardką. Dziecko trzymało w ręku lalkę ze sterczącymi warkoczykami. Kobietę skierowano do obozu, SS-mani zaczęli wyrywać jej dziewczynkę. Matka z szeroko otwartymi, oszalałymi z rozpaczy oczyma broniła córki. Dwa strzały z bliska i obydwie padły na miejscu. Oprawcy SS-manowi Traubowi nie drgnęła nawet ręka" 77. O dzieciach w zachowanych dokumentach obozowych wspomina się bardzo mało. W zestawieniu dotyczącym zatrudnienia więźniów z 30 sierpnia 1944 roku czytamy: „W obozie koncentracyjnym Oświęcim II żyło 619 więźniów — chłopców (w wieku od 1 miesiąca do 14 lat), z tego w obozie żeńskim B I a przebywało 187, w obozie kwarantanny męskiej B II a — 204, w obozie męskim B II d — 175, w obozie żydowskim męskim B II e — 4, w obozie szpitalnym męskim B II i — 49 bliźniaków przeznaczonych do celów doświadczalnych" 78. Oddzielną, ponad 300-osobową grupę stanowiły dzieci-bliźnięta zakwalifikowane do eksperymentów dr. Josepha Mengele. Esesmani dokonywali najpierw pomiarów zewnętrznych, antropometrycznych, a następnie przeprowadzali badania rentgenologiczne i morfologiczne oraz eksperymenty chirurgiczne. Obszernie mówił o tym w swych zeznaniach dr Miklos Nyiszli, który pracował przy badaniu zwłok bliźniąt i wysyłał preparaty ich narządów do Instytutu Antropologii w Berlinie. W pracach swych Mengele usiłował znaleźć sposób, aby kobieta aryjska mogła wydawać na świat jak największą liczbę bliźniąt. Badał skrupulatnie bliźniacze narządy wewnętrzne, mając unikalną w historii medycyny możliwość uzyskania zgonów obojnaków w jednym czasie. Wielu genetykom, nawet hitlerowskim, prace Mengelego wydawały się bezsensowne i obliczone na zrobienie osobistej kariery. W dniu ewakuacji obozu 17 stycznia 1945 roku z 49 bliźniaków przebywających w obozie szpitalnym męskim B II f oraz 300, na których przeprowadzał eksperymenty dr Mengele — pozostało przy życiu ok. 100. 59 Rudolf Hoss zeznał na procesie, że „(...) małe dzieci zabijano z reguły, gdyż były za małe, aby pracować", większe zaś niejednokrotnie wysyłano do obozów pracy. On też pisał w swojej autobiografii: „Wiele kobiet ukrywało swoje niemowlęta pod stosami ubrań. Członkowie oddziałów specjalnych zwracali na to szczególną uwagę i tak długo namawiali kobietę, że zabrała swoje dziecko. Kobiety ukrywały swoje dzieci w obawie, że dezynfekcja może im zaszkodzić. Mniejsze dzieci przeważnie płakały przy rozbieraniu w takich niezwykłych okolicznościach, gdy jednak matki lub członkowie oddziału specjalnego przyjaźnie do nich przemówili, uspokajały się i bawiąc się lub przekomarzając wchodziły do komór z zabawkami w rękach. Zauważyłem, że kobiety, które przeczuwały lub wiedziały, co je czeka, zdobywały się na to, aby mimo śmiertelnej trwogi w oczach żartować z dziećmi lub łagodnie je przekonywać. Pewna kobieta podeszła do mnie i wskazując na czworo swych dzieci, które wzięły się grzecznie za ręce, aby prowadzić najmłodsze przez nierówny teren, szepnęła mi: «Jak możecie zdobyć się na to, aby zamordować te śliczne, miłe dzieci? Czy nie macie serc?» Były matki, które dla uspokojenia swoich dzieci z wyjątkową gorliwością i pogodą pomagały się im rozebrać, aby tylko skrócić im cierpienia i przerażenie" 79. Rudolf Hoss opisuje dalej, jak jedna wyjątkowo piękna Żydówka, mająca przy sobie dwoje dzieci, rozebrała je i chętnie pomagała innym matkom, które miały po kilkoro dzieci, aby szybciej rozebrać je i szybciej wejść do komory gazowej. Matka ta powiedziała przed wejściem do komory, że specjalnie zabrała dzieci, aby nie zaliczono jej do grupy zdolnych do pracy i nie oddzielono od nich. Chciała przeżyć to wszystko wraz z dziećmi. Były jednak matki, które przy zamykaniu komory próbowały wypchnąć swoje dzieci. Szczególnie występowało to u tych matek, które do końca nie mogły uwierzyć, że dzieci czeka śmierć. To właśnie one krzyczały: „Zostawcie przynajmniej moje dzieci przy życiu". Hoss pisze, że już na rampie przy selekcji transportów i dzieleniu na tych, którzy przeznaczeni byli do pracy, oraz na dzieci i starców, którzy mieli od razu iść na śmierć, powstawało duże zamieszanie i podniecenie. Oddzielenie zdolnych do pracy budziło podejrzenia. Najbardziej nieświadome były same dzieci. Szły często do komór gazowych roześmiane lub zapłakane z powodu jakichś swoich dziecięcych zmartwień. „Pewnego dnia — wspomina dalej Hoss — dwoje małych dzieci tak się pogrążyło w zabawie, że matka nie mogła oderwać ich do niej (...) Nigdy nie zapomną spojrzenia matki błagającej o zmiłowanie, matki, która wiedziała, o co chodzi... Skinąłem na podoficera służbowego, a ten wziął opierające się dzieci i zaniósł do komory wśród rozdzierającego serce płaczu matki idącej za nimi... Gdy widzi się, jak kobiety z dziećmi idą do komór gazowych, myśli się mimo woli o własnej rodzinie (...) Prawda, że mojej rodzinie było dobrze w Oświęcimiu. Spełniano każde życzenie żony i dzieci. Dzieci mogły szaleć do woli. Żona miała tyle ulubionych kwiatów, te czulą sią -wśtósj nich jak w raju"80. Z Oświęcimia wysyłano również dzieci do innych obozów, m. in. do obozu w Potulicach. 9 września 1943 roku do Oświęcimia przybył transport 60 459 mężczyzn i 753 kobiet aresztowanych przez Einsatzkommando 9 z Witebska, a 22 października 1943 roku — 298 mężczyzn i 411 kobiet. Z dużej liczby znajdujących sią w tych transportach dzieci ok. 500 przewieziono 5 listopada 1943 roku do obozu w Potulicach. W filiach obozu oświęcimskiego również więzione były dzieci. W Sła-więcicach np. 14—16-letni chłopcy różnych narodowości pracowali przy budowie dróg. Dzieci w Oświęcimiu, podobnie jak w innych obozach, były głodzone, bite, torturowane, rozstrzeliwane i masowo uśmiercane w komorach. Dodatkową formą udręki była tęsknota za rodzicami. Bogdan Bartnikowski tak opisuje spotkanie z matką w Oświęcimiu: „Podchodzę do cienkiego, pojedynczego drutu. Mama też. Dzielą nas zaledwie trzy metry. Nie mówimy nic. Patrzymy. Uśmiecham się, ale musi to wyglądać żałośnie. Mama, mamusiu, jesteś tak blisko mnie. Strasznie wychudłeś, syneczku — mówi, a łzy płyną jej po policzkach... Mam tu kawałek chleba... łap... Uciekaj, synku, uciekaj! — krzyczy mama. Spojrzałem szybko w bok. Za późno. Esesman już zeskoczył z roweru, zamachnął się szeroko, pociemniało mi w oczach, zaryłem twarzą w błoto" 81. 15-letni chłopiec, zamęczony w Oświęcimiu, pisał: „Przywykliśmy do tego, by o 7 rano, w południe i znów o 7 wieczorem czekać w długich szeregach z miską na jedzenie w ręku, aż nam wleją do niej trochę ciepłej wody ze smakiem soli, albo kawy, albo może parę kartofli. Przywykliśmy do tego, aby spać bez pościeli, by pozdrawiać każdy mundur... przywykliśmy do wymierzanych bez powodu policzków, do poniewierki i wyroków, przywykliśmy do widoku ludzi umierających we własnym kale, do mijania trumien pełnych ciał ludzkich, chorych w odrażającym brudzie i bez żadnych lekarzy... Przywykliśmy do tego, że od czasu do czasu tysiące nieszczęśliwych przywożono do nas i że tysiące znowu nas opuszczały (...)" 82. W okresie funkcjonowania obozu w Oświęcimiu od 1940 do 27 stycznia 1945 roku czynnych było 5 krematoriów, posiadających łącznie 52 retorty do spalania zwłok. Od września 1942 roku zwłoki spalano również na stosach. Pozostały liczne ślady po najmłodszych ofiarach obozu oświęcimskiego. Stosy dziecięcych bucików, ubrań, zabawek. Odtworzona z ogromną pieczołowitością kronika wydarzeń oświęcimskich podaje m. in. z ostatniego okresu istnienia obozu takie fakty: 9 lipca 1944 roku przeprowadzono z obozu drogą od krematorium w kierunku dworca kolejowego puste wózki dziecięce. Prowadzono je po 5 w każdym szeregu, pochód ten trwał przeszło godzinę. 11 lipca 1944 roku zarządzono w „obozie familijnym" B II b w Brzezince akcję tzw. Lagersperre — podczas której wywieziono ok. 3000 kobiet i dzieci do krematoriów, uśmiercając je w komorach gazowych. 20 października 1944 roku zamordowano w komorze gazowej krematorium nr III — 1000 chłopców w wieku 12—18 lat83. Ostatnie transporty więźniów wywożonych w głąb Rzeszy opuściły Oświęcim 19 stycznia 1945 roku. Pod nadzorem zmniejszonej liczby poste- 61 runków pozostali jedynie chorzy i nie nadający się do transportu. I na nich przygotowany był wyrok: cały obóz miał być wysadzony w powietrze, zgodnie z tzw. planem Molla. Trudno dziś ustalić, co przeszkodziło hitlerowcom w zrealizowaniu planu. Zniszczyli tylko 3 krematoria i magazyn zrabowanego mienia. Stało się to 25 i 26 stycznia 1945 roku. W momencie wkroczenia do Oświęcimia 27 stycznia 1945 roku oddziałów Armii Radzieckiej w obozie znajdowało się m. in. 180 dzieci (52 w wieku 8 lat, 128 — od 8 do 15 lat), które zostały przebadane przez lekarzy. W wyniku badań ustalono, iż 67,2% chorowało na awitaminozę i wyniszczenie organizmu, 40% na gruźlicę, każde dziecko miało niedowagę — czasami do 15 kg — a były to przecież dzieci przywiezione do obozu w ostatnich miesiącach przed wyzwoleniem. Na terenie Brzezinki znaleziono ok. 300 zwłok, w tym zwłoki dzieci, a pod gruzami krematorium nr V zwłoki kobiety i płodu dziecka. W pobliżu krematoriów II, III i IV znaleziono dużą ilość popiołu i nie dopalonych kości ludzkich, w tym kości dzieci. Znaleziono również na terenie obozu 115 063 sztuk ubranek niemowląt i dzieci w wieku do 10 lat84. Obozowa księga ewidencyjna rzeczy wysłanych z obozu do Rzeszy za okres od 12 grudnia 1944 do 18 stycznia 1945 roku, a więc za okres 37 dni, wymienia 116 wagonów z różną odzieżą, w tym ok. Vs stanowiły ubrania dzieci (99 922 komplety ubrań i bielizny dziecięcej). Obozowa historia dla 180 małych ocalonych oświęcimiaków nie zakończyła się z chwilą odzyskania wolności. Nie wiedziały, jak się nazywają, skąd pochodzą, gdzie są rodzice. Jedną z uwolnionych — 4-letnią Lidkę — zabrało do siebie małżeństwo Rydzikowskich z Oświęcimia. Miała numer obozowy 70 072. Pamięta niewiele. Oto fragmenty jej relacji: „(...) moja Matka miała długie, ładne, czarne warkocze. Mama moja chodziła do pracy, a kiedy z pracy wracała, przynosiła mi kawałek chleba z cebulą... Ona była piękna — zawsze uważałam ją za najpiękniejszą... Wybrano kobiety, które miały być przewiezione do innego obozu. Wśród nich była i moja Matka, która nie chciała mnie pozostawić. Więcej mojej Matki nie widziałam"83. Trudny był okres przystosowania się małej Lidki do normalnego życia. Oprócz nękających ją chorób miała poważne urazy psychiczne. Ryszard Rydzikowski wspominał, że bawiąc się z dziećmi zbierała je w gromadkę, kazała klęczeć z podniesionymi rękami i chodząc między nimi krzyczała głośno: „Cicho, bo pójdziesz na rewir i do pieca, bo przyjdzie Mengele". Nie umiała płakać i dziwiła się, że ktoś płacze. Wiele lat po wojnie odnalazła matkę na Ukrainie. Podobnie Eugeniusz Gruszczyński, z numerem obozowym 149 850, odnalazł matkę dopiero w 1965 roku. Pamiętał jedynie, że w obozie oświęcimskim nazywano go Giena, a kiedy trzeba było uratowane dziecko nazwać, władze Domu Dziecka w Buczach koło Cieszyna, gdzie chłopiec umieszczo- 62 ny został w 1945 roku, nazwały go Eugeniuszem. Nazwiskiem obdarowała go ówczesna kierowniczka Domu — Halina Gruszczyńska. Matkę odnalazł w Mińsku na Białorusi. Życiorysy tych dzieci zostały uzupełnione, lecz nie wszystkim się poszczęściło. Wielu rodziców nie żyje, a dla małych ofiar reżimu hitlerowskiego pozostało nie tylko wspomnienie koszmarnych obozowych przeżyć, ale i nie wyjaśniona historia: Kim są naprawdę? Obozem koncentracyjnym na ziemiach polskich, w którym więziono dzieci, był także obóz na Majdanku zwany oficjalnie KL Lublin. Pierwsze transporty dzieci przybyły tu wiosną 1942 roku. 20 kwietnia 1942 roku przybył transport z getta na Majdanie Tatarskim liczący ok. 1500 osób, głównie kobiet i dzieci86. Esesmani wyrywali matkom niemowlęta i rzucali na pusty plac. Umierały one z głodu i zimna. Dzieci starsze razem z osobami niezdolnymi do pracy zostały rozstrzelane w lesie krępieckim. W ciągu dwóch dni rozstrzelano wówczas ok. 2800 osób różnej płci i wieku. Wiosną tego roku, również w ciągu dwóch dni, zginęło od karabinowych kuł ok. 600 osób, w tym dzieci. Ofiary przywieziono do lasu krępieckiego z obozu na Majdanku 88 samochodami ciężarowymi. Wiele dzieci było również w transporcie, który przybył z getta lubelskiego 2 września 1942 roku; rozstrzelano wówczas 500 kobiet i dzieci. W kwietniu i maju 1943 roku prawie codziennie przybywały transporty z getta warszawskiego. Wiosną 1943 roku przybyło również pięć transportów z Drancy (Francja). Dzieci wraz z dorosłymi zostały uśmiercone w komorach gazowych. Największa egzekucja w dziejach obozu odbyła się 3 listopada 1943 roku. Tego dnia w dolach przy krematorium rozstrzelano 18 400 osób. Były więzień tego obozu Mieczysław Panz pisze: „Najgorsze zdarzyło się w pewnej chwili, gdy na drgające jeszcze ciała w dołach musiała wejść grupa matek z małymi dziećmi. Nieszczęsne kobiety błagały oprawców o litość dla swoich dzieci, a nie chcąc dopuścić do tego, by maleństwa potopiły się we krwi zebranej w rowach, brały je na race i unosiły w górę, przedłużając w ten sposób ich życie o krótką chwilę. SS-mani kulami z karabinów maszynowych kładli kres ich próżnym wysiłkom" 87. Latem 1943 roku zaczęły przybywać do obozu liczne transporty z terenów wschodnich. Zorganizowanie obozu zbiorczego dla dzieci z pacyfikowanych terenów zachodnich Związku Radzieckiego polecił Reichsjiihrer SS Heinrich Himmler jeszcze na początku stycznia 1943 roku szefowi Głównego Urzędu Gospodarczego i Administracyjnego SS Oswaldowi Pohlowi. On to zarządził zlokalizowanie go w istniejącym już obozie koncentracyjnym na Majdanku, przeznaczając do tego celu pole V, i 25 stycznia 1943 roku zawiadomił Himmlera o swej decyzji. 27 marca 1943 roku Główny Urząd Gospodarczy i Administracyjny SS wyjaśnił, że tymczasowo nie można utworzyć 63 j obozu dla dzieci na Majdanku z uwagi na konieczność prac budowlanych na terenie obozu 88. Specjalny obóz dla dzieci na Majdanku nie powstał więc, a dzieci umieszczono na V polu razem z kobietami. Od połowy czerwca 1943 roku przybywały do obozu na Majdanku transporty z Zamojszczyzny. Byli to mieszkańcy wysiedleni ze wsi: Ale-ksandrowa, Bąbice, Biedaczowa, Chyże, Dereźnia Majdańska, Dębowica, Huta, Huta Różaniecka, Lipowiec, Łowcza, Majdan, Paradysówka Mała, Ruda Kijańska, Siedliska, Tarnogród, Ułazowa i innych oraz z obozów przejściowych w Zamościu i Zwierzyńcu — łącznie ok. 16 000 osób. W transportach tych wiele było dzieci w różnym wieku, a także kilkoro niemowląt urodzonych w drodze do obozu. Po kilku tygodniach ludność z transportów zamojskich wywieziono do Niemiec na roboty przymusowe, część do Oświęcimia, a około 80 dzieci wysłano do obozu przy ulicy Przemysłowej w Łodzi. 25 lipca uśmiercono gazem grupę dzieci pochodzących ze spacyfikowanych terenów Zamojszczyzny. Matki wysłano do Rzeszy na przymusowe roboty. W lipcu 1943 roku w obozie przebywało ok. 4000 dzieci z Lubelszczyzny 89. Na skutek starań Polskiego Czerwonego Krzyża i Rady Głównej Opiekuńczej (RGO) — jedynej polskiej instytucji charytatywnej uznawanej przez okupanta hitlerowskiego — w okresie od 19 lipca do 20 sierpnia 1943 roku zwolniono z Majdanka 957 dzieci z Zamojszczyzny. Z liczby tej w szpitalu zmarło wskutek wycieńczenia 101 dzieci, a były to dzieci, które w obozie przebywały ok. 2 miesiące. Na temat męczeństwa dzieci w obozie na Majdanku mówił w zeznaniach składanych po wojnie Jerzy Kwiatkowski, prawnik, były więzień Majdanka: „SS-owiec Anton Thumann zabronił 11 000 włościanom Zamojszczyzny uczęszczania do umywalni, a następnie zamknął dopływ wody na cztery tygodnie. Więźniom zakazano pod karą śmierci mycia się. Kobiety błagały więźniów pracujących w kuchni, aby dano im choć kubek wody dla dzieci. Lato było wtedy upalne. Śmiertelność wśród dzieci wzrastała z tygodnia na tydzień. Konających nie wolno było pozostawiać w bloku, trzeba było wynosić ich i układać na zewnątrz. Latem dzieci leżały w błocie, a zimą w śniegu"90. Po krótkiej przerwie, jesienią 1943 roku, do obozu zaczęły ponownie napływać transporty dzieci polskich. Uprzednio, dokładnie 2 września, z pola kobiecego zabrano do komory gazowej wszystkie dzieci żydowskie. W październiku 1943 roku przywieziono 70 dzieci z obozu w Potulicach. 2 października 1943 roku wyszło rozporządzenie generalnego gubernatora Hansa Franka, nakazujące karać śmiercią tych wszystkich, którzy sprzeciwiają się zarządzeniom władz okupacyjnych i przeszkadzają „niemieckiej odbudowie w Generalnej Guberni". Wszystkie sprawy osób zatrzymanych były rozpatrywane w trybie natychmiastowym przez sądy doraźne policji 64 bezpieczeństwa. W wyniku tego zarządzenia zaczęto do obozu na Majdanku przywozić więźniów — w tym kobiety i dzieci — których bez wpisywania do ewidencji obozowej kierowano wprost do krematorium. Transporty dzieci przychodziły niemal do końca istnienia obozu. 22 lutego 1944 roku przywieziono m. in. kilkadziesiąt kobiet z dziećmi, aresztowanych we wsi Huszlew powiat Łosice, a 9 marca ok. 300 kobiet z dziećmi z Radomia. W okresie od 31 maja do 10 czerwca 1944 roku przywieziono do obozu na Majdanku z Budzynia (woj. lubelskie) kilkadziesiąt kobiet i dzieci, 23 czerwca przywieziono transport więźniów z obozu w Zwierzyńcu, w którym były dzieci od 3 miesięcy do 14 lat, a 27 czerwca — również z tego obozu — transport ok. 200 kobiet z dziećmi. Z Majdanka w tym czasie wysyłano z kolei transporty do innych obozów: 16 kwietnia 1944 roku wysłano do Oświęcimia 299 kobiet z dziećmi — w tym dwoje niemowląt, które w dwa dni później stracono 91. Esesman obozowy Wilhelm Gerstenmeyer zeznał: „(...) w obozie były również dzieci od 3 do 12 lat. Słyszałem o tym, że dzieci były gazowane" 92. W obozie na Majdanku były również liczne wypadki urodzin dzieci; wszystkie one zginęły. Zachowane dokumenty nie pozwalają na ustalenie liczby dzieci, które przeszły przez obóz koncentracyjny na Majdanku. Najwięcej przebywało w obozie w lipcu i sierpniu 1943 roku — bo ok. 5000. Dzieci do lat 3 nie miały w obozie odrębnej kartoteki ani też własnych numerów. Figurowały one wyłącznie na kartach ewidencyjnych matek, a mimo to traktowane były na równi z dorosłymi: podlegały wszystkim rygorom regulaminu obozowego. W innych obozach koncentracyjnych i ośrodkach zagłady również ginęły dzieci. Jedną z najtragiczniejszych — a przy tym najmniej znanych — kart historii obozu koncentracyjnego Stutthof jest martyrologia dzieci i więźniów małoletnich93. Pierwsi małoletni więźniowie, którzy znaleźli się w KL Stutthof, to chłopcy w wieku 14—17 lat, aresztowani w Gdańsku i Gdyni we wrześniu 1939 roku. Liczby ich nie da się ustalić z powodu braku dokumentacji. Jedynym dowodem pobytu małoletnich w obozie w tym czasie są fragmenty ksiąg ewidencyjnych z 1939 roku, wykazy wypisanych ze szpitala obozowego z 1940 roku oraz wykaz pochowanych na cmentarzu na Zaspie w Gdańsku-Wrzeszczu i księgi zgonów z lat 1939—1940. W dokumentach tych figurują łącznie 44 nazwiska chłopców. W latach późniejszych — 1940—1941 — również przebywali w obozie małoletni. Znane są nazwiska 45 chłopców i 13 dziewcząt: 17 chłopców zmarło, 5 chłopców i 7 dziewcząt zwolniono z obozu, losu pozostałych nie udało się ustalić. W 1942 roku w Stutthofie osadzono 5334 więźniów, w tym 437 chłopców — z których 52 przybyło w transporcie z obozu koncentracyjnego we Flossenburgu — i 99 dziewcząt. Najmłodszy chłopiec miał wówczas 13 lat. Dla większości z nich okupacyjna tragedia nie kończyła się w Stutthofie. 5 65 Spośród chłopców osadzonych w 1942 roku — 104 wysłano do innych obozów koncentracyjnych (Dachau, Mauthausen). Młodzież osadzona w tym czasie w obozie — to przede wszystkim Polacy i Rosjanie, skierowani tu za ucieczkę z miejsca pracy przymusowej. Okres ich pobytu w obozie, po którym teoretycznie mieli być zwolnieni, był ściśle określony, zdarzało się jednak często, że więzień ginął przed wyznaczonym terminem zwolnienia. 17-letni Romuald Kotłowski, osadzony w obozie na okres od 21 sierpnia 1942 do 11 grudnia 1942 roku, zmarł 10 dni przed oficjalnym końcem kary. W praktyce zresztą władze obozowe nie dotrzymywały terminów zwolnień lub w ogóle zmieniały tzw. kategorię, co przedłużało pobyt w obozie. Małoletnich od początku traktowano jako więźniów politycznych. Za podstawę ich aresztowania podawano współpracę z ruchem oporu. Do tej kategorii zaliczono m. in. młodzież, którą osadzono w obozie w 1943 roku w wyniku masowych aresztowań dokonanych na Pomorzu Gdańskim. Objęły one członków organizacji ruchu oporu, a także ludność cywilną oskarżoną o współpracę z partyzantami. Do Stutthofu przywożono wówczas całe rodziny — stosując zasadę odpowiedzialności zbiorowej — lub małoletnich więźniów jako zakładników za ojców czy braci walczących w partyzantce M. Udało się ustalić, że w 1943 roku osadzono w obozie 109 dziewcząt w wieku 14—17 lat i 156 chłopców. Z liczby tej 89 chłopców zmarło lub zginęło w obozie, 40 przeniesiono do obozów w Mauthausen, Buchenwaldzie, Natz-weiler, Neuengamme, 7 zwolniono a 20 doczekało ewakuacji obozu w 1945 roku. Dane z 1944 roku potwierdzające pobyt dzieci w obozie znajdują się w rozkazach komendanta obozu. KL Stutthof był miejscem martyrologii dzieci nie tylko polskich. 15 stycznia 1944 roku w transporcie więźniów rosyjskich skierowanych do Stutthofu przez Sicherheitspolizei Mińsk przybyło 24 dzieci w wieku 4—16 lat. W tym samym miesiącu przywieziono również dzieci z Rygi. Starsze umieszczono w nowo wybudowanych barakach, a małe dzieci w baraku nr 5 w starej części obozu. §; Latem 1944 roku publicznie powieszono na szubienicy ustawionej pośrodku placu apelowego dwóch braci. Byli to Rosjanie w wieku 14 i 17 lat. Młodszy z chłopców rozpłakał się przed egzekucją, starszy go pocieszał. Przed egzekucją krzyknął: „Czerwona Armia pomści naszą śmierć. Niech żyje komunizm!" W czerwcu 1944 roku w drodze do krematorium usiłowała zbiec grupa więźniów. Ogniem z karabinów maszynowych zabito wówczas na miejscu kilkunastu więźniów. W grupie tej był 11-letni chłopiec M. 19 lipca 1944 roku przybył do Stutthofu pierwszy transport więźniów pochodzenia żydowskiego, skierowany przez Policję Bezpieczeństwa w Kownie. Było w nim kilka tysięcy kobiet, wśród nich matki z dziećmi. Stutthof był bowiem miejscem docelowym transportów ewakuacyjnych 66 z obozów, więzień, gett znajdujących się na terenie Litwy, Łotwy i Estonii. Również w połowie 1944 roku skierowano na zagładę do Stutthofu część Żydów węgierskich. Nadchodziły w dalszym ciągu transporty z okupowanych przez hitlerowców republik nadbałtyckich oraz z getta łódzkiego. W transportach tych składających się z całych rodzin wiele było dzieci, które po przybyciu do obozu odbierano rodzicom. Świadek tych zbrodni, Balis Sruoga, tak opisuje w swej książce Las bogów pełne dramatu sceny: „Matki kryły je gdzie popadło — pod słomą, pod koce, pod spódnice. To tu, to tam rozlegały się nagle krzyki, dzieci wyłaziły z ukrycia i gubiły się wśród tłumu już spisanych, a spisane, na odwrót, uciekały do swoich matek. Niektóre kobiety, chcąc uratować swoje dzieci przywoziły chłopców przebranych za dziewczynki lub odwrotnie... W końcu dzieci odebrano matkom i wysłano w niewiadomym kierunku. Obóz jęczał dniem i nocą; zdawało się, że cały świat runie za chwilę od rozdzierających serce łkań i krzyków" "6. Ze Stutthofu dzieci były wysyłane również do innych obozów: 28 marca 1944 roku odszedł transport 29 dzieci do obozu w Konstantynowie koło Łodzi. Były to najprawdopodobniej dzieci rosyjskie. 19 czerwca 1944 roku do Mauthausen wywieziono 239 małoletnich więźniów, którzy przybyli do Stutthofu w 1943 i w pierwszej połowie 1944 roku. Byli oni niezdolni do pracy, wyznaczeni do transportu przez lekarza obozowego. Na podstawie zachowanych dokumentów stwierdzono, że od stycznia do maja 1944 roku w obozie Stutthof osadzono łącznie 137 małoletnich. Po upadku powstania warszawskiego do Stutthofu zaczęły napływać wielkie transporty ludności cywilnej ze stolicy. Pierwszy transport Uczący 2913 więźniów, wśród których było 135 dzieci, przybył 31 sierpnia 1944 roku. Najmłodsze dziecko miało 5 lat. Następny transport z Warszawy przybył 29 września. Liczył on 1298 więźniów, w tym 99 dzieci, z których najmłodsze miało 10 lat. Dla chłopców wydzielono wówczas osobny blok nr 20 w tzw. nowym obozie. Po kilkutygodniowym pobycie w Stutthofie większość z nich przewieziono do innych obozów. 25 stycznia 1945 roku, wobec zbliżającej się ofensywy wojsk radzieckich, komendant obozu — SS-Sturmbannfuhrer Paul Werner Hoppe rozkazem specjalnym zarządził ewakuację więźniów, pieszo w kierunku na Lębork. Obóz opuściło ok. 25 000 osób. Nie sprzyjające warunki atmosferyczne — mróz ok. 20°C i głęboki śnieg oraz głód i choroby — doprowadziły do szybkiego wyczerpania więźniów. Eskorta rozstrzeliwała nie mogących dotrzymać kroku maszerującej kolumnie. W dniu rozpoczęcia ewakuacji w obozie znajdowało się ok. 300 dzieci. 25 kwietnia rozpoczął się ostatni etap ewakuacji tych, którzy dotychczas pozostali w obozie. Stan obozu wynosił wówczas 4508 więźniów oraz 30 dzieci nie ujętych w żadnym wykazie. Na przystani rybackiej w Miko- «* 67 I I szewie koło Nowego Portu, dokąd doprowadzono więźniów pieszo lub dowieziono kolejką wąskotorową, załadowano ich na barki rzeczne, nie przystosowane do pływania po morzu. W nocy barki te — holowane przez kutry rybackie — dopłynęły na Hel. Cały dzień więźniowie przebywali na półwyspie. W nocy ponownie zostali załadowani na cztery barki, które przy pomocy holowników wypłynęły na morze, kierując się na zachód. Po kilku dniach podróży — bez pożywienia i wody — jedna barka dopłynęła do duńskiego portu w Kuntholm, druga — z której część więźniów uciekła w czasie postoju na wyspie Rugia — zatonęła podczas burzy, a dwie 2 maja wypłynęły na wody Zatoki Lubeckiej i zbliżyły się do kotwiczących na redzie portu w Neustadt czterech statków. Dwa z nich były olbrzymimi statkami pasażerskimi — „Cap Arcona" i „Deutschland", a dwa pozostałe — małymi frachtowcami. Na statkach znajdowali się więźniowie z obozów koncentracyjnych, głównie z Neuengamme. Barki przybyłe z więźniami ze Stutthofu przymocowano do jednego ze statków. Ekipa strażników przesiadła się na holownik i odpłynęła do portu. Więźniowie, korzystając z nocy i silnego wiatru dmącego od morza, przy pomocy prymitywnych wioseł zaczęli kierować barki w stronę lądu. Rozpoczęła się dramatyczna walka o życie ok. 2500 więźniów, którzy dotarli ze Stutthofu do Zatoki Lubeckiej. Na jednej z barek były polskie i rosyjskie kobiety z dziećmi. Po wielogodzinnych zmaganiach z morskimi falami więźniowie zbliżyli się do lądu, ciężkie barki nie mogły jednak dopłynąć do brzegu. Jedni dopłynęli wpław, inni na prymitywnych tratwach, wiele osób utopiło się, wiele zastrzelili hitlerowcy. W tym też czasie wojska alianckie wkroczyły na przedmieście Neustadt. W południe rozpoczął się nalot RAF-u na port, a statki — jako nieprzyjacielskie — zostały zbombardowane. Liczbą ofiar ewakuacji morskiej Stutthofu ocenia się na ok. 3000 osób 97. Ile dzieci objęła ona w rzeczywistości i ile ją przeżyło — nie udało się dotychczas ustalić. Warunki ewakuacji, celowo omówione szerzej, wskazują, że żadne dziecko nie byłoby w stanie jej przeżyć. Ogółem — mając na uwadze fragmentaryczność zachowanej dokumentacji — można przyjąć, że przez Stutthof przeszło ok. 4000 dzieci, co stanowi 3,3% wszystkich więźniów obozu. Zachowana dokumentacja dotycząca dzieci w innym obozie koncentracyjnym zlokalizowanym na ziemiach polskich - KL Gross-Rosen w Rogo-źnicv — iest znikoma. Wiadomo, że po upadku powstania warszawskiego 15 listopada 1944 roku do obozu przybył transport 49 dzieci w wieku 14-15 lat. Dzieci te następnie przeniesiono do filii obozu - fabryki łożysk w Kamiennej Górze. Dalsze losy dzieci są nieznane. W ośrodku zagłady w Treblince od lipca 1942 do września 1943 roku zginęło 750 000-800 000 Polaków, obywateli polskich pochodzenia żydowskiego oraz żydów z innych okupowanych państw, w tym kilkaset tysięcy go podzielony był na dwie części: administracyjno-gospodarczą 68 i właściwy ośrodek zagłady. Przy rampie, od wewnętrznej strony ośrodka, rozciągał się niewielki plac wyładunkowy, a nieco dalej w kierunku północnym, znajdowały się ogrodzone drutem kolczastym dwa baraki, z przejściem do komór. Barak stojący z lewej strony przeznaczony był na rozbieralnię dla kobiet i dzieci, które szły do komór pierwsze. Dopiero za nimi prowadzono mężczyzn. W ośrodku znajdował się również tzw. lazaret, u wejścia którego powiewała chorągiew ze znakiem Czerwonego Krzyża, a wewnątrz — za dodatkową przegrodą — mieścił się rozległy dół z płonącymi stosami rozstrzelanych na jego krawędzi ludzi chorych, kalekich i małych dzieci — tych wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób mogli swoją powolnością opóźnić ustalony rytm akcji zagłady. Droga długości ok. 100 m wiodła przez teren zadrzewiony, ogrodzony drutem kolczastym, do właściwego ośrodka. Do uśmiercania ofiar używano gazów spalinowych. W innym ośrodku zagłady w Chełmnie n. Nerem zginęło od grudnia 1941 do 18 stycznia 1945 roku ok. 360 000 osób: rodziny żydowskie z Polski, Żydzi austriaccy, francuscy, belgijscy, węgierscy, niemieccy, młodzież z okolic Łodzi i Włocławka, dzieci z Zamojszczyzny, dzieci czeskie z Lidie oraz rodziny cygańskie. Więźniów przywożono pociągami do Koła, następnie kolejką wąskotorową do Zawadek, a stąd — w grupach liczących po 150 osób — do obozu w Chełmnie. Po przybyciu do tzw. pałacu, w którym mieścił się obóz, więźniom kazano rozbierać się, a następnie ładowano oddzielnie mężczyzn i kobiety z dziećmi, pod pozorem przewiezienia do łaźni, do samochodu-komory gazowej. W obozie funkcjonowały 3 takie komory gazowe. Śmierć następowała w ciągu 4—5 minut na skutek uduszenia spalinami. Ośrodek zagłady w Bełżcu w latach 1941—1943 pochłonął ok. 600 000 ofiar. Byli to obywatele polscy pochodzenia żydowskiego, rodziny polskie, które ukrywały i przechowywały Żydów, Polacy należący do organizacji konspiracyjnych oraz Żydzi niemieccy, austriaccy, rumuńscy i węgierscy 98. W ośrodku zagłady w Sobiborze w okresie od marca 1942 do 14 października 1943 roku zginęło ok. 250 000 osób, w większości Żydów ". Małe dzieci, które „przeszkadzały" w ustalonym programie zagłady w Sobiborze, 38-le-tni SS-Ohersturmfiihrer Karol Frenzel z Hamburga chwytał za nóżki i rozdzierał żywe. Ofiary mordowano gazami spalinowymi wytworzonymi przez motory umieszczone po stronie zewnętrznej komór i połączone rurami z wnętrzem wozu. Ciała zamordowanych palono na stosach zbudowanych z bali i położonych na nich szynach kolejowych, na których układano zwłoki. Chorych, starców, kaleki i małe dzieci oddzielano na bocznicy, a następnie rozstrzeliwano w dołach na tzw. III polu. W obozach koncentracyjnych poza granicami kraju również mordowane były dzieci polskie, m. in. w Neuengamme, Dachau, Ravensbriick. Pierwsze dzieci przybyły do obozu w Ravensbriick w 1939 roku: w czer- 69 wcu dzieci cygańskie, następnie czeskie i holenderskie. Wszystkie one zginęły. Następne transporty dzieci do obozu miały miejsce w 1942 i w 1944 roku. Były to dzieci polskie, żydowskie, cygańskie i francuskie. Przywożono do obozu dzieci wraz z rodzicami oraz dzieci samotne, których rodzice zginęli w innych obozach. Dzieci z Ravensbriick wysyłano do pracy w fabrykach zbrojeniowych. Wszystkie one zmarły z wyczerpania lub na gruźlicę. 28 sierpnia 1941 roku w Ravensbriick urodziło się pierwsze w obozie dziecko — Polak, Henryk Andrzej Rachocki. Matka wróciła do pracy, a dziecko odesłano do sierocińca. We wrześniu 1942 roku Eugenia Żukow-ska urodziła w obozie chłopczyka. We wrześniu i październiku 1944 roku w transportach z Warszawy przybyło ok. 12 000 kobiet, w tym 179 matek z dziećmi i wiele kobiet ciężarnych. Dla noworodków przeznaczono pokoik w bloku 11 o rozmiarach 2,5X4 m. Dzieci leżały na dwóch zsuniętych łóżkach, przykryte brudnym kocem, bez opieki. Większość dzieci płakała całą dobę z głodu, zimna i odleżyn na ciele. Przy przeciętnym stanie 50 noworodków — 8 dziennie umierało. W styczniu 1945 roku przeznaczono połowę bloku nr 32 matkom z dziećmi. Umieszczono tu ok. 100 niemowląt. Ile dzieci urodziło się w obozie — trudno dokładnie określić. Po wojnie dr Treite na procesie w Hamburgu zeznał, że w Ravensbruck urodziło się 400 dzieci, z czego 50% zmarło. Na przełomie lat 1944 i 1945 w obozie oprócz dzieci w nim urodzonych przebywało 86 dzieci polskich. W lutym 1945 roku wszystkie dzieci urodzone w obozie ewakuowano do obozu koncentracyjnego w Bergen-Belsen. Transport rozpoczął się 26 marca 1945 roku i trwał około półtora tygodnia. Dzieci, które pozostały przy życiu, zmarły na miejscu w Bergen-Belsen. W marcu 1945 roku uśmiercono w komorach gazowych 150 kobiet ciężarnych i 12 noworodków z matkami. Jeszcze w styczniu 1945 roku dr Schumann prowadził w Ravensbruck odrażające eksperymenty nie tylko na kobietach, ale i na dziewczynkach, dokonując różnymi metodami ich sterylizacji. W bloku nr 9 leżała przez wiele dni z otwartą raną brzucha 12-letnia dziewczynka. Dziecko umarło w potwornych cierpieniach. W pobliżu obozu Ravensbriick znajdował się obóz dla niemieckich dziewcząt sprawiających trudności wychowawcze (Jungendschutzlager). Jesienią 1944 roku obóz ten opróżniono i osadzono w nim kobiety stare i chore, przeznaczone do szybkiego wyniszczenia. W obozie tym ginęły również dzieci. W ostatnich dniach przed wyzwoleniem hitlerowcy masowo, w bezwzględny sposób mordowali dzieci, chcąc pozbyć się świadków swego okrucieństwa. W Neuengamme w dniach 18—19 kwietnia 1945 roku powieszono na szubienicy dzieci w wieku 5—12 lat, na których uprzednio przeprowadzono eksperymenty pseudomedyczne z gruźlicą. Byli to prawdopodobnie chłopcy i dziewczęta pochodzenia polskiego 10°. W Buchenwaldzie po wyzwoleniu ocalało 1000 dzieci, a w Bergen-B&l-sen — 500. 70 Przedstawione w niniejszym podrozdziale losy dzieci w obozach koncentracyjnych i ośrodkach zagłady ukazują jedynie fragment ich eksterminacji i męczeństwa. Rozmiary krzywdy i tragedii dzieci były tak ogromne, a dokumentacja zachowana dotycząca tego zagadnienia tak znikoma, że ukazanie całej prawdy jest niemożliwe. Ii 10. OBÓZ DLA DZIECI W ŁODZI Obóz koncentracyjny dla młodzieży powyżej 16 lat, wymagającej tzw. opieki publicznej, zaplanowano w III Rzeszy w roku 1941 i uruchomiono w roku następnym. Obóz ten usytuowano w Mohringen/Solling i z dniem 1 stycznia 1942 roku rozpoczęła się jego działalność. Podobny obóz koncentracyjny dla dziewcząt uruchomiono w Uckermark 1 czerwca 1942 roku. Oba te obozy znajdowały się pod zarządem i w administracji Inspektoratu Obozów Koncentracyjnych, który włączony został w marcu 1942 roku do Głównego Urzędu Gospodarczo-Administracyjnego SS (WVHA). W drugiej połowie 1942 roku opracowano plany uruchomienia obozu koncentracyjnego dla małoletnich w Łodzi, pod nazwą Polen-Jugendver-wahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt. Zagadnienie izolowania małoletnich narodowości polskiej na ziemiach anektowanych zaczęło nurtować władze niemieckie w połowie 1941 roku. Postulowano potrzebę zorganizowania takich obozów, które zapobiegałyby tworzeniu się — jak to określił Reinhard Heydrich w liście do Heinricha Himmlera z 2 listopada 1941 roku — „rezerwuaru zawodowej przestępczości" m. Genezy tego typu obozu koncentracyjnego należałoby doszukiwać sią w zarządzeniu Himmlera jako Reichsfiihrera SS i szefa niemieckiej policji z 10 czerwca 1941 roku, w którym nakazał on, by „młodocianych polskich przestępców" nie obejmować opieką publiczną, lecz przekazywać natychmiast do obozów koncentracyjnych. Ponieważ jednak Himmler ani nie ustalił granicy wieku, ani też nie określił kryterium „przestępcy", Heydrich sugerował Himmlerowi, by „ze względów zasadniczych" do istniejących obozów koncentracyjnych kierować młodzież z dolną granicą wieku 16 lat, a dla dzieci od 7 do 16 lat zorganizować odrębne obozy. Zaproponował on miejscowość Dzierżążnię koło Łodzi, co Himmler zaakceptował decyzją z 15 listopada 1941 roku. Tak zrodziła się koncepcja podziału obozów koncentracyjnych na dwie kategorie: dla więźniów powyżej 16 lat i poniżej tej granicy wieku. Tajna motywacja stanowiska Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa SS (sipo i SD) brzmiała następująco: „Na naszych wschodnich terenach Niemiec, szczególnie w «Okrągu Warty* (Warthegau), zaniedbanie młodzieży polskiej rozwinęło sią poważnie i sta- 71 nowi groźne niebezpieczeństwo dla młodzieży niemieckiej. Przyczyny tego zaniedbania leżą przede wszystkim w nieprawdopodobnie prymitywnym standardzie życia Polaków. Wojna rozbiła wiele rodzin, a uprawnieni do wychowywania nie są w stanie spełniać swych obowiązków, polskie zaś szkoły zamknięto. Stąd też dzieci polskie, wałęsające się bez jakiegokolwiek nadzoru i zajęcia, żebrzą, handlują, kradną, stając się źródłem moralnego zagrożenia dla młodzieży niemieckiej"102. Już w sierpniu 1941 roku stwierdzono urzędowo, że wszelkie tego rodzaju obozy, jak zaplanowany dla młodzieży polskiej w Łodzi, mają być podporządkowane inspektorowi obozów koncentracyjnych, odpowiedzialnemu za organizację dozoru obozowego. Na konferencji, która odbyła się w lipcu 1941 roku u prezydenta policji w Łodzi, przy współudziale m. in. przedstawicieli RSHA, Głównego Urzędu Budżetu i Budynków, inspektora obozów koncentracyjnych, Służby Bezpieczeństwa SS i Policji Bezpieczeństwa (sipo) w Poznaniu oraz Niemieckiej Policji Kryminalnej (kripo), również z Poznania, dano wyraz poparcia dla tej koncepcji. Pierwsza wzmianka o obozie dla młodzieży polskiej w Łodzi zawarta jest w raporcie z 31 kwietnia 1942 roku szefa Głównego Urzędu Gospodarczo-Administracyjnego (WVHA) Oswalda Pohla (był on głównym oskarżonym w czwartym procesie norymberskim) — zgłaszającego wykonanie rozkazu Himmlera z 3 marca 1942 roku o włączeniu inspektoratu obozów koncentracyjnych do WVHA103. Polen-Jugendverwahrlager wstawiono do pionu organizacyjnego policji kryminalnej. Aktem normatywnym, ustanawiającym otwarcie obozu w Łodzi na dzień 1 grudnia 1942 roku, było zarządzenie Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy z 28 listopada 1941 roku. Już sama historia powstania obozu łódzkiego wskazuje na to, że nie była to instytucja o charakterze prewencyjno-wychowawczym. Dzieci polskie wyjęto spod wszelkiej ochrony prawnej, a do obozu wysyłano je na podstawie nie kontrolowanych decyzji administracyjnych, opartych na jednostronnych informacjach — najczęściej policji. Decyzje podejmowano bez orzeczenia sądu i bez określenia czasu zesłania. Charakteru obozu w Łodzi nie należy też oceniać na podstawie jego oficjalnej nazwy i formalnie określonego zarządzeniami normatywnymi zadania ochrony młodzieży niemieckiej przed „zaniedbaną młodzieżą polską" — lecz na podstawie stanu faktycznego, stosowanej praktyki i rzeczywistych celów. Reinhard Heydrich sformułował program „wychowania" młodzieży następująco: „Dla młodocianych Polaków nie wchodzą w rachubę żadne środki wychowania poza wdrożeniem do porządku, czystości i pracy. W zakresie wiadomości i umiejętności powinni tylko tyle przyswoić, by potrafili przeczytać prostą instrukcję pracy, zrozumieć ją i odpowiednio zastosować" 10*. Bardziej szczegółową instrukcję w zakresie pracy niewolniczej w obozie 72 łódzkim opracowała policja kryminalna (Kriminalpolizeistelle) w Łodzi10S. Selekcja rasowa w obozie odbywała się natomiast w myśl znanych wytycznych Heinricha Himmlera. Polen-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt miał charakter obozu koncentracyjnego w takim znaczeniu, w jakim określa je prawo międzynarodowe, orzecznictwo norymberskie i nauka, z tą różnicą, że był on przeznaczony dla dzieci i młodzieży narodowości polskiej, w wieku poniżej 16 lat. Systematyzując przyczyny zsyłania do tego obozu, dokumentacja niemiecka sklasyfikowała je następująco: „wałęsanie się" w miejscach publicznych, brak mieszkania, uchylanie się od pracy przymusowej, podejrzenie 0 uczestniczenie w ruchu oporu, pochodzenie z rodzin odmawiających podpisania Volkslisty, pobyt rodziców w obozie lub więzieniu albo tam zmarłych oraz upośledzenie fizyczne i psychiczne, a także bez określonych przyczyn. Należy stwierdzić, że urzędowe informacje niemieckie o popełnionych przez małoletnich wykroczeniach i występkach nie stanowią jakiegokolwiek dowodu w sensie prawnym. Z reguły brak jest podstawowych szczegółów zarzutu, a więc miejsca, czasu popełnionego czynu, przedmiotu 1 wartości szkody, osoby poszkodowanej itp. Uzasadnienie wniosków o skierowanie do obozu zawierało — przykładowo — następujące stwierdzenia: — chłopiec nie wykonuje swojej pracy, trudni się nielegalnym handlem, złapano go na drobnej kradzieży; — przebywał w obozie w Mysłowicach; — nielegalnie nabył karty żywnościowe. Pewna, nieznaczna ilość wniosków zawiera już bardziej skonkretyzowane zarzuty, jak np.: — jest członkiem bandy złodziei i szabrowników, zajmującej się kradzieżą kart żywnościowych i sprzedającej wykupione towary po paserskich cenach; — chłopiec wraz z bratem Franciszkiem uprawia nielegalny handel, obaj jeżdżą w tym celu do Generalnej Guberni; matka poszukiwana przez policję za to samo; — kradnie z innymi dziećmi owoce w ogrodach, zwłaszcza obywateli niemieckich; matka nie troszczy się o niego, ojciec nie żyje; — nielegalne przekroczenie granicy z sumą 720 RM. Licznie reprezentowana i charakterystyczna ze względu na niezwykle ciężką sytuację rodzinną i bytową jest następująca motywacja: — ojciec w obozie koncentracyjnym, matka Polka ma zły wpływ na dziewczynę, która włóczy się i dwa razy była zatrzymana przez policję; — chłopiec włóczy się i żebrze, użebrane rzeczy musi odnosić do domu, matka nie żyje; 73 — ojciec nie żyje, chłopiec włóczy się po ulicy; młodszy brat Henryk przebywa już w obozie w Łodzi; — chłopiec włóczy się i nie chodzi do szkoły, zarabia odnoszeniem walizek na dworcu w Katowicach; — ojciec nie żyje, matka w areszcie, rodzeństwo na robotach w Rzeszy, chłopiec włóczy się, nie ma dachu nad głową; — ojciec zmarł w obozie koncentracyjnym w Mauthausen, matka pracująca nie może dziecku (10 lat) zapewnić opieki, dziecko wałęsa się i kradnie; — złe wychowanie, ojciec w areszcie, matka nie żyje, dziecko włóczy się, nie chodzi do szkoły. Wśród tej kategorii znaczna liczba małoletnich przebywała uprzednio w więzieniu w Mysłowicach (Ersatz-Polizei-Gejangnis), jednej z najbardziej bezwzględnych katowni na Śląsku. Charakterystycznym przypadkiem skierowania do obozu 12-letniego Tadeusza Panenkowskiego za uchylanie się od pracy był fakt, że „jako pasterz opuścił krowy". Wnioski o umieszczenie w obozie małoletnich podejrzanych o współdziałanie z ruchem oporu brzmiały następująco: — związany z grupą sabotażową i skoczkami spadochronowymi ze Związku Radzieckiego, którym dostarcza jedzenie i bilety; — matka nie żyje, chłopca złapano, gdy kładł kamienie na torach kolejowych; — obrzucenie pociągu kamieniami na trasie Myszków—Poraj; — za położenie na torach kolejowych żelaznej płyty kanałowej. Małoletnich, wobec których okupant stosował zasadę odpowiedzialności zbiorowej, również umieszczano w obozie. Przykładem tego jest zesłanie do obozu około 80 dzieci ze wsi Mosiny położonej w Poznańskiem, których rodzicom zarzucano sabotaż: masowe trucie bydła i niszczenie paszy. Liczną grupę stanowiły dzieci, których rodziców zesłano do obozów koncentracyjnych, uwięziono, deportowano na roboty przymusowe, rozstrzelano. Uważano, że dla uniknięcia groźby zaniedbania i braku opieki jedynym rozwiązaniem pozostaje umieszczenie ich w obozie łódzkim. Podawano więc następujące przyczyny: — ojciec na robotach w Rzeszy, matka w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu, dzieciom grozi zaniedbanie; — ojciec na robotach, matka w obozie koncentracyjnym, dziecko włóczy się i nie ma widoków na opiekę; — ojciec chłopca nie żyje, matka w obozie w Oświęcimiu. Dzieci upośledzone fizycznie i psychicznie były w III Rzeszy skazane na śmierć w ramach programu eutanazji, w interpretacji ideologii nazistowskiej. Kierowano je również do obozu w Łodzi, co potwierdza źródłowa dokumentacja: 74 — wniosek o umieszczenie głuchoniemego rodzeństwa Renaty i Jerzego Kaschnia (7 lat) w obozie w Łodzi; — znalezione w wieku 3 lat dziecko, które przebywało w sierocińcu w Katowicach, jest kaleką. Trudne do wychowania, trzęsie głową, moczy łóżko, ma skłonności do kradzieży. Uważano je w ustroju hitlerowskim za „niepotrzebnych zjadaczy chleba". Jak już wspomniano, zsyłanie do obozu łódzkiego następowało nie tylko bez orzeczenia sądowego, ale nawet namiastki postępowania zakończonego orzeczeniem. Uwięzienie oparte było na nie kontrolowanym nakazie organów policyjnych, bez uprzedniego postępowania wyjaśniającego. Zasadniczo cała procedura ograniczała się do wniosku (według ustalonego wzoru) właściwej terenowo jednostki policji kryminalnej (Kriminalpolizeistelle) w Łodzi o przyjęcie więźnia do obozu 108. Na podstawie dostępnej dokumentacji niemieckiej można stwierdzić, że w ani jednym przypadku nie podjęto decyzji uwięzienia małoletniego na czas określony, i to również wtedy, kiedy nie stawiano mu żadnego zarzutu. Postanowienia normatywne i przyjęta praktyka nie przewidywały bowiem ograniczenia okresu pobytu małoletnich w obozie, co również wpływało niszcząco na stan psychiczny dziecka. Małoletni więźniowie pracowali w warsztatach obozowych, w kuchni, pralni itp. oraz w filii obozu w Dzierżążni zwanej Arbeitsbetrieb, stanowiącej gospodarstwo rolne. Zadaniem filii było zaopatrzenie obozu łódzkiego w żywność. Ich praca była nadmiernie ciężka, przekraczająca siły fizyczne dziecka i połączona z niebezpieczeństwem. Dowodzą tego sprawozdania dowództwa obozu do Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy o sytuacji sanitarnej panującej w obozie oraz adnotacje w obozowych kartotekach. W sprawozdaniu z września 1943 roku wymienia się 926 więźniów, którym udzielono pomocy ambulatoryjnej. Odnotowano m. in. 60 przypadków „ran ciętych przy pracy". W następnym miesiącu, październiku 1943 roku, udzielono pomocy w 551 przypadkach i odnotowano 60 obtarć oraz 64 rany cięte odniesione przy pracy. Przeciętny stan więźniów wynosił w tym miesiącu 999. Przytoczone poniżej wspomnienia byłych więźniów wiele mówią o warunkach ich pracy w obozie107. Oto relacje Franciszka Chucherko i Zbigniewa Lewandowskiego: „Najtrudniejsze były dni słoneczne, w czasie których pot zalewał oczy, wargi pękały z pragnienia i spiekoty, a od pracy nie wolno było oddalić się na krok (...). Jeden z łapciami nie zrobił normy, to wachman bił go, aż pękała skóra i bryzgała krew. Pobity prawdopodobnie zmarł, bo nie wrócił tam i więcej go nie widziałem". Stanisław Stępniak wspomina: 75 „Najcięższą pracą było walcowanie dróg. Esesmani i cywile wprzęgali nas do walca i kazali ciągnąć. Jak nie mogliśmy uciągnąć lub padaliśmy ze zmęczenia, okładali nas kijami lub batami. Walec był bardzo ciężki". W indywidualnych kartotekach obozowych odnotowano np., że Teresa Iwicka, Stanisława Śruba i Eugenia Schmidt otrzymały karę chłosty za to, że nie wstały o czwartej rano do dojenia krów. Karę chłosty otrzymały również Jadwiga Wiśniewska „za niestawienie się do pracy" i Barbara Woźniak za „lenistwo i zaśnięcie przy pracy". Powyższe przykłady wymienione są wyrywkowo. Podane przez administrację obozową przypadki śmierci dzieci na skutek wyczerpania i osłabnięcia mięśnia sercowego można wiązać z nadmierną i przekraczającą siły fizyczne pracą przymusową. Wyniszczenie poprzez pracę stanowiło przecież jedno z podstawowych założeń polityki III Rzeszy wobec podbitych narodów, co znalazło swój wyraz w orzecznictwie norymberskim. Praca ta — co należy podkreślić — przyniosła korzyści gospodarce wojennej okupanta, wyplatano bowiem kosze na amunicję, szyto buty wartownicze, ładownice, chlebaki dla wojska. Obóz — umiejscowiony na wydzielonym z obszaru getta terenie — składał się z kilkunastu dużych, drewnianych baraków; małe okienka, oczywiście zakratowane, umieszczone były wysoko (baraki przeznaczone dla „politycznych" nie były oszklone), brak było światła elektrycznego. Mycie latem i zimą odbywało się pod pompą na placu, nic więc dziwnego, że dokładniejsze mycie pojmowane było jako kara. Po przybyciu do obozu robiono dzieciom zdjęcia, zakładano akta i nadawano numer obozowy. Otrzymywały one obozowe ubrania z szarego drelichu, w których chodziły przez cały czas, niezależnie od pory roku. Dziewczęta w sukienkach i kurtkach, chłopcy w ubraniach i furażerkach — na nogach trepy. Pończoch ani skarpet nie dostawały. Niektóre dzieci — natychmiast po przybyciu do obozu — oznaczano czerwoną farbą krzyżem na plecach albo też opaskami na rękawach lub nogawkach. Były one szczególnie źle traktowane, częściej karane i zmuszane do wykonywania najcięższych prac. Dzieci spały po 50 w blokach na piętrowych pryczach z desek, bez sienników. Przykrywały się pojedynczym kocem. Dzień obozowy rozpoczynał się o 6 rano i trwał 12 godzin. Po śniadaniu odbywał się apel, następnie zaczynała się praca — zarówno przed, jak i po obiedzie. Dzieci głodowały. Na śniadanie mali więźniowie dostawali czarną zbożową kawę nie słodzoną i 200 g chleba, na obiad Va 1 zupy z liśćmi buraczanymi lub kapuścianymi, na kolację — ponownie czarną kawę. Obiad, zimą i latem, niezależnie od pogody, jadały na dworze. Zatrudniony jako szewc Marian Miśkiewicz napisał: „Pewnego dnia ugotowaliśmy duży garnek kleju do klejenia skóry. Klej nagle zniknął. Później okazało się, że zjadły go zgłodniałe dzieci"108. 76 Nieustanne głodowanie w okresie rozwoju młodego, pozbawionego rezerw organizmu prowadziło do szybkiego wyniszczenia. Dzieci chorowały, śmiertelność w obozie była bardzo wysoka. Z zachowanych 14 sprawozdań miesięcznych za okres od września 1943 do listopada 1944 roku wynika m. in., że w lipcu 1944 roku, przy przeciętnym stanie 1040 dzieci, liczba ambulatoryjnych zabiegów wynosiła 2887. W listopadzie tego roku zanotowano 78 odmrożeń i poparzeń, 280 owrzodzeń i czyraków, 20 ran w wyniku obtarcia nóg, 250 zachorowań na tyfus plamisty. Były to tylko wypadki zauważone i zanotowane przez służbę obozową. Nieludzkie warunki, w jakich znajdowały się dzieci, pogarszały okrutne kary, w których celowali ich „opiekunowie". Wielokrotnie już sprawdzana i omawiana ooena systemu i reżimu stosowanego w hitlerowskich obozach potwierdza pogląd, że działania te nie były wynikiem jakiejś patologicznej dewiacji natury ludzkiej, lecz stanowiły rezultat swoistej tresury i metod, wpajanych systematycznie, szczególnie w formacjach takich jak Schutz Staffeln (SS), Geheime Staatspolizei (gestapo) i Sicherheitspolizei (sipo). Okrucieństwo i znęcanie się należały do czynności programowych; stanowiły integralną część wyszkolenia wymienionych wyżej formacji. Uczucie litości, okazywanie współczucia i wyrozumiałości dyskwalifikowały prawdziwego hitlerowca, obnażały jego słabość. Okrucieństwo było zaletą, którą ceniono przede wszystkim u członków załóg obozowych, stawało się szczeblem do dalszej kariery. Elementami składowymi tej „zalety" były pogarda i nienawiść. Warunkiem harmonijnego rozwoju dziecka jest życzliwość, ciepło, miłość. Szybciej i lepiej rozwija się ono umysłowo, osiąga wcześniej sprawność fizyczną i łatwość kontaktów. Ma zapewnione poczucie bezpieczeństwa, a więc chronione jest od lęków i zaburzeń równowagi psychicznej. Tego wszystkiego mali więźniowie obozu byli oczywiście programowo pozbawieni. Podstawową karą była chłosta. Za mniejsze przewinienia — jak np. stłuczenia garnka, nieprzepisowe odpowiedzi, brak guzika — wymierzano jednorazowo 15—20 uderzeń bykowcem. Do większych przewinień zaliczano kradzież chleba, mówienie po polsku, zerwanie owoców z drzew. Za takie przewinienia wymierzano do 80 uderzeń batem, rozłożonych na raty. Innymi rodzajami kary było skakanie w worku zawiązanym pod szyją, zamykanie w ciemnicy na kilka do kilkunastu dni, pozbawienie posiłków, skakanie „żabką", biegi do utrat5<' tchu po placu apelowym, ćwiczenia kroku defiladowego. Częste były przypadki sadystycznego znęcania się nad więźniami, jak np. wieszanie za nogi w garażu, zanurzanie głowy w oleju, polewanie zimną wodą na mrozie. Obóz w Łodzi powstał w końcu trzeciego roku okupacji hitlerowskiej i jego działalność była relatywnie krótka, co oczywiście nie pozostaje bez wpływu na ooenę efektów ludobójczych tej instytucji. Przeciętny stan obozu wg sprawozdania sanitarnego wynosił ok. 1000 77 osób (1089 dzieci w styczniu 1944 roku). Jeśli do tego dodamy około 150 dziewcząt przebywających w filii obozu Arbeitsbetrieb Dzierżążnia oraz prawdopodobieństwo przebywania około 200 dzieci w szpitalu w getcie, otrzymamy liczbę ok. 1500 osób. Był to jedyny obóz koncentracyjny o tym profilu na ziemiach polsHch. Samo jego istnienie — czego nie otaczano tajemnicą — stwarzało vt*ród ludności polskiej poczucie zagrożenia. Celem jego działalności było fizyczne i psychiczne wyniszczenie więźniów poprzez ciężką, niewolniczą pracę. Następowało ono systematycznie, stopniowo, dzień za dniem. 11. OBOZY DLA POLAKÓW NA ŚLĄSKU - POLENLAGER W hitlerowskim systemie obozowym szczególne miejsce zajmowały obozy utworzone na Śląsku i przeznaczone dla ludności polskiej. Obozy te zorganizowano na obszarach powstałej w roku 1940 Prowincji Górnośląskiej, obejmującej rejencję katowicką i opolską, do której włączono niektóre ziemie Czechosłowacji. Napaść na Związek Radziecki spowodowała zasadniczą zmianę w sytuacji politycznej i militarnej III Rzeszy, powstał bowiem nowy front w Europie o decydującym dla losów wojny znaczeniu. Uświadamiała to sobie zarówno ludność polska, jak i niemiecka. Gwałtowny wzrost potrzeb wojskowych, położenie geograficzne i strategiczne ziem polskich w stosunku do nowo powstałego frontu, narastanie optymistycznych nastrojów i rozszerzający się ruch oporu ludności polskiej determinowały tworzenie nowych koncepcji i stosowanie odmiennych metod politycznych. Pieczołowicie opracowane plany na bliższą i dalszą przyszłość w zetknięciu ze zmieniającą się rzeczywistością wojenną zmuszały do zmian i modyfikacji- Skutki podziału ludności na cztery kategorie na podstawie rozporządzenia o niemieckiej liście narodowej i stworzenie w ten sposób dalszej kategorii „podopiecznych" Rzeszy niemieckiej skomplikowały jeszcze bardziej sytuację polityczno-narodowościową na ziemiach Prowincji Górnośląskiej. Istniejące trudności spiętrzał poważnie napływ etnicznej ludności niemieckiej, przesiedlanej z okupowanych terenów Związku Radzieckiego, Rumunii, państw nadbałtyckich i innych krajów. Mimo ciężkich zmagań wojennych hitlerowska machina administracyjna użyła wszelkich środków do zagarnięcia całej ludności pochodzenia niemieckiego w Europie w jak najkrótszym czasie i osiedlenia jej w obrębie terenów powiększonej Rzeszy. Do 15 stycznia 1942 roku ewakuowano ze Wschodu 507 000 Niemców etnicznych, w tym 289 000 osadzono na in-korporowanych do Rzeszy ziemiach polskich. Do stycznia 1944 roku sprowadzono już na te ziemie 403 733 Niemców, a do końca wojny zdołano osiedlić 1 200 000 Niemców przybyłych z różnych krajów 109. T8 Już w trzy miesiące po rozpoczęciu działań na froncie wschodnim, we wrześniu 1941 roku, szef Głównego Urzędu Sztabowego RK FDV Ulrich Greifelt informował Reinharda Heydricha o wielkich trudnościach, jakie napotyka osiedlanie Niemców z Besarabii, Bukowiny i Litwy na tzw. ziemiach włączonych do Rzeszy. Brak było dla nich gospodarstw, a wysiedlone w tym celu polskie rodziny chłopskie coraz trudniej było gdziekolwiek przejściowo ulokować. Budziło to wśród Niemców przebywających w obozach podlegających Centrali Przesiedleńczej Niemców (Volks-deutsche Mittelstelle) niezadowolenie graniczące z buntem. Dłuższe przebywanie w punktach przesiedleńczych oddziaływało demoralizująco, niewłaściwym rozwiązaniem było też zatrudnianie młodzieży wiejskiej w fabrykach. Z tych to względów Ulrich Greifelt proponował wznowienie wysiedleń Polaków z ziem wcielonych do Generalnej Guberni — bez jakiejkolwiek zwłoki. Nadprezydent Prowincji Górnośląskiej zrezygnował więc z ambicji dalszego przymusowego germanizowania ludności polskiej i upoważnił pełnomocnika komisarza Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny do wysiedlania i deportowania ludności polskiej z powiatów wschodnich oraz cieszyńskiego i bielskiego 110. Decyzję zorganizowania Polenlagrów powziął w połowie roku 1942 Hein-rich Himmler, a administrowanie obozami zlecono Volksdeutsche Mittelstelle (VoMi) jako zadanie szczególne, nie objęte dotychczasowym zakresem działania tej instytucji1U. Początkowo koncepcja — co do charakteru i celu tych obozów — nie była wyraźnie skrystalizowana. Miał to być rodzaj obozów tymczasowych (Auffangslager), w końcu jednak zdecydowano, że będą to obozy stałe dla ludności wysiedlonej, która ma zrobić miejsce przesiedleńcom niemieckim. W późniejszym okresie kierowano do obozów ludność polską nie tylko ze Śląska, ale i z Zagłębia Dąbrowskiego, w drodze represji politycznych i w ramach „odpowiedzialności zbiorowej". Około połowy 1942 roku, a więc w czasie tworzenia pierwszych obozów dla Polaków, Volksdeutsche Mittelstelle dysponowała rozbudowaną siecią punktów zbornych dla przesiedleńców niemieckich, lokalizowanych w różnych instytucjach publicznych, religijnych i świeckich oraz w prywatnych rezydencjach. Uzyskała ona nieograniczone prawo konfiskaty budynków na podstawie udzielonego jej przez Heinricha Himmlera upoważnienia z 30 grudnia 1939 roku. Korzystano z tych uprawnień, nie licząc się z żadnymi względami. Stąd też obozy VoMi, w tym Polenlagry, mieściły się w klasztorach, seminariach duchownych, domach opieki dla starców, szkołach, pałacach, budynkach nieczynnych kopalni, zabudowaniach fabrycznych. Przy konfiskacie tych obiektów współdziałały lokalne władze administracyjne, co ustalił w wyroku Amerykański Trybunał Wojskowy w 8 procesie norymberskim. Niektóre z istniejących już obozów dla przesiedleńców niemieckich przekształcono na Polenlagry, ludność niemiecką $10 VM\ego ódozu, a sam ot>\e&\. otaczano drutami kolczastymi. Rozmieszczenie Polenlagrów pomyślane było w taki sposób, by znajdowały się one w otoczeniu ludności niemieckiej. Najdalej wysuniętym na zachód obozem był obóz nr 86 w Otmuchowie, na południowy zachód — obóz nr 85 w Korfantowie i na wschód — obóz nr 10 w Siemianowicach Śląskich. Prowincja Górnośląska była jedynym obszarem administracyjnym, na którym powstał ten rodzaj obozów. Polenlagry stały się narzędziem służącym do grabienia mienia, wykorzystywania do pracy niewolniczej, zmuszania do rezygnacji z własnej narodowości i wymuszania służby wojskowej, stosowania przymusu fizycznego i psychicznego, zastraszenia i terroru. Obozy służyły też do izolowania inteligencji polskiej, którą uważano za politycznie niepewną, rtp. nauczycieli. W roku 1943 rozszerzono dotychczasowe kręgi społeczne więzionych osób już nie pod kątem widzenia potrzeb przesiedleńców, lecz wyraźnie politycznym. W stosunku do ludności — głównie z Zagłębia Dąbrowskiego — stosowano zasadę „odpowiedzialności zbiorowej". Osadzano w obozach całe rodziny o postępowych przekonaniach lub podejrzanych o wrogą postawę czy konspiracyjną działalność. W wyniku masowych aresztowań w lutym i sierpniu 1943 roku znalazło się w nich wielu więźniów małoletnich, których rodziców zesłano do obozów koncentracyjnych po rozdzieleniu ich w „zastępczym więzieniu policyjnym" w Mysłowicach. Co pewien czas przewijały się przez obozy komisje, składające się z „ekspertów rasowych"; musieli stawać przed nimi wszyscy więźniowie, bez względu na wiek i płeć, wraz z dziećmi. Rozmieszczenie obozów w obrębie powiatów w ich wojennych granicach przedstawiało się następująco 112. Powiat Miejscowość Obóz Rejencja katowicka I cieszyński Petrowice * Polenlager nr 41 cieszyński Frysztat * Polenlager nr 40 cieszyński Bogumin * Polenlager nr 32 pszczyński Orzesze Polenlager nr 28 pszczyński Zawiść Polenlager nr 189 lybnicki Łyski Polenlager nr 56 rybnicki Żory Polenlager nr 95 rybnicki Rybnik Polenlager nr 97 rybnicki Pszów Polenlager nr 58 bielski Czechowice Polenlager nr 63 gliwicki Gliwice—Sobieszowice Polenlager nr 93 chorzowski Chorzów Polenlager nr 209 (Królewska Huta) katowicki Siemianowice Śląskie Polenlager nr 10 katowicki Kochłowice Polenlager nr 7 80 raciborski raciborski raciborski raciborski raciborski głubczycki grodkowski niemodliński Rejencja opolska Racibórz—Strzelnica Górzyce Gorzyczki Beneszów * Pogrzebień Kietrz Otmuchów Korfantów Polenlager nr 75 Polerilager nr 168 Polenlager nr 169 Polenlager nr 83 Polenlager nr 82 Polenlager nr 92 Polenlager nr 86 Polenlager nr 85 * Czechosłowacja Polenlagry nie miały odrębnej kolejnej numeracji. Oznaczano je w ramach ogólnej numeracji obozów Volksdeutsche Mittelstelle, na co wskazuje ustalona numeracja obozów dla przesiedleńców niemieckich na Górnym Śląsku. Niemal wszystkie akta zostały celowo zniszczone przez załogi obozów w trakcie pośpiesznej ewakuacji. Na podstawie relacji świadków i zachowanych dowodów można było ustalić, że przeciętny stan więźniów wynosił w obozach mniejszych około 200, w obozach większych — do 1200 osób. Stan ten był płynny i ulegał częstym wahaniom. Jedyna zachowana dokładna ewidencja więźniów obozu w Siemianowicach Śląskich (Polenlager nr 10), która może uchodzić w znacznym stopniu za reprezentatywną dla innych obozów, wykazuje następujące rozwarstwienie społeczne: chłopi — 45,2%, robotnicy — 29%, rzemieślnicy — 5,4%, pracownicy umysłowi — 3,4%, inni — 17% 11S. Obozy dla Polaków objęte były organizacyjnie systemem czterostopniowym, w którym najwyższą instancją był Główny Urząd VoMi, najniższą — kierownictwo obozu. Funkcje ogniw pośrednich spełniały: Dowództwo Operacyjne VoMi dla Górnego Śląska [Einsatzjuhrung Oberschlesien), wyposażone w bardzo szerokie kompetencje, oraz powiatowe dowództwa nad obozami. Istnienie tych ostatnich zidentyfikowano w Raciborzu i w Chorzowie. Nie ulega wątpliwości, że zamierzano dalej rozbudowywać sieć Polen-lagrów. Znajduje to potwierdzenie w zachowanej dokumentacji. Istniejące jednak w latach 1942 i 1943 obozy nie zawsze wystarczały do realizacji bieżących celów politycznych. Zaludnienie obozów ulegało bowiem zmianom na skutek deportacji do pracy niewolniczej w Rzeszy, śmiertelności, wywozu małoletnich samotnych — uznanych za „rasowo wartościowych", przyjęcia Volkslisty — powodującego zwolnienie z obozu oraz sporadycznych wysiedleń do Generalnej Guberni. Zdarzały się również przypadki rozstrzeliwania więźniów przez gestapo. Polenlagry charakteryzował wysoki odsetek więzionych w nich dzieci i młodzieży, bo sięgający — a niekiedy przekraczający — 40% ogólnego 81 stanu więźniów. Tak znaczny odsetek małoletnich nadawał decydujące piętno społeczności obozowej. Zachowane, względnie odtworzone ewidencje wykazują, że w obozie nr 92 w Kietrzu przebywało 28,33% małoletnich, a w obozie nr 10 w Siemianowicach Śląskich 39,41%. Poletilager nr 82 w Pogrzebieniu przekształcono 11 września 1943 roku na obóz dziecięcy, jedyny w tym zespole obozowym m. Przebywało tam 220 dzieci w wieku od 2 tygodni do 16 lat, w tym 12 niemowląt. Te ostatnie przywieziono same, dopiero następnego dnia przybyło 8 matek. Znamienny jest fakt, że na obóz dla dzieci wybrano właśnie Pogrzebień, w którym brak było wody, co potwierdzała korespondencja prowadzona przez władze niemieckie. Jedyną troską i celem rodziców oraz najbliższych było utrzymanie dzieci przy życiu. Było to możliwe tylko w przypadku zdobycia spoza obozu takiej ilości żywności, jaka konieczna była dla uzupełnienia obozowego wyżywienia. Groziły za to surowe kary zarówno dla okolicznej ludności, jak i — jeszcze surowsze — dla więźniów. Za wstąpienie w drodze z pracy do sklepu żywnościowego jeden z mężczyzn, Stanisław Potyczka, został ciężko pobity przez załogę obozu w Czechowicach. Leżał on nieprzytomny przez cały miesiąc. W obozie tym kilkuletnie dziecko, które zaniosło chorej matce swoją porcję mleka i stanęło po raz drugi w kolejce, otrzymało tak silne uderzenie, że straciło przytomność tis. Rodzice dzielili się swoimi racjami żywnościowymi z dziećmi, przenosząc ukryte pod odzieżą kawałki chleba, ziemniaki, marchew, owoce. W obozie w Korfantowie okoliczni mieszkańcy widywali dzieci wyciągające rączki przez druty lub z głębi obozu, błagające o kawałek chleba. Rzadko przysyłane paczki od bliskich były okradane lub też w ogóle nie dochodziły do rąk adresatów. Szczególnie ciężki był los dzieci osamotnionych, ale i te, które miały rodziców, odczuwały bezradność dorosłych w walce o życie. W chorobie — wobec braku lekarstw, brudu, robactwa, zimna — można było liczyć jedynie na siłę obronną własnego organizmu. Przeciwko tyfusowi, paratyfu-sowi i durowi szczepiono jedynie personel obozowy. Dla dzieci brakowało szczepionek, nie mówiąc już o dorosłych. Dowódca operacyjny Centrali Przesiedleńczej Niemców Etnicznych dla Górnego Śląska SS-Ober-sturmfuhrer Lechner wyraził w jednym z urzędowych pism pogląd, że Polacy przebywający w obozach stanowią w aspekcie epidemiologicznym znacznie mniejsze niebezpieczeństwo dla ludności niemieckiej niż wtedy, gdy przebywają na wolności. Niezwykle tragiczne były chwile, gdy rodzice musieli patrzeć na śmierć swych dzieci lub gdy dzieci były świadkami zgonu rodziców czy rodzeństwa. Kilkuletniemu Edwardowi Potyczce utkwiła na zawsze w pamięci następująca soena z obozu w Czechowicach: 82 „Komendant obozu w obecności innych SS-manów zawiadomił nas, że nasza matka zmarła — jak to określił — na raka. Zaprowadził nas następnie na korytarz, gdzie w trumnie zbitej z desek leżały przykryte kocem zwłoki matki. Na moment ściągnął z niej koc. Matka miała 36 lat. Zapamiętałem to, gdyż ojciec wielokrotnie powtarzał mi, bym datę tę zapamiętał, a także, że matka nie zmarła na raka, a z głodu i wycieńczenia" 118. Dziecięcy dramat przeżyła w obozie w Kietrzu Maria Uroda z Buczko- wic. „(...) po kilku miesiącach pobytu, w grudniu 1943 roku matka moja urodziła córkę, której nadano imię Jadwiga. Dziecko to zmarło po pięciu miesiącach, przechodząc ciężkie choroby, takie jak owrzodzenie ciała i zapalenie płuc. Śmierć małej Jadzi, która nastąpiła w męczarniach, była moją pierwszą wielką tragedią. Zwłoki dziecka tuliłam do siebie i wołałam «xńe dam dziecka». Pogrzebano je na miejscowym cmentarzu, jednak bez oznaczenia grobu, którego nie można obecnie znaleźć"117. Wyjątkowo tragiczna okazała się sytuacja dzieci, które w wyniku Ak-tion-Oderberg aresztowane zostały w Zagłębiu Dąbrowskim nocą z 11 na 12 sierpnia 1943 roku. Rodziców zesłano do obozów koncentracyjnych, a dzieci w liczbie ok. 200 umieszczono w Polenlagrach — początkowo w Pogrzebieniu, następnie kolejno w Łyskach, Kietrzu, Gorzyczkach, Górzycach, Beneszowie i wreszcie w Boguminie. Stąd wywieziono je już w zmniejszonej znacznie liczbie do obozu w Potulicach 118. Ludność miejscowa doszła wkrótce do przekonania, że w obozach nie przebywają „bandyci i przestępcy" — jak głosiła propaganda niemiecka — i zaczęła udzielać Polakom czynnej pomocy, przede wszystkim w dożywianiu. Rolnicy dokarmiali w ścisłej tajemnicy pracujących u nich robotników z obozu. Odwożenie dzieci do pracy na roli pod dozorem fornala oznaczało, że otrzymają one od gospodarza pożywienie — zazwyczaj trochę mleka i chleb. Obecność żandarma wykluczała posiłek. W Pogrzebieniu udawało się niekiedy dzieciom przedostać przez druty obozowe. Szły wówczas do miejscowego kościoła, gdzie na ławkach oczekiwał na nie chleb, przygotowany przez mieszkańców. Wszystko to jednak nie wystarczało, by uchronić wątłe organizmy dziecięce przed stopniowym wyniszczeniem. Toteż największa śmiertelność panowała w obozach wśród dzieci właśnie i ludzi w podeszłym wieku, najmniej odpornych na skutki życia obozowego. Rolnik z Koconia w powiecie żywieckim, którego osadzono w obozie nr 10 w Siemianowicach Śląskich z czworgiem dzieci, stracił tam dwuletnią córkę Krystynę i rocznego syna Jana. Dzieci te zmarły po dziesięciu miesiącach pobytu w obozie. W styczniu 1943 roku przywieziono do obozu kobietę z dwojgiem dzieci w wieku około roku i 2 lat. Powiadomiono ją, że mąż jej wysadził w powietrze pociąg jadący z Krakowa do Lublina. Matkę wywieziono następnie do 6» 83 obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, a dzieci pozostawiono w obozie w Siemianowicach Śląskich u9. Wyżywienie małoletnich, tak jak dorosłych, składało się z czarnej gorzkiej kawy zbożowej i kromki chleba na śniadanie, ziemniaków, kapusty, brukwi lub buraków w południe — czasem barszczu lub tzw. Ein-topfu, bardzo rzadko z kawałkiem pokrojonego mięsa. Wieczorem ponownie była kawa i chleb. Maleńkie dzieci otrzymywały „jedzenie dziecięce" (Kinderessen), na które składało się pół litra odciąganego mleka oraz rzadki grysik gotowany na wodzie. Dzieciom zatrudnionym nie wolno było }a-dać w miejscu pracy, na obiad doprowadzano je pod eskortą do obozu. Praca obowiązywała małoletnich od lat 14, w niektórych obozach — od lat 12. Poniżej tego wieku miała ona charakter dobrowolny i dzieci mogły zgłaszać się do niej ochotniczo. Korzystały z tego nawet ośmiolatki, oznaczało to bowiem pobyt na powietrzu, a czasami lepsze jedzenie. Dzieci zatrudnione w gospodarstwach rolnych lżej pracowały, natomiast w zakładach i przedsiębiorstwach produkcyjnych warunki pracy były nieludzkie, a praca przekraczała ich siły. Wystarczy to przytoczyć zeznanie 14-letniej Danuty Uroda: „(...) w obozie pracowałam w mleczarni w Kietrzu i do pracy udawałam się już o 3.15 rano, a wracałam o zmroku. Śniadanie jadłam rano w formie suchego prowiantu. Na obiad odprowadzano nas pod eskortą do obozu. W mleczarni warunki pracy były niezwykle ciężkie, gdyż zatrudniona byłam jako pomoc palacza, a raz byłam już wycieńczona do tego stopnia, że upadłam ładując węgiel na dworze i nie byłam w stanie podnieść się. Po jakimś czasie odnaleziono mnie w śniegu zmarzniętą i zdołano odratować". Młodsza od niej o trzy lata siostra Maria również ciężko pracowała. Oto jej wspomnienia: „(...) mając wtedy 11 lat musiałam ciężko pracować poza obozem, początkowo w cegielni, gdzie nosiłam i układałam cegły, często mając poranione ręce. Następnie pracowałam w składzie z węglem, gdzie układałam brykiety, później kierowano mnie do różnych osób do pracy na terenie miasteczka Kietrza: w młynie miejscowym i na cmentarzu (...). Przy wszystkich tych pracach zatrudniona byłam od 6 rano do co najmniej 16. Czasami jakieś robotnice niemieckie w fabryce dawały mi po kryjomu coś do zjedzenia w czasie przerwy obiadowej" an. Chłopiec imieniem Wladek z obozu nr 7 zginął w wypadku podczas pracy u gospodarza w Kochłowicach. Spadł z furmanki i został przez nią przejechany. Z tego samego obozu zginęła — pracując w kopalni — dziewczynka imieniem Zenobia, przejechana przez wózki kopalniane. Wyniszczenie małoletnich przez pracę stanowiło jedną z zaplanowanych metod ludobójstwa w hitlerowskich obozach. Inną formą było znęcanie się fizyczne i psychiczne nad więźniami. We wszystkich Polenlagrach istniały pomieszczenia przeznaczone na karcery — zwykle ciemne bunkry o betonowych posadzkach. W Siemianowi- 84 cach urządzono karcer w dawnym pomieszczeniu przeznaczonym do chowu świń. Do jego wnętrza prowadziły żelazne drzwi z zakratowanym okienkiem, które po zamknięciu okiennicą zaciemniało całkowicie pomieszczenie. Wewnątrz znajdowała się prycza bez słomy i siennika. Pożywienie dostarczano więźniom raz dziennie bądź wcale. Dzieci karano na równi z dorosłymi za najdrobniejsze nawet przewinienia. W obozie siemianowickim przebywał chłopiec wraz z ojcem, rolnikiem ze Siemienia. Syn stawił opór bijącemu go Lagerfuhrerowi. Za karę został zamknięty w piwnicy. Wyłamał się i został ponownie uwięziony na kilka dni. Widziano, że miał powybijane zęby. W najbliższą niedzielę podano na apelu do wiadomości, że chłopiec został powieszony w Mysłowicach la. Kara chłosty stanowiła „łagodniejszy środek wychowawczy". Wymierzona ona została trzem chłopcom w wieku poniżej 12 lat, którzy dopuścili się próby ucieczki z obozu rybnickiego. Ustawieni pod płotem z kolczastego drutu zostali ciężko skatowani przez komendanta obozu. Zbigniewa Romowicza, liczącego wówczas 12 lat, który nie dość szybko wykonał wydane mu polecenie, zamknięto w lochu piwnicznym w Kietrzu, gdzie przebywał dwie doby wraz ze zwłokami czterech staruszek122. Dzieci — tak jak dorośli — podlegały odpowiedzialności zbiorowej. Jeżeli w którymś z pomieszczeń zauważono nieporządki, kara spadała na wszystkich bez względu na granicę wieku, jak to miało miejsce w obozie w Gorzyczkach, gdzie więźniowie zmuszeni byli siedzieć nieruchomo przez kilka godzin na śniegu i mrozie 123. Zorganizowane nauczanie, w sensie nauki szkolnej, w obozach nie istniało. W pewnym okresie w Pogrzebieniu umieszczano dzieci w czasie nieobecności matek w jednej z większych sal, gdzie pod opieką polskiej nauczycielki bawiły się i uczyły po kryjomu polskich piosenek. W Kietrzu trzy polskie nauczycielki uczyły dzieci rachunków oraz polskich wierszyków i piosenek. Lekcje odbywały się w brudnych, zimnych pomieszczeniach, a dzieci siedziały na podłodze bez przyborów szkolnych. W obozie w Gorzyczkach dwie polskie nauczycielki uczyły potajemnie dzieci czytania i pisania oraz geografii. Uwzględniając całokształt hitlerowskiej polityki ludnościowej i jej realizację można przyjąć następującą definicję Polenlagrów: Obozy te były miejscem uwięzienia i pracy niewolniczej. Zarządzane przez organizację SS, przeznaczone były wyłącznie dla ludności polskiej, z reguły dla całych rodzin, bez ograniczenia dolnej lub górnej granicy wieku. Zorganizowano je na terenach inkorporowanych przez III Rzeszę, w obrębie tzw. Prowincji Górnośląskiej, po uprzedniej grabieży mienia i warsztatów pracy ludności polskiej. Były one instrumentem bezprawnego i bezterminowego odosobnienia, wywierania nacisku, stosowania terroru politycznego i odpowiedzialności zbiorowej oraz przymusowego wynaradawiania Polaków. 85 Instytucja Volksdeutsche Mittelstelle (VoMi) postawiona została w stan oskarżenia w 8 procesie norymberskim jako jedna z czterech organizacji zbrodniczych w łonie SS. W uzasadnieniu aktu oskarżenia stwierdzono, że obozy administrowane przez VoMi, w których przebywało wiele tysięcy ludzi, nie różniły się zbytnio od innych obozów koncentracyjnych 124. 12. „ZAKŁADY WYCHOWAWCZE" NA OBSZARACH TZW. PROWINCJI GÓRNOŚLĄSKIEJ Swoiste metody wychowawcze stosowano na Śląsku wobec małoletnich chłopców, którzy rokowali nadzieje na zniemczenie oraz wcielenie do formacji wojskowych. Celom tym służyły zakłady w Grodkowie — w byłej rejencji opolskiej i w Cieszynie. W zasadzie nie różniły się one od hitlerowskich obozów. Podlegały bezpośrednio Krajowemu Urzędowi do Spraw Młodzieży w Katowicach (Landesjugendamt), którego kierownictwo sprawował znany z wrogiego stosunku do Polaków Alwin Brockmann. Zakład w Grodkowie nosił nazwę Krajowy Zakład Wychowawczy (Landes-Erziehungsanstalt — Dienststelle der Verwaltung des Oberschle-sischen Provinzialverbandes) i miał dwie filie — w Nowej Małej Wsi i w Starym Grodkowie. Ponadto zakładowi temu podlegały cztery oddziały umiejscowione w Blachowni, Koźłu, Gliwicach i Katowicach. Przeciętny stan wychowanków w zakładzie macierzystym i obu filiach wynosił około 600 chłopców, w Blachowni przebywało przeciętnie 120 chłopców, w Koźłu — 50, w Gliwicach — 60, a w Katowicach — 30. W oparciu o szczegółowe zeznania pracownika zakładu w Grodkowie, Stefana Kałuży, ustalono, że przebywały tam dzieci polskie, których rodzice zostali aresztowani lub zesłani do obozów koncentracyjnych, bądź też odmawiali przyjęcia Yolkslisty. Umieszczano tam również dzieci za publiczne używanie języka polskiego,.odmowę uczęszczania do niemieckiej szkoły i demonstrowanie polskości. Regulamin zakładu nakazywał używanie wyłącznie języka niemieckiego, choć 40—60 % dzieci w ogóle nie znało go. Posługiwanie się językiem polskim karane było publicznie dotkliwą chłostą, wymierzaną zazwyczaj w soboty wieczorem lub w niedzielę rano. Stosowano ją zresztą za najdrobniejsze przewinienia, takie jak kradzież marchwi, brukwi, wymianę żywności za papierosy. Wychowankowie zakładu, a faktycznie więźniowie, otrzymywali od 5 do 25 uderzeń bykowcem, z tym że przy większej ilości wykroczeń kumulowano kary, dochodzące niekiedy do 100 uderzeń. Chłopcy popadali w stan omdlenia po 25 uderzeniach. Grodkowska instytucja koszarowała chłopców w wieku od 8 do 19 lat, podzielonych na 14 — w pewnym okresie 16 — grup, każda po 30 osób z przydzielonym „wychowawcą". Czas wypełniano trzy- czterogodzinną nauką i wielogodzinną ciężką pracą w gospodarstwie rolnym obejmującym 350 ha oraz w zakładowych działach gospodarczych: kuchni, pralni, piekarni. Apele odbywały się dwa razy dziennie: rano o 6.30 i wieczorem o 19.00, tj. po zakończeniu pracy, którą rozpoczynano o 7.00. Na śniadanie chłopcy dostawali jedną kromkę chleba razowego posmarowanego marmoladą, którą nazywali Hitlerspeck (słonina Hitlera), drugą cienką kromkę chleba bez omasty i kawę zbożową, słodzoną sacharyną. W dzień powszedni obiad składał się z jednego dania — zupy gotowanej z brukwi, buraków, kapusty, rzepaku lub pokrzywy zbieranej na folwarku przez chłopców. W niedzielę wydawano jeszcze drugie danie, zazwyczaj ziemniaki z sosem i kawałek mięsa. Na kolację — ziemniaki w łupinach, nieco sera i kawę zbożową. W zakładzie nie wolno było nosić własnych ubrań. Chłopcom wydawano odzież jednakowego kroju i koloru, co utrudniało ucieczki. Zdarzały się one jednak od czasu do czasu, a schwytanych przekazywano do więzienia w Wołowie, skąd już nie powracali do zakładu. Dalszy ich los nie był znany. Zakład w Grodkowie, który nieoficjalnie nazywano więzieniem dla młodocianych, miał na celu germanizowanie chłopców polskiej narodowości i wcielanie ich po ukończonym 17 roku życia do wojska. Jeżeli ktoś pragnął szybciej opuścić zakład, mógł to osiągnąć przez dobrowolne zgłoszenie się do służby wojskowej. Za większe przewinienia zamykano chłopców w karcerze, mieszczącym się w betonowym bunkrze. Henryk Kramarczyk, urodzony w Katowicach i liczący wówczas 15 lat, tak opisuje stosowane przez „wychowawców" kary: „Po przesłuchaniu mnie zostałem z powrotem zamknięty do karceru, skąd codziennie wyciągano mnie na tak zwane przesłuchy o powyższej sprawie. Każdorazowo byłem bity do utraty przytomności i z powrotem wrzucany do betonowego karceru. Trwało to 10 dni, tj. do chwili, gdy wyciągnięto mnie nieprzytomnego z obustronnym zapaleniem płuc i wysoką temperaturą. Bicie było nagminne za najmniejsze przekroczenie przepisów. Dzieci stamtąd wychodziły kalekami. Karcer ten nie był dla ludzi, gdyż urągał wszelkim przepisom zdrowotnym" 125. Od czasu do czasu zakład odwiedzany był przez kierownika Krajowego Urzędu do Spraw Młodzieży (Landesjugendamt) w Katowicach, Alwina Brockmanna. Podczas wizytacji wybierał on 15—20 chłopców o jasnych włosach i niebieskich oczach. Opuszczali oni zakład w nieznanym kierunku. Jeden z wychowawców dał do zrozumienia, że „chłopcy ci idą w dobre ręce i będzie im dobrze". Do zakładu przyjeżdżała również komisja lekarska, która przeprowadzała „badania rasowe". Pomiędzy zakładem grodkowskim a zakładem o identycznym charakterze w Cieszynie przy ulicy Frysztackiej (obecnie Cieszyn Czeski) istniały bliskie powiązania. Część wyszkolonego personelu z Grodkowa wysłano 87 do Cieszyna. Stan dzienny wynosił tu około 400 chłopców, niekiedy przenoszonych do innych zakładów. Z Cieszyna wysyłano również chłopców do prac przymusowych w zakładach chemicznych w Blachowni Śląskiej koło Kędzierzyna. Przebywali tam w barakach otoczonych drutami kolczastymi i byli pilnowani przez żołnierzy Wehrmachtu. Musieli pracować tak jak dorośli, w ciężkich, wyniszczających warunkach. Pobyt w zakładach w Grodkowie i Cieszynie pozostawił trwałe ślady w psychice młodocianych „wychowanków". Ilu z tych, których wcielono do Wehrmachtu, zginęło na frontach za obcą im i wrogą sprawę, nikt już zapewne nie zdoła ustalić. 13. ŻŁOBKI, OBOZY I „OCHRONKI" DLA OBCOKRAJOWYCH DZIECI URODZONYCH W NIEMCZECH Dzieci, które urodziły się w Niemczech z matek wywiezionych na przymusowe roboty, stanowiły dla administracji hitlerowskiej poważny problem. Miarą jego zasięgu może być fakt, że w pierwszych latach powojennych na polecenie alianckich władz okupacyjnych administracja niemiecka przekazała około 40 000 metryk urodzenia dzieci polskich w samych tylko strefach amerykańskiej i brytyjskiej. Na podstawie zarządzeń Heinricha Himmlera oraz Leonarda Contiego, ministra zdrowia Rzeszy, stosowano powszechne przymusowe przerywanie ciąży u wszystkich Polek i robotnic „wschodnich" wówczas, gdy w wyniku badań ojca i matki nie spodziewano się urodzenia dziecka „rasowego". Gauleiter Fritz Sauckel, generalny pełnomocnik do spraw zatrudnienia w III Rzeszy, wydał 20 marca 1943 roku zarządzenie zabraniające robotnicom ze „Wschodu" i Polkom będącym w odmiennym stanie powrotu do swych krajów na okres rozwiązania. Szpitale zaś i zakłady położnicze dla ludności niemieckiej nie przyjmowały robotnic brzemiennych, na skutek zarządzenia ministra zdrowia. W przypadku urodzenia „niepożądanego rasowo" dziecka umieszczano je w specjalnym żłobku, obozie czy „ochronce", które na pisemne polecenie Himmlera z 9 października 1942 roku miały nosić „górnolotne nazwy", by stworzyć pozory solidności tych instytucji. Stąd też określano je jako pogotowia opiekuńcze, zakłady opiekuńczo-wychowawcze, punkty opieki nad dziećmi obcokrajowymi, obozy przejściowe dla celów obserwacyjnych itp. (Kindersammelstiitte fur die Ausldndische Kinder, Polen-Ent-bindungs- und Kinderheime, Ausldnderkinderlager, Ausldnderkinder-pflegestatten). Z braku zarówno opieki lekarskiej i pielęgniarskiej, jak i najprymitywniejszych choćby urządzeń sanitarnych, a przede wszystkim 88 przez systematyczne i celowe głodzenie niemowląt, zakłady te stały się ośrodkami masowej śmierci126. Ten aspekt walki biologicznej z narodami podbitymi nie został bliżej zbadany bezpośrednio po zakończeniu działań wojennych, kiedy można było zebrać konkretne dowody ludobójstwa. Te, którymi dysponujemy dziś, są szczupłe i fragmentaryczne. Wspomniane wyżej ośrodki urządzone były bądź w pomieszczeniach specjalnych, pozostających pod zarządem Głównego Urzędu Opieki NSDAP, bądź w obozach dla deportowanych robotników cudzoziemskich, nadzorowanych przez Niemiecki Front Pracy — Deutsche Arbeits Front (DAF) i właścicieli przedsiębiorstw, wreszcie w osobnych pomieszczeniach na wsi dla dzieci robotnic zatrudnionych w rolnictwie. W ośrodkach tych umieszczano dzieci przymusowo, matkom zabroniono odwiedzać je lub zezwalano na odwiedziny sporadycznie. Bardziej szczegółowe dane zdołano zebrać o zakładzie położniczym w Brunszwiku (Braunschweig) przy ulicy Broitzenerstrasse nr 200, któremu nadano nazwę Entbindungsheim Broitzen. Zakład ten — uruchomiony z inicjatywy Niemieckiego Frontu Pracy 10 maja 1943 roku — czynny był do końca wojny i pozostawał pod kontrolą miejscowych czynników politycznych, które sprawowały nadzór ogólny nad całością. Gospodarcze i finansowe kierownictwo zakładu objęła miejscowa Kasa Chorych, a od lipca 1944 roku — Izba Przemysłowo-Handlowa w Brunszwiku, z ramienia której funkcję tę objęła firma „Struck und Witte" z siedzibą w tym mieście. Zakład mieścił się w dwóch barakach, z których jeden był zrujnowany, w drugim natomiast przeznaczono dla matek i mających przyjść na świat niemowląt jedynie trzy pomieszczenia. Pozostałe przejęli pracownicy zakładu z przeznaczeniem na kuchnię i umywalnię. Poza kierownikami zakładu, Karolem Móse oraz Gertrudą Becker, personel sanitarny — zresztą nie przeszkolony — składał się z robotników przymusowych. Przez pewien czas funkcję lekarza pełnił dr Sandor, z pochodzenia Czech, a następnie dr Gryzemko, Rosjanin. Rola ich w tych warunkach ograniczała się z konieczności do stwierdzania zgonów. Warunki higieniczne i sanitarne zakładu były zdaniem Karola Móse, przesłuchiwanego w śledztwie, „nie do opisania": brak było pościeli, koce zawszone, w kącie leżały brudne koce ze śladami ekskrementów niemowlęcych, baraki brudne, zapluskwione. Zmarłe noworodki usuwano do łazienki, gdzie leżały po kilka dni, a nawet dłużej — niekiedy już w stanie rozkładu — w kartonach po margarynie. Zabierano je stąd do spalenia lub pogrzebania. Dwukrotne odpluskwianie baraków nie odniosło skutku, a śmiertelność noworodków była nadal bardzo wysoka. Matki wysyłano z powrotem do pracy po 8—9 dniach i zabraniano kontaktowania się z dzieckiem, które umieszczano w osobnym baraku. Zdarzały się wypadki, że matki zabierały noworodki do siebie — początkowo za 89 zgodą kierowniczki, później po kryjomu i bez jej zgody. Kierownik DAF, Mauersberg, wydał wówczas zarządzenie zmuszające matki do oddania wszystkich dzieci urodzonych zarówno w zakładzie, jak i poza nim m. Dlatego też przez pewien czas przebywały tam również dzieci starsze. Przyczyną tego zarządzenia była przede wszystkim chęć usunięcia wszelkich przeszkód ograniczających wydajność pracy matek. Kreisobmann Mauersberg i Kreisleiter Heilig — nadzorujący zakład z ramienia DAF — bywali czasami na inspekcjach. Funkcje ich jednak ograniczały się z reguły do wydawania zakazów, jak to miało miejsce w listopadzie 1944 roku podczas inspekcji stanu żywnościowego. Kreisleiter Heilig zauważył wówczas kosz z ok. 120—150 jajami, przeznaczonymi dla zakładu. Heilig polecił odstawić kosz do „Braunes Haus", miejsca swego urzędowania, ze słowami: Was, die sollen Eter essen? Unsere deutschen Miitter bekomvien auch keine Eier (Co, oni mają jeść jajka? Nasze niemieckie matki także nie otrzymują jajek). Następnie zakazał wydawania mleka dla noworodków 128. Przesłuchani w celu wyjaśnienia zastraszającej śmiertelności niemowląt i dzieci lekarze niemieccy, którzy w czasie wojny mieli formalny nadzór nad zakładem, twierdzili, że przyczyną tego była choroba znana pod nazwą „hospitalismus". Choroba ta, jak wyjaśniono, rozwija się w wyniku złego lub nieumiejętnego sztucznego odżywiania dzieci, prymitywnych warunków higienicznych i mieszkaniowych, w których na skutek dużego zagęszczenia dzieci zakażenie jest prawdopodobniejsze, oraz z powodu braku fachowego personelu sanitarnego. Opinia tych lekarzy zmierzała do usprawiedliwienia przestępczej działalności ludzi odpowiedzialnych za śmierć dzieci w zakładzie. W pierwszym okresie, a więc od maja 1943 do lipca 1944 roku, na 253 noworodków urodzonych w zakładzie zmarło 174. W okresie, kiedy zarząd spoczywał w rękach firmy „Struck und Witte", zmarło 154 niemowląt. Brak dokumentacji z tego okresu (uległa ona zniszczeniu wraz z innymi aktami tej firmy pod koniec wojny) nie pozwala na dokładne ustalenie liczby zgonów, a dane zaczerpnięto jedynie z akt urzędu stanu cywilnego. Kierowniczka Gertruda Becker wyjaśniła przed władzami alianckimi, że na łączną liczbę 800 dzieci urodzonych w zakładzie w Brunszwiku zmarło 400, w tym 200 dzieci polskich i 200 rosyjskich oraz ukraińskich. W ostatnim okresie umierało prawie każde niemowlę. Przyczynę śmiertelności niemowląt wyjaśnia tajne pismo Głównego Urzędu Opieki Społecznej NSDAP z 11 sierpnia 1943 roku, podpisane przez SS-Gruppenfiihrera Hilgenfeldta, skierowane do Himmlera i dotyczące zaopatrzenia dzieci obcokrajowców, przebywających w podobnym zakładzie w Spital am Phyrn, o nazwie Sauglingsheim fur Sauglinge und Klein-kinder von Ostarbeiterinnen im Spital am Phyrn 129. Oto węzłowe fragmenty tego pisma: 90 „Podczas inspekcji stwierdziłem, że wszystkie znajdujące się w tej ochronce niemowlęta były niedożywione. Jak informował mnie SS-Oberfiihrer Langoth [kierownik urzędu okręgowego NSDAP — aut.], na podstawie decyzji prowincjonalnego urzędu wyżywienia przydziela się ochronce jedynie po pół litra pełnego mleka i po pół kostki cukru na jedno niemowlę dziennie. Na takich racjach niemowlęta muszą zginąć z niedożywienia. Poinformowano mnie, że w sprawie wychowania tych niemowląt istnieje rozbieżność zdań. Jedni uważają, że dzieci robotnic wschodnich powinny umrzeć, inni — że należy je wychować. Ponieważ dotychczas nie doszło w tej kwestii do zajęcia wyraźnego stanowiska, a — jak mi powiedziano — «chodzi o zachowanie pozorów wobec robotnic wschodnich* — daje się niemowlętom wyżywienie niewystarczające, przy którym muszą one zginąć w ciągu kilku miesięcy (...) Są tu dwie możliwości. Albo nie chce się, aby dzieci pozostały przy życiu — a wówczas nie można zgładzać ich powolnie i w ten sposób odciągać jeszcze wiele litrów mleka z powszechnej aprowizacji, istnieją bowiem sposoby, aby uczynić to bez dręczenia i bezboleśnie. Albo też zamierza się dzieci te wychowywać, aby później móc je wykorzystać jako siłę roboczą. Wówczas należy je odżywiać w taki sposób, aby kiedyś stały się pełnowartościowe dla pracy (...). Proszę Pana, wielce Szanowny Panie Reichsfiihrerze SS, o zajęcie się tą sprawą i o powzięcie zasadniczej decyzji. Jest ona potrzebna także dlatego, że zamierza się założenie wkrótce żłobka dla robotnic wschodnich, gdyż zakład znajdujący się w Spital am Phyrn i mający obecnie 62 niemowląt jest przepełniony i nie może już przyjmować więcej niemowląt" 130. Odpowiedź Heinricha Himmlera na owo pismo nie jest znana, dalsze jednak losy tego rodzaju zakładów wskazują, że nic się tu nie zmieniło. Nie jest również znany do końca los dzieci, które przeżyły. Wiadomo tylko, że około 200 matek porwało swe dzieci z kliniki NSV z chwilą zbliżania się wojsk amerykańskich. Obóz dla dzieci polskich i zakład położniczy w Laberweiting (Polen-kinderlager und Entbindungsheim Laberweiting) założony został w sierpniu 1944 roku przez Kreisleitera powiatu Rottenburg — Mendlera. Obóz ten przeznaczony był dla dzieci i robotnic polskich z powiatów Mallersdorf i Rottenburg. Urządzenia sanitarne i warunki bytowe były w nim podobne jak w zakładzie w Brunszwiku. Bezpośrednio po założeniu zakładu przeniesiono tam 25 dzieci — przebywających poprzednio w zakładzie Mallersdorf — z których jeszcze w tym samym miesiącu zmarło 14. Na ogólną liczbę 60 do 70 urodzonych w Laberweiting dzieci zmarło 40. Wiadomości o ośrodku dla niemowląt nazwanym Sduglingsstation Voerde-West zachowały się jedynie z zeznań kierownika obozu pracy Voerde-West, Lorenza Schneidera m. Przejął on ten obóz w kwietniu 1944 roku i w tym czasie uruchomiono ośrodek dla niemowląt, w którym umieszczono nowo urodzone dzieci robotnic ze Wschodu. Liczba dzieci z 35 wzrosła w sierpniu tego roku do 138. Od października 1944 do stycznia 1945 roku zmarło ok. 50 dzieci w wieku od 1 do 8 miesięcy, a więc ponad 40%. Więcej niż połowa dzieci zmarła z niedożywienia, które w świadectwie zgonu oznaczano jako ogólne osłabienie (allgemeine Schwache). 91 Lorenz Schneider stwierdził, że był „przeraź my wielką liczbą umierających dziennie dzieci", przypuszczał więc, że istnieje jakiś plan, aby pozwolić dzieciom tym umierać. Ukraiński lekarz obozowy dr Koleśnik mówił mu, że śmiertelność spowodowana była brakiem mleka, tłuszczów i środków odżywczych. Dzieci rodziły się już słabe, ponieważ matkom nie przysługiwały w okresie ciąży żadne dodatki żywnościowe. Ze strony firmy Kruppa nie przeprowadzano żadnych dochodzeń w sprawie wysokiej śmiertelności dzieci, jakkolwiek jej przedstawiciele byli o tym poinformowani. Dane o żłobku dla dzieci obcokrajowych w Velpke nazwanym Kinder-heim Velpke dostarczyli obywatele niemieccy zamieszkali w tej miejscowości. Zakład powstał w kwietniu 1944 roku, a nadzór nad nim sprawował kierownik powiatowy (Kreisleiter) NSDAP. Dzieci oddawano przymusowo do żłobka. W czerwcu 1944 roku przebywało tam 54 niemowląt narodowości polskiej i — przypuszczalnie — także innych narodowości. Nie ustalono ogólnej liczby dzieci, które przebywały w tym zakładzie, wiadomo tylko, że w okresie od 10 maja do 25 grudnia 1944 roku zmarło tam 84 dzieci. Najczęściej podawaną przyczyną zgonu były „gastroenteritis" i ogólne osłabienie. Rolę, jaką spełniał ten żłobek, charakteryzuje historia ośmiomiesięcznego polskiego dziecka, Brunona, syna Weroniki Plutkackiej. Matka, obawiając się o życie małego Brunona, nie chciała umieścić go w zakładzie i ukryła go w czerwcu 1944 roku u Niemki Emmy Hoppe w Velpke. Po trzech dniach zjawił się u czasowej opiekunki miejscowy burmistrz Noeth wraz z Ortsgruppenleiterem NSDAP Miillerem, którzy zmusili ją do natychmiastowego oddania dziecka. Emma Hoppe, odnosząc dziecko do żłobka, zostawiła dlań butelkę mleka. Następnego dnia stwierdziła jednak, że dziecko mleka nie otrzymało. Leżało ono na ogólnej sali, na straszliwie brudnym sienniku, w zupełnym zaniedbaniu. Po trzech tygodniach, kiedy na wiadomość o zachorowaniu dziecka matka chciała je zobaczyć w żłobku, zakazano jej odwiedzin. W dwa tygodnie później Brunon Plutkacki zmarł, a o jego śmierci zawiadomiono matkę dopiero po pogrzebie 1S2. W zakładzie dla dzieci w Burgkirchen/Alz zmarło w okresie od marca 1944 do maja 1945 roku 152 dzieci urodzonych z deportowanych robotnic ls3. Wiadomo również, że setki niemowląt — dzieci robotnic ze Wschodu — urodziło się w obozie dla kobiet ciężarnych w Pfaffenwald Kreis Hersfeld. Ich los nie jest znany. Strzępy dowodów z kilku znanych ośrodków „opieki" nad urodzonymi w III Rzeszy dziećmi obcokrajowców, przede wszystkim z zatrudnionych niewolniczo matek narodowości polskiej, tworzą wstrząsający obraz. Czekała je zagłada lub praca niewolnicza, albo też — jeżeli w ogóle zdołały przeżyć — przymusowe zniemczenie w przypadku stwierdzenia „dobrej rasy". 92 14. ZBRODNIE POPEŁNIONE NA DZIECIACH I MŁODZIEŻY W SZPITALU PSYCHIATRYCZNYM W LUBLIŃCU Do eksterminacji dzieci włączyła się także niemiecka służba zdrowia, a lekarze hitlerowscy odegrali decydującą rolę w realizacji tzw. programu eutanazji. Zagadnienie eugeniki wprowadził Hitler do programu NSDAP w lipcu 1933 roku. Wyszła wtedy ustawa o zabezpieczeniu przed dziedzicznie chorym potomstwem, sankcjonująca „śmierć z litości" nieuleczalnie chorych psychicznie, a jednocześnie dająca pretekst do tępienia ras uznanych za „mniej wartościowe" 134. Przykładem są zbrodnie popełnione w Lublińcu. We wrześniu 1939 roku polski Państwowy Szpital dla Psychicznie i Nerwowo Chorych w Lublińcu, przy ulicy Grunwaldzkiej 48, otrzymał nazwę Landes-Heil-und Pfleganstalt. Kierownictwo nad zakładem powierzono 17 września 1939 roku niemieckiemu lekarzowi dr. Ernestowi Buchalikowi. W drugiej połowie 1942 roku w szpitalu zorganizowano Jugend-Psy-chiatrische Klinik. Organizacyjnie składała się ona z dwóch oddziałów: „A", pełniącego rolę diagnostycznego, i „B", terapeutycznego. W tym też okresie nadszedł pierwszy transport, liczący ok. 20 dzieci, prawdopodobnie z Saksonii. Następne transporty nadchodziły z Niemiec, z Polski centralnej oraz ze Śląska. Przysyłano tu dzieci obojga płci, zasadniczo w wieku od roku do 14 lat, z przewagą dzieci powyżej 7 lat, choć zdarzały się przypadki przysyłania dzieci w wieku poniżej roku, jak również liczących 16, a nawet 18 lat. Wszystkie kierowane do zakładu dzieci trafiały do oddziału „A". Poddawano je tam przez okres kilku miesięcy obserwacji psychiatrycznej oraz badaniom i zabiegom. Ostateczna diagnoza dzieliła je na minimalnie upośledzone lub trudne do prowadzenia oraz na dotknięte nabytym bądź wrodzonym niedołęstwem. Ostatnią grupę dzieci z reguły kierowano na oddział „B", gdzie w większości zostały uśmiercone. Spośród 256 małych pacjentów tego oddziału zmarło 194, czyli ok. 76%. Już sam fakt tak zastraszająco wysokiej śmiertelności musiał nasunąć podejrzenie nienaturalności zgonów. Dzięki odnalezieniu po wojnie podręcznego zeszytu zatytułowanego „Me-dizin-Kinder-Abteilung B", który prowadził personel medyczny oddziału, ustalono, że dzieci z tego oddziału przez dłuższy lub krótszy okres poprzedzający zgon otrzymywały związki kwasu fenyloetylobarbitur owego, który podawano doustnie w postaci luminalu. Pacjentom aplikowano ogółem od 0,1 do 165 g luminalulss. Karty zeszytu w kolumnach poziomych posiadają rubryki odpowiadające dacie kalendarzowej poszczególnych dni, w których notowano w gramach wysokość dawek. Rubryki te korespondują z nazwiskiem pacjenta w rubryce pionowej. Pierwszy zapis datowany jest 15 sierpnia 1942 roku, osta- 93 tni — 31 października 1944. We wszystkich przypadkach jednorazowo aplikowana dzieciom ilość barbituranów dwu-, trzy-, a nawet czterokrotnie przekraczała dawkę leczniczą. W każdym przypadku zgon następował bezpośrednio po ostatnim dawkowaniu. Na przykład Henryk Zielonka, lat 10, przy dopuszczalnej dawce leczniczej wynoszącej na dobę 0,13 g, otrzymał dawkę 0,30 g, a więc przeszło dwukrotnie większą. Zmarł po 10 dniach. Jan Labuda, lat 5, otrzymał dawkę przeszło trzykrotnie większą od leczniczej. Zmarł po 10 dniach. Wszystkie okoliczności bezspornie wykazują istnienie bezpośredniego związku przyczynowego pomiędzy dawkowaniem barbituranów a zgonem dzieci. Związek ów wyrażał się w tym, że stosowanie nadmiernych dawek luminalu powodowało przewlekłe zatrucie organizmu i jego stopniowe wyniszczenie, aż do wystąpienia powikłań chorobowych, które ostatecznie powodowały śmierć. Lekarze polscy, dr Kazimiera Marxen i Hipolit Łatyń-ski, którzy po wojnie podjęli próbę odtworzenia mechanizmu działania lu-biinieckiej kliniki śmierci, tak oto relacjonują: „Podawano przetwory barbiturowe, a przede wszystkim luminal w dużych dawkach, od 0,1 do 0,6 dziennie, bez wzglądu na wiek. Dzieci reagowały na luminal w rozmaity sposób. Silniejsze, lepiej odżywione były odporniejsze niż słabsze i małe. Niektóre dzieci tygodniami i miesiącami otrzymywały duże dawki luminalu i mimo tego żyły... Słabsze umierały po krótkim czasie, czasem nawet po kilku dniach. Początkowo wszystkie dzieci po otrzymaniu luminalu wymiotowały, niektóre pozornie przyzwyczajały się, niektóre zataczały się, były oszołomione... Inne reagowały silniej, znajdowały się stale w półśnie, leżały blade, bezwładne, budzono je tylko do jedzenia. Po pewnym czasie zaczynały wysoko gorączkować, przestawały jeść, charczały, z ust wydobywała się piana, niekiedy krwawa, w końcu umierały" lu. Charakterystyczne jest, że w oficjalnych aktach zakładu, na kartach historii choroby poszczególnych dzieci nie uwidoczniono faktu aplikowania preparatów barbiturowych. Na przykład w aktach Marianny Neumann pod datą 16 stycznia 1943 roku jest jedynie wzmianka o zaaplikowaniu chorej 0,10 g luminalu, a więc ściśle takiej, jaką powinna otrzymać leczniczo, stosownie do wagi ciała. Tymczasem według danych ze wspomnianego zeszytu otrzymała ona tego dnia 0,40 g luminalu. Również poprzednio, od 26 października 1942 do 15 stycznia 1943 roku, podawano jej codziennie dawkę takiej samej wielkości. Podobne fakty ujawniono jeszcze w dalszych 10 wypadkach. Z materiałów niemieckich wynika, że wszystkie uśmiercone dzieci były nieodwracalnie upośledzone psychicznie lub fizycznie. Zanotowano: epilepsja — 5 wypadków, idiotyzm (określony też jako niedołęstwo) — 134 przypadki, paraliż (bez bliższego określenia) — 2 przypadki. Ponadto wykryto także u niektórych dzieci schorzenia łączne, jak epilepsja, idiotyzm i zniekształcenie ciała, epilepsja, idiotyzm i paraliż, otwarta gruźlica z nabytym niedołęstwem i zahamowaniem rozwoju psychicznego. 94 We wszystkich przypadkach diagnozy kończyły się wnioskiem, że stan dziecka nie rokuje nadziei na żadną poprawę w przyszłości, a więc chodzi o dzieci nieuleczalnie chore, nie nadające się do samodzielnego życia. Niektóre diagnozy uzupełniały uwagi na temat „cech asocjalnych" dziecka. Zweryfikowanie powyższych ustaleń ze stanem rzeczywistym daje inny obraz. W trakcie śledztwa prowadzonego przez Okręgową Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich w Katowicach ustalono m. in.: Henryka Szczybidło określono jako dotkniętego nabytym niedołęstwem, ale z notatek dotyczących jego zachowania wynika jedynie, że jest bezczelny, niegrzeczny i „(...) mówi tylko po polsku". U Fryderyki Horak stwierdzono dziedziczne niedołęstwo, co jednakże nie znajduje pełnego odbicia w pozostałych dokumentach. Mówią one o gruźlicy płuc, ponadto dziecko przed umieszczeniem w klinice w Lublińcu chodziło do szkoły. Jerzy Redlich jest jedynym żywym pacjentem, który jako dziecko przebywał na oddziale ,,B". Życie zawdzięcza jednej z pielęgniarek, która w tajemnicy nie podawała mu przepisanych dawek luminalu. Jest dzisiaj zawodowym kierowcą I kategorii. Ma żonę i dwoje zdrowych dzieci. Wykazuje jedynie nieznaczne zahamowania mowy i skarży się na bóle w okolicy kręgosłupa 137. Już samo zatajenie w oficjalnych aktach szpitala faktu aplikowania dzieciom rzeczywistych dawek luminalu świadczy o tym, że personel szpitala zdawał sobie sprawę ze zbrodniczych cech działania i usiłował je ukryć. Z zeznań świadków — rodziców zmarłych dzieci — wynika, że w szeregu przypadków zostały one umieszczone w zakładzie lublinieckim bez ich zgody, w trybie przymusu administracyjnego. W innych przypadkach rodzice sami wyrażali zgodę na umieszczenie dzieci w zakładzie, przeświadczeni, że będą leczone. Charakterystyczne jest zeznanie Marii Gawiik, która twierdzi, że gdy na polecenie władz oddawała dziecko na obserwację do lublinieckiego zakładu, urzędnik niemiecki, który załatwiał formalności, powiedział do niej: „Szkoda twego synka". Szukając odpowiedzi na pytanie, w jakim celu prowadzony był zeszyt z dokładną ewidencją dawkowania barbituranów, można wysnuć hipotezę, że chodziło o eksperymentowanie dla znalezienia najbardziej skutecznej metody zakamuflowanego uśmiercania dzieci. Grabież i germanizacja j Grabież i germanizacja dzieci polskich stanowiły jeden z rodzajów walki biologicznej, której celem było zniszczenie narodu polskiego, z jednoczesnym wzmocnieniem siły biologicznej własnego narodu. Cel ten usiłowano osiągnąć przez przymusowe i podstępne uprowadzenie oraz zniemczenie dzieci uznanych za wartościowe w myśl antynaukowych i antyludzkich hitlerowskich kryteriów rasistowskich. Przebieg i nasilenie grabieży i germanizacji dzieci były różne na różnych terenach Polski. Były one jednakże podporządkowane tym samym zasadom naczelnym, normowane tymi samymi zarządzeniami ogólnymi i kontrolowane przez te same władze. Wypada tu naszkicować pewne ogólne i zasadnicze różnice, które były wynikiem odmiennej — często wikłającej się w sprzecznościach — polityki władz niemieckich w stosunku do całej ludności polskiej danego obszaru. W Wielkopolsce i na ziemi łódzkiej — obok Pomorza — akcja rabunku i germanizacji była najbardziej rozwinięta. Istniała tam większość obozów germanizacyjnych, m. in. w Bruczkowie, Kaliszu, Ko-bylinie, Ludwikowie i Puszczykowie. Grabież oparto tu na szeroko zakrojonej selekcji wartościującej, zawierającej ocenę „rasy", charakteru i zdolności. Obejmowała ona dzieci ze wszystkich środowisk. Akcję rozpoczęto w polskich zakładach opiekuńczych, następnie objęto nią dzieci z rodzin zastępczych, półsieroty i dzieci pozamałżeńskie. Po wstępnym etapie germanizacji dzieci wywożono w głąb Rzeszy. Na S 1 ą s k u, gdzie w zasadzie całą ludność uważano za niemiecką, germanizacja jej, a więc i dzieci, miała nastąpić w ramach polityki, której wykładnikiem była niemiecka lista narodowa (Volksliste). Ograniczono się do przejęcia pod niemiecki zarząd polskich zakładów opieki nad dzieckiem i do odbierania dzieci polskim opiekunom oraz tym rodzicom, którzy odmawiali przyjęcia Volkslisty. Masowe wywożenie do Rzeszy dzieci z zakładów opiekuńczych nastąpiło dopiero w ramach ewakuacji, podczas ucieczki przed zbliżającym się frontem wschodnim. Po utworzeniu tzw. Prowincji Górnośląskiej usiłowano drogą nacisku i gróźb zmuszać polskie rodziny, zwłaszcza obarczone dziećmi, do przyjęcia Volkslisty. Nacisk ten wywierano również w obozach zorganizowanych dla ludności polskiej przez Volksdeutsche Mittelstelle. Na Pomorzu akcja germanizacyjna za pośrednictwem wpisywania 98 na Volkslistę występowała równolegle z „selekcją wartościującą"; obie metody wiązały się ściśle z przymusowym odebraniem dziecka rodzicom i oddaniem go na wychowanie rodzinom niemieckim w Rzeszy lub na Pomorzu. W III Rzeszy akcją grabieży objęto prawie wszystkie urodzone tam dzieci polskich robotnic przymusowych. Podstawą wyboru była selekcja wartościująca dzieci, a przed ich urodzeniem — rodziców. W Generalnej Guberni selekcja dzieci polskich i wywożenie ich do Niemiec były dopiero w zaczątkach, niemniej jednak zdążono zagrabić wiele tysięcy małoletnich Polaków. Wykorzystywano wszelkie okazje zawładnięcia dzieckiem, nadarzające się w toku wielkich akcji wysiedleńczych i pacyfikacyjnych, podczas ewakuacji oraz podczas łapanek. Przykładem może być wywożenie do Niemiec dzieci z Zamojszczyzny. Postępowaniem germanizacyjnym, podobnym do stosowanego na ziemiach anektowanych — jakkolwiek w znacznie mniejszym rozmiarze — objęto dzieci rozstrzelanych zakładników, dzieci z polskich zakładów opieki gmin wyznania augsburskoewangelickiego oraz dzieci osób odmawiających przynależności do narodu niemieckiego. 1. WYTYCZNE GRABIEŻY I GERMANIZACJI DZIECI Planową akcję grabieży i germanizacji wszczął i organizował, z upoważnienia Hitlera, Heinrich Himmler jako komisarz Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny. Naczelnym zadaniem w programie politycznym III Rzeszy było zasilanie narodu i państwa niemieckiego kosztem biologicznego, gospodarczego i kulturalnego wyniszczenia narodów podbitych, a w pierwszej kolejności narodu polskiego. Grabież dzieci polskich stanowiła integralną i jedną z najważniejszych części tego programu. Działalność ta została zaprogramowana centralnie, z premedytacją i w pełni świadomości jej zbrodniczego charakteru. Świadczy o tym nie tylko sposób wykonania, lecz i leżące u jej podstaw wytyczne, z których najważniejsze to: — opracowanie sporządzone w Urzędzie Rasowo-Politycznym NSDAP z 25 listopada 1939 roku o specjalnym traktowaniu dzieci „rasowo wartościowych" *, — pismo Heinricha Himmlera z 15 maja 1940 roku „O traktowaniu obco-plemiennych na Wschodzie", przewidujące coroczne „przesiewanie wszystkich 6—10-letnich dzieci w Generalnej Guberni i dzielenie ich na rasowo wartościowe i niewartościowe"2, — przemówienie Heinricha Himmlera w Żytomierzu do wyższych oficerów SS 16 września 1942 roku, polecające „zdobycie dla Niemiec wszelkiej dobrej krwi albo jej zniszczenie", by nie pozostała po stronie wrogów*. 99 Dwa pierwsze z przytoczonych dokumentów odnosiły się do terenów i do dzieci polskich. Ostatni — jakkolwiek mowa w nim przede wszystkim o dzieciach ze Związku Radzieckiego — zawiera nowe sformułowanie wytycznych, które dotyczyły wszystkich dzieci słowiańskich (Ostkinder), a więc i dzieci polskich. Rozporządzenia i zarządzenia władz hitlerowskich, organizujących grabież, stwarzały w stosunku do dzieci i ich rodziców czy opiekunów nowy stan prawny, nie były jednak oparte na obowiązujących dotychczas przepisach, nie ogłoszono ich też w żadnych dziennikach rozporządzeń. Owe akty „normatywne" zawierały często klauzulę tajności i poufności lub wyraźne zastrzeżenie, aby nie podawać ich do wiadomości publicznej. Niezależnie od ich realizacji już sama treść tych rozporządzeń, zarządzeń i okólników — wywodząca się wprost z wyżej przytoczonych wytycznych — kwalifikowała je jako akty przestępcze. Ich tajność jest jednym z dowodów świadomej działalności przestępczej ustawodawców. 2. DZIECI POLSKIE CZY POCHODZENIA NIEMIECKIEGO? Oskarżeni przed I Amerykańskim Trybunałem Wojskowym w Norymberdze w 8 procesie usiłowali tłumaczyć, że grabieżą nie objęto dzieci polskich, lecz sieroty niemieckie i dzieci pochodzenia niemieckiego. Próbowali tu oprzeć się przede wszystkim na tekstach zarządzeń, okólników i korespondencji, w których nie było jakoby mowy o dzieciach polskich. W istocie jednak najczęściej używano w nich określeń „dzieci ze Wschodu" (Ostkinder) lub „dzieci nadające się do zniemczenia" (ein-deutschungsfdhige), choć nie brak określeń mylących, jak np.: „dzieci pochodzenia niemieckiego" (Kinder deutscher Abstammung lub deutsch-stummige Kinder), „niemieckie dzieci spolonizowane" (polnische deutsche Kinder) oraz „sieroty niemieckie" (deutsche Waisenkinder lub Volks-deutsche bindungslose Kinder). Podobnie zamiast mówić o germanizacji mówi się o „zniemczeniu powrotnym" (Wiedereindeutschung). Niemcom chodziło bowiem o to, aby zbrodnię uprowadzania lub zabierania dzieci polskich usprawiedliwić nie tylko wobec świata, lecz także wobec własnego społeczeństwa. Najbardziej charakterystyczna jest tutaj próba uzasadnienia niemieckiego pochodzenia dzieci, którą podjął Ulrich Greifelt w zarządzeniu nr 67/14. Kłamliwość twierdzenia Greifelta wykazują dokumenty i zeznania świadków, przytoczone w dalszych rozdziałach tej pracy. Rola maskująca tych określeń jest również widoczna w zestawieniu z pismem Heinricha Himmlera z 18 czerwca 1941 roku, a wreszcie wynika ze sprzeczności zawartych w zarządzeniu nr 67/1. Greifelt w swym twierdzeniu, że „Polacy systematycznie umieszczali w polskich sierocińcach sieroty z niemieckich rodzin" 6, powołuje się na wyniki bliżej nie określonego dochodzenia, a ró- 100 wnocześnie oświadcza, że nie ma żadnych dowodów, które świadczyłyby o pochodzeniu tych dzieci! Co więcej przestrzega, aby wiadomości o tych dzieciach nie przedostały się do opinii publicznej. Nie ulega wątpliwości, że gdyby Niemcy mieli jakiekolwiek podstawy do udowodnienia rzekomych faktów „systematycznej polonizacji dzieci niemieckich", to wykorzystaliby te fakty propagandowo. W zarządzeniu nr 67/1 Ulrich Greifelt twierdził, „że dzieci niemieckie otrzymywały nazwiska polskie". W rzeczywistości Niemcy nie odnaleźli w ani jednym wypadku rzekomo prawdziwego nazwiska dziecka, a dzieci wywiezione, które po wojnie powróciły do kraju, posiadały dokumenty stwierdzające ich polskie pochodzenie i historię ich wywiezienia do Niemiec. Co naprawdę sądzono o pochodzeniu tych dzieci w najściślejszym kręgu wtajemniczonych, wyjaśniają poniższe oświadczenia: „Ja, dr Erich Schulz, oświadczam pod przysięgą, co następuje: 1. Przy końcu 1942 lub na początku 1943 roku omawiałem bardzo szczegółowo z dr. Teschem sprawę dzieci z Okręgu Warty. Dr Tesch zapytał mnie, czy badałem kiedykolwiek akta tych dzieci. Kiedy zaprzeczyłem, polecił mi przynieść z registratury akta jakiegoś dziecka z Okręgu Warty, gdyż chciał raz wreszcie omówić ze mną te sprawy. Po przejrzeniu akt stwierdziliśmy obydwaj, że nie były one wystarczające, aby zagwarantować niemieckie pochodzenie tych dzieci. Zgodziliśmy się, że adoptowanie tych dzieci przez rodziny niemieckie jest niemożliwe. Oprócz tego zwróciłem wówczas dr. Teschowi uwagę na to, że z prawnego punktu widzenia już nawet zabieranie tych dzieci do Niemiec można by bardzo łatwo interpretować jako porywanie dzieci (Menschenraub). Wskazałem również dr. Teschowi, że w związku z tą sprawą muszą z konieczności wyniknąć komplikacje i powiedziałem, że nie mogę zrozumieć, iż Lebensborn dzieci takie przejmuje i chce je przekazać niemieckim rodzinom. 2. Mniej więcej w kwietniu 1943 roku w obecności dr. Tescha rozmawiałem powtórnie o dzieciach z Okręgu Warty z Sollmannem. Zwróciłem wówczas Sollmannowi uwagę, że przecież on był tym, który według 26 § niemieckiej ustawy o stanie cywilnym miał urzędowy obowiązek zająć się w każdym poszczególnym przypadku ustaleniem stanu faktycznego w sprawie tych dzieci. Na ogół biorąc, akta te nie zawierały nic więcej ponad nazwisko i imię dziecka, datę urodzenia, a w wielu wypadkach brakowało oznaczenia miejsca, skąd dziecko zabrano. Nigdzie nie można było znaleźć danych o miejscu urodzenia, ani też akta nie wzmiankowały o przynależności państwowej. Nazwiska były częściowo polskie. 3. Wiadomo mi jednakże, że pomimo kilkakrotnych ostrzeżeń dzieci te z Okręgu Warty przybywały nieprzerwanie i oddawano je do rodzin niemieckich" e. „Ja, Pranz Vietz, oświadczam pod przysięgą, co następuje: (...) Z rozmów w Głównym Urzędzie (RuSHA) w Berlinie wiem, że w Puszczykowie znajdowała się ochronka, w której polskie dzieci wychowywano w duchu niemieckim. Jeśli dobrze sobie przypominam, to o założeniu tej ochronki pod Poznaniem poinformował mnie Dongus, który opiekował się takimi dziećmi, aby po pewnym czasie przekazać je do Rzeszy adoptującym je rodzinom niemieckim. Były to polskie dzieci uznane za rasowo wartościowe"7. W zarządzeniu nr 67/1 i w przytoczonych wyżej zeznaniach mowa jest tylko o dzieciach polskich z „Kraju Warty". W stosunku do dzieci polskich 101 porywanych, zabieranych z Generalnej Guberni lub urodzonych w Niemczech nie usiłowano nawet maskować ich polskości, opierając się wyłącznie na kryterium ich „wartości rasowej". Aby pogodzić masową grabież dzieci polskich i dzieci innych narodów słowiańskich z oficjalną teorią o wyłącznej wartości „rasy germańskiej" oraz uznać przynależność dziecka do narodowości niemieckiej lub do rasy germańskiej, zastosowano odwrócone kryterium wartościowania „rasowego"; zamiast zasady, że „krew germańska jest wartościowa", posługiwano się twierdzeniem, że „dziecko wartościowe jest oczywiście dzieckiem niemieckim lub co najmniej pochodzenia niemieckiego". Ponieważ wartość dziecka określano nie tylko na podstawie hitlerowskiej oceny „rasowej", lecz równocześnie na podstawie badania zdrowia oraz dokładnej obserwacji zdolności i charakteru, ofiarami akcji germanizacyjnej padały więc wartościowe dzieci polskie. Zmieniano im nazwiska i imiona, niejednokrotnie miejsca i daty urodzenia, zakazywano używania ojczystego języka, zmuszano do członkostwa w hitlerowskich organizacjach młodzieżowych. Siady zbrodni zacierano m. in. przez otwieranie osobnych biur meldunkowych dla dzieci objętych akcją germanizacyjną. Od kryterium rasowego, choć decydującego, stosowano wyjątki. Przynależność rasową ustalano w granicach jedenastu typów rasowych oraz dwóch nieokreślonych: dodatniego i ujemnego, przy czym formularze używane do spisywania wyników badań zawierały aż 62 punkty. Określano w nich dokładnie wielkość i kształt poszczególnych części ciała, kolor włosów i oczu. Do formularzy załączano fotografie w trzech pozach. Testy rasowe zawierały niejednokrotnie absurdalne wprost stwierdzenia, np. takie, że górna część nosa odpowiada innemu typowi rasowemu aniżeli dolna. Dla rodziców dziecka „dobrej krwi" widział Heinrich Himmler tylko dwie możliwości: oddanie dziecka lub wyjazd rodziców do Rzeszy „jako lojalnych obywateli państwa". Wszystkie dzieci, zarówno w Niemczech i na tzw. terenach włączonych do Rzeszy, jak i w Generalnej Guberni, miały być poddane — według planów niemieckich — selekcji wartościującej w ramach grabieży i przymusowej germanizacji. W okresie okupacji plan ten częściowo zrealizowano. W celach germanizacyjnych zabierano i uprowadzano dzieci wykorzystując wszelkie sposobne ku temu okoliczności. Jedną z nich było przejęcie zakładów opiekuńczych i ustanowienie rodzin zastępczych. Prace przygotowawcze w tym celu podjęto już w roku 1939, w Bydgoszczy i w Łodzi. W Bydgoszczy akcję podjął tamtejszy oddział Lebens-bornu, przesyłając dzieci polskie do podległego sobie zakładu „Pommern" w Połczynie pod Szczecinem. W sprawozdaniu znalezionym w lokalu łódzkiego wydziału zdrowia, obejmującym okres od 15 lutego do 30 września 1941 roku, czytamy m. in.: 102 „(...) obok przeprowadzonych w roku 1940 badań rasowych nad Polakami przeznaczonymi do pracy w Starej Rzeszy (Altreich), oraz badań seryjnych 1139 osób narodowości czeskiej zeszłej jesieni, zostały zbadane pod względem rasowym wszystkie dzieci z miejskich zakładów opiekuńczych oraz u rodzin, zastępczych. Zarządzenia te, które po odpowiednim doświadczeniu winny prowadzić do zniemczenia rasowo wartościowych dzieci narodowości obcych, będą (...) przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, w, porozumieniu z właściwymi urzędami komisarza Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny, uregulowane jednakowo dla całej Rzeszy. W przebiegu tej akcji zbadano dotychczas z punktu widzenia przynależności rasowej 292 podopiecznych. 110 z objętych wymienioną selekcją na podstawie ich rasowych właściwości zostało przekazanych zniemczeniu próbnemu. Chodziło głównie o dzieci, które dotychczas były u polskich rodzin zastępczych, a w mniejszej części w zakładach opiekuńczych" (...)s. „Jednakowe uregulowanie dla całej Rzeszy", o którym wspomina cytowane sprawozdanie, nastąpiło przez wydanie zarządzenia Greifelta z 19 lutego 1942 roku i okólnika ministra spraw wewnętrznych Rzeszy z 11 marca tegoż roku. Oto wypis ze szkicowego opracowania ówczesnego stanu akcji germanizacyjnej, sporządzonego przez SS-Obersturmfuhrera Arthura Har-dersa z Urzędu Rasowego w Głównym Urzędzie Rasy i Osadnictwa SS, pt. „Przegląd Zakresu Pracy Oddziału C. 2. (zniemczenie powrotne). Stan z 25 września 1942 roku": „12. Nieślubne dzieci obcokrajowców Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy rejestruje obecnie nieślubne dzieci obcokrajowców. Główny Urząd Rasy i Osadnictwa SS zostaje włączony w akcję dla stwierdzenia rasowej wartości rodziców, a w odpowiednim czasie także dzieci. Rejestracja stwarza już w pewnym stopniu sposobność, która umożliwia nam wydzielenie elementów niepożądanych. 13. Sieroty po obcokrajowcach Dzieci z polskich sierocińców, nadające się do zniemczenia, są obecnie odbierane i po zbadaniu ich charakteru podczas parotygodniowego pobytu w ośrodku dziecięcym (Bruczków) przekazywane dalej w celu zniemczenia. Takie samo uregulowanie tej sprawy przewidziane jest dla Okręgu Warty i dla Okręgu Śląska. Dla Okręgu Gdańsk—Prusy Zachodnie ma być również założony jeden ośrodek dziecięcy. To samo przewidziano dla Górnego Śląska. W tym celu, aby obok badania rasowego połączyć w naszym ręku także badania charakteru i badania psychologiczne i w ten sposób wyłączyć inne urzędy od oceny kwestii nadawania się dziecka do zniemczenia, jest konieczne, aby Główny Urząd Rasy i Osadnictwa wyznaczył inspektora, który będzie odpowiedzialny za ocenę charakteru i za wybór we wszystkich tych ośrodkach dziecięcych. Ze strony Głównego Urzędu Sztabu SS przyrzeczono przeniesienie uprawnień na Główny Urząd Rasy i Osadnictwa SS, jeśli oddamy tego inspektora do dyspozycji. W związku z tym, zadaniem fuhrera dla spraw rasy i osadnictwa w Oddziale R.u.S-Fiihrer bei der Aussenstelle) byłoby przedsięwzięcie selekcji dzieci nadających się do zniemczenia z punktu widzenia rasowego. Zniemczenie nazwisk należy do fuhrera do spraw rasy i osadnictwa lub do właściwego oddziału"9. Należy pokreślić, że — wbrew brzmieniu zarządzenia Ulricha Greifelta i niezgodnie z treścią sprawozdania Arthura Hardersa — zabierano z za- 103 kładów polskich oraz polskim rodzinom zastępczym nie tylko sieroty lub dzieci opuszczone, lecz w równej mierze dzieci, które miały opiekujących się nimi krewnych, a nawet rodziców. Fakt ten zdaje się wskazywać na to, że niezależnie od zarządzeń i instrukcji na piśmie wykonawcy programu germanizacyjnego otrzymywali ustnie i bezpośrednio wyjaśnienia i wskazówki, które nawiązywały wprost do wytycznych Heinricha Himmlera. Jeśli nie brać pod uwagę tego odchylenia od zarządzenia nr 67/1, akcja ger-manizacyjna w „Kraju Warty" przebiegała zgodnie z nim. Oto kilka przykładów: „W roku 1940 z domu sierocego «Sienkiewiczówka» zostało zabranych 4 chłopców, wszyscy tak jak ja jasnowłosi blondyni, do Wydziału Zdrowia na badania. Od razu też nas przeniesiono do schroniska miejscowego na Przędzalniczą. Pobierano nam krew na próbę, wymierzano wszystkie części ciała, głowy itp., badano włosy, skórę itp. Ostatecznie wywieziono mnie do Bruczkowa. Było tam już około 70—80 dzieci w wieku od 3 lat. W Bruczkowie uczono nas języka niemieckiego i zakazywano mówić po polsku. Po kilku tygodniach część dzieci wywieziono do Luksemburga, część do Ludwikowa, mnie odesłano do Łodzi. Tu powtórnie badano mnie «na rasę>\ Ostatecznie wróciłem do Bruczkowa, skąd po 6 tygodniach wywieziono mnie do Nieder--Alt Reichu do Regendorfu. Tam byłem w szkole SS półtora roku. Oprócz nauki niemieckiego ćwiczono nas forsownie, robiliśmy biegi itp., nosiliśmy kamienie. Ćwiczenia były na sprawność i siłę. Za pójście do kościoła i mówienie po polsku bito i odbierano jedzenie. Po tej edukacji przewieziono nas do Salzburga. Tam w lagrze spotkałem dziewczęta i chłopców, którzy przyjechali z Ludwikowa, Luksemburga. Tam nam powiedziano, że będziemy teraz Niemcami i dali nam nowe nazwiska. Każdy dostał kartę z nowym nazwiskiem. Potem w lagrze rozdzielono nas między gospodarzy. Pracowałem u gospodarza do końca wojny. Kazano mi mówić do tych gospodarzy «ojciec» i «matka»-, aby prędszej zapomnieć, że pochodzę z innego kraju. Ja miałem nazywać się Johann Suhling, zamiast Jan Sulisz" 10. „W roku 1942 brat mój z żoną zostali z Łodzi wywiezieni do GG, a ich dziecko pozostało w «domu dziecka* na Lokatorskiej. Była to dziewczynka Helena Fornalczyk, urodzona w 1930 roku. Wiedziałam, że moja bratanica była przeniesiona do Domu Dziecka na ulicy Przędzalniczej, dla dzieci niemieckich. Starałam się ją stamtąd odebrać, bo prosiła mnie o to jej matka. Brat w tym okresie już nie żył. W Wydziale Opieki nie pozwolono mi na zabranie bratanicy, tłumaczono, że dziecko jest «ra-sowe», że szkoda go oddawać na zmarnowanie na wieś itp. Moja interwencja trwała przez kilka dni, w końcu powiedziano mi, że bratanica moja wyjechała, i odmówiono podania jej adresu. Po roku, zdaje się, bratanica pisała do mnie, przebywała wtedy w Aachen, w szkole dla Volksdeutschów. Co się z nią dalej stało — nie wiem, korespondencja się urwała. W jednym z listów pisała, aby pisać do niej jako Heleny Former, gdyż tak się obecnie nazywa" n. „Moja córka Alicja Maria Sosińska w wieku lat 7, tj. w 1941 roku, została zabrana przez Urząd Rasy od jej opiekunki, u której była na wychowaniu. Starałam się odzyskać dziecko przez Wydział Opieki Społecznej, ale odpowiedziano mi, że moja córka jest uznana za «rasową», że zwrócą mi ją po wojnie. Zresztą w ogóle nie chciano ze mną wcale rozmawiać, chociaż mówiłam, że to moje rodzone dziecko. Gdzie jest moja córka obecnie, nie wiem. Wiem, że w roku 1942 wywieziono ją do Kalisza. Co potem się z nią stało, nie wiem"1J. 104 Na terenie Śląska, a częściowo i Pomorza, germanizacja dzieci z zakładów opiekuńczych następowała przede wszystkim przez wprowadzenie niemieckiego zarządu i personelu z pominięciem procedury ustalonej w zarządzeniu nr 67/1. Polskie zakłady opiekuńcze były przejmowane przez organizacje Narodowosocjalistycznej Opieki Społecznej (NSV), przy czym nie działo się to jedynie w ramach powszechnego przejęcia przez Niemców administracji tych ziem po włączeniu ich do Rzeszy, lecz w toku zorganizowanej akcji germanizacyjnej dzieci polskich. Zachował się dokument obrazujący realizowanie tych planów na Śląsku: „Dr A/Eb. 28 kwiecień 1943 rok Sprawa: dzieci nadające się do zniemczenia. Dotyczy: zapytania kierownika Głównego Wydziału Opieki Społecznej NSV, naczelnego kierownika (Hauptgemeinschaftleiter) Artura Wursta. Załączniki: — Do R.u.S.-Ftthref im Oberabschnitt Sild-Ost SS-Standartenjiihrer Scholz Wrocław Ebereschen-Allee 17 Kochany Kolego Scholz: Zapewne przypomina Pan sobie nasze wielokrotne rozmowy dotyczące niemcze-nia dzieci z polskich sierocińców. Na skutek tych rozmów przeprowadził Pan wówczas inspekcję dzieci. Nie przystąpiono jeszcze do zakończenia tych prac. W tym czasie dzieci przeszły przez ośrodki NSV i zostały wchłonięte już całkowicie przez niemiecką społeczność, zarówno językowo jak i kulturalnie, oraz przydzielono je do miejsc ich rocznej państwowej służby obowiązkowej. Obecnie władze stanu cywilnego łub ich organa powątpiewają o niemieckiej przynależności państwowej tych dzieci. W myśl odnośnego dekretu Reichsfiihrera SS jest Pan jedyną właściwą osobą, która może w tej sprawie zająć wiążące stanowisko (...) Byłbym Panu nadzwyczajnie wdzięczny, gdybyśmy podczas następnej bytności na Górnym Śląsku mogli sprawę uczynić przedmiotem konferencji, na którą zaprosiłbym też wyżej wymienionego kierownika Wydziału Głównego. Z serdecznym pozdrowieniem z polec: Pański (Dr Arlt) SS-Obersturmbannfiihrer u. Stabsfiihrer"ls. W styczniu 1941 roku został przejęty przez NSV Sierociniec Sw. Józefa w Tychach koło Pszczyny, przy ul. Nowokościelnej 56. W zakładzie tym umieszczono około 50—60 dzieci polskich, sierot, półsierot i dzieci nieślubnych, w wieku od 3 miesięcy do 18 lat. Pierwszym posunięciem było zwolnienie personelu polskiego. Następnie dzieci zakładu podzielono na trzy grupy: mniej zdolne, średnio zdolne i najzdolniejsze. Średnio zdolne, w liczbie około 30 (wraz z dziećmi z również rozwiązanego sierocińca w Pszczynie), wywieziono do niemieckiego zakładu NSV w Bielsku, najzdolniejszych chłopców pozostawiono czasowo w Tychach, dziewczynki natomiast wywieziono do Gliwic. Niemowlęta zabrano do Miechowic, a dzieci 105 określone jako mniej zdolne wywieziono w nieznanym kierunku, przypuszczalnie do Generalnej Guberni. Sierociniec zamieniono na zakład młodzieżowy dla Hitler-Jugend, przeznaczony wyłącznie dla chłopców. Z początkiem roku cały zakład, w którym przebywało wówczas około 40 chłopców (przywieziono tam bowiem grupę najzdolniejszych chłopców z Bielska), przeniesiono do miejscowości Gablenz w Niemczech. Podobny los spotkał dzieci z zakładów wychowawczych dr. Mielęckiego w Katowicach i ks. Markiewki w Katowicach-Bogucicach. Na początku okupacji zarząd nad nimi przejęło NSV, wprowadzając zakaz używania języka polskiego, obowiązek stosowania pozdrowienia hitlerowskiego i naukę pieśni niemieckich. Zakład dr. Mielęckiego zlikwidowano 18 lutego 1941 roku przenosząc przebywające tam dzieci w wieku od 3 do 15 lat — z przewagą młodszych — do zakładu ks. Markiewki w Bogucicach. W wyniku połączenia w Bogucicach znalazło się łącznie około 500 dzieci polskich, w wieku od 3 do 18 lat, sierot oraz dzieci mających oboje lub jedno z rodziców. W październiku 1941 roku przeprowadzono badanie uzdolnień wszystkich dzieci, po czym rozdzielono je na trzy grupy. Około 100 najzdolniejszych chłopców i dziewcząt pozostawiono w Bogucicach, wciągając ich do organizacji Hitler-Jugend i Bund Deutscher MUdel (Związek Niemieckich Dziewcząt); pozostałe dzieci wywieziono do różnych zakładów, przy czym dzieci umieszczone w Czarnowąsach pod Opolem i we Wrocławiu wywieziono w roku 1945 do Bawarii, w ramach generalnej ewakuacji wszystkich dziecięcych zakładów wychowawczych z Dolnego Śląska. Podobną ewakuację przeprowadzono również w Wielkopolsce i na Pomorzu, wywożąc jednak nie zawsze wszystkie dzieci z zakładu. Z Bydgoszczy np. wywieziono w styczniu 1945 roku do Niemiec 7 dzieci w wieku od 4 do 11 lat z miejskiego domu dziecka, 15 niemowląt z miejskiego schroniska dla niemowląt oraz 5 dzieci ze szpitala dziecięcego i z sierocińca. Dzieci z zakładu na Górczynie w Poznaniu ewakuowano — podobnie jak i dzieci z innych zakładów w Wielkopolsce — do Fiirstenwalde w Niemczech. Tam pozostawiono część u rodzin niemieckich, a pozostałe przewieziono po pewnym czasie do powiatu Helmstedt (Braunschweig), oddając je również niemieckim rodzinom zastępczym na wychowanie. Rodziny zastępcze na terenie Śląska i Pomorza pozostawały pod ścisłą kontrolą administracji niemieckiej i władz partyjnych. Niemieckie urzędy młodzieżowe prowadziły szczegółową ewidencję wszystkich dzieci, umieszczonych w rodzinach zastępczych, pozostając w ścisłym kontakcie z placówkami NSV, sądami i z Głównym Urzędem do Spraw Rasy i Osadnictwa. Życie prywatne rodziny, stosunki domowe, język, jakim się posługiwali domownicy — wszystko to stanowiło przedmiot stałej obserwacji. Jeżeli stwierdzono, że środowisko, w którym dziecko przebywa, nie daje gwarancji wychowania w duchu niemieckim, umieszczano je przy rodzinie o zdecydowanym światopoglądzie hitlerowskim lub w niemieckim zakładzie opiekuńczym. 106 Oto wyjątki jednego z raportów władz policyjnych, skierowanego do Urzędu Młodzieżowego (Jugendamt) w Piotrowicach koło Katowic: „W tutejszym rewirze zostało stwierdzone, że szewc Edward Cinalski, zamieszkały w Piotrowicach, ulica Hrabiego Redena 7, w roku 1940 przejął pod swoją opiekę dziecko Urszulę Muthwill, urodzoną 12 lutego 1940 roku w Katowicach (...) Rodzice przybrani nie zostali wpisani na niemiecką listę narodową i są uważani za Polaków. Edward C. nie zna języka niemieckiego. Żona jego mówi łamaną niemczyzną. Jest rzeczą wskazaną umieścić dziecko w niemieckiej rodzinie zastępczej. Urząd Młodzieżowy nie otrzymał do tej pory o tym wiadomości"14. Z Generalnej Guberni wywieziono do Niemiec dzieci polskie z zakładu ewangelickiego mieszczącego się w Warszawie przy ulicy Karolkowej. W zakładzie tym przebywało ok. 42 dzieci wyłącznie polskich, w wieku od 4 do 16 lat. Po przejęciu zakładu przez zarząd niemiecki w roku 1940 zakazano dzieciom używania języka polskiego nawet w rozmowach z ich matkami. Przeprowadzono badania „rasowe" i wyodrębniono dzieci uznane za niemieckie; wszystkie zresztą dzieci starano się przekonać, że są Niemcami. Jesienią 1942 roku, bez zawiadamiania rodzin dzieci, wszystkich, z wyjątkiem dwóch chłopców, wywieziono do Piaseczna i umieszczono w zakładzie dla młodocianych (Jugendheimstadt) przy ulicy Mickiewicza 23. Matce Annie Setzer, dopominającej się o oddanie trojga dzieci w wieku od 7 do 11 lat odpowiedziano, że otrzyma je z powrotem po podpisaniu Volkslisty. W lipcu 1944 roku zakład przeniesiono do Karlsbadu, skąd skierowano dzieci do różnych miejscowości. Część dzieci odłączono po drodze, w Katowicach. Barbarę Setzer, urodzoną w 1932 roku, oddano na wychowanie rodzinie Fischer w Zittau w Saksonii, a jej siostrę Teresę, urodzoną w 1935 roku — rodzinie niemieckiej zamieszkałej w innej miejscowości. 3. PÓŁSSEROTY, DZIECI POZAMAŁŻEŃSK1E POD OPIEKĄ POLSKICH OPIEKUNÓW DZIECI Na tzw. terenach włączonych do Rzeszy urzędy młodzieżowe (Jugendamt) oraz partyjne placówki opieki społecznej prowadziły szczegółową ewidencję dzieci pozostających pod opieką polskich opiekunów. Personel NSV przeprowadzał częste wizytacje dzieci, starając się ustalić, czy nie pozostają one pod wpływem polskiego środowiska. Władze zwierzchnie zlecały placówkom terenowym przeprowadzanie szczegółowych wywiadów o osobie opiekuna, jego zachowaniu się i przekonaniach politycznych. Wywiady te miały zawierać odpowiedzi na następujące pytania: — czy opiekun jest bez zarzutu pod względem politycznym; — czy nadaje się do wykonania honorowego urzędu opiekuna; 107 — czy daje on gwarancję należytego reprezentowania spraw swego podopiecznego; — czy opiekun jest pochodzenia niemieckiego. Wyniki obserwacji przekazywano władzy zwierzchniej, która podejmowała odpowiednią decyzję, przy czym placówki terenowe miały obowiązek zaproponowania innego opiekuna, jeśli dotychczasowy nie odpowiadał sps-dziewanym warunkom. Oto wyjątek ze sprawozdania NSV w Świętochłowicach z 13 stycznia 1941 roku, przesłanego do Urzędu do Spraw Opieki Społecznej NSDAP (Amt fur Volkswohlfahrt) w Katowicach: „Opiekunem dziecka tego jest ustanowiony przez dawniejszy polski sąd kuzyn Marty S., który mało interesuje się sprawowaniem opieki. W interesie dziecka byłoby pożądane (...) obecnego opiekuna odwołać i mianować nowego. Proponuje się Wilhelma P. zamieszkałego w Świętochłowicach. Opinia: dobra. Narodowość: niemiecka" 15. Wstrząsająca jest treść notatki urzędowej z 23 lipca 1942 roku, odnalezionej w aktach NSV w Katowicach, odnoszącej się do rodziny polskich opiekunów, którym odebrano dziecko i umieszczono w zakładzie niemieckim: „Z kierownictwa okręgu (Gauarntsleitung) doniesiono telefonicznie, że małżeństwo K., a w szczególności pani K. usiłują stałe zbliżyć się do dziecka, które swego czasu znajdowało się pod ich opieką. Odwiedzają oni je często w zakładzie, a gdy kierownik zakładu nie zezwala na to, starają się wywabić dziecko przez innych chłopców. Przynoszą mu jedzenie, jak gdyby nie otrzymywał on nic w zakładzie. Stwierdzono, że Zygmunt po każdych takich odwiedzinach był ujemnie nastawiony. Przed około dwoma tygodniami, po krótkim pobycie sam na sam z panią K., okazał się on całkowicie zamknięty i uparty. Przy osobistej rozmowie z nim w kierownictwie okręgu przyznał on sam, że jego poprzedni opiekunowie wpływają na niego odmiennie i że nie wie, jak-ma się zachować. Do wezwań zabraniających odwiedzania zakładu pani K. nie stosuje się. W związku z tym wezwałem p. K. 25 lipca i zwróciłem jej energicznie uwagę, że musi ona raz na zawsze zaprzestać odwiedzania Zygmunta i całkiem się od niego odsunąć. Wielce się na to oburzyła i zachowała się tak, jak gdyby czynione jej zarzuty były całkiem nieuzasadnione. Zrobiła wrażenie kobiety polskiej z tak zwanych lepszych sfer. Na moje energiczne wezwania przyrzekła w końcu, wielce urażona, uczynić to, czego się od niej żąda. Zygmunt jest inteligentnym i miłym chłopcem, byłoby więc szkoda, gdyby mu stale przeszkadzano w jego dalszym rozwoju"16. Na wniosek terenowej placówki partyjnej (Ortsgruppe NSDAP) z 20 października 1941 roku opiekunem wyżej wspomnianego dziecka został ustanowiony Niemiec. Urząd Młodzieżowy w Łodzi pismem nr 460—l/GWR.M.62/43 z 6 listopada 1943 roku, skierowanym do Łódzkiego Sądu Powiatowego (Amts-gericht), zażądał ustanowienia niemieckiego opiekuna dla czworga nieletnich dzieci wdowy Janiny M., podając w uzasadnieniu: 108 „(...) matka dziecka jest pochodzenia polskiego, prawie wcale nie mówi po niemiecku, jej językiem potocznym jest język polski (...). Uważam za konieczne, aby ustanowić dla pani M. i jej czworga dzieci asystę wychowawczą (Erziehungsbeistend), która przede wszystkim będzie się troszczyć o to, aby dzieci zostały wychowane w duchu niemieckim" ". Sprawa ta zakończyła się ostatecznie odebraniem Janinie M. dzieci na mocy orzeczenia sądu i wywiezieniem ich do Niemiec. Częściej jednak nie szukano ani specjalnej okazji, ani też nie uciekano się do procedury sądowej. W oparciu o zarządzenie Ulricha Greifelta nr 67/1, a nawet przed jego wydaniem, w roku 1941, Urzędy Młodzieżowe (Jugendamt) oraz NSV sięgały po dzieci nieślubne i półsieroty. Po dokonaniu selekcji „rasowej" wśród dzieci znajdujących się w ich ewidencji, przy pomocy policji niemieckiej odbierano je przemocą lub podstępem wprost z mieszkań i przekazywano do ośrodków germanizacyjnych. Akta śledztwa Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce w sprawie Arthura Greisera wykazują, że taką planową akcję przeprowadzono w latach 1943—1944 w Rogoźnie. Latem 1943 roku zarząd miejski w Rogoźnie wysłał do wdów i niektórych matek wezwania do stawienia się wraz z dziećmi w starostwie powiatowym w Obornikach. Po przeprowadzeniu badań „rasowych" matki z dziećmi odesłano z powrotem do Rogoźna. Po pewnym czasie — w różnych terminach — funkcjonariusze Policji Ochronnej (Schutzpolizei) w asyście pielęgniarek niemieckich zjawiali się w mieszkaniach, aby pod przymusem odebrać dzieci. Niektórym matkom udało się je ukryć. Odebrane — wywożono do Kalisza, skąd po okresie germanizacji wstępnej i obserwacji w zakładzie wysłano je do zakładu Lebensbornu „Alpenland" w Austrii. W dwóch transportach wywieziono w ten sposób z Rogoźna co najmniej po 12 dzieci, łącznie — ok. 20. W równolegle prowadzonych akcjach wywożono wówczas także dzieci z Obornik, Swarzędza i Ryczywołu. W Łodzi akcja ta — prowadzona przez Jugendamt — miała charakter stały w okresie okupacji i była ściśle związana z germanizacją dzieci polskich z zakładów opiekuńczych. Akcję tę ilustruje jedno z zeznań Ireny Nowak z Rogoźna: „W sierpniu 1943 roku otrzymałam ze starostwa niemieckiego w Obornikach wezwanie do stawiennictwa — wraz z dziećmi — w tymże starostwie. Pojechałam tam z moimi synami Konradem, liczącym wówczas 6 lat, i Wacławem, liczącym wówczas 4 lata. Gdy się tam zgłosiłam, przyjął mnie jakiś urzędnik w czarnym mundurze (SS-man). Opisałam wygląd zewnętrzny moich dzieci, ich dokładne personalia; drugi urzędnik, ubrany w cywilne ubranie, spisywał wynik badania prowadzonego przez owego SS-mana. Po ukończeniu tych czynności zwolniono nas do domu. W około miesiąc później przybył wcześnie rano policjant miejscowego posterunku do nas do domu i zapytał matkę, która otworzyła drzwi, gdzie znajdują się dzieci Konrad i Wacław. Matka odpowiedziała, że dzieci wyjechały. To samo powiedziałam ja, gdy ów policjant wszedł do pokoju i żądał wyjaśnienia, gdzie dzieci przebywają. Odmówiłam informacji, mimo że zabrano mnie na posterunek i grożono biciem i więzieniem. Postąpiłam tak dlatego, że już około 2 tygodni wcześniej zabrano kilkoro dzieci z Rogoźna i wywieziono w nieznanym kierunku. Dzieci te były również przy wyżej opisanym badaniu. Gdy tylko wróciłam z policji, wysłałam starszego syna do Poznania, a młodszego 109 ukrywałam w domu, w błelłźniarce. Policja niemiecka jeszcze przez dłuższy czas przychodziła do mnie poszukując Konrada i Wacława. Byłam jedyną matką w Rogoźnie, której udało się uchronić dzieci od wywiezienia. Inne dzieci zostały wywiezione^ los niektórych jest do dziś nie znany"18. 4. DZIECI ZABRANE RODZICOM ODMAWIAJĄCYM PRZYJĘCIA VOLKSUSTY LUB „OBCIĄŻONYM POLITYCZNIE" Akcja germanizacyjna polegała również na próbie zniemczenia całych rodzin, jeśli odpowiadały one określonym kryteriom „rasowym". W razie istnienia wątpliwości, właśnie fakt posiadania przez rodzinę polską dzieci odgrywał niejednokrotnie rolę decydującą. Służyło temu m. in. rozporządzenie ministra spraw wewnętrznych Rzeszy dr. Wilhelma Fricka z 13 marca 1941 roku o przyjęciu niemieckiego obywatelstwa przez obywateli gdańskich i polskich. Postanowiono, że jeśli jeden z małżonków odmawia podpisania niemieckiej listy narodowej, na listę tę wciągnięci będą drugi małżonek i dzieci. Zarządzenie Heinricha Himmlera z 16 lutego 1942 roku o traktowaniu osób wpisanych do IV grupy niemieckiej listy narodowej zwraca uwagę na ujemny wpływ, jaki na proces germanizacyjny dzieci mogą mieć ich „niepewni politycznie" rodzice. Ich małe zaangażowanie w niemieckie wychowanie podopiecznych budziło wątpliwości Himmlera co do spełnienia przez nich „patriotycznego obowiązku". W wypadku niemożności wyeliminowania wpływu rodziców drogą środków przymusu, Himmler nakazał odbierać dzieci i umieszczać je w rodzinach zastępczych niemieckich, pewnych światopoglądowo i politycznie. Bezwzględne realizowanie tego zarządzenia na Pomorzu stwierdzono w toku dochodzenia prowadzonego przez Główną Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce w sprawie Alberta Forstera. Przekroczyło ono nawet ramy zarządzenia o tyle, że stosowano je także wobec rodzin wpisanych do III grupy listy narodowej. Wspomniane zarządzenie Heinricha Himmlera z 16 lutego 1942 roku sankcjonowało istniejący stan rzeczy, bowiem tego rodzaju akcję germanizacyjna prowadzono na Pomorzu już w roku 1940. Oto jak przedstawił historię swego dziecka Stanisław Rozpierski: „W 1940 roku NSV w Grudziądzu zabrało mi moją córkę Irenę, liczącą 10 lat. W czasie tym mieszkałem wraz z żoną Elżbietą w Gołębiewie i pracowałem jako robotnik rolny u Niemca. Żona moja, jakkolwiek ewangeliczka, czuła się Polką i córkę wychowywaliśmy w języku i duchu polskim. To było przyczyną zabrania jej przez NSV. Córka została umieszczona u Niemca Szuberta, w Parkach powiat Grudziądz. Po dwóch latach córka moja uciekła z powrotem do domu, jednakże została przez żandarmerię zabrana ponownie do Szuberta, przy czym została pobita, jak również jej 110 matka Elżbieta. Po pewnym czasie Szubertowie wyjechali do Niemiec i najprawdopodobniej zabrali córkę moją ze sobą. Przed kilkoma dniami otrzymałem list od Anny Szubert z Niemiec, w którym pisze mi, że córka moja jest uznana za Niemką, gdyż nie posiada żadnych dokumentów"l*. Agnieszka Klimczak tak opisywała utratę dwojga dzieci: „W 1942 albo w 1943 roku NSV w Grudziądzu zabrało mi dwoje dzieci, a to Jakuba Klimczaka lat 5 i Teresę Klimczak lat 4. Mieszkałam w tym czasie w Pokrzywnie pod Grudziądzem i pracowałam jako robotnica rolna, gdyż mąż mój został w tym czasie wzięty do wojska niemieckiego. Ja wraz z mężem Jakubem posiadaliśmy wykaz. III grupy niemieckiej listy narodowej. Ponieważ rozmawiałam i wychowywałam dzieci w duchu i w języku polskim, dzieci mi zabrano i umieszczono u Niemców w Grudziądzu. Przypadkowo spotkałam Teresę z jakąś Niemką i córkę odebrałam; jednakże po trzech miesiącach postawiono mnie z tego powodu przed sąd w Grudziądzu i zostałam skazana na jeden rok obozu. Ponieważ po rozprawie zostałam uwięziona, w mej nieobecności po raz drugi Teresę zabrano i umieszczono — zdaje się w Wejherowie lub w okolicy Wejherowa — u Niemców. Od tej pory ślad zaginął i nie mam o dzieciach żadnej wiadomości"20. Nieprzy jecie niemieckiej listy narodowej, narażające rodziców na najsurowsze represje, także nie chroniło ich dzieci przed zniemczeniem. Rozporządzenie Heinricha Himmlera jako Reichsjuhrera SS i komisarza do spraw umocnienia niemczyzny z 12 września 1940 roku, w sprawie przebadania i selekcji ludności z tzw. włączonych terenów wschodnich (Erlass jur die Uberpriijung und Aussonderung der Bevolkerung in den einge-gliederten Ostgebieten, Berlin, 13.9.1940 Nr l/K/O 36/28.111.40), nakazywało, aby w stosunku do osób, które odmawiają zgody na „ponowne zniemczenie", stosować policyjne środki zabezpieczające, a wychowanie ich dzieci, „które nie mogą odpowiadać za zachowanie się rodziców", przekazać odpowiednim instytucjom niemieckim21. Zarządzenie Himmlera z 16 lutego 1942 roku rozszerzało wyżej wspomniane wytyczne i nakazywało, aby dzieci odłączyć także od rodziców „politycznie szczególnie obciążonych"22, a w takich wypadkach wystarczało umieszczenie ich w obozie koncentracyjnym. Powyższe zarządzenie wykonywano dokładnie i bezwzględnie. Po aresztowaniu rodziców NSV w porozumieniu z gestapo przejmowało opiekę nad dziećmi, względnie nad matką i dzieckiem, które następnie wywożono do Niemiec z zamiarem poddania go procesowi zniemczenia. Jednym z typowych przykładów tego rodzaju polityki ludnościowej jest los rodziny Zajdel z Łodzi, znajdujący odzwierciedlenie w poniższych dokumentach niemieckich: Litzmannstadt, 18 IX 1944 „Volkspflegeamt —4008— Dnia 15 VIII br. telefonowano tu z Urzędu Młodzieżowego — nazwa oddziału nie znana — aby dzieci Seidel, zam. Toepfergasse 3, których rodzice mieli być aresztowani, umieścić w jakimś ośrodku dziecięcym. Urząd Młodzieżowy otrzymał odno- 111 śne zawiadomienie z policji kryminalnej. Urząd Młodzieżowy prosił w dalszym ciągu, aby porozumieć się z policją kryminalną (numer telefonu podano) i uzgodnić na dzień następny — 16 VIII — godzinę, o której stawiłaby się do mieszkania Seidlów opiekunka społeczna, aby z pomocą policji kryminalnej zabrać dzieci. podpis: Biebe Opiekunkom społecznym Ramme i Foerster E. do wiadomości i dalszego urzędowa- nia . . . „Dnia 16 VIII 1944, z pomocą opiekunki społecznej Ramme, odebrałam dwoje dzieci Seidel z mieszkania ich babki, która mieszka w tym samym domu przy Toepf ergasse 3. Daty urodzin dzieci nie były babce znane. Nie mogłam też się niczego dowiedzieć Sąsiedzi mówili, że małżonkowie Seidel i ich 14-letni syn zostali aresztowani, ponieważ pomimo ich niemieckich nazwisk nie przyjęli listy narodowej. Mieszkanie Seidlów zastałyśmy opieczętowane, tak że nie można było przedłożyć Urzędowi Młodzieżowemu kart żywnościowych i innych dowodów. Moim zdaniem mogłyby dzieci pozostać u ich polskiej babki, jednakże obecny tam urzędnik gestapo oświadczył, że trzeba zabezpieczyć niemieckie wychowanie dzieci. Starszego z chłopców umieściłyśmy przy ulicy Gossler 16, młodszego przy Zebten- weg 12. W urzędzie meldunkowym nie można było ustalić żadnych dat, gdyż brak jest imienia małżonka Seidel, a nazwisko Seidel występuje w kartotece bardzo często. Podpis: E. Foerster główna opiekunka społeczna Okręg Północ"28. Na terenie Generalnej Guberni zarządzenie o niemieckiej liście narodowej z 13 marca 1941 roku, wydane przez ministra spraw wewnętrznych Rzeszy, wprawdzie bezwzględnie nie obowiązywało, zostało ono jednak urzędowo doręczone generalnemu gubernatorowi Hansowi Frankowi. Niektóre postanowienia tego rozporządzenia oraz wyżej w tym rozdziale cytowane zarządzenia Himmlera stosowano tam w drodze analogii, w odniesieniu do tzw. osób pochodzenia niemieckiego. Przykładem realizacji tych norm w praktyce jest poniższa decyzja Kreis-hauptmanna w Dębicy (województwo rzeszowskie), w sprawie Józefa Schwakopfa zamieszkałego w Orłowie (niem.: Schoenanger): Defoke, 26 czerwca 1942 „Generalgouvernement Der Kreishauptmann Des Kreises Dębica Amt fiir Innere Verwaltung Abt: I B u. F 115 Dr Schm/R Do Pana Józefa Schwakopfa w Schoenangar Nr 6 Sprawa: wydalenie: Dano Panu 3-miesięczny termin przyłączenia się, ze względu na Pańskie niemieckie pochodzenie, do niemieckiej wspólnoty narodowej; ponieważ Pan tego nie uczynił, przeto niniejszym wydalam Pana wraz z żoną z Schoenanger. I 113 Jest Pan uprawniony do zabrania ze sobą całego inwentarza. Jako nowe miejsce pobytu wyznaczam Panu gminę Pilzno-wieś. Powinien się Pan zameldować u właściwego wójta gminy Pilzno-wieś w sprawie zakwaterowania. Do opuszczenia Schoenanger wyznaczam Panu termin rozpoczynający się dnia 27 VI42, upływający dnia 4 VII 42 o godzinie 10 przed południem. Jeśli do tego terminu Pan się nie wyprowadzi, wówczas nastąpi usunięcie Pana przez żandarmerię i zatrzymanie pańskiego inwentarza. Równocześnie zabraniam Panu i pańskiej żonie wstępowania kiedykolwiek do wsi Schoenanger po dniu 4 VII 42. W razie spotkania Was w Schoenanger zostaniecie umieszczeni w obozie koncentracyjnym. Wasze nieletnie dzieci zabieram na wychowanie w zakładach opieki społecznej. Pieczęć okrągła: Generalgouvernement Der Kreishauptmann in Dębica"24. Zabieranie do Niemiec dzieci polskich przez zastępcze rodziny niemieckie, którym dzieci te — po odebraniu ich przemocą od rodziców polskich — oddawano, było zjawiskiem powszechnym. Wykaz Zarządu Miejskiego w Bydgoszczy ujawnia np. 25 nazwisk dzieci wywiezionych stamtąd do Niemiec w styczniu 1945 roku. Fakty te — jak również częste przypadki przejmowania przez rodziny niemieckie w Rzeszy dzieci polskich z Lebens-bornu z wiedzą o tym, że są to dzieci mające w Polsce rodziców lub krewnych — pozwalają stwierdzić, że za zbrodnię uprowadzenia i germanizacji dzieci polskich ponoszą odpowiedzialność nie tylko funkcjonariusze wymienionych w tej pracy władz i instytucji hitlerowskich, lecz także liczne jednostki spośród społeczeństwa niemieckiego. Ukrywanie i zatrzymywanie w Niemczech dzieci uprowadzonych, wielokrotnie stwierdzone w toku akcji rewindykacyjnej dzieci, odpowiedzialność tę rozszerza na liczne organizacje, instytucje, stowarzyszenia i osoby indywidualne. Rządy okupanta hitlerowskiego w Polsce znaczone były nieprzerwanym łańcuchem zabójstw, aresztowań i deportacji. Jakkolwiek zbrodnie te były rezultatem polityki eksterminacyjnej, wiele z nich jednak posiadało ścisły związek z akcją germanizacyjną dzieci. Rozbicie polskiej rodziny stwarzało bowiem dogodną sposobność do przejęcia opieki nad dzieckiem. Dzięki koordynacji działalności policji, gestapo, urzędów wysiedleńczych i urzędów pracy z całym aparatem germanizacyjnym okazje te wykorzystywano bezzwłocznie i bezwzględnie. Oto zeznanie Józefa Olszackiego, urodzonego w 1895 roku, zamieszkałego w Łodzi: „W roku 1944, po moim aresztowaniu i wywiezieniu do obozu koncentracyjnego, córki moje — Regina lat 14 i Anna Maria lat 10 — dostały wezwanie do Arbeitsamtu, a później do Urzędu Rasowego. Ja z córkami po powrocie z obozu nie widziałem się, nie zastałem już ich. To co wiem, to mówiła moja wychowanica, która wychowała moje dzieci. W czasie badań w Urzędzie Rasowym uznano obie córki za «rasowe». Potwierdzają to akta Wydziału Opieki Społecznej, gdzie znajdują się adnotacje w pismach, mówiące, że córki moje nadają się do germanizacji (...). 18 stycznia 1944 roku zostały one wywiezione do Kalisza (Gaukinderheim Posenstr. 1). W obozie nie otrzymywałem od córek żadnych wiadomości. Córki pisywały do gospodyni mojego domu. 8 113 i ostatnia wiadomość była z dnia 9 stycznia 1945 roku. Wiem od siostry zakonnej, która była przy ewakuacji transportów dzieci z Kalisza w dniu 18 stycznia 1945 roku, że dzieci odjechały pociągiem w stronę Poznania. Dokąd transport dojechał, nie wiadomo (...)" 25. Zeznanie Marii Kosmyk, urodzonej 8 sierpnia 1908 roku, zamieszkałej w Łodzi: „Miałam dwoje dzieci: chłopca w wieku 6 lat, urodzonego 23 lipca 1933, i dziewczynkę urodzoną 28 lutego 1939 roku. W r_oku 1940 zostałam aresztowana przez żan-darmerię niemiecką, ponieważ oskarżyła mnie sąsiadka Niemka. Mając dwoje małych dzieci nie mogłam się zgodzić na pranie u niej. Mieszkałam wtedy w Rawie Mazowieckiej, ulica Skorupki 1. Zabrano mnie razem z dziećmi do Łodzi. Jeden z żandarmów zabrał ode mnie dzieci, drugi zaprowadził mnie do Arbeitsamtu. Kiedy prowadzono mnie z Arbeitsamtu na Kopernika do lagru, chłopczyk Roman zobaczył mnie z ogródka, gdzie były dzieci. Mnie zaraz po tym wywieziono do Lubeki na roboty (...). Byłam tam do 1942 roku. Po powrocie (...) nie zdobyłam żadnych informacji w biurze na Kopernika. Dotychczas nie wiem, co się dzieje z dziećmi" M. Cecylia Krzysztofiak, urodzona 16 listopada 1904 roku w Łodzi, zeznaje: „W okresie okupacji pracowałam w firmie Bidermann i przymusowo zostałam przeniesiona do fabryki w Niemczech za Berlinem. W domu pozostawiłam u siostry dziecko. Siostra moja starała się o moje zwolnienie, właśnie ze względu na dziecko. Wydział Opieki Społecznej polecił oddać dziecko do ochronki na Karolewską. Chłopiec miał wtedy 6 lat. W roku 1943 zabrano go z Karolewskiej na Kopernika, a potem wywieziony został do Kalisza. Od polskiego personelu na Kopernika dowiedziałam się, że dziecko wysłano jako «rasowe» do Niemiec. Przez cały rok 1943 posyłałam pieniądze do Wydziału Opieki Społecznej w Łodzi, aby pokryć koszty utrzymania syna, potem dowiedziałam się, że już w kwietniu 1943 roku został wywieziony z Łodzi. Do dnia dzisiejszego nie mam żadnych wiadomości o losie mojego jedynego dziecka"27. Osobną grupę stanowiły dzieci osierocone po rozstrzelaniu ich rodziców jako zakładników lub członków ruchu oporu. Lebensborn przejmował również w celach germanizacyjnych opiekę nad „rasowymi" dziećmi partyzantów. Transportem tych dzieci do Niemiec zajmowała się VoMi. 5. DZIECI URODZONE W NIEMCZECH Począwszy od pierwszych dni wojny kobiety z krajów okupowanych, przede wszystkim zaś z okupowanych terenów Europy Wschodniej, wywożono do Niemiec na roboty przymusowe lub do obozów koncentracyjnych. Kobiety deportowane na roboty przymusowe koszarowano w zamkniętych obozach pracy, bądź też umieszczano je w gospodarstwach domowych, rolnych, zakładach handlowych lub warsztatach przemysłowych. Okoliczność, że kobieta deportowana na roboty była ciężarna, nie miała oczywiście żadnego znaczenia. 114 Stanowisko władz hitlerowskich wobec tych kobiet oraz wobec ich dzieci urodzonych w Niemczech przeszło trzy fazy: W pierwszej, sięgającej do marca 1943 roku, władze III Rzeszy nie podejmowały szczególnej akcji w stosunku do kobiet ciężarnych oraz dzieci urodzonych na terenie Niemiec. Obowiązujące przepisy prawa karnego nie zezwalały na przerywanie ciąży kobiet pracujących, w miarę możliwości wysyłano je więc na czas porodu do kraju ojczystego. Gwałtowne zapotrzebowanie na siłę roboczą zwróciło uwagę władz III Rzeszy na fakt, że powoduje to czasową utratę siły roboczej. Postanowiono więc znaleźć formułę, która usprawiedliwiałaby i uzasadniała konieczność przerywania ciąży u kobiet wywiezionych na roboty. Poglądy niemieckiego świata lekarskiego na to zagadnienie były wyraźnie podzielone, gdyż w istocie trudno było ominąć odnośne, niezwykle surowe, grożące ciężkim więzieniem przepisy kodeksu karnego oraz ustawodawcze motywy tych przepisów. Zwyciężyła jednak teza hitlerowska, mówiąca, że prawem jest to, co służy interesom narodu niemieckiego. "Wówczas to zarządzenie Reichsfuhrera do spraw zdrowia (Reichsgesund-heitsfuhrer) z 11 marca 1943 roku rozpoczęło drugą fazę. Zarządzenie to postanawiało, aby na wniosek ciężarnej robotnicy „wschodniej" (Ostar-beiterin) dokonać zabiegu przerwania ciąży 28. Wyrażenie zgody odbywało się jednak w ten sposób, że przesyłano do podpisania odpowiedni formularz, przy czym wiadomo było powszechnie, że odmowa podpisania go mogła zakończyć się zesłaniem do obozu koncentracyjnego. Procedurę postępowania wobec robotnic obcej narodowości unormowano tajnym reskryp-tem komisarza Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny z 9 czerwca 1943 roku. Przewidywał on w szczególności, że: — przerwanie ciąży uzależnione jest od wyrażenia zgody pełnomocnika komisarza Rzeszy do spraw umocnienia niemczyczny; — zgodę na dokonanie zabiegu uważa się za z góry udzieloną w przypadkach, w których ojcem dziecka jest osoba niegermańskiego pochodzenia; — zgoda komisarza Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny jest wymagana we wszystkich tych przypadkach, w których zostało stwierdzone lub jest prawdopodobne, że ojcem dziecka jest osoba pochodzenia germańskiego; — po zgłoszeniu komisarzowi Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny przypadków, w których ojcem jest osoba pochodzenia germańskiego, Urząd Rasy i Osadnictwa przeprowadza badania rasowe ciężarnej matki i ojca; — w przypadku stwierdzenia, że mające się urodzić dziecko może być rasowo wartościowe, należy odmówić zgody na zabieg M. Powołując się na powyższe zalecenie, szef Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa SS polecił — wydanym przez siebie 23 sierpnia 1943 roku tajnym reskryptem — zgłaszać wszelkie przypadki, w których odmówiono zgody s* 115 na przerwanie ciąży w celu rozpatrzenia sprawy germanizacji matki lub dziecka (Einbeziehung in das Wiedereindeutschungsverjdhren)30. Trzecią fazę — w miarą powiększania się strat wojennych — władze III Rzeszy, dążące do utrzymania równowagi demograficznej, zapoczątkowały rozporządzeniem z 27 lipca 1943 roku, wydanym przez Reichs-fuhrera SS i szefa niemieckiej policji w sprawie traktowania ciężarnych obcokrajowych robotnic oraz dzieci przez nie urodzonych (Behandlung schwangerer auslundischer Arbeiterinnen und der im Reich von Auslan-dischen Arbeiterinnen geborenen Kinder). W zarządzeniu tym podkreśla się, że dzieci urodzone przez robotnice innych narodowości należy zachować dla narodu niemieckiego i wychować jako dzieci niemieckie. W odróżnieniu od poprzednich, zarządzenie to rozszerza środowisko pochodzenia ojca na narodowości rasowo zbliżone (artsverwandten Blutes), postanawiając w szczególności, że: — dzieci rasowo bezwartościowe będą skierowane do dziecięcych zakładów opiekuńczych dla obcokrajowców (Auslanderkinderpflegestatten); — zakłady pracy będą zgłaszać urzędom młodzieżowym (Jugendamt) poprzez urzędy pracy (Arbeitsamt) dane o wszystkich ciężarnych kobietach; — urzędy młodzieżowe przeprowadzą dochodzenie w sprawie ojcostwa i zgłoszą wyniki do wyższych dowódców SS i policji, dla przeprowadzenia badań za pośrednictwem Urzędu Rasy i Osadnictwa; — w wypadkach zakwalifikowania rodziców jako rasowo wartościowych urodzone dzieci przechodzą pod opiekę NSV, która to instytucja umieszcza je w zakładach dla rasowo wartościowych dzieci (Kinderheime jur gutrassige Kinder) lub w rodzinach zastępczych; — szczególnie wartościowe rasowo matki brzemienne należy przekazywać pod opiekę Lebensbornu; — zabronione jest informowanie matek o celach niniejszego zarządzenia; — matki dzieci rasowo wartościowych, które chciałyby z dziećmi tymi powrócić do kraju ojczystego, należy zatrzymać w Rzeszy; — niezdolne do pracy matki wraz z dziećmi rasowo bezwartościowymi winny być usunięte (abgeschoben) 31. Ostatnie postanowienie należy uważać za zlecenie eksterminacji matki i dziecka, zgodnie z hitlerowską polityką wyniszczenia wszystkich niezdolnych do pracy i „rasowo bezwartościowych". Zarządzenie z 27 lipca 1943 roku obejmowało w zasadzie wszystkie obcokrajowe robotnice, zawierało ono jednak w odniesieniu do robotnic ze Wschodu, pracownic z Generalnej Guberni i tzw. podopiecznych Rzeszy (Schutzangehorige) postanowienia szczególne. Zostały one potraktowane w sposób bardziej brutalny i bezwzględny. Nie wymagano od nich wyrażenia nawet pozornej zgody na przekazanie dziecka pod opiekę NSV do Lebensbornu, nadto przy powrocie matki do kraju dziecko zatrzymywano przymusowo. Pełne perfidii było zalecenie 116 roztoczenia nad matką w ostatnich miesiącach ciąży opieki, by w ten sposób wzbudzić w niej zaufanie. Postanowienie to w zestawieniu z dalszym, zabraniającym informowania matek o celach odnośnego zarządzenia, charakteryzuje dosadnie system i metody polityki germanizacyjnej w odniesieniu do tej grupy dzieci. Wyżej wspomniane zarządzenie komisarza Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny stanowiło podstawę do wydania przez inne władze i instytucje zarządzeń uzupełniających. Tajnym reskryptem szefa Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa SS (Chef des Rasse- und Siedlungshauptamtes SS) z 23 sierpnia 1943 roku zarządzono więc, że: — decyzje w sprawie traktowania ciężarnych kobiet oraz ich dzieci należą do szefa Głównego Urządu Rasy i Osadnictwa; — kompetencja ministra spraw wewnętrznych Rzeszy w tych sprawach została ustalona tylko ze względów taktycznych i ma ona jedynie charakter formalny, gdyż ostateczna decyzja zastrzeżona jest dla Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa; — wszystkie przypadki pozytywnych wyników badań rasowych zgłasza NSV32. Powyższe zalecenia akceptowały nowo nałożone zadania, których celem było „wzmocnienie siły własnego narodu rasowo wartościową krwią i odgrodzenie się od wszystkiego, co jest rasowo bezwartościowe". Zasady te były wyraźnym powtórzeniem tez głoszonych przez Hitlera i Himmlera. Działając w myśl zaleceń partyjnych organów opieki społecznej, pismami okólnymi Głównego Urzędu Opieki Społecznej, Narodowosocjalisty-cznej Niemieckiej Partii Pracy (NSDAP, Hauptamt fur Volksvohlfahrt) z 9 października 1943 roku nr 186/43 i z 20 stycznia 1944 roku nr 10/44 — dotyczącymi traktowania ciężarnych obcokrajowych robotnic i dzieci urodzonych z tych robotnic w Rzeszy (Behandlung schwangerer auslan-discher Arbeiterinnen und der im Reich von auslandischen Arbeiterinnen geborenen Kinder), zarządzono: — przejęcie pod opiekę NSV wszystkich rasowo wartościowych dzieci, zrodzonych z deportowanych robotnic; — umieszczenie dzieci w zakładach NSV lub w rodzinach zastępczych; — przebadanie wszystkich dzieci tej kategorii, pozostających do tej pory pod opieką NSV, stosownie do zasad ustalonych zarządzeniem komisarza Rzeszy do spraw umocnienia niemieczyzny z dnia 27 lipca 1943 roku; — przekazanie dzieci rasowo bezwartościowych do zakładów opieki dla dzieci robotnic zagranicznych {Auslanderkinderpflegestatten); — pokrywanie kosztów opieki nad dziećmi rasowymi przez placówki NSV 3S. Pismo okólne NSDAP z 20 stycznia 1944 roku zawiera jednak charakterystyczną różnicę w stosunku do poprzednich zarządzeń, wyodrębniając 117 z ogółu obcokrajowych robotnic kobiety narodowości polskiej. Postanawia ono, że zgoda władz SS na przerwanie ciąży wymagana jest w każdym wypadku, gdy chodzi o Polki, i to bez względu na narodowe pochodzenie ojca. Rola, zadania i tryb postępowania Urzędów Młodzieżowych (Jugendamt), urzędów zdrowia (Gesundheitsamt) i związków opieki społecznej (Fiir-sorgeverband) została w akcji tej szczegółowo określona rozporządzeniem ministra spraw wewnętrznych Rzeszy z 5 czerwca 1944 roku. Ustawowymi opiekunami dzieci urodzonych z deportowanych robotnic zostały wyznaczone Urzędy Młodzieżowe. Dzieci te pod względem praw do opieki społecznej zostały zrównane z dziećmi niemieckimi (Reichs-jugendwohljahrtgesetz). Koszty związane z opieką nad dzieckiem, stosownie do § 38 ordynacji opiekuńczej, miał pokrywać Krajowy Związek Opieki Społecznej (Landes-Fursorgeverband). Żadne z przytoczonych wyżej zarządzeń nie wspominało o tym, czy postępowanie w stosunku do ciężarnych robotnic odnosi się jedynie do kobiet niezamężnych. Widocznie istniały tu jednak pewne wątpliwości, skoro Główny Urząd Rasy i Osadnictwa tajnym zarządzeniem z 19 grudnia 1944 roku w sprawie przerywania ciąży u zamężnych robotnic ze Wschodu i Polek (Schwangerschaftsunterbrechung bei verheirateten Ostarbeiterinnen und Polinen) zlecił traktowanie zamężnych kobiet na równi z niezamężnymi. Rozróżnienie to jest zresztą obojętne, zwłaszcza że wiele Polek, które ze względu na obowiązujące ustawowe ograniczenia zmuszone były zawrzeć małżeństwo potajemnie, uchodziło wobec Niemców za niezamężne. Jak wynika z licznych dokumentów, sprawozdań, przesłuchań świadków i przeprowadzonych procesów, odnośne zarządzenia władz hitlerowskich zostały wprowadzone w życie i były istotnie wykonywane. Kilka odnalezionych po wojnie w Wiirzburgu dokumentów wskazuje na to, że pełnomocnik komisarza Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny w Norymberdze zlecał Urzędowi do Spraw Opieki Społecznej NSDAP w Wiirzburgu przejęcie opieki nad mającymi się urodzić dziećmi, których rodzice byli Polakami. Zlecenie to przekazywano według przytoczonego poniżej ustalonego wzoru: „Dotyczy: traktowania dzieci urodzonych w Rzeszy z obcokrajowych robotnic. Polka NN, urodzona dnia..., zamieszkała w..., spodziewa się dziecka (miesiąc ciąży...), którego ojcem jest Polak NN, zam. w... Wnioskowi matki dziecka o spędzenie płodu sprzeciwiono się, gdyż należy się liczyć z dobrym rasowo potomstwem. Upraszam przejąć dziecko po urodzeniu się pod opiekę NSV dla dobrych rasowo dzieci" **. Pierwsze z odnalezionych zleceń datowane jest 3 lutego 1944, ostatnie — 27 czerwca 1944 roku. Akcja ta miała więc charakter systematyczny i planowy; już w łonie matki dzieci przeznaczano do germanizacji. 118 Należy podkreślić, że procesowi germanizacyjnemu poddawano nie tylko dzieci urodzone w Niemczech, lecz także i te, które przybyły tam wraz z rodzicami, deportowanymi na roboty przymusowe. Oddzielano je od rodziców pod pretekstem umieszczania w szkołach, szpitalach itp., a próby połączenia się rodziców z dziećmi były z góry skazane na niepowodzenie. 6. INNE METODY PRZEJMOWANIA „OPIEKI" NAD DZIEĆMI Dziesiątki tysięcy dzieci i młodzieży polskiej wywieziono w czasie okupacji na roboty przymusowe do Niemiec. Przekazywaniem ich zajmowały się centrale przesiedleńcze w Poznaniu i Łodzi, urzędy pracy oraz instytucje opieki społecznej. Nie brak również dowodów „rekrutacji" dokonywanych w domach i na ulicach. Stwarzały one szczególnie dogodną sposobność do przeprowadzania selekcji i wywożenia do Niemiec nieletnich dziewcząt polskich, wykorzystywanych do pracy i poddawanych równocześnie intensywnemu procesowi zniemczenia. Jakkolwiek zarządzenia Himmlera wszczynające tę akcję określały wiek dziewcząt na 16—20 lat, faktycznie jednak wywożono dziewczęta już od 14 roku życia, a nawet młodsze. Z przeznaczonego dla Himmlera raportu Głównego Urzędu Sztabu komisarza Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny z 20 lutego 1942 roku wynika, że przeprowadzenie selekcji dziewcząt zakwalifikowanych do germanizacji zostało powierzone filii Głównego Urzędu do Spraw Rasy i Osadnictwa (RuSHA) w Łodzi. Selekcją objęte były przede wszystkim dziewczęta pochodzące z „Kraju Warty". Obowiązek kierowania dziewcząt do filii RuSHA spoczywał na urzędach pracy i opieki społecznej. Sprawozdanie Głównego Urzędu Sztabu Komisarza Rzeszy do Spraw Umocnienia Niemczyzny z 22 grudnia 1942 roku wykazuje, że 30 listopada tego roku znajdowało się na terenie Niemiec w miejskich gospodarstwach domowych 1127, wiejskich — 5691, łącznie 6818 „nadających się do zniemczenia" pomocnic domowych powyżej 14 lat. Tragiczny los tych dzieci przedstawiony został we wzmiankowanym raporcie urzędowym z 20 lutego 1942 roku następująco: „Doświadczenia uzyskane przy wykorzystaniu nadających się do powrotnego zniemczenia młodych jednostek, których rodziny pozostały na Wschodzie, są, ogólnie biorąc, niekorzystne. Wymiany korespondencji z rodzinami nie da się powstrzymać. Ponadto wielką rolę odgrywa tęsknota za domem. Wiele z umieszczonych pomocnic domowych zachowywało się opornie i musiały one zostać ukarane. Zaszły liczne wypadki samobójstw. Zmuszony zatem byłem zlecić filii Urzędu Rasy i Osadnictwa SS szczególną ostrożność przy wyborze tych dziewcząt"**. Poza systematyczną, planową grabieżą i germanizacją wywieziono do Niemiec wiele dzieci, które w toku różnych akcji doraźnych, organizowa- 119 nych przez SS, policję — lub też na skutek różnego rodzaju tragicznych sytuacji wojennych — zatrzymane zostały przez władze hitlerowskie. Nadto niezwykle ciężka sytuacja polityczna i gospodarcza w okresie okupacji stwarzała warunki, w których dzieci zmuszone były pracować, trudnić się handlem pokątnym itp. Spędzanie większości dnia poza domem narażało je na łapanki, obławy lub aresztowania. Niektóre z tych dzieci skierowano do karnych obozów wychowawczych i obozów pracy, inne wysyłano do Niemiec. Wobec okoliczności, w których dzieci te zatrzymywano, trudno powiedzieć, aby germanizacja była w każdym przypadku powodem ich wywożenia. Nie stwierdzono, aby przeprowadzono selekcję „rasową" przed wywiezieniem do Niemiec — via obóz koncentracyjny w Oświęcimiu — chłopców z Warszawy, których w pierwszych dniach powstania rozłączono z matkami w Alei Szucha, siedzibie gestapo. Jeśli więc poruszamy los tych dzieci, to jedynie dlatego, że niezależnie od celu wywożenia poddano je później procesowi germanizacyjnemu lub też musiały one ulec germanizacji faktycznej, spowodowanej przymusowym pobytem w Niemczech. Oto fragment zeznania Władysława Ostrowskiego, liczącego w chwili zatrzymania 9 lat, zamieszkałego przed wywiezieniem w Suchowoli pod Lwowem: „Mnie zabrali jacyś SS-mani wprost z pola, gdzie pasłem bydło. Zostałem umieszczony w Hartmansdorff, tam była szkoła, uczyłem się po niemiecku, bili mnie, jak się mówiło po polsku. Byłem tam tak długo, aż przyszli Amerykanie. Jak mnie przywieźli do Łodzi, to słabo mówiłem po polsku" M. Ostateczna klęska militarna III Rzeszy uniemożliwiła zrealizowanie w Generalnej Guberni planu Heinricha Himmlera, zmierzającego do przeprowadzenia systematycznej selekcji wartościującej wszystkich dzieci polskich powyżej 6 roku życia, dla celów germanizacyjnych. Mimo toczących się ciężkich zmagań wojennych przeprowadzono jednak większość zaleceń Himmlera, w których postulował on „wprzęgnięcie dobrej krwi w niemieckie szeregi albo też zniszczenie jej" 87. Mowa tu o akcjach przesiedleńczych, pacyfikacyjnych i ewakuacjach. Na podstawie dokumentów niemieckich oraz przeprowadzonych dochodzeń dotyczących jednego tylko odcinka — a mianowicie wysiedleń z Za-mojszczyzny — uzasadnione jest domniemanie, że właśnie w toku wysiedleń, pacyfikacji i ewakuacji wywieziono do Niemiec wiele dzieci. Akcjami tymi, obejmującymi powiaty zamojski, biłgorajski, tomaszowski i hrubieszowski, kierowała Centrala Przesiedleńcza w Łodzi za pośrednictwem swojej filii w Zamościu. W okresie od 27 lutego 1942 do sierpnia 1943 roku spośród ok. 110 000 ludności, wysiedlonej z 297 gromad, ok. 30 000 stanowiły dzieci. W myśl wydanych zarządzeń wybór przeznaczonych do zniemczenia w III Rzeszy dzieci miał nastąpić w specjalnie utworzonych „dziecięcych 120 obozach wychowawczych" (Kindererziehungslager), dla dzieci do lat 10. Obozów takich jednak nie zorganizowano, natomiast selekcja następowała w obozach przesiedleńczych w Zamościu, Zwierzyńcu oraz w Lublinie i w obozie koncentracyjnym na Majdanku. Włączenie ich — po przeprowadzeniu w wymienionych obozach „badań rasowych" przez „ekspertów" RuSHA — we właściwy proces germanizacyjny, nastąpiło przez wywiezienie ich do Niemiec. Ile dzieci spośród przeszło 30 000 wywieziono ostatecznie do zgermani-zowania — nie wiadomo. Można jednak z dużą dozą prawdopodobieństwa ustalić liczbę minimalną. W aktach lubelskiej Delegatury Rady Głównej Opiekuńczej (RGO) zachowała się bowiem lista transportów dziecięcych skierowanych z wyżej wymienionych obozów do Niemiec 38. Lista ta obejmuje 29 transportów kolejowych i samochodowych, którymi w okresie od 7 lipca do 25 sierpnia 1943 roku skierowano w głąb III Rzeszy i na tzw. ziemie włączone do Rzeszy łącznie 4454 dzieci polskich w wieku od 2 do 14 lat, pochodzących z Zamojszczyzny. Informacje, które napływały do RGO ze Śląska i Prus, donosiły, że dzieci przybyłe na tamtejsze tereny były umieszczane przy niemieckich rodzinach lub w niemieckich zakładach. Prawdziwość tych informacji znajduje potwierdzenie w zarządzeniu Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy z 10 października 1942 roku, które opiekę nad „rasowymi" dziećmi wysiedleńców z Lubelskiego zleca NSV. Jak wynika z dokumentacji niemieckiej, w obozach przejściowych gromadzono, a następnie wywożono do Niemiec, dzieci uprowadzone w toku pacyfikacji i ewakuacji. Dokumentacja ta, obejmująca okres od stycznia do lipca 1943 roku, dotyczyła Ukrainy, Białorusi i Galicji, natomiast nie natrafiono na podobną dokumentację dotyczącą Lubelszczyzny. Nie znaczy to jednak, by odpowiednich zarządzeń nie wykonywano również i na terenach polskich w okresie przesunięcia się na nie frontu, a nawet wcześniej, w toku walk z partyzantką. Pośrednio świadczy o tym fakt, że we wzmiankowanej dokumentacji wymieniono jako miejsca, w których planowano założenie obozów dla dzieci zagarniętych w toku tych akcji — właśnie Lublin i Trawniki, a nie miejscowości położone na obszarze Związku Radzieckiego. Trzeba więc przyjąć, że wśród dzieci do lat 10, gromadzonych w obozach przez Ericha von dem Bacha, dowódcę oddziałów zwalczających ruch partyzancki, oraz wśród dzieci w wieku od 10 do 16 lat, dla których planowano obóz w Lublinie, były także dzieci polskie. Jeżeli chodzi o wywożenie dzieci w ramach „Akcji Siano" (Heu-Aktion), to — jakkolwiek w notatce o okupowanych terenach wschodnich, opracowanej przez Ministerstwo Rzeszy, mowa jest o Białorusi, Ukrainie i Galicji — z ówczesnych przesunięć frontu wynika, że i ta akcja obejmowała w dużej mierze dzieci polskie. Ponadto do Niemiec wywożono już wcześniej młodzież polską z polskich terenów wschodnich pod pretekstem, że „jest to młodzież pochodzenia niemieckiego". 121 t 7. WYWOŻENIE DZIECI ZE SZKÓŁ Brak jest materiałów, które pozwoliłyby ustalić, na podstawie jakich zarządzeń masowo wywożono do Niemiec dzieci polskie uprowadzone w roku 1944 wprost ze szkół. Najprawdopodobniej akcję tę inicjowało zarządzenie wyższego dowódcy SS i policji w Generalnej Guberni jako pełnomocnika komisarza Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny. Wskazywały na to towarzyszące wywożeniu okoliczności. Ze szkół zabierano dzieci w wieku od 6 lat, przypuszczalnie na podstawie już wcześniej ustalonej listy. Wywożono — zazwyczaj bez uprzedzenia — wprost z lekcji i często bez zawiadamiania rodziców. Umieszczano je w specjalnych obozach dziecięcych. Używanie języka polskiego w obozach było karane. Prowadzono stałą naukę języka niemieckiego, a młodzież wcielano do organizacji hitlerowskich. Okoliczności te wskazują na to, że dzieci wywożono w celach germani-zacyjnych. Fakt, że wywożono je masowo, w pośpiechu, prawdopodobnie bez dokładniejszej selekcji, dowodzi, że w końcowej fazie wojny w akcji grabieży dzieci coraz dobitniejszą rolę odgrywały te wytyczne Himmlera, które zabraniały „pozostawiania dobrej krwi po stronie wroga". Przytoczone poniżej krótkie opisy losów dzieci po wywiezieniu przedstawiają rozległość obszaru objętego akcją wywożenia oraz jej zorganizowany charakter. Oto ich relacje: Nestor Chadaj, liczący wtedy 13 lat, mieszkał od 1944 roku wraz z rodzicami we wsi Dobromil koło Przemyśla. Wiosną 1944 roku zabrano go wprost ze szkoły wraz z ok. 20 innymi uczniami i pozwolono — pod eskortą — pożegnać się z rodzicami. Drogą wiodącą przez Kraków przewieziono pociągiem dzieci do obozu w Zwickau, gdzie chłopcy pracowali co drugi dzień w fabryce mebli, a w inne dni uczęszczali na naukę języka niemieckiego. Uczył ich esesman, za mówienie po polsku bito. Niektórzy chłopcy z Dobromila nosili na ramieniu swastykę. Spotykał on tam dzieci z okolic Przemyśla i Jarosławia, rozmieszczone w innych obozach w pobliżu Zwickau. Były to obozy o nazwie Hartmansdorff i Kitzberg. Chłopcy i dziewczęta ćwiczyli na boisku, zajęcia gimnastyczne połączone były z marszami i śpiewaniem po niemiecku 39. Siedmioletni Kacper Poldek mieszkał wraz z rodzicami i rodzeństwem w Nowym Sączu. Zabrano go wprost ze szkoły wraz z siostrą i dwoma innymi uczniami. Pociągiem przewieziono ich do Niemiec. Kacper znalazł się w obozie w Zwickau, gdzie byli sami chłopcy. Kazano mu mówić tylko po niemiecku, za porozumiewanie się w języku polskim był bity, podobnie jak jego koledzy. W obozie przebywali jeszcze inni chłopcy z Nowego Sącza 40. Mieczysław Domański mieszkał przed wojną w Adamowie koło Buska. Miał 6 lat, gdy Niemcy zabrali go, wraz z innymi dziećmi (ok. 80), ze szkoły. Przebywał w kilku obozach, których nazwy wymienił. Były to: Racibórz, Lichtentane i Grossen. Najdłużej przebywał w Raciborzu, gdzie było około 122 50 chłopców w wieku do 15 lat. Za rozmowy po polsku bito. Pod koniec wojny wywieziono go do obozu w Zwickau, gdzie przebywał już Kacper Poldek. Tam ubrano ich w niemieckie mundury i przeprowadzano ćwiczenia. Dziewczęta traktowano identycznie 41. Jan Hamerling mieszkał z rodzicami w Radomiu. W wieku sześciu lat zabrany został ze szkoły wraz z dwiema siostrami i innymi dziećmi. Przed wyjazdem odbywały się w szkole badania lekarskie, polegające na ważeniu, mierzeniu i oglądaniu zębów. Następnie wywieziono wszystkie dzieci pociągiem. Rodzeństwo zostało rozdzielone. Janka przewieziono do Lob-nitz koło Zwickau, gdzie uczono dzieci pieśni niemieckich. Za rozmowy po polsku bito gumą lub pasem. Obóz uwolniły wojska amerykańskie 42. Aleksandra Bezlera, który mieszkał w Brzozowie koło Tomaszowa Mazowieckiego, wywieziono ze szkoły w Tomaszowie razem z innymi dziećmi, po uprzednich badaniach lekarskich i fotografowaniu w różnych pozycjach. Nie pozwolono mu pożegnać się z rodzicami. Jeszcze w szkole, w Tomaszowie, kazano ubrać się dzieciom w czarne spodnie i żółte koszule. Po podróży dzieci znalazły się w obozie w Saksonii, w mieście — jak wydawało się Bezlerowi — zwanym Werdau. Uczono je marszu, niemieckich pieśni. Pod karą chłosty zabraniano mówić po polsku. Współtowarzyszami małego Aleksandra byli sami chłopcy, nie miał jednak nikogo znajomego z rodzinnej wioski. Po zakończeniu wojny został repatriowany i zamieszkał w Łodzi 4S. Wywożenie dzieci ze szkół odbywało się już w okresie nieodwracalnych klęsk militarnych Rzeszy, kiedy to krótkotrwałe imperium waliło się w gruzy. Natomiast akcje grabieży i germanizacji dzieci prowadzono nadal planowo, konsekwentnie i systematycznie. 8. SELEKCJA WARTOŚCIUJĄCA OSOBOWOŚCI NISZCZENIE Liczne przytoczone poprzednio dowody z dokumentów niemieckich i z zeznań świadków ilustrują sposoby stosowane przez aparat III Rzeszy w akcji grabieży i germanizacji dzieci polskich. Z reguły o przeznaczeniu dziecka do zniemczenia — zwłaszcza tam, gdzie brak było domniemania o pochodzeniu niemieckim — decydowała selekcja wartościująca, która polegała na tzw. badaniach rasowych i zdrowotnych, a po nich — czasem równocześnie — badania zdolności i charakteru dziecka. Jakkolwiek nie zdążono dokonać selekcji wszystkich dzieci wywiezionych do Rzeszy, selekcja ta była obowiązującym założeniem całego programu i przeprowadzono ją — z modyfikacjami uwarunkowanymi pochodzeniem dzieci — w stosunku do wszystkich, których zniemczenie powierzono Lebensbornowi, niemieckim szkołom ojczyźnianym i NSV. Stoso- 123 I wano ją również wobec dziewcząt wywiezionych do pracy w charakterze służby domowej oraz wobec znacznej liczby dzieci wywiezionych ze szkół. Ulrich Greifelt dawał tylko praktyczne zalecenia, znajdujące swe źródło w memoriale Urzędu do Spraw Rasowo-Politycznych NSDAP z listopada 1939 roku. Autorzy memoriału uważali, że prawdziwe przenarodowienie jest możliwe tylko przy „jednakowych cechach rasowych", przy czym dzieci te nie mogły liczyć więcej niż 8—10 lat. Wiek ten miał stanowić granicę możliwości „ostatecznego zniemczenia". Te niewzruszone, wydawałoby się, rasowo-polityczne kanony zostały podważone zarządzeniem Ulricha Greifelta z 19 lutego 1942 roku, podnoszącym granicę wieku dzieci polskich, kierowanych do niemieckich szkół ojczyźnianych, do 12 lat. W praktyce i ta granica była wyższa, a w „Akcji Siano" (Heu-Aktion), rozpoczętej w czerwcu 1944 roku, podwyższono ją do ponad 17 roku życia. Przeprowadzając selekcję „rasową" ustalano trzy kategorie dzieci: stanowiących pożądany, możliwy do przyjęcia i niepożądany przyrost ludności. Poza selekcją „rasową" dużą wagę przykładano do cech psychicznych, m. in. także do sposobu spoglądania czy patrzenia dziecka. Trzynastoletni Wojciech Wysocki z powiatu konińskiego, o stwierdzonych cechach rasowych „N—O" (wschodnionordycki), określony został w obozie przejściowym jako grzeczny i pogodny chłopiec, o spokojnym i otwartym spojrzeniu. Opinia zawierała stwierdzenie, że „Wojciech obiecuje bardzo wiele", jakkolwiek, jest on pod wpływem matki, która "wzbrania sie_ przed wyjazdem do Niemiec. Inaczej wyglądała w tym samym obozie sprawa dwunastoletniej Luizy Stempin z powiatu wieluńskiego, stwierdzono bowiem, że robi ona złe wrażenie, gdyż „nie umie patrzeć w oczy"; stąd wniosek kierowniczki działu dla dziewcząt, że „trzeba twardej ręki, aby wychować ją na Niemkę" **. Tak wiex dramat, <ŁttftB[BXAverao •atąospzs aoomod ouBJAodną %\3 Azstiptcnj 2 "Tas^zp SHimAY&zop o^q xua>\ao zazad auozpBMooid o zazjdod raso^si t 'goraodBZ TuuBxatzpn bu uioąoso o epgapd Mo d BiM.ojp2 9xs 01 ara ląaT o§a[ t np%zj'62 •yp ura^oSo qo^zouti5(9xdo ^o pj npfezjB^ bjavc«p2 1 m. 'atsM. H m." op j 00 S bjavc«p2 1 C zbio 'Aooraod ts% Ątjatzpn -01 9^bo tt;ba\opjoxxi A\oi Ą^ Bgzoj p2 ^od aitis^sizpTi B2 •pat -&Z 000 021^—000 001 "Ą.° tpsMo^Ba-o z irapat ' zp a\ 'ąai piCz oSausBjM tua-iuazBiBU z iMS aratoM Cazs^wiaTd od n atąspd Ainzp jb^ A\.op zsmiBf tiraraop paxzp m. (raaui0Q s auo 32 'B BU 3Z X paxzp bu x axio q Bxienpog; -s axu. x nxuoQ -od zaq n\ \ "Az axs xiaoaxM.sod t at:ą/j x tauzoa^ods Asom § °d bu tbz paxzp -ux Bxupru§ xs -og 'S5t uioq ' suoxq 6861 Buenp at Zarząd Miejski, wspierany darami polskich instytucji, firm handlowych i osób prywatnych oraz darami amerykańskimi, komitet udzielał pomocy żywnościowej, lekarskiej, odzieżowej oraz organizował dach nad głową dla uchodźców i pogorzelców, których liczne rzesze koczowały w Warszawie po kapitulacji. Szczególną troską otoczono dzieci. Dla zilustrowania rozmiaru zagadnienia warto przytoczyć fakt, że w ciągu swego istnienia komitet wydatkował kwotę 30 000 zł, a ze świadczeń — pod różnymi postaciami -— korzystało ponad 200 000 osób, w tym przeszło 50 000 dzieci. Ogółem wydano 26 000 000 posiłków dla dorosłych i około 17 000 000 dla dzieci i młodzieży 6. Komitet i społeczeństwo Warszawy wykazywały ogromne zaangażowanie mobilizując siły i środki dla ratowania dzieci polskich. Warto w tym miejscu wspomnieć, że nie było to łatwe, zwłaszcza że tzw. dary amerykańskie, realizowane przez organizację Polish Food Commission, powołaną przez Amerykański Czerwony Krzyż, wstrzymano w lutym 1941 roku z inspiracji władz okupacyjnych. Komitet otazymywał tą drogą tłuszcze, tran, cukier, mąkę, mleko skondensowane, suche jarzyny — początkowo bezpośrednio z USA, a następnie pośrednio z Europy. Z darów tych skorzystało ok. 320 000 dzieci, głównie w Warszawie i Krakowie. W skład SKSS wszedł — jako sekcja — działający jeszcze w okresie międzywojennym Stołeczny Komitet Pomocy Dzieciom. W zmienionych okupacyjnych warunkach przystąpił on już od października 1939 roku do organizowania pomocy dzieciom i jednocześnie do wypracowania takiej struktury działania, która by pod pozorem legalności pozwalała realizować wytyczone cele. Komitet zakresem swej działalności objął wszystkie dzielnice Warszawy. Oprócz sieci terenowych ogniw organizacyjnych, działających w poszczególnych dzielnicach (okręgach SKSS), komitet posiadał ok. 300 placówek stałych i sezonowych. Były to internaty i ogniska dziecięce, ogródki, żłobki, półkolonie i kolonie. Zajmowano się również wysyłaniem dzieci na wieś w okresie letnim oraz prowadzono kartotekę dzieci zaginionych. Tak rozległy zakres działania wymagał współudziału stałych pracowników i dobrowolnego wkładu pracy wielu ludzi, których nazwiska dzisiaj, po ponad 35 latach, nie zawsze są znane, a którzy chlubnie wpisali się na tym właśnie odcinku walki z okupantem. Oprócz ponad tysięcznej rzeszy nauczycieli, ogromnej liczby członków przedwojennych ognisk szkolnych, wokół Sekcji Opieki nad Dziećmi i Młodzieżą skupiali się działacze społeczni, studenci, którym wojna przerwała naukę, harcerki — członkinie Konspiracyjnej Organizacji Harcerek. Wielu z nich zginęło z rąk okupanta. Władze hitlerowskie ingerowały coraz mocniej w działalność SKSS, nie służyła ona bowiem interesom III Rzeszy. Do zaostrzenia sytuacji doszło już na przełomie lat 1939/1940, a proces pogłębił się w 1940 roku, kiedy to w grudniu okupant skonfiskował zapasy żywności, a 17 marca 1941 roku Ludwig Fischer, szef dystryktu warszawskiego, nakazał prze- 155 L jecie całej działalności charytatywnej Radzie Głównej Opiekuńczej powstałej w Warszawie w lutym 1940 roku. Chodziło m. in. o skoncentrowanie działalności w jednej organizacji, celem łatwiejszej kontroli ze strony okupanta. RGO była do końca wojny jedyną polską organizacją działającą we wszystkich dystryktach Generalnej Guberni. Zakładała i utrzymywała zakłady dobroczynne, stołówki, schroniska, dożywiała dzieci w szkołach, prowadziła kuchnie ludowe, udzielała pomocy wysiedlonym. Przydziały żywnościowe dla komitetów opiekuńczych RGO na akcję dożywienia, wywalczone od władz, nie wystarczały; kupowano więc produkty nielegalnie. Do 31 stycznia 1941 roku z opieki RGO korzystało 390 575 dzieci, a dożywianie prowadzono w 1461 punktach. Na Warszawę przypadało ok. 50 % całej akcji pomocy. Na terenie GG znajdowało się w marcu 1941 roku — według obliczeń RGO — ok. 800 000 dzieci w wieku do lat 15, potrzebujących dożywiania, z czego przynajmniej 450 000 przypadało na dzieci w wieku szkoły podstawowej. W latach 1941—1942 władze okupacyjne ograniczyły przydziały żywnościowe dla RGO do 4 miesięcy zimowych (grudzień—marzec). W efekcie musiało nastąpić ograniczenie ilości wydawanych posiłków. W Warszawie w I kwartale 1941 roku wydawano dziennie 118 800 porcji, a w I kwartale roku następnego — już tylko 46 100 porcji dziennie 7. Obniżała się również wartość kaloryczna posiłków, co było wynikiem szeregu zarządzeń okupanta, zmierzającego do wyniszczenia narodu polskiego. W czerwcu 1942 roku akcja RGO pomocy dzieciom osiągnęła punkt kulminacyjny, po ciężkiej bowiem i długiej zimie organizmy dziecięce szczególnie mocno potrzebowały lepszego wyżywienia. Dzieci dożywiano w punktach specjalnych, ochronkach, przyszkolnych punktach dożywiania, kuchniach dziecięcych. Ilość puinktów Liczba dzieci dożywianych dziennie Galicja Krakowski Lubelski Radomski WanszawsM 24 629 98 173 253 §857 45 719 12 368 17 636 37 669 Razem 1177 123 249 Na terenie 4 okręgów (poza Galicją) liczba punktów dożywiania dla dzieci zmniejszyła się z 1157 do 1153, z kolei liczba dzieci wzrosła ze 111738 do 113 392. Z ogólnej liczby dzieci dożywianych 60,1% korzystało z kuchni przyszkolnych. W liczbie pozostałej, oprócz dzieci doży- 156 dzieci najmniejsze do łat 2, które otrzymywały mleko lub potrawy mleczne w tzw. punktach mlecznych. Z dożywiania w punktach specjalnych oraz ogólnych kuchniach ludowych korzystało pod koniec II kwartału 176 323 dzieci, w tym 16 331 dzieci w wieku przedszkolnym8. Niezależnie od dożywiania komitety przystąpiły do organizowania kolonii i półkolonii letnich. Kiedy z końcem czerwca akcja była w pełnym toku, władze okupacyjne wprowadziły szereg restrykcji. M. in. na zjeździe partii NSDAP w Krakowie w czerwcu 1942 roku z oburzeniem przyjęto do wiadomości fakt pomocy żywnościowej dla dzieci polskich oraz organizowanie kolonii letnich i żądano odpowiednich zakazów w tej sprawie. W efekcie przydziały żywnościowe odwołano, a 15 lipca 1942 roku zlikwidowano wszystkie kolonie i półkolonie na terenie GG. Uległy likwidacji jeszcze w lipcu prowadzone przez Polski Komitet Opiekuńczy w Krakowie domy kolonijne w Zarytem i Rabce, dom dla dzieci warszawskich w Rokicinach oraz 25 innych kolonii na terenie GG. Starania 0 zezwolenie na prowadzenie akcji kolonijnej i półkolonijnej zostały uwieńczone częściowym powodzeniem; 25 maja 1943 roku Wydział Spraw Ludnościowych i Opieki Społecznej GG udzielił zezwolenia, z zastrzeżeniem konieczności otrzymania zgody właściwego starosty. Władze nakazywały również objęcie tą formą pomocy przede wszystkim dzieci osób wywiezionych na roboty do Rzeszy oraz zatrudnionych w GG przy pracach ważnych ze względów wojennych, odmówiły jednak wszelkich przydziałów żywnościowych. Organizowanie wypoczynku letniego dla dzieci było sprawą niezwykłej wagi. Podjęły ją komitety opiekuńcze, chociaż zdobycie środków żywnościowych na wolnym rynku przekraczało ich możliwości finansowe. Liczbę dzieci, które zamierzano wysłać na kolonie, określono wówczas na ok. 75 000, a liczbę dzieci potrzebujących koniecznej opieki żywnościowej i odzieży (połowa 1943 roku) — na 525 000. Ciosem niezwykle silnym było wydanie urzędowego zalecenia wszystkim starostom, aby likwidować akcję dożywiania dzieci. Upoważniało to władze lokalne do zamykania punktów dożywiania dzieci, ochronek 1 przedszkoli, a na działaczy komitetów opiekuńczych posypały się groźby aresztowań w przypadku nierespektowania zarządzeń. Zapasy żywnościowe RGO, zdobywane najczęściej drogą ofiarności społeczeństwa na rzecz dzieci i młodzieży, miały być w myśl rozkazów władz przekazane na dożywienie dorosłych, pracujących na potrzeby wojenne III Rzeszy (pismo Wydziału Spraw Ludnościowych i Opieki Społecznej GG z 28 X 1942)9. W związku z powyższymi zarządzeniami okupanta ratowanie dzieci przed chorobą głodową wymagało od społeczeństwa polskiego ogromnych poświęceń. Nielegalnie, z dużym ryzykiem, a jednocześnie zaangażowaniem w walce o słuszną sprawę, dożywiano 'dzieci w tzw. kuchniach ludowych dla dorosłych, a akcję pomocy skupiono na dożywianiu w szkołach. 157 W końcu 1942 roku liczba dzieci objętych opieką wyniosła: Dystrykt galicyjski 29 543 Dystrykt krakowski 91 664 Dystrykt lubelski 44 857 Dystrykt radomski 72 474 Dystrykt warszawski 119 236' Łącznie — 357 774, a więc nikły procent potrzebujących tej opieki dzieci. 6 stycznia 1943 roku wydano zakaz dożywiania dzieci w szkołach. Pomoc żywnościowa dla dzieci, zorganizowana olbrzymim wysiłkiem społeczeństwa, załamała się. Dożywianie dzieci kontynuowano jedynie w domach prywatnych. Równocześnie władze przystąpiły do likwidowania prewentoriów i sanatoriów dziecięcych, utrzymywanych przez RGO. Zamknięto zakłady dla dzieci chorych na gruźlicę w Rabce i Zakopanem. Wytrwałym wysiłkiem i szeregiem skomplikowanych zabiegów udało się. utrzymać jedynie Dom Dziecka w Rymanowie, z którego w jednym turnusie mogło korzystać ok. 100 osób. Tymczasem wygłodzenie dzieci pociągało za sobą utratę odporności fizycznej, a co za tym idzie — zwiększoną chorobowość. Anemia spowodowana niedożywieniem obejmowała już ok. 80% dzieci. Gruźlica rozszerzała się w zastraszający sposób. Wybuchały epidemie tyfusu plamistego. Gwałtownie wzrastała śmiertelność, a naturalny przyrost ludności nie wyrównywał strat. Skutki klęski głodowej potęgował brak odzieży. Przedwojenne zasoby wyniszczały się sukcesywnie, a ludność polska nie otrzymywała kart na zakup ubrania i bielizny. W ramach pomocy amerykańskiej w latach 1940—1941 otrzymano 36 958 sztuk odzieży i bielizny dziewczęcej, 43 493 sztuk odzieży chłopięcej, 90 654 — dziecięcej, 8394 — niemowlęcej. Obdarowano nimi ponad 100 000 dzieci. W pierwszym roku okupacji ogromna była pomoc ludności, której nie dotknęły akcje wysiedleńcze. W miarę upływu czasu zapasy wykończyły się jednak. Tysiące dzieci w mieście i na wsi, nie mając w co się ubrać, nie opuszczało w zimie mieszkań, też zresztą często nie opalanych. Szczególnie ciężka była sytuacja dzieci wysiedlonych. Warunki pobytu w obozach zbiorczych — brak podstawowych urządzeń sanitarnych, głód, epidemie — dziesiątkowały dzieci. Transporty wysyłano często w okresie silnych mrozów w wagonach towarowych. Odsetek zmarłych dzieci był ogromny. W czasie postojów — działacze PCK, miejscowa ludność oraz każdy, kto miał jakiekolwiek możliwości dotarcia do wysiedleńców, starał się pomagać, głównie dzieciom. Nie było to łatwe; dostarczenie kromki chleba kończyło się często aresztowaniem lub pobiciem. W listopadzie 1941 roku rozpoczęły się wysiedlania z Zamojszczyzny. Największe nasilenie akcji przypadło na koniec 1942 i wiosnę 1943 roku. Wysiedleńców wraz z dziećmi przewożono furmankami, transportami kolejowymi lub prowadzono pieszo i umieszczano w obozach przesiedleń- 158 fll czych w Zamościu i Zwierzyńcu. Dzieci oddzielano od rodziców i umieszczano w najgorszych barakach, bez podłóg i prycz. Ich sytuacja w obozach przesiedleńczych i po ich opuszczeniu była tragiczna. Głód, zimno, choroby zakaźne oraz brak opieki powodowały ogromną śmiertelność, zwłaszcza wśród najmłodszych. Dzieci zwolnione z obozów w Zwierzyńcu i Zamościu, w wyniku starań PCK, były całkowicie wycieńczone i chore, toteż wymagały natychmiastowego umieszczenia w szpitalu, dostarczenia żywności, odzieży oraz otoczenia opieką. Tylko natychmiastowa pomoc społeczeństwa mogła utrzymać je przy życiu. Do obozów dostarczano żywność, przede wszystkim lekarstwa. Dostarczanie żywności było przez władze obozowe utrudnione. W zbiórce żywności, odzieży, bielizny oraz lekarstw brało udział całe społeczeństwo Lubelszczyzny. Liczne zabiegi RGO doprowadziły do uwolnienia z obozu w Zwierzyńcu w lipcu 1943 roku, na interwencję prezesa Polskiego Komitetu Opiekuńczego, 300 dzieci w wieku 1,5 do 12 lat. Dalsze losy tych, które przeżyły, uzależnione były od grupy, do której zostały zakwalifikowane. Część dzieci i młodzieży uznano za nadające się do germanizacji i wywieziono je w głąb Rzeszy, inne— zwłaszcza po 14 roku życia — wysyłano do pracy, głównie w przemyśle zbrojeniowym. Najmłodsze skierowano transportami kolejowymi, w czasie silnych mrozów w nie opalanych wagonach, bez jedzenia i należytego ubrania, do różnych powiatów: garwoiińskiego, łukowskiego, mińskomazowieckiego i siedleckiego. Wiele dzieci zmarło na skutek głodu, zimna, chorób zakaźnych i wycieńczenia. Losem pozostałych przy życiu dzieci wysiedlanych z Zamojszczyzny zajęła się ludność miejscowa i społeczeństwo warszawskie, zapewniając im mieszkanie, żywność, odzież i pomoc lekarską. W styczniu 1943 roku rozeszła się po Warszawie wiadomość, że na dworcach kolejowych znajdują się dzieci Zamojszczyzny, zamknięte w wagonach. Tłumy ludzi — zwłaszcza kobiety — rozpoczęły poszukiwania. Rozkolportowano wówczas konspiracyjną odezwę, w której czytamy: „Wzywamy wszystką ludność mieszkającą przy taraidh i stacjach kolejowych do pilnego baczenia i stwierdzania miejsc, gadzie pojalwią się dzieci. W razie wykrycia wagonów starać się jak najszybciej dzieci z nich wydobyć" 10. Transporty jednak nie nadeszły, a w czasie, gdy ludność Warszawy gorąco manifestowała swą chęć przyjścia z pomocą dzieciom polskim z Zamojszczyzny, tragedia tych dzieci rozgrywała się w miejscowościach podwarszawskich. M. in. do Stoczka przywieziono transport składający się z 900 osób, w tym 80% dzieci w wieku od 6 miesięcy do 12 lat. Dzieci były również wysyłane do Żełechowa, Kałuszyna, Cegłowa, Parysewa i Mrozów. 10 grudnia 1942 roku do Pilawy przybył transport 605 osób, w tym 275 dzieci; 11 grudnia 1942 roku do Sobolewa (z przeznaczeniem do Lelechowa) — 634 osoby, w tym 283 dzieci; 18 grudnia do Sobolewa 159 (z przeznaczeniem do Maciejówek, Łaskarzewa, Stoczka i Żelechowa) — 974 osoby, w tym 512 dzieci u. W Zarządzie Miejskim Warszawy, dokąd dotarły dokładne wiadomości 0 sytuacji dzieci, zdawano sobie sprawę, że ogromna ofiarność społeczeństwa i spontaniczne organizowanie pomocy nie wystarczą dla ich uratowania. Możliwości materialne ludności polskiej w okresie okupacji hitlerowskiej były zbyt ograniczone. Dyrektor "Wydziału Opieki Spo\&c>!Jne} Zarządu Miejskiego Jan Starczewski przedstawił sprawę lekarzowi niemieckiemu — urzędującemu nadzorcy miejskich placówek służby zdrowia dr. Wilhelmowi Hagenowi — i uzyskał zgodę na wyjazd do miejscowości, gdzie rozlokowano dzieci, aby ustalić, jaka pomoc jest im potrzebna. W wyniku tego Jan Starczewski został zaraz po powrocie aresztowany i wysłany do Oświęcimia. Dr Hagen, który posłał do Hitlera list ilustrujący położenie polskiej ludności wysiedlonej, został odwołany ze swego stanowiska i skierowany do służby wojskowej na froncie wschodnim. Opiekę nad dziećmi Zamojszczyzny podjęła m. in. Pracownicza Komisja Samopomocy Społecznej pracowników miejskich w Warszawie: „Społem" i inne instytucje polskie wysyłały dzieciom odzież zebraną wśród społeczeństwa, bieliznę, żywność i pieniądze. Wiele dzieci zamojskich znalazło schronienie w rodzinach polskich. Rozwijano akcję rodzin zastępczych. Dużo było sierot, ciasno też było w świetlicach, domach opiekuńczych i tzw. gniazdach dziecięcych zorganizowanych, dla dzieci zamojskich. W kwietniu 1943 roku w powiecie siedleckim — na planowane do zorganizowania dwa „gniazda" i dwie świetlice — czynna była jedna świetlica, a w powiecie garwolińskim — jedno „gniazdo" i jedna świetlica. Krystyna Lichaczewska, Marian Rapacki, Maria Fandri, Leon Marszałek, Jan Starczewski, dr Mikołaj Łącki, Jan Wolf — kierownik szkoły w Mrozach i wiele żyjących oraz nieżyjących osób, których nie sposób tu wymienić, ofiarnie spełnili swój obywatelski obowiązek ratując dzieci zamojskie od zagłady. Dzieci z Zamojszczyzny wysyłano również do obozów koncentracyjnych, m. in. na Majdanek. Dr Ludwik Christians, przewodniczący lubelskiego PCK, zabiegający niezmordowanie o pomoc dla więźniów, uzyskał zgodę na zabranie z obozu na Majdanku 3514 osób, z czego 388 dzieci umieszczono w szpitalach w Lublinie (do połowy 1944 roku zmarło ok. 70 dzieci)12. Młodzież polską dotknęły również masowe deportacje do Rzeszy. W „Kraju Warty" urzędy pracy w pierwszych miesiącach okupacji zewidencjonowały ludność polską, stąd też rekrutacja na roboty opierała się na wezwaniu imiennym poszczególnych osób. WT GG natomiast deportacje do Rzeszy odbywały się głównie na zasadzie „łapanek". Młodzież chroniła się przed wywiezieniem w głąb Rzeszy, a zarówno polskie instytucje, jak 1 osoby prywatne udzielały jej w tym zakresie pomocy. Wystawiano np. 180 fikcyjne dokumenty pracy lub legitymacje kursów zawodowych. Atak okupanta na dziecko polskie wymierzony był ze wszystkich stron. Nieustępliwa pomoc społeczeństwa polskiego w ratowaniu dzieci i młodzieży również szła wszelkimi możliwymi drogami. Opieka nad dziećmi więźniów — to jeszcze jedna forma ochrony dzieci polskich przed zagładą w okresie okupacji hitlerowskiej. Samotnymi dziećmi, których rodzice uwięzieni byli w różnego typu obozach, zajmowały się rodziny polskie. Główną pomoc niósł Patronat Opieki nad Więźniami, działający w oparciu o pomoc materialną RGO. Sekcja opieki nad dziećmi więźniów w Patronacie była tylko częściowo legalna. W dużej mierze opieka obejmowała dzieci wyjęte spod prawa, a więc musiała to być działalność konspiracyjna. Zofia Zbyszewska, działaczka Patronatu, pisze: „Uwięzieni pytali w grypsach o losy swoich najbliższych. Rodziny feołatały wszędzie o pomoc. Nierzadkio trsseiba było zająć się dziećmi, Których oboje rodzice zostali uwięzieni lub rozstrzelani, ewentoatoie musieli ukrywać się. Toiteż mie była to praca wychowawcza. Było to ratowniidtwo"ls. Dzieci starano się umieścić w internatach, domach dziecka i rodzinach zastępczych. Nie było to łatwe, gdyż tego typu placówek było niewiele, likwidował je bowiem systematycznie okupant. Do akcji tej czynnie włączyło się wiele katolickich zgromadzeń zakonnych. Dzieci samotne z Warszawy, których rodziców uwięziono lub rozstrzelano, za pośrednictwem Patronatu wysyłano często do odległych wsi. Czasem chodziło o warunki zdrowotne, czasem o bezpieczeństwo. Zofia Zbyszewska szacuje, że w okresie 5 lat okupacji Patronat udzielił pomocy ok. 5000 dzieci, które zostały bez opieki w wyniku eksterminacyjnej polityki okupanta. Ochrona dzieci i młodzieży polskiej, prowadzona w trudnych, okupacyjnych warunkach, wymagała wielu wyrzeczeń i poświęceń. Oprócz pomocy materialnej i opieki zdrowotnej — wbrew rygorystycznym zakazom okupanta — prowadzono działalność społeczno-wychowawczą i kul-turalno-oświatową. W pracach tych brały udział instytucje charytatywne, szereg firm i instytucji polskich, nauczyciele i działacze społeczni oraz całe polskie społeczeństwo. Wielu najmłodszych znanym i nieznanym bohaterom tej walki zawdzięcza życie. 11 I Następstwa wojny i okupacji hitlerowskiej w życiu psychicznym dziecka Druga wojna światowa i jej następstwa — to szeroki, interdyscyplinarny problem badawczy. Podjęli go również lekarze. Skutki drugiej wojny światowej ujawniły się bowiem w stanie fizycznym, w życiu psychicznym i w postawie moralnej dzieci i młodzieży polskiej. Profesor Stefan Baley, polski psycholog, który przeprowadził po wojnie badania wśród dzieci i młodzieży, pisał m. in.: „Mała dziewczynka, IhJtóra jako 3-letnie dziecko dostała się do obozu w Oświęcimiu i Hfitóra obecnie jest w naszej ewidencji, dotychczas jeszcze czyni kłopoty otoczeniu swoją oliigafr&zją" *. Specjalistka od psychoanalizy dziecięcej Nelly Wolffbeim z Londynu zbadała ok. 3000 dzieci, które przeszły przez hitlerowskie obozy koncentracyjne. Były one po wojnie umieszczone w specjalnych zakładach i klinikach, aby jak najszybciej odzyskać równowagę psychiczną i moralną. Dzieci te do nowego środowiska odnosiły się nieufnie, a nawet wrogo. Powszechne było zobojętnienie uczuciowe. Dziennikarz, który zetknął się z tymi dziećmi, pisał później: „Wiele wśród ntełi miało postawę agresywną, ujawniało fantazję sadystyczną, broniło swojej, często skromniutkiej własności — jakiejś starej zabawki — tak gwałtownie i 'zacięcie, jakby chodziło o życie. Zbyt bowiem długo wydzierano im wszystko, co drogie. Towarzyszy zabaw, którzy nagle musieli wyjść z pokoju, określały jako — zmarłych, dowód to, jak głęboko te dzieci zostały ugodzone. Nowy świat był dla nich — tak im się przynajmniej zdawało — groźny i wszechpotężny. Brakowało im poczucia foezpieczeńsitwa i ufności"2. Dziś, mimo upływu wielu lat od zakończenia drugiej wojny światowej, problemy obejmujące choroby wynikłe z pobytu w obozach hitlerowskich oraz ich następstwa są wciąż aktualne. Skutki pobytu w obozach ujawniły się w przewlekłej postępującej astenii, w uszkodzeniu narządów i tkanek organizmu oraz w zakłóceniu ich czynności. Nastąpiło obniżenie odporności organizmu, zwiększona zapadalność na gruźlicę, przedwczesne starzenie się. Jest to wynik urazów fizycznych, długotrwałego niedożywienia, pracy ponad siły, braku należytej odzieży zabezpieczającej przed zimnem, ciężkich warunków, przeciążenia nerwowego, lęku, bólu i stałych stresów psychicznych. Dużym wstrząsem była utrata domu rodzinnego. 164 ' Spośród przebadanych byłych więźniów Obozu przy ulicy Przemysłowej w Łodzi, osadzonych w wieku dziecięcym, wykształcenie niepełne podstawowe posiada 36%, podstawowe i niepełne średnie — 38,7%, średnie — 18,6%, wyższe 6,7%. Ogólnokrajowe badania osób, które w dzieciństwie przeszły przez obozy hitlerowskie, wykazują, że niepełne wykształcenie podstawowe posiada dziś 14,3% kobiet i 11,4% mężczyzn. Kary chłosty, połączone często z urazami mózgu w okresie dzieciństwa, poważnie opóźniły ich rozwój umysłowy. 50% badanych mężczyzn — byłych więźniów obozu łódzkiego — i 56,7% kobiet pracuje fizycznie3. Przeżycia dzieci, które przeszły przez obozy hitlerowskie, przekraczają granicę przeciętnej ludzkiej wytrzymałości. Zostawiły one po sobie trwałe ślady, czego wyrazem jest zwiększona zapadalność na choroby oraz znaczne ograniczenie zdolności do pracy. Wśród byłych więźniów obozu łódzkiego przeważają choroby przewlekłe, ściśle związane z pobytem w obozie. U 52,3% badanych występują zmiany w obrębie kręgosłupa, powstałe w wyniku urazów odniesionych w toku śledztwa, z powodu bicia lub ciężkiej, ponad siły pracy fizycznej. Ponadto często występują choroby przewodu pokarmowego, choroby kości i narządów ruchu, zaburzenia psychonerwicowe, choroby układu krążenia, układu oddechowego oraz uszkodzenia wielu narządów. Podjęte przez lekarzy krakowskich z Kliniki Psychiatrycznej Akademii Medycznej badania najmłodszych więźniów Oświęcimia i dzieci urodzonych w tym obozie miały również na celu ustalenie, jakie skutki w osobowości, w psychice dziecka pozostawił fakt pobytu w obozie w pierwszych miesiącach lub w pierwszych latach życia. Wiek dzieci przebadanych nie przekraczał 8 lat w chwili wyzwolenia. Podstawowym zagadnieniem było ustalenie, czy fakt pobytu w obozie miał decydujące znaczenie dla dalszego rozwoju dzieci i w jakim stopniu wpłynął na ich dalsze losy. W toku badań w żadnym przypadku nie rozpoznano choroby psychicznej, a jedynie cechy osobowości, które zaliczono do nerwicowych. Byli więźniowie skarżą się na bóle głowy, wybuchowość, impulsywność, zaburzenia rytmu snu, lęki, uczucie osłabienia, bóle serca, żołądka, stawów, złe samopoczucie 4. Dzieci najmłodsze niewiele pamiętają z tego, co działo się z nimi w obozie. Mają mgliste wspomnienie momentu wejścia do obozu — „tam był taki długi most", „było nas dużo i czekaliśmy". Dzieci oświęcimskie znalazły po wyzwoleniu przybranych rodziców. Jedna z przybranych matek dziecka mówiła: „No cóż, może je rozpuszczałam i nazbyt mu pobłażałam, ale zawsze miałam w pamięci, że to dziecko nie doznało matczynej ręki, i że mu brakowało chleba". Na psychikę dziecka polskiego miał wpływ nie tylko pobyt w obozach, ale również groza wydarzeń okupacyjnych. Terror stosowany przez okupanta hitlerowskiego, egzekucje, pacyfikacje, wysiedlenia głęboko zapadły w psychikę dziecka. Każde wyjście z domu, zwłaszcza w miastach, 165 I połączone było z niepewnością powrotu. Na oczach dziecka dokonywana aresztowań, „łapanek", bito, mordowano. Dziecko często widziało śmierć najbliższych, nie zawsze rozumiejąc, co się stało. Spośród uczestników ankiety przeprowadzonej w Warszawie w pierwszych latach po wojnie, dotyczącej przeżyć okupacyjnych dzieci — 25% uczestników było świadkami egzekucji publicznych, 18% — pacyfikacji, 10% — innych form okrucieństwa 5. Poważny odsetek polskich dzieci podczas wojny nie miał w ogóle domu, a sytuacja materialna zmuszała je do szukania zarobku. Fakty te musiały zaciążyć na normalnym rozwoju dziecka. Hitlerowski aparat zbrodni Plany hitlerowskiego programu zbrodni na dzieciach znalazły swe odbicie w kompleksie aktów normatywnych, zarządzeń oficjalnych i tajnych, które były realizowane przez aparat władzy, zarówno administracji państwowej, jak i partyjnej. 1. NARODOWOSOCJALISTYCZNA NIEMIECKA PARTIA ROBOTNICZA (NSDAP) Rola NSDAP, partii powstałej w 1919 roku, polegała w okresie sprawowania przez nią absolutnej władzy w III Rzeszy na rozbudowaniu ogromnego aparatu policyjnego, systemu obozów, ustanowieniu totalnej inwigilacji, poddaniu wszystkich dziedzin życia ścisłej kontroli i reglamentacji, wprowadzeniu zasady -wodzostwa, realizacji programu opracowanych szczegółowo planów podboju i eksterminacji narodów europejskich, w tym przede wszystkim ludności polskiej. Kierownictwo polityczne NSDAP zostało uznane przez Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze za organizację przestępczą. Kuźnią planów krótko- i długofalowych, których przedmiotem były również zbrodnie na dzieciach polskich, stał się Urząd do Spraw Rasowo-Politycznych NSDAP (Rassenpolitisches Amt), utworzony zarządzeniem z 17 listopada 1933 roku, a więc niedługo po objęciu przez Hitlera władzy. Do zakresu jego czynności należało szkolenie, propaganda oraz współdziałanie na odcinku ustawodawczym w dziedzinie polityki ludnościowej i rasowej. Po wybuchu wojny powstał spór kompetencyjny pomiędzy tym urzędem a Głównym Urzędem Rasy i Osadnictwa SS na tle dopuszczania tego pierwszego do przeprowadzania praktycznych badań „rasowych". Spór ten został rozstrzygnięty decyzją Heinricha Himmlera z 3 czerwca 1940 roku w ten sposób, że do praktycznych badań „rasowych" dopuszczono jedynie himmlerowski aparat RuSHA. Na decyzję te. wpłynął między innymi fakt, że w organie NSDAP „zatrudnionych było niewielu członków SS", co mogło wypaczyć linię polityki Himmleira. Widocznie nie miał on zaufania do naukowców z Urzędu do Spraw Rasowo-Politycz-nyeh NSDAP, którzy — może z przezorności — nie kwapili się do wstępowania w szeregi SS. Być może też Himmler chciał wyeliminować fur Voir. nami Służba zdrów ale tworzvła zrealizowaniM od? nam dr 0ause by! 168 wpływ naukowców w sprawach, w których sam nie miał tego pseudonaukowego przygotowania, a pragnął o nich decydować osobiście — jak to później potwierdzają fakty — i uchodzić za autorytet. Niemniej rola Urzędu do Spraw Rasowo-Politycznych, zajmującego się opracowywaniem teoretycznych podstaw dla zbrodniczej działalności władz i organów SS, była nadal niezwykle doniosła. Poza wyżej wymienionym urzędem istniał jeszcze Urząd Narodowościowy NSDAP (Hauptamt fiir Volkstumspolitik), który aktywnie realizował na tzw. ziemiach wcielonych do Rzeszy politykę ludnościową poprzez swoje organa w poszczególnych okręgach (Gauamt fiir V@lkstumspolitik)„ Nie można również pominąć działalności Urzędu Zdrowia NSDAP (Amt fiir Volksgesundheit) z terenowymi organami w okręgach (Gauamt fiir Volksgesundheit) oraz Urzędu Szkolenia NSDAP (Schulungsamt) z organami terenowymi (Gauschulungsamt). Służba zdrowia nie tylko przystępowała do różnych zbrodniczych akcji, ale tworzyła własne koncepcje. Planowi Gauleitera Arthura Greisera (wymordowanie około 230 000 Polaków chorych na gruźlicę) przeciwstawił prof. dr Kurt Blome, zastępca kierownika Urzędu Zdrowia w NSDAPr własny plan, oparty nie na względach humanitarnych, lecz biorący w rachubę „problemy polityczne, psychologiczne i rzeczowe". Wyrażał on pogląd, że byłoby rzeczą niemożliwą utrzymanie tego rodzaju masowej akcji w tajemnicy. Sytuacja polityczna i realia wojenne nie pozwoliły na zrealizowanie planowanej eksterminacji chorych, wśród których olbrzymi odsetek stanowiły wyczerpane wojną i głodem dzieci. Na terenie Prowincji Górnośląskiej kierownik Urzędu Zdrowia NSDAP dr Klause był współodpowiedzialny za katastrofalne warunki zdrowotne i sanitarne w obozach dla ludności polskiej, tzw. Polenlagrach, gdzie liczba małoletnich, w tym niemowląt, dochodziła, a niekiedy nawet przekraczała 40% ogółu więźniów. Poznański Urząd Szkolenia NSDAP wydawał szczegółowe instrukcje,, jak należy postępować wobec Polaków, propagując wobec nich wrogość i poczucie wyższości. Wytyczne dotyczyły również dzieci. 2, SZTAFETY OCHRONNE NSDAP (SS) Szczególnie okrutną i bezwzględną rolę w zbrodniach przeciwko dzieciom polskim odegrała terrorystyczna organizacja Sztafet Ochronnych NSDAP, zwana w skrócie SS. Powstała ona w roku 1923 jako osobista straż Hitlera, a w trzy lata późmiej podporządkowano ją paramilitarnej organizacji Oddziałów Szturmowych NSDAP (SA), której przewodził ambitny kapitan Ernest Rohm. Od roku 1929 kierownictwo SS objął Himmler, nadając Sztafetom Ochronnym charakter policji wewnątrzpartyjnej i wywiadu politycznego (SD). W tym to czasie SS liczyło za- 169 ledwie 280 członków, jednak już w roku 1934 SS odegrało główną rolę w krwawej likwidacji kierownictwa SA z Ernestem Róhmem na czele jako opozycji w łonie partii przeciwko Hdmmlerowi. Akcję tę nazwano „nocą długich noży". Po tych wydarzeniach SS stało się samodzielną „organizacją członkowską" NSDAP. Himmler dążył cierpliwie i systematycznie do utworzenia z SS „arystokracji" wewnątrz partii hitlerowskiej, opierając selekcję członków SS na doktrynie o „rasie i krwi". W czasie obejmowania władzy przez partię nazistowską, w 1933 roku, samozwańcza „elita rasowa" reprezentowała już siłę 52 000 członków. W roku 1936 Himmler mianowany został szefem policji niemieckiej, która obejmowała policję porządkową, kryminalną, gestapo, a następnie służbę bezpieczeństwa (SD). Równolegle z tym rozwojem organizacji SS, której zadaniem stała się „ochrona integralnego bezpieczeństwa Rzeszy", jej wpływy stale wzrastały poprzez nadawanie wysokim funkcjonariuszom państwowym i innym osoibistoścdbim życia publicznego najwyższych stopni w SS. Dla zachowania dobrych stosunków z elitą partii i utrzymania korzystnych pozycji ekonomicznych przemysłowcy, bankierzy i wielcy kupcy świadczyli poważne datki na rzecz SS. Haracz ten był jednak pod każdym względem opłacalny. Tymi drogami infiltracji Sztafety Ochronne osiągnęły wpływy we wszystkich dziedzinach życia w Niemczech. W roku 1939 organizacja SS (Allgemeine SS) liczyła już 240 000 członków. Poza wyżej wspomnianą ogólną organizacją SS istniały jeszcze dwie formacje: jednostki dyspozycyjne (SS-Verfiigungstruppeń), składające się z ochotników, odbywających 4-letnią służbę w SS — zamiast w wojsku — oraz oddziały trupich główek (SS-Totenkopfverbdnde), wybierane z ochotników SS i używane do nadzorowania obozów koncentracyjnych. Te ostatnie liczyły w roku 1939 około 40 000 ludzi. Obie te formacje brały udział w kampanii przeciwko Polsce, a w roku 1940 liczyły około 100 000 ludzi i znane były pod nazwą Waffen-SS. W ostatnich latach wojny SS stanowiło najpotężniejszy czynnik władzy, prawie całkowicie niezależny od Wehrmachtu i administracji ogólnej. W 1944 roku Waffen-SS liczyło około 950 000 ludzi, podczas gdy liczba tzw. Allgemeine SS spadła do 200 000. Cała organizacja SS podlegała dowódcy Rzeszy SS Heinrichowi Himm-lerowi, a dowództwo Rzeszy SS (Reichsfuhrung SS) oibejmowało 12 głównych urzędów (Hauptdmter). W zasięgu kompetencji pięciu z tych urzędów leżała zbrodnicza działalność przeciwko ludności polskiej. Były to: Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA), Główny Urząd Sztabowy Komisarza Rzeszy do Spraw Umocnienia Niemczyzny (Stabshauptamt RK FDV), Główny Urząd SS do Spraw Rasy i Osadnictwa (RuSHA), Główny Urząd Gospodarczo-iAdministracyjny SS (WVHA) ł Centrala Przesiedleńcza Niemców Etnicznych, zwana w tłumaczeniu również Nie-mieckonarodowym Urzędem Pośrednictwa (VoMi). 170 3. GŁÓWNY URZĄD BEZPIECZEŃSTWA RZESZY (RSHA) Urząd ten był centralą policji bezpieczeństwa (sipo) III Rzeszy i wywiadu politycznego państwa i NSDAP, zwanego od roku 1933 Służbą Bezpieczeństwa Reichsfuhrera SS (SD). Powstał on w roku 1939 w wyniku połączenia Głównego Urzędu Służby Bezpieczeństwa (SD) z Głównym Urzędem Policji Bezpieczeństwa (sipo), który od roku 1936 kierował policją polityczną — zwaną gestapo i policją kryminalną — zwaną kripo. W myśl postanowień dekretu z 23 czerwca 1938 roku cały personel tych dwóch jednostek organizacyjnych, tj. gestapo i kripo, musiał należeć do SS, co oznaczało, że organizacja państwowa, którą było gestapo i kripo, znalazła się faktycznie pod kontrolą organizacji partyjnej, czyli SD. RSHA posiadał w późniejszym okresie siedem departamentów i departament N (Nachrichteń), zajmujący się techniczną służbą łączności. Do departamentu I i II należały sprawy personalne i administracyjne, do departamentu III — wywiad w kraju, gestapo — to departament IV, kripo — departament V, wywiad zagraniczny — departament VI. Departament VII zajmował się badaniami naukowymi, przede wszystkim w dziedzinie broni rakietowej i nuklearnej. Urząd RSHA, kierujący powyższymi zbrodniczyma organizacjami, był równocześnie odpowiedzialny za ich ludobójczą działalność. Szef RSHA, Reinhard Heydrich, a następnie Ernst Kaltenbruner, najbliższy współpracownik Himmlera, byli organizatorami akcji eksterminacji ludności krajów podbitych oraz systemu terroru na okupowanych ziemiach. Udział RSHA w zbrodniach przeciwko dzieciom polskim miał szeroki zakres, szczególnie w akcjach pacyfikacyjnych, egzekucjach, aresztowaniach i przy wysiedleniach. 4. GEHEtME STAATSPOLIZEI (GESTAPO) Tajna (Policja Państwowa (gestapo) — stanowiąca od 1939 roku IV Departament Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA) — realizowała politykę zagłady i terroru wobec ludności polskiej, gdziekolwiek się ona znajdowała. Związana ściśle personalnie i organizacyjnie z SS, wzbudzała swymi tiajokrutniejszymi metodami powszechną grozę. Gestapo było głównym organem wykonawczym takich działań, jak „nadzwyczajna akcja pacyfikacyjna", zwana akcją „AB" (Ausserordentliche Befriedungsaktion), mająca na celu wyniszczenie w GG polskiej warstwy kierowniczej i inteligenckiej oraz wcielenie w życie postanowień dekretu z 1942 roku pt. „Noc i Mgła" (Nacht und Nebel), w myśl którego wszyscy politycznie podejrzani o należenie do iruchu oporu, których nie zamierzano od razu likwidować, mieli być w największej tajemnicy wy- 171 słani do Niemiec — przy czym nie dopuszczano, by jakakolwiek wieść o nich docierała do (rodzin, i to nawet w wypadku ich śmierci. Gestapo brało bezpośredni i czynny udział w różnego rodzaju akcjach pacyfikacyjnych i w egzekucjach, w czasie których rozstrzeliwano również kobiety i dzieci, bez względu na wiek. Od decyzji gestapo zależało, czy dzieciom można było darować życie. Poważną rolę odgrywało gestapo w działalności germanizacyjnej. Wskazuje na to m. in. zarządzenie Himmlera z 16 lutego 1942 roku o traktowaniu osób wpisanych do IV grupy niemieckiej listy 'narodowej, które postanawiało uwięzienie przez gestapo rodziców „szczególnie obciążonych" i objęcie opieką ich dzieci dla zagwarantowania niemieckiego wychowania. W akcji tworzenia tzw. Goralenvolku na obszarach powiatu nowotarskiego i kilku gmin powiatu myślenitikiego, która miała na celu rozbijanie jedności narodowej przez propagowanie separatyzmu góralskiego, zebrania działaczy „Komitetu Góralskiego" odbywały się w asyście gestapo, dla wywarcia presji w celu zgłaszania przez ludność wniosków o wydanie kart rozpoznawczych. Znany publicysta angielski Edward Crankshaw w swojej książce Gestapo — narządzie tyranii wyraził się, że nie ulega wątpliwości, iż gestapo kryło się za najbardziej odrażającymi czynami popełnionymi przez Niemców w całej Europie i inspirowało oraz organizowało ich przeprowadzenie. Międzynarodowy Wojskowy Trybunał w Norymberdze uznał gestapo za organizację zbrodniczą. 5. GŁÓWNY URZĄD SZTABOWY KOMISARZA RZESZY DO SPRAW UMOCNIENIA NIEMCZYZNY (RK FDV) Urząd Komisarza Rzeszy do Spraw Umocnienia Niemczyzny (RK FDV) ustanowiony został dekretem Hitlera z 7 października 1939 roku i powierzony Himmlerowi, który w ten sposób uzyskał ogromną władzę w zakresie wyznaczania obszarów osadnictwa na terytoriach okupowanych oraz kształtowania mapy etnicznej i demograficznej Europy. Do połowy 1941 roku pełnomocnikami do spraw umocnienia niemczyzny byli dowódcy SS i policji w Gdańsku i Krakowie, a funkcje te pełnili w imieniu namiestników wyżsi dowódcy SS i policji w Poznaniu, Katowicach i Królewcu. By uniezależnić się od administracji ogólnej, Himmler utworzył w Berlinie własną organizację przez powołanie Głównego Urzędu Sztabowego, do którego zadań należała cała akcja wysiedleń i osadnictwa. Na czele tego urzędu, powstałego 11 czerwca 1941 roku, stanął SS-Gruppenfuhrer Ulrich Greifelt, skazany później w 8 procesie norymberskim na 20 lat więzienia. Główny Urząd 172 Sztabowy dzielił się na trzy „grupy urzędowe": Amtsgruppen — A, B, C, a każda z nich podzielona była na dalsze biura i wydziały. Departament C i urząd VI podlegały zbrodniarzowi wojennemu, generałowi SS Konradowi Meyer-Hetlingowi. Opracowywano tam sprawy wysiedleń i przesiedleń oraz „Generalny Plan Wschodni". Szefem oddziału sztabu na Poznań i „Kraj Warty" był SS-Standartenfuhrer Herbert Hubner, jeden z oskarżonych i skazanych w 8 procesie norymberskim. Główny Urząd Sztabowy RK FDV spełniał funkcje wiodące w zakresie germanizacji dzieci polskich, przede wszystkim jako organ dyspozycyjny. Działalność tego urzędu oibejmowała niemal wszystkie środowiska i grupy dzieci. Jednym z zasadniczych aktów normatywnych było zarządzenie Ulricha Greifelta z 19 lutego 1942 roku nr 67/1, postanawiające zniemczenie dzieci przebywających w polskich rodzinach zastępczych i zakładach opiekuńczych. Główny Urząd Sztabowy RK FDV uznany został w 8 procesie norymberskim za organizację przestępczą, której udowodniono realizację planu rabunku dzieci innych narodowości w celu ich germanizacji, wysiedlanie ludności, powodujące wielką śmiertelność przede wszystkim wśród dzieci, zmuszanie małoletnich Polaków do wstępowania do niemieckich sił zbrojnych, niezależnie od całego szeregu innych zbrodni przeciwko ludzkości. 6. GŁÓWNY URZĄD DO SPRAW RASY (RuSHA) OSADNICTWA Urząd ten był jednym z najstarszych głównych urzędów dowództwa naczelnego SS. Przed wojną podstawowym zadaniem RuSHA było wprowadzenie w życie teorii rasizmu i przeprowadzenie badań sprawdzających aryjskie pochodzenie kandydatów ubiegających się o przyjęcie do organizacji SS. Funkcjonariusz SS obowiązany był udowodnić swoje nordyckie albo co najmniej aryjskie pochodzenie wstecz, do 1750 roku. RuSHA rozpatrywał również wnioski esesmanów o zawarcie związku małżeńskiego, który nie mógł dojść do skutku, dopóki nie wyrażono zgody na wybór kandydatki na żonę. Akceptacja taka opierała się na zasadzie „czystości rasowej". Wszystko to stanowiło część zamierzeń Himmlera, by z SS uczynić „elitę rasową". Doświadczenia RuSHA w sferze zagadnień polityki rasowej predestynowały urząd do przejęcia tej problematyki przy realizacji planów ludobójstwa i germanizacji narodów okupowanych. Te nowe zadania RuSHA zepchnęły jej dotychczasowe funkcje — a w szczególności selekcję rasową i opiekę nad esesmanami — na dalsze miejsce. W rozszerzonym zakresie działania, opartym na pozbawionych 173 jakiejkolwiek wartości naukowej teoriach, wiodącą rolę odegrało Biuro do Spraw Rasowych RuSHA, kierowane przez prof. Brunona, Kurta Sehultza i Walthera Dongusa. Szefem RuSHA w czasie od 1940 do kwietnia 1943 roku był SS-Ober-gruppenfiihrer Otto Hoffmann. Jego następcą został SS-Gruppenfuhrer Richard Hildebrandt. Szefem oddziału RuSHA w Łodzi mianowano w roku 1941 SS-Obersturmbannfuhrera Fritza Schwalma. Wszyscy oni odpowiadali jako zbrodniarze wojenni w 8 procesie norymberskim. Oddział w Łodzi przeprowadzał m. in. „badania rasowe" związane z akcjami germanizacyjnymi i przesiedleńczymi. Przy wyższych dowódcach SS i policji w poszczególnych okręgach działali dowódcy do spraw rasy i osadnictwa, którzy reprezentowali kompetencje RuSHA. Akcję wyławiania Polaków „rasowo wartościowych" prowadził RuSHA od wiosny 1940 roku, a przedmiotem szczególnego zainteresowania tego urzędu były dzieci polskie. Jednym z najbardziej znamiennych aktów normatywnych RuSHA było zarządzenie z 17 września 1942 roku w sprawie zniemczenia nazwisk dzieci, dla zatarcia śladów ich pochodzenia. 7. NIEMIECKONARODOWY URZĄD POŚREDNICTWA (VoMi Urząd ten, zwany Volksdeutsche Mittelstelle (VoMi), powstał już na długo przed wybuchem wojny, a zadaniem jego było utrzymywanie więzi pomiędzy Niemcami zamieszkałymi w innych państwach a Rzeszą. Zastępca Hitlera jako przywódca NSDAP, Rudolf Hoss, powierzył kierownictwo VoMi późniejszemu SS-Obergruppenfuhrerowi Wernerowi Lorenzowi, który podlegał równocześnie ministrowi spraw zagranicznych Rzeszy Joachimowi Ribbentropowi. Jak się później po wybuchu wojny okazało, zadania VoMi w „utrzymywaniu więzi" z Niemcami za granicą obejmowały również działalność niemieckiego wywiadu. Wkrótce po ustanowieniu — dekretem Hitlera z 7 października 1939 roku — Urzędu Komisarza Rzeszy do Spraw Umocnienia Niemczyzny (RK FDV) Himmler zlecił szefowi VoMi Wernerowi Lorenzowi przeprowadzenie rejestracji i ewakuacji Niemców etnicznych z ich dotychczasowych siedzib do Rzeszy lub na tzw. ziemie włączone do Rzeszy. Akcja przesiedleń na Wschodzie rozpoczęła się już wkrótce po zakończeniu działań wojennych w Polsce. 11 czerwca 1941 roku, a więc na 11 dni przed zaatakowaniem Związku Radzieckiego, dział VoMi zajmujący się repatriacją Niemców przekształcony został na Główny Urząd SS do Spraw Repatriacji Niemców Etnicznych. Z zestawienia tych dat wynika, że już wtedy planowano masowe przesiedlanie Niemców etnicznych z terenów wschodnich. Z tą też chwilą wzrosła niepomiernie rola i kompetencje VoMi. 174 W łonie VoMi powstał tzw. Urząd VI (Amt VI), którego kierownictwo objął SS-Sturmbannfuhrer Heinz Bruckner, odbywający częste podróże służbowe po terenach Związku Radzieckiego. Do zakresu działania VoMi należały: ewakuacja Niemców etnicznych z ich krajów ojczystych, umieszczenie ich i opieka nad nimi w punktach przesiedleńczych, czasowe zatrudnienie, szkolenie ideologiczne i dalsza indoktrynacja po ostatecznym zatrudnieniu lub osiedleniu. VoMi otrzymywała do swojej dyspozycji poważne ilości mienia ruchomego i nieruchomego osób uwięzionych w obozach koncentracyjnych lub wysiedlonych, które przydzielano następnie osiedleńcom niemieckim. Współdziałanie VoMi na terenach Europy Wschodniej z jedną z najbardziej zbrodniczych instytucji hitlerowskich, z Einsatzgruppen, zostało dowiedzione w 8 procesie norymberskim. W administracji VoMi znajdowało się na terenie całej Rzeszy około 1500 do 1800 obozów, w których przebywały setki tysięcy mężczyzn, kobiet, dzieci i starców w bardzo ciężkich warunkach. Wśród tych obozów VoMi zorganizowała co najmniej 22 obozy specjalne na Śląsku, przeznaczone wyłącznie dla ludności polskiej, nazwane Polenlager. W obrębie Prowincji Górnośląskiej, poza urzędem Dowództwa Operacyjnego VoMi w Katowicach (Einsatzfiihrung Oberschlesien), istniały jeszcze — jak zdołano dotąd ustalić — dalsze jednostki terenowe, a w szczególności: Powiatowe Dowództwo nad Obozami w Raciborzu, Katowicach i Chorzowie oraz Powiatowy Urząd Sztabu Osiedleńczego w Bielsku. W skład placówki Urzędu Komisarza Rzeszy do Spraw Umocnienia Niemczyzny w Zamościu, która przeprowadzała masowe wysiedlania, wchodziła również jednostka VoMi. W Generalnej Guberni rejestrację osób „pochodzenia niemieckiego" (Deutschstdmmige), rozpoczętą w roku 1942, poprzedziło intensywne poszukiwanie przez VoMi potomków dawnych kolonistów niemieckich, którzy spolonizowali się, lecz pod względem rasowym i dzie-dziczno-biologicznym uważani byli za wartościowych. Miano tu w pierwszym rzędzie na uwadze dzieci. VoMi odgrywała przodującą rolę w przymusowym wcielaniu do formacji wojskowych obywateli innych państw oraz współdziałała bezpośrednio w przymusowej germanizacji ludności, zmuszaniu do pracy niewolniczej i w rabunku dzieci. W powyższym zakresie Volksdeutsche Mittelstelle miała powiązania nie tylko organizacyjne, ale i personalne z takimi instytucjami SS, jak Główny Urząd Sztabowy Komisarza Rzeszy do Spraw Umocnienia Niemczyzny (RK FDV), Główny Urząd do Spraw Rasy i Osadnictwa (RuSHA) oraz Lebensborn e. V. Wyrokiem Amerykańskiego Trybunału Operacyjnego z 10 marca 1948 roku uznano, że — w świetle postanowień ustawy nr 10 Rady Kontroli — instytucja VoMi jest organizacją zbrodniczą, która dopuściła się zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości. 175 i 8. GŁÓWNY URZĄD GOSPODARCZO-ADMINISTRACYJNY SS (WVHA) Obozy koncentracyjne w chwili wybuchu wojny podlegały Urzędowi Inspektora Obozów Koncentracyjnych. Szef policji niemieckiej Himmler uważał je za jeden z najważniejszych instrumentów politycznych i w marcu 1942 roku podporządkował obozy koncentracyjne Głównemu Urzędowi Gospodarczo-Administracyjnemu SS (WVHA). Podlegały mu obozy koncentracyjne z siecią podobozów oraz związane z nimi fabryki, kamienio-łomy-kopalnie, gospodarstwa rolne i inne przedsiębiorstwa przemysłowe eksploatowane na rachunek SS. Centrala WVHA została szeroko rozbudowana i dzieliła się na pięć departamentów, spośród których trzy pierwsze zajmowały się wyłącznie agendami gospodarczo-administracyjnymi, jak zarządzanie budynkami, koszarami i barakami dla SS3 zaopatrzeniem, umundurowaniem i wyposażeniem jednostek SS oraz budową i wyposażeniem obozów. Czwarty departament zarządzał bezpośrednio obozami koncentracyjnymi, a piąty administrował przedsiębiorstwami przemysłowymi, w których zatrudniano niewolniczo więźniów obozowych. Szefem WVHA był Oswald Pohl, w randze generała SS, który wraz z sie-demnastoosobową grupą kierowniczą tej instytucji odpowiadał za zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości przed Trybunałem Amerykańskim w Norymberdze w 4 procesie. Trybunał orzekający w sprawie Pohla miał bardzo ułatwione zadanie, gdyż mógł się on oprzeć na większości dokumentów pochodzących z materiału dowodowego przedłożonego Międzynarodowemu Trybunałowi Wojskowemu w Norymberdze, który badał również szczegółowo działalność WVHA, jako jednej z organizacji SS. Obozy zarządzane przez WVHA stały się miejscem zagłady i wyniszczenia ogromnej liczby dzieci polskich i innych narodowości. 9. GRUPY OPERACYJNE POLICJI BEZPIECZEŃSTWA (EINSATZGRUPPEN) Przed agresją na Polskę doszło do porozumienia między szefem policji bezpieczeństwa i naczelnym dowództwem wojsk lądowych, w wyniku którego utworzono pięć grup operacyjnych policji bezpieczeństwa (Einsatz-gruppe der Sicherheitspolizei) i przydzielono po jednej z grup do każdej armii walczącej na Wschodzie. Po przesunięciu się frontu w głąb kraju utworzono jeszcze Einsatzgruppe VI, która operowała także w Poznańskiem, oraz Einsatzgruppe z. b. V. „do zadań specjalnych", działającą głównie na Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim. Wymienione wyżej grupy operacyjne liczyły około 2700 ludzi, a kierownictwo nad nimi spoczywało w rękach szefa RSHA Reinharda Heydricha. 176 Udziałowi tych grup w kampanii w Polsce nadano kryptonim „Unter-nehmen Tannenberg". Einsatzgruppen oraz dowódcy policji porządkowej otrzymali bezpośrednio z kwatery Hitlera rozkaz natychmiastowego — bez sądu — rozstrzeliwania wszystkich Polaków, którzy stawiać będą opór. W praktyce rozstrzeliwano tzw. osoby podejrzane, w tym kobiety i dzieci. Szczególną brutalnością i okrucieństwem wyróżniała się grupa operacyjna działająca na Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim. Działalność Einsatzgruppen odczuły polskie ziemie zachodnie, tzw. wcielone do Rzeszy. Niezwłocznie po zajęciu tych ziem przez wojsko, posuwające się za nim grupy operacyjne dokonały masowych aresztowań wśród miejscowej ludności na podstawie tajnych spisów sporządzonych jeszcze w Rzeszy lub na terenie Gdańska. Po agresji na Związek Radziecki Einsatzgruppen rozpoczęły na Wschodzie nie spotykane w dziejach mordy i masowe rzezie ludności, nie oszczędzając kobiet, dzieci i starców. W uzasadnieniu wyroku w 9 procesie przeciwko 24 członkom Einsatzgruppen, który toczył się przed Amerykańskim Trybunałem Wojskowym w Norymberdze, stwierdzono, że „żaden autor powieści o mordach, żaden twórca wstrząsających dramatów nie mógłby nigdy stworzyć w swej fantazji akcji, która byłaby w stanie tak wstrząsnąć uczuciami ludzi (...)" f. 10. LEBENSBORN b.V. Zarejestrowane stowarzyszenie Lebensborn utworzone zostało 12 grudnia 1935 roku z inicjatywy Heinricha Himmlera jako Reichsfiihrera SS. Instytucja ta, mając w statucie swym umieszczone jako motto słowa Himmlera: „Świętą nam będzie każda matka dobrej krwi", realizowała praktycznie hitlerowskie teorie rasistowskie. Do zadań ustawowych tego „stowarzyszenia", którego członkami mogli być tylko funkcjonariusze SS i które stało na straży bezwzględnej czystości rasowej, należało popieranie wielodzietnych „rasowo wartościowych" rodzin, roztoczenie opieki nad małżeńskimi i pozamałżeńskimi „rasowo wartościowymi" dziećmi i brzemiennymi matkami oraz opiekuństwo ustawowe. W pierwszym okresie swego istnienia Lebensborn był związany z Głównym Urzędem SS do Spraw Rasy i Osadnictwa, od którego otrzymywał „światopoglądowe wytyczne". W roku 1936 został on włączony do osobistego Sztabu RFSS jako tzw. Urząd „L". Zarząd Główny składał się z siedmiu wydziałów, z których najważniejszymi były wydziały zdrowia, adopcji i prawny oraz wydział zajmujący się umieszczaniem dzieci w rodzinach zastępczych. Pierwotnym celem Lebensbornu była reprodukcja krwi członków SS, od 12 177 IV ^<> r których wymagano co najmniej czworga dzieci. Himmler wyjaśnił w swojej mowie w „Dniach Metzu" motywy tej zasady następująco: „Będziemy trwać albo zginiemy z tą przodującą krwią Niemiec, a jeżeli dobra krew nie będzie odtwarzana, nie potrafimy rządzić światem. Proszę zrozumieć, że nie będziemy w stanie utrzymać Wielkiej Rzeszy, która już tworzy się. Jestem przekonany, że potrafimy to osiągnąć, ale musimy się do tego przygotować. Jeżeli kiedyś nie mielibyśmy dostatecznej ilości synów, ci, którzy przyszliby po nas, staliby się tchórzami. Naród, który posiada nadwyżkę czterech synów w rodzinie, może odważyć się na wojnę; jeżeli dwóch zginie, dwaj pozostali utrzymają ród. Przywódcy narodu, w którym rodziny liczą tylko jednego lub dwóch synów, z ciężkim sercem podejmowaliby każdą decyzję, uważając, na podstawie własnego doświadczenia, że nie mogą tego wymagać" 8. Opieka Lebensbornu nad rodzicami uwarunkowana była poprzednimi badaniami „rasowymi" i zdrowotnymi, które miały gwarantować posiadanie przez dzieci tych właśnie cech rodziców. Lebensborn odpowiedzialny jest za rabunek i germanizacją dzieci polskich. 11. INSTYTUCJA DEUTSCHE HEiMSCHULEN Niemieckie szkoły ojczyźniane (Deutsche Heimschuleri) utworzone zostały z polecenia Hitlera w początkach 1942 roku. W ich gestii znajdowały się zakłady opiekuńczo-wychowawcze dla chłopców i dziewcząt w wieku od 6 do 18 lat, które administracyjnie podlegały ministrowi oświaty, faktycznie zaś Reichsjuhrerowi SS. Istniało sześć rozmaitych typów tych zakładów w zależności od wieku i uzdolnień dziecka. Według projektów władz hitlerowskich wszelkie zakłady opiekuńczo-wychowawcze na terenie Niemiec miały być z czasem przekształcone na tzw. szkoły ojczyźniane. Zasadniczym programem wychowawczym tych szkół było wszczepianie dzieciom i młodzieży światopoglądu narodowosocjalistycznego i integralnego z ideą wodzostwa fanatycznie ślepego i bezgranicznego posłuszeństwa fiihrerowi. Chodziło bowiem o stworzenie silnych kadr, przy pomocy których można było realizować imperialisty czne cele i tworzyć „nowy porządek" zarówno w Europie, jak i później n-a innych kontynentach. Wytyczne programu szkolnego określano jako powiązanie narodowosocjalistycznego wychowania społecznego z wszechstronnym wykształceniem elementów fizycznych, duchowych i umysłowych. W praktyce rozbudzano i rozwijano nienawiść do każdego człowieka „niższej rasy". Zadanie zniemczenia dzieci polskich w wieku od lat 6 do 12, pochodzących z rodzin zastępczych i zakładów opiekuńczych, zostało instytucji tej zlecone zarządzeniem komisarza Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny z 19 lutego 1942 roku nr 67/1. Z sieci zakładów Heimschulen szczególnie dwa zakłady zostały wyznaczone dla dzieci polskich: dla chłopców z Nie- 178 deraltreich — Gau Bayreuth w Bawarii, dla dziewcząt — w Achern w Ba-denii. W działalności germanizacyjnej względem innych narodów istniało ścisłe współdziałanie pomiędzy Deutsche Heimschulen a instytucją Lebensborn, która miała ewidencję dzieci umieszczonych w zakładach, przeprowadzała częste wizytacje oraz wyrażała zgodę na przekazanie dziecka rodzinie niemieckiej. W Heimschulen zmieniano również dzieciom imiona i nazwiska. 12. NATlONALSOZiALlSTiSCHE VQLKSWOHLFAHRTeV.(NSV) Instytucja Narodowosocjalistycznej Opieki Społecznej, działająca w ramach zarejestrowanego stowarzyszenia, powołana została do życia dekretem Hitlera z maja 1933 roku i stanowiła jeden z członów organizacyjnych NSDAP, stając się instrumentem politycznym partii. Centrala, mająca swoją siedzibę w Berlinie, powiązana była z Głównym Urzędem Opieki Społecznej (Hauptamt fur Volkswóhljahrt) poprzez unię personalną szefa tego urzędu i Głównego Urzędu Nationalsozialistische Volkswóhljahrt e. V. (NSV). „Stowarzyszenie NSV" miało swoje placówki przy wszystkich — od najniższych do najwyższych — komórkach partyjnych i zarządzało szeroko rozwiniętą siecią zakładów opieki nad dziećmi i matkami. Działało ono na zlecenie i współpracowało z Reichsjiihrerem SS, komisarzem Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny, Głównym Urzędem do Spraw Rasy i Osadnictwa SS i Volksdeutsche Mittelstelle. Rola NSV w akcji grabieży i niemczenia dzieci obcych narodów miała charakter wyraźnie przestępczy, ze względu na rodzaj zleconych przez organa SS czynności, jak i własną aktywność i inicjatywę. Doniosłość znaczenia NSV leżała przede wszystkim w szeroko rozwiniętym aparacie administracyjnym, technicznym i wykonawczym, co w porównaniu z innymi organizacjami stwarzało warunki do objęcia akcją germanizacyjną największej ilości dzieci. Liczby dotyczące rozmiaru działalności tej instytucji w odniesieniu do „rasowo wartościowych" dzieci zrodzonych z kobiet deportowanych na roboty przymusowe do Niemiec nie są znane nawet w przybliżeniu. Wiadomo, że już na około dwa lata przed wybuchem wojny personel NSV pobierał naukę języka polskiego i był przygotowany do zajęcia terenów polskich. Sprawy związane z przysposobieniem dzieci należały do zakresu czynności Urzędu Rzeszy do Spraw Adopcji (Reichsadoptionsstelle), placówki samodzielnej, działającej w ramach organizacyjnych NSV. Charakterystyczne dla działalności tej instytucji było prowadzenie tzw. czarnych list, na których umieszczano nazwiska dzieci i rodziców, których pozbawiono prawa do przysposobienia. Urząd Rzeszy do Spraw Adopcji miał swoje oddziały również na terenach 12* 179 polskich, m. in. w Katowicach. Przed decyzją wyrażającą zgodę na przysposobienie dziecka prowadził niezwykle szczegółowe dochodzenia. Zmierzały one do eliminowania i niszczenia wszelkich przejawów polskości na ziemiach zagrabionych przez III Rzeszę. 13. WŁADZE ADMINISTRACYJNE Jakkolwiek główną rolę w zbrodniach przeciwko ludności polskiej spełniała organizacja SS z jej siecią różnorodnych instytucji oraz władze policyjne, niemniej jednak udział organów administracji publicznej III Rzeszy w tych zbrodniach był poważny i miał istotne znaczenie przy wykonywaniu planów zmierzających do wyniszczenia narodu polskiego. Organa te nie tylko spełniały rolę współsprawców i pomocników, ale występowały też z własnymi inicjatywami. W zbrodniach na dzieciach współdziałały przede wszystkim organa administracyjne resortów spraw wewnętrznych, pracy i zdrowia, działając za pośrednictwem swych jednostek terenowych: urzędów młodzieżowych różnych szczebli, urzędów pracy i urzędów zdrowia. Rolę administracji państwowej odzwierciedla m. in. w sposób znamienny zarządzenie ministra spraw wewnętrznych Rzeszy z 3 grudnia 1942 roku, który „zasługę" w inicjatywie utworzenia 1 grudnia obozu w Łodzi dla młodzieży polskiej (Pole7i-Jugendverwahrlager) przypisuje również sobie. Pozbawił on wszelkiej ochrony prawnej dzieci polskie na tzw. ziemiach włączonych do Rzeszy. W zarządzeniu tym wskazywano na istnienie zagrożenia dla młodzieży niemieckiej — z powodu przeciążenia opiekuńczych zakładów wychowawczych. Z braku osobnych instytucji młodzież obcej narodowości — szczególnie polskiej — przekazywano na wychowanie do niemieckich zakładów. Stworzono więc instrument polityczny, który miał na celu wyniszczenie młodzieży polskiej, określanej jako zaniedbana i nie spełniająca kryteriów „rasowych". Zarzut „zaniedbania" miał stwarzać pozory legalizmu, w rzeczywistości bowiem policja kryminalna i policja bezpieczeństwa starały się jak najgorliwiej uzasadniać wnioski o zesłanie polskich dzieci — w sposób tendencyjny. Nie przestrzegana była też dolna granica wieku, ustalona na 8 lat, ofiarami tej polityki stawały się więc kilkuletnie dzieci. Dziesiątki tysięcy dzieci polskich wywożono na roboty przymusowe i zatrudniano w zamkniętych zakładach pracy lub przedsiębiorstwach i gospodarstwach indywidualnych. Werbowanie odbywało się różnymi metodami. Najskuteczniejsza była „łapanka" na ulicach lub w szkołach, organizowana przez niemieckie urzędy pracy. W procesie norymberskim przeciwko Alfriedowi Kruppowi udowodniono, że jego koncern zatrudniał małoletnich w wieku od 11 do 17 lat, a w roku 1944 — nawet dzieci 8-letnie. 180 Niemiecka służba zdrowia w III Rzeszy doszła pod wpływem doktryny hitlerowskiej do całkowitej degradacji etycznej i moralnej. Zbrodnie ludobójstwa popełniali wybitni lekarze, wyróżniający się wśród nich naukowcy, którzy mieli pełną świadomość swych czynów ze względu na szczególne kwalifikacje do moralnej i zawodowej oceny zbrodniczych działań, szczególnie w wypadku przeprowadzania pseudomedycznych eksperymentów na więźniach. Zawodowy obowiązek ochrony życia i walki o nie zamieniali lekarze na krwawe rzemiosło uśmiercania, połączonego z torturami i okrucieństwem. Cały swój wysiłek i wiedzę skierowali na opracowywanie metody najsprawniejszego pozbawiania życia. Nawet tam, gdzie można było bez osobistego ryzyka uchronić małoletnich od wyniszczenia, nie wahano się z reguły stwierdzić urzędowo, że stan zdrowia dziecka pozwala na umieszczenie go w obozie. Miało to miejsce na „ziemiach wcielonych do Rzeszy", gdzie odnośny formularz o zesłaniu dziecka do obozu wymagał formalnego potwierdzenia lekarskiego w przewidzianej na to rubryce. Wyrok, jaki zapadł przeciwko przedstawicielom niemieckiej służby zdrowia w III Rzeszy przed I Amerykańskim Trybunałem Wojskowym w Norymberdze w dniu 19 sierpnia 1947 roku, tak silnie wstrząsnął światem lekarskim, że Światowa Organizacja Lekarska zmodyfikowała treść przysięgi lekarskiej, wprowadzając do niej ustęp o równości rasy, religii, narodowości i przynależności partyjnej. 14. WŁADZE SĄDOWE w I!! RZESZY W toczącym się w roku 1947 przed Amerykańskim Trybunałem Wojskowym procesie przeciwko — jak go nazwano — „wymiarowi sprawiedliwości" ujawniono nie spotykaną w dziejach narodów cywilizowanych całkowitą degradację prawa w hitlerowskiej Rzeszy. Wśród 14 oskarżonych znajdowali się podsekretarze stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości (byli ministrowie zmarli przed wniesieniem aktu oskarżenia), wysocy urzędnicy tego resortu, prezesi, sędziowie sądów specjalnych i ludowych oraz prokuratorzy. W ciągu kilku lat władzy hitlerowskiej formalna praworządność ustąpiła miejsca zupełnemu bezprawiu, a sądy straciły swoją niezależność i swoje znaczenie. W realizacji przestępczych celów politycznych korzystano szeroko z analogii prawa wszędzie tam, gdzie kodeks karny nie przewidywał karalności danego czynu, oraz odstępowano od przepisów dotyczących wymiaru kary, jeśli było to wygodne. Nieograniczenie natomiast stosowano karę śmierci, jeśli wymagało tego „zdrowe poczucie narodowe" (das gesunde Volks-empfinden). Uchwałą Reichstagu z 26 kwietnia 1942 roku wyposażono Adolfa Hitlera 181 w pełnię władzy sądowej bez jakichkolwiek ograniczeń wynikających z obowiązujących przepisów prawnych. Natomiast Hitler dekretem z 20 sierpnia 1942 roku upoważnił ministra sprawiedliwości do odstępowania od przepisów obowiązującego prawa w kierowaniu wymiarem sprawiedliwości. Narzędziem, które miało te nowe zasady realizować, były sądy specjalne stworzone na terenach polskich wkrótce po zakończeniu działań wojennych. Sądy te, obejmujące swą działalnością zaanektowaną część Polski, miały siedziby w Gdańsku, Kwidzynie, Bydgoszczy, Poznaniu, Inowrocławiu, Łodzi, Włocławku, Kaliszu i w Katowicach. Na terenie Generalnej Guberni sądy specjalne, powołane rozporządzeniem z 15 listopada 1939 roku, działały w siedzibach władz dystryktów, zaś oddziały ich znajdowały się w Rzeszowie, Kielcach, Piotrkowie, Częstochowie, Zamościu, a od 1941 roku również w Stanisławowie i Tarnopolu. Składały się one z trzech sędziów zawodowych. W „Kraju Warty" na wniesione do sądów specjalnych 2262 akty oskarżenia wydano 555 wyroków śmierci. Ofiarami takiego wymiaru sprawiedliwości byli również małoletni. Niemałą rolę odegrało sądownictwo niemieckie w grabieży i germanizacji dzieci polskich. Z odnalezionego protokołu konferencji, jaka odbyła się 10 marca 1943 roku w Ministerstwie Sprawiedliwości Rzeszy, przy współudziale przedstawicieli Głównego Urzędu Komisarza Rzeszy do Spraw Umocnienia Niemczyzny i Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa SS, wynika, że władze sądowe skoordynowały swoją działalność z działalnością władz SS w walce biologicznej z narodem polskim. Sądy niemieckie ingerowały i decydowały w sprawach pozbawienia rodziców Polaków lub opiekunów polskich prawa opieki nad dzieckiem, przekazywania opieki urzędom niemieckim lub osobom narodowości niemieckiej oraz powierzania opieki nad dzieckiem w rozwiedzionych małżeństwach mieszanych stronie pochodzenia niemieckiego. W uzasadnieniu wyroków sądowych z reguły wskazywano na okoliczność, że dziecko wychowywane jest u swych rodziców lub opiekunów w duchu polskim, bądź też ustalano — bez jakichkolwiek przesłanek — że ojciec lub matka są niepoczytalni lub nie dbają o dziecko. Przykładem tego rodzaju decyzji jest uchwała sądu niemieckiego w Łodzi (Amtsgericht) z 27 lipca 1941 roku, na podstawie której odebrano Józefinie Drzymalskiej prawo do opieki nad jej dziećmi, Janem i Hermanem Drzymalskimi, i ustanowiono ich opiekunem Urząd Młodzieżowy (Jugend-amt). W uzasadnieniu stwierdzono, że wkroczenie Sądu Opiekuńczego stanowi pilną konieczność, gdyż mało wartościowa matka wychowuje dzieci w duchu polskim 4. Uchwałą sądu niemieckiego w Katowicach 13 marca 1944 roku odebrano matce prawo do opieki nad córką Krystyną Jaworek, urodzoną 29 września 1934 roku, i przekazano ją do zakładu wychowawczego. Decyzję uzasadniono następująco: 182 „Młodociana przebywa od 6 września 1943 roku bez powodu poza szkołą. Matka nie posyła jej do szkoły. Jest ona pod tym względem całkowicie niewyrozumiała. Młodociana nie może u niej dłużej przebywać i jedynie surowe wychowanie może skłonić ją do uczęszczania do szkoły [niemieckiej — wyj. aut.]"5. W przypadku orzeczenia rozwodu lub unieważnienia małżeństwa stronę polską zawsze pozbawiano prawa do opieki nad dzieckiem. Również dawniejsze orzeczenia sądów polskich poddawano rewizji i przyznawano opiekę nad dzieckiem stronie niemieckiej. Nawet w przypadkach dobrowolnie zawartych umów notarialnych sądy niemieckie pozbawiały stronę polską opieki nad dzieckiem. A oto fragment motywów postanowienia sądu niemieckiego w Lublinie z 9 września 1942 roku, przyznającego prawo do opieki nad dzieckiem Ireną Jonszta, urodzoną 2 maja 1929 roku, matce — Niemce: „Ojciec nie może powoływać się na zawartą przed rozwodem umowę, na podstawie której dziecko ma pozostać u niego na wypadek rozwodu. Z umowy tej wynika mianowicie, że ojciec zamierzał zabezpieczyć polskie wychowanie dziecka {...). Wychowanie dziecka u ojca nie jest dostatecznie zapewnione, gdyż nie posyłał on jej nawet do szkoły niemieckiej. Dlatego należy obawiać się, że dziecko będzie wychowane przez ojca w polskim duchu, jeśli nie pozwalał on jej uczyć nawet języka niemieckiego. W tych okolicznościach musi uznać się zawartą między rodzicami umowę i zrzeczenie się przez matkę prawa opieki za pozbawione skutków prawnych. Co więcej, lepiej będzie służyć dobru dziecka, jeśli pójdzie ono do matki i w ten sposób otrzyma niemieckie wychowanie. Matka będzie wychowywać je w duchu niemieckim i zachowa dla narodu niemieckiego (...)"6. Należy zaznaczyć, że w powyższym przypadku dziecko wychowywało się przez cały czas u ojca i matka była dlań osobą zupełnie obcą. Tego rodzaju metody doprowadzały do wielkich tragedii i dramatów. Niejednokrotnie ojciec lub matka opuszczali z dziećmi dom i ukrywali się przed władzami hitlerowskimi. O służalczej roli sądownictwa wobec nazistowskich doktryn świadczy uzasadnienie jednego z wyroków sądu okręgowego w Łodzi z 7 kwietnia 1941 roku, którym unieważniono małżeństwo zawarte między małżonkami K. Motywacja brzmiała następująco: „Fakt, że strony przy zawieraniu małżeństwa wiedziały, iż powódka jest Niemką, pozwany zaś Polakiem, nie może wpłynąć na odmienne rozstrzygnięcie sprawy (...). Z tego założenia wynika fakt, że dopiero z włączeniem Wschodu do Rzeszy walka narodowa została ostatecznie rozstrzygnięta (...). Ta okoliczność wywołała dopiero u powódki świadomość, że narodowo mieszane małżeństwo nie da się pogodzić z celami niemczyzny na Wschodzie" 7. Przykłady powyższe dowodzą, w jak haniebny sposób można było nadużywać wiedzy prawniczej i interpretacji prawa i jak sądownictwo niemieckie — podobnie jak administracja państwowa — włączyło się w zbrodniczy nurt państwa prerogatywnego. ;upojq Zbrodnie dokonane na narodzie polskim i innych narodach Europy przez III Rzeszę niemiecką, jej nazistowskie formacje i hitlerowskich funkcjonariuszy nie miały precedensu w dziejach ludzkości. Stanowiły również pogwałcenie postanowień i zasad międzynarodowego prawa wojennego. W Polsce zostały popełnione przez Niemcy hitlerowskie zbrodnie przeciwko pokojowi, zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości, a więc wszystkie kategorie zbrodni ujęte w statucie i akcie oskarżenia Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze. Agresja III Rzeszy na Polskę w dniu 1 września 1939 roku oraz bezprawna okupacja ziem polskich stanowiły pierwszy etap realizacji programu ludobójczej polityki hitlerowskiej. W myśl „Generalnego Planu Wschodniego" oraz rasistowskiej ideologii hitlerowskiej naród polski miał — jako „podludzie" (Untermenschen) być wyniszczony fizycznie. Temu celowi zostały podporządkowane teoria i praktyka polityki narodowościowej, społecznej, gospodarczej i kulturalnej III Rzeszy w Polsce. Polska utraciła ogółem 6 028 000 osób, narody ZSRR — 20 300 000. Łącznie więc straty w ludziach poniesione przez Polskę i ZSRR wyniosły 26 328 000. Straty poniesione przez pozostałe państwa koalicji antyhitlerowskiej, w tym przez Anglię, USA i Francję wyniosły 3 682 000 osób *. Polska — spośród wszystkich państw walczących przeciwko Rzeszy hitlerowskiej — poniosła straty najwyższe: 220 osób na 1000 mieszkańców, podczas gdy straty np. Holandii wyniosły 22 osoby na 1000, Francji — 13, Belgii — 12, Wielkiej Brytanii — 8, Norwegii — 3, Stanów Zjednoczonych — 1,4, Danii — 0,3. Ogółem na 30 010 000 strat w ludziach, poniesionych w okupowanych przez III Rzeszę krajach Europy oraz na froncie walki przeciwko hitleryzmowi, zostało zamordowanych w wyniku eksterminacyjnej polityki hitlerowskiej 18 100 000 osób spośród ludności cywilnej, w tym w Polsce — 5 400 000, a na okupowanych terenach ZSRR — 10 300 000. Oznacza to 86,7% ogółu liczby zamordowanych przez hitlerowców obywateli z 30 krajów Europy i poza nią. Takie było ludobójcze żniwo zbrodni dokonanych przez III Rzeszę. Dokładne ustalenie wszystkich zbrodni dokonanych na dzieciach i młodzieży, jak również strat poniesionych w tym zakresie, nie jest możliwe. 186 Czas nie stanowi jedynej przeszkody w pracach badawczych nad zbrodniami hitlerowskimi popełnionymi na małoletnich obywatelach Polski. Istnieją dowody na to, że większość dokumentów została zniszczona przez aparat hitlerowski w celu zatarcia śladów zbrodni lub też wywieziona z ziem Polski. Liczne zbrodnie nie były zresztą w ogóle dokumentowane w formie sprawozdań, notatek służbowych czy korespondencji. Znane są również przypadki zacierania śladów zbrodni przez ekshumację, palenie zwłok i rozstrzeliwanie osób, które wykonywały te czynności. Trudności obiektywne powiększyło zniszczenie polskiej ewidencji i dokumentacji w spalonych i zrównanych z ziemią miastach, osiedlach i wsiach. Ginęły też najbliższe osoby, które mogłyby zgłosić utratę dziecka. Należy również uwzględnić zasięg popełnionych na dzieciach polskich zbrodni — obejmujący głównie tereny III Rzeszy, Austrii i Czechosłowacji. Nie ma też możliwości wykorzystania pewnych materiałów i zasobów archiwalnych znajdujących się poza Polską. Należy tu jeszcze dodać, że w zachowanych dokumentach reżimu hitlerowskiego starano się unikać wyodrębniania liczbowego dzieci, ograniczając się do podawania ogólnej ilości np. rozstrzelanych osób. Nie można też pominąć dzieci polskich górników i hutników zamieszkałych we Francji, które przed wybuchem wojny przyjechały na wakacje do Polski i tu zaskoczyła je wojna. W okresie okupacji Niemiecki Czerwony Krzyż zajmował się ich przewiezieniem z powrotem do Francji, jednak — jak wynika z odnalezionych akt — w sprawę wmieszał się komisarz Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny, co nasuwa poważne podejrzenie, czy wszystkie one powróciły do swoich rodzin. Ogromna szacunkowo liczba dzieci polskich zginęła na terenie Rzeszy, dokąd deportowano je, bądź też gdzie się urodziły. W samych tylko strefach okupacyjnych — amerykańskiej i brytyjskiej — (administracja niemiecka przedłożyła około 40 000 metryk dzieci polskich robotnic wywiezionych do Rzeszy. Istnieją dane, że w rzeczywistości urodziło się tam niewspółmiernie więcej dzieci polskich. W jednym tylko z zakładów położniczych dla robotnic obcokrajowych w Brunszwiku, w czasie od 10 maja 1943 roku do końca wojny, urodziło się około 800 dzieci obcokrajowych, w tym 400 polskich; natomiast w okręgu wschodnio-hanower-skirn szacowano ilość urodzin dzieci obcokrajowych w roku 1943 — biorąc pod uwagę tylko robotnice wiejskie — na 1500. Śmiertelność w tych zakładach wynosiła dk. 50%, a w ostatnim okresie wojny umierało prawie każde dziecko. Podczas pacyfikacji i egzekucji rozstrzeliwano lub palono żywcem dzieci i niemowlęta w wieku od 3 miesięcy, a w stosunku do ogółu zamordowanych odsetek dzieci wahał się w granicach od 10 do 75%. W dwudziestu jeden Polenlagrach na obszarach byłej Prowincji Górnośląskiej najwyższa śmiertelność panowała właśnie wśród dzieci. Wobec zniszczenia całej niemal dokumentacji tych obozów natrafiamy i tu na 187 problem występujący przy badaniach masowych zbrodni hitlerowskich: nie można określić dokładnej liczby ofiar, zwłaszcza że w wielu przypadkach chowano je w grobach zbiorowych. W oparciu o spisy z 1945 roku, przeprowadzone przez Ministerstwo Oświaty, liczba dzieci w tym okresie wynosiła 8 500 000, co stanowiło około 35% całej ludności wobec 43% w stosunku do spisu z roku 1931. Do 30 czerwca 1944 roku wywieziono z terenów Generalnej Guberni do pracy niewolniczej 1 356 900 Polaków, w tym około 380 000 chłopców i około 225 000 dziewcząt w wieku od czternastu do dwudziestu lat. Na cztery roczniki małoletnich, od czternastu do osiemnastu lat, przypadłoby więc ok. 400 000 wywiezionych do Rzeszy. Biuro Odszkodowań Wojennych przy Prezydium Rady Ministrów oceniło ogólną liczbę deportowanych na 2 460 000. Przy uwzględnieniu właściwej proporcji odsetek małoletnich do lat osiemnastu stanowiłby 29%, czyli ogólna liczba dzieci wywiezionych do pracy niewolniczej wyniosłaby około 710 000. Liczba ta nie obejmuje dzieci poniżej lat czternastu 2. Nie mniejsze trudności sprawia ocena liczbowego rozmiaru grabieży i przymusowej germanizacji dzieci polskich. Ustalić można jedynie pewne liczby minimalne oraz zestawić dane orientacyjne, które pozwalają określić zasięg i nasilenie wyżej wymienionych zbrodni. Po zakończeniu działań wojennych w wydziale opieki społecznej Zarządu Miejskiego w Łodzi znajdowała się kartoteka Niemieckiego Urzędu Młodzieżowego w Łodzi, obejmująca około 12 000 dzieci z terenu miasta. Stwierdzono, że z liczby tej około 1200 dzieci zostało wywiezionych do Niemiec. Wspomniane akta odnosiły się tylko do działu opieki ustawowej (Amtsvormundsćhaft), brak natomiast było materiałów odnoszących się do dzieci umieszczonych w rodzinach zastępczych i w zakładach opiekuńczych. W wyroku Najwyższego Trybunału Narodowego z 29 kwietnia 1948 roku w sprawie Alberta Porstera stwierdzono: „W celu oderwania od rodzin i germanizacji narodowi socjaliści wywozili nadto do Rzeszy dzieci polskiie, gdzie oddawali je rodzinom niemieckim tab umieszczali w specjalnych zakładach. Według 'niekompletnego zestawienia, 'dołączonego do tomu XIV akt, w okresie okupacji wywieziono tych dzieci z prowincji Gdańsk—Prusy Zachodnie około 1600. Wiele tych dzieci nie powróciło dotąd do Polski, gdyż ich adresy są nieznane, tak więc w większości są bezpowrotnie stracone dla społeczeństwa polskiego"8. Zarządzeniem Uiricha Greifelta nr 67/1 zlecono zniemczenie dzieci polskich przebywających w zakładach opiekuńczych i w rodzinach zastępczych na terenie województw poznańskiego i łódzkiego. Jak wykazano, dzieci te w istocie wywożono do Niemiec. Liczba dzieci w samych tylko zakładach na tym terenie wynosiła przed wybuchem wojny, według wykazów statystycznych ministra pracy i opieki społecznej — 5226. Stwierdzono, że odsetek dzieci uznanych za „rasowo wartościowe" był wysoki. 188 Ze sprawozdania komisarza Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny z 22 grudnia 1942 roku, znajdującego się w aktach 8 procesu norymberskiego, wynika, że 30 listopada 1942 roku znajdowało się na terenie Rzeszy w gospodarstwach domowych w miastach 1127 dziewcząt, w gospodarstwach wiejskich 5691, łącznie — 6818 dziewcząt „nadających się do zniemczenia", zatrudnionych w charakterze pomocnic domowych. Lista transportów znajdujących się w aktach Rady Głównej Opiekuńczej w Warszawie wykazuje, że 4454 dzieci wywieziono w roku 1943 z Zamojszczyzny do Niemiec. Odnalezione na Śląsku akta Kreisleitung der NSDAP, Amt jur Volks-wohlfahrt w Katowicach odnoszą się do około 3000 dzieci przebywających w rodzinach polskich lub odebranych rodzicom w celach germa-nizacyjnych. Oskarżony w 8 procesie kierowniczy zespół Lebensbornu wyjaśnił, że pod opieką tej instytucji znajdowało się około 92 000 dzieci, w tej liczbie około 12 000 urodzonych w zakładach własnych. Wobec stwierdzenia, że Lebensborn przejmował opiekę — poza dziećmi niemieckimi — nad dziećmi polskimi, jugosłowiańskimi, czeskimi, a także dziećmi innych narodowości, uzasadnione wydaje się przypuszczenie, że w liczbie 80 000 dzieci, które nie urodziły się w zakładach Lebensbornu, były w znacznej liczbie dzieci wywiezione z krajów okupowanych, a w szczególności z Polski, gdzie zagarnianie dzieci instytucja ta rozpoczęła najwcześniej i prowadziła je najbardziej systematycznie. Z materiałów Międzynarodowego Biura Poszukiwań {International Tracing Service) w Arolsen (RFN) wynika, że około 70—80% wszystkich dzieci poszukiwanych i odnalezionych w Niemczech i Austrii stanowiły dzieci polskie. Należy nadto wziąć pod uwagę fakt, że Francja — w stosunku do której Niemcy nie prowadzili planowej akcji grabieży — oceniła swoje straty w dzieciach wywiezionych do Niemiec lub urodzonych w Niemczech przez robotnice francuskie — na ok. 100 000. Czechosłowacja, która miała możność szczegółowego odtworzenia strat, ze względu na brak zniszczeń wojennych, 'zdołała do połowy 1948 roku odzyskać zaledwie około 25% dzieci spośród tych, wobec których istniały bezsporne dowody wywozu do Niemiec. Pewne dane porównawcze wynikają też z pisma Ulricha Greifelta do Heinricha Himmlera z 13 maja 1942 roku, w którym zawiadamia on, że w ramach przygotowań do akcji germanizacyjnej w Estonii i na Łotwie przejęto już opiekę nad 1167 dziećmi estońskimi i 3950 łotewskimi. Przyjmuje się więc, że rabunek dla celów germanizacyjnych objął ok. 200 000 dzieci polskich. Ocenia się, że w wyniku hitlerowskiego terroru i działań wojskowych zginęło w czasie od 1939 do 1945 roku 1 800 000 dzieci w wieku od lat 189 szesnastu, w tym około 600 000 dzieci pochodzenia żydowskiego *. Do liczby tej należałoby doliczyć dalsze roczniki w wieku od szesnastu do osiemnastu lat, najbardziej narażone w okresie okupacji na wyniszczenie, co stanowiłoby około 225 000 małoletnich. Liczbę tę powiększa 200 000 dzieci wywiezionych z Polski lub zagarniętych ma terenach III Rzeszy w celach germanizacyjnych, spośród których powróciło do kraju zaledwie ok. 20%. Ta liczba odzyskanych dzieci nie jest jednak z całą pewnością większa od liczby urodzonych w Niemczech i tam zmarłych, tak że w przybliżeniu pokrywają się one ze sobą. Należy również zważyć, że — mimo upływu wielu lat od chwili zakończenia działań wojennych — wykrywane są nowe, nieznane fakty zbrodni hitlerowskich i ujawniane dalsze ofiary. Ogólne straty Polski można by zatem określić na co najmniej 2 225 000 dzieci. Stanowi to około 35% ogółu strat ludności polskiej, co jest liczbą realną, odpowiadającą kierunkom i nasileniu ludobójczych zbrodni hitleryzmu na ziemiach polskich. Straty te nie obejmują ubytku przyrostu naturalnego. Niemożliwe wręcz do liczbowego ogarnięcia są straty spowodowane częściowym — fizycznym i psychicznym — wyniszczeniem dzieci w okresie okupacji. Odnosi się to przede wszystkim do małoletnich więzionych w różnych obozach, więzieniach i zakładach oraz wysiedlanych, deportowanych, głodzonych i systematycznie pozbawianych odpowiednich warunków mieszkaniowych. Ogółem wysiedlono z Polski 2 478 000 Polaków, w tym ok. 110 000 osób z Zamojszezyzny, z czego ok. 30 000 stanowiły dzieci. W pozostałej liczbie wysiedlonych Polaków, z tzw. ziem włączonych do Rzeszy, dzieci stanowiły duży procent. Ponadto — jak stwierdziło UNESCO — w wyniku II wojny światowej było w Europie 13 000 000 dzieci opuszczonych, w tym 1 000 000 sierot w Polsce. Nawet przy pobieżnej znajomości historii można wyciągnąć wnioski, że ludobójstwo hitlerowskie różni się w sposób zdecydowany od ludobójstwa popełnianego w poprzednich okresach historycznych, które charakteryzowało się przede wszystkim czy to względami strategicznymi, czy to doraźnością działania, czy też wreszcie niskim poziomem cywilizacyjnym lub stanami emocjonalnymi sprawców. Ludobójstwo w okresie istnienia III Rzeszy, określanej jako „państwo stanu wyjątkowego", cechują między innymi: — kreowanie pewnych „dogmatów ideologicznych", takich jak nierówność ras i narodów, bezwzględne prawo natury, skazujące rasy i narody na zagładę i niewolę; — programowanie zbrodni, zarówno krótkofalowe, jak i perspektywiczne, posunięte niekiedy do najdrobniejszych szczegółów; — wykorzystywanie prawa jako instrumentu zbrodni dla upozorowania legalności działania i bardziej precyzyjnego ukierunkowania tych zbrodni; 190 — celowe wywoływanie stanu kolektywnej psychopatii; — wprzęgnięcie zdobyczy nauki i techniki w mechanizm zbrodni oraz u k i e r u n k o w a n i e badań i eksperymentów naukowych wyłącznie w celu osiągnięcia najefektywniejszych rezultatów ludobójczych; — najwyższy stopień niebezpieczeństwa społecznego czynów, wyrażający się w koncepcji wojny totalnej; — maksymalny stopień intelektualizacji przestępstw, ujawniający się również w „łańcuchowości" zbrodni, z którysh jedne warunkowały rozwój dalszych, jak na przykład pomysł finansowania instytucji Le-bensborn — która wychowywała i zacierała ślady pochodzenia zagrabionych dzieci — pieniędzmi potrącanymi z części wynagrodzeń za pracę niewolniczą, a więc m. in. i rodzin uprowadzonych dzieci; — wszechstronność repertuaru przedmiotowej strony zbrodni, gdzie każde dziecko było przedmiotem wyostrzonego zainteresowania; — działanie sprawców zbrodni w zamiarze bezpośrednim i ewentualnym oraz jako podżegaczy i pomocników. Powyższe znamiona i elementy uzasadniają twierdzenie, że hitlerowskie zbrodnie ludobójstwa charakteryzują nie tylko zmiany ilościowe, ale przede wszystkim jakościowe. W odniesieniu zaś do dzieci należy uznać je za kwalifikowane zbrodnie ludobójstwa o dodatkowych, specyficznych znamionach. W orzecznictwie międzynarodowym oraz opiniach i poglądach indywidualnych stwierdzono, że fakty ludobójczych czynów w III Rzeszy wykraczały daleko poza doświadczenie normalnych ludzi. Masowe mordowanie ludzi sprzeczne z pojęciami moralności doprowadzone zostało do niebywałych dotąd rozmiarów. Jednoznaczny pogląd wyraził Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze, stwierdzając, że zbrodnie hitlerowskie zostały popełnione w rozmiarach nie znanych w historii wojen. Stanowisko to wyrażono wtedy, gdy cały szereg różnorodnych postaci zbrodni nie był jeszcze znany i ujawniony, m. in. zbrodnie dokonane na dzieciach — we wszystkich swych formach. Zbrodnie popełnione na dzieciach stanowią najczarniejszą kartę w annałach ludzkości. Wykaz najważniejszych skrótów AGK — Archiwum Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. DVL — Deutsche Volksliste — niemiecka lista narodowa. E.V. — Eingetragener Verein — towarzystwo zarejestrowane. GG — Generalgouvernement — Generalna Gubernia. Gestapo — Geheime Staatspolizei — Tajna Policja Państwowa. GKBZHwP — Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. Kripo — Kriminalpolizei — Niemiecka Policja Kryminalna. NO — Nazi Organisation — skrót na oznaczenie dokumentów przedłożo- nych w 12 procesach norymberskich przed amerykańskimi trybunałami okupacyjnymi w sprawach hitlerowskich organizacji. NSDAP — Nationalsozialistische Deutsche Arbeiterpartei — Narodowosocja- listyczna Niemiecka Partia Robotnicza. NSV — Nationalsozialistische Vslkswohlfahrt — Narodowosocjalistyczna Opieka Społeczna. PJVL - Polen-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt — prewencyjny obóz policji bezpieczeństwa dla młodzieży polskiej w Łodzi. RF SS — Reichsfiihrer SS — naczelny dowódca SS w Rzeszy. RGB1 — Reichsgesetzblatt — Dziennik Ustaw Rzeszy. RK FDF — Reichskommissar fur die Festigung des Deutschen Volkstums — komisarz Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny. RSHA — Reichssicherheitshauptamt — Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy. RuSHA — Rasse- u. Siedlungshauptamt — Główny Urząd do Spraw Rasy i Osadnictwa. SD — Sicherheitsdienst — Służba Bezpieczeństwa SS. Sipo — Sicherheitspolizei — Policja Bezpieczeństwa. SS — Schutz-Staffeln — Sztafety Ochronne. WVHA — Wirtschafts- und Verwaltungshauptamt SS — Główny Urząd Go- spodarczo-Administracyjny SS. VoMi — Volksdeutsche Mittelstelle — Niemieckonarodowy Urząd Pośred- nictwa. 192 Przypisy I. HITLEROWSKIE KONCEPCJE I PROGRAM EKSTERMINACJI DZIECI 1 AGK, Proces Biihlera, sygn. 6, dokument norymberski NG-2325; Stellungnahme und Gedanken zum Generalplan Ost des Reichsfuhrers SS. 2 Tamże. 3 AGK, International Military Tribunal (dalej: IMT), proces nr 8 (sprawa RuSHA), dokument norymberski NO-3732; zob. też Program narodowościowy Rassen- politisches Amt z 1939 roku na ziemiach polskich, „Biuletyn Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce" (dalej: „Biuletyn GKBZHwP"), Warszawa 1948, t. IV, s. 135^171. 4 M. Raushning, The voice of destruction, New York 1940, s. 138. AGK, IMT, dok. NG-2325. Tamże, dok. NG-2325. Tamże, dok. NO-1880. Tamże, dok. NO-1880. 8 „Biuletyn GKBZHwP", t. IV, s. 121; przemówienie H. Himmlera z 16 IX 1942 do wyższych oficerów SS na odprawie w Żytomierzu. 10 AGK, IMT, proces nr 8. 11 Tamże, dok. 066-UK-A. 12 Tamże, dok. NO-1383. 13 F. R y s z k a, Państwo stanu wyjątkowego, Wrocław—Warszawa—Kraków 1964. 14 Tamże. IL EKSTERMINACJA DZIECI 1 MŁODZIEŻY POLSKIEJ Cz. Ł u c z a k, „Kraj Warty" 1939—1945, Poznań 1972, s. 19. Centralne Archiwum KC PZPR, sygn. 202/1, t. XXXIV. IMT, dok. USSR-170. United Nations Information Organization, Today's children tomorrow's hope. The story of children in the occupied lands, London 1945, s. 40. Doccumenta Occupationis, Memoriał: Die Bedeutung des Polen — Problems f. die Riistungswirtschaft Oberschlesien, Poznań 1945, t. I, s. 63. Tamże. Arch. KC PZPR, Memoriał o sytuacji dzieci w Polsce, sygn. 202/1, t. XXXIV. Tamże. Cz. Madajczyk, Polityka III Rzeszy w okupowanej Polsce, Warszawa 1970, t. II, s. 86; Cz. Łuczak, op. cit, s. 53. Arch. KC PZPR, op. cit. Cz. Madajczyk, op. cit., t. II, s. 55. H. Picker, Hitlers Tischgesprache in Fiihrerhauptąuartier 1941—1942, Bonn 1951, s. 115. 193 24 88 80 82 83 87 30 40 43 44 194 Referat wygłoszony na Konferencji UNESCO w Trogen (Szwajcaria) w lipcu 1948, O sytuacji dzieci polskich w czasie niemieckiej okupacji. M. Walczak, Nauczyciele Wielkopolski w latach wojny i okupacji 1939—1945, Poznań 1974, s. 19. Cz. M a d a j c z y k, op. cit., t. II, s. 145. Verordnungsblatt fur das Generalgouvernement (dalej: VB1 GG) 1939, nr 3. H. Himr&ler, Kilka uwag o traktowaniu obcoplemiennych na Wschodzie z 15 V 1940, „Biuletyn GKBZHwP", t. IV, s. 122—125. E W e t z e 1, G. Hecht, Memoriał z 25 XI1939 w sprawie Generalnego Planu Wschodniego, „Biuletyn GKBZHwP", t. IV, s. 135—171. VB1 GG, 1939, nr 6. Ankieta GKBZHwP, 1968, woj. poznańskie. S. W o j t c z a k, Karny obóz pracy Treblinka I i ośrodek zagłady Treblinka II, „Biuletyn GKBZHwP", 1975, t. XXVI, s. 117—185. Hitlerowskie obozy na ziemiach polskich. Przewodnik encyklopedyczny, Warszawa 1979. Wspomnienia Polaków wysiedlonych przez okupanta hitlerowskiego z ziem polskich tzw. wcielonych do Rzeszy. Wstęp Cz. Ł u c z a k, Poznań 1974. Ankieta GKBZHwP, woj. krakowskie, 1968. Cz. Ł u c z a k, Polscy robotnicy przymusowi w III Rzeszy podczas II wojny światowej, Poznań 1974, s. 58; „Okupacja i ruch oporu", Dziennik Hansa Franka 1939—1945, Warszawa 1970, t. I, s. 512. A. S p e e r, Wspomnienia, Warszawo 1973, s. 309. W. R u s i ń s k i, Położenie robotników polskich w czasie wojny 1939—1945 na terenie Rzeszy i „obszarach wcielonych", cz. 1—2, Poznań 1950—1955; „Ost-deutscher Beobachter" nr 205-A, 27 VII 1944. Trials of War Criminals before the Nuremberg Military Tribunals (dalej: Trials), Waszyngton 1949, t. IX, s. 1409. imt, dok. 654-PS; T. Cyprian, J. S a wieki, Sprawy polskie w Procesie Norymberskim, Poznań 1956, s. 765—774. Cz. M a d a j c z y k, op. cit., t. II, s. 22—23. Walka biologiczna III Rzeszy z narodem polskim, „Biuletyn GKBZHwP", 1947, t. III, s. 129—137; H. Gawadzki, Liban — obóz karny służby budowlanej, „Biuletyn GKBZHwP", 1951, t. VI, s. 133—167. AGK, Akta dochodzeń w sprawie J. Blihlera, t. XC. Cz. M a d a j c z y k, op. cit., t. II, s. 247. Tamże, s. 23. W. S z u 1 c, Wysiedlenie ludności polskiej, „Biuletyn GKBZHwP", t. XXI, s. 27—28. W. Jastrzębski, T. Jaszowski, Potulice oskarżają, Bydgoszcz 1968. Tamże, s. 84, 87, 96. Tamże, s. 68, 102. AGK, Najwyższy Trybunał Narodowy (dalej: NTN), ,224 k. 2715, 2716, 1735. D. S t e y e r, Eksterminacja ludności polskiej na Pomorzu Gdańskim w latach 1939—1945, Gdynia 1967, s. 121. K. Leszczyński, Eksterminacja ludności na ziemiach polskich w latach 1939—1945, „Biuletyn GKBZHwP", 1958, t. X, s. 57—88. J. M a t y n i a, Na szlakach walki i męczeństwa województwa gdańskiego 1939—1945, Gdynia 1967, s. 97—98. AGK, sygn. NTN, 225, k. 2982 — 2985; sygn. 232 k. 5305. Tamże, sygn. t. XXVII, k. 63, 65a, 88. Tamże, sygn. 19ZK. 14. 47 48 49 50 51 52 53 M. Cygański, Z dziejów okupacji hitlerowskiej w Łodzi, Łódź 1965, s. 67—69; Archiwum Państwowe w Łodzi, Umwandererzentralstelle-Posen, Dienst-stelle Litzmannstadt, sygn. 1096. Materiały OKBZH we Wrocławiu. A. G1 i ń s k a, Zamojszczyzna w okresie okupacji hitlerowskiej (Relacje wysiedlonych i partyzantów), Warszawa 1968. J. Wnuk, Dzieci polskie oskarżają, wyd. II, Lublin 1975, s. 147—205. R. H r a b a r, Na rozkaz i bez rozkazu. Sto i jeden wybranych dowodów hitlerowskiego ludobójstwa na dzieciach, Katowice 1968, s. 187. AGK, 187Z, t. I, S. 51. Tamże, sygn. 1872, t. I. Wojewódzkie Archiwum Państwowe (dalej: WAP), Lublin, UWZ-Zweigstelle Zamość, sygn. 3/1, s. 172; E. Dziadosz, J. Marszałek, Więzienia i obozy w dystrykcie lubelskim w latach 1939—1944, „Zeszyty Majdanka", t. III. W. S z u 1 c, Wysiedlanie ludności polskiej w tzw. Kraju Warty i na Za-mojszczyźnie oraz popełnione przy tym zbrodnie, „Biuletyn GKBZHwP" 1970, t. XXI, s. 11. AGK, Dowody rzeczowe w sprawie Rudolfa Hossa. Z. K 1 u k o w s k i, Zbrodnie niemieckie w Zamojszczyinie, Warszawa 1947, s. 12. Bundesarchiv, Koblenz, sygn. Sa 49 — Bd 19. Ankieta GKBZHwP, 1968, województwo katowickie; P. D u b i e 1, Wrzesień 1939 na Śląsku, Katowice 1960. Sz. D a t n e r, 55 dni Wehrmachtu w Polsce, Warszawa 1967. K. Sosnowski, Ohne Mitleid. Dziecko w systemie hitlerowskim, Poznań 1962, s. 325—326 (aneks 31). Tamże. J. Fajkowski, Wieś w ogniu. Eksterminacja wsi polskiej w okresie okupacji hitlerowskiej, Warszawa 1972, s. 100—101, 105—111. Byli wówczas dziećmi. Wybór i opracowanie: M. Turski, Warszawa 1975, s. 358. Cz. Pilichowski, Zbrodnie hitlerowskie na dzieciach i młodzieży polskiej, Warszawa 1972, s. 29. A. Konieczny, Pod rządami wojennego prawa karnego Trzeciej Rzeszy — Górny Śląsk 1939—1945, Warszawa—Wrocław 1972, s. 84—93, 100—103, 107—117. J. Adamska, Więzienia i areszty sądowe na ziemiach polskich wchodzących w skład III Rzeszy w latach 1939—4945 (maszynopis w GKBZHwP); Deutsche Justiz. Rechtpflege und Rechtpolitik. Amtliches Blatt der deutschen Rechts-pflege (dalej: DJ), 1942, s. 510. AGK, Materiały zespołu do spraw eksterminacji dzieci. A. B u b i k, Z. B r z y c k i, Policyjne więzienie zastępcze w Mysłowicach, „Biuletyn GKBZHwP", t. XXV, s. 13—96. E. Suchora, Rotunda Zamojska, „Zeszyty Majdanka" t. III, s. 225—234; M. Olszewski, Fort VII w Poznaniu, Poznań 1971; AGK, NTN 31, k. 35; J. Witkowski, Małoletni więźniowie Montelupich, „Przegląd Lekarski" nr 1; H. Boczek, E. Boczek, J. E. Wilczur, Wojna i dziecko, Warszawa 1968, s. 38; J. A d a ni s k a, op. cit., s. 29—31. AGK, sygn. PS 3/632. Archiwum Muzeum Stutthoi, Oświadczenie W. Sakowskiego. AGK, akta procesu R. Hossa, t. XVII. „Biuletyn GKBZHwP", t. XII, s. 37—38. B. Bartnikowski, Dzieciństwo w pasiakach, Warszawa 1969, s. 49, 53—54. Kalendarz wydarzeń obozowych, opracowanie: D. Czech, „Zeszyty Oświęcimskie" 1986 — z. V, 1967 — z. VII. 195 76 AGK, akta w sprawie śledztwa J. Biihlera, t. IX. 77 N. G u s i e w a, O tym zapomnieć nie wolno, „Zeszyty Oświęcimskie" nr V, s. 134, 78 D. C z e c h, op. cit., z 7. 79 Wspomnienia R. Hossa, Warszawa 1956, s. 146. Tamże. B. B a r t n i k o w s k i, op. cit., s. 38—39. Cz. P i 1 i c h o w s k i, op. cit., s. 24. D. Czech, op. cit., z. VII. Ekspertyza Nadzwyczajnej Radzieckiej Komisji do Spraw Badania Zbrodni Hitlerowskich, GKBZHwP (odpis). 85 Wspomnienia zebrane w Muzeum w Oświęcimiu. 88 Z. M u r a w s k a, Dzieci w obozie koncentracyjnym na Majdanku, „Zeszyty Majdanka" t. V, s. 143. M. P a n z, Prawo pięści, Warszawa 1977, s. 215. E. Gryń, Z. Murawska, Obóz koncentracyjny Majdanek, Lublin 1966. 89 Z. Leszczyńska, Kronika wydarzeń obozu koncentracyjnego na Majdanku 1941—1944, s. 254. 90 J. Kwiatkowski, 485 dni na Majdanku, Lublin 1967. Z. Leszczyńska, op. cit. AGK, sygn. 960 Z. J. Grabowska, Dzieci i małoletni więźniowie w obozie koncentracyjnym Stutthof, „Zeszyty Muzeum Stutthof", 1977, z. 2, s. 33—35. Tamże. Tamże. B. S r u o g a, Las bogów, Gdynia 1966, s. 222. K. Dunin-Wąsowicz, Obóz koncentracyjny Stutthof, Gdynia 1966, s. 246—252. AGK, DS 199/65. Z. Lukaszewicz, Obóz zagłady w Sobiborze, „Biuletyn GKBZHwP", 1947, t. III. R a p p e 1, Organe de la Ligue Luxembourgeoise des Prisonniers et Deportis politiąues, 1951, nr 7, s. 343. 101 AGK, M. 59S (c), (344—346). 102 Tamże, M. 598 (c), (344). 103 Tamże, M. 591 (c), k (341). 104 Tamże, M. 598 (c), (344—346). 105 Tamże, M. 598 (c), (294—301). los WAP Katowice, Provinzialverwaltung, sygn. 5338, 5381, 5383, 5480, 5414, 5512, 5529, 5583. 107 J. W i t k o w s k i, Hitlerowski obóz koncentracyjny dla małoletnich w Łodzi, Wrocław 1975. ^ GKBZHwP, sygn. DS 36/68. S. Adamski, Pogląd na rozwój sprawy narodowościowej w województwie śląskim w czasie okupacji niemieckiej, Katowice 1946. AGK, akta sprawy R. Hildebrandta, sygn. 247/z/III. 111 Archiwum Miasta Wrocławia, sygn. 13550. 112 R. H r a b a r, Polenlager, Katowice 1972, s. 53. 113 OKBZH w Katowicach, sygn. OK. Ka/S. 5/71. 114 R. H r a b a r, op. cit., s. 65—66. 115 OKBZH w Katowicach, sygn. DS 2/67. 118 Tamże. 117 Tamże, sygn. DS 12/68. 196 80 81 84 87 88 01 92 98 97 98 99 100 108 109 110 I i 118 A. B u b i k, Z. B r z y c k i, op. cit., s. 47—56. 119 R. Hrabar, op. cit., s. 56—57; OKBZH w Katowicach, sygn. DS 2/67. 120 Tamże. 121 Tamże. 122 Tamże. 123 Tamże. 124 Trials, t. IV, s. 653—654. 125 OKBZH w Katowicach, sygn. 11/67. 126 „Biuletyn GKBZHwP", 1949, t. V, s. 117—118. 127 AGK, PS, dok. NO 4665. 128 Tamże. 189 Tamże, dok. NO 4665/PS. 20. 180 J. Wnuk, op. cit., s. 82. 131 R. Hrabar, Na rozkaz i bez rozkazu, op. cit., s. 181—182. 132 imt, akta procesu nr 8, stenogram rozprawy z 5 XI1947 na podstawie zeznań świadków Rudolfa Meyera i Emmy Hoppe. 133 Tamże, akta procesu przeciwko U. Greifeltowi. Materiały ITS, Arolsen. 184 AGK, PN, nr VII, s. 330. 156 OKBZH w Katowicach, sygn. DS 34 167 k. 5, 91. 186 Tamże, sygn. DS 34/67. 187 P. Lisiewicz, Zbrodnie na dzieciach i młodzieży popełnione v) szpitalu psychiatrycznym w Lublińcu (maszynopis w GKBZHwP); OKBZH w Katowicach, sygn. DS, 34/67. III. GRABIEŻ I GERMANIZACJA 1 IMT, proces nr 8. 2 Tamże. Tamże. AKG, dok. 416/PS-9. Tamże. Oświadczenie w języku niemieckim, złożone i zaprzysiężone w Norymberdze 28 VII 1947 wobec urzędnika śledczego z Wydziału Dowodów Prokuratury Wojskowego Trybunału Amerykańskiego w Norymberdze, fotokopia nr 5236 z akt procesu nr 8. Tamże, fotokopia nr 5126. IMT, proces nr 8. GKBZHwP, akta nr 794/180. Protokół przesłuchania Jana Sulisza z 14 V 1946 przez sędziego śledczego 111 Rejonu S.O. w Łodzi, nr akt S. 6/46. Tamże. Protokół przesłuchania Heleny Fornalczyk z 29 V 1946. Tamże. Protokół przesłuchania Stanisławy Marczuk z 5 VI1946. IMT, proces nr 8. „Biuletyn GKBZHwP", t. V, s. 43. OKBZH w Katowicach, akta nr OK. Ka/Ko 235/76. Tamże. Tamże. Tamże. Protokół przesłuchania z 18 V 1946 w aktach sprawy Arthura Greisera, „Biuletyn GKBZHwP", t. V, s. 49. AGK, akta procesu Forstera, t. XIV. Tamże. IMT, akta procesu nr 8. 7 e 9 10 ii 12 13 14 15 1S 17 18 19 20 21 197 22 Tamże. 83 Tamże. "^ 24 OKBZH w Katowicach, nr akt OK. Ka/Ko. 235/76. 85 Protokół przesłuchania z 27 V 1946 przez sędziego śledczego S. O. w Łodzi nr akt s. 6/46. 28 Tamże. 27 Tamże. 28 IMT, akta procesu nr 8. 28 Tamże. 30 Tamże. 81 Tamże. 82 Tamże. ss Tamże. 84 Tamże. 85 Tamże. 38 OKBZH w Katowicach, nr akt. Ok. Ka./235/76. 87 Przemówienie Heinricha Himmlera z 16 IX 1942 w Żytomierzu, IMT, akta procesu nr 8. 38 R. H r a b a r, Jakim prawem? Katowice 1962. 39 OKBZH w Łodzi nr akt S. 6/46. Protokół przesłuchania z 25 IV 1946. Tamże. Tamże. Tamże. Tamże. 44 Kartoteka Głównego Urzędu SS do Spraw Rasy i Osadnictwa w Łodzi w aktach pełnomocnika do spraw rewindykacji dzieci polskich z Niemiec. Fotokopie wykorzystane w procesie IMT nr 8. Tamże. Tamże. A. Rosenberg, Der Mythus des 20. Jahrhunderts, Monachium 1939. 48 IMT, akta procesu nr 8, dok. NO-2793. 49 Tamże. M Dokument w Archiwum „Institut fur Zeitgeschichte" w Monachium, Zespół „Lebensborn". 51 IMT, akta procesu nr 8, fotokopia nr 2789. s2 AGK, dok. No-4706, akta 1168/62 X/I. 63 Tamże, dok. No-4322, akta 62-X-II-1316. 64 IMT, akta procesu nr 8. 55 Tamże. 69 Tamże. 57 A. T w a r d e c k i, Szkoła janczarów, Warszawa 1969. 58 IMT, akta procesu nr 8. 59 Akta w International Tracing Service (dalej — ITS), Arolsen. 60 Akta Trybunału Denacyfikacyjnego w Monachium w sprawie przeciwko kierownictwu „Lebensborn"; R. Hrabar, Lebensborn, czyli źródło życia, Katowice 1976. 81 Akta w ITS, op. cit. 82 GKBZHwP, akta Zarządu Głównego PCK w Warszawie. 63 Tamże. 64 Tamże. 65 Tamże. 66 A. Twardeck i, op. cit. 45 46 47 198 IV. LOS DZIECI ŻYDOWSKICH Dokument norymberski PS-3363. 2 H. Krausnik, „Judenverfaltung", [w:] Anatomie des SS — Staates, Mtinchen 1967. • Verwaltungsblatt des Generalgouverners liir die besetzten polnischen Gebiete, 1939, s. 61 (dalej: VBL GG). * VBL GG, 1941, s. 595. 8 A. Kubiak, Dzieciobójstwo podczas okupacji hitlerowskiej, „Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego" (dalej: „Biuletyn ŻIH"), 1956, nr 17—18, s. 79. 6 Polsko Anna Frank, opracowanie L. D o b r o s z y c k i, [w:] „Mówią wieki", 1958, nr 7, s. 4—11. 7 Archiwum ŻIH, Zespół Archiwum Przełożonego Starszeństwa Żydów w Łodzi, „Biuletyn Kroniki Centralnej" nr 9, 10, 11. 8 D. Sie rakowi ak, Dziennik, Warszawa 1960, s. 87-90. 9 K. Sakowska, „Ludzie z dzielnicy zamkniętej", Żydzi w Warszawie w okresie hitlerowskiej okupacji, Warszawa 1975, s. 117—130. " Dokument norymberski PS — 710; R. H i 1 b e r g, The Destruction of the European Jews, Chicago 1961. 11 Tamże, NG — 2586. 18 Cz. P i 1 i c h o w s k i, Fałszerstwo czy prowokacja. Odwetowcy w roli oskarżycieli, Warszawa 1977. 18 Raport Żydowskiego Komitetu Narodowego z 15X11942; „Biuletyn ZlH", 1946, nr 1. 14 A. K u b i a k, op. cit, s. 98. 18 Raport Żydowskiego Komitetu... op. cit. w „Biuletyn GKBZHwP", 1960, t. XI. 17 Dokumenty i materiały w Centralnej Komisji Historycznej przy CK Żydów Polskich, Łódi 1946, t. II, S. 415. 18 Tamże. 18 Relacja w GKBZHwP. *• H. Radomska-Strzemecka, Postawy wywołane przez wojną u młodzieży. Artykuł wygłoszony na międzynarodowej konferencji poświęconej sprawom dzieci, Otwock 1948. V. DZIECI URATOWANE OD ZAGŁADY — POMOC SPOŁECZEŃSTWA POLSKIEGO 1 A. Chmlelewsłca, Praca spoleczno-wyćhowawcza na odcinku dziecięcym i młodzieżowym, „Opiekun Społeczny", 1946, nr 1—2, s. 15—28. 2 Polskie szkolnictwo powszechne w okresie okupacji hitlerowskiej. Opracowanie Głównego Urzędu Statystycznego, Warszawa 1968, s. 8. 8 Cz. Pilichowski, Zbrodnie hitlerowskie na dzieciach i młodzieży polskiej, op. cił., s. 40—tl. * Archiwum KC PZPR, sygn. 202/1, t 34, MemoHol o sytuacji dzieci w Polsce, s. i, 8 A. SI o m c z y ń s k i, Dom ks. Boduena, 1939—1945, Warszawa 1975. 8 W obronie dzieci i młodzieży w Warszawie, 1939—1944. Praca zbiorowa pod redakcją S. Tazbira, Warszawa 1975, s. 16. 1 Archiwum Akt Nowych, Zespół Rada Główna Opiekuńcza, Wydział I Ogólny, sygn. 114. s Tamże. 8 Tamże. 199 10 „Żywią", pismo konspiracyjne Ludowego Związku Kobiet, styczeń 1943; M. F a n d r i, Jak „Społem" ratowało dzieci Zamojszczyzny, Warszawa 1963. " J. Wnuk, op. cirt., s. 191. 12 L. Chrds tians, Piekło XX wieku. Zbrodnia, hart ducha i miłosierdzie, „Rodzina Polska", 1946 nr 1. 13 Z. Zbyszewska, „Opieka nad dziećmi więźniów", Obrona dzieci i młodzieży Warszawy, Warszawa 1975, s. 429—435. VI. NASTĘPSTWA WOJNY I OKUPACJI HITLEROWSKIEJ W ŻYCIU PSYCHICZNYM DZIECKA 1 St. Baley, Psychiczne wpływy drugiej toojny światowej, „Psychologia Wychowawcza", 1948, nr 1—2, t. XIII, s. 13. 2 S. Stark, Wie sich KZ — Kinder behaupten. Gefdhrliche Verdrd'ngungen schrecklicher Erlebnisse werden beobachtet, „Frankfurter Rundschau", 6 VII 1959. s Cz. Kempisty, Spraw Norymbergi ciąg dalszy. Wyniki badań socjomedycznych osób, które w dzieciństwie więzione były w hitlerowskich obozach koncentracyjnych, Warsizawa 1975. 4 W. Półtawska, Z badań nad „obozem oświęcimskim", „Przegląd Lekarski" nr 1, 1965, s. 23. 5 Ankieta Instytutu Higieny Psychicznej w Warszawie, czerwiec 1945; H. Radom-ska-Strzemecka, op. cit. VII. HITLEROWSKI APARAT ZBRODNI 1 E. Crankshaw, Gestapo — narzędzie tyranii, wyd. II, Warszawa 1960. 2 Einsatzgruppen. Wyrok i uzasadnienie, „Biuletyn GKBZHwP", 1963, t. XIV, s. 5. 3 R. H r a b a r, „Lebensborn", czyli źródło życia, op. cit., s. 24. 4 OKBZH w Łodzi, dok. sygn. DS 94. 5 OKBZH w Katowicach, dok. sygn. DS 135. 6 AGK, dok. 1532/62, XIII. 7 OKBZH w Łodzi, sygn. DS 50. VIII. BILANS ZBRODNI 1 Sprawozdanie w przedmiocie strat i szkód wojennych Polski w latach 1939—1945, Warszawa 1947. 2 Tamże. 8 AGK, Wyroki NTN, sygn. 76. 4 H. A u d e r s k a, Poland — The Children Cannot Wait, „New Education Fellow-ship", London 1946. LITERATURA (wybór najważniejszych pozycji) Ascherson Neal, La tragedie des enfants sous le regime nazi, „Cahiers Pologne- Allemagne", Paryż 1962, nr 4, s. 30—37. Boczek Helena, Boczek Eugeniusz, Wilczur E. Jacek, Wojna i dziecko, Warszawa 1968. Boda-Krężel Zofia, Niemiecka lista narodowościowa na Górnym Śląsku w latach 1941—1945, „Zaranie Śląskie" 1969, zesz. 3. Broszat Martin, Nationalsozialistische Polenpolitik 1939—1945, Stuttgart 1961. Byli wówczas dziećmi, wybór i opracowanie: Marian Turski, Warszawa 1975. Cygański Mirosław, Z dziejów okupacji hitlerowskiej w Łodzi, Łódź 1965. Cyprian Tadeusz, Sawicki Jerzy, Procesy wielkich zbrodniarzy wojennych w Polsce (Najwyższy Trybunał Narodowy), Warszawa 1949. Cyprian Tadeusz, Sawicki Jerzy, Nie oszczędzać Polski, Warszawa 1962. Cyprian Tadeusz, Sawicki Jerzy, Ludzie i sprawy Norymbergi, Poznań 1967. Datner Szymon, 55 dni Wehrmachtu w Polsce, Warszawa 1967. De Gaulle Genevieve, Les enfants a Ravensbruck, Paryż 1962. Dubiel Paweł, Wrzesień 1939 r. na Śląsku, Katowice 1960. Dunin-Wąsowicz Krzysztof, Obóz koncentracyjny Stutthof, Gdynia 1968. Dziennik Anny Frank, Warszawa 1960. Gomolec Ludwik, Kubiak Stanisław, Terror hitlerowski w Wielkopolsce 1939—1945, Poznań 1962. Gruess Noe, Hochberg-Mariańska Maria, Dzieci oskarżają, Kraków—Łódź—Warszawa 1947. Grabowska Janina, Dzieci i więźniowie małoletni w obozie koncentracyjnym Stutthof, „Zeszyty Muzeum Stutthof" nr 2, Gdańsk 1977. Gumkowski Janusz, Młodzież polska podczas okupacji, Warszawa 1966. Hirschfeld Ludwik, Historia jednego życia, Warszawa 1957. Hrabar Roman, Hitlerowski rabunek dzieci polskich (1939—1945), Katowice 1960. Hrabar Roman, Jakim prawem?, Katowice 1962. Hrabar Roman, A la recherche des enfants enleves, „Cahiers Pologne-Allemagne", Paryż 1963, nr 2. Hrabar Roman, Na rozkaz i bez rozkazu, Katowice 1968. Hrabar Roman, Osadzanie małoletnich w tzw. Prowincji Górnośląskiej w obozach, „Biuletyn GKBZHwP", t. XIX. Hrabar Roman, Dziecko w hitlerowskim systemie zagłady, Zbrodnie hitlerowskie na dzieciach i młodzieży polskiej 1939—1945, Warszawa 1969. Hrabar Roman, Polenlager. Hitlerowskie obozy dla ludności polskiej na Śląsku, Katowice 1972. 201 Hrabar Roman, „Lebensborn", czyli źródło życia, Katowice 1976. Izdebski Zygmunt, Niemiecka lista narodowa na Górnym Śląsku, Katowice—Wrocław 1946. Jastrzębski Włodzimierz, Jaszowski Tadeusz, Potulice oskarżają, Bydgoszcz 1968. Jażdżyński Wiesław, Reportaż z pustego pola, Łódź 1965. Kempisty Czesław, Spraw Norymbergi ciąg dalszy, Warszawa 1975. Kieta Mieczysław, Z procesu oświęcimskiego. Od mordów dzieci do wody kolońskiej, „Wieści" 1964, nr 32. Kiedrzyńska Wanda, RavensbrUck, Warszawa 1961. Klafkowski Alfons, Okupacja niemiecka w Polsce w świetle prawa narodów, Poznań 1946, Klafkowski Alfons, Obozy koncentracyjne hitlerowskie jako zagadnienie prawa międzynarodowego, Warszawa 1968. Klukowski Zygmunt, Zbrodnie niemieckie w Zamojszczyźnie, Warszawa 1947. Kogon Eugen, Der SS Staat — das System der deutschen Konzentrationslager, Frankfurt a/M, 1946. Kozłowicz Tatiana, Karny obóz pracy dla dzieci i młodzieży w Łodzi [w:] Zbrodnie hitlerowskie na dzieciach i młodzieży polskiej. Warszawa 1969. Krasuski Józef, Tajne szkolnictwo polskie w okresie okupacji hitlerowskiej, Warszawa 1977. Kubiak Anna, Dzieciobójstwo, „Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego" 1952, nr 2/4. Kułakowski Tadeusz, Gdyby Hitler zwyciężył, Warszawa 1959. Kuta Tadeusz, Imiona zbrodni, Gdynia 1965. Lemkin Rafał, Axis rule in occupied Europę: Laws oj Occupation, Analysis oj Government; Proposals jor Redrest, Washington 1944. Łuczak Czesław, „Kraj Warty" 1939—1945. Studium historyczno-gospodarcze okupacji hitlerowskiej, Poznań 1972. Łuczak Czesław, Polscy robotnicy przymusowi w III Rzeszy podczas II wojny światowej, Poznań 1974. Madajczyk Czesław, Polityka III Rzeszy w okupowanej Polsce, t. I i II, Warszawa 1970. Michalska Marta, W nocy i mgle, Warszawa 1970. Murawska Zofia, Dzieci w obozie koncentracyjnym w Majdanku [w:] Zbrodnie hitlerowskie na dzieciach i młodzieży polskiej 1939—1945, Warszawa 1969. Ossendowski Aleksander, Zbrodnie niemieckie w stosunku do umysłowo chorych w Szpitalu Psychiatrycznym w Chełmie Lubelskim, „Rocznik Psychiatryczny" 1949, nr 1. Orzechowski Marian, W sprawne hitlerowskiej polityki narodowościowej na Górnym Śląsku w latach 1939—1945, „Zaranie Śląskie" 1964, zesz. 3. Pilichowski Czesław, Zbrodnie hitlerowskie na dzieciach i młodzieży polskiej, Warszawa 1972. Popiołek Kazimierz, Z dziejów tajnego nauczania na Śląsku pod okupacją hitlerowską, „Zaranie Śląskie" 1960, zesz. la. Półtawska Wanda, Z badań nad „dziećmi oświęcimskimi", „Przegląd Lekarski" 1965, nr 1. Pospieszalski Karol, Polska pod niemieckim prawem 1939—1945 (Ziemie Zachodnie), Poznań 1946. Pospieszalski Karol, Właściwość wyższego dowódcy SS i policji na ziemiach wcielonych do Rzeszy, „Przegląd Zachodni" 1949. Radomska-Strzemecka Helena, Wnuk Józef, Dzieci polskie oskarżają, Warszawa 1961. 202 Ringelblum Emanuel, Notatki z getta, „Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego" 1954, nr 11/12. Rubinowicz Dawid, Pamiętnik, Warszawa 1960. Rusiński Władysław, Położenie robotników polskich w czasie wojny 1939—1945 na terenie Rzeszy i obszarach wcielonych, Poznań 1950. Sawicki Jerzy, Ludobójstwo. Od pojęcia do konwencji 1933—2948, Kraków 1949. Sehn Jan, Obóz koncentracyjny Oświęcim-Brzezinka (Auschwitz-Birkenau), Warszawa 1964. Serwański Edward, Hitlerowska polityka narodowościowa na Górnym Śląsku, Warszawa 1963. Serwański Edward, Obóz zagłady w Chełmnie nad Nerem 1941—1945, Poznań 1964. Sierakowiak Dawid, Dziennik, Warszawa 1960. Słomczyński Adam, Dom ks. Boduena 1939—2945, Warszawa 1975. Smoleń Kazimierz, Oświęcim 1940—2945, wyd. II, Oświęcim 1961. Sosnowski Kirył, Ohne Mitleid. Dziecko w systemie hitlerowskim, Poznań 1962. Sobczak Janusz, Hitlerowskie przesiedlenia ludności niemieckiej w dobie II wojny światowej, Instytut Zachodni, Poznań 1966. Starczewski Jan, Serdeczny szmugiel, „Kalendarz Warszawski 1947". Szefer Andrzej, Miejsca straceń ludności cywilnej województwa katowickiego (1939—1945), Śląski Instytut Naukowy 1969. Szefer Andrzej, Próba podsumowania wstępnych badań nad stratami ludności cywilnej województwa katowickiego w latach okupacji hitlerowskiej, „Zaranie Śląskie" 1969, zesz. 2. Szkoła w konspiracji — wspomnienia uczestników tajnego nauczania, Warszawa 1960. Szmaglewska Seweryna, Dymy nad Birkenau, Warszawa 1945. Szmaglewska Seweryna, Dzieci w Birkenau, „Służba Społeczna" 1946, nr 1/4. Szulc Wacław, Wysiedlenie ludności polskiej w tzw. „Kraju Warty" i na Zamoj-szczyźnie oraz popełnione przy tym zbrodnie, „Biuletyn GKBZHwP", t. XXI, Warszawa 1970. Szuman Norbert, Hrabar Roman, Germanizacja dzieci polskich w świetle dokumentów, „Biuletyn GKBZHwP" 1949, t. V. Szymański Tadeusz, Najmłodsi więźniowie obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, Zbrodnie hitlerowskie na dzieciach i młodzieży polskiej 1939—1945, Warszawa 1969. Targ Alojzy, Śląsk w czasie okupacji niemieckiej 1939—1945, Poznań 1946. Twardecki Alojzy, Szkoła Janczarów. Listy do niemieckiego przyjaciela, Warszawa 1969. Tokarz Zofia, Zbrodnie na dzieciach, „Zeszyty Majdanka" 1971, t. V. Walczak Marian, Nauczyciele wielkopolscy w latach v;ojny i okupacji, Poznań 1974. Wierzejski Aleksander, Niewolnicza praca dzieci i młodzieży w tzw. Kraju Warty 1939—1945, Poznań 1975. Witkowski Józef, Hitlerov)ski obóz koncentracyjny dla małoletnich w Łodzi, Wrocław 1975. Wnuk Józef, Dzieci polskie oskarżają, Lublin 1975. W obronie dzieci i młodzieży w Warszawie 1939—1944, praca zbiorowa pod redakcją Stanisława Tazbira, Warszawa 1S75. Wormser-Migot Olga, Gdy otworzyli bramy, Warszawa 1967. Zawrotniak Michał, Zbrodnie niemieckie w Zamojszczyinie, Zamość 1946. Zbrodnie hitlerowskie na dzieciach i młodzieży polskiej 1939—2945, Warszawa 1969. Żebrowska Maria, Wpływ wojny na przestępczość nieletnich, „Psychologia Wychowawcza" 1947, nr 4. i SPIS TREŚCI Wstęp.................. . 7 I. Hitlerowskie koncepcje i program eksterminacji dzieci.... 13 II. Eksterminacja dzieci i młodzieży polskiej........ 25 1. Warunki bytowe............... 26 2. Szkolnictwo polskie.............. 31 3. Praca przymusowa dzieci i młodzieży......... 34 4. Służba budowlana w Generalnej Guberni ........ 38 5. Wysiedlenia................ 39 6. Tragedia dzieci Zamojszczyzny........... 45 7. Terror, egzekucje, represje............ 49 8. Dzieci w więzieniach hitlerowskich.......... 52 9. Dzieci w obozach koncentracyjnych i ośrodkach zagłady . /'. . . 56 10. Obóz dla dzieci w Łodzi . . <.......... 71 11. Obozy dla Polaków na Śląsku — Polenlager....... 78 12. „Zakłady wychowawcze" na obszarach tzw. Prowincji Górnośląskiej . 86 13. Żłobki, obozy i „ochronki" dla obcokrajowych dzieci urodzonych w Niemczech................ 88 14. Zbrodnie popełnione na dzieciach i młodzieży w szpitalu psychiatrycznym w Lublińcu.............. 93 III. Grabież i germanizacja.............. 97 1. Wytyczne grabieży i germanizacji dzieci...... .90 2. Dzieci polskie czy pochodzenia niemieckiego?....... 100 3. Półsieroty, dzieci pozamałżeńskie i dzieci pod opieką polskich opiekunów .................. 107 4. Dzieci zabrane rodzicom odmawiającym przyjęcia Volkslisty lub „obciążonym politycznie".............. 110 5. Dzieci urodzone w Niemczech........... 114 6. Inne metody przejmowania „opieki" nad dziećmi...... 119 7. Wywożenie dzieci ze szkół............ 122 8. Selekcja wartościująca i niszczenie osobowości....... 123 9. Rola Lebensbornu w grabieży dzieci......... 127 IV. Los dzieci żydowskich.............. 139 V. Dzieci uratowane od zagłady — pomoc społeczeństwa polskiego • 149 VI. Następstwa wojny i okupacji hitlerowskiej w życiu psychicznym dziecka.................. 163 205 VII. Hitlerowski aparat zbrodni • •.......... 167 1. Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotnicza (NSDAP) . . 168 2. Sztafety Ochronne NSDAP (SS) .......... 169 3. Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA)...... 171 4. Geheime Staatspolizei (gestapo).......... 171 5. Główny Urząd Sztabowy Komisarza Rzeszy do Spraw Umocnienia Niemczyzny (RK FDV)............. 172 6. Główny Urząd do Spraw Rasy i Osadnictwa (RuSHA) .... 173 7. Niemieckonarodowy Urząd Pośrednictwa (VoMi)...... 174 8. Główny Urząd Gospodarczo-Administracyjny SS (WVHA) ... 176 9. Grupy operacyjne policji bezpieczeństwa (Einsatzgruppen) . . . 176 10. Lebensbom e. V................ 177 11. Instytucja Deutsche Heimschulen.......... 178 12. Nationalsozialistische Volkswohlfahrt e. V. (NSV) ...... 179 13. Władze administracyjne............. 180 14. Władze sądowe w III Rzeszy...........181 VIII. Bilans zbrodni................ 185 Wykaz najważniejszych skrótów............ 192 Przypisy.................. 193 Literatura (wybór najważniejszych pozycji)......... 201 Opracowanie graficzne: WALDEMAR ŻACZEK Redaktor: RENATA SIECZKOWSKA Redaktor techniczny: GRZEGORZ BIELAWSKI Tysiąc osiemset szósta publikacja Wydawnictwa Interpress Książka ukaże się również w języku angielskim, niemieckim, francuskim i rosyjskim Materiał ilustracyjny ze zbiorów: Archiwum Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, Archiwum Państwowego Muzeum w Oświęcimiu oraz J. Bryana, R. Dutkiewieza, E. Falkowskiego i S. Rassalskiego I Copyright by Wydawnictwo Interpress, Warszawa 1979 PRINTED IN POLAND WYDAWNICTWO INTERPRESS — WARSZAWA 1979 Wyd. I. Nakład 15000+350 egz. Format 160X235 mm. Ark. wyd. 30,0, ark. druk. 21,0. Papier druk. mat. III kl, 70X100, 80 g. Oddano do składania w grudniu 1978, druk ukończono w październiku 1979 r. Prasowe Zakłady Graficzne RSW „Prasa-Książka-Ruch" Bydgoszcz, ul. Dworcowa 13 Zam. 3961. C-32.