Tę książkę poświęcam Wszystkim, z którymi od ponad piętnastu lat w Kościele Sióstr Wizytek w Krakowie codziennie, a zwłaszcza w niedzielę, świętuję w Sakramencie Ołtarza pamiątkę Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. ks. mieczysław maliński ZROZUMIEĆ EUCHARYSTIĘ - ŻYĆ Z EUCHARYSTIĄ WROCŁAW 1997 1MPRIMATUR Kuria Metropolitalna Wrocławska L. dz. 1349/94 — l października 1994 r. f Henryk Kard. Gulbinowicz Arcybiskup Metropolita Wrocławski © Copyright by Mieczysław Maliński — Kraków Grafika Krystyna Wróblewska Okładkę projektowała Izabela Świerad Opracowanie techniczne Marian Gawędzki Korekta Zuzanna Rutska i Wiesław Cwojdziński ISBN 83-86204-45-1 TUM Wydawnictwo Wrocławskiej Księgarni Archidiecezjalnej 50-329 Wrocław, Pl. Katedralny 19 — tel./fax 22-72-11 Wprowadzenie t Tytuł tej książki brzmi dumnie: Zrozumieć Eucharystię. Któż może ją zrozumieć? Jest najgłębszą tajemnicą. Ale przecież Bóg nam dał rozum. Wobec tego, na ile nas stać, powinniśmy starać się wszystko rozumieć. Nawet tajemnice Boże. Nawet gdy już z góry jesteśmy o tym przekonani, że nie pojmiemy jej do końca. Bo inaczej, jak można żyć Eucharystią, jak może się stać chlebem powszednim? Tylko na tyle, na ile ją zrozumiemy, na ile porwie nas zachwyt nią, na tyle tylko może stawać się pomocą dla nas, pielgrzymów na drodze życia. Czytaj, proszę, tę książkę od początku albo od końca. Od początku, jeżeli cię interesują filozoficzne założenia, które — według mnie -— stanowią klucz do rozumienia Eucharystii. Od końca albo od „Watykańskiego Soboru II", jeżeli cię interesują wnioski praktyczne typu: jak uczestniczyć we Mszy świętej niedzielnej i codziennej, jak odprawiać adorację. Można zacząć od rozdziału „Msza święta", żeby się dowiedzieć, jak wygląda dzisiejsza teologia Eucharystii. Środek książki ukazuje, jak próbowali zrozumieć i żyć Eucharystią nasi po- przednicy i jakie popełniali błędy, a przynaj- ( mniej niewłaściwości. Ja osobiście bardzo bym ci polecał rozdział pt. „Wyrok śmierci", który ukazuje pracę Jezusa w okresie Jego działalności nauczycielskiej i Jego staranie, by oczyścić życie narodu żydowskiego z błędów i zabobonów. To, co On sam określił: „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby świadectwo dać prawdzie". Może mnie spytasz: Co jest najważniejszą myślą tej książki, co chciałem w niej szczególnego powiedzieć, na czym mi najbardziej zależało? Odpowiadam: Po pierwsze, że Msza święta jest spotkaniem z Jezusem zmartwychwstałym w Jego ciele uwielbionym. Co jeszcze? Że Msza święta jest uobecnieniem męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa — Jego samego. Że On staje się obecny wraz z całym swoim życiem, którego symbolem, najpełniejszym wyrazem jest Jego śmierć na krzyżu. I że możesz mieć z Nim taki sam kontakt, jaki mieli tamci ludzie, wtedy, gdy chodził po ziemi w ciele fizycznym. Ale po drugie: Jezus w każdej Mszy świętej niedzielnej objawia się nam w nowej tajemnicy zbawczej. Innego spotykamy w okresie Bożego Narodzenia, innego w Wielkim Poście, innego w czasie wielkanocnym, innego w okresie Zesłania Ducha Świętego. Przychodzi i uczy nas żyć swoim postępowaniem i swoimi naukami, które są skierowane nie do tamtych faryzeuszy, grzeszników czy Jego wiernych uczniów, ale do nas: 'którzyśmy trochę faryzeuszami, trochę grzesznikami i trochę Jego wiernymi uczniami. Niesie nam Go Ewangelia w słowie, a potem Komunia święta w kształcie 6 sakramentalnym. Takiego, wciąż „nowego" Jezusa również adorujemy, gdy uczestniczymy w nabożeństwach albo gdy przychodzimy prywatnie do kościoła w ciągu dnia. Abyś się mógł więcej dowiedzieć na ten temat, napisałem to, co poniżej. Założenia Zamiast zwięzłego wstępu, spróbujmy pokazać Eucharystię na szerokiej płaszczyźnie ludzkich obiektywizacji. l. Eucharystia jest obrzędem liturgicznym, w skład którego wchodzą: modlitwy, zachowania się, ruchy, gesty prowadzącego obrzęd i ludzi uczestniczących w nim, przedmioty takie jak kielich i istotne elementy tego obrzędu: chleb i wino. Każdy obrzęd religijny przesuwa nas z płaszczyzny działań praktycznych w dziedzinę sztuki. Tutaj więc słowo nie ma funkcji wyłącznie informacyjnej, przedmioty nie służą celom użytkowym, podobnie jak wszystkie wykonywane czynności. Są wyrazem przeżyć religijnych tego, kto je stworzył, kto je zorganizował w swoim zamyśle, a zarazem są ich przekazem, służą na to, aby wzbudzić w uczestnikach tego obrzędu religijnego przeżycia, które ożywiały jego twórcę. Bo taki już człowiek jest, że porusza się na dwóch płaszczyznach: informacji i poezji, prak-tyczności i sztuki, powszedniości albo świąteczności. Tak jest zarówno w dziedzinie sło- wa czy nawet —• szerzej mówiąc — dźwięku, w dziedzinie przedmiotów jak i czynności i zachowań. Podobnie jest z instytucjami. Ale wciąż chodzi o te same słowa, przedmioty i czynności. Bo w każdym ludzkim słowie, przedmiocie, zachowaniu są zawarte te dwojakie treści: informacyjna i poetycka, użytkowa i przeżyciowa, esencjalna i egzystencjalna. W którymś momencie ktoś je odkrył, wynalazł, wypowiedział, stworzył, ulepił, wyrzeźbił. I zaistniały: łyżka, nóż, garnek, chleb, koło, stołek, stół, hełm, korona, gwóźdź, młotek, znaczek pocztowy, kara śmierci, pokłon, gest powitania i pożegnania, słowo „ojciec". I trudno powiedzieć, co wynalazcą kierowało — użyteczność czy przeżycie miłości lub nienawiści, chęć podania informacji czy tworzenia poezji, wprowadzenie porządku czy chęć zemsty — a chyba jedno i drugie, nawet gdy nie w tym samym procencie. Potem wynalazek został wdrożony i już coraz większa ilość ludzi nim się posługiwała, aż stał się własnością grupy, narodu, a może nawet ludzkości. Na co dzień jednak istnieje rozgraniczenie pomiędzy tym, co praktyczne, użyteczne, co służy sprawniejszemu funkcjonowaniu życia codziennego, a tym co jest dziedziną sztuki. Artyści to ci, którzy lepiej słyszą i czują, którzy są wrażliwsi i odbierają znaki czasu. Wciąż ich coś boli, oburza, raduje, gnębi — ich jako ludzi podległych życiu, cierpieniu i śmierci, jak również ich jako członków narodu, który przeżywa swoje wzloty i upadki, błędy i odkrycia, wreszcie jako członków ludzkości, która ma swoje ogólnoludzkie proble- 10 my. Wobec tego piszą, malują, rzeźbią, komponują. Innymi słowy, artyści te swoje przeżycia wyrażają w jakimś materialnym kształcie: w słowie, w muzyce, w barwie, w bryle, w organizacji przestrzeni. By ostrzegać, napominać, prosić, błagać, grozić. Chociaż niejednokrotnie dzieło sztuki jest inspirowane jakimś szczegółowym, bardzo konkretnym wydarzeniem, to może uróść do arcydzieła, jeżeli potrafi się wznieść do spraw ogólnoludzkich, jeżeli uruchamia najbardziej podstawowe wartości człowiecze. A my, „zjadacze chleba"? My ich potrzebujemy, aby być prawdziwymi ludźmi. My też mamy w sobie „iskrę Bożą". Też jesteśmy artystami, choć już nie tacy wrażliwi, choć nie potrafimy zamknąć swych przeżyć w pieśni, wierszu, namalować ich czy wykuć w granicie. Ale potrafimy odebrać dzieło sztuki: i odezwie się w nas to, co w tamtych ludziach powstało, i przeżyjemy wzruszenie aż do łez, oburzymy się, zaprotestujemy, wzniesiemy się aż do zachwytu i bohaterstwa. I przez dzieło sztuki, które odbieramy, staniemy się choćby o krok bardziej Polakami — tymi, którzy śpiewali po raz pierwszy „Jeszcze Polska nie zginęła". A uczestnicząc we Mszy świętej, staniemy się, choćby o krok, bardziej uczniami Chrystusa — tymi, którzy siedzieli razem z Nim przy stole w czasie Ostatniej Wieczerzy. 2. Wśród dzieł sztuki są symbole. Słowo „symbol" odróżniamy od słowa „znak". Tak jak symbol niesie w sobie rzeczywistość, którą ogłasza, tak znak wskazuje tylko na rzeczywistość, która jest poza nim. Przykładem znaku niech będą znaki matematyczne czy znaki drogowe. Przykładem symbolu jest godło państwowe, hymn państwowy, krzyż. Oczywiście, symbol może być zdegradowany do rangi znaku, choćby wtedy, gdy się np. krzyż włącza we wzory ornamentu malowanego na ścianie kościoła czy koronek szat liturgicznych. Symbol jest to słowo, pieśń czy muzyka, przedmiot, zachowanie czy instytucja, w których indywidualny człowiek czy grupa społeczna wyraża się w sposób maksymalny, które ją w jakimś sensie zawierają — w których ona jest w sposób szczególny obecna. Takim symbolem jest flaga narodowa, orzeł biały, hymn narodowy, gołąb pokoju niosący w dziobie gałązkę oliwną, rodło, gwiazda syjońska. Uczczenie takiego symbolu jest uczczeniem narodu, osoby czy idei. Zbezczeszczenie takiego symbolu jest zbezczeszczeniem narodu, osoby czy idei. Spośród symboli, którymi się posługujemy, szczególne miejsce mają symbole-ślady: to te, które są związane z wydarzeniami historycznymi, które wyrosły z konkretnych wydarzeń. Takim jest nasz hymn narodowy „Jeszcze Polska nie zginęła", związany z Legionami Dąbrowskiego, taka jest „Marsylianka", wyrosła z rewolucji francuskiej. Tak jest z gołębiem pokoju, symbolem mającym swój początek w historii potopu, kiedy to — gdy deszcze ustały — Noe wypuścił z arki gołębia, a ten powrócił niosąc mu gałązkę oliwną. Symboli-śladów nie wolno odrzucać ani zmieniać, chyba że świadomie chcemy się odsu- 12 nać czy odciąć od tych historycznych wydarzeń, z którymi one były związane. Również w obrzędzie Eucharystii są sym-bole-ślady, które pochodzą od Jezusa samego, które nigdy nie mogą ulec zmianie. Są nimi: krzyż, chleb i wino, jak również słowa: „To jest ciało moje, to jest krew moja" i gesty błogosławiące, czynność brania w ręce chleba, łamania i rozdawania go, brania w ręce kielicha z winem i podawania go. Dlatego też, dyskusja na temat czy może w krajach Azji, takich jak Chiny, Indie, Japonia, gdzie podstawowym pożywieniem jest ryż, a chleb jest nieznany, będzie kiedyś we Mszy świętej wprowadzony ryż zamiast chleba albo sake — alkohol robiony z ryżu — zamiast wina, jest bezprzedmiotowa. To są po prostu symbole- -ślady, tak jak symbolem-śladem jest krzyż, który w początkach chrześcijaństwa nie występował w liturgii, bo budził wciąż jeszcze zgorszenie. Bywa jednak, że z biegiem czasu symbol- -ślad nasyca się coraz to nowymi wartościami, obrasta coraz to nowymi faktami historycznymi, i może dojść do tego, że zapomnimy, skąd się zaczął i już nie będziemy wiedzieli, jaki fakt historyczny stał u jego początku. Tak jest również choćby z symbolem orła polskiego, niewątpliwie symbolem-śladem, którego początki zaginęły w pomroce dziejów. 3. Mówiąc o tym, że słowa, przedmioty, zachowania mają w sobie treści użytkowe i przeżyciowe, informacyjne i poetyckie, trzeba dodać, że działanie człowieka możemy lic na pracę, odpoczynek i świętowanie. Gdy pod słowem „odpoczynek" rozumiemy — mówiąc w skrócie — spanie czy „nicnierobie-nie", świętowanie jest działaniem i to niejednokrotnie bardzo intensywnym. Należy do niego sport i turystyka, gry i zabawy, uprawianie sztuki, a więc malowanie, rzeźbienie, pisanie utworów literackich, muzykowanie. Do świętowania należą uroczystości religijne, wreszcie obchodzenie rocznic ważnych wydarzeń, tak osobistych jak i narodowych czy światowych. Szczególną formą świętowania jest rocznica ważnego wydarzenia. To może być wydarzenie w życiu osobistym — takie jak urodziny, ślub, śmierć kogoś bliskiego. Przez obrzęd zorganizowany z okazji rocznicy powracają tamte przeżycia, uczestnicy stają jakby oko w oko z tym, co się wtedy wydarzyło, z lawiną konsekwencji, jakie one wywołały na cały dalszy ciąg życia. I już nawet nie jest ważna sama fabuła ani obrazki rodzajowe, jakie pamięci się chętnie trzymają, ale motywacje, które skłoniły do wielkich i ważnych na całe dalsze życie decyzji. Podświadomie wyprowadzają wnioski ważne w konkretnej, nowej już przecież, rzeczywistości. Każda taka rocznica np. ślubu uprzytamnia małżonkom ich tamtą decyzję, uobecnia tamte argumenty wyboru, tamtą wielką miłość, która zadecydowała o ślubie, pozwala ocenić, ile oboje zyskali przez lata wzajemnego obcowania, ile miłości, życzliwości, pomocy sobie przekazali. Taka rocznica oczywiście powinna pogłębiać miłość małżeńską na dalsze lata wspólnego pożycia. Podobne znaczenie i podobną wagę powinno 14 mieć świętowanie rocznicy urodzin czy śmierci kogoś bliskiego, rocznicy pracy twórczej czy pracy zawodowej w przedsiębiorstwie, w szkole czy na uczelni. Jak z tego wynika, świętowanie rocznicy nie jest tylko bezproduktywnym wspominaniem nie wiadomo po co, ale jest twórczyni sięganiem do korzeni naszych ważnych wydarzeń po to, by wzbogacić się nimi na kolejnych etapach naszego życia. To może być wydarzenie w życiu narodowym — jak śmierć czy narodziny wielkiego męża stanu, wielkiego twórcy narodowego, pisarza, muzyka, malarza, wybuch wojny, zakończenie wojny, rozegrana bitwa — wydarzenia, które dla tamtej epoki były symbolem, które w sposób adekwatny w najwyższej formie wyrażały przeżycia tamtych czasów. One nie mogą być zapomniane, jeżeli chce się zachować ciągłość kultury narodowej, jeżeli następne pokolenia chcą się identyfikować z przeszłością swojego narodu — jeżeli naród ma pozostać sobą. Ale po to, żeby zrozumieć wagę rocznic w życiu osobistym jak i narodowym, trzeba podkreślić fakt, że rocznica nie dzieje się tylko na płaszczyźnie intelektualnej. To nie jest jedynie wspominanie tamtych, nieraz bardzo odległych w czasie wydarzeń, ale to jest ich uobecnianie. A uobecnienie dawnego wydarzenia rozumiemy nie w tym sensie, jak gdyby to się znowu teraz po raz wtóry odbywało. To jest jakby przeniesienie się w tamtą epokę, do tamtej chwili, która jest dla nas bardzo ważna. W tym przeżyciu dopomaga nam instytucja w tym celu stworzona. W niej z kolei od- 15 grywają rolę istotną symbole-ślady, jak i inne symbole i dzieła sztuki dopomagające nam, by tamto wielkie wydarzenie uobecniło się w nas. Właśnie Msza święta jest taką instytucją, która ma na celu uobecniać nam mękę, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa. Ale świętowaniem jest nie tylko aktywny udział w imprezach, a więc nie tylko np. granie w piłkę, taniec, malarstwo czy gra na instrumencie, ale do świętowania należy również i przyglądanie się, przysłuchiwanie się, obserwowanie z zaangażowaniem, obecność, a jeszcze lepiej: uczestniczenie w koncercie, w sztuce teatralnej, w wernisażu, a gdy chodzi o imprezy sportowe, najlepiej wyraża tę formę świętowania słowo „kibicowanie". Warto zauważyć, jak określenie: „być na Mszy świętej" ewoluowało w naszych czasach od ,Jbyć obecnym na Mszy świętej" aż do „uczestniczyć we Mszy świętej". Wskazuje to, jeżeli nie na fakt, to na tendencję, jaka istnieje w tym względzie. t Świętowanie jest odpowiedzią na stan, który by można określić słowem „otępienie": otępienie pracą i odpoczynkiem. Świętowanie ma pogłębić osobowość człowieka, rozbudzić go emocjonalnie, wzbogacić, dostarczyć motywacji do tego, co się nazywa pracą, nadać sens całemu jego życiu. Oczywiście w inny sposób i na innej zasadzie dzieje się to przez uprawianie sportu czy przez czytanie powieści, a na innej, przez uczestnictwo w koncercie symfonicznym, w sztuce teatralnej czy w nabożeństwie religijnym. Stąd też człowiek nie powinien ograniczać się do jednej formy świętowania, ale korzystać z całej ich palety. 16 Do cech charakterystycznych każdego świętowania należy wolność, twórczość, radość, piękno, również wspólnota. Tu trzeba od razu zauważyć, że przez różne formy świętowania różnie te postulaty są realizowane. Niemniej, świętowanie to jest zawsze jakieś wyjście z codziennych skrępowań, zwyczajności — czegoś, co jest powtarzane, utarte, wciąż takie same, a przez to nużące i nudne. Świętowanie to jest coś nowego, innego, niosącego niespodzianki, przygody, ale nie jest przygodą. Równocześnie należy się zastrzec, że święto, aby było tym świętem, którym ma być, nie może pozostawać na łasce spontaniczności. Jeżeli decyduję się jeździć na nartach, to mam wolność, ale w konwencji jazdy na nartach. Podobnie jest, gdy idę do teatru albo wybieram się na wycieczkę w góry, gdy gram w zespole np. siatkarskim. Tak jest, gdy chodzi o świętowanie uroczystości domowych, jak np. wieczerza wigilijna, śniadanie wielkanocne, obrzędy ludowe związane z weselem. Społeczność te obrzędy przed nami wymyśliła, wynalazła, ukształtowała, na przestrzeni wieków wprowadziła w życie, zorganizowała, nadała im ten specyficzny kształt, wyposażyła w symbole, w teksty, w ruchy, zachowania się. Innymi słowy: wszystkie one nie są przypadkowym zbiorem, ale są dobrane precyzyjnie, aby uruchamiały w nas ściśle określone przeżycia, aby wyrażały jakieś specyficzne przeżycie, prawdę życiową, wartości moralne. Ale ta sama instytucja świąteczna jest również przekazem: ma za zadanie wzbudzić w tych ludziach, którzy będą kiedyś ją świętować, konkretne — właśnie tamte — przeżycia. 17 4. My zastaliśmy już świat napełniony słowami, rzeczami, zachowaniami i instytucjami. Uczymy się wobec tego słów, posługiwania się przedmiotami, zachowań, zwyczajów. One nas formują, porządkują, szufladkują, organizują nam życie. Tak kształt mydła, szczoteczka do zębów, schody, winda, wejście do tramwaju, wygląd samochodu, krzesło, stół, sposób pisania listu, zakupy w sklepie, przedszkole, szkoła, wyższe studia, warunki pracy. Ktoś je kiedyś wynalazł, ktoś je wróżył, a my staramy się je rozumieć, odbierać, posługiwać się nimi. Wśród nich są wynalazki bardziej skomplikowane, składające się z zespołu tekstów, przedmiotów, zachowań, które w sposób ważny czy nawet zasadniczy porządkują nasze życie, służą ludziom, rozwiązują jakieś problemy. Tak powstają instytucje powszednie jak bank, poczta, parking, kierowanie ruchem ulicznym za pomocą świateł. Świąteczne zaś to: imieniny, urodziny, śluby, akademie, pielgrzymki, jubileusze, nabożeństwa, festyny, corridy, majówki, obyczaje. Instytucje świąteczne są wyrazem wielkich a przynajmniej ważnych przeżyć. Bo taki już jest człowiek, że to, co w nim się dzieje, chce wyrazić na zewnątrz. Dla tych następców, którzy je powtarzają, instytucje te są przekazem przeżyć, które w sobie zawierają. Instytucje nas wzbogacają. Zatrzymały w sobie wynalazki, pomysły, przeżycia i teraz przynoszą nam je jako podstawowe sposoby życia praktycznego, wypróbowanego, szybkiego, wygodnego. Ale i ograniczają. Zamykają nas w tamtej dawnej wizji świata. A tu życie 18 niesie już nowe potrzeby, problemy, kłopoty, które trzeba rozwiązywać nowymi sposobami i nie można pozostawać przy starych. Trzeba tworzyć nowe słowa, rzeczy, zachowania, instytucje. Albo przerabiać je, wzbogacać nowymi treściami. Ostoi się tylko ta instytucja, która jest ponadczasowa, która niesie najbardziej podstawowe prawdy ludzkie, wartości człowiecze. Ale nawet i te słowa, pieśni, przedmioty, zachowania się, instytucje nabierają nowych znaczeń, mienią się nowymi kolorami. Są ludzie, którzy odrzucają instytucje, w imię tego właśnie, że one mają tendencje zatrzymywania w przeszłości, że zagrażają spontaniczności człowieka, ograniczają jego autentyzm. Do nich należeli hipisi, którzy najchętniej wyjeżdżali na bezludzie, aby nie być uzależnionym od jakichkolwiek instytucji, łącznie z zegarem i przedmiotami codziennego użytku. Zaczynali od siania rękami. Ale przecież to nie jest wyjście. Można ograniczać ilość instytucji i kontrolować ich funkcjonowanie, ale nie da się ich wyeliminować: trudno nie korzystać choćby z własnych wynalazków, pomysłów i przeżyć. Jedno jest pewne: mądra instytucja nie może być zbyt sztywna, żeby nie ograniczała niepotrzebnie człowieka. Powinna być na ty]e szeroka, aby każdy człowiek, który jest przecież różny, inny niż jego sąsiad, mógł się w niej znaleźć i dobrze się poczuć. Musi mieć nie tylko możliwości adaptacyjne, bo świat się rozwija, ale powinna również sięgać najgłębszych pokładów natury człowieczej, odwoływać się do jej najbardziej podstawowych człowieczych wartości. 19 Tylko należy zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństw, jakie stanowią dla człowieka jego twory. A mianowicie: zaczynają one niepostrzeżenie stawać się silniejsze niż ich twórca. Nabierają mocy wprost magicznej, stają się nie do obalenia. Nawet gdy się dezaktualizują, gdy już nic nie wyrażają, gdy są już zupełnie niepotrzebne — trwają. Nie ma silnych, którzy by mogli je znieść, odwołać, zakazać. A nieraz czas po temu byłby już najwyższy. Bo bywa tak, że kiedyś powstałe dla realizowania człowieczych postulatów, wyrosłe z najprawdziwszych prawd, zacieśniają się do jakiegoś szczegółu, zaprzeczając już temu, dla czego powstały. A tymczasem, nawet gdy okazują się błędne i szkodliwe, ludzie z zabobonnym strachem nadal je zachowują, wypełniają, podporządkowują się im. Tak jest ze słowami, rzeczami, ale tak jest zwłaszcza ze zwyczajami i instytucjami. Bo okazuje się, że tak wrosły w system, w całość, że rodzi się obawa zawalenia się wszystkiego, jeżeli dojdzie do zakwestionowania czy zniesienia jednego lub kilku elementów. Obserwować możemy ten fakt we wszystkich dziedzinach życia ludzkiego. Doświadczali tego prorocy, doświadczał tego Jezus w bezmiarze. Narosło zdań, stwierdzeń błędnych, narosło zwyczajów, praw, obowiązków małych, drobnych, zasadniczych, narosło instytucji potężnych, które sprzeciwiały się już całkiem wprost miłości Boga i bliźniego, co miało być podwaliną prawa i obyczaju żydowskiego. Trzeba było je sprowadzić do tego jednego przykazania. A był ich cały gąszcz — od surowych przepisów określających sposób świętowania szabatu aż do prawa korban, krzyw- 20 dzącego rodziców w imię czci Boga i świątyni. Od nauki głoszącej wyższość narodu żydowskiego nad wszelkimi innymi narodami aż po naukę głoszącą, że chory i biedny cierpi za swoje grzechy, a bogaty i zdrowy otrzymuje w ten sposób nagrodę od Boga za życie cnotliwe. Jezus chciał wprowadzić z powrotem myślenie, mówienie i postępowanie zgodne z największym i jedynie ważnym przykazaniem miłości. W tym celu nie wprowadzał jakichś nowych słów, sloganów, zwyczajów, instytucji, które byłyby odwrotnością tamtych. Nauczał, wyjaśniał, tłumaczył, chętnie posługiwał się przy tym przypowieściami, porównaniami. Stworzył jedną, podstawową instytucję, jaką jest Eucharystia, której istotnym celem było jednoczenie się z Nim samym. Co do reszty był spokojny: był przekonany, że jeżeli Jego uczniowie będą ściśle z Nim złączeni, zbudują świat o kulturze pełnej miłości Boga i bliźniego. Pan Jezus znakomicie zdawał sobie sprawę z wartości i niebezpieczeństwa instytucji: że tylko ona potrafi zatrzymać Go wśród ludzi. Zatrzymać te prawdy, które On chciał przekazać ludzkości. Ale nie chciał jej usztywnić. Wobec tego nie dookreślił jej do końca. Pozostawił to swoim wyznawcom. Oczywiście Eucharystia wykracza poza wymiary wszystkiego, co dotąd ludzkość znała w sferze instytucji świątecznych, a zwłaszcza religijnych, niemniej jest to instytucja wyposażona we wszystkie podstawowe jak i marginalne elementy każdej instytucji i tak ją trzeba rozpatrywać, ponieważ tylko taka droga 21 prowadzi do zrozumienia tego najświętszego a zarazem najważniejszego obrzędu liturgicznego chrześcijaństwa. 5. Eucharystia jest posiłkiem. Tu należy odwołać się do znaczeń, jakie posiłek miał dla człowieka pierwotnej kultury, a które jeszcze były żywe w społeczeństwie żydowskim, zwłaszcza w czasie, gdy powstała Pascha. Dla niego „świat był pełen Boga" — we wszystkim co jest, co istnieje, obecny był Bóg: On jako zasada istnienia, jako istotna treść każdego bytu. Tak więc światu należał się szacunek — poszanowanie. Każdej rzeczy, każdemu drzewu, kamieniowi, trawie, górom, rzekom, morzu, każdej roślinie, zwierzęciu, człowiekowi. Bo w nich jest On. Tym szacunkiem było nacechowane obchodzenie się ze światem człowieka pierwotnego. Każde inne było grzeszne, obrażające Boga. W Indiach symbolem tego religijnego stosunku do świata są do dzisiaj krowy, spacerujące po tłocznych ulicach wielkomiejskich. A przecież to jest tylko symbol. Bo dla hin-duistów cały świat jest święty i całemu światu — wszystkiemu stworzeniu — należy się szacunek. Dlaczego krowa? Między innymi dlatego, że daje mleko — podstawowe pożywienie dla dzieci i dorosłych. Nie wolno jej uderzyć, odepchnąć. Zabicie krowy jest zbrodnią karaną śmiercią zabójcy. Miejsce szczególne w życiu człowieka kultury pierwotnej zajmuje pożywienie. Ono buduje jego organizm, wzmacnia go, łączy się z nim, stanowi jedno — pożywienie, które jest Boże, w którym Bóg jest obecny. Tak więc posilanie 22 się ma również charakter religijny — stanowi specyficzną formę jednoczenia się z Bogiem. Stąd też człowiek powinien posilać się nie mechanicznie, ale w sposób świadomy. Aby bardziej pobożnie traktować posiłek jako akt religijny, poprzedza go modlitwa i modlitwa go kończy. W Japonii symbolem posiłków jest picie herbaty. Przygotowywanie herbaty do picia stanowi szczególny obrządek religijny. Dla ludzi basenu śródziemnomorskiego takim „posiłkiem posiłków" jest chleb, jako podstawowe pożywienie codzienne. Również w tradycji polskiej istnieje taki stosunek do chleba — przynajmniej w tradycji staropolskiej. Norwid zamknął ją w swoim wierszu: „Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba Podnoszą z ziemi przez uszanowanie Dla darów Nieba... Tęskno mi, Panie..." Ale wskazać należy inny aspekt posiłku. To jest również sposób na jednoczenie się gospodarza z uczestnikami posiłku. Gospodarz — ten, który zaprasza na posiłek, zaprasza na swój posiłek. To, czym on częstuje, jest jego: jest dziełem jego rąk, on to stworzył. On własnymi rękoma siał — wcześniej orał, bronował — wreszcie zbierał, młócił, mełł, przyrzą-dzał z tego potrawę. On z nią się identyfikuje. Zapraszając, częstując, dzieląc się — daje siebie. Proponuje wejście prawie w .pokrewieństwo. Przez posiłek łączy się ze swoim gościem — już nie gościem a bratem — na całe życie. I vice versa: ten, kto wchodzi do domu, przyjmując podawany posiłek decyduje się na 23 biste związanie się z gospodarzem. Nieprzy-jęcie posiłku jest równoznaczne z odrzuceniem przyjaźni — jest aktem wrogim. 6. Ale Eucharystia to nie jest tylko zwyczajny posiłek. To jest posiłek świąteczny. To rozróżnienie jest znane kulturom nawet najstarszym i najpierwotniejszym. Posiłek świąteczny różni się od posiłku zwyczajnego tym, że tu nie jest najważniejsze posilanie się. Ono schodzi na daleki plan, jest prawie marginalne. A chodzi o Sprawę, którą świętujemy, i o nas samych, którzy bierzemy w tym udział. W posiłkach świątecznych duży nacisk kładzie się nie na ich pożywność, ale na ich piękno: na ich układ, efektowność, również na piękno naczyń, na których są podawane. Towarzyszą im napoje alkoholowe, znowu podawane w pięknych naczyniach i pite ze szczególnym ceremoniałem, z których najbardziej znane są toasty, związane ściśle z intencją przyjęcia, dla jakiej zostało zorganizowane: picie na czyjeś zdrowie, za powodzenie na zajmowanym stanowisku, za sukcesy zakładu pracy, przedsiębiorstwa, z życzeniami szczęścia na dalsze życie pomaturalne, szczęśliwego małżeństwa, długiego życia. Posiłek świąteczny, czasem nazywany ucztą, przyjęciem, biesiadą, wymaga uroczystego stroju. Różni się on w sposób zasadniczy od stroju powszedniego, codziennego, roboczego, którego założeniem jest praktyczność, nieprze-szkadzanie w pracy. Ten natomiast ma eksponować cechy osobowe, m.in. podkreślać urodę człowieka. Ze strojem świątecznym związana jest fryzura świąteczna, makijaż i biżuteria 24 w wypadku pań: naszyjniki, bransolety, pierścionki, kolczyki, klipsy. Wszystko to ma podkreślać walory osobowe człowieka. Należy zaznaczyć jeszcze jeden aspekt świątecznego ubioru. Jest on dziełem człowieka ubierającego się, to on jest „twórcą" ubrania, fryzury, makijażu. Nawet gdyby sam nie szył sobie garnituru czy sukni, gdyby nie sam czesał się i malował, to w końcu on wybiera krawca, fryzjera, to on wyraża swoje życzenie, narzuca swoją wizję. W świetle tych rozważań, tendencje niektórych grup nowatorskich, które lansowały „powszedni" kształt Eucharystii, łącznie z tym, by celebrans nie nosił żadnych szat liturgicznych, ale był ubrany zwyczajnie — są nieporozumieniem. Jeżeli mówimy, że w świątecznym pożywieniu chodzi o sprawę, która jest świętowana i o człowieka, względnie o społeczność, która to święto przeżywa, że chodzi o to, by się ono jak najgłębiej odbywało, to należy wskazać i na to, że ucztowanie jest często związane z wydarzeniem je poprzedzającym, a więc np. ze ślubem, z chrztem, z akademią ku czci, z objęciem stanowiska, z otworzeniem zakładu pracy, z jubileuszem, z rocznicą. Wtedy znajduje się na tej samej linii co impreza główna i stwarza możliwość, aby zaproszeni goście jeszcze jakiś czas pobyli razem, aby przedłużyć tamten podniosły fakt, teraz od innej strony, na nowej płaszczyźnie, w innej formie. W wypadku Ostatniej Wieczerzy było podobnie, choć odwrotnie. Pascha Nowego Testamentu powinna w zasadzie odbyć się po śmierci Jezusa na krzyżu, ale nie byłoby celebransa. Byłaby to tylko zwyczajna stypa pogrze- ł — Zrozumieć Eucharystią 2§ bowa — 'czego Jezus wyraźnie nie chciał — nie mówiąc o tym, że wcale by się nie odbyła, bo przecież uczniowie rozbiegli się. Wobec tego była Ostatnia Wieczerza, gdzie śmierć Jezusa antycypowano, uprzedzono, i w ten sposób świętowano. * ń^Bf Na zakończenie rozważania o przyjęciach świątecznych warto dodać, że słowo „uczta" pochodzi od „czcić", a „biesiada" od „mówienia", „rozmawiania", „zebrania towarzyskiego". 7. Kolejne nasze stwierdzenie odnośnie Eucharystii brzmi: Eucharystia jest to uczta ofiarna. Wobec tego najpierw powiedzmy, co to jest ofiara składana Bogu. Człowiek nie potrafi zamknąć się w sobie ze swoimi przeżyciami, ale pragnie je wyrazić jakimś aktem zewnętrznym. Tak jest również w stosunku do Boga. Człowiek od zawsze wyrażał względem Boga swoją cześć, szacunek i miłość, swoje przywiązanie do Niego poprzez składanie ofiary. One upostaciawiały jego samego. Nie przypadkiem. Składał przeważnie dzieła swoich rąk. Na ogół ziarno lub bydło, które wyhodował. To w jakiś sposób był on sam, jego czas, jego myśl, jego trud — te dary stanowiły jego samego. Składał je Bogu i wierzył, że Bóg te jego dary — jego samego — przyjmuje, gdy przynosi je z czystym sercem. Bo też do tego «ktu przygotowywał się wewnętrznie. Wiedział, że inaczej będzie ta ofiara nie przyjęta. Siadem tego przekonania jest choćby zdarzenie opisane w Księdze Rodzaju o odrzuconej przez Boga ofierze Kaina i przyjętej — Abla. Innymi sło- 26 wy, składający ofiarę utożsamiał się z nią — w gruncie rzeczy nie składał darów materialnych, ale siebie samego. Wierzył, że Bóg przyjmuje jego samego, który się z tą ofiarą identyfikuje — że Bóg z nim samym się łączy. Ofiarę, którą człowiek Bogu składał — niszczył dla Niego: przeważnie spalał. Ale oprócz ofiar całopalnych były jeszcze ofiary, w których spalano tylko część darów, a resztę spożywał ten, który je składał. I tu leży ważny element znaczeniowy: spożywał nie aby się posilić, ale spożywał, aby się złączyć z Bogiem. Bo wierzył, że Bóg przyjął jego ofiarę, to zna* czy z nią się złączył. Wobec tego, gdy on spożywa tę przez Boga przyjętą ofiarę, wtedy z Nim się łączy w sposób szczególny. W żydowskiej tradycji było szereg rozmaitych ofiar. Wymienić zwłaszcza należy całopalną ze zwierząt: albo z bydła, albo z trzody (Kpł l, 2); całopalną z pokarmów roślinnych „na upamiętnienie" (Kpł 2, 2); ofiarę pokoju shelamin (Kpł 3, 1), wtedy tłuszcz zwierzęcia palono, krew rozlewano na ołtarzu, a mięso spożywano; przebłagalną człowieka, który zgrzeszył (Kpł 4, 2), całopalną, na skutek której grzech mu jest darowany; uwielbienia (Kpł 7, 11, 15), która łączyła się z dziękczynieniem za otrzymane dary i przeproszeniem za winy oraz miała charakter oczekiwania na łaskę, na pomoc, na zbawienie. Składano w niej zwierzęta, potrawy roślinne, które częściowo palono, resztę spożywano. Ten właśnie element ofiary jest wyraźnie wyakcentowany w naszej Mszy świętej. Nazywa się nawet ta część: ofiarowanie. Celebrans podnosząc w górę gestem ofiarniczym 27 chleb modli się: „Błogosławiony jesteś, Panie, Boże wszechświata, bo dzięki Twej hojności otrzymaliśmy chleb, owoc ziemi oraz pracy rąk ludzkich, który Tobie ofiarujemy, aby stał się dla nas chlebem życia". A więc jest to wyraźnie element ofiarowania Bogu i prośby, by stał się ten dar duchowym pokarmem. Podobnie jest i z następnym darem: „Błogosławiony jesteś, Panie, Boże wszechświata, bo dzięki Twej hojności otrzymaliśmy wino, owoc winnego krzewu i pracy rąk ludzkich, który Tobie ofiarujemy, aby stał się dla nas napojem duchowym". Kolejna modlitwa nad tymi darami ofiarnymi, którą kapłan wypowiada pochylony, jest wyraźnym dopowiedzeniem i wskazuje na identyfikację darów ze społecznością składającą je Bogu: „Przyjmij nas, Panie, stojących przed Tobą w duchu pokory i z sercem skruszonym i niech nasza ofiara tak się dzisiaj dokona przed Tobą, Panie Boże, aby się Tobie podobała". Paradoksalnie można by powiedzieć, że gdyby nawet we Mszy świętej nie doszło do Kanonu i Przeistoczenia, a zaraz po Ofiarowaniu rozdawana byłaby Komunia święta, to i tak spożywalibyśmy komunikanty pobłogosławione, uświęcone przez właśnie ten akt ofiarniczy. W prawosławiu istnieje zwyczaj, że kładzie się na ołtarzu, względnie przy ołtarzu, maleńkie chlebki czy bułeczki, które właśnie są Bogu złożone w ofierze w czasie Ofiarowania i potem już nie są konsekrowane. Te chlebki zabierają uczestnicy Mszy świętej po jej zakończeniu i niosą swoim bliskim, którzy nie byli na Mszy świętej — zwłaszcza chorym w domu. 28 Powracając do istoty ofiary, należy powiedzieć: oczywiście, ponieważ człowiek wszystkiego potrafi nadużyć, dochodziło i dochodzi i tutaj do zafałszowań, i to bardzo perfidnych. Człowiek w swojej przewrotności zaczyna traktować ofiarę magicznie, jako sposób wymuszenia na Bogu tego, czego sobie życzy. Przestaje identyfikować się z ofiarą, a traktuje ją jak monetę, za którą wymaga spełnienia swoich żądań: do ut des — daję, abyś dał. Zachowuje się jak ktoś, kto ma swoje cele i swoje interesy niezależne od Boga. Boga potrzebuje, by mu pomógł je zrealizować, by mu coś załatwił, by mu coś przebaczył i aby mu nie przeszkadzał. Ofiara, która miała być wyrazem oddania się Bogu, staje się tarczą broniącą człowieka przed Nim. Nadużycie może dokonywać się również w samym akcie spożywania świętej ofiary. Człowiek, nawet gdy ją przyjmuje jak Boga obecnego w sposób szczególny w tym pokarmie, nawet gdy Go adoruje i wielbi, to nie jednoczy się z Nim, nie identyfikuje się z Nim, nie wyciąga żadnych z tego wniosków na swoje życie. A przecież o to miało chodzić. Na tym polu miał przebiegać akt religijny, jakim jest spożywanie ofiary. To zupełnie istotne zagrożenie nie tylko istniało kiedyś, ale istnieje i dzisiaj podczas ofiary Eucharystycznej. Gdy przyjmujemy Komunię świętą, też może dojść do tego, że przyjmujemy ją czysto „materialnie", że nie dochodzi do prawdziwego zjednoczenia się osobowego z Jezusem i opuszczamy kościół po Mszy świętej nienaruszeni, nie dotknięci, nie przemienieni — tacy sami jak na nią przyszliśmy. Może powstać wrażenie, że w powyższym wstępie-niewstępie już wszystko zostało powiedziane na temat Eucharystii. W jakiś sposób jest to prawda. Niemniej, jeżeli napisałem jeszcze kilkadziesiąt dalszych stron, to m.in. dlatego, aby pokazać, jak doszło do powstania Eucharystii i dalej: jak w wymiarze historycznym funkcjonowała ta cudowna i jedyna instytucja, jakim kamieniem milowym był Sobór Watykański II dla naszego zbliżenia się do tej tajemnicy, a wreszcie — jakie wnioski praktyczne wynikają z niego odnośnie naszego uczestniczenia we Mszy świętej. S, ASCHA 1. Pierwszą Paschę świętował naród żydowski w noc wyjścia z Egiptu, po latach niewoli i prześladowań. Według Księgi Wyjścia Mojżesz i Aaron otrzymali od Boga szczegółowe polecenie, jak ma Pascha przebiegać. Dziesiątego dnia pierwszego miesiąca w roku (początkowo zwanego Abib, potem — od niewoli babilońskiej — Nisan) każda rodzina miała się postarać o baranka. Powinien być on bez skazy, samiec jednoroczny, ewentualnie jagnię albo koźlę. Czternastego dnia tego miesiąca, w pełnię księżyca, o zmierzchu miał zostać on zabity. Krwią jego miał być pokropiony próg i odrzwia domu. Następnie powinien zostać upieczony i spożyty z gorzkimi ziołami i z chlebem niekwaszonym. A spożywać go należało w pośpiechu, już ubranym do drogi. Równocześnie otrzymali polecenie na całą przyszłość, że odtąd każdego roku ten dzień, 14 Nisan, powinien być dniem pamiętnym i świętować go trzeba dla uczczenia Pana. Mojżesz dokładnie przekazał narodowi swojemu sposób sprawowania Paschy. Symbole Paschy nie były Żydom obce. Krew, którą należało pokropić odrzwia każdego domu, była dla Żydów zrozumiała. Krew była dla nich czymś świętym (Rdz 9, 4; Kpł 17, 11 n), była symbolem życia. Tu, w tym wypadku, miała bronić przed śmiercią, którą niósł Jahwe. Stąd też sama nazwa: pascha — miłosierne przejście Jahwe obok domów żydowskich. Noc stanowiła według Żydów zawsze zagrożenie dla człowieka, ponieważ była czasem złych duchów, których mieszkaniem była przede wszystkim pustynia. Gorzkie zioła polne, zastępujące sól, symbolizowały gorzkość życia żydowskiego w niewoli egipskiej, miały znaczenie oczyszczania i uświęcania (Kpł 8, In). Pascha nie była obrzędem nowym, wymyślonym dla świętowania przymierza pomiędzy narodem żydowskim i ich Bogiem (Wj 5, 1-3; 10, 8). Zdanie, że lud żydowski będzie obchodził Paschę „dla Jahwe", na ten fakt wskazuje. Była pasterską uroczystością wiosenną związaną z narodzinami w stadzie młodych owieczek. Polegała ona na tym, że składano jedną czy też parę Bogu w ofierze — zależnie od liczebności stada. Wtedy również był zwyczaj mazania progów i odrzwi swoich domów krwią ofiarnych baranków. Spożywano także mięso ofiarowanych baranków w uroczystej uczcie ofiarnej. Rytuał paschalny Starego Testamentu stanowi uderzające podobieństwo z praktykami zachowanymi do dzisiaj u arabskich nomadów. Jest on znamienny dla koczowniczego trybu życia, ma na celu pogłębianie jedności rodzinnej zagrożonej przez pasterskie obowiązki. 32 2. Pascha żydowska sprawowana w ciągu wieków była, po pierwsze, posiłkiem świątecznym. Z modlitwami na początku i na końcu, z szacunkiem zachowywanym wobec pożywienia, którego Stwórcą, którego dawcą jest Bóg, przez które każdy spożywający jednoczy się z Bogiem. Po drugie, Pascha była obrzędem ofiarnym. Szczególną rolę spełniał w tym względzie baranek. Z barankiem składanym Bogu w ofierze identyfikował się składający go i cała jego rodzina. Wszyscy oni oddawali się Bogu w akcie wiary, nadziei i miłości — bezgranicznego zaufania. Wierzyli, że Bóg przyjmuje ich ofiarę — że przyjmuje ich samych i zobowiązuje się do szczególnej opieki nad nimi. Po trzecie, była ucztą ofiarną. Spożywając baranka uprzednio złożonego w ofierze wierzyli, że łączą się z Bogiem w sposób szczególny. Po czwarte, miała za zadanie pogłębienie jedności rodziny. Prowadził ją gospodarz — głowa domu — i on poprzez pożywienie zdobyte, zapracowane własnymi rękami, które teraz rozdzielał przy stole, dawał uczestnikom siebie samego, jednoczył się z nimi. Słowo „rodzina" było rozumiane szeroko. Niejednokrotnie pielgrzymi idący do Jerozolimy na święto Paschy tworzyli „stowarzyszenia" — i w tych kabura świętowali Paschę. Takie również habura stanowili apostołowie z Panem Jezusem na czele. Ale najważniejsze: Pascha była — zgodnie z nakazem Bożym przekazanym przez Mojżesza — świętowaniem rocznicowym uratowania z niewoli egipskiej. To nie tylko wspominanie. Nawet nie pamiątka. To było uczestniczenie 33 w tamtym pierwotnym doświadczeniu. W tym również celu posługiwano się symbolami-ślada-mi: barankiem i ziołami gorzkimi, chlebem przaśnym i słowami błogosławieństwa. W ten sposób dochodziło do uobecnienia tamtego wydarzenia. To nie kiedyś, ktoś, gdzieś. To teraz, ja, tutaj. Każdy Żyd świętujący Paschę czuł się osobiście uratowany od wyniszczenia, jakie groziło mu przez zarządzenia Egipcjan, aby topić wszystkie noworodki płci męskiej, czuł się wyprowadzony w sposób cudowny z niewoli egipskiej i obdarzony Ziemią Obiecaną. Miszna nakazuje: ,,W każdym czasie każdy jest zobowiązany tak się traktować, jakby to on sam był wyprowadzony z Egiptu". Wszystkie pokolenia żydowskie świętujące Paschę uważały się za osobiście wyprowadzone z niewoli egipskiej. I za ten dar nadzwyczajny dziękowały Bogu. W ten sposób każdy Żyd czuł się kontrahentem w przymierzu zawartym z Bogiem, czuł się związany wiernością z Bogiem, wiernością obustronną: Boga względem niego i swoją względem Boga. Pascha była nawet czymś więcej. Nie tylko miała charakter sakramentalnego uobecniania czynu zbawczego, ale prowadziła ku przyszłemu spełnieniu — była antycypacją, uprzedzeniem, rękojmią przyszłego szczęścia, zbawienia. 3. Z biegiem czasu do przeżycia specjalnej opieki, jaką Bóg roztacza nad swoim narodem, dołączały się prócz uratowania z niewoli egipskiej inne fakty historyczne, przede wszystkim góra Synaj, nadanie dziesięciorga przykazań, które zostały wypisane na kamiennych tabli- 34 cach i zawarte na tej górze przymierze pomiędzy Bogiem a narodem żydowskim. Z czasem Pascha została wzbogacona świętem Przaśni-ków. Po osiedleniu się Żydów w ziemi Kanaan zmieniło się życie narodu wybranego z pasterskiego na rolnicze. Zmieniły się i obyczaje, nawet kalendarz. Początkiem roku stała się jesień, a nie wiosna. Wyrosło nowe święto: tydzień niekwaszonego chleba. Pojawiło się ono już w drodze do Ziemi Obiecanej, w Gilgal, o czym napisano w księdze Jozuego (Joz 5,10). Obchodzono je w następnym dniu po święcie Paschy. I tak święto Przaśników związało się z Paschą. Chleb niekwaszony przybrał nowe znaczenie jako chleb upokorzenia, „gdyż w pośpiechu wyszedłeś z ziemi egipskiej" (Pwt 16, 3). 2e ten zwyczaj wszedł na stałe do święta Paschy, świadczy o tym Księga Ezechiela (Ez 45, 21). Dla reformatorów religii objawionej święto Paschy było uroczystością odnowy zmierzającej do zjednoczenia Izraela pod rządami potomków Dawida w kulcie skupiającym się wokół świątyni jerozolimskiej. Późna tradycja rabinistyczna utożsamiała tę uroczystość z rocznicą stworzenia świata, obrzezania Abrahama i ofiary Izaaka. Wiązała z nią oczekiwanie na wyjście z nowej niewoli, przyjście Mesjasza i koniec świata. Tym mocniej podkreślała jej centralne znaczenie dla całego narodu żydowskiego, jakim było uczestniczenie w przymierzu zawartym z nim przez Boga. Pascha była najważniejszym świętem i najbardziej oryginalnym, wyłącznie żydowskim. Poganie oddawali cześć Bogu obecnemu w przyrodzie i w samym człowieku. W cyklicz- nym rytmie pór roku: wiosna, lato, jesień — rodzenie się, dojrzewanie, zbiory; narodzenie się dziecka, dojrzewanie, małżeństwo, śmierć. Żydzi poprzez Paschę oddawali cześć Bogu historycznemu, Bogu osobowemu, który ingerował osobiście w historię świata i w historię ich narodu. Nie jakoby Żydzi nie byli świadomi obecności Boga w świecie i jakoby Go nie czcili w takiej formie. Oddawali Bogu cześć w czas żniw pszenicy (Pięćdziesiątnica) i w je-• sieni, która kończyła okres rolniczy (Święto Namiotów). 4. Pascha była sprawowana od zachodu słońca do północy. (Obowiązywał post od godziny trzeciej po południu). Na początku podawano kielich wina. Z kolei spożywano zakąskę: gorzkie jarzyny maczane w słodkim soku owocowym. Potem ojciec rodziny zaczynał przemówienie oparte na treści zawartej w Księdze Powtórzonego Prawa: „Syryjczyk prześladował ojca mego, i poszedł on do Egiptu, i zamieszkał tam w liczbie bardzo małej, a rozmnożył się w naród wielki i mocny, i nieprzeliczonego mnóstwa. I trapili nas Egipcjanie, i prześladowali nakładając brzemiona bardzo ciężkie. I wołaliśmy do Pana, Boga ojców naszych, a On nas wysłuchał i wejrzał na poniżenie nasze i na trud, i na ucisk. I wywiódł nas z Egiptu ręką mocną i ramieniem wyciągniętym wśród postrachu wielkiego, wśród znaków i cudów, i wprowadził na to miejsce, i dał nam ziemię mlekiem i miodem płynącą" (Pwt 26, 5-9). Wtedy łamano chleb, wypowiadając błogosławieństwo. Spożywający chleb wierzyli, że uczest- niczą przez to w błogosławieństwie. Spożywanie pobłogosławionego chleba było aktem świętym; zachowywano w tym czasie milczenie. Z kolei następowała wieczerza, gdzie główną potrawą było mięso baranka. Potem odmawiano psalm Alleluja (115) i pito trzeci kielich wina. Ucztę kończył psalm 117 i 118 i czwarty kielich wina. Funkcje uczestniczenia w przymierzu, jakie trwa pomiędzy Bogiem i narodem wybranym, spełniały tu przede wszystkim błogosławieństwa nad chlebem i błogosławieństwa nad winem. Z czasem Pascha nie była już spożywana z pośpiechem, o którym jeszcze mówił Mojżesz, a nabrała charakteru uczty greckiej czy rzymskiej. Miszna pisze, że nawet najubożsi powinni spożywać Paschę w pozycji półleżącej i pić przynajmniej cztery lampki wina. Początkowo dokonywało się to wszystko na terenie domu — zagrody rodzinnej. Potem — od czasów Ezechiasza — pod wpływem tendencji centralistycznej, mającej na celu jednoczenie narodu żydowskiego, zrodził się zwyczaj składania w ofierze baranka w świątyni. I tak wyrósł obowiązek przychodzenia na czas tych świąt do miasta świętego, składania ofiary baranka w świątyni i spożywania Paschy na terenie Jerozolimy. W sposób definitywny określiła ten fakt i ustaliła reforma króla Jozjasza. Zabijano baranka przy śpiewie Alleluja w przedsionku świątyni. Zabijał składający ofiarę, kapłan wylewał tylko jej krew na ołtarz. Część zabitego zwierzęcia palono na ołtarzu w świątyni, a część przeznaczano do spożycia w czasie wieczerzy paschalnej w gronie rodzinnym. Ale w ten sposób, przez to, że 37 związano ją ze świątynią, Pascha utraciła charakter pasterski a częściowo i rodzinny. Zmieniono i niektóre szczegóły: wolno było składać w ofierze bydło, wolno je było zamiast pfecze-nia — gotować, a więc wolno je też było dzielić. I tak na święto Paschy Jerozolima napełniała się pielgrzymami z Judei, Galilei i z całego świata. Kto mógł, wędrował tam, by dopełnić swoich obowiązków. Świątynia jerozolimska stała się stołem ofiarniczym całego narodu. Miasto już nie miało możliwości przyjąć wszystkich przybyszów. Rozbijano więc na okolicznych wzgórzach tysiące namiotów i pod nimi czy obok nich spożywano paschalnego baranka. W czasie niewoli babilońskiej, kiedy przez 70 lat nie było możliwe składanie ofiar paschalnych w świątyni —• nb. świątynia była zburzona, splądrowana i „zanieczyszczona" — kapłani zakazali spożywania Paschy. Odłożono świętowanie Paschy na czas powrotu do Jerozolimy i odbudowy świątyni. Ale tradycja była silniejsza niż zakazy. Spożywano Paschę bez baranka albo z barankiem składnym Bogu w ofierze na miejscu, nawiązując do dawnych tradycji żydowskich. Po powrocie z niewoli babilońskiej powrócono do zwyczaju sprawowania Paschy w świątyni jerozolimskiej, aż do kolejnej katastrofy, która dokonała się w 70 roku naszej ery, kiedy to wybuchło powstanie krwawo stłumione przez Rzymian i większość Żydów została uprowadzona do niewoli. Warto dodać, że według wszelkich danych gmina w Qumran jeszcze za czasów Jezusa sprawowała Paschę bez baranka zabitego w świątyni. Oni mieli zresztą wymyślony swój 38 kalendarz, według którego 15 Nisan przypadał zawsze na środę. 5. Tak Pascha jak i inne ofiary składane przez Żydów były narażone wciąż na proces — nazwijmy to — instytucjonalizacji. Funkcjonuje ona na zasadzie sprzężenia zwrotnego: dochodzi do zmechanizowania instytucji, która w ten sposób przestaje oddziaływać na życie codzienne. A zubożone życie codzienne prowadzi do zmechanizowania instytucji. Innymi słowy, gdzieś, w którymś momencie, prawie niedostrzegalnym, przy składaniu ofiary kończyło się świętowanie, autentyczne przeżywanie przymierza z Bogiem i swoimi braćmi, a zaczynało się „obchodzenie", „celebrowanie", sprawowanie dla tradycji, dla zwyczaju, bez żadnych podtekstów — bez łączenia ofiar z życiem, w oderwaniu od rzeczywistości, którą powinny reprezentować. Miało to miejsce wtedy, gdy samo święto nie było przeżywane dostatecznie głęboko, a przepisane czynności wypełniano mechanicznie, śpiewano i recytowano modlitwy nie zastanawiając się nad nimi, wykonywano skodyfikowane obrzędy, nie wgłębiając się w ich znaczenie, nie rozumiejąc ich sensu. Ofiary składane, jak i Pascha, przestawały być symbolem, wyrazem oddania, wiary, ufności tego, który tę ofiarę składał, już nic nie niosły, stawały się celem same w sobie, były najwyżej powinnością, za którą się kryło żądanie, by Bóg nie szkodził, ale pomagał w życiu, a ono biegło w mniejszym lub większym oderwaniu się od woli tego Boga. Świętowanie skupiało się na obfitym posiłku, towarzyskim spotkaniu 39 albo na kiermaszu odpustowym. Taka ich celebracja nie była oczywiście w stanie uruchamiać żadnych istotnych głębszych religijnych przeżyć wierności Bogu, oddania, miłości. Tak spłycone świętowanie nie oddziaływało na życie codzienne, nie przemieniało się w ofiarę składaną Bogu. Nie przyczyniało się do pogłębiania więzi społecznej narodu, nie służyło integracji poszczególnych rodów i dzielnic. Wobec tego rosły tendencje odśrodkowe, separatystyczne, każdy pilnował egoistycznie swoich interesów, ginęła troska o całość narodu, poczucie odpowiedzialności za losy dzielnic, które znalazły się w trudnej sytuacji. Zaczynało się sprzężenie zwrotne: gdy człowiek z takim nastawieniem do zagadnień życia codziennego przystępował do składania ofiary, starał się ją „zbywać", traktował powierzchownie, czysto formalnie, by nie zburzyła jego sposobu myślenia i bycia. Proces instytucjonalizacji zagraża każdemu człowiekowi i każdemu społeczeństwu we wszystkich dziedzinach jego życia. Gorzej, gdy to akceptuje sam człowiek czy też przewodnicy danego społeczeństwa. A tak się, niestety, działo w Izraelu. Zaczęto widzieć istotę przymierza nie w życiu uczciwym poszczególnych ludzi i całego narodu wybranego, nie w pokoju, wolności, prawdzie i sprawiedliwości, ale w kulcie ofiarniczym. To w jakiś sposób odpowiadało świątyni i kapłanom, których uwaga i odpowiedzialność koncentrowała się na działaniach kultowych. Ale to przecież kapłani powinni pytać, czy za tymi ceremoniami, które oni sprawują wraz z ludem, kryje się życie: czy one wyrażają służbę Bogu i ludziom spełnianą zgodnie z Jego wolą. 40 r 6. Te wypaczenia i nadużycia wychwytywali i wypatrywali mężowie Boży — czy to patriarchowie, królowie, a zwłaszcza prorocy. W poczuciu tym, że są wysłańcami Boga do swojego narodu, upominali konkretne osoby czy też cały lud, mówiąc, że prawdziwa ofiara godna Boga, że prawdziwe przymierze, na które czeka Bóg, to sam człowiek — jego świętość: jego życie zgodne z przykazaniami sprawiedliwości i wolności, prawdy i miłosierdzia. Takim był Samuel, który upominał króla Saula (objął panowanie w roku 1040 p.n.e.): „Czyż milsze są dla Pana całopalenia i ofiary krwawe od posłuszeństwa głosowi Pana? Właśnie, lepsze jest posłuszeństwo od ofiary, uległość od tłuszczu baranów" (l Sm 15, 22). Prorok Ozeasz, wykonujący swoje powołanie prorockie w VIII wieku p.n.e. wołał, przede wszystkim do urzędników dworskich, polityków i kapłanów: „Miłości pragnę, nie krwawej ofiary. Poznania Boga bardziej niż całopalenia" (Oz 6, 6). Ale nie pomagały głosy mężów Bożych. W roku 927 z powodu nieustępliwości Roboa-ma — syna Salomona — następuje podział królestwa: na królestwo Judy (z Jerozolimą) i na pozostałe dziesięć pokoleń: królestwo północne zwane Izraelem. Na darmo wołają autorzy psalmów o życie w sprawiedliwości, uczciwości i pokoju. Tego dotyczy np. Psalm 40: „Nie chciałeś ofiary krwawej ani obiaty, lecz otwarłeś mi uszy; całopalenia i żertwy za grzech nie żądałeś. Wtedy powiedziałem: oto przychodzę; w zwoju księgi o mnie napisano: 41 Jest moją radością, mój Boże, czynić Twoją wolę, a Prawo Twoje mieszka w moim wnętrzu" (Ps 40(39), 7-9). Podobnej tematyki dotyka Psalm 50: „Nie chcę przyjmować cielca z twego domu ni kozłów ze stad twoich... Wypełnij swe śluby złożone Najwyższemu, wtedy wzywaj mnie w dniu utrapienia" (Ps 50(49), 9-14). O tym również mówi Psalm 51: „Ty się bowiem nie radujesz ofiarą, nie chcesz całopaleń, choćbym je dawał. Moją ofiarą, Boże, duch skruszony, nie gardzisz, Boże, sercem pokornym i skruszonym" (Ps 51(50), 18-19). Ale najwyraźniej, a zarazem najbardziej wyczerpująco ukazuje upadek moralny narodu wybranego autor Księgi Izajasza (około roku 740 p.n.e.), gdy woła do Judy i Jerozolimy: „Słuchajcie słowa Pańskiego, wodzowie sodomscy, daj posłuch prawu naszego Boga, ludu Gomory! «Co mi po mnóstwie wszych ofiar» — mówi Pan. «Syt jestem całopalenia kozłów i łoju tłustych cielców. Krew wołów i baranów i kozłów mi obrzydła. 42 Gdy przychodzicie, by stanąć przede mną, kto tego żądał od was, żebyście wydeptywali me dziedzińce? Przestańcie składania czczych ofiar! Qbrzydłe mi jest wznoszenie dymu; święta nowiu, szabaty, zwoływanie świętych zebrań. Nie mogę ścierpieć świąt i uroczystości, i Nienawidzę całą duszą waszych świąt nowiu i obchodów; stały mi się ciężarem; sprzykrzyło mi się je znosić! — Gdy wyciągniecie ręce, odwrócę od was me oczy. Choćbyście nawet mnożyli modlitwy, ja nie wysłucham. Ręce wasze pełne są krwi. Obmyjcie się, czyści bądźcie! Usuńcie zło uczynków waszych sprzed moich oczu! Przestańcie czynić zło! Zaprawiajcie się w dobrem! Troszczcie się o sprawiedliwość, wspomagajcie uciśnionego, oddajcie słuszność sierocie, w obranie wdowy stawajcie! Chodźcie i spór ze mną wiedźcie» — mówi Pan. «Choćby wasze grzechy były jako szkarłat, jak śnieg wybieleją; choćby czerwone jak purpura, staną się jak wełna»". (Iz l, 10-18). I to nie pomaga. W 735 r. p.n.e. dochodzi do bratobójczej wojny pomiędzy Juda a Izraelem, który włączył się do antyasyryjskiej Ligi. Król 43 Achaz zamknięty w Jerozolimie wzywa na pomoc Asyryjczyków, którzy przychodzą, rozbijają Ligę i wszystkie dziesięć pokoleń izraelskich wywożą w głąb swojego imperium. Ci już nigdy nie powrócą do Palestyny. Rozpłyną się wśród obcych ludów. Ale przyjaźń z Asyrią okazuje się dla Judejczyków uciążliwa, odwracają się od niej, występują przeciwko Egiptowi, który staje po jej stronie. Doznają straszliwej klęski pod Me-giddo w 609 r. Nie słuchali Jeremiasza, który nawoływał: „Słuchaj, ziemio: oto zamierzam sprowadzić na ten naród nieszczęście : będzie to owoc ich przewrotnych zamysłów. Nie zważali bowiem na moje słowa, a moim prawem wzgardzili. Na co sprowadzono mi kadzidło ze Saby, albo wyborny korzeń trzcinowy z dalekiej ziemi? Nie podobają mi się wasze całopalenia, a wasze krwawe ofiary nie są mi przyjemne" (Jr 6, 19-20). Na ile prorocy znajdowali posłuch w narodzie żydowskim, na ile spotykali się z akceptacją ze strony przywódców Izraela, dużo by mówić. Było i tak, i nie. Faktem jest jednak, że przeważnie ginęli śmiercią męczeńską za to, że głosili im prawdę Bożą. Gdy Egipt został pokonany przez nową potęgę: Babilon, Judea stała się częścią składową Imperium Babilońskiego. Wtedy Judejczycy związali się z Egiptem. Za to zostali uka- rani przez Nabuchodonozora: w 597 r. p.n.e. świątynia została zburzona, a naród żydowski uprowadzony nad Eufrat i Tygrys. Te siedemdziesiąt lat były czasem jakichś wielkich rekolekcji, duchowej odnowy i pogłębienia życia religijnego, zrozumienia tych prawd, o które uporczywie, a często bezskutecznie upominali się mężowie Boży, że prawdziwym kultem, który przynosi chwałę Bogu, jest życie człowieka w wierze w Boga i w miłości ku ludziom. Taka ofiara jest Bogu przyjemna, bo godna człowieka, bo realizuje upodobnienie się człowieka do Boga samego. Dopiero wtedy, w czasach niewoli babilońskiej, prorocy byli odczytywani albo słuchani najpełniej. Wzrosło przekonanie, że samo cierpienie wygnania, prześladowania, jakich doznawali Żydzi na obcej ziemi, ciężka praca niewolników, którą musieli wykonywać, wierność jedynemu Bogu mimo pokus, przymusu, nalegania by przejęli wiarę ziemi, w której się znaleźli, że to wszystko jest ofiarą Bogu składaną za grzechy swoje, swoich ojców, za świetlaną przyszłość następnych pokoleń, które w imię tych ofiar otrzymają ziemię przyrzeczenia, a nawet za inne narody, by uwierzyły w jedynego, prawdziwego Boga. Gdy w 538 r. p.n.e. Cyrus zniszczył Imperium Babilońskie i uwolnił Żydów, wróciło 30 tyś. (tylko ty Judejczyków do Jerozolimy. Wtedy zdaje się, że nastąpi początek nowego Judy, który nigdy nie popełni dawnych błędów, a odbudowana w 515 r. świątynia będzie symbolem ich wierności Bogu. To sobie Judejczycy przysięgają na wieczne czasy. Choć nie ma arki przymierza, bo zaginęła przy drugim zdobywaniu Je- 46 rozolimy przez Babilończyków w 587 r. (pierwsze w 597 r.). I tak powraca obrzęd Paschy: powraca obowiązek świętowania Paschy w Jerozolimie, łącznie ze składaniem baranka w świątyni. Ale błędy stare wracają. Dochodzi do bratobójczej wojny, w czasie której jedna ze stron prosi o pomoc Rzymian. Ci wchodzą do Palestyny w 63 r. p.n.e. i już zostają, podporządkowując sobie kraj a naród żydowski nie umie podnieść się ze swych błędów, ale popada w coraz większe. Wtedy przychodzi Jezus Chrystus. YROK ŚMIERCI Ostatnia Wieczerza zaczęła się od konspiracji. Pan Jezus wysłał dwóch uczniów najbliż* szych Mu — jak św. Łukasz podaje — Piotra i Jana, aby przygotowali wierzerzę. Mieli spotkać mężczyznę niosącego dzban — widok nietypowy, ponieważ normalnie to kobiety nosiły dzbany. „I posłał dwóch spośród swoich uczniów z tym poleceniem: »Idźcie do miasta a spotka was człowiek niosący dzban wody. Idźcie za nim i tam, gdzie wejdziecie, powiedzcie gospodarzowi: 'Nauczyciel pyta: gdzie jest dla mnie izba, w której mógłbym spożyć Paschę z moimi uczniami?' On wskaże wam na górze salę dużą, usłaną i gotową. Tam przygotujcie dla nas«. Uczniowie wybrali się i przyszli do miasta, gdzie znaleźli tak, jak im powiedział, przygotowali Paschę" (Mk 14, 13-18). Nie była to pierwsza konspiracja. Jeszcze wcześniej, przed uroczystym wejściem do Jerozolimy, kiedy to tłum wyszedł Mu na spotkanie z palmami w rękach, „posłał dwóch spośród swoich uczniów i rzekł im: »Idźcie do wsi, która jest przed wami, a zaraz przy wej- 47 ściu do niej znajdziecie oślę uwiązane, na którym jeszcze nikt z ludzi nie siedział. Od-wiążcie je i przyprowadźcie tutaj. A gdyby was kto pytał, dlaczego to robicie, powiedzcie: Pan go potrzebuje i zaraz je odeśle tu z powrotem«" (Mk 11, 2-3). Jak z tych dwóch przykładów wynika, Jezus wiedział, jakie zagrożenie istnieje, i nie dopiero w czasie swojego pobytu w mieście świętym, ale daleko przed przybyciem do niego, otoczył się siatką ludzi współpracujących, która funkcjonowała niezależnie od apostołów. Jezus nie powiadamiał swoich najbliższych uczniów ani o przyszłych swoich planach, ani nawet nie dzielił się z nimi wiadomościami, które do Niego dochodziły poprzez rozmaite kanały. Można przypuszczać, że to i dlatego, by nie było niepotrzebnych przecieków informacji do wrogów, którzy wszelakimi sposobami starali się je uzyskiwać, przede wszystkim od apostołów, bo przecież ci, z natury rzeczy, powinni być najbliższymi powiernikami Jezusa. Również prawdopodobnie dlatego, że Jezus daleko wcześniej przed formalną zdradą Judasza wiedział o tym, że on kontaktuje się z kapłanami żydowskimi. Stąd też w czasie swojego pobytu w Jerozolimie, zanim jeszcze był bezpośrednio zagrożony, podjął wszelkie możliwe środki ostrożności, aby nie doszło do aresztowania Go. W ciągu dnia czuł się bezpieczny wśród tłumów słuchających Go, ale w nocy się ukrywał: „Przez dzień nauczał Jezus w a świątyni, wieczorem zaś wychodził i noce spędzał na górze zwanej Oliwną. A rano cały lud spieszył do Niego, aby Go słuchać w świątyni" (Łk 21, 37-38). 48 2. Śmierć Mu groziła od dawna, prawie od początku, za to co głosił, a co sprzeciwiało się nauce kapłanów, faryzeuszy, uczonych w Piśmie i doktorów. Bo głosił: „Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże. Błogosławieni wy, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni. Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie... Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą. Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie. Biada wam. którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie. Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom" (Łk 6,20-26). Podczas gdy oni nauczali, że ubodzy dlatego są ubodzy, bo w ten sposób zostali ukarani przez Boga za swoje grzechy i będą potępieni, a bogaci dlatego są bogaci, bo w ten sposób zostali wynagrodzeni za swoje dobre uczynki przez Boga już tu na ziemi, będą również po śmierci w niebie. Idąc po ich linii rozumowania, wszystkie uzdrawiania Jezusa były działaniem świętokradczym; bo jeżeli Bóg pokarał człowieka chorobą, biedą, nieszczęściem czy nawet śmiercią, nie wolno się temu było sprzeciwiać. Trzeba tę karę z pokorą przyjąć. A tymczasem Jezus grzeszników uwalniał od kary Bożej. Stąd też twierdzenie faryzeuszów, że cuda Jezusa, a nawet wypędzanie złych duchów, są dokonywane z pomocą szatańską. „Faryzeusze mówili po uzdrowieniu niemowy: »Wyrzuca złe duchy mocą ich przywódcy«" (Mt 8, 34;. „Przez 3 — Zrozumieć Eucharystię zebuba, władcę złych duchów, wyrzuca złe duchy" (Łk 11, 15). A On opowiadał przypowieść o bogaczu i Łazarzu, jak to nędzarz Łazarz, chory i obsypany wrzodami, po śmierci poszedł do nieba, a bogacz został wtrącony do piekła (Łk 16, 19-31). Nie dość na tym: od służby tym ludziom nieszczęśliwym — zdaniem faryzeuszów sprawiedliwie pokaranym przez Boga — uzależniał Jezus zbawienie. Na sądzie ostatecznym Sędzia powie ,,do stojących po prawej stronie: «Pójdźcie, błogosławieni Ojca mego... Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przybyliście do Mnie«". A już sprawą piramidalną dla faryzeuszów było stwierdzenie, że Bóg identyfikuje się z tymi ludźmi — ich zdaniem — ukaranymi przez Boga: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili" (Mt 25, 34-40). Jezusowi groziła śmierć. Bo oni mówili, że królestwo Boże jest tylko dla Żydów. A Jezus, gdy setnik Mu powiedział: „Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój. ale powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie", oświadczył: „Zaprawdę, powiadam wam, u nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary. I powiadam wam: wielu przyjdzie ze Wschodu i Zachodu i zasiądą do stołu z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem.,w królestwie niebieskim. A synowie królestwa zostaną wyrzuceni na zewnątrz — w ciemność; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów" (Mt 50 8, 7-12). Ostrzegał Żydów, że Bóg do nich powie: „Nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode mnie wszyscy dopuszczający się niesprawiedliwości. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów, gdy ujrzycie Abrahama, Izaaka i Jakuba i wszystkich proroków w królestwie Bożym, a siebie samych precz wyrzuconych. Przyjdą ze Wschodu i Zachodu, z Północy i Południa i siądą za stołem w królestwie Bożym" (Łk 13, 27-30). Zresztą Jezus musiał zginąć, bo odstawa! totalnie od ich świata. Nie mieścił się w prawie żadnej konwencji, którą oni zbudowali. To, co głosił, było już nową moralnością, jakościowo różną od tego, co reprezentowali oficjalni nauczyciele Izraela. „Słyszeliście, że powiedziano przodkom: nie zabijaj; kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A ja wam powiadam: każdy, kto się gniewa na brała swego, podlega sądowi... Słyszeliście, że powiedziano: Nie cudzołóż! A ja wam powiadam: każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa... Powiedziano też: Jeśli kto chce oddalić swoją żonę, niech jej da list rozwodowy. A ja wam powiadam: każdy, kto oddala swoją żonę — poza wypadkiem nierządu — naraża ją na cudzołóstwo, a kto by oddaloną wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa... Słyszeliście również, że powiedziano przodkom: Nie będziesz przysięgał fałszywie, lecz dotrzymasz Panu przysięgi. A ja wam powiadam: wcale nie przysięgajcie... Niech mowa wasza będzie: tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od złego pochodzi. Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko, ząb za ząb. A ja wam powiadam: nie stawiajcie oporu złemu: lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi!.. Daj temu, kto cię prosi i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie. Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A ja wam powiadam: miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi. On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski" (Mt 5, 21-48). Inność dotyczyła również intencji czynów, której On przypisywał istotne znaczenie, podczas gdy oni jej nie dostrzegli — nie była dla nich po prostu ważna. Jemu zaś chodziło o bezinteresowność jako probierz miłości, która miała przecież w Jego nauce centralną pozycję. „Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby two- 52 ja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Gdy się modlicie, nie bądźcie jako obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swojej izby, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie... Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę powiadam wam: już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby ludziom nie pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie" (Mt 6, 1-18). Można by jeszcze wiele spraw wyliczać, które różniły Jezusa od faryzeuszów. Ale na koniec warto dodać to, co najtrafniej określa słowo „wolność". Oni zarzucali Mu, że np. uczniowie Jego nie myją rąk po powrocie z miasta, a przed jedzeniem. I słusznie, że Jemu, bo to już On ich tak wychował. Ale nie słusznie, że o umywanie rąk, bo dla Niego to po prostu nie było ważne w skali moralnej. A tymczasem oni skodyfikowali całe życie prywatne człowieka. Już wszystko należało robić tak, jak oni określili — łącznie z myciem garnków, łącznie z ilością kroków, które wolno zrobić w szabat, w przeciwnym razie czło^ wiek grzeszył; a On pozostawiał człowiekowi swobodę: tak zrobi, jak będzie uważał za stosowne. Niewątpliwie takie stawianie sprawy przez faryzeuszów było wynaturzeniem wyni- 53 kającym z faktu, że naród żydowski nie miał normalnego życia państwowego. Władza rzymska i marionetkowe, kolaboranckie władze żydowskie były traktowane jako zło konieczne. Wobec tego świątynia przejęła funkcję nie tylko faktycznego reprezentanta narodu, ale i kierownika, i wychowawcy. Przeniosła sposób myślenia i postępowania ze świątyni na życie codzienne. I tak jak w świątyni mieli ka-płaini swoje działania liturgiczne ściśle określone, podobnie chcieli poszufladkować życie codzienne — co było ewidentnym nieporozumieniem. Obok kapłanów stanęli do konkurencji faryzeusze i doktorzy w Piśmie. Do konkurencji, ponieważ wiele różniło ze sobą j§ te grupy, choć umiały się ze sdbą łączyć, gdy chodziło o atakowanie Pana Jezusa. 3. Wiele razy chciano Go zgładzić. Choćby za to, że uzdrawiał w szabat, jak to miało miejsce w synagodze, gdzie uzdrowił człowieka z uschłą ręką. Bo głosił, że to szabat jest dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu i wolno przekraczać jego przepisy, gdy trzeba nieść pomoc drugiemu człowiekowi. Wtedy to „faryzeusze wyszli ze zwolennikami Heroda, zaraz odbyli naradę przeciwko Niemu, w jaki sposób Go zgładzić" (Mk 3, 6). Podobnie było po wyrzuceniu kupców ze świątyni. „Doszło to do arcykapłanów i uczonych w Piśmie i szukali sposobu, jakby Go zgładzić. Czuli bowiem lęk przed Nim, gdyż cały tłum był zachwycony Jego nauką" (Mk 11, 18). Parę razy przeszła obok Niego śmierć. Ewangeliści odnotowują dwa wypadki. Tak 54 było w Nazarecie, kiedy to w synagodze wykazywał słuchaczom, że wszyscy ludzie są równi wobec Boga, że wszystkich ludzi Bóg kocha, nie tylko Żydów i bywało, że Bóg ratował pogan, a nie Żydów. A że nie chciał być gołosłowny, podał przykład z Pisma Świętego Starego Testamentu, jak to „wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk" (Łk 4, 25-28). Reakcja słuchaczy była jednomyślna. „Na te słowa wszyscy w synagodze uieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go stracić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się" (Łk 4, 29-30). Innym razem miało to miejsce w samej Jerozolimie. Gdy mówił o swojej jedności z Bogiem Ojcem, po zdaniu: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy" (...). „Żydzi porwali kamienie, aby Go kamienować" (J 10, 30-31). Ale to były wypadki samosądów, być może nawet zręcznie sterowane przez Jego nieprzyjaciół, niemniej było to poza oficjalnym wyrokiem. Wszedł do Jerozolimy, mimo ostrzeżeń płynących z ust samych apostołów, aby tu — zgodnie z obyczajem — świętować Paschę, wciąż będąc pewny, że w razie niebezpieczeństwa potrafi z niej szczęśliwie się wydostać, z pomocą swoich przyjaciół, rekrutujących się 59 z wszelakich możliwych kół. Niewątpliwie liczył bardzo na fakt, że w czasie Paschy ściąga do Jerozolimy między innymi oddana Mu Galilea, że Jego wrogowie z obawy przed tą masą Galilejczyków nie poważą się targnąć na Niego. Pomimo całej ostrożności, całego „systemu obrony" ludzi, którzy informowali Go na bieżąco, co się dzieje w świątyni pomiędzy kapłanami, co planują faryzeusze, doktorowie i uczeni w Piśmie — jednak został zaskoczony.'Sieć się nad Nim zamknęła, stwierdził, że już nie wymknie się z pułapki, która nazywa się Jerozolima. Okazało się, że nieprzyjaciele byli sprytniejsi i mocniejsi niż Jezus przypuszczał. Tym razem, po raz pierwszy, było zupełnie inaczej. Na skutek wskrzeszenia Łazarza zdecydowali się na oficjalny wyrok śmierci. „Arcykapłani i faryzeusze zwołali Wysoką Radę i rzekli: »Cóż zrobimy wobec tego, że ten, człowiek czyni wiele znaków? Jeżeli Go tak pozostawimy, to wszyscy uwierzą w Niego i przyjdą Rzymianie, i zniszczą nasze miejsce święte i nasz naród«. Wówczas jeden z nich, Kajfasz, który w owym roku był najwyższym kapłanem, rzekł do nich: »Wy nic nie rozumiecie, i nie bierzecie tego pod uwagę, że lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród»... Tego więc dnia postanowili Go zabić" (J 11, 45-53). „Arcykapłani zaś i faryezusze wydali polecenia, aby każdy, ktokolwiek będzie wiedział o miejscu Jego pobytu doniósł o tym, aby Go można było pojmać" (J 11,57). Wiedział, że wyrok ma być wykonany natychmiast. A zdawał sobie sprawę, że kapłani są w stanie to spełnić. 56 Tej decyzji towarzyszyło niewątpliwie polecenie zorganizowania procesu sądowego, który by zakończył się wyrokiem śmierci na Jezusa. Nie znamy akcji przygotowawczej, jaką przeprowadzili kapłani, znamy przebieg procesu, m.in. zeznanie dwóch świadków: „Myśmy słyszeli, jak On mówił: »Ja zburzę ten przybytek uczyniony ludzką ręką i w ciągu trzech dni zbuduję inny, nie ręką ludzką uczy-1 niony«" (Mk 14,58). Nie wiemy, czy Jezus takie zdanie kiedykolwiek wypowiedział. Niemniej to nie jest wymysł czystej fantazji świadków, jeżeli w ich oskarżeniu znalazła się świątynia. Jezus w całej rozciągłości stał na stanowisku, że przymierze z Bogiem, to nie same ofiary krwawe i niekrwawe składane w świątyni, ale życie w wierze: w prawdzie, sprawiedliwości, wolności i miłości. Przed kilku dniami Jezus, po przybyciu do Jerozolimy, „wszedłszy do świątyni zaczął wyrzucać tych, którzy sprzedawali i kupowali w świątyni, powywracał stoły zmieniających pieniądze i ławki tych, którzy sprzedawali gołębie... Potem uczył ich mówiąc: »Czyż nie jest napisane: Mój dom ma być domem modlitwy dla wszystkich narodów, lecz wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców«. Doszło to do arcykapłanów i uczonych w Piśmie i szukali sposobu, jakby Go zgładzić (Mk 11, 15-18). Jezus nie tylko wystąpił przeciwko kramom, gdzie sprzedawano m.in. zwierzęta na ofiarę, ale niewątpliwie przeciwko samej koncepcji składania Bogu ofiar ze zwierząt czy płodów rolnych. Świadczy o tym zdanie, w którym mowa o świątyni jako o domu modlitwy a nie domu ofiary. Świadczy o tym i zamiar kapłanów żar 57 bicia Jezusa — przecież śmiercią nie można by karać człowieka za to, że przepędził kupców. Na taką interpretację tego wydarzenia wskazuje również wszystko to, co Jezus mówił dotąd na ten temat. Charakterystyczna w tym względzie była przypowieść o faryzeuszu i celniku w świątyni, gdzie ten pierwszy chwali się przed Bogiem: „Daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam". Natomiast celnik s Lał z daleka i nie śmiał nawet oczu podnieść ku niebu, lecz „bił się w piersi i mówił: »Boże, miej litość dla mnie, grzesznika«. Powiadam || wam: ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten" (Łk 18, 12-14). A więc, według Jezusa, przed Bogiem liczy się to, co się dzieje w duszy człowieczej. Jego wewnętrzna ofiara, a nie to, jakie składa Mu dziesięciny. Tę samą myśl potwierdza pouczenie Jezusa: „Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! Potem przyjdź i dar swój ofiaruj" (Mt 5, 23-24). Będąc u Mateusza-celnika na uczcie, w rozmowie z faryzeuszami, którzy Mu to mieli za złe, że je i pije z celnikami i grzesznikami, Jezus cytuje w skrócie proroka Ozeasza, mówiąc: „Idźcie i starajcie się rozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary" (Mt 9, 13). Pełny tekst tego fragmentu proroka Ozeasza jest jeszcze bardziej wymowny: „Miłości pragnę, nie krwawej ofiary, poznania Boga bardziej niż całopaleń" (Oz 6, 6). 58 Ten tekst jest Mu drogi, cytuje go i w innej rozmowie z faryzeuszami, gdy ci zarzucają Jego uczniom, że zrywają kłosy w szabat, łuszczą je w dłoniach, żeby nakarmić się ziarnem. „Gdybyście zrozumieli, co znaczy: Chcę raczej milosierdzia niż ofiary, nie potępialibyście niewinnych" (Mt 12, 7). W słynnych „Biada", jakie rzucił uczonym w Piśmie i faryzeuszom, jest i to: „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze obłudnicy! Bo dajecie dziesięcinę z mięty, kopru i kminku, lecz pomijajcie to, co ważniejsze jest w Prawie, sprawiedliwość, miłosierdzie i wiarę'' (Mt 23, 23). Jest w tym zarzucie i gorycz, i doza ironii, bo przecież przepisy Prawa o dziesięcinie dotyczyły zboża, wina i oliwj' (Pwt 14, 22 n), a rabini z przesadnej gorliwości rozciągnęli je na najdrobniejsze produkty. Jezus za jedyną ofiarę uznawał ofiarę postępowania w prawdzie i sprawiedliwości, i to składał Bogu w ofierze i tak chciał nauczyć swoich uczniów. Jezus w swoim życiu i w swojej śmierci zrealizował to, co prorok Jere-miasz zapowiadał mówiąc: „Oto nadchodzą dni — wyrocznia Pana — kiedy zawrę z domem Izraela nowe przymierze. Nie jak przymierze, które zawarłem z ich przodkami, kiedy ująłem ich za rękę, by wyprowadzić z ziemi egipskiej. To moje przymierze złamali, mimo że byłem ich władcą — wyrocznia Pana. Lecz takie będzie przymierze, 59 jakie zawrę z domem Izraela po tych dniach — wyrocznia Pana: Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa — i wypiszę na ich sercu. Będę im Bogiem oni zaś będą mi narodem" (Jr 31, 31-33). Męka na krzyżu będzie symbolem takiego życia w służbie Bogu i ludziom: najpełniejszym wyrazem; zaś Ostatnia Wieczerza -— jego liturgicznym kształtem. Jezus śmierć męczeńską widział w perspektywie kresu swojej działalności, ale, co istotne, nadawał jej sens związany konsekwentnie ze światem wartości, który głosił. Zgodnie z prawem miłości, które było dla Niego prawem naczelnym. Kiedyś, już dawniej, powiedział: „Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce" (J 10, 11). Św. Jan, który podaje zdania wypowiedziane przez Jezusa w tzw. mowie pożegnalnej, przekazuje i takie: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich" (J 15, 12-13). Tylko nie można traktować śmierci Jezusa samej w sobie. On miał ponieść śmierć za to jak żył, co mówił, co czynił. Jak Jego życie prowadzi do śmierci, tak Jego śmierć zawiera w sobie całe Jego życie. Podsumował je podczas śledztwa u Piłata: „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie" (J 18, 37). Całe Jego życie było rozpięte pomiędzy Boga Ojca, który „Go 60 posłał na świat", a ludźmi, do których przyszedł, aby im służyć i — gdy trzeba — ponieść śmierć. — To wszystko odbędzie się za chwilę. Teraz dochodzi do Jezusa wiadomość Wysokiej Rady. I nagle było już na wszystko za późno. To był już koniec. Teraz należało tylko zamknąć sensownie swoje ziemskie życie. Stąd decyzja Ostatniej Wieczerzy. Tak zresztą stawia sprawę św. Jan pisząc: „Było to przed świętem Paschy. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował" (J 13, 1). STAJNIA WIECZERZA i. Jezus wybrał posiłek świąteczny jako symbol wyrażający całe Jego życie i śmierć, w którą wchodził. Dlaczego? Tu można się powołać na wszystko, co dotyczy traktowania posiłków przez ówczesnych Żydów. Ale równocześnie warto wskazać na sposób podchodzenia do nich samego Pana Jezusa. Gdy Jezus spożywał posiłki z grzesznikami i celnikami, „szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: »Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi«" (Łk 15, 2). Właśnie dlatego, że tak wtedy było traktowane wspólne zasiadanie przy stole i wspólne pożywianie się: po pierwsze, było to jednoczenie się 2 Bogiem — żywicielem naszym, ale po wtóre, łączenie się, związywanie się ze sobą nićmi prawie że pokrewieństwa wspólnie posilających się — wprowadzanie zaproszonych do posiłku w swoją sferę bytowania. Zresztą te posiłki Jezusa nie działy się jakoś przypadkowo. Zdanie poprzedzające mówi: „Zbliżali się do Niego celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać" (Łk 15, 1). A więc już wcześniej istniał dialog, trwało nawiązywanie kontaktu, co zresztą wywoływało określone oburzenie przywódców żydowskich, 62 którzy rozbudowali naukę o skalaniu się czy zanieczyszczeniu przez najmniejszy kontakt z poganami, celnikami i grzesznikami — aż do tego stopnia, że nawet należało się strzec ich cienia. A tymczasem Jezus głosi i praktykuje naukę o wychodzeniu naprzeciw tym ludziom. Nawet stawia tę sprawę jako cel swojego przyjścia: „Albowiem Syn Człowieczy przyszedł ocalić to, co zginęło" (Mt 18, 11). A gdy powołał celnika Lewiego do grona swoich apostołów, „Lewi wyprawił dla Niego wielkie przyjęcie u siebie w domu; a była spora liczba celników oraz innych, którzy zasiadali z nimi do stołu. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie i mówili do Jego uczniów: »Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami«. Lecz Jezus im odpowiedział: »Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników*" (Łk 5, 29-32). Jezus na potwierdzenie i wyjaśnienie swojego stanowiska opowiada historię zgubionej owcy, radość z jej odnalezienia i zapewnia: „Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nazwraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia" (Łk 15, 7). Opowiada historię o zgubionej drachmie (Łk 15, 8-10) i o synu marnotrawnym, który powrócił do domu i dla którego ojciec wyprawił ucztę (Łk 15, 11-32). Uczta nieprzypadkowo znalazła się w tej przypowieści Jezusa. On właśnie posiłki traktował twórczo w swojej działalności apostolskiej. Od tej strony — od strony jednoczenia się z ludźmi przez posiłek — również należy pa- 63 trzeć na cudowne rozmnażanie chleba i ryb. Bardzo charakterystyczne wydaje się zdanie Jezusa. Gdy uczniowie radzili: „Odpraw ich! Niech idą do okolicznych osiedli i wsi, a kupią sobie coś do jedzenia, On im odpowiedział: „Wy dajcie im jeść" (Mk 6, 36-37). Wydaje się, że Jezusowi chodziło o coś więcej niż nasycenie rzesz — właśnie o prawdziwy wspólny posiłek, z wszystkimi jego podtekstami wtedy ważnymi dla Żydów i dlatego zdecydował się na cud rozmnożenia chleba, w którym to akcie był w pełni zachowany i rozbudowany symbol dawania się siebie: Jezusa — zgromadzonym. „A wziąwszy pięć chlebów i dwie ryby spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo, połamał chleby i dawał uczniom, by kładli przed nimi" (Mk 6,41). A więa to nie było jakieś zwykłe rozmnażanie chleba: błogosławieństwo nad posiłkieim nie „służyło" rozmnożeniu chleba — ono go nie spowodowało — ale służyło liturgicznemu charakterowi uczty, jaką Jezus chciał świętować wraz z tłumem wiernym, który Go słuchał już tak długo. Tak samo było za drugim razem: „A wziąwszy siedem chlebów, odmówił dziękczynienie, połamał i dawał uczniom, aby je rozdzielali" (Mk 8, 6). Podobnie będzie wyglądał ten fakt podczas Ostatniej Wieczerzy: „Wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał i dawał im" (Łk 14, 22). Było to charakterystyczne dla Jezusa, skoro po Jego zmartwychwstaniu uczniowie idący do Emaus w ten sposób Go rozpoznali. „Opowiadali, co ich spotkało w drodze i jak Go poznali przy łamaniu chleba" (Łk 24, 35). Podobnie było nad jeziorem Genezaret, gdzie Jezus ukazał się apostołom łowiącym ryby. 64 „A kiedy zeszli na ląd, ujrzeli żarzące się na ziemi węgle, a na nich ułożoną rybę oraz chleb... Rzekł do nich Jezus: »Chodźcie, posilcie się«... A Jezus przyszedł, wziął chleb i podał im, podobnie i rybę" (J 21, 9-13)'. Ale Ostatnia Wieczerza była nie tylko jakimś świątecznym posiłkiem. Była Paschą Nowego Testamentu, a więc Pascha żydowska była dla niej podstawowym modelem. Jeżeli Jezus taki kształt wybrał, to dlatego, że Pascha była nie tylko posiłkiem uroczystym, łączącym jej uczestników z Bogiem, z gospodarzem, jak również wszystkich zasiadających przy stole ze sobą, ale była też ofiarą — symbolem Przymierza, jakie Bóg zawarł z narodem wybranym. Z tym, że Jezus tej ofierze nadał nowe znaczenie. Jak Pascha była pamiątką wyjścia Żydów z Egiptu do Ziemi Obiecanej, które miało się odbyć tej samej nocy, tak Ostatnia Wieczerza była pamiątką, miała być pamiątką męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa — które miały się wydarzyć. 2. Ostatnia Wieczerza od samego początku przebiega nietypowo. Jezus „wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło, nim się przepasał. Potem nalał wody do miednicy i zaczai umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany" (J 13, 4-5). Takie zachowanie się Jezusa wywołało szok u uczniów. Gdy Jezus podszedł z miednicą do Szymona Piotra, ten zdumiony i przerażony rzekł do Niego: „Panie, Ty chcesz mi umyć nogi?... Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał" (J 13, 6-8). 65 „A gdy nadeszła pora, zajął miejsce u stołu i apostołowie z Nim. Wtedy rzekł do nich: »> Jeden z Dwunastu, ten który ze mną rękę zanurza w misie. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego •człowieka, gdyby się nie narodził«" (Mk 14, 19-21). „Jeden z uczniów Jego — ten, którego Jezus miłował — spoczywał na Jego piersi. Jemu to dał znak Szymon Piotr i rzekł do niego »Kto to jest? O kim mówi?« Ten oparł się zaraz na piersi Jezusa i rzekł do Niego: »Panie, kto to jest?« Jezus odparł: >»To ten, dla którego umaczam kawałek chleba i podam mu«. Umoczywszy więc kawałek chleba, wziął i podał Judaszowi, synowi Szymona Iskarioty" (J 13,24-26). „Wtedy Judasz, który Go miał zdradzić, rzekł: »Czy nie ja, Rabbi?«. Odpowiedział mu: »Tak jest, ty«" (Mt 25, 25). „»Co chcesz czynić, czyń prędzej«... A on po spożyciu kawałka chleba, zaraz wyszedł" (J 13, 27-30). Za chwilę mówi do Piotra: »Szymonie, Szymonie, oto szatan domagał się, ażeby was przesiać jak pszenicę; ale ja prosiłem za tobą żeby nie ustała twoja wiara. Ty ze swojej strony, utwierdzaj twoich braci«. On zaś rzekł: »Panie. 68 z Tobą gotów jestem iść nawet do więzienia i na śmierć«. Lecz Jezus odrzekł: »Powiadara ci, Piotrze, nie zapieje dziś kogut, a ty trzy razy wyprzesz się tego, że mnie znasz«" (Łk 22, 31-34). Nie przypadkiem dopiero pod koniec wieczerzy przebiega akcja z kielichem wina. Dzieli je — te dwie akcje: nad chlebem i nad winem — stosunkowo duży odstęp czasu, w którym już wiele się wydarzyło — w którym wiele sobie apostołowie uświadomili, wreszcie uwierzyli w to, że Jezus zginie śmiercią męczeńską. „Podobnie, skończywszy wieczerzę, wziął kielich — św. Mateusz dodaje: „odmówiwszy dziękczynienie dał im" (Mt 26, 28) — mówiąc: „Ten kielich jest Nowym Przymierzem we krwi mojej. Czyńcie to, ile razy pić będziecie, na moją pamiątkę" (l Kor 11,25). Św. Mateusz dodaje: „Pijcie z niego wszyscy" (Mt 26, 28). Wiino wyrażało cierpienie Jezusa — stawało się symbolem Jego męczeńskiej śmierci. Nie krwi „jako takiej", ale całej Jego osoby. W zdaniu jest słowo „krew". Jezus użył tutaj najprawdopodobniej hebrajskiego słowa dam, które określa albo krew zwierzęcia ofiarnego, albo śmierć człowieka, który zginął jako męczennik. A więc słowo to nie oznacza „krew" w powiązaniu z „ciało" w znaczeniu europejskim. Uczniowie odbierając od Jezusa podany kielich i pijąc z niego wino, wiedzieli, co to jest i co czynią. Jednoczyli się z Jezusem Męczennikiem — z Jego śmiercią męczeńską i z Jego życiem, które tę śmierć spowodowało. Akceptowali je i decydowali się na taką samą jak On drogę: na takie jak On życie, nawet gdyby doprowadzić miało do śmierci męczeń-: skich. Zdawali sobie sprawę, że spełnia się w Jezusie proroctwo psalmisty, który mówił: „Nie chciałeś ofiary krwawej ani obiaty, lecz otwarłeś mi uszy; całopalenia i żertwy za grzech nie żądałeś. Wtedy powiedziałem: »Oto przychodzę; w zwoju księgi o mnie napisano: Jest moją radością, mój Boże, czynić Twoją wolę, a Prawo Twoje mieszka w moim wnętrzu«. Głosiłem Twoją sprawiedliwość w wielkim zgromadzeniu; oto nie powściągałem warg moich — Ty wiesz, o Panie. Sprawiedliwości Twojej nie kryłem w głębi serca. Głosiłem Twoją wierność i pomoc. Nie taiłem Twojej łaski ani Twojej wierności przed wielkim zgromadzeniem". (Ps 40(39)7-11). Zdawali sobie sprawę, że tu, przy tym stole, rodzi się Nowe Przymierze, o którym mówił tenże sam prorok Jeremiasz (Jr 31, 31nn): przymierze między Bogiem a ludźmi, w którym ludzie Bogu już więcej nie będą składać ofiar materialnych, ale siebie samych: swoje życie w wolności, sprawiedliwości i prawdzie, tak jak to uczynił ich Mistrz i Pan, Jezus Chrystus. Zakładając, że Ostatnia Wieczerza była odprawiana w oparciu o Paschę żydowską, możemy wyszczególnić cztery jej części: danie wstępne, właściwą Paschę, główny posiłek i obrzęd końcowy. Jezusa łamanie chleba wraz ze słowami „To jest ciało moje" miało miejsce 70 przed głównym posiłkiem. Z kolei kielich błogosławieństw ze słowami „To jest kielich krwi mojej" następował po głównym posiłku. Tak więc całość Ostatniej Wieczerzy została podzielona na dwie części: pierwsza to tradycyjna — starotestamentowa, zaś działania eucharystyczne Jezusa w połączeniu z Jego zapowiedzią zdrady i śmierci stworzyły część drugą. I tak zeszły się w jednej wieczerzy religijnej dwie rzeczywistości, Starego i Nowego Testamentu. W jednym obrzędzie zostały połączone: dziękowanie Bogu za opiekę nad narodem żydowskim — który był symbolem całej ludzkości — i za Jezusa: za Jego życie, Jego śmierć i zmartwychwstanie, które w tej wieczerzy są niejako antycypowane. Ostatnia Wieczerza nie była przypadkiem wybrana przez Jezusa na ucztę pożegnalną. Jezus był oczekiwanym przez naród żydowski Mesjaszem, chociaż Go odrzucili przewodnicy tego narodu. Wybrał Paschę żydowską, która była uobecnieniem Przymierza, jakie Bóg zawarł z narodem wybranym, i dokonał kolejnego kroku na drodze wiodącej ku Królestwu Bożemu, który zapowiadali prorocy, czego oczekiwali ludzie czystego serca. Wszystko, co było dotąd, było zapowiedzią tego, co się staje w Jezusie. I tak manna była zapowiedzią Eucharystii. Wąż miedziany zawieszony na drzewie, ratujący od śmiercionośnych ukąszeń węży — zapowiedzią Jezusa wiszącego na krzyżu. Baranek paschalny zabijany w świątyni, składany Bogu w ofierze dla świętowania Paschy — zapowiedzią Jezusa oddającego swe życie za prawdę głoszoną światu. Mojżesz ratujący naród żydowski z niewoli — zapowiedzią Jezusa 71 faktu i tego Przymierza, jakie Bóg proponuje człowiekowi w takim świętowaniu. W wypadku Przymierza Nowego Testamentu — w pełni konsekwentne zrozumienie i potraktowanie tego nowego Przymierza wskazuje słowo Jezusa „to" — „to czyńcie na moją pamiątkę". Oczywiście, w pierwszym rzędzie chodzi Jezusowi o to, by Jego wyznawcy powtarzali ten liturgiczny obrzęd. Ale ten nakaz nie ogranicza się do obrzędu. On nas prowadzi w głąb życia Jezusa -i w głąb życia naszego. W tym obrzędzie — w tych postaciach chleba i wina — zawiera się On sam, a po drugie, zawiera się w nich Jego męka i śmierć, wraz z całym Jego życiem, które Go do tej śmierci przyprowadziło. Przecież On nie oddał za ludzi tylko siebie na krzyżu. On oddał całe swoje życie w bezgranicznej służbie ludziom, w wychodzeniu im naprzeciw. Tam były Jego wędrowania od wsi do wsi, od miasta do miasta, bez końca nauczanie, uzdrawiania, dyskusje, rozmowy indywidualne, narażanie się na nienawiść, zemstę, zgorszenie, potępienie, niewyspania, głody, zmęczenie. A po drugie: samo wyrażenie „pożywać Jego Ciało" i „pić Jego Krew" to znaczy jednoczyć się z Nim, a więc upodabniać się do Niego, a więc żyć tak jak On w służbie dla ludzi. Innymi słowy: dzielenie chleba eucharystycznego musi spowodować dzielenie chleba codziennego pomiędzy siebie. Takie znaczenie mają słowa zamykające Mszę świętą, na tym polega jej istotny wniosek: posłanie — missa. Co do tego nie może być żadnej wątpliwości. Tak to rozumiał i tłumaczył sam Jezus: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie 4 — Zrozumieć Eucharyttię. 73 wyprowadzającego ludzi z niewoli błędów i grzechu. Krew, którą Mojżesz kropił ludzi na .przypieczętowanie Przymierza między nimi a Bogiem — zapowiedzią krwi Jezusa przelanej na krzyżu. Pascha żydowska była dla pobożnego Żyda świętującego ją, uobecnieniem, tak uratowania Żydów z niewoli egipskiej, jak i uobecnieniem innych wielkich dzieł Bożych ratujących naród żydowski, które potwierdzały Przymierze zawarte między nim a Bogiem. Bo cóż to znaczyło „świętować Paschę". To było nie tylko uobecnianie wielkich dzieł Bożych, nie tylko jednostronne uczestniczenie w tym, czego Bóg dokonał dla narodu wybranego, ale zarazem podjęcie zobowiązań, które ono oznaczało. A było nim dla każdego Żyda pełnienie przykazań Bożych. To stanowiło zasadę Przymierza. Bóg zobowiązywał się opiekować narodem żydowskim, a Żydzi zobowiązywali się żyć uczciwie, zgodnie z Dekalogiem, i kochać Boga i bliźniego. Naród żydowski czekał na to Nowe Przymierze. Zapowiadał je Jeremiasz ostrzegając, że będzie inne: „Nie jak przymierze, które zawarłem z ich przodkami, kiedy ująłem ich za rękę, by wyprowadzić z ziemi egipskiej" (Jr 31, 32). A więc pierwsze Przymierze było tylko zapowiedzią drugiego — tego Jezusowego. Nowa Pascha miała stać się dla pobożnego ucznia Jezusowego uobecnieniem męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa, Syna Bożego, który przyszedł na świat, aby nam przynieść prawdę. Pobożnego, a więc uczestniczącego w tej uroczystości z całym zaangażowaniem się, z pełnym zrozumieniem — z przyjęciem tego przed głównym posiłkiem. Z kolei kielich błogosławieństw ze słowami „To jest kielich krwi mojej" następował po głównym posiłku. Tak wiec całość Ostatniej Wieczerzy została podzielona na dwie części: pierwsza to tradycyjna — starotestamentowa, zaś działania eucharystyczne Jezusa w połączeniu z Jego zapowiedzią zdrady i śmierci stworzyły część drugą. I tak zeszły się w jednej wieczerzy religijnej dwie rzeczywistości, Starego i Nowego Testamentu. W jednym obrzędzie zostały połączone: dziękowanie Bogu za opiekę nad narodem żydowskim — który był symbolem całej ludzkości — i za Jezusa: za Jego życie, Jego śmierć i zmartwychwstanie, które w tej wieczerzy są niejako antycypowane. Ostatnia Wieczerza nie była przypadkiem wybrana przez Jezusa na ucztę pożegnalną. Jezus był oczekiwanym przez naród żydowski Mesjaszem, chociaż Go odrzucili przewodnicy tego narodu. Wybrał Paschę żydowską, która była uobecnieniem Przymierza, jakie Bóg zawarł z narodem wybranym, i dokonał kolejnego kroku na drodze wiodącej ku Królestwu Bożemu, który zapowiadali prorocy, czego oczekiwali ludzie czystego serca. Wszystko, co było dotąd, było zapowiedzią tego, co się staje w Jezusie. I tak manna była zapowiedzią Eucharystii. Wąż miedziany zawieszony na drzewie, ratujący od śmiercionośnych ukąszeń węży — zapowiedzią Jezusa wiszącego na krzyżu. Baranek paschalny zabijany w świątyni, składany Bogu w ofierze dla świętowania Paschy — zapowiedzią Jezusa oddającego swe życie za prawdę głoszoną światu. Mojżesz ratujący naród żydowski z niewoli — zapowiedzią Jezusa skich. Zdawali sobie sprawę, że spełnia się w Jezusie proroctwo psalmisty, który mówił: „Nie chciałeś ofiary krwawej ani obiaty, lecz otwarłeś mi uszy; całopalenia i żertwy za grzech nie żądałeś. Wtedy powiedziałem: »Oto przychodzę; w zwoju księgi o mnie napisano: Jest moją radością, mój Boże, czynić Twoją wolę, a Prawo Twoje mieszka w moim wnętrzu«. Głosiłem Twoją sprawiedliwość w wielkim zgromadzeniu; oto nie powściągałem warg moich — Ty wiesz, o Panie. Sprawiedliwości Twojej nie kryłem w głębi serca. Głosiłem Twoją wierność i pomoc. Nie taiłem Twojej łaski ani Twojej wierności przed wielkim zgromadzeniem". (Ps 40(39) 7-11). Zdawali sobie sprawę, że tu, przy tym stole, rodzi się Nowe Przymierze, o którym mówił tenże sam prorok Jeremiasz (Jr 31, 31nn): przymierze między Bogiem a ludźmi, w którym ludzie Bogu już więcej nie będą składać ofiar materialnych, ale siebie samych: swoje życie w wolności, sprawiedliwości i prawdzie, tak jak to uczynił ich Mistrz i Pan, Jezus Chrystus. Zakładając, że Ostatnia Wieczerza była odprawiana w oparciu o Paschę żydowską, możemy wyszczególnić cztery jej części: danie wstępne, właściwą Paschę, główny posiłek i obrzęd końcowy. Jezusa łamanie chleba wraz ze słowami „To jest ciało moje" miało miejsce 70 z Tobą gotów jestem iść nawet do więzienia i na śmierć«. Lecz Jezus odrzekł: »Powiadam ci, Piotrze, nie zapieje dziś kogut, a ty trzy razy wyprzesz się tego, że mnie znasz«" (Łk 22, 31-34). Nie przypadkiem dopiero pod koniec wieczerzy przebiega akcja z kielichem wina. Dzieli je — te dwie akcje: nad chlebem i nad winem — stosunkowo duży odstęp czasu, w którym już wiele się wydarzyło — w którym wiele sobie apostołowie uświadomili, wreszcie uwierzyli w to, że Jezus zginie śmiercią męczeńską. „Podobnie, skończywszy wieczerzę, wziął kielich — św. Mateusz dodaje: „odmówiwszy dziękczynienie dał im" (Mt 26, 28) — mówiąc: „Ten kielich jest Nowym Przymierzem we krwi mojej. Czyńcie to, ile razy pić będziecie, na moją pamiątkę" (l Kor 11,25). Św. Mateusz dodaje: „Pijcie z niego wszyscy" (Mt 26, 28). Wino wyrażało cierpienie Jezusa — stawało się symbolem Jego męczeńskiej śmierci. Nie krwi „jako takiej", ale całej Jego osoby. W zdaniu jest słowo „krew". Jezus użył tutaj najprawdopodobniej hebrajskiego słowa dam, które określa albo krew zwierzęcia ofiarnego, albo śmierć człowieka, który zginął jako męczennik. A więc słowo to nie oznacza „krew" w powiązaniu z „ciało" w znaczeniu europejskim. Uczniowie odbierając od Jezusa podany kielich i pijąc z niego wino, wiedzieli, co to jest i co czynią. Jednoczyli się z Jezusem Męczennikiem — z Jego śmiercią męczeńską i z Jego życiem, które tę śmierć spowodowało. Akceptowali je i decydowali się na taką samą jak On drogę: na takie jak On życie, nawet gdyby doprowadzić miało do śmierci męczeń- „Czyńcie to, ile razy pić będziecie, na moją pamiątkę" (l Kor, 11, 25). Jezus po rozdaniu chleba eucharystycznego, przystępuje do spożywania wieczerzy. Ewangelista pisze, że już w trakcie posiłku „Jezus doznał głębokiego wzruszenia i tak oświadczył: »Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: jeden z was mnie zdradzi«. Spoglądali uczniowie jeden na drugiego, niepewni, o kim mówi" (J 13, 21-22). „Zaczęli się smucić i pytać jeden po drugim: »Czyżbym ja?«. On im rzekł: »Jeden z Dwunastu, ten który ze mną rękę zanurza w misie. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził«" (Mk 14, 19-21). „Jeden z uczniów Jego — ten, którego Jezus miłował — spoczywał na Jego piersi. Jemu to dał znak Szymon Piotr i rzekł do niego »Kto to jest? O kim mówi?« Ten oparł się zaraz na piersi Jezusa i rzekł do Niego: »Panie, kto to jest?« Jezus odparł: »To ten, dla którego umaczam kawałek chleba i podam mu«. Umoczywszy więc kawałek chleba, wziął i podał Judaszowi, synowi Szymona Iskarioty" (J 13,24-26). „Wtedy Judasz, który Go miał zdradzić, rzekł: »Czy nie ja, Rabbi?«. Odpowiedział mu: »Tak jest, ty«" (Mt 25,25). „»Co chcesz czynić, czyń prędzej«... A on po spożyciu kawałka chleba, zaraz wyszedł" (J 13, 27-30). Za chwilę mówi do Piotra: »Szymonie, Szymonie, oto szatan domagał się, ażeby was przesiać jak pszenicę; ale ja prosiłem za tobą żeby nie ustała twoja wiara. Ty ze swojej strony, utwierdzaj twoich braci«. On zaś rzekł: »Panie. W takim kontekście dochodzi do naj ważnie j-* szego i najświętszego obrzędu: „Jezus wziął chleb, odmówiwszy dziękczynienie połamał go i podał mówiąc: »,To jest ciało moje, które za was będzie wydane, to czyńcie na moją pamiąt-kę« (Łk 22, 19). W ten sposób Jezus identyfikował się z chlebem, który podał apostołom. Chleb stał się symbolem Jego osoby. Nie jest najszczęśliwszym słowo „ciało", jakim się posługujemy, a które już w sposób zdecydowany wrosło w nasze życie liturgiczne i religijne. Jezus użył najprawdopodobniej hebrajskiego słowa baśar, które oznacza człowieka. Nie ma ono nic wspólnego z naszym europejskim słowem „ciało", którego dopełnieniem jest „dusza". Apostołowie na początku wieczerzy, słysząc słowa Jezusa wypowiedziane nad chlebem, widząc jak go łamie, biorąc od Niego podawane kawałki, przyjmowali je tak, jak to zostało powiedziane: przyjmowali samego Jezusa. Spożywając chleb łączyli się w sposób duchowy z Nim samym. Z kolei, w miarę jak płynie czas, Jezus konsekwentnie nadaje tej wieczerzy charakter: „ostatniej". Uświadamia uczniom rozmaitymi sposobami zbliżającą się Jego śmierć męczeńską. Św. Łukasz po słowach: „To jest ciało moje, które za was będzie wydane'1 dodaje: „To czyńcie na moją pamiątkę" (Łk 22, 19). I to chyba tak być musiało. Przecież wtedy podanie kielicha było od łamania chleba oddzielone całą, długo zresztą trwającą, wieczerzą. Dopiero w obrzędzie liturgicznym te dwa obrzędy zostały połączone. I tak np. św. Paweł dopiero po podaniu chleba i wina pisze zdanie: 6? „A gdy nadeszła pora, zajął miejsce u stołu i apostołowie z Nim. Wtedy rzekł do nich: . »*Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten mi jest bratem, siostrą i matką«" (Mt 12, 48-50). Przy tej wieczerzy mówi do nich: „Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego" (J 15, 15). Poprzez nich widział całą ludzkość, wszystkich tych, którzy tak zechcą żyć jak On. „Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we mnie aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we mnie, a ja w Tobie" (J 17, 21). „A kiedy zeszli na ląd, ujrzeli żarzące się na ziemi węgle, a na nich ułożoną rybę oraz chleb... Rzekł do nich Jezus: »Chodźcie, posilcie się«... A Jezus przyszedł, wziął chleb i podał im, podobnie i rybę" (J 21, 9-13)'. Ale Ostatnia Wieczerza była nie tylko jakimś świątecznym posiłkiem. Była Paschą Nowego Testamentu, a więc Pascha żydowska była dla niej podstawowym modelem. Jeżeli Jezus taki kształt wybrał, to dlatego, że Pascha była nie tylko posiłkiem uroczystym, łączącym jej uczestników z Bogiem, z gospodarzem, jak również wszystkich zasiadających przy stole ze sobą, ale była też ofiarą — symbolem Przymierza, jakie Bóg zawarł z narodem wybranym. Z tym, że Jezus tej ofierze nadał nowe znaczenie. Jak Pascha była pamiątka wyjścia Żydów z Egiptu do Ziemi Obiecanej, które miało się odbyć tej samej nocy, tak Ostatnia Wieczerza była pamiątką, miała być pamiątką męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa — które miały się wydarzyć. 2. Ostatnia Wieczerza od samego początku przebiega nietypowo. Jezus „wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło, nim się przepasał. Potem nalał wody do miednicy i zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany" (J 13, 4-5). Takie zachowanie się Jezusa wywołało szok u uczniów. Gdy Jezus podszedł z miednicą do Szymona Piotra, ten zdumiony i przerażony rzekł do Niego: „Panie, Ty chcesz mi umyć nogi?... Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał" (J 13, 6-8). 65 uiojo;sodB ais jBZB^n snzaf aizpS 'lajBzauao UI9JOIZ9C psu ojXq 9iuqop ~°d '(SS '$Z ^l) ii^cpm0 nnreurej &zjd i\vuzod OQ 2JBC T 9ZpOJp M. OfBJftOdS UOI OO 'r[BpB]AV -odo" 'n^uzodzoj o?> ąpsods tre; M snBtug; op 9iAvoiuzon nmBłSMip./Łw:jjBuiz ogap od oa Bsnzaf B^p 3uzoXłsyCj9^3{BJBi{o o; 'l7! ^ll) K1"! JBAYBp I JBUIBJOd ' SBZOpOd 13JBJ U91 JBpfe^S^Ai 3TZp9q 9TUqOpOcI '(9 '8 ^IW) .JI^PT2?20-1 8P ^^ 'uiotuzon -9IS XZSMBTZAV y" :UI9ZBJ tUlSlUp BZ O{Xq OlUBS JB^ znC Z ZBJAV 9TU O§ OUO —— -OUUIZOJ (<0|XzntS" 9IU UI&T^TSOd pBU OAVłSU9lM -Bfso§Ofq :Bq9^qo aiuBZBUuizoj aj^Mz saiijBf atu o^ oatM y '(ifr '9 ^H) .iT^nu pazad 'uioiuzon JBAVBP t Xqajxp jBuiBjod ipo 'oqaru t M9qa{ip oaid XZSAVBIZAV y :9iq9is 5ts BIUBMBP \oą XuBMOIpl3Z TUJ9d M jXq M 'Bq9^no Biuazouuizoj pno BU Tureisjpipod oSaf iuri5psXzsAv z ' -Od XlT[9dSM XMIZpAVBjd O 9TUSB|M —— ZS3ZJ 3TU -ao^sBU ziu CaoaiAY SOD o ojrzpoijo iMosnzaf aż '§»TS afBp^C^ '(iS-9S '9 ^lAl) „9?^ mT ap^P ^AV" : {BtzpaTModpo un u o 'BiuazpaC op soo a,iqos tetdnjj B 'TSAV t i|PaTso no^uzoip^o op fepi T MBJdpo" ^IPP^-1 at^oT112011 -^PO ' 9ts 9tBp^AV auzoĄsXja^>{BJBi{o i Bqa^qo aiuezBUUizoj auMOpno BU oaza; którzy rozbudowali naukę o skalaniu się czy zanieczyszczeniu przez najmniejszy kontakt z poganami, celnikami i grzesznikami — aż do tego stopnia, że nawet należało się strzec ich cienia. A tymczasem Jezus głosi i praktykuje naukę o wychodzeniu naprzeciw tym ludziom. Nawet stawia tę sprawę jako cel swojego przyjścia: „Albowiem Syn Człowieczy przyszedł ocalić to, co zginęło" (Mt 18, 11). A gdy powołał celnika Lewiego do grona swoich apostołów, „Lewi wyprawił dla Niego wielkie przyjęcie u siebie w domu; a była spora liczba celników oraz innych, którzy zasiadali z nimi do stołu. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie i mówili do Jego uczniów: »Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami«. Lecz Jezus im odpowiedział: »Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników*" (Łk 5, 29-32). Jezus na potwierdzenie i wyjaśnienie swojego stanowiska opowiada historię zgubionej owcy, radość z jej odnalezienia i zapewnia: „Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nazwraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia" (Łk 15, 7). Opowiada historię o zgubionej drachmie (Łk 15, 8-10) i o synu marnotrawnym, który powrócił do domu i dla którego ojciec wyprawił ucztę (Łk 15, 11-32). Uczta nieprzypadkowo znalazła się w tej przypowieści Jezusa. On właśnie poj siłki traktował twórczo w swojej działalności apostolskiej. Od tej strony — od strony jednoczenia się z ludźmi przez posiłek — również należy pa- 63 atuaz.mqo B^ZSaJZ OD 'n^5[BłUO3 -BU O{BAU} 'gOJBIp JBniłSI [aiUS3ZOAV ZflC '(l '91 Wl) «?BtPnłs °O ^ci13 'Xotuzsazj3 i op ais iiBzt[qz" impui aofeCezpazjdod aiu 'OMOUpBdAzad SOJJB[ ais j?jBizp am esnzaf a; B^zsa^z 'BTUBMOł^ą aaajs feCo^s M op qoyCuozsoodBz amBzpBAvojdAv — 5is amjpdsM Bm^suaiMaj^od aż aiA\ IUIDIU feqos aż 5is BIUBM^ZBIMZ 'ais atuazofej od a^B 'UŁ?ZSBU uia^aptAvXz — uiaigog z ais aiuazooupaC o^ o^q 'azsAuaid od :ais T ap^s Azjd aiuBpBiSBZ au jXq Xpa;M. JJB; aż ' '(Z 'ST ^n) .c^F11™ z EPB? T uax« ^IUISTJ AV mazon i azsnaz^j -BJ iiBJUI3ZS" 'tuiB^tuiao i iiuB^iuzsazaS z isips -od jBAvXzods snzap XPQ 'Bsnzaf BUBJ oSauiBS qoiu op BmazpoqDpod qosods BU DBZB^SM O^JBA atusazoouMOj a^y '^9P^^ qoXusazoA\.o zazjtd A\05{JISOd BTUBMOłJfBĄ AzO^Op OD 'O^sAzSM BU OBjoMod ais BUZOUI nj, iogazoB^Q •jtzpoqoM M 'DJ3TUIS T aiO^Z O§3f 9JBD •I YIN1Y1S r posłał na świat", a ludźmi, do których przyszedł, aby im służyć i — gdy trzeba — ponieść śmierć. — To wszystko odbędzie się za chwilę. Teraz dochodzi do Jezusa wiadomość Wysokiej Rady. I nagle było już na wszystko za późno. To był już koniec. Teraz należało tylko zamknąć sensownie swoje ziemskie życie. Stąd decyzja Ostatniej Wieczerzy. Tak zresztą stawia sprawę św. Jan pisząc: „Było to przed świętem Paschy. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował" (J 13, 1). jakie zawrę z domem Izraela po tych dniach — wyrocznia Pana: . Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa — i wypiszę na ich sercu. Będę im Bogiem oni zaś będą mi narodem" (Jr 31, 31-33). Męka na krzyżu będzie symbolem takiego życia w służbie Bogu i ludziom: najpełniejszym wyrazem; zaś Ostatnia Wieczerza -— jego liturgicznym kształtem. Jezus śmierć męczeńską widział w perspektywie kresu swojej działalności, ale, co istotne, nadawał jej sens związany konsekwentnie ze światem wartości, który głosił. Zgodnie z prawem miłości, które było dla Niego prawem naczelnym. Kiedyś, już dawniej, powiedział: „Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce" (J 10, 11). Św. Jan, który podaje zdania wypowiedziane przez Jezusa w tzw. mowie pożegnalnej, przekazuje i takie: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich" (J 15,12-13). Tylko nie można traktować śmierci Jezusa samej w sobie. On miał ponieść śmierć za to jak żył, co mówił, co czynił. Jak Jego życie prowadzi do śmierci, tak Jego śmierć zawiera w sobie całe Jego życie. Podsumował je podczas śledztwa u Piłata: „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem, na świat, aby dać świadectwo prawdzie" (J 18, 37). Całe Jego życie było rozpięte pomiędzy Boga Ojca, który „Go to Ten tekst jest Mu drogi, cytuje go i w innej rozmowie z faryzeuszami, gdy ci zarzucają Jego uczniom, że zrywają kłosy w szabat, łuszczą je w dłoniach, żeby nakarmić się ziarnem. „Gdybyście zrozumieli, co znaczy: Chcą raczej miłosierdzia niż ofiary, nie potępialibyście niewinnych" (Mt 12, 7). W słynnych „Biada", jakie rzucił uczonym w Piśmie i faryzeuszom, jest i to: „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze obłudnicy! Bo dajecie dziesięcinę z mięty, kopru i kminku, lecz pomijajcie to, co ważniejsze jest w Prawie, sprawiedliwość, miłosierdzie i wiarę'' (Mt 23, 23). Jest w tym zarzucie i gorycz, i doza ironii, bo przecież przepisy Prawa o dziesięcinie dotyczyły zboża, wina i oliwy (Pwt 14, 22 n), a rabini z przesadnej gorliwości rozciągnęli je na najdrobniejsze produkty. Jezus za jedyną ofiarę uznawał ofiarę postępowania w prawdzie i sprawiedliwości, i to składał Bogu w ofierze i tak chciał nauczyć swoich uczniów. Jezus w swoim życiu i w swojej śmierci zrealizował to, co prorok Jere-miasz zapowiadał mówiąc: „Oto nadchodzą dni — wyrocznia Pana — kiedy zawrę z domem Izraela nowe przymierze. Nie jak przymierze, które zawarłem z ich przodkami, kiedy ująłem ich za rękę, by wyprowadzić z ziemi egipskiej. To moje przymierze złamali, mimo że byłem ich władcą — wyrocznia Pana. Lecz takie będzie przymierze, 59 bicia Jezusa — przecież śmiercią nie można by karać człowieka za to, że przepędził kupców. 4. Na taką interpretację tego wydarzenia wskazuje również wszystko to, co Jezus mówił dotąd na ten temat. Charakterystyczna w tym względzie była przypowieść o faryzeuszu i celniku w świątyni, gdzie ten pierwszy chwali się przed Bogiem: „Daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam". Natomiast celnik s Lał z daleka i nie śmiał nawet oczu podnieść ku niebu, lecz „bił się w piersi i mówił: »Boże, miej litość dla mnie, grzesznika«. Powiadam wam: ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten" (Łk 18, 12-14). A więc, według Jezusa, przed Bogiem liczy się to, co się dzieje w duszy człowieczej. Jego wewnętrzna ofiara, a nie to, jakie składa Mu dziesięciny. Tę samą myśl potwierdza pouczenie Jezusa: „Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! Potem przyjdź i dar swój ofiaruj" (Mt 5, 23-24). Będąc u Mateusza-celnika na uczcie, w rozmowie z faryzeuszami, którzy Mu to mieli za złe, że je i pije z celnikami i grzesznikami, Jezus cytuje w skrócie proroka Ozeasza, mówiąc: „Idźcie i starajcie się rozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary" (Mt 9, 13). Pełny tekst tego fragmentu proroka Ozeasza jest jeszcze bardziej wymowny: „Miłości pragnę, nie krwawej ofiary, poznania Boga bardziej niż całopaleń" (Oz 6, 6). 58 Tej decyzji towarzyszyło niewątpliwie polecenie zorganizowania procesu sądowego, który by zakończył się wyrokiem śmierci na Jezusa. Nie znamy akcji przygotowawczej, jaką przeprowadzili kapłani, znamy przebieg procesu, m.in. zeznanie dwóch świadków: „Myśmy słyszeli, jak On mówił: »Ja zburzę ten przybytek uczyniony ludzką ręką i w ciągu trzech dni zbuduję inny, nie ręką ludzką uczyniony^' (Mk 14,58). Nie wiemy, czy Jezus takie zdanie kiedykolwiek wypowiedział. Niemniej to nie jest wymysł czystej fantazji świadków, jeżeli w ich oskarżeniu znalazła się świątynia. Jezus w całej rozciągłości stał na stanowisku, że przymierze z Bogiem, to nie same ofiary krwawe i niekrwawe składane w świątyni, ale życie w wierze: w prawdzie, sprawiedliwości, wolności i miłości. Przed kilku dniami Jezus, po przybyciu do Jerozolimy, „wszedłszy do świątyni zaczął wyrzucać tych, którzy sprzedawali i kupowali w świątyni, powywracał stoły zmieniających pieniądze i ławki tych, którzy sprzedawali gołębie... Potem uczył ich mówiąc: »Czyż nie jest napisane: Mój dom ma być domem modlitwy dla wszystkich narodów, lecz wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców«. Doszło to do arcykapłanów i uczonych w Piśmie i szukali sposobu, jakby Go zgładzić (Mk 11, 15-18). Jezus nie tylko wystąpił przeciwko kramom, gdzie sprzedawano m.in. zwierzęta na ofiarę, ale niewątpliwie przeciwko samej koncepcji składania Bogu ofiar ze zwierząt czy płodów rolnych. Świadczy o tym zdanie, w którym mowa o świątyni jako o domu modlitwy a nie domu ofiary. Świadczy o tym i zamiar kapłanów za- z wszelakich możliwych kół. Niewątpliwie liczył bardzo na fakt, że w czasie Paschy ściąga do Jerozolimy między innymi oddana Mu Galilea, że Jego wrogowie z obawy przed tą masą Galilejczyków nie poważą się targnąć na Niego. Pomimo całej ostrożności, całego „systemu obrony" ludzi, którzy informowali Go na bieżąco, co się dzieje w świątyni pomiędzy kapłanami, co planują faryzeusze, doktorowie i uczeni w Piśmie — jednak został zaskoczony.'Sieć się nad Nim zamknęła, stwierdził, że już nie wymknie się z pułapki, która nazywa się Jerozolima. Okazało się, że nieprzyjaciele byli sprytniejsi i mocniejsi niż Jezus przypuszczał. Tym razem, po raz pierwszy, było zupełnie inaczej. Na skutek wskrzeszenia Łazarza zdecydowali się na oficjalny wyrok śmierci. „Arcykapłani i faryzeusze zwołali Wysoką Radę i rzekli: »Cóż zrobimy wobec tego, że ten, człowiek czyni wiele znaków? Jeżeli Go tak pozostawimy, to wszyscy uwierzą w Niego i przyjdą Rzymianie, i zniszczą nasze miejsce święte i nasz naród«. Wówczas jeden z nich, Kajfasz, który w owym roku był najwyższym kapłanem, rzekł do nich: »Wy nic nie rozumiecie, i nie bierzecie tego pod uwag^1, że lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród»... Tego więc dnia postanowili Go zabić" (J 11, 45-53). „Arcykapłani zaś i faryezusze wydali polecenia, aby każdy, ktokolwiek będzie wiedział o miejscu Jego pobytu doniósł o tym, aby Go można było pojmać" (J 11,57). Wiedział, że wyrok ma być wykonany natychmiast. A zdawał sobie sprawę, że kapłani są w stanie to spełnić. 56 było w Nazarecie, kiedy to w synagodze wykazywał słuchaczom, że wszyscy ludzie są równi wobec Boga, że wszystkich ludzi Bóg kocha, nie tylko Żydów i bywało, że Bóg ratował pogan, a nie Żydów. A że nie chciał być gołosłowny, podał przykład z Pisma Świętego Starego Testamentu, jak to „wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk1' (Łk 4, 25-28). Reakcja słuchaczy była jednomyślna. „Na te słowa wszyscy w synagodze uieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go stracić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się" (Łk 4, 29-30). Innym razem miało to miejsce w samej Jerozolimie. Gdy mówił o swojej jedności z Bogiem Ojcem, po zdaniu: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy" (...). „Żydzi porwali kamienie, aby Go kamienować" (J 10, 30-31). Ale to były wypadki samosądów, być może nawet zręcznie sterowane przez Jego nieprzyjaciół, niemniej było to poza oficjalnym wyrokiem. Wszedł do Jerozolimy, mimo ostrzeżeń płynących z ust samych apostołów, aby tu — zgodnie z obyczajem — świętować Paschę, wciąż będąc pewny, że w razie niebezpieczeństwa potrafi z niej szczęśliwie się wydostać, z pomocą swoich przyjaciół, rekrutujących się 55 kającym z faktu, że naród żydowski nie miał normalnego życia państwowego. Władza rzymska i marionetkowe, kolaboranckie władze żydowskie były traktowane jako zło konieczne. Wobec tego świątynia przejęła funkcję nte tylko faktycznego reprezentanta narodu, ale i kierownika, i wychowawcy. Przeniosła sposób myślenia i postępowania ze świątyni na życie codzienne. I tak jak w świątyni mieli ka-płaini swoje działania liturgiczne ściśle określone, podobnie chcieli poszufladkować życie codzienne — co było ewidentnym nieporozumieniem. Obok kapłanów stanęli do konkurencji faryzeusze i doktorzy w Piśmie. Do konkurencji, ponieważ wiele różniło ze sobą te grupy, choć umiały się ze sobą łączyć, gdy chodziło o atakowanie Pana Jezusa. 3. Wiele razy chciano Go zgładzić. Choćby za to, że uzdrawiał w szabat, jak to miało miejsce w synagodze, gdzie uzdrowił człowieka z uschłą ręką. Bo głosił, że to szabat jest dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu i wolno przekraczać jego przepisy, gdy trzeba nieść pomoc drugiemu człowiekowi. Wtedy to „faryzeusze wyszli ze zwolennikami Heroda, zaraz odbyli naradę przeciwko Niemu, w jaki sposób Go zgładzić" (Mk 3, 6). Podobnie było po wyrzuceniu kupców ze świątyni. „Doszło to do arcykapłanów i uczonych w Piśmie i szukali sposobu, jakby Go zgładzić. Czuli bowiem lęk przed Nim, gdyż cały tłum był zachwycony Jego nauką" (Mk 11, 18). Parę razy przeszła obok Niego śmierć. Ewangeliści odnotowują dwa wypadki. Tak 54 ja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Gdy się modlicie, nie bądźcie jako obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swojej izby, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie... Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę powiadam wam: już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby ludziom nie pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie" (Mt 6, 1-18). Można by jeszcze wiele spraw wyliczać, które różniły Jezusa od faryzeuszów. Ale na koniec warto dodać to, co najtrafniej określa słowo „wolność". Oni zarzucali Mu, że np. uczniowie Jego nie myją rąk po powrocie z miasta, a przed jedzeniem. I słusznie, że Jemu, bo to już O