JADWIGA COURTHS-MAHLER Pierścionek dla Rosemarie Tłumaczył Paweł Łatko 26. 10. 2005 -5 PAŹ. 2004 29. 03. 2001 6. 04 2001 2 7 04. ?m ~ I 08. ?m 11 07 ?nni -5. 10. M) 19KWI. kuOi :: 30? m. U 11. 7 77 21 KU. 28N&nDM 05. 07 7002 27 SIE. 2002 n . ,9 no 13. 01 2003 'Ul JADWIGA COURTHS-MAHLER Pierścionek dla Rosemarie Tłumaczył Paweł Łatko MBP Zabrze nr inw.: K1 - 18264 27 29. 03. 2001 fi 04 2001 281*12002 * 2005 ~5 io mi 2 k KWL 2002 2 8 MAJ 2002 05. 07 IM 27 SlL. 2002 i9 27 u i ' n ¦«>'// 13. 0! 2003 !18 Lip Tytuł oryginału: Was ist mit Rosemarie? © Translation by Paweł Łatko Znak firmowy Oficyny Wydawniczej „Akapit", znaki firmowe serii wydawniczych „Akapitu" — zastrzeżone MKJSKA BI5ŁI0TSSA PUBLICZNA ... ZN. KLAS. 83 C-3 j tafta *»^**mm NR i.MW \n — Gdybym jej to powtórzyła, w obecnej sytuacji gotowa byłaby rozdać cały majątek. v — Na Boga, niechże pani tego nie robi! — Tak głupia to ja nie jestem. Znam Grace bardzo dobrze. Gdyby pan Dewall zgodził się zostać jej mężem, ona szybko uporałaby się z tak zwaną miłością. Nie mogąc go zrozumieć, zaczęłaby się po prostu nudzić. Dotyczy to zresztą jego także. Grace znalazłaby sobie inne, trudne do zrealizowania marzenie i całą energię poświęciłaby na jego urzeczywistnienie. Gdyby zaś pan Dewall jej w tym przeszkadzał, zaczęłaby go nienawidzić. — Poważnie pani tak myśli? 1 s — Oczywiście, droga pani Fiedler. Mieszkam z nią ponad dziesięć lat, od czasów, gdy żył jeszcze jej ojciec. Był takim samym ekscentrykiem jak ona, co zresztą przyczyniło się do jego śmierci. Jako jeden 82 83 z pierwszych zainteresował się sportem lotniczym i kazał produkować w swojej fabryce silniki do samolotów, na których chciał bić rekordy. Przy pierwszej próbie uległ wypadkowi. Trzy miesiące straszliwie się męczył, walcząc ze śmiercią, ale musiał się poddać. To po nim Grace odziedziczyła tę nieodpartą chęć zdobywania rzeczy niemożliwych. Matka zaś była cichą i spokojną kobietą. Po urodzeniu jedynego dziecka, właśnie Grace, nieustannie chorowała. Córka odziedziczyła po matce niezwykłą dobroć, która czasami przeradza się w słabość do ludzi, do których poczuje sympatię. Wtedy stara się uszczęśliwić ich za każdą cenę, ale szybko rezygnuje, gdy stwierdzi, że została przez nich oszukana. Ma dziewczyna trudny charakter i chyba nigdy nie zazna spokojnego szczęścia. Pani Fiedler słuchała jak zauroczona. Teraz westchnęła głęboko. — Tak, tak, kochana pani Fiedler, samo bogactwo szczęścia nie daje. Gotowa byłam zazdrościć tej młodej damie, a widzę, że w samej rzeczy należałoby jej współczuć. Po tym, co mi pani powiedziała, już nie będę żałować, że mój pan Henryk nie chce się z nią ożenić. W tym małżeństwie na pewno nie byłby szczęśliwy. — Ależ oczywiście! Ja to wiem najlepiej, ale co mogę poradzić? Musimy poczekać, aż sprawy ułożą się same. — Lepiej byłoby, gdyby tych dwoje nigdy się nie spotkało. Pani Flint uśmiechnęła się: — O nie, moja droga pani Fiedler! Ona i tak znalazłaby kogoś równie nieosiągalnego jak pan Henryk i też nie przebierałaby w środkach. Między nami mówiąc, to nie po raz pierwszy tak się zawzięła na mężczyznę i z pewnością nie ostatni. Naprawdę czuje się szczęśliwa tylko na etapie zdobywania; później, gdy osiągnie już swój cel, zaczyna się nudzić i wszystko jej brzydnie. Obie panie plotkowały jeszcze, gdy miss Vautham zadzwoniła na swoją opiekunkę, dając znak, że będzie jej potrzebna. Pani Fiedler nie mogła się doczekać, aż zasłyszane nowiny będzie mogła powtórzyć Henrykowi. Słuchał jej uważnie, a gdy skończyła, rzekł: Z pewnością pani Flint najlepiej zna swoją pracodawczynię, a informacja, że nie jestem pierwszym, którego ona próbuje zdobyć, bardzo mnie ucieszyła. Dziękuję, że zechciała mi pani o tym powiedzieć. 84 Czuję się bardziej swobodny i spadła mi z serca troska o Grace, o to, jak się zachowa, gdy będzie musiała pogodzić się z moją zdecydowaną odmową. — I ja o tym myślałam, panie inżynierze. Widziałam, jak się męczy myślą, że nie potrafi wzbudzić pańskiej miłości. Jednak po tym, co powiedziała pani Flint, jestem pewna, że nie byłby pan szczęśliwy w tym małżeństwie. — Ja też tak sądzę, pani Fiedler. — Po tej rozmowie Henryk czuł się wyraźnie odprężony. W czułych spojrzeniach Grace nie widział już wyrazu głębokiej miłości, a tylko chęć spełnienia nieziszczalnego marzenia. Pomyślał, że przyda jej się nauczka i wreszcie zrozumie, że nie każde jej życzenie musi się spełnić. Od tej pory w czasie ich spotkań Henryk czuł się swobodnie i w pełni panował nad sobą. Grace zauważyła tę zmianę, zwłaszcza spokój, z jakim reagował na jej prowokujące wyznania. Zrozumiała, że na litość już go nie zdobędzie i zastanawiała się skąd nagle u niego taki brak czułości. Straciła pewność siebie i zaczynała trzeźwo myśleć, jednakże na myśl, że marzenie może się nie spełnić, ze zdwojoną energią rzucała się do działania. Pewnego wieczoru, gdy oboje znaleźli się sami, nie zważając na nic, rzuciła mu się w ramiona. Gdyby pani Fiedler nie uprzedziła Henryka, że nie jest on pierwszym mężczyzną, z którym Grace postąpiła w ten sposób, chyba w tym momencie by uległ. Ale on chwycił ją mocno za ramiona i posadził w fotelu. — Byłaby pani upadła, panno Vautham. Czy żle się pani poczuła? — spytał, siląc się na obojętność. Patrzyła na niego z wyrzutem, blada jak ściana, i wycedziła przez zęby: — Co z pana za mężczyzna! Ma pan serce z kamienia. Czy pan nie widzi, co się ze mną dzieje? Cofnął się o krok i rzekł: — Mam nadzieję, że traktuje mnie pani jak człowieka uczciwego, który nie zamierza wykorzystywać chwilowego pani zauroczenia. — A może ja właśnie chciałam, żeby pan to wykorzystał? — spytała, nie panując nad sobą. 85 W tej sytuacji moja pomoc może okazać się niewystarczająca. Czy mam zawołać panią Flint? Nie czekając na odpowiedź, pociągnął za dzwonek. Obie starsze panie zjawiły się na zawołanie, a Henryk rzekł spokojnie: — Panna Vautham źle się poczuła. Proszę jej pomóc, pani Flint. A my — zwrócił się do swojej gospodyni — pójdziemy już, żeby panna Grace mogła odpocząć. Pani Fiedler pożegnała się oszołomiona, a jej głównym zmartwieniem było to, że nawet nie zdążyła spróbować smacznego ciasta czekającego już na stole. W czasie gdy Henryk podał rękę pannie Grace, ona nie odważyła się spojrzeć mu w twarz. Wtedy zrobiło mu się jej żal. — Życzę z całego serca szybkiego powrotu do zdrowia. Zadzwonię do pani później. Nie odpowiedziała, patrząc nieruchomo przed siebie. Jego zachowanie podziałało na nią jak kubeł zimnej wody rozlany na rozżarzone do czerwoności węgle. X Gdy rozgrywała się ta scena między Henrykiem a panną Vautham> parowiec, na którym płynęła Rosemarie i jej ojciec, przybijał właśnie do portu w Hamburgu. Pasażerowie, goiowi do zejścia na ląd, gromadzili się już na pokładzie. Kurt Wendler stal w tłumie i z ożywieniem z kimś dyskutował, rzucając w stronę Rosemarie pełne wyrzutów spojrzenia. Po podstawieniu schodów wszyscy ruszyli ku wyjściu. Inżynier Buchwald przytrzymywał córkę: — Nie musimy się spieszyć, Rosemarie. Poczekajmy, aż zrobi się luźniej. Wendler, chcąc nie chcąc, musiał przejść obok nich. Ukłonił się sztywno i nie wiedząc jak się zachować, szybko wmieszał się w tłum. Rosemarie i ojciec przenocowali w Hamburgu i dopiero nazajutrz przybyli do Berlina. Zatrzymali się w hotelu, gdyż nie używane od dwóch lat mieszkanie należało najpierw doprowadzić do porządku. Następnego dnia, gdy ojciec poszedł z rana do fabryki, Rosemarie udała się do ich domu. Dozorczyni przywitała ją z radością i poinformowała, że już od wczoraj przyjmuje kwiaty od znajomych i przyjaciół. Rosemarie poprosiła o zaniesienie ich od razu do mieszkania. Windą wjechała na drugie piętro, otworzyła zamki w drzwiach i weszła do przedpokoju. Wszystko stało na miejscu, jakby nikt stąd nigdy nie wyjeżdżał. Tylko na meblach zalegała cieniutka warstwa kurzu. Rosemarie odetchnęła z ulgą, bo spodziewała się, że czekają sporo roboty. Po chwili zjawiła się dozorczyni z kwiatami. Dziewczyna z niecierpliwością przerzucała wizytówki. Chciała odnaleźć tę najważniejszą — od Henryka Dewalla. Kobieta musiała aż trzy razy wspinać się na górę, zanim uporała się z wszystkimi wiązankami. Przynosząc ostatnią, rzekła z uśmiechem. — To są już wszystkie! Możecie tera, panienko, poustawiać je po izbach. Chcecie, żebych wom pomogła? Nie mom nic pilnego do roboty. Rosemarie uśmiechnęła się, myśląc o czymś zupełnie innym. Nie dostała od Henryka ani kwiatów, ani pozdrowień, a przecież musiał wiedzieć, że wróciła już wczoraj. Może czekał, aż wyprowadzą się z hotelu? Na pewno spotka się dziś z ojcem w fabryce. Ochłonęła nieco i rzekła. — Jeżeli, ma pani czas, to chętnie się zgadzam, pani Różo. Każda pomoc mi się przyda. Mogłaby pani pootwierać okna? Dozorczyni zabrała się do pracy. — Tu ani nie wyglądo na to, że przez dwa lata żoden nie wycieroł kurzu. Ino te okna — z tymi będzie co robić. Od ulicy są czarne. Na meblach nie ma tego wiele, o, ani mi się ręka nie pobrudziła. Nie ma co gadać, trza się brać za sprzątanie. Rosemarie prawie jej nie słuchała. Czuła się przygnębiona. Kwiaty od Henryka na pewno dodałyby jej otuchy, zwłaszcza że przypomniała sobie o pierścionku. Jak się wytłumaczy? Przygnębiona zagadnęła panią Różę: 86 87 — Muszę poszukać kogoś do służby. Będę potrzebowała pokojówki i kucharki. Nie zna pani kogoś godnego zaufania, pani Różo? — Juści, że znom! Ta Maria, co u wos służyła przedtem, od pierwszego musi odejść i już mnie się radziła, czy coś dla niej nie mom. Byłaby rada, gdyby mogła wrócić. Dobrze jej tu było. Nie chcielibyście, żeby przyszła? — Och, bardzo chętnie, pani Różo. Do pierwszego zostały jeszcze trzy dni, a mam nadzieję, że pani pomoże mi do tego czasu. — Przecie nie zostawię wos samą! Marii dom zaroz znać. Ta się ucieszy! A co z tą kucharką? Pamiętocie tę Bertę, co odeszła od wos pięć lot temu? Wyciepła tego męża, bo zaczął lotać za innymi i wszystkie pieniądze przepijał. Na pewno by chciała do wos przyjść. Napiszę do niej kartkę. — Mogę to zrobić sama, pani Różo, ale musi mi pani dać jej adres. Rosemarie ucieszyła się bardzo, że w tak prosty sposób udało jej się rozwiązać problem służby. Napisała krótki list do Berty i wręczyła go pani Róży. Wtem ktoś zadzwonił do drzwi. Dozorczyni wróciła po chwili z naręczem kwiatów. Niestety, i tym razem nie były od Henryka, a od jednego z przyjaciół ojca. Rosemarie posmutniała. Szybko wytłumaczyła sobie jednak, że Henryk zapewne chce przynieść kwiaty osobiście. Zajęła się sprzątaniem. — A co zrobimy z gotowaniem do czasu, zanim przyjedzie Berta? — przypomniała sobie pani Róża. — Jakieś wyjście się znajdzie. Przez kilka dni możemy z ojcem jeść w restauracji. Dziś spotkamy się w hotelu, gdzie wynajmujemy pokój. Myślałam, że doprowadzenie mieszkania do porządku zajmie mi więcej czasu, ale widzę możliwość przeprowadzenia się tu od zaraz. Porozmawiam o tym z ojcem. — A juści! Tu mocie takie wygody, a będziecie płacić drogie pokoje w hotelu. Pani Róża zmiotła kurze, a potem zabrała się za czyszczenie okien. Bez przerwy przy tym opowiadała o wszystkim, co w czasie nieobecności Rosemarie zdarzyło się w sąsiedztwie. Nie zauważyła, że dziewczyna wcale jej nie słucha. Po kilku godzinach mieszkanie zostało z grubsza wysprzątane, a pozostałe prace mogły poczekać do czasu przyjęcia służącej. 88 Rosemarie pojechała taksówką do hotelu. Miała nadzieję, że ojciec przyszedł już z pracy i czeka tam wraz z Henrykiem. Uspokoiła się, bo była pewna, że tak właśnie się stanie. Niestety, ojciec siedział w hallu sam. Pobladła na jego widok. Spotkanie z Henrykiem w obecności ojca byłoby jej bardzo na rękę, gdyż nie musiałaby natychmiast tłumaczyć się z zagubienia pierścionka. Dlaczego on nie przyszedł? Dlaczego nie przysłał nawet pozdrowień? — I co tam słychać w fabryce?/—-spytała niepewnie. — W porządku, moje dziecko. Tylko, że czeka już na mnie sporo roboty. — Chyba się tym nie martwisz? — No pewnie. A jak tam nasze mieszkanie? Opowiedziała mu pokrótce o wszystkim. Ucieszył się, że jeszcze dziś może wrócić do domu i że Rosemarie odnalazła dawne służące. Zasiedli do stołu, a ona z bijącym sercem wyczekiwała, aż ojciec powie coś o Henryku. Dopiero przy deserze pan Buchwald rzekł: — Omal nie zapomniałem przekazać ci pozdrowień od pana Dewalla; spotkałem go w kreślarni. — A co u niego słychać? — spytała skwapliwie. Zdziwiła się, że przesłał tylko pozdrowienia. — Podróż, zdaje się, zniósł dobrze, ale wyraźnie schudł, a oczy jakby straciły swój dawny blask. Twierdzi jednak, że nic mu nie dolega. Zajęła się deserem, ale łzy cisnęły jej się do oczu i z trudem przełykała kawałki smacznego ciasta. Pozdrowienia to tak niewiele. A właściwie, na co liczyła? Poprzez ojca nie mógł przecież przekazać niczego więcej, ale zapowiedzieć, że wkrótce przyjdzie, by przywitać się osobiście — mógł. Jej by to wystarczyło. Czemu się tak denerwowała? Czyżby dręczyły ją wyrzuty sumienia z powodu utraty pierścionka? Kiedyś przecież się spotkają. A jeżeli nie? Ciekawe, czy panna Vautham jest jeszcze w Berlinie. Rosemarie miała chęć spytać o to ojca, ale szybko zrezygnowała, bojąc się, że sprowokuje to dalsze pytania. Ojciec potrafił zresztą odgadywać jej myśli, jakby miała je wypisane na czole. Żeby czasami nie doszło do rozmowy na ten temat, zaczęła opowiadać o mieszkaniu, o przysłanych kwiatach i uprzejmości pani Róży. 89 Po obiedzie ojciec rzekł: — Najważniejsze, że nie musimy rozpakowywać walizek w hotelu i możemy zrobić to już w domu. O ciebie też będę spokojniejszy, a skupię się wyłącznie na pracy. Tyle się zmieniło, że wiele spraw rozpoczyna się jakby od początku. — Doskonale cię rozumiem, tato. Zanim kucharka rozpocznie pracę, obiad będziemy jeść na mieście, pozostałe posiłki przygotuję sama. — Dobrze, moje dziecko. Zaraz zapłacę rachunek i możemy pędzić do domu. Pojechali taksówką. Ojciec nie zabawił długo: wrócił do fabryki. Rosemarie przy pomocy pani Róży rozpakowywała walizki. Dozor-czyni rozmawiała już z Marią, która na wieść o możliwości powrotu na służbę u inżyniera Buchwalda rzekomo „skokała z radości aż do sufitu". Od pierwszego przyjdzie na pewno. Przyniesiono kolejny bukiet kwiatów, ale i tym razem nie był od Henryka. On najwyraźniej zadowolił się przesłaniem pozdrowień i uważał, że to wystarczy. Gdyby gadatliwa pani H^óża zostawiła teraz Rosemarie samą, ona z pewnością nie potrafiłaby powstrzymać cisnących się do oczu łez. Tymczasem od powrotu do Berlina minął już tydzień. Obie służące podjęły pracę i cały dom funkcjonował nie gorzej niż przed wyjazdem gospodarzy do Japonii. Rosemarie omawiała z kucharką jadłospis, listę niezbędnych zakupów i sama starała się robić jak najwięcej, by nie mieć czasu na rozmyślania o swoich kłopotach. Przed ojcem zachowywała spokój i opanowanie, zaś on, zajęty pracą, niemal nie zwracał na córkę uwagi. O Henryku wspomniał tylko jeden raz. Przydzielono go do jego zespołu, z czego obaj byli bardo zadowoleni, ponieważ współpracowali już w Japonii i w pewnym sensie się zaprzyjaźnili. Rosemarie chętnie posłuchałaby o nim czegoś więcej, ale ojciec zmienił temat. Henryk Dewall dowiedział się o powrocie Rosemarie od inżyniera Buchwalda i miał ochotę od razu spytać go, jak mają się sprawy z Kurtem Wendlerem i kiedy zamierza oficjalnie ogłosić zaręczyny córki. Uznał jednak, że rozmowa na ten temat byłaby z jego strony nietaktem i ograniczył się do pytań ściśle zawodowych. 90 Od tamtego pamiętnego wieczoru nie widział się z panną Vautham. Następnego dnia ona zjawiła się u pani Fiedler, zabrała ją na przejażdżkę, a po powrocie wprosiła się na herbatę. Henryk wracał akurat z pracy i gdy zobaczył zbliżający się samochód, szybko zamknął się w swoim pokoju. Nie byłby w stanie odeprzeć kolejnego ataku Amerykanki, chociaż od czasu, gdy dowiedział się, że jej nie chodzi o miłość tylko o zdobycie czegoś nieosiągalnego, poczuł się znacznie pewniej i jej gorączkowym staraniom potrafił przeciwstawić chłodny spokój. Spotkań w cztery oczy wolał jednak unikać: Siedział cicho i nasłuchiwał, kiedy wreszcie trzy damy przestaną plotkować. Usłyszał wyraźnie słowa panny Vautham, gdy w korytarzu żegnała się z panią Fiedler: — Proszę więc powiedzieć panu Dewallowi, gdy tylko wróci, że muszę się z nim zobaczyć w bardzo ważnej sprawie. Niech zadzwoni do hotelu i powie, kiedy mogę go spotkać. Nie zapomni pani, prawda? — Skądże, panno Vautham. Na pewno mu powiem. Henryk poczekał, aż usłyszy zamykanie drzwi na parterze, potem ukradkiem podszedł do okna, by upewnić się, czy Amerykanki wsiadły do samochodu i odjechały. Uchylił drzwi na korytarz i zobaczył stojącą tam panią Fiedler. Uśmiechała się triumfająco: — Wiedziałam, że pan już wrócił, ale na szczęście pannie Vautham nie przyszło to do głowy. Gospodyni przekazała mu jej prośbę. — Słyszałem ją już przez drzwi, pani Fiedler, i, szczerze mówiąc, wcale mi nie zależy na tym spotkaniu. Kiedyż ona w końcu wyjedzie? Nie mówiła nic na ten temat? — Nie, o tym nie. Ale zauważyłam, że zwiedzanie Berlina wcale jej już nie bawi i wyraźnie straciła humor. Szkoda mi tej biednej pani Flint. Cokolwiek próbuje zrobić, zaraz tamta się na nią złości. Tak się cieszyłam, że mnie zapraszają, a teraz najchętniej bym im odmówiła. — To czemu pani tego nie zrobi? — Wiem, że jej chodzi tylko o pana, a nie o mnie. Wciąż wypytuje o wszystko, a gdy nie usłyszy tego, co chce, od razu się denerwuje. Jestem jej wdzięczna i nigdy nie zapomnę tych pięknych dni, ale teraz mam już naprawdę dosyć jej humorów. Drobne przysługi, o jakie mnie prosi, może jej świadczyć ktokolwiek. Wybrała moją osobę, bo myśli, że ja 91 będę opowiadać o panu i zapraszać ją do mojego domu. Czuję, jak w duchu na mnie pomstuje, gdy mówię jej, że pan jeszcze nie wrócił. Wczoraj spytała mnie wprost, czy bywają u pana jakieś kobiety. Odpowiedziałam, że ona jest tą jedyną, która kiedykolwiek przekroczyła próg pańskiego mieszkania. Zresztą wcale nie kłamałam. Jak już wspomniałam, skoro panu na tym nie zależy, od dziś nie będę się z nią spotykać. Chyba, że nie uda mi się wykręcić... — Wierzę, że wymówkę zawsze pani znajdzie. Na mnie proszę nie zwracać uwagi, ale widzę, że zdecydowanie muszę skończyć tę sprawę. Dalej tak być nie może. W najbliższym czasie nie będę mógł się nią zająć. Mój szef, inżynier Buchwald, wrócił z podróży i dopóki razem nie uporządkujemy wszystkich zaległości, muszę być do jego dyspozycji. Niech pani zadzwoni do panny Vautham i powtórzy jej moje słowa. Od czasu do czasu ja także zadzwonię, by się upewnić, czy nie straciła już cierpliwości. Później, gdy uporam się ze sprawami zawodowymi, umówię się z nią i powiem otwarcie, że w moim i jej interesie leży jak najszybsze zerwanie naszej znajomości. — To chyba najrozsądniejsze wyjście, panie Henryku. Zadzwonię do niej za chwilę. Kiedyś bardzo chciałam, żeby miss Vautham pozostała tu na zawsze, ale teraz widzę, że byłyby z nią kłopoty, i to nie tylko dla pana. Pani Fiedler zamówiła rozmowę do hotelu, a gdy Grace podniosła słuchawkę, powiedziała: — Przekazałam panu Dewallowi pani prośbę, ale on jest tak zajęty, że nawet nie ma czasu zatelefonować. Bardzo przeprasza, chciałby się usprawiedliwić, jednak na osobiste spotkanie musi pani cierpliwie poczekać. Dziś właśnie wrócił po długiej nieobecności szef inżyniera Dewalla i obaj panowie mają tyle spraw służbowych do załatwienia, że pan Henryk prawie nie wraca do domu. Gdy jednak się ze wszystkim upora, obiecuje, że zadzwoni do pani. Wypowiedziawszy te słowa jednym tchem, pani Fiedler zamilkła. W słuchawce słyszała tylko głębokie westchnienia panny Yautham, która odezwała się po dłuższej chwili, wyraźnie tłumiąc zdenerwowanie. — Dziękuję za wiadomość, pani Fiedler. Proszę pozdrowić pana Dewalla i powiedzieć mu, że uzbroję się w cierpliwość. Nie będzie to 92 łatwe. On zrozumie, co mam na myśli, zwłaszcza po tym, co się ostatnio zdarzyło. Proszę mu powtórzyć, że dopóki on nie zdecyduje się na rozmowę, ja nie będę mu się naprzykrzać. Obiecuję, bo ostatnio dałam się ponieść nerwom. — Wszystko mu to powiem, panno Vautham. Między nami mówiąc, mnie też się zdawało, że po tym zasłabnięciu pani ciągle jeszcze nie odzyskała sił. Berlińskie powietrze widać nie jest najlepsze. Przede wszystkim powinna pani dobrze wypocząć przez kilka dni. Po chwili milczenia Grace odezwała się już innym tonem: — Chyba ma pani rację, ale z Berlina na razie wyjechać nie mogę. Wpierw muszę porozmawiać z inżynierem Dewallem. Odpoczynek rzeczywiście mi się przyda. Zadzwonię do pani, gdy się pozbieram. Wyjedziemy wtedy gdzieś na wycieczkę. — A więc do usłyszenia, panno Vautham. — Do widzenia, pani Fiedler. Henryk odetchnął z wyraźną ulgą, gdy gospodyni powtórzyła mu słowo po słowie całą rozmowę z Amerykanką. Następnego dnia rano siedział nad rysunkami*w kreślarni, gdy wszedł inżynier Buchwald. Na jego widok Henryk poczuł dziwny niepokój. Czy nie usłyszy za chwilę wiadomości o zaręczynach Rosema-rie z Kurtem Wendlerem? Inżynier nie wspomniał jednak ani słowem o córce. Nie wypadało spytać wprost, więc Henryk zagadnął go o przebieg operacji i o dalszy przebieg podróży. Pan Buchwald tym razem nie był zbyt rozmowny. Henryk nie wytrzymał wreszcie i spytał: — A w Nowym Jorku nie spotkaliście pana Kurta Wendlera? Postanowił zostać tam dłużej, pozałatwiać jakieś interesy i poczekać na państwa, by popłynąć do Niemiec tym samym statkiem co wy. Patrzył z napięciem w twarz ojca Rosemarie i zauważył pojawiający się na niej dziwny uśmiech. — Tak, spotkaliśmy się i płynęliśmy do Hamburga tym samym parowcem. Henryk czuł się jak po uderzeniu obuchem w głowę. Tajemniczy uśmiech szefa mógł oznaczać tylko jedno: — O naszej podróży z Kurtem Wendlerem nie powinieneś wiedzieć wszystkiego. Innymi słowy, 93 doszło do zaręczyn Rosemarie z jubilerem, ale na razie jest to jeszcze tajemnicą. Panowie rozmawiali więc tylko na tematy zawodowe. Przy pożegnaniu Henryk poprosił szefa bardzo oficjalnie o przekazanie córce pozdrowień. Musiał to zrobić, żeby nie zostać posądzonym o brak dobrego wychowania, zaś ani pan Buchwald, ani Rosemarie nie powinni się domyślić, ile go te słowa kosztowały. On z kolei nie wiedział, że sprawił Rosemarie ogromną przykrość, ograniczając się jedynie do przekazania pozdrowień. W ciągu kilku następnych dni obaj panowie byli tak zajęci, że nie mieli czasu na rozmowy na inne tematy prócz zawodowych. Wracali do domu około północy. Henryk bez przerwy myślał o Rosemarie. Każdego ranka, witając się z jej ojcem, drżał ze strachu, że ten poinformuje go, że córka wychodzi za mąż. Wieczorem oddychał z ulgą jak skazaniec, któremu darowano jeszcze jeden dzień przed wykonaniem wyroku. XI Panna Vautham rzeczywiście się uspokoiła, ale to, co przeżywała, trudno było opisać. Po tym, jak dała się ponieść uczuciom i rzuciła się na szyję Henrykowi, a on z chłodnym spokojem ją odepchnął, nie mogła się pozbyć strachu przed kolejnym rozczarowaniem. Pierwszy raz w życiu zdała sobie sprawę, że jej pragnienie może się nie spełnić. Załamała się w pierwszej chwili i czuła narastającą nienawiść do upartego Niemca. Ani przez chwilę nie miała wyrzutów sumienia, że przecież to ona wciągnęła go w intrygę z Wendlerem. Uważała, że ma pełne prawo wszelkimi sposobami walczyć o mężczyznę, którego pokochała. Kochała? Czy rzeczywiście to, co czuła, było miłością? Zastanowiła się prżeż chwilę i postanowiła nie oszukiwać samej siebie. 94 — Miłość czy nienawiść — wszystko mi jedno, ale muszę go mieć. Nie zniosę porażki. Na to jestem zbyt dumna. Nie poddam się i nie ustąpię tej głupiej niemieckiej gęsi tylko dlatego, że, jak jej się zdaje, ma ładniejszą buźkę. Jak ona śmie się ze mną równać! Co ona może zaoferować Henrykowi? Czy on rzeczywiście jest tak głupi i nie rozumie, co oznaczają moje pieniądze w jego ręku? Ponadto nie jestem przecież ani brzydka, ani głupkowata. Iluż to mężczyzn czołgało się już u moich stóp, a żadnemu nie pozwoliłam dotknąć nawet rąbka mojej sukni. Niewielu zdołało zadowolić mój gust, ale ich także odprawiałam z kwitkiem. Tymczasem mam już dwadzieścia sześć lat, a z nikim się nie związałam na stałe. A gdy wreszcie znalazłam tego jedynego, któremu gotowa jestem oddać siebie i wszystko, co posiadam, muszę pogodzić się z jego odmową? Czy muszę wypić ten kielich goryczy tylko dlatego, że jasnowłosa Rosemarie stanęła mi na przeszkodzie? Być może jednak Wendler wykorzystał okazję i zdobył jej rękę. Ona nie jest pewnie taka głupia jak Henryk Dewall i woli bogatego frajera niż ubogiego amanta. A co właściwie udało się mnie osiągnąć od dnia, gdy w Honolulu zostałam z Henrykiem sama? Czy on w ogóle jest mężczyzną? Czy on zwrócił kiedykolwiek na mnie uwagę? Tak, raz — wtedy w operze w jego-oczach pojawił się błysk zainteresowania. Ale dlaczego tak szybko zgasł? Pogrążona w rozmyślaniach siedziała w salonie sama. Pani Flint wyszła po drobne zakupy. Ktoś zapukał do drzwi. Wszedł lokaj, trzymając na tacy czyjąś wizytówkę. Grace sięgnęła po nią niechętnie, ale przeczytawszy nazwisko skoczyła na równe nogi. — Proszę natychmiast wprowadzić! Gość zjawił się po chwili; był nim Kurt Wendler. Z zapartym tchem blada z emocji Grace podała mu rękę. — Jak udała się podróż, panie Wendler? Wskazała ręką fotel, a sama usiadła naprzeciwko. Kurt uśmiechał się nieco zakłopotany. — Zależy, co pani ma na myśli, panno Vautham! Miała ochotę uderzyć go w twarz. .-i — Przecież pan dobrze wie. Rosemarie Buchwald jest już w Berlinie j chciałabym wiedzieć, czy udało się panu zdobyć jej rękę. Spojrzał na Grace roziskrzonymi oczami. 95 — Wyszedłbym na kompletnego idiotę, panno Vautham. — Jak to? — wrzasnęła. — Dopiero po pani odjeździe zdałem sobie sprawę, że uganiam się za wróblem, a pozwoliłem ulecieć rajskiemu ptakowi. Westchnęła ciężko i z rezygnacją. — Co też przyszło panu do głowy, żeby pannę Buchwald porównywać do wróbla! Kto zatem, pana zdaniem, jest owym ślicznym rajskim ptakiem? — Naprawdę nie domyśla się pani, droga panno Grace? Dopiero po pani odjeździe otworzyły mi się oczy. Z tęsknoty za panią omal nie umarłem. — Czy to ma oznaczać, że Rosemarie dała panu kosza? — Skąd takie przypuszczenie? — Bo tylko odtrącony kochanek może tak nienawidzić przedmiot swoich niedawnych westchnień. — Ależ, najdroższa panno Grace, zaraz po pani wyjeździe zrozumiałem, że moje serce padło ofiarą pomyłki. Mimo wszystko chciałem dopomóc pani szczęściu i uwolnić od rywalki, choć — muszę przyznać — nie zabrałem się do tego zbyt ochoczo. Cały czas myślałem tylko o pani. Na szczęście tamta mi odmówiła. Grace westchnęła głęboko, nieomal jęknęła. — Niech pan przestanie błaznować, panie Wendler! Nie musimy sobie prawić wzajemnie komplementów, bo zbyt dobrze się znamy. Gdy piękna Rosemarie wystawiła pana do wiatru, z zimnym wyrachowaniem zaczął się pan rozglądać za lepszą kandydatką. I wpadł pan na pomysł, że Grace Vautham nie byłaby najgorsza, gdyby tylko pogodzić się z jej kaprysami. Co? — Ależ, nie tak, droga panno Grace! Przykro mi słuchać, jak pani o sobie mówi takie rzeczy. Ja znam panią jako interesującą, wesołą dziewczynę i nie mam wątpliwości, że się w takiej zakochałem. Obrzuciła go piorunującym spojrzeniem. — Ja naprawdę nie mam nastroju do żartów. Porozmawiajmy poważnie. Czy mam rozumieć, że nasz plan wziął w łeb? — Można tak to ująć. Wiem, że jestem winien, ale nie potrafiłem przekonywająco zalecać się do Rosemarie, gdyż myślami byłem cały czas przy pani — rzekł jeszcze poważniej niż przedtem. 96 Oparła głowę na dłoniach i nieruchomo patrzyła przed siebie. — Nie, nie, panie Wendler. My nie powinniśmy się wzajemnie oszukiwać. Rosemarie Buchwald odmówiła, bo jej się pan nie spodobał — to po pierwsze, a po drugie — jest inna niż przypuszczaliśmy. Ona jednak kocha Dewalla i woli z nim dzielić biedę i kłopoty niż z panem, czy z kimś innym opływać w dostatki. Czegoś takiego ludzie naszego pokroju nigdy nie rozumieją. Henryk zaś kochają tak samo i niezmiennie. Mam jednak niewielką nadzieję, że on w końcu uwierzy w podarowanie tego pierścionka panu przez jego'ukochaną. Jeśli się nie pomyliłam, to mam jeszcze szansę. Zmarszczył brwi i spojrzał jej prosto w oczy. Więc wciąż pani kocha tego Dewalla? — Czasami sama nie wiem, czy go kocham, czy nienawidzę. Jeżeli nawet jest to miłość, to z całą pewnością nie taka, jaką darzy go Rosemarie Buchwald. Oczywiście, nie mogłabym dać mu wszystkiego, ale podzielić się z nim tym, co mam — czemu nie? Nie wiem też, jak długo potrafiłabym znosić jego obecność, gdy moje oczarowanie nim w końcu minie. Nie wątpię, że pewnego dnia po prostu by mi się znudził. — Bo jako kobieta impulsywna nie znosi pani monotonii. To musi być strasznie męczące żyć z człowiekiem, który ciągle stawia jakieś wymagania, ciągle o coś prosi. -Tak byłoby z pewnością z Rosemarie. Tacy ludzie potrafią wykończyć nerwowo każdego, kto przyzwyczaił się do życia na luzie, jakie my prowadzimy. Odgarnęła włosy spadające jej na czoło. — Nieraz o tym myślałam. Jednak — może pan to nazwać egoizmem — gotowa jestem zrobić wszystko, by zdobyć Henryka. Chociażby tylko po to, aby odpłacić mu za wszystkie przykrości, jakie mi sprawił. Nawet pan nie wie, co ja przez niego wycierpiałam. Zdeptał moją dumę, gdy ja w beznadziei rzuciłam mu się na szyję. Raz tylko popatrzył na mnie jak na kobietę a nie jak na przedmiot. Gdzieś jednak musiałam popełnić błąd, bo potem to już stawał się coraz bardziej obcy i nieprzystępny. Przeżyłam straszne rzeczy i czasami wręcz nienawidzę tego człowieka, ale nie przestaję walczyć, bo dzięki temu czuję, że jeszcze coś znaczę. Powiedziałam panu wszystko, a wie pan dlaczego? 7 — Pierścionek dla Rozemarie 97 " Spojrzał na nią zdumiony. Jeszcze nigdy nie widział jej tak podniecająco pięknej. — Nie wiem i musiałbym się zastanowić. — Bo chcę pana ostrzec, gdyby rzeczywiście zamierzał się we mnie zakochać. Jeszcze się to nie stało, ale może się zdarzyć, gdy już pan pogodzi się z odmową panny Buchwald. Poniekąd pasowalibyśmy do siebie. Pan jest bogaty, a ja też nie biedna, jednak raczej niech pan nie próbuje, bo niewiele na tym zyska. Za bardzo jesteśmy podobni, a swoim wyznaniem chyba sprowadziłam pana na ziemię. Potrząsnął głową i spojrzał na nią płomiennym wzrokiem. — O, nie! Wcale mnie pani nie odstraszyła, wręcz przeciwnie: moje marzenie zdobycia pani jeszcze się wzmogło. Szczerze mówiąc, nie kocham pani tak jak tamtą jasnowłosą dziewczynę. Pani mnie po prostu interesuje i to od samego początku naszej znajomości. Jestem przekonany, że razem byłoby nam bardzo dobrze. Nie mielibyśmy względem siebie żadnych złudzeń, nie zadręczalibyśmy się wzajemnie z powodu niespełnialnych oczekiwań. Każde z nas wie, na co stać partnera i rozumie jego postępowanie. Takiego zrozumienia nie znajdzie pani u inżyniera Dewalla ani ja u Rosemarie Buchwald. A pani bardzo mi się podoba i nie wątpię, że życie obok niej będzie o wiele ciekawsze niż byłoby u boku tej małej Niemki. Nie chcę niczego obiecywać, ale powiem tylko tyle: będzie pani ze mnie zadowolona. Udowodnię też, w jakim stopniu potrafię docenić pani decyzje i nie będę się sprzeciwiać ostatniej próbie, którą chce pani podjąć, by zdobyć Henryka Dewalla. Proszę dokończyć swoją grę. Wiem, że należy pani do kobiet, które nie lubią odkładać w połowie raz rozpoczętego przedsięwzięcia. Gdyby jednak pani przegrała, proszę pamiętać, że ja jestem gotów przyjść z pomocą. Rozumiem panią doskonale, więc wierzę, że potrafię złagodzić gorycz porażki. Nie domagam się żadnych obietnic, zostawiam pani wolną rękę, ale proszę zawsze pamiętać, że istnieje ktoś — zdrowy, przystojny i równie bogaty jak pani — kto potrafi panią zrozumieć i podziwia taką, jaka jest ze wszystkimi wadami i kaprysami. Właściwie niczego więcej nie chciałem powiedzieć. Grace słuchała go uważnie, nie kryjąc narastającego zaskoczenia. Najwyraźniej nie doceniała tego człowieka, gdy uważała go za mało rozgarniętego fajtłapę. Okazało się, że potrafi rozumować mądrze 98 i przekonywająco, odgadując przy tym jej najsekretniejsze zamysły. Patrzyła na niego, zastanawiając się, czy rzeczywiście mógłby ją pocieszyć, gdy Henryk da jej ostateczną i zdecydowanie negatywną odpowiedź. Kurt nie kłamał: rozumiał ją, był też przystojny, chyba nawet ładniejszy od Henryka. Ubierał się gustownie i modnie, ale bez rzucającej się w oczy ekstrawagancji. W każdym razie dobrze się stało, że znalazł się w pobliżu ktoś, z kim bez ogródek będzie mogła rozmawiać o wszystkich swoich problemach. ; Chwilę zastanawiała się. Wreszcie uśmiechnęła się lekko i rzekła: — Dobrze pan przetasował karty, panie Wendler, i wyciągnął akurat tę, której się najmniej spodziewałam. Zapomniał pan jednak o czymś, co zmusi pana do zajęcia jednoznacznego stanowiska w chwili, gdy ostatecznie zrezygnuję z Henryka Dewalla. — Co pani ma na myśli? ' — Spisek, który razem uknuliśmy, by zdobyć dla siebie osoby, które rzekomo kochaliśmy. Pan już wie, że wybranka zdecydowanie odrzuciła pańskie uczucie, więc dla pana gra się skończyła. Ja, być może, też przegram, ale mam jeszcze ostatnią kartę do rozegrania. Przysunął swoje krzesło bliżej i uśmiechnął się: — Cieszę się, że coś jednak nas łączy, a w pewnym stopniu czuję się dumny, będąc pani wspólnikiem. Cierpliwie poczekam, aż rzuci pani swój ostatni atut na stół. Udowodnię tym samym, że jestem uczciwym partnerem, bo chcąc uniemożliwić pani wygraną, mógłbym zdradzić Rosemarie Buchwald szczegóły spisku, który przeciwko niej uknuliśmy. Ona z pewnością powiedziałaby o wszystkim Dewallowi i oboje, których w tak przemyślny sposób udało nam się rozdzielić, natychmiast rzuciliby się sobie w ramiona. Oczywiście, nie zrobię tego i poczekam, aż pani przyjdzie do mnie dobrowolnie. Henryk i Rosemarie jeszcze przez jakiś czas będą sobie schodzić z drogi; on — bo posądzają o zdradę, ona — bo czuje się winna z powodu zgubienia pierścionka. Nie wie przecież, że został ukradziony. Potrwa to jeszcze jakiś czas, więc może pani spokojnie rozgrywać swoją ostatnią kartę, a w razie potrzeby służę pomocą — oto moja ręka! Jeżeli uda się pani zdobyć Dewalla, nie będę rozpaczał: zawód miłosny na szczęście nie powoduje śmierci, ale mówię otwarcie, że będę się szczerze cieszył, gdy pani przegra, bo moje szansę na zdobycie pani znacznie wzrosną. 99 > Słuchała go, patrząc nieruchomo przed siebie. Ogarnęło ją uczucie podobne do tęsknoty za kimś bardzo bliskim, kimś kogo pragnęła, którego rysy zaczęły jakby wyłaniać się z oddali. Czy był nim Henryk Dewall, wymarzony ideał, czy Kurt Wendler, odwołujący się do rozsądku? Ten pierwszy ciągle stawiałby przed nią wymagania, których nie chciałaby lub nie mogła spełnić. Drugi zaś okazywałby wyrozumiałość. Nie byłoby to życie na wyżynach szczęścia, jakiego oczekiwała od Henryka, a jedynie spokojna wędrówka po utartych szlakach. Westchnęła głęboko, po czym, ociągając się nieco, rzekła niezdecydowanie: — Muszę dokładnie przemyśleć każde słowo, które od pana usłyszałam. Dał się pan poznać z zupełnie innej strony, jednakże dalekiej od mojego ideału. Ale czy ja odpowiadam czyjemuś ideałowi? Chyba nie, więc muszę się zastanowić. Jeżeli uda mi się przeżyć zatonięcie statku moich marzeń, to niewykluczone, że przyłączę się do rozbitka, który proponuje mi miejsce na swojej bezludnej wyspie. Teraz jednak nie podejmę żadnej decyzji i chciałabym zostać sama. Podała mu rękę. Kurt podniósł ją do ust i ucałował nabożnie. Grace Vautham podobała mu się bardziej niż kiedykolwiek przedtem, i to niezależnie od ogromnego majątku, jakim dysponowała. Gdy wyszedł, ona rzuciła się na kanapę i ukryła twarz w dłoniach. Z Henryka nie zrezygnuje, ale wie przynajmniej, że gdy on ją odrzuci, nie pozostanie całkiem sama. Leżała bez ruchu, zamyślona, aż pani Flint wróciła z zakupów. Ku jej wielkiej radości młoda dama wyraźnie odzyskała dobry humor. Wendler każdego dnia przysyłał bukiet kwiatów, ale bez najmniejszej chociażby karteczki. Grace raz cieszyła się, innym razem wybuchała złością, ale chwile radości zdecydowanie górowały już nad momentami rozpaczy. Za wszelką cenę starała się zachować spokój, gdyż ciągle miała nadzieję, że w ten sposób uda jej się osiągnąć wymarzony cel. XII Inżynierowie Dewall i Buchwald po kilku dniach wytężonej pracy zdołali wreszcie uporządkować sprawy nagromadzone w czasie ich nieobecności w fabryce. Henryk przeniósł się do zespołu ojca Rosema-rie, z czego obaj byłi bardzo zadowoleni, gdyż podczas pobytu w Japonii doskonale się rozumieli i dobrze im. się razem pracowało. Wracając wieczorem do domu, pan Buchwald zagadnął Henryka: — Nie miałby pan ochoty zjeść z nami kolacji? Córka bardzo by się ucieszyła. Nie oczekując gościa, niczego specjalnego nie przygotuje, ale wiem, że pod tym względem nie jest pan wymagający. Henryk szukał gorączkowo jakiejś wymówki, ale w końcu pomyślał, że spotkanie z Rosemarie i tak go nie ominie, a najwyższy już czas, by wyjaśnić zaistniałe okoliczności. Może chce osobiście zawiadomić go o zaręczynach z Wendlerem? Im prędzej, tym lepiej... — Dziękuję za zaproszenie, panie inżynierze — odpowiedział niezbyt zdecydowanie. — Ależ się Rosemarie ucieszy! Ostatnio jakby zamknęła się w sobie. Zagubiła gdzieś wesoły nastrój z podróży, a zwłaszcza z Japonii, i prawie z nikim się nie widuje. Prawie z nikim? Słowa te wbiły się w myśli Henryka jak ciernie. Prawie... czy to oznacza, że z wyjątkiem Kurta Wendlera? Nie miał czasu na zastanawianie się, bo pan Buchwald zagadnął go na tematy zawodowe. Wkrótce potem stanęli pod drzwiami jego mieszkania. Otworzyła służąca. Sięgnęła po płaszcz inżyniera Buchwalda, ale on, uśmiechając się, rzekł: — Poradzimy sobie sami, Mario. Niech pani uprzedzi córkę, że przyprowadziłem gościa i potrzebne będzie jeszcze jedno nakrycie. Ale bez pośpiechu. Posiedzimy trochę w moim gabinecie. Rosemarie właśnie chciała wyjść na powitanie ojca, gdy służąca wbiegła do pokoju i dając znaki rękoma, szepnęła jej do ucha: — Pan Buchwald nie jest sam, panienko! Mamy gościa! Rosemarie westchnęła cicho, bo nie miała wątpliwości, że mógł to być tylko Henryk, o którym ojciec ostatnio często wspominał, że 101 przeniósł się na stałe do jego pracowni. Maria, widząc zakłopotanie swojej pani, próbowała ją uspokoić. — Pani ojciec mówił, żeby się nie przejmować i dostawić tylko jedno nakrycie. Panowie weszli tymczasem do gabinetu. Rosemarie ochłonęła szybko. Na spotkanie z Henrykiem czekała od dawna, a skoro już do niego doszło, nie mogła tracić zimnej krwi. — Niech Berta ugotuje jeszcze kilka jaj i doda majonezu do sałatki, którą naszykowała na jutro. Szprotów dziś nie podamy, na przystawkę wystarczy łosoś i sardynki. Pieczeni na drugie jest dosyć. O napojach niech zadecyduje ojciec. Proszę więc zmienić nakrycia, a ja zaraz przyjdę. Pobiegła do swojego pokoju. Czekała na tę wizytę, ale też się jej bała. Musiała się trochę uspokoić, by nie dać poznać po sobie, że jest zdenerwowana. Gdyby przypadkiem Henryk przyznał się do zaręczyn z panną Vautham, nie powinna wybuchnąć płaczem. Nie może mu też czynić wyrzutów, że tak długo się nie pokazywał, ograniczając się jedynie do przekazania pozdrowień. Być może znajdzie się chwila, żeby porozmawiać w cztery oczy i opowiedzieć mu o przygodzie z pierścionkiem. Spróbuje przekonać go, żeby nie traktował straty przez nią pierścionka zbyt poważnie. Przypomni mu, że ona przyjęła pierścień tylko ze względu na konieczność pozostania w obcym kraju i chorobę ojca, nie myśląc o klejnocie jako prezencie zaręczynowym. Decyzja będzie więc zależała od zachowania Henryka; ojciec w żadnym wypadku nie powinien wiedzieć o niczym. Podeszła do lustra, machinalnie przygładziła włosy, ale zauważyła, że w białej bluzce wygląda wyjątkowo blado. Potarła energicznie policzki. Schodząc do gabinetu ojca miała wrażenie, że idzie na szafot. Henryk wstał na powitanie i ukłonił się sztywno. — Musi mi pani wybaczyć, że bez zapowiedzi wtargnąłem do waszego domu, ale pan Buchwald zapewniał mnie, że nie sprawię kłopotu. W roboczym ubraniu nie powinno się składać wizyt. Jego słowa zabrzmiały tak oficjalnie, że Rosemarie aż zadrżały nogi. Nie potrafiła wydusić z siebie niczego poza sztywną formułką: — To się zdarza, panie inżynierze — a zwracając się do ojca, dodała szybko: — Siadajmy do stołu, ojcze. A co proponujesz podać do picia? 102 — Lekkie mozelskie wino będzie najlepsze, córeczko. Obiecałem inżynierowi Dewallowi, że czeka go zwyczajną, domowa kolacja. — Zatem proszę do jadalni. Z pewnością jesteście głodni! Poszła po wino, a nogi ciążyły jej jakby były z ołowiu. Miała ochotę krzyczeć z rozpaczy, że Henryk przyjął ją tak chłodno i że ona nie potrafiła powiedzieć niczego więcej poza kilkoma ogólnikami. On tymczasem w jej zachowaniu odczytał wyłącznie poczucie winy. Siedzieli przy stole naprzeciwko siebie, a inżynier Buchwald nie mógł się nadziwić, że oboje wymieniali jedynie słowa oficjalne, pełne grzeczności. W Japonii i w czasie podróży gawędzili przecież całymi godzinami. Czyżby tu zaczęli nagle przestrzegać sztywnych zasad towarzyskich? Szkoda, ale nic na to nie mógł poradzić. Rosemarie wpatrywała się uparcie w swój talerz, chcąc uniknąć spojrzeń Henryka. On cały czas zastanawiał się, czy Kurt Wendler już jej powiedział, że musiał oddać pierścionek prawowitemu właścicielowi. Sądząc z jej zachowania, musiało tak się stać, bo czym można wytłumaczyć taką rezerwę, jaką mu teraz okazywała? Dzięki ogromnym wysiłkom inżyniera Buchwalda atmosfera przy stole nieco się rozluźniła i Rosemarie zdecydowała się od czasu do czasu spojrzeć na Henryka. Z miną pełną dumy podała mu filiżankę z herbatą i nagle — patrząc na wyciągniętą ku niej rękę — zbladła jak ściana: z pierścionka na jego palcu mrugnęły porozumiewawczo skrzące się zielonkawo kamienie w główce orła. Omal nie upuściła spodka. Henryk zdążył go przytrzymać. Zobaczył jej szeroko otwarte oczy wpatrzone w pierścień. Uśmiechnął się, chcąc zbanalizować jej zakłopotanie, a przy okazji nie musiał ukrywać zadowolenia, że Wendler nie zdążył jej powiedzieć o odebraniu mu pierścionka. Przypomniał sobie też słowa tamtego, że Rosemarie prosiła go, by nosił pierścionek potajemnie. Skoro nie dotrzymał obietnicy, nic dziwnego, że Henryk odebrał mu swoją własność. Wreszcie Rosemarie zdobyła się na odwagę, spojrzała mu w oczy i przestraszyła się ich bolesnego spojrzenia. Boże, gdyby teraz mogli zostać sami! Z wielkim wysiłkiem wydusiła z siebie odpowiedź na pytanie ojca, dlaczego tak nagle pobladła. — Rozbolała mnie głowa, tato, ale już mi przechodzi. Ojciec pogłaskał ją po ręku. 103 — Odczuwasz zmiany ciśnienia, moje dziecko. Siedzisz cały czas w mieszkaniu, zamiast pospacerować na świeżym powietrzu. To chyba nie jest główną przyczyną, ojcze — szepnęła, ledwie poruszając pobladłymi wargami. — Zauważyłem, że od naszego powrotu jesteś coraz bledsza i w nie najlepszym humorze. — Cóż, zmiana klimatu. Nałożysz sobie jeszcze sałatki? Obojgu młodym kolacja ciągnęła się w nieskończoność. Chcieli czym prędzej zostać sami, by w spokoju, każde z osobna, przemyśleć wydarzenia tego wieczoru. Gdy w końcu Henryk wyszedł pożegnany przez Rosemarie chłodno i oficjalnie, oboje odetchnęli z ulgą. Ona powiedziała tylko ojcu dobranoc i szybko zamknęła się w swojej sypialni. Głowa pękała jej od kotłujących myśli, z których jedna powracała z dręczącą wprost natarczywością: jakim sposobem Henryk Dewall odzyskał swój pierścień? Widząc go na jego palcu Rosemarie omal nie zemdlała. Zatem nie stracił klejnotu z jej winy, ale gdzie i kiedy mógł go odzyskać? Pierwsza odpowiedź, jaka przyszła jej do głowy, sugerowała, że Henryk przypadkowo znalazł leżący na podłodze pierścień. W życiu takie historie się zdarzają. Poniewierający się po ziemi klejnot musiał go zdenerwować. Wywnioskował, że jej na nim nie zależało. Wyraźnie świadczyło o tym jego pełne wyrzutu spojrzenie, jakim obrzucił ją, gdy tak gwałtownie zareagowała na widok pierścienia na jego palcu. By ją ukarać za zlekceważenia jego talizmanu, odpłacił jej teraz podobną obojętnością. Grace Vautham miała więc ułatwione zadanie. Do zaręczyn jednak raczej nie doszło, gdyż w przeciwnym razie Henryk darowałby już pierścień tamtej. Nie zmrużyła oka przez całą noc, zastanawiając się, co powinna teraz zrobić. Czy zignorować zajście, nie żądać wyjaśnień i nie próbować się wytłumaczyć? A może jednak jasno przedstawić okoliczności zaginięcia pierścionka? Nie potrafiła wybrać żadnej z tych możliwości. Duma nie pozwalała milczeć, ale skoro on nie zadał sobie trudu, by spytać, dlaczego ona nie nosi jego klejnotu, głupio zrobiłaby, stawiając to pytanie pierwsza. Gotów pomyśleć, że chce go zatrzymać siłą. Miłość jednak podpowiadała, że należy wszystko wyjaśnić i spytać, w jaki sposób odzyskał pierścionek. 104 ' Rano podczas śniadania ojciec zaniepokoił się zmęczeniem i bladością córki i spytał, czy nie powinna udać się do lekarza. Z wymuszonym uśmiechem pocieszyła go, twierdząc, że czuje się dobrze. — Ależ, tato! Wczoraj sam przekonywałeś mnie, że to wpływ zmiany klimatu. Ponadto muszę się przyzwyczaić do normalnego rytmu zajęć, bo skończyły się czasy, gdy mogłam nie myśleć o obowiązkach. Pomału wszystko się ułoży i nie martw się zbytnio o moje samopoczucie. Ty pracujesz nadmiernie, a jakoś się przyzwyczaiłeś i wyglądasz bardziej rześko niż przed wyjazdem. — Masz rację, moje dziecko, po operacji czuję się jak nowo narodzony. Ten hawajski lekarz pozszywał mnie znakomicie, a przyznaję, że w pewnym momencie poważnie w niego wątpiłem. — Prawdę mówiąc i ja się bałam... Chyba dopiero teraz zaczynam odczuwać skutki tamtych przeżyć i w domowym zaciszu dają one o sobie znać w dwójnasób. — Moje dziecko, czemu wreszcie nie zaczniesz myśleć o sobie? Czemu nie odwiedzisz swoich dawnych koleżanek? Obiecuję, że gdy uporządkuję wszystkie służbowe zaległości, zaczniemy chodzić do opery i teatru. — Nie spiesz się, tato. Teraz i tak nie jest pora na wizyty towarzyskie. Wszyscy planują już wakacyjne podróże, a do zimy z pewnością ochłonę na tyle, że z trudem uda ci się zatrzymać mnie w domu — próbowała żartować. Uśmiechnął się i wyszedł do pracy. Rosemarie westchnęła ciężko, gdy tylko zamknął za sobą drzwi. Henryk też nie spał tej nocy. Dręczyły go jednak zupełnie inne myśli. Dlaczego Rosemarie przeraziła się zobaczywszy pierścionek na jego ręku? Czy Wendjer złamał dane jej słowo, gdy ofiarowała mu klejnot należący do kogoś innego? Być może z tej przyczyny nie doszło do ich zaręczyn. Chciał spytać o to wprost, ale Rosemarie zmieszałaby się jeszcze bardziej. Znalazłaby się w niezręcznej sytuacji i gorączkowo szukałaby jakiejś wymówki. Nie zniósłby jej mętnych wykrętów, a prawdy i tak nie odważyłaby się powiedzieć. Wstał rano zmęczony i blady. Ze złością pomyślał o pannie Vautham. Dziś w zasadzie mógłby się z nią umówić, gdyż zaplanowane zajęcia w fabryce powinny się skończyć około piątej, ale psy- 105 chicznie nie był przygotowany do spotkania. Postanowił przełożyć je na jutro. Gdy jednak wieczorem wrócił do domu, czekała go niespodzianka. Panna Vautham nie czekała, aż inżynier Dewall zadzwoni. Wsiadła do samochodu, a zaskoczonej pani Fiedler oświadczyła, że nie ruszy się z jej domu, dopóki Henryk nie wróci z fabryki. Biedna kobieta szukała wszelkich możliwych sposobów pozbycia się intruza, jednak bezskutecznie. Wreszcie zdecydowała się wyjść na zakupy. Grace wstała i najspokojniej w świecie rzekła: — To proszę otworzyć mi drzwi do pokoju pana Dewalla. Mogę poczekać w jego mieszkaniu, jeszcze dziś muszę z nim porozmawiać. Pani Fiedler nie pozostało nic innego, jak wpuścić Amerykankę do salonu swojego sublokatora. Wychodząc wypadało przeprosić ją za niedotrzymanie towarzystwa! Missis Flint została w hotelu i martwiła się o swoją podopieczną, bo jeszcze nigdy nie widziała jej tak zdenerwowanej. Ona tymczasem, zdecydowana na wszystko, stała przy oknie w pokoju Henryka i w napięciu obserwowała przechodniów na ulicy. Gdyby mogła zrjrzeć za róg, zobaczyłaby tam chodzącą tam i z powrotem panią Fiedler, która gdy tylko dostrzegła z daleka wysoką postać inżyniera Dewalla, rzuciła się biegiem w jego stronę. — Czekam tu na pana, panie Henryku — rzekła zdyszana. — Czy coś się stało? — zaniepokoił się. Pokiwała smętnie głową. — Ano, stało się! Miss Vautham przyszła pół godziny temu. Gdy mówiłam jej, że pan wróci późno, uparła się i postanowiła mimo wszystko poczekać — wyjaśniła, opowiadając po kolei przebieg zdarzeń. Henryk spoważniał. — Dziękuję pani za wszystko. Jutro i tak chciałem porozmawiać z panną Vautham, jednak dziś miałem zamiar odpocząć. Skoro ona przyszła już dziś, poddaję się. Im wcześniej, tym lepiej. Spojrzała na niego zatroskana. — Ale na miły Bóg, niech pan będzie ostrożny, panie Henryku. Z tą kobietą nigdy nie wiadomo, co wymyśli. Tyle ostatnio czyta się w gazetach o różnych zabójstwach. 106 — Troska o mnie podsuwa pani fantastyczne rozwiązania, ale obiecuję, że nie zrobię żadnego głupstwa. Na wszelki wypadek proszę wrócić ze mną, pani Flint z pewnością się ucieszy. — Ależ ona została w hotelu! — Henryk zmarszczył brwi. — Najwyraźniej Grace chce rozmawiać ze mną bez świadków. Niech jednak pani będzie w pobliżu. — Dobrze, panie Henryku, ale niech pan idzie pierwszy. Ona siedzi w oknie, aby nie przegapić pańskiego powrotu. Lepiej, żeby nie wiedziała, iż się spotkaliśmy. — Racja! Okażę wielkie zdziwienie, widząc ją w moim mieszkaniu. Proszę mocno trzasnąć drzwiami na korytarzu, aby Grace wiedziała, że pani też już wróciła. Kilka minut później Henryk otworzył drzwi do swojego mieszkania i odegrał rolę niezwykle zaskoczonego. — Panna Vautham? Tu, w moim pokoju? Dlaczego nie czeka pani u mojej gospodyni. Gdzie pani Flint? — W hotelu! A pani Fiedler wyszła na zakupy i dlatego czekam tu w tym pokoju, bo muszę pilnie z panem porozmawiać. Ukłonił się, pocałował ją w rękę i rzekł jak mógł najspokojniej: — Pierwszy raz udało mi się wrócić do domu o normalnej porze. Zawsze wracam około północy, więc, na szczęście, nie czekała pani zbyt długo. Chciałem zresztą zaraz zadzwonić i umówić się na jutro, na piątą. Zdjęła rękawiczki i kapelusz, rzuciła je na parapet i westchnęła głęboko. — Nie mogłam już dłużej czekać. Chcę wreszcie z panem porozmawiać. Spojrzał ze współczuciem na jej bladą z przejęcia twarz. W korytarzu z głośnym hukiem trzasnęły drzwi. Henryk przesunął fotel i usiadł naprzeciwko Grace, patrząc na nią poważnie i z dobrocią. — Słucham, panno Vautham. O czym chce mi pani powiedzieć. Później chętnie i ja wyrzucę z siebie wszystko, co gnębi mnie od dawna. Patrzyła mu odważnie prosto w oczy. — Nie będę się rozwodzić, panie inżynierze. Proszę się też nie dziwić, że składam panu nie taką znowu zwyczajną propozycję. Nie daje 707 I mi pan szans, ale dalej tak być nie może. Proszę pana o rękę! Niech się pan nie przeraża i nie denerwuje moim mało kobiecym postępowaniem. Moim zdaniem, nie ma powodu, żeby kobieta nie mogła oświadczyć się pierwsza. Od dawna pan wie, że go kocham i że zrobiłam wszystko, by pana o tym przekonać. Spotykałam się z wyraźnym oporem aż do tamtego wieczoru w operze. Wie pan o czym myślę. Skinął głową, a ona spytała podniecona: — Dlaczego stało się to tylko raz? Dlaczego właśnie wtedy zrozumiał pan, że jestem kobietą, której bardzo na panu zależy? — Odpowiem pani szczerze. Właśnie wtedy zrobiło mi się pani żal. Od razu jednak zdałem sobie sprawę, że litość nie wystarczy, by związać się z kobietą taką jak pani. Musiałbym czuć do pani coś więcej, coś, co pozwoliłoby mi zapomnieć o jej bogactwie. Poruszyła się. — A więc była to zaledwie litość i nic więcej. A gdybym nie była taką zamożną damą? Być może tamtego wieczoru poprosiłbym panią o rękę. Popatrzyła na niego z wyrzutem. — Zatem odpycha mnie pan, bo jestem bogata? Was, mężczyzn, czasami trudno zrozumieć. A gdybym podzieliła mój majątek dokładnie na pół i oddała panu bez żadnych zobowiązań jedną z tych części do wyłącznej dyspozycji? Bylibyśmy jednakowo bogaci. Czy wtedy zgodziłby się pan zostać moim mężem? Wziął ją delikatnie za rękę i pogładził. — Panno Vautham, pani zaczyna wymyślać niestworzone rzeczy, tracąc przy tym zdrowy rozsądek. Gdybym się zgodził, pani pierwsza poczułaby do mnie pogardę i wyrzekła się uczucia, którym mnie pani teraz darzy. Jeżeli jest to rzeczywiście miłość, to nie wierzę, żeby pozwoliła pani na takie poniżenie mnie. Pani nie umie przegrywać i jest to jedyny powód, dla którego chce mnie pani skłonić do małżeństwa. Gdybym ustąpił, oboje bylibyśmy bardzo nieszczęśliwi i wkrótce zaczęlibyśmy szukać sposobu uwolnienia się od siebie. Pani ode mnie także. Nie jestem mężczyzną, który rozumiałby panią i którego pani mogłaby także rozumieć. Proszę to sobie jasno uświadomić i nie zatruwać sobie życia. Nie wolno pani gniewać się na mnie, że odrzucam tak intratną propozycję małżeństwa. 108 Wzruszyła się niemal, słysząc te same słowa, które niedawno wypowiedział Kurt Wendler, tyle że w jego ustach brzmiały ono bardziej przekonywaj ąco. — Spróbowałam ostatni raz zmienić pańską decyzję. Wiem teraz, że to mi się nie uda i poznałam też tego przyczynę. — Przyczynę? Co pani ma na myśli? — Kocha pan inną kobietę, do której pan wciąż wraca, mimo natarczywych prób z mojej strony, by pan o niej zapomniał. Jest pan po prostu mężczyzną. Gdy prawdziwy mężczyzna nie kocha, to będzie się opierać każdej pokusie, choćby była tak ponętna jak moje propozycje. Zawahał się przez chwilę, a potem rzekł: — Możliwe, że ma pani rację, ale tamtą straciłem już bezpowrotnie. Trudno mi się z tym pogodzić. Mówię otwarcie, bo chcę, żeby pani wiedziała, że nie przez tamtą nie zgodziłem się na to małżeństwo. Wierzę, że jest pani dobrą kobietą, tyle że nie dla mnie. Mam nadzieję, że po dzisiejszej rozmowie odzyska pani wiarę w siebie. O mnie niech pani szybko zapomni. Życzę pani tego Powoli wkładała rękawiczki i kapelusz. — Nie przyjdzie mi to łatwo, zwłaszcza że jest pan moim pierwszym nie spełnionym marzeniem i takim pozostanie na zawsze. Uśmiechnął się. — „Spełnione każde marzenie wydaje się marnym i odsłania granice ludzkich możliwości" — mawiał pewien mędrzec, panno Vautham. Proszę o tym pamiętać, bo, być może, powstrzyma to panią przed dążeniem za wszelką cenę do spełnienia wszystkich życzeń. Wyjęła z torebki notatnik. — Niech mi pan wpisze tę sentencję. — Uśmiechnął się, a na końcu dopisał: „Pannie Vautham na pamiątkę jej nie spełnionego życzenia — Henryk Dewall". Przeczytała i podała mu rękę. — Dziękuję panu i cieszę się, że rozstajemy się w przyjacielskiej atmosferze. Spróbuję nie myśleć o panu z uwielbieniem. Postaram się oswoić z myślą, że czasami nie spełnione marzenie bardziej cieszy niż postawienie na swoim. Jeszcze pan o mnie usłyszy, bo nie tak prędko wyjadę z Berlina. Jest tu mężczyzna, który gotów jest iść obok mnie, 109 a nie tak jak pan — wzlatywać nade mną. Godzi się wziąć mnie taką, jaka jestem, kocha mnie nie bardziej niż ja jego — najważniejsze, że nie zostanę sama. Życzę szczęścia, panie inżynierze! Pocałował ją w rękę. — I ja z całego serca życzę szczęścia, panno Vautham; rad jestem, że rozstajemy się w zgodzie. — Dla mnie to wielka ulga. — Pani samochód odjechał, panno Vautham. Czy pozwoli pani, że odprowadzę ją do postoju taksówek? — A więc przespacerujemy się już jako przyjaciele. Chodźmy! Ubrał się szybko, zanim Grace pożegnała się z panią Fiedler. W milczeniu zeszli po schodach. Nie zauważyli, że po drugiej stronie ulicy przemknęła drobna postać dziewczyny, która na ich widok skuliła się i pobladła jak płótno. Rosemarie Buchwald wracała od modystki mieszkającej przy tej samej ulicy. Wiedziała, że Henryk wynajmuje tam pokój, ale nie przypuszczała, że może dojść do spotkania, A jednak... Wychodził z domu z Grace Vautham. Na powitanie uchylił kapelusz. Amerykanka ledwie skinęła głową. Rosemarie z wysiłkiem zmusiła się do odpowiedzi. Przyśpieszyła kroku, ale jej nogi jakby stąpały w powietrzu. Henryk zaczerwienił się. Co ona sobie pomyślała, widząc miss Vautham wychodzącą z jego mieszkania? Miał jednak na myśli głównie reputację młodej Amerykanki. Gdy Rosemarie zniknęła, Grace spytała: — Czy nie była to Rosemarie Buchwald? — Tak, panno Vautham. I ze względu na panią, jest mi niezręcznie, że widziała nas wychodzących z mojego domu. Zaśmiała się głośno. — Była tak przestraszona, że aż pobladła. Chyba jednak nie ze względu na obrazę moralności? — Mimo to jest mi głupio. Nie chciałem pani narażać na plotki. — Mnie one najmniej obchodzą — zaśmiała się znowu. — Oby tylko pan nie miał jakichś kłopotów. — Ja? O to bym się nie martwił — bronił się niezręcznie. Zatrzymał przejeżdżającą taksówkę i podał kierowcy nazwę hotelu. Pożegnał się z Grace i pomógł wsiąść do samochodu. 110 W drodze do domu myślał tylko o tym, dlaczego Rosemarie tak się przestraszyła na widok Grace wychodzącej z jego domu i dlaczego tak zbladła? Żadna logiczna odpowiedź nie przychodziła mu do głowy. Nie docierało też do jego świadomości, że sprawę z Amerykanką ma już nareszcie załatwioną. Nie przypuszczał, że pójdzie z nią tak gładko, a choć bezceremonialną propozycją małżeńatwa nieco go zaszokowała, musiał przyznać, że zachowała się z klasą. XIII Dla Rosemarie niespodziewane spotkanie z Henrykiem i Grace było ogromnym szokiem. Nie miała pretensji do Amerykanki, że odwiedza mężczyzn w ich mieszkaniu, ale nie mogła pogodzić się z myślą, że tamta jednak dopięła swego i Henryk wcale się z tym nie kryje. Teraz wiedziała już na pewno, że go straciła na zawsze i zgasła w niej ostatnia iskierka nadziei. Przez kilka następnych dni zupełnie nie mogła dojść do siebie i ojciec zaczął poważnie martwić się o stan jej zdrowia. Minął tydzień. W sobotę rano pan Buchwald zaproponował córce wyjście do filharmonii, jednak ona, skarżąc się na ból głowy, nalegała, by poszedł sam. Cieszył się na ten koncert, toteż chcąc nie chcąc zgodził się. Rosemarie uznała to za kolejną oznakę całkowitego powrotu ojca do zdrowia. Około jedenastej ktoś zadzwonił do drzwi. Maria poszła otworzyć i po chwili przyniosła wiadomość, że inżynier Dewall chciałby pilnie spotkać się z panem Buchwaldem. Powiedziała mu, że wyszedł do filharmonii, a w domu jest tylko panna Rosemarie. Prosi więc o rozmowę z panienką. W pierwszym odruchu chciała go odprawić, ale w końcu kiedyś i tak będzie musiała wyjaśnić mu sprawę pierścionka, więc zgodziła się przyjąć nieoczekiwanego gościa. 111 — Dobrze, Mario, proszę wprowadzić pana Dewalla do pokoju. Zaraz tam przyjdę. Służąca wyszła, a Rosemarie złapała się za serce i gorączkowo próbowała pozbierać myśli. Pewnie przyszedł się wytłumaczyć z wczorajszej wizyty panny Vautham w jego mieszkaniu, co oznacza, że w dalszym ciągu czuje się wobec Rosemarie w jakiś sposób zobowiązany. Zatem musi ona zachować spokój. Nie może dać poznać po sobie, co naprawdę czuje; musi pamiętać o swojej dumie. O pierścionek spyta mimo wszystko. Weszła do salonu. Henryk nie usiadł. Stał i wpatrywał się w wiszący na ścianie obraz. Teraz podszedł i ukłonił się: — Proszę wybaczyć, panno Buchwald, że ośmielam się niepokoić panią o tej porze, ale skoro nie zastałem pani ojca, postanowiłem nie zmarnować okazji do porozmawiania z panią bez świadków. Opadła na fotel, a ruchem ręki wskazała, żeby on usiadł naprzeciwko. — Cieszę się z tego bardzo, bo ja także chciałam zamienić z panem kilka słów. ti — Niech więc pani zacznie, panno Buchwald. Zacisnęła ręce, jakby szukając oparcia. — A więc: jakim sposobem ten pierścionek znów znalazł się w pana ręku. Spojrzał na nią zdziwiony: — Pani naprawdę nie wie? — Po cóż bym pytała? — odpowiedziała, ledwie poruszając bladymi wargami. Wyglądała tak żałośnie, że Henrykowi zrobiło się jej żal. Ochłonął jednak i rzekł chłodno: Odebrałem go mężczyźnie, któremu wręczyła pani ten klejnot na dowód swoich uczuć. Zareagowała bardziej zdziwieniem niż strachem. — Nie rozumiem, o czym pan mówi! — Zażądałem od pana Wendlera zwrotu mojej własności. Przecież nie jemu darowałem pierścień, by go chronił jako talizman, ale pani. Nie mogłem postąpić inaczej. Rosemarie nerwowo pocierała dłonią czoło. 112 — Dalej niczego nie rozumiem. Dlaczego Wendler nosił pański sygnet? Wzruszył ramionami. — Wiem, że pani zabroniła mu go nosić publicznie, ale on nie dotrzymał przyrzeczenia. Zauważyłem swój pierścień na jego ręku, gdy całował go ukradkiem. Wyjaśnił mi, że dostał go od pani na dowód łączących was uczuć. — Ode mnie? — niemal krzyknęła. — Powiedział wprawdzie: od jednej damy, ale skoro ofiarowałem ten klejnot pani, nie mogłem przypuszczać, by Wendler myślał o innej kobiecie. — I pan... pan w to uwierzył? — spytała ledwie słyszalnym głosem. — A co miałem zrobić? — zdenerwował się. Miał przecież na palcu mój pierścień. Na Boga, niechże pani w końcu wyjaśni, jakim cudem Wendler go zdobył! Skuliła się w swoim fotelu. — Przed zejściem z pokładu w Honolulu poszłam na basen. W tym czasie ktoś ukradł mi pierścionek. Opowiedziała mu szczegółowo o całym zajściu i swoich przeżyciach po tym, jak w sanatorium nie znalazła klejnotu w swojej walizce. Wspomniała, że w drodze powrotnej parowca do Japonii próbowała ze stewardesą raz jeszcze przeszukać swoją kabinę. — Bez skutku — westchnęła głęboko. — Cały czas miałam wyrzuty sumienia, że zgubiłam pański talizman, w dodatku pobłogosławiony przez pana matkę. Bałam się spotkania, a gdy do niego doszło pański chłód w stosunku do mnie uznałam za należną mi karę. Może pan sobie wyobrazić, co przeżyłam zobaczywszy klejnot na pańskim palcu w chwili, gdy ja ciągle szukałam sposobności, by wytłumaczyć się z jego zagubienia. Nie wiedziałam, jak odeprzeć zarzut, że niezbyt starannie go chroniłam. Słuchał niczym rażony piorunem. Gdy skończyła, pochylił się i rzekł cicho: — Panno Rosemarie, gdyby pani wiedziała, co się teraz ze mną dzieje! •Odsunęła się. — Teraz już i tak jest za późno. Uwierzył pan Wendlerowi, któremu chodziło o głupi żart, albo coś znacznie gorszego. Nie będę zaprzeczać, 8 — Pierścionek dla Rosemarie 113 w czasie podróży do Hamburga proponował mi małżeństwo, ale mu odmówiłam. Pan zaś dał mu się zwieść i uległ czarowi panny Vautham. Czy oczekuje pan, że złożę gratulacje z okazji zaręczyn? — uśmiechnęła się, nie kryjąc rozczarowania. Miał ochotę ją wycałować. Wziął ją za obie ręce i przyciągnął do siebie. — To nieprawda, Rosemarie! Zaręczyłem się z panną Vautham tak jak pani z Wendlerem. Mimo wszystkich przykrości, które jakoby były pani winą, moje serce nie przestawało tęsknić. Nie mogłem pogodzić się z myślą, że na statku Wendler może doprowadzić do zerwania naszego związku. Wbiłem sobie do głowy, że raczej wybierze pani bogatego jubilera niż biednego jak mysz kościelna inżyniera. Mój Boże, dlaczego, Rosemarie, musieliśmy oboje tak wiele wycierpieć? Czy po to, by teraz mógł zdarzyć się cud? Rzeczywiście, czuję się jak w siódmym niebie, wiedząc, że niczemu nie jest pani winna. Spojrzała na niego z iskierką nadziei w oczach. — Ale jeszcze wczoraj widziałam pannę Vautham wychodzącą z pańskiego mieszkania. — Tak, Rosemarie, ale chcę panią uspokoić i proszę o zaufanie. Panna Vautham czyniła najprzeróżniejsze wysiłki, by doprowadzić do małżeństwa ze "mną. Wczoraj przyszła i zaproponowała mi połowę swojego majątku pod warunkiem jednak, że się z nią ożenię. Powiedziałem jej wprost, że oddałem już serce innej kobiecie. I jest to prawda, Rosemarie, choć uważałem, że zostałem zdradzony. Z panną Vautham rozstaliśmy się na zawsze, a ona oświadczyła, że wkrótce wyjdzie za mąż za kogoś innego. Czy pani mi wierzy, Rosemarie? — Tak, wierzę w każde pańskie słowo — rzekła cicho. Popatrzył głęboko jej w oczy, przytulił mocno i pocałował w usta. Świat wokół nich zawirował. Zapomnieli o wszystkim, co wycierpieli, wiedząc, że znów należą tylko do siebie. Gdy ochłonęli nieco z wrażenia, Henryk zdjął pierścień i założył go na palec Rosemarie. — Tym razem już na zawsze — rzek^wzruszony i pocałował ją. Nagle przypomniał sobie o Wendlerze i zdenerwował się. — Zaraz do niego pójdę. Musi się wytłumaczyć, dlaczego z zimną krwią narażał na niebezpieczeństwo nasze szczęście. Chyba rozumiem jego zamiary. Zauważył, że coś nas łączy, a chcąc zdobyć ciebie, 114 próbował usunąć mnie z gry. Najpierw wmówił mi, że mnie zdradziłaś. Omal mu się nie udało, bo gdybym rzeczywiście nie kochał mojej małej Rosemarie, bezmyślnie zatrzasnąłbym za sobą drzwi. — Powinniśmy już o tym zapomnieć, Henryku — rzekła uśmiechając się — choć bardzo zależy mi na zdemaskowaniu nieuczciwej gry, a tym samym na odzyskaniu w pełni twego zaufania. — Nie mam już żadnych wątpliwości, Rosemarie. Wystarczą mi twoje słowa. Byłem zły na pierścionekvże sprawił nam tyle kłopotów,ale w końcu i on się „zrehabilitował''. Wierzę, że odtąd będzie przynosił nam szczęście. Rosemarie ucałowała klejnot. — Będę go dobrze pilnować, żeby się znowu gdzieś nie zawieruszył. Patrzyli na siebie w milczeniu. Nagle Henryk zerwał się i rzekł: — Idę do Wendlera. Zanim poproszę ojca o twoją rękę, chcę, żeby tamten się wytłumaczył. Postąpił nieuczciwie i powinien odpokutować za wzbudzenie we mnie podejrzeń co do ciebie. Objęła go isuścisnęła. — Nie narażaj się na niebezpieczeństwo, Henryku. Odgarnął włosy opadające jej na czoło. — Nie bój się. Będę cały czas myśleć o tobie. Czy to nie wystarczy? — Na razie tak, ale nie każ mi zbyt długo czekać. Zadzwoń, gdy tylko wrócisz do domu. Obiecuję. Niewykluczone, że przyjdę jeszcze dziś prosić ojca o twoją rękę. Boje się, że nie zechce oddać jej takiemu biedakowi jak ja. Nie czeka nas dostatnie życie, Rosemarie. Oboje nic prawie nie mamy. — Z milionami panny Vautham nie mogę konkurować — uśmiechnęła się'lekko ironicznie — ale nie jestem znów tak biedna, jak myślisz. Po matce odziedziczyłam okrągłą sumkę i właściwie niczego nie będziemy musieli sobie odmawiać. Ty też nie na zawsze pozostaniesz początkującym inżynierem. Ojciec wiąże z tobą wielkie nadzieje. — Cieszę się, że nie jesteś zdana wyłącznie na moje dochody. Wierzę jednak, że pewnego dnia będę w stanie spełnić każde twoje życzenie i wtedy dopiero będę naprawdę szczęśliwy. Muszę już iść, bo ojciec może wrócić lada moment, a chciałbym wcześniej wyjaśnić sprawę z Wendlerem. 115 Pożegnali się czule. Rosemarie stanęła w oknie, by jeszcze przez chwilę popatrzeć na ukochanego, zanim zniknie za rogiem ulicy. Panna Vautham po rozmowie z Henrykiem zamknęła się w swoim pokoju i długi czas nie chciała rozmawiać z panią Flint, odmawiając przyjmowania posiłków, a nawet herbaty. Toczyła walkę ze swoimi myślami. Czy zrobi dobrze, godząc się na małżeństwo z Wendlerem? Wielokrotnie analizowała słowa zapisane przez Henryka: „Spełnione każde marzenie wydaje się marnym i odsłania granice ludzkich możliwości". Były jakby skierowane wprost do niej. Zawsze do czegoś uparcie dążyła i wierzyła, że osiągnie cel, będzie naprawdę szczęśliwa. Tymczasem spotkało ją rozczarowanie, bo miała wrażenie, że stać ją na coś większego. Tak samo niewątpliwie stałoby się z Henrykiem. Lepiej, że do tego nie doszło. Musiała jeszcze raz wrócić myślami do tej rozmowy, żeby odzyskać zachwianą równowagę i spokój. Nigdy nie czuła się tak przygnębiona i osamotniona. Zadzwoniła do Wendlera. — Mówi Grace Vautham — rzekła, gdy podniósł słuchawkę. — No, wreszcie! Bałem się, że pani o mnie zapomniała. — Naprawdę? — Słowo honoru, panno Grace! Z godziny na godzinę moja tęsknota "ża panią rośnie. Wcale nie przesadzam... — Spróbuję panu wierzyć. Nie wpadłby pan do mnie na herbatę? — Nie widzę przeszkód, które mogłyby mnie powstrzymać. Dziękuję za zaproszenie. O której godzinie? — Piąta odpowiada panu? — Przyjdę punktualnie. — A zatem, do zobaczenia. — Do miłego, panno Grace, i mam nadzieję szczęśliwego. Po skończeniu rozmowy, Grace stała przez chwilę z zamkniętymi oczyma. Potem rzekła sama do siebie; — Skoro nie może to być Henryk Dewall, nikogo lepszego od Wendlera nie znajdę. ,,Spelnione każde marzenie wydaje się marnym..." Jej marzenie nie spełni się, ale przetrwa w pamięci jako coś wielkiego. Do podwieczorku przygotowała się niezwykle starannie. Wybrała najlepszą kreację, kazała się uczesać, uszminkowała usta i wymalowała dokładnie oczy. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze: 116 — Obojętne, czy oczaruję Wendlera, czy kogoś innego. Zawsze zachwyt mężczyzny wprawia mnie w dobry nastrój. Pani Flint otrzymała polecenie, by po powitaniu Kurta Wendlera wycofać się dyskretnie pod jakimkolwiek pozorem. Zgodziła się chętnie, gdyż w duchu cieszyła się, że sprawa Henryka Dewalla przestała wreszcie zaprzątać umysł jej pracodawczyni. Punktualnie o piątej Kurt zjawił się w salonie i zastał Grace wygodnie leżącą na kanapie. Uniosła się nieco, podając mu rękę na powitanie. Pochylił się, by ją pocałować. Rozanielonym wzrokiem ogarnął smukłą sylwetkę powabnej Amerykanki. Z panią Flint przywitał się raczej chłodno. Najwyraźniej jej obecność nie była mu na rękę. Gdy starsza pani zniknęła niepostrzeżenie, odetchnął z ulgą. Obsypał natychmiast Grace mnóstwem komplementów. Jego podniecenie udzieliło się także jej. Nie broniła się, gdyż wcale nie ułatwiłoby to podjęcia przez nią ostatecznej decyzji. Kurt Wendler rzeczywiście rozumiał ją jak nikt inny. Okazywał jej to, czego najbardziej potrzebowała: wielki podziw. Grace przyznała mu się do ostatecznej porażki w boju o Henryka Dewalla. Powiedziała mu też, że w swoim ogromnym bogactwie czuje się osamotniona i dlatego gotowa jest przyjąć oświadczyny Kurta. Jeżeli jemu to nie przeszkadza, zgadza się zostać jego żoną. Przekonywał ją, że nie pożałuje swojej decyzji, że on zrobi wszystko, by u jego boku była naprawdę szczęśliwa. Może na nim polegać. Związki takie jak ich, zawarte dobrowolnie i oparte na wzajemnym zrozumieniu, wierności i obronie interesów, są zawsze trwałe, a często także szczęśliwe. Grace^adzwoniła na panią Flint, chcąc zawiadomić ją pierwszą o właśnie zawartych, zaręczynach. Kobieta była tak zaskoczona niespodziewaną decyzją swojej podopiecznej, że nie potrafiła wydobyć z siebie słowa. Nikt zresztą nie życzył sobie jej opinii. Kurt postanowił powoli likwidować swoje interesy w Niemczech, by zaraz po ślubie móc przenieść się z żoną do Nowego Jorku. Był tym wprost zachwycony, zwłaszcza że oprócz znanej mu już willi Grace posiadała inne posiadłości, którymi on mógłby zarządzać. Amerykanka nie potrafiłaby żyć w Niemczech. Kurt nawet nie próbował jej przekonywać do pozostania. 117 Sam czuł się obywatelem świata, prowadził interesy w różnych krajach i w zasadzie było mu obojętne, w którym zamieszka na stałe. Obiecał Grace, że w każdą dłuższą podróż służbową zabierze ją także. Będąc piękną kobietą, nadaje się znakomicie do prezentowania najcenniejszych klejnotów. A będzie miała ku temu wiele okazji. Jako jubiler Kurt bywał zapraszany przez najbogatszych ludzi w wielu krajach, nawet do rezydencji koronowanych głów. Niektórych Grace będzie mogła poznać już w czasie uroczystości zaręczynowych. Missis Flint słuchała słów Wendlera jak opowieści z tysiąca i jednej nocy. Bardzo się ucieszyła, że nie straci swojej posady nawet gdy panna Vautham wyjdzie za mąż. Zamieszka w jej willi w Nowym Jorku i zajmie się prowadzeniem domu. Z pewnością będzie to o wiele spokojniejsze zajęcie dla starszej pani niż tułanie się z kapryśną panną po całym świecie. Gdy narzeczeni znów zostali sami, Grace spytała uśmiechając się: — Jak myślisz, Kurt, czy nie powinniśmy wyjawić inżynierowi Dewallowi naszego spisku, aby i on odnalazł swoje szczęście u boku jasnowłosej Rosemarie? Oboje byli sobie tak wierni, mimo że w dość brutalny sposób próbowaliśmy ich rozdzielić. Potarł ręką czoło. — Myślałem już o tym, ale gdy odsłonimy przed Dewallem nasze sekretne karty, on — raptus jakich mało — gotów zażądać satysfakcji. Pojedynki w dzisiejszych czasach przestały być modne, ale w wyjątkowych sytuacjach podobno jeszcze się zdarzają. Rozumiesz chyba, że jestem zbyt szczęśliwy, aby teraz dać się zastrzelić jak kaczka w sitowiu. Spojrzała na niego przestraszona. — Mogłoby to się zdarzyć naprawdę? — Oczywiście Pokręciła energicznie głową. — O, nie! W żadnym wypadku nie chciałabym cię stracić. Pozwól, że ja się zajmę Dewallem. Do mnie chyba nie będzie strzelał, nawet gdy się dowie, że cały spisek uknułam tylko ja. Zresztą, tak było w istocie. — Ale ja ci pomagałem, więc jestem tak samo winien. — Przesadzasz. Był to mój pomysł, który tobie nigdy nie przyszedłby do głowy. Właściwie możemy postąpić zgodnie z naszym planem: gdy 118 Henryk oskarży cię o kradzież pierścionka, powiedz mu, że dostałeś go ode mnie. Później ja sobie jakoś z nim poradzę. Kurt wyraźnie się przestraszył. — Wcale mi się to nie podoba, że zamierzasz z nim rozmawiać. Wciąż uważam go za groźnego konkurenta. — O niego możesz być spokojny. Stwarzałam mu o wiele bardziej niebezpieczne sytuacje, a on nie zbliżył się do mnie nawet o milimetr. Nie mam zamiaru przechodzić kolejnych katuszy. Zachowam go jednak w pamięci jako wspomnienie zawiedzionej miłości. Chwycił ją za rękę i pocałował czule. — Bardzo bym mu zazdrościł, gdyby wcześniej stał się twoją spełnioną miłością. Zastanów się więc, jak moglibyśmy wynagrodzić mu krzywdę, którą oboje mu wyrządziliśmy. Jesteś mądrą kobietą i zdaję się na twoją decyzję. — Wiesz, Kurt, to cudowne uczucie móc bez obaw odsłonić przed tobą swoje ciemne oblicze, wiedząc, że nie spotka się z twoim potępieniem. — Ależ, Grace! Jesteśmy przecież tylko ludźmi, nie aniołami. Najbardziej podobasz mi się właśnie taka, jaka jesteś naprawdę i to tym mocniej, im lepiej cię poznaję. Gdy Kurt pożegnał się i wyszedł, Grace jeszcze raz zamyśliła się nad swoją sytuacją. Czy była zadowolona z obrotu spraw? Wniosek wydawał się prosty: życie z Wendlerem na pewno będzie wygodniejsze i nie tak stresujące, jak byłoby w przypadku Henryka. Musiała jednakże zrezygnować z wymarzonego ideału mężczyzny. A coż ona, trzeźwo myśląca _ Amerykanka, chciała zrobić z niemieckim ideałem? Pod wieloma względami musiałaby się ograniczać i walczyć z jego zasadami. Długo by tego nie wytrzymała. Szkoda, że tak bardzo się różnili, bo niespełnione marzenie... Ale „Spełnione każde marzenie wydaje się marnym i odsłania granice ludzkich możliwości". Była to trafna sentencja, o której powinna zawsze pamiętać. Zadowolona z podjętych decyzji, Grace momentalnie zasnęła. XIV Henryk po wyjściu od Rosemarie poprosił w najbliższej restauracji 0 książkę telefoniczną i odszukał adres mieszkania Wendlera. Wsiadł w taksówkę i kazał się tam zawieźć. Służącego, który otworzył mu drzwi, poprosił o widzenie z panem Wendlerem w bardzo pilnej sprawie i podał mu swoją wizytówkę. Wendler siedział przy stole ubrany w czarną, jedwabną piżamę 1 kończył spóźnione nieco śniadanie. Zamierzał przeglądnąć poranne gazety, gdy lokaj podał mu wizytówkę Dewalla. Odczytawszy nazwisko zawahał się. Z czym tamten przychodzi? Czy rozmawiał już z Rosemarie i wie, że to nie ona dała mu ten pierścionek? Co zrobić? Przypomniał sobie wczorajszą decyzję Grace Vautham i rzekł lokajowi: — Proszę wprowadzić pana Dewalla do gabinetu i przeprosić, że chwilkę będzie musiał na mnie poczekać. Ubrał się pospiesznie i wszedł do pracowni. Henryk stał na środku i przywitał go groźnym spojrzeniem. Wendler wyciągnął do niego rękę. — Och, pan Dewall! Cieszę się ze spotkania. Co u pana słychać? Henryk zlekceważył jego powitalny gest i skłonił się lekko. Wendler nie miął wątpliwości, że jego gość dowiedział się już prawdy. Grał jednak swoją rolę do końca, patrząc ze zdziwieniem na Dewalla. — Czym mogę panu służyć? — spytał oficjalnie, chowając ukradkiem wyciągniętą niepotrzebnie dłoń. — Mam tylko jedno pytanie, panie Wendler: jak pan śmiał mi powiedzieć, że dostał pan pierścionek od Rosemarie Buchwald jako dowód jej miłości? Kurt z szeroko otwartymi oczyma patrzył na podsuniętą mu pod nos pięść Henryka i potrząsając głową, wzruszył ramionami. — O czym pan mówi, panie inżynierze? Nigdy w życiu nie mówiłem panu, że pierścionek dostałem od panny Buchwald! — Ale powiedział pan, że od pewnej damy. A skoro ja podczas zaręczyn włożyłem ten klejnot na palec panny Buchwald, mogłem przypuszczać, że mówi pan o niej. 120 Wendler uniósł obie ręce. — Wielki Boże! Co za okropne nieporozumienie! Nigdy od panny Buchwald nie dostałem żadnego pierścionka, a nawet nie ośmieliłbym się tego domagać. Fakt, że w czasie podróży próbowałem ją poprosić 0 rękę, ale był tó akt rozpaczy po tym, jak moje oświadczyny zostały odrzucone przez kobietę, która dała mi ten pierścień. Chciałem jej zrobić na złość — wyjaśnił Kurt wyraźnie wzburzony. Henryk słuchał zupełnie zbity z tropu. — Mówi pan, że to inna kobieta dała panu ten klejnot. Mógłbym poznać jej nazwisko. — Oczywiście. Nie muszę niczego ukrywać: panna Grace Vautham. Henryk zaniemówił. — To niemożliwe! Siedziała przecież obok nas, gdy zażądałem zwrotu mojej własności i nie odezwała się ani słowem. — Też się zdziwiłem, ale nie mogłem wyjawić jej nazwiska, gdyż darowała mi klejnot w wielkiej tajemnicy. — Dziwne. Później pan też nie pytał, dlaczego Grace dysponowała pierścionkiem nie należącym do niej? Wendler wzruszył ramionami. — Sądziłem, że chciała mi spłatać głupi żart. Obraziłem się nawet 1 przez kilka dni schodziłem jej z drogi. Czułem się też niezręcznie wobec pana. Henryk przenikliwym wzrokiem wpatrywał się w twarz Wendlera, ale widząc w niej tylko zdziwienie, uwierzył, że mówił on prawdę. — Przez zwykłe, jak pan mówi, nieporozumienie o mało nie doszło do. tragedii dwojga ludzi i tylko zbiegowi okoliczności można zawdzięczać, że sprawa się wyjaśniła. Pańskie oświadczenie na statku spowodowało, że uwierzyłem w podwójną grę Rosemarie Buchwald. — Och, paniK inżynierze! Skąd taki brak zaufania do panny Rosemarie? To chodząca szczerość i uczciwość! Gdyby pan słyszał, z jakim zdecydowaniem i chłodem odrzuciła moje oświadczyny, a starałem się ukazać siebie w jak najlepszym świetle. Całe szczęście, że wszystko się między wami wyjaśniło. A o pierścionek niech pan najlepiej spyta pannę Vautham. Ona wszystko panu wyjaśni. Przypuszczam, że to zwykły banalny przypadek. Przy okazji chciałbym panu przekazać 121 wiadomość dotyczącą panny Vautham, która zostanie ogłoszona dopiero za kilka dni, ale skoro pan spotka się z Grace, nie widzę powodu, żeby o tym nie powiedzieć. Henryk nie zwracał już uwagi na jego słowa. Najwyraźniej Kurt Wendler nie był winien afery z pierścionkiem. Wywołała ją Grace -Vautham, by rozdzielić go z Rosemarie. Poczuł narastający gniew. Jednocześnie zrozumiał, że skrzywdził Wendlera, więc, podając mu rękę, rzekł: — Przepraszam, że tak bezceremonialnie naskoczyłem na pana, ale mam nadzieję, że pan rozumie, dlaczego wyjaśnienia szukałem właśnie tu. Upewniłem się przy okazji, że moja narzeczona jest całkiem niewinna. Mimo to muszę spytać pannę Vautham, w jaki sposób zdobyła pierścionek i dlaczego ofiarowała go panu. Wendler poczerwieniał i najchętniej od razu by się przyznał, że on też uczestniczył w spisku. Ostatecznie uznał, że to i tak niewiele by zmieniło, a Grace i bez tego poradzi sobie z wyjaśnieniami. Trzymając rękę Dewalla, powiedział: — Niechcący przyczyniłem się do nieporozumień między panem a narzeczoną i dlatego bardzo proszę o wybaczenie. Szczerze żałuję i w moim imieniu proszę przekazać pannie Rosemarie najserdeczniejsze przeprosiny. Oboje zasłużyliście sobie na szczęście, którego wam z całego serca życzę. Mam nadzieję, że wyjaśnienia panny Vautham zadowolą pana, a niebawem dowie się pan, dlaczego mnie również na tym bardzo zależy. Henryk nie podchwycił sugestii Wendlera. Czuł coraz większy żal do Grace, że przez nią Rosemarie musiała tyle wycierpieć. Że i jemu przysporzyła trosk, gotów był zapomnieć, ale dlaczego Rosemarie? Wsiadł do taksówki i pojechał do hotelu panny Vautham. Wendler tymczasem zadzwonił do narzeczonej i bez ogródek powiedział: — Muszę cię ostrzec, Grace. Inżynier Dewall zaraz zjawi się u ciebie. Rozmawiał już z Rosemarie i przyszedł do mnie wyrównać rachunki. Zgodnie z umową powiedziałem mu, że kobietą, która ofiarowała mi pierścień, była panna Vautham a nie panna Buchwald. Teraz jedzie po twoje wyjaśnienie. O naszych zaręczynach mu nie mówiłem. Ty zrobisz to we właściwym momencie. Muszę przyznać, 122 że w pierwszej chwili struchlałem, gdy ze wściekłości nawet nie podał mi ręki. Czuję się nieco winnym, ale mam nadzieję, że uda ci się go udobruchać. W razie potrzeby jestem gotów wziąć część winy na siebie. Pamiętaj... ( Milczała przez chwilę, a potem rzekła spokojnie: — Nie, Kurt. Sądzę, że nie będzie takiej potrzeby. Załatwię to sama. — Życzę ci powodzenia, Grace. Czy w dalszym ciągu uważasz, że postąpiłaś słusznie, godząc się wyjść za mnie? — Tak, Kurt, i jestem tego coraz bardziej pewna. Cieszę się, a ty przestań się już martwić. Chcesz powiedzieć mi coś jeszcze? — Że tęsknię za tobą, i to mocno. Pewnego dnia zupełnie oszaleję i zakocham się po same uszy. — Aż tak? — Och, Grace! Nie moglibyśmy dziś zjeść obiadu u ciebie? Panią Flint odeślemy, by się zdrzemnęła. Nie jesteśmy dziećmi, żeby musiała nas cały czas pilnować. — Zobaczę, co da się zrobić. Spotkamy się przy obiedzie. — Ogromne dzięki. Jesteś wprost cudowna i nieoceniona. — Zbyt łatwo ci ulegam, Kurt. Powinieneś mnie dłużej prosić. — Przyzv/yczaję się i będę o tym pamiętać. Zatem, do zobaczenia. Stop! Jeszcze coś: nasze karty zaręczynowe są już gotowe. — Przynieś mi jedną. Chcę ją wręczyć komuś specjalnemu. — Jak sobie życzysz, kochanie. Kończę już, bo nie zdążysz przygotować się do wizyty. Spraw się dobrze, żebyśmy wreszcie pozbyli się tego kłopotu. — Postaram się. Do zobaczenia, Kurt. Grace nie zdążyła nawet pomyśleć, co powie Henrykowi, gdy on stanął w drzwiach jej salonu. Siedziała w fotelu i patrzyła na niego bez słowa. Był blady i zmieszany, jakby nie wiedział, od czego zacząć. — Panno Vautham — odezwał się — przychodzę w bardzo ważnej sprawie. Byłem już u pana Wendlera, by wyjaśnił mi okoliczności, w jakich rzekomo otrzymał mój pierścionek od panny Buchwald. Pani była świadkiem naszej rozmowy na statku, gdy mu odebrałem klejnot. Nie zwróciłem wtedy uwagi na fakt, że użył on słów „od pewnej damy", a nie od Rosemarie Buchwald. Dopiero dziś zrozumiałem swoją 123 pomyłkę, ale jednocześnie dowiedziałem się, że to pani właśnie dała ten sygnet panu Wendlerowi. Czy to prawda? Spojrzała na niego. Była blada, ale nie zdenerwowana. — Tak, panie Henryku. To prawda. Proszę jednak, niech pan usiądzie. — Dziękuję. Wolę stać. Chcę tylko wiedzieć, jak pierścionek ten trafił do pani rąk. — Nie widzę powodu, żeby robić z tego tajemnicę. Znalazłam go na pokładzie. Nikt go nie szukał, a ponieważ nie wyglądał na drogocenny, postanowiłam zrobić kawał panu Wendlerowi i darowałam mu rzekomy klejnot, by potajemnie nosił go blisko serca. Przyznaję, że był to głupi żart. — A nie przyszło pani do głowy, żeby poszukać jego właściciela? — Nie starałam się zbytnio, gdyż potraktowałam go jako dziecinną zabawkę. Miał taki dziwny kształt, a ja najwyraźniej nie potrafię docenić wartości przedmiotów podrabianych. — Dla kogoś taki drobiazg może być tylko bezwartościową imitacją, dla innych zaś jest bezcennym talizmanem. Tak było i w tym przypadku, ponieważ z tym pierścionkiem związane jest błogosławieństwo mojej matki. — Nie mogłam przecież o tym wiedzieć. I tak cenną rzecz pan po prostu zgubił? Ja nie. Dałem go pewnej damie na znak naszych potajemnych zaręczyn. Ona opuściła statek w Honolulu, a wkrótce potem zobaczyłem swój talizman na palcu Wendlera. Poczułem się zdradzony. Gdyby nie przypadkowe spotkanie, rzekłbym nawet zrządzenie niebios, nigdy nie dowiedziałbym się prawdy i podejrzewałbym moją ukochaną o zdradę. A ona tamtego ranka, idąc na basen, zdjęła pierścionek, żeby nie zgubić go w wodzie, i zostawiła w kabinie. Wróciwszy, nie znalazła go na miejscu ani na podłodze, więc pomyślała, że spadł do otwartej walizki z garderobą. Dopiero na lądzie przeszukała ją dokładnie, a nie znalazłszy pierścionka udała się do portu, by przetrząsnąć jeszcze raz kabinę parowca wracającego już do Japonii. Pomagała jej stewardesa, ale, niestety, zguby nie odnaleziono. Grace zmieszała się nieco, słysząc o stewardesie, ale szybko wróciła do równowagi. 124 — To rzeczywiście pech! Z tego, co pan powiedział na początku, wnioskuję, że cały czas mówi pan o Rosemarie Buchwald? — spytała, nie mogąc poskromić nagłego nawrotu zazdrości o jasnowłosą Niemkę. — Nie miałem zamiaru tego ukrywać. Powiem więcej: jeszcze dziś poproszę oficjalnie ojca Rosemarie o jej rękę. Zaręczyny woleliśmy utrzymać w tajemnicy, bo pana Buchwalda czekała ciężka operacja. Popatrzyła na niego rozmarzonym wzrokiem. — Szczęśliwa ta Rosemarie! Dla tak wielkiego szczęścia warto czasami trochę pocierpieć. Zrobiło mu się jej żal, ale szybko przypomniał sobie cel tej wizyty. — Obiecałem narzeczonej, że wyjaśnię zagadkę z pierścionkiem, więc proszę opowiedzieć dokładnie, gdzie go pani znalazła. Grace udawała, że usiłuje się skupić: — Muszę sobie wszystko po kolei przypomnieć. Tak, na pewno pierścionek leżał na korytarzu i chyba pod drzwiami kabiny panny Buchwald. — Zadam więc kolejne pytanie. — Proszę bardzo. — Dlaczego nie sprostowała pani mojej pomyłki w momencie, gdy odbierałem pierścionek Wendlerowi? Była przecież pani świadkiem tego incydentu. — Nie wiedziałam, co robić — westchnęła ciężko. — Proszę pamiętać, że Kurt poważnie potraktował mój żart i uważał pierścionek za dowód mojej miłości. Ja z kolei — pan przecież dobrze wie — robiłam wszystko, by zdobyć pana dla siebie. Gdybym wtedy powiedziała, że Wendler dostał .klejnot ode mnie, nie mogłabym już liczyć na pana przychylność. Być może, gdybym znała historię pierścionka i jego związek z Rosemarie, postąpiłabym inaczej. Chociaż nie jestem pewna, bo byłabym o.pana jeszcze bardziej zazdrosna. — Przynajmniej jest pani szczera, panno Vautham. Nie chcę już zabierać pani czasu. Czy mogę się pożegnać? Nie wiedziała, co odpowiedzieć. On ukłonił się i podszedł do drzwi. Grace zawołała: — Panie Henryku! — Przystanął i odwrócił się. — Coś jeszcze, panno Vautham? 125 Odgarnęła włosy opadające jej na czoło. — Proszę zostać na chwilę. Chcę coś panu powiedzieć, ale musi pan usiąść, bo stojąc tak sztywno przede mną, odbiera mi pan odwagę do szczerego wyznania. Wahał się, ale po chwili usiadł na fotelu naprzeciwko Grace. — Słucham więc. — Okłamałam pana, panie inżynierze — westchnęła. Wzruszył ramionami i uśmiechnął się. — Wiedziałem o tym od początku. — Skąd mógł pan wiedzieć? — zerwała się oburzona. — Pochwaliłem pani szczerość licząc, że obudzę sumienie. — Otwarcie jednak nie mógł pan powiedzieć, że mi nie wierzy? — Nie chciałem pani zawstydzać. Zamknęła oczy i bezwładnie opadła na fotel. — Byłam pewna, że przed panem niczego nie da się ukryć. Dziękuję, że nie próbował pan wyciągnąć ze mnie prawdy siłą. Powiem ją zatem bez przymusu. Wiedziałam, że pierścionek należy do pana. Nosił go pan na palcu. Gdy pewnego dnia zobaczyłam go na ręku Rosemarie Buchwałd, ogarnęła mnie taka zazdrość, że nie przestawałam rozmyślać nad planem rozdzielenia was. Nie mogłam pogodzić się z faktem, że tej małej Niemce szczęście przychodzi tak łatwo, podczas gdy ja muszę o nie walczyć, wytężając całą swoją pomysłowość. Przekupiłam stewardesę, która marzyła o otwarciu salonu fryzjerskiego dla męża. Za cenę tysiąca dolarów namówiłam ją do wykradzenia pierścionka z kabiny panny Buchwald. Powiedziałam jej, że chodzi o zakład, grę towarzyską. Dziewczyna weszła do kabiny Rosemarie, gdy tamta pływała w basenie. Wskutek kołysań statku klejnoty rozsypały się po kabinie i stewardesa nie miała żadnych kłopotów z odnalezieniem pierścionka, o który ją prosiłam. Bez większego wysiłku zarobiła swoje tysiąc dolarów. Spojrzała na zasępioną twarz Henryka. Rozmawiał już z Wend-lerem, a gdy teraz dowie się, że brał on udział w spisku, gotów się na nim zemścić. Obiecała, że weźmie całą winę na siebie. — Namówiłam Wendlera, żeby wziął ode mnie pierścionek i przy nadarzającej się okazji pochwalił się nim przed panem. Rosemarie tymczasem opuściła pokład i nie miała możliwości zawiadomić pana o utracie klejnotu. Mój plan rozwijał się tak, jak chciałam. Pan uwierzył 126 w zdradę Rosemarie, a ja uwierzyłam, że nic nie stoi na przeszkodzie, by zdobyć pana względy. Zmusiłam Wendlera do pozostania w Nowym Jorku i towarzyszenia Rosemarie w jej podróży do Hamburga. Nie uwzględniłam jednak faktu, że oboje jesteście sobie tak bezgranicznie wierni. Wendler dostał kosza od razu, a ja — sam pan najlepiej wie — też poniosłam sromotną klęskę. Uważam, że za swój postępek zostałam już dostatecznie ukarana. Teraz zna pan całą prawdę. Próbowałam zmyślać, ale zrozumiałam, że kłamiąc poniżam się jeszcze bardziej. Kochałam pana i nie potrafiłabym żyć z myślą, że nie powiedziałam prawdy. Nie wiem, czy wolno mi prosić o wybaczenie... — Wiem, ile pani wycierpiała przeze mnie, więc chętnie pani wybaczam, ale proszę pamiętać o moich cierpieniach także. Dzięki Bogu, cała ta historia dobrze się skończyła. — A nie boi się pan, że sentencja, którą wpisał pan do mojego notatnika, może dotyczyć także pana? „Spełnione każde marzenie wydaje się marnym..." — „Gdzie miłość, tam tylko nadzieja i nie ma miejsca na strach" — to też cytat, chociaż nie wiem z czego. Grace westchnęła: — Szczęśliwa ta Rosemarie! Jeżeli po tym, co jej pan o mnie powie, zechce jeszcze mnie znać, proszę przekazać jej moje najserdeczniejsze życzenia. Jako zwyciężczyni tej wojny o pana może czuć do mnie pogardę. — To nie leży w jej stylu, panno Vautham. Pożegnam się, bo ona już pewnie niecierpliwie na mnie czeka. Wstała i spojrzała mu odważnie w oczy. — Żegnam i życzę wiele szczęścia. Na odchodnym podzielę się z panem moją dobrą nowiną: zaraz i do mnie przyjdzie narzeczony. Dwa wzgardzone serca szybko lgną do siebie. Tak stało się ze mną i Kurtem Wendlerem. Pogodziliśmy się z tym, że się nie kochamy, a jedynie doskonale rozumiemy. On wie o mnie wszystko, ja o nim też, i pobierzemy się, nie czyniąc sobie żadnych iluzji, oboje zadowoleni z takiego obrotu sprawy. Jutro roześlemy zawiadomienia o naszych zaręczynach. Cieszę się, że panu mogłam powiedzieć to osobiście. Nie chcę, żeby pan pomyślał, że rzucam się w ramiona raz jednego, raz drugiego mężczyzny. Szukam tylko swojego miejsca na ziemi. Podał jej rękę i pochylił się, by ją ucałować. 127 — Pozwoli pani, że złożę najserdeczniejsze życzenia. Świadomość, że nie ma pani do mnie żalu, to prawdziwa ulga. W jej oczach zakręciły się łzy. — Dziękuję bardzo. Czy potrafi mi pan wybaczyć próbę zmącenia waszego szczęścia? — Będę się starał. Nie chcę i nie wolno mi pani osądzać. Bez słowa podała mu rękę i dała znak, że chce zostać sama. Bała się, że zupełnie straci panowanie nad sobą. Henryk wyszedł. Grace stała pośrodku pokoju jak osłupiała. Jeszcze raz uświadomiła sobie wagę uczuć, jakie żywiła do tego mężczyzny. Otrząsnęła się: życie musi ułożyć sobie bez niego. Dobrze, że wyznała mu całą prawdę. Poczuła wyraźną ulgę w sercu. Kurt Wendler zjawił się wkrótce potem. Opowiedziała mu szczegółowo przebieg rozmowy z Henrykiem, a on nie krył swojego podziwu. Raz po raz całował ją czule i głaskał po ręku, obiecując, że zawsze będzie pomagał jej w ciężkich chwilach. Grace szybko się uspokoiła, ale rzuciwszy mu się w ramiona rozpłakała się, dając upust trzymanym na wodzy nerwom. XV Rosemarie po wyjściu Henryka długo nie mogła dojść do siebie, nie mogła uwierzyć, że wszystkie nieporozumienia zostały już wyjaśnione. Przebieg rozmowy Henryka z Wendlerem wzbudzał pewien niepokój. Tamten twierdził, że dostał pierścionek od kobiety. Czy skłamał z pełną świadomością? Wątpliwość ta rzucała się długim cieniem na radość dziewczyny. Bała się, że w sposób nieprzewidziany ich szczęście może zostać zburzone. Ojciec wrócił z koncertu bardzo zadowolony i oczarowany muzyką. Żałował, że Rosemarie nie mogła pójść z nim. — A jak twoja głowa? Nie przestaje boleć? — spytał, głaszcząc delikatnie rękę córki. Objęła go za szyję. 128 — Na szczęście tak. Był tu pan Dewall i chciał z tobą rozmawiać. — Och, szkoda, że się rozminęliśmy. Nie spojrzała nawet na ojca, bo wiedziała, że od razu odgadłby zmianę jej nastroju. — Pewnie zaraz tu będzie, gdyż pytał o godzinę twojego powrotu. Pan Buchwald nie mógł się oprzeć wrażeniu, że Rosemarie czymś się denerwuje. — Jeżeli przyjdzie przed obiadem, powinniśmy go poprosić do stołu. Nie uważasz, Rosemarie?' Poczerwieniała jak burak. Już dawno podejrzewał, że córkę coś łączy z młodym inżynierem, ale ostatnio oboje odnosili się do siebie z wielkim dystansem, wręcz chłodno. Coś musiało się zdarzyć, jednak najwyraźniej dzisiaj znaleźli jakieś rozwiązanie ich problemu. Rosemarie ucieszyła się z propozycji ojca, a reszty dowie się na pewno od Henryka. Oczekiwanie na niego przedłużało się w nieskończoność, ale wreszcie zadzwonił do drzwi. Służąca wprowadziła go do salonu. Henryk liczył, że będzie choć przez chwilę z Rosemarie sam na sam. Udało się. Pan Buchwald nie zdążył* przebrać się po koncercie i zaraz po powitaniu gościa udał się do swojego pokoju. Rosemarie cierpliwie czekała, aż ojciec wyjdzie. Henryk wziął ją za ręce i rzekł: — Wszystko się wyjaśniło, Rosemarie. Więcej chyba nie zdążę ci powiedzieć przed powrotem ojca, a o szczegółach powiem w jego obecności, bo nie zamierzam dalej ukrywać, że się kochamy. Chyba się ze mną zgadzasz? — Tak, Henryku, zwłaszcza że nie potrafię przed ojcem niczego zataić. Powiemy mu o nas. Żałował,, że się rozminęliście, a gdy powiedziałam, że przyjdziesz przed obiadem, nalegał, żebym cię zaprosiła do stołu. Mam nadzieję, że zostaniesz. Uśmiechnęła się tak radośnie,że Henryk nie mógł się powstrzymać, by jej nie pocałować. Pokrótce wyjaśnił, że to nie Wendler, ale panna Vautham uknuła całą intrygę. Nie starał się zbytnio jej za to oskarżać, ale też niczego nie zataił. Rosemarie, wysłuchawszy do końca, westchnęła: — Cieszę się, Henryku, że między nami nie ma już żadnych niewyjaśnionych spraw, a do panny Yautham nie czuję nawet urazy. 9 — Pierścionek dla Rozemarie 129 Jeżeli cię kochała, to musi teraz bardzo cierpieć. Powinniśmy jej wybaczyć. — Kochana jesteś, Rosemarie. Wiedziałem, że tak postąpisz. W tym momencie zjawił się pan Buchwald. — Przepraszam, że kazałem na siebie czekać. Mam nadzieję, że nie przynosi pan złych wiadomości? Rosemarie wyszła, tłumacząc się koniecznością doglądnięcia przygotowań do obiadu. Gdy obaj mężczyźni zostali sami, Henryk podszedł do swojego zwierzchnika i zaczął poważnie: — Szanowny panie inżynierze, nie przynoszę złych wiadomości i nie chciałbym, żeby tak odebrał pan tę, którą zaraz przekażę. Kocham pańską córkę, a Rosemarie kocha mnie. Czy zgodzi się pan na nasze małżeństwo? Inżynier Buchwald był wyraźnie zaskoczony. Obserwował tych dwoje od dłuższego czasu, ale nie zauważył, żeby Henryk zalecał się do Rosemarie na tyle, żeby prosić ojej rękę. Zamyślił się i patrzył poważnie Henrykowi prosto w oczy. Ten miał wrażenie, że zaraz padnie pytanie, czy ma dostateczne środki na utrzymanie rodziny. Żeby temu zapobiec, szybko dodał. — Wiem, panie inżynierze, że pospieszyłem się ze swoją decyzją nie zapewniwszy sobie odpowiedniej pozycji finansowej. Nie odważyłbym się pana prosić, gdyby nie ciężka próba, jaką niedawno przeszliśmy z Rosemarie. Dziś nie mamy już żadnych wątpliwości, że się kochamy i chcemy czym prędzej się pobrać. Pan Buchwald uścisnął dłoń Henryka. — Gdybym kiedykolwiek musiał powierzyć moją córkę czyjejś opiece, bez wahania wybrałbym pana, panie Henryku. Miałem dość czasu, by go poznać i wiem, czego mogę oczekiwać, wiem, że jest pan człowiekiem odpowiedzialnym. O to, czy utrzyma pan rodzinę z niewielkich obecnie dochodów, wcale bym się nie martwił. Rosemarie jest moim jedynym dzieckiem. Komuż miałbym pomagać, jak nie jej? Poza tym, drogi Henryku, pan dopiero zaczyna karierę i to całkiem udanie, skoro do Japonii wysłano pana, a nie kogoś z dłuższym stażem. Zgadzam się na wasze małżeństwo. Niech Bóg Was błogosławi. Uścisnęli sobie serdecznie ręce. Rosemarie weszła akurat do salonu i nie czekając na wyjaśnienia rzuciła się ojcu na szyję. 130 — Tak, tak! Teraz już wiem, że twoje blade oblicze i uporczywe bóle głowy miały związek z tym tu obecnym młodym człowiekiem. Zamierzasz więc rzucić starego ojca dla tego młodego człowieka? — Och, tato! Wiesz, że kocham cię bardziej niż kogokolwiek na świecie. Trudno mi pogodzić się z myślą o rozstaniu z tobą, ale przecież będę w pobliżu i w każdej chwili możemy być razem. Pogłaskał ją po policzku. — Pamiętaj jednak, że każdą (Jecyzję będziesz musiała uzgodnić z mężem, moje dziecko. — Z Henrykiem potrafimy dogadać się w każdej sprawie, więc na pewno co do ciebie też, nieprawda Henryku? — spytała, podając mu rękę. • ' ' Henryk przytulił ją do siebie. — Oczywiście, moja- droga. Widzisz, jak bardzo lubię i szanuję twojego ojca, więc nie chciałbym mu zabierać córki, wręcz przeciwnie — chciałbym zostać jego synem. — I co ty na to, ojcze? — zawołała Rosemarie. Pan Buchwald objął przytulonych do siebie narzeczonych. — Zapędziliście mnie w kozi róg. Chodźmy lepiej do stołu i porozmawiajmy o wszystkim w spokoju. Nie wiem nic o ciężkiej próbie, jaką przeszły wasze uczucia. Musicie mi o tym opowiedzieć. Przeszli do jadalni. Pan Buchwald kazał służącej schłodzić butelkę szampana. — Pewnie pani o tym nie wie, Mario, ale mamy narzeczonych na obiedzie, więc trzeba to uczcić. Najlepiej niech pani dostawi dwie szklaneczki, bo sądzę, że zechcecie obie z Bertą przyłączyć się do toastu. Maria złożyła życzenia młodej parze i szybko pobiegła podzielić się nowiną z kucharką. Po obiedzie podano kawę, przy której Henryk opowiedział panu Buchwaldowi o przygodzie z pierścionkiem. Starszy pan słuchał uważnie, a potem wziął przyszłego zięcia za rękę i mocno uścisnął. — Gdybym miał jeszcze choćby najmniejszą wątpliwość, czy zgodzić się na małżeństwo mojej córki z tobą, to twoja postawa w czasie całej tej afery z pierścionkiem rozwiałaby ją całkowicie. Odrzuciwszy taką partię jak panna Vautham udowodniłeś, że kochasz Rosemarie 131 naprawdę, choć miałeś prawo wątpić w szczerość jej uczuć. Podobnie oceniam zachowanie mojej córki wobec Wendlera. Nastała cisza. Pierwsza odezwała się Rosemarie. — Wiesz, tato, myślałam nieraz, co można by zrobić, żebyś po naszym ślubie nie został sam. Dowiedziałam się, że mieszkanie nad nami wkrótce będzie wolne. Można by je wynająć. Mieszkalibyśmy z Henrykiem tuż nad tobą. Maria może zostać u ciebie. Zna twoje przyzwyczajenia i zachcianki lepiej niż ja. W razie potrzeby bylibyśmy pod ręką, a każdą wolną chwilę moglibyśmy spędzać razem. Nie czułbyś się osamotniony, a z Henrykiem moglibyście czasami popracować nawet do północy, nie wychodząc z domu. Jak ci się podoba mój pomysł, tato? — Jest wyśmienity, córeczko. Chyba od razu zadzwonię do zarządcy domu, żeby przypadkiem nie przyjmował innego lokatora. Poszedł do swojego gabinetu, ale nie zatelefonował od razu, gdyż pomyślał, że młodzi wcale się nie pogniewają, jeżeli zostawi ich teraz na chwilę samych. Henryk podszedł do Rosemarie. Przytuliła się do niego i pocałowała go w usta. Patrzyli sobie głęboko w oczy, całowali się i szeptali czułe słówka. Świat wokół nich przestał istnieć. Liczyły się tylko uściski ich rąk, gorące pocałunki i spojrzenia, z których niezbicie wynikało, że wreszcie odnaleźli pełnię swojego szczęścia. Stali jeszcze w objęciach, gdy wszedł ojciec. — No, załatwiłem. Jak tylko mieszkanie się zwolni, możecie się wprowadzić — rzekł z uśmiechem, patrząc z zachwytem na podekscytowane twarze obojga zakochanych. We troje zaczęli układać plany na najbliższą przyszłość. Rosemarie musiała się uporać przede wszystkim zakupami do swojego nowego gospodarstwa. Henryk wieczorami przychodził z pracy razem z ojcem. Tak mijały im tygodnie w szczęściu i radości. Ojciec nie mógł się nadziwić zmianie nastroju Rosemarie. Cieszył się tym ogromnie i okazywał jej tyle miłości, że Henryk nieomal był zazdrosny. Rozpoczęło się ciche współzawodnictwo o względy Rosemarie, ale ona potrafiła obdzielić swoimi uczuciami obu i żaden nie mógł się skarżyć, że jest zaniedbywany. O pannie Vautham i Kurcie Wendlerze wiedzieli tylko to, co przeczytali w zawiadomieniach o zaręczynach. 132 Grace i Kurt postanowili nie czekać ze ślubem. Zgodnie z życzeniem narzeczonej główne uroczystości miały się odbyć w Nowym Jorku. Chciała jak najprędzej opuścić Berlin, gdzie dosłownie wszystko kojarzyło jej się z Henrykiem Dewallem. Termin wyjazdu ustalono na koniec przyszłego tygodnia. Henryk dowiedział się o tym od pani Fiedler, której pani Flint złożyła pożegnalną wizytę. Amerykanka była bardzo zadowolona z decyzji swojej podopiecznej, bo wreszcie nie będzie musiała włóczyć się z nią po świecie. Odpocznie sobie w jej willi, którą będzie zarządzać, zaś Grace —jeżeli gdziekolwiek pojedzie — nie ruszy się bez męża. Zdaniem pani Flint, lepszego męża niż Kurt Wendler panna Grace znaleźć nie mogła. Rozumieli się wprost idealnie. Ich ślub w Nowym Jorku został zaplanowany z wielkim przepychem, godnym pozycji obojga narzeczonych. Pani Fiedler, słysząc 0 tych przygotowaniach, nie mogła odżałować, że jej nie zaproszono. Pani Flint obiecała jednak, że wszystko dokładnie opisze, nie tylko zresztą o ślubie, ale też o innych wydarzeniach w Ameryce. Henryk, dowiedziawszy się o wyjeździe panny Vautham, bardzo się ucieszył. Był wrażliwym człowiekiem i myśl, że odrzucił czyjąś miłość, wciąż nie dawała mu spokoju. Grace Vautham mimo swoich słabości 1 wad nie zasługiwała na odtrącenie. Bardzo Henryka ucieszyło, że znalazła wreszcie odpowiedniego partnera. Powiedział o tym Rosemarie. Ona też nie kryła swojej radości. Teraz cały ocean oddzielał Henryka od Grace i nieobliczalna Amerykanka drugi raz tak łatwo nie porwie się na jej szczęście. Z korespondencji pani Fiedler i Flint prowadzonej przez długie lata Henryk dowiedział się, że pani Wendler wiodło się bardzo dobrze. Po roku urodziła córeczkę, z której oboje z mężem byli niezwykle dumni, a Grace obiecywała, że wychowa ją na grzeczną i rozsądną panienkę, zupełnie niepodobną do siebie. Całą swoją energię poświęciła córce. Kurt też okazał się wzorowym ojcem i czułym mężem. Siedzibę swojej firmy przeniósł do Nowego Jorku, pozostawiając w Berlinie niewielki oddział, którym kierował zaufany dawny współpracownik. Raz w roku Kurt Wendler przyjeżdżał z żoną do Niemiec. Grace zresztą towarzyszyła mu we wszystkich podróżach, zabierając także córkę, co niekiedy sprawiało obojgu sporo kłopotów. Kurt znosił 133 1 je cierpliwie, bo nie wyobrażał sobie rozstania z małą nawet na kilka tygodni. Ślub Henryka i Rosemarie odbył się na początku lipca. W czasie ich podróży poślubnej, mieszkanie wynajęte piętro wyżej zostało wyremontowane i wyposażone. Pan Buchwald zadbał, aby niczego tam nie brakowało. Po powrocie młodzi mogli zamieszkać już u siebie. Na stole oczekiwała ich przesyłka zaadresowana w Nowym Jorku. Wewnątrz znajdował się naszyjnik z pereł i wizytówka od Grace. Pisała: „Droga pani Dewall, proszę przyjąć te perły jako mój prezent z okazji Waszego ślubu. Niech każda perełka oznacza jedną łzę, którą wylałam z powodu wyrządzonej Warn krzywdy. Chcę, żeby Pani nosiła ten naszyjnik na znak, że w swojej wyrozumiałości wybaczyła mi mój występek. Niech on choć trochę wynagrodzi niesprawiedliwość. Ludzie szczęśliwi potrafią być wspaniałomyślni i tym się różnią od zawiedzionych. Życzę z całego serca, żeby Wasze szczęście trwało wiecznie. Wasza pełna skruchy Grace". Rosemarie ze łzami w oczach podała perły i kartkę mężowi: — Co mam z nimi zrobić, Henryku? Nie wypada mi przyjąć tak kosztownego prezentu. Jeżeli je odeślę, skrzywdzę tę kobietę, której jedyną winą było to, że zakochała się w tobie. Pocałował ją. Spokojnie możesz przyjąć prezent, Rosemarie! Grace Wendler chce w ten sposób pozbyć się wyrzutów sumienia. Pomóżmy jej, tym bardziej, że nic nas to nie kosztuje. Wyślij jej krótkie podziękowanie i sprawa będzie załatwiona. A ona ma rację, że szczęśliwi ludzie potrafią być wspaniałomyślni. Ty chyba jesteś szczęśliwa, Rosemarie? — Czy ktokolwiek może być jeszcze szczęśliwszy niż ja? — rzekła cicho. Patrzyli sobie głęboko w oczy, a ich usta zwarły się w długim, namiętnym pocałunku. KONIEC UNIPROJECT Sp. z o.o. 00-490 Warszawa, ul. Wiejska 12 tel. 29-87-65; fax 21-40-32 poleca swoje wydawnictwa zwierciadło kupując ,,Zwierciadło" — zyskujesz przyjaciela Nasze pismo — rozumie Twoje problemy — wyczuwa marzenia — odpręża, zaciekawia, doradza Wraz z nim przyjdą do Ciebie: psycholog, architekt, kosmetyczka, lekarze różnych specjalności. Z naszego horoskopu odczytasz swoją przyszłość. W SPRZEDAŻY Kalendarz — mój pierwszy rok na 1993/94 rok Poradnik dla młodej matki pragnącej wychować zdrowe dziecko — 100 porad lekarza, psychologa, doświadczonej matki. KSIĄŻKI Kochałam, zdradziłam, nie żałuję z autentycznymi zwierzeniami kobiet, nadesłanymi na konkurs dla szczerych i odważnych pn. „Moja niewierność", ogłoszony przez miesięcznik „Zwierciadło" (cena hurtowa 12.000 zł.) „Pierwsze kroki w Ameryce" Jak zdobyć kartę stałego pobytu? Jak załatwić ubezpieczenie? Ile kosztuje wynajęcie mieszkania? Co zrobić, aby dziecko mogło podjąć studia? Na te i wiele innych pytań znajdziesz 'odpowiedź w przewodniku wydanym przez redakcję magazynu „Zwierciadło". Jesteśmy pewni, ze nasze wydawnictwo stanie się dla Państwa niezbędne podczas pobytu w Ameryce. MBP Zabrze nr inw.: K1 - 18264 F 1 NIEM.