Spis treści Wykaz skrótów 8 Ważniejsze postacie 9 Przedmowa 11 Podziękowania 14 Wstęp 15 1. Gry wojenne z początku 194] roku 45 2. Radzieckie przygotowania do wojny 75 3. Walka się rozpoczyna 121 4. Jelnia: koniec Blitzkriegu 147 5. Nacisk na południowe skrzydło Grupy Armii „Środek" 173 6. Kijów 205 7. Moskwa 229 8. Wojna wygrana i przegrana: próba analizy 257 Aneks I: Dokumenty 295 Aneks II: Struktura i organizacja Armii Czerwonej oraz Wehrmachtu w 1941 roku 321 Nota bibliograficzna 331 Indeks nazwisk 335 Wykaz skrótów Niemieckie Abwehra - Wydział Kontrwywiadu OKW Dulag - obóz przejściowy dla jeńców wojennych OKH -Oberkommando des Heeres (Naczelne Dowództwo Sił Lądowych) OKW - Oberkommando der Wehrmacht (Naczelne Dowództwo Sił Zbrojnych - Wehrmachtu) SS -Schutzstaffetn (Sztafety Ochronne). Jednostki SS, takie jak „Das Reich", walczyły w Rosji u boku jednostek armii regu­larnej Rosyjskie KGB -Komissariat Gosudarstwiennoj Biezopastnosti (Komisa­riat Bezpieczeństwa Państwowego), kontynuator NKWD NKWD -Narodnyj Komissariat Wnutriennych Diet (Ludowy Ko­misariat Spraw Wewnętrznych), policja polityczna OSOAWIACHIM - Obszczestwo Sodiejstwia Oboronie, Awiacjonnomu i Chi­miczeskomu Stroitielstwu (Powszechne Stowarzyszenie Wspierania Obrony Przeciwlotniczej i Przeciwchemicznej) Politruk -poiiticzeskej rukowoditiel (komisarz polityczny), oficer równy rangą i władzą dowódcom wojskowym Politbiuro - Politiczeskoje Biuro (Biuro Polityczne Komitetu Centralnego Partii Komunistycznej) „Stawka" - Kwatera Główna Naczelnego Dowództwa pod kierownic­twem Stalina Ważniejsze postacie (Stopnie wojskowe z 22 czerwca 1941 roku) Niemieckie Bock Fedor von, feldmarszałek - dowódca Grapy Armii „Środek" Brauchitsch Walter von, feldmarszałek - naczelny dowódca sił lądowych Góring Hermann, marszałek Rzeszy - dowódca Luftwaffe i jeden z przywódców partii nazistowskiej Guderian Heinz, generał - dowódca 2 Grupy Pancernej Haider Franz, generał - szef Sztabu Generalnego Heusinger Alfred, generał - szef Oddziału Operacyjnego Sztabu Generalnego, za­stępca Haidera Hitler Adolf- głowa państwa, samowładny dyktator Hoth Hermann, generał - dowódca 3 Grupy Pancernej Jodl Alfred, generał - szef Oddziału Operacyjnego OKW Keitel Wilhelm, feldmarszałek - dowódca OKW Kesselring Albert, feldmarszałek - dowódca 2 Floty Luftwaffe Kluge Giinther von, feldmarszałek - dowódca 4 Armii Paulus Friedrich, generał - oficer sztabowy (Główny Oficer Operacyjny) w OKH, pracujący dla Haidera Schweppenburg Leo Freichergeyer von, generał - podczas realizacji planu „Bar­barossa", dowódca XXIV Korpusu Pancernego Warlimont Walter, generał - szef Oddziału „L" OKW Weichs Maximilian von, generał - dowódca 2 Armii Rosyjskie Bagramian Iwan Ch., generał - szef oddziału operacyjnego sztabu Frontu Połu­dniowo-Wschodniego Budionny Siemion M., marszałek - bohater wojny domowej i dowódca Kierunku Południowo-Zachodniego w czasie okrążenia Kijowa Chruszczow Nikita S. - komisarz Kierunku Południowo-Zachodniego, następca Stalina, głowa państwa i dyktator w połowie lat pięćdziesiątych Jeremienko Andriej I., generał - dowódca Frontu Briańskiego Kirponos Michaił P, generał - dowódca Frontu Południowo-Zachodniego, zginął podczas okrążenia Kijowa Koniew Iwan S., generał - dowódca 19 Armii podczas bitwy o Smoleńsk, we wrze­śniu 1941 roku dowódca Frontu Zachodniego, dowódca Frontu Kalinińskiego podczas bitwy pod Moskwą Kuzniecow Fiodor I., generał - uczestnik lutowej gry wojennej, na początku wojny dowódca Frontu Północno-Zacliodniego, dowódca 21 Armii podczas kontrata­ków na południowe skrzydło Grupy Armii „Środek" w lipcu 1941 roku,wkoń­cu lipca 3941 mianowany dowódcą Frontu Centralnego Mierieckow Kiriłł A., generał - szef Sztabu Generalnego podczas styczniowych gier wojennych, po zniszczeniu wybrzuszenia białostockiego rozstrzelany na rozkaz Stalina Pawłów Dmitrij G., generał - dowódca Frontu Zachodniego na początku wojny, po zniszczeniu wybrzuszenia białostockiego rozstrzelany na rozkaz Stalina Rokossowski Konstantyn K., generał - kawalerzysta, dowódca 16 Armii podczas napaści Niemiec na ZSRR Szaposznikow Borys M., marszałek - szef Sztabu Generalnego podczas okrążenia Kijowa Stalin Józef W. - głowa państwa, samowładny dyktator Timoszenko Siemion K., marszałek - ludowy komisarz obrony na początku wojny, pod koniec okrążenia Kijowa zastąpił Budionnego na stanowisku dowódcy Kie­runku Południowo-Zachodniego Wasilewski Aleksandr M., generał - od 1939 do maja 1940 roku pierwszy zastępca szefa oddziału operacyjnego „Stawki", od 23 czerwca 1941 roku szef oddziału operacyjnego; przez resztę roku 1941 odwiedzał różne fronty jako człowiek do specjalnych poruczeń Stalina; w czerwcu 1942 roku zastąpi) Szaposznikowa na stanowisku szefa Sztabu Generalnego Żuków Gieorgij K., generał - na początku wojny szef Sztabu Generalnego, potem pod Jelnią dowódca Frontu Rezerwowego, podczas bitwy pod Moskwą do­wódca Frontu Zachodniego Przedmowa Do trwałych mitów XX wieku należy ten mówiący, że Niemcy w czerwcu 1941 roku zaskoczyli zupełnie Stalina i Armię Czerwoną. W myśl tej legendy Stalin tak bardzo bał się sprowokować Hitlera, że rozmyślnie podejmował kroki, w wyniku których ZSRR został cał­kowicie i żałośnie nieprzygotowany do wojny. Opowiada się historie o oficerach rosyjskich jęczących w udręce: „Ostrze!iwuje nas nieprzyjaciel, co mamy robić?". Mówi się tezo tym, jak łatwo niemieckie grupy pancerne i oddziały zmechanizowane przełamywały źle przygoto­wane rosyjskie umocnienia nadgraniczne i wdzierały się szybko w głąb terytorium wroga na setki kilometrów. Pierwsze dni i tygodnie wojny na wschodzie, zwanej przez Niemców operacją „Barba­rossa" a przez Rosjan Wielką Wojną Narodową, zdawały się spełniać wszystkie oczekiwania niemieckiego Sztabu Generalnego. W myśl jego planów po zniszczeniu skoncentrowanych wzdłuż zachodniej granicy wojsk Armii Czerwonej i przełamaniu pierwszego, i jedynego, rzutu obrony, nic nie zagradzało już drogi w głąb ogromnego terytorium ZSRR, z bogatymi spichrzami zbożowymi Ukrainy i polami naftowymi Kaukazu. Dysponując tymi zasobami, niemiecki Wehrmacht mógłby niczym kolos wznieść się nad światem i być nie do pobicia przez jakąkolwiek koalicję przeciwników. Krótko mówiąc, w lipcu 1941 roku wojna wydawała się praktycznie zakończona. Wszystkie cele potrzebne do całkowitego zwycięstwa zostały osiągnięte. Albo przynajmniej byłoby tak, gdyby prawdziwą okazała się konwencjonalna wiedza o rozlokowaniu i stanie przygotowania do obrony sił Armii Czerwonej. Wojna jednak nie była jeszcze skończona. Od lipca do września 1941 roku miały miejsce wydarzenia, które na zawsze zmieniły losy wojny. Zamiast triumfów armię niemiecką spotka­ła seria opóźnień i odwrotów, której kulminacją była strategiczna klęska poniesiona z rąk Gieorgija Żukowa w grudniu 1941 rokuu bramMoskwy. Ta książka ma na celu nie tylko szczegółowe pokazanie przełomowego okresu od lipca do grudnia 1941 roku, ale też udokumentowanie starannie przygotowanego radzieckiego zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Narodowej. Chcę .udowodnić w tej książce, że Stalin i radzieckie Naczelne Dowództwo naprawdę nie zostali zaskoczeni przez niemiecką inwazję, lecz w rzeczywistości przygotowali umiejętny, nowatorski i ściśle tajny plan jej odparcia. Plan ten nie był natchnionym dziełem genialnej jednostki. Nie powstał on również przy zgodzie i współpracy wszystkich jego ważnych wykonawców, ani też nie ustrzeżono się przy jego wprowadzaniu w życie poważnych błę­dów. Ale był to jednak pian skuteczny. Plan był skuteczny, bo w zasadzie byl prosty, Wykorzystywał zarówno słabości prze­ciwnika, jak i wewnętrzną siłę stalinowskiego Związku Radzieckiego, jego zasoby, potencjał ludnościowy i ogólne możliwości kraju. W istniejących wówczas okolicznościach był to prawdopodobnie jedyny plan, który mógł uratować kraj przed całkowitą i sromotną klęską. W pierwszej części tej książki zajmuję się stanem przygotowania wojskowego i planarni radzieckimi w okresie od szybkiej klęski Francji w 1940dostycznia-lutego 1941 roku, kiedy to została sformułowana ostatecznie strategia obronna. Miała ona zapewnić narodowi nie tylko przetrwanie największej i najgwałtowniejszęj inwazji w historii, ale pozwolić mu w koń­cu wziąć górę nad przeciwnikiem. Podstawowe elementy tego planu strategicznego zostały wypracowane w trakcie trzech, niezwykle ważnych gier wojennych rozegranych w styczniu i lutym 1941 roku. Pierwsza i druga zostały rozegrane na początku stycznia na Kremlu, pod osobistym nadzorem Stalina. Jakkolwiek obie te gry miały wielki wpływ na plany radzieckie, to jednak ostateczny kształt strategia radziecka przybrała dopiero w wyniku trzeciej gry wojennej z lutego 1941 roku. Tej strategii zawdzięcza ZSRR swoje zwycięstwo w wojnie. Trzeba tu podkreślić, że o drugiej i trzeciej z tych gier nigdy nie pisano w źródłach za­chodnich. W radzieckich publikacjach dyskutowano swobodnie na temat gier stycznio­wych, jednakże o tej z lutego nie wspominano dotychczas nigdy. Ponieważ autorom tej książki dane było zapoznać się z oficjalnym zapisem gier stycznio­wych, poświęcimy więc sporo miejsca opisowi ich przebiegu i analizie ich znaczenia. Fakty, które zdołaliśmy zgromadzić na temat trzeciej gry, są niekiedy mniej pewne. Tym niemniej dysponujemy wieloma dowodami na temat jej przebiegu i możemy w związku z tym dokonać przekonywającej analizy znaczenia owej gry dla ostatecznego wyniku wojny na froncie wschodnim. Podsumowując krótko, dwie gry styczniowe przekonały Stalina i Naczelne Dowództwo, że koncentracja głównych sił Armii Czerwonej w pobliżu granicy zachodniej jest strategią prowadzącą do katastrofy. Szczególnie dotyczyło to wojsk znajdujących się na wysuniętym daleko na zachód tak zwanym wybrzuszeniu białostockim. Narażone one były na łatwe odcię­cie od reszty sił i całkowite zniszczenie. Trzecia, najtajniejsza gra wojenna przedstawiła strate­gię prowadzącą do zwycięstwa. Dochodzimy teraz do tytułu tej książki -Blitzkrieg nadDnieprem. Czytelnik sam odkry­je dlaczego piszemy właśnie o „salwach", które zagrzmiały na południowym skrzydle Grupy Armii „Środek", nad Dnieprem i jego dopływami, na przykład nad rzeką Soż. W drugiej części naszej książki opisujemy ruchy sił zbrojnych obu stron na ogromnym teatrze działań wojennych, który rozwinął się na terenie ZSRR, Manewry poszczególnych jednostek rozpatrywane są w kontekście obowiązującej strategii każdej ze stron. Zatrzyma­nie w lipcu i sierpniu Grupy Armii „Środek" pod Smoleńskiem i na linii górnego Dniepru oraz zwrot 2 Grupy Pancernej Guderiana na południe, aż na wschód od Kijowa, były ważnymi punktami zwrotnymi w tej wojnie. Po dokonaniu owego zwrotu na południe, Wehrmacht nie miałjuż szans na rozbicie Armii Czerwonej przed nastaniem zimy. W ten sposób armia nie­miecka została narażona pod Moskwą na potężne ciosy dobrze przygotowanej kontrofensy­wy Żukowa. Ten brzemienny w skutki zwrot na południe uważa się zwykle za błąd Hitlera, który nie słucha! dobrych rad swoich generałów. Przedstawimy jednak tutaj dowody na to, że proble­ my na południowym skrzydle Grupy Armii „Środek" wywołane zostały przez umiejętne usy­ tuowanie wojsk radzieckich, zajmujących dogodne pozycje do atakowania nacierających Niemców w chwili dla nich najtrudniejszej. Był to moment, kiedy Grupa Armii „Środek", dążąc na północ i wschód, wysunęła się zza osłaniających dotychczas jej południowe skrzy­dło bagien Prypeci. Wszystko to zostało już przewidziane w lutowej grze wojennej. Trzecia i ostatnia część tej książki zawiera podsumowanie porażek wynikłych z błędów i niedostatków strategii obu stron a także ich sukcesów. Pierwszego poważnego niepowo­dzenia na froncie wschodnim doznał Wehrmacht w lipcu i sierpniu pod Jelnią, nad górnym Dnieprem, Potem Żuków dosziifował i dostroił ostatecznie strategię i taktyką stosowaną przez Rosjan pod Jelnią, a jej udoskonaloną wersją posłużył się na wielką skalę w grudniu pod Moskwą. Po bitwie moskiewskiej Niemcy nie miały już szans na wygranie wojny na froncie wschod­nim. Koncentracja sił Armii Czerwonej na północy doprowadziła do spektakularnego zwycię­stwa nad przemarzniętymi Niemcami, nieprzygotowanymi do wojny w warunkach zimowych. Sukcesy Wehrmachtu na osłabionym południu trwały tylko do początku 1943 roku, kiedy to pod Stalingradem nastąpił najbardziej znany przełom w tej wojnie. Stalingrad był jednak tylko nieuchronną konsekwencją wcześniejszych wydarzeń. Rosja wygrała wojnę w zasadzie w 1941 roku nad Dnieprem i pod Moskwą. Los Niemiec był już wówczas przypieczętowany, podobnie jak w roku 1914, kiedy to „cud nad Marną" powstrzymał potężne prawe skrzydło wojsk nie­mieckich przed okrążeniem Paryża, jak przewidywał plan Schlieffena. W mojej wcześniejszej książce Operacja „Barbarossa ": strategia i taktyka na/roncie wschodnim, 194! (Presidio Press 1984) wyraziłem pogląd, że radzieckie planowanie strate­giczne w przededniu inwazji niemieckiej nie było tak zacofane, jak się powszechnie uważa. W niniejszej książce twierdzimy, że radzieckie Naczelne Dowództwo opracowało błyskotli­wą, jakkolwiek desperacką strategię, mającą zniweczyć plan „Barbarossa". Na potwierdzenie tej tezy przedstawiamy dotychczas nie publikowane dokumenty radzieckie, odkryte przez współautora książki, rosyjskiego pułkownika w stanie spoczynku i wybitnego historyka Lwa Dworieckiego. Wykazująone w sposób przekonywający, że klęska niemieckiej wojny błyskawicznej w Rosji nie była żadnym przypadkiem, ani też rezultatem jakiegoś poważnego błędu, innego niż mylna ocena strategii przeciwnika i brak zdolności skutecznego przeciw­stawienia się tej strategii. Klęskę planu „Barbarossa" przypisać raczej należy strategicznej wizji dwóch wyjątkowych ludzi -Żukowa i Timoszenki. Gdyby nie oni, wojna ta mogłaby, bez wątpienia, zakończyć się całkiem inaczej. Nie sposób przecenić znaczenia ich sukcesu w zademonstrowaniu Stalinowi podczas styczniowych gier wojennych, do jakiego nieszczę­ścia doprowadziłoby zastosowanie na froncie zachodnim strategii ofensywnej. Przekonanie przez nich Stalina do nowej strategii, zademonstrowanej podczas lutowej gry wojennej, polegającej na głębokim urzutowaniu obrony było rzeczą o pierwszorzędnym znaczeniu. Żadna jednak strategia, niezależnie jak byłaby dalekowzroczna i skuteczna nie może zadziałać, jeśli przeciwnik nie będzie prowadził operacji zgodnie z opracowanym w niej sce­nariuszem. W wypadku strategii Żukowa-Timoszenki podstawowe założenie przewidywa­ło, że najważniejszym celem ofensywy niemieckiej będzie Moskwa. Gdyby to się nie spraw­dziło, gdyby niemieckie Naczelne Dowództwo potrafiło dostosować się do zmienionej sytu­acji, jak to próbowali uczynić Haider i Jodl i gdyby główne uderzenie skierowało dalej na południe, przerzucając tutaj część sił Grupy Annii „Środek", lo cała starannie opracowana strategia radziecka mogłaby okazać się zawodna. W tej książce opowiadamy o tym, jak i dlaczego podejmowano wszystkie te brzemienne w skutki decyzje i jaki na to wpływ miały poszczególne kluczowe postacie obu stron. W taki właśnie sposób decydują się losy narodów. Podziękowania Autorzy pragną podziękować pracownikom AMSCORT International w Mo­skwie oraz dr. Jonathanowi Carsonowi z Austin w Teksasie za ich nieocenioną po­moc w przygotowaniu tej książki. Także Susan i Katherine Fugate zawdzięczamy możliwość napisania tej pracy. Wstęp Pochodzenie rosyjskiej doktryny wojskowej W dziedzinie doktryn wojskowych Rosja i Związek Radziecki przejawiały god­ną odnotowania zgodność co do podstaw swego poglądu na świat, poczynając od wczesnego okresu carskiego imperializmu. W niniejszym wstępie nie będziemy zajmować się szczegółowo rozwojem tej doktryny, ani też życiorysami osób, które tak bardzo przyczyniły się do jej rozwoju, na przykład: Aleksandr Suworow, Michaił Kutuzow, Lew Trocki, Michaił Frunze, Michaił Tuchaczewski i Gieorgij Żuków. Zajmiemy się raczej tymi wewnętrznymi cechami Rosji i państwa radzieckiego, tworzącymi środowisko, w którym takie właśnie, a nie inne elementy doktryny wojskowej mogły się rozwinąć. Tradycyjnie przyjmuje się, że to za panowania Piotra I Wielkiego (1682-1725) Rosja przekształciła się w pierwszorzędne mocarstwo europejskie i potęgę woj­skową. Z pewnością możemy jednak prześledzić historię ducha walki i spójności doktrynalnej od dużo wcześniejszych czasów - czasów niewoli tatarskiej i wzra­stania Wielkiego Księstwa Moskiewskiego. Te walki toczone w okresie dziecięc­twa Rosji miały charakter głównie obronny. Żadna siła, którą mogłaby zmobilizować Ruś Kijowska, nie byłaby w stanie odeprzeć potężnej inwazji tatarskiej, pod wodzą Batu Chana i Subudeja, w połowie XIII wieku. Okupacja tatarska miała jednak taki charakter, że pozwoliła narodowi rosyjskiemu zachować swoją odrębność. Nie został on wchłonięty przez tatarską Złotą Ordę. Wynikło to głównie z dwóch powodów: 1) Tatarzy nie próbowali zaj­mować lasów i miast na północy. Woleli pozostać na bogatych stepach południa, gdzie było pod dostatkiem trawy dla ich stad; 2) Tatarzy, będący z natury koczow­nikami, nie rozwinęli miejskiej bazy produkcyjnej, także dla metalurgii i wytwórstwa broni, która pozwoliłaby im dotrzymać kroku postępowi technologicznemu. Rosja­nie zdołali zachować odrębny od tatarskiego system ekonomiczny, a Tatarzy zado­walali się pobieraniem trybutu. Na dłuższą metę stosunek siły gospodarczej i woj­skowej zmieniał się na niekorzyść Tatarów i musiało w końcu dojść do zrzucenia jarzma tatarskiego. Stało się to za panowania Iwana III (1462-1505). •* Okupacja tatarska nauczyła Ruś kilku rzeczy w dziedzinie wojskowej. Po pierw­sze tego, że dla uniknięcia powtórzenia się podobnego nieszczęścia konieczne jest wzniesienie umocnień na wschodzie i południu. Stało się to za panowania Iwana IV Groźnego (1533-1584), najpierw poprzez podbicie tatarskich ośrodków władzy w Ka­zaniu i Astrachaniu, a potem poprzez wybudowanie miast-twierdz, takich jak Orze), mających służyć „obronie wyspowej" oraz poprzez zaciągnięcie Kozaków w charak­terze wojsk najemnych pilnujących granicy. Agresywna likwidacja zagrożenia tatar­skiego i tureckiego była też kontynuowana za panowania Piotra I i Katarzyny II Wiel­kiej (1762-1796). Drugą nauką, którą wzięli sobie do serca Rosjanie pod wpływem najazdu tatarskiego, była konieczność stworzenia kasty wojskowych. Proces ten za­początkowany został za panowania Iwana III, wskutek utworzenia systemu pomie­stja, w którym szlachta mogła otrzymać od rządu moskiewskiego nadania ziemi pod warunkiem, że w zamian pomagać będzie w tworzeniu i finansowaniu armii. Taki system dzierżenia ziemi zachęcał szlachtę do przywiązywania do ziemi chłopów i unie­możliwiania im jej opuszczania. Według jednego z szanowanych historyków rosyj­skich, to właśnie szerokie stosowanie systemupomiestja przyczyniło się głównie do upowszechnienia się na Rusi pańszczyzny1. Niebezpieczeństwo najazdu z zewnątrz i związanej z tym grabieży było gorsze niż niebezpieczeństwo utraty wolności w miażdżącym systemie pańszczyźnianym, który byt pod wieloma względami surow­szy dla chłopów niż system niewolniczy na Zachodzie dla niewolników. Pozostałości poddaństwa zanikły w Rosji dopiero w 1917 roku, ponieważ groź­ba tatarska została szybko zastąpiona przez zagrożenie ze strony innych drapież­nych państw, spoglądających chciwie szczególnie na bogate tereny rolnicze Ukra­iny, będące niegdyś centrum dawnej Rusi Kijowskiej. Kasta wojskowych i system majątków ziemskich dia wojskowych -pomiestje, były narzędziem do odparcia kolejnych zagrożeń, tym razem nadchodzących z zachodu, ze strony państwa pol­sko-litewskiego i Szwecji. Uzyskanie dominacji w Rosji przez Wielkie Księstwo Moskiewskie, likwidacja zagrożenia tatarsko-tureckiego, położenie tamy ekspansji polsko-litewskiej oraz instytucjonalizacja poddaństwa i powstania kasty wojskowych, wszystkie te elementy łączą się ze sobą logicznie i stanowią podwaliny kolejnego etapu rozwoju militarnego - utworzenia wielkiej stałej armii i marynarki narodowej. Dokonało się to za panowania Piotra Wielkiego i kolejnych Romanowów. Wiele już napisano o reformach wojskowych Piotra Wielkiego, nie będziemy więc relacjonować szczegółowo jego osiągnięć. Wystarczy powiedzieć, że po zwy­cięstwie nad królem Szwecji Karolem XII pod Potową i po podpisaniu pokoju w Ny­stad Rosja wyrosła na mocarstwo europejskie. Jakkolwiek idee przyświecające reformom wojskowym Piotra były rezultatem jego długich podróży po Europie Za­chodniej, a także zasługą licznych doradców zachodnioeuropejskiego pochodzenia, takich jak Holender Franz Timmermann, Szkot Patrick Gordon i Szwajcar Francois 1 M. Florinsky, Russia. A History andan Interprelation, t. I. New York 1964, s. 2IS-2I6. 16 Lefort, to jednak kształt nowej armii i jej sztuka wojenna odznaczały się też pewn mi znamiennymi rosyjskimi cechami. Jeżeli chodzi o strategię, to Piotr 1 nie miał zamiaru spotkać się z Karolem X na niekorzystnym dla siebie gruncie. Najpierw pozwolił królowi Szwecji uwikłać s w niekończącą się wojnę w Polsce. Potem, kiedy Karol uderzył bezpośrednio i Rosję, nie próbował odpierać od razu jego ofensywy, lecz pozwalał najeżdźcz armii tracić siły przy pokonywaniu rozlicznych trudności podczas przemarszów pra rozległe i niegościnne terytorium Rosji. Car od Tatarów nauczył się taktyki spalon ziemi i stosował jąwobec Szwedów, uniemożliwiając im zdobycie pożywienia i p szy dla koni. W końcu, gdy wojska szwedzkie były już poważnie osłabione, Piot odniósł nad nimi stosunkowo łatwo zwycięstwo pod Połtawą, unikając przy ty większych strat własnych. Dowódcy armii Piotra I rekrutowali się początkowo ze starej szlachty (dw rian), którzy mieli stanowić zarówno kastę wojskowych, jak i zasilać szeregi nov utworzonej administracji cywilnej. Ponieważ nie było szkół wojskowych, młodzi szlachecka szkoliła się, służąc w jednym z trzech pułków gwardii - Siemiono> skini, Preobrażeńskim i Gwardii Konnej. Wkrótce okazało się, że dziedziczna szlacłi nie jest w stanie zaspokoić rosnącego zapotrzebowania na oficerów i urzędnikć administracji cywilnej. Próbą zaradzenia temu było nobilitowanie uzdolnionych mł dych ludzi, którzy dosłużyli się awansu. W końcu, w 1722 roku wydano „Tabe rang", gdzie zagwarantowano między innymi dziedziczne szlachectwo każden żołnierzowi, który dosłużył się najniższego oficerskiego stopnia. Tabela ta była st sowana w Rosji bez większych zmian do 1917 roku. Pomimo pewnej „demokrat zacji", otwierającej drogę do szlachectwa nieuprzywilejowanym, wyższe stanów ska wojskowe pozostały na trwałe w rękach starej arystokracji. Tradycyjna prz paść pomiędzy szlachtą a nie-szlachtą istniała w wojsku nadal, ale po 1722 roi przybrała ona postać sformalizowaną i zbiurokratyzowaną. Jeden z „outsiderów' przedstawicieli nowej kasty wojskowych - Aleksandr Suworow (1730-1800) si się ojcem duchowym rosyjskiej doktryny wojennej. Jest on wciąż wysoko cenioi we współczesnej Rosji i jedno z wysokich odznaczeń wojskowych nosi jego im Uprzywilejowana kasta oficerska istniała także w ZSRR, do czego przyczyniały s częste małżeństwa pomiędzy członkami rodzin oficerskich i uczęszczanie przez ni do specjalnych szkół. Nawet dzisiaj oficer rosyjski czuje się lepszym gatunkiem i „nieszlachetnych" niższych rang wojskowych i cywilów. W karierze Suworowa znaleźć można wiele elementów wskazujących na przys; potęgę wojskową Rosji. Najważniejsze nauki tego generała zawarte są w jego książ Naukapobeida (Nauka zwyciężania): ljgłówną metodą pro wadzenia wojny jest ofere wa; 2) atak musi być szybki; należy uderzać na bagnety; 3) nie należy popadać w ra nę; trzeba posługiwać się obiektywną obserwacją; 4) cala władza należy do naczelne dowództwa; 5) należy walczyć w polu a nie w umocnieniach; dążyć do zmylenia pr ciwnika; 6) oblężenia to strata czasu; najlepszy jest szturm; 7) nie należy rozpraszać w celu okupacji różnych miejsc; jeśli to możliwe należy omijać przeciwnika. Pierwszą w historii próbą odegrania przez Rosje, istotnej roli w sprawach euro­pejskich była kampania włoska Suworowa w 1799 roku. W jej trakcie wódz rosyj­ski zadziwił niektórych spośród najlepszych francuskich generałów, takich jak Jou­bert i Moreau, swoimi szybkimi przemarszami i równie szybkim rozwinięciem wojsk do ataku. Plan Suworowa polegał na unikaniu za wszelką cenę długiej obrony jakie­goś miejsca i na atakowaniu zawsze, kiedy nadarzy się okazja. Nigdy też nie sztur­mował on fortecy tylko w celu jej zajęcia; jego celem było zawsze „zniszczenie siły żywej nieprzyjaciela i uniemożliwienie mu prowadzenia wojny". Suworow zyskał sławę jako praktyk taktyki współdziałania różnych rodzajów broni. Znaczyło to, że nie uprzywilejowywał on ani artylerii, ani kawalerii i żadnej z nich nie pozwalał działać na własną rękę, lecz zawsze we współdziałaniu z innymi rodzajami sił zbrojnych. Podzielone na fazy i zintegrowane ataki Suworowa, w których posługiwał się on każdym rodzajem broni od licznej artylerii (tak ukochanej przez Piotra 1) po bagnet, zyskały mu groźną sławę, szczególnie po szturmie w 1790 roku tureckiej fortecy Izmaił. Kładziony przez Suworowa nacisk na szkolenie żołnierzy do walki na polu bitwy, kultywowanie ich morale, jego wyjątkowe sposoby przeprowadzania mar­szu, uszykowania wojsk i ataku, stały się natchnieniem dla przyszłego rozwoju ro­syjskiej armii narodowej. Jakkolwiek wielka byłaby jego spuścizna, miało się dopie­ro okazać, czy szczepionka jego geniuszu przyjmie się na pniu reform Piotra Wiel­kiego. Czy kampania 1799 roku zahartowała dostatecznie armię rosyjską, by mogła ona stawić czoła największej w historii armii europejskiej, dowodzonej przez jedne­go z najwybitniejszych wodzów wszechczasów - Napoleona? Nie będziemy się tu zajmować historią wypadków, które doprowadziły do ataku Napoleona na Rosję w czerwcu 1812 roku. Przebieg tej wojny i jej wynik są także dobrze znane. Zwrócimy natomiast uwagę na kilka cech tej kampanii, interesują­cych z punktu widzenia doktryny wojennej. Decyzja głównodowodzącego rosyjskiego, Michaiła Barclaya de Tolly, aby ze­zwolić Wielkiej Armii napoleońskiej posuwać się niemal bez przeszkód w głąb Rosji wywołała poważny problem natury politycznej zarówno na dworze carskim, jak i w sojuszniczej Anglii. Musimy jednak pamiętać o tym, że najstarszą zasadą wojenną jest „nigdy nie robić tego, czego życzyłby sobie przeciwnik" i o tym, że Napoleon starłby rosyjskie wojska na proch, gdyby próbowały go one powstrzymać gdzieś w pobliżu granicy. Musimy pamiętać również o tym, że następca Barclaya na sta­nowisku głównodowodzącego, uczeń Suworowa, Michaił! Kutuzow (1745-1813) kontynuował odwrót. Chodzi o to, że armia rosyjska musiała stosować strategię odwrotu i spalonej ziemi, pomimo wynikających z niej wszelkich niedogodności po­litycznych i ekonomicznych. Inna strategia doprowadzić mogła tylko do całkowitej klęski. Pod tym względem Stalin znalazł się w położeniu bardzo przypominającym położenie cara Aleksandra 1. Pomiędzy wojnami prowadzonymi przez Aleksandra i Stalina zachodzi jedna jeszcze ciekawa paralela. Dotyczy ona kwestii chłopskiej. W obydwu tych woj­nach chłopi pozostali wierni reżimowi i masowo oddawali swoje życie, aby ode­przeć wroga. Może dziwić taka postawa, biorąc pod uwagę surowe i poniżajiące warunki ich bytowania najpierw w niewoli pańszczyźnianej, a potem w gospodo stwach skolektywizowanych. Odpowiedź na to pytanie pozwoli nam poznać przy­czyny, dla których serce Rosji biło wówczas z tak wielką wolą przetrwania. Przed wielką wyprawą Napoleona w 1812 roku wiele mówiło się, w Rosji o tym co może zrobić cesarz Francuzów, jeśli uda mu się zatknąć swój sztandar na Krem­lu. Wyglądało na to, że powszechna jest wśród chłopów nadzieja a wśród szlachty obawa, że Napoleon zniesie w Rosji porządki feudalne oraz doprowadzi do wy­kształcenia się grupy drobnych rolników, podobnie jak to się stało we Francji pod czas rewolucji. Nie wiadomo dokładnie skąd pochodziły te pogłoski, ale każdy kto znał stanowisko Napoleona wobec kwestii chłopskiej w Polsce, musiałby żywić wielkie wątpliwości, co do zamiaru uwalniania przez Francuzów chłopów w Rosji z niewoli pańszczyźnianej. Polskich chłopów „wyzwolono" w 1807 roku tylko papierze, nie podejmując żadnych realnych działań, by rzeczywiście zmienić ich 1os Szlachta polska zbiegła się w 1812 roku pod sztandary Napoleona, ponieważ wy raźnie odżegnywał się on od zamiaru wyzwalania chłopów pańszczyźnianych na Litwie i Białorusi. Na prośbę polskich posiadaczy ziemskich wysłał nawet oddzialy francuskie, by zdusiły bunty chłopskie na Białorusi. Kiedy wojna się rozpoczęl a Napoleon nie wydał edyktu uwalniającego chłopów pańszczyźnianych w Rosji pospieszyli oni, wiedzeni żądzą odwetu, pod carskie sztandary. Strategia Kutuzowa, odwrotu bez wydawania bitwy, była aż po brzemienny w skutki bitwę pod Borodino wymuszona przez okoliczności, podobnie zresztą jak większość rosyjskich decyzji strategicznych. Niezwykła była natomiast niechec Kutuzowa do zniszczenia zdemoralizowanej Wielkiej Armii w listopadzie 1812 roku podczas jej odwrotu do Polski. Przyczyną, z której powodu Kutuzow stosował tak­tykę „pościgu równoległego", mogło być to, że Francuzi i tak ginęli z zimna i głodu Jakkolwiek podjął on próbę powstrzymania wojsk Napoleona przy przekraczaniu Berezyny, to być może Kutuzow był zdania, że całkowite uwolnienie Europy od Napoleona nie leży w tym momencie w interesie Rosji, która nie osiągnęła jeszcze tego etapu, kiedy interweniowanie w sprawy europejskie byłoby celem nadrzęd­nym. Ta cecha polityki zagranicznej Rosji pojawi się później. Po kongresie wiedeńskim i całkowitej klęsce Napoleona w 1815 roku zacząl się w Rosji, za panowania Mikołaja I i Aleksandra II, proces powolnego i ciągłego zmniejszania się gotowości bojowej armii rosyjskiej. Podczas gdy w 1812 roku prze ciętna jednostka organizacyjna armii carskiej dysponowała większą liczbą artyleri niż odpowiednia jednostka w armii francuskiej, to od 1815 roku nie wprowadzono w artylerii rosyjskiej dosłownie żadnych udoskonaleń. Ten zastój został obnażony w bolesny sposób podczas wojny krymskiej (1854—1856). Wypadki na Bałkanach, które doprowadziły do wybuchu tej wojny, mają dla tu znaczenie marginalne. Wystarczy powiedzieć, że Rosja chciała w 1854 roku się­gnać po status mocarstwa światowego, opanowując cieśniny czarnomorskie i wspólna operacja dwóch mocarstw, Anglii i Francji, jakkolwiek o ograniczonych celach taktycznych, wystarczyła do zaszachowania rosyjskiego niedźwiedzia. Czwar­te wielkie mocarstwo europejskie, Prusy, zachowywało niepokojącąciszę; tym nie­mniej Rosja musiała się liczyć z możliwym zagrożeniem Petersburga z zachodu lub północy. Rosyjska doktryna wojenna przygotowana była na zwalczenie trudności, które mogą pojawić się podczas walk na dwóch, czy nawet trzech frontach, ale nie wówczas, gdy przeciwnikami będą wielkie mocarstwa. Inne kraje europejskie już wielokrotnie radziły sobie z takim problemem, w szczególności Prusy podczas woj­ny siedmioletniej oraz Anglia podczas wojny z Napoleonem i Stanami Zjednoczo­nymi w 1812 roku. W Rosji jednak problemy takie były zwielokrotnione wskutek wielkich odległości i ubóstwa środków transportu. Problem prowadzenia wojny na kilku frontach pozostał w dziewiętnastowiecznej Rosji w zasadzie nierozwiązany i stawał się on coraz bardziej palący w związku z ekspansją kolonialną w Azji ­w Turkiestanie i na Syberii. Niebezpieczeństwa związane z tak gwałtowną eks­pansją zostały unaocznione, kiedy w końcu 1904 roku japońskie torpedowce zatopi­ły flotę rosyjską w Port Artur. Podczas wojny z Japonią, pomimo podwójnej katastrofy - na lądzie pod Muk­denem i na morzu pod Cuszimą i ciągłych zamieszek w ojczyźnie, których kulmina­cją była nieudana rewolucja 1905 roku - armia zachowała spójność i nie uległa rozkładowi. Pouczające są przyczyny, z których powodu wojsko pozostało wów­czas niewzruszone, szczególnie, gdy porówna się to z sytuacją z 1917 roku, kiedy to nastąpiło całkowite załamanie. Po pierwsze, wojenne cele Japonii były wyraźnie ograniczone, wszystkie zaś walki toczyły się na obcej ziemi, w Chinach i w Korei. Japończycy nie zamierzali zagarniać tego, co uważane było za właściwe terytorium Rosji, ani też nie głosili narodowi rosyjskiemu żadnej filozofii politycznej. Po drugie, wojna byłakrótka, trwała zaledwie parę miesięcy. Gdyby wojna się przedłużała, niepokoje w ojczyźnie za­działałyby na żołnierzy jak trucizna. W 1917 roku wszystko było odwrotnie: 1) do­brze zorganizowana grupa działająca w Rosji głosiła wśród żołnierzy polityczną fi­lozofię, wrogą reżimowi; 2) pierwsza wojna światowa była długotrwałym konflik­tem, a ciężkie straty ponoszone na froncie, w połączeniu z nadzieją na lepsze po obaleniu carskiego reżimu, spowodowały całkowity rozkład moralny wojska. Rosyjska doktryna wojenna w przededniu pierwszej wojny światowej została całkowicie uzależniona od planów aliantów zachodnich. W szczególności Francja była dostarczycielem teorii strategicznych i taktycznych dla Rosji. Prawdopodob­nie nigdy w historii żadne wielkie mocarstwo nie podporządkowało się tak zupełnie planom swoich sojuszników, jak Rosja w ] 914 roku. Przyczyny tej zupełnej rezy­gnacji z samodzielnego myślenia są złożone. Ważne jest to, że w sierpniu 1914 roku rosyjska doktryna wojenna była tylko przedłużeniem odwetowych marzeń francu­skich. Poza niejasnymi rozważaniami o panslawizmie, które to rozważania niewielu Rosjan pojmowało, na początku wojny Rosja nie określiła publicznie swoich celów strategicznych. W tajemnicy stawiano sobie cele, którym w przeszłości uparcie i gwałtownie przeciwstawiała się Anglia - rozbiór cesarstwa austro-węgierskiego i odebranie sojuszniczce Niemiec, Turcji, cieśnin czarnomorskich. Uzyskanie kon­troli nad Bosforem i Dardanelami uczyniłoby Rosję natychmiast mocarstwem świa­towym i stałaby się ona rywalem Anglii na obszarze od Suezu po Indie. W marcu 1915 roku Anglia zgodziła sięoficjalnie na aneksję przez Rosję cieśnin czarnomor­skich i Konstantynopola, jednak po klęsce inwazji brytyjskiej na Dardanele wyda­wało się to problemem czysto teoretycznym. Porozumienie z aliantami zachodnimi, dotyczące cieśnin, trzymano w tajemnicy aż do końca 1916 roku, a kiedy zdecydo­wano sieje w końcu opublikować, sytuacja na froncie była już tak zła, że wiado­mość ta nie zdołała wzbudzić żadnego entuzjazmu i poparcia. Wyznaczona Rosji, przez francuską strategię, rola wspierająca wymagała od niej podjęcia już wkrótce po wybuchu wojny ofensywy w Prusach Wschodnich. Do wypełnienia tego zadania armia rosyjska była bardzo żle przygotowana. Sam bezwład rosyjskiego planu mobilizacji, a wczesna mobilizacja oznaczałaby prak­tycznie wypowiedzenie wojny, powinien skłonić dowództwo rosyjskie do odrzuce­nia tak lekkomyślnego pomysłu, jak wkroczenie do siedziby najsilniejszego przeciw­nika. Gdyby Rosja poczekała na pełną mobilizację swojego „walca parowego", a potem skierowała go przeciwko Austro-Węgrom, przeciwnikowi o podobnej do rosyjskiej gotowości bojowej, mogłaby osiągnąć wtedy dobre rezultaty. Natomiast skutki podjętych wówczas faktycznie przez Rosję działań nietrudno było przewi­dzieć. Słońce zachodzące nad krwawym polem bitewnym pod Tannebergiem, po­grążało w ciemności także rosyjskie nadzieje na odniesienie szybkiego zwycięstwa. Kiedy wojna przekształciła się w serię niekończących się zmagań, do gry wkroczy­ły nowe siły, które doprowadziły w końcu do całkowitego rozkładu sił zbrojnych. Brak sprecyzowanych celów wojennych i brak jakiegokolwiek moralnego uzasad­nienia dla wojny w połączeniu ze stosami ofiar, nie doprowadziłyby jeszcze samo­czynnie do rozpadu armii. Wprowadzenie jednak do Rosji, przy pomocy Niemiec, politycznego „wirusa" bolszewizmu stworzyło sprzyjające warunki do wzrastania rewolucyjnej gorączki. Bolszewicy - Włodzimierz Lenin, Lew Trocki, Józef Stalin i inni - byli dosta­tecznie przenikliwi, aby zdawać sobie sprawę z tego, że ich szanse na obalenie carskiego reżimu zależą od dalszego udziału Rosji w wojnie, która była katalizato­rem zmian rewolucyjnych. Kiedy Rząd Tymczasowy nie tylko że zdecydował się na dalszy udział w wojnie, ale jeszcze zapowiedział wzmożenie wysiłku zbrojnego, armia rosyjska zaczęła się rozsypywać. Armia rosyjska dobrze sprawowała się na wojnie, zwłaszcza przeciwko Au­striakom. Ofensywa Aleksieja A. Brusilowa w Galicji, w lecie 1916 roku, była zna­czącym sukcesem i pokazała, czego może dokonać ta annia, jeśli zaopatrzy sieją w dobry plan i skieruje przeciwko równorzędnemu przeciwnikowi. Jednakże rezul­taty starć tej armii z armią niemiecką wyglądały przygnębiająco, jeśli nie wręcz katastrofalnie. Porażki te wiążą się z poziomem rozwoju gospodarczego obu tych państw. W 1914 roku przemysł rosyjski był jeszcze w powijakach i państwo to nie mogło dorównać Niemcom w żadnej dziedzinie produkcji przemysłowej, a w pro­dukcji broni w szczególności. W 1913 roku Niemcy wytworzyły 29,1 miliona ton żelaza i stali oraz wydobyły 191,1 miliona ton węgla; w tym samym roku Rosja wytworzyła 4,43 miliona ton żelaza i stali oraz wydobyła 39,85 milionów ton węgla. Rosyjska sieć komunikacyjna była słabo rozwinięta, a metody realizowania dostaw żałośnie powolne. A wszystko to w kraju, którego pierwszym posunięciem wojen­nym była próba opanowania Prus Wschodnich. W październiku 1914 roku Rosjanie potrzebowali czterech tygodni na przemieszczenie dziesięciu korpusów armijnych na odległość około 325 kilometrów, z zachodniej Galicji nad środkową Wisłę. Cały maj był im potrzebny, aby rozlokować jedną armię na Bukowinie, a po zakończonej sukcesem ofensywie armia ta musiała się wycofać z powodu trudności aprowiza­cyjnych. Dla porównania, Francuzi potrafili w marcu 1918 roku skoncentrować dwanaście dywizji do obrony Amiens wciągu zaledwie czterech dni. Niemcom potrzeba było w maju 1915 roku tylko tygodnia, żeby podciągnąć osiem dywizji w rejon Tarnowa i Gorlic, a w ciągu następnych dwóch tygodni liczba ich dywizji w tym rejonie wzrosła do trzydziestu. Siły te miały odeprzeć oczekiwaną rosyjską ofensywę i blokować Rumunii możliwość dokonania tam interwencji. Tymczasem Rosjanie obliczali, że przerzucenie jednego, składającego się z dwóch dywizji, kor­pusu z północnego na południowy odcinek frontu zajmie im dwa tygodnie. Jasne jest, że zadania strategiczne wyznaczone Rosji przez jej sojuszników nie leżały w jej najlepiej pojętym interesie. Ale należy podkreślić, że to nie wrogowie rozbili armię rosyjską; jej spójność została rozbita przez uprawianą w jej szeregach propagandę. Pierwsza wojna światowa różniła się co do wrażenia jakie wywarła na naro­dzie i wojsku rosyjskim, od inwazji napoleońskiej z roku 1812. Jak już wspominali­śmy, w 1812 roku naród rosyjski czuł, że nic nie zyska w przypadku zwycięstwa Napoleona. Wręcz przeciwnie, chłopi zdawali sobie sprawę, że mogą wiele stracić w wyniku sojuszu Francji z polską szlachtą. Natomiast w czasie pierwszej wojny światowej żołnierze dochodzili stopniowo do przekonania, że przetrwanie carskiego reżimu jest większym ziem niż rewolucja i zawarcie z wrogiem pokoju na upoka­rzających warunkach. Ta stopniowa zmiana nastrojów spowodowana była odczu­ciem, że deklarowane publicznie cele wojenne wytyczone zostały pod dyktando aliantów zachodnich i mają niewiele wspólnego z interesami Rosji i jej mieszkań­ców. Sposób prowadzenia wojny zarówno na szczeblu strategicznym, jak i taktycz­nym, unaocznił w końcu, nawet ostatniemu z szeregowców, że armia rosyjska wy­korzystywana jest w interesie aliantów a nie Rosji. Wreszcie, w 1917 roku pojawił się nowy czynnik, nieobecny podczas wcześniejszych inwazji na Rosję -wewnętrzny ruch polityczny obiecujący żołnierzom zdecydowanie lepszą przyszłość, jeśli skieru­ją broń przeciwko carskiemu reżimowi, a nie przeciwko zewnętrznym wrogom. Ilustracją tego zjawiska może być ruch partyzancki, obecny w Rosji co naj­mniej od powstania Pugaczowa za panowania Katarzyny II. Komentatorzy ra­dzieccy wychwalali partyzantów, którzy działali na tyłach armii niemieckiej podczas drugiej wojny światowej. Nie wspominali jednak nic o istnieniu dużych grup party­zantów, takich jak ta pod dowództwem Tarasa Borowca, zwalczających Armię Czerwoną. Niektóre odłamy nacjonalistów ukraińskich, na przykład grupa Stiepana Bandery, sprawiały duże kłopoty zarówno Niemcom, jak i Rosjanom, ponieważ pró­bowały organizować opór zarówno przeciwko jednym, jak i drugim. Inni niezado­woleni żołnierze i chłopi wstępowali do Russkoj Oswoboditielnoj Narodnoj Ar­mii (RONA), pod wodzą dawnego bohatera radzieckiego, generała Andrieja Wła­sowa, który przystał na służbę Niemiec. Wystarczy przypomnieć zacięte boje o ko­lektywizację w latach 1929-1933, kiedy to chłopi wyrzynali cały swój inwentarz, aby zdać sobie sprawę jak groźne może być takie niezadowolenie. Przejdziemy teraz do okresu historii ZSRR poprzedzającego bezpośrednio dru­gą woj nę światową i przyjrzymy się wydarzeniom, które doprowadziły do kryzysu w planowaniu strategicznym, ujawnionym przez gry wojenne z początku 1941 roku. Strategia we wczesnym okresie sowieckim Znaczna część dyskusji na temat strategii w latach dwudziestych i trzydziestych oraz w okresie bezpośrednio poprzedzającym wybuch wojny toczyła się za zamknię­tymi drzwiami i wiele z prac związanych z tym tematem nigdy nie ujrzało światła dziennego ani na Wschodzie, ani na Zachodzie. Nietrudno zrozumieć powody, dlacze­go aż do niedawna tak byto. Debata obracała się w zasadzie wokół następujących tematów: 1) nieuchronność walki na śmierć i życie pomiędzy socjalizmem a kapitali­zmem; 2} potrzeba zastosowania strategii pierwszego uderzenia w celu pokonania wrogów socjalizmu. W swoim końcowym, przedwojennym stadium dyskusja ta do­znała zdumiewającego zwrotu, kiedy były już niezbite dowody zbliżającej się inwazji niemieckiej i strategia pierwszego uderzenia musiała być pospiesznie i z konieczności niekomplemie zamieniona na strategiczną obronę. Wysiłki w celu opracowania dok­tryny wojennej w Związku Sowieckim, w latach dwudziestych szły wielopłaszczy­znowo. Naturę przyszłej wojny rozpatrywano zarówno z politycznego i wojskowego, jak i gospodarczego oraz technicznego punktu widzenia. Podstawowa zasada radziec­kiej teorii wojskowej, dotycząca charakteru politycznego przyszłej wojny, brzmiała: będzie to walka na życie i śmierć pomiędzy socjalizmem a kapitalizmem - było to dziedzictwo teorii „permanentnej rewolucji" autorstwa Lenina i Trockiego. W latach dwudziestych grupa teoretyków z dowództwa Armii Czerwonej, w któ­rej skład wchodzili I. M. Żygurat, A. N. Nikonow oraz Jan K. Bierzin pod kierow­nictwem Michaiła N. Tuchaczewskiego, opracowała dzieło pod tytułem Przyszła wojna. Zakładano w niej, że atak na Związek Radziecki będzie miał postać inter­wencji zbrojnej prowadzonej przez koalicję, w której skład mogły wejść następują­ 23. ce grupy: 1) awanturnicy i bankierzy finansujący całe przedsięwzięcie; 2) organiza­torzy militarnego i gospodarczego frontu antyradzieckiego; 3) dostarczyciele siły żywej („mięsa armatniego") na potrzeby tego frontu; 4) podżegacze i rozsiewacze wrogiej propagandy politycznej; 5) przedstawiciele wrogich interesów kapitalistycz­nych usiłujący stworzyć blokadę wokół ZSRR; 6) tak zwani „obserwatorzy", któ­rzy zachowywać będą „neutralność" życzliwą dla wrogów Kraju Rad. Autorzy sądzili też, że niektóre państwa, które ucierpiały z rąk zachodniego imperializmu, być może Chiny, mogą zająć stanowisko przyjazne Rosji Sowieckiej. Wielkie nadzieje wiązano z poparciem ze strony międzynarodowego proletaria­tu w rozwiniętych krajach kapitalistycznych - Anglii, Niemczech, Francji i Stanach Zjednoczonych - działającego pod wodzą narodowych partii komunistycznych. Tuchaczewski i inni wierzyli, że proletariat („masy pracujące") pospieszą z pomo­cą Związkowi Sowieckiemu w odparciu wrzaskliwej, kapitalistycznej agresji. Wal­ki Armii Czerwonej zostaną zatem wsparte przez powstania i wojny domowe na tyłach przeciwnika. Podkreślano jednocześnie, że pomoc proletariatu z krajów na­pastniczych nie będzie na początku zbyt znacząca. Jak napisano w Przyszłej woj­nie: „(...) bez poważnego wysiłku - i zwycięstw Armii Czerwonej - nie dojdzie w krajach nieprzyjacielskich do demoralizacji tak dużej, aby przekształciła ona woj­nę ze Związkiem Radzieckim w wojnę domową, w rewolucję". Innymi słowy, po uczczeniu werbalnym idei stanowiącej kamień węgielny ideologii komunistycznej ­mianowicie, że kraje uprzemysłowione znajdująsię u progu rewolucji socjalistycz­nej - najlepsi teoretycy wojskowi ZSRR stwierdzali, że w wypadku wojny z jaką­kolwiek koalicją mocarstw kapitalistycznych ich kraj będzie zdany w zasadzie na własne siły i musi w związku z tym zaopatrzyć się w odpowiednie środki, nie oglą­dając się na pomoc z zewnątrz. W 1928 roku Naczelne Dowództwo Armii Czerwonej podzieliło warunkowo ważniejsze kraje świata na cztery następujące grupy; - zdecydowanie wrogie Związkowi Radzieckiemu i tworzące front antyradziecki; - w określonych warunkach mogące przyłączyć się do frontu antyradzieckiego; - ze względów geograficznych, gospodarczych i politycznych nie zaintereso­wane wojną ze Związkiem Sowieckim; - przyjazne wobec Kraju Rad. Po przeprowadzeniu starannej analizy potencjalnie wrogich sił otaczających ZSRR, opracowano scenariusze możliwych początków wojny. Podstawowym za­łożeniem tych scenariuszy było to, że wojna zacznie się bez ostrzeżenia lub prawie bez ostrzeżenia. Takie uprzejmości, jak ultimatum dyplomatyczne, czy formalne wypowiedzenie wojny uznano za relikt przeszłości. Kiedy przyjęto to założenie, nieuchronna stawała się konkluzja, że ZSRR nie ma wyboru, lecz musi przyjąć plan zbrojeń i reorganizacji pozwalający jak najszybciej rozbudować potężnie siły zbrojne. Podstawowym założeniem w tych scenariuszach była myśl, że dopóki Związek Sowiecki nie uzbroi się tak, aby osiągnąć równowagę sił lub przewagę wobec po­tencjalnych przeciwników, dopóty narażony będzie na pierwsze uderzenie ze strony wroga. Szczególną uwagę zwracano na sytuację strategiczną wzdłuż granic za­chodnich, którędy prowadziła odwieczna droga ataków, niegdyś ze strony Kawale­rów Mieczowych, królów Szwecji, polskich magnatów i francuskich cesarzy. Prze­kładając teorię na praktykę, Sztab Generalny Naczelnego Dowództwa rozpoczął wytyczanie granic operacyjnych pomiędzy frontami, wyznaczanie stref obrony i opracowywanie wytycznych na temat taktyki. Obrona, jakkolwiek podczas tej fazy słabości kraju na pierwszym miejscu w świadomości planistów, zawsze uwa­żana była za wstęp do kontrataku. Wierzono, że Związek Radziecki w końcu bę­dzie w stanie przenieść działania wojenne na terytorium wroga, a wówczas pań­stwa napastnicze załamią się od wewnątrz na skutek wystąpienia proletariatu, któ­re zmiecie z powierzchni klasy panujące. Tak stało się w Berlinie w 1918 roku. W tym zarysie strategii obronnej przeciwko atakowi Zachodu wiele miejsca poświęcano obszarowi znanemu na Wschodzie jako Polesie, na Zachodzie zaś ra­czej jako „bagna Prypeci". Jest to rozległy obszar o powierzchni kilku tysięcy kilo­metrów kwadratowych, położony w dorzeczu Prypeci, meandrującej przez połu­dniową Białoruś i uchodzącej do Dniepru. Te nieprzebyte bagna stanowią natural­ną zaporę obronną, dzielącą teatr walki na froncie zachodnim na część północną i południową. Jak to zobaczymy później, Rosjanie potrafili wykorzystać te bagna do swoich celów. Tymczasem Niemcy mieli ciągle kłopoty z koordynacjądziałań swo­ich wojsk po północnej i południowej ich stronie. W czasie wykonywania krytycz­nego manewru w lipcu i sierpniu 1941 roku, niemieckie Naczelne Dowództwo mu­siało skierować znacznączęść wojsk Grupy Armii „Środek" na południe od Prype­ci, aby pomóc w okrążeniu Kijowa. To rozproszenie sił i sam sposób, w jaki prze­prowadzono ten manewr, miały trudne do przecenienia konsekwencje dla całego wyniku wojny na froncie wschodnim. Najpoważniejszym aspektem politycznym sowieckiej doktryny wojennej, z okre­su słabości kraju w latach dwudziestych, było unikanie wybuchu wojny w najbliż­szym czasie. Po zakończeniu wojny z Polską w 1921 roku i po zawarciu w 1922 roku traktatu w Rapallo z Niemcami, ustabilizowała się na pewien czas sytuacja wzdłuż frontu zachodniego. Podjęto zakrojone na szeroką skalę prace nad wyko­rzystaniem kontrolowanej przez państwo gospodarki do celów wojennych i nad ta­kim przeorganizowaniem armii, by mogła ona wykorzystać zarówno nowo powsta­łą sytuację, jaki nowe technologie. Kilku utalentowanych i wybitnych teoretyków, być może najlepszych wówczas na świecie, zajęło się ocenami i przewidywaniem przyszłych potrzeb oraz wskazywaniem kierunków przyszłego rozwoju. Byli to: Michaił W. Frunze, Michaił N. Tuchaczewski, N. E. Warfołomiew, Aleksandr N. Łapczynski, W. A. Molików, Aleksandr A. Szyłowski, Aleksandr A. Swieczin, Władimir K. Triandafiłow i Dmitrij M. Karbyszew. Znaczna część ich zbiorowej filozofii zawarta jest w „Instrukcj i polowej" Armii Czerwonej z 1929 roku (PU-29). wewnętrznego, jak i zewnętrznego. Nie żałowano też pokazywania przykładów, co czeka zdrajców i sabotażystów. Najważniejszym zadaniem zaplecza strategicznego było przygotowywanie re­zerw dla armii. Radziecka teoria wojny zakładała, że wyjątkowo intensywne działa­nia wojenne, przy masowym użyciu broni automatycznej i innych broni rażenia na dużą skalę, spowodują znaczące straty ludzkie i materiałowe. Będzie je można wyrównać tylko dzięki stałemu dopływowi przeszkolonych uzupełnień. Aby roz­wiązać ten problem, rząd radziecki porzucił koncepcję pospolitego ruszenia na rzecz koncepcji armii zawodowej, uzupełnianej przez przeszkolone rezerwy. Umożliwiało to stopniowy wzrost armii i przygotowanie znacznej liczby rezerwistów. Opraco­wano system szkolenia poborowych zdolnych do służby wojskowej i nowe zasady służby w rezerwie. Pozwalał on na szybką mobilizację i rozmieszczenie wojsk lądo­wych, lotnictwa i marynarki wojennej. W nowym systemie stworzono szerokąsieć średnich i wyższych szkół wojskowych, szkolących oficerów liniowych i sztabo­wych oraz komisarzy politycznych. Położono również nacisk na rekrutację i szkole­nie wojskowego personelu technicznego oraz intensyfikację szkolenia rezerwistów, którzy należeli do takiego personelu w służbie czynnej. Rząd organizował też szko­lenia wojskowe dla ludności cywilnej. W okresie międzywojennym prowadzone one były na wielką skalę przez organizacje paramilitarne, takie jak aerokluby i kluby spadochronowe oraz OSOAWIACHIM. Radzieccy teoretycy wojskowi wierzyli, że wojna napastnicza przeciwko Związ­kowi Radzieckiemu będzie konfliktem długotrwałym, a zwycięstwo nie przyjdzie prędko ze względu na zdolności nowoczesnych państw do szybkiego uzupełniania stanu oso­bowego armii, nawet po poniesieniu poważnych strat. Byli pewni, że ZSRR będzie miał w tej wojnie immanenmą przewagę, wynikającą z centralnego planowania oraz możliwości kontrolowania i dysponowania wszystkimi zasobami kraju. Pozwoli to na zmobilizowanie całej ludności do pracy na rzecz zwycięstwa. Można teraz powie­dzieć, że teoretycy ci mieli w przeważającej mierze rację. Nie zdarzyło się jeszcze w historii, i pewnie sięjuż nie zdarzy w przyszłości niepodobnego, jak zdolność ZSRR do zaangażowania całego wielomilionowego narodu do pracy dla osiągnięcia jednego tylko celu-zwycięstwa w wojnie. Stalin i inni przywódcy polityczni i wojskowi z czasu wojny zdołali pod tym względem zdystansować nawet Spartę. Dla porównania, dru­gie państwo dyktatorskie - hitlerowskie Niemcy, okazały się w żałosny sposób nie­przygotowane do przestawienia swojej gospodarki całkowicie na tory wojenne. Al­bert Speer, hitlerowski minister do spraw uzbrojenia, lamentuje w swoich pamiętni­kach, że Niemcy nie były zdolne do osiągnięcia założonego wojennego poziomu pro­dukcji w kluczowych gałęziach przemysłu aż do 1943 roku. Wtedy jednak produkcja ta spadała już na skutek alianckich bombardowań. 2S Strategia w drugiej połowie lat trzydziestych Druga połowa lat trzydziestych była okresem rozwoju i przemian w strategii radzieckiej. Podwaliny tej strategii położyli radzieccy naukowcy z dziedziny woj­skowości: Borys M. Szaposznikow, Andriej M. Zajonczkowski, Aleksandr A. Swie­czin, Aleksandr A. Nieznamow, G. S. Isserson, Michaił W. Frunze, Michaił N. Tuchaczewski i inni. Ich prace opublikowano wiele lat później, a do niektórych z nich radzieccy historycy dopiero teraz uzyskali dostęp, na przykład do traktatu Szaposz­nikowa Zarys nowoczesnej strategii, będącego krytyczną analizą wykładów Za­jonczkowskiego. Praca ta uwypukla wszystkie kluczowe problemy toczonej wów­czas debaty na temat strategii. Szaposznikow, podobnie jak Zajonczkowski, uważał, że proces przygotowania do wojny powinien być logicznie podzielony na „strategię państwową" i „strategię dowódczą". Autor podkreślał, że cały aparat państwowy odpowiedzialny jest za przygotowanie kraju do wojny i żadna część gospodarki czy społeczeństwa nie może być z tego procesu wyłączona. Skrytykował pogląd Za­jonczkowskiego, że operacje ofensywne mają przewagę nad operacjami obronny­mi. Zajonczkowski sądził bowiem, że: „(...) strategia ofensywna jest naturalną for­mą sztuki wojennej, ponieważ bardziej zgadza się z naturą wojny". Przyznawał on jednak, że nie istnieją operacje wyłącznie ofensywne, ani też operacje o charakte­rze wyłącznie defensywnym. Szaposznikow oparł się w swojej krytyce na tym stwier­dzeniu i podkreślał, że „(...) podczas wojny, atak i obrona przenikąjąsię wzajemnie, tak więc zalecanie ataku, jako jedynej formy walki, jest nie tylko niedopuszczalne, ale też szkodliwe". Uważał on, podobnie jak Swieczin, że „(...) obrona jest najsku­teczniejszą metodą prowadzenia wojny". Zarówno Szaposznikow, jak i Swieczin zgadzali się co do tego, że przyszła woj­na będzie wojną koalicji, zaś Związek Radziecki może odnieść zwycięstwo tylko dzięki działaniom ofensywnym. Różnili się oni jednak co do określenia celu tej ofen­sywy. Swieczin na przykład sądził, że „(...) zadaniem Armii Czerwonej w począt­kowym okresie wojny będzie skruszenie najsłabszego ogniwa we froncie przeciw­nika, umocnienie tego sukcesu i szybkie odzyskanie po pierwszym szoku bitwy swobody manewru dla głównych sił operacyjnych". Główne siły atakujące prze­ciwnika powinny być zatrzymane przez ugrupowania obronne, oraz osłabione i wy­czerpane. Potem należy przejąć i utrzymać inicjatywę. Armia Czerwona powinna wówczas podjąć ofensywę i całkowicie rozbić wroga. Szaposznikow uważał ina­czej - „(...) wojnę należy rozpocząć od pobicia wojsk najsilniejszego i najgroźniej­szego przeciwnika, aby nie dać się ponieść sukcesom nad słabym przeciwnikiem, podczas gdy silny wróg będzie czaił się za plecami". Oczywisty jest tu przykład pierwszej wojny światowej, kiedy to pobicie w polu wojsk austriackich niewiele dało Rosji wobec niemożności poradzenia sobie z dużo silniejszymi Niemcami. Sza­posznikow zajmuje się rozważaniami natury nie tylko wojskowej, ale i politycznej. Pisze on: „Nie można zapominać, że do wygrania wojny nie wystarczą tylko sukce­sy wojskowe. Do zwycięstwa nad poważnym przeciwnikiem niezbędny jest także sukces polityczny... Inaczej przyjdzie znowu za jakiś czas toczyć wojnę z tym sa­mym przeciwnikiem, będzie to jednak wtedy wojna dłuższa i trudniejsza". Innymi słowy, nie wystarczy odniesienie zwycięstwa militarnego nad przeciwnikiem takim jak Niemcy, jeżeli potem da się mu możliwość odbudowy sil i stania się na nowo zagrożeniem - jak to się zdarzyło po zawarciu traktatu wersalskiego. Należy po zwycięstwie doprowadzić do proradzieckich zmian politycznych, takich jak rewolu­cja socjalistyczna, a wtedy problem zostanie rozwiązany raz na zawsze. Ten plan wprowadzono w życie na terenach Europy Środkowej i Wschodniej, które dostały się pod okupację radzieckąw wyniku drugiej wojny światowej. Wielki wkład w rozwój strategii radzieckiej wniósł teoretyk wojskowy Alek­sandr A. Nieznamow1. W wyniku przeprowadzonych badań nad wpływem nowych technologii na sztukę wojenną stwierdził on, że „(...) pojawienie się jakiejś nowej broni zmienia rolę ludzi i w połączeniu z nowymi możliwościami taktycznymi stwa­rza to sytuację, kiedy potrzebne są poważne zmiany w dziedzinach nie związanych bezpośrednio z tą nową bronią". Pisząc o strategicznym znaczeniu broni, Niezna­mow podkreśla! szczególnie to, że „(...) broń może zwielokrotnić bojową skutecz­ność żołnierza, bez żołnierza jednak nie ma z broni żadnego pożytku". Wyrażał więc opinię, że aby osiągnąć sukces strategiczny trzeba szczególnie dbać o właściwe posługiwanie się bronią, co mogą zapewnić tylko dobrze wyszkoleni specjaliści. Nieznamow zdefiniował zaskoczenie strategiczne, jako „(...) zaskoczenie nie pozwalające nawet przy użyciu wszelkich dostępnych środków na skuteczne prze­ciwdziałanie w krótkim czasie. Do zorganizowania takiego przeciwdziałania po­trzeba dużo czasu, w tym okresie inicjatywa spoczywa w rękach przeciwnika". Jego zdaniem jednym z sekretów osiągania zaskoczenia strategicznego jest zauwa­żenie w porę i stosowanie innowacji technicznych. W opublikowanym w czasopiśmie „Armia i Rewolucja" (1926, nr 1) artykule Zniszczenie i wyczerpanie, Ljamin zamieszcza szczegółową analizę poglądów ekspertów wojskowych od XVI do XIX wieku na temat techniki wojowania. Autor wyróżnia w tych opiniach dwa główne nurty: „wojny na zniszczenie" i „wojny na wyczerpanie". Badając historię, autor obserwuje kolejne zmiany metod wojowania mające dopro­wadzić albo do zniszczenia, albo do wyczerpania przeciwnika. Ljamin dochodzi do kon­kluzji podobnych do poglądów Clausewitza opartych na koncepcji „zasłony dymnej": „Strategia współczesnej wojny staje się coraz bardziej giętka, coraz bar­dziej dialektyczna, coraz bardziej zmienna. Forma prowadzenia działań wojen­nych zmienia się w czasie każdej wojny, można zauważyć takie zmiany pomię­ 3 A. A. N i e z n a m o w, Modern War, Piotrogród 1929. 30 dzy poszczególnymi kampaniami, a nawet w trakcie prowadzenia poszczegól­nych operacji. Odpowiedź na pytanie, czy walczyć metodą na zniszczenie czy poprzez wyczerpanie (wyniszczenie) nieprzyjaciela, ma doniosłe znaczenie prak­tyczne. Sposób organizacji sił zbrojnych, rozwijania przemysłu i budowy sieci kolejowej, wszystko to zależy od udzielenia odpowiednio wcześnie przed wybu­chem wojny właściwej odpowiedzi na powyższe pytanie. Zupełnie odmienne są bowiem strategia, taktyka i koszty przy stosowaniu każdej z tych metod. Z wy­żej wymienionych przyczyn absurdem byłoby planowanie całej wojny w opar­ciu o jedną tylko metodą. Jasne jest, że nawet najbardziej dalekowzroczni i prze­nikliwi politycy i stratedzy nie będą w stanie przewidzieć przebiegu całej wojny. Mogą oni przewidywać tylko przebieg działań w pierwszym okresie wojny, bio­rąc pod uwagę warunki, jakie najprawdopodobniej będą panować zaraz po roz­poczęciu działań wojennych". W swoim artykule Rezerwy strategiczne A. D. Szymański rozpatrywał ważne kwestie dotyczące szczególnych cech strategii w wojnach prowadzonych prze; koalicje. Analizując doświadczenia pierwszej wojny światowej, doszedł do wnio­sku, że strategia prowadzenia przyszłej wojny musi koniecznie brać pod uwag< wielonarodowy skład stron wojujących. Jego zdaniem strategia prowadzenia współ czesnej wojny będzie dla państwa i armii w gruncie rzeczy wieloma strategiam wewnątrz ugrupowania sojuszniczego - według jego terminologii „strategią we wnętrznych linii operacyjnych" oraz strategiąwalki przeciwko koalicji, czyli „stra tegią zewnętrznych linii operacyjnych". To ciekawe, że Szymański zalecał mobilizowanie całego potencjału wojskowe go, nawet przeciwko słabemu wrogowi. Jego zdaniem, państwo musi od razu zmo bilizować „siły przygotowane przez politykę" i rozmieścić je na teatrze wojny. Ina czej „siły te trzeba będzie wzmacniać kolejnymi falami posiłków". Szymański przywiązywał dużą wagę do rezerw strategicznych - problemu, któr nie został dobrze rozpracowany w latach dwudziestych. Jego założeniem było „roz dzielanie sit pomiędzy fronty i na prowadzone przez nie operacje nie po równo, al proporcjonalnie do znaczenia poszczególnego frontu". Podkreślał też potrzebę stwo rżenia rezerw strategicznych, czyli „wspólnych rezerw dla wszystkich frontów' które „nie powinny się spóźniać, nie powinny stać bezczynnie i nie powinny wykc nywać zbędnych manewrów". W swojej pracy autor kładł również nacisk na zadania bojowe rezerwy stratę gicznej i na jej formy manewru podczas operacji strategicznych i obronnych. P: sząc o składzie rezerw strategicznych, wyróżniał dwa ich elementy: 1) „(...) wszystki zasoby bojowe państwa, jeszcze nie zmobilizowane, ani nie rozmieszczone na t< atrze działań wojennych, a które w pewnym okresie czasu mogą zająć miejsce wśró rezerw strategicznych"; 2) „(...) część sił rozmieszczonych na teatrze działań, p< zostawiona do dyspozycji strategicznej...". Co do składu rezerwy strategicznej, t zależy on od „celu, kierunku i stopnia pilności prowadzonych operacji". Idea Szymańskiego o konieczności posiadania rezerwy strategicznej na potrze­by kilku frontów, okazała się całkowicie słuszna, co zostanie pokazane w niniejszej książce. W 1934 roku Tuchaczewski w artykule Charakter operacji przygranicznych wykazał, że tradycyjna metoda przesuwania armii masowych nad granice, za po­mocą kolei jest przestarzała z powodu zagrożenia atakami lotnictwa. Według auto­ra, planowany wcześniej charakter bitwy granicznej nie odpowiada już obecnym warunkom. Jedyną, gwarantującą sukces taktykąjest przygotowanie głębokiej obro­ny, co doprowadzi do drugich walk na szerokim froncie i prowadzenia operacji w głębi. Bitwa graniczna będzie ważna, lecz w żadnym razie nie decydująca. Nowa taktyka operacji w głębi pozwoli na zniszczenie sił nieprzyjaciela przez serię operacji na wybranym kierunku strategicznym, a nie przez uporczywą obronę granic. Pod tym względem Tuchaczewski okazał się wiemy filozofii Lenina, który uważał, że wojny pomiędzy państwami zdolnymi do zmobilizowania całych swoich rezerw produk­cyjnych i ludnościowych będą zawsze długotrwałe. Dalej Tuchaczewski pisze, że z powodu niebezpieczeństw związanych z kon­centracją dużych armii w rejonie przygranicznym, najlepiej byłoby umieścić tam tylko armie wysunięte, które stanowiłyby tylko pierwszy rzut sił głównych. Należa­łoby je w sposób skryty umieścić w rejonach, które znajdą się na skrzydłach nacie­rającego nieprzyjaciela. Tuchaczewski dużą wagę przywiązywał do rejonów umoc­nionych wzdłuż granicy, które miałyby niczym tarcza pochłaniać energię pierwsze­go uderzenia przeciwnika i osłaniać koncentrację sił drugiego rzutu - czyli miecza ­zadającego ciosy skrzydłom nieprzyjaciela. Rejony umocnione m ialy służyć nie tyl­ko biernej obronie, lecz wiązać się w sposób organiczny z działaniami armii polowej i stanowić jej wsparcie przy wyprowadzaniu ogólnej ofensywy. Musimy zwrócić tutaj uwagę na to, jak ważne okazały się te przemyślenia Tu­chaczewskiego. To właśnie na ich podstawie Timoszenko i Źukow opracowali i wprowadzili w życic plan obrony przed Niemcami w 1941 roku. Co do użycia broni pancernej Tuchaczewski kierował się w pewnej mierze po­mysłami Triandafiłowa, zwłaszcza opisując szczegółowe sposoby przeprowadzania niezależnych operacji sił pancernych. Proponował podzielenie jednostek pancer­nych na kilka kategorii, stosownie do charakterystyki operacyjnej danego typu czoł­gu i przypisanego mu odpowiednio zadania bojowego. Powinny istnieć trzy ugrupo­wania czołgów: 1) bezpośredniego wsparcia piechoty (NPP), do których zaliczyć by można wolniejsze typy o stosunkowo małym zasięgu; 2) dalszego wsparcia pie­choty (DPP), szybsze i o większym zasięgu; 3) niezależnie działająca broń pancer­na dalekiego zasięgu (DD). W pierwszym okresie ofensywy, przed atakiem pie­choty, przełamujące linie wroga czołgi wspierane byłyby przez artylerię i lotnictwo. W ten sposób Tuchaczewski chciał zapełnić lukę zarysowującą się pomiędzy filo­zofią współdziałania różnych rodzajów wojsk a nową taktyką, opartą na niezależ­nych operacjach sił pancernych. W ogólnym wydźwięku jego plan, jak to ujął jeden z przyszłych szefów sztabu, „błędnie przypisywał nadmierne znaczenie i pierwszeń­stwo czołgom". Jak się przekonamy, wypadki, mające miejsce przed niemiecką napaścią w 1941 roku, zmusiły Stalina i ówczesnego szefa Sztabu Generalnego Żukowa do odrzucenia tej koncepcji i polegania prawie wyłącznie na bliskim współ­działaniu piechoty i broni pancernej. Warto też zwrócić uwagę, że na początku lat trzydziestych podejmowano podobne wysiłki, aby zaadoptować teorię niezależnych, strategicznych sił lotniczych, które tak bardzo wychwalał włoski generał Douhet. Triandafiłow i B. M. Feldmann napisali wówczas artykuł zatytułowany Charakte­rystyka nowych tendencji w dziedzinie wojskowej, w którym zalecali stworze­nie lotniczych sił strategicznych. Ich poglądy skrytykował ostro Robert P. Eideman, następca Tuchaczewskiego na stanowisku szefa Akademii Wojskowej im. Frunze-go, który uważał, że głównym zadaniem lotnictwa powinno być wspieranie sił lądo­wych. Po pewnych dyskusjach i badaniach, w grudniu 1934 roku Ludowy Komisariat Obrony zdecydował, że proponowany przez Tuchaczewskiego scenariusz „opera­cji w głębi" nie jest nową taktyką, ale całkowicie nową strategią, zawierającą wiele wariantów taktycznych. Podczas spotkania, do którego doszło jeszcze w grudniu, Woroszyłow oświadczył, że tę nową teorię należy niezwłocznie wcielić w życie. Zgodził się z tym Jegorow dodając, że jednostki pancerne powinny być uważane za .jednostki podstawowe" w strategii „operacji w głębi". Teoria ta została wykorzy­stana w praktyce, w „Regulaminie polowym" z 1936 roku (PU-36). Pomimo prób wykorzystania nowych pomysłów, dotyczących zastosowania broni pancernej, Ro­sja nie dysponowała wówczas jeszcze dostateczną bazą przemysłową, ażeby zme­chanizować Armię Czerwoną w takim stopniu, jak uczyniono to w armiach za­chodnich -czyli u potencjalnego przeciwnika. Niemcy już w 1934 roku przystąpiły do zbrojeń na wielką skalę, a na horyzoncie gromadziły się ciemne chmury - w le­cie 1936 roku wrzała już wojna domowa w Hiszpanii i zarówno Rosja, jak i Niemcy coraz bardziej angażowały się w ten konflikt. W 1936 roku dostrzec można było jeszcze bardziej złowróżbne znaki dotyczące przyszłości - w sierpniu rozpoczął się proces tak zwanego centrum trockistowsko-zinowjewowskiego. Wydarzenie to sta­nowiło preludium wielkiej czystki w partii, w aparacie bezpieczeństwa państwowe­go (NKWD) i wreszcie w armii. PU-36 ucieleśniał w pełni podstawowe założenia teorii operacji w głębi, wy­pracowane przez Tuchaczewskiego i jego kolegów. W jednej części regulamin stwier­dzał, że „(...) wróg ma zostać sparaliżowany na całej głębokości swego ugrupowa­nia, otoczony i zniszczony". Kiedy na początku następnego roku Heinz Guderian opublikował swoją książkę Achtung, Panzer, PU-36 wydawał się współbrzmieć z najnowszymi tendencjami światowymi. W myśl zaleceń niemieckiego generała, czołgi miały być użyte podczas operacji ofensywnych w masowych ugrupowaniach - tak, jak to już wcześniej proponował Tuchaczewski. Korzystając z książek zachod­nich teoretyków, autorzy PU-36 zalecali stosowanie lotnictwa na szeroką skalę, 33­ „koncentrując jego siły stosownie do czasu i celów o największym znaczeniu tak­tycznym". Nowy regulamin polowy wyznaczał artylerii czołową rolę w taktycznym przełamywaniu obrony przeciwnika. Dni „ofensywy artyleryjskiej", którą tak skutecznie posługiwała się później Ar­mia Czerwona, jeszcze nie nadeszły, ale PU-36 starał się jakoś poradzić sobie z pro­blemem luk powstających pomiędzy poruszającymi się szybko siłami pancernymi a wolniejszą artylerią. Niemcy próbowali rozwiązać ten problem przy pomocy bom­bowców nurkujących Ju-87 Stuka, działających jako bezpośrednie wsparcie dla czołgów. Rosyjscy planiści preferowali również podobne rozwiązanie, ale odległo­ści w Rosji okazały się zbyt wielkie dla radzieckiego lotnictwa (WWS). W gruncie rzeczy jednak żadna ze stron nie dysponowała dostateczną liczbą samolotów, by wyrównać brak wsparcia samobieżnej artylerii do dalekich rajdów szpic pancer­nych. Niemcy przekonali się o tym, ku swemu ubolewaniu, po przedarciu się w lip­cu 1941 roku na linię Dniepru. Za tę lekcję musieli zapłacić wysoką cenę krwi, a Grupa Armii „Środek" po odwrocie w grudniu 1941 roku nie była zdolna do po­nownego przechwycenia inicjatywy na tym strategicznym froncie. Podsumowując nurty w teorii strategii z lat dwudziestych i początku lat trzy­dziestych, podkreślić należy zarówno ich praktycyzm, jak i oryginalność. Wiele z oma­wianych tutaj pionierskich prac teoretycznych wytyczyło na długie lata tory rozwo­ju strategii radzieckiej i stworzyło solidnąpodstawę teoretyczną, umożliwiającą pro­wadzenie zwycięskiej wojny. Należy zwrócić uwagę na panującą w wojsku, w latach dwudziestych i na po­czątku lat trzydziestych, atmosferę niezależności i swobody wymiany poglądów. Były to złote lata ciszy przed burzą, kiedy to rozwijać się mogły myśli i poglądy wysoce inteligentnych jednostek. Czasy te jednak nie mogły trwać zbyt długo, na kraj bowiem kładł się już cień stalinowskiej paranoi. W drugiej połowie lat trzydziestych rozwój radzieckiej teorii wojskowej, a w szcze­gólności teorii strategii, został zahamowany na skutek stalinowskich czystek przepro­wadzanych w partii, w wojsku i w organach bezpieczeństwa państwowego. Stali­nowski „kult jednostki" poważnie zaszkodził przygotowaniom obronnym kraju, wsku­tek uniemożliwienia przeprowadzania obiektywnych analiz istniejących warunków w dziedzinie obronności. Taki błąd, popełniony w przededniu niemieckiej agresji, oka­zał się niemal fatalny w skutkach i gdyby dosłownie w ostatniej chwili nie odrzucono strategii pierwszego uderzenia, faworyzowanej przez Stalina i jego eksperta od broni pancernej generała Dmitrija G. Pawłowa, to klęska ZSRR byłaby przesądzona. Decydowanie O strategii stało się w tym okresie wyłączną prerogatywą naj­wyższego kierownictwa partyjno-państwowego, uosabianego przez Stalina. Naj­mniejsza próba akcentowania potrzeby prowadzenia badań nad obroną strategicz­ną napotykała na mur sprzeciwu. Czystki z lat 1936-193 8 powstrzymały na pewien czas rozwój teorii strategii. Wiele interesujących koncepcji wypracowanych w la­tach dwudziestych i na początku lat trzydziestych zostało uznanych za wrogie wo­bec państwa i napiętnowanejako zdrada lub sabotaż. Tak pisze o tym Isserson: „Zostało nam narzucone ograniczenie w postaci pewnych deklaratywnych zasad, których musieliśmy się, trzymać: o ofensywnej naturze wojowania, o tym, że nasza armia będzie armią atakującą, że przeniesiemy działania wojenne na terytorium wroga i tak dalej. Zasady te przychodziły z góry, w postaci nie pod­legających dyskusji dyrektyw co do naszej polityki wojskowej i miały one sta­nowić niekwestionowaną podstawę myślenia wszystkich dowódców. W okre­sie stalinowskiego „kultu jednostki" dyrektywy te miały moc prawa i nawet w teorii nie można ich było podważać"4. Zasada przewagi ataku nad obroną, narzucona wojsku przez Stalina, okazała się barierą nie do pokonania dla rozwoju realistycznej i wszechstronnej strategii opartej na racjonalnych przesłankach, jakkolwiek w prywatnych rozmowach, pro­wadzonych za zamkniętymi drzwiami, podkreślano potrzebę zrównoważenia ope­racji ofensywnych i obronnych, to nikt nie ośmielał się mówić tego publicznie. Is­serson pisze: „Można być zwolennikiem teorii filozoficznej o przewadze ofensywy, a jednocześnie mieć dobrze opracowaną teorię obrony. Można również próbować wprowadzić w życie tę doktrynę ofensywną, co oznacza ignorowanie potrzeby sta­rannego przygotowania obrony na skalę operacyjną". Dla kontrastu, pojawiające się teorie wojny manewrowej, opracowane przez teoretyków zachodnich, takich jak Liddel Hart czy Heinz Guderian, w żaden spo­sób nie negowały możliwości prowadzenia zarówno operacji ofensywnych, jak i de­fensywnych. Przyjmowali oni, że obrona może mieć charakter zarówno pozycyjny, jak i manewrowy. Stalin zakazał jednak dyskusji nad tymi kierunkami wojskowej myśli Zachodu i analizowania ich możliwego znaczenia dla Związku Radzieckiego. Stalinowski system z końca lat trzydziestych upośledził zdolność Rosji do obrony przez konsekwentne niedocenianie trendów pojawiających się w strategii i taktyce za granicąoraz przez narzucanie jednego modelu poglądów strategicznych, od które­go nie tolerowano żadnego odstępstwa. Co więcej, szerokim rzeszom teoretyków i ekspertów wojskowych odmówiono prawa do uczestniczenia w opracowywaniu teorii strategii. Wszystko to musiało mieć katastrofalne następstwa, kiedy na horyzoncie pojawiła się groźba wojny. Przyczyną późniejszych problemów było mylne przypisy­wanie ofensywie strategicznej przewagi nad strategiczną obroną. Tylko dzięki wysił­kom niewielkiej grupy wyższych oficerów i teoretyków, którzy w tajemnicy praco­wali nad zagadnieniami obrony strategicznej, naród rosyjski uniknął zagłady. Odwet za nieprawomyślne poglądy Musimy pamiętać, że przez długi czas życie obywateli ZSRR oraz doktryna sił zbrojnych zależne były od dogmatów komunizmu. Szczególna interpretacja tych dogmatów, dokonana przez Stalina, wpłynęła zgubnie na sformułowanie strategii Ą G.S. Isserson,Razwitie tieorii sowieiskogo aplemtlwmgo isshtstwa w 30-yje gody, „Wo­ jenno-Istoriczeskij Żurnał" 1965, nr ł, s. 39-46; nr 3, s. 44-61. Armii Czerwonej oraz na przebieg wielu operacji i kampanii drugiej wojny świato­wej. Przykładem takiego dogmatu, który wywarf negatywny wpływ, jest idea re­wolucji światowej. Czołowi przywódcy państwa radzieckiego byli od początku przekonani, że zwy­cięska rewolucja w Rosji stanowić będzie bazę, z której rozprzestrzeni się świato­wa rewolucja. Grigorij J. Zinowjew, wspominając okres przed rewolucją, pisze: „Przez długie godziny dyskutowaliśmy w Komitecie Centralnym na temat rozwoju wydarzeń w Niemczech i w Austrii. Sądziliśmy, że jeśli jutro przejmiemy władzę, przyczyni się to do zwycięstwa rewolucji w innych krajach". Jakkolwiek nie po­wiodła się w 1920 roku próba przyniesienia na bagnetach Armii Czerwonej rewolu­cji do Polski, to jednak przywódcy radzieccy przez ponad sześćdziesiąt lat nie usta­wali w wysiłkach mających na celu eksportowanie rewolucji. Pomimo że wielu wyższych dowódców wojskowych nie akceptowało idei re­wolucji światowej, to jednak tak zwani proletariaccy dowódcy próbowali wprowa­dzać ją w czyn. Na przykład Michaił N, Tuchaczewski w jednym ze swych wcze­snych dzieł napisał: „Ofensywa rewolucyjnej armii klasy pracującej przeciwko są­siednim państwom burżuazyjnym może obalić władzę burżuazji i oddać dyktaturę w ręce proletariatu". Wspominając marsz Armii Czerwonej ku Wiśle w 1920 roku. stwierdza on, że gdyby tylko wojskom radzieckim udało się wtedy zwyciężyć Pola­ków, to ogień rewolucji zapłonąłby nie tylko w Polsce: „Niczym wezbrana rzeka rozlałby się on po całej Europie". Podobne opinie wypowiadał wówczas także Mi­chaił W. Frunze: „Rosja Radziecka, jako filar światowej rewolucji, nie tylko zdolna jest do przetrwania do chwili jej wybuchu, ale może także pomóc w przeniesieniu rewolucji do innych krajów (...)". Tego rodzaju ekstremistyczne poglądy wpływały negatywnie na rozwój nauk wojskowych. Z powodu zgubnego wpływu, jaki miały na rządzącą elitę partyjną idee dotyczące niesienia bezpośredniej pomocy rewolucji w krajach zachodnich, niewielka tylko liczba strategów mogła otwarcie badać pro­blemy związane z przygotowaniem kraju do obrony. Strategia defensywna nie była przecież odpowiednia do udzielania pomocy proletariackiej rewolucji światowej. W połowie lat dwudziestych opublikowano klasyczną pracę profesora Alek­sandra A. Swieczina pod tytułem Strategia. Dzięki bogactwu jej treści i głębi za­wartej tam analizy, zaliczyć należy tę książkę do dzieł teorii wojskowej o pierwszo­rzędnym znaczeniu. Pomysły Swieczina, dotyczące problemów obrony, są niezwy­kle cenne. Jednak kierownictwo pol ityczne i wojskowe nie poświęciło wówczas tej książce wiele uwagi. Niektórzy krytycy oskarżyli nawet autora o chęć kopiowania strategii zwycięzcy Napoleona, Kutuzowa, przez pozwolenie wrogowi na zajęcie Moskwy. To oskarżenie dostarczyło później powodu do aresztowania Swieczina i skazania go na śmierć. W końcu lat dwudziestych Swieczin podjął ostatnią próbę ratunku i wysłał list do ludowego komisarza obrony Woroszyłowa. Stwierdził w nim, że przyszłą wojnę cechować będzie elastyczność manewru: na niektórych odcin­kach frontu wojska będą musiały przejść do obrony, podczas gdy na innych będą mogły prowadzić działania ofensywne. Pisał też, że brak szacunku dla operacji obronnych, panujący sv Armii Czerwonej, wynika z braku zrozumienia związku po­między obroną i atakiem. „Kto nie potrafi prowadzić operacji defensywnych, ten nie będzie też potrafił prowadzić operacji ofensywnych". Odpowiedzi Swieczinowi udzielił, zgodnie z instrukcjami Woroszyłowa, szef Szta­bu Generalnego Armii Czerwonej Borys M. Szaposznikow. Zgodzi! się on z niektóry­mi uwagami profesora, dodał jednak: „(...) nie jest dla nikogo tajemnicą, że przyzna­wanie tego samego znaczenia operacjom defensywnym i ofensywnym jest procesem długim i ma charakter ewolucyjny. Obrona jest trudniejszą dziedziną sztuki wojennej i nasze oddziały nie są w tym najlepsze'". Podkreślił także, że jak uczy historia, ar­miom rewolucyjnym zawsze lepiej wychodziły działania zaczepne niż obronne. Dlate­go „(...) należy wziąć pod uwagę charakter Armii Czerwonej i nie pozbawiać jej ducha ofensywnego". Szaposznikow bez wątpienia wiedział, jakie sąpoglądy na obronę nie tylko Woroszyłowa, ale i samego Stalina. Dlatego nie chcąc udzielić Swieczinowi jednoznacznej odpowiedzi, w odniesieniu do defensywy, użył określenia „długi i o cha­rakterze ewolucyjnym" oraz pisał o „duchu ofensywnym Armii Czerwonej". Jest prawdą, że dowództwo Armii Czerwonej w ogóle a Woroszyłow w szcze­gólności hamowali prace nad strategią defensywną, jednak nie wypływało to z ich własnej inicjatywy - była to decyzja Stalina. Od czasów starożytnych wiadomo, że wartość personelu armii zależy przede wszystkim od profesjonalizmu jej oficerów. Jakkolwiek nie dysponujemy ścisłą de­finicją profesjonalizmu, tym niemniej wiadomo, że żaden kraj nie może sobie po­zwolić na to, by jego kadra żołnierzy zawodowych była gorsza niż kadra jego poten­cjalnego przeciwnika. Rozwój sił zbrojnych w ZSRR pokazuje, że nawet przy najlepszym systemie szkolnictwa wojskowego potrzeba od piętnastu do dwudziestu lat na wykształcenie dobrych, starszych oficerów liniowych, zaś pięć do dziesięciu lat na wykształcenie młodszych oficerów liniowych. Starsi oficerowie sztabowi wymagają kształcenia przez dziesięć do piętnastu lat. Na wyszkolenie kadry najwyższych dowódców po­trzeba od piętnastu do dwudziestu i więcej lat. Podczas wojny domowej Armia Czerwona korzystała z usług starszych oficerów i generałów dawnej carskiej ar­mii. Niektórzy z nich wstąpili do Armii Czerwonej na ochotnika, inni zostali powoła­ni, jeszcze inni zdezerterowali z oddziałów białogwardyjskich. Wielu spośród tych oficerów odebrało wykształcenie w różnych szkołach wojskowych armii carskiej. W latach 1920-1921 w Armii Czerwonej służyło od 150 do 180 tysięcy oficerów, 70 do 75 tysięcy to członkowie dawnego carskiego korpusu oficerskiego. Spośród tych ostatnich 10 tysięcy to byli kadeci, natomiast 60 do 65 tysięcy to oficerowie, którzy przeszli przeszkolenie w latach pierwszej wojny światowej. 3 Zdanie wygłoszone przez Szaposznikowa podczas wykładu na Akademii im. Frartzego. Sza­posznikow byi jej szefem w lalach 1932-1935. Zob. B. M.Szaposznikow, Mozg armii, Mo­skwa 1927, s. 240-241. Według Lwa Trockiego, pierwszego naczelnego dowódcy Armii Czerwonej, brakowało w niej podoficerów, ponieważ dawnych carskich podoficerów uczynio­no dowódcami kompanii, batalionów, a nawet pułków. Pod koniec wojny domowej ponad 43 procent oficerów nie miało żadnego wykształcenia wojskowego. Wśród podoficerów 13 procent nie miało żadnego wykształcenia wojskowego, podobnie jak około 34 procent oficerów wywodzących się z. dawnej armii carskiej. Powszech­nie brakowało młodszych oficerów do nowo tworzonych jednostek i dlatego też powołano do służby w Armii Czerwonej ponad 200 tysięcy podoficerów z byłej armii carskiej. Podczas wojny domowej najwyższe stanowiska dowódcze w Armii Czerwonej (dowódcy frontów i armii oraz szefowie sztabów tych jednostek) zajmowali z regu­ły generałowie i starsi oficerowie dawnej armii carskiej. Na przykład spośród dwu­dziestu dwóch dowódców frontów, siedemnastu to byli carscy generałowie i ofice­rowie, podobnie jak dwudziestu dwóch szefów sztabów frontów. Spośród stu do­wódców armii, osiemdziesięciu dwóch to dawni carscy oficerowie, tak jak i sie­demdziesięciu siedmiu spośród dziewięćdziesięciu trzech szefów sztabów aralii. Byli kadeci armii carskiej - Joachim J. Wacetis oraz Kamieniew piastowali w róż­nych okresach stanowisko naczelnego dowódcy Armii Czerwonej. Wyżsi oficerowie Armii Czerwonej poddawani byli podwójnej, a nawet potrój­nej kontroli. Starszym oficerom przydzielano licznych komisarzy politycznych, któ­rzy pełnili rolę „przedstawicieli partii". Sytuacja taka musiała prowadzić do zadraż­nień. Pilnie obserwowało ich również NKWD; obawiali się oni ciągle aresztowania i śmierci z powodu jakiegoś odstępstwa, prawdziwego czy wyimaginowanego, od „linii partii". Niezależność wyższych oficerów była więc ciągle ograniczana przez aparat partyjny i aparat bezpieczeństwa. W lecie 1919 roku aresztowano naczelnego dowódcę Armii Czerwonej Wace­tisa, szefa sztabu polowego Fiodora W. Kostiajewa oraz kilku ich bliskich współ­pracowników. Kilka miesięcy później umorzono prowadzone na podstawie sfałszo­wanych dowodów postępowanie przeciwko nim, a Prezydium Wszechzwiązkowe­go Centralnego Komitetu Wykonawczego wydało rezolucję stwierdzającą, że nie ma żadnych powodów „(...) by podejrzewać byłego naczelnego dowódcę o jakikol­wiek bezpośredni udział w działalności kontrrewolucyjnej". O takich wydarzeniach pamiętano i hamowało to później inicjatywę i zdolność do podejmowania niezbęd­nego ryzyka wśród wyższych dowódców. Jakkolwiek warunki służby dawnych oficerów carskich w Armii Czerwonej były niezwykle trudne, większość z nich lojalnie wykonywała swoje obowiązki. Przy­padki zdrady, sabotażu i dezercji zdarzały się wśród nich bardzo rzadko. Użyteczna praca tych oficerów przy szkoleniu kadr dowódczych, organizowaniu i ukierunko­waniu rozwoju Armii Czerwonej była wysoko oceniana przez rząd ZSRR. W za­mian otrzymali oni jednak „nagrodę", jakiej się nie spodziewali. Wielu wyższych oficerów wyrzucono z armii podczas jej reformowaniaw połowie lat dwudziestych. W końcu lat dwudziestych i na początku trzydziestych przeprowadzono czystkę skierowaną przeciwko dawnym carskim oficerom. Według Woroszyłowa usunięto wówczas z wojska 47 tysięcy oficerów, z których większość służyła niegdyś w ar­mii carskiej. Było to tylko drobne preludium do wielkiego upustu krwi, który miał nastąpić w latach 1937-1938. Isserson twierdził, że to „kult jednostki" Stalina odpowiedzialny był za luki w pla­nowaniu obrony, ale problemjest najwyraźniej znacznie bardziej złożony. Dyktator nie zdołał wówczas uchwycić jeszcze pełnej kontroli nad wojskiem, nie znalazł też jeszcze ludzi, którym mógłby w pełni ufać i polegać na ich radach w dziedzinie stra­tegii, nie mówiąc już o taktyce. Woroszyłow okazał się pozbawionym talentu wo­łem roboczym i potakiwaczem, co udowodniła wojna przeciw Finlandii w 1939 roku. Tuchaczewski z kolei był niespokojnym duchem, flirtującym ciągle z Zachodem. Jego tamtejsze kontakty zostały w końcu wykorzystane przez szefa tajnej policji hitlerowskiej, Reinharda Heydricha do sfałszowania dowodów rzekomej zdrady Tuchaczewskiego. Czy Stalin naprawdę uwierzył spreparowanym przez Heydri­cha dokumentom czy też nie, nie jest istotne. Ważne jest to, że doszedł do wniosku, iż Tuchaczewski zanadto zbliżył się do Zachodu, by można mu było ufać. Kiedy w styczniu 1937 roku rozpoczął się proces starego bolszewika Karola Radka, moż­na powiedzieć, że dreszcz przeszedł po plecach radzieckiego korpusu oficerskiego na wzmiankę o pewnych dokumeniach łączących Tuchaczewskiego z działalno­ścią antyradziecką. W lecie tego roku Tuchaczewski został aresztowany i rozstrze­lany, a pod koniec roku trwała już krwawa czystka wśród korpusu oficerskiego. Instrumentem tej czystki był aparat bezpieczeństwa NKWD kierowany przez Ni­kołaja 1. Jeżowa, zwanego „krwiożerczym karłem" (miał on około 150 centyme­trów wzrostu). Ten okres terroru zwany jest w Rosji, jeżowszczyzną". W końcu 1937 roku Stalin uchwycił już wojsko żelazną ręką i rządził nim za pośrednictwem Lwa Mechlisa, szefa Głównego Zarządu Politycznego Armii (PUR). W wyniku „wielkiej czystki" ilość oficerów w siłach zbrojnych zmniejszyła się o 10 do 15 procent. Szczególnie ucierpieli jednak wyżsi oficerowie. W 1938 roku pozostało na stanowiskach tylko 20 do 25 procent spośród nich, natomiast najbar­dziej zdolni i najinteligentniejsi zginęli. Spośród około 75 tysięcy dawnych carskich oficerów w służbie pozostało tylko kilkuset. Ta maleńka grupka traktowana była jako rezerwa do uzupełniania stanowisk szefa Sztabu Generalnego i dowódców frontowych w czasie wojny, zwykle jednak dawni carscy oficerowie awansowali bardzo wolno. Przez prawie dwadzieścia lat pochodzenie klasowe i przynależność partyjna ważniejsze były przy awansowaniu niż zdolności. Wielu studentów Akade­mii Sztabu Generalnego było denuncjowanych i poddawanych śledztwu. Na przy­kład Aleksandr M. Wasilewski był politycznie podejrzany jako syn duchownego, Iwan Ch. Bagramian jako „były daszniak" (członek Narodowej Partii Armenii „Desznaksutun"), zaś Leonid A. Goworow jako „dawny żołnierz armii Kołczaka" (formacja białogwardyjska z lat wojny domowej). Jednak korpus oficerski podniósł się z min niczym feniks z popiołów. Wyrosła nowa grupa, która swoją karierę, a nawet życie, zawdzięczała Stalinowi. Ci, któ­rych czystka oszczędziła, Gieorgij K. Żuków, Siemion K. Timoszenko i Borys M. Szaposznikow mogli teraz szybko awansować, jeżeli tylko posiadali wrodzony in­stynkt umożliwiający im przetrwanie w tych surowych warunkach. Armia Czer­wona nie miała okazji sprawdzić się w boju na większą skalę od czasu wojny z Pol­ską i nieudanej ofensywy na Warszawę w 1920 roku. Ta pokojowa drzemka miała być jednak wkrótce brutalnie przerwana. Japonia, stary wróg Rosji, już od 1934 roku szybko wzmacniała swoje siły w Chinach, a teraz gotowa była sprawdzić wartość bojową Armii Czerwonej i to w miejscu, gdzie jej linie komunikacyjne były najbardziej rozciągnięte - w Mongolii, która już w 1922 roku stała się radzieckim państwem satelickim. Najpierw wiosną 1938 roku nad jeziorem Chasan, a potem latem 1939 roku nad rzeką Chałchyn-goł Japończycy uderzyli potężnie, używając piechoty, broni pancernej, artylerii i lotnictwa, aby wypchnąć Armię Czerwoną z Mongolii. Próby te zakończyły sięjednak niepowodzeniem. Japoński atak nad jeziorem Chasan zostat odparty przez marszałka Wasilija K. Bluchera, któremu marzyło się być może władztwo nad Syberią, zanim, dosłownie następnego dnia po zwycięstwie w Mongolii, nie został on zlikwidowany przez słu­żalców Jeżowa. Dla kontrastu, japońska napaść pod Chałchyn-goł została odparta przez zaufanego człowieka Stalina, później przez niego nagrodzonego - Gieorgija Żukowa. Zawdzięczał on swoje powodzenie u dyktatora prawdopodobnie temu, że był bezpośredni, przynajmniej na początku swej kariery, i bezpretensjonalny. Posia­dał też inne cechy, które cenił dyktator: pytany mówił prawdę prosto z mostu (na przykład w 1941 roku) i zwykle nie mylił się. Pod Chałchyn-goł Żuków posłużył się, dla zmiecenia wroga z pola bitwy, prze­ciwnatarciem przy współdziałaniu różnych rodzajów broni. Mówiono często, że zademonstrował przy tej okazji skuteczność samodzielnego ataku sił pancernych, ale to nie jest prawdą. Niektóre jednostki japońskie zostały wprawdzie otoczone przez działające niezależnie siły pancerne, ale zostało to przeprowadzone na wą­skim froncie, o ograniczonym zasięgu i na ograniczoną głębokość, tak że trudno porównać to z niemieckimi wielkimi „kotłami" pancernymi z 1941 roku. Po Chał­chyn-goł akcje Żukowa wyraźnie poszły w górę. W 1940 roku zdobył dodatkowe doświadczenia w Finlandii i Besarabii i w końcu Stalin powierzył mu wydobycie Rosji z najgłębszego od siedemnastego wieku kryzysu. W wyniku japońskich doświadczeń Żukowa oraz trudności, które przeżywał dowódca wojsk pancernych Pawłów w Hiszpanii, w listopadzie 1939 roku wydano rozkaz rozwiązania korpusów pancernych, utworzonych po raz pierwszy w 1932 roku pod nazwą korpusów zmechanizowanych, i używania czołgów przy ścisłym współdziałaniu z piechotą. Próby Pawłowa samodzielnego użycia broni pancernej doznały niepowodzenia w Esquivas, na południe od Madrytu. Czołgi działające tam bez wsparcia piechoty na wąskich uliczkach miasta okazały się zupełnie niesku­ teczne. Jednakże spór dotyczący sposobu użycia czołgów daleki był od rozstrzy­gnięcia, szczególnie po zademonstrowaniu przez Armię Czerwoną niemożności uzyskania decydującego zwycięstwa w wojnie zimowej z Finlandią na przełomie 1939 i 1940 roku oraz po sukcesie Blitzkriegu Guderiana w wojnie z Francją w maju i czerwcu 1940 roku. Debata rozpoczęła się na nowo po ukazaniu się, wkrótce po upadku Francji, artykułu 1. P. Suchowa pod tytułem Czołgi we współczesnej woj­nie. Autor był starszym wykładowcą, a później szefem Wojskowej Akademii Mo­toryzacji i Mechanizacji Armii Czerwonej w Moskwie. W swym artykule zaprze­czał on opinii, że działanie czołgów w głębi ugrupowania nieprzyjacieia-czy to na jego skrzydłach czy na tyłach - niesie ze sobą ryzyko klęski. Minimalizował też znaczenie problemów z zaopatrzeniem jednostek zmotoryzowanych działających daleko od swoich baz. Wszystkim tym trudnościom można zapobiec, tworząc dużą liczbę jednostek piechoty zmotoryzowanej, która będzie w stanie dotrzymać kroku nacierającym wojskom pancernym. Potrzebna też będzie artyleria zmotoryzowana, tu jednak brak odpowiedniego wsparcia artyleryjskiego dalekiego zasięgu zastąpić można właściwym użyciem lotnictwa. Artykuł Suchowa jest interesujący z kilku względów. Po pierwsze, to dokładnie tę teorię zastosował w praktyce Wehrmacht w Rosji rok później. Po drugie, jakkolwiek Armia Czerwona próbowała dokonać gwałtownego zwrotu i wcielić w życie niektóre z idei Suchowa, to jednak okazało się, że brak czasu nie pozwolił na osiągnięcie przez armię radziecką dostatecznego stopnia mechanizacji. Po trzecie, teoria sformułowana przez Suchowa obowiązuje i we współczesnych armiach. Operacje obronne w oparciu o rejony umocnione prowadzone na skalę tak­tyczną były przedmiotem studiów na Akademii Wojskowej im. Frunzego już przed napaścią Niemiec na ZSRR. Co się tyczy obrony manewrowej (elastycznej), to profesorowie akademii, zgodnie z zaleceniami Woroszyłowa, twierdzili, że ten typ obrony polecać mogą tylko „wrogowie ludu", w celu oddania nieprzyjacielowi tery­torium ZSRR. Ponieważ wszyscy wiedzieli, jaki los czeka zadenuncjowanego w NKWD jako „wróg ludu", niewielu przyszłych oficerów zastanawiało się nad problemami elastycznej obrony w głębi. Po klęsce poniesionej w wojnie z Finlandią, w maju 1940 roku na stanowisku ludowego komisarza obrony Woroszyłowa zastąpił Timoszenko, nie zmieniło to jed­nak lekceważącego stosunku dowództwa Armii Czerwonej do problemu obrony. Na polecenie Stalina analizowano teraz doświadczenia wojny zimowej z Finlandią koncentrując się na przełamywaniu umocnionych linii nieprzyjaciela, jako na naj­bardziej prawdopodobnej formie walki w przyszłej wojnie. Operacje ofensywne analizowano w skali frontów, natomiast operacje obronne tylko w skali armii. W ta­kich ramach nie sposób było rozwiązać problemów dotyczących organizowania i prowadzenia obrony strategicznej, włącznie z takimi kwestiami, jak: przeprowa­dzanie przeciwuderzenia rezerwami strategicznymi frontu, odwrót strategiczny pod naporem wroga, zapobieganie oskrzydleniu własnych sił i, wyprowadzanie kontr­ofensywy. Problemy te okazały się rzeczywistościąpierwszych dni wojny z Niem­cami i brak u dowódców radzieckich doświadczenia w ich rozwiązywaniu przy­czynił się bardzo do poniesienia przez Armię Czerwoną ciężkich strat na froncie zachodnim. Podstawy strategii radzieckiej czasu wojny W historiografii zarówno radzieckiej, jak i zachodniej pełno jest stereotypowych ocen przebiegu i wyniku wojny niemiecko-radzieckiej z łat 1941-1945". Przede wszystkim dotyczy to operacji „Barbarossa" i zimowej kampanii Armii Czerwonej z przełomu 194) i 1942 roku. Co stanowi sedno tych interpretacji? Pragnienie Stalina, aby nie dać Hitlerowi pretekstu do wojny i napaści na ZSRR, oraz niewiara jego i Sztabu Generalnego w niemieckie przygotowania do tej napa­ści uważane są za podstawowy powód, dla którego dowództwo radzieckie nie wy­dało w przededniu inwazji rozkazów stawiających w stan pogotowia oddziały na granicy zachodniej. Powszechny jest nadał pogląd, że główną przyczyną klęski Niemiec na froncie wschodnim, łącznie z niepowodzeniem operacji moskiewskiej, były błędy Hitlera orazw mniejszym stopniu błędyjego generałów. Żadnych zasług nie przypisuje się natomiast Armii Czerwonej. Obydwie te interpretacje sugerują, że Armia Czerwona była nieprzygotowana, zaś Sztab Generalny i Naczelne Dowództwo radzieckie nie miały przed rozpoczę­ciem operacji „Barbarossa" żadnej koncepcji strategicznej działań w głębi. Jednakże analiza udostępnionych niedawno dokumentów z archiwum Minister­stwa Obrony oraz opublikowanych ostatnio wspomnień i korespondencji, szczegól­nie Żukowa (Vo$pominanija i razniysziemja, t. 2, wyd. 5, Moskwa 1995, wyka­zuje, że interpretacje te są niezgodne z rzeczywistością. Co więcej, w świetle tych nowych źródeł informacji zmienia się obraz nąjważniejszycłi momentów operacji „Bar­barossa", do którego byliśmy dotąd przyzwyczajeni. Zwycięstwo lub klęska w wojnie zależy w wielkim stopniu od wyników cichej * Klasycznymi przykładami lej stereotypowej interpretacji -nogą być: J. Erickson , The Road to Stalingrad: Stalin i War wilk Germany, Londyn 1975; H. S a I i s b u r y, The900Days: The Siege ofLemgrad,"Nowy lork 1969: P. C a r re ! i. Hitler Maves East, 1941-1943, Nowy Jork 1966; O. B uch hei t, Hitler der Feldherr: die Zerstoerung einer Legendę, Kaslatt 196!; K. R e i n ­hi a r d l, Dte Wende der Moskan: das Seheitern der Strategie Hitlers im Muter 1941/1942, Stuttgart 1972. Dla kontrastu w nowszych książkach autorzy piszą w sposób bardziej wyważony o konflik­tach pomiędzy Hitlerem a jego generałami oraz wśród samych generałów. Zob. C, Bltruc l t, Hitler 's Generak, Nowy Jork 1989. Szczególnie interesujący jest esej poświecony Haiderowi, autorstwa Barry'ego Leacha, który zgadza sic w nim z większością przedstawionych tułaj poglądów, oraz esej poświęcony von Kiugemu, autorsiwa Richarda Lamba. Lamb podkreśla, że von Kloge późną jesienią 1941 roku ostrzegał o nicbezpieczcńslw ach związanych z podejmowaniem ofensywy na Moskwę siłami pancernymi pozbawionymi wsparcia piechoty. i prowadzonej bez rozgłosu pracy strategów. Głównym zadaniem generałów linio wych jest trafne przewidywanie, które rozwiązanie może przynieść sukces i kied) należy je zastosować, biorąc pod uwagę ogólne założenia strategiczne. Na tym te; polegała rola radzieckich przywódców wojskowych odpowiedzialnych za obront narodową w przededniu agresji niemieckiej. Kilku radzieckich generałów, przedi wszystkim Żuków i Timoszenko, rozwinęło i unowocześniło teorie Triandafilowa Tuchaczewskiego i innych rosyjskich teoretyków wojskowych. Stworzyli oni no­ woczesną koncepcję prowadzenia wojny, której podstawą było ścisłe powiązani* strategii ofensywnej i defensywnej w sposób wszechogarniający, mówiąc nowo­cześnie - holistyczny, wynikający z rytmu i przebiegu walki. Niektórzy historyc) nie dostrzegają tej dwoistości strategii Żukowa i dlatego nie doceniają należycie jego roli. Już na długo przed wybuchem wojny Żuków doszedł do wniosku, że założeni! strategii radzieckiej są jednostronne. Wszechwładny Stalin zadekretował, że na­pastnik może zostać odparty wyłącznie w wyniku akcji ofensywnej. Jakkolwiek Żuków w początkach swej kariery nie kwestionował nigdy tego dogmatu, to jednak już wtedy zalecał studiowanie problemów boju spotkaniowego, wymuszonego od­wrotu, walki w okrążeniu, operacji nocnych i innych manewrów o charakterze przede wszystkim defensywnym. Przeciwstawiał się zdecydowanie deprecjono­waniu aktywnej obrony, albo przypisywaniu jej roli podrzędnej. „Badając problemy operacyjno-taktyczne - wspomina Żuków - doszedłem do wniosku, że prowadze­nie obrony w kraju tak ogromnym jak nasz może wiązać się z wieloma poważnymi trudnościami". W dyskusji na temat rozwoju radzieckiej sztuki wojennej w okresie przed drugą wojną światową, a w szczególności na temat znaczenia planów obrony strategicz­nej, nie można pomijać ówczesnej sytuacji politycznej i gospodarczej. Podczas, gdy Żuków, Timoszenko i inni dowódcy wojskowi, zdając sobie sprawę z niebezpie­czeństwa, jakie stanowią Niemcy, robili wszystko, aby przygotować armię do pro­wadzenia operacji zarówno ofensywnych, jak i obronnych, to Stalin nie chciał, a; do styczniowych gier wojennych, w ogóle słyszeć o obronie strategicznej, wierząc że jest ona niezgodna z charakterem Armii Czerwonej i z rolą, jakąjej wyznaczał Tłumaczy to w znacznym stopniu powściągliwość okazaną przez wyższych do wódców, głównie Żukowa i Timoszenkę, podczas kremtowskiej konferencji sztabo wej z grudnia 1940 roku. Generałom tym należy jednak zapisać na plus to, że pod czas pierwszej styczniowej gry wojennej zademonstrowali Stalinowi wyraźnie i prze konywająco, co może się stać, jeżeli kwestia obrony strategicznej będzie w dal szym ciągu ignorowana. Podczas tej gry Żuków rozmontował w sposób systema tyczny pozycje obronne Pawłowa na wybrzuszeniu białostockim. Gra generała po kazała jasno, jak tarcza i miecz mogą zostać wytrącone z rąk Stalina, zostawiają go na łasce drapieżnego przeciwnika. Dyktator, którego paranoja nie znała hamul ców, zapamiętał dobrze tę lekcję. Czy Stalin wiedział o przygotowywanych potajemnie planach obronnych? Przy swoim uporze Józef Wissarionowicz nie mógł wyrzec się myśli o podjęciu inicjaty­wy ofensywnej. W głębi serca rozumiał jednak wnikliwość swoich dowódców, ale nie był w stanie otwarcie przyznać im racji. Był najbliższy tego w styczniu 1941 roku, kiedy podczas dyskusji po grach wojennych surowo skrytykował marnie zor­ganizowaną obronę Pawłowa, natomiast pochwalił Żukowa za jego świetnie prze­prowadzone operacje zarówno obronne, jak i ofensywne. Jak już wcześniej zaznaczyliśmy, podczas lutowych gier wojennych, z których wyłączono Pawłowa i jego stronników, została sprecyzowana idea prowadzenia głęboko urzutowanej obrony strategicznej daleko w głębi terytorium ZSRR. Jed­nakże Stalin, pomimo udzielenia niechętnej zgody na realizację takiego właśnie pla­nu, nie pozwolił Żukowowi i Timoszence na pełne wprowadzenie go w życie, oba­wiając się, że wykrycie tych działań przez Niemców może sprowokować Hitlera. Można jednak powiedzieć, że nawet częściowe wprowadzenie planu w życie lep­sze było od bezczynności. Timoszenko i Żuków okazali się jednak tak zręczni, że nawet bez wszystkich tych zasobów, o które prosili, potrafili zadać klęskę wrogowi. Jednakże cena, jaką przyszło za to zapłacić, była dużo straszniejsza niż byłoby to przy pełnym i w porę wprowadzonym w życie planie. Tak więc zarzuty stawiane Stalinowi w dotychczasowych opracowaniach his­torycznych nie były trafnie sformułowane. Nie należy go winić za niedostrzeganie groźby agresji niemieckiej i pozwolenie na zaskoczenie Armii Czerwonej, ale za to, że zbyt długo trzymał się uporczywie strategii ofensywnej, a potem nie pozwolił na realizację pełnego planu obronnego, zaprezentowanego mu przez jego najzdolniej­szych dowódców. Przyjmując ten punkt widzenia, nie można już było uniknąć poświęcenia armii zgrupowanych pod Białymstokiem, kiedy w lutym 1941 roku zmieniano plan strate­giczny. Za późno już było na przekształcenie odskoczni do ofensywy w użyteczny element obrony w głębi. W dalszych rozdziałach tej książki pokażemy, jak wprowa­dzano w życie plan Żukowa-Timoszenki i jaki miał on wpływ na manewry nie tylko Armii Czerwonej, ale też sil niemieckich, na ich dowodzenie i strategię. Styczniowe gry wojenne dowiodły, że niemiecką ofensywę powstrzymać może tylko uszyko­wana w kilku rzutach obrona, rozlokowana o setki ki lometrów od rejonów przygra­nicznych. Jakakolwiek próba przystosowania wybrzuszenia białostockiego do ce­lów obronnych byłaby lekkomyślna i skazana na niepowodzenie. Tę lekcję Stalin zrozumiał bardzo dobrze. Potwierdzeniem tego było mianowanie Żukowa szefem Sztabu Generalnego w styczniu 1941 roku oraz przyjęcie jego koncepcji za podsta­wę lutowej gry wojennej. Plan głęboko urzutowanej obrony, wypróbowany w lutym na mapach, stał się tym planem, który rzeczywiście wprowadzono w życie. I Gry wojenne z początku 1941 roku Tlo wydarzeń Dysponujemy dostatecznymi dowodami na to, że w czasie gier wojennych ze stycznia 1941 roku Stalin przekonał się do poglądów prezentowanych przez Żuko­wa i Timoszenkę. Pomimo narastającej groźby niemieckiej wybrzuszenie białostoc­kie nie powinno być już dalej umacniane, należy je raczej wykorzystać w charakte­rze konia trojańskiego - podarunku, który przyniesie zgubę napastnikowi. Klęska Armii Czerwonej pod Białymstokiem nie była porażką decydującą. Wręcz przeciw­nie, walki te stanowiły osłonę do rozwinięcia sił Armii Czerwonej na linii Smoleńsk-Dniepr w przygotowaniu do wyprowadzenia stamtąd przeciwnatarcia. Przedsta­wione w tym rozdziale relacje dotyczące przebiegu styczniowych i lutowych gier wojennych uzasadniają taką właśnie interpretację. Na podstawie prywatnych materiałów Żukowa i Timoszenki odkryto, że wkrótce po zakończeniu gry styczniowej odbyła się ściśle tajna gra wojenna w lutym 1941 roku. Aż do dokonania tego odkrycia można było na ten temat co najwyżej speku­lować. Wypróbowany został wówczas nowy, tajny plan obrony, który sprawdził się nie tylko w teorii, ale też został faktycznie wprowadzony w życie. O skuteczności opracowanej przez Timoszenkę i Żukowa strategii głęboko urzutowanej obrony świadczy treść dzienników bojowych jednostek niemieckich walczących na połu­dniowym skrzydle Grupy Armii „Środek", między innymi dziennika 2 Grupy Pan­cernej Guderiana. Aby zrozumieć kontekst tych doniosłych gier wojennych ze stycznia i lutego 1941 roku, należy cofnąć się do wydarzeń, które miały miejsce w 1939roku.W sierp­niu Hitler i Stalin zawarli swój niesławny pakt o nieagresji. Jak wiemy obecnie, tajny protokół do tego paktu przewidywał dokonanie we wrześniu rozbioru Polski, a później okupację państw nadbałtyckich - Litwy, Łotwy i Estonii - przez Armię Czerwoną. Po dokonaniu pewnych poprawek przy wytyczaniu stref okupacyjnych. Armia Czerwona zajęła obszar nazywany później wybrzuszeniem białostockim, czyli występ wokół miasta Białystok sięgający około 240 kilometrów w głąb terytorium kontrolowanego przez Niemców. Stalin zamierzał wykorzystać tę niemożliwą do obrony pozycję jako odskocznię do przyszłej ofensywy przeciwko Niemcom, gdy Hitler utknie na froncie zachod­nim podczas wojny z Francją i Anglią, podobnie jak w 1914 roku. Wtedy ZSRR będzie mógł odegrać rolę Rosji z pierwszej wojny światowej w odrodzonej Bnten­cie, atakując Niemcy. Tym razem jednak Armia Czerwona będzie zwycięska, bę­dzie okupować Niemcy, co z kolei otworzy wrota do podboju całej Europy. Dziś taki scenariusz wydaje się śmieszny, wtedy jednak wyglądał aż zanadto realistycz­nie. Łatwo zapominamy o tym, że w 1945 roku Armia Czerwona bliska była podbi­cia całych Niemiec a nie tylko ich wschodniej części. Podstawowym błędem Stalina było niedocenianie zmian, które zaszły w Niem­czech pod rządami Hitlera, a które spowodowały, że w wojnie z nimi Francja i Anglia były bezradne. W maju 1940 roku strategia odskoczni do ofensywy Stalina legła w gru­zach po tym, jak Wehrmacht rozprawił się szybko z armią trzeciej republiki francu­skiej. Kroniki filmowe przedstawiające żołnierzy niemieckich maszerujących pod Łukiem Triumfalnym w Paryżu wywoływały u Stalina ataki paniki. Wynikający z te­go paraliż decyzyjny sprowokował w najwyższych kręgach władzy w ZSRR ożywio­ną i głęboką dyskusję. Debata ta przekształciła się w końcu w walkę na śmierć i ży­cie. Dlaczego przywódcy radzieccy podzielili się na wrogie obozy? Jaka kwestia spo­wodowała tok głęboki rozłam wśród najwyższych dowódców Armii Czerwonej? Sednem sporu było pytanie, czy należy ufortyfikować wybrzuszenie białostoc­kie, podobnie jak uczynili to Francuzi pod Verdun podczas pierwszej wojny świato­wej, tak by napastnik połamał sobie na nim zęby, czy też należy się z niego wyco­fać, koncentrując się na wzmocnieniu fortyfikacji wzdłuż dawnej granicy sprzed 1939 roku? Strategia ofensywna, obstawiana przez Stalina, wiązała się z dużym ryzykiem, które teraz niepomiernie wzrosło. Co należy zatem zrobić? Okazało się, że podczas styczniowych gier wojennych, które stały się punktem zwrotnym w roz­woju strategii radzieckiej, nagły przebłysk intuicji skłonił Stalina do zaakceptowania planu obronnego Timoszenki i Żukowa. Plan ten został opracowany w całkowitej tajemnicy i bez zgody dyktatora. Decyzja ta oznaczała zarazem wyznaczenie Paw­łowowi, dowódcy Frontu Zachodniego, roli kozia ofiarnego. Od września 1940 roku ludowy komisarz obrony, Timoszenko, zaczął kreślić zarysy konserwatywnej strategii, w myśl której próbę obrony wybrzuszenia biało­stockiego uznać należałoby za samobójczy błąd. Później przyłączyło się do niego dwóch ważnych generałów - Żuków, dowódca Kijowskiego Specjalnego Okręgu Wojskowego, oraz Woroszyłow. Po przeciwnej stronie znalazł się Pawłów, ekspert od broni pancernej, który zdobył międzynarodowe uznanie podczas hiszpańskiej wojny domowej. U boku Pawłowa stanęli generałowie; Kulik, zastępca ludowego komisarza obrony do spraw uzbrojenia oraz Mierieckow, od lipca 1940 roku szef Sztabu Generalnego. Pawłów miał szczególny powód, aby bronić strategii podwój­nego wykorzystania obronno-ofensywnego wybrzuszenia białostockiego, był on bowiem dowódcą stacjonujących tam sił. -!(, Pawłów twierdził, że wybrzuszenie można przygotować do obrony tak, że ata­kujący je nieprzyjaciel poniesie ciężkie straty. Po odparciu wroga posłuży ono jako odskocznia do ofensywy. Zdaniem Pawłowa, Armia Czerwona będzie w stanie skierować stamtąd potok czołgów aż do serca Niemiec. Z tego co wiadomo o po­wojennych planach radzieckich wojny z NATO, projekty Pawłowa wyglądały wcale nierealistycznie i Stalin nie miał ochoty z nich rezygnować, pomimo wiążącego się z ich realizacją oczywistego ryzyka. Historycy zachodni zajmujący się. tymi kwestiami popełniają błąd, nie dostrze­gając ciągłości pomiędzy przedwojenną strategią Stalina a powojenną strategiąjego następców w czasach „zimnej wojny". Znają oni agresywny charakter strategii radzieckiej po drugiej wojnie światowej, jednakże nie zauważają podobnych jej ry­sów w okresie przedwojennym. Wynika to być może z tego, że podczas wojny alianci zachodni potrzebowali Stalina, natomiast po wojnie mogli w sposób nieskrę­powany nazywać jego następców groźnymi agresorami. Nie sposób jednak wyja­śnić przyczyny pewnych zdarzeń, mających miejsce podczas operacji „Barbaros­sa", bez zrozumienia tej debaty na lemat strategii, która tak ostro podzieliła dowód­ców radzieckich na przełomie 19401 1941 roku. Interesujące jest to, że Rosjanie także obecnie mają problem z interpretacją tamtych wydarzeń. Częściowym rozwiązaniem mogłoby dla nich być przyznanie, że partia komunistyczna i jej ekspansjonistyczna ideologia zawsze narzucała woj­sku agresywną doktrynę, premiującą ofensywę i najbardziej ofensywnie nastawio­nych oficerów. Taka polityka państwowa prowadzona była do niedawna. Żukowowi, dowódcy Specjalnego Kijowskiego Okręgu Wojskowego, polecono w końeu września 1940 roku przygotowanie raportu pod tytułem „Natura nowo­czesnych operacji ofensywnych", przeznaczonego na konferencję kremlowską, mającą się odbyć pod koniec grudnia. Opracowanie takiego właśnie tematu nie­przypadkowo powierzono Żukowowi. Okrył się sławą podczas operacji ofensyw­nych przeciwko Japończykom pod Chałchyn-goł w 1939 roku, a dodatkowo zdobył doświadczenia w Besarabii i północnej Bukowinie latem 1940 roku. W swoim ra­porcie na temat osiągania założonych celów podczas ataku, generał podkreślał, że sukces operacji ofensywnej zależy w dużym stopniu od jej właściwego zaplanowa­nia. Rozumiał przez to nie tylko zapewnienie należytych dostaw zaopatrzenia oraz nowoczesnej broni i sprzętu, ale też zdolność przewidywania różnych możliwości rozwoju sytuacji podczas ataku, między innymi konieczność przejścia do obrony, nękanie przeciwnika i kontratakowanie. Autor skrępowany był określonymi ramami tematycznymi raportu i dlatego też nie mógł zagłębiać się w rozpatrywanie znaczenia nowoczesnej obrony strategicz­nej, czego potem bardzo żałował. Żuków skrytykował mocno raport generała Iwa­na Tiuleniewa pod tytułem „Charakter nowoczesnych operacji defensywnych", również zaprezentowany na sesji kremlowskiej. Rozumiał jednak, że Tiuleniew, także skrępowany wyznaczonym tematem, nie mógł omówić wszystkich aspektów no­woczesnej obrony strategicznej. . Zadanie wyznaczone Żukowowi wskazuje, jakie znaczenie przywiązywano na Kremlu do obszaru położonego na południe od bagien Prypeci, widząc tam miejsce do wyprowadzenia przyszłej ofensywy. Dlatego właśnie pierwszego eksperta Ar­mii Czerwonej od operacji ofensywnych mianowano dowódcą Kijowskiego Spe­cjalnego Okręgu Wojskowego. Wojska zgromadzone w 1940 roku na obszarze okrę­gów wojskowych Zachodniego i Kijowskiego przeznaczone były bowiem do ope­racji ofensywnych. Źródła radzieckie nie przyznają, rzecz jasna, że ZSRR miał zamiar wszcząć wojnę agresywną, ale z ich analizy jasno wynika, że wojska stacjo­nujące w wybrzuszeniach białostockim i lwowskim przeznaczone były do natarcia. Dzięki zgromadzeniu potężnych sił na Ukrainie, Stalin miał nadzieję odciąć Niemcy od 90 procent dostaw ropy naftowej, gdyby nagle wybuchła wojna; w razie przed­łużającego się pokoju wojska te miały działać zastraszająco na Rumunię. Rozgry­wanie podwójnej gry tuż przy linii demarkacyjnej z Niemcami było jednak igraniem z ogniem, gdyż wybrzuszenia białostockie i lwowskie znakomicie nadawały się na podstawę do wyprowadzenia ofensywy, jednak zupełnie nie nadawały się do obrony. Podczas grudniowej konferencji wiele uwagi poświęcono raportowi Pawłowa na temat użycia podczas natarcia korpusów zmechanizowanych. Nowoczesne kor­pusy pancerne i zmechanizowane - argumentował Pawłów, dzięki swej większej mobilności oraz większej odporności na ostrzał artylerii i ataki lotnictwa, w przeci­wieństwie do wolno maszerującej i nieosłoniętej piechoty, będą mogły obejść umoc­nione punkty oporu przeciwnika i niszczyć jego siły w głębi jego ugrupowania. Po odczytaniu 30 grudnia raportu Timoszenki, podsumowującego kremlówską konferencję, Stalin wezwał do siebie grupę generałów i zaczął wypytywać ich o pla­nowaną na dzień następny grę wojenną. Jakkolwiek obecny również na tym spo­tkaniu Żuków nie wyjaśnia, dlaczego Stalin je zorganizował, to jego cel wydaje się być oczywisty. W ostatnim tygodniu grudnia Stalin dysponował już raportami wy­wiadu zawierającymi pełne informacje o niemieckich zamiarach dokonania na wio­snę 1941 roku napaści na ZSRR. W radzieckim magazynie historycznym opubliko­wano materiały świadczące o tym, że radziecki attache wojskowy w Berlinie zdo­był albo dokument szczegółowo opisujący podpisaną 18 grudnia 1940 roku przez Hitlera dyrektywę w sprawie realizacji planu „Barbarossa", albo kopię projektu tego planu'. Chociaż w rosyjskich archiwach nie znaleziono takiego dokumentu, to prawdopodobne jest, że on jednak istniał. Radziecki dyktator zebrał przypuszczalnie po konferencji swoich najbliższych doradców wojskowych i do spraw bezpieczeń­stwa i przekazał im w ogólnym zarysie tę informację, nie zdradzając jednak terminu planowanej przez Niemców operacji. Potem spytał ich, co w takiej sytuacji należy uczynić. Udzielenie Stalinowi bezpośredniej odpowiedzi na takie pytanie nie było łatwe. Żuków i Timoszenko bez wątpienia ponownie wyrazili swoje obiekcje, co do strate­ ' Ci. K o ni k o w. SowkLskij^ organy xosudar:,!wit:muij bifzojitisnosii w gody Wiclikoj Oliecze­siwietmoj wojny, „Woprosy Istorii" 1965, nr z maja, s. 25-28. gii ofensywnej i wskazali na nieprzydatność do celów obronnych wybrzuszenia bia­łostockiego, jednak dyktator nie chciał zrezygnować z lansowanego przez siebie planu ofensywnego. Sfrustrowani generałowie zaproponowali kompromis - przed­stawmy obecną sytuację na mapie i rozegrajmy grę, w której siły niemieckie z pew­nością znokautują Armię Czerwoną. Dla Stalina było już w tym momencie jasne, że jest to jedyna metoda sprawdzenia, czy rzeczywiście konieczna jest zmiana przyję­tej strategii. Szef Sztabu Generalnego, Mierieckow, zgodził się na tę propozycję. W tym momencie był on sojusznikiem Pawłowa i prawdopodobnie opisana wyżej dyskusja toczyła się w gorącej, a nawet gniewnej atmosferze i przy wymianie ko­stycznych uwag pomiędzy wrogimi obozami Mierieckowa-Pawłowa i Timoszen­ki-Żukowa. Potem Stalin skinieniem głowy nakazał szefowi sztabu zmianę planu gry i zgro­madzenie potrzebnych ludzi. W głębi duszy wódz wiedziaijuż, że Pawłów dowodzić będzie siłami radzieckimi, broniącymi wybrzuszenia białostockiego, zaś Żuków woj­skami niemieckiego agresora. Jaki inny wybór mógłby być lepszy? Zwolennik wyko­rzystania występu białostockiego jako odskoczni do ataku i ekspert od broni pancer­nej, Pawłów, zmierzy się ze specjalistą od operacji ofensywnych - Żukowem. Zwycięzcą gier wojennych, dzięki zadaniu miażdżących ciosów zarówno przy ataku, jak i przy obronie, okazał się Żuków i to do jego poglądów przychylił się Stalin. Przegranego Pawłowa czekał los kozła ofiarnego, złożonego w ofierze w spo­sób niemalże rytualny. Atmosfera towarzysząca grom wojennym Przed omówieniem przebiegu styczniowych gier wojennych, musimy podkre­ślić, że w armii radzieckiej były one uważane za najwyższą formę planowania stra­tegicznego. Na Zachodzie poglądy na ten temat często były odmienne. Podczas opracowywania planu operacji „Barbarossa" przez niemiecki Sztab Generalny oras Naczelne Dowództwo Wehrmachtu (OKW), zlecono dokonanie kilku studiów ora: przeprowadzono jedną, bardzo ważną grę wojenną pod kierownictwem generał; Friedricha Paulusa, wówczas kwatermistrza generalnego sił lądowych, potem do wódcy 6 Armii, która na początku 1943 roku poddała się pod Stalingradem2. Pod czas prowadzonej przez Paulusa gry okazało się, że Wehrmachtowi zabraknie si i wsparcia logistycznego do pokonania Armii Czerwonej i podbicia Związku Ra dzieckiego w czasie jednej, krótkiej kampanii typu wojny błyskawicznej. Naczelni 3 B. L e a c h, German Slrategyagainst Kussia, 1939-1941, Oksford 1973; A. H i 11 g r u b e i Hitlera Strategie: Politik utul Kriegsjuehrimg, 1940-1941, Frankfurt n. Menem 1965; O.Jacobser Erich Marcks: Soldat und Gclehrter, Getynga 1971; A. Ph i 1U pi . Das Pripjatproblen „WehrwissenschafUiehe Rundschau" 1956, nr z marca; A. Ph i 1 Ii pi, RHei m. Der Feldzug gege Sowjelrussland. 1941 bis 1945, Stuttgart 1962; H. U h 1 i g, Dar Eitmirkai Hitlera aufPlummg un Fuehrmg des Oslfeldzuges, „Das Parlement" 1960, nr z 16 marca. Dowództwo niemieckie wolało jednak zignorować nauki płynące z tego ćwiczenia strategicznego i tłumaczyć jego wyniki w sposób powierzchowny. Dowództwa Armii Czerwonej nie popełniło takiego błędu, lecz potraktowało poważnie rezultaty swo­ich gier wojennych i dostosowało do nich strategię. Nie dysponujemy relacjami naocznych świadków, jedynie oficjalnym sprawo­zdaniem, lecz możemy być pewni, że na Kremlu panowała wówczas ciężka atmo­sfera intryg i śmierci. Ręce Stalina plamiła krew wielu oficerów zamordowanych podczas czystki roku 1938. Podczas styczniowych gier wojennych ważyły się losy całego narodu. Jeśli podjęłoby wtedy błędną decyzję, wynik drugiej wojny świato­wej mógłby być zupełnie inny. Przy ocenianiu ważności tych gier, należy wziąć również pod uwagę otaczającą je ciężką atmosferę. Już sama obecność Stalina przygniatała obecnych. Człowiek Zachodu z trudem tylko może zrozumieć, jakie wrażenie wywiera! radziecki dyktator na swoim otoczeniu. Pewne pojęcie o przerażającej władzy, którą posiadał Stalin nad innymi, daje rosyjsko-amerykański film „Pierwszy krąg". Jest w nim pokazane pew­ne wydarzenie, które podobno miało miejsce rzeczywiście. Operator obsługujący pro­jektor filmowy w krcmlowskim kinie rzuca w obecności Stalina mimochodem uwagę krytykującą działanie tego sprzętu. Projektor ten był radziecką kopią oryginału nie­mieckiego, ale jedna z jego części wciąż szwankowała. Stalin zwraca się do ministra odpowiedzialnego za kinematografię i cichym głosem pyta go niewinnie, czy nie sądzi on, że jest ważne, by tysiące kin w Związku Radzieckim wyposażonych było w sprawny technicznie sprzęt? Tłum dostojników obecnych na sali kinowej natychmiast odsuwa się od ministra i pozostawia go samego przed obliczem Stalina. Ganienie podwładnych było normalnym zachowaniem dyktatora. Było wręcz niemożliwe, by bliscy współpracownicy mogli uniknąć jego gniewu, a przynajmniej ostrej krytyki. Józef Wissarionowicz zupełnie nie liczył się z uczuciami innych ludzi, nawet tych, którym musiał ufać i na których musiał polegać. Jednym z jego ulubio­nych posunięć podczas narad było pytanie każdego po kolei o zdanie w jakiejś waż­nej kwestii, nie zdradzając jednak wcześniej opinii własnej. W ten sposób dowiady­wał się, kto się z nim nie zgadza. Prędzej czy później osoby takie odczuwały bole­śnie skutki niepohamowanej wściekłości dyktatora. W ogniu walki, kiedy ważna była stabilność i koordynacja działań, Stalin przepro­wadzał pozbawione sensu zmiany dowódców. Jednym z jego najbliższych towarzy­szy z lat wojny domowej był Klimicnt Woroszyłow, ale nawet jego Stalin nie oszczę­dził. Pod błahym pretekstem wezwał go z frontu, a potem wręczył mu dymisję. Za­rzuty przeciwko Woroszyłowowi opracował sam Stalin, ale zostały one przedstawio­ne jako decyzja Politbiura. W dokumencie tym dyktator scharakteryzował Woroszy­łowa jako marnego i bezwartościowego dowódcę, poczynając od wojny fińskiej z 1939 roku. kiedy był ludowym komisarzem obrony. Konkluzja była następująca: „Po pierwsze, musimy uznać, że działalność towarzysza Woroszyłowa na froncie nie przyniosła pozytywnych rezultatów. Po drugie, towarzysz Woroszyłow powinien zostać skierowany do pracy n; tyłach. Podpisał: Sekretarz Generalny Wszechzwiązkowej Komunistycznej Patti (bolszewików), Stalin". Dla Woroszyłowa, który nie tak dawno był prawą ręką Stalina i drugim czło wiekiem w państwie, był to miażdżący cios. Zwykle dyktator nie zasięga! niczyjej opinii, gdy odwoływał któregoś z dowód ców. 27 lutego 1943 roku, czytając codzienne raporty z frontu zachodniego, zauwa żył, że 16 Armii nie powiódł się atak w kierunku Briańska. Natychmiast, nie bada jąc szczegółów sprawy, podyktował rozkaz „Stawki" nr 0045, odwołujący ze stano­wiska dowódcę Frontu Zachodniego, generała pułkownika Iwana S. Koniewa. Po­wodem tej decyzji miało być rzekome nie wykonanie rozkazu. Koniew i tak mia: szczęście. Wezwano go do „Stawki", a potem mianowano na inne stanowisko Zwykłe z odwołaniem ze stanowiska wiązały się jednak inne, znacznie poważnieje­sze konsekwencje. Obrazuje to telegram wysłany przez Stalina: „Do dowódcy Frontu Kawaleryjskiego towarzysza Kosłowa: (...) generał major [Iwan F.] Dasziczew, tymczasowy dowódca 44 Armii, ma być odwołany ze stanowiska, natychmiast aresztowany i odesłany do Mo­skwy. Podejmiecie niezwłocznie kroki w celu przywrócenia porządku wśród oddziałów 44 Armii (...)". Stalin często niespodziewanie odwoływał któregoś z dowódców z frontu, ab> z nim osobiście „porozmawiać", oczekując przy tym, że oficer ten będzie wiedzia: wszystko i będzie w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania, które dyktator uważa­za istotne. Jakkolwiek on sam nie musiał znać wszystkich odpowiedzi, to od swoict podwładnych wymagał znajomości wszystkiego, co uważał za ważne. Jeśli „zapro­szona" osoba nie potrafiła udzielić mu odpowiedzi i próbowała prześlizgnąć się pc jakichś szczegółach, „(...) twarz Stalina przybierała wyraz ponury i okrutny. - jai wspomina Żuków - Niewielu znałem ludzi, którzy potrafili znieść wybuch wście­kłości dyktatora, nie kurcząc się ze strachu". Żuków należał do tych nielicznych osób, których Stalin niezbędnie potrzebował i dla tego tolerował. Powodem było to, że Żuków znał prawdę i nie bał się jej powiedzieć. Zdolność Stalina do zmobilizowania wojska i całego kraju do walki z wrogien opierała się głównie na strachu. Wielce dopomógł mu również Hitler, głosząc otwarcii ideologię wzywającą do kolonizacji przez Niemcy ZSRR i do zniewolenia jego na rodów. Dlatego też obywatele Związku Radzieckiego masowo oddawali życie, b; ochronić swój kraj przed zniewoleniem i grabieżą. Wobec tego można powiedzieć że Hitler był najlepszym sprzymierzeńcem Stalina. Pomimo głuchej ciszy ze strony dyktatora, aż do przemówienia radiowego z 3 lipca (w całości zamieszczamy je w Aneksie I), samoistnie narastała fala niena­wiści do wroga, bez której Armia Czerwona nie byłaby w stanie przetrwać dłużej niż parę tygodni. Propaganda Stalina była dużo mniej skuteczna niż przekazywane z ust do ust opowieści o popełnianych przez Niemców okrucieństwach. Hitler, po­dobnie jak Napoleon, nie zadbał nawet w minimalnym zakresie o prowadzenie woj­ny propagandowej, mającej skłonić naród rosyjski do powstania przeciwko władzy bolszewików. Problem polegał na tym, że Niemcy sami stali się ofiarami swojej propagandy i nie byli już w stanie dostrzec prawdy o Rosji nawet wtedy, gdy narzu­cała się ona nieodparcie. Rosjanie walczyli, aby uchronić swój kraj przed okupacją. To, że rodzimi przywódcy ich uciskali niewiele znaczyło wobec konieczności obro­ny ojczyzny przed odwiecznym wrogiem z zachodu. Stalin sprytnie »7korzystał tę pierwotną warstwę świadomości narodowej, kiedy w 1938 roku zlecił słynnemu Siergiejowi M. Eisensteinowi nakręcenie filmu „Aleksander Newski". Najbardziej poruszającą sceną tego filmu jest szarża rycerzy Zakonu Kawalerów Mieczowych, tonących pod załamującymi się lodami jeziora Pejpus. Każdy, kto widział ten film, przyznać musi, że przemawia on do wyobraźni. Stalin nie wstydził się też posłużyć w czasie wojny cerkiewnymi ikonami, na przykład pięćsetletnim obrazem Matki Boskiej Kazańskiej, do wzbudzenia religijnego i patriotycznego zapału. Tymczasem wcześniej osobiście nakazał wysadzić w powietrze wspaniały sobór Chrystusa Zbawiciela w Moskwie, a także wiele innych świątyń w całym kraju. Należy również wziąć pod uwagę jeszcze jeden czynnik. Zgodnie z tym czego nauczyli się przez stulecia brutalni despoci i zgodnie z radami Machiavellego, Stalin potrafił udawać troskliwego, a nawet dobrotliwego ojca narodu. Paweł Sudopła­tow, agent, który otrzymał osobiście od Stalina rozkaz zamordowania z zimną krwią przywódcy separatystów ukraińskich, wspomina w swojej książce Special Tasks; the Memoirs ofan Unwanted Witness: a Soviet Spymasler, pewną scenę z przy­jęcia wydanego w 1945 roku na Kremlu z okazji zakończenia wojny. Stalin pod­szedł do siedzącego za stołem weterana, który straci! na wojnie nogę i nie mógł wstać, aby wznieść toast. Generalissimus gorąco podziękował mu i przeprosił go za wszystkie szkody.które faszyści wyrządzili krajowi i jego obywatelom. Wywołało to wybuch emocji i łzy wdzięczności u obecnych. Każdy przy stole czuł się dziec­kiem Stalina, który sam jeden ocalił naród od zguby. Nawet dzisiaj niektórzy spośród starszych Rosjan czująnostalgię, myśląc o „wujku Józefie", miłym, wszystkowiedzącym i troszczącym się o wszystkich człowieku. Taki człowiek nigdy co prawda nie istniał, ale wciąż żyje mit o dobrym Stalinie. Sukcesu odbioru społecznego osoby dyktatora nie da się wytłumaczyć tylko zręcz­ną propagandą. Jego władza nad ludźmi miała w sobie coś transcendentnego. Abstrahując od tego co napisano o Stalinie, pozostaje on do dziś zagadką. Jego możliwość skutecznego działania wynikała wyłącznie ze zdolności wywierania na innych potężnego wpływu. Taka właśnie atmosfera strachu i paranoi panowała na Kremlu na przełomie 1940 i 1941 roku. Przypominała ona atmosferę, jaka, według relacji świadków, panowała w XVI wieku na dworze Iwana Groźnego. Zrozumienie natury i rozmiarów władzy Stalina nad innymi jest niezbędne do ustalenia właściwego kontekstu wydarzeń na szczytach władzy ZSRR, rozgrywających się w okresie po­przedzającym pojawienie się największego niebezpieczeństwa, które kiedykolwiek zawisło nad Rosją - napaści niemieckiego Wehrmachtu 22 czerwca 1941 roku. Styczniowe gry wojenne W styczniu 1941 roku odbyły się pod kierownictwem ludowego komisarza obrony marszałka Timoszenki największe w historii Armii Czerwonej ćwiczenia sztabowe. Ich celem miała być symulacja „frontowych operacji ofensywnych, mających na celu przełamywanie rejonów umocnionych". Prawdziwym powodem miało być sprawdzenie teorii Pawłowa na temat możliwości wykorzystania wybrzuszenia bia­łostockiego najpierw do obrony, a potem do wyprowadzenia ataku. W grach uczest­niczyli dowódcy okręgów wojskowych i armii, szefowie sztabów, szefowie oddzia­łów operacyjnych sztabów, dowódcy wojsk lotniczych, artylerii, wojsk pancernych i wielu innych. Rozegrano dwie gry: pierwszą od 2 do 6 stycznia i drugą od 7 do 11 stycznia 1941 roku. W pierwszej Pawłów dowodził stroną wschodnią (radziecką), jego szefem szta­bu był W. E. Klimowski. Stroną zachodnią (niemiecką) dowodził Żuków, szefem sztabu był generał Maksim A. Purkąjew. Dowódca sił zachodnich, Żuków, kierował Frontem Północno-Wschodnim, natomiast dowódca sit wschodnich, Pawłów - Fron­tem Północno-Zachodnim. Nazwy frontów są tu bardzo mylące. Mają one sens tylko wtedy, kiedy popatrzy się na mapę odpowiednio ze strony „niemieckiej" i,.rosyjskiej". Siły stron były następujące: - wschodnia: pięć armii w sile sześćdziesięciu czterech dywizji, w tym dzie­sięć dywizji pancernych i zmotoryzowanych; 8811 czołgów i 5652 samoloty; - zachodnia: szesnaście dywizji, w tym cztery dywizje pancerne i jedna zmotoryzowana, 3516 czołgów i 3336 samolotów. Początkowo długość wykreślonej na mapie linii frontu wynosiła okoto 650 kilo­ metrów. Obydwie strony miały wykonywać manewry zarówno ofensywne, jak i de­fensywne. Celem strony zachodniej miało być zajęcie części Białorusi i regionu nadbałtyckiego aż po linię Baranowicze-Dźwińsk-Ryga. Strona wschodnia miała najpierw powstrzymać natarcie niemieckie w pobliżu granicy, a potem rozbić Front Południowo-Wschodni przeciwnika, zniszczyć jego dobrze umocnione pozycje w Prusach Wschodnich i dojść aż do Wisły. Wytyczne Ludowego Komisariatu Obrony podkreślały konieczność opanowania metody przeprowadzania nie tylko operacji ofensywnych, ale i obronnych. W punkcie czwartym wytycznych czytamy: „(...) strony powinny zaznajomić się z podstawami przeprowadzania operacji obron­nych, szczególnie w odniesieniu do rejonu umocnionego (wybrzuszenia białostockie­go)". Generał Nikołaj F. Watutin, zastępca szefa sztabu Armii Czerwonej, dopisał tu własnoręcznie słowo „nowoczesnych", co oznaczało, że gra miała na celu między innymi udoskonalenie metod prowadzenia nowoczesnych operacji obronnych. „Dyrektywa nr 1", którą wydał Żuków - dowódca Frontu Północno-Wschodnie­go, także podkreślała ważność obrony, chociaż w pierwszym etapie gry miał on przed sobą zadania ofensywne. Okazało się, że swoją rolę obronną Żuków zamierzał ode­grać w sposób aktywny. Wyznaczył 10 Armii zadanie blokowania jednostek wschod­nich nacierających na Aris i Luetzen. Zamiast się okopywać, postanowił przeprowa­dzić kontratak z rejonu Myszyńca w kierunku na Kolno i Białą. 9 Armii nakazał wy­konanie zdecydowanego uderzenia i wyparcie sił wroga poza Kanał Augustowski. Potem sformował w rejonie Krasnopola grupę pancerną w sile dwóch do trzech brygad. Dowódcy tych jednostek mieli przygotować przeciwnatarcie w kierunku na Mariampoł i Suwałki. Dla Żukowa typowe było docenianie konieczności posiadania planu odwrotu na wszelki wypadek, nawet przy przygotowywaniu ofensywy lub kontrofensywy. Ge­niusz taktyczny generała polegał na tym, że zawsze dostrzegał on potrzebę wyczer­pania sił przeciwnika, pozwolenia mu na wydłużenie ponad miarę jego linii zaopatrze­nia, a dopiero po tym następowały jego dobrze skoordynowane i solidnie wspierane kontrataki. Idea łączenia operacji ofensywnych i defensywnych przebija z wszyst­kich dokumentów operacyjnych armii i korpusów, które podczas gier znajdowały się pod komendą Żukowa. Idea (a stała się jego „znakiem firmowym" w czasie wojny. Pierwsza gra rozwinęła się w sposób następujący: strona wschodnia odparła ataki wroga w bitwie granicznej i nie pozwoliła mu przeniknąć głębiej niż 15 do 20 kilometrów. Potem „wschodni" przeprowadzili szereg przeciwuderzeń i przystąpili do ogólnej ofensywy. Pawłów zaplanował głęboki manewr okrążający lewym skrzy­dłem frontu w sile dwóch armii i grupy ruchomej (armii kawaleryjsko-zmechanizo­wanej) w kierunku na Iławę Pruską i Malbork. Celem było okrążenie sił wroga w Prusach Wschodnich od zachodu, w rejonie wielkich jezior mazurskich i spotka­nie się ze swoimi siłami, atakującymi od wschodu, w rejonie Olsztyna. Operacja planowana przez Pawłowa uderzająco przypomina scenariusz późniejszej operacji wschodniopraskiej Armii Czerwonej, wykonanej siłami trzech frontów w 1945 roku. Pawłów próbował obejść od południa umocnienia wroga, czego Żuków się spo­dziewał. Wiedział także, iż jego przeciwnikowi brakuje sił do pomyślnego wykona­nia takiej operacji. Wydłużenie linii frontu wymagało udzielenia grupie okrążającej silnego wsparcia na jej lewym skrzydle, a Pawłów takimi siłami nie dysponował. Żuków postanowił powstrzymać natarcie sił wschodnich, wikłając je w walki ną swoich liniach umocnionych, gdzie znajdowały się między innymi pułapki prze­ciwczołgowe, zasieki, okopy oraz pola minowe, kierujące nacierających w „strefy śmierci" pokryte ogniem krzyżowym. W tym czasie koncentrował swoje rezerwy do ataku. Zdecydował się sformować grupę uderzeniową na lewym skrzydle w Pru­sach Wschodnich do wsparcia ataku w kierunku na Rygę i Dżwińsk. Kiedy nacie­rającym siłom Żukowa udało się przełamać obronę „wschodnich" na północ od wybrzuszenia białostockiego, w rejonie Grodna, i maszerować dalej na Lidę, sę­dziowie przerwali grę, przyznając zwycięstwo stronie zachodniej. Nigdy nie doceniano w pełni znaczenia tej gry, tymczasem wywarła ona głębo­kie wrażenie na Stalinie, który z wielkim niezadowoleniem zareagował na jej wy- Pierwsza strategiczna gra wojenna, 2-6 stycznia 1941 roku Uwaga: na mapach i dokumentach rosyjskich pozostawiono nazwy oryginalne, przetłumaczono zaś tyłko najważniejsze z nich, aby czytelnik zyskał orientację w sytuacji. Mapy stałyby się nieczytel­ne, gdyby tłumaczyć wszystko. Podobnie uczynił wydawca amerykańskiego, oryginalnego wydania książki. nik. Było to wrażenie równie wstrząsające, jak to wywołane informacjąo niemieckim przedarciu się przez Ardeny i rozgromieniu armii francuskiej w maju 1940 roku. Z olśniewającą wyrazistością Źukow obnażył niebezpieczeństwa wiążące się z ofen­sywną strategią Pawłowa, przewidującą wykorzystanie wybrzuszenia białostockiego najpierw do obrony, a potem, w charakterze odskoczni, do natarcia w głąb Niemiec. Tym samym rozwiał złudzenia co do tego, że Armia Czerwona z łatwością poniesie swoje zwycięskie sztandary w głąb Europy Środkowej. Uświadomił konieczność do­konania rewizji podstaw obronno-ofensywnej strategii Związku Radzieckiego. Problem był bardzo realny. Jeśli Stalin pojął w końcu okrutną prawdą, którą starali się mu przekazać Żuków i Timoszenko, to co mógł teraz zrobić? Naprawie­nie błędu strategicznego nie jest w gruncie rzeczy proste. W tym momencie dykta­tor znał już szczegóły dyrektywy „Barbarossa" i wiedział, że operacja ta ma się rozpocząć 15 maja 1941 roku (po kampanii bałkańskiej z marca 1941 roku Hitler przesunął datę rozpoczęcia operacji „Barbarossa" na 22 czerwca). Jeżeli Stalin uznał doniesienia wywiadu za autentyczne, to właśnie nimi kierował się, wyznacza­jąc Żukowa na dowódcę niemieckich agresorów podczas gry wojennej. Podczas drugiej gry, która prawdopodobnie miała być jedyną według pierwot­nych planów, Żuków i Pawłów zamienili się miejscami. Żuków dowodził teraz stro­na wschodnią. Pawłów zachodnią. Należy zaznaczyć, że Żuków w ogóle nie wspo­mina o drugiej grze, a w swoich pamiętnikach pisze, że poproszono go, by dowodził „niebieskimi", co najwyraźniej odnosi się do pierwszej gry. Można przyjąć, że naka­zano mu zachowanie tajemnicy co do drugiej gry, ponieważ w jej wyniku Armia Czerwona zajmowała znaczną część Europy Południowo-Wschodniej. Sądząc po sytuacji operacyjno-strategicznej, druga gra była dużo bardziej skom­plikowana od pierwszej (patrz następna mapa). Ćwiczenia toczyły się na obszarze rozciągającym się od bagien Prypeci po wybrzeża Morza Czarnego. Strona zachodnia Pawłowa miała dwa fronty - południowo-wschodni i połu­dniowy, na których rozwiniętych było dziewięć armii. W ich skład wchodziły dzie­więćdziesiąt cztery dywizje, w tym pięć pancernych i zmechanizowanych; S tysię­cy dział i moździerzy, 5500 czołgów oraz 4500 samolotów bojowych. Pawłów do­wodził bezpośrednio Frontem Południowo-Zachodnim; dowódcąFrontu Południo­wego został Fiodor i. Kuzniecow. Po stronie wschodniej Żuków dowodzi! Frontem Południowo-Zachodnim, w któ­rego skład wchodziło siedem armii ogółnowojskowych oraz jedna kawaleryjsko­-zmechanizowana. Składały się one ze stu jeden dywizji, w tym czternastu pancer­nych i zmechanizowanych. Uzbrojenie stanowiło: 16 tysięcy dział i moździerzy, 8800 czołgów oraz 5800 samolotów bojowych. Linia frontu wynosiła: 900 kilometrów - Front Południowo-Zachodni, 510 kilo­metrów - Front Południowo-Wschodni i 450 kilometrów - Front Południowy. W grze chodziło o zaangażowanie się stron w energicznie przeprowadzane operacje. Strona zachodnia miała przeprowadzić atak si łami obydwu frontów w kie­ runku na Szepietówkę i otoczyć główne siły Frontu Południowo-Wschodniego w jonie Lwowa. Strona wschodnia miała za zadanie odparcie ataków nieprzyjaci i w pierwszym dogodnym momencie przejście do ogólnej kontrofensywy. Sytuacja, w porównaniu z pierwszą grą, była dużo bardziej napięta. Wróg n przeniknąć głęboko poza linie wschodnie. W rejonie Proskurowa oddziały Fro Południowego sił „zachodnich" posunęły się w ciągu sześciu dni o 130 kilometr grożąc załamaniem całej obrony „wschodnich". W tych warunkach dowódca „wschodnich" przeprowadził szereg kontrataków skrzydła atakujących sił „zachodnich", w kierunku na Lipki i Botoszany. Doprowad to do okrążenia szturmowej grupy „zachodnich" w okolicy Kamieńca Podolskiego. W następnym stadium gry Żuków zorganizował przeciwnatarcia w kierui na Budapeszt i Bukareszt, z zamiarem osiągnięcia linii Kraków-Budapeszt-łCn va i zmiażdżenia sojuszników Niemców - Węgier i Rumunii. Część swoich sił kow skierował do uderzenia z rejonu Krakowa na Częstochowę, na tyły główn zgrupowania wojsk Frontu Południowo-Wschodniego. Do osiągnięcia tego celu s mował grupę uderzeniową (dwie armie uderzeniowe oraz armia kawaleryjsko-z: chanizowana; w sumie trzydzieści dwie dywizje, w tym sześć pancernych i zmi ryzowanych) w rejonie Sanoka i Tamowa. Grupa uderzeniowa została rozmii czona na froncie liczącym 120 kilometrów, co stanowiło 8 procent długości cał frontu, natomiast rozmieszczono na nim około jednej trzeciej wszystkich i 43 procent sił pancernych i zmotoryzowanych. Na innych odcinkach frontu Żuków prowadził uporczywe walki obronne, prowadzając kontrataki przeciwko przedzierającym się siłom nieprzyjaciela, oi zając je i odcinając jego zgrupowania uderzeniowe. Podczas marszu na Budap zaplanował i przeprowadzi! operację okrążającą siły prawego skrzydła Frontu łudniowo- Wschodniego wroga na Zakarpaciu, przy użyciu jednej armii kawale sko-zmechanizowanej oraz zgrupowania powietrznodesantowego. Stało sieja że siły Żukowa ponownie zmasakrowały siły pod dowództwem Pawłowa. Ciekawy jest wgląd w założenia dotyczące strat przewidywanych w czasie wojennych. Przed ich rozpoczęciem zakładano, że straty Armii Czerwonej nie p kroczą 5-6 procent siły żywej. Jeżeli przyjmie się liczebność armii na 1,3 milion oczekiwano strat w wysokości 65-78 tysięcy zabitych miesięcznie. Ilość niez nych do walki mogła sięgać 51 tysięcy miesięcznie. Tak więc całkowite straty i sieczne wynosiłyby przeciętnie około 120 tysięcy łudzi. Jak się okazało w czasie działań wojennych z lat 1941-1945, założenia te! zupełnie błędne. Armia Czerwona poniosła znacznie wyższe straty. Samego Żi wa nie można oskarżać o niedocenianie przeciwnika poprzez zaniżanie ewenl nych strat na wypadek wojny. Odmówił on bowiem zaakceptowania oceny przedstawionej przez arbitrów styczniowych gier wojennych, tak więc ocena ti znalazła się w raporcie podsumowującym gry-1. Żuków widział już wyraźnie cc 3G. K. Ż u k o w, Wospomimmija i ratmyszlenijn, Moskwa 1992, s. 339. nie się, jeśli raz spuści się ze smyczy psy wojny. Pułapka, którą Stalin zamierzał zastawić w okolicach Białegostoku, nie była miejscem godnym pozazdroszczenia ­było z niej tylko jedno wyjście i to bardzo krwawe. Drugn siruicgiczria g-a wojenna, 7-11 stycznia 1941 roku Ważne jest to, źe w dokumencie określającym zasady przebiegu gier wojen­nych przyjęto, iż działania wojenne przeciw Niemcom zaczną się 1 sierpnia 1941 roku. Data ta musi wydawać się dziwna, biorąc pod uwagę fakt, że Stalin już wkrótce po 25 grudnia 1940 roku znał szczegóły dyrektywy na temat wykonania planu „Bar­barossa". Dlaczego więc wybrał 1 sierpnia? Wydaje się, że pragnął zachować praw­dziwą datę agresji tylko dla siebie i dla osób zaufanych; zataił ją, bo nie wierzył już w skuteczność proponowanego przez Pawłowa rozwiązania problemu wybrzusze­nia białostockiego. Treść powyższego dokumentu oraz wnioski, które można wyciągnąć na pod­stawie przebiegu gier wojennych, a które omówimy później, pozwalają na posta­wienie hipotezy, że Żuków i Timoszenko doszli do podstawowego porozumienia na temat głęboko urzutowanej obrony strategicznej już przed rozpoczęciem gier. O tym, że Stalin przekonał się do tej strategii możemy wnioskować na podstawie wyda­rzeń, które rozegrały sięjuż po zakończeniu gier. Relacje z dyskusji po ich zakończeniu, pochodzące zarówno od Żukowa, jak i ze źródeł chruszczowowskich, pozwalają nam ocenić, jakie wrażenie wywarł na Stalinie przebieg gier. W przeznaczonym dla Stalina objaśnieniu sposobu przeprowadzenia przez „czer­wonych" kontrofensywy podczas pierwszej, kluczowej gry wojennej, Mierieckow zaprezentował mapę przedstawiającą hipotetyczną sytuację, w której sześćdziesiąt pięć dywizji radzieckich przełamuje obronę pięćdziesięciu pięciu dywizji niemiec­kich. W odpowiedzi na pytanie Stalina, czy można liczyć na sukces przy tak nie­wielkiej przewadze, Mierieckow odparł, że Armia Czerwona nie dysponuje wpraw­dzie ogólną przewagą w ludziach i si le ognia, ale może uzyskać znaczącą przewagę na głównym kierunku natarcia, dzięki przesunięciu oddziałów z innych odcinków frontu. Stalin zareplikował, że Niemcy dysponujądostateczną liczbąjednostek zme­chanizowanych, by szybko przerzucić swoje oddziały i wyrównać zachwianą chwi­lowo równowagę sił. Polecił też Mierieckowowi, by porzucił stawianie hipotez i prze­szedł do faktów, pytając go: „Kto zatem wygrał, »czerwoni«?". Szef Sztabu Gene­ralnego nie chciał udzielić bezpośredniej odpowiedzi i powiedział tylko, że „niebie­scy" dysponowali bardzo silnymi wojskami pancernymi oraz lotnictwem. Wtedy Stalin przypieczętował jego los, nazywając twierdzenie Mierieckowa o jakościowej przewadze dywizji radzieckich, szczególnie dywizji piechoty, „materiałem dobrym dla agitatorów a nie dla realistów". Pawłów ze swej strony usiłował wyjaśnić klęskę „czerwonych" w pierwszej grze wojennej przy pomocy dowcipu, mówiąc, że podczas ćwiczeń sztabowych na mapach zdarzają się często najdziwniejsze rzeczy, na przykład niespodziewana prze­grana. Kiedy chodziło jednak o podejmowanie decyzji w poważnych sprawach, Stalin był całkowicie pozbawiony poczucia humoru. Za nieświadomość tego Pawłowowi przyszło zapłacić najwyższą cenę. Po wysłuchaniu paru jeszcze niezdecydowanych albo niejasnych raportów Ti­moszenki, Grigorija I. Kulika i kilku innych uczestników, Stalin, najwyraźniej sfru­strowany, zapytał czy ktoś jeszcze chce zabrać głos. Zgłosił się Żuków. Dowódca okręgu kijowskiego stwierdził, całkiem zresztą zgodnie z prawdą, że białostocki re­jon umocniony, wysunięty daleko na zachód i znajdujący się w trudnym do obrony wybrzuszeniu, nie nadaje się praktycznie do obrony. „Uważam - powiedział Żuków - że rejony umocnione na Białorusi buduje się zbyt blisko granicy, czego skutkiem jest ich niekorzystne usytuowanie operacyjne, a dotyczy to w szczególności wybrzuszenia białostockiego. Nieprzyjaciel może ude­rzyć z rejonu Brześcia i Suwałk na tyły całego zgrupowania białostockiego. Poza tym nasze siły nie będą w stanie utrzymać tam długo swoich pozycji, ponieważ niedostateczna jest głębokość całego rejonu umocnionego. Pozwala to wrogowi na ostrzał artyleryjski całego wybrzuszenia. Sądzę, że rejony umocnione powinny być budowane gdzieś w głębi, dalej od granicy państwa". Generał Pawłów był zły z powodu tej krytyki i odpowiedział pytaniem: „A na Ukrainie [w rejonie podległym Zukowowi], czy wysunięte rejony umocnione są tam właściwie zorganizowane?". Żuków odparł: „To nieja decydowałem o lokalizacji rejonów umocnionych na Ukrainie. Uważam jednak, że one także powinny być budowane dalej od granicy państwa". Podkreślał też z naciskiem, że główna linia obrony powinna znajdować się nie bliżej niż 100 kilometrów od granicy. Jaką wagę przykładał Stalin do zaleceń Żukowa, można ocenić na podstawie tego, że już następnego dnia po ogłoszeniu raportu końcowego na temat gier wojen­nych, czyli 14 stycznia 1941 roku, opubliko.wano decyzję Politbiura o mianowaniu Żukowa, na miejsce Mierieckowa, szefem Sztabu Generalnego. Wyznaczając Żukowa na to stanowisko, Stalin rezygnował tym samym w za­sadzie z planów rozmieszczenia sił ofensywnych Armii Czerwonej w wysuniętych daleko na zachód, odsłoniętych rejonach. W miarę zbliżania się wiosny dowody złych intencji niemieckich na 1941 rok stawały się coraz bardziej liczne i oczywiste. Od początku marca zrezygnowano zupełnie z koncentrowania ludzi i sprzętu w po­bliżu granicy. Obecnie skupiono się całkowicie na znalezieniu sposobów i środków do odparcia niechybnej agresji. Po wojnie ostro krytykowano najpierw Stalina, a po­tem Żukowa za nierozmieszczenie wzdłuż granicy dostatecznej liczby wojsk, które by mogły odeprzeć nieprzyjaciela, stawiającego stopę na radzieckiej ziemi. Według interpretacji Chruszczowa, przedstawionej na XX Zjeździe KPZR w 1956 roku, Stalin bał się posłuchać ostrzeżeń o grożącej agresji i należycie umocnić granicę, ponieważ nie chciał robić czegokolwiek, co mogłoby sprowokować Niemców. W od­powiedzi na te zarzuty Żuków stwierdził: „Ostatnimi laty upowszechniła się praktyka obwiniania Naczelnego Do­ - wództwa za nieprzegrupowanie naszych wojsk z głębi kraju w pobliże granicy, tak by zaraz mogły one odeprzeć wroga. Nie chciałbym wdawać się w zgady­wanie, co by nastąpiło, gdybyśmy rzeczywiście przeprowadzili taką operację (...) Uważam jednak za całkiem możliwe, że nasze oddziały słabo wyposażone (»!) w broń przeciwpancerną i przeciwlotniczą oraz mniej mobilne od wojsk prze­ciwnika nie byłyby w stanie odeprzeć potężnych ataków wroga i znalazłyby się w takich samych opałach, jak armie rzeczywiście rozlokowane w rejonach przy­granicznych. Nie wiem, jak wyglądałaby potem sytuacja na przedpolach Mo­skwy i Leningradu oraz w południowych regionach naszego kraju". W tan elokwentny sposób Żuków odparł zarzut, że Armia Czerwona mogłaby w 1941 roku powstrzymać Wehrmacht już na granicy. Jasne jest, że Żuków nigdy nie planował rozmieszczenia głównych sił Armii Czerwonej w miejscu, gdzie nara­żone by one były na impet pierwszego uderzenia i pozbawione możliwości manew­rowania, co wystawiałoby je na ryzyko odcięcia i zniszczenia. Żuków zdawał sobie sprawę z tego, że jedyną metodą na pancerne zagony niemieckie jest wykrwawia­nie ich na kolejnych liniach obrony usytuowanych w głębi kraju. Dopiero po okresie aktywnej obrony, która pozbawi przeciwnika jego pierwotnego impetu natarcia, powstaną dogodne warunki do przeprowadzenia kontrofensywy przez ostatni rzut - rezerwę strategiczną. Taki plan oznaczał jednak, że w wielkich tarapatach znajdą się wojska pierwszego rzutu, które będą się uporczywie bronić, podczas gdy obok nich przetaczać się będą niemieckie kliny pancerne. Zachodni historycy nigdy nie zwrócili uwagi na to, że nominacja Żukowa na stanowisko szefa Sztabu Generalnego oznaczała, iż Stalin przyjął jego koncepcję prowadzenia wojny. Tymczasem zwycięstwo Żukowa w pierwszej grze wojennej, w połączeniu z demonstracją jego zdumiewającego talentu strategicznego w dru­giej grze, całkowicie przekonało dyktatora, iż to właśnie on jest tym koniem, na którego należy postawić. Tło lutowej gry wojennej Najpilniejszym zadaniem, które stanęło przed Żukowem po mianowaniu go sze­fem Sztabu Generalnego, było należyte wykorzystanie wojsk skoncentrowanych w wybrzuszeniu białostockim do celów obronnych. Ponieważ żadna siła nie mogła uratować znajdujących się tam oddziałów od otoczenia ich przez wroga już wkrót­ce po rozpoczęciu działań wojennych, Żuków postanowił je poświęcić. Ofiara ta miała jednak przynieść później duże korzyści, podobnie jak przy grze w szachy, gdy dlaosiągnięcia ważnego celu poświęca się pionka. Strata niewielkiej części sił jest względnie nieistotna, jeśli przeciwnik znajdzie się w wyniku tej operacji w nieko­rzystnym położeniu strategicznym. Gambit taki należało jednak starannie i umiejęt­nie zaplanować i zamaskować tak, by przyniósł on Niemcom jak najwięcej szkody przy zminimalizowaniu strat własnych. Jakkolwiek Stalinzostał już przekonany, że należy porzucić forsowanąprzez Pawło­wa i Mierieckowa strategię ofensywną, to pozostawało jeszcze dużo do zrobienia przy opracowaniu nowej strategii opartej na aktywnej obronie. Żuków wierzył, że od aktywnej obrony można będzie przejść do kontrofensywy, która nie tylko zmiecie wroga z terytorium Związku Radzieckiego, ale też zniszczy jego siły główne. Niedługo po zakończeniu styczniowych gier wojennych Żuków, Timoszenko i Stalin doszli do porozumienia, że dla sprawdzenia działania teorii głęboko urzuto­wanej obrony, przy uwzględnieniu takiej liczby wojsk przeciwnika, jaką podawał wywiad radziecki, konieczne będzie przeprowadzenie jeszcze jednej gry wojennej. Prawdopodobnie nigdy wcześniej w historii jedna ze stron wielkiego konfliktu zbroj­nego nie dysponowała tuż przed rozpoczęciem działań wojennych tak szczegóło­wymi danymi na temat sił przeciwnika, ich rozlokowania oraz zdolności bojowej, jak Związek Radziecki na początku 1941 roku. Opierając się na tak dokładnych rapor­tach, Timoszenko i Żuków mogli dokonać starannej analizy wszelkich przedsięwzięć koniecznych do odparcia wroga. Wynikiem tej właśnie analizy były założenia lutowej gry wojennej. Przyjmując za punkt wyjścia teorię Tuchaczewskiego „operacji w głębi", woj­ska rozlokowane wzdłuż granicy, łącznie z tymi zajmującymi wybrzuszenie biało­stockie, uznano za siły pierwszego, taktycznego rzutu obrony. Drugi rzut - opera­cyjny-powinien zostać rozmieszczony około 300-400 kilometrów za pierwszym. Trzeci rzut - strategiczny - powinien mieć charakter ruchomej rezerwy umiesz­czonej tak, by wzmacniać najważniejsze i najbardziej zagrożone odcinki frontu, naj­prawdopodobniej na skrzydłach sił wroga zmierzających najkrótszą drogą do Mo­skwy. Z analizy mapy terenów, które musiały stać się teatrem działań w razie wybu­chu wojny, wysnuć można kilka narzucających się wniosków. Z mapy, którą repro­dukujemy poniżej, jasno wynika, że z zachodu do Moskwy prowadzi tylko jedna naturalna droga. Armia napastnicza musi obejść od północy nieprzebyte bagna Prypeci. Przyj­mując to za pewnik widzimy zaraz, że najeźdźca będzie musiał dalej zmierzać ku Moskwie przez tak zwany pomost lądowy utworzony przez wyżyny położone po­między górnym biegiem Dżwiny zdążającej na północ, do Morza Bałtyckiego, a gór­nym biegiem Dniepru płynącego na południe, do Morza Czarnego. Uzyskanie kon­troli nad tym kluczowym obszarem, stanowiącym w praktyce jedyną drogę od za­chodu na Moskwę, zadecyduje o wyniku wojny. O znaczeniu strategicznym takie­go właśnie ukształtowania terenu wiedzieli już generałowie Napoleona. Poniżej za­mieszczamy cytat z publikacji Akademii Wojskowej USA: „Wyżyna Smoleńsko-Moskiewska odegrała kluczową rolę podczas napoleoń­skiej inwazj i na Rosję w 1812 roku. Położenie wyżyny na kierunku wschód-zachód zadecydowało ó tym, że stała się ona logicznym wyborem jako oś natarcia wojsk Napoleona na Moskwę. Jednakże z kolei pagórkowate ukształtowanie wyżyny ide­alnie odpowiadało też taktyce opóźniającej, przyjętej przez armię rosyjską"*. 'Laruhcape Alias oflhe U.S.S.R., West Point 1971, s. 186. Równina Środkoworosyjska i pomost lądowy Smoleńsk-Moskwa Należy tu odnotować, że jakkolwiek kilka niemieckich studiów sztabowych, przeprowadzonych przed opracowaniem planu „Barbarossa" oraz jedyna poważna gra wojenna rozegrana przez Niemców w celu jego sprawdzenia, odnotowywały ważność pomostu lądowego jako terenu, nad którym trzeba zdobyć kontrolę, to jednak w żadnym z tych przedsięwzięć nie podkreślano podstawowego znaczenia takiej operacji. W lutowej grze wojennej, przygotowanej przez Żukowa i Timoszen­kę pomost lądowy był obiektem, któremu poświęcono najwięcej uwagi. Tymcza­sem Niemcy traktowali go marginalnie. Można sobie zadać pytanie, dlaczego tak mało uwagi zwracali niemieccy planiści na coś, co rzucało się w oczy już po pierw­szym przejrzeniu mapy? Było to przecież najbardziej prawdopodobne, może nawet jedyne miejsce, gdzie Rosjanie mogli przeprowadzić kontratak. Odpowiedź jest jedna - niemiecki Sztab Generalny był głęboko przekonany, że zaskoczenie atakiem oraz szybkość niemieckich jednostek pancernych uniemożli­wią Armii Czerwonej zgromadzenie w okolicy pomostu lądowego rezerw, które mogłyby stawić skuteczny opór. To błędne założenie kosztowało Niemcy utratę szansy na wygranie wojny na Wschodzie. Na początku 1941 roku nikt w niemiec­kim Sztabie Generalnym nie słyszał jeszcze o wsi zwanej Jelnia, położonej w pagór­kowatej okolicy, na południe od górnego Dniepru i w pobliżu rzeki Desna. Ale Niemcy o tej wsi jeszcze usłyszą. Oprócz szczegółowych informacji na temat sił przeciwnika i ich rozlokowania, Żuków posiadał jeszcze dokładną znajomość geografii przyszłego pola bitwy. Ra­dziecki generał urodził się bowiem i wychowywał we wsi leżącej w obwodzie kału­skirn, około 200 kilometrów na południowy wschód od Smoleńska i na południowy zachód od Moskwy. Strona rosyjska dysponowała też wieloma danymi na temat skuteczności wojny błyskawicznej Wehrmachtu, zademonstrowanej podczas kampanii przeciwko Pol­sce i Francji. Radziecki Sztab Generalny miał bardzo dokładne wiadomości o szyb­kości poruszania się i mobilności różnych jednostek armii niemieckiej. Piechota nie­miecka mogła na dłuższą metę utrzymywać tempo marszu nie szybsze niż 18-20 kilometrów dziennie. Jednostka zmechanizowana, taka jak dywizja pancerna, mo­gła pokonać nie więcej niż 120 kilometrów dziennie, poruszając się po utwardzo­nych drogach. Jednakże dotyczyło to tylko początkowego okresu kampanii. Kiedy pojawiało się zmęczenie i wydłużały się linie zaopatrzeniowe, ofensywa traciła im­pet. Uważano też, że znaczący wpływ na zdolność do utrzymywania tempa natar­cia, szczególnie w centralnej Rosji, będzie miało zużywanie się sprzętu. Drogi były tam generalnie złe, bardzo oddalone od siebie, a o kurzu i błocie w różnych porach roku opowiadano legendy. Kiedy Żuków i Timoszenko zastanawiali się, jak uratować swój kraj przed klę­skąw wojnie błyskawicznej, dostrzegli nagle pewną obiecującą okoliczność. Kiedy wojska niemieckie będą zapuszczały się coraz dalej na wschód, pojawi się rosnąca łuka pomiędzy powoli maszerującąpiechotą a szybko pędzącymi jednostkami zme­chanizowanymi. Na niewielkich teatrach operacyjnych, takich jak Francja czy Pol­ska, nie sprawiało to Wehrmachtowi poważnych kłopotów. Armie przeciwnika były tam rozmieszczone blisko siebie i można je było okrążać i rozbijać przy ścisłym współdziałaniu piechoty i broni pancernej. Jednakże w Związku Radzieckim zapo­wiadały się operacje na zupełnie inną skalę. Rządziły się one odmiennymi prawami, z którymi Niemcy się dotychczas nie zetknęli. To, że niemieckie czołgi mogły szybko okrążać duże zgrupowania wojsk ra­dzieckich, na przykład pod Białymstokiem, nie oznaczało jeszcze, że wojska te zo­stały skutecznie wyeliminowane z walki. Wręcz przeciwnie, oczekiwano, że pie­chota niemiecka straci całe tygodnie na likwidację odciętych jednostek Armii Czer­wonej w okolicach Białegostoku i Mińska. Sądzono też, że siły zmechanizowane Wehrmachtu będą musiały zawracać na zachód, by zamykać drogę odwrotu żoł­nierzom rosyjskim, formując w ten sposób tzw. kotły (Kessel) i uniemożliwiać im odtworzenie zdolnych do boju oddziałów. Jak się okazało podczas wojny, niemieckie dowództwo nie potrafiło rozwiązać problemu szybkiej likwidacji okrążonych sił radzieckich. Poleganie przez Niemców na taktyce wojny błyskawicznej, przykrojonej do potrzeb teatrów operacyjnych Europy Zachodniej i Środkowej, było jednym z ważnych elementów, które w swo­im planie pobicia wroga uwzględnili Żuków i Timoszenko. W tym miejscu powinniśmy się zająć jeszcze innym aspektem radzieckiego planu obronnego - kwestią narodowościową. Jak już zaznaczono we wstępie, ni­gdy nie można było być pewnym, czy mniejszości narodowe, najpierw imperium carskiego potem Związku Radzieckiego, będą rzeczywiście walczyły z wrogiem czy też zwrócą się przeciwko własnemu reżimowi. Od czasu przeprowadzenia przez Stalina brutalnej kolektywizacji wsi na początku lat trzydziestych, wątpiono nawet w lojalność chłopów rosyjskich, którzy stanowili przecież trzon armii radzieckiej. Nie ma wątpliwości, że względy narodowościowe i obawa o wierność chłopstwa wpłynęły poważnie na kształt planu Żukowa i Timoszenki. Możemy się zdumiewać, że zaaprobowano strategię przewidującą oddanie wrogowi tak wielkiego obszaru kraju i narażającą mieszkańców tych terenów na największe niebezpieczeństwo. W szczególności Żydzi, zamieszkujący licznie Bia­łoruś i zachodnią Ukrainę, mogli się spodziewać po okupacji niemieckiej najgorsze­go. Istnieją dowody na to, że stosunek Stalina do Żydów nie różnił się zbytnio od stosunku prezentowanego przez nazistów. W sierpniu 1939 roku, podczas negocjo­wania niemiecko-radzieckiego „Traktatu o przyjaźni", który doprowadził do rozbio­ru Polski, Stalin zwierzył się hitlerowskiemu ministrowi spraw zagranicznych Jo­achimowi von Ribbentropowi, że Żydów toleruje się w Rosji jedynie z powodu bra­ku rodzimej inteligencji, a kiedy w Związku Radzieckim już powstanie taka war­stwa społeczna, „to będziemy mogli pozbyć się Żydów". Co się tyczy innych mniej­szości, to troska Stalina o obronę Ukrainy mogła wynikać z przyczyn innych jesz­cze niż wyłącznie natury wojskowej. W swoim tajnym referacie na XX Zjeździe KPZR Chruszczow powiedział, że Stalin pragnął w czasie wojny przesiedlić Ukra­ińców - najliczniejszą mniejszość narodową w ZSRR - podobnie jak uczynił to z niektórymi mniejszymi narodami (na przykład Kałmukami i Czeczeno-lngusza­mi), ale „było ich zbyt wielu i nie było dokąd ich deportować". Obawy Stalina o lo­jalność Ukraińców wobec władzy radzieckiej były uzasadnione, bowiem ludność tej republiki byta ogólnie dobrze usposobiona wobec Niemców. Jednakże twarda poli­tyka niemieckich władz okupacyjnych, na przykład utrzymanie skoiekty wizowa­nych gospodarstw (kołchozów) i przymusowa wywózka na roboty do Rzeszy, szybko wyczerpały ten zapas dobrej woli. Stalin liczył zatem na to, że mniejszości narodowe podejmą walkę z Niemcami, gdyż sposób ich traktowania przez hitlerowców wzbudzi nienawiść i lęk. Pod tym względem Hitler popełnił ten sam błąd, który zrobił Napoleon, lekceważąc potrzebę wygrania wojny w Rosji nie tylko na płaszczyźnie wojskowej, ale i politycznej. Dlacze­go zaś mógł Stalin liczyć na to, że Hitler i inni naziści będą tak głupi, by swoim postępowaniem tak bardzo mu dopomagać? Dlatego, że już w Polsce przywódcy hitlerowscy pokazali, jaki mają stosunek do Żydów i narodów słowiańskich. Ponad­to Hitler sformułował na piśmie zasady polityki wobec Rosji, które nie pozostawiały cienia wątpliwości co do wyglądu niemieckiej okupacji. Według Pantalejmona K. Ponomarienki, przywódcy partyzantów na Białorusi, Stalin wyznał mu w grudniu 1941 roku, że spontaniczny wybuch działań partyzanckich przeciw Niemcom w le­cie 1941 roku był całkowitym zaskoczeniem zarówno dla niego osobiście, jak i dla całej partii. Dopiero później NKWD przejęło kontrole, nad ruchem partyzanckim. Pod wpływem wszystkich czynników, które uwzględnili przed lutową grą wo­jenną, Timoszenko i Żuków zmuszeni byli do rozmieszczenia drugiego, operacyjne­go rzutu wojsk przeznaczonego do prowadzenia aktywnej obrony w rejonie górne­go Dniepru, na północ i południe od Smoleńska. Jak widzieliśmy powyżej, logiki geografii nie da się oszukać. Potencjalnymi terenami, gdzie spodziewać się można było antypaństwowych wystąpień były ziemie niewielkoruskie, podbite przez Mo­skwę w ciągu ostatnich czterystu lat. Na liście takich ziem wysoko plasowała się Ukraina, republiki kaukaskie, Besarabia i Białoruś z liczną polską mniejszością na­rodową. Miejsce na prowadzenie aktywnej obrony i wyprowadzenie ewentualnej kontrofensywy musiało znajdować się na „pomoście lądowym", w zachodniej czę­ści rdzennej Rosji. Można powiedzieć, że było to przesądzone, jeśli strategia obrony w głębi miała mieć szansę na sukces. Lutowa gra wojenna Lutowa gra wojenna i powstały w jej wyniku plan głęboko urzutowanej obrony, przewidujący prowadzenie skoordynowanych kontrataków na skrzydła niemieckiej Grupy Armii „Środek", kiedy wyłoni się ona zza osłony bagien Prypeci i wkroczy na tereny Rosji właściwej, miały wielki wpływ na strategię realizowaną naprawdę po wybuchu wojny. Wgrze wojennej z lutego 1941 roku uczestniczyli: Timoszenko, Żuków, Michaił Kazakow, Jeremienko, Tiuleniew (przyszły dowódca Frontu Południowego), Jaków Czerewiczenko (przyszły dowódca Frontu Południowo-Zachodniego), Paweł Bodin (przyszły szef sztabu Frontu Południowo-Zachodniego), generał Kuzniecow (dowódca 21 Armii, która odegrała później kluczowa rolę) oraz generał major lot­nictwa Kopiec. Zaznaczyliśmy tutaj przyszłe stanowiska dowódcze uczestników gry, aby uwiarygodnić twierdzenie, że była to wybrana grupa ludzi, przeznaczonych do odegrania ważnych ról podczas operacji ratowania kraju od klęski. Kierownikiem ćwiczeń był Timoszenko. Wespół z Żukowem opracowali stra­tegię powstrzymania ataku Grupy Armii „Środek" wzdłuż osi prowadzącej na Mo­skwę. Poniżej przedstawiamy fotokopię listy uczestników gry, na górze której znajduje się podpis Timoszenki. Nie uwzględniono na tej liście żadnego ze stronników Paw­iowa - Kulika, Mierieckowa ani Klimowskiego. Jest to kolejny dowód na to, że ta gra miała pozostać dla nich tajemnicą. O tym, że ta gra wojenna miała podstawowe znaczenie dla określenia strategii wojennej ZSRR świadczy to, że aż do dzisiaj nikt nie miał pojęcia o jej odbyciu się. Dokument, który przedstawiamy, oraz inne, zawierające jakieś odnośniki do lutowej gry wojennej, pozostawały w ukryciu przez pięćdziesiąt sześć lat. Niektóre notatki odnalezione wśród prywatnych materiałów zawierały ostrzeżenia o „poważnych konsekwencjach" grożących w razie upublicznienia zawartych w nich informacji. Jest prawdopodobne, że kiedy już raz opuszczano zasłonę tajemnicy nad lutową grą Lista zaproszonych na tajna, obronną grę wojenną % lutego 1941 mku wojenną, nikt nie odważył sięjej podnieść. Sami uczestnicy nigdy nie ujawnili tego, co wiedzieli i swoją tajemnicę zabrali do grobu. W swoim tajnym referacie na XX Zjeździe KPZR w 1956 roku Chruszczow za klęskę Frontu Zachodniego obwini) Stalina, który nie usłuchał ostrzeżeń o grożącym ataku niemieckim. Interpretację tę podchwy­cili historycy zachodni i nigdy potem nie była ona poważnie kwestionowana. Jakkolwiek nie odnaleziono żadnych map używanych podczas lutowej gry wo­jennej, to możliwe jest odtworzenie mapy przedstawiającej plan głęboko urzutowa­nej obrony, na który zgodzili się uczestnicy ćwiczeń z lutego 1941 roku. Taka mapa, sporządzona na podstawie znalezionych w archiwach rozkazów mobilizacyjnych rożnych jednostek, ze zdumiewającą wyrazistością pokazuje, w jaki sposób Sztab Generalny zamierzał powstrzymać niemiecką ofensywę. Skuteczność tej strategii można ocenić na podstawie komentarzy zawartych w dziennikach wojennych róż­nych jednostek niemieckich, opisujących problemy, jakie mieli ich dowódcy przy odpieraniu radzieckich kontrataków. Celem kontrataków w rejonie górnego Dniepru, zaplanowanych podczas luto­wej gry wojennej, było zmuszenie Hitlera i Naczelnego Dowództwa niemieckiego do zajęcia się sytuacją na południowym skrzydle Grupy Armii „Środek" przed pod­jęciem na nowo ofensywy w kierunku Moskwy. Ostatecznym celem obrony Dnie­pru było zyskanie na czasie tak, by Żuków i Timoszenko mogli zgromadzić rezerwy wokół Moskwy w miejscach, skąd mogłyby później dokonać potężnego przeciwna­tarcia na skrzydła podchodzącej pod bramy stolicy Grupy Armii „Środek". Te ataki na odkryte skrzydła armii niemieckiej miały nastąpić już po rozpoczęciu się rosyj­skiej zimy. Powodzenie tej akcji zależało jednak od tego, na jak długo uda się wojskom drugiego, operacyjnego rzutu obrony, rozlokowanym wzdłuż Dniepru, zahamować niemiecką ofensywę. Jakkolwiek nie dysponujemy zapisem przebiegu lutowej gry, mamy dowody na to, że potwierdziła ona założenia Timoszenki i Żukowa - to zna­czy, że obrona górnego Dniepru, której podstawą miało być silne przeciwuderzenie na południowe skrzydło Grupy Armii „Środek", wyłaniającej się na północ od ba­gien Prypeci, dostarczy najlepszej sposobności do zahamowania marszu niemiec­kiego w kierunku Moskwy na dłuższy czas. Szansę na sukces tego planu zwiększa­ło to, że wojska przygotowane do kontrataku chronione były od zachodu przez ba­gna Prypeci. Skuteczne maskowanie oraz dokonywanie przegrupowań tylko nocą miało, jak sądzono, osłonić zgrupowanie kontratakujące przed wykryciem przez latające na dużej wysokości samoloty zwiadowcze Luftwaffe. Drugim ważnym celem przeciwuderzeń rosyjskich było stworzenie szerokiej szczeliny pomiędzy szybko nacierającymi niemieckimi jednostkami zmotoryzowa­nymi a wolniej poruszającą się piechotą. Podczas gry wojennej Timoszenko i Żu­ków wykazali, że Niemcy nie będą w stanie sformować skutecznego pierścienia wojsk wokół okrążonych sil radzieckich, jeżeli zaburz> się «spółdzialaniepomiędzy niemieckimi jednostkami pancernymi a piechotą. (,.-, Strefy rozmieszczenia sił wediug planu głęboko urzulowanej obrony Żukowa i Timoszertki Przedstawiona przez nas mapa była przedmiotem kontrowersji. Pierwsza wzmian­ka o niej znajduje się w dzienniku wojennym (Kriegstagebuch albo KTB) 2 Grupy Pancernej Heinza Guderiana. 8 lipca 1941 roku XXIV Korpus Pancerny, działający w rejonie Dniepru, koło Starego Bychowa zdobył mapę pokazującą, że potężne zgrupowanie Armii Czerwonej w rejonie Rogaczew-Żłobin jest częścią ogólnej kontrofensywy radzieckiej, która zostanie wyprowadzona z okolic Homla. Dowód­ca XXIV Korpusu Pancernego, generał Freichergeyer von Schweppenburg uznał tę mapę za tak przekonywającą, że zalecił rezygnację z forsowania Dniepru aż do czasu, kiedy nie dotrze wsparcie ze strony piechoty, albo dopóki nie otrzyma on innych posiłków. Kolejną mapę, prawdopodobnie taką samą albo podobną, znalazł LIII Korpus Piechoty 15 lipca, ukrytą w lokalu Komsomołu (Komunistycznego Związku Młodzieży) przy drodze Bobrujsk-Rogaczew. Określono jąjako zapis „gry wojennej Naczelnego Dowództwa zorganizowanej przez marszałka Timoszenkę". Nosiła ona datę „luty 1941". W broszurze wydanej w 1949 roku przez Departa­ment Obrony USA zamieszczono tę mapę, wykreśloną z pamięci przez oficera niemieckiego, którego nazwiska nie ujawniono. Możliwe, że był to Guderian, ponie­waż XXIV Korpus Pancerny był częściąjego 2 Grupy Pancernej. Wiadomo zaś, że Guderian przesłuchiwany był przez oficerów amerykańskich w koszarach w Karls­ruhe. Reprodukujemy tutaj ową mapę, ponieważ trzy niezależne źródła wskazują, przynajmniej w sposób pośredni, że była to albo mapa używana podczas lutowej gry wojennej, albo naszkicowana na podstawie tej gry. Po pierwsze, wiemy, że łutowa gra wojenna naprawdę się odbyła; dowodzą tego lista zaproszonych oraz wzmianki w prywatnych materiałach Żukowa i Timoszenki. Po drugie, dzienniki wojenne co najmniej dwóch jednostek niemieckich wspominając takiej mapie. Po trzecie, Departament Obrony USA opublikował po wojnie taką właśnie mapę. Musimy wreszcie skomentować dziwną uwagę Żukowa pod adresem Stalina na zakończenie styczniowych gier wojennych. .Biorąc pod uwagę znaczną wartość takich ćwiczeń dła podnoszenia operacyj­nych i strategicznych umiejętności wyższych dowódców, sugeruję, że powinny się one odbywać częściej, pomimo komplikacji związanych z ich organizacją"5. Stwierdzenie to wygląda na lekko tylko zawoalowane nawiązanie do przyszłej lutowej gry wojennej. Inaczej trudno sobie wyobrazić, dlaczego Żuków uznał tę uwagę za tak istotną, by umieścić ją w swoich pamiętnikach. Mapa, jeśli przyjmiemy ją za autentyczną, przedstawia plan Timoszenki i Żuko­wa ataku na południowe skrzydło Grupy Armii „Środek". Możliwe, że stanowiła ona podstawę lutowej gry wojennej. Prawdopodobne jest, że gra ta nie odbyła się na Kremlu, lecz gdzieś w zachodniej części Rosji. Kiłka interesujących aspektów tej mapy wymaga omówienia. Warto odnotować, że zakres tej mapy wydaje się dziwny, jeśli weźmiemy pod uwagę, że ma być ona podstawą gry wojennej dotyczącej obrony kraju od zachodu. Najbardziej na zachód wysunięta pozycja sił radzieckich znajduje się ponad s O. K. Ż u k o w. The Mamirs ofMarskal..., Londyn 1971, s. 186. 400 kilometrów na wschód od granicy z terytorium kontrolowanym przez Niemcy. Innymi słowy, mapa koncentruje się wyłącznie na drugim rzucie rozmieszczonym wzdłuż górnego Dniepru, zakładając najwyraźniej, że cały Front ZacKodni, łącznie Mapa iutowej gry wojennej z siłami zgrupowanymi w wybrzuszeniu białostockim oraz wokół Mińska, został już rozbity przez Niemców. Samo zorganizowanie gry wojennej o takich założeniach w lutym 1941 roku musiałoby się wydać każdemu odpowiedzialnemu za obronę zachodniej granicy szokujące i alarmujące. Wielkie pytanie brzmi: jakie wrażenie wywarła taka mapa na Stalinie? Można sobie wyobrazić dramatyczną scenę, kiedy Żuków i Timoszenko poka­ zują Stalinowi mapę, która przewiduje zniszczenie całej obrony granicy zachodniej, a wojska przeciwnika sąjuż ponad 600 kilometrów w głębi kraju, na drodze prowa­ dzącej prosto na Moskwę. Być może w całej historii nie było sceny równie drama­ tycznej. Zanim padł jeden choćby strzał, kilka miesięcy przed wybuchem wojny, • przedstawiono Stalinowi do akceptacji scenariusz miażdżących klęsk i strat ozna­czających całkowite niemal załamanie się obrony państwa. Znając radzieckiego dyktatora, musimy zdumiewać się, że po obejrzeniu mapy nie tylko nie nakazał rozstrzelać bez sądu „defetystycznych" generałów, ale wyraził nawet swoją apro­batę. Trudno przecenie osobistą odwagę i głębię przekonania ludzi, którzy odważyli się wręczyć taką mapę dyktatorowi. Dowodzi to też, jak dramatyczna stała się sytuacja Stalina i całego narodu w po­czątkach 1941 roku. Oszustwo Dlaczego Stalin i jego najbliższy krąg wtajemniczonych dowódców wojskowych rozmyślnie i tragicznie oszukiwali najważniejszego frontowego dowódcę sił rozlo­ kowanych przy granicy na najważniejszej osi przyszłego ataku - w kierunku Mo­ skwy? Dowody wskazują jednoznacznie, że Pawłowowi wyznaczono rolę pionka po­ święcanego w grze. Nie można go było powiadomić o prawdziwym planie obrony strategicznej, bo żaden generał na świecie nie zaaprobowałby roli, którą w tym planie przeznaczono Pawłowowi. Wydaje się, że po styczniowych grach wojennych czyniono próby dezinformo­ wania Pawłowa, szczególnie co do podstawowych dat przewidzianych w niemiec­ kim planie „Barbarossa", a znanych Stalinowi jeszcze przed rozpoczęciem gier. Taką opinię potwierdza zawarty w książce Pawła Sudopłatowa raport oficera wy­ wiadu, który odwiedził Pawłowa 20 czerwca 1941 roku. Pawłów nie przewidywał wówczas żadnych problemów i sądził, że jeśli nawet przeciwnik przejmie z początku inicjatywę w walkach przygranicznych, to on ma „w rezerwie dostateczne siły" (miał tu na myśli rezerwy obiecane mu przez Stali­ na), aby zapobiec jakiemuś poważniejszemu przełamaniu. Nie widział też żadnej ii potrzeby przeprowadzania operacji dywersyjnej, mającej zdezorganizować nacie­rające siły wroga. Z naszej wiedzy o planie mobilizacji wynika, że Pawłów miał prawo czuć sis pewnie. Jednakże te rezerwy, o których myślał, nic były przeznaczone w rzeczywi­stości do ratowania jego wojsk w wybrzuszeniu białostockim i nigdy się. tam nit pojawiły. Dzięki konsekwentnemu wstawianiu do raportów wywiadowczych dat póź­niejszych niż te, które w nich naprawdę figurowały i przekazywaniu tak spreparo­wanych materiałów dowódcom frontowym Timoszenko i Żuków mogli opóźniać wysyłanie obiecanych wzmocnień do wybrzuszenia białostockiego, nie powodując zaniepokojenia. Chcieli, aby Pawłów z przekonaniem odegrał wyznaczoną mu rolę i żeby wierzył, że oni robią wszystko, by na czas dostarczyć mu zapowiedziane oddziały. W scenariuszu tym uwzględniono też jeszcze jeden czynnik. Aby rola Pawiowa była do końca przekonywająca, musiał on po klęsce swoich armii zostać rozstrzelany. Tylko wówczas Niemcy skłonni będą uwierzyć, że zaskoczyli Stalina, który zrobił sobie z Pawłowa kozła ofiarnego. To, że wplątany był w spisek genera­łów, tylko ułatwiało podjęcie decyzji o jego likwidacji. Pawłów i jego przyjaciele dyskutowali mianowicie o tym, jak można by ograniczyć władzę aparatu bezpie­czeństwa NKWD nad wojskiem. Nie tylko Pawłów i jego oddziały miały być poświęcone. Nie należy wątpić, że poświęcenie życia generała było tylko jednym z elementów maskowania prawdzi­wego planu. Tak więc, od czasu gier wojennych trwała umiejętnie prowadzona kampania dezinformacji, mająca zmylić zarówno Pawłowa, jak i Niemców. W tym czasie przeprowadzano mobilizację i rozmieszczano wojska tak, by mogły one efek­tywnie realizować potem prawdziwy plan obrony. Plan mobilizacyjny uzupełniono „legendą", mającą usprawiedliwić wstrzymanie kierowania nowych oddziałów do wybrzuszenia białostockiego. Do „legendy" tej należały nie tylko fałszywe informa­cje o terminie spodziewanego ataku niemieckiego, ale jak zobaczymy w następnym rozdziale, również odpowiednio spreparowane wiadomości na temat rozmieszcze­nia wojsk niemieckich. Fatalna ślepa uliczka Po załamaniu się w pierwszych dniach wojny frontu zachodniego, Pawlow i je­go najbliżsi stronnicy - Kulik i Mierieckow - zostali aresztowani przez NKWD i rozstrzelani. Stali się oni najgłośniejszymi ofiarami błędnej strategii. jakkolwiek tragiczna jest ich śmierć, to można powiedzieć, że ich los był już dawno przesądzony. Pomimo ich uczestnictwa w tym, co Stalin uważał za spisek generałów, nie musiało to oznaczać ich śmierci. Zadecydowały o niej owe brze­mienne w skutki dni styczniowe, kiedy przeprowadzano gry wojenne. Wówczas właśnie obnażone zostały wszystkie słabe punkty zalecanej przez nich na wypadek wojny z Niemcami strategii ofensywnej. Gdyby ludzie ci obdarzeni byli przenikli­wością i zdolnościąprzewidywania Żukowa i Timoszenki, to bez wątpienia zmieni­liby swoje poglądy, a wówczas mogliby dalej żyć i służyć z honorem swojej ojczyź­nie. Niestety, nie było im to dane. II Radzieckie przygotowania do wojny Stan przygotowań radzieckich i strategia ZSRR w przededniu agresji niemieckiej Biorąc pod uwagę to, że Związek Radziecki przedstawiał się jako nieubłagany wróg kapitalizmu, nie dziwi, że zawsze liczono się tam poważnie z ewentualnością inwazji z zachodu. Przyjęcie założenia, że kiedyś wybuchnie wojna pomiędzy Związ­kiem Radzieckim a jego potencjalnie wrogimi sąsiadami, w szczególności zaś z Niem­cami i Japonią, wpływało na każdą dziedzinę polityki radzieckiej: politykę społecz­ną, gospodarczą, zagraniczną i wojskową. „Zakończyliśmy jeden okres wojen ­powiedział Lenin w 1921 roku, po zakończeniu wojny domowej - teraz musimy się przygotować. Nie wiemy, kiedy może zacząć się nowa wojna, ale kiedy się zacznie, będziemy do niej przygotowani". Później dodał: „Przygotowanie do wojny wymaga wiele czasu. Musimy zacząć od poprawienia naszych wyników gospodarczych"'. Uchwała XV Zjazdu Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) z 1926 roku, wytyczająca założenia pierwszego planu pięcioletniego rozwoju go­spodarki radzieckiej brzmiała: „Biorąc pod uwagę możliwość rozpętania agresji prze­ciwko państwu proletariatu przez kraje kapitalistyczne, uznajemy za niezbędne skie­rowanie maksymalnego wysiłku na szybki rozwój tych gałęzi gospodarki, które za­pewnią nam obronę i stabilność ekonomiczną na wypadek wojny". Takie same założenia przyświecały również drugiemu planowi pięcioletniemu. Przemysł zbrojeniowy zaopatrzył w latach międzywojennych radzieckie siły zbrojne w wystarczającą ilość sprzętu. Jednakże pod koniec lat trzydziestych znaczna część tego sprzętu była już przestarzała. Wobec groźby stwarzanej przez zbrojenia niemieckie, dostrzeżono konieczność zaprojektowania i masowej produkcji bardziej nowoczesnych broni. Radzieckie biura projektowe opracowały wiele typów nowo­czesnego uzbrojenia - czołgów, samolotów, dział, moździerzy i innego sprzętu. Jed­nakże proces ten oraz wdrażanie do produkcji trwały bardzo długo. Unikalny opan­cerzony samolot szturmowy Ił-2 został opracowany przez biuro projektowe Sier­ 1 W. 1. L e n i n, 5-loj Wsiechmsijsktj Sjezd Sowietów, w: Polnojc sobraniie socriiiieiiij. wyd. 5. t. 42, Moskwa 1974, s. 129-131. TC gieja W. Iljuszyna i wyprodukowany po raz pierwszy w 1939 roku. Wypróbowany został podczas bitwy pod Chałchyn-goł, ale na wyposażeniu sił zbrojnych znalazł się dopiero od 1941 roku. Wkrótce zaczęto nazywać go zdrobniale „Szturmowik" i zy­skał on sobie sławę przerażającego niszczyciela czołgów. Myśliwiec Jak-1, zapro­jektowany przez Aleksandra S. Jakowlewa, rozwija! prędkość maksymalną 572 kilometry na godzinę. Masową jego produkcję rozpoczęto w 1940, ale w tym roku zjechały z taśm montażowych zaledwie sześćdziesiąt cztery takie maszyny. Tak samo wyglądała sytuacja z myśliwcami typu MiG, autorstwa Artioma 1. Mikojana i Michaiła I. Guriewicza, oraz z bombowcem nurkującym Pe-2, zaprojektowanym przez Władimira M. Pietijakowa. Tymczasem osiągi i charakterystyki bojowe star­szych typów samolotów radzieckich ustępowały wyraźnie osiągom samolotów Luft­waffe. Co gorsza, lotnictwo radzieckie pozostało daleko w tyle za niemieckim w dzie­dzinie wyposażenia samolotów w radiostacje, w dziedzinie radionawigacji i radiolo­kacji. Tylko samoloty dowódców eskadr wyposażone były w aparaty radiowe nadaw­czo-odbiorcze, co poważnie utrudniało dowodzenie i kontrolą. Stan łączności w Armii Czerwonej nie odpowiadał zachodnim standardom. Nie­wiele z oddziałów frontowych dysponowało łącznością radiową. Na przykład jed­nostki Zachodniego Okręgu Wojskowego otrzymały zaledwie 27 procent sztatu, to jest przewidzianej liczby radiostacji. Korpusy i dywizje były właściwie wyposażone zaledwie w 7 procentach. Radiostacje nie wszędzie witane były z entuzjazmem, nie doceniano bowiem tego środka łączności. Jednakże przebieg wojny na Zachodzie dowiódł, że radio jest niezbędne, jako podstawowy środek dowodzenia oddziałami podczas wojny manewrowej. Na grudniowym spotkaniu dowódców Armii Czer­wonej w 1940 roku sugerowano, że należy niezwłocznie przestawić się na łączność radiową. Jednakże w przededniu inwazji niemieckiej praktycznie wszystkie radzieckie środki łączności, z wyjątkiem radia, były przestarzałe. Wielu oficerów i generałów nie zostało przeszkolonych w dowodzeniu przez radio, a ponieważ radiostacje były trudne w obsłudze i często zawodne, wielu dowódców wolało korzystać z telegrafu. Jednym z mocnych punktów byt przemysł czołgowy. W latach 1936-1939 ra­dzieccy inżynierowie stworzyli czołgi T-34 (zaprojektowali go Michaił I. Koszkin, Aleksandr A. Morozów i N. A. Kuczerenko) oraz KW (głównym projektantem był L. J. Kotin), uważane za najlepsze na świecie. Czołgi te odznaczały się silnym opancerzeniem, potężnymi armatami, dużą manewrowoscią, wysoką prędkością oraz dużą zdolnością poruszania się w trudnym terenie. Oto jak generał niemiecki Erich Schneider opisał tę maszynę: „T-34 wywoła! sensację!". Ten dwudziestosze-Iciotonowy czołg rosyjski wyposażony był w armatę 76-milimetrową, która mogła przebijać opancerzenie czołgów niemieckich z odległości 1500 do 2000 metrów, podczas gdy działa czołgów niemieckich mogły przebić pancerz T-34 z odległości zaledwie 500 metrów i to tylko wtedy, gdy został on trafiony z boku lub z tyłu. Czoł­gi niemieckie miały pancerz przedni grubości 40 milimetrów, boczny pancerz kadłu­ba -1 4 milimetrów. T-34 miał pancerz przedni grubości 70 milimetrów, zaś boczny !<:, pancerz kadłuba grubości 45 milimetrów, przy czym płyty pancerne ułożone były pod dużym kątem, co powodowało odbijanie lecących poziomo pocisków. Po do­kładnym zbadaniu tego czołgu, inżynierowie niemieccy uznali, że nie uda im się próba stworzenia podobnego. Ten znakomity czołg został przyjęty do uzbrojenia w 1939 roku. W następnym roku planowano wyprodukowanie sześciuset takich czołgów; faktycznie jednak zjechało z taśmy montażowej tylko sto piętnaście. Podjęto kroki w celu podniesienia wydajności przemysłu, aby mógł on zaspoko­ić rosnące potrzeby wojska. Powołano Radę Gospodarczą Przemysłu Zbrojenio­wego, mającą nadzorować produkcję dla armii. Na jej czele stanął wybitny ekono­mista radziecki N. A. Wozniesienski. Do połowy 1940 roku osiągnięto odczuwalny wzrost produkcji. Do czerwca 1941 roku przemysł czołgowy wytwarzał trzysta maszyn miesięcznie. W drugiej połowie tego roku z taśm montażowych zjechały 1684 czołgi, z tego 1500 były to nowe modele T-34 i K.W. Niestety, wiele z tych maszyn nie zdążono dostarczyć do oddziałów, a z tych, które znalazły się w jednostkach wiele utracono z powodu nie­umiejętnego obchodzenia się z nimi. Podstawową bronią piechoty był karabin Mosina wzór 1891/30. Nie dyspono­wano ręcznąbronią automatyczną. Ten brak był wynikiem jaskrawego błędu w dzie­dzinie produkcji broni ręcznej. Wycofywano z użytku przestarzałe modele, a opóź­niano się z dostawami nowych typów. Wstrzymano produkcję rusznic przeciwpan­cernych, podstawowego środka obrony przed czołgami, ponieważ wdrażano pro­dukcję rusznic nowego typu. 14,5-milimetrowe rusznice przeciwpancerne PTRD (jednostrzałowa, zamek ryglowy) oraz PTRS (z magazynkiem) „(...) sprawiły -jak przyznał hitlerowski generał Schneider - (...) czołgom niemieckim wiele kłopo­tów". Rusznice te trafiły do oddziałów jednak dopiero w sierpniu, ale i wtedy w śla­dowej ilości. W latach trzydziestych wiele wysiłku włożono w udoskonalenie artylerii. Tak jak i w wypadku innych rodzajów uzbrojenia ulepszenie zależało tu od wprowadze­nia nowych technologii. 76-milimetrowa armata dywizyjna wzór 1939, zaprojekto­wana przez W. G. Grabina, była pod każdym względem bronią pierwszej klasy. Także znakomite były haubice: 122-milimetrowa wzór 1938 oraz 152-inilimetrowa wzór 1937. Skuteczne też było 45-milimetrowe działo przeciwpancerne. Mimo to w chwili wybuchu wojny brakowało Armii Czerwonej dostatecznej ilości najnowszych typów broni przeciwpancernej. Na początku 1941 roku szef Głównego Dowództwa Artylerii marszałek Związku Radzieckiego Grigorij 1. Kulik, powiadomił ludowego komisarza ds. uzbrojenia, Borysa L. Wannikowa, że armia niemiecka szybko przezbraja się w potężniejsze czołgi, przeciwko którym radziec­ka artyleria 45-milimetrowa i 75-miłimetrowa będzie nieskuteczna. Zaproponował wstrzymanie produkcji tych dział i przeznaczenie uwolnionych mocy produkcyjnych do wytwarzania 107-milimetrowych dział przeciwpancernych, jednak Wannikow 77­ odrzucił tę sugestię, uzasadniając to ryzykiem, jakie wiąże się. z wycofaniem z produk­cji starszych typów dział w przededniu wojny. W końcu spór trafił przed Stalina, który wydał następujący sąd: „Te [stare] działa są bardzo dobre. Pamiętam, że używaliśmy ich podczas wojny domowej". Innym słabym punktem artylerii radzieckiej był brak dobrych ciągników artyle­ryjskich. W 1940 roku na wyposażeniu były tylko ciągniki wolnobieżne, a i to w nie­wielkiej liczbie. Przemysł zbrojeniowy bardzo się starał w przededniu wojny, nie mógł jednak zaspokoić potrzeb rozrośniętej armii. Dyktatura Stalina i jego naduży­cia władzy wpływały dramatycznie na wyniki produkcyjne tego przemysłu. Aresz­towania wśród projektantów i inżynierów na podstawie sfabrykowanych oskarżeń oraz częste zmiany kadry kierowniczej powodowały zamęt, strach i destabilizację, zabijały inicjatywę i bardzo spowalniały tempo pracy. Na przykład główny projek­tant moździerzy 82-milimetrowych i 122-miIimetrowych został oskarżony o sabotaż i dezorganizację produkcji. Wannikow próbował go bronić, ale on sam został aresz­towany na początku czerwca 1941 roku. Po kilkakrotnej zwłoce nowe moździerze weszły w końcu do produkcji masowej, na krótko przed napaścią niemiecką. Poprawa przygotowania obrony kraju dotyczyła też obrony cywilnej. Aby przy­gotować ludność cywilną do wojny, powołano wydziały wojskowe w każdej dzielni­cy, w każdym mieście i w każdym obwodzie. Nadzorowały one działalność OSOAW1ACHIMU, który w 1940 roku liczył 13 milionów członków. Organizacja ta przygotowywała ćwiczenia sportowo-wojskowe oraz lokalną obronę przeciwlot­niczą, a także wspomagała wojsko przy poborze. Dzięki tej organizacji społecznej obywatele, głównie młodzież, zdobywała umiejętności przydatne w czasie wojny. Podniesieniu morale ludności służyły kampanie propagandowe prowadzone w latach międzywojennych. Odniosły one jednak niepożądany efekt, upowszech­niając przekonanie, że w ewentualnej wojnie zwycięstwo przyjdzie szybko i łatwo. Ta fałszywa propaganda uczyniła wiele szkody, nie przygotowała ludności do zno­szenia długotrwałych trudów wojny. Prasa pełna była przechwałek przywódców politycznych i wojskowych. „Jeśli wróg nas napadnie, nasza odpowiedź będzie trzy­krotnie silniejsza od jego uderzenia; wojna toczyć się będzie na terytorium przeciw­nika; zwyciężymy przy niewielkich stratach własnych". Dobrym przykładem takie­go powszechnego samozadowolenia jest przemówienie ludowego komisarza obro­ny marszałka Woroszyłowa wygłoszone w czasie spotkania oficerów 23 marca 1939 roku: „Niemcy nie odważąsię nas zaatakować w najbliższym czasie, ale jeśli­by się ośmielili - dostaną za swoje. Z łatwością ich pobijemy, tego jestem pewny". Zimowa wojna radziecko-fińska była szokiem dla przywódców radzieckich. Marszałek Timoszenko napisał w chwili przejmowania Ludowego Komisariatu Obrony z rąk nieszczęsnego Woroszyłowa: „W wyszkoleniu oddziałów popełniono błąd, nie przygotowując ich na trudy, które ze sobą niesie wojna (...) żołnierzom brak sprawności fizycznej i wytrzymałości, nie przywykli do dokładnego, szybkiego i bez zastrzeżeń wykonywania rozkazów. Nie nauczono ich także improwizować. -7C Często zdarza się, że fałszywe poczucie demokracji prowadzi do podrywania auto rytetu dowódcy i uniemożliwia mu dowodzenie"2. W przededniu wojny przywódcy wojskowi i polityczni nie potrafili ocenić nale życie siły wroga. Wierzyli oni, że wkrótce po wybuchu wojny z socjalistycznyn Związkiem Radzieckim rozpocznie się w Niemczech rewolucja. Całkowicie nit docenili skuteczności propagandy hitlerowskiej w indoktrynowaniu ludności cywil­nej i armii w duchu militaryzmu. Ciekawe, że również niemiecka propaganda roz­siewała wiadomości o tym, iż po wybuchu wojny radzieckie państwo bolszewików rozsypie się jak domek z kart. Niemieccy przywódcy nie wyobrażali sobie, jak; rodzaj „lojalności" zaszczepił obywatelom ZSRR Stalin, ani też nie wyobrażali so­bie, z jaką zaciekłością będą oni walczyć, by odeprzeć najazd wroga. Wiele wysiłku poświęcono w ZSRR rozwojowi wojsk pancernych, lotnictwa, wojsk powietrznodesantowych oraz wojsk obrony powietrznej kraju. Wszystkie te rodzaje wojsk niezbędne były do wsparcia operacji sił lądowych. Zasługę należy tu przypisać Tuchaczewskiemu, który uporczywie walczył o utworzenie nowych ro­dzajów sił zbrojnych. W opublikowanej w 1932 roku książce Nowe wyzwania wojny napisał on: „Zaniedbanie artylerii przed wybuchem wojny imperialistycznej [1 woj­ny światowej) przysporzyło wszystkim prawie jej uczestnikom poważnych trudno­ści na froncie. Niedocenianie nowych możliwości, jakie stwarzają samoloty, czołgi, broń chemiczna, łączność radiowa itd. może spowodować w przyszłej wojnie jesz­cze poważniejsze problemy, a nawet prowadzić do klęski". Marszałek Tuchaczewski i jego stronnicy musieli pokonywać oporze strony Woro­szyłowa i Budionnego, którzy idealizowali doświadczenia wojny domowej, głównie ka­walerię. Kilka dni przed swoim aresztowaniem w czasie stalinowskiej czystki, Tucha­czewski napisał: „Przeciwstawiono nam teorię »szczególnej« mobilności Armii Czer­wonej, teorię opartą nie na starannych studiach i ocenie, jakie znaczenie może mieć nowoczesna broń zarówno w rękach naszych przeciwników, jak i w rękach żołnierzy radzieckich, ale na doświadczeniach wojny domowej, na przywoływaniu raczej heroicz­nego ducha tej wojny, niż na docenianiu rosnącej potęgi przemysłu ciężkiego i kultury państwa socjalistycznego. Nie uwzględnia ona także realiów intensywnych zbrojeń pro­wadzonych przez naszych potencjalnych wrogów z obozu kapitalistycznego"3. W 1932 roku, znacznie wcześniej niż w Niemczech, sformowano w Związku Radzieckim wielkie jednostki pancerne. Powstały wówczas dwa korpusy zmecha­nizowane, a kilka lat później dalsze dwa. Jednakże ludowy komisarz obrony Woro­szyłow, zamiast zająć się doskonaleniem metod użycia czołgów i opracowaniem nowej taktyki dla tych fonnacj i, zajął się ich zwalczaniem. Na XVII Zjeździe WK P(b) w 1934 roku oświadczył: „Najważniejsze jest, abyśmy raz na zawsze skończyli ze szkodliwymi teoriami, zastępującymi konia pojazdem mechanicznym, mówiącymi - Rosyjskie Państwowe Archiwum Wojskowe (dalej - RPAW), Indeks 40 442, zasób 2, poz. i 70. s. 13-14. > M, Tuchaczewski , O woztnożnosti pozyejonnych ustowi borby, 193? (koresponden­cja prywatna). o zanikaniu kawalerii". Trochę później, na posiedzeniu Rady Wojskowej zaprezen­tował obszerniej ten punkt widzenia: „Jest oczywiste, że jednostki tak wielkie, jak korpusy pancerne z zasady nie dają się sprawnie dowodzić i wszystko wskazuje na to, że będziemy musieli z nich zrezygnować". Formowanie nowych korpusów zme­chanizowanych, które w 1938 roku przemianowano na korpusy pancerne, zostało wstrzymane głównie na skutek fałszywej interpretacji doświadczeń z hiszpańskiej wojny domowej. Pomimo rozwoju nowego sprzętu i broni, Woroszyłow i jego stronnicy wciąż starali się pomniejszać znaczenie dużych jednostek pancernych, a podstawową rolę na polu bitwy przypisywali kawalerii. „Kawaleria - mówi! Woroszyłow w 1938 roku - we wszystkich armiach świata przechodzi, a ściślej mówiąc przechodziła kryzys; z wielu armii praktycznie znikła (...) my prezentujemy odmienny punktwi­dzenia (...) jesteśmy przekonani, że nasza dzielna czerwona kawaleria będzie nadal odnosiła zwycięstwa. Czerwona kawaleria wciąż jest potężną i miażdżącą siłą, któ­ra jest w stanie wypełniać podstawowe zadania na polu walki". Na mocy rozkazu Naczelnej Rady Wojskowej Armii Czerwonej z 21 listopada 1939 roku rozwiązano korpusy pancerne. Okazało się to poważnym błędem. Słowa wypowiedziane przez szefa Akademii Wojskowej im. Franzego, Roberta P. Eide­mana, okazały się prorocze. W 1931 roku powiedział on: „Byłoby to prawdziwe nieszczęście dla armii, gdyby upodobanie jakiegoś wyższego oficera do pewnego rodzaju sił zbrojnych decydowało o podstawowych elementach wyszkolenia w ta­kiej lub innej jednostce, takiej czy innej szkole, bądź w takiej czy innej służbie". Niemieckie doświadczenia z użyciem dużych jednostek zmechanizowanych w Europie Zachodniej dowiodły, że radzieccy dowódcy mieli rację, tworząc takie formacje i że właściwie oceniali rolę, jaką mogą one odegrać na przyszłym polu walki. W Armii Czerwonej znów powołano jednostki pancerne. Ich odrodzenia do­konał już jednak nowy ludowego komisarz obrony; 8 maja J 940 roku Woroszyłowa zastąpił na tym stanowisku Timoszenko. W czerwcu i lipcu nowy komisarz zarzą­dził utworzenie ośmiu korpusów zmechanizowanych, a w następnym roku jeszcze jednego. Jednakże ich etaty nie były w pełni obsadzone. Na przełomie lutego i mar­ca 1941 roku sformowano kolejne dwadzieścia korpusów zmechanizowanych, skła­dających się z dwóch dywizji pancernych i jednej dywizji piechoty zmotoryzowanej każdy. W chwili wybuchu wojny były one właśnie szkolone i wyposażane. Rozwojowi lotnictwa poświęcano równie wiele uwagi, co siłom pancernym. Ćwiczenia lotnictwa z 1936 roku dowiodły, że „niemożliwe było zwalczanie Luft­waffe, która dysponowała większym zasięgiem i większą mobilnością na całej sze­rokości i głębokości frontu". Najwyraźniej konieczna była lepsza współpraca po­między frontami a ich wsparciem lotniczym. Koordynacja wsparcia lotnictwa na skalę frontu powinna być prowadzona raczej na szczeblu naczelnego dowództwa a nie frontu, z czego początkowo nie zdawano sobie sprawy. Siły powietrzne zorganizowano w trzy armie, mimo że lotnictwo frontowe dzia­łało praktycznie w ramach korpusów lotniczych, których zadaniem było: osiągnię­cie panowania w powietrzu, przeprowadzanie ataków na operacyjne i strategiczne rezerwy wroga na jego zapleczu, współpraca z siłami lądowymi wzdłuż głównej linii oporu, zapewnianie zrzutów zaopatrzenia, paliwa, amunicji oraz oddziałów powietrzno­desantowych. Niestety, nie były one w stanie osiągnąć tego wszystkiego. Organi­zacja korpusowa lotnictwa, wbrew intencjom jej twórców, prowadziła w sposób nieunikniony do rozproszenia sił wsparcia lotniczego i utrudniała im uzyskanie pa­nowania w powietrzu. Marszałek Timoszenko, który był gorącym zwolennikiem reformy i lepszego szkolenia Armii Czerwonej, nie poświęcił jednak lotnictwu nale­żytej uwagi. W grudniu 1940 roku stwierdził on, że wałka o panowanie w powie­trzu powinna toczyć się w rejonach operacyjnych poszczególnych frontów. W 1939 roku nastąpił w organizacji lotnictwa regres, podobnie jak w broni pan­cernej. Rozwiązano armie lotnicze bombowców dalekiego zasięgu, pozbawiając w ten sposób kraj broni strategicznej, zdolnej do atakowania celów daleko na zaple­czu przeciwnika, a być może nawet na terytorium jego kraju. Oddziały powietrznodesantowe uważano za jedną z najbardziej obiecujących nowinek. Pierwsze tego typu jednostki wzięły udział w manewrach Armii Czerwo­nej jużw 1930 roku. Znacznie liczniej wystąpiły one podczas ćwiczeń w 1935 roku na Ukrainie. Samolot transportowy zrzucił wtedy w okolicach Kijowa 1200 spado­chroniarzy. Potem inny samolot, nadlatujący z drugiej strony, zrzucił kolejne 2500. Będący świadkiem tych manewrów brytyjski generał (potem feldmarszałek) Wa­vell, poinformował o tym swój rząd: „Gdybym nie widział tego na własne oczy, nigdy bym nie uwierzył, że taka operacja jest możliwa". W 1936 roku, podczas ćwiczeń wiosennych Białoruskiego Okręgu Wojskowego, dokonano jeszcze więk­szego zrzutu. W latach 1937-1939 postęp w rozwoju sił powietrznodesantowych w ZSRR byłniewielki. Zwolennikami tej broni byli Michaił Tuchaczewski, łona E. Jakir, Je­ronim P. Uborewicz, ludzie którzy padli ofiarą czystek. Czasowo ćwiczenia sił po­wietrznodesantowych uległy zawieszeniu, jednak podjęto je na nowo w roku 1940. W chwili wybuchu wojny istniało pięć korpusów powietrznodesantowych. Dla każ­dego z nich przewidziano stan etatowy 10419 ludzi, ale podobnie jak jednostki pan­cerne nie miały one pełnych etatów, zaś poziom ich wyszkolenia i dowodzenie nie spełniały nawet minimalnych wymogów. Warto zauważyć, że Wehrmacht korzystał szeroko z doświadczeń radzieckich, ci zaś dowódcy radzieccy, którzy zalecali rozwiązanie korpusów pancernych drogo zapłacili za ten błąd. Pawłów, opierając się na swoich doświadczeniach z Hiszpanii, wspólnie z Kulikiem, Mechlisem oraz Efimem A. Szczadenkąpopierali początko­wo rozformowanie korpusów pancernych. Ale Pawłów podczas grudniowego spo­tkania na Kremlu w 1941 roku przyznał, iż idea utworzenia korpusów pancernych okazała się słuszna. Wyraźnie pokazały to sukcesy niemieckich wielkich samodziel­nych jednostek pancernych. „Niemcy nie wymyślili nic nowego. - powiedział Paw­łów - Zapożyczyli tylko nasz stary pomysł". W chwili wybuchu wojny Armia Czerwona składała się. z czterech rodzajów sił zbrojnych: sił lądowych (SA), lotnictwa (WWS), marynarki (WMF) oraz sil obrony powietrznej kraju (PWO). Taka organizacja ukształtowała się ostatecznie jesienią 1941 roku. W przededniu wojny siły zbrojne liczyły ponad 5 milionów żołnierzy, marynarzy i lotników. Trzonem armii były siły lądowe, chociaż lotnictwo i marynar­ka również odgrywały ważną rolę na wyznaczonych im polach działalności. Ludowy Komisariat Obrony i Sztab Generalny kierowały siłami zbrojnymi, z wy­łączeniem marynarki. Do sierpnia 1940 roku stanowisko szefa Sztabu Generalnego piastował marszałek ZSRR Szaposznikow. Potem zastąpił go generał armii Mie­rieckow.zaśw lutym 1941 funkcję tę objął generał armii Żuków, W 1938 roku powołano Ludowy Komisariat Marynarki. Jego kierownikiem został admirał Nikołaj G. Kuzniecow, natomiast admirał I. S. Cakow został szefem Sztabu Generalnego Marynarki. Za „królową broni" uznawano jednak piechotę, najliczniejszy rodzaj sił zbroj­nych. Stanowiła ona 50 procent całej Armii Czerwonej, zaś dywizja piechoty była podstawową jednostką taktyczną w strategii współdziałania różnych rodzajów bro­ni. W okresie wojny radziecka dywizja piechoty miała liczyć: 14 483 ludzi, 294 dział i moździerzy, 16 lekkich czołgów, 13 samochodów pancernych, 558 samochodów oraz 99 ciągników. Podczas pokoju dywizje zachodnich okręgów nadgranicznych liczyły od 8 do 12 tysięcy żołnierzy, zaś dywizje w głębi kraju około 6 tysięcy każda. Siłę uderzeniową stanowić miały jednostki pancerne i zmechanizowane. Odpo­wiedzialność za obsadę personalną, szkolenie i wyekwipowanie sił pancernych spo­czywała na szefie Dowództwa Sił Zmotoryzowanych i Pancernych generale po­ruczniku Jakowie N. Fiedorence, który zastąpił na tym stanowisku Pawłowa. Udział kawalerii w siłach zbrojnych zmniejszy! się poważnie w przededniu woj­ny i stanowił tylko 2,5 procenta. Organizacyjnie dzieliły się wojska kawaleryjskie na trzynaście dywizji, osiem z nich połączonych było w cztery korpusy kawalerii. Artyleria dostarczała piechocie podstawowego wsparcia ogniowego. Na wy­danym 5 maja, na cześć absolwentów akademii wojskowych, kremiowskim przyję­ciu, Stalin nazwał artylerię „boginią wojny". Działanie artylerii radzieckiej opierało się na następujących zasadach: ł) miała ona wspierać ogniem piechotę i czołgi na całej głębi obszaru ich działania; 2) skoncentrowane siły artylerii miały wspierać jednostki przemieszczające się z jednego na drugi odcinek frontu oraz w rejonie przyfrontowym. W zależności od przeznaczenia artyleria należała albo do orga­nicznej artylerii armijnej, albo do odwodu Naczelnego Dowództwa. Ta ostatnia po­zostawała pod rozkazami Naczelnego Dowództwa Artylerii, którego szefem był zastępca ludowego komisarza obrony, marszałek Kulik. W końcu kwietnia 1941 roku Naczelne Dowództwo rozpoczęło formowanie, w ramach odwodu Naczelnego Dowództwa, brygad przeciwpancernych. Składały się one z dwóch pułków artylerii, jednego pułku inżynieryjno-minerskiego oraz jed­nego batalionu transportu każda. Plany tworzenia takich jednostek powstały na podstawie studiów nad niemieckimi operacjami pancernymi w Europie Zachodniej. Brygada taka miała być uzbrojona w 120 dział przeciwpancernych, 28 przeciwlot­niczych karabinów maszynowych, 4800 min przeciwczolgowych i 1000 min prze­ciwpiechotnych. Gdyby wcześniej utworzono takie brygady, byłyby one potężną bronią, zdolną powstrzymać ataki czołgów nieprzyjaciela. Wojska inżynieryjne Armii Czerwonej pozostawały pod dowództwem wydziału saperskiego. Chociaż oddziały te dysponowały dużą liczbą ciężkiego sprzętu, to jednak był on w większości mało mobilny, a zatem mało przydatny podczas wojny manewrowej. Z tego powodu zaprojektowano i wytworzono lżejsze typy koparek i maszyn drogowych. Pierwsze dostawy nowego sprzętu nastąpiły tuż przed wybu­chem wojny. Oddziałom inżynieryjnym brakowało wykrywaczy min oraz sprzętu do układania min, szczególnie przeciwczolgowych. Można to wytłumaczyć tym, że stare kierownictwo Ludowego Komisariatu Obrony nie doceniało obrony, nowe zaś nie miało dość czasu, aby naprawić popełnione wcześniej błędy. Lotnictwo składało się z dwóch rodzajów broni - lotnictwa bombowego i my­śliwskiego. Liczba samolotów i personelu lotnictwa myśliwskiego byta o około 10 procent większa od sił lotnictwa bombowego. Lotnictwo radzieckie, chociaż dość liczne, dysponowało w przededniu wojny niewielką liczbą nowych modeli samolo­tów. Stanowiły one nie więcej niż 17 procent całości sił. Poprzednie wojny udowodniły wielką rolę zaplecza, zapewniającego ciągłe do­stawy na front sprzętu i nowych żołnierzy. Stało się więc jasne, że sukces wojny zależy w wielkim stopniu od dobrej organizacji zaplecza armii (strategicznych ty­łów). W chwili wybuchu wojny Armia Czerwona miała duże zapasy sprzętu. Zgro­madzone w magazynach wojskowych zasoby amunicji, paliwa i żywności wystar­czały na dwa do trzech miesięcy walki. Połowa z tych zapasów rozlokowana była w zachodnich okręgach przygranicznych, głównie na Białorusi i Ukrainie. Generał armii Andriej W. Chrulew, były dowódca tyłów, wspominał: „W 1940 roku dyskuto­wano w rządzie nad kwestią rozmieszczenia magazynów mobilizacyjnych. Woj­skowi sugerowali, że należy umieścić je za Wołgą, ale Mechlis postawił weto wo­bec tego projektu. Nalegał na rozlokowanie składów wojskowych w pobliżu grani­cy - tam, gdzie wróg mógłby Iatwo je przechwycić lub zniszczyć. Każdy sprzeciw wobec swojego pomysłu Mechlis uważał za sabotaż (...)". Mechlisowi udało się do swych projektów przekonać Stalina. „Potem przyszło nam za to zapłacić wysoką cenę. Wiele zapasów zostało albo zniszczonych przez nasze ustępujące wojska, albo też wpadło w ręce wroga"*. W lecie 1941 roku struktura radzieckich sił zbrojnych odpowiadała, ogólnie rzecz 4 A. W. Chrulew, Tyl w gady wojny, ,S?AauóM Lenina'* (Tbilisi) 1962.nr /. 9 wreeśnia. biorąc, wymaganiom ówczesnej sztuki wojennej. Ich wartość bojową zmniejszał jednak nie dokończony proces przezbrojenia i reorganizacji. Proces modernizacji armii wymagał posiadania większej liczby dobrze wyszko­lonych specjalistów. Ilość szkól i akademii wojskowych ciągle wzrastała. O ile w roku 1937 istniało 13 akademii i 75 szkół wojskowych, to w 1941 było już 18 akademii i 255 szkół. Dostarczyły one armii i marynarce dużej liczby specjalistów: w roku 1937 aż 79,6 procenta całego personelu wojskowego legitymowało się wykształceniem śred­nim lub wyższym. W silach pancernych i zmechanizowanych odsetek absolwen­tów akademii i szkól wojskowych wynosił 96,9; w lotnictwie - 98,9; zaś w mary­narce - 98,2. W 1938 roku liczba uczniów szkół wojskowych podwoiła się; uczelnie cywilne organizowały kursy dla dowódców oraz liczne kursy niższego stopnia dla poruczni­ków. W wyniku tej ogromnej pracy szkoleniowej zredukowano deficyt kadry w si­łach zbrojnych do 15 procent. Do 1939 roku szkolenie wojskowe oparte było głównie na doświadczeniach wojny domowej i pierwszej wojny światowej. Niewiele poświęcano uwagi nauce nowoczesnej strategii i taktyce. Dotyczyło to również szkolenia żołnierzy niższych stopni oraz podstawowego szkolenia oddziałów. Nowe kierownictwo Ludowego Komisariatu Obrony wprowadziło drastyczne zmiany w systemie szkolenia wojskowego. Już tydzień po przejęciu 8 maja 1940 roku urzędu ludowego komisarza obrony Timoszenko, wydał „Rozkaz nr 120", wy­znaczający ambitne cele na letni sezon szkoleniowy. Napisano tam wyraźnie, że zwykłe ćwiczenia muszą bardziej odpowiadać realiom pola walki. Timoszenko żą­dał, by „żołnierzy uczono tylko tego, co im się przyda na wojnie i postępowania takiego, jak na wojnie". Intensywne, całodobowe ćwiczenia wojskowe rozpoczęły się wiosną 1940 roku. Oddziały przechodziły przyspieszony program zapoznawania sięz nową bronią i wy­posażeniem. Bitwy nad Chasan i Chałchyn-goł, wojna radziecko-tińska oraz wyda­rzenia drugiej wojny światowej rozgrywające się w Europie Zachodniej dostarczy­ły nowych scenariuszy do tych intensywnych ćwiczeń. Lato 1940 roku było najważniejszym okresem tych manewrów. Ludowy komi­sarz obrony 25 lipca powiadomił dowódców okręgów wojskowych, że będzie nad­zorował sierpniowo-wrześniowe manewry dywizyjne. Żądał, aby zbliżające się ćwiczenia przypominały w maksymalnym stopniu warunki panujące na polu walki: „Podczas tych ćwiczeń muszą występować umocnienia i zasieki; jednostki piecho­ty muszą atakować i przełamywać obronę przeciwnika we współpracy z artylerią oraz lotnictwem". W końcu września 1940 roku odbyły się na poligonie jaworowskim Kijowskie­go Okręgu Wojskowego manewry pokazowe w wykonaniu 99 Dywizji Piechoty. Zadanie polegało na „przełamaniu linii umocnień nieprzyjaciela". Pokazano skoor­dynowane wsparcie powietrzne i artyleryjskie. We współdziałaniu z czołgami i ar­tylerią piechota przełamała obronę nieprzyjaciela na całej jej głębokości taktycznej. Timoszenko osobiście obserwował manewry i wysoko ocenił umiejętności zapre­zentowane przez ćwiczącą dywizję. Przedstawiciele Ludowego Komisariatu Obrony obserwowali podobne ćwiczenia w innych okręgach wojskowych. Przygotowania do wojny toczyły się pełną parą. Jednakże podczas innych ćwiczeń i inspekcji ujawniono poważne niedociągnię­cia w stanie przygotowań różnych oddziałów. Jakkolwiek jesienią 1940 roku wie­dziano wiele o niemieckiej taktyce wojennej, przekazywanie tych informacji do ośrod­ków szkoleniowych było niedoskonałe. Zwykle podczas ćwiczeń nie używano du­żych formacji pancernych. Nie kładziono też nacisku na walkę obronną, szczegól­nie w okrążeniu. Tak więc oddziały i ich dowódcy nie byli przygotowani odpowied­nio do realiów walki w pierwszym okresie jej trwania. W rekordowym czasie budowano nowe bazy dla czołgów, strzelnice i poligony, Przyspieszone manewry i ćwiczenia w strzelaniu trwały do samego wybuchu woj­ny. Artyleria szkoliła się w oparciu o doświadczenia zdobyte w Hiszpanii i w Fin­landii. Przełamywanie linii Mamierheima udowodniło potrzebę stosowania zmaso­wanego ognia oraz specjalistycznej amunicji, przeznaczonej do rażenia różnych celów, na przykład czołgów, bunkrów, piechoty. Timoszenko nakazał artylerii ćwiczenie prowadzenia intensywnego ognia oraz poprawę współpracy z piechotą, czołgami i lotnictwem. Zarządzono również ćwiczenia nocne w strzelaniu na podstawie współ­rzędnych topograficznych. Wiosną 1941 roku wiele nowo utworzonych jednostek artylerii oraz brygad przeciwpancernych rozpoczynało właśnie szkolenie. Większość z nich, szczegól­nie jednostki artylerii przeciwlotniczej, skierowano w przededniu wojny na manew­ry okręgowe. Jednostki artyleryjskie, z wyjątkiem artylerii przeciwlotniczej, były ogólnie dobrze wyszkolone. Jednakże sztuka śledzenia wrogich samolotów i po­wiadamiania o nich odpowiednich stanowisk artylerii przeciwlotniczej tak, by mo­gły one skutecznie zareagować, znajdowała się w 1941 roku jeszcze w powija­kach. Okres intensywnego szkolenia przechodziło także lotnictwo. Jakkolwiek szyb­ko wprowadzano do służby nowe modele samolotów, to jednak długo trwał proces włączania ich w skład jednostek bojowych. Pilotów ćwiczono w walce powietrznej oraz w bombardowaniu koncentracji oddziałów wroga i innych celów naziemnych. Pomimo pewnych braków w wyszkoleniu, piloci radzieccy byli w stanie dotrzymać pola bardziej doświadczonym pilotom Luftwaffe. Jednakże w pierwszym okresie wojny ataki na cele naziemne kończyły się zwykle niepowodzeniem. Pod tym wzglę­dem lotnictwo radzieckie pozostawało daleko w tyle za przeciwnikiem. Szkolenie marynarki koncentrowało się na poprawie współpracy z lotnictwem, siłami lądowymi i obroną wybrzeża. Poczynając od lata 1940 roku, trwały ciągłe ćwiczenia załóg okrętów oraz jednostek obrony wybrzeża. Prowadzono strzelania s^ artyleryjskie z okrętów i baterii nadbrzeżnych, a także ćwiczono ataki torpedowe i stawianie min. Marynarka wojenna została doprowadzona do wyższego stanu gotowości bojowej niż inne rodzaje sił zbrojnych. Szkoda, że zasady organizowania i prowadzenia operacji oraz poglądy na cha­rakter przyszłej wojny opracowywano od nowa, chociaż były one już dużo wcze­śniej wypracowane. Już od końca lat dwudziestych radzieccy dowódcy wojskowi i teoretycy próbowali przewidzieć charakter przyszłej wojny, a szczególnie jej okre­su początkowego. Stosownie do wyników ich badań zmienia! się skład sił zbrojnych oraz sposób szkolenia bojowego i strategicznego. W 1931 roku gazeta „Wojna i Riewolucija" zamieściła dyskusyjny artykuł Eide­mana pod tytułem O problemie charakteru wstępnego etapu wojny. Czytamy tam; „Naturalne jest, że teoretycy wojskowi obu stron próbują wyobrazić sobie, jak wyglądać będzie wstępne stadium przyszłej wojny (...) Przestudiowanie różnic po­między araliami z 1914 a armiami z 1930 roku niewątpliwie dopomoże do zrozu­mienia, jak zacznie się przyszła wojna. Jeżeli zaniedba się takich studiów, niedługo trzeba będzie czekać na poważne konsekwencje". Dalej w tym samym artykule autor dochodzi do proroczego wniosku: stosowanie w początkach współczesnej wojny obronnej taktyki pozycyjnej będzie samobójczą głupotą. Taktyka ta niewąt­pliwie doprowadzi do ciężkich strat wśród lotnictwa i sił pancernych broniącej się strony, gdyż. będą one rozrzucone wzdłuż całego frontu - nie wiadomo będzie prze­cież, gdzie nieprzyjaciel uderzy. Partyjna „Prawda" opublikowała 20 maja 1936 roku artykuł kombryga S. N. Krasilnikowa pod tytułem Okres początkowy przyszłej wojny. Oceniając wy­zwania, jakie niesie ze sobą przyszła wojna, szczególnie w swym pierwszym okre­sie, stwierdził on, że podstawy techniczne nowoczesnych armii masowych zmieniły się radykalnie od czasów pierwszej wojny światowej. Nowe bronie ofensywne, takie jak bombowce i czołgi działające w wielkich zgrupowaniach, zmienią całko­wicie charakter wstępnych operacji wojennych. Analizując zachodnią doktrynę woj­skową, Krasilnikow podkreślał, że główne armie kapitalistyczne przykładają szcze­gólną wagę do zaskoczenia strategicznego - pierwszego uderzenia - które daje stronie atakującej duże korzyści: „(...) wybuchy bomb i łoskot toczących się czoł­gów, będąjedynym wypowiedzeniem wojny, które usłyszymy". W połowie lat trzydziestych radziecka nauka wojskowa akceptowała pogląd, że przyszła wojna zacznie się od ataku z zaskoczenia. Tak więc, od samego począt­ku prowadzone będą intensywne operacje przy użyciu dużych jednostek pancer­nych i lotnictwa. Jakkolwiek wpływ tych dwóch rodzajów broni na wynik pierwszej wojny światowej był nieduży, to oczekiwano, że teraz będą one miały wpływ niepo­równanie większy. Czystki i kryzys kadry dowódczej spowodowały utratę przez Związek Radziecki jego początkowej przewagi w lotnictwie i wojskach pancer­nych. Na skutek błędnych poglądów strategicznych Stalina, aż do lutego 1941 roku nie pozwalano na opracowanie realistycznego planu obrony przeciwko zmasowa­nym uderzeniom nieprzyjacielskiego lotnictwa i wojsk pancernych wzdłuż wybra­nych kierunków ataku. Rejon zachodniej granicy radzieckiej został ufortyfikowany dla osłony oddzia­łów frontowych, które miały powstrzymywać wroga tak, aby siły główne miał> czas na przygotowanie się do przeprowadzenia ogólnej kontrofensywy przeciwkc nacierającemu w głąb kraju przeciwnikowi. Pierwsze strefy umocnione wzdłuż gra­nicy państwa zbudowano w latach 1929-1935. Była to linia stałych stanowisk ognio­wych rozlokowanych na głębokość 1-2 kilometrów. Uzbrojenie stanowiły głównie karabiny maszynowe. Niewiele z tych stanowisk zapewniało ochronę przed ogniem artyleryjskim. W 1938 roku podciągnięto więcej artylerii i rozpoczęto przebudowę stanowisk, ale prac tych nigdy nie zakończono. W 1939 roku budowa została całko­wicie wstrzymana. Fortyfikacje zostały zakonserwowane, a wiele z nich przysypa­no ziemią. Dopiero po napaści Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 roku zaczęto doprowadzać umocnienia do gotowości bojowej. W końcu 1939 roku postanowio­no zbudować nową linię umocnień wzdłuż nowej granicy, uzyskanej w wyniku zaję­cia przez Armię Czerwoną wschodnich terytoriów Polski dwa tygodnie po wkro­czeniu do tego kraju Wehrmachtu. Włączono do tego systemu obronnego dawne carskie fortece, takie jak Iwangorod, Brześć i Osowiec. Błędem Pawłowa i innych przy ustalaniu głębokości linii obrony było założenie, że wroga będzie można po­wstrzymać stosunkowo blisko granicy. Dopiero Żuków podczas styczniowych gier wojennych pokazał, jak fałszywe było takie poczucie bezpieczeństwa. Rząd przeznaczał znaczne środki na budowę fortyfikacji. Aby zilustrować ska­lę robót prowadzonych na wiosnę 1941 roku, podajmy, że w Okręgu Bałtyckim zatrudnionych było przy budowie umocnień około 58 tysięcy ludzi, w Okręgu Za­chodnim prawie 35 tysięcy, a 43 tysiące w Okręgu Kijowskim. Wielką liczbę cięża­rówek i traktorów należących do jednostek artylerii skierowano do transportowa­nia materiałów budowlanych i ciężkiego sprzętu. Pomimo że dysponowano dostateczną ilością środków transportu, to brakowa­ło materiałów budowlanych i sprzętu. Przemysł radziecki nie był w stanie w7two­rzyć dostatecznej ilości materiałów, głównie cementu, cegieł, drewna i stali zbroje­niowej, a także wyposażenia i opancerzenia schronów i innych instalacji, w tym sta­nowisk artylerii. Z 2300 schronów, zbudowanych do wiosny 1941 roku, niecały ty­siąc był w pełni wyposażony; reszta zaopatrzona była jedynie w karabiny maszyno­we zamontowane na obrotowych podstawach. W celu poprawienia sytuacji okrę­gowe rady wojskowe, za aprobatą ludowego komisarza obrony, przesunęły tu część uzbrojenia ze starych fortyfikacji położonych wzdłuż granicy sprzed 1939 roku. Ten proces powstrzymano z chwilą objęcia przez Żukowa stanowiska szefa Sztabu Ge­neralnego. Z rozkazu zastępcy ludowego komisarza obrony marszałka Szaposznikowa, który nadzorował wszystkie budowy umocnień, rozpoczęto konstrukcję fortyfikacji dla piechoty, głównie pomiędzy punktami oporu w wybrzuszeniu białostockim na in­nych wysuniętych pozycjach. Aby przyspieszyć budowę okopów i innych fortyfi­kacji, Ludowy Komisariat Obrony nakazał, by uczestniczyło w niej na zmianę po jednym batalionie z każdego pułku. W chwili wybuchu wojny konstrukcja tych umoc­nień była w pełnym toku. Jednym ze słabycli punktów sytemu obrony granic był brak pól minowych. Można je było zakładać jedynie po ogłoszeniu mobilizacji, na specjalny rozkaz ludo­wego komisarza obrony. Zastosowano jednak szereg innych przeszkód terenowych. Zgodnie z uprzednimi rozkazami, oddziały budowlane i inżynieryjne wznosiły prze­szkody nie zawierające materiałów wybuchowych, takie jak: rowy i pułapki prze­ciwczołgowe, skarpy i przeciwskarpy, zasieki z drutu kolczastego i inne. Wsparcie inżynieryjne odgrywało wielką rolę nie tylko w siłach lądowych, ale także w marynarce i lotnictwie, w całym systemie obrony zachodniego teatru woj­ny. Okręg Bałtycki rozpoczął w lutym 1941 roku budowę umocnień wybrzeża na wyspach Saaremaa (Oesel), Hiiumaa (Dago) i Moon, a także w rejonach ufortyfi­kowanych Windawy i Lipawy na wybrzeżu Bałtyku. Fortyfikacje te miały chronić najważniejsze pozycje nadbałtyckie zarówno od strony lądu, jak i od morza. Do wybuchu wojny ich budowa nie została zakończona. Jednakże to co już zdołano wybudować, odegrało ważną rolę w obronie wysp Saaremaa i Hiiumaa. Na wiosnę 1941 roku rozpoczęto na szeroką skalę realizację programu budowy dużej sieci lotnisk strategicznych i betonowych pasów startowych. Pawłów i inni pragnęli przegrupować jednostki lotnictwa bliżej nowej granicy i rozproszyć je mak­symalnie. Utworzono specjalistyczne zespoły budowy lotnisk; uczestniczyła w niej także ludność cywilna. Pożądane rozszerzenie sieci lotnisk w tak krótkim czasie okazało się jednak niemożliwe. W wyniku tego, istniejące lotniska były zatłoczone samolotami, a ich użyteczność zmniejszały nie dokończone pasy startowe i leżące wszędzie sterty materiałów budowlanych. Niektóre z istniejących lotnisk trzeba było w ogóle zamknąć. Kijowski Okręg Wojskowy nie dysponował w przededniu wojny żadnymi lotniskami zapasowymi. Co gorsza, zaniedbanie maskowania podczas budo­wy prowadziło do łatwego ich wykrywania przez Niemców. Luftwaffe nie niepoko­jona przez lotnictwo radzieckie prowadziła nad ZSRR regularne loty zwiadowcze. Dużo uwagi poświęcono na zachodnim teatrze operacyjnym budowie dróg że­laznych i bitych oraz magazynów i linii łączności. Zdolność przewozowa kolei w kra­jach nadbałtyckich, na zachodniej Białorusi i Ukrainie była niewielka. Pomimo in­tensywnych prac budowlanych prowadzonych w 1941 roku nie zdołano osiągnąć znaczącej poprawy, ponieważ wymagałoby to zaangażowania ogromnych sil ludz­kich i sprzętu. Główne węzły kolejowe nie były przystosowane do obsługi wzmożo­nego ruchu, a wiele linii było tylko jednotorowych. Ponieważ bocznice były często krótkie, nie pozwalało to na mijanie się dłuższych pociągów. To wszystko utrudniało koncentrację i rozmieszczenie oddziałów w pierwszym okresie wojny. Wiele wysiłku skierowano w przededniu wojny na stworzenie solidnej sieci łącz­ności - rzeczy o pierwszorzędnym znaczeniu w dowodzeniu broniącymi się woj­skami. Priorytetowo potraktowano instalację nadziemnej i podziemnej sieci tele­graficznej w rejonach umocnionych. Pomimo podejmowanych na szeroką skalę herkulesowych wysiłków przy pra­cach inżynieryjnych w zachodnim rejonie przygranicznym, niewiele z nich zostało ukończonych przed napaścią niemiecką, która rozpoczęła się we wczesnych godzi­nach rannych 22 czerwca 1941 roku. Radziecki Sztab Generalny zakładał, że Niemcy hitlerowskie będą mogły wy­stawić przeciwko ZSRR do stu siedemdziesięciu dywizji, zaś sojusznicy Niemiec dostarczą dalszych około siedemdziesięciu dywizji. Spodziewano się też ataku na Dalekim Wschodzie za strony 50 dywizji japońskich. Przywódcy radzieccy oczeki­wali, że dowództwo niemieckie skoncentruje swe siły główne w Prusach Wschod­nich i skieruje stamtąd uderzenie na Rygę, Kowno, Połock, Wilno i Mińsk. Spodzie­wano się też uderzenia pomocniczego z rejonu Brześcia w kierunku na Baranowi­cze i Mińsk. Uważano za prawdopodobne, że jednocześnie z głównym uderzeniem z Prus Wschodnich nastąpi atak Wehrmachtu na południe od bagien Prypeci w kie­runku na Dubno i Brody. Spodziewano się w północnej części frontu ataku armii fińskiej na Leningrad, a w południowej ataku sił rumuńskich i niemieckich na Żme­rynkę. Sztab Generalny nie wykluczał też możliwości, że główne uderzenie pójdzie na południe od bagien Prypeci, w kieranku Kijowa. Za bardziej prawdopodobną uważano jednak pierwszą wersję. Sądzono, że pierwszym strategicznym celem Japonii będzie zaatakowanie bazy morskiej we Władywostoku. Biorąc pod uwagę powyższą ocenę zamiarów potencjalnych przeciwników, lu­dowy komisarz obrony i szef Sztabu Generalnego przygotowali we wrześniu 1940 roku raport dla Stalina, przedstawiający ich koncepcję rozmieszczenia strategicz­nego wojsk radzieckich na zachodzie i Dalekim Wschodzie w 1941 roku. Siły głów­ne w liczbie około stu siedemdziesięciu dywizji miały być rozmieszczone na granicy zachodniej; trzydzieści cztery dywizje miały być rozmieszczone na wschodzie, a sie­demnaście na południu. (W rzeczywistości z powodu probiemów z Iranem i Turcją, na Dalekim Wschodzie przebywało w chwili wybuchu wojny trzydzieści cztery dy­wizji, zaś dwadzieścia pięć dywizji na południu). Sztab Generalny przedstawił do akceptacji kierownictwu politycznemu dwie wersje kontrofensywy Armii Czerwo­nej na wypadek agresji z zachodu oraz stosowne plany strategicznego rozmiesz­czenia sił. Według pierwszej z nich, siły główne byłyby rozlokowane na północ od Prypeci, aby odeprzeć inwazję, rozbić zgrupowanie wschodniopruskie przeciwnika i przenieść działania wojenne na terytorium wroga. Według drugiej, siły główne stacjonowałyby na południe od Prypeci. W razie agresji miały zatrzymać ofensywę wroga i zmiażdżyć jego siły potężnym uderzeniem w kierunku na Lublin i Wrocław. Po przeanalizowaniu obydwu wersji Stalin polecił, by siły główne wchodziły w skład Kijowskiego Okręgu Wojskowego i skierowały główne uderzenie na niemiecką Grupę Armii „Środek". Żądanie dyktatora zostało spełnione i od końca 1940 roku prowadzono przygotowania do uderzenia odwetowego zgodnie z dragą wersją. OT Do planu wprowadzono pewne zmiany w związku z rozwojem sytuacji na granicy zachodniej oraz nowymi informacjami na temat zamiarów dowództwa niemieckie­go. Jednakże plan len, zawarty w dokumencie „Plan obrony granic państwa, 1941", dotarł do dowódców i sztabów okręgów przygranicznych dopiero na początku maja 1941 roku. Według planu obrony oddziały przygraniczne miały powstrzymać inwazję na terytorium ZSRR; osłaniać uporczywą obroną mobilizacją, koncentrację i rozmiesz­czenie oddziałów sił głównych; zdobyć panowanie w powietrzu dzięki prowadzeniu aktywnych operacji powietrznych; atakować z powietrza mosty i węzły kolejowe, aby utrudniać koncentrację i przemieszczanie się wojsk przeciwnika, stwarzając w ten sposób dogodne warunki do przeprowadzenia ogólnej kontrofensywy. Ten oficjalny plan obrony odzwierciedlał głównie oficjalne poglądy na początkowy okres wojny i nie można było się w nim dopatrzyć śladów tajnego planu. Według oficjal­nego planu oddziały przygraniczne miały związać wojska przeciwnika na czas po­trzebny siłom operacyjnym i rezerwom do wyprowadzenia kontrofensywy. Jeśliby wrogowi udało się przedrzeć na tyły sił przygranicznych, powstrzymać go miały zapory i formowane w tym celu specjalne brygady przeciwpancerne. Korpusy zmechanizowane Pawłowa, ochraniane przez te brygady i we współdzia­łaniu ze specjalnymi jednostkami lotniczymi miały zniszczyć przedzierającego się przeciwnika. Zachodnie siły osłonowe miały powstrzymywać wroga przez okres najwyżej piętnastu dni. Ten czas był potrzebny do mobilizacji i koncentracji sił głów­nych oraz rezerw Armii Czerwonej i do wyprowadzenia miażdżącej kontrofensywy. Plan Pawłowa wyglądał dobrze na papierze i Naezelne Dowództwo go zaapro­bowało. Żuków jednakże miał własne, odmienne plany. Okręgi wojskowe: Lemngradzki, Bałtycki i Odesski miały współpracować od­powiednio z flotami; Północną, Bałtycką i Czarnomorską. Okręty i lotnictwo mor­skie miały powstrzymywać od strony morza pochód wroga, osłaniać bazy morskie i nie dopuszczać do wysadzenia desantów. Najważniejszym zadaniem Floty Bał­tyckiej było niedopuszczanie wrogich okrętów do brzegów Finlandii i Łotwy. Do 25 maja okręgi wojskowe miały opracować na podstawie tej dyrektywy ludowego komisarza obrony własne, szczegółowe plany obronne. Zdołano sporzą­dzić je jednak dopiero w czerwcu. Ochrona sił lądowych byta wypadkową okręgo­wych planów obrony. Pojęcie o treści tych planów może nam dać przyjrzenie się planowi obrony osłaniającej Lwów 6 Annii, należącej do Kijowskiego Okręgu Wojskowego5. Zadaniem tej armii, w skład której wchodziły VI Korpus Piechoty oraz IV i XV Korpusy Zmechanizowane, było osłanianie koncentracji i rozmiesz­czenia oddziałów sił głównych oraz niedopuszczenie wroga na terytorium ZSRR. Front armii miał długość 165 kilometrów. Rejony umocnione, szuroiłowski i wokół Rawy Ruskiej, były głównymi liniami obronnymi wyposażonymi w dużą liczbę sta­łych stanowisk ogniowych. Obrona granicy była zorganizowana w następujący spo­ 5 Centralne Archiwum Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej (dalej CAMO). indeks i 38, zasób 7162, po2. 10, s. 1. sób: dwa oddziały straży granicznej, 91 i 92, miały utworzyć pewne linie łączności z jednostkami wsparcia z dywizji pierwszego rzutu (w strefie armii było osiem ta­kich jednostek, każda związana ze wzmocnionym batalionem piechoty). W wypad­ku agresji oddziały straży granicznej miały wezwać jednostki wsparcia i wspólnie z nimi zniszczyć przeciwnika przed linią fortyfikacji. W tym czasie siły główne pierw­szego rzutu powinny zająć pozycje w rejonach umocnionych razem z oddziałami stanowiącymi ich garnizon (21, 36,44, 140 i 141 bataliony karabinów maszyno­wych). „Gotowość bojowa - czytamy w planie - miała być osiągnięta w ciągu dwóch godzin od wypowiedzenia wojny". Takie plany były raczej fantazją i okaza­ły się całkowicie niepraktyczne w chaosie i szoku wywołanymi inwazją. Według „Planu obrony granic państwa, 1941" obronę zachodnich granic ZSRR o długości około 4,5 tysiąca kilometrów powierzono siłom pięciu okręgów wojsko­wych*. W okręgach tych stacjonowało sto siedemdziesiąt dywizji i dwie brygady. W pierwszym rzucie rozmieszczono sześćdziesiąt trzy dywizje i dwie brygady, na­tomiast w drugim pięćdziesiąt trzy dywizje. Dodatkowe czterdzieści pięć dywizji stanowiło rezerwę w dyspozycji dowódców okręgów, zaś jedenaście dywizji pozo­stawiono pod kontrolą Naczelnego Dowództwa. Te siły stanowiły, według oficjal­nego planu, pierwszy rzut strategiczny Armii Czerwonej. Ich zadaniem było po­wstrzymanie pierwszego uderzenia przeciwnika i osłona mobilizacji, koncentracji i rozmieszczenia sił głównych wojsk radzieckich. Przegrupowanie oddziałów z ich miejsc stacjonowania do nowo przygotowa­nych rejonów umocnionych miało nastąpić na rozkaz Naczelnego Dowództwa. Opracowano szczegółowe rozkazy marszowe, aby rozkaz przegrupowania mógł być szybko wykonany. Oczekiwano, że oddziały nadgraniczne przegrupują się w przeciągu od dwóch do szesnastu godzin, natomiast dla dywizj i rozmieszczonych od 100 do 150 kilometrów dalej na wschód przewidziano kilka dni. Analizując oficjalny plan obrony -jedyny znany Pawłowowi i innym dowód­com w strefie przygranicznej - zgodnie z którym mieli żyć i umierać, łatwo dojść do wniosku, że nie był to plan skuteczny do zatrzymania pochodu niemieckiego. Nic nie pomogłoby, nawet gdyby rezerwy operacyjne i strategiczne zostały natychmiast rzucone do bitwy w celu przeprowadzenia kontrofensywy, jak zgodnie z tym pla­nem oczekiwał Pawlow. Żuków i Timoszenko wiedzieli o tym. Starali się za pomo­cą prowizorycznej strategii odwrócić złą sytuację i ocalić armię oraz cały kraj od zupełnej klęski. Stalin od chwili, kiedy - zgadzając się na tajny plan Żukowa i Timoszenki ­podjął najważniejszą decyzję w swoim życiu, wychodził z siebie, by zyskać na cza­sie i odwlec chwilę wybuchu wojny z Niemcami. Zwłoka była potrzebna, aby za­kończyć plany mobilizacyjne, szkoleniowe i modernizacji sprzętu. Dyktator ciągle nalegał, aby dyplomaci i wojskowi unikali najmniejszej prowokacji, która mogłaby doprowadzić do wybuchu wojny. To, że zachodnie okręgi nadgraniczne nie zostały * RPA W, Indeks 22, zasób 332, poz. 4208, s. 40-47. postawione w stan pełnej gotowości bojowej, chociaż wiedziano już o niemieckich planach wojennych, jest wciąż bolesnym wspomnieniem dla rosyjskich wojskowych. Jednakże Żuków i Timoszenko nie mieli wyboru. Znaleźli się w wyjątkowo nie­zręcznej i niekorzystnej sytuacji, ale była to wina Stalina. Szef Sztabu Generalnego, Żuków, wydal 13 maja rozkaz, aby rozpocząć prze­grupowanie oddziałów z okręgów położonych w głębi kraju nad Dźwinę i Dniepr. 21 Armia miała odegrać podstawową rolę w zadaniu strat południowemu skrzydłu niemieckiej Grupy Armii „Środek" nad górnym Dnieprem i Sożą. Miejsce to wy­brano nieprzypadkowo. W dzienniku wojennym 21 Armii zanotowano, że rozkazy mobilizacyjne otrzymano z dowództwa Wołżańskiego Okręgu Wojskowego 13 maja. Jednakże rozkaz wymarszu przyszedł dopiero 26 czerwca, pełne cztery dni po wy­buchu wojny, kiedy to armię skierowano w okolice Homla nad Sożą, na wschód od Dniepru. Armię tę wysiano do walki dopiero 13 lipca. Uderzyła ona na południowe skrzydło niemieckiej Grupy Armii „Środek", odbiła Rogaczew i Żłobin i zagroziła Bobrujskowi. Swoje pozycje wokół Homla opuściła dopiero pięć tygodni później, 20 sierpnia7. Rozkazy otrzymane przez 21 Armię nie budzą żadnych wątpliwości co do tego, że od początku przeznaczono ją do drugiego rzutu obrony i nigdy nie miano zamiaru wysyłać jej nad granice państwa. Żuków i Timoszenko ulokowali ją tam, gdzie mogła być najbardziej pożyteczna, zgodnie z tajnym planem obrony. Swoje zadanie wypeł­niła znakomicie. W dalszej części książki poświęcimy więcej miejsca temu, co stało się na południowym skrzydle Grapy Armii „Środek" i w jaki sposób zagrożenie tego skrzydła zmusiło niemieckie Naczelne Dowództwo do poczynienia poważnych zmian w całej strategii walki na froncie wschodnim. Rady wojskowe okręgów podjęły szereg kroków, aby zwiększyć gotowość bo­jową oddziałów. Jednakże, kiedy dowiedziała się o tym Moskwa, nakazała wstrzy­manie tych posunięć i nazwała je prowokacją. Udzielono surowego ostrzeżenia, aby nic podobnego nie powtórzyło się w przyszłości. Na przykład rada wojskowa Okręgu Kijowskiego podjęła na początku czerwca decyzję przegrupowania niektó­rych oddziałów z garnizonów na tyłach do strefy przygranicznej, by pomogły tam w doprowadzeniu stanowisk bojowych do pełnej gotowości. 10 czerwca Moskwa poleciła generałowi pułkownikowi Kirponosowi, dowódcy Okręgu Kijowskiego, odwołanie tego rozkazu i przesłanie natychmiastowego meldunku o jego wykona­niu. Tego samego dnia Żuków i Timoszenko wysłali rozkazy do wszystkich okrę­gów, aby nie przegrupowywały żadnych oddziałów do rejonów przygranicznych bez uprzedniego zezwolenia Naczelnego Dowództwa. Jednocześnie polecili przy­gotowanie w okręgach planów szybkiego przesunięcia oddziałów przygranicznych do rejonów umocnionych. Z powodu oczywistego i narastającego niebezpieczeń­stwa niemieckiego, ludowy komisarz obrony wydał, za zgodą Stalina, rozkaz radom wojskowym okręgów przygranicznych, aby zaczęły przegrupowywać oddziały bli­ ' CAMO, Indeks 2, zasdb 75 593, poz. 14. s. 59. żej granicy państwa. W wydanej przez komisarza dyrektywie do rady wojskowej Okręgu Kijowskiego czytamy, że w celu zwiększenia gotowości bojowej oddziałów wszystkie rozlokowane na zapleczu dywizje, dowództwa korpusów i jednostki mu­szą zostać do 1 lipca przegrupowane na nowe linie obronne w pobliżu granic pań­stwa. Zauważmy, iż zamieszczenie takiej właśnie daty zagwarantowało, że wojska te w chwili wybuchu wojny nie znajdą się naprawdę w pobliżu granicy. Dywizjom na tyłach nakazano pozostanie na ich dawnych pozycjach, zaznaczając, że ich prze­grupowanie do granicy może zacząć się dopiero po otrzymaniu specjalnego rozkazu od ludowego komisarza obrony. Nie znaleziono jednak żadnych pisemnych rozka­zów przeznaczonych dla korpusów i dywizji piechoty Zachodniego Okręgu Woj­skowego, aby przegrupowały się bliżej granicy. Jednakże niektórzy dowódcy od­działów otrzymali rozkazy ustne od szefa sztabu okręgu, generała majora Klimow­skiego. Jednostki te zabrały ze sobą swój sprzęt szkoleniowy. Żołnierzom powie­dziano, że mają uczestniczyć w manewrach na wielką skalę. Wobec tak opieszałego wydawania rozkazów tylko cztery dywizje z okręgów przygranicznych zdołały zająć pozycje w strefach obrony wysuniętych na zachód. Pozostałych trzydzieści osiem dywizji w chwili wybuchu wojny znajdowało się wła­śnie w przemarszu. Tak w praktyce działał plan Żukowa i Timoszenki. Konieczne było zapewnienie zagrożonym oddziałom nadgranicznym poczucia pewności, że otrzymają obiecane wsparcie. Bowiem masowe poddawanie się oddziałów nad­granicznych stworzyłoby zagrożenie dla rozlokowanych dalej na wschód sił drugie­go rzutu, mających powstrzymać Niemców nad Dnieprem i Sożą. Wzdłuż granicy zachodniej miały powstać cztery fronty: Północny, Północno­-Zachodni, Zachodni i Południowo-Zachodni. Dowództwa frontów sformowano na bazie dowództw okręgów wojskowych: Leningradzkiego, Bałtyckiego, Zachodnie­go i Kijowskiego. 19 czerwca dowódcy okręgów wojskowych: Leningradzkiego, Bałtyckiego i Odesskiego otrzymali rozkaz ludowego komisarza obrony, aby skoordynowali swoje operacje, zgodnie z planami obrony okręgów, z działaniami Floty Bałtyckiej i Czarno­morskiej. 21 czerwca, dzień przed wybuchem wojny, Timoszence i Żukowowi udało się uzyskać zgodę Stalina na postawienie oddziałów okręgów przygranicznych w stan gotowości bojowej. Zaszyfrowaną dyrektywę wysłano z Moskwy 22 czerwca o godzinie 0.30. Dowództwa okręgów dostały ją po godzinie, a do dowództw armii została ona prze­słana później, po godzinie 2.00. Wiele jednostek nigdy jej nie otrzymało. Ponieważ kilku dowódców okręgów i armii czuło się zagrożonych po uprzednim otrzymywa­niu licznych rozkazów, aby „nie prowokowali wojny", przekazali oni dyrektywę do swoich oddziałów z zastrzeżeniem „(...) w wypadku prowokacji niemieckich nie otwierać ognia. Jeśli niemieckie samoloty będą przelatywać nad wami, pozostańcie w ukryciu. Nie otwierajcie ognia, dopóki oni nie zaczną działań wojennych". 93 • Tak więc, w chwili niemieckiego ataku wojska radzieckie trapiły liczne niedo­magania. Armia Czerwona wciąż przechodziła restrukturyzację. Nie zakończony został proces przezbrajania, nie przygotowano teatrów operacyjnych i nie posta­wiono na czas oddziałów przygranicznych w stan gotowości. Dywizje piechoty pierwszego rzutu nie były w stanie powstrzymać najazdu wroga i nie można było zrobić nic, aby je uratować. Korpusy zmechanizowane oraz dywizje pancerne i zmo­toryzowane miały przeprowadzić potężne przeciwnatarcia przeciw grupom pan­cernym wroga, ale z wielu powodów, które wyjaśnimy później, nie były w stanie skutecznie wypełnić tego zadania. Także lotnictwo było niezdolne do skutecznego działania. To wszystko powodowało, że Związek Radziecki znalazł się na początku wojny w wyjątkowo niekorzystnym położeniu. Armii Czerwonej trudno było walczyć z sil­nym i doświadczonym przeciwnikiem, szczególnie, że przygranicznym oddziałom i ich dowódcom nie powiedziano całej prawdy o losie, jaki ich oczekiwał. Ostatnie przygotowania Wiedząc zawczasu, że główne uderzenie niemieckiej ofensywy, mającej dopro­wadzić do otoczenia wojsk w wybrzuszeniu białostockim, skierowanej na północ od bagien Prypeci poprowadzą dwie grupy pancerne, Żuków pozwolił przejść tym pan­cernym szpicom przez radziecką piechotę. Zresztą, i tak nic nie można było zrobić, aby zatrzymać te grupy na granicy. Trzeba będzie walczyć z nimi później za pomocą specjalnych umocnień przeciwczołgowych i brygad pancernych drugiego rzutu. Można jednak było oczekiwać, że jednostki w wybrzuszeniu białostockim, działające w myśl taktyki współdziałania rodzajów wojsk, będą mogły przeciwstawić się radzieckiej pie­chocie, a jednocześnie stanowić zagrożenie dla tylów i linii zaopatrzeniowych szybko posuwających się grup pancernych. Taktyka Żukowa polegała na spowodowaniu oddzielenia się niemieckich wojsk pancernych od piechoty tak, by później walczyć odrębnie z każdym z tych rodzajów wojsk. Oczekiwano, że duże jednostki radzieckie zaczną pod niemieckim naciskiem rozpadać się na mniejsze oddziały piechoty i kawa­lerii, które ukryją się w lasach i rozpoczną walkę partyzancką. Niemcy rzeczywiście nigdy nie byli w stanie otoczyć szczelnie dużych grup wojsk radzieckich i wielu od­działom, niemal nietkniętym, udawało się przedrzeć na wschód. To zjawisko „wędru­jących kotłów", przesuwających się ciągle na wschód i południe, dostarczało w 1941 roku Niemcom niekończących się kłopotów. Działały one niczym kość w gardle dra­pieżnika uzbrojonego w żelazne szczęki, które mogą się zatrzasnąć, ale które nie po­trafią żuć ani przełykać. Tak więc okrążone jednostki, czy grupy jednostek, miały stanowić wciąż organiczną część rzutu taktycznego i odgrywać ważną rolę w po­wstrzymywaniu niemieckiego pochodu. Ważne więc było, aby wojska w wybrzusze­niu białostockim składały się, w odpowiedniej proporcji, z czołgów, artylerii i piechoty, jeżeli w sposób ekonomiczny i skuteczny miano osiągnąć pożądane rezultaty. Jednąz ważniejszych kwestii, związanych z losem wybrzuszenia białostockie­go, była budowa nowych umocnień. Wznoszenie fortyfikacji na zachodzie trwało od września 1939 roku, kiedy to ZSRR okupował wschodnią część Polski. Do 22 czerwca 1941 roku zbudowano około 2500 punktów umocnionych, jednakże tylko 1500 było wyposażonych w coś więcej niż karabiny maszynowe. Plan mobilizacyjny (MP-41) przyjęty w lutym przewidywał przyspieszenie tempa budowy nowych umocnień. Tym, którzy sądzili, że niemiecką inwazję można po­wstrzymać na granicy, sformułowania te nie wystarczały. Na przełomie lutego i marca odbyło się w Moskwie posiedzenie Naczelnej Rady Wojskowej Armii Czerwonej, na którym zastępca ludowego komisarza obrony do spraw uzbrojenia Kulik, zastęp­ca ludowego komisarza obrony ds. umocnień Szaposznikow oraz członek Politbiura Żdanow nalegali, by sprzęt z fortyfikacji wzdłuż granicy sprzed 1939 roku prze­nieść na linię nowych umocnień. Żuków i ludowy komisarz obrony Timoszenko energicznie przeciwstawiali się temu projektowi, twierdząc, że stare umocnienia mogą być jeszcze użyteczne. Głównym elementem sporu była artyleria, którą trud­no było ruszyć, jeżeli raz została już rozmieszczona. Chociaż Żuków nie przyznał się, że chce, by w wybrzuszeniu białostockim zna­lazła się tylko niezbędna, jego zdaniem, liczba dział i ciągników artyleryjskich, to jasne było, że właśnie o to mu chodziło. Stalin wahał się przez pewien czas, a potem stanął po stronie swego szefa sztabu. Tak więc kwestię artylerii rozstrzygnięto częściowo na korzyść dawnych umocnień. Tak zwana linia Stalina (dawne umoc­nienia) okazała się po wybuchu wojny mało przydatna, ale przynajmniej uratowano przed pewnym zniszczeniem trochę artylerii. Co się tyczy dział, które już znajdowa­ły się w wybrzuszeniu białostockim, to część z nich wycofano dalej na wschód pod pretekstem „ćwiczeń w strzelaniu". W dodatku, do artylerii i ciągników wysłano na tyły „w celu przeprowadzenia ćwiczeń" również większość batalionów inżynie­ryjnych i budowy mostów pontonowych z dywizji pancernych. Prawdą jest, że 22 czerwca wiele dział dużego kalibru i ich obsługa znajdowały się na tyłach. Nie miało to jednak nic wspólnego z nieusłuchaniem przez Stalina ostrzeżeń o nieuchron­nym wybuchu wojny. Stalin popełni w 1941 roku parę błędów, ale nie będzie jed­nym z nich pozostawienie dużej ilości artylerii w wybrzuszeniu białostockim. W Aneksie 1 niniejszej książki przedstawiamy znaleziony w prywatnych zbio­rach Timoszenki „Raport na temat sił obrony przeciwlotniczej rozmieszczonych na froncie południowo-zachodnim". Pokazuje on, jaki był poziom planowania w czasie lutowej gry wojennej. Wynika z niego jasno, że w końcu lutego poświęcano wiele uwagi obronie przeciwlotniczej obiektów strategicznych znajdujących się w głębi kraju. W Aneksie I zamieściliśmy również dokument zatytułowany „Plan strategicz­nego rozmieszczenia sił zbrojnych ZSRR", z 11 marca 1941 roku, podpisany przez Żukowa i Timoszenkę. Celem owego dokumentu jest wykazanie, że główne ude­rzenie Niemcy skierują na południe, przeciw Ukrainie i Kijowowi, a nie po osi Biały­stok-Moskwa. Musiało to działać uspokajająco na Pawłowa. Dziwne jest w tym dokumencie zdanie: „Sztab Generalny nie dysponuje udoku­mentowanymi danymi na temat planów operacyjnych ewentualnych wrogów z za­chodu i ze wschodu". Na ich podstawie można domniemywać, że zaprezentowana w planie analiza strategiczna oparta była na solidnych ustnych informacjach wy­wiadowczych. Innymi słowy, dowódcy - poza Żukowem i Timoszenką- nie mieli możliwości zapoznania się. z prawdziwym niemieckim planem. Ponieważ rozmiesz­czanie niemieckich wojsk na wschodzie dopiero się rozpoczynało, analizy tej nie mogło zweryfikować żadne źródło wywiadowcze nie pozostające pod bezpośrednią kontrolą Stalina. Przesłuchiwany po aresztowaniu Pawłów wspominał o swoim prze­konaniu, że główne zagrożenie niemieckie istnieje na południu. Wrażenie to musiała wzmocnić jeszcze niemiecka agresja na Jugosławię i Bałkany z marca 1941 roku. Określony cel miało również umieszczenie w tym dokumencie następującego zdania: „Rozmieszczenie sił głównych Armii Czerwonej, w tym dużego zgrupowa­nia mającego działać na kierunku Prasy Wschodnie-Warszawa, daleko na zacho­dzie budzi poważną troskę. Może to doprowadzić do tego, że walki na tym froncie będą miały przewlekły charakter". Dowodzi to, że Żuków, przynajmniej publicznie, sprzeciwiał się strategii Pawło­wa grupowania wojsk przeznaczonych do przyszłej ofensywy w wybrzuszeniu bia­łostockim. To jest właśnie to, co Pawlow spodziewał się usłyszeć i Żuków to wła­śnie mówił, aby nie wzbudzać u generała wojsk pancernych żadnych podejrzeń. Dokument ten pokazuje, jak daleko Żuków i Timoszenko gotowi byli się posu­nąć, aby uspokoić Pawłowa, tak by odegrał on wyznaczoną mu rolę. 15 maja 1941 roku było już dla wszystkich oczywiste, że niezwykły wzrost sił niemieckich i umiesz­czenie dwóch grup pancernych, po jednej na każdym skrzydle wybrzuszenia biało­stockiego, wskazuje na to, że wybrzuszenie to ma zostać odcięte, a główne uderze­nie niemieckie pójdzie po osi Smoleńsk-Moskwa. Wobec jego wielkiej ważności i wobec tego, że wzbudza on kontrowersje, wzmiankowany dokument zamieszczamy poniżej w całości. Do Przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych 15 maja 1941 Rozważania na temat planu strategicznego rozmieszczenia sił zbrojnych ZSRR na wypadek wojny z Niemcami i ich sojusznikami. Według aktualnych informacji, przekazanych przez wywiad Armii Czerwonej, Niemcy dysponują: 230 dywizjami piechoty, 22 dywizjami pancernymi, 20 dywizja­mi zmotoryzowanymi, 8 dywizjami powietrznodesantowymi i 4 dywizjami kawalerii -w sumie 284 dywizjami. W dniu 15 maja 1941 roku nad granicą ze Związkiem Radzieckim Niemcy zgrapowaly: 86 dywizji piechoty, 13 pancernych, 12 zmotoryzowanych i 1 kawalerii - w sumie 112 dywizji. Niemcy planują użyć przeciwko ZSRR: 137 dywizji piechoty, 19 pancernych, 15 zmotoryzowanych, 4 kawalerii i 5 powietrznodesantowych - w sumie 180 dywizji. Główne zgrupowanie uderzeniowe składać się będzie z: 73 dywizji piechoty, 11 pancernych, 8 zmotoryzowanych, 3 kawalerii i 5 powietrznodesantowych - w su­mie ze 100 dywizji, które mają zaatakować po obydwóch stronach Brześcia. Biorąc pod uwagę to, że Niemcy są w pełni zmobilizowani oraz rozbudowują linie zaopatrzenia i zapasy, możliwe jest, iż wyprzedzą nas i zaatakują pierwsi bez ostrzeżenia. Aby temu zapobiec i pozbawić dowództwo niemieckie inicjatywy, uwa­żam za bardzo ważne przeprowadzenie ataku prewencyjnego [podkreślone w orygi­nale - B.F., L.D.] w chwili, gdy wróg jeszcze rozmieszcza swoje siły i nie będzie w stanie sformować frontu zdolnego do skoordynowanego działania. Pierwszym strategicznym celem Armii Czerwonej powinno być rozbicie sił głów­nych Wehrmachtu, rozmieszczonych na południe od linii Brześć-Deblin, tak aby w dniu +30 dotrzeć na północy do rubieży Ostrołęka-rzeka Narew-Łowicz-Łódź-Kreizburg-Opole-Ołomuniec. Następnym celem strategicznym będzie przeprowadzenie ataku z rejonu Kato­wic w kierunku północnym lub północno-zachodnim w celu zniszczenia silnego nie­mieckiego centrum i północnego skrzydła oraz zdobycie kontroli nad terytorium dawnej Polski oraz Prus Wschodnich. Pierwszym zadaniem będzie pobicie armii niemieckiej na wschód od Wisły oraz na kierunku krakowskim, dotarcie do linii Narew-Wisła i zdobycie kontroli nad re­gionem Katowic. Aby to osiągnąć, musimy: A) Główne uderzenie Frontu Południowo-Zachodniego skierować na kierunek Kraków-Katowice, oddzielając w ten sposób Niemcy od ich sojuszników z południa. B) Wykonać uderzenie pomocnicze siłami lewego skrzydła Frontu Zachodnie­go w kierunku Warszawa-Dęblin, w celu związania zgrupowania warszawskiego przeciwnika i zdobycia Warszawy, a potem we współdziałaniu z siłami Frontu Po­łudniowo-Zachodnego zniszczyć siły przeciwnika w okolicy Lublina. C) Prowadzić aktywną obronę przeciwko Finlandii, siłom niemieckim w Pru­sach Wschodnich, Węgrom i Rumunii. Być przygotowanym do zajęcia w dogod­nym momencie Rumunii. Według tego scenariusza Armia Radziecka rozpocznie atak z podstawy wyj­ściowej wzdłuż frontu na odcinku Czyżew-Liudowleno siłami 152 dywizji przeciw­ko 100 dywizjom niemieckim. Na innych odcinkach granicy prowadzić będzie ak­tywną obronę. PODPISAŁ: LUDOWY KOMISARZ OBRONY, MARSZAŁEK ZWIĄZKU RADZIECKIEGO S. K. TIMOSZENKO SZEF SZTABU GENERALNEGO ARMII CZERWONEJ GENERAŁ ARMII, G. ŻUKÓW ZAPISYWAŁ: GENERAŁ MAJOR WASILEWSKI (CAMO, 16-A/2591, t. 239, s. 4) 9? . Dokument ten, w wersji oryginalnej napisany odręcznie, znaleziono w Central­nym Archiwum Ministerstwa Obrony ZSRR w bardzo ziym stanie. Dalej przed­stawiamy reprodukcję fragmentów oficjalnej wersji, napisanej na maszynie. Dokument ten jest sensacyjny sam w sobie, niezależnie od interpretacji, jaką można mu przypisywać. Po przeczytaniu go nie można mieć wątpliwości, że przy­wódcy radzieccy świadomi byli natury i rozmiarów przygotowań niemieckich. Pre­cyzyjne dane, dotyczące ilości sii niemieckich oraz ich rozmieszczenia, podane przez Żukowa nie pozwalają na dalsze żywienie przekonania, że Stalin i Armia Czerwona zostały zaskoczone niespodziewanym atakiem i na tłumaczenie w ten sposób po­czątkowej fazy wojny. Z dokumentu powyższego wynika jasno, że radzieckie Na­czelne Dowództwo dysponowało dokładnymi informacjami o tym, co ma się wyda­rzyć. Nacisk Żukowa na potrzebę przeprowadzenia ataku prewencyjnego z okolic Białegostoku, trudno pogodzić z realiami, chyba że przyjmiemy, iż prawdziwy jego plan polegał na zaatakowaniu Niemców w głębi terytorium ZSRR. • Warte odnotowania jest to, że z tym atakiem prewencyjnym nie jest związana żadna data i można przyjąć, że za prawdopodobną datę napaści niemieckiej uważa­no wtedy 1 sierpnia 1941 roku. Szczególną cechą tego dokumentu jest to, iż stanowi on zręczną mieszankę prawdy i fałszu. Żuków, Timoszenko i Wasilewski, który został wprowadzony do grona wtajemniczonych, pragnęli za wszelką cenę przekonać Pawłowa, że nie­mieckie przygotowania nie zostaną zakończone przed 1 sierpnia i jest jeszcze dużo czasu, aby przegrupować swoje siły i wcześniej zaatakować Niemców. W rzeczy­wistości mobilizowane oddziały rozmieszczane były wzdłuż linii Wielkie Łuki-Srno­leńsk-Jelnia-Dniepr i nikt nie miał zamiaru przesuwać ich dalej na zachód. Doku­ment ten miał zatem dostarczyć Pawłowowi takiego uzasadnienia, jakie byłby on skłonny zaakceptować. Ciekawe jest, że aż do ostatnich godzin przed wybuchem wojny Pawłów nie postawił swoich sił w gotowości i że najwyraźniej oczekiwał przybycia posiłków ze wschodu, wkrótce po niemieckim ataku. Żadnego wsparcia jednak, niestety, nie otrzymał. Prawdopodobne jest, że raport Żukowa z 15 maja 1941 roku, zalecający doko­nanie pierwszego uderzenia na Niemcy dostał się w ręce agenta niemieckiego. Przesłał on ów raport w czerwcu 1941 roku do mieszczącego się w Pradze Cen­trum Gromadzenia Informacji8. Agent stwierdzał, że według dostępnych mu no­wych informacji, Stalin odrzucił plan Sztabu Generalnego Armii Czerwonej, prze­widujący uderzenie przy użyciu czołgów i lotnictwa na koncentrujące się oddziały niemieckie. Być może wiadomości te podrzucono rozmyślnie szpiegowi niemiec­kiemu, aby upewnić Hitlera i jego Sztab Generalny, że mają dwa do trzech tygodni przewagi nad przeciwnikiem, aby nie poszukiwali oni prawdziwego planu obrony strategicznej Związku Radzieckiego, który był już gotowy od czasu lutowej gry * Zob.: ..Wojenno- [siorie/.cskij /uniał" 1991, lir 3, s. 22. nraSaTAT W C03KTA 1L«.P0"J1}K KCffiCCAKB OT 15 wui TM7 r. COOWASHM no wnsa CTFA':Er,wH;xoro PAtsKraraAttCi SfleBraasro c:i.­CCBETCKOID COKA HA COTAll BtfiHH C rBMAlMlSI H KE CCF«!HKA'f.1 I . B naoTomsaa BDOUH rojJuaioiB no samnoi psaBejoraaiejrAitoro yrmaniesiB KA Mueei 230 nsioran , 22 taJoconmc, 20 Horojnaosamn/Tc, 8 Boasruno-woainmii u 4 KaMmepaBoioK jraBaafti, Booro 281 OTsuaaa. Ha rjiaiomo COMIOKOTO CoB3a no cooTosrooj BU I5.5.4T r. ooo­peOTipiono 06 naxotipre, 13 TBKKOBIK, 12 MoiopasonaniHi a I xaruij!o­jpn.tcKafl ffianaim, Boero 120, 'IroCu npaaoTBDaraTŁ aro, cias-aa i!oodxo^:ii^HM na B KOOM cjryteo HO flaBaTL HICIUHaTHBU flaltOTBałi IBllMCitCKC ey KOUaiWOBBlf.m, Y11tv?mTI. lipo­iHBKBKa B pasBajmiBainin n OTaxonaTŁ ropuaiicKyD opi-stn B TOT >-OVOHV Koma ona droai naiojwtOJ! B ciwuni pasaopuraatraa a HO ycneot ona oprejni80BaTŁ $j)0HT H BaoaMoaoiłcrine POBOB BoSon, Rozważania na temat planu strategicznego rozmieszczenia sil. 15 maja 194! roku wojennej. W tej chwili jest to tylko domysł. Przypuszczenie to wydaje się jedni jeszcze bardziej prawdopodobne, jeżeli weźmiemy pod uwagę to, że wywiad ni mieeki w czasie wojny zazwyczaj nie byt w stanie dostarczyć na czas istotny] i dokładnych informacji, szczególnie dotyczących kwestii strategicznych. Nie zdo­łał on zdobyć żadnych radzieckich dyrektyw mobilizacyjnych, ani też nie zdołał wykryć zawczasu planów przeprowadzenia przez Rosjan operacji na dużą skalę, takich jak kontrofensywa moskiewska z grudnia 1941 roku. jak już wcześniej pisaliśmy, po lutowej grze wojennej postanowiono zachować na wysuniętych pozycjach przy granicy zachodniej, a szczególnie w wybrzuszeniu białostockim, tylko minimalną ilość artylerii. Jakkolwiek kwestia artylerii została •'w sposób mniej lub bardziej satysfakcjonujący rozwiązana, to pozostawał jeszcze problem obecnej w wybrzuszeniu broni pancernej. Z kilku powodów niemożliwe było odesłanie czołgów z wysuniętej strefy Okręgu Zachodniego. Wzbudziłoby to niepotrzebnie podejrzenia Niemców, którzy z pewnością wykryliby to posunięcie dzięki swoim ciągłym lotom rozpoznawczym nad terytorium ZSRR. Wycofanie znacznej liczby czołgów z wybrzuszenia wywołałoby niepotrzebną panikę wśród jednostek piechoty, których oficerowie i żołnierze czuliby, że pozostawia się ich własnemu losowi, bez dostatecznego wsparcia artyleryjskiego i pancernego nie­zbędnego do odparcia niemieckiego ataku. Stacjonujące w wybrzuszeniu armie ­3,10 i 4 - musiały być pozostawione razem z ich bronią pancerną, jeżel i ich żołnie­rze mieli wałczyć, a nie uciekać albo masowo się poddawać. Według oficjalnego standardu, wyznaczonego przez wydany w kwietniu 1941 roku „Dekret o stanie gotowości bojowej", każda radziecka dywizja piechoty miała posiadać szesnaście lekkich czołgów i trzynaście samochodów pancernych. Radziecki korpus zmecha­nizowany składał sięnominalnie z dwóch dywizji pancernych po 375 czołgów każ­da i zjednei dywizji piechoty zmotoryzowanej, dysponującej 275 lekkimi czołgami. To właśnie Pawłów, ekspert od broni pancernej, nie znający natury planu obron­nego, zgodnie z którym działali Źukow i Stalin, nieświadomie rozwiązał problem Żukowa. Będąc wciąż przekonany, że dyktator zamierza powstrzymać niemieckie oddziały na granicy, zaproponował, aby trzy z czterech korpusów zmechanizowa­nych skoncentrować na skrzydłach dwóch niemieckich grup pancernych, które miały działać przeciwko radzieckim wojskom w wybrzuszeniu białostockim. Był to w za­sadzie ten sam plan, którym posłużył się Pawłów przeciw Żukowowi podczas styczniowej gry wojennej i Żuków musiał dobrze wiedzieć, jakie będą rezultaty. Tym niemniej propozycja ta odpowiadała mu, chociaż uważał, że szansa zatrzyma­nia w ten sposób niemieckich grup pancernych jest niewielka. Pawłów sądził, że jego trzy korpusy zmechanizowane - VI i XI skoncentrowa­ne na północy, wokół Grodna, oraz XIV skoncentrowany na południu, w pobliżu Kobrynia - umieszczone tak, aby zagrozić skrzydłom 3 Grupy Pancernej Herman­na Hotha, atakującej od strony Suwałk oraz 2 Grupy Pancernej Guderiana, naciera­jącej od strony Brześcia Litewskiego, wystarczą do zatrzymania ataku niemieckie­go do chwili przybycia posiłków z rzutu operacyjnego i w razie potrzeby rezerwy strategicznej, po których przybyciu front się ustabilizuje, a wojska przeciwnika zmusi do odwrotu. Żuków gotowy był zaakceptować plan Pawłowa ze swoich własnych powodów. Uważał on, że użyte w ten sposób trzy korpusy zmechanizowane przy­sporzą Niemcom kłopotów i zmniejszą prędkość poruszania się ich szpic pancer­nych. Nie miał jednak zamiaru poświęcać wojsk rzutu operacyjnego, zwłaszcza re­zerwy strategicznej, na bitwę o wybrzuszenie białostockie. Gotowy był poświęcić tal* dużo broni pancernej już we wstępnym stadium wojny dlatego, że tych dużych korpu­sów zmechanizowanych, uzbrojonych głównie w przestarzałe czołgi BT i T-26, nk uważał za podstawową część wojsk pancernych Armii Czerwonej. Produkowane wtedy nowe modele czołgów T-34 i K W przewyższały wszystko, czym dysponowali wówczas Niemcy. Żuków zdecydował się wykorzystać je później, aby wzmocnić rzut operacyjny rozmieszczony na linii Dźwiny i Dniepru, a także miały one stanowić ostrze ewentualnego przeciwnatarcia rezerwy strategicznej, kiedy pojawi się po temu sposobność. Zachodni historycy strofowali później Rosjan za to, że nie utworzyli na­tychmiast formacji tych nowych czołgów i nie rzucili ich w czerwcu do rejonów przy­granicznych. Jednak w tym pozornym szaleństwie była metoda'. W czerwcu, lipcu i sierpniu największą korzyść mogło przynieść posłużenie się w wojskach rzutu tak­tycznego i operacyjnego starszymi typami czołgów, które mogły spowolnić pochód niemieckich grup pancernych i nękać niemiecką piechotę. Trochę problemów dostarczyła Stalinowi i jego Sztabowi Generalnemu kwestia rozmieszczenia rzutu operacyjnego. W 1940 roku Żuków napisał, że najbardziej praw­dopodobna droga niemieckiej inwazji wieść będzie na południowy zachód, na Ukra­inę. Na wiosnę 1941 roku plan operacyjny został zmieniony pod nadzorem Żukowa i Timoszenki, a oni bez wątpienia już wtedy dobrze znali intencje Niemców, ponieważ zawarte były one w dyrektywie na temat planu „Barbarossa" z grudnia 1940 roku. Jak świadczą o tym przedstawione wcześniej dokumenty wywiadu, Rosjanie dyspo­nowali ścisłymi danymi na temat niemieckich zamiarów. Propozycję Żukowa z 15 maja, przeprowadzenia ataku prewencyjnego, można uważać za pewny dowód na to, że Sztab Generalny i przywódcy cywilni znali dokładnie prawdziwą sytuację. Biorąc dyrektywę o planie „Barbarossa" dosłownie, radzieckie Naczelne Dowódz­two doszło do logicznego wniosku, że Niemcy są zainteresowani zdobyciem Leningra­du i Ukrainy przed zaatakowaniem Moskwy. Sam Stalin był przekonany, że jest to naj­bardziej racjonalne z niemieckiego punktu widzenia. Wiosną 1941 roku, podczas dysku­sji na temat planu operacyjnego na ten rok, dyktator powiedział Żukowowi: „Niemcy hitlerowskie nie będą w stanie prowadzić długiej wojny bez tych żywotnych zasobów" - to jest znajdujących się na Ukrainie, w dorzeczu rzeki Doniec i na Kaukazie. Zatem przed wybuchem wojny Stalin sądził, że Hitler w pierwszej kolejności zwróci swoją potężną Grupę Armii „Środek" na południe i stoczy wielką bitwę o Ukrainę, a do­piero później skieruje się na Moskwę. Przekonanie to opierał na swoim własnym sądzie o Hitlerze, którego uważał za przenikliwego człowieka, nie podejmującego zbęd­nego ryzyka. W opinii tej utwierdziła go również treść dyrektywy „Barbarossa". Opierając się na posiadanych informacjach, Stalin i Żuków postanowili wzmocnić te części rzutu operacyjnego, które zagrażać będą później południowemu i północ­nemu skrzydłu Grupy Armii „Środek", kiedy maszerować ona będzie przez Biało­ruś, na północ od bagien Prypeci. Mieli oni nadzieję, że rzut operacyjny z rejonu *J. Er ick son, The Road to Stalingrad: Stalin s War willi Germany, t. i, London 1977. 101, Homla, położonego na wschód od Prypeci, i z rejonu Wielkich Łuków położonych na północ Od Dżwiny, wywrze na skrzydła tej Grupy Armii nacisk dostatecznie mocny, by zmusić jądo zatrzymania się na linii Dżwiny i Dniepru. W związku z tym uważali, że szczególnie ważne będzie rozegranie bitwy o kontrolę nad trójkątem Bobrujsk-Mohylew-Rogaczew znajdującym się na północny zachód od Homla, pomiędzy rzekami Berezyną i Dnieprem. W każdym razie radzieckie Naczelne Dowództwo miało świadomość tego, że po osiągnięciu Smoleńska Niemcy będą musieli przeprowadzić, choćby krótką, przerwę operacyjną w swojej ofensywie, żeby przegrupować siły i podciągnąć zaopatrzenie. Stalin był przekonany, że potem główny ciężar natarcia niemieckiego spadnie na siły radzieckie nad Bałtykiem i na Ukrainie, tak więc jednostki Armii Czerwonej z rzutu taktycznego i spomiędzy rzutu taktycznego i operacyjnego, wycofujące się z Białorusi, wystarczą do powstrzymania Niemców na przedpolach Moskwy. Dla­tego zdecydowano się rozmieścić podstawowe siły rzutu operacyjnego daleko na zachodniej Ukrainie, na zachód od Kijowa oraz na wschód od bagien Prypeci, gdzie można było oczekiwać, że spełnią one trzy funkcje: 1. Będą prowadzić coraz intensywniejsze ataki na południowe skrzydło Grupy Armii „Środek", jeśli rzeczywiście uda sieją powstrzymać na linii Dniepr-Dźwi­na, a nawet, jeśli kontynuować ona będzie natarcie na Moskwę. 2. Powstrzymają spodziewany zwrot na południe części Grupy Armii „Śro­dek" w stronę ważnych regionów przemysłowych na wschodniej Ukrainie i ob­fitującego w ropę naftową regionu Kaukazu. 3. Powstrzymają natarcie od zachodu na Ukrainę niemieckiej Grupy Armii „Południe", gdyby siły zgromadzone w wybrzuszeniu lwowskim nie wytrzyma­ły natarcia niemieckiego. Wiele ze starannego planu Żukowa, opracowanego na wiosnę 1941 roku, mu­siało zostać zmienione na początku czerwca z powodów, które podamy dalej. Mimo to rzut operacyjny został rozmieszczony właściwie, tak aby mógł być wykorzystany we wszystkich możliwych wariantach rozwoju sytuacji. Można krytykować Żuko­wa za różne rzeczy, ale nie można obwiniać go o brak przezorności. Zdolność nie­mieckiego Naczelnego Dowództwa do działania sprzecznego z życzeniami Hitlera zaskoczyła Żukowa, tak samo jak i zdołała ona zwieść samego Ftihrera. 13 maja radziecki Sztab Generalny wydał dyrektywę nakazującą przegrupowa­nie na zachód wojsk przeznaczonych do rzutu operacyjnego, a rozlokowanych do­tychczas w głębi kraju. Tak więc 22 Armię przesunięto z Uralu do Wielkich Łuków, położonych na północ od Dżwiny; 21 Armię z Okręgu Wołżańskiego do Homla; 19 Armię z północnego Kaukazu do położonej na południe od Kijowa Białej Cerkwi; 16 Armię z Zabajkala do Szepietówki, położonej na Środkowo-Wschodniej Ukrainie oraz XXV Korpus Piechoty z Okręgu Charkowskiego nad Dźwinę. Gdy wojska te połączyły się z będącymi się w rezerwie czterech zachodnich okręgów przygra­nicznych armiami: 20,24 i 28, to sity rzutu operacyjnego wzrosły do około dziewięć­dziesięciu sześciu dywizji, jakkolwiek nie wszystkie one dotarły na miejsce przed 22 czerwca. Co więcej, jedenaście dywizji znajdowało się w odwodzie Naczelnego Dowództwa. Potężne rozmiary rzutu operacyjnego nie pozwalają na dalsze podtrzymywanie twierdzenia, jakoby radziecki Sztab Generalny został zaskoczony przez atak nie­miecki. Wprost przeciwnie - staranne rozmieszczenie wojsk tego rzutu w miej­scach, gdzie przesuwały się skrzydła Grupy Armii „Środek" przysparzał Niemcom latem 1941 roku niekończących się problemów. Grupa Armii „Środek" miała z kim walczyć, szczególnie na południu, zanim jej rozciągnięte, południowe skrzydło zdo­łało dotrzeć do linii Dniepru. Radzieckie Naczelne Dowództwo liczyło na osiągnię­cie przez silne oddziały zgrupowane wokół Homla dobrych wyników, ponieważ były one od zachodu osłaniane przez bagna Prypeci. Żywiono również nadzieję, że niemieckie uderzenie na Ukrainę od zachodu może zostać powstrzymane samo­dzielnie przez rzut taktyczny, w którego siłach znajdował się jeden tylko, w pełni wy­ekwipowany korpus zmechanizowany. Gdyby tak się stało, rzut operacyjny na połu­dniu miałby zupełną swobodę manewru i mógłby przeciwstawić się od czoła prawe­mu skrzydłu Grupy Armii „Środek", gdyby, jak oczekiwał Żuków, Hitler zamierzał zaatakować Ukrainę od północy, po obejściu bagien Prypeci. Plany te już w pierw­szych dniach wojny legną w gruzach, nikt jednak, jakkolwiek byłby dalekowzroczny, nie mógł przewidzieć postępowania sił niemieckich po 22 czerwca 1941 roku. Nie będziemy tu omawiać szczegółowo raczej prymitywnego stanu telekomu­eikacjiw Związku Radzieckim w 1941 roku. Większość naziemnych i podziemnych linii łączności pozostawała w gestii Ludowego Komisariatu Łączności, tak więc Armia Czerwona posługiwała się w znacznej mierze siecią cywilną do przesyłania wiadomości. Poczta zarządzała systemem łączności obejmującym międzymiasto­we linie telefoniczne i telegraficzne. Istniał też specjalny system łączności telefo­nicznej i telegraficznej o wysokiej częstotliwości (WCz), obsługiwany przez NKWD. Posługiwano się w nim częstotliwością nośną od 6,3 do 25,5 MHz. Linie te miały tę zaletę, że przy częstotliwości powyżej 15 MHz nie można było, bez użycia specjal­nego sprzętu, podsłuchiwać prowadzonych rozmów. Wkrótce po wybuchu wojny system ten przekazano pod zarząd armii, ale dostęp do niego miały tylko dowódz­twa jednostek wyższego stopnia. Ataki Luftwaffe przeprowadzone 22 czerwca na radzieckie ośrodki łączności doprowadziły do chaosu w naziemnym, cywilnym sys­temie łączności. Jednym z poważniejszych problemów, przed którym stanął Sztab Generalny i Stalin w pierwszych dniach wojny, było stworzenie całościowego obra­zu sytuacji na podstawie otrzymywanych fragmentarycznych meldunków. Jako przykład żałosnego stanu łączności w dniu inwazji można przytoczyć fakt, że tego dnia od dowódcy znajdującej się w wybrzuszeniu białostockim 3 Armii, Wasilij I. Kuzniecowa, otrzymano jeden tylko telegram. Taka przedłużająca się cisza z ob­szarów przygranicznych bardzo utrudniała planowanie zarówno w dowództwie Fron­tu Zachodniego w Mińsku, jak i w Naczelnym Dowództwie w Moskwie. Na szczę­ście ośrodek dowodzenia siecią radiową, znajdujący się w Leningradzie, pozostał przeciwko sobie. Następnego dnia Stalin oświadczył, że jest zdecydowanie przeciw­ny zachowywaniu państwa polskiego. Jednąz najbardziej tragicznych konsekwencji tej decyzji było dokonanie przez NKWD w kwietniu masakry ponad 10 tysięcy pol­skich oficerów, jeńców obozów w Koziełsku, Starobielsku i Ostaszkowie. 20 września przedstawiciele sił zbrojnych Niemiec i Związku Radzieckiego pod­pisali w Moskwie porozumienie dotyczące prowadzenia wspólnych operacji przeciw­ko Polsce. Ze strony radzieckiej porozumienie to podpisali: ludowy komisarz obrony, marszałek Woroszyłow oraz szef Sztabu Generalnego, marszałek Szaposznikow. 28 września Ribbentrop ponownie przybył do Moskwy, aby wspólnie z Mołoto­wem podpisać nowy traktat o pokoju i współpracy. Podpisano też nowe tajne pro­tokoły, pogłębiające związki niemiecko-radzieckie. Wkrótce po tym spotkaniu Molotow i Stalin zmusili ministra spraw zagranicz­nych Estonii do podpisania układu z ZSRR o pomocy wzajemnej, co okazało się wstępem do aneksji krajów bałtyckich. Proces ten dobiegł końca w czerwcu 1940 roku. W stosunkach między Niemcami a Związkiem Radzieckim panowały w tym okresie podskórne napięcia. ZSRR wypłacił Niemcom dużą sumę w złocie, jako rekompensatę za ich roszczenia do części terytorium litewskiego. Najważniejszym skutkiem wszystkich tych umów z Niemcami był jednak spadek bezpieczeństwa ZSRR, pomimo jego znacznych nabytków terytorialnych. Przedtem oba te państwa nie miały wspólnej granicy. Polska i kraje bałtyckie stanowiły jakby kordon sanitarny, chroniący Związek Radziecki przed niespodziewaną napaścią Nie­miec, potencjalnie najgroźniejszego agresora. Teraz gran iczyly one na przestrzeni około 5 tysięcy kilometrów, łatwej do przekroczenia prawie w każdym miejscu. Inną ważną konsekwencją współpracy z Hitlerem była gruntowna zmiana geo­politycznej sytuacji ZSRR. Związek Radziecki stał się głównym dostawcą surow­ców strategicznych i żywności potrzebnych do utrzymania w ruchu niemieckiej machiny wojennej i podtrzymania gospodarki niemieckiej. • Poniżej podajemy przykład współpracy wojskowej pomiędzy ZSRR a Niemca­mi. Oddziały niemieckie i radzieckie nacierały z dwóch stron na Lwów, co groziło konfliktem. Niemieckie Naczelne Dowództwo znalazło wyjście: Niemcy sami zaj­mą miasto, a potem przekażąje Związkowi Radzieckiemu. Osiągnięto porozumie­nie i niemiecki attache wojskowy i lotniczy w Moskwie, Kóstring, przekazał 24 wrze­śnia Ludowemu Komisariatowi Obrony następującą informację: „Dowódca nie­mieckiego XHI Korpusu Armijnego, generał Freichergeyer, spotkał się osobiście z dowódcą radzieckiego korpusu piechoty, Iwanowem, Zapewniono ścisłą współpra­cę pomiędzy obydwoma dowódcami korpusów i innymi dowódcami jednostek Wehr­machtu i Armii Czerwonej. W duchu przyjaźni uzgodniono wszystkie szczegóły". Po upadku Lwowa odbyła się wspólna defilada wojsk radzieckich i niemieckich. Po zwycięstwie nad Polską niemiecko-radziecka współpraca wojskowa przy­bierała różne formy. Na przykład ZSRR przekazywał Luftwaffe regularnie progno­zy pogody, co ułatwiało jej dokonywanie nalotów na Anglię. Na prośbę Ribbentro­pa, Mikojan i Mołotow znaleźli na terytorium ZSRR dogodne miejsce na niemiecką bazą morską. Położona ona była 35 kilometrów na wschód od Murmańska i Niem­cy wykorzystywali ją do naprawy swoich okrętów wojennych, w tym łodzi pod­wodnych wspierających hitlerowską inwazję na Norwegie.. Dowódca Kriegsmari­ne, Raeder, w przesłanym na ręce dowódcy floty radzieckiej, Kuzniecowa, telegra­mie wyrażał wdzięczność za pomoc okazaną mu przez ZSRR. W końcu września 1939 roku Związek Radziecki wysłał do ambasady w Berlinie swojego attache do spraw morskich „w celu zacieśnienia współpracy pomiędzy obydwoma flotami". Później radziecki lodoiamacz pilotował przez Morze Arktyczne niemiecki okręt wojenny, który po przedarciu się na Ocean Spokojny zatopił kilka statków wiozą­cych broń i inne towary do Wielkiej Brytanii. W połowie października Stalin przekazał Kominternowi (Międzynarodówce Komunistycznej) nowe hasła, uzasadniające jego politykę współpracy i możliwego sojuszu z hitlerowskimi Niemcami. Jedno z nich głosiło: „Precz z rządami podżega­jącymi do wojny!". W rozmowie ze Żdanowem i z Georgi Dymitrowem, sekreta­rzem generalnym Bułgarskiej Partii Komunistycznej, skomentował je w sposób następujący: „Nie będziemy przeciwstawiać się rządom pragnącym pokoju!". In­nymi słowy, Związek Radziecki nie będzie przeciwstawiał się rządowi nazistow­skiemu, ponieważ zdaniem Stalina „(...) wysuwa on propozycje pokojowe". Popierając Niemcy, ZSRR nie przegapił jednak żadnej okazji do rozszerzenia swojej strefy wpływów. Dla osiągnięcia lego celu rozpoczął wojnęz Finlandią, w któ­rej to wojnie poniósł jednak ciężkie straty, a pod względem moralnym, miażdżącą klęskę. Obnażyło to słabość ZSRR i utwierdziło Hitlera w przekonaniu, że system stalinowski jest papierowym tygrysem. Osłabiony wojną z Finlandią, tym gorliwiej demonstrował swoją lojalność wobec Trzeciej Rzeszy. Kiedy Niemcy najechały Danię, Mołotow życzy! im powodzenia. Po zajęciu przez Hitlera Danii i Norwegii Związek Radziecki zamknął ambasady tych krajów w Moskwie. 1 sierpnia 1940 roku, po kapitulacji Francji, Mołotow na posiedzeniu Rady Naj­wyższej ZSRR powiedział, że Niemcy nie byliby w stanie dokonać swoich podbo­jów bez wsparcia radzieckiego („Nasz rząd zapewnił Niemcom ciche poparcie na wschodzie"). Skrytykował też próby prasy brytyjskiej straszenia ZSRR zagroże­niem ze strony N iemiec. 18 czerwca 1940 roku Mołotow przesłał gratulacje rządo­wi niemieckiemu z okazji odniesienia „wielkiego sukcesu" i pobicia Francji. Cztery dni przed zawarciem paktu o nieagresji Niemcy i Związek Radziecki podpisały umowę o handlu i kredytach. Była ona tylko preludium do właściwego traktatu gospodarczego podpisanego 11 lutego 1940 roku. Jeden z radzieckich do­kumentów określa go jako coś niespotykanego dotychczas w historii handlu mię­dzynarodowego13. W niemieckim Ministerstwie Gospodarki powołano specjalny Departament do spraw Handlu z ZSRR. Niemieckie koła gospodarcze z radością przyjęły perspektywę rozszerzenia z tym krajem kontaktów handlowych ze Związ­ u Porozumienie gospodarcze z 11 lutego 1940 roku i jego ocena. Archiwum Komitetu Central­nego Komunistycznej Parni żwia/tat Rauzicciega. indeks 3. i. 64. po/. 675 A. s. 23-26. nietknięty i był on nieocenionym źródłem informacji o odciętych jednostkach Armii Czerwonej. Skuteczność działań luftwaffe można ocenić na podstawie meldunków o stra­tach przytaczanych w źródłach rosyjskich. Przeprowadziła ona naloty na 66 lotnisk w zachodnim rejonie przygranicznym i do południa 22 czerwca zniszczyła 1200 sa­molotów radzieckich, z tego 900 na ziemi. Od 22 do 30 czerwca sam tylko Front Zachodni utracił 1163 samoloty, czyli 74 procent całości sił. Do godziny 10.00 22 czerwca przerwana została całkowicie łączność telefoniczna i telegraficzna z trzema dywizjami lotniczymi, bazującymi w zachodniej Białorusi. Przyczyniło się to do ogól­nej dezorganizacji i wysokich strat. Jakkolwiek by źle nie wyglądała sytuacja na po­czątku, to jednak przyszłość mogła być lepsza, ponieważ zaledwie 30 procent samo­lotów bazujących na obszarze frontu zachodniego to maszyny nowszego typu, takie jakMiG-3, Ił—2 i Jak-ł. Mimo że stracono dużo samolotów starych typów, to zginęło jednak niewielu pilotów. Radzieckie zapisy pokazują, że chociaż w chwili ataku nie­mieckiego samoloty stały w! równych rzędach na lotniskach, to jednak wielu pilotów przebywało gdzie indziej, na szkoleniach. Warto było ponieść tak wysokie koszty, choćby dlatego, że dezinformowało to Niemców co do stanu przygotowań radziec­kich. Stalin gotów by! na początku ponieść trochę strat, które nie uniemożliwiały jed­nak szybkiego odbudowania radzieckiego lotnictwaw przyszłości. Ostatnim elementem planu obrony radzieckiego Naczelnego Dowództwa była rezerwa strategiczna. Gdyby rzut taktyczny był w stanie zatrzymać albo poważnie opóźnić pochód niemieckich grup pancernych, zaś niemiecka piechota utknęłaby w przedłużających się walkach nadgranicznych, wtedy rzut operacyjny mógłby wypełnić pomyślnie rolę przeznaczoną rezerwie strategicznej, wyprowadzając z re­jonu Dniepru i Dźwiny kontrofensywę, która mogłaby zmusić nieprzyjaciela do od­wrotu. Tak się jednak nie stało, głównie z powodu straszliwych skutków nalotów Luftwaffe na kolumny czołgów Pawłowa i na linie łączności. Tak więc rzut opera­cyjny musiał ograniczyć się wyłącznie do manewrów o charakterze obronnym. Efekt uderzenia Luftwaffe w ogóle, a w szczególności na linie łączności, był znacznie większy niż oczekiwało Naczelne Dowództwo i zagroziło to powodzeniu planu Żukowa. Prawdziwa rezerwa strategiczna została przed wybuchem wojny tylko częściowo zmobilizowana i teraz przyszło Armii Czerwonej drogo płacić za ten, wydawałoby się gruby błąd. Zwlokę w mobilizacji przypisywano obawie Stali­na przed sprowokowaniem Hitlera. Jest w tym niewątpliwie trochę prawdy. Stalin zamierzał czekać jeszcze około dwa, trzy lata, do czasu, gdy Armia Czerwona będzie gotowa, by rzucić ją do walki z Niemcami. Jednakże od grudnia 1940 roku nie miał już wyboru. W 1941 roku Rosję czekała wojna, niezależnie od czynionych wysiłków, by opóźnić jej wybuch. 14 czerwca Żuków i Timoszenko wezwali Stalina, aby ogłosił pc\wą mobilizację Armii Czerwonej i postawił wojsko w stan gotowości bojowej. Otrzymali surową odpowiedź: „To oznacza wojnę! Czy wy dwaj rozumiecie to, czy nie?"10. Nąjwy­ 1 1 S i m o u o w, Zamielhi biografii O K Żukowa, „Wojenno-lsloriczeskij Żumał" !987t isr6, s. 49. raźniej nie porzucił on jeszcze żywionej przez siebie nadziei, że Hitler nie zaryzykuje w 1941 roku dalszego rozszerzenia konfliktu europejskiego. Można powiedzieć, że żywienie takich złudzeń kiedy dysponuje się wszelkimi dowodami na ich bezpod­stawność, jest przysłowiowym chwytaniem się brzytwy. Stalin musiał jednak wie­dzieć, że inwazja niemiecka postawi jego ojczyznę wobec bardzo trudnego wyzwa­nia, nawet jeśli rezerwy zostaną w pełni zmobilizowane przed wybuchem wojny. Wojska rezerwy strategicznej i tak nie mogłyby ocalić sil zgrupowanych przy grani­cy, a Stalin wierzył, iż rzuty taktyczny i operacyjny dysponują wystarczającymi siła­mi, aby osłonić mobilizację rezerwy, która przybędzie na czas, by zadać Niemcom miażdżący cios zanim jeszcze dotrą oni do ważnych centrów ludnościowych i do przemysłowego serca kraju. Ryzyko, jakie podjął Stalin, nie nakazując mobilizacji w maju, czy czerwcu 1941 roku, należy porównać z niebezpieczeństwami, jakie mogła wywołać tak wczesna mobilizacja. Po pierwsze, jeśli Hitler jeszcze się wahał, to mobilizacja radziecka mogła przechylić szalę na rzecz wojny. Po drugie, na wypadek wojny Stalin mógł mieć uzasadnioną nadzieję, że głęboko urzutowana obrona Armii Czerwonej w strefie taktycznej i operacyjnej będzie skutecznie hamować postępy przeciwnika, a może go nawet zatrzymać, zanim zdoła on zadać poważne straty siłom zbrojnym i całemu krajowi. Po trzecie, zachodnie okręgi wojskowe i tak zapełnionejuż były wojskiem i brakowało kwater dla nowych oddziałów. Poza tym,jakjuż wcześniej wspomina­no, zdolności przewozowe kolei w tych okręgach były już prawie wyczerpane wo­bec powołania przez Żukowa w marcu pod broń 800 tysięcy rezerwistów oraz konieczności przewiezienia na zachód czterech armii i jednego korpusu piechoty w maju i czerwcu 1941 roku. Koleje obciążone były dodatkowo ewakuacjąprzed wybuchem wojny na wschód niektórych kluczowych zakładów przemysłowych. W ciągu trzech miesięcy 1941 roku ewakuowano z obwodów zachodnich około 1360 dużych przedsiębiorstw, głównie branży zbrojeniowej. Wreszcie, pełna mobilizacja rezerw oznaczałaby utratę elemen­tu zaskoczenia, bo Niemcy nie spodziewaliby się już wtedy, że ich atak będzie dia Rosjan niespodzianką. Tymczasem w 1941 roku Naczelne Dowództwo Armii Czer­wonej robiło wszystko, by przekonać Niemców, że ZSRR jest nieprzygotowany do wojny. Pełna mobilizacja zostałaby z łatwością wykryta prze Wehrmacht, a wtedy ich plan agresji mógłby zostać zmieniony na ostrożniejszy. Tymczasem im większą nadzieję mieli Niemcy na błyskawiczne zwycięstwo, tym łatwiej przyszło radzieckiej rezerwie strategicznej ich zaskoczyć i postawić w trudnej sytuacji. Przed wybuchem wojny radzieckie siły zbrojne liczyły 5 milionów 373 tysiące żołnierzy. Z tego, 2 miliony 900 tysięcy ludzi, wchodzących w skład pięćdziesięciu sześciu dywizji, stacjonowało w nadgranicznych okręgach wojskowych; ria nich miało spaść pierwsze uderzenie niemieckie. Z 14 200 czołgów znajdujących się w zachodnich okręgach wojskowych, 10 tysięcy było przestarzałe, a wiele z nich wymagało napraw. Jakościową i ilościową przewagę wojsk niemieckich w począt­kach wojny wspierało przekonanie ich dowódców, że Związek Radziecki jest „oi­brzymem na glinianych nogach", który „rozpadnie się od środka" po pierwszych klęskach w bitwie granicznej. Rosyjski plan obrony strategicznej w połączeniu z prze­myślanym mechanizmem mobilizacji miał wpłynąć na poprawę położenia, jeszcze zanim Niemcy dojdą do górnego Dniepru. Mimo to wojska pierwszego i drugiego rzutu Armii Czerwonej poniosły przy tym poważne straty. Współpraca nicmiecko-radziccka przed wybuchem wojny Powszechnie sądzi się, że udział Związku Radzieckiego w drugiej wojnie świa­towej rozpoczął się od niemieckiej agresji na ten kraj 22 czerwca 1941 roku, ale nie jest to prawdą. 23 sierpnia 1939 roku ZSRR i Niemcy podpisały pakt o nieagresji. Niedawno ujawniony tajny protokół do tego układu przewidywał podział Europy Wschodniej na niemiecką i radziecką strefę wpływów. Później niemiecki minister spraw zagra­nicznych Joachim von Ribbentrop, to on i radziecki minister spraw zagranicznych Wiaczesław Mołotow podpisali obydwa dokumenty, powiedział reporterom o swo­jej rozmowie ze Stalinem, który zaproponował Hitlerowi pomoc w wojnie z Anglią i Francją. Odrzucając tę ofertę, powiedział: „Niemcy są dość silne, by poradzić sobie zarówno z Polską, jak i z jej sojusznikami z Zachodu"". Przywódca radziecki skomentował słowa ministra spraw zagranicznych III Rze­szy: „Szanuję to, że Niemcy odrzuciły nasza ofertę. Silne Niemcy potrzebne są do za­chowania pokoju w Europie, dlatego Związek Radziecki potrzebuje silnych Niemiec". Stalin stwierdził również: „Nie mogłem pozwolić na to, by zachodni sojusznicy Polski postawili Niemcy w trudnym położeniu - sprawa ta należy do wspólnych interesów Niemiec i ZSRR". „Prawda" nazwała układ radziecko-niemiecki „paktem pokoju". O świcie, 1 września 1939 roku Wehrmacht zaatakował Polskę, rozpętując tym samym dragą wojnę światową. Stalin zażądał na początku przyłączenia do ZSRR okręgu lubelskiego. Według amerykańskiego historyka Adama B. Uiama, ten po­stępek wodza byłwyrazem szczególnej ostrożności: gdyby Francji i Anglii udało się wtedy pobić Niemcy, to Stalin mógłby udawać, że jego żądanie miało na celu za­chowanie ośrodka polskiej państwowości. Kiedy stało się jasne, że ani Anglia, ani Francja nie zamierzają przyjść Polsce z pomocą, Stalin oświadczył, że państwo polskie należy całkowicie zlikwidować12. Radziecka polityka zagraniczna w latach trzydziestych, po dojściu Hitlera do władzy, opierała się na sformułowanej w 1925 roku teorii Stalina, mówiącej o sprzecz­nościach pomiędzy państwami kapitalistycznymi (napięciach lub tarciach), które ZSRR powinien wykorzystywać. Podstawowym założeniem tej koncepcji było wciągnięcie państw zachodnich w wojnę i wykorzystanie jej w interesie socjalizmu i Związku Radzieckiego. W listopadzie 1940 roku Żdanow powiedział na zamknię­ " A. R o s s i, Russian-German Alliance, 1939-1941, Boston 1951, s. 75-76. ,: A. B. U i a m, Expansion andCo-Exis:ence i?i Scnit'1 Forcign Policy, 1917-1973, Nowy Jork 1974. I i 10 tym spotkaniu: „Towarzysz Stalin zaleca prowadzenie skrytej polityki w stosunku do państw zachodnich i niewystępowanie wobec nich w charakterze jawnego wroga. Zadaniem niedźwiedzia [Rosji] jest spacerowanie po lesie i kiedy drwal zechce ściąć jakieś drzewo [jakiś kraj zachodni chce zaatakować swego sąsiada], ten żąda za to zapłaty [żąda jakiejś korzyści za swojąneutralność]. Taka powinna być nasza polityka (...)". Wspólnotę interesów Hitler i Stalin zademonstrowali już kilka godzin po rozpo­częciu przez Niemcy inwazji na Polskę. Szef sztabu Luftwaffe, Hans Jeschonnek, wysłał 1 września o godzinie 7.30 telegram do Moskwy. Prosił, aby radiostacja w Mińsku rozpoczęła nadawanie ciągłego sygnału przez całą dobę. Rosjanie przy­chylili się do tej prośby, chociaż dobrze wiedzieli, że sygnał ten piloci niemieccy wykorzystująjako pomoc w nawigacji podczas nalotów na Polskę. Ale to był tylko początek współpracy wojskowej pomiędzy Niemcami a ZSRR. W niedzielę 3 września 1939 roku, dwa dni po niemieckim najeździe na Polskę, Wielka Brytania, wbrew nadziejom Hitlera i przepowiedniom Ribbentropa, wypo­wiedziała wojnę Niemcom. Wkrótce potem rząd hitlerowski zmienił swoją przed­wojenną politykę i zaczął naciskać na wszelkie sposoby na ZSRR, aby wysłał on swoje oddziały do wschodniej Polski. Ribbentrop argumentował, że tylko w ten sposób ZSRR wypełni zobowiązania zawarte w tajnym protokole. Stalin przez długie godziny próbował właściwie zredagować oficjalny komuni­kat, uzasadniający wkroczenie Armii Czerwonej do Polski. Chciał, by odpowie­dzialność za najazd na Polskę spadla wyłącznie naNiemcy. Początkowo komunikat ten brzmiał następująco: „ Związek Radziecki wprowadza swoje wojska do Polski w związku z powstałym ze strony Niemiec zagrożeniem dla narodów białoruskiego i ukraińskiego". Po otrzymaniu z Moskwy tej wersji, Ribbentrop wpadł w furię i za­protestował zdecydowanie, mówiąc, że sformułowanie to „(...) jest nie do pogodze­nia z zasadami porozumienia moskiewskiego". Po pewnych targach przyjęto na­stępujący komunikat: „Związek Radziecki uważa za konieczne wysłać swoje od­działy do Polski powodowany troskąo los mieszkających w Polsce narodów biało­ruskiego i ukraińskiego i z powodu ogólnego rozwoju sytuacji w Polsce". Po kapitulacji Warszawy Mołotow zgodził się z przedstawicielami niemieckimi, że początkowa motywacja wystąpienia ZSRR przeciwko Polsce była dla Niemiec delikatną sprawą. Wyjaśni! jednak, że rząd ZSRR nie mógł znaleźć żadnego innego poważnego uzasadnienia dla wkroczenia do Polski. Było ono jednak i tak bardzo słabe, ponieważ przed wojną Związek Radziecki nie protestował nigdy przeciwko sposobowi traktowania mniejszości narodowych w Polsce. 17 września Armia Czerwona zaatakowała Polskę od wschodu. To właśnie tego dnia, a nie 22 czerwca 1941 roku, rozpoczął się udział ZSRR w drugiej wojnie światowej. Współpraca wojskowa pomiędzy Związkiem Radzieckim a Niemcami nabrała teraz przyspieszenia. Swoje cele partnerzy określili we wspólnym komunikacie opu­blikowanym 19 września. Zobowiązali się szanować wzajemne interesy i nie działać 1(17 kiem Radzieckim, które w przeszłości już przynosiły im duże zyski. W dziesięciole­ciu 1926-1936 Niemcy sprzedały ZSRR wyposażenie zakładów przemysłowych o wartości około 4 bilionów marek. Związek Radziecki zapłacił złotem, surowcami i produktami rolnymi. Poseł Karl Schnurre, szef niemieckiej delegacji gospodarczej w Moskwie, po­wiedział w sierpniu 1940 roku na otwarciu Targów Wschodnich w Królewcu, że te dwa kraje zawarły bezprecedensowe porozumienie na dostawę, do Niemiec 600 tysięcy bel bawełny, miliona ton zbóż na przemiał i miliona ton ropy naftowej. Za­cieśnianie i rozszerzanie związków gospodarczych z ZSRR zaspokajało całkowicie niemieckie interesy przemysłowe i finansowe. Już na początku lat trzydziestych Stalin zwróci! uwagę na partię nazistowską, jako na możliwych władców Niemiec w przyszłości. Dla przywódcy Kraju Rad byli oni odłamem nacjonalistów zwalczających niesprawiedliwy traktat wersalski i ogra­niczenia, które nakładał on na Niemcy. Stalin sam zresztą wzywał do likwidacji systemu wersalskiego. W latach dwudziestych rozwinęła się bliska współpraca po­między Armią Czerwoną a Reichswehrą, obejmowała wspólne manewry i korzy­stanie z doświadczalnego poligonu pancernego w Kazaniu. Po dojściu do władzy Hitlera na początku 1933 roku, została zerwana. Program polityczny Hitlera, wyłożony w jego książce Mein Kampf, poza tym, że opierał się na patologicznej nienawiści do Żydów, uważanych za sprawców „cio­su w plecy" zadanego armii niemieckiej w 1918 roku (czyli zawarcia rozejmu z En-lentą) oraz zwolenników porządku wersalskiego, przewidywał też przyznanie naro­dowi niemieckiemu należnej mu „przestrzeni życiowej" (Lebensraum) na wscho­dzie. Likwidacja systemu wersalskiego i zwrot ziem utraconych przez Niemcy po pierwszej wojnie światowej, między innymi Alzacji, Lotaryngii i Gdańska, były tylko bliższymi celami Hitlera. Stanowić one miały pierwszy, niezbędny krok do ustano­wienia hegemonii niemieckiej w Europie. Następnym miała być likwidacja Impe­rium Brytyjskiego, zaś celem ostatecznym rozciągnięcie władzy rasy panów (Her-rem-olk) na ogromną przestrzeń od Pirenejów na zachodzie do Uralu i Morza Czar­nego na wschodzie. Dla osiągnięcia tego konieczna była likwidacja ZSRR. Stalin, sam będąc pragmatykiem, uważał fałszywie, że Hitler kieruje się racjo­nalnymi przesłankami. Ogłaszane przez niego cele ostateczne bagatelizował, jako niezbędną retorykę polityczną. Nie chciał przyznać, że pakt pomiędzy Niemcami a ZSRR był tylko zręcznym manewrem politycznym i wojskowym, zabezpieczają­cym, po pierwsze, Niemcy przed wojną na dwa fronty, a po drugie, napędzającym niemiecką machinę wojenną radzieckimi surowcami. Na jesieni 1939 roku Stalin był już prawie całkiem przekonany, że hitlerowcy zmienili swoje plany, a polityczna oraz ekonomiczna współpraca niemiecko-radziecka ma przed sobą długą przyszłość. Przywódcy nazistowscy usiłowali nie tylko zwiększyć dostawy surowców i żywności z ZSRR, ale próbowali też za pośrednictwem radzieckim kupować w kra­jach trzecich surowce strategiczne, głównie cynę, gumę i tungsten, i przewozić te pilnie potrzebne niemieckiemu przemysłowi zbrojeniowemu materiały przez jego terytorium. Związek Radziecki był ze swej strony zainteresowany nowoczesną bronią i maszynami. Gromadko, dyrektor jednego z największych na świecie koncernów zbrojeniowych „Skoda" z Pilzna, był w Moskwie na przełomie września i paździer­nika 1939 roku i spotkał się z ludowymi komisarzami Wannikowem i Tewosjanem. Oferował im: haubice, działa przeciwlotnicze, działa okrętowe, artylerię, płyty pan­cerne i różnego rodzaju środki wyposażenia przemysłu, między innymi narzędzia, prasy i formy odlewnicze do produkcji broni ręcznej. Proponował również silniki wysokoprężne i kompresory do łodzi podwodnych, a także wiele innych towarów, w zamian za dostawy radzieckiej rudy żelaza i manganu oraz stali, stopów żelaza, niklu, tungstenu, miedzi, cyny, ołowiu, łożysk kulkowych i żywności. „Skoda" prosi­ła także o zgodę na przewóz przez terytorium radzieckie niektórych towarów do i z niektórych krajów Dalekiego Wschodu, zwłaszcza z Mandżukuo, czyli marionetko­wego państwa na terenie okupowanej przez Japończyków Mandżurii. W ciągu siedemnastu miesięcy od podpisania radziecko-niemieckiego układu o nieagresji Niemcy otrzymały od ZSRR: 850 tysięcy ton ropy naftowej, 140 tysię­cy ton rudy manganu, 14 tysięcy ton miedzi, 3 tysiące ton niklu, 101 tysięcy ton bawełny, ponad milion ton drewna, prawie 1,5 miliona ton zboża oraz 11 tysięcy ton lnu, fosfatów i platyny. Radziecko-niemieckie stosunki wojskowe także powróciły do poprzedniego, zażyłego stanu. Na przykład, radzieccy specjaliści odwiedzili niemieckie fabryki samolotów Messerschmitt, Junkers i Heinkel. Wśród gości byli między innymi: ra dziecki projektant samolotów Aleksandr S. Jakowlew, dyrektor radzieckiej fabryl samolotów Piotr W. Dementiew, pierwszy zastępca ludowego komisarza przemy słu lotniczego W. P. Bałandin. Pokazano im wszystko: hale produkcyjne, biura pp jektowe i najnowsze modele samolotów na ziemi i podczas lotów pokazowyc: Radzieckim pilotom oblatywaczom zezwolono na loty na pokładzie tych samolotó' Co więcej, zgodzono się na sprzedaż do ZSRR najnowszych modeli samolotów bojowych Luftwaffe, w tym myśliwców Me-109, Me-110 i He-110 oraz bombow­ców Ju-88 i Do-217. Radzieccy inżynierowie i projektanci starannie zbadali te ma­szyny i wprowadzili niezbędne zmiany do następnej generacj i własnych samolotów. Również niemieccy specjaliści zwiedzali zakłady radzieckiego przemysłu lotni­czego. Według ludowego komisarza przemysłu lotniczego A. 1. Szachurina ich wy­dajność i jakość, znacznie wyższe niż się spodziewali, zrobiły na nich duże wraże­nie. Rosjanie dojść jednak musieli do niezbyt miłego wniosku-niemiecki przemys lotniczy był dużo większy i potężniejszy niż rosyjski. Kontakty i wypływające z nicł wnioski sprawiły, że rząd ZSRR rozpoczął realizację programu modernizacji lotnie twa i budowy na dużą skalę fabryk produkujących samoloty. W październiku Ribbentrop zaprosił Mołotowa do złożenia rewizyty w Beri inie Podczas tych negocjacji Związkowi Radzieckiemu złożono propozycję przystąpię niado trójprzymierzaNiemiec, Wioch i Japonii, które przekształciłoby się wówcza w czwórprzymierze. Dwa tygodnie później rząd radziecki przekazał do Berlina swoją zgodę na proponowany układ, obwarowując jąjednak pewnymi własnymi warun­kami. Przywódcy Związku Radzieckiego sugerowali, że radziecka strefa wpływów powinna obejmować Iran, Irak oraz wschodnią Turcję. ZSRR musiałby posiadać bazę morską w cieśninach czarnomorskich, zaś Turcja powinna przystąpić do „paktu czterech", jeśli ma być zachowana integralność terytorialna tego kraju. W prze­ciwnym razie Niemcy, Włochy i ZSRR powinny podjąć odpowiednie kroki dyplo­matyczne i wojskowe w celu zapewnienia swoich interesów. Związek Radziecki nalegał również na wycofanie wojsk niemieckich z Finlan­dii, w zamian za zobowiązanie respektowania niemieckich interesów gospodarczych w tym kraju. Bułgaria musiałaby należeć do radzieckiej strefy bezpieczeństwa i za­wrzeć z ZSRR układ o pomocy wzajemnej. Japonia powinna zrezygnować z żąda­nia udzielenia jej przez Związek Radziecki koncesji na wydobycie ropy naftowej i węgla na północnym Sachalinie. Taki był program polityczny ZSRR jesienią 1940 roku. Musimy jednak pamię­tać, że w czerwcu tego samego roku Hitler zleci! swoim generałom rozpoczęcie przygotowań do inwazji na ten kraj. przewidzianej wstępnie na drugi kwartał 1941 roku. Na podstawie posiadanych danych trudno ocenić, która ze stron wykazywała więcej cynizmu - zwłaszcza, że Stalin wiedział już wówczas dużo o rzeczywistych planach niemieckich. Po powrocie Mołotowa do Moskwy rząd radziecki zdecydował zwiększyć do­stawy towarów do Niemiec, tak by ich wartość osiągnęła do 11 maja 1942 roku sumę 1,6 biliona marek. 10 stycznia 1941 roku podpisano dodatkowe porozumienie gospodarcze z Niemcami na okres do sierpnia 1942 roku. Ważność radzieckich dostaw do Rzeszy można ocenić, wiedząc, że Hitler czasami nakazywał nawet opóźniać realizację zamówień Wehrmachtu, a uwolnione w ten sposób moce pro­dukcyjne kierował na realizację zamówień radzieckich. Po zakończeniu wojny z Finlandią w Związku Radzieckim przyjęto krytyczną ocenę przebiegu tej kampanii i efektywność Armii Czerwonej. Nie zmieniło to jednak podstawowego założenia strategicznego doktryny radzieckiej, że podstawową formą walki będą ofensywne operacje Armii Czerwonej prowadzone na terytorium wroga. Przedstawione tutaj fakty świadczą o tym, że Stalin, podejmując różnorakie manewry polityczne, miał nadzieję mi opóźnienie momentu wybuchu wojny. Jednak pomimo podejmowania wszelkich desperackich kroków, na wiosnę 1941 roku wie­dział on już, że wojna jest nieunikniona. Nie można było zamykać oczu na mnożące się z każdym dniem i wskazujące na to dowody. Zastanawiając się nad charakterem działań wojennych od samego wybuchu wojny, nie możemy pominąć opinii szeroko rozpowszechnionej wśród radzieckiego kierownictwa, że nadchodząca wojna będzie okazją do nowych zdobyczy teryto­rialnych. Dowody na to można znaleźć w niektórych przemówieniach Andrieja A. Zdanowai Michaiła 1. Kalinina. Żdanow był szefem leningradzkiei organizacji partyj­nej, członkiem elitarnego Politbiura i jednym z najbardziej zaufanych ludzi Stalina, Jego tajemnicza śmierć w 1948 roku doprowadziła do małej czystki, której uzasad­nieniem było, według Stalina, odkrycie rzekomego spisku lekarzy. Kalinin z kolei był jednym z tych nielicznych starych bolszewików, którym udało się przetrwać wielką czystkę i którym się nawet dobrze powodziło. Nominalnie, jako przewodniczący Rady Najwyższej, był on głową państwa radzieckiego. Pomimo nadętych póz przy­bieranych przez jego popleczników, Stalin nie mógł się pozbyć lęku, że rozpętany przez niego terror, który stal się systemem rządzenia, może po wybuchu wojny srodze na nim się zemścić. Zastraszeni i prześladowani obywatele nie nadają się na odda­nych bojowników sprawy, którą naprawdę darzą nienawiścią, a już szczególnie w sy­tuacji, kiedy znajdą się oni na terenie będącym pod okupacją wroga. Stalin nie mógł bowiem przewidzieć, że Hitler i inni ideologowie nazistowscy tak bardzo ułatwią mu zadanie. Brutalne zachowanie niemieckich okupantów, okrutne traktowanie przez nich jeńców wojennych i ludności cywilnej to było właśnie to, czego potrzebował Stalin, by móc wezwać naród do obrony Matki Rosji i by móc oczekiwać, że ludzie będą oddawać życie za ojczyznę, tak jak czynili to już przez tyle wieków. Stalina przerażała też perspektywa prowadzenia wojny na dwa fronty, gdyby do ataku niemieckiego przyłączyła się Japonia. Z tego powodu doprowadził do za­warcia 13 kwietnia 1941 roku układu o neutralności z Japonią, która miała oczywi­ście własne powody do podpisania takiego traktatu - mieć zabezpieczone tyły w związku z planowanym na grudzień atakiem na Peari Harbor. 5 grudnia 1940 roku Stalin został przewodniczącym Rady Komisarzy Ludowych i wziął na siebie bezpośredniąodpowied2ialność,jako szef rządu, za wszelkie decyzje. Tego samego dnia, podczas spotkania z absolwentami akademii wojskowych, mówił o koniecz­ności bycia przygotowanym do podjęcia wojny napastniczej. 10 maja 1940 roku Rudolf Hess, zastępca Hitlera, odbył swój spektakularny lot do Anglii. Stalin był wówczas pewien, co później przyznał, że Hess jest wysłanni­kiem przywódców nazistowskich, mającym wynegocjować skierowany przeciwko Związkowi Radzieckiemu sojusz Niemiec z Wielką Brytanią. Wydawało się, że mogą się spełnić najbardziej koszmarne sny Stalina. Dlatego właśnie nakazał on zwięk­szenie dostaw radzieckich towarów do Niemiec - był gotów uczynić wszystko, by tylko trochę zyskać na czasie. Nie ma wątpliwości, że przywódca radziecki zamierzał w odpowiednim mo­mencie przystąpić do wojny w Europie, ale w roku 1941 nie był jeszcze do tego gotowy. Zdając sobie sprawę z tego, że realizacja wielkich programów produkcji broni i zakończenie reorganizacji armii zaplanowane jest na 1942 rok, Stalin usiło­wał opóźnić wybuch wojny, ale mu się to nie powiodło. Dostawy broni oraz innych towarów z Niemiec zaczęły przybywać z coraz to większą zwłoką. W archiwach Ludowego Komisariatu Handlu Zagranicznego znaj­dujemy długie listy firm niemieckich opóźniających się z dostawami. Ta nietypowa nieterminowość firm niemieckich kontrastuje z terminowym realizowaniem umów przez stronę radziecką. Można powiedzieć, że cynizm obu stron sięgnął szczytu. Wydaje się, że Stalin jeszcze w tym momencie miał cień nadziei, że Hitler, jako istota rozumna zda sobie sprawą, iż więcej może zyskać na współpracy ze Związ­kiem Radzieckim niż na wojnie. Inaczej trudno byłoby sobie wytłumaczyć jego sło­wa wypowiedziane po wojnie: „Razem z Niemcami bylibyśmy nie do pobicia!". Wywiad radziecki w przededniu wojny Radziecki superszpieg w Tokio, Richard Sorge, pierwszy doniósł o zamia­rach i przygotowaniach niemieckich do inwazji na Związek Radziecki. Tę informa­cją otrzymano 18 listopada 1940 roku. Szef Wydziału Wywiadu Sztabu Generalne­go, generał porucznik F. I. Golików, kilkakrotnie donosił Stalinowi o koncentracji sił hitlerowskich w pobliżu granicy ZSRR. 20 marca 1941 roku w raporcie „Możliwe warianty działań zbrojnych przeciwko ZSRR" informował, że w pobliżu granic znaj­duje się około siedemdziesięciu dywizji niemieckich. Dokument ten kreśli trzy możliwe sposoby ataku oddziałów nazistowskich na Związek Radziecki. Interesujące jest, że odzwierciedla on dosyć wiernie plan „Bar­barossa" niemieckiego dowództwa. Oto fragment tego raportu: „Godne odnotowania są następujące możliwości działań przeciwko ZSRR (...). Trzeci wariant, zgodnie z informacjami otrzymanymi przez nas w lutym 1941 roku wygląda następująco: do ataku na ZSRR formuje się trzy grupy armii: pierwsza, pod dowództwem feldmarszałka Bocka, będzie nacierać w kierunku na Leningrad; druga, pod dowództwem feldmarszałka Rundstedta -w kierunku na Moskwę, trzecia zaś, pod dowództwem feldmarszałka Leeba -w kierunku na Kijów. Atak nastąpi około 20 maja". Poza poprzestawianiem nazwisk dowódców, co jest rzeczą drugorzędną, doku­ment ten zawiera w sobie istotę planu „Barbarossa". W raporcie czytamy dalej: „Według informacji dostarczonych 14 marca przez naszego attache wojskowego, w Rumunii szerzą się pogłoski, że Niemcy zmienili swoje plany strategiczne (...). Niemiecki major powiedział: »(...) całkowicie zmieniamy nasze plany. Ruszamy na wschód, przeciwko ZSRR. Zdobędziemy radzieckie zboże, węgiel i ropę. Wtedy staniemy się niezwyciężeni i będziemy mogli kontynuować wojnę przeciwko Wiel­kiej Brytanii i Stanom Zjednoczonym*. Sztab Generalny armii rumuńskiej wspólnie z Niemcami opracowuje plan wojny przeciwko ZSRR (...)". A wreszcie raport Sorgego cytuje słowa japońskiego attache wojskowego o tym, że „(...) akcja zbroj­na przeciwko ZSRR rozpocznie się najprawdopodobniej pomiędzy 15 maja a 15 czerwca 1941 roku!'. Jednakże wnioski, którymi kończy swój raport generał Golików zupełnie nie odpowiadają powadze zagrożenia. Oto co pisze: „1. Na podstawie ww. stwierdzeń i zarysowanych wariantów możliwego rozwoju wypadków na wiosnę tego roku, uważam, że pierwszym celem Hitlera 1 4 będzie pobicie Wielkiej Brytanii i podpisanie układu pokojowego z aliantami za­chodnimi. Dopiero wtedy najprawdopodobniej rozpocznie on wojnę przeciwko ZSRR. 2. Pogłoski i dokumenty, mówiące o groźbie napaści na ZSRR na wiosnę tego roku, należy uważać za dezinformację sfabrykowaną przez wywiad bry­tyjski, a może nawet niemiecki". W 1965 roku Golików wyjaśnił, że wnioski te wymusił na nim kult jednostki, który nakładał obowiązek zgadzania się z poglądami Stalina. A w tamtym czasie dyktator domagał się, by „(...) nie prowokować wojny z Niemcami"'4. Wiosną 1941 roku Richard Sorge wciąż informował Moskwę o przygotowa­niach niemieckich do napaści na ZSRR. 2 maja cytował słowa niemieckiego amba­sadora w Japonii, Otta: „1) Hitler jest zdecydowany rozpocząć wojnę z ZSRR, aby wykorzystywać później europejską część Związku Radzieckiego jako rezerwuar surowców i zboża. 2) Chwila rozpoczęcia wojny zależy od: a) osiągnięcia całkowi­tego zwycięstwa w Jugosławii; b) zakończenia zasiewów na Ukrainie; c) zakoń­czenia rozmów niemiecko-tureckich. 3) Decyzję co do terminu rozpoczęcia wojny Hitler podejmie w maju". Inne, godne zaufania źródła przekazywały podobne informacje. Admirał Nikołaj G. Kuzniecow, ludowy komisarz marynarki, donosił 6 maja Stalinowi, Mołotowowi i Żdanowowi: „Nasz attache morski w Berlinie, komandor Woroncow, informuje, że oficer z kwatery głównej Hitlera powiedział, iż Niemcy zamierzają zaatakować przed 14 maja Związek Radziecki z terytorium Finlandii, regionu nadbałtyckiego i Rumunii. Jednocześnie mają nastąpić wielkie naloty na Moskwę i Leningrad oraz zrzuty spadochroniarzy w rejonach przygranicznych (...)". Fakty te są równie ważne jak te, które podawał Golików, a jednak admirał Ku­zniecow jeszcze 6 maja podtrzymywał oficjalny punkt widzenia Stalina. Swój raport kończył komentarzem: „(...) te informacje są fałszywe i zostały nam specjalnie pod­rzucone, tak aby wybadać reakcje naszego rządu". 19 maja Sorge poinformował Moskwę, że przeciwko Związkowi Radzieckiemu rzuconych zostanie dziewięć ar­mii, w których skład wchodzić będzie sto pięćdziesiąt dywizji. Informację tę po­twierdzał raport Wydziału Wywiadu szefa Sztabu Generalnego z 1 czerwca, w któ­rym donoszono, że dowództwo niemieckie skoncentrowało nad granicą radziecką sto dwadzieścia dwie dywizje, zaś Finlandia i Rumunia skoncentrowały nad grani­cami z ZSRR po szesnaście dywizji każda. 11 czerwca admirał Kuzniecow przedstawił Stalinowi nowy dokument. Tym razem nie opatrzył go żadnym komentarzem. Oto treść tego dokumentu: „Przekazuję depeszę naszego agenta z Bukaresztu: 1. Ze źródeł oficjal­nych wiadomo, że rumuńskiej armii i lotnictwu nakazano osiągnąć gotowość do 14 F. I. G o 1 i k o w. Przemówienie na konferencji agitatorów politycznych, („Sztandar Lenina" Tbilisi) 1961, nr 2 12 kwietnia. prowadzenia działań ofensywnych do 15 czerwca. Sądząc po sytuacji w Buka­reszcie, trwają intensywne przygotowania do wojny. Jednakże Rumunii nie będą gotowi na czas. Jeżeli chodzi o Niemców, to trudno cokolwiek powiedzieć. 2. Nawet wojskowi rumuńscy niechętni są wojnie z ZSRR; ludność cywilna prze­ciwna jest jakiejkolwiek wojnie. 3. Trwa przemieszczanie się oddziałów rumuń­skich i niemieckich, zwłaszcza artylerii do północnych rejonów kraju". Tydzień przed wybuchem wojny znano już dokładną datę agresji niemieckiej. „Wojna rozpocznie się 22 czerwca" - doniósł Sorge 15 czerwca. Następnego dnia podniecony generał Golików przekazał Stalinowi tę samą datę, uzyskaną na podsta­wie raportów z innych źródeł. To tylko kilka z wielu raportów informujących Stalina o przygotowaniach hitle­rowskich do najazdu na Związek Radziecki. Przekazywano dziesiątki sygnałów o naruszaniu radzieckiej przestrzeni powietrznej przez niemieckie samoloty rozpo­znawcze, a nawet o ich lądowaniach awaryjnych na lotniskach radzieckich. Liczne też były doniesienia o przekraczaniu granicy przez niemieckie oddziały specjalne i inne. Tymczasem Stalin mógł jedynie próbować zyskać na czasie i mieć nadzieję, że Żuków i Timoszenko zdołają wydobyć go z kłopotów, które sam spowodował. 14 czerwca prasa radziecka opublikowała oświadczenie agencji informacyjnej TASS. Czytamy w nim, że pogłoski rozsiewane przez prasę zagraniczną, szczegól­nie brytyjską, o „(...) groźbie wojny pomiędzy Niemcami a ZSRR są całkowicie pozbawione podstaw". Ponieważ pogłoski te stawały się coraz bardziej uporczywe, Stalin nakazał TASS-owi oświadczyć, że „(...) pogłoski te są niczym innym jak niezręcznym chwytem propagandowym, sfabrykowanym przez siły wrogie zarów­no Niemcom, jak i ZSRR, siły zainteresowane dalszą eskalacją wojny (...) przegru­powanie wojsk niemieckich po zakończeniu kampanii na Bałkanach do północnych i północno-wschodnich terenów, będących pod kontrolą niemiecką, najprawdopo­dobniej nie ma nic wspólnego ze stosunkami niemiecko-radzieckimi (...)". Pokazaliśmy, że radzieccy przywódcy polityczni i wojskowi dysponowali ob­szernymi i konkretnymi informacjami na temat zbliżającej się agresji hitlerowskiej. Do niedawna historiografia zarówno radziecka, jak i zachodnia utrzymywały, że wojna zaczęła się niespodziewanym atakiem na zaskoczoną Armię Czerwoną, któ­ra poniosła wielkie straty, szczególnie na początku działań. To miało wyjaśnić wszyst­kie klęski. Dokumenty znalezione w archiwach radzieckich świadcząjednak o tym, że wywiad wojskowy przesyłał dostatecznie wiele ostrzeżeń do Ludowego Komi­sariatu Obrony, Ludowego Komisariatu Spraw Zagranicznych, NKWD i innych organów rządowych, które z kolei informowały o wszystkim Stalina i Politbiuro. Ponieważ archiwa radzieckie nie zostały jeszcze udostępnione publicznie, autorzy niniejszej książki zawarli umowę z „Wojenno-Istoriczeskim Żurnałom", że wszyst­kie zamieszczane przez nas radzieckie dokumenty będziemy opatrywać odesła­niem wyłącznie do tego czasopisma (1992, nr 2, s. 36-41). Patrz Aneks I. TELEGRAM Wysłany z Berlina, 29 grudnia 1940, o godzinie 12.52. Odebrany przez 9 De­partament 29 grudnia 1940 roku o godz. 19.00. Do szefa Wydziału Wywiadu Szta­bu Generalnego Armii Czerwonej, Berlin, 29 grudnia 1940 roku. Ze źródła (...) czerpiącego informacje z dobrze poinformowanych kręgów woj­skowych dowiedziałem się, że Hitler wydał rozkaz rozpoczęcia przygotowań do wojny z ZSRR. Wojna zostanie wypowiedziana w marcu. Nakazałem sprawdzenie i wyjaśnienie tej informacji. Attache Wojskowy ŚCIŚLE TAJNE Raport z Berlina (marzec 1941) (od „Korsykanina") [według Pawła Sudopła­towa pseudonimem „Korsykanin" posługiwał się Arvid Harnack]. Urzędnik z nie­mieckiego Ministerstwa Lotnictwa, rozmawiając z naszym źródłem powiedział: Dowództwo Naczelne niemieckiego lotnictwa prowadzi intensywne przygoto­wania do działań zbrojnych przeciwko ZSRR. Przygotowywane są plany nalotów na najważniejsze cele w Związku Radziec­kim. Uważa się, że Luftwaffe zacznie od bombardowania ważnych mostów, aby uniemożliwić podciągnięcie rezerw. Opracowano plany bombardowania Leningra­du, Wyborga, Kijowa (i Jassów). Załogi samolotów otrzymująciągle fotografie miast radzieckich, przede wszystkim Kijowa oraz innych celów. Sztab dysponuje infor­macją, że niemiecki attache lotniczy w Moskwie interesuje się bardzo lokalizacją radzieckich elektrowni. Osobiście jeździ, by je oglądać. Raporty i szyfrowane telegramy od niemieckich attaches wojskowych, które kierowane były do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, obecnie przesyłane są bez­pośrednio do Naczelnego Dowództwa. Oficerowie z Naczelnego Dowództwa lotnictwa przypuszczają, że atak na Związek Radziecki nastąpi albo w końcu kwietnia, albo na początku maja. Niemcy chcą zachować dla siebie zbiory zbóż, zakładając, że ustępujące oddziały radzieckie nie będą ich mogły podpalić, bo będąjeszcze zielone. Przekazano: Stalinowi, Mołotowowi, Woroszyłowowi, Berii. Za zgodność: szef 1 Departamentu SSPC 2, ZSRR, Fitin. TELEGRAM Wysłany z Tokio, 1 czerwca 1941, o godzinie 11.40. Odebrany przez 9 Depar­tament, ł czerwcao godzinie 17.45. Do szefa Wydziału Wywiadu Sztabu General­nego Armii Czerwonej, Tokio, 30 maja 1941 roku. Berlin powiadomił Otta, że atak na ZSRR nastąpi w drugiej połowie czerwca. Ott pewien jest na 95%, że wojna wybuchnie. Widzę następujące pośrednie dowo­dy, które na to wskazują: 1 7 Polecono powrócić do Niemiec wydziałowi technicznemu lotnictwa w moim mieście. Ott rozkazał attache wojskowemu, by nie przekazywał on żadnych waż­nych informacji przez terytorium ZSRR. Zredukowano do minimum transport gumy przez terytorium ZSRR. Powody planowanej niemieckiej agresji: potęga Armii Czerwonej nie pozwala Niemcom na intensyfikację działań wojennych w Afryce, ponieważ muszą oni utrzy­mywać duże siły w Europie Wschodniej. By wyeliminować wszelkie zagrożenie ze strony ZSRR, Armia Czerwona musi zostać przepędzona jak najszybciej. Tak po­wiedział Ott. Sorge Tajny egzemplarz nr 1, PODSUMOWANIE INFORMACJI WYWIADOW­CZYCH NR 16: Sytuacja 5 czerwca 1941 roku Według źródeł wywiadu i innych, oddziały niemieckie rozlokowane w strefie naprzeciw Specjalnego Zachodniego Okręgu Wojskowego wzrosły od 25 maja o dwie-trzy dywizje piechoty i obecnie liczą dwadzieścia dziewięć - trzydzieści dywizji piechoty, dwie do czterech dywizji zmotoryzowanych, jedną dywizję pan­cerną, jedną brygadę pancerną, siedem pułków czołgów, jedną dywizję kawalerii i dwie brygady kawalerii, trzy do czterech pułków artylerii przeciwlotniczej, dwa do trzech pułków ciężkiej artylerii, trzy pułki lotnicze, do czterech pułków saperów i prawdopodobnie, dwie pancerne dywizje SS. Jeszcze więcej oddziałów zmechnizowanych, głównie artylerii, czołgów prze­mieszczono w drugiej połowie maja z zachodu w okolice naszych granic. Według informacji otrzymanych od dezertera, żołnierza szwadronu kawalerii z 478 Dywizji, stacjonującej we Włocławku, trwa marsz oddziałów niemieckich w stronę naszych granic. Co noc wyruszająz Warszawy, drogąw kierunku na Wyszków, Ostrów i Brok, oddziały piechoty, artylerii i czołgów. Na podstawie nasłuchu radiowego stwierdzono obecność na warszawskim lot­nisku w okresie od 9 do 14 maja ponad dwustu samolotów. Na drogach do Kalisza, Łodzi i Warszawy zaobserwowano przybycie osiem­dziesięciu sześciu samolotów. W Warszawie trwa rozlokowywanie jakiejś dużej formacji lotniczej, W rejonie Królewca znajduje się sto osiemnaście samolotów; są też wśród nich Sztukasy. Do minimum ograniczono przemieszczanie się ludności cywilnej w rejonie przy­granicznym, który został ufortyfikowany przy pomocy stanowisk ogniowych artylerii i karabinów maszynowych. Pomiędzy poszczególnymi bateriami rozwinięto sieć tele­foniczną; dobrze zorganizowano stanowiska dowodzenia i punkty obserwacyjne. Ludność miast i wsi oficjalnie ostrzeżono, że w czasie wojny panikarze będą rozstrzeliwani na miejscu. Wszystkie cywilne zakłady opieki zdrowotnej w Generalnym Gubernatorstwie, w dużych i małych miastach, zostały przejęte przez wojsko. Szpitale wyposażono MS w odpowiednią liczbę, łóżek i sprowadzono niemiecki personel medyczny (Warsza­wa). W Warszawie, Małkini i Ostrołęce przebywa kilka tysięcy niemieckich kole­jarzy przybyłych z Francji, Belgii i Niemiec. Po wkroczeniu Wehrmachtu do ZSRR, mają oni tam pracować w różnych miastach i na różnych stacjach kolejowych. Dla szefa Wydziału Wywiadu Dowództwa Oddzielnego Zachodniego Okręgu Wojskowego; podpułkownik Maszkow, szef 3 Jednostki Wydziału Wywiadu. Sama liczba raportów wywiadowczych tego rodzaju i o podobnej treści, musia­ła prowadzić do stworzeniajasnego obrazu co do intencji niemieckich i planowane­go terminu ich działania. Na zawsze musimy się pożegnać z przyjętą powszechnie wizją Stalina - sie­dzącego biernie w swoim kremlowskim gabinecie, palącego fajkę i przeglądające­go stosy raportów, a jednocześnie odmawiającego swoim generałom zezwolenia na podjęcie jakichkolwiek kroków do ocalenia ojczyzny. Dotychczasowe wyobrażenie historyków o Żukowie i Timoszence, którzy, wbrew oczywistości, żywili nadzieję, że siły przygraniczne wytrzymają atak niemiecki i jednocześnie nie czynili nic, by przygotować dalsze rzuty wojsk do obrony w głębi - należy odrzucić, jako śmiesz­ne. Kiedy przyjrzymy się obrazowi tamtych czasów, zdziwimy się, że podobne opi­nie mogły przetrwać aż. tak długo. Czy Związek Radziecki był przygotowany do wojny? Kiedy weźmiemy pod uwagę wszystkie czynniki, to musimy dojść do wnio­sku, że decyzja o niemobilizowaniu w pełni rezerwy strategicznej przed 22 czerwca była słuszna. Plan mobilizacji wojennej opracowany w marcu i kwietniu 1941 roku przez Sztab Generalny był precyzyjny i zapewniał szybki wzrost liczebności armii natychmiast po rozpoczęciu działań wojennych. Z różnych powodów rezerwa stra­tegiczna nie została jednak właściwie użyta i w dużej części została rzucona do walki w sposób nieskoordynowany. Pomiędzy 22 czerwca a 1 grudnia 1941 roku dowództwo radzieckie było w stanie wysłać na front sto dziewięćdziesiąt cztery nowo utworzone dywizje i dziewięćdziesiąt cztery nowo utworzone brygady. Do­datkowo, z głębi Związku Radzieckiego wysłano do regionów zachodnich dziewięć­dziesiąt siedem dywizji, w tym dwadzieścia siedem z Dalekiego Wschodu, Azji Środ­kowej i Zakaukazia. Dobrze przygotowany radziecki plan mobilizacyjny umożliwił zwiększenie sił zbrojnych z 5 milionów żołnierzy w czerwcu 1941 roku do 11 milio­nów w 1942 roku, a wszystko to pomimo wielkich strat pon iesionych latem i jesie­nią 1941 roku Niemieckie Naczelne Dowództwo nigdy nawet nie przypuszczało, że Rosjanie będą w stanie osiągnąć coś podobnego. Gdyby pochód niemiecki został zatrzymany na linii Dniepru i Dżwiny i gdyby Rosjanie byli w stanie ześrodkować swoje odwody strategiczne należycie na skrzydłach Grupy Armii „Środek", to naj­prawdopodobniej już w tym momencie nastąpiłby koniec ofensywnych działań nie­mieckich. Pogarszające się warunki pogodowe - najpierw deszcz, a potem lód ­w październiku i listopadzie byłyby wstępem do kontrofensywy rezerwy strategicz­nej na odsłonięte skrzydła Grupy Armii „Środek". Los chciał jednak, że przeciwna­tarcie to nie rozpoczęło się w październiku ani w listopadzie, ani też nad Dnieprem i Dźwiną. Rozpoczęło się ono w początkach grudnia u samych bram Moskwy. W początkach czerwca 1941 roku Stalin i Żuków musieli wprowadzić kilka waż­nych zmian do pierwotnego plany obrony, jednakże nie zmieniona została podsta­wowa idea tego planu - Grupa Armii „Środek" musi być nękana atakami na swoje wydłużone skrzydła. Niezależnie jak będziemy na to patrzeć, Związek Radziecki był w czerwcu 1941 roku dobrze przygotowany do wojny, na tyle, na ile to było możliwe, biorąc pod uwagę to, że Sztab Generalny pod kierownictwem Żukowa tak późno przystąpił do wprowa­dzania w życie nowego planu obrony strategicznej. Znajdujący się przy granicy rzut taktyczny, liczący około sześćdziesięciu trzech dywizji, nie dysponował dostateczną ilością artylerii i nowoczesnych czołgów, ale teoretycznie był dostatecznie silny, by sprawić Niemcom duże kłopoty. Rzut operacyjny był również właściwie rozmiesz­czony, tak aby mógł wypełnić powierzone mu zadanie osłabienia głównych sił nie­mieckich zgromadzonych na północ od bagien Prypeci. Miał to osiągnąć głównie poprzez prowadzenie ataków na skrzydła i zatrzymać marsz Wehrmachtu w rejonie centralnym, w okolicach Smoleńska. Zadaniem rzutu operacyjnego było także unie­możliwienie południowemu skrzydłu Grupy Armii „Środek" dokonania, po obejściu bagien Prypeci, zwrotu na południe i zaatakowania Ukrainy. Kamieniem węgielnym radzieckiego planu obronnego była rezerwa strategicz­na. Logika nakazywała, by została ona w pełni przygotowana już przed wybuchem wojny. Z powodów, które przedstawiliśmy wcześniej w tym rozdziale, Stalin zwle­kał jednak z pełną mobilizacją dopóki Hitler nie uczyni pierwszego kroku. Decyzja ta spowodowała, że Rosja omalże nie przegrała wojny na samym jej początku. Jednakże później, już w lecie, przyniosła ona duże korzyści, ponieważ dowództwo radzieckie mogło kierować na front albo na jego zaplecze wciąż nowe posiłki. Już 10 lipca Naczelne Dowództwo radzieckie posiadało trzydzieści jeden dywizji w re­zerwie. W skład tylko jednego Frontu Rezerwowego, pod dowództwem Siemiona 1. Bogdanowa, wchodziły w połowie lipca elementy sześciu armii. 13 lipca 21 Ar­mia mogła podjąć kontrataki na południowe skrzydło Grupy Armii „Środek" siłami dwudziestu dywizji, dysponujących solidnym wsparciem artylerii i broni pancernej. Efekty tych przeciwuderzeń omówimy szczegółowo w dalszej części książki. Opóź­niona rosyjska mobilizacja przyczyniła się bardzo do zmylenia niemieckiego Na­czelnego Dowództwa. Na tej podstawie Sztab Generalny pod kierownictwem ge­nerała pułkownika Franza Haidera wyciągnął wiele błędnych wniosków na temat sił, którymi dysponuje Armia Czerwona. Miały one kosztować Wehrmacht utratę .całych dywizji i całych stosów sprzętu w grudniu u bram Moskwy. Załamanie się operacji „Tajfun" było równie brzemienne w skutki, jak skręt na południe prawego skrzydła sił Moltkego w 1914 roku. Kiedy rozpoczęła się moskiewska kontrofensy­wa Żukowa, Niemcy stracili już wszelką szansę wygrania wojny, pomimo że de­speracka walka miała trwać jeszcze cztery lata. 3 Walka się rozpoczyna Wyścig do Dniepru W naszych czasach, czasach przesyłanych natychmiast zdjęć satelitarnych, systemów dowodzenia i kontroli J-STARS, samolotów AWACS i „Steałth", poci­sków kierowanych laserowo i wielu jeszcze innych nowinek technicznych, zade­monstrowanych podczas wojny w Zatoce Perskiej, w 1991 roku, zapominamy ła­two o tym, jak ślepe były armie jeszcze pięćdziesiąt lat temu. Jakkolwiek fotogra­ficzne rozpoznanie lotnicze było w 1941 roku już rozwiniętą sztuką w porównaniu z techniką stosowaną w poprzednich wojnach, to dziś jego metody byłyby uznane za żałosne i całkowicie nieodpowiednie do rozpoznania i dowodzenia na polu bitwy. Jedynym pewnym sposobem zdobycia informacji o siłach i położeniu przeciwnika było nawiązanie z nim bezpośredniego kontaktu na ziemi. W niemieckich dziennikach wojennych różnych jednostek natykamy się wciąż na wyrazy zdziwienia, że im dalej na wschód przesuwa się front, tym lepiej uzbro­jone i bardziej zdyscyplinowane spotyka się oddziały radzieckie. Wielu oficerów niemieckich uważało to za zły omen. Obawiali się oni, że rosyjskie rezerwy na wschodzie są o wiele większe i lepiej uzbrojone, niż ktokolwiek ze strony niemiec­kiej podejrzewał, a co gorsza, są one rozmieszczone tak, że mogą zadawać nacie­rającym siłom niemieckim ciężkie straty. Takie wrażenie odnoszono już nawet w pierwszych dniach wojny, kiedy to wojska radzieckie w wybrzuszeniu białostoc­kim załamywały się pod naporem ataku niemieckiego. Wybrzuszenie białostockie Kiedy o świcie 22 czerwca ciężkie działa otworzyły ogień i pierwsze jednostki niemieckie weszły na terytorium wroga, zaczęły napływać do dowództwa niemiec­kiego raporty, nie potwierdzające jego wcześniejszych opinii na temat radzieckich planów obrony. Nie tylko, że opór rosyjski na granicy był przeważnie zdumiewająco słaby, ale też słaby niezwykle był ogień radzieckiej artylerii. Obserwacje te w połą­czeniu z niemożliwością Luftwaffe dostrzeżenia w ciągu paru pierwszych dni ja­kiegoś większego ruchu na drogach prowadzących z wybrzuszenia białostockiego l.1! na wschód, skłoniły niektórych dowódców niemieckich do przypuszczenia, że siły radzieckie, kryjące się w lasach wokół Białegostoku, są w rzeczywistości znacznie słabsze, niż oceniał to wywiad niemiecki. Istniała też druga możliwość, napawająca lękiem niektórych generałów niemieckich: „(...) siły główne wroga rozmieszczone są znacznie dalej na wschód i że niemieckie informacje na ten temat były najzupeł­niej błędne". Doniesienia o niewycofy waniu się Rosjan z wybrzuszenia białostockiego Franz Haider wytłumaczył „niezręcznością" dowództwa radzieckiego, które uważał on za niezdolne do podejmowania przeciwdziałania na szczeblu operacyjnym. Sądził on, że Rosjanie będą musieli bronić zajmowanych pozycji i nie będą mogli właściwie reagować, gdyż „Armia Czerwona nie była w stanie rozpoznać właściwie szeroko­ści manewru niemieckiego". Niepodejmowanie przez Rosjan prób wycofania się z wybrzuszenia białostockiego zrobiło także duże wrażenie na Guderianie, który zanotował w dzienniku wojennym swojej 2 Grupy Pancernej: „Możliwe jest, że ra­dzieckie Naczelne Dowództwo wiedziało o nadchodzącym ataku, ale nie przekaza­ło tej wiadomości oddziałom frontowym". Jednak to, że liczba jeńców rosyjskich pojmanych pierwszego dnia wojny była znacznie niższa niż przewidywano, a po­nadto stwierdzenie całkowitego niemal braku artylerii u przeciwnika, zaniepokoiło nieco Haidera. Ten niemiły dla niego rozwój wypadków zmusił go do przyjęcia założenia, że duże zgrupowania Armii Czerwonej znajdują się dalej na wschód, niż pierwotnie uważano. Szef Sztabu Generalnego sądził jednak, że siły te znajdują się nie dalej niż w okolicach Mińska, i że kiedy zamknie się wokół tego miasta pier­ścień okrążenia 2 i 3 Grap Pancernych, powstanie we froncie radzieckim tak duża wyrwa, że Grupa Armii „Środek" uzyska od tej chwili pełną swobodę działania. Niepokój niemieckiego Naczelnego Dowództwa Sił Lądowych (OKH) i jego niepewność co do radzieckiego planu obrony zwiększyły jeszcze informacje napły­wające drugiego dnia wojny z Grupy Armii „Północ" i Grupy Armii „Południe". Stwierdzono, że w obszarze operacyjnym Grupy Armii „Północ", położonym wzdłuż wybrzeża Bałtyku, Armia Czerwona nie zamierza stawiać oporu i, opuszczając Litwę, zaczęła wycofywać się za linię Dżwiny jeszcze przed rozpoczęciem przez Niemców natarcia, Pomimo iż wskazywało to, że radzieckie Naczelne Dowództwo znało z góry zamiary niemieckie i obecnie wprowadzało właśnie w życie jakiś wy­myślny plan obrony na szeroką skalę, Haider uważał, że „{...) ich nieefektywne i ospałe struktury dowodzenia nie są w stanie opracować żadnego planu". Chociaż grupy armii „Północ" i „Środek" maszerowały szybko do przodu, to sytuacja w rejonie działania Grupy Armii „Południe" przedstawiała się całkiem od­miennie. Tutaj, na Ukrainie, Wehrmacht uderzył głową o mur. Armia Czerwona była tu lepiej wyposażona w najnowsze rodzaje broni, takie jak czołgi T-34 i samo­loty MiG-3, z którymi Niemcy rzadko spotykali się w centrum i na północy, a któ­rych nie spodziewali się spotkać w ogóle. Podczas omawiania sytuacji 24 czerwca, Hitler powiedział Jodłowi, szefowi Wydziału Operacyjnego Sztabu Sił Lądowych, że radziecki silny opór na Ukrainie potwierdza jego przekonanie o tym, że Rosjanie wcześniej czy później zamierzali najechać Rumunię i Bałkany oraz świadczy on o tym, że Stalin uznał obronę Ukrainy za zadanie priorytetowe. Obydwaj byli wciąż przekonani o tym, że Stalin sam zamierzał rozpocząć wkrótce wojnę z Niemcami. Nie rozumieli oni też, że potężne zgrupowanie Armii Czerwonej na Ukrainie było częścią ogólnej strategii obronnej ZSRR. Tym niemniej byli już na właściwej drodze do odkrycia, gdzie skoncentrowane zostały główne siły Armii Czerwonej. Podczas gdy Hitler, OKH oraz Naczelne Dowództwo Sił Zbrojnych (OKW) pilnie starali się odkryć miejsce przebywania Armii Czerwonej, Grupa Armii „Śro­dek" ciężko się wysilała, by stworzyć solidny pierścień wojsk wokół sił radzieckich okrążonych w kotle białostocko-mińskim. Pierwszy dzień wojny był bardzo udany dla 3 Grupy Pancernej pod dowództwem Hotha. W rejonie operacyjnym tej grupy znajdowały się cztery mosty na Niemnie, z których najważniejsze były trzy, położo­ne w odległości od 45 do 70 kilometrów od linii demarkacyjnej. Wszystkie z nich udało się Hothowi uchwycić niezniszczone. Jeśli chodzi o mosty w Olicie, to rosyj­ska 126 Dywizja Piechoty i 5 Dywizja Pancerna próbowały desperacko ich bronić, ale Luftwaffe okazała się niezwykle skuteczna w odparciu tych wysiłków. Rosja­nie mieli mnóstwo czasu, by wysadzić mosty i major Biełow z 4 pułku mostów pontonowych, należącego do 11 Armii, otrzymał rozkaz zniszczenia ich do godziny 20.00,23 czerwca. Rozkaz ten nie został jednak na czas wykonany, ponieważ nie przygotowano wcześniej koniecznej ekspertyzy betonowej konstrukcji mostu. Póź­niej, kiedy zbliżyły się niemieckie czołgi, dowódca wojsk radzieckich na zachodnim brzegu nie zgodził się na wysadzenie mostu, co skłoniło przynajmniej jednego histo­ryka radzieckiego do stwierdzenia, że Niemcy przekroczyli Niemen na skutek zdra­dy. Szybkie przekroczenie tej potencjalnie kłopotliwej bariery wodnej umożliwiło Hothowi podjęcie szybkiego marszu na linię Motdeczno-jezioro Narocz. Stąd mógł on nacierać na M ińsk od północnego zachodu. Niepowodzenie rosyjskiego dowódz­twa w obronie linii Niemna doprowadziło też do szybkiego upadku Wilna, które zajął XXXIX Korpus Pancerny we wczesnych godzinach rannych 24 czerwca. Wydawało się, że otwarta jest już droga na Witebsk i do „przesmyku lądowe­go" pomiędzy Dżwiną i Dnieprem, który to cel zarówno Hoth, jak i von Bock, do­wódca Grupy Armii „Środek", uważali za szczególnie wart osiągnięcia, ponieważ stanowił on naturalne podejście do Moskwy od zachodu. Aby zapewnić zdobycie regionu Witebska i Orszy, Hoth rozkazał LVII i XXXIX Korpusom Pancernym przy­gotować się do wzięcia Mołodeczna i marszu dalej na Głubokoje, na północ od jeziora Narocz. Przedsięwzięcie to spowodowało, że Niemcom pozostały tylko dwie dywizje zmotoryzowane do zaniknięcia kotła mińskiego od północy. Jednakże 24 czerwca dowództwo Grupy Armii „Środek" powiadomiło Hotha, że Brauchitsch rozkazał, aby jego grupa pancerna z Wilna ruszyła na południowy wschód, w kierunku Mińska, a nie na północny wschód, jak życzył sobie tego on i von Bock. 3 Grupie Pancernej nakazano obecnie uchwycić wzgórza na północ od Położenie 2 i 3 Grup Pancernych na początku lipca 1941 roku Mińska i we współpracy z 2 Grupą Pancerną zamknąć od wschodu kocioł miński. Rozkaz ten zdenerwował Hotha, który uważał, że kocioł białostocko-miński ma stosunkowo niewielkie znaczenie w porównaniu z pilną koniecznością uchwycenia pomostu lądowego pomiędzy Dżwiną a Dnieprem, zanim Rosjanie nie zbiorą tam dostatecznych sił, by zorganizować mocną obronę. Hoth jeszcze przed atakiem ustalił z von Bockiem, że zdobycie rejonu Witebska i Orszy, zapewniającego podej­ście do Moskwy, będzie pierwszoplanowym zadaniem 3 Grupy Pancernej. Teraz zaś cała ta strategia wydawała się być zagrożona przez, jak to uważał Hoth nieroz­sądną zwłokę. Hoth posunął się tak daleko, że wysłał podpułkownika von Hueners­dorffa, oficera łącznikowego OKH przy 3 Grupie Pancernej, do kwatery głównej w Prusach Wschodnich, aby prosić bezpośrednio Haidera o zmianę tej decyzji. Nie dało to jednak rezultatu. OKH byto zdecydowane stosować to, co Hoth ironicznie nazywał „bezpieczną, ale marnującączas taktyką". Hoth, podobnie jak i Guderian, już w pierwszych dniach wojny zaczął tracić wiarę w OKH. Stosunek Haidera do zdobycia podejścia do Moskwy w rejonie Witebsk-Orsza w rzeczywistości nie różnił się znacznie od stosunku prezentowanego przez genera­łów broni pancernej i von Bocka. Mimo to Haider uważał, że trzeba trochę ograni­czyć szerokie manewry okrążające dokonywane właśnie przez armię niemiecką. Największy problem pojawił się w rejonie działania 9 Armii po tym, jak XX Korpus Piechoty został mocno zaatakowany przez czołgi rosyjskie na wschodnim brzegu rzeki Łosośna, w okolicach Kuźnicy i Sidry. Wieczorem 24 czerwcaXX Korpus Pie­choty atakowany był z trzech stron przez około sto czołgów, wśród których znajdo­wały się T-34 cięższego, nowszego typu. Piechota niemiecka, nie dysponując czołga­mi, a jedynie kilkoma sztukami cenionej wysoko samobieżnej artylerii typu „Sturmge­schuetz", stoczyła ciężki bój, aby odeprzeć zmasowane rosyjskie ataki pancerne. Ku swemu przerażeniu dowódcy piechoty niemieckiej odkryli, że używane przez ich pułki niszczycieli czołgów „Panzerjaeger", 37-milimetrowe działa przeciwpan­cerne (PAK) są bezużyteczne w walce przeciwko czołgom rosyjskim najnowszego typu. XX Korpus Piechoty zaczął gorączkowo domagać się dostarczenia mu więk­szej ilości broni i amunicji przeciwpancernej. Trochę tego sprzętu dostarczyła im Luftwaffe. W ten sposób, dzięki szybkiej reakcji na prośby XX Korpusu Piechoty, VIII Korpus Lotniczy von Richthofena uratował 24 i 25 czerwca prawe skrzydło 9 Armii od poważnych strat. Szczególnie skuteczne w rozrywaniu dużych kolumn czołgów radzieckich w rejonie Łunnej-Indury-Sokółki, a także na południe od Grod­na okazały się samoloty Ju-87, tak zwane Sztukasy. Problemy, z którymi zetknęła się 9 Armia, wywołane były przeciwnatarciem dwóch korpusów zmechanizowa­nych, zaplanowanym przez dowódcę Frontu Zachodniego, Pawłowa. Sądził on, że atakuje południowe skrzydło 3 Grupy Pancernej, nacierającej od Suwałk w kierun­ku Mińska. Jednakże Hoth, z powodów już wyżej podanych, przekroczył Niemen dużo wcześniej, niż mógł tego spodziewać się Pawłów. Tak więc masa czołgów rosyjskich wbiła się w prawe skrzydło 9 Armii, ocierając się ledwie o południowe skrzydło Hotha. Pierwsze dni: odpowiedź rosyjska W celu utrzymania fikcji, że Naczelne Dowództwo naprawdę usiłuje powstrzy­mać Niemców od przedarcia się przez pozycje Frontu Zachodniego w wybrzusze­niu białostockim, Timoszenko wydał 22 czerwca o godzinie 22.00 następujący roz­kaz: „Po zatrzymaniu natarcia nieprzyjaciela armie Frontu Zachodniego powinny przeprowadzić potężny kontratak siłami nie mniej niż dwóch korpusów zmechani­zowanych oraz lotnictwa frontu, skierowany na skrzydło i tyły suwalskiego zgrupo­wania nieprzyjaciela, zniszczyć je we współdziałaniu z wojskami Frontu Północno­-Zachodniego i w nocy 24 czerwca odbić rejon Suwałk (...)". Nie ma wątpliwości, co naprawdę sądzi! Timoszenko o szansach powodzenia takiego manewru, jednak­że scenariusz został już napisany i aktorzy musieli grać swoje role. Tragedia pole­gała na tym, że nikt nie odważył się poinformować części aktorów o zakończeniu ich ról. Według raportu dowództwa rosyjskiej 4 Armii przeciwnatarcie rozpoczęło się 23 czerwca o godzinie 6.00. XIV Korpus Zmechanizowany atakował w kierunku na Widomlę, zaś XXVIII Korpus Piechoty w kierunku na Brześć. Ale już o godzi­nie 8.30 tego dnia okazało się, że przeciwnatarcie zostało zatrzymane i jednostki radzieckie wycofały się na linię Kuklin-Słobódka-Czacheć-Kobryń. Raporty przy­pisywały sukces wroga „ciągłemu wsparciu lotniczemu, przy całkowitej nieobecno­ści naszego lotnictwa" oraz skuteczności okazanej w boju spotkaniowym przez co najmniej dwie niemieckie dywizje pancerne w kierunku na Prużany i przez trzy dywizje piechoty ze wsparciem czołgów w kierunku na Kobryń. 4 Armia donosiła, że aby zapobiec przekształceniu się odwrotu na całej linii w chaotyczną ucieczkę: „(...) ustawiono w nocy posterunki kontrolne na wschód i zachód od Berezy Kartuskiej, których zadaniem było zatrzymywanie uciekają­cych żołnierzy, pojazdów bojowych, artylerii i środków transportu. Niektóre roz­pierzchłe oddziały formuje się na nowo i odsyła na front". Jednakże największą troską dowódcy 4 Aralii było to, że nie otrzymywał on dostatecznego wsparcia lotnictwa ani artylerii. Ostro sformułowane żądanie skierował on do dowództwa Frontu Zachodniego: „Domagam się! Stanowczo się domagam, by: a) nasze lotnictwo podejmo­wało bardziej aktywne próby zdobycia panowania w powietrzu na obszarze Frontu. Lotnictwo frontowe musi powstrzymać natarcie czołgów nieprzyjacie­la na kierunku Prużany i Bereza Kartuska; b) zrobiono coś w sprawie dostaw amunicji. Skład amunicji w Bocznej Górze został wysadzony w powietrze przez nieprzyjaciela, w oddziałach zostało już bardzo mało amunicji, a brak transportu uniemożliwia dowiezienie amunicji ze składów w Pińsku". Rzucający się w oczy brak wsparcia lotniczego i artyleryjskiego w wybrzusze­niu białostockim nie powinien nas już teraz dziwić. Nic potrzeba chyba dodawać, że to i wiele innych podobnych żądań, kierowanych przez znajdujące się. tam radziec kie jednostki, pozostało bez odpowiedzi. W pełnym frustracji dokumencie dowódz two Frontu Północno-Zachodniego stwierdzało 22 czerwca: „Nasi agenci i dezerterzy wroga donosili, że należy się spodziewać nie­mieckiego ataku. Zdradzili też oni niemal dokładną datę rozpoczęcia ofensyw) - 20-22 czerwca 1941. Tak więc, kiedy wojna stawała się faktem, rozwój wypadków wymagał, by podjęto pilnie kroki w celu rozmieszczenia operacyjnego jednostek różnych ro­dzajów broni i ich ześrodkowania zgodnie z istniejącym planem mobilizacji. W ostatnich dniach przed wybuchem wojny dowództwo Frontu Północno­-Zachodniego miało szansę przegrupować szybko niektóre oddziały w pobliże granicy. Jednakże proces koncentracji i rozmieszczania wojsk (...) był wyjątko­wo powolny. Należało wziąć pod uwagę niskie zdolności przewozowe kolei nadbałtyckich, a także rozproszenie miejsc stacjonowania jednostek na dużym obszarze, przeważnie daleko od granicy. Istniała także możliwość skrytej koncentracji naszych wojsk w pobliżu gra­nicy pod pretekstem manewrów. Można było także wzmocnić i ulepszyć nasze umocnienia. W chwili ataku niemieckiego tylko 90, 188 i 5 Dywizje Piechoty były do końca rozmieszczone, ale nawet one zajęte były pracami budowlanymi w obozach polowych i ćwiczeniami"'. Po przeczytaniu wielu podobnych dokumentów można dojść do wniosku, że niektórzy oficerowie sztabowi ze strefy przyfrontowej zaczęli zdawać sobie spra­wą z losu, jaki ich czekał - obiecywane posiłki i wsparcie lotnicze nigdy nie nadej­dą, a sił nieprzyjaciela nie da się powstrzymać i wyrzucić za granicę. Musimy pa­miętać, że autorami tych raportów byli inteligentni i doświadczeni żołnierze, którzy znali się na swoim fachu. Nie sądzili, że zostaną tak potraktowani. Czy zasługiwali na takie bezduszne wykorzystanie ich? Znaleźli się oni w tym pożałowania godnym położeniu wskutek forsowania przez część dowódców błędnej strategii ofensywnej. Timoszenko i Żuków po sprzeci­wieniu się tej strategii nie mieli już jednak innego sposobu, by przeciwstawić się niemieckiej inwazji. Jaką inną, lepszą strategię mogli zastosować? Tylko niemieckie bombardowanie Grodna spowodowało zamęt w łączności ra­dzieckiej w tej okolicy i uniemożliwiło, pomimo podejmowanych wysiłków, przepro­wadzenie skoordynowanego kontrataku. Całkowite rozminięcie się przeciwuderze­nia Pawłowa z niemiecką 3 Grupą Pancerną oznaczało, że Mińsk pozostał bez osłony wojsk pancernych. Umożliwiło to Hothowi przeniknięcie 26 czerwca do tego mia­sta od strony Mołodeczna, niemalże bez przeciwdziałania ze strony radzieckiej. Pawlow żywił błędne przekonanie, że Hoth skieruje swoje czołgi na południe już po CAMO, 221/1351, poz. 202, s. t. osiągnięciu Lidy, nie zaś dopiero w Mołodecznie. W wyniku tego nie przygotował on należycie obrony Mińska, a stacjonujący na zachód od tego miasta XX Korpus Piechoty z rezerwy pierwszego rzutu odesłał w stronę Lidy. Ten manewr Pawłowa możemy uznać za błąd, lecz szybka utrata Mińska nie była jedyną istotną konsek­wencją starcia dwóch korpusów zmechanizowanych z 9 Armią. Wciąż poszerzająca się szczelina pomiędzy jednostkami zmotoryzowanymi 3 Grupy Pancernej a oddziałami piechoty 9 Armii, pod wpływem kontrataku Paw­łowa rozwarła sięjeszcze szerzej. Rosjanie mogli teraz opóźnić jeszcze dodatkowo marsz niemieckiej piechoty i wykorzystać powstałą w ten sposób lukę jako drogę ucieczki w kierunku na północ i wschód dla wielu ważnych jednostek, które w prze­ciwnym razie znalazłyby się w pułapce. Powstrzymanie prawego skrzydła 9 Armii pod Grodnem oznaczało też, że piechota niemiecka właśnie tutaj będzie musiała skręcić na południe, by połączyć się z nadchodzącymi z tego kierunku siłami 4 Ar­mii, i zamknąć w okrążeniu wojska radzieckie znajdujące się w okolicach Białego­stoku. 9 Armia blokowała swój odcinek kotła białostockiego początkowo siłami pięciu dywizji, co oznaczało, że każda z nich musiała bronić około 25 kilometrów. Tak długi front trudno jest utrzymać dywizji piechoty nawet w dogodnych warun­kach terenowych, a cóż dopiero w gęstych lasach rozciągających się w okolicach Białegostoku. Rozciągnięcie frontu 9 Armii dalej na wschód, tak aby zbliżył się on do sił głównych 3 Grupy Pancernej, było 25 czerwca niemożliwością, ale nie odwio­dło to von Bocka od skierowania całego korpusu piechoty z 9 Armii na północny wschód, w kierunku Wilna. Miało to wspomóc planowane natarcie Hotha w kie­runku Witebska i Orszy, ale poważnie osłabiło to zdolność 9 Armii do utrzymania ciągłego frontu wokół Białegostoku. Dla rosyjskich oddziałów frontowych pierwszy dzień natarcia niemieckiego był zupełnym zaskoczeniem. Podczas odbywającego się 22 czerwca o godzinie 19.00 przeglądu sytuacji operacyjnej 1 Korpusu Piechoty, należącego do 10 Armii, ko­mentowano rozwój wypadków w następujący sposób: „Około dwóch dywizji piechoty nieprzyjaciela, dysponujących wsparciem arty­lerii i lotnictwa, przekroczyło 22 czerwca o godzinie 5.00 granicę państwa i po zła­maniu oporu oddziałów straży granicznej kontynuowało marsz na wschód i połu­dniowy wschód. Jednostki 8 Dywizji Piechoty nie zdążyły dotrzeć na wysunięte pozycje przed przeciwnikiem i obecnie bronią się na rubieży Szczuezyn-<5rabowo­Workowo-Kąty. W ciągu dnia nie zdołaliśmy nawiązać ani radiowej, ani telegra­ficznej łączności z dowództwem 10 Armii. Łączność radiowa z poszczególnymi dywizjami często ulega przerwaniu. Dużo jest doniesień o ciężkich stratach wśród naszych oddziałów". Ten komentarz jest typowy dla zamieszania i dezorientacji, które zapanowały wśród jednostek dotkniętych silnym atakiem niemieckim. Raporty te pisali ludzie. którzy potem zginęli broniąc ojczyzny, ludzie będący ofiarami dziwnego zrządzenia losu. Tak wygląda w rzeczywistości „naprawianie" błędów strategicznych. Żołnie­rze płacą za nie własną krwią. Walki o górny Dniepr Walki, które rozgorzały w połowie lipca 1941 roku w okolicach górnego Dnie­pru pod każdym względem były wielkie. Bitwa toczyła się na froncie o długości 600-650 kilometrów, rozciągającym się od Siebieża i Wielkich Łuków na północy do Łojewa i Nowogrodu Siewierskiego na południu. Walki toczyły się od Połocka, Witebska i Żłobina na zachodzie do Toropca, Jarcewa i Trubczewska na wscho­dzie. Nie tylko niezmiernie rozległy byi teatr działań, ale też walki były długotrwałe. Zaczęły się 10 lipca, kiedy Guderianowi udało się przekroczyć Dniepr, i trwały do ostatnich dni września, kiedy to Niemcy podjęli dalsze natarcie na Moskwę pod kryptonimem operacja „Tajfun". Po nagłym odwołaniu Pawłowa ze stanowiska dowódcy Frontu Zachodniego (i jego późniejszym rozstrzelaniu), Stalin mianował 1 lipca najego następcę ludowe­go komisarza obrony, marszałka Timoszenkę. Mówiono, że nominacja ta wynikała z pragnienia Stalina przejęcia bezpośredniej kontroli nad resortem spraw wojsko­wych, ale dowody, którymi obecnie dysponujemy, wskazują raczej na to, że na początku lipca Stalin polegał całkowicie na ludziach opracowujących lutowy plan obrony i chciał, aby to właśnie oni wprowadzali go w życie. Po 22 czerwca dykta­tor radziecki usunął się w cień i nie występował publicznie aż do 3 lipca, kiedy to wygłosił radiowe przemówienie do narodu (patrz Aneks A). Teraz nadeszła godzi­na Timoszenki, którego w przyszłości obarczono odpowiedzialnością za sukces lub porażkę Frontu Zachodniego. Musiał on zdawać sobie sprawę, że także może po­dzielić los Pawłowa. Sytuacja, którą zastał Timoszenko i jego sztab po przybyciu 2 lipca do Smoleń­ska, nie była godna pozazdroszczenia. Przeciwnatarcia Pawłowa, przeprowadzone siłami trzech korpusów zmechanizowanych, nie wywarły pożądanego efektu na dwóch niemieckich grupach pancernych otaczających wybrzuszenie białostockie od północy i od południa. Przeciwnik w pełni wykorzystał swoją przygniatającą prze­wagę w powietrzu w rejonie przyfrontowym. Sieć łączności pomiędzy wysunięty­mi jednostkami Frontu Zachodniego była kompletnie porozrywana i trudno było do­wódcy podejmować w tych warunkach inteligentne decyzje. 26 czerwca stało się oczywiste dla Żukowa, wciąż jeszcze szefa Sztabu Gene­ralnego, oraz dla Timoszenki, że siły rzutu operacyjnego muszą podjąć nadzwyczaj­ne kroki, jeżeli chcą powstrzymać pochód niemieckich wojsk pancernych, które w przeciwnym razie spowodują wyrwę w dnieprzańskiej linii obrony. Żuków nie mógł przewidzieć, że natarcie czołgów niemieckich będzie tak błyskawiczne, po tym jak Niemcy zdobyli nietknięte mosty na Niemnie, a Luftwaffe rozprawiła się szybko z wielkimi rosyjskimi korpusami zmechanizowanymi. W swoich wspomnie­niach Żuków przyznaje się. do jeszcze jednej pomyłki: „(...) nie wyobrażaliśmy so­bie, jakiej natury będzie cios, który na nas spadnie [22 czerwca]. Ani ludowy komi­sarz [Timoszenko], ani ja (...) nie oczekiwaliśmy, że wróg skoncentruje tak wielką liczbę wojsk pancernych i zmotoryzowanych, i że już pierwszego dnia rzuci je do akcji w zwartych oddziałach na wszystkich kierunkach strategicznych"1. Żuków najwyraźniej sądził wcześniej, że Niemcy będą ostrożniejsi podczas przekraczania granicy i wysuną najpierw piechotę i artylerię, jak zresztą proponował Haider. Trzeba było natychmiast podjąć decyzją o wzmocnieniu linii obrony wzdłuż Dźwiny i Dnie­pru w rejonie działania rzutu operacyjnego Frontu Zachodniego. Nie można było z tym zwlekać, ponieważ nie sposób było przewidzieć jak długo jeszcze okrążone armie radzieckie będą w stanie opierać się silnemu naporowi Niemców. Pomyślną wiadomościąbyło to, że oddziały trzech armii rosyjskich odcięte przez Niemców na zachód od Mińska broniły się zażarcie. W ten sposób rezerwa taktyczna faktycznie wypełniała swoje zadanie, utrzymując pozycje, kiedy niemieckie wojska pancerne parły dałej na wschód i w ten sposób wiele jednostek niemieckich zostało aż do 8 lipca związanych likwidacjąkotłabiałostocko-mińskiego. Żuków nie mógł jednak spodziewać się, że niemiecka piechota będzie zajęta długo, daleko na zachód od Dniepru. Trzeba było podjąć zdecydowane działanie, aby umocnić pozycje swoich wojsk nad górnym Dnieprem. Po południu 22 czerwca Stalin wysłał Żukowa na front południowo-zachodni, aby zapobiegł on przekształceniu się panującej tam poważnej sytuacji w ucieczkę, która zagroziłaby powodzeniu strategii radzieckiej na południowym skrzydle Grupy Armii „Środek". Wieczorem 26 czerwca Stalin wezwał Żukowa do Moskwy, aby przedyskutować sytuację wspólnie z nim, Timoszenką i Watutinem, który był wów­czas szefem Wydziału Operacyjnego Sztabu Generalnego, Ponieważ to właśnie Watutin wydał rozkaz zapraszający najważniejszych dowódców marynarki i lotnic­twa do udziału w tajnej, lutowej grze wojennej, on także musiał być dobrze wpro­wadzony w obowiązujące założenia strategiczne.Nakonferencji tej zdecydowano, że siły rzutu operacyjnego rozlokowane już na linii Dźwiny i Dniepru, na odcinku frontu zachodniego - 20,21 i 22 Armie oraz inne jeszcze jednostki - będą musiały być wzmocnione armiami z sił głównych z rzutu operacyjnego na Ukrainie i z re­zerwy Naczelnego Dowództwa. W końcu, 27 czerwca zaproponowano Stalinowi, żeby linii Dźwina-Połock-Witebsk-Orsza-Mohylew-Mozyrzbroniły armie: 13,19, 20,21 i 22. Natomiast armie 24 i 28 z rezerwy Naczelnego Dowództwa miały znajdo­wać się w gotowości bojowej w okolicach na południe od Smoleńska. Zalecano także natychmiastowe utworzenie dwóch albo trzech dodatkowych armii z sił moskiew­skiego pospolitego ruszenia. Stalin bez zastrzeżeń zaaprobował te propozycje. Niemcy nie mogli podjąć próby przekroczenia Dniepru, ponieważ Grupa Armii „Środek" potrzebowała kilku dni, prawdopodobnie do 5 lipca, aby dostarczyć za­opatrzenie i przegrupować swoje grupy pancerne - 2 (Guderiana) i 3 (Hotha). Jesz­cze więcej czasu potrzeba było, aby przekazać dowodzenie nad 2 i 3 Grupami Pancer­ ! G. K. Ż u k o w, The Memoin... nymi spod bezpośredniej kontroli Grupy Armii „Środek" pod kontrole. 4 Armii von Klugego. Dokonano tego 3 lipca. Von Kluge zamierzał opóźnić próbę przekrocze­nia Dniepru przez Guderiana, dopóki nie zostaną podciągnięte w celu wsparcia, dwa korpusy piechoty, wchodzące w skład nowo utworzonej 4 Armii Pancernej. Także Guderian obawiał się, czy wykonalne jest przełamanie linii Dniepru bez po­mocy jednostek piechoty, które chciał, aby zostały dowiezione koleją. Jednakże dowództwo grupy armii odpowiedziało mu, że zdolności przewozowe kolei są mak­symalnie wykorzystane na dowożenie zaopatrzenia na front. Kolejnym problemem, który gnębił Guderiana było to, że jego oddziały do 3 lipca straciłyjuż 3382 żołnierzy, a 7 lipca musiał powiadomić OKH, że stracił już 10 procent swoich czołgów, zaś tylko 35 procent czołgów 3 i 18 Dywizji Pancernych znajduje się w stanie gotowo­ści bojowej. W najlepszym stanie była 10 Dywizja Pancerna, która w gotowości bojowej miała 80 procent czołgów, jednakże ogólny poziom awarii i liczne potrzeby naprawy pojazdów pancernych w całej grupie Guderiana nie wróżyły szybkiego osiągnięcia zwycięstwa nad Armią Czerwoną. Utworzenie 4 Armii Pancernej było w rzeczywistości wybiegiem Haidera, który miał pozwolić Guderianowi na pełną swobodę w kontynuowaniu marszu na wschód, w kierunku Moskwy. Hitler uważał bowiem, że dwie grapy pancerne z Grupy Armii „Środek" powinny zostać zawrócone na zachód i pomóc w utworzeniu szczelnego pierścienia okrążenia wokół kotła białostockiego. Wyjmując Guderiana spod bezpo­średniego dowództwa von Bocka, Haider miał nadzieję, że stworzy w ten sposób dowódcy 2 Grupy Pancernej wymówkę do „niezrozumienia" rozkazów. Guderian jednakże nie potrzebował żadnej zachęty do nie wykonywania rozkazów wyższych dowódców, o czym Haider z wielkim ubolewaniem się jeszcze przekona. Do 4 lipca XXIV Korpus Pancerny, na którego czele szły i i 4 Dywizje Pan­cerne, za ni mi postępowała 10 Dywizja Zmotoryzowana, uchwyci! kilka przepraw przez Berezynę i zbliżył się do Dniepru w okolicach Rogaczewa i Starego Bycho­wa. Radzieckie wojska na zachód od Dniepru nie były jednak rozbite i ich rzut operacyjny zamienił Rogaczew, Mohylew i Orszę w silne punkty oporu. 1 lipca rosyjski atak zwiadowczy, przeprowadzony silami jednostek z 21 Armii Fiodora i. Kuzniecowa, przekroczył Dniepr pod Żłobinem na południe od Rogaczewa i posu­nął się w stronę Bobrujska. Jakkolwiek atak ten został odparty przez 10 Dywizję Zmotoryzowaną z pomocą 3 Dywizji Pancernej, to jednak teren pomiędzy Dnie­prem a Berezyną wciąż pozostawał niebezpieczny dla Niemców, gdyż działało tam wiele jednostek rosyjskich niszczących mosty i przecinających linie zaopatrzenia. 12 lipca Guderian poprosił dowództwo Grupy Armii „Środek", aby uruchomiła linię kolejową Mińsk-Bobrujsk. Dowództwo odpowiedziało jednak, że „teren ten jest wciąż niebezpieczny, aby prowadzić tam jakiekolwiek prace". Dowódca wojsk pancernych jednak nie mógł czekać na rozwiązanie tego problemu; zdecydował się pozostawić zabezpieczenie rejonów na zachód od Dniepru piechocie z 2 Armii von Wetchsa, która w większości znajdowała się jeszcze w okolicach Mińska. Aby przekroczyć Dniepr w możliwie najłatwiejszy sposób i otworzyć drogę na Smoleńsk od południa i zachodu, Guderian podjął brzemienną w skutki decyzję. Postanowił obejść główne przeprawy przez tę rzekę w Żtobinie, Rogaczewie, Mo­hylewie i Orszy, gdzie znajdowały się największe koncentracje wojsk rosyjskich i przewieźć swoje oddziały na wschodni brzeg w Starym Bychowie, położonym na północ od Rogaczewa, i w Szkłowie oraz Kopysi położonych pomiędzy Mohyle­wem a Orszą. Ten obszar osłaniały oddziały rosyjskiej rezerwy taktycznej. Jed­nostki te powstały z połączenia resztek rozbitych oddziałów i otrzymały nazwę 13 Armii. Na papierze ta decyzja Guderiana wyglądała dobrze, ponieważ pozwala­ła 2 Grupie Pancernej przerwać linię rosyjskąw najsłabszym miejscu, co w wyniku szybkiego uderzenia doprowadziło do zajęcia Smoleńska 16 lipca. 16 lipca był też najwcześniejszą datą, wyznaczoną dowódcy 4 Armii Pancernej do przybycia pie­choty z 2 Armii nad Dniepr. Manewry tego rodzaju były drogie sercu Guderiana ­przełamać siłami pancernymi obronę przeciwnika w najsłabszym punkcie, a potem niech piechota zajmuje się umocnionymi punktami oporu. Guderian wciąż wbijał tę filozofię do głów swoich podkomendnych; 7 lipca przemówił do nich podczas od­prawy przed przekraczaniem Dniepru: „(...) wszyscy dowódcy mojej grupy pan­cernej i ich żołnierze nie mogą troszczyć się o skrzydła ani o tyły. Moje dywizje znają tylko jeden kierunek - naprzód!". Jednakże pomysł przekroczenia Dniepru i wystawienia w ten sposób prawego skrzydła grupy pancernej na niebezpieczeństwo kontrataków sił Timoszenki skon­centrowanych na wschód od tej rzeki, przy jednoczesnym pozostawieniu na tyłach potężnych sił rosyjsk ich zgrupowanych wokół Rogaczewa, Żłobina, Mohylewa i Or­szy, był trudny do strawienia nawet dla niektórych dowódców z Grupy Guderiana. 8 lipca XXIV Korpus Pancerny generała Freichergeyer von Schweppenburga zdo­był mapę rosyjską, na której zaznaczone były silne oddziały Armii Czerwonej w oko­licach Rogaczewa i Żłobina oraz połączenie pomiędzy tymi siłami a dużym zgrupo­waniem rosyjskim wokół Homla. Mapa ta wskazywała też, że Rosjanie planują podjęcie przeciwnatarcia z południowego wschodu, kiedy tylko grapa pancerna prze­kroczy Dniepr. Po zapoznaniu się z tą informacjąvon Schweppenburg nalegał, żeby wstrzymać się z atakiem zanim nie dotrą do Bobrujska oddziały piechoty albo dopó­ki jego korpus pancerny nie otrzyma wzmocnienia. Jest prawdopodobne, że ta mapa oraz druga, podobna, zdobyta 15 lipca przez LIII Korpus Armijny, nakreślone zo­stały na podstawie wypracowanej podczas lutowej gry wojennej strategii obronnej. Takie same obawy wyrażał von Kluge, który pojawił się wczesnym rankiem 9 lipca w kwaterze dowódcy wojsk pancernych. On również przeciwny był forso­waniu Dniepru przez 2 Grupę Pancerną bez czekania na wsparcie piechoty i arty­lerii. Guderian jednak nie dal się przekonać. Powiedział von Klugemu półprawdę, że XXIV i XLVI Korpus Pancerny znajdują się już na pozycjach wyjściowych i długie przetrzymywanie ich tam oznacza wystawienie ich na niebezpieczeństwo rosyj­skiego ataku z powietrza. Dalej mówił, że jeśli jego atak się powiedzie, to wojna zakończy się prawdopodobnie jeszcze w tym roku. Po wysłuchaniu lawiny wymó­wek Guderiana, feldmarszałek udzielił mu niechętnie przyzwolenia, wiedząc do­brze, że ten ma poparcie dowództwa Grupy Armii „Środek" i OKH. Nie omieszkał jednak dodać proroczego ostrzeżenia: „(...) powodzenie pańskich operacji zawsze wisi na włosku!". Przez kilka następnych dni Guderian z dumą powtarzał ostrzeże­nie von Klugego oficerom swojego sztabu, co wywoływało oczekiwany przez niego huragan śmiechu. Ilustracją tego, jak bardzo Niemcy musieli improwizować na początku lipca, niech będzie historia 255 Dywizji Piechoty, która bez zezwolenia Grupy Armii „Śro­dek", a także dowództwa 2 Armii, została nocą 9 lipca załadowana na ciężarówki dostarczone przez 3 Dywizję Pancerną i przewieziona z rejonu na południowy wschód od Mińska do Bobrujska. jednakże główne siły LIII Korpusu Armijnego nie dotarły do Bobrujska przed 12 lipca. Pospieszny pochód 2 Grupy Pancernej i związany z tym brak wsparcia piechoty doprowadził 4 lipca do kolejnej niebez­piecznej sytuacji. 3 Dywizja Pancerna zdołała uchwycić przyczółek na wschodnim brzegu Dniepru w okolicy Rogaczewa. Bezustanne ataki podejmowane na ten przy­czółek przez LXIII Korpus Piechoty, należący do rosyjskiej 21 Armii, zmusiły 6 lipca generała porucznika Waltera Modela do wydania swoim jednostkom rozka­zu odwrotu na zachodni brzeg Dniepru. 8 lipca dowództwo Grupy Guderiana po­prosiło dowództwo 4 Armii Pancernej o przyspieszenie dostaw amunicji, przecho­dzących przez rejon zaopatrzenia 2 Armii, ponieważ zarówno XXIV, jak i XLVI Korpusy Pancerne donosiły o braku pocisków, zwłaszcza do artylerii ciężkiej. W roz­kazie dziennym, wydanym przez Grapę Armii „Środek" 8 lipca, ogłoszono zakoń­czenie walk w rejonie Białegostoku i Mińska oraz pojmanie 287 704 jeńców rosyj­skich. Z tej liczby tylko około 100 tysięcy pochodziło z likwidacji mniejszego kotła wokół Białegostoku. 10 lipca radziecki Front Zachodni dysponował sześćdziesięcioma pięcioma dy­wizjami. Pomimo że zapewniało to mniej więcej równowagę z siłami Grupy Armii „Środek" w ilości wielkich jednostek, to jednak Armia Czerwona była dużo słabsza pod względem siły ognia oraz liczby czołgów. Odwody jeszcze do niej nie dotarły, ale przybędą na czas. Bezpośrednim zadaniem Frontu Zachodniego było uniemożliwienie wrogowi przedarcia się w kierunku na Moskwę i stworzenie korzystnych warunków do prze­prowadzenia planowanej kontrofensywy. Dlatego konieczne było zakończenie jak najszybciej koncentracji i rozmieszczania oddziałów, które szybko dowożono na nowo organizowaną linię obrony Dzisna-Połock-Witebsk-Orsza-rzeka Dniepr-Łojew. Z siedmiu armii, którymi dysponował w ramach Frontu Zachodniego Timoszenko przeznaczył do pierwszej linii rzutu operacyjnego 21,19,20,13 i 22. Za nimi rozlo­kowana została nowo utworzona 4 Armia, natomiast 16 Armię, niezwłocznie po jej przybyciu z Ukrainy, rozmieszczono w okolicach Smoleńska. Główną troską dowództwa frontu była obrona „bramy smoleńskiej", nazywanej przez Niemców również przesmykiem lądowym pomiędzy Dżwiną a Dnieprem. Tutaj umieszczono 20 Armię, wzmocnioną jednostkami 19 i 16 Armii. Ukształtowa­nie terenu skłaniało Wehrmacht do poruszania się po pewnych, dogodnych dro­gach. Podobnie NATO przez 40 lat oczekiwało, że Armia Czerwona wleje się do Niemiec Zachodnich przez tak zwany przesmyk Fuldy. Zaznaczyliśmy już wcze­śniej, że właśnie dlatego plan obrony i przeciwnatarcia Timoszenki oraz Żukowa koncentrował się na rejonie pomiędzy Dżwiną a górnym Dnieprem. Oczekiwano też niemieckiego uderzenia na Mohylew położony w rejonie dzia­łania 13 Armii. Ta armia, podobnie jak 4 Armia, otrzymała numer po jednostce odciętej i zniszczonej w kotle białostocko-mińskim. Planowano rozmieszczenie tam również 4 Armii i IV Korpusu Powietrznodesantowego, jednakże ruch wojsk ra­dzieckich ulegał ciągłemu opóźnieniu na skutek niemieckiego panowania w powie­trzu. Dowódca 19 Armii, generał Iwan Koniew, nakazał swoim oddziałom prowa­dzenie obrony w okolicach Witebska, jednakże 10 lipca tylko jedna dywizja zdołała dotrzeć do miasta, a wówczas było już zbyt późno - Niemcy weszli do Witebska. Podobna historia przydarzyła się 16 Armii. Tylko jedna z jej dywizji zdążyła wejść do Smoleńska przed dotarciem tam Niemców. Przybywające oddziały zajmowały pozycje obronne, których budowa trwała już od początku lipca. Pomimo że w budowie uczestniczyło ponad 2 miliony żołnierzy i ludności cywilnej, zdążyli oni wznieść tylko barykady oraz wykopać okopy i rowy łącznikowe. Po prostu zabrakło czasu, aby zaopatrzyć linie obronne w tak niezbęd­ne elementy, jak zasieki z drutu kolczastego i pola minowe. Niemcy poruszali się dużo szybciej niż ktokolwiek przypuszczał. Pytanie brzmiało: „Czy ten pochód uda się przyhamować, a potem zatrzymać?". Jednakże sytuacja nie była aż tak zła, jak mogło się to w pierwszej chwili wyda­wać. Już 100 km na wschód od Smoleńska formowano trzeci rzut Armii Czerwo­nej, składający się z sześciu armii rezerwowych. Niemcy, rzecz jasna, nie mieli pojęcia co ich wkrótce czekało. Już sama obecność w rejonie Smoleńska i Jelni wielkiej liczby dział i moździerzy, które zaczęły ostrzeliwać oddziały niemieckie, była szokiem dla Niemców. Haider i niemiecki Sztab Generalny wciąż ulegali złudzeniu, że przełamali przy granicy główną linię obrony Armii Czerwonej i uzyskali dzięki temu pełną swobodę manewru we wnętrzu tego ogromnego kraju. Dowódca Grapy Armii „Środek" Fedor von Bock doszedł do wniosku, na pod­stawie posiadanych informacji rozpoznania, że we Froncie Zachodnim pozostało już tylko jedenaście dywizji. W ten sposób kilkakrotnie zaniżył rzeczywiste siły prze­ciwnika. Z kolei radziecki Sztab Generalny donosił na początku lipca, że naprze­ciwko Frontu Zachodniego Niemcy mają trzydzieści pięć dywizji. W ten sposób ich liczba została zaniżona o połowę. Taki był po prostu stan rozpoznania w 194! roku. Wyjaśnia to też pewność siebie okazywanąprzez Żukowa i Timoszenkę co do znisz­czenia niemieckich przyczółków za Dżwiną i Dnieprem. Sądzili oni wtedy, że mają nad Niemcami przewagę we wszystkich środkach walki. Teraz, aby uniknąć zamieszania, musimy powiedzieć parę stów o nazwach ra­dzieckich związków operacyjnych. W drugim tygodniu lipca rosyjskie Naczelne Dowództwo doszło do wniosku, że trzeba lepiej skoordynować działania poszczt gólnych frontów radzieckich, naprzeciw których stały trzy duże niemieckie grup armii. W ten sposób doszło do utworzenia przez „Stawką" nieporęcznej struktur dowodzenia. Pomiędzy Naczelnym Dowództwem w Moskwie a sztabami frontóv kierującymi bezpośrednio działaniami zbrojnymi, pojawił się szczebel pośredni dowództwa kierunków. 10 lipca Naczelne Dowództwo nakazało utworzenie trzech niby „grup frontów": 1. Kierunku Pómocno-Zachodniego, pod dowództwem mar szatka Kiimienta E. Woroszyłowa i komisarza Andrieja A. Żdanowa, który kontro lować miał fronty Północny i Północno-Wschodni oraz Flotę Bałtycką; 2. Kierunki Zachodniego, pod dowództwem marszałka Siemiona K. Timoszenki i komisarz; Nikołaja A. Bułganina, który kontrolował Front Zachodni i Rezerwowy (Timoszen ko zachował też bezpośrednie dowództwo Frontu Zachodniego); 3. Kierunku Połu dniowo-Zachodniego, pod dowództwem marszałka Siemiona Budionnego i komisa rza Nikity S. Chruszczowa, kontrolujący fronty: Południowo-Zachodni, Południo wy, potem również Centralny, a także Flotę Czarnomorską. Kiedy będziemy mó wić o Kierunku Południowo-Zachodnim, będziemy mieli na myśli ten właśnie po­średni szczebel dowodzenia; Front Południowo-Zachodni był mu podporządkowa­ny. Już w niedalekiej przyszłości taka struktura dowodzenia przysporzy wielu kło­potów; pomiędzy Moskwą a sztabami kierunków i sztabami frontów pojawią sk tarcia. Powstanie nowego szczebla dowodzenia spowoduje zwielokrotnioną liczbs pomyłek i nieporozumień. Jak gdyby mało było jeszcze zamieszania w radzieckim systemie dowodzenia pamiętać musimy jeszcze o tym, że w owym czasie Armia Czerwona miała jakbj dwa piony dowodzenia. Oficerowie polityczni, lacy jak Chruszczow, pozostawali poz< zwykłą strukturą dowodzenia Armii Czerwonej i byli odpowiedzialni wobec wyższycł szczebli WKP(b). Możemy wyobrazić sobie, że armia i partia były oddzielnymi, al< przenikającymi się strukturami, gdyż większość wyższych oficerów należała do niej Stalin zaś był zarówno naczelnym dowódcą wojska, jak i szefem partii. Do 10 lipca tylko trzydzieści siedem dywizji Frontu Zachodniego zdołało do trzeć na linię obrony, z tego dwadzieścia cztery zostało rozmieszczonych w drugin (obecnie w pierwszym) rzucie. Wiele oddziałów prosto z pociągów ruszało do wal ki. Część 22 Armii walczyła w połockim rejonie umocnionym; 20 Armia walczył; wokół Lepeia, zaś 21 kolo przepraw przez Dniepr pod Starym Bychowem i Roga czewem. Linia frontu rozciągała się na 800 km; każda dywizja broniła odcinki o długości co najmniej 33 km. Gdzieniegdzie główna linia oporu dywizji mierzył; 70 km. W tak dynamicznych i płynnych warunkach niemożliwe było stworzeni; ciągłego frontu. W pierwszych miesiącach wojny Luftwaffe była morderczo skuteczna, szcze golnie dlatego, że Front Zachodni dysponował w tym czasie zaledwie czterystom. działami przeciwlotniczymi i niezwykle słabą osłoną myśliwców. Powodowało te że wojska radzieckie były bezbronne wobec niemieckich ataków z powietrza. 10 lipca, grupa pancerna Guderiana siłą czterystu sześćdziesięciu czołgów ro­zerwała styk 20 i 13 Armii w rejonie Szkłowa, gdzie znajdowały się trzy radzieckie dywizje piechoty, broniące głównej linii oporu długości 37 km; nie dysponowały one w ogóle czołgami. Siły Guderiana przełamały obronę 13 Armii i rozpoczęły forso­wanie Dniepru. Do wieczora 11 lipca udało im się uchwycić przyczółki na północ i na południe od Mohylewa. Najsłabszym punktem obrony Frontu Zachodniego okazał się styk pomiędzy 20 a 22 Armią, gdzie walczyła tylko jedna dywizja z 19 Armii. Właśnie w tym miejscu uderzyła 3 Grupa Pancerna Hotha. Siłami pięciuset czoł­gów Hoth przełamał radzieckie linie obronne i zdobył Witebsk. Timoszenko natychmiast zdał sobie sprawę z tego, jak poważne zagrożenie dla tyłów sił głównych Frontu Zachodniego stanowiło przełamanie Hotha w okolicy Witebska. Można byłoby zatrzymać niemieckie szpice pancerne przy pomocy po­tężnych sił drugiego rzutu, ale z powodu zawinionego przez Stalina opóźnienia nie dotarły one jeszcze na miejsce. Pomimo zgody, po lutowej grze wojennej, na utworzenie drugiego rzutu i rezy­gnacji z pokładania wszelkich nadziei wyłącznie w umacnianiu wybrzuszenia biało­stockiego, Stalin okazał brak rozsądku i nie przewidział, jak szybki będzie pochód niemieckich sil pancernych. Lekkomyślne potraktowanie przez Guderiana proble­mów piechoty niemieckiej, związanych z likwidacją okrążonych wojsk rosyjskich, przysporzyło wielkich kłopotów Naczelnemu Dowództwu rosyjskiemu. Stalin za­bronił pełnego rozmieszczania wojsk drugiego rzutu przed wybuchem wojny z oba­wy, że Niemcy wykryjąten ruch i zdradzi to jego nowy plan strategiczny. Uważał, że likwidacja białostockiego zgrupowania wojsk radzieckich zajmie Niemcom przy­najmniej trzy tygodnie. Zaskoczyła go lekkomyślność dowódców niemieckich wojsk pancernych, którzy po prostu ominęli okrążone aralie rosyjskie i poszli dalej do przodu. Żuków w swoich pamiętnikach pisze o frustracji spowodowanej niedopuszczeniem przez Stalina do rozmieszczenia na czas wojsk drugiego rzutu, tak by mogły one zatrzymać niemieckie czołgi na linii Dniepru. Ale, jak się okazało, dowódcy nie­mieckich sił pancernych mieli własne problemy. Dotarli tak daleko na wschód, że nie nadążało za nimi ich zaopatrzenie. Taką sytuację przewidział już generalny kwa­termistrz Wehrmachtu, generał major Friedrich Paulus, po przeprowadzeniu swojej własnej gry wojennej w połowie grudnia 1940 roku. Wykazała ona w sposób prze­konywający, że linie zaopatrzenia armii staną się zbyt krótkie jeszcze przed osią­gnięciem przez czołowe oddziały linii Dniepru. Dowódców grup pancernych zmusi­ło do zrobienia przerwy operacyjnej prawo równie bezwzględne, jak prawo ciąże­nia - bez zaopatrzenia żadna armia nie może iść do przodu. Dzięki temu Żuków i Timoszenko uzyskali czas potrzebny im do wprowadzenia do akcji sil drugiego rzutu. Jak jeszcze się przekonamy, siły Guderiana będą musiały drogo zapłacić za brak należytego wsparcia piechoty i artylerii, kiedy rozpocznie się zdecydowany nacisk radzieckich sil drugiego rzutu. Zjawisko to wystąpiło najwyraźniej w wy­brzuszeniu jelneńskim oraz w okolicach położonego nad Sożą Propojska (obecnie Sławgorod). O wypadkach, które miały miejsce nad rzeką Soż opowiemy w spo­sób bardziej szczegółowy w następnym rozdziale. Można było teraz oczekiwać w niedługim czasie upadku Smoleńska, ale dzięki temu pośpiechowi Guderian nic w końcu nie zyskał. Coraz bardziej absorbowała go sytuacja na południowym wschodzie i na tyłach jego wojsk. W miarę nasilania się nacisku rosyjskiego na jego jednostki i na nadchodzące z zachodu jednostki 2 Ar­mii, coraz bardziej oddalała się wizja zdobycia Moskwy. Upadek Smoleńska Główne natarcie Guderiana nastąpiło 10 i 11 lipca w kierunku Smoleńska, Jelni, Dorohobuża i Rostawla. Niemcy ponieśli wówczas niewielkie straty, ponieważ nie próbowali likwidować radzieckich przyczółków na zachodnim brzegu Dniepru. Dowódca wojsk pancernych osłonił się od strony Orszy dwoma grupami bojowymi, natomiastXXIV Korpus Pancerny miał osłaniać swoje jedno skrzydło przed ataka­mi z rejonu Żłobina i Rogaczewa, a drugie (północne) przed atakami z rejonu Mo­hylewa. Ponieważ zagroziło to Smoleńskowi, Timoszenko 14 lipca podporządkował wszystkie siły stacjonujące w okolicach tego miasta dowódcy 16 Armii, Łukinowi, który w tym momencie dysponował tylko dwoma dywizjami. Było to za mało, by stworzyć w krótkim czasie wokół miasta solidny pierścień obrony. 15 lipca 29 Dy­wizja Zmotoryzowana Guderiana zdobyła południowe przedmieścia Smoleńska. Obok jednostek 16 Armii Łukina walczyły też oddziały 20 Armii. Dowódca 152 Dywizji Piechoty, wchodzącej w skład 16 Armii, pułkownik Czernyszew został tego dnia dwukrotnie raniony, ale nie wycofał się z boju. Generał Łukin raportował mar­szałkowi Timoszence: „129 Dywizja Piechoty, utworzona z różnych rozbitych wcze­śniej jednostek, jest obecnie jedną z najbardziej stabilnych i najtwardszych dywizji". Jej dowódcą byt wówczas generał Gorodnianski, weteran pierwszej wojny świato­wej, który miesiąc później objął komendę nad 13 Armią. Wydawało się, że nic nie może przeszkodzić dowództwu niemieckiemu w dal­szym rozwinięciu sukcesu. Hitler zadowolony był z przebiegu ofensywy. 14 lipca podczas rozmowy z japońskim ambasadorem w Berlinie, Oshimą, powiedział, że to Stalina, nie zaś jego - Hitlera, oczekuje teraz los Napoleona. Zachwycony był swo­imi generałami i nazywał ich „osobowościami na skałę historyczną", zaś oficerów niemieckich nazywał „wyjątkowymi". Jednak już w połowie sierpnia znikło jego zaufanie do nich. XLII Korpus Pancerny otrzymał zadanie zdobycia Smoleńska i zadziwiająco szybko udało się tego dokonać 29 Dywizji Zmotoryzowanej generała porucznika von Boltensterna. Przekraczanie Dniepru przez 29 Dywizję, należącą do XLVII Korpusu, rozpoczęło się 11 lipca o godzinie 5.15 w rejonie Kopysi i Szklowa. Silny ogień artylerii rosyjskiej został wkrótce stłumiony przy pomocy jednostki niemiec­kiej artylerii samobieżnej (Sturmgeschuetz), Niemieccy saperzy z 29 Dywizji roz­poczęli budowę mostu jeszcze podczas rosyjskiego ostrzału i ataków z powietrza. Przeprawa była gotowa o godzinie 4.00. Po przeprowadzeniu natarcia dywersyjne­go na północny zachód, aby pomóc 17 Dywizji Pancernej, która przekraczała rzekę w okolicach Orszy, 29 Dywizja skręciła prosto na Smoleńsk. Nie napotkała ona zdecydowanego oporu, dopóki jednostki czołowe 15 pułku piechoty nie dotarły do Chochłowa, gdzie poniosły ciężkie straty w wyniku ognia artylerii rosyjskiej i ata­ków lotnictwa. Tutaj znów użyteczna okazała się artyleria samobieżna, która przy współdziałaniu z piechotą wkrótce rozbiła radzieckie gniazda karabinów maszyno­wych i umocnione punkty oporu. W ten sposób pokonano ostatnią przeszkodę na drodze do Smoleńska i wieczorem 15 lipca zaprawiony w bojach 15 pułk piechoty dotarł do południowo-wschodniego skraju miasta. Potem, na rozkaz dowództwa XLVII Korpusu Pancernego, 71 pułk piechoty (z Chochłowa) oraz 29 pułk artylerii skierowały się do południowej części Smoleńska. Wałki toczono tutaj pieszo i na polach, głównie przeciwko pospiesznie sformowanym przez dowództwo rosyjskiej 16 Armii oddziałom pospolitego ruszenia. To drugie zgrupowanie niemieckie przed zapadnięciem nocy również wkroczyło do Smoleńska. Oddziały 71 pułku piechoty pułkownika Thomasa zdobyły pozycje ciężkiej arty­lerii rosyjskiej na wzgórzach koniukowskich, położonych na południowy zachód od miasta, i od pojmanych tam jeńców dowiedziały się, że Smoleńsk jest silnie bronio­ny z tej strony. Pułk próbował wówczas wymknąć się spod obserwacji rosyjskiej, przesuwając się dalej na wschód do drogi Czysławice-Nikitina-Smoleńsk. O go­dzinie 4.00 żołnierze niemieccy dotarli do przedmieść Smoleńska, ale już po godzi­nie zaczął spadać na nich grad pocisków artylerii rosyjskiej. Południowy brzeg Dnie­pru oddziały 71 pułku osiągnęły dopiero po zapadnięciu zmroku. W nocy 29 pułk artylerii podciągnął wsparcie artyleryjskie, w tym działa 100-milimetrowe, wyrzut­nie rakietowe „Nebelwerfer", 88-milimetrowe armaty przeciwlotnicze przystoso­wane do zwalczania czołgów oraz zwykłe działa przeciwpancerne. 15 pułk piecho­ty znajdował się wówczas także w południowej części miasta, na zachód od 71 pułku. Ostateczny szturm Smoleńska rozpoczął się 16 lipca o godzinie 4.00. Na wą­skich ulicach miasta artyleria niemiecka mogła udzielić piechocie tylko niewielkiego bezpośredniego wsparcia. Główne siły radzieckie przebywały najwyraźniej na pół­nocnym brzegu Dniepru. Zaobserwowano też zmechanizowane kolumny Armii Czerwonej, nadchodzące z północy i ze wschodu. Artyleria niemiecka zaczęła ostrzeliwać posiłki radzieckie, Rosjanie również odpowiedzieli ogniem oraz bom­bardowaniem z. powietrza. Już rankiem 16 lipca Smoleńsk zaczynał coraz bardziej przypominać rumowisko gruzów, z którego tylko gdzieniegdzie wystawały nienaru­szone budynki. Późnym rankiem, przy pomocy artylerii samobieżnej i czołgów uzbro­jonych w miotacze ognia, Niemcom udało się zdobyć przyczółek na południowym brzegu Dniepru. Około południa wzmógł się znacznie ogień rosyjski, prowadzon przez działa różnych kalibrów, co wywołało liczne pożary głównie w drewniane zabudowie miasta. Nad Smoleńskiem zawisły gęste chmury dymu, na których tl błyszczały złote kopuły smoleńskiej katedry. Około godziny 16.00 oddziały 15 i 71 pułków piechoty niemieckiej zaczęły w gu mowych łodziach przekraczać Dniepr, podczas gdy 29 pułk artylerii zasypywał gra dem pocisków północny brzeg, gdzie broniły się wojska rosyjskie. Natarcie to za rządził kwaterujący w hotelu „Mołochow" generał von Boltenstern. Po sforsowa niu rzeki żołnierze 15 pułku piechoty dotarli do głównego dworca kolejowego a o godzinie 17.30 przebili się do kościoła św. Piotra. Po drodze wykurzali żołnierz; Armii Czerwonej z ich kryjówek. Szczególnie ciężkie walki rozgorzały na znajdują cym się na północnym brzegu Dniepru cmentarzu, gdzie żołnierze rosyjskie 129 Dywizji generała Gorodnianskiego strzelali zza osłony nagrobków. Przed godzi ną 18.00 coraz bardziej zacięta walka przeniosła się na północne przedmieścia Niemcy musieli oczyszczać ulice systematycznie, kwartał po kwartale, często prz; użyciu granatów, miotaczy ognia i pistoletów maszynowych. Twardym orzechen do zgryzienia okazały się dla nich koszary usytuowane na północnym skraju miasti i zaopatrzone w silne umocnienia polowe. Tym niemniej, do godziny 23.00 udało sic Wehrmachtowi opanować całe miasto. Nie był to jednak koniec walki. Rosyjski artyleria ostrzeliwała Smoleńsk z pobliskich wzgórz, położonych na północ od mia­sta. W nocy, gdy nad ruinami i domami unosiła się czerwona łuna pożarów, Rosja­nie atakowali jeszcze kilkakrotnie przy wsparciu czołgów. Następnego dnia nie­miecka 29 Dywizja otrzymała zadanie utrzymywania linii Dniepru na południe od Smoleńska, głównie wzdłuż drogi na Rosławl, w celu uniemożliwienia wyrwania się jednostek radzieckich z zamykającego się już kotła, tworzonego przez dwie nie­mieckie grupy pancerne - jedną od północy i jedną od południa. Zostały w nim odcięte radzieckie 16, 22 i 19 Armie, którym pozostała możliwość przekraczania Dniepru i odwrotu na wschód już tylko w jednym miejscu - koło wsi Sołowiew. 16 lipca marszałek Timoszenko donosił „Stawce": „Brak nam regularnych wojsk, by osłonić kierunek Jarcewo-Wiażma-Moskwa. Najważniejsze - nie dysponuje­my czołgami". Jakkolwiek samo zdobycie Smoleńska poszło Niemcom gładko, to nie można tego powiedzieć o szerokim manewrze okrążającym wokół tego miasta, który nie przebiegał ani dobrze, ani skutecznie. Po swojej rozmowie z Guderianem 9 lipca, kiedy to dowódca 2 Grupy Pancernej stwierdził z naciskiem, że jego natarcie za Dniepr zadecyduje o zakończeniu kampanii jeszcze w tym roku, von Kluge, do­wódca 4 Armii Pancernej, wydał nowe rozkazy 12 Dywizji Pancernej. 8 lipca za­kończyła ona swój udział w likwidacji kotła mińskiego i otrzymała rozkaz nie przyłą­czania się ponownie do stojącej w Witebsku 7 Dywizji Pancernej, należącej do 3 Grupy Pancernej, ale maszerowania na Senno, by osłonić północne skrzydło Gu­deriana. W ten sposób, ku niezadowoleniu Hotha i von Bocka, osłabione zostały siły działającej na północ od Smoleńska 3 Grupy Pancernej, na korzyść grupy Gu­deriana, atakującej w kierunku na Smoleńsk-Dorohobuż-Jelnię. Jedynym celem Guderiana było uchwycenie wyżyny położonej na wschód i po­łudnie od Smoleńska, pomiędzy górnym Dnieprem a głównym biegiem Desny, a tym samym uzyskanie podejścia do Moskwy od zachodu. Tymczasem Hoth bardziej troszczył się wówczas o powodzenie planowanego manewru okrążającego wokół Walki wokół Smoleńska, 10-15 lipca 1941 roku Smoleńska. 10 lipca wydal rozkaz XXXIX Korpusowi Pancernemu, by ominął on Smoleńsk od północy i przez linię Leszno-Suraż-Usiawic skierował się na północ­ny wschód, mając nadzieję, że w ten sposób uniknie on miejsc najmocniej bronio­nych przez przeciwnika. Jednakże zniszczone mosty i zaminowane drogi zmusiły jednostki zmotoryzowane do zrównania tempa z piechotą. 13 łipca czołowe jed­nostki 3 Grupy Pancernej XXXIX Korpusu Pancernego dotarły do Demidowa i Wie­łiża, zaś następnego dnia 12 Dywizja Pancerna osiągnęła Leszno i stamtąd skręciła bardziej na wschód, w kierunku Smoleńska i została zatrzymana koło Rudni przez radzieckie ataki prowadzone z trzech stron. Jednakże 7 Dywizja Pancerna zdołała utrzymać drogę demidowską na północny zachód od Smoleńska. Tymczasem poru­szający się na północnym skrzydle grupy Guderiana XLVII Korpus Pancerny zbli­żył się do Orszy. W ten sposób duże siły radzieckie, znajdujące się na północ i za­chód od Smoleńska, zostały okrążone z trzech stron. Właśnie wtedy „Stawka" zdecydowała się użyć do walki o górny Dniepr nowej i dotychczas ściśle tajnej broni. 14 lipca radziecka 20 Armia wystrzeliła pierwsze rakietowe salwy artylerii odrzutowej - znanej później jako katiusza - przeciwko niemieckiej 5 Dywizji Piechoty okupującej wówczas Rudnię, położoną na północny wschód od Smoleńska, przy drodze witebskiej. Sławne później katiusze (zwane przez Niemców również „Stalin Orgel", czyli „organami Stalina") były dla Wehr­machtu całkowitym zaskoczeniem. O godzinie 0.15 bateria kapitana Iwana Flioro­wa wystrzeliła z siedmiu wyrzutni typu „Katiusza" salwę 16 132 rakiet w ciągu zaledwie 15 sekund. Była to siła ognia równa salwie trzech pułków artylerii kon­wencjonalnej. Rakiety typu „Katiusza", wystrzeliwane z wyrzutni szynowych za­montowanych na ciężarówkach, czyniły spustoszenie na terenie zajmowanym przez niemiecką 5 Dy wizję Piechoty. Zamieszanie pogłębiało to, że Niemcy nigdy przed­tem nie zetknęli się z taką bronią. Salwa rakiet typu „Katiusza" wywoływała na płaskim, otwartym terenie prawdziwy deszcz odłamków. W miejscu, gdzie użyto po raz pierwszy tej broni stoi obecnie pomnik. Niemcom, pomimo wytężonych wysił­ków nie udało się zdobyć żadnej katiuszy. W końcu zdołali przesłać do analizy, do Niemiec, kilka sztuk, ale Wehrmacht nie doczekał się nigdy kopii tej broni. Niemiec­ka wyrzutnia rakiet „Nebelwerfer 41 " była w stanie wystrzelić w ciągu 10 sekund zaledwie sześć rakiet o kalibrze 150 milimetrów. Stalin był wściekły na dowódców, których obciążał odpowiedzialnościąza upa­dek starej twierdzy smoleńskiej. Miotany gniewem oskarżył dowódców Frontu Za­chodniego o „defetystyczne i lekkomyślne podejście do utraty Smoleńska". Czyta­jąc dokumenty Komitetu Obrony Państwa, łatwo zauważyć, że Stalin uważał swo­ich generałów za winnych nieomal zdrady ojczyzny. Wobec tego postawił sprawę: albo odbijcie Smoleńsk, albo zgińcie, próbując to zrobić. Każde inne zachowanie jest zdradą. Wspomnienie losu Pawłowa musiało wisieć nad głowami generałów niczym ostrze gilotyny, gotowe spaść w każdej chwili. Jakkolwiek wiele jednostek Armii Czerwonej trzymało się mocno i dokonywało wspaniałych czynów, jak na przykład 172 Dywizja Piechoty pod Mohylewem, to jednak nie wszystkie sprawowały się tak dobrze, co wywoływało zamieszanie i pa­nikę. Wielu oficerów nie znało swoich zadań i nie wiedziało, co w ogóle mają robić. Pełno było różnych pogłosek o tym, gdzie jest obecnie nieprzyjaciel i co zamierza dalej uczynić. Tak właśnie dzieje się, kiedy starszych oficerów nie informuje się o założeniach własnej strategii i o roli, jaką mająodegrać w planie zorganizowanej, głęboko urzutowanej obrony. Pojęcie „inicjatywa indywidualna" miało inne znacze­nie w Armii Czerwonej za czasów Stalina niż w armiach zachodnich. Dopiero póź­nej, kiedy nadeszły wreszcie spóźnione posiłki i Armii Czerwonej udawało się utrzy­mywać rubieże obronne, powróciło zaufanie do dowództwa. W międzyczasie Sta­lin mógł utrzymywać dyscyplinę tylko przy pomocy strachu, a tę metodę miał on dobrze opanowaną. Kiedy przeglądamy dokumenty z tamtych dni, to dochodzimy do wniosku, że jeśli Związek Radziecki byt kiedykolwiek bliski upadku, to właśnie w tamtym czasie - po utracie Smoleńska. Najwyraźniej trzeba było coś zrobić i to szybko. Nie można już było dłużej myśleć o trzymaniu w odwodzie rezerwy straje­gicznej. Nie może nas zatem zdziwić to, że wkrótce po wygłoszeniu przez Stalina wyżej wzmiankowanej tyrady, dowództwo Frontu Zachodniego zameldowało dyktatorowi i Mołotowowi, iż za najważniejszy cel uznało odbicie Smoleńska. Podjęto kilka spo­radycznych ataków na miasto i w jego okolicach, ale próby te zarzucono pod ko­niec lipca, kiedy to za priorytetowe uznano inne zadania. Jako przykład można przy­toczyć kontrataki 19 Armii pod dowództwem generała łwana Koniewa i 20 Armii pod dowództwem generała Pawła Kuroczkina. Obydwa one nie powiodły się. Pró­bowano natrzeć na Niemców w środkowej części Frontu Zachodniego, ale ataki te nie były właściwie zsynchronizowane i nie otrzymały należytego wsparcia artylerii. 19 Armia po desperackich wałkach utraciła swoje dowództwo i środki łączności, po czym rozpadła się na kilka grup, które na własna rękę uchodziły na wschód, starając się nie dać się otoczyć szybkim czołgom niemieckim. Niektóre z tych od­działów dotarły do Smoleńska. Lepsze wyniki osiągnęła 20 Armia Kuroczkina. Szczególnie jasnym punktem była obrona Orszy, prowadzona przez 73 Dywizję Piechoty pod dowództwem pułkownika Aleksandra Akimowa. 1 Dywizja Piechoty Zmotoryzowanej pod dowództwem gene­rała Jakowa Kreisera przedarła się przez linie niemieckie po czterech dniach przebywa­nia w okrążeniu. Zapisy w dziennikach wojennych 3 Grupy Pancernej wskazują, że Niemców wciąż zaskakiwała obecność takich silnych i dobrze wyposażonych jedno­stek Armii Czerwonej w miejscach, gdzie się ich wcale nie spodziewali. Czyż w koń­cu główne siły radzieckie nie zostały już zniszczone nad granicą? O tym, że nie było to prawdą, świadczyć mogły rosnące straty Grupy Armii „Środek". Na przykład 2 Gru­pa Pancerna donosiła o stratach przekraczających 18 procent jej stanu. Jak wkrótce zobaczymy, jeszcze większe straty poniosłyjednostki niemieckie walczące wokół Jel­ni, a także 2 Armia znajdująca sięna południowym skrzydle Grupy Armii „Środek". Kontrofensywa Smoleńska Od 10 do 20 lipca Niemcy posunęli się do przodu o około 200 kilometrów, okrą­żając przy tym w pobliżu Smoleńska i Mohylewa duże grupy wojsk Frontu Za­chodniego. Taki rozwój wypadków stanowił poważne zagrożenie dla Moskwy. Hi­tler, zachęcony tym sukcesem, wydał 19 lipca „Dyrektywę nr 33", nakazującą Gru­pie Armii „Środek" podjęcie, po zniszczeniu wojsk radzieckich okrążonych pod Smo­leńskiem, ofensywy w kierunku na Moskwę. Aby zlikwidować zagrożenie na kierunku moskiewskim, „Stawka" przyspie­szyła gromadzenie rezerw w tej okolicy. Na tyłach Frontu Zachodniego, wzdłuż linii Stara Russa-Ostaszków-Białe-Jelnia-Briańsk, powstał nowy Front Rezerwowy pod dowództwem generała Bogdanowa, dawnego szefa Białoruskiego Okręgu Straży Granicznej. Tworzyły go dywizje Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych (niesławnego NKWD), oddziały Straży Granicznej i inne wojska wewnętrzne. Front składał się z czterech armii: 29 - pod dowództwem ludowego komisarza spraw wewnętrznych, generała Iwana I. Maslennikowa; 30 - pod dowództwem szefa Ukraińskiego Okręgu Straży Granicznej, generała Chomienki; 31 - pod dowódz­twem szefa Karelo-Fińskiego Okręgu Straży Granicznej, generała Dołmatowa i 34 - pod dowództwem dawnego szefa Okręgu Nadbałtyckiego Straży Granicznej, generała Rakutina. 18 lipca „Stawka" rozmieściła za znajdującymi się teraz w bezpośrednim kon­takcie z nieprzyjacielem wojskami Kierunku Zachodniego siły trzeciego rzutu stra­tegicznego. Na dalekich podejściach do Moskwy zorganizowano wzdłuż rubieży biegnącej na zachód od Wołokołamska-Możajska-Małojarosławca tak zwaną mo­żajską linię obrony. Zgromadzone fu siły szybko zwiększały się, a w ich skład wcho­dziły 32 i 33 Armie pod komendą dowódcy Moskiewskiego Okręgu Wojskowego, generała Pawła A. Artiemjewa. Strategiczna obrona Moskwy składała się z trzech linii obronnych, rozmiesz­czonych na głębokość 300 kilometrów. Tymczasem wszyscy w Kwaterze Głównej myślelijuż o kontrofensywie. Stalin zrobił o tym wzmiankę 20 lipca, podczas swojej bezpośredniej rozmowy telegraficznej z dowódcą Kierunku Zachodniego, Timoszen­ką. Skrytykował wówczas marszałka za rozproszenie jego oddziałów i powiedział: „Sądzę, że nadszedł już czas, byśmy przestali rzucać w Niemców kamykami. Przy­gotujmy się do ciśnięcia w nich paru skał". Tego samego dnia szef Sztabu Generalnego wydał dyrektywę dotyczącą oto­czenia i zniszczenia sił niemieckich znajdujących się w okolicach Smoleńska. Do operacji tej wydzielono znaczne siły. W końcu z dwudziestu dywizji rezerwowych sformowano pięć grup operacyjnych pod dowództwem generałów: Chomienki, Kalinina, Rokossowskiego, Wasilija Kaczałowa i Maslennikowa. Zadaniem ich miało być: „(...) zniszczenie nieprzyjaciela przy pomocy zsynchronizowanych uderzeń z pół­nocnego wschodu, wschodu i południa, w ogólnym kierunku na Smoleńsk, i połą­czenie się z otoczonymi silami 16 i 20 Armii". Jednocześnie, grupa kawalerii w sile trzech dywizji pod dowództwem generała Gorodnianskiego miała wykonać zagon głęboko na tyły nieprzyjaciela w rejonie operacyjnym 21 Armii. Całość dowództwa nad kontrofensywą smoleńską powierzono generałowi Andriejowi I. Jeriemience, który 19 lipca został nowym dowódcą Frontu Zachodniego. Wprowadzenie do boju dwudziestu świeżych dywizji natychmiast zmieniło sto­sunek sił na zachodzie. Niemcy ponieśli już ciężkie straty wokół Smoleńska i nie przypuszczali, że pojawiąsię tak szybko odwody radzieckie. Z powodu wywierania przez Stalina nacisku na szybkie oczyszczenie podejścia do Moskwy, Rosjanie nie przeznaczyli na przygotowanie kontrofensywy dostatecznej ilości czasu. Dwa krót­kie dni to zbyt mało na zgromadzenie zaopatrzenia i przygotowanie wsparcia do dowodzenia, a w szczególności do koordynacji działań z okrążonymi 20 i 16 Armia­mi. W rezultacie nie wszystkie jednostki mogły przybyć na czas do wyznaczonych rejonów wyjściowych do ofensywy. Wiele oddziałów poniosło duże straty w wyni­ku niemieckich ataków z powietrza jeszcze przed rozpoczęciem natarcia. Wojska Frontu Zachodniego rozpoczynały swoje przeciwuderzenie w różnych terminach, od 20 do 25 lipca. Kiedy natarcie rosyjskie nabrało rozpędu, największe walki rozgorzały wokół Duchowszezyny, Jarcewa, Smoleńska, a przede wszystkim wokół Jelni. Trwały też zacięte boje w okolicach Wielkich Luków, na północnym skrzydle Grupy Armii „Środek". W dniach 26-27 lipca trwało natarcie pięciu grup radzieckich. Niemcy musieli skierować do Smoleńska oddziały ze spokojniejszych odcinków frontu. Niektóre z tych posiłków poniosły straty wskutek ataków kawalerii rosyjskiej działającej dość energicznie na skrzydłach i tyłach Grapy Armii „Środek" i przerywającej tam nie­mieckie linie łączności oraz linie zaopatrzenia w amunicję i paliwo. W ten sposób kawaleria przyczyniała się do sukcesu natarcia radzieckiego. Sukcesem było na przykład odbicie Jarcewa przez grupę generała Rokossowskiego. Nie były to z pew-nościąakcje pobitej i zdezorganizowanej armii. W tym momencie powinno być już dla Niemców jasne, że czekają ich wielkie problemy, znacznie większe niż przewi­dywał to nawet najczarniejszy scenariusz Paulusa. Marszałek Konstanty K. Rokossowski, wspominając po wojnie te ważne ope­racje, złożył hołd powszechnemu bohaterstwu wśród swoich oficerów i żołnierzy. Jednocześnie zaś napisał: „Nie mamy prawa milczeć o zdarzających się przypad­kach tchórzostwa, paniki, dezercji oraz samookaleczeń, mających na celu uniknię­cie walki. Powiększały one bowiem nasze, i tak już niemałe, trudności. Najpierw pojawili się tak zwani „leworęczni", którzy strzelali sobie w lewą dłoń albo odstrze­liwali sobie palce lewej ręki. Kiedy zwróciliśmy już uwagę na to zjawisko, pojawiła się z kolei grupa „praworęcznych", którzy samookaleczali się dokładnie tak samo, tyle że prawą rękę. Zdarzały się również wypadki wzajemnego zadawania sobie ran"5. Wkrótce wydano przepisy przewidujące karę śmierci za dezercję, unikanie walki, samookaleczenie oraz wzajemne okaleczanie się, a także niesubordynację. Kary te były surowe, ale konieczne było pokazanie żołnierzom, że kiedy toczy się walka na śmierć i życie, interes jednostki musi ustąpić przed interesem ogólnym. Nąjcięższe próby spotkały grupę generała porucznika Wasilija Kaczałowa. 'K. K Rokossowski. Na framach Wadikaj olieczrsrwitamaj nsym; „Na Siraże" (Baku) !962, nr z 22 czerwca, s. 24. M4 Została ona okrążona w rejonie Rosławla. na jednym z tych nielicznych odcinków frontu, gdzie Niemcom udawało się jeszcze iść do przodu. Podczas wyrywania się z okrążenia, w końcu lipca, grupa ta poniosła ciężkie straty, zaś 8 sierpnia zginął dowódca grupy, generał łCaczałow. Po jego śmierci „Stawka" wydała 16 sierpnia następujący rozkaz: „Dowódca 28 Armii, generał porucznik Kaczałow został oto­czony wraz ze swoim sztabem, okazał tchórzostwo i poddał się niemieckim faszy­stom". Oświadczenie to, podpisane przez wszystkich członków „Stawki", zostało odczytane we wszystkich kompaniach, szwadronach, bateriach, drużynach i szta­bach. Generała, który do końca spełnił swój obowiązek, oczyszczono z fałszywych zarzutów zdrady ojczyzny dopiero wiele lat po wojnie. Pomimo ogromnych wysiłków, wojskom Frontu Zachodniego nie udało się znisz­czyć przeciwnika w okolicy Smoleńska. Próba przeciwnatarcia po raz drugi się nie powiodła. Jakkolwiek skuteczność nieskoordynowanych ataków prowadzonych przez słabe grapy na szerokim froncie wydawała się niewielka, to jednak uderzenia te zagroziły skrzydłom Grupy Armii „Środek" i ograniczyły jej swobodę manewru. Ofensywa ta spowodowała też zmniejszenie nacisku niemieckiego na oddziały ra­dzieckie otoczone koło Mohylewa i Smoleńska, pozwalając ważnym częściom 16 i 20 Armii wyrwać się z okrążenia. 1 sierpnia udało się grupie Rokossowskiego skoordynować swoje działania z"akcją otoczonych wojsk 16 i 20 Armii, dzięki cze­mu wydostały się one z okrążenia. ManewT taki należy z pewnością do najtrudniej­szych i najbardziej ryzykownych. Wojska Frontu Zachodniego poniosły podczas bitwy smoleńskiej ciężkie straty. Na początku sierpnia żadna z jego dywizji nie liczyła więcej niż 2 tysiące żołnierzy. W lipcu do niewoli dostało się 184 tysiące radzieckich żołnierzy. W wyniku twardej obrony radzieckiej w okolicach Smoleńska natarcie Grupy Armii „Środek" straciło impet i natrafiła ona na oporna wszystkich swoich kierun­kach działania. Feldmarszałek von Bock zapisał wówczas: .Zmuszony jestem rzu­cać do walki wszystkie gotowe do boju dywizje z rezerwy grapy armii (...) potrzeb­ny jest mi na froncie każdy żołnierz (...) Pomimo wielkich strat, Rosjanie atakują codziennie na kilku odcinkach frontu, co uniemożliwiało dotychczas przegrupowa­nie naszych sił i zebranie świeżych rezerw. Jeśli nie zada się Rosjanom w najbliż­szym czasie silnego ciosu na którymś odcinku frontu, to trudno będzie potem rozbić ich całkowicie przed zimą". Na początku sierpnia „Stawka" sądziła nadal, że Niemcy skierują swoje siły przeciwko Moskwie. Ponieważ nie powiódł im się atak do frontu najkrótszą drogą, spodziewano się, że spróbują teraz oskrzydlić wojska Frontu Zachodniego. „Staw­ka" nakazała siłom Kierunku Zachodniego utrzymywać przyczółki pod Homlem i Wielkimi Łukami, zachowując w ten sposób silne pozycje na skrzydłach Grupy Armii „Środek", oraz atakowanie Niemców w rejonie Smoleńska, pod Duchowsz­czyną i Jelnią. Aby wzmocnić osłonę Moskwy od zachodu, „Stawka" utworzyła 30 lipca na linii Rżew-Wiażma Front Rezerwowy. Jego dowódcą został Żuków, który w tym czasie wypadł z łask Stalina z powodu ostrego starcia z nim, dotyczą­cego strategii w rejonie Kijowa. To zdarzenie omówimy szczegółowo w dalszej części książki. Stanowisko szefa Sztabu Generalnego objął marszałek Borys M. Szaposznikow. Musimy wyjaśnić teraz, dlaczego Niemcom udało się tak szybko przekroczyć Dniepr i na co się oni potem natknęli. Musimy pamiętać, że kiedy wojska Guderia­na dochodziły do Dniepru, Żuków i Timoszenko nie byli na to jeszcze do końca przygotowani. Wyliczenia czasowe Timoszenki i Żukowa okazały się błędne na skutek nieoczekiwanego dla nich szybkiego marszu wojsk 2 Grupy Pancernej, któ­re pozostawiły na swoich tylach około 300 tysięcy wojsk radzieckich w okrążeniu, zadanie ich likwidacji, przeznaczając swojej piechocie. Jednakże powstała w ten sposób i ciągle powiększająca się luka pomiędzy szybkimi oddziałami pancernymi a wolno poruszającą się piechotą, miała stać się źródłem niekończących się proble­mów dla Niemców, a jednocześnie przyczyniła się walnie do rosyjskiego sukcesu. Już w pierwszych dniach wojny dostrzec można różnice pomiędzy niemiecką tak­tyką_Blitzkriegu a rosyjską taktyką współdziałania rodzajów broni. Niedostatki Blitz­kriegu staną się dla nas jasne, gdy w czwartym rozdziale przyjrzymy się bliżej wysiłkowi Niemców, zmierzających do utrzymania swoich pozycji w wybrzuszeniu jemeńskim bez wsparcia broni pancernej, wbrew zdecydowanym atakom radziec­kim, prowadzonym przy współdziałaniu broni, pod osobistym dowództwem Żuko­wa. W rozdziale piątym omówimy efekty rosyjskiego nacisku na południowe skrzy­dło Grapy Armii „Środek". Czytelnik uniknie nieporozumień, jeżeli będzie pamiętał o tym, że wiele z wydarzeń opisywanych w rozdziałach czwartym i piątym dzieje się równocześnie. Wypadki w okolicach Jelni i na południowym skrzydle Grupy Armii „Środek" opisujemy w oddzielnych rozdziałach, ponieważ ze względu na bardzo długi front uczestnicy tych walk odnosili wrażenie, że biorą udział w oddzielnych wojnach. W ten sposób łatwiej jest też przedstawić ogólny wpływ strategii rosyj­skiej na podjęcie przez Niemców kilku błędnych decyzji, które przesądziły w końcu o dalszych losach wojny. I\ Jelnia: koniec Blitzkriegu Wybrzuszenie jelneńskie: próba ognia W połowie lipca Guderian podjął krytyczną decyzję. Postanowił nie kierować XLVI Korpusu Pancernego w okolice na zachód od Jarcewa, w celu jego połącze­nia z siłami Hotha na północny wschód od Smoleńska. Zamiast tego wyruszył na wyżyny w rejonie Jelni i Dorohobuża, które uważał za dobrą odskocznię do ataku na Moskwę. Tym samym zaprzepaścił szansę stworzenia mocnego pierścienia wojsk wokół okrążonych pod Smoleńskiem sił radzieckich. Miały one otwartą drogę ucieczki na wschód, z czego nie omieszkały skorzystać. Uratowało to rosyjskie 16 i 20 Ar­mie od zupełnego zniszczenia i doprowadziło do wytworzenia się niebezpiecznej dla Niemców sytuacji pod Jelnią. Jelnia (tłumacząc z języka rosyjskiego oznacza to „świerkowy las") jest małym miastem położonym 82 kilometry na południowy wschód od Smoleńska, nad rzeką Desną. Odpowiedzialność za doprowadzenie do bitwy o to miasto, toczącą się z taką zaciekłością, że niektórzy starsi oficerowie niemiec­cy porównywali ją do bitwy o Verdun we wrześniu 1916 roku, spada zarówno na Fedora von Bocka, jak i na Heinza Guderiana, jakkolwiek pewną winę można by przypisać również Haiderowi. Jelnia utrwaliła się w świadomości zbiorowej armii niemieckiej i pamięć o tej porażce zblakła dopiero po znacznie większych klęskach poniesionych przez Wehrmacht pod Moskwą i Stalingradem. 16 lipca o godzinie 9.00, kiedy trwały jeszcze walki o Smoleńsk, należąca do XLVI Korpusu Pancernego 10 Dywizja Pancerna, której dowódcą był generał po­rucznik Schaal, otrzymała rozkaz zdobycia Jelni. Miasta tego broniła wówczas ro­syjska 19 Dywizja Piechoty z 24 Armii. Dopiero jednak wczesnym rankiem 18 lipca siły główne 10 Dywizji Pancernej dotarły do Poczynka i Prudek, położo­nych przy skrzyżowaniu dróg Smoleńsk-Rosławl i Mścisław-Jelnia. Czołowe jed­nostki dywizji zatrzymane zostały w Stagrinie, gdzie znajdował się na wpół spalony przez Rosjan most na rzece Chmara. Problemy Niemców z tym mostem zakończy­ły się o godzinie 5.45, kiedy to zawalił się on przy próbie przejechania po nim czołgu z 7 pułku pancernego. To i inne opóźnienia skłoniły Schaala do zatrzymania swoich wojsk w Pietrowie i Bernikach oraz wyznaczenia terminu ataku na Jelnię na godzi­ IA1 nę 10.00 następnego dnia. Z powodu złego stanu dróg oraz zawalenia się następne­go mostu termin ten ulegi kolejnemu przesunięciu na godzinę 13.00. Noc z 18 na 19 lipca oraz poranek Rosjanie wykorzystali do wykopania i umocnienia rowu prze­ciwczolgowego w poprzek drogi Poczynek-Jelnia. Po południu zaczęły ostrzeliwać drogę z dużej odległości dwa ciężkie działa radzieckie, co postawiło Niemców w bar­dzo niewygodnej sytuacji. Około godziny 14.30 Niemcy znaleźli drogę obchodzącą rów przeciwczoigowy i 7 pułk pancerny ruszył ponownie na Jelnię wzdłuż torów kolejowych prowadzących z północnego zachodu, od strony Smoleńska. Wkrótce pierwsze oddziały pancerne dotarły do zachodniego i południowego skraju miasta. Zaledwie 10 Dywizja Pancerna dotarła do Jclni, kiedy dowództwo XLVI Kor­pusu Pancernego przesłało jej rozkaz pilnego przesłania posiłków na pomoc Dywizji SS „Das Reich", atakującej z Baltutina w kierunku na Dorohobuż. Schaal odpo­wiedział, że nie może zdobywać jednocześnie Jelni i Dorohobuża, ale dowódca kor­pusu von Vietinghoffnie dał się przekonać. W rezultacie część pułku piechoty zmo­toryzowanej, część pułku artylerii i jedną jednostkę niszczycieli czołgów (Panzer­jaeger) wysłana do Dorohobuża z zadaniem zdobycia i utrzymania tamtejszego mostu na Dnieprze. Misja ta się jednak nie powiodła, ponieważ zbyt mocna była rosyjska obrona wokół Jelni i wzdłuż drogi dorohobuskiej. Do godziny 18.00 10 batalion motocyklowy oczyścił z sił radzieckich całą wschodnią część Jelni aż do cmentarza położonego 800 metrów od granicy miasta. Do godziny 18.30 zdobyto kościół w centrum miasta, wciąż jednak trwały ciężkie walki na położonym na wschód od stacji głównej nasypie kolejowym. Rozpoczął się ciągły rosyjski ostrzał artyleryjski z okolic na południe i południowy wschód od mia­sta. Około godziny 20.00 pod gęstym ogniem ciężkich dział znalazła się już cała południowa część miasta i dowódca niemieckiej dywizji powiedział: „Wątpliwe, czy zdołamy zdobyć i utrzymać Jelnię". Dopiero przed 22.00 zakończyły się zacięte walki wokół stacji kolejowej i można było przystąpić do przeczesywania pozostałej części miasta. Operację tę zakończono pół godziny później. Niemcy zdobyli decy­dujący punkt. Teraz pytanie brzmiało: „Jak długo zdołają go utrzymać?". Właśnie wtedy 4 Brygadzie Pancernej skończył się zapas ropy. Od połowy lipca czołgi niemieckie zużywały dwa razy więcej paliwa niż w czasie poprzednich operacji, prowadzonych w normalnych warunkach. Chmury kurzu wzbijane przez pojazdy na rosyjskich drogach powodowały psucie się filtrów powietrza w czoł­gach i przyspieszały zużywanie się silników. 22 lipca w 10 Dywizji Pancernej pozo­stało zaledwie dziewięć czołgów gotowych do działań bojowych (pięć typu „Panzer II" i cztery „Panzer III"). Reszta została wyłączona z akcji albo na skutek działań nieprzyjaciela, albo wskutek awarii. Pomimo otrzymania wyraźnych rozkazów, Schaal zdecydował się opóźnić natarcie na Dorohobuż sil wydzielonych z trzech wyżej wymienionych jego oddziałów. Przy tak wielkiej liczbie unieruchomionych czołgów, trudne było samo utrzymanie się w Jelni, nie mówiąc już o rozszerzaniu zdobytego terytorium. 21 lipca von VietinghotTdonosił z dowództwa XLVI Korpusu Pancer­nego, że pomimo podejmowanych wysiłków nie może zapewnić 10 Dywizji dosta ropy ani amunicji, której brak również odczuwano. Z powodu kłopotów z zaop trzeniem i dającej się odczuć silnej obecności wojsk radzieckich, dysponującyi dobrze przygotowanymi stanowiskami artylerii za Desną, von Vietinghoff i Scha zdecydowali się. wycofać na południe od Jelni Dywizję SS „Das Reich", która utknę na drodze do Dorohobuża, i przeznaczyć jądo osłony północno-wschodniego skrzyd 10 Dywizji Pancernej. Tymczasem oddziały pancerne nacierać miały dalej na wschć i południe. 20 lipca batalion czołgów z 10 Dywizji Pancernej, przy wsparciu piechc ty, zdobył parę stanowisk artylerii radzieckiej znajdujących się na wschód i połudn od Jelni. Pozycje te były starannie zbudowane i posiadały pomieszczenia zarówn dla ludzi, jak i dla koni. Z pewnościązostatyjuż przygotowane jakiś czas temu. W ten sposób doszło do powstania niesławnego wybrzuszenia jelneńskiegt które wkrótce miały się przemienić we wrzący kocioł pełen ognia i stali, gdzie zg nęły dziesiątki tysięcy żołnierzy niemieckich i rosyjskich. Walki wokół Jelni przynic sły Niemcom więcej strat niż któraś inna bitwa od roku 1918 i swoim charakteret przypominały one pod wieloma względami pierwszą wojnę światową. Po raz pierwsz Wehrmacht będzie musiał zmierzyć się z Armią Czerwoną na stabilnym fronci poprzecinanym okopami i znosił prawie nieustanny ostrzał artyleryjski oraz odpiera zaciekłe ataki piechoty wspomaganej czasami przez czołgi. Z walk toczonych la tem 1941 roku pod Jelnią zwycięsko wyszła Armia Czerwona, którą w ostatnin etapie bitwy dowodził osobiście Gieorgij Żuków. Była to złowieszcza zapowied losu, który miał spotkać w końcu armię niemiecką. 19 lipca Guderian skierował do swojej grupy pancernej „Rozkaz nr 3", w któ rym stwierdzał, że „(...) po osiągnięciu rejonu na południowy wschód od Smoleńsk [czyi i wokół Jelni] 2 Grupa Pancerna zatrzyma się w celu dokonania napraw i uzu pełnienia zapasów". Jednakże 20 lipca rozkaz ten został odwołany z powodu „zmian; sytuacji". Guderian chciał dać swojej wyczerpanej wałkami grupie pancernej tro chę tak potrzebnego jej odpoczynku po osiągnięciu rejonu Smoleńska i Jelni. Wehr macht dopiero jedną nogą stanął na obszarze Rosji właściwej, zaś Armia Czerwon zaczęła dopiero wprowadzać do walki swoje sity główne. Haidera i niemieckie dowódców frontowych dziwiła nieobecność wśród wojsk radzieckich, okrążonye w okolicach Białegostoku i Mińska, większej ilości artylerii. W trzecim tygodni lipca już sienie dziwili. Rosyjskie salwy oczekiwały ich nad Dnieprem. Po uformowaniu się wybrzuszenia, wojskom XLVI Korpusu Pancernego, nak żącego do 2 Grupy Pancernej, nie pozostawało nic innego, jak walczyć zaciekł i próbować utrzymać zdobyte terytorium oraz mieć nadzieję na zluzowanie. Jed nakże piechota 4 Armii Pancernej von Klugego była daleko na zachód i maszero wała powoli. Pełne siły IX Korpusu Armijnego przybyły w rejon wybrzuszenia dc piero 28 lipca, 9 dni po upadku Jelni. 24 lipca 1941 roku dowództwo XLVI Korpus Pancernego nakazało Dywizji SS „Das Reich" i 10 Dywizji Pancernej wyrównani linii obronnych wokół Jelni i przygotowanie się do utrzymania tego terenu w nąjbai (.1 dziej ekonomiczny sposób, przy wykorzystaniu nierówności terenowych. O godzi­nie 13.00 Dywizja SS odpierała już w okolicy wzgórza 125,6 ataki rosyjskie wspie­rane ciężkimi czołgami. Dywizja SS musiała bronić frontu o długości ponad 30 kilo­metrów, rozciągającego się w północnej części wybrzuszenia od wyżej wymienio­nego wzgórza poprzez Kołoszczynę, Wydrinę, Ławrową, Użakowo aż do stacji kolejowej w Glince. Ażeby skrócić linię obrony Dywizji „Das Reich", dowódca XLVI Korpusu Pancernego von Vietinghoff zdecydował się wprowadzić do wy­brzuszenia pułk piechoty zmotoryzowanej „Gross Deutschland" i rozmieścić go na północnym froncie, bezpośrednio na lewo od Dywizji SS. Pułk „Gross Deutschland" był jednostką szczególną. W armii niemieckiej, przy­najmniej w tym okresie wojny, dywizje były formowane na zasadzie terytorialnej i przeważnie pozwalano im zachować tożsamość regionalną. Ta tradycyjna metoda organizacji miała nie tylko ułatwiać zachowanie morale, ale też zachęcać do okazy­wania odwagi: mniej prawdopodobne jest, że żołnierze okażą tchórzostwo w ogniu walki, jeżeli będą wiedzieć, że opis ich zachowania trafi do domu, do ich rodzin i przyjaciół. „Gross Deutschland" składał się jednak z żołnierzy pochodzących z całej Rzeszy i miał być reprezentacyjną próbką nowej armii Adolfa Hitlera. Niemniej 'interesująca była należąca do Waffen SS Dywizja „Das Reich". Waffen SS były to wojska należące do Sckutzslajfel, czyli „Sztafet Ochronnych" Heinricha Himmle­ra i z zasady nie oddawane były bezpośrednio pod komendę oficerom Wehrmach­tu. Bestialskie zachowanie się żołnierzy tej dywizji we Francji w 1944 roku opisał wyczerpująco Max Hasting w swojej książce Das Reich. Dla Niemców szczególnie niebezpieczny był wówczas północny odcinek wy­brzuszenia jelneńskiego, ponieważ działały tam dywizje rosyjskie zarówno usiłujące przebić się z niedomkniętego kotła pod Smoleńskiem, jak też i te, które usiłowały im w tym pomóc z zewnątrz. Wczesnym popołudniem 25 lipca kilka czołgów radziec­kich przerwało się przez linie niemieckie na styku Dywizji SS i 10 Dywizji Pancer­nej. Trzy z tych czołgów dotarły niemal do samej Jelni. Po godzinie Niemcom udało się odeprzeć ten atak, podczas którego Rosjanie stracili szesnaście czołgów. Udało im się zniszczyć jedno tylko działo niemieckie, ale mogliby zadać Niemcom dużo większe straty, gdyby za czołgami poszła też piechota. Dowódcy rosyjscy, szcze­gólnie na szczeblu taktycznym, musieli się jeszcze dużo nauczyć. Jednakże Niem­com szczęście nie będzie już długo dopisywać. Von Vietinghoff, zdając sobie spra­wę z tego, że 37-milimetrowe działa przeciwpancerne, w które wyposażone były jegojednostki, sąnieskuteczne przeciwko ciężkim czołgom rosyjskim, sprowadzi! z jednostki Luftwaffe jedną 80-milimetrową armatę przeciwlotniczą. Działo to mo­gło strzelać również po płaskim torze i skutecznie trafiać (volhrejJer) rosyjskie czołgi z odległości 3 kilometrów. Okazało się, że do przedłużającej się obrony wy­brzuszenia jelneńskiego działa takie są niezbędne. Luftwaffe wspierała obronę niemiecką także innymi sposobami. Wokół wy­ brzuszenia działały ciągłe bombowce nurkujące Ju-87 „Stuka", niszcząc kolumny czołgów rosyjskich. Później Sztukasy odleciały razem z wojskami Guderiana na Ukrainę. Kiedy dowódca 1 Grupy Pancernej odchodził, zabierał z sobą nie tylko osłonę powietrzną i część artylerii, ale także prawie wszystkie jednostki zmotoryzo­wane, które za statyczną linią obrony pełniły rolę ruchomych rezerw likwidujących rosyjskie przełamania. Pamiętano o tym, kiedy XLVI Korpus Pancerny zajmował pozycje wewnątrz wybrzuszenia, ale zapomniano o tym, kiedy wydano mu rozkaz wycofania się i podążania na południe. Rankiem 26 lipca Rosjanie zaatakowali Dywizję SS „Das Reich" na całym froncie przy użyciu samolotów i czołgów tak, że jej dowódca zmuszony był prosić 10 Dywizję Pancerna o przysłanie rezerwy zmo­toryzowanej. Dzięki temu udało się zatrzymać atak radziecki. Po południu 25 lipca IX Korpus Armijny generała von Schwepenburg otrzymał z dowództwa 4 Armii rozkaz maszerowania jak najszybciej do Jełni i zluzowania tam sił 2 Grupy Pancernej. W czasie przemarszu 485 pułk piechoty, należący do 263 Dywizji Piechoty, został zaatakowany przez rosyjską 149 Dywizję Piechoty. Dwa bataliony niemieckie zostały odcięte i walcząc w okrążeniu musiały odpierać ataki rosyjskich czołgów wspieranych przez piechotę. Niemiecka dywizja nie miała rezerw, tak więc batalionom tym rozkazano przedrzeć się z okrążenia na własną rękę; udało się to im 27 lipca „po doznaniu ciężkich strat w ludziach i sprzęcie", Reszta IX Korpusu Armijnego zaczęła luzować 18 Dywizję Pancerną i pułk pie­choty „Gross Deutschland" na zachód i północny zachód od Jełni. Operacja ta za­kończyła się 28 lipca. „Gross Deutschland" przesunięto do rezerwy i rozlokowano go w Jelni i na zachód od tego miasta. Zachodnie skrzydło Dywizji „Das Reich" osłaniane było przez jednostki XLVII Korpusu Pancernego, w tym 17 Dywizję Pancerną; oddziały te sąsiadowały na wschód od Smoleńska z 20 Dywizją Zmoto­ryzowaną i 7 Dywizją Pancerną, należącymi do 3 Grupy Północnej. Tymczasem V i VIII Korpusy Armijne z 9 Armii Straussa używały czterech dywizji do ode­pchnięcia okrążonych wojsk rosyjskich na północ i zachód od Smoleńska. W końcu lipca dywizje rosyjskiej 16 i 20 Armii, odcięte w kotle smoleńskim, liczyły od tysiąca do 2 tysięcy żołnierzy każda. W 20 Armii pozostało zaledwie sześćdziesiąt pięć czołgów i sto siedemdziesiąt siedem dział, a mimo to wałki trwały nadal, żadna ze stron nie ustępowała ani nie chciała się poddać. Kocioł smoleński został zlikwido­wany dopiero 5 sierpnia, kiedy to w rozkazie dziennym Grupy Armii „Środek" po­dano, że wzięto do niewoli 309 110 żołnierzy rosyjskich. Armia Czerwona straciła zaś 3205 czołgów, 3 tysiące dział i 341 samolotów. IX Korpus Armijny zajął pozycje w południowej części wybrzuszenia; jego 292 Dywizja Piechoty stacjonowała najdalej na wschód i sąsiadowałaz łODywizją Pancerną, zaś 263 Dywizja Piechoty stacjonowała na skrzydle zachodnim. Ostatni odcinek drogi do wybrzuszenia jelneńskiego dywizje piechoty przebyły na cięża­rówkach, dostarczonych wspaniałomyślnie przez generała Schaala, dowódcę 10 Dywizji Pancernej. Przez następne dwa dni jednostki IX Korpusu Armijnego odkrywały to, co od­działy przebywające dłużej w wybrzuszeniu jelneńskim wiedziały już dobrze - ata­ków rosyjskich ciężkich czołgów nie da się zatrzymać przy użyciu broni przeciwpan­cernej, którą one dysponują. Na szczęście IX Korpus posiadał kilka dział samobież­nych, które mógł używać w charakterze ruchomego odwodu. Bez tych dział i bez kiłku dział przeciwlotniczych sprowadzonych w końcu lipca IX Korpus popadłby w po­ważne tarapaty. Innym problemem był bagnisty grunt na brzegach górnej Desny, w południowej części wybrzuszenia oraz rosnące wszędzie gęste krzaki, pozwalające wrogom podczołgać się niepostrzeżenie do linii frontu. Jednak największym proble­mem oddziałów niemieckich wokół Jelni był wzmagający się ostrzał artylerii rosyj­skiej, która coraz liczniej gromadzona była wokół wybrzuszenia. 30 lipca 10 Dywizja Pancerna została gwałtownie zaatakowana w chwili, kiedy próbowała odejść na tyły. Zdumienie Niemców budziła intensywność tego wsparcia artyleryjskiego. 10 Dywi­zja Pancerna otrzymała informację z Luftwaffe, że „(...) poza zasięgiem naszej arty­lerii znajduje się wiele dział rosyjskich, rozlokowanych w otwartym terenie; bliżej frontu działa rosyjskie ukryte są wśród niskich drzew". Wielu żołnierzy niemieckich pod Jelnią uważało, że złym znakiem dla nich jest to, że Rosjanie dysponują za Dnieprem tak liczną artylerią i tak wielkimi zapasami amunicji. Za zły omen brano też to, że jeńcy rosyjscy pojmani podczas ataków na wybrzuszenie byli ubrani w nowe mundu­ry i nosili się po wojskowemu, inaczej niż dość przypadkowo odziani żołnierze ra­dzieccy schwytani podczas wcześniejszych walk. Grupa Armii „Środek" odczuwała już pojawienie się rosyjskiej rezerwy strategicznej. Na razie była to tylko jej awangar­da, ale reszta miała przybyć już wkrótce. Guderian, przygotowując 28 lipca plany wymarszu na południe w kierunku na Rosławl, zgodnie z rozkazami OKH oraz Grupy Armii „Środek", przewidział też, że dołączą do niego VII i IX Korpus Armijny. IX Korpus miał maszerować zachodnim brzegiem górnej Desny na południe i wschód, w kierunku na Kowale i Kosaki. Oznaczało to, że korpus ten wzmocniony 137 Dywizją Piechoty opuści czasowo wybrzuszenie jelneńskie. Będzie on musiał jednak wrócić później do Jełni, kiedy sytuacja tam się pogorszy. 8 sierpnia obronę wybrzuszeniajelneńskiego, długości około 30 kilometrów i sze­rokości 20 kilometrów, powierzono czasowo XX Korpusowi Armijnemu pod do­wództwem generała Materny, jakkolwiek ogólne dowództwo nad tym rejonem za­chowała do 26 sierpnia 2 Grupa Pancerna. Wzdłuż frontu wybrzuszenia stacjono­wały, poczynając od południowego zachodu: 268 Dywizja Piechoty, Dywizja SS „Das Reich" oraz jeden pułk z 292 Dywizji Piechoty, a na północnym odcinku 15 Dywizja Piechoty. Jednostki te miały nieustające problemy, szczególnie w pagórko­watym terenie wokół Klematiny, małej wioski położonej na północny zachód od Jelni, nad bagnistą rzeczułką Ustrom. W rejonie tym wciąż powtarzały się rosyjskie ataki artyleryjskie, pancerne i lotnicze. 10 sierpnia Rosjanie przenieśli ciężar natar­cia nad strumień Uża, który na północ od Jelni wpada do Dniepru. Tutaj udało się Armii Czerwonej przełamać obronę niemiecką na styku pomiędzy 15 Dywizją Pie­choty a Dywizją „Das Reich" i odbić małą wioskę. Dla powstrzymania tego natar­ Połoźetóe 2 i 3 Grup Pancernych 27 lipca 1941 roku cia XX Korpus musiałwysłać 15 Dywizji trzy tysiące pocisków do lekkich haubic. Pomimo tak dużej zależności od artylerii, nazajutrz nakazano dowództwu XX Kor­pusu przekazać dwa pułki artylerii do XLVI Korpusu Pancernego Guderiana. Przy­gotowano sic. też do wycofania z wybrzuszenia, w kierunku na południe, Dywizji „Das Reich" razem z pułkiem „Gross Deutschland" oraz 10 Dywizją Pancerną, która zresztą natychmiast się wycofała. Materna protestował gwałtownie przeciw temu rozkazowi, który określił jako „znaczne osłabienie naszych sił obronnych", jednakże bezskutecznie. Teraz Rosjanie nękali 15 Dywizję atakami falowymi, po­nosząc przy tym duże straty, ale wykrwawiając też wojska niemieckie. Tylko 10 i 11 sierpnia 15 Dywizja straciła dwudziestu oficerów. Do 11 sierpnia zapasy nie­mieckiej amunicji artyleryjskiej skurczyły się do stanu krytycznego, zaś jednostki 292 Dywizji zostały wypchnięte ze wzgórz otaczających Klematinę. Wobec tak dramatycznego rozwoju sytuacji, Dywizja „Das Reich" zmuszona została wrócić czasowo na front nad Użą. Bez większego wysiłku udało się odbić Klematinę, jednakże dowództwo korpusu obawiało się poważnie o zachowanie ciągłości linii frontu. 13 sierpnia zaczęła powracać na front reszta oddziałów 292 Dywizji Pie­choty (po wykonaniu zadania w okolicy na północny wschód od Rosławla), aby wzmocnić osaczone 15 Dywizję i Dy wizję SS, które zmuszone były cofnąć się o 3 kilometry. Von Bock, kiedy poinformowano go o rozwoju sytuacji nad Użą i o innym ro­syjskim przełamaniu frontu 9 Armii na północ od Jelni, powiedział, że Grupa Armii „Środek" nie ma żadnych odwodów poza hiszpańską „Błękitną Dywizją" (Dm­sion Azul) oraz 183 Dywizją Piechoty, która przybyć ma do Grodna około połowy sierpnia. „Z Grodna na front jest 600 km! (...) Potrzebuję na froncie każdego żoł­nierza". Wiadomo było, że von Bock nie ma dobrego zdania o swoich sojusznikach. Stwierdził on, że Hiszpanie mają zwyczaj obsadzać karabiny maszynowe MG-34 przy pomocy łopatek, zamiast posługiwać się trójnogami. Opowiadano też historie o tym, że wożą z sobą świnie i kurczaki w ciężarówkach oraz zabierają na prze­jażdżki kobiety. Opowieści mogły być zabawne, ale von Bock zrobiłby lepiej, gdyby zajmował się raczej zachowaniem swoich rodaków. „Einsatzgruppe B" SS, działa­jąca na tyłach Grupy Armii „Środek", donosiła w raporcie z połowy listopada 1941 roku, że wymordowała już 45 467 Żydów1. W raporcie z 13 sierpnia dla Grupy Armii „Środek" Materna opisał sytuację XX Korpusu Armijnego. Pisał tam o ciężkich stratach poniesionych w wybrzusze­niu, szczególnie na jego północnym skraju, i stwierdzał, że nie może odpowiadać należycie na rosyjski ostrzał artyleryjski z powodu braku amunicji. Trzy znajdujące się pod jego dowództwem dywizje - 268, 292 i 15 - broniły w trudnym terenie odcinków frontu o długości odpowiednio: 25,14 i 22 kilometrów. Na zakończenie raportu napisał proroczo, że jeśli ataki rosyjskie będą lepiej skoordynowane i pro­wadzone siłami większymi niż siła batalionu, to jego dywizje mogą nie być w stanie ! H. K r a usn ic k, The Persecution ofthe Jews. Anatomy ofthe SS State, Londyn 1968, s. 64. 154 utrzymać front. !4 sierpnia Materna poleciał do kwatery Gudenana, aby prosić o pomoc. Prosił albo o pozwolenie skrócenia odcinka bronionego wybrzuszenia, albo też o wysianie sił 2 Grapy Pancernej nad Desnę, i Ugrę, na południe i wschód od Smoleńska. Guderian nie udzieli! mu jednoznacznej odpowiedzi, obiecując tylko, że podejmie decyzję w ciągu dwóch dni. Pierwszy raz proszono dowódcę grupy pan­cernej o jakąś decyzje w sprawie Jelni już 20 lipca. Wtedy to odpowiedział on von Klugemu, że nie widzi możliwości opuszczenia wybrzuszenia. Następnym przypad­kiem, kiedy proszono Guderiana o opinię, była wizyta Hitlera w Grapie Armii „Śro­dek" 4 sierpnia. Aby zapewnić gładki przebieg konferencji, Haider 3 sierpnia za­dzwonił do szefa sztabu Grupy Armii „Środek" Greiffenberga i ostrzegł go, by „używał ostrożnych słów, opisując położenie pod Jelnią", aby uniknąć mieszania się Fiihrera w tę sprawę. Ale Haider zupełnie niepotrzebnie obawiał się tego, co Guderian może powiedzieć na temat Jelni. Dowódca wojsk pancernych powiedział Hitlerowi, że Utrzymanie pozycji pod Jelniąjest konieczne do powodzenia przyszłej ofensywy na Moskwę, a nawet gdyby nie brać pod uwagę takiej ewentualności, to „utrzymanie tego wybrzuszenia jest kwestią prestiżu". Już po raz drugi Guderian mówił wtedy o ważności utrzymania wybrzuszenia jelneńskiego z powodów metafizycznych, ta­kich jak morale żołnierzy albo prestiż. Hitler jednak uważał, że takie argumenty brzmiąniestosownie w ustach jednego z jego generałów. „Kwestia prestiżu nie może wpływać w żaden sposób na nasze decyzje". W swoich wspomnieniach Guderian pisze tylko o pierwszej części tej argumentacji - że Jelnią ważna jest dla powodze­nia przyszłych operacji przeciwko Moskwie. Fithrer nie byłjednak w stanie podjąć natychmiast decyzji na temat Jelni, tak więc ostateczne rozwiązanie *ej sprawy odłożono na później. 14 sierpnia, po konfrontacji z Materną, Guderian zdał sobie wreszcie sprawę z tego, że musi coś zrobić. Tego samego dnia Guderian rozmawiał przez telefon z von Bockiem i sprecy­zował warunki, jakie muszą być spełnione, by udało się utrzymać Jelnię: 1. Rosjan trzeba zepchnąć na skraj wielkiego lasu położonego na wschód od Desny; 2. Od­działy znajdujące się w wybrzuszeniu jelneńskim trzeba dużo lepiej zaopatrywać w amunicję; 3. Luftwaffe musi skoncentrować duże siły przeciwko wojskom rosyj­skim otaczającym występ. Von Bock postanowił przekazać ten niewygodny pro­blem do decyzji OKH i powtórzył Brauchitschowi mniej więcej to samo, co powie­dział mu wcześniej Guderian, dodając od siebie, że nie sądzi, by odepchnięcie Ro­sjan kawałek drogi za Desnę mogło w jakiś sposób pomóc Jelni. Powiedział też, że on sam nie może nic zrobić, aby zwiększyć dostawy amunicji, a tym bardziej w spra­wie Lutwaffe, która przecież jest wyłączną domeną Hermanna Goringa. Brau­chitseh obiecał odpowiedzieć szybko na prośby von Bocka. Późnym popołudniem Haider zadzwonił do Grei ffenberga w sztabie Grupy Ar­mii „Środek" i powiadomił go, że decyzję w sprawie Jelni OKH pozostawia von Klugemu, chociaż on osobiście sądzi, że należy utrzymać wybrzuszenie, ponieważ „{.,.) przeciwnikowi sprawia ono więcej kłopotów niż nam". OKH zezwoliło także na dalszy.marsz Grupy Armii „Środek" na wschód, z czego von Bock był „nie­zmiernie ucieszony". Następnego dnia skontaktował się z Guderianem i poprosił go o radę. Usłyszał wtedy, że trzeba utrzymać wybrzuszenie, chociaż muszą zostać wycofane stamtąd dwie dywizje zmotoryzowane, które zostaną zastąpione przez dwie dywizje piechoty z IX Korpusu Armijnego. Trzecia dywizja piechoty będzie mogła pozostać w rezerwie, na zachód od wybrzuszenia. W swoich wspomnie­niach Guderian pisze, że OKH odrzuciło 11 sierpnia jego plan ataku na północny wschód, w kierunku Wiążmy, i że wkrótce potem zalecił on opuszczenie wybrzu­szenia jelneńskiego. W ten sposób Guderian pragnie się oczyścić z odpowiedzial­ności za tę krwawą łaźnię. Jednakże zapisy po 11 sierpnia w dzienniku von Bocka i w dzienniku grupy pancernej Guderiana nie zawierają żadnej wzmianki o takiej propozycji tego ostatniego. Wręcz przeciwnie, rada, której udzielił Guderian von Bockowi zadecydowała o pozostaniu wojsk niemieckich w wybrzuszeniu jelneń­skim. W ten sposób w polowie sierpnia postanowiono stanowczo utrzymać Jelnię, chociaż nikt ani w OKH, ani w dowództwie 2 Grupy Pancernej nie potrafił wymy­ślić lepszego uzasadnienia jak to, że ginie tam więcej żołnierzy rosyjskich niż nie­mieckich-prawdziwe cofnięcie się do strategii Ericha von Falkenhayna spod Ver­dun - albo to, że jest to dobra odskocznia do ofensywy na Moskwę, której rozpo­częcie Hitler ciągle przesuwał Można uznać za smutną ilustrację stanu niemieckiego planowania wojskowego w 1941 roku to, że niektórzy generałowie zalecali utrzyma­nie jakiejś pozycji wyłącznie ze względów prestiżowych. Mówienie tylko, że Jelnia była kosztownym błędem dowództwa niemieckiego, oznaczałoby pomniejszanie gro­zy sytuacji, a także niedocenianie zdolności i wytrwałości GieorgijaŻukowa, 15 sierpnia o godzinie 10.30 IX Korpus Piechoty otrzymał z dowództwa 2 Gru­py Pancernej rozkaz wprowadzenia swoich 137 i 263 Dywizji z powrotem do wy­brzuszenia jelneńskiego, w celu zluzowania należących do XLVI Korpusu Pancer­nego Guderiana oddziałów Dywizji „Das Reich" oraz pułku „Gross Deutschland". Korpus pancerny dostarczył ciężarówek, którymi oddziały piechoty dojechały na północną stronę wybrzuszenia, na zachód od rzeki Uży. Na odcinku XX Korpusu Piechoty, sąsiadującego z IX Korpusem od wschodu, 78 Dywizja Piechoty zluzo­wała ciężko poturbowaną 15 Dywizję Piechoty. 17 sierpnia, po zaledwie tygodnio­wym pobycie w wybrzuszeniu, trzy dywizje XX Korpusu Armijnego straciły 2254 żołnierzy, w tym 97 oficerów. Biorąc pod uwagę to, że będący pod jego komendą IX Korpus bronić miał frontu o długości 40 kilometrów, a jednostki piechoty nie dysponowały mobilnością niezbędną do zażegnywania sytuacji kryzysowych (XLVI Korpus Pancerny był zmotoryzowany), generał Freichergeyer poprosił dowództwo 2 Grapy Pancernej o odesłanie mu kilku jednostek artylerii samobieżnej i ciężkiej. Do prośby tej skłoni­ło go również to, że poprzedniego dnia 2 Grupa Pancerna odebrała mu niemal wszyst­kie oddziały artylerii ciężkiej i saperów. W opinii szefa sztabu XX Korpusu utrata artylerii i saperów, w połączeniu ze stratami odniesionymi dotychczas przez korpus, doprowadziły do osłabienia frontu. 20 sierpnia generał Materna pojechał do Ro­sławią, by spotkać się tam osobiście z Guderiancm i przedstawić mu „niezwykle trudną i groźną sytuacją", w której znalazł się XX Korpus. Jedynym ustępstwem dowódcy wojsk pancernych była rezygnacja z natychmiastowego zluzowania jego 10 Dywizji Pancernej, znajdującej się w południowej części wybrzuszenia, przez 268 Dywizję Piechoty. W kwestii artylerii nie chciał ustąpić - była mu ona potrzeb­na gdzie indziej. W południe 20 sierpnia 4 Armia Pancerna von Klugego przejęła formalnie dowództwo nad trzema korpusami znajdującymi się w wybrzuszeniu: IX -w jego części północnej i zachodniej, XX - w części zachodniej i południowej oraz VH - rozlokowanym wzdłuż Desny. Ponieważ von Kluge był wówczas chory, Gude­riart zachował faktycznie dowództwo nad tymi wojskami aż do 26 sierpnia. 23 sierpnia 263 Dywizja Piechoty z IX Korpusu straciła stu pięćdziesięciu żoł­nierzy przy odpieraniu ataku na wzgórze Czimborasso, któremu to atakowi towa­rzyszył silny rosyjski ostrzał artyleryjski. Dywizja ta zajmowała szczególnie niebez­pieczną pozycję, stacjonowała bowiem w północno-zachodnim kącie wybrzusze­nia, stanowiącym „szyjką butelki", którą Rosjanie starali się „odłamać". Od chwili swojego przybycia do wybrzuszenia, pięć dni wcześniej, dywizja ta traciła po stu żołnierzy dziennie. Do 24 sierpnia liczba żołnierzy zdolnych do walki spadła w tej dywizji do trzydziestu-czterdziestu na jedną kompanię. Generał Freichergeyer prosił, by 263 Dywizji przysłano na pomoc 15 Dywizję Piechoty, ale rozpatrzenie tej proś­by odłożono do chwili powrotu do zdrowia von Klugego. 25 sierpnia na odcinku 263 Dywizji, pod Czuwaszami doszło do kolejnego prze­łamania radzieckiego, którego dywizja ta nie potrafiła odeprzeć. Rosyjska artyleria ciągle zasypywała stanowiska niemieckie pociskami i tego dnia 263 Dywizja straci­ła dwustu ludzi. Tymczasem von Bock odmówi! odesłania do wybrzuszenia samo­bieżnej artylerii z Dy wizj i „Das Reich", chociaż zgodził się przysłać baterie ciężkiej artylerii. Artyleria samobieżna z jednostek „Das Reich" i „Gross Deutschiand" nie mogła być odesłana, ponieważ miała ona dołączyć razem z tymi jednostkami do reszty wojsk 2 Grupy Pancernej znajdujących się na południu, a Guderian nie chciał rozdzielać swych zmotoryzowanych oddziałów. Von Bock zgodził się natomiast na przekazanie 263 Dywizji artylerii należącej do 15 Dywizji, ale była to niewielka pomoc. Następnego dnia, podczas prób wyrównania frontu pod Czuwaszami, 263 Dywizja straciła znów stu pięćdziesięciu żołnierzy. Trzeba było jakoś zakoń­czyć tę rzeź, więc Materna wspólnie z von Schweppenburgiem polecieli do Miń­ska, aby tam spotkać się z ozdrowiałym właśnie von Klugem i nakłonić feldmar­szałka do osobistych odwiedzin wybrzuszeniajelneńskiego. 27 sierpnia von Kluge przebywał na froncie. Po zapoznaniu się z sytuacją wy­siał rozkaz 15 Dywizji Piechoty, by natychmiast zluzowała 263 Dywizją, której kom­panie liczyły wówczas od dwudziestu pięciu do pięćdziesięciu żołnierzy każda. Przed opuszczeniem swojego odcinka frontu 263 Dywizji udało się wreszcie odzyskać teren stracony na południe od Czuwaszy. W wyniku tej operacji zginęło trzystu żołnierzy rosyjskich. Kolejnym rezultatem wizyty von Klugego w IX i XX Korpu­sach było sporządzenie przez niego raportu dla von Bocka. Feldmarszałek przewi­dywał w nim, że jeśli Rosjanie będą atakować nie w sile batalionu jak dotychczas, ale w siłę całych dywizji i jeśli skoncentrują się na niewielkim odcinku frontu, to 157 . przy silnym wsparciu artylerii, którym dysponują, uda im się na dobre przerwai niemiecki front. Dalej von Kluge pisał, że 2 Grupa Pancerna zdobyła Jelnię jakt odskocznię do ofensywy, natomiast pozycja ta jest bardzo trudna do obrony. Każd; z dywizji stacjonujących w wybrzuszeniu jelneńskim traciła codziennie od pięćdzie­sięciu do stu pięćdziesięciu żołnierzy. Z wybrzuszenia wiodła na zachód tylko jedm droga, prowadząca przez przesmyk o szerokości zaledwie 18 kilometrów. Von Klu­ge zalecał albo podjęcie w krótkim czasie ofensywy na Moskwę, albo wycofanie się z wybrzuszenia. Warunki, z którymi von Kluge zetknął się na froncie swojej armii, były napraw­dę przygnębiające. Nie było tam ciągłej linii okopów, podobnie jak podczas pierw­szej wojny światowej. Linie obronne wokół Jelni opierały się na zasadzie „sznura pereł". Był to szereg dołów jedno- lub dwuosobowych, oddalonych od siebie o 10­20 metrów. Na większej części frontu, jak na przykład na odcinku 78 Dywizji Pie­choty z XX Korpusu, która broniła frontu o długości 18 kilometrów, istniała tylko jedna linia obrony. Żadna kompania ani dywizja nie dysponowały rezerwami, a wróg był w stanie podczołgać się niepostrzeżenie na odległość 25 metrów od linii nie­mieckich. Na skutek tak bliskiej odległości nieprzyjaciela w ciągu dnia Niemcy nie przemieszczali się, a w nocy zezwalano tylko na niezbędne ruchy. Rosjanie najczę­ściej atakowali w nocy. Budowanie umocnień było więc utrudnione, zaś żywność dostarczano do dołów obronnych w nocy, także nie bez ryzyka. Żołnierze przeby­wający na linii frontu mieli niewielki kontakt ze swoimi towarzyszami po bokach i na tyłach, co bardzo osłabiało ich morale. Podczas czterodniowych walk, do 26 sierpnia, 78 Dywizja Piechoty straciła czterystu żołnierzy, a jej straty od początku wojny wyniosły 30 procent stanu dywizji. Większość strat była wynikiem ostrzału prowadzonego przez dwadzieścia pięć do trzydziestu dział rosyjskich, dysponują­cych najwyraźniej nieograniczonym zapasem amunicji. Przeciętnie na odcinek 78 Dywizji spadało codziennie około 2 tysięcy pocisków, natomiast w nocy z 24 na 25 sierpnia spadł na nią prawdziwy deszcz około 5 tysięcy pocisków, w większości kalibru od 120 do 170 milimetrów. Strzelały również dwa działa 210-milimetrowe oraz ciężkie moździerze, co czyniło wielkie straty. Rosjanie posługiwali się znako­mitą techniką celowania i często zmieniali położenie swoich baterii. 26 sierpnia do­wódca 78 Dywizji generał Gallenkamp przewidywał, że jego dywizja „zużyje się" bardzo szybko. Podobne raporty napływały codziennie do dowództwa 4 Armii. Starsi oficerowie liniowi uważali, że niespokojny front pozycyjny (unruhige Stelhmgs­ froni) pod Jelniąjest gorszy od warunków, które panowały podczas pierwszej woj­ ny światowej i domagali się albo podjęcia ofensywy, albo opuszczenia tej pozycji. Utrzymywanie jej tylko ze względu na prestiż było dla nich bezcelowe. Pułapka Żukowa się zamyka W końcu lipca 1941 roku, po sprzeczce ze Stalinem na temat strategii (opisze­my ją później), Gieorgij K. Żuków został odwołany ze stanowiska szefa Sztabu Generalnego. Stanowisko to objął Borys M. Szaposznikow, który był wcześniej przedstawicielem Naczelnego Dowództwa na Froncie Zachodnim. Żuków popadł w niełaskę i otrzymał dowództwo Frontu Rezerwowego Bogdanowa. Obarczony zostałprzez Stalina zadaniem zlikwidowania wybrzuszeniajelneńskiego. Swoje nowe dowództwo Żuków objął na początku sierpnia. Po zapoznaniu się z siłami, którymi dysponował, i wytyczeniu planu działania, zdecydował się odłożyć generalne natar­cie do czasu, kiedy 24 Armia K.I. Rakutina nie otrzyma wzmocnień. Główny atak miał być poprowadzony 30 sierpnia siłami trzech dywizji rosyjskich. Wszystkie po­przednie natarcia miały tylko charakter rozpoznawczy i służyły ustaleniu pozycji artylerii niemieckiej i znalezieniu słabych punktów w niemieckiej linii obrony. Jak­kolwiek nie oczekiwano, że te małe ataki przyniosą poważniejsze rezultaty, to spra­wiły one jednak Niemcom wiele kłopotów, szczególnie na odcinku XX Korpusu. Kiedy rozpoczęło się główne natarcie Żukowa, odstąpił on od taktyki posługiwania się w ofensywie siłami wyłącznie batalionu. Teraz Rosjanie atakowali na krótkich odcinkach frontu siłami całych dywizji, przy wsparciu broni pancernej i artylerii. Pod takim naporem obrona niemiecka w końcu pękła. Taktyką tą posługiwali się Rosjanie z dobrymi wynikami także w następnych latach wojny. Zadanie przełamania obrony niemieckiej powierzono dziewięciu z trzynastu dywizji piechoty wchodzących w skład 24 Armii. Pozostałe dywizje utrzymywały linie obronne na wschodnim brzegu Uży. Decydujące natarcie miało nastąpić na zachód od Uży na północnym odcinku wybrzuszenia siłami 102 Dywizji Pancernej oraz 107 i 100 Dywizji Piechoty. Jednostki te dysponowały największą siłą i miały nacierać na wąskim, zaledwie 4,5-kilometrowym froncie. W skład zgrupowania południowego wchodziły 303 Dywizja Piechoty i 106 Dywizja Zmotoryzowana. Jed­nostki te miały nacierać na froncie o szerokości 8 kilometrowym, w okolicy Leono­wa. Dwie dywizje piechoty, 19 i 309, zajęły pozycje na wschód od wybrzuszenia i miały stamtąd nacierać wprost na Jelnię. Główne natarcie rozpoczęło się 30 sierpnia od ataków piechoty na pewne, waż­ne punkty. O godzinie 7.30 osiemset dział 24 Armii oraz wiele moździerzy i parę wyrzutni rakietowych typu „Katiusza" otworzyło ogień. Żuków osiągnął pod Jelnią nasycenie sześćdziesięciu dział i moździerzy na kilometr frontu, czyli dwa-trzy razy więcej niż podczas kontrofensyw podejmowanych w sieipniu pod Smoleńskiem. Po przygotowaniu artyleryjskim ruszyły czołgi współdziałające ściśle z piechotą. Około 60 tysięcy żołnierzy rosyjskich zaatakowało 70 tysięcy Niemców, którzy byli dobrze okopani, chociaż rozproszeni na długim, 70-kilonietrowym froncie. Rosjanie nacierali pod morderczą nawałą ognia niemieckiego i bywały miejsca, że posunęli się zaledwie o 1,5 kilometra do przodu. Ten niewielki postęp byl wynikiem niewy­starczającego rozpoznania pozycji przeciwnika. Rosjanie mieli też inny problem ­prawie wyczerpały się zapasy amunicji artyleryjskiej, zaś żołnierze byli całkowicie osłabieni po czterech dniach zaciekłej walki na bliską odległość. Po załataniu przez 263 Dywizję Piechoty, przy pomocy 15 Dy wizji Piechoty, wyrwy we froncie pod Czuwaszami Niemcy nie spodziewali siew najbliższym czasie kolejnej ofensywy radzieckiej. A jednak 30 sierpnia we wczesnych godzinach ran­nych rozpoczęło się niespodziewanie, bez przygotowania artyleryjskiego, natarcie rosyjskie na wschodnie skrzydło niemieckiej 137 Dywizji Piechoty, stacjonującej na północnym obrzeżu wybrzuszenia. Rosjanie najpierw dokonali niewielkiego wyło­mu we froncie niemieckim nad Użą. Później nastąpił trzygodzinny ostrzał artyleryj­ski pozycji niemieckich, po czym sześć batalionów rosyjskich przełamało na jeszcze szerszym odcinku obronę niemieckąpod Sadkami, na północny zachód od Jelni i na wschód od Ustromia. Podczas tego ataku czołgi radzieckie dotarły kilometr za linię frontu, niszcząc przy tym kilka gniazd karabinów maszynowych. Niemcy utracili Sadki, aby odbić je o świcie 31 sierpnia. Rankiem tego samego dnia Żuków wzno­wił natarcie na Sadki, tym razem siłami czterdziestu czołgów ściśle współdziałają­cych z piechotą. Czołgi rosyjskie tym razem nie przedzierały się samotnie na tyły pozycji niemieckich, gdzie mogłyby zostać zniszczone bezpośrednim ogniem artyle­rii, Jęcz cały czas operowały w strefie przyfrontowej, niszcząc systematycznie nie­mieckie stanowiska ogniowe. Piechocie niemieckiej przyszło teraz drogo zapłacić za brak dział samobieżnych, które mogłyby odegrać kluczową rolę w obronie Jelni. Oto co powiedział generał Freichergeyer, dowódca IX Korpusu: „Można było oszczę­dzić życie setek żołnierzy IX Korpusu Armijnego i osiągnąć znacznie lepsze wyniki walki (...), gdyby nam nie odebrano niezbędnie nam potrzebnej jednostki artylerii samobieżnej". Nowy rosyjski atak pod Sadkami i dalej na wschód od nich poszerzył wyrwę we froncie niemieckim do 3 kilometrów i spowodował cofnięcie się Niemców o 2 kilometry. Dowódcy niemieccy sądzili teraz, że Rosjanie usiłują wgryźć się w boki wybrzuszenia od północy, wzdłuż Uży, i od południa na froncie 268 Dywizji Piecho­ty z XX Korpusu pod Leonową. W rzeczywistości ataki na południu, przeciwko 268 Dywizji, miały związać tylko ewentualne rezerwy niemieckie, podczas gdy główne uderzenie Żuków planował wykonać wzdłuż Uży. Niemcy uważali, że Rosjanie popełniają błąd taktyczny, nie koordynując swoich ataków z północy i z południa, ale Żuków nie popełnił takiej pomyłki. W nadchodzących miesiącach Wehrmacht będzie miał okazję jeszcze wiele nauczyć się od Żukowa. Podczas gdy IX Korpus miał pełne ręce roboty na wschód od Uży, XX Korpus takie przeżywał wielkie trudności na zachód od tej rzeczki. 31 sierpnia silne ude­rzenie radzieckie spadło na 78 Dywizję w okolicy na północ od Guriewa i zmusiło ją do cofnięcia się o 2 kilometry. 1 września Rosjanie dotarli do Wołoskowa i przecięli linię kolejową wiodącą na południe. Niektóre radzieckie jednostki piechoty i pan­cerne przedarły się przez front 78 Dywizji i wyszły na tyły stacjonującej dalej na wschodzie 292 Dywizji Piechoty, niszcząc przy tym niemieckie składy zaopatrze­nia. 292 Dywizja zajęta była tymczasem próbą powstrzymania ataku rosyjskiego na południe od Wydriny, na północno-wschodnim odcinku wybrzuszenia i na styku tej jednostki z 78 Dywizją. 2 września szef Wydziału Operacyjnego 292 Dywizji mel­dował dowództwu IX Korpusu, że jego dywizja „znajduje się na granicy wytrzyma­łolci"- Nie tylko, że nie można było zamknąć wyrwy we froncie tej jednostki pod Wydriną, ale też nie udało się wyprzeć Rosjan z Wołoskowa znajdującego się na obszarze operacyjnym 78 Dywizji, sąsiadującej od zachodu z 292. Tak więc poja­wiło się niebezpieczeństwo załamania się całego północno-zachodniego skrzydła XX Korpusu oraz wschodniego skrzydła IX Korpusu. W swoich wspomnieniach Żuków poświęcił wiele uwagi operacji pod Woło­skowem. Szczególnie wyróżni! się tam, należący do 107 Dywizji, pułk piechoty pod dowództwem I. M. Niekrasowa, któremu udało się wytrzymać trzy dni, będąc w cał­kowitym okrążeniu. Aby zamknąć lukę we froncie pod Wydriną i odzyskać wzgó­rze 240,3, generał Materna, dowódca XX Korpusu, rozkazał wszystkim bateriom niemieckim, znajdującym siew wybrzuszeniu, skoncentrować przez 20 minut ogień na tym wzgórzu. Wieczorem, 2 września, 292 Dywizji udało się, dzięki rzuceniu do boju ostatnich rezerw, odbić wzgórze 240,3. Nie ulegało jednak wątpliwości, że XX Korpus osiągnął już swoje granice wytrzymałości. Także i IX Korpus poniósł wielkie straty. 137 Dywizja Piechoty straciła 30 i 31 sierpnia pięciuset żołnierzy, zaś 1 września kolejnych siedmiuset. Od chwili swego przybycia do wybrzuszenia dywi­zja ta straciła co najmniej 3 tysiące ludzi. 2 września dowódca 78 Dywizji Gallenkamp meldował, że jego zdaniem jednostka ta „ma j uż dość" i n ie będzie w stanie odeprzeć kolejnego rosyjskiego ataku. Podobne odczucia wyraził von Schweppenburg, który stwierdził, że w ciągu minionych dziesięciu tygodni każdy pułk piechoty z XX Korpu­su stracił po tysiąc żołnierzy, w tym czterdziestu oficerów. Nalegał on, by na ważnych odcinkach frontu nie posługiwano się piechotą po zbawioną wsparcia broni pancernej. 2 września Haider i Brauchitsch polecieli do kwatery dowództwa Grupy Armii „Śro­dek" w Borysowie, aby omówić z von Bockiem rozwój sytuacji. Nikt z obecnych na tej konferencj i nie miał pojęcia, kiedy zostanie podjęta ofensywa na Moskwę; zależało to od kilku czynników, niezależnych od OKH. Haider skłonny byl pozostawić w za­wieszeniu kwestię, czy 2 Grupa Pancerna Guderiana będzie współpracowała z Gru­pą Armii „Środek" podczas natarcia na Moskwę. W owym czasie Haider rozpatry­wał dwie ewentualności. Jedna z nich polegała na tym, że Guderian będzie współpra­cował ściśle z Grupą Armii „Środek", druga zaś na tym, że atakowałby on od połu­dnia Moskwę samodzielnie. Wszyscy zgadzali sięjednak co do tego, że ofensywa nie mszy przed końcem września. Tak więc zdecydowano się wreszcie wycofać oddzia­ły Wehrmachtu z wybrzuszenia jemeńskiego. Zadanie opracowania planu wycofania sił spadło na von Klugego, który na­tychmiast rozpoczął konsultacje z dowódcami i sztabami IX i XX Korpusów. Wy­cofywanie się miało przebiegać w trzech etapach: 1) w nocy z 3 na 4 września wycofać się miały służby tyłowe i zaopatrzenia; 2) w nocy z 4 na 5 września wyco­fać się miały na zachód od Jelni oddziały wysunięte najbardziej na wschód; 3) w nocy z 5 na 6 września reszta sił miała zakończyć wycofywanie i zająć nowe pozycje wzdłuż frontu Striana-Ustrom. Wczesnym rankiem 5 września ostatnie, znajdujące się na wschód od Uży, oddziały 78 Dywizji Piechoty razem z oddziałami oderwauy­mi od 137 Dywizji rozpoczęły obchodzenie rosyjskiego występu pod Sadkami (tzw. rosyjskiej kluski). Rosjanie kilkakrotnie atakowali lekko w okolicach Sadek, ale 137 Dywizji udało się te ataki odeprzeć. Około godziny 6.00 Armia radziecka roz­poczęła silny ostrzał artyleryjski 137 Dywizji, ale zakończyła go po zapadnięciu zmroku. Padający poprzedniego dnia deszcz, zamienił się, jakby za łaską niebios, w ulewę, która rozmiękczała ziemię i utrudniała poruszanie się, ale też maskowała odwrót niemiecki. Okolicę pokryła też gęsta mgła, która uniemożliwiła obserwato­rom rosyjskim wykrycie ruchu wojsk niemieckich i zaatakowanie ich osłabionych linii. 6 września do Jelni weszły: 100 Dywizja pod dowództwem I. M. Rusjanowa, 103 Dywizja pod dowództwem 1.1. Biliczewa oraz 19 Dywizja pod dowództwem pułkownika A. I. Utwienki, wszystkie należące do rosyjskiej 24 Armii. Żuków meldował Stalinowi, że wojska, którymi dysponuje, szczególnie wojska pancerne, nie są dostatecznie silne, by odciąć całkowicie wybrzuszenie jelneńskie od zachodu. Prawdopodobnie nie było to jednak zgodne z rzeczywistością. Gdyby Niemcy nie ewakuowali Jelni na czas, ich IX i XX Korpusy Armijne zostałyby pewnie okrążone. Gdyby też nie dopisał im łut szczęścia w postaci złej pogody podczas dwóch ostatnich dni ich odwrotu, to Rosjanie mogliby zadać im dużo więk­sze straty. Na podstawie źródeł niemieckich trudno ocenić straty poniesione przez Wehrmacht podczas walk toczonych wokół Jelni od końca lipca do początków wrze­śnia. Żuków podaje dla Niemców liczbę od 45 do 47 tysięcy zabitych i rannych, co może być zgodne z prawdą. Sześć stacjonujących w wybrzuszeniu dywizji traciło od 29 lipca do 29 sierpnia przeciętnie od pięćdziesięciu do stu zabitych i rannych dziennie. Straty w tym okresie wyniosłyby więc od 9 do 18 tysięcy ludzi. Jednakże od 30 sierpnia do 3 września Niemcy ponosili dużo większe straty, tak więc w su­mie ich wysokość może zbliżać się do tej, którą podaje Żuków. Z pewnością liczba ta będzie prawdziwa, jeśli doliczymy też straty poniesione przez VII Korpus Armij­ny stacjonujący na południu, wzdłuż Desny. Podczas walk wokół Jelni Niemcy po­nieśli zatem straty w wysokości pełnych trzech dywizji. Jest to straszna cena za prestiż. Byłaby to nawet okropna cena za utrzymanie odskoczni do ofensywy na Moskwę, szczególnie, że nikt wówczas nie wiedział, kiedy taka operacja zostanie podjęta. Niektórzy historycy dziwili się bierności i powolności okazywanej przez 4 Armię von Klugego w końcu listopada, podczas operacji „Tajfun", po przekro­czeniu rzeki Nary. Tymczasem dywizje 4 Armii nigdy nie odzyskały sił po stratach poniesionych w lecie pod Jelnią. Żukowowi mogło nie udać się całkowite zniszcze­nie sił wroga pod Jelnią, ale osłabił je tak bardzo, że skutki tego ujawnią się w listo­padzie i grudniu, kiedy niemieckie armie będą się zbliżać do Moskwy. Podczas operacji jelneńskiej Armia Czerwona dowiedziała się wiele o taktyce niemieckiej i opracowano nowe sposoby wykorzystywania słabych punktów wro­ga. W pierwszej fazie bitwy okazało się, że niemieckie jednostki szybkie nie są w stanie bez silnego wsparcia piechoty lub artylerii przełamać w nierównym tere­nie zdecydowanej obrony, wspartej dostateczną ilością artylerii. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w końcu lipca, gdy Dywizja SS „Das Reich" oraz 10 Dywi­zja Pancerna nie były w stanie ani kontynuować natarcia po drodze do Rohobuża, ani też zamknąć okrążenia wojsk rosyjskich wokół Smoleńska. Jednostki te nie mogły też zniszczyć dobrze okopanych stanowisk artylerii rosyjskiej znajdujących się na wyżynie za górną Desną. Pod Jelnią Armia Czerwona dowiedziała się, że łatwa do przełamania jest niemiecka obrona pozycyjna, jeśli opiera się ona wyłącz­nie na piechocie i artylerii, pozbawionej ruchomych odwodów. Od chwili wycofa­nia przez Niemców czołgów i artylerii samobieżnej z wybrzuszenia, było już tylko kwestią czasu dokonanie przez Rosjan wyłomów we froncie niemieckim, których ci ostatni nie będą już w stanie załatać. Ważne też było zademonstrowanie potęgi artylerii, o której różni sądzili, że w wieku mechanizacji, ze względu na swoją niepo­ręczność i ciężar, będzie musiała ustąpić z pola walki. Po odbiciu Jelni Żuków ob­jeżdżał pole bitwy. Zniszczenia spowodowane ogniem artylerii klasycznej i rakieto­wej zrobiły na nim wielkie wrażenie. Żuków zauważył, że znajdujący się pod Uża­kowem główny niemiecki bastion obrony nad Użą został całkowicie rozbity ogniem artylerii, z podziemnymi schronami włącznie. Zapamiętał to i wykorzystał w przy­szłości, szczególnie w latach 1944-45, kiedy to po ustabilizowaniu się frontu Niem­cy opierali siew coraz większym stopniu na obronie pozycyjnej. Żuków udowodnił wreszcie w sposób niepodważalny, że znakomite rezultaty można osiągnąć przy przełamywaniu dobrze umocnionych linii przeciwnika dzięki zastosowaniu bliskiego współdziałania piechoty z wojskami pancernymi i artylerią. Okazało się, że jego taktyka współdziałania broni na wąskim odcinku frontu prze­wyższa taktykę niemiecką. Gdyby Guderian pozostawił XLVI Korpus Pancerny pod Jelnią, to wynik bitwy mógłby być inny, ale po jej wycofaniu losy walki zostały przesądzone. W 1944 roku armia niemiecka nie będzie już dysponować ruchomymi odwodami zdolnymi do obrony setek kilometrów frontu pozycyjnego i to przyniesie jej klęskę. Bitwy, które toczyły się latem 1941 roku wokół Smoleńska i Jelni przypominają w uderzający sposób przebieg całej wojny na froncie wschodnim od 1941 do 1945 roku. W pierwszej fazie miały miejsce szerokie manewry okrążające niemieckich wojsk pancernych, które szybko pokonywały wielkie odległości, ale nie były w sta­nie zamknąć wojsk rosyjskich w szczelnym pierścieniu okrążenia. W drugiej fazie pozycyjny front niemiecki poddawany był coraz to silniejszemu ostrzałowi artylerii rosyjskiej. Rosjanie wykorzystywali też przerwy w ofensywie nieprzyjaciela do gro­madzenia większych rezerw, liczniejszych wojsk pancernych i artylerii, przez cały ten czas szukając słabych punktów w obronie przeciwnika. W trzeciej, ostatniej fazie Żuków prowadził potężną ofensywę przy zastosowaniu taktyki współdziała­nia broni przeciwko osłabionym liniom niemieckim i Armia Czerwona odniosła zwy­cięstwo. Walki te były niejako zapowiedzią, najpierw okresu wojny manewrowej, prowadzącej do bitew pod Stalingradem na przełomie 1942 i 1943 roku oraz Kur­skiem w lipcu i 943 roku, potem okresu wojny pozycyjnej od połowy 1943 do poło­ 165 . wy 1944 roku, a wreszcie trwającego od połowy 1944 do 1945 roku okresu wielkiej przewagi rosyjskiej w ludziach, broni pancernej i artylerii, która miażdżyła wszelkie próby niemieckie stworzenia stabilnych linii obrony na wschodzie. Musimy teraz powiedzieć kilka słów na temat stosowanej przez Naczelne Do­wództwo rosyjskie strategii, polegającej na rozmieszczeniu wojsk rzutu operacyjne­go za górnym Dnieprem i bagnami Prypeci natychmiast po wybuchu wojny. Pod Smoleńskiem i Jelnią zademonstrowana została użyteczność tej strategii, ponieważ nacisk wywierany przez wojska rzutu operacyjnego na południowe skrzydło 2 Gru­py Pancernej Guderiana nie pozwolił mu na zamknięcie kotła smoleńskiego. Mądre decyzje Żukowa, dotyczące rozmieszczenia rzutu operacyjnego, w połączeniu z błę­dami popełnionymi przez Guderiana, Haidera i innych doprowadziły do niemieckich porażek poniesionych w lipcu, sierpniu i wrześniu nad górnym Dnieprem. Zdoby­cze rosyjskie nie były jednak trwałe i losy wojny będą się jeszcze ważyły przez pewien czas, zanim Żuków odniesie decydujące zwycięstwo. Nierozsądna okazała się decyzja Stalina nie zezwalająca na rozmieszczenie sił rzutu operacyjnego przed wybuchem wojny. Niepowodzenie podejmowanych przez korpusy zmechanizowa­ne Pawłowa prób opóźnienia natarcia niemieckich grup pancernych na skrzydłach wybrzuszenia białostockiego, doprowadziło do szybkiego upadku Smoleńska. Wy­wołało to wściekłość Stalina, który zaczął rzucać groźby pod adresem swoich ge­nerałów. Przesadne reakcje dyktatora skłoniły z kolei dowódców radzieckich do podejmowania nieskoordynowanych ataków wokół Smoleńska, prowadzących tyl­ko do straty ludzi i sprzętu. Porównajmy te chaotyczne działania z dużo bardziej skoordynowanymi i pomyślnymi atakami prowadzonymi przez Armię Czerwoną na południowym skrzydle Grupy Armii „Środek" i wokół Jełni. Różnica wynika tu z uprzedniego zaplanowania i przygotowania tych ostatnich operacji. Żuków mógł skorzystać w ostatniej fazie walk wokół Jełni z dodatkowych dywi­zji pochodzących z odwodu strategicznego. Rosjanie ponieśli pod Smoleńskiem i Jel­nią duże straty, przewyższające może nawet trzykrotnie straty niemieckie, nie zaszko­dziło to jednak położeniu strategicznemu Armii Czerwonej. W przeciwieństwie do tego położenie sił niemieckich w lipcu i sierpniu było niewygodne i pozbawione rów­nowagi. Niemieckie skrzydła na północy i południu wystawione były na silny nacisk wojsk rosyjskiego rzutu operacyjnego, do którego od połowy lipca zaczęły przyłączać się oddziały z odwodu strategicznego. Siłom tym udało się spowolnić, a następnie zatrzymać natarcie nieprzyjaciela. Stalin miał rację; nie była konieczna pełna mobili­zacja przed 22 czerwca 1941 roku. jednakże w końcu sieipnia i na początku wrze­śnia Rosjanie musieli za to zapłacić wielkim ryzykiem przegrania całej wojny. Pod Jełnią narodziły się rosyjskie oddziały gwardyjskie. Wyróżnienie to otrzy­mały cztery dywizje piechoty, które zwycięsko wkroczyły do wybrzuszenia. Już do końca tej wojny, a także w późniejszych wojnach prowadzonych przez ZSRR przy­domek „gwardyjski" był wysoko ceniony przez wszystkie oddziały, a żołnierze, któ­rzy w nich służyli, byli dumni z tego powodu. 10 września zakończyła się dwumiesięczna bitwa smoleńska. Hitlerowska ofen­sywa na Moskwę została zatrzymana. Niektórzy historycy przypisują przejście sił niemieckich na tym ważnym odcinku do defensywy sporom w Naczelnym Do­wództwie niemieckim. Naprawdę jednak to ani nie spory w sztabie Wehrmachtu, ani błędy Hitlera zatrzymały Niemców pod Smoleńskiem. Dokonała tego Armia Czerwona. Rosjanie zapłacili za to jednak wysoką cenę. Ich straty wyniosły około 300 tysięcy żołnierzy, zaś kolejne 200 tysięcy zaginęło lub dostało się do niewoli. Nieproporcjonalnie większe straty poniosły dywizje pancerne i zmotoryzowane Kie­runku Zachodniego - utraciły one prawie połowę żołnierzy i sprzętu. Niezależnie jednak od kosztów, oficerowie i żołnierze Armii Czerwonej zdobyli cenną wiedzę o tym, jak radzić sobie z przeciwnikiem. Północne skrzydło: Wielkie Łuki 12 lipca 1941 roku niepowodzeniem zakończyły się podejmowane przez do­wódcę 22 Armii, generała Fiodora Jerszakowa, próby zatrzymania i zniszczenia północnego skrzydła niemieckiej 3 Gnipy Pancernej. 22 Armia broniła frontu o dłu­gości 280 kilometrów siłami zaledwie sześciu dywizji. Do 16 lipca oddziały 174 Dywizji Piechoty pod dowództwem pułkownika Andrieja Zygina broniły połoc­kiego rejonu umocnionego, powstrzymując 18 Dywizję Zmotoryzowaną Hotha. Jednakże silom głównym niemieckiej grupy pancernej udało się przedrzeć. Timo­szenko, po zanalizowaniu sytuacji, rozkazał Jerszakowowi „(...) wycofywać swoją armię krok po kroku, spokojnie, wykrwawiając przeciwnika. Każda dywizja powin­na mieć wydzielone oddziały pod jednolitym dowództwem 22 Armii, których zada­niem będzie niszczenie czołgów nieprzyjaciela. Oddziały te mają okrążać i niszczyć siły wroga". Marszałek zalecał, by dla opóźnienia pochodu czołgów niemieckich budować przy pomocy ludności cywilnej pułapki przeciwczotgowe. Należy też ko­rzystać z pomocy lotnictwa. Wydano też rozkaz niszczenia czołgów za pomocą specjalnych środków zapalających - czyli „koktajli Mołotowa". Jednak żaden z tych środków nie pozwolił na osłabienie nacisku 3 Grupy Pancernej na prawe skrzydło radzieckiego Frontu Zachodniego. W tym momencie nastąpiła próba sił pomiędzy dowódcą OKH Brauchitschem i dowódcą Grupy Armii „Środek" von Bockiem. Chodziło o to, czy 3 Grupa Pancerna ma być, zgodnie z życzeniem Hitlera, wysłana na północ, by uczestniczyć w szturmie na Leningrad, czy też należy znaleźć wy­mówkę, by zatrzymać ją w Grupie Armii „Środek", gdzie będzie mogła być użyta przeciwko Moskwie. Forma, jaką przybrał ten spór jest doskonałą ilustracją sytu­acji w dowództwie niemieckim, uniemożliwiającej stworzenie spójnej strategii. Wieczorem 13 lipca OKH wydało rozkaz, by część 3 Grupy Pancernej - von Bock nie wiedział o jaką część tu chodzi - zawróciła na północ i we współpracy z wojskami południowego skrzydła Grupy Armii „Północ" otoczyła siły rosyjskie w położonym na południe od jeziora Ilmeń w rejonie Chołm-rzeka Łować. Ażeby wyjaśnić, cokolwiek zagmatwane, dyrektywy wychodzące z Pras Wschodnich, von Bock zatelefonował do Brauchitscha po południu 14 lipca i powiedział mu, że taka szeroko zakrojona operacja 3 Grupy Pancernej będzie możliwa dopiero po upadku Smoleńska. Brauchitsch zgodził się z tym, dodał jednak, że wykluczony jest obecnie dalszy marsz jednostek pancernych na wschód i że siły główne piechoty niemieckiej nie będą mogły pójść dalej za Dniepr z powodu kłopotów z zaopatrze­niem. Brauchitsch sądził jednak, że można będzie utworzyć coś w rodzaju „korpusu ekspedycyjnego" złożonego z jednostek pancernych i piechoty, który mógłby za­atakować dalsze cele, na przykład Moskwę. Dowódca naczelny nie ustąpił jednak w kwestii skierowania na północ 3 Grupy Pancernej. 16 lipca, w dzień zdobycia Smoleńska, 19 Dywizja Pancerna otrzymała rozkaz zdobycia położonych nad rzeką Łować Wielkich Łuków. Von Bock zaprotestował, pomimo wcześniejszych ustaleń z Brauchitschem, że po upadku Smoleńska prze­prowadzona zostanie taka właśnie operacja. Tego samego dnia 19 Dywizja Pan­cerna zdobyła Newel i otoczyła działający na zachód od tego miasta rosyjski LI Korpus Piechoty. Zagroziło to również LXII Korpusowi Piechoty głębokim okrą­żeniem na skrzydłach, tak że rozpoczął on odwrót na północny wschód, otwierając Niemcom drogę do Wielkich Łuków. 17 lipca 19 Dywizja Pancerna rozpoczęła szturm Wielkich Łuków. Po zdobyciu przez Niemców dworca głównego, wtoczy! się tam pociąg rosyjski wyładowany czołgami - całkowicie nieoczekiwany prezent! 18 lipca rosyjska 22 Armia zaciekle kontratakowała w celu odbicia Wielkich Łuków, została jednak odparta i poniosła duże straty. Pozostała część niemieckiego LVII Korpusu Pancernego - 12 Dywizja Pan­cerna i 18 Dywizja Zmotoryzowana, osłaniające południowo-wschodnie skrzydło 19 Dywizji pod miejscowościąNewel - nie były równie szczęśliwe, jak 19 Dywizja Pancerna. W nocy z 18 na 19 lipca na front osłonowy pod Newlem spadło silne, dobrze zorganizowane natarcie od zachodu, prowadzone przez oddziały rosyjskie spychane na wschód przez niemiecką 16 Armię z Grupy Armii „Północ". Wcze­snym rankiem 20 lipca dwa pułki rosyjskie przedarły się z zachodu na wschód przez linie LVII Korpusu Pancernego pod miejscowością Borok. 19 lipca dwie dywizje rosyjskie zaatakowały XXXIX Korpus Pancerny Hotha i dzięki potężnemu wspar­ciu artylerii przedarły się przez front 14 Dywizji Zmotoryzowanej, na południe od drogi Neweł-Gorodok. Podejmowane przez Niemców próby otoczenia sił rosyj­skich na północny zachód od Newla, przy współdziałaniu Grupy Armii „Północ" i 3 Grupy Pancernej, nie powiodły się. Po pewnych dyskusjach wszyscy dowódcy niemieccy, z wyjątkiem Hotha, zgo­dzili się z tym, że należy ewakuować Wielkie Łuki. Hoth obciążał potem winą za utratę tego miasta von Klugego i von Bocka, którzy przecież od początku przeciwni byli podejmowaniu tej operacji, mogącej utrudnić utworzenie wokół Smoleńska sku­tecznego pierścienia okrążenia wojsk rosyjskich. Dowódców tych nie można zatem winić za niepowodzenie operacji, do której starali się oni z całych sil nie dopuścić. Cała odpowiedzialność spada tutaj naszym zdaniem na Haidera, który przekonał Hitlera, że dokonanie manewru takiego jest konieczne jeszcze przed zamknięciem kotła smoleńskiego. Teraz Haider przyznawał, że trzeba będzie ustąpić z Wielkich Łukówjakkołwiekbyłon świadom, że Rosjanie zamienią to miasto w fortecę. Jak zanotował Hoth, miesiąc później, w sierpniu potrzeba było użyć siedmiu dywizji piechoty i dywizji pancernych do odbicia Wielkich Łuków. 20 lipca o godzinie 7.00 19 Dywizja Pancerna otrzymała rozkaz opuszczenia miasta i wycofania się do Newła. 14 sierpnia na południowe skrzydło Grupy Armii „Północ" spadło na południe odjeziora Ilmeń silne uderzenie około siedmiu dywizji rosyjskich przekraczających rzekę Polist i wdzierających się w kierunku na zachód, w lukę pomiędzy II a X Korpusami Piechoty. Aby powstrzymać ten mocny kontratak na południe od Starej Russy, dowództwo Grupy Armii „Północ" ściągnęło pospiesznie jednostki LVI Kor­pusu Pancernego do rejonu koncentracji, na wschód od Dna. Jakkolwiek Haider nazwał rosyjskie przełamanie pod Starą Russa „ukłuciem szpilką", to jednak 15 sierpnia dowódca Grupy Armii „Północ" von Leeb meldował Brauchitschowi, że jego X Korpus nie będzie w stanie utrzymać frontu skierowanego na wschód i że 290 Dywizja Piechoty będzie musiała wycofać się na północ i zachód. X Kor­pus będzie miał front skierowany na południe, a od tyłu oprze się o jezioro Ilmeń. Sytuacja pod Starą Russa wyglądała tak poważnie, że 14 lipca Alfred Jodl z OKW uzyskał zgodę Hitlera na skierowanie XXXIX Korpusu Pancernego Hotha z pół­nocnego skrzydła Grupy Armii „Środek" pod Starą Russę. Kryzys X Korpusu zo­stał jednak zażegnany 19 sierpnia, dzięki atakowi LVI Korpusu z Grupy Armii „Pół­noc" pod dowództwem Mansteina, któremu udało się 21 sierpnia przywrócić front nad rzeką Polist. Teraz, kiedy XXXIX Korpus Pancerny nie był już potrzebny pod Starą Russa, Hitler zdecydował się nie odsyłać go z powrotem do Grupy Armii „Środek", lecz skierować go na północne skrzydło Grupy Armii „Północ", gdzie wspomagać miał atak na Leningrad. Decyzja o podzieleniu 3 Grupy Pancernej wzbudziła zdecydo­wany protest zarówno von Bocka, jak i Hotha i trzeba przyznać, że z ich punktu widzenia była to decyzja niepotrzebna. Jak się jeszcze przekonamy, decyzja o wy­słaniu tego korpusu z Grupy Armii „Środek" na front leningradzki wywrze potem poważny wpływ na niemieckie plany strategiczne. Niemcy odczują wówczas zło­wrogie skutki niezamknięcia na czas kotła wokół Smoleńska oraz niemożności utrzy­mania przez 3 Grupę Pancerną Wielkich Łuków w trzecim tygodniu lipca. Luka istniejąca w połowie sierpnia pomiędzy siłami Grupy Armii „Środek" a siłami Gru­py Armii „Północ" dostarczy Armii Czerwonej znakomitej okazji do wbicia ostrego klina w kierunku na zachód, w okolicach Starej Russy. Po przekazaniu XXXIX Korpusu Pancernego do Grupy Armii „Północ" problem Wielkich Łuków znów wybił się na pierwsze miejsce i 22 sierpnia postanowiono rozwiązać go ostatecznie. Zadanie ich odzyskania powierzono 9 Armii i LVII Korpusowi z 3 Grupy Pan­cernej. Od 3 sierpnia 9 Armia przeszła do obrony po odwrocie z Wielkich Łuków do Toropca. Pomimo podejmowanych przez 251 i 253 Dywizje Piechoty z XXIII Korpusu prób ponowienia natarcia na miasto, siły 9 Armii okazały się być po prostu za słabe, żeby wyprzeć zdeterminowanego przeciwnika. Haider i von Bock zade­cydowali 9 sierpnia, że nie będą podejmować szerokiego manewru okrążającego. Zamiast tego 9 Armia nacierać będzie z południa na północ, wzdłuż zachodniego brzegu jeziora llmeń. Czołgi 3 Grupy Pancernej nie będą bezpośrednio atakować miasta, ponieważ wymagają one jeszcze jedenastu dni na naprawy. Haider i von Bock mieli nadzieję, że uda się uniknąć angażowania czołgów do bitwy o Wielkie Łuki, przeznaczyli je bowiem do ofensywy moskiewskiej. Problemy, z którymi borykała się niemiecka 9 Armia podczas przygotowywa­nia natarcia na swym północnym skrzydle, zostały jeszcze pogłębione wskutek po­wtarzających się rosyjskich ataków na broniony przez nią długi odcinek frontu, szczególnie zaś w okolicach rzeki Wop. 12 sierpnia natarcie radzieckie doprowa­dziło do przełamania frontu 5 Dywizji Piechoty, należącej do V Korpusu. Jednostki Armii Czerwonej dotarły aż do ulokowanych na tyłach tej dywizji baterii artylerii. W ciągu następnego tygodnia ataki radzieckich armii: 30,19 i 24 nasiliły się na całej długości frontu, rozciągającego się od źródeł Dźwiny aż do Jarcewa. Sformowana na nowo 16 Armia pod dowództwem Konstantego K. Rokossowskiego wywierała z okolic Jarcewa tak silny nacisk na 9 Armię niemiecką, że udało się jej w połowie sierpnia okopać na wschodnim brzegu rzeki Wop. 18 sierpnia 161 Dywizja Piecho­ty, znajdująca się na północnym skrzydle VIII Korpusu, którego front rozciągał się wzdłuż Dniepru, Wopu i Łojani, otrzymała podczas silnych ataków radzieckich ta­kie cięgi, że zmuszona była opuścić swoje pozycje i wycofać się na zachód, na przygotowaną uprzednio drugą linię obrony. Rosjanie nacierali także na pozycje V i VI Korpusów Piechoty. 20 sierpnia sytuacja na froncie 161 Dywizji stała się tak poważna, że Hoth, dowodzący czasowo 9 Armią w zastępstwie chorego Straussa, musiał rzucić do walki swoje ostatnie rezerwy - 7 Dywizję Pancerną! 14 Dywizję Zmotoryzowaną. Należąca do odwodu VIII Korpusu 7 Dywizja Pancerna wbiła się w północne skrzydło sił rosyjskich, które przerwały front niemiecki na południo­wy wschód od miejscowości Froł, i dotarła na południowy wschód od Makowi, ratując dzięki temu sytuację nad Łojanią. Teraz 9 Armia, która poniosła ciężkie straty na skutek kontrataków rosyjskich, mogła wreszcie przystąpić do ataku na Wielkie Łuki. 22 sierpnia ruszyło dawno oczekiwane natarcie. Poprowadził je XL Korpus Piechoty generała Stummego z pomocą LVII Korpusu Pancernego. Do operacji tej 23 sierpnia przyłączył się XXIII Korpus i wkrótce doszło do zamknięcia w okrą­żeniu na wschód od Wielkich Łuków znacznych sił radzieckich. Bitwa zakończyła się 26 sierpnia. Niemcy wzięli do niewoli 34 tysiące żołnierzy rosyjskich i zdobyli J70 ponad 300 dziat. Natychmiast po zdobyciu miasta, Hoth skierował XL Korpus Armijny na Toropiec, który został zajęty przez Niemców 29 sierpnia. Zdobycie w końcu sierpnia Homla na południu i Wielkich Łuków na północy, zmniejszyło nacisk wywierany przez Armię Czerwoną na skrzydła Grupy Armii „Środek". Jednak do uwolnienia się od tego nacisku na swoje skrzydła Grupa Armii „Środek" utknęła na półtora miesiąca na linii Dźwiny i Dniepru. W początkach września radzieckie siły rzutu operacyjnego w rejonie Dźwiny i Dniepru były już wyczerpane, ale dalej na wschód utworzona została kolejna rubież oporu, na której stanęły już nowe oddziały radzieckie. Jakkolwiek skrzydła Grupy Armii „Środek" były teraz lepiej zabezpieczone, to sąsiadująca z niąod południa Grupa Armii „Po­łudnie" nie zdołała jeszcze sforsować większymi siłami linii Dniepru ani też przeła­mać groźnej kijowskiej pozycji obronnej. Nie została jeszcze otwarta droga na Moskwę i przed podjęciem dalszej ofensywy na wschód dojdzie jeszcze nieraz do twardej próby sił pomiędzy Hitlerem a jego generałami. Niemieckie Dowództwo Naczelne okazało się być chronicznie niezdolne do stworzenia jasnego i spójnego planu gwarantującego powodzenie w wojnie ze Związkiem Radzieckim. Niemożli­we było podjęcie jakiejkolwiek ważnej decyzji strategicznej bez uprzedniej przepy­chanki pomiędzy Hitlerem, Haiderem, Jodlem, von Bockiem, Guderianem i innymi. Można się tylko dziwić, że armia niemiecka sprawowała się tak dobrze, pomimo dźwigania takiego ciężaru nieudolnego dowództwa. Ale żadna armia na świecie nie może znosić długo szkód wyrządzanych jej przez jej własne, zazdrosne, egoistycz­ne, pełne wewnętrznych sprzeczności i niedoinformowane dowództwo. Fundamenty Wehrmachtu zaczęły się kruszyć już pod Jelnią, pod ciężarem takiego właśnie do­wództwa, a pod Moskwą ledwie uda się mu uniknąć całkowitego załamania. Jednakże błędy niemieckie nie mogą pomniejszyć osiągnięć rosyjskich. Doku­menty świadczące o bohaterskim oporze wojsk radzieckich przechowywane są w archiwum radzieckiego Sztabu Generalnego. Od 12 do 30 sierpnia 1941 roku, według meldunków przesyłanych przez 34 Annie do dowództwa Frontu Północno­-Zachodniego, straciła ona 2375 spośród swoich 4434 oficerów i 4565 spośród 7764 podoficerów. Wśród żołnierzy straty wyniosły 25 929 spośród 42 714. 34 Armia poniosła równie wielkie straty w sprzęcie: 24 spośród 26 pojazdów opan­cerzonych, 349 spośród 369 moździerzy, 600 spośród 6299 ciężkich karabinów ma­szynowych, 782 spośród 900 lekkich karabinów maszynowych i 36 spośród 40 mo­tocykli. Jeśli przyjmiemy, że inne radzieckie jednostki poniosły podobne straty, to oznaczałoby to klęskę Armii Czerwonej, gdyby nie istniał jej trzeci rzut obrony przy­gotowany wcześniej przez Żukowa i Timoszenkę. Gdyby nie wprowadzono w ży­cie ich planu obrony strategicznej, Niemcy zdołaliby wytrącić miecz z rąk Stalina i Rosja przegrałaby wojnę już w pierwszych tygodniach. V Nacisk na południowe skrzydło Grupy Armii „Środek" Obronna strategia radzieckiego Naczelnego Dowództwa w działaniu Dzięki przeprowadzeniu prawie pełnej mobilizacji po lutowej grze wojennej, „Stawka" była w stanie odtworzyć Front Zachodni po niespodziewanie szybkim załamaniu się przygranicznych sił pod dowództwem Pawłowa. Dowódcą Frontu Zachodniego został marszałek Timoszenko, będący jednocześnie dowódcą nowo utworzonego Kierunku Zachodniego. Jego największą troską stało się utrzymanie linii obrony wzdłuż Dźwiny i Dniepru, ponieważ, jak już wcześniej wspominaliśmy, na skutek wahań Stalina oddziały rzutu operacyjnego, przeznaczone dla Frontu Za­chodniego, nie zostały wcześniej w pełni zmobilizowane. Wódz naczelny spowodo­wał też zwłokę w mobilizacji sił odwodu strategicznego. Żuków wiedział, że do zatrzymania natarcia niemieckiego nie wystarczy posiada­nie dużej liczby żołnierzy. Dlatego 14 lipca Naczelne Dowództwo radzieckie zaczęło rozmieszczać za wojskami Frontu Zachodniego, wzdłuż linii Dniepru i Dżwiny, siły odwodu strategicznego tak szybko, jak tylko pozwalało na to tempo mobilizacji. Akcja ta, podobnie jak przemieszczenie na północ wielu jednostek z rzutu ope­racyjnego na Ukrainie, stanowiła częściowe odstępstwo od starannie wypracowa­nej przed wojną przez Żukowa i Stalina strategii. Do 8 lipca dawna rezerwa tak­tyczna Frontu Zachodniego przestała istnieć. Siły, mające w zamysłach Naczelne­go Dowództwa stanowić rzut operacyjny rozlokowany wzdłuż Dżwiny i Dniepru, musiały obecnie pełnić rolę rzutu taktycznego, którego front w miarę naporu nie­mieckiego na wschód szybko stawał się coraz mniej giętki i ruchliwy W wyniku konieczności rozmieszczenia sił odwodu strategicznego bezpośrednio za linią Fron­tu Zachodniego, nie mogły one odegrać wyznaczonej im w planach Naczelnego Dowództwa roli siły uderzeniowej do kontrofensywy, która miała nastąpić natych­miast po zatrzymaniu przez rzut operacyjny Wehrmachtu na linii Dźwiny i Dniepru. Oddziały uprzednio wyznaczone do rezerwy, „Stawka" od połowy lipca wysyłała zaraz po ich zmobilizowaniu jako wsparcie do armii walczących na linii Dniepru i Dźwiny albo tworzyła z nich kolejną linie obrony położoną dalej na wschód. Trzeba też było zająć się sprawą dużych jednostek pancernych, korpusów zme­chanizowanych. Działalność Luftwaffe skierowana przeciwko tym formacjom na Białorusi okazała się tak skuteczna, że Żuków musiał zrezygnować także ze swego planu przeznaczenia wszystkich czołgów nowych modeli dla odwodu strategiczne­go, który miał posłużyć się nimi podczas kontrofensywy. Klęska Pawłowa na Bia­łorusi oznaczała też, że liczne fabryki, w tym fabryki produkujące czołgi, musiały być jak najszybciej ewakuowane na wschód. Na przykład Fabryka im. Kirowa z Leningradu, Charkowskie Zakłady Silników Dieslowskich oraz moskiewska Fa­bryka im. Czerwonego Proletariatu zostały ewakuowane do Czelabińska na Uralu. Trafiła tam również część Stalingradzkiej Fabryki Traktorów. Kompleks w Czela­bińsku zaczęto więc nazywać „Tankogradem". Wyższe niż się spodziewano straty poniesione na samym początku wojny w połą­czeniu z przerwami w pracy kluczowych zakładów produkujących czołgi, zmusiły 15 lipca Naczelne Dowództwo do rozformowania korpusów zmechanizowanych. Za­chowano parę dywizji pancernych, lecz większość z nich rozformowanot«pozosta­wiając jedynie pułki czołgów, jednocześnie dywizje zmotoryzowane przekształcono w dywizje piechoty. Celem tej reorganizacji było utworzenie mniejszych jednostek pancernych, które łatwiej mogłyby wspierać dywizje piechoty w myśl zasad taktyki współdziałania broni. Chodziło o to, że Żuków zmuszony był przeznaczać wszystkie nowo wyprodukowane czołgi, gdy tylko były one gotowe, do wsparcia przetrzebio­nych oddziałów rzutu operacyjnego. Pomimo tej pozornie beznadziejnej sytuacji, prze­mysł radziecki stanął na wysokości zadania i w drugiej połowie 1941 roku wyprodu­kował 4800 czołgów nowych typów. N iektórzy obserwatorzy zachodni mówi li o kom­pletnie pozrywanych więziach ekonomicznych w ZSRR wskutek ewakuacji zakła­dów na wschód, ale musimy pamiętać o tym, że Rosjanie w ciągu drugiego półrocza 1941 roku wytworzyli więcej czołgów niż Niemcy przez cały ten rok (Niemcy tylko 3796, łącznie z działami samobieżnymi)1. To niebywałe osiągnięcie pozwoliło Armii Czerwonej nie tylko utrzymać równowagę czołgów z Niemcami na froncie, pomimo ciągłego ponoszenia dużych strat, ale też umożliwiło to Żukowowi na skoncentrowa­nie w grudniu 774 czołgów, w tym 222 typu T-34 i KW na skrzydłach Grupy Armii „Środek", na głównym kierunku przeciwnatarcia pod Moskwą. Wymuszona rezy­gnacja ze stosowania dużych formacji pancernych i konieczność posługiwania się taktyką współdziałania broni okazały się w końcu korzystne dla Armii Czerwonej. W gruncie rzeczy Niemcy dobrze by zrobili, gdyby skorzystali z doświadczeń zdoby­tych pod Jelnią i sami nauczyli się stosować taktykę współdziałania broni, szczególnie w obronie. Później, w marcu 1942 roku, po otrzymaniu większej liczby czołgów Ar­mia Czerwona mogła na nowo sformować korpusy pancerne, co bardzo jej pomogło wykorzystywać możliwości stwarzane przez przełamanie frontu wroga. Nie odrzu­cono jednak wówczas podstawowej zasady stosowania taktyki ścisłego współdziała­nia broni pancernej, piechoty i artylerii. 1 H. Schwartz, Introduction ta the Soviet Economy, Columbus 1968; H. Sberman, The Soyiet Economy, Boston 1969. 174 Ważne decyzje strategiczne podjęte przez radzieckie Naczelne Dowództwo w końcu czerwca i w pierwszej polowie lipca, a dotyczące wzmocnienia jak naj­szybciej podejść do Moskwy silami armii sprowadzonych z głębi kraju i z Ukrainy, należy widzieć w kontekście przedwojennej strategii ZSRR. Na Ukrainie stały wciąż nie zaangażowane w walką znaczne siły dawnego rzutu operacyjnego. Chociaż 7 lipca 1 Grupa Pancerna, należąca do Grupy Armii „Południe", przełamała na południe od Nowogrodu Wołyńskiego radzieckie umocnienia, zwane linią Stalina, to musiał minąć jeszcze miesiąc zanim siły Grupy Armii „Południe" zakończyły sukce­sem humańską operację okrążającą. Pomimo że był to poważny cios dla Frontu Południowo-Zachodniego, to jednak jego oddziały trzymały się dobrze i Kijów, główny cel ataku niemieckiego, wydawał siębyć na razie poza ich zasięgiem. Na początku sierpnia radzieckie Naczelne Dowództwo miało wciąż na Ukrainie dużą swobodę i możliwość przeprowadzania manewrów na wielką skalę, ponieważ dysponowało tam, a szczególnie na południu, znacznymi siłami, które nie miały jeszcze kontaktu bojowego z przeciwnikiem. Ta względna swoboda działań wywoływała jednak w Na­czelnym Dowództwie fałszywe poczucie pewności siebie. Potężna radziecka 5 Armia, działająca bezpośrednio na południe od bagien Prypeci i na zachód od Dniepru, wokół Korostenia, wycofała się na wschodni brzeg Dniepru dopiero po 21 sierpnia. O tym, że „Stawka" nie porzuciła jeszcze wówczas nadziei na wyko­rzystanie grupy operacyjnej z Ukrainy przeciwko skrzydłom Grupy Armii „Środek", świadczy wielka liczba jeńców pojmanych przez Niemców podczas okrążenia Ki­jowa. Chociaż rozwój wypadków postawił pod znakiem zapytania możliwość reali­zacji wypracowanej przed wojną strategii, to jednak nie odstąpiono od niej całkowi­cie. W połowie lipca wojna trwała zaledwie miesiąc, a mobilizacja rezerwy strate­gicznej dopiero się zaczynała. Za kilka tygodni, po zakończeniu pierwszego etapu mobilizacji, planowano przeprowadzić poważniejsze operacje. Pomimo wymuszo­nych zmian w ich planie strategicznym, Żuków i Stalin nie znajdowali sięjeszcze w obliczu kryzysu; w rękawie mieli bowiem jeszcze jednego asa. Działania na skrzydłach Grupy Armii „Środek" 13 lipca 1941 roku, gdy trwała obrona Smoleńska, licząca okoto dwadzieścia dywizji potężna 21 Armia pod dowództwem generała Fiodora Kuzniecowa rozpo­częła kontratak na południowe skrzydło Grupy Armii „Środek". Z operacją tą wią­zano wielkie nadzieje. Generał Kuzniecow należał do wąskiego kręgu wtajemni­czonych, którzy brali udział w lutowej grze wojennej i został przez Żukowa i Timo­szenkę specjalnie wybrany do przeprowadzenia tego kontrataku. Ważną rolę miał w niej odegrać VI Korpus Piechoty pod dowództwem generała Leonida Pietrow­skiego. Pierwszego dnia przeciwnatarcia oddziały tego korpusu przekroczyły Dniepr na łodziach i po mostach pontonowych i odbiły Rogaczew oraz Żłobin. Były to pierw­sze miasta odzyskane przez Rosjan podczas tej wojny. W walkach o nie szczegól­nie wyróżniła się 154 Dywizja Piechoty pod dowództwem pułkownika Jakowa Fo­kanowa, która przełamała opór niemiecki wokół Żłobina. Wraz z korpusem Pietrowskiego nacierał LXVI Korpus Piechoty pod komen­dą generała Rubcewa. Należąca do niego 232 Dywizja pod dowództwem generała Siergieja Niedwigina, wykorzystując osłonę gęstych lasów, posunęła się 80 kilome­trów na zachód i uchwyciła przeprawę przez Berezynę. Guderian, zdecydowany kontynuować jak najszybciej i bez przerw swój pochód na wschód, nie przejął się początkowo postępami kontrofensywy radzieckiej. Jego umysłem zawładnęła cał­kowicie wizja zdobycia Moskwy. Rosyjski nacisk na południowe skrzydło Grupy Armii „Środek" i na skrzydło jego 2 Grupy Pancernej uważał za uciążliwość a nie zagrożenie. To powszechne wśród niemieckich dowódców przekonanie, że Rosja­nie ciągle są zaskoczeni i zszokowani i nie są w stanie opracować spójnej strategii ani też prowadzić skoordynowanych operacji na dużą skalę, okaże się w końcu zgubne dla Wehrmachtu. Tymczasem na południowym skrzydle Grupy Armii „Środek" miały miejsce doniosłe wydarzenia. Właśnie tutaj i pod Jelnią zastosowana została po raz pierw­szy z powodzeniem strategia Żukowa i Timoszenki. Kontratak radzieckiej 21 Armii wywarł wpływ na całą strategię niemiecką. Opiszemy dalej, opierając się na źró­dłach niemieckich, jak silny byl nacisk rosyjski na południowe skrzydło Grupy Armii „Środek" i chociaż Guderian starał się możliwie długo ignorować to niebezpieczeń­stwo, to jego podkomendni, między innymi dowódca XXIV Korpusu Pancernego Geyr von Schweppenburg, nie potrafili uporać się z powstałą sytuacją. W końcu położenie południowego skrzydła niemieckiego stało się tak złe, że przełożeni Gude­riana w OKH, a zwłaszcza Haider, musieli zareagować na to w sposób uważany przez Guderiana za przesadny i szkodliwy dla dalszego przebiegu kampanii na wscho­dzie, a szczególnie dla powodzenia operacji moskiewskiej. XXIV Korpus Pancerny Guderiana donosił wczesnym rankiem 16 lipca, że 1 Dywizja Kawalerii musiała odpierać ataki dwóch dywizji radzieckich prowadzo­ne po obydwóch stronach Dniepru, 8 kilometrów na południe od Starego Bychowa. Meldował również, że 10 Dywizja Zmotoryzowana, znajdująca się na wschód od drogi Homel-Mohylew, naciskana jest mocno przez Rosjan od północy. Dowódca tego korpusu, generał von Schweppenburg, prosił o szybkie przysłanie na pomoc piechoty z XII Korpusu, należącego do 2 Armii von Weichsa, gdyż w przeciwnym razie jego oddziałom grozi zerwanie łączności z tyłami. Następnego dnia Guderian zadzwonił do von Klugego i spytał go, czy część XII Korpusu nie mogłaby zaatako­wać Mohylewa, odciążając w ten sposób XXIV Korpus Pancerny. Dowódca 4 Armii Pancernej musiał mu odmówić, ponieważ XII Korpus Armijny został już zwrócony frontem na południe, by bronić swojego własnego, zagrożonego skrzydła. Trudność polegała na tym, że von Weichs i sztab jego 2 Armii ze wszystkich stron zasypywani byli prośbami o pomoc piechoty. Von Weichs potrzebował pilnie XII Korpusu pod Starym Bychowem do zamknięcia luki, która wytworzyła się po­ Józef W. Stulin w swoim gabinecie na Kremlu General pułkownik Dmitrij G. Pawłów Marszalkowie Siemion K. Timoszenko i Grigorij Kulik na Kr rojennych w styczniu 1941 roku Stalin u omczemu swoich generałów podczas gier wojennych w styczniu .1941 roku. Stalin i ludowy komisarz spraw zagranicznych Wiaczesław M Mołotow Marszałek Ciieorgij K. Żuków Marszałek Aleksandr M. Wasilewski Marszalek Konstant in K. Rokossowski Marszałek [wan S. Koniew Marszałek Siemion M. Budionny m f Forsowanie Dniepru, 1941 rok Jelnia w sierpniu 1941 roku, wkrótce po opuszczeniu jej przez wojska niemieckie Samoloty nad Smoleńskiem podczas walk o miasto w lipcu 1941 roku Obsługa jednego z dział broniących Kijowa we wrześniu 1941 roku Spalony Smoleńsk w połowie lipca 194! roku, wkrótce po wkroczeniu do niego wojsk niemieckich Czołgiści radzieccy odbierają rozkazy, jesień 1941 roku Stalin na Kremlu, jesień 1941 roku Feldmarszałek Fedor von Bock 0eiłeral pułkownik Hem/. Guderian neralowie Franz Haider i Walter von Brauchitsch Generał pułkownik Hermann Hoth Generał pułkownik Alfred Jod! Generał Walter Warlimont Feldmarszałek Guenthcr von Kluge Niemcy przekrac/ują Dniepr, lipiec 1941 roku Niemcy atakują wzgórza Łukty w okolicy Witebska, lipiec 1941 roku między tąjednostką a LIII Korpusem Armijnym, który miał z kolei pełne ręce robo­ty, próbując bronić przepraw przez Dniepr w rejonie Nowego Bychowa. 16 lipca wczesnym popołudniem dowództwo LIII Korpusu oceniało, że jest on atakowany przez siedem dywizji radzieckich i że długo już się nie utrzyma. Chociaż XII Korpus dotarł do Bychowa bardzo szybko po wytężonym, forsownym marszu, to Rosjanom 18 lipca udało się przedrzeć na zachód od Rogaczewa i przy użyciu czołgów oraz nawały ognia artyleryjskiego odbić z rąk niemieckiej 167 Dywizji Piechoty miejsco­wość Strenki. Do 18 lipca 2 Armia walczyła z czterema zgrupowaniami wojsk rosyjskich: 1) ze słabą grupą przebijającą się przez bagna koło Pińska; 2) z dwoma dywizjami, w tym jedną zmotoryzowaną, atakującymi na południe od Bobrujska; 3) ze zgrupo­waniem żłobińsko-rogaczewskim, które związało LIII Korpus Armijny; 4) ze znaj­dującymi się również na zachód od Dniepru oddziałami radzieckimi wokół Nowego Bychowa i Rogaczewa, które 2 Grupa Pancerna ominęła w swoim marszu na wschód. Trzecie z wyżej wymienionych zgrupowań (żłobińsko-rogaczewskie) dys­ponowało potężnym wsparciem artylerii i było wzmacniane przez dodatkowe od­działy rosyjskie nadchodzące od Homla; Niemcy oceniali jego siłę na osiem do dziewięciu dywizji, nie licząc napływających posiłków. Były też zgrupowania rosyj­skie wokół Szkłowa, Kopysi i Orszy. Ta sytuacja wydała się von Weichsowi na tyle niebezpieczna, że zalecił on natychmiastowe zdobycie Homla, w przeciwnym bo­wiem razie nie da się zabezpieczyć skrzydła 2 Armii. Tymczasem, jak przewidywał, Rosjanie będą mogli ściągnąć pod Propojsk kolejne posiłki i skierować je przeciwko niemieckiemu XXIV Korpusowi Pancernemu. Von Bock odrzuci! prośbę von Weichsa, mówiąc, że zadaniem jego armii ma być przekroczenie Dniepru i marsz na północny wschód, w kierunku Smoleńska i Moskwy, „pozostawiając na lewym skrzydle jedynie niezbędną osłonę". Potem von Bock wydał von Weichsowi pisemny rozkaz dla jego 2 Armii, nakazujący prze­mieszczenie jej sił głównych na północny wschód, zaś XIII Korpus skierować się miał na południe, jednak tylko tak daleko, jak było to „absolutnie niezbędne". Von Bock zakończy! rozmowę z dowódcą 2 Armii, nazywając oddziały rosyjskie ataku­jące południowe skrzydło Guderiana „zbieraniną" i wyrażając opinię, że meldunki o zagrożeniu radzieckim są przesadzone. Teraz 2 Armia będzie mogła osłonić się tylko od strony Homla, natomiast siły główne jej IX, XIII i VII Korpusów będą musiały odejść na północny wschód. Gdy korpusy piechoty 2 Armii przygotowywały się jeszcze do forsowania Dnie­pru, XXIV Korpus Pancerny Guderiana wciąż przeżywał kryzys, nie otrzymując znikąd pomocy. Dowództwo tego korpusu spodziewało się, że Rosjanie przekroczą Soż pomiędzy Propojskiem a Kriczewem oraz odetną wszystkie oddziały niemiec­kie znajdujące się na wschód od tej rzeki. Już 19 lipca na odcinku 1 Dywizji Kawa­lerii Rosjanie wdarli się w głąb jej pasa obrony na głębokość 10 kilometrów, na południowy wschód od Starego Bychowa. Tego samego dnia oddziały radzieckie Południowe skrzydło 2 Grupy Pancernej atakowały nieustannie, przy użyciu czołgów i artylerii, cały odcinek frontu broniony pod Propojskiem przez 10 Dywizję Zmotoryzowaną, należącą do XXIV Korpusu Pancernego. Dywizji tej wyczerpały się już niemal zapasy amunicji. Guderian skiero­ 178 wał do von Klugego kolejną prośbę o pomoc ze strony XII Korpusu, ale dowódca 4 Armii Pancernej miał związane ręce - von Bock podjął już decyzję. 21 lipca dowódca 10 Dywizji Zmotoryzowanej zwrócił się z prośbą o pomoc bezpośrednio do von Weichsa, ale ten odparł, że nie może skierować żadnej ze swych dywizji na południe bez wyraźnego rozkazu z dowództwa Grupy Armii „Środek". Guderian zapisał w dzienniku wojennym swojej grupy, że jego oddziały atakowane gwałtow­nie pod Propojskiem „z rozgoryczeniem odnotowały" fakt wysłania Xli Korpusu na północny wschód, zamiast im na pomoc. Guderian zdał sobie z goryczą sprawę z tego, że Rosjanie wykorzystali długie, odsłonięte, południowe skrzydło jego 2 Gru­py Pancernej do odciążenia swoich wojsk walczących pod Smoleńskiem. 21 lipca 10 Dywizja Zmotoryzowana znalazła się już w takich opałach, że von Bock musiał ustąpić i zgodzić się na wysłanie XIII Korpusu do Propojska. Von Bock skomentował natarcie radzieckie w sposób następujący: „(...) imponujące rezultaty, jak na przeciwnika tak już mocno pobitego!". Operację odciążającą prze­prowadziła 23 lipca 17 Dywizja Piechoty, należąca do XIII Korpusu. Jednak na północny wschód od Propojska wciąż wrzała walka. 25 lipca inne jednostki piecho­ty z IX Korpusu zaczęły luzować 18 Dywizję Pancerną w rejonie Waszkowa, 29 Dywizję Zmotoryzowaną koło Sfrigina oraz 10 Dywizję Pancerną w wybrzu­szeniu jemeńskim. Kilka niezłomnych dywizji piechoty wyciągnęło kasztany z ognia za Guderiana. Zmuszony był on wówczas przyznać po raz pierwszy, że jego czołgi nie mogą wysforowywać się zbyt daleko do przodu bez wsparcia piechoty. 22 lipca Guderian skierował do von Klugego osobisty list, w którym znalazło się odkrywcze stwierdzenie: „Grupa pancerna zaangażowana jest w walki na obszarze o głębokości po­nad 100 kilometrów i zmuszeni jesteśmy działać na wielkich odległościach, po­ruszając się po bardzo marnych drogach. Zabezpieczenie skrzydeł (...) naszych rozrzuconych szeroko korpusów pancernych stało się bardzo trudne i zmusza nas do osłabienia sił awangardy". Guderian zakończył list prośbą o przydzielenie do jego grupy korpusu piechoty w sile dwóch do trzech dywizji, którego zadaniem byłoby zabezpieczenie skrzydeł i tyłów. Nie znamy reakcji von Klugego na ten list, ale musiał on ze smutkiem przy­pomnieć sobie swoje słowa, które skierował do Guderiana 9 lipca, w przeddzień pochopnego forsowania Dniepru przez tego ostatniego. Gdy Guderian i von Bock próbowali niezręcznie wyplątać się z niewygodnej sytuacji, która wytworzyła się nad brzegami Soży, na zachodnim brzegu Dniepru wciąż toczyły się zacięte walki. VII Korpus niemiecki otrzymał zadanie szturmo­wania Mohylewa. Zadanie to nie wyglądało obiecująco, ponieważ Rosjanie broniący Mohylewa nie przejawiali chęci poddania się. Mimo że zostali oni odcięci od reszty sił radzieckich, to jednak otrzymywali zaopatrzenie drogą lotniczą. Sytuacja pod Mohylewem, gdzie broniła się rosyjska 13 Armia pod dowódz­ twem generała Fiodora Remizowa, była niewygodna zarówno dla nacierających, jak i dla obrońców. Przekroczenie Dniepru 11 lipca przez grupę pancerną Guderia­ na zagroziło poważnie skrzydłom 13 Armii. Teraz walki nasilały się, dzień i noc trwała intensywna wymiana ognia. Pod Mohylewem okrążone zostały cztery ra­ dzieckie dywizje piechoty oraz niektóre oddziały 61 Dywizji Piechoty i XX Korpusu Zmechanizowanego. 17 lipca niemiecka 3 Dywizja Pancerna zdobyła Kriczew i wy­ szła na tyły radzieckiej 13 Armii, okrążając część jej sił w rejonie Czausy. 13 i 4 Annie musiały toczyć ciężkie boje, szczególnie wokół Mohylewa, Czausy i Kricze­ wa. Broniły się one na obszarze rozciągającym się 100 kilometrów ze wschodu na zachód. W czasie zaciekłych walk oddziały 13 i 4 Armii zadały Niemcom poważne straty. Od 11 do 17 lipca, podczas bitwy toczącej się pomiędzy Dnieprem a Sożą, zniszczyły one: 186 czołgów, 25 pojazdów opancerzonych, 227 ciężarówek, 27 dział, 11 samolotów i 109 innych pojazdów mechanicznych. Zginęło podczas tych walk wielu żołnierzy niemieckich. Te dwie armie rosyjskie powstrzymywały Niemców na linii Soży i ustabilizowały obronę w pasie od Mścisławia do Kriczewa do ł sierp­ nia, zaś dalej na południe na linii Kriczew-Propojsk aż do 8 sierpnia. Ludność cywilna także wspierała okrążone pod Mohylewem wojska radziec­ kie. Na wezwanie partii komunistycznej około 45 tysięcy osób uczestniczyło w bu­ dowie umocnień. W przeciągu tygodnia wykopali oni wokół miasta linię okopów i pułapek przeciwczołgowych rozciągającą się wzdłuż łuku o długości około 25 kilo­ metrów. Dodatkowo wzniesiono barykady w samym Mohylewie. Sformowano i przeszkolono w obchodzeniu się z bronią, a także w sabotażu, liczącą około 12 tysięcy gwardię ludową. 1 lipca generał Bakunin, dowodzący obroną Mohyle­ wa, meldował dowódcy 13 Annii, generałowi Gierasimience: „Już drugi dzień to­ czymy zacięte walki z dużo silniejszym przeciwnikiem. Na razie trzymamy się mocno, ale zaczyna nam brakować amunicji. Kiedy otrzymamy nowe dostawy?". Okrążonym oddziałom udawało się do 26 lipca wypełniać rozkaz Timoszenki, , polecający bronić Mohylewa za każdą cenę i odpierać wszystkie ataki niemieckie. Szczególnie dużą aktywność wykazywała 172 Dywizja Piechoty pod dowództwem generała Michaiła Romanowa. Wspólnie z dywizjami znajdującymi się na prawym skrzydle 21 Armii, które prowadziły przeciwnatarcie w kierunku Mohylewa od po­ łudnia, otoczone oddziały ograniczały swobodę manewru XLVI i XXIV Korpusów z grupy pancernej Guderiana. 11 i 12 lipca Niemcy podjęli próbę przełamania obro­ ny 338 pułku piechoty, należącego do 172 Dywizji Piechoty, który bronił podejść do Mohylewa. W ciągu jednego dnia wałki pułk ten, dowodzony przez pułkownika Siergieja Kutiepowa zniszczył trzydzieści dziewięć czołgów niemieckich i trzy sa­ moloty - całkiem niezły wynik, jak na armię, o której Niemcy sądzili, że ucieka w rozsypce po przegraniu bitwy granicznej. Tymczasem Guderian zapewniał Hitle­ra, że droga do Moskwy stoi otworem i należy tylko, nie oglądając się na nic, ma­szerować na wschód. Krwawe boje toczyły się też na innych odcinkach linii obrony 172 Dywizji Pie­choty. 747 pułk piechoty pod dowództwem podpułkownika Andrieja Szczegłowa odpiera! od sześciu do ośmiu niemieckich ataków dziennie. Żołnierze tego pułku walczyli do ostatniego naboju. Po wyczerpaniu wszelkich możliwości dalszego prowadzenia obrony, dowódca 172 Dywizji Piechoty nakazał podjęcie nocą 26 lipca próby przedarcia się na wschód. Po bohaterskich walkach części dywizji udało się wyrwać z okrążenia i dołączyć do radzieckich sił głównych. Wielu żołnierzy zginęło; ci, którzy przeżyli, ale nie przedarli się przez linie niemieckie, schronili się w lasach i rozpoczęli walkę partyzancką. Oddziały pozostałe w Mohylewie walczyły do końca, ponieważ nie miały już nadziei odwrotu. By zamknąć nieprzyjacielowi drogę przez Dniepr, wysadziły one w powietrze ostatni most na tej rzece. Były skazane na śmierć, ale walczyły jesz­cze przez cały następny dzień. 27 lipca Niemcy wkroczyli do miasta. Historyk nie­miecki, Paul Carell, stwierdza, że podczas walk o Mohylew dostało się do niewoli 12 tysięcy żołnierzy rosyjskich. Niewielu było wśród nich oficerów, ponieważ, jak uważa autor, woleli oni zginąć w walce lub popełnić samobójstwo niż oddać się do niewoli. Na Niemcach wielkie wrażenie wywarło to, że większość obrońców mia­sta walczyła dzielnie, do końca spełniając swój obowiązek. Uczestniczący w tych walkach późniejszy marszałek Iwan Jakubowski pamię­ta, że właśnie pod Mohylewem zetknął się po raz pierwszy z okrucieństwem i be­stialstwem niemieckim. We wsi Stare Czemodany Wehrmacht podpalił trzy domy pełne rannych żołnierzy radzieckich3. Takie postępki rozpalały tylko gniew Rosjan i budziły w nich gotowość do walki na śmierć i życie, w celu przepędzenia najeźdź­ców niemieckich z ziemi rosyjskiej. Bohater obrony Mohylewa, generał Romanow, został ciężko ranny podczas próby wyrwania się z okrążenia, dostał się do niewoli i zmarł w niemieckim obozie dla jeńców rosyjskich (dulagu). jego los podzieliła niezliczona rzesza żołnierzy radzieckich. Pomimo że po upadku Mohylewa Rosjanie utracili kolejny punkt oparcia nad Dnieprem, Niemcy zaś uzyskali przyczółek na wschodnim brzegu Soży (dzięki przy­byciu na czas XIII Korpusu), to Armia Czerwona nie rezygnowała najwyraźniej z prowadzenia aktywnej obrony na linii obydwu tych rzek. Wojska radzieckie dys­ponowały wciąż silnymi punktami oparcia nad Dnieprem w rejonie Rogaczewa i Żło­bina oraz nad Sożą pod Kriczewem. Co więcej, rosyjskie jednostki kawalerii działa­ły aktywnie na dalekich tyłach niemieckich, zagrażając przecięciem linii kolejowej Mińsk-Bobrujsk. 23 lipca oddziały Frontu Zachodniego przeprowadziły uderzenie w rejonie Rosławla, a w ciągu następnych dwóch dni w rejonie Białego i Jarcewa. Udało im się osiągnąć pewien postęp, przełamując uporczywą obronę niemiecką 21. Jakubowski, Niemiet-kmtszczyj podwig, „Sztandar Lenina" (Kijów) 1966, nr z 23 sier­pnia. i zmuszając dowództwo niemieckie do rzucenia przeciwko nim całej 3 Grupy Pan­cernej. Wojskom dowodzonym przez Chomienkę, Kalinina i Rokossowskiego udało się posunąć naprzód o około 5 do 12 km. Szczególny sukces odniosła grupa ka­walerii Gorodowikowa. 24 lipca udało jej się przedrzeć do rejonu na zachód od Bobrujska i wyjść na głębokie tyły 2 Grupy Pancernej oraz 2 Armii, przecinając skutecznie ich linie komunikacyjne. Nie dysponując żadnymi silami, które mogłyby powstrzymać to przełamanie, von Bock zwrócił się o pomoc do OKH. Nie mając innego wyjścia, Brauchitsch wyznaczył do tego celu trzy dywizje piechoty z odwo­du, którym udało się wreszcie zatrzymać Gorodowikowa. 28 lipca niemiecki LIII Korpus, znajdujący się na zachód od Rogaczewa, przez 14 godzin był ostrzeliwany przez artylerię rosyjską, a później musiał odpierać natar­cie całej radzieckiej dywizji. XIII Korpus przeżywał podobne trudności po tym, jak przejął od XXIV Korpusu Pancernego obronę przyczółka pod Priczewem. 30 lipca 2 Armia musiała przerwać swoją ofensywę w kierunku na Dniepr i Soż na cztery do pięciu dni, ponieważ zapasy amunicji w jej dywizjach spadły do poziomu 20 do 60 procent normalnego stanu. 13 lipca, podczas konferencji z Hitlerem, Haider wyraził swoje zaniepokojenie działaniami radzieckimi na skrzydłach Grupy Armii „Środek". Zalecał, by przed podjęciem dalszej ofensywy na Moskwę zabezpieczyć skrzydła. Greiflenberg, szef sztabu Grupy Armii „Środek" przekazał tego samego dnia opinię Haidera von Boc­kowi. Według relacji Greiffenberga, Haider proponował, aby po odpoczynku i do­konaniu napraw w okolicach Smoleńska skierować 2 Grupę Pancerną na południe, na tyły głównego radzieckiego zgrupowania na Ukrainie. Hoth powinien wykonać podobny manewr na północy, kierując część swojej 3 Grupy Pancernej w stronę Grupy Armii „Północ". Pozostała część Grupy Pancernej Hotha powinna wspierać główne natarcie 4 i 9 Armii na Moskwę. Von Bock zareagował szybko (można się było tego spodziewać) na tę zmianę planów OKH. Po konferencji z von Klugem, który wciąż uważał, że zdobycie Moskwy powinno być celem najważniejszym, von Bock wysłał do Prus Wschodnich bawiącego przypadkowo w jego kwaterze puł­kownika Schmundta, adiutanta Hitlera. Miał on w jego imieniu zaprotestować prze­ciwko projektowanym posunięciom Haidera. Ten jednak nie dał się odwieść od wprowadzenia swego planu w życie i wyprawił swoich dwóch wysłanników do Grupy Armii „Środek". OKH zdecydowało, że najwyższy czas wprowadzić do strategii poważne poprawki, mające zapobiec dalszemu pogarszaniu się sytuacji na skrzydłach Grupy Armii „Środek". Problem polegał jednak na tym, że niektórzy z generałów liniowych, szczególnie Guderian i von Bock, wciąż wierzyli naiwnie, że zdobędą Moskwę jeszcze przed nadejściem zimy. Wahania OKH: przyczyny późniejszych problemów z Guderianem Rankiem 21 lipca Brauchitsch i Heusinger przybyli do dowództwa Grupy Armii „Środek" w Borysowie, aby wyjaśnić najnowsze zamiary strategiczne OKH. Pod­czas wstępnej dyskusji Brauchitsch powiedział, że pierwszym celem jest okrążenie Smoleńska i wyeliminowanie otoczonych tam oddziałów rosyjskich. Później należy poczynić przygotowania do wysłania w początkach sierpnia 2 Armii i 2 Grupy Pan­cernej na Ukrainą. Słowa te nie podobały się von Bockowi. Kiedy opuścił na chwilę pokój, von Kluge skorzystał z okazji i poczynił kilka krytycznych uwag na temat stylu dowodzenia von Bocka. Wracając, dowódca Grupy Armii „Środek" usłyszał ten fragment rozmowy i wpadł we wściekłość. Powiedział wówczas, że von Kluge już od dawna jest jego wrogiem, zaś jego próżność jest ogólnie znana. Wzajemna niechęć datowała się od czasu planowania operacji „Barbarossa", kiedy to pokłócili się na temat najlepszej metody posługiwania się czołgami. Kiedy Brauchitsch powrócił tego samego dnia z Borysowa, Haider był już go­towy przedstawić mu szczegółowo swój nowy plan działań dla Grupy Armii „Śro­dek": 1) von Kluge, obecnie dowódca 4 Armii Pancernej powinien przejąć dowo­dzenie nad południowym skrzydłem Grupy Armii „Środek", to jest 2 Grupą Pancer­ną i południową częścią 2 Armii; 2) siły von Klugego należy oddzielić od Grupy Armii „Środek" i skierować na południowy wschód, gdzie przeszłyby pod komendę Grupy Armii „Południe" von Rundstedta; 3) grupa von Klugego powinna stamtąd ruszyć na wschód z ostatecznym zadaniem zajęcia Stalingradu; 4) 9 Armia Straussa powinna zostać podzielona -jej południowe skrzydło powinno przyłączyć się do 2 Armii von Waichsa, zaś północne skrzydło do Grupy Armii „Północ", która z kolei powinna skierować część swych sił, z 16 Armią i 4 Grupą Pancerną włącznie, na południe; 5) Grupa Armii „Środek", składająca się obecnie z 2 Annii i 3 Grupy Pancernej, powinna nacierać na wschód przez Chołm i Bołogoje, podchodząc do Moskwy od północy i od południa, otoczyć to miasto i zdobyć je przy pomocy Gru­py Armii „Północ"; 6) Grupa Annii „Środek" powinna nacierać dalej aż do osią­gnięcia w końcu 1941 roku linii środkowej Wołgi pod Kazaniem. Po wojnie Haider stwierdził, że „ostatecznym celem Hitlera było wyeliminowanie Rosji jako mocar­stwa europejskiego w krótkim czasie. OKH wiedziało, że jest to nieosiągalne z woj­skowego punktu widzenia, ale Fiihrer nigdy nie był w stanie zdać sobie z tego spra­wy". Jak jednak widzimy, na podstawie zaprezentowanego powyżej planu, szef Sztabu Generalnego ponosi co najmniej taką samą winę, jak Hitler za przecenianie możliwości Wehrmachtu w 1941 roku. W swoich pamiętnikach Guderian cytuje słowa Haidera według memorandum OKH z 23 lipca 1941 roku, w którym szef Sztabu Generalnego wytycza takie cele, jak napisaliśmy powyżej. Dowódca wojsk pancernych usiłuje tutaj udowodnić, że Haider uważał zdobycie Ukrainy za ważniejsze od zdobycia Moskwy, ale to z pew­nością nie było prawdą. Von Bock zareagował gwałtownie na ten komunikat OKH i przesłał natychmiast do Prus Wschodnich swoje zastrzeżenia. Napisał tam, że jeśliby przeprowadzono proponowaną reorganizację, to należałoby rozwiązać do­wództwo Grupy Annii „Środek", gdyż stałoby się ono „zbędne" wobec rozbicia tej grupy na trzy części. W rzeczywistości szef Sztabu Generalnego musiał nagiąć się I 83 do warunków i zmienić swój pierwotny plan tak, aby zaradzić problemom Grapy Armii „Środek" na jej południowym skrzydle i problemom Grupy Armii „Południe" na Ukrainie. Główną myślą nowej strategii Haidera było skierowanie na początku sierpnia całego wysiłku na południe. Ważne elementy Grupy Armii „Środek", w tym 2 Grupa Pancerna i niektóre jednostki 2 Armii, powinny być przekazane Grupie Armii „Południe". Tymczasem część sił Grupy Armii „Północ" powinna być rów­nież przesunięta na południe w celu wsparcia głównego ataku na Moskwę, prowa­dzonego przez pozostałą część 2 Armii i 3 Grupę Pancerną. W myśl tego planu część jednostek 9 Armii byłały przyłączona do 2 Armii, a pozostałe przeszłyby pod dowództwo Grapy Armii „Północ", która prawdopodobnie musiałaby przesunąć szturm Leningradu po zdobyciu Moskwy. Haider zbyt późno doszedł do tych wniosków i dlatego miał poważne problemy z przekonaniem o ich słuszności Hitlera. Przed 17 lipca Haider przekonywał Fiihre­ra o konieczności wysłania na północ 3 Grupy Pancernej, aby wspierała tam Grupę Armii „Północ". Hitler przywiązany był do tego pomysłu już od czasu, kiedy prze­konał go do niego Jodl, posługując się przy tym tak zwanym studium Lossberga, przeprowadzonym przez OKW w grudniu 1940 roku. Porażka poniesiona 20 lipca przez Hotha pod Wielkimi Lukami utwierdziła go w przekonaniu, że przed jakimkol­wiek marszem na wschód, w kierunku Moskwy, należy rozprawić się najpierw z woj­skami rosyjskimi stojącymi na przeciw Grupy Armii „Północ". Tak więc błąd Hai­dera pod Wielkimi Łukami miał podwójnie niekorzystne skutki. Nie tylko doprowa­dził do pogorszenia sytuacji na północnym skrzydle Grapy Armii „Środek", ale też umocnił fałszywe przekonania Hitlera. Na Fuhrerze złe wrażenie wywarło też nie­powodzenie Grapy Armii „Środek" przy zamykaniu okrążenia wojsk radzieckich wokół Smoleńska. To jednak było skutkiem raczej niechęci Guderiana do opuszcze­nia Jelni niż jakiegoś bezpośredniego błędu Haidera. Od trzeciego tygodnia lipca bieg wydarzeń zaczął wyprzedzać plany Haidera. Okazało się, że wprawił on już w rach siły, których nie był w stanie dłużej kontrolować. Wkrótce los spłata szefo­wi Sztabu Generalnego okrutnego figla; będzie to jednak sytuacja sprowokowana przez niego samego. 27 lipca Guderian i jego szef sztabu Freiherr von Liebenstein polecieli do kwa­tery głównej Grupy Armii „Środek" w Borysowie. Oczekiwali, że usłyszą tam, iż 'nowym zadaniem 2 Grupy Pancernej będzie atak w kierunku na Moskwę lub Briańsk, lecz von Bock przekazał im, ku zdumieniu Guderiana, rozkaz Hitlera nakazujący 2 Grapie Pancernej okrążyć, we współdziałaniu z 2 Armią, osiem do dziesięciu dywizji rosyjskich znajdujących się w okolicach Homla. Zdaniem Guderiana ozna­czało to „wysyłanie czołgów z powrotem w stronę Niemiec". Łatwo było przewi­dzieć jego reakcję na ten rozkaz i była to też zapowiedź jego zachowania w przy­szłości. Najpierw powiedział on von Bockowi, że jego oddziały nie będą w stanie podejmować żadnych nowych operacji przed 5 sierpnia, a później tylko w tym wy­padku, jeżeli z odpowiednim wyprzedzeniem otrzymają materiały pozwalające im „aprawe. i doposażenie czołgów. Słowa dowódcy grupy pancernej opierały się części na rzeczywistości. 29 lipca jego 2 Grupa Pancerna donosiła, że na 25 lipca tylko 263 czołgi typu Panzer 2,3 i 4 znajdują się w gotowości bojowej. Do tego dnia oddział ten utracił 20 271 żołnierzy, otrzymał zaś w ramach uzupełnień tylko 10 tysięcy żołnierzy. 2 Grupa Pancerna liczyła w chwili rozpoczęcia wojny 113 500 żołnierzy i 953 czołgi. Guderianowi chodziło jednak o wywarcie nacisku na von Bocka. Określił on również teren na południe i południowy zachód jako „niemożli­wy do przebycia" i prosił von Bocka o zgodę na kontynuowanie marszu na wschód. Von Bock zdołał uspokoić Guderiana i zapewnił go, że nie będzie on musiał wysyłać swoich czołgów aż do Homla nad Sożą. Ten rejon umocniony zdobywać będzie 2 Armia, która jak możemy dodać, przeżywałajuż ciężkie chwile pod Roga­czewem i Żłobinem. Następnie von Bock przekazał dowódcy wojsk pancernych wiadomość o odwiedzinach Brauchitscha wcześniej, tego ranka, i o tym, że oni obaj doszli do wniosku, iż 2 Grupę Pancerną należy skierować na Rosławl a nie na Homel. Aby osłodzić to zadanie Guderianowi, dowódca Grupy Armii „Środek" po­wiedział mu też, że na czas operacji roslawlskiej przekazuje pod jego komendę VII i IX Korpusy Armijne. Teraz presja na Guderiana zelżała, przynajmniej czasowo. Operacja rosławlska podobna była do tej, którą on sam zalecał od 20 lipca, jako najlepszy sposób zabez­pieczenia południowego skrzydła 2 Grupy Pancernej podczas jej natarcia na Mo­skwę. Z rejonu Rosławla wychodziły kontmatarcia radzieckie, które, idąc wzdłuż rzeki Soż, nękały od 18 lipca XXIV Korpus Pancerny, oraz przeprowadzane od 24 lipca wzdłuż rzeki Stomat ataki na XLVII Korpus Pancerny. Już przed 27 lipca Guderian poczyni! plany zlikwidowania zagrożenia rosławlskiego przed wyrusze­niem na Moskwę. Z tego właśnie powodu rozkazał 23 lipca XXIV Korpusowi Pan­cernemu pozostać w rejonie Propojska i Czerikowa już po tym, jak przybył na po­moc XIII Korpus Piechoty. Tam korpus pancerny powinien oczekiwać na zaopa­trzenie w paliwo i amunicję, niezbędne do ataku na Rosławl. Guderiana ucieszyło to, że jego grupa pancerna zostanie wzmocniona dwoma korpusami piechoty a nie tylko jednym, o który sam prosił 22 lipca. Dzięki temu 2 Grupa Pancerna będzie w stanie również zdobyć Kriczew nad Sożą, stanowiący kolejny cierń w jej pra­wym skrzydle. Guderian powiedział von Bockowi, że nie będzie w stanie wyruszyć na Homel przed 5 sierpnia. Jednakże operacje na Rosławl i Kriczew był on w sta­nie rozpocząć już 1 sierpnia. Zpunktu widzenia Guderiana można było poczekać z konfrontacją z Hitlcren i OKH aż do zakończenia operacji rosławlsko-kriczewskiej. Dowódca wojsk pan cernych wiedział dobrze, że OKH zrobi wszystko, aby przekonać Fuhrera o ko nieczności szybkiego ataku na Moskwę. Nie podobał mu się jednak plan Haider zawarty w komunikacie OKH z 23 lipca. Guderian uważał, że konieczne będzi dokonanie dalekiego zagonu jego grupy pancernej na południe od Moskwy, praw dopodobnie przez Briańsk i Okę. Nie zgadzał się natomiast całkowicie z planet Położenie wojsk Grupy Armii „środek" i Grupy Armii „Północ" 21 lipca 1941 roku Haidera zdobycia Moskwy wyłącznie siłami dwóch armii piechoty i 3 Grupy Pan cernej. Nie podobał mu się też pomysł odłączenia jego grupy pancernej od Grup) Armii „Środek" oraz wysłania jej na Ukrainę i nad dolną Wołgę. Próżność Guderia­na była zbyt wielka, by mógł znieść taką zniewagę ze strony OKH. Jeśli Moskwj raa być zdobyta, to na czele wojsk niemieckich kroczyć musi grupa pancerna Gu­deriana. Koledzy znali jego wysokie mniemanie o sobie, wziął to pod uwagę takżs von Bock. 9 lipca, przed forsowaniem Dniepru, von Bock poważnie brał pod uwagę moż­liwość wycofania jednostek pancernych i zmotoryzowanych na tyły, w kierunki 3 Grupy Pancernej, która już przekroczyła Dżwinę i osiągnęła dobre pozycje wyj­ściowe do okrążenia Smoleńska od północy i do ataku stamtąd na wschód. Jednak­że szef sztabu von Klugego, Blumentritt, wyperswadował mu ten pomysł. Obawiai się on bowiem reakcji Guderiana na takie traktowanie, które tamten uznałby zs ujmę dla siebie. Już wcześniej, podczas operacji okrążającej wokół Mińska, Gude­rian okazał swoją zaborczość w stosunku do oddziałów, które chciano, choćby cza­sowo, przekazać pod inne dowództwo. Człowiek ten miał taką osobowość, że przeć rozpoczęciem kampanii we Francji rozkazał namalowanie dużej białej litery „G" na każdym pojeździe należącym do jego grupy pancernej. Praktykę tę kontynuował w Polsce i w Rosji. Lepiej byłoby dla Haidera, gdyby pamiętał o tej ważnej eesze silnego charakteru Guderiana. Po komunikacie OKH z 23 lipca dowódca wojsk pancernych uznał, że Haider jest do niego wrogo nastawiony i nie wahał się potem przy pierwszej sposobności zdradzić szefa Sztabu Generalnego. Jakkolwiek Haide­rowi nie udało się na razie zgłębić psychiki Guderiana, to Hitler się już na nim poznał i 29 lipca wysłał swojego adiutanta Schmundta, aby wręczył mu w jego imieniu Dębowe Liście do otrzymanego wcześniej Krzyża Rycerskiego. Tym odznacze­niem zaskarbił sobie wdzięczność dowódcy wojsk pancernych, który był teraz jesz­cze bardziej przekonany o tym, że będzie mógł w przyszłości manipulować Fuhre­rem. Guderian wykorzystał też wizytę Schmundta do przekazania H itlerowi osobi­stego przesłania, w którym podkreślał, że Moskwa jest ważniejszym celem strate­gicznym niż Ukraina. Sam Hitler nie byl w końcu skłonny przechodzić do porządku nad radami Guderiana, tak jak to potrafił robić z radami Haidera, i ta skłonność Fiihrera wywrze później poważny wpływ na realizację planów szefa Sztabu Gene­ralnego i na przebieg całej wojny na wschodzie. Zbliżał się czas ostatecznej próby sił pomiędzy Hitlerem, OKH a Guderianem. Przegranymi w tej potyczce będąjak zwykle żołnierze, którym przyjdzie zapłacić życiem za błędy swoich dowódców. Guderian i operacja rosławlsko-kriczewska Omówione już przez nas szczegółowo bitwy wokół Smoleńska, toczone w łipci i sierpniu 1941 roku. nie interesowały Guderiana tak, jak operacja rosławłsko-kri czewska, która jego zdaniem była absolutnie niezbędna do zabezpieczenia podsta 18­ wy wyjściowej do uderzenia na Moskwę. Po upadku Mohylewa, 27 lipca, jednostki 2 Armii niemieckiej zaczęły coraz liczniej przekraczać Dniepr na północ i na połu­dnie od Starego Bychowa. 2 Armia dotarła do Soży 25 lipca, kiedy to jej XII Korpus osiągnął rejon Propojsk-Czerikow. Kolejne, liczniejsze posiłki dotarły tam 28 lipca z chwilą zluzowania przez XII Korpus XXIV Korpusu Pancernego na przyczółku kriczewskim, położonym na wschodnim brzegu Soży. Tymczasem daleko na zacho­dzie LIII Korpus nie był jeszcze w stanie sforsować Dniepru na skutek obecności silnych wojsk radzieckich w rejonie Rogaczewa i Żłobina. W czasie przygotowań do ataku na Rosławl, Guderian zdecydował się wtajem­niczyć dowódców dwóch korpusów piechoty (VII i IX), przyłączonych ostatnio do jego grapy pancernej, w swoje plany wywalczenia zwycięstwa. Nie obyło się bez uwagi Guderiana skierowanej do generała Freichergeyera, dowódcy IX Korpusu, na temat tego, że „(...) nowo przyłączone korpusy piechoty, które dotychczas pra­wie że nie uczestniczyły w walce z Rosjanami, nauczyć trzeba moich [Guderiana] metod atakowania". Guderian zanotował późnej, że von Schweppenburg jego daw­ny przełożony z Truppenamtu Ministerstwa Reichswehry a potem z V Okręgu Woj­skowego w Wuerzburgu, początkowo się z nim nie zgadzał, ale po operacji rosławl­skiej go zrozumiał. W rzeczywistości uwagę o tym, że oddziały jego IX Korpusu nie przeszły jeszcze chrztu bojowego, jego dowódca uznał za osobistą zniewagę; nie mógł też powstrzymać się od komentarza, że tylko jego jedna 137 Dywizja straciła w boju od 22 czerwca 2050 żołnierzy. Przytoczone powyżej słowa Guderiana skie­rowane do dowódcy IX korpusu ilustrują dobrze stosunek tego pierwszego do pie­choty. Uważał on najwyraźniej, że skoro podczas natarcia jego oddziały pancerne zawsze idą na przedzie, to oznacza to, iż ty Iko one zaangażowane są w przełamy­wanie obrony przeciwnika. W myśleniu takim Guderian nie był odosobniony. Wielu dowódców niemieckich oczekiwało, że oddziały piechoty będą wytężać siły do granic ludzkiej wytrzymało­ści podczas długich przemarszów w trudnym terenie, a potem będą bronić trudnych do utrzymania pozycji bez wyposażenia w odpowiednią broń. Piechoty nie uważa­nojuż za „królową broni" i jednostki piechoty były gorzej uzbrojone, gorzej ubrane i wyekwipowane oraz otrzymywały uzupełnienia skąpiej niż inne rodzaje sił zbroj­nych. OKH ciągle przeciążało oddziały piechoty i przez całą wojnę nie potrafiło w gruncie rzeczy ich właściwie wykorzystać. Plan okrążenia Rosławla był dosyć prosty. Południowe skrzydło stanowić miał XXIV Korpus Pancerny, który we współdziałaniu z VII Korpusem Piechoty miał przekroczyć Soż. Jednostki pancerne otrzymały zadanie odcięcie miasta od połu­dnia i wschodu, podczas gdy VII Korpus podejść miał od zachodu i północnego zachodu. Drugie skrzydło okrążenia stanowić miał IX Korpus Armijny, który, wy­chodząc z okolicy na południe od wybrzuszenia jelneńskiego, skierować się miał wzdłuż Desny i maszerować na Kowale i Kosaki. Piechota z IX Korpusu i czołgi z XXIV Korpusu Pancernego winny spotkać się na północny wschód od Rosławla, na zachód od Desny. W ten sposób powstał stosunkowo mały kocioł; Niemcy wzięli w nim 38 561 jeńców radzieckich. Atak na Rosławl rozpoczął się ł sierpnia od wymarszu XXIV Korpusu Pancer­nego. VII i IX Korpusy Armijne ruszyły dopiero 2 sierpnia. Guderian obawiał się, że generał von Schweppenburg może opóźnić wymarsz swojego fX Korpusu i dla­tego osobiście udał się do jego kwatery, by przypomnieć swemu dawnemu dowód­cy o ważności operacji przecięcia i opanowania drogi Mścisław- Rosławl. Na wszelki wypadek Guderian wyruszył razem z oddziałami IX Korpusu, by także jego żołnie­rzom dać do zrozumienia, jak ważne jest ich zadanie i jak potrzebny jest pośpiech. Dowódca wojsk pancernych był przekonany, iż jego obecność pobudza jego od­działy do dokonywania wielkich czynów. Pomimo jednak początkowych sukcesów odniesionych przez XXIV Korpus Pancerny, głównie przez „Grupę Eberbacha" utworzoną z 4 Dywizji Pancernej, której udało się 3 sierpnia podejść do Rosławla od południa, IX Korpus nie był w stanie poczynić dużych postępów. 2 sierpnia 137 i 292 Dywizje Piechoty usiłowały bez powodzenia dojść do szosy Rosławl-Mo­skwa. Chociaż opór radziecki był tu słaby, to jednak drogi były tak złe, że 292 Dywizja utknęła w bagnach wokół Kostyri. Obu jednak tym dywizjom udało się przejść tego słonecznego i ciepłego dnia 30 kilometrów. Następnego dnia 4 Dywi­zja Pancerna zdobyła Rosławl i wysłała stamtąd oddziały drogą moskiewską do na­wiązania kontaktu z 292 dywizją. W ten sposób zamknięty został kocioł rosławlski. Operacja ta przebiegła gładko, przy niewielkich opóźnieniach i zmianach planu operacyjnego. Manewr ten można uznać za podręcznikowy przykład dobrych wy­ników osiągniętych dzięki ścisłej współpracy broni pancernej i piechoty. Cele wyty­czone w planie niemieckim nie były tym razem nieosiągalne w krótkim czasie dla piechoty i, w przeciwieństwie do manewrów okrążających pod Wielkimi Łukami i Smoleńskiem, operacja rosławlska doprowadziła do wyraźnej poprawy taktycznej sytuacji Wehrmachtu. Nie można jednak powiedzieć, że likwidacja kotła rosławl­skiego przebiegała całkowicie bez trudności. Podczas gdy 5 sierpnia czołowe od­działy 137 Dywizji Piechoty, popędzane szorstko przez Guderiana, dotarły do De­sny pod Bogdanowem, to prawoskrzydłowe oddziały tej dywizji broniły wciąż pół­nocno-wschodniej części pierścienia wokół Rosławla, nad rzeką Oster, przed silny­mi rosyjskimi atakami wspieranymi bronią pancerną i artylerią. Wreszcie 5 sierp­nia, po tym jak 137 Dywizji skończyły się niemalże zapasy amunicji, Rosjanom udało się przerwać pierścień okrążenia w pobliżu Kosaków i przejść przez Oster. 137 Dywizja była tutaj atakowana zarówno od strony kotła, od zachodu, jak i zza Desny, od wschodu. Niektóre jednostki 4 Dywizji Pancernej otrzymały rozkaz przyj­ścia z pomocą atakowanej dywizji, ale przybyły one zbyt późno, aby zapobiec utra­cie Kosaków. Dopiero 6 sierpnia, po przybyciu wojsk 292 Dywizji Piechoty i od­działów 137 Dywizji Piechoty znad Desny, udało się Niemcom odbić Kosaki i defi­nitywnie zamknąć pierścień okrążenia. Gdyby współpraca pomiędzy niemiecką pie­chotą a bronią pancerną była jeszcze bardziej ścisła, operacja rosławlska przebie­głaby bez zakłóceń, ale i tak jej wyniki można uznać za dobre, dzięki temu, że była ona prowadzona na stosunkowo niewielkim obszarze. Sukces operacji rosławlskiej tak podbudował Guderiana, że po odbyciu 4 sierp­nia w Borysowie konferencji z Hitlerem, na której nie podjęto żadnych wiążących decyzji, nakazał on swemu sztabowi przygotowanie planu natarcia na Moskwę. Wieczorem 9 sierpnia zaproponował więc von Bockowi, żeby XXIV Korpus Pan­cerny, nacierający obecnie z okolicy na południowy zachód od Rosławla w kierun­ku na wschód od Kriczewa, zmienił front i pomaszerował na północny wschód, na Wiaźmę. Guderian chciał, żeby jego czołgi atakowały na południowym skrzydle, wzdłuż drogi Rosławl-Moskwa, zaś piechota jego dwóch korpusów w centrum i na północnym skrzydle. Grupa pancerna powinna nacierać w kierunku na Wiaź­mę, przez Spas-Demiańsk. Taki manewr mógłby, zdaniem Guderiana, wspomóc także natarcie 3 Grupy Pancernej Hotha, skierowane na Moskwę od północy. Do­wódca wojsk pancernych uważał, że radziecki front naprzeciwko jego oddziałów jest bardzo słaby i że Rosjanie sąjuż wyczerpani i nie będą w stanie stawiać zdecy­dowanego oporu. Przekonany był, że realizacja tego planu przyniesie sukces, po­nieważ zwiad donosił, że na dużym obszarze wokół Rosławla nie stwierdzono obec­ności wojsk radzieckich. Także von Bock zdawał sobie sprawę z tego, że koło Rosławla znajduje się lu­ka we froncie rosyjskim, w którą weszły właśnie 3 i 4 Dywizje Pancerne z XXIV Korpusu Pancernego. Mogło się wydawać, że jest to otwarta droga do dalszego natarcia na wschód. Von Bock miał świadomość problemów, których nie dostrzegał albo lekceważył Guderian, a które przemawiały za rezygnacjąz natych­miastowego podjęcia dalszej ofensywy. Na stwierdzenie dowódcy wojsk pancer­nych, że przeciwnik przed frontem jego oddziałów stawiać będzie tylko słaby opór, von Bock odpowiedział: „(...) pod Jelnią nasz przeciwnik wcale nie jest wyczerpa­ny, wręcz odwrotnie". Dowódca Grupy Armii „Środek" powiedział, że silne rezer­wy rosyjskie ześrodkowane wokół Jelni stanowiłyby zbyt duże zagrożenie dla ataku 2 Grupy Pancernej na osi północ-południe. Von Bock nie odrzucił całkowicie tego projektu, ale powiedział, że najpierw trzeba zniszczyć siły radzieckie stojące nad Dnieprem, naprzeciwko 2 Armii niemieckiej. Odwrót Rosjan na południowym skrzy­dle Grupy Annii „Środek", na południe od Rosławla, zrobił również wrażenie na Haiderze. Sądził on, iż może to oznaczać, że Rosjanie wycofują wszystkie swoje siły na wschód, na linię jezioro llmeń-Rżew-Wiaźma-Briańsk, gdzie utworzyć chcą nową linię obrony. Teraz, sześć tygodni po rozpoczęciu wojny, niektórzy przynaj­mniej dowódcy niemieccy zaczęli myśleć o tym, że Rosjanie być może postępują w myśl jakiejś, opracowanej wcześniej, strategii. Przemyślenia Haidera na ten te­mat doprowadziły do zakwestionowania taktyki stosowanej przez Guderiana. Ten spór doprowadził w końcu do otwartego konfliktu pomiędzy Haiderem i OKW z jed­nej strony a Guderianern z drugiej. Starcie to będzie miało poważny wpływ na dal­szy przebieg wojny. Sytuacja nad Dnieprem, na froncie 2 Annii w okolicach Rogaczewa i Żłobina, a także problem rosyjskich sił wokół Homla zmusiły Haidera do przybycia ó sierp­nia do dowództwa Grupy Armii „Środek" i przeprowadzenia narady z von Boc­kiem oraz z dowódcą 2 Armii von Weichsem. Wszyscy oni zgodzili się, że z roz­wiązaniem sytuacji nad Dnieprem trzeba będzie poczekać do czasu, gdy 2 Armia odbuduje swoje siły. Obecnie każda z jej dywizji broniła odcinka frontu o długości 12 kilometrów, a w odwodzie pozostawał tylko jeden pułk piechoty i jedna dywizja kawalerii. Zdaniem Haidera, z którym zgodzili się też inni, 2 Grupa Pancerna po­winna przesunąć jedną ze swoich dywizji pancernych na północne skrzydło 2 Ar­mii, tak aby XII i XIII Korpusy tej armii mogły przesunąć się wzdłuż Dniepru i Soży na południe, w kierunku Homla. Jak się można było spodziewać, Guderian bardzo gwałtownie zareagował na tę propozycję OKH i Grupy Armii „Środek". Zaraz odparł, że jego oddziały koniecz­nie potrzebują odpoczynku. Posunął się nawet do groźby, że odmówi wykonania rozkazu przekazania jakiejkolwiek dywizji pancernej pod komendę 2 Armii. W swoich pamiętnikach Guderian uzasadnia swoje obiekcje tym, że odległość z Rosławła do Rogaczewa - 200 kilometrów w jedną stronę, a zatem 400 kilometrów tam i z po­wrotem - była zbyt duża, by jego jednostki pancerne, potrzebujące napraw i uzu­pełnienia zapasów, mogły ją pokonać. Wysłanie jego czołgów do Propojska nad Sożą byłoby trudne i stanowiłoby nierozsądną stratę czasu. Jednak we wspomnie­niach Guderian nie podaje prawdziwych przyczyn swojego sprzeciwu wobec pla­nów Haidera i von Bocka. Dowódca 2 Grupy Pancernej zdawał sobie świetnie sprawę z tego, że trzeba coś zrobić, by przyspieszyć odkładane od dawna forsowa­nie Dniepru przez prawe skrzydło 2 Armii oraz by rozwiązać problem wojsk ra­dzieckich wokół Kriczewa i Homla, które stanowiły jakby cierń w boku jego grupy pancernej. 7 sierpnia Guderian poprosił dowództwo Grupy Armii „Środek" o zezwolenie na wysłanie 3 i 4 Dywizji Pancernych do Krasnopola, położonego na wschód od Soży, w celu zlikwidowania rosyjskiego zagrożenia dla północnego skrzydła 2 Ar­mii. Następnego dnia Guderian był już gotów wysłać XXIV Korpus Pancerny jesz­cze dalej na południe, za Krasnopol - do Czeczerska i Homla. Realizację tego pro­jektu odłożono na później z tego jedynie względu, że XLIII Korpus, znajdujący się na południowym skrzydle 2 Armii, był jeszcze tak daleko z tyłu, że nie mógłby utwo­rzyć drugiego ramienia planowanej operacji okrążającej. Prawdziwąprzyczynąnie­ustępliwego oporu Guderiana wobec planu przekazania jednej z jego dywizji pan­cernych pod dowództwo 2 Armii nie była wcale zbyt wielka odległość, którą musia­łyby pokonać jej nadwerężone w walkach czołgi. Przecież dwa dni później on sam uważał, że XXI V Korpus zdolny jest odbyć drogę aż do Wiążmy - oddalonej o po­nad 100 kilometrów od jego obecnego miejsca stacjonowania, na wschód od Ro­sławła. Naprawdę chodziło o to, że zawsze sprzeciwiał się choćby czasowemu odebraniu mu dowództwa nad którąkolwiek z jego jednostek pancernych. Tę ce­chę Guderiana powinien był uwzględnić Haider, gdyż w przyszłości przysporzy mu ona jeszcze wielu trosk. Rozgoryczony jeszcze po zabronieniu mu przez von Bocka i Haidera kontynu­owania natarcia na Wiaźmę, Guderian skierował całą swoją uwagę na rozwijającą się właśnie kriczewską operację okrążającą, prowadzoną przez XXIV Korpus Pan­cerny i 7 Dywizję Piechoty z XIII Korpusu. Rozpoczęła się ona 9 sierpnia, ale ze względu na zły stan dróg postępy niemieckie były niewielkie. 12 sierpnia siły rosyj­skie wokół Kriczewa zostały okrążone, ale walki trwały tam jeszcze dwa dni. Niemcy wzięli pod Kriczewem do niewoli 16 033 żołnierzy radzieckich i zdobyli 76 dział. Podjęta przez XXIV Korpus Pancerny próba rozwinięcia powodzenia i szybkiego marszu na Home] nie powiodła się, ponieważ 4 Dywizja Pancerna napotkała na silny opór dużego zgrupowania wojsk nieprzyjaciela pod Kostiukowiczami. Gude­rian przegrał co prawda jedno starcie ze swojej nieustającej wojny z Haiderem i von Bockiem, ale po operacji kriczewskiej znów mógt uważać się za zwycięzcę ­uratował sytuację na północnym skrzydle Grupy Armii „Środek" bez oddawania którejś ze swoich jednostek pod cudzą komendę. Oblężenie południowego skrzydła Grupy Armii „Środek" Problemy, z którymi borykała się już od dłuższego czasu 2 Armia na swoim południowym skrzydle, w okolicach Rogaczewa i Żłobina, dalekie były jeszcze od rozwiązania, ale Niemcy mogli już żywić nadzieję na pomyślny dla nich rozwój wypadków. Po upadku Kriczewa, rosyjska 21 Armia rozpoczęła odwrót na wschód. Teraz, prawie dwa miesiące po wybuchu wojny, biegnący wzdłuż Dniepru front radzieckiego rzutu operacyjnego na północ od bagien Prypeci zaczął się załamy­wać na całej swojej długości, ale rzut operacyjny wypełnił już swoje zadanie. Nowe armie rosyjskie obsadzały już nowe linie obrony położone dalej na wschód, tymcza­sem zaś niemiecka Grupa Armii „Południe" nie zdołała jeszcze przełamać obrony radzieckiej wzdłuż Dniepru, na południe od bagien Prypeci. Siły rzutu operacyjnego na Ukrainie były jeszcze prawie nietknięte, chociaż część z nich została przerzuco­na do Frontu Zachodniego Timoszenki. Według Stalina Kijów miał być niezdobytym bastionem, na którym opierać się miała obrona południowego skrzydła Armii Czer­wonej, podczas gdy wszystkie nowo zmobilizowane armie odwodu strategicznego wysłać będzie można bezpośrednio na front zachodni. W trzecim tygodniu sierpnia Stalin miał pewne powody do zadowolenia z ogólnego rozwoju wypadków. Siły rzutu operacyjnego na północ od Prypeci znajdowały się wprawdzie w ostatnim stadium rozpadu, ale dysponował nowymi armiami, które, jak mu się wydawało, mogły zablokować każde posunięcie niemieckie. Na wojnie nadmierna pewność siebie prowadzi jednak zawsze do porażki i wkrótce okaże się, że A rmia Czerwona nie poniosła jeszcze swojej największej klęski w 1941 roku, 13 sierpnia sztab Grupy Armii „Środek" opracował plan okrążenia sił radziec­kich w rejonie Rogaczewa i Żłobina oraz rozwiązania przy okazji problemu wojsk rosyjskich wokół Homla. Von Bock chciał, by 2 Armia blokowała siły rosyjskie pod Operacja kriczewska Rogaczewem i Żiobinem, a jednocześnie nacierała na Homel wzdtuż linii kolejowej Żłobin-Homel. Von Bock nie brał najwyraźniej pod uwagę tego, że marsz XII, XIII i XLIII Korpusów na południe i wschód został już wcześniej powstrzymany na sku­tek naporu wojsk radzieckich z okolic Homla, zaś część jednostek XII, XIII i XLIII Korpusów miała jednocześnie powstrzymywać odwrót Rosjan spod Rogaczewa i Żłobina. Wczesnym rankiem 14 sierpnia LIII Korpus Armijny zaatakował od frontu Żłobin sitami dwóch dywizji swojego prawego skrzydła. Luftwaffe wydzieliła dla wsparcia przełamania radzieckiego frontu tutaj eskadrę samolotów Ju-87 „Stuka". Do wieczora tego samego dnia dywizje niemieckie po ciężkiej walce opanowały Żłobin i zdobyły most kolejowy i drogowy przez Dniepr, jakkolwiek ten pierwszy był uszkodzony. Tymczasem na wschodzie, XII Korpus odwrócił się frontem na zachód, by udaremnić sitom radzieckim odwrót spod Rogaczewa. Natomiast XIII Korpus nie zdołał posunąć się na południe, w kierunku Homla, ponieważ wy­szedł stamtąd kontratak rosyjski na należącą do niego 17 Dywizję, w której skrzy­dło wbiły się głęboko radzieckie czołgi, zanim atak ten został w końcu odparty. Także XLIII Korpusowi nie udało się przed 15 sierpnia opanować Homla, jakkol­wiek dowódca rosyjskiego Frontu Centralnego, Fiodor I. Kuzniecow, nakazał już wcześniej opuszczenie Rogaczewa i Homla. W wyniku odwrotu radzieckiego, 52 Dywizji niemieckiej, należącej do LIII Korpusu Armijnego, udało się 15 sierpnia 19", zająć Homel. Trwały jednak wciąż utarczki z rosyjską strażą tylną, osłaniającą od­wrót sił głównych w kierunku na Nowozybkow. Do 16 sierpnia 2 Armia niemiecka uległa podziałowi na cztery oddzielne części: 1) XXXV Korpus Armijny przebywał w rejonie na południowy zachód od Berezy­ny, gotowy do uderzenia w kierunku na Mozyrz, na południe od Prypeci (jeżeli otrzyma taki rozkaz od OKH); 2) Tworzące pierścień okrążenia wokół Rogaczewa i Żłobi­na jednostki XLIII, LIII, XII i XIII Korpusów Armijnych; 3) Część jednostek XIII i XLIII Korpusów Armijnych, maszerująca w kierunku na Homel; 4) Grupa utwo­rzona na przyczółku na rzece Soży, pod Czeczerskiem, składająca się ze 167 Dywi­zji Piechoty oraz „Grupy Behlendorffa" (w jej skład wchodziła większość 258 i część 34 Dywizji Piechoty). Grupa ta poruszała się po wschodnim brzegu Soży w kierun­ku na północ od Homla. 16 sierpnia XLIII i XIII Korpusy Armijne utknęły w natar­ciu na Homel, Niemcy nie byli jednak w stanie przysłać im żadnych posiłków spo­śród oddziałów okrążających kocioł rogaczewsko-żłobiński, ponieważ Rosjanie po­dejmowali tam zaciekłe próby przebicia się. Tego dnia 267 Dywizja Piechoty z XLIII Korpusu została zaatakowana przez całą dywizję rosyjską, której udało się przerwać front niemiecki pomiędzy Rudenką a Zawodem. Tylko nieliczne oddziały radzieckie w tej okolicy poddawały się. W jednej z kompanii 267 Dywizji po odpar­ciu zażartych ataków rosyjskich pozostało zaledwie 68 żołnierzy. Aby powstrzymać ucieczkę Rosjan z Homla, Guderian zdecydował się skiero­wać XXIV Korpus Pancerny na południe, do Starodubu, położonego na wschód od Homla. Manewr ten Niemcy rozpoczęli 16 sierpnia, tego samego dnia 3 Dywizji Pancernej udało się uchwycić skrzyżowanie dróg pod Mglinem. 17 sierpnia na za­chodnie skrzydło XXIV Korpusu Pancernego spadł mocny atak radziecki, ale nie­mieckiej 10 Dywizji Zmotoryzowanej i 3 Dywizji Pancernej udało się jednak prze­ciąć linię kolejową Homel-Briańsk. 19 sierpnia część jednostek tej dywizji, stacjo­nująca w Unieczy, została zaatakowana przez Rosjan od zachodu i wkrótce okrą­żona. Jednemu z radzieckich czołgów T-34 udało się przedrzeć przez linie niemiec­kie i łamiąc po drodze wszelki opór, dotrzeć aż do stacji kolejowej w Unieczy. Czołg ten udało się zniszczyć dopiero dzielnemu porucznikowi niemieckiemu, który wsko­czył na niego, odsunął pokrywę silnika i wrzucił tam granat. Położenie niemieckie pod Unieczą stało się tak ciężkie, że awangarda 3 Dywizji Pancernej zawróciła z drpgi do Starodubu z powrotem do Unieczy. Jakkolwiek udało się załagodzić kry­zys pod Unieczą, to Rosjanie wciąż blokowali drogę z Mglina do Unieczy i jednost­ki 3 Dywizji Pancernej, które miały nacierać na Nowozybkow, musiały się zatrzy­mać i czekać w pogotowiu, czy nie będzie potrzebna ich pomoc pod Unieczą lub Starodubem. Co więcej, XXIV Korpusowi Pancernemu kończyły się już zapasy paliwa i tylko przybycie samolotów transportowych Luftwaffe 21 sierpnia pomogło zażegnać ten kryzys. Guderianowi przydałoby siew tej chwili wsparcie piechoty dlajego jednostek pancernych, tak jak to było pod Rosławlem, ale tym razem pozo­stały one daleko z tyłu. 19-; Obrona rosyjska na południowym skrzydle Grupy Armii „Środek" Guderian w swoich wspomnieniach pisze, że 17 sierpnia 2 Armia nie rozpoczę­ła jeszcze ataku na Homel. Powodem tego było nakazanie przez Grupę Armii „Śro­dek" skierowania części jednostek 2 Armii na północny wschód, daleko za linię frontu XXIV Korpusu Pancernego, którego dowódca generał von Schweppenburg stwierdził, że jego oddziały z goryczą obserwowały powolny marsz 2 Armii i były zdania, że powinny one być zluzowane pod Unieczą dużo wcześniej. Taką samą skargę zgłaszał on także w trzecim tygodniu lipca, kiedy to jego oddziały pilnie po­trzebowały wsparcia pod Propojskiem. Niemcom przyszło płacić wysoką cenę za wysforowanie się ich czołgów daleko przed piechotę. Guderian jednak, jak na razie, nie potrafił wyciągnąć z tego właściwych wniosków. 16 sierpnia von Bock rozkazał 2 Armii von Weichsa, aby pozostawiła tylko niezbędne siły dla utrzymania pierścienia okrążenia wokół Żłobina i Gorodca, a całą resztę skierowała jak najszybciej na Homel. Jednakże do likwidacji kotła żłobińskie­go, w którym do 18 sierpnia Niemcy wzięli do niewoli 50 tysięcy Rosjan, niezbędne były jednostki czterech korpusów. Siły wydzielone przez należącądo 2 Armii „Gru­pę Behtendorfta" opuściły 16 sierpnia przyczółek na Soży pod Czeczerskiem i po­maszerowały na wschód, gdzie osłaniać miały północne skrzydło XXIV Korpusu Pancernego, który otrzymał z OKH rozkaz skręcenia w Starodubie na zachód i ata­kowania Homla od wschodu. Z powodów, które przedstawiliśmy wcześniej XXIV Korpus utknął jednak pod Starodubem. Odpowiedzialności za to nie można przypisywać ślamazamośei dywizji piechoty z 2 Armii, ponieważ znajdowały się one w tym momencie zbyt daleko, by mogły udzielić jak iejkolwiek pomocy. Przy­czyną kryzysu pod Starodubem był rosyjski napór pod Unieczą na wojska XXIV Korpusu Pancernego oraz niemieckie kłopoty z zaopatrzeniem, a także wiel­kość sił rosyjskich zamkniętych w kotle żlobińskim, które wiązały tam kilka dużych jednostek niemieckich. Operacja homelska podobna była do niemieckich operacji okrążających pod Białymstokiem, Mińskiem i Smoleńskiem, gdzie Wehrmacht prze­żywał poważne kłopoty z powodu braku koordynacji działań różnych rodzajów sił zbrojnych. Z inną sytuacją mieliśmy do czynienia pod Rosławlem. Szturm na Homel leżący nad rzeką Sożą nieco powyżej miejsca, gdzie wpływa ona do Dniepru, rozpoczął się 19 sierpnia o godzinie 7.00. Wzięły w nim udział jednostki XXII Korpusu Armijnego, które atakowały z północnego wschodu i pół­nocnego zachodu. Pierwsza wdarła się do Homla od północy i zachodu 17 Dywizja Piechoty. Rozpoczęły się zawzięte walki o każdy dom. Do wieczora udało się ze­pchnąć Rosjan do centrum i południowej części miasta; wysadzili oni wówczas wszystkie mosty na Soży. Walki o Homel trwały jeszcze przez cały następny dzień. 17 Dywizja Piechoty dotarła do granic miasta i utworzyła przyczółek na wschod­nim brzegu rzeki, pozostawiając jednostkom 131 Dywizji Piechot)' zadanie oczyszcze­nia miasta z resztek oddziałów radzieckich. Operacje prowadzone na południowym skrzydle Grupy Armii „Środek" pod Kriczewem i Homlem zakończyły się w sposób zadowalający dla Niemców, W dwóch bitwach Armia Czerwona utraciła 78 tysięcy jeńców, siedemset dział i sto czterdzieści cztery czołgi. Pomyślne zakończenie tych bitew pozwoliło 2 Armii na oczyszczenie z sił radzieckich obszaru pomiędzy Dnieprem a Sożą i na wywar­cie silnego nacisku na północno-wschodnie skrzydło rosyjskiej 5 Armii, stojącej naprzeciw niemieckiego XXXV Korpusu, na północ od Mozyrza. Po upadku Hom­la 5 Armia zaczęła się wycofywać z Mozyrza i ze swojego frontu naprzeciw pół­nocnego skrzydła niemieckiej Grupy Armii „Południe", znajdującego się na połu­dniowy zachód od bagien Prypeci. Niemcom udało się pozbyć, według słów von Bocka, „widma Mozyrza". Zwycięstwa pod Kriczewem i Homlem w połączeniu ze spodziewanym sukcesem pod Wielkimi Łukami na drugim, północnym skrzydle Grupy Armii „Środek" pozwoliły „podjąć całej grupie armii dalszy marsz na wschód". Operacja pod Wielkimi Łukami zakończy się rzeczywiście sukcesem, ale czy po­zwoli to Grupie Armii „Środek" na podjęcie dalszego natarcia na wschód, zależeć to będzie jeszcze od pewnych czynników pozostających poza kontrolą von Bocka. Punkt zwrotny: kompromis pomiędzy Haiderem i Jodlem Aby osiągnąć swój najbliższy cel, to znaczy doprowadzić do podziału 2 Grupy Pancernej, szef Sztabu Generalnego musiał udać się jeszcze raz do dowództwa Grupy Armii „Środek". Wizycie tej poświęca on w swoim dzienniku tylko krótką wzmiankę. Po przybyciu do Borysowa, po południu 23 sierpnia, Haider przedstawił kopię memorandum Hitlera z poprzedniego dnia i powiedział feldmarszałkowi, że przynajmniej część 2 Grupy Pancernej trzeba będzie skierować przeciwko rosyj­skiej 5 Armii, aby dopomóc Grupie Armii „Południe" w forsowaniu Dniepru. Usiło­wał on ukryć swoje prawdziwe zamiary i powiedział, że nie pozostaje nic innego, jak podporządkować się woli Hitlera. Takiego sposobu na von Bocka imało się już wcześniej OK.H i potrafił on sobie poradzić 23 sierpnia z Haiderem nie gorzej niż 27 lipca z Brauchitschem. Wcześniej bowiem szef Sztabu Generalnego nie nakła­niał nikogo w dowództwie Grupy Armii „Środek" do uginania się przed wolą Hitle­ra, tak więc podobna zachęta wychodząca z jego ust musiała teraz brzmieć podej­rzanie. Von Bock był przerażony na myśl o podejmowaniu natarcia na Moskwę bez udziału całej 2 Grupy Pancernej. Toczące się właśnie wokół Jelni boje były dla niego przekonywającym dowodem na to, że siły rosyjskie znajdujące się naprze­ciwko jego grupy armii dalekie sąjeszcze od dezintegracji. Dowódca Grapy Armii „Środek" postanowił zmobilizować wszystkie swoje siły, by przywołać Haidera do rozsądku. Pospiesznie więc ściągnął z frontu Guderiana, by on także uczestniczył w tej zaimprowizowanej konferencji. Guderian, w zakurzonym jeszcze mundurze, i von Bock naradzali się przez dłuż­szy czas z Haiderem, jak można by zmienić podejście Hitlera do kwestii zdobycia Moskwy. Szef Sztabu Generalnego zdawał się zgadzać z poglądem, że zawrócenie 2 Grupy Pancernej na południe byłoby wielkim błędem, zaś użycie jej do operacji prowadzonej na wschód od Kijowa - wręcz szaleństwem. Guderian powiedział Haiderowi, że jego czołgi, a w szczególności czołgi XXIV Korpusu Pancernego, który nie miał ani dnia odpoczynku od 22 czerwca, nie będą w stanie przeprowa­dzić żadnej szeroko zakrojonej operacji na południu. Dodał też, że stan dróg i zaopa­trzenie wręcz uniemożliwiają przeprowadzenie takiego manewru. Prawdziwy cel, który przyświecał wówczas Guderianowi możemy odkryć dzięki jego następujące­mu komentarzowi: „Te okoliczności posłużyć miały szefowi Sztabu Generalnego do kolejnej pró­by wywarcia na Hitlera nacisku, aby zmienił on swoje zdanie. Feldmarszałek von Bock podzielał moją opinię; po dłuższej dyskusji zasugerował on w końcu, bym towarzyszył (...) Haiderowi do kwatery głównej FCihrera; jako generał z frontu mógłbym wspierać (...) ostatnią próbę [OKH] nakłonienia Hitlera do zaaprobo­wania ich planu'". Kiedy Guderian skończył objaśniać, w jaki sposób zamierza on postępować z Hitlerem, by przekonać go o ważności operacji moskiewskiej, Haider musiał być już pewny, że ma w ręku dowódcę 2 Grupy Pancernej. Kiedy zapadła decyzja, aby skorzystać z pomocy Guderiana, von Bock zatelefonował do adiutanta Fiihrera, Schmundta, i zaaranżował jeszcze tego samego wieczora spotkanie dowódcy wojsk pancernych z Hitlerem w położonej w Prusach Wschodnich jego podziemnej kwa­terze głównej zwanej Wolfschanze („Wilczy Szaniec"). Szef Sztabu Generalnego miał przygotowaną niespodziankę dla Guderiana w Prusach Wschodnich, ale w koń­cu to on przekona się o tym, że w życiu role mogą się zmieniać i ten kto chciał kogoś zaskoczyć, sam może zostać nieprzyjemnie zaskoczony. W tej chwili jest to tylko domysł, ale istnieją pewne poszlaki wskazujące na to, że pomiędzy 22 a 23 sierpnia, prawdopodobnie 22 sierpnia, doszło do zawarcia kom­promisu pomiędzy Haiderem a Jodlem, dotyczącego strategii. Wskazywałoby na to przede wszystkim zachowanie osób obecnych 23 sierpnia podczas spotkania Gude­riana z Hitlerem. Podstawą tego kompromisu była zgoda na próbę jednoczesnego osiągnięcia dwóch celów - zdobycia Moskwy i Ukrainy. Ponieważ jednak 3 Grupa Pancerna została osłabiona utratą XXXIX Korpusu, zdecydowano wycofać z fron­tu jeden z korpusów 2 Grupy Pancernej Guderiana - mianowicie XLVI, który wów­pzas stacjonował w okolicach Jelni i po daniu mu czasu na odpoczynek i dokonanie napraw, przekazać go pod komendę 4 Armii von Klugego, gdzie miałby być awan­gardą późniejszego natarcia na Moskwę. Pozostała część sił Guderiana, XXIV i XLVII Korpusy Pancerne - postanowiono wysłać na pomoc Grupie Armii „Połu­dnie", w celu zaatakowania rosyjskiej 5 Armii, które to przedsięwzięcie Hitler uzna­wał za najważniejsze. Utworzenie nowej Kraftgruppe (grupy operacyjnej) pod komendą von Kługego, składającej się z XLVI Korpusu Pancernego oraz jedno­stek piechoty, oznaczałoby podzielenie Grupy Pancentej Guderiana. 3H. G u0ń Pomimo swej niewzruszonej decyzji obrony Kijowa, Stalin był jednak przeko­nany, że Wehrmacht podejmie wkrótce ofensywę, na Moskwę. Z tego powodu stra­tegia Armii Czerwonej rozdzierana była tymi samymi sprzecznościami, które tak bardzo zaszkodziły strategii Wehrmachtu. Przyczyną tego było to, że zarówno Hi­tler, jak i Stalin nie byli zdolni do obiektywnej analizy rzeczywistości. Opierali się obaj w zbyt wielkim stopniu na własnych, powziętych z góry opiniach o strategii oraz o swojej domniemanej przewadze, a także zbyt łatwo ulegali podszeptom złych doradców. Po stronie rosyjskiej należeli do nich Chruszczow i Jeremienko, po stro­nie niemieckiej-Goring i Guderian. Nieuniknione zetknięcia z twardą rzeczywisto­ścią w początkowej fazie wojny zrobiły jednak większe wrażenie na Stalinie niż na Hitlerze; dlatego też Żuków otrzymał dostateczną swobodę działania, która umożli­wiła mu wygranie wojny. N urtującej go głównie trosce o obronę Moskwy, pomimo natarcia 2 Grapy Pan­cernej i 2 Armii niemieckiej w kierunku na południe, Stalin dał wyraz podczas odby­tej 12 sierpnia rozmowy z Jeremienką, wówczas zastępcą dowódcy Frontu Za­chodniego. Jeremienko został późną nocą wezwany do Naczelnego Dowództwa w Moskwie. Najpierw zosta! poinformowany przez nowego szefa Sztabu General­nego, Szaposznikowa o rozwoju sytuacji na froncie. Dowiedział się, że Naczelne Dowództwo oczekuje w najbliższym czasie niemieckiej ofensywy na Krym, a tak­że natarcia 2 Grupy Pancernej z rejonu Mohylewa i Homla w kierunku na Briańsk, Orze! i Moskwę. Na pytanie Stalina, czy woli otrzymać dowództwo w rejonie Briańska czy na Krymie, Jeremienko odparł, że chce być wysłany tam, gdzie można spodzie­wać się uderzenia sił pancernych przeciwnika, ponieważ on sam dowodził wojska­mi zmechanizowanymi i zna się na taktyce wojny manewrowej. Dyktator miano­wał go wówczas dowódcą utworzonego 16 sierpnia Frontu Briańskiego i nakazał powstrzymanie niemieckiego natarcia na Moskwę, którego Stalin spodziewał się w każdej chwili. W skład Frontu Briańskiego weszły, liczące w sumie dwadzieścia dywizji, 50 i 13 Armie. Ta ostatnia jednak daleka była od zakładanego stanu etato­wego. Z Frontem Briańskim sąsiadował od północy Front Rezerwowy Żukowa, do którego należały 24, 31, 32, 34 i 43 Armie. Na południu zaś znajdował się Front Centralny Kuzniecowa, w którego skład wchodziły armie 3 i 21. Dawna 3 Armia jeszcze w czerwcu została zniszczona całkowicie w wybrzuszeniu białostockim, ale w sierpniu sformowano jąna nowo z oddziałów należących do odwodu Naczelne­go Dowództwa i włączono w skład Frontu Centralnego. Nowo utworzonymi w sierp­niu związkami były również 50 i należąca do frontu Żukowa 43 Armia. Wojska Frontu Briańskiego bronić miały odcinka frontu o długości 230 kilometrów, rozcią­gającego się od okolic na południe od Smoleńska do Nowogrodu Siewierskiego. Niepokój Żukowa co do intencji niemieckich wzrósł, kiedy 16 sierpnia, po oto­czeniu Kriczewa, Guderian skierował swój XXIV Korpus Pancerny na południe, w stronę Starbdubu i Unieczy. 17 sierpnia wojskom niemieckim udało się przeła­mać front słabej 13 Armii pod dowództwem generała majora Konstantina D. Gołu­biewa i przeciąć linię kolejową Briańsk-Homel, stawiając tym samym w trudnej sytuacji wszystkie jednostki Frontu Briańskiego. Po 12 sierpnia 2 Grupa Pancerna, wykorzystując sukces odniesiony pod Kriczewem, wbiła klin pomiędzy siły frontów Rezerwowego i Centralnego. Ta luka we froncie radzieckim powiększyła się na skutek wycofania się 21 Armii spod Homla. 16 sierpnia Naczelne Dowództwo radzieckie utworzyło Front Briański, którego zadaniem miało być zapobieżenie przedarciu się wojsk Guderiana pomiędzy siłami frontów Rezerwowego i Central­nego, co otworzyłoby im drogę od południa przez Briańsk prosto na Moskwę. Takie były rzeczywiście zamiary Guderiana, ale wbrew oczekiwaniom Stalina, zmuszony on został do kontynuowania natarcia na południe, przeciwko bezradnej radzieckiej 33 Armii. Radzieckie dowództwo spodziewało się, że armie Jeremienki będą atakować południowe skrzydło grupy pancernej Guderiana, kiedy będzie ona maszerować na północ i wschód, w kierunku Moskwy. Tymczasem okazało się, że najsłabsza ar­mia Frontu Briańskiego stała się celem frontalnego natarcia niemieckiej 2 Grupy Pancernej. Żuków zaniepokojony perspektywą klęski grożącej wojskom Frontu Po­łudniowo-Zachodniego na Ukrainie - w jego skład wchodziły 5,6, I2i26Armie, liczące w sumie około czterdziestu czterech dywizji - wysłał 19 sierpnia telegram z ostrzeżeniem do Stalina. Będąc oficjalnie członkiem „Stawki", Żuków otrzymywał nadal wszystkie ra­porty. Analizując rozwój położenia strategicznego, coraz bardziej umacniał siew prze­konaniu, że Niemcy zamierzają uderzyć na skrzydło i tyły frontów Centralnego i Po­łudniowo-Zachodniego. Szczególnie niepokoiły go wiadomości uzyskane przez wy­wiad radziecki i od niemieckich jeńców wojennych, że Grupa Armii „Środek" otrzymała rozkaz przejścia do obrony na podejściach do Moskwy. To gnębiło Żukowa tak bardzo, że nie mógł się powstrzymać, by nie spróbować znów przekonać Stalina, że ocena sytuacji dokonana 29 lipca przez szefa Sztabu Generalnego była słuszna i że Kijów oraz Front Południowo-Zachodni znajdują się w obliczu groźby okrążenia. 19 sierpnia Żuków przesłał Stalinowi następującą wiadomość: „Przeciwnik, zorientowawszy się, że nasze siły główne skoncentrowane są na podejściach do Moskwy i mając na swoich skrzydłach nasze zgrupowanie wojsk pod Wielkimi Łukami oraz siły Frontu Centralnego, porzucił chwilowo plan uderzenia na Moskwę i przechodząc do aktywnej obrony naprzeciwko naszych frontów Zachodniego i Rezerwowego, wszystkie swoje siły zmecha­ nizowane i pancerne postanowił skierować przeciwko wojskom naszych fron­ tów: Centralnego, Południowo-Zachodniego i Południowego. Prawdopodobny plan działań wroga wygląda obecnie tak: zniszczyć siły naszego Frontu Centralnego i dotrzeć do rejonu Czemichów-Konotop-Priłuki, co umożliwi mu zaatakowanie od tyłu i zniszczenie sił Frontu Południowo-Za­ chodniego. Potem nastąpi uderzenie na Moskwę od południowego zachodu, po obejściu lasów briańskich; potem z kolei nastąpi natarcie na Donbas (Doniecki Okręg Przemysłowy). Aby zniweczyć te zamysły dowództwa niemieckiego, należy niezwłocznie utworzyć duże zgrupowanie naszych sił w rejonie Głuchów-Czernichów-Konotop, które mogłoby zaatakować skrzydła przeciwnika, gdy tylko przystąpi on do realizacji swojego planu". W posłaniu tym Żuków twierdził, że Niemcy wiedzą, iż główne siły radzieckie zostały ześrodkowane na podejściach do Moskwy i wobec wciąż istniejącego za­grożenia skrzydeł Grupy Armii „Środek" z jednej strony przez zgrupowanie radzieckie wokół Wielkich Łuków, a z drugiej przez siły Frontu Centralnego, uznali za zbyt ryzykowne nacieranie obecnie na stolicę ZSRR. Żuków przewidywał, że po zdoby­ciu Kijowa jednostki zmechanizowane Wehrmachtu będą mogły obejść lasy briań­skie i rozpocząć natarcie na Moskwę od południa, a także uderzyć na Doniecki Okręg Przemysłowy. W celu zniweczenia planów przeciwnika, Żuków propono­wał sformowanie na północnej Ukrainie, wzdłuż rzek Desna i Sejm, potężnej grupy wojsk w rejonie Głuchów-Konotop-Czernichów. Mogłaby ona zadać potężny cios wschodniemu skrzydłu maszerujących na południe oddziałów pancernych Guderia­na. Zgrupowanie to miałoby powstać z wojsk Frontu Dalekowschodniego, Moskiew­skiej Strefy Obrony oraz okręgów wojskowych z głębi kraju. Liczyć ono powinno: jedenaście do dwunastu dywizji piechoty, dwie do trzech dywizji kawalerii, co naj­mniej tysiąc czołgów oraz czterysta do pięciuset samolotów. Ilość wzmocnień, któ­rych domagał się tutaj Żuków, wskazuje na to, jak bardzo zaawansowana była w połowie sierpnia mobilizacja rezerwy strategicznej. Nie należy wątpić o tym, że owe tysiąc czołgów i taka liczba dywizji, jakiej domagał się Żuków nie były jeszcze wszystkim, czym dysponowało w tym czasie radzieckie Naczelne Dowództwo. Nie­mieckie dowództwo nie miało na razie pojęcia o wielkości rezerw rosyjskich. Wkrót­ce jednak Niemcy zetkną się z nimi na polu walki. Oni sami rzecz jasna nie dyspo­nowali już podobnymi uzupełnieniami sił żywych i sprzętu. Stalin szybko odpowiedział Żukowowi i zapewnił go, że podejmowane są wła­śnie odpowiednie kroki w celu zapobieżenia takiemu niebezpieczeństwu. Jednym z nich miało być utworzenie Frontu Briańskiego pod dowództwem generała puł­kownika Jeremienki, W swojej odpowiedzi dyktator podkreślił, iż Kwatera Główna podejmie jeszcze dalsze działania. To jednak nie uspokoiło Żukowa, który po dwóch dniach zadzwonił do Szaposznikowa i spytał go, na czym polegać mają owe „dalsze działania". Odpowiedziano mu, że północne skrzydło Frontu Południowo-Zachod­niego, w składzie 5 Armii i XXVII Korpusu Piechoty, dostanie rozkaz wycofania się za Dniepr. Kijów natomiast będzie broniony tak długo, jak tylko będzie to możli­we. Żuków wyraził swoją wątpliwość, by Front Briański był w stanie wypełnić postawione przed nim zadanie. Szaposznikow zdawał się zgadzać z tym punktem widzenia, ale powiedział, że Jeremienko obiecał Stalinowi, iż Front Briański nie dopuści do przeniknięcia grupy Guderiana na tyły Frontu Południowo-Zachodniego, co najwyraźniej zrobiło na Stalinie dobre wrażenie. Słowa Szaposznikowa bynaj­mniej nie pocieszyły Żukowa, który ponownie skontaktował się ze Stalinem, tym razem przy użyciu telefonu działającego na wysokiej częstotliwości- Dyktator po­twierdził wówczas swoje przekonanie o tym, że Kijów należy utrzymać i dodał, iż wojskowe i polityczne kierownictwo Frontu Południowo-Zachodniego, w osobach Kirponosa i Chruszczowa, podziela jego punkt widzenia. Warto tu zwrócić uwagę na to, że Jeremienko, powołując się na rozmowę ze Stalinem z 12 sierpnia, nie wspomina nic o zagrożeniu, jakie 2 Grupa Pancerna stanowiła dla Frontu Południo­wo-Zachodniego i dla całej Ukrainy. Według wspomnień dowódcy jedynym zada­niem Frontu Briańskiego miała być osłona Moskwy przed atakiem Guderiana od południa. Taką wersję powtarza też oficjalna historiografia radziecka z okresu chrusz­czowowskiego. Interesujące jest w tym kontekście to, że Żuków wspomina o roz­mowie Stalina z Kirponosem z 8 sierpnia, podczas której ten ostatni zapewniał, że Kijówmożna będzie obronić1. Dyktator podjął więc niezłomną decyzję co do obrony Kijowa i nie chciał już ustąpić ani na krok. Stalin, podobnie jak Hitler, zasięgał rady swoich zaufanych ludzi, ale w przeciwieństwie do chwiejnego Fuhrera, raz podjętej decyzji nic i nikt nie mógł zmienić. Tymczasem Hitler nie był w stanie trzymać się dłużej jakiegoś planu. Tak więc Stalin był silniejszym przywódcą. Ciekawe jest to, że największe błędy wojny niemieeko-radzieckiej były wynikiem z jednej strony słabości i nad­miernej giętkości Hitlera, z drugiej zaś-braku ustępliwości Stalina. To Budionnemu udało się wreszcie przekonać naczelnego wodza do wycofania całości sił Frontu Południowo-Zachodniego na wschodni brzeg Dniepru. Wydany 19 sierpnia rozkaz Naczelnego Dowództwa nakazywał wojskom Frontu Południo­wo-Zachodniego bronić linii Dniepru od Łojewa do Pierewołocznej i powstrzymy­wać marsz sił przeciwnika na Czernichów, Konotop i Charków. Zgoda Stalina na prośbę Budionnego dowodziła, że zdawał on sobie sprawę z zagrożenia, jakie dla Frontu Południowo-Zachodniego stanowiła grapa Guderiana. Podczas telefonicz­nej rozmowy z Żukowem, parę dni później, dyktator obstawał jednak przy obronie Kijowa. Ani Budionny, ani Żuków nie wierzyli, by można było utrzymać Kijów, jeśli Guderian będzie kontynuował swój pochód na południe. Stalin nalegał jednak, aby Front Południowo-Zachodni bronił Ukrainy za wszelką cenę. Tymczasem Szaposz­nikow i Stalin byli zaabsorbowani głównie niebezpieczeństwem grożącym Moskwie i podejmowali wszelkie wysiłki, by osłonić stolicę Kraju Rad od zachodu i południo­wego zachodu. Jeremienko nadal obiecywał Stalinowi zniszczenie 2 Grupy Pancernej. Front Briański został wzmocniony piechotą, oddziałami pancernymi oraz lotnictwem, w tym liczącą cztery pułki lotnicze odwodową grupą Naczelnego Dowództwa pod komen­dą pułkownika D. M. Trifonowa. Wojskami zmechanizowanymi frontu dowodził 1 Istorija Wieiikoj otiectestwiennoj wojny, t. 2, Moskwa 1963, s. S04; G. Ż u k o w, The Me~ moirs.... s. 294—296; A. 3, J er e m i e n k o,Nazapadnom naprawlemi, Moskwa 1959. zastępca Jeremienki, generał major A. N. Jermakow. Jak wspomina Jeremienko w swojej książce pod tytułem W naczale wojny, tylko nieopodal Trubczewska uczestniczyło w boju od dwustu pięćdziesięciu do trzystu czołgów radzieckich. Co więcej. Front Briański dysponował jeszcze dodatkowo jedną brygadą pancerną i dwo­ma samodzielnymi batalionami czołgów. Plan radzieckiego Naczelnego Dowództwa zakładał powstrzymanie grupy Gu­deriana przy pomocy ataków z powietrza. Do akcji przeciwko 2 Grupie Pancernej przystąpiły siły powietrzne frontów Rezerwowego i Briańskiego, liczące w sumie około czterystu sześćdziesięciu samolotów. Po raz pierwszy Armia Czerwona po­dejmowała szeroko zakrojoną operację niszczenia siłami lotnictwa dużego zgrupo­wania wojsk pancernych wroga. Plan tego przedsięwzięcia osobiście przeglądał i zatwierdzał Stalin. Od 29 sierpnia do 4 września lotnictwo radzieckie wykonało ponad 4 tysiące samolotolotów, niszcząc przy tym przeszło sto czołgów, dwadzie­ścia pojazdów opancerzonych oraz skład paliwa. Co więcej, zestrzelono w wal­kach powietrznych pięćdziesiąt pięć samolotów Luftwaffe, zaś pięćdziesiąt siedem zniszczono na ziemi podczas dokonanych 30 sierpnia nalotów na lotniska. Nie udało się jednak powstrzymać pochodu czołgów Guderiana, zmierzających ku swojemu celowi, którym było okrążenie Kijowa i sił Frontu Południowo-Zachod­niego. Jasne się stało, że samo lotnictwo temu nie zaradzi. Front Briański nie potra­fił zaś wykorzystać powodzenia ofensywy powietrznej. Dysponującą największym potencjałem bojowym 50 Armię skierowano na północny zachód, przeciwko połu­dniowemu skrzydłu należącej do Grupy Armii „Środek" 4 Armii niemieckiej, za­miast wykorzystać jądo zwalczania wojsk Guderiana. Wskutek takiego marnowa­nia szans po stronie radzieckiej, 2 Grupa Pancerna była w stanie osiągnąć 10 wrze­śnia rubież Konotop—Czernichów i zagrozić poważnie dalekim tyłom Frontu Połu­dniowo-Zachodniego. Jeremienko nie skoncentrował swoich sił pancernych, lecz rozproszył je w po­czątkach września, co opisuje w sposób następujący: „W celu wykonania uderzenia w kierunku na Roslawl, 50 Annia utworzyła zgrupowanie składające się z czterech dywizji piechoty oraz brygady pancernej i samodzielnego batalionu czołgów. 3 Armia, mająca również uczestniczyć w tym ataku, liczyła cztery dywizje. Tylko jedna dywizja pancerna i jedna dywizja ka­walerii uczestniczyły już wcześniej w walkach. 3 Armia miała nacierać w kie­runku na Poczep. 12 Armia utworzyła grupę szturmową składającą się z czte­rech dywizji, wyczerpanych uprzednimi walkami, oraz jednej brygady pancer­nej. Miały one nacierać w kierunku na Pogar-Starodub"2. Takie rozdzielenie sił oznaczało, że front Jeremienki nie będzie w stanie zatrzy­mać grupy Guderiana. 'A. I. J e re m i c n k o, Gody wozmiezdja. 1943-1945, Moskwa 1985, s. 305-306. Żuków miał sceptyczny stosunek do działań Jeremienki i dawał wyraz swoim wątpliwościom wobec Naczelnego Dowództwa i Stalina. Rozgniewało to dowódcę Frontu, który skarżył się potem na Żukowa w swoich pamiętnikach. Żuków wielokrotnie zwracał się do Stalina i ponawiał swoje prośby, żeby jak najszybciej wycofać prawe skrzydło Frontu Południowo-Zachodniego za Dniepr. Wspomina: „Wiedziałem, że niewielką siłę bojową przedstawiają wojska pospiesznie sformowanego Frontu Briańskiego i dlatego uznałem za konieczne zameldo­wać raz jeszcze naczelnemu dowódcy, że konieczne jest jak najszybsze wyco­fanie wojsk prawego skrzydła Frontu Południowo-Zachodniego na wschodni brzeg Dniepru (...) Moje zalecenia ponownie zignorowano. Józef W. Stalin powie­dział mi, że właśnie rozmawia! z Nikitą S. Chruszczowem i Michaiłem P. Kirpo­nosem, którzy przekonali go żeby w żadnym razie nie ewakuował Kijowa. Stalin był zresztą sam przekonany o tym, że jeśli nawet nie uda się wojskom Frontu Briańskiego zniszczyć przeciwnika, to przynajmniej go zatrzymają". Aby dać Frontowi Briańskiemu większą swobodę manewru, Stalin zadzwonił 24 sierpnia do dowódcy frontu i zaproponował mu włączenie armii ze zlikwidowa­nego Frontu Centralnego. Należące uprzednio do Frontu Centralnego armie 30 i 21 połączono w jedną, nadano jej numer 21 i włączono jądo Frontu Briańskiego, który dodatkowo wzmocniono dwoma nowo sformowanymi dywizjami piechoty, w sile około 27 tysięcy żołnierzy, przybyłymi właśnie na linię Desny. 24 sierpnia Szaposz­nikow powiadomił dowódcę Frontu Briańskiego, że główny atak Guderiana roz­pocznie się prawdopodobnie dnia następnego i zostanie skierowany na północne skrzydło 50 Armii, gdzie znajdowały się 217 i 279 Dywizje Piechoty. Stamtąd Niemcy będą nacierać w kierunku na Briańsk i Moskwę. Jednakże 2 Grupa Pancerna kon­tynuowała swój marsz na południe i uderzyła w kierunku na Poczep, czyli na połu­dniowe skrzydło 50 Armii, a zatem zupełnie gdzie indziej niż spodziewał się Jere­rnienko. Ten rozwój wypadków skłonił go do konkluzji, że radzieckie Naczelne Do­wództwo zostało zaskoczone zwrotem 2 Grupy Pancernej na południe. Wrażenie to zostało jeszcze pogłębione przez rozkaz Naczelnego Dowództwa z 30 sierpnia, na­kazujący rozpoczęcie przeciwnatarcia frontów Briańskiego i Rezerwowego od ataku 50 Armii na Rostowi. „Stawka" przewidziała też natarcie przeciwko głównemu zgrupowaniu Guderiana pod Starodubem, ale miało być ono wykonane siłami słabej 13 Armii; nie można się więc było po nim spodziewać dobrych rezultatów. Jere­mience nakazano przygotowanie obrony podejść do Moskwy od południowego za­chodu, a nie powstrzymywanie natarcia niemieckiego w kierunku na Czernichów-Konotop-Priłuki, przeciwko północnemu skrzydłu Frontu Południowo-Zachodnie­go. To dlatego właśnie Front Briański „pozwolił" przejść grupie Guderiana na połu­dnie, nie przeszkadzając jej prawie wcale. Naczelne Dowództwo radzieckie prze­kazało Jeremience, że powinien oczekiwać zwrotu 2 Grupy Pancernej na północny wschód, w celu zaatakowania Briańska a potem Moskwy. Na taką właśnie sytu­ację był on przygotowany. Podczas odwrotu należącej do Frontu Południowo-Zachodniego 5 Armii za Dniepr, jej dowódca generał major Potapow nie zwrócił czoła północnego skrzydła swoich wojsk na północ do obrony Czernichowa. Uznać to należy za poważny błąd, ponieważ od 25 sierpnia w kierunku na to miasto nacierała niemiecka 2 Armia von Weichsa. Zagroziło ono tyłom 5 Armii, która usiłowała oprzeć swojąobronę o lewy brzeg Desny, na odcinku od Łojewa do Okuninowa. W końcu sierpnia dowództwo Frontu Południowo-Zachodniego wydało Potapowowi rozkaz osłaniania Czernicho­wa, ale do 31 sierpnia 5 Armia była w stanie wydzielić w tym celu tylko słabe jednostki XV Korpusu Piechoty, którego dowódcą od 3 września został był generał major Moskalenko. Wydany 19 sierpnia rozkaz wycofania za Dniepr 5 Armii nie był jedynym dzia­łaniem Naczelnego Dowództwa, mającym na celu uchronienie przed kląska wojsk Frontu Południowo-Zachodniego i zgrupowania kijowskiego. Wkrótce potem „Staw­ka" poleciła Frontowi Południowo-Zachodniemu utworzenie nowej armii, 40, w której skład weszłyby częściowo nowe jednostki, przybyłe w okolice Kijowa około 10 sierpnia. Dowództwo nad nią objął generał major Kuzma P. Podlas, któremu powierzono zadanie powstrzymania pochodu Guderiana na rubieży obronnej bie­gnącej na północ od Bachmacza i Konotopu do Szostek i wzdłuż linii Desny do Stiepanowki. 40 Armia stała jednak w obliczu poważnych trudności. 26 sierpnia udało się 2 Grupie Pancernej uchwycić przyczółek na wschodnim brzegu Desny, w pobliżu Nowogrodu Siewierskiego, co zagroziło wschodniemu skrzy­dłu 21 Armii. Dowódca tej armii, Kuzniecow, nakazał swoim jednostkom kontynu­owanie odwrotu rozpoczętego 15 sierpnia pod Homlem. Pierwszy etap odwrotu doprowadził jednostkę na wschodni brzeg Dniepru. Teraz, dla uniknięcia okrążenia, przekroczyć ona miała Desnę. Kuzniecow nie powiadomił jednak o swoich zamia­rach sąsiadujących jednostek radzieckich. Dlatego 40 Armia zmuszona była do rezygnacji z natarcia od Konotopu na przyczółek Guderiana pod Nowogrodem Sie­wierskim, zaś armia Podlasa musiała wycofać się na południowy wschód. 21 Ar­mia została tym samym całkowicie odcięta od wojsk Frontu Briańskiego. W tej sytuacji 26 września została ona podporządkowana Frontowi Południowo-Zachod­niemu, zaś pomiędzy tymi dwoma frontami powstała szeroka luka. 6 sierpnia Kirponos rozkazał 21 Armii zatrzymanie się i zorganizowanie ataku na tyły niemieckich 3 i 4 Dywizji Pancernych. Jednakże Front Briański nie mógł wesprzeć tego natarcia. Od 28 sierpnia znajdująca się na południowym skrzydle tego frontu 13 Armia usiłowała zorganizować linię obrony biegnącą od Poczepu na południe od Starodubu i wzdłuż rzeki Sudość, ale została mocno poturbowana przez niemiecki XLVII Korpus Pancerny i musiała wycofać się za Desnę. 2 września 2 Grupa Pancerna przekracza Desnę pod Nowogrodem Siewierskim Front Briański zgodnie z rozkazem Naczelnego Dowództwa przeprowadził szereg kontrataków przeciwko wschodniemu skrzydłu grupy Guderiana. Ataki te trwały do 12 września i prowadzone były, we współdziałaniu z 21 Armią w kierunku na Starodub, na południu i we współdziałaniu z czterema dywizjami Frontu Rezerwo­wego Żukowa w kierunku na Rosławl, na północy. Jeremienko skrytykował decy­zję o przeprowadzeniu tych przeciwnatarć, o którą obwiniał Żukowa, za marnowa­nie wysiłku jego Frontu, kierując 50 Armię na Rosławi, zamiast skoncentrować wszystkie jego siły do natarcia na główne zgrupowanie Guderiana wokół Starodu­bu. Wierzył on wciąż, że 2 Grupa Pancerna próbuje obejść jego siły od południa i zaatakować potem Moskwę: „Muszę tu przyznać, że uważaliśmy latem 1941 roku niemiecki atak na południe od Trubczewska za próbę dotarcia okrężną drogą do Moskwy (...). W okresie tym nie dysponowaliśmy wyczerpującymi informacjami na te­ mat zamiarów przeciwnika. Dlatego natarcie jednostek pancernych Guderiana na południe w sierpniu i wrześniu uważaliśmy za manewr mający na celu wy­ łącznie obejście południowego skrzydła Frontu Briańskiego". Przyczyną tego całego zamieszania było to, że Stalin i Naczelne Dowództwo radzieckie zostali zaskoczeni pochodem 2 Grapy Pancernej na Ukrainę. Radziecki dyktator wiedział w głębi serca, że najważniejszym celem postawionym jesienią przed Grupą Armii „Środek" było zdobycie Moskwy. Czyż nie ustaliły tego między sobą OKH, OK. W i Sztab Generalny? Taka ewentualność, że niemiecki oficer li­niowy, Guderian, może manipulować Hitlerem i pokrzyżować tym samym plany OKW i OK.H, nie mieściła się ani w głowie Stalina, ani kierownictwa wywiadu radzieckiego. Nawet gdyby ktoś mógł wyjaśnić Stalinowi, co dzieje się w Naczelnym Do­wództwie niemieckim, to należy wątpić, czy byłby on w stanie to zrozumieć i w to uwierzyć. Jego własna policja polityczna zaszczepiła w Armii Czerwonej całkiem inny rodzaj „lojalności". Radziecki dyktator nie byłby w stanie sobie wyobrazić, że Fiihrer i inni naziści nie sprawują nad armią niemiecką równie ścisłej kontroli. Stalin pewien był, że dysponuje sprawdzonymi informacjami na temat planów niemieckiego Naczelnego Dowództwa. Radziecka siatka wywiadowcza działała na pełnych obrotach, dostarczając Moskwie informacji pochodzących od agentów ulokowanych w niemieckich najwyższych kręgach wojskowych. Według Sudopła­towa, to Rudolf Rossler, agent radziecki w Szwajcarii o pseudonimie „Lucy", prze­kazywał do Moskwy rozkazy niemieckiego Naczelnego Dowództwa, informacje o przemieszczeniu wojsk i wiele innych szczegółów operacyjnych. W rzeczywisto­ści wiadomości te pochodziły od wywiadu brytyjskiego. Anglikom udało się poznać sekret działania niemieckich maszyn szyfrujących typu „Enigma" i dlatego mogli przechwytywać najtajniejsze depesze niemieckie. Fakt ten Brytyjczycy chcieli jed­nak ukryć przed Rosjanami, nie wiedzieli jednak, że działająca w Londynie radziec­ka siatka szpiegowska o kryptonimie „Cambridge" przekazywała do Moskwy te same informacje w wersji nieocenzurowanej, dając wywiadowi radzieckiemu moż­liwość ich porównywania. Kolejnym źródłem wiadomości był dla Rosjan pracownik niemieckiego Mini­sterstwa Lotnictwa Hans Schuize-Boysen, pseudonim „Senior". Przeniknięcie agen­tury radzieckiej do sztabu Luftwaffe było dla Rosjan szczególnie cenne, ponieważ Goring i jego podwładni, na przykład Kesselring, nie tylko że znali najgłębsze tajniki strategii niemieckiej, ale też sami ją współtworzyli. Niemiecki kontrwywiad-Abweh­ra - pod dowództwem admirała Canarisa aż do końca 1941 roku nie miał pojęcia o istnieniu radzieckiej siatki szpiegowskiej o kryptonimie „Rotę Kapelle" („Czer­wona Kaplica"). Organizację tę Abwehra rozpracowała w pierwszej połowie 1942 roku, ale działalność jej w latach ubiegłych przyniosła Niemcom duże straty. Kontr­wywiad niemiecki aresztował członków radzieckiej komórki szpiegowskiej w mo­mencie przekazywania do Rosji szczegółów operacji stalingradzkiej miesiąc przed jej rozpoczęciem. Po wojnie oficerowie Abwehry przyznali, że udało im się rozpra­cować tylko niewielką część radzieckiej siatki wywiadowczej. Niemcy jednak dostosują w końcu roku swoje postępowanie do oczekiwań Sta­lina, chociaż jeszcze nie we wrześniu. Ofensywa Wehrmachtu na Moskwę nie rozwinie się we wrześniu ani w październku, lecz raczej w listopadzie i grudniu. W ten sposób Niemcy sami ułatwią zadanie Rosjanom. Ale zanim to nastąpi, Ar­mia Czerwona będzie musiała zapłacić jeszcze wysoką cenę za ten błąd Stalina. Upadek Kijowa We wrześniu 1941 roku wojska Frontu Południowo-Zachodniego zostały okrą­żone na lewym brzegu Dniepru, na wschód od Kijowa i poniosły tam ciężkie straty. (W geografii rosyjskiej używa się tradycyjnie określenia „Ukraina lewobrzeżna" na część Ukrainy położoną na wschodnim brzegu Dniepru. Jest to zrozumiałe, kiedy patrzy się na Ukrainę z północy, z perspektywy Moskwy). Różne są opinie na te­mat błędów i fałszywych ocen dokonanych przez Naczelne Dowództwo radziec­kie, Stalina oraz radziecki Sztab Generalny i jego szefa, marszałka Szaposznikowa. Udział w tej tragedii ma również dowódca Kierunku Południowo-Zachodniego, marszałek Budionny, jeden z bohaterów rosyjskiej wojny domowej; nie dosięgły go czystki, które zdziesiątkowały radziecki wyższy korpus oficerski. Głównym ofice­rem politycznym Kierunku Południowo-Zachodniego był Chruszczow, który w la­tach pięćdziesiątych został I sekretarzem KPZR i oskarżył Stalina o zlekceważe­nie w 1941 roku groźby najazdu niemieckiego. Frontem Południowo-Zachodnim dowodził generał pułkownik Kirponos, zaś szefem sztabu był Tupikow. Kirponos został odznaczony Gwiazdą Bohatera Związku Radzieckiego za dowodzenie w woj­nie z Finlandią, a niewielu generałów Armii Czerwonej dostało ordery za tę wojnę. Żuków dostrzegł go i wybrał na jednego ze swych dowódców armii podczas stycz­niowyeh gier wojennych. W lutym, kiedy Żuków mianowany został szefem Sztabu Generalnego, Kirponos objął po nim dowództwo Kijowskiego Specjalnego Okręgu Wojskowego. W ten sposób stało się jasne, iż jest on jednym z protegowanych Żu­kowa. Także Tupikow był ciekawą postacią. Przez kilka miesięcy, na przełomie roku 1940 i 1941, pełnił obowiązki attache wojskowego w Berlinie. Krytyka dowództwa kierunku i frontu koncentruje się zwykle na niepowodze­niu planów obrony Kijowa i niewycofaniu na czas wojsk Frontu Południowo-Za­chodniego za rzekę Psioł tak, by uniknąć mogły one okrążenia. Kontrowersyjne są oceny operacji Frontu Briańskiego i sposobu dowodzenia nim przez generała puł­kownika Jeremienkę. Najważniejszym zadaniem tego frontu miało być bowiem zapobieżenie okrążeniu Moskwy przez zniszczenie niemieckiej 2 Grupy Pancernej Guderiana. Okazało się, że misji tej absolutnie nie był on w stanie wypełnić. W jaki sposób doszło zatem do tej gigantycznej katastrofy, która była najwięk­szą klęską ZSRR w drugiej wojnie światowej i swoimi rozmiarami przyćmiła po­rażkę białostocką? Czy możliwe było uratowanie Frontu Południowo-Zachodniego i skrócenie dzięki temu wojny? Nieustający pochód wojsk Guderiana na południe wywoływał coraz większą konsternację w radzieckim Dowództwie Naczelnym. Stalin wciąż nie mógł przyjąć do wiadomości tego, że celem 2 Grupy Pancernej jest operacja kijowska, zaś Mo­skwie, przynajmniej chwilowo, nic zagraża żadne niebezpieczeństwo. 7 września dowództwo Frontu Południowo-Zachodniego przesłało do Moskwy kolejne ostrze­żenie i prosiło o zezwolenie na wycofanie 5 Armii za Desnę. Szaposznikow skon­taktował się wówczas z Budionnym i dowiedział się od niego, że on także zgadza się na to posunięcie. Następnego dnia Stalin wezwał Żukowa i oznajmił mu, że wysyła go do Leningradu. Ten z kolei zarekomendował Timoszenkę na następcę Budionnego na stanowisku dowódcy Kierunku Południowo-Zachodniego. Stalin zaakceptował tę rekomendację. Stanowisko dowódcy Frontu Zachodniego, zwol­nione przez Timoszenkę, miał objąć generał porucznik Iwan S. Koniew. Gdy Żu­ków zbierał sięjuż do odejścia, Stalin zapytał go o zamiary niemieckie. Były dowód­ca Sztabu Generalnego odrzekł, iż skoro Guderian i von Weichs doszli już do Nowo­grodu Siewierskiego i Czernichowa, to wkrótce uda im się zepchnąć rosyjską 21 Annie jeszcze dalej na południe i wyjść na tyły Frontu Południowo-Zachodniego. Przewidywał też, iż uchwycony przez 17 Armię, należącą do Grupy Armii „Połu­dnie" przyczółek na wschodnim brzegu Dniepru pod Kremieńczugiem, na południe od Kijowa, posłuży jako odskocznia do ofensywy zmechanizowanej grupy uderze­niowej, która uderzy na północny wschód, w celu połączenia się z siłami 2 Grupy Pancernej. Żuków poradził też Stalinowi, żeby wycofał wszystkie wojska rosyjskie na wschodni brzeg Dniepru i rozmieścił dostępne rezerwy w rejonie Konotopu, gdzie mogłyby przeciwdziałać natarciu Guderiana. Stalin zapytał wówczas: „A co z Kijo­wem?". Żuków odpowiedział:, Jak bardzo nie byłoby to smutne, będziemy musieli oddać Kijów. Nie mamy innego wyjścia". Wódz naczelny zadzwonił wtedy do Sza­ posznikowa i przekazał mu sugestie Żukowa, który z całej ich rozmowy dosłyszał, że ten problem będzie dyskutowany później ze sztabem Frontu Południowo-Za­ chodniego. Słowa Żukowa musiały zrobić wrażenie na Stalinie, skoro następnego dnia, 9 września, Szaposznikow przekazał Frontowi Południowo-Zachodniemu rozkaz Naczelnego Dowództwa, nakazujący wycofanie 5 Armii oraz prawego skrzydła broniącej Kijowa 37 Armii na lewy brzeg Dniepru i zwrócenie się przez nie frontem na północ, w kierunku zbliżającej się 2 Grapy Pancernej, Manewr ten okazał się jednak trudny do przeprowadzenia, gdyż już 7 września siły Guderiana przekroczyły rzekę Sejm i nacierały na południe, w kierunku na Bosnę i Romny. 10 sierpnia ­gdy załamywało się już całe północne skrzydło Frontu Południowo-Zachodniego, zaś Czernichów zosta! 8 września zdobyty przez niemiecką 2 Armię - Kirponos zadzwonił do Budionnego i poprosił go o natychmiastowe przysłanie posiłków 40 Armii Podlasa, która znalazła się w krytycznym położeniu, broniąc rzeki Sejm w re­jonie Konotopu. 10 września niemiecka 3 Dywizja Pancerna zdobylajuż położone nad Sułą Romny, znajdujące się daleko na południe od rzeki Sejm i prawie w prostej linii na wschód od Kijowa. Budionny zmuszony był jednak odpowiedzieć, że Na­czelne Dowództwo nie przydzieliło żadnych rezerw ani Kierunkowi Południowo­-Zachodniemu, ani Frontowi Południowo-Zachodniemu. Dla zatkania wyrwy we froncie i zatrzymania pochodu wojsk Guderiana w rejonie Bachmacza i Konotopu, Szaposznikow zezwolił tylko na przesunięcie do tego rejonu i w stronę 40 Armii dwóch dywizji piechoty ze stacjonującej na południe od Kijowa 26 Armii. Jednak zarówno Budionny, którego Stalin postanowił już odwołać ze stanowiska dowódcy Kierunku Południowo-Zachodniego, jak i Kirponos uważali taką taktykę za błędną, ponieważ pozostawiała ona 26 Armi i zaledwie trzy dywizje piechoty do dyspozycji, mające bronić frontu o długości 150 kilometrów. Sytuacja na południe od Kijo­wa również gwałtownie się pogarszała, gdyż 28 Armia, sąsiadująca od południa z 26 Armią, nie była w stanie zlikwidować niemieckiego przyczółka na wschodnim brzegu Dniepru pod Kremieńczugiem, pomiędzy rzekami Worskląa Psioł. Można się było spodziewać, że 1 Grupa Pancerna może w każdej chwili wyrwać się z tego przyczółka i zaatakować w kierunku na północ i wschód, w celu spotkania się z woj­skami Guderiana. , Rozmowa, która odbyła się rankiem 10 września pomiędzy Szaposznikowem a Budionnym, świadczy o tym, że wówczas Stalin wciąż jeszcze wierzył w powo­ dzenie misji Jeremienki. SZAPOSZNIKOW: „Naczelny dowódca poleci! mi przekazać Wam następu­jący rozkaz: »I Korpus Kawalerii ma być jak najszybciej przesunięty w rejon Pu­tywla, gdzie zostanie on podporządkowany dowództwu Jeremienki. Siły tego kor­pusu są tam konieczne do zamknięcia wyłomu na styku frontów Południowo-Za­chodniego i Briańskiego, powstałego w okolicach Konotopu i Nowogrodu Siewietr­skiego«. Powinniście zameldować o wykonaniu tego rozkazu". BUDIONN Y: „Wróg obchodzi od północy prawe skrzydło Frontu Południowo­-Zachodniego. Jeżeli wysyłamy tam korpus, to dlaczego ma on być podporządko­wany Jeremience? Myślę, że z tym korpusem będzie podobnie, jak z 21 Armią. Domagam się, żebyście przyjrzeli się w ogóle operacjom Jeremienki. Miał znisz­czyć grupę wojsk nieprzyjaciela [Guderiana] i nie udało mu się. Jeżeli zdajecie so­bie sprawę z tego, co dzieje się na odcinku frontów Południowego i Południowo­-Zachodniego i pomimo że żaden z nich nie dysponuje już rezerwami, wciąż chcecie odebrać mi ten korpus. Będę zmuszony nakazać takie jego przegrupowanie (..,)". SZAPOSZN1KOW: „Rozumiem to wszystko, Siemionie Michajłowiczu. Aby Front Południowo-Zachodni mógł dalej walczyć, konieczne jest zamknięcie wyrwy we froncie powstałej w okolicy Konotopu i Nowogrodu Siewierskiego. Właśnie dlatego rozkazaliśmy przegrupowanie tego korpusu kawalerii. Zaś odpowiedzialny za tę operację jest Jeremienko (...)". BUDIONNY: „W porządku (...) Żądam jednak, byście przekazali naczelnemu dowódcy moją opinię o tej sprawie, a w szczególności mojąocenę operacji Frontu Briańskiego(...)" SZAPOSZNKOW: „Na pewno to zrobię. Do widzenia!". Tymczasem sytuacja na froncie rozwijała się zgodnie z przewidywaniami Żu­kowa. Czołowe oddziały Guderiana wdarły się do Romnych, zaś czołgi generała pułkownika Kleista, należące do Grupy Armii „Południe", rozpoczęły natarcie z przy­czółka pod Kremieńczugiem. Rozpoczęło się okrążanie przez Niemców sił głów­nych Frontu Połudnowo-Zachodniego. Tuż po północy 11 września, rada wojskowa Frontu Połudnowo-Zachodniego skierowała do Naczelnego Dowództwa następujący telegram: „Grupa czołgów przeciwnika przedarła się do Romnych i Grajworonu [nie­daleko na zachód od Białogrodu]. 40 i 21 Annie nie są w stanie zatrzymać tej grupy. Prosimy o natychmiastowe skierowanie z rejonu Kijowa naszych wojsk w celu powstrzymania natarcia wroga oraz zarządzenie ogólnego odwrotu frontu [za rzekę Psioł]. Prosimy o przesłanie potwierdzenia drogą radiową". W odpowiedzi, około godziny 2.00, marszałek Szaposznikow wezwał do telefo­nu Kirponosa i przekazał mu rozkazy Stalina: „«Stawka» uważa za konieczne, by wojska Frontu Południowo-Zachodnie­go utrzymywały swoje pozycje, zgodnie z wcześniejszymi rozkazami. Już wczo­raj, 10 września, przekazałem wam, że za trzy dni Jeremienko rozpocznie ope­rację, mającą doprowadzić do likwidacji niemieckiego przełamania naszego fron­tu w rejonie Konotopu {...). Dlatego też powinniście zniszczyć czołowe oddzia­ły wroga w okolicach Romnych (...)". :-i'. Kilka godzin później Budionny ponownie zwrócił się do „Stawki": „Dalsze opóźnianie podjęcia decyzji o odwrocie Frontu Południowo-Zachodnie­ go może doprowadzić do wielkich strat w ludziach i sprzęcie. Jeżeli jednak nie można na razie podjąć jeszcze takiej decyzji, proszę przynajmniej o pozwolenie na ewakuację oddziałów i sprawnego sprzętu z kijowskiego rejonu umocnionego. Z pewnością przydadzą się one do obrony wojsk Frontu Południowo-Za­ chodniego przed okrążeniem (...)". Prośby Kirponosa i Budionnego gniewały Stalina, ponieważ zaprzeczały one jego przewidywaniom i kalkulacjom. Oskarżył więc dowódców frontu o niekompe­tencję i uleganie panice oraz zastąpił Budionnego marszałkiem Timoszenką. Jed­nakże nawet Timoszenko nie mógł już zapobiec nadciągającej katastrofie. Trochę później, tego samego ranka, Stalin, Szaposznikow i Timoszenko zadzwonili do sztabu Frontu Południowo-Zachodniego - Kirponosa, Tupikowa i głównego ofi­cera politycznego M. A. Bunnistenki. Wódz naczelny powiedział im, że jeśli wojska frontu wycofają się teraz za Dniepr, to Niemcy zdobędą natychmiast przyczółki na wschodnim brzegu tej rzeki. W tej sytuacji oddziały Frontu Południowo-Zachodnie­go będą musiały się bronić przed atakami z trzech stron - także i z zachodu, a nie jak dotychczas tylko dwóch - z północy, z rejonu Konotopu, i z południa, z okolic Kremieńczuga. Jeśli Niemcy skoordynują natarcia swoich grup pancernych na wschód od Kijowa, to nastąpi okrążenie frontu. Stalin przypomniał, że podczas wcześniejszego odwrotu wojsk Frontu Południowo-Zachodniego z linii Berdyezów-Nowogród Wołyński na linię Dniepru utracono pod Humaniem dwie armie - 6 i 12. Odwrót ten przekształcił się w ucieczkę, co pozwoliło Wehrmachtowi na sforsowa­nie Dniepru tuż za plecami umykających oddziałów Armii Czerwonej. Nie można dopuścić do powtórzenia się tego rodzaju rozprężenia i klęski. Dyktator wyjaśnił, że proponowany przez sztab Frontu Południowo-Zachodniego odwrót byłby niebez­pieczny z dwóch powodów. Po pierwsze, nie została przygotowana do obrony linia rzeki Psioł. Po drugie, odwrót taki byłby ryzykowny, jeżeli nie zneutralizuje się sto­jącej pod Konotopem Grupy Pancernej Guderiana. Zamiast natychmiastowego odwrotu Stalin proponował trzy rozwiązania: 1) Front Południowo-Zachodni prze­grupuje wszystkie dostępne siły i wspólnie z Jeremienką uderzy w kierunku Kono­topu; 2) na wschodnim brzegu rzeki Psioł przygotowana zostanie linia obrony, gdzie stanie pięć do sześciu dywizji piechoty, zaś artyleria frontu zostanie tak rozlokowa­na na ich tyłach, by pokryć ogniem podejścia z północy i z południa; 3) po spełnieniu pierwszych dwóch warunków zostaną podjęte przygotowania do opuszczenia Kijo­wa i zniszczenia mostów na Dnieprze. Podczas wycofywania się sil głównych, na linii Dniepru pozostaną oddziały osłonowe, ochraniające wojska frontu od zachodu. Kirponos odpowiedział, iż nie zarządzi odwrotu bez uprzedniej konsultacji z Na­czelnym Dowództwem. Ponieważ jego linia obrony rozciągała się obecnie na dłu­gości około 800 kilometrów, więc miał nadzieję, że Naczelne Dowództwo przyśle mu jakieś wsparcie. Odniósł się tu do sytuacji z 10 września, kiedy to Szaposznikow zabrał dwie dywizje piechoty z 26 Armii, by wysłać je na północ do wsparcia Pod­łasa i Kuzntecowa, walczących z czołgami grupy Guderiana przedzierającymi się na Romny. Kirponos zaznaczył, że Front Południowo-Zachodni nie dysponuje już żadnymi rezerwami, które mógłby przeznaczyć do walki z Gtiderianem, ponieważ kolejne dwie i pół dywizji zostało wysłanych w kierunku Czernichowa do wsparcia 5 Armii. Co do wsparcia, Kirponos prosił tylko o spełnienie wcześniejszych obietnic Naczelnego Dowództwa. Stalin zakończył rozmowę stwierdzeniem, że jakkolwiek Budionny domagał się wycofania sił Frontu Południowo-Zachodniego za rzekę Psioł, to jednak Szaposznikow się z tym nie zgadzał i w związku z tym nie należy ewaku­ować Kijowa ani niszczyć mostów bez zgody Naczelnego Dowództwa. Dodał też, że Timoszenko obejmie, w miejsce Budionnego, stanowisko dowódcy Kierunku Południowo-Zachodniego. Mimo to kariera Budionnego nie doznała uszczerbku. Został on mianowany dowódcą Frontu Rezerwowego, broniącego podejść do Mo­skwy w rejonie Jełni i Rosławla. W 1942 roku został on dowódcą wojsk radziec­kich na Kaukazie. Ttaoszenko był obecny podczas tej rozmowy telefonicznej, kiedy to Stalin pole­cił Kirponosowi nie opuszczać Kijowa. Nowy dowódca kierunku zgadzał sięz tym rozkazem. Jego optymizm, 11 września, wynikał po części z tego, że wiedział on, iż w drodze sąjuż posiłki dla Frontu Południowo-Zachodniego. Były to jednak siły niewystarczające do powstrzymania natarcia niemieckiego - tylko jedna dywizja piechoty i dwie brygady pancerne w sile stu czołgów. Być może Timoszenko wie­rzył też w powodzenie nakazanej przez Stalina kontrofensywy Frontu Briańskiego przeciwko 2 Grupie Pancernej. Trudno jednak sobie wyobrazić, by pokładał on aż tak wielkie nadzieje w tej operacji. Kontrataki Frontu Briańskiego z 30 sierpnia przyniosły marne wyniki, ponieważ nacierano jednocześnie w dwóch rozbieżnych kierunkach, na Starodub i Rosławl. Zarządzony przez Stalina na 14 września kolej­ny kontratak tego frontu miał być skierowany wyłącznie na Rosławl i na południo­we skrzydło Grupy Armii „Środek", nie zaś na Konotop, jak to dyktator obiecywał Kirponosowi 11 września. 10 września luka pomiędzy frontami Briańskim i Połu­dniowo-Zachodnim poszerzyła się już do 60 kilometrów. Jeremienko słusznie twier­dził, iż Naczelne Dowództwo dobrze wie o tym, że nie dysponuje siłami zdolnymi zamknąć ten wyłom. Wszystkie pancerne brygady jeremienki dysponowały w tym czasie zaledwie dwudziestoma czołgami zdatnymi do wałki. Musimy więc zadać sobie pytanie: dlaczego Stalin, Szaposznikow i Timoszenko wydali Frontowi Połu­dniowo-Zachodniemu rozkaz utrzymania Kijowa za wszelką cenę? Jakiemu celowi miała służyć ta masowa ofiara? Stalin został zmuszony do wykorzystania Kijowa w podobny sposób, jak wyko­rzystał wczerwcu wybrzuszenie białostockie. Tym razem gra była jednak duże bardziej ryzykowna. Ogromnej dziury, która powstanie we froncie rosyjskim m Ukrainie, nic będzie już czym załatać. Zbyt wiele oddziałów odwodu strategicznego zostało już użytych do wzmocnienia frontu radzieckiego nad Dnieprem i Dźwiną, naprzeciwko Grupy Armii „Środek", by starczyło ich także na Ukrainę. Naczelne Dowództwo nie będzie w stanie bronić jednocześnie Kijowa i Moskwy. Poświęce­ nie obrońców Kijowa ma jednak kosztować Niemców wysoką cenę w ludziach, sprzęcie, a przede wszystkim w czasie. Będzie to cena znacznie wyższa od tej, którą zapłacili Niemcy za rozbicie zgrupowania białostockiego Armii Czerwonej. Stalin miał rację, mówiąc 11 września Kirponosowi, że niemożliwe będzie wycofa­ nie wszystkich sił, liczącego 677 tysięcy żołnierzy. Frontu Południowo-Zachodniego za Psioł, tak by uniknęły one okrążenia przez grupę Guderiana i 1 Grapę Pancerną von Kleista. Wojska tego frontu będą musiały zostać i bić się, podobnie jak uczyniły to 3,10 i 4 Armie w wybrzuszeniu białostockim. Pawłów nie wiedział, jaką rolę wyznaczono naprawdęjcgo armiom. Stalin nie pozwalał nikomu zaglądać sobie w karty, także Kirponosowi i Jeremience nie zdra­ dził, czego naprawdę od nich oczekuje. Jednakże Żuków, Budionny i Timoszenko znali prawdziwe zamiary Stalina i dlatego ten pierwszy został w końcu lipca odwo­ łany ze stanowiska szefa Sztabu Generalnego; Budionny zaś łł września utracił stanowisko dowódcy Kierunku Południowo-Zachodniego. Timoszenko jeszcze na początku września zgadzał się ze Stalinem, ale 13 września zmienił zdanie, czym wprawił dyktatora w stan silnego zdenerwowania. Wódz naczelny mógł kazać roz­ strzelać Pawłowa, ale Żuków, Budionny i Timoszenko byli ludźmi innego kalibru, którym można wskazać właściwe miejsce w szeregu, ale nie można ich zlikwido­ wać, Timoszenko i Żuków dzięki swej strategii głęboko limitowanej obrony urato­ wali kraj przed klęską w starciu z Niemcami; Budionny zaś, pełen werwy dowódca kawalerii z czasów wojny domowej, był bohaterem narodowym. Co stanie się, jeśli Niemcy będą kontynuować ofensywę na południu i przez wschodnią Ukrainę dotrą do Zagłębia Donieckiego oraz pól naftowych Kaukazu? Co będzie, jeśli Armia Czerwona zostanie zmuszona do zwinięcia całego swego południowego skrzydła, zaś Niemcy odłożą ofensywę na Moskwę do wiosny na­ stępnego roku? Co będzie, jeśli staranne przygotowania do obrony Moskwy na północy, wschodzie i południu oraz zgrupowanie rezerw strategicznych wokół stoli­ cy nie przyda się na nic? Czy zdoła przetrwać Związek Radziecki pozbawiony swej bazy przemysłowej na południu, podczas gdy niemiecka Grupa Armii „Środek" cze­ kać będzie nietknięta na wschód od Dniepru, przygotowana do wiosentjej ofensy­ wy na Moskwę przy wsparciu trzech grup pancernych? Takie pytania zadawał Żuków i inni generałowie Stalinowi, który nie znajdował na nie właściwej odpowie­ dzi . Jego jedyną nadzieją było to, że Niemcy jednak zdecydują się na podjęcie nad­ miernego wysiłku i rozpoczną ostateczny szturm na Moskwę jeszcze przed koń­ cem 1941 roku. Nadzieja ta wydawała się jednak płonna, po tym jak cała grupa Guderiana została w początkach września skierowana na Ukrainę. Gdyby XLVI Korpus Pancerny, zgodnie z życzeniem Haidera i Jodła, pozostał w składzie Grupy v 222 Armii „Środek", to generałowie radzieccy zaaprobowaliby strategię Stalina bez za­stezeżeń. Jednak Guderianowi udało się 23 sierpnia przekonać Hitlera, aby ten zgo­dził się wysłać wszystkie czołgi jego grupy pancernej na południe, z wyjątkiem 18 Dywizji Pancernej, należącej do XLVII Korpusu Pancernego, która na żądanie Haidera została w okolicach Rosławia w charakterze odwodu Grupy Armii „Śro­dek". W ten sposób powodzenie planów Stalina stanęło w połowie września pod wielkim znakiem zapytania. Nie można już było mieć pewności, że Niemcy zaata­kują Moskwę jeszcze w 1941 roku. Okazało się, że Wehrmacht zrealizował w koń­eu najskrytsze marzenia radzieckiego dyktatora. 12 września czołgi von Kleista przekroczyły Dniepr w pobliżu Kremieńczuga, oddalonego spory kawałek drogi, w dół Dniepru, od Kijowa. Następnie wojska 1 Grupy Pancernej z furią zaatakowały rosyjską 297 Dywizję Piechoty, należącą do 28 Armii, i nacierały dalej w kierunku na Choroł. Ponieważ oddziały Guderiana znajdowały się już na południe od Romnych, zamiary Niemców nie mogły budzić już żadnych wątpliwości. 12 września Grupa Armii „Południe" dysponowała dwudzie­stoma dywizjami, którym znajdująca się na południowym skrzydle Frontu Południo­wo-Zachodniego radziecka 28 Armia mogła przeciwstawić tylko pięć dywizji pie­choty i jedną kawalerii. Nie było mowy o powstrzymaniu ofensywy von Kleista przez wojska Frontu Południowo-Zachodniego, ponieważ wszystkie jego rezerwy zostały wcześniej wysłane na północ, w celu podjęcia próby zatrzymania 2 Grupy Pancernej Guderiana. W ciągu poprzednich dwóch dni pogorszyła się też bardzo sytuacja wojsk radzieckich na północ od Kijowa. Naciskana mocno 5 Armia Poła­powa rozpoczęła odwrót za Desnę, Kiedy jednak kilka jej dywizji dotarło nad tą rzekę, okazało się, że na drugim brzegu są już Niemcy. Niektórym oddziałom, na przykład XV Korpusowi Piechoty Moskalenki, udało się przekroczyć Desnę na południe od Czernichowa prawie bez uszczerbku, ale znaczna część 5 Armii nie miała tyle szczęścia i poniosła ciężkie straty. Twarda obrona pozycji wokół Kijowa przez 37 Armię uratowała 5 Armię przed odcięciem jej od południa. 13 września, kiedy okrążenie Kijowa i całego Frontu Południowo-Zachodniego stało się już prawie faktem dokonanym, sztab frontu zaczął wysyłać telegramy przedstawiające sytuację wojsk radzieckich w najczarniejszych kolorach. 14 wrze­śnia wczesnym rankiem szef sztabu frontu, generał major Tupikow, wysłał z wła­snej inicjatywy osobisty telegram do Szaposznikowa. Kończył się on słowami: „(...) katastrofa się już zaczęła i za kilka dni będzie ona dla wszystkich oczywista". Szef Sztabu Generalnego skierował natychmiast ostrą odpowiedź do dowództwa Frontu i Kierunku Południowo-Zachodniego: „Generał major Tupikow wysłał do Sztabu Generalnego panikarski raport. Obecna sytuacja wymaga zachowania spokoju i samokontroli na wszystkich szczeblach dowodzenia. Ważne jest, by nie popadać w panikę. Należy bronić wszystkich pozycji, szczególnie na skrzydłach. Konieczne jest zatrzymanie odwro­ 22: tu Kuzniecowa [21 Armia] i Potapowa [5 Armia]. Niezbędne jest, by cały sztab frontu zrozumiał, iż konieczne jest kontynuowanie walki. Nie możecie oglądać się za siebie, musicie wypełniać rozkaz towarzysza Stalina z 11 września". Odpowiedź Szaposznikowa oznaczała wyrok śmierci dla wojsk Frontu Połu­dniowo-Zachodniego. Teraz, gdy dwie niemieckie grupy pancerne łączyły swoje siły na wschód od Kijowa, nie można było już mieć wątpliwości, jaki los czeka wkrótce wojska radzieckie, broniące środkowego Dniepru. W obliczu zbliżającej się wielkiej klęski Stalin i Szaposznikow nie chcieli ustąpić nawet na krok. Oddziały Frontu Południowo-Zachodniego mają nie ustępować i walczyć do śmierci - po to, by pozbawić Niemców ludzi i sprzętu, a przede wszystkim czasu - czasu niezbęd­nego Stalinowi do zakończenia dyslokacji wojsk rezerwy strategicznej wokół Mo­skwy. Ale jeśli Hitler nie zechce zaatakować Moskwy w 1941 roku? Czy wtedy plany Stalina legną w gruzach? Teraz, gdy cała 2 Grupa Pancerna znalazła się na Ukrainie, wydawało się, że Hitler znalazł antidotum na strategię radziecką, tak sku­teczną pod Wielkimi Łukami, Jelnią, Rosławlem i Homlem. Od początku lipca Stalin i Żuków gorliwie przygotowywali silną obronę Mo­skwy. Strategia ta wydawała się teraz bezużyteczna. Żuków i Budionny uważali, że Grupa Armii „Środek", wzmocniona dodatkową grupą pancerną, bez trudu zaj­mie całą południową część Związku Radzieckiego aż po Wołgę i Kaukaz. Dlatego właśnie sprzeciwili się Stalinowi i nie przystali na jego nieugięte żądanie obrony Kijowa za wszelką cenę. Nie mogli zgodzić się na strategię przewidującą posłuże­nie się 677 tysiącami żołnierzy Frontu Południowo-Zachodniego w taki sam sposób, w jaki posłużono się trzema armiami złożonymi w ofierze w wybrzuszeniu biało­stockim. Tamta katastrofa kosztowała Armię Czerwoną utratę około 300 tysięcy ludzi - straszna cena, ale jeszcze możliwa do zapłacenia. Jednakże ewentualne straty pod Kijowem mogły być tak wielkie, że nie można było ich zaakceptować. Jeżeli Niemcy sami nie założą sobie na szyję pętli oczekującej na nich pod Moskwą, Związek Radziecki będzie miał manie szanse na wygranie tej wojny. Na początku katastrofy kijowskiej Stalin liczył na to, że następcy Żukowa, Sza­posznikow, i następca Budionnego, Timoszenko, zrealizują jego plany. Jednak 15 września Timoszenko zaczął się łamać. Powiedział wówczas Szaposznikowowi, że za najlepsze rozwiązanie uważa natychmiastowe wycofanie się Frontu Połu­dniowo-Zachodniego. Była to całkowita zmiana w porównaniu ze stanowiskiem z 11 września, kiedy to poparł on rozkaz niewycofywania się, wydany Kirponosowi przez Stalina i Szaposznikowa. Nie wiemy, jaki wpływ miał Timoszenko na szefa Sztabu Generalnego. Po powrocie 16 września do swej kwatery głównej koło Po­łtawy, dowódca Kierunku Południowo-Zachodniego wezwał do siebie szefa wy­działu operacyjnego sztabu Frontu Południowo-Zachodniego Iwana Ch. Bagramia­na. Podczas zorganizowanej narady, uczestniczył w niej również Chruszczow, Ti­moszenko zakomunikował im o swej decyzji nakazania wojskom Frontu Poludnio­wo-Zachodniego natychmiastowego odwrotu za rzeką Psioł, zanim jeszcze zamknie się wokół nich pierścień niemieckiego okrążenia. Po kilkakrotnym przemierzeniu pokoju Timoszenko stwierdził, że jest pewien, iż Naczelne Dowództwo zgodzi się z tą decyzją, teraz jednak brak czasu, by prosić Moskwę o potwierdzenie. Bagra­mian zanotował w swoich wspomnieniach, że Timoszenko był bardzo zdenerwo­wany i wcale nie wyglądał na przekonanego o słuszności swoich zapewnień. Trud­no się zresztą temu dziwić, biorąc pod uwagę sformułowania zawarte w ostatnim telegramie Szaposznikowa. Kiedy Timoszenko zdołał wreszcie się opanować, nakazał Bagramianowi, by poleciał on do Piriatina i wydał Kirponosowi ustny rozkaz „opuszczenia kijowskiego rejonu umocnionego i natychmiastowego rozpoczęcia wycofywania sił głównych na drugą linię obrony [wzdłuż rzeki Psioł], przy pozostawieniu sił osłonowych wzdłuż Dniepru". Przed rozpoczęciem odwrotu Kirponos zaatakować miał ł i 2 Grupy Pancerne pod Lubniami i Romnymi, celem spowolnienia tempa ich natarcia. Timo­szenko bez wątpienia przekroczył w tym momencie swoje uprawnienia, ponieważ jego rozkaz był jawnie sprzeczny z wolą Stalina. Dlatego też nie dał Bagramianowi rozkazu na piśmie, tłumacząc to tym, że jego lot będzie bardzo niebezpieczny i nie można ryzykować, by ważny dokument dostał się w ręce wroga. Pod tym wzglę­dem Timoszenko niewątpliwie miał rację. Lot rzeczywiście był bardzo niebezpiecz­ny i niewiele brakowało, by misja Bagramiana zakończyła się tragicznie -jego sa­molot ścigany był przez pewien czas przez niemieckie samoloty patrolowe. Tym niemniej szef wydziału operacyjnego nie dał się zwieść naciąganym usprawiedli­wieniem marszałka co do braku pisemnego rozkazu. Wiedział on dobrze, że Timo­szenko ryzykuje życiem, wydając rozkaz sprzeczny z życzeniami Stalina, zaś on sani też może stracić głowę za przekazanie takiego rozkazu. Timoszenko nie wydał rozkazu na piśmie, bo nic chciał dodatkowo się obciążać. Ostatecznie uniknął kary za niesubordynację. W końcu września zlikwidowano dowództwo Kierunku Południo­wo-Zachodniego, zaś Timoszenko został mianowany dowódcą nowego Frontu Połu­dniowo-Zachodniego, w którego skład weszły armie: 40 i odtworzone 21 oraz 28, Kiedy Bagramian spotkał się wreszcie 17 września ze swoim dowódcąw lasku na północ od Piriatina, przekazał mu natychmiast rozkazy Timoszenki. Kirponos nie chciał jednak działać pospiesznie. Poprosił o pisemny rozkaz Naczelnego Dowódz­twa. Ponieważ Bagramian rozkazem takim rzecz jasna nie dysponował, więc Kir­ponos, pomimo protestów, zdecydował się prosić Moskwę o telegraficzne potwier­dzenie polecenia dowódcy frontu. W ciągu tych kilku ważnych godzin Timoszenko dźwiga! całą dopowiedziałność za wydanie rozkazu odwrotu. Potem skontaktował się z Szaposznikowem i poprosił go o potwierdzenie swojego rozkazu, mówiąc, że jest to jedyna szansa uratowania choćby części oddziałów Frontu Południowo-Za­chodniego. Stalin, dowiedziawszy sięo wydaniu przez Timoszenkę rokazu odwrotu, zezwolił na jego potwierdzenie. „Stawka" przekazała tę informację Kirponosowi, ale było już wtedy za późno na stateczne działanie. Trzech dni - od 15 do 17 września - potrzebowali Rosjanie, żeby zmienić swoją strategię. Kiedy jednak w koń­cu podjęli decyzję odwrotu, było już za późno - ich wojska zostały całkowicie okrą­żone. Oddziały Frontu Południowo-Zachodniego musiały przebijać się na wschód, ponosząc przy tym ciężkie straty. Zginęli wówczas wszyscy oficerowie sztabu frontu z jego dowódcą, generałem pułkownikiem Kirponosem na czele. Z około 600 tysię­cy żołnierzy, którzy przeżyli, większość dostała się do niewoli. Stalin świadomie zwlekał z wydaniem rozkazu odwrotu wojskom Frontu Połu­dniowo-Zachodniego. To, co Jeremienko i Kirponos uważali za wyraz wahań i kunk­tatorstwa Stalina, Niemcy zaś za wyraz jego głupoty, było w rzeczywistości despe­racką, hazardową zagrywką dyktatora radzieckiego, dzięki której spodziewał się on wygrać wojnę. Likwidacja oddziałów Frontu Południowo-Zachodniego będzie kosz­tować Niemców stratę wielu żołnierzy, dużej liczby sprzętu i wiele czasu. Stalin będzie mógł dzięki temu uzyskać pewność, że zdąży rozlokować wokół Moskwy wojska rezerwy strategicznej. Teraz wszystko zależeć będzie od następnego posu­nięcia niemieckiego. Gotowość Stalina do poświęcenia oddziałów Frontu Południo­wo-Zachodniego, Żuków mógł uważać za wyraz lekkomyślności. Jak w takim ra­zie nazwać postępowanie niemieckiego Naczelnego Dowództwa? Guderian zano­tował, że miał okazję osobiście przesłuchiwać wziętego do niewoli dowódcę ra­dzieckiej 5 Armii, Potapowa. Na pytanie, dlaczego nie zdecydował się on w porę na odwrót z Kijowa, generał rosyjski odrzekł, iż Naczelne Dowództwo odwołało Ił września rozkaz zezwalający na ewakuację tego miasta i nakazano jego armii bronić Kijowa za wszelką cenę. Guderian i inni generałowie niemieccy byli zdumie­ni tą, jak im się wydawało, niekompetencją dowództwa radzieckiego. Potapowowi, mimo że był ranny, udało się przeżyć niemiecką niewolę i w 1945 roku został on wyzwolony przez wojska amerykańskie, po czym powrócił do Moskwy. Pomimo że do 26 września większa część wojsk Frontu Południowo-Zachod­niego przestała istnieć, niektórym jego oddziałom udało się przedrzeć na wschód. 24 września grupie pięćdziesięciu żołnierzy, pod dowództwem Bagramiana, udało się wymknąć z okrążenia i dotrzeć do Godiacza. Kilka tysięcy żołnierzy z 5 i 21 Armii, a wśród nich pięćsetosobowy sztab 21 Armii pod dowództwem Kuznieco­wa, również zdołało przedrzeć się przez linie niemieckie. Wyrwał się także dowód­ca 26 Armii, generał porucznik Kostenko wraz z liczną grupą swoich żołnierzy. Udało się to również czterotysięcznemu oddziałowi kawalerii pod komendą Bory­sowa. Niewoli niemieckiej uniknęło też kilku dowódców korpusów, a wśród nich generał major Moskalenko oraz Łopatin. Nie miał tyle szczęścia Kirponos i człon­kowie jego sztabu. Wszyscy oni zginęli 20 września koło Szumiejkowa. Armia Czer­wona poniosła największą swoją klęskę w drugiej wojnie światowej. Miał jednak rację Guderian, twierdząc, że chociaż Rosjanie ponieśli ogromne straty, to jest to jedynie porażka w wymiarze taktycznym a nie strategicznym. Straty niemieckie były również wielkie. Od 22 czerwca do 28 września Wehrmacht stracił 522 833 żołnierzy, czyli 14,38 procenta swych sił, liczących 3,4 miliona ludzi. 26 września W tej chwili jeszcze żadna ze stron nie odczuwała skumulowanego efektu tego, co działo się na froncie latem 1941 roku. Minie jeszcze trochę czasu, zanim Niemcy odczująstraty poniesione podczas walk nad górnym Dnieprem. Wkrótce jednak się to zmieni i stanie się już wówczas całkiem jasne, kto wygrywa tę wojnę. Na po­czątku września Naczelne Dowództwo niemieckie rozpoczęło planowanie operacj i, która miała doprowadzić do zwycięskiego zakończenia wojny ze Związkiem Ra­dzieckim jeszcze przed końcem roku. W rzeczywistości operacja ta uratuje Rosję ­będzie to bowiem atak na silnie umocnioną i bronioną Moskwę, podjęty jesienią 1941 roku. VII Moskwa Nadciągająca burza: operacja „Tajfun" Po tym jak Guderian zawarł swój pakt z Hitlerem, dotyczący nierozdzielności jego grupy pancernej, von Bock i Haider stracili kontrole, nad rozwojem wypadków. Operacja okrążająca na wschód od Kijowa odbyła się na warunkach podyktowanych przez dowódcę wojsk pancernych, z udziałem prawic całej jego grupy pancernej, a jego przełożeni nie mogli temu przeciwdziałać, ponieważ za nim stał teraz Hitler, Jodl i Goring byli jednak w lepszym położeniu. Mogli oni próbować wpływać na Hitlera, by zmienił swoja decyzję ataku na Moskwę. Dysponujemy dowodami potwierdzającymi, że próbowali to zrobić. Zmiana nastawienia Fiihrera dala się odczuć podczas jego rozmowy z Brauchitschem 30 sierpnia, tydzień po jego brzemiennym w skutki spotkaniu z Guderianem. Rozmowa naczelnego dowódcy sił lądowych z Hitlerem przebiegała tak gładko, że Haider zanotował: „(...) i znów zapanowała powszechna miłość. Wszystko jest teraz w porządku". 22 sierpnia Haider omalże nie podał się do dymisji. 24 sierpnia Guderian wywołał u niego załamanie nerwowe, lecz parę dni później szef Sztabu Generalnego wyczuł odwilż w nastrojach Hitlera, który poinformował 30 sierpnia Brauchitscha, że siły główne Grupy Armii „Środek", działające wówczas w okolicach Desny, nie będą angażowane do działań na Ukrainie, lecz mająprzygotować się do podjęcia ofensywy na Moskwę, przeciwko armiom Timoszenki. Musimy tu zaznaczyć, że jakkolwiek 11 września dowództwo nad radzieckim Frontem Zachodnim objął generał porucznik Koniew, to Niemcy w swoich dokumentach pisali ciągle o „Grupie Armii Timoszenki". Hitler i Brauchitsch dyskutowali 30 sierpnia o losie stojących nad Desną jednostek XLVI Korpusu Pancernego, które tydzień wcześniej Fiihrer obiecał przydzielić Guderianowi. Hitler zaczął zastanawiać się nad słusznością podjętej wówczas decyzji. Jak słusznie zauważył Haider, kiedy już raz wyśle się te dywizje do boju, będą one związane przez trudny do przewidzenia czas i tylko od przeciwnika będzie zależeć, kiedy będą one mogły podjąć inne działania. Jednak Guderian nie ustępował. Niezależnie od wahań Hitlera i opozycji, Haidera oraz von Bocka, dowódca 2 Grupy Pancernej zdecydowany był dowieść swego. 22') Niełatwo prześledzić rolę Jodła w tym stopniowym urabianiu Hitlera, by zmienił on swoją decyzję o natarciu na Moskwę. Szef Oddziału Operacyjnego sztabu Wehr­machtu przynajmniej od 7 sierpnia przekonany był o dużym znaczeniu zdobycia Moskwy i jakkolwiek nie zawsze zgadzał się z Haiderem co do sposobu, w jaki należy tego dokonać, to zawsze jednak pozostawał zwolennikiem przeprowadzenia lakiej operacji. Świadczą o tym jego rozmowy z Haiderem oraz studia prowadzone przez jego oddział. 31 sierpnia Haider rozmawiał ze swoim szefem oddziału opera­cyjnego, Heusingerem. Powtórzył mu wówczas swoją niedawną rozmowę telefo­niczną z Jodlem, który określił operację kijowską jako „intermezzo" i zapewniał, że po wykonaniu zadania na Ukrainie 2 Armia i 2 Grupa Pancerna zostaną skierowa­ne na Moskwę, a nastąpi to być może w drugiej połowie września. Rozmawiano też o możliwości wzmocnienia północnego skrzydła Grupy Armii „Środek" niektó­rymi jednostkami z Grupy Armii „Północ". Jest jasne, że Haidera nie zaskoczył przełom w nastawieniu Hitlera, osiągnięty dzięki staraniom Jodła. Poprzedniego dnia OKH wydało rozkaz, że wszystkie jednostki 2 Grupy Pancernej, które przekroczyły Desnę, przechodzą pod komendę Grupy Armii „Południe". Ze sformułowania tego rozkazu, autorstwa Haidera, wynika jednak, że spodziewał się on, iż nie wszystkie jednostki 2 Grupy Pancernej znajdą się na południowym brzegu Desny. Podstawą do takich przypuszczeń wydawała się być rozmowa Hitlera z Brauchitschem z 30 sierpnia. Jeszcze bardziej pocieszające wiadomości otrzymał Haider następne­go dnia od Jodła. Sytuacja nie była jednak wyjaśniona i szef Sztabu Generalnego powiedział Heusingerowi, że „(...) sprawy wyglądają tak niejasno, że nie możemy przedstawić Grupie Armii »Środek« żadnego konkretnego planu". Von Bock dysponował jednakże innymi jeszcze źródłami informacji i dlatego nie zaskoczyła go zmiana kursu Naczelnego Dowództwa. Po południu 31 sierpnia, tego samego dnia, kiedy Haider konferował z Jodlem, zjawił się w dowództwie Grupy Armii „Środek" feldmarszałek Albert Kesselring z Luftwaffe. Przyniósł on ze sobą wieści pochodzące zapewne od Góringa. Powiadomił von Bocka, że Hitler rozwa­ża możliwość zatrzymania natarcia 2 Armii na linii kolejowej Nieżyn-Konotop, a póź­niej zezwolenia Grupie Armii „Środek" wraz z częścią Grupy Armii „Północ" na podjęcie ataku na wschód, na Moskwę. Kesselring poradził dowódcy Grupy Armii „Środek", by natychmiast wprowadził w życie rozkaz OKH z 30 sierpnia. Po pro­blemach z Guderianem, w związku ze sporami co do przynależności XXIV Korpu­su Pancernego, von Bock dostrzegł w rozkazie tym szansę ponownego okiełznania dowódcy 2 Grupy Pancernej. Po wysłuchaniu Kesselringa, von Bock natychmiast zadzwonił do Guderiana i rozkazał mu, by jego oddziały nie przekraczały na wschodzie i południu linii Bora­na-Bachmacz-Konotop. Jednak obdarzony silną wolą dowódca grupy pancernej miał własne pomysły na prowadzenie wojny. Obiecał on Hitlerowi, że 2 Grupa Pancerna połączy się na wschód od Kijowa z I Grupą Pancerną i wspólnie zlikwi­dująone siły rosyjskiego Frontu Południowo-Zachodniego. Przyrzeczenia tego za­mierzał dotrzymać, spodziewając się, że w zamian Fuhrer także wypełni swoje zo­bowiązanie i nie dopuści do podziału 2 Grupy Pancernej. Guderian zaskoczył 24 sierpnia von Bocka, mówiąc mu impertynencko o swojej umowie z Hitlerem i za­znaczając, że obiecał Fiihrerowi udział całej swojej grupy pancernej w operacji ki­jowskiej. Rzeczywiście, Guderian wcześniej nalegał, żeby wszystkie jego oddziały wysłać na Ukrainę. Teraz dowódca 2 Grupy Pancernej zaczął nękać von Bocka i OKH, domagając się zwrotu „jego" XLVI Korpusu Pancernego. Haider przygo­towany był na wielkie kłopoty z Guderianem i 28 sierpnia ostrzegł von Bocka, by próbował on sprawować nad dowódcą 2 Grupy Pancernej ścisłą kontrolę. Guderian po raz pierwszy 26 sierpnia prosił OKH o przekazanie pod jego do­wództwo XLVI Korpusu Pancernego. Pomimo argumentów, że jego szpice pan­cerne podczas natarcia na południe grzęznąw coraz mocniejszym oporze przeciw­nika, spotkał się ze zdecydowaną odmową. Kiedy ta droga zawiodła, Guderian zwrócił się 27 sierpnia, po tym jak jego XLVII Korpus Pancerny przekroczył Desnę w okolicach Oboloni i Nowogrodu Siewierskiego, do dowództwa Grupy Armii „Śro­dek". Przez cały wieczór dowódca 2 Grupy Pancernej wydzwaniał do szefa sztabu Grapy Armii, Greiffenberga, i pomstował na 2 Armię, która według jego słów na­ciera w złym kierunku - na wschód, prostopadle do osi natarcia Guderiana. Znów domagał się natychmiastowego przysłania mu XLVI Korpusu Pancernego wraz z 18 Dywizją Pancerną z XLVII Korpusu Pancernego, które znajdowały się w od­wodzie grupy i przebywały na południowy wschód od Smoleńska. Von Bock zate­lefonował wreszcie do Haidera z prośbą o instrukcje. Po naradzie obaj doszli do wniosku, że najlepiej będzie zignorować żądania Guderiana. Dowódca Grupy Armii „Środek" określił żądania te jako „bezmyślne" (teichlsinnig), ponieważ 18 Dywi­zja Pancerna stacjonowała aż koło Rosławla, tak daleko od teatru działań Guderia­na, że zastanawiać mogło, jaki pożytek będzie miał dowódca 2 Grupy Pancernej z tej dywizji. Sprawy skomplikowało przybycie wieczorem 28 sierpnia do kwatery dowództwa Grupy Armii „Środek" Paulusa. Odwiedził on na krótko 2 Grupę Pan­cerną, ale Guderian zdołał przeciągnąć go na swoją stronę. Zastępca Haidera po­sunął się nawet do tego, że zatelefonował do swego szefa w Prusach Wschodnich i prosi! go nie tylko o odesłanie XLVI Korpusu Pancernego do 2 Grupy Pancernej, ale też o zawrócenie całej 2 Armii na południe i podporządkowanie jej dowództwu Guderiana. Haider udzielił na to żądanie dobitnej odpowiedzi: „Rozumiem, że Guderian napotyka trudności, ale cała wojna się z nich skła­da. Guderian nie chce mieć nad sobą żadnego dowódcy armii i domaga się, by Naczelne Dowództwo kierowało się wyłącznie jego ograniczonym punktem widzenia. Udało mu się, niestety, pozyskać sobie Paulusa, aleja się nie poddani. Guderian sam podjął się tej misji, niech więc ją wykonuje". Następnego dnia, 29 sierpnia, Guderiana ponowił swoje żądania, twierdząc tym razem, że poważnie zagrożone jest zachodnie skrzydło XXIV Korpusu Pancernego. Jednak von Bock nie chciał w to uwierzyć, bowiem dowództwo korpusu zameldo­wało wcześniej „nieostrożnie" 2 Armii, że jego skrzydło wcale nie jest zagrożone. Tym niemniej dowódca Grupy Armii „Środek" poprosił w tej sprawie o radę Hai­dera, ale szef Sztabu Generalnego zdawał się delektować trudnościami Guderiana. Haider przewidywał, że 2 Grupa Pancerna zostanie wkrótce zaatakowana z trzech stron i jej dowódca znajdzie się w wielkich opałach. Aby maksymalnie ułatwić sy­tuację von Bockowi i przyspieszyć rozdzielenie 2 Grupy Pancernej, OKH wydało wspominanąjuż przez nas dyrektywę z 30 sierpnia, która podporządkowała więk­szą część grupy Guderiana dowództwu Grupy Armii „Południe". Jednakże von Bock wcale nie pragnął wprowadzenia tego rozkazu w życie. Odwiedziny Kessel­ringa 31 sierpnia natchnęły go nową nadzieją na to, że Moskwa stanie się wkrótce głównym celem ofensywy niemieckiej. Haider również przewidywał, że operacje niemieckie potoczą się teraz właściwym torem. Kiedy von Bock dopytywał się, czy Haider słyszał od Kesseiringa o ofensywie moskiewskiej, szef Sztabu Generalnego odparł: „Nie mogę tego potwierdzić, ale rozmawialiśmy o tym". Pomimo nasilających się na wybrzuszenie jelneńskie ataków radzieckich, które 20 sierpnia doprowadziły do wyłomu o głębokości 10 kilometrów we froncie stacjo­nującej wzdłuż Desny, w południowej części wybrzuszenia, 23 Dywizji Piechoty z VII Korpusu, Guderian domagał się uparcie przysłania mu całego XLVI Korpusu na Ukrainę. Von Bock poważnie potraktował przełamanie frontu na tym odcinku i nakazał 10 Dywizji Pancernej z XLVI Korpusu Pancernego natychmiastowe przy­gotowanie kontrnatarcia. Został on przeprowadzony następnego dnia i zakończył się sukcesem. Pomimo że tylko przeprowadzona w porę akcja 10 Dywizji Pancer­nej uratowała 23 Dywizję Piechoty, Guderian 31 sierpnia powiedział dowódcy Gra­py Armii „Środek", że jeśli nie odeśle mu natychmiast wszystkich jednostek XLVI Korpusu Pancernego na południe, to odwoła się on do Hitlera. Haider, rozwście­czony tym nowym policzkiem ze strony Guderiana, nazwał jego zachowanie „nie­słychaną bezczelnością". Gdy Haider i Brauchitsch odwiedzili 2 września von Bocka, wizyta ta dopro­wadziła do opuszczenia przez Niemców wybrzuszenia jelneńskiego; panował na­strój niepewności co do daty podjęcia na nowo natarcia na Moskwę. Von Bock uważał, że jego grupa armii będzie mogła takie natarcie przeprowadzić tylko przy udziale 2 Armii i 2 Grupy Pancernej oraz przy pewnym wsparciu ze strony Grupy Armii „Północ". Sytuacja była wtedy niejasna, ponieważ Guderianowi udało się pokrzyżować ich wszystkie wcześniejsze plany. Wszyscy trzej zgadzali się, że nale­ży zdobyć Moskwę jeszcze przed nadejściem zimy; von Bock jednak zauważył, że „(...) to »intermezzo«, jak generał Jodl z OKW nazwał zwrócenie prawego skrzy­dła mojej grupy na południe, może kosztować nas utratę szans na zwycięstwo". Dopóki nie wiadomo było co zrobić z Guderianem i z Hitlerem, trudno było formu­łować konkretne plany ofensywy moskiewskiej. Wszyscy zgodzili się, że natarcie na stolicę ZSRR będzie można rozpocząć dopiero pod koniec września. Kiedy Haider 2 września powrócił do niemieckiej kwatery głównej, z zadowo­leniem stwierdził, że perspektywy ataku na Moskwę wyglądają teraz dużo lepiej. Hitlera zirytował w końcu sposób prowadzenia przez Guderiana natarcia na połu­dnie. Doszło bowiem do powstania szerokiej luki pomiędzy jednostkami pancerny­mi a piechotą 2 Armii, na skutek skierowania XLVII Korpusu daleko na wschód od Desny. W końcu Keitel zatelefonował do von Bocka i powiedział, że jeśli ani Grupa Armii „Środek", ani OKH nie będą interweniować u Guderiana, żeby skierował swoje oddziały z powrotem na zachód, to Hitler zrobi to osobiście. Von Bock miał już tak bardzo dosyć Guderiana, że poprosił Brauchitscha o odwołanie go ze stano­wiska dowódcy 2 Grupy Pancernej. Jednakże Fiihrer wciąż lubił generała wojsk pancernych i taka propozycja nie miała szans powodzenia. Ponieważ wojska Gu­deriana posuwały się tak szybko, Hitler postanowił zezwolić mu na dalszy marsz na południe aż do połączenia się z 1 Grupą Pancerną, która 12 września miała ruszyć z przyczółka pod Kremieńczugiem, znajdującego się na południe od Kijowa. Tymczasem Jodl i Goring zrobili kawał dobrej roboty. O planach strategicznych Hitlera von Bock dowiedział się znów od Kesselringa, który 6 września zjawił się ponownie w dowództwie Grupy Armii „Środek". Von Bock zanotował: „Jakie to dziwne, że wszystkich nowin dowiaduję się od Luftwaffe". Hitler podejmował wła­śnie najważniejszą być może decyzję swego życia. Doprowadziła ona do najwięk­szej porażki wojsk niemieckich od 1918 roku, do klęski, której rozmiary zniweczyły wszelkie szanse na odniesienie zwycięstwa nad ZSRR. 5 września Hitler był już przekonany, że do pobicia Rosji konieczne jest zdobycie Moskwy jeszcze w 1941 roku. Tego dnia o godzinie 6.00 Fiihrer wezwał na odprawę Haidera i przedstawił mu swoje plany na najbliższąprzyszłość: „1. Udało się osiągnąć cel, jakim było okrążenie Leningradu; ten odcinek frontu będzie miał teraz »drugorzędne znaczenie«. 2. W przeciągu ośmiu do dziesięciu dni powinien rozpocząć się atak prze­ciwko siłom Timoszenki, czyli radzieckiemu Frontowi Zachodniemu, broniące­mu najkrótszej drogi do Moskwy. W natarciu tym Grupa Armii »Północ« po­winna uczestniczyć siłami jednej dywizji pancernej i dwóch dywizji zmotoryzo­wanych, które powinna przekazać pod komendę Grupy Armii »Środek«. Po­mocy powinna też udzielić 16 Armia z Grupy Armii »Pólnoc«. 3. Po zakończeniu bitwy na Ukrainie (»największej bitwy w historii«) 2 Grupa Pancerna zawróci na północ, w stronę Moskwy"1. Ten nowy plan odpowiadał rzecz jasna Haiderowi, który wciąż uważał, że Mo­skwa jest celem pierwszorzędnym, jeśli Niemcy mają wygrać wojnę w stylu Blitz­kriegu. Zdawał on sobie jednak sprawę, że Wehrmacht będzie mógł podjąć ofen­ ! F. Haider, Kriegslagebuch.t. 3, Stuttgart 1962-1964, s. 215. „1. Planuje się podjęcie na froncie centralnym w najbliższym możliwym terminie [koniec września] operacji przeciwko Grupie Armii Timoszenki. Ce­lem akcji będzie zniszczenie sił wroga, znajdujących się na wschód od Smoleń­ska, przy pomocy operacji oskrzydlającej w kierunku na Wiaźmę; si!y pancerne mają być przy tym skoncentrowane na skrzydłach. 2. Na Froncie Północno-Wschodnim (...) musimy (...) najpóźniej do 15 września otoczyć siły wroga w rejonie Leningradu, tak by gros jednostek zmotoryzowanych i 1 Floty Lotniczej (...) mógł wesprzeć wojska Frontu Cen­tralnego. Przedtem należy poczynić starania, aby zacieśnić pierścień okrążenia wokół Leningradu, szczególnie od wschodu; jeśli pozwoli na to pogoda przepro­wadzone zostaną na Leningrad naloty na wielką skalę". Góring obiecał Hitlerowi, że Luftwaffe samodzielnie zniszczy Leningrad. Mar­szałek Rzeszy czuł, że musi podjąć takie zobowiązanie po tym, jak w poprzednim roku jego siły powietrzne zawiodły i nie udało im się rzucić Anglii na kolana. Pomysł zniszczenia obszarów miejskich w ZSRR wyłącznie siłami lotnictwa powstał pod­czas konferencji Hitlera z Haiderem 8 lipca 1941 roku. Idea ta doczekała się kon­kretyzacji w „Dyrektywie nr 34" z 30 lipca, gdzie stwierdzono, że VII Korpus Lot­niczy zostanie przekazany spod dowództwa Grupy Annii „Środek" pod komendę Grupy Annii „Północ", w celu wspierania jej natarcia na Leningrad. Niewątpliwie decyzję tę podjęto za aprobatą Góringa. 8 sierpnia rzecznik prasowy Hitlera, Otto Dietrich, wydał oświadczenie, w którym czytamy: „Po raz pierwszy w historii dwu­milionowe miasto [Leningrad] zostanie dosłownie zrównane z ziemią". Oświad­czenie to wydano trzy dni po likwidacji kotła smoleńskiego i wzięciu do niewoli 309 tysięcy żołnierzy rosyjskich, co niewątpliwie przyczyniło się do nastroju euforii w Kancelarii Rzeszy. 8 października, wkrótce po rozpoczęciu operacji „Tajfun", OKW wydało dy­rektywę, podpisaną przez Jodła, zakazującą atakowania przez siły lądowe wielkich miast radzieckich, takich jak Moskwa czy Leningrad; miały być one bowiem obró­cone w gruzy przez lotnictwo. Ludność tych miast miała być tym samym zmuszona do szukania schronienia w głębi ZSRR co, jak pisano w tej dyrektywie, „(...) po­większy panujący w Rosji chaos i ułatwi nam zarządzanie i wykorzystanie okupo­wanych terenów wschodnich. To życzenie Fuhrera należy zakomunikować wszyst­kim dowódcom". Nie po raz ostatni Góring przeceni tutaj siły Luftwaffe. Następnym razem bę­dzie to miało miejsce na przełomie roku 1942 i 1943, podczas bitwy pod Stalingra­dem. Latem 1941 roku Hitler wierzył jednak, że jego lotnictwo będzie w stanie poradzić sobie z Leningradem i dlatego między innymi był gotowy na wydanie rozkazu rozpoczęcia ofensywy na Moskwę jeszcze przed upadkiem radzieckiej metropolii nad Zatoką Fińską. Patrząc w przeszłość, widzimy jasno, że Hitler powinien oka­zać więcej przezorności i przewidzieć, jak ciężka może stać się sytuacja Wehr­machtu, jeśli Luftwaffe zawiedzie. Fuhrerjednak zanadto polegał na swoich naj­bliższych doradcach i znajdował się pod zbyt silnym naciskiem generałów sił lądo­wych, by oprzeć się pokusie zdobycia Moskwy jeszcze jesienią 1941 roku.Góring, podobnie jak Jodl, przeciwny był początkowo tak szybkiemu rozpoczęciu ofensywy na Moskwę. Kiedy jednak 7 sierpnia jodl zmieni! zdanie, a Góring wkrótce potem przyłączył się do niego, Hitler nie potrafił już sprzeciwiać się dłużej swoim genera­łom. 10 września Kesselring odwiedził von Bocka i zapewnił go, że Fuhrer chce wszystkie sity, łącznie z częścią wojsk Grupy Armii „Północ" skoncentrować przede wszystkim na kierunku moskiewskim. W końcu lata 1941 roku Moskwa przestała mieć znaczenie wojskowe czy nawet polityczne albo gospodarcze. Nazwa stolicy ZSRR stała się dla niemieckiego dowództwa czymś w rodzaju magicznego zaklę­cia, niczym pieśń reńskiej nimfy Lorelei wabiącej nieostrożnych sterników na za­bójcze skały. Gdy wreszcie podjęto już decyzję zdobywania moskiewskiej fortecy, zaczęły wychodzić najaw skutki popełnionych wcześniej przez dowództwo niemieckie fa­talnych błędów. Masakra pod Jeloią bardzo osłabiła piechotę 4 Armii von Klugego, dawało się to odczuć coraz mocniej w miarę przesuwania się frontu na wschód. Nie można też zapominać o skutkach odmowy Guderiana pozostawienia pod Smo­leńskiem jednego choćby korpusu pancernego, podczas gdy reszta jego grupy pan­cernej skierowana została na Ukrainę. Gdyby XLVI Korpus Pancerny wraz z 10 Dywizją Pancerną, Dywizją SS „Das Reich" oraz pułkiem piechoty „Gross Deutschland" pozostały w okolicach Jelni i Smoleńska, inaczej mogły wyglądać walki w tym rejonie. Walczące tam rezerwy Żukowa mogłyby ponieść poważne straty podczas prób likwidacji wybrzuszenia jemeńskiego, co mogłoby bardzo osłabić obronę Moskwy. Guderian jednak postawił na swoim i jego siły pancerne musiały przebyć w końcu września drogę długości 500--600 kilometrów. Gdyby pozostały pod Jelnią, dzieliłoby je od Moskwy jedynie 300 kilometrów. Gdyby Niemcom udało się nawet zdobyć Moskwę w końcu 1941 roku, nie oznaczałoby to bynajmniej końca wojny. Dla Wehrmachtu korzystniejsze byłoby opanowanie najpierw południa Rosji i przy­stąpienie do ofensywy na Moskwę dopiero wiosną 1942 roku. Wczesną jesienią " 1941 roku stratedzy niemieccy usiłowali jednak zasiąść na dwóch stoikach jedno­cześnie. Armia Hitlera zdolna była zdobyć w roku 1941 albo Ukrainę, albo Mo­skwę - nie mogła jednak osiągnąć obu tych celów naraz. Po zmianie we wrześniu planów Fiihrera co do Ukrainy i po odmowie Guderiana rozdzielenia jego grupy pancernej, przepadła jednak szansa na realizację choćby jednego z tych celów. Armia Czerwona była zbyt sil na, by przeciwnik mógł ją nagiąć bez wysiłku do swojej wołi. Żuków zrobił wszystko co tylko mógł, żeby zamienić Moskwę w niezdobytą twier­ dzę. Nie udałoby mu się to jednak bez pomocy Guderiana. 2 i 3 Grupom Pancernym, pomimo że przebyły one odległość odpowiednio 600 i 400 kilometrów, wyznaczono 11 września cele do realizacji podczas ofensywy na Moskwę. Tym razem Grupa Armii „Środek" została wzmocniona 4 Grupą Pancer­ną z Grupy Armii „Północ". Na początku października grupa Armii „Środek" liczy­ła już 1 929 406 żołnierzy i 1217 czołgów. Luftwaffe przeznaczyła jednak do wspar­cia operacji „Tajfun" na odcinku Grupy Armii „Środek" zaledwie siedemset samo­lotów. Rozkazem von Bocka z 26 września 4 Grupa Pancerna została podporząd­kowana 4 Armii, przemianowanej na 2 Armię Pancerną, która otrzymała zadanie obejścia Wiążmy od południa, od strony Rosławla. Początkowa faza operacji „Taj­fun" przebiegała gładko. Wojska Guderiana rozpoczęły natarcie 30 września i bły­skawicznie zdobyły Orzeł, po czym z pomocą 2 Armii zamknęły pierścień okrąże­nia wokół Briańska. Pozostała część Grupy Armii „Środek" rozpoczęła atak 2 paź­dziernika. 3 Grupa Pancema wyruszyła z północy, natomiast 4 Grupa Pancerna z południa i spotkały się one na wschód od Wiążmy, tworząc w ten sposób kolejny kocioł, w którym znalazła się znaczna ilość wojsk rosyjskich. Szczególnym sukce­sem zakończyła się operacja wiaziemska, ponieważ odległość od wyjścia do miej­sca spotkania się kleszczy niemieckich wynosiła zaledwie 100 kilometrów od Jar­cewa i 170 kilometrów od Rosławla; piechota niemiecka mogta więc szybko po­móc wojskom pancernym w szczelnym zamknięciu tego kotła. W ten sposób zakończyły się, trwające od połowy lipca do końca września, walki nad Dnieprem. Jednak niemieccy generałowie obarczeni odpowiedzialnością za otworzenie drogi do Moskwy, nawet po wielkich zwycięstwach pod Briańskiem i Wiażmą, nie mieli zbyt wielu powodów do radości. Guderian posunął się nawet dc tego, że napisał, iż po początkowych sukcesach operacji „Tajfun" jego przełożeni w OKH i kwaterze głównej Grupy Armii „Środek" „byli już upojeni smakiem zwy­cięstwa". Jeszcze przed zakończeniem operacji wiaziemsko-briańskiej von Brau­chitsch czuł się tak pewnie, że powiedział: „(...) przeciwnik nie dysponuje już poc Moskwą godnymi uwagi rezerwami. Możemy jednak spodziewać się, że spróbujs on utworzyć jakieś linie obronne na zachód od miasta". Dowódca sil lądowycł nazwał następnie marsz centralnego zgrupowania Grupy Armii „Środek" w stroni Moskwy „pościgiem". Niejednoznaczna jest nadal opinia Guderiana na temat podjęcia ofensywy n; Moskwę jesienią 1941 roku. W swoich pamiętnikach pisze tak, jakby miał pewni wątpliwości codo powodzenia operacji; zapisy w dzienniku wojennym jego grup; pancernej świadczą o tym, że w rzeczywistości popierał on tę operację. Uważa si powszechnie, że tylko Hitler jest odpowiedzialny za rozpoczęcie ofensywy mo skiewskiej zaraz po zakończeniu bitwy kijowskiej. Decyzja ta doprowadziła do utrat przez Niemcy wszelkich szans na wygranie wojny na froncie wschodnim. Jak wy kazaliśmy jednak w poprzednich rozdziałach, to nie Fuhrer samodzielnie podjął tak decyzję. Nie miał on bowiem dość silnej woli, by trzymać się konsekwentnie ra obranego przez siebie kursu. rozpoczęcia ofensywy na Moskwę jeszcze przed upadkiem radzieckiej metropolii nad Zatoką Fińską. Patrząc w przeszłość, widzimy jasno, że Hitler powinien oka­zać więcej przezorności i przewidzieć, jak ciężka może stać się sytuacja Wehr­machtu, jeśli Luftwaffe zawiedzie. Fiłhrer jednak zanadto polegał na swoich naj­bliższych doradcach i znajdował siępod zbyt silnym naciskiem generałów sił lądo­wych, by oprzeć się pokusie zdobycia Moskwy jeszcze jesienią 1941 roku. Góring, podobniejak Jodl, przeciwny był początkowo tak szybkiemu rozpoczęciu ofensywy na Moskwę. Kiedy jednak 7 sierpnia Jodl zmienił zdanie, a Góring wkrótce potem przyłączył się do niego, Hitler nie potrafił już sprzeciwiać się dłużej swoim genera­łom. 10 września Kesselring odwiedził von Bocka i zapewnił go, że Fiihrer chce wszystkie siły, łącznie z częścią wojsk Grupy Armii „Północ" skoncentrować przede wszystkim na kierunku moskiewskim. W końcu lata 1941 roku Moskwa przestała mieć znaczenie wojskowe czy nawet polityczne albo gospodarcze. Nazwa stolicy ZSRR stała się dla niemieckiego dowództwa czymś w rodzaju magicznego zaklę­cia, niczym pieśń reńskiej nimfy Lorelei wabiącej nieostrożnych sterników na za­bójcze skały. Gdy wreszcie podjęto już decyzję zdobywania moskiewskiej fortecy, zaczęły wychodzić na jaw skutki popełnionych wcześniej przez dowództwo niemieckie fa­talnych błędów. Masakra pod Jelniąbardzo osłabiła piechotę 4 Armii von Klugego, dawało się to odczuć coraz mocniej w miarę przesuwania się frontu na wschód. Nie można też zapominać o skutkach odmowy Guderiana pozostawienia pod Smo­leńskiem jednego choćby korpusu pancernego, podczas gdy reszta jego grupy pan­cernej skierowana została na Ukrainę. Gdyby XLVI Korpus Pancerny wraz z 10 Dywizją Pancerną, Dywizją SS „Das Reich" oraz pułkiem piechoty „Gross Deutschland" pozostały w okolicach Jelni i Smoleńska, inaczej mogły wyglądać walki w tym rejonie. Walczące tam rezerwy Żukowa mogłyby ponieść poważne straty podczas prób likwidacji wybrzuszenia jelneńskiego, co mogłoby bardzo osłabić obronę Moskwy. Guderian jednak postawił na swoim i jego siły pancerne musiały przebyć w końcu września drogę długości 500-600 kilometrów. Gdyby pozostały pod Jelnią, dzieliłoby je od Moskwy jedynie 300 kilometrów. Gdyby Niemcom udało się nawet zdobyć Moskwę w końcu 1941 roku, nie oznaczałoby to bynajmniej końca wojny. Dla Wehrmachtu korzystniejsze byłoby opanowanie najpierw południa Rosji i przy­stąpienie do ofensywy na Moskwę dopiero wiosną 1942 roku. Wczesną jesienią 1941 roku stratedzy niemieccy usiłowali jednak zasiąść na dwóch stołkach jedno­cześnie. Armia Hitlera zdolna była zdobyć w roku 1941 albo Ukrainę, albo Mo­skwą - nie mogła jednak osiągnąć obu tych celów naraz. Po zmianie we wrześniu planów Fuhrera co do Ukrainy i po odmowie Guderiana rozdzielenia jego grupy pancernej, przepadłajednak szansa na realizację choćby jednego z tych celów. Armia Czerwona była zbyt silna, by przeciwnik mógł ją nagiąć bez wysiłku do swojej woli. Żuków zrobił wszystko co tylko mógł, żeby zamienić Moskwę w niezdobytą twier­dzę. Nie udałoby mu się to jednak bez pomocy Guderiana. •236 2 i 3 Grupom Pancernym, pomimo że przebyły one odległość odpowiednio 600 i 400 kilometrów, wyznaczono 11 września cele do realizacji podczas ofensywy na Moskwę. Tym razem Grupa Armii „Środek" została wzmocniona 4 Grupą Pancer­nąz Grupy Armii „Północ". Na początku października grupa Armii „Środek" liczy­ła już 1 929 406 żołnierzy i 1217 czołgów. Luftwaffe przeznaczyłajednak do wspar­cia operacji „Tajfun" na odcinku Grupy Armii „Środek" zaledwie siedemset samo­lotów. Rozkazem von Bocka z 26 września 4 Grupa Pancerna została podporząd­kowana 4 Armii, przemianowanej na 2 Armię Pancerną, która otrzymała zadanie obejścia Wiążmy od południa, od strony Rosławla. Początkowa faza operacji „Taj­fun" przebiegała gładko. Wojska Guderiana rozpoczęły natarcie 30 września i bły­skawicznie zdobyły Orzeł, po czym z pomocą 2 Armii zamknęły pierścień okrąże­nia wokół Briańska. Pozostała część Grupy Armii „Środek" rozpoczęła atak 2 paź­dziernika. 3 Grupa Pancerna wyruszyła z północy, natomiast 4 Grupa Pancerna z południa i spotkały się one na wschód od Wiążmy, tworząc w ten sposób kolejny kocioł, w którym znalazła się znaczna ilość wojsk rosyjskich. Szczególnym sukce­sem zakończyła się operacja wiaziemska, ponieważ odległość od wyjścia do miej­sca spotkania się kleszczy niemieckich wynosiła zaledwie 100 kilometrów od Jar­cewa i 170 kilometrów od Rosławla; piechota niemiecka mogła więc szybko po­móc wojskom pancernym w szczelnym zamknięciu tego kotła. W ten sposób zakończyły się, trwające od połowy lipca do końca września, walki nad Dnieprem. Jednak niemieccy generałowie obarczeni odpowiedzialnością za otworzenie drogi do Moskwy, nawet po wielkich zwycięstwach pod Briańskiem i Wiaźmą, nie mieli zbyt wielu powodów do radości. Guderian posunął się nawet do tego, że napisał, iż po początkowych sukcesach operacji „Tajfun" jego przełożeni w OKH i kwaterze głównej Grupy Armii „Środek" „byli już upojeni smakiem zwy­cięstwa". Jeszcze przed zakończeniem operacji wiaziemsko-briańskiej von Brau­chitsch czuł się tak pewnie, że powiedział: „(...) przeciwnik nie dysponuje już pod Moskwą godnymi uwagi rezerwami. Możemyjednak spodziewać się, że spróbuje on utworzyć jakieś linie obronne na zachód od miasta". Dowódca sił lądowych nazwał następnie marsz centralnego zgrupowania Grupy Armii „Środek" w stronę Moskwy „pościgiem". Niejednoznaczna jest nadal opinia Guderiana na temat podjęcia ofensywy na Moskwę jesienią 1941 roku. W swoich pamiętnikach pisze tak, jakby miał pewne wątpliwości co do powodzenia operacji; zapisy w dzienniku wojennym jego grupy pancernej świadczą o tym, że w rzeczywistości popierał on tę operację. Uważa się powszechnie, że tylko Hitler jest odpowiedzialny za rozpoczęcie ofensywy mo­skiewskiej zaraz po zakończeniu bitwy kijowskiej. Decyzja ta doprowadziła do utraty przez Niemcy wszelkich szans na wygranie wojny na froncie wschodnim. Jak wy­kazaliśmy jednak w poprzednich rozdziałach, to nie Fiihrer samodzielnie podjął taką decyzję. Nie miał on bowiem dość silnej woli, by trzymać się konsekwentnie raz obranego przez siebie kursu. Wkrótce po zdobyciu przez Guderiana Orla zaczął padać pierwszy śnieg. Do­wódca 2 Grupy Pancernej musiał już wtedy w głębi serca czuć, że jego żołnierze nigdy nie zaciągną warty na kremlowskich murach. Po zajęciu Orła Guderian my­ślał już tyłko o jednym -jak przerzucić na kogoś innego odpowiedzialność za poraż­kę. Stąd oskarżenie Naczelnego Dowództwa o upijanie się smakiem zwycięstwa. 4 sierpnia, podczas spotkania w kwaterze głównej Grupy Armii „Środek" w Bory­sowie (szczegółowo omówimy je w następnym rozdziale) Guderian powiedział Hi­tlerowi, że Rosjanie zbierają swoich ostatnich proletariackich rekrutów i nie mają już żadnych rezerw. Przypomnijmy, że 23 sierpnia Guderian zapewniał Hitlera i sztab OK W, że Kijów będzie można zdobyć tylko wtedy, jeśli jego grupa pancerna nie zostanie rozdzielona ani osłabiona. To właśnie on podkreślał też ważność zdobycia Moskwy dla morale żołnierzy i dla hitlerowskiej krucjaty. To na tym fundamencie, sprytnie położonym przez Guderiana, budowali później we wrześniu Jodl i Goring poparcie Hitlera dla planów podbicia stolicy Kraju Rad. Dowódca 2 Grupy Pancer­nej miał rację, że Naczelne Dowództwo niemieckie było upojone sukcesem po po­wodzeniu operacji wiaziemsko-briańskiej, ale to on sam podał swoim przełożonym kielich tego uderzającego do głowy trunku. Wydawało się, że podwójna operacja okrążająca pod Brianskiem i Wiaźmą otwie­ra Wehrmachtowi drogę do Moskwy, ale von Bock wiedział o tym, że istniejąjesz­cze rezerwy radzieckie, stacjonujące dalej na wschodzie. Hitler i OKH nauczyli się, po doświadczeniach operacji białostocko-mińskiej i smoleńskiej, że bliskie ope­racje okrążające przynoszą największe sukcesy, ponieważ pozwalają na ścisłą współ­pracę pomiędzy wojskami pancernymi i piechotą. Operacja briańsko-wiaziemska zakończyła się 19 października spektakularnym sukcesem. Do niewoli niemieckiej dostało się 657 948 żołnierzy radzieckich. Von Bock wiedział jednak, że czekajągo jeszcze poważne kłopoty. Uważał on, że należało dokonać głębszego zagonu pan­cernego, aby przedrzeć się na tyły umocnień radzieckich i na tyły zmasowanych pod Moskwą rosyjskich rezerw. Taka taktyka doprowadziłaby jednak najprawdo­podobniej do jeszcze większej klęski wojsk niemieckich. Po pierwsze, gdyby pan­cerne oddziały Wehrmachtu wysłane zostały dalej na wschód, niemożliwe byłoby szczelne zamknięcie kotłów pod Brianskiem i Wiaźmą. Po drugie, oznaczałoby to wystawienie na ataki rosyjskie długich, odsłoniętych skrzydeł grup pancernych. Tego Hitler i OKH nie chcieli już ryzykować, tym bardziej, że opór przeciwnika najwy­raźniej tężał, zamiast słabnąć - czego oczekiwała strona niemiecka. Niechęć od­działów Armii Czerwonej do poddawania się można wytłumaczyć losem jeńców radzieckich wziętych do niewoli pod Brianskiem i Wiaźmą. Podczas przemarszu do obozu jenieckiego w okolicy Smoleńska, Niemcy zastrzelili około 5 tysięcy jeńców radzieckich. Ocenia się, że w smoleńskim Obozie nr 126 zamordowano ponad 60 tysięcy jeńców rosyjskich, głównie pod kierownictwem „specjalnego komen­danta SS" Eduarda Geyssa. Dlaczego więc Rosjanie nie mieliby walczyć aż do śmierci? Cóż mieli do stracenia? Marszałek Koniew napisał o bitwie pod Wiaźmą: Bliźniacze operacje okrążające pod Briańskiem i Wiażmą „W końcu walki przybrały formę bitwy w okrążeniu. Jeśl i ktoś musi toczyć taką bitwę, to ważne jest, by nie poddawał się panice i walczy! dalej, nawet w trudnych warunkach. Należy się liczyć z możliwością takiej sytuacji, bo losy wojny są zmienne i nie można pomijać takiej ewentualności we współczesnym szkoleniu wojskowym"2. Ostatecznie, to właśnie uprzedzenia rasistowskie ideologii hitlerowskiej, skiero­wane przeciwko narodom ZSRR zarówno słowiańskim, jak i mniejszościom naro­dowym, przyczyniły się najbardziej do wykopania grobu dla Wehrmachtu. Bez ma­sowego poddawania się żołnierzy Armii Czerwonej nie można było myśleć o suk­cesie wojny błyskawicznej w Rosji. Z kolei sposób traktowania przez Niemców radzieckich jeńców wojennych nie zachęcał wcale otoczonych oddziałów Armii Czerwonej do poddawania się. W sprawozdaniu sporządzonym w maju 1944 roku przez Wydział do spraw Jeńców Wojennych OK.W (Abteilung Kriegsgefange­nmwesen) czytamy, że liczba jeńców radzieckich wziętych do niewoli przez Wehr­macht wynosiła 5 165 381. Z tej liczby 2 miliony straciło życie, zaś 280 tysięcy zmarło lub zaginęło w obozach przejściowych (Durchganglager albo Dulag); 1 030 157 jeńców radzieckich zostało zastrzelonych podczas próby ucieczki albo przekazanych w ręce himmlerowskiego SD, w celu likwidacji ich w obozach spe­cjalnych. Dzięki ekstrapolacji tych danych możemy dojść do wniosku, że do maja 1945 roku do niewoli niemieckiej dostało się 5,7 miliona żołnierzy rosyjskich. Oce­nia się, że w obozach jenieckich doczekało wyzwolenia około miliona jeńców. Kie­dy dodamy liczbę jeńców radzieckich, którzy wstąpili ochotniczo do Wehrmachtu lub do oddziałów Własowa (od 800 tysięcy do miliona), i tę sumę odejmiemy od ogólnej liczby wziętych do niewoli, to dojdziemy do wniosku, że około 3,7 miliona zostało zgładzonych z powierzchni ziemi. Bitwa kijowska trwała prawie miesiąc; operacja briańsko-wiaziemska prawie trzy tygodnie. Opóźnienia te w połączeniu z opóźnieniami powstałymi wcześniej, podczas bitew nad Dnieprem i w wybrzuszeniu białostockim, okazały się fatalne dla powodzenia niemieckiej kampanii na froncie wschodnim. Ostrze gilotyny spada: moskiewska kontrofensywa Żukowa 10 października Żuków został mianowany dowódcą Frontu Zachodniego w miej­sce Koniewa, któremu powierzono komendę nad nowo utworzonym Frontem Ka­linińskim. Z jego powojennych wypowiedzi możemy wywnioskować, że po podję­ciu przez Niemców na nowo natarcia na Moskwę, jego wiara w Stalina częściowo powróciła. Z kolei dyktator radziecki, mimo iż Żuków odmówi! wyrażenia zgody na stalinowski plan poświęcenia Frontu Południowo-Zachodniego, wysoko cenił jego wojskowe talenty. Wezwał go więc na pomoc w godzinie największej potrzeby, by uratował Rosję. Gdy Żuków obejmował dowództwo, jednostki wchodzące w skład pięciu armii radzieckich byłyjuż okrążone pod Wiażmą. Niemieccy historycy przypisywali wiel­ 2 i. S. K o n i e w, Osieniju 1941 gada, w: Bitwa m Moskwu, Moskwa 1968, s. 35-62. 240 ki sukces podwójnej operacji okrążającej briańsko-wiaziemskiej bierności dowódz­twa rosyjskiego i jego nieznajomości zasad nowoczesnej sztuki wojennej. Bo jak inaczej wytłumaczyć podejmowane przez Armię Czerwoną próby powstrzymania potężnych, pancernych uderzeń niemieckich przy pomocy stosowania taktyki woj­ny pozycyjnej, wywodzącej się z czasów pierwszej wojny światowej?1 Można jed­nak podać i inną tego interpretację. Zacytujmy Żukowa: „W połowie października najbardziej zależało nam na zyskaniu na czasie, aby móc dokończyć nasze przygotowania obronne. Jeśli z tego punktu widze­nia oceniać będziemy operację okrążonych pod Wiaźmąjednostek 19, 16,20 i 32 Armii oraz Grupy Boldyna [w jej skład wchodziły trzy brygady i jedna dy­wizja pancerna], to musimy wyrazić uznanie dła ich bohaterskich bojów. Jak­kolwiek zostały one odcięte na tyłach przeciwnika, to jednak nie złożyły broni. Walczyły dalej dzielnie, próbując przebić się do sił głównych Armii Czerwonej t wiązać tym samym poważne siły przeciwnika, które w innym razie kontynu­owałyby ofensywę na Moskwę". I dalej: „W początkach października wrogowi udało się osiągnąć jego pierwszy cel dzięki jego przewadze w sile żywej i sprzęcie oraz dzięki błędom popełnionym przez dowództwa frontów radzieckich. Nie udało mu się jednak osiągnąć jego celu strategicznego, którym było zdobycie Moskwy. Stało się tak dzięki związaniu sił głównych wroga przez wojska radzieckie okrążone w rejonie Wiążmy. Prze­ciwnik mógł rzucić przeciw możajskiej linii obrony tylko ograniczoną liczbę wojsk. Oddziałom tym udało się zepchnąć Annie Czerwoną na rubież: Wołokołamsk, Dorochowo, rzeka Protwa, rzeka Nara, Aleksin i Tuła. Nie udało się im jednak przebić do Moskwy". Pisząc o „błędach", Żuków miał prawdopodobnie na myśli Stalina i Budionne­go. Niektórzy historycy radzieccy oskarżali Naczelne Dowództwo i Budionnego o usytuowanie na początku października Frontu Rezerwowego zbyt blisko Frontu Zachodniego, a to nie pozwoliło na należyte rozbudowanie w głąb jego linii obrony ani na swobodę manewru4. Komentarz Żukowa o przewadze niemieckiej w sile żywej należy odnieść do przewagi na wybranych odcinkach frontu, gdzie Wehr­macht skoncentrował swoje wysiłki ofensywne. Podczas bitew pod Briańskiem i Wiaźmą Armia Czerwona stosowała taką samą taktykę, jak podczas bitew białostocko-mińskiej oraz kijowskiej. W 1941 roku dys­ 1 E.Roehrrtcht, Problemu der Kesselschlacht; dargestellt an Elnkremtngs-Operatwnm im Zweiien Mehkrieg, Karlsruhe 1958. Zob. tei: R.H.S. S t o I f i, Hitler ł Panien Easl, Norman 1991. 4 W. D. S o k o i o w s k i, Rozgrom niemiecko-fuszysnkich wopkpod Moskwoj, Moskwa 1964; A. M. Wasilews k i,Naczalokoriennogopoworota wchodie wojny, w: Bitwa za Moskwa. Moskwa 1968. s. 11-27. ponowali możliwościami szybkiego manewrowania swoimi wielkimi formacjami. tak więc Stalin i jego generałowie nie mogli nawet myśleć o wydaniu rozkazu na­głego odwrotu jednemu z frontów. Przypomnijmy, że we wrześniu Żuków chciał zaryzykować próbę wycofania na wschód całego Frontu Południowo-Zachodnie­go, aby uratować go przed okrążeniem. Prawdziwą przyczyną sporu pomiędzy Żukowem a Stalinem była odmienna ocena możliwości przeprowadzenia przez Niem­cy ofensywy na Moskwę jeszcze jesienią 1941 roku. Gdyby Wehrmacht zdołał oprzeć się pokusie atakowania Moskwy, to oczekiwania Stalina okazałyby się błęd­ne, zaś racje mieliby Żuków i Timoszenko. Żuków ze swej strony nie miał nigdy wyrzutów sumienia z powodu wielkich strat ponoszonych przez jego oddziały, jeśli oceniał, że wymagała tego sytuacja. Dotyczyło to nie tylko bitew białostocko-miń­skiej oraz briańsko-wiaziemskiej, ale też jego późniejszych operacji przeciwko Gru­pie Armii „Środek", prowadzonych na Białorusi i w Polsce. Także i inni znani w hi­storii generałowie, jak Grant, Haig i Neville, cieszyli się złą sławą specjalistów od krwawych bitew. W niektórych przypadkach świadczyło to o absolutnym braku rozsądku (Haig i Neviile), ale Grant i Żuków odnosili zwycięstwa, choć przyszło im płacić za to bardzo wysoką cenę. Czas zyskany przez Armię Czerwoną podczas wielkich niemieckich operacji okrążających i późniejszej likwidacji kotłów, które to działania miały miejsce pod­czas pierwszych czterech miesięcy wojny, dowództwo radzieckie wykorzystało do zamiany Moskwy w silnie bronioną fortecę. Co ważniejsze, zyskano również czas na pełną mobilizację rezerwy strategicznej i jej rozmieszczenie w miejscach, gdzie przesuwać się będą później skrzydła Grupy Armii „Środek" podczas ofensywy na stolicę ZSRR. Jak pisaliśmy już uprzednio, duża część wojsk rezerwy strategicznej została wcześniej wysłana do walki, by wesprzeć różne fronty, głównie Front Za­chodni podczas bojów nad Dnieprem. Ważne jednak elementy wojsk odwodu stra­tegicznego pozostały pod Moskwą i miały odegrać decydującą rolę w grudniu, kie­dy Wehrmacht będzie podchodził pod radziecką stolicę. W końcu listopada przesunięto pod Moskwę 20 i 1 Armie Uderzeniowe z re­zerwy strategicznej, gdzie dołączyły one do nowo sformowanych armii: 24,26 i 60. Dodatkowo ześrodkowano 10 Armię na południe od Riazania, zaś 61 wokół Riaż­ska i Ranienburga, Od 1 do 15 grudnia Front Zachodni otrzymał z rezerwy wzmoc­nienia w sile 100 tysięcy ludzi, 300 czołgów i 2 tysięcy dział. Od 15 listopada do 15 grudnia z Moskiewskiej Strefy Obronnej zdołano wysłać 200 tysięcy w pełni wyekwipowanych żołnierzy do wzmocnienia frontów Zachodniego i Kalinińskiego oraz resztek Frontu Południowo-Zachodniego, które broniły rubieży: Biełopole-Le­biedin-Nowomoskowsk. Od połowy listopada to właśnie na Moskiewskiej Strefie Obrony pod komendą Artiernjewa spoczywało zadanie dysponowania rozmiesz­czaniem rezerwy strategicznej. Niektóre z jednostek przekazanych Artiemjewowi do obrony Moskwy (co najmniej trzy dywizje piechoty i dwie pancerne) pochodziło z Dalekiego Wschodu. Przybyły one na czas dzięki przekazanej przez superszpiega Richarda Sorgego 14 września z Tokio informacji, że Japończycy nie wystąpią prze­ciwko Związkowi Radzieckiemu. 1 Armia Uderzeniowa, która odegra kluczową role w kontrofensywie moskiewskiej, składała się głównie z żołnierzy pochodzą­cych z Uralu i Syberii, a także z okolic Moskwy i Gorkiego. Kiedy walki zbliżały sie. do Moskwy, na front ciągle przybywały nowe jednostki z północnej, wschodniej i południowej części ZSRR. Oddziały narciarzy pochodziły głównie z obwodu gorkowskiego i kirowskiego. Dywizje piechoty i pancerne przybyły z Powołża, Uralu, Syberii i Dalekiego Wschodu. Kilka oddziałów kawalerii sprowadzono z Azji Środkowej. Niemiecka ofensywa listopadowa została odparta głównie siłami wojsk pochodzących z głębi ZSRR. Oddziały 50,33 i 49 Armii oraz oddziały z rezerwy zostały przegrupowane w okolice Wołokołamska, gdzie 3 Grupa Pancerna usiłowała obejść stolicę Rosji od północnego zachodu. Tylko w niewiekim stopniu skorzystano tam z rezerw Frontu Kalinińskiego i odwodu „Stawki". W celu odparcia natarcia 2 Armii Pancernej5 Guderiana od południa w kierunku na Tułę i Moskwę, użyto 10 i 50 Armii oraz rezerw Frontu Zachodniego. Odwody ciągle przybywające na południowe i północno-zachodnie podejścia do Moskwy pozwalały na stopniowe zagęszczenie sił radzieckich na linii frontu. Gdy Grupa Armii „Środek" zbliżyła się do Moskwy, wojska radzieckie gotowe już były do wymierzenia nokautujących ciosów skierowanych na skrzydła nieszczęsnych sił von Bocka. Ogromna liczba wojsk rezerwy strategicznej skoncentrowanych w początkach grudnia wokół Moskwy, naprzeciwko skrzydeł Grupy Armii „Środek", zapowiadała klęskę Wehrmachtu. Dowództwo Armii Czerwonej było w stanie nie tylko wzmoc­nić Front Zachodni siedmioma nowymi armiami przed rozpoczęciem kontrofensy­wy moskiewskiej, ale mogło także wysłać poważne wzmocnienia do kilku innych armii. Siły rosyjskie zgromadzone wokół stolicy liczyły w sumie 1,1 miliona żołnierzy, 7652 dział i moździerzy, 774 czołgi (w tym 222 typów T-34 oraz KW) oraz tysiąc samolotów. Decyzję o terminie rozpoczęcia kontrofensywy ułatwiły Rosjanom napływające z frontu raporty, mówiące o tym, że wojska niemieckie są już tak osłabione zimnem i brakiem pożywienia, że nie będą w stanie odeprzeć ofensywy na całym froncie. Oddziały rosyjskie natchnięte nowym duchem, dzięki odnoszonym coraz większym sukcesom w obronie, mogły teraz przejść do przeciwnatarcia bez okresu przerwy operacyjnej lub po bardzo krótkiej przerwie. 29 listopada 1941 roku Żuków zadzwonił do Stalina i po złożeniu mu raportu na temat sytuacji na froncie, poprosił go o zgodę na rozpoczęcie kontrofensywy. Jak wspomina Żuków, Stalin wysłuchał go uważnie, a potem wywiązała się pomiędzy nimi następująca rozmowa: J 2 Grupa Pancerna Guderiana została wzmocniona dwoma korpusami piechoty i przemianowana na 2 Armię Pancerną przed rozpoczęciem operacji „Tajfun". Omówienie operacji „Tajfun" zob. A.Searon, The Russo-German War, Nowy Jork 1970, s. 192-212. STALIN: „Czy jesteście pewni, że wróg przeżywa kryzys i nie będzie mógi wprowadzić do walki nowych oddziałów?". ŻUKÓW: „Wróg jest wyczerpany, ale jeśli nie zniszczymy teraz jego szpic pancernych, będzie mógł wzmocnić je poważnymi rezerwami ściągniętymi z grup armii południowej i północnej, a wtedy nasza sytuacja bardzo się skomplikuje". Stalin zakończył rozmowę, mówiąc, że skonsultuje się ze Sztabem Generalnym. „Późno w nocy 29 listopada - wspomina Żuków - poinformowano nas, że «Staw­ka» zdecydowała się rozpocząć przeciwnatarcie i prosi nas o przedstawienie planu operacji. Rankiem 30 listopada przedstawiliśmy «Stawce» mapę z planem kontro­fensywy. Zaznaczone na niej było położenie wojsk 30 listopada i proponowane zada­nia dla prawego i lewego skrzydła Frontu Zachodniego". Celem Żukowa było zmuszenie Niemców do odwrotu na linię Stara Russa-Wielkie Łuki-Witebsk-Smolcńsk-Briańsk oraz w miarę możności okrążenie ich wojsk w rejonie Rżewa, Wiążmy i Smoleńska. Główne uderzenie miało nastąpić na północ od Moskwy, gdzie Rosjanie mogli osiągnąć ogólną przewagę w żołnierzach. Na niektórych odcinkach frontu, na przykład na południowym skrzydle Frontu Kaliniń­skiego Koniewa, przewaga radziecka dochodziła do 50 procent - co wystarczało z zapasem do wyrównania przewagi 3 Grupy Pancernej i 9 Armii w czołgach i samolotach. Na południe od Moskwy, naprzeciwko 2 Grupy Pancernej Guderiana i 2 Armii von Weichsa, także miały stanąć liczniejsze od nich wojska radzieckie, chociaż tutaj przewaga ich nie była aż tak zdecydowana. 30 listopada „Stawka" zaaprobowała przedstawiony przez Żukowa plan kon­trofensywy siłami Frontu Zachodniego i południowego skrzydła Frontu Południowo­-Zachodniego przeciwko Grupie Armii „Środek". Przygotowania do tej operacji przebiegały bardzo szybko, ponieważ sytuacja na froncie nie pozwalała na zwłokę. Impet ofensywny Niemców został wyhamowany, w dużym stopniu na skutek srogiej zimy, która się już rozpoczęła. Kliny Wehrmach­tu, próbujące głęboko obejść Moskwę, same zostały otoczone z trzech stron przez oddziały radzieckie. Żuków wspomina: „Wojska Guderiana rozpoczęły odwrót bez żadnego rozkazu Naczelnego Dowództwa. To samo wydarzyło się na północny zachód od Moskwy. Oddziały armii pancernej Hoepnera rozpoczęły także odwrót bez żadnego rozkazu od Hitlera lub z dowództwa Grupy Armii „Środek". O czym to świadczy? O tym, że szpice pancerne przeciwnika nie były już w stanie przeprowadzić operacji zaczepnej". Żuków zdawał sobie sprawę, że jakakolwiek zwłoka w rozpoczęciu przeciw­natarcia umożliwi wrogowi wycofanie się na łatwiejszą do obrony linię Rżew-Wiaź­ma-Briańsk-Orzeł oraz ściągnięcie posiłków z innych odcinków frontu. Pozwole­nie na to byłoby niewybaczalnym błędem, prowadzącym do przedłużenia wojny i nieobliczalnych konsekwencji dla strony radzieckiej. W tej sytuacji podjął decyzję natychmiastowego wykorzystania słabości przeciwnika bez przegrupowywania własnych wojsk i dlatego też użyte podczas przeciwnatarcia siły radzieckie nie posiadały przewagi liczebnej nad Wehrmachtem na wszystkich odcinkach frontu. Front Zachodni rozciągał się na długości 700 kilometrów z północy na południe i większość jego armii miała nacierać na odcinku o długości od 20 do 80 kilometrów, a nawet na dłuższych. Przeciętna dywizja piechoty miała nacierać na odcinku fron­tu długości od 5 do 14 kilometrów. Nasycenie artylerią nie przekraczało czternastu -dwudziestu siedmiu dział i moździerzy na kilometr, zaś nasycenie bronią pancerną nie przekraczało pół do dwóch pojazdów na kilometr. Chociaż nie były to wielkie liczby, to Żuków uważał, że osiągnie powodzenie dzięki wyczerpaniu i demoraliza­cji oddziałów przeciwnika, które były w sposób oczywisty nie przygotowane do prowadzenia wojny w warunkach zimowych w rosyjskiej tajdze. Rosjanie nie planowali pierwotnie nagłego przejścia do kontrofensywy bez żadnej przerwy operacyjnej. Dzięki spontaniczności tego manewru udało im się zupełnie zaskoczyć niemieckie Naczelne Dowództwo. Jeszcze 4 grudnia, niewiele więcej niż 24 godziny przed rozpoczęciem kontro­fensywy Armii Czerwonej, dowództwo Grupy Armii „Środek" meldowało, że „(...) według naszych ocen Armia Czerwona nie dysponuje siłą bojową wystarczającą do^przeprowadzenia przeciwnatarcia". Ciekawe jest, że na mapach niemieckiego Sztabu Generalnego, przedstawiających położenie wojsk na froncie 6 grudnia, zaznaczonych było zaledwie siedem z dziesięciu armii radzieckiego Frontu Zachod­niego. Względnie duże jednostki radzieckie, na przykład 1 Armia Uderzeniowa oraz 20i 10 Armie, które miały odegrać później znaczącą rolęw kontrofensywie Żukowa, umknęły całkowicie uwadze wywiadu niemieckiego. Niemieckiemu Sztabowi Gene­ralnemu nie udało się wykryć koncentracji jednostek Armii Czerwonej gotowych do rozpoczęcia od dawna oczekiwanego przeciwuderzenia. Na początku grudnia, na północno-zachodnich przedpolach Moskwy pojawiło się siedem nowych dy wizj i piechoty i jedna kawalerii oraz szesnaście brygad piechoty, trzy pułki artylerii z odwodu Naczelnego Dowództwa, cztery bataliony czołgów i jedenaście batalio­nów narciarzy oraz pięć batalionów artylerii rakietowej typu „Katiusza". W celu zniszczenia sił przeciwnika na południu, „Stawka" zgrupowała tam skrycie osiem dywizji piechoty i dwie kawalerii, jeden pułk artylerii z odwodu oraz batalion ar­tylerii rakietowej typu „Katiusza". Dodatkowo kwatera główna wzmocniła do 15 grudnia Front Zachodni Żukowa czterema dywizjami piechoty, jedną brygadą piechoty, jednym pułkiem artylerii oraz dwoma batalionami katiusz. Niemieckie Naczelne Dowództwo nieświadome obecności tych jednostek twierdziło, że armia radziecka nie dysponuje już żadnymi odwodami i nakazywało swym oddziałom kontynuowanie ofensywy w celu zajęcia Moskwy. Żaden niemiecki scenariusz nie przewidywał, że Rosjanie będą w stanie zgromadzić tak potężne rezer­wy i rozlokować je tak dobrze celem przeprowadzenia przeciwnatarcia. Warto zaznaczyć, że w myśl planu Żukowa poszczególne jednostki radzieckie miały rozpoczynać atak o różnych porach. Zmusiło to Niemców, nie dysponujących odwodami, do przegrupowywania swoich wojsk celem wsparcia zagrożonych odcinków frontu w chwili, gdy wojska te znajdowały się w kontakcie bojowym z przeciwnikiem. Jest to zawsze bardzo niebezpieczne przedsięwzięcie. Wehrmacht przerzucał jednak niektóre oddziały ze spokojniejszych odcinków frontu wzdłuż głównych osi radzieckiego natarcia. Front Kaliniński rozpoczął przeciwnatarcie 5 grudnia - dzień wcześniej niż inne zgrupowania rosyjskie. Niemcy przerzucili wówczas na północ część swoich sił z południa. Ułatwiło to potem akcję oddziałom Frontu Zachodniego. Żuków wiedział, że najważniejsze będzie zniszczenie zagrażających Moskwie od północy 3 i 4 Grup Pancernych. Uderzenia, które zmusiły Grupę Annii „Środek" do rozpoczęcia po 6 grudnia odwrotu, mogłyby być jeszcze skuteczniejsze, gdyby Stalin posłuchał rad Żukowa, który zaplanował przeprowadzenie w połowie listopada dwóch przeciwnatarć wspierających: jednego pod Tichwinem przeciwko Grupie Armii „Północ", drugiego pod Rostowem przeciwko Grupie Armii „Południe". Uderzenia te miały uniemożliwić skrzydłowym grupom armii niemieckich udzielenie pomocy Grupie Armii „Środek", kiedy zacznie się główne przeciwnatarcie pod Moskwą. Jakkolwiek Żuków dowodził wówczas tylko Frontem Zachodnim, to jednak jego pozycja w Sztabie Generalnym pozwalała mu na formułowanie opinii na temat rozwoju sytuacji na innych odcinkach frontu. Stalin zgodził się wprawdzie z jego projektem, ale wzmocnił znacznie siły radzieckie kontratakujące na skrzydłach kosztem zgrupowania centralnego. Uniemożliwiło to Frontowi Zachodniemu osiągnięcie pełnego sukcesu. Kiedy kontratakujące wojska radzieckie osiągnęły powodzenie, Niemcy nie mieli już dużo czasu na przygotowanie pozycji obronnych i budowanie rejonów umoc­nionych. Generał Kurt von Tippelskirch w swoich wspomnieniach napisał: „Zgru­powane naprzeciw Grapy Annii „Środek" oddziały rosyjskie najwyraźniej czekały tylko na moment zupełnego wyczerpania naszych atakujących wojsk, aby rozpocząć przeciwuderzenie siłami nowo przybyłych odwodów". Generał niemiecki miał tu oczywiście rację, ale słowa te napisał wiele lat po wojnie. Natomiast 18 listopada 1941 roku Haider zanotował w swoim dzienniku: „Fedmarszałek von Bock, podob­nie jak i my wszyscy, uważa, że w chwili obecnej obie strony znajdują się u kresu wytrzymałości (...) Wróg nie posiada rezerw na zapleczu ani nawet na froncie i z pewnością znajduje się on w znacznie gorszej sytuacji, niż my". Jeszcze trzy dni przed rozpoczęciem kontrofensywy Żukowa, Haider był pewien, że teraz opór radziec­ki zacznie stopniowo słabnąć. Był to kolejny ogromny błąd dowództwa niemieckiego. Główny wysiłek wojsk Frontu Zachodniego został skierowany 6 grudnia na zniszczenie niemieckich grup pancernych znajdujących się na skrzydłach Grupy Armii „Środek". Oddziały Frontu Kaiinińskiego, 30 i 10 Annie z Frontu Zachod­niego oraz wojska północnego skrzydła Frontu Południowo-Zachodniego uderzyć miały na słabo chronione skrzydła Grupy Armii „Środek" i zmusić je do odwrotu, ?4Ó otaczając przy tymjak najwięcej odd/Jatóu'niemieckich. Widzimy tu ścisły związek z zasadami, którymi kierowała się wówczas niemiecka sztuka wojenna. Niemiecki Sztab Generalny, opierając się na doświadczeniach francuskich z 1940 roku, wydał 20 listopada 1940 roku dyrektywę zawierającą zalecenia co do sposobu prowzdze­nia operacji zaczepnych. Czytamy tam: „Zniszczenie frontu przeciwnika osiąga się poprzez decydujące jego przełamanie, bez oglądania się na zagrożenie dla własnych skrzydeł". Uważano zatem, że powodzenie operacji zależy tylko od impetu na­tarcia, niezależnie od zagrożenia swoich skrzydeł. Być może na niemieckim sposo­bie myślenia zaważyło fiasko planu Schlieffena w 1914 roku, kiedy to potężne, oskrzydlające uderzenie armii cesarskiej przez Belgię zostało zatrzymane, zdaniem niektórych przedwcześnie, nad Mamą. Wojnę błyskawiczną można wygrać tylko dzięki ignorowaniu zagrożeń w punktach innych niż miejsce głównego wysiłku ofen­sywnego. Takie przesłanie emanowało z wydanej przed wojną książki Guderiana Achlung, Panzer! i taką filozofię wpajał on zarówno swoim podwładnym, jak i przełożonym. Jeśli taktykę taką można uznać za częściowo uzasadnioną w wojnie ze słabym przeciwnikiem, to w wojnie ze Związkiem Radzieckim okazała się ona przyczyną klęski. Trzymanie się przez Niemców tego wzorca taktycznego i operacyjnego doprowadziło Wehrmacht do krytycznej sytuacji pod Moskwą. 3 i 4 Grupy Pancerne wbiły się klinem w obronę radziecką, ale przy tej okazji odsłoniły swoje skrzydła. Podobna rzecz przydarzyła się również Guderianowi pod Kaszyrą, gdzie jego odsłonięte i osłabione skrzydła stały się celem ataków radzieckich z rejonu Serie­brianych Prudów (Srebrnych Stawów) oraz Michajłowa. Rosjanom udało się osiągnąć ścisłe współdziałanie swoich armii. Na przykład 3 Grupa Pancerna została zniszczona na północno-zachodnich przedpolach Moskwy na skutek skoordynow­anych operacji armii prawego skrzydła Frontu Zachodniego. Było to zresztą zgodne z założeniami planu Żukowa. 30 i 1 Armie Uderzeniowe nacierały na Klin z przeci­wnych stron w celu otoczenia i zniszczenia znajdujących się tam wojsk niemiec­kich. 20 Armia i część oddziałów 16 Armii przełamały obronę niemiecką pod Sołniecznogorskiem, podczas gdy siły główne 16 Armii oraz część sił 5 Armii nacierały pod Istrą. Rosjanom udało się też skoordynować działania wieloarmijnych sił także na południowym odcinku frontu. Dzięki skoordynowanym operacjom 10 i 50 Armii oraz Grapy Operacyjnej Biełowa, 2 Armia Pancerna Guderiana została zdziesiątkowana pod Tutą. Analizując przygotowania do kontrofensywy moskiewskiej i sam jej przebieg, dochodzimy do wniosku, że Rosjanie osiągnęli zaskoczenie nie tylko dzięki skrytej koncentracji rezerw, ale też dzięki wprowadzeniu znacznej liczby nowych broni. Szczególnie skuteczny okazał się samolot szturmowy 11-2. zwany „Szturmowikiem". Był on mocno opancerzony i mógł znieść bez szwanku nieprawdopodobnie silny ostrzał z ziemi. Niemcy nazywali gofliegende Panzer (latający czołg). Pod Moskwąpojawiło się też dużo czołgów T-34 oraz KW, a także artylerii rakietowej typu „Kartusza". :i\~ Zaskoczenie odgrywało jednak poważną rolą tylko w pierwszych dniach przeciw­natarcia. Po 8 grudnia, kiedy to niemieckie Naczelne Dowództwo musiało pogodzić się. z koniecznością przejścia do obrony na całym froncie, nakazało ono oddziałom Wehrmachtu budowanie linii umocnień przy wykorzystywaniu ukształtowania te­renu. Wojska radzieckie musiały teraz przełamywać przygotowane wcześniej linie obronne. Na przykład rozpoczynające natarcie 18 grudnia 22 i 29 Armie z Frontu Kalinińskiego przez trzy dni nie mogły przełamać obrony niemieckiej pod Staricą, niedaleko Kalinina. W celu okrążenia i zniszczenia 9 Armii niemieckiej „Stawka" musiała rzucie tam jeszcze 39 Armię. Frontalne ataki na umocnione punkty oporu wroga, praktykowane często pod­czas wojny z Finlandią w 1940 roku, przynosiły niewielkie rezultaty za cenę zna­cznych strat w ludziach i sprzęcie. Wkrótce więc zaniechano takich samobójczych akcji, Zimą z 1941 na 1942 rok linia obronna Wehrmachtu składała się głównie z odosobnionych punktów oporu. Rosjanie stosowali wobec nich manewr okrążający, co zwykle zmuszało Niemców do wycofywania się w celu uniknięcia okrążenia. 7 grudnia 16 Armia radziecka rozpoczęła częścią swoich sił natarcie na Istrę. Po­mimo że udało się jej zaskoczyć Niemców, ofensywa posuwała się bardzo powoli. 8 grudnia, po potężnym przygotowaniu artyleryjskim, podjęto nowe natarcie na skrzydło zgrupowania niemieckiego. By uniknąć okrążenia, oddziały Wehrmachtu broniące Kriukowego i Kamienki musiały porzucić swoje pozycje i pospiesznie ewakuować się za rzekę Istrę. Od 25 grudnia 1941 do 7 stycznia 1942 roku wojska Frontu Zachodniego wielo­krotnie atakowały linię rzek Lamy i Ruzy, ale nie udało im się jej przełamać. Zabrakło dostatecznej liczby żołnierzy i sprzętu, by pokonać opór dobrze okopanego wroga. W swoim rozkazie z 3 stycznia Hitler żądał: „Brońcie każdej wioski, nie ustępujcie na krok, walczcie do ostatniego żołnierza i do ostatniego naboju (...)". Prowadzone na szerokim froncie przy niewielkiej głębokości operacyjnej, równomiernym rozmieszczeniu sił i sprzętu oraz przy braku głębokich ugrupowań operacyjnych, działania Armii Czerwonej wiodły do zwolnienia tempa kontrofensy­wy i jej stopniowego wygasania. Podczas przeciwnatarcia dowódcy frontów i armii zmuszeni byli do przegrupowywania swoich oddziałów pierwszego rzutu celem skon­centrowania wysiłków na wąskich, wybranych odcinkach frontu. Pozwalało to na zadawanie wrogowi mocnych uderzeń w najsłabszych miejscach jego obrony. Dzięki temu dowódcy radzieccy zyskali doświadczenie w tworzeniu silnych zgrupowań uderzeniowych posiadających przewagę nad wrogiem na wybranym kierunku, pomimo braku ogólnej przewagi liczebnej. Zazwyczaj tworzono na szcze­blu armii grupy uderzeniowe w sile trzech do czterech dywizji, podczas gdy na szczeblu frontu grapy takie mogły się składać z kilku armii Podczas bitwy moskiewskiej, pomimo sukcesu całej tej operacji, Armia Czer­wona popełniła wiele błędów, o których nie należy zapominać. Przede wszystkim Naczelne Dowództwo w sposób nieuzasadniony przeceniało siłę własnych oddziałów Moskiewska kontrofensywa Żukowa przy niedocenianiu determinacji wroga. W wyniku tego nie udało sią rozwinąć po­wodzenia przeciwnatarcia i okrążyć w styczniu 1942 roku oraz zniszczyć całej Grupy Armii „Środek", które to zadanie postawiono przed Frontem Zachodnim, Błędnych było także kilka decyzji „Stawki" co do rozmieszczenia wojsk rezerwy strategi­cznej. W przełomowym momencie bitwy wycofano 1 Armię Uderzeniową na północny wschód, zaś trzech stacjonujących wokół Moskwy armii - 24, 26 i 60 ­nieużyto w ogóle. Dowódcy frontów i armii często nie potrafili posłużyć się skutecznie posiadanymi odwodami. Wchodziły one do walki częściami, powodując rozprosze­nie sił, co nie pozwalało osiągnąć zakładanych rezultatów. Błędy te były najwyraźniej skutkiem euforii wywołanej sukcesem w początkowej fazie przeciwnatarcia. Dokładna analiza doświadczeń Armii Czerwonej z bitwy moskiewskiej ujawnia znaczne niedociągnięcia w zastosowaniu i rozmieszczeniu jednostek różnych rodza­jów broni. Na przykład włączenie samodzielnych dywizji lotniczych w skład posz­czególnych frontów i armii pozbawiło „Stawkę" możliwości koncentrowania działań lotnictwa na najważniejszych kierunkach. Zbyt duże odstępy czasu pomiędzy atakami z powietrza a natarciem na ziemi pozwalały Niemcom na odtworzenie linii obrony, a Armii Czerwonej utrudniały osiągnięcie sukcesu. Kiedy kontrofensywa mos­kiewska była już w pełnym toku, stało się jasne, że do jej powodzenia konieczne jest ciągłe wsparcie lotnictwa. Problemu tego nie rozwiązano w sposób zadowalający, pomimo różnych improwizacji. Problem centralnego kierowania siłami powietrznymi na szczeblu frontu rozwiązano częściowo, tworząc większe operacyjne związki lotnicze. Podobnie też utworzono oddzielne korpusy i dywizje wojsk zmechanizo­wanych, pozostające w odwodzie Naczelnego Dowództwa. Można również dostrzec brak doświadczenia w ofensywnym zastosowaniu ar­tylerii. Dużo uwagi poświęcano planowaniu przygotowania artyleryjskiego do kon­trofensywy. Wojska radzieckie atakowały zwykle po trwającym od 10 do 15 minut przygotowaniu artyleryjskim. Miało ono zniszczyć cele na wszystkich kierunkach natarcia jednocześnie, ale w praktyce rzadko się to udawało. Artyleria rozmiesz­czona była równomiernie za Irontem nacierających wojsk. Dużo skuteczniejsze byłoby zaś skoncentrowanie jej za głównymi pozycjami wyjściowymi do ataku. W początkowej fazie przeciwnatarcia, kiedy Wehrmacht nie przeszedł jeszcze do obrony, rozproszony ogień artylerii radzieckiej był prawie nieodczuwalny, podczas gdy właśnie wtedy mógł on być najskuteczniejszy. Później, gdy Niemcy organizo­wali swojąobronę na przygotowanych wcześniej pozycjach, ogień artyleryjski powi­nien być jeszcze bardziej skoncentrowany, ale zdarzało się to rzadko. Piechota ro­syjska często nie była w stanie wypełnić postawionych przed nią zadań bez wsparcia artyleryjskiego. W końcu, zgodnie z dyrektywą „Stawki" ze stycznia 1942 roku, przygotowanie artyleryjskie zastąpiono „ofensywą artyleryjską". Chodziło tu o masowe zastosowanie artylerii samobieżnej, podążającej za nacierającymi oddziałami i udzielającej im ciągłego wsparcia. Po raz pierwszy taktykę tę za­stosowano w styczniu 1942 roku, podczas przełamywania przez 20 Armię obrony niemieckiej nad rzeką Lamą. Dowództwo wojsk rosyjskich miało też problemy z właściwym wykorzysta­niem wojsk powietrznodesantowych, W styczniu 1942 roku „Stawka" zdecydowała się przeprowadzić operację powtetrznodesantową wspomagającą wojska frontów Kalwińskiego i Zachodniego przy próbie okrążenia Grupy Armii „Środek". Jed­nostki IV Korpusu Powietrznodesantowego wylądowały zgodnie z planem na południowy zachód od Wiążmy. Trwająca pół roku ich działalność na tyłach przeciw­nika przyniosła znaczące rezultaty, nie udało się jednak osiągnąć głównego celu operacji. Powodem tego był brak odpowiednio zaplanowanych i określonych celów dla wojsk spadochronowych, a także brak koordynacji pomiędzy wojskami powie­trznodesantowymi a oddziałami lądowymi nacierającymi od frontu. Dowództwo radzieckie nie przeprowadziło też obiektywnej oceny stosunku sił, co już zresztą zdarzało się wcześniej. Operacja taka wymagała przeprowadzenia wcześniej szczegółowej analizy wszystkich jej aspektów, ale tego nie uczyniono. Popełniono błędy nie tylko przy planowaniu, ale też w wyszkoleniu oddziałów spadochrono­wych, wsparcia i zaopatrzenia oraz w koordynowaniu działań głównego zgrupowa­nia wojsk frontów Kalinińskiego i Zachodniego. Z powodu braku dostatecznej licz­by samolotów transportowych zrzuty trwały zbyt długo, przez co utracono element zaskoczenia. Wskutek słabego wyszkolenia pilotów i ich braku doświadczenia doszło do lądowań wojsk spadochronowych w miejscach odległych od planowanych i do rozproszenia ich na zbyt dużym obszarze. Spadochroniarze potrzebowali często kilku dni, by dotrzeć na ustalone miejsca zbiórki. Patrząc na sprawę szerzej, dochodzimy do wniosku, że moment rozpoczęcia kontrofensywy moskiewskiej nie byl najszczęśliwiej wybrany. Rozpoczęła się ona wtedy, gdy Niemcy przerzucali na front wschodni znaczne siły z Europy Zachod­niej. Tak więc bardzo wzrosły siły Wehrmachtu pod Wiaźmą, podczas gdy zmniejszyła się tam poważnie liczba wojsk radzieckich. Niedostateczne było współdziałanie pomiędzy Naczelnym Dowództwem a wojskami biorącymi udział w operacji. Oddziały powietrznodesantowe zostały zrzucone do boju bez żadnego wsparcia z zewnątrz. Nie wspomogła ich artyleria frontów radzieckich, chociaż znajdowały się one w jej zasięgu. Spadochroniarze nie otrzymali też wsparcia lotniczego ani też żadnych uzupełnień czy zrzutów sprzętu. Do rozwinięcia powodzenia kontrofensywy konieczne było na czas zasilanie walczących oddziałów uzupełnieniami, co pozwalało utrzymać tempo natarcia. Nie było to trudne w pobliżu Moskwy, gdzie stacjonowały liczne odwody Naczelnego Dowództwa. Każda armia dysponowała dwoma lub trzema dywizjami drugiego rzutu. Nie wystarczyło to jednak do utrzymania wysokiego tempa natarcia na dłuższą metę. Stało się jasne, że potrzebna jest większa liczba jednostek pancernych i zmecha­nizowanych. Powinny one dysponować znaczną siłą uderzeniową, dużą ruchliwością oraz niezależnością, dzięki czemu mogłyby one posuwać się szybko do przodu. Te siły zmechanizowane mogłyby przeprowadzać uderzenia rozcinające, przełamywać na dużą głębokość iinie obronne przeciwnika, okrążać duże zgrupowania jego wojsk, szybko wykorzystywać powodzenie przełamania na kluczowych odcinkach frontu i przeprowadzać dalekie zagony na tyły wroga. Dzięki sformułowaniu tych kon­cepcji rozwinęłasię późniejsza strategia i taktyka radziecka okresu powojennego, skierowana wówczas przeciwko państwom NATO. Dowódcy frontów i armii starali się zrównoważyć brak jednostek pancernych i zmechanizowanych, tworząc improwizowane zgrupowania manewrowe oparte na współdziałaniu broni. W ich skład wchodziły oddziały czołgów, piechoty i kawalerii. Na przykład zgrupowanie manewrowe 30 Armii z Frontu Zachodnego składało się z 8 i 21 Brygad Pancernych, 46 pułku zmotoryzowanego i 14 batalionu czołgów. Podobne zgrupowania utworzono także w 16 Armii i wielu innych. Przenikały one na tyły nieprzyjaciela, atakowały jego punkty dowodzenia, niszczyły oddziały zao­patrzenia, przecinały drogi zaopatrzenia, uniemożliwiały ewakuację i odwrót. Ich zdecydowane i odważne uderzenia wzniecały panikę wśród wojsk niemieckich oraz ułatwiały oddziałom atakującym od frontu uchwycenie ważnych węzłów komuni­kacyjnych i utrudniały przemieszczanie się oddziałów Wehrmachtu. Rosjanie po zorientowaniu się, że Niemcy przejawiajądużą aktywność za dnia, a w nocy woląprzesiadywać w okopach w poszukiwaniu ciepła, zorganizowali spe­cjalne oddziały przeznaczone do walk nocnych. Wczesnym rankiem 6 grudnia czołowe bataliony pierwszego rzutu 13 Armii, wspierane przez czołgi, ale bez przy­gotowania artyleryjskiego, zaatakowały na froncie o długości 60 kilometrów niemiecką 1 Dywizję Pancerną oraz 36 i 14 Dywizje Zmotoryzowane. Atak ten zakończy! się wielkim sukcesem Rosjan. W końcowym stadium kontrofensywy oddziały czołowe były zorganizowane w dywizje, składające się głównie z batalionów piechoty i narciarzy. Były one w stanie manewrować przed siłami głównymi; zdobywały ważne obiekty i uderzały na skrzydła i tyły przeciwnika, zapewniając silom głównym swobodę działania. Radzieckie operacje obronne na dalekich i bliskich podejściach do Moskwy dowiodły w sposób przekonujący, że broniące się wojska mogą, wykorzystując ukształtowanie terenu, utrzymać pozycje, pomimo liczebnej przewagi wroga. Jeżeli przygotuje się należycie umocnienia polowe, urządzi pola minowe i przygotuje ry­glowe pozycje ogniowe, to broniące się oddziały mogą zadać siłom atakującym poważne straty i załamać ich ofensywę. Sukces zależy tu w znacznej mierze od zdecydowanego stylu dowodzenia zarówno na szczeblu kwatery głównej, jak i frontu czy armii, Wehrmacht poniósł pod Moskwą ciężkie straty. Jakkolwiek Niemcy zachowają na południowym odcinku frontu inicjatywę taktyczną aż do bitwy pod Karskiem w lipcu 1943 roku, to jednak po zakończeniu bitwy kijowskiej i operacji „Tajfiin" nie odzyskają już nigdy przewagi strategicznej. Grupa Armii „Środek" straciła podczas tej ostatniej operacji od 1 października 1941 roku do 31 stycznia 1942 roku 369 tysięcy ludzi. Zostały zniszczone lub mocno przetrzebione dwadzieścia trzy dywizje niemieckie. Wehrmacht stracił tak dużo czołgów, że przemysł niemiecki nie mógł tej straty wyrównać. Jeszcze większe straty poniosła niemiecka artyleria. O rozmia­rach klęski Wehrmachtu najlepiej świadczy to, że po bitwie moskiewskiej zostało odwołanych ze stanowiska trzydziestu pięciu generałów niemieckich. Porażki te podkopały poważnie morale wojsk hitlerowskich i na zawsze odarły je z nimbu niezwyciężoności. Operacja „Tajfun" okazała się gigantyczną katastrofą brzemienną w długofalowe konsekwencje. Jak ujął to Haider: „Od bitwy mos­kiewskiej rozpoczęła się nasza tragedia na froncie wschodnim". Można jednak przed­stawić przekonywające dowody, że tragedia ta w rzeczywistości zaczęła się już wcześniej: w lipcu i sierpniu, kiedy to Grupa Armii „Środek" zmuszona została do zatrzymania się nad górnym Dnieprem, na skutek natarcia 21 Armii radzieckiej na jej południowe skrzydło pod Propojskiem, Rogaczewem i Żłobińskiem, a potem musiała toczyć ciężkie boje pod Jełnią. Rzeź, którą Żuków urządził Wehrmachtowi pod Jelnią, była pierwszą oznaką tego, że Niemcy mogą przegrać tę wojnę. Okazało się, że prawo sformułowane pod koniec pierwszej wojny światowej przez generała Ericha von Ludendorffa jest ponadczasowe i obowiązuje także i w tej wojnie: „Raz popełnionego błędu strategicznego nie da się już naprawić podczas tej samej wojny". Niemieckie Naczelne Dowództwo straciło szansę na odniesienie strategicznego zwycięstwa już po bitwie kijowskiej. Operacja moskiewska była tylko potwierdzeniem tego, że Blitzkrieg umarł śmiercią naturalną. Niemiecki Sztab Generalny powinien był zdać sobie z tego sprawęjuż na podstawie obserwacji rozwoju sytuacji podczas walk o Dniepr. Trzeba było wówczas powiedzieć sobie i Hitlerowi, że wojna będzie długa i wyczerpująca - sztabowcy niemieccy nie chcieli jednak lub nie potrafili postawić takiej diagnozy. Chociaż Rosjanie potrzebować będą jeszcze trzy i pół roku do pobicia przeciw­nika i zwycięskiego zakończenia wojny, to triumf ten można było przewidzieć, patrząc na sukces moskiewskiej kontrofensywy Żukowa, o którym świadczyły czerwone od krwi niemieckiej śniegi pod Kałininem i Rżewem. Sukces ten - uratował on w 1941 roku Rosję od katastrofy - Żuków zawdzięczał przede wszystkim własnemu geniuszowi, nie zaś brakowi kompetencji dowództwa niemieckiego. Błędy Sztabu Generalnego Wehrmachtu zostały na nim wymuszone przez dobrze przygotowa­nego i wyekwipowanego przeciwnika, dysponującego strategiczną wizją wygrania wojny. Niemcy nie byli na to przygotowani i nie potrafili sobie radzić w tej nieo­czekiwanej dla nich sytuacji. Strategia Stalina, polegająca na skoncentrowaniu rezerw wokół Moskwy i ig­norowaniu groźby okrążenia wojsk Frontu Południowo-Zachodniego, mogła doprowa­dzić do klęski Armii Czerwonej na wiosnę 1942 roku. Winą za to, że tak się nie stało należy obarczyć niemiecki system dowodzenia. Gdyby Wehrmacht nie podjął ope­racji „Tajfun", lecz na centralnym odcinku frontu przeszedł do obrony na linii: Rżew-Wiażma-rzeka Oka-Orzeł i wykorzystał powstałą po upadku Kijowa pomyślną sytu­ację na południu, to położenie Rosjan stałoby się dużo gorsze, jeśli nie beznadziejne. Tak zręcznie rozmieszczone przez Żukowa wokół Moskwy odwody radzieckie nie byłyby wówczas w stanie wyrządzić większej krzywdy Grupie Armii „Środek", z pewnością nie zadałyby jej takich strat, jakie naprawdę poniosła ona w grudniu 1941 roku. Zamiast atakować skrzydła przeciwnika u bram Moskwy, rezerwy Żukowa musiałyby wtedy stać w miejscu, oczekując na atak niemiecki, który nigdy 253 by nie nastąpił, albo wykrwawiać się w przeciwnatarciach trafiających głównie w próżnię. Możemy zastanawiać się nad efektywnością strategii rosyjskiej, pozwalającej niemieckim czołgom na okrążanie całych frontów, wskutek nie udzielenia im w porę zezwolenia na odwrót. Pod Smoleńskiem i Rosławlem rzeczywiście nie było czasu na odwrót, ałe inaczej rzecz się miała pod Białymstokiem, Mińskiem i Kijowem. Plan Żukowa przewidywał początkowo okrążenie dużych zgrupowań radzieckich przez niemieckie grupy pancerne. Miało to zmusić wroga do tracenia czasu i sprzę­ tu na likwidację otoczonych wojsk radzieckich. Żuków i Timoszenko podzielali zdanie Stalina co do konieczności poświęcenia trzech armii znajdujących się w wybrzuszeniu białostockim. W sprawie Kijowa jednak opinie ich były już rozbieżne. Chodziło nie tylko o to, że zaangażowane były tam dużo większe siły radzieckie, ale i o to, że Stalin odmówi) wydania Frontowi Briańskiemu rozkazu zaatakowania wszystkimi siłami wschodniego skrzydła grupy Guderiana. Chciał zachować wojska tego fron­ tu do odparcia ewentualnego późniejszego natarcia Wehrmachtu na Moskwę. Ta­ kiego planu ani Żuków, ani Timoszenko nie mogli zaakcceptować i w tym miejscu ich drogi ze Stalinem czasowo się rozeszły. Jednakże dalsze postępowanie nie­ mieckiego Naczelnego Dowództwa - rozpoczęcie operacji „Tajfun" - usprawiedli­ wiło częściowo zachowanie Stalina. Ostateczną decyzję na temat rozmieszczenia i sposobu użycia odwodu strate­gicznego radziecki dyktator podjął, będąc pod silną presją swoich najbardziej zau­fanych generałów. Dyskusyjna pozostaje kwestia, czy uzasadnione było ryzyko, które podjął Stalin, opóźniając rozpoczęcie mobilizacji oraz jego decyzja zmasowa­nia rezerw u bram Moskwy i czekanie z kontrofensywą aż do chwili, gdy wróg tam podejdzie. Gdyby wojska odwodu strategicznego zostały skierowane jesienią na pomoc Frontowi Południowo-Zachodniemu, jak życzyli tego sobie Żuków i Budion­ny, to skuteczna obrona Moskwy w grudniu byłaby bardzo utrudniona, jeśli nie niemożliwa. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że Stalin miał tu rację, a Żuków się mylił. Sprawa jest jednak zbyt skomplikowana, by możliwa tu była taka jednozna­czna odpowiedź. Żuków uważał, że zdobycie Kijowa będzie dla Niemców tylko etapem wstępnym do dalszej ofensywy na południu, w kierunku Donbasu i Kaukazu. Nie wydawało mu się możliwe, żeby Grupa Armii „Środek" podjęła jeszcze we wrześniu natarcie na Moskwę, a Guderian spróbował zaatakować stolicę ZSRR od południa, przez Orzeł i Tułę. Patrząc wstecz, musimy uznać, że rozumowanie Żukowa było jak najbardziej racjonalne. W końcu stycznia 1942 roku Grupie Armii „Środek" udało się ustabilizować front na rubieży Rżew-linia przebiegająca na zachód od Staricy-iuchnowa-Su­czmicy-Biełowa-Czernych. Było to dużo dalej na wschód niż spodziewał się Żuków. Gdyby Stalin posłucha) jego sugestii, to porażka Grupy Armii „Środek" mogłaby być znacznie bardziej dotkliwa, ałe okazja ta została stracona. Być może Stalin miał rację we wrześniu, obstając przy swoim, ałe lepiej byłoby, gdyby w listopadzie '254 posłuchał jednak Żukowa. Chociaż, nawet gdyby plan Żukowa został wykonany w stu procentach, to i tak wojna daleka byłaby jeszcze od zakończenia. Bitwa pod Moskwą na przełomie roku 1941 i 1942 nie oznaczała jeszcze klaski Wehrmachtu na froncie wschodnim, ale przesądziła ona o jego klęsce w przyszłości. Jakkolwiek bitwa ta zademonstrowała przekonywająco, że epoka niemieckiego Blitzkriegu już się definitywnie zakończyła, to załamanie strategii wojny błyskawicznej nastąpiło już latem 1941 roku, podczas walk o górny Dniepr. Nie­mieckie Naczelne Dowództwo nie potrafiło wówczas dostosować swojej strategii i taktyki do realiów. Przebieg walk pod Smoleńskiem, Jelnią, Homlem, Wielkimi Łukami i Kijowem wskazywał jednoznacznie na to, że wojna będzie długotrwała. Żaden jednak z niemieckich naczelnych organów dowodzenia - OKW i OKH ­nie odważył się poinformować o tym Hitlera. Ostateczną odpowiedzialnością za klęskę Niemiec obciążyć należy Ftihrera, ale inni też są współodpowiedzialni. Przy­pisywanie porażki Wehrmachtu wyłącznie błędom niemieckim byłoby też poważnym zniekształceniem prawdy. Rosjanie - pomimo własnych błędów, popełnionych przez Stalina, Pawłowa i Jeremienkę - potrafili jednak wykorzystać błędy niemieckie i wygrać wojnę. Można powiedzieć, że Stalin miał rację co do operacji moskiewskiej, ale cena jaką przyszło zapłacić za jej powodzenie - zguba Frontu Południowo-Zachodniego -była straszliwa. Dyktator radziecki potrafił nagiąć postępowanie generałów Armii Czerwonej do swej woli. Hitler nawet nie próbował tego czynić, aż do chwili udzie­lenia dymisji lub własnej rezygnacji Rundstedta, Guderiana i Brauchitschaw listo­padzie i grudniu 1941 roku. Wydawałoby się, że przywództwo radzieckie było dużo mocniejsze niż niemieckie. Ale to nie Stalin był głównym autorem i duszą strategii radzieckiej, lecz Żuków. Nawet wtedy, gdy drogi ich się rozeszły z powodu różnicy zdań w kwestii Kijowa, dyktator radziecki kierowany instynktem samozachowaw­czym nie tracił Żukowa z pola widzenia. Kiedy zaś nadeszła godzina próby, pozwolił mu urzeczywistnić jego plany i zgnieść wojska wroga. VIII Wojna wygrana i przegrana: próba analizy Strategia radziecka w okresie przejściowym Jeszcze niedawno można było tylko spekulować na temat twórców strategii radzieckiej z czasów drugiej wojny światowej. Obecnie dysponujemy źródłami in­formacji, o których jeszcze parę lat temu historycy zachodni mogli tylko marzyć. To właśnie strategia decyduje ostatecznie o wyniku wojny; jeśli siły stron są w przybliżeniu równe, jest ona rzeczą najważniejszą. Trudno jest ocenić obiekty­wnie efektywność wykorzystania zasobów stron. Najlepiej jest zadać sobie pyta­nie: „Czy chciałbyś zamienić się miejscami z dowódcą armii przeciwnika?", albo inaczej: „Czy wolałbyś być dowódcą wojsk radzieckich czy niemieckich podczas gry wojennej «Barbarossa»?". Z perspektywy pięćdziesięciu lat odpowiedź na to pytanie wydaje się oczywista, ale właściwie dlaczego? Cytat z dzieła Geoffreya Blaineya pod tytułem The Causes ofWar (Przyczyny wojny), stanowiący motto tej książki, stawia w centrum uwagi kwestię strategii. Czy prawdą jest, że obie strony szykujące się do wojny wierzą w swoje zwycięst­wo? Gdyby było inaczej, dlaczego w ogóle miałyby podejmować walkę? Narody, które wiedzą, że zostaną pobite zwykle poddają się albo starają się osiągnąć jakieś porozumienie z potencjalnym przeciwnikiem. Tak było w wypadku okupacji Litwy przez Niemcy w 1940 roku albo w Chinach w końcu XIX wieku, kiedy to otwarły one bramy przed obcymi okupantami. Na podstawie przedstawionych w tej książce informacji łatwo dojść do wniosku, że Stalin i Naczelne Dowództwo radzieckie nie tylko że było przekonane o swym zwycięstwie w wypadku ataku niemieckiego, ale też zastanawiało się nad przeprowadzeniem ataku prewencyjnego. Tak więc na zawsze odrzucić musimy mit, że Stalin i jego generałowie zostali zaskoczeni przez inwazję niemiecką. Wręcz przeciwnie - trudności występujące w pierwszej fazie wojny wynikły w głównej mierze z ich przywiązania do strategii pierwszego uderzenia, do którego odskocznią miało być wybrzuszenie białostockie. Dylemat, który rozwiązać musiał dyktator radziecki i Naczelne Dowództwo Armii Czerwonej, polegał na tym, aby jak najlepiej przystosować się do zmienionej sytuacji strategi­cznej, kiedy to zamiast wojny ofensywnej trzeba było prowadzić wojnę obronną. Według planów Stalina ZSRR nie miał być narażony na agresję z zewnątrz. Długa i wyniszczająca wojna, podobna do działań z lat 1914-1918, przeciwko Pranej i i Wielkiej Brytanii, wspomaganych w końcowej fazie przez Stany Zjednoczone, miała związać siły Wehrmachtu na froncie zachodnim. Te plany Stalina i jego eksperta od broni pancernej, Pawiowa, zostałyjednak zniweczone wskutek błyskawicznej klęs­ki Francji w maju 1940 roku. Punktem zwrotnym strategii radzieckiej stały się dwie kremlowskie gry wojenne ze stycznia 1941 roku. Przekonały one dogłębnie Stalina o tyra, że improwizowana próba Pawłowa zamiany wybrzuszenia białostockiego w bastion obronny zakończyć się musi straszliwą klęską. Dosłownie w ostatniej minucie zjawili się Żuków i Timoszenko ze swoją zbawczą strategią głęboko urzutowanej obrony. Oparty na niej supertąjny plan obrony został wypróbowany podczas równie tajnej lutowej gry wojennej, o której po raz pierwszy można prze­czytać w tej właśnie książce. Jakkolwiek Stalin nie dał na czas Timoszence i Żukowowi do dyspozycji wszystkich tych rezerw, o które prosili, to jednak dostali dość sił, by powstrzymać natarcie Wehrmachtu na kluczowym, centralnym odcinku frontu nad górnym Dnieprem. Do zatrzymania ofensywy zmusiło Niemców zagrożenie południowego skrzydła Grupy Armii „Środek". Fakt ten starali się pom­ijać w swoich wspomnieniach generałowie Wehrmachtu, ale dowiedzieć się o nim można z dzienników wojennych jednostek niemieckich odpierających ataki radz­ieckie z południa, szczególnie tych, które walczyły nad Dnieprem, w okolicach Ro­gaczewa i Żłobina. Pewien aspekt planu z lutego 1941 roku pozostawał nieznany aż do dziś, Stalin zdecydował się nie zdradzać go Pawłowowi i innym dowódcom wojsk na wysunię­tych pozycjach na zachodzie. Chodziło o to, że Żuków i Timoszenko nie przewidy­wali przeprowadzenia kontrofensywy w pobliżu granicy, o czym nie wiedział Pawłów. Jego aresztowanie, proces i rozstrzelanie byty rezultatem założonego z góry biegu wypadków, które raz puszczone w ruch nie dawały się zatrzymać. Czy Chrusz­czow miał rację, potępiając Stalina za nieskorzystanie z rad Pawiowa i nieufortyfiko­wanie granicy? Czy Rosjanie mogli oszczędzić sobie rozlewu krwi i utraty terenu, jeśliby postąpili tak, jak chciał Pawłów? W świetle dowodów, którymi dziś dysponujemy, odpowiedź musi brzmieć „nie". Pawłów stał się ofiarą, której złożenie było niezbędne wtedy, gdy zmieniła się sytu­acja strategiczna i Niemcy zyskały możliwość użycia na wschodzie całej swojej potęgi wojskowej. Z pułapki, w której znalazł się wówczas radziecki dowódca, było tylko jedne wyjście - śmierć. W ludzkim wymiarze to co przydarzyło się Pawłowowi było straszną tragedią, która w pewnym sensie trwała aż do dziś - nieznana była bowiem prawda o ofierze złożonej z niego i jego żołnierzy dla ratowania ojczyzny. Musimy jednak dojść do wniosku, że jakkolwiek los Pawłowa nie musiał być aż tak okrutny, to jednak zasadniczego biegu wypadków nie można było zmienić. Wiele napisaliśmy w tej książce o porażce poniesionej przez Grupę Armii „Środek" w wybrzuszeniu jemeńskim w lipcu i sierpniu 1941 roku. Można po­wiedzieć, że walki te sygnalizowały początek końca zwycięstw niemieckich. Obec­ w nich byty bowiem wszystkie elementy zapowiadające ten koniec. Błędy Dopełnione przez niemieckie Naczelne Dowództwo, szczególnie Haidera i Guderia­ a pogłębione jeszcze przez Hitlera i Goringa, zaprzepaściły wszelkie szanse wyg­rania tej wojny przez Niemcy. Gdyby Sztab Generalny Wehrmachtu zrezygnował z podjęcia ofensywy na Moskwę ze względu na porę roku, to Niemcy mogłyby wygrać wojnę, a przynajmniej trwałaby ona dużo dłużej. Mówiliśmy już o tym, że edybv Wehrmacht przezimował na linii Rżew-rzeka Oka, na środkowym odcinku frontu, zamiast maszerować pod ogień rezerw Żukowa, to oszczędziłby sobie utratę setek tysięcy żołnierzy oraz całych gór ekwipunku. Niemcy mogli zamiast tego wykorzystać swoje powodzenie strategiczne na południu i zdobyć Ukrainę oraz Donbas. Wiosną czy latem 1942 roku Moskwa byłaby oskrzydlona ze wszystkich stron, lecz nie istniałoby już zagrożenie dla południowego skrzydła Grapy Armii „Środek". Tak więc poważne błędy niemieckiego dowództwa zaprzepaściły szansę wy­grania wojny na froncie wschodnim. Pierwszym z tych błędów było wysłanie na Ukrainę całej grupy pancernej Guderiana, zamiast tych tylko jej oddziałów, które były tam niezbędne. Doprowadziło to do zdziesiątkowania pod Jelnią piechoty nie­mieckiej pozbawionej wsparcia sił pancernych. Dowództwo Wehrmachtu powinno zdać sobie sprawę z tego, że po ewakuacji wybrzuszenia jelneńskiego nie ma już szans na pomyślne przeprowadzenie natarcia na Moskwę w 1941 roku. Drugim błędem, naprawdę fatalnym, było, jakjuż wyjaśniliśmy, przeprowadzenie operacji „Tajfun". Szkody, które Niemcy sami sobie wyrządzili, zostały zwielokrotnione dzięki odpowiedniemu postępowaniu strony radzieckiej. W kotle jelneńskim Żuków wykorzystał wszystkie metody, które okazały się receptą na zwycięstwo przez na­stępne lata wojny. Mieszanka, w odpowiednich proporcjach, wsparcia artylerii i broni pancernej z niezłomną piechotą radziecką z rezerwy strategicznej okazała się nie do strawienia dla Wehrmachtu. Niemcy w ogóle nie wyobrażali sobie, że Rosjanie dysponują podobnymi rezerwami. Żuków i Timoszenko zadbali o to, by rezerwy te znalazły siew odpowiednim miejscu i czasie, aby mogły pomyślnie wykonać swoje zadanie-to znaczy zadać wrogowi jak największe straty przy jak najmniejszych, możliwych w danych okolicznościach, stratach własnych. Mamy nadzieję, że tej książce uda się sprostować mylny osąd historii przypisującej całą winę za klęskę na froncie wschodnim Hitlerowi. Winą tą należy bowiem obciążyć znacznie szerszy krąg dowódców niemieckich, odgrywających kluczowe role podczas operacj i „Barbarossa". Historia musi jednak przede wszystkim docenić zasługi Timoszenki i Żukowa, którzy potrafili wykorzystać w pełni błędy niemiec­kiego dowództwa i ocalić tym samym swój naród od losu, którego okropności możemy się tylko domyślać. Jest to najwyższy powód do chwały dla każdego generała. Niemiecka okupacja podbitej Rosji przewyższyłaby niewątpliwie pod względem okrucieństwa wszystko to, co działo się w Polsce i innych podbitych krajach. Be Nie mniejsze znaczenie miały bitwy toczone w lipcu i sierpniu nad Dnieprem i Sożą w okolicach Rogaczewa, Żłobina i Homla. Tu przeszła próbę ognia strategia Żukowa i Timoszenki polegająca na powstrzymywaniu natarcia Grupy Armii „Środek" dzięki kontratakom kierowanym na jej lewe skrzydło. Rosjanom nie tylko udało się zatrzymać dzięki niej ofensywę niemiecką, ale też doprowadzić do pogłębienia się sprzeczności w dowództwie niemieckim. Wskutek tego N iemcy nie byli w stanie w 1941 roku rozwiązać jednocześnie swoich problemów na południu i zdobyć Moskwę. Błędy popełnione w lipcu i sierpniu przez niemieckie Naczelne Dowództwo przyniosły Wehrmachtowi zgubne skutki w wyniku pomyślnego na­tarcia Armii Czerwonej na odsłonięte południowe skrzydło Grupy Armii „Środek". Melodia przyszłości: współdziałanie broni Doświadczenia pierwszych trzech miesięcy wojny potwierdziły słuszność de­cyzji Żukowa odpierania szerokich operacji okrążających niemieckich wojsk pancernych przy pomocy taktyki współdziałania broni. Ukształtowanie geograficz­ne ZSRR oraz zdolność narodu rosyjskiego do wystawienia licznej, aczkolwiek słabo zmotoryzowanej armii stanowiły naturalne ograniczenie do planowania strategicz­nego. Poza krótkotrwałąi wkrótce zaniechaną próbą, podjętąpod koniec 1940 roku pod wpływem sukcesów niemieckiego Blitzkriegu na zachodzie, Rosjanie nigdy od 1936 roku nie przewidywali wykonywania głębokich manewrów oskrzydlających siłami wyłącznie wojsk pancernych. Doświadczenia Armii Czerwonej wyniesione z walk w Hiszpanii w 1936 roku, z walk przeciwko Japończykom nad jeziorem Chasan i rzekąChałchyn-goł w 1938 i 1939 roku oraz. z wojny zimowej z Finlandiąw latach 1939—1940, dostarczały przekonywających dowodów na to, że czołgi pozbawione wsparcia piechoty i artylerii nie mogą odgrywać samodzielnej roli na polu bitwy. Przede wszystkim dotyczyło to armii, która dysponowała znacznie mniejszą liczbą jednostek piechoty zmotoryzowanej niż Wehrmacht. W projekcie „Regulaminu polowego" dla Armii Czerwonej na 1941 rok, czołgi uznawano za uzupełnienie dy­wizji piechoty i wyznaczano im rolę podstawowego wsparcia piechoty przy przełamywaniu taktycznej strefy obrony przeciwnika. W trakcie wojny Rosjanie na własnych błędach uczyli się sposobów obrony przed niemiecką taktyką stosowania broni pancernej. Bitwy pod Bialymstokiem i Mińskiem oraz pod Smoleńskiem i Jelnią odegrały kluczową rolę w rozwoju radzieckiej taktyki zwalczania broni pancernej. Niepowodzenie podjętego w czerwcu przez Pawiowa kontrataku siłami trzech kor­pusów pancernych w połączeniu z niemieckim lipcowym niepowodzeniem szyb­kiego zamknięcia kotła pod Smoleńskiem, utwierdziły Żukowa w przekonaniu, że taktyka współdziałania broni będzie najskuteczniejszą metodą walki. Równie ważny dla rozwoju taktyki rosyjskiej był sukces operacji jelneńskiej Żukowa, osiągnięty dzięki silnemu wsparciu artylerii i piechoty dla natarcia czołgów na dobrze przygo­ towane pozycje niemieckie. Od lata 1941 roku dowództwo Frontu Zachodniego wydawało instrukcje zakazujące podejmowania ataków pancernych bez uprzed­niego rozpoznania i starannej koordynacji z działaniami piechoty i artylerii. Podczas obrony czołgi miały wspierać piechotę ogniem bezpośrednim, prowadzonym z zasadzki lub z okopanych pozycji. Można było podejmować na wpół niezależne przeciwnatarcia sił pancernych tylko do ochrony własnych skrzydeł lub miejsc styku poszczególnych dywizji piechoty. Taktyka ta nie zmieniła się zasadniczo już do koń­ca wojny. Od lata 1942 roku, kiedy zwiększyła się liczba czołgów w Armii Czer­wonej, zaczęto przydzielać pewną ilość pojazdów pancernych do poszczególnych pułków piechoty. Problem z użyciem wsparcia piechoty okazał się na tyle poważny, że w stycz­niu 1942 roku „Stawka" wydala nowe dyrektywy, a w październiku tego roku dalsze instrukcje opracował Ludowy Komisariat Obrony. W myśl tych regulaminów czołgi powinny wspierać piechotę szczególnie na „osi głównego uderzenia". Czołgi wspierające piechotę nie powinny nigdy oddalać się od postępujących za nimi oddziałów piechoty na więcej niż 200 do 400 metrów. Do odpierania ataków czołgów niemieckich instrukcje zalecały używanie artylerii a nie własnych czołgów, które pozbawione należytego wsparcia ponosiły wtedy duże straty. Bezpośrednich walk z czołgami nieprzyjaciela zalecano unikać, chyba że bardzo korzystne było ukształtowanie terenu albo dysponowano znaczną przewagą liczebną. Zadaniem piechoty było wyszukiwanie, oznaczanie i, jeśli to było możliwe, niszczenie min i przeszkód przeciwczolgowych nieprzyjaciela. W drugiej fazie natarcia piechota przeprowadzała ważne, a dotychczas często zaniedbywane, operacje wymiatające. Otaczała i likwidowała odosobnione punkty oporu wroga tak, żeby na tyłach atakujących wojsk nie pozostawały żadne kłopotliwe „ciernie". Artyleria i lotnic­two bezpośredniego wsparcia miały jak najściślej koordynować swoje operacje z operacjami wojsk pancernych i piechoty. Taktyka ta została udoskonalona i z wielkim sukcesem zastosowana podczas kontrofensywy stalingradzkiej w końcu 1942 roku. Pułki i brygady pancerne zostały tam włączone do dywizji piechoty. Ponieważ każdy batalion czołgów dysponował przynajmniej jedną baterią artylerii i jednostką saperów, mogły one przenikać w głąb linii niemieckich i utrzymywać zdobyte pozycje. Doświadczenia nabyte podczas tych operacji zostały wykorzystane przy opracowywaniu „Regulaminu polowego" na 1943 rok. Dopiero jednak w połowie 1943 roku, kiedy pojawiły się na polu walki radziec­kie działa samobieżne - SU-76, SU-122 i znakomite SU-152 zbudowane na pod­woziu czołgu K.W, utworzono samodzielne jednostki pancernego wsparcia piechoty. Osławione niemieckie działa samobieżne okazały się wielokrotnie bardzo przydatne przy wsparciu piechoty w 1941 roku, ale Niemcom zawsze ich brakowało. W koń­cowym okresie wojny strona radziecka dokonywała przełamywania frontu przy pomocy czołgów i dział samobieżnych przydzielonych do poszczególnych pułków 261 * piechoty. Czołgi i działa samobieżne koncentrowały się zwykle 10 do 15 kilometrów za frontem, około kilka dni przed planowanym atakiem. W dniu rozpoczęcia na­tarcia jednostki te przemieszczały się przed świtem na swoje pozycje wyjściowe znajdujące się w odległości ł do 3 kilometrów za linią frontu. Jeśli oczekiwano mocnego oporu niemieckiego, natarcie przeprowadzano w dwóch lub w trzech rzutach. W skład pierwszego rzutu wchodził batalion czołgów T-34 albo kompania czołgów K.W. Drugi rzut przesuwał się o około 200 do 300 metrów za drugą linią pierwszego rzutu. Odwód w sile batalionu piechoty zmotoryzowanej posuwał się w odległości 200 do 300 metrów za siłami drugiego rzutu. Chodziło o to, aby utrzy­mać między czołgami i działami samobieżnymi odległość od 25 do 50 metrów. W praktyce jednak osiągano nasycenie około trzydziestu-czterdziestu pojazdów opancerzonych na kilometr frontu, na głównej osi natarcia. Zwykle taki atak prow­adzony metodą współdziałania broni otrzymywał wsparcie artyleryj skie, przesuwające się na głębokość 1,5 do 2,5 kilometra. W 1943 roku położono wielki nacisk na prze­suwanie do przodu ognia artylerii w ślad za uchodzącym przeciwnikiem. Technika przesuwania ognia artylerii i stosowania dział samobieżnych została tak udoskona­lona, że, jak już zaznaczyliśmy wcześniej, zasłużyła ona na miano „ofensywy ar­tyleryjskiej". Niewydolność niemieckiego systemu dowodzenia i kontroli W myśl interpretacji podawanej zwykle przez historyków i we wspomnieniach uczestników wojny na froncie wschodnim, Hitler w 1941 roku kierował się błędną i niespójnąstrategiąopierającąsię nie na zdrowych przesłankach natury wojskowej, lecz na jego mętnej ideologii politycznej, społecznej i gospodarczej'. Dla kontrastu, strategia niemieckiego Sztabu Generalnego oraz OłCH przedstawiana jest jako jas­na i spójna, lecz ciągle zniekształcana wskutek bezustannych, niekompetentnych interwencji ze strony Hitlera i OK W. Kiedy jednak przyjrzymy się wypadkom, które doprowadziły do przełożenia natarcia na Moskwę na okres po zakończeniu bitwy kijowskiej, toczonej we wrześniu 1941 roku, to nie znajdziemy potwierdzenia tezy, że wyłącznie Hitler odpowiedzialny był za niespójną strategię, która doprowadziła w końcu do szokującej klęski armii niemieckiej u bram Moskwy w grudniu 1941 roku. Odpowiedzialnością za błędy, które doprowadziły najpierw do pierwszej poważnej porażki Wehrmachtu pod Jelnią, a potem do klęski pod Moskwą, należy obciążyć Sztab Generalny, OKH, OKW oraz niektórych generałów liniowych, w szczególności von Bocka i Guderiana. Błędy w planowaniu strategicznym popełnione przez niemieckie Naczelne Dowództwo oraz pokrętne ścieżki i tajne metody działania, typowe dla dowódców niemieckich, wynikały niejednokrotnie ze sprzeczności zakorzenionych głęboko w samym systemie nazistowskim. 1H. G u d e r i a n, Pamer Leader, Londyn 1952; F. H a 1 d e r, Hitler ais Feldherr, Monachium 1949. Można powiedzieć, że tak naprawdę w 1941 roku Wehrmacht nie posiadał jed­nolitej strategii. Atak na Rosję został rozpoczęty bez jednolitego i skoordynowa­nego planu działania na wszystkich szczeblach dowodzenia i wszystkich odcinkach frontu. W czerwcu 1941 roku istniały zasadniczo dwie koncepcje strategiczne: jed­na Hitlera i OKW, druga - Haidera i OKH. Co więcej, do polowy lipca wyłoniły się jeszcze inne plany strategiczne, potęgując jeszcze panujący już zamęt. W czwar­tym tygodniu sierpnia Haider i Jodl osiągnęli kompromis, którego wprowadzenie w życie mogłoby przynieść Wehrmachtowi sukces. Kompromis ten był jednak nie na rękę Heinzowi Guderianowi, któremu z wielu skomplikowanych powodów udało się osiągnąć niemalże całkowitą niezależność od swoich przełożonych. Zawdzięcza! on swoją autonomię częściowo machinacjom Haidera, który z kolei pragnął osiągnąć własny wymarzony cel -jak najszybciej zdobyć Moskwę. Aby zapewnić Gude­rianowi największe szanse sukcesu, Haider systematycznie chronił go przed inter­wencjami jego bezpośrednich przełożonych. Utworzenie 4 Armii Pancernej pod nominalnym dowództwem von Klugego było wybiegiem mającym na celu zagmat­wanie struktury dowodzenia i utrzymanie Guderiana w bezpośredniej zależności od OKH. Hitler mógł wydawać rozkazy bezpośrednio dowódcy Grupy Armii „Środek", ale von Bock nie mógł wydawać rozkazów bezpośrednio Guderianowi. Dzięki wy­myślonemu przez Haidera zawikłanemu systemowi dowodzenia, dowódca 2 Grupy Pancernej mógł z łatwością znajdować sposoby opóźniania realizacji rozkazów i „niewłaściwie rozumieć" dyrektywy przysyłane mu z dowództwa grupy armii. Von Bock zorientował się szybko, jakągrę prowadzą Haider z Guderianem i wielokrot­nie próbował odzyskać kontrolę nad 2 Grupą Pancerną. To mu się jednak nie powiodło. Kiedy Haider w drugiej połowie 1940 roku po raz pierwszy analizował problem strategiczny podboju Związku Radzieckiego, uznał Moskwę za jedyny wart uwagi ceł strategiczny. Pozostając wierny swojemu pierwotnemu planowi, ignorował do­bre rady członków własnego Sztabu Generalnego, między innymi Greiffenberga, Feyerabenda i Paulusa, oraz źle wykorzystał inne studia strategiczne przeprowa­dzone przez Marcksa i Lossberga. Przez cały 1941 rok trwał przy swojej opinii, że Moskwa jest najważniejszym celem w Rosji. W miarę jednak pogarszania się sytu­acji na froncie modyfikował on poważnie swoje plany operacyjne i zmieniał zdanie co do sposobu pobicia przeciwnika. Przed rozpoczęciem 22 czerwca wojny na froncie wschodnim, Haider zdecy­dowanie głosił pogląd, że przy formułowaniu strategii nie należy brać pod uwagę celów gospodarczych. Kampania rosyjska miała mieć charakter czysto wojskowy t celem jej miało być zniszczenie głównych sił przeciwnika dzięki głębokim opera­cjom oskrzydlającym wojsk pancernych, wspieranych następnie przez piechotę otaczającą szczelnym kręgiem odcięte oddziały wroga. Haider uważał, że taktyka ta będzie skuteczna, ponieważ przewidywał, że Rosjanie będą musieli skoncen­trować swoje siły główne wzdłuż drogi prowadzącej bezpośrednio do ich stolicy i bronić się na zachód od linii Dniepr-Dźwina, aby ochronić swoje żywotne cen­trum przemysłowe. Jednakże już 13 lipca, w trzecim tygodniu wojny, opinia Haidera o Armii Czer­wonej zmieniła się diametralnie. Stało się wówczas dla niego jasne, że Armia Czer­wona dysponuje jeszcze znacznymi rezerwami, ponieważ wciąż nowe jednostki przybywały z Ukrainy w okolice Smoleńska, Orszy i Witebska. To spostrzeżenie oraz silny nacisk rosyjski na północne skrzydło Grupy Armii „Środek", kierowany z okolic Wielkich Łuków, zmusiły Haidera do zalecenia Hitlerowi wstrzymania ofen­sywy na Moskwę aż do chwili likwidacji zagrożenia dla skrzydeł Grupy Armii „Środek". Kłopoty, które po 13 lipca - wtedy rozpoczęła się kontrofensywa potężnej 21 Armii Kuzniecowa - przeżywały znajdujące się na południowym skrzydle Grupy Armii „Środek" 2 Grupa Pancerna i 2 Armia, potwierdziły tylko nową opinię Haidera. Szef Sztabu Generalnego bardzo się starał, aby nikt nie wtrącał się do realizacji jego planów wojny na wschodzie. Dyrektywa OKH ze stycznia 1941 roku, dotycząca rozmieszczenia wojsk do operacji „Barbarossa", odzwierciedlała plan przepro­wadzenia głównego natarcia przez Białoruś, najkrótszą drogą, na Moskwę. Utworzenie w początkach lipca 4 Armii Pancernej pod dowództwem von Klugego, miało dać generałom Guderianowi i Hothowi maksymalną swobodę do jak najszyb­szego marszu na wschód. Jednak 13 lipca Haider postanowił zatrzymać chwilowo ofensywę na Moskwę. W postanowieniu tym utwierdziło go niepowodzenie 4 Armii Pancernej w skutecznym zamknięciu kotła smoleńskiego. Rankiem 21 lipca Brauchitsch i Heusinger odwiedzili von Bocka w dowództwie Grupy Armii „Środek" i zgodzili się z nim, że jego grupa armii powinna konty­nuować ofensywę na wschód aż do złamania ostatnich rezerw przeciwnika. Za­miast jednak nalegać na pozostawienie Guderianowi i Hothowi wolnej ręki, jak to było dotychczas, Brauchitsch za warunek wstępny uznał dokładne zamknięcie i likwidację kotła smoleńskiego. OKH nie pragnęło całkowitego opuszczenia wy­brzuszenia jelneńskiego przez siły Guderiana, ale Brauchitsch i Haider chcieli powściągnąć w trzecim tygodniu lipca dowódców grup pancernych tak, by nie dopuścić do dalszego wydłużania się odsłoniętych skrzydeł ich ugrupowań. Po takim wyjaśnieniu stanowiska OKH naczelny dowódca sił lądowych powtórzył von Boc­kowi i von Klugemu generalnie to samo, co Haider powiedział 13 lipca Hitlerowi: po likwidacji kotła smoleńskiego i uzupełnieniu stanów 2 i 3 Grup Pancernych, Gu­derian powinien zwrócić się na południe i wschód, w stronę Ukrainy; 3 Grupa Pancer­na Hotha pozostanie wówczas jedyną siłą pancerną Grupy Armii „Środek" wspierającą ją w natarciu na Moskwę, w kierunku na wschód albo na północny wschód. Według przygotowanego przez OKH terminarza 2 i 3 Grupy Pancerne powinny do końca lipca 1941 roku zakończyć przygotowania do wykonywania no­wych zadań. Tę zmianę strategicznych planów OKH Haider potwierdził podczas konferen­cji, która odbyła się po powrocie Brauchitscha z frontu, 21 lipca podsumowanie tej konferencji znalazło się w komunikacie wydanym 23 lipca. Dokument ten przekonał Guderiana, że OKH rezygnuje z dotychczasowego planu uznającego Moskwę za pierwszorzędny cel. Była to jednakże mylna konkluzja. Haider chciał stworzyć specjalną grupę operacyjną, w której skład weszłaby 2 Grupa Pancerna oraz część 2 Armii, której dowódcą zostałby feldmarszałek von Kluge. Miała być ona skierowa­na na Ukrainę, zaś jej ostatecznym celem miał być leżący nad dolną Wołgą Stalin­grad. W planach Haidera najważniejsza była nadal Moskwa. Uważał on, że stolicę ZSRR będzie w stanie zdobyć pozostała część Grupy Armii „Środek" przy wspar­ciu jednej armii i 4 Grupy Pancernej z Grupy Armii „Północ". 23 lipca, tego samego dnia, kiedy został wydany ten znienawidzony przez Guderiana komunikat, Haider przedstawił swój plan Hitlerowi. Podczas dyskusji z Fuhrerem zauważył, że do zdo­bycia Moskwy nie wystarczy sama piechota z 2 i 9 Armii. Cel ten będzie można osiągnąć tylko po oczyszczeniu najpierw przez 3 Grupę Pancerną swojego skrzydła na północnym wschodzie, a potem przy jej pomocy podczas ostatecznego, oskrzydlającego z dwóch stron natarcia na Moskwę, Operacja ta powinna się rozpocząć między 5 a 10 sierpnia. Grupa Armii „Północ" kontynuować będzie na­tarcie na północ i północny wschód, ale jej 16 Armia skieruje swoje południowe skrzydło wzdłuż linii Chołm-Bołogoje, który to manewr osłoni Grupę Annii „Środek" od północy. Szef Sztabu Generalnego uzasadnił Hitlerowi swoją zmianę strategii tym, że okazało się niemożliwe zniszczenie radzieckich sił zbrojnych bez uprzed­niego opanowania ich bazy ekonomicznej. W tym celu grupa von Klugego, w której skład wejdzie około dziesięciu dywizji piechoty oraz 2 Grupa Pancerna, powinna osiągnąć na południu linię Wołgi. Nacierać ona będzie w kierunku na Briańsk, Hotnel i Charków. Haider uważał, że grupa ta zdoła osiągnąć rubież Kaukaz-Wołga, która w sprzyjających okolicznościach może być przedłużona na północ aż do Kazania. W pasie działania Grupy Annii „Północ" Haider za szczególnie ważny uważał ob­szar położony pomiędzy Rybińskiem a jeziorem Onega. Grupa Armii „Północ" powin­na stworzyć tam solidną pozycję wyjściową i przygotować się do wysłania stamtąd korpusu ekspedycyjnego na Ural. Przedstawiając 23 lipca swój projekt Hitlerowi, Haider posługiwał się raczej niezwykłymi dla siebie argumentami. Szef Sztabu Gene­ralnego zdał sobie wreszcie sprawę, że niewyczerpanych zasobów ludnościowych Rosji nie da się pokonać przy użyciu metod dotychczas przez niego stosowanych. Obecnie zalecał więc zniszczenie radzieckiego przemysłu zbrojeniowego, a nie kon­centrowanie się na likwidacji sił zbrojnych ZSRR. Można by sądzić, że Haider użył podstępu-zyskując sympatię Hitlera dzięki przyjęciu jego sposobu rozumowania, że względy ekonomiczne odgrywają podstawową rolę w podboju Związku Radziec­kiego. Dysponujemy jednak dowodami na to, że wcale tak nie było. O szczerości świeżych zainteresowań Haidera kwestiami gospodarczymi świadczy przebieg kon­ferencji, która odbyła się 25 lipca w siedzibie OKH. Brauchitsch, który zawsze rozumował podobnie jak Haider, przemówił następującymi słowami do szefów sztabów trzech grup armii działających na froncie wschodnim: „Naszym głównym celem pozostaje złamanie zdolności Rosji do stawiania oporu. Dalszym celem będzie przejęcie kontroli nad jej siedzibami ludzkimi i ośrodkami przemysłowymi. Rosjanie dysponują ogromnymi zasobami ludzkimi; musimy zająć ośrodki ich produkcji zbrojeniowej przed nadejściem zimy (...). Jakkolwiek rosyjska produkcja zbrojeniowa jest bardzo duża, ma jednak ona swoje granice. Jeżeli uda nam się zmiażdżyć potęgę gospodarczą przeciw­ nika, sama przewaga ilościowa nie wystarczy mu do wygrania wojny". Teraz Haider porzucił swoją wcześniejszą, wąską filozofię wojenną i wierzył szczerze, że trzeba wziąć pod uwagę względy ekonomiczne, jeśli chce się w jakimś rozsądnym terminie pokonać przeciwnika. Nie oznaczało to jednak odstąpienia od wcześniejszej strategii, która za najważniejszy ceł stawiała sobie zdobycie Mosk­wy. Innymi słowy, Haider wprawdzie uznał już ważność czynników gospodarczych w wojnie na froncie wschodnim, to jednak nie posunął się aż tak daleko, by zalecić Hitlerowi przygotowanie Niemiec do długiej wojny bez dalszego liczenia na odniesie­nie sukcesu w jednej krótkiej kampanii. Chociaż Fiihrer chętnie słuchał argumentów Haidera, to jednak nie chciał zmienić wydanej 23 lipca „Dyrektywy nr 33 A", stanowiącej uzupełnienie „Dyrektywy nr 33" z 19 lipca. Przewidywała ona użycie jednostek pancernych z Grupy Armii „Środek" do osłony natarcia wojsk Grapy Armii „Północ" w kierunku na Leningrad oraz skierowanie innej części sił pancernych z Grupy Armii „Środek", głównie 2 Grupy Pancernej, na Ukrainę w celu wsparcia Grupy Armii „Południe". Haider robił co mógł, by Hitler zmienił swoje rozkazy i przyznał Moskwie pierwszeństwo przed Leningradem, aczkolwiek zgadzał się on z Fuhrerem, że 2 Grupę Pancerną należy wysłać na Ukrainę. Dlatego właśnie Haider skierował Brauchitscha do Hitle­ra, by prosił o objaśnienie „Dyrektywy nr 33". Zostało ono wydane właśnie 23 lipca i Haiderowi wcale się nie spodobało. Fuhrer był jednak nieugięty i tak powstała „Dyrektywa nr 33 A", która potwierdzała skierowanie 2 Grapy Pancernej na południe, zaś 3 Grupy Pancernej na północ, gdzie uczestniczyć miała w zdobywaniu Lenin­gradu. Robiąc ukłon w stronę swoich generałów, Hitler zaznaczył, że ofensywa na Moskwę zostanie znów podjęta przy współudziale 3 Grupy Pancernej, ale dopiero wtedy, gdy zakończy ona swojąmisjęw operacji leningradzkięj. Jakkowiek Hitler całkiem jasno wyraził swoją wolę, to Haider nie był kimś pozwalającym się. łatwo zbyć i wysłał on swego totumfackiego Brauchitscha do szefa OKW Keitla, by wybadał, co tam da się zrobić dla ratowania ofensywy mos­kiewskiej. Szef Sztabu Generalnego musiał zdawać sobie sprawę z tego, że po­sunięcie to pogłębi jeszcze jego uczucie frustracji, ale wiedział, że jest to obecnie jedyna droga dotarcia do Hitlera. Brauchitsch, pomimo że nominalnie był przełożonym Haidera, to jednak pozostawał pod jego przemożnym wpływem. Ci dwaj ludzie tworzyli parę podobną do Hindenburga i Ludendorffa z czasów pierwszej wojny światowej. Ludendorff-Hatder był mózgiem, podczas gdy Hindenburg-Brauchitsch nełni! obowiązki reprezentacyjne wobec głowy państwa. W biurze Keitla bezcere­monialnie potraktowano naczelnego dowódcę sił lądowych. Odmówiono mu jakiej­kolwiek pomocy, radząc, by sam próbował przekonać Hitlera. Tak więc 23 lipca drugi już przedstawiciel OKH - tym razem Brauchitsch, stanął przed Fuhrerem i prosił go o zmianę decyzji, która przewidywała podjęcie natarcia na Leningrad jeszcze przed ofensywą na Moskwę. Podczas swej audiencji u Hitlera Brauchitsch wybrał sposób argumentacji mniej pokrętny niż Haider. O ile szef Sztabu Generalnego podkreślał ważność zarówno szybkiego podjęcia ofensywy na południu w celu zniszczenia radzieckiego przemysłu zbrojeniowego, jak i ważność zdobycia Moskwy przed natarciem na Leningrad, to Brauchitsch skoncentrował się wyłącznie na uwypuklaniu znaczenia podbicia stolicy ZSRR. Wycofał się z popieranego wcześniej twierdzenia Haidera, że konieczne będzie wysłanie 2 Grupy Pancernej oraz części 2 Armii na Ukrainę. Posunął się nawet do kwestionowania potrzeby prowadzenia operacji okrążającej pod Hom­lem. W przeciwieństwie do Haidera, który parę godzin wcześniej sugerował, że do ofensywy na Moskwę wystarczy jedna, tylko 3 Grupa Pancerna - Brauchitsch powiedział, że, aby być pewnym sukcesu, należy użyć tam obydwu grup pancernych należących do Grupy Armii „Środek". Dowódca sił lądowych obstawał przy tym, że do osiągnięcia powodzenia operacji moskiewskiej należy posłużyć się wypróbowanąmetodągłębokich zagonów pancernych zarówno przed frontem, jak i na obu skrzydłach nacierającej piechoty niemieckiej. Hitler pozostał głuchy na argumenty BrauchUscha i odpowiedział mu, że jego zdaniem Rosjanie nie przejmują się zagrożeniem dla swoich skrzydeł przez nie­mieckie dalekie manewry okrążające. Hitler wyciągnął wnioski z operacji białostockiej, mińskiej i smoleńskiej i wiedział, że oddziały Armii Czerwonej nie będą się poddawać, nawet jeśli niemieckie wojska pancerne odetną je od sił głównych przy pomocy głębokiej operacji oskrzydlającej. Fiihrer doszedł w końcu do konk­luzji, że obecnie trzeba będzie planować operacje, w których bardziej polegać się będzie na piechocie jako sile okrążającej i likwidującej zgrupowania przeciwnika, nie zaś wyłącznie na sile uderzeniowej broni pancernej. Wskazał przy tym na przykład działań pod Smoleńskiem, gdzie siły pancerne nie były w stanie ani zamknąć na czas pierścienia okrążenia, ani też podjąć szybko następnej operacji. Na tym zakończyła się ta próba sił pomiędzy OKH a Hitlerem, który przekona się jednak wkrótce o tym, że Haider potrafi bronić swoich poglądów równie zaciekle, jak Ros­janie swego życia. 25 lipca Keitel odwiedził dowództwo Grupy Armii „Środek", aby zbadać zarzuty, które Hitler dwa dni wcześniej przedstawił naczelnemu dowódcy sił lądowych. Chodziło o to, że Fiihrer uważał, iż rosyjskie ataki na skrzydła niemieckie prowadzą do zbyt dużych strat czołgów niemieckich oraz o to, że siły pancerne odrywają się na zbyt dużą odległość od piechoty. Obydwa te rodzaje broni musiały ze sobą ściślej współpracować, jeśli chciało się skutecznie likwidować okrążone wojska radzieckie. Reitei powiedział, że zdaniem Hitlera „idealnym rozwiązaniem" byłoby zlikwido­wanie sit rosyjskich na południowym skrzydle Grupy Armii „Środek" w rejonie Homla i Mozyrza poprzez przeprowadzenie kilku niewielkich operacji okrążających Po­przednie operacje planowane przez Sztab Generalny swoim rozmachem przewyższały zdolności Wehrmachtu do ich realizacji. Fithrer uważał też, że przy zdobywaniu mocno ufortyfikowanych pozycji radzieckich, takich jak Mohylew, trzeba w większej mierze posługiwać się artylerią, aby uniknąć niepotrzebnych strat. W końcu Keitei oświadczył, że zdaniem Hitlera należy przeprowadzać mniejsze i staranniej zaplanowane operacje okrążające, ponieważ, jak doniósł mu szef Luft­waffe Goring, dużej liczbie wojsk rosyjskich udało się ujść z niedomkniętego kotła pod Smoleńskiem. Von Bock zaprotestował przeciwko tej decyzji, mówiąc, że raporty Luftwaffe były przesadzone, a Rosjanie stracili poci Smoleńskiem wielkie ilości sprzętu. Nie zgodził się on też z opinią, że operacja Smoleńska prowadzona była na tak dużą skalę, iż wymknęła się spod kontroli. Niedomknięcie kotła pod Dorohobużem przypisał zwłoce 2 Armii w przekraczaniu Dniepru i dlatego nie zdążyła ona zluzować na czas dywizji pancernych operujących na skrzydłach Grupy Armii „Środek". Należy jednak pamiętać, że to właśnie von Bock byl odpowiedzialny za nieudzidenie zgody na zluzowanie XXIV Korpusu Pancernego przez XIII Korpus Armijny nad rzeką Soż. Obecnie von Bock znalazł się w identycznym położeniu z OKH - nie mógł zmienić decyzji, którą uważał za fatalny błąd. Był on jednak, podobnie jak Haider, uparty i nie zamierzał bez walki rezygnować ze swojego celu - zdobycia Moskwy. Kiedy 27 lipcaGuderian dowiedział się, że następnym celem jego grupy pancernej ma być Homel, odpowiedział natychmiast, iż jego czołgi nie będą w stanie wykonać tego zadania na południu. Jakkolwiek jego opór mógł być użyteczny dla OKH, umożliwiając mu odkładanie w czasie realizacj i „Dyrektywy nr 33 A", to jednak na dalszą metę opór ten krzyżował także plany Haidera, który uważał, że 2 Grupa Pancerna będzie potrzebna na Ukrainie. Dowódca Sztabu Generalnego chciał nato­miast za wszelką cenę zapobiec przekazaniu 3 Grupy Pancernej do Grupy Armii „Północ". 26 lipca von Bock zadzwonił do Brauchitscha i powiadomił go o wyni­kach wizyty Keitla z poprzedniego dnia. Brauchitsch wykorzystał tę okazję, by po­prosić von Bocka o przygotowanie planu skierowania całej 2 Grupy Pancernej na Kijów. Następnego dnia naczelny dowódca wojsk lądowych poleciał do Borysowa i poprosił von Bocka, by osobiście rozkazał on Guderianowi jak najszybsze rozpo­częcie przegrupowania jego grupy pancernej pod Homel. Nie powiedziałjednak, że pomysł ten cieszy się aprobatą OKH, Haider wcale nie pragnął używać 2 Grupy Pancernej pod Homlem -jego prawdziwym celem było zdobycie Kijowa. Zależało mu jednak na jak najszybszym jej wymarszu na południe. Brauchitsch starał się wywrzeć na von Bocku wrażenie, że przekazuje mu tylko rozkazy Hitlera. Jednakże jego przemówienie do szefów sztabów grup armii z 25 lipca powinno było zdradzić von Bockowi prawdziwe intencje OKH. Dowódca Grupy Armii „Środek" niezależnie od tego czy uwierzył w uzasadnienie rozkazu przedstawione mu przez Brauchitscha, czy nie, przekazał ten rozkaz Guderianowi z komentarzem, iż został on zatwier­dzony przez Hitlera. Wydaje się jednak mało prawdopodobne, by Guderian dał się zwieść i uwierzył, że za wydanie tej decyzji odpowiedzialny jest wyłącznie Fiihrer. Dowódca 2 Grupy Pancernej wyczuwał prawdziwe intencje OK.H już od chwili wydania przez Sztab Generalny komunikatu z 23 lipca. 26 lipca Haider ponowił swoją prośbę, by nie rezygnować z przeprowadzenia wokół Kijowa i Moskwy szerokich operacji oskrzydlających, które w intencji Hitle­ra miały być zastąpione manewrami na mniejszą skalę. W tej sprawie Fiihrer nie chciał jednak ustąpić, podobnie jak i w kwestii atakowania Moskwy przez Grapę Armii „Środek" wyłącznie silami piechoty. W tej ostatniej sprawie Hitler zmienił jednak trochę swój pierwotny plan i nie mówił już o wysłaniu 3 Grupy Pancernej pod Leningrad. Zgodził się częściowo z poglądami Haidera i powiedział, że Hoth skoncentruje swój atak na wzgórzach Waldaj i stamtąd będzie współpracował z południowym skrzydłem Grupy Armii „Północ". Porażka pod Wielkimi Łukami 20 lipca, niepowodzenie skutecznego zamknię­cia kotła smoleńskiego, zagrożenie 2 Grupy Pancernej ze strony Rosławla, zagrożenie południowego skrzydła 2 Armii ze strony Homla oraz niezdrowa sytuacja utrzymująca się dalej na południe pod Mozyrzem i Korosteniem - wszystko to zrobiło wrażenie na Hitlerze. Uważał on teraz, że grupy armii powinny przeprowadzać operacje oskrzydlające na mniejszą skalę niż dotychczas, zaś okolice Homla i jeziora łlmeń wydawały się oferować dobre warunki do przeprowadzenia takich właśnie mane­wrów. Haider nie uznał jednakże tej małej zmiany nastawienia Fuhrera za zadowalającą i dalej lamentował nad niedocenianiem przez niego ważności zdoby­cia Moskwy. Tym niemniej szef Sztabu Generalnego uznał, że zainteresowanie Hitle­ra operacjami na mniejszą skalę może ułatwić mu odłożenie realizacji „Dyrektywy nr 33 A". Ponieważ Fiihrer pragnął wysłać 3 Grupę Pancerną nie dalej niż na Wałdąj, położony pomiędzy jeziorem llmeń a Kalininem, pojawiła się znakomita okazja pozostawienia tej grupy w pobliżu północnego skrzydła Grupy Armii „Środek". Mogła ona być później użyta w natarciu na Moskwę, nie zaś do realizacji zadań Grupy Armii „Północ". Niedługo potem szef Sztabu Generalnego otrzyma pomoc z całkiem nieoczekiwanej strony. 26 lipca Paulus, kwatermistrz generalny Sztabu Generalnego, odwiedził Grupę Armii „Północ", aby zebrać na miejscu informacje na temat warunków, w jakich działać będą czołgi nacierające na Leningrad. Dowódcy wojsk pancernych: Hoep­ner, Manstein i Reinhardt powiedzieli Paulusowi, że obszar pomiędzy jeziorami ll­meń a Pęjpus - to znaczy podejście do Leningradu od południa - nie jest w żadnym razie odpowiedni do działań czołgów ze względu na swoje pofałdowanie, dużą ilość jezior oraz gęste lasy. Manstein doradzał, by jednostki pancerne Grupy Armii „Północ" skierować na Moskwę, zamiast pod Leningrad. Zaznaczył też, że gdyby jego LVI Korpus Pancerny miał jednak nacierać na Leningrad, to wymagałby moc­nego wsparcia piechoty, która musiałaby najpierw oczyścić z nieprzyjaciela lasy znajdujące się na jego drodze. Paulus zgodził się, że perspektywy skutecznego użycia broni pancernej do ataku na Leningrad przedstawiały się marnie. Ponieważ nie dysponujemy istotnymi fragmentami dziennika Jodła ani też opera­cyjnymi dokumentami sztabowymi Wehrmachtu, nie możemy z całą pewnością stwierdzić, czy raport sporządzony przez. Paulusa dla Sztabu Generalnego trafił też do OKW. Jednakże zachowanie Jodła 27 lipca, czyli następnego dnia po wizycie Paulusa w dowództwie Grupie Armii „Północ", sugeruje, że znal on przebieg kon­ferencji, która się tam odbyła poprzedniego dnia. 27 lipca Jodl spotkał się z Hitlerem i powiadomił go, że zmienił zdanie co do strategii, którą powinny obrać w przyszłości wojska niemieckie. Doradził Fiihrerowi rozpoczęcie ofensywy na Moskwę natych­miast po zakończeniu bitwy smoleńskiej „(...) nie dlatego, że jest to stolica ZSRR, ale dlatego, że tam znajdziemy główne siły przeciwnika". Było to zasadnicze odstępst­wo od 1 inii prezentowanej przez Jodła od chwili zapoznania się w połowie listopada 1940 roku ze studium Lossberga, którego ważnym elementem było bowiem zatrzy­manie Grupy Armii „Środek" na wschód od Smoleńska i skierowanie jej wojsk pancernych na północ, na skrzydło i tyły oddziałów radzieckich, stojących naprzeciw Grupy Armii „Północ". Już 29 czerwca zanotowano, że Jodl wyraził opinię, iż przed­pola Lenigradu od południa i zachodu będą stanowić teren trudny dla czołgów. 27 lipca był już przekonany, że dotychczasowy plan jest niewykonalny, jakkolwiek nie potrafił przeciwstawić się Fiihrerowi, który argumentował, że nie można podej­mować ofensywy na Moskwę przed opanowaniem rosyjskiej bazy ekonomicznej na Ukrainie. W przeszłości Hitler często korzystał z rad Jodła. To właśnie on z pomocą Góringa przekonali uprzednio Fuhrera, że do sukcesu operacji leningradz­kiej konieczna jest pomoc Grupy Armii „Środek". Jodl preferował dotychczas pierwotną dyrektywę w sprawie operacji „Barbarossa" z 18 grudnia 1940 roku, przewidującą, że po rozbiciu sił radzieckich na Białorusi wojska pancerne z Grupy Armii „Środek" będą wspierać działania Grupy Annii „Północ", Teraz, gdy szef oddziału operacyjnego sztabu Wehrmachtu całkowicie zmienił zdanie, zrobiło to mocne wrażenie na Hitlerze. 28 lipca Ffihrer poinformował Brauehitscha, że postanowił zawiesić wykonanie „Dyrektywy 33 A", przewidującej w pierwszym rzędzie przeprowadzenie operacji pod Lenigradem i na Ukrainie. W tej chwili Hitler był tak niezdecydowany co do przyszłości, że zarządził jedynie podjęcie działań w okolicach Homla, w celu po­prawy sytuacji południowego skrzydła Grupy Annii „Środek". Hitler nie porzucił myśli odkomenderowania 3 Grupy Pancernej do Grupy Armii „Północ", ale obec­nie uważał, że wystarczy, jeśli zamiast brać udział w okrążaniu Leningradu, osłoni ona od strony Wałdaju południowe skrzydło Grupy Armii „Północ", później zaś prze­sunie się na północny wschód, żeby przeciąć połączenie pomiędzy Leningradem a Moskwą. Jednakże z rozpoczęciem operacji moskiewskiej trzeba będzie, zda­niem Hitlera, wstrzymać się aż do chwili pomyślnego zakończenia operacji lenin­gradzkiej. Tak więc OKH nie osiągnęło jeszcze całkowitego zwycięstwa w kwestii kolejności poszczególnych operacji, ale zdołało poważnie zachwiać wiarą Fuhrera j OKW w możliwość realizacji oryginalnej wersji planu „Barbarossa". Niepewność Hitlera co do przyszłej strategii znalazła odzwierciedlenie w wydanej 30 lipca „Dyrek­tywie nr 34". Odwoływała ona oficjalnie „Dyrektywę nr 33 A" i przesuwała roz­poczęcie natarcia 3 Grupy Pancernej w kierunku na Wałdąj przynajmniej o dziesięć dni. Grupie Armii „Środek" nakazano przejście do obrony na całym froncie i przy­gotowanie operacji zaczepnej jedynie na Homel. Natarcie 2 Grupy Pancernej na Ukrainę także odłożono do czasu naprawy wszystkich jej wozów bojowych. Heusin­ger, szef Oddziału Operacyjnego Sztabu Generalnego, w rozmowie z Haiderem na temat znaczenia „Dyrektywy 34" powiedział, że „(...) odzwierciedla ona nasze poglądy i (...) uwolniła nas od koszmaru, że upór Fuhrera doprowadzi do klęski całej kampanii na wschodzie - nareszcie światełko w tunelu!"!. Brauchitsch z kolei tsk bardzo się obawiał, że Hitler może jeszcze odwołać „Dyrektywę nr 34", że odmówił jakiegokolwiek komentowania jej na piśmie, bo nie chciał, by trafiło ono w niepowołane ręce. Teraz, kiedy Jodl i OKW zaczęli najwyraźniej akceptować strategię obraną przez OKH, Haider wyczuwał już, że Fiihrer nie będzie w stanie opierać się długo naciskom obu tych ośrodków dowodzenia. Udało mu się zmusić Hitlera do odroczenia podjęcia decyzji co do ofensywy moskiewskiej. Niczego więcej Haider nie potrzebował do podjęcia kolejnej próby uzyskania dla Sztabu General­nego decydującego głosu w planowaniu strategicznym. Zauważył on już wcześniej u Fuhrera skłonność do odwlekania podejmowania ważnych decyzji, jeżeli jego dorad­cy wyrażają sprzeczne opinie. Tę słabość charakteru Hitlera szef Sztabu General­nego postanowił teraz wykorzystać. Pragnienie Hitlera odsunięcia w czasie podejmowania nieprzyjemnych decyzji można było wyraźnie dostrzec podczas konferencji, która 4 sierpnia odbyła się w dowództwie Grupy Armiii „Środek". Uczestniczyli w niej: Keitel, Jodl, Schmundł, von Bock, Heusinger, Guderian i Hoth. Panowała napięta atmosfera. Niektórzy oficerowie ze sztabu von Bocka, wraz z jego oficerem łącznikowym w Sztabie Generalnym Henningiem von Treschkow, zawiązali spisek, mający na celu por­wanie Fuhrera. Nie zdołali go jednak zrealizować ze względu na szczególne środki bezpieczeństwa podjęte przez SS. Według Alana Clarka „(...) tak wielu oficerów uczestniczyło w tym spisku i zajmowali oni stanowiska tak bliskie dowódcy grupy armii, że nie sposób uwierzyć, by von Bock o niczym nie wiedział". Półtora roku Później von Treschkow wraz ze wspólnikami usiłowali zdetonować bombę na pokładzie samolotu wiozącego Hitlera. Plan ten się nie powiódł tylko z powodu niezadziałania detonatora bomby. W przedsięwzięciach tych aktywną rolę odgrywał Haider. Już od 1939 roku zachęcał on von Treschkowa do zlikwidowania Hitlera. Niejednokrotnie szef Sztabu Generalnego zabierał na spotkania z Fuhrerem naładowany pistolet i poważnie zastanawiał się nad zabiciem dyktatora. Po nie­ 2 f. H a I d t r, Kriegstagebuch, t. 3, Stuttgart 1962-1964, s. 134. udanym zamachu SłautTenberga w czerwcu 1944 roku. w Wolfschanze, Haider został aresztowany i pozostał w więzieniu aż do uwolnienia go przez wojska amerykańskie pod koniec wojny3. Zgodnie z konsekwentnie przez siebie stosowaną zasadą „dziel i rządź", Hitler udzielił każdemu z uczestników konferencji osobnej audiencji. Żaden z generałów nie wiedział więc, co mówił drugi. W swoich wspomnieniach Guderian napisał, że wszyscy generałowie z Grupy Armii „Środek" zalecali podjęcie na nowo natarcia na Moskwę. Dalej Guderian zanotował, że on sam powiedział Fiihrerowi, iż zbyt mała jest liczba czołgowych silników, którą Hitler obiecał 2 i 3 Grupom Pancernym. W swojej relacji Guderian pisze o obietnicy Fiihrera dostarczenia trzystu silników na cały front wschodni. Z dziennika Haidera wynika, że obiecał trzysta pięćdziesiąt silników do czołgów typu Panzer III dla samej tylko Grupy Armii „Środek". Pod­czas rozmowy Guderiana z Hitlerem zostały poruszone jeszcze dwa tematy, które zostały jednak niedostatecznie lub w ogóle nie udokumentowane. Po pierwsze, Gu­derian zalecił obronę wybrzuszenia jelneńskiego ze względów prestiżowych. Po drugie, co do ofensywy moskiewskiej dowódca wojsk pancernych zapewnił Fiihre­ra, że rosyjski front pod Rosławlem jest bardzo słaby i że jego grupa pancerna powinna zaatakować na północny wschód, przez Spas-Diemiańsk, na Wiaźmę. Pochwalił się, że jego piechocie i czołgom z łatwością przychodziło przełamywanie tam linii radzieckich. 4 sierpnia Guderian tak przedstawił sytuację Hitlerowi, że ten odniósł wrażenie, że Rosjanie rzucili już do boju swoje ostatnie „proletariackie rezer­wy" i teraz nie będą już w stanie skutecznie stawiać oporu. Dowódca 2 Grupy Pancernej był przekonany, że przełamał już ostatnią radziecką pozycję na głównej linii obrony i teraz droga na wschód i do Moskwy stoi praktycznie otworem. Ten fantazyjny komentarz Guderiana przypomina przemówienie Haidera z 3 lutego 1941 roku, w którym szef Sztabu Generalnego usiłował przekonać Hit­lera, że Armia Czerwona nie będzie dla Wehrmachtu równorzędnym przeciwniki­em i można będzie niemal bezkarnie zaatakować Moskwę przez Białoruś. Wówc­zas jednak Hitler nie wierzył, że uda się tak szybko wyprzeć wroga z krajów nadbał­tyckich i Ukrainy, i nie zaakceptował strategicznego planu Haidera. Świadectwo Guderiana z 4 sierpnia było jednak dla Fuhrera bardziej przekonywające, ponieważ był on żołnierzem frontowym i sam uczestniczył w walkach. W głębi duszy Fiihrer nie ufał wykształconym i wyrafinowanym oficerom sztabowym z OKU. Guderian był jednak człowiekiem czynu, żołnierzem, który, podobnie jak niegdyś Hitler, prowadził bezpośrednią walkę z wrogiem. Znany historyk, Alan Bullock napisał o Hitlerze: „Niemiecki korpus oficerski był ostatnią ostoją starej konserwatywnej trady­cji i Hitler nigdy o tym nie zapominał. Uprzedzenia klasowe nigdy go nie •P. Hoffiium, TheHislaryoflheGerman Reslslance, 1933-1945, Cambridge 1977,8.128, 165^266, 530. opuszczały; wiedział dobrze, że oficerowie gardzą nim jako parwcniuszem i »czeskim kapralem« oraz rewanżował się ledwie skrywaną pogardą tym »jaśnie panom«, którzy pisali »von« przed nazwiskiem, nigdy zaś nie walczyli w okopach jako zwykli żołnierze"4. Guderian znał tę szczególną cechę charakteru Fuhrera i potrafił ją wykorzys­tać, gdy tylko nadarzyła się okazja. Po wysłuchaniu jego meldunku Hitler uznał za możliwe, że Rosjanie po poniesieniu tak wielkich strat w czasie pierwszych sześciu tygodni wojny bliscy są już chwili, kiedy nie będą w stanie prowadzić operacji na dużą skalę. Wciąż jednak uważał, że przed zdobyciem Moskwy należy przepro­wadzić operacje leningradzką i ukraińską. Pomimo tych wszystkich zastrzeżeń, re­welacje Guderiana spowodowały zmianę jego nastawienia. Pod koniec konferencji Hitler ogłosił, że rozważy ponownie możliwość podjęcia przez Grupę Armii „Środek" ograniczonej ofensywy w kierunku wschodnim. Po wysłuchaniu na koniec apelu von Bocka o potrzebie zniszczenia sił głównych przeciwnika zgrupowanych pod Moskwą, Fuhrer odłożył na później podjęcie w tej sprawie ostatecznej decyzji. Generałowie z OKH i z Grupy Armii „Środek" czuli już, że bliscy są zwycięstwa w walce o zmuszenie dyktatora do przyjęcia ich poglądów dotyczących ofensywy moskiewskiej. Wszyscy oni byli zgodni co do ważności zdobycia stolicy ZSRR. Istniały tylko różnice poglądów pomiędzy Haiderem a Guderianem w sprawie operacji na Ukrainie. 5 sierpnia, następnego dnia po borysowskiej konferencji z udziałem Hiltera, w siedzibie OKH spotkał i się: Haider, Brauchitsch, Heusinger i Paulus. Po dyskusji wszyscy zgodzili się z poglądem Haidera, że trzeba będzie zdobyć Moskwę jeszcze w tym roku, jeśli wojska niemieckie uzyskać mąjąpcłną swobodę manewru. Oprócz zdobycia Moskwy Haider uznał za pierwszoplanowy cel opanowanie bazy eko­nomicznej Związku Radzieckiego, znajdującej się na południu tego kraju. „Musimy potężnymi siłami zająć rosyjskie pola naftowe i dotrzeć aż do Baku" - stwierdził Haider. Szef Sztabu Generalnego rozwijał koncepcje strategiczne zarysowane w komunikacie z 23 lipca i ponownie uwypuklone przez Brauchitscłra na konfe­rencji szefów sztabów grup armii 25 lipca. Chodziło o to, że gospodarcze i ludnościowe rezerwy ZSRR były zbyt duże, by kraj len można było pokonać wyłącznie przy użyciu metod wojskowych. By rzucić Rosję na kolana należało wpierw pozbawić ją dostępu do surowców strategicznych i zniszczyć jej przemysł wojenny. Próba realizacji tej strategii doprowadziła do otwartego konfliktu pomiędzy Haiderem a Guderianem. Obydwaj byli zgodni w kwestii jak najszybszego zdoby­cia Moskwy; Hitler podzielał opinię Haidera co do konieczności szybkiego opanowa­nia Ukrainy, ale Guderian nie był przygotowany, by zamienić swój udział w zdobyciu Moskwy na udział w podboju Ukrainy. Dowódca 2 Grapy Pancernej był bowiem przekonany, że Niemcy zdołają zdobyć stolicę ZSRR tylko wówczas, gdy w awangardzie będąjechać czołgi Guderiana. W końcu Haider próbował osiągnąć * A. B ul loc k,Hitler:A Studyin Tyranny,Londyn 1952. kompromis z Hitlerem i Jodłem satyfakcjonujący każdego, z wyjątkiem Guderiana. Ostateczny jednak kompromis strategiczny w 1941 roku został osiągnięty bez udziału Haidera i był to dla niego miażdżący cios. Jeszcze 5 sierpnia Brauchitsch odbył kolejną konferencją z Hitlerem i natych­miast powiadomił szefa Sztabu Generalnego o jej wynikach. Doniósł mu, że Fiihrer zdał sobie sprawę, iż obecna taktyka niemiecka doprowadzi do stabilizacji frontu, podobnie jak to było w 1914 roku. Hitler dopuszczał teraz trzy możliwości: 1) zdo­bycie wzgórz Wałdaj przy pomocy skoordynowanej operacji Grupy Armii „Północ" oraz 3 Grupy Pancernej; 2) oczyszczenie południowego skrzydła Grupy Armii „Środek" połączone z likwidacjąsilnego zgrupowania radzieckiego wokół Koroste­nia; 3) przeprowadzenie operacji mającej na celu likwidacje, wszystkich wojsk rosyjskich na zachód od rzeki Boh. Podczas dyskusji z Brauchitschem na temat drugiej ewentualności, Hitler pozostawił otwartą kwestię bezpośredniego natarcia Grupy Armii „Środek" na Mosk­wę. Utrzymywał też, że operacja korosteńska może doprowadzić do rozwiązania problemów na wschód i południe od Mohylewa oraz pod Kijowem. W swoim dzien­niku Haider specjalnie wyróżnił słowa „Mohylew-Kijów" i nie pomylimy się mówiąc, że podekscytowała go możliwość jednoczesnego zajęcia Moskwy i Ukrainy. Szef Sztabu Generalnego nazwał ten plan „zbawieniem", jakkolwiek uważał on, że atak pod Korosteniem będzie stratą czasu, wiążąc niepotrzebnie siły niemieckie. Haider nie chciał marnotrawić czasu na, jak to uważał, zwycięstwa taktyczne, które pragnął odnieść Hitler pod Homlem i Korosteniem. Wolał skoncentrować się na wspaniałych możliwościach przeprowadzenia szerokich operacji, podobnych do tych spod Białegostoku, Mińska i Smoleńska. Haider wierzył, że kiedy Wehrmacht raz już uzyska swobodę manewru i operacje zaczną toczyć się płynnie, Hitler zrezygnuje z nalegania na koncentrowanie się na sukcesach taktycznych. Także Guderian pragnął kontynuować szerokie manewry oskrzydlające, ale wyobrażał je sobie trochę inaczej niż Haider. Ponure groźby dowódcy wojsk pancernych z 6 sierpnia, że nie da ani jednej swojej dywizji pancernej do wsparcia operacji żlobińsko-rogaczewskiej 2 Armii, powinny byty uświadomić Haiderowi, z jakim temperamentem ma do czynienia. Jednak szef Sztabu Generalnego nie doceniał przedsiębiorczości Guderiana aż do chwili, gdy było już za późno. Ten ze swej strony zadowolony był na razie z tego, że może markować działania pod Rosławłem i Homlem, czekając w rzeczywistości, aż Hitler podejmie jakąś decyzją co do ofensywy moskiewskiej. Protest Guderiana z 6 sierpnia przeciwko decyzji OKH, dotyczącej operacji rogaczewsko-żłobińskiej, był dla Haidera dobrą okazją do stawienia czoła dowódcy 2 Grapy Pancernej i zmuszenia go do wykonania roz­kazu, ale on nie potrafił działać w ten sposób. Dzięki temu Guderian odniósł niewielkie, ale znaczące zwycięstwo nad swymi przełożonymi. W przyszłości miało go to zachęcić do podejmowania prób odnosze­nia tego rodzaju sukcesów, ale na większą skalę. 27 lipca po wahaniu Jodl zaaprobował projekt ofensywy moskiewskiej. Skłonił Haidera do podjęcia próby przejęcia kontroli nad OKW. Pierwszym działaniem w tym kierunku było wysłanie 23 lipca Brauchitscha do Keitla. 7 sierpnia Haider odwiedził Jodła, by utwierdzić go w przekonaniu o konieczności przeprowadzenia jednoczesnego natarcia na Moskwę oraz opanowania przemysłowej bazy ZSRR na południu. Szef Sztabu Generalnego zapewnił szefa Oddziału Operacyjnego OKW, że do natarcia na Leningrad wystarczą sity Grupy Armii „Północ" i nie potrzebne im będzie wsparcie 3 Grupy Pancernej Hotha z Grupy Armii „Środek". Po pier­wsze, 3 Grupa Pancerna potrzebna była do natarcia na Moskwę, a po drugie, jak twierdził Haider, nie istniało żadne zagrożenie dla południowego skrzydła Grupy Armii „Północ" od strony Wałdaju. Wreszcie, szef Sztabu Generalnego stwierdził, że nie ma potrzeby wybierania pomiędzy Moskwą a Ukrainą, skoro można zdecy­dować się na Moskwę i Ukrainę. „Musimy to zrobić, inaczej nie zdołamy jeszcze w tym roku zniszczyć potencjału przemysłowego wroga". Rozmowa pomiędzy Haiderem a Jodlem z 7 sierpnia miała przełomowe znacze­nie dla wyniku kampanii rosyjskiej w 1941 roku. W swoim dzienniku Haider zanotował: „Wrażenie ogólne: Jodl przekonany jest o słuszności tego planu i będzie starał się go realizować". Haider będzie nadal pracował nad Jodlem, który będzie w coraz większym stopniu akceptował strategię OKH. W trzecim tygodniu sierp­nia Jodl będzie już w planach Haidera miał przeznaczoną ważną rolę pomocnika w odzyskiwaniu jego wpływu na Hitlera. Szef Sztabu Generalnego skutecznie przekonał Jodła do tego, że konieczne jest zdobycie zarówno Moskwy, jak i Ukrainy przed nadejściem zimy 1941 roku. W końcu sierpnia jednak warunki się zmieniły i chytry plan mógł spalić na panewce. Szef Sztabu Generalnego usiłował odwołać wszystkie swoje twierdzenia o gospodarczym znaczeniu Ukrainy, którymi dotych­czas karmił Jodła. Spodziewa! się, że i teraz będzie mógł nim manipulować. Zawiódł się jednak i zmuszony był do przyjęcia nowego kursu wobec szefa Oddziału Opera­cyjnego OKW. Lecz jak na razie, po 7 sierpnia, Haider przekonany był o swoje, daleko posuniętej kontroli nad OKW, ponieważ nie tylko, że udało mu się do swoieł racji przekonać Jodła, ale też miał w samym OKW jednego jeszcze ważnego sprzy mierzeńca - zastępcę szefa Oddziału Operacyjnego Wehrmachtu i kierownika De parlamentu „L" (Landeswrteidigung) Waltera Warlimonta, który od jesieni 194( roku pracował pilnie na rzecz podjęcia ofensywy na Moskwę. 10 sierpnia Departament „L" opracował studium, postulujące podjęcie w końci sierpnia ofensywy na Moskwę, po uprzednim zlikwidowaniu, z pomocą2 i 3 Gru] Pancernych, zagrożenia dla skrzydeł Grupy Armii „Środek" powstałego w okoli cach Homla oraz Wielkich Łuków i Toropca5. Następnie polecał podjęcie operacj oskrzydlającej na Moskwę przy udziale obu tych grup pancernych. Miała ona doprowa dać do „zmiażdżenia ostatnich, słabych, nowo sformowanych dywizji, które wró P- Schramm, Kriegstagebuch des Oberkommandos der Wehrmacht, t, 1, Fraakfu »• Menem 1961, s. 1043-1044. rozmieścił na linii Rżew Wiażma-Bnańsk", Wariimont przewidywał, że po przełamaniu pozycji Rżew-Wiaźma-Briańsk Grupa Armii „Środek" przejdzie do pościgu za rozbitym nieprzyjacielem i wówczas Grupa Armii „Środek" będzie mogła udzielić wsparcia północnej i południowej grupie armii Wehrmachtu, Wariimont postulował, żeby w fazie pościgu, podczas natarcia na Moskwę, 2 Grupa Pancerna zajęła pozycję umożliwiającą jej kontynuowanie później ataku wzdłuż Donu, w kierunku na południowy wschód. Studium to najwyraźniej odzwierciedlało poglądy OKH z 7 sierpnia i zostało opracowane w porozumieniu z Haiderem, w celu wy­warcia odpowiedniego wpływu na Jodła. Wrażenie, że studium Warłimonta zgodne było z życzeniami OKH pogłębia jeszcze to, że 8 sierpnia, a więc dwa dni przed jego ukazaniem się Haider wydał ocenę aktualnej sytuacji Sztabu Generalnego, w której stwierdzano wyraźnie, iż Rosjanie wszystkie swoje rezerwy rozmieścili na linii jezioro Hmeń-Rżew-Wiaźma-Briańsk. Szef Sztabu Generalnego porównywał obecną sytuację Armii Czerwonej do sytuacji armii francuskiej w drugiej fazie kam­panii 1940 roku, gdy to utworzyła ona szereg izolowanych „wysp oporu" na swojej nowej rubieży obronnej. Haider uważał, że radzieckie próby zatrzymania ofensywy niemieckiej pod Smoleńskiem przy pomocy kontrataków już są bliskie załamania. Ujął to w sposób następujący: „Potwierdza się moje wrażenie, jakie odniosłem uprzednio, że Grupa Armii »Północ« zdoła samodzielnie wypełnić postawione jej zadanie. Grupa Armii »Środek« musi skoncentrować wszystkie siły, by zniszczyć główne zgru­powanie wojsk przeciwnika [stojące pod Moskwą]. Grupa Armii »Południe« dysponuje dostatecznymi siłami, by zrealizować swoje zadania, jakkolwiek Grupa Armii »Środek« może wesprzeć jąbyć może [wysyłając na południowy wschód 2 Grupę Pancerną]". Na początku sierpnia Jodła otaczała grupa generałów z OKW i spoza niego, którzy udzielali mu tych samych rad. Szef Oddziału Operacyjnego OKW skłonny byłje przyjąć po tym, jak przekonał się o trudnościach oczekujących wojska pancerne w lesistym i pofałdowanym terenie na przedpolach Leningradu. Nie mógł jednak wiedzieć, że oddziały Armii Czerwonej, stojące naprzeciwko Grupy Armii „Środek", dalekie są od załamania się, chociaż powinien on wyciągnąć wnioski z przebiegu działań w wybrzuszeniu jelncńskim. Nie mógł on również wiedzieć tego, że linia Rżew-Wiażma-Briańsk nie jest ostatnią rosyjską rubieżą obronną przed Moskwą. W związku ztym działania Grupy Armii „Środek" po przełamaniu tej linii nie przyjęły formy pościgu, co podważyło wszystkie założenia studium Warłimonta i strategii OKH. Ocena sytuacji Sztabu Generalnego z 8 sierpnia w następujący sposób przedstawiała stosunek sił na froncie wschodnim: w pasie działania Grupy Armii „Północ" dwadzieścia trzy dywizje rosyjskie (w tym dwie zmotoryzowane) przeciw­ko dwudziestu sześciu niemieckim (w tym sześć zmotoryzowanych): w pasie działania Grupy Annii „Środek" siedemdziesiąt dywizji rosyjskich (w tym osiem i nółzmotoryzowanej) przeciwko sześćdziesięciu niemieckim (w tym siedemnastu zmotoryzowanych); w pasie działania Grupy Armii „Południe" pięćdziesiąt i poi dywizji rosyjskiej (w tym sześć i pół zmotoryzowanej) przeciwkopięćdziesiąt i pól niemieckie) (w tym dziewięciu i pół zmotoryzowanej). Zaledwie trzy dni później, 11 sierpnia, Haider musiał przyznać, że dane te były błędne. Na froncie wschodnim zidentyfikowano bowiem trzysta sześćdziesiąt dywizji radzieckich, a nic dwieście, jak do niedawna jeszcze sądził niemiecki Sztab Generalny. Haider zauważył też, że chociaż siły przeciwnika były słabo wyekwipowane i źle dowodzone, to jednak były one dobrze przygotowane do stawienia czoła inwazji niemieckiej. Nie doceniono też poważnie potencjału przemysłu zbrojeniowego ZSRR. Na koniec Haider zauważył pesymistycznie, że Wehrmacht oddala się teraz coraz bardziej od swych baz zao­patrzenia, podczas gdy Armia Czerwona przybliża się do swoich. 12 sierpnia, prawdopodobnie na skutek nalegań lodla, który obiecał Haiderowi pomoc we wprowadzeniu w życie planu Sztabu Generalnego, Hitler wydał „Dyrek­tywę nr 34 A". Była ona utrzymana w tonie optymistycznym, ponieważ zakończyła się właśnie zwycięsko humańska operacja okrążająca Grupy Armii „Południe". W wyniku tej bitwy, stoczonej na południowy zachód od Kijowa, do niewoli nie­mieck iej dostało się około 103 tysięcy żołnierzy rosyjskich. Powodzenie owej opera­cji pobudziło II itlera do podj ęc ia próby likwidacji wszystkich wojsk radzieckich na Ukrainie Zachodniej, a potem podboju Krymu, Zagłębia Donieckiego i Charkowa. Co do grup armii działających na północ od Prypeci, Fuhrer stwierdzał, że najbliższym celem Grupy Armii „Środek" będzie zabezpieczenie własnych skrzydeł poprzez uderzenie na południu na rosyjską 5 Armię w rejonie Mozyrza oraz złamanie opora wroga na północy przy pomocy jednostek pancernych w rejonie Toropea. Hitler nakazał też przegrupowanie wojsk lewego skrzydła Grupy Armii „Środek", to jest 3 Grupy Pancernej oraz 9 Armii, na północ, ale tylko na tyle, by mogły one zabez­pieczyć południowe skrzydło Grupy Armii „Północ" i umożliwić jej przerzucenie kilku dywizji piechoty w kierunku Leningradu. Dyrektywa ta przewidywała zakoń­czenie operacji leningradzkiej przed podjęciem ofensywy na Moskwę, ale dyktator oczekiwał, że nastąpi to już niedługo, bo Wehrmacht szybko poradzi sobie ze zdoby­ciem Leningradu. Pierwsze wrażenie Haidera, po zapoznaniu się z tą dyrektywą, było niekorzyst­ne. Nie podobało mu się założenie, że operacja leningradzka ma być przed moskiewską. „Dyrektywę nr 34 A" określił jako zbyt restrykcyjną i nie pozostawiającą OKH dostatecznej swobody. Dwa dni później jednak zmienił nieco ton i powiedział, że w zasadzie jest ona zgodna z poglądami OKH, a mianowicie z tym, że Grupa Armii „Środek" ma podjąć tylko dwa zasadnicze zadania: 1) za­bezpieczyć swoje skrzydła i przygotować się do natarcia na Moskwę; 2) przygo­tować się do wysłania wojsk mających wspomóc działania Grupy Armii „Południe". Haider zorientował się wreszcie w delikatnej zmianie sposobu myślenia Hitlera • dostrzegł szansę wykorzystania do swoich celów jego obecnego przekonania o konieczności przeprowadzania operacji okrążających na mniejszą skalę. Teraz, kiedy OKH miało silniejszą pozycję dzięki pozyskaniu sobie Jodła i gdy wydawało się, że Fiihrer lada chwila zmieni zdanie co do kolejności operacji lenin­gradzkiej i moskiewskiej, Haider postanowił przystąpić do ofensywy na dwóch fron­tach w celu przełamania niechęci Fuhrera do podejmowania natarcia na Moskwę. Te nowe wysiłki szefa Sztabu Generalnego przybrały postać dwóch opracowań zaprezentowanych dyktatorowi 18 sierpnia. Pierwsze zostało przygotowane przez Departament „L" Warlimonta, drugie zaś przez naczelnego dowódcę sił lądowych Brauchitscha. Porównanie tych dwóch dokumentów pozwala wysnuć wniosek, że w połowie sierpnia współpraca pomiędzy OKH a Departamentem „L" Oddziału Operacyjnego Wehrmachtu była już bardzo rozwinięta. W „Ocenie sytuacji na froncie wschodnim" Warlimonta z 18 sierpnia, doku­ment ten powstał zapewne bez aprobaty Jodła, przewidywano, że celami Wehr­machtu na 1941 rok powinno być opanowanie Zagłębia Donieckiego, Charkowa, Moskwy i Leningradu''. Warlimont zalecał jednak sposób postępowania odbiegający trochę od najczęściej przedstawianych propozycji OKH. Szef Departamentu „L" oceniał, że sytuacja Grupy Armii „Środek" po operacji humańskiej jest na tyle do­bra, że do pobicia rosyjskiej 5 Armii niepotrzebne będzie kierowanie 2 Grupy Pancernej aż na Ukrainę. W początkach września, po szybkim natarciu 17 Armii, będzie można sforsować Dniepr na południe i północ od Czerkasów. Nie będzie potrzeby zdobywania w najbliższej przyszłości Krymu, któremu to problemowi coraz więcej uwagi poświęcał Haider. Wystarczy osłonić się niewielkimi siłami na tym kierunku. Kluczem do wszelkich następnych operacji było, zdaniem Warlimonta, zdobycie Moskwy. Dzięki powodzeniu operacji pod Rosławlem, Kriczewem, Ro­gaczewem, Żłobinem i Homlem (ta ostatnia właśnie się kończyła), Grupa Armii „Środek" uzyskała dobre pozycje wyjściowe do natarcia na Moskwę. Na północnym skrzydle 21 sierpnia miał rozpocząć się drugi szturm na Wielkie Łuki. Warlimont sądził, że zakończy się on sukcesem. Po zakończeniu tych działań na swoich skrzydłach Grupa Armii „Środek" będzie mogła podjąć na początku września ofen­sywę na Moskwę z udziałem 2 i 3 Grup Pancernych, a nie tylko tej ostatniej, jak wcześniej przewidywał Haider. Powodem tej zmiany planu spółki Haider-Warlimont było osłabienie 3 Grupy Pancernej utratą XXXIX Korpusu Pancernego, który Hoth musiał przekazać pod komendę Grupy Armii „Północ". 15 sierpnia na prośbę Jodła wysiano XXXIX Kor­pus Pancerny w okolice Starej Russy w celu powstrzymania przełamania radziec­kiego na południowym skrzydle Grupy Annii „Północ", na południe od jeziora II-meń. Po zażegnaniu tego kryzysu Hitler, pomimo sprzeciwów Haidera, wykorzystał sposobność, by wysłać ten korpus pancerny dalej na północ. 18 sierpnia zarówno OKH, jak i Departament „L" zdawały sobie sprawę z tego, że 3 Grupa Pancerna po utracie dwóch dywizji pancernych i jednej zmotoryzowanej będzie za słaba, by samodzielnie stanowić szpicę natarcia na Moskwę od północnego zachodu. •Tamże, s. 1054-1055. lak wykażemy później, byłoby to ciężkie zadanie nawet dla kompletnej grupy pancernej, ale utrata XXXIX Korpusu zmusiła Haidera do wprowadzenia poprawek do swego planu. Brauchitsch przedstawił Hitlerowi nowe propozycje OKH 18 sierpnia7. Z kolei 23 sierpnia Haider powiedział Fuhrerowi, że ważne będzie zdobycie przed nadejściem zimy zarówno Moskwy, jak i Ukrainy. Podkreślił wówczas duże znaczenie eko­nomiczne Ukrainy i wyraził opinię, że do jej zdobycia konieczne będzie wysianie na południowy wschód części 4 Armii Pancernej von Klugego, a mianowicie 2 Grupy Pancernej oraz niektórych oddziałów z 2 Armii von Weichsa. Jednak już 18 sierp­nia Haider zdał sobie sprawę, że niemożliwe będzie wysłanie całej 2 Grupy Pancernej na Ukrainę i jednoczesne zdobywanie Moskwy. Postawiony wobec alternatywy -Moskwa czy Ukraina, szef Sztabu Generalnego, wiemy swoim przekonaniom, wybrał Moskwę. Stanął teraz jednak przed poważnym problemem. Hitlera, jeszcze przed rozpoczęciem wojny, nie trzeba było przekonywać, że ważne jest osiągnięcie celów gospodarczych i że południowa część ZSRR odgrywa ważnąrolę dla jego przemysłu obronnego. 26 lipca Haider zgodził się z Fuhrerem, że należy jak najszybciej zdobyć Ukrainę ze względów ekonomicznych. To zadanie uznał za tak samo ważne, jak zdobycie Moskwy. Teraz Haider musiał wycofać się ze wszystkich swoich wcześniejszych argumentów. Próbował osiągnąć to poprzez inne rozłożenie akcentów, wciąż uznając jednak ważność celów ekonomicznych. Zdobyciu moskiewskiego okręgu przemysłowego przypisywał obecnie takie samo znaczenie, jak opanowaniu obiektów przemysłowych w krajach nadbałtyckich i na Ukrainie. Miało to również uniemożliwić Rosjanom odtworzenie ich rozbitych armii. Ponadto Haider powtarzał argument, którym posługiwał się już niejednokrotnie wcześniej - rozbicie głównych sił radzieckich rozlokowanych przed Moskwą uniemożliwi Rosjanom utworzenie potem ciągłej li­nii frontu. By wzmocnić efekt swojej argumentacji, szef Sztabu Generalnego wykorzystał niechęć Hitlera do powtarzania szerokich manewrów oskrzydlających, które okazały się nie do końca skuteczne na Białorusi i pod Smoleńskiem. Haider stwierdził więc, że wojska pancerne dysponują ograniczoną zdolnością przeprowadzania głębokich operacji, nawet po przeprowadzeniu niezbędnych napraw i uzupełnień sprzętu. W związku ze zmniejszoną manewrowością grup pancernych, Haider zalecił wyznaczanie im celów mniej odległych niż to było praktykowane dotychczas. Istotne więc jest, zdaniem Haidera, by używać wojsk pancernych tyl­ko na decydujących kierunkach i do osiągnięcia ważnych celów strategicznych, a nie rozpraszać ich siły na realizację drugorzędnych zadań. W swoim planie oper­acyjnym zaprezentowanym 18 sierpnia, Haider wyznaczył 2 i 3 Grupom Pancernym °gra-niczone cele, lokując je na skrzydłach Grupy Armii „Środek". Guderian pow­inien, w myśl tego projektu, nacierać z okolic Rosławla i Briańska w stronę Kaługi t Miedynia, na zachód od Małojarosławca. Hoth miał zaś atakować z rejonu na ' Tamże, s. 1055-1059. południe od Biełoje i Toropca, w kierunku na Rżew. Należy tu odnotować, że pier­wsza faza tego planowanego uderzenia pancernego nie doprowadziłaby do przełamania głównej radzieckiej linii obrony biegnącej przez Możajsk i Naro-Fo­mińsk. Stanowiące centrum frontu Grupy Armii „Środek" armie piechoty powinny pozostawać w obronie aż do chwili, gdy przeciwnik rozpocznie odwrót, zmuszony do tego naciskiem wywieranym na jego skrzydła przez niemieckie grupy pancerne. W każdym razie Haider zalecał, by zgrupowana w centrum piechota współdziałała ściśle z oddziałami pancernymi przy okrążaniu sił wroga, bowiem, jak powiedział szef Sztabu Generalnego: „(...) wiemy z doświadczenia, że zadanie to piechota może z powodzeniem wykonać samodzielnie tylko w wyjątkowych warunkach". Mniej sprecyzowane były zadania, które w myśl tego nowego planu Haider wyznaczał grupom armii „Północ" i „Południe". Tę ostatnią Haider uznał za dostate­cznie mocną, by mogła ona siłami 17 Armii sforsować Dniepr najpóźniej do 9 września. Po przeprawieniu sic. przez Dniepr ofensywa Grupy Armii „Południe" powinna potoczyć się jeszcze szybciej. Co się tyczy Grupy Armii „Północ", to do końca sierpnia powinna ona zamknąć pierścień okrążenia wokół Leningradu i uzyskać połączenie z wojskami fińskimi. Następnie armie tej grupy będą mogły opanować Wałdaj i tym samym osłonić nacierające na Moskwę północne skrzydło Grupy Armii „Środek". Uznano za możliwe, że niektóre oddziały 4 Grupy Pancernej dotrą na południu aż do Ostaszkowa i osiągną rubież na północ od linii Wielkie Łuki-Rżew, łącząc się tym samym z północnym skrzydłem 3 Grupy Pancernej. Jedynym warunkiem wstępnym rozpoczęcia natarcia na Moskwę, przewidywanym przez studium Haidera, było pomyślne zakończenie trwającej właśnie operacji homel­skiej oraz rozpoczynającej się za trzy dni operacji pod Wielkimi Łukami. Twierdząc, że można będzie jednocześnie zdobyć Moskwę i Ukrainę, Haider pozostawał wierny planowi, który opracował 7 sierpnia razem z Jodlem. Podczas konferencji 18 sieipnia szef Sztabu Generalnego powiedział, że jeśli Wehrmacht nie zrealizuje obydwu tych celów, to „(...) nie zdołamy do końca jesieni zniszczyć mocy produkcyjnych przeciwnika". W myśl planu, który Haider opracował 23 lipca i przedstawił Hitlerowi 26 lipca, 2 Grupa Pancerna miała być wysłana na Ukrainę, a jeśli zajdzie taka potrzeba aż pod Stalingrad. 14 sierpnia szef Sztabu Generalnego ponownie zaaprobował skierowanie grupy Guderiana na Ukrainę. Wówczas Hitler w „Dyrektywie nr 34 A" napisał, iż południowe skrzydło Grupy Armii „Środek" 'będzie musiało współdziałać z Grapą Armii „Południe" celem likwidacji ośrodka oporu radzieckiej 5 Armii wokół Mozyrza i na południe od Prypeci. Plan z 18 sier­pnia nie przewidywał jednak wysłania wojsk pancernych z Grupy Armii „Środek" dalej na południe niż do Nowogrodu Siewierskiego - miasta położonego nad Desną, na północnym krańcu Ukrainy. A i tak Haider chciał tylko dwie dywizje z XXIV Korpusu Pancernego skierować na ten odcinek, położony na uboczu głównej osi natarcia na Moskwę. „Musimy porzucić wszelką myśl o tym, że jednostki pancerne [z Grupy Armii „Środek") mogłyby przyspieszyć chwilę sforsowania Dniepru przez Grupę Armii „Południe", ponieważ w takim wypadku Grupa Armii „Środek" nie rjysponowałaby dostateczną siłą do przeprowadzenia natarcia na swym południowym skrzydle [w kierunku na Moskwę]". Propozycja OKH z 18 sierpnia stanowiła całkowity zwrot, ponieważ Haider nie przewidywał w niej żadnego realnego wsparcia działań Grupy Armii „Południe" przez jednostki z Grupy Armii „Środek". Zgadzając się na Skierowanie dwóch dy­wizji pancernych z grupy Guderiana na Ukrainę, Haider dawał do zrozumienia, że w razie potrzeby 2 Grupa Pancerna może ulec podziałowi. Dla szefa Sztabu Gene­ralnego był to szczegół bez znaczenia, ale nie dla Guderiana, który gotów był na wszystko, byleby nie rozstawać się z żadną ze swoich jednostek pancernych. Haider powinien był mieć świadomość tej trudności, ale z tego czy innego powodu starał sieją ignorować aż do chwili, gdy było już za późno, by jąusunąć. Plan z 18 sierpnia tryskał optymizmem co do oceny możliwości Grupy Armii „Południe", od której oczekiwano nie tylko samodzielnego rozprawienia się z przeciw­nikiem i sforsowania Dniepru, ale też związania sił radzieckich, mogących w in­nych warunkach przeciwstawić się Grupie Armii „Środek". Taki sam, jeśli nie więk­szy, optymizm emanował z oceny możliwości Grupy Armii „Północ". Nie tylko spodzie­wano się, że do końca sierpnia dokona ona okrążenia Leningradu, ale też liczono na to, że będzie ona wspierać aktywnie działania północnego skrzydła Grupy Armii „Środek". Trudno dopatrzeć się z jakiego źródła czerpał Haider ten optymizm, bo, jak już zaznaczyliśmy, 11 sierpnia lamentował on nad tym, że Armia Czerwona okazała się znacznie silniejsza niż dotychczas Niemcy sądzili, podobnie też niedoce­niany okazał się być radziecki potencjał przemysłowy. Propozycja OKH z 18 sier­pnia stanowiła zaprzeczenie wszytkich tez, które głosił Haider już od trzeciego ty­godnia lipca. Nie sposób się oprzeć wrażeniu, że plan ten wcale nie odzwierciedlał faktów, ale miał na celu zwiedzenie Fiihrera. Haider zdał sobie sprawę, że Grupa Armii „Środek" po odebraniu przez Hitlera, pomimo jego obiekcji, XXXIX Korpusu 3 Grupie Pancernej, nie dysponuje już dostateczną liczbą wojsk pancernych, by zdobyć Moskwę. Od tego momentu szef Sztabu Generalnego gotów był w zasadzie poświęcić operację kijowską na rzecz ważniejszej jego zdaniem operacji moskiew­skiej. Haider nie chciał się jednak do tego wprost przyznać i przedstawić prawdzi­wych racji, którymi się kierował. Wołał próbować zagmatwać sprawę i uzyskać aprobatę Hitlera, przy pomocy optymistycznej argumentacji, w którą sam nie wierzył. Już wcześniej Haider posługiwał się tą metodą i nie przyniosła mu ona sukcesu. Jednak po dwóch miesiącach działań wojennych szef Sztabu Generalnego powi­nien był zdać sobie sprawę z niebezpieczeństwa grożącego Wehrmachtowi i ostrzec Fiihrera, że ta wojna nie skończy się szybko. W końcu sieipnia ujawniły się podstawowe sprzeczności niemieckiego plano­wania strategicznego, wynikające między innymi z niespójności struktury dowodzenia Wehrmachtu. Stało się również oczywiste, jakie szkody przynosi Niemcom taka sytuacja. W owymjednak czasie Halderi yonBockstracilijużkontrołęnadGude­rianem, który zdołał sobie pozyskać Hitlera podczas konferencji w Wolfschanze 23 sierpnia. Fiihrer posłuchał złej rady Guderiana i skierował całą 2 Grupę Pancerną do wrześniowej kijowskiej operacji okrążającej. Po tym, jak już raz podjęto tę błędną decyzję, lepiej byłoby zrezygnować ze zdobywania Moskwy w 1941 roku. Na początku września Hitler doszedł jednak do wniosku, że możliwe będzie osiągnięcie obydwu celów - zdobycie zarówno Moskwy, jak i Kijowa. Ten największy jego błąd strategiczny podczas drugiej wojny światowej był wynikiem polegania na zbyt wielu doradcach wyrażających sprzeczne poglądy. W drugiej połowie 1 ipca Haider zdał sobie sprawę, że przed podjęciem ofensy­wy na Moskwę niezbędne będzie zlikwidowanie zagrożeń dla skrzydeł Grupy Armii „Środek". 7 sierpnia udało mu się przekonać o tym także Jodła i obydwaj oni doszli do wniosku, że możliwe będzie opanowanie zarówno Moskwy, jak i Ukrainy, jeśli większość sił 2 Grupy Pancernej pozostanie w okolicach Jelni, zaś na Ukrainą skieruje się jedynie część jej oddziałów. Ciekawe, czy strategia taka przyniosłaby Niemcom oczekiwane sukcesy. Wydaje się mało prawdopodobne, by Grupie Armii „Środek" udało się zdobyć Moskwę w 1941 roku, dysponując tylko jednym kor­pusem pancernym na swym południowym skrzydle. Najprawdopodobniej operacja „Tajfun" załamałaby się na dalekich przedpolach Moskwy. Niemieckie Naczelne Dowództwo zdecydowałoby pewnie w takim wypadku zatrzymać pochód Grupy Armii „Środek" na rubieży Rżew-Wiaźma-Briańsk-Orzeł. W ten sposób wojska tej grupy armii pozostałyby poza bezpośrednim zasięgiem odwodów Żukowa zma­sowanych na południe i północ od Moskwy. Wówczas Grupa Armii „Środek" znalazłaby się na wiosnę 1942 roku w dużo korzystniejszej sytuacji operacyjnej niż miało to miejsce w rzeczywistości. Dlatego właśnie ów kompromis pomiędzy Hai­derem a Jodlem nazwaliśmy ratunkiem dla Wehrmachtu. Nie przyniósłby on wprawdzie takich rezultatów, na jakie liczyli jego autorzy, ale najprawdopodobniej uchroniłby Grupę Armii „Środek" od katastrofy. Gdyby front ustabilizował się w lis­topadzie 1941 roku, a armia niemiecka zdołałaby wytrzymać nacisk rezerw rosyjskich, to Hitler nie miałby pewnie odwagi zwolnić lub przyjąć dymisje Brau­chitscha, von Bocka, von Leeba, Rundstedta i Guderiana, jak to się naprawdę przydarzyło parę tygodni później. Dzięki temu Fiihrer nie zyskałby aż tak dużej kontroli nad armią. Gdyby Wehrmacht nie poniósł klęski na przełomie roku 1941 i 1942, spisek generałów przeciwko Hitlerowi i nazistom miałby większe szanse powodzenia. Gdyby doszło do obalenia Hitlera, niewątpliwie nastąpiłaby poprawa położenia jeńców radzieckich i zmieniona zostałaby niemiecka polityka rasowa. To mogłoby z kolei zmienić oblicze wojny na wschodzie i doprowadzić nawet do pod­jęcia rozmów pokojowych. Sukces odniesiony przez Guderiana w Wolfschanze stanowił punkt zwrotny w historii wojny na froncie wschodnim. Po tym triumfie dowódcy 2 Grupy Pancernej, Haider był już przekonany, że projekt ofensywy na Moskwę nie doczeka się reali­zacji w 1941 roku. Możemy to odczytać z jego rozmowy z Jodlem, która odbyła się 31 sierpnia. Dowodzi onajednak, że szef Oddziału Operacyjnego OK.W nawet po rtomicc, którą on i Haider ponieśli 23 sierpnia, nie zrezygnował z forsowania planu natarcia na Moskwę. Analiza wydarzeń przekonuje nas, że to właśnie owo angażowanie Jodła oraz obietnica Goringa zniszczenia Leningradu siłami Luft­waffe przeważyły szalę i skłoniły Hitlera do przyjęcia jesienią 1941 roku planu ataku na Moskwę. W końcu także i przekonanie Guderiana o ważności zdobycia Mosk­wy dla morale żołnierzy, wyrażone podczas spotkania z Hitlerem, wywarło poważny wpływ na Fiihrera. Przekonanie to wynikało częściowo z pragnienia Guderiana ujrzenia Armii Czerwonej umykającej w stroną Moskwy przed jego czołgami nacierającymi od południa, przez Tułę i Orzeł. Pragnienie to dowódca wojsk pancernych starannie przemilcza! w swoich wspomnieniach. Hitler nie miał zaufa­nia do Haidera i OKH, uważał jednak, że warto słuchać rad ludzi takich jak Jodl, Goring, czy Guderian. Tragedią dla Niemiec było to, że Haider uwikłał się w okolicz­ności, z których nie potrafił sięjuż wyplątać. Trzeba jednak przyznać, że szef Szta­bu Generalnego własnoręcznie zastawił większość sideł, w których ostatecznie utknął. Działaniem takim była na przykład próba manipulowania Guderianem za pomocą zawikłanej i niejasnej struktury dowodzenia oraz próba manipulowania Jodlem za pomocąjego zastępcy, Warlimonta. Ostatniąniewiadomą tego równania był Goring który nie podlegał wpływom Haidera. Nie dysponujemy żadnym zapisem prywatnych rozmów Goringa z Hitlerem, dlatego możemy jedynie spekulować na temat udziału marszałka Rzeszy w błędach strategicznych popełnionych przez Niemców w 1941 roku. Jednakże z zapisu rozmów Kesselringa z von Bockiem wynika, że udział ten był ogromny. W przekonaniu tym utwierdzają nas wzmianki o Goringu i Luftwaffe poczynione przez Hitlera w jego odpowiedzi na propozycje Haidera z 18 sierpnia oraz podobne wzmianki zawarte w wydanej 6 września dyrek­tywie dotyczącej operacji „Tajfun". Strategia Blitzkriegu na rozdrożach Niemieckie plany prowadzenia wojny na froncie wschodnim były pełne sprzecz­ności zarówno na szczeblu taktycznym, jak i strategicznym. Już studium Paulusa z grudnia 1940 roku ujawniło, że przy próbie zastosowania taktyki, którą opraco­wano na potrzeby wojny z Francją i Polską, w kraju tak wielkim jak Związek Ra­dziecki pojawią się nierozwiązywalne problemy. Ani jednak Sztab Generalny, ani żaden inny organ Naczelnego Dowództwa niemieckiego nie potrafił wymyślić żadnej nowej taktyki, która bardziej odpowiadałaby realiom kampanii na wschodzie. Alan Milward w swoim znakomitym studium The German Economy at War wykazuje, żew porównaniu za Stanami Zjednoczonymi Niemcy nie były w roku 1941 super­mocarstwem ekonomicznym, a w pewnych kluczowych dziedzinach przemysłu zbrojeniowego potencjał ich ustępował także potencjałowi ZSRR. Z powodu tych niedostatków natury gospodarczej Hitler i jego generałowie zmuszeni byli polegać na taktyce wojny błyskawicznej, która pozwalała Niemcom stać się potęgą wojskową dzięki zbrojeniom „wszerz" a nie „w głąb", ezyli dzięki produkowaniu różnorodnej broni, dostosowanej do różnych potrzeb na polu walki, jednak w niewystarczających ilościach. W latach 1939—1940 planiści niemieccy skoncentrowali się na broni pancernej i pojazdach mechanicznych potrzebnych do pobicia Francji. Po jej upadku, kiedy planowano podbój Wielkiej Brytanii, przerzucono się na produkcję sprzętu dla Luft­waffe i Kriegsmarine. Wreszcie, gdy zapadła decyzja inwazji na Związek Radziec­ki postanowiono zwiększyć znacznie liczebność armii. Wywołało to wzrost zapo­trzebowania na broń i ekwipunek dla piechoty. Patrząc wstecz, musimy być zdumieni tym, że Niemcy gotowe były rozpocząć walkę na śmierć i życie z Rosją, dysponując zaledwie 3582 czołgami i działami samobieżnymi, ale nie o to tutaj chodzi. W rze­czywistości gospodarka niemiecka przestawiła się w pełni na tory wojenne dopiero na początku 1943 roku, po Stalingradzie, ale wtedy wojna była już przegrana. Tak więc wewnętrzne sprzeczności taktyki wojny błyskawicznej odzwierciedlały sprzeczności niemieckiego systemu gospodarczego. Blitzkrieg miał być sposobem na uniknięcie długiej wojny. Kiedy jednak wojna zaczęła się przedłużać, coraz bardziej odczuwalna stawała się niższość gospodarki niemieckiej. Nie chcemy przez to po­wiedzieć, że gospodarka Związku Radzieckiego wolna była od sprzeczności i nie miała słabych punktów. Jednakże nieroztropna ideologia rasistowska nazistów spo­wodowała konsolidację społeczeństwa radzieckiego i pobudziła nawet mniejszości narodowe i uciskanych chłopów do walki w obronie ojczyzny. Taktyka Blitzkriegu mogła święcić triumfy w kraju osłabionym politycznie, takim jak Francja, ale Rosja stalinowska była państwem o całkiem odmiennej organizacji. Tutaj wojna błyskawiczna mogłaby się powieść tylko wtedy, gdyby przywódcy hitlerowscy chcieli i potrafili wykorzystać najsłabsze punkty systemu radzieckiego, to znaczy problem mniejszości narodowych i kwestię chłopską. Gdyby pod Białymstokiem, Mińskiem, Smoleńskiem, Jelnią i Kijowem doszło do szybkiego, masowego poddawania się wojsk radzieckich, to taktyka Blitzkriegu odniosłaby sukces. Jednakże Rosjanie poddawali się dopiero po długiej obronie. Agitatorzy komunistyczni potrafili umiejętnie wykorzystać słabości propagandy hi­tlerowskiej i obudzić wśród mniejszości narodowych i chłopów gotowość do walki za „Matkę Rosję", pomimo że system stalinowski odpowiedzialny był za ich ciężki \os. 16 lipca 1941 roku przywrócono w Armii Czerwonej zniesioną w 1940 roku funkcję komisarza politycznego. Miało to wzmóc indoktrynację wśród żołnierzy. Jednakże już sama propaganda hitlerowska nosiła w sobie zalążki samozniszcze­nia. A nawet gdyby tak nie było, to i tak strategia i taktyka stosowana przez Niem­ców na froncie wschodnim nie mogła doprowadzić do pobicia Armii Czerwonej w 1941 roku. Oto w jaki sposób historyk niemiecki opisuje warunki, z którymi Wehrmacht zetknął się w Rosji: „Już trzeciego dnia trwania ofensywy żołnierze zaczęli zdawać sobie sprawę z tego, że ta wojna będzie zupełnie inna od wojny znanej im z Polski i Francji. I to nie tylko dlatego, że przeciwnik stawiał niespodziewanie twardy opór, ale również, dlatego, że warunki terenowe sprawiały ogromne trudności. Jaki pożytek można było mieć z pojazdów mechanicznych grzęznących ciągle w piachu po kolana? Często zdarzało się, że droga istniejąca na mapie w rzeczywistości okazywała się zwykłą ścieżką wijącą się wśród bagien"8. Można powiedzieć, że Białoruś okazała się w pewnym sensie gigantycznym kokonem, w którym Wehrmacht przeszedł znamienną metamorfozę. Już wkrótce po 22 czerwca kolor mundurów niemieckich żołnierzy zmienił się z szarego {feldgrau) na ziemisty, a kiedy zaczął zawodzić transport, także i dieta żołnierzy uległa zmianie; zaczęli oni cenić nawet pospolity słonecznik jako źródło niezbędnej energii. Kiedy nastała słotna jesień, wielką rolę w niemieckim transporcie zaczęły odgrywać prymitywne zaprzęgi konne -panje, wcześniej wykpiwane jako symbol zacofania Armii Czerwonej. Teraz budowały je bataliony robocze Wehrmachtu. Dalsza przemiana armii niemieckiej nastąpiła podczas zimy 1941 roku. Muzycy z zachodu zaczęli dobijać się o rosyjskie ocieplane płaszcze i czapki oraz wygodne walonki, które, nawiasem mówiąc, Armia Czerwona posiadała tylko w trzech roz­miarach. Nigdy nie udzielono satysfakcjonującej odpowiedzi na pytanie, dlaczego Wehr­macht nie otrzymał na czas zimowej odzieży i sprzętu. Haider obwiniał o to Hitlera, ale z kolei Guderian napisał, że z jakiegoś niewyjaśnionego powodu Fuhrer został wprowadzony w błąd co do wydawania zimowej odzieży przez Generalnego Kwa­termistrza, generała Wagnera. Ostatnio jednak, pewien historyk amerykański obciążył winą za to niedopatrzenie Brauchitscha*. Oto co pisze w swojej książce Misbrauchte Infanterie niemiecki generał Fret­ter-Pico: „Całkowicie zmienił się wygląd żołnierzy (...) Maszerujące kolumny przypominały teraz średniowiecznych wojowników, ich mundurów niemalże nie dało się rozpoznać". Wehrmacht stał się armią „rosyjską". Późnym latem i wczesną jesienią 1941 roku działania na froncie wschodnim przybrały formę bardziej „ludzką". W coraz większym stopniu dochodziło do walki wręcz, czego nie przewidzieli planiści niemieccy. Teraz przyszło Wehrmachtowi drogo zapłacić za trwające od 1939 roku zaniedbywanie dywizji piechoty. Jak pisze 8 W. H a u p t, Geschichte der 134 Infamerie-Division, Tutllingen 19? 1, s. 27. *B.Leach,.ci<.,s. 118-123. 285 Fretter-Pico, z piechotą źle się obchodzono, ponieważ nie uważano jej już (blednie) za podstawowy rodzaj wojsk. „Piechota otrzymywała gorsze uzbrojenie, gorsze ubranie i dysponowała gorszymi uzupełnieniami niż jakikolwiek inny rodzaj wojsk. Podczas wojny była w sposób bezmyślny przeciążana zadaniami przez Naczelne Dowództwo", General ten nie zaprzecza, że przeciążone były również Luftwaffe i jednostki pancerne. Nie wynikało to jednak z niedoceniania ich wartości. „Co się tyczy przeciążania wojsk pancernych, to ich niewłaściwe użycie wynikało z niedoce­niania dywizji piechoty". Podobne obserwacje poczynili nie tylko oficerowie niemieccy na szczeblu dowód­ców dywizji. We wrześniu 1941 roku feldmarszałek von Kluge przedstawi! dowódz­twu Grupy Armii „Środek" swoją opinię, w której szczegółowo wyliczył swoje zastrzeżenia co do taktyki wojny błyskawicznej, zalecanej ciągle przez Guderiana i von Bocka. Feldmarszałek zaczął od stwierdzenia, że zdaje on sobie sprawę z tego, iż wojska zmotoryzowane stanowią melodię przyszłości i konieczny jest ich dalszy rozwój. Dodał jednak, że w Związku Radzieckim nie uda się wywalczyć zwycięst­wa przy użyciu tylko dywizji zmotoryzowanych. Teren jest tutaj zbyt trudny a rosyjskie przeciwdziałanie zbyt skuteczne. Trudne zadania stawia się dywizjom piechoty, tymczasem nie dysponują one dostateczną ilością różnych rodzajów broni, tak jak dywizje pancerne i zmotoryzowane. Utrudnia im to skuteczne prowadzenie wszystkich rodzajów działań bojowych. Kolejnym problemem piechoty był brak ścisłego współdziałania z nią Luftwaffe, inaczej niż było to w wypadku grup pancernych. Z zakończonych właśnie walko wybrzuszenie jelneńskie von Kluge wyciągnął wniosek, że broń pancerna i artyleria samobieżna są niezbędne do bliskiego wsparcia piechoty zarówno w operacjach ofensywnych, jak i obronnych. Wiele strat uniknęliby Niemcy, gdyby czołgi szły w awangardzie na głównym kierunku ataku piechoty oraz gdyby stanowiły odwód niweczący przełamania nieprzyjaciela linii obrony pozycyjnej, Von Kluge uważał, że błędem było oczekiwanie od dywizji piechoty, iż bronić będą odcinków frontu o długości 15-20 kilometrów w trudnym terenie, nie dysponując przy tym skutecznymi środkami przeciw skoordynowanym atakom piechoty, sił pancernych i artylerii wroga. Feldmarszałek uważał, że jeśli Niemcy mają wygrać wojnę, to nie wolno traktować dłużej piechoty po macosze­mu. Należy wyposażyć jąw lepszy sprzęt i lepiej wyszkolony personel oraz wyzna­czać jej możliwe do wykonania zadania. Program von Klugego był próbą reorien­tacji taktyki niemieckiej w stronę swego rodzaju taktyki współdziałania broni, której skuteczność Rosjanie zademonstrowali ostatnio pod Jelnią. W grudniu 1941 roku, kiedy von Kluge został dowódcą Grupy Armii „Środek", miał on szansę wpro­wadzenia swoich pomysłów w życie. Kijowska operacja okrążająca była ostatnim podczas wojny ze Związkiem Ra­dzieckim przypadkiem niemieckiego udanego głębokiego manewru oskrzydlającego, wykonanego zmasowanymi siłami pancernymi. Tak więc 26 września, w dniu za­kończenia operacji kijowskiej, skończyła się też epoka zwycięskiego Blitzkriegu. 13 października, po zakończeniu operacji briańsko-wiaziemskiej, OKH wydało 2 i 4 Grupom Pancernym rozkaz rozpoczęcia oskrzydlającego natarcia na Moskwę. Operacja ta miała jednak niewielkie szanse powodzenia. OKH wmówiło sobie, że zniszczone pod Briańskiem i Wiażmą wojska stanowiły ostatnią radziecką linię opo­ru przed Moskwą, ale pogląd ten nie odpowiadał rzeczywistości. Po grudniowej klęsce pod Moskwą ani Hitler, ani nikt inny w niemieckim Naczelnym Dowódz­twie, z Haiderem włącznie, nie odważyłby się już polegać na samodzielnych głębokich zagonach pancernych. To nowe podejście Hitlera doczekało się konkretyzacji w wydanej 5 kwietnia 1942 roku „Dyrektywie nr 41": „Doświadczenie nauczyło nas, że Rosjanie wykazują odporność na głębokie operacje okrążające. Dlatego decydujące znaczenie będzie miał fakt, by w przyszłości pojedyncze przełamania frontu miały postać płytkich operacji okrążających, tak jak było to w podwójnej bitwie pod Wiażmą i pod Briańskiem. Nie można dopuszczać do tego, by kleszcze okrążenia zamykały się zbyt późno, bo daje to wrogowi sposobność do ucieczki i umknięcia zniszczenia. Nie może być tak, by podążające szybko i zbyt daleko oddziały pancerne i zmotoryzowane traciły kontakt z postępującą za nimi piechotą. W takim bo­ wiem razie tracą one sposobność wspierania naszej mocno naciskanej i nacierającej piechoty poprzez bezpośrednie atakowanie tyłów okrążonych oddziałów rosyjskich". Błędy planowania strategicznego popełnione przez Niemców latem 1941 roku musiały doprowadzić do przedłużania się wojny, niezależnie od taktyki obranej przez Wehrmacht. Przestawienie się wcześniej na taktykę współdziałania broni, jeszcze przed klęską moskiewską, mogłoby dać Niemcom szansę na częściowe chociaż zwycięstwo wiosną lub latem 1942 roku. Kiedy jednak po zakończeniu operacji kijowskiej Wehrmacht utracił na dobre inicjatywę strategiczną, błędów tych nie można już było naprawić. Po operacji kijowskiej wielu oficerów niemieckich uległo „psychozie Mamy", polegającej na lęku, że jeśli nie uda się zakończyć wojny w trakcie jednej kampanii, to Niemcy zostaną zgniecione przez wrogów, tak jak przydarzyło się to w latach 1914-1918. Znamienne jest to, że radziecka krytyka taktyki niemieckiej koncentrowała się na niewłaściwym posługiwaniu się czołgami i artylerią oraz niedoecnieniu przez Naczelne Dowództwo Wehrmachtu znaczenia taktyki współdziałania broni. Patrząc wstecz, musimy uznać tę krytykę za w wielkiej mierze uzasadnioną. Tylko 18 pro­cent żołnierzy Grupy Armii „Środek" należało do jednostek zmechanizowanych i już we wczesnym stadium wojny stało się jasne, że niemiecki transport nie jest dostatecznie wydolny, żeby odpowiednio szybko przemieszczać do przodu artylerię, by ta nadążała z udzieleniem wsparcia nacierającym oddziałom. Podczas wojny wielką bolączką Wehrmachtu okazał się brak dostatecznej licz­by piechoty zmotoryzowanej, która mogłaby wypełniać lukę. pomiędzy szybko pędzącymi czołgami a wolno maszerującymi oddziałami piechoty. Na froncie wschod­nim Wehrmacht dysponował zaledwie paroma batalionami, które z czystym sumie­niem nazwać można piechotą zmotoryzowaną. Wiele bowiem jednostek, noszących takie miano, było w istocie niczym innym niż „piechotą, która nie musiała nosić za sobą swoich bagaży". Tych kilka batalionów wyposażonych w transpor-tery opancerzone, które mogły ściśle współdziałać z czołgami, okazało się być nie-oce­nione. Jednostek takich było jednak zbyt mało, by mogły one zadecydować o wyniku wojny. Kiedy Rosjanie zaczęli posługiwać się w obronie dużą liczbą broni przeciw­pancernej bliskiego zasięgu, niemieckie czołgi coraz bardziej zdane były na wspar­cie własnej piechoty, ponieważ nie było dostatecznej ilości wojsk zmotoryzowanych. W połowie lata 1941 roku Blitzkrieg zwolnił tempo, dostosowując się do tempa marszu człowieka. Od 22 czerwca do 10 lipca Gmpa Armii „Środek" posunęła się do przodu o 500 kilometrów, czyli pokonywała 25 do 30 kilometrów dziennie. W ciągu następnych sześćdziesięciu dni ta grupa armii przebyła zaledwie 200-300 kilometrów, czyli 4-5 kilometrów dziennie. Kolumny zmotoryzowane były wciąż w stanie pędzić szybko do przodu i otaczać duże grupy wojsk radzieckich, jak zostało to dramaty­cznie zademonstrowane pod Briańskiem i Wiażmą, ale potem musiały one stawać i czekać na maszerującą piechotę, bez której nie mogły one stworzyć szczelnego pierścienia okrążenia. Fenomen taki można było zaobserwować podczas wszyst­kich operacji okrążających Wehrmachtu w 1941 roku. W 1943 roku 80 procent wojsk niemieckich stanowiły wciąż dywizje piechoty, posługujące się w przeważającej mierze trakcją konną; jak widać, od 1941 roku niewiele się pod tym względem zmieniło. Po bitwie stalingradzkiej podjęto próby przyspieszenia motoryzacji piechoty, ale były to już wysiłki spóźnione. Bombardowania alianckie obracały już wówczas w perzynę przemysł niemiecki i dezorganizowały system transportu Rzeszy, Wehr­macht utracił po operacji kijowskiej inicjatywę strategiczną, a podejmując jesienią 1941 roku ofensywę na Moskwę, wpadł w starannie zastawione przez Stalina sidła. Teraz Armia Czerwona będzie starała się zyskać również przewagę taktyczną. Cel ten uda się jej osiągnąć po bitwie pod Kurskiem, latem 1943 roku. Niemiecka strategia i taktyka: podstawowe pytanie W odniesieniu do niemieckiej strategii i taktyki pozostaje nam do omówienia jeszcze jedna kwestia. Można zadać sobie pytanie: Czy Wehrmacht był w stanie zdobyć w 1941 roku Moskwę i czy taki sukces doprowadziłby do klęski Związku Radzieckiego? Po zakończeniu wojny niektórzy dawni dowódcy Wehrmachtu, między innymi Haider, Guderian i Blumentritt, oraz kilku historyków niemieckich starało się utrwalić dwa mity. Pierwszy z nich polega na twierdzeniu, że to wyłącznie Hitler 2X8 odpowiedzialny jest za błędy, które doprowadziły do klęski Niemiec w 1941 roku. Drugi zaś polega na twierdzeniu, że gdyby Wehrmachtowi udało się w 1941 roku, w toku kampanii Blitzkriegu* zdobyć Moskwę, to oznaczałoby to ostateczne zwy­cięstwo nad ZSRR. Pierwszą część tego historycznego nieporozumienia już omówiliśmy. Hitler nie był w stanie w 1941 roku osobiście decydować o strategii działań na froncie wschod­nim. Intrygi oraz różnice zdań na wszystkich szczeblach dowodzenia Wehrmachtu wywarły zgubny wpływ na niemieckie plany i organizację operacji. Przy podej­mowaniu jakiejkolwiek decyzji dotyczącej strategii czy taktyki, Hitler nazbyt chęt­nie polegał na opinii swoich generałów, między innymi Góringa i Guderiana, którzy zainteresowani byli osiągnięciem własnych, egoistycznych celów, nie zaś działaniem na rzecz wspólnego dobra. Okazywało się ciągle, że Fiihrer niezdolny jest oprzeć się presji swojego otoczenia, które potrafiło zmusić go do zmiany już podjętych decyzji. Na przykład w swoim liście do Haidera z 18 sierpnia Hitler stanowczo wykluczył możliwość podjęcia jeszcze w 1941 roku ofensywy na Moskwę. A jed­nak szefowi Sztabu Generalnego udało się z pomocą Warlimonta i Jodła zmienić postanowienie Hitlera. Z kolei plany Haidera nie powiodły się z powodu interwencji dwóch innych intrygantów - Góringa i Guderiana, którym udało się raz jeszcze zmienić, zgodnie ze swoją wolą, decyzję upartego podobno Fiihrera. Musimy teraz zająć się drugim z wymienionych wyżej mitów: czy podczas kam­panii 1941 roku Niemcy mogli zdobyć Moskwę, czy upadek radzieckiej stolicy oznaczałby rzeczywiście ostateczny triumf Wehrmachtu? Pewien niemiecki histo­ryk na temat oblężenia stolicy ZSRR napisał: „Dzięki niefortunnej polityce dalekowschodniej Hitlera, Rosjanie mogli ściągnąć pod Moskwę większą część wojsk związanych uprzednio na Dalekim Wschodzie przez groźbę agresji japońskiej. Stalin i marszałek Żuków zyskali na czasie i wykorzystali całą potęgę totalitarnego państwa do zamiany stolicy w coś, co stałoby się dla Wehrmachtu »wcześniejszym Stalingradem«. W każdym ra­zie, gdyby Grupa Armii »Środek« przypuściła rzeczywiście szturm na Moskwę, to spotkałaby się z obroną do ostatniego żołnierza i ostatniego naboju. Jest bardzo wątpliwe, czy wynik takiego boju byłby korzystny dla Niemiec"10. Także inni komentatorzy niemieccy podkreślali, że zastosowanie taktyki wojny błyskawicznej do zdobywania Moskwy w 1941 roku byłoby bardzo ryzykowne. Podczas walk ulicznych czołgi mogłyby działać tylko pojedynczo lub w małych gru­pach i musiałyby polegać na wsparciu piechoty, która musiałaby likwidować stano­wiska broni przeciwpancernej bliskiego zasięgu wroga, ukryte zwykle w bunkrach i piwnicach. „Gdyby przeciwnik miał dosyć czasu na przygotowanie do obrony ta­kiego dużego miasta, to jego fortyfikacje można byłoby przełamać tylko przy silnym " G. B u c h h e i t, op. cii., s. 250. wsparciu artylerii i lotnictwa". Inna opinia głosi: „Główny ciężar walki ulicznej spoczywałby na piechocie i piechocie zmotoryzowanej"1'. Hitler kilkakrotnie wyrażał obawy co do posługiwania się czołgami do zdobywania dużych miast; zanotowana została także opinia Guderiana, że walki uliczne nie należą do dziedziny operacyjnej czołgów. Innymi słowy, grupy pancerne nie byłyby w stanie w 1941 roku samodzielnie zdobyć Moskwy. Rosjanie byli zbyt dobrze przygotowani, by taka operacja mogła się powieść. Stolicę ZSRR Niemcy mogliby zdobyć tylko przy współdziałaniu broni pancernej, artylerii, piechoty i lotnictwa. Oznaczało to, że ostatnia faza takiego szturmu mogłaby zacząć się dopiero wtedy, gdy nadeszłaby znad Bugu piechota niemiecka. Niejest zatem przypadkiem, że Wehrmacht rozpoczął szturm Moskwy dopiero w listopadzie - operacja ta nie mogła rozpocząć się wcześniej, nawet gdy­by gotowe do niej były wcześniej niemieckie czołgi. Tak więc taktyka radziecka, zmuszająca piechotę niemiecką do zajmowania się wciąż likwidacją dużych okrążonych zgrupowań Armii Czerwonej, przyniosła jesienią i zimą 1941 roku spo­dziewane efekty. Dopiero po zakończeniu bitew pod Briańskiem i Wiażmą, na przełomie października i listopada, piechota niemiecka gotowa była do rozpoczęcia szturmu na Moskwę. Teraz powinniśmy rozważyć drugą ewentualność. Czy czołgi niemieckie mogłyby obejść Moskwę i odciąć jąod zaplecza, czekając potem ze zdobywaniem miasta na nadejście piechoty i artylerii? Taki właśnie manewr chcieli przeprowadzić niemiec­cy dowódcy wojsk pancernych i taką właśnie taktykę przewidywała dyrektywa do operacji „Tajfun" na okres po zakończeniu „ściśle skoordynowanych, bliskich operacji okrążających" pod Briańskiem i Wiażmą. Wehrmacht mógłby okrążyć Moskwę tylko w jednym z następujących trzech momentów: 1) w końcu sierpnia, jak radził Guderian, ignorując tym samym istniejące wówczas zagrożenie dla skrzydeł Grupy Armii „Środek"; 2) we wrześniu, po zakończeniu operacji kijowskiej, jak zalecali Haider, von Bock oraz przez pewien czas także i Jodl; 3) w listopadzie lub grudniu, po zakończeniu operacji kijowskiej i zdobyciu Leningradu, kiedy to w szturmie mogłaby uczestniczyć również 2 Grupa Pancerna - taki moment zalecał najpierw Jodl, a potem Goring. Przy wyborze drugiej ewentualności można było podzielić 2 Grupę Pancerną i dwa z jej trzech korpusów wysłać na Ukrainę. Reszta czołgów Grupy Armii „Środek" przegrupowałaby się i dokonała uzupełnień, po czym 3 Gru­pa Pancerna nacierałaby na Moskwę z okolic Ncwla i Wielkich Łuków, zaś XLVI Korpus Pancerny z okolic na południe od Smoleńska i wokół Jelni. Przy zastoso­waniu wariantu trzeciego zapewne Grupa Armii „Północ" i Grupa Armii „Południe" mogłyby wspierać ostateczne natarcie na Moskwę. Z trzech przedstawionych powyżej wariantów najbardziej korzystny wydaje się być drugi. Jednakże po rozstrzygnięciu na korzyść Guderiana kwestii podziału 2 Grupy Pancernej, co nastąpiło w trzecim tygodniu sierpnia, wariant ten nie mógł już zostać zrealizowany. Jak już zaznaczyliśmy wcześniej, nawet w wypadku niepo­ E.Mi ó45 Entwickhmgdesorganisaiorischen Aiifitaues, t. 2,3, Darmstadt 1954; War In the Easl: Ihe Russo-Cierman Conflia, 1941-1945, Nowy Jork 1997. 328 Dywizja pancerna dysponowała następującym sprzętem: Lkm: 850; ckm: 1067; ręczne wyrzutnie rakietowych pocisków przeciwpancer­nych: 45; moździerze 81 mm: 30; działa 20 mm: 74; działa przeciwpancerne: 75; hau­bice 75 mm: 18; haubice 105 mm: 196; pojazdy samochodowe: 2900; czołgi: 165. Typowa dywizja piechoty zmotoryzowanej w 1941 roku liczyła 16 400 ludzi zorganizowanych w następujący sposób (w 1943 roku jednostki te wzmocniono dodatkowo bronią pancerną i przemianowano na „Grenadierów Pancernych"): Dwa pułki piechoty ze sztabami i jednostkami łączności; trzy bataliony z trzema kompaniami lekkich karabinów maszynowych, jedną kompanią ciężkich karabinów maszynowych; pluton motocyklistów; kompania artylerii; kompania dział przeciw­pancernych; dwa bataliony motocyklistów z trzema kompaniami lekkich karabinów maszynowych, jedną kompanią ciężkich karabinów maszynowych; jedna kompania lekkiej artylerii i dział przeciwpancernych; jednostka rozpoznania; pułk artylerii; jed­nostka niszczycieli czołgów (Panzerjaeger); batalion saperów; jednostka łączno­ści; batalion medyczny; służby zaopatrzenia, weterynaryjne, poczty i żandarmerii. Dywizja piechoty zmotoryzowanej dysponowała następującym sprzętem: Lkm: 810; ckm: 712; ręczne wyrzutnie rakietowych pocisków przeciwpancer­nych: 63; moździerze 50 mm: 57; moździerze 81 mm: 36; działa 20 mm: 12; działa przeciwpancerne: 63; haubice 75 mm: 14; haubice 105 mm: 48; pojazdy samocho­dowe: 2800; transportery opancerzone: 82. Nota bibliograficzna Badania prowadzone przed napisaniem tej książki oparliśmy przede wszystkim na dokumentach z różnych archiwów rosyjskich oraz na znajdujących się w Zarzą­dzie Archiwum Narodowego, w Waszyngtonie, kopiach mikrofilmowych dzienni­ków wojennych jednostek niemieckich. Jeden z nas, pan Lew Dworiecki wystarał się o specjalną przepustkę, pozwalającą na wstęp do następujących rosyjskich ar­chiwów: -Centralnego Archiwum Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej (w tej książ­ce określanego skrótem CAMO); - Rosyjskie Państwowe Archiwum Wojskowe (RPAW); -Archiwum Głównego Wydziału Wywiadu; -Archiwum KG B; - Archiwum Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radziec­kiego (KPZR). Lew Dworiecki miał oprócz tego okazję zapoznania się z prywatnymi zbiorami dokumentów marszałków Timoszenki i Żukowa. Autorzy zawarli też specjalne porozumienie z redakcją „Wojenno-lstoriczesko­wo Żurnała" pozwalające na opublikowanie dokumentów dotyczących ostrzeżeń o grożącej wojnie otrzymywanych przez ZSRR. Rosyjskie fotografie zamieszczo­ne w tej książce pochodzą z Centralnego Muzeum Sił Zbrojnych ZSRR, natomiast niemieckie z Instytutu Historii Wojskowej Armii USA w Carlisle Barracks, w Pen­sylwanii. Wszędzie tam, gdzie cytujemy jakieś źródło, pierwszorzędne lub drugorzędne, podajemy nazwę tego źródła. Cytaty Haidera pochodzą przede wszystkim z jego frzytomowej książki Krlegstagebuch, (Stuttgart 1962-1964). Cytaty Guderiana po­chodzą z jego książki Panzer Leader, (London 1951) oraz z materiałów znąjdują­cych się w dziennikach wojennych różnych jednostek, głównie w „Tagebuchnoti­zien Osten I", von Bocka, stanowiących publikację mikrofilmową T-84, rolka 271 Archiwum Narodowego. W Dziale Zdobycznych Dokumentów Niemieckich Ar­chiwum Narodowego pracująludzie, którzy okazali badaczom wielkąpomoc, wpro­wadzając ich w tajniki katalogów mikrofilmów. Odniesienia do dyrektyw, rozkazów oraz rozmiarów i ruchów jednostek opierają się na oryginalnych dokumentach, nie zaś na wcześniejszych interpretacjach innych historyków. Często zdarza się, że historycy nie odwołują się do oryginalnych źródeł albo korzystają tylko ze źródeł jednej strony konfliktu. Dobrym przykładem tego jest książka Hitler '$ Panzers East autorstwa R.H.S. Stolfiego (University of Colorado Press 1991). Stolfipopeł­niapoważny błąd, próbując przekonać swoich czytelników, że zbędne jest badanie źródeł radzieckich przy interpretowaniu wydarzeń 1941 roku: „Latem roku 1941 Niemcy kontrolowali bieg wypadków w takim stopniu, że weryfikację wszystkich ważniejszych problemów można oprzeć na źródłach niemieckich". Już najwyższy czas, aby historycy zdali sobie sprawę z tego, że błędem jest pisanie jednostronnej historii wydarzeń na froncie wschodnim. Powiedziano, że o Napoleonie napisano więcej książek niż o jakiejkolwiek innej postaci historycznej (poza przywódcami religijnymi). Jeżeli takjest, to o drugiej wojnie światowej napisano więcej książek niż o jakimkolwiek innym wydarzeniu historycz­nym - w rzeczywistości napisano ich tak dużo, że nie da się ich zliczyć. Pomimo jednak tak wielkiej ilości informacji, wojna na wschodzie pozostaje nadal dla więk­szości mieszkańców Zachodu „wojną nieznaną". W gruncie rzeczy, informacje potrzebne do ponownego rozpatrzenia wielu kwestii związanych z radzieckimi pla­nami wojennymi zostały już dawno opublikowane, ale historycy nie chcieli trakto­wać ich poważnie. Problem polegał na tym, że radzieckie książki historyczne, poświęcone Wielkiej Wojnie Narodowej, musiały być zgodnie z wymogami czasu przesycone żargonem partyjnym i niewielu badaczy było w stanie przekopać się przez góry retoryki, by dotrzeć do cennych, istotnych informacji. Aż do dziś jedynym sposobem wydoby­wania na światło dzienne prawdziwej historii wojny na wschodzie było pracochłon­ne porównywanie dzienników wojennych jednostek niemieckich z dostępnymi źró­dłami radzieckimi, by wykryć sprzeczności, a co jeszcze ważniejsze, ich zgodności. Niestety, bardzo niewielu historyków podejmowało trud takiej żmudnej operacji. Prawie wszyscy woleli przepisywać z dzieł innych historyków, którzy z kolei powo­ływali się na specjalne informacje otrzymane od osób z kręgu uczestników opisy­wanych wydarzeń. Sami uczestnicy jednak często rozmyślnie przeinaczali fakty, tak by odpowiadały one ich poglądom - dotyczy to na przykład Guderiana. Jeśli chodzi o Żukowa, to z powodu dyscypliny partyjnej nie mógł on w czasach Chrusz­czowa ujawnić szczegółów tajnego planu obrony. Starał się jednak w swoich wspo­mnieniach być jak najbliższy prawdy. Autorzy tej książki stworzyli nową interpretację wydarzeń, opartą na nowych, ujawnionych ostatnio faktach i dokumentach. Interpretacja ta odbiega od poglądów innych badaczy historii drugiej wojny światowej. Pierwszą wskazówkę dla nas co do prawdziwego charakteru radzieckich planów obronnych było zbadanie, dlacze­go Grupa Armii „Środek" zatrzymała się w lipcu i sierpniu, i nie mogła kontynu­ować ofensywy na Moskwę aż do chwili rozpoczęcia operacji „Tajfun" w końcu września 1941 roku. Przestudiowaliśmy wtedy dokładnie dzienniki wojennejedno­stek niemieckich uczestniczących w walkach w rejonie Smoleńska i Jelni, na połu­dniowym skrzydle Grupy Armii „Środek". Dzienniki te, a przede wszystkim dzien­niki 2 Grupy Pancernej, 2 Armii, IX Korpusu Armijnego, 10 Dywizji Pancernej i von Bocka, wszystkie wskazywały na tę samą przyczynę- siły radzieckie wywie­rały na wojska niemieckie tak silny nacisk, że Niemcy zmuszeni byli temu przeciw­działać. Innymi słowy, Niemcy musieli porzucić swoje plany, zmienić strategię i za­cząć poważnie traktować przeciwnika. Dla czytelników tej książki wszystko to wydaje się teraz oczywiste, ale wówczas było to prawdziwe objawienie. Ostateczny cios dawnej interpretacji kampanii na wschodzie w 1941 roku za­dały informacje, które znaleźliśmy po bliższym zapoznaniu się ze źródłami radziec­kimi. Z wymienionych powyżej powodów, nikt na Zachodzie nie traktował tych prac poważnie. Okazało się jednak, że w wielu miejscach zgadzają się one tak ściśle z informacjami zawartymi w źródłach niemieckich, że nie sposób im było dłużej odmawiać prawdziwości. Problemem była teraz presja wywierana przez zawodowych historyków i dziennikarzy, nie pozwalająca na łatwe przekonanie czy­telnika do nowej interpretacji. Jedną z książek radzieckich, odkrywających sporo prawdy była praca S. M. Sztemienki pod tytułem Gienieralnyj sztab w gody woj­ny, (Moskwa 1968). Jej autor ujawnił, że w styczniu 1941 roku odbyły się dwie gry wojenne i było dosyć dowodów na to, że gry te wywarły poważny wpływ na ra­dzieckie plany strategiczne. Kolejną ważną pracą była książka W. A. Anfiłowa, Biezsmiertnyj podwig: issliedowanie kanuna i pierwogo etapa Wielikoj otie­czestwiennoj wojny, Moskwa 1971. Z tej pracy można było po raz pierwszy do­wiedzieć się, ile radzieckich jednostek walczyło naprawdę w pasie działania Grupy Armii „Środek", nie tylko nad granicą, ale też w głębi kraju, a w szczególności na południe od bagien Prypeci. W. D. Sokołowskiego pod tytułem Rozgrom niemiec­ko-faszistskich wojsk pod Moskwoj (Moskwa 1964). Po przeczytaniu tej książki stało się jasne, że moskiewska kontrofensywa Żukowa z grudnia 1941 roku nie powiodłaby się, gdyby już kilka miesięcy wcześniej, a prawdopodobniejeszcze przed wybuchem wojny, nie opracowano ogólnego planu obrony strategicznej. Elementy tej układanki zaczęły coraz lepiej do siebie pasować po opublikowa­niu kolejnych wydań wspomnień marszałka Żukowa. Pierwsze wydanie pod tytu­łem The Memoirs oj'Marshal Żuków zostało opublikowane w roku 1971, w Lon­dynie. Autor, jakkolwiek ograniczony przez obowiązującąchruszczowowską inter­pretację początkowego okresu wojny, przypisującą całą odpowiedzialność za nie­powodzenia odmowie Stalina dania wiary ostrzeżeniom o grożącej agresji niemiec­kiej, potrafił jednak przekazać kilka wnikliwych uwag na temat opracowywania strategii w najwyższych kręgach kremlowskich. Musimy pamiętać o tym, że sam Żuków też został oskarżony przez Chruszczowa i zakończył swoje dni na wewnętrz­nym wygnaniu. Pomimo wymuszonej zgodności z radziecką wersją oficjalną, wspo­mnienia marszałka Żukowa pomogły nam rozszerzyć naszą wiedzę o prawdziwej strategii obronnej ZSRR. W swoim opisie pierwszej styczniowej gry wojennej Żu­ków napisał wyraźnie o swoich zastrzeżeniach wyrażonych wobec Stalina co do pokładania wszelkich nadziei w umocnieniach znajdujących się zbyt blisko granicy. W ten sposób Żuków zbliżył się jak najbardziej do prawdy, nie mogąc jej otwarcie ujawnić. Napisał, że wyraził taką swoją opinię, a później został mianowany szefem Sztabu Generalnego. Nie napisał wprost, że Stalin z nim się zgodził i powierzył opra­cowanie nowego planu obrony, ale czytelnik sam łatwo może dojść do takiego wnio­sku, teraz zaś wiemy już, że było tak naprawdę. Dyskusje na temat głośnego obec­nie dokumentu z 15 maja 1941 roku pt. „Uwagi na temat planu strategicznego roz­mieszczenia sił zbrojnych Związku Radzieckiego na wypadek wojny z Niemcami i ich sojusznikami" podpisanego przez Żukowa i Timoszenkę, mającego dowodzić, że zalecali oni wojnę prewencyjną z Niemcami, zostały ostatnio wywołane przez książkę rosyjskiego historyka Edwarda Radzińskiego pod tytułem Stalin (New York 1996). Autor nie daje czytelnikowi jasnej interpretacji prawdziwego znaczenia wyżej wymienionego dokumentu. Mamy nadzieję, że nasza interpretacja stanowi zado­walające wyjaśnienie powodu powstania tego dokumentu oraz celu, do jakiego zo­stał użyty. Ścieżka, którą kroczyliśmy do nowej interpretacji wydarzeń wojny na Wscho­dzie w 1941 roku nie była prosta, jakkolwiek takie wrażenie może wywrzeć nasz powyższy komentarz. Na jego podstawie można sądzić, że nasz proces badawczy miał charakter na wskroś naukowy i był starannie z góry zaplanowany; w rzeczy­wistości tak nie było. Celem przyświecającym nam przy pisaniu tej książki było przedstawienie faktów i ich interpretacja w sposób zrozumiały dla każdego czytel­nika. „Udokumentowane studium Fugate'a i Dworieckiego rzuca nowe światło na niemiecką inwazję na Rosję, ujawniające, że Rosjanie wcale nie byli zaskoczeni 22 czerwca 1941 roku i że sposób myślenia Hitlera doprowadził do dużych błędów, które od począ­tku przesądziły o niepowodzeniu kampanii". Publishers Weekly „Chociaż jest to książka kontrowersyjna, to jednak autorzy przy­gotowali się tak starannie i argumentują tak przekonywająco, że nie sposób pominąć jej przy jakichkolwiek dyskusjach". „Stalin wykorzystał ogromne terytorium swojego kraju,.. =1 §\T>iT/-l r?ETfl na czasie, którego potrzebował do zmobilizowania rosyjskiej potęgi wojskowej, umocnienia Moskwy i, co najważniejsze, usz­czuplenia impetu nacierającego przeciwnika, jego zasobów ludz­kich oraz sprzętu". The New York Times Book Review ISBN fl31imZfl1-3 II11 mu i ni ii IM 9"78831 1"092891" http://ksiegarnia.bellona.pl/