Andrzej Solak cristeros1@interia.pl Ad maiorem Dei gloriam Felietony wybrane Poniższy zbiór to tylko niektóre z felietonów Andrzeja Solaka, które są dostępne na naszych łamach w wersji html. Można wśród nich znaleźć artykuły, które w latach 1998- 2002 ukazały się na łamach pisma „Wzrastanie”, „Nowej Myśli Polskiej” oraz „Cywilizacji”. http://www.wandea.org.pl/index.php?action=katechizm&kind=solak Polecamy również prywatną stronę autora - http://www.krzyzowiec.prv.pl Powyższe felietony można również pobrać na domowy komputer jako spakowany plik w formacie Micorsoft Word http://www.wandea.org.pl/ZIP/solak.zip * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * SPIS TREŚCI [1] Armia Boga .............................................................. [...] Takiej masakry, ludobójstwa o takich rozmiarach, nie było jeszcze w dziejach świata. Tylko w przybliżeniu znamy liczbę ofiar - od czterdziestu do sześćdziesięciu milionów zabitych w każdym roku ostatniej dekady XX wieku. Ogółem, licząc tylko od 1945 r. - jeden miliard. Miliard dzieci nienarodzonych, zgładzonych najczęściej w majestacie prawa. [...] [2] Maryja i chilijski żołnierz......................................... [...] 7 września 1936 r., w dniu pomyślnego ukończenia Szkoły Wojennej Chilijskich Sił Zbrojnych, świeżo upieczony podporucznik Augusto Pinochet udał się do kościoła w Santiago, gdzie znajdował się obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Młody człowiek od dziecka darzył Ją szczególną czcią. Teraz wmurował obok obrazu, jako dziękczynne wotum, marmurową tablicę z napisem: „Dzięki Ci, Matko moja. Bądź mi zawsze pomocą. Podporucznik A. Pinochet – 1936”. [...] [3] Sudańska Golgota.................................................... [...] W 1983 r. muzułmańskie władze zaostrzyły represje wobec innowierców. Na terenie całego kraju wprowadzono islamskie prawo szariatu. Wybuchła nowa wojna, która trwa do dziś. Islamiści, w swoich dążeniach do zbudowania jednolitego wyznaniowo państwa, nie cofnęli się przed żadnym okrucieństwem. [...] [4] Akt łaski .................................................................. [...] Jesienią 1975 r. generał Francisco Franco, dyktator Hiszpanii, onegdaj zwycięski Caudillo – Wódz antykomunistycznej Krucjaty, dobiegał kresu swych dni. Śmierć zyskała dostęp do człowieka, który od kilku dziesiątków lat żelazną ręką wiódł swój kraj, pewnie omijając niebezpieczne rafy i płycizny. Umierający Caudillo niemal do ostatniej chwili angażował się w życie swej Ojczyzny. [...] [5] Wandea.................................................................... [...] 10 marca 1793 r., ludność departamentu Wandea w zachodniej Francji, żarliwie katolickiej i rojalistycznej la Vandée, ruszyła do boju "za Wiarę i króla" przeciw rewolucyjnym władzom w Paryżu. "Musimy walczyć, bo Republika nas zmiażdży. Rzeczą kobiet jest modlić się. My, mężczyźni, musimy się bić!" - zadeklarował przywódca zrywu, Jakub Cathelineau. [...] [6] Bunt Shimabary....................................................... [...] 27 września 1637 r., na zboczach Świętej Góry opodal Nagasaki, na japońskiej wyspie Kiusiu, poniósł męczeńską śmierć błogosławiony Wawrzyniec Ruiz wraz z 16 Towarzyszami. Bł. Wawrzyniec, misjonarz z Filipin, rzekł w ostatnim słowie przed egzekucją: „- Jestem chrześcijaninem i wyznawać będę swoją wiarę w Chrystusa do godziny swej śmierci. (...) Umrę dla chwały Bożej. Gdybym miał żyć jeszcze tysiąc razy, to za każdym razem ofiarowałbym Panu Bogu moje życie”. Wraz z dzielnym Filipińczykiem zaszczytu męczeńskiej śmierci dostąpiło dziesięciu Japończyków, czterech Hiszpanów, Francuz i Włoch. [...] [7] San Patricios – meksykańscy krzyżowcy................ [...] 13 września 1847 r. wojska amerykańskie szturmowały meksykańską twierdzę Chapultepec. Dawna rezydencja azteckich władców, potem siedziba hiszpańskich wicekrólów, położona na wysokim wulkanicznym wzgórzu, była teraz ostatnim bastionem oporu Meksykanów na drodze do stolicy ich kraju, Mexico City. Tuż przed rozpoczęciem generalnego szturmu oczom obrońców ukazał się niesamowity widok. U stóp wzgórza Amerykanie wznieśli długi rząd szubienic, pod które spędzili gromadę związanych ludzi. [...] [8] Pierwsza krucjata...................................................... [...] Wiosną 614 r. armia króla Persji Chosroesa wkroczyła do Palestyny, będącej wówczas we władaniu Bizancjum. Chrześcijańska ludność stawiła mężny opór, jednak najeźdźców postanowili wesprzeć miejscowi Żydzi. To dzięki ich pomocy 5 maja, po trzech tygodniach bezskutecznych szturmów, żołnierze perscy wdarli się do miasta. Walka zamieniła się w okrutny pogrom chrześcijan. Na ich dzielnice, wespół z perskim żołdactwem, ruszyły hordy głodnych krwi Żydów. [...] [9] Filary Kościoła.......................................................... [...] Do pierwszych prześladowań wyznawców Chrystusa doszło jeszcze w Palestynie; inicjowali je sfanatyzowani Żydzi. Potem próby wykorzenienia chrześcijaństwa wielokrotnie podejmowało cesarstwo rzymskie. Chrześcijanie, odmawiający oddania boskiej czci cesarzowi, odrzucający składanie ofiary pogańskim bożkom, jawili się jako element podejrzany i niebezpieczny. [...] [10] Zbrodnia bez kary................................................... [...] Jałtańskie porozumienie Wielkiej Trójki - przywódców ZSRR, USA i Wielkiej Brytanii - miało dramatyczne następstwa. Zatwierdzono granice Rosji, wynikłe z paktu Ribbentrop - Mołotow. Europę Wschodnią uznano za sowiecką strefę wpływów. Uciekinierzy z krajów komunistycznych mieli być wydani w ręce Stalina i Tity. Stalinowska dyktatura zaliczona została przez Zachód w poczet "wielkich demokracji", a prezydent USA Roosevelt rzekł był do władcy Kremla: - "Razem zbudujemy nowy, lepszy świat." [...] [11] Inwazja na Państwo Kościelne................................ [...] W październiku 1867 r. Giuseppe Garibaldi, wielki mistrz włoskiej masonerii, uznaje, że nadszedł już czas. Wraz z ośmioma tysiącami ochotników przekracza granicę Państwa Kościelnego. Po dwudniowym oblężeniu zajmuje twierdzę Monterotondo, bronioną przez ledwie 370-osobową załogę. Na zdobytych terenach garibaldczycy dokonują licznych profanacji obiektów kultu. Ich wódz z upodobaniem wjeżdża konno do wnętrz łupionych świątyń, osobiście udziela cywilnych "chrztów", wieszczy całkowity upadek Kościoła. [...] [12] Cesarz........................................................................ [...] W czerwcu 1867 r. w meksykańskiej twierdzy Queretaro rozgrywał się ostatni akt pewnego dramatu. Maksymilian Ferdynand Habsburg, arcyksiążę austriacki i cesarz Meksyku, uwięziony przez zwycięskich republikanów, oczekiwał na wykonanie wyroku śmierci (...) Wraz z cesarzem umierali dwaj przywódcy meksykańskich konserwatystów, generałowie Miramon i Mejia. [13] Łowcy głów................................................................... [...] Przebojem minionej wiosny, w kategorii „Programy nauczania”, było dzieło panów R. Szuchty i P. Trojańskiego – „Holocaust. Program nauczania o historii i zagładzie Żydów”. Znalazłem w nim sporo zadziwiających stwierdzeń; najciekawszy wydał mi się passus o rozmiarach hitlerowskiego ludobójstwa. Autorzy, uwypuklając śmierć „około 6 milionów” Żydów, napisali bowiem: „Oprócz Żydów eksterminacji poddano także ponad sto tysięcy Romów. Kolejnymi ofiarami hitlerowskiego ludobójstwa byli Polacy, radzieccy jeńcy wojenni i tysiące innych ludzi(...)”. Nie wiem, czy Czcigodni Autorzy nie radzą sobie z polszczyzną, czy też zdradzają może ambicję napisania zupełnie nowej wersji dziejów, dość, że każdy czytelnik zrozumie ich wywód następująco: polskich (oraz radzieckich i innych) ofiar niemieckich rzezi musiało być mniej niż sto tysięcy! [...] [14] Pchnięcie sztyletu [...] W drugiej połowie XIV wieku na Bałkanach trwał niepowstrzymany pochód Turków osmańskich. Miecz islamu druzgotał wciąż nowe chrześcijańskie państwa południowej Europy. Ofiary agresji, przeżywające właśnie okres wewnętrznych zaburzeń i rozbicia dzielnicowego, nie mogły powstrzymać ofensywy muzułmanów. Antytureckie krucjaty, organizowane pod patronatem papiestwa przez rycerstwo Europy Zachodniej, przynosiły jedynie doraźną poprawę sytuacji. Wojska sułtańskie podbiły wkrótce Trację i Macedonię. Celem ataku stała się teraz Serbia... * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * ARMIA BOGA "Jak powszechnie wierzą chrześcijanie, po zapłodnieniu powstaje w macicy pełnowartościowe ludzkie życie. To osoba, która zasługuje na obronę, jak każdy narodzony człowiek, i trzeba jej bronić wszelkimi dostępnymi środkami, łącznie z zabiciem napastnika, którym w takim wypadku będzie aborcjonista i każdy jego bezpośredni wspólnik." ks. David C.Trosch /Mobile, Alabama/ "Wolałbym mieć krew na rękach, niż wodę - jak Piłat." Graham Green Takiej masakry, ludobójstwa o takich rozmiarach, nie było jeszcze w dziejach świata. Tylko w przybliżeniu znamy liczbę ofiar - od czterdziestu do sześćdziesięciu milionów zabitych w każdym roku ostatniej dekady XX wieku. Ogółem, licząc tylko od 1945 r. - jeden miliard. Miliard dzieci nienarodzonych, zgładzonych najczęściej w majestacie prawa. Dzieci "wyskrobane", to jest poćwiartowane żywcem. Dzieci "wyssane", również po kawałku. Dzieci zabite zastrzykiem chlorku potasu (aborcyjni spece, mistrzowie "baby killingu", potrafią wbić igłę prosto w serce ludzkiego "płodu"!). Dzieci - ofiary tzw. "późnej aborcji", mordowane podczas porodu… I "wyzwolone" (z sumienia) mamusie, zlecające egzekucje swych maleństw - bo kariera, bo mieszkanie za ciasne, bo przydałby się nowy samochód… Niektóre dorabiające jeszcze na handlu "tkankami embrionalnymi" swych dzieci (1000 dolarów za 8-tygodniowy mózg, 550 dolarów za gonady, 350 za szpik kostny...). I wreszcie "lekarze" - rzeźnicy z zaliczoną przysięgą Hipokratesa w kieszeni, z rękami umazanymi dziecięcą krwią. Ocierający tę krew wpierw po to, by policzyć pieniądze… Powstanie bez wodzów W Stanach Zjednoczonych, gdzie rozmiary aborcyjnego holokaustu są szczególnie zatrważające (półtora miliona ofiar rocznie), protesty przeciw dzieciobójstwu zaliczają się do najgwałtowniejszych. Po manifestacjach i pikietach, po akcjach sabotażowych (pojemniki z cuchnącym gazem wrzucane do klinik aborcyjnych, cementowanie zamków w drzwiach wejściowych), przyszedł czas na wojnę partyzancką. Klinikami - ośrodkami dzieciobójstwa - wstrząsają eksplozje bomb, trawią je płomienie pożarów, a mordercy dzieci - babykillerzy - giną od kul zamachowców. - Jesteśmy żołnierzami Armii Boga! - deklarują bojownicy antyaborcyjnego ruchu oporu. Armia Boga (jak i pokrewne ugrupowania) nie jest scentralizowaną organizacją z naczelnym dowództwem, sztabem i listami zaprzysiężonych członków. Zgodnie ze strategią "Ruchu Oporu bez Przywódcy", charakterystyczną dla amerykańskiej radykalnej prawicy, antyaborcyjną guerillę prowadzą niewielkie konspiracyjne grupy bojowe, a nawet pojedynczy partyzanci, działający w pełnej izolacji od siebie. Nie otrzymują rozkazów z żadnego ośrodka decyzyjnego, operacje uderzeniowe przeprowadzają na własną rękę. Łączy ich ideologia i cel - walka z dzieciobójcami. Taka taktyka chroni ruch przed infiltracją ze strony policji i służb specjalnych. Rozbicie jednej z grup bojowych nie ma wpływu na aktywność pozostałych. Da się zauważyć swoisty zbrojny ekumenizm - w akcjach uczestniczą zarówno katolicy, jak i protestanci. Moralny imperatyw "- Aborcja to morderstwo, a mordercy powinni zostać straceni!" - stwierdza Paul Hill, przywódca Defensive Action (Akcja Obronna). Publikacje Armii Boga, Akcji Obronnej i innych radykalnych grup antyaborcyjnych tchną żarliwością, prawdziwym duchem krucjat. Wiele w nich odwołań do Starego Testamentu, stale przypominają też słowa Chrystusa o przyniesionym przezeń na świat mieczu. Ich poczucie sprawiedliwości jest surowe, nie zna kompromisu: - doktor David Gunn, dyrektor kliniki aborcyjnej w Pensacoli, babykiller, zastrzelony przez Michaela Griffina, aktywistę ruchu Wybawienie Ameryki. Ukarany! - doktor John B. Britton, babykiller z Pensacoli oraz jego ochroniarz - wolontariusz, zastrzeleni przez Paula Hilla przed dokonaniem, zaplanowanych na ten dzień, trzydziestu aborcji. Ukarani! - dwie pracownice kliniki aborcyjnej w Brooklinie, zastrzelone przez Johna Salviego, samotnego katolickiego bojownika. Ukarane! - strażnik z ochrony kliniki aborcyjnej w Birmingham, zabity w wyniku eksplozji bomby, podłożonej przez Armię Boga. Ukarany! - doktor Barnett A. Slepian, babykiller z kliniki w Buffalo, zamienionej w fortecę (zbrojna ochrona, kamery, brak okien), zabity przez snajpera we własnym mieszkaniu, w trakcie spożywania posiłku. Ukarany! Jak zauważa Paul Hill, wykonywanie egzekucji na babykillerach to "moralny imperatyw". Niemy krzyk Wątpliwości? Jakie wątpliwości? Że niby "to już nie epoka krucjat", że "prawo wyboru", że "demokratyczna wola większości"…? Że aborcyjne dzieciobójstwo jest "zgodne z prawem"? Zajrzyj na internetowe strony Armii Boga (http://www.armyofgod.com), do galerii zdjęć (uwaga! obrazy szokująco drastyczne!). Rzuć okiem na ofiary doktora Slepiana i pozostałych babykillerów. Nie odwracaj wzroku. Maleńka Mary, pozbawiona głowy. Maleńki Paul - zamieniony w bezkształtną miazgę. Maleńki John - kupka krwawych ochłapów. Maleńka Hannah - jej wzniesione ręce krzyczały o litość; teraz proszą jedynie o pamięć. O sprawiedliwość. Walka trwa Coraz więcej babykillerów, przestraszonych akcjami radykalnych grup antyaborcyjnych, porzuca swój krwawy proceder. Po zabójstwie babykillera Gunna, w ciągu roku jedna czwarta klinik aborcyjnych w USA zgłaszała odpływ przerażonego personelu. Tymczasem akcje bojowe, wymierzone w dzieciobójców, sygnowane przez Armię Boga, odnotowano też w Kanadzie i Wielkiej Brytanii. Za sukcesy płaci się ofiarami. Paul Hill (Akcja Obronna) - skazany na karę śmierci za zamach w Pensacoli. John Salvi (niezrzeszony) - dożywocie za zamach w Brooklinie. Don Benny Anderson (Armia Boga) - 42 lata więzienia za porwanie (uwolnionego potem) babykillera, za podpalenie dwóch klinik aborcyjnych i wysadzenie w powietrze trzeciej. Rachelle Shannon (Armia Boga) - 10 lat więzienia za postrzelenie babykillera. Tylko w latach 1987-1993 w USA aresztowano trzydzieści trzy tysiące aktywistów ruchu antyaborcyjnego. Inni walczą dalej. Odcięta główka małej Mary, wzniesione ręce małej Hannah - żądają pamięci. A zbrodnia mordowania tych najmniejszych, najbardziej bezbronnych - musi być ukarana. Virtual Vendée’s Editorial Note Tekst ukazał się po raz pierwszy w piśmie "Nowa Myśl Polska" 26.05.2002. * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * MARYJA I CHILIJSKI ŻOŁNIERZ 7 września 1936 r., w dniu pomyślnego ukończenia Szkoły Wojennej Chilijskich Sił Zbrojnych, świeżo upieczony podporucznik Augusto Pinochet udał się do kościoła w Santiago, gdzie znajdował się obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Młody człowiek od dziecka darzył Ją szczególną czcią. Teraz wmurował obok obrazu, jako dziękczynne wotum, marmurową tablicę z napisem: „Dzięki Ci, Matko moja. Bądź mi zawsze pomocą. Podporucznik A. Pinochet – 1936”. Dokładnie 50 lat później, 7 września 1986 r., w San Jose de Maipo, letniskowej miejscowości opodal Santiago, komando komunistycznych terrorystów usiłowało zamordować generała Augusto Pinocheta, teraz już prezydenta Chile. Od kul wyszkolonych za granicą zabójców zginęło pięciu członków prezydenckiej ochrony, jedenastu odniosło rany. Sam Pinochet otrzymał niegroźny postrzał w rękę; ocalał, choć zakrawało to na cud. Rzucony przez zamachowców granat trafił precyzyjnie w jego samochód, lecz nie eksplodował. Wystrzeloną z bliskiej odległości serię z karabinu maszynowego powstrzymały kuloodporne szyby wozu. Pociski, rysując pancerne szkło, wyrzeźbiły na nim podobiznę Matki Bożej Nieustającej Pomocy... * * * W 1970 r. wybory prezydenckie w Chile wygrał Salvador Allende, kandydat bloku partii lewicowych. Allende, socjalista i mason, podziwiał ustrój państw komunistycznych, z uznaniem wyrażał się o zbrodniczych ekscesach „rewolucji kulturalnej” w Chinach, szczycił się przyjaźnią z krwawym dyktatorem Kuby, Fidelem Castro. Allende i jego zwolennicy, z entuzjazmem godnym lepszej sprawy, jęli „uszczęśliwiać” Chile socjalistycznymi eksperymentami. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Dobrze funkcjonująca dotąd gospodarka kraju znalazła się w ruinie. Szalała inflacja i drożyzna. Strajki i demonstracje protestacyjne brutalnie pacyfikowały bojówki lewicy. Nad Chile zawisło widmo głodu. * * * Jednego towaru nie brakowało – broni. Z krajów komunistycznych sprowadzano ogromne ilości uzbrojenia. Nie było ono jednak przeznaczone dla chilijskich sił zbrojnych. W sowieckie i czechosłowackie działa, moździerze i broń strzelecką wyposażono lewicowe bojówki i milicje. Kraj zaludnili osobliwi „turyści” – doradcy wojskowi i służb bezpieczeństwa ZSRR, NRD, Czechosłowacji, Korei Północnej, Kubańczycy, blisko 15 tys. rewolucjonistów z krajów Ameryki Łacińskiej. Amnestionowanych komunistycznych terrorystów, winnych napadów i morderstw, włączono w skład ochrony osobistej prezydenta Allende. * * * Lewica oficjalnie zapowiadała, że „Chile stanie się drugim Wietnamem”. Mnożyły się zamachy i starcia uliczne. Komunistyczni stratedzy opracowali Plan „Z” – zbrojnego przewrotu. „Siły ludowe” miały przejąć władzę i dokonać egzekucji tysięcy „wrogów ludu” – głównie aktywistów partii prawicowych oraz oficerów armii i policji. Spisek udaremniło wystąpienie wojska. 11 września 1973 r. wysłane przez generała Pinocheta oddziały rozbroiły lewicowe bojówki i milicje. Zbrojny opór złamano siłą, aresztowano tysiące podżegaczy. Żołnierze zdobyli szturmem prezydencki pałac La Moneda. Znaleźli w nim zwłoki Allende – nieszczęśnik sam zastrzelił się z pistoletu maszynowego, na którym wygrawerowany był napis: „Przyjacielowi i towarzyszowi broni, Salvadorowi, komendant Fidel Castro”. * * * Udało się uniknąć większych walk. W zdobytych magazynach ugrupowań lewicowych znaleziono 30 tys. karabinów (armia chilijska miała ich tylko 27 tys.). Izolowane grupy komunistów prowadziły nadal aktywną działalność terrorystyczną. Niestety, wojsko i policja czasem odpowiadały tą samą monetą, stosując tortury i doraźne egzekucje. Po obu stronach były ofiary, tragedie i ból. Po jakimś czasie sytuacja została opanowana. Generał Pinochet, mianowany prezydentem Chile, sprawował władzę aż do 1990 r. Pod jego rządami Chile stało się prawdziwą potęgą gospodarczą. * * * Działania Augusto Pinocheta wzbudzają wiele kontrowersji. Niewątpliwie ocalił on swój kraj przed komunizmem, choć za cenę krwawych ofiar. Początkowo lewicowa propaganda opowiadała niestworzone historie o ludobójstwie dokonanym przez siepaczy Pinocheta. Dopiero w latach 90. niezależne komisje oszacowały prawdziwą wielkość strat. Okazało się, że w latach 1973-1990 w wyniku politycznej przemocy zginęło w Chile ok. 3 tys. ludzi. Blisko 1/3 stanowili mundurowi i cywilni zwolennicy Pinocheta. * * * Oczywiście, śmierć trzech tysięcy ludzi to straszliwa tragedia. Ale za tą cenę powstrzymano komunistycznych rewolucjonistów. Praktyka pokazała, że w krajach, w których udało się im uchwycić władzę, represje były nieporównywalnie większe. W jednym Katyniu komuniści zabili w ciągu kilku dni dwukrotnie więcej ludzi, niż żołnierze Pinocheta przez 17 lat. Od 1917 r. wyznawcy Lenina i Mao zamordowali na świecie ok. 100 milionów ludzi. Nasuwa się pytanie – czy np. dla Rosji i świata nie byłoby lepiej, gdyby w 1917 r. jakiś carski generał zlikwidował, w odpowiedniej chwili, przywódców partii bolszewickiej – ot, ze 2-3 tysiące, tylu co Pinochet u siebie? Albo, jeśliby jakiś generał niemiecki, w latach 30., obalił zamachem stanu demokratycznie wybranego kanclerza Adolfa Hitlera, i wytracił trzy tysiące najpaskudniejszych narodowo-socjalistycznych łapserdaków? Zgodzimy się chyba, że ileś tam dziesiątków milionów ludzi pożyłoby jeszcze trochę? * * * W 1990 r. Augusto Pinochet przekazał władzę demokratycznie wybranemu prezydentowi. Zachował stanowisko głównodowodzącego sił zbrojnych i mandat senatora. Osiem lat później, podczas wizyty w Londynie, został aresztowany przez policję brytyjską, z pogwałceniem przysługującego mu immunitetu dyplomatycznego. Zatrzymanie nastąpiło na wniosek hiszpańskiego sędziego, występującego w imieniu rodzin iberyjskich lewicowców, którzy zginęli w Chile wspierając tamtejszych komunistów (ten sam ”bezstronny sędzia” odmówił jednak wcześniej wszczęcia śledztwa w sprawie egzekucji 7.000 cywilów w Paracuellos del Jarama koło Madrytu, dokonanej w 1936 r. przez siły lewicy, podczas hiszpańskiej wojny domowej...). * * * Po przeszło 500 dniach niewoli, które skompromitowały brytyjski wymiar sprawiedliwości, nie osądzonemu Pinochetowi pozwolono powrócić do kraju. Generała witały w ojczyźnie tłumy zwolenników. W listopadzie 2000 r. dawny szef państwa otrzymał zaproszenie od chilijskiego Episkopatu do udziału w „liturgii przebaczenia”; Kościół katolicki w Chile uroczyście przepraszał za grzechy swych wyznawców. Schorowany generał nie mógł uczestniczyć w uroczystościach, jednak włączył się w nie modlitwą. Wyraził też żal z powodu cierpień wielu Chilijczyków. Indagowany wszakże przez rozmaite osobistości, czy przeprosi za swe rządy (innymi słowy – czy przeprosi za powstrzymanie zbrodniczego komunizmu) – zdecydowanie odmówił. - To, co zrobiłem, osądzi Bóg – oświadczył z mocą. „Wzrastanie” wrzesień 2002 * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * SUDAŃSKA GOLGOTA "Pomyślmy, jakby dziś wyglądał świat, gdyby nie było wojen krzyżowych. Gdyby Francja i Hiszpania nie powstrzymały naporu Maurów na Zachodzie, gdyby Sobieski nie odparł Turków spod Wiednia? (...) Miecz, użyty przez społeczeństwo chrześcijańskie (...) nie służył do nawracania siłą. Służył jednak do obrony swobody nawracania innymi środkami i w ogóle swobody kultywowania naszej wiary". Jędrzej Giertych - "My, nowe pokolenie!" Sudan - to największe państwo Afryki, o powierzchni dwóch i pół miliona kilometrów kwadratowych, zamieszkane przez ledwie trzydzieści milionów ludzi. 60 procent ludności to wyznawcy islamu, Arabowie i Nubijczycy, dominujący zwłaszcza na północy kraju. Południe to ziemia czarnoskórych chrześcijan i animistów, ludów Dinka, Szylluk, Nuer, Bari, Azande, Sara. Chrześcijaństwo pojawiło się w Sudanie już w VI w. Jego postępy zahamowane zostały przez ekspansję islamu. Regres był jednak przejściowy. Od połowy XIX wieku wspaniałe efekty jęła dawać praca misji katolickich, rozsianych po całym kraju, szczególnie jednak licznych na Południu, wśród ludności murzyńskiej. Inicjatywę przejawiali też przedstawiciele kościoła greckiego i koptyjskiego, a także luteranie, prezbiterianie i anglikanie. Największą wszakże moc przyciągania dla czarnych Sudańczyków miał Kościół katolicki. Murzyńskie plemiona, tak chrześcijanie jak i wyznawcy religii pierwotnych, przez wiele wieków były obiektem agresji ze strony arabskich islamistów i łowców niewolników. * * * Sudan ogłosił niepodległość w 1956 r., jako pierwsza z europejskich kolonii w Afryce. Brytyjska administracja przekazała pełnię władzy w ręce muzułmanów, dominujących w stolicy kraju, Chartumie. Czarni chrześcijanie i animiści z Południa, pomni smutnych doświadczeń z dotychczasowych kontaktów z wyznawcami Proroka, przyjęli fakt dekolonizacji z obawą. Przyszłość potwierdziła najgorsze oczekiwania. Do pierwszych starć zbrojnych między przedstawicielami obu społeczności doszło już w 1955 r. Murzyni domagali się autonomii Południa; w wyniku brytyjskiej mediacji zgodzili się złożyć broń. Polityka władz w Chartumie, zmierzających do arabizacji i islamizacji całego kraju, rodziła jednak nowe napięcia. Stale dochodziło do zamieszek i lokalnych buntów. Rząd wznosił muzułmańskie instytuty i meczety, zabraniając jednocześnie zakładania szkół chrześcijańskim misjom. W 1962 r. wydalono z kraju wszystkich cudzoziemskich misjonarzy, zmieniono też dzień wolny od pracy na piątek zamiast niedzieli. Szykanowani Południowcy odpowiedzieli oporem, który zamienił się w końcu w powstanie zbrojne. Partyzancka armia, o groźnej nazwie Anya Nya (Jad Węża), szybko opanowała sporą część kraju. Na nic zdały się karne ekspedycje z Chartumu, masakry murzyńskich wiosek, bombardowania i terror. Po wielu latach walk, w 1972 r., sudański rząd został zmuszony do rozmów i ustępstw. Ludom Południa zagwarantowano wtedy swobodę religijną i prawa polityczne. * * * W 1983 r. muzułmańskie władze zaostrzyły represje wobec innowierców. Na terenie całego kraju wprowadzono islamskie prawo szariatu. Wybuchła nowa wojna, która trwa do dziś. Islamiści, w swoich dążeniach do zbudowania jednolitego wyznaniowo państwa, nie cofnęli się przed żadnym okrucieństwem. W 1992 r wysiedlono z przedmieść Chartumu osiemset tysięcy chrześcijan; umieszczono ich w "obozach przejściowych" , w tak strasznych warunkach, że w ciągu następnych dwóch lat trzysta tysięcy z nich zmarło. W tym samym 1992 r. czterysta tysięcy wyznawców Chrystusa, odmawiających wyrzeczenia się Wiary, deportowano na Pustynię Nubijską, pozbawiając ich żywności i wody. Reżym systematycznie używa, wzorem Stalina, głodu jako narzędzia do ujarzmienia ludności; wobec zbuntowanych prowincji stosuje totalną blokadę, odcinając wszelkie źródła zaopatrzenia. Skupiska ludności murzyńskiej na Południu są systematycznie bombardowane. Na kontrolowanych przez siebie terenach rząd na masową skalę upowszechnia egzekucje i tortury. Wyroki śmierci na chrześcijanach wykonuje się często publicznie, niekiedy - przez ukrzyżowanie... Szczególnie złą sławę zdobyły więzienia zwane "domami duchów"; przetrzymywane w nich osoby znikają bez śladu, po zaliczeniu odpowiedniej porcji męczeni. Grozę budzą działania muzułmańskich bojówek i milicji, zwłaszcza straszliwej murahaliin. Milicję murahaliin sformowano z arabskich pasterzy Baggara z Kordofanu i Dar Furu, potomków łowców niewolników. Oddziały murahaliin dokonywały przerażających rzezi w rejonie Bahr al-Ghazal i w Górach Nuba, mordując dziesiątki tysięcy ludzi, porywając tłumy jasyru, sprzedawanego potem na targach w miastach Północy. * * * W działaniach zmierzających do wyniszczenia "niewiernych", rząd Sudanu otrzymuje hojne wsparcie z zagranicy. W okresie Zimnej Wojny tereny Południa, opanowane przez powstańców, bombardowali wraz z lotnictwem rządowym piloci egipscy, sowieccy, libijscy. Na początku lat 90. chrześcijańską rebelię pomagały dławić wojska etiopskie. Etiopia oraz Zair udostępniały swe terytoria armii sudańskiej - do przeprowadzania ataków na pozycje partyzantów. Socjalistyczna Francja, wierna widać dechrystianizacyjnym tradycjom swej Rewolucji, torpeduje wszelkie próby nałożenia na Sudan sankcji i izolacji politycznej, przysyła doradców wojskowych, zapewnia armii islamistów wsparcie logistyczne i zwiad satelitarny, szkoli też policjantów (czy również w sztuce torturowania ? Nie wiadomo...). Rządzony przez szyickich ajatollahów Iran dostarcza Chartumowi sprzęt wojskowy i doradców, organizuje też dla sudańskich sędziów kursy z prawodawstwa szariatu. Z ofertą militarnej współpracy spieszy też Rosja. Wsparciem dla reżimu w Chartumie jest nawet pomoc międzynarodowych instytucji charytatywnych. Ponad 75 % jej wartości jest przechwytywana przez władzę. Uzyskane w ten sposób dewizy wykorzystuje się potem do zakupu broni. Sudan - jedno z najbiedniejszych państw świata - wydaje na wojsko i na siły bezpieczeństwa 2 miliony dolarów dziennie. * * * Nikt nie jest już w stanie podać dokładnej liczby ofiar przemocy. Szacuje się, iż jedynie w latach 1983-1994 zginęło co najmniej 1,5 miliona ludzi, a bardzo prawdopodobne jest, że faktycznie zabito wtedy 2 miliony osób. W połowie lat 90. ponad 500 tysięcy Sudańczyków schroniło się w sąsiednich państwach. Dalsze 5-6 milionów żyło w specjalnych obozach (często bombardowanych przez rząd) i w dzielnicach nędzy, jako "wewnętrzni uchodźcy". W ostatniej dekadzie XX wieku liczba ludności południowego Sudanu zmniejszyła się o 40 procent! * * * Najdłuższa, najtragiczniejsza z obecnie toczących się wojen, rozgrywa się z dala od telewizyjnych kamer. Świat przygląda się zagładzie ludów południowego Sudanu bez większego zainteresowania, niekiedy z aprobatą. Gdzieś, w zaciszu gabinetów rządów - muzułmańskich, komunistycznych, liberalnych - zapadały i zapadają nadal mordercze decyzje. Na sudańskich chrześcijan wydano wyrok śmierci. Virtual Vendée's Editorial Note: Tekst opublikowano pierwotnie w piśmie "Wzrastanie" [ w maju 2000 ]. * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * AKT ŁASKI "Tych zaś przeciwników moich, którzy nie chcieli, żebym panował nad nimi, przyprowadźcie tu i pościnajcie w moich oczach." Łk 19, 27. Jesienią 1975 r. generał Francisco Franco, dyktator Hiszpanii, onegdaj zwycięski Caudillo – Wódz antykomunistycznej Krucjaty, dobiegał kresu swych dni. Śmierć zyskała dostęp do człowieka, który od kilku dziesiątków lat żelazną ręką wiódł swój kraj, pewnie omijając niebezpieczne rafy i płycizny. Umierający Caudillo niemal do ostatniej chwili angażował się w życie swej Ojczyzny. Właśnie miał podjąć niełatwą decyzję - o życiu lub śmierci jedenastu skazanych terrorystów. * * * Bywa, że wielkoduszność, wspaniałomyślnie okazana litość tylko rozzuchwala zło. Caudillo doświadczył tego nie raz. Choćby w 1934 r. w Asturii, podczas rebelii fanatycznych lewicowców, którzy z upodobaniem palili kościoły, mordowali księży, przedstawicieli katolickich elit i urzędników. Wojska Franco krwawo zdusiły ów bunt, w więzieniach znalazły się tysiące lewicowych radykałów. Cóż z tego? Ówczesny, centro-prawicowy rząd chciał pojednania, imponował wielkodusznością. Aresztowani zbrodniarze szybko opuszczali cele. Ledwo dwa lata później, po zwycięstwie wyborczym lewicy, ci sami, nieukarani niegdyś mordercy, znów wyszli na ulice, by palić świątynie i klasztory, by znowu lać hiszpańską krew. * * * Zbrodnia musi być ukarana - tak, jak na to zasługuje. Obok dobrych, skruszonych łotrów, szczerze żałujących za swe czyny, są przecież i tacy, których powstrzyma tylko brutalna siła, do których przemówi tylko bicz. Franco rozumiał to doskonale. Dlatego w czasie Wielkiej Krucjaty Iberyjskiej (1936-1939), w dniach ostatecznej rozprawy ze Złem, nie było już pobłażania. Na całym świecie podniosła się wrzawa, tak zwane "autorytety moralne", te same, które wcześniej milcząc odwracały wzrok, gdy lewica mordowała księży i zakonnice, teraz gromadnie potępiały Franco i jego nacjonalistów. A Caudillo po prostu był skuteczny. Odpowiadał mordercom w ich własnym języku. Nie żywił przy tym złudzeń, że zło da się pokonać w białych rękawiczkach, choć odrzucał też stosowanie odpowiedzialności zbiorowej. To fakt, wielokrotnie sprawiedliwość zamieniała się w zemstę, gdy wojska nacjonalistów odnajdywały na wyzwolonych terenach masowe groby, sprofanowane świątynie. Bywało, że bez litości wybijano wtedy wszystkich miejscowych lewicowców, bez roztrząsania ich indywidualnej winy. Aby zapobiec takim ekscesom, Franco zajął się rewizją wszystkich wyroków śmierci, wydawanych przez trybunały wojskowe. Kiedy uznał to za stosowne, darowywał życie skazańcom. Innych wysyłał jednak przed pluton egzekucyjny, a winnych szczególnie okrutnych zbrodni nakazywał dusić garotą. * * * W strasznej wojnie domowej lat 1936-1939 Hiszpania straciła 300-400 tysięcy zabitych. Z tej liczby 72.344 osoby (w tym 6.832 duchownych) zginęło w egzekucjach i pogromach dokonanych przez lewicę, a 32.021 - w odwetowych działaniach nacjonalistów. Potem, po zwycięstwie Franco, w ciągu 11 lat stracono jeszcze 22.641 lewicowców - przeważnie za zbrodnie z okresu wojny domowej. Jeszcze w 1963 r. bezlitosna ręka sprawiedliwości dosięgła komunistę Juliana Grimau’a, zawodowego mordercę z barcelońskiej CzeKi. O łaskę dla skazanego apelowały rozmaite osobistości argumentując, że po ćwierci wieku stare zbrodnie uległy przedawnieniu. Dla Franco - nie uległy. Caudillo zatwierdził wyrok, Grimau;a rozstrzelano. Czerwony rak, przeżerający ongiś Hiszpanię, został wypalony ogniem. * * * Po latach pojawił się nowy problem - terroryzm. Do walki ruszyli Baskowie z ETA i marksiści z FRAP. Rok 1970, Burgos - sześciu bojowników baskijskich, skazanych na śmierć za zamachy i zabójstwa, prosi o łaskę. Za skazanymi wstawił się papież Paweł VI. Caudillo przełamał wewnętrzny opór. Darował skazańcom życie. * * * Potem będzie winił siebie za okazaną litość. Terroryści uznali wielkoduszny gest za objaw słabości. W całym kraju mnożyły się zamachy. Najbliższy współpracownik Caudillo, admirał Carrero Blanco, ginie z rąk terrorystów ETA. W madryckiej kawiarni "Rolando" podłożona przez Basków bomba jest przyczyną masakry - dwunastu klientów umiera, rozerwanych eksplozją, osiemdziesięciu jest okaleczonych. Franco, wstrząśnięty, pyta współpracowników: "(...) dlaczego mamy respektować prawa ludzkie tych morderców, występnych kreatur, którzy gwałcą prawa swoich ofiar? (...) Albo my wykończymy ich, albo oni wykończą nas!" * * * Aresztowania dziesiątkują terrorystyczne podziemie. W 1975 r. zapada 11 wyroków śmierci. Znowu podnoszą się apele o ułaskawienie skazanych. Nikt chyba już jednak nie wierzy w łaskę nieugiętego generała. Nie jest on zresztą osamotniony. Na ulice Madrytu wychodzą tysiące Hiszpanów - domagają się stracenia morderców. * * * Tymczasem stan zdrowia Caudillo raptownie się pogarsza. Zakrzepowe zapalenie żył, niewydolność krążenia, wreszcie seria zawałów. Potem jeszcze krwotok żołądka i zapalenie otrzewnej. Podejmowane, jedna po drugiej, operacje nie dają rezultatów. W końcu życie kołacze w generale tylko dzięki transfuzjom krwi i obniżeniu temperatury ciała. * * * 20 listopada 1975 r. Francisco Franco, "Caudillo Hiszpanii z łaski Boga", udaje się na Wieczną Wartę. Zostaje pochowany w krypcie przed głównym ołtarzem bazyliki p.w. św. Ludwika w Dolinie Poległych u szczytu masywu Guadarrama. Opublikowany zostaje jego testament: "Pamiętajcie, że wrogowie Hiszpanii i cywilizacji chrześcijańskiej czuwają. Czuwajcie zatem i wy, poświęćcie swoje życie osobiste najwyższym interesom Ojczyzny i ludu hiszpańskiego". * * * Na kilka tygodni przed śmiercią Franco rozpatrzył prośbę jedenastu skazanych terrorystów. Zatwierdził egzekucję pięciu najbardziej winnych. Sześciu pozostałym zamienił wyroki śmierci na kary więzienia. W kraju, tak ciężko doświadczonym nienawiścią i przemocą, samotnie odpierającym zmasowany atak, niczym oblężona twierdza - potrzebna była przecież odrobina miłosierdzia. Virtual Vendée's Editorial Note: Tekst opublikowano pierwotnie w piśmie "Wzrastanie" [ w styczniu 2002 ]. * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * WANDEA "Nie walczyłem dla ludzkiej chwały. Jeśli nie zdołałem przywrócić ołtarzy i tronu, to ich przynajmniej broniłem. Służyłem memu Bogu, memu królowi i mej Ojczyźnie." Karol Melchior de Bonchamps, wódz Wandejczyków, na łożu śmierci. 10 marca 1793 r., ludność departamentu Wandea w zachodniej Francji, żarliwie katolickiej i rojalistycznej la Vandée, ruszyła do boju "za Wiarę i króla" przeciw rewolucyjnym władzom w Paryżu. "Musimy walczyć, bo Republika nas zmiażdży. Rzeczą kobiet jest modlić się. My, mężczyźni, musimy się bić!" - zadeklarował przywódca zrywu, Jakub Cathelineau. * * * Cztery lata wcześniej tłum podburzonych paryżan wziął szturmem Bastylię - stare królewskie więzienie - uwalniając siedmiu przebywających w nim kryminalistów. Radośnie fetowano owe "ofiary despotyzmu", z dumą obnoszono na pikach odrąbane głowy obrońców - żołnierzy z regimentu wojskowych inwalidów... Tak rozpoczęła się Rewolucja Francuska, zwana Wielką. Wydarzenia nabrały wkrótce tempa. W ciągu trzech lat obalono monarchię, proklamując powstanie Republiki. Z ogromną furią zaatakowano Kościół Katolicki. Zamordowano 3 tysiące duchownych, 40 tysięcy deportowano. Burzono i profanowano świątynie i klasztory. Na miejsce chrześcijańskiego kalendarza wprowadzono nowy, pogański. Rozpoczęło się polowanie na prawdziwych i domniemanych wrogów Rewolucji. W ciągu kilku lat gilotyna - sławna "brzytwa narodowa" - ścięła siedemnaście tysięcy głów. "Kontrrewolucjonistów" zsyłano do obozów koncentracyjnych w Gujanie, zwanych "suchą gilotyną", w których umierało 70 % deportowanych oraz do kazamatów na wyspie Ré, gdzie wskaźnik śmiertelności wśród więźniów dochodził do 50 %. Wszędzie wybuchały krwawe pogromy - w jednej tylko "masakrze wrześniowej" (1792) w Paryżu z rąk rewolucyjnego motłochu poniosło śmierć 1400 osób, w tym 220 księży oraz wielu chorych, starców i niedorozwiniętych dzieci, wywleczonych z kościelnych szpitali i przytułków. W styczniu 1793 r. spod ostrza gilotyny spadła głowa "obywatela Kapeta" - króla Ludwika XVI. Niedługo potem władze ogłosiły przymusowy pobór 300 tysięcy rekrutów do swej armii, która miała rozpalić rewolucyjny pożar w całej Europie. Były to krople, które przelały kielich goryczy u szczerych katolików i monarchistów. Departament Wandea chwycił za broń. * * * Wandejczyków rozpalał duch prawdziwie religijnej krucjaty. Pomni tradycji wojen z protestantami z XVI i XVII wieku, w których zasłynęli nieugiętą walecznością, szli do boju odmawiając różaniec. Na piersiach nosili szkaplerze z Najświętszym Sercem Jezusa - które rychło stało się ich Symbolem. Przyjęli nazwę - Armia Katolicka i Królewska (Armée Catholique et Royale). * * * Rewolucyjne władze początkowo lekceważą "bandytów z Wandei". Niesłusznie - powstańcy atakują z niezwykłym męstwem, a ich postawa znajduje żywy oddźwięk w całym kraju. Do Wandejczyków dołączają szuani - chłopscy partyzanci z Bretanii i departamentu Mayenne. Mnożą się bunty i spiski rojalistów - ramię przy ramieniu walczą chłopi, szlachta i mieszczanie, zadając kłam propagandzie rewolucjonistów. Wkrótce wojna domowa ogarnia 53 departamenty. Rządzący Francją Komitet Ocalenia Publicznego rzuca wszystkie siły do zdławienia rebelii. Zaostrza się terror - obsługa gilotyn pracuje bez wytchnienia. Po strajkach tkaczy w Lyonie, największym ośrodku przemysłowym Francji, stracono bądź deportowano 60 tysięcy robotników - połowę ludności miasta! Przy odbijaniu z rąk rojalistów Tulonu szlify zdobywa Napoleon Bonaparte, naonczas kapitan artylerii w służbie Republiki. Żądny kariery przyszły "cesarz Francuzów" donosi uniżenie rewolucyjnym satrapom: "(...) brocząc jeszcze we krwi zdrajców, donoszę Wam z radością, że rozkazy Wasze spełnione, Francja pomszczona. Ani wiek, ani płeć oszczędzonymi nie były. Ci, których okaleczyły tylko armaty republikańskie, rozsiekani zostali mieczami wolności i bagnetami równości..." Pod tym kwiecistym raportem widnieje podpis: "Brutus Bonaparte, obywatel sankiulota..." Zwolennik radykalnego komunizmu, Babeuf, postuluje, by przez wzmożoną akcję gilotynowania rozwiązać problem przeludnienia Francji oraz kłopoty z wyżywieniem ludności. Władze, najwyraźniej, stosują się do tej rady, a wśród wysłanych na szafot jest i Babeuf. W rewolucyjnej gorączce szczury zaczynają zagryzać się nawzajem - w iście gangsterskich porachunkach giną wszyscy ważniejsi przywódcy Rewolucji, w tym Danton i Robespierre. Ale dla Wandei nie ma to większego znaczenia. Na Wandeę wydano wyrok śmierci. * * * Zgodnie z rozporządzeniami władz "wandejscy bandyci" mają być wyjęci spod prawa, zabijani zaraz po schwytaniu. 1 sierpnia 1793 r. wchodzi w życie dekret o eksterminacji Wandei "- Zniszczcie Wandeę, a uratujecie Ojczyznę - grzmi z rewolucyjnej trybuny mówca Barére. - Trzeba wyniszczyć doszczętnie tę buntowniczą rasę, podpalić ich lasy, ściąć zbiory, zniszczyć ich stada!" Na Wandeę uderzają nieprzeliczone armie, w tym dwanaście budzących grozę "kolumn piekielnych" generała Turreau. Miasta i wioski buntowniczego departamentu wycinane są w pień. Po raz pierwszy w nowożytnych dziejach ateistyczno-pogańskie państwo realizuje planowo ludobójstwo swych katolickich poddanych. Żołnierze republikańscy rozpruwają brzuchy ciężarnym kobietom, obnoszą dzieci na ostrzach bagnetów, rozcinają szablami noworodki, a ich dowódcy paradują w spodniach uszytych ze skóry Wandejczyków. Rewolucjoniści zatruwają studnie arszenikiem, na szeroką skalę stosują też gazy trujące, a przysłani przez Paryż "naukowcy" eksperymentują nad gospodarczym wykorzystaniem ludzkiego tłuszczu... Rewolucjonista Carrier, po utopieniu w Loarze pięciu tysięcy skazańców, stwierdza z zachwytem: "- Cóż za rewolucyjny potok z tej Loary!" * * * A Wandea broni się, zachwycając męstwem i rycerską postawą. Z czasem walka staje się coraz brutalniejsza - przerażające okrucieństwo sług Rewolucji wywołuje chęć odwetu. Po bitwie pod Chemille, kiedy to rozgromiono republikańską armię generała Berruyera, tłum zbrojnych w topory Wandejczyków udaje się do stodoły, zamienionej w prowizoryczny obóz jeniecki; czterystu schwytanych rewolucjonistów ma spotkać okrutna kaźń. Nie spotka - jeden z wandejskich wodzów, Maurycy d'Elbée, staje na drodze swych żołnierzy. Przypomina dawno wypowiedziane słowa: "- I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom!" W stodole zapada cisza, przerywana tylko szeptami przerażonych jeńców. "-Jako i my odpuszczamy!" - powtarza z mocą d'Elbée. Powstańcy wycofują się; jeńców uwolniono. Tego samego Maurycego d'Elbée, wziętego potem do niewoli, bezlitosna Rewolucja wyśle przed pluton egzekucyjny... * * * Insurekcja upada, choć ostatnie grupy nieprzejednanych walczyć będą po lasach do 1800 r. Przywódcy Powstania nie żyją - Cathelineau i la Rochejacquelein polegli w walce; d'Elbée, Stafflet i de Charette zostają rozstrzelani; de Bonchamps umiera z odniesionych ran - przed śmiercią prosi swych żołnierzy o darowanie życia 5 tysiącom jeńców. Republikański generał Westermann, zwany Rzeźnikiem, donosi z dumą Paryżowi: "Nie ma już Wandei, obywatele republikanie. Wraz ze swymi kobietami i dziećmi zginęła pod naszą wolną szablą. (...) Zgodnie z rozkazami, któreście mi dali, miażdżyłem dzieci kopytami koni, masakrowałem kobiety, które nie będą już rodzić bandytów. My nie bierzemy jeńców (...) litość to nie jest rewolucyjna sprawa". * * * W wojnie domowej, zapoczątkowanej powstaniem w departamencie Wandea, życie straciło ponad 400 tysięcy osób. Gdy doliczymy jeszcze ofiary Terroru, wojen rewolucyjnych i imperialnych, okaże się, że Rewolucja przyniosła śmierć dwóm milionom samych tylko Francuzów. * * * Departament Wandea legł w zgliszczach. Cena za wierność Kościołowi i koronie okazała się straszna. Czy zatem warto było stanąć do walki przeciw okrutnemu przeciwnikowi, bez szans na zwycięstwo? Podziw dla rycerskiego przeciwnika, współczucie dla pokonanego wroga - nieobce były nawet niektórym republikańskim oficerom. - Ileż heroizmu na próżno! - ubolewają po schwytaniu, skazanego potem na śmierć, wandejskiego wodza, Franciszka de Charette. - Nic nie idzie na próżno! - odpowiada nieugięty Charette. - Nigdy! Virtual Vendée's Editorial Note: Tekst opublikowano pierwotnie w piśmie "Wzrastanie" [ w lutym 2002 ]. * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * BUNT SHIMABARY „Miej zawsze zaufanie do Boga. On nie przegrywa żadnej bitwy.” Bł. Josemaria Escriva de Balaguer – „Droga”, 733. 27 września 1637 r., na zboczach Świętej Góry opodal Nagasaki, na japońskiej wyspie Kiusiu, poniósł męczeńską śmierć błogosławiony Wawrzyniec Ruiz wraz z 16 Towarzyszami. Bł. Wawrzyniec, misjonarz z Filipin, rzekł w ostatnim słowie przed egzekucją: „- Jestem chrześcijaninem i wyznawać będę swoją wiarę w Chrystusa do godziny swej śmierci. (...) Umrę dla chwały Bożej. Gdybym miał żyć jeszcze tysiąc razy, to za każdym razem ofiarowałbym Panu Bogu moje życie”. Wraz z dzielnym Filipińczykiem zaszczytu męczeńskiej śmierci dostąpiło dziesięciu Japończyków, czterech Hiszpanów, Francuz i Włoch. * * * Od 1549 r., gdy św. Franciszek Ksawery, współzałożyciel zakonu jezuitów, postawił stopę na Wyspach Japońskich (w Kagosimie na Kiusiu), w Kraju Kwitnącej Wiśni trwała intensywna praca misyjna. Już w 1580 roku liczbę wyznawców Chrystusa w Japonii szacowano na 150 tysięcy; posiadali oni dwieście kościołów i dwa seminaria. Katolicyzm wykazywał ogromną moc przyciągania tak dla potężnych książąt, rycerstwa i szlachty, jak i dla prostego ludu. Nowej religii sprzyjał sam Oda Nobunaga – sławny wódz i wybitny mąż stanu, jeden z twórców zjednoczonej Japonii. Św. Franciszek Ksawery tak ocenił społeczność wyspiarzy: „Naród ten jest najlepszy spośród wszystkich, które dotychczas odkryto, i między niewiernymi, wydaje mi się, nie znajdzie się lepszego”. * * * XVII stulecie przyniosło japońskiemu cesarstwu rządy szogunów z rodu Tokugawa. Rozpoczęło się wtedy srogie represjonowanie chrześcijan – wyroki śmierci na trwających w wierze, burzenie kościołów i obiektów kultu, rygorystyczny zakaz posiadania jakichkolwiek katolickich dewocjonaliów. Niechlubna rolę odegrali tu holenderscy protestanci. Holendrzy, zwani przez tubylców „Komodzin” („Czerwonowłosi”), zasłynęli jako mistrzowie intryg; zionąc nienawiścią do Kościoła katolickiego, podburzali japońskich władców do zaostrzenia represji, sami również aktywnie uczestnicząc w krwawych pogromach. Prócz fanatycznej żądzy wytępienia „papistów”, „Komodzin” kierowali się też bardziej przyziemnymi motywami: chodziło im o wyeliminowanie wpływów katolickiej Hiszpanii i Portugalii na Dalekim Wschodzie, o zmonopolizowanie przez protestancką Holandię handlu z Japonią, handlu przynoszącego wszak spore zyski... * * * Antykatolicki terror narastał. Wreszcie, w 1637 roku, na półwyspie Shimabara, na wschód od Nagasaki, wybuchło wielkie powstanie chrześcijan. Uczestnicy rewolty, głównie chłopi, wystąpili z bronią w ręku przeciw religijnemu uciskowi, przeciw rujnującym ludność podatkom i polityce rolnej rządów Tokugawów. Szogun zareagował przysłaniem ogromnej armii. Po zaciętych bojach, na początku 1638 r., trzydzieści siedem tysięcy mieszkańców Shimabary – mężczyzn, kobiet i dzieci – schroniło się w opuszczonym zamku Hara, na wybrzeżu. Tokugawowie oraz ich holenderscy zausznicy postanowili zniszczyć ten ostatni bastion katolicyzmu. * * * Rozpoczęło się oblężenie. Zawzięte szturmy spotykały się z nie mniej zaciętym oporem. Sto tysięcy żołnierzy szoguna ponawiało próby wdarcia się na mury, ale męstwo i zajadła determinacja obrońców zmuszały ich do ustąpienia. Wezwany przez Tokugawów holenderski okręt wojenny otworzył huraganowy ogień z dział na pozycje znienawidzonych „papistów”. Shimabara broniła się dalej. Po trzech miesiącach heroicznego oporu obrońcom zajrzał w oczy głód; wyczerpała się amunicja. Żołnierzom szoguna udało się wreszcie wtargnąć do zamku. Doszło do straszliwej rzezi – chrześcijanie walczyli do końca... Z trzydziestu siedmiu tysięcy ludzi oblężenie przeżyło zaledwie stu pięciu... * * * Zwycięzcy Tokugawowie próbowali teraz całkowicie wyplenić Wiarę Chrystusa. Jej wyznawców krzyżowano, palono, zamrażano, zanurzano we wrzątku, zakopywano żywcem, wrzucano do kraterów wulkanów, poddawano najwymyślniejszym torturom. (W 1643 roku zginął tam polski misjonarz, jezuita Piotr Męciński, prawdopodobnie pierwszy nasz rodak, który dotarł na Wyspy Japońskie.) W tych strasznych latach Japonia ofiarowała Kościołowi ogromną liczbę męczenników, idących na śmierć z zapierającym dech heroizmem, z odwagą wprawiającą w osłupienie oprawców... Czyż mogło być inaczej? Wszak „ Naród ten jest najlepszy spośród wszystkich, (...) nie znajdzie się lepszego”... * * * Japoński Kościół przetrwał stulecia prześladowań. Przetrwał nawet atomowy atak w 1945 roku, ze strony zupełnie innego wroga, który wykorzystał wojnę do zniszczenia Nagasaki, jednego z najważniejszych na Dalekim Wschodzie ośrodków katolicyzmu. Mimo rozmaitych zakusów licznych przeciwników Krzyż mocno wrósł w pejzaż ojczyzny samurajów. Virtual Vendée’s Editorial Note Tekst ukazał się po raz pierwszy w piśmie „Wzrastanie” w październiku 2000 r. * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * SAN PATRICIOS – MEKSYKAŃSCY KRZYŻOWCY „Czemuż to najgłośniejszy skowyt o wolność dochodzi z ust poganiaczy niewolników?” Samuel Johnson 13 września 1847 r. wojska amerykańskie szturmowały meksykańską twierdzę Chapultepec. Dawna rezydencja azteckich władców, potem siedziba hiszpańskich wicekrólów, położona na wysokim wulkanicznym wzgórzu, była teraz ostatnim bastionem oporu Meksykanów na drodze do stolicy ich kraju, Mexico City. Tuż przed rozpoczęciem generalnego szturmu oczom obrońców ukazał się niesamowity widok. U stóp wzgórza Amerykanie wznieśli długi rząd szubienic, pod które spędzili gromadę związanych ludzi. * * * Wojnę Stanów Zjednoczonych z Meksykiem (1846-1848) poprzedziły dziesiątki lat skrytych, zakamuflowanych działań. Od początku XIX wieku organizowane na terenie USA grupy najemników różnej narodowości, flibustierów, atakowały – rzekomo na własną rękę - posiadłości Hiszpanii w Ameryce, często wchodząc w kontakty z miejscowymi ruchami rewolucyjnymi, bądź nawet je inspirując. Wielokrotnie celem flibustierskich napadów był Teksas, zarówno w czasach, kiedy stanowił on jeszcze własność hiszpańskiej korony, jak i później, gdy był już prowincją niepodległego (od 1821 r.) Meksyku. W 1835 r. amerykańscy osadnicy w Teksasie podnieśli przeciw Meksykanom zbrojną rebelię, która doprowadziła do secesji i utworzenia w roku następnym niezależnej Republiki Teksasu. Co najmniej 80% poległych „żołnierzy rewolucji teksańskiej” stanowili ochotnicy z USA... Mało znanym, acz frapującym zagadnieniem, są działania, jakie przeciw katolickiemu Meksykowi prowadziła masoneria. Penetracja meksykańskich środowisk politycznych przez północnoamerykańskie wolnomularstwo (Wielką Lożę Luizjany) rozpoczęła się w 1813 r., jeszcze w okresie rządów hiszpańskich. Osiem lat później, po zdobyciu przez Meksyk niepodległości, Joel Robert Poinsett, specjalny wysłannik prezydenta USA J.Monroe’a, był tam „zaangażowany w organizację sieci wolnomularzy, znanych jako masoni rytu yorskiego, które miały stanowić instrument wpływów Waszyngtonu...” (P. Johnson, Narodziny nowoczesności, Gdańsk 1995, s. 710). Wielką rolę wolnomularze odegrali podczas secesji Teksasu (1835-1836). Masonem był głównodowodzący rebeliantów, późniejszy pierwszy prezydent Republiki Teksasu – Samuel Houston, jak i dowódcy sławnej obrony Alamo – były handlarz niewolnikami James Bowie i eks-kongresmen David Crockett. Do masonerii należał też prezydent Stanów Zjednoczonych James Polk, autor agresji na Meksyk w 1846 r. * * * W 1845 r. władze amerykańskie zdecydowały o włączeniu „niepodległego” Teksasu do USA. Wyraziły też chęć „odkupienia” meksykańskich terenów – Kalifornii i Nowego Meksyku, co rząd w Mexico City zdecydowanie odrzucił. 13 maja 1846, na wniosek prezydenta Jamesa Polka, Kongres USA wypowiedział Meksykowi wojnę. Armia amerykańska, pod dowództwem generała Zachary Taylora, przekroczyła Rio Grande. Siły pułkownika W. Kearny’ego zaatakowały Nowy Meksyk, a następnie Kalifornię, którą amerykańscy osadnicy zdążyli już obwołać „niepodległą” republiką. W porcie Vera Cruz desantowały wojska generała Winfelda Scotta. Meksykańskie siły zbrojne, kiepsko wyposażone i słabo dowodzone, mimo osobistego męstwa żołnierzy, ponosiły klęskę za klęską. We wrześniu 1847 r. padła stolica, Mexico City. 2 lutego 1848 w Guadelupe Hidalgo podpisano traktat pokojowy. W wyniku wojny Meksyk stracił obszary o powierzchni 1,5 mln km2 (przyszłe stany Teksas, Arizona, Nowy Meksyk, Kalifornia, Nevada, Utah, częściowo też Kolorado, Kansas, Oklahoma i Wyoming), to jest 51% swego terytorium (!). * * * W latach czterdziestych XIX wieku w Stanach Zjednoczonych nasiliły się nastroje nienawiści wobec Kościoła rzymskokatolickiego. Powszechnej dyskryminacji towarzyszyły „antypapistowskie” pogromy i tumulty, jak w Filadelfii, gdzie w maju 1845 r. tłum sfanatyzowanych protestantów ruszył na katolicką dzielnicę, zamieszkaną głównie przez irlandzkich imigrantów; w ciągu jednej nocy spalono wtedy trzy kościoły, dwa klasztory oraz dwieście domów. Terenem prześladowań religijnych stały się również amerykańskie siły zbrojne. W wielu oddziałach protestanccy oficerowie z upodobaniem szykanowali i dręczyli żołnierzy-katolików... Inwazja Stanów Zjednoczonych na Meksyk miała też swój religijny wymiar. W szeregu zdobytych miejscowości napastnicze wojska rozmyślnie niszczyły katolickie świątynie i obiekty kultu, dopuszczając się też okrucieństw wobec ludności cywilnej. Wśród katolików, walczących w armii amerykańskiej, poddawanych dotąd brutalnym represjom, naturalne były sympatie dla ofiar agresji i potępienie aktów barbarzyństwa. Wielu postanowiło przejść na stronę wojsk Meksyku, by z bronią w ręku chronić swych świątyń i swojej Wiary. Niedługo potem, w meksykańskich szeregach pojawił się szczególny oddział obcokrajowców. Tworzyły go dwie kompanie piechoty, dysponował też własną artylerią. Jego trzon stanowili katoliccy dezerterzy z armii amerykańskiej. Przyjął nazwę: El Batallón de San Patricio – Batalion świętego Patryka. * * * Św. Patryk (ok. 385-461) pochodził ze Szkocji lub Walii. Pierwotnie nosił celtyckie imię Maewyn Succat, co znaczy „Wojowniczy”. Kiedy miał 16 lat, porwali go irlandzcy korsarze. Po kilku latach zbiegł z niewoli, w której dobrze poznał język i obyczaje mieszkańców Zielonej Wyspy. Poświęcił się stanowi kapłańskiemu, święcenia biskupie otrzymał z rąk papieża, który też wysłał go na misje do Irlandii. Biskup Patryk zasłynął tam akcją chrystianizacji pogan. Irlandczycy zachowali świętego we wdzięcznej pamięci, obwołując go patronem swego kraju. Trójlistna zielona koniczyna, za pomocą której św. Patryk objaśniał dogmat Trójcy Świętej, stała się irlandzkim symbolem narodowym. * * * Batalion św. Patryka wyruszył na front w sile 260 żołnierzy. Uczestniczył we wszystkich większych bitwach wojny meksykańsko-amerykańskiej. Ocenia się, że przez jego szeregi przewinęło się ogółem ponad 500 ochotników. Najliczniejszą grupę stanowili wśród nich Irlandczycy oraz Amerykanie irlandzkiego pochodzenia, sam oddział nosił imię patrona Irlandii, stąd często nazywano go „batalionem irlandzkim”. Nie do końca słusznie; dostępne mi źródła podają miejsce urodzenia dziewięćdziesięciu ośmiu żołnierzy – jest wśród nich trzydziestu ośmiu Irlandczyków, dwudziestu dwóch Amerykanów, siedmiu Szkotów, sześciu Anglików. Czternastu ochotników pochodziło z różnych państw niemieckich, sześciu z Meksyku, po jednym z Hiszpańskiej Florydy, Kanady, Francji i Włoch. Był i Polak, figurujący w dokumentach pod nazwiskiem Vinet. Batalion był zatem oddziałem wielonarodowym. Ochotników łączyło jedno – Wiara. Wszyscy byli katolikami. * * * Wspomniany Vinet, polski ochotnik Batalionu św. Patryka, nie był jedynym Sarmatą w meksykańskim konflikcie. Po stronie ofiar agresji walczyli też m.in. generał artylerii Konstanty Malczewski, porucznik Antoni Jabłonowski, dr Seweryn Gałęzowski. Niestety, po drugiej stronie frontu, w szeregach amerykańskich, również nie zabrakło Polaków. Mimo zdecydowanie niechętnego stanowiska polskich środowisk patriotycznych w USA, gromadnie potępiających napaść na Meksyk, ok. 200 naszych rodaków wzięło w niej udział. Szli w ślady kapitana Józefa Aleksandra Czyczerina, uczestnika flibustierskiej wyprawy dr. Longa do Teksasu (1821) oraz Michała Dębickiego, Jana Karnickiego, Józefa Skrzynickiego, Adolfa i Franciszka Pietrasiewiczów – poległych w „rewolucji teksańskiej” (1836). * * * Wojna z lat 1846-1848 nie była dla USA łatwym przedsięwzięciem. Do 5.823 poległych i rannych Amerykanów doszły jeszcze tysiące ofiar epidemii i zdarzeń losowych. Oficjalny bilans strat wykazuje 1.721 zabitych w walce oraz 11.300 zmarłych w wyniku chorób i wypadków. Doliczając jeszcze 13.349 zwolnionych ze służby z powodu ran i chorób, a także 6.750 dezerterów, otrzymujemy liczbę 33.120 żołnierzy, jakich postradały Stany Zjednoczone w tym konflikcie. Oznacza to, że siły użyte w agresji na Meksyk (103.287 żołnierzy wojsk regularnych i ochotniczych) utraciły blisko 1/3 swego stanu osobowego. Tysiące amerykańskich kombatantów (zdaniem niektórych - nawet kilkadziesiąt tysięcy!) zmarło w następnych kilku latach, już po demobilizacji, na skutek chorób, jakich nabawili się w Meksyku. Była to jedna z najkosztowniejszych kampanii w historii sił zbrojnych Wuja Sama. * * * 20 sierpnia 1847 r. pod Churubusco Meksykanie próbowali powstrzymać pochód Amerykanów. Głównym ośrodkiem oporu stał się zespół klasztorny San Mateo. Klasztor otoczony był wysokim murem. Jego narożników strzegły dodatkowo bastiony ziemne. W ścianach wykuto otwory strzelnicze, a stanowiska wzmocniono workami z piaskiem. Załogę stanowiło 1500 żołnierzy, w tym dwustu czterech San Patricios – ochotników z Batalionu św. Patryka. Meksykańskie wojsko dość szybko zmuszono do odwrotu, ale klasztor San Mateo bronił się nadal, wiążąc znaczne siły nieprzyjaciela. Frontalne ataki Amerykanów załamywały się w ogniu strzelców wyborowych oraz dział, obsługiwanych przez San Patricios. Klasztor zaatakowano ze wszystkich stron. Dwie dywizje amerykańskiej piechoty szturmowały bez chwili wytchnienia. Po przeszło trzech godzinach walki artyleria rozbiła klasztorny mur; przez wyłom wdarły się tłumy napastników. Walka przeniosła się na dziedziniec. Oficerowie meksykańscy kilkakrotnie wywieszali już białą flagę, za każdym razem zrywaną przez zdeterminowanych San Patricios. Meksykanie złożyli wreszcie broń. Batalion św. Patryka uderzył na nieprzyjaciela, próbując przebić się przez wrogie pozycje. Udało się to jedynie części żołnierzy. W klasztorze San Mateo poległo blisko 50 San Patricios, 85 dostało się do niewoli. Jeńców poddano brutalnemu śledztwu. Ci, którzy służyli wcześniej w amerykańskich siłach zbrojnych, stanęli przed sądem jako dezerterzy. Zapadło 50 wyroków śmierci. W następnych dniach Amerykanie powiesili dwudziestu San Patricios. Pozostałych zachowano do czasu kolejnego zwycięstwa, które „uświetnić” miał swoisty rytualny mord. * * * 13 września 1847 r. dobiegał końca szturm meksykańskiej twierdzy Chapultepec. Ostatni żywi obrońcy – sześciu młodziutkich kadetów – owinięci sztandarem narodowym, rzucili się w przepaść ze szczytu zamkowej wieży. Zaraz potem na zamku załopotała amerykańska flaga. Rozległy się triumfalne fanfary… Był to sygnał do egzekucji. Trzydziestu skazanych San Patricios oglądało szturm z pętlami na szyjach, stojąc na zaprzężonych w muły wózkach, u stóp lasu szubienic. Na dźwięk fanfar mulnicy pognali zwierzęta, wyrywając wózki spod nóg skazańców. Trzydziestu San Patricios – żołnierzy jeszcze jednej, zapomnianej krucjaty – przeniosło się do Wieczności. Powiadają, że zerwał się wtedy nagły, porywisty wiatr... * * * W połowie V wieku po narodzeniu Chrystusa, kiedy tysiące irlandzkich chrześcijan padło ofiarą najazdów z Brytanii, święty Patryk, przejęty bólem, pisał: „– Lwy żarłoczne rozszarpują owczarnię moją.” „Nowa Myśl Polska” 24 IX 2002 * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * PIERWSZA KRUCJATA "Ponieważ Zbawca znowu cierpi w miejscach, gdzie niegdyś poniósł za nas śmierć, nadszedł czas, by dobyć z pochwy dwa miecze, w które Piotr był zbrojny podczas Męki Pańskiej". św. Bernard z Clairvaux Podręczniki podają, iż pierwsza krucjata wyruszyła do Ziemi Świętej latem 1096 roku. Znawcy przypominają zaraz, nieco wcześniejszą, wyprawę ludową Piotra Pustelnika. Mało kto pamięta, iż pierwszą zbrojną ekspedycję do Palestyny chrześcijaństwo zorganizowało kilka wieków przedtem, w okresie wojen Bizancjum z Persją. Wiosną 614 r. armia króla Persji Chosroesa wkroczyła do Palestyny, będącej wówczas we władaniu Bizancjum. Napastnicze wojska dopuszczały się licznych okrucieństw, ze szczególnym upodobaniem pastwiąc się nad ludnością chrześcijańską. Miasta i wioski legły w gruzach. Systematycznie palono kościoły. Bazylikę Narodzenia Pańskiego w Betlejem ocaliła umieszczona nad wejściem mozaika, przedstawiająca Mędrców ze Wschodu, odzianych w perskie szaty. 15 kwietnia rozpoczęło się oblężenie Jerozolimy. Chrześcijańska ludność stawiła mężny opór, jednak najeźdźców postanowili wesprzeć miejscowi Żydzi. To dzięki ich pomocy 5 maja, po trzech tygodniach bezskutecznych szturmów, żołnierze perscy wdarli się do miasta. * * * Walka zamieniła się w okrutny pogrom chrześcijan. Na ich dzielnice, wespół z perskim żołdactwem, ruszyły hordy głodnych krwi Żydów. Przez Święte Miasto przetoczyła się fala okrucieństw, profanacji i grabieży. Ulice spływały krwią. Wymordowano sześćdziesiąt tysięcy ludzi - niemało ubili Persowie, jednak większość padła z rąk żydowskich "starszych braci". Trzydzieści pięć tysięcy mieszkańców Jerozolimy sprzedano w niewolę. W ręce najeźdźców wpadły relikwie - Święty Krzyż oraz narzędzia Męki Pańskiej. Cały chrześcijański świat pogrążył się w rozpaczy. * * * W 622 r. władca Bizancjum, cesarz Herakliusz, ogłosił świętą wojnę przeciw "mocom piekielnym", okupującym Ziemię Świętą, bezprawnie przetrzymującym najdroższe dla chrześcijan relikwie. Herakliusz wraz z całym wojskiem ofiarował się na służbę Bożą. Patriarcha Konstantynopola, Sergiusz, w płomiennych kazaniach rozbudzał patriotyczny zapał. Kościół zaoferował swe dobra materialne dla sfinansowania zbrojnej wyprawy, zezwolił też na wcielenie w szeregi armii pokaźnej liczby mnichów. W następnych latach Herakliusz zorganizował i mistrzowsko przeprowadził sześć wielkich kampanii wojennych. Ujawnił przy tym militarny geniusz, równy talentom Aleksandra Macedońskiego, Hannibala i Juliusza Cezara. W decydującej bitwie pod Niniwą (627), na asyryjskiej równinie, która pamiętała Aleksandra Wielkiego, Herakliusz zdruzgotał główne siły Persów. Cesarz, swoim zwyczajem, rzucił się w najgorętszy wir walki; osobiście zabił wodza wrogiej armii. Król perski Chosroes został wkrótce zdetronizowany, a jego następca poprosił o pokój. Persowie wycofali się z zgrabionych prowincji. Chrześcijanie odzyskali Krzyż Święty, który w uroczystej procesji 3 maja 629 r. wniesiono do Jerozolimy, by złożyć Go następnie w Bazylice Bożego Grobu. Odtąd trzeci dzień maja uroczyście obchodzono w Kościele, jako Święto Znalezienia Krzyża. Od tego czasu datuje się też kult Najświętszej Marii Panny Zwycięskiej. * * * Cesarz Herakliusz uznany został przez potomnych za pierwszego w dziejach krzyżowca, zaś jego boje z Persami o Ziemię Świętą i Święty Krzyż za pierwszą w dziejach krucjatę. I choć nie wszystkie późniejsze działania tego władcy były tak chwalebne, jemu właśnie chrześcijaństwo zawdzięcza ocalenie swych najświętszych relikwii. * * * Palestyńscy Żydzi niewiele osiągnęli swą zdradziecką postawą z lat perskiego najazdu. Persowie pogardzali takimi sojusznikami; z czasem wysiedlili ich nawet z Jerozolimy. Potem, po wyparciu okupantów, wielu chrześcijan szukało odwetu za zbrodnie minionych lat. Ostatecznie, dekretem Herakliusza, wszyscy palestyńscy Izraelici musieli przyjąć chrzest. Virtual Vendée's Editorial Note: Tekst opublikowano pierwotnie w piśmie "Wzrastanie" [ w czerwcu 2002 ]. * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * FILARY KOŚCIOŁA „Jeśli Tyber zaleje mury, jeśli Nil nie wyleje na pola, jeśli niebo stanie i nie daje deszczu, jeśli ziemia się trzęsie, jeśli głód, jeśli zaraza, zaraz słychać okrzyki: – Chrześcijan lwu!” Tertulian Do pierwszych prześladowań wyznawców Chrystusa doszło jeszcze w Palestynie; inicjowali je sfanatyzowani Żydzi. Potem próby wykorzenienia chrześcijaństwa wielokrotnie podejmowało cesarstwo rzymskie. Chrześcijanie, odmawiający oddania boskiej czci cesarzowi, odrzucający składanie ofiary pogańskim bożkom, jawili się jako element podejrzany i niebezpieczny. Odmawiających porzucenia Wiary czekała nieuchronna, straszna kaźń. Egzekucji dokonywano publicznie, na oczach rozradowanego motłochu. Wpierw zawsze biczowano ofiarę, często poddając ją też wymyślnym torturom. Wyroki śmierci wykonywano najczęściej przez spalenie żywcem, ścięcie, ukrzyżowanie. Od czasów Nerona modne stało się rzucanie chrześcijan na pożarcie dzikim zwierzętom, szczególnie lwom, również: tygrysom, lampartom, niedźwiedziom, wilkom. Skazanych tratowały też nosorożce, słonie, byki, tury, odyńce. Tych, co przeżyli spotkanie z bestiami, dobijali gladiatorzy ciosem w serce lub w gardło. I tak zginęli na arenach, rozszarpani przez dzikie zwierzęta: św. January, św. Sossus, św. Festus, św. Dezyderiusz. Świętego Pankracego oraz święte Perpetuę i Felicytę, poranionych, dobito mieczem. Zmarli w wyniku tortur: św. Wincenty, św. Agata, św. Zenobiusz, św. Wit, papież św. Soter, św. Leokadia, św. Wawrzyniec. Męczarnie, jakim podano św. Jerzego, były tak wyjątkowe, nawet w tych okrutnych czasach, że powszechnie mówiono o nim jako o Wielkim Męczenniku. Ukrzyżowano św. Piotra Apostoła, św. Andrzeja Apostoła, św. Arkadiusza. Świętego Bartłomieja Apostoła ukrzyżowano, a potem ścięto. Świętego Filipa ukrzyżowano, a następnie ukamienowano. Spalono żywcem św. Teodora i św. Apolonię. Świętego Polikarpa nie imały się płomienie stosu, więc dobito go pchnięciem sztyletu. Ukamienowano św. Szczepana, Pierwszego Męczennika. Św. Jakub Młodszy Apostoł, strącony z wieży świątyni jerozolimskiej, ukamienowany, został następnie dobity pałką. Świętego Macieja Apostoła, ukamienowanego, dobito siekierą. Św. Szymona Apostoła przerżnięto na pół drewnianą piłą. Św. Hipolita włóczono końmi. Skazano na utopienie w morzu papieża św. Klemensa I oraz św. Floriana. Św. Tymoteusza i św. Tarsycjusza pobiły na śmierć tłumy pogan. Św. Jana oraz św. Pawła z Rzymu skrytobójczo zamordowano we własnych domach. Św. Sebastian i św. Krystyna z Bolsena zginęli przeszyci strzałami. Czterdziestu Męczenników z Sebasty zamrożono. Św. Zofia zmarła z boleści na grobach swych dzieci – męczenników. Ścięto: św. Pawła Apostoła, św. Bonifacego z Tarsu, św. Justyna, św. Marcelina, św. Piotra egzorcystę, św. Gerwazego, św. Protazego, św. Małgorzatę, św. Balbinę, św. Cypriana, św. Prokula, św. Eutychesa, św. Akucjusza, św. Kosmę, św. Damiana, św. Justynę z Padwy, św. Katarzynę, św. Lucjana, św. Juliana, św. Tacjana, św. Agnieszkę, św. Błażeja, św. Dorotę, św. Walentego, świętych: Daniela, Eliasza, Izaaka, Jeremiasza i Samuela, papieża św. Sykstusa II (wraz z nim m.in. świętych: Felicissina, Agapita, Januarego, Magnusa, Wincentego, Stefana), św. Symforiana, św. Maksymiliana… Świętą Barbarę ściął własny ojciec! Na terenie dzisiejszej Szwajcarii położył głowę św. Maurycy wraz z Towarzyszami – żołnierzami sławnej „legii tebańskiej” cesarza Dioklecjana. Ich legion, składający się z samych chrześcijan, „dziesiątkowano” (zabijano co dziesiątego żołnierza), chcąc zmusić pozostałych do odstąpienia od Wiary. Nie załamał się ani jeden, zginęli wszyscy – 6 000 legionistów! W kamieniołomach na Sycylii ponieśli razem śmierć papież św. Poncjan oraz… antypapież św. Hipolit, który męczeństwem okupił swe winy wobec Kościoła (w tym samym 235 roku zginęło jeszcze dwóch świętych o imieniu Hipolit). Wśród męczenników w pierwszych wiekach po Chrystusie znaleźli się też: św. Ignacy, św. Dymitr z Salonik, św. Beata, św. Kwiryn, św. Marek Ewangelista, św. Barnaba Apostoł, św. Potyn, św. Ireneusz, św. Krzysztof, św. Tytus, św. Agatonik z Towarzyszami, św. Arystydes, św. Marcjanus, święci papieże: Marceli I, Fabian, Sykstus I, Telesfor, Anaklet, Marcelin, Korneliusz, Linus, Kalikst I, Wiktor (wśród świętych o tym imieniu jest aż 39 męczenników!), a także antypapież Nowacjan. W dalekiej Persji zginęli: św. Juda Tadeusz oraz św. Mateusz Ewangelista, w Indiach – św. Tomasz Apostoł. Egzekucjom często towarzyszyły nadnaturalne zjawiska. Św. Łucja przeżyła palenie na stosie i ścięcie (!); zmarła z ran, przyjąwszy uprzednio Komunię świętą. Św. Cecylii kat nie zdołał odrąbać głowy, mimo iż trzykrotnie uderzył mieczem w kark skazanej; zmarła z ran po trzech dniach. Św. Erazm, torturowany, wybawiony z więzienia przez św. Michała Archanioła, zmarł z ran jako człowiek wolny. Św. Tekla, skazana na pożarcie przez wygłodzone lwy, ocalała; bestie nie chciały atakować męczennicy. Zapierająca dech w piersiach odwaga ginących chrześcijan wywoływała ogromne wrażenie na publiczności, a nawet na samych oprawcach. Wszak już setnik Longinus, dowódca straży przy Chrystusowym Krzyżu, który najpewniej osobiście przebił włócznią bok Jezusa – nawrócił się, został biskupem i poniósł śmierć męczeńską; wyniesiono go na ołtarze. Św. Jakub Starszy Apostoł, skazany na ścięcie, podczas egzekucji dał tak porywający przykład heroizmu, że nawrócił się jego kat! (Chwilę później i on zginął za Chrystusa). Święci Nereusz i Achilles, żołnierze rzymscy z oddziałów prześladujących chrześcijan, pod wpływem bohaterskiej postawy swych ofiar również przyjęli Wiarę; przypłacili to obaj życiem. O realiach ówczesnej pracy misyjnej wiele mówi fragment listu św. Pawła Apostoła do Koryntian: „Od Żydów otrzymałem pięciokrotnie po czterdzieści razów bez jednego. Trzykrotnie sieczono mnie rózgami, raz kamienowano, trzykrotnie przeżyłem rozbicie statku, dzień i noc spędziłem na głębokim morzu. Często w podróżach groziły mi niebezpieczeństwa na rzekach, niebezpieczeństwa z rąk rozbójników, niebezpieczeństwa z rąk współrodaków, niebezpieczeństwa ze strony pogan, niebezpieczeństwa w mieście, niebezpieczeństwa na pustkowiu, niebezpieczeństwa na morzu, niebezpieczeństwa od fałszywych braci; w pracy i umęczeniu, często na czuwaniu, w głodzie i pragnieniu, w licznych postach w zimie i nagości” (2 Kor 11, 24- 27). Nie ma przesady w stwierdzeniu, że Kościół pierwszych wieków wzrastał z krwi męczenników. Virtual Vendée’s Editorial Note Tekst ukazał się po raz pierwszy w piśmie „Wzrastanie” w październiku 2001. * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * ZBRODNIA BEZ KARY "Mała dziewczynka (...) podała mu kartkę nagryzmoloną niezdarnie przez osobę znającą trochę język angielski: - Zabijcie nas, ale nie oddawajcie bolszewikom. Żołnierz przeczytał z trudem, schował do kieszeni na piersiach i mówią, że raptem zapłakał". Józef Mackiewicz - "Kontra" Jałtańskie porozumienie Wielkiej Trójki - przywódców ZSRR, USA i Wielkiej Brytanii - miało dramatyczne następstwa. Zatwierdzono granice Rosji, wynikłe z paktu Ribbentrop - Mołotow. Europę Wschodnią uznano za sowiecką strefę wpływów. Uciekinierzy z krajów komunistycznych mieli być wydani w ręce Stalina i Tity. Stalinowska dyktatura zaliczona została przez Zachód w poczet "wielkich demokracji", a prezydent USA Roosevelt rzekł był do władcy Kremla: - "Razem zbudujemy nowy, lepszy świat." * * * Niedługo potem, w zagrzebskim parku Maksimir żołdacy Tity uderzeniami młotów zabijali chorwackich jeńców. W Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa w Bochni były agent Gestapo wypalał pogrzebaczem oczy reakcjonistom. W Albanii rozstrzeliwano księży za ochrzczenie dziecka, to jest za złamanie konstytucyjnego zakazu wyznawania religii. Na Zachodzie, w obozach uchodźców, biły dzwony, przerażone tłumy odmawiały zbiorową modlitwę za konających - we własnej intencji! Ładowani do alianckich ciężarówek, wracali na Wschód, wprost w piekło Gułagu. Niejedna matka kołysała w ramionach martwe dziecko - żołnierze angielscy, przy pomocy kolb, bagnetów, miotaczy ognia - uczyli respektu dla międzyimperialnych porozumień. * * * Wkrótce Europa Zachodnia hucznie świętowała koniec wojny, z energią i rozmachem przystępowała do odbudowy. Tabuny wyzbytych sumienia tytanów intelektu wielbiły Kraj Rad - "Ojczyznę Pokoju i Wolności". Inni, bardziej liberalni, życzliwie łypali w stronę titowskiej Jugosławii, podkreślając jej niezależność od Stalina. A tymczasem w Chorwacji sto czterdzieści tysięcy katolików padało ofiarą "wyzwoleńczej" rzezi. Sześćset tysięcy Węgrów i pół miliona Litwinów, stłoczonych w bydlęcych wagonach, pędziło w syberyjską tundrę i kazachskie stepy. W więzieniach i obozach umierało dwieście tysięcy Polaków, milion Rumunów, dwieście tysięcy Niemców, sto czterdzieści tysięcy Bułgarów, sto tysięcy Albańczyków... Prawdziwa "Zjednoczona Europa", na razie tylko Wschodnia, w cierniowej koronie z drutu kolczastego, użyźniana milionami ludzkich trupów, wrzucanych do dołów z wapnem... * * * Dzisiaj usłyszeć można, że alianci - politycy miary Roosevelta i Churchilla - ponoć dali się zwieść Stalinowi, naiwnie zaufali jego przyrzeczeniu "wolnych i nieskrępowanych" wyborów w Polsce. Nikt nie powierza dzieci opiece pedofila; nie oddaje się wolnych narodów pod kuratelę największego w dziejach ludobójcy. Nie był to pierwszy ani ostatni przypadek poświęcenia sojuszników. Polaków zdradzono już w 1939 roku. Trzydzieści lat po Jałcie rzucono na pożarcie południowych Wietnamczyków, Khmerów i Laotańczyków; dekadę później - nikaraguańskich "contras". Minęła epoka krucjat, dwudziestowieczny Zachód nie miał przyjaciół. Miał tylko interesy. * * * Komunistyczne zbrodnie, dokonane za przyzwoleniem "wolnego świata", pozostały nie ukarane. Nie było drugiej Norymbergi. Były za to spółki z mieszanym, sowiecko - zachodnim kapitałem i lukratywny biznes. Dawni siepacze dorabiają dziś pamiętnikarstwem do wysokich, państwowych emerytur. Trzeba przyznać, że w kolejce po autograf ustawia się mrowie niedorżniętych naiwniaków. I wciąż żyje czerwony upiór marksistowskiej rewolucji. Przepoczwarza się, zbiera siły, oczekuje swojego czasu. Nikt nie odrąbał mu zakrwawionych szponów, nikt nie wbił w serce osikowego kołka. Virtual Vendée’s Editorial Note Tekst ukazał się po raz pierwszy w piśmie „Wzrastanie” w styczniu 1998. * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * INWAZJA NA PAŃSTWO KOŚCIELNE "Miecz jest osią świata, a jego panowanie jest absolutne." Charles de Gaulle W 756 r., po serii wojen z Longobardami, w środkowej części Półwyspu Apenińskiego powstało Państwo Kościelne – Patrimonium Sancti Petri, "Dziedzictwo św. Piotra". Nowa monarchia, na której czele stał sam Ojciec Święty, była odtąd użytecznym instrumentem realizacji misji Kościoła. Mimo licznych zakusów nieprzyjaciół Państwo Kościelne przetrwało jedenaście wieków. Nie upadło w wyniku wewnętrznych kryzysów czy przeobrażeń. Zmogła je brutalna agresja z zewnątrz. * * * Okres wojen i rewolucji, które w latach 1820-1870 doprowadziły do powstania niepodległych i zjednoczonych Włoch, przeszedł do historii pod nazwą "il Risorgimento Italiano" – Włoskie Odrodzenie (czy nawet: Zmartwychwstanie). Niestety, na akcji "Zjednoczenia" Półwyspu Apenińskiego złowrogie piętno odcisnęli radykalni rewolucjoniści., członkowie tajnych stowarzyszeń – karbonariusze i masoni. Zgodnie z ich wizją, "zjednoczony" kraj miał przybrać postać scentralizowanego, nie szanującego lokalnych odrębności molocha. Kierujący "Zjednoczeniem" emisariusze masonerii (m.in. Mazzini, Garibaldi, Cavour), wykorzystali każdą okazję do uderzenia w Kościół katolicki. O metodach, jakimi przeprowadzano "Zjednoczenie", nawet jego apologeci woleliby zapomnieć… * * * W 1860 r. Królestwo Sardynii (Piemont), cieszące się poparciem Anglii i Francji, rozpoczęło akcję "Zjednoczenia" Italii. Szybko włączyło w swe granice Toskanię, Parmę, Modenę i Bolonię; po zaciętej, okupionej wieloma ofiarami wojnie, dokonało podboju Królestwa Obojga Sycylii. Zaatakowane przez Sardyńczyków Państwo Kościelne, do obrony którego ściągnęli tłumnie ochotnicy "z czterech stron świata" (w tym kilkuset Polaków), straciło wtedy 70 % terytorium. Papież Pius IX zdołał utrzymać kontrolę jedynie nad Lacjum – regionem bezpośrednio okalającym Rzym. Na ludność podbitych krain, która widać bez przesadnego entuzjazmu powitała "wyzwolicieli", spadły srogie represje. Tylko od września 1860 r. do maja 1861 r. wojska Sardynii rozstrzelały 8.968 poddanych Ojca Świętego, 6.112 uwięziły, spaliły 918 domów, złupiły 72 kościoły. Wśród zamordowanych było 76 księży… Nie inaczej przekonywano do idei "Zjednoczenia" mieszkańców Królestwa Neapolu, których uwięziono ponad 10.000 w przeciągu zaledwie roku. Oficjalne, urzędowe dane (z całą pewnością zaniżone) mówią ogółem o 18.000 Włochów, straconych wtedy w egzekucjach; o 80.000 pozbawionych pracy i majątków; o 30.000 wypędzonych… Czy ktoś jeszcze pamięta, jakimi metodami przeprowadzano owo włoskie "Zjednoczenie"? Czy przy okazji obchodów ku czci bojowników "Risorgimento" wolno wspominać również ogromną liczbę tych, którzy oddali swe życie w obronie Wiary i własnej odrębności? Niestety, jak zwykle, historię piszą zwycięzcy… * * * A tymczasem zwycięzcy proklamowali, w 1861 r., powstanie zjednoczonego Królestwa Włoch, z Wiktorem Emanuelem II, dotychczasowym władcą Sardynii, na czele. Stolicą nowego państwa zostaje Florencja (nie obejdzie się bez salw włoskiego wojska w tłum protestujących mieszkańców Turynu, sardyńskiej stolicy). "Zjednoczeniu" opiera się wciąż Państwo Kościelne. Tajne sprężyny antykatolickiego spisku uruchamiają zatem nagonkę międzynarodowej prasy, która w niewybredny sposób atakuje osobę papieża Piusa IX, jego Urząd i jego Wiarę. Antychrześcijańska, sterowana zza kulis propaganda przedstawia Państwo Kościelne jako krwawą tyranię, co jest wstępem, przygotowaniem "moralnego pretekstu" do kolejnej zbrojnej interwencji. " – Walka z katolicyzmem na całej powierzchni Ziemi winna być granitową podstawą naszej polityki" – krzyczy we florenckim parlamencie mason Petrucelli della Gatina. * * * W październiku 1867 r. Giuseppe Garibaldi, wielki mistrz włoskiej masonerii, uznaje, że nadszedł już czas. Wraz z ośmioma tysiącami ochotników przekracza granicę Państwa Kościelnego. Po dwudniowym oblężeniu zajmuje twierdzę Monterotondo, bronioną przez ledwie 370-osobową załogę. Na zdobytych terenach garibaldczycy dokonują licznych profanacji obiektów kultu. Ich wódz z upodobaniem wjeżdża konno do wnętrz łupionych świątyń, osobiście udziela cywilnych "chrztów", wieszczy całkowity upadek Kościoła. Barbarzyńcy zbliżają się do bram Rzymu. Spodziewają się entuzjastycznego powitania przez ludność Wiecznego Miasta, wręcz antypapieskiej rewolty na ulicach. Nic takiego nie następuje. Garibaldczyków witają zatrzaśnięte bramy. Lud Rzymu oczekuje na murach z bronią w ręku, gotów walczyć i umierać za doczesną władzę Ojca Świętego. Antykatoliccy spiskowcy i prowokatorzy, suto opłacani przez rząd włoski i masońskie loże, będą się potem tłumaczyć, że nie zdołali wywołać "powstania", czy choćby rozruchów, ponieważ akurat wtedy jął padać deszcz… Tymczasem papiestwo otrzyma nieoczekiwaną pomoc. Cesarz Francuzów – Napoleon III przysyła z odsieczą korpus ekspedycyjny. Pod Mentaną dochodzi do decydującej bitwy. Garibaldi traci tam 150 zabitych i 1600 jeńców, wobec 30 poległych żołnierzy papieskich i 2 francuskich. Wojsko agresora idzie w rozsypkę, w popłochu wycofuje się ku granicy. Ale wrogowie Kościoła nie rezygnują. Oczekują jedynie na stosowną okazję. Grozę budzi ich nieustępliwa, wytrwała nienawiść. * * * W 1870 r. wybucha wojna francusko-pruska. Napoleon III znajdzie się w koszmarnych opałach, nie będzie już w stanie pomóc papieżowi. Korzystając z europejskiego zamętu, Włochy wysyłają wojsko pod wodzą masona Rafaele Cadorny, na podbój Rzymu. 20 września 1870 r. o świcie rozpoczyna się bombardowanie Wiecznego Miasta. Armia papieska odpowiada ogniem. Po czterogodzinnym ostrzale działa Cadorny robią wyłom w Murze Aureliana koło Porta Pia. Wobec przytłaczającej przewagi wroga papież Pius IX wydaje swym oddziałom rozkaz złożenia broni. Do tego czasu poległo 20 żołnierzy Ojca Świętego i co najmniej 40 najeźdźców. Potem zwycięzcy zmasakrowali jeszcze 80 jeńców… 21 września watahy rewolucjonistów wdzierają się do pozbawionych obrony dzielnic, dopuszczając się licznych rabunków, niszcząc bezcenne dzieła sztuki. Gdy próbują wtargnąć do Bazyliki św. Piotra, znowu leje się krew – ginie dwóch papieskich żandarmów i dwóch napastników. Parlament Włoch podejmuje decyzję o uroczystym przeniesieniu stolicy do Rzymu; uchwala eksterytorialność Pałacu Watykańskiego, Lateranu i Castel Gandolfo. Papież odrzuca te postanowienia, nakłada ekskomunikę na wszystkich winnych zniszczenia Państwa Kościelnego; uznaje się za mieszkańca okupowanego miasta, więźnia Watykanu. * * * W zdobytym Rzymie dzieją się rzeczy mało chwalebne. Po orgii rabunków, dokonanych przez wojska "wyzwoleńcze", na łup rzucają się hordy królewskich urzędników oraz międzynarodowych spekulantów. Szczególnie złą sławę zyskują "towarzystwa obrotu nieruchomościami", prowadzone przez francuskich, angielskich i niemieckich Żydów. Skala grabieży jest tak wielka, że mówi się o drugim "sacco di Roma" – złupieniu Rzymu (poprzedniego dokonały w 1526 r. wojska cesarskie). Na ulicach wciąż dochodzi do aktów przemocy, spowodowanych nienawiścią do Kościoła i religii katolickiej. W jednym tylko 1872 r. poraniono i poturbowano z tego powodu 2672 rzymian, w tym księży i biskupów, zamordowano papieskiego żandarma – a sąd uniewinnił morderców… * * * Tymczasem Europa i świat, podminowane ogromną ilością spisków, wstrząsane konfliktami narodowościowymi, społecznymi, religijnymi, rywalizacją mocarstw – pogrążały się coraz bardziej w otchłani. Boleśnie odczuwano brak międzynarodowego arbitra, którego rolę dawniej z powodzeniem pełniło papiestwo. Na miejsce autorytetów, zniszczonych przez rewolucyjną propagandę, nie wyrosły nowe. Już w 1849 r. jeden z włoskich karbonariuszy pisał: "– (…) rozprzężenie społeczne panuje wszędzie (…) Odebraliśmy ludowi wszystkie bogi nieba i ziemi, jakim składał hołdy. Wyrwaliśmy z jego serca wiarę religijną, przekonania monarchiczne, uczciwość, cnoty rodzinne, a teraz, słysząc dochodzący z dala głuchy jego ryk, drżymy z trwogi, bo ten potwór może nas pożreć". Virtual Vendée’s Editorial Note Tekst ukazał się po raz pierwszy w piśmie "Wzrastanie" w listopadzie 2001. * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * CESARZ W czerwcu 1867 r. w meksykańskiej twierdzy Queretaro rozgrywał się ostatni akt pewnego dramatu. Maksymilian Ferdynand Habsburg, arcyksiążę austriacki i cesarz Meksyku, uwięziony przez zwycięskich republikanów, oczekiwał na wykonanie wyroku śmierci. Na kilka godzin przed zaplanowaną egzekucją do celi dostojnego więźnia wkroczył nieoczekiwany gość. Baron Gagern, osobisty adiutant wodza republikanów, prezydenta Benito Juareza, przybył z ofertą ocalenia monarchy. Ten wszakże, po zapoznaniu się z ceną, jaką miałby zapłacić za uratowanie życia, uznał ją za nazbyt wygórowaną... * * * Od czasu uzyskania niepodległości w 1821 r. Meksykiem wstrząsały liczne wojny, przewroty i rewolucje. Kraj pustoszyły armie obcych państw oraz rodzimych, skłóconych ze sobą stronnictw. W 1864 r. cesarz Francji Napoleon III, którego wojska również zaangażowały się w kolejną z "meksykańskich awantur", wystąpił z ciekawą inicjatywą. Uznał, że rozdzierane wewnętrznymi konfliktami państwo, będące dotąd republiką, zjednoczy i nada mu należny splendor tylko osoba własnego monarchy. Koronę Cesarstwa Meksyku ofiarowano austriackiemu arcyksięciu Maksymilianowi Habsburgowi. * * * Wydawało się, że idea padła na podatny grunt w kraju od lat nękanym anarchią. Zorganizowany naprędce plebiscyt dał Maksymilianowi miliony głosów poparcia. Gromadnie opowiedziało się za nim stronnictwo konserwatystów wraz z tradycyjnymi sojusznikami - Kościołem i indiańskim chłopstwem. Cesarz Maksymilian chciał być oświeconym monarchą, kochanym przez swój lud. W imię pokoju i pojednania zaproponował szereg kompromisów. Niestety, stronnictwo liberalnych republikanów, pod wodzą Benito Juareza, odrzucało wszelkie porozumienie. Głosiło hasło walki z monarchią, Kościołem oraz z obcą okupacją, za którą uznało władzę Maksymiliana. * * * Istotnie, monarchię wspierały wojska francuskie, austriackie oraz ochotnicy z wielu krajów. Jednak i w szeregi jej przeciwników tłumnie napływali cudzoziemcy, głównie ze Stanów Zjednoczonych. W "meksykańskich awanturach" nie brakło też Polaków - ponad dwa tysiące biło się za sprawę cesarza, kilkuset wsparło Juareza. Wszakże po obu stronach walczyła i poległa przede wszystkim ogromna liczba Meksykanów. Zarówno konserwatywni monarchiści, jak i liberalni republikanie na swój sposób rozumieli powinność wobec Ojczyzny i patriotyzm. * * * Dawne konflikty nie tylko nie wygasły, ale nabrały wyjątkowo brutalnego charakteru. Obie walczące armie postępowały z równą zaciętością. Normalną praktyką było rozstrzeliwanie schwytanych jeńców. Wojsko liberałów, stronnictwa w znacznej mierze spenetrowanego przez masonerię, paliło katolickie świątynie, mordowało księży i zakonników. Idea pojednania została pogrzebana pod stosem ponad stu tysięcy trupów. * * * W marcu 1867 r. francuscy sojusznicy Maksymiliana, znużeni przedłużającą się wojną, postanowili wycofać swe siły interwencyjne. Przy cesarzu pozostali tylko meksykańscy konserwatyści, niewielkie oddziały austriackie oraz garść ochotników, w tym Polacy. Małżonka monarchy, Charlotta, wyjechała do Europy szukać pomocy. Zaledwie trzy miesiące później główne siły Maksymiliana, oblężone w Queretaro, skapitulowały. Cesarz dostał się do niewoli. Powołany przez zwycięzców trybunał wojskowy w pośpiechu skazał go na śmierć. Zupełnie nieoczekiwanie otrzymał ofertę ocalenia głowy. * * * Przywódca republikanów i nowy władca kraju, prezydent Juarez, był wysokiego stopnia masonem. Adeptów tego tajnego stowarzyszenia obowiązuje "braterstwo" i zasada "wspierania się". Do Juareza dotarła pogłoska, iż Maksymilian również jest "bratem" wolnomularskiej loży. Wysłał tedy do Queretaro swego adiutanta, barona Gagerna. Ten zaoferował więźniowi możność ucieczki, drogą morską, do Europy. Wystarczyło jedynie potwierdzić, słowem honoru, członkostwo w masonerii. * * * Od 1738 r. wstąpienie w szeregi wolnomularstwa (masonerii), tajnej sekty intrygującej przeciw Kościołowi i cywilizacji chrześcijańskiej, automatycznie powoduje popadnięcie katolikaw stan ekskomuniki. Stanowisko to Kościół konsekwentnie podtrzymuje od blisko trzech stuleci. Łącznie na przestrzeni stuleci ideologia oraz zbrodnicze działania masonów doczekały się ponad 400 oficjalnych potępień ze strony Watykanu. * * * Maksymilian Ferdynand Habsburg nie był wolnomularzem. Kiedyś usilnie namawiano go do wstąpienia w szeregi tajnego bractwa; nagabywali go o to nawet niektórzy członkowie rodziny... Stanowczo odmówił. Cesarz Maksymilian mógł być niefortunnym władcą, kiepskim politykiem, pechowym wodzem. Z całą pewnością był jednak prawym katolikiem, człowiekiem honoru. Nie chciał ratować życia za cenę wyrzeczenia się Wiary. Wysłannik Juareza odjechał z niczym. * * * 19 czerwca 1867 r. w twierdzy Queretaro strzelcy trzech plutonów egzekucyjnych zajęli pozycje. Wraz z cesarzem umierali dwaj przywódcy meksykańskich konserwatystów, generałowie Miramon i Mejia. Skazani, przygotowani na śmierć przez ojca Fishera, ginęli z godnością, nie pozbawioną szczypty czarnego humoru. - Czy to rozstrzeliwanie bardzo boli? - cesarz żartobliwie zagadnął Miramona. Stary żołnierz doskonale wczuł się w nastrój monarchy: - Nie wiem, Wasza Wysokość. Jak dotąd, nie byłem jeszcze rozstrzelany... * * * Cesarzowa Charlotta daremnie kołatała u bram rozlicznych dworów, z błaganiem o pomoc. Europejscy monarchowie nie szczędzili wprawdzie słownych deklaracji i słów otuchy, jednak niespieszno im było angażować się w niebezpieczne i niepewne przedsięwzięcie. Mieli własne problemy i własne interesy. Charlottę ogarnęło przerażenie. Bezsilnie patrzyła, jak niedawni sojusznicy i przyjaciele odwracają się teraz plecami do sprawy jej męża. Otwierała się przed nią otchłań pozbawionej nadziei rozpaczy, równie wielkiej, jak tylko samotność pogrążonej w bólu kobiety. Na wiadomość o śmierci męża popadła w obłęd. Virtual Vendée's Editorial Note: Tekst opublikowano pierwotnie w piśmie "Wzrastanie" [ w lipcu / sierpniu 2001 ]. * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * ŁOWCY GŁÓW Przebojem minionej wiosny, w kategorii „Programy nauczania”, było dzieło panów R. Szuchty i P. Trojańskiego – „Holocaust. Program nauczania o historii i zagładzie Żydów”. Znalazłem w nim sporo zadziwiających stwierdzeń; najciekawszy wydał mi się passus o rozmiarach hitlerowskiego ludobójstwa. Autorzy, uwypuklając śmierć „około 6 milionów” Żydów, napisali bowiem: „Oprócz Żydów eksterminacji poddano także ponad sto tysięcy Romów. Kolejnymi ofiarami hitlerowskiego ludobójstwa byli Polacy, radzieccy jeńcy wojenni i tysiące innych ludzi(...)”. Nie wiem, czy Czcigodni Autorzy nie radzą sobie z polszczyzną, czy też zdradzają może ambicję napisania zupełnie nowej wersji dziejów, dość, że każdy czytelnik zrozumie ich wywód następująco: polskich (oraz radzieckich i innych) ofiar niemieckich rzezi musiało być mniej niż sto tysięcy! Miałem do tego „Programu” więcej zastrzeżeń – przemilczenia spraw niewygodnych dla strony żydowskiej, zatrącające z lekka rasizmem stwierdzenia o „wyjątkowości” zbrodni popełnianych na Żydach, podsuwanie uczniom (poprzez odpowiednio sformułowane pytania) „jedynie słusznych” odpowiedzi, itd. Nie dziwiłem się wcale, gdy media wysławiały ów „Program” z uporem godnym lepszej sprawy. Poczułem jednak wstyd, słysząc słowa aprobaty dla tego dzieła ze strony Ministerstwa Edukacji Narodowej, które dopuściło holocaustowy „Program” do użytku szkolnego (by nauczyciele, a przynajmniej ci - po staremu – „zdyscyplinowani”, wkładali jego treści do dziecięcych głów). * * * Już podczas tegorocznych egzaminów dojrzałości, gdzieniegdzie, padały pytania w rodzaju: „Wskaż przykłady antysemityzmu w dziełach literatury polskiej”. Na wszelki wypadek, na użytek przyszłych maturzystów, przypomnę garść słynnych Polaków, którym zarzucano, z różnych powodów, zbrodnię antysemityzmu (co wcale nie znaczy, że owej zbrodni byli winni). Z uwagi na tzw. ”międzyprzedmiotową ścieżkę edukacyjną” nie ograniczę się do samych tylko twórców literatury (autorzy wspomnianego na wstępie „Programu nauczania” postulują wszak przekazywanie wiedzy o holokauście na lekcjach: historii, języka polskiego, religii, etyki, wiedzy o społeczeństwie, edukacji filozoficznej, edukacji regionalnej, edukacji europejskiej, kultury polskiej na tle tradycji śródziemnomorskiej oraz na godzinach z wychowawcą....). * * * Młody Polak, który zada sobie trud przewertowania opracowań i gazet z ostatnich kilkudziesięciu lat, odkryje (z uzasadnionym zdziwieniem), że o antyżydowskie fobie posądzano najwybitniejszych naszych twórców, luminarzy kultury i nauki. Ambitny, „politycznie poprawny” maturzysta, z pewnością nie omieszka zadenuncjować, jako krwiożerczego antysemitę, samego Adama Mickiewicza; wprawdzie w epopei „Pan Tadeusz” cymbalista Jankiel to ”Żyd, ale Polak dobry”, jednak już Zosia krzyczy „jak dziecko od Żydów kłute igiełkami”. Motyw rytualnych mordów żydowskich pojawia się też w „Nie – Boskiej komedii” Zygmunta Krasińskiego. Henryk Rzewuski w „Listopadzie” i Józef Ignacy Kraszewski w „Parze czerwonej” z entuzjazmem opisali wieszanie Żydów, rosyjskich szpiegów. Antysemityzmu dopatrywano się w dziełach Cypriana Kamila Norwida i Bolesława Prusa, Stefana Żeromskiego i Władysława Reymonta. Rzekomą niechęć do starozakonnych u Marii Rodziewiczówny (w powieściach „Czarny bóg” i „Straszny dziadunio”) zdemaskował nie byle kto, bo sam Czesław Miłosz. Aleksander Świętochowski protestował wprawdzie przeciw pogromom Izraelitów w Rosji w 1905 roku, a Zofia Kossak-Szczucka za okupacji pomagała niedoszłym ofiarom holocaustu – ale obojgu niewiele to pomogło; „oświeceni” i tak zaliczyli ich do żydożerców. Oberwało się też Marii Dąbrowskiej i Stefanowi Kisielewskiemu. * * * Cofając się nieco w czasie, pośród rzekomych rasistów z Lechistanu odkryjemy: Pawła Włodkowica, Jana Ostroroga, Piotra Skargę, Mikołaja Reja, Stanisława Konarskiego, Hugona Kołłątaja, Stanisława Staszica, Juliana Ursyna Niemcewicza, Maurycego Mochnackiego... Zwraca tu uwagę silna reprezentacja duchowieństwa Kościoła rzymskokatolickiego. Dorzućmy więc zaraz do tego towarzystwa, szkalowanych za rzekomy antysemityzm: prymasa Augusta Hlonda, prymasa Stefana Wyszyńskiego, prymasa Józefa Glempa oraz samego papieża Jana Pawła II, a także świętego Maksymiliana Marię Kolbego. (Maturzysta o postępowych, europejskich poglądach, przypomni tu z aprobatą wizytę prymasa Glempa w Nowym Jorku, gdzie „starsi bracia” przywitali polskiego interrexa hasłami w rodzaju – cytuję za „Gazetą Wyborczą” – „Ty hitlerowski katolicki skurwysynu!”. Maturzysta o mniejszym współczynniku tolerancji zapyta pewnie – naiwny! – dlaczego to panowie Kwaśniewski, Geremek, Bartoszewski oraz im podobni, nie zażądali wtedy, w imieniu Polaków, publicznych przeprosin...?) * * * Żydożerstwo imputowano również polskim wodzom i politykom: Stefanowi Czarnieckiemu, Romanowi Dmowskiemu, Józefowi Piłsudskiemu, Ignacemu Paderewskiemu, Władysławowi Sikorskiemu, Władysławowi Andersowi, Stefanowi „Grotowi” Roweckiemu, Tadeuszowi „Borowi” Komorowskiemu... * * * Gorliwy maturzysta błyśnie erudycją, przypominając też sławnych, mniemanych „antysemitów” z zagranicy: Bułhakowa, Chaucera, Chestertona, Cycerona, Czechowa, Dafoe’a, Degasa, Dickensa, Diderota, Disneya, Dostojewskiego, Dreisera, Edisona, Elliota, Erazma z Rotterdamu, de Gaulle’a, Gide’a, Goethego, Gogola, Haidera, Hegla, Herdera, Holbacha, Horacego, Juvenalisa, Kanta, Kwintyliana, Lippmana, Liszta, Napoleona I Bonapartego, Pasternaka, Pattona, Piusa IX, Piusa XII, Poppera, Pruodhona, Puszkina, Renoira, Schoppenhauera, Senekę, Shawa, Sołżenicyna, Strabona, Szekspira, Tacyta, Thackeraay’a, Tołstoja, Toynbee’ego, Turgieniewa, Wagnera, Waldheima, Wellsa, Woltera... Tak, to nie żart, wszystkie wymienione osoby otrzymały kiedyś, zaocznie, ksywkę „antysemity”... * * * Uczeń obdarzony zamiłowaniem do ryzyka, zdemaskuje jeszcze „antysemitów”... żydowskiego pochodzenia – Hannę Arendt (za „Eichmanna w Jerozolimie”), Antoniego Słonimskiego (za „nadwrażliwość Żydów”), Juliana Tuwima (za „srulków bankowych”), Mariana Hemara (za kpiny ze Słonimskiego, że się „obrzezał na komunizm”). Nie wydaje mi się jednak, aby programy szkolne wymagały pamięci o prawdziwych żydożercach: Marcinie Lutrze (wszak zasłużony destruktor Kościoła), Karolu Marksie (połowa polskojęzycznych elit politycznych modliła się do niego...), Henry’m Fordzie (należał do masonerii, zatem to „humanista” niejako z definicji...), Giordanie Brunie (bo ośmieszyłoby to Czesława Miłosza, który w wierszu „Campo di Fiori” porównał kaźń Bruna do ... zagłady warszawskiego getta!)... * * * Zakończę tym, od czego winieniem był zacząć – definicją zagadnienia. Jeszcze bowiem jakiś nierozgarnięty uczeń pocznie wyszukiwać w literaturze przykładów niechęci wobec Arabów (stanowiących wszak ogromną większość Semitów). Niezrównany ojciec Józef Maria Bocheński charakteryzuje ZABOBON ANTYSEMITYZMU aż na trzy sposoby: „(...) Polega on na demonizacji Żydów i przypisywaniu im wszelkiego zła. Zwolennicy antysemityzmu zwykli także twierdzić, że Żydzi rządzą światem, że mają jakąś centralę, dążą do opanowania świata, do zniszczenia naszej cywilizacji, itd. Zdarza się też, że przypisuje się im najzupełniej gołosłownie rozmaite zbrodnie. (...) Obok tego zasadniczego zabobonu wypada wymienić inny, polegający na uważaniu antysemityzmu za coś znacznie gorszego, bardziej zbrodniczego od wrogości względem innych grup narodowych. (...) Wreszcie zabobonem jest mniemanie, że nie wolno Żydów mniej lubić niż innych (...) Każdy ma w rzeczy samej prawo lubić, albo nie lubić kogokolwiek, pod warunkiem, by nie gwałcił prawa (...) Każdy ma też nie tylko prawo, ale i obowiązek bardziej lubić sobie bliskich niż obcych, a więc np. Polaków niż Francuzów albo Żydów. Kto nazywa ludzi tak czujących antysemitami, popada w zabobon”. [ J. Bocheński – Sto zabobonów, Kraków 1992, s. 21-23. ] Czy należy się dziwić, że reprezentujący takie poglądy o. Józef Maria Bocheński, jeden z najwybitniejszych polskich filozofów XX wieku – że jako ripostę na swą żelazną logikę również otrzymał łatkę „antysemity”...? Virtual Vendée’s Editorial Note Tekst ukazał się po raz pierwszy w piśmie „Cywilizacja” 1/2002. * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * PCHNIĘCIE SZTYLETU "Lepiej umrzeć w walce, niż żyć w hańbie... Żyliśmy już długo na tym świecie; na koniec pragniemy przystąpić do boju męczenników i żyć na wieki w niebie". książę Lazar Hrebljanowić - Kosowe Pole, przed bitwą. Pewnego czerwcowego poranka obozowisko rycerzy serbskich na Kosowym Polu opuścił konno samotny wojownik. Miloš Kobilić, niesłusznie oskarżony o zdradę i konszachty z wrogiem, porzucił towarzystwo wiernych przyjaciół, by ofiarą własnego życia dowieść swej niewinności. Zdesperowany rycerz ślubował zabicie największego wówczas wroga chrześcijaństwa, władcy imperium Osmanów, sułtana Murada I. * * * W drugiej połowie XIV wieku na Bałkanach trwał niepowstrzymany pochód Turków osmańskich. Miecz islamu druzgotał wciąż nowe chrześcijańskie państwa południowej Europy. Ofiary agresji, przeżywające właśnie okres wewnętrznych zaburzeń i rozbicia dzielnicowego, nie mogły powstrzymać ofensywy muzułmanów. Antytureckie krucjaty, organizowane pod patronatem papiestwa przez rycerstwo Europy Zachodniej, przynosiły jedynie doraźną poprawę sytuacji. Wojska sułtańskie podbiły wkrótce Trację i Macedonię. Celem ataku stała się teraz Serbia... * * * 15 czerwca 1389 roku, w dniu św. Wita (Vidov dan), dwadzieścia tysięcy chrześcijańskich wojowników zajęło pozycje na Kosowym Polu, nad rzeką Zitnica w Serbii. Stanęli obok siebie: Serbowie, Albańczycy, Bośniacy, Bułgarzy, Wołosi, ochotnicy z Węgier, Polski, Czech, Niemiec... Prowadził ich serbski książę Lazar Hrebljanowić, władca Krušewaca i wschodniego Kosowa. Mieli naprzeciw siebie o połowę liczniejsze siły sułtana Murada I - świetnie wyszkoloną piechotę janczarską, kawalerię sipahi i akinci, wielbłądników... Nie brakło i zdrajców chrześcijańskiej sprawy - najemnych kuszników greckich i genuańskich. Serbowie oraz ich sprzymierzeńcy, tak prawosławni, jak i katolicy, bronili na Kosowym Polu całej chrześcijańskiej Europy i jej cywilizacji. Ich przeciwnicy nieśli światu na ostrzach swych spis i jataganów naukę proroka Mahometa. Na bałkańskim polu bitwy starły się dwie armie wojowników świętej wojny. * * * Mimo przewagi liczebnej wroga, chrześcijanie ruszyli do gwałtownego natarcia. Rychło zepchnęli Turków do defensywy. Lewe skrzydło wojsk muzułmańskich poszło w rozsypkę. Tworzące go oddziały anatolijskie, dowodzone przez starszego syna sułtana, Yakupa, wycięto w pień. Było jednak za wcześnie na świętowanie zwycięstwa. Główny impet uderzenia Serbów wzięło na siebie centrum armii sułtańskiej, kierowane osobiście przez Murada I. Pełne rozmachu szarże konnicy serbskiej nie były w stanie przełamać zwartych linii obronnych muzułmanów. W boju wyróżniali się zwłaszcza tureccy wielbłądnicy; ich specjalnie tresowane wierzchowce skutecznie płoszyły rumaki Serbów, osłabiając tempo ataku. * * * O losach bitwy rozstrzygnęły formacje greckich i genueńskich renegatów, walczące za suty żołd u boku sułtana. Pięć tysięcy najemnych kuszników zasypało chrześcijan gradem śmiercionośnych bełtów; nie było przed nimi ochrony, przebijały każdą zbroję. Potem ruszyło prawe skrzydło Turków; prowadził je młodszy syn sułtana, Bajazyd, zwany Yildirin - Grzmot. Uderzył on potężnie na kolumnę wojsk bośniackich. Zaskoczeni nagłym kontratakiem Bośniacy rzucili się do ucieczki, pociągając za sobą Węgrów i Wołochów. Główne siły serbskie zostały otoczone. Ich los był już przypieczętowany. * * * Serbowie walczyli do końca, nie prosząc o litość. Książę Lazar dostał się do niewoli. Wygłosiwszy heroiczną mowę został, na rozkaz Bajazyda, ścięty. Do dzisiaj czczony jest na Bałkanach jako męczennik i święty. Jego armia przestała istnieć. Serbia otrzymała potężny cios, na dłuższą metę zabójczy dla jej państwowości. Po starciu na Kosowym Polu nie nastąpił jednak, oczekiwany przez wszystkich, pochód Turków w głąb Europy. Sułtan Murad I nie zebrał owoców zwycięstwa. Jeszcze w trakcie bitwy doprowadzono doń serbskiego rycerza. Miloš Kobilić przedstawił się jako dezerter, który dobrowolnie przeszedł na stronę muzułmanów. Po wejściu do namiotu monarchy, miast ceremonialnie, na znak poddaństwa, ucałować stopy tureckiego władcy, Miloš zatopił sztylet w jego piersi... Chwilę później sam zginął, rozsiekany przez straż przyboczną sułtana... * * * Następca Murada, Bajazyd, nie kwapił się do kontynuowania podboju Bałkanów. Zaniepokojony wieściami o buntach w głębi imperium, w tym o niesłychanie groźnym zrywie Turkmenów Karaman w Anatolii, zaoferował Serbom pokój. Wolał wycofać swe siły do Azji, by zdławić tamtejszą rebelię. Chrześcijańska Europa zyskała chwilę wytchnienia. Umożliwiło to jedno pchnięcie serbskiego sztyletu... Virtual Vendée's Editorial Note: Tekst opublikowano pierwotnie w piśmie "Wzrastanie" [ w czerwcu 2001 ].