KOŚCIÓŁ KULTURA SPOŁECZEŃSTWO STUDIA Z DZIEJÓW ŚREDNIOWIECZA I CZASÓW NOWOŻYTNYCH Biblioteką, Uniwęrsytecka w Warszawie 1DDD53DM51 WYDAWNICTWO NAUKOWE Semper 791434 H200 .K6G6 źoOO Książka dofinansowana przez Komitet Badań Naukowych Projekt okładki: © JFZ Redaktor: Wojciech Brojer {^ ^{OAr 5 1 \"' ? 'ii\ ?" ? i Skład: Format (tel. 022 827 69 87) Właścicielem praw wydawniczych do ilustracji jest Instytut Historii PAN Copyright by Wydawnictwo Naukowe Semper & Instytut Historii PAN, Warszawa 2000 Ali rights reserved. No part of this book may be reproduced, stored in a retrieval system, or transmitted, in any form of by any means without the prior permission of the publishers, Wydawnictwo Naukowe Semper & Instytut Historii PAN Wszelkie prawa zastrzeżone. Przedruk, odtwarzanie lub przetwarzanie fragmentów tej książki w mediach każdego rodzaju wymaga pisemnego zezwolenia Wydawnictwa Naukowego Semper i Instytutu Historii PAN ISBN 83-86951 -78-8 WYDAWNICTWO NAUKOWE ul. Bednarska 20A tel./fax e-mail internet Semper 00-321 Warszawa (0 22) 828 49 73 red@semper.pl www.semper.pl BUW-EO-00 G.AO. Spis treści I. KOŚCIÓŁ '"' ' ' "'? %1 )iau ^ ' Marian BISKUP - W sprawie średniowiecznych pielgrzymów polskich >?>? ????>-t u Maria Koczerska , \ i^l, Hanna Kordowicz ????? i :n • Andrzej Koryn Halina Kowalska-Kossobudzka Maciej Koźmiński Wojciech Kriegseisen " Jadwiga Krzyżaniakowa Bolesław Kumor . . : Stanisław Kuraś Brygida Kiirbis Gerard Labuda Lech Leciejewicz Stanisław Litak Piotr Łossowski Małgorzata Maciszewska 13 Czesław Madajczyk Henryk Markiewicz Antoni Mączak Jerzy Michalski Danuta Molenda Jan Molenda Henryk Olszewski Edward Opaliński Krzysztof Ożóg Idzi Panie Mara Piber Jan Piętka Andrzej Poppe : Danuta Poppe ;; Edward Potkowski Andrzej Rachuba Zbigniew Romek Tadeusz Rosłanowski Stanisław Russocki Elżbieta Rutkowska Henryk Rutkowski Stanisław Salmonowicz Agnieszka Samsonowicz Marek Słoń Maria Starnawska Jacek Staszewski Jerzy Strzelczyk Irena Sułkowska-Kuraś Jarosław Suproniuk Tomasz Szarota Lech Szczucki Stanisław Szczur ; Alina Szklarska-Lohmann Janusz Sztetyłło Jan Szymczak Alicja Szymczakowa Wiktoria Śliwowska Barbara Trelińska Jerzy Trzoska Jan Tyszkiewicz Lech A. Tyszkiewicz Przemysław Urbańczyk Bogdan Wachowiak Roman Wapiński Andrzej Wierzbicki Szczepan Wierzchosławski Jacek Wiesiołowski Henryk Wisner ;-> ••..-'?-, ??-, Eugeniusz Wiśniowski ,: s: Aleksandra Witkowska OSU Beata Wojciechowska Marian Woj ciechowski < Romuald Wojna Tadeusz Wolsza 7 Zbigniew Wójcik Wojciech Wrzesiński Andrzej Wyczański Andrzej Wyrobisz Jerzy Wyrozumski Michał Zacharias Władysław Zajewski Jan Zamojski Michał Zbieranowski Zygmunt Zieliński Elżbieta Znamierowska-Rakk Janusz Żarnowski Rościsław Żerelik A 14 ?' ??-?- ?:.. i .-li i'4: Marian Biskup W sprawie średniowiecznych pielgrzymów polskich do miejsca zgonu św. Wojciecha na Sambii Miejsce zgonu biskupa praskiego, Wojciecha Sławnikowicza, z 23 kwiet nia 997 roku, stało się w ostatnich latach przedmiotem ożywionej dyskusji. Utrwalony najdalej od II połowy XIII w. pogląd o Sambii (koło Rybaków - Fischhausenj został ostatnio podważony na rzecz lokalizacji pomezańskiej, konkretnie w miejscowości Święty Gaj koło Kwietniewa, na południe od Je ziora Drużno. Ale przez stulecia lokalizacja sambijska dominowała nie tylko w Prusach, lecz także w Królestwie Polskim, pociągając za sobą konsekwen cje w rozwoju kultu św. Wojciecha - patrona Polski - przy czym głównym miejscem tego kultu stała się katedra gnieźnieńska z sarkofagiem kryjącym szczątki męczennika. * ' Pogląd o pomezańskim miejscu zgonu, wysunięty przez Stanisława Miel-czarskiego1, został silniej podtrzymany przez Gerarda Labudę2, a także podbudowany przez badania archeologiczne kierowane przez Przemysława Urbańczyka w ramach programu „Adalbertus" (z lat 1995-1997). Obejmował on także badania paleoekologiczne w regionie Żuław elbląskich, prowadząc do rekonstrukcji ich obrazu hydrograficznego około 1000 roku3. Nie podejmując żadnej polemiki ze zwolennikami „koncepcji pomezańskiej", która zawiera sporo elementów nowych czy prawdopodobnych, trzeba jednak zauważyć, iż w Prusach Krzyżackich od II połowy XIII stulecia dominowała „koncepcja sambijska", która została także przejęta przez duchowień- ' S. Mielczarski, Mtó/a pruska świętego Wojciecha, Gdańsk 1967, s. 166nn.; tenże, Wokół miejsca śmierci św. Wojciecha [w:] Święty Wojciech w polskiej tradycji i kulturze europejskiej (red. K. Śmigieł), Gniezno 1992, s. 143-158; przedruk tej rozprawy [w:] Święty Wojciech w polskiej tradycji historiogrąficznęj; antologia tekstów (oprać. G. Labuda), Warszawa 1997, s. 381-392. 2 G. Labuda, Św. Wojciech w działaniu, w tradycji i w legendzie [w:] Św. Wojciech w polskiej tradycji..., s. 404n. 3 P. Urbańczyk, Misja Św. Wojciecha do Prusów w świetle najnowszych badań, „Nauka" 4, 1997, s. 73-75. 17 Marian Biskup stwo polskie z kręgiem gnieźnieńskim na czele, a przy całkowitym zaniku „tradycji pomezańskiej". Ta ostatnia była podtrzymywana zapewne przez cystersów polskich w początkach misji pruskiej, w pierwszych latach XIII stulecia. Cystersi z Polski odbywali jeszcze wtedy pielgrzymki do pomezańskie-go Chomor Sancti Adalberti, czyli Komorowa koło Św. Gaju. Przyczyny zaniku tej tradycji wiąże się z upadkiem misji pruskiej cystersów, z biskupem misyjnym, Chrystianem, na czele4. Pojawienie się „koncepcji sambijskiej" wiąże się zaś z wpływami czeskimi (Przemysław Ottokar, 1253-1278) i rolą zakonów żebraczych (dominikanów częściowo przybyłych z Polski oraz franciszkanów) na terenie północno-wschodnich Prus podbijanych przez Zakon Krzyżacki (Niemiecki). Znalazło to odbicie w inkorporacji do niego kapituły sambijskiej i nadaniu imienia św. Wojciecha katedrze diecezjalnej w Królewcu (Knipawie), w 1302 r. Przyczyny sukcesu „koncepcji sambijskiej" nie zostały jednak bliżej wyjaśnione i czekają na swoją pełniejszą analizę. Nie wiadomo zresztą, które dokładnie miejsce na Sambii w XIV stuleciu było uznawane za miejsce zabójstwa św. Wojciecha. Niewątpliwie musiało to być u nasady Mierzei Wiślanej, koło zamku krzyżackiego w Lochstadt lub obok miasteczka Rybaki (Fischhausen) na południowo-zachodnim brzegu Sambii, ale - w każdym razie - w pobliżu otwartego Morza Bałtyckiego. Obok tego miejsca wyrosła zresztą osada parafialna pod nazwą St. Albrecht, o której brak bliższych danych i która jest częściowo udokumentowana dla II połowy XV w., a pełniej dopiero w wizytacji (ewangelickiej) diecezji sambijskiej z 1569 r.5 Osada ta była położona bliżej otwartego Bałtyku, a nie Zalewu Wiślanego. Posiadała kościół parafialny pod wezwaniem św. Wojciecha6. Jak już wspomniano, „tradycja sambijska" przeszła także do Królestwa Polskiego. W kapitule gnieźnieńskiej przyjęty został pogląd, iż zabójstwo pierwszego patrona Polski i archidiecezji gnieźnieńskiej nastąpiło tuż przy miejscowości Lochstadt na Mierzei Wiślanej. Znajdowało to swój wyraz w napisach na tablicach ku czci św. Wojciecha, zawieszonych w bocznej nawie katedry gnieźnieńskiej za sprawą arcybiskupa Jakuba z Sienna (1473-1480), a ukończonych przed 1486 r„ w czasach jego następcy, Zbigniewa Oleśnickiego (1481-1493)7. Zainteresowanie kultem św. Wojciecha w Prusach Krzyżackich znalazło w latach trzydziestych XTV w. swój wyraz w krzyżackiej, niemieckiej kronice wierszowanej Mikołaja Jeroschina, w której autor zamieścił przeróbkę ży-wotu św. Wojciecha8. Jednak nie wzbudził on większego zainteresowania wśród władz krzyżackich, preferujących jako głównych patronów: Marię Pannę, św. Jerzego i św. Elżbietę (turyngską). Sytuacja uległa zmianie dopiero w początkach XV w., po klęskach Zakonu Krzyżackiego z Polską i Litwą, gdy nastąpił rozwój kultu św. Wojcie- 4 G. Labuda, Św. H4yi?ó?c/2 ?& ćteaz&Zfzłić..., s. 4O5. ' GeAe/snes StaatsarcA/v /^-euss/scAer Ku/turbesitz, Ber/jn, Ostpreuss/sc/ie Folianten [dalejcyt.: OfJ, 1726, s. 65-119, por. nowe wydanie fopr. J. Wi/aczJraJ:Sbntes Towarzystwa JVau/co- trego w Toruniu ftrdruJtu/. ''A. Hagen, HberdieSt. Adalberts-Jfope/le in Ten/atten. „Neue Preujiische Provinzial-Blatter" 5, 1848, s. 264. 7 Tamże, s. 257. 8 J. Wyrozumski, Legenda pruska o świetum Wojciechu. Kraków 1997. s 18. Marian Biskup stwo polskie z kręgiem gnieźnieńskim na czele, a przy całkowitym zaniku „tradycji pomezańskiej". Ta ostatnia była podtrzymywana zapewne przez cystersów polskich w początkach misji pruskiej, w pierwszych latach XIII stulecia. Cystersi z Polski odbywali jeszcze wtedy pielgrzymki do pomezańskie-go Chomor Sancti Adalberti, czyli Komorowa koło Św. Gaju. Przyczyny zaniku tej tradycji wiąże się z upadkiem misji pruskiej cystersów, z biskupem misyjnym, Chrystianem, na czele4. Pojawienie się „koncepcji sambijskiej" wiąże się zaś z wpływami czeskimi (Przemysław Ottokar, 1253-1278) i rolą zakonów żebraczych (dominikanów częściowo przybyłych z Polski oraz franciszkanów) na terenie północno-wschodnich Prus podbijanych przez Zakon Krzyżacki (Niemiecki). Znalazło to odbicie w inkorporacji do niego kapituły sambijskiej i nadaniu imienia św. Wojciecha katedrze diecezjalnej w Królewcu (Knipawie), w 1302 r. Przyczyny sukcesu „koncepcji sambijskiej" nie zostały jednak bliżej wyjaśnione i czekają na swoją pełniejszą analizę. Nie wiadomo zresztą, które dokładnie miejsce na Sambii w XIV stuleciu było uznawane za miejsce zabójstwa św. Wojciecha. Niewątpliwie musiało to być u nasady Mierzei Wiślanej, koło zamku krzyżackiego w Lochstadt lub obok miasteczka Rybaki (Fischhausen) na południowo-zachodnim brzegu Sambii, ale - w każdym razie - w pobliżu otwartego Morza Bałtyckiego. Obok tego miejsca wyrosła zresztą osada parafialna pod nazwą St. Albrecht, o której brak bliższych danych i która jest częściowo udokumentowana dla II połowy XV w., a pełniej dopiero w wizytacji (ewangelickiej) diecezji sambijskiej z 1569 r.5 Osada ta była położona bliżej otwartego Bałtyku, a nie Zalewu Wiślanego. Posiadała kościół parafialny pod wezwaniem św. Wojciecha6. Jak już wspomniano, „tradycja sambijska" przeszła także do Królestwa Polskiego. W kapitule gnieźnieńskiej przyjęty został pogląd, iż zabójstwo pierwszego patrona Polski i archidiecezji gnieźnieńskiej nastąpiło tuż przy miejscowości Lochstadt na Mierzei Wiślanej. Znajdowało to swój wyraz w napisach na tablicach ku czci św. Wojciecha, zawieszonych w bocznej nawie katedry gnieźnieńskiej za sprawą arcybiskupa Jakuba z Sienna (1473-1480), a ukończonych przed 1486 r., w czasach jego następcy, Zbigniewa Oleśnickiego (1481-1493)7. Zainteresowanie kultem św. Wojciecha w Prusach Krzyżackich znalazło w latach trzydziestych XIV w. swój wyraz w krzyżackiej, niemieckiej kronice wierszowanej Mikołaja Jeroschina, w której autor zamieścił przeróbkę ży-wotu św. Wojciecha8. Jednak nie wzbudził on większego zainteresowania wśród władz krzyżackich, preferujących jako głównych patronów: Marię Pannę, św. Jerzego i św. Elżbietę (turyngską). Sytuacja uległa zmianie dopiero w początkach XV w., po klęskach Zakonu Krzyżackiego z Polską i Litwą, gdy nastąpił rozwój kultu św. Wojcie- 4 G. Labuda, Św. Wojciech w działaniu..., s. 405. . >.i ...-.—•>!.,• -> 5 Gehelmes Staatsarchiv Preussischer Kulturbesitz, Berlin, Ostpreussische Folianten [da lej cyt: OF), 1726, s. 65-119, por. nowe wydanie (opr. J. Wijaczka): Fontes Towarzystwa Nauko wego w Toruniu (w druku). 6 A. Hagen, Uber die St. Adalberts-Kapelle in Tenkitten, „Neue PreuBische Provinzial-Blatter" 5, 1848, s. 264. 7 Tamże, s. 257. 8 J. Wyrozumski, Legenda pruska o świętym Wojciechu, Kraków 1997, s. 18. 18 ; W sprawie średniowiecznych pielgrzymów Fragment atlasu Prus Wschodnich i Zachodnich Schroettera z lat 1796-1802, ukazujący miejsce ruin kaplicy św. Wojciecha w Tękitach (Tenkitten). Tytuł orginalny: F.L. Schroetter, Kartę von Ost--Preussen nebst Preussisch-Litthauen und West-Preussen nebst dem Netzedistrikt, 1796-1802. cha na obszarze Sambii za sprawą urzędników Zakonu z komturstwa królewieckiego. Komturowi temu podlegała zachodnia część Półwyspu Sambijskiego wraz z zamkiem prokuratorów Zakonu w Lochstadt, na skraju Mierzei Wiślanej, gdzie przebiegała granica posiadłości biskupstwa sambijskiego z miasteczkiem biskupim Rybaki (Fischhausen). Teren wokół Lochstadtu podlegał diecezji sambijskiej9. Na tym właśnie obszarze, obsługiwanym przez parafię w Lochstadt, znajdowała się miejscowość Tę-kity (Tenkitten), która 3 marca 1421 r. otrzymała przywilej lokacyjny od wielkiego marszałka, zarazem komtura królewieckiego, Marcina von Kem-nate10. 9 Por. A. Radzimiński, Biskupstwa państwa krzyżackiego w Prusach XIII - XV, Toruń 1999, mapki 1 i 4. 10 Regesta II, 2056: przywilej lokacyjny dla wsi Tenkytten (Tenkieten) w komornictwie Pobeten. 19 Marian Biskup Natomiast następca marszałka Kemnate, Ludwik von Landsee (1422-1424), dokonał rzeczy istotnej: budowy kaplicy w Tękitach, pod wezwaniem św. Wojciecha, położonej na północ od samej wsi (być może miejsce kaplicy było uznawane już wcześniej za miejsce zabójstwa biskupa Wojciecha i było przedmiotem kultu czy nawet drewnianej budowali sakralnej). Dokument wielkiego marszałka znany jest dotąd tylko ze streszczeń Augusta Hagena i Romualda Frydrychowicza". Jest on pozbawiony daty dziennej i rocznej. Pochodzący ze Szwabii Ludwik von Landsee należał do wybitniejszych urzędników krzyżackich po 1410 r., odgrywających rolę zwłaszcza w dyplomacji wielkich mistrzów Michała Kuchmeistra i Pawła von Rusdorfa. Karierę urzędniczą rozpoczął w 1416 r. od godności komtura nieszawskiego, a potem toruńskiego (1416-1418) i brandenburskiego (pokarmińskiego, 1422 r.). U schyłku 1422 r. został wielkim marszałkiem i był nim krótko (do 25 X 1424)12, naraził się bowiem nowemu wielkiemu mistrzowi, Rusdorfowi, nadmierną samodzielnością przy pełnieniu służby dyplomatycznej w Rzeszy, zwłaszcza w okresie wojny Polski i Litwy z Zakonem w Prusach, w lecie 1422 r.13 Na Sambii i w Królewcu przebywał dopiero od wiosny 1423 r. do lata 1424 r. Tylko więc w tym okresie mógł wystawić dokument erekcyjny dla kaplicy św. Wojciecha; być może latem 1423 r., gdy przebywał dowodnie w Lochstadt14. Dokument erekcyjny wystawiony niewątpliwie w porozumieniu z biskupem sambijskim, Janem Saalfeldem, duchownym krzyżackim, przewidywał funkcjonowanie kaplicy pod wezwaniem św. Wojciecha, wyłączając ją z parafii Lochstadt. Miało przy niej działać czterech duchownych: jeden w randze plebana oraz dwóch uczniów i dzwonnik. Nadzór nad kaplicą mieli pełnić: wielki marszałek i „mistrz bursztynowy", nadzorujący zbieranie bursztynu na wybrzeżu Sambii, którzy w zamian otrzymywali połowę składanych przez wiernych ofiar (pieniądze i wosk), aby pokrywać koszty utrzymania budynku oraz zakupu sprzętów liturgicznych. Kaplica otrzymała też wyposażenie w łąkach i kilku łanach ziemi. Patronat nad kaplicą miał jednak sprawować wielki mistrz, co podnosiło jej rangę15. Kaplica, której resztki zbadano w r. 184716, była zbudowana z kamieni polnych bez zewnętrznych filarów wspierających i bez prezbiterium. 11 A. Hagen, Uber die St. Adalberts-Kapelle..., s. 262; R. Frydrychowlcz, Żywot św. Wojciecha i niektóre wiadomości o jego pobycie w diecezji chełmińskiej... wydany w 1897 roku w Pelplinie (opr. G. Labuda), Pelplin 1998, s. 27n. Kopia papierowa znajduje się w Geheimes Staatsarchiv Preussischer Kulturbesitz, Berlin, Ordensbriefarchiv [dalej cyt.: OBA] 4036; por. Regesta I, 4036 (pod datą „1422-24?"). 12 B. Jahnig, Zur Stellung des Komturs von Thorn unter den Deutschordens-Gebietigern in Prew3en [w:] Thorn, Kónigin der Weichsel 1231-1981: Beitrage zur Geschichte Westpreussens VII, 1981, s. 137n. 13 Obszerniej K. Neitmann, Ludwig von Landsee; ein Gebietiger des Deutschen Ordens in PreuBen im 15. Jh., „Jahrbucher fur Geschichte Osteuropas. Neue Folgę" 36, 1988, z. 2, s. 162- 190. Autor pominął jednak sprawę fundacji kaplicy św. Wojciecha w Tękitach. 14 Regesta I, 1429 (30 VI 1423): Itinerarium wielkiego marszałka. Ludwika von Landsee, da je się pełniej odtworzyć na podstawie danych z Regesta I, 4001-4330 i II, 2178-2208. 15 A. Hagen, Uber die St. Adalberts-Kapelle..., s. 262; R Frydrychowicz, Żywot św. Wojcie cha..., s. 27n. 16 A. Hagen, Uber die St. Adalberts-Kapelle..., s. 27In. ? . 20 W sprawie średniowiecznych pielgrzymów Mimo rychłego opuszczenia urzędu wielkiego marszałka przez Ludwika von Landsee, następcy jego i wielcy mistrzowie czuwali nad nową kaplicą, szerzącą kult św. Wojciecha, patrona nie tylko Sambii, ale i sąsiedniej Warmii, a faktycznie już całych Prus, co wpływało na ruch pielgrzymkowy z tych regionów. Na jego wzrost wpłynęło także udzielenie przez papieża Eugeniusza IV, w 1434 r., studniowego odpustu dla pielgrzymów odwiedzających kaplicę w Tękitach. Niewątpliwie dwukrotne sprawowanie urzędu wielkiego marszałka i komtura królewieckiego przez pobożnego i rozważnego Konrada von Erlichshausen (1434-1436 i 1440-1441), następnie wielkiego mistrza (1441-1449)17, mogło wpływać korzystnie na sytuację kaplicy św. Wojciecha, którą na pewno - obok innych wielkich mistrzów - odwiedzał. Wieści o kaplicy św. Wojciecha w Tękitach dotarły bez wątpienia do Królestwa Polskiego, w którym zresztą w XV-XVI w. widoczny był wzrost popularności kultu świętego jako patrona całej archidiecezji gnieźnieńskiej. Tocząca się w latach 1431-1435 przewlekła walka zbrojna z Zakonem Krzyżackim, nawet przy częściowym wsparciu husytów czeskich, została zakończona w końcu 1435 r. zawarciem traktatu pokojowego w Brześciu Kujawskim. Jego głównym realizatorem był po zgonie Władysława Jagiełły (1434) energiczny biskup krakowski, Zbigniew Oleśnicki, faktycznie kierujący polityką Polski w okresie małoletności Władysława Jagiellończyka. Głównym celem Oleśnickiego było zachowanie pokoju z Zakonem Krzyżackim, aby skierować siły Polski w kierunku południowym, tj. Królestwa Węgier oraz do walki z Turkami. W Krakowie i w diecezji krakowskiej - mimo priorytetu kultu św. Stanisława - żywy był nadal kult św. Wojciecha, którego czczono w obrzędach liturgicznych zarówno w rocznicę zgonu (23 kwietnia), jak i w rocznicę „translacji" relikwii do bazyliki gnieźnieńskiej (20 października); rocznice te były uznawane za święta uroczyste. Odprawiano także msze wotywne o św. Wojciechu; w statutach synodalnych diecezji krakowskiej z 1436 r. za sprawą biskupa Oleśnickiego wyznaczone zostały wtorki dla tych świętowojciecho-wych mszy18. Dlatego nie może dziwić fakt, iż właśnie biskup Oleśnicki podjął zamiar odwiedzenia miejsca czczonego wówczas powszechnie jako miejsce zabójstwa pierwszego patrona Polski. Miała to być pobożna pielgrzymka, niewątpliwie połączona ze spotkaniami z władzami Zakonu Krzyżackiego, na czele z wielkim mistrzem, Pawłem von Rusdorfem, który z ociąganiem zatwierdził traktat brzeski z 1435 r. Pozostawał on nadal pod naciskiem czynników zewnętrznych, zwłaszcza Luksemburgów, aby nie poddawać się warunkom traktatu. Jego realizacja z oporami wchodziła w życie. Tak więc cele religijno-polityczne mogły przyświecać zamiarowi pielgrzymki biskupa Oleśnickiego „do św. Wojciecha" w Prusach. Wiemy o tym tylko z jednego przekazu: listu samego biskupa do wielkiego mistrza Pawła von Rusdorfa, napisanego w Krakowie 15 maja 1437 r. Niestety oryginał listu posiada liczne uszkodzenia, które utrudniają jego pełny przedruk. Do- 17 K.E. Murawskl, Zwischen Tannenberg und Thorn; die Ceschichte des Deutschen Ordens unter dem Hachmeister Konrad von Erlichshausen 1441-1449, Góttingen 1953, s. 22n. 18 J. Nowacki, Z dziejów kultu Św. Wojciecha w Polsce [w:] Święty Wojciech w polskiej trady cji..., s. 239n. ?,"??-.???? 21 Marian Biskup statecznie jednak zrozumiały jest fragment dotyczący zamierzonej pielgrzymki. Biskup powołuje się na list, który wystosował już wcześniej do wielkiego mistrza Rusdorfa, przez jego posła, komtura radzyńskiego, Henryka Marschalka, z wieścią, iż zamierza udać się do Ziem Pruskich, aby odwiedzić „owo miejsce", w którym święty patron, Wojciech (Adalbertus), poniósł męczeńską śmierć. Biskup Oleśnicki prosi więc o przyjęcie jego osoby, jak przystoi pielgrzymom, i zapewnienie mu bezpieczeństwa w ziemiach podległych wielkiemu mistrzowi19. W liście biskupa krakowskiego brak wzmianki, że chodzi o pielgrzymkę na Półwysep Sambijski, tj. do Tękit, ale nie ulega żadnej wątpliwości, iż w 1437 r. tylko ta znana już powszechnie miejscowość mogła być brana pod uwagę przez biskupiego pątnika. Jednak pielgrzymka biskupa Oleśnickiego do „miejsca męczeństwa" św. Wojciecha nie doszła do skutku. Wpłynęła na to bez wątpienia sytuacja wewnętrzna i zewnętrzna Polski jagiellońskiej, włączającej się - zwłaszcza po zgonie cesarza Zygmunta Luksemburskiego, w końcu 1437 r. - w sprawy czeskie i węgierskie. Oddaliły one zamiar wielotygodniowej pielgrzymki z Krakowa do regionu Królewca i Sambii, pozostając jedynie dowodem kultu dla św. Wojciecha, żywionego przez biskupa Zbigniewa Oleśnickiego, jak i roli, jaką spełniała już wówczas świętowojciechowa kaplica w sambijskich Tękitach. Wybuch wojny trzynastoletniej położył kres wszelkim pielgrzymkom do Tękit z większości obszaru Prus i Polski, zwłaszcza iż kaplica znalazła się wraz z Sambią, od wiosny 1455 r., ponownie w zasięgu władzy Zakonu. Tylko rycerstwo sambijskie w toku wojny nawiedzało kaplicę św. Wojciecha, prosząc go - jako patrona krajowego - o pomoc w walce zbrojnej z Polską i ślubując ufundować stałą mszę w kaplicy. Po traktacie toruńskim, w 1466 r., władze krzyżackie sprawowały nadal patronat nad kaplicą, która jednak podupadła, na skutek trudnej sytuacji Prus Zakonnych. Jednak w 1474 r. wieś parafialna Święty Wojciech nadal istniała, a przy niej pfarrer und vica-rien der kirchen Sant Albrechts, którym wielki mistrz Henryk von Richten-berg miał nadać dodatkowo jeden łan ziemi20. Zmiana nastąpiła dopiero w początkach XVI w., gdy wielki mistrz Fryderyk Saski, w 1504 r., ufundował tryptyk z gipsowym przedstawieniem scen z życia św. Wojciecha (dzisiaj tryptyk ten znajduje się Muzeum Zamkowym w Malborku). Także ostatni wielki mistrz w Prusach, Albrecht von Hohenzollern-Ansbach (1511-1525), opieko- 19 OBA 7319: „Ceterum quia retulisse vobis per memoratum commendatorem scribltis, no- strum aliąuando ad partes vestras adventum [...] sacrum Illum locum, in quo prepotens sanc- tus et patronus noster beatus Adalbertus martlrio est coronatus. Est verum magnifice domi- ne huiusmodi estrum seu desiderium nostrum nos prefato domino commendatori interloąu- endum apperuisse, quod tamen quando nobis dabitur certum ad huc non habemus. Orabi- mus quoque Altissimum, ut aliquando per merita prenominati gloriosi militis sui faciet desi derium et prosperum faciet iter nostrum et tunc cum res se [...] dederit vademus eo, qui decet peregrinum morę et nostrum huiusmodi [...] utrum vestre prout desideratis magnificencje si- gnificari non [...] ab esse [...], quam de securitate nostra et nostrorum in terris vestris credimus (...) bene fore tutos, ubi eciam non nisi vestram benivolenciam desideramus [n]obis exhiberi"; por. Regesta I, nr 7319. 20 OBA 16499. 22 W sprawie średniowiecznych pielgrzymów I wał się kaplicą, apelując do mieszkańców Sambii o zapewnienie jej lepszego utrzymania. Kult św. Wojciecha utrzymywał się też nadal na Warmii (poddanej po 1466 r. władzy polskiej), czego dobitnym dowodem było powstanie nieco wcześniej, spisanej przez dziekana kapituły warmińskiej, Jana Plastwiga (zm. w 1464 r.), legendy pruskiej Vita Sancti Adalberti II Pragensis episcopi, ogłoszonej drukiem dopiero w 1685 r., w Krakowie, w dziele Tomasza Trete-ra, kustosza warmińskiego De episcopatu et episcopis ecclesiae Varmiensis opus posthumum. Plastwig umocnił przede wszystkim tradycję podróży biskupa Wojciecha przez Mierzeję Wiślaną na Sambie i śmierć tam męczeńską (zapewne w Lochstadt), przy akcentowaniu jednak życzliwości prostego ludu pruskiego dla misjonarza21. W Królestwie Polskim tradycję zgonu biskupa praskiego na Sambii podtrzymał Jan Długosz w swoich Annales, wskazując na Fischhausen (Rybaki) jako miejsce męczeńskiej śmierci22. Dlatego nie może budzić zdziwienia fakt, że, gdy w 1518 r. prymas, arcybiskup gnieźnieński, Jan Łaski, zamierzał podjąć się misji rozjemczej u opornego wobec Polski wielkiego mistrza Albrechta, zdecydował się wybrać z pielgrzymką najpierw „do świętego Wojciecha", czyli do sambjskich Tękit. Stamtąd zaś zamierzał udać się do Królewca, rezydencji wielkiego mistrza, aby przeprowadzić z nim rozmowy pojednawcze. Na zamiar podróży na Sambie wpłynęła wcześniej obecność nuncjusza papieskiego w Polsce, Mikołaja von Schónberga. W lecie 1518 r. próbował on w Krakowie i Królewcu doprowadzić do kompromisu polsko-krzyżackiego, zresztą korzystnego dla Albrechta wspieranego przez jego radcę a brata nuncjusza, Dytrycha von Schónberga23. Już w czasie pierwszej podróży nuncjusza do Polski, prymas Łaski wyraził zamiar pielgrzymki na Sambie, do miejsca męczeńskiej śmierci św. Wojciecha, patrona archidiecezji gnieźnieńskiej. Łaski zamierzał przy tym wpłynąć na złagodzenie napiętych stosunków polsko-krzyżackich, albo włączyć się do przewidywanych, ponownych rozmów nuncjusza Mikołaja von Schónberga z Albrechtem. Ten ostatni został poinformowany o zamiarze pielgrzymki prymasa i 26 sierpnia 1518 r. zwrócił się do niego z listem zapewniającym wszelką pomoc dla podróży Łaskiego tak „do kościoła świętego Wojciecha", jak i do miejscowości, w których męczennik w Prusach przebywał24. List ten miał również charakter polityczny: zyskanie poparcia Łaskiego u króla Zygmunta Starego dla postulatów wielkiego mistrza. Na wiadomość o zamierzonej podróży prymasa biskup warmiński, Fabian Luzjański, wezwał go, aby najpierw przybył na Warmię, do Lidzbarka, niewątpliwie dla odbycia wspólnych rozmów o sytuacji politycznej w Prusach; Luzjański zamierzał też towarzyszyć Łaskiemu w drodze na Sambie. Na wiadomość o tym wielki mistrz zaproponował Luzjańskiemu, aby w drodze powrotnej z Sambii obaj hierarchowie przybyli do Królewca25. Biskup 21 R. Frydrychowicz, Żywot św. Wojciecha..., s. 29. 22 Długosz, Annales, lib. III, s. 217. 23 M. Biskup, Polska a Zakon Krzyżacki w Prusach w początkach XVI wieku: u źródeł seku laryzacji Prus Krzyżackich, Olsztyn 1983, s. 541 n. 24 OF 40. s. 234n: 26 VIII 1518, wielki mistrz Albrecht do arcybiskupa Łaskiego. 25 Tamże, s. 242: 19 XI 1518, wielki mistrz Albrecht do biskupa Fabiana Luzjańskiego; tak że s. 181:20X1 1518, tenże do tegoż; por. M. Biskup, Polska a Zakon..., s. 537-548. 23 Marian Biskup Luzjański wyrażał wprawdzie gotowość do przyjęcia prymasa na Warmii, jednak w końcu nie był skłonny do podróży na Sambie (niewątpliwie z uwagi na stan zdrowia i zimową porę). Podróż Łaskiego została zapowiedziana u wielkiego mistrza także pismem marszałka Królestwa Polskiego, Piotra z Wrocimowic, na które Albrecht odpowiedział 1 grudnia uprzejmym listem do marszałka26. W tym czasie ponownie przebywał już w Królewcu nuncjusz Mikołaj von Schonberg, prowadząc dalsze pertraktacje dotyczące stosunków polsko-krzyżackich. Prymas Jan Łaski, późną jesienią 1518 r., rozpoczął swoją pielgrzymią podróż, wjeżdżając od południa do Prus Zakonnych w początkach grudnia. 4 grudnia miał być w Nidzicy27, skąd przez Warmię udał się na Sambie. W Tę-kitach mógł więc być około połowy grudnia; szczegóły jego tam pobytu nie są znane. W każdym razie 20 grudnia 1518 r. prymas Łaski był już w Królewcu, gdzie wciąż przebywał nuncjusz Mikołaj von Schonberg, któremu arcybiskup gnieźnieński - zjednywany przez wysłannika papieskiego nawet obietnicą kapelusza kardynalskiego - przedstawił poufnie artykuły zmierzające do zakończenia sporu Polski z Albrechtem. Zapewne nuncjusz nie skorzystał z rozważenia tych propozycji z Albrechtem i opuścił rychło Królewiec, gdyż 25 grudnia był już we Fromborku, udając się do Krakowa28. Arcybiskup Łaski prowadził więc głównie poufne rozmowy z Albrechtem, przedkładając mu we własnym imieniu propozycję przeniesienia Zakonu z Prus na Podole lub na ziemie Tatarów krymskich czy na wyspę Cypr. Wielki mistrz odrzucił od razu te - wysuwane już wcześniej - projekty, traktując je jako zmierzające nie tylko do pozbawienia Zakonu ziem pruskich, lecz także zagrażające bezpieczeństwu i istnieniu krzyżackich Inflant29. Prymas Łaski opuścił więc Królewiec udając się na Warmię, gdzie 25 grudnia 1518 r. był gościem biskupa Fabiana Luzjańskiego w Lidzbarku. Obaj hierarchowie naradzali się nad rezultatami rozmów nuncjusza Mikołaja von Schónberga z wielkim mistrzem, uznając iż byłoby lepiej, gdyby nuncjusz zamiast do Krakowa, gdzie nie ma jeszcze króla Zygmunta, przybył do Lidzbarka na dalsze rozmowy z arcybiskupem Łaskim. Wysłany w tym celu przez biskupa Luzjańskiego list do brata nuncjusza, Dytrycha von Schonberg, nie spełnił jednak swego zadania i arcybiskup Łaski powrócił do Królestwa Polskiego bez żadnych efektów politycznych30. Pozostało tylko wspomnienie o podróży „do świętego Wojciecha", tj. do odległych, sambij-skich Tękit. Był to pierwszy i ostatni pielgrzym polski tej rangi, który dotarł do sam-bijskiej kaplicy św. Wojciecha. W miarę postępów reformacji w luterańskich, zsekularyzowanych Prusach Książęcych, od 1525 r., ustały pielgrzymki do kaplicy św. Wojciecha, którą użytkowali ewangeliccy wyznawcy ze wsi Tęki- 26OF40,s. 181. ;.,, .-,. .. . •??; . 27 OBA 22199. 28 E. Joachim, Die Politik des letzten Hochmeisters in Preu0en, Albrecht von Brandenburg, t 2, Leipzig 1894, nr 33. , 2S Tamże s. 39; M. Biskup, Polska a Zakon..., s. 548n. 30 OBA 22230: Lidzbark Warm., 25 XII 1519, biskup warmiński Fabian Luzjański do Dytrycha von Schónberga. 24 W sprawie średniowiecznych pielgrzymów ty jako swój kościół (zbór). Jednak wielki sztorm, jesienią 1669 r., położył kres istnieniu kaplicy, z której zachowały się tylko fundamenty. Resztki jej wyposażenia znalazły się w kościele w Lochstadt (zniszczeniu uległa zresztą także wieś parafialna Święty Wojciech). Ale pozostała pamięć Wojciecha, tradycja z nią związana i publikacje. Na znanej mapie Schroettera z końca XVIII w. zaznaczono miejsce Muinen von StAdalbert der ersten [!] Kirche in Preussen" (por. mapka). A odnowienie kultu św. Wojciecha w Prusach Wschodnich nastąpić miało po 1831 r., za sprawą polskich emigrantów z Powstania Listopadowego, nawiedzających miejsce zgonu świętego nad brzegiem Bałtyku. W 1840 r. Tękity odwiedził arcybiskup gnieźnieński, Marcin Dunin, z okazji pobytu w Królewcu. Planował on potem odbudowę kaplicy pielgrzymkowej. Z powodu braku katolickich wyznawców planowano budowę kościoła św. Wojciecha jako symultannego, służącego tak katolikom, jak ewangelikom (1842 r.). Jednak i ten plan został zarzucony, a jedynie przez postawienie wysokiego, żelaznego krzyża uczczono pamięć miejsca zgonu i czci św. Wojciecha na Sambii31. 31 A. Hagen, Uber die St. Adaiberts-Kapelle..., s. 267n. 25 t (?---;?' ' • IO i*, i- "-.'! >''"??• ,.r.'J Stanisław Bylina Haeresis nicolaitarum „Herezji nikolaitów" (w tym znaczeniu, w jakim będziemy o niej mówić) nie znajdziemy w summach antyheretyckich czy w podręcznikach inkwizy-cyjnych z czasów pełnego i późnego średniowiecza. Pamiętano raczej wówczas o „nikolaitach" wczesnochrześcijańskich, obecnych w Apokalipsie uczniach domniemanego diakona Mikołaja1, odznaczających się, wzorem swego mistrza, programową rozwiązłością. Z wiedzy o dawnych grzesznikach i adeptach sekty narodziło się w I połowie XI w., we wcześniejszej fazie reformy papieskiej, pojęcie „herezji nikolaitów"2. Po żywocie, w którym nie brakło letargów i wskrzeszeń, zgasło ono na dobre w następnym stuleciu, wraz ze schyłkiem idei gregoriańskich. I jeszcze jedna uwaga wstępna: „herezja nikolaitów" zawdzięcza swój byt „herezji symoniackiej" [simoniaca haeresis, haeresis simoniacarum), należącej do węzłowych pojęć-kluczy reformy Kościoła w XI-XII w.3 Heresis nicolaitarum podobnie silnej pozycji nigdy nie zdobyła, choć także - w odpowiednio węższym zakresie - zaznaczyła swą obecność zarówno w kościelnych tekstach polemicznych, jak i normatywnych. Przypomnijmy, że omawiane pojęcia wiązały się z podstawowymi tendencjami odnowy Kościoła, utożsamiającymi ją z wykorzenieniem występków duchowieństwa z zakresu etyki i dyscypliny kościelnej. Obok najsurowiej potępianej i szeroko rozumianej symonii (odnoszonej najczęściej do uzyskiwania godności i funkcji kościelnych drogą przekupstwa), występki powyż- ' Apokalipsa czyli Objawienie Świętego Jana, 2, 6: „Ale to masz, żeś znienawidził sprawy Nikolaitów, których i ja nienawidzę"; 2, 14-16 „i oddawali się rozpuście. A i ty także masz idących za nauką Nikolaitów. Podobnie zatem czyń pokutę [...]" (Listy do siedmiu kościołów). Zob. M. Goguel, Les Nicolaites, „Revue de I'Histoire des Religions" 115. 1937, s. 5nn. 2 Zob. m.in. J.B. Russell, Dissent and Reform in the Early Middle Ages, Berkeley-Los Ange les 1965, s. 136-141. 3 Zob. J. Leclercą, .Simoniaca heresis" [w:] Studi Gregoriani (wyd. G.B. Berino), t. I, Roma 1947, s. 523-530. 27 ???"' :•.:>. Stanisław Bylina Haeresis nicolaitarum „Herezji nikolaitów" (w tym znaczeniu, w jakim będziemy o niej mówić) nie znajdziemy w summach antyheretyckich czy w podręcznikach inkwizy-cyjnych z czasów pełnego i późnego średniowiecza. Pamiętano raczej wówczas o „nikolaitach" wczesnochrześcijańskich, obecnych w Apokalipsie uczniach domniemanego diakona Mikołaja1, odznaczających się, wzorem swego mistrza, programową rozwiązłością. Z wiedzy o dawnych grzesznikach i adeptach sekty narodziło się w I połowie XI w., we wcześniejszej fazie reformy papieskiej, pojęcie „herezji nikolaitów"2. Po żywocie, w którym nie brakło letargów i wskrzeszeń, zgasło ono na dobre w następnym stuleciu, wraz ze schyłkiem idei gregoriańskich. I jeszcze jedna uwaga wstępna: „herezja nikolaitów" zawdzięcza swój byt „herezji symoniackiej" (simoniaca haeresis, haeresis simoniacarum), należącej do węzłowych pojęć-kluczy reformy Kościoła w XI-XII w.3 Heresis nicolaitarum podobnie silnej pozycji nigdy nie zdobyła, choć także - w odpowiednio węższym zakresie - zaznaczyła swą obecność zarówno w kościelnych tekstach polemicznych, jak i normatywnych. Przypomnijmy, że omawiane pojęcia wiązały się z podstawowymi tendencjami odnowy Kościoła, utożsamiającymi ją z wykorzenieniem występków duchowieństwa z zakresu etyki i dyscypliny kościelnej. Obok najsurowiej potępianej i szeroko rozumianej symonii (odnoszonej najczęściej do uzyskiwania godności i funkcji kościelnych drogą przekupstwa), występki powyż- ' Apokalipsa czyli Objawienie Świętego Jana, 2, 6: „Ale to masz, żeś znienawidził sprawy Nikolaitów, których i ja nienawidzę"; 2, 14-16 „i oddawali się rozpuście. A i ty także masz idących za nauką Nikolaitów. Podobnie zatem czyń pokutę [...)" (Listy do siedmiu kościołów). Zob. M. Goguel, Les Nicolnites, „Reuue de 1'Histoire des Religions" 115. 1937, s. 5nn. 2 Zob. m.in. J.B. Russell, Dissent and Reform in the Early Middle Ages, Berkeley-Los Ange les 1965, s. 136-141. 3 Zob. J. Leclercą, „Simoniaca heresis" [w:] Studi Gregoriani (wyd. G.B. Berino), L I, Roma 1947, s. 523-530. ? ' , 27 Stanisław Bylina sze łączono z postawami sprzecznymi ze znaną w Kościele Zachodnim (a z różnych przyczyn często nie przestrzeganą) zasadą celibatu duchownych posiadających wyższe święcenia. Zasadę tę, formułowaną w kolekcjach prawa kanonicznego, przypominały co pewien czas synody diecezjalne4. Akcentowano ją również w kontekście różnic między zwyczajami Kościoła Zachodniego i Kościoła Wschodniego. Około połowy XI w. Leon IX, potwierdzając wymóg celibatu wobec kleru z wyższymi święceniami, wyjaśniał okoliczności pozwalające osobie duchownej na pozostanie nadal przy swej małżonce, pod warunkiem zachowania czystości pożycia5. Rygoryści traktowali surowiej małżeństwa księży niż odnosiły się do nich tradycje prawa kanonicznego, nie przyjmowali również żadnych odstępstw od zasady celibatu, wynikających ze zwyczajów niektórych Kościołów lokalnych na Zachodzie. Początkowo wyraźnie odróżniano zakazane małżeństwa księży od związków konkubinackich, z czasem różnice te uległy zatarciu. W pobliżu sytuowano także różne występki z zakresu nieprzestrzegania czystości seksualnej. Warto zauważyć, że odnowa etyczna i zdyscyplinowanie kleru diecezjalnego nie należały wprawdzie do głównych celów wcześniejszej reformy mniszej, lecz oba programy podejmowały (przynajmniej we wczesnej fazie reformy papieskiej) te same osoby. Mnisi i eremici stawali zresztą na czele ruchów skierowanych przeciw księżom symoniackim i żyjącym z kobietami6. Naturalnym zjawiskiem była projekcja zasady czystości seksualnej, jednej z podstawowych wartości życia mniszego, do wzorca życia ogółu kleru. Ponadto czystość całego ordo clericorum miała być wedle teologów (Gerard z Cambrai, Adalberon z Laon) jego chwalebnym wyróżnikiem oraz podporą jego prymatu w trójdzielnym społeczeństwie chrześcijańskim7. Sprzeciwiano się wreszcie heretykom, którzy swą pogardę dla ciała i dla związku mężczyzny z kobietą odnosili do wszystkich ludzi, kleryków i laików, podważając w ten sposób podziały stanowe i wyróżniki hierarchii społeczeństwa8. Walka o przestrzeganie zasady bezżenności księży o wyższych święceniach oraz o wstrzemięźliwość w ich życiu, przejawiająca się w postaci drastycznych sankcji ogłaszanych na synodach włoskich i niemieckich w pierwszych dziesięcioleciach XI w. (między innymi wobec potomstwa zrodzonego z zakazywanych księżom małżeństw)9 miała więc bardzo złożone podłoże. 4 G. Rosetti, // matrimonio del clero nella societa altomedievale [w:] U matrimonio netta socie ta altomedieuale: Settimane di Studio di Centro Italiano di Studi sull' Alto Medioevo XXIV, Spo- letto 1977, s. 473-513. 5 Wyjaśnienia Leona IX skierowane do Niketa, opata klasztoru w Studi, PL CXLIII 782. 8 S. Trawkowski. Entre l'orthodoxie et 1'heresie; Vita apostolica et leprobleme de la desobeis-sance [w:] The Concept of Heresy in the Middle Ages (llth-13thC), Leuven-The Hague 1976, s. 161. 7 G. Duby, Rycerz, kobieta i ksiądz; małżeństwo w feudalnej Francji (tłum. H. Geremek), War szawa 1986, s. 117n, 121 n. 8 H. Taviani, Le mariage dane Iheresie de I'An Mil „Annales E.S.C." 32, 1977, nr 6, s. 1074- 1089. 9 B. Schimmelpfennig, Zólibat und Lagę der „Priestersóhnen" von 11. bis 14. Jahrhundert, „Historische Zeitschrift" 227, 1978, H. 1, s. 1-44. 28 Haeresis nicolaitarum Brak nam dziś przekonujących świadków narodzin pojęcia „herezji niko-laitów", jedynie domyślamy się też okoliczności jego poczęcia. Zapewne odegrała tu rolę mała skuteczność wspomnianych sankcji, tylko częściowo i nie wszędzie egzekwowanych. Brakowało też nie tylko środków przymusu, lecz i przekonujących przesłanek do wytworzenia atmosfery potępienia. W tej sytuacji zrodzić się mogła myśl, którą dobrze sformułował George Duby w odniesieniu do nieco innych działań. Wedle francuskiego mediewisty „trudności walki prowadzonej przeciwko żonatym księżom były jednak główną przyczyną, która popychała biskupów do rozszerzenia kompetencji w tym zakresie. Trzeba było wszelkimi siłami dążyć do wykluczenia opornych na margines społeczny, do wypchnięcia ich w sferę nielegalności, a zatem trzeba było ich sądzić"10. W naszym przypadku szłoby tu o zepchnięcie w obszar nielegalności, z zakresu ortodoksji Kościoła Zachodniego. Istniała jednak trudność natury teoretycznej, gdyż trwanie, wbrew zakazom, w związkach małżeńskich i konkubinackich oraz różne występki nie-wstrzemięźliwych księży łatwo można było uznać za przejawy niezdyscyplinowania, nieposłuszeństwa i oczywiście za grzechy przeciw szóstemu przykazaniu, o wiele zaś trudniej za herezję utożsamianą z głoszeniem poglądów sprzecznych z nauką Kościoła (zwłaszcza z treścią Credo) i z jego tradycją. W kręgu tych spraw (z wyodrębnieniem postaw antyklerykalnych) pozostawały polemiki przeciw heretykom dostrzeżonym na Zachodzie po roku tysięcznym". Przeciw żonatym i konkubinackim księżom zwracali się wszakże ci sami rzecznicy reformy Kościoła, którzy wówczas zwalczali jako „herezję symoniacką" wspomniane wcześniej nadużycia, należące wszak do praktycznej sfery życia Kościoła. Simoniaca haeresis, określenie oparte na pewnym gruncie patrystycznym (posługiwał się nim zwłaszcza Grzegorz Wielki)'2, z powodzeniem wprowadzone do tekstów polemicznych, niewątpliwie bardzo nośne, wymagało mimo to dodatkowych uzasadnień. Dostrzegali tę potrzebę teologowie, zwłaszcza Piotr Damiani i Humbert z Moyenmou-tier, obaj należący do bliskich współpracowników Leona IX, a później jego następców. Wywodzono zatem, że „symoniacy" handlujący darami Ducha Świętego, bardziej przewrotni od swego biblijnego protoplasty, Szymona Maga, nie tylko tak czynią w praktyce, lecz uporczywie wierzą w prawomocność swego postępowania, si autem credunt, manifeste heretici sint13. Działania skierowane przeciw żonatym i rozwiązłym księżom otrzymały więc wsparcie wynikające z doświadczeń walki ze świętokupstwem. Dotyczyło to już choćby wyboru nazwy występku, podobne jak w przypadku sy-monii nawiązującej do tekstu Pisma Świętego, odnosiło się również do innych spraw, o których jeszcze będziemy mówić. Mimo nasuwającego się do wykorzystania wzorca w postaci simoniaca haeresis, nie od razu nastąpiło 10 G. Duby, Rycerz.... s. 125. 11 Wśród stosunkowo licznych prac zob. zwłaszcza: J. Musy, Mowements populaires et herćsiedaXI'siecleenFrance, „Revue Historiąues" 19, 1975, nr 1. s. 33-76; C. Violante,Heresie urbaines et heresies rurales en Italie du 11'au 13' siecle [w:] Heresies et societes dans I'Europe preindustrielle 11'-18" s. (red. J. Le Goff), Paris-La Haye 1968, s. 171-197. 12 J. Leclercą, „Simoniaca heresis".... s. 524. 13 Humberti Aduersus simoniacos libri tres, PL CXLIII 1016. 29 Stanisław Bylina utożsamienie z herezją postaw i praktyk nazwanych później nikolaickimi. Synod moguncki w 1049 r., na którym episkopat niemiecki obradował z inicjatywy i w obecności Leona IX, miał jakoby - opieramy się tu na późniejszym świadectwie Adama z Bremy - uroczyście potępić „herezję symoniac-ką i niegodne małżeństwa księży" (simoniaca haeresis et nefanda sacerdo-tumconjugia)"1. Sformułowanie powyższe byłoby dla nas istotne jako traktujące łącznie oba inkryminowane zjawiska (później będzie się to powtarzało w ustawodawstwie kościelnym), a zatem jako krok ku uznaniu za herezję zabronionych związków osób duchownych. Ważna dla tych rozważań zmiana terminologiczna nastąpiła w początkach pontyfikatu Mikołaja II, papieża - podobnie jak jego poprzednik -uformowanego w duchu reformatorów lotaryńskich. Wprawdzie na synodzie laterańskim w 1059 r. (tym samym, na którym uchwalono dekret o nowej formie wyboru papieża)15, gdy zalecano wiernym absencję na mszach odprawianych przez księży żyjących w związkach konkubinackich oraz gdy zawieszono winowajców w czynnościach kapłańskich, nie mówiono jeszcze o ich herezji, lecz nastąpiło to niewiele później. Mikołaj II przekazując dostojnikom kościelnym Galii, Akwitanii i Gaskonii treść postanowień late-rańskich stwierdził mianowicie w początkowej części swej bulli, iż mówią one inter caetera de Nicolaitarum haeresi16, przy czym wyjaśnił wymienione określenie jako odnoszące się do żonatych księży. Powstało ono niewątpliwie w otoczeniu papieża, przy czym istotne przesłanki wskazują na inspirację Piotra Damianiego (choć i udziału kardynała Humberta nie można odrzucić). Idąc tropem tej sprawy trzeba się przenieść do Mediolanu wstrząsanego burzliwymi wydarzeniami Patarii, w trakcie których opór stronnictwa reformy i wspierających je rzesz plebejuszy był konsekwentny, a momentami zaciekły usąue ad sanguinem". Nie wszystkim szło bowiem jedynie o „przywrócenie klerowi jego godności i czystości". Nie wydaje się natomiast, by miejscowi przeciwnicy arcybiskupa Gwidona i tradycjonalistów broniących zwyczajów ambrozjańskich (legalności małżeństw osób duchownych)18 posługiwali się zarzutem herezji jako instrumentem polemik. Jeśli ktoś przenosił konflikt na plan doktrynalny, to byli to raczej teologowie nie zaangażowani w nim bezpośrednio jako jedna ze stron. Nieco inaczej sprawę relacjonował Piotr Damiani, z którego komentarza do wydarzeń mediolańskich może wynikać, że określenia „nikolaici" i „herezja nikolaitów" były tam znane i że zetknął się z nimi po przybyciu do mia- 14 Adam Bremensis, Gęsta Hamaburgensis ecclesiae pontificum (wyd. B. Schmeidler) [w:] MGH Scriptores II/3, cap. 30. 15 Najnowsza edycja: D. Jasper, Dos Papstwahldekret von 1059; Uberlięferung und Texge- stalt. Sigmaringen 1986. I6PLCLXXIII 1314. 17 Zob. G. Miccoli, Per la storia delia patańa milanese, „Bulletino deiristituto Storico Italia- no per ii Medio Evo e Archivio Muratoriano", 70, 1958, s. 50. Nadal cytuje się pracę C. Violan- te. La Patańa milanese e la riforma ecclesiastica, Roma 1955. Z publikacji nowszych zob. zbiór prac: La Patańa; lotte religiose e sociali nella Milano dell'XI secolo (red. P. Golinelli), Milano 1984. 18 T. Manteuffel, Narodziny herezji; wyznawcy dobrowolnego ubóstwa w średniowieczu. War szawa 1963, s. 16nn. 30 Haeresis nicolaitarum sta, w 1059 r., w charakterze legata papieskiego. Jest to tekst na tyle istotny dla naszych rozważań, że warto go tu przytoczyć: „Były bowiem wielce burzliwe zamieszki między klerem a ludem, a to z powodu dwóch herezji, mianowicie symoniaków i nikolaitów. Nikolaitami zaś nazywano księży, którzy wbrew kościelnej zasadzie czystości utrzymywali związki z kobietami. Byli oni bez wątpienia cudzołożnikami, skoro pozostawali w plugawych związkach. Słusznie zwano ich nikolaitami, bowiem tej zgubnej zarazy bronili jak gdyby z mocy prawa. Złe postępowanie bowiem zamienia się w herezję, gdy umacnia się go przewrotnym dowodem"19. Piotr Damiani oceniał konflikt mediolański ex post, z punktu widzenia teologa znającego pochodzenie nazwy „nikolaici" i jakąś jej tradycję, a zarazem na tyle biegłego w problematyce herezji, by łatwo uzasadnić tę etykietę przypisywaną żonatym (konkubi-nackim) księżom. Jako niewątpliwy znawca tego zagadnienia przedstawiał Mikołajowi II, w tymże 1059 r., sylwetkę eponima nikolaitów, diakona Mikołaja, wyświęconego przez Apostoła Piotra. Z pewnością też nie kto inny, jak Piotr Damiani w czasie swej legacji w Mediolanie, skłaniając do ustępstw opornego arcybiskupa Gwidona, wymógł na nim potępienie „herezji nikolaitów" odnoszącej się nie tylko do kapłanów, lecz również do diakonów i sub-diakonów żyjących w związkach „z żonami i konkubinami"20. Wydaje się jednak, iż pojęcie „herezji nikolaitów" nie przyjęło się na gruncie mediolańskim czasów Patarii i że zapewne zniknęło wraz z wyjazdem Piotra Damia-niego. Nie znajdujemy go w tekście Constitutiones opracowanych jako wynik pobytu kolejnej legacji papieskiej już w czasach pontyfikatu Aleksandra II (1067 r.)21. Mówi się tu o zbyt gwałtownych wystąpieniach contra simoniacos et incontinentes clericos22; kontekst może tłumaczyć unikanie słowa herezja, szło wszak o wyciszenie zamieszek. Natomiast Piotr Damiani, żywo zaangażowany w trudne problemy życia Kościoła, także później w swych traktatach powracał do sprawy konsekwentnie zwalczanych „żonatych księży" (clerici wcorati). Powątpiewał też -bardzo to istotna refleksja - czy nieczyste ręce konkubinackiego księdza mogą w sposób ważny konsekrować Hostię23. Podobnie jak uprzednio, akcentował dwa wątki: przekształcenie się w herezję złego, grzesznego (w tym przypadku rozwiązłego) postępowania, w wyniku jego uporczywej obrony oraz etymologię „nikolaitów" wywodzących się od wspomnianego już ąuasi-herezjarchy Mikołaja24. Gdy idzie o pierwszy z tych wątków, Piotr Damiani mógł myśleć zarówno o bezpośrednich, anonimowych winowajcach, jak 19 S. Petri Damiani Opuscula varia PL CXLV 90 „Erat enim inter clerum et populum, prop- ter duas haereses, Simoniacum vldelicet et Nicolaitarum, satis turbulenta seditlo. Nicolaltae autem dicuntur clerici, qui contra castltatis ecclesiasticae regulam feminis admiscentur. Qui plane tunc fornicatores fiunt, cum foedi commercii copulas ineunt; tunc Nicolaite jurę vocan- tur cum hanc laetiferam pestem ex auctoritate defendunt. Vitium ąuippe in haeresim vertitur, cum perversi dogmatis assertione firmatur". 20 Tamże, 95. 21 G. Miccoli, Per la storia..., Appendlce, s. 115-123. "Tamże, s. 119. 23 Petri Damiani De sacramentis per improbos administrantis, PL CXLV 463. 24 Tamże, 481: „Qui nimirum dum corruunt, impudici dum defendere nituntur, merito in- dicantur haeretici. Unde et clerici uxorati Nicolaite vocantur, quoniam a ąuodam Nicolao, qui dogmatizavit haeresim, huiusmodi vocabulum sortiuntur". ??-?-?,.;? . ?;? i ? 31 Stanisław Bylina i o teologach broniących legalności i zasadności małżeństw księży wbrew stanowisku papiestwa25. W latach sześćdziesiątych XI wieku więdnie kariera „herezji nikolaitów" jako zwrotu polemicznego i spotykanego w tekstach kościelnych o oficjalnym charakterze. Unika go ustawodawstwo synodalne czasów Aleksandra II, będące doniosłym instrumentem poczynań reformatorskich papiestwa. Podczas gdy simoniaca haeresis opanowała tryumfalnie słownictwo kościelne, „herezja nikolaitów" jak gdyby uległa zapomnieniu. Piotr Damia-ni, zmarły w 1072 r., u progu pontyfikatu Grzegorza VII, nie zdołał przekazać mu wcześniej, jako archidiakonowi Hildebrandowi, tego instrumentu walki ze zeświecczonym klerem, jakim była etykieta herezji. Grzegorz VII, w którego programie działania, zwłaszcza w pierwszych latach pontyfikatu, sprawa walki z dwiema „plagami" w Kościele zajmowała bardzo ważne miejsce, przejął od swych poprzedników oraz od współczesnych mu teologów i reformatorsko nastawionej części episkopatów pojęcie „herezji symoniac-kiej"26 (wejść ona miała także do słownictwa sporu o inwestyturę), natomiast mówiąc o łamaniu przez księży zasady celibatu, posługiwał się najczęściej inną, w większości już wcześniej spotykaną terminologią. W obfitej korespondencji Grzegorza VII z lat siedemdziesiątych, poświęconej omawianym tu problemom, naczęściej spotykanym zwrotem jest simoniaca haeresis et fornicatio clericorum, zaś drugi człon tego zwrotu bywa łączony z wyrazami: pestis, crimen, scelus, nefas. Czasem, obok crimen fornicationis występuje turpitudo lub - słabiej oskarżająca - incontinentia27. Wyraźnie nastąpiło wzmożenie zarzutów cudzołóstwa, rozwiązłości, folgowania żądzom przy pewnym osłabieniu częstotliwości określeń odnoszących się bezpośrednio do zakazanych małżeństw i do konkubinatu. Grzegorz VII nie odrzucał zasadności określenia „herezja nikolaitów". Z pewnością uwzględniał je mówiąc w liście do biskupa Pawii, Wilhelma (1073 r.), o szerzących się w Kościele herezjach; z kontekstu nie wynika odniesienie tego terminu do zjawisk innych niż symonia i turpis vita kleryków28. Papież użył także określenia „nikolaita" w stosunku do oskarżanego, głównie o symonię, biskupa angielskiego (1076 r.)29. W tego rodzaju określeniu tkwiła zawsze w domyśle herezja; nie znając jeszcze sekt w późniejszym znaczeniu i zakresie (pomińmy mało znaczące wobec nich grupki heretyków z Orleanu, Arras, z Monforte w pobliżu Asti itp.) czytano wszak o heretykach wczesnych czasów chrześcijaństwa: nowacjanach, macedonianach, arianach itp. „Nikolaita" oznaczał więc w sposób oczywisty „heretyka". Słynne reformatorskie synody rzymskie z lat siedemdziesiątych, podejmując sprawę wstrzemięźliwego życia stanu kapłańskiego i określając sankcje przeciw łamiącym jego zasady, nie posługiwały się w swych uchwa- 25 Zob. J. B. Russell, Dissent and Reform..., s. 141nn. Zob. także: A. Fliche, Ulńch cTImola. Etude sur 1'heresie nicolaite au milieu duXIe s., „Revue des Sciences Religieuses" 2, 1922, nr 2, s. 125-135. 26 J. Leclercą, JSimoniaca heresis"..., s. 525n. 27 Das Register Gregors VII (wyd. E. Caspar), Bd. III, Berlin-Dublin-Zurich 1967 (przedruk wyd. z 1920 r.) II, 30, 62, 55, 45; IV, 20, 11; III, 4 i w innych miejscach. 28 Tamże, I, 28. 29 Monumenta Gregoriana (wyd. Ph. Jaffe), Berolini 1865, s. 541. 32 Haeresis nicolaitarum łach określeniami: „herezja", „herezja nikolaitów". Nie budzi zaufania świadectwo anonimowego tekstu z ok. 1111 r., przypisującego synodowi rzymskiemu z 1078 r. decyzję o ekskomunice „wszystkich symoniaków i nikolaitów heretyków" (nazwanych tam także „sektą")30. Nie wydaje się bowiem uzasadnioną zmiana słownictwa synodu z 1078 r. wobec używanego przez wcześniejsze synody rzymskie omawiające analogiczne zagadnienia. Autor relacjonujący już stosunkowo odległe w czasie wydarzenia zapewne posłużył się terminologią sobie współczesną, kiedy to pojęcie „herezji nikolaitów" znów nabrało życia. Co zaś się tyczy wcześniejszych synodów rzymskich, to wątpliwe, by miały one - nawet tylko pośrednio - łączyć rozwiązłych księży z heretykami poprzez wznawianie zakazu służby kapłańskiej przy ołtarzu oraz uczestnictwa wiernych w mszach odprawianych per simoniacos etfor-nicatores. Nie szło tu bowiem jeszcze o negację waloru sakramentów dysponowanych przez niegodnych kapłanów, a zatem i o uznanie nieważności takiej mszy. Powyższego poglądu Grzegorz VII explicite nigdy nie wypowiadał, ani nie dopuszczał do jego artykulacji na zwoływanych przez siebie synodach. Wiemy wszakże, że wspomniana opinia o nieważności sakramentów nie była obca gregorianom31. Równocześnie przypomnijmy niewiele od nich odbiegające, a dużo wcześniejsze stanowisko Piotra Damianiego. Szło więc raczej nie tyle o ujawnianie znanych już treści, ile o ich oficjalne formułowanie. Jeśli możemy wierzyć kronikarzowi Bernoldowi „herezję nikolaitów" potępił synod w Piacenzy (1095 r.), zwołany przez Urbana II32. Byłoby to jednym z sygnałów ożywienia omawianej terminologii. Ale dopiero Gerhoh z Rei-chersbergu odnowił polemiki antynikolaickie w stylu przypominającym Piotra Damianiego (zresztą także w powiązaniu z ważniejszą również w jego opinii problematyką antysymoniacką). W dialogu między księdzem diecezjalnym [saecularis) a zakonnikiem (regularis) Gerhoh, przemawiając ustami drugiego z nich, przypominał - w oparciu o dawną bullę Mikołaja II - zasadność nazwy „nikolaici" i zarzutu herezji33. Ciekawszy jest jednak wywód zawarty w Liber de simoniacis, w którym Gerhoh herezję symoniaków i nikolaitów wyprowadza z ich „jawnego nieposłuszeństwa" okazywanego Kościołowi34. Podziela więc pogląd bliski teologom gregoriańskim (z tradycyjnym powoływaniem się na św. Ambrożego), najdobitniej sformułowany przez samego Grzegorza VII przeciw stronnikom Henryka IV: Ereticum esse constat qui Romane eccłesie non concordat35. U schyłku doby gregoriańskiej nikolaici, zawsze u boku groźniejszych od nich symoniaków, zostali osaczeni na płaszczyźnie ideowej: nieposłuszeństwo uczyniło ich heretykami, utrata przez nich władzy szafarstwa sakramentów coraz częściej bywała uznana za trwałą, co wedle niektórych inter- 30 Epistoła de vitanda missa wcoratum sacerdotum (wyd. E. Sackur) [w:] MGH Libelli de lite imperatorum et pontijicum III, s. 2. 31 C. Mirbt, Die Publizistik im Zeitcdter Gregors VII, Leipzig 1894, s. 372nn. 32 Bernoldi Chronikon, A. 1095 [w:] MGH Scńptores V, s. 462. 33 Gerhohi praepositi Reichersbergensis Libelli selecti (wyd. E. Sackur) [w:] MGH Libelli III, s. 217. ... 34 Tamże, s. 244. 35 Das Register.... Zob. S. Trawkowski, Entre Vorthodoxie..., s. 166. 33 Stanisław Bylina pretacji winno prowadzić do wyłączenia z Kościoła. Podjęcie haeresis nicola- itarum jako instrument polemik reformatorskich otrzymało pełnię swego bytu. Nastąpiło to stosunkowo niedługo przed zmierzchem jego żywota. Od powiedź na pytanie, czy i w jakim stopniu wspomniane wcześniej osaczenie istotnie dotknęło księży nie godzących się z zaostrzonymi wymogami ich stanu dotyczy rzeczywistości życia kościelnego, a zatem wykracza poza za kres naszych rozważań. -??;?:?} ?!> :;;:-..:.:?? •?/? 34 Teresa Dunin-Wąsowicz Najstarsi polscy święci: Izaak, Mateusz i Krystyn* I. Od momentu małżeństwa Mieszka I z Dąbrówką, księżniczką czeską, i chrztu księcia polskiego w 966 r., Mieszko stał się przyjacielem cesarskim, amicus imperatorii, z tytułu trybutu płaconego przezeń z części swego kraju, jako odjętego Cesarstwu obszaru misyjnego. Mieszko otrzymał swego biskupa misyjnego. Dwa lata później biskup ten stał się biskupem polskim, episcopus poloniensis, podległym bezpośrednio Stolicy Apostolskiej. Pod koniec panowania, prawdopodobnie w 991 r., za pontyfikatu Jana XV, Mieszko dorzucił do spraw polskich w Rzymie akt szczególny: dokument zwany przez pierwszych wydawców zapisu Dagome iudex, który nie przestaje wywoływać różnych interpretacji. Jest to oblacja św. Piotrowi - ze strony księcia, jego żony i trzech synów - państwa gnieźnieńskiego; pierwsza znana nam oblacja jakiegokolwiek państwa na rzecz papiestwa. Chodziło najpewniej o potwierdzenie przez Rzym pozycji kościoła polskiego w skali hierarchicznej ówczesnego świata chrześcijańskiego1. Darowizna Mieszka pozostawała bez skutków dynastycznych. Bolesław Chrobry znalazł sobie własne miejsce w planach Ottona III. Zadbał również o przysłanie do Polski misjonarzy. Pierwszym był św. Wojciech, biskup praski, zakonnik z Awentynu2, przyjaciel cesarza. Skończyło się to męczeńską ' Komunikat na ten temat w wersji francuskiej wygłosiłam na kongresie Christionlty in Eost Central Europę and the Relations with the West and East, który odbył się w Lublinie, w dniach 2-6 września 1996 roku. 1 A. Gieysztor, Sylwester II i kościoły w Polsce i na Węgrzech [w:] Święty Wojciech w tradycji i kulturze europejskiej (red. K. Śmigieł), Gniezno 1992, s. 51; tenże, UEurope nouuelle autour de l'an mil; la Papaute, LEmpire et (es „nouveaux venus": Unione Internazionale degli Istituti di Ar cheologia; Storia e Storia dell Arte in Roma. Conferenze XIII, Roma, 1997; tenże. Między hagio grafią a biografią mediewistyczną; święty Wojciech |w:] Stan i perspektywy rozwoju biogrąfisty- ki polskiej, Opole, 1998, s. 45-56. 2 G. Labuda, Święty Wojciech w działaniu, w tradycji i w legendzie [w:] Święty Wojciech..., Gniezno 1992, s. 57-97; S. Trawkowski, Pielgrzymka Ottona III do Gniezna; ze studiów nad de wocją wczesnośredniowieczną [w:] Polska w świecie; szkice z dziejów kultury polskiej, Warsza wa, 1972, s. 107-124. »?;**:« 35 Teresa Dunin-Wąsowlcz Wzell Ostayhom Wezwania św. Wojciecha ok. 1000 r. Wg T. Dunin-Wąsowicz. ? . śmiercią w Prusach3. Bolesław sprowadził ciało do Gniezna i pochował je w katedrze. Pomysłem Ottona III i Sylwestra II była nowa organizacja świata chrześcijańskiego, szczególnie tych krajów, które uznawały autorytet cesarski 3 St. Mielczarski, Wokół miejsca śmierci świętego Wojciecha, [w:] Święty Wojciech..., s. 143-158. Koncepcje i hipotezy tego autora w pełni potwierdziły najnowsze badania. Zob. Adalbertus; wyniki programu badań interdyscyplinarnych (red. P. Urbańczyk), Warszawa 1998. 36 Najstarsi polscy święci w sprawach świeckich i kościelnych. Silnymi partnerami i sojusznikami w tych planach byli książęta: polski - Bolesław - i węgierski - Stefan. Zaraz po śmierci św. Wojciecha w kwietniu 999 r. powstało arcybiskupstwo św. Wojciecha. Na jego czele stanął brat zamordowanego, Radzim-Gaudenty. W 1000 r, w Gnieźnie stworzono trzy podległe mu diecezje: kołobrzeską, krakowską i wrocławską. Biskup polski, wówczas z siedzibą w Poznaniu, nadal pozostał niezależny i dopiero po jego śmierci (1012 r.) następca, jako biskup poznański, podporządkował się nowej prowincji kościelnej polskiej4. Przekazanie w Gnieźnie kopii włóczni św. Maurycego księciu polskiemu przez Ottona III symbolicznie wyznaczało rangę polskiego księcia. Bolesław Chrobry ofiarował cesarzowi ramię św. Wojciecha, które posłużyło jako relikwia przy fundowaniu przez Ottona III kościołów dedykowanych nowemu świętemu w Akwizgranie, Leodium, Reichenau, Rzymie i Pereum5. Fundacje te stały się więzami duchowymi nowej prowincji kościelnej ze światem chrześcij ańskim. II. Świat chrześcijański na przełomie tysiąclecia posiadał wiele wybitnych postaci. Poza już wymienionym papieżem Sylwestrem II oraz cesarzem Ottonem III, wybitnymi indywidualnościami byli Brunon z Kwerfurtu oraz biskup Notker z Leodium. Wszyscy oni byli przyjaciółmi św. Wojciecha, niedawno zamęczonego przez Prusów6. Do tej grupy nieprzeciętnych postaci dołączył Bolesław Chrobry. Nie wiadomo, za czyją radą, najpewniej cesarza, postanowił sprowadzić do Polski pierwszych zakonników z Italii, w celu założenia klasztoru dla działalności misyjnej w kraju i ewentualnie poza nim. Czy Wojciech będąc w Polsce zakładał już jakieś klasztory benedyktyńskie - nie wiadomo. Aleksander Gieysztor7 przypuszcza, że, tak jak w Czechach i na Węgrzech, również u nas, w pobliżu siedzib biskupich znajdowały się pierwsze fundacje benedyktyńskie już w początku XI wieku. Czy jednak Wojciech zdążył w czasie krótkiego pobytu w Polsce coś zdziałać w tej dziedzinie? Brunon z Kwerfurtu, pisząc żywot wojciechowy i Żywot Pięciu Braci8, raczej by o tym wspomniał. Vita pięciu eremitów jest najbardziej wyczerpującym źródłem do poznania życia eremitów w Italii i ich losów po przybyciu do Polski. Napisana jest w dwa lata po ich męczeńskiej śmierci ?w Polsce. 4 G. Labuda, Znaczenie św. Wojciecha dla dziejów Polski [w:] Tropami świętego Wojciecha, Po znań 1999, s. 183-194; Z. Kurnatowska, Początki państwa i chrześcijaństwa w Polsce w świetle źródeł archeologicznych [w:] Archeologia Wielkopolski; osiągnięcia i problemy ochrony zabyt ków, Poznań 1998, s. 91-101; taż, Stan chrystianizacji Polski w czasach św. Wojciecha (w świe tle źródeł archeologicznych) (w:) Tropami świętego Wojciecha..., s. 97-110. 5 T. Dunin-Wąsowicz, Wezwania św. Wojciecha u> Europie Zachodniej około r. 1000, „Studia Warmińskie" 19, 1982, s. 31-43. 6 G. Labuda, Dwa najstarsze żywoty św. Wojciecha we wzajemnym stosunku; stopień wiary godności (w:] Benedyktyńska praca; studia historyczne ofiarowane O. Pawiowi Sczanieckiemu OSB, Kraków 1998, s. 76. 7 A. Gieysztor. Pierwsi benedyktyni w Polsce Piastowskiej [w:] Benedyktyni tynieccy w śre dniowieczu, Kraków 1995, s. 9-21; tenże, Diuini sewicii amatores (Tyniec 1234) - Kultura bene dyktyńska w Polsce średniowiecznej [w:| Tyniec; sztuka i kultura benedyktynów od wieku XI do XVIII (Katalog), Kraków 1994, s. XXXII-XXXV. 8 MPH s.n. IV 3, Warszawa 1973. Wersja polska: Piśmiennictwo czasów Bolesława Chrobre go (tłum. K. Abgarowicz), Warszawa 1966, s. 157-246. 37 Teresa Dunin-Wąsowlcz Fragment mapy meandrów Padu w okolicach miejscowości San Alberto, XVIII w. ?*• (ArchMo di Stato di Ravenna, S. Wale, 675). .-•::? Dlaczego właśnie z Pereum koło Rawenny9 sprowadzono mnichów do Polski? Już około 1001 r. przybył tam z darami dla św. Romualda syn Bolesława Chrobrego i został mnichem. Utożsamia się go z Bezprymem10. Otton III był silnie związany z grupą św. Romualda i jego pustelnią w Pereum. Gdzie leżała ta miejscowość, co oznaczała jej grecka nazwa, wielokrotnie później przekręcana w źródłach? Po dziś dzień, ok. 12 km na północny zachód od Rawenny znajduje się osada San Alberto. W księgach kościelnych po wiek XIX, zapisywana jest jako San Adalberto. W pobliżu, w dawnych zakolach Padu znajduje się pole noszące na mapach osiemnastowiecznych nazwę Pe-ro. Najprawdopodobniej jest to miejsce dawnego kościoła w pustelni eremitów św. Romualda. Gdzieś w tej okolicy, najpewniej, Otto III ufundował alabastrową rotundę ku czci św. Wojciecha. Nie ma po niej śladu, jak i po romańskim kościele klasztornym. Pozostały jednak z niego fragmenty rzeźb i ornamenty z terakoty, które znajdują się w Muzeum w Rawennie". Tereny 9 T. Dunin-Wąsowicz, Dove si trovava la „Pereum" medioeuale? Osseruazioni sidle variazioni idiogrąfiche del delta del Po [w:j Studi in memoria di Federigo Melis, 1.1, Roma 1978, s. 183-190; taż, Koń cenniejszy od złota, „Rocznik Muzeum Narodowego" 34, 1992, s. 81-87; taż, „Pereum" medioeuale, „Felix Ravenna" 114, 1978, z. 2, s. 87-101; taż, Model świętego w Polsce średnio wiecznej [w:] Człowiek w społeczeństwie średniowiecznym. Warszawa 1995, s. 97-108. 10 K. Jasiński, Rodowód pierwszych Piastów, Warszawa 1992, s. 105-107. 11 T. Dunin-Wąsowicz, pereum" medioeuale .... s. 87-101, gdzie publikowane są wszystkie fragmenty rzeźb z Muzeum w Rawennie. Por. M. Mazzotti, Sant'Alberto; appunti per la storia di unpaese, Ravenna 1979. 38 Najstarsi polscy święci Krzyż z terakoty znajdujący się w muzeum w Rawennie, pochodzący z romańskiego kościoła św. Wojciecha w San Alberto (Fot. N. Natali). wokoło dzisiejszego San Alberto, gdzie znajduje się obecnie dziewiętnastowieczny kościół parafialny, przed bonifikatą uczynioną przez papieży w XIV i XV w., wyglądały zupełnie inaczej. Rozlewiska wielu ramion Padu czyniły całą deltę bagnistą i trudno dostępną. Cesarz do eremu przyjeżdżał na ogół statkiem. Nazwa klasztoru, spotykana w późniejszych źródłach trzynastowiecznych brzmiała: Abbatia San Adalberto in Pereo. Jest to nazwa topograficzna, gdyż po grecku pereo oznacza „po drugiej stronie rzeki"; po polsku brzmiałoby to „opactwo na Zarzeczu"12. Liczne meandry ramion Padu w różnych okresach tworzyły niejedno „Zarzecze". Jak niedobre warunki klimatyczne powstawały w bagnistej okolicy, w której rozmieszczone były pustelnie eremickie, opisuje nam Brunon z Kwerfurtu w Żywocie Pięciu Braci13. „Niebezpieczne - mówiłem - jest to miejsce i szkodliwe jest to bagno. Czy 12 Z. Abramowiczówna, Słownikgrecko-polski, t. III, s. 475; Atlas biblijny. Warszawa 1991, s. 180 i s. 311; T. Dunin-Wąsowicz, Ślady kultu św. Wojciecha w Europie Zachodniej około 1000 ro ku [w:) Tropami św. Wojciecha.... s. 221-233. 13 Por. wyżej: przyp 8; P. Fabri, II Padenna; Vuomo e le acąue nelRauennate dalia antichita al medioeuo, Ravenna 1975. . - .-.;?? ??-? . 39 Teresa Dunin-Wąsowicz Fragment postaci znajdujący się w muzeum w Ra-'?'?•?'? <•>)'?-;» wennie. pochodzący z romańskiego kościoła w San Alberto (Fot N. Natali). 5 • ?'• '« ? - jest ktoś, kto by tutaj jeszcze nie chorował? Począwszy od najmniej znaczącego aż do najwybitniejszego? I to tak, że właściwie jest to cud Boży, iż mimo tak wielkiej niemocy nikt nie umiera"14. Z konwentu św. Romualda w Pereum cesarz osobiście wybrał Benedykta i Jana, aby ich wysłać za Alpy. „W następstwie tego sławny cesarz umyślił tych braci, którzy byli pełni zapału, wysłać do kraju Słowian, aby tam gdzie piękny las nadawałby się na samotnię, na ziemi chrześcijańskiej, w pobliżu pogan zbudowali klasztor: stąd miały płynąć trojakie korzyści dla szukających drogi pańskiej, a więc dla nowicjuszów przychodzących ze świata miał tam być upragniony klasztor, dla dojrzałych zaś i łaknących żywego Boga - doskonała 14 Piśmiennictwo..., s. 172. 40 r Najstarsi polscy święci Fragmenty fryzu z terakoty znajdujące się w muzeum w Rawennie pochodzące z romańskiego kościoła w San Alberto (Fot. N. Natali). samotnia, a ci, którzy pragnęli rozstać się z tym życiem i być razem z Chrystusem mieli sposobność głoszenia Ewangelii poganom. [...] [Cesarz] uzyskał zgodę św. Romualda na wysłanie do kraju Słowian dobrego Jana i lepszego - jak się wydawało oczom ludzkim - Benedykta. [...] A więc z biegiem rzeki [Padu] przybył do Rawenny obładowany okręt wiozący przy boku króla gromadę zakonników dobrych i złych. Tam cesarz z wielką gorliwością i miłością do Chrystusa przygotował podróż Benedykta i Jana i wydawszy w sposób należyty wszystkie niezbędne rozporządzenia, wysłał za Alpy, do kraju Słowian, świętą parę braci, do których nikt z pozostałych nie był podobny"15. „Odbywszy więc drogę przez Alpy długą i krętą, ukończyli tą mozolną przeprawę. Weszli do kraju Polan, gdzie mówiono nieznanym językiem - a takich obcych krain wiele już przewędrowali - i zastali księcia, imieniem Bolesław, które przetłumaczone znaczy (górujący sławą). Ponieważ on jedy ny spośród wszystkich naszego wieku zasłużył na to, bo męczennika Wojcie cha, tego rzadkiego ptaka, wysłał na misje i zamordowanego pochował w swoim państwie. Więc zgodnie ze swym zwyczajem przyjął sługi Boże z niezwykłą uprzejmością i z wielkim upragnieniem. I we wszystkim okazu jąc im łaskawość, w zacisznej pustelni z wielką gotowością zbudował miej sce, które sami upatrzyli jako odpowiednie dla ich życia i dostarczał im środków niezbędnych do istnienia bez trudu. [...] Byli zaś pod ich ducho wym kierunkiem dwaj inni, rodzeni bracia, mieszkający na pustelni. Jeden imieniem Izaak, drugi Mateusz: i jak z ziemi latyńskiej wyszło wspaniałe po kolenie szlachetnych ojców, tak w pięknym podobieństwie do ziemi słowiań skiej powstała ich dwójka. Siostry tych dwóch braci służyły Bogu w klaszto rze w gronie dziewic. Oni zaś chociaż byli braćmi według ciała, poczęli sta wać się lepszymi braćmi według ducha"16. ' Gdy doszło do potwornej zbrodni, dokonanej w nocy z 10 na 11 listopada 1003 r., przez miejscowych zbirów, prócz Jana i Benedykta oraz Izaaka i Mateusza, zginął również ich kucharz, Krystyn, którego brat poszedł te- 15 Tamże, s. 169, 177, 178, 181. 16 Tamże, s. 181,209. 41 Teresa Dunin-Wąsowicz Kościół klasztorny w opactwie w Pompozie w delcie Padu. Stan po restauracji. go wieczora do wsi. O ile Jan i Benedykt zginęli z modlitwą na ustach, o Izaaku Brunon pisze, że powiedział przed śmiercią: „Niech Pan wam błogosławi, ponieważ dobrze nam czynicie"17. „Z kolei Mateusz przerażony niezwykłością wydarzeń, daremnie rzucił się do ucieczki na zewnątrz: przebity oszczepami doszedł w pobliże kościoła, gdzie legł na ziemi rozciągnięty całym ciałem, jakby do modlitwy. Krystyn zaś [...] bronił się kawałkiem drewna, a nie wiedząc o zabiciu braci, na próżno wzywał ich pomocy. [...] Wyżej wspomniany Krystyn, ponieważ był przywiązany do zabitych - jako miłości godna i miła ich służbie osoba - przyłączony został do czterech bezbożnie pomordowanych świętych, jako piąty zabity..."18. III. Tragedia ta miała miejsce w eremie św. Wojciecha w Międzyrzeczu. Sądzę, że - podobnie jak w Italii - takie właśnie wezwanie nosił i w Polsce kościół klasztorny, a relikwie, które bandyci ściągnęli z ołtarza19 i podpalili, to były fragmenty szczątków Wojciecha, które najpewniej Bolesław Chrobry przeznaczył dla eremu międzyrzeckiego. Nazwa topograficzna dla siedziby 17 Tamże, s. 217. 18 Tamże, s. 218; K. Jasiński, Pięciu Braci Męczenników; kwestie chronologiczne [w:] Kultura średniowieczna i staropolska. Warszawa 1991, s. 335-364. "Piśmiennictwo..., s. 219; M. Derwich, Kilka uwag w sprawie Pięciu Braci Męczenników [w:] Cracovia-Polonia-Europa, Kraków 1995. s. 181-187; A. Pleszczyński, Bolesław Chrobry konfra-trem eremitów w Międzyrzeczu, „Kwartalnik Historyczny" 103, 1996, z. 1, s. 3-22. 42 Najstarsi polscy święci Fragment portalu w kościele w Pompozie. pierwszych eremitów była charakterystyczna. W Italii był to erem św. Wojciech na Zarzeczu (in Pereo), a na ziemiach polskich klasztor nosił nazwę: abbatia Sancti Adalberti in Międzyrzecz. W tym wypadku położona była nie w meandrach Padu, a pomiędzy Obrą i Paklicą. Idąc za wnioskami Jerzego Nalepy20 widziałabym w nazwie Mezerici z 1005 r., polski Międzyrzecz lub 20 J. Nalepa. Międzyrzecz [w:j Studia nad początkami i rozplanowaniem miast nad środkową Odrą i dolną Wartą, Zielona Góra 1967, s. 227-149; J. Nalepa, St. Kurnatowski, Z przeszłości Międzyrzecza, Poznań 1961. 43 Teresa Dunin-Wąsowlcz Fragmenty fryzu z terakoty w kościele w Pompozie. Międzyrzecze. Jerzy Nalepa zwraca naszą uwagę, że nazwa taka pojawia się na terenie Słowiańszczyzny południowej, jak i zachodniej i poświadczona jest źródłowo od połowy X w.21 Dwie ewentualności widzę jako miejsce eremu i kościoła; jedno, podobnie jak część dotychczasowych autorów, na Winnicy, po drugiej stronie Obry, przy dawnym kościele N. Marii Panny. Nazwa topograficzna Winnica też mogłaby mieć związek z eremem, a nie grodem. Druga ewentualność, to wieś Święty Wojciech położona 1,5 km na zachód od miasta. Kłopoty, jakie mnisi mieli z powodziami, o czym wspomina Brunon, wskazywałyby na sąsiedztwo zabudowań w pobliżu rzeki. Lokowanie eremitów w Kazimierzu koło Szamotuł22 nie wydaje się prawdopodobne. Sama nazwa Kazimierz jest w swej treści pejoratywna i nie nadaje się dla wspólnot św. Romualda w XI wieku. Wolały one używać nazw topograficznych. Przeniesienie relikwii męczenników do Gniezna uzasadniał ostatnio przekonywająco Roman Michałowski23. Gdzie je w Gnieźnie złożono? Gdyby wierzyć Kosmasowi, znajdowały się one w jakimś kościele poza katedrą. Czy przewieziono do Gniezna wszystkie relikwie, czy część? A może zwłoki dwu i 21J. Nalepa, Międzyrzecz..., s. 227 i s. 235; Piśmiennictwo..., s. 181-223. 22 G. Labuda, Szkice historyczne jedenastego wieku. I: Najstarsze klasztory w Polsce. „Archae-ologia Historica Polona" 2, 1995, s. 7-73: ostatnio S. Trawkowski, Bolesław Chrobry i eremici [w:] Prusy-Polska-Europa, Toruń 1999, s. 163-171 też opowiada się za Kazimierzem koło Szamotuł; odmiennie A. Pleszczyński. Bolesław Chrobry... i A. Gieysztor, Polskie Millenium „Przegląd Historyczny" 38, 1948. s. 393. ^ ^N5śs!słsJ^S^^NTXQjNaVsłCJ^Ci^u.BToc.<. Polskich, do Gniezna; przyczynek do dziejów kultu relikwii \w:\ Peregrinationes; pielgrzymki w kulturze dawnej Europy, "Warszawa, Y^?>, s. YTi-185. 44 Najstarsi polscy święci Plan Międzyrzecza z 1780 r. włoskich braci zostawiono w kościele międzyrzeckim? Do dziś istnieje kościół parafialny w Międzyrzeczu noszący wezwanie św. Jana (obecnie Jana Chrzciciela). Przyjmuje się na ogół, że relikwie Pięciu Braci Męczenników zabrane zostały przez Czechów w trakcie najazdu Brzetysława z Gniezna. Pozostała po nich prawdopodobnie tylko tablica z inskrypcją, którą znaleziono w trakcie badań w katedrze gnieźnieńskiej24. Odczytana została przez Brygidę Kiirbis następująco: Ossa triom tvmvlofra [trum clauduntur terreno] Munus militie [m]u[n]du[m] t[er] duforum adauctum] Qvi legis u[iator] mortis direp[tos mucrone] Ac animas horum regi [caelorum devove] 24 B. Kiirbis, Inskrypcja nagrobna w katedrze gnieźnieńskiej z początku XI wieku [w:] Chri-stianitas et cultura Ewopae. 11, Lublin 1998, s. 551-566. 45 Teresa Duntn-Wąsowicz Inskrypcja z początku XI w. znaleziona w katedrze gnieźnieńskiej. Moglibyśmy przeto oczekiwać tu w ostatnim wierszu: Obit ysac ma-theus christinus infesto martini, ale sama autorka pisze, że trzeba to odsunąć w sferę marzeń25. Sądzi natomiast, że autorem inskrypcji mógł być Brunon z Kwerfurtu, w czasie swego ostatniego pobytu w Polsce w 1008 r. Przypuszczenie to wydaje się bardzo przekonywające. Autor Żywota, związany ściśle z eremitami zarówno włoskimi, jak i polskimi, miał wszelkie motywacje, by ułożyć napis na grobie współbraci. Sam zginął w 1009 r. wraz z osiemnastoma towarzyszami na rubieży prusko-jaćwieskiej26. Odczytanie napisu przez Brygidę Kurbis zdaje się wskazywać, że był to grób tylko trzech eremitów - jak sądzę27 - Polaków: Izaaka, Mateusza i Krystyna. Imię Izaak nie przyjęło się w chrześcijańskiej Polsce. Mateusz i Krystyn natomiast to imiona używane do dziś. Może przyczyniło się do tego odnowienie kultu Pięciu Braci w Polsce w XVI w., w Kazimierzu Biskupim koło Konina28. Warto więc pamiętać, że oprócz św. Wojciecha, Czecha z możnego rodu Sławnikowiczów, przyjaciela cesarza, papieża oraz innych przedstawicieli elit intelektualnych Europy X wieku, i biskupa Stanisława, kanonizowanego dopiero w XIII wieku, posiadamy własnych, rodzimych świętych: Izaaka 25 Tamże. s. 559. 26 Bolesław Chrobry wykupi! ciało Brunona i towarzyszy, ale nie wiadomo, gdzie je pocho wał, J. Szymański, Bruno [w:] Hagiografia polska; słownik bio- bibliograficzny (red. R. Gustaw), Ł 1, Poznań 1971, s. 221. Sądzę, że najpewniej pochowani zostali w Gnieźnie. Ostatnio zwróco no uwagę na wieloosobowy grób znajdujący się pod tablicą z inskrypcją w katedrze gnieźnień skiej; B. Kurbis, Inskrypcja..., s. 551,564; por. G. Labuda, Świętość biskupa Wojciecha w wyo brażeniach hagiologicznych i praktykach hagiograficznych wczesnego średniowiecza, „Studia Warmińskie" 30, 1993, s. 33, przypis 42 i 43. 27 T. Dunin-Wąsowicz, Doue si trouaua.... 28 K. Górska-Gołaska, Kult Pięciu Braci Męczenników w Kazimierzu Biskupim i rozwój towa rzyszącej im legendy, „Roczniki Historyczne" 61, 1995, s. 112-140. 46 Najstarsi polscy święci i Mateusza, braci pochodzących, jak się przypuszcza, z kręgów możnych krajowych, oraz Krystyna, przedstawiciela miejscowej ludności wiejskiej, który wraz ze swym bratem służył w eremie międzyrzeckim. Święto Pięciu Braci Męczenników zapisane zostało m.in. w jedenastowiecznym kalendarzu księżnej Gertrudy29. 28 Modlitwy księżnej Gertrudy z Psałterza Egberta w Cwidale (tłum. i oprać. B. Kiirbis), Kraków 1998, s. 337. Sprawa daty zbrodni międzyrzeckiej doczekała się obfitej literatury. Ostatnio przyjmuje się, że nastąpiło to w nocy z 10/11 listopada 1003 r., por. J. Mitkowskl, Pięciu Braci Męczenników [w:] Hagiografia polska..., t. 2, 1972, s. 234-250; J. Strzelczyk, Bolesław Chrobry, Poznań 1999, s. 89-93. 47 ii Teresa Kiersnowska Najstarsze kościoły archidiakonalne południowego Mazowsza Wydaje się nie ulegać wątpliwości, że archidiakonat czerski był częścią pierwotnej diecezji poznańskiej, obejmującej po Chrzcie cały obszar ówczesnej Polski. Następnie skutkiem powstania arcybiskupstwa gnieźnieńskiego, które swym zasięgiem podzieliło diecezję poznańską na dwie części, archidiakonat ten stał się wyodrębnioną enklawą. Za tak wczesnym podziałem diecezji opowiadają się między innymi ks. Józef Nowacki1 i Aleksander Gieysztor2 wbrew opinii ks. T. Żebrowskiego3, który upatruje powstanie tej enklawy biskupstwa poznańskiego w okresie późniejszym. Przychylając się do pierwszego z tych poglądów mniemam, iż najstarszym kościołem tej diecezji na południowym Mazowszu był kościół pod wezwaniem św. Wojciecha wRokitnie, miejscowości położonej w obecnym powiecie pruszkowskim. Za jego bardzo wczesnym powstaniem i usytuowaniem nad Rokitnicą, dopływem Nrowy, zwanej dzisiaj Utratą, przemawia kilka przedstawionych poniżej przesłanek. Pierwsze kościoły niosące chrystianizację były zakładane na terytorium ludnym. Obszar okalający kościół w Rokitnie w promieniu kilkunastu kilometrów był zasiedlony bardzo intensywnie już od czasów rzymskich. Potwierdzają to osady sięgające V w. n.e., znaleziska monet, rozwinięte przetwórstwo rudy darniowej. Odkryta tu wielka liczba piecowisk służących do wytopu żelaza wymagała trzebieży lasów na potrzeby hutniczego opału". Ta wcześniejsza trzebież, chociaż przedzielona niemałym okresem, ułatwiła za- ' J. Nowacki, Archidiecezja poznańska w granicach historycznych i jej ustrój, Poznań 1964, s. 8. 2 A. Gieysztor, Trzy stulecia najdawniejszego Mazowsza; połowa X - połowa XIII w. [w:] DMaz, s. 94. 3 T. Żebrowski, Kościół w XXIII w. [w:] DMaz, s. 143n. ' • ?. i ? : 4 S. Woyda, Mazowiecki ośrodek hutnictwa starożytnego (I w. p.n.e.-W w.n.e.), „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej" 25, 1977, nr 4, s. 471-488. 49 Teresa Klersnowska siedlenie wczesnośredniowieczne w dolinach Rokitnicy i górnej Nrowy. Żyzny ten obszar, nawodniony ciekami, zamykały od północy i od południa puszcze, późniejsze kampinoska i jaktorowska. Osady wczesnośredniowieczne występują między innymi na wysokiej lewej skarpie Nrowy, oraz nad Ro-kitnicą5. Czołem tego wczesnego osadnictwa był gród położony wśród mokradeł przy górnym biegu Rokitnicy. Był to gród pierścieniowaty, bardzo duży, z szerokim wałem piaskowym z resztkami próchnicy. Słabo umocniony, miał on cechy archaiczne, spotykane wśród grodów plemiennych. Wykorzystywany po pewnych przekształceniach jako miejsce obronne do końca średniowiecza dał następnie nazwę sąsiedniej osadzie, Grodzisk, a obecnie jest znany pod nazwą Chlewni6. Po podboju przez państwo gnieźnieńskie około połowy X w. i chrystianizacji Mazowsza, osadnictwo nad Nrową i Rokitnicą wymagało nadzoru kościoła niosącego i utrwalającego wiarę chrześcijańską. Było to potrzebne tym bardziej, że na obszarze tym był rozwinięty kult pogański, którego istnienie, zdaniem Aleksandra Gieysztora, poświadcza nazwa wsi Piorunowo, leżącej o 7 km na zachód od Rokitna, a wiążąca się z Perunem, bogiem niebios i piorunów7. O stosowaniu tu jeszcze przez dłuższy czas rytuałów pogańskich świadczy krwawa ofiara z konia dużej rasy, stanowiąca zakladzinę pod dom książęcy na sąsiednim grodzie w Błoniu-Rokitnie, z I połowy XIII w.8 Ofiara ta sięgała bardzo starych tradycji wierzeniowych. Usytuowanie kościoła św. Wojciecha nad Rokitnicą miało również duży walor w okresie organizacji państwa Piastów, jakim, przy braku dróg lub bardzo rzadkiej ich sieci, było połączenie tego świeżo powstałego kościoła, szlakiem wodnym przez Nrowę i Bzurę, z grodem i opactwem benedyktyńskim w Łęczycy, a stamtąd, przez cieki wodne bagien, przez Ner i Wartę, z centrum władzy w Poznaniu9. Ważnym argumentem za wczesnym datowaniem tego kościoła było jego usytuowanie w miejscu nizinnym nad samą Rokitnicą. Umiejscowienie kościołów pod wezwaniem św. Wojciecha nad wodą wiąże się z pierwszym okresem rozpowszechniania jego kultu przez Bolesława Chrobrego, Ottona III, a także przez biskupa Liege, Notgera, nawiązujących do miejsca jego śmierci w Prusach nad wodą10. Położenie tego kościoła nad rzeką wyznacza późniejsza nazwa miejscowa, Rokitno Dolne w przeciwstawieniu do Rokitna Górnego, z kościołem św. Jakuba, położo- 5 T. Klersnowska, Sprawozdanie z badań na grodzisku w Błoniu 1971, Informator Archeolo giczny 1971, Warszawa, s. 159n. 6 D. Makowski, Grodzisko wczesnośredniowieczne w Chlewni k. Grodziska Mazowieckiego na tle osadnictwa południowego Mazowsza, Warszawa 1978. 7 A. Gieysztor, Mitologia Słowian,Warszawa 1982, s. 51. 8 T. Klersnowska, Płock, Czersk i Błonie; trzy ośrodki wczesnomięjskie w XI-XIU w. na Mazow szu [w:] Miasto zachodniosłowiańskie w XI-XII wieku; społeczeństwo - kultura (red. L. Leciejewicz): Prace Komisji Archeologicznej PAN IX, Wrocław 1991, s. 49n. 9 Na wagę połączeń wodnych w pierwszym okresie organizacji państwa zwraca uwagę Z. Kurnatowska, Gród w Kaliszu na tle grodów piastowskich [w:] Kalisz wczesnośredniowieczny, Kalisz 1998, s. 7-9. Warto też zaznaczyć, że Łęczycę łączyła zapewne z Poznaniem droga po przez cieki wodne bagien leżących między Bzurą a Nerem, należącym już do zlewiska Warty. 10 T. Dunin-Wąsowicz, Le culte de saint Adalbert vers l'an 1000 et łafondation de leglise Sa- int-Adalbert d Liege [w:] La collegiale Saint-Jean au Liege; mille ans d'art et dnistoire, Liege 1981, s. 35. 50 Najstarsze kościoły archidiakonalne nym na wysokiej w tym miejscu skarpie Rokitnicy. W miejscu, gdzie stał kościół św. Wojciecha, wykopano niedawno z ziemi głaz z różowego granitu, wagi około tony, z zagłębieniem wykutym pośrodku górnej wygładzonej powierzchni, stanowiący kropielnicę stojącą ongiś przy odrzwiach kościoła". Obok zagłębienia głaz ten posiada jeszcze pięć niewielkich lecz dość głębokich otworów, zapewne do gaszenia łuczyw po wyjściu ludzi z kościoła. Za bardzo wczesnym powstaniem kościoła św. Wojciecha przemawia też wielki obszarjego pierwotnej parafii, która później uległa podziałowi na trzy mniejsze z odrębnymi ośrodkami, a to w Rokitnie Dolnym z kościołem św. Wojciecha, w Rokitnie Górnym z kościołem św. Jakuba i w Błoniu z kościołem Św. Trójcy. Wydaje się również, iż rola kościoła św. Wojciecha w Rokitnie nie ograniczyła się tylko do chrystianizacji tych okolic, lecz że przydano mu w świeżo powstałej enklawie biskupstwa poznańskiego jeszcze funkcje kościoła archidiakonalnego. Śladem jego bliskich powiązań z tą nadrzędną organizacją kościelną jest fakt, iż stanowił on jeszcze w XIII-XTV w. uposażenie archidiakona rezydującego od 1253 r. już w Czersku. Uposażenie to rozciągało się wokół kościoła św. Wojciecha w Rokitnie Dolnym i było według ks. Nowackiego niemal równe z dochodami prepozytury katedralnej, co stanowiło niewątpliwie ślad starodawnego istnienia archidiakonatu12. Składały się nań dobra ziemskie Rokitno Dolne i przyległy Giełżew oraz dziesięciny z okolicznych wsi, jak Błonie, Osiek, Kaski, Faszyce, Radonice, Biskupice, Zwoła Nagórna i Średnia, Skrzatek i Kopytów. Archidiakon czerski w 1333 r. był patronem i proboszczem kościoła parafialnego św. Wojciecha w Rokitnie, a obowiązki pasterskie w tej parafii spełniał jego wikariusz wieczysty13. Kolejną przesłanką poświadczającą wczesną i nadrzędną rolę kościoła św. Wojciecha w organizacji kościelnej na południowym Mazowszu było największe nadanie książęce na rzecz biskupa poznańskiego obejmujące obszar po prawej stronie Rokitnicy, naprzeciw Rokitna Dolnego. Cały ten klucz majątkowy, zaliczany przez ks. Nowackiego do pierwszych dóbr biskupstwa z XI-XII w.14, znajduje w części wsi podobne metryki archeologiczne. Wreszcie na wyjątkową rolę Rokitna wskazuje istnienie drugiego kościoła pod wezwaniem św. Jakuba wzniesionego tuż obok, nad kościołem św. Wojciecha, na wysokiej w tym miejscu skarpie Rokitnicy. Kościół ten jest poświadczony już w 1333 r.15 Nie mamy bliższych przesłanek dla określenia czasu powstania kościoła św. Jakuba, wydaje się jednak, że jego budowa była ściśle związana z funkcjonowaniem kościoła archidiakonalnego w Rokitnie, które mogło mieć miejsce tylko w XI w. Kościół św. Jakuba był pod patronatem książęcym. Usytuowany na wysokiej skarpie, mógł być związany z jakimiś umocnieniami obronnymi, stanowiącymi też zabezpieczenie dla 11 Kropielnicę odnaleziono w latach siedemdziesiątych. Ówczesny zarządca ośrodka rolne go w Rokitnie Dolnym, p. Jurewicz, przewiózł ją do swej posesji w Lesznie, ul. Wojska Polskie go 37, gdzie przyozdabia jego ogród. Poinformowani o tym znalezisku dokonaliśmy z mężem je go autopsji. ???;??, . • -,-... 12 J. Nowacki, Archidiecezja..., s. 312. ? . 13 Tamże, s. 294 i 298. • 14 J. Nowacki, Dzieje archidiecezji poznańskiej, Toruń 1964, s. 146. 15 J. Nowacki, Archidiecezja..., s. 517. ? . > 51 Teresa Kiersnowska kościoła św. Wojciecha. Wszystkie te przesłanki zdają się wskazywać, iż najstarszym kościołem nie tylko parafialnym, ale i archidiakonalnym południowego Mazowsza był kościół św. Wojciecha w Rokitnie. Na przełomie XI i XII w. głównym grodem południowego Mazowsza stał się Czersk, do czasu jego zniszczenia w połowie XII w.16 Mimo stuletniego prawie upadku, ślad jego dawnego znaczenia przetrwał w połowie XIII w. w tytulaturze Siemowita I jako księcia Mazowsza i pana prowincji czer-skiej17. O randze Czerska w II połowie XI w. i w I połowie XII w. mówią nam tylko źródła archeologiczne, aż do połowy XIII w. brak bowiem źródeł pisanych, dotyczących tej miejscowości. Wymowa zabytków archeologicznych jest jednak tak wielka, iż pozwala na wysunięcie wniosku, że pod koniec XI w. kościół archidiakona został przeniesiony z Rokitna do Czerska. Wyjątkowy pochówek odsłonięty w czasie wykopalisk na grodzie czer-skim wskazuje, iż w ostatniej ćwierci XI w. gród ten był rezydencją pana tej prowincji, wielkiego wielmoży, wiele danych na to wskazuje, że samego ko-mesa Magnusa, w owym czasie zarządcy Mazowsza. Świadczy o tym jego najprawdopodobniej pochówek, odkryty w toku prac wykopaliskowych na grodzie czerskim. Odsłonięty grób wskazywał, iż był to mąż wysokiego wzrostu, o czaszce - według antropologów - typu teutońskiego. Na serdecznym palcu lewej dłoni miał gruby, złoty pierścień. Wyróżniał go okazały rytuał grzebalny. Spoczywał w trumnie z okuciami, przy prawym boku miał miecz w skórzanej pochwie i włócznię, a u stóp złożoną zastawę stołową w postaci dwóch mis brązowych i zdobnego wiaderka. Na jego znakomitą pozycję wskazuje też duży zespół wyjątkowych zabytków znalezionych na grodzie, jak krążek z kości słoniowej do gry, najpewniej w warcaby, z wyrzeźbionym orłem, naczynie z Bizancjum z cienkiego fioletowego szkła, kostka szklana żółta, zapewne z mozaiki Kościoła, złotogłów pochodzenia bizantyjskiego. Wreszcie argumentem na rzecz tożsamości wielmoży jest wieś Magnuszew, nazwana od jego imienia, leżąca na południe od Czerska i świadcząca o jego własności18. Większość wymienionych wyżej przedmiotów luksusowych trafiła na gród czerski ze wschodu przez Ruś kijowską, podobnie jak emaliowane naczyńko z guzkami oraz spore ilości przęślików z różowego łupku, zawieszek i paciorków szklanych. Może to być wskazówką wspierającą domysł Tomasza Jurka o bliskich związkach rodzinnych Magnusa z parą książęcą w Kijowie, Włodzimierzem Monomachem i jego żoną Gydą, królewną angielską, siostrą naszego Magnusa19. Pod koniec XI w. wzmocniono starannie wał w Czersku. W zbliżonym czasie powstały na grodzie i podgrodziu dwa murowane kościoły. Była to duża inwestycja, gdyż zbudowano je z surowca importowanego aż z obrzeży Gór Świętokrzyskich. Przy przygotowywaniu materiału budowlanego, na co 16 J. Rauhutowa, Czersk we wczesnym średniowieczu; odVUdo XH wieku, Wrocław 1976, s. 48-165; T. Kiersnowska, Płock, Czersk i Błonie..., s. 43-48. 17 T. Kiersnowska, Czersk w XIII i XIV wieku; ośrodek władzy książęcej na południowym Ma zowszu, Warszawa 1986, s. 152. 18 T. Kiersnowska, Płock, Czersk i Błonie..., s. 46n. ' ; ? 19 T. Jurek, Kim był komes wrocławski Magnus? [w:] Venerabiles, nobiles et honesti; studia z dziejów społeczeństwa Polski średniowiecznej, Toruń 1997, s. 181-192. 52 Najstarsze kościoły archidiakonalne wskazują szczegóły obróbki ciosów, pracowali kamieniarze pochodzący z kręgu zachodnioeuropejskiego. Jednonawowy kościół na grodzie służył panu grodowemu, gdyż tu go pochowano. Zdaniem prof. Janusza Bieniaka świadczy to „że kościół ten był jego własnością, w przeciwnym razie ze względu na znakomitą rangę komesa byłby on pochowany w katedrze płockiej". Drugą świątynię wzniesiono na podgrodziu, na północno-wschodnim cyplu terasy. Poświadcza to przekaz trzynastowieczny, określający ten teren nazwą Kościelisko20, która wskazuje, iż na miejscu tym stał ongiś kościół murowany. Kościelisko wraz z leżącą obok wsią Biskupice należało w XIII w. do biskupa poznańskiego21. Zachowały się nikłe ślady tego kościoła w postaci resztek surowca budowlanego, ciosów z wapienia, ułamków ceramiki z XI-XII w. oraz kilku grobów z tego czasu. Wydaje się, że ta druga, murowana świątynia została przeznaczona dla pierwszego kapłana tej enklawy biskupstwa poznańskiego, jej archidiakona i może już wtedy utrwaliła się dla całego tego obszaru nazwa „archidiakonatu czerskiego". Nie znamy wezwań obu murowanych świątyń czerskich wtedy wybudowanych. Wydaje się, że kościół archidiakona powinien nosić wezwanie diecezji poznańskiej, św. Piotra. Kościół komesa na grodzie czerskim mógł mieć wezwanie wybrane zgodnie z jego wolą i pochodzeniem, może nawet św. Magnusa jako jego patrona, nie było to bowiem wezwanie rzadkie na Zachodzie w wiekach XI i XII. Najstarszy jedenastowieczny cmentarz odkryty podczas badań archeologicznych w południowej części podgrodzia, w miejscu późniejszej ulicy Wa-reckiej sugeruje, że Czersk posiadał w tym czasie jeszcze trzeci kościół, zapewne parafialny i drewniany. Nie zachowały się jego ślady, nie znamy również jego wezwania, ale poświadczać go może wzmianka z XIV w. o istnieniu w południowej części miasta kościoła św. Jana22. Jak wskazują źródła archeologiczne, około połowy XII w. nastąpiło zniszczenie Czerska odbudowanego ponownie dopiero pod koniec I połowy XIII w. przez księcia Konrada I. Zachodzi pytanie, gdzie mieściła się siedziba archidiakona w okresie spustoszenia Czerska. Większość badaczy upatruje ją w Grójcu23. Mniemanie to jest oparte na fakcie przeniesienia około połowy XIII w. zespołu kolegiackiego z Grójca do nowo wzniesionego kościoła pod wezwaniem św. Piotra na świeżo odbudowanym grodzie czerskim. Wydaje się jednak, że pogląd ten nie ma jednoznacznych podstaw. Te dwa środowiska kleru podlegały przecież osobnej jurysdykcji. Kapituła przeniesiona z Grójca do Czerska w 1251 r., składająca się z dwóch prebend kano-nickich i jednego prepozyta, należała do patronatu książęcego. Natomiast archidiakon nie należał do kapituły grójeckiej, a podlegał swobodnej nominacji biskupa24, który przeniósł go do czerskiego grodu w 1252 r. Nasuwa się domysł, czy po upadku Czerska w XII-XIII w. siedziby archidiakona nie należałoby szukać w pobliżu macierzystego Rokitna, z którego 20 J. Rauhutowa, Czersk..., s. 19 i 70. 21 KDWlp 1 nr 765. 22 T. Nowacki, Dzieje archidiecezji..., s. 524. 23 A. Gieysztor, Trzy stulecia..., s. 104. 24 J. Nowacki, Archidiecezja poznańska .... s. 299n. 53 Teresa Klersnowska czerpał przecież swoje uposażenie i które sąsiadowało z wielką domeną biskupów poznańskich w Żbikowie. Było to istotne zwłaszcza w burzliwym okresie rozbicia dzielnicowego, kiedy archidiakonat południowo-mazowiec-ki podlegał innemu władcy niż pozostała część diecezji poznańskiej. Zmieniła się też w owym czasie sytuacja polityczna Rokitna, gdyż weszło ono w skład świeżo utworzonej kasztelanii rokickiej, której czołem stał się pobliski gród nad Nrową25. Jest ona poświadczona przez osobę kasztelana rokic-kiego notowanego w 1288 r.26 Nie należy chyba odrzucać w całości mniemania, iż archidiakon mógł przebywać na grodzie rokickim, może miał on tu swoją kaplicę. Ślady ozdobnego wystroju architektury późnoromańskiej, co prawda dopiero z połowy XIII w., odkryte tu podczas badań wykopaliskowych w postaci półkolumie-nek pokrytych barwną glazurą oraz fragmenty cegieł z pobiałą i farbą mogą pochodzić nie tylko z domu książęcego27. Nie przekonywa natomiast domysł o przeniesieniu kościoła św. Wojciecha na ten gród. Lokalizacja tego kościoła nad Rokitnicą wydaje się pierwotna i jest potwierdzona do czasów nowożytnych. 25 A. Cofta, Wyniki badań na grodzisku wczesnośredniowiecznym w Błoniu, pow. Grodzisk Mazowiecki [w:] Materiały Wczesnośredniowieczne III, 1954, s. 1-150. 26 B. Ulanowski, Dokumenty kujawskie i mazowieckie przeważnie z XIII wieku, Kraków 1888, 163, nr 18; KDKMaz, nr 32. 27 T. Kiersnowska, Trzynastowieczna siedziba książęca w Błoniu, „Kwartalnik Historii Kul tury Materialnej" 19, 1971, nr 3, s. 452n. 54 Jerzy Kłoczowskl Dominikanie prowincji polskiej w wiekach średnich i ich okręgi klasztorne v Pytanie o rolę dominikanów - i zakonów żebrzących w ogólności - na ziemiach Polski średniowiecznej ciągle domaga się dalszych badań, niełatwych ze względu na rozproszoną, różnorodną i skąpą podstawę źródłową. Czy i w jakiej mierze Bracia Kaznodzieje ograniczali się do miast, w których osiadali, w jakiej zaś wychodzili poza ich mury i oddziaływali na miasta i wsie okoliczne. Kluczowe znaczenie ma tu powszechny i wcześnie wprowadzony w praktykę zwyczaj, a zarazem prawo wewnątrzzakonne, określania granic działalności każdego klasztoru1. Dwa zwłaszcza cenne źródła dają wgląd w wewnętrzne funkcjonowanie polskiej prowincji w średniowieczu, przede wszystkim jej władz naczelnych, a mianowicie prowincjałów i kapituł prowincjonalnych. Chodzi o Zbiór formuł zakonu dominikańskiego prowincji polskiej z lat 1338-14112 oraz akta kapituł zachowane częściowo od 1429 roku3. W świetle tych źródeł pragnę skupić się w tym artykule na przedstawieniu problemu podziału prowincji 1 Dla całości dziejów prowincji J. Kłoczowski, Zakon Braci Kaznodziejów w Polsce 1222-1972 [w:] Studia nad historią dominikanów w Polsce 1222-1972 (red. J. Kłoczowski), t. I, Warszawa 1975, s. 19-158 oraz dołączony atlas. 2 Zbiór formuł zakonu dominikańskiego prowincji polskiej z lat 1338-1411: Dictamina litterra- rum Ordinis Praedicatorum Prouinciae Poloniae saec. XIV et XV (a 1338/1344-1411): Archiwum Komisji Historycznej XII, cz. II (tłum. J. Woroniecki, wyd. J. Fijałek), Kraków 1938 [dalej cyt.: Zf wraz z numerem aktu]. Zbiór ten obejmuje w sumie 348 akt urzędowych zakonu dominikań skiego, prawie wyłącznie prowincjałów czy przeorów polskiej prowincji, ułożonych bez żadne go porządku chronologicznego czy rzeczowego. Niektóre zachowały daty i imiona, wystawców czy odbiorców, ale nie ma tu żadnej reguły. 3 Acta Capitulorum Provindae Poloniae Ordinis Praedicatorum, vol. I, 1225-1600 (wyd. RF. Madura OP), Roma 1972 [dalej cyt.: Acta wraz z rokiem kapituły i stroną wydawnictwa). Szereg akt kapituł z XV w., poczynając od 1429 r., zachowało się jedynie w kodeksie BN lat. Q 403, który spłonął wraz z Biblioteką w 1944. Ojciec Madura dokonał wcześniej odpisu i na tej pod stawie opublikował teksty. . .-?. ?-?.-y.i.--..w •??',-.. . 55 Jerzy Kłoczowskl na okręgi klasztorne i wskazać na znaczenie tych podziałów, za mało dotąd badanych i docenianych4. W zakonie dominikańskim, co najmniej od połowy XIII w., w miarę zagęszczania się sieci domów, zaczęto wyraźnie ograniczać teren ich działań czyli zarazem kwesty i kazań, „obsługi" duszpasterskiej ludności składającej ofiary. W zasadzie dokonywało się to drogą polubownych umów między sąsiadującymi klasztorami, potwierdzonych przez prowincjałów5. Dla prowincji polskiej zachowała się kopia dokumentu prowincjała, Jana Bi-skupca, z 11 grudnia 1412 r., potwierdzającego granice okręgu klasztoru powstającego właśnie w Łowiczu. Trzy istniejące już od XIII w. domy zakonne w Łęczycy, Sochaczewie i Płocku odstąpiły tu część „własnego" obszaru na rzecz nowego domu w Łowiczu. Rzut oka na nieco schematycznie ujęty na mapce-planie okręg łowicki ukazuje wyraźnie znaczenie obszarów na południe od miasta, gdzie po prostu nie było klasztoru dominikańskiego. Leżąca dalej na południowy wschód Warka dominikańska nie uczestniczyła, jak wynika z dokumentu prowincjała, w układach dotyczących granic; dokument zawiera tylko krótkie wezwanie, by bracia z Warki nie przekraczali granic okręgu łęczyckiego i sochaczewskiego, z którymi bezpośrednio sąsiadowali6. Bracia każdego konwentu mieli prawo poruszania się, za zgodą oczywiście przeora, w swoim okręgu i prowadzenia tu różnych akcji. Wyjście poza granicę wymagało specjalnego pozwolenia dokładnie uzasadnionego na piśmie. Chodziło o zabezpieczenie się przed prostym włóczęgostwem, stanowiącym stały problem wszystkich zakonów żebrzących, oraz o niedopuszczenie zakonników z innych klasztorów do zbierania w jakiejkolwiek formie ofiar wśród ludności własnego okręgu. Już najstarsze konstytucje dominikańskie nakazywały, by każdy z wybierających się w podróż zakonników posiadał odpowiednią przepustkę (literas testimoniales secumferant)7. Cytowany wyżej zbiór formularzy naszej prowincji z XIV w. podaje szereg przykładów takich przepustek-zezwoleń. Najprostsza forma, to np. zgoda na odwiedzenie amicos vestros in terminis corwentus Rathiboriensis et in eis-dem, si exped.it et necesse est, manere ibidem per spacium temporis octo die-rum8. Mowa jest w zezwoleniach tego typu o socjuszu towarzyszącym podróżującemu, co było w zasadzie regułą dla wszystkich opuszczających klasztor braci; albo np. dołącza się prośbę do przeorów klasztorów, do których się zgłoszą o dobre potraktowanie gościa9. 4 Dotknąłem sprawy okręgów w J. Kłoczowski, Dominikanie polscy na Śląsku w XIH-XIV wieku, Lublin 1956, s. 84-88. 5 G. Douals, Essai sur!' organisation des etudes dans V Ordre des Freres Precheurs au XIII et au XTVsiecle (1216-1342) I: Prowince de Pmvence - Prouince de Toulouse, Paris-Toulouse 1884. s. 13n; A. Mortier, Histoire des Maitres Generawc de lOrdre des Freres Precheurs I, Paris 1903, s. 632. 6 J. Kłoczowski, Średniowieczne okręgi klasztorne dominikanów mazowieckich [w.] Kultura staropolska - kultura europejska; prace ofiarowane Januszowi Tazbirowi w siedemdziesiątą rocznicę urodzin. Warszawa 1997, s. 194-154, oraz mapka-szkic dołączona do tego artykułu. 7 A.H. Thomas, De oudste constituties von de dominicanen, Leuven 1965, s. 365n, w ustępie: „de itinerantibus." 8 Zf 219; por. wykaz tytułów akt w Zf, s. 394-403 (.literatura testimonialis"). 9 Por. np. Zf 219-222. W indeksie rzeczowym hasło: „licentia". 56 Dominikanie prowincji polskiej Zakonnicy starsi wiekiem i szczególnie zasłużeni mogli otrzymywać stałe przepustki na swobodne przekraczanie granic. Prowincjał dawał np. takiemu bratu przywilej specjalny: licentiam vobis ad civitatem eundi et ad terminos conuentus uestri et qu.ocu.nque loco infra nostram prouin-ciam eundi concedo10. Pamiętać trzeba, że każde wyjście zakonnika z klasztoru wymagało zgody przełożonego i, rzecz jasna, uzasadnienia jasno określonego. Problem okręgu dominikańskiego to w gruncie rzeczy w historii zakonu przede wszystkim problem więzów, chciałoby się powiedzieć, sąsiedzkich wspólnoty klasztornej ze społeczeństwem mieszkańców przywiązanych niejako do „swego" zakonu decyzjami podjętymi przez samych zakonników, ale utrwalającymi się - wolno przyjąć - w tradycji miejscowej. Obsługa duszpasterska, kazania i spowiedź w pierwszym rzędzie, ale także inne formy, szła tu w parze z różnorodną kwestą. Nazywano niekiedy okręgpredicatio, czego ślady znajdujemy i w naszych źródłach w określeniu dominikańskiego przeora: quod talis de terminis ve-stris predicacionis oriundus". Kwestarz - terminarius, jak go określano, używał normalnie wozu i koni; żniwa były tu najprawdopodobniej najlepszą okazją do zdobywania ofiar w naturze, np. zboża czy siana, ale i innych produktów miejscowych12. Z kazaniami czy spowiedzią w kościołach parafialnych bądź kaplicach okręgu mogły się łatwiej łączyć ofiary pieniężne; rzecz jasna, nie wyłącznie. Ofiary szły w zasadzie na potrzeby całego klasztoru, ale w praktyce rzecz komplikowała się w związku z rozpowszechnionym -i to w całym zakonie, co najmniej od schyłku XIII w. - zwyczajem depozytów osobistych braci. Były to różnego rodzaju dobra użytkowane, ale oczywistą rzeczą było to, że łatwo mogły być w praktyce traktowane jako własność. Ogromny nacisk na sprawę i ciągłe nawiązywanie do niej w kolejnych aktach kapituł prowincjonalnych, zachowanych od 1429 r., ukazują jej wagę i zarazem istnienie nadużyć i ustalonych tradycji, zapewne bardzo trudnych do zmienienia. Raz do roku, jesienią, każdy zakonnik obowiązany był do przedstawienia na piśmie pełnego wykazu dóbr użytkowanych przez niego. Czy i w jakiej mierze miało to rzeczywiste znaczenie dla podtrzymania ducha ubóstwa we wspólnocie?13 Nasze źródła sygnalizują różne rodzaje nadużyć nie dając zarazem wystarczającej podstawy do mówienia o ich powszechności, o stosunku sytuacji „normalnych" do odbiegających wyraźnie od normy. 10 ZJ 12. ,.,-.,. 11 ZJ 346. 12 Ciekawy ślad właśnie „żniwnej kwesty", ZJ 222: „ąuod de licencia mea speciali post men- dicacionem manipulorum positis venire ad iustam capitulum apud Cracouiam celebrandum" "Acta Płock 1429: pod najsurowszymi karami, z ekskomuniką włącznie „fratribus nostrae provinciae universis imponimus et mandamus, ąuatenus de omnibus rebus, pecuniis, libris, ornamentis, eleemosynis et aliis quibuscunque eorum usui de ordinis licentia deputatis, omnis - singulis. tempore et loco per suos praesidentes statuendo, inventaria fideliter con-scripta eis ad deposita recognoscenda tradant, literasąue censuales ipsis vel eorum tutoribus scriptas et per ordinem eorum usui concessas, ad commune depositum una cum dictis inven-tariis sine franae deponant sub poena culpae gravioris". Każda następna znana nam kapituła powtarza w różnych sformułowaniach ten sam nakaz. 57 Jerzy Kłoczowski Wyjątkiem był zapewne spór kwestarza z jego własnym przeorem w Raciborzu, w którym kwestarz apelował do Stolicy Apostolskiej w obronie swych racji. Prowincjał wysłał na miejsce dwóch poważnych zakonników--lektorów, jako swych przedstawicieli, dla zbadania sytuacji i wydania wyroku14. Codzienne sprawy łączyły się raczej z własnowolnym użytkowaniem jakiejś części ofiar jako „własnym" depozytem, dzieleniem się wynikami kwesty z bratem czy braćmi uczestniczącymi przy zbieraniu ofiar, handlowaniem z innymi zakonnikami własnymi czy obcymi, ale także z ludźmi świeckimi, oczywiście bez wiedzy przełożonych15. Spory o granice okręgu - terenu kwesty i ich przekraczanie były zjawiskiem powszechnym, wręcz normalnym. Podobnie „włóczęgostwo", działania na własną rękę poza wiedzą przełożonych, dotyczyło przede wszystkim szukania ofiar czy wynagrodzenia za usługi duszpasterskie na „obcym" terenie, poza obszarem, do którego dany zakonnik był „przywiązany" jako członek określonego konwentu. Władze zakonne konsekwentnie nakazywały w takich przypadkach przełożonym właściwego klasztoru (okręgu) konfiskatę wszystkich zebranych nielegalnie pieniędzy i rzeczy oraz zamknięcie delikwenta w areszcie klasztornym do czasu wyjaśnienia całej sprawy z jego macierzystym klasztorem. Nakaz zamknięcia w takim wewnętrznym areszcie dotyczył zresztą - i przypominano to często - każdego zakonnika-do-minikanina, który zgłosił się do klasztoru bez odpowiedniej przepustki na piśmie16. Zachowanie się zakonników poza klasztorem stanowi jedną z wielkich trosk władz zakonnych. Jest to wyraz dbałości zarówno o zachowanie dyscypliny zakonnej i stylu życia zgodnego z powołaniem, jak i o opinię o zakonie, której wszelkiego rodzaju ekscesy zakonników szkodziły w sposób oczywisty. Regulaminowe strzyżenie i golenie konieczne w samym klasztorze stanowiło niejako pierwszy obowiązek, istotny dla wyglądu17. Dokładne trzymanie się stroju - wolno powiedzieć - zakonnego, regulaminowego umundurowania, ściśle ustalonego, to następne wymaganie, ustawicznie przypominane. Wychodząc do miasta trzeba było koniecznie przywdziewać czarny płaszcz z kapturem (cappa), a nie paradować w białej sukni-albie i z gołą głową. Nie wiadomo, z jakim skutkiem zabraniano noszenia wszelkich dodatkowych elementów, ozdób, kolorowych szat czy butów (miały być tylko bia- 14 Z/216 oraz 237. 15 Materiał zwłaszcza w cennych aktach kapituł prowlcjonalnych z XV i początków XVI w., por. Acta w różnych miejscach. 16 Już pierwsze zachowane akta kapituły płockiej (1429 r.) zawierają postanowienia, stale potem powtarzane w różnych wariantach {Acta, s. 21). „Item, quia damnanda cupida fratrum aliąuorum improbitas, et praesertim terminariorum, animos contra multiplices patrum sanc- tiones in illorum temeritate impellavit, ąuatenus effrenata in audacia aliorum conventuum terminos pro eleemosynis conąuirendis peragrando, eos frandulenter debitiis eleemosynis spolient ac defraudent, unde firmiter praecipimus praesidentibus nostrae provinciae univer- sis, ąuatenus, si quem talem in suorum conventuum terminis fratrum repererint, non obstante quod sit frater alterius conventus ordinis, sine mova capi et carcerari faciant et illic firmiter detineant, donec totum quod de tali termino tempore mendicacionis eiusdem habere possint, ab eo extorqueant, curru et equis as conventum unde talis fuerit missis". Por. ZJ 30, „de fratribus gyrovagis": por. też hasło: „apostata", „apostatare" w indeksie rzeczowym. 17 ZJ 149. 58 Dominikanie prowincji polskiej łe!), lnianych koszul [in scandalum ordinis - głosi kapituła 1462 r.!) czy wyszukanych pasów18. Uczęszczanie do karczem nie było oczywiście dozwolone19. Ostrzegano przed nadużywaniem koni w podróżach. Charakter występku miało zaś, rzecz jasna, podróżowanie konno po cywilnemu i to z bronią; napady bandyckie niekoniecznie oszczędzały zakonników posądzanych zapewne w dodatku o wiezienie ze sobą pieniędzy czy innych dóbr, być może strój cywilny i broń mogły czasem służyć po prostu lepszej ochronie20. Sprawą zasadniczą dla każdego konwentu i jego przełożonych była dobra znajomość całego okręgu i zamieszkujących go ludzi oraz zachowanie jak najlepszych stosunków możliwie ze wszystkimi. Atutem zasadniczym był brak własności; we wszystkich klasztorach posiadających dobra ziemskie czy miejskie pojawiały się często zatargi sąsiedzkie na tym tle. Postawa duchownych, zwłaszcza plebanów, miała szczególne znaczenie tak ze względu na kwesty w parafiach, jak i na zapraszanie kaznodziejów oraz spowiedników dominikańskich do prac pastoralnych, zwykle w okresie adwentu i wielkiego postu. Biskup imiennie udzielał pozwolenia zakonnikom rezydującym w klasztorze na takie prace na obszarze jego diecezji na wniosek prowincjała czyjego pełnomocnika21, ale oczywiście miejscowe układy miały decydujące znaczenie dla praktyki. Miasta i ich władze, rady miejskie oraz szlachta, zwłaszcza bogatsza i mająca patronaty nad kościołami w tych właśnie układach odgrywały, rzecz jasna, rolę szczególną. Wspólnoty braci żebrzących skazane były niejako z góry na określone zaplecze społeczne, ich codzienna egzystencja zależała od stosunku tego zaplecza, do nich, widzenia braci, doceniania ich prac. Stąd między innymi tak wyraźne w źródłach dominikańskich wyczulenie na opinię społeczną, na „skandale", zwłaszcza głośne, dobrze widoczne. W grę wchodziło budowanie więzów między wspólnotą zakonną a ich „społecznością okręgową". Wolno oczekiwać, że tradycja, przyzwyczajenie się przez kolejne pokolenia do „naszych braci", ich obraz w wyobraźni społecznej, stanowiły czynniki szczególnej wagi. Poziom i atrakcyjność dominikanów, przykład 18 Por. szczególnie obszerny opis wykroczeń w aktach kapituły poznańskiej 1505 r., Acta, s. 146: Jtem cum ordo noster in nostra provincia sit valde difformatus in habitu, ad ipsum ali- ąualiter reformandum ordinamus, quod nullus frater cuiscunąue conditionis vel gradus exis- tat, deferat vestes pretiosas aut pomposas, aut cappas, aut tunicas latas et longas terram tan- gentes et scopantes. sed tunica descendat usąue ad cooperturam cavillae pedum et cappa sit brevior tunica, desuper consuta infra caputium, et scapulare sit brevius cappa consutum cum caputio. Nolentes quod sub tunica deferantur vestes aut caligae alterius coloris quam alibi. Nec fratres per civitatem ullo pacto in albis incedant, sed semper cum cappa, nec in choro aut per civitatem deferant birettum discoopertum, sed semper cum caputio tectum; nec deferant planellas saeculares aut corigias, aut cultellos curiosos. nec tunicas apertas, ante vel retro habeant. Nec peras deferant, aut bursas, exceptis prioribus aut procuratoribus, ąuibus tan- tummodo usus bursarum conceditur propter communis pecuniae dispensationem. Et qui in praedictis offenderint, poena gravis culpae a suis praelatis puniantur". 19 Acta. s. 38. Kapituła w Słupsku w 1450 r. o braciach: „ludentes ad casulas vel ad aleam etiam in publicis tabernis". Po kolejnych upomnieniach mają być bracia tacy surowo karani, także więzieniem. 20 Np. przypomnienie kapituły w Poznaniu w 1458 r. {Acta, s. 45): „Nec patres ad civitatem licentiati sine cappis incedant. nec eąuitent sine urgente necessitate et r. p. provincialis spe- ciali licentia. sub poena gravioris culpae, maximae in habitu saecculari et cum armis invasivis, super ąuibus omnibus conscientias praesidentium oneramus". . .. . ?. 21 Przykłady pism prowincjałów por. ZJ164 czy 225. ? 59 Jerzy Kłoczowskl ich życia - fundamentalna dewiza zakonna verbo et exemplo warta jest tu przypomnienia - decydowały o tym obrazie. Ale obserwujemy również próby mocniejszego, duchowego wiązania ważniejszych osób czy całych rodzin z klasztorem tradycyjną drogą dopuszczenia ich do bractwa dominikańskiego, pojmowanego jako duchowa wspólnota, której członkowie - żywi czy zmarli - uzyskiwali prawo do korzystania z wszystkich zasług duchowych, jakie wypracował w przeszłości i aktualnie, a wypracuje także w przyszłości Zakon Kaznodziejski. Ustalona formuła pisma przyjmującego daną osobę czy wspólnotę brzmiała jak następuje: vobis omnium missarum, oracionum, predicacionum, ieiunio-rum, uigiliarum, abstinenciarum, laborwn ceterumąue bonorum, que perfratres nostros Dominus [...] dederit, participacionum concedo22. Ważna była przy tym hierarchia, niejako stopień przynależności. Tak przeor przyjmował do bractwa obejmującego „zasługi" jednego konwentu, czasem - po porozumieniu z sąsiadami i zgodą prowincjała - kilka domów. Prowincjał, jak i kapituła prowincjal-na, czynili to już dla całej prowincji, generał zaś - dla całego zakonu23. Zachowane w wielu odmianach formularze pism przełożonych dominikańskich różnego stopnia, przyjmujących do tak pojętego bractwa, stanowią cenne świadectwo budowania więzi właśnie przede wszystkim w obrębie klasztornego okręgu. Znamy kilkadziesiąt wzorów różnego charakteru, co świadczy o powszechności zwyczaju i jego znaczeniu dla poszczególnych wspólnot i całego zakonu. Znamienny jest sam wykaz adresatów pism, o których mówią formularze24. Wśród duchownych jest tam biskup, kanonik, archidiakon, dziekan, prałat kapłan-kapelan w określonym kościele, opat zakonnik, cały konwent, nawet mniszy; osobne miejsce zajmuje rektor szkoły w Lublinie, a więc też osobistość ważna w „świecie kościelno-miejskim". Szlachta występuje w szeregu formularzy, zwykle łącznie z małżonkami i całym potomstwem; czasem wymieniany jest miłes - rycerz. Jeden z wzorów zatytułowany jest: fraternitas pro magnis personis. Jest także princeps, comes, baron. Niejako na pograniczu hierarchii duchowej i kościelnej występuje commendator ordinis sancte Marie domus Theutonice oraz wielki mistrz krzyżackiego zakonu25. Mieszczan wolno doszukiwać się przede wszystkim w formularzach bardziej ogólnych, gdzie tytulatura książęco-barońsko-szlachecka nie występuje; virus honestus et deuotus ctuis tolis loci, który ufundował kaplicę w kościele klasztornym, to z pewnością bogaty mieszczanin26. Mamy też formularze przyjęcia do bractwa całej wspólnoty obywateli miasta27. 22 Por. indeks rzeczowy do Zf, zwłaszcza hasło: „confraternitas" („fraternitas"). 23 Formularze były tu podobne, np. „ad beneficia fratrum nostrae provinciae vel conventus recipio per presentes" (Zf 44). 24 Por. indeks rzeczowy do Zf. 25 Wielki mistrz Wynricus (de Kniprode) przyjęty został przez generała zakonu dominikańskiego 9 VIII 1375 w Pradze do zasług „quae per fratres nostri ordinis Dominus per mundum fieri dederit", Zf 145. 26 Por. hasło „civis" w indeksie rzeczowym do Zf. Tam między innymi wymienieni: „civis Cracoviensis" i „civis Wratislaviensis". 27 Zf 170: „confraternitas communitati tocius cMtatls". Prowincjał i definitorzy kapituły prowincjonalnej w Krakowie (w 1344 r. lub trochę później) zwracają się do pobliskiego miasteczka Bochnia: „Honorabilibus viris et discretis prefectis ac magistris montanorum in Bochna totiąue universitati et confraternitati eorundem". Wszyscy przyjęci zostają do „bract wa prowincji", a więc łask wypracowanych przez całą prowincję. 60 Dominikanie prowincji polskiej Osobną kategorię stanowią przyjmowani do bractwa zmarli i ludzie zamordowani. Nagła i niespodziewana śmierć była w sposób szczególny dostrzegana jako groźna dla przyszłych losów człowieka nią dotkniętego i tu pomoc potężnego zakonu była szczególnie doceniana28. Niekiedy członkostwo w bractwie łączy się ze zobowiązaniami do stałego odprawiania mszy; zwykle jest to wyraz wdzięczności za szczególnie dużą ofiarność i ważne usługi dla konwentu29. O tych zasługach mieli bracia mówić w kazaniach, sławiąc dobroczyńcę30. Nasze formularze mówią generalnie o wielkiej życzliwości dla zakonu osób przyjmowanych do bractwa, zwykle usuwano z nich szczegóły ważne dla konkretnego przypadku. W proponowanych wzorach pism znajdujemy sformułowania, które można by wykorzystać w różnych sytuacjach. Będzie to np. tekst następujący: viri honesti ad domini N. vel do-mine deuote et honeste, quem gerit, vel proborum virorum, ąuod gerant ad co-rwentumfratrum vel ad conventum nostrum in tali loco, elemosinas caritati-vas suas larga manu eiusdemfratribus vel nobis largiendo31. Przyjęcie do tak rozumianego bractwa klasztornego - a niekiedy poprzez klasztor do „bractwa prowincji" czy nawet „całego zakonu" - stwarzało, czy umacniało istniejące już więzi wspólnoty dominikańskiej przede wszystkim z osobami wiele znaczącymi w „ich" społeczności okręgu klasztornego32. Mogło to prowadzić w dalszym etapie do formowania się bractw pojętych już jako małe społeczności zorganizowane z własnymi ustawami, zarządem, pewną autonomią itd. Bardziej, wolno mniemać, był to problem mieszczan, często określonych cechów, aniżeli szlachty czy duchownych. Ale np. w piśmie prowincjała do nobilibus viris w zasięgu klasztoru toruńskiego znajdujemy znamienny przywilej: ex superhabundancia vobis concedo - stwierdza nasz prowincjał - ąuatinus sabbato supra dominicam diem proximam ante festum discipulorum Symonis et Jude beatorum orunes et singuli de predicta confraternitate in conventu predicto per noctem recolligi possitis, femineo se-xu dumtaxat excepto, ac prandium ibi cum vestris consortibusfacere cumfra-tribus propter aniversarium a vobis optatum ac petitum in vestra presentia sollemniter celebrandum33. Otwarto więc bramy klasztoru, nawet na noc, dla braci-szlachty, bez żon jednak. Za to małżeństwa mogły już uczestniczyć w uroczystym obiedzie razem z braćmi zakonnymi. Uzyskujemy tu znakomite świadectwo wagi, jaką przywiązywano do związków ze szlachtą okręgu klasztornego i to, dodajmy z naciskiem, na przykładzie miasta stosunkowo dużego i bogatego, jakim był Toruń. Tym większe, wolno przyjąć, znaczenie 28 Osobny formularz: „littera fraternitatis pro occisis", np. Z/46 i 47; por. hasło „occisus" w indeksie rzeczowym oraz hasło „receptio animae mortui, occisi ad fraternitatem". 29 Odrębne hasło w indeksie rzeczowym do Zf „suffragia conventus", „fratrum", „oration- um". Akta kapituł prowincjonalnych zawierają zawsze „suffragia virorum" i „suffragia mor- tuorum", dotyczące osób uznanych za szczególnie ważne i zasłużone dla całej prowincji. 30 Mówi o tym akt prowincjała, Zf 210, „Forma satisfaccionis pro elemosinis datis per mag- natos"; „in omni sermone ad populum animas recommendetis supradictos", jak poleca pro wincjał konwentowi, w którym magnat ufundował kaplicę. 31 Zf 78. 32 Tworzyli razem grupę, którą jeden z formularzy. Zf 53 (akt przeora konwentu tym razem), określa jako „familiares et benefactores nostri conventus. qui a nobis specialiter recommen- dari solent, ipsorum freąuencius memoria habeatur". 33ZJ84. ? :??. ..: ..-. - ?,.?:..-.. -..V. < .. I 61 Jerzy Kłoczowskl miały takie kontakty dla konwentów położonych w miastach mniejszych i uboższych, dających siłą rzeczy słabsze oparcie dla leżących w nich domów zakonnych. Podkreślając tradycyjnie miejski charakter dominikanów, czy w ogólności zakonów żebrzących, łatwo zapominamy o integralnym, bardzo silnym związku każdego klasztoru z wyznaczonym mu okręgiem i jego społecznością34. Tymczasem śmiało można przyjąć, że nie tylko miasto - siedziba domu, ale cały okręg znaczyły bardzo wiele dla wspólnoty zakonnej i jej władz, zarazem - powtórzmy to z naciskiem - jako teren oddziaływania, jak i baza utrzymania. Dalsze studia, i to z uwzględnieniem porównawczej sytuacji w Europie Środkowej i w całym zakonie, są tu bardzo potrzebne. Warunkują wręcz zrozumienie miejsca, jakie klasztor dominikański, i szerzej - żebrzący, zajmował w ówczesnym społeczeństwie. 34 Dobrym wyrazem tego związku jest np. charakterystyczna prośba prowincjała do królowej Węgier, Elżbiety (po 1370 r), sprawującej w Polsce rządy z ramienia swego syna, króla Ludwika (sama była siostrą zmarłego w 1370 r. króla Kazimierza Wielkiego). Chodziło o wsparcie konwentu: „quia termini conventus pro malore sunt devastati et distortl" (Z/335). 62 Halina Mardkowska O"; Translatio Jerozolimy do Wrocławia %?:•?- \ Jerozolima, najświętsze ze wszystkich miast, miasto przez antonomazję, wyobrażenie i model miasta idealnego, przez cale średniowiecze pozostawała niewzruszonym środkiem świata. Miejscem, w którym stykają się ze sobą niebo, ziemia i piekło. Środkiem tego centrum, właściwym - według ujęcia Eliadego - axis mundi jest oczywiście Golgota: szczyt góry kosmicznej, na którym Adam został stworzony i pogrzebany i na którym krew Zbawiciela zrosiła czaszkę Adama, pochowanego u stóp Krzyża1. Zarówno Rzym, jak i Konstantynopol - z racji nagromadzenia w nich świętości i przeniesienia najcenniejszych relikwii właśnie z Ziemi Świętej - uważały się za secunda Jerusalem2. To przenoszenie, translatio sakralnego centrum chrześcijaństwa, rozpoczęło się we wczesnym średniowieczu, przybierając m.in. formę wznoszenia replik jerozolimskiej kaplicy (rzadziej całego architektonicznego założenia) Grobu Bożego3. Nabrało ono rozmachu w związku z wyprawami krzyżowy- 1 M. Eliade. Traktat o historii religii (tłum. J. Wierusz-Kowalski), Łódź 1993, s. 362; średnio wieczni pielgrzymi wyrażają przekonanie, że środkiem świata jest świątynia Bożego Grobu, zob. J.C.M. Laurent, Peregrinatores Medii Aevi Quatuor, Leipzig 18732, s. 112n. Por. także W. Muller, Die heilige Stadt; Roma auadrata, himmlisches Jerusalem und die Mythe vom Welt- nabel, Stuttgart 1961, s. 53, gdzie przytoczone sformułowanie Urbana II o Jerozolimie jako pęp ku świata, jako królewskim mieście położonym w środku ziemi; C. Couasnon, The Church of the Holy Sepulchre in Jerusalem, London 1974, s. 57-61; S. Kobielus, Niebiańska Jerozolima; od sacrum miejsca do sacrum modelu. Warszawa 1989, s. 63n; C. Deluz, Laccomplissement des temps a Jerusalem [w:j Fin des temps et temps de lajin dans l'univers medieuale, Aix en Proven- ce 1993, s. 187-198. 2 Por. zwłaszcza: E. Patlagean, La double Terre Sainte de Byzance, „Annales. E.S.C." 49, 1994, s. 549-569; Jerusalem, Rome, Constantinople; 1'image et le mythe de la ville au Moyen Age (red. D. Poirion), Paris 1986. 3 Zob. antologię tekstów źródłowych obrazujących to zjawisko, O. Lehmann-Brockhaus, Schriftąuellen zur Kunstgeschichte des 11. und 12. Jahrhunderts fur Deutschland, Lotharingen und Italien, Berlin 1938, passim, por. zwłaszcza taką realizację w Paderborn (tamże, nr 1048); 63 Halina Manikowska mi i złupieniem w 1204 r. Konstantynopola; ogołocono miasto, wówczas i później, m.in. z relikwii przywiezionych tam z Palestyny4. Wyprawy do Ziemi Świętej krzyżowców i pielgrzymów oraz powroty z nich z sakwami wypełnionymi świętymi partykułami stawały się okazją do upamiętnienia tego pobytu w postaci fundacji, które swoim wezwaniem, a często także założeniem architektonicznym nawiązywały wprost do jerozolimskiego pierwowzoru. Uroczyste złożenie relikwii w nowym miejscu stawało się właściwą translatio świętych szczątków, fragmentów towarzyszących Chrystusowi i Marii przedmiotów i miejsc, które uświęcili swoją obecnością. Tworzyła się w ten sposób przestrzeń do założenia nowego bądź intensyfikacji od dawna już w danym miejscu istniejącego kultu religijnego5. Doprowadziło to do specjalizacji kultowej wielu ośrodków, ponieważ powstały sanktuaria, do których przyciągały tłumy pielgrzymów przechowywane tam cudowne relikwie o najświętszej metryce. W rezultacie krucjat, pielgrzymek i handlu partykułami przeniesiono do Europy związane z Palestyną dziedzictwo pamięci, otwierając nowe horyzonty pobożności, pobudzając i zarazem zaspokajając potrzebę peregryny-cji do miejsc i czasu dla chrześcijaństwa założycielskich. Ogromny rozwój kultu Męki Pańskiej w późnym średniowieczu jest niewątpliwie ściśle z tymi zjawiskami związany. Konstatowany jako oczywistość w pracach poświęconych życiu religijnemu tej epoki, rzadko jednak bywa badany w odniesieniu do konkretnego miasta, jeśli - co było raczej regułą niż wyjątkiem - nie przybierał on w nim form niezwykle rozbudowanych i specyficznych. Poruszając tylko jedno zagadnienie - różnego typu nawiązania do Jerozolimy -chciałabym pokazać, że translatio Ziemi Świętej miało znacznie szerszy zasięg, niż nam się wydaje. Wrocław nie był oczywiście żadną Nową Jerozolimą, nie wzniesiono w nim żadnej wiernej kopii kaplicy Grobu Bożego czy Anastasis, nie usypano Kalwarii, ani nie wytyczono stosując „święte miary jerozolimskie" viae crucis. Nie znaczy to jednak, że nie znalazły się w jego świątyniach relikwie przywiezione wprost z Ziemi Świętej bądź, także inną drogą trafiwszy, pa- zob. także G. Bresc-Bautler, Les imitations du Saint Seputcre de Jerusalem, IX-Xsiecle; archeologie d"une deuotion, „Revue d'histoire de la spiritualite" 50, 1974, s. 319-342; R Krautheimer, In-troduction to an Iconography oJMedieual Architecture, „Journal of the Warburg and Courtauld Institutes" 5, 1942; por. ostatnio, Z. Bania, Święte miary jerozolimskie; Grób Pański, Anastasis, Kalwaria, Warszawa 1997, gdzie dalsza literatura. 4 Najcenniejsze relikwie opuściły Konstantynopol wskutek ich sprzedaży przez kolejnych władców Cesarstwa Łacińskiego. Z obfitej literatury poświeconej temu zagdnieniu zob. zwła szcza: F. Molteni, Memoria Christi; reliąuie di Terra Santa in Occidente, Firenze 1996; A. An- drea, The „Devastatio Constantinopolitana", a specialperspectioe on thefowth crusade; an ana- lysis, new edition and translation, „Historical reflection - reflexion historiąue" 19, 1993, s. 107- 149; A. Benvenuti, Culticwici; un confronto europeo [w:] Vita religiosa e identita politiche; uni- Dersalita e particolarismi neWEuropa del tardo medioeuo (wyd. S. Gensini): Fondazione Centro di Studi sulla Cwilta del Tardo Medioevo San Miniato. Collana di Studi e Ricerche VII, Pisa 1998. zwł. s. 188nn; A. Ducellier, II sacco di Constantinopoli del 1204 e laposterita |w:] Le Cro- ciate; oriente e occidente da Urbano II a San Luigi, 1096-1270: Catalogo delia mostra, Roma, Pa- lazzo Venezia, febbraio-aprile 1997, Milano 1997, s. 368-377; P. Alphandery, P. Dupront, La Chretiente et Videe de croisade, Paris 19952. •?.!•'• 5 A. Benvenuti, Culti ciuici..., s. 190nn. 64 Translatio Jerozolimy do Wrocławia miątki związane z wydarzeniami zapisanymi w Historii Świętej i że rozwijający się także tu, tak jak wszędzie, kult pasyjny nie prowadził do powstania przestrzeni sakralnej i wywoływania czasów hierofanicznych, które pozwalały wiernym przeżywać, w sposób jakościowo różny od trwania świeckiego, czas i miejsca przede wszystkim Męki Pańskiej. Nie chodzi tu oczywiście o badanie czegoś, co nie wymaga żadnego badania. Męka Chrystusa, jego Śmierć i Zmartwychwstanie nie były (i nie są dla części chrześcijan) tylko przedmiotem wspomnienia w czasie nabożeństw wielkotygodniowych - one się rzeczywiście dokonywały w tym momencie, co roku, na oczach wiernych, a prawdziwie wierzący chrześcijanin musiał być przekonany, że staje się współczesnym świadkiem tych transhistorycznych wydarzeń. Czas teofaniczny się powtarza i jest czasem obecnie aktualnym6. Jest oczywiste, że nade wszystko pobyt w Ziemi Świętej, uczestnictwo w liturgii jerozolimskiej, zorganizowany, grupowy charakter tej pielgrzymki uruchamiały z całą mocą powtarzalność hiero-fanii. Burchard z Góry Syjon pisze, że pielgrzymi przebywali w Jerozolimie, by móc widzieć i słyszeć Jezusa, gdy ten naucza w świątyni, rozmawia z uczniami na Górze Oliwnej, gdy daje im swoje Ciało i swoją Krew, jak jest pojmany, sądzony, dźwiga swój Krzyż. Pamięć każdego z tych miejsc była równie intensywna i całkowita, jak w dniach, gdy wszystko to się działo7. Idzie więc o coś innego - o sposób, w jaki odtwarzano w średniowiecznym mieście wydarzenia, które miały miejsce w Jerozolimie, przy pomocy rytów, przedmiotów (w tym i relikwii) i nawiązywań do topografii Świętego Miasta. Kult przedmiotów i replik miejsc Pasji Chrystusa upowszechnił się i wzbogacił w późnym średniowieczu, przynosząc nie tylko rozwój liturgii wielkotygodniowej, ale także nowe typy nabożeństw: drogi krzyżowej i nawiedzania Grobu Pańskiego, prowadząc tym samym do wiernego kopiowania topografii Jerozolimy, zwłaszcza viae crucis. Z dotychczasowych badań wynika, że szczególną popularnością cieszyły się nabożeństwa drogi krzyżowej w krajach niemieckich8. Szybko wzrastający od XIV w. ruch pielgrzymkowy do Ziemi Świętej zaludnił tamtejsze drogi peregrynantami starannie odmierzającymi krokami odległości od sanktuarium na Golgocie do Cenaculum, z Wieczernika do domu Kajfasza, na miejscu którego stanął kościół św. Piotra, od miejsca sądu Piłata w Pretorium do skały Golgoty itd. Nie była to jednak żadna nowość - niektóre dystanse były znane już w VI w. Nowością natomiast było wytyczanie w XV w. w miastach europejskich, przede wszystkim niemieckich, drogi krzyżowej ze stacjami i najlepiej w miejscach topograficznie „podobnych" do miejsc w Jerozolimie (do Włoch tymczasem franciszkanie przenieśli z Jerozolimy inny sposób jej odtwarzania - wznoszono ją w odstępach leś- 6 Por. zwłaszcza M. Eliade, Traktat... s. 373-391. ' 7 F.E. Peters, Jerusalem; the Holy City in the Eyes o/Chroniclers, Visitors, Pilgrims, and Pro- phetsfrom the Days oj Abraham to the Beginnings of Modern Times. Princeton 1985, s. 444n. Por. także P. Rousset, La conception de l'histoire a 1'epoaue Jeodale [w:] Melanges d'histoire du Moyen Age dedies d la memoire de Louis Halphen. Paris 1951, s. 623-633. 8 Z. Bania, Święte miary.... rozdz. II: Via Dolorosa; zob. także J. Kopeć, Kalwarie i cykle Dro gi Krzyżowej w kulturze polskiej oraz ich związki z topografią Jerozolimy [w:] Jerozolima w kul turze europejskiej (red. P. Paszkiewicz, T. Zadrożny), Warszawa 1997, s. 225-242. Halina Manikowska nych9). Tak powstały viae crucis: w 1475 r. w Fuldzie - od kościoła farnego (który najczęściej pełnił rolę Pretorium) do miejsca wyznaczonego jako Golgota; dziewięć lat później wzniesiono na nim kaplicę Krzyża Świętego. Przed 1488 r. w Berlinie - na tutejszej Golgocie zbudowano drewnianą kaplicę Grobu Pańskiego. W 1490 r. w Norymberdze, w 1500 r. w Bambergu, dalej w Lubece, Nordlingen, Halle, Trewirze itd.10 Wiele z tych założeń zrealizowano bezpośrednio po powrocie z pielgrzymki do Ziemi Świętej fundatora viae crucis bądź wpływowego inicjatora takiego przedsięwzięcia. Nieco inaczej, choć nie bez związku z pielgrzymką, przebiegała budowa Jerozolimy w Zgorzelcu na przełomie XV i XVI w. Wykorzystano do tego celu stojącą we właściwej odległości od fary podmiejską kaplicę drewnianą pod wezwaniem Świętego Krzyża (w 1325 r. stał tam, na cmentarzu, krzyż), na miejscu której postanowiono w 1453 r. wznieść nową, murowaną. W latach następnych rada miejska podjęła decyzję o wytyczeniu od tej kaplicy do miasta drogi krzyżowej. Realizacja przedsięwzięcia nastąpiła jednak dopiero na przełomie XV i XVI w. Dwukon-dygnacyjna kaplica świętokrzyska mieściła w dolnej części kaplicę Adama, w górnej sanktuarium Świętego Krzyża, powtarzając w swoim założeniu północną wnękę kaplicy Golgoty. Cały zespół zawierał jeszcze kaplicę Grobu Pańskiego oraz rzeźbioną piętę. Droga, zgodnie z miarami jerozolimskimi, mierzyła 970 kroków od kościoła farnego: po 286 krokach wyznaczono pierwszą stację - miejsce, w którym Szymon pomógł Chrystusowi dźwigać krzyż, a 647 kroków dalej miejsce trzeciego upadku. W końcu XVI w. wnuk burmistrza Jerzego Emmericha wystawił tablicę epitafijną, w której całą zasługę budowy Jerozolimy w Zgorzelcu przypisał swemu dziadowi, informując jednocześnie, że Jerzy odbył dwie pielgrzymki (1465 i 1476), a w czasie drugiej wyprawy do Ziemi Świętej wymierzył w Jerozolimie wszystkie odległości (przy pomocy wziętego ze sobą specjalisty). Pielgrzymki Emmericha miały jednak nie tylko i nie przede wszystkim cel pobożny", uważa się zatem, że za wytyczeniem zgorzeleckiej viae crucis stała inicjatywa rady. Zrealizowano ją jednak dopiero za czasów, gdy burmistrzem był Jerzy, który zresztą wzbogacił to przedsięwzięcie o własną fundację kaplicy Grobu Pańskiego. Nie tak wierne i znacznie skromniejsze nawiązania do topografii Ziemi Świętej znajdujemy w wielu innych miastach Śląska. Konrad Wutke wymieniał kaplice: jerozolimską (Świdnica12), Grobu Bożego (m. in. Legnica, Ża- 9 Rekonstrukcja takiego założenia w Toskanii: F. Cardini, G. Vannini, San Vivcddo in VaJde(sar probierni topogmfici ed interpretozioni simboliche di una „Gerusalemme" in Toscana [w:] Religiositó. e societa in Valdelsa nel basso medioew, Firenze 1980 (przedruk [w:] F. Cardini, „Dejuiibus Tli- scte"; i! Medioew in Toscana, Firenze 1989, s. 305-361); por. także Bania. Święte miary..., rozdz. III. 10 Tamże, s. 44n. " E.H. Lemper, Kaplica Świętego Krzyża i Święty Grób w Gorlitz; przyczynek do symboliki i ikonologii późnego średniowiecza, „Roczniki Sztuki Śląskiej" 3. 1965, s. 103-128. Autor wykazał (s. 106n), że Emmerich wybrał pielgrzymkę jako ucieczkę przed niechcianym małżeństwem i grożącym mu z tytułu zaciągniętych zobowiązań procesem; o zgorzeleckiej Jerozolimie zob. także Z. Bania, Święte miary..., s. 57nn. 12 „A(nno] eodem [ 14]93 ist dy capella Jerusalem am sontage vor fastnacht vnd am monta-ge dornoch folgende ist geweyet dy capella S. Petri von dem weibischoffe", Schweidnitzer Chro-nisten des XVI. Jahrhunderts (wyd. Dr. Schimmelpfennig, Dr. Schónborn), Scriptores rerum sile-siacarum [cyt. dalej: SSRSil) XI, Breslau 1878, s. 7. Fundatorami kaplicy byli burmistrz Johan-nes Berwaldt i jego brat Stanislaus. 66 Translatio Jerozolimy do Wrocławia gań, Góra Św. Anny), betlejemską (Krzeszów) czy Emmaus (Opawa)13. Znajdujemy je także w Krakowie i Pradze, w miastach, z którymi mieszczaństwo wrocławskie było silnie związane. Czy nie było więc takich nawiązań i we Wrocławiu? Same wezwania kościołów i kaplic w tak dużym mieście i o tak bardzo rozwiniętej sieci kościelnej trudno uznać za wystarczający argument na rzecz odtwarzania topografii jerozolimskiej, mimo iż patrocinia nigdy nie były przypadkowe, a nowsze badania nad topografią sakralną ukazały kryjące się za nimi bogactwo problematyki14. Nie jest to jednak, na szczęście, jedyny argument, jakim dysponujemy. We Wrocławiu między końcem XIII a początkami XVI w. wznoszono kościoły, kaplice i ołtarze, które dawały świadectwo rangi kultu Męki Pańskiej. Z fundacji Henryka Probusa (i jako jego nekropolia) powstał dwukondygnacyjny(l) kościół Świętego Krzyża i św. Bartłomieja (dolna kondygnacja). W początkach XV w. powstał szpital pod wezwaniem Grobu Bożego, któremu poświęcone było także szpitalne oratorium15. Wystawiony w nim ołtarz miał podwójne wezwanie: Grobu Bożego i św. Jana Jerozolimskiego. Wreszcie, kaplica Bożego Ciała w kościele parafialnym św. Elżbiety, którą w końcu XV w. jej nowy patron, Hans Krapp, przekształcił w kaplicę Bożego Grobu16. Ponadto, poza kolegiatą świętokrzyską, jeszcze w kilku innych kościołach wrocławskich wystawiono ołtarze ku czci Krzyża Świętego. Wszystkie fundacje pod tym wezwaniem związane były prawdopodobnie z relikwią Drzewa Krzyża Świętego, która przechowywana była w co najmniej sześciu świątyniach wrocławskich17. W kościele św. Marii Magdaleny znalazła się - obok partykuł Korony Cierniowej i patronki kościoła - jako dar Karola IV18. Relikwie Krzyża Świętego były wyjątkowo uprzywilejowane odpustami i złożenie ich w świątyni ułatwiało zdobycie prawa udzielania indulgencji. Zbieżność w czasie fundacji i uzyskania przywileju odpustowego występowała też w przypad- 13 K. Wutke, Schlesische Wallfahrten nach dem heiligen Lande: Darstellungen und Quellen zur schlesischen Geschichte III, Breslau 1907. s. 161. 14 W odniesieniu do ziem polskich por. R Michałowski, Princeps fundator; studium z dziejów kultury politycznej w Polsce X-XUl wieku. Warszawa 1993; tenże, Kościół św. Mikołaja we wcze- snopiastowskich ośrodkach rezydencjonalnych [w:] Społeczeństwo Polski Średniowiecznej (red. S.K. Kuczyński) IV, Warszawa 1994, s. 63-74; M. Młynarska-Kaletynowa, O kulcie św. Gotarda w Polsce XII-XJn wieku, tamże, s. 75-90; K. Skwierczyński, Custodia civitatis; sakralny system ochrony miasta w Polsce wczesnego średniowiecza na przykładzie siedzib biskupich, „Kwartalnik Historyczny" 103, 1996, z. 3, s. 3-51; J. Wyrozumski, O potrzebie badania najstarszych patroci- niów, tamże. 100, 1993, z. 4, s. 63nn; H. Manikowska, „Princepsjundator" w przedlokacyjnym Wrocławiu; od Piotra Włostowica do Henryka Brodatego [w:] Fundacje i fundatorzy (w druku). 15 O tej fundacji ostatnio M. Słoń, Szpitale średniowiecznego Wrocławia, Warszawa 1999, maszynopis pracy doktorskiej w IH PAN. 16 J.K.H. Schmeidler, Die evangelische Haupt- und Pfarrkirche zu St. Elisabeth, Breslau 1857, s. 113n. Kaplica ta w źródłach występuje także pod wezwaniem Męki Pańskiej, nazywana również bywa kaplicą Góry Oliwnej. 17 Tak wynika z wrocławskiego liber indulgentiarum z końca XV w.; o tym źródle zob. H. Ma nikowska, Wrocławski liber indulgentiarum z końca XV wieku [w:| E scientia et amicitia; studia poświęcone profesorowi Edwardowi Potkowskiemu w sześćdziesięciopięciolecie urodzin i czter dziestolecie pracy naukowej, Warszawa-Pułtusk 1999, s. 131-143. '"Tamże, s. 139. ' ? ? 67 Halina Manikowska ku wezwania Grobu Bożego19. Wrocławskie świątynie potwierdzają tę prawidłowość. Kolegiata świętokrzyska, ufundowana w 1288 r., uzyskała odpusty w tym samym roku i w roku 129420; kościół św. Marii Magdaleny -wkrótce po otrzymaniu daru relikwii od Karola TV", szpital Bożego Grobu - tuż po konfirmacji biskupiej22, kaplica Bożego Grobu (Męki Pańskiej) w kościele św. Elżbiety - w związku z jej przebudową i ponowną konsekra cją23. Rozwój sanktuarium pielgrzymkowego w opactwie na Ołbinie także zaczął się od przywilejów odpustowych nadanych w związku z przechowy wanymi tam relikwiami, m. in. Drzewa Krzyża Świętego.24 We wszystkich tych kościołach i oratoriach możemy stwierdzić rozbudowany kult pasyjny. Jego znaczenie w życiu religijnym miasta potwierdzają udzielane aż w 10 świątyniach wrocławskich odpusty na święta Znalezienia i Podwyższenia Krzyża, a także w inne dni, zwłaszcza w piątki, za modlitwy pod krucyfi ksem lub przy ołtarzu pod tym wezwaniem25. Przynajmniej jedna ze wspomnianych wyżej fundacji - szpital Bożego Grobu - była prawdopodobnie związana z odbyciem pielgrzymki do Ziemi Świętej. Wskazywałoby na to wezwanie ołtarza, św. Jana Jerozolimskiego26. Patrocinium to na Śląsku przedtem nie występowało, a do popularności tego kultu w XV w. w największym stopniu przyczyniły się peregrynacje do Jerozolimy. Okoliczności fundacji szpitalnej, która miała miejsce ok. 1411 r., nie są oświetlone przez źródła, nieznana jest też osoba fundatora, której Marek Słoń doszukuje się wśród należących do pospólstwa mieszczan. Musiała to być jednak osoba bardzo zamożna, gdyż pielgrzymka do Ziemi Świętej - jeśli to ona zrodziła pomysł fundacji dobroczynnej - była przedsięwzię- 19 Por. L. Heydenreich. Die Capella RuceUai von S. Pancralio in Florenz [w:J De Artibus Opus- cu\aXL; Essays in Honor oj Erwin Panofsky, 1.1, New York 1961, s. 219n. 20 L. Santlfaller, Quellen zur Geschichte des spatmittelalterlichen AblaH- und Reliąuienwesen aus schlesischen Archioen, „Mitteilungen des ósterreichischen Staatsarchivs", 1948/1949, H. 1, s. 30. 21 Oryginał przywileju odpustowego biskupa Przecława z Pogorzeli, AP Wrocław, Dokumen ty miasta Wrocławia, 10 kwietnia 1365 r. 22 Ustalenie dokładnej daty fundacji szpitala dotąd się nie powiodło; przywilej odpustowy wystawiony 13 marca 1413 r. przynosi jedną z najwcześniejszych wzmianek o nim: Acta Sum- morum Pontijicum res gestas Bohemicas aevi praehussitici et hussitici illustrantia, p. I (wyd. J. Erśil), Pragae 1980, nr 793, s. 459. 23 J.K.H. Schmeidler, Die euangelische..., s. 14, fotokopie odpisów nieco późniejszych od sa mych odpustów, papieskiego i biskupiego, zamieścił ostatnio J. Kostowski (por. niżej: przyp. 28). 24 L. Santifaller, Quellen..., s. 37nn. Pierwszy w dziejach klasztoru odpust (przywilej biskupa Tomasza 1 z 1243 r.) był przyznany na dzień św. Wincentego, patrona opactwa, którego relikwie Piotr Włostowic uroczyście sprowadził z Magdeburga; pierwszy odpust w związku z przechowywanymi w opactwie relikwiami - św: Eustachego i jego rodziny - w 1246 r. (legata Opizoj o relikwiach Drzewa Krzyża Świętego umieszczonych w ołtarzu wspomina się po raz pierwszy w przywileju odpustowym Innocentego IV (1254). Ze względu na wyjątkowo dużą liczbę odpustów, jaką uzyskały partykuły Krzyża Św., ich znaczenie w ruchu pielgrzymkowym było ogromne (choć na Ołbinie szczególną czcią otaczano relikwie św. Eustachego); partykuła ta była wystawiana w czasie uroczystych „ostensiones", organizowanych w opactwie św. Wincentego dwukrotnie w roku, w trakcie „ąuinta ostensio", razem z innymi relikwiami Chrystusowymi, zob. tamże, s. 105. 25 Tak wynika ze wspomnianego liber indulgentiarum, BUWr M 1562, k. 58V- 198r, passim. 26 Taką hipotezę wysunął Marek Słoń w cytowanej pracy, por. wyżej: przyp. 15. 68 Translatio Jerozolimy do Wrocławia ciem bardzo kosztownym27. Wczesny patronat rady miejskiej nad szpitalem oraz grono hojnych donatorów w pierwszych latach budowy i funkcjonowania szpitala zdają się jednak wskazywać, że to raczej w gronie elity władzy należy szukać inicjatora i fundatora całego przedsięwzięcia. Za hipotetycznym wiązaniem tej fundacji z pielgrzymkami do Ziemi Świętej przemawiają liczne analogie z krajów niemieckich, Polski czy samego Śląska. Upamiętnieniem peregrynacji i pobytu w Jerozolimie bardzo często było wzniesienie kaplicy pod którymś z „jerozolimskich" wezwań lub przynajmniej ufundowanie stosownej tablicy. Brak wyczerpujących badań nad pielgrzymkami wrocławian do Palestyny utrudnia interpretację fundacji nawiązujących wezwaniem i specyfiką kultu pasyjnego do świątyń i wydarzeń jerozolimskich także w przypadku pozostałych, interesujących nas tu kościołów i kaplic. Kaplica Bożego Grobu w kościele św. Elżbiety stała się miejsce kultu Męki i Śmierci Chrystusa. Pielgrzymowano do niej i nawiedzano ją w uroczystym rycie, szczególnie w Wielkie Piątki, a składane jej ofiary, początkowo przeznaczone na jej utrzymanie, wkrótce zasiliły fundusze szpitala Bożego Grobu28. Jej wybitne miejsce w kulcie pasyjnym we Wrocławiu przypadło na czas schyłku średniowiecza, po zakupie jej w 1477 r. przez szybko awansującego w elicie miejskiej kupca Hansa Krappfa. Po rozbudowie, która uczyniła z niej najokazalszą i największą kaplicę mieszczańską w mieście, zaczęła pełnić funkcje Kaplicy Ogrójcowej, miejsca nie tylko wezwaniem, ale i zrealizowanym programem ikonograficznym, upamiętniającego i wizualizującego Mękę Pańską29, od Wieczernika po Zmartwychwstanie. Prawie naturalnej wielkości figury, polichromowane, z prawdziwymi włosami na głowie (dźwigający krzyż Chrystus i dwaj Łotrzy), z prawdziwym powrozem krępującym Męczonego, były zapewne nie tylko scenografią wielkanocnych misteriów, ale sceną samą w sobie30. Być może podobne theatrum, z udziałem wyrzeźbionych w drewnie wydarzeń, osób i miejsc jerozolimskich, odbywało się w kościele św. Marii Magdaleny albo wręcz w Ogrójcu, który założono tuż przy tej świątyni31. W obu kościołach parafialnych zrealizowano inny, od wspomnianego wyżej, wariant viae crucis: nie w przestrzeni miasta, lecz w świątyni. 27 O kosztach pielgrzymki w XIV-XV w. por. D. Quirini-Popławska, Wenecja jako etap podróży do Ziemi Świętej w XUI-XV wieku [w.] Peregrinationes; pielgrzymki w kulturze dawnej Europy (red. H. Manikowska, H. Zaremska): Colloąuia Mediaevalia Varsoviensia II, Warszawa 1995, s. 137n; o kosztach pielgrzymki do Ziemi Świętej ze Śląska w dekadach poprzedzających reformację zob. K. Wutke, Schlesische Wallfahrten..., s. 154nn. 28 J.K.H. Schmeidler, Die euangelische s. 114. O początkach tej kaplicy, jej różnych wezwa niach (Bożego Ciała), zob. ponadto C.F. Paritius, Beitrag zur Geschichte der Krappischen Capel- le, Breslau 1806, s. 5-19 oraz ostatnio J. Kostowski da unserHerr im Garten knieet.."; dziw na kaplica Krappów przy kościele Świętej Elżbiety we Wrocławiu [w:] Architektura Wrocławia, t. 3: Świątynia (red. J. Rozpędowski), Wrocław 1997, s. 112, 116. 29 Program ten odtworzył J. Kostowski, „...da unser Herr...", s. 116-125. W tym miejscu po mijam jej funkcje sepulkralne i kommemoracyjne, wymagające osobnego rozważenia. 30 J. Kostowski zwraca uwagę na symultaniczny charakter całego przedstawienia, uchwyt ny w topografii Jerozolimy, gdy ta „opowiada" pobyt w niej Jezusa od wjazdu po Zmartwych wstanie, zob. niżej: uwagi o obrazie toruńskim. 31 Por. A. Ziomecka, Śląska rzeźba gotycka; katalog zbiorów. Muzeum Śląskie we Wrocławiu, Wrocław 1968, s. 122n. 69 Halina Manikowska Wydaje się, iż nie bez związku z popularnością pielgrzymek do Ziemi Świętej, kultem relikwii palestyńskich i lokalnym upamiętnianiem wydarzeń z Historii Świętej była także niezwykle ciekawa kolekcja relikwii zgromadzonych w kościele kuśnierzy wrocławskich pod wezwaniem św. Marii Egipcjanki i św. Krzysztofa. W inwentarzu przedmiotów kościelnych z lat 1461-1492 znajdujemy srebrny krzyż relikwiarzowy, w którym znalazły się partykuły: męczennika Gerona, św. św. Doroty, Agaty, Jadwigi, Filipa i Jakuba, Jerzego, 11 tys. dziewic, oraz Innocentum, de lapido cum quo St. Ste-phanus erat lapidatus, 10 tys. męczenników, de loco ubi S. Johannes egitpe-nitenciam et baptisauit, de loco ubi Christus saciauit V milia hominum, de monte ubi Christus est transfiguratus, de loco ubi Christus dedit precepta Moy-si, wreszcie partykuły św. Barbary et alie reliąuie multe ąuarum nomina sum oblitus, reliąuie S. Barnabe et reliąuie de statua ubi Christus epulit demonem seu liberauit professum32. Zwróćmy uwagę na narracyjny charakter wyliczanki dotyczącej relikwii pochodzących z Ziemi Świętej. Cechuje on wszystkie spisy i inwentarze tego rodzaju relikwii33. W kolekcji partykuł na Piasku znajdowała się relikwia niezwykle w średniowieczu ceniona i jednocześnie często spotykana w różnego typu sanktuariach: fragment opaski przepasującej biodra Ukrzyżowanego. Także i w tym wypadku określenie jej jest rozbudowane: de sindone circumuoluta lumbis domini in cruce34. Identyczny charakter ma opis relikwii z Ziemi Świętej, rozprowadzanych przez templariuszy po konwentach, które budowały małe, lokalne ośrodki kultu Męki Pańskiej i Ziemi Świętej. W kom-turii w Małej Oleśnicy partykułom Krzyża Świętego i cząstkom Żłóbka towarzyszyły pozostałości ze stołu z Wieczernika, przy którym odbyła się Ostatnia Wieczerza, z Grobu Świętego, chusty, która opasała biodra Ukrzyżowanego, rózgi, którą był biczowany, kamienia, na który wspiął się wstępując do Nieba35. Jest oczywiste, że w przypadku tego typu Heiligtumer, a więc partykuł nie będących szczątkami świętych, istnieje naturalna trudność nazwania ich jednym słowem. Narracyjny charakter określeń tych relikwii nie dotyczy wyłącznie gór, skał, miejsc itp., gdzie rozegrała się Historia Święta, a przede wszystkim, gdzie dokonała się Droga Męki, ale także obiektów, różnego rodzaju sprzętów, szat z tymi wydarzeniami związanych. Wydaje się, że za tego typu opisem kryje się swoistość spojrzenia pielgrzymów na Ziemię Świętą, które, w istocie, polegało na odtwarzaniu wydarzeń zapisanych w Ewangelii i osobistym ich przeżywaniu. Spojrzenie to możemy uchwycić 32 AP Wrocław, Klose 81, s. 253. 33 Zob. przykładowo inwentarz relikwii, spisany w 1482 r. w kościele św. Błażeja w Brun- szwiku, A. Boockmann, Die oerlorenen Teile des „Welfenschatzes"; eine Ubersicht anhand des Reliąuienuerzeichnisses von 1482 der Stiftskirche St. Blasius in Braunschweig, Góttingen 1997, s. 127nn. C. Heitz, Recherches sur les rapports entre architecture et liturgie a lepoąue carolin- gienne, Paris 1963, s. 103, zwraca uwagę, że już w opisach relikwii z Ziemi Świętej zgromadzo nych w opactwie Saint Riąuier (VIII/IX w.) uderza dobra znajomość topografii Jerozolimy. 34 Chronica abbatum Beatę Mariae Virginis in Arena (wyd. G.A. Stenzel), SSRSil II, Breslau 1878, s. 235. 35 M. Starnawska, Rola polskich zakonów krzyżowych w ruchu pielgrzymkowym [w:] Piel grzymki w kulturze średniowieczne] Europy. Materiały XIII Seminarium Mediewistycznego (red. J. Wiesiołowski): Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk. Sprawozdania Wydziału Nauk o Sztuce CX, Poznań 1993, s. 114. 70 Translatio Jerozolimy do Wrocławia w relacjach i rozbudowanych itinerariach peregrynantów, a także w syntetycznym zapisie świętego miasta, jaki znalazł się na mapach Ziemi Świętej i Jerozolimy36. Wydana drukiem w 1486 r. w Moguncji Peregrinatio in Ter-ram Sanctam Bernharda von Breydenbach, zaopatrzona była w dużą kolorową mapę Ziemi Świętej i Jerozolimy, wykonaną przez Erharda Reuwicha37. Obiekty związane z historią i religią Żydów są tu zaznaczone, nazwane, ale niczego nie opowiadają: Templum Salomonis, Templum Simeonis itd., może z wyjątkiem Mons [...] in quo sepulcrum dicitur Moysee. Zainteresowanie chrześcijan opisanymi w Starym Testamencie miejscami pozostało w średniowieczu znikome38. Natomiast miejsca „chrześcijańskie", świątynie i inne obiekty opowiadają historię, odwołują się do wiedzy dostępnej każdemu: to na tej górze (na której wzniesiono widoczną na mapie kaplicę] diabeł kusił Chrystusa, ukazując mu omnia regna mundi; poniżej spelunca (grota), w której Chrystus pościł 40 dni, a opodal Jordan, w którym został ochrzczony. TU zaś miejsce, w którym został ścięty św. Jakub Mniejszy, a poniżej napisu Mons Syon: Cenaculum, w którym odbyła się Ostatnia Wieczerza. Miejsca, o których pamięć utrwalała opowiadająca o nich mapa, „przenosili" wraz z taką samą pamięcią do Europy przywożący relikwie z Ziemi Świętej pielgrzymi, rozprowadzające je po swoich konwentach zakony krzyżowe, wreszcie handlarze świętościami. Nie dziwi tedy, że co zamożniejsi i wpływowi peregrynanci, po powrocie do domu, odkrywali zdumiewające podobieństwo miejscowej topografii do położenia miejsc świętych, wytyczali drogi krzyżowe czy wznosili, przypominające kościoły Jerozolimy, świątynie. Topografię Jerozolimy odtwarzały wreszcie same relikwie, umiejscowione przez opisującą je narrację w Ziemi Świętej nie gorzej niż repliki viae crucis i kopie jerozolimskich świątyń. Ich adoracja pozwalała wiernym za każdym razem przeżywać tamten sakralny czas i tamtą sakralną przestrzeń. Szczególnym rodzajem nawiązania nie tylko do wydarzeń jerozolimskich, ale i tamtejszej topografii była liturgia Wielkiego Tygodnia, celebrowana poza miastem, w katedrze wrocławskiej na Ostrowiu i na Piasku. Wielki Tydzień był jednym z nielicznych okresów roku kościelnego, kiedy wierni mogli uczestniczyć w liturgii sprawowanej w katedrze. Największe tłumy ściągała procesja w Niedzielę Palmową, prowadzona rano od katedry do kościoła N. Marii Panny na Piasku i z powrotem39. Składała się ona, w najbardziej rozbudowanym wariancie celebracji, z dwóch części: pierwszej, imitującej triumfalny wjazd Jezusa do Jerozolimy i drugiej - w drodze powrotnej - nawiązującej do drogi krzyżowej. Przekaz kronikarski z 1423 r., w którym mowa o zawaleniu się mostu łączącego Piasek z Ostrowiem, ujawnił, że procesja odbywała się z udziałem osiołka palmowego i przytwierdzonej doń fi- 36 Wśród wielu antologii relacji i itinerariów por. zwłaszcza: F.E. Peters, Jerusalem...; o ma pach ostatnio: K. Zalewska-Lorkiewicz. Ilustrowane mappae mundijako obraz świata; średnio wiecze i początek okresu nowożytnego. Warszawa 1997. 37 Korzystałam z reprodukcji tej mapy z Journeys to the Promised Land: the Land oflsrael Ancient Maps, Prints and Trauelogues through the Centuries (wyd. N. Ran), London 1989, s. 80n. 38 Por. F.E. Peters, Jerusalem..., s. 330. 39 Poniższe rozważania opieram na rekonstrukcji i analizie dokonanych przez ks. K. Dolę, Liturgia Wielkiego Tygodnia w katedrze wrocławskiej wXV w.. „Studia teologiczno-historyczne Śląska Opolskiego" 7, 1979(1980), s. 179-215. . 71 Halina Manlkowska gury Chrystusa. W drodze powrotnej, już po poświęceniu palm i rozdaniu ich wiernym, procesja zatrzymywała się na placu między kolegiatą Świętego Krzyża a kościołem św. Piotra. Wyznaczenie w tym miejscu stacji sanctae crucis nasuwa przypuszczenie, iż świadomie wykorzystano wezwania obu kościołów, by nawiązać do topografii Jerozolimy. „Przeniesienie" się w tamten czas i w tamte miejsca, współuczestnictwo w wydarzeniach Męki potęgowały gesty (przybrany w czarny ornat krzyż odsłaniano, pochylający się nad nim celbrans uderzany był gałązką palmową) i słowa: Scriptum est enim: per-cutiam pastorem et dispergentur oves gregis; Postąuam. autem surrexo prece-dam vos in Galileom; Ibi me uidebitis, dicit Dominus. Ryty Wielkiego Tygodnia - od Niedzieli Palmowej po Niedzielę Wielkanocną - wywodziły się z liturgii jerozolimskiej; w Świętym Mieście procesje odbywały się w miejscach bezpośrednio związanych z życiem Chrystusa. W relacji Egerii z jej pielgrzymki do Ziemi Świętej (IV w.) czytamy, iż procesja w Niedzielę Palmową prowadziła z Góry Oliwnej do miasta40. W stuleciach VIII-X zwyczaj ten został stopniowo przeniesiony do Europy41, z X w. pochodzi także najstarsza wzmianka o osiołku palmowym z figurą Chrystusa42. Liturgia Wielkiego Czwartku, związana przede wszystkim z uroczystym pojednaniem z grzesznikami obłożonymi publiczną pokutą oraz z mszą krzyżma świętego i święceniem olejów, miała zdecydowanie bardziej ujęcie teologiczne, a upamiętnienie Wieczernika - popołudniowe obmycie nóg w chórze katedry oraz obdarowanie przez biskupa duchowieństwa katedralnego i służby kościelnej - nie były dostępne oczom wiernych43. Do Jerozolimy „przenoszono się" ponownie w Wielki Piątek. W katedrze ustawiano Boży grób, wydarzenia dnia kaźni Chrystusa szczegółowo odtwarzały głoszone w katedrze przez dominikanów wielogodzinne kazania. W 1453 r. kazanie to wygłosić miał bawiący w mieście Jan Kapistran; ciężka choroba spowodowała, że odczytał je tłumacz, brat Fryderyk. Zachowane, pozwala zrozumieć sławę tego wielkiego kaznodziei i siłę jego oddziaływania na wiernych. Kapistran nie musiał i nie chciał korzystać z apokryfów, by wraz z wiernymi stać się współuczestnikiem wydarzeń Męki Pańskiej opowiedzianych w kazaniu przez Marię, by znaleźć się z nimi w czasie i przestrzeni, w których dokonało się Odkupienie. Dziesięć dróg bolesnych Chrystusa, wokół których zbudował swoje kazanie, wyznaczało miejsca dobrze znane z topografii Jerozolimy nawet tym, którzy nigdy nie odwiedzili Ziemi Świętej. Opisywał je bowiem niemal identycznie, jak autorzy map Jerozolimy czy informacje zamieszczane przy relikwiach z Ziemi Świętej i w spisach tych relikwii, a przeznaczone dla adorujących partykuły chrześcijan. Gdy 40 Itinerarium Egeriae ma wiele wydań i bardzo obfitą literaturę, zob. ks. M. Starowieyski, Pielgrzymka ISgerii [w:| Peregrinationes..., s. 89-97; jest też dostępne w tłumaczeniu na język pol ski: Eteria, Pielgrzymka do miejsc świętych (tłum. W. Szołdrski): Pisma Starochrześcijańskich Pi sarzy VI, Warszawa 1970. s. 160-241 orazP. Iwaszkiewicz [w:] Ku Ziemi Świętej, Kraków 1994. 41 A. Lother, Prozessionen in spdtmittelalterlichen Stadten; politische Partizipazion, obrigkeit- liche Inszenierung, stddtische Einheit, Kóln-Weimar-Wien 1999, s. 32n, gdzie w przyp. odesłanie do źródeł i podstawowej literatury. 42 Żywot św. Ulryka, biskupa Augsburga, tamże, s. 33. 43 W 1519 r. obmycie nóg przeniesiono do nawy, zob. K. Dola, Liturgia..., s. 198, przyp. 72. 72 Transłatio Jerozolimy do Wrocławia na mapach oznaczających miejsca wydarzeń ewangelicznych czytamy ubi lub in quo, to włoski franciszkanin konsekwentnie posługuje się słówkiem ibi: deKaifam ut ibideluditur[...] adpretorium ut ibiflagellatur. Poruszający obraz viae dolorosae wzmacniały jeszcze gesty towarzyszące wielkopiątkowej liturgii Męki i Śmierci Pańskiej. W czasie wypowiadania słów: partiti sunt westimenta mea sibi jeden lub dwu diakonów in modumfurantis wydzierało sobie całun spod ewangeliarza. Na moment przeniesienia krzyża do grobu Pańskiego, ustawionego w kaplicy św. Barbary, wierni musieli opuścić katedrę. Nie było tłumów przy złożeniu do grobu w Jerozolimie, nie mogło być ich w kościele, w którym powtarzano tę scenę podkładając pod owinięty w chustę krzyż kamień i pieczętując grób w zamkniętej kratą kaplicy. Jerozolimskich strażników zastępowało czterech prebendarzy. Silnie mimetyczny charakter procesji w Niedzielę Palmową i liturgii wielkopiątkowej ułatwiał więc przeżywanie Męki Pańskiej jako wydarzenia aktualnego44. Spójrzmy raz jeszcze na topografię tej części Wrocławia, w której sprawowano liturgię Wielkiego Tygodnia. Był to obszar wielkiej koncentracji świątyń, swoisty kompleks kościelny. Trzy świątynie górowały nad wszystkimi innymi: na wschodnim krańcu Ostrowia Tumskiego - katedra pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela i drugim - św. Jana Ewangelisty (obaj byli także patronami miasta), w środku - kolegiata świętokrzyska, dwukondygnacyj-na (św. Bartłomiej w późnym średniowieczu symbolizował, zauważmy, zwycięstwo nad złymi mocami), na Piasku, na krańcu zachodnim - Najświętsza Maria Panna. Choć wszystkie te trzy fundacje powstały w okolicznościach, które wykluczają jakikolwiek wspólny program ideologiczny, to pojawienie się, być może dopiero w końcu XIII w.45, drugiego wezwania katedry oraz przypadająca także na schyłek tego stulecia budowa kolegiaty świętokrzyskiej mogą sugerować świadome już wówczas nawiązanie do sceny na Golgocie. Jeśli nawet tak nie było, to w XV w. ten układ topograficzny świątyń musiał chyba nasuwać skojarzenia z nią właśnie, bo powszechnie po kościołach ustawiano wyobrażające tę scenę łuki tęczowe, w których po jednej stronie krzyża stała Matka Boska, po drugiej zaś Jan Ewangelista. Za taką interpretacją topografii sakralnej tej części Wrocławia przemawia sposób przeżywania w późnym średniowieczu Męki Pańskiej, w formie compassio-nis, współuczestnictwa w wydarzeniach dziejących się poza czasem świeckim, w hierofanicznej, wszędzie możliwej przestrzeni. Opis zachowania się tłumu przybyłego, by powitać sprowadzoną do Paryża przez króla Ludwika IX relikwię Korony Cierniowej, nie pozostawia wątpliwości, iż wierni nagle znaleźli się na via crucis w Jerozolimie, w dzień Męki Pańskiej46. Ks. Kazimierz Dola, analizując liturgię Wielkiego Tygodnia w katedrze wrocławskiej, wskazuje na świadome pogłębianie w XV w. ujęcia teologicznego, kosztem m.in. zabiegów mimetycznych; zrezygnowano w drugiej poło- 44 Szerzej o tym: F. Baldovln, The Urban Character ofChristian Worship; the Origins, Deve- lopment and Meaning o/Stational Liturgy, Rome 1987. zwł. s. 238. 45 J. Jungnitz. Dos Breslauer Breuier und Proprium, Breslau 1893, s. 11, 66. 46 Emocje udzieliły się także Ludwikowi IX, jego matce i towarzyszącym im osobom, J. Le Goff, Saint Louis, Paris 1996. s. 144n. 73 Halina Manikowska wie stulecia z osiołka palmowego czy praktyki nawiedzania grobu przez „trzy Marie", „Jana" i „Piotra"47. Te uwagi trudno jednak odnieść wprost do sposobu przeżywania przez wiernych, a nawet kler, wydarzeń Wielkiego Ty godnia. Początki wielkiej popularności kalwarii w epoce nowożytnej tkwiły w pobożności późnośredniowiecznej, w której rolę ważną odgrywały m.in. misteria wielkanocne, żywo przemawiające do wyobraźni ich uczestników. Mimetyczne procesje ze stacjami, dramatyzowane pasje, całe to wielkanoc ne theatrum wywarły też wpływ na obraz samej Jerozolimy. Jednym z naj lepszych przykładów w naszej części Europy sprowadzenia topografii Świę tego Miasta do roli scenografii dla wydarzeń ewangelicznych jest obraz pa syjny z kościoła św. Jakuba w Toruniu (II poł. XV w.) - symultaniczne przed stawienie zdarzeń, jakie rozegrały się w Jerozolimie od wjazdu Jezusa po Zmartwychwstanie. Miasto przypomina w istocie kalwarię, złożoną przede wszystkim z kaplic-stacji. ??.?-?"?? Topografia Jerozolimy pokazywana jest więc w późnym średniowieczu na różne sposoby. Z jednej strony - pielgrzymi odkrywają miasto jako takie. Wśród coraz liczniejszych w XIV i XV w. relacji z podróży do Ziemi Świętej znajdujemy także „przewodniki turystyczne": dokładne opisy miasta i porady ułatwiające pokonywanie ciężkich trudów i niebezpieczeństw, z jakimi związana była pielgrzymka do Grobu Bożego. Z drugiej - koncentracja uwagi na miejscach świętych, zapisanych w ewangeliach. Pielgrzymi przybywali do Ziemi Świętej z dobrze utrwalonym w ich wyobraźni i pamięci obrazem, zwłaszcza Jerozolimy; w centrum ich uwagi i oczekiwań były konkretne, znajome miejsca. W takim spojrzeniu na miasto jego rzeczywista topografia nie była odkrywana, lecz dopasowywana do przekazu Nowego Testamentu. Trzeba było m.in. znaleźć odpowiedź na pytanie o wiarygodność lokalizacji świątyni Grobu Bożego, skoro ta, w sprzeczności z prawdą ewangelii, znajdowała się infra muros48. Ta druga płaszczyzna percepcji jerozolimskiej topografii była dostępna także tym rzeszom wiernych, które nigdy nie dotarły w pielgrzymce do Ziemi Świętej, zaspokajając pragnienie nawiedzenia miejsc świętych pielgrzymką zastępczą: do klasztornego sanktuarium, w którym wzniesiono imitację jerozolimskiego założenia (miejsca święte „zastępowały" tu także stosowne relikwie) i rozbudowano liturgię wielkotygodniową, udziałem w nabożeństwie drogi krzyżowej i w uroczystościach religijnych Wielkiego Tygodnia. Dodajmy do różnorodności spojrzeń na Święte Miasto jeszcze obrazy symboliczne i idealne: Jeruzalem Niebieska, Jerozolima jako środek świata, w kartografii przed XV w. dominujące. Dla możliwości „przeniesienia" Jerozolimy dokądkolwiek decydujące znaczenie, jak się wydaje, miał specyficzny charakter pamięci z nią związanej: symboliczny, topomimetyczny i wreszcie historyczno-realistyczny, a dotyczący całego miasta (i szerzej, Ziemi Świętej). Dalej, zakorzeniona w liturgii wielkotygodniowej i kulcie pasyjnym wizualizacja Męki i Śmierci Chry- 47 Troska o unikanie jakichkolwiek przejawów idolatrii wzrosła jeszcze w początkach refor macji, K. Dola, Liturgia..., s. 214n. 48 Odpowiedź ta została zapisana w kilku relacjach: cesarz Hadrian przebudował i powięk szył miasto, obejmując miejsce złożenia do grobu murami miejskimi, por. F.E. Peters, Jerusa- lem.... s. 297, 449n. 74 Translatio Jerozolimy do Wrocławia stusa. Nie bez znaczenia, wreszcie, była duchowość franciszkanów - od XIV w. strażników Ziemi Świętej - w tak wielkim stopniu kształtująca pobożność późnośredniowieczną, zwłaszcza mieszczan49. Realizacjami najpełniejszymi tej „translacji" były XV-wieczne włoskie sacri monti oraz nowożytne kalwarie, pozwalające pielgrzymom w miejscach imitujących Święte Miasto, i pojmowanych jako takie, doznawać emocji, jakie były udziałem peregry-nantów do Ziemi Świętej. Nawiązania, choćby tylko symboliczne, do topografii Jerozolimy w wielu miastach późnego średniowiecza, w tym i we Wrocławiu, miały charakter znacznie bardziej ograniczony; stawały się widoczne i aktualne przede wszystkim (jeśli nie wyłącznie) w konkretnym momencie roku liturgicznego. 49 Por. F. Cardini, San Vivaldo..., s. 310. 75 7 '?C\, :„>.- -. -i.\, ił. ? " , '• W.' ",.-"?? ' '?? '-."?---"'ł'-i .V . -. ? V '; Marta Młynarska-Kaletynowa Św. Paweł na grodzie kaliskim Paweł Sczaniecki pisząc o dawnej tradycji wezwania św. Piotra klasztornej świątyni benedyktynów w Tyńcu, nadanego wraz z fundacją tego opactwa w XI w., nadmienił, że „patrocinium albo wezwanie kościoła bywa źródłem informacji godnych uwagi"1. Czy tę uwagę możemy odnieść do dedykowanej św. Pawłowi kolegiaty na grodzie kaliskim? Zanim spróbujemy odpowiedzieć na to pytanie, przyjrzyjmy się bliżej tej pobożnej fundacji dokonanej przez Mieszka Starego. Najważniejsze wiadomości dotyczące kaliskiego kościoła św. Pawła zawiera Kronika Wielkopolska, która w następujących słowach mówi o nadaniach tego władcy: In Calis vero ecclesiam, in honorem sancti Pauli de lapidi-bus dolatisfuncUwit et constrwcit; in qua praeposituram et cdiąuot prebendas instituit et dotaui. Dalej pod rokiem 1202 podaje wiadomość o śmierci sędziwego księcia: Obiit autem in Kalis [...] et sepultus in ecclesia sancti Pauli per ipsumfundata in sepulchrofilii sui Mesconis2. Za czasów Długosza kolegiata św. Pawła była już niszczejącą ruiną „a z nią i grób książęcy zaginął, który mieszkańcy tameczni pokazują wprawdzie, ale gdzie by był z pewnością nie wiedzą"3. Relacja dziejopisa podaje także ogólną informację wskazującą na położenie tej świątyni w obrębie kaliskiego przedlokacyjnego skupiska osadniczego. Składało się ono do I połowy XIII w. przede wszystkim z grodu, przyległej doń osady podgrodo-wej z kościołem św. Wojciecha oraz położonego nie opodal, na północ od gro- 1 P. Sczaniecki, Święty Piotr na Tyńcu [w:] Tradycje i perspektywy nauk pomocniczych historii w Polsce; materiały z sympozjum w Uniwersytecie Jagiellońskim dnia 21-22 października 1993 r. profesorowi Zbigniewowi Perzanowskiemu przypisane (red. M. Rokosz): Uniwersytet Jagielloński. Varia CCCXLV, Kraków 1995, s. 247-251. 'Kronika Wielkopolska, s. 55, przyp. 304: s. 157: s. 76, przyp. 406: s. 164. r,y-.^r?.>? v JA 3 Długosz, Dzieje II, s. 157. 3* < 77 Marta Mlynarska-Kaletynowa du, nad Prosną, osiedla targowo-miejskiego z kościołem N. Marii Panny, zwanego już pod koniec XIII w. Starym Miastem4. Prowadzone w latach 1955-1957 badania zwiadowcze i sondażowe na kaliskim Starym Mieście nie doprowadziły co prawda do odkrycia in situ reliktów dawnych budowli sakralnych, w trakcie penetracji stwierdzono natomiast występowanie cegieł romańskich i ciosów kamiennych5. Te ostatnie od dziesiątków lat znajdowane na wielu posesjach zarówno na Starym Mieście, jak i na osiedlu Zawodzie w pobliżu kaliskiego grodziska, były niejednokrotnie używane jako budulec do wznoszenia fundamentów budynków mieszkalnych i gospodarczych6. Zebrane informacje i dokonywane obserwacje terenowe posłużyły wówczas do wysunięcia przypuszczeń, że kolegiata św. Pawła założona została na terenie ówczesnego osiedla targowo-miejskiego7, gdzie czynny był już wcześniej parafialny kościół Marii Panny, w 1303 r. przeniesiony propter inundacionem aąuarum do miasta lokacyjnego8. Wydawało się, że tę hipotezę mogły podbudować dalsze słowa Długosza mówiące o przeniesieniu kolegiaty św. Pawła do kościoła kolegiackiego Marii Panny: „gdy miasto Kalisz z dawnego miejsca, na którym podówczas znajdowało się w inne, kędy teraz leży, przeniesiono"9. Domysły te jednak nie sprawdziły się, sprawa lokalizacji świątyni fundowanej przez Mieszka III wyjaśniła się wraz z podjęciem w 1958 r. przez Iwonę i Krzysztofa Dąbrowskich systematycznych badań archeologicznych grodziska w Zawodziu. Przeszło pół wieku wcześniej, w 1903 r., Jan Demetry-kiewicz, w wyniku przeprowadzonych na tym obiekcie próbnych prac terenowych, w północno-wschodniej części grodu odkrył „pięknie obrobione i profilowane ciosy, pochodzące ze średniowiecznej, okazałej budowli romańskiej z XII wieku, raczej kościelnej niż świeckiej"10, którą uczony ten identyfikował ze wzniesioną przez Mieszka Starego kolegiatą św. Pawła. Prace wykopaliskowe prowadzone w końcu pięćdziesiątych i na początku sześćdziesiątych lat w pełni potwierdziły przypuszczenie Demetrykiewicza 4 Zob. M. Młynarska-Kaletynowa, Kalisz w XJ-XII wieku [w:] Kalisz wczesnośredniowieczny; materiały sesji, Kalisz 15 czerwca 1998 (red. T. Baranowskl), Kalisz 1998, s. 13-27, tam litera tura. 5 T. Uzdowska, Kalisz we wczesnym średniowieczu [w:] K. Dąbrowski, T. Uzdowska, M. Mły narska, Kalisz w starożytności i w średniowieczu, Warszawa-Wrocław 1956. s. 42-62; T. Uzdow ska, Sprawozdanie z prac wykopaliskowych na Starym Mieście w Kaliszu, „Sprawozdania Ar cheologiczne" 5. 1960, s. 169-171; I. Dąbrowska, I. Rauhutowa, T. Uzdowska, Materiały wcze snośredniowieczne z Kalisza i Piwonie: Materiały Wczesnośredniowieczne V, 1959, s. 7n. 6 Zob. I. Dąbrowska, Grodzisko na Zawodziu w Kaliszu pierwsze sprawozdanie z prac wykopa liskowych [1958) [w:] Osiemnaście wieków Kalisza; studia i materiały do dziejów miasta Kalisza i regionu kaliskiego (red. A. Gieysztor, K. Dąbrowski), 1.1, Kalisz 1960, s. 37-39, przyp. 13, 15; s. 66. 7 Zob. T. Uzdowska, Kalisz s. 59n. 8 KDWlp 2 nr 879; zob. T. Wąsowiczówna, Kalisz na tle wczesnośredniowiecznej sieci drogo we] [w:] Osiemnaście wieków..., 1.1, s. 90n;M. Młynarska, Proces lokacji Kalisza w XIII i w pierw szej połowie XIV wieku, tamże, s. 109n. 9 Długosz, Dzieje II, s. 157. 10 Zob. Cytowane przez I. Dąbrowską (Grodzisko..., s. 34) wyjątki memoriału Wl. Demetry kiewicza do Polskiej Akademii Umiejętności z 16 XII 1920; W. Demetrykiewicz, Sprawozda nie, „Materiały Antropologiczne. Archeologiczne i Etnograficzne" (Komisji Antropologicznej AU w Krakowie) 8, 1904, s. XI; zob. też I. Dąbrowska, Grodzisko..., s. 32n, przyp. 4-11 oraz s. 65. 78 Św. Paweł na grodzie kaliskim i doprowadziły do całkowitego odsłonięcia kamiennych reliktów okazałej budowli, uznanej bez żadnych wątpliwości za dawną kolegiatę św. Pawia11. Wznowione po przeszło ćwierćwieczu, w latach 1991-1993, archeologicz-no-architektoniczne badania odkrytych murów tej świątyni wykazały istnienie dwóch faz budowy dwunastowiecznego kościoła, wzniesionego na miejscu wcześniejszej, najpewniej jedenastowiecznej kamiennej budowli12. Ponadto wewnątrz zarysów romańskich fundamentów odkryto ślady, jak się przypuszcza, drewnianego najstarszego kościoła13. Kolegiata była budowlą jednonawową (o zewnętrznych rozmiarach korpusu 17x15 m), z półkolistą apsydą, od zachodu zamkniętą prostokątną wieżą. Badacze zwrócili uwagę na wyjątkową staranność wykonania fundamentów, założonych po uprzednim palowaniu podłoża. W drugim etapie budowy wzniesiono emporę, do której prowadziły schody od wewnątrz, a także poprzez dostawioną od zewnątrz klatkę schodową14. Zachowane w prezbiterium dwa miejsca z pozostałością kamiennej obudowy o zarysie prostokątnym, identyfikowane przez odkrywców, Iwonę i Krzysztofa Dąbrowskich, jako relikty grobów książęcych Mieszka Mieszkowica i Mieszka Starego15, w świetle późniejszych badań uznane zostały za ślady ołtarza głównego i jednego z bocznych16. Kolegiata św. Pawła, według rekonstrukcji dokonanej przez Teresę Ro-dzińską-Chorąży i Tomasza Węcławowicza17, była budowlą o wysokich walorach architektonicznych i artystycznych. Sądząc po zachowanych ułamkowo detalach, zdobił ją bogaty wystrój kamieniarski. Znajdowane podczas badań w latach 1958-1968 ułamki kolorowego szkła świadczą, że okna świątyni przesłaniały barwne witraże18. Wyposażona w monumentalną wieżę kolegiata kaliska wyróżniała się pośród współczesnych, znanych z Wielkopolski jednonawowych kościołów romańskich. Swą bryłą i cechami stylowymi nawiązywała do wcześniejszych jeszcze wzorów sakralnej architektury ottoń-skiej19. Obie fazy budowlane kolegiaty św. Pawła badacze łączą, zgodnie z przekazem Kroniki Wielkopolskiej, z działalnością fundacyjną Mieszka Starego. Książę ten mógł ją wznieść około połowy XII w., w latach, w których utrwalił swoje panowanie w Wielkopolsce. Bliższy czas rozbudowy tej świątyni określono alternatywnie; wzbogacenie jej architektonicznego, funkcjonalnego i artystycznego programu mogło nastąpić w kilku sprzyjających temu przedsięwzięciu okresach, podczas długiego i obfitującego w dramatyczne 11 Tamże, s. 37n; K. Dąbrowski, Badania archeologiczne na Zawodzili 1959-1960 [w:] Osiem naście wieków..., t. III, Kalisz 1962, s. 70-83, przyp. 19-28, s. 88n. 12 Zob. T. Rodzińska-Chorąży, T. Węcławowicz, Kolegiata pod wezwaniem Św. Pawia w gro dzie kaliskim na Zawodzili; analiza reliktów, rekonstrukcje, relacje porównawcze [w:] Kalisz wczesnośredniowieczny..., s. 65-83. 13 Zob. T. Baranowski, Gród w Kaliszu - badania, odkrycia, interpretacje, tamże, s. 52n. 14 T. Rodzińska-Chorązy, T. Węcławowicz, Kolegiata..., s. 73-81. 15 K. Dąbrowski, Badania archeologiczne..., s. 70-83. :••' -..;*-•..• : , > 16T. Rodzińska-Chorązy, T. Węcławowicz, Kolegiata..., s. 80. , :, ?•',-. 17 Tamże, s. 77n. ?• .Ł-.„ 18 K. Dąbrowski. Wczesnośredniowieczne witraże z Kalisza, „Kwartalnik Historii Kultury Ma terialnej" 9, 1961, nr 3, s. 395-406. 19 T. Rodzińska-Chorązy, T. Węcławowicz, Kolegiata..., s. 77n. a .-, ,"0$ł 79 Marta Młynarska-Kaletynowa wydarzenia polityczne panowania tego władcy20. Przebudowy kolegiaty mógł dokonać wówczas, gdy po śmierci starszego brata, Bolesława Kędzierzawego, na jesieni 1173 roku, Mieszko objął tron wielkoksiążęcy w Krakowie i godność seniora dynastii. Mogło też mieć miejsce dziesięć lat później, po powrocie z wygnania w 1181 r. i odzyskaniu części dziedzicznej dzielnicy z Gnieznem i Kaliszem21. Teresa Rodzińska-Chorąży i Tomasz Węcławowicz nie wyłączają również możliwości, że kolegiatę rozbudowano dopiero wówczas, gdy został w niej pochowany, zmarły 2 sierpnia 1193 r., Mieszko Mie-szkowic, zarządzający od około 1190 r. - w czasie ponownego władania Krakowem przez ojca - wydzieloną mu dzielnicą kaliską22. Zatrzymajmy się bliżej przy osobie fundatora kolegiaty kaliskiej. Mieszko III był zwolennikiem silnej i stabilnej monarchii. W ciągu sześćdziesięcio-trzechletnich rządów swoje aspiracje polityczne manifestował nie tylko w bezpośrednich rozgrywkach i walkach o władzę w państwie, lecz także w różnych dziedzinach życia publicznego i kulturalnego. O władczych ambicjach tego księcia wyraźnie mówi tytulatura używana przez niego po uzyskaniu godności seniora: dux mwdmus et princeps, dux tocius Polonie, a nawet kroi, jak głosi wyryty w języku rodzimym napis na niektórych, bitych przez niego monetach23. Mieszko Stary dbając o godny wizerunek swój i swojej rodziny, dokonywał licznych pobożnych fundacji, podobnie jak czynili to inni, znaczniejsi panujący podbudowujący tym sposobem autorytet swej władzy. Książę uposażył powtórnie, w 1193 r., klasztor cystersów w Lądzie nad Wartą24, poparł także darowizny swej żony, Eudoksji, dla małopolskich bożo-grobców w Miechowie25. Nadaniom tym towarzyszyły zwykle dary w postaci cennych przedmiotów i szat liturgicznych, czego przykładem może być przekazana, między 1193 a 1202 r., opactwu lądzkiemu, patenatzw. kaliska z wizerunkiem fundatora i wyrytym napisem dwc Misico oraz nie zachowany do naszych czasów kielich, widoczny w rękach przedstawionego na patenie Mieszka Starego26. Fundacje tego księcia skupiały się przede wszystkim w najważniejszych ośrodkach grodowo-miejskich w jego dziedzicznej dzielnicy. W Poznaniu Mieszko III założył około 1179 r., w sąsiedztwie osiedla targowego zwanego Środą (Śródką), kościół św. Michała Archanioła wraz ze szpita- 20 Tamże, s. 73n. 21 Zob. A. Gąsiorowskl, Mieszko ffl Stary [w:] SSS III, 1967, s. 250, tam literatura. 22 T. Rodzińska-Chorąży, T. Węcławowicz, Kolegiata..., s. 76. 23 Zob. A. Gieysztor, Mieszko IU Stary [w:] PSB XXI, z. 88, 1976, s. 35n. " 24 A. Wędzki, Rozwój osadnictwa i podziały terytorialne Ziemi Łódzkiej do końca XIV wieku, „Slavia Antiąua" 13, 1966, s. 44n; tenże, Ląd [w:] SSS III, 1967, s. 29n, tam literatura. 25 Zob. G. Labuda, Zmagania Mieszka o utrzymanie władzy monarszej w latach 1173-1202 [w:] Dzieje Wielkopolski (red. J. Topolski), 1.1, Poznań 1969, s. 286n. 26 P. Skubiszewski, Patena kaliska. „Rocznik Historii Sztuki" 3, 1963, s. 158-214: bogate nadanie, znaczące pod względem artystycznym na rzecz opactwa św. Michała w Bambergu, przypisywane Mieszkowi Staremu (zob. tamże, s. 160), uznane zostało ostatnio za dar Mieszka Plątonogiego (zob. N. Mika, Który Mieszko? Kontakty Piastów z Niemcami w świetle wzmianki nekrologicznej klasztoru Św. Michała w Bambergu, „Studia i Materiały z dziejów Śląska" 22, 1997, s. 7-16). 80 Św. Paweł na grodzie kaliskim ; . . Awers i rewers pateny kaliskiej. lem, a niecałe dziesięć lat później, w 1187 r., osadził tam Joannitów27. W Gnieźnie, które wówczas skupiało dwa twórcze intelektualnie środowiska dworskie: książęce i arcybiskupie28, Mieszko Stary był zapewne inicjatorem powstania hospicjum z kościołem św. Jana29. Zadbał także o kościół katedralny. Pokrył ołowianym dachem tę świątynię30, najpewniej też uczestniczył w fundacji tak wybitnego dzieła, jakim byry brązowe drzwi gnieźnieńskie. Jak wykazał Aleksander Gieysztor, ideowe przesłanie umieszczonych na nich płaskorzeźb z życia, męczeństwa i początkowych dziejów kultu św. Wojciecha znajduje bliskie odniesienia do sytuacji, w jakiej rozwijał swój program polityczny książę senior, zarówno w dążeniu do osiągnięcia najwyższej władzy w państwie, jak i w stosunkach między władzą świecką a kościelną31. Na tle działalności donacyjnej Mieszka Starego, fundacja kolegiaty na grodzie kaliskim zajmuje miejsce szczególne. Mieszko III uzyskał Kalisz, wykrojony z dzielnicy seniorackiej około 1145 r., z rąk Władysława II32. Był to cenny nabytek dla dziedzica Wielkopolski, bowiem gród kaliski już wcześniej, podczas walk między Bolesławem Krzywoustym a Zbigniewem, odegrał ważną rolę; zdobycie go przez Bolesława otworzyło prawemu synowi Władysława Herma- I 27 Zob. H. Ziólkowska, Poznań w okresie tworzenia się państwa Piastów ifeudalnego rozdrob nienia kraju; DC w. - poi XIII w. [w:) Dziesięć wieków Poznania, t.1: Dzieje spoleczno-gospodarcze, Poznań-Warszawa 1956, s. 40; A. Gąsiorowski, Nasilanie się procesów urbanizacyjnych; rozwój produkcji i handlu [w:] Dzieje Wielkopolski..., s. 263. 28 G. Labuda. Zmagania Mieszka..., s. 286n: J. Krzyżaniakowa, Kultura w okresie rozbicia dzielnicowego [w:] Dzieje Wielkopolski..., s. 328n; A. Gieysztor, Mieszko III..., s. 36. 29 Zob. H. Chłopocka, Gniezno głównym ośrodkiem polityczno-administracyjnym Wielkopol ski do połowy XIII w. [w:] Dzieje Gniezna (red. J. Topolski,) Warszawa 1965, s. 127-130. 30 Kronika Wielkopolska, s. 55. 31 A. Gieysztor, Problematyka ideologiczna drzwi gnieźnieńskich, „Kwartalnik Historyczny" 62, 1955, s. 142-161; tenże, Laportede bronze dGniezno; document de 1'histoiredePologneau XIIe siecle: Conferenze Accademia Polacca di Scienze e Lettere. Biblioteca de Roma IV, Roma 1959. 32 Zob. R. Gródecki, W obronie jedności politycznej [w:] Polska jej dzieje i kultura, 1.1, Kraków b. r. wyd., s. 101 n. 81 Marta Młynarska-Kaletynowa na drogę do uzyskania całej Wielkopolski33. Gród ten strzegł ważnej przeprawy na Prośnie, w miejscu gdzie krzyżowały się szlaki komunikacyjne o dalekim zasięgu: jeden, idący z południa, od strony Czech przez Wrocław na północ ku Bałtykowi, oraz drugi, biegnący z północnego zachodu, z Gniezna i Poznania na południowy wschód do Krakowa, z rozwidleniem na Sandomierz i dalej na Ruś34. Gdy na początku swego panowania Mieszko III przejął Kalisz, ośrodek ten był już rozwiniętą aglomeracją grodowo-miejską, rozmieszczoną na dość dużej przestrzeni z kilkoma co najmniej osadami o charakterze targowym i rzemieślniczym, wchodzącymi w skład skupiska osadniczego ze wspomnianymi już kościołami św. Wojciecha i N. Marii Panny35. Mieszkowi Staremu można by przypisać powstanie kościoła św. Gotarda usytuowanego na wyniosłości terasy Prosny, w niedużej odległości na zachód od grodu36. Władca ten, najpóźniej przed 1180 r., sprowadził do Kalisza norbertanów i osadził ich przy kościele św. Wawrzyńca w Kościelnej Wsi nad Prosną, położonej niecałe 10 km na północ od grodowo-miejskiego skupiska osadniczego Kalisza. Nie była to jednak fundacja trwała. Kaliskich premonstratensów już w dziewięćdziesiątych latach przeniesiono do Wrocławia na Ołbin37. Dzięki odkryciom archeologicznym i badaniom architektonicznym nasza wiedza o fundacji kolegiaty św. Pawła znacznie się poszerzyła. Założenie to jawi się nam w tym świetle jako dzieło budowlane i dewocyjne dość wyjątkowe. Przede wszystkim zwraca uwagę usytuowanie kaliskiego kościoła w obrębie grodu, które kojarzy się z położeniem katedr na terenie umocnionych podgrodzi w Poznaniu, Gnieźnie i Wrocławiu38. Najbliższą analogią, także zbieżną czasowo, jest jednak odsłonięta w ostatnich latach romańska budowla kolegiaty na grodzie głogowskim39. Podniesienie przez Mieszka Starego kościoła grodowego w Kaliszu do rangi kolegiaty, instytucji o dużym znaczeniu w diecezji, świadczyłoby, że książę wzmacniając organizację kościelną w tym ośrodku40 tworzył jeszcze jedną stołeczną siedzibę w swej 33 Gali Anonim, Cronica II 37-38, s. 115-117; zob. K. Maleczyńskl. Bolesław III Krzywousty, Wrocław 1975, s. 63n. 34 O kaliskim węźle drożnym zob. T. Wąsowiczówna, Kalisz na tle wczesnośredniowieczne) sieci drogowej [w:] Osiemnaście wieków..., 1.1, s. 71-101. 35 Zob. S. Trawkowski, Geneza regionu kaliskiego, tamże, Ł III, s. 23n; K. Dąbrowski, A. Giey- sztor, Kalisz [w:] SSS II, 1964. s. 353-356. 36 M. Młynarska-Kaletynowa, O kulcie św. Gotarda w Polsce XII i XIII wieku [w:] Społeczeń stwo Polski średniowieczne {red. S. K. Kuczyński) VI, Warszawa 1994, s. 9-26. 37 S. Trawkowski, [Geneza..., s. 34n) nadmienia przy tym, że kanonia z kościołem św. Waw rzyńca związana była z wcześniejszą fundacją Piotra Włostowica, opactwem Panny Marii na Piasku we Wrocławiu. 38 Zob. M. Młynarska-Kaletynowa, Struktura społeczna stołecznych ośmdków polskich w Xt-XU wieku [w:) Miasto zachodnioslowiańskie w XI-XII wieku; społeczeństwo i kultura (red. L. Lecieje- wicz): Prace Komisji Archeologicznej Oddział PAN we Wrocławiu IX, Wrocław 1991, s. 12-14. 39 Z. Hendel, Głogowski ośrodek grodowy w okresie wczesnopiastowskim, referat wygłoszo ny 15 V 1999 na sesji pt. Śląsk około roku 1000, zorganizowanej przez Oddział PAN we Wrocła wiu. Najdawniejsza wzmianka o kapitule głogowskiej pochodzi z 1219 r: Codex diplomaticus nec non epistolaris Silesiae 2 (wyd. K. Maleczyński, A. Skowrońska), Wrocław 1959, nr 239; zob. T. Silnicki, Historia Śląska od najdawniejszych czasów do roku 1400, t. II, z. 1, Kraków 1939, s. 321-323. 40 Zagadnienie dwunastowiecznych kościołów kanonickich w Polsce, nazywanych kolegiata mi oraz ich architekturę omówił J. Zachwatowicz, Architektura [w:] Sztuka polska przedromańska 82 Św. Paweł na grodzie kaliskim dziedzicznej dzielnicy. Posadowienie kolegiaty św. Pawła w grodzie, w miejscu już wcześniej konsekrowanym, gdzie istniał kościół, a może dwie kolejne, starsze kaplice grodowe pokazuje, że świątynia ta nadal miała charakter kościoła dworskiego. Tę rolę pełniła z pewnością, skoro rozbudowując ją dostawiono emporę przeznaczoną dla księcia i jego otoczenia. Później świątynia ta stała się miejscem wiecznego spoczynku pana tej ziemi, Mieszka Mie-szkowica i księcia-seniora. Powróćmyjednak do postawionego wcześniej pytania i podnieśmy sprawę wezwania kolegiaty kaliskiej. Św. Paweł, obok św. Piotra, należy do głównych apostołów Kościoła. Święto obchodzone 29 czerwca jest pamiątką śmierci męczeńskiej, którą ponieśli - jak mówi tradycja - w tym samym dniu, w Rzymie. Zagadnienie rozwoju kultu św. Pawła niełatwo jest jednak rozwiązać. We wczesnych wiekach chrześcijaństwa obaj apostołowie byli na równi czczeni. W Rzymie św. Paweł byl drugim, po św. Piotrze, patronem miasta. Poza bazyliką Piotrową, powstały wówczas dwie świątynie dedykowane św. Pawłowi: S. Paolofuori le mura i kościół Tre Fontane wzniesiony, według legendy, na miejscu jego kaźni; tam gdzie potoczyła się odcięta głowa męczennika, wytrysły trzy źródła. Z Rzymu kult apostołów promieniował na obszar całego cesarstwa, rozwinął się w Rawennie, Konstantynopolu, północnej Afryce, dotarł do Galii, o czym dał świadectwo pod koniec VI w. Grzegorz z Tours, a także do krajów anglosaskich. Św. św. Piotr i Paweł występowali wspólnie jako patronowie kościołów i klasztorów, ich wezwanie nosił kościół i klasztor benedyktynów w Cluny. Później jednak, kult św. Piotra stał się bardzo popularny i ogarnął całą Europę Zachodnią. W Niemczech nabożeństwo do księcia Kościoła propagowały zakony benedyktyńskie objęte reformą kluniacką, a w szczególności działający w pierwszej połowie VIII w. św. Bonifacy, benedyktyn, zwany później apostołem Niemiec, który położył wielkie zasługi w dziele tworzenia organizacji kościelnej w licznych regionach tego kraju, m.in. w Bawarii, Turyngii, Hesji i Alama-nii41. Także w Polsce XI-XII wieku wiele świątyń nosiło imię świętego apostoła: św. Piotr został patronem katedry w Poznaniu42, kościołów na podgrodziu wrocławskim43 i w Sandomierzu44, świątyń położonych w osadach targowo- i romańska do schyłku XIII wieku (red. M. Walicki), 1.1, Warszawa b. r. wyd., s. 109n. O znaczeniu fundacji kolegiaty kaliskiej i powstaniu archidiakonatu kaliskiego, zob. T. Silnicki, Organizacja archidiakonatu w Polsce: Studia nad historią prawa polskiego (red. O. Balzer) X. z. 2, Lwów 1927, s. 97n. 41 E. Iserloh, Bonifatius (Winfrid) hl OSB, Apostel Deutschlands [w:] LThK II, s. 591-593; J. Schmid. R Schnackenburg, K. Hofmann, Paulus, hl Apostel, tamże, VIII, s. 216-229; R Baumer, M. Sotomayor, B. Kótting, Petrus Apostel, tamże, s. 334-347. 42 Zob. J. Nowacki, Dzieje Archidiecezji poznańskiej, t. MI, Poznań 1959-1964; K. Józe- fowiczówna, Z badań nad architekturą przedromańską i romańską w Poznaniu, Wrocław 1963. 43 Zob. S. Trawkowski, Ołbin wrocławski w XII wieku, „Roczniki Dziejów Społecznych i Go spodarczych" 20, 1958, s. 90. 44 A. Buko, Początki Sandomierza, Warszawa 1998, s. 64-69, tam literatura. Autor na pod stawie nowszych wyników badań uważa, że świątynia ta poświadczona w 1166 r. (KDKKr 1 nr 1) znajdowała się na umocnionym wzgórzu podgrodzia. 83 Marta Młynarska-Kaletynowa -miejskich, jak np. w Głogowie45. Liczne patronaty św. Piotra wraz z intensyfikacją jego kultu należy powiązać z coraz większym, również świeckim, państwowym znaczeniem Rzymu - stolicy Piotrowej. Tymczasem wezwanie św. Pawła nawet w Europie Zachodniej tego czasu występuje niezmiernie rzadko46. Wśród katedr tamtejszych można odnotować jedynie kościół katedralny w westfalskim Monastyrze (Munster), wcześniej dedykowany N. Marii Pannie, a dopiero w XI wieku noszący imię świętego apostoła47. Sprawa budzić może zainteresowanie, tym bardziej że kolegiata kaliska jest pierwszym kościołem w Polsce, który otrzymał wezwanie św. Pawła48. Trudno byłoby szukać źródeł kultu św. Pawła, którego animatorem stał się Mieszko Stary. Miał on jednak, chociażby przez koligacje po matce Salo-mei, hrabianki Bergu, a także przez małżeństwa własne oraz licznego, zrodzonego z dwóch żon potomstwa, rozległe kontakty z różnymi instytucjami i środowiskami kościelnymi, również z dworem cesarskim i domami panującymi całej Europy49. Właściwym atrybutem Pawła była księga, on bowiem tłumaczył naukę zawartą w Nowym Testamencie i szerzył zasady chrystianizmu w swych podróżach do ośrodków nowych wyznawców Chrystusa, zwłaszcza zaś w pisanych do nich listach50. Później, od XIII w., przydzielono mu uproszczony atrybut - miecz, od którego zginął śmiercią męczeńską. Śmierć od miecza była przywilejem, który należał się mu jako obywatelowi rzymskiemu. Nie korzystali z możliwości godniej szej śmierci inni męczennicy, także Piotr. Stąd też św. Paweł, szczególnie czczony przez teologów, z czasem stał się także patronem rycerzy51. Do przybliżenia nabożeństwa dla tej wielkiej postaci Kościoła na dworze Mieszka III przyczynili się, być może, cystersi, tak hojnie uposażeni przez władcę wjego dziedzicznej dzielnicy52. Nie przypadkowym wydaje się fakt, że na fundowanej przez Mieszka Starego dla klasztoru w Lądzie patenie, wśród rozmieszczonych na pasie obrzeźnym awersu: scenie Zwiastowania i popiersiach towarzyszących przedstawionemu w części centralnej Ukrzyżowa- 45 C. Lasota, Wyniki dotychczasowych badań nad osadnictwem przedlokacyjnym lewobrzeż nego Głogowa: Prace Naukowe Instytutu Historii Architektury Sztuki i Techniki Politechniki Wrocławskiej II, Wrocław 1972, s. 73-86: Z. Hendel, Wyniki badań prowadzonych w latach 1983-1984, „Dolnośląskie Wiadomości Prahistoryczne" 1, 1986, s. 146-173. 46 L. Reau, Iconographie de Vart chretiem iconographie des saints III, 3, Paris 1959, s. 1037n. 47 R. Baumer, M. Sotomayor, B. Kótting, Petrus Apostel..., s. 341-343; Geschichte der Stadt Munster (wyd. F.J. Jakoti), t. I, Munster 1993, s. 535, s. 572-574n; Patrozinien Westfalens von den Anfangen bis zum Ende des alten Reiches (opr. P. Ilisch, Ch. Kósters) [w:] Westfalia Sacra: Quellen und Forschungen zur Kirchengeschichte Westfalens, Munster 1992. 48 Zob. P. Sczaniecki, Święty Piotr..., s. 249; drugą świątynią pod wezwaniem św. Pawła był kościół parafialny pierwszej gminy miejskiej w Sandomierzu, założonej w 1226 r. przez Leszka Białego; zob. T. Lalik, S. Tabaczyński, Sandomierz [w:] SSS V, 1975, s. 47. 49 Zob. A. Gieysztor, Mieszko III..., s. 35n; P. Skubiszewski, Patena kaliska... s. 159n. 50 M. Goguel, UApótrePaul et Jesus-Christ, Paris 1904. 51 Zob. L. Reau, Iconographie..., s. 1037-1039. 52 P. Skubiszewski zwrócił uwagę na rolę, jaką odegrał Mieszko III w sprowadzeniu cyster sów do Wielkopolski z Altenbergu, opactwa stanowiącego fundację rodziny jego matki, hrabiów z Bergu, Patena kaliska... 84 Św. Paweł na grodzie kaliskim niu, przedstawiono - obok proroków Izajasza i Habakuka - także św. Pawła apostoła53. Zabytek uznany za dzieło miejscowe, wykonany na zamówienie księcia przez mnicha Konrada, powstał co prawda w okresie, gdy kolegiata św. Pawła już istniała, jednak zamieszczenie na patenie wizerunku apostoła, który zresztą na opasującej go wstędze nosi cytat z listu św. Piotra54, wskazuje, jak się wydaje, że fundator tego cennego przedmiotu liturgicznego żywił do niego specjalny kult. Stanisław Trawkowski pisząc o wczesnośredniowiecznym Kaliszu, i funkcjonujących tam wówczas kościołach, nadmienił: „Późniejsze wezwanie św. Pawła zdaje się sugerować, że poprzednio - być może - istniał już kościół dedykowany pierwszemu z dwóch głównych książąt Kościoła, mianowicie św. Piotrowi"55. Można by jednak inaczej interpretować intencje fundatora, który kolegiacie kaliskiej dał nie spotykane dotąd imię wielkiego apostoła i rozpatrzyć tę sprawę w szerszym kontekście ideowym. Jak zaznaczono wcześniej, Mieszko Stary uznał Kalisz za jedną ze stolic w swoim państwie, a kolegiata stanowiła jedną z instytucji sakralnych, które świadczyć miały o roli kultowej, politycznej i administracyjnej tego ośrodka. Wezwanie św. Pawła, jakie otrzymała świątynia kaliska, można było porównać pod względem ważności jej patrona tylko do patrocinium św. Piotra, które nosiła katedra poznańska oraz kolegiata w stolicy Kujaw, Kruszwicy. 53 Ideologiczną treść przedstawionej na awersie pateny kompozycji na szerokim tle porów nawczym przedstawił P. Skubiszewski, datując ten zabytek na początek ostatniego dziesiątka lat XII w., tamże, s. 161n. 54 Autor studium o patenie kaliskiej zwrócił uwagę na tę rozbieżność (tamże, s. 162), nie próbował tej sprawy tłumaczyć. Być może początkowo zamiarem wykonawcy było przedstawie nie popiersia św. Piotra. 55 S. Trawkowski, Geneza..., s. 27. 85 Stanisław Suchodolski Kult św. Wacława i św. Wojciecha przez pryzmat polskich monet z wczesnego średniowiecza O świętym Wojciechu i jego kulcie, zwłaszcza w związku z wielkim jubileuszem tysiąclecia, napisano już bardzo wiele. Dla tego tematu były wykorzystywane źródła wszelkiego rodzaju, zarówno tradycyjne - pisane, jak też nowe - materialne, uzyskane w czasie badań wykopaliskowych. Nie zabrakło tu również monet, które - jak wiadomo - mają cechy zarówno źródeł pisanych, ikonograficznych, jak i materialnych1. Wydaje się jednak, że nie wszystko zostało już powiedziane i że istnieją jeszcze możliwości, aby wzbogacić naszą wiedzę za pomocą materiału numizmatycznego. Jego wartość polega na tym, że z reguły ma on lepszą metrykę aniżeli pozostałe źródła, tzn. można go lepiej usytuować w czasie i w przestrzeni. Dzięki temu jesteśmy w stanie monety z interesującymi nas motywami i inskrypcjami umieszczać w ciągach typów poszczególnych władców. To z kolei umożliwia śledzenie rozwoju kultu św. Wojciecha lub - wręcz przeciwnie -jego zaniku. Sądzę, że brak oznak czci dla świętego patrona jest równie interesujący, jak jej lansowanie. Inny wreszcie aspekt sprawy, który poruszano tylko okazjonalnie, łączy się ze stosunkiem kultu św. Wojciecha do kultu św. Wacława. Również i w tej mierze pomocne mogą być źródła numizmatyczne. Po ustaleniach dokonanych przez Zofię Kozłowską-Budkową stało się bardzo prawdopodobne, że pierwszym słowiańskim patronem niedawno schrystianizowanego kraju nie był św. Wojciech Sławnikowic, lecz św. Wacław Przemyślida2. Punktem wyjścia dla wspomnianej uczonej była konsta- 1 Por. np. Święty Wojciech w tradycji i kulturze europejskiej (red. K. Śmigieł), Gniezno 1992; Święty Wojciech w polskiej tradycji historiograjicznej; antologia tekstów (oprać. G. Labuda), War szawa 1997; Adaibertus; wyniki programu badań interdyscyplinarnych (red. P. Urbańczyk), War szawa 1998; B. Paszkiewicz, Święty Wojciech i monety [w:] Środkowoeuropejskie dziedzictwo Świętego Wojciecha (red. A. Barciak), Katowice 1998. s. 293-305. 2 Z. Kozłowska-Budkowa, Który Bolesław? (w:) Prace z dziejów Polski feudalnej ofiarowane Romanowi Gródeckiemu w 70 rocznicę urodzin. Warszawa 1960, s. 86-89. 87 Stanisław Suchodolskl tacja, że katedra krakowska od początku nosiła wezwanie nie Salwatora, lecz św. Wacława. Za inicjatora tego kultu uznany został Bolesław Chrobry, stryjeczny wnuk Wacława. Jako terminus ante ąuem działań księcia polskiego autorka przyjęła rok 997, czyli datę śmierci św. Wojciecha. Dopuszczała przy tym możliwość, że działalność ta rozpoczęła się w 995 r. lub nawet wcześniej, „gdy św. Wacław obok św. Ludmiły był jeszcze jedynym rodzimym a miłym Rzymowi patronem". Jednocześnie autorka wskazała na znany z Brunonowego żywota św. Wojciecha fakt oddawania czci św. Wacławowi przez Sławnikowiców3. Za najbardziej prawdopodobne można więc uznać, że to oni właśnie podsunęli Chrobremu myśl o wyborze patrona, a może nawet pomagali w jej urzeczywistnieniu. Już przed ponad trzydziestoma laty starałem się wesprzeć tezy Zofii Ko-złowskiej-Budkowej za pomocą źródeł numizmatycznych4. Chodzi o denary noszące z jednej strony napis VENCIEZLAWS, a z drugiej legendę zniekształconą RCTL[ ]WS, w której można się dopatrzyć imienia Bolesława. W ślad za Viktorem Katzem i Zygmuntem Zakrzewskim monetę tę trzeba przypisać Bolesławowi Chrobremu5. Odmiennie jednak od tych badaczy są- Bolesław Chrobry, denar ze wsteczną legendą YENCIEZLAWS - rewers, średnica ok. 20 mm. 3 „Sexto die in uigilia preciosi martyris Ventizlaui bella incipiunt [żołnierze Bolesława II oblegając Libice). Honorare festum ignorant; nichilominus et sabbato certatim insistunt, qui dulcia scelera tamąuam epulas amant; nec iuuat quod urbani diem sanctum uenerari petunt, contra quos forenses superbie uerba iaculant: Si, inąuiunt, uester sanctus est Uentizlauus, noster utiąue est Bolizlauus", S. Adalberti pragensis episcopi et martyris vita altera auctore Bru- none Querfurtensi, c. 21, MPH s.n. W 2, s. 27, tłum. poi. w: Piśmiennictwo czasów Bolesława Chrobrego (tłum. K. Abgarowicz), Warszawa 1966, s. 131. 4 S. Suchodolski, Moneta polska w X/XI wieku [Mieszka I i Bolesław Chrobry) „Wiadomości Numizmatyczne" 11, 1967, s. 85-95 ipassim. 5 V. Katz, O chronologii dendru Boleslaua I. a Boleslaua II., Praha 1935, s. 96n; Z. Zakrzew- ski. Pierwsza moneta polska, cz. II, „Slavia Antiąua" 5, 1954-1956, s. 222. 88 Kult św. Wacława dzę, że imię świętego nie oznacza patrona krakowskiej katedry, lecz patrona dynastii i całego państwa. Pogląd ten, który starałem się niegdyś szczegółowo uzasadnić, został zaakceptowany przez niektórych badaczy polskich6. Inni zaś zgłaszali pewne zastrzeżenia7 lub pozostali przy krakowskiej atry-bucji8. Natomiast w literaturze czeskiej pojawiły się dalsze hipotezy dotyczące emitenta i miejsca wybicia, nie mniej egzotyczne od wysuwanych już uprzednio9. Wszystko to skłania do ponownego zajęcia się tą sprawą. Uważam jednak, że nie ma potrzeby, aby powtarzać opis całego materiału i pełną argumentację. Zwrócę więc uwagę tylko na sprawy najważniejsze. W pierwszej kolejności trzeba uaktualnić bazę źródłową. W 1967 r. odnotowałem obecność 11 egzemplarzy oraz 9 znalezisk. Teraz liczba okazów przechowywanych w zbiorach zwiększyła się do 13, doszły bowiem dwa kolejne. Pierwszy pochodzi ze skarbu odkrytego w Oster Ryftes na Gotlandii, drugi zaś z nieznanego znaleziska, którego część trafiła do Landesmuseum w Munster10. Z rejestru trzeba natomiast skreślić okaz pochodzący ze starego skarbu odkrytego w Munkegaard na Bornholmie. Okazało się bowiem, że moneta znana tylko z literatury została mylnie określona i nie należy do interesującego nas typu11. Tak więc liczba znalezisk zmniejszyła się o jedno, a zwiększyła o dwa; w sumie jest ich przeto dziesięć. Skupiają się one w pasie centralnym ziem polskich (Wielkopolska, Mazowsze), a sporadycznie występują na obszarach położonych jeszcze dalej na północ (Pomorze, Gotlandia)12. Rozrzut znalezisk przemawia więc raczej za polskim, a nie czeskim pochodzeniem monety. Nie jest to jednak argument decydujący, znamy bowiem typy występujące wyłącznie w znaleziskach zagranicznych. W tych przypadkach chodzi o mniejszą liczbę znalezisk, albo o taki ich rozrzut, który wskazuje na miejsce powstania monety13. Sprawę polskiego pochodzenia denarów 6 B. Paszkiewicz, Święty..., s. 295. 7 S. Trawkowski, Najstarsze monety polskie, „Wiadomości Numizmatyczne." 13, 1969, s. 32; T. Dunin-Wąsowicz, Kulty świętych w Polsce wXw. [w:] Polska w świecie; szkice z dziejów kul tury polskiej. Warszawa 1972, s. 73. 8 E. Kopicki, Katalog podstawowych typów monet i banknotów Polski oraz ziem historycznie z Polską związanych, 1.1, Warszawa 1974, s. 14; tenże. Ilustrowany skorowidz pieniędzy polskich i z Polską związanych. Warszawa 1995, nr 5; R. Kiersnowski, Moneta w kulturze wieków śre dnich, Warszawa 1988, s. 375. 9 Por. ostatnio omówienie poglądów w pracy: Z. Petrań, Pruni ćeske mince. Prana 1998, s. 15- 30 oraz niżej: przyp. 14 i 16 wraz z odnośnym tekstem. 10 Corpus nummorum saeculorum IX-XI qui in Suecia reperti sunt (Catalogue ofCoinsfrom the Viktng Agefound in Swedenj 1, Gotland, 4, Stockholm 1982, s. 93, Nr 17, 1223 (jako moneta cze ska); P. Ilisch, Polska, miejscowość nieznana, „Wiadomości Numizmatyczne" 32, 1988, s. 102. W skarbie z Miastka na Pomorzu były 2 egzemplarze rzeczonej monety, a nie jeden, jak błędnie podałem (H. Dannenberg, Der Munzfund von Rummelsburg, „Berliner Blatter fur Miinz-, Siegel- und Wappenkunde" 1, 1863, s. 28). " G. Galster, Vikingetids m0ntfundfra Bomholm, „Nordisk Numismatisk Arsskrift", 1977-78, s. 75, Nr 25, 773. 12 Por. mapę 2 w mojej pracy Moneta polska... (por. wyżej: przyp. 4). 13 Tak np. wszystkie 3 znane do dziś denary węgierskie Stefana I bite w „Preslawie" (Braty sławie) zostały odkryte w Szwecji, por. S. Suchodolski, Noch einmal iiber die Anfange der unga- rischen Munzpragung, „Wiadomości Numizmatyczne" 34, 1990 (= „Polish Numismatic News" 5, 1991), s. 173. Monety z legendą HIC DENARIVS EST EPIS, przypisywane biskupowi pras- 89 Stanisław Suchodolski z imieniem św. Wacława przesądza technika ich bicia oraz styl i sposób wykonania stempli. Trudno wprawdzie powiedzieć, że są one typowe dla monet polskich z tego czasu, mieszczą się jednak w ramach obejmujących bardzo zróżnicowaną produkcję menniczą Bolesława Chrobrego. Natomiast różnią się zasadniczo od współczesnych monet czeskich. Na skutek tego badacze czescy w zasadzie już przestali je zaliczać do własnych emisji. Epigońskie pomysły nawiązujące do stanowiska Gustava Skalskiego są już zupełnie odosobnione14. Nie został też podtrzymany domysł Eduar-da Fiali, iż emitentem mógł być młodo zmarły syn Bolesława II o imieniu Wacław. Informację o tej osobie daje tylko Kosmas, który pomylił imiona synów Bolesława II. Toteż obecnie uważa się, że Wacław Bolesławowicz w ogóle nie istniał15. Gdyby nawet było inaczej, trudno by zrozumieć, na jakiej podstawie i w jakim celu osoba ta - właściwie dziecko - miałaby emitować monety. Domysł bowiem o dzielnicowym mennictwie morawskim już w tym czasie jest pozbawiony jakichkolwiek podstaw. Równie nieprawdopodobne są domysły wiążące monetę z innymi emisjami specjalnymi: Sławnikowiców w Polsce (V. Ryneś, O. Kralik), Jaromira w Budziszynie (K. Turnwald), czy nawet jeszcze św. Wacława z przeznaczeniem na dary dla obcokrajowców (J. Pośvaf)16. Dochodzimy do wniosku, że na obecnym etapie badań dla denarów z imieniem Wacława nie ma lepszej atrybucji niż Polska i Bolesław Chrobry. Większy problem nastręcza określenie mennicy, w której wybito monetę. Od wyboru zaś zależy interpretacja okoliczności, w jakich powstała moneta i jej wartość jako źródła historycznego. Tradycyjny punkt widzenia, łączący monetę z Krakowem, opiera się na fakcie, iż główny kościół w tym mieście - jak już o tym była mowa wyżej - dedykowany jest św. Wacławowi. Podobnie denary noszące imiona Bolesława i św. Jana przypisane zostały Bolesławowi Chrobremu i uznane za najdawniejsze monety śląskie. Ostatnio jednak okazało się, że w rzeczywistości są one dużo późniejsze i pochodzą z czasów Bolesława Śmiałego, jeśli nie nawet Bolesława Krzywoustego17. Przeciw hipotezie o biciu monet z imieniem Wacława na południu przemawia rozrzut znalezisk, w których one wystąpiły. Jak już wiemy, znalezisk takich brak jest z Małopolski, ze Śląska, z Polski Środkowej, ale też z południowej Wielkopolski, pojawiają się natomiast w rejonach, które dostarczyły olbrzymiej większości okazów również i innych typów najdawniejszych denarów polskich. kiemu, Wojciechowi, do niedawna notowane były wyłącznie na Gotlandii i w polskich znaleziskach, i to tylko z Wielkopolski i Pomorza (łącznie w pięciu zespołach); następnie odkryto jeden egzemplarz w skarbie z Nagyharsany na Węgrzech, por. S. Suchodolski, Początki mennictwa w Europie Środkowej, Wschodniej i Północnej, Wrocław 1971, s. 64; tenże, NocheinmaL... s. 170; Z. Petrań, Pruni..., s. 160-174 (autor dopuszcza możliwość, że nie jest to moneta św. Wojciecha i że nie powstała w Czechach). 14 J. Skoda, Svatovaclavsky denar z hlediska epigrajlckeho, „Numismaticke Listy" 39, 1984, s. 155n - przypisuje do panowania św. Wacława. Por. też wyżej: przyp. 9. 15 E. Fiala, Ćeske denary, Praha 1895, s. 249n, tab. IV,11; Kosmas, Kronika, ks. I, 32, s. 161; Z. Fiala, Dva kriticke prispeuky ke starym dejindm ćeskym. „Sbornik historicky" 9, 1962, s. 52-55. 16 Por. wyżej: przyp. 9. 17 S. Suchodolski, Początki mennictwa we Wrocławiu [w:] Słowiańszczyzna w Europie śre dniowiecznej, t. II. Wrocław 1996. s. 121-126. 90 Kult św. Wacława Na tej podstawie można wyciągnąć wniosek, że cala polska produkcja mennicza w X/XI w. skupiała się w głównych ośrodkach państwowych w Wielkopolsce. Argumenty wypływające z rozrzutu znalezisk nie zawsze mają moc rozstrzygającą. Jak słusznie zauważył Stanisław Trawkowski, tzw. skarby odbijają nie tyle miejsce emisji, ile miejsce tezauryzacji18. Ta zaś, jak wiadomo, najintensywniejsza była właśnie w Polsce północno-zachodniej, a wręcz znikoma w Polsce południowo-wschodniej. TU więc po prostu mogło nie być warunków, aby miejscowe emisje w większej ilości trafiły do ziemi i przetrwały do naszych czasów. Uwagi te, ogólnie rzecz biorąc, są trafne. Niebezpieczeństwu wynikającemu ze zniekształcenia obrazu można jednak zapobiegać przez drobiazgową analizę rozrzutu znalezisk dokonywaną w krótkich odcinkach czasowych. Okazuje się, że znaleziska wcześniejsze z monetami polskimi skupiają się głównie w szerokim pasie biegnącym od Odry poprzez Poznań, Gniezno, Kruszwicę aż do Płocka. Znaleziska późniejsze zaś rozprzestrzeniają się za Wisłę na Mazowsze północne, na Śląsk i sporadycznie do Małopolski19. Skarby zawierające monety z imieniem Wacława są stosunkowo wczesne (najstarszy po 1006 r.), a siedem spośród dziewięciu zostało ukrytych zapewne jeszcze za życia Bolesława Chrobrego. Nie widać więc, aby miały one odzwierciedlać stopniową wędrówkę monet w przeciwnym kierunku. Wydaje się, że w świetle tego wielkopolskie pochodzenie omawianych denarów jest bardziej prawdopodobne aniżeli małopolskie. W tym ostatnim przypadku trzeba by bowiem przyjąć, że monety te produkowano w Krakowie, a następnie wieziono do Wielkopolski, gdzie były dystrybuowane. Ze względów praktycznych jest to chyba mało realne. Jeśli przyjmie się, że monetę emitował Bolesław Chrobry w jednym z ośrodków w Wielkopolsce, to jednocześnie trzeba się zgodzić, że imię „Wacław" pojawiło się na niej w związku z próbą lansowania kultu św. Wacława. Mogło do tego dojść w dwóch momentach: albo przed 997 r., tzn. przed męczeńską śmiercią św. Wojciecha, albo w latach 1002-1004, kiedy to Chrobry aktywnie zaangażował się w sprawy czeskie. Już wcześniej opowiedziałem się za pierwszą z tych możliwości, domyślając się jakiegoś udziału w organizowaniu czci św. Wacława, a może nawet autorstwa wzorców monetarnych, ze strony tych Sławnikowiców, którzy uniknęli rzezi libickiej w 995 r. Ograniczałoby to jednocześnie ramy czasowe dla powstania omawianej monety do lat dwóch (995-997), gdyż późniejszy rozwój czci św. Wojciecha był zbyt dużą konkurencją dla lansowania innych, analogicznych kultów. W efekcie, jak wiadomo, popularność św. Wacława w Polsce (oprócz diecezji krakowskiej) nie rozwinęła się. Tym niemniej mamy nikłe ślady jego kultu ogólnopolskiego z XIII w. W 1217 r. biskupi polscy złożyli do kapituły generalnej cysterskiej petycję o uroczyste obchody świąt św. Wojciecha i św. Wacława, illius gentium apostolorum, we wszystkich klasztorach cysterskich w Polsce20. Interesujące jest, że mniej więcej na ten okres datowane są pol- 18 S. Trawkowski, Najstarsze..., s. 33n. ' ? • — , ? . ...-. 19 S. Suchodolskl, Moneta polska,.., mapy 8 i 9. 20 Statuta Capitulorum Generalium Ordinis Cistersiensis ab anno 1166 ad annum 1786 (wyd. J. Canivez), Louvaln 1933,1.1, s. 483, nr 74 (cyt. za T. Dunin-Wąsowicz, Kulty..., s. 75). ,;- m Stanisław Suchodolski skie denary z obustronnie umieszczonym imieniem św. Wacława. Hipotetycznie zostały one powiązane z biskupstwem krakowskim, a w pierwszej kolejności z działalnością Iwona Odrowąża21. Natomiast na monetach czeskich cześć dla św. Wacława jest bardzo wyraźna przez całe średniowiecze, poczynając od panowania księcia Jaromira (1003-1012, 1033-1034). Odtąd święty ten stał się patronem już nie tylko kościoła czeskiego, ale też dynastii i całego państwa. Oczywiste jest, że moment nie był przypadkowy i - jak można wnioskować na podstawie relacji Kosmasa - wiązał się z konsolidacją społeczeństwa w walce z Polakami22. Analogiczną rolę w Polsce pełnił św. Wojciech, który - zdaniem Brunona z Kwerfurtu - w czasie wojny z Niemcami bronił Bolesława Chrobrego23. Jest jednak ogromnie interesujące, że świętowojciechowy kult nie znalazł żadnego odbicia na współczesnych monetach polskich. Powodem nie było osłabienie popularności świętego po uwięzieniu do Pragi jego relikwii. Nastąpiło to bowiem dopiero w 1038 r., tu zaś jest mowa o czasach Bolesława Chrobrego, a zwłaszcza o wydarzeniach związanych ze Zjazdem Gnieźnieńskim. Jedynym wytłumaczeniem jest brak - w przeciwieństwie do sytuacji panującej w Czechach - centralizacji i odgórnego zorganizowania mennic-twa polskiego. Było ono wielokrotnie rozpoczynane od nowa, w dodatku w różnych miejscach i przez różnych ludzi. Widać, żadnemu z nich nie przyszło na myśl, że monety można wykorzystać jako instrument takiej propagandy. Nie znaczy to oczywiście, że monet w ogóle nie wykorzystywano do celów manifestacyjnych. Przedmiotem tej manifestacji - jeśli pominiemy imię św. Wacława - była osoba panującego, jego wyobrażenie, imię i tytula-tura, a także podstawowe symbole wiary chrześcijańskiej, takie jak krzyż i kaplica, oraz kilka innych, pojawiających się już tylko sporadycznie (paw, strzała w drzewie życia)24. Ożywienie kultu św. Wojciecha w Polsce nastąpiło -jak wiadomo - dopiero pod koniec XI w., w związku z walkami toczonymi z pogańskimi Pomorza-nami. Intensyfikacja jest szczególnie widoczna w czasach Bolesława Krzy-woustego, a to głównie za sprawą kroniki Galia25. Właśnie na monetach tego władcy po raz pierwszy w Polsce pojawia się w stemplach wyobrażenie i imię św. Wojciecha. Największe zainteresowanie w tym względzie budziły duże i efektowne brakteaty. Wcześniejsze od nich są jednak obustronne denary 21 S. Suchodolski, Moneta możnowładcza i kościelna w Polsce wczesnośredniowiecznej, Wro cław 1987, s. 81-87. 22 Kosmas, Kronika, ks. I, 36, s. 173. Nie przekonuje sąd badaczy czeskich, że pojawienie się imienia św. Wacława na monetach spowodowane było rozwojem jego kultu lokalnego, który do piero od czasów Brzetysława I wykorzystany został do propagowania ideologii państwowej, por. V. Ryneś, J. Haskova, K poćdtkum svatovaclavskeho motwu na ćeskych denarech, „Numisma- tlcke Listy" 22, 1967, s. 145-152. Nie jest wreszcie wyłączone, że bodźcem dla Czechów była próba wprowadzenia kultu św. Wacława w Polsce. . - . 23 MPH I, s. 227 [Piśmiennictwo..., s. 257). 24 S. Suchodolski, Najdawniejsze monety polskie jako źródło dające poznać dzieje pierwszej monarchii [w:] Aetas Media - Aetas Moderna: studia ofiarowane profesorowi Henrykowi Samso- nowiczowi w siedemdziesiątą rocznicę urodzin. Warszawa 2000, s. 304-306. 25 Gali Anonim, Cronica, ks. I, 6; II. 6; III, 23; 25, s. 20, 75n, 161, 172n. Spośród obfitej lite ratury por. ostatnio G. Labuda, Święty Wojciechów działaniu, w tradycji i w legendzie [w:] Świę ty Wojciech w polskiej..., s. 411 nn. 92 Kult św. Wacława określane jako typ 3 (S. 38)26. Z jednej strony noszą one obok siebie dwie postaci: siedzącą na tronie z księgą w ręku i stojącą, w kolczudze, dzierżącą włócznię i tarczę. Dookolne legendy na stronie odwrotnej objaśniają, że są to Adalbirtus (większymi literami) i Bolezlao (mniejszymi). Na późniejszych odmianach tego typu imię księcia w ogóle zanika, w wyniku czego jedynym napisem pozostaje imię św. Wojciecha. W ten sposób jego osoba została jeszcze bardziej wyeksponowana, choć już od początku było widać, że postać siedząca jest ważniejsza od stojącej. Bolesław Krzywousty, denar typu 3 (S. 38): A - awers, B - rewers odmiany starszej, C - rewers odmiany młodszej; średnica 15 mm. Sytuacja taka na polskich monetach średniowiecznych jest raczej niezwykła. Regułą bowiem, wprowadzoną jeszcze przez Karola Wielkiego, była idealna równowaga między treściami świeckimi a sakralnymi. Pierwsze dotyczyły władcy i byry pomieszczone na jednej stronie monety (awers). Stronę odwrotną (rewers) zajmowały różnego rodzaju symbole religijne: ogólno-chrześcijańskie albo poświęcone sprawom lokalnym. Dobrym przykładem służą wcześniejsze monety Bolesława Krzywoustego. W typie 1 (S. 36) widzimy księcia jako stojącego rycerza z włócznią i tarczą w rękach, a z drugiej strony wyobrażenie trój wieżowej budowli sakralnej, nawiązującej do krakowskich denarów Władysława Hermana. W typie 2 (S. 37) pozycja księcia ulega zmianie. Teraz został on przedstawiony jako władca na tronie z mieczem jako insygnium władzy w ręku. Na stronie odwrotnej pomieszczono krzyż. Wyraźnie widać wzrost prestiżu księcia, co można łączyć z uzyskaniem przez niego dominacji w państwie po podporządkowaniu sobie Zbigniewa w 1107 roku27. Zupełnie inną sytuację obrazuje przedstawiony już uprzednio typ 3 (S. 38). Książę ustępuje miejsca na tronie świętemu, sam zaś staje obok niego jako rycerz, wracając do pozycji wyjściowej z typu 1, a więc z czasu, gdy był tylko jednym z książąt dzielnicowych. Właściwie jego położenie jest jeszcze gorsze, gdyż zanikło jego imię, jakby wyparte przez imię patrona, a na 28 Numeracja typów wg K. Stronczyński, Dawne monety polskie dynastyl Piastów i Jagiellonów, cz. II, Piotrków 1884. Por. też prace E. Kopickiego cytowane w przyp. 8. Powiększone zdjęcia w: S. Suchodolski, Mennictwo polskie w XI i XII wieku, Wrocław 1973, tabl. XII-XX. 27 Por. Gali Anonim, Cronica, ks. II, 38-41, s. 113nn.; S. Trawkowski, Zbigniew, Bolesław III Krzywousty [w:] Poczet królów i książąt polskich (red. A. Garlicki), Warszawa 1978. s. 72-89. 93 Stanisław Suchodolski dwóch stronach zajmuje tylko czwartą część powierzchni. Nie był to jednak kres upokorzeń władcy. Na obu brakteatach, czyli monetach bitych tylko jednostronnie, jego pozycja jest jeszcze słabsza. Na brakteacie zwanym dawniej pokutniczym, a obecnie protekcyjnym książę na kolanach korzy się przed św. Wojciechem, który nad jego głową trzyma wyciągniętą dłoń28. Miary dopełnia skala, w jakiej przedstawiono obie postaci: biskup jest znacznie większy od błagającego o pomoc. Osoby zostały jednoznacznie zidentyfikowane przez podanie w otoku ich imion (znów bez tytułów lub bliż- Bolesław Krzywousty, brakteat typu II („protekcyjny", dwupostaciowy); średnica 28 mm. szych określeń): Bolezlau i Adalbertus. Z drugiego brakteatu postać władcy lub jakakolwiek o nim wzmianka znikają zupełnie. Jest tu reprezentowany wyłącznie św. Wojciech in pontijicalibus, któremu towarzyszy legenda: Scs Adelbirtus eps cnuh. O ile imię jednoznacznie identyfikuje postać, o tyle następujące po nim określenia („biskup gnieźnieński" lub „biskup" i „Gniezno") wzbudziły dyskusję, czy należy je wiązać z imieniem, czy też traktować rozłącznie. W tym ostatnim przypadku chodziłoby o emitenta, czyli ówczesnego arcybiskupa gnieźnieńskiego. Sprawy tej nie będziemy tu bliżej rozważać, choć wydaje się, że pierwsza możliwość jest bardziej prawdopodobna29. 28 Na uwagę zasługuje sugestia P. Mrozowskiego (Gest władcy w ikonografii polskiego śre dniowiecza [w:) Imagines Potestatis; rytuały, symbole i konteksty fabularne władzy zwierzch niej; PolskaX-XVw. (red. J. Banaszkiewicz), Warszawa 1994. s. 71), iż książę nie klęczy, ale stoi na głęboko ugiętych nogach. Postawa taka „provolutio" nie miała ekspiacyjnego charakteru. Przyjęcie takiej możliwości lepiej korelowałoby z interpretacją R. Kiersnowskiego. O braktea tach z czasów Bolesława Krzywoustego i roli kultu Świętego Wojciecha w Polsce, „Wiadomości Numizmatyczne" 3, 1959, s. 147-167 (przedruk w: Święty Wojciech w polskiej... s. 312-331, z po- słowiem G. Labudy, s. 331-336), iż chodzi o protekcję, a nie pokutę. Sprawa wymaga dalszych badań. 29 R. Kiersnowski, O brakteatach...; E. Rozenkranz, O gnieźnieńskich brakteatach ze św. Woj ciechem z czasów Bolesława Krzywoustego, „Pomerania Antiąua" 6, 1975, s. 585-596; S. Su chodolski, Jeszcze o brakteatach Bolesława Krzywoustego, „Wiadomości Numizmatyczne" 20, 1976, s. 32-41; A. Schmidt, Duży brakteat ze św. Wojciechem monetą arcybiskupstwa gnieźnień skiego [w:] Gniezno; studia i materiały historyczne, t. IV, Warszawa 1995, s. 179-190. Za rozłącz- 94 Kult św. Wacława ? i'.,.' i Bolesław Krzywousty, brakteat typu I ze św. Wojciechem (jednopostaciowy); średnica 26 mm. Datowanie typu 3 oraz obu brakteatów nastręcza pewne kłopoty. Dawniej brakteat z dwiema postaciami bez wahania łączono z największym osłabieniem pozycji Krzywoustego, które nastąpiło w 1113 r. w związku z oślepieniem Zbigniewa i odprawianą potem pokutą30. Z kolei, odkryty później brakteat z jedną postacią interpretowany był jako wyraz ożywienia kultu świętego w związku z odnalezieniem w Gnieźnie jego głowy w 1127 r. Bliższe prawdy wydają się propozycje Ryszarda Kiersnowskiego, który znacznie opóźnił datację tych monet wskazując, że analogiczne brakteaty powstały w Niemczech najwcześniej w latach trzydziestych XII w. Typ jednopostaciowy badacz ten objaśnił wydarzeniami 1133 r. i zakusami ze strony arcybiskupa magdeburskiego na niezawisłość metropolii gnieźnieńskiej, przed czym miał bronić (jak się okazało skutecznie!) jej patron. Typ dwupostacio-wy ma być o dwa lata późniejszy i wyrażać protekcję sprawowaną przez św. Wojciecha nad księciem polskim. Protekcja ta miała stanowić przeciwwagę dla hołdu lennego, który Krzywousty złożył Lotarowi III w 1135 r. w Merse-burgu31. Dwustronne denary typu 3 uznane zostały przez Kiersnowskiego za wcześniejsze od brakteatów i odniesione do okresu po 1118 r. Sąd taki opiera się na przekonaniu, że wzorem służyły monety czeskie Władysława I z lat 1118-1120 z wyobrażeniem stojących obok siebie św. Wacława i św. Wojcie- nym odczytem legendy jako pierwszy opowiedział się Aleksander Gieysztor [Rzymska studzienka ze św. Wojciechem z roku około 1000 [w:j Sztuka i historia; księga pamiątkowa ku czci Profesora Michała Walickiego, Warszawa 1966, s. 22-29, (przedruk w: Święty Wojciech w polskiej..., s. 343. przyp. 4), co uszło uwagi wszystkich późniejszych dyskutantów. 30 Gali Anonim, Cronica, ks. III, 25, s. 166nn. 31 Por. wyżej: przyp. 29. Pewnej modyfikacji swoich poglądów dokonał R Kiersnowski w późniejszej pracy [Moneta w kulturze..., s. 378), łącząc oba typy brakteatów z walką o utrzy manie niezależności metropolii gnieźnieńskiej. Nowych egzemplarzy tych niezwykłych monet dostarczył niedawno skarb odkryty w Głogowie, S. Suchodolski, Z. Wilczewski, Skarb monet z XII i początku XIII w. z Głogowa [informacja wstępna), „Wiadomości Numimatyczne" 36, 1992, s. 121. 95 Stanisław Suchodolskl cha32. Bardziej jednak prawdopodobne jest, że monety polskie są wcześniejsze, a oba wzory powstały niezależnie od siebie. Scena na monecie polskiej - jak to już zauważył Kazimierz Stronczyński33 - lepiej tłumaczy się adaptacją przedstawień obu typów poprzednich. Wyżej staraliśmy się wykazać, że mamy tu do czynienia z ciągiem rozwojowym, przypominającym serial. O ile typ 2 objaśnia się powodzeniem Krzywoustego, o tyle typ 3 pogorszeniem jego sytuacji, co jesteśmy skłonni wiązać z wydarzeniami roku 1113. Sądząc z dużej liczby zachowanych egzemplarzy, a przede wszystkim dużej liczby odmian stemplowych, był on emitowany przez czas dłuższy, zapewne do połowy lat dwudziestych. TU spotkał się z najmłodszym typem denarowym (nr 4, S. 39), który zapewne dotrwał do końca panowania księcia i był emitowany częściowo równolegle z oboma typami brakteatowymi. Typ 4, jako jedyny spośród monet Bolesława Krzywoustego, jest pozbawiony legend, co utrudnia interpretację występującego na nim przedstawienia. Widzimy tu z jednej strony walkę rycerza ze smokiem, z drugiej zaś krzyż. Nie wiadomo więc, czy chciano tu przedstawić władcę zwalczającego wrogów, czy św. Wojciecha tryumfującego nad pogańskimi Pomorzanami, czy wreszcie - w sposób symboliczny - zwycięstwo dobra nad złem. Upatrywanie w rycerzu świętego patrona może się wprawdzie wydawać ryzykowne, ale pamiętajmy, że w relacji Galia nie wahał się on przybrać postaci zbrojnego męża, aby wesprzeć Polaków przeciw Pomorzanom34. Nie jest wreszcie wykluczone, że symboliczna wymowa militis Christi była wieloznaczna. Na monetach Władysława II, najstarszego syna i następcy Bolesława Krzywoustego, wizerunek św. Wojciecha pojawia się tylko raz, w typie 2 (S. 42). Teraz sytuacja zdaje się wracać do normy - widać idealną równowa- Władysław II, denar typu 2 (S. 42) - rewers; średnica ok. 14 mm. 32 R Kiersnowski, O brakteatach..., s. 155 (przedruk, s. 317). Następnie autor ten datował typ 3 wcześniej - ok. 1110-1115 r., powołując się jednak na ten sam wzorzec czeski (R. Kier snowski, Moneta w kulturze..., s. 378). Był on odnoszony dawniej do lat 1118-1120, a obecnie - po 1120 r. 33 K. Stronczyński, Dawne monety..., cz. II, s. 71. 34 Gali Anonim, Cronica, ks. II, 6, s. 76. 96 Kult św. Wacława gę między symboliką świecką a symboliką sakralną. Z jednej bowiem strony umieszczono popiersie władcy, a z drugiej - świętego patrona. Zwraca uwagę, że typ jest znów beznapisowy, co mogło wynikać z trudności technicznych, ale może też świadczyć, że wyobrażenia były jednoznaczne i nie wymagały już objaśnień. Ciekawy jest również moment, w którym Władysław II uznał za stosowne odwołać się do autorytetu św. Wojciecha. Nie nastąpiło to na początku panowania, kiedy to książę był niekwestionowanym pryncepsem i jeszcze nic nie zapowiadało nadchodzącej katastrofy, ale w latach 1141-1142, gdy pojawiły się pierwsze konflikty z braćmi. Istnieje domysł, że bezpośredni bodziec dla przywołania ikonografii świętowojciecho-wej dała - współorganizowana z księciem polskim - misja pruska biskupa ołomunieckiego, Henryka Zdika35. Kolejny władca na tronie, Bolesław Kędzierzawy, rozpoczął swoje men-nictwo od umieszczenia na odwrocie najstarszych monet (typ 1, S. 51) imienia i symbolu świętego patrona w postaci relikwiarza jego głowy. Ry- Bolesław Kędzierzawy, denar typu 1 (S. 51) - rewers; średnica 17 mm. szard Kiersnowski objaśnia ten fakt na gruncie polsko-czeskiej rywalizacji o korzyści płynące z kultu św. Wojciecha, widząc tu odpowiedź polskiej strony na odkrycie w Pradze w 1143 r. drugiej głowy męczennika36. Jedno cześnie może to być podzięka złożona przez księcia świętemu za zwycię stwo i oddanie mu się w opiekę, a zarazem manifestacja swojej zwierzchno ści nad całą metropolią św. Wojciecha. Protekcja ze strony patrona była istotna z tego względu, że władza została zdobyta przecież w sposób niele galny i wymagała legitymizacji. Nie bez znaczenia musiały tu być również dochodzące odgłosy o szykowaniu przez Konrada III interwencji na rzecz wygnanego pryncepsa37. j- o;.- n /: ;J . -•?> .,?!.:??-:i> . ???•>????; 35 J. Powierski, Legenda pomezańska o śmierci św. Wojciecha [w:] Środkowoeuropejskie dzie dzictwo..., s. 164. 36 R. Kiersnowski, O brakteatach..., s. 161 (przedruk, s. 321). 37 O sytuacji po wygnaniu Władysława II por. ostatnio M. Dworsatschek, Władysław II Wy gnaniec, Wrocław 1998, s. 114nn. , >./?.>. , . v . 97 Stanisław Suchodolskl Po raz wtóry św. Wojciech pojawia się w mennictwie Bolesława Kędzierzawego w okolicznościach jeszcze bardziej dramatycznych, a mianowicie na monetach typu 3 (S. 55), który łączymy z hołdem złożonym Fryderykowi Barbarossie w Krzyszkowie pod Poznaniem w 1157 r. Na monetach tych z jednej strony widnieje majestatowe wyobrażenie władcy identyfikowanego z cesarzem, z drugiej zaś - trójrzędowy napis zawierający albo imię księcia, albo świętego patrona. Ich wartość metrykalna musiała być zbliżona: w obu przypadkach inskrypcje te informowały o polskim pochodzeniu monety. Natomiast wyobrażenie strony głównej wskazywało na zwierzchność cesarską. Bolesław Kędzierzawy, denar typu 3 (S.55): A - odmiana z imieniem Bolesława, B - odmiana z imieniem św. Wojciecha; średnica 16 mm. Ostatni raz koncentrację motywów świętowojciechowych widzimy na brakteatach Mieszka III. Władcy temu przypisuje się ok. 60 typów monet, niestety ciągle niedostatecznie sklasyfikowanych i określonych w czasie. Nas tu interesuje w pierwszej kolejności 5 typów, na których występuje wyobrażenie i imię św. Wojciecha, albo też bądź imię, bądź wyobrażenie. Wynika z tego, że elementy te nie zawsze idą w parze. Znamy bowiem monety, na których postaci księcia towarzyszą imiona jego i świętego, albo na odwrót -pod wyobrażeniem św. Wojciecha podpisane jest imię Mieszka. Domyślamy się, że niekonsekwencje te są wynikiem ograniczonego pola jednostronnych, niezbyt wielkich monet. Nie tłumaczy to jednak wzajemnych proporcji między motywami świeckimi - monarszymi i sakralnymi - poświęconymi patronowi. Wydaje się, że proporcje te ulegały zmianie. Najstarsze monety Mieszka III, bite w Gnieźnie w pierwszym okresie rządów (1173-1177), mają stemple wyłącznie monarsze (S. 95, 96, 97, 102)38. Dopiero w drugim okresie, który rozpoczął się w 1181 r. wraz z odzyskaniem władzy w Wielkopolsce, zaczęły się pojawiać na monetach elementy związane ze św. Wojciechem (S. 98, 99). Niestety chronologia tych monet nie 38 Odmiennie dotychczasowa literatura, por. J. Piniński, Brakteaty gnieźnieńskie Mieszka Starego z lat 1173-1177, „Wiadomości Numizmatyczne" 9, 1965, s. 85-103, a za nim E. Kopicki (por. wyżej: przyp. 8). ? 98 Kult św. Wacława jest bliżej znana i możemy ją odtwarzać jedynie w przybliżeniu. Sądzimy, że w tej grupie najstarszy jest typ z wyobrażeniem władcy na tronie (S. 98), ponieważ w XII w. regułą było, iż książęta rozpoczynali swoje mennictwo typem majestatowym. Przedstawieniu temu towarzyszy najpierw samo imię Mieszka, a następnie dołącza do niego skrót imienia świętego. Za późniejsze emisje uważamy te, na których udział symboliki świętowojciechowej uległ zwiększeniu. Najmłodsze w omawianej grupie są chyba brakteaty noszące wyłącznie postać i imię świętego, bez jakiejkolwiek wzmianki o księciu Mieszko Stary (?), brakteat ze św. Wojciechem (S. 179); średnica 20 mm. (S. 179). Monety te stanowią więc bliską analogię do jednego z typów brakteatów Bolesława Krzywoustego. Nasuwa się domysł, że również w tym przypadku książę najpierw ustępował z części swoich uprawnień do wypełniania stempli monet, a następnie w ogóle z nich rezygnował. Celem było zamanifestowanie związku władcy ze świętym, okazanie, iż się pozostaje pod jego opieką i że z jego pomocą odzyska się tron krakowski, a wraz z nim władzę zwierzchnią39. W tym kontekście można rozpatrywać również niezwykły brakteat z przedstawieniem siedzącego biskupa z pastorałem w jednej ręce, a drugą rękę wznoszącego do błogosławieństwa. W otoku hebrajskie napisy, z których nie budzi wątpliwości jedynie beracha, to znaczy błogosławieństwo (S. 130). Moneta ta jest przydzielana bądź Mieszkowi III, bądź Kazimierzowi Sprawiedliwemu, bądź wreszcie arcybiskupowi gnieźnieńskiemu40. Niezależnie od tego, kogo uznamy za emitenta, trzeba przyjąć, że wyobrażonym biskupem był św. Wojciech. 39 Istnieje jednak również możliwość, że niektóre brakteaty z wyłącznym wyobrażeniem św. Wojciecha emitowane były przez arcybiskupa w czasie wygnania Mieszka III z Gniezna. Powsta je pytanie, czy był jakiś związek między monetami z motywami świętowojciechowymi a Drzwia mi gnieźnieńskimi, na których widoczny jest również program monarchizmu. Odpowiedź jest utrudniona na skutek braku precyzyjnego datowania tego zabytku. Por. A. Gieysztor, Drzwi gnieźnieńskie Jako wyraz polskiej świadomości narodowościowej w XII wieku [w:J Drzwi gnie źnieńskie (red. M. Walicki), 1.1, Wrocław 1956, s. 14-16 (odnosi do lat 1173-1177). 40 Por. M. Gumowski, Hebraische Milnzen im mittelalterlichen Polen, Graz 1975, s. 32-35. Stanisław Suchodolskl Niewątpliwie późniejszy jest mały i lekki brakteat beznapisowy, którego powierzchnię podzielono na 3 strefy. Wjednej widać popiersie biskupa z pastorałem, w drugiej popiersie księcia z włócznią ozdobioną proporcem, a w trzeciej popiersie księcia z jabłkiem panowania (S. XX,5). Wykorzystując inne monety, na których podobne wyobrażenia zostały opatrzone podpisami, możemy postulować, że w drugiej strefie przedstawiono Mieszka III, a w trzeciej jego syna Bolesława. Towarzyszący im biskup to chyba św. Wojciech, a nie aktualny arcybiskup gnieźnieński lub biskup kujawski. Spośród najbliższych potomków Mieszka III monety krzewiące kult św. Wojciecha bili zapewne tylko Władysław Laskonogi albo Władysław Odonic. Jednemu z nich przypisuje się dwustronne denary, na których wyobrażenie księcia z awersu łączy się z rewersowym wyobrażeniem popiersia świętego (S. 175). A więc znów udało się przywrócić równowagę między elementami monarszymi a sakralnymi, co było ułatwione dzięki powiększeniu łącznej powierzchni monet Władysław Laskonogi lub Władysław Odonic, denar, rewers z popiersiem św. Wojciecha (S. 175); średnica 15 mm. '"? ' Natomiast wyłącznie świętowojciechowy stempel noszą anonimowe brakteaty wybijane mniej więcej w tym samym czasie. Widzimy na nich głowę świętego, której towarzyszy jego imię (S. 181). Emitentem był chyba również jeden z wymienionych Władysławów, a więc syn lub wnuk Mieszka III. Najpóźniejsze, uchwytne monety noszące wyobrażenie i imię św. Wojciecha były emitowane przez Bolesława Pobożnego wówczas, gdy był on księciem gnieźnieńskim. Są to dwustronne denary, toteż nie było trudno rozdzielić motywy świeckie (cały awers) od sakralnych (cały rewers). Zwraca uwagę, że głowę świętego okala aureola, a przed jego imieniem występuje skrót słowa sanctus (S. 187)41. . 41 Postaci św. Wojciecha upatrywać można na innych jeszcze monetach, dalsze propozycje -nie wyczerpując wszystkich możliwości - przedstawia B. Paszkiewicz, Święty Wojciech i monety (por. wyżej: przyp. 1). Por. również S. Suchodolski, Zmiany chronologii i atrybucji monet polskich z Xn/XUI w. w świetle skarbu z Głogowa, „Wiadomości Numizmatyczne" 36, 1992, s. 109, gdzie próba wyjaśnienia powodów, dla których postać św. Wojciecha pojawiła się na najstarszych w Polsce monetach dzielnicowych - denarach śląskich Bolesława Wysokiego i Mieszka Plątonogiego. 100 Kult św. Wacława Inne monety datowane mniej więcej na połowę XIII w., a noszące przedstawienie biskupa i imię księcia Bolesława, są zupełnie odmienne od wszystkich wyżej opisanych (S. 186). Przypisuje się je mennicy krakowskiej i Bolesławowi Wstydliwemu, natomiast biskup jest identyfikowany ze św. Stanisławem. Jednak to nie kult nowego patrona Polski był powodem wyrugowania z monet śladów obecności św. Wojciecha. Wygląda na to, że w II połowie XIII w. autorzy stempli w ogóle zrezygnowali z wykorzystywania kultów świętych do celów manifestacyjnych. Przyczyniło się do tego zapewne znaczne zmniejszenie średnicy ówczesnych monet, zwanych od ich formy „brakteatami guziczkowymi". Na okazach jeszcze późniejszych, emitowanych po reformach Władysława Łokietka, dominowały treści związane z władcą i jego jednoczącym się państwem. Nie było więc już miejsca na symbole religijne. Interesujące jest, że niewiele wcześniej św. Wojciech znika również ze stempli monet czeskich, na których egzystował przez jeden wiek - od początku XII do początku XIII - ale wyłącznie u boku św. Wacława42. Pełnił więc tu rolę nie pierwszoplanową - jak w Polsce - lecz suplementarną. Badacze czescy wiążą współwystępowanie obu patronów z ówczesną sytuacją wewnętrzną Czech. Miał to być symbol narodowej zgody, do której tęskniono w dobie nieustannych walk bratobójczych. Badacze polscy natomiast skłonni są tłumaczyć obecność św. Wojciecha polsko-czeską rywalizacją o niego. Oba powody mogą być zgodne z prawdą. Za drugim przemawia uderzająca zbieżność w czasie występowania motywów świętowojciecho-wych na monetach obu krajów. Inspiracja - oczywiście nie tylko numizmatyczna - wyszła ze strony polskiej, w Czechach trafiła jednak na podatny grunt. Przejawy kultu drugiego patrona państwa utrzymały się tu tak długo, jak długo istniało nań zapotrzebowanie, a jednocześnie groziła konkurencja za granicą. W ciągu mniej więcej półtora stulecia, kiedy św. Wojciech patronował monetom polskim, niewątpliwie zmieniła się na nich jego rola. W czasach Bolesława Krzywoustego występował on jako patron władcy i całego państwa. Dlatego też monety, na których figurował, trzeba odnieść do ośrodka stołecznego, czyli do Krakowa, a nie do Gniezna, jak wcześniej sądzono. Stan taki utrzymał się za Władysława II, a być może jeszcze za Bolesława Kędzierzawego. Ale już brakteaty Mieszka III bite były w Gnieźnie, podobnie zresztą jak wszystkie późniejsze monety o motywach świętowojciechowych. O ile jednak te ostatnie powstały w dzielnicowej Wielkopolsce, a św. Wojciech pełnił funkcję patrona lokalnego, o tyle za Mieszka sytuacja była inna. Władca ten bowiem miał aspiracje do zwierzchnictwa nad całą Polską, co zresztą wynikało z jego uprawnień do senioratu. I nawet jeśli monety bił wówczas, kiedy posiadał niewiele więcej niż Wielkopolskę, to właśnie dążył do odzyskania poprzedniej władzy. Pomocy w tym mógł oczekiwać nie ze strony opiekuna Gniezna, lecz tylko sanctissimi Polonorum patroni43. 42 Kiersnowskl, O brakteatach...; P. Radomersky, V. Ryneś, Spolećnd ticta sv. Vóckwa aVojtechazvlaśtenaćeskychmincichajęjihistorickyvyznam, „Numlsmaticke Listy" 13, 1958, s. 35-48. 43 Por. Kadłubek, Chronica, lib. IV, c. 18, s. 166. 101 Stanisław Suchodolski Dochodzimy do wniosku, że na wczesnośredniowiecznych monetach polskich św. Wojciech pojawił się stosunkowo późno i nie miał tak ugrunto wanej pozycji, jak św. Wacław na monetach praskich czy św. Jan na mone tach wrocławskich. Brak jest spodziewanych przejawów czci dla św. Wojcie cha za Bolesława Chrobrego, który wcześniej próbował lansować św. Wacła wa. Kult biskupa praskiego widoczny jest dopiero w czasach Bolesława Krzywoustego. Zarówno ten władca, jak i jego synowie wykorzystywali rze czony kult do celów okazjonalnych. Toteż przejawia się on w momentach za grożenia (Krzywousty, Władysław II, Kędzierzawy - typ 3), w celu legitymiza cji zdobytej władzy (Kędzierzawy - typ 1), a także dla zaznaczenia aspiracji do odzyskania całego państwa (Mieszko III)44. s-ci',,! 44 Por. ostatnio również Z. Dalewski, Władza, przestrzeń, ceremoniał. Warszawa 1996, s. 78-80, 83. Tu niezbyt przekonywająca teza, Iż umieszczenie w stemplu postaci św. Wojciecha jest wyrazem związku władzy z Gnieznem i uzewnętrznia jego prawa do sprawowania kontroli nad tym ośrodkiem. 102 Józef Szymański Badania, kanonikatu świeckiego w Polsce wczesnego średniowiecza Stanisław Trawkowski w pracy opublikowanej w 1984 r. wydobył mechanizm wiążący kreowanie życia gospodarczego organizacji kasztelańskiej i struktury polskiego kanonikatu świeckiego1. Wynik badania w jakimś stopniu nawiązywał do przemyśleń Tadeusza Lalika o kanonikach wiślickich2. Do studiów tych dołączyłem własne: o środowisku kanonickim zawichojsko-san-domierskim3. Efektem tych przedsięwzięć badawczych jest sformułowanie co najmniej dwóch twierdzeń: zanim kapituły katedralne i kolegiackie uzyskały osobowość prawną, działała w Polsce formacja kleru kanonickiego, obserwująca regułę akwizgrańską. Ta formacja kleru była wykorzystywana do organizowania miejsc obecności kościelnej poza siedzibami biskupimi, w pierwszym rzędzie w grodach książęcych, a następnie także w siedzibach możno-władczych. W miarę poszerzania zasięgu reformy Kościoła, kreowanej w kręgu papiestwa, poczynając od soboru laterańskiego IV, formacja ta zanika, przekształcając się bądź w kapituły kolegiackie, bądź w wieloosobową początkowo obsadę parafii. W kolejnym etapie, w ciągu wieków XTV i XV, owa wieloosobowa obsada parafii przekształcała się albo w tzw. prepozytury (kolegium mansjonarzy-wikarych z proboszczem-prepozytem na czele), albo w zwykłe probostwa j ednoosobowe4. 1 St Trawkowski, Zagadkaprepozutury tarskiej [w:] Mente et litteris, Poznań 1984, s. 175-187. 2 T. Lalik, Początki kapituły wiślickiej na tle kształtowania się kolegiat polskich XII wieku [w:] Odkrycia w Wiślicy, Warszawa 1963, s. 157-191. 3 J. Szymański, Wczesnośredniowieczne kanonickie środowisko zawichojsko-sandomierskie, „Roczniki Humanistyczne" 12, 1964, z. 2, s. 215-229. Był to fragment większego studium opu blikowanego dopiero w 1995 r. pt. Kanonikat świecki w Malopolsce (od końca XI do polowy XIII wieku), Lublin 1995. 4 Ten proces i jego formy sygnalizowałem w artykułach: Wokół genezy organizacji parafial nej w Polsce, „Przegląd Historyczny" 55, 1964, s. 501-508 oraz Początki prepozytur w diecezji krakowskiej, „Roczniki Teologiczno-Kanoniczne" 9, 1962, z. 1, s. 65-76. 103 Józef Szymańskl Uzyskane w tych badaniach wyniki, oparte przede wszystkim o obserwację materiału źródłowego małopolskiego, zweryfikował najwcześniej Kazimierz Jasiński w studiach nad organizacją kościelną w Gdańsku i częściowo na Pomorzu Wschodnim5. W sposób metodyczny i z właściwą sobie akry-bią wykazał istnienie grup kanonickich w Gdańsku i Świeciu6. Fakt stwierdzenia funkcjonowania tego rodzaju formacji kleru na południu i na północy kraju pozwala formułować wniosek o jej powszechności w lokalnym Kościele polskim. Nie bez znaczenia w tym kontekście pozostają badania Józefa Nowackiego, który co najmniej zgromadził materiały źródłowe dla tego rodzaju obserwacji, a z pewnością zasygnalizował, niezależnie od dotychczas przedstawionych badań, to samo zjawisko, któremu jednak nie nadał tak jasnej interpretacji, objaśniając tego rodzaju źródła jako ślady kolegiat zorganizowanych tak samo, jak te, które istniały pod koniec średniowiecza7. W stosunku do omówionych badań można wyprowadzić wspólne cechy postępowania badawczego. Prowadzący badania założyli mniej lub bardziej wyraźnie, że świadectwa istnienia grupy kanonickiej niosą te źródła, które posługują się terminologią właściwą dla ruchu kanonickiego, a wynikającą m.in. z reguły akwizgrańskiej8. Pozwoliło to także na zarysowanie ważnego etapu w rozwoju tej formacji kleru, mianowicie podział na kapituły katedralne i kolegiackie, z równoczesnym procesem redukcji tych instytucji w terenie. Zarysowała się także druga prawidłowość, a mianowicie wiązanie tych grup z kościołami grodowymi, a więc zależnymi od księcia, a na ten wzór także - z siedzibami możnych rodów, ale też - z organizacją włości biskupich (skąd tak duże znaczenie studium Stanisława Trawkowskiego o Tarcz-ku i Kielcach). Praktyka badawcza akceptowała te założenia, czego najlepszym przykładem są przywołane wyżej studia Kazimierza Jasińskiego. Na weryfikację oczekują źródła o tyle trudne do eksploracji, że wymagające stosowania szeroko retrogresji, co nie oznacza, że nie należy zachowywać ostrożności we wnioskowaniu. Dobrym przykładem są dzieje kolegiaty Panny Marii w Poznaniu9, które (poza prebendą kanclerską) są dobrze potwierdzone dopiero po 1400 r. Także kapituła kolegiacka sieradzka jeszcze w początkach XVI w. 5 K. Jasiński, Z problematyki trzynastowiecznego Gdańska: kościoły gdańskie, „Zapiski Hi storyczne" 39, 1974, z. 3, s. 38-46; tenże. Chronologia kościołów gdańskich XII i XIII wieku; uwagi metodyczne. „Zapiski Historyczne" 50, 1985, z. 1, s. 55-71. Do problematyki tej K. Jasiń ski powracał jeszcze dwukrotnie w studiach: Przywilej księcia pomorskiego Świętopełka dla do minikanów z 2211227 roku, „Roczniki Humanistyczne" 35, 1990, z. 2, s. 380 oraz Dokumen ty biskupa kujawskiego Michała dla dominikanów w Gdańsku; kwestia dotacji [w:] Discernere ueraacfalsa; prace ofiarowane Józefowi Szymańskiemu, Lublin 1992, s. 116-118, zapowiada jąc zarazem dalsze badania z tego zakresu. 6 Ostatnio o tej kwestii zob. J. Maciejewski, Kościół i duchowieństwo w Świeciu nad Wisłą do początku XIV wieku [w:) Świecie i ziemia świecka. W 800-lecie istnienia, Bydgoszcz 1999, s. 63-69. 7 J. Nowacki, Archidiecezja poznańska w granicach historycznych i jej ustrój, Poznań 1964, zwłaszcza s. 597-600. 8 Zob. J. Szymański, Biskupstwa polskie w wiekach średnich: organizacja i funkcje [w:] Ko ściół w Polsce, 1.1. [Średniowiecze), Kraków 1966. s. 210-212 oraz tenże, Kanonikat..., s. 33n. 9 J. Nowacki, Archidiecezja... s. 590-595. Por też J. Szymański, Cancelaria regni penes Po- snaniensem episcopatum remanebit [w:] Historia i archiwistyka, Toruń 1992, s. 129nn. 104 Badania kanonikatu świeckiego składała się tylko z prepozyta i kilku kanoników10, a wcześniejsze źródła nie są dla niej bardziej łaskawe niż dla kolegiaty poznańskiej. Jakby jednak nie podchodzić do tych badań, zawsze pojawia się związek tych kanoników z grodową organizacją książęcą. Próby odczytywania instytucji kanoniczych poprzez zachowane w stanie szczątkowym źródła zachęcają do bacznej obserwacji sytuacji kościelnej w miejscowościach, gdzie pojawiają się trzy, a co najmniej dwa beneficja plebańskie, ale brak w źródłach potwierdzenia ich związków z kanonikatem. Poszukuje się wówczas innych kryteriów. Tak np. Anna Sochacka chce uprawdopodobnić istnienie grupy kanonickiej w Gołębiu nad Wisłą, przywołując rozległość parafii i kult św. Floriana". Podobna argumentacja zdaje się tkwić u podstaw twierdzenia Jerzego Rajmana o istnieniu grup kanonickich w Mo-rawicy, Chrzanowie i Oświęcimiu12. Choć kiedyś nie byłem skłonny tego rodzaju przypadków rozpatrywać w kontekście kanonikatu, po badaniach Stanisława Trawkowskiego należy baczniejszej obserwacji poddać działające w tych miejscowościach grody książęce (Chrzanów i Oświęcim); pomysł interpretacji sytuacji w Morawicy Toporczyków zdaje się być kuszący i prawdopodobny. Dotychczasowe badania nad kanonikatem świeckim we wcześniejszym średniowieczu polskim wykazały co najmniej dwa zjawiska: związki tej formacji kleru z organizacją grodową i systemem siedzib możnowładczych. Na jej funkcjonowanie wskazuje terminologia źródeł z kręgu vita communis, ale także swoiste relikty, które po przekształceniach tej formacji pozostały. Jednym z nich jest wieloosobowa obsada późniejszych kościołów parafialnych. Zdaje się dość pewną wskazówką być zjawisko podwójnych, a zwłaszcza potrójnych plebanów. Rysuje się także potrzeba sprawdzenia genezy wikarii noszących cechy beneficjów, a nie manualnych zastępców właściwych bene-ficjatów. Wiadomo, że wikariusz to zastępca kanonika lub plebana w pełnieniu ciążących nań obowiązków i z tego tytułu pozostający na ich utrzymaniu. Tego założenia nie zmieniła nawet instytucja prepozytur z mansjona-riami. Ale ich początkowe formy zdają się wskazywać na szczególną formę niektórych co najmniej wikarii, zwłaszcza że zdają się one sięgać korzeniami do kanonikatu i jego funkcji duszpasterskich. Otóż ta szczególna forma wikarii wymaga zbadania, przede wszystkim w kontekście organizacji grodowej. Być może jest to kolejny relikt umożliwiający rekonstrukcję instytucji kanonickiej z wcześniejszego średniowiecza. 10 Zob. J. Łaski, Mber beneficiorum" archidiecezji gnieźnieńskiej, 1.1, Gniezno 1880, s. 432- 434. 11 A. Sochacka, Dzieje Gołębia w średniowieczu, „Region Lubelski" 2-4, 1987, s. 147-149. 12 Zob. jego recenzję z mojej pracy o kanonikacie w „Kwartalniku Historycznym" 102, 1995, z. 3, s. 262n. Por. także J. Kracik, Chrzanowskie parafie [w:] Chrzanów; studia z dziejów mia sta i regionu do roku 1939, Chrzanów 1998, s. 243, który jednak nie podejmuje szerzej tego za gadnienia. 105 ,/,;,$.; ••.-??"i.i. Tadeusz M. Trajdos Kult Męki Pańskiej w średniowiecznym Lwowie Szczególna cześć dla znaków i pamiątek Męki Zbawiciela nie była obca ani prawosławnym Rusinom, ani monofizyckim Ormianon. W kwietniu 1340 r., gdy Kazimierz III Wielki wjeżdżał do grodu lwowskiego, w skarbcu książęcym znaleziono relikwie Św. Krzyża1. Ormianie, monofizyci, mieli od II połowy XIV w. kościół Św. Krzyża. Tę drewnianą świątynię wzniósł Jerzy Iwaszkiewicz na Przedmieściu Tatarskim (zwanym od końca XIV w. Krakowskim)2. W miejscu tym znajdował się uprzednio sad owocowy w posiadaniu rodziny ormiańskiej. Rosło w nim drzewo, którego owoce, ilekroć je rozkrojono, przypominały kształtem Krzyż Chrystusowy3. Cudowne zdarzenia pobudziły do wystawienia kościoła o takim wezwaniu. Fundator osadził przy nim klasztor mniszek ormiańskich, tzw. Haczgadar. Przytoczone wyżej okoliczności wprowadzają nas w atmosferę pobożności pasyjnej tej epoki. Skupimy się zatem na jej rozlicznych objawach po- 1 A. Czołowski, Lwów za niskich czasów, „Kwartalnik Historyczny" 5, 1891, s. 810; tenże, Wysoki Zamek, Lwów 1910, s. 20; I. Szaraniewicz, StarodawnyJ Lwów, Lwów 1861, s. 18; I. Kry-pjakewycz, Lwiw.joho mynuwszczyna i teperisznist, Lwów 1910, s. 9; tenże, Istoryczni prochody po Lwowi, Lwów 1991, s. 13. Oprócz krzyża relikwiarzowego (stauroteki ?) w skarbcu tym przechowywano kilka krzyży „szczerozłotych". Wszystkie te kosztowności przewieziono na Wawel. 21. Szaraniewicz, Starodawnyj..., s. 145; I. Krypjakewycz, Istoryczni prochody..., s. 16; F. Ja-worski, Lwów za Jagiełły, Lwów 1910, s. 30; Cz. Lechicki, Kościół Ormiański w Polsce, Lwów 1928, s. 60; K. Stopka, Początki organizacji Kościoła Ormiańskiego na Rusi, Warszawa 1983, s. 6; T.M. Trajdos, Kościół Katolicki na ziemiach ruskich Korony i Litwy za panowania Władysława IUagiełty [1386-1434], t. I. Wrocław 1983, s. 200. Kościół ten stał na rubieży Zamarstynowa, między dawną ul. Misjonarską a Placem Misjonarskim. Do 1630 r. w przyległym klasztorze rezydowały mniszki ormiańskie (monofizytki) reguły św. Bazylego. W 1671 r. klasztor przejęli te-atyni, powołując tu kolegium papieskie w celu kształcenia kleru katolickiego obrządku ormiańskiego. W połowie XVIII w. przekazali te budynki księżom misjonarzom. Cesarz Józef II polecił kasatę kościoła i klasztoru w 1784 r. 3 S. Barącz, Rys dziejów ormiańskich, Tarnopol 1869, s. 121. Legenda nasuwa analogie do wyobrażenia „Lignum vitae". . '*,"': 107 Tadeusz M. Trajdos śród „nacji katolickiej", Niemców i Polaków, budowniczych i mieszkańców nowego Lwowa od połowy XIV w., dominujących intra muros, zasiedlających też w znacznej liczbie przedmieścia (Krakowskie i Halickie) oraz jurydykę Podzamcza. Do Lwowa tego czasu napłynęły bez opóźnień nurty życia religijnego ukształtowane i krzewione w całej Europie katolickiej, znane mieszczaństwu Małopolski, Śląska i Prus czyli obszarów, z których rekrutowała się większość nowych osadników. Wśród nich znaczącą rolę odgrywał kult pasyjny w postaci, jaką nadała mu franciszkańska teologia XIII-XTV w. Kult ten wzbogaciły traktaty nadreńskich mistyków i spekulacje myślicieli środowiska deuotio moderna w XTV stuleciu4. Ogromny wpływ na profil tej dewocji miały rozmyślania, historie Męki i ofi-cja, układane przeważnie przez franciszkanów, m.in. św. Bonawenturę i Jana z Calvoli. Przedmiotem ich zainteresowania był Bóg Wcielony, Odkupiciel, który przyszedł, aby zbawić grzeszników. Ofiarę na Krzyżu pojmowano jako świadectwo bezgranicznej miłości Syna Bożego do ludzi. Takie przekonanie wymagało przypomnienia najdrobniejszych szczegółów Pasji. Co więcej. Ofiara Chrystusa wymagała odwzajemnienia, choćby w drobnej skali, zdolnej do udźwignięcia przez naturę ludzką. Kaznodzieje i mistycy tej epoki żądali, by wierni nauczyli się rozważać przebieg Męki (meditatio Passionis), aby naśladowali pokorę, miłość i wyrzeczenie Chrystusa [imitatio Christi), aby doznawali bólu i smutku na myśl o Jego męczarni (compassió)5. Nadreńscy mistycy (Eckhart Jan Tauler, Henryk Suzo) propagowali uczuciową relację między człowiekiem a Bogiem. Subtelna wrażliwość i wyobraźnia pozwalały śledzić dzieje Zbawiciela w dramatycznym napięciu. Pisarze ci zachęcali do wzruszeń, cierpień i współczucia. Nie wolno było minąć krzyża bez trwogi, łez i żalu. Ukoronowaniem tych praktyk była kontemplacja jako jedyny sposób zbliżenia do Boga6. Od II połowy XIV w. wątek indywidualnego przeżycia Męki, samotnych medytacji i modlitw podjęli autorzy z kręgu deuotio moderna, najpierw w Niderlandach, potem w Niemczech i Czechach7. Te nowe koncepcje i praktyki dewocyjne docierały do środowisk duchownych w Polsce w XIV w., inspirowały wielu fundatorów kościołów, ołtarzy, kolegiów kapłańskich. Stąd doloryzm przenikał na wschód, na tereny anektowane przez Koronę Polską, zasiedlone przez katolików. W następnym stuleciu poważną rolę w tej transmisji odgrywało środowisko uczonych Akademii Krakowskiej. Zacznijmy od lwowskich przywilejów odpustowych, które porządkowały życie religijne miasta. W 1394 r. arcybiskup Jakub Strepa udzielił kościołowi dominikanów Bożego Ciała 40-dniowych odpustów, które miały utrwalić charakter tej świątyni jako sanktuarium eucharystycznego8. Pośród świąt 4 J.J. Kopeć, Męka Pańska w religijnej kulturze polskiego średniowiecza. Warszawa 1975, s. 95-145; tenże, Przemiany ideowe w pasyjne) pobożności średniowiecza [w:] Studia z dziejów liturgii w Polsce, t. II, Lublin 1976, s. 495-537; tenże. Nurt pasyjny w średniowiecznej religijno ści polskiej [w:] Męka Chrystusa wczoraj i dziś, Lublin 1981, s. 45-53. 5 Tenże, Przemiany..., s. 500n; tenże, Męka..., s. lOln; tenże. Nurt..., s.47. 6 Tenże, Męka..., s. 108. 'Tamże, s. 138nn; tenże, Przemiany..., s. 537n. 8 W. Abraham, Jakub Strepa arcybiskup halicki, Kraków 1908, Dokumenty, nr V, s. 99-101; T.M. Trajdos, Kościół dominikanów lwowskich w średniowieczu jako ośrodek kultowy, „Nasza Przeszłość" 87, 1997 s. 41-43. 108 Kult Męki Pańskiej śród świąt przeznaczonych do adoracji Najświętszego Sakramentu, Strepa wymienił m.in. Wielki Czwartek (dzień Ostatniej Wieczerzy, ustanowienia Eucharystii), Wielki Piątek (dzień Męki) i Wielkanoc (dzień Zmartwychwstania). Wielki Piątek przeznaczony był w liturgii na obchody pasyjne: mszę o Męce Pańskiej, oficjum godzin de Passione, wielogodzinne kazania pasyjne, adorację Św. Krzyża9. W kościołach stanowiących ogniska czci Św. Krzyża często urządzano dramaty liturgiczne i misteria ukazujące Mękę Pańską, wzbogacone lamentami i planktami10. Przywilej 1394 r. stwarzał możliwość organizowania takich spektakli u lwowskich dominikanów, brak wszakże źródłowych potwierdzeń. Wiadomo, że dominikanie polscy XIV w. wygłaszali w Wielki Piątek długie, barwne i patetyczne kazania. Przypominali słuchaczom udręki i poniżenia Chrystusa, prowadzili ich w wyobraźni drogą Krzyżową, tłumacząc sens Ofiary". W kościele Bożego Ciała z pewnością nie szczędzono kazań pasyjnych w obu językach mieszczan: po niemiecku i po polsku. W myśl przywileju Strepy odpustowa adoracja Bożego Ciała obowiązywała też w święta Znalezienia i Podwyższenia Krzyża12. Oba święta miały swój kontekst narodowy i uniwersalny. W monarchii Jagiełły pojmowane były jako obchody zwycięstw katolicyzmu, uśmierzenia pogaństwa, poskromienia herezji. Mają one pradawną tradycję w liturgii rzymskiej13. Święto Znalezienia Krzyża przypominało dzieło Heleny i Konstantyna. Obchodzono je w Kościele łacińskim już od VI w. w dniu 3 maja. Natomiast święto Podwyższenia Krzyża, które upamiętniało odzyskanie relikwii jerozolimskiej w Persji, w 626 r., przez cesarza Herakliusza, wyznaczono w Europie łacińskiej na dzień 14 września. Każde z tych świąt miało odrębny formularz mszalny i oficjum godzin kanonicznych. W 1401 r. kolejny przywilej odpustowy Jakuba Strepy dla dominikanów lwowskich podtrzymał znaczenie Wielkiego Piątku w cyklu najważniejszych świąt roku14. Tym razem chodziło o adorację „na klęczkach" cudownego, alabastrowego posągu Matki Bożej, zwanej później Jackową. Pośród ośmiu Świąt Pańskich wymienionych w czterdziestodniowym odpuście występuje dzień Męki Pańskiej. Od 1401 r. Wielki Piątek stal się w kościele Bożego Ciała dniem podwójnego odpustu. Uczestnicy mszy, godzinek i procesji, czciciele Najświętszego Sakramentu i figury maryjnej zostali objęci tą łaską. Sprzyjało to pogłębieniu wiedzy o Męce Pańskiej. Wierni słuchali tego dnia kazań uczonych kapłanów. Czytano im w „językach gminnych" ustępy z „historii pasyjnych". Wszyscy śpiewali hymny i plankty. Wychowankowie szkół farnych i katedralnych, bieglejsi w łacinie, mogli rozpamiętywać Mękę słuchając kolekt, sekwencji i lekcji mszalnych. 9 J.J. Kopeć, Męko..., s. 130-134. 10 Polskie pieśni pasyjne; średniowiecze i wiek XVI (wyd. M. Korolko), Warszawa 1977, s. 26, 28n, 33n. "J.J. Kopeć, Męka...,s. 133n. ... .. .- ;..,-. 12 T.M. Trajdos. Kościół dominikanów.... s. 43. 13 J.J. Kopeć, Męka..., s. 68-70. 14 Centralny] Derżawnyj Istoricznyj Archiw, Lwów, f. 418, op. 1, spr. 14, s. 1; W. Abraham, Jakub Strepa..., Regesty, nr 41; S. Okolski, Russiaforida, Lwów 1646, s. 66n, 77; T. Pirawski, Relatio Sta tus Almae Archidioecesis Leopoliensis (wyd. K. Heck), Lwów 1893, s. 109; A. Zwiercan, BŁ Jakub Strepa [w:] Polscy święci, t 8, Warszawa 1987, s. 129; T.M. Trajdos, Kościół dominikanów..., s. 62. 109 Tadeusz M. Trajdos W 1406 r. kościół Bożego Ciała doczekał się trzeciego przywileju odpustowego Strepy, który nagrodził szczodrość dobroczyńcy konwentu, kupca lwowskiego, Mikołaja Czecha15. Przywiózł on dominikanom mnóstwo cennych relikwii, m.in. kamień z Ogrójca, na którym pochwycono Chrystusa. Ta charakterystyczna dla późnego średniowiecza święta pamiątka16 miała ściągać licznych wiernych zafascynowanych bliskością śladów Wcielonego Słowa. Arcybiskup obiecał kolejne 40 dni odpustu. W 1474 r. lwowscy dominikanie zyskali sobie nowego protektora. Nuncjusz papieski, tytularny patriarcha Antiochii, Ludwik, bawiąc w klasztorze dominikańskim św. Mikołaja w Kijowie, udzielił za pozwoleniem papieskim odpustu 7 lat i 7 kwadra-gen kościołowi Bożego Ciała we Lwowie17. Nuncjusz zachęcał do wielbienia Najświętszego Sakramentu w monstrancji podczas procesji ze świecami, urządzanych co miesiąc, w wybrany czwartek, w dzień zwyczajowo poświęcony wotywie o Bożym Ciele, na pamiątkę Ostatniej Wieczerzy. Podczas tej procesji wierni mieli odmówić siedem pacierzy i tyleż pozdrowień anielskich „dla chwały Najświętszej Marii Panny" oraz pięć pacierzy i tyleż pozdrowień anielskich „ku czci i pamięci" Męki Chrystusa. Pobożność eucharystyczna szła więc w parze z maryjną i pasyjną. Pięć modlitw dla uczczenia Pasji stanowiło przypomnienie Pięciu Ran Chrystusa. Siedem modlitw we wspomnieniu Matki Bożej oznaczało medytację nad Siedmioma Radościami i Boleściami. Symbolika ta była doskonale znana lwowianom, gdyż podobny program dewocyjny został ułożony dla nabożnej fundacji prywatnej już pół wieku wcześniej. Mieszczanin lwowski, Mikołaj Schuler, wystawił mianowicie kamienny krucyfiks na „moście wielkim" nad Pełtwią, na Przedmieściu Halickim, po prawej stronie traktu biegnącego z bramy miejskiej w kierunku Halicza18. 22 lutego 1421 r. arcybiskup Jan Rzeszowski wydał z okazji tej fundacji przywilej 40-dniowego odpustu19. W arendze przypomniał, że Chrystus dzięki Ofierze na Krzyżu oczyszcza ludzi z grzechów i występków. Dla ciągłego wspominania Męki arcybiskup zalecił wiernym częste odwiedziny krucyfiksu na moście. Odbiorcy odpustu mieli odśpiewać pięć Modlitw Pańskich ku czci Pięciu Ran Chrystusa i siedem Pozdrowień Anielskich dla rozważenia Siedmiu Radości Marii, na końcu zaś zmówić pacierz i Ave w intencji zbawienia dusz wiernych. Praktyki dewocyjne ustanowione przy drodze halickiej doskonale harmonizowały z opisanym wyżej typem pobożności dolorystycznej katolickiej Europy20. Kult Pięciu Ran Chrystusa znalazł bogaty wyraz w literaturze ascetycznej od wczesnego średniowiecza. Krzewili go cystersi, m.in. św. Bernard z Clairvaux. Mistyczki z cysterskiego opactwa Helfta, św. Mechtylda i stygmatyczka św. Gertruda, przyczyniły się wielce do jego popularności. 15 Tamże, s. 54; W. Abraham, Jakub Strepa..., Dokumenty, nr IX. 16 K. Górski, Od religijności do mistyki; zarys dziejów życia wewnętrznego w Polsce, Lublin 1962, s. 56. 17 AGZ 4 nr 111 (Kijów, 1474 r). 18 F. Jaworski, Lwów..., s. 32; T. Mańkowski, Dawny Lwów;jego sztuka i kultura artystycz na, Londyn 1974, s. 62; I. Krypjakewycz, Istoryczniprochody..., s. 114n. 19 AGZ 4 nr 52. 20 J.J. Kopeć, Męka..., s. 311-319; tenże, Przemiany..., s. 508n; tenże. Nurt.... s. 57. 110 Kult Męki Pańskiej Kult Św. Krwi i Ran Chrystusa głosiła inna wielka stygmatyczka, św. Katarzyna ze Sieny, dominikanka21. Szerokie upowszechnienie tej czci przyniósł św. Franciszek i pisarze jego zakonu22. Koronki modlitw i rozmyślań o Pięciu Ranach układali, obok franciszkanów, włoscy serwici23. Eksponując Rany Chrystusa mendykanci wskazywali fizyczną prawdziwość Wcielenia i Męki, wbrew argumentom doketystów. Rany te były również znakiem ofiarnej miłości. Wpatrywanie się w znaki Bożego cierpienia pozwalało stygmatykom, ascetom, biczownikom na upragnione imitatio, a ogółowi wiernych na compassio. W rozmaitych diecezjach wprowadzono święta Pięciu Ran, tworzono formularze specjalnych wotyw (znane w Polsce od połowy XIV w.), układano też modlitwy brewiarzowe. W XIV w. zyskał uznanie pogląd, że celebracja pięciu mszy według tego formularza, dzień po dniu albo jej odprawienie przy pięciu świecach, pozwala na wybawienie duszy czyśćcowej i wyzdrowienie z ciężkiej niemocy24. Wierzono również, że praktyki św. Gertrudy ratują przed nagłą śmiercią25. To remedium polegało na codziennej recytacji piętnastu pacierzy przez cały rok, gdyż Chrystus otrzymał 5475 ran. Niektóre modlitewniki podawały liczbę 5466 lub 5490. Odbiegliśmy celowo od mostu na Przedmieściu Halickim, by przypomnieć jedność kultury religijnej łacińskiej Europy. Nie znamy wyglądu lwowskiego krzyża, ale zapewne był to „krucyfiks mistyczny", z ekspresyjną demonstracją fizycznego udręczenia, z widokiem tzw. „gron krwi", na wzór wielu zachowanych przykładów polskiej sztuki gotyckiej26. Do rozmyślań i modlitw ku czci Umęczonego Jezusa arcybiskup dodał nabożeństwo ku czci Radości Marii. Eliminował pamiątkę Jej Boleści, bardzo silny wtedy kult Matki Bożej Bolesnej, Współcierpiącej i Współodkupicielki, o genezie franciszkańskiej, ale w XV w. podejmowany we wszystkich środowiskach katolickich27. Cześć dla Siedmiu Radości miała również proweniencję franciszkańską. Kaznodzieje tego zakonu starali się nasycić serca wiernych lirycznym uwielbieniem dla Matki Bożej, Jej piękna i słodyczy. Każdy przechodzień i jeździec, każdy orszak rycerski lub kupiecki, wjeżdżający do Lwowa ze wschodu albo opuszczający miasto przez Bramę Halicką, widział kamienny znak Męki. Przechodnie witali pomnik znakiem \urzyza, szeptali krótką modlitwę, zanosili prośbę o miłosierdzie i wspomożenie. Ci, którzy znali warunki odpustu, przystawali na dłużej, by odśpiewać pacierze. Impulsem dla tej dewocji nie były jedynie zachęty odpustowe. W XV w. upowszechniła się formacja religijna, która skłaniała do indywidualnych rozmyślań i cichych modlitw w bliskości wizerunków Bożych. Przywilej czterdziestodniowego odpustu, wydany przez arcybiskupa Jakuba Strepę w 1402 r., wyróżniał fundację ławników w farze lwowskiej w po- 21 Tamże, s. 52. "> :?'•??',??.?? 22 K. Kantak, Franciszkanie polscy, 1.1, Kraków 1937, s. 216n. - 23 Polskie pieśni..., s. 26. 24 J.J. Kopeć, Męka..., s. 320n; por. U. Borkowska, Królewskie modlitewniki, Lublin 1988, s. 182. ???•.?-;; .-.- ? •?•??- •? . .-?- - .??????>??? ? ,,?T.e 3aopoBbi", OHH roBopaT: „Bor aań 3aopoBbe HameMy rocyziapio". To ace caMoe, Koraa OHH schweren- KJiaHyrcH? „Byąb 3AopoB rocynapb" HJIH „jjaft Bor TOJibKO, HTO6H rocyziapb 6biJi 3aopoB" - TaK nncan HCKHH MapTHH FpyHeBer, cyMMHpya CBOH BOcnoMHHaHHa o npeGbiBaHHH B POCCHH B HHBape-Hanane aBrycTa 1585 r. CoBpeMeHHOMy HHTaTenio HMa MapTHHa FpyHeBera npaicTHHecKH HeH3BecTHO, xoTa ero oóteMHCToe coHHHeHHe (cBbiuie 1900 JIHCTOB roTHHecKoro KypcHBa), xpaHameeca B FflaHbCKOH 6H6nHOTeKe, y>Ke c 40-x roflOB npHBneKajiocb HCTopHKaMH OiaHbCKa ana BOCCO3flaHHH npouijioro 3Toro ropowa. B XX B. ero npoHHO 3a6biJiH, jiniiib B 1960 r. nojibCKHH Hccne^OBaTenb P. Banbnaic nasi ero o6myio xapaKTepHCTHKy', a B 1980 r. A. Ilonne c^ejian aoioiaA B KnareH^ypTe o 3HaneHHH 3anncoK fljia HCTOPHH MOCKBŁI KOHua XVI B.2 ^.P. HcaeBHH ony6nHKOBaJi onHcaHHa KneBa H JlbBOBa3, M. Beprep — 3flnpHbi4. ; Kae Bcero, c reorpa(|)HHecKOH. B „3anHCKax" coaepacHTca onHcaHHe ero ToproBbix nyTeiuecTBHH no LJeHTpajibHofi, BOCTOHHOH, KDro-BocTOHHOH H KDHCHOH EBpone. TaKoft uiHpoTbi reorpac^HnecKoro 0XBaTa XVI CTOjieTHe eme He 3Hajio. KpoMe Toro, aBTop HX npHHafljieacan oraicab ne K caMofi pacnpocTpaHeHHoń KaTeropHH co3^aTejieH COHHHCHHH noao6Horo acaHpa - OH He 6HJI HH .aHnjiOMaroM, KaK 6oJibiunHCTBO ero KOJiJier no nepy, HH BOHHOM, OH He npHHaflJie>Kaji HH K narpHUHaTy, HH K nojiHTHHecKofi snme EBponw. IpyHeBer e3,HHji no EBpone CHanana KaK noflMacTepbe y BapiuaBCKoro Kynua Feopra KecTHepa (1579-1582), a 3areM B 1582-1588 rr. B TaKOM me KanecTBe H B KanecTBe ceKpeTapa conpoBoacaaji apMaHCKoro Kynna H3O JlbBOBa - EoraaHa AniBaaypa. B 3TO BpeMa OH noceman CTaM6yn, a B 1584-1585 rr. c HHM BMecTe 0Ka3ajica B MOCKBC OflHaKO „3anHCKH" — 3TO He npocTO BocnoMHHaHHH nyTemecTBeHHHKa, 3TO coHHHeHHe BecbMa cnoacHoro cocTaBa - OHO coneTaeT HecKOJibKo acaHpoB noBecTBOBaHHH: ase XPOHHKH XV H XVI BB., 3anncKH o nyTemecTBHHX, ocHOBaHHbie Ha anHCHx H BioiioHaiomHe 3apHCOBKH nopa3HBniHx ero npoH3Be^eHHH apxHTeioypbi, npeflMeTOB 6bua H T. a., xpoHHKy MOHacTbipcKoń >KH3HH (B 1588 r. OH nepemen B KaTOJiHnecTBo H npHHan MOHamecKHń nocTpHr) H o6uiHpHbie TeonorHHecKHe paccyHcneHHa. 3HaHHe HecKOJibKHX »3biKOB oÓJierHano eMy KOHTaKTbi c HacejieHHeM caMbix pa3Hbix CTpaH, HTO no3BOJiajio rny6ace 3HaKOMHTbca c HX acH3Hbio H óbiTOM. HaKOHeu, HTO, BepoaTHO, Ba»Hee Bcex paccy>KfleHHH o »aHpe npoH3BeAeHH« H (J)HJiojiorHHecKHX no3HaHHax aBTopa, FpyHeBer oGna^aji 4>aHTacTHHecKOH HaGjnoflaTejibHOCTbK) H naMHTbio, HHTepecoM K MeJionaM H HHCTO HeMeUKHMH ne/iaHTH3M0M H flOTOIUHOCTbK). IlO3TOMy ero „3anHCKH" — nOflJIHHHHH KJiaae3b CBeaeHHń o caMbix pa3Hbix CTopoHax >KH3HH uejioro EBponbi5. He oóoiuen TpyHeBer H opM BOKJiHBoro o6pameHHa POCCHHH apyr c OH noflpoÓHO paccKa3aji o nepeMOHHH BxoayieHHH B flOM, o TOM, HTO cnepBa nepeKpecTHTbca H noioioHHTbca HKOHC, 6e3 KOTopoń He o6xoflHJiocb HH noMemeHHe B POCCHH, a JiHiub 3aTeM npHBeTCTBOBarb xo3»eB. O6 3TOM o6binae nncajiH MHorne HHOCTpaHuw, H cooómeHHe TpyHeBera He aoóaBJiaeT HHnero cymecTBeHHO HOBOTO. TaK, o BHCOKOM noHTeHHH pyccKHX K CBoeMy rocyaapio nHcaji B cBoe BpeMa eme CnrH3MyH.a rep6epniTeHH. OH, BnponeM, He npHBoanji Tex 4>opMyji, KOTopbie BocnpoH3Beji TpyHeBer. ^a H npoaojiaceHHe paccKa3a y Hero CBoeo6pa3Hoe. IIocKOiibKy FpyHeBer He 6MJI 3HaKOM c pyccKHMH nopa^KaMK H He BbinonHaji o6biHHoro pHTyajia, STO Bbi3bmajio 3aMeuiaTejibCTBO ero xo3aeB. Te nojiaranH, HTO rocTb He KnaHaeTca HKOHC, CHHTaa ee HeaocTaTOHHO xopomeń, H ToponHHHCb flocTaTb apyryio H3 xpaHHBUiHxca B cyHflyKe, 6ojiee zjoporyio H HapaaHyK). Penb oneBHflHo inna o jiHuax, pacnonaraBuiHX 3anacoM HKOH, T.C O cocToaTeJibHbix Bepxax oómecTBa. JSpyroe cooómeHHe FpyHeBera o cnoco6ax o6meHHa poccnaH apyr c roM, UHTnpoBaHHoe B Hana^e HacToameń 3aMeTKH, npeflCTaBJiaeT 6ojibuiHń HHTepec. B JiHTepaType O6HHHO roBopHJiocb o BeJiHHaHHH rocyaapa Jinuib Ha nnpax. Ilpn KaKoro-jinGo cocyaa 3a 3flpaBHe rocyaapa npoH3HOCHJiacb penb, 5 Bjiaroflapio fl-pa B. /Jbióacs (TopyHb) 3a pa3pemeHHe nojibJOBaTbca ero KOMnbioTopHbiM Ha6opoM TeKCTa pyKonHCH. 124 BejmnaHHe rocyaapa nonyHHBiuaa Ha3BaHHe „naiiiH rocyaapeBOH 3a3ApaBHoft"6. 3TOT , H3BecTHbiH y apeBHHX rpeKOB H pHMJiaH, Ha PycH, no MHCHHK) W. CHerapeBa, BOCXOaHT K 33bmeCKHM BpeMCHaM7. Oco6eHHO XOpOIUO H3yHeH nepKOBHblH 4HH nauiH rocyaapeBOH („HHH 3a npHHHBOK o 3,apaBHH napa") B OTJIHHHC OT CBeTCicoro, rpa^cflaHCKoro8. HTO >Ke KacaeTca nocne^Hero, TO B OCHOBHOM penb uuia o 3apaBHnax B neerb rocyaapa BO BpeMa napcKHx >Ke nnpoB, 6yzib TO no cnynaio npneMa HHOCTpaHHbix AHnjioMaroB, 6yab TO no cjiynaio nepKOBHbix npa3,aHHKOB HJIH no cjiynaio napcKnx HMCHHH9. KpaTKoe cooómeHHe FpyHeBera HHTepecHO TCM, HTO CBHfleTejibCTByeT o Gonee UIHpOKOM paCnpOCTpaHeHHH HHHa npHBCTCTBHH, KOTOpblH MO>KeT 6bITh Ha3BaH „BenHHaHHeM rocyziapa". FpyHeBer oGmanca B OCHOBHOM C MOCKOBCKoro nocafla — rocTSMH, ToproBbiMH moAbMH, cocTaBJian, BHJIHMO, oflHH npeacTaBHTenb 3HaTH - Bopnc B. FIo3TOMy Ha6jiK)AeHHfl MapTHHa FpyHeBera KacaioTca npeHMymecTBeHHO noca^cKoro HaceneHHH CTOJiHUbi. KpoMe Toro, OH yKa3biBaeT 6onee uiHpoKHe c({)epbi BejiHnaHHH rocynapa, HOKCJIH 3iipaBHnbi B ero necTb Ha nnpax - 6yiib TO MOHaCTbipCKHX HJIH CBCTCKHX. OH nHIIieT O TOM, HTO npOH3HOCH KJiaTBbl, pyCCKHe BwcKa3biBajiH ÓJiarne noncejiaHHa B a/ipec i;apa H aejiajiH TO »e caMoe npn BCTpene. K COHOJieHHIO, pyCCKHX HCTOHHHKOB O UepeMOHHH npHHeceHHH KJ1STB nOKa He HMeeTca. 3aTO coo6meHHe o nepeMOHHH npHBeTCTBHń npH BCTpene MO»CHO npoBepHTb no pyccKHM MaTepnajiaM, npaB^a, 6onee no3flHero BpeMeHH. CnocoG npHBeTCTBHH, onHcaHHbiń FpyHeBeroM, BecbMa cBoeo6pa3HbiH, coxpaHancH H B XVII B. „...Buieji ... a K HHM B H36y H CTaji ... a BenHHaTbca napa, rocyaapa H BenHKoro KH»3a AjieKcea MHxańjioBHHa Bcea PycH"10. OopMyna BejiHHaHHa npHica3HbiMH aeubnaMH nacTo 3anHCbiBanacb TaK: „J\a cno^H ae 3aopoB 6biji rocyaapb uapb u BCJIHKHH KHa3b MHxann e/iopoBHH Bcea PycH Ha MHorne jieTa"". HHoraa 3Ta (J^opMyiia npHo6peTajia 6ojiee rrpaBHJibHWH BH^: ,JJ,aii ..."'2, a K HMeHH rocyziapa ao6aBJiajiocb HM« ero OTya - apyroro rocy^apa", TO npocTo naTpHapxa, TO cBaTeńinero naTpnapxa MOCKOBCKoro H Bcea PycH13. 3TO Bnojme cooTBeTCTBOBano TeKCTy npoH3HocHBnieHca B HecTb Toro »ce napa BO BpeMa npneMa HH0CTpaHHbix B 1634 r. nocne oóbaBJieHHH o naiue (,Hama BejiHKoro rocyaapa H KHa3a MnxaHJia OeflopoBHHa, H MHornx rocyziapcTB rocyaapa H o6jiaaaTejia") cjieaoBajiH cnoBa O6WHHOH 3ApaBHUbi: „J\aR, Focno^H, BCJIHKHH Haiu 6 JI.B. CoKOJiOBa, Hama eocydapeea 3O3dpaeHast [B:] C.ioeapb KHUOKHUKOB U KHU3KHocmu JlpeeHeit Pycu. Bmopaa nojioeuna XIV-XVI ee. H. 2, Jl.-fl. HeHHHrpafl 1989. C. 508-511. 7 H. CHerapeB, 3a3dpaeHbie naiuu, „BeflOMOCTH MOCKOBCKOH ropoflCKOfi nojiHUHH" 45, 1848, C. 353; To ace. .^yccKHft apxHB" 6, 1909, C. 199. 8 Hx pa3aejieHHe npeaJio>KeHO K. HHKO^BCKHM (O cny3ic6ax pyccKou t^epneu, 6bieiuux e npeoKHUx neuamHbix 6oeocjiyjice6Hbix KHueax, Camcr neTep6ypr 1885, C. 237-238). O63op jiHTeparypbi no 3TOH Teine CM.: JI.B. CoKOJiOBa, Hauta ..., C. 508-510. 9 A. R)Jiy6uoB, HuHoemiKu MOCKOBCKOZO YcneHCKoeo coóopa XVII e., HOHJIP 1907, KH. 4, C. 146; I". KOTOIUHXHH, O Poccuu s uapcmeoeaHe AneKcea MwcaiLioewta. 4-e H3ii., CaHKT neTep6ypr 1906, C. 18. 10 H. HoBOMSeprcKHH, Cjioeo u dejio eocydapeebi (npouecchi do u3ÓaHua YnooKenun AjieKcea Mwcawioeuna 1649 eoda). T. I, MocKBa 1911, N° 142, C. 234 (15 V 1650). '-M»--V,V*U 11 TaM ace, Na 1, 34, 37, 97, C. 1, 43, 45, 161 (29 VIII 1627). - • • ' 12 TaM ace, N° 15, 33, 54, C. 13, 42, 68 (1625, 1627 H 1631 rr). 13 TaM ace, Ni 37, 46, C. 45, 54-55. BnponeM, flonojmeHHe npHJiaraTejibHoro „CBHTefluiHH" no K naTpHapxy 125 931 ?63-163 3 '?91 n osotij 'HHMOjdsgwoaon H si '9M 3 '?" nHtimotmh 'aotigAiroj y a ?8?-8i? 3 'L\Z 6S?-8S? 9^3 'Z X 'I ?81 H si 3tf apoBa"19. HeJioBeK A.ct. LUenoTeB - Oeaop FpHropbeB roBopHJi o CBOCM rocyaape: „Ibcyaapb ae Haiii BceMy CBeTy CBeT"20. 3TO flOBOJibHo pacnpocTpaHeHHoe MHeHHe: „^HBeń ae Ca'-' • ECJIH rocyaapaMH B CBOHX 3eMnax — KOHKypeHTaMH BenHKoro rocyaapa uapa H BenHKoro KH33H BbicTynanH ae™ 6oapcKHe, TO rocyaapcTBeHHbie KpecTbaHe — uapcKHe noaaaHHbie CHHTanH ce6a OT ronoBbi ao nflTOK rocyaapeBbiM HMymecTBOM, a COOTBeTCTBeHHO H HenpHKOCHOBeHHblMH. B 1627 r. KypCKHH TIOpeMHblH CTOpO» Ha óeceay y AHTOHa nnoTHHKa noxBajianca cBoeń 6opoaoft: „y MeHa ae TaKOBa TK 6opoaa, HTO y rocyaapa". A Koraa CMH 6oapcKHń CepbiS CepreeB nojie3 B apaKy 3a rocyaapeBy necTb, nbiTanca ocaaHTb ero cjioBaMH: „He aepH ae Moeń 6opoaw, MyacHK ae a rocyaapeB H 6opoaa ae rocyaapeBa"25. Boo6me npn ccopax, KaK 3TO HH napaaoKcaubHO, cjibimajiocb BeJiHHaHHe rocyaapa. Pacnpa aByx aeTeń 6oapcKHx H3 r. HOBOCHJIH conpoBO^caanacb yBepeHHeM oÓHHceHHOro: ,J\& cnoaH ae rocyaapb 3aopoB 6bui, a TM ae MHe HHHero He yHHHHUib". HanaaaBuiHH — Heicro BacHJiHH IlojiaHCKHH noKa3aji KyKHm H 3aaBHJi: „BOT ae Te6e H C rocyaapeM". Ilo apyroń BepCHH CeMeH /],aHHJioB yrpo>Kaji: „Mbi ae Ha Te6fl, BacbKy, noóbeM nejioM rocyaapio aa ocnoan ae rocyaapb 3aopoB 6biJi"26. B 1636 r. cy3aanbCKHH „ry6Hbix aen MacTep", a nonpocTy nanan A(J)OHa HBaHOB cnpauiHBaji y CBoero aoMOxo3aHHa ryÓHoro atanKa C.T. OHTponoBa: „3a HTO TW MeHH naeuib H 6beuib? J\a ocnoan, rocyaapb, 3aopoB 6HJI, He nań MeHa H He 6eH. CHJibHbix y rocyaapa HCT". ^banoK OTBCTHJI: ,^3 ae, MyacHK, caM uapb". Ho noTOM, HcnyraBUiHCb, cMarnun CBOIO (J)opMyjiHpoBKy: ;vH3 caM rocyaapb B CBOCM riopoń „rocyaapeBbi yiira" cjibiuiajiH, KaK BeJiHHaHHe 3aKOHHoro rocyaapa CMeHanocb HJIH K HeMy ao6aBnanocb BenHHaHHe JI^ceaMHTpHa. TaK 6bino B ropoae HOBOCHJIH B aHBape 1624 r.: Ha 6eceae y TaMomHero nyuiKapa JlaHunu AHapeeBa apyroń nyuiKapb AHapeń Jfydeueu, 3aaBHn ocaaHoń rojioBe CTenaHy PxeBCKOMy, „HTO6 ae 3aopoB 6biJi rocyaapb KHH3b /JMHTPHH HBaHOBHH Bcea Pycnn"28. B 1622 r. B KonoMHe HeKOTopbie Bbixoaubi H3 HepKac eme óbinn yBepeHbi, HTO „uapb aCHB"29. 3TO nOKa3bIBaeT yaHBHTejlbHyK) CTOHKOCTb CHMnaTHń K xoTa co BpeMeH CMyTbi npoiuno y»ce 10 H óonbiue 19TaM»ce, X=56, C. 71. ....... 20TaM)Ke, N° 115, C. 187. 21 Tain *e, N° 39, C. 46. 22 Tain ace, N° 143, C. 234 (24 III 1650). 23TaM*e, tfo 156, C. 262. 24TaM*e, N° 73, C. 131. 25TaM5Ke, N° 43, C. 49. 26 H. HoBOM6eprcKHH, Cnoeo u dejio ..., N° 272, C. 508-515 (1644). 27 TaM »e, X» 241, C. 439-443 (20 V 1636). 28TaM»e, X? 10, C. 10. 29 TaM *e, X» 236, C. 428. 127 Anna Ł. Choroszkiewicz IlpnBfl3aHHocTb HacTH HacejieHHH K „BopoBCKOMy" uapio o&bacHaeTca jierKO. MHxanji OeaopoBHH He CHHCKaji yBa»ceHHa CBOHX no;waHHbix. HHoraa no3TOMy conpoBO^aanocb BecbMa HenecTHOH xapaKTepHCTHKOH npaBamero qapa: „...aasi ae Eor CMHpHa"30. Epo^Hna H Hflea npH3HaHHa HecKOJibKHx uapeń: ,JJa ocnoflH ae HaM aecaTb napefi, eme ^e 6w Toro Jiynuie 6bino". BnponeM, H BocnoMHHaHHa o apyrHx npe,amecTByiomHx uapax, B nacTHocra, uape Bopnce, 6binH nopoH He oneHb necTHbiMH. Ap3aMaccKHH KpecTbaHHH B HHBape 1633 r. 3aaBHfln: „HbmeiiiHero jxe rocyziapa H He cnbiuiHT, CH,aeji ae uapb Bopnc H Hac He acanoBan, HHO ae Toro He crrano, a 6bin ae H Myap"31. Me5K^y npoHHM, eme B 1627 r. B a. BonocoBHue ryjiamHH neuoBeK BacHUHH Jlocb B rocTax y KpecrbaHHHa pacneBan necHH npo uapa Bopnca, oflHaKO neji OH „Heropa3ao npo GbiBiuaro uapa", 3a HTO H noaseprca ynpeicy co CTOPOHM KpecTbaHHHa MoneHCKoro MOHacTbipa, TOTHac aoGaBHBUiero: „J\ZM. ae, rbcno,an! 3aopoB 6bin TM, BCJIHKHH rocyaapb". Ho BacmiHH Jlocb He ycnoKonuca H roBopnir „npo Te6a, rocyaapa, Henpnroacee CJIOBO H c Jiaeio". EMy He yaajiocb H36erHyTb HaKa3aHHa32. Cnoco6bi noHoiueHHa rocyziapeBa HMCHH BbimenepeHHCJieHHMM He orpaHHHHBajiHCb. B cy3aanbCKOH TiopbMe B 1639 r. (aocTOHHOe MecTO aJia npocjiaBJieHHa uapa...) „cTajiH BejiHHaTb TBoe rocyaapeBO uapeBO MHorojieTHoe 3flpaBHe", a TaMOiiiHHH 3aKJHOHeHHbiń - „TiopeMHbiH CH^ejieu" CeHbKa BWK ao6aBHJi: „IJapcTBO He6ecHoe"33. MoacaficKHH noca^CKHH HCJIOBCK EcJmouiKO BoxojiflHH, 6y«yHH Ha CBa^b6e B Mae 1650 r., npncoeaHHHJi coócTBeHHyio nepcoHy K BenHHaHHK) ijapa: ,,6bin 6bi ae 3flopoB uapb rocyzjapb H BC^HKHH KHa3b AjieKceń MHxańJiOBHH Bcea Pycn aa a, EBTIOIUKO, apyroń"34. Heo^cHaaHHbie CJIOSCHOCTH H3-3a rocynapeBoił nauiH H BejiHHaHHa rocyaapa npOHCXOaHJ!H npH KOHTaKTaX C HHO3eMUaMH. B 1635 T. B ITeHepCKHH MOHaCTbipb H3 IlcKOBCKoro HeMeuKoro rocTHHoro asopa npHexajiH flBa ToproBbix HeMua -BHJIHMKO HcaKOB („JIIOÓCKHH HeMeu") H K)pKO JIio6HaHHH H B rocTax Ha o6e^e y nenepcKoro ^cnjibua MaTBea IlaxoMOBa CTajiH nHTb nauiH (KOBIIIH) „npo TBoe rocyaapeBO MHorojieTHoe 3^opoBbe". IlpHcyTCTBOBaBiiiHH Tyr HCMHHH H3 K)pbeBa JlHBOHCKoro ^Ky6KO AHypeHHOB „npoTHB rocyflapeBoń MauiH He BCTaJi, H uuianbi He cHaji, H nauiH rocyaapeBoń He nmi" (jiK)6onbiTHbie noapoÓHOCTH o caMOH npoue^ype). B OTBCT Ha Bonpoc jno6HaHHHa lOpna ,Jpia nero ae TH C HaMH npo rocyzjapeBo MHorojieTHoe 3apaBHe naiiiH He nbeuib?" iopbeBeu OTBCTHJI, HTO „HM, , npoTHB TBoero rocyaapeBa HMCHH He BCTaBaTb ana Toro, HTO HM, CBennaM, c TO6OK), rocynapeM, BOHHa"35. /IOHOC Bbi3Ban HecoMHeHHoe 6ecnoKOHCTBO H 6bm nepeaaH Ha paccneaoBaHHe B riocojibCKHH npHKa3. TaKHM o6pa3OM, CBeaeHHa MapTHHa FpyHeBera o cnoco6e BejiHHaHHa rnaBbi rocyaapcTBa noflTBepac/jaJOTca H pyccKHMH HCTOHHHK3MH, npaBaa, óojiee no3aHero , OTCToamHMH OT BpeMeHH cocTaBJieHHa „3anHCOK" FpyHeBera He MeHee, Ha neTBepTb BeKa. BH^HMO, 3Ty ycTOHHHByio TpaAHUHio He CMOFJIH CMCCTH 6ypH CMyTHoro BpeMeHH. K 3TOMy MO»CHO ao6aBHTb HeMHoroe. 30TaM)Ke, N° 34, C. 43. 31 TaMHce, N° 56, C. 71. 32 H. HoBOMÓeprcKHH, Cjioeo u deno ..., N° 33, C. 42. 33 Taiu *e, JV« 192, C. 339. 34 Taiu 7Ke, N° 142, C. 233. 35 TaM ace, N° 225, C. 401-402. 128 rocyiiapH poccHaHHHa - CTaTb caMOMy uapeM. OJJHH H3 paccica3OB npcuuiecTByeT cio>KeTy reHHaubHOH nymKHHCKoii „CKa3KH o 3OJIOTOH pw6Ke". TojibKO MecTO fleficTBHfl - He 6eper Mopa, a ropoa E(J)peM, .upyrofi HCXOA. H TOHHO yKa3aH roa - 1648-OH. MojioflHue — coacHTejibHHue nyuiKapa C.H. KapnaneBa Araneńue npHrpe3Hnca MyneHHK HHKHTa, KOTopbiń nooóeman, HTO ecjiH nyuiKapb nepecTaBHT H36y, aa eme npHcrpoHT ceHH, TO B HHX 6yaeT cH^eTb MOJiojjHua, a caM nyuiKapb OKaaceTCfl „Ha uapCTBe". PeKOMeHflaiiHK) MyneHHKa HHKHTH KapnaneB CTaparenbHO HcnonHHJi. „He Bepb B COH",- raacHJi uapcKHH yKa3, npeanHcaBiUHH „6HTb Toro MyacHKa 6aTorH"36. IIopoH He HyacHO 6bino H cHa, HTO6H MeHTaTb o CBOCM CBCTUOM 6yaymeM. IlonaBiiiHH B Kany»KHKH, uapb" HJIH „uapHK"37. CMyTHoe BpeMa, CTpHpoBaBiuee nerKOCTb npeBpameHHH aaBHO yconmira H eme HCHBHX npeTeH-aeHTOB Ha npecTOJi B aKTHBHo aeHCTBOBaBiiiHx uapeK, nopoaHJio aonro acHBiiiHe HJIJIIO3HH o aocTynHOCTH 3Toro npecTOJia. PyccKHe MaTepHajibi noKa3biBaioT, HTO cnoco6 BejiHnaHHH rocyaapa, onHcaHHbiii rpyHeBeroM, 6biji pacnpocTpaHeH He TOJibKo cpe^H BepxoB, HO H cpe^H HH3OB pyccKoro o6mecTBa - KpecTbHH H nocaacKHX jHOfleft. B HeM oneHb OTHCTJIHBO Bbipa3HJiHCb TeHaeHUHH npouapHCTCKofl HfleojiorHH, KOTopaa TaK npoHHO rocnoACTBOBajia B MeHTajiHTeTe POCCHHH B XVII B. H no CHX nop aaeT ce6a 3HaTb. HeKOTopbie nonbiTKH coxpaHeHHa coócTBeHHoro ^ocTOHHCTBa, npHHHMaBiiiHe HHorzia KOMHnecKH ypo^JiHBbie (J)opMbi38, noflaBJiHJiHCb ^cecTOKO. FIOHTH Kaacabiił H3 06BHHeHHbIX B OCKOpÓJieHHH HHHHOCTH rOCyaapfl TeM HHH HHbIM CnOCO6oM 3a 3TO — TiopeMHbiM 3aicnioHeHHeM HJIH TenecHbiMH HaKa3aHHHMH. rocyaapa HMCJIO o6opoTHyio cTopoHy — yHH>KeHHe JIHHHOCTH ero noaaaHHbix. O6 3TOM TpyHeBer He Hanncaji, HO 3TO CO K H3 noaTBep»caaK)mHx ero coo6meHHe pyccKHx 36 TaM ace, JV» 135, C. 224. 37 Taiw *e, Jfe 52, C. 63-66. 38 TaK, CbiH 6oapcKHfi A.C. UlenejieB B siHBape 1646 r. cnb»Hy, 3aapaB Hory Ha CTOJI, o5bHBHu: „y MeHH ae Hora jiymiie rocyaapa uapa H BejiHKOro KHS3» AjieKcea MHxaHjioBHMa Bcea Pycw" (TaM tKe, K» 79, C. 137). A flbHMOK uepKBH A({>aHacHa H KHpHjuia, npH3HaBas, HTO „rocyaapb ae uapb Bor 3eMHOH", aejiaji CJiaóbiii HaMeK Ha ero paBeHCTBO co CBOHMH noaaaHHbiMH: „a A H MOJiHTca", TaM »ce, X» 299, C. 553 (12 IV 1649). 129 '-:i;-;:f. !.r,r. '?! .:.--U-i.MiTV;j.ir: :v.--^..r<; Kanon Wilczej Legendy zawarty w tekstach latopisarskich rozwinął pod koniec XVI w. Maciej Stryjkowski w obu kronikach12. Tekst jego wraz z ode słaniami do pokrewnych przykładów biblijnych i starożytnych, ze względu na upowszechnienie go drukiem i dużą jego poczytność, stał się podstawo wym przekaźnikiem tej legendy na przeciąg kilku stuleci. Z kolei jednym z dalszych jej nośników były wersy Pana Tadeusza (IV, 7-11), w których śpią cy Giedymin . „marzył o wilku żelaznym, i zbudzony, za bogów rozkazem wyraźnym Zbudował miasto Wilno, które w lasach siedzi Jak wilk pośrodku żubrów, dzików i niedźwiedzi". "',; W wersji Mickiewiczowskiej znajduje się wprawdzie kilka odstępstw od właściwej treści legendy, jak ta, iż Giedymin nocował „na Ponarskiej górze", a nie w dolinie Swintoroga, wypada mu to jednak wybaczyć, tym bardziej że i Stryjkowski dopuścił się też pewnych odchyleń w porównaniu z podstawą latopisarską. Między innymi zracjonalizował on poniekąd postać żelaznego wilka jako nie tyle wykutego z żelaza, ile - może na wzór rycerski - „jakoby żelazną blachą warownie przeciw wszelkim postrzałom uzbrojonego". Zmienił on też nieco oznaczenia wzgórz nad Wilenką, których nazwy, nakładając się na siebie, mogły stwarzać nieporozumienia. Od wyjaśnienia tych kwestii zależy odpowiedź na pytanie, gdzie wył ten wilk i co jego wycie przyniosło. Fabuła Wilczej Legendy toczy się dwoma, niejako równoległymi nurtami. Pierwszy z nich, to opowieść łowiecka: Giedymin wyrusza z Trok na łowy i na górze wznoszącej się nad rzeką Wilna (Wilenką) zabija tura, dlatego góra ta nosi nazwę Turzej (Turowej). Mimo pozorów realizmu, opowiadanie to ma cechy toposu wpisanego w szerszy motyw władcy zbłąkanego na łowach lub pokonującego groźnego zwierza. Przykładem może tu być legenda o założeniu szwajcarskiego Berna, w miejscu gdzie książę Berthold V, postać historyczna, ubił w 1191 r. wielkiego niedźwiedzia. Tradycja ta, nawiązująca do nazwy miasta, jest żywa i pielęgnowana do dzisiaj. Inny przykład, to legenda 0 dognaniu i zabiciu tura przez wojewodę mołdawskiego, Dragosza, stano wiąca objaśnienie i uzasadnienie wyobrażenia bawolej głowy na pieczęciach 1 monetach tego władcy, pojmowanej jednak jako głowa tura13. Istotnie, ten groźny i przysłowiowo silny zwierz nadawał się znacznie lepiej niż wół, lub bawół, jako nośnik legendy o początkach miasta lub państwa. Wnosząc z tych, a także z innych, analogicznych przykładów trzeba jednak pamiętać, iż podobne legendy stanowią zazwyczaj wtórną nadbudowę w stosunku do realiów historycznych, a nie odwrotnie. Również w przypadku łowów Giedymina wydaje się najbardziej prawdopodobne, że to nazwa 11 Zob. wyżej: przyp. 3. 12 M. Stryjkowski, Kronika polska, litewska, żmudzka i wszystkiej Rusi, Warszawa 1846, s. 369nn; tenże, O początkach, wywodach, dzielnościach... stawnego narodu litewskiego. War szawa 1978, s. 324n. 13 V.N. Toporov, Vilnius..., s. 44. 146 Gdzie wył ten wilk? góry Turowej lub Turzej, połączona z tradycją założenia miasta, zainspirowała legendę o ubiciu na niej tura, uzupełnioną następnie o wątek snu i wilczego wycia. Być może wersja ta była wykształcona już w początkach XV w. lub nawet wcześniej, skoro w tradycji zapisanej przez Stryjkowskiego rogi tego tura „złotem oprawione, miasto zacnych klejnotów długo w skarbie chowano, aż do czasów Witołdowych, a Witold, iż pospolicie z tych rogów na wszelkich biesiadach i częstowaniu posłów postronnych pijał, tedy jeden darował za wielki upominek cesarzowi rzymskiemu, Sigmuntowi, królowi węgierskiemu, na onym sławnym zjeździe królów i książąt w Łucku, roku 1429"'4. Rogi te, poczytywane dzięki legendzie za łowickie trofeum Giedymina, pełniły więc funkcje symboliczne, parainsygnialne, podobnie jak różne relikwie „odnajdywane" w dobie średniowiecza. Drugi nurt opowieści, bardziej rozbudowany, prowadzi do sedna legendy, jakim jest sen Giedymina. Opowieść ta jest pozornie mocno osadzona w realiach topograficznych, identyfikacja ich budzi jednak pewne wątpliwości. Tak więc Giedymin po udanych łowach postanowił przenocować „na łące Swintorozie", określanej też jako „dolina". Najprawdopodobniej jest to równina u stóp Góry Zamkowej, w pobliżu i na miejscu katedry, ciągnąca się w kierunku ujść Wilenki do Wilii, tworzących cypel nazwany „rogiem". Termin ten, po litewsku „ragas", występuje wielokrotnie na oznaczenie przylądka, półwyspu na brzegu jeziora lub rzeki. Natomiast człon pierwszy nazwy doliny „Świętoroga", znany też z nazwy Święcian oraz rzeki Świętej (Szwentoji) jest tu najpewniej następstwem tradycji, iż w tym miejscu miały być palone zwłoki wielkich książąt litewskich, a także możnowładców. Tradycja ta zapisana i wzmiankowana łącznie z Wilczą Legendą, przypisuje ustanowienie tych „zglisk" księciu Swlntorogowi (Szwentaragis) - zachodzi tu oczywiste przeniesienie nazwy topograficznej na osobową, pozbawioną jakichkolwiek podstaw historycznych lub onomastycznych. Zwrócono jednak uwagę, że łaciński wyraz „rogus" oznacza „stos drew, na którym palono umarłych"15. Może więc jest to kolejny przykład zbieżności leksykalnych 11-tewsko-łacińskich, leżących u podstaw legendy o rzymskim pochodzeniu Litwinów, a wykorzystywanych także przy innych okazjach. W przypadku „doliny Świętoroga" mieli tu spłonąć nie tylko książęta bajeczni, sam Świętoróg i jego synowie, Skirmunt i inni, ale także późniejsi, w pełni już historyczni władcy, jak Kiejstut i Olgierd, mimo iż ten ostatni, jak wiadomo, został spalony na stosie nie w Wilnie, lecz pod Mejszagołą. Tradycja owych „zglisk" jako obszaru sakralnego, powiązanego z krainą zaświatów, była więc w późniejszych wiekach mocno ugruntowana i tu właśnie najsnadniej można było przypisać Giedyminowi jego sen profetyczny. Według słów latopisu Giedyminowi śniło się „isz iakobi na górze, którą zową Turowa, a teraz Lisa stoi wilk żelazny wielki, a w nim riczy iakobi sto wilków było". W tym pozornie jasnym zdaniu mieści się pytanie, o którą górę w istocie chodzi. Maciej Stryjkowski rozwijając tekst latopisarski doda- 14 M. Stryjkowski, Kronika..., s. 370. : " .-..<••? 15 M. Baliński, Historia miasta Wilna, t. I, Wilno 1836, s. 8. O Świętorogu szerzej, lecz nie zbyt przekonywająco: G. Beresnevićius, Baltu, religines reformos, Vilnius 1995, s. 135-196, a zwłaszcza s. 169-175. Też V.N. Toporov, Vilnius..., s. 42nn. Ryszard Kiersnowskl je, iż Giedymin ubił tura na tej górze „gdzie dziś wyszny zamek wileński, którą to górę od tego tura i dziś Turzą górą zowią". Jest to więc wskazanie na dzisiejszą Górę Zamkową, wcześniejszy latopis dodaje jednak, że górę tę „zo-wą Turową a teraz Łysą" Zachodzi tu więc potknięcie gramatyczne i logiczne, gdyż dwa wyrazy, „zową" i „teraz", zawarte w jednym zdaniu wskazują na aktualność obu nazw, „Turowa" i „Łysa". Ponieważ przysłówek „teraz" musi oznaczać czas powstania latopisu, to czasownik „zową" jest wynikiem albo pomyłki pisarza, który użył go zamiast „zwano", albo jest to ślad dwóch różnych tekstów latopisarskich mechanicznie tu połączonych. Poprawny tekst omawianego zdania brzmiałby więc: „którą zwano Turową, a teraz zową Łysą", co wyznaczałoby następstwo nazw tej samej góry, wcześniej Turowa, później Łysa. Powyższe trudności interpretacyjne dostrzegał już Stryjkowski. Latopi-sarski wyraz „teraz" zastępuje on wszędzie wyrazem „dziś", potwierdzając tym aktualność odpowiedniej nazwy także u schyłku XVI w., zarazem jednak zamiast pisać o górze Łysej jako tożsamej z górą Turową, podaje, iż Giedymin polował w puszczy „między górami, które dziś Łysymi zową". W ten zręczny sposób autor podzielił obie nazwy między dwie różne góry, a stosując liczbę mnogą umożliwił niemal dowolną, bezkolizyjną interpretację tego zdania. Nie wyczerpuje to jednak listy pytań i wątpliwości. W kolejnym ustępie latopisu, poświęconym budowie przez Giedymina zamku, pojawia się zwrot „na Krziwei górze, którą teraz zową Lisa". W innym kodeksie takie samo sformułowanie dotyczy też snu Giedymina. Zamiast góry Turowej jest tam wymieniona góra „kotoroju zwali Kriwaja teper Łysa-ja"16. W sumie więc mamy trzy nazwy, góra Turowa, Łysa i Krzywa. Są one powiązane stosunkiem następstwa, wyrażającym się w określeniach „teraz" i domyślnym „dawniej". Uwidacznia to poniższe zestawienie: Dawniej Turowa Turowa -Krzywa - Teraz Łysa Łysa Z formalnego punktu widzenia można by sądzić, że wszystkie trzy nazwy dotyczą w istocie tej samej góry, używane kolejno lub wymiennie. Wiążą się one jednak nie tylko z legendami i snami, ale i z realiami w postaci istniejących tam grodów. Wedle Wilczej Legendy dwa z nich wzniósł Giedymin: gród dolny na Świętorozie, w miejscu zwanym, wedle Stryjkowskiego, Krzywą Doliną: drugi gród miał powstać „na Krzywej Górze, zwanej teraz Łysą", ale według Stryjkowskiego był to zamek „wyszny", zbudowany na Turzej Górze. Obie te lokalizacje odpowiadają położeniu zamków górnego i dolnego, znanych Stryjkowskiemu z autopsji. Uprzednio jednak, w XIV w., istniał jeszcze jeden gród wileński, nie znany latopisom, ani też Stryjkowskiemu, a poświadczony najlepiej z nich wszystkich przez wcześniejsze źródła polskie oraz krzyżackie. Był to Krzywy Gród notowany jako Castrum Cu.rvu.rn, „Krziwigród", „Krzy-wogrod", „Krzywizamek", zdobyty i spalony w 1390 r. przez Krzyżaków 16 Kodeks Olszewski Chomińskich (wyd. St Ptaszyckl), Warszawa 1932, s. 24. 148 Gdzie wyj ten wilk? i współdziałającego z nimi Witolda, podczas gdy zamki Górny i Dolny, obsadzone przez polskie załogi oparły się najazdowi. Położenie Krzywego Grodu budziło jednak kontrowersje badaczy. Nie wchodząc tu w poszczególne hipotezy i argumenty, za najtrafniejszy wypada uznać pogląd o posadowieniu tego grodu na wysokim, urwistym brzegu Wilenki, w miejscu zwanym później Górą Bekieszową17. Świadczy o tym m.in. rozległa warstwa spalenizny oraz militaria ujawnione w toku prac archeologicznych, przeprowadzonych tam przed wojną. Wydaje się oczywiste, że nazwa Krzywy Gród koresponduje ściśle z nazwą Krzywa Góra, określającą więc czy to sam występ Góry Bekie-szowej, w znacznej części urwany już przez Wilenkę, czy też - szerzej - całą panoramę amfiteatralnych wzgórz nad tą rzeką. Zakole Wilenki opływającej łukiem ogród Bernardyński i rzeźbiącej ów amfiteatr w pełni uzasadnia zarówno nazwę Krzywej Góry, jak i użytą przez Stryjkowskiego nazwę Krzywej Doliny18. Z czasem jednak nazwa ta została zastąpiona przez górę Łysą. Termin ten, mający odpowiedniki w różnych językach i krajach, wskazuje na wzgórze bezdrzewne, wydzielone i z daleka widoczne. W topografii Wilna cechy te ma przede wszystkim Góra Trzykrzy-ska, stanowiąca kulminacyjną część Góry Krzywej, jeśli przyjmiemy szeroką interpretację tej ostatniej nazwy. Z Łysymi górami wiążą się nieraz, jak wiemy, tradycje i obiekty kultowe, tak pogańskie, jak i chrześcijańskie. Te drugie, mające swój archetyp w Golgocie, a upowszechnione w mnogich kal-wariach, znajdowały wyraz w ustawianych tam krzyżach. Także w Wilnie trzy krzyże zostały umieszczone na tej górze pomiędzy 1613 a 1636 r. i odtąd, acz z przerwami, górują do dzisiaj nad miastem19. Narzuciły też one górze nazwę Trzykrzyskiej, wypierając stopniowo jej określenie tak mianem Krzywej, jak i Łysej. Z Górą Trzykrzyską została też z czasem związana, zamiast tradycji kal-waryjskiej, legenda o męczeńskiej śmierci trzech, względnie siedmiu franciszkanów, którzy pod nieobecność Olgierda mieli być tam ukrzyżowani przez pogańskich mieszkańców Wilna i zepchnięci z góry w nurty Wilenki20. Jest to odrębny, szeroko rozwinięty wątek eksponujący m.in. sakralny charakter 17 W. Hołubowicz, Krzywy gród z XIV w. na Górze Bekieszowe) w Wilnie, „Wilno, Kwartalnik poświęcony sprawom miasta Wilna" 1, 1939, nr 1, s. 27-35. Odmiennie J. Ochmański, Krzywy gród wileński; próba lokalizacji, „Zapiski Historyczne" 36, 1971, z. 2, s. 57-65, co słusznie kwe stionuje A. Tautavićius, Kreivosios Pilies lokalizavimo klausimu [w:] Vilniui 650 metą, Vilnus 1976, s. 99nn; Vilniaus miesto istorija, Vilnius 1968, s. 37nn; por. Lietwjos pilys, Vilnius 1971, s. 25nn. 18 Nazwę tę stosuje Stryjkowski tak w Kronice..., s. 372, jak w Początkach..., s. 237. W tym drugim przypadku pisze, iż Giedymin zbudował zamek Wyżny na Turzej Górze, a Niżny „na Krzywym miejscu, gdzie ogień palono bogom i trupy, skąd go Krzywym nazwano". Tekst ten może wskazywać, że nazwa „krzywy" w rozumieniu autora nie oznacza cech fizjograficznych, lecz moralne: pogańskie, obrzędowe zgliska, stanowiące „krzywe", a więc złe „miejsce". Ten wą tek nie został jednak podtrzymany w dalszej literaturze, zob. J.I. Kraszewski, Wilno od począt ku jego do roku 1750, Wilno 1840, wedle którego jednak zamek Niżny „nazwisko Krzywego no sił od imienia doliny zwanej Krzywą", a „Górą zwaną Turzą nazwano także Zamkową lub Mons Swintoroha, tamże s. 354. Pochodzenie tego ostatniego stwierdzenia nie jest jasne. 19 M. Kosman, Litwa..., s. 143; tenże. Drogi zaniku pogaństwa u Baltów, Wrocław 1976, s. 255. 20 M. Kosman, Litwa..., s. 132nn. .,-,.,.• ;; ?..;,,...•.!?,.,.--.?.?.,;>,?;,?/'• 149 Ryszard Kiersnowski tego wzgórza. Zachodzi tu raz jeszcze typowy proces dorabiania legendy do istniejącej już nazwy lub do innych realiów, w celu nadania im odpowiedniej oprawy i wyzyskania jej dla aktualnych potrzeb religijnych lub politycznych. W ten sposób, jak się zdaje, nazwa góry Turowej wygenerowała legendę o ubiciu przez Giedymina tura i tak też trzy krzyże stojące na Łysej Górze dały w XVIII w. impuls dla ukucia podania o rzekomym męczeństwie franciszkanów. Zachodzi pytanie, czy także opowieść o żelaznym wilku nie ma tu jakiegoś kreującego ją katalizatora. Zapłonem Wilczej Legendy może być sama nazwa Wilna, wobec której „wilk" stanowi najbliższy fonetycznie desygnat zwierzęcy, oczywiście w oparciu o wersję językową litewską {wilkas) lub polską (wilk), a nie ruską (wouk, wołk), podobnie jak w Rocznikach Długosza analogicznym desygna-tem stał się rzekomy książę Wilius. Może to być też echo ruskiej tradycji la-topisarskiej z XVI w., wywodzącej przodków Giedymina od Rościsławowi-czów połockich, wśród których miał znajdować się „Wid, którego ludzie zwali Wilkiem (Wołkom)", a który rzekomo był ojcem Trojdena, dziadem Witene-sa, pradziadem Giedymina. W innym wariancie tej legendarnej genealogii protoplastą rodu był Chwost, a jego synem Wilk, ojciec Trojdena. Wersje te były upowszechnione w XVIII w., także w przekładzie łacińskim21. Nie można wreszcie wyłączyć, iż wilk żelazny stanowi pogłos po istnieniu na Krzywej Górze warownego grodu, albo też, że jest to wątek właściwy różnym łysym górom jako siedzibom diabłów, demonów i czarownic. Wśród licznych i różnorodnych symboli zwierzęcych wilk ma na ogół bardzo złe konotacje, postrzegany jako upostaciowanie zła, ciemności i nocy, żarłoczności i krwiożerczości. Bywa on też wcieleniem diabła oraz wierzchowcem czarownic. Jego wycie zapowiada nieszczęście i to niekiedy ściśle określone: jeżeli wyje unosząc pysk ku górze, to będzie głód, jeśli wysuwa go do przodu - będzie wojna, a jeśli opuszcza do ziemi - będzie mór22. Oprócz tych cech podstawowych, wilk jest też częstym, negatywnym uczestnikiem bajek ezopowych i późniejszych, oraz moralizatorskich egzemplów i niezliczonych przysłów i idiomów. Osobne miejsce w tym katalogu zajmuje wilczyca będąca „znamieniem łakomstwa i niewstydliwej kobiety", jak to określa polski słownik mitologiczny z początków XIX w.23, a co ściślej oddaje - zarzucona dziś - nazwa lupanaru. Tu jednak pojawia się też wręcz odmienne znaczenie tak nazwy, jak symbolu. Wilczyca Rzymska, Lupa Capitolina, kar-micielka Bliźniąt, to w pełni pozytywny składnik mitu o początkach miasta. Wątek ten nie został jednak podtrzymany w wileńskiej Wilczej Legendzie, ani też skojarzony z mitem o rzymskim pochodzeniu Litwinów. Dopiero Mickiewicz nawiązał do niego w kolejnych wersach Pana Tadeusza (TV, 13-14): „Z tego to miasta Wilna, jak z rzymskiej wilczycy •??•??•' Wyszedł Kiejstut i Olgierd i Olgierdowicy" 21PSRS, s. 205, 413 i 573., M. Kosman, Litwa s. 300; J.I. Kraszewski, Wilno.... s. 17 i 356n; V.N. Toporov, Vilnius..., s. 48; M. Balińskl, Historja..., s. 43nn; T. Wasilewski, Początkowe dzieje dynastii Giedynima [w:| Człowiek w społeczeństwie średniowiecznym. Warszawa 1997, s. 347nn. 22 A.V. Gura, Simuolika żivotnych v słauianskoj narodnoj tradicii, Moskwa 1997, s. 156. 23 A. Osiński, Słownik mitologiczny, t II, Warszawa 1808, s. 407. 150 Gdzie wył ten wilk? Wilk stał się więc tutaj eponimem Wilna i jego symbolem. Nie mamy wprawdzie potwierdzeń dla wszystkich wysuwanych w tym związku domysłów, możemy jednak uznać za pewne, że to tu właśnie, na górze zwanej dawniej Krzywą, później Łysą, a wreszcie Trzykrzyską stał niegdyś i wył potężnie wilk żelazny, wieszcząc Giedyminowi we śnie wielkość i sławę rozłożonego u stóp tej góry miasta. 151 Anna Rutkowska-Płachcińska Utwory literackie oraz nauki rządzenia i zalecenia dydaktyczne w późnośredniowiecznych zwodach Zbiory tekstów rękopiśmiennych zawierające źródła historiograficzne zwane kolekcjami bądź zwodami1 rozpatrywano przeważnie pod kątem widzenia, kto, kiedy i w jakim celu je połączył, przyjmowano przy tym, że teksty dziejopisarskie gromadzono nie przypadkowo, lecz świadomie. Jednak zainteresowanie wzbudzić może również zestaw mieszczących się w jednym zwodzie rękopisów o różnych tematach. Punkt wyjścia niniejszego szkicu stanowi skromny zasób wpisany w grupę zwodów zawierających Rocznik Świętokrzyski2. Badano też inne, nie tylko zawierające przekazy dziejowe, korzystano też z wydań i opracowań utworów. Chronologia tematów nakazuje pierwsze miejsce poświęcić wojnie trojańskiej. Historia trojańska, średniowieczna wersja motywów homerycko--wergiliańskich, uchodziła za prawdziwy opis tej słynnej wojny. Źródłem znajomości jej dziejów był przede wszystkim utwór rzekomego kapłana z Troi, Daresa Phrygiusa3. Opowieść w tłumaczeniu łacińskim, nazwana De excidio Troiae, rozpoczynała się od wyprawy Argonautów po złote runo. Inne teksty pochodziły od Diktysa Kreteńczyka, autora - również rzekomego - greckiej Ephemeris belli Troiani, tłumaczonej na łacinę w IV w.4. Tak jak su- 1 J. Wiesiolowski, Kolekcje historyczne w Polsce średniowiecznej XIV-XV wieku, Wrocław 1967 i rec. A. Gieysztora, „Studia Źródloznawcze" 14, 1969, s. 197. 2 Roczni/c Świętokrzyski (wyd. A. Rutkowska-Płachcińska) [w:] MPH s.n. XII [dalej cyt: RS]. 3 J. Krzyżanowski, Romans polski wieku XVI, Warszawa 1962, s. 37-43. J. Mańkowski, Hi storia trojańska w literaturze i kulturze polskiej XVI wieku, „Meander" 17, z. 3, s. 137-142. We dług autora (s. 146) utwór Daresa nie był w Polsce znany, inaczej J. Wiesiołowski {Kolekcje..., s. 140): poświadczony jest pojedynczy przekaz tego dzieła. 4 Badacze niemieccy wydali w XIX w. Diktysa dwa razy, w XX w. uczynił to Werner Eisenhut Dictys Cretensis Ephemeridos belli Troiani Liberi a Lucio Septimo ex graeco in latinum sermonem translati: Bibliotheca scriptorum graecorum et romanorum Teubneriana, Leipzig 19732: Co- dices Dictys Latini (Praejatió). „Editio princeps" Diktysa ukazało się w 1470 lub 1475 r. 153 Anna Rutkowska-Płachcińska geruje tytuł, był to „suchy dziennik" sprawozdawczy zasadniczych faz kolejnych walk, kończących się klęską Trojan, lecz przynoszących nieszczęście również Grekom. Brak w nim mitycznego, genealogicznego wstępu. W Europie Zachodniej, a później w Polsce rozpowszechnione było dzieło literackie o treści bardziej rozbudowanej, moralizujące i nauczające: przeróbka prozą poematu Roman de Troie Benedykta z Saint-Maure z 1165 r. Łacińska wersja, znana pod nazwą Historia destruccionis Troiae5, zyskała w średniowieczu ogromną popularność. Jej autor, Gwidon z Columna Mes-sana, należący do ówczesnej sycylijskiej szkoły poetyckiej, w okresie tworzenia Historii sędzia w Mesynie, w źródłach występuje w latach 1242-1277 (zmarł ok. 1287 r.). Utwór ten był wielokrotnie powielany również w ówczesnym, ludowym języku włoskim, uołgare. W Europie pojawiły się liczne odpisy łacińskie6, wkrótce też przekłady na języki narodowe, przy czym pierwszym słowiańskim był czeski, z końca XIV w. Tymczasem dzieło Homera7 znano w Polsce już przed tekstem Gwidona z Columny w tłumaczeniu łacińskim, może tylko w streszczeniu. Ilias Latina już przed 1412 r. była w posiadaniu magistra Leonarda z Krakowa. Streszczenie Iliady pod nazwą Homeń liber de bello Troiano, pióra Bebiusa Italicusa, z I w. n.e., znaleźć można w zwodzie BJ 2115, pisanym w latach 1428-1445. Często w zwodach polskich spotykamy też dzieje Aleksandra Wielkiego, postaci fascynującej dla słuchacza i czytelnika, oraz nagromadzone wokół niej legendy. Skupiały się one zwłaszcza na rozlicznych wojnach króla i jego dalekich podbojach oraz na powiązanych z wyprawami egzotycznych odkryciach i przygodach, obok tego również na malowniczym obrazie szczodrobli-wego władcy. Pierwociny opowieści o Aleksandrze łączą się z dziełem aleksandryjskiego autora z III w. p.n.e., ukrywającego się pod imieniem Kalli-sthenesa8, jednego z towarzyszy i krewnego króla, później uwięzionego i straconego. Rozróżnić można dwie grupy łacińskich rękopisów Vitae Ale-xandri, pochodzących z przewodnika po legendzie zredagowanego przez archiprezbitera Leona, dworzanina księcia Kampanii, Jana III, w Neapolu ok. 960 r.9 Były to: redakcja Frutolfa, benedyktyńskiego przeora klasztoru Mi- Egzemplarz przechowywany w BJ przekazał w 1495 r. Wojciech z Brudzewa, por. J. Mańkow-ski, Historia..., s. 146. 5 Tylko w zwodzie BJ 2193 należącym do Andrzeja Grzymaly znajduje się zarówno utwór Diktysa. jak Gwidona, A. Birkenmajer, Andrzej Grzymaia z Poznania; astronom i lekarz XV wie ku, „Kwartalnik Nauki i Techniki" 1956, 3, s. 146. 6 Zwody zawierające Historię trojańską wymienił J. Wiesiołowski, Kolekcje..., s. 140-142, po cząwszy od zwodu z Biblioteki Kórnickiej [dalej cyt.: BKJ 801, gdzie wpisano RŚ. 7 Właściwe dzieło Homera przybyło do Polski z renesansowym „editio princeps" w 1488 r, zob. J. Mańkowski, Historia..., s. 144. 8 Pseudo-Callisthenes, Historia Alexandri Magni (wyd. G. Kroll), Berlin 1926. Już Aleksan der Briickner zwrócił uwagę na znaczenie wersji Pseudo-Kallisthenesa dla Zachodu, z greki na łacinę przetłumaczonego przez archiprezbitera Leona, zob. Z rękopisów petersburskich III. Po wieści: RAU WF V, 1899, s. 355nn. 9 R.M. Zawadzki, Legenda o Aleksandrze Wielkim w rękopisach polskich XUI-XVw.; zarys pro blematyki, „Biuletyn BJ" 21, 1971, s. 67-85 wymienił rękopisy i druki z Vita Alexandri. Do naj starszych należą tzw. Kodeks Eugeniuszowski (por. niżej: przyp. 12) oraz rękopis z Biblioteki Ordynacji Zamoyskich, obecnie w BN BOZ 28, przepisany w Krakowie. Vita w redakcji Frutol fa, w kopii z 1420 r. znajdowała się w Bibliotece kościoła Mariackiego w Gdańsku. Z interpolo- 154 Utwory literackie oraz nauki rządzenia chelsberg pod Bambergem w XI w. oraz liczne (120 rękopisów), interpolowane wersje tekstu Leona. Do Polski Excerptum Frutolfa trafiło w II połowie XIII w. przez Mikołaja z Rogalina, ówczesnego plebana w Sielcach. Żywot Aleksandra przyjął, w całym tego słowa znaczeniu, baśniową formę, najprzód z racji wprowadzenia ojca Aleksandra, którym miał być nie Filip, lecz udający boga Ammona król-mag egipski, Anektaban, następnie, z racji rozległej w czasie krótkiego życia aktywności wojennej i zdobywczej, jak też paru wersji przyczyn jego przedwczesnego zgonu. Zachęcały szczegółowe opisy fantastycznych bogactw w siedzibach i strojach, nie tylko Aleksandra, lecz również współczesnych mu władców. Warto też pamiętać, że do popularności Żywotu Aleksandra przyczyniło się zainteresowanie Wschodem, wzmożone wskutek kolejnych wypraw krzyżowych. Postać Aleksandra pojawiała się w kazaniach średniowiecznych, co może dowodzić, że ówczesny kler, prawdopodobnie w czasie studiów, zaznajamiał się z dziejami słynnego króla10. Inaczej niż Historia Troi i Żywot Aleksandra, opowieść o Apolloniuszu z Tyru nie ma nic wspólnego z właściwą historią Greków, warto jednak podnieść, że samą lokalizacją przypomina miejsca ważne w ich dziejach. Olbrzymią popularność uzyskały barwne przygody ApoUoniusza w krajach zachodniej Europy. Badacze utworu pochodzącego z I połowy III w. odnaleźli przeszło 60 rękopisów, w tym 19 w Niemczech i w Austrii11. Dzieje Apol-loniusza i jego rodziny weszły do zasobu literatury ludowej, pisanej w językach i narzeczach uulgares, niemieckich, angielskich, niderlandzkich, oraz w czeskim. Mimo wprowadzenia miast-państw historycznych, jak Tyr (Sur w dawnej Fenicji), Tars (w Cylicji, na południowym wybrzeżu Małej Azji) oraz innych, akcja toczy się w bajkowym świecie fantazji, przy czym jej tło - jak podniósł Elimar Klebs, wydawca i analityk utworu - stanowi hellenistycz-no-rzymska kultura, przeważająca w krajach śródziemnomorskich w okresie dominacji cesarstwa rzymskiego. Był to czas rozkwitu retoryki, a także poetyki i muzyki, chociaż nie najwyższego lotu. Apolloniusz, jak prawdziwy książę baśniowy, był również w tej mierze wzorem doskonałości. Jego mu- waną wersją tekstu Leona zachowało się 13 rękopisów z XV w. Szczegółowe dane, zob. s. 76n. Wiesiołowski wymienił też XV-wieczny rękopis przemyski, zaginiony w czasie ostatniej wojny we Wrocławiu; na s. 941-989 zawiera! Vita Alemndri et gęsta. Zbiór przemyski utworzy! bliżej nieznany Szymon Pośpiech z Jaworowa, zob. Kolekcje..., s. 131, p. 111. Zaginiony kodeks A.Z. Helcla (por. SPPP I, s. LIII) mieścił również Historię Aleksandra, zob. niżej: przyp. 26. O zbiorze (rzekomych) listów Aleksandra pisał Mistrz Wincenty „Est enim liber epistolarum Alexandri, ducentas paene continens epistolas", MPH II, s. 261 n. 10 A. Briickner zwrócił uwagę na teksty wrocławskich kazań z lat 1434-1456; kaznodzieja, prawdopodobnie dominikanin, najpewniej znał Historia AkexandriMagni de proeliis, zob. Drob ne zabytki polszczyzny średniowiecznej: RAU WF XXXIII, 1901, s. 181-184. W kazaniu fran ciszkanina z I połowy XV w. opowiedziano o spotkaniu i rozmowie Aleksandra z mieszkającym w beczce Diogenesem. W kolejnym przykładzie przytoczono zdobyty przez Aleksandra kraj dro gich kamieni, Olimp, w którym ludzie żyli w stanie niewinności, zob. M. Kowalczyk, „Biuletyn BJ" 42, 1992, s. 23 - rękopis BJ 1464, skopiowany w r. 1434. 11 E. Klebs, Die Erzdhlung von Apollonius aus Tyrus; eine geschichtliche Untersuchung uber ihrelateinischeUrformundihrespaterenBearbeitungen, Berlin 1899; Historia Apolloniregisiy- ri (wyd. G. Schmeling), Leipzlg 1988. Inne wydania i opracowania zob. tamże, Conspectus libro- rum, s. XXVII; J. Krzyżanowski, Romans..., s. llln. 155 Anna Rutkowska-Płachcińska zyczne i recytatorskie zdolności ujawniły się podczas uczty u króla Tarsu, Archestratesa; znać je również u królewny, późniejszej żony Apolloniusza oraz u ich córki, Tarsji. Z polskich zwodów Historię Apolloniusza zawiera tylko tzw. Kodeks Euge-niuszowski12, natomiast razem z Rocznikiem Świętokrzyskim - jeden z po-szytów zwodu z Biblioteki Kórnickiej13. Jednak w kraju utwór ten poznawano raczej za pośrednictwem Gęsta Romanorum, łacińskiego zbioru krótkich opowiadań, połączonych prawdopodobnie w Anglii ok. 1300 r. Wkrótce dodano do nich Moralisationes - osnute na ich treści wyjaśnienia i nauki moralne. Średniowieczne rękopisy Gestów są bardzo liczne14, do końca XIX w. poznano ich około 150, przy czym 12 rękopisów powstało na ziemiach polskich15; drukiem wydawano je od 1472 r. Z utworów czytanych i wystawianych dla uprzyjemnienia wolnego czasu nie sposób ominąć komedii pt. Poliscena16, nie tyle ze względu na jej wartość i wzięcie w Polsce, co z uwagi na jej autora. Był nim Leonard Bruni Aretinus (pochodzący z Arezzo), działający we Florencji w latach 1370-1444, gdzie sprawował liczne urzędy publiczne, w 1405 r. sekretarz apostolski, w 1426 r. ambasador w Rzymie papieskim, erudyta i pisarz, znający dobrze grekę i łacinę, używający w piśmie, oprócz łaciny, również języka uolgare -ówczesnego włoskiego. Był przede wszystkim autorem utworów historycznych, jak Commentariws rerum Graecorum, ... de bello punico (1421), ... de bello italico aduersus Gothos (1442), jak też, najbardziej znaczącego, Com-mentarius rerum suo tempore gestarum (editio princeps w Wenecji 1478 r.). 12 Tzw. .Kodeks Eugeniuszowski" (obecnie w ósterreichische National-Bibliothek w Wie dniu, sygn. 480) omówiony został szerzej przez M. Plezię Zawartość kodeksu tzw. Eugeniuszow- skiego kroniki mistrza Wincentego [w:] Cultus et cognitio; studia z dziejów średniowiecznej kultu ry. Warszawa 1976, s. 435-443. Wcześniej pisała o kodeksie H. Hofman-Madejowa. Studya nad rękopisami kroniki mistrza Wincentego, Lwów 1924 oraz J. Wiesiołowskl, Kolekcje..., s. 58-63. Zawartość zbioru przybyła do Polski z Bambergu, przywieziona zapewne przez Jakuba ze Ska- ryszewa, zw. Weksa. Autorstwo rękopisu przypisano Mikołajowi z Rogalina (w dokumentach występuje w latach 1243-1256). Zob. też M. Plezia. Kodeks Mikołaja z Rogalina, „Studia Źródło- znawcze" 36, 1997, s. 85. 13 BK 801. k. 326-330 i 343-353, pisał w 1475 r. Jan Głowaski, student Uniwersytetu Kra kowskiego w 1474 r., bakałarz w 1477 r. Przeniknięcie motywów z Historii Apolloniusza do le gend o św. Marii Magdalenie i św. Eustachym omówił W. Klinger, „Lud" 15, 1909, s. 22-26; J. Krzyżanowski, Romans polski..., s. 113. 14 Historye rzymskie (Gęsta Romanorum) (wyd. J. Bystroń): Biblioteka Pisarzów Polskich XXIX. Kraków 1894, wstęp, s. I IX. Polskie edycje są przekładem pewnej liczby rozdziałów łaciń skiego zbioru Gęsta, lecz Historię Apolloniusza przyjęto z odmiennej redakcji czeskiej. Opowia dania z Gęsta odnaleźć można w kazaniach wrocławskich, zob. wyżej: przyp. 10. 15 W kodeksie wiślickim lat. Q XVII, k.141, spalonym w 1944 r. Wojciech z Radoszyc wpisał Gęsta w 1465 r. Opis W. Semkowicza, MHP s. n. XII, s. XXIV. Zob. też BJ 1607, BN Mf 8367; BK 13 - Gęsta pisał w 1448 r. Andreas de Grodzisko, w 1449 r. jako Andreas Stephani wpisany na Uniwersytet Krakowski. Zob. też BUWr I F 754. Mf 6403 (XV w.). 16 A. Birkenmajer. Andrzej Grzymala..., s. 413; 420: wymienił rękopis Czart. 1315 (opis W. Semkowicza, MPH, s.n. XII, s. XLI). Comedia nova Poliscena (BJ 1954, BN Mf) wraz z innymi utworami była darem Grzymały „pro libraria artistarum"; we własnym księgozbiorze Grzyma- ła posiadał starszy opis komedii. F. Bujak, Dwa przyczynki do historii Uniwersytetu Jagielloń skiego, II. Przyczynek do historii humanizmu na UJ: RAU WF XXXIII, 1901, s. 363: Maciej z Przedborza jako „extraneus" (docent) objaśniał świeżo wydaną komedię współczesnego wło skiego humanisty, złośliwego Aretina, pt. Poliscena, w 1519 r. 156 Utwory literackie oraz nauki rządzenia Około 1430 r. napisał Żywot Arystotelesa, wartościową biografię, pełną uznania dla filozofii Arystotelesa - jak podniósł Marian Plezia - w pięknej humanistycznej łacinie17, jednak rzadko czytaną i wykorzystywaną. W polskich zwodach można rozpoznać śładyjego rozlicznych zainteresowań oraz kontaktów z ówczesnymi pisarzami, jak też łacińskich przeróbek rzekomych mów i listów Demostenesa do Aleksandra Wielkiego18. Brak obszernych utworów historycznych jego autorstwa, natomiast natknąć się można na przeróbkę historii miłosnych Giovanniego Boccaccia19. W przechowywanych w Polsce kodeksach rękopiśmiennych pośród tekstów teologicznych i filozoficznych gęsto umieszczano łacińskie przekłady pism oraz komentatorów wielkiego filozofa, Arystotelesa, wzoru i przewodnika teologów i filozofów scholastycznych. Obok przypominania prawdziwych dzieł Arystotelesa, rozpowszechniano rozliczne teksty pisane na jego modłę. Były to pisma zwane Auctoritates, zawierające przykłady, oceny, wzory wraz ze słynnym Liber de porno sive de morte Aristotelis, a także listy filozofa do Aleksandra z lat 340-330 p.n.e.; ostatnim był uznany za autentyczny polityczny memoriał z 330 r., omówiony i wydany przez Mariana Plezię20. W pismach pochodzących z przełomu starożytności i średniowiecza wielokrotnie pojawiały się wiadomości o nauczaniu przez Arystotelesa młodego Aleksandra, syna Filipa, króla macedońskiego. Jednak rzeczywisty udział filozofa w nauce i wychowywaniu Aleksandra, przedstawiany jako znaczący, był krótkotrwały. Przyczyną tego były kolejno: regencja Aleksandra podczas wojny Filipa z Trakami w 340 r., następnie dowództwo nad oddziałami jeździeckimi w bitwie pod Cheroneją, w Beocji, w 338 r. Śmierć Filipa w 336 r. oraz objęcie rządów przez syna, wówczas dwudziestoletniego, położyła kres dalszej edukacji młodego króla. W średniowieczu rozpowszechnione były adresowane do Aleksandra, a pochodzące rzekomo od Arystotelesa wskazówki rządzenia państwem z załączonymi przepisami higieny. Przekazywano je tradycyjnie pod nazwą Secretum secretorwn, przejętego z typowego ujęcia arabskiego, wprowadzanego w tekstach uważanych za tajemne. Jan Hispalensis vel Jan z Toledo (Żyd zatrudniony przy szkole w Toledo, ochrzczony przyjął imię Jan) przetłumaczył na łacinę21 (ze skierowaniem do nie wymienionej z imienia królowej hiszpańskiej) wskazówki dla utrzymania zdrowia, jako ekscerpt z większego dzieła arabskiego. W Europie Zachodniej bardziej popularne było Secretum secretorwn przełożone ok. 1227 r. przez Filipa z Trypolis dla biskupa Gwidona z Walen- 17 M. Plezia, Od Arystotelesa do Złotej Legendy, Warszawa 1958. Postać Arystotelesa w legen dzie średniowiecznej, s. 385. 18 Epistulae, BJ 519 i 2499; Praefationes: inXenophontis libellum De tyranno, BJ 519 i 3245; ...in libros Basilli Magni Graeci, oraz tłumaczenie księgi Bazylego z greki na łacinę. BJ 3245; Pro logus in Platonis Phaedonem, BJ 519; Oratio Demosthenis octaua contra Philippum regem, tam że: Dialogus Leonardi Aretini ad Petrum Paulum Justinopolitanum. zob. niżej: przyp. 26. 19 Leonardus Aretinus, De duobus amantibus exBocacdo vulgari... transtulit in latinum, BK 295. 20 M. Plezia, Arystoteles i Aleksander Wielki, „Roczniki Filozoficzne" 16, 1968, z. 1, s. 43-54. 21J. Brinkmann, Die apokryphen Gesundheitsregeln des Aristotelesfur Alexander den Gros- sen, in der Uebersetzung des Johann von Toledo, Leipzig 1914, s. 39-46. ter Anna Rutkowska-Płachcińska cji22 ponownie opracowane w 1257 r. przez Rogera Bacona. Ten właśnie utwór można znaleźć najczęściej w zwodach polskich23, w tym we wspomnianym już BJ 228, na k. 481-516. Po introdukcji i spisie spraw omawianych w tekście (f. 483r-484r) następuje nauka rządzenia24, w której fortitudo, sapientia, iustitia, largitas, castitas, misericordia wymienia się jako cnoty wymagane od każdego władcy. Nie brak też wskazówek konkretnych: gromadzenie zapasów ziarna zbożowego i jarzyn dla zapobieżenia klęsce głodu; zakładanie w królewskich miastach uczelni dla młodzieży. Nie pominięto też stwierdzenia, że annales et gęsta regalia memorie melius commendarunt. Strony od 502 do końca zawierają przepisy zdrowotne wraz z fizjonomiką, określającą wewnętrzne przymioty człowieka według oznak zewnętrznych, koloru włosów i oczu, rysów twarzy, kształtu rąk i nóg. Regiminaprincipum znalazły też oddźwięk we wskazówkach opracowanych przez Tomasza z Akwinu dla króla Cypru, Hugona II, w 1266 r., jak też w przepisach zdrowotnych Arnolda z Villa Nova, pochodzącego z Katalonii lekarza i alchemika (żył ok. 1240-1311 r.)25. Sumując powyższe szkicowe uwagi wolno stwierdzić, że obraz późnośredniowiecznych lektur ograniczony do przywołania pism religijnych i filozoficznych, przepisów prawa kościelnego i świeckiego oraz dziejów politycznych wydaje się zbyt wąski. W zbiory o takich tematach wtapiano bowiem nierzadko inne teksty, nie tylko rozpatrywane wyżej utwory, a więc wskazówki dla uczącej się młodzieży wraz z encyklopedycznymi słownikami, obok tego: traktaty medyczne, zestawy ziół i leków, pomocnych w spotykanych wówczas chorobach, a także przepisy pomagające ustrzec się i pokonać występujące wówczas zarazy. Jak widzieliśmy, znamienną rolę odgrywały wprowadzane do zwodów dzieła literackie, które mogły służyć wyłożeniu uznanych za najważniejsze wydarzeń z historii starożytnej, a przy tym dostarczyć przyjemności ich wysłuchania, bądź samodzielnego czytania. Wątki starożytne rzeczywiste, acz nieraz przeistaczane - i często - też zmyślone, podawano w formie barwnych opisów zdarzeń i różnorodnych przygód, zawsze umiejscowionych wśród najwyższej warstwy społecznej, królów i możnowładców. Rozmiary opowieści były rozmaite, zależnie od źródła literackiego, z którego korzystano, jak również od zainteresowania, może też czasu i cierpliwości kopisty; nie brak bowiem skrótów oraz wpisów części utworów. 22 F. Wurms, Studien zu den deutschen und lateinischen Prosąfassungen des pseudo-aristo- telischen „Secretum secretorum", Hamburg 1970. W cz. I, s. 2-119 autor wymienił 287 pozycji, w tym 266 pełnych; zestawił wersje pełne, niepełne i skrócone oraz Epistoła. Polskie zwody znał autor tylko z katalogów sprzed 1970 r., bądź z informacji pisemnych z bibliotek. Stąd informa cje nie zawsze są dokładne. 23 Z polskich zwodów: Kodeks Eugeniuszowski, k. 164-184 r; BJ 1982 (XV w.), k. 85-105; BJ 2032 (XIV w.), k. 337-355; BJ 2315 (XTV-XV w.), k.359-439 (z tytułem: Liber Moralium ąui alio nomine dicitur Secretum secretorum); BK 116 (1446-47 r.), k. 1-11 (brak początku). Inkunabuł BUWr IV 9 680, (Katalog B. Kotowskiego, Wrocław 1959, s. 74). 24 BJ 228 (ok. 1457 r., pisany przez brata Jana, benedyktyna z Mogilna), k. 481-516; BN Mf 1355. 25 Thomae Aąuinati Opera omnia III, Stuttgart-Bad Cannstatt 1980, s. 595-601 (według wyd. Marietti, 1954). Arnoldus de Villa Nova, Regimen sanitatis ad regem Aragoniae, BJ 821 (ok. 1426 r), k. 166v-171r. 158 Utwory literackie oraz nauki rządzenia Wspólnota starożytnego źródła łączy dzieła literackie ze wskazówkami rządzenia przeznaczonymi dla władców. W nurcie tym poczesne miejsce zajmują ujęte w ramy listów i wtopione już w rzeczywistość średniowieczną zalecenia, zwane de cura reifamiliaris, o kierowaniu sobą i swoją rodziną, jak również pouczenia dotyczące obyczajów i nauki młodzieży26. Wprowadzono wreszcie utwory de amore, zarówno w tytule, jak i w treści27. We wszystkich tekstach wprowadzano elementy służące zbudowaniu i nauczaniu słuchacza i czytelnika. Rzekome wskazówki Arystotelesa skierowane do Aleksandra Wielkiego stanowiły wzór późniejszych, już chrześcijańskich regimina dla ówczesnych władców. Pouczenie średniowiecznych świętych zakonników, jak - rzekomo - Bernarda z Clairvaux, ukazywały troskę o właściwe życie osobiste i rodzinne zwykłych ludzi. Utwory literackie o tematyce antycznej, oddające wszak na ogół pierwszeństwo ułudzie przed rzeczywistością, potrafiły w swej narracji nierzadko wprowadzać w różnej postaci wtręty chrystianizujące, jak w przygodach Apolloniusza z Tyru oraz w Gęsta Romanorum28. Śliskie tematy poruszane czasem w tych ostatnich, opatrywane komentarzami moralizatorskimi kończyły się zwycięstwem cnoty i ukaraniem grzesznych. '?.?:•..??(• ?«ni.i.{-v.ri Treść wojny trojańskiej potrafiła w średniowieczu i później służyć potępieniu uosobionej w Helenie przewrotności kobiet, przeciwstawianej niewieściej czystości obyczajów29. Niechętny, a nawet wyraźnie nieprzyjazny ton wobec kobiet odnaleźć można również w przytoczonej Summa de amore, 26 Do Jana de Castro Amrosii skierowany był list Bernarda de Sacra Valle w kodeksie Biblio teki Załuskich, później Biblioteki Petersburskiej II, Lat. F II 10, (1449-1457), obecnie rękopis BN III 3008, k. 89r-90r. Opis Krystyny Muszyńskiej (w maszynopisie). Rzekomy autor listu do św. Bernard z Clairvaux, założyciel klasztoru cystersów, zm. 1153 r., zob. L. Janauschek, Bibllo- graphia Bernardina, Vindobona 1891, s. VI, nr 19. A.Z. Helcel, SPPP I, s. LII, przyp. 3 wyjaśnił, że posiada stary kodeks, w którym obok opowieści o Aleksandrze W. oraz innych tekstów znaj duje się list:...epistoła Beati Bernhardi ad Reymundum nepotem suum militem, de modo et cura reifamiliaris, regendi se etjamiliam suam. Kolejny tekst listu zob. BK 817; MPH s.n. XII, s. 36n; BK 801, k. 107 (skrót listu). Inny rodzaj pouczeń zawiera Liber de ingenuis moribus et Uberali- bus studiis adolescencie P.P. Vergerii de Justinopoli (Capodistria, miasto w zatoce triesteńskiej) adgenerosum adolescentem Ubertum Carrariensem, BerL, Lat Q 239, k. 251-261 (opis w: MGH s.n. XII, s. 26) oraz Petri Pauli de Justinopoli, viii doctissimi. ad generosum adolescentem Uber- tinum de Tarracina (tak brzmi właściwa nazwa miasta, leżącego nad M. Tyreńskim, zatoka Ga- eta), BJ 3245, k. 53-86. Zob. też A. Briickner, Średniowieczna poezja łacińska w Polsce, cz. II: RAU WF VII, 1895, s. 61, gdzie opis Berl. Lat. Q 239. 27 Była to Gwalteri, Summa de amore. O autorze tekstu, którego rękopisy nazywały Andrze jem, kapelanem na dworze króla Francji twierdzono, że napisał utwór między 1186 a 1196 r. Zob. A. Briickner, Średniouueczna poezja... s. 53n. oraz tenże. Drobne zabytki polszczyzny śre- dnioioieczne IV. RAJJ WF, ser. II, XVIII, 1901, s. 179n. Autor wymieni! jeszcze jeden odpis Sum- mae de amore z 1447 r., pióra „magistri Jacobi de Liszow, professoris s. theologiae", który znaj dowała się w rękopisie nr 38 w Bibliotece Dzieduszyckich we Lwowie. Do wydania E. Trojela z 12 rękopisów Briickner dodał trzy, w tym dwa pochodzenia polskiego. 28 E. Mebs, Die Erzahlung .... s. 220-228. Opowieści z Gęsta przydatne były klerowi w reda gowaniu kazań, zob. wyżej: przyp. 10. 29 W Polsce najbardziej popularna była zwrotka z Drugiej pieśni Sandomierzanina kończąca się wierszem: „Szesnaście królów zabito / O Helenę fryjerkę przeklętą", por. Polska poezja świecka XV w.(opr. M. Włodarski): BN seria I, nr 60, Wrocław 1974, s. 92. W oryginale traktat De amore składał się z trzech części, dopiero ks. III zawierała negatywną ocenę miłości do ko biety, zob. A. Bruckner , Średniowieczna poezja..., s. 61. *.,\ .-,..? 159 Anna Rutkowska-Płachcińska gdzie księga II: De reprobacione wyraża negację wobec treści księgi I. Lecz, jak gdyby prawem kontrastu, przetkano utwór listami miłosnymi oraz ich wzorami, wynikającymi ze swoistego zainteresowania przepisującego rękopis młodocianego szkolarza. Wypadałoby wreszcie postawić pytanie, jaka była przyczyna włączania dodatkowych utworów i od czego zależał ich wybór; czy można odszukać w nim jakąś myśl przewodnią. Wyczerpująca odpowiedź nie jest możliwa. Promień światła na to zagadnienie rzuca rozpatrzenie osób odnajdywanych w pokaźnej liczbie w incipitach i explicitach utworów, w postaci pisarzy i redaktorów; analiza wykształcenia i stanowisk tych osób. Byli to często studenci, których studia czasem nie przekroczyły wstępnych nauk uniwersyteckich, lecz również bakałarze oraz duchowni niższych szczebli, zależni w tej mierze od przełożonych, bądź innych decydentów. Do grupy tej należałoby dołączyć redaktorów poszytów łączonych później w kodeksy, jak również nabywców tychże kodeksów30. Należy przyjąć, że większość zainteresowanych treścią utworów przyswajała je w opowiadaniach przekazywanych w języku ojczystym. Jednak, jak zwrócono uwagę w literaturze, istniała już grupa osób czytających samodzielnie. Barwne dzieje Aleksandra Wielkiego znajdowały czytelników w kręgach dworskiej elity kulturalnej oraz u szkolarzy. Homines litterati -świecki możnowładca, rektor szkoły, prokurator konsystorza, skryba sądowy, mistrz uniwersytetu31, czytywali, obok poważnych dzieł, również lżejsze ich odmiany. 30 Przykładowo, jeden z później połączonych poszytów zwodu BK 801 pisał w latach 1464- 1466, pochodzący z Jaszczowa Lubelskiego, student Stanisław, później bakałarz Uniwersytetu Krakowskiego. Lecz wcześniej, według notatki z 1463 r., ukończył i wygłosił Historię Troi An drzej, „baccalaureus artium", rektor szkół lubelskich. Zob. też wyżej: przyp. 15. 31 J. Wiesiołowski, Kolekcje..., s. 146. 160 Franciszek Sikora Uroczystości koronacyjne królowej Zofii w 1424 r. ???' ? ' :?"•???' '•''? '-?'? - '-. •...' 2 Tamże, X (1370-1405), s. 247; Długosz, Historiae IV, s. 206; Z. Wdowiszewski, Genealogia Ja giellonów, Warszawa 1968, s. 38, 43, 45. Por. F. Sikora, W sprawie małżeństwa Władysława Ja giełły z Anną Cylejską [w:] Personae - colligationes -facta, Toruń 1991, s. 93-103; G. Rutkowska, Itineraria żon króła Władysława Jagiełły, „Roczniki Historyczne" 44, 1998, s. 63-65, 73n. 3 Długosz, Historiae IV, s. 317-324. • -v,, , ?-. ? : „;J ..W \*\ .-. 161 Franciszek Sikora O koronacji królowej Zofii informują stosunkowo szeroko ówczesne dokumenty, zwłaszcza natury politycznej, gdyż uroczystości z nią związane były pretekstem do prowadzenia ważnych rokowań z uwagi na uczestniczących w nich gości4. Zebrane w całość te rozproszone informacje pozwalają nie tylko ocenić wartość podanych przez Długosza wiadomości, ale także uzupełnić je w wielu szczegółach i odtworzyć w miarę dokładny przebieg uroczystości koronacyjnych. Sporo wiadomości o charakterze politycznym zostało już zweryfikowanych na korzyść dziejopisa w literaturze historycznej, a ostatnio najpełniej przez Zenona Huberta Nowaka5. Niewiele konstruktywnego w omawianym tu fragmencie wniósł Rozbiór krytyczny Roczników Jana Długosza, gdyż parokrotnie bałamutnie weryfikuje podane przezeń wiadomości6. Inne źródła rocznikarskie nadal nie wykraczają poza zapisy faktu koronacji7. Pierwsza całościowa, ale ogólna relacja z koronacji pochodzi z listu z 25 marca wielkiego mistrza do komturów inflanckich, w którym informował o przebiegu koronacji królowej polskiej, obecności Zygmunta Luksemburskiego i Eryka duńskiego oraz wielu innych gości bawiących w Krakowie przez dwa tygodnie, sprzyjaniu Zakonowi przez Eryka, kopii dokumentów upublicznionego na zjeździe traktatu króla polskiego z margrabią brandenburskim, planowanym spotkaniu pełnomocników polskich i zakonnych w Nieszawie8. Nieco wiadomości o koronacji królowej Zofii i pobycie w Polsce króla Zygmunta Luksemburskiego i jego żony Barbary podał Eberhard Windecke9. Zachowała się bardzo ciekawa, niedatowana relacja o koronacji, przedstawiająca głównie sytuację tuż przed uroczystością nie nazwanej imieniem królowej. Relację tę jej wydawca Edward Raczyński nazwał: Corona-tio reginae Poloniae10. Obszerne jej fragmenty wykorzystał niegdyś Klemens Kantecki w rozprawie o Elżbiecie, trzeciej żonie Władysława Jagiełły. Nie uzasadnił bliżej identyfikowania jej z nie nazwaną imieniem królową, a tym samym datowania relacji na jesień 1417 r. Na dużą wartość tego źródła słusznie zwrócili uwagę autorzy Rozbioru krytycznego podczas we-ryftkacji przekazu D\\igosza o koronacji królowej EYibiety". Nietóedy jednak omawiany dokument łączy się - niesłusznie - z koronacją królowej 4 Większość tych dokumentów znalazła się w wydawnictwach: Liber cancellorioe Stanislai Ciołek (wyd. J. Caro), Wien 1871, Bd 1-2 [dalej cyt.: Liber cancellariae]; Codex epistolaris Vitol- di magni ducis Lithuaniae 1376-1430 (wyd. A. Prochaska), Cracoviae 1882, pars 1-2 [dalej cyt.: Codex Vitoldi]; Codex epistolaris saeculi decimi ąuinti {wyd. A. Lewicki), t. 1-2, Kraków 1876, 1891 [dalej cyt.: Codex epistolaris]; KDLit 5 Z.H. Nowak, Współpraca polityczna państw unii polsko-litewskiej i unii kalmarskiej w latach 1411-1425, Toruń 1996. 6 Rozbiór krytyczny Annalium Poloniae Jana Długosza z lat 1385-1444, t. 1, Wrocław 1961, s. 210-213. 7 MPH V, s. 959, w kodeksie gnieźnieńskim podano nawet błędną datę koronacji: 8 III 1424. 8 KDLit, s. 380n. 9 Das Leben Konig Sigmunds von Eberhard Windecke, (wyd. V. Hagen), Leipzig 1886, rozdz. 183, s. 197-200. Błędnie jednak podał, że Zygmunt i jego żona Barbara przybyli do Krakowa już 24 II 1424. 10 KDLit, s. 385n. 11 K. Kantecki, Elżbieta, trzecia żona Jagiełły, „Przewodnik Naukowy i Literacki" 2, 1873, s. 782-785; Rozbiór krytyczny..., s. 171. 162 Uroczystości koronacyjne królowej Zofii Zofii w 1424 r.12 Warto tu podnieść, że wymieniony na pierwszym miejscu wśród uczestników (bey Cronnunge der Konigynne von Poleri) koronacji królowej Zofii - gdyby istotnie o nią chodziło - wojewoda kaliski, Maciej z Wąsoszy {Her Matthis van Susschky, Woiwoda von Calis) zmarł przed 27 lutego 1424 r., a ostatni raz został poświadczony 16 listopada 1423 r. Z kolei podkomorzy krakowski i starosta łęczycki, Piotr Szafraniec (Her Schęf-frenecz Potkomorsky und Hauptmann zu Lunczicź) mógł brać udział tylko w koronacji królowej Elżbiety, gdyż starostą łęczyckim był w latach 1406-1418. Jego następcą na tym starostwie byl w latach 1418-1420 Mikołaj z Oporowa, a po nim w latach 1420-1429 - Wojciech Malski13. Panom przeciwnym koronacji król nie proponowałby w 1424 r. wyboru dowolnego kandydata do ręki jego córki, Jadwigi, ponieważ była już od paru lat zaręczona z Fryderykiem II Hohenzollernem. Omawiana tu relacja niewątpliwie dotyczy koronacji królowej Elżbiety. Ślub księżniczki Zofii Holszańskiej z królem Władysławem Jagiełłą odbył się w Nowogródku około 25 lutego 1422 r., jak podał Długosz. Za tą właśnie datą opowiedział się ostatnio Antoni Gąsiorowski, który odrzucił proponowaną przez Zygmunta Wdowiszewskiego datę 7 lutego14. Pod 1423 r. Długosz odnotował, że król po powrocie z Rusi przybył na św. Marcina (11XI) do Niepołomic, gdzie zabawił wiele dni. Tam, po naradzie z prałatami i panami, wyznaczył termin koronacji na 5 marca 1424 r. Z zaproszeniem na koronację wysłał Zawiszę Czarnego do Zygmunta Luksemburskiego, Zbigniewa Bąka z Góry Wysokiej do króla duńskiego, Eryka, a innych rycerzy do sąsiednich książąt Z Niepołomic król przez Nowe Miasto Korczyn i Lublin udał się na Litwę i zajął się polowaniem, gdyż trzeba było zgromadzić sporo dziczyzny z powodu zaproszenia licznych gości na uroczystości do Krakowa. Długosz nie wspomniał o dokumencie wystawionym 31 października 1423 r. w Medyce, którym król zwracał się do miast o pomoc finansową na uroczystość koronacji żony zaplanowaną na 26 grudnia 1423 r.15 Termin ten faktycznie został później zmieniony, co mogło nastąpić w Niepołomicach. Dokumenty nie poświadczają pobytu tam króla, nie da się go jednak wykluczyć przed 12 listopada (1 XI Przemyśl, 12 XI Tuchów), względnie po 16 listopada (15-16 XI Biecz), a przed 24 listopada (24-25 XI Opatów, w drodze na Litwę)16. Przyjazd króla do Niepołomic przewidywano na rozpoczętym 30 września wiecu generalnym ziemi krakowskiej. W sporze Piotra z Kuro-wa z wojewodą sieradzkim, Jakuszem z Koniecpola o dług 60 grzywien postanowienie rozjemców miało obowiązywać pod zakładem 100 grzywien do najbliższego św. Marcina, kiedy król będzie w Niepołomicach albo gdzie in- 12 Por. np. E. Maleczyńska, Rola polityczna królowej Zofii Holszańskiej na tle walki stronnictw w Polsce w kitach 1422-1434, Lwów 1936, s. 50; G. Rutkowska, Itineriaria..., s. 78. 13 Urzędnicy wielkopolscy X11-XV wieku; spisy (oprać. M. Bielińska, A. Gąsiorowski, J. Łojko), UDR 1/1, Poznań-Kórnik 1985, s. 126; Urzędnicy łęczyccy, sieradzcy i wieluńscy XIII-XV wieku; spisy (oprać. J. Bieniak i A. Szymczakowa), UDR 11/1, Poznań 1985, s. 87. 14 Długosz, Historiae IV, s. 283n; Z. Wdowiszewski, Genealogia..., s. 45n; A. Gąsiorowski, Iti- nerarium króla Władysława Jagiełły 1386-1434, Warszawa 1972, s. 74. Zob. też G. Rutkowska, Itineraria..., s. 77. 15 Codex Vitoldi 2, nr 1111. 16 Por. A. Gąsiorowski, Itinerarium..., s. 78. •'*'"*'" •'? •';;:" Franciszek Sikora dziej. Również 2 października 1423 r. sąd grodzki krakowski odsyłał pannę Agatę w sporze z bratem Straszem z Białaczowa i Kościelnik na termin sądu nadwornego na trzeci dzień po najbliższym przyjeździe króla do Niepołomic17. W księdze ziemskiej krakowskiej nie odnotowano tam listopadowej sesji sądu nadwornego, a zatem nie odbyła się, ale to nie oznacza, że króla tam nie było, chociażby przejazdem. Na tym miejscu warto uściślić odpowiedni fragment itinerarium króla, gdyż stanowi ono podstawę, na którą nakłada się relacja Długosza. Po poświadczonym dokumentami pobycie w Bieczu w dniach 15-16 listopada, król przebywał 22 tego miesiąca w Nowym Mieście Korczynie, względnie w najbliższej okolicy. W Nowym Korczynie odbywał się sąd nadworny, ale pod nieobecność monarchy, sądowi przewodniczyli bowiem ex commissione et mandato domini regis panowie: wojewoda sandomierski i starosta krakowski, Mikołaj z Michałowa, wojewoda krakowski, Jan z Tarnowa i marszałek koronny, Zbigniew z Brzezia18. 24 i 25 listopada król był w Opatowie, przy czym na jednym z jego dokumentów wśród świadków wymieniono tylko jednego urzędnika, mianowicie podkomorzego sandomierskiego, Andrzeja z Żelechowa. Według Długosza król z Niepołomic przez Nowy Kor-czyn, Sandomierz i Lublin udał się na Litwę. Według itinerarium jechał jednak przez Opatów, a nie Sandomierz, choć mógł wstąpić i do tego miasta. Dnia 2 listopada odbywały się roki ziemskie w Lublinie, z których trzykrotnie strony procesowe odesłano do sądu nadwornego w czasie najbliższego pobytu króla w Lublinie; przewidywano tu zatem ten pobyt. 26 listopada sądzono sprawy w Lublinie w obecności kasztelanów: krakowskiego Krystyna z Ostrowa, sandomierskiego, Michała z Czyżowa, lubelskiego, Jana ze Szczekocin, bieckiego, Domarada z Kobylan, radomskiego, Jana z Ossolina i czechowskiego, Jana z Bogumiłowic. Obecny był podkomorzy sandomierski i lubelski, Andrzej z Żelechowa, który był przy królu w Opatowie. Zjechali także starostowie: kujawski, Andrzej z Grochocic, sandomierski, Jan ze Sprowy i radomski, Przybysław Dzik z Kadłuba. Był też pisarz generalny ziemi lubelskiej, Mikołaj Cebulka z Czechowa. Panowie ci sądzili sprawy, a zatem w imieniu króla przewodniczyli sądowi nadwornemu. Jedną ze spraw odesłali do rozsądzenia przez samego króla do Parczewa. Inną sprawę, której stroną był król występujący przeciw rajcom lubelskiem, odesłano na sąd nadworny po najbliższym przyjeździe króla do Lublina. Gdyby nie było w tym czasie króla polującego, zapewne w lasach koło Lublina, raczej niezrozumiałe byłoby to zgrupowanie panów19. Nie pojechali za królem panowie prezydujący 22 listopada sądowi nadwornemu w Nowym Korczynie. Po 26 listopada brak danych o miejscach pobytu króla. Długosz odnotował tylko, że około 1 stycznia 1424 r. był on w Grodnie. Dnia 3 stycznia 1424 r. rozpoczął się wiec generalny ziemi lubelskiej w Lublinie. Sprawy sądzili kasztelanowie: lubelski, Jan ze Szczekocin, zawi- 17 AP w Krakowie. Ziemskie krakowskie księgi sądowe [dalej cyt.: ZK\ 7, s. 276; Grodzkie kra kowskie księgi sądowe [dalej cyt.: GKj 2, s. 176. 18 SPPP II (wyd. A.Z. Helcel). Kraków 1870, s. 276n. 19 Biblioteka PAN w Krakowie, rps 8644 [Ziemska lubelska księga sądowa z 1421-1427, od pis), k. 53-54. 164 Uroczystości koronacyjne królowej Zofii chojski, Marcisz z Rytwian i radomski, Jan z Ossolina, a także sędzia sandomierski, Zawisza Oleśnicki z Raszkowa oraz Jakub z Pakosławia i Pełka z T\idorowa. Mieli też swoje sprawy na wiecu podkomorzy Andrzej z Żelecho-wa, sędzia ziemski lubelski, Maciej i biskup płocki, Jakub. Zwykłe roki odbyły się 16 i 24 stycznia. Z tych ostatnich odsyłano sprawy na sąd nadworny po najbliższym przyjeździe króla do Parczewa, do Lublina i znów do Parczewa. Król przybył do Parczewa 9 lutego i w tym dniu rozpoczęła się sesja sądu nadwornego in presencia domini regis et dominorum: biskupa chełmskiego, Jana, kasztelana lubelskiego, Jana, kasztelana kamieńskiego, Wojciecha, Mikołaja Cebulki, Niklasza ze Smogorzowa i Mikołaja z Prawiedl-nik. Tego też dnia, najpewniej przed udaniem się na polowanie, król wyznaczył sędziów, którzy ex commissione et mandato domini mieli rozsądzać według prawa lwowskiego (ruskiego) sprawę o zabójstwo. Oprócz wspomnianych: biskupa i kasztelanów lubelskiego i kamieńskiego, wyznaczył: kasztelanów gostynińskiego, Andrzeja z Czechowic i czechowskiego, Jana z Bogu-miłowic, marszałka nadwornego, Wawrzyńca Zarembę, starostów chełmskiego, Macieja z Suchodołów i łukowskiego, Mikołaja z Sępna, podskarbiego księcia mazowieckiego Siemowita, Goworka, podsędka lubelskiego, Dob-ka z Pankraczowic, pisarza ziemskiego, Mikołaja Cebulkę, a wreszcie bardzo liczną grupę szlachciców ruskich. W tym dniu, w sporze Jakusza z Żołkowa z Pawłem z Gorzkowa sąd nadworny orzekł, że będą mieć termin po najbliższym przyjeździe króla do Żukowic (czyli Żukowa koło Lublina) i wtedy, na drugi dzień, Paweł okaże dokument z prawami do Gorzkowa. 14 lutego sąd ziemski odbywał sesję w Lublinie, której przewodniczył kasztelan lubelski i asesorzy spośród miejscowej szlachty20. Co prawda w itinerarium odnotowano pobyt króla w Parczewie 14 lutego 1424 r., jednakże ta data powołanego tam dokumentu królewskiego jest błędna. Winien on mieć datę 14 lutego 1423 r., ponieważ w 1424 r. Wojciech Jastrzębiec nie był już kanclerzem, a Jan Szafraniec podkanclerzym, bo awansował na urząd kanclerza. Zmiany te miały miejsce w sierpniu 1423 r. Omawiany dokument potwierdza zatem informację Długosza o powrocie króla z Litwy w lutym 1423 r, m.in. przez Parczew21. Przez Parczew wracał król z Litwy również w 1424 r. Tam właśnie był 9 lutego, a 19 - w Jedlni. Wśród świadków wystawionego tam dokumentu wymieniono Zawiszę Czarnego z Garbowa22. Powrócił już zatem 20 Tamże, k. 57-69. 21 ZDMlp 7 nr 1957; M. Koczerska, Zbigniew Oleśnicki [w:] PSB XXIII, 1978, s. 777; J. Sper- ka, Działalność polityczna Piotra i Jana Sząfrańców w okresie rządów Władysława Jagiełły [w:] Genealogia - rola związków rodzinnych i rodowych w życiu publicznym w Polsce średniowiecz nej na tle porównawczym, Toruń 1996, s. HOn. Zestawione przez A. Gąsiorowskiego itinera rium Władysława Jagiełły, m.in. dla początku 1423 r, starał się uzupełnić P. Węcowski, Działal ność publiczna możnowładztwa małopolskiego w późnym średniowieczu, Warszawa 1998, s. 184, jednakże dosyć niefortunnie. Istotnie król był w Parczewie, ale 14 II [ZDMłp 7 nr 1957 z błędną datą 1424, zamiast 1423). Mógł być tu już 9 II, gdyż odbywała się tam sesja sądu nadwornego, ale nie w jego obecności. Z Parczewa król udał się do Jedlni, gdzie sąd sądził 19 II: „in presencia domini regis et dominorum" wymienionych imiennie. Podana przez P. Węcow- skiego data 24 II nie dotyczy pobytu króla w Parczewie (lub w Jedlni), ale sesji sądu ziemskie go w Lublinie w obecności asesorów ze szlachty. 22 ZDMłp 7 nr 1958; A. Gąsiorowski, Itinerarium..., s. 78. :, :, ; «* 165 Franciszek Sikora od króla Zygmunta, którego w imieniu Jagiełły zapraszał na uroczystości koronacyjne. Król duński Eryk, nie prosząc o glejt, wnet po Bożym Narodzeniu z niezwykłą okazałością przybył najpierw do Poznania. Przyjęli go tam i sprowadzili do Krakowa wyznaczeni przez króla do towarzyszenia mu panowie. Stąd udał się na Węgry do Zygmunta. Poruszona przez Długosza sprawa glejtu przedstawiała się zgoła inaczej. W 1423 r. Eryk miał się spotkać z Zygmuntem we Wrocławiu, skąd planował wracać przez Polskę, dlatego w drugiej połowie sierpnia prosił Władysława Jagiełłę o glejt bezpieczeństwa. Król węgierski przeniósł jednak spotkanie do Budy, a Eryk ponownie wystąpił przed 11 października o taki glejt na przejazd przez ziemie polskie. Dostał go od Jagiełły z powyższą datą. Od granic królestwa mieli mu towarzyszyć wyznaczeni przez króla rycerze: wojewoda brzeski kujawski, Maciej Łabiski, Wincenty z Szamotuł i Mikołaj Tumigrała z Siekowa23. Okazuje się, że Eryk duński uzyskał w 1423 r. od króla polskiego aż dwa glejty bezpieczeństwa. Obszerną relację o przyjeździe i pobycie króla Eryka w Polsce zawiera list wojewody krakowskiego, Jana z Tarnowa z 28 stycznia 1424 r. do bawiącego na Litwie króla polskiego. Donosił o przybyciu króla duńskiego do Poznania, a następnie do Krakowa. Towarzyszyli mu wyznaczeni przez króla panowie, a mianowicie Maciej z Łabiszyna i inni. Naprzeciw Erykowi wojewoda krakowski wyjechał do Skały. Po uroczystym powitaniu przez liczną rzeszę mieszczan i szlachty przed Krakowem, król duński wjechał do miasta 24 stycznia 1424 r. Już przed jego przyjazdem starosta krakowski, Mikołaj Białucha z Michałowa przez kilka dni dostarczał do jego gospody wina i inne napoje oraz przysmaki, a także świeżą dziczyznę, jeszcze „nieobdartą z futer" i inną już oskórowaną, ponadto inne potrzebne potrawy i napoje przygotowane w wielkiej ilości. Jednakże Eryk, mimo usilnych próśb wojewody, wzbraniał się brać czegokolwiek i wszystko odsyłał nietknięte. W Krakowie Eryk zabawił kilka dni. Jednego dnia on i jego towarzysze zostali zaproszeni na obiad przez królową, drugiego zaś - przez biskupa krakowskiego, Zbigniewa Oleśnickiego. W tym czasie odbywało się wesele Jana Głowa-cza z Oleśnicy z Anną Tęczyńską, które uświetnił swą obecnością król duński. Przez dwa dni urządzano turnieje i zabawy24. W dalszej części listu Tarnowski opisał audiencję u królowej, w czasie której Eryk, po przymówieniu się, został przez nią zaproszony na koronację. Mylił się więc Długosz, pisząc o wysłaniu do niego w końcu 1423 r., kasztelana rozpierskiego, Zbigniewa Bąka z oficjalnym zaproszeniem. Może król planował zaprosić Eryka i wyznaczył na posła tego dostojnika, a potem zmienił zdanie. Mógł też Długosz pomylić rok poselstwa Zbigniewa Bąka, który w latach 1419 i 1432 posłował do Eryka. Gdyby król Danii, Norwegii i Szwecji został już zaproszony przez króla polskiego, nie zwracałby się w czasie owej audiencji do wojewody krakowskiego tymi słowy: Me domine palatine! Notaui ąuod presencia mea et aduentus ad coronacionem domine re-gine non esset acceptus. Mógł zatem Zenon Nowak, wbrew Długoszowi, napisać: „korzystając z okoliczności Eryk wprosił się na uroczystości koronacyj- 23 Z.H. Nowak, Współpraca polityczna..., s. 63-65; Codex epistolaris 1 nr 62. 24 Liber cancellariae 1 nr 79, s. 147-150. 166 Uroczystości koronacyjne królowej Zofii ne" dopiero w końcu stycznia25. W zakończeniu listu Tarnowski donosił, że 27 stycznia król duński zjadł obiad w swojej gospodzie, opuścił zamek i udał się na Węgry, zatrzymując się na noc w Wieliczce. Po wizycie u Zygmunta, Eryk powrócił do Polski. Tym razem Jagiełło już osobiście, jak pisał Długosz, wyjechał mu na spotkanie i powitał go uroczyście w Brzeźnicy koło Bochni. Stąd obaj królowie udali się do Krakowa. Ta wiadomość Długosza znów znajduje potwierdzenie i to ze strony samego króla. W liście do Witolda pisał bowiem, że „wczoraj, w sam dzień św. Macieja (czyli 25 lutego) spotkałem się z Erykiem na polu milę za Bochnią", co odpowiada w pełni położeniu Brzeźnicy. Po powitaniu przywiódł go do miasta, czyli do Krakowa, i ulokował w królewskich komnatach26. Na wspomniane powitanie, już 24 lutego wysłano flecistów i trębaczy, dla których rajcy kazi-mierscy wynajęli 7 koni. Jak ustalił Jakob Caro, król duński jeszcze 17 lutego był w Budzie, Jagiełło natomiast 19 był w Jedlni, z której, według Długosza, wracał do Krakowa przez Iłżę, Łysą Górę i Wiślicę27. Król polski pisał list w sobotę, 26 lutego w Krakowie, mógł tu przybyć przed 25 i stąd wyruszyć pod Bochnię, względnie przyjechał na miejsce powitania wprost z Wiślicy lub z Nowego Korczyna. Owi trębacze i fleciści, po powitaniu Eryka, zapewne wyruszyli w stronę granicy węgierskiej na planowane powitanie kolejnego monarchy. Ponieważ Zygmunt zwlekał z przyjazdem do Polski, domagając się specjalnego glejtu dla siebie i żony Barbary, dlatego, jak pisał Jagiełło (podobnie Długosz), wyjechał mu na przeciw król Eryk w towarzystwie biskupa krakowskiego, Zbigniewa i innych (cui iurudmus reuerendum in Chri-stopatrem etc. sincere nobis diłectos). Długosz, oprócz Oleśnickiego, wymienił tylko marszałka Zbigniewa z Brzezia, nie wiadomo więc, kto jeszcze był wśród tych innych polskich towarzyszy króla duńskiego. W dalszej części listu Jagiełło pisał do Witolda o prowadzonych z Erykiem wstępnych rozmowach na temat małżeństwa księcia Bogusława IX z córką królewską, a wreszcie o wczorajszym (czyli 25 lutego) przyjeździe do Krakowa biskupa lubuskiego, Jana von Waldau ze specjalnym listem od elektorów Rzeszy. Tymczasem rozpoczęły się intensywne przygotowania do uroczystości koronacyjnych. 18 lutego z Krakowa wysłano prezent od Jagiełły dla Zygmunta, a mianowicie duos onagros vulgariter loszy. Rajcy kazimierscy dali woźnicy pół grzywny, a towarzyszącemu mu posłańcowi królewskiemu, Piotrkowi Lichemu, wynajęli 2 konie. Również 2 konie wynajęli 20 lutego Jerzemu Bibersteinowi, który na polecenie króla jechał do Iczyna na Morawach. 24 lutego drogą na Bochnię wyjechali z Krakowa fleciści i trębacze, a Jakub Masłowski wyjechał tą samą drogą we dwa konie z listami. 25 lutego na polecenie królowej wykształcony Mikołaj wyjechał do Raciborza, najpewniej w sprawie wypożyczenia sreber od księcia raciborskiego. Tego dnia wielkorządca krakowski, Stanisław z Poddębic wysłał wóz z sieciami myśliwskimi, do Niepołomic. Równocześnie wysłał specjalistę od zastawiania sieci, Mikołaja. Przygotowywano zatem polowanie w Puszczy Niepołomickiej. W tym 25Z.H. Nowak, Współpraca polityczna..., s. 65. 26 Liber canceUariae 1 nr 80, s. 150-153. 27 Podwody kazimierskie 1407-1432 (wyd. S. Krzyżanowski), Archiwum Komisji Historycznej XI, Kraków 1909-1913, s. 426: Liber cancellariae, 1, s. 150 przyp.l; ZDMłp 7 nr 1558. Franciszek Sikora czasie sam król mógł wyjeżdżać z Krakowa na jednodniowe polowania w celu uzupełnienia zapasów dziczyzny. 26 lutego domownik starosty krakowskiego, Trojan, wyjechał w drogę przez Wieliczkę we dwa konie. Dnia 1 marca wysłano z Krakowa do Niepołomic 5 koni z wozem załadowanym sprzętem kuchennym, następnie na czterokonnym wozie wyekspediowano tam culcitram alias posczela i inne szaty królewskie. Przygotowywano zatem stację królewską w Niepołomicach. Król udał się tam z Krakowa 2 marca wieczorem, ponieważ tego dnia rajcy kazimierscy wynajęli 6 koni Rusinowi Iwanowi, Kadłubowi i innym ich towarzyszom, aby pochodniami oświetlali królowi drogę do Niepołomic. Za królem wysłano kolejny wóz czterokonny z winem i rzeczami królewskimi, na którym potem przewieziono je z Niepołomic do Wieliczki28. W przygotowaniach do uroczystości koronacyjnych, oprócz stolicy, partycypowały również inne miasta królewskie. Ciekawe wiadomości w tej sprawie udało się odnaleźć w księdze radzieckiej miasta Czchowa, które miał wówczas w tenucie Spytek z Melsztyna. Zapisywano w niej m.in. wydatki poniesione na stację królewską i podwody. Na początku 1424 r. wpisano wydatki na ekspensę dla wojewody krakowskiego, Jana z Tarnowa, następnie za podwody do Bochni i Ciężkowic dla podskarbiego królewskiego, Hin-czy. Pod datą 17 lutego wpisano wydatki za konie pociągowe wysłane do Nowego Sącza oraz za konie dla pokojowców królewskich, Magiery i Klemensa. Pod datą 24 lutego odnotowano transport piwa do Krakowa dla pana Spyt-ka (wyjechał już zatem na uroczystości), opłatę za podwodę do Bochni, a przede wszystkim wydatek 4 groszy dla posłańca, którego wysłano do Nowego Sącza, aby wywiedział się w sprawie przyjazdu króla węgierskiego. W tym dniu odnotowano także stację w Czchowie dla grupy paniczów, którzy się tu zatrzymali w drodze z Węgier do Krakowa na koronację die Do-minico proximo ante Carnispńuium czyli 5 marca29. Tymczasem, według przekazu Jana Długosza, Eryk duński i towarzyszący mu polscy dostojnicy 1 marca spotkali orszak króla Zygmunta i jego żony Barbary nie w Lewoczy, jak król polski informował Witolda, ale w Spiskiej Starej Wsi. Po powitaniach i krótkich przemówieniach Eryka i Zygmunta, jeszcze tego dnia monarchowie przekroczyli granicę polską i zatrzymali się na nocleg w Sromowcach, gdzie Zygmunt wystawił nawet dokument opatrzony datą 1 marca. Ze Sromowiec 2 marca orszak wyruszył do Nowego Targu i dotarł tu na obiad i na noc. Pobyt w Nowym Targu potwierdza kolejny dokument Zygmunta30. Tak też opisał tę podróż Długosz. O następnej stacji królewskie] w Myślenicach wiedziano w Krakowie już co najmniej 2 marca, gdyż 3 - wysłano stąd w sześć koni ryby i wino włoskie do Myślenic na stację dla jadącego do Krakowa króla węgierskiego. Według Długosza 3 marca Jagiełło powitał króla Zygmunta na polu przed Myślenicami, a następnie odprowadził go do tego miasta. Pobyt króla węgierskiego w Myślenicach znów potwierdza wystawiony przezeń dokument z datą 3 marca. W sobotę, 4 marca wszyscy trzej 28 Podwody kazimierskie..., s. 425-427. 29 AP w Krakowie, Akta depozytowe 514 (Consularia Czchowiensia 1424-1560), k. 3r. 30 Itinerar Kónig und Kaiser Sigismundus von Lwcemburg 1368-1437 (oprać. Th. Kees, U. Nie- sa, P. Roscheck; wyd. J.K. Hoensch), Warendorf 1995, s. 108. 168 Uroczystości koronacyjne królowej Zofii królowie, wyjechawszy z Myślenic w wielkim orszaku i świetnie wyposażeni, przybyli do Wieliczki. Po zjedzeniu posiłku przy jednym stole w górnej sali w żupie (czyli w zamku zupnym), tego samego dnia, przy łagodnej i przyjemnej pogodzie wjechali do Krakowa. Na tę stację, czyli na obiad królewski, część sprzętu przewieziono z Niepołomic, a 4 marca z Krakowa wysłano do Wieliczki czterokonnym wozem ryby i śledzie, drugim takim wozem - srebrne zastawy i wino włoskie, wreszcie, również takim wozem wysłano tam inną zastawę srebrną, kielichy i rzeczy królewskie. Już z Krakowa na 3 marca datowano dokument Zygmunta, którego miejscem wystawienia winny być Myślenice. Tam być może miała miejsce czynność prawna, a jego spisanie nastąpiło w Krakowie, 4 marca lub później31. Na powitanie monarchów wylegli z miasta, według przekazu Długosza, liczni goście, którzy zjechali na uroczystości koronacyjne: prałaci, książęta, różni panowie z oddziałami jazdy i wojska, tłum szlachty i ludu. Wyszedł też kardynał Branda de Castigłione wysłany na uroczystość koronacji przez papieża Marcina V. Książę Zygmunt Korybut witał gości w asyście pięciuset konnych. Królowa Zofia oczekiwała na węgierską parę królewską na zasłanej kobiercami górze Lasoty. Tych wiadomości Długosza nie da się zweryfikować. Zauważyć jednak trzeba, że było to poniekąd „węgierskie" powitanie. W 1370 r. w tym właśnie miejscu uroczyście witano króla Ludwika Węgierskiego32. Królowa Zofia zawiozła królową Barbarę w swojej karecie do zamku krakowskiego. Węgierską parę królewską umieszczono w specjalnie przygotowanej, malowanej sypialni. Erykowi oddano do dyspozycji sypialnię na górze, która od tamtej pory nazywa się komnatą króla duńskiego. W niedzielę Pięćdziesiątnicy (Esto mihi), 5 marca, na środku katedry krakowskiej, przy grobie św. Stanisława rozpoczęła się koronacja królowej Zofii. Mszę św. odśpiewał i koronacji dokonał arcybiskup gnieźnieński, Wojciech Jastrzębiec. Obecni byli trzej królowie, tłum książąt i panów, kardynał i legat papieski, Branda, arcybiskup lwowski, Jan oraz biskupi: krakowski - Zbigniew, poznański - Andrzej, lubuski - Jan von Waldau i audytor Stolicy Apostolskiej - Julian de Caesarini. Następnie Długosz podał szczegóły o wydanej przez Jagiełłę uczcie w izbie zw. Laskowiec i wystawnej uczcie urządzonej w piątek, 10 marca, przez Zawiszę Czarnego z Garbowa w domu Bogacza Czecha (Behema czyli Bema) na ul. św. Jana. Wymienił spośród książąt: bawarskiego - Ludwika, który był rodzonym bratem królowej francuskiej, mazowieckich - Siemowita, Władysława, Kazimierza i Trojdena, opolskiego - Bernarda, cieszyńskiego - Bolesława, raciborskiego - Janusza, oświęcimskiego - Kazimierza, opawskiego - Wacława, kozielskich -Konrada Czarnego i Konrada Białego oraz żagańskiego - Wacława. Wspomniał też Długosz o wielu książętach ruskich i litewskich, z których wcześniej z imienia wymienił tylko witającego królów Zygmunta Korybuta. Na koronacji byli także reprezentanci wielkiego mistrza pruskiego, Pawła Rus-dorfa, komturzy: elbląski i toruński. Uroczystości koronacyjne trwały przez tydzień, ale monarchowie przebywali w Krakowie do 19 marca. 31 Tamże; Podowdy kazimierskie..., s. 426: „VI eąuos ducentes pisces etvinum Italicum ver- sus Mislimicze super stacionem regis Vngarie eąuitanti ad Cracoviam". 32 Kronika Jana z Czarnkowa, (oprać. J. Szlachtowski), MPHII, s. 636. 169 Franciszek Sikora Nie udało się potwierdzić innymi źródłami obecności w Krakowie w tym czasie kardynała Brandy. Trudno jednak tylko z tego powodu kwestionować jego obecność, tym bardziej że Stolica Apostolska była zainteresowana w zwalczeniu ruchu husyckiego, a do pewnych ustaleń mogły się przyczynić rozmowy w Krakowie. Kardynał był w bardzo dobrych stosunkach z Jagiełłą. Nie bez powodu uważa się go nawet za kardynała protektora Polski33. Biskup lubuski, Jan von Waldau, przybył do Krakowa 25 lutego i przywiózł list od elektorów Rzeszy do króla polskiego, co ten odnotował w swoim liście do Witolda. O pobycie biskupa w Krakowie wspomniał też król w relacji z 8 maja 1424 r. o poselstwie Fryderyka brandenburskiego do niego, przesłanej do Zygmunta Luksemburskiego34. Julian de Cae-sarini został wymieniony prawidłowo, jeszcze bez tytułu biskupa tusku-lańskiego, którym został mianowany po marcu 1424 r. W początkach tego roku posłował on w imieniu kardynała Brandy do króla polskiego35. Długosz słusznie nie wymienił tu piątego z synów Siemowita IV, czyli biskupa trydenckiego, Aleksandra, ponieważ ten przebywał wówczas w Trydencie. Z książąt oleśnicko-kozielskich na koronacji mógł być dawny paź królowej Anny, Konrad Biały, który wówczas znów wrócił do łask Jagiełły. Księciu towarzyszył jeszcze niepełnoletni bratanek, Konrad Czarny. Tylko bowiem jemu przydawano ten przydomek. Jego ojciec, Konrad Kącki i biskup wrocławski, Konrad Starszy, nie mogli być na koronacji, gdyż dopiero w końcu kwietnia tego roku, po uzyskaniu listów bezpieczeństwa, stawili się u króla polskiego na audiencji w Kaliszu, po której poprawiły się wzajemne stosunki36. Nie sposób potwierdzić innymi źródłami obecności w Krakowie wymienionych z imienia przez Długosza książąt, ale nie ma powodu jej negować. Trudno np. powątpiewać w obecność księcia raciborskiego, Janusza, skoro wypożyczono od niego aż dwa wozy srebrnej zastawy stołowej. Zygmunt Ko-rybut jesienią 1423 r. przebywał w Krakowie. Domagał się wtedy od króla przekazania mu w dzierżawę ziemi dobrzyńskiej. Król odesłał go jednak, jak podał Długosz, do panów obradujących 28 października na zjeździe w Warcie. Odrzucili oni prośbę obecnego tam księcia. Ten natychmiast wysłał list do przebywającego na Rusi króla. 30 października rajcy kazimierscy wynajęli 2 konie słudze Zygmunta, Piotrowi Żaczkowi, który de conuencione, ąue fuit in Vartha, cum litteris equitavit ad regem. Wolniej jechał stamtąd z wieściami od doradców królewskich do króla jego notariusz, Piotr Łapka, któremu wspomniani rajcy 5 listopada wynajęli 2 konie37. Wyjazd księcia na po- 33 J. Drabina, Kardynał protektor Polski w czasach Władysława Jagiełły „Kwartalnik Histo ryczny" 89, 1982, s. 665-672. Autor podał błędną datę koronacji królowej Zofii, nie zwracając uwagi, że Długosz położył tylko przez zwyczajną pomyłkę niedzielę „Esto mini" na 12 II zamiast na 5 III 1424 r. 34 Llber cancełlariae 1 nr 80, s. 153: Codex Vitoldi 2 nr 1147. 35 Codex Vitoldi 2 nr 1122. 36 Codex Vitoldi 2 nr 1143-1144; Liber cancelłariae 1 nr 5, s. 27; R. Heck, Konrad IVStarszy; Konrad V zw. Kantner, Konrad VII Biały; Konrad DC Czarny [w:] PSB XIII, 1967-1968, s. 590- 595. 37 Podwody kazimierskie..., s. 425. Weryfikuje to podaną przez Długosza wiadomość o tym zjeździe. 170 Uroczystości koronacyjne królowej Zofii witanie królów w otoczeniu aż 500 jazdy był swego rodzaju demonstracją wobec Zygmunta Luksemburskiego, a nie nakazaną przez królową jej asystą38. Do Wrocławia na planowane, a później odwołane spotkanie Zygmunta z Erykiem wyjechali: wielki komtur, Warlabe von Hunsbach i wyższy kompan wielkiego mistrza, Jan von Pommersheim. Potem mieli się oni udać na uroczystości koronacyjne. Pommersheim wrócił z Krakowa do Prus wcześniej, ale uzgodnił z Zygmuntem, że informacje na temat układu małżeńskiego między księciem Bogusławem IX a Jadwigą, nad którym właśnie toczyły się rokowania, przekaże z Erykiem jego słudze. Obrotny sługa wyższego kompana postarał się nawet z kancelarii królewskiej o kopię dokumentu układu polsko-brandenburskiego, który był publicznie odczytany w czasie zjazdu krakowskiego, a Zygmuntowi i Erykowi „przykro było słuchać" -jak pisał obecny przy tym przedstawiciel Zakonu - zwłaszcza treści traktatu przymierza39. Długosz nie wymienił z imienia wszystkich obecnych na koronacji biskupów polskich. Z tego powodu Ewa Maleczyńska stwierdziła nawet, że nie stawili się biskupi włocławski, Jan Pella i chełmski, Jan Biskupiec, choć byli szczególnie oddani Jagiełłę40. „Przeoczyła" tu jednak biskupa przemyskiego, Janusza Śledzia, którego Długosz również pominął. Już pierwszy zachowany dokument królewski wystawiony tempore coronacionis inclite consortis nostre carissime domine Zophie regine Polonie dla arcybiskupa lwowskiego w liście świadków wymienia, oprócz arcybiskupa gnieźnieńskiego, Wojciecha i biskupa krakowskiego, Zbigniewa, właśnie biskupów włocławskiego i chełmskiego41. Z kolei w dokumencie z 8 marca, również z powyższą formułką w datacji, dla miasta Lwowa, oprócz wymienionych wyżej arcybiskupów i biskupów, na listę świadków wpisano także biskupa przemyskiego42. Obecnego na koronacji biskupa poznańskiego, Andrzeja, wpisano na listę świadków dokumentu Jagiełły dopiero 9 marca43. Brak wiadomości o pobycie w Krakowie biskupa płockiego, Jakuba z Kurdwanowa. Koronacja zgromadziła liczną grupę panów polskich. Długosz nie wymienił z imienia żadnego z nich. Najważniejszych możemy poznać z list świadków dokumentów królewskich, wystawionych do 19 marca. Był oczywiście kasztelan krakowski, Krystyn z Ostrowa, wojewodowie: krakowski, Jan z Tarnowa, poznański i starosta Wielkopolski, Sędziwoj z Ostroroga, sandomierski i starosta krakowski, Mikołaj z Michałowa, sieradzki, Jakub z Koniecpola, łęczycki, Mikołaj z Oporowa, brzeski kujawski, Maciej z Łabiszyna, podkomorzy krakowski i starosta sieradzki, Piotr Szafraniec oraz starosta lwowski, Spytek z Tarnowa44. Obecni też byli kanclerz koronny, Jan Szafraniec i pod-kanclerzy, Stanisław Ciołek. Nie świadkował na żadnym dokumencie np. ka- 38 J. Grygiel, Życie i działalność Zygmunta Korybutowicza, Wrocław 1988, s. 86. 39 Z.H. Nowak, Współpraca polityczna..., s. 70. 40 E. Maleczyńska, Rola polityczna..., s. 50. 41 AGZ 3 nr 97. 42 Tamże, nr 98 - Priuilegia ciuitatis Leopoliensis XTV-XVUl saec. (wyd. M. Kapral), Leopoli 1998. nr 23: tu w regestrze błędne miejsce wystawienia: Sandomierz zamiast Kraków. 43 AGZ 4 nr 66. "AGZ 3 nr 99; ZDMlp 7 nr 1959-1964. ' M ~ :,%%*.:f 171 Franciszek Sikora sztelan kamieniecki, Wojciech z Szaradowa (może już mianowany wojewodą kaliskim), który towarzyszył królowi w podróży na Litwę na przełomie 1423/1424 r. i 19 lutego był z nim w Jedlni, czy też marszałek koronny, Zbigniew z Brzezia, wyjeżdżający najpierw przed króla Zygmunta, a rychło po 5 marca wyznaczony na posła do Witolda. 10 marca był w Krakowie kasztelan połaniecki, Stanisław Gamrat, brał więc udział uroczystościach45. Wtedy rozpoczęła się sesja sądu nadwornego, która trwała do 17 marca, mogły więc niektóre osobistości zjechać dopiero wtedy do Krakowa. Niektórzy z panów wyjechali wnet po koronacji. Np. Spytek z Tarnowa jeszcze 8 marca był w Krakowie, a już 13 - wydawał wyrok w Przemyślu46. Z kolei starosta sanoc-ki i łowczy krakowski, Janusz z Kobylan, pozostał w Krakowie do końca zjazdu monarchów, ponieważ 18 marca z posiedzenia sądu w Sanoku odesłano sprawę do rozsądzenia przez starostę, gdy wróci z Krakowa47. Na koronacji nie mogło braknąć przedstawicieli miast. O tej grupie gości niewiele da się powiedzieć. Pewnych danych dostarczają tu rachunki miasta Lwowa. Pod rokiem 1423, w dziale podróży odnotowano wyjazd rajców do Krakowa na koronację królowej Zofii. Oczywiście nie oznacza to, że wyjechali oni już w końcu 1423 r. na uroczystość zaplanowaną dopiero na 5 marca 1424 r., ale najwcześniej w końcu lutego tego roku. Dany rok rozliczano bowiem od marca, po wyborze 21 lutego nowych rajców, do lutego następnego roku. Na ten wyjazd wydano 36 kop groszy (41 grzywien i 32 grosze), w tym dostał zapłatę pisarz spisujący dokumenty dla miasta. W dziale podarków odnotowano uzyskanie potwierdzenia przywilejów miasta z okazji koronacji. Dali za to 4 kobierce, buty za kopę groszy, a kanclerzowi i podkanclerze-mu podarowali 5 postawów jedwabiu za 20 kop groszy. Dopiero we wrześniu 1424 r. rozliczono się z kupcem ormiańskim, Andrzejem, od którego rajcy wzięli 16 postawów szarego sukna zgorzeleckiego, w cenie po 2 kopy i 40 groszy każdy, na podarek koronacyjny48. Już 8 marca rajcy uzyskali od Władysława Jagiełły transumpt dokumentu dla miasta Lwowa wystawionego w 1387 r. przez królową Jadwigę, którym potwierdziła przywileje nadane miastu przez Kazimierza Wielkiego i Ludwika Węgierskiego49. Następnego dnia król potwierdził dokument ławy lwowskiej z 1413 r. na prośbę mieszczanina lwowskiego, tłumacza i poborcy podymnego, Januszka50. Przybył on zatem na koronację z delegacją Lwowa. Z okazji koronacji miasto Dobczy-ce 18 marca uzyskało od Jagiełły potwierdzenie dokumentu Kazimierza Wielkiego z 1362 r. w sprawie prawa niemieckiego51. Do tego dnia król wystawił jeszcze kilka dokumentów dla różnych osób. W czasie uroczystości koronacyjnych król ponownie opisał żonie wiano na dobrach monarszych, wystawiając odpowiednie dokumenty regulujące tę sprawę. W literaturze czasem można natrafić na błędną interpretację doku- 45 ZK 7, s. 350-355: sesja sądu nadwornego od 10 do 17 III. *6AGZ 3 nr 98; 7 nr 33. "AGZ 11, s. 5. 48 Księga przychodów i rozchodów miasta 1414-1426 (wyd. A. Czołowski) [w:| Pomniki Dziejo we Lwowa, t. III Lwów 1905, s. 97n, 116. 49 AGZ 3 nr 42. 98. 50 AGZ 4 nr 31, 66. 51 AGZ 3 nr 12, 99. 172 Uroczystości koronacyjne królowej Zofii mentów z 9 i 11 marca 1424 r.52 Sądzi się np., jakoby najpierw został wystawiony dokument noszący (rzekomo błędną) datę 11 marca, którą poprawia się na 9 marca, a dopiero po jego spisaniu przygotowano drugi dokument, z datą 9 marca, uzupełniający w drobnym tylko szczególe właściwe wiano53. Prawidłowo ustawili te sprawy Irena Sułkowska-Kuraś i Stanisław Kuraś sporządzając regesty oddające precyzyjnie treść wydawanych dokumentów, a także Antoni Gąsiorowski jako redaktor spisu urzędników małopolskich54. Dyplomem z 9 marca król przyłączył do dóbr nowomiejskich korczyńskich, należących wraz z innymi do dóbr wiennych jego żony, dwie wsie. Zagość i Bogucice, z folwarkami na takich prawach, na jakie opiewały wcześniejsze dokumenty w sprawie wiana, wydane z okazji zaślubin. Dyplomem z prawidłową datą 11 marca król dodał królowej do opisanego jej po ślubie wiana ziemie sanocką i inowrocławską oraz powiat nieszawski. W dyplomie tym zaznaczono, że z okazji ślubu, za zgodą wielkiego księcia Witolda, prałatów i panów, król oprawił żonie Zofii 10 000 grzywien posagu i wiana na ziemiach i powiatach: radomskim, sądeckim, bieckim, nowomiejskim korczyńskim i żarnowieckim. Do wiana opisanego królowej z okazji ślubu na dobrach, które ponownie tu wymieniono, po przyjęciu przez królową korony, król dodał 11 marca dalsze 10 000 grzywien, zabezpieczając je na kolejnych dobrach monarszych. Te dwa dokonane w latach 1422 i 1424 zapisy koncypient dokumentu z 11 marca wyróżnił nawet właściwymi czasami. W żadnym wypadku nie zachodzi kolizja w datacji między dokumentem z 11 a dyplomem z 9 marca. Nie ma też podstawy sądzić, jakoby ten z 9 nie mógł być wystawiony przed „głównym" dokumentem oprawy posagu i wiana opatrzonym datą 11, zamiast po nim. Nie zachował się dokument z początku 1422 r., o którym wyraźnie wspomina dyplom z 9 marca. Po 11 marca jako częściowy nie miał już znaczenia, nie był więc później zbyt troskliwie przechowywany. Na tym miejscu nie zajmuję się dokładniej sprawami politycznymi, które były szeroko omawiane przez monarchów i ich doradców, głównie w drugim tygodniu uroczystości, po zakończeniu turniejów i zabaw. Sprawy te zostały już dokładnie omówione w literaturze historycznej. Dotyczyły one głównie husytów, unieważnienia zaręczyn Jadwigi z Fryderykiem Hohenzollernem i wydania jej za księcia pomorskiego, Bogusława IX55. Zygmunt Luksemburski i Eryk Pomorski, zabawiwszy w Krakowie 15 dni, wyjechali 19 marca, hojnie obdarowani, udając się razem na Węgry. Władysław Jagiełło odprowadził ich do Nowego Sącza. Te informacje Długosza potwierdza przede wszystkim itinerarium Zygmunta, który w Krakowie od 4 do 19 marca wystawił co najmniej 9 dokumentów. Znam tylko jeden list króla Eryka do wielkiego mistrza, datowany 18 marca, z Krakowa. Jeszcze 23 marca monarchowie byli w Nowym Sączu. Tu {in Czans) i w tym dniu Zygmunt wystawił dokument56. Wracał on zatem na Węgry w towarzystwie króla Eryka inną drogą. 52 ZDMlp 7 nr 1959 - Codex Vitoldi nr 1129: nr 1961 = Codex Vitoldi nr 1128, z błędną datą dzienną 9 III. . 53 Por. Z. Wdowiszewski, Genealogia Jagiellonów..., s. 46n. ?* : . ™ ZDMlp 7 nr 1959, 1961; UMłp, s. 280, 294, 299, 305. . • - -. • . •. 55Por. Z.H. Nowak, Współpraca polityczna..., s. 54-76. .: ?? ''.-.... -:.?.>'• 56 A. Gąsiorowski,Itinerarium, s. 108;Regesta, Pars I, 4258. ?,'" ' 64 J. Sperka, Działalność polityczna..., s. 111 n i przyp. 116. 65 Z.H. Nowak, Sprawa przyłączenia Pomorza słupskiego do Polski w latach 1419-1425, „Za piski Historyczne" 39, 1974, z. 3, s. 116n. 66 Długosz, Hłstoriae IV, s. 323n. 67 Z.H. Nowak, Współpraca polityczna..., s. 71n. .. ; 68 J. Sperka, Działalność polityczna..., s. 11 In. -...*.. 69Libercancelariae 1 nr 1, s. 12-18; Długosz,HistoriaeIV, s. 323n. ; ... ^ '., - 20 Por. L. Ronchi, Predicazione riformata..., s. 203n. . ' 184 Falsyfikat w służbie propagandy różnowlerczej rza, cofający powstanie teologicznej doktryny braci polskich do X w. oraz wiążący ją z chrztem Rusi Kijowskiej"21. Andrzej Lubieniecki twierdził, iż „znajdzie go [to jest: Listu] do kilku tysięcy w Polszcze i w Litwie przepisanego egzemplarzy"22. Nawet gdy odejmiemy jedno lub dwa zera od tej liczby, pozostanie pytanie, w jakim języku krążył ów apokryf: ruskim, a może również i polskim? Nie znalazłem jednak dowodu, aby zarówno w XVI stuleciu, jak i w następnym wieku wywołał jakąś polemikę, czy wzbudził żywsze zainteresowanie. Nie można za to obarczać winą samych arian, którzy jeśli nie byli, jak twierdzi Laura Ronchi de Miche-lis, jego autorami, to najwięcej przyczynili się do rozpowszechnienia informacji o tym apokryfie. Poczytności Lista nie mógł zaszkodzić fakt, iż krążył jedynie w odpisach, skoro jeszcze w dobie Sejmu Wielkiego tak właśnie powielano sporą część ówczesnej polemiki politycznej. Istota sprawy tkwi w czymś zupełnie innym: prawami Rzymu do posiadania państwa kościelnego interesowały się żywo wszystkie wyznania. Historyczna genealogia ruchu reformacyjnego mało kogo wydawała się obchodzić. Uwierzono natomiast w istnienie Iwana Sme-ry, i to nie tylko ze względów wyznaniowych. Dumę narodową krzepiła możliwość posiadania już w X w. tak wybitnego lekarza i „retora" na książęcym dworze. Wiara w Smerę przetrwała o wiele dłużej, aniżeli zaufanie do falsyfikatu, którego prawdziwość kwestionował już Iwan Karamzin, wykazując obszernie i gruntownie liczne niedorzeczności zawarte w Liście23. Wtórował mu nasz Lelewel wyrażający zdziwienie, iż można było uwierzyć w opowieść o Liście drukowanym żelaznymi czcionkami na mosiężnych tablicach. Gorszył go najwyraźniej fakt, iż „śmieszna ta powieść po tylekroć dosyć poważnie powtarzana była". Cała ta opowiastka, pisał dalej Lelewel, jest wymysłem „reformujących się chrześcijan, od Rzymu oderwanych, żeby prysnąć wyrazem znieważenia na obrządek łaciński, a nawet i grecki"24. Z odsieczą rzekomemu Połowcowi pośpieszył Franciszek Siarczyński (1758-1829), pisarz i publicysta parający się po amatorsku historią. Był on pierwszym dyrektorem Zakładu im. Ossolińskich i na łamach wydawanego przez tę instytucję rocznika ogłosił polemikę z Karamzinem, w której przy pominał, iż mosiężne tablice Smery uznali za autentyk Sandius, Kołodziń- ski, Benedykt Wiszowaty, Ryniewlcz-Trembecki i inni. Może więc nie należa łoby pochopnie kwestionować ich istnienia? W zakończeniu artukułu Siar czyński powoływał się na autorytet księcia Adama Czartoryskiego, który w początkach XIX stulecia wystosował do monastyru w Starym Samborze pismo z zapytaniem, czy znajduje się tam nadal List Smery. Odpowiedzi żad nej nie uzyskał, gdyż klasztor był już zlikwidowany. Czartoryski sądził bo wiem, „że niema żadnej dowodnej przyczyny, dla której by listu tego istnie nia w monastyrze samborskim zaprzeczyć można, i że owszem ważne świa dectwa prawdę jego wspierają"25. \ . . .. - ? . ..-.:,.- , 21J. Tazbir, Donacja Konstanty na..., s. 367. "? - ? ; 22 Por. wyżej: przyp. 3. 23 N.M. Karamzin, Istoria gosudarswa rossijskego I, S. Petersburg 1842, s. 121n. 24 J. Lelewel, Bibliograficznych ksiąg dwoje. Warszawa 1927, s. 23. 25 [F.S. Siarczyński], Badania względem listu Jana Smery do Włodzimierza wielkiego książę- ciaRusi..., „Czasopism naukowy księgozbioru publicznego im. Ossolińskich" 1, 1828, s. 31-42. 185 Janusz Tazbir Jak widać, wywody sumiennych badaczy były przyjmowane z poważnymi oporami. Zanim Małyszewskij w 1876 r. wykazał, w sposób przekonujący i wszechstronny26, iż mamy tu do czynienia z falsyfikatem, to samo uczynił w 1862 r. Adrian Baraniecki, publikując broszurę O Janie Smerze mniemanym lekarzu polskim. Właśnie polskim, ponieważ w XIX w. zaczęto czynić ze Smery... Polaka. Baraniecki w konkluzji stwierdzał, iż Smera nigdy nie istniał, a poza autorami socyniańskimi nikt o nim nie wspomina. List jest oczywistym apokryfem. Połowczanin żadnej epistoły do Włodzimierza nie napisał, a tym „bardziej polskiej na sobie narodowości nie nosił"27. U schyłku XIX stulecia przyłączy się do tych opinii sam Aleksander Briickner, uznając rzekomy List Iwana Smery za słabostkę arian, którą należałoby pokryć zażenowanym milczeniem28. W tym samym jednak czasie niejaki A. Filippow, w artykule dotyczącym początków drukarstwa na Rusi, a ogłoszonym w peterburskim czasopiśmie Nouoje wemia (1895), jak najpoważniej potraktuje ten apokryf29. Intencje autora są aż nadto zrozumiałe, jeśli przypomnimy, iż encyklopedia rosyjska wychodząca w początkach naszego stulecia, pod hasłem Smera umieściła m.in. jakże znamienną notkę: „Wielu przeczy istnieniu tego najstarszego i pierwszego lekarza rosyjskiego"30. Po upływie pół wieku niespodziewany epilog do naszej opowieści dopisała publicystyka doby stalinizmu. W 1950 r., a więc w okresie, kiedy to za wszelką cenę starano się dowieść rosyjskiego pierwszeństwa we wszystkich dziedzinach nauki i techniki, na łamach Litieraturnoj Gaziety ukazał się artykuł mówiący o prekursorstwie Rosjan także i na polu sztuki drukarskiej. Jako koronny dowód, powołując się na artykuł wspomnianego już Filippo-wa, przytaczano tam właśnie List Iwana Połowca, składany przecież żelaznymi literami (a więc czcionkami!) na mosiężnych tablicach. Autorzy kończyli swe wywody skierowanym do historyków, archeologów i językonawców apelem o podjęcie poważnych, naukowych badań nad listem Smery, które to badania pozwolą ukazać początki rosyjskiego drukarstwa w prawdziwym świetle3'. Nie omieszkali przy tym powołać się na opinię W. Danilewskiego, który nazwał Smerę specjalistą także w dziedzinie sporządzania lekarstw (nota bene, Danilewskij z kolei specjalizował się w pracach na temat rosyjskiego priorytetu w zakresie nauki oraz techniki). Tak to przedziwnym zrządzeniem losu apokryf mający służyć propagandzie idei reformacyjnych stał się, po blisko czterdziestu latach, narzędziem nacjonalistycznej propagandy uprawianej przez czerwone imperium. Nawet badacz radziecki, D.S. Lichaczew, nazwie później podobne postępowanie żerowaniem na patriotycznych uczuciach obywateli ZSRR32. 26 Por. wyżej: przyp. 15. ' ' ..-->. . J. ?? -,;,... 27 A. Baraniecki, O Janie Smerze mniemanym lekarzu polskim, Warszawa 1862, passim. 28 A. Briickner, Różnowiercy polscy; szkice obyczajowe i literackie. Warszawa 1962, s. 108. 29 Piszą o tym L. Tiepłov, W. Niemirovskij, Knigopiećatanie - russkoje izobrietienije, „Litiera- turnaja Gazieta" 27 z 1 IV 1950 r. 30 Bolśaja Enciklopiedia, t. XVII, S. Petersburg, b. r., s. 553. , •-,: ..:? ,: . 31 Por. wyżej: przyp. 29. 32 Por. J. Tazbir, Z dziejów fałszerstw historycznych w Polsce w pierwszej połowie XJX wieku, „Przegląd Historyczny" 57, 1966, z. 4. s. 597, w przypisie. 186 Małgorzata Wilska Karły na dworze królewskim - mit czy rzeczywistość „Ale kiedy się z obu stron uszykowali, Trojanie z wielkim hukiem w pole pochadzali, • '?'?' , Jako żurawie, kiedy bliską zimę czują, Z krzykiem przeciw wielkiemu morzu polatują, "-'.'; ."?? ' Pigmejom drobnym niosąc śmierć i zarażenie"1. Tak rozpoczyna się Monomachija Panjsowa z Menelausem Jana Kochanowskiego. Jak widać, popularny w starożytności mit o walce Pigmejów z żurawiami znany był także w szesnastowiecznej Polsce. Temat ten występuje już u Homera, w Iliadzie, który umieszczał Pigmejów nad brzegami bliżej nieokreślonego morza. Według Arystotelesa lud karzełków zamieszkiwał okolice Nilu, a jeszcze inni pisarze starożytni, tacy jak na przykład Pliniusz, umieszczali ich w Indiach. O popularności opowieści i o walce, jaką musieli staczać mali Pigmeje z wielkimi żurawiami świadczą też utwory Herodota i Owidiusza. W średniowieczu nie zapomniano tego mitu i wątek ten odnajdujemy na przykład u Izydora z Sewilii. Odzwierciedleniem popularności mitów o Pigmejach była dekoracja ceramiki greckiej. Świadczy o tym zdobnictwo na wazach Klitiasa i Erotimosa powstałych około 500 roku przed narodzeniem Chrystusa. Później motyw ten występuje w malarstwie pompejańskim, gdzie miał już wyraźne zabarwienie parodystyczne2. Element komizmu polegał na odwróceniu wzajemnej proporcji ludzi i ptaków. Fakt, że istnieli tacy mali ludzie, którym mogą zagrażać nawet żurawie, był śmieszny sam w sobie. W Polsce również spotykamy dzieła sztuki plastycznej, na których odnajdujemy wyobrażenia Pigmejów walczących z żurawiami. Na słynnych drzwiach katedry gnieźnieńskiej widzimy pojedynczego Pigmeja staczające- 1J. Kochanowski, Dzieła polskie, t 3, Warszawa 1953, s. 179. 2 M. Gutowskl, Komizm w polskiej sztuce gotyckiej, Warszawa 1973, s. 76. 187 Małgorzata Wilska Motyw Pigmeja walczącego z żurawiem. go bitwę z żurawiem3. W piętnastowiecznej Biblii z Biblioteki Jagiellońskiej, wydrukowanej w Bazylei około 1480 roku, ale iluminowanej w Polsce przez Jakuba Jeżewskiego, w latach 1484-1488, spotykamy na marginesie jednej z kart postać Pigmeja, który zasłania sie przed wielkim nacierającym ptakiem maleńką tarczą, trzymaną w lewym ręku. W Bibliotece Jagiellońskiej jest przechowywana bogato iluminowana Biblia powstała w Czechach około 1440 r., gdzie znajduje się miniatura przedstawiająca grupę Pigmejów walczących z czterema, dużo większymi od nich, żurawiami4. tcdjntor it Pigmej i żuraw w Psałterzu Floriańskim. Źródła historyczne potwierdzają istnienie Pigmejów. Już w starożytności przytaczano postać egipskiego karła o szpetnej fizjonomii, pełniącego na dworze faraona Pepiego I rolę błazna. Zachowało się też przedstawienie ikonograficzne, na którym tańczy on w imieniu faraona taniec boga Ozy-rysa5. W Grecji w czasach Hipokratesa żył człowieczek imieniem Philetas, który był tak mały, że mu wkładano do butów specjalne ciężarki, by go wiatr nie 3 W. Kalinowskl, Treści ideowe i estetyczne drzwi gnieźnieńskich [w:] Drzwi gnieźnieńskie (red. M. Wallcki), t 2, Wrocław 1956-1959, s. 87. 4 Z. Amelsenowa, Rękopisy i pierwodruki iluminowane Biblioteki Jagiellońskie], Wrocław 1958, s. 98n. 5 M. Gutowski, Komizm..., s. 50 oraz E. Tietze-Conrad, Dwarfs and Yesters in Art, London 1957. s. 7. 188 Karły na dworze królewskim przewracał6. W Rzymie Pigmeje brali udział w słynnych walkach gladiatorów. Liczna publiczność podobno bardzo się podniecała ich widokiem, a szczególnie damy rzymskie podziwiały ich zręczność i urodę. W przeciwieństwie bowiem do brzydkiego karła egipskiego, byli oni pięknej i proporcjonalnej budowy ciała, tylko małego wzrostu. We wczesnym średniowieczu niewiele mamy wiadomości o karzełkach. Podobno w czasach Karola Wielkiego znajdowali się jacyś Pigmeje w jego otoczeniu, ale nie znamy bliższych danych. Potwierdzone informacje odnoszą się do dworu Karola II, króla Sycylii, z dynastii Andegawenów, który żył w XIII wieku7. Wśród jego dworzan znajdował się także karzeł. Średniowieczni władcy mieli rozmaite gusta i upodobania. Jedni królowie woleli sprowadzać egzotyczne zwierzęta, inni zatrudniali w swoim otoczeniu błaznów. Karzełki pojawiają się masowo na dworach wtedy, gdy zanika moda na bła-znów-rycerzy. Najwcześniej w Europie pojawiły się karły na renesansowych, włoskich dworach Medyceuszy we Florencji, Gonzagów w Mantui i Estów w Ferrarze. Jeszcze w początku XV wieku kardynał Corraro chwalił dwór w Mantui za skromność i umiar, a w końcu tego samego wieku właśnie trzymano tam licznych karłów, dla których budowano na dworze specjalne pomieszczenia?. Barbara, żona Ludwika Gonzagi, miała swą ulubioną karlicę, z którą kazała się sportretować na ścianie jednej z komnat w pałacu w Mantui. Renata, córka Ludwika XII, króla Francji, wydana za mąż za Herkulesa d'Este, na dworze w Ferrarze zabawiała się często z karlicą Agnieszką9. Moda na trzymanie w swoich orszakach karzełków jako specyficzne curiositos udzielała się także niektórym dostojnikom kościelnym. Wielu renesansowych kardynałów, także papież Leon X, z rodu Medyceuszy lubiło ich widzieć w swoim otoczeniu10. Szczególne upodobanie do Pigmejów miała Katarzyna Medyceuszka, żona Henryka II, króla Francji, a matka Henryka Walezego, niefortunnego króla Polski. W Palazzo Vecchio jest obraz przedstawiający zaślubiny Katarzyny z Henrykiem. Dookoła stoją: Franciszek I, król Francji, Eleonora Austriaczka, Małgorzata Tudor, królowa Szkocji i inni znakomici goście, a także karzeł o imieniu Gradasse. Katarzyna Medyceuszka wprowadziła modę na karzełki, które przedtem nie cieszyły się popularnością we Francji. Biografowie królowej podkreślają, że Katarzyna trzymała liczne karły i karlice, które kojarzyła w pary małżeńskie „by hodować potworki na podziw dla swoich lekarzy i całego otoczenia"". Na jej dworze był również Polak, Jan Kras-sowski. Cieszył się on specjalnymi względami królowej Francji i pełnił rolę jej tajnego wysłannika. Przysłany był do Polski, aby przygotować grunt do przyszłej elekcji Henryka Walezego12. 8 P. Darmon, Autrefois les nains, „Histoire" 19, 1980, s. 48. " ? -;>!«» ?,iq 7 P. Darmon, Autrefois..., s. 49. 8 B. Fabiani, Niziotki, lokietki, karlikowie; z dziejów karłów nadwornych w Europie, Warsza wa 1980, s. 31. . , . ;;>i .. . ,ft w ;., f.| 9 K. Chłędowski, Dwór w Ferrarze, Warszawa 1958, s. 30. ' ' ' 10 M. Monestler, Les nains, Paris 1977, s. 79n. 11 J. Heritler, Katarzyna Medycejska (tłum. M. Skibnlewska), Warszawa 1981, s. 31, 466. 12 S. Grzybowskl, Jan Krassowski [w:] PSB XV, z. 2. itnjjiq i;'-.-V.t 189 Małgorzata Wilska Portret zbiorowy rodziny Gonzagów. Postać Jana Krassowskiego zasługuje na szczególną uwagę. Podawał się on za polskiego szlachcica, co wydaje się być prawdą, gdyż w tym czasie spotykamy licznych Krassowskich na Podlasiu, a tam właśnie miało się znajdować gniazdo rodowe karzełka Katarzyny Medyceuszki. Francuskie źródła przytaczają, że on sam podawał się za syna kasztelana podlaskiego. Wydaje się, że tytuł ojcowski Krassowski sobie wymyślił, gdyż nie spotykamy wówczas żadnego kasztelana podlaskiego o takim nazwisku. Królowa Francji miała do niego wielkie zaufanie; podobnie cieszył się on względami u Henryka Walezego, który zatrudniał go na swoim dworze, na Wawelu. W czasie potajemnej ucieczki z Polski, Krassowski był jedynym Polakiem wtajemniczonym w plany Henryka i wraz z nim wrócił wówczas do Francji. Kolejna Włoszka na tronie francuskim, Maria Medycejska, również lubiła otaczać się karłami, chociaż nie byli oni tak liczni, jak za Katarzyny Medy-cejskiej. Anna Austriaczka, matka Ludwika XIV, na swoim francuskim dworze trzymała karzełki, ale już jej syn z trudem tolerował obecność les nains, czyli pigmejów w otoczeniu matki i swej hiszpańskiej małżonki, Marii Tere- 190 Karły na dworze królewskim '.!' ??'•' Karzeł kardynała de Granvelle z XVI wieku. sy. Po śmierci faworyta matki, Baltazara Pinsona, zniósł całkowicie urząd karła na dworze wersalskim13. W Polsce źródła potwierdzają obecność karzełków dopiero na dworze jagiellońskim. Określani oni byli różnymi terminami, zarówno polskimi, jak łacińskimi. Według Aleksandra Briicknera termin karzeł (kareł, karle) przyszedł do Polski wprost z Czech, na trwałe wrósł w język polski14. Pierwszy raz słowo to występuje w 1459 roku15. Obok niego było wiele innych określeń karła, czyli człowieka mającego poniżej, jak się dzisiaj przyjmuje, 1 metra 30 cm wzrostu. W czasach panowania Zygmunta Starego i Zygmunta Augusta w rachunkach królewskich spotykamy osoby określane terminem „Pigmej". Słowa tego używał także Jan Kochanowski, Łukasz Górnicki, Bartosz Paprocki i inni. Słownik polszczyzny XVI wieku podaje, że miało ono wówczas dwojakie znaczenie. Jedno odnosiło się do postaci baśniowych, mitycznych, drugie oznaczało człowieka o nienormalnie małym wzroście. Synonimem tego drugiego znaczenia był „karzełek", „człowieczek", „pieniek", „guz", „niedorostek", „piędzimąż", „piędzimężyk"16. Znaczna część tych słów zaginęła. Dzisiaj nikt by nie wiedział, co znaczy „piędzimąż" czy „piędzimężyk". 13 B. Fabiani, Niziolki..., s. 13. 14 A. Briickner, Słownik etymologiczny języka polskiego, Warszawa 1970, s. 222. 15 SSt III, 1960. s. 248. 16 Słownik polszczyzny XVI wieku X, Wrocław 1979, s. 158 oraz XXIV, Warszawa 1966, s. 170 i 187 ?-: .?> -.•..-•?- 191 Małgorzata Wilska Inne, jak „niedorostek" czy „guz", zmieniły sens. Pozostał „karzełek", termin, który od czasów jagiellońskich trwa do dnia dzisiejszego. Dotąd przyjmowano, że karzełki pojawiły się w Polsce wraz z przyjazdem Bony Sforzy. Nie jest to słuszne, gdyż już w II połowie XV w. sporadycznie są poświadczone na dworze polskim. Pierwsza wzmiankę o karzełku na dworze polskim mamy w rachunkach królewskich z roku 1478. Podczas pobytu dworu Kazimierza Jagiellończyka w miejscowości Nowe Miasto Korczyn zanotowano wypłatę item eodem die Carzel pruteno decem marcas per ma-nus domini Marsalci". Wygląda na to, że ten niemiecki karzeł pojawił się w Polsce gościnnie, gdyż wymieniony był tylko raz. Być może przybył od Krzyżaków. Natomiast za panowania Jana Olbrachta spotykamy karzełka, który należał do dworu królewskiego. W roku 1493 i 1494 otrzymywał on pensję w wysokości jednego florena. Dostawał też, tak jak i inni dworzanie, sukno na ubranie oraz miał zapewnione utrzymanie na dworze. Niestety, nie zapisano jego imienia18. Wiemy także, że w otoczeniu wielkiego księcia litewskiego, Aleksandra, brata Jana Olbrachta, zatrudnionych było dwóch karzełków: jeden nazywał się Lato, a drugi Iwanek. Wymieniani są oni w rachunkach dworskich z lat 1499-150019. Imię Iwanek świadczyć może o tym, że pochodził z ziem ruskich. Bardzo to prawdopodobne, gdyż Aleksander ożenił się w początku 1495 r. z Heleną, córką Iwana III, księcia moskiewskiego20. W orszaku księżniczki mógł znaleźć się także karzełek. W końcu XV w. pojawia się w rachunkach termin łaciński nanus, który w czasach Zygmunta Starego staje się najczęściej używanym określeniem21. Na Wawelu obok dworu króla znajdował się też dwór królewien, Jadwigi i Anny, córek Zygmunta I z Barbarą Zapolyą. Ochmistrzem ich dworu był Mikołaj Piotrowski, który pozostawał na tym stanowisku aż do ślubu Jadwigi z margrabią brandenburskim, w 1535 r. Do jego obowiązków należał też nadzór nad dworzanami, w tym także nad karłami. Ulubienicą królewny Jadwigi była Dorota karlica, poświadczana w rachunkach z lat 1532-1535. Dostawała ona wyższą pensję niż drugi karzeł z tego czasu. Piotr. Dorota miała cztery floreny lub nawet sześć florenów, podczas gdy on tylko dwa22. Już po wyjeździe Jadwigi z Polski pojawia się w Krakowie „Stasz Pigmeo", któremu z polecenia króla wypłacono 6 marek23. Ten kolejny karzełek należał do polskiego otoczenia Jadwigi; jako jej zaufany posłaniec został przysłany do Krakowa. Renesansowa moda włoskich dworów, w której wyrosła Bona Sforza, i jej upodobania nie we wszystkim zgadzały się z gustem i zwyczajami polskimi. Zygmunt Stary wyraźnie nie lubił towarzystwa Pigmejów i znajdował chwile odpoczynku i rozrywki w otoczeniu mądrych błaznów-rycerzy. Miał duże 17 AGAD, Rachunki królewskie [dalej cyt: RK], Ks. 19, k. 82. 18 RK, Ks. 20, k. 30v, 71v; Ks. 22, k. 19v, 43v. 19 RK, Ks. 23, k. 14, 26, 33; Ks. 27, k. 48v; Ks. 34, k. 60v. 20PSBIX, s. 359. ? ;. 21 Pierwszy raz w RK, Ks. 23, k. 26. 22 RK. Ks. 67, k. 15v, 17; Ks. 73, k. 23v, 25v, 33v. 63v; Ks. 77, k. 42. 23 RK, Ks. 88, k. 3. 192 Karły na dworze królewskim poczucie humoru i słowne przekomarzania z błaznem sprawiały mu przyjemność24. W dobrze zachowanych rachunkach dworskich z jego panowania nie spotykamy informacji o karzełkach, którzy występowali wówczas tylko na dworze królowej i królewien. Było to podobne do zwyczajów w innych krajach, jak na przykład we Francji, gdzie karzełki znajdowały się też głównie u boku żeńskiej części rodzin królewskich. Władysław Pociecha przytacza rachunki Bonera z 1525 r., z których dowiadujemy się, iż młodzi włoscy pokojowcy, służący u Bony wraz z karłami, dostawali ubrania z żółtego sukna luńskiego i takiego samego koloru trzewiki oraz błamy z łap lisich, i dodatkowo, lisie skórki na podbicie sukien25. Kiedy indziej, z rozkazu królowej, sprawiono im szaty koloru niebieskiego z sukna luńskiego i buciki czerwone. Warto zaznaczyć, że kolor niebieski był wówczas najmodniejszy w Krakowie. W otoczeniu Bony musiało znajdować się spore grono małych Pigmejów. Wiadomo bowiem, że parę karzełków, Kornela i Katarzynę, podarowała w prezencie cesarzowi Karolowi V, za co dwór habsburski jej serdecznie dziękował. Ponadto, jedna z jej ulubionych karliczek o imieniu Maryna była tak długowieczna, że otrzymywała swoje dożywocie jeszcze w czasach Stefana Batorego26. Król ten kazał jej wypłacać pieniądze, chociaż sam nie znosił nawet widoku tego rodzaju ludzi. Możliwe, że właśnie do tej karlicy odnosi się wzmianka w rachunkach z 1544 r. Córki Bony wdały się w swoich upodobaniach w matkę. Dlatego też spotykamy wiele informacji o karzełkach należących do ich świty. Gdy w 1562 r. Katarzyna Jagiellonka została wydana za mąż za księcia Finlandii, Jana Wazę, zabrała ze sobą do Szwecji nieliczne grono: dwóch dworzan, dwie panny z fraucymeru i dwie karlice, Basie i Dosię, czyli Dorotę27. Wydaje się, że w tym czasie było to imię typowe dla karliczek. Już bowiem wcześniej znamy Dorotę u boku królewny Jadwigi, w latach 1533-153528. Także później, u Zygmunta Augusta, pojawia się to imię w odniesieniu do karlicy. Gdy Katarzyna Jagiellonka została w Szwecji uwięziona przez króla Eryka i w 1563 r. zesłana do zamku w Gripsholm, towarzyszyły jej w więzieniu dwie przywiezione z Polski karliczki, a prócz nich miała u swego boku tylko cztery osoby, trzy dworki i ochmistrzymię. Dosia była powiernicą Katarzyny, osobą wykształconą, umiała także pisać. Świadczy o tym jej list, własnoręcznie napisany, do siostry Katarzyny, królewny Zofii, żony księcia Brunszwi-ku. Przesyłając wiadomości o uwolnieniu Katarzyny i jej męża z więzienia w Gripsholm, podpisała się „niegodna służka, Dosia karliczka"29. Ten podpis przypomina nam także i to, że karzełki żyjące w XVI w., w pokorze znosiły swe kalectwo i nie wypierały się go nawet w korespondencji. Może zre- 24 M. Wilska, Błazen na dworze Jagiellonów, Warszawa 1998. 25 W. Pociecha, Królowa Bona; czasy i ludzie odrodzenia, t. 2, Poznań 1949, s. 83. 26RK, Ks. 124b,k. 116v. 27 M. Kromer, Historyja prawdziwa o przygodzie żałosnej księcia finlandzkiego Jana i królewny polskiej Katarzyny (opr. J. Malłek), Olsztyn 1983, s. 29. 28 RK, Ks. 77, k. 42. 29 B. Fabianl, Niziołki..., s. 31nn. ?. >?? -, ?. ??;: ? > "?? ••:>• ,*H - 193 Małgorzata Wilska sztą traktowały swój stan bez poczucia krzywdy, szczycąc się względami swej pani? Nie wiadomo. Król Zygmunt August był typowym przedstawicielem renesansu i w upodobaniach różnił się od ojca. Wpływ Bony i jej włoskiego otoczenia przejawiał się także w codziennym stylu życia, który przypominał w wielu aspektach władców Ferrary czy Mantui. Obok zamiłowania do pięknych dzieł sztuki, klejnotów, miłostek, lubił też otaczać się karzełkami, w czym przypominał matkę i swe siostry. Żaden bowiem męski przedstawiciel rodu Jagiellonów nie posiadał na swym dworze tylu karzełków. W rachunkach królewskich z tego czasu często pojawiają się o nich informacje. Natomiast ambitny i drażliwy monarcha niechętnie korzystał z usług błazna dworskiego typu Stańczyka i funkcja ta, tak popularna za życia Zygmunta Starego, w środowisku Zygmunta Augusta praktycznie zanikła. Wiadomości o karzełkach są rozproszone w różnych miejscach ksiąg rachunkowych. Stąd wielu badaczy zajmujących się dworem ostatniego Jagiellona jest wprowadzanych w błąd i ma mylne wrażenie, że karzełki rzadko są poświadczane źródłowo, co nie jest zgodne z prawdą. Notatki o Pigmejach znajdują się aż w 26 tomach rachunków30. Już na dworze w Wilnie pojawia się faworyt Barbary Radziwiłłówny, karzeł Okuliński. Okuła, bo i tak był nazywany, występował u boku Barbary od 1547 r. do śmierci królowej w 1551 r. Z jej polecenia wypłacano mu różne sumy lub też płacono za uszycie nowego ubrania czy obstalowanie butów. Na przykład, w 1547 r. sprawiono mu nową pelisę z zielonego sukna luń-skiego, podbitą futerkiem i długie buty. Pieniądze, które otrzymywał, nie były wypłacane regularnie, tak jak innym dworzanom, i nie miały stałej, określonej wysokości. Czasem było to pół florena, a kiedy indziej aż dwa floreny. Okuliński pochodził zapewne z rodziny szlacheckiej, ale bliższych danych nie mamy. Niekiedy wymieniany był w gronie paziów, może z powodu małego wzrostu? Po śmierci Barbary Zygmunt August przyjął na swój dwór jej dwóch pokój owców oraz kilku paziów, a wśród nich Okulińskiego31. Do licznej grupy karzełków dworskich należały też karliczki. W 1563 r. były to: Kaśka, Zośka, Dosia i jakaś Murzynka. Czy ta ostatnia też była karłowatego wzrostu, nie wiadomo. W następnym roku te same cztery dziewczyny występują razem z określeniem nanis puellis32. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych dwór Zygmunta Augusta zatrudniał stale co najmniej czterech karłów rodzaju męskiego. Te same osoby zapisywano raz z imienia, a kiedy indziej z nazwiska, co powoduje, iż nie zawsze można być pewnym, co do ich identyfikacji. Do tych czterech karłów najczęściej występujących razem i określanych terminem łacińskim nanus należeli: Janusz (Januszek, Hanuszek), Andrzej Konorowski (Jędrzej 30 M. Ferenc, Dwór Zygmunta Augusta, Kraków 1998, s. 69 oraz RK, Ks. 110, 140, 170, 184, 192, 195, 199, 200, 208, 210, 213, 214, 219, 220, 227, 230. 31 Rachunki dworu królewskiego 1544-1567 (wyd. A. Chmiel) [w:] Źródła do historii sztuki i cywilizacji w Polsce, t. I, Kraków 1911, s. 192, 273, 286 oraz M. Ferenc, Dwór..., s. 69, a także RK, Ks. 110, k. 793v; Ks. 140, k. 27v. 32 RK, Ks. 199, k. 67; Ks. 200, k. 12v, 15v, 43v. 194 Karły na dworze królewskim Komorowski), Łazarz oraz Krupski33. Prócz tego spotykamy też postać Wo-łowca, który określany był zawsze jako Pigmej i nie był łączony z tamtą czwórką34. Jedni i drudzy dostawali takie samo sukno luńskie na okrycia zwierzchnie, a także welur, adamaszek i barchan różnego koloru na suknie. Na głowach nosili berety, które dla czwórki karzełków były takie same. Powtarzają się wydatki na opłacenie nowych trzewików, które często były koloru czerwonego35. Podobnie jak i inni dworzanie, dostawali mydło, ale nie chodzili do łaźni. W trosce o ich higienę obstalowano dla nich specjalną małą wannę36. Ulubieńcem króla Zygmunta Augusta był Januszek, karzełek, którego obecność na dworze potwierdzana jest od 1563 do 1572 r. Wymieniany był w rachunkach 26 razy z imienia, a także kilka razy w grupie czterech nanis. Januszek dostawał więcej pieniędzy niż inni37. Niekiedy za ten sam okres pracy na dworze dostawał diety wspólnie z trzema innymi karłami i ponadto dodatkowo jeszcze jakąś sumę. Tak było na przykład w 1570 r. Szczególnie interesujący zapis znajduje się w księdze rachunków dworskich z 1566 r., pisanej po polsku. Na karcie 96v zanotowano: „karłom Krupski, Komorowski, Łazarz, każdemu z nich dałem za własnym króla rozkazaniem za kabati barchanowe króliczkowem futrem podbite i za portki sukienne na rok 1566 cztery floreny każdemu. Januszowi karłowi tegoż dnia 10 janvara dałem z rozkazaniem króla przez pana Łukasza Lisieckiego na siodło, rząd, batii, ostrogi, strzemiono i inne rzeczy sześć florenów"38. Ob-stalowanie tego rycerskiego uniformu świadczy niezbicie, że Januszek pochodził z rodziny szlacheckiej. Szlachcicem byli również Andrzej Komorowski i Krupski. Co do innych karłów, nie mamy informacji. Potwierdzeniem ich stanu społecznego jest także fakt, iż mieli oni prawo do posiadania swoich służących opłacanych z dworskich pieniędzy. W latach sześćdziesiątych występuje Bohdan „sługa karli" , który za czas pracy od 5 kwietnia do 2 sierpnia 1566 r. dostał za „niedziel 17 po groszy 30", tenże otrzymał też futerko na zimę39. Prócz niego był w 1566 r. drugi służący przydzielony do usługiwania karłom, imieniem Mikołaj40. Andrzejowi Komo-rowskiemu usługiwał Wojciech Rylski, który podobnie jak i jego pan był karłowatego wzrostu41. Taki dobór ludzi nie był przypadkowy. Chodziło niewątpliwie o spotęgowanie wrażenia osobliwości i uwypuklenie wybryków natury. Renesansowy dwór lubował się we wszelkich curiositas obejmujących zjawiska przyrody i starał się gromadzić w swoim środowisku jak najwięcej dziwnych osób, zwierząt i przedmiotów. Nic nie wiemy o odczuciach tych ułomnych osób i o tym, jak oni przyjmowali swe kalectwo. 33 RK, Ks. 184 k. 73v, 94v, 189, 190v; Ks. 199, k. 49, 51, 54v, 106; Ks. 205, k. 138, 14lv, 144, 144v; Ks. 208, k. 69v, 72, 77, 80v; Ks. 222, k. 31v, 72v; Ks. 223, k. 29. 34 Na przykład RK, Ks. 199, k. 74; Ks. 195, k. 55. 35 Między innymi w RK, Ks. 180, k. 30v, 73, 192v; Ks. 199, k. 66v. : 36 RK, Ks. 205, k. 141, 141v. 37 Między innymi w RK, Ks. 21, k. 99, 100, 104; Ks. 219, k. 77; Ks. 223, k. 125v, 127. 38RK, Ks. 192, k. 96v, 100. 39 RK, Ks. 213, k. 152; Ks. 249, k. 21, 21v. ? ? ? ' ' mRK, Ks. 213, k. 15. ' >; 41 RK, Ks. 170, k.128, 138. * •"" ' 195 Małgorzata Wllska Angielski karzełek podarowany przez księcia Windsoru Filipowi IV. i Być może łaska monarchy i fakt, iż stawali się obiektem zainteresowania łagodziła poczucie krzywdy wyrządzonej przez los. Pozycja poszczególnych karłów na dworze zależała przede wszystkim od relacji z monarchą. Niewątpliwie sytuacja faworytów, takich jak Januszek, była dużo lepsza niż zwyczajnego Łazarza. Januszek dostawał większe uposażenie, ale ważniejsze było to, iż przez częste kontakty z królem miał lepszą pozycję w środowisku42. Szczególne były związki karlicy Dosi z Katarzyną Jagiellonką. Wspólne cztery lata spędzone w zamku Gripsholm spowodowały, że stała się ona nie tylko służącą, ale bliską powiernicą królewny. Inna Jagiellonka, Jadwiga, wydana za mąż za elektora brandenburskiego, miała wiernego karła, Stasia, któremu bardziej ufała niż innym dworzanom. Dlatego też, to właśnie jego wysyłała z listami do Polski. Katarzyna Medyceuszka wybrała Jana Krassowskiego, aby w Polsce werbował dla niej stronników, zapewne ze względu na jego pochodzenie, osobiste zalety, wierność w stosunku do Francji, ale może również z powodu jego karłowatości. Karzeł z racji swego małego wzrostu wzbudzał wesołość, a przez to nie był traktowany całkiem serio. Podobnie jak błazen dworski, którego rolą było bawienie innych i wywoływanie śmiechu, stał na uboczu. Obie te osoby by- 42 Januszek był wymieniany w rachunkach Zygmunta Augusta 21 razy, m.in. w RK, Ks. 192, k. 100: Ks. 199, k. 49. 51. 78: Ks. 208, k. 69v, 153v, 154v; Ks. 209, k. 109v; Ks. 210, k. 99, 100, 104; Ks. 223. k. 125v, 127; Ks. 219, k. 77; Ks. 2310, k. 22v; Ks. 214, k. 76, 77v; Ks. 222, k. 180; Ks. 195, k. 53v. 196 Karły na dworze królewskim Cesarz Ferdynand II z karłem. Karzeł Filipa IV. ły niejako poza prawem. Jedna przez ułomność fizyczną, druga przez pełniony zawód. Moda na karzełki w Europie utrzymywała się aż do XVII w. Widzimy ich postacie na licznych obrazach Velasqueza, gdzie często znajdują się obok rodziny królewskiej. Polscy Wazowie też hołdowali tym zwyczajom, ale z mniejszym zainteresowaniem niż, na przykład, Habsburgowie hiszpańscy. W pamiętnikach Caetaniego czytamy, iż na dworze Zygmunta III Wazy było zatrudnionych ośmiu karłów pochodzących z Litwy. Ulubieńcem króla był Marcin Żuk, poświadczany często w rachunkach królewskich z lat 1587-160543. Na trumnie królowej Cecylii Renaty, żony Władysława IV Wazy, znajdujemy postać karlicy kroczącej za królową. Żmudź z niewiadomych powodów była terenem, gdzie rodziło się wiele karłowatych dzieci. W średniowieczu Krzyżacy z tych obszarów sprowadzali karły, które potem wysyłali na różne dwory europejskie. W XVI w. część z nich przechodziła przez dwór polski, jak na przykład wspomniana już para karzełków, podarowanych w 1544 roku cesarzowi Karolowi V. 43 Dane o karle Marcinie Żuku otrzymałam od doc. K. Chłapowskiego, za co mu serdecznie dziękuję. Są to: RK, Ks. 280, k. 124; Ks. 335, k. 154v, 165v oraz Archiwum Skarbu Koronnego III, s. 5, k. 34, 89, 219; RK, Ks. 335, k. 125; Ks. 337, k. 215v. Małgorzata Wilska Również w następnych wiekach polskie karły robiły karierę w Europie. Była mowa o faworycie Katarzyny Medyceuszki, Janie Krassowskim. W XVII wieku Maria Ludwika Gonzaga, żona Władysława IV Wazy, a potem Jana Kazimierza, wysłała na dwór swej ukochanej bratanicy do Chantilly we Francji szczególny prezent w postaci karła Bonarowskiego. Ten polski szlachcic małego wzrostu nie znał języka francuskiego i bardzo się złościł, że go nie chcą zrozumieć. Wymachiwał wtedy swoją małą szabelką, co wzbudzało ogólną wesołość44. Karzeł z papugą i psem. Karzeł don Sebastian de Morro. Najsłynniejszym polskim karłem był Józef Boruwławski, który urodził się na Podolu, w 1739 r. jako syn szlachecki. Pochodził z rodziny, gdzie troje dzieci było karłowatych, a reszta normalnego wzrostu. Odznaczał się wielką urodą i inteligencją, dzięki temu zasłynął na dworach europejskich. Pozostawił po sobie pamiętniki, których pierwsze wydanie ukazało się już w 1788 r., wkrótce po jego śmierci, w wersji francuskiej i angielskiej. Fragmenty z kopii francuskiej, przechowywanej w Bibliotece Krasińskich, opublikowała po polsku Bożena Fabiani. Pisane w osiemnastym wieku spostrzeżenia Boruwławskiego pokazują ówczesną mentalność. „Nawet nie uznają we mnie człowieka, istoty moralnej, myślą, że ze mną można się obchodzić jak ze zwierzęciem" - tak skarżył się autor pamiętnika45. Trudno powiedzieć, czy było to spostrzeżenie specyficzne dla czasów Stanisława Poniatowskiego, wieku zwanego „oświeceniem", czy należy je przenosić też na wieki wcześniejsze. 44 B. Fabiani, Niziolkt... s. 17. 45 Tamże, s. 80. 198 Karły na dworze królewskim Józef Boruwlawski z żoną ł córką. Porównanie karła do zabawki zgodne byłoby ze spojrzeniem na te osoby tylko pod kątem komizmu postaci. Z drugiej strony w średniowieczu stosunek do zjawisk dziwnych i osobliwych, zwłaszcza takich, które znajdowały się w kręgu monarchy, był bardziej tolerancyjny niż później. Sacrum roztaczane przez króla powodowało, iż wszelkie niezwykłe i śmieszne zjawiska natury w otoczeniu króla nabierały blasku, a nawet stawały się godne podziwu. Dlatego też wydaje się prawdopodobne, że chociaż karła z dworu jagiellońskiego uważano za przejaw curiositas, które wzbudzało ciekawość, to jednak był on traktowany podobnie jak inne, dziwaczne i oryginalne postacie przebywające na dworze. Jeszcze Mikołaj Rej pisał w swoim Zwierzyńcu, że „karzełci był przezwiskiem lecz na sprawach wielkich". Dopiero w czasach, gdy w obrazie króla sacrum zostało przysłonięte przez profanum, osobliwości dworskie nabrały karykaturalnego wymiaru, a karzeł w oczach społeczeństwa zatracał swoje człowieczeństwo, stając się obiektem zabawy. Źródła Ilustracji / Walka Pigmeja z żurawiem, za: M. Gutowski, Komizm..., s. 75 Motyw Pigmeja i żurawia, za: E. Śnieżyńska-Stolot, Tajemnica dekoracji Psałterza Floriańskiego, Warszawa 1992,11. DC 199 Małgorzata Wilska Andrea Mantegna, Portret rodziny Gonzagów, za: B. Fabiani, Niziolki..., s. 49. Antonio Moro, Karzeł kardynała de Granvetle, obraz z ok. 1569 r„ Muzeum Louvre, Paryż, za: M. Pastoureau, Royures, Paris 1995. Diego Velasquez, Karzeł, XVII w.. Muzeum Prado, Madryt, za: P. Darmon, Autręfois... Joseph Heinz, Cesarz Ferdynand II z karłem, XVIII w., za: B. Fabiani, Niziolki..., s. 48. Rodrigo de Villandrando, Filip IV z karłem, XVIII w., za: B. Fabiani, Niziołki..., s. 48. E. Deveria, Muzeum Louvre, Paryż, za: P. Darmon Autrefois..., Diego Velasquez, Karzeł don Sebastian de Morro, Muzeum Prado, Madryt, za: P. Darmon Autręfois... W. Hincks, Józef Boruwławski z żoną i córką, za: P. Darmon Autrefois..., s. 56. . :\ v;•.!?.».-!c ?:,.i:.r. ??:,? ':•;?-•'.; :?',', oł- 200 HIL ©P©Ł: Janusz Bierdak Przywilej Siemowita m dla Miecława z Miączyna Dnia 1 grudnia 1358 r. w Rawie książę mazowiecki Siemowit III wystawił przywilej immunitetowy dla czterech wsi w ziemi zakroczymskiej: Miączyna, Skotnik, Goławina i Karnkowa - własności Miecława, określonego w dokumencie jako sługa książęcy (seruitor noster). Dokument został w 1560 r. oblatowany w księgach grodzkich zakroczymskich i w tej tylko postaci zachował się do naszych czasów1. Przywilej treścią swą nie odbiega od innych dyplomów tego rodzaju wystawionych przez kancelarię Siemowita III. Bardzo zbliżony tekst ma nie tylko niemal współczesny mu (2 V 1358) dokument tegoż księcia dla podwarszawskiej wsi Żerań, należącej do podsędka warszawskiego Mikołaja2, lecz nawet późniejszy o 14 lat (3 II 1373) przywilej dla wsi Chociszewo i Smoszewo, położonych także w ziemi zakroczymskiej i stanowiących dziedzictwo braci Stanisława i Dzierżka - jak zobaczymy - współklejnotników Miecława z Miączyna3. Obydwa przywiedzione źródła miały zresztą różnych redaktorów: pierwsze - pisarza dworskiego Antoniego, drugie zaś - kanclerza ciechanowskiego i zakroczymskiego Jakuba. Na ich wybitne podobieństwo wpłynął więc istniejący w kancelarii odpowiedni formularz, a przede wszystkim identyczny charakter immunitetów udzielanych wsiom szlacheckim za panowania Siemowita III. Wspomnianego Antoniego można natomiast uważać również za autora tekstu przywileju nas teraz interesującego, który - w przeciwieństwie do tamtych - formuły scńptum per manus nie zawiera. 1 AGAD, Księga zakroczymska grodzka wieczysta 24, k. 1002-1002a. Wiadomość o doku mencie zawdzięczam Panu Doktorowi Januszowi Grabowskiemu, autorowi monografii Kance larie i dokumenty książąt mazowieckich w latach 1341-1381. Źródła tego nie publikuję, ponie waż powinno ono ukazać się niebawem w III części NKDMaz. ?:•. ?. v; ????>? 2 AGAD, Księga warszawska ziemska i grodzka 4, s. 247-249. -• 3 AGAD, Metryka Koronna (Mazowiecka) [dalej cyt: MM] 4, k. 87-87v. 203 Janusz Bieniak Dokument księcia Siemowita dla Miecława zaczyna się więc od wzmianki o zasługach i wiernych służbach odbiorcy. Jest to zwrot formularzowy, występujący we wszystkich analogicznych przywilejach z tego samego panowania. Nie przeczy on zresztą rzeczywistości. Przywileje dla pojedynczych, wybranych osób stanowią oczywisty wyraz książęcej przychylności dla nich właśnie, motywowanej jakimś postępowaniem tychże4. Zastanawia tylko różnica tytulatury: seruitor noster Miecław jako dziedzic czterech wsi (choć - jak zobaczymy później - tylko działów w nich) zasługiwał w pełni na dystynkcję miles noster (jak podsędek Mikołaj z Żerania) czy nobilis vir (jak nazwano nie tylko skarbnika rawskiego Mikołaja z Milanowa5, lecz także nie piastujących urzędów braci z Chociszewa). Można sądzić, że nie chodziło tu o niższy status, lecz o szczególny rodzaj obowiązków: chyba dworzanina, którą to funkcję najczęściej określano słowami curiensis ifa-miliaris. Za owe zasługi wsie Miecława - Miączyn, Skotniki, Goławin i Karnkowo - otrzymały prawo niemieckie w tej postaci, jaką posiada książęce miasto Zakroczym. W przytoczonym już przywileju dla Chociszewa i Smoszewa znajdujemy wyjaśnienie, że chodzi tu o prawo chełmińskie. W związku z tym książę darował ich mieszkańcom 11 lat wolnizny, po upływie których mieli oni płacić mu w ustalonej wysokości pieniężny podatek (collectam generałem) taki, jaki płacą wszystkie wsie rycerskie na prawie niemieckim. Na zawsze zwolnił ich natomiast od wszelkich danin i świadczeń występujących we wsiach na prawie polskim; dokument wymienia tu kilkanaście nazw, w ogromnej większości w języku rodzimym. Te same nazwy, z minimalną najwyżej różnicą, podają również inne, analogiczne przywileje Siemowita. Kolejny fragment źródła dotyczy immunitetu sądowego. Kmiecie z wymienionych wsi mieli odtąd odpowiadać wyłącznie przed Miecławem, jego spadkobiercami oraz własnym sołtysem, zwolnieni natomiast zostali od sądownictwa urzędników książęcych. Do Miecława wreszcie należeć miał pobór główszczyzny w całości, o ile zabójstwo zdarzy się między mieszkańcami którejś z jego wsi; w połowie zaś, jeśli jego poddany zabije obcego bądź obcy któregoś z jego kmieci. Znów identyczne postanowienie zawierają także pozostałe przywileje immunitetowe tego samego księcia. Odbiorca dokumentu z 1 grudnia 1358 r. występuje tylko w tym jednym źródle. Kryterium majątkowe, wsparte nadto imionowym, pozwala go jednak bez cienia wątpliwości zaliczyć do konkretnego rodu, a po zastosowaniu metod eliminacyjnych nawet do konkretnej rodziny. Spośród czterech wsi Miecława, jedynie Skotnik nie ma w innych przekazach czternastowiecznych. Miączyn, Goławin i Karnkowo pojawiają się natomiast prawie w tym samym czasie. Mianowicie 20 kwietnia 1350 r. książę płocki Bolesław III zatwierdził zamianę, jakiej dokonały między sobą dwa rzędy braci: Wszebór i Andrzej z Konecka na Kujawach oraz Borzuj, Donin, Lutogniew i Stanisław 4 Zwłaszcza wobec zawartej w Kronice Jana z Czarnkowa (MPHII, s. 694) pośmiertnej cha rakterystyki Siemowita III, z której wynika, że także i ten książę zasługiwał na miano „maximus exactor", jakim inny pomnik historiografii obdarzył Henryka głogowskiego. 5 NKDMaz 2 nr 298. 204 Przywilej Siemowlta III z Miączyna. Zamiana ta polegała na komasacji rozproszonych przedtem ma jętności: pierwsi przekazali drugim swoje działy w Miączynie, Goławinie i Karnkowie, przejmując w zamian ich źreb w Konecku6. r,: ? Obie strony kontraktu należały do rodu Łabędziów i wiązało je pochodzenie od wspólnego pradziada7. W tym rodzie zatem znajduje się miejsce również dla Miecława z Miączyna; zgadza się z tym także jego imię, w XIV i XV w. powszechnie wśród Łabędziów używane8. Jako kolejny źródłowy dziedzic Miączyna, Goławina i Karnkowa powinien on - jak by się zdawało - mieścić się w tej gałęzi, która osiem lat wcześniej scaliła owe trzy miejscowości w swoich rękach. Niestety, jest to niemożliwe. Wśród czterech pisanych z Miączyna braci, którzy dokonali omówionej zamiany z dziedzicami Konecka, Miecław nie występuje. Nie może przy tym w grę wchodzić pomyłka imienia, ponieważ zachowany naukowy regest tego dokumentu (pióra Adama Wolffa) korzystał bezpośrednio z oryginału. Miecław nie mógł być także synem i spadkobiercą któregoś z owych braci, byli oni bowiem w 1350 r. ludźmi młodymi. Podobnie jak ich kontrahenci z Konecka, zamiany dokonali oni wspólnie, nie przeprowadzili zatem jeszcze podziału majętności. Za młodym wówczas ich wiekiem świadczą nadto dalsze ich losy. Najstarszy z nich - Bo-rzuj, piszący się w późniejszych źródłach małopolskich z Ninkowa w kluczu skrzyńskim (Sandomierskie) - występuje w latach 1368-1369 jako wojski lubelski, zaś w 1374-1377 jako wojski sandomierski9. Lutogniewa (Lutka) spotykamy jeszcze w 1386 r. na urzędzie skarbnika ciechanowskiego10. W analogicznym przedziale czasowym mieszczą się zresztą także życiorysy obu Łabędziów koneckich: żyjącego w 1384 r. Wszebora11, a zwłaszcza, szczególnie długowiecznego (zmarłego w latach 1413-1414) Andrzeja Rzeszotki, marszałka dworu księcia Siemowita IV i podkomorzego sochaczewskiego12. Miecława z Miączyna trzeba zatem szukać poza obiema gałęziami rodu Łabędziów, które przeprowadziły zamianę działów w 1350 r. Oznacza to, że w Miączynie, Goławinie i Karnkowie istniały wówczas jeszcze jakieś trzecie źrebią, których on właśnie był dziedzicem. Odnalezienie bliższej jego genealogii wymaga prześledzenia stanu własnościowego tych wsi w czasach późniejszych, zwłaszcza wtedy, kiedy dysponujemy już Metryką Mazowiecką i zakroczymskimi księgami ziemskimi, zatem po 1414, a nawet 1423 r.13 Między 1358 r. a tymi datami raz tylko pojawia się w źródłach jedna z tych 6 Oryginał tego dokumentu spłonął w Warszawie, w 1944 r. Treść jego przechowała się je dynie w dwóch regestach: obszerniejszym (BN IV 8376, nr 17) i krótszym, zawierającym znacz nie mniej wiadomości (NKDMaz 2 nr 300). 7 J. Bieniak, Ród Łabędziów [w:] Genealogia - studia nad wspólnotami krewniaczymi i tery torialnymi w Polsce średniowiecznej na tle porównawczym, Toruń 1987, s. 18n i tabl. I, gdzie przedstawienie wcześniejszych pokoleń. Wszebór i Andrzej byli synami pieczętującego się Ła będziem kasztelana kowalskiego Miecława z Konecka (są na to wyraźne dowody źródłowe), a Borzuj i jego trzej bracia prawdopodobnie synami Wszebora ze Klwowa. "Tamże, s. 12n, 17-19. ? , ; 9 UMlp 1 nr 594, 1003. . . .. • - .?* •: 10 BN BOZ 70, s. 196n. • >< 11 Archiwum Diecezjalne we Włocławku, kopiarz 6, k. 99-100. : . f 12 J. Bieniak, K. Pacuski, Rzeszotko Andrzej [w:] PSB XXXIV, s. 52. ... ^t - 13 Zob. K. Pacuski, Przegląd źródeł [w:] DMaz, s. 17n. : r:??:*; -...- • 205 Janusz Bieniak trzech wsi, mianowicie Miączyn, a właściwie Miączynek (Minor Manczino). Było to w roku 1389, kiedy to wystawił dokument Wszebór tytułujący się dziedzicem Skrzyńska, Miączynka i Kawieczyna (de Skrzin et Minoń Manczino ac Caueczin dominus et heres). Dokumentem tym wystawca przyznał, że dziesięcina w Miączynku i przysiółku tegoż, Kawieczynie (in toto Manczino nostro et particulari eiusdem, ąuod dicitur Cawyeczino), należała zawsze do opactwa czerwińskiego, nie zaś do kościoła parafialnego w Smoszewie14. Na przełomie natomiast I i II ćwierci XV w. w Miączynie i Goławinie dziedziczył (zmarły w 1423 r.) podkomorzy brzeski Donin z Krajowa, a potem jego synowie Paweł (z Miączyna) i Stanisław (z Goławina)15. Synowie tego ostatniego występują z kolei dowodnie (1481 r.) jako właściciele także połowy Karnko-wa'6. Podkomorzy Donin z Krajowa posiadał również część Ninkowa (którą zamienił w 1410 r.)17; był więc przedstawicielem tego domu Łabędziów, który w 1350 r. powiększył swe działy w trzech interesujących nas wsiach ziemi zakroczymskiej (synem Borzuja z Ninkowa lub jego brata, Donina). Źródła XV w. ukazują nam przeto całość tego dziedzictwa. Prócz gałęzi krajowskiej widzimy jednak w Miączynie, w dwudziestych i trzydziestych latach XV w., innych jeszcze Łabędziów. Byli to najpierw dwaj Piotrowie -jeden konsekwentnie pisany w źródłach mazowieckich z Miączyna, drugi - zarówno stamtąd, jak i ze Straszyna (wieś tę uważano także za część Miączyna)18; później zaś pierwszy z owych Piotrów oraz Jan ze Straszyna (zapisany jako jego synowiec), którzy swoje tamtejsze dobra sprzedali w 1436 r. wspomnianemu już Pawłowi z Miączyna19. Co więcej, pierwszy Piotr z Miączyna dziedziczył do 1429 r. także w Kawieczynie20, był zatem dowodnym spadkobiercą Wszebora ze Skrzyńska i Miączynka z 1389 r. Zapis tego ostatniego de Minoń Manczino nabiera pełnego sensu, kiedy skonstatujemy, że był on właścicielem zaledwie 1/3 całego Miączyna, 2/3 bowiem (działy: własny i dziedziców Konecka) skupiła w swoim ręku gałąź krajow-ska w wyniku zamiany z 1350 r. W tych samych proporcjach przedstawiał się w końcu lat dwudziestych XV w. stan własnościowy w tej wsi obu Piotrów w stosunku do podkomorzyca Pawła. Przed Wszeborem natomiast w tejże trzeciej części Miączyna (i w odpowiednich częściach Goławina oraz Karn-kowa) dziedziczył poszukiwany przez nas Miecław. Trzy równobrzmiące przekazy źródeł mazowieckich wprowadzają badany teraz ciąg sukcesorów do konkretnego, znanego skądinąd domu w genealogii Łabędziów. W 1429 r. sprzedał więc Borzujowi ze Klwowa, także klej-notnikowi tego rodu, właścicielowi Woli Miączyńskiej (pierwotnie chyba czwartego działu w Miączynie), przyległą do tejże Woli dziedzinę Kawieczyno '"BNBOZ70, s. 99-101. 15 Bonieckl V, s. 96n (z błędami, zawiera jednak zapiski nie istniejących dziś ksiąg radom skich); MM 4, k. 87. 16 Boniecki VI, s. 200. 17 Tamże, V, s. 96. 18 Księga ziemska zakroczymska pierwsza [dalej cyt: KZakr], Warszawa 1920, nr 30, 1822, 1824, 2184-2185, 2586, 2609. 19 MM 3, k. 195v-196. 20 KZakr nr 2586, 2609; Pomniki prawa wydawane przez warszawskie Archiwum Główne, t. V, Warszawa 1918, nr 778. 206 Przywilej Siemowlta III Piotr z Borkowic21. Trzy lata wcześniej od Borzuja z Woli próbował wykupić z zastawu tąż dziedzinę Kawieczyno jej właściciel, Piotr z Miączyna22, z tamtym przeto identyczny. Sprzedaży działów w Miączynie i Straszynie podko-morzycowi Pawłowi dokonali zaś w 1436 r. Potrus de Borkouicze etJohannes Jiliaster eius de ibidem23. O nabyciu przez Pawła owych działów z rąk tychże właśnie dziedziców Borkowic wspomina jeszcze rok później inna zapiska, regulująca wysokość opłat na rzecz księcia, składanych przez tamtejszych kmieci24. W miarę zatem wyzbywania się przez interesujący nas krąg rodzinny jego mazowieckich posiadłości, tamtejsi pisarze zaczęli zastępować wje-go określeniu miejscowe nazwy własnościowe mianem jego głównego, małopolskiego gniazda. Poczet źródłowo pewnych Łabędziów Borkowskich rozpoczyna Piotr, stolnik kujawski, podobnie jak nasz Miecław znany tylko z jednego źródła. Ufundował on mianowicie w 1364 r. kościół parafialny w Borkowicach i w tej sprawie wystawił dokument25. Następne pokolenie, występujące już stosunkowo często, pisało się w źródłach małopolskich z Borkowic, w kujawskich zaś - ze Świętego, ewentualnie z sąsiadujących z nim Mieszczew. Reprezentują je (w kolejności starszeństwa) Pietrasz ze Świętego, kasztelan kowalski Krystyn, kasztelan ciechanowski, a potem podkomorzy brzeski Miecław oraz podkomorzy inowrocławski Otto; poza najstarszym, wcześnie zmarłym, dożyli oni pierwszego dziesięciolecia XV w.26 Spośród nich jedynie Miecław nie pozostawił potomstwa; z dwóch znanych nam już Piotrów z Miączyna jeden był synem Pietrasza ze Świętego, drugi zaś podkomorzego inowrocławskiego Ottona z Mieszczew. Piotrów owych łączyło więc braterstwo stryjeczne. Obu wymienia jako dziedziców Borkowic dokument z 25 VI 1408 r., wystawiony w tej wsi dla miejscowego kościoła przez podkomorzy-ców: właśnie Piotra (Piotrasza) oraz jego starszego brata Andrzeja27. Co więcej, w okolicy Miączyna miał jakieś dobra również rodzony brat drugiego Piotra, Krystyn ze Świętego, ponieważ z wdową po nim Katarzyną wiódł 21 Pomniki prawa..., t. V, nr 778; zob. MM 4, k. 57v. Położenie Miączynka i Woli (później zwa nej Golawińską) wskazuje, że dział Miecława i jego spadkobierców leżał we wschodniej części czternastowiecznego Miączyna. 22 KZakr nr 2586, 2609. 23 MM 3, k. 195v-196. 24 Tamże, k. 203-203v. " vTnra-:«ir.-::-i , tn-;^- >>» - :-.v.. -.-??•: 7tC??.- : . • 25 ZDMlp 4 nr 976a. Zamieszczony tamże (nr 890) dokument dla tegoż kościoła, rzekomo Mikołaja z Borkowic, kasztelana ciechanowskiego z 1309 r., w rzeczywistości powstał w 1389 r., a jego wystawcą był Miecław z Borkowic, istotnie piastujący wówczas ten urząd. 26 Biogramy ich wszystkich, jako zwolenników i współpracowników księcia Siemowita IV, zamieszcza świeża monografia A. Supruniuk, Otoczenie księcia mazowieckiego Siemowita TV (1374-1426); studium o elicie politycznej Mazowsza na przełomie XTV i XV wieku. Warszawa 1998. s. 195n. 205n, 223n, 238n. 27 ZDMlp 4 nr 1149. Dokument w tym wydaniu zawiera szereg błędów: mylną datę 1400 (sło wo „octavo" zostało widocznie opuszczone przez kopistę), kiedy to żył jeszcze ojciec wystawców Otto (w tekście podany jako zmarły), oraz zapis imienia „Protasius" zamiast „Potrasius". Rok 1408 ustaliłem na podstawie zgodności dnia w tygodniu oraz w miesiącu. Drugi Piotrasz wraz z bratem Krystynem znaleźli się w tym źródle przy opisie granic nadania, które sąsiadowało z ich domem. Dokumentu tego nie znał Boniecki (II, s. 34n), który utożsamił obu Piotrów z Bor kowic, mylnie też podając filiację. 207 Janusz Bieniak w 1426 r. przed sądem ziemskim zakroczymskim nieznany tematycznie spór Paweł z Miączyna28. Tak przedstawiona genealogia nie zawiera na razie Miecława z 1358, ani Wszebora z 1389 r., jako homines unius factl, z nieznanych zresztą dotąd źródeł. Muszą oni do niej zostać dopiero wpisani. Wszebór, choć dziedziczyli po nim Piotrowie Borkowscy, nie był ich rodzonym stryjem, ponieważ nie ma go w aż dwóch przekazach wyliczających pełny komplet tej generacji rodzinnej oprócz nieżyjącego już Pietrasza: z 1382 i 1385 r.29 Trzeba w nim zatem dostrzec stryjecznego brata ich ojców. Oznacza to istnienie co najmniej dwóch rodzonych braci w poprzednim pokoleniu. Oprócz stolnika kujawskiego Piotra z Borkowic należy więc tu współczesny mu Miecław z Miączyna. Bracia ci podzielili ojcowiznę widocznie w ten sposób, że Piotrowi przypadły dobra kujawskie i przynajmniej większość małopolskich, Miecławowi zaś głównie mazowieckie. Z kolei sukcesorem Miecława był syn jego Wszebór30, który widocznie nie pozostawił potomstwa, skoro dziedzictwo po nim przeszło na wnuków stolnika Piotra z Borkowic jako najbliższych męskich krewnych. Punkt ciężkości dokumentu Siemowita III nie mieści się jednak w płaszczyźnie dziejów immunitetu czy nawet stosunków genealogiczno-własno-ściowych, choć - zwłaszcza w tej drugiej sferze - źródło to przynosi ważne uzupełnienia. Leży on w dziedzinie politycznej historii Mazowsza. Wystawiając wieczysty przywilej dla wsi położonych w ziemi zakroczymskiej, książę rawski31 działał na terytorium, które otrzymał od Kazimierza Wielkiego w dniu 27 grudnia 1355 r. tylko na okres trzech lat32. Okres ten zatem w danym momencie dobiegał już końca. Mimo to, przywilej żadnym słowem nie wspominał o prawach króla polskiego, a Siemowit swobodnie wyznaczał w nim zarówno jedenastoletni czas wolnizny, jak późniejszy stały podatek, który kmiecie owych wsi jemu jedynie [nostrae maiestati) będą obowiązani płacić. Przypomina to niemal współczesny (14 VIII 1358) mazowiecko-litew-ski układ graniczny, określający jako część księstwa Siemowita III ziemię wi-ską33, którą tenże trzymał, podobnie jak zakroczymską, na ten sam okres trzyletni. W zestawieniu z wcześniejszymi (1355) i późniejszymi (1359) wzmiankami dokumentów o mającym nastąpić po zgonie króla zwrocie ziemi płockiej książętom mazowieckim, w których znów żadnym słowem nie 28 KZakr nr 2580, 2597. Synowie Krystyna i Katarzyny, Donin i Piotr z Prawkowic (ten ostat ni tożsamy ze sławnym wodzem z czasów wojny trzynastoletniej) zakupili w 1425 r. od Borzuja ze Klwowa jego część w Dmoszewie, w ziemi zakroczymskiej (MM 3, k. 45v). Mimo wybitnego podobieństwa tej nazwy do położonego w tej samej ziemi Smoszewa (własności innej gałęzi Ła- będziów), chodzi tu chyba o miejscowość później zaginioną, ponieważ litera „D" wystąpiła w tej zapisce aż dwa razy: w tekście i w nagłówku. 29 Regesta historico-diplomatica Ordinis S. Mariae Theutonicorum (1198-1525), cz. I (wyd. E. Joachim, W. Hubatsch), Góttingen 1948, nr 418a; AP w Toruniu, dok. 1184: w obu zapisach Krystyn kasztelan kowalski, Miecław kasztelan ciechanowski i Otto podkomorzy inowrocław ski. W drugim źródle zmarłego Pietrasza zastępuje syn jego Krystyn. 30 O dzieciach (pueri) Miecława dwukrotnie wspomina dokument z 1358 r. 31 Tu bowiem znajdowała się od 1345 r. jego siedziba, jak świadczy niezbicie bulla Klemen sa VI (NKDMaz 2 nr 278). 32 Tamże, nr 340. 33IMT nr 16. 208 Przywilej Siemowlta III wymieniono ziem wiskiej i zakroczymskiej34, stwarza to wrażenie, jakoby Kazimierz Wielki przekazał te ostatnie ziemie wieczyście Siemowitowi III już wcześniej, mianowicie między 27 grudnia 1355 a 14 sierpnia 1358 r., a zatem podczas trwania owego trzyletniego zastawu. Niestety - konstrukcję tę rozbija jedno źródło: dokument królewski z 27 kwietnia 1361 r., nadający wsiom opactwa czerwińskiego w kasztelami zakroczymskiej immunitet i prawo średzkie35. Oznacza to, że - zgodnie ze wcześniejszymi ustaleniami - panowanie Siemowita w ziemiach zakroczymskiej i wiskiej jednak wygasło w końcu grudnia 1358 r. Wieczyste przywileje obu władców wśród zmieniającego się ciągle w drodze układów stanu posiadania trzeba zaś uznać za wyraz sui generis współudziału w ich prawach do części ziem mazowieckich, odziedziczonych po księciu Bolesławie III. Cała sprawa wymaga zresztą jeszcze dokładniejszego badania. 34 NKDMaz 2 nr 339; ITM nr 18. 35 BN BOZ 70, s. 155n; wśród świadków kasztelan wiski. 209 Anna Dunin-Wąsowiczowa Miary rolne i miary przestrzeni Problematyka rolnictwa polskiego średniowiecza zawiera obszerny kwestionariusz badawczy. Do najsłabiej rozpoznanych dotychczas zagadnień można zaliczyć zasięg zaplecza rolnego wsi przedlokacyjnej. Źródła pisane wymieniają w obrębie wsi terminy odnoszące się do użytkowanych gruntów, które stanowiły pojęcia różnorodne; wśród określeń pełnorolnego, rodzinnego gospodarstwa, uprawianego przez ludność rolną (aratrum, uncus, ter-ra ad boves), występują związane z uprawnieniami do dziedziczenia (haere-ditas) lub użytkowaniem części gruntu, którego rozmiary nie stanowiły stałej wielkości (sors)1, a także bliżej nieokreślone co do wielkości agri i campi, których lokalizację czasem możemy ustalić w oparciu o opisane przez źródło elementy topografii terenu. Obok badań historyczno-geograficznych nad morfogenezą wsi, umożliwiających w pewnej mierze, przy zastosowaniu kryterium kształtu pól, rozróżnienie zasięgu dawnych rozłogów wsi2, duże szansę dają poszukiwania archeologiczne. Niestety, ze względu na wysokie koszty badań terenowych, zbyt często ograniczają się one do terenów ściśle przylegających do zabudowań badanych osiedli. Ustalono, że pola wsi przedlokacyjnych miały kształty nieregularne, zbliżone do pól blokowych, tworzyły wydłużone półkola, rozdzielone kamiennymi miedzami3, lub wąskie pasma zagonów4. ' ''? "?-??•"?•• ' T. Lalik, Sors et aratrum, „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej" 17, 1969, nr 1, s. 15; Z. Podwińska, Zmiany form osadniczych osadnictwa wiejskiego na ziemiach polskich we wcześniejszym średniowieczu; źreb, wieś, opole, Wrocław 1971; S. Trawkowski, Źreb [w:] SSS VII, 1982, s. 203n. 2 H. Szulc, Morfogenezą osiedli wiejskich w Polsce, Wrocław 1995. 3 Z. Podwińska, Zmiany form .... s. 86. 4 H. Szulc, Morfogenetyczne typy osiedli wiejskich na Pomorzu Zachodnim: Prace Geograficz ne CXLIX, Wrocław 1988, s. 32; W. Filipowiak, W. Garczyński, Dobropol pow. Kamień Pomorski [w:] Informator Archeologiczny. Badania 1967, Warszawa 1968, s. 209n. 211 Anna Dunin-Wąsowlcz W tej sytuacji zaskakujący wydaje się fakt wykrycia w czasie badań archeologicznych wokół Spicymierza śladów pól o kształtach prostokątów, z przewagą obiektów o jednolitych, powtarzających się, regularnych rozmiarach (120 m x 400 m) i wielkości powierzchni (4,8 ha)5. Oprócz pól o zgeo-metryzowanym kształcie odkryto także, w okolicach tzw. Dębowej Górki, pola o kształtach nieregularnych, gdzie występowały ślady upraw datowanych naVIII-IXw. Pola o regularnym kształcie są datowane ceramiką dwojakiego typu. Pierwszy pochodzi z X do początku XII w., drugi (ceramika obtaczana) z wieków XII, XIII i XIV. Dokładność datowania pól jest jednak precyzyjna, ponieważ nie stwierdzono równoczesnego występowania obu typów ceramiki na poszczególnych polach, lecz wyłącznie jeden z nich. Ceramika pochodząca z XII-XIV w. wystąpiła na 8 regularnych polach, których łączny obszar wynosił 40 ha; ceramika datująca ziemię orną od połowy X do połowy XII w. - na 7 polach (łącznie 35 ha)6. Czym były te pola w ówczesnej agrotechnice, a ściślej, w gospodarce włości spicymierskiej? Nie były to pojedyncze jugera ze względu na wielkość (powierzchnię jugrerum można ocenić posługując się współczesnymi analogiami innych krajów europejskich lub jednostek polskich z późniejszego okresu na ok. 0,5 ha)7. Nie były również odpowiednikiem późniejszych łanów lokacyjnych, jednostek samodzielnego gospodarstwa chłopskiego8. Rozpatrzymy je jako: 1. jednostkę agrotechniczną wysiewu określonej ilości zboża lub jednostkę pracy na polu (wielokrotność dnia orki -jugerum) oraz 2. jako jednostkę pomiaru geometrycznego stanowiącą część znanych schematów pomiaru z innych obszarów. Regularne pole spicymierskie o pow. 4,8 ha - wg średnich norm wysiewu przyjętych dla innych zbadanych obszarów, a wynoszących 2-2,2 hl/ha9 - było gruntem, na którym można było wysiać ok. 960-1056 1 zboża. Jako jednostka pracy polnej musiało składać się z określonej liczby dni orki (4,8 ha = ok. 10 dni orki pługiem lub dwukrotnie więcej dni orki radiem, przy orce wzdłuż i w poprzek gruntu). Nie znamy lokalnej spicymierskiej miary długości, której wielokrotność dałaby odczytać filiacje tej miary jako jednostki miary geometrycznej. Stosunkowo najlepiej sprawdzoną metodą ustalania lokalnych miar długości jest badanie wielkości modułów zabytków architektonicznych na pobliskim terenie, pochodzących z tego samego czasu10. 5 T. Poklewskl, Spicymierska włość grodowa w średniowieczu. Łódź 1975, s. 46. 6 4 pola usytuowane były w wykopach strefy A (pole 1, 4, 5 i 12) oraz 3 pola w strefie B, tam że, s. 51-53. 7 A. Dunln-Wąsowicz, ^Juhert" i jego polska wersja miary agrarnej, „Przegląd Historyczny" 57, 1989, z. 4 s. 732. 8 E. Stamm, Miary powierzchni w dawnej Polsce: RAU WHF (Seria II) XLV, nr 2, Kraków 1936. 9 F. Sigaut Analyse et logiąue des anciens systemes locawc de poids et mesures, ąueląues suggestions [w:] Les anciens systemes de meswes; projet d'enquete metrologiąue, Caen 1981, s. 81. 10 D. Ahrens, Metrologische Forschungen im Museum Simeonstift Trier [w:] Ordo et Mensura: Sie- gener Abhandlungen zur Entwicklung der materiellen Kultur VIII, St Katharinen 1991, s. 13-21. 212 Miary rolne i miary przestrzeni Spicymierz pojawia się w źródłach pisanych w początku XII w. i funkcjonuje jako gród w czasach, kiedy na niezbyt od niego odległym obszarze istniało opactwo Marii Panny przy grodzie łęczyckim nadane w 1136 r. metropolii gnieźnieńskiej wraz z wsiami i setką ludzi niewolnych11. Na miejscu fundamentów klasztoru, którego fundację odnosi się do ok. 1000 r., wzniesiono późniejszy Tum; projekt fundacji powstał ok. 1140 r. a ukończenie budowy przypada na 1161 r.12 W reliktach fundamentów opactwa oraz w architekturze późniejszego Tumu mamy utrwalone ówczesne miary budowlane, czytelne w rozmiarach budynków. Budynek opactwa miał szerokość wewnętrzną 4,8 m i długość 21,6 m. Szerokość budynku mieściła się dokładnie 4,5 raza w jego długości13. Porównując rozmiary pól ornych o regularnych kształtach z rozmiarami opactwa łęczyckiego należy zauważyć, że moduł szerokości fundamentów mieścił się dokładnie 25 razy w szerokości poszczególnych pól. Moduł długości opactwa nie stanowił natomiast pełnej wielokrotności rozmiarów pól. Tum miał 12 m szerokości. Ten sam moduł powtarza się w wysokości kościoła, do stropu nawy głównej. Długość wynosiła przypuszczalnie 48 m14 (stanowiła więc 4 moduły szerokości kościoła, a jednocześnie dokładnie 10 modułów szerokości dawnego klasztoru). Świadczy to o stosowaniu już w tym czasie określonych miar długości. Szerokość łęczyckiego Tumu mieściła się dokładnie 10 razy w szerokości regularnych pól spicymierskich; długość kościoła natomiast nie stanowiła modułu rozmiarów tych pól. W polskich analizach dawnych układów przestrzennych na ogół przyjmowano stałe jednostki długości15. Z badań porównawczych wiemy jednak, że lokalne jednostki długości były bardzo zróżnicowane. Przyjmuje się, że w krajach wokół Morza Bałtyckiego ok. 1300 r. długość łokcia wahała się w granicach od 52 cm na Olandii i Gotlandii do 57,9 cm w północnej Saksonii16. Ten stan rzeczy potwierdzają badania na obszarze dawnej Lotaryngii, przy czym często miary lokalne odpowiadały granicom określonego władztwa terytorialnego lub beneficium kościelnego17. " „abbatia Sancte Marie In castello Lancicie cum centum servis et villis eorum" KDWlp, s. 12: K. Potkański, Opactwo na łęczyckim grodzie: RAU WHF XLIII, Kraków 1902. 12 S. Zajączkowskl, Opactwo „na łęczyckim grodzie" i jego uposażenie, „Rocznik Łódzki" 1, 1958, s. 285; tenże, Początki kolegiaty łęczyckiej, „Roczniki Historyczne" 24, 1958, s. 149 i 152. 13 T. Poklewski-Koziełl, Kolegiata w Tumie koło Łęczycy, Łęczyca 1995, s. 8. 14 Tamże, s. 16. 15 A mianowicie najczęściej: stopę rzymską (30 cm) albo krótszą, niemiecką (28,8 cm); ło kieć chełmiński (57,6 cm, składający się z dwóch stóp po 28,8 cm), łokieć krakowski (58,6 cm). Por. T. Zagrodzki, Regularny plan miasta średniowiecznego a limitacja miernicza: Studia Wcze snośredniowieczne V, z. 1, 1962; J. Pudełko, Zagadnienie wielkości powierzchni średniowiecz nych miast Śląska, Wrocław 1967: dawny łokieć ok. 61 cm przyjął natomiast W. Kalinowski, Urbanistyka i architektura Radomia, Lublin 1979, s. 55. 16 S. Góransson, Om alnen i Norden [w:] Saga och Sed, „Annales Academiae Regiae Gustavi Adolphi" 1986, Uppsala 1988. s. 56. 17 Gdzie m.in. stopa św. Lamberta miała 30 cm, stopa Sainte Croix 26,5 cm, stopa królew ska 32,4 cm. Por. J. Peltre, Recherches metrologiąues sur lesjlnages lorraines, Ł II, Lille-Paris 1975, mapa 4. . - , w 213 Anna Dunin-Wąsowicz Początkowo posłużymy się przy rekonstrukcji wielkości pól spicymier-skich długością łokcia łęczyckiego znanego z XVIII w. (58,9 cm)18. Otrzymujemy jednak, po przeliczeniu, zarówno rozmiary pól, jak i ich powierzchnię w liczbach niecałkowitych. Świadczy to o tym, że w interesującym nas okresie stosowano tu inną miarę długości. Przyjmuje się, że opactwo łęczyckie było siedzibą konwentu benedyktyńskiego19. Mnisi benedyktyńscy w czasach Karola Wielkiego byli pomocni przy przeprowadzaniu reformy miar; znali tajemnice związane umiejętnością liczenia zaczerpnięte z kultur antycznych, m.in. tzw. numeri legitimi i numeri perfecti, przechowywali w klasztorach manuskrypty dotyczące miar. Z benedyktynami łączono także rozpowszechnienie stosowania w pomiarach liczby 28, której przypisywano szczególne właściwości jako należącej do liczb doskonałych [numeń perfecti). Jednym ze składników liczby 28 jest cyfra 7, której w starożytności przypisywano znaczenie magiczne20. Na obszarze późniejszego woj. łęczyckiego, w XVIII w., odnajdujemy ślady stosowania w miarach agrarnych cyfry 7 w postaci jej wielokrotności, a mianowicie normy orki dziennej, przy szerokości oranego gruntu wynoszącej 42 łok. (7 lasek po 6 łok.)21. Sznur o długości 42 tzw. łokci długich wystąpił również w dawnych wzorcach pomiaru łanów czeskich (obok sznura o długości 52 łok. praskich), odnoszonych do czasów Przemyśla Ottokara II. Wzorce te posługiwały się przy pomiarze łana królewskiego wielka miarą odległości - milą liczącą 300 sznurów długości (42 * 300 = 12 600 łok.)22. Podwojenie liczby 42 odnajdujemy również w długości stajania tzw. łana polskiego (wielkopolskiego?), która wynosiła 84 łok.23 Przyjmujemy, że szerokość mierzonych pól, zgodna z modułami szerokości architektury łęczyckich budowli sakralnych, dostosowana była do miary 42 łok. oraz pręta 6 łok. lub 7 łok. Zakładając, iż szerokość 120 m była równa 5 modułom po 42 łok., musimy konsekwentnie przyjąć, że lokalny łokieć spicymierski był nieco krótszy niż chełmiński i wynosił 57,14 cm. Zastosowanie pręta długości 6 łok. przy przeliczeniach pó 1 spicymierskich nie daje pełnych liczb, przyjmujemy więc miarę pręta 7 łok. Przy tym założeniu rozmiary pól przeliczają się na liczby całkowite i wynoszą w łokciach: szerokość - 210 łok., długość - 700 łok., a powierzchnia 147 000 łok.2. Wielkość obliczonej powierzchni pola spicymierskiego stanowi wówczas dokładnie 1/10 część powierzchni 1470000 łok.2, znanego z późniejszych przekazów łana królewskiego staropolskiego24. 18 J. Szymańskl, Nauki pomocnicze historii. Warszawa 1976, s. 147. 19 S. Zajączkowskl, Opactwo..., s. 284. 20 H. Witthóft Denarius novus, modius publicus et libra panis im Frankfurter Kapitulare [w:] Das Frankfurter Konzil von 794 (wyd. R Berndt): Quellen und Abhandlungen zur mittelrheini- schen Kirchengeschichte LXXX, 1, Mainz 1997, s. 243(245); H. Ziegler, Die Zahl als rechtes Verhaltnis in Terner; Mass, Zahl und Gewicht im Spatmittelalter [w:] Historische Metrologie in den Wissenschąften (red. H. Witthóft), SŁ Katharinen 1986, s. 226-239. 21 Starostwo klonowskie 1762 r., por. A. Dunin-Wąsowicz, Pomiary gruntu w Koronie w XVI- XVII wieku. Warszawa 1994, s. 125n. 22 Tamże, s. 50. 23 Tamże, s. 186, przyp. 11. 24 Tamże, s. 72. 214 Miary rolne i miary przestrzeni Czy ten wynik jest prawdopodobny? Według tezy Franciszka Piekosińskiego, w Polsce nie istniały łany w okresie przedkolonizacyjnym; łan królewski, znany z późnych przekazów, uznawał on za twór sztuczny, wielokrotność łana lokacyjnego25. Badania archeologiczne ujawniły w okolicach Spicymierza 7 takich pól datowanych na X-początek XII w., co nie oznacza., że na pobliskich terenach nie istniały dalsze pola, które nie zostały objęte pracami wykopaliskowymi. Podział łana królewskiego na 10 odrębnych pól (nie występował on w późnym schemacie pomiaru, z XVI w., dzielącym łan na 24 stajania po 175 łok. długości) może sugerować, że użytkowane one były pierwotnie przez rolników zorganizowanych we włości przy pomocy systemu dziesiętnego (decimarii?). Pobliskie opactwo łęczyckie było uposażone setką niewol-nych26. Można wysunąć też hipotezę, że podział łana na 10 części dotyczy ułatwienia obliczania dziesięcin z uzyskanych plonów, ale ta sytuacja raczej nie dotyczyłaby własności predialnej. Czy była to jednostka rodzima? Na innym miejscu próbowaliśmy wykazać, iż analiza metrologiczna łana królewskiego staropolskiego sugeruje, że przy zastosowaniu innych miar długości, zawiera on w sobie (przy pomiarze miarą pręta o długości 8,75 łok.) zapis zarówno dawnego manse frankijskie-go, złożonego z 12 bonnaria lub 120 ancingae, o łącznej powierzchni 19 200 prętów, jak również (przy pomiarze miarą pręta o dł. 7 łok.) zapis królewskiego łana czeskiego o 300 sznurach2 lub o 12 kopach zagonów27. Jest to zapis nie tyle wielkości, co struktury, ponieważ zmiana długości pręta zmienia powierzchnię mierzonych nią jednostek, natomiast podział na części agrotechniczne jest w dalszym ciągu czytelny w schemacie pomiaru za pomocą podstawowej miary długości - pręta lub sznura. Przytoczymy tu dość charakterystyczny przykład wędrówki mansi przez obszary połab-skie w XII w., w czasie której - na skutek pomiaru inną długością sznura -wymierzana powierzchnia zmniejszyła się trzykrotnie. A mianowicie, biskupstwo w Ratzeburgu, w tzw. Wagrii, w chwili obejmowania go przez proboszcza Magdeburga, Ewermonda, otrzymało od komesa Połabian, Henryka (z Bawide), uposażenie w wysokości 300 mansorwn. ...weniens igitur episco-pus, vidit possessionem et habita inąuisicione cum colonis, deprehendit pre-dia haec vix centum mansos continere. Quam ob rem comesfecit menswari terramfuniculo brevi et nostratibus incognito...28. Przyjmując pola spicymierskie za dziesiąte części łana królewskiego (występujące w nietypowym dla wzorca z XVI w. kształcie), możemy pokusić się o teoretyczne sprawdzenie ich filiacji z różnymi, znanymi z innych krajów europejskich wzorami pomiaru. Można to sprawdzić drogą odczytania (w prętach lub sznurach) schematu obcych jednostek agrotechnicznych, mieszczących się bez reszty w powierzchni tych pól i dopasowanych rozmiarami do ich kształtu. 25 F. Piekosiński, O łanach w Polsce w wiekach średnich: RAU WHF XXI, Kraków 1888, s. 46. 26 Por. wyżej: przyp. 11. 27 A. Dunin-Wąsowicz, Pomiary..., s. 73. 26 Helmoldi presbyteri Bozoviensis Cronica Skworwn, Hannoverae et Llpsiae 1909, cap. 84, s. 162. ~ !. ..-. .-• - . --,, ?iy... 215 Anna Dunln-Wąsowicz Przyjmujemy, zgodnie z założeniem, że przy pomiarze 7 łok. miarą długości, wielkość powierzchni pola wynosiła 3000 pr.2 (30 pr. * 100 pr.). Po przeprowadzeniu obliczeń stwierdzamy, że w powierzchni pola spicymierskiego mieści się - wg wzorca pomiaru 16-morgowego huve z Utrechtu, wspomnianego w dokumencie z 1262 r.29 - 5 mórg bagiennych o rozmiarach 6 prętów x 100 prętów i powierzchni 600 pr.2 (przy czym każda morga składała się z 6 jednostek o nazwie hunt i wymiarach 1 pr. x 100 pr.) W szerokości pola spicymierskiego mieściłoby się 5 szerokości morgi bagiennej, a w jego długości tylko jedna długość morgi (lub 1 hunt - o identycznej długości). Pomiar taki można by datować już na czasy współczesne opactwu łęczyckiemu na podstawie modułu szerokości fundamentów pierwotnego klasztoru. Cała powierzchnia łana królewskiego staropolskiego dzieliła się na 50 morgów bagiennych lub na 300 hunt. Huve spod Utrechtu liczył tylko 16 mórg bagiennych lub 96 hunt, ale był mierzony dłuższym prętem (20 stóp = ok. 10 łok.). Podwójne morgi o 600 pr.2 powierzchni (lecz innym kształcie) wystąpiły w późniejszych czasach jako część składowa włók pod Poznaniem30. Drugi schemat pomiarowy dotyczy tzw. Achtstrenghufe - łana odnotowanego w Niemczech, na prawym brzegu Wezery, datowanego na IX w., w związku z osadnictwem ze wschodniej Fryzji (w odróżnieniu od tzw. Hollerhufe, łana bremeńskiego, poświadczonego w XII w. i wiązanego z osadnictwem potomków Holendrów osadzonych przez biskupa Bremy w 1113 r). Achtstrenghufe miał powierzchnię 4800 pr.2 i był zbudowany z 32 mniejszych jednostek o nazwie Jilck (o rozmiarach: 3 pr. szerokości * 50 pr. długości). Jednostki agrotechniczne tych dwóch typów pomiarowych łana odnotowane były na tym samym obszarze bagiennych żuław nad Wezerą (Osterstader Marsch) we wsiach pomiędzy Bremą a ujściem Wezery jeszcze w XVII w.31 Tu należy podkreślić, że Achtstrenghufe miał powierzchnię (obliczaną w pr.2) równą 1/4 powierzchni frankijskiego manse (19200 pr.2: 4 = 4800 pr.2) i mógł przenosić wzór pomiaru tej dawnej jednostki, zmodyfikowanej w krajach niemieckich, za pomocą lokalnych części agrotechnicznych, czyli Jilck. Pole spicymierskie mogło pomieścić w szerokości 10 Juck, a 2 Juck w długości; łącznie 20 Juck. Cały łan królewski można w ten sposób podzielić na 200 modułów Juck. Natomiast łan bremeński - Hollerhufe - mający powierzchnię 21 600 pr.2 nie dzielił się bez reszty przez powierzchnię pola spicymierskiego i odwrotnie, powierzchni 3000 pr.2 nie można podzielić bez reszty na części składowe Hollerhufe o rozmiarach typowych dla łana bremeńskiego (Marsch Mor-gen 4 pr. x 120 pr.; Wencie 4 pr. x 60 pr. oraz Hunt 4 pr. * 20 pr.), co wyklucza związki genetyczne miar spicymierskich z łanem bremeńskim. 29 HA. Pieken, Vorling oder ForreU aufder Spw eines uerschwundenen Ackermaffes, „Jahr- buch der Manner vom Morgenstern" 72, 1993, s. 267. 30 B. Więcławskl, Zarys problematyki miar powierzchni gruntów oraz produkcji zbożowej we wsiach miasta Poznania w XVIII w., „Studia i Materiały do Dziejów Wielkopolski i Pomorza" 15, 1983, z. 1, s. 44n i 48. 31 H.A. Pieken, Der Osterstader Marsch: Bremer Beitrage zur Geographie und Raumplanung XXIII, Bremen 1991, s. 454. 216 Miary rolne i miary przestrzeni Na podstawie przytoczonego materiału można przypuszczać, że łan królewski wykazujący cechy budowy starej jednostki frankijskiej, mógł zapożyczyć jej wzorzec za pośrednictwem zarówno miar niemieckich (Jiick), jak miar holenderskich. Kształt pól w Spicymierzu jest zgodny z długością bagiennej morgi oraz hunt z wzorca utrechtskiego; za tą ostatnią możliwością przemawia również analogia czeska podziału łana królewskiego na 300 sznurów2, ponieważ w wypadku pola spicymierskiego sznur2 i hunt mają jednakową powierzchnię (4900 łok.2). Przytoczmy tu słowa Helmolda o pochodzeniu osadników marchii brandenburskiej z współczesnych mu czasów: ... in tempore illo orientalem SUwiam tenebat Adalbertus marchio cui cogno-menUrsus[...]ad ultimum deficientibussensirnSkwis misit Traiectum et ad loca Reno contigua, insuper ad eos, qui habitant iuxta occeanum et patiebantur vim maris, videlicet Hollandros, Selandros, Flandros et addwdt ex eis populum multum [...] et confortatus est vehementer ad introitum aduenarum episcopatus Brandenburgensis nec non Hauelbergensis eo ąuod multiplicarentur ecclesiae et decimarum succresceret ingens possessio [...] sed ad australe UtusAlbiae ipso tempore ceperunt incolere Hollandrenses ad-venae [...] civitates etoppida multa uabde usąue ad saltum Boemicum possederunt Hollandri...32. Nadawanie łanów królewskich przez panujących w krajach sąsiadujących z ziemiami polskimi jest poświadczone już w XI w. w marchii wschodniej na pograniczu Moraw w 1025 i 1045 r.33 oraz w marchii miśnieńskiej. W tym ostatnim wypadku dotyczy nadania Henryka IV na rzecz kościoła w Miśni w 1071 r.: ... VIII mansos regales in pago Milsca, sitos autem in villa Gorelitz [...] cum eorum appendiciis, hoc est utriusąue sexus mancipiis, areis, aedificiis, terris cultis et incultis [...] pascu-is, forestibus, aguarumąue decursibus [...] accumomni utilitate[...] aecclesiae Misnensi inproprium dedimus. Eosdem autem mansos cum aliis ąuidam nomine Ozer in benejicium habuit, ąuibus culpis suis exigenti-bus non modo destitutus est sed etiam capitis sententiae adiudicatus [...] qu-am de beneficii nonpromeritapossessione absoluimus...34. Z kontekstu dokumentu wynika, że jest to również poszerzenie nadania o istniejące tam przedtem łany, wchodzące w skład posiadłości poprzedniego właściciela, pozbawionego beneficium za popełnienie przestępstwa. Milsko należało, przez krótki co prawda okres, do ziem piastowskich (w państwie Bolesława Chrobrego, zapewne pomiędzy 999 a 1018 r.), ale istniały również w tym czasie ścisłe związki przez małżeństwa dynastyczne pomiędzy polskimi i miśnieńskimi rodzinami panujących; a także pomiędzy Polską i Czechami, krajem, który wcześniej wszedł w orbitę kultury zachodniej35. 32 Helmoldipresbyteri..., (1159-1160 r.), cap. 89, s. 174n. 33 A. Meitzen, Volkshufe und Kónigshufe in ihren alten Massverhaltnissen, Tiibingen 1889, s. 43. 34 Codex diplomaticus nec non epistolaris Silesiae (wyd. K. Maleczyński), 1.1, Wrocław 1951, fasc. 1, nr 6, s. 16: por. A. Meitzen, Volkshufe..., s. 34. Zarys historii Polski (red. J. Tazbir), War szawa 1979, s. 39 oraz Tab. Piastowie XXII w. 35 Zarys historii Polski (red. J. Tazbir), Warszawa 1979, s. 39 oraz Tab. Piastowie X-XII w. 217 Anna Dunin-Wąsowlcz Nie można również wykluczyć innego procesu: po chrystianizacji Polski mogły być obok struktur władzy przejmowane od sąsiadnich władztw terytorialnych36 pewne elementy zarządzania terytorium, wyrażające się m.in. w reorganizacji włości panującego i możnych w oparciu o miary rolne, w upowszechnianiu których mogły pewną rolę odegrać zarówno Kościół (wprowadzenie dziesięcin), jak i klasztory. Posługując się analogią z obszarów zamieszkanych przez Słowian połab-skich w XII w., można wysunąć przypuszczenie, iż przyjmowaniu chrze-ściaństwa towarzyszyła pewna poprawa statusu ludności rolnej; zacytujemy tu wypowiedź Przybysława z Lubeki, princepsa Wągrów i Połabian, nawracanego przez biskupa starogardzkiego, Gerolda, si domino duci et tibi placet, ut nobis cum comite eadem sit cultwae ratio, dentur no bis iura Saxonum in prediis et reditibus et libenter erimus Christiani, edifica-bimus ecclesias et dabimus decimas nostras37. Nasuwa się pytanie, czy w czasach późniejszych zachowały się na ziemiach polskich jakieś relikty łana królewskiego? Na obszarze Wielkopolski w XVI w. spotyka się oprócz łanów (mansus i laneus) pługi jako odpowiednik mansi - ślady oraz źreby (jako odpowiednik zarówno mansi jak i la-nei)38. Źreb jako lokalna późna jednostka miary gruntu jest odnotowany w aktach grodu sieradzkiego i dotyczy pomiaru wsi Lubola w 1626 r.39 Był mierzony sznurem, w oparciu o formułę: 1 sznur szerokości i 56 sznurów długości w jednym polu. Miał on 75 łok. szerokości i 4200 łok. długości oraz powierzchnię 315000 łok.2 Źreb z Luboli nie stanowił pełnej części strukturalnej łana królewskiego staropolskiego, ale zastanawiające jest, iż jego długość była identyczna z długością tego łana (4200 łok. = 24 stajania), mimo używania do pomiaru obu omawianych jednostek różnych miar długości. Czym był pług jako jednostka gruntu na ziemiach polskich? Według współczesnych badań aratrum jako podstawa świadczeń ludności rolniczej identyfikowane jest na zasadzie proporcji obciążeń unci i aratri z wielkością gruntu uprawianego jednym pługiem (i utożsamiane z wielkością późniejszego łana kolonizacyjnego), w przeciwstawieniu do mniejszej powierzchni unci uprawianej jednym radiem40. Zdaniem Franciszka Bujaka był jednostką rodzimą, zróżnicowaną co do wielkości, w zależności od liczby wołów w zaprzęgu używanych do uprawiania gospodarstwa, przy czym badacz ten identyfikuje wielki pług z łanem królewskim (lub 3 łany z dziedziną), dopuszczając oszacowanie jego wielko- 36 Na temat wpływu władztw terytorialnych w Rzeszy Niemieckiej, tworzonych od XI w. przy pomocy ministeriałów, na państwa Europy Środkowej por. S. Gawlas, O kształt zjednoczonego królestwa. Warszawa 1996, s. 43. 37 Helmoldi presbyteri..., cap. 84, s. 160. 38 A. Dunin-Wąsowicz, Pomiary.... s. 65. 39 Biblioteka Czartoryskich, „Teki Pstrokońskiego" 1623-1632, rkp. 3353, BN Mf 9155, k. 81-84v. 40 K. Modzelewski, Chłopi w monarchii wczesnopiastawskiej, Wrocław 1987, s .29; O. Kos- sman, Połen in Mittelalter, t. II: Staat, Gesellschaft, Wirtschąft im Bannkreis des Westens, Mar- burg-Lahn 1985, s. 441. 218 Miary rolne i miary przestrzeni ści do granicy 126 morgów41; Stamm (za Gaworskim)42 określa wielkość powierzchni łana królewskiego na 4410000 łok.2 Według Pfeiffer natomiast, pruski pług w ziemi chełmińskiej szacowano na 14 włók43. Z jednej więc strony są to ustalenia dotyczące wielkości gruntu (aratrum - uncus) jako podstawy świadczeń ludności kmiecej na rzecz kościoła (dziesięciny) lub pana gruntowego (czynsze), z drugiej zaś mamy do czynienia z inną jakością: z pługiem (aratrum magnum) utożsamianym z własnością dziedziczną lub rezerwą pańską (mansus dominicatus?), obejmującym obszar sięgający 3 łanów królewskich44. Być może stanowił on instrument eg-zempcji immunitetowych na rzecz kościoła i rycerstwa. Czym było aratrum w krajach sąsiadujących z ziemiami polskimi? Aratra cum aratoribus były wymieniane na Morawach jako przedmiot nadań już w XI w.44 W północnej części państwa węgierskiego znane były w XIV w. aratra regalia dzielące się na 120 lub 150jugera; ich części, pod nazwąjugera regalia, zostały poświadczone przez źródła XIII w. Jugera regalia były mierzone miarą królewską w sposób następujący: 12 miar wszerz i 72 miary wzdłuż46. Ich powierzchnia liczyła więc 864 miary2. Jak z tego wynika, aratrum regale o 120 jugera miało powierzchnię 103 680 miar2 a aratrum regale o 150 jugera - 129 600 miar2. Nie znamy długości miary królewskiej na Słowacji. Zauważmy jednak w tym miejscu, że łan teutoński mierzony prętem 7,5 łok. miał dokładnie 12 960 pr.2, a więc jego wzór pomiaru w pr.2 stanowił dokładnie 1/10 część powierzchni wg wzorca północno-węgierskiego aratrum regale o 150 jugera, mierzonego miarą królewską. Aratrum regale o 150 jugera poświadczone jest od XII w. w południowej części Węgier i przez źródła XIV w., odnoszące się do obszaru dawnej Panonii, identyfikowane było z powierzchnią mili kwadratowej; do wymierzania jugerum regale używano miary królewskiej oznaczonej jako decempeda (miara długości 10 stóp)47. Ostatnie badania odnoszące się do ustalenia wielkości trzydziestu aratra nadanych w 1211 r. przez Andrzeja II Węgierskiego w Siedmiogrodzie na 41 F. Bujak, Studia nad osadnictwem Małopolski, t. I: RAU WHF XVII, Kraków 1905, s. 195 1208. 42 E. Stamm, Miary powierzchni..., s. 49 i 72. 43 E. Pfeiffer, Die alten Langen und Flachenmasse; ihr Ursprung, geometrische Darstellimgen und arithmetische Werte, 1.1, St. Katharinen 1986, s. 31. 44 W początkach IX w. w państwie karolińskim posiadanie 3 łanów przez ludzi wolnych wią zało się z obowiązkiem bezpośredniego udziału w wyprawach wojennych, por. H. Witthóft, De- narius novus..., s .235 (237) za J. Fleckensteinem, Adel undKriegstum und ihre Wandlung imKa- rolingerreich, „Nascita" 1, s. 85. ?. 45 T. Lalik, Sors et aratrum..., s. 15. 46 A. Huśćava, Polnohospodarskie miery na Stovensku, Bratislava 1972, s. 12n; por. także A. Kórmendi, Melioratio terrae; uergleichende Untersuchungen uber die Siedlungsbewegung im óstlichen Mitteleuropa im 13.-14. Jahrhundert, Poznań 1995, s. 193. 47 Z. Herkov, Prinosi za upoznauanje naśih starih mjera za dużinu i pourśinu: Zbornik histo- rijskog Instituta Jugoslavenske Akademije VII, Zagreb 1974, s. 91, 96: „ipse mons sacer Panno- niae [...] habet per circuitum ipsius montis terram a cacumine montis inferius per tria mi- liaria abomniparte: videlicetaboriente, meridie,occidenteetseptemtrione ad unum ara trum pro ąuodlibet miliari", tamże, s. 97. , \ - •.,-..',-???- -. 219 Anna Dunin-Wąsowicz rzecz Zakonu Niemieckiego przyjmują na podstawie analizy lokalnych miar, że aratrum stanowiło obszar mili kw. o powierzchni ok. 250 ha i bokach 1609,34 m; wiązało się ono z sukcesją rzymskich miar rolnych na obszarze Dacji w systemie: actus (l/2jugeri),jugerum, haeredium (2 jugera), centuria (200 jugera), saltus (800 jugera} oraz wykryte drogą tych badań aratrum (1000 jugera). Badania te ustaliły również związki późniejszych lokalnych miar rolnych z tym systemem (miara powierzchni siedmiogrodzkiego joch -powiązana z lokalną wielkością wysiewu)48. Naszym zdaniem aratrum siedmiogrodzkie oparte było na uniwersalnym sposobie pomiaru, zawierającym - przy zastosowaniu różnych miar długości - zapis różnorakich jednostek miary. Przy podstawieniu łokcia 59,6 cm, odnotowanego (obok innych jego wartości) przez Loescha przy pomiarach łana teutońskiego49, bok mili o długości 1609,34 wynosił dokładnie 2700 łok., a jej powierzchnia (7 290 000 łok.2) dzieli się idealnie na 10 jednostek, z których każda w systemie miar antycznych była odpowiednikiem 1/2 centurii i jednocześnie w systemie miar kolonizacyjnych odpowiadała powierzchni łana teutońskiego (729000 łok.2). Bok aratrum czyli długość mili (2700 łok.) stanowi dokładnie 1/5 część późniejszej mili chełmińskiej (13 500 łok.). Pomiar za pomocą mili2 spotykamy w początkach XIV w. na obszarze Prus Krzyżackich: Wir Fredrich von Wildenberg, eyn bruder des ordens [...] haben uorlegen undgegebin virczenhundertvierczig huben, dy sullen legen czweyr mylen lang und czweyr mylen breyt50. Powierzchnia 4 mil2 przy długości mili 13 500 łok. idealnie odpowiadała liczbie 1000 łanów teutońskich (729 000 łok.2) lub 1440 włók chełmińskich (506250 łok.2). Często spotykana w początkowym okresie kolonizacji na Śląsku norma osadzania 50 łanów w jednej wsi51, odpowiada dokładnie - jak można to obliczyć - przy wymierzaniu łanów teutońskich (729000 łok.2) - 1/5 powierzchni mili2 o długości boku 13 500 łok., natomiast przy wymierzaniu łanów flamandzkich, identyfikowanych co do wielkości z włóką chełmińską (506250 łok.2) - również 1/5 powierzchni mili2, ale tzw. mili śląskiej lub wrocławskiej, o długości boku 11250 łok.52. Być może ten sposób obliczania leżał u podstaw ustalania zasięgu śląskich weichbildów składających się z zespołu wielu lokowanych wsi. 48 G. Janesch-Troll, H. Mengden, K. Stephani, Marienburg im Burzenland, Bielefeld 1989, s. 345-350; K. Stephani, Zur Geschichte des Burzenlandes in Siebenburgen, St. Katharinen 1996. s. 76, 115. 49 H. von Loesch, Die jrankische Hufe, „Zeitschrift des Verelns filr Geschichte Schlesiens" 61, 1927. s. 100. 50 Przywilej z 1321 r. przekazuje ziemię Piotrowi z Leszcza i in., w zamian za obowiązek służ by rycerskiej pancernej (z 80 łanów) lub lekkozbrojnej (z 40 łanów), Preussisches Urkunden- buch, t. II (wyd. M. Hein, E. Maschke), Kónigsberg 1939, s. 269, nr 363. 51 B. Zientara, Henn/k Brodaty i jego czasy, Warszawa 1975, s. 173. 52 Urkundensammlung zur Geschichte der Ursprung der Stadte (wyd. A. Stenzel, GA Tzschoppe), Hamburg 1832, s. 173, przyp. 1; por. także Urbarze śląskie z końca XVIII wieku (wyd. K. Orzechowski, Z. Szkurłatowski), Wrocław 1961, s. 379. 220 Miary rolne i miary przestrzeni W Czechach, w 1265 r., Przemysł Ottokar II nadał obszar przy lokacji miasta Policek infra spacium miliaris in longum et latum [...] de agris vero et hereditate, ąueper unum miliare, ut dbcimus, adiacet memorata cioitati in Policzek, qui estimati sunt ultra quam ad octingentes laneos, locabuntur ad civi-tatem ąuinąuaginta lanei53. Wracając do zagadnienia aratrum magnum na ziemiach polskich, przypomnimy jednostkę gruntu stanowiącą w XV w. zabezpieczenie długu 15 kop groszy w Statutach panów rady Ziemowita IV, księcia płockiego z 1421 r., którą w dobrach militum, nobilium, vel aliorum hominum szacowano jako agrum mensurando, ubi triginta modii possint seminari alias spady54. Jednostka taka pod względem powierzchni wysiewu (30 spadów * 12 kor. = 360 kor., licząc korzec na 80-90 1) odpowiadała w przybliżeniu 30 polom spicymierskim lub 3 łanom królewskim staropolskim. Pole spicymier-skie natomiast odpowiadało w przybliżeniu wielkości gruntu, na którym można było wysiać ok. 4-6 małdratów, czyli 1-1,5 spada ziarna55. W Czechach występowało poplużi stanowiące od 1 do 3,5 wielokrotności łana królewskiego56. Trzykrotna powierzchnia lana królewskiego mogła więc stanowić polski odpowiednik poplużi. Dzięki podziałowi łana królewskiego staropolskiego na 10 jednostek, można uzyskać taki układ pól, że 3 łany stanowią zwarty blok o kształcie kwadratu i bokach 2100 łok. Bok kwadratu odpowiadał dokładnie 1/6 długości mili czeskiej o długości 300 sznurów lub 12600 łok. (przy wartości sznura = 42 łok.), używanej w wymierzaniu powierzchni czeskich łanów królewskich przy użyciu prostej formuły: 1 sznur szerokości * 300 sznurów długości. Formuła ta jest odnoszona do czasów reformy miar za Przemyśla Ottokara II57. Stawiając pytanie, czy kwadratowa jednostka powierzchni o bokach 2100 łok. stanowiła teoretycznie również zapis miar czeskich, możemy - po dokonaniu stosownych przeliczeń - odpowiedzieć twierdząco. Dzieliła się ona dokładnie na 10 ówczesnych czeskich łanów, ale nie królewskich (o 12 kopach zagonów lub 300 sznurach2) lecz rycerskich (o 10 kopach zagonów lub 250 sznurach2). Wielkość powierzchni czeskich łanów w łokciach kwadratowych nie jest porównywalna ze staropolskim łanem królewskim, ponieważ przy ich pomiarze zastosowano inną długość sznura (70 łok. dla łana staropolskiego, 42 łok. dla łana czeskiego). Natomiast z faktu, że podział ten odnosi się do wymierzania czeskiego łana rycerskiego, wysnuwamy 53 Codex iuris municipalis regni Bohemiae (wyd. J. Ćelakovsky), t II, Prag 1886, nr 14, s. 42-49. MIMT nr 65; por. A. Dunin-Wąsowicz, Pomiary..., s. 181, gdzie na podstawie 30 jednostek wysiewu raczej identyfikowałam tę powierzchnię z łanem rewizorskim, czyli potrójną włóką chełmińską; wydaje się jednak, że wysiew ten dotyczył większej powierzchni. 55 J. Szymański, Nauki pomocnicze .... s. 155; jakkolwiek autor ustala dla okresu średnio wiecza korzec na ok. 52-54 1, przyjmujemy tu 80 1 na podstawie niemieckich analogii (okolice Munster - 1 Malter = 252,6 1), por. H. Witthóft, GetreidemaJSe im sudlichen Westfalen in 19 Jh., „Westfalische Forschungen" 40, 1990, s. 193, s. 175; przy proporcji: spad = 12 korcy = 4 mał- draty, por. A. Dunin-Wąsowicz, Pomiary..., s. 181. 56 V. Sindelaf, Stare ćesfce miry a vahy. Praha 1996, s. 20. 57 A. Sedlaćek, Pameti a doklady o staroćeskych mirach a vahach: Rozpravy Ćeske Akade mie, Kl. 1, VI. Praha 1923, s. 327. 221 Anna Dunin-Wąsowicz wniosek, że w Czechach musiał nastąpić dopiero w czasie, gdy rozróżniano tam przynależność stanową użytkownika lub właściciela gruntu. Powierzchnia takiej jednostki (aratrwn magnum?) daje się również idealnie rozmierzyć na 14 jednostek powierzchni pomiarowych źrebów odnotowanych w XVII w. w Luboli (4410000 łok. : 315000 = 14), pod tym jednak warunkiem, że jednostki te, aby mogły zostać wpasowane w kształt pługa, musiały mieć inne rozmiary: 2-krotnie większą szerokość i 2-krotnie krótszą długość ( 150 łok. x 2100 łok. = 315000 łok.2). Powołując się na przytoczoną wyżej analogię przeliczania w czasach krzyżackich pruskiego pługa w ziemi chełmińskiej na 14 włók, wysuwamy przypuszczenie, że podziałowi aratrwn magnum, który nastąpił współcześnie z tworzeniem miar kolonizacyjnych, towarzyszyło przeniesienie nazwy źreb - sors (używanej dotychczas ogólnie w odniesieniu do różnych wielkości działów) na pojedyncze gospodarstwo chłopskie, wyodrębnione z pługa stanowiącego przedtem własność dominialną. Wydaje się, że ten typ pomiaru większych przestrzeni za pomocą miary drogi - mili (lub jej części) występował również w innych częściach średniowiecznej Europy i miał dawne tradycje wiążące się z systemem miar państwa karolińskiego. W początkach IX w. miarą niezagospodarowanych przestrzeni leśnych była w Szwabii, a potem także na pograniczu Turyngii i Saksonii, leu-ga stanowiąca 1,5 mili rzymskiej58. O powszechności stosowania tego sposobu mierzenia świadczą wzmianki z XI w. stwierdzające, że nazwa leuga została na pewnych obszarach europejskich stopniowo przeniesiona na strefę jurysdykcji kasztelana (Francja), strefę immunizowanych dóbr Kościoła (Anglia), a wreszcie - w miarę rozwoju miast - na strefę interesów gospodarczych miasta (Anglia i Francja)59; w tym ostatnim wypadku dotrwała do naszych czasów jako określenie przedmieścia w języku francuskim (banlieu)60. Miarą pochodną od leugi, występującą na niemieckojęzycznych obszarach, była rasta stanowiąca jako miara długości 2 leugae (czyli 3 mile rzymskie), odnotowana już w 815 r. przy określaniu powierzchni leśnej nadanej jako benęficium kościoła w Michaelstadt, na terenie Odenwaldu61. Wspominamy o tym, ponieważ - jak wynika z obliczeń - 1 rasta (2 leugi * 7200 = 14400 stóp frankijskich)62 odpowiadała idealnie połowie długości mili niemieckiej; jej formuła pomiaru była związana z miarami agrarnymi, a mianowicie z długością pola o 30 morgach o długości 28 800 stóp63, czyli (przyj- r 58 J.F. Niermeyer, Mediae latinitatis lexicon minor, fasc. VII, Leiden 1959, s. 597; H. Frentzel, MąSanalitisehe Untersuc/umffen zum histo/ischen Siedlungsbild des nordasflic/ien Eic/is/ełdes, „Eichsfelder Heimathefte" 5, 1965, 4, s. 234n. 39 J.F. Niermeyer, Mediae latinitatis..., s. 597. 60 Tamże, s. 597; W. Kiichler, Bannmeilenrecht; einBettrag der mittelalterlichen Ostsiedkmg zw iir&lwJZ& JOGA. s. O4-O7 •r saawestlichen Gewannflur, „Zeitschrlft filr Afirar-'Wch (x 30.8 cm) lub 7680 niemiec- geschlchteundAgrarsozlologie-Oct. 1964 Heft2 s 148 62 1 leuga (2217.75 m) obliczana Jest na 72Oo'frankii Wch (x 28.88 cm) stóp. por. H. L ^^^ Anna Dunin-Wąsowlcz wniosek, że w Czechach musiał nastąpić dopiero w czasie, gdy rozróżniano tam przynależność stanową użytkownika lub właściciela gruntu. Powierzchnia takiej jednostki (aratrum magnum?) daje się również idealnie rozmierzyć na 14 jednostek powierzchni pomiarowych źrebów odnotowanych w XVII w. w Luboli (4410000 łok. : 315000 = 14), pod tym jednak warunkiem, że jednostki te, aby mogły zostać wpasowane w kształt pługa, musiały mieć inne rozmiary: 2-krotnie większą szerokość i 2-krotnie krót-sządługość ( 150łok. x 2100 łok. = 315000 łok.2). ': • Powołując się na przytoczoną wyżej analogię przeliczania w czasach krzyżackich pruskiego pługa w ziemi chełmińskiej na 14 włók, wysuwamy przypuszczenie, że podziałowi aratrum magnum, który nastąpił współcześnie z tworzeniem miar kolonizacyjnych, towarzyszyło przeniesienie nazwy źreb - sors (używanej dotychczas ogólnie w odniesieniu do różnych wielkości działów) na pojedyncze gospodarstwo chłopskie, wyodrębnione z pługa stanowiącego przedtem własność dominialną. Wydaje się, że ten typ pomiaru większych przestrzeni za pomocą miary drogi - mili (lub jej części) występował również w innych częściach średniowiecznej Europy i miał dawne tradycje wiążące się z systemem miar państwa karolińskiego. W początkach IX w. miarą niezagospodarowanych przestrzeni leśnych była w Szwabii, a potem także na pograniczu Turyngii i Saksonii, leu-ga stanowiąca 1,5 mili rzymskiej58. O powszechności stosowania tego sposobu mierzenia świadczą wzmianki z XI w. stwierdzające, że nazwa \euga została na pewnych obszarach europejskich stopniowo przeniesiona na strefę jurysdykcji kasztelana (Francja), strefę immunizowanych dóbr Kościoła (Anglia), a wreszcie - w miarę rozwoju miast - na strefę interesów gospodarczych miasta (Anglia i Francja)59; w tym ostatnim wypadku dotrwała do naszych czasów jako określenie przedmieścia w języku francuskim (banlieu)60. Miarą pochodną od łeugi, występującą na niemieckojęzycznych obszarach, była rasta stanowiąca jako miara długości 2 leugae (czyli 3 mile rzymskie), odnotowana już w 815 r. przy określaniu powierzchni leśnej nadanej jako benejlcium kościoła w Michaelstadt, na terenie Odenwaldu61. Wspominamy o tym, ponieważ - jak wynika z obliczeń - 1 rasta (2 leugi x 7200 = 14400 stóp frankijskich)62 odpowiadała idealnie połowie długości mili niemieckiej; jej formuła pomiaru była związana z miarami agrarnymi, a mianowicie z długością pola o 30 morgach o długości 28 800 stóp63, czyli (przyj- 58 J.F. Ntermeyer, Mediae latinitatis lexicon minor, fasc. VII, Lelden 1959, s. 597; H. Frentzel, MalSanalitische Untersuchungen zum historischen Siedlungsbild des nordóstlichen Eichsfeldes, „Eichsfelder Heimathefte" 5 , 1965, 4, s. 234n. 59 J.F. Niermeyer, Mediae latinitatis..., s. 597. 60 Tamże, s. 597; W. Ktichler, Bannmeilenrecht; ein Beitrag der mittelalteńichen Ostsiedlung zur wirtschaftlichen und rechtlichen Verschrankung von Stadt und Land, Wurzburg 1964, s. 94-97. 61 „in cuius medlo est basilica llgnea constructa de qua in omnem partem quaqua versus pertinent ad eundem locum inter campum et silvam leuge due, id est rasta una":WJV. Boelke, Diefruhmittelalterlichen Wurzeln der Sudwestlichen Gewannjlw, „Zeitschrift fiir Agrar-geschichte und Agrarsoziologie" Oct. 1964, Heft 2, s. 148. 62 1 leuga (2217,75 m) obliczana jest na 7200 frankijskich (* 30,8 cm) lub 7680 niemiec kich (x 28,88 cm) stóp, por. H. Frentzel, MaJSanalitische Untersuchungen..., s. 236. 63 H.J. von Albertl, Mass und Gewicht, Berlin 1957, s. 77. 222 Miary rolne i miary przestrzeni mując stosunek wielkości stopy do łokcia jak 2:1) 14 400 łok. Obszar zakreślony bokami o długości 1 rastae mieścił w sobie idealnie pełne wielokrotności niektórych jednostek odnotowanych w późniejszych przekazach dotyczących ziem polskich, a mianowicie 36 łanów królewskich tzw. weryfikowanych * 1440000 łok.2 lub pełne wielokrotności wszystkich pomorskich miar gruntowych okresu kolonizacyjnego, mierzonych prętem o długości 8 łokci64. Obszar mili kwadratowej o bokach 14400 łok. mieścił dokładnie 144 łany królewskie, co mogłoby świadczyć o jej związkach z karolińskim, duodecymalnym systemem miar65. 64 45 tzw. Haegerhufen. czyli łanów flamandzkich (* 1152000 łok.2) lub 60 Trippelhufen (* 864 000 łok.2). lub 90 Landhufen (x 576000 łok.2), lub 135 Priesterhufen (* 384 000 łok.2), lub 180 Hackenhufen czyli łanów wendyjskich (x 288000 łok.2); por. A. Dunin-Wąsowicz, Po miary..., s. 85. 65 H. Witthóft, Thesen zu einer karolingischen Metrologie [w:] Science in Western and Eastern Cwilization in Carolingian Times (red. P.L. Butzer, D. Lohrmann), Basel 1993, s. 510. 223 ' J n. Antoni Gąsiorowski, Izabela Skierska Targ w czasie zakazanym Średniowieczna norma i praktyka1 1. Statuty prowincjonalne archidiecezji gnieźnieńskiej wydane przez arcybiskupa Mikołaja Trąbę w 1420 r., wśród licznych nakazów i zakazów dotyczących dnia świętego i sposobu jego celebracji, sformułowały m.in. bardzo wyraźnie zakaz prowadzenia handlu. W rozdziale De sabbatizacio-ne Trąba postanawiał, iż in diebus dominicis fora ebdomadaria non ponant et posita reuocent. Alioąuin, ąuiforisaciones predictas deinceps serua-bunt vel admittent, post lapsum sex mensium a die publicacionis statuti pre-sentis sentenciam excommunicacionis incurrant ipso facto. Simili modo [...] fora annalia, ąue nundine seu in uulgari iarmarky nuncupantur, dictis diebus dominicis et festivis, specialiter beate Marie Virginis et apostolorum, non ponant positaąue infra unius mensis spacium a tempore publicacionis constitucionis presentis reuocent. I łamanie tego zakazu zagrożone być miało ekskomuniką2. Podobną formułę przyjęły wydane w tym samym czasie (ok. 1420 r.), acz niezależne od statutów Trąby, poznańskie statuty Andrzeja Łaskarza, choć ograniczyły się one tylko do niedzielnych targów tygodniowych. Ła- 1 Skróty: Jacobson - H. F. Jacobson. Geschichte der Quellen des katholischen Kirchenrechts der Provinzen Preussen und Posen, mit Urkunden und Regesten, Kónigsberg 1837; Kiryk 1 - F. Kiryk, Rozwój urbanizacji Małopolski XW-XVI w. Województwo krakowskie (powiaty południo we), Kraków 1985; Kiryk 2 - tenże, Urbanizacja Małopolski. Województwo sandomierskie XIII- XVI wiek. Kielce 1994; MRPS - Matricularum Regni Poloniae summaria (wyd. T. Wierzbowski), t. 1-3; SHGKr - Słownik historyczno-geograficzny województwa krakowskiego w średniowieczu, cz. 1-3. 2 Statuty synodalne wieluńsko-kaliskie arcybiskupa Mikołaja Trąby z r. 1420 (wyd. J. Fijalek. A. Vetulani), Kraków 1915-1920-1951, s. 38. Trąba przy jarmarkach akcentuje specjalnie świę ta maryjne i apostolskie, nie wspominając o świętach Pańskich. Nie ulega jednak wątpliwości, że i o nie chodzi (statuty Trąby na s. 38 wymieniają je jako najważniejsze w katalogu świąt obo wiązkowych). .in-:ŁU.!r; 225 Antoni Gąsiorowskl, Izabela Skierska skarż postanawiał, że należy je odwoływać, w przeciwnym wypadku po trzech miesiącach miejsce targowe subiaceat ipso facto ecclesiastico inter-dicto3. 2. Cytowane przepisy statutów Trąby i Łaskarza artykułowały dorobek legislacyjny chrześcijańskiego państwa i Kościoła: handel znalazł się tam pośród wielu innych opera seruilia, które naruszały powagę dnia świętego, utrudniając nakazany kontakt człowieka z sacrum4. Początek zakazom wykonywania określonych prac w niedziele i święta dały edykty cesarza Kon-stantyna Wielkiego z 321 r., nakazujące, by dies Solis był dniem odpoczynku dla wszystkich, a zezwalające jedynie na pracę na roli w okresie żniw i winobrania5. Edykty kolejnych cesarzy rozszerzały ten zakaz pracy na inne dni kalendarza chrześcijańskiego, stopniowo uznawane za święta obowiązujące w państwie rzymskim. Oficjalne kościelne regulacje w tej mierze pochodzą dopiero z VI w. Były one formułowane przede wszystkim na synodach w Galii. O czynnościach zabronionych w niedzielę wypowiedział się, bodajże po raz pierwszy, III synod orleański z 538 r.: były to opera ru-ralia (oranie, uprawa winnicy, sianokosy, karczowanie), a także przygotowywanie pożywienia6. Dokładny katalog zakazanych prac sformułowany został w Admonitio generalis Karola Wielkiego z 789 r.: zajęcia rolnicze (opera ruralia), jak uprawa winorośli, oranie pola, zbiór plonów, sianokosy, stawianie ogrodzeń, karczowanie lasów, wycinanie drzew; dalej: praca w ogrodzie, w kamieniołomach, stawianie domu, sądownictwo, polowanie. Kobietom zabraniano przędzenia, tkania, gręplowania, krojenia materiału, ale i strzyżenia owiec (nie ma natomiast mowy o zakazie przygotowywania pożywienia)7. Brak w Admonitio zakazu handlowania w święto. Został on jednak wyra- 3 CP 7, s. 145, tam też o stosunku tych statutów do postanowień Trąby. 4 O zakazie pracy w niedziele i święta, a także wykazie czynności wówczas zabronio nych: O. Neurath, Beitrage zur Geschichte der Opera seruilia, „Archiv fur Sozialwissenscha- ft und Sozialpolitik" 41, Tiibingen 1916, Nr. 2, s. 438-465; G. Fransen, La notion d'oeuvre se- ruile dans le droit canoniąue [w:] La travail au Moyen Age. Un approche interdisciplinaire (wyd. J. Hamesee, C. Muraille-Samara): Actes du Colloąue International de Louvain-la-Neu- ve, 21-23 mai 1987, Louvain-la-Neuve 1990, s. 177-184; J. Le Goff, La travail dans les systemes de valeur de 1'Occident medieual, tamże, s. 13-21; H.-W. Goetz, Der kirchliche Fest- tag im fruhmittelalterlichen Alltag [w:] Feste und Feiern im Mittelalter (wyd. D. Altenburg, J. Jarnut, H. Steinhoff), Sigmaringen 1991, s. 55n; S. Wulf, Arbeit und Nichtarbeit in nord- deutschen Stadten des 14. bis 16. Jahrhunderts, Hamburg 1991, s. 119-148; P. Brommer, Die bischófliche Gesetzgebung Theodolfus de Orleans, „Zeitschrift der Savigny-Stiftung fur Rechtsgeschichte, Kanonistische Abteilung" 60, 1974, s. 62-65. Por. też F. Pettirsch, Opera seruilia [w:] LThK VII, koi. 1165-1166 oraz tenże, Sonntagsheiligung, tamże, IX, koi. 883-884. 5 H. Kellner, Heortologie oder die geschichtliche Entwicklung des Kirchenjahres und der Heiligenfeste von den dltesten Zeiten bis zur Gegenwart, Freiburg im Br. 19113, s. 12; PL VIII 223n. 6 MGH Concilia I: Concilia aevi Merovingici, Hannoverae 1893, s. 82; MGH Capitularia regum Francorum I, Hannoverae 1883, s. 36, art. 14 (uchwały synodu z Ver z 755 r., odby tego pod egidą Pepina Małego, powtarzające dokładnie postanowienia synodu orleańskie go). 7 Tamże, s. 61, art. 81. 226 Targ w czasie zakazanym Brak w Admonitio zakazu handlowania w święto. Został on jednak wyraźnie podkreślony w innym kapitularzu Karola Wielkiego, z 813 r.8, podobnie, w pochodzących z tego samego roku uchwałach synodów w Arles, Moguncji i Reims9. Analogicznie, Capitula Cameracensia z ok. połowy IX w. nakazywały powstrzymanie się w niedziele i święta ab mercimoniis publicis10. Zakaz handlowania znalazł się również, podobnie jak i inne przepisy dotyczące pracy w święto, w pozafrankońskich leges ecclesiasticae'1. Królowie Anglii, Edgar w 967 r. oraz Kanut Wielki w 1032 r., odnosili go wyraźnie jedynie do niedzieli, zaś władcy węgierscy, Władysław I (1077-1095) i Koloman (1095-1116), oraz czeski Brzetysław (1035-1055)12 - tak do niedzieli, jak i innych świąt. Według Kanuta złamanie tego zakazu możliwe było tylko w sytuacji wyjątkowej. Użyte przez niego określenie pro mcudma necessitate jest enigmatyczne; może chodzi tu np. o pilne zaopatrzenie w żywność13. Żadnych wyjątków nie dopuszczały natomiast prawa czeskie i węgierskie: tzw. Dekrety Brzetyslawa przypominały, że praktyka handlowania w niedzielę, „aby inne dnie były wolne na prace własne", jest niedopuszczalna, a Władysław węgierski zabraniał też ustanawiania terminów targów na niedzielę, polecając jednocześnie - pod karą pieniężną - zniesienie tych, które już funkcjonują. Łamanie owych zakazów zagrożone było karami pieniężnymi i konfiskatami 8 Tamże, s. 174, art. 15: „Ne in dominicis diebus mercatum fiat" (Capitula e canonibus excerpta, 813 r.); s. 182, art. 2: „Ut in ullo loco diebus dominicis expectacula neąue publica mercata seu placita non fiant" (Capitula missorum, 813 r.?). Mowa tu wyraźnie tylko o zakazie handlowania w niedzielę. Wolno wszakże przyjąć, iż analogiczne zasady obowiązywać miały i w inne dni świąteczne: ich wykaz zob. np. Capitula ecclesiastica (810-813?) Karola Wielkiego, tamże, s. 179, art. 19. 9 H. Mordek, G. Schmitz, Neue Kapitularien und Kapitulariensammlungen, „Deutsches Ar- chiv fur Erforschung des Mittelalters" 43, 1987, s. 420, c. [28]: „Ne in dominicis diebus mer catum [...] fiat" (kapitularz); MGH Legam, sectio III: Concilia 11/1, Hannoverae 1906, s. 252, art XVI: „Ne in dominicis diebus publica mercata [...] exerceantur" (synod w Arles); tamże. s. 256, art. XXXV: „Ut diebus dominicis secundum Domini praeceptum nulla opera servilia ąuilibet perficiat [...], neąue mercata exerceat" (synod w Reims); tamże, s. 270, art. XXXVII (De domini cis diebus): „Omnes dies dominicos cum omni veneratione observare decrevimus et a servili operę abstinere, et ut mercatus in eis minime sit" (synod w Moguncji). Por. też np. M. Sierck, Festtag und Politik; Studien zur Tagewahl karolingischer Herrscher, Kóln-Weimar-Wien 1995, s. 43n. 10 P. Brommer, Capitula episcoporum. Bemerkungen zu den bischoflichen Kapitularien, „Zeit- schrift fur Kirchengeschichte" 91, 1980, s. 234n: „III. De die dominica, in qua Dominus resur- rexit Ut ab operibus et placitis ac mercimoniis publicis unusquisque christianus abstineat" (wyliczenie świąt za kapitularzem z 789 r.). 11 W Responsach papieża Mikołaja I (858-867) dla Bułgarów zakaz nie został wyartykułowa ny, zapewne zawarty jest jednak w ogólnym nakazie oderwania się „ab operę mundano" i sku pienia na służbie Bożej, por. Responsa Nicolai I papae ad consulta Bulgarorum (wyd. I. Dujćev i in.) [w:] Fontes historiae Bulgaricae, t VII, Sofija 1960, s. 76n, cap. XI-XII; por. też L. Heiser, Die Responsa ad consulta Bulgarorum des Papstes Nikolaus I. (858-867), Trier 1979, s. 138-141. 12 Kosmasową datację wydania Dekretów w 1039 r. kwestionuje G. Labuda, Dekrety Brzety slawa I [w:] SSS I, 1961 (1962), s. 334 n, por. też komentarz M. Wojciechowskiej w: Kosmas, Kro nika, s. 214-216, przyp. 7. 13 J. D. Mansi, Sacrorum consiliorum nova et amplissima collectio, t. XIX (Nachdruck: Graz 1960), koi. 559, art XV (De die dominico): „Et die solis mercaturam etiam severissime prohibe- mus, & omnem conventum populi, nisi pro maxima necessitate sit" (Kanut); tamże, koi. 515, art. XIX: „Docemus etiam ut cessent diebus solis mercaturae" (Edgar). 227 Antoni Gąsiorowski, Izabela Skierska wieków chrześcijaństwa; nie znamy jednak żadnych przekazów źródłowych to potwierdzających. Specyfikacje czynności zabronionych w święto, wśród nich zakaz handlowania, znalazły się - z powołaniem na kapitularze karolińskie oraz na uchwały synodów lokalnych - także w traktatach kanonistycznych: Regi-nona z Prum (zm. 915), Burcharda z Wormacji (zm. 1025) czy Iwona z Chartres (zm. 1116 r.)15, które u progu drugiego tysiąclecia chrześcijaństwa kształtować zaczęły jednolitą praktykę Kościoła powszechnego. Poprzez te traktaty, zakazy owe trafiły również do urzędowej kodyfikacji prawa kanonicznego, do Dekretalów Grzegorza IX (1234 r.). Przywołano tam jeden z kanonów synodu w Compiegne, nakazujący w niedzielę abstynencję ab omni illicito operę, w tym od handlu16. Podobnie wypowiadali się i późnośredniowieczni kanoniści; przykładowo, Lyndwood, angielski piętnastowieczny komentator prawa kanonicznego, pisał, że w Dniu Pańskim należy powstrzymać się od prac służebnych (przynoszących korzyść tylko ciału), w tym i od handlu17. Jak widać, w stanowieniu norm dotyczących prac zakazanych w dnie święte, w tym i handlu, dokonały się na przestrzeni ponad tysiąca lat istotne zmiany. Początkowo, za czasów cesarzy rzymskich, od Konstantyna począwszy, wydanie przepisów regulujących dyscyplinę kościelną leżało przede wszystkim w gestii władzy świeckiej. Za Merowingów i Karolingów ustawy te przybrały charakter państwowo-kościelny: synody odbywały się pod egidą, z inicjatywy i z udziałem władcy. On też zapewniał egzekucję przepisów. Podobnie było i z leges ecclesiasticae: to władcy świeżo chrystianizowanych krajów nadawali przepisom dotyczącym religii wymiar normy państwowej i ustanawiali sankcje za jej łamanie. W późnym średniowieczu sytuacja wygląda inaczej: normy dotyczące prac służebnych znajdujemy już tylko w ustawodawstwie kościel- 14 G. Gyorffy, Wirtschąft und Gesellschąft der Ungarn urn dieJahrtausendwende, Wien-Kóln- Graz 1983, s. 282, arL XV (De negligenciafestwitatum ob negocium): „Si quis in dominicis die- bus vel in maioribus festivitatibus ecclesiam negligens mercatum frequentaverit, equo careat"; art XVI (De negligencia dominice diei): „Si quis die dominica mercatum constituerit, precipit sancta sinodus, ut sicut construxit, ita destruat. Si autem quis rennuit, quinquaginta quinque pensas solvat". Ogólnie sformułowany zakaz handlu w święta znajdujemy również w postano wieniach synodu ostrzyhomskiego z ok. 1110 r., tamże, s. 324, art. XLV: „Nullus festivitates vendere presumat"; Kosmas, Chronica, lib. I, cap. IV, s. 87: „Fora autem dominicis diebus omni- no ne fiant interdicimus, que ideo maxime in his celebrant regionibus, ut ceteris diebus suls vacent operibus", por. też V. Vanećek, Novy text (uarianta) Dekretu Bfetislavovych z r. 1039, „Sla- via Antiqua" 3, 1952, s. 134: „Sextum est, ne dominicis diebus fora fiant et festis celebribus, que maxime propter hoc in regione nostra celebrantur, ut ceteris diebus operibus suis vacent" (cytaty po polsku wg Kosmas, Kronika, s. 212n). 15 PL CXXXII 264, art 371 (Reginon); CXL 640, cap. 81-82. 86 (Burchard); CLXI 267, cap. 16-17 (Iwo). 16 Corpus iuris canonici (wyd. A. L. Richter), Lipsiae 1839, t II, koi. 261, Ot. IX (De/eriis), cap. I: „Omnes dies dominicos a vespera in vesperam cum omni veneratione decernimus ob- servari, et ab omni illicito operę abstinere, ut in eis mercatum minime fiat." Braku takiego za kazu w Dekrecie Gracjana (Corpus, t. I, 1833) nie należy interpretować jako przyzwolenia na handel; brak ten wynikał najpewniej li tylko z zasad kompilowania Dekretu (por. np. A. Vetula- ni. Dekret Gracjana i pierwsi dekretyści w świetle nowego źródła, Wrocław 1955, s. 5-50). 17 Za: G.G. Coulton, Panorama średniowiecznej Anglii (tłum. T. Szafar). Warszawa 1976, s. 196. 228 Targ w czasie zakazanym nym: od Dekretalów Grzegorza IX po uchwały Kościołów lokalnych; ich sankcje miały wymiar wewnętrznokościelny, nie państwowy. W tym nurcie pozostają polskie regulacje diecezjalne. Najwcześniejsze informacje przynosi edykt biskupa wrocławskiego, Henryka z Wierzbna (1302-1319). Podniesiono w nim, że w niedziele i nakazane święta należy (pod karą ekskomuniki) zaniechać tak handlu, jak i każdej innej czynności w tym czasie niedozwolonej18. Powtórzył to polecenie następca Henryka, Nan-ker, w jednym z listów pasterskich z 1331 r.19 Brak natomiast takiej dyspozycji we wcześniejszych, krakowskich statutach Nankera (z 1320 r.), gdzie zapisano tylko ogólnie, że w święta obowiązkowe nakazana jest abstynencja od prac służebnych20. Nie ma jej też we wszystkich innych polskich statutach diecezjalnych z XV w. Wyjątek stanowią tylko wspomniane już kodyfikacje Mikołaja Trąby i Andrzeja Łaskarza. 3. Statuty Trąby dotyczyły - przypomnijmy - dwu rodzajów imprez handlowych: targów tygodniowych i jarmarków. Na pierwszym miejscu Trąba wymienił niedzielne targi tygodniowe, nimi też tylko - pamiętamy - zajął się Andrzej Łaskarz. Działo się tak zapewne dlatego, że w przypadku handlu niedzielnego, co tydzień w określonej miejscowości naruszana była powaga jednego z najważniejszych świąt chrześcijańskich, niedzieli. Trąba postanawiał, aby w przeciągu pół roku termin niedzielny zastąpić innym; Andrzej Łaskarz dawał na to trzy miesiące21. Nie wiemy, jak owa zmiana miała się odbyć w praktyce. Prawo ustalania terminów odprawiania targów należało w Polsce do wyjątkowo trwałego regale i stanowione było zazwyczaj poprzez odpowiedni przywilej monarszy22. Nie słychać o jakichkolwiek działaniach monarszych, które miałyby związek z postanowieniami obydwu statutów23. Może dlatego, że nadawanie prawa 18 CP 10, s. 94; Das Formelbuch des Domherm Arnold von Protzan (wyd. W. Wattenbach), CDSil 5 (1862) nr 82, s. 66n (Edictumpro observancia celebritatis diebus dominicis etfestivis): „diebus dominicis et aliis precipuis festivitatibus ab omni operę illicito et servili statuerit ab- stinendum. [...] Neglectis enim obseąuiis divinis pro faciendis mercimoniis alii fora visitant, lu- cris solum temporalibus inhyantes, set et alii ceteris variis et diversis operibus tunc incum- bunt, ąuibus peccatis et aliis exigentibus non inmerito divine magnificencia maiestatis offen- ditur, et ad flagella iracundie, si sane perpenditur provocata, mundum inpresenciarum plagis variis afficit et castigat. (...) Mandamus vobis ecclesiarum rectoribus tam religiosis quam secu- laribusj...], sicąue in illis et maxime diebus dominicis aliisąue precipuis festMtatibus merca- tum non faciant, nec aliud ąuodlibet opus illicitum operentur". 19 CP 10, s. 94, 356. 20 Najstarsze statuty synodalne krakowskie biskupa Nankera z 2 października 1320 r. (wyd. J. Fijałek), Kraków 1915, s. 25. 21 Nie potrafimy powiedzieć, skąd wywodzą się owe restrykcyjne postanowienia Łaskarza i Trąby. Być może stanowią one refleksję postanowień soboru w Konstancji (na którym oby dwaj bawili). W aktach soboru (wydanych przez H. von der Hardta i H. Finckego) nie znaleźliś my żadnego śladu uchwal dotyczących handlu; pozostaje jednak domysł, że obydwóch bisku pów inspirowała tu żywa na soborze idea odnowy Kościoła. 22 Dzieje i rozwój jarmarków w Polsce ciągle generalnie nie zostały opracowane; por. M. Bo- gucka i H. Samsonowicz, Dzieje miast i mieszczaństwa w Polsce przedrozbiorowej, Wrocław 1986, s. 180n. 23 Tylko na Mazowszu w 1453 r. spotykamy lakoniczne postanowienie (?) książąt mazowiec kich: „de foris die dominica in alium diem transferendis" (MT 3, s. 279). 229 Antoni Gąsiorowski, Izabela Skierska do odbywania targów tygodniowych w niedzielę było na ziemiach polskich późnego średniowiecza zgoła wyjątkowe24. Wiadomo na przykład, że targ niedzielny ustanowił w swoim Ryczywole król Kazimierz Wielki, a zatwierdził w 1389 r. - Władysław Jagiełło. Kolejny przywilej Jagiełły dla Ryczywołu, z września 1421 n, wspomina już tam tylko o targu poniedziałkowym. Czyżby był to skutek regulacji Trąby25? W 1484 r. wspomniany został tygodniowy targ niedzielny w szlacheckich Bobrownikach, w województwie sandomierskim26. To jednak terminy wyjątkowe. Być może jednak obydwa uregulowania statutowe dotyczyły nie tylko normy: przywileju na niedzielny targ, ale praktyki - o niej wspominamy niżej. Ani Łaskarz, ani Trąba nie zajęli się inną sytuacją, jaka mogła się przydarzyć targowi tygodniowemu: w każdym z dni tygodnia, normalnie roboczych, możliwe były kolizje z dniami świętymi. Musiały się one zdarzać co najmniej kilka razy w roku, gdy - na przykład - na dany dzień tygodnia przypadło ruchome święto cyklu paschalnego (czwartkowe Wniebowstąpienie czy Boże Ciało), święto maryjne czy wreszcie uroczyście obchodzone wspomnienie jakiegoś świętego. W Polsce nie znamy praktycznych rozwiązań tego problemu. Analogii dostarczają tu regulacje krzyżackie z lat 1434 i ok. 1450. Zabraniały one odbywania targów w święto, podając jednocześnie (ok. 1450) praktyczną dyspozycję: Gdyby w zwyczajowym terminie targowym przypadł dzień świąteczny, to targ należy przełożyć na najbliższy dzień roboczy27. Łagodniejszą wersję tego zakazu przynoszą statuty prowincjonalne ryskie z 1428, sambijskie z 1471, kamieńskie z 1500, a także krzyżacki statut ziemski z 1503 r. Wedle nich, w święto handlować wolno było dopiero po zakończeniu sumy (summa missa, homesse)28. 24 Por. np. T. Lalik, Targ [w:] SSS VI, s. 30. "ZDMip 6 nr 1557; 7 nr 1916. Por. jednakże dane z lustracji 1660 r., SGKPX, s. 81: .zamiast targów w poniedziałek i czwartek, bywa tylko w niedziele" (ale por. też niżej). 26 Kiryk 2, s. 24. 27 Jacobson, s. (288): „So das man des heilgen tages keine arbeitt noch feylen kouff verhenge domete dy feyer verzeret wurde vnd nemelichen keynen marktag vff den Sontag legę" (1434 r.); s. (290)-(291): „Item das man in den veyertagen keyne grobe erbeith thuen sal. (...) Item man sal uf den feyertag keynen markt halden sunder welch markt noch seyner czeihte uf den feyertag wirt gevallen den mag man halden uf den neesten warkeltag do noch" (ok. 1450 r.). Zwróćmy uwagę, że ustawodawcy nie piszą o terminach jarmarków mogących przypadać na święto. 28 Jacobson, s. (24)-(25), art IX (Defeńis): „nostre tamen intencionis non est, velle prohibe- re ąuominus imminente urgente necessitate, ut quia res essent omnino tempore peritura, ope- ri seruili intendere liceat temporibus ante dictis. Et ut huiusmodi dies festi celebrius peragan- tur, ac rusticis qui plus illis diebus quam aliis ad forum cum suis mercimoniis venire sunt consweti de cetero talia presumendi opportunitas precludatur. Precipimus pena sub predicta ut ad custodiam portarum ciuitatum deputati premissis diebus, magnas portas civitatum, per quas additus patet curribus seu vehiculis aut equis seu aliis animalibus mercimoniis seu re bus oneratis usque ad finem summe misse firma teneant sub clausura. Prohibemus eciam sub pena predicta. quod nullus premissis diebus extra portas ciuitatum aut opidorum occur- rat rusticis ad mercandum, item quod nullus institorum seu mercatorum ante finem summe misse predictis diebus res suas publice exponat venales pena sub premissa, esculentis et po- culentis dumtaxat exceptis, iniungentes rectoribus ecclesiarum parrochialium ut ad obser- uacionem ejusdem statuti suis parrochianis debitis temporibus, tempestiue dies denuncient feriandos" (Ryga); s. (136), art. 11: „Im kyrchweyungetage [święto nakazane) vor der messe sal nymant veylen kowff uffthun ader vorkowfin by vorlust syner kofenschacz" (Sambia); s. (295), 230 Targ w czasie zakazanym Można jednak podejrzewać, że analogia ta ma moc ograniczoną. Statuty krzyżackie były postanowieniami władzy państwowo-kościelnej. W Polsce z określonym dniem targowym wiązały się rozliczne wolności handlowe, wymieniane często w mandatach do urzędników, dołączanych do przywilejów targowych: dotyczące targu w czwartek, mogły nie obowiązywać już w piątek, po przełożeniu targu. Arcybiskup ryski w 1428 r. nakazywał, aby wielkie bramy miast (w tym niewątpliwie stolicy - Rygi), te bramy, przez które wprowadzane jest bydło na targ i wjeżdżają wozy, były w dni świąteczne zamknięte aż do czasu zakończenia sumy i aby nie handlować w owym czasie przed bramami miejskimi29. Czy takie rozporządzenia obligowały władze miejskie do zamykania tych bram? Podobnie, czy postanowienie władzy kościelnej o targach obligowało w późnym średniowieczu władzę świecką, w tym samego monarchę dysponującego regale targowym? Może ten dylemat był i w XV w. powodem, że polskie statuty nie poruszyły problemu zbieżności daty targu tygodniowego ze świętem nakazanym, ograniczając się tylko do niedzieli. 4. Na zmianę terminów jarmarków, które kolidują z dniami świętymi, Trąba wyznaczał miesiąc, znów grożąc ekskomuniką. I tutaj nie znamy żadnej świeckiej regulacji prawnej z 1420 r. i z lat sąsiednich, dotyczącej takich zmian. Należy też przypuszczać, choć statuty Trąby tego nie formułują dobitnie, że zakaz miał obowiązywać i na przyszłość: nowo ustalane terminy jarmarków nie powinny kolidować z ową normą. Dla sprawdzenia, jak kształtowały się terminy jarmarków ustalanych (lub odnawianych) już w czasie istnienia tych kodyfikacji, zestawiliśmy wykaz miejscowości, którym monarcha w latach 1336-1506 nadawał uprawnienia jarmarczne. Wykaz obejmuje przede wszystkim Małopolskę (ziemie również objęte normami statutów prowincjonalnych Trąby). Oparty został na kilku wydawnictwach źródłowych i słownikowych; dostarczyły one w sumie informacji o ponad setce przywilejów i blisko dwu setkach terminów jarmarcznych. Mimo że daleki od kompletności, jeżeli chodzi o ustalanie sieci jarmarków, wykaz ten jest wystarczający dla zorientowania się w preferowanych terminach jarmarków. Analizę wykazu można prowadzić na różne sposoby. Dla nas najważniejsze jest pytanie o frekwencję dni świętych (święta obowiązkowe dla wszystkich, Je-stafori) i dni nie-świętych {festa chori), nie zobowiązujących laików do celebracji. Widać wyraźnie, że wśród terminów jarmarków ustanawianych zarówno art. 1: „werde vnde so woche mergkte jn feiertagen gefallen soi man noch kaufenn noch vor-keuffen vor der homesse bei verlust den waren vnd des heiligen tags zuuor vor der homessze nimandes vare an not ader redelłche orsache" (1503 r.); P. Wiegand, Diozesansynoden und bi-schofliche Statutengesetzgebung im Bistum Kammin. Zw Entwicklung des partikularen Kirchen-rechts im spatmittelalterlichen Deutschkmd, Kóln-Weimar-Wien 1998. s. 316, art. [36) {Dediedo-minico et nonsabbato celebrando): „Excommunicamus Igltur omnes sabbatum et non diem do-minicum celebrantes, ordlnantes et statuentes hunc diem dominicum in tanta veneratione ha-bendum, quod nulla emptio, nulla vendicio et penitus nullum commercium eciam victualium tam in carnibus, panibus et oleribus fieri consuetum exerceatur, sed harum rerum provisio-nem die precedente unusquisque sibi procuret, portis civitatum istis diebus conclusis, donec divinum officium completum et celebratum fuerit, ut sic divinis misteriis, orationibus et solem-nitatibus devotius intendant" (Kamień). 29 Por. wyżej: przyp. 28. .;'::, ,- - .«• v.ti: \«>V?. 231 Antoni Gąsiorowski, Izabela Skierska przed, jak i po kodyfikacji Trąby, dominują dni święte, i to wszystkich rang -od najważniejszych, świąt Pańskich (chrystologicznych, trynitarnych), poprzez maryjne, aż po apostolskie i świętych. W grupie pierwszej nie spotykamy jarmarków tylko w święta Paschy, Bożego Narodzenia i na Epifanię; zwyczaj weneracji szerokiego okresu bożonarodzeniowego narusza tylko raz późna wzmianka o jarmarku na Obrzezanie Pańskie (Jarosław, 1505 r.). Znamy natomiast liczne jarmarki erygowane m.in. na święto Zesłania Ducha Świętego [Penthecoste], na niedzielę Trójcy Świętej, na Boże Ciało, rzadziej na Wniebowstąpienie Pańskie, wreszcie na dwa dni weneracji Krzyża - Znalezienia i Podwyższenia. Reprezentowane są ważne święta maryjne: licznie - Wniebowzięcia i Narodzenia, Zwiastowania i Nawiedzenia, mniej licznie - Oczyszczenia i Prezentacji (święto o nowej metryce). Spośród świętych, których wspomnienia cały Kościół obchodził jako festafori, widzimy liczne terminy przede wszystkim na Jana Chrzciciela i Wawrzyńca, mniej liczne na dni apostołów - Piotra i Pawła, Filipa i Jakuba Mniejszego czy Mateusza, dalej, obok wspomnienia Wszystkich Świętych, spotykamy Katarzynę, Marię Magdalenę, biskupów - Marcina i Mikołaja (tego czołowego dawniej patrona targów - tu już zupełnie wyjątkowo), wreszcie uroczyste święta polskiej prowincji kościelnej: biskupów-męczenników, Stanisława i Wojciecha. W sumie terminy targów odbywanych w święta nakazane stanowią w naszym wykazie około 75 procent wszystkich terminów. Zdecydowanie mniej jarmarków wyznaczano na inne dni; część z nich była na niektórych terenach także dniami uważanymi za świąteczne (np. Barbara, Florian, Jadwiga Śląska, Piotr w Okowach), część -stanowiła święto danej parafii (o tym niżej). Powiększa to o kolejne procenty liczebność świątecznych terminów targowych30. 5. Postanowienia statutów Trąby dotyczące terminów jarmarków nie znalazły - jak widać - w polskiej praktyce ustalania tych terminów poważniejszego odzwierciedlenia. W dalszym ciągu terminy najczęściej ustanawiano na święta nakazane. Dlaczego? Odpowiedzi trzeba poszukiwać na kilku płaszczyznach. Pierwsza, to podniesione już wyżej problemy styku przepisu kościelnego z regale monarszym. Druga, to silny i powszechnodziejo-wy kontekst wspólnego terminu wielkiego targu i uroczystego święta: od dawna terminy te w Europie ściśle ze sobą korelowały31. Na Węgrzech, gdzie obowiązywały ostre zakazy Władysława I i Kolomana, termin 'niedziela', vasarnap znaczył tyle, co 'dzień targowy'32.1 w Polsce nie było inaczej. Łączył 30 O zbieżności terminów jarmarków ze świętami kościelnymi por. ostatnio A. Wyrobisz, Uwagi o kalendarzujarmarków w miastach Korony w XVI wieku [w:] Studia nad dziejami miast i mieszczaństwa w średniowieczu I, Toruń 1996, s. 27-32, szczególnie s. 30; nie porusza on jed nak sprawy zakazów. 31 Por. ostatnio F. Irsigler, Jahrmarkte und Messesysteme im westlichen Reichsgebiet bis ca 1250 [w:] Europaische Messen und Marktesysteme in Mittelalter und Neuzeit (wyd. P. Johanek, H. Stoob), Kóln-Weimar-Wien 1996, s. 1-33, tam też literatura, a na s. 28-33 zestawienie termi nów targowych w większych miastach niemieckich. 32 G. Gyórffy, Wirtschaft..., s. 11: „Dieser Tag [- Sonntag] war zugleich auch der Tag des Marktes bei der Kirche (das ung. 'vasarnap' - 'Sonntag' ist die Zusammensetzung aus Vasar' - 'Markt' + 'nap' - 'Tag')". Podobnie „w słownictwie staroruskim jedno ze znaczeń słowa 'święto wać' było powiązane z targami" (B. Geremek, Człowiek i czas [w:] Kultura Polski średniowieczne) XXIII u).. Warszawa 1985, s. 463). 232 Targ w czasie zakazanym się z tym od dawna trwający i powszechny związek terminu jarmarku z wezwaniem kościoła parafialnego w miejscu odbywania jarmarków33. Około połowy badanych przez nas miejscowości wykazuje zgodność terminu jarmarku z tym wezwaniem; przy podwójnym wezwaniu zdarza się niekiedy, że dwa jarmarki miały terminy zgodne z owym podwójnym wezwaniem (np. Odrzywół, 1418 r., por. też np. Tuchów, 1463 r.)34. Dodajmy, że dni patronów były zawsze w danej miejscowości obchodzone jako święto nakazane: albo jako święto ogólnokościelne, albo - Kościoła polskiego, albo wreszcie - właśnie jako lokalny dzień weneracji patrona miejscowego kościoła (jako taki nakazywany przez prawie wszystkie statuty diecezjalne). Fakt ten znów zwiększa procent zgodności liczby terminów jarmarków z liczbą świąt. Związek patrona i targu miał odległą genezę i rozbudowaną obrzędowość. Trzeba powtórzyć za Le Goffem, że parafialny kościół w średniowieczu jest „nie tylko ogniskiem wspólnego życia duchowego [...]. TU ludzie rozmawiają, bawią się, handlują. Mimo wysiłków kleru i soborów, by kościół stał się tylko tym, czym miał być, domem bożym, przez długi czas jest on ośrodkiem społecznym o funkcjach rozlicznych"35. Tego stanu rzeciy niełatwo było obalić mocą postanowień synodalnych. Żywy zwyczaj handlu niedzielnego z trudem się im poddawał. Widać zresztą, że i same statuty niekiedy skłonne były do kompromisu. Przykłady pruskie, pozwalające na handel po zakończeniu mszy, to rzadki wypadek dopuszczenia do wykonywania pracy służebnej przed zakończeniem świętego dnia. Jedyną znaną nam analogię stanowi tu zezwolenie na świąteczne łowy po wysłuchaniu mszy36. W obydwu wypadkach zapotrzebowanie - ekonomiczne czy społeczne - na te zajęcia było tak silne, że zmuszało kościelnego prawodawcę do samoograniczenia. O takim samoograniczeniu zdaje się też świadczyć brak w piętnastowiecznej Polsce wiadomości o karaniu za łamanie zakazu handlu; normy grożącej ekskomuniką, interdyktem i konfiskatami, nie potwierdzają źródła polskiej praktyki37. O braku realizacji statutów Trąby zdają się także świadczyć terminy jarmarków odprawianych w miastach stanowiących własność samego arcybiskupa. Wedle szesnastowiecznych wizytacji dóbr arcybiskupich, w Łowiczu jarmarki odbywały się na Wniebowzięcie, na Mateusza i Łucję, wreszcie 33 Zob. np. A. Wyrobisz, Uwagi..., s. 30; F. Irslgler, Jahrmarkte..., s. lOn; A. E. Laiou, Handler und Kaufleute aufdem Jahrmarkt [w:] Fest und Alltag im Byzanz. Hans-Georg Beck zum 18. Fe- bruar 1990 (wyd. G. Prinzing, D. Simon), Munchen 1990, s. 58-60. 34 Owa zbieżność nakazuje niekiedy Inaczej spojrzeć na międzymiastowe kalendarze jar marków: zależeć one bowiem mogą zarówno od lokalnego czy międzynarodowego kalendarza, jak i właśnie od frekwencji wezwań. Obydwu tych determinant zazwyczaj nie udaje się jednak połączyć ze sobą przy ustalaniu tego kalendarza. O wezwaniach zob. ostatnio D. Szymański, Wezwania kościołów parafialnych w diecezji krakowskiej w końcu XVI w., „Roczniki Humani styczne. Historia" 41, z. 2, 1993, s. 83-159. 35 J. Le Goff, Kultura średniowieczne) Europy (tłum. H. Szumańska-Grossowa), Warszawa 1970, s. 310. 36 Por. np. A. Samsonowicz, Łowiectwo w Polsce Piastów i Jagiellonów, Wrocław 1991, s. 302-304. 37 Nie wspominają o nich znane nam dość dobrze księgi sądów oficjałów i wikariuszy gene ralnych (przede wszystkim gnieźnieńskie). Por. jednak przykłady kar np. z terenu Anglii, przy taczane przez G.G. Coultona, Panorama..., s. 196n. 233 Antoni Gąsiorowskl, Izabela Sklerska w poniedziałek po niedzieli Siedemdziesiątnicy i w niedzielę Przewodnią. W Piątku były to: niedziela Trójcy Świętej, Przeniesienie Stanisława i Agnieszka. W Uniejowie: Florian, Wawrzyniec i [Zesłanie] Ducha Świętego, wreszcie w Kamieniu Krajeńskim: Piotr i Paweł Apostołowie oraz druga niedziela po Michale. Wizytacje potwierdzają też znane już z naszej tabeli terminy kurzelowskie: Narodziny św. Wojciecha, Jan Chrzciciel, wreszcie święto dedykacji kościoła. Dodajmy do tego terminy jarmarków odbywanych w bezpośrednim sąsiedztwie rezydencji arcybiskupiej, w królewskim Gnieźnie: Narodziny św. Wojciecha, niedziela Trójcy Świętej, wreszcie Bartłomiej38. Z nich jedynie łowicki poniedziałek po niedzieli i Łucja oraz piątkowska Translacja Stanisława nie były w archidiecezji gnieźnieńskiej świętami nakazanymi. W uniejowskim terminie św. Floriana widzieć trzeba zapewne refleks dawnego święta patronalnego miejscowego kościoła39. Oczywiście powstaje pytanie, czy określenie dokumentów, nadające jarmark infesto, a nawet ipsofesto, nie jest określeniem formularzowym i czy nie oznacza po prostu: około święta, po święcie (lub przynajmniej - jak w wyżej cytowanych analogiach pruskich - po zakończeniu liturgii dnia świętego), bądź inaczej: z przerwą na dzień święty40. Przyjęcie takiego przypuszczenia byłoby zgodne ze świadomością, że dni święte wyznaczały rytm kalendarzowy całego roku. Przeciw takiemu przypuszczeniu zdają się świadczyć sformułowania niektórych, acz nielicznych, dokumentów. Kazimierz Wielki ustanawiał targ na krakowskim Kazimierzu inchoando a wigilia Corporis Christi in primo pulsu uesperorum usąue ad diem dominicam in-clusiue proxime seąuentenrć1. W Szydłowie (1453) zapisano, że jarmarki mają się rozpoczynać w poniedziałek po niedzieli Trójcy Świętej i nazajutrz po Idzim (nie zaś w samo święto). Nakazuje to przypuszczać, że dokumenty pozbawione takich zastrzeżeń, mówią wprost: w święto. Pomimo tego nie możemy wykluczyć, że początek jarmarku mógł przypadać w owo święto po zakończeniu liturgii, a nawet - w wypadku wielodniowych jarmarków - nazajutrz po święcie. W Gnieźnie, w poniedziałki, środy i piątki odbywały się posiedzenia sądu konsystorskiego. Dzień św. Bartłomieja (24 sierpnia), święto nakazane, a i termin wielkiego gnieźnieńskiego jarmarku, powodował zawieszenie audiencji sądowej. Gdy termin audiencji sądowej przypadał na 25 sierpnia, zdarzało się, że zawieszano ją z powodu jarmarku, racione nundi-narum42. Można przypuszczać, że w dniu tym wypadał pierwszy dzień owego jarmarku, wielka uroczystość, odbierająca publiczność innym spektaklom, m.in. sądowi. Podobnie, odwoływano w Gnieźnie audiencję sądową 38 Wizytacje dóbr arcybiskupstwa gnieźnieńskiego i kapituły gnieźnieńskiej z XVI wieku (wyd. B. Ulanowskl), Kraków 1920, s. 13, 203, 228, 313, 356; Dzieje Gniezna (red. J. Topolskl), War szawa 1965, s. 293. 39 Por. Unięjów. Dzieje miasta (red. J. Szymczak), Łódź-Uniejów 1995, s. 377. 40 Pewnej analogii można tu np. szukać w terminach posiedzeń kapituły gnieźnieńskiej: ka pituła zwoływana zawsze na święto Wojciechowe, 23 kwietnia, rozpoczynała obrady w pierwszy dzień nieświąteczny po Wojciechu (Archiwum Archidiecezjalne w Gnieźnie, Acta capitulorum B 14 - B 16). 41 KDMłp 3 nr 838. 42 Archiwum Archidiecezjalne w Gnieźnie, ACons. A 42, k. 103; A 45, k. 111; A 47, k. 95v; A 48, k. 97; A 49, k. 88v; A 51b, k. 64v (lata 1462 i n.). 234 Targ w czasie zakazanym dnia 24 kwietnia 1475 r., kiedy to fuerunt nundine alias festum patroni sanc-ti Georgii43. Były to jarmarki zazwyczaj określane terminem świętowojcie-chowym; jak widać, odbywały się (rozpoczynały?) w dzień po Wojciechu, gdy w Gnieźnie wenerowano świętego Jerzego44. 6. Rozbieżność pomiędzy monarchą ustalającym terminy targowe a bi skupem, który próbował je zmieniać, dostosowując do przepisów ortodok sji, trzeba jednak także zrelatywizować. Przywileje na jarmarki, podobnie na targi tygodniowe, nadawane szczególnie licznie u schyłku wieków średnich małym miasteczkom, pozostawały tam niekiedy pustym blankietem. W tych miasteczkach często jedyną szansą handlu pozostawało świąteczne, głów nie niedzielne, zgromadzenie ludności. Mieszkańcy miasteczka Radziłowa na Mazowszu „dzień targowy mają poniedziałek, a 2 jarmarki do roku, ale ani targu, ani jarmarków tam nie bywa, co jedno w niedziele przyjeżdżają z mięsem a ze zbożem" - zanotował lustrator w 1565 r. Radzilów miał przy wileje na targ i jarmarki; w Piasecznie „nimasz dnia targowego ani jarmar ków wywołanych. Pospolicie w niedziele bywają ludzie [ze] zbożym [...], tedy kupują"45. Tu też należy włączyć zapewnię cytowany wyżej przypadek ryczy- wolski. Również dlatego walka z handlem świątecznym nie mogła przynosić sukcesu. Może dlatego też w statutach następców Mikołaja Trąby i Andrzeja Łaskarza, podobnie i ordynariuszy innych diecezji, nie spotykamy już ta kich zakazów. Nie oznacza to oczywiście, że świąteczny handel został zaak ceptowany przez Kościół. 7. Konfrontacja normy statutowej z praktyką po raz kolejny więc wykazu je, że wprowadzana norma nie zawsze bywała zgodna z praktyką i że z nią przegrywała. O wiele częściej wartość poznawcza nowej normy polega przede wszystkim na tym, że informuje ona o żywotności zwalczanej prak tyki. Tak było i z późnośredniowiecznymi jarmarkami, i z niedzielnym han dlowaniem. Monarsze nadania uprawnień jarmarcznych w Małopolsce i na Rusi w XIV, XV i w początku XVI w. Tabela nie ma na celu zestawienia nadań jarmarcznych dla wszystkich miast na tym terenie, a tylko zebranie określonych przykładów wezwań na określonym terytorium. Starano się więc wykorzystać wszystkie informacje zawarte w ograniczonej liczbie przekazów (KDMlp 4, Kiryk 1 i Kiryk 2, MRPS 1-3, SHGKr 1-3, wreszcie ZDMlp 1-8), traktując je jako próbę reprezentatywną. I 43 Tamże, A 53, k. 28. 44 Zob. I. Sklerska, Wojciech, Jerzy i Marek - trzej sąsiedzi w średniowiecznym kalendarzu polskim, „Roczniki Historyczne" 63, 1997, s. 17n. 45 Lustracja województwa mazowieckiego 1565 (wyd. I. Gieysztorowa, A. Żaboklicka), War szawa 1967-1968, cz. I, s. 36, cz. II, s. 24; p. Michałowi Zbieranowskiemu dziękujemy za te in formacje. ; 235 Antoni Gąsiorowskl, Izabela Skierska * oznacza zgodność terminu jarmarku z wezwaniem miejscowego kościoła, zaś - oznacza niezgodność. Terminy jarmarków wypadające na dni święte oddano drukiem prostym, na nieświęte - kursywą. Rok Miejscowość Własność Termin jarmarku Źródło 1336 Nowy Targ król. Katarzyna* Kiryk 1 s. 159 1341 1368 Opatowiec Biecz król. król. Jakub Ap.* Piotr i Paweł Ap.- ZDMłp 4 nr 925 SHGKr 1 s.75 1370 Kazimierz k. Krakowa król. Wawrzyniec-' MRPS 3 suppl. nr 47 1386 Dębowiec k. Jasła król. Zesłanie Ducha Sw.- ZDMłp 6 nr 1515 SHGKr 1 s. 541 1392 Lublin król. Zesłanie Ducha Sw.- ZDMp8nr2546 1407 Żarnowiec król. Nawiedzenie NMP-2 Podwyższenie Krzyża- ZDMłp 6 nr 1701 1408 Koprzywnica kl. Boże Ciało- KDMłp 4 nr 1108 KDMłp 4 nr 1223 1412 Busko kl. Flońan i Prokop-3 KDAftp4nrll37 1412 Stopnica król. Piotr w Okowach* ZDMłp 6 nr 1767 1412 Solec król. Boże Ciało Wniebowzięcie NMP* ZDMłp 6 nr 1769 1413 Bodzentyn bpkrak. Maria Magdalena- Kiryk 2 s. 26 1413 Iłża (Nowa) bpkrak. Wniebowzięcie NMP* Narodziny Stanisława ZDMłp 6 nr 1774 Kiryk 2 s. 48 1416 Góra Sw. Jana kl. Jan Chrzciciel* ZDMłp 6 nr 1807 1416 Klwów szlach. Małgorzata*. Mateusz Ew. ZDMłp 6 nr 1809 1417 Kock bp płocki Boże Ciało Wniebowzięcie NMP* ZDMłp 6 nr 1813 1418 Odrzywół (Wysokin) szlach. Nawiedzenie NMP* Zygmunt*4 ZDMłp 5 nr 1297 1421 Ryczywół król. Mian Katarzyna* ZDMłp 7 nr 1916 1421 Koszyce król. Maria Magdalena* ZDMłp 1 nr 1907 1422 Jastrząb bpkrak. Jan Chrzciciel* Wszyscy Święci Kiryk 2 s. 52 1423 Czchów król. Piotr w Okowach- ZDMłp 7 nr 1932 1428 Pińczów szlach. niedz. po Trójcy Sw.- ZDMłp 7 nr 2029 1429 Halicz król. niedz. Trójcy Sw. ZDMłp 7 nr 2041 1428 Radoszyce król. poniedziałek po Narodzinach NMP-Dorota- ZDMłp 7 nr 2022 1430 Gowarczów szlach. Florian* Prokop ZDMłp 7 nr 2051 1430 Tuchowicz szlach. Maria Magdalena* Gaweł ZDMp7nr2053 236 Targ w czasie zakazanym 1430 Osiek król. Piotr w Okowach-Gawel- ZDMlp 7 nr 2046 1432 Tyrawa (Mrzygłód) król. tydzień przed Zesl Ducha Św. tydzień przed Narodź. NMP ZDMłp 7 nr 2081 1432 Sieciechów kl. Wawrzyniec* 10000 Rycerzy Kiryk 2 s. 130 1432 Skaryszew kl. niedziela Krzyżowa Jakub Ap.* ZDMłp 7 nr 2112 1433 Pacanów (zob. też 1456 i 1470) szlach. Wniebowstąpienie Boże Ciało Marcin* ZDMlp 7 nr 2133 Kiryk 2 s. 96 1433 Czchów król. [Piotr w Okowach]-\U000 Dziewic}- Kiryk 1 s. 114 1436 Szydlowiec szlach. Zygmunt* ZDMlp 2 nr 490 1439 Chełm król. Narodzenie NMP* ZDMlp 5 nr 1461 ZDMlp 8 nr 2220 1442 Skrzyńsko, wieś szlach. Wojciech* niedz. Trójcy Św. - '• Jadwiga ZDMłp 3 nr 617 1443 Kock bp płocki Boże Ciało- ZDMlp 3 nr 660 1446 Dębica5 szlach. Małgorzata* Jadwiga ZDMłp 3 nr 736 1447 Żelechów szlach. Translacja Stanisława* ZDMlp 3 nr 771 1447 Tyczyn szlach. Boże Ciało MRPS 1 nr 5 1447 Skawina: 1447-1492 król. Wojciech Zesłanie Ducha Św.*?6 Kiryk 1 s. 248 1448 Łagów bp włocł. niedz. poWniebowst.* Wszystkich Świętych- ZDMlp 8 nr 2512 1448 Łańcut szlach. tydz. przed Wojciechem- MRPS 1 nr 18 1448 Lublin król. Oczyszczenie NMP-Zesłanie Ducha Św.-Wniebowzięcie NMP-Szymon i Juda- MRPS 1 nr 22 1450 Biskupice, (por. 1497!) bpkrak. niedz. Trójcy Sw.- KDMlp 4 nr 1517 1450 Opole Lubelskie szlach. Wniebowzięcie NMP* MRPS 1 nr 120 1453 Szydłów król. pon. po Trójcy Sw. nazajutrz po Idzim MRPS 1 nr 191 1454 Wąchock kl. Jan Chrzciciel- Kiryk 2 s. 155 1455 Gielniów szlach. Znalezienie Krzyża Podwyższenie Krzyża*?7 Boże Ciało MRPS 3 suppl. nr 157 1456 Pacanów szlach. Wawrzyniec- MRPS 1 nr 285 237 Antoni Gąsiorowski, Izabela Skierska 1456 Białaczów szlach. Narodziny Stanisława* Narodziny Jana Translacja Stanisława Kiryk2s.23 1457 Mielec szlach. niedz. Trójcy Sw. Mateusz Ew.* Kiryk 2 s. 74 1458 Skrzynno kl. Niedz. Przewodnia-Prokop-11000 Dziewic- MRPS 3 suppl. nr 168 1458 Klwów szlach. Boże Ciało- Kiryk 2 s. 56 1460 Myślenice król. Oczyszczenie NMP Narodzenie NMP* Kiryk 1 s. 244 1463 Tuchów kl. Narodzenie NMP* Jakub Ap.*8 Kiryk 2 s. 153 1465 Jędrzejów kl. Narodzenie NMP*?9 SHGKr2 s. 312 1467 Waśniów kl. Piotr i Paweł Ap.* Bartłomiej Kiryk 2 s. 1468 Bodzentyn bpkrak. Zesłanie Ducha Sw. Św. Krzyża [które?]* Kiryk 2 s. 26 1468 Słupia Nowa kl. Zesłanie Ducha Sw. Wawrzyniec* Kiryk 2 s. 77 - zob. tu o motywach!! 1469 Kamionka szlach. Piotr i Paweł Ap. Katarzyna MRPS 3 suppl. nr 194 1469 Wierzbica kl. Filip i Jakub Ap.-Podwyż. Krzyża Św.- Kiryk 2 s. 158 1470 Pacanów (por. 1433) szlach. Kilion- Kiryki2 s. 96 1472 Lwów król. Agnieszka niedz. Trójcy Św* MRPS 1 nr 820 1472 Brzesko szlach. Narodzenie NMP- Kiryk 1 s. 225 1473 Kańczuga szlach. Zesłanie Ducha Sw. MRPS 1 nr 973 1479 Kielce bpkrak. Wniebowzięcie NMP* niedz. po Franciszku Kiryk 2 s. 54 1479 Pińczów szlach. Filip i Jakub Ap.* Kiryk 2 s. 102 1482 Jaworów król. Dominik- MRPS 1 nr 1575 1484 Parczew król. Wniebowzięcie NMP* Marcin MRPS 1 nr 1633 1485 Skalbmierz szlach. Idzi- MRPS 1 nr 1749 1485 Uchanie szlach. Wojciech-Wawrzyniec- MRPS 1 nr 1806 1485 Bobrowniki lubelskie szlach. FilipiJakubAp. Zwiastowanie NMP* Leonard Kiryk 2 s. 24 1485 Książ Wielki szlach. Wawrzyniec-11000 Dziewic- SHGKr 3 s. 304 1486 Kamionka ? Idzi- MRPS 1 nr 1821 1487 Nowy Targ (zob. też 1336) król. Jakub Ap. Katarzyna* Kiryk 1 s. 163 1488 Fulsztyn szlach. Zesłanie Ducha Sw. MRPS 1 nr 1905 238 Targ w czasie zakazanym 1488 Brzozów bp przem. Franciszek- MRPS 1 nr 1925 1488 Zwoleń król. [Boże Ciało] [Podwyż. Krzyża Św.]* MRPS 1 nr 1931 Kiryk 2 s. 167 1488 Przytyk szlach. Wit-Mikołaj- Kiryk 2 s. 108 1489 Bukaczowice szlach. Wniebowstąpienie Franciszek MRPS 1 nr 1973 1489 Mogilnica kl. Franciszek MRPS 1 nr 2053 1489 Czchów król. 11000 Dziewic- SHGKr 1 s.451 1494 Ropczyce król. Zesłanie Ducha Sw.~ MRPS2 nr 412 1497 Biskupice (zob. też 1450) bpkrak. Translacja Stanisława* MRPS2 nr 645 1497 Nowy Korczyn król. Elżbieta* MRPS 2 nr 671 1497 Pierzchnica? ? Michał MRPS2 nr 678 1497 Gliniany król. Kilian MRPS2 nr 755 1498 Przetoczno (Łysobyki) szlach. Zwiastowanie NMP Prezentacja NMP Barbara MRPS 2 nr 1131 Kiryk 2 s. 71 1498 Łęgonice abp gn. Rozesłanie Ap.* MRPS2 nr 1197 1501 Gorlice szlach. Narodzenie NMP* Kiryk 1 s. 69 1502 Mościska król. Jan Chrzciciel Wszystkich Świętych MRPS 3 nr 111 1502 Kniahinice szlach. Wit Katarzyna MRPS 3 nr 155 1503 Rymanów szlach. Aleksy- MRPS 3 nr 998 1503 Strzemilcze szlach. Maciej Ap.-Wawrzyniec- MRPS 3 nr 1001 1503 Bobowa szlach. Prokop-Narodzenie NMP- SHGKr 1 s.145 1504 Gorlice szlach. ZwiastowanieNMP*?10 Narodzenie NMP MRPS 3 nr 1117 1504 Pomorzany szlach. Kilian Jadwiga MRPS3 nr 1363 1504 Zawichost kl. Wszystkich Swiętych- MRPS3 nr 1627 1504 Krosno król. Niedziela Przewodnia-" MRPS 3 nr 1658 1504 Chełm (por. 1439) król. Andrzej Ap.-Stanisław- MRPS3 nr 1824 1504 Wielopole szlach. niedz. Trójcy Sw. MRPS3 nr 1844 1505 Jarosław szlach. Obrzezanie Pańskie MRPS3 nr 2039 1505 Ćmielów szlach. Florian-Jadwiga-? MRPS 3 nr 2138 1505 Opatów bp lubuski Marcin* Prokop MRPS 3 nr 2314 1505 Kropiec Wawrzyniec MRPS 3 nr 2414 1505 Szydłowiec pryw. Wawrzyniec-czwartek przed Niedzielą Palm. MRPS 3 nr 2463 239 Antoni Gąsiorowski, Izabela Skierska 1505 Sandomierz król. Agnieszka MRPS3 nr 2524 lub Nawrócenie Pawła12 1505 Kochów kL Wniebowzięcie NMP* Kiryk 2 s. 56 Elżbieta 1505 Kurzelów abp gn. Wojciech- Kiryk 2 s. 66 Narodz. Jana Chrzciciela dedykacja kościoła ,v ? . Od 1539 także: Translacja Wojciecha- 1506 Jaśliska bp przem. Znalezienie Krzyża MRPS3 nr 2550 Sw.- Mateusz Ap. i Ew- 1506 Orchów szlach. Narodz. Jana Chrzciciela MRPS3 nr 2563 Michał 1506 Kołaczyce kl. Anna- MRPS 3 nr 2630 1 Przedtem: wigilia Bożego Ciała. 2 Przedtem: Wniebowzięcie NMP. 3 W dok. mowa o jednym jarmarku w dwu terminach (4 V i 4 VII}! 4 Kościół o podwójnym wezwaniu. 5 Przywilej lokumtenensa królewskiego, Jana Czyżowskiego. 6 Kościół p.w. Ducha Św. 7 Kościół p.w. Krzyża Św. oraz Piotra i Pawła Ap. 8 Pierwszy termin zgodny ze starym wezwaniem kościoła, drugi - z nowym (o obydwu: Kiryk 2 s. 153). 9 Zbieżność wezwania i terminu domniemana: opactwo cysterskie pod tradycyjnym, podwój nym wezwaniem: NMP (i św. Wojciecha). 10 Rodzaj wezwania maryjnego kościoła nie ustalony. 11 Przedtem: niedziela Trójcy Św. 12 Przedtem: Wniebowstąpienie. 240 Wojciech Iwańczak Chłopi w średniowiecznym wojsku czeskim Wypada zacząć od krótkiej diagnozy stanu badań nad problematyką. Nie można oceny tej sformułować w sposób jednoznaczny. Istnieje, co prawda, kilka opracowań syntetycznych wojskowości czeskiej1, ale wiele ważnych zagadnień nie doczekało się -jak dotąd - solidnych studiów monograficznych. Te braki stają się szczególnie dotkliwe, gdy dochodzi do skojarzenia dwóch punktów widzenia, z jednej strony, historyka dziejów społecznych, z drugiej, specjalisty od militariów. Sytuacja ta zapewne nie jest dziełem przypadku w odniesieniu do tematu tego szkicu. Chłopi - jak wiadomo - należeli do grup społecznych nie zawsze chętnie przedstawianych w źródłach średniowiecznych, nastawionych z natury rzeczy na obserwację różnego typu elit, a dodajmy do tego trudności, jakie nastręcza właściwe zrozumienie i interpretacja terminologii socjologicznej źródeł. W tej sytuacji ogromne znaczenie odgrywa spojrzenie porównawcze, które uwzględniając wiele podobieństw - ale także i różnic - w rozwoju społecznym państw europejskich, pozwala często na uzupełnienie brakujących ogniw wnioskowania2. Spoglądając z dość ogólnej perspektywy można chyba wysunąć sugestię, iż główne fazy wojskowości czeskiej w średniowieczu odbijają pewne prawidłowości znane z wielu krajów środkowej i zachodniej Europy. Podobnie jak w odniesieniu do rozmaitych innych zagadnień, najważniejszym punktem decydującym o odmienności czeskiej jest husytyzm, o którym będzie jeszcze mowa. 1 Por. F. Kurfiirst Vdlećne dejiny ćeskoslooenske, Praha 1937; O. Frankenberger, Pod orlici, lvem a kalichem, 1.1, Praha 1938; P. Choć, S mećem a śtitem. Ćeske ranę feudalni wjenstoi, Pra ha 1967; Vojenske dejiny Ćeskoslouenska (do roku 1526), 1.1, (red. Z. Prochazka), Praha 1985. 2 Zob. S. Trawkowskl, Wojna, wojsko i militaria w historii kultury materialnej, „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej" 17, 1969, s. 592-594. . -.,, .... . , . . ,..-.. 241 Wojciech Iwańczak Główne źródło narracyjne dotyczące państwa pierwszych Przemyśli-dów, a także czasów wcześniejszych, kanonik praski Kosmas3, przekazał wiele informacji na temat militariów i ich kontekstu społecznego. Niewątpliwie wojsko czeskie musiało się wówczas składać ze stałej drużyny oraz pospolitego ruszenia, obejmującego szersze grupy ludności. W skład tej drugiej części wchodziła z pewnością ludność chłopska, ale jej udział nie jest łatwy do rozpoznania, głównie z powodu - wzmiankowanej uprzednio - niejednoznacznej, a czasem wręcz mylącej terminologii źródła. Używając określeń takich jak „wszyscy Czesi" czy „całe wojsko z Czech" Kosmas wyraźnie ma na myśli jedynie drużynę książęcą. Z kolei termin Boemii dotyczy szeroko pojętej warstwy feudalnej, czy też tzw. „narodu politycznego"4. W państwie patrymonialnym bardzo ważną grupę ludności stanowili wolni chłopi, z których wywodziły się wojska piesze, ale ich rola w XI i XII w. stopniowo - jak się zdaje - maleje i w konsekwencji grupa ta rozszczepia się na tych, którzy byli w stanie awansować do warstwy rycersko-szlachec-kiej oraz na tych, którzy spadli do roli chłopów poddanych. Zmniejszające się znaczenie chłopów wiąże się z wieloma zmianami w wojskowości, wśród których do istotnych należy rosnąca rola konia na polu bitwy. Tym niemniej nie brakowało okazji, by w wiekach X, XI czy XII wykorzystywać pieszych strzelców w wojnie obronnej czy w partyzantce. Źródła są w tej materii bardzo oszczędne, ale zdarzały się przypadki uczestnictwa chłopów także w wyprawach zagranicznych. Wziął ich chyba ze sobą Bolesław Chrobry maszerując na Kijów, byli też zapewne w wojsku najeżdżającego Polskę Brzetysława I. Kosmas używa określenia populus, ale przy interpretacji tego pojęcia wskazana jest ostrożność5. Nieco później, w roku 1068, książę Wratysław, w czasie przygotowań do wyprawy na Polskę, zgromadził swoją drużynę i drużyny swoich braci, komesów i duchownych z orszakami oraz exercitus, pod którym to określeniem, przynajmniej w części, kryła się chyba ludność wiejska6. Nie dysponujemy zbyt wielu świadectwami dokumentującymi udział piechoty w kampaniach czeskich. W Polsce - w świetle przekazów Thietmara czy Galia - zjawisko to występowało znacznie częściej, zwłaszcza w licznych wojnach polsko-niemieckich7. Bez odpowiedzi oczywiście pozostanie pytanie, na ile ten obraz źródłowy pokrywał się z realiami. Użycie piechoty w ciężkich walkach XI w. spotykamy m.in. w Austrii i Saksonii - by pozostać w obszarze środkowoeuropejskim. W bitwie pod Hamburgiem, w 1075 r., masowy udział chłopów nie uchronił jednak przed klęską wojsk saskich, walczących przeciw cesarzowi Henrykowi IV wspomaganemu przez księcia czeskiego, Wratysława. Kronikarz saski w swej relacji bardzo nisko ocenił 3 Kosmas, Chronica; por. D. Tfeśtik, Kosmova kronika; Studie kpoćdtkum ćeskeho dejepisec- tvl a politickeho myśleni, Praha 1968; tenże, Kosmas, Praha 1972. 4 Por. B. Krzemieńska, Kronika Kosmasajako źródło do dziejów wojskowości: Studia i mate riały do historii wojskowości VI, cz.2, 1960, s. 79. 5 Kosmas, Chronica, s. 85nn. 6 Tamże, s. 114. 7 Thietmari, Merseburgensis episcopi, Chronicon, (wyd. R Holtzmann), Berlin 1935, passim; Gali Anonim, Cronica, passim. 242 Chłopi w średniowiecznym wojsku czeskim umiejętności militarne chłopów8. Kilka lat później, w roku 1082, doszło do bitwy pod Mailbergiem w Austrii, gdzie wojska czeskie zmierzyły się z siłami księcia austriackiego, Leopolda, w których podobno znalazło się wielu przypadkowych rolników, z pastuchami wieprzy i krów włącznie9. Austriacy ponieśli klęskę i jedną z późniejszych konsekwencji tych niepowodzeń były zakazy administracyjne powoływania do wojska ludności wiejskiej. Szczególnie Fryderyk I Barbarossa dbał, by prawo do noszenia broni ograniczyć do warstwy rycersko-szlacheckiej; w 1152 r. zabronił chłopom używania włóczni lub miecza, a w 1186 r. przypomniał, by chłopi pod żadnym względem nie próbowali się upodobnić do rycerstwa10. Zakazy noszenia broni przez grupy usytuowane niżej w hierarchii społecznej nie były skądinąd w średniowieczu niczym szczególnym i odnosiły się tak do chłopów, jak do mieszczaństwa11. Kryły się za tym oczywiście obawy o zagrożenie uprzywilejowanej pozycji warstw dobrze urodzonych. Granice międzystanowe miały przebiegać nie tylko w płaszczyźnie prawnej, ale także w odniesieniu do takich zewnętrznych atrybutów, jak strój czy uzbrojenie, a raczej prawo do noszenia broni. Niechęć rycerstwa i szlachty wobec używania broni przez chłopów przybierała niekiedy dość zaskakujący wyraz. Oto kronikarz austriacki z XIV w., Heinrich der Teichner, wśród złych konsekwencji chęci chłopów, by posiadać broń, wylicza podwyżkę krajowych cen na żelazo12. Miejsce chłopa jest za pługiem i ten stereotyp miał w średniowieczu wyjątkowo długą żywotność. Wojska piesze pochodzenia chłopskiego coraz rzadziej pojawiają się na polu bitwy, ale w XII w. kilkakrotnie jeszcze obserwujemy ich obecność. W roku 1158, w składzie wielkiej wyprawy cesarza Fryderyka I do Mediolanu, wspomaganej m.in. przez władcę czeskiego, Władysława II, znaleźli się także chłopi. Kronikarz Wincenty pisze, iż „liczni opuściwszy pracę rolniczą wzięli do rąk tarcze i kopie zamiast motyki i radła"13 i później ludzie ci wystąpią we Włoszech jako łucznicy. Dodajmy na marginesie, że pomoc udzielona przez księcia czeskiego cesarzowi sowicie mu się opłaciła, gdyż w nagrodę uzyskał koronę królewską dla siebie i swych następców14. Ciekawy przypadek stanowi jeden z owych następców na tronie czeskim, Sobiesław II. Był to swoisty epigon budowania władzy monarszej w oparciu o drobną szlachtę i - nielicznych już - wolnych chłopów, co przyniosło mu zresztą przydomek „chłopski książę". Nie ufał podobno na wyprawach wojennych bogatszej szlachcie i - zdaniem kronikarza Jarlocha - lubił mieć 8 Zob. P. Choć, Smećem..., s. 408n. '-???; <> ; ?.-.?' 9 Kosmas, Chronica, s.132. mMGH Leges II, s. 101, 185; por. S. Epperlein, Der Bauer im Bild des Mittelalters, Leipzig 1975, s. 95n. 11 Por. przykładowo rozporządzenia dla Wenecji: E. Pavan, Recherches sur la nuit venitienne a lajin du moyen age, Journal of Medieval History 7, 1981, nr 4, s. 343: tejże, Violence, societe et pouvoir a Venice (XIV- XV); formę et euolution des rituels urbaines: Melanges de 1'Ecole Francaise de Rome, Moyen Age, Temps Modernes XCVI, Rome 1984, s. 908nn. 12 S. Epperlein, Der Bauer...,s. 96. 13 Letopis Vincencia, kanovnlka kostela prażskeho [w:] Fontes Rerum Bohemicarum II, (wyd. J.Emler), Praha 1874, s. 428nn. 14 J. Kejf, Korunouace krale V\adislava II, „Ćesky Ćasopis Historicky" 88, 1990, s. 641-660. 243 Wojciech Iwańczak w wojsku większą liczbę ubogiego ludu, pieszego i konnego15. Ci pierwsi, to zapewne wolni rolnicy tworzący piechotę, ci drudzy zaś, drobni rycerze, indywidualnie walczący konno. Aczkolwiek Sobiesław II zawdzięczał wyniesienie na tron cesarzowi Fryderykowi I, nie przeszkodziło mu to wszakże w po-padnięciu w konflikt z potężnym władcą. W 1178 r., spodziewając się ataku cesarza od strony południowej, zgromadził tam wielką armię złożoną z rycerstwa i chłopów, i oczekiwał ataku. Gdy wróg nie nadchodził, Sobiesław rozpuścił wojsko sądząc, że cesarz zmienił plany i nie uderzy na Czechy. Szczególnie chłopi, spiesząc do prac polowych, opuścili szeregi wojska. Tymczasem Fryderyk zaatakował nieco później i bez trudu pokonał osłabionego przeciwnika. Wkrótce potem, 23 stycznia 1179 r., doszło jednak między obu monarchami do kolejnej konfrontacji pod Lodenicami16. Sobiesław zdając sobie sprawę z tego, że ze swym w dużym stopniu złożonym z chłopów wojskiem nie ma szans przeciw konnicy Fryderyka, zaatakował z zasadzki. Sukces był ogromny, a po stronie cesarskiej zginęło wielu możnych i rycerzy, zarówno niemieckich, jak czeskich, m.in. Sezema, ojciec sławnego Hroznaty17, błogosławionego i fundatora klasztoru premonstratensów. Historycy zastanawiali się później nad przyczynami owej sympatii Sobiesława do chłopów. Vaclav Novotny uważał, że była to próba ograniczenia rosnących wpływów możnowładztwa i szlachty czeskiej poprzez poparcie udzielane chłopom18. Z kolei Josef Pekaf sądził, że chciał on w ten sposób sprawować sprawiedliwe rządy19. Inni badacze dodawali tu jeszcze cechy charakteru władcy, bądź tłumaczyli jego postępowanie jako przejaw walki klasowej20. Niezależnie od słuszności którejkolwiek z tych opinii, fakty są takie, że owa opozycyjnie do władcy nastawiona grupa wielmożów doprowadziła w 1180 r. do jego upadku. Zmiana sposobu wojowania, przewaga ciężkiej jazdy, coraz bardziej odsuwały na plan dalszy oddziały chłopskiej piechoty. Gorzej uzbrojeni, czasem walczący bez przekonania, a może pod przymusem, nie stanowili pełnowartościowej części wojska. Ilość nie mogła tutaj przejść w jakość. Spełniali zatem prawdopodobnie różne funkcje pomocnicze, o których źródła, niestety, niewiele nam mówią. Tym niemniej powoływano ich pod broń, ale kończyło się czasem tak, jak w 1273 r., gdy puszczono ich z wyprawy, z powodu małej przydatności, wcześniej do domu21. Powodem, dla którego władca decydował się na sięgnięcie po rezerwy chłopskie było poważne zagrożenie państwa. Tak się właśnie stało w 1345 r., gdy Jan Luksemburski usiło- 15 Letopis Jarlocha, opata klaśtera mileoskeho [w:] Fontes Rerum Bohemicarum II, s.468; por. J. Kejf, Bóhmen und das Reich unter Friedrich I. [w:] Friedrich Barbarossa; Handlungs- spielraume und Wirkungsweisen des staufischen Kaisers (wyd. A. Haverkamp), Sigmaringen 1992, s. 263-273. 16 Por. P. Choć, Boje o Prahu zajeudalismu, Praha 1957, s. 187nn. 17 Zob. ostatnio W. Iwańczak, Hroznata - możnowładca, pielgrzym, fundator klasztoru [w:] Klasztor w społeczeństwie średniowiecznym i nowożytnym (red. M. Derwlch, A. Pobóg-Lenarto- wicz), Opole-Wrocław 1996, s. 355-363, gdzie dalsza literatura. 18 V. Novotny, Ćeske dejiny, Ł1, 2, Praha 1913, s. 101 lnn. 19 J. Pekaf, Dejiny ćeskoslovenske, Praha 1937, s. 18. 20 Tak P. Choć, Boje o Prahu..., s. 193. 21V. Novotny, ĆesJce dejiny, 1.1, 4, Praha 1937, s. 268, przyp. 1. 244 Chłopi w średniowiecznym wojsku czeskim wał oswobodzić się ze skomplikowanych układów politycznych i planował atak głównymi siłami na Polskę. Realizację tego celu mógł osiągnąć mając spokój na wszystkich granicach, ale spodziewał się właśnie najazdu od strony Bawarii. Powołani do służby wojskowej poddani chłopi mieli za zadanie „uszczelnić" ów zagrożony odcinek22. Dostęp do broni uwarunkowany był sytuacją prawną, jej posiadanie stanowiło przywilej ludzi wolnych osobiście. Tym niemniej zdarzało się nieraz, że poddani na wsi dysponowali bronią, a związane to bywało - choć niekoniecznie - z pełnieniem funkcji strażników itp. Broń w rękach chłopskich pojawiała się także przy okazji różnych buntów i zamieszek, posiadali ją również członkowie licznych band rabunkowych, działających szczególnie aktywnie na przełomie XIV i XV w., w południowych Czechach i na Morawach. Nie jest to właściwe miejsce dla szerszego przedstawienia i analizy tego fenomenu, warto jednak zwrócić uwagę, że skład społeczny owych band był mocno zróżnicowany23. Jak niespokojne były to czasy, niech poświadczy korespondencja opata cysterskiego z Wyższego Brodu z jego zwierzchnikami zakonnymi. Opat przeprasza, że nie może przybyć na zebranie kapituły generalnej do Citeaux z powodu stałych niepokojów i „zwłaszcza przez stałe walki, które przeciw nam prowadzą nasi poddani, tak że ledwie można przejść własnymi dobrami bez niebezpieczeństwa dla majątku i osoby"24. Takie zjawiska spotykały się oczywiście z surową krytyką moralistów i kaznodziejów. Jeden z nich, Johlin z Vodńan, powiada w swej Postylli, że namnożyło się ostatnio złych i awanturniczych poddanych. Ludzie ci, wbrew biblijnemu przykazaniu, by miecze przekuć na lemiesze, zmieniają lemiesze na miecze, a dowodem tych praktyk są ciągle ponawiane bunty poddanych25. Nawet w sytuacji rosnącego znaczenia wojsk najemnych podstawę sił zbrojnych stanowili właściciele majątków alodialnych czy - później - lennych, którzy przybywali na wojnę wraz z towarzyszącymi orszakami, w skład których wchodzili nierzadko chłopi. Wspomniano już, że ich wartość bojowa - z różnych względów - była niewielka. Rzecz ciekawa, że analogiczny pogląd reprezentowali autorzy średniowieczni. Pochodząca z przełomu XIII i XIV w. czeska A\exandreida, epos rycerski, który opowiadając o podbojach Aleksandra Wielkiego przekazał wiele aluzji i odniesień do rzeczywistości czeskiej ostatnich Przemyślidów, wspomina także o chłopskiej części wojska zgromadzonego przez Aleksandra. Monarcha ten powołał 22 Vojenske dejiny..., s. 119. .»? ?•-• -.. 23 Por. zwłaszcza prace F. Hoffmanna: K pouaze drobne udlky, zaśti a nasilnych ćinii pfed hu- sitskou reuoluci [w:] Poeta akademiku Vdclavu Vanećkoui k 70 narozenindm, Prana 1975, s. 55- 75; tenże, Bojoue drużiny pfed husitskou reuoluci najiżni Moraue, „Jiżni Morava" 22, 1986, s. 99-116; tenże, Bojoue drużiny pfed husitskou reuoluci ue uychodnich Cechach, _Ćeskoslovensky Ćasopis Historicky" 33, 1987, s. 75-104. 24 Vyśśi Bród, Biblioteka rkp. 49, k. 15v: „propter bella intestina, ąuibus nostri domestici nos coUidunt, ut vix aliąuis in bonis propriis transire potest absąue rerum periculo et perso nę", cyt. za F. Graus. Dejiny uenkouskeho lidu u Cechach u dobę pfedhusitske, t II, Prana 1957, s. 525. 25 Biblioteka Państwowa (Uniwersytecka) w Pradze rkp. IV. A. 2, k. 79v: „Isti, qui iam per oppositum ex vomeribus faciunt gladios et ex falcibus conflant lanceas et sagittas; et propter hoc destruitur status ecclesie et respublica quasi periit", cyt za F. Graus, Dejiny..., t. II, s. 525. 245 Wojciech Iwańczak pod broń rolników, którzy byli biegli we wszelkiego typu pracach w polu, ale nie mieli pojęcia o wojowaniu. Efekt był taki, że wyprawa zakończyła się dość nieszczęśliwie26. Obok braku podstawowych umiejętności obchodzenia się z bronią i taktyki walki, zarzuca się chłopom także tchórzostwo, i była to dość chętnie rzucana inwektywa. W czternastowiecznej Kronice Zbraslawskiej powiada się, iż wojska z Miśni były tak bojaźliwe, jak prości chłopi27. Szyderczy obraz chłopa jako istoty ciemnej i prymitywnej, porównywanej chętnie w literaturze średniowiecznej do zwierząt, pokazuje często wieśniaka jako osobę pozbawioną jakichkolwiek zalet28, ale która jednocześnie próbuje stwarzać wrażenie całkowicie przeciwstawne. Kryje się tu znany motyw tęsknoty za awansem społecznym, za przeniknięciem w szeregi rycerstwa, które nosi piękne zbroje i dzielnie walczy na polu bitwy. W wierszu czeskim pt. Sedlaci znajdujemy cały katalog ujemnych cech chłopów, a wśród nich to, iż nie umieją śermouati. Jednocześnie z byle powodu dochodzi wśród nich do kłótni, która kończy się wyciągnięciem noża. Samopoczuciem cieszą się chłopi znakomitym, uważają się także za ludzi niezwykle odważnych29. Zasadniczą cezurę w odniesieniu do udziału chłopów w kampaniach wojennych stanowi husytyzm30. Ten masowy ruch nosił w znacznym stopniu charakter właśnie chłopski. Symbolem wojskowości husyckiej stały się cepy, które z narzędzia rolniczego przeobraziły się w budzącą grozę broń. Poza tym skład oddziałów husyckich był w dużej mierze wiejski. Masowy napływ chłopów na początku rewolucji husyckiej określił charakter tego wojska. Dominowała w nim początkowo chłopska piechota, potem dopiero, głównie za sprawą starań Żiżki, zorganizowano konnicę, ale wcześniej należało jednak zdobyć na wrogu zbroje i konie. Biedota wiejska i miejska otrzymywała początkowo taką broń, jaka była do dyspozycji, przerobioną z narzędzi rolniczych, zdobytą w walkach od nieprzyjaciela. Podstawowe wyposażenie piechoty chłopskiej nie wprowadziło specjalnych nowości. Spotykamy tam znane wcześniej miecze, tasaki, kopie, siekiery na długiej rękojeści, berdysze i cepy. Cepy, podobnie jak wozy bojowe, nie były także wynalazkiem husytów, ponieważ przedstawione są już w pochodzącym z 1405 r. znanym dziele Konrada Kyesera Bellifortis31. 26 A\exandreida (wyd. V. Vażny), Praha 1963, s. 101: „Kmet jenż orał po vśe leta / i jenż ro bił, ploty pleta, / v ony u pokojne ćasy, / nemohl użiti nekrasy, / musil jiti, nesa kopie. / jenż le- pe vedel o snope, / i ten, jenż vedel o cepu / nebo kdy ćas vzieti repu". 27 P. Klućina, Organizace vqjska ćeskeho stażu za poślednich Pfemyslovcu, .Historie a Vojen- stvi" 33, 1984, 1, s. 92. 28 Por. np. J. Le Goff, Kultura średniowiecznej Europy (tłum. H. Szumańska-Grossowa), War szawa 1994, s. 301nn. 29 Ceskd stfedoveka lyrika (wyd. J. Lehar), Praha 1990, s. 253: „Chcete - li posluchati, / co ja vam budu zpievati, / ctnii drużinu chvaliti, / jeśtof slovu sedlaci. // Sedlak jest divne stvofe- nie, /jemu v svete rovne nenie: / [...] neumejit' śermovati: / Zbaviż nas jich, bozie mati! / (...) a kmotr vżdy kmotru laje, / za kord se potrhaje. / (...] An sebii vrże jako zmek, / pfisahat', by sam byl rek / a fka: „Vez to każdy ćlovek, / żet' sem smely pachołek". 30 Zob. ostatnia synteza: F. Śmahel, Husitskd revoluce, t. I-IV, Praha 1996. 31 Conrad Kyeser, Bellifortis (wyd. G. Quarg), Diisseldorf 1967; por. G. Quarg, Der Bellifortis uonConradKyeserausEichstatt, „Technikgeschichte" 32, 1965, s. 293-324. 246 Chłopi w średniowiecznym wojsku czeskim Chłopi mają swój wielki wkład w sukcesy taborytów, ale wchodzili także w skład wojsk praskich; byli to zazwyczaj mieszkańcy wsi znajdujących się w posiadaniu patrycjatu praskiego. W początkowej fazie rewolucji husyci operowali w stosunkowo bliskim zasięgu, gdyż chłopi byli zbierani albo do konkretnej akcji, albo do obrony przeciw nadciągającym co jakiś czas, kolejnym krucjatom antyhusyckim, gromadzącym w swych szeregach kwiat rycerstwa zachodnioeuropejskiego. Chłopi przybywali do wojsk husyckich samorzutnie, ale często wchodzili też w skład orszaków towarzyszących panom i rycerzom, którzy opowiedzieli sie po stronie rewolucji. W 1420 r. szlachcic Smilek z Kfemże przyprowadził Żiźce pół tysiąca ludu wiejskiego, piechoty, z których część stanowili jego poddani32. W roku następnym sejm w Ćaslaviu postanowił, by wszyscy panowie i rycerze ze swymi wiejskimi poddanymi stawili się na dzień św. Wita pod Nachodem, w celu obrony przed wtargnięciem Ślązaków33. Jednym ze źródeł niezwykłych sukcesów militarnych wojsk husyckich była ścisła dyscyplina. Jej poznanie umożliwia nam regulamin dla wojska wydany przez Żiżkę34. Wprowadza się tam bezwzględne posłuszeństwo przywódcom oraz wzorowy porządek w szeregach husyckich. Za niesubordynację groziły surowe kary. W łonie armii husyckiej wyodrębnia się różne części składowe, w zależności od pochodzenia stanowego. Znaleźli tam oczywiście miejsce również chłopi. Magiczny wpływ i charyzmatyczną osobowość Żiżki potwierdzają współcześni obserwatorzy: Wawrzyniec z Brzozowej napisał, że lud wiejski, wyposażony w prostą broń, podążał dobrowolnie za Żiżką i chętnie go słuchał35. Skuteczność wojsk husyckich była w istocie rzeczy zdumiewająca. Ta złożona w znacznym stopniu z biedoty armia stawiała skutecznie czoła znakomicie wyszkolonemu rycerstwu z różnych krajów. I rzecz ciekawa, właśnie chłopi wywoływali u przeciwników paniczny lęk, a przede wszystkim ich straszliwe cepy. Przed bitwą pod Wyszehradem w 1420 r., Henryk z Plumlova przestrzegał króla Zygmunta Luksemburskiego przed lekceważeniem przeciwnika i wspomniał o cepach: Ego enim [...] Mtulas rusticorum vcdde timeo36. W podobny sposób miał się wyrazić hrabia z Miśni przed bitwą pod Usti, w roku 142637. Z kolei zażarty przeciwnik husytów, Andrzej z Brodu, w traktacie De origine hussitarum modli się o zniszczenie chłopskich wojsk i ich broni38. 32 Poprcwći kniha panu z Roźmberka, (wyd. A. Kalny), Tfeboń 1993, s. 60; zob. Th. Wagner, Jan Smil z Kfemże, „Ćasopis Narodniho Muzea" 62, 1888, s. 169-194. 33 Kronika Vavfince z Bfezoue [w:] Fontes Remm Bohemicarum V (wyd. J. Goli), Prana 1893, s. 491: „omnes domini cum militaribus et suis rusticis [...] ad festum Viti se preparent et in Na- chod conveniant". 34 Istnieje kilka edycji, por. Staroceske vojenske rady (wyd. F. Svejkovsky), Praha 1952, s. 23-27. 35Kronika Vavrince zBfezove.... s. 364. 36 Tamże, s. 439; czeska wersja w: Stare letopisy ćeske (wyd. F. Palacky), Praha 1829, s. 54. 37 Vybor z literatury ćeske (wyd. K.J. Erben), t. II, Praha 1868, s. 306: „Strach na mne, jakź vtdim cepy / a onyno ćerne chlapy, / pravie, że każdy onemi, / na komż oni deru odenie". 38 Traktat mistra Ondfeje z Brodu o piwodu husitu, (wyd. J. Kadlec), Tabor 1980, s. 27: „piis- sime Domine Iesu Criste, refugium unicum fidelium tuorum, libera nos a laąueo venancium, a sagittis istorum hominum impiorum, que vere, quia publice, sunt, volant in die, contere pha- retram, collide sagittas, destrue machinamenta rusticorum, ut populus in te confidens et pro fide tua sancta exilium paciens de tue vlrtutis adhuc potencia glorietur". ' .«>;.• 247 Wojciech Iwańczak Zwycięstwa chłopskich wojsk husyckich nad rycerską armią wroga ukazywały się w dość szczególnym kontekście ideowym. Mający silne skłonności mesjanistyczne husyci pojmowali je jako wyraz specjalnej, okazanej im od Boga łaski. Podkreśla się to m.in. w Pieśni o zwycięstwie pod Domażlica-mi39 Wawrzyńca z Brzozowej. Bitwa pod Domażlicami z 1431 r. należała w istocie rzeczy do zjawisk nadzwyczaj osobliwych. Rycerstwo krzyżowe po usłyszeniu wydobywającej się z chłopskich gardeł husyckiej pieśni bojowej nie czekało na dalszy ciąg, tylko rzuciło się do ucieczki, pozostawiając na polu bitwy całą broń i bogato obładowane wozy. Była to chyba jedna z najbardziej haniebnych klęsk w dziejach wojen40. Niedoceniane latami talenty wojskowe chłopów znalazły w rewolucji husyckiej szerokie pole do popisu. Szczególnie rzucała się w oczy zażartość chłopskich wojowników. Nie bez powodu wspominany już Andrzej z Brodu napisał: Rustici vero et mechanici vel artijices ad obtinendas municiones vel cwitates eciamfortissimas sic erantferuidi, ut in prima semper acie poneren-tur41. W odbiorze międzynarodowym wojny husyckie także - do pewnego stopnia - posiadały chłopskie zabarwienie i ich echa znajdowały zrozumienie wśród ludności wiejskiej innych krajów. Na soborze w Bazylei, jeszcze przed rozpoczęciem dysputy z delegacją husycką, różni obecni tam politycy ostrzegali przed niebezpieczeństwem, gdyż chłopi w wielu krajach pragną przyłączyć się do czeskiego powstania42. Takie też zagrożenia wskazywały postanowienia synodu w Bourges z 1432 r.43 Równolegle, w informacji notariusza soboru w Bazylei do kapituły katedralnej w Arras, z niepokojem wspomina się o rebelii chłopskiej w Nadrenii: Timendum est, quod nisi con-cilium provideat, omnes isti rustici de Germania tenebunt partem istorumBo-hemorum44. Rewolucja husycka stała się widownią wielkich karier synów chłopskich. Wśród elity taborytów ważną rolę spełniali tzw. zarządcy (vladafe), którzy administrowali domeną taborycką w charakterze drugich hetmanów, chociaż nie posiadali władzy politycznej45. Znamy czterech takich zarządców, z których najbardziej znany jest Mikołaj z Padaf ova. Wszyscy oni byli najprawdopodobniej ludźmi prostego pochodzenia. O Mikołaju lub Filipie z Padafova, którzy sprawowali tak wysokie funkcje, Oldrzych z Rożmberka powiedział, iż jest to chlap Padefovsky i sugerował jego otrucie Janowi ze Srlina46. Poddani chłopi, którzy uciekli z różnych stron i przybyli na Tabor, bądź też przyłączyli się do jego wojska, pozostali osobiście wolni aż do utraty przez Tabor autonomii w 1452 r. Rolnicy przeobrazili się w zawodowych wo- 39 Vavfinec z Bfezove, Piseń o vitezstvi u Domaźlic (wyd. K. Hrdina, B. Ryba), Praha 1951. 40 Por. F. Forst, Domażlice u dejinach husitskeho revolućniho hnuti, Domażlice 1961. 41 Traktat mistra Ondfeje..., s. 23. 42 J. Kejf, Zw Bauernfrage im Hussitentum, „Jahrbuch fur Geschichte des Feudalismus" 7, 1983, s. 65n. 43 Urkundliche Beitrage zw Geschichte des Hussitenkrieges in den Jahren 1419-1436, t II, (wyd. F. Palacky), Praha 1873. s. 272. "Tamże, s. 269. ; 45 F. Śmahel, Taborśti vladafi, „Folia Historica Bohemica" 4, 1982, s. 83-125. 46 Tamże, s. 108. 248 Chłopi w średniowiecznym wojsku czeskim jowników i na rolę już nie wrócili. Część z nich została też rzemieślnikami lub kupcami. Husyci, którzy - jak wiadomo - wnieśli istotny wkład do rozwoju wojskowości, bazowali w dużym stopniu na chłopach. W systemie walki taborytów obserwujemy cezurę w połowie lat trzydziestych XV w. Jeśli wcześniej wszystko opierało się na ludowej samoobronie, o tyle w okresie późniejszym ciężar spoczął na półnajemnej, wojskowej organizacji służebnej47. Tym niemniej ci ze starych wojowników, którzy nie mieli zamiaru zajmować się handlem czy rzemiosłem, ani nie było dla nich miejsca w Taborze, mogli znaleźć zatrudnienie w akcjach prowadzonych przez oddziały najemne w różnych częściach Europy. Po zakończeniu wojen husyckich organizacja wojska - przynajmniej formalnie - wróciła do dawnej postaci. Podobnie jak w innych krajach europejskich, siły królewskie składały się z trzech podstawowych składników: pospolitego ruszenia, wasali królewskich i najemników. Zgodnie z postanowieniami jeszcze Karola IV Luksemburskiego, na wezwanie stawić się musieli przedstawiciele wszystkich ziem. Chłopi poddani wchodzili w skład orszaków szlachty. Np. rozkaz mobilizacyjny Jerzego z Podiebradów z 458 r. wzywa do przybycia panów ze służebnikami konnymi i pieszymi, i pewnym pocztem złożonym z tych wszystkich, którzy im podlegają48. W tej ostatniej grupie znajdowali swe miejsce poddani chłopi. Pospolite ruszenie używane było już tylko do obrony państwa, o jego wysłaniu za granicę decydował wyłącznie sejm. Pomimo kłopotów, jakie sprawiało zgromadzenie pospolitego ruszenia, posiadało ono jeszcze w II połowie XV w. poważną wartość bojową i stanowiło główny środek prowadzenia wojny. Warto wspomnieć, iż pojawiały się projekty usprawnienia owej nieruchawej machiny i wprowadzenia jakiejś „ogólnej służby wojskowej", która by wzywała pod broń wszystkich, a nie tylko zgodnie z zależnościami feudalno-lennymi. Pomimo zmian w strukturze własności i powiązań społecznych w wyniku rewolucji husyc-kiej, projekty te były jednak w ówczesnej rzeczywistości nie do zrealizowania. Sporadycznie tylko podejmowano specjalne akcje mobilizacyjne, np. w 1469 r. włączenie do walki chłopów ze wschodnich Czech przyczyniło się do odparcia ataku Węgrów49. ' F. Śmahel Dejiny Tóbora, 1.1, 2, Ćeske Budejovlce 1990, s. 588n. s O. Frankenberger, Husitske vdlećnictvi po Lipanech, Prana 1960, s. 67, przyp. 90. 9 Yojenske dejiny..., s. 277. 249 Janusz Jastński Władze i społeczeństwo Prus Wschodnich wobec Rosji i uchodźców polskich w pierwszych tygodniach rewolucji marcowej 1848 r. Prusy, pomimo oficjalnie istniejącego od roku 1815 sojuszu z Rosją w ramach Świętego Przymierza, z dużą nieufnością obserwowały politykę Petersburga wobec swego państwa, szczególnie wobec Prus Wschodnich. Doskonale pamiętano, że w czasie wojny siedmioletniej prowincja ta stała się częścią imperium carów oraz, że w latach 1813-1815 Rosja niedwuznacznie ujawniła zamiar zagarnięcia ziem pruskich aż po dolną Wisłę. Nastroje antyrosyjskie i propolskie wzrosły w czasie powstania listopadowego. Obawy przed agresją rosyjską dały znać o sobie z nową siłą wraz ze złagodzeniem cenzury po 1840 roku. Specjalnie uczulona była na tym punkcie liberalna Kónigsberger Hartungsche Zeitung, która głosiła tezę, że zamiast ludność nieniemiecką wiązać z państwem systemem germanizacji, lepiej stosować wobec niej politykę ustępstw, popierania jej kultury i ojczystego języka. Biorąc na serio zagrożenie rosyjskie, w 1843 r. przystąpiono do budowy twierdzy Boyen pod Lecem (dzisiaj Giżycko) oraz do rozbudowy umocnień w Królewcu. Przyszedł rok 1848, rewolucja lutowa, Mikołaj I zamierzał pchnąć wojska pruskie nad granicę francuską, a sam, po zmobilizowaniu swoich wojsk, bronić Prus w razie ataku ze strony Francji. Natomiast król Fryderyk Wilhelm IV prosił cara o skoncentrowanie większych sił w Królestwie Polskim, a to z uwagi na możliwość wybuchu tam rewolucji. Rzeczywiście, Mikołaj I już 8 marca 1848 r. wydał rozkaz o częściowej mobilizacji swego wojska1. Wieści na ten temat bardzo szybko dotarły do Prus Wschodnich. Już 10 marca 1848 r. landrat w Piszu, Robert Reuter, zwracał uwagę swoim przełożonym w Królewcu na coraz wyraźniejsze niebezpieczeństwo idące z Rosji 1J. Feldman, Sprawa polska w roku 1848, Kraków 1933, s. 102-104. 251 Janusz Jasińskl i sugerował, aby państwo pruskie uniezależniło swoją politykę od niej, bo inaczej czeka je los zniewolonej Polski. Rząd winien wsłuchiwać się w nastroje ludu Prus Wschodnich, który uważa Rosję za swego wroga2. Zaniepokojone do żywego były liberalne środowiska w Prusach Wschodnich i Zachodnich. Na zebraniu w resursie kupieckiej w Królewcu 15 marca 1848 r. wystosowano do króla petycję podpisaną przez 80 osób, w której domagano się przyłączenia prowincji Prusy (Prusy Wschodnie i Zachodnie) do Związku Niemieckiego z powodu „prawdopodobnego wkroczenia oddziałów rosyjskich do serca Niemiec". Z tego samego powodu żądano „powszechnego uzbrojenia ludu" oraz wysłania wojsk nad granicę rosyjską3. W marcu 1848 r., ale także przed wybuchem rewolucji berlińskiej, ukazała się ulotka pt. Rufaus Ostpreussen. Czytamy w niej, że mieszkańcy Prus Wschodnich pamiętają o orłach rosyjskich zawieszonych na bramach Królewca przed blisko 100 laty. Są świadomi antyniemieckiej polityki Rosji po 1815 r. Wiedzą, że jej „przyjaźń" zniweczyła dobrobyt ich prowincji. Dochodzą głosy, iż król pruski chętniej nastawia ucha radom władcy Północy niż swego ludu. Dlatego wołają z mocą, póki jeszcze czas, że chcą walczyć za króla i ojczyznę, ale jako wolni obywatele, a nie jako zniewoleni poddani. Broń znajduje się w rękach ludu, który nie skieruje jej wraz z barbarzyńcami przeciwko sobie4. Następną, bardzo nerwową reakcją, już po rewolucji berlińskiej, było zatrzymanie 22 marca 1848 r. w Królewcu kuriera jadącego z depeszą z dworu pruskiego do Petersburga. Podejrzewano, że król pruski prosi cara o zbrojną interwencję w Prusach. Jednakże nikt depeszy nie odważył się otworzyć. Później plotka głosiła, że była to korespondencja dam dworu w sprawie modnych ubiorów5. Na początku kwietnia opowiadano sobie z przejęciem, że kronprinz Wilhelm ciągnie na Królewiec na czele wojsk rosyjskich6. Jednakże największe wrażenie wywołał słynny manifest Mikołaja I z 27 marca 1848 r., w którym groził: „Drzyjcie narody, ukorzcie się, bo z nami Bóg"7. Wydawało się, że poprzednie obawy stają się rzeczywistością. W atmosferze największego strachu żyły Prusy Wschodnie od schyłku marca do -mniej więcej - 10 kwietnia 1848 r. Sejmik powiatu nidzickiego już 28 marca 1848 r. prosił o przesłanie wojska oraz o przyjęcie Prus Wschodnich do Związku Niemieckiego, a to ze względu na zagrożenie ze strony Rosji. Landrat nidzicki, Aleksander von Lavergne-Peguilhen, dowiedział się od pułkownika rosyjskiego po drugiej stronie grani- 2 Gehelmes Staatsarchiv Preussischer Kulturbesitz XX, H. A, Rep. 2, Tit. 30, Nr 30, Vol. 1 [dalej cyt.: GStAPK]: Landrat Robert Reuter z 10 III 1848 r. 3 B. Winkler-Seraphim, Das Verhdltnis der preussischen Ostprovinzen; insbesondere Ost- preussens zum Deutschen Bund im 19. Jahrhundert, „Zeitschrift fur Ostforschung, 1956, H. 1, s. 6; A. Schiitz, Kónigsberg in der Marzreuolution von 1848, „Jahrbuch der Albertus-Univer- sitat zu Kónigsberg" 26/27, 1986, s. 87n, F. Gause, Die Geschichte der Stadt Kónigsberg in Preussen, Bd. 2, Koln-Weimar-Wien 19962, s. 528. j; ? 4 GStAPK: Ulotka pt. Rufaus Ostpreussen. 5 F. Gause, Die Geschichte..., Bd. 2, s. 529; „Braunsberger Kreisblatt" 1848, nr 12 z 25 III. 6 „Braunsberger Kreisblatt" 1848, nr 14 z 8 IV. 7 M. Kukieł, Dzieje Polski porozbiorowej 1795-1921, Londyn 1963, s. 338. 252 Władze i społeczeństwo Prus Wschodnich cy, iż w Polsce nie ma więcej wojska niż zwykle, ale już maszeruje z Rosji II Korpus i niebawem tu dotrze. Właśnie tego najbardziej się obawiano w nadgranicznych powiatach. Landrat Lavergne-Peguilhen został wybrany deputowanym na II Sejm Zjednoczony do Berlina, niemniej z uwagi na powagę sytuacji pozostał na miejscu. Powołując się na żądanie ludności, 3 kwietnia znów upominał się o przysłanie wojska. Dodał też, że wioski po drugiej stronie granicy są pełne wojska carskiego. 5 kwietnia powtórnie spotkał się z pułkownikiem rosyjskim i dowiedział się, że 65 tys. Gwardii ciągnie na Kowno, tyle samo grenadierów na Wilno, a w ogóle w Królestwie Polskim stacjonuje już 104 tys. wojska (co nie odpowiadało prawdzie). Mają one przemieścić się w kierunku Wielkopolski i Galicji. Ale w powiecie nidzickim panuje przekonanie, że zaatakują najpierw Prusy Wschodnie i Zachodnie8. O ruchu wojsk rosyjskich zmierzających od Kowna i Wilna, które już przekroczyły Niemen i miały dotrzeć do Au-gustowa, donosił zatrwożony landrat powiatu gołdapskiego, Klein9. Znów szerzej wypowiedział się o aktualnej sytuacji politycznej landrat piski, Robert Reuter. Oto dawniej mówiło się, że Rosja wspólnie z Prusami uderzy na Francję. Teraz już wiadomo, że zbliżająca się armia rosyjska zaatakuje Prusy. Polska odzyska wolność, ale kosztem krwawej wojny Prus z Rosją. Lud w Prusach Wschodnich oczekuje jasnego orzeczenia króla w tej sprawie: niewątpliwie cały naród niemiecki stawi się pod bronią. Ale społeczeństwo przerażone jest realnym zagrożeniem, gdyż zanim przybędą obrońcy, barbarzyńcy mogą zalać kraj. Mieszkańcy Prus Wschodnich wolą już teraz zbroić się, niż spokojnie czekać na zniewolenie. Jeśli pierwsi wejdą do Polski, siły pruskie zostaną wzmocnione polskimi. Rosja wprawdzie dotychczas nie przekroczyła wscho-dniopruskiej granicy, ale tylko dlatego, ponieważ nie skoncentrowała wystarczająco wielkich sił, ale jest „oczywiste jak słońce na niebie, że uczyni to niebawem". Mieszkańcy Prus Wschodnich wyrażają swą dezaprobatę z powodu bierności politycznej rządu pruskiego10. Trwogę przed wkroczeniem Rosjan potęgowały drukowane w Kónigsber-ger Hartungsche Zeitung korespondencje znad granicy. Oto fragment jednej z nich, wysłanej z Mazur 2 kwietnia: „Zrazu panowała tutaj obawa przed Rosjanami. Obawa ta nie była jednak następstwem tchórzostwa, lecz tylko opinii, że w razie wkroczenia wojsk bezbronna prowincja, a zwłaszcza kraj mazurski, mogłaby łatwo ulec opanowaniu i zniszczeniu. Dlatego też nalega się na uzbrojenie ludu, lub żąda się przybycia wojska. Panuje jednak przekonanie, że Rosjanie nie zdołaliby się tutaj długo utrzymać. Powszechna nienawiść przeciw temu narodowi napełnia wszystkie stany. Nawet prosty Mazur gotów jest w razie potrzeby ruszyć przeciw nim w pole, uzbrojony w kosy i widły". Obawy przed Rosją i potrzebę przysłania wojska dla obrony przed nią wyrażał m.in. liberalny nauczyciel mazurski ze Sterławek Wielkich w powiecie leckim (dzisiaj giżyckim), Marcin Gerss11. 8 GStAPK: Raporty landrata nidzickiego z 29 III-7 IV 1848 r. 9 R. Engels, Die preussische Regierung Gumbinnen im Sturmjahr 1848, „Jahrbuch der Alber- tus-Universitat zu Kónigsberg" 24, 1974, s. 187n. 10 GStAPK: Landrat piski Robert Reuter z 31 III i 1 IV 1948 r. 11 „Kónigsberger Hartungsche Zeitung" 1848, nr 87 z 12 IV (tłumaczenie za Mazury i War mia 1800-1870; wybór źródeł (oprać. W. Chojnacki)), Wrocław 1959, s. 192n. 194n. 253 Janusz Jasińskl Jednocześnie społeczności nadgraniczne sądziły, że zanim Rosjanie wejdą do Prus Wschodnich, będą się musiały najpierw rozprawić z rewolucją w Królestwie Polskim i głównie w tym celu ściągają swoje wojska z głębi kraju. Tak myślał sejmik powiatowy w Nidzicy, podobne poglądy wyrażali miejscowi honoratiores i sam landrat. Przypuszczano też, że rewolucja nie wybuchnie w samej Warszawie z powodu dominującej tam Cytadeli, lecz raczej na wsi, co jednak może doprowadzić do rozruchów na tle klasowym. Tego obawia się polska szlachta. Tymczasem powstańcy zaczęli się przygotowywać do wystąpienia wykorzystując liberalniejsze stosunki na wsi mazurskiej. „Powstanie szykowane jest u nas w tajemnicy - pisał landrat nidzicki - skupuje się masowo broń, a także gromadzi się materiały płócienne ciemnoczerwone, z których mają być szyte polskie chorągwie, wszystko to wywołuje u nas coraz większe wzburzenie"12. Właśnie nadgraniczne władze powiatowe oraz elity społeczne trwożyły się, że rewolucja socjalna w Królestwie Polskim przerzuci się na Mazury i Pruską Litwę. Korespondent z Ełku prosił o przysłanie wojska nie tylko dla obrony granic, lecz także „dla ochrony osób i własności przed naszymi chłopami. Czekają nas galicyjskie sceny [podkreślenie -J. J.]"13. Wzburzenie klasowo-polityczne na Pruskiej Litwie było bodaj najsilniejsze w całych Prusach Wschodnich i właśnie tam - sądzono - wraz z wkroczeniem Rosjan może dojść do wojny domowej. W dniu 6 kwietnia 25 notabli z Kłajpedy zastanawiało się, jak zabezpieczyć własność i bezpieczeństwo osobiste przed wspólnym atakiem Żmudzinów i ludności miejscowej14. Tymczasem prowincjonalna władza administracyjna w Królewcu przestała w praktyce działać. Reakcyjny nadprezydent Karol Boetticher ustąpił 30 marca 1848 r., a jego stanowisko objął umiarkowany liberał, Alfred von Auerswald, ale dopiero 9 kwietnia 1848 r.15 W tej sytuacji najwięcej do powiedzenia miał generał komenderujący, Fryderyk Kcirol zu Dohna, dowódca I Korpusu armii. Ale i on musiał się oglądać na Berlin. Ponieważ ze wszystkich stron upominano się o posiłki wojskowe, zaczął je rozsyłać w formie ruchomych kolumn, przemieszczających się z miejscowości do miejscowości, najliczniej w Prusach Zachodnich, gdzie rzeczywiście istniała możliwość wybuchu polskiego powstania16. Niebawem Dohna, widocznie poinformowany przez Berlin, zaczął uspakajać władze nadgraniczne, iż wojska rosyjskie nie zamierzają ingerować w Prusach, lecz koncentrują się w Królestwie Polskim, aby nie dopuścić w nim do rewolucji. Manifestu cara nie należy traktować poważnie. Landwera nie zostanie powołana, gdyż wywołałaby niepotrzebną panikę17. 12 GStAPK: Landrat nidzicki z 30 III 1848 r. 13Mazury i Warmia..., s. 193. 14 GStAPK: Protokół z narady w Kłajpedzie z 6 IV 1848 r. 15 M. Niedzielska, „Was heijit liberał?". Opozycja polityczna w Prusach Wschodnich w pierw szej połowie XIX wieku (do 1847 r.); program i działalność, Toruń 1998, s. 22. 16 J. Jasiński, Próby powstańcze w Prusach Zachodnich w 1848 roku [w:] Toruń i Pomorze pod władzą pruską: materiały z konferencji z 10-11 grudnia 1993 r. w Toruniu (red. S. Wierzcho- sławski), Toruń 1995, s. 77-87. 17 GStAPK: Gen. Fryderyk Karol zu Dohna z 9 IV 1848 r. 254 Władze i społeczeństwo Prus Wschodnich Z powodu braku miejsca nie sposób naświetlić ogólnego tła politycznego, kształtującego się wczesną wiosną 1848 r., szczególnie stosunków pomiędzy Prusami, Rosją, Francją, Wielkopolską i polską Emigracją. TU warto jedynie podkreślić, że odczucia władz i społeczeństwa w Prusach Wschodnich generalnie zbliżone były do przewidywań i różnych koncepcji politycznych, rysujących się w gabinetach europejskich oraz w Poznaniu. Natomiast największa różnica w ocenie sytuacji politycznej polegała na tym, że dwory europejskie bardzo wcześnie miały świadomość, iż ani Rosja nie zaatakuje Prus, ani też Prusy nie rozpoczną wojny w sprawie Polski. Tymczasem zarówno administracja, jak i społeczeństwo w Prusach Wschodnich doszły do tego przekonania dopiero około 10 kwietnia, a może jeszcze później. Prusy Wschodnie musiały się uporać z innym problemem, chociaż występującym jednocześnie z pierwszym. Otóż wbrew polskiej konspiracji w Królestwie Polskim, która marzyła o wznieceniu powstania u siebie, patriotyczna młodzież polska w Królestwie Polskim i na Litwie zaczęła przedzierać się pod sztandary powstańcze do Galicji i Wielkopolski. Do tej ostatniej droga prowadziła m.in. przez Prusy Wschodnie i Zachodnie. Raporty landratów wschodniopruskich od przełomu marca i kwietnia oraz przez 3 tygodnie kwietnia są pełne informacji o uchodźcach z Królestwa Polskiego i Litwy. Generalnie przyjmowano ich z dużą życzliwością, nawet z przyjaźnią. Jedynie w pow. nidzickim zdarzyło się, iż miejscowa ludność domagała się usunięcia pewnej uzbrojonej grupy, ponieważ obawiała się, że rozwścieczeni Kozacy gotowi są wpaść za nią do Prus Wschodnich18. Serdecznie natomiast podejmował następną grupę (26 osób) Kiintzel, szlachcic z Wólki w pow. nidzickim, znany z demokratycznych przekonań19. W połowie kwietnia 1848 r. przybyły ku granicy większe patrole kozackie w celu wyłapywania Polaków przekradających się do Prus Wschodnich. Landrat w Piszu donosił o nastrojach sympatii dla przybyłych ochotników polskich. Na komorze celnej w Wincencie grupa Niemców umieściła trójkolorową chorągiew, będącą symbolem liberalnych Niemiec, krzyknęła „hurra" i oddała kilka strzałów w kierunku Polski. Podobno Rosjanie odnieśli się do tej niepoważnej prowokacji z pobłażliwością20. W Stołupianach niemiecka społeczność serdecznie gościła grupę Polaków, która przyjechała z Kalwarii w guberni augustowskiej21. W niemieckim Braniewie landrat zachowywał się wobec uchodźców poprawnie, chociaż bez serdeczności, przychodził z pomocą finansową, natomiast postawa mieszczan była zmienna, zależna od ogólnej atmosfery politycznej, częściej nieżyczliwa niż przyjazna. Natomiast klerycy braniewskiego seminarium duchownego, wywodzący się z polskiej Warmii, wykazywali w stosunku do niedoszłych ochotników powstańczych ostentacyjną serdeczność22. 18 Tamże, landrat nidzickl z 9 IV 1848 r. .,..•?-?..< >, . 19 Tamże, landrat nldzickl z 11 IV 1848 r. .. , ? . . 20 Tamże, radca rejencji gąbińskiej Richter z 11 IV 1848 r. 21 H.M. Glazer, Dziennik z podróży po Prusach Wschodnich i Zachodnich w 1848 roku (wyd. J. Jaslński, N. Kasparek), Olsztyn 1994, s. 10-18. 22 Tamże, s. 27-45. •., ;,, ; :- 255 Janusz Jasiński Umowa kartelowa z 1844 r. pomiędzy Rosją a Prusami w zasadzie nie została skasowana, dlatego urzędnicy pruscy niejednokrotnie zastanawiali się, czy winni są uchodźców polskich oddawać w ręce Rosjan. Jednakże przeciwko takiemu postępowaniu przemawiały względy polityczne i one to ostatecznie brały górę. Prusacy obawiali się bowiem wzmacniania sympatii i litości dla prześladowanych patriotów polskich i potępienia ich państwa przez kraje zachodnie23. Burmistrz Stołupian, Witte, uważał, że umowa kartelowa nie powinna być stosowana, ponieważ Polacy przybywający do Prus Wschodnich nie są ani dezerterami, ani kryminalistami, ani też osobami uciążliwymi czyli biedakami, gdyż większość rekrutuje się z zamożniejszych klas społecznych24. Specjalnie wiele życzliwości dla Polaków przejawiał lan-drat piski, Robert Reuter. Na przełomie marca i kwietnia 1848 r. przemaszerowało przez powiat ni-dzicki kilka uzbrojonych grup ochotników, które następnie podążyły w kierunku Prus Zachodnich, a stamtąd przypuszczalnie do obozów polskich w Wielkim Księstwie Poznańskim. W powiecie nidzickim kuto broń i dozbra-jano polskich ochotników25. W pobliżu Rozóg przekroczyło granicę 50 Polaków śpiewając Jeszcze Polska nie zginęła26. Polacy pytani przez władze pruskie, w jakim celu przychodzą do Prus Wschodnich, odpowiadali na ogół otwarcie. Słyszeli, że w Wielkopolsce tworzy się wojsko polskie, oni także chcą się bić za Polskę. Inni dodawali, że Rosja zamierza podobno inkorporować Królestwo Polskie do swego państwa, nie chcą więc walczyć na Kaukazie, ani też zostać wysłani na Sybir. Jeszcze inni kategorycznie oświadczali, że nie mogą wrócić do Polski, bo czekają ich tam represje. Zresztą słyszeli, że umowa kartelowa została unieważniona. Jeśli nie ma wojska polskiego, to chętnie wstąpią do pruskiego, bo przecież niebawem wybuchnie wojna z Rosją. Gdy niektórzy z nich zorientowali się, że Prusacy bardzo niechętnie przyjmują ich oświadczenia o chęci zapisania się do polskich formacji, twierdzili naiwnie, że udają się do krewnych w Gnieźnie lub do innych miast Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Zgłaszali też zamiar emigracji do Francji27. W tej sytuacji władze królewieckie postanowiły gromadzić ich w niemieckich miastach, w Królewcu, Braniewie, Rastemborku (Kętrzyn), Fromborku, Świętomiejscu, Ragnecie i innych. Po latach pamiętnikarz niechętny Polakom wspominał Rastembork z 1848 r.: „Byli tam polscy uchodźcy, którzy znali się na robieniu rewolucji. Łatwo było się wyuczyć haseł potrzebnych do rozpalenia niedobrego ognia. Także o czworokątną czapkę Polaków, podówczas godło nowej wolności, łatwo się było postarać"28. O opiekę nad Polakami upominali się Niemcy warmińscy w Wartemborku (Barczewo). W zasadzie znaczniejsze grupy Polaków starano się zakwaterować w miastach obsadzonych liczniejszą załogą wojskową. Gdy generał Dohna zdecy- 23 GStAPK: Landrat ełcki Anton Wegnern z 19 IV 1848 r. 24 Tamże, burmistrz Stołupian Witte z 15 IV 1848 r. 25 Tamże, landrat nidzicki z 5 i 7 IV 1848 r. 26 Tamże, raport żandarma Dinglera z 12 IV 1848 r. 27 Wszystkie protokoły z rozmów z polskimi uchodźcami w GStAPK. 28 Mazury i Warmia..., s. 201. 256 Władze i społeczeństwo Prus Wschodnich dowal się przerzucić batalion Fizylierów z Braniewa na najbardziej zagrożoną Pruską Litwę, zakazał umieszczać w Braniewie dalsze grupy Polaków29. Jedynie landratowi Robertowi Reuterowi w Piszu nie przeszkadzało, że Polacy chcą walczyć pod sztandarami Mierosławskiego i generała Willisena, zwolennika wojny z Rosją30. Bardzo dużo sympatii dla Polski i Polaków wykazywano w Królewcu. Obserwatorzy zauważyli, że mieszkańcy grodu nad Pregołą dekorują się w trzy rodzaje wstążeczek: konserwatyści w pruskie, czyli biało-czarne, liberałowie i demokraci w niemieckie, czyli czarno-czerwono-złote oraz przyjaciele Polski w biało-czerwone. Właśnie z inicjatywy społecznej (geometra Karol Pas-sarge i referendarz Juliusz Pisanski) powstał legion polsko-niemiecki, wspierany przez emisariuszy księcia Adama Czartoryskiego, składający się z ponad pół tysiąca osób31. Zaniepokoili się tym przedsięwzięciem: prezes rejencji królewskiej i prezydent policji w Królewcu. Postanowili, iż w żadnym wypadku oddział ten nie może pójść do Polski. Legion sam się rozwiązał, gdy sprawa wojny z Rosją stała się nieaktualna32. Władze pruskie przetrzymywały polskich ochotników w miastach wscho-dniopruskich tak długo, aż powstanie polskie w Wielkim Księstwie Poznańskim poniosło definitywną klęskę. Oblicza się, że z Królestwa Polskiego wyjechało do dzielnicy pruskiej i do Galicji 2-3 tys. ochotników. Tylko znikoma ich część walczyła w Wielkopolsce33. Polaków kwaterujących w Prusach Wschodnich wywieziono do różnych twierdz pruskich, m.in. ponad 500 umieszczono w Wisłoujściu. Po kilku miesiącach pozwolono im wyjechać do Francji34. 29 GStAPK: Gen. Fryderyk Karol zu Dohna z 25 IV 1848 r. 30 Tamże, landrat Robert Reuter z 17 IV 1848 r. 31 H.M. Glazer, Dziennik..., s. X-XI; J. Jasińskl, Historia Królewca; szkice z XHI-XX stulecia, Olsztyn 1994, s. 207n. 32 GStAPK: Prezes rejencji królewieckiej i prezydent policji w Królewcu z 9 IV 1848 r. 33 S. Kieniewicz. Spoteczeństtoo polskie w powstaniu poznańskim 1848 roku. Warszawa 19602, s. 320n; J. Koberdowa, Polska Wiosna Ludów, Warszawa 1967, s. 158. 34 H.M. Glazer, Dziennik..., s. XVI. 257 Tomasz Jurek Omagialitas alias manowstwo. Przyczynek do dziejów recepcji prawa lennego w średniowiecznej Wielkopolsce 1. Stanisław Trawkowski przypomniał ostatnio tak niegdyś żywe, a potem przygasłe, dyskusje na temat: czy istniał w Polsce feudalizm?1 W sporach tych powracało niemal zawsze pytanie o rolę stosunków lennych w ustroju rycerstwa polskiego. Wyczerpujące przedstawienie problemu dał Sławomir Gawlas - samym tytułem swego artykułu przypominając, że Polska nie znała właściwie wasalstwa2. Trudno oczywiście w zasadniczy sposób podważyć tę ocenę, ale nie ulega chyba wątpliwości, że wciąż nie rozpoznaliśmy pełnego zakresu oddziaływania prawa i zwyczajów lennych na Polskę. Istniejące ślady źródłowe są istotnie nikłe i dotyczą przeważnie obszarów peryferyjnych - lenne nadania (maństwa) czyniono w XIV w. na Rusi Czerwonej, nadania infeudum stosowano też w organizacji królewszczyzn i wielkich latyfundiów magnackich na Litwie w XVI w., wreszcie prawo lenne funkcjonowało na drobnych terytoriach, stosunkowo późno przyłączonych do Polski - w księstwie siewierskim oraz ziemiach wschowskiej i wałeckiej na kresach Wielkopolski. Obszary te należały wcześniej do organizmów rządzących się prawem lennym (Śląska, względnie Nowej Marchii) i zachowały czas jakiś pod polskimi rządami swe tradycyjne urządzenia3. 1 S. Trawkowski, Spory o feudalizm w polskiej historiografii, „Roczniki Dziejów Społecznych i Gospodarczych" 58, 1998, s. 91-100. 2 S. Gawlas, Dlaczego w Polsce nie bylofeudalizmu lennego?, tamże, s. 101-123. 3 Dla Rusi: A. Prochaska, Lenna i maństwa na Rusi i na Podolu, RAU WHF XLII, 1902, s. 1-30. Dla Wałacza i Wschowy: S. Chmielewski, Manowie w ziemi wałeckiej w XVI w. Przyczy nek do kwestii maństw wielkopolskich, „Studia i Materiały do Dziejów Wielkopolski i Pomorza" 6, 1960. z. 2 (11), s. 209-255; T. Jurek. Starostwo wschowskie w latach 1343-1422 [w:] Homines et societas. Czasy Piastów i Jagiellonów, Poznań 1997, s. 241-253. Całą literaturę przytacza S. Gawlas (zob. wyżej: przyp. 2). 259 Ii Tomasz Jurek Możliwość istnienia lenn we właściwej Wielkopolsce (tzn. na obszarach nie mających za sobą tradycji podległości prawu lennemu) ledwie dotąd podejrzewano, opierając się na dwóch zaledwie zapiskach sądowych, ogłoszonych jeszcze przez Kazimierza Tymienieckiego4. Przyczynek niniejszy stawia sobie za cel dorzucenie kilku dalszych przekazów, a także poszerzenie ich analizy o wyjaśnienie tła osadniczo-majątkowego. Umożliwiają to dziś obfite materiały gromadzone przez słowniki historyczno-geograficzne. Artykuł opiera się niemal w całości na tej właśnie podstawie5. 2. Zacznijmy od spraw już znanych. Jedna z wydanych przez Tymienieckiego zapisek poświadcza manów w Wyszynach, w dobrach możnej rodziny Nałęczów Czarnkowskich, na pograniczu polsko-marchijskim (gdzie istniała też w XVI w. osada o wymownej nazwie Maństwo). Lenna te powstały skutkiem oddziaływania wzorów brandenburskich - które to zjawisko zostało już dokładnie opracowane6. Zapiska druga przenosi nas na południe Wielkopolski i pogranicze śląskie. W 1403 r. Zbór z Nowej Wsi (opodal Śmigła7) poczuł się urażony słowami swego sąsiada Henryka (Andrzycha) Ramsza z Czacza i Koszanowa, który nazwał go swym wasalem, czyli manem8. Spór ten stał w niewątpliwym związku z innym, toczącym się równolegle procesem między tymi samym stronami - chodziło zaś w nim o typowy zatarg graniczny9. Najpierw należało jednak wyjaśnić status prawny Zbora - jako man nie podlegałby wszak kompetencji sądu królewskiego (ziemskiego). Już 8 lat wcześniej Zbór bronił się przed takim samym zarzutem ze strony Ramsza. Postawieni świadkowie przysięgali wtedy, „iż Nowa Wieś nie postała w manostwo do Czacza, co w niej Zbór siedzi"10. Zwrócić też trzeba uwagę na proces z 1414 r., w którym Zofia z Nowej Wsi (mo- 4 K. Tymieniecki, Manowie wielkopolscy, „Przewodnik Historyczno-Prawny" 1, 1930, s. 267- 268. 5 Przy wszystkich miejscowościach cytuję przede wszystkim wydane już zeszyty Słownika historyczno-geogrąficznego województwa poznańskiego w średniowieczu, cz. MII, Wrocław 1982 - Poznań 1999 [dalej cyt.: SHGPozn], poza tym tylko przekazy tam nieuwzględnione lub szcze gólnie ważne. Trzon informacji zaczerpnięto z kartoteki Słownika historycznogeograjicznego Wielkopolski (w poznańskiej Pracowni IH PAN). Specjalnie dla niniejszego artykułu przejrzałem w całości księgi Kościan, z. 2 i 3, co przyniosło niejedną interesującą, a nieznaną wcześniej za piskę. Cytowane w artykule księgi kościańskie przechowywane są w AP w Poznaniu, z wyjąt kiem księgi Kościan, z. 9 (Biblioteka Kórnicka, rkp. 784). 6 K. Tymieniecki, Manowie..., s. 267n; S. Chmielewski, Manowie..., s. 218n ipassim; o Mań- stwie zob. SHGPozn III, s. 87. -s&ry*- 7 SHGPozn III, s. 323n. 8 Wybór zapisek sądowych grodzkich i ziemskich wielkopolskich z XV w. (wyd. F. Piekosiń- ski) [w:] tegoż, Studia rozprawy i materiały z dziedziny historii polskiej i prawa polskiego, t. VI, Kraków 1902, nr 585: „Sborius de Nouauilla cum eius sex testibus [...] evasit Andream Czacz- ski super eo, quod ipsum asseruit esse servum omagialem, wlgariter man". Samą rotę podał już K. Tymieniecki, a ostatnio Wielkopolskie roty sądowe XTV-XV wieku (wyd. H. Kowalewicz, W. Kuraszkiewicz) [dalej cyt.: Roty] III, Wrocław 1967, nr 202: „jako to świadczę, jako Zbór nig dy Czackich man nie postał". Do tejże sprawy odnosi się jeszcze jedna zapiska z tego samego dnia 22 III 1403 r., Kościan, z. 2, k. 61v: „Item terminus deputatus pendet tercia die post in- gressum domini regis In Costen inter Sborium de Nouauilla et Andream de Czacz pro pena, wl gariter o popcup, [...] quod dictus Andreas Sborium dixit esse suum omagialem, wlgariter ma°n, dictusque Sborius suis sex testibus ipsum Andream iuramento evasit". 9 Kościan, z. 2, k. 42v, 52v, 57v, 61v (wycięcie drzew), 63, 67v [pro limitacione). l°Roty III, nr 72. 260 Omagialitas alias manowstwo że krewna Zbora lub wdowa po nim?) dowodziła Ramszowi, że ma „dobre prawo" do posiadanej przez siebie czwartej części Nowej Wsi". Status posiadaczy Nowej Wsi budził więc chyba ciągle wątpliwości. Ponawiane roszczenia panów z Czacza zdają się pokazywać, że rzeczywiście posiadali oni nad Nową Wsią zwierzchność lenną. W świetle przytaczanych zapisek widać jednak już tylko zabiegi manów o usunięcie ciążącej zwierzchności. Całość z tym związanych sporów nie jest nam znana - pewnie nie cofano się i przed gwałtem12. Zwycięstwo przypadło panom z Czacza. Od ok. 1415 r. występują oni (a potem ich następcy) jako jedyni już właściciele Nowej Wsi. Geneza nowowiejskich manów nie jest jasna. Panowie z Czacza pochodzili z niemieckiej rodziny von Oppeln, osiadłej tu najpewniej w czasach Kazimierza Wielkiego13. Znając prawo lenne, zaszczepić je mogli w swych wielkopolskich dobrach. Niewykluczone jednak, że sprawa miała jeszcze starsze korzenie. Czacz należał wcześniej do możnej rodziny Koszanowskich herbu Szaszor, usuniętych stąd dopiero przez króla Kazimierza w ramach represji za udział w konfederacji Maćka Borkowica14.1 oni mogli wprowadzić w Nowej Wsi swych manów. Już jednak w 1273 r. dobra Cadce i Parva uilla - ich identyfikacja z Czaczem i Nową Wsią nie ulega chyba wątpliwości - dostał w posagu Gunter von Biberstein15. Ten śląski Niemiec również wydaje się możliwym kandydatem na twórcę lennych zależności. Najprawdopodobniej jednak było to dzieło Ramszów. 3. Manów spotykamy także w Podrzeczu pod Gostyniem16. W 1401 r. Pietrasz Golski pozwał Stefana i Pietrasza z Podrzecza o zwrot posagu swej siostry Jarosławy. Gdy „ustał" już przeciw nim dwa roki, na trzecim terminie zjawił się pan Hinczka Wezenborg z Gostynia17 stwierdzając, że pozwani nie mogą odpowiadać przed sądem ziemskim - są bowiem jego manami. Zaskoczeni żupcy odesłali sprawę do starosty18. Proces trwał jeszcze kilka lat. " Tamże, nr 521. Łączenie Zofii ze Zborem wynika z okoliczności, że wielu z podstawionych przez nią świadków to ludzie, którzy świadczyli wcześniej na rzecz Zbora. 12 Powtarzały się sprawy o gwałty panów Czacza na dziedzicach z Nowej Wsi, zob. Die altes- ten groBpolnischen Grodbucher (wyd. J. Lekszycki), t. II, Leipzig 1889, nr 1973; Kościan, z. 3, k. 68, 71, 98v. 13 T. Jurek, Obce rycerstwo na Śląsku do polowy XIV wieku, Poznań 1996, s. 261 n; tenże, Starostwo..., s. 243n. 14 SHGPozn I, s. 273n, II, s. 337n. 15 KDWlp 1 nr 451. Por. SHGPozn I, s. 169; III, s. 81n. 16 SHGPozn III, s. 712n. 17 Rodzina Wezenborgów pochodziła z Lużyc, od początku XIII w. osiadła na Śląsku. Stąd w czasach Kazimierza Wielkiego Bartosz Wezenborg przeniósł się do Polski, uzyskując od króla ogromne nadania (m.in. Gostyń). Po śmierci Bartosza (1393 r.) rolę głowy rodziny odgrywał je go brat, Hinczka (zm. w 1410 r.), zob. T. Jurek, Obce rycerstwo..., s. 304n., S. Kozierowski, Obce rycerstwo w Wielkopolsce w XIII-XVI wieku, Poznań 1929, s. 117n. 18 Kościan, z. 2, k. 6v (21 IV 1401): „Item Petrasius Golsky astitit duobus terminis suis su per Stephanum in Podrece et Petrassium Golansky et in tercio termino veniens coram iudicio strennuus miles Hinczka Vesinborg dicens, quod dicti citati essent in eius castellania, wlgari- ter many. Igitur pro causa pendet terminus tercia die post primum felicem ingressum in Cos- tan post conductum domini regis de extra terram Poloniam. Si dominus capitaneus cognoscet dictos citatos eos esse in castellania sua, wlgariter many, tunc capitaneus faciat, que sunt fa- cienda, sin autem non, tunc Petrassius Golsky habet cum ipsis citare terminum perempto- rium ad proximos terminos particulares post egressum domini capitanei". 261 Tomasz Jurek a ilustrujące go zapiski nie są całkiem jasne. Hinczka zrazu ogłosił swymi manami obydwu pozwanych, potem jednak w zmieniającym się gronie osób odpowiadających Golskiemu występował jedynie w zastępstwie Pietrasza Podrzeckiego19 - zdaje się, że tylko jego uznał ostatecznie za swego człowieka20. Gdy jednak doszło do wydania wyroku, sąd kazał samemu Hinczce wypłacić żądane przez Golskiego sumy lub dać wwiązanie w Podrzecze21. Mimo wątpliwości, to pan z Gostynia wystąpił jako właściciel tej wsi. Sprawa była o tyle jasna, że sami manowie nie kwestionowali swej zależ ności - pan gwarantował im wszak przejęcie finansowej odpowiedzialności. Poza tym drobni dziedzice z Podrzecza występują jednak przed obliczem są du ziemskiego22. Przypomnienie ich lennego statusu było faktem wyjątko wym. Gdyby nie jedna cytowana wyżej zapiska, trudno byłoby ich odróżnić w tłumie okolicznej drobnej szlachty23. Nosili herb Ciołek i nieobca im była nawet pewna duma genealogiczna - nazwisko „Podrzeczewski" służyło jako synonim całej wspólnoty rodowej24. W następnym pokoleniu pojawiła się wśród nich wybitniejsza postać: Wojciech Podrzecki (znany z lat 1434- 1448), używający nie tylko predykatu strenuus, lecz także przydomka Cho rąży (co świadczy o jakichś talentach wojskowych), a pełniący funkcje bur- grabiego w Kaliszu, z ramienia starosty Andrzeja z Żelechowa (1434 r.). Wi dać wyraźnie, że ów możny Ciołek z Małopolski poczuwał się jednak do pew nej solidarności z ubogimi współrodowcami z Wielkopolski. Wojciech Cho rąży wykupywał drobne działy w Podrzeczu. Nie był jednak w stanie rywali zować z możnymi sąsiadami z Gostynia: w trzeciej ćwierci XV w., w nie cał kiem jasnych okolicznościach, cząstkowa szlachta w Podrzeczu zanikła, a wieś przeszła w ręce właścicieli dóbr gostyńskich. Ciołkowie rozeszli się zaś po Wielkopolsce25. *•?:;,-<-?;" ^ 19 Kościan, z. 2, k. 43v (25 X 1403): Hinczka Wezenborg, Pietrasz Golski „ex parte sororis in dotalicio". Andrzej z matką Ubyszką Oleską, Stefan Brylewski z matką oraz Mikołaj Bukownic- ki z matką „interdixerunt seu arestaverunt pecuniam, videlicet XX marcas, de Podrzecze"; k. 53v (28 I 1404): Andrzej z Jerki, Hinczka Wezenborg, Stefan siostrzeniec Pokrywki „pro XX marcis positis de Podrzecze"; k. 54 (28 I 1404): Andrzej z Jerki z Pietraszem Golski „super pe- cuniis de Podrzecze sublevatis". 20 Kościan, z. 2, k. 44 (25 X 1404): „Item Petrassius Golsky habet terminum cum Hinczka Wisemborg tercia die post primum domini capitanei Costen ingressum pro Petro de Podrze cze, quem aprobat suum esse hominem et asserit, quod si non aprobavit, extunc idem P(etras- sius) Golsky cum Petro de Podrzecze stabit in iure, sic quod ipsum idem P(etrus) de Podrzecze evadere potest". 21 Wybór zapisek..., nr 772 (9 V 1405), 972. 22 SHGPozn III, s. 712n. 23 W 1417 r. wśród świadków pojawić się miał Wojtek „civis de Podrzecze" (Roty III, nr 642) - chodzi jednak o nieporozumienie paleograficzne; w istocie, jak poucza autopsja rękopisu (Ko ścian, z. 5, k. 61) czytać trzeba „omnes de Podrzecze", co odnosi się do całej grupy wymienio nych wcześniej z samego imienia osób. 24 „Sum istorum Podrzeczewskich et Czolkowsky" - stwierdził w swym wywodzie niejaki Mi kołaj Włostowski w 1401 r. (Wybórzapisek..., nr 228). Zob. K. Górska-Gołaska, Ciołkowie. Zży cia drobnej szlachty wielkopolskiej [w:] Homines et societas..., s. 185n. 25 K. Górska-Gołaska, Ciołkowie..., s. 188n; A. Gąsiorowski, Urzędnicy wielkopolscy 1385- 1500. Spisy, Poznań 1968, s. 107. Także następny burgrabia był Ciołkiem. Potomkami Wojcie cha Chorążego byli zapewne: Andrzej Podrzecki, podwojewodzi w Kaliszu (1462 r.) oraz Jan, burgrabia w Poznaniu w latach 1478-1484 (tamże, s. 110, 152). 262 Omagialitas alias manowstwo Hinczka Wezenborg nazwał w 1401 r. Podrzeckich nie tylko swymi mana-mi, lecz stwierdzał też, że „są oni w jego kasztelami". To termin wieloznaczny. Nie chodzi oczywiście o okręg grodowy. W naszym kontekście „bycie w kasztelanii" oznaczać może albo przynależność do terytorium podległego panu zamku, albo też posiadanie dóbr lennych związanych ze służbą dla zamku. Wydaje się, że właściwsza byłaby ta druga możliwość. Gostyńscy manowie przypominaliby zatem niemieckich burgmanów, dzierżących swe lenna z tytułu przypisania do zbrojnej załogi zamkowej26. W terminologii źródeł określano ich często mianem castellani, skąd bardzo już blisko do naszego słowa castellania. Przyjęcie takiej właśnie wykładni potwierdza inny przekaz w sprawie dóbr gostyńskich. Otóż w styczniu 1409 r. szlachetny Adam Srocki postawił przeciwko Bartoszowi Wezenborgowi z Gostynia (bratankowi znanego nam już Hinczki) świadków, którzy przysięgli, iż Adam i jego potomkowie nie są ze swych 8 łanów w Bodzewku zobowiązani do żadnych służb dla zamku gostyńskiego, a służyć mają z nich jedynie królowi27. Choć w tekście nie pada żadna terminologia lenna, sens jest oczywisty. Adam dowodził, że nie jest manem Bartosza. Widać przy tym wyraźnie, że lenno miało charakter rzeczowy - dotyczyło ziemi, nie osoby. Sama zapiska wydaje się osobliwa. Wpisał ją nie właściwy pisarz sądowy, lecz inna jakaś ręka w wolnym miejscu na końcu strony. Nota nie ma odpowiednika w innych zapiskach, które odzwierciedlałyby inne etapy procesu. Wreszcie przysięga świadków miała miejsce w Gostyniu, choć normalnie przysięgi sądowe składano u krzyża na cmentarzu fary kościańskiej. Wszystko zdaje się wskazywać, że spór Adama z Bartoszem nie rozgrywał się wcale na forum sądu ziemskiego w Kościanie. Raczej było to forum sądu mańskiego, sprawowanego przez pana lennego w asyście innych manów, w Gostyniu. Oporny wasal, zdając sobie sprawę z wagi złożonego świadectwa, zadbał jednak o utrwalenie go wpisem do księgi ziemskiej. Tym razem sprawa nie wygląda na epizod. Adam Srocki (ze wsi Sroki w powiecie pyzdrskim) nie pojawia się nigdy jako strona w sądzie ziemskim28. W Bodzewku zaś w ogóle nie znamy szlacheckich dziedziców29, a od połowy XV w. wieś ta wymieniana jest jako część dóbr gostyńskich. Jeszcze w 1510 r. słyszymy jednak, że oprócz kmiecych łanów podległych panom z Gostynia są tam też dwa łany, które uprawiają domini feodales seu liberi30. Użyty zwrot nie zostawia wątpliwości, że chodzi o wasali szlacheckiej kondycji. Porównanie z późniejszymi o kilkadziesiąt lat rejestrami poborowymi 26 Zob. H. Wiemann, Die Burgmannen zwischen Saale und Elbę, Diss. Leipzig 1940. 27 Kościan, z. 3, k. 106: „Item ministerialis coram iudicio publice recognovit, quod nobilis Adam Stroczky testes suos in Gostina circa crucem produxit iuramento contra nobilem Bar- thosium Wezembork de Gostina pro octo mansis agri in Minori Bodzewo, quod non debet [...] de ipsis nec sui posteri deservire, neąue castro Gostinensi de eisdem octo mansis, quos ibi dem in Bodzewo habet, servire debet nisi regi". 28 Znamy go tylko dwa razy w charakterze świadka [Roty III, nr 11, 267). •, ' > 29 SHGPozn I, s. 73n. Raz tylko, w 1425 r„ zjawiają się Dochna i Elżbieta z Bodzewka, proce sujące się z mieszczką z Dolska, Jadwigą, która dowodziła, że objęła swą część i pobierała z niej czynsze zgodnie ze starościńskim listem wzdawnym [Roty III, nr 1263). Nie ma jednak wcale pewności, że chodzić miałoby o dobra w Bodzewku. 30 Księga uposażenia diecezji poznańskiej z r. 1510 (wyd. J. Nowacki), Poznań 1950, s. 119. 263 Tomasz Jurek pokazuje, że byli to Bodzewscy z sąsiedniego Bodzewa31. Manowie w Bo-dzewku przetrwali zatem aż do XVI w. Bodzewko jako osobna osada powstało niewątpliwie poprzez wyodrębnienie się działu Wezenborgów w ramach Bodzewa32. Warto więc zwrócić uwagę na niezbyt jasne spory, jakie o cząstki tej dużej wsi toczył w początku XV w. Hincza Wezenborg z drobnymi rycerzykami z okolicy - Jaśkiem Pud-liszką Krajewskim, Janem Bodzewskim, Teodorykiem Wilkowskim33. Nie wiemy, na jakiej podstawie potrafili oni wyprocesować dobra, które -jak zeznawał w 1420 r. Bartosz Wezenborg - od ponad 33 lat stanowiły własność Wezenborgów34. Wydaje się w każdym razie, że spory te wiązały się z rozkładem więzi zależności wasalnych. W przypadku Bodzewskiego i Wilkowskie-go mówi się o wykupie zastawów od Hinczki, co mogło oznaczać wykupienie się z lenna35. Pudliszka zaś toczył proces o dobra, z których Hinczka próbował go usunąć - i tu mogło chodzić o uznanie pełnej własności („wieczność", jak mówi się w jednej z zapisek)36. W okolicy Gostynia leży też Grabonóg37. W 1409 r. na rokach wielkich z udziałem króla zapisano w księdze, że Bartosz Wezenborg ma sądzić sprawy wnoszone przeciwko Janowi Podrzeckiemu posiadającemu pewne łany w tej wsi; jeżeli jednak okaże się, że Jan ma jakiekolwiek dobra „pod królem", proces przeniesiony zostanie przed sąd ziemski38. Wynika stąd wyraźnie, że Podrzecki (rodzina znana nam już jako manowie w Podrzeczu) dzierżył w Grabonogu lenno od Wezenborgów i z tej racji podlegał tylko sądownictwu mańskiemu. Nie występuje też rzeczywiście jako strona w sądzie ziemskim39. Kiedy zaś w 1417 r. Grabonóg - niewątpliwie właśnie od Podrzeckiego40 - kupił kanclerz poznański Mikołaj Górka, Wezenborgowie zgłosili roszczenia do retraktu. Jest niezmiernie interesujące, że sąd bez zastrzeżeń uznał ich prawo pierwokupu wynikające 31 Wojciech Bodzewskl opłaca! pobór wraz z Borkami Gostyńskimi w 1566 i 1581 r. (SHGPozn I, s. 74). 32 SHGPozn I, s. 74n. 33 Wybór zapisek..., nr 591; 1091; Kościan, z. 2, k. 18v, 63, 74, 81v; z. 3, k. 7v, 14. 58v. Zob. przyp. 34-36. 34 Roty III, nr 772, 779. 35 Kościan, z. 3, k. 58v (1407): „dominus Hinczca Wisembork est conservatus [...] circa tres mansos [...] in obligacione in viginti marcis contra Theodricum Wilcowski"; k. 75 (1408): „Jo- hannes Bodzewsky habet terminum [...] cum Hinczca Visembork (...) pro obligacione in Bodze- wo, quam sibi non wlt dare exemere". 36 Kościan, z. 2, k. 42 (1403): „habet terminum (...) ad demonstrandum, quid habet in Bo- dzewo"; Roty III, nr 351. Jego dotyczy też chyba zapiska z 1406 r.: „Item Johannes Bodzewsky remansus est circa terciam partem hereditatis Bodzewo et optinuit perpetualitatem" (Kościan, z. 3, k. 25v); choć mowa wyraźnie o Bodzewskim, wiadomo, że to Pudliszka Krajewski proceso wał się o 1/3 Bodzewa (Bodzewski zaś o 4,5 lana). 37 SHGPozn I, s. 655n. 38 Kościan, z. 3, k. 121: „Item Barthossius Coszminsky ius iuvabit cum Johanne Podrzecz- sky in Grabonóg pro mansis ibidem ipsum inculpantibus, sed si aliąua bona hereditaria sub rege habet ad iudicium regale evocetur". 39 Widać go tam tylko dwa razy w charakterze świadka [Roty III, nr 301, 395). 40 Nie znamy tu innych posiadaczy, a Jan Podrzecki występuje następnie jako ten, „który był w Grabonogu" (1427: tamże, nr 1269). 264 Omaglalitas alias manowstwo z „bliższości"41 - choć przecież ci wielcy panowie nie byli krewnymi ubogiego Ciołka. Nie ulega chyba wątpliwości, że „bliższość" ta wynikała z tytułu zwierzchnictwa lennego. Inna zaś sprawa, że Wezenborgowie Grabo-nogu nie wykupili i wieś ta pozostała już w ręku Górków. Warto przyjrzeć się także kilku innym podgostyńskim wsiom. Dziedzice z Pożegowa42 nie pojawiali się wcale w sądzie ziemskim. Siedział tam jednak w latach 1436-1451 pewien Dobrogost Rogowski, zwany też Pożegowskim, występujący niemal wyłącznie wśród otoczenia opatów lubińskich. Choć tytułował się dziedzicem Pożegowa, był jednak tylko zastawnikiem Janusza Wezenborga z Gostynia43. Wezenborgowie są także poza tym poświadczeni jako właściciele wsi. Podobnie w Brzeziu44, które było własnością Wezenbor-gów, ale oddawano je zastawnikom. Ich imiona - w 1403 r. był to pewien Jan ze Strzegowej (z powiatu kaliskiego), potem zaś najpewniej stolnik poznański Mikołaj Lubiatowski - poznajemy z okazji sporów związanych z wykupieniem zastawu. Wezenborgowie mieli kłopoty z odzyskaniem dóbr zarówno z rąk Jana, jak i spadkobierców Mikołaja45. Potem Brzezie znajdowało się już w bezpośrednim posiadaniu właścicieli dóbr gostyńskich. Wydaje się, że występująca w tych wsiach formuła zastawu pokrywała treści przypominające zależność wasalną. Wskazanie na zastaw jako rodzimy odpowiednik stosunku lennego nie jest obce literaturze od czasów Kazimierza Tymieniec-kiego46. Z niejasnymi stosunkami mamy do czynienia w Czachorowie, Daleszy-nie i Dusinie47. W początku XV w. we wszystkich tych wsiach posiadał dobra stolnik poznański, Mikołaj Lubiatowski, zaś z Czachorowa i Dusiny pisał się bliżej nieznany Trestram, postać zresztą nietuzinkowa, bo rycerz związany 41 Kościan, z. 4, k. 305v-306: „Item domini iudicio presidentes decreverunt, quod nobiles viri Johannes Varutha et Barthosius Gostinski debent redimere hereditatem Grabyonog tri- centis marcis [...] a domino Nicolao cancellario Poznaniensi, circa quam sunt conservati pro- pinąuitate, si non redimerint, tunc eidem domino Nicolao debent perpetue recedere ab ista propinąuitate hereditatis". Jan Waruta to pewnie brat Bartosza, znany dobrze skądinąd jako Janusz. Retrakt zgłosiła w tej sprawie także pewna kobieta (Kościan, z. 4, k. 299v); jej imię jest jednak nie do odczytania: pierwotny zapis „Katherina Nowomesczska" skreślono, wpisując nad tym inne nazwisko, bodaj Dorota Pogorzelska (zob. SHGPozn I, s. 656). Choć nie wiadomo, o ko go chodzi, domyślać się wolno, że to siostra gostyńskich Wezenborgów. 42 SHGPozn III, s. 807n. 43 Kościan, z. 13, k. 14 (1447). 44 SHGPozn I, s. 126. 45 Księga ziemska poznańska (wyd. Z. Kaczmarczyk, K. Rzyski), Poznań 1960, nr 1111; Ko ścian, z. 9, k.l20v-121 (18 XI 1428): pełnomocnik Femy z Daleszyna i Jadwigi Śremskiej „libe rum demisit strenuum dominum Barthossium Gostynsky pro hac obligacione, quam habu- erunt super Brzesze hereditate, prout littere resignatorie una domini Sandiwogii de Ostrorog [1411-1415 lub 1419-1426] et secunda domini Thome Pacosczsky [1426-1428] canunt et ipsas [...] destruxerunt et restituerunt domino Barthossio et quod ipsis prefatis dominabus pro eo- rum pecuniis satisfecit, que venerunt post dominum Nicolaum dapiferum Poznaniensem su per ipsas propinquitate"; wydaje się, że cytowane dokumenty dotyczyły zastawu na rzecz Lu- biatowskiego, po którym sumy odziedziczyły wymienione panie; one same nie musialyjednak wejść w posiadanie zastawu, czemu rzeczywiście zaprzeczał w sądzie Bartosz (Roty III, nr 1343- 1344). 46 K. Tymieniecki, Wpływ ustroju feudalnego w Polsce średniowiecznej, „Roczniki Dziejów Społecznych i Gospodarczych" 3, 1934, s. 104n: zob. także S. Trawkowski, Spoą/..., s. 96. 47 SHGPozn I, s. 272n, 324n, 429n. 265 Tomasz Jurek z Zygmuntem Luksemburskim48. Nie wiemy dokładnie, jaki był status ich posiadania. Wiadomo tylko, że na Czachorowie Lubiatowski miał zapisane 250 grzywien, Daleszyn i Dusinę trzymał jednak na innej podstawie49. Skądinąd wiadomo zaś, że własność wszystkich tych dóbr przysługiwała Wezen-borgom. To oni ponad głową wymienionych posiadaczy przyznawali wwią-zania w te dobra na poczet swych zobowiązań50, przejmowali sprawy dotyczące własności51, próbowali też wykonywać sądownictwo nad poddanymi, co spotkało się z protestem ze strony Lubiatowskiego52. Stosunki te przypominają lenną własność podzieloną, choć manami byliby tym razem całkiem poważni i zamożni ludzie. Brak ku temu wprawdzie wyraźnego potwierdzenia źródłowego, więc być może mamy do czynienia ze zwykłym zastawem53. Potem - zapewne w związku ze śmiercią Mikołaja Lubiatowskiego - dobra wróciły do Wezenborgów54. Pobliskie wsie Drzęczewo i Smogorzew miały własnych dziedziców55. Ale i tu znajdujemy ślad własności Wezenborgów: w 1408 r. Bartosz i Janusz z Gostynia toczyli o te wsie proces z Fryczem z Jutrosina56. Był to ich krewny - ojcowie razem niegdyś zaczynali karierę w Polsce Kazimierza Wielkiego57. Skoro nie wiemy, by któraś ze stron posiadała cokolwiek we wspomnianych wsiach, jedynym przedmiotem procesu mogły być chyba zapomniane już prawa zwierzchnie do nich. Przegląd tych podgostyńskich wsi przynosi całościowy obraz: w kilku (Podrzecze, Bodzewo, Grabonóg) odkrywamy niewątpliwe ślady lennej zwierzchności panów z Gostynia; w innych nie ma na to wprawdzie wyraźnych dowodów źródłowych, ale wszędzie doszukać się można praw własnościowych Wezenborgów, mimo funkcjonowania tam innych dziedziców, posiadaczy czy zastawników. Daje to w sumie wrażenie rozpadu starych wię- 48 Księga ziemska kaliska 1401-1409 (wyd. T. Jurek), Poznań 1991, nr 622: „ipsum citacio non aprehendisset in terra, quod dudum eąultasset cum imperatore pro imperio". 49 Wybór zapisek..., nr 931, 975; Księga ziemska poznańska..., nr 2686 (proces z wdową po Bartoszu Wezenborgu o Dusinę i Daleszyn). Pomijam tu innych ludzi (Tyczą Zenicza i mie szczanina kościańskiego Frącka), którzy otrzymać mieli wwiązanie w wymienione wsie na po czet długów, ale nie weszli chyba w realne posiadanie. 50 Wybór zapisek..., nr 775, 920 (gdzie wyraźnie mówi się o oporach Lubiatowskiego), 971. 51 Kościan, z. 3, k. 7 (1405): „intercessio" Hinczki za Lubiatowskiego w sprawie Daleszyna; k. 94v (1408): „Item veniens Derslaus Jelenczewsky proposuit super Nicolaum Lubyatowsky pro quinque mansis agri in Daleszino, extunc Michael Barczski procurator domini Barthossii de Gostina ipsum Nicolaum pro eisdem quinque mansis coram iudicio intercessit [...] et eva- sit". 52 Kościan, z. 3, k. 46v (1407): Lubiatowski przeciwko wdowie po Bartoszu z Gostynia „pro tali condicione, quod ipsius homines non debuit iudicare in civitate ipsius". Niewykluczone jednak, że zaszedł tu tylko przypadek skazania poddanego Lubiatowskiego przez sąd miejski. 53 Na gruncie zastawu mało prawdopodobnie wygląda jednak wzmianka o powzdaniu Dale szyna i Dusiny Lubiatowsklemu [Roty III, nr 386). Zastaw nie wymagał takiej czynności. 54 Lubiatowski zmarł w 1415/1416 r. {SHGPozn II, s. 613). W 1418 r. Bartosz Wezenborg przedstawił do wywołania w sądzie list wzdawny opiewający na połowę Dusiny (Kościan, z. 5, k. 117v). Połówka ta nie pochodziła chyba z dóbr po Lubiatowskim. 55 SHGPozn I, s. 417n; dla Smogorzewa kartoteka Słownika (por. wyżej: przyp. 3). 56 Kościan, z. 3, k. 80. 57 Ojciec Frycza, Bartosz Sokołowski, to wuj Bartosza Wezenborga, ojca występujących tu Bartosza i Janusza; o Sokołowskich zob. S. Kozierowskl, Obce rycerstwo..., s. 95n. 266 Omagialitas alias manowstwo zów zależności, uwalniania się drobnych manów z zależności, zamieniania wasalstwa na zastawy, wykupu na bezpośrednią własność. Na kartach ksiąg sądowych przełomu XIV i XV w. widać chyba już daleko zaawansowane stadia procesu rozkładowego. Powstanie owego układu zależności musiało być zatem dużo starsze i nie można go na pewno wiązać z Wezenbor-gami, którzy pojawili się w Gostyniu najpewniej pod koniec czasów Kazimierza Wielkiego. Dostali te dobra w nadaniu od króla, który skonfiskował je (w ramach represji związanych z konfederacją Maćka Borkowica) poprzednim właścicielom z rodu Łodziów. Nie jest kwestią przypadku, że zestaw wyliczonych przed chwilą wsi to dokładne niemal odwzorowanie zasięgu dóbr gostyńskich z I połowy XIV w.58 Powstanie lennych zależności w obrębie tego klucza wiązać należy z Łodziami, a najpewniej z osobą wojewody Mikołaja Przedpełkowica (zmarłego w 1305 r.). Człowiek ten znany jest z przeprowadzanych z niezwykłym rozmachem przedsięwzięć gospodarczych i organizacyjnych w swych ogromnych dobrach. W literaturze przypisuje mu się zamiar zbudowania zwartego władztwa wokół Gostynia59. Wokół lokowanego przez siebie miasta, w którym zbudował zamek, stworzył zespół wsi na prawie niemieckim pod odrębnym landwójtem. W prywatnym dokumencie z 1302 r. wojewodzie towarzyszą Godwin i Świętosław castellani Gostinen-ses60. Prawdopodobnie to zarządcy zamku (burgrabiowie)61, ale można by w nich upatrywać - odwołując się do naszych wcześniejszych spostrzeżeń -także rycerzy z zamkowej załogi (burgmanów). W arsenale wzorów czerpanych wyraźnie z Niemiec i Śląska (gdzie nasz wojewoda również miał dobra62) doskonale mieściłoby się właśnie wykorzystanie prawa lennego w organizacji prywatnego rycerstwa związanego z gostyńskim zamkiem. Już w dokumencie synów wojewody z 1315 r. występują jako świadkowie ich uasalli; dokument ten, dotyczący co prawda dóbr pomorskich, wśród uprawnień właścicieli mówi o prawie nadawania lenn (auctońtas infeudan- 58 Opis ich zasięgu daje dokument z 1337 r., wymieniający wsie podlegające sądowi prawa niemieckiego w Gostyniu [KDWlp 1 nr 1169). Wymienione tam niezidentyfikowane „Posice" to niewątpliwie Dusina, jeszcze w 1428 r. nazywana „Panschicze alias Dusschna" {SHGPozn I, s. 429, gdzie jednak nie dostrzeżono identyfikacji z zagadkową miejscowością z 1337 r.). Spośród wsi wymienionych w 1337 r. jedynie w Goli nie widać żadnego śladu zwierzchności panów z Go stynia; Pietrasz Golski (znany nam z procesu o Podrzecze) służył wprawdzie Wezenborgom (do magał się wyrównania strat poniesionych „in servicio"), ale raczej w charakterze zwykłego klienta, zob. SHGPozn I, s. 515n. 59 Zob. o nim A. Gąsiorowski |w:] PSB XXI, 1976, s. 86n.; B. Śliwiński, Mikołaj Jankowie, Mi kołaj Przedpelkowic i palacja kaliska w 1299 roku, „Roczniki Historyczne" 55-56, 1989-1990, s. 138n; M. Mtynarska-Kaletynowa, Piertusze lokacje miast w dorzeczu Orli UJ XIII w., Wrocław 1973, s. 74n, 94n, 103n; S. Gawlas, Polityka wewnętrzna Przemyśla II a mechanizmy społecznych dążeń i konfliktów w Wielkopolsce jego czasów [w:] Przemysł II. Odnowienie Królestwa Polskiego (red. J. Krzyżaniakowa), Poznań 1997, s. 76n; tenże, O kształt zjednoczonego królestwa. Niemieckie władztwo terytorialne a geneza społeczno-ustrojowej odrębności Polski, Warszawa 1996, s. 86. 60 KDWlp 2 nr 866. 81 Takie rozwiązanie przyjmuje tradycyjnie literatura (A. Gąsiorowski, Castellanus. Przyczynek semazjologiczny, „Slavia Antiąua" 18, 1971, s. 217; SHGPozn I. s. 576; S. Gawlas, Polityka..., s. 77). W innym dokumencie z tego samego dnia Godwin tytułowany jest „comes". 62 Schlesisches Urkundenbuch, t. VI, Koln-Weimar-Wien 1998, nr 50. <.w;>iqT.-i 267 Tomasz Jurek di)63. Nawet jeżeli to tylko zwrot formularzowy, samo użycie go świadczy, że w kręgu Łodziów z Gostynia dobrze znano kategorie prawa lennego. Dobra gostyńskie stanowią zatem - podsumowując - przykład władztwa zorganizowanego na zasadzie lennej na przełomie XIII i XIV w.; ślady rozkładu tego systemu odkrywamy w źródłach XV, a nawet i XVI w. 4. Z sytuacją odmienną mamy do czynienia w przypadku Moraczewa64. T\i bowiem obserwować możemy próbę budowy podobnego władztwa podjętą dopiero u progu XV w. W 1406 r. Niklasz Tworzyjański pozwał przed sąd ziemski Mirka z Moraczewa wraz z żoną, dziećmi i zięciem. Zamiast pozwanych zjawił się jednak pełnomocnik Jana Czernińskiego i okazując starościński list wzdawny sprzeciwił się, by sąd ziemski rozpatrywał sprawę, bowiem pozwani są jego wasalami65. Podobna interwencja nastąpiła w 1427 r.: Stefan Rydzyński (syn Jana Czernińskiego) sprzeciwił się wówczas, by sąd rozpatrywał proces między Moraczewskimi, również powołując się na ojcowski list wzdawny66. Raz jeszcze sprawa wypłynęła w 1429 r. - argumentem okazał się znów wspomniany dokument67. Z zapisek tych odtworzyć można całą historię nawiązania stosunku lennego. Jan Czerniński (Rydzyński) kupił od Mirka jego dział Moraczewa, po czym natychmiast oddał mu te dobra jako lenno. Całą tę transakcję zawarto przed obliczem starosty, który wystawił odpowiedni list wzdawny. Lenno było dziedziczne (w 1429 r. stwierdza się wyraźnie, że zawarta ugoda dotyczy stron oraz ich bliskich i potomstwa), także w linii żeńskiej (w 1427 r. wśród posiadaczy lennej części wystę- 63 KDWlp 2 nr 977. 64 SHGPozn III, s. 187n. 65 Kościan, z. 3, k. 20: „Item ąuando Niclassius TWorzianski astitlt terminis omnibus suis [...] super Mirkonem et uxorem et pueros ipsius de Morawczewo et super Cristinum generem suum, extunc post hoc ex parte Johannis Czirninski veniret Swanthoslaus Giloueczski cum littera resignatoria domini capitanei, ut ipsum Mirconem et ipsius prescripc(ionem?) non iu- dicaremur, asserens fore ipsius omagiales. Terminus pendet ad proximum adventum domini capitanei Costen tercia die ad difiniendum". 66 Kościan, z. 8, k. 334v: „Concordia. Item veniens nobilis Nicolaus de Morawczewo post ci- tacionem suam, cum qua citavit Johannem et Albertum et Elenam de ibidem in iudicium re gale, et veniens Krzczon Schle(yews)ky cum littera procuratorii ex parte domini Stephani Ry- dzinsky et cum littera domini capitanei, que littera canebat, quod pater suus istam heredita- tem Morawczewo emerat alias wkupił apud presenciales [?) partes et postea ipsis donavit in li- bertacionem alias w manowsthwo. Nos vero visa littera domini capitanei et pars contra illam nichil respondit et conservavimus eandem litteram domini capitanei circa vigorem taliter, pro- ut ipsam dominus capitaneus tradidit alias wydal, nichil nocendo servicio domini regis, si ali- quod servicium est vel potest fieri ultra litteram capitanei, et quod istam partem, Johannem et Albertum cum Elena ad istam hereditatem adiudicavimus, quod debent iuri parere coram do mino Stephano Rydzinsky. Super quo predicte partes adiudicata solverunt, Johannes, Alber- tus cum Elena". 67 Kościan, z. 9, k. 220: „Item domini iudicio presidentes decreverunt, quod dominum Ste- phanum Ridzinsky conservaverunt circa litteram domini capitanei, quam habet, et suos pro- pinquiores, erga Nicolaum Morawczewsky et suos proximos super omagialitate alias o ma- nowstwo de ista sorte hereditatis in Morawczewo, super quam littera domini capitanei canit, et si idem Nicolaus a omagialitate tali liberari voluerit, solutis centum marcis grossorum la- torum, iuxta que posite sunt in litera domini capitanei, domino Sthephano Ridzinsky aut su is propinquis, liber existat, aut si a dicta omagialitate liber esse voluerit, extunc suam sortem hereditatis in Morawczewo domino Sthephano condimittere tenebitur. Super quo dominus Stephanus adiudicatum solvit". 268 Omagialitas alias manowstwo puje kobieta)68. Zależność wyrażała się w podległości sądowi pana (z czym wiązało się odcięcie dostępu do sądu ziemskiego), a także bliżej nieokreślone służby (najpewniej przede wszystkim wojskowe)69. Ugoda z 1429 r. opisała też sposoby rozwiązania stosunku lennego: w grę wchodziło albo opuszczenie dóbr lennych, albo wykup, chyba oznaczający zwrot sumy otrzymanej kiedyś od pana. Ta druga forma sprzeczna była z duchem klasycznego lenna. Motywy drobnych dziedziców poddających się tym warunkom wydają się zrozumiałe. Nie tracąc wcale swych dóbr, zyskiwali niemałą sumę pieniędzy (zdaje się, że w grę wchodziło 100 grzywien). Zyskiwali też opiekę możnego sąsiada. Z zapiski z 1427 r. wynika, że to pozwanym przed sąd ziemski Mo-raczewskim zależało (oni bowiem opłacili przysądne), by sprawa nie trafiła wcale na to forum, lecz by osądził ich pan lenny. Odcięcie od sądu ziemskiego nie było zresztą absolutne. Moraczewskich spotykamy wszak mimo wszystko w księgach kościańskich™. Jasny jest kontekst działań Jana Czernińskiego. Ten skromnego pocho dzenia rycerz ze Śląska doszedł do wielkiej zamożności. Jego ambicją było zbudowanie sobie zwartego władztwa. Skupił kilka wsi (przylegających zresztą do leżącej już po śląskiej stronie granicy Czerniny), lokował miasto w Rydzynie (skąd rodzina wzięła teraz nazwisko), zbudował tam zamek, ufundował nową parafię71. Do tych mechanizmów tworzenia władztwa zna komicie pasuje też obracanie w wasali drobnych sąsiadów. Nie wiemy, jak długo trwała lenna zwierzchność nad Moraczewem. Po 1429 r. nie mamy już o niej wiadomości, ale śladem jest może traktowanie dóbr potomków Mirka Moraczewskiego jako osobnej osady Mirkowice72. W 1476 r. została ona sprzedana panom z Ponieca, co stanowi chyba ostateczny termin ante ąuem wygaśnięcia zależności od Rydzyńskich. ^ ; 5. Przykład jeszcze innego rodzaju stanowią Zduny73. To miasteczko na pograniczu ze Śląskiem stanowiło już od XIII w. posiadłość biskupstwa wrocławskiego. W burzliwym XIV w. biskupi stracili właściwie kontrolę nad tymi dobrami. Wypuszczali je dzierżawcom zachowującym duży stopień samodzielności. W 1355 r. dzierżawcą takim został kanonik poznański Mikołaj z zamożnej rodziny panów z Biechowa i Nowego Miasta74. On wprowadził tam swego siostrzeńca, śląskiego rycerza Konrada von Borschnitz, który 68 Używane na Śląsku saskie prawo lenne nie przewidywało zasadniczo dziedziczenia len na przez kobiety (wymagało to specjalnego zezwolenia pana lennego). 69 Wojskowy charakter służby potwierdzają analogie z Rusi (A. Prochaska, Lenna..., s. 8n.). W 1411 r. Mikołaj Moraczewski (najpewniej syn Mirka) wystąpił jako posłaniec przekładający Rydzyńskiemu termin sądowy (Kościan, z. 3, k. 175v). To typowa rola klientów szlacheckich. 70 SHGPozn III, s. 188n; trzeba zdawać sobie jednak sprawę, że manami Rydzyńskich była tylko rodzina Mirka. 71 O Janie zob. A. Gąsiorowski [w:] PBS XXXIII, 1992, s. 454n; T. Jurek, Panowie z Wierzb- nęj (w druku): o jego przedsięwzięciach A. Wędzki, Ze studiów nad procesami osadniczymi ziem Polski Zachodniej. Wybrane zagadnienia, Wrocław 1987, s. 97n. 72 SHGPozn III, s. 166n, 191. 73 Wyczerpujący materiał zebrany w: R. Grygiel, T. Jurek, Zduny. Późnośredniowieczne i no wożytne rezydencje właścicieli miasta. Łódź 1999, s. 254n. 74 KDWlp 3 nr 1331; zob. R. Grygiel, T. Jurek, Doliwowie z Nowego Miasta, Dębna i Biecho wa Dzieje rezydencji i ich właścicieli. Łódź 1996, s. 300n, 306. 269 Tomasz Jurek otrzymał zrazu zduńskie wójtostwo. W 1401 r. natomiast biskup nadał Konradowi dobra Zduny w dożywotnie lenno75. Użycie prawa lennego było zrozumiałe, jako że po obydwu stronach transakcji stali Ślązacy. Lenno odpowiadało znakomicie sytuacji, bo stawało się narzędziem ratowania władztwa biskupiego - zagrożone dobra zyskiwały opiekę, biskupstwo zaś nie wyrzekało się swych tytułów własności. Dożywotnie lenno okazało się jednak, jak pokazał czas, stracone dla Kościoła wrocławskiego. Potomkowie Konrada pozostali w Zdunach, lekceważąc sobie obowiązki wobec zwierzchności. Wszystkie wysiłki kolejnych biskupów, by wyegzekwować swe prawa zawiodły. W 1516 r. doszło wreszcie do ugody polegającej na sprzedaży pełnej własności Zdun dotychczasowym posiadaczom76. 6. Zestawione wyżej dane wzbogacają znany dotychczas obraz rozpowszechnienia stosunków lennych w Wielkopolsce. Tylko częściowo potwierdzają ogólniejsze wnioski, jakie dali Kamierz Tymieniecki i Stefan Chmie-lewski77. Potwierdza się wprawdzie wybitna rola obcego rycerstwa. Zarówno wprowadzający lenna Jan Czerniński i Ramszowie von Oppeln, jak i broniący swych lennych uprawnień Wezenborgowie, byli przybyszami ze Śląska (dotyczy to także Borschnitzów ze Zdun). Jednak największy rozmach w organizowaniu lenn przypisać trzeba rodzimemu możnowładcy, Mikołajowi Przedpełkowicowi z Gostynia. To zarazem istotna korektura chronologiczna: większość wielkopolskich lenn nie pochodzi zatem z przełomu XIV i XV w. (jak dotąd sądzono), ale jest o wiek wcześniejsza. Potwierdza się natomiast związek urządzeń lennych z wielką własnością ziemską - tylko tam je wprowadzano jako jedno z narzędzi umacniania (bądź tworzenia) władztw. Zgodzić się trzeba z utrwalonym poglądem, że lenna nie były w Wielkopolsce powszechne. Nie były jednak, jak się zwykło sądzić, egzotyczną osobliwością. Widać co prawda, że sądy nie zawsze wiedziały, co począć ze sprawami manów - stąd odsyłano je często do starosty lub króla; jednak żupcy sądowi w ogóle często uciekali się do takiej praktyki. Liczba wzmianek źródłowych jest wprawdzie bardzo szczupła, ale można by to tłumaczyć charakterem zachowanych źródeł78. Liczyć się zresztą trzeba z możliwością poszerzenia tej skromnej bazy źródłowej. Rozważania nasze dostarczają przykładów, kiedy wyraźne dowody istnienia stosunków lennych przynoszą zapiski pozornie obojętne. Liczyć się zaś trzeba, że podobnie jak Mikołaj z Gostynia postępować mogli także inni możnowładcy, posiadający rozległe dobra w południowej Wielkopolsce79. 75 KDWlp 11 nr 1817. 76 Znamy obecnie tylko zatwierdzenie królewskie z 1529 r. (J. Łukaszewicz, Krótki historycz- no-statystyczny opis miast i wsi w dzisiejszym powiecie krotoszyńskim, Poznań 1869. s. 163n), sam dokument z 1516 r. zaginął (wzmiankuje go A. Warschauer, Die stadtischen Archwe in der Provinz Posen, Lelpzig 1901, s. 286). 77 K. Tymieniecki, Manowie..., s. 267n; S. Chmielewski, Manowie..., s. 220. 78 Są to księgi sądów ziemskich, przed którymi manowie z zasady nie powinni występować; zauważył to już S. Chmielewski, tamże, s. 222. 79 Zob. o nich zwłaszcza M. Młynarska-Kaletynowa, Pierwsze lokacje... Znane nadanie Miko łaja z Kiebłowa dla prywatnego rycerza Bencza von Nebełschiitz (1334 r.) nie operowało katego riami lennymi (KDWlp 2 nr 1137, por. SHGPozn II, s. 448). Śladem więzów zależności jest też 270 Omagialitas alias manowstwo Podkreślić też należy używanie sformalizowanej już terminologii lennej. Podstawowe terminy naszych źródeł odpowiadają tym, jakimi operują przekazy z innych stron. I tu, i tam teksty zwą wasala man lub omagialis (rzadziej feodalis). W określeniu lenna odnajdujemy drobną oboczność uwarunkowaną pewnie dialektologicznie: pisarze ksiąg kościańskich piszą zawsze „ma-nostwo", zamiast (jak na Rusi) „maństwo"80. Użyty raz zwrot omagialitas to bodaj neologizm81, ale doskonale zrozumiały, bo odwołujący się do powszechnie używanego omagium (hołd lenny). Osobliwsze jest określenie li-bertacio, użyte w jednej z naszych zapisek82. Ma odpowiednik w użytym kilkadziesiąt lat później terminie Jeodales seu liberim, a podobną zbitkę mamy poświadczoną z Pomorza84. Są to jednak chyba terminy rzadkie85, a ich geneza nie wydaje się jasna - poddanie się lennej zależności stanowiło wszak zaprzeczenie wolności86. Zebrane świadectwa potwierdzają też daną już przez Sławomira Gawlasa odpowiedź na pytanie o przyczyny nieprzyjęcia się w Polsce stosunków lennych. Prawo lenne w porównaniu z prawem polskim nie było dla szlachty atrakcyjne (ograniczało swobodę dysponowania dobrami, zawężało krąg uprawnionych do dziedziczenia). Rozwój drabiny feudalnej sprzeczny zaś był z krzepnącym w XIV-XV w. ustrojem stanu szlacheckiego: mimo głębokiego zróżnicowania zachowywał on równość praw publicznych, wynikającą bodaj ze wspólnej wszystkim, bezpośredniej zależności od króla. Jak głęboko zależność ta była zakorzeniona w świadomości szlacheckiej, świadczy też cytowana zapiska, w której sąd uznając ważność mediatyzacji Mora-czewskich zastrzegł, że nie może to przynieść uszczerbku w ich powinnościach wobec króla87. Lenna nie spełniały też nadziei wielkich panów - okazywało się, że wygodniejsza im była formuła zastawu, a nieraz po prostu wykupienie manów. Chciałoby się więc raczej pytać nie o to, dlaczego stosunki lenne się nie przyjęły, lecz o to, dlaczego w ogóle się pojawiły. być może występowanie w Gościejewlcach pod Poniecem Pietrasza, którego status budził wątpliwości, skoro tytułowano go „włodarzem czyli dziedzicem" (Kościan, z. 2, k. 1, 3; zob. SHGPozn I, s. 583n.). Kazimierz Wielki nadając Koźminek Bartoszowi Wezenborgowi zezwolił mu tworzyć zależności wasalne w promieniu 2 mil od tego miasta [KDWlp 3 nr 1618). Później jednak nie widać w tej okolicy dóbr lennych, a sam dokument (znany tylko z bardzo późnej kopii) jest mocno podejrzany (S. Kętrzyński, O elementach chronologicznych dokumentów Kazimierza Wielkiego, Kraków 1913, s. 58n). 80 Tylko taką formę notuje (cytując przekazy ze źródeł powstałych na Rusi) SSt IV, Wrocław 1963-1965, s. 160, zob. też A. Prochaska, Lenna..., passim. Por. jednak wyżej: przyp. 6. 81 Por. wyżej: przyp. 67. Nie zna takiego słowa Słownik łaciny średniowieczne] w Polsce, t. IV, Wrocław 1975-1977, szp. 775n. 82 Por. wyżej: przyp. 66. 83 Zob. wyżej: przyp. 30. 84 Matricularum Regni Poloniae summaria, t. III (opr. T. Wierzbowski), Warszawa 1913, nr 2736 (1508 r.): liberi alias lemanowye; cyt. za S. Chmielewski, Manowie..., s. 223. 85 Nie notuje podobnych znaczeń Słownik łaciny..., t. V, (1978-1984), szp. 1362n. 86 Dobrze to rozumiał np. pisarz formułujący zapiskę w sprawie Moraczewa z 1429 r., gdzie kilkakrotnie używa formuły „a omagialitate liberari" itp. (zob. wyżej: przyp. 66). 87 Zob. wyżej: przyp. 66. • -»?«'??> ?•-?•1 271 Janusz Kurtyka Terytorium żmigrodzkie I. W jednej ze swych niedawno opublikowanych prac Stanisław Traw-kowski przypomniał dyskusję wokół problemu kasztelanii kościelnych -kompleksów majątkowych z grodem, pozyskiwanych w wyniku nadań książęcych przez instytucje kościelne od II połowy XI w. Wedle wniosków Autora opartych na przykładzie kasztelanii wolborskiej i zbieżnych z wcześniejszymi uogólniającymi ustaleniami Karola Buczka, a polemicznych względem propozycji Karola Modzelewskiego, pertynencje nadawanego przez księcia w XI-XII w. grodu (ośrodka kasztelanii) obejmowały nie przynależny doń obszar administracyjny (z władzą publiczną), lecz przyległe gospodarstwa-predia z czeladzią (i np. z leśnymi żeremiami, barciami i łowiskami) oraz rozmaite kategorie ludności służebnej i niewolnej, zobowiązanej do posług na rzecz grodu. Obdarowany przejmował zatem z grodem jedynie uposażenie (a nie funkcje publiczne) komesa grodowego (kasztelana)1. Z czasem i w miarę obumierania organizacji służebnej nadanie ulegało „utrwaleniu w terenie", „terytorializacji". Malało ekonomiczne znaczenie posług, rosła zaś wartość ziemi osadzonej ministeriałami, co musiało sprzyjać sporom prowadzonym przez obdarowaną niegdyś instytucję o ziemię i o kształtujące się granice dóbr; te bowiem musiały obejmować obszar mniejszy od przestrzeni administracyjnej byłego okręgu grodowego2. 1 S. Trawkowskl, Jiomines ascriptici castellanie de Voybor"; w sprawie genezy kasztelanii kościelnych [w:] Cracouia - Polonia - Europa, Kraków 1995. s. 221-227; por. też K. Buczek, Upo sażenie urzędników w Polsce wczesnofeudalnej, „Małopolskie Studia Historyczne" 5, 1964, z. 18-19, s. 74-76; tenże, Z badań nad organizacją gospodarki w Polsce wczesnofeudalnej (do po czątku XIV w.), „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej" 17, 1969, s. 195nn; K. Modzelewski, Między prawem książęcym a władztwem gruntowym, „Przegląd Historyczny" 71, 1980 (1981), z. 2-3, s. 209-231. 2 Zob. przykłady analizowane w S. Trawkowski, „Homines...", s. 223n. 273 Janusz Kurtyka Takie ujęcie niewątpliwych przypadków nadawania kasztelanii przez księcia rodzi kolejne pytania. Na obszarze okręgu grodowego (podległego władzy publicznej kasztelana z nadawanego grodu), przed nadaniem realnie funkcjonującego, a później najczęściej nadal zwyczajowo przywoływanego przy określaniu położenia wsi, z pewnością istniały lub mogły powstawać wsie nie związane z nadanym grodem pod względem gospodarczym, pozostające w rękach księcia lub przez niego z kolei nadawane np. rycerstwu albo instytucji kościelnej. W konsekwencji sądzić można, iż taki, a nie inny mechanizm nadawania grodu przez księcia powodował dezintegrację okręgu przynależnego do tegoż grodu, gdyż książę prawdopodobnie rozszerzał na obszar tego okręgu władzę publiczną kasztelana najbliższego z sąsiednich grodów książęcych (powiększając tym samym przestrzeń władzy tegoż kasztelana książęcego). Propozycje Karola Buczka i Stanisława Trawkowskiego opierają się na informacjach o kasztelaniach nadanych Kościołowi. Wydaje się jednak, iż zarysowany w nich mechanizm i wynikające z jego analizy wnioski odnieść można także do kasztelanii nadawanych możnowładcom świeckim w XI-XII w. Wnioski te nie byłyby także sprzeczne z zarysowanym przez Tadeusza Lalika modelem funkcjonowania w Polsce, w XI i w początkach XII w., organizacji grodowo-prowincjonalnej, opartej na sieci grodów (z okręgami grodowymi), oddalonych od siebie - w zależności od gęstości osadnictwa - o ok. 30-70 km. Organizacja ta zaczęła się rozpadać w XII w. w następstwie nadań na rzecz instytucji kościelnych i rycerstwa (zwłaszcza możnych), a zapewne i poprzez upadek części grodów. Pewną rolę musiał w tym procesie odegrać utrwalający się ku końcowi XII w. podział państwa, w ramach którego dawne prowincje stały się podstawą tworzących się księstw dzielnicowych, zaś miejsce ko-mesa prowincji zajął wojewoda (wojewodowie) u boku księcia dzielnicowego. W konsekwencji obszary administracyjne (władzy publicznej) grodów nadanych lub zanikłych zostały wchłonięte przez kasztelanie wokół tych pobliskich grodów książęcych (znanych ze źródeł pisanych od końca XII w.), które zachowały i zwiększyły swoje znaczenie jako ośrodki administracji książęcej (od przełomu XII/XIII w. wzorowanej już, według S. Gawlasa, na zachodnich burgrabstwach). W Małopolsce, na przykład, były to Biecz, Sącz, Kraków, Brzesko, Chrzanów, Oświęcim, Sandomierz, Wiślica, Małogoszcz, Połaniec, Radom, Sieciechów (okręg utworzony zapewne na obszarze kasztelanii sie-ciechowskiej w końcu XI w., nadanej i ok. 1100 r. skonfiskowanej palatynowi Sieciechowi), Czechów, Zawichost, Żarnów, Wojnicz, Lublin3. Informacje o dużych nadaniach ziemskich monarchy (obejmujących grody - choć nie zawsze musiały to być ośrodki administracyjne) na rzecz ry- 3 T. Lalik, Organizacja grodowo-prowincjonaina w Polsce XI i początków XII wieku [w:] Studia z dziejów osadnictwa V, 1967, s. 5-47 (tu literatura); por. też T. Wasilewski, Poland's Admi-nistrative Structure in Ektrly Piast Times; „Castra" ruled by „Comites" as Centries ofProuinces and Territorial Administration, „Acta Poloniae Hlstorica" 44, 1981, s. 5-31; S. Gawlas. O kształt zjednoczonego Królestwa. Niemieckie władztwo terytorialne a geneza spolecznoustrojowej odrębności Polski, Warszawa 1996, rozdz. 11-12, zwł. s. 74 n. Sieć grodów kasztelańskich możliwa jest do odtworzenia od przełomu XII i XIII w., ich obsada w odpowiednich tomach serii UDR; por. też J. Kurtyka, Sieciech palatyn (wojewoda) polski [w:] PSB XXXVI, 1996, s. 504n. 274 Terytorium żmigrodzkie cerstwa również sięgają połowy XI w., rozpoczynając się od znanego przekazu Anonima tzw. Galia o tym, jak Kazimierz Odnowiciel po bitwie z Miecła-wem obdarował prostego woja dostojeństwami i dobrami (ciuitatem ei contu-lit) w podzięce za uratowanie życia4. Informacje tegoż źródła z okresu rządów Bolesława Krzywoustego ukazują rozdawnictwo dóbr jako element rytuału politycznego: ceremonii zaślubin Bolesława Krzywoustego (1103 r.) towarzyszyły kilkunastodniowe akty hojności księcia, który ofiarowywał principibus pcdlia, vasa aurea et argentea, aliis ciuitates et castella, aliis villas et predia5. Wielkie nadania z grodami kasztelańskimi stanowiły jednak z pewnością wyraźną mniejszość wśród ogółu nadań książęcych dla rycerstwa i były adresowane do możnowładców6. W literaturze zwrócono już uwagę, iż w końcu XI i w XII w. w dziedziczne władanie rodów możnowładczych w kilku przypadkach przechodziły kasztelanie (czy też bardziej precyzyjnie: grody kasztelańskie z przyległościami, pertynencjami), np. sieciechowska - Toporów (okręg nazwany tak od nowego grodu wzniesionego przez wojewodę Siecie-cha), krzywińska - Awdańców, terytorium pałuckie (z Łeknem) rodu Pału-ków7. Stwierdzenie Kroniki Wielkopolskiej (oparte na wcześniejszej tradycji historiograficznej), iż Piotra Włostowica in comitem de Skrzyń creauerat lar-gitas magnijicaBoleslai może być wreszcie interpretowane jako przekazanie mu przez Bolesława Krzywoustego w dziedziczne władanie kasztelami skrzyńskiej8. We wszystkich tych przypadkach rozmiar nadania potwierdzony jest w późniejszym okresie przez zwarte osadnictwo kilku linii potomków obdarowanego możnowładcy. Siłą rzeczy każdy gród musiał mieć jakieś zaplecze gospodarcze lub z czasem (jeśli funkcjonował przez pewien okres) stawał się takim ośrodkiem. Dyskutowany w literaturze problem książęcej organizacji gospodar- 4 Gali Anonim, Cronica I 20, s. 46. 5 Gali Anonim, Cronica II 23, s. 90. 6 Zob. M. Sczaniecki, Nadania na rzecz rycerzy w Polsce do końca XIII wieku, Poznań 1938; H. Łowmiański, Początki Polski, t. VI/1: Polityczne i społeczne procesy kształtowania się narodu do początku wieku XIV, Warszawa 1985, s. 234-398. 7 W. Semkowicz, Rod Pałuków: RAUWHFXLIX, 1907, s. 21-29; tenże. Ród Awdańców w wie kach średnich, Poznań 1920, s. 99-112; E. Kowalczyk, Powracający temat: Sieciechów, „Kwar talnik Historii Kultury Materialnej" 42, 1994, z. 1, s. 69-85; J. Kurtyka, Sieciech palatyn..., s. 495-509; S. Gawlas, O kształt..., s. 76n. H. Łowmiański, Początki Polski..., s. 247-288 (tu też literatura), wystąpił przeciwko tezie o nadawaniu możnowladcom kasztelanii prawem dzie dzicznym, rezerwując ten mechanizm tylko dla instytucji kościelnych, jednak jego argumenty nie wydają się przekonujące, por. tu T. Lalik, Organizacja..., s. 21 n. 8 Kronika Wielkopolska, cap. 32; o Piotrze zob. podsumowujące studium J. Bieniaka, Pol ska elita polityczna XII w.. Część III A: Arbitrzy książąt - krąg rodzinny Piotra Włostowica [w:] Społeczeństwo Polski średniowiecznej (red. S.K. Kuczyński) IV, Warszawa 1990, s. 13-48, zwła szcza s. 43: por. też tenże. Ród Łabędziów [w:J Genealogia - Studia nad wspólnotami krewnia- czymi i terytorialnymi w Polsce średniowiecznej na tle porównawczym (red. J. Hertel), Toruń 1987, s. 12-31; S. Gawlas, O kształt..., s. 75, 187. A. Bogucki, Komes w polskich źródłach śred niowiecznych, Poznań 1972, pass., podkreśla wieloznaczność terminu comes (głównie na określenie członka warstwy możnowładczej). Termin ten funkcjonował w kilku znaczeniach - także na określenie pana grodowego, grododzierżcy, w tym przypadku uprawnionym, bo po łączonym z określeniem terytorialnym, w Polsce możliwym tylko w odniesieniu do urzędu, por. Słownik łaciny średniowiecznej w Polsce (red. M. Plezia) II, Wrocław 1959-1967, szp. 631; T. Lalik, Organizacja..., s. 21. 1 275 Janusz Kurtyka czej (przez jednych opieranej na sieci grodów, przez innych - na dworach książęcych)9 wykracza poza założony temat niniejszego artykułu. Warto jednak odnotować uwagę Tadeusza Lalika, iż praktycznie każdy gród książęcy był jednocześnie ośrodkiem gospodarki dworskiej10. Zdaniem części badaczy przy grodach powstawały też najstarsze kościoły przedparafialne (później parafialne)11. Oczywiście nie wszystkie grody musiały odgrywać rolę administracyjną i być centrum osobnego okręgu kasztelańskiego. Można sądzić, iż część z nich wznoszona była dla celów wyłącznie militarnych (np. na pograniczu) lub policyjno-skarbowych (np. przy szlakach handlowych). II. Interesujące wydaje się wykorzystanie opisanego przez Stanisława Trawkowskiego mechanizmu nadawania kasztelanii Kościołowi do interpretacji gorzej naświetlonych źródłowo nadań na rzecz możnowładztwa. Interesować nas będzie obszar wokół Żmigrodu, w połowie XIV w. określany jako territorium, położony w południowej części pasa granicznego polsko--rusklego. Pas ten, niezwykle interesujący badawczo, rozciągał się na odcinku pomiędzy puszczami Sandomierską i Karpacką, rzekami Wisłoka i Wisłokiem, oraz Ropczycami i Rzeszowem na północy a przełęczami Zbo-rowską i Dukielską na południu. Strefa graniczna ukształtowała się tu stosunkowo późno, bowiem zapewne nieco przed 1085 r., kiedy to Rościsławi-cze opanowali Przemyśl, wykorzystując osłabienie państwa polskiego po obaleniu Bolesława Szczodrego. Wedle nowszych badań pas graniczny przeciął tu strefy stosunkowo gęstego osadnictwa wczesnośredniowiecznego (łączonego z plemieniem Lędzian), ciągnące się równoleżnikowo wzdłuż szlaków komunikacyjnych od Sędziszowa po Przemyśl na północy i od okolic Biecza po Sanok na południu. Od końca XI w. do lat trzydziestych XII w., w okresie napiętych stosunków polsko-ruskich (planowany najazd ruski w 1097 r., porwanie Wołodara ok. 1119 lub 1121 r., spalenie Wiślicy i odwetowy najazd Bolesława Krzywoustego na Ruś w 1135 r.), pogranicze było z pewnością strefą ciągłych konflików12. Retrogresywna analiza szczątkowych informacji z XIII w. i bardziej szczegółowych z XIV w. pozwalają sądzić, iż najpóźniej w II połowie XIII w., a w niektórych przypadkach zapew- 9 Zob. omówienie tej problematyki i literatury w polemice z K. Modzelewskim przez K. Bucz ka, Organizacja służebna w pierwszych wiekach państwa polskiego, „Studia Historyczne" 20, 1977, s. 353-374. Autor przypisuje osadom służebnym w okresie ich powstawania funkcje usługowe na rzecz załóg wojskowych w głównych grodach. Zob. też T. Lalik, Organizacja..., s. 39n.; S. Gawlas, O kształt.., s. 65-71 (omówienie polemik Buczek-Modzelewski). 10 Tamże, s. 39. "Tamże,s.42. .. ?.. .-.,..• -.M ? UV„, ?.? . - c-r 12 M. Parczewski, Początki kształtowania się polsko-ruskiej rubieży etnicznej w Karpatach; u źródeł rozpadu Słowiańszczyzny na odłam wschodni i zachodni, Kraków 1991; J. Kurtyka, Południowy odcinek granicy polsko-ruskiej we wczesnym średniowieczu (przed 1340 r.) w świetle źródeł historycznych [w:] Początki sąsiedztwa; pogranicze etniczne polsko-rusko-słowackie w średniowieczu (red. M. Parczewski), Rzeszów 1996, s. 183n, 189-191 (w tych pracach wcześniejsza literatura). Pogląd Z. Perzanowskiego, Średniowieczne osadnictwo rejonu Krosna [w:] Krosno; studia z dziejów miasta i regionu, 1.1: (do roku 1918) (red. J. Garbaclk), Kraków 1972, s. 67, o słabym osadnictwie w rejonie Żmigrodu w XII-XIII w. wydaje się niesłuszny nie tylko w świetle ostatnich badań archeologicznych, ale nawet fragmentarycznych źródeł historycznych (informujących np. o gęstości sieci parafialnej w początkach XIV w.). 276 Terytorium żmigrodzkie ne wcześniej po stronie polskiej ukształtował się system stróży pogranicznej, oparty o książęcy gród w Bieczu i uzupełniany mniejszymi grodami z zapleczem gospodarczym, zwykle nadawanymi przez księcia przedstawicielom rycerstwa. Wymienić tu trzeba dobra Zabrony sandomierskiej - kasztelana sandomierskiego (koło Ropczyc i wokół grodu na pograniczu Gnojnicy i Witkowie), grody w Będziemyślu i Brzezówce (w tej ostatniej przed 1339 r. wzniesiono zamek Tarnowiec - na miejscu grodziska przez część archeologów datowanego na XII w.) - Półkoziców, w Dominikowicach - Odrowążów, poświadczony w połowie XIV w. zamek Czudec - zapewne Bogoriów. Do okresu funkcjonowania systemu grodowo-prowincjonalnego odnosić należałoby duże grody w Przeczycy (w centrum osad nadanych w ok. 1105 r. przez królową Judytę klasztorowi w Tyńcu), Trzcinicy koło Jasła i Wietrznie. Szczególną uwagę budzi wieloczłonowy gród w Wietrznie nad Jasiołką, leżący w centrum obszaru zasiedlonego pomiędzy Żmigrodem a Krosnem, użytkowany w epoce plemiennej (VIII-IX w.) i ponownie w X-XI/XII w. Po przecięciu tego obszaru granicą polsko-ruską w końcu XI w., gród znalazł się niemal na linii granicznej i jakiś czas później został opuszczony13. Ok. 1185 r. położony był na terenach należących do Bogoriów, bowiem w tym roku komes Mikołaj z Bogorii wraz z innymi dobrami nadał Wietrzno klasztorowi koprzywnickiemu14. Ul. W 1343 r. arcybiskup Jarosław Bogoria rozsądzał spory pomiędzy kolegiatą Św. Floriana w Kleparzu koło Krakowa a biskupem krakowskim o dziesięciny z nowizn in Beycensi et Smigrodensi territoriis oraz wzmiankował o wyznaczeniu trzech dostojników ad widendas et distinguendas nouas villas ab antiquis in territoriis supradietis'5. Spór dotyczył nowych wsi powstałach w wyniku akcji lokacyjnej w I połowie XIV w. na obszarach, z których w 1184 r. biskup krakowski, Gedka, nadał dziesięciny nowo ufundowanej kolegiacie Św. Floriana w Kleparzu. Dokument Gedki nie zachował się, zaś wedle piętnastowiecznego przekazu Jana Długosza jego nadanie obejmowało dziesięciny in uniuersa terra sive distrietibus Byeczensi et Szmigrodensi16. Także z połowy XIV w. (1354 r.) pochodzi wiadomość, iż król sprzedał Świesławowi, Piotrowi i Prokopowi, synom zmarłego wojewody krakowskiego Mikołaja z Bogorii i bratankom arcybiskupa Jarosława Bogorii, dobra Łubno, Kopytowa i Łajsce in territorio 13 J. Kurtyka, Południowy odcinek..., s. 190n. 194-201. Z nowszych prac por. S. Kołodziej ski, Średniowieczne rezydencje obronne Półkoziców w zachodniej Małopolsce; wstęp do proble matyki badań, „Acta Universitatls Lodziensis. Folia Archaeologica" 22. 1998, s. 160-164. O gro dzie w Wietrznie zob. J. Marszałek, Katalog grodzisk i zamczysk w Karpatach, Warszawa 1993, s. 241n (tamże literatura). 14 Z. Wdowiszewski, Ród Bogoriów w wiekach średnich, „Rocznik Polskiego Towarzystwa Heraldycznego we Lwowie" 9. 1928-1929, Kraków 1930, s. 3,83. Z. Perzanowski. Średniowiecz ne osadnictwo..., s. 65-67, operując argumentem „ex silentio". wysunął zastrzeżenia co do cza su, wielkości darowizny Mikołaja, a nawet osoby dobrodzieja klasztoru (gdyż brak informacji o działalności klasztoru na tym terenie pomiędzy 1185 a 1277 r). Wątpliwości te wydają się jed nak pozbawione przesłanek źródłowych (nie można za takie uznać milczenia źródeł dla okresu charakteryzującego się ich ogólnym niedostatkiem). 15KDKKr 1 nr 175. ???? ..??->.'??- 16 Długosz, Liber I, s. 477-478: ZDK 1 nr 3: zob. też J. Kurtyka, Południowy odcinek..., s. 195. 277 Janusz Kurtyka Smigrodensi17. Ośrodek żmigrodzki pojawia się w źródłach dopiero w 1305 r., odnotowany jako własność Wojciecha ze Żmigrodu (wojewody sandomierskiego w latach 1306-1313), brata wspomnianych wyżej Mikołaja i Jarosława z Bogorii, wraz z nimi potomka komesa Mikołaja, który w 1185 r. nadawał klasztorowi koprzywnickiemu sąsiednie Wietrzno18. Wydaje się zatem prawdopodobne, iż terytorium żmigrodzkie ok. 1184 r. traktowane jako równorzędne z bieckim (wedle przekazu Długosza), pozostawało w związku z grodem w Wietrznie, po upadku którego zyskało nazwę od nowego ośrodka żmigrodzkiego, zaś relikty tego stanu rzeczy przetrwały jeszcze do połowy XIV w.19 Należy zatem uznać, iż Żmigród, w 1305 r. i później poświadczony jako własność rycerska (do ok. 1320 r. Bogoriów, później ich spadkobierców)20, uznawany był jeszcze w I połowie XIV w. za ośrodek obszaru (territorium), do którego zaliczano także dobra królewskie i względem którego określano położenie wsi będących przedmiotem nadania dziesięcin z 1184 r. Termin territorium jest wieloznaczny (jednak bardziej precyzyjny niż districtus) i w I połowie XIV w. używany był na oznaczenie okręgu administracyjnego, ziemi, kasztelami (w II połowie tego stulecia - ziemi lub powiatu sądowego), co można uzasadnić na podstawie ówczesnych wzmianek o terytorium bieckim21. Za czasów Kazimierza Wielkiego terytorium żmigrodzkie najpewniej miało już charakter reliktowy. Na pierwotne funkcjonowanie książęcej organizacji gospodarczej na tym obszarze zdają się wskazywać charakterystyczne nazwy osad w bezpośrednim sąsiedztwie Żmigrodu: wsi służebnej Rybitwy (poświadczonej w 1366 r. w kluczu kobylańskim)22 i wsi Kobyle (od końca 17 KDMłp 3 nr 707. 18 ZDMlp 4 nr 889; Długosz, Annales, s. 34; KDMłp 1, s. 164 (falsyfikat); Z. Wdowiszewski, Ród Bogoriów..., s. 24-27, 88. 19 J. Wyrozumski, Początki miast w regionie jasielskim [w:] Studia z dziejów Jasła i regionu ja sielskiego (red. J. Garbacik), Kraków 1964, s. 82n, domyślał się w „territorium" żmigrodzkim re liktów opola; nowsze badania kwestionują jednak administracyjny charakter opola i podkreśla ją umowność tego terminu (głównie w znaczeniu „sąsiedztwo"; zob. J.S. Matuszewski, Vicinia id est...; poszukiwania alternatywnej koncepcji staropolskiego opola. Łódź 1991, passim, tu też ze stawiona obszerna literatura przedmiotu); także S. Trawkowskl, Opole a gród, w: Aetas media - Aetas Moderna, Warszawa 2000, s. 313-318). Jednak nawet po przyjęciu tezy o administracyj nym charakterze opola, brak przesłanek źródłowych do lokalizowania go w okolicy Żmigrodu. 20 Zob. niżej przypis 53 i odpowiadający mu tekst. 21 Słownik historyczno-geogrąficzny województwa krakowskiego w średniowieczu I-III (opr. W. Bukowski, J. Kurtyka, J. Laberschek, Z. Leszczyńska-Skrętowa, F. Sikora, J. Wi śniewski, red. J. Wiśniewski, A. Gąsiorowski, F. Sikora), Wrocław-Kraków 1980-1997 [dalej cyt: SHGKr] I, s. 87; J. Kurtyka, Południowy odcinek..., s. 195n. Por. użycie w r. 1471 termi nu territorium na oznaczenie powiatu ukształtowanego na obszarze starego okręgu grodo wego („wołości") wokół Czerwonogrodu na Podolu, Katalog pergamentnich dokumentiv Cen- tralnogo Derżavnogo Istorićnogo Archivu URSR u L'vovi 1233-1799 (opr. O. A. Kupćinskij, E. J. Ruźickij), Kiiv 1972, nr 242: w dokumencie sądu ziemskiego podolskiego dobra staro sty czerwonogrodzkiego, Michała z Buczacza, w powiatach kamienieckim i czerwonogrodz- kim określone jako leżące in terra Podoliae, districtu Camenecensi territorioąue Czerwono- gro-densi). 22AGZ 3 nr 16. Klucz kobylański został wydzielony z dóbr żmigrodzkich ok. 1358 r. Wieś Rybitwy zanikła jeszcze w XIV w., bowiem nie została już wymieniona przy okazji działu majątkowego pomiędzy Kobyleńskimi w 1377 r., potwierdzonego w 1385 r. (SHGKr II, 278 Terytorium żmigrodzkie XIV w. zwanej Kobylanami) położonej pomiędzy Wietrznem a Żmigrodem. Nazwa Kobyle oznaczała „Kobyle pole", czyli początkowo ogrodzony obszar, na którym latem pod opieką pasterza wypasano kobyły (z kolei od października do kwietnia obowiązywało tzw. prawo kobylego pola, na mocy którego w tym okresie wszystkie pastwiska udostępniane były wszystkim klaczom). Umieszczenie nakazu letniego wypasu „kobył nieucznych" (świerzop, łac. iu-menta indomita) w statutach Kazimierza Wielkiego skłania badaczy do upatrywania genezy „kobylego pola" w regulacjach związanych z wczesnośredniowiecznymi stadninami księcia, hodowanymi dla potrzeb drużyny (za tym przykładem hodowla mogła się rozwijać i w dobrach możnowład-czych)23. IV. Przytoczone powyżej informacje źródłowe jednoznacznie wskazują, iż Żmigród mógł funkcjonować jako ośrodek gospodarczy okolicy o wiele wcześniej niż sugeruje to pierwsza zachowana wzmianka źródłowa z 1305 r. Wczesnemu powstaniu z pewnością sprzyjało położenie osady na skrzyżo- s. 639). A. Kamiński, Nieznane karty z przeszłości miasteczka Dukli (1358-1540) [w:] Prace z dziejów Polski feudalnej ofiarowane Romanowi Gródeckiemu w 70 rocznicę urodzin. Warszawa 1960, s. 404, błędnie identyfikuje Rybitwy w kluczu kobylańskim z 1366 r. z Rybi-twami koło Krakowa, należącymi do linii Bogoriów nie mającej już (w następstwie działów z początku XIV w.) praw do kompleksu żmigrodzkiego. Wbrew opinii tego badacza, także nie zidentyfikowane Zagórze i Pankracowa Wola, w 1366 r. wymienione w kluczu kobylańskim, musiały leżeć w pobliżu Kobylan (por. tu SHGKr II, s. 638). Rybitwy koło Krakowa w 1379 r. znajdowały się w posiadaniu Witosławy, wdowy po Piotrze z Bogorii (był on bratankiem wojewody sandomierskiego, Wojciecha ze Żmigrodu) i jej dzieci, Mikołaja z Bogorii kasztelana zawichojskiego. Paszka, Anny, Beaty i Praksedy (ZDMlp 1 nr 156), którzy (już bez udziału sióstr) w 1380 r. sprzedali tę wieś klasztorowi mogilskiemu, por. Monografia opactwa cystersów we wsi Mogile, cz. 2: Zbiór dyplomów klasztoru mogilskiego (opr. E. Janota), Kraków 1867 [dalej cyt.: ZDMog] nr 94. W 1385 r. Paszek ze Skotnik (i Bogorii, syn Prokopa, brat stryjeczny Mikołaja i Paszka Piotrowiców; por. SHGKr II, s. 714) na podstawie prawa bliższo-ści usiłował retraktować Rybitwy, które jednak pozostały niewykupione przy klasztorze, por. Dokumenty sądu ziemskiego krakowskiego 1302-1453 (wyd. Z. Perzanowski), Wrocław 1971 [dalej cyt.: DSZK] nr 25, por. też 121). W 1389 r. podobnie bezskuteczne okazały się pozwy przeciwko klasztorowi składane przez Mikołaję, wdowę po Paszku Ampule z Widu-chowej, łowczym sandomierskim, por. Antiąuissimi libri iudiciales terrae Cracoviensis (wyd. B. Ulanowski), SPPP VIII, uw. 158/46, por. też uw. 96/26; AP Kraków, Acta terrestria Craco-viensia. Księgi ziemskie krakowskie [dalej cyt.: Terr. Crac.| 3a, s. 638, 645; 3b, s. 4). Należałoby go identyfikować w konsekwencji z wspomnianym powyżej Paszkiem Piotrowicem, po ojcu współdziedzicem Widuchowej, por. ZDK 1 nr 45; KDWlp 3 nr 1559 - KDMlp 3 nr 790; błędna identyfikacja Ampuły z Paszkiem Prokopowicem z Rytwian w UMłp nr 777. Znana z dotychczasowej literatury genealogia Bogoriów w XTV w. (Z. Wdowiszewski, Ród Bogoriów..., passim; J. Tęgowski, Krąg rodzinny Jarosława Bogorii [w:] Genealogia - Polska elita polityczna w wiekach średnich na tle porównawczym (red. J. Wroniszewski), Toruń 1993, s. 123-137) wymaga ponownego podsumowania i kilku korekt, których prezentację (w tym miejscu niemożliwą) niżej podpisany odkłada do przygotowywanej pracy pt. Rozpad dóbr żmigrodzkich w połowie XIV w. 23 Z. Kaczmarczyk, Kobyle pole [w:[ SSS II, Wrocław 1965, s. 433n (tu wcześniejsza literatura, zwłaszcza dotycząca Czech, gdzie instytucja Kobylego pola jest najlepiej oświetlona źródłowo); H. Łowmiański, Początki Polski, t. III: Z dziejów Słowian w I tysiącleciu n.e., Warszawa 1967, s. 403n; Z. Podwińska, Zmiany form osadnictwa wiejskiego na ziemiach polskich we wcześniejszym średniowieczu; źreb, wieś, opole, Wrocław 1971, s. 349n; por. Statuty Kazimierza Wielkiego, cz. II. Statuty wielkopolskie (opr. i wyd. L. Łysiak), Warszawa-Poznań 1982, art. XXIX, s. 37. 279 Janusz Kurtyka waniu ponadregionalnych szlaków komunikacyjnych: południkowego, przez przełęcze karpackie (głównie Dukielską) na Węgry i równoleżnikowego, do Sanoka i na Ruś, co potwierdzają liczne informacje (od 1332 r.) o żmigrodzkiej komorze celnej24. Rangę ośrodka żmigrodzkiego potwierdza też bulla z 1331 r., którą papież zezwolił na założenie klasztoru dominikanów in castro Smigrod na pograniczu ruskim (konwent osiadł w Nowym Żmigrodzie)25. Bardziej szczegółowe przekazy źródłowe o miejscach obronnych w ośrodku żmigrodzkim są niezwykle interesujące, mimo iż pochodzą dopiero z II połowy XV w. Potwierdzają one funkcjonowanie zamku nad Wisłoka w Nowym Żmigrodzie (zapewne już przed 1331 r.)26, jednocześnie informując o opuszczonym grodzisku na polach Starego Żmigrodu27. Grodzisko to odnosić 24 J. Kurtyka, Południowy odcinek..., s. 189-191 (tu wcześniejsza literatura). 25 KDMlp 1 nr 184 - Monumenta Poloniae Vaticana, I-VI (wyd. J. Ptaśnik), VIII (wyd. E. Dłu- gopolski), IX (wyd. S. Szczur), Kraków 1913-1994 [dalej cyt: MPV] III nr 282; BuUarium Poloniae, t I, (wyd. I. Sułkowska-Kuraś, S. Kuraś), Romae 1982, I nr 1654; J. Wyrozumski, Początki miast..., s. 82. Zapis „in castro" należałoby rozumieć być może w ten sposób, iż planowano umieszczenie klasztoru w sąsiedztwie zamku w Nowym Żmigrodzie, zaś przyjęcie takiej wykła dni datowałoby także i sam zamek (inaczej S. Kołodziejski, Średniowieczne rezydencje..., s. 205; por. jednak uwagi poniżej). 26 Dnia 11 V 1370 r., w Wiślicy, na dokumencie królewskim świadkował Włost, kasztelan żmigrodzki (KDMlp 1 nr 207). Jest to jedyna znana wzmianka o takiej tytulaturze. Wydaje się, Iż we Włoście należałoby upatrywać burgrabiego, dowódcę załogi żmigrodzkiej. W tym okresie Żmigród na pewno znajdował się w posiadaniu Pakosza ze Żmigrodu i Pałecznicy, h. Lis (B. Śli- wiński, Lisowie Krzelowscy w XTV-XV w. i ich antenaci; studium genealogiczne, Gdańsk 1993, s. 42n), tak więc Włost mógł być jego burgrabią (mniej prawdopodobne wydaje się przejściowe osadzenie załogi królewskiej w zamku żmigrodzkim). 27 W 1481 r. ówcześni dziedzice przeprowadzili podział dóbr żmigrodzkich, dzieląc m.in. po połowie zamek. Jednej ze stron przypadła połowa zamku: „medietas castri Smigrod a fluvio Wyszloka iacet incipiendo a medietate turris usąue ad angulum, que est ad januam", podzie lono po połowie także wieżę, zaś wspólnie użytkowane miały być „janua maior alias brona et minor janua". Druga połowa działu na terenie zamku ciągnęła się „incipiendo a medietate tur ris usąue ad angulum porte" i dalej „a porta maiori alias brona". Po połowie podzielono także podzamcze - „przygrodzye per mediam" - położone „a via que tendit a ciuitate [Żmigród] ad mo- lendinum". Podział miasta Nowego Żmigrodu wyznaczono orientując się m.in. wedle domów koło miejscowego klasztoru - penes claustrum. Ta sama zapiska informuje o podziale przyle głych do zamku i miasta wsi, w tym także łąki „sub grodzyszko in campo Antiąuo Smygrod" (AP Kraków, Acta terrestria Biecensia. Księgi ziemskie bieckie [dalej cyt.: Terr. Biec] 2, s. 78, 80-82). Nie może zatem ulegać wątpliwości, iż w zapisce opisane zostały dwa obiekty: funkcjonujący w 1481 r. zamek z podzamczem nad Wisłoka w pobliżu drogi z Nowego Żmigrodu do młyna, oraz opuszczone grodzisko na polach wsi Stary Żmigród. Tego ostatniego dotyczyć musi infor macja o łące pod Grodziskiem przy okazji kolejnego działu z 1499 r. (Terr. Crac. 153, s. 232n). Inne liczne wzmianki źródłowe o zamku Żmigrodzie w XV w. nie przynosząjuż szczegółów przy datnych do jego lokalizacji (Kartoteka SHGKr s. v. Żmigród). Zamek w Nowym Żmigrodzie funk cjonował już zapewne w 1331 r.. kiedy to papież zezwalał na założenie klasztoru dominikanów „in castro Smigrod" (KDMlp 1 nr 184 - MPVIII, nr 282); o zamku por. też F. Kiryk, Rozwój urba nizacji Małopolski XJII-XVI w.; Województwo krakowskie (powiaty południowe), Kraków 1985, s. 82-88. Na oba obiekty obronne w Żmigrodzie uwagę zwrócił Z. Perzanowski (dodatkowo z ośrodkiem żmigrodzkim łącząc niepotrzebnie także trzeci obiekt w Mrukowej, związany już z tamtejszym kluczem dóbr monarszych; Z. Perzanowski, Średniowieczny Żmigród [w:] Discer- nere vera acjalsa; prace ofiarowane Józefowi Szymańskiemu w sześćdziesiątą rocznicę urodzin: Annales Universitatis Mariae Curiae-Skłodowska XLV. Sectio F, Lublin 1990, s. 277-278). Ba dacz ten lokalizował zamek w Nowym Żmigrodzie na północ od kościoła parafialnego, rzeczywi ście położonego niedaleko od brzegu Wisłoki. Propozycje te zanegował S. Kołodziejski, Śred- 280 Terytorium żmigrodzkie należałoby do trzynastowiecznego okresu dziejów Starego Żmigrodu i uważać za ówczesną obronną siedzibę Bogoriów, wykorzystywaną przez nich do początków XIV w., która później (może jeszcze w XV w.) mogła być nadal przydatna jednej z kilku rodzin dysponujących po Bogoriach prawami spadkowymi. Z tezą taką nie są sprzeczne obecne doniesienia o datowaniu znalezionych tam zabytków archeologicznych na okres od II połowy XIII do XV w.28 Wzniesienie zamku w Nowym Żmigrodzie wiązać można by z kolei z osobą zmarłego przed 1316 r. Wojciecha ze Żmigrodu, wojewody sandomierskiego (1306-1313) lub jego syna, Jakuba, podkomorzego sandomierskiego (1319-1320). Hipotezę o dawnej metryce ośrodka żmigrodzkiego wspierają wreszcie wczesne i przypadkowe (bo związane tylko z dobrami kościelnymi) informacje źródłowe o osadnictwie w najbliższej okolicy. Położona tu była część majątków nadanych ok. 1105 r. przez królową-wdowę Judytę Marię klasztorowi tynieckiemu, od ok. 1088/1089 r. stanowiących dobra jej oprawy. Z dóbr tych bardziej oddalone ku północy i położone koło grodu w Przeczycy były osady Brzostek, Klecie, Dęborzyn, Bieździedza; w pobliżu Biecza leżała Sie-pietnica; u ujścia Jasiołki do Wisłoki koło Jasła leżały Warzyce, Krotowice i Szebnie, zaś Umieszcz zlokalizowany był na południowym (bliższym Żmigrodowi) brzegu Jasiołki29. Przed 1229 r. klasztor tyniecki pozyskał Sulistro-wą, położoną w centrum kompleksu żmigrodzkiego, pomiędzy Kobylanami a Żmigrodem. Szybko zapewne jednak utracił tę osadę, nie jest bowiem ona później już odnotowywana wśród wsi klasztornych, zaś w 1366 r. wymieniona została w składzie klucza kobylańskiego30. W 1185 r. komes Mikołaj z Bogorii nadał ufundowanemu przez siebie klasztorowi cystersów w Koprzywnicy (koło Sandomierza) m.in. dobra przy granicy polsko-ruskiej na Podkarpaciu: Lubzinę koło Ropczyc, Lubię i Dobrze-chów nad środkowym Wisłokiem oraz - bezpośrednio nas tu interesujące -Wietrzno i Jasło nad Jasiołką, a najpewniej i Zręcin (utracony przez klasztor niowieczne rezydencje..., s. 204n, powołując się na fakt, iż rejestry konserwatorskie nie odnotowują pozostałości zamku na północ od kościoła (brak odkryć jest jednak słabą przesłanką argumentacji o nieistnieniu zamku) oraz odnosząc wszystkie informacje o zamku żmigrodzkim do pozostałości po grodzisku na wzgórzu Zamczysko, na południe od Starego Żmigrodu (fosa o szerokości 25-30 m, wały); pozostałości te, leżące z dala od Wisłoki, należy oczywiście wiązać z opuszczonym grodziskiem odnotowanym w latach 1481 i 1499. Istnienie dwóch (a niejednego) obiektów obronnych w ośrodku żmigrodzkim nie może ulegać wątpliwości, zostały bowiem one wymienione w jednej zapisce w 1481 r. W konsekwencji wszystkie zestawione przez Kołodziejskiego informacje o zamku w Żmigrodzie należałoby jednak odnieść do zamku w Nowym Żmigrodzie, którego lokalizacji nie udało się jeszcze ustalić w toku badań archeologicznych. 28 S. Kołodziejski, Średniowieczne rezydencje..., s. 205; J. Marszałek, Katalog..., s. 262n. 29 Kodeks dyplomatyczny klasztoru tynieckiego (wyd. S. Kętrzyński, S. Smolka), Lwów 1876 [dalej cyt.: KDTyn] nr 1 (dokument legata Idziego z ok. 1123-1125 r.). Zob. też A. Hirschberg, Stosunki osadnicze w dobrach klasztoru tynieckiego w początkach jego istnienia, Lwów 1925; S. Mateszew, F. Sikora, Osadnictwo i stosunki własnościowe w regionie tarnowskim do końca XVI wieku [w:] Tarnów; dzieje miasta i regionu, 1.1 (red. F. Kiryk, Z. Ruta), Tarnów 1981, s. 101- 114; G. Labuda, Szkice historyczne XI wieku. Początki klasztoru benedyktynów w Tyńcu, „Studia Źródłoznawcze" 35, 1994, s. 23-62; J. Kurtyka, Południowy odcinek..., s. 194n. 30 KT/Iyn nr llb; Długosz, Liber III, s. 218; AGZ 3 nr 16; J. Kurtyka, Południowy odcinek..., s. 194, 196. 281 Janusz Kurtyka ok. 1262 r.) w bezpośrednim sąsiedztwie Żmigrodu31. Można domniemywać, iż nadanie dla cystersów zbiegło się w czasie z opuszczeniem grodu w Wietrznie i z przeniesieniem siedziby dziedziców do Żmigrodu. V. Istotnych przesłanek do wniosków o metryce Żmigrodu oraz wielkości związanego z tym ośrodkiem territorium dostarczyć może analiza papieskich źródeł skarbowych oraz struktury i rodzaju powiązań parafialnych na interesującym nas obszarze. W najstarszych rejestrach dziesięciny papieskiej i świętopietrza (od lat 1325/1326 i 1328) parafie Żmigród Stary i Żmigród Nowy wymieniane były w składzie dekanatu zręcińskiego, położonego przy granicy z Rusią. Na dawną metryką Żmigrodu wskazują: poświadczone od 1325/1326 r. występowanie dwóch osad o tej samej nazwie (co odzwierciedla dodatkowo dynamikę osadniczą i będący jej efektem podział w następstwie zasiedlania gruntów osady żmigrodzkiej) oraz wysoki szacunek dochodów plebana Starego Żmigrodu (te były podstawą wymiaru dziesięciny papieskiej). Trzeba tu zwrócić uwagę na wymowne proporcje szacowanych dochodów plebanów, które dla Starego Żmigrodu były najbardziej korzystne w całym dekanacie zręcińskim (Stary Żmigród - 9 grzywien, Mecie - 8, Biecz - 5, Zręcin i Jasło - po 4, Za-łęże i Sławęcin - po 2 grzywny, Szebnie - 1 grzywna, Nowy Żmigród - 1 grzywna 18 skojców, Dominikowice opustoszałe, Bieździedza - bez danych)32. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku najstarszych rachunków świętopietrza (z lat 1328-1358), przez część literatury uznawanych za przydatne do szacowania potencjału ludnościowego parafii. Nie wchodząc tu w dyskusję nad użytecznością spisów świętopietrza dla badań nad zaludnieniem33, odnotować należy jednak proporcje taksy przypadającej na poszczególne parafie (zapewne odpowiadające stosunkom ludnościowym i zbliżone do struktury dochodów plebanów szacowanych dla potrzeb dziesięciny papieskiej). Relacje te ok. 1328 r. kształtowały się następująco (w nawiasach umieszczono późniejszą wartość taksy, jeśli do 1358 r. ulegała zmianie): Stary Żmigród -18 (20) skojców, Zręcin - 12 (5, 8), Jasło - 12 (13 1/2, 10), Biecz - 10 (11 1/2), Sławęcin - 9 (10), Nowy Żmigród -8(11 1/2, 9 1/2), Załęże - 6 (4), Szebnie -5 (5 1/2) skojców, Mytarz (w spisach dziesięciny z 1325/1326 r. jeszcze nie wymieniany) - 2 (2 1/4) skojce, Bieździedza - 1 grosz (3 kwartniki), Klecie -brak danych (później wraz z Kołaczycami - 17 1/2 skojca) i Dominikowice (opustoszałe) - brak danych34. Z zestawień powyższych wynika jednoznacznie, iż ośrodek żmigrodzki jeszcze w I połowie XIV w. miał wskaźniki wyższe niż kasztelański Biecz - centrum administracji królewskiej tego obszaru. 31 Z. Wdowiszewski, RódBogoriów..., s. 3, 25-38, 83n i mapa po s. 24; Z. Kozłowska-Budko-wa, S. Szczur, Dzieje opactwa cystersów w Koprzywnicy do końca XIV w., „Nasza Przeszłość" 60, 1983, s. 8-13, 32n; J. Kurtyka, Południowy odcinek..., s. 195-197. 32MPVI, s. 135, 206n. 33 Literaturę zestawiają ostatnio W. Bukowski i R. Tatarzyńskl, Kurenda subkolektora płoc kiego Jakuba z Piotrkowa do płebanów dekanatu zawkrzeńskiego w sprawie zapłaty świętopie trza w 1429 roku, „Roczniki Historyczne" 64, 1998, s. 209n. 34 MPV I, s. 302n, 382, 394; II, s. 182n, 193n, 203, 212, 222, 231, 241, 250, 258, 273n, 281 n, 289; T. Gromnicki, Świętopietrze w Polsce, Kraków 1908, s. 372-8. W zestawieniu uwzględniono tylko parafie wymienione w najstarszym spisie z 1328 r. W połowie XIV w. ośrodkiem dekanatu było Klecie. 282 Terytorium żmigrodzkie Wnioski o znaczeniu ośrodka żmigrodzkiego przed 1325 r. znajdują wreszcie potwierdzenie w zestawieniach wysokości dziesięciny snopowej opłacanej na rzecz kolegiaty Św. Floriana w Kleparzu koło Krakowa na podstawie wspomnianego wyżej nadania biskupa krakowskiego z 1184 r. Wedle tych zachowanych zestawień wartość dziesięciny ze Starego Żmigrodu była wXV-XVI w. najwyższa spośród wszystkich wsi obciążonych tym świadczeniem na rzecz kolegiaty i wynosiła 12-13 grzywien35. Poszukując związków okolicznych osad ze Żmigrodem w okresie sprzed 1325 r., warto przyjrzeć się powiązaniom parafialnym i strukturze docho dów plebanów w Starym i Nowym Żmigrodzie, znanym szerzej dopiero dzięki księdze dochodów beneficjów diecezji krakowskiej (Liber retcucatio- num) z 1529 r. W literaturze zgodnie podkreśla się silny związek pomiędzy zasięgiem parafii i kompleksem majątkowym jej fundatora, dobrze widocz ny w przypadku parafii w dobrach rycerskich. W XTV-XV w., okresie lepiej oświetlonym źródłowo, wyrazem tego związku była często własność potom ków lub rodowców fundatora we wsiach należących do parafii (oczywiście w następstwie zmian własnościowych potomkowie fundatora parafii rów nie dobrze mogli już nic nie posiadać na jej terenie). Parafie najstarsze wy różniały się wielkością okręgu parafialnego (a w konsekwencji i dochodami plebana). Istotny zwłaszcza wydaje się problem dziesięciny swobodnej pła conej z roli rycerskich (w XTV-XV w. z folwarku) i dziesięciny z roli kmie cych. Każda z nich w inny sposób może być wykorzystywana jako narzę dzie analizy struktury własnościowej w momencie powstania parafii. Dzie sięcina swobodna płacona przez dziedzica może wskazywać wprost powią zania. Bardziej skomplikowana jest sprawa dziesięciny z łanów kmiecych, pozostającej w dyspozycji biskupa, którego rola w tym zakresie wzmacnia na była w ustawodawstwie synodalnym od XIII w. Wydaje się jednak natu ralne (i możliwe do potwierdzenia przykładami), iż godząc się na fundację parafii (zwłaszcza tych najstarszych), biskup stosunkowo często, na proś bę fundatorów, nadawał plebanowi także dziesięcinę z roli kmiecych w ich wsiach wchodzących w skład parafii bądź z nią sąsiadujących (pomijając tu przypadki uposażania przez biskupa fundacji jego rodowców, w których jego hojność mogła być większa). Od momentu nadania dysponentem dzie sięciny był już pleban. W przypadku tworzenia nowej parafii z części star szego okręgu konieczna była zgoda dotychczasowego plebana, który często nie rezygnował z dziesięcin; a zatem poświadczone w XV-XVI w. świadcze nia dziesięcinne - zwłaszcza w starszej formie snopowej - na rzecz kościo ła parafialnego z wsi do parafii nie należących, mogą mieć charakter relik towy36. .:??;?.<.:?. 35 Długosz, Liber I, s. 481-497; Kraków, BJ rps 6035 III (rejestry dziesięciny należnej kole giacie Św. Floriana z lat 1515-1519). kart 160, zob. np. k. 37v-38, 68, 73, 78v-79, 99-100; Księ ga dochodów beneficjów diecezji krakowskiej z roku 1529: tzw. Liber retwcationum (wyd. Z. Le- szczyńska-Skrętowa), Wrocław 1968 [dalej: LR], s. 299n. 36 E. Wiśniowski, Rozwój sieci parafialnej w prepozyturze wiślickiej w średniowieczu; stu dium geogrąftczno-historyczne. Warszawa 1965, s. 96-108 (tamże starsza literatura, z której po minięto A.Z. Helcel, Badania w przedmiocie historii dziesięcin kościelnych w Polsce, szczególniej pod względem tak zwanej dziesięciny swobodnej i dziesięciny oddawanej w gonitwę, „Bibliote ka Warszawska", lipiec 1863, t. III [Poczet nowy t. III], s. 1-55). 283 Janusz Kurtyka Parafia Stary Żmigród, w I połowie XIV w. najbardziej dochodowa i najlu-dniejsza w całym dekanacie zręcińskim, w księdze z 1529 r. odnotowana została bardzo enigmatycznie, zaś jej wymienione uposażenie było już szczątkowe. Praktycznie wiadomo jedynie, iż wikariusz wieczysty ze Starego Żmigrodu dysponował czynszem z karczmy w Żmigrodzie i mesznem z czterech przyległych wsi (ich nazw źródło nie wymienia). Dopiero Wizytacja Radziwiłłowska z 1596 r. wymienia w tej parafii Stary Żmigród, Lisią Górę (dziś: Łysa Góra), Draganową, Głosce i Siedliska37. Więcej szczegółów odnotowano w 1529 r. przy parafii w Żmigrodzie Nowym, ujętej łącznie z filialnym wówczas wobec niej kościołem w Mytarzu. Pleban nowożmigrodzki dysponował mesznem i stołowym z obu Mytarzów (Mytarza i Mytarki), Żmigrodu Nowego, Woli i Kątów, klerykaturą ze Żmigrodu Nowego, dziesięciną snopową z trzech folwarków w Mytarzu, wreszcie czynszem od burmistrza żmigrodzkiego. Dodatkowa prebenda pobierała ponadto meszne z Mytarza i czynsz wyderkafowy z cła w Żmigrodzie Nowym. Szczególnie interesująco prezentuje się jednak uposażenie 4 wikariuszy nowożmigrodzkich. Dysponowali oni dziesięciną snopową z roli kmiecych w Nienaszowie, Kobylanach, Sulistrowej, Żeglcach, Chorkowej (Chorkówce) i Siedliskach oraz dziesięciną pieniężną w Łękach38. Nadawanie dziesięciny z roli kmiecych było zastrzeżone dla biskupa, jednak uposażając kościoły w dobrach rycerskich czynił on to z reguły na prośbę fundatora-dzie-dzica lub jego wpływowych krewniaków, zaś jego decyzje dotyczyły często dóbr osób związanych z fundacją39. Wydaje się też, iż szlacheccy właściciele jeszcze w XIV w. mogli uzurpować sobie niekiedy prawo dysponowania dziesięcinami z roli kmiecych, znane są bowiem przypadki nadawania bezpośrednio przez dziedzica tych dziesięcin instytucji kościelnej (ta zaś z pewnością zabiegała następnie o zatwierdzenie nadania przez biskupa)40. 37 Archiwum Kurii Metropolitalnej w Krakowie, Wizytacja Radziwiłłowska [dalej: WR], k. 112. GioścewXVw. należały do parafii Kobylany (Długosz, Liber I, s. 484), lecz po sprofanowaniu tam tejszego kościoła w czasach reformacji zostały przyłączone do parafii Stary Żmigród. Podobnie mogło być w przypadku Draganowej, wraz z Głoścami należącej do klucza kobylańskiego. 38 LR, s. 284n. 39 Mechanizm taki dobrze jest widoczny w przypadku fundacji szczególnie nas tu interesu jących Bogoriów. W 1345 r. biskup krakowski, Jan Grotowic, konsekrował kościół parafialny w Staszowie i zatwierdził nadania fundatorów. Stanisław Kmiotek ze Staszowa ofiarował wów czas plebanowi dwa łany z sadzawką i ogrodem w Staszowie, jego brat Andrzej nadał dziesięci ny ze swych roli („post araturam suam"; może już folwarku) w Zbrodzicach, zaś Piotr z Bogorii - takież dziesięciny w Rytwianach i Widuchowej (ZDK 1 nr 45; por. ZDMłp 1 nr 84; LR, s. 231). Dziesięciny z roli chłopskich zostały nadane później - w 1374 r. biskup krakowski, Florian z Mo- krska, na prośby arcybiskupa Jarosława Bogorii nadał kościołowi w Staszowie dziesięciny z tej wsi, zaś kościołowi w Skotnikach - dziesięciny z Rytwian (ZDK 1 nr 71; por. LR, s. 402). Skotni- ki należały wówczas do Prokopa z Bogorii i Rytwian (bratanka Jarosława) i jego syna, Pawła (przodka Kolanowskich h. Bogoria), zaś miejscowy kościół fundowany był przez Jarosława (Długosz, Liber III, s. 318; KDMlp 3 nr 885, 895; 4 nr 1012-1013; ZDMog, s. 78; DSZK nr 25; ZDMłp 1 nr 217; J. Wiśniewski, Dekanat sandomierski, Radom 1915, s. 81-82, 209; Katalogi ar cybiskupów gnieźnieńskich (wyd. X. Liske) [w:j MPH III, s. 395n; SHGKr II, s. 714). 40 Praktykowali to na pewno Bogoriowie: w 1324 r. Paweł z Bogorii (brat późniejszego arcy biskupa Jarosława) nadał klasztorowi koprzywnickiemu dziesięcinę w Skotnikach Małych (w ziemi sandomierskiej) post aratra meorum kmethonum [KDMlp 2 nr 587). Raczej nie byli to kmiecie osadzeni na folwarku, bowiem dziesięcinę z łanów kmiecych potwierdza Długosz, Li ber III, s. 396n. 284 Terytorium żmigrodzkie Z wymienionych wyżej wsi, Kąty (odnotowane w 1410 r. w składzie dóbr żmigrodzkich) i Wola powstały najpewniej w toku akcji kolonizacyjnej wXTV w., na co wskazują ich nazwy. Nie są więc przydatne do analiz osadnictwa okresu wcześniejszego. Źródła o proweniencji kościelnej z XTV-XVI w. nie podają przynależności parafialnej Żeglec i Chorkówki; dopiero Wizytacja Radziwiłłowska z 1596 r. zalicza je do parafii Zręcin41. Kościół w Mytarzu, w 1529 r. filialny, został wzniesiony w XIV w. jako ośrodek nowej parafii, po raz pierwszy wymienionej w spisie świętopietrza z 1328 r. (rejestry dziesięciny papieskiej z 1325/1326 r. jeszcze Mytarza nie wymieniają). Taksa ustalona ok. 1328 r. wynosiła 2 skojce (później 2 1/4 skojca)42. Po 1374 r.43 parafia zanikła - Długosz wymienia już Mytarz w składzie parafii Żmigród Nowy44. Nienaszów został odnotowany jako ośrodek osobnej parafii po raz pierwszy w 1337 r. (w rejestrach świętopietrza do 1336 r. nie występuje)45. Struktura dochodów plebana wskazuje na uposażenie go na wsiach powstałych w toku akcji kolonizacyjnej wXTV w. (dziesięcina snopowa od sołtysów w Nienaszowie i Faliszówce, meszne z Nienaszowa i Faliszówki, dziesięcina pieniężna z Grabaniny i Faliszówki, czynsz z karczmy w Nienaszowie, stołowe z Grabaniny)46. Nienaszów graniczył bezpośrednio z Kobylanami i Suli-strową47. Parafia w Kobylanach powstała po 1374 i przed 1415 r., z pewnością z inicjatywy ówczesnych właścicieli Kobyleńskich herbu Grzymała. Pleban został uposażony na dziesięcinie snopowej z folwarków w Kobylanach, Łękach i Sulistrowej oraz od dwóch kmieci w Sulistrowej, dysponował też mesznem z Łęk i Kobylan48. Sądzić zatem można, iż parafie Stary i Nowy Żmigród (wcześniej z pewnością stanowiące jedną jednostkę) były „macierzą", z której wyodrębniono okoliczne parafie: Mytarz (ok. 1328 r.), Nienaszów (ok. 1337 r.) i Kobylany (pomiędzy 1374 a 1415 r.). Bezpośrednią przyczyną tych zmian była najpewniej rozwijająca się kolonizacja na prawie niemieckim i związane z nią zwiększanie się liczby ludności, a także narastające zmiany własnościowe. Jest bowiem charakterystyczne, iż powstawanie nowych parafii można skorelować z procesem stopniowej utraty przez właścicieli Żmigrodu kolejnych posiadłości wokół tego ośrodka (o czym poniżej). Konstatacje powyższe należy odnieść także do parafii Dukla i Makowiska. W Dukli kościół parafialny powstał w następstwie lokacji na prawie niemieckim, przeprowadzonej w 1373 r. przez kanclerza Janusza Suchywilka, ówczesnego właściciela Ko- 41 WR, k. 107. Podobnie rejestr poborowy z 1581 r. W sprawach przynależności parafialnej jest to źródło nie zawsze wiarygodne; Źródła dziejowe, t. 14-15: Polska XVI w. pod względem ge-ogrąficzno-statystycznym, t. 3-4: Małopolska (opisana przez A. Pawińskiego), Warszawa 1886, s. 112. 42MPVl s. 303: lata 1336-1337. 1346-1347, 1348-1353, 1355-1357: MPVI, s. 382, 394; II. s. 194, 203, 212, 222, 231, 241, 250, 258, 273. 281, 289; T. Gromnicki, Świętopietrze.... s. 372n. 43MPVIX, s. 7, 27 (lata 1373-1374, taksa 2 1/4 skojca). „??. : ;:--Wv-:/.€A 44 Długosz, Liber I, s. 496. 45MPVI, s. 394: II, według indeksu; IX, s. 7, 27; T. Gromnicki, Świętopietrze..., s. 372-378. 46 LR. s. 286, 338. 47 W 1472 r. przeprowadzono rozgraniczenie pomiędzy Nienaszowa i Faliszówką Jana i Pio tra Kwilińskich a Kobylanami i Sulistrową braci Kobylańskich (SHGKr II, s. 637n). 48 SHGKr II, s. 663: LR, s. 284. 285 Janusz Kurtyka bylan, zaś parafia obejmowała także lwię, Lipowicę i Trzcianę49. Parafia Ma-kowiska (pomiędzy Kobylanami a Żmigrodem) była jednowioskowa. Powstała około połowy XIV w.50 Prawdopodobne wreszcie wydaje się, iż najstarszy zasięg parafii żmigrodzkiej obejmował także okolice Żeglec koło Zręcina. Powyższe twierdzenia można wzmocnić bezpośrednimi przekazami o pretensjach plebana starożmigrodzkiego, Sylwestra, z lat 1441-1444. Pozywał on Małgorzatę z Rogowa, wdowę po Przecławie Kobyleńskim z Kobylan i Dukli i jej synów, Jana i Jakuba, o dziesięciny snopową i pieniężną z Łęk i Leszczyn oraz 0 ustalenie, na jakiej podstawie Jan, arendarz z Łęk, pobierał dziesięciny z ro li szlacheckich w Żmigrodzie. Przeciwko Sylwestrowi w proces włączył się Kle mens, pleban w Kobylanach, zaś Jan przez prokuratora przedłożył dokument biskupiego oficjała i wikariusza in spiritualibiis, Jana Elgota, dotyczący rezy gnacji z dziesięcin przez Stanisława z Dukli na rzecz kościoła w Kobylanach51. Łęki i Leszczyny od 1366 r. wymieniane były (wraz z Duklą) w składzie klucza kobylańskiego, zaś inna część Leszczyn wchodziła w skład klucza żmigrodz kiego, dzierżonego przez kolejnych spadkobierców wygasłej pomiędzy 1320 a 1333 r. linii Bogoriów na Żmigrodzie52. Wydaje się zatem oczywiste, iż po wstanie parafii Kobylany na przełomie XIV i XV w. musiało być fragmentem procesu utrwalania podziałów własnościowych, zaś procesy o dziesięciny z lat 1441-1444 świadczą jednocześnie o wcześniejszych związkach wsi klucza ko bylańskiego z ośrodkiem żmigrodzkim. Przemawia za tym jednoznacznie tak że położenie tych wsi: Łęki Dukielskie, Kobylany, Leszczyny leżą pomiędzy Wietrznem (nadanym w 1185 r. przez Bogoriów klasztorowi koprzywnickie- mu) a Nienaszowem i Żmigrodem. VI. Mimo skąpej liczby przekazów źródłowych możliwe wydaje się ukazanie wspomnianych wyżej zależności pomiędzy strukturą własnościową 1 organizacją parafialną na obszarze terytorium żmigrodzkiego. Skład klu cza dóbr przynależnych w XIV w. do Żmigrodu nie jest znany i można do mniemywać (o czym poniżej), iż ulegał zmianom w ciągu tego stulecia. Bez pośrednie przekazy odnotowują go dopiero w 1410 r., przy okazji układu po między spadkobiercami Pakosza ze Żmigrodu i Pałecznicy (herbu Lis), który po kądzieli był wnukiem Jakuba Wojciechowica ze Żmigrodu (herbu Bogo ria), podkomorzego sandomierskiego, zmarłego bez potomstwa męskiego pomiędzy 1320 a 1333 r.53 Dobra te obejmowały wówczas zamek, miasto No- 49 SHGKr I, s. 630; LR, s. 114. 50 AfPVII,s. 336(1350-1351 r.); Długosz, Liber I, s. 484; LR, s. 217. 51 Archiwum Kurii Metropolitalnej w Krakowie, Acta officialatus Cracoviensis [dalej cyt.: Of. Crac], t. VI, s. 237, 259, 272, 305, 651. Por. SHGKr I, s. 626. 52 SHGKr II, s. 638nn; III, s.v. Leszczyny (w druku). W Długosz, Liber III, s. 382, wymieniono Łęki (dziś Łęki Dukielskie) jako graniczące z Wietrznem. 53 W nowszej literaturze uzasadniono pogląd, iż Wojciech ze Żmigrodu, h. Bogoria, wojewo da sandomierski (1306-1313, zm. przed 1316 r.) miał jednego syna - Jakuba, podkomorze-go sandomierskiego (poświadczony z tytułem w latach 1319-1320, następca znany od 1333 r.: UMlp nr 831-832, 971), który zmarł bez potomstwa męskiego. Jego nieznana z imienia córka wniosła Żmigród mężowi Klemensowi z Pałecznicy, h. Lis, piszącemu się ze Żmigrodu w 1358 r. (KDMłp 3 nr 721). W następstwie bezdzietności ich syna, Pakosza Klemensowica z Pałecznicy i Żmigrodu, podkomorzego krakowskiego (1382-1384), prawa do Żmigrodu zyskało potom stwo ich córek: Hanny (żony Jakuba z Bożegodaru, h. Awdaniec), Machny (żony Przybka 286 Terytorium żmigrodzkie wy Żmigród oraz wsie Stary Żmigród, Łysa Góra, Toki, Majscowa, Siedliska, Leszczyny, Mytarka, Kąty, Myscowa i Kręciszowa54. W połowie XIV w. dobra żmigrodzkie uległy znaczącej redukcji. Jej zakres ukazuje dokument Kazimierza Wielkiego z 28 sierpnia 1366 r., którym król potwierdził akt darowizny uczynionej na rzecz bratanków przez Janusza Suchywilka, doktora dekretów i kanclerza krakowskiego. Kanclerz Janusz darował bratankom Wilczkowi, Piotrowi, Mikołajowi, Mroczkowi i Janowi dobra przez siebie prawnie nabyte {uillas suas [...] ri-te conparatas), a mianowicie: Kobyle (od końca XIV w. zwane już konsekwentnie Kobylanami), Makowiska, Sadki, Leszczynę (później Leszczyny), Sulistrową, Zagórze, Łęki, Wolę Pankracową, Wolę Chirwatową, Głosce, Duklę, Zawądole, Mszanę, Draganową, lwię i Rybitwy. Jednocześnie zastrzegł, iż dobra te mają być dziedziczone wyłącznie w linii męskiej, zaś w przypadku jakichkolwiek sporów w tej materii, racja winna być zawsze po stronie potomków męskich55. W dotychczasowej literaturze wysuwano hipotezę, iż kanclerz Janusz przejął dobra kobylańskie dzięki małżeństwu swego ojca z nieznaną z imienia córką wojewody krakowskiego, Piotra z Bogorii i siostrą Wojciecha ze Żmigrodu, Jarosława (późniejszego arcybiskupa), Mikołaja i Pawła z Bogorii56. Teza ta jest jednak mało prawdopodobna, z racji przysługującego braciom matki Janusza Suchywilka prawa bliższości do cennego klucza oraz z uwagi na wzmianki źródłowe o zamianie (1364 r.) i nabyciu (1366 r.) dóbr kobylańskich przez Suchywilka57. Możliwe wydaje się uzasadnienie, iż kanclerz Janusz jednorazowo lub w kilku transakcjach kupił ok. 1358 r. klucz kobylański od Klemensa z Pa-łecznicy i Żmigrodu, herbu Lis (zięcia ostatniego z Bogoriów żmigrodzkich), jednocześnie zaś prawdopodobnie ułożył się z najstarszym wówczas świeckim przedstawicielem Bogoriów - Pawłem, kasztelanem biec-kim, bratem arcybiskupa Jarosława58. z Grodziny, h. Szreniawa) i nieznanej z imienia żony Andrzeja z Mokrska, h. Jelita; rozliczenia pomiędzy nimi wykraczają już jednak poza temat niniejszego artykułu (zob. ZDMłp 6 nr 1738; B. Śliwiński, Lisowie Krzelowscy..., s. 28-30, 42-48; SHGKr II, s. 63-70; III, s.v. Leszczyny; por. Z. Wdowiszewski, Ród Bogoriów..., s. 24-27). 54 ZDMlp 6 nr 1738: Terr. Crac. 5, s. 130. S5AGZ 3 nr 16 (z oryginału), brak podstaw do kwestionowania wiarygodności aktu, urzędów wymienionych świadków i daty; zob. też J. Kurtyka, Kobylany [w:] SHGKr II, s. 638, gdzie także o późniejszych odpisach tego dokumentu w XV w. i posługiwaniu się nim w XV i XVI w. 56 Z. Wdowiszewski, Ród Bogoriów..., s. 29, 34; prace o kręgu krewniaczym Janusza Suchy wilka podsumowuje ostatnio A. Szweda, W kręgu synowców arcybiskupa Janusza Suchegowil- ka [w:J Społeczeństwo Polski średniowiecznej (red. S. K. Kuczyński) VIII, Warszawa 1999, s. 175-194 (kilka propozycji autora skłania jednak do dalszej dyskusji). 57 SHGKr II, s. 638. 58 Pogląd ten zostanie szerzej uzasadniony w przygotowywanej pracy o rozpadzie dóbr żmigrodzkich w połowie XIV w. (por. wyżej: przyp. 22); zob. też SHGKr III, s.v. Leszczyny. Z. Wdowiszewski, Ród Bogoriów.... s. 29, 88, uznaje hipotetycznie kasztelana Pawła z Bogorii za brata Jakuba ze Żmigrodu, zaś J. Tęgowski, Krąg..., s. 126, upatruje w nim syna Jakuba, jed nak wciąż zdecydowanie najbardziej logiczna jest identyfikacja kasztelana Pawła z Pawłem Piotrowicem z Bogorii (bratem arcybiskupa Jarosława) przeprowadzona przez F. Sikorę, Paweł z Bogorii [w:] PSB XXV, 1980, s. 374. 287 Janusz Kurtyka Nie ma powodu by wątpić, iż klucze żmigrodzki i kobylański przed podziałem tworzyły trzon żmigrodzkich dóbr Bogoriów. Metryka tej własności wydaje się odległa, mimo iż znaczna część osad pojawiła się z pewnością w XTV w. w wyniku akcji kolonizacyjnej59. VII. Na terytorium żmigrodzkim źródła odnotowują też dobra klasztoru koprzywnickiego, enklawy monarsze i drobne posiadłości rycerskie, głównie przedstawicieli Bogoriów nie dziedziczących na Żmigrodzie. O dokonujących się zmianach własnościowych świadczą już nadania komesa Mikołaja z Bogorii na rzecz klasztoru cysterów w Koprzywnicy w 1185 r. (Jasło, Wietrzno, najpewniej i Zręcin). Zręcin przed 1262 r. został zamieniony przez cystersów na Dobrocice, leżące w pobliżu Koprzywnicy, zaś partnerami tej zamiany byli zapewne Bogoriowie - fundatorzy klasztoru, posiadający dobra w jego okolicy60. W XIV w. jako dziedzice Zręcina poświadczeni są w 1353 r. Kiełcz i jego synowie z Raby, Czudca i Nienaszowa (zapewne herbu Bogoria)61, zaś w 1388 r. - Paszek z Bogorii, który wówczas sprzedał klasztorowi koprzywnickiemu Zręcin i pobliskie wsie, Machnówkę, Kopytową, Stanowiska, połowę Łubna, połowę Łajsc i prawo patronatu kościoła w Zręcinie62. Część wsi alienowanych w 1388 r. przez Paszka z Bogorii była wcześniej własnością monarszą. Łubno, w XIII w. książęce63, poświadczone zostało w posiadaniu Bogoriów w 1316 r., kiedy to Jakub, syn zmarłego wojewody sandomierskiego Wojciecha (ze Żmigrodu), pozywany przez stryjów Mikołaja (późniejszego wojewodę krakowskiego), Paszka i Jarosława (późniejszego arcybiskupa gnieźnieńskiego) z Bogorii o Łubno i Górę, oddał im w ramach ugody Jaślany w powiecie sandomierskim64. Ostatecznie jednak Łubno przejęli stryjowie Jakuba ze Żmigrodu, zapewne w wyniku działów rodzinnych. W I połowie XIV w. Bogoriowie posiadali jedynie część Łubna lub też dzierżyli je bez praw dziedzicznych. W 1354 r. król Kazimierz Wielki sprzedał bowiem Świesławowi, Piotrowi i Prokopowi, synom zmarłego wojewody krakowskiego Mikołaja z Bogorii i bratankom arcybiskupa Jarosława Bogorii, za 700 grzywien groszy praskich dobra Łubno, Kopytowa i Łajsce in ter-ritońo Smigrodensi65. Dobra te przypadły Prokopowi z Bogorii i Skotnik i jego potomkom, którzy kontynuowali66 w tej okolicy akcję lokacyjną. W 1380 r., w niedawno osadzonej Kolanowej Woli (Kolanówce) Małgorzata, 59 Literaturę dotyczącą kolonizacji Podkarpacia w XIV w. zbierają K. Skowroński, Z dziejów osadnictwa nad Wisłoka w XIV w. [w:] Mediaevalia; w 50 rocznicę pracy naukowej Jana Dąbrowskiego, Warszawa 1960, s. 127-149; J. Kurtyka, Południowy odcinek..., passim. 60 Z. Wdowiszewski, Ród Bogoriów..., s. 83n i KDMłp 1 nr 93; Z. Kozłowska-Budkowa, S. Szczur, Dzieje opactwa..., s. 8-13, 32n; SHGKr II, s. 254. 61 W literaturze uważani za Awdańców lub Bogoriów (W. Semkowicz, Ród Awdańców..., s. 175 - na podstawie kryterium imionowego; J. Kurtyka, Południowy odcinek..., s. 197). Szerzej o nich w pracy zapowiedzianej w przypisie 22. 62 ZDMłp 1 nr 69; 6 nr 1572; KDMłp 4 nr 997; Długosz, Liber III, s. 392; ZDMog nr 101-103. 63 KDMłp 1 nr 82: w 1272 r. książę nadaje część Łubna zwaną Stare Łubno prawem dzie dzicznym kapelanowi Piotrowi (z rodu Bogoriów?), kanonikowi kolegiaty Św. Floriana w Klepa- rzu koło Krakowa. 64 KDMłp 2 nr 563. .... , 65 KDMłp 3 nr 707. 66 Kopytowa została lokowana przez króla w 1348 r. (SHGKr II, s. 759), zapewne na obszarze już istniejącej wsi (K. Skowroński, Z dziejów... s. 145). 288 Terytorium żmigrodzkie wdowa po Prokopie i jej syn, Paszek, wystawili dokument w sprawie sołectwa w Łubnie67. Paszek z Bogorii, Rytwian i Skotnik, znany z transakcji z 1388 r., był protoplastą Kolanowskich ze Skotnik, herbu Bogoria, którzy po 1388 r. zachowali, założyli lub z czasem pozyskali w tej okolicy połowę Łubna i Łajsc oraz Żeglce, Chorkówkę, Kolanówkę, Przeginię, Leśniówkę i Piotrówkę68. Z tych osad, sąsiadujące ze sobą Żeglce i Chorkówka wspominane były już wyżej przy okazji omawiania źródeł kościelnych dotyczących parafii nowożmigrodzkiej. Pierwsze wzmianki o tych wsiach pochodzą dopiero z 1392 (sołtys w Żeglcach) i 1441 r. (Chorkówka)69. Jeśli Chorkówka była lokacją późniejszą (co sugeruje brzmienie jej nazwy i późne pojawienie się w źródłach), to, być może, powstała na gruntach Żeglec (na co wskazywałoby odprowadzanie wraz z Żeglcami dziesięciny z roli kmiecych do Żmigrodu, mimo braku przesłanek z XV w. do takiego związku)70. Najstarsze przekazy o własności w Żeglcach z 1397 i 1412 r. informują o dziedzicu, znanym już Paszku Prokopowiczu z Bogorii, Rytwian, Skotnik i Kolanówki (przodku Kolanowskich), wnuku wojewody krakowskiego, Mikołaja z Bogorii (zmarłego ok. 1338 r.; Mikołaj był bratem wojewody sandomierskiego, Wojciecha, najstarszego znanego dziedzica dóbr żmigrodzkich)71. Związek Żeglec z parafią 67 ZDMlp 1 nr 163: SHGKr II, s. 714. ? mSHGKrl, s. 360; II, s. 714-715, 719-720; Długosz, Liber III, s. 393. "' 69 AP Kraków, Actra castrensia Biecensia. Księgi ziemskie bieckie, sygn. Castr. Biec. 1, s. 41; SHGKr I, s. 360. 70 Od połowy XV w. jako dziedzice Chorkówki poświadczeni są Kolanowscy h. Bogoria (o ich przodku zob. przypis następny), jednak geneza ich własności nie jest jasna: mogli mieć tam wcześniej część wsi, o czym brak jednak informacji, mogli też dokonać zakupu tej włości od właścicieli poświadczonych incydentalnie w I połowie XV w. [SHGKr I, s. 360). 71 ZDMlp 1 nr 217 (Grzegorz, sołtys z Żeglec, świadkuje w 1397 r. na dokumencie Paszka z Bogorii i Skotnik wystawionym w Kolanówce); Terr. Crac. 5, s. 303 (1412 r). O miejscu Paszka w genealogii Bogoriów: Z. Wdowiszewski, Ród Bogoriów..., s. 27, 31n, 37n (tu błędne przypisa nie informacji dotyczących Paszka Prokopowicza z Kolanówki, Skotnik, Bogorii, Trzykos i Ry twian jego stryjecznemu bratu, Paszkowi Piotrowicowi z Wiśniowej i Kożuchowa oraz uznanie tego ostatniego za przodka Kolanowskich), 88n; SHGKr III, s. 714, 719 (Kolanówka i Kolanow scy h. Bogoria). Na przełomie XTV i XV w. w tym samym pokoleniu występowali bracia stryjecz ni, wspomniany Paszek, syn Prokopa z Bogorii, Rytwian i Skotnik (poświadczonego w latach. 1354-1366, zmarłego przed 1376 r.: KDMlp 3 nr 707, 790, 885, 895; KDWlp 3 nr 1559; Codex diplomaticus Poloniae, t. III (wyd. L. Rzyszczewski, A. Muczkowski), Warszawa 1858, nr 134; SHGKr II, s. 714) i Paszek z Bogorii, Kożuchowa i Wiśniowej, syn Piotra z Bogorii (w 1345 r. dys ponującego dziesięcinami z folwarku w Rytwianach: ZDK 1 nr 45; zmarłego przed 1366; Z. Wdowiszewski, Ród Bogoriów..., s. 37n, 41; pozostałe źródła j.w.). Identyfikacja przyjęta przez Z. Wdowiszewskiego oparta była na zapisce wiślickiej z 1397 r., informującej o procesie o za mek Rytwiany pomiędzy Małgorzatą, wdową po Paszku z Rytwian, a Klemensem z Mokrska, ka sztelanem radomskim, zięciem wspomnianego powyżej Piotra z Bogorii, por. Zapiski sądowe województwa sandomierskiego 1395-1444 (wyd. F. Piekosiński): Archiwum Komisji Prawniczej VIII/1, Kraków 1907, nr 152. Paszek Prokopowicz wystąpił jako dziedzic Rytwian w 1389 r. [An- tiąuissimi libri.... nr 5266), jednak wydaje się, iż w zapisce z 1397 r. pomylono imię zmarłego męża Małgorzaty (Paszek zamiast Prokop). Wskazuje na to dokument z 1380 r. dotyczący sołec twa w Łubnie i wystawiony w Kolanowej Woli (Kolanówce) przez Małgorzatę, wdowę po Proko- szu, i jej syna, Paszka z Trzykos (ZDMlp 1 nr 163). Później Paszek Prokopowicz dobrze poświad czony został jako dziedzic Łubna: w 1388 r. sprzedał klasztorowi koprzywnickiemu połowę wsi Łubno i Łajsce oraz całe wsie Zręcin, Machnówka, Kopytowa, i Stanowiska (wszystkie na pół noc od Żmigrodu; KDMlp 4 nr 997; Długosz, Liber III, s. 391n; SHGKr II, s. 759), zaś w 1419 r. oprawiał żonie Jadwidze posag i wiano na połowie wsi Łubno i Łajsce oraz na całych wsiach, 289 Janusz Kurtyka nowożmigrodzką może być datowany chyba najpóźniej na początek XIV w., bowiem po podziale majątku, linia Bogoriów, z której wywodził się Paszek Prokopowicz, utraciła wpływ na Żmigród (całkowicie przez Bogoriów utracony pomiędzy 1320 a 1333 r.). Po połowie XIV w. Żeglce i Żmigród znalazły się w całkowicie odrębnych kompleksach własnościowych, których dziedzice nie byli ze sobą związani i spokrewnieni. Brak więc przesłanek do odnoszenia do tego czasu początków powinności z Żeglec wobec parafii żmigrodzkiej. Poświadczony w posiadaniu Paszka do 1388 r. Zręcin72, wcześniej w nieznanych okolicznościach został przezeń pozyskany (nabyty?, odziedziczony?) od jednego z synów Kiełcza z Radowąża. Kolejną enklawą monarszą, położoną przy Żmigrodzie, lecz już na zachodnim brzegu Wisłoki, był Mytarz, blisko związany z parafią żmigrodzką. Podobnie jak w przypadku sąsiedniej Mytarki, nazwa osady wskazuje na jej powstanie wokół komory celnej (mytniczej) przy żmigrodzkim skrzyżowaniu szlaków komunikacyjnych. Pierwsze informacje o właścicielach Myta-rza pochodzą dopiero z I połowy XV w. i jednoznacznie wskazują na przynależność wsi do dóbr królewskich73. Mytarz i Mytarka to najdalej na zachód wysunięte osady, które można wiązać z ośrodkiem żmigrodzkim. Od zachodu sąsiadowały z monarszymi Samoklęskami74, zaś od północy z również monarszymi, przynależnymi do starostwa bieckiego wsiami: Załęże, Górzyce i Łężyny. Zapewne w tej okolicy można lokalizować zanikła granicę pomiędzy dawnymi okręgami wokół Biecza i Żmigrodu (Wietrzna), oddzielającą Załęże, Górzyce i Łężyny, qui laborauerunt circa castrum Biecz (1423 r.)75, od znanych z transakcji z 1354 r. Łubna i Łajsc in teiritorio Smigrodensi (wymieniona w tymże akcie Kopytowa położona była bardziej na wschód). VIII. W dotychczasowej literaturze zgodnie przyjmuje się, iż klucz żmigrodzki Bogoriowie uzyskali w wyniku nadania książęcego76, wydaje się jednak, iż możliwe jest dodatkowe uzasadnienie szerokiej skali tego nadania. Sytuację osadniczą na terytorium żmigrodzkim charakteryzowały następu- Piotrówce i Leśniówce (Terr. Biec. la, s. 185; w 1412 r. jej oprawa zabezpieczona została m.in. na Żeglcach i Kolanówce, por. SHGKr II, s. 714, 720). 72 KDMip 4 nr 997; Długosz, Liber III, s. 391n. W 1441 r. Piotr i Jan ze Skotnik (Kolanowscy, wnukowie Paszka: SHGKr II, s. 714, 719) procesowali się z opatem koprzywnickim o prawo patronatu kościoła w Zręcinie (Of. Crac. 6, s. 128, 288, 312). 73 ZDMłp 6 nr 1744, 1761; 8 nr 2297; Długosz, Liber I, s. 496. O związku nazwy wsi z komorą celną zob. Z. Perzanowski, Średniowieczny Żmigród..., s. 278. 74 W 1332 r. Samoklęski zostały przez Władysława Łokietka nadane Węgrowi Piotrowi Petó [ZDMłp 4 nr 913 = Dokumenty polskie z archiwów dawnego Królestwa Węgier, t. I: do 1450 r. (wyd. S.A. Sroka), Kraków 1998, nr 10). Samoklęski sąsiadowały z królewszczyznami Osiek, a także Brzozowa, Skalnik i Mrukowa (Mrokowa), związanymi z grodem bieckim, por. SHGKr I, s. 266; por. Matricularum Regni Poloniae summaria, cz. IV (wyd. T. Wierzbowski), Warszawa 1910-1917, nr 15198. Z tym kluczem wiązać też należałoby obiekt obronny na wzgórzu Zamczy sko we wsi Mrukowa, datowany zabytkami archeologicznymi na XIII/XIV-XIV/XV w. (S. Koło dziejski, Średniowieczne rezydencje..., s. 163n; przytoczone przez tego badacza informacje po zwalają odrzucić sugestie Z. Perzanowskiego, Średniowieczny Żmigród..., s. 278, który w Mru- kowej lokalizował najstarszy gród żmigrodzki). 75 [Wypisy] z ksiąg dawnych sądowych ziemskich i grodzkich ziemi krakowskie] (wyd. A.Z. Helcel), SPPPII, Kraków 1870, nr 1875; SHGKr I, s. 806. 76 Z. Wdowiszewskl, Ród Bogoriów..., s. 25; S. Gawęda, Możnowładztwo małopolskie w XIV i w pierwsze] połowie XV wieku, Kraków 1966, s. 32n. 290 Terytorium żmigrodzkie jące elementy: 1) utrzymująca się tradycja pewnej terytorialnej całości (ter-ritorium) obejmującej osady zarówno rycerskie, jak i monarsze; 2) rycerska własność (Bogoriów) głównego ośrodka, poświadczona od najwcześniejszych wzmianek o nim (1305 r.); 3) istnienie wsi o nazwach służebnych lub wskazujących na funkcjonowanie w ramach gospodarki książęcej, a związanych z głównym ośrodkiem; 4) duży wieloczłonowy gród opuszczony w XII w. i położony w przyległej wsi do 1185 r. znajdującej się w rękach przodka Bogoriów; 5) poważne przesłanki pozwalające cofnąć głęboko wstecz (poza pierwszą wzmiankę z 1305 r.) metrykę głównego ośrodka (położenie na skrzyżowaniu szlaków komunikacyjnych, wielkość i struktura parafii, dwie osady żmigrodzkie). Prawdopodobna zatem wydaje się teza, iż przed 1185 r. Bogorie otrzymali nadanie kasztelami (grodu Wietrzno z uposażeniem); być może miało to miejsce w końcu XI lub I połowie XII w. Gród położony był ok. 11 km na wschód od Żmigrodu i ok. 35 km od kasztelańskiego Biecza. Trzon territorium żmigrodzkiego, w XIV w. mającego już charakter reliktowy, można rekonstruować zestawiając informacje o nadaniach w tej okolicy komesa Mikołaja na rzecz klasztoru koprzywnickiego w 1185 r. oraz analizując dostępne przekazy z XTV-XVI w. o strukturze parafialnej i jej związkach uposażeniowych ze Żmigrodem. Wydaje się prawdopodobne, iż ok. połowy XII w. naturalną, domniemaną i przybliżoną zachodnią granicą tego okręgu byłaby rzeka Wisłoka na odcinku od Puszczy Karpackiej po Jasło, północną - pasma leśne Pogórza Dynowskiego lub dolny bieg rzeki Ja-siołki w rejonie od jej ujścia do Wisłoki ku wschodowi, wschodnią zaś - pas graniczny polsko-ruski wzdłuż rzeki Jasiołki, nad którą położony był również gród w Wietrznie. Przejęcie przez Bogoriów tego grodu z uposażeniem, a następnie opuszczenie grodu w II(?) połowie XII w. i nadanie przez nich cystersom koprzywnickim Jasła, Wietrzna i (zapewne) Zręcina w 1185 r. zapoczątkowało dezintegrację okręgu grodowego. Można przypuszczać, iż terytoria bieckie i żmigrodzkie były reliktami okręgów grodowych, funkcjonujących w ramach upadłego w II połowie XII w. systemu prowincjonalno-grodo-wego (po nadaniu Bogoriom terytorium żmigrodzkie zostałoby wchłonięte przez powiększoną kasztelanię biecką). Obszar obu tych terytoriów odpowiada zapewne czternastowiecznemu zasięgowi dekanatu Zręcin/Klecie. Po 1185 r. dotychczasową rolę Wietrzna przejął najpewniej Żmigród - teraz już tylko jako ośrodek okolicznych dóbr Bogoriów pozostałych po dezintegracji okręgu grodowego, którego tradycyjny obszar zwyczajowo mógł jednak być zwany terytorium żmigrodzkim jeszcze w I połowie XTV w. I 291 'II , , t Walter Lettsch Georg Kahl sucht in Stockholm nach einer Antwort auf eine polnische Frage Dr. jur. Georg Kahl1, Rat des bohmischen Appellationsgerichts, ein von Kaiser Rudolf II. in den vorangegangenen Jahren wiederholt eingesetzter Diplomat der zweiten Garnitur, kam - mit einem Akkreditiv fiir Sigismund, den Kónig von Schweden - am 25. Januar 1594 in Stockholm an. Er hatte den Auftrag vorzugeben, er iiberbringe die Gliickwiinsche des Kaisers zur Krónung Sigismunds zum Kónig von Schweden. Er sollte auch den Wunsch vorbringen, Kónig Sigismund móge als Kónig von Polen mit dem Kaiser gemeinsam gegen das Osmanische Reich ziehen. Das Kónigspaar war iiber das Erscheinen des Uberbringers kaiserlicher Gliickwiinsche gar nicht erfreut. Um die Reaktion des an sich habsburgfreundlich gesinnten Kónigs und seiner Gemahlin habsburgischer Herkunft zu verstehen, muJ3 ich kurz einige Ereignisse der vorangegangenen Jahre kurz andeuten. Nach einem Interregnum von mehr als einem halben Jahr wahlten die pol-nischen Adeligen im August 1587 hintereinander zwei Kónige: den schwedischen Prinzen Sigismund Vasa und den Erzherzog Maximilian. Am Ende des Jahres wurde Sigismund in Krakau ordnungsgemaJ3 gekrónt. Maximilian hatte zuvor vergebens versucht, Krakau einzunehmen, mujSte sich zuriickziehen und wurde nach einer verlorenen Schlacht zum Gefangenen des KrongroJ3hetmans Jan Zamoyski (24. Januar 1588). Nach schwierigen Verhandlungen und nach der eidlichen Verpflichtung der Familie Habsburg und der habsburgischen Lander, daJ3 die Wahl 1 Weitere Namensformen: Khal, Kall, Kaal, Kal, Colo und Chały entstanden aus dem Latelnischen Całus, obwohl er ja eigentlich im Lateinischen Calvus heiJSen sollte. Wieso es móglich ist, einen so simplen Namen auf so verschiedene Art zu sschreiben, kann ich mir nicht erklaren. Wenn kompliziertere slavische Namen in Texten anderer Sprachen bis zur Unkenntlichkeit verstummelt auftauchen, kann man verstehen, dsS die Schreiber hilflos waren. Doch wie kann es móglich sein, dąg Kahl oder Kal verdreht wird? 293 Walter Leitsch Maximilians als ungiiltlg zu betrachten sei, kam der Erzherzog frei (8. September 1589), doch leistete er als einziger der Briider des Kaisers nicht den Eid auf den Vertrag. Er hielt weiterhin die Verbindung mit seinen Anhangern in Polen durch Agenten aufrecht. Er machte damit dem Kónig das Leben schwer. Naturlich erwartete Sigismund, der Kaiser, der auf den Vertrag den Eid geleistet hatte, werde Maximilian zu einem ordnungsgemajSen Verhalten zwingen. Doch Rudolf II. liejS seinen Bruder zum Schaden Ósterreichs und Polens gewahren. Der Krongroj3kanzler Jan Zamoyski hatte zwar mit dazu beigetragen, daJ3 Sigismund gewahlt wurde, doch war er wohl iiberzeugt, der schwedis- che Prinz werde die Wahl nicht annehmen. Als er sie dennoch annahm, bemiihte sich Zamoyski sehr, Sigismund aus Polen hinauszuekeln. Das ist ihm fast gelungen, denn eigentlich wollte Sigismund 1592 nach seiner Hochzeit abdanken. Dem wollte Maximilian nachhelfen, er machte geheime Verhandlungen publik, die Sigismund mit Erzherzog Ernst gefiihrt hatte, um seine Nachfolge zu regeln. Das niitzte Zamoyski, um den Kónig gleich- sam des Hochverrats anzuklagen (Inąuisitionsreichstag, 7. September - 19. Oktober 1592). Der Reichstag wurde - wie man das damals nannte - zerstoJSen. Zu einem impeachment ist es nicht gekommen. Wahrend der Jahre 1587 bis 1591 hat Sigismunds Vater Johann III. von Schweden wiederholt den Sohn gebeten, nach Schweden zuriickzukehren. Sigismund war auch bereit dazu, doch kam in den entscheidenden Momenten immer etwas dazwischen. < ??.-???? Am 17. November 1592 starb Johann III. Die Nachfolge Sigismunds war schon lange zuvor von seinem Vater geregelt worden. Nun fuhr der Kónig mit Einverstandnis des polnischen Adels zur Krónung nach Schweden. Da man dem Kónig in den vorangegangenen Jahren das Leben in Polen fast unertraglich gemacht hatte, war man in Polen iiberzeugt, er werde seinem Erbkónigreich den Vorzug geben und nicht mehr nach Polen zuriick-kehren. Daran hatten die Habsburger durchaus ein Interesse. Auch dieses Interesse war Kónig und Kónigin gar nicht angenehm. Dies war ein Grund mehr, daJ3 ihnen die Ankunft eines Vertreters des Kaisers suspekt war. Den Polen, die den Kónig nach Schweden begleiteten, war seit dem Inąuisitionsreichstag, auf dem auch offen dariiber gesprochen wurde, daJ3 kaiserliche Gesandte in Polen Gesprache iiber die Person des Nachfolgers gefiihrt hatten, ein Vertreter des Kaisers ebenso prinzipiell suspekt wie den Schweden, die Herzog Karl, der ehrgeizige Onkel Sigismunds, mit HaJ3 gegen alles Katholische aufgeladen hatte. DaJ3 Kónig und Kónigin peinlich vermieden, mit Kahl vertrauliche Gesprache zu fiihren, ist daher verstandlich. Doch die Abneigung der Kónigin hatte auch noch andere Wurzeln. Die Mission Kahls kam ihr „gar selzam" vor, und sie bemerkte ironisch: „Es mueJ3 ein sonderbare lieb sein, die der kaiser zu meim gemahel hat, das er die pottschaft so weit hat geschickt und von nicht anders wegen, wie er sagt, allain das er sy mit meinem gemahel und mir erfrey. [...] Es gibt manicherlay reden und gedanken unter den Pollaggen und andern. Mich dunkt, er werde mehr des erzherzogs Maximilian als des kaisers sein gesandter sein, doch unter dem hietl. Dann das wissen die Polln und alle, das er ganz maximilianisch ist". 294 Georg Kahl sucht in Stockholm Er sei auch bei der Kronung des Konigs in Krakau und bei der Hochzeit gewesen. „In Polln derf er nit, dann er ist ehe schier ainmall gefangen wor-den, und der kaiser schickt so ein erbars mandl zu ainer pottschaft herein". In der óffentlichen Audienz gab Kahl nur artige Worte von sich. Eine Privataudienz erteilte ihm der Kónig „wegen grosses verdachts der Polaggen" nicht. Die Zusammenarbeit gegen das Osmanische Reich sei nur ein Vorwand, denn der Kaiser wisse sehr wohl, daj3 man dariiber nur in Polen verhandeln konne. Manche meinten sogar, Kahl habe heimlich mit Herzog Karl verhandelt. Die Irritation dauerte nicht lange. „Die Pollaggen haben ein weil selzam reden getriben, die nit guett waren geweJ3en, das sy in Polln komben, aber yezt gottlob ist es gar fein still, dieweil sy sehen, das im der kunig kain gehaimbe audienz geben". Der Kónig wollte ihn abferti-gen, doch er wollte an der Kronung in Uppsala teilnehmen. „Wais nit warumb, allain das er alle lugenzeitung, so ergehen werden, hinauss-chreiben kiindet, auch alles auszukundschaften und zu erforschen oder das er under den Schweden alles ungerad anrichte. Ich trau im's wol zue, er ist wol so ein erbars mandl". Der Kaiser „hat ein schlechten dank bey mir verdient mit seiner pottschaft. [...] Ist halt gar ein verdachtige person"2. Als Kahls Aufenthalt in Schweden zu Ende ging, war die Kónigin nicht mehr so mifttrauisch, und die Polen haben ihre Ablehnung wohl ganz aufgegeben3. Die Mutter der Kónigin war nicht der Ansicht, daJ3 der Kaiser iible Absichten mit der Entsendung Kahls verbunden habe: „Das hatt mich gar nit verwundert, das der kaiser ein gesandten zue enk [=euch] geschickt hatt, sy mit enk zue erfreyen, dan es ein heflichkeit ist und duett's der kaiser woli ie meren. Aber das er so ein schlechten menschen geschickt hatt als ein dokter, das nimbt mich ein wenig wunder. Das er aber maximilian-isch sein sollt, das weis ich gar nit und ist mir selzam. Fier den kaiser wollt 2 Kónigin Anna an Erzherzogin Maria, s. 1. & d. [Stockholm, Februar 1594], Kopie in Haus-, Hof- und Staatsarchiv Wien (im folgenden HHStA), Familienkorrespondenz A (im folgenden FarmKorr) 40, 278-279. Das nicht erhaltene Original war wohl chiffriert. „Unter dem hietl" bedeutet unter dem Vorwand; ungerad ist Zwietracht. Bei der Krónung Sigismunds war Kahl, bei der Hochzeit Annas wohl nicht. Der Brief ist teilweise ediert in Friedrich Hurter: Geschichte Kaiser Ferdinands II. und seiner Eltern bis zu dessen Krónung in Frankfurt. Personen- Haus- und Landesgeschichte. 7 Bde. Schaffhausen 1850-1854, hier Bd. 3, 574-575. Das Gerede iiber das Osmanische Reich war natiirlich ein Vorwand. Als man mit der Planung dieser Mission gegann, bemerkte Erzherzog Ernst, der Kaiser mogę eine geeignete .person sub spetie belli turcici" zu Kónig Sigismund schicken, doch da war noch die Redę davon, es móge „in Schweden der Daniel Prinz" reisen. Erzherzog Ernst an Rudolf II., Graz, 30. September 1593, Konzept in HHStA, Belgische Korrespondenz 6, 1590-1593, 46-49. 3 „Des kaiser pottschaft ist noch hie. Hat die krennung auch mieJ3en sehen von virwiz wegen.... Er wiert nit durch Gotts wiln hinen sein gewest. Ich her, er sag, er wól Schweden sein leben lang nimer vergessen. Er hat gefircht, wan es zum rafen [- Raufen] gieng, er het auch har herleichen miejSen. Er lobt die Poln weit iber die Schweden: Er sagt, es hab in noch kain ainiger Schwed nie zu gast geladen. Pey denPoln ist er deweil umhergefarn und hat mit inen geJ5en. Er sagt, ehr het wol hunger sterben miejSen, wan die Poln pi$weiln nit gewest wuren." Kónigin Anna an Erzherzogin Maria, Uppsala, 5. Marz 1594, O. in. FamKorr 40, 56-59. Kahl hat in sein er Finalrelation (siehe Anm. 15) von den Einladungen nicht geschrieben, auch erweckte er den Eindruck, daJ3 er bis zum Ende seines Aufenthaltes unter dem Mifitrauen der Polen zu leiden gehabt hatte, wobei er besonders Krzysztof Warszewicki und den Kronvizekanzler Jan Tarnowski beschuldigte, iiber ihn Gertichte zu verbreiten. 295 Walter Leltsch ich versprechen, das er nix prodiciert, ób aber der mensch nit fier sy selbs oder im namen Maximilians etwas duet, das wiederschpriech ich gar nit, aber gewies nit mit willen oder wissen des kaisers. [...] Ich her kein wort, was der mensch sagt, der vom kaiser geschickt ist worden. Ich lachet mich zue krank, wan er dem Maximilian noch ein hofnung machet"4. War das MiJ5trauen der Konigin berechtigt? War Kahl ein heimlicher Agent Erzherzog Maximilians? La3t seine Tatigkeit in den Jahren davor erkennen, daJ3 er sich fiir die Interessen Maximilians starker einsetzte, als es dem Kaiser recht war? Nutzte er seine Stellung als kaiserlicher Diplomat urn jenseits der Weisungen die Interessen Maximilians zu vertreten? Der Kaiser hat Kahl auf verschiedene Weise eingesetzt, doch nur einmal war er fiir Maximilian tatig: Er reiste im April 1588 in Maximilians Auftrag aus Krasnystaw zu Za-moyski, doch das immer noch als Beauftragter des Kaisers5. Der Anhanger Maximilians Karl von Serentein empfahl ihn im Juni 1588 fiir eine Beobach-tungsmission in Polen: Kahl konnte „seinem beywohnenden verstand und geschicklichait nach sambt dem, das er der polnischen sprach seer wol er-farn, in wichtigen sachen nit ain geringe nachrichtung bekomen. Ich woltę ime auch an etliche vertraute personen, die ime aines und anders, so zu wissen von nótten, in hochster gehaim anzaigen wiirden, vertreulichen mitge-ben"6. Tatsachlich reiste Kahl am 2. September 1588 nach Krakau ab7. Von dort aus berichtete er auch uber den Kónig, doch ohne das bei Anhangern 'Erzh. Maria an Konigin Anna, s. 1. & d. [Graz, April 1594], eigenhandige Vorlage fiir den Chiffrierer in FamKorr 47, 12. Etwas spater reagierte die Erzherzogin auch die AuSerungen des Briefes vom 5. Marz. Dieser Brief ist auf etwas seltsame Weise abgedruckt im selben Buch Hurters wie das Schrełben Annas vom Februar 1594 (270-273; siehe Anm. 2). Die verachtliche AuSerung in bezug auf den Doktor Ist noch aus einem weiteren Grund bemerkenswert: Die Erzherzogin schreibt das Wort: dockdter. Es lebe die vornehme Unbildung! 5 Er reiste mit Karl von Serentein ind Engelhard Kurz nach Krasnystaw, alle drei waren Vertreter des Kaisers. Maximilian schickte Kahl mit einem Schreiben und Erlauterungen der Haltung des Kaisers zu Zamoyski nach Podolien. Karl von Serentein an Rundolfll., s. 1. & d. [wohl Juni 1588), Original in HHStA Polen I (im folgenden nur Polen I) 42, 24-38, hier 25r., 28r. Erzh. Maximilian an [?], Krasnystaw, 11. April 1588, Kop. in Polen 141, 77. Er schrieb einen Bericht an den Kaiser, den Schweizer erwahnt den ich jedoch nicht finden konnte. Der Bericht kam wohl erst Anfang Juni in die Hande des Kaisers. Rudolf II. an Erzh. Ernst, Prag, 11. Juni 1588, Original in Polen I 42, 48-58. Joseph Schweizer, Die Sukzessionswirren in Polen (1586-1589) [in:] Nuntiaturberichte aus Deutschland nebst erganzenden Aktenstucken. Zweite Abteilung. Zweite Halfte. Paderborn 1912, LXXVII. [Im folgenden: J. Schweizer, Wirren und NB 2/2]. 6 Serenteins Bericht [vom Juni 1588], siehe die vorangehende Anm. Es ist móglich, dą0 Kahl einige Zeit in Polen gelebt hatte, denn er bezeichnete den Bischof von Schamaiten (Samogitia, Żmudź) als „mein alter patron" (Melchior Giedroyc). Kahl an Rudolf II., s. 1 & d. [Januar 1588], Kopie in Polen III 31, 1587-1558, 552-557. - Kahl schrieb einmal uber das Schreiben von Briefen: „Ternas latinas conscribere maiłem quam unas vernaculo idiomate." Kahl an Jakob Kurz, Pitschen, 24. Januar 1589, Original in Polen I, 44, 1589 Januar, 77-78. - Ober Kahls Tatigkeiten berichtet recht ausfuhrlich J. Schweizer (Wirren, lt. Register). Kazimierz Lepszy geht darauf im ersten seiner beiden Bucher iiberhaupt nicht ein, im zweiten faJ5te er nur zusammen, was Schweizer geschrieben hatte. K. Lepszy: Walka stronnictw w pierwszych latach panowania Zygmunta III. Kraków 1929. Prace Krakowskiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Historycznego v; Idem: Rzeczpospolita Polska w dobie sejmu inkwizycyjnego (1589-1592). Kraków 1939, 185-186. 7 J. Schweizer, Wirren LXXXVI. 296 Georg Kahl sucht in Stockholm Maximilians iibliche Gift Er schrieb iiber die Geldnot des Konigs, tiber seine Vorliebe fiir das Ballspiel und gab fiir die einzige negative AuJ3erung iiber den Kónig den Kardinal Aldobrandini als Quelle an8. Von Beziehungen zu polni-schen Maximilianis-ten steht in den Berichten nichts, er bereitete vielmehr die Verhandlungen der Kaiserlichen mit den Polen yor9. Auch bei anderen Missionen verhielt er sich durchaus korrekt als kai-serlicher Diplomat. Unmittelbar nach den beiden Wahlen schickte ihn der Kaiser nach Danzig, Elbing und Thorn. Die Mission war ein MiJ3erfolg, die Stadte stellten sich auf die Seite Sigismunds, waren nicht fiir den habsbur-gischen Pratendenten zu gewinnen10. Kaum war Kahl zuriick von dieser Re-ise, muJ3te er wieder nach Polen, diesmal zum erwahlten Konig Sigismund. Den fand er erst nach einer wahren Odyssee, und niemand merkte, daJ3 er im Land herumfuhr. Dann kam er an Sigismunds Hof, wurde jedoch nur anfangs streng bewacht. In Krakau lebte er als freier Mann und war sogar bei der Krónung Sigismunds. AbschlieJSend charakterisierte er die Lagę und die Stimmung in Polen: „Man versichert sich auch, es werden die, so Ihre Kónigliche Majestat [=Erzherzog Maximilian] bi)5hero gedient, yezo ab-fallen, weyl der prinz das hiietlein bekomen. Es ist kain verstendiger in Po-ln, der yezo ad consilia pacis nicht propensus were, wann mann etwo ain mittl treffen kiinte. Vii aber loses gesindleins bitten, mann solte sy in die Schlesien lassen, sy wóllen vom prinz kainen sold begern. Qui metuunt vi-res nostras. Die schrecken, wie sy pflegen, mit Tiirken und Tattern, und wann ich zur antwort geben, sy wiirden in Poln auch schlechten fronen schaffen, haben sy sagen dórfen, sy wolten ja lieber den Tiirken, den sy sel-ber erfordert, zum herrn haben als ainen, der sy mit dem schwert und durch unrichtiger leut prakticken gewiinnen, durch gelt als das vihe erkau-fen woltę oder der sy als freye leut sambt ire undertannen mit hauen und grobe scheiter, wie kiinig Maximilian durch ain mandat getan, fordem dórfe oder der da zuvor dem Teutschen Orden geschworen, Preissen und Lifland widerumb zu recuperiren und bey inen denselben aid brechen miieste". Die Anhanger Maximilians verhielten sich ganz anders. Sie fiitterten den Erzherzog mit der sii,Sen Speise irrealer Hoffnungen. Von dieser Speise konnte er nie genug vertilgen und belohnte reichlich den, der sie ihm kre-denzte. Kahl sah wie Richard Strein und Daniel Prinz die Realitaten und sie scheuten sich nicht, sie offen auszusprechen"11. Dariiber hinaus ware noch 8 Kahl anJakob Kurz von Senftenau, Krakau, 14. September, 5., 12. und 20. Oktober 1588, Originale in Polen I 42, 1588. September 45-46. Oktober 21-22, 36-38, 56-57. Warum sich die Mission verspatete, kann ich nicht sagen. Man plante sie wohl bald nach der Riickkehr Kahls, denn schon Ende Juli hat ihn der Kaiser wieder einberufen. Rudolf II. an Georg Kahl, Prag, 29. Juli 1588, Konzept in Polen I, 42, 1588 Juli, 1. 9 J. Schweizer, Wirren XCI-XCII. 10 J. Schweizer, Wirren XLII-XLIII. NB 2/2, 104-114 (siehe: Anm. 5). Die Originalantworten an den Kaiser der Stadte Danzig (10. Oktober 1587), Elbing (13. Oktober 1587) und Thorn (17. Oktober 1587) in Polen I, 39, Oktober 1587, 69-70, 79-80, 118-119. Maximilian dankte dem Kaiser (aus Mogiła am 14. November 1587, Original in Polen I, 40, 80-81) fur die Ubersendung von Kahls Bericht; dieser berichtete also nicht direkt an Maximilian. " Kahls Bericht vom Januar 1588, siehe Anm. 6. Er hatte ein Schreiben des Kaisers zu ubergeben: Rudolf II. an Sigismund III, Prag, 13. November 1587, Kop. in Polen I, 40, 1587 297 Walter Leitsch zu erwahnen, dą? Kahl aktiv an den Verhandlungen zwischen den Kaiserli-chen und den Polen Anfang 1589 im Rahmen einer grój3eren kaiserlichen Deputation teilnahm12. Der Kaiser war mit den Leistungen Kahls zufrieden, auch mit seinem Verhalten Anfang 1594 in Schweden, denn drei Jahre spater schickte er ihn gemeinsam mit Abraham Burggraf zu Dohna nach Moskau13. Nichts deutet darauf hin, daJ3 Kahl in einer dieser Missionen sich fur die Rechte Erzherzog Maximilians auf die polnische Krone eingesetzt hatte. Den schónsten Beweis, da)3 er frei von solchem Verdacht war, finden wir in seiner Nennung als móglichen Vertreter Erzherzog Ernsts in den Ge-heimverhandlungen mit Kónig Sigismund14. Kónigin Anna hatte also mit ih-ren Verdachtigungen nicht recht. Warum hatte der Kaiser seinen Diplomaten auf eine so weite Winterreise in den Norden geschickt? Er tat das doch nicht etwa nur, um Gluckwiinsche zu ubermitteln. Die Instruktion konnte ich nicht finden, doch der Finalrelation kann man entnehmen, was Kahls Hauptaufgabe war: Was „den punct betrifft, so mir sonderlichen mitgegeben", so konnte er daruber mit dem Kónig nicht sprechen, da er ihm keine Privataudienz gewahrte, doch konnte Kahl auf Grund von Beobachtungen feststellen: „Befinde ich doch so vii und halte gewiJ3 darfur, das der kónig aigentlich noch zur zeit willens ist, widerumb in Poln zu komen und da er aines von den zwaien kónigreichen lassen solte, ehe Schweden dann Polen zu ver-lassen. Dann in ganz Schweden fast niemand ainer andern mainung ist". Vor allem die Kónigin und der Papst drangen den Kónig zur Riickkehr nach Polen. Der Nipote Cinzio Aldobrandini habe dem Nuntius geschrieben: „Er verneme aus Poln und vom kaiserlichen hofe, der kónig wolle nicht wider in Poln komen. Da er nun nuntius in nicht zuriigk hineinbrechte, were sein paenitentia alberait geschlossen, das er die zeit seines lebens in Schweden legatus bleiben und nimermer in Welischland komen solle"15. Der Kónig konnte jedoch auch seinen EntschluJ5, nach Polen zuruck-zukehren, andern, denn er musse damit rechnen „das er sich befahren mueJ5, die Poln, so im ohnedij3 biJSher fast geringschezig geachtet und bey denen er schlechten gehorsam gehabt, móchten in vorthin vii verechtlicher halten, wann sie erfahrn werden, das er in religion und andern sachen den Schweden so vii eingeraumbt habe und dahin komben sey, non imperare sed obedire, non dare leges sed accipere, und gleich den pauern alles bewil-ligen miiessen, was sie begert [...], wie es ime dann gewiJSlich sehr verklein-erlich sein und er sonderlich bey den geistlichen diser concession halben November, 134-137; gedruckt in NB 2/2, 131 -133. Kredentiale des Kaisers fur Kahl, Prag, 13. November 1587, Konzept in Polen I, 40, 1587 November, 67 und Kopie in Polen III 31, 1587 September-Dezember 484-485. 12 Siehe J. Schweizer, Wirren, It. Register. 13 H. Uebersberger: Ósterreich und Russland seit dem Ende des 15. Jahrhunderts. Erster Band von 1488-1605. Wien und Leipzig 1906, 562. 14 Rudolf n. an Erzh. Ernst, Prag, 8. Mai 1590, Kopie in HHStA, MS 83c 638-642. K. Lepszy, Rzeczpospolita..., 186, besonders Anm. 2 (siehe Anm. 6). Er fuhrn wohl deshalb nicht weil man einen Mann suchte, der in Polen nicht bekannt war. Das traf auf Kahl im Jahre 1590 nicht zu. 15 Malaspina hatte ihm dieses Schreiben gezeigt. Finalrelation Georg Kahls an den Kaiser, s. 1. & d. [Marz 1594], Kopie in HHStA, Schweden I, 1, 1593-1599, 5-23, hier 18v.-19r. I I 298 Georg Kani sucht in Stockholm alle authoritet verlieren wird"16. Das war gewiJ3 nicht auszuschlieJ3en, doch haben dem Kónig die Polen, die mit nach Schweden gekommen waren, drin-gend geraten, die Forderungen Herzog Karls zu erfullen, da die Lagę des Kónigs und seiner Begleitung vom militarischen Standpunkt aus hoff-nungslos sei17. Die Schweden kónnten auch Sigismund an der Abreise hin-dern, weil sie den Kónig im Land und Herzog Karl nicht als Reichsverweser haben wollen oder weil sie verhindern wollen, daJS Sigismund Estland an Polen-Litauen iibergebe18. Das gewichtigste Argument fiir eine Riickkehr nach Polen lieferte jedoch Herzog Karl, der Bruder von Sigismunds Vater. Er mobilisierte das „Volk" gegen den Kónig, riickte mit vielen Personen vor dessen Residenz und for-derte energisch die Annahme aller Bedingungen der Beschlusse von Uppsala vom Marz 1593 gegen die Katholiken. Sigismund meinte, er ware bereit abzudanken, doch die Bedingungen konne er nicht annehmen. „Herzog Carl aber den paurn und dem gemeinen man zuegeschrien: Ob sy nicht bey irem glauben bleiben und sterben wolten? Sie solten es vor dem kónig sagen, damit es nicht das ansehen hete, samb [=als ob] er's allain tri-be. Sie geantwortet: «Ja, ja.» Ob sie nicht wolten iiber dem allem halten, so zu Upsal geschlossen? Widerumb geschrien: «Ja, ja.» Ob sie wolten, das die Catholischen im land sein solten? Geschrien: «Nein, nein.» Und hat der kónig bericht bekomen, das in dem geschray zwen paurn gesagt: «Wir haben schon einen kónig, bedurfen dein nicht.»"19. Diese Szenen erwecken bei einem Menschen, der miterlebte, was sich an greulicher und abstoJ3ender Demagogie in der Mitte des 20. Jahrhunderts abspielte, regelrecht Beklem-mungen. Auch die schwedischen Adeligen beteuerten, Herzog Karl habe sie „betrogen unter dem schein der religion". Am Hof war man iiberzeugt. daJ3 dieses „Volk" Herzog Karls „diener gewesen, und er sy angelernt"20. Es gab nicht nur Pseudodemonstrationen, Herzog Karl hat auch ein Klima des Ter-rors geschaffen, „da ainer mit dem andern fast nicht sicher reden dórfen", und ein Vertreter des Hochadels, der dem Kónig nahestand, wollte mit dem kaiserlichen Gesandten wegen der schlechten Zeiten kein langeres Ge-sprach fuhren, da zur Zeit „kain brueder dem andern getraue". Der Empfang, den der machtigste Mann Polens Jan Zamoyski Kónig Sigismund bereitete, als er zur Krónung nach Krakau kam, war deprimie- 16 Finalrelatlon Kahls 19v. 17 Die Polen beteuerten, sie wollten den Kónig vertaidigen, doch Aussicht auf Erfolg gebe es nicht. Daher baten sie. „der kónig soi in ihr begern bewilligen. Was er mit tractation aberhal- ten kunte, das sl er tun. Wan er aber je nit kunte, soi er als ein gezwungner zulassen, was sie begern, by5 auf bessere zeit [warten], damit man nit umb zway kónigreich korne." Zwar sagte der Kónig: „Ich kan's iiber mein herz nit bringen." Doch er sah, „das kein mittel mehr verhan- den als der gewise untergang oder die bewilligung. Hat er verhaissen, die assecuration inen zu geben." Alles geschah mit Willen und GetheiJSen der polnischen Berater. Ernhofer an Erzh. Maria, Uppsala, 4. Marz 1594, Original und Kopie in FamKorr 42, 67-84. 18 Finalrelation Kahls 19v.-20v. 19 Finalrelation Kahls 12r. 20Kónigin Anna an Erzh. Maria, s. 1. & d. [Uppsala, wohl vom 5. Marz 1594], chiffriertes Original und dechiffrierte Kopie in FamKorr 40, 133-147. Auch Kahl war iiberzeugt, es habe Karl diese Sachen nicht „amore religionis so heftig getrieben", sondern er wollte nur Sigismund zur Abdankung zwingen. Finalrelation Kahls 18r., 23v. 299 Walter Leitsch rend. In den Jahren 1588-1593 hat er sich groJ3e Miihe gegeben, dem Kónig das Leben in Polen unertraglich zu machen, so dąj3 der Kónig schliej31ich zur Ubersiedlung in sein zweites Kónigreich Schweden bereit war. Nun kam er zur Krónung nach Uppsala und der Empfang war noch viel deprimieren-der. Herzog Karl war von ebensoviel Machtgier angetrieben wie Zamoyski, doch hatte er bei der Wahl der Mittel bei weitem weniger Bedenken, als er nun seinerseits Sigismund aus seiner Heimat hinausekeln wollte. Es war fur den Kónig ein harter Schicksalsschlag. Der Beichtvater der Kónigin schrieb: „Bede ihr mayesteten sein dise tag hoch betriebt gewesen und ha-ben ihr mayestet die kónigin viel zaher vergossen. Wer nun gehn hoff komt, der sagt fur gewiJS, wier wiirden aintweders ausgehingert, gefangen oder er-schlagen werden. Aus dem reich zu entrinnen, ist nit miiglich"21. Es war doch móglich. Der Kónig akzeptierte die Bedingungen Karls, dessen Hoff-nungen, der Kónig wurde eher abdanken, unerfullt blieben. Schweden sam-melte Punkte in dem Wettstreit mit Spanien, wer am wenigsten tolerant ist in Europa. Doch das Groteskę an der Geschichte ist, dajS diese Verhalten-sma)3regeln, die katholische Einwohner Schwedens zu einer verfolgten Minderheit, ja, wie sich zeigen sollte, vogelfrei machten, von einem Mann in Geltung gesetzt wurden, der wohl zu den aufrichtigsten und eifrigsten Ka-tholiken unter den europaischen Kónigen gehórte. Er konnte daher nicht Kónig von Schweden sein. Er ging zuriick nach Polen. Dort fiihlte er sich besser - nach den Erfahrungen von Uppsala eben relativ besser. 1 Ernhofers Berlcht vom 4. Marz 1594. siehe Anm. 17. 300 =???%?? .tr-M; i;',-,' Karol Modzelewski Liber homo sub tabela nobilis W 843 r. Nithard, wnuk Karola Wielkiego, napisał o Sasach: Que gens omnis in tribus ordinibus divisa consistit: sunt etenim inter illos ąui edhi-lingi, sunt ąuifrilingi, sunt ąui lazzi illorum lingua dicuntur, latina vero lin-gua hoc sunt nobiles, ingenuiles atąue seruiles1. Niewolnicy zostali tu pominięci, gdyż nie mieli podmiotowości prawnej2 i pozostawali, w rozumieniu autora, poza nawiasem ludu saskiego. Lazzi, zwani u Franków, Ale-manów oraz w karolińskich redakcjach praw zwyczajowych Sasów i Fryzów - litami, u Longobardów zaś - aldiami, mieli, w przeciwieństwie do niewolników, podmiotowość prawną, znajdowali się jednak w głębokiej zależności od swoich panów. Nithard uważał ich za część składową ludu Sasów, ale -jak wskazuje określenie seruiles - nie zaliczał do wolnych ludzi. Wolnymi byli natomiast, w jego rozumieniu, edelingowie i frilingowie, choć różniło ich szlachetne bądź pospolite urodzenie i odmienna wysokość wergeldów, a także nawiązek. Tripartitio Nitharda znajduje odpowiednik w obu kapitularzach saskich Karola Wielkiego (z 785 i 797 r.) oraz w spisanych w 802 r. prawach Sasów i Fryzów, tyle że edelingowie występują tam pod łacińską nazwą nobiles, a frilingowie pod nazwami ingenui lub liberi. Spór o kondycję społeczno-prawną saskich frilingów oraz - szerzej rzecz ujmując - ludzi określanych w prawach barbarzyńskich terminami liberi lub ingenui toczy się od przeszło stu lat. Klasyczna historiografia niemiecka widziała w nich pospolitych wolnych (Gemeinfreie), trzon plemiennego społeczeństwa. Już jednak w 1898 r. Heinrich Brunner musiał 1 Nithard, Histoire desfils de Louis lePiewc (wyd. Ph. Lauer). Paris 1926 [dalej cyt: Nithard], cap. 2, s. 120. 2 Zob. K. Modzelewski, Ludzie bez prawa; niewolna kondycja w Polsce na tle wczesnośrednio wiecznych zwyczajów germańskich i wschodnioslowiańskich [w:J Społeczeństwo Polski średnio wiecznej, t. V, Warszawa 1992, s. 73-93. 301 Karol Modzelewski bronić tego poglądu przed podjętą przez Philippa Hecka próbą zasadniczej rewizji. Heck uznawał za pełnoprawnych wolnych jedynie edelingów, frilingów zaś określał gabinetowym terminem Minderfreie, widząc w nich wyzwoleńców, bękartów i niepełnoprawnych obcoplemieńców, pozostających pod osobistą i majątkową zwierzchnością nobilów3. Kontrargumenty Brunnera nie były błahe, ale przyszłość należała do jego oponenta. Do koncepcji Hecka nawiązali w końcu lat trzydziestych XX w. twórcy nowego nurtu w niemieckiej historiografii: Heinrich Dannenbauer i Theodor Ma-yer4. Poglądy tych badaczy na genezę i pozycję wolnej ludności w społeczeństwach germańskich wczesnego średniowiecza cieszą się uznaniem do dziś, mimo solidnie udokumentowanej krytyki ze strony Hansa K. Schulze, Eckharda Miiller-Mertensa, Johannesa Schmitta, Jurgena Weitz-la czy Hermanna Krause5. Już w polemice między Brunnerem a Heckiem istotną rolę odgrywały rozbieżne interpretacje rozdziału 64 Prawa Sasów. Nic dziwnego: mowa tam o frilingu, który podlega opiekuńczej zwierzchności (tutela) edelinga, co znajduje wyraz w ograniczeniu swobody dysponowania przez podopiecznego własną ziemią. Dla sporu o miejsce wolnych w plemiennej społeczności Sasów jest to jeden z najważniejszych tekstów. Oto jego pełne brzmienie: Liber homo, ąui sub tutela nobilis cuiuslibet erat, ąui iam in exilium mis-sus est, si hereditatem suam necessitate coactus vendere uoluerit, ojferat eam primo proximo suo; si Ule eam emere noluerit, offerat tutori suo vel ei ąui tunc a rege super ipsas res constitutus est; si nec Ule uoluerit, vendet eam cuicum-ąue libuerif. Rzecz dotyczy, jak widać, prawa pierwokupu. Przytoczony tekst nie pozostawia wątpliwości co do tego, że u Sasów obowiązywała zasada analogiczna do słowiańskiego prawa bliższości: gdy wolny człowiek pozbywał się ojcowizny, bezwzględne pierwszeństwo jej nabycia miał krewny najbliższy według 3 H. Brunner, Nobiles und Gemeinfreie der karolingischen Volksrechte, „Zeitschrift der Savi- gny-Stiftung fur Rechtsgeschichte; Germanistische Abteilung" [dalej cyt: ZRG GA] 19, 1898, s. 76-106; tenże, Standerechtlische Probleme, ZRG GA 23, 1902, s. 193-263; Ph. Heck, Die altfrie- sische Gerichtsuerfassung, Weimar 1894; tenże, Die Gemeinfreien der karolingischen Volksrech- te, Halle 1900. 4 T. Mayer, DieEntstehung des „modernen" Staates im Mittelalter und diefreienBauem, ZRG GA 57, 1937, s. 210-288; tenże Die Ausbildung der Grundlagen des modernen Staates im hohen Mittelaler, „Historische Zeitschrift" [dalej cyt.: HZ] 159, 1939, s. 457-487; H. Dannenbauer, AdeU Burg und Herrschaft bei den Germanen; Grundlagen der deutschen Verfassungsentu>ic- kling, „Historisches Jahrbuch" 61, 1941, s. 1-50; tenże, Adelsherrschąft bei den germanischen Vólkern, „Forschungen und Fortschritte" 20, 1944, s. 149n. 5 H.K. Schulze, Rodungsfreiheit und Kónigsfreiheit; zur Genesis und Kritik neuere verfas- sungsgeschichtlischer Theorien, HZ 219, 1974, s. 529-550; E. Muller-Mertens, Kań der Grosse, Ludwig der Fromme und die Freiem wer waren die liberi homines der karolingischen Kapitula- rien? Ein Beitrag zur Sozialgeschichte und Sozialpolitik des Frankenreiches, Berlin 1963; J. Schmitt, Untersuchugen zu den liberi homines der Karolingerzeit, Frankturt a. M. 1977; J. Weit- zel, Dinggenossenschaft undRecht, Kóln-Wien 1985; H. Krause, Die liberi der LexBaiuuariorum [w:] FestschriftjurMaxSpindler, Miinchen 1969, s. 41-73. 6 Lex Saxonum [dalej cyt.: LSax] [w:] Leges Saxonum und Lex Thuringorum (wyd. C. von Schwerin), Hannover-Leipzig 1918 [dalej cyt: LST\, cap. 64, s. 33. 302 Liber homo sub tutela nobilis zwyczajowej kolejności spadkobrania7. Rozdział 64 nie jest jednak zapisem tej ogólnej reguły, lecz jej zastosowaniem do sytuacji szczególnej. Wolny człowiek, o którym tu mowa, pozostawał mianowicie sub tutela cuiuslibet nobilis, a w dodatku ów tutor (lub sam podległy mu liber homo - co do tego nie ma pełnej jasności) został ukarany wygnaniem. Reguły wynikające z prawa bliższości ulegały w tym wypadku modyfikacji: pierwszeństwo zakupu należało się wprawdzie, jak zawsze, najbliższemu krewnemu [proximo), jeżeli jednak nie zechciał on nabyć ojcowizny swojego krewniaka, to prawo pierwokupu przechodziło w ręce tutora lub tego, komu król powierzył zarząd nad mieniem wygnańca. Dopiero gdyby i on nie zechciał kupić oferowanej dziedziny, właściciel mógł ją swobodnie sprzedać komu zechciał. Rozszyfrowanie terminu tutela nie nastręcza większych trudności. W rozdziałach 42, 44 i 45 Prawa Sasów oznaczał on władzę opiekuńczą mężczyzny - ojca, brata, męża - nad germańską kobietą. Mężczyznę sprawującego tę władzę określano w Lex Saxonum (rozdz. 43), w Lex Thuringo-rum (rozdz. 45) i w Lex Frisionum (tit. 9) wyrazem tutor, a w prawach Longo-bardów rodzimym terminem mundoald. Była to, rzecz jasna, instytucja germańska, a nie rzymska. Łaciński termin tutela był tylko dobrze dobranym synonimem germańskiego wyrazu mund, którym posługiwano się w spisach praw skandynawskich oraz w kodyfikacjach zwyczajów prawnych Ale-manów i Longobardów8. Podstawowe znaczenie wyrazu mund wiązało się ze stosunkami pokrewieństwa i obejmowało także ojcowską władzę nad niepełnoletnim synem. Ponieważ jednak więź krewniacza była w tradycyjnych kulturach barbarzyńskiej Europy macierzą wszelkich więzi społecznych, rozmaite stosunki osobistej zależności pojmowano i nazywano tak, jakby opierały się na więzach krwi. Władzę pana nad litem określano terminem mund, ujmując ją na wzór ojcowskiej władzy nad nieletnim synem9. Liber homo, który według rozdziału 64 Prawa Sasów pozostawał sub tutela nobilis, nie był jednak litem. Lex Saxonum starannie rozróżniała te kategorie społeczne, określała je odrębnymi nazwami i nie mieszała pojęć. Wystarczy przytoczyć rozdział 36, zgodnie z którym sprawca kradzieży miał 7 J. Bardach, Historia państwa i prawa Polski, t. I, Warszawa 1964, s. 296; F.J. Spevec, Pra wi bliźe rodbine glede odsuoja nekretnine po starogermanskom i staroslovanskom prauu, Zagfeb 1882; V. Vanećek, Dęjiny statu a prdva v Ćeskoslouensku, Praha 1961, s. 117n; S.B. Wiesiełow- skij, Fieodalnoje ziemlewladienije w siewiero-wostoćnoj Rusi, 1.1, Moskwa 1947, s. 24-32. W naj starszych prawach ludów skandynawskich analogiczna zasada obowiązywała w stosunku do ziemi określanej terminem „odal", dziedziczonej od pokoleń w obrębie związku krewniaczego (por. słowiański termin „dziedzina"), zob. L. Beauchet, Histoire de laproprietefonciere en Suede, Paris 1904, s. 125 i 617. 8 LScuc, s. 29; Lex Thuringorum [dalej cyt: LTur] [w:] LST, s. 64; Lex Frisionum (wyd. K A. Eckhardt, A. Eckhardt), MGH, Fontes Iuris Germanici Antiąui, XII, Hannover 1982 |dalej cyt.: LFris], s. 48 LexAlamannorum |w:J Die Gesetze des Karolingerreiches (wyd. K.A. Eckhardt), t. II, Weimar 1934, cap. 51/3 i cap. 54/2, s. 36: Norwegiasches Recht; das Rechtsbuch des Frosto- things (wyd. i tłum. R. Meissner), Weimar 1939, III, 13, s. 51 i XI, 14, s. 207; Le Leggi dei Longo- bardi (wyd. C. Azzara i S. Gasparri), Milano 1992 [dalej cyt.: LL], według indeksu terminów lon- gobardzkich na s. 308. 9 Edictum Rothari [w:] LL [dalej cyt.: Rothari], cap. 216, s. 62: cap 224/IV, s. 64 i cap. 235, s. 68. 303 Karol Modzelewski płacić skarbowi królewskiemu pro fredo, czyli za złamanie miru, karę publiczną odpowiednią do swojej pozycji społecznej: si nobilisfueńt solidos XII, si liber VI, si litus TV10. Nie ulega wątpliwości, że także w rozdziale 64 wyrażeniem liber homo określano wolnego, dorosłego mężczyznę. Na jakiej zasadzie mógł on podlegać mundowi innego człowieka? Odpowiedź znajdujemy w prawach zwyczajowych Longobardów. Rozdział 224 Edyktu Rotariego rozróżniał trzy kategorie wyzwoleńców. Do najwyższej zaliczał się ten, kogo były pan uczynił „w pełni wolnym i obcym względem siebie, czyli [człowiekiem] bez mundu" (fulcfree et a se extraneum, id est amund). Rytuał takiego wyzwolenia wymagał, by niewolnik został trzykrotnie przekazany z rąk do rąk, zapewne w celu symbolicznego zatarcia więzi z byłym panem. Dopiero ostatni z czterech posiadaczy prowadził wyzwoleńca na skrzyżowanie dróg, tam obdarzał go publicznie laską i strzałą, czyli oznakami podmiotowości sądowej i statusu wojownika (thingit ingaidaetgi-sil), wreszcie wypowiadał formułę równoznaczną z nadaniem prawa wycho-du: „z czterech dróg, którąkolwiek zechcesz pójść, masz na to wolną wolę". Puścizna spadkowa po takim wyzwoleńcu należała się skarbowi królewskiemu, a nie byłemu panu (Et si sine heredes legitimus ipse, ąui amund factus est, mortuus fuerit, curtis regia Uli succidat, nam non patronus aut heredes patroni)11. Najniższą kategorię wyzwoleńców stanowili według rozdziału 224/IV Edyktu Rotariego aldiowie, czyli longobardzki odpowiednik litów. Kto chciał swego niewolnika uczynić aldiem, a nie człowiekiem w pełni wolnym, nie powinien był przy obrzędzie wyzwolenia „mówić mu o czterech drogach. (Item ąui aldiumfacere uoluerit, non Uli dit ąuattuor vias). Jeżeli te słowa nie padły, wyzwoleniec nie otrzymywał prawa wychodu. Nie wolno mu też było dysponować użytkowanym mieniem bez pańskiej zgody, ponieważ pański mund miał w tym wypadku znamiona surowej, patriarchalnej władzy, obejmującej także zwierzchność majątkową: non liceat aldius cuiuscumąue, ąui amund Ja ctus non est, sine uoluntate patroni terra aut mancipia vin-dere, sed neąue liberum dimittere12. W rozporządzeniu skierowanym w 733 r. do swoich włodarzy Liutprand nakazał sporządzić inwentarze dóbr królewskich, aby łatwiej było egzekwować zakaz kupowania czegokolwiek, zwłaszcza ziemi, od królewskich niewolników lub aldiów (ut nullus presumat nec de seruo nec de aldione nostro aliąid emere)13. Ziemia aldia należała prawem zwierzchności do jego pana. Do pana należała także męska władza 10 LSax, cap. 36, s. 26n. Podobnie w Capitulatio de partibus Saxoniae [w:] LST. za nieochrz- czenie dziecka w ciągu roku winowajca „si de nobili genere fuerit CXX solidos fisco conponat, si ingenuus LX, si litus XXX" (cap. 19, s. 40) i w tej samej proporcji za „prohibitum vel inlici- tum coniugium" (tj. małżeństwo zawarte między krewnymi płacili tytułem kary publicznej „no- biles" 60 solidów, „ingenui" 30, litowie 15, tyle samo wreszcie za złożenie ofiar bóstwom pogań skim (tamże, cap. 20 i 21, s. 40n). Tę samą zasadę różnicowania kary publicznej wedle statusu społeczno-prawnego winowajcy spotykamy w Capitulare Saxonicum z 797 r., cap. 5. LST, s. 47: „Si quis de nobilioribus ad placitum mannitus venire contempserit, solidos 1III conponat, in genui II, litil." -,„,:? : . 11 Rothari, cap. 224/1. s. 64. 12 Rothari. cap. 224/IV, s. 64 i cap. 235, s. 68. 13 Notitia de actoribus regis, cap. 5 [w:] LL, s. 230. 304 Liber homo sub tutela nobilis opiekuńcza nad żonami i córkami aldiów (litów). Aldius mógł wprawdzie poślubić całkowicie wolną kobietę, płacąc zgodnie ze zwyczajem ojcu panny młodej za jej mund, ale w wyniku tej transakcji nie mąż, lecz jego pan stawał się mundoaldem owej kobiety oraz urodzonych w tym małżeństwie dzieci obojga płci14. Między najwyższą a najniższą kategorią wyzwoleńców mieściła się w rozdziale 224 Edyktu Rotariego grupa niejako pośrednia. Składała się ona z ludzi obdarzonych pełną wolnością, w tym pełnią rzeczowych praw do majątku oraz prawem wychodu, ale pozostających pod mundem dawnego pana. Był to mund o wiele łagodniejszy niż w wypadku aldiów, dotyczący głównie praw spadkowych i wzorowany - wedle słów Edyktu - na związku między braćmi lub dalszymi krewnymi. Chodziło jednak o związek nierówny, gdyż to patron, niczym naturalny krewny, miał prawo do puścizny spadkowej po wyzwoleńcu, a nie na odwrót: Item ąuifulcfreefecerit et ąuattuor vias ei de-derit, et amund a se, id est extraneum, nonfecerit, talem legem patronus cum ipso vivat, tamąuam si cumfratrem aut cum alio parente suo libero langobar-do: id est, sijilius autjilias legitimas, ąui Julcfree factus est, non demiserit, patronus succidat, sicut supter scriptum est15. Bliższe szczegóły ujawnia rozdział 225 Edyktu, w całości poświęcony spadkowi po takim wyzwoleńcu. Jeżeli miał on synów z prawego łoża, to im przypadała ojcowizna: córki, a także synowie nieślubni otrzymywali tylko legem suam, czyli zaopatrzenie zgodne z longobardzkim zwyczajem. Jeżeli zmarły nie pozostawił dziedziców, to zachowywały moc secundum legem lan-gobardorum darowizny, jakie poczynił on na rzecz osób trzecich z własnego mienia ruchomego, tj. sprzętów gospodarskich (handigawerć) i militariów (harigawerc); do nadawców zaś wracało to, co on sam otrzymał za służby pełnione u swego patrona lub w szeregach zbrojnej klienteli miejscowego księcia albo innych osób (in gasindio ducis aut privatorum hominum obseąuio). Resztę - wobec braku spadkobierców i decyzji testamentowych - dziedziczył patron „jak po swoim krewnym" (alias vero res si, ut dictum est, heredes non derelinąuerit aut se vivo non iudicaverit, patronus succedat sicut parenti suo)'6. W społecznościach barbarzyńskich niewolny był człowiekiem pozbawionym etniczno-prawnej tożsamości. Z chwilą wyzwolenia, bez względu na swoje dawne, przeważnie obcoplemienne korzenie, stawał się on współple-mieńcem swego dotychczasowego pana i dobroczyńcy17. Także wyzwoleniec Julcfree non amund, o którym mowa w rozdziałach 224/III i 225 Edyktu Rotariego, żył wedle prawa Longobardów i był traktowany jak inni wolni Lon-gobardowie mimo nierównoprawnej więzi sztucznego pokrewieństwa łączą- u Rothari, cap. 216, s. 62; por. LFris, tit. DC/11, 12 i 13, s. 48 orazLSwc, cap. 65, s. 33. 15 Rothari. cap. 224/III, s. 64. mRothari. cap. 225, s. 64. 17 Rothari, cap. 226, s. 64: „Omnes Uberti, qui a dominis suis langobardis libertatem meru-erint, legibus dominorum et benefacturibus suis vlvere debeant..."; LexRibuaria [w:] Die Geset-ze des Merowingerreiches (wyd. K.A. Eckhardt), t. II, Weimar 1934 [dalej cyt.: LRib], tit. 57, s. 168 - wyzwoleniec „sicut ceteri Ribuarii liber permaniat"; por. K. Modzelewski, Człowiek istnieje w kolektywie; jednostka w kręgu wspólnoty krewniaczej, sąsiedzkiej i plemiennej [w:) Człowiek w społeczeństwie średniowiecznym. Warszawa 1997, s. 24. 305 Karol Modzelewskl cej go z patronem. Oznacza to, że był on wojownikiem jak każdy wolny Lon-gobard [exercitalis, arimannus). Nawet biedacy, którzy nie mieli własnej ziemi i siedzieli w charakterze dzierżawców na cudzym gruncie, podlegali z racji wolnej kondycji i przynależności do ludu Longobardów - powołaniu na wyprawę wojenną w charakterze pieszych łuczników18. W rozdziale 225 Edyktu znajdujemy wyraźne oznaki, że wyzwoleniec/uic-free non amund był wojownikiem. Na mienie ruchome, które mógł on przed śmiercią darować osobom trzecim, składały się, obok sprzętów gospodarskich, także elementy zbrojnego wyposażenia (harigawerc). Czyniąc takie darowizny, musiał on posiadać coś więcej niż łuk i strzały. Charakterystyczne, że - prócz ewentualnych służb u boku swego patrona - wyzwoleniec ten mógł z własnego wyboru nawiązać stosunek gasindiatu (longobardzki odpowiednik więzi wasalnej) z miejscowym księciem lub innym wolnym Longo-bardem i otrzymać odeń stosowne nadanie. Wydaje się jednak, że patron miał tu pierwszeństwo. Formuła wyzwolenia do kondycji/uic/ree z jednoczesnym ustanowieniem więzi krewniaczego mundu między wyzwoleńcem a byłym panem służyć mogła przede wszystkim tworzeniu zbrojnej klienteli. Według tradycji zapisanej przez Pawła Diakona, wyzwalanie niewolników dla wzmocnienia liczebności plemiennego wojska było praktykowane przez Longobardów już na początku ich kilkuwiekowej wędrówki19. Wyzwoleniec mógł być oczywiście dzierżawcą osadzonym na pańskiej ziemi, ale posiadanie przezeń na własność ziemi nadanej przez patrona lub księcia, zakupionej czy wreszcie własnoręcznie wziętej pod uprawę bardziej odpowiadało roli społecznej wojownika. Normy rozdziału 225 Edyktu, dotyczące spadkobrania zdają się wskazywać, że wyzwoleniec fulc-free non amund zazwyczaj miał, a w każdym razie mógł mieć własną ziemię. Korzystał on z pełni uprawnień właścicielskich, skoro za życia i na łożu śmierci wolno mu było rozporządzać secundum legem langobardorum mieniem ruchomym nie oglądając się na naturalnych spadkobierców ani na patrona. Na podobną swobodę dysponowania dziedziczoną ziemią nie pozwalało ani wyzwoleńcom, ani rodowitym wolnym prawo bliższości. Intencja jego daje się odczytać z rozdziału 62 Prawa Sasów: Nulli liceat traditionem here-ditatis suaefacere praeter ad ecclesiam vel regi ut heredem exheredemfaciat 18 Liutprandi leges, cap. 62 ł cap. 83 [w:j LL, s. 158 i s. 168 oraz Ahistulfi leges, cap. 2 i 3, tamże, s. 250; por. K. Modzelewskl, Longobardowie czy Rzymianie? Służba wojskowa rzemieśl ników i kupców w świetle edyktu Aistulfa z 750 r. [w:] Czas, przestrzeń, praca w dawnych mia stach; studia ofiarowane Henrykowi Samsonowiczowi, Warszawa 1991, s. 201-212. 19 Paolo Diacono, Storia dei Longobardi (wyd. L. Capo), Verona 1995, Ub. I, cap. 13, s. 28: „Igi- tur Langobardi.[...J ut bellatorum possint amplificare numerum, plures a servili iugo ereptos ad libertatls statum perducunt. Utąue rata eorum haberi possit ingenuitas, sanciunt morę so- lito per sagittam, Inmurmurantes nlhllominus ob rei firmitatem ąuaedam patria verba". Rytu ał wyzwolenia „per sagittam" wydaje się identyczny z opisanym w Edykcie darowaniem wolno ścią przez łaskę i strzałę („thingit in gaida et gisil"), a słowa w ojczystym języku, które przy tym „mamrotano" były najpewniej równoznaczne z zapisaną w IDdykcie po łacinie formułką o czte rech drogach: „de ąuattuor vias ubi volueris ambulare, liberam habeas potestatem". Wynikało by z tego, że Paweł Diakon miał na myśli wyzwolenie do pozycji „fulcfree", choć niekoniecznie „amund". 306 Liber homo sub tutela nobilis [...] mancipia liceat Uli dare aut uendere20. Widać tu wyraźnie motyw zakazu alinacji: aby spadkobiercy nie pozbawić szansy na spadek (ut heredem exhe-redemfaciat). Nie dotyczyło to rzecz jasna synów, którzy pozostawali z ojcem w ścisłej wspólnocie majątkowej i nie mogli sprzeciwiać się jego decyzjom, ani kupić od niego ojcowizny, lecz braci oraz krewnych bocznych. Aby uniknąć retraktu, trzeba było uzyskać ich zgodę na nadanie, a w wypadku sprzedaży przestrzegać zasady pierwokupu potencjalnych spadkobierców. Były pan, jeśli zachował mund nad wyzwoleńcem/ufc/ree, zaliczał się do jego spadkobierców; nie jest jednak całkiem jasne, jakie miejsce zajmował on w kolejce do spadku. Cap. 224/III Edyktu Rotariego dopuszcza dwie różne możliwości: patron mógł być ze swoim wyzwoleńcem w takim stosunku spadkobierania „jak gdyby z bratem", albo „jak z innym swoim krewnym wolnym Longobardem" (aut cum alio parente suo libero langobardo), przez co rozumieć trzeba w tym kontekście krewnego bocznego. Skąd ta różnica? Najwidoczniej pozycja patrona w porządku spadkobrania mogła być różna, w zależności od tego, ilu wyzwoleniec miał wolno urodzonych krewnych. W pierwszym pokoleniu, jak stanowił jednoznacznie rozdział 77 Ekiyktów Liutpranda, uprawnieni do dziedzictwa byli tylko synowie urodzeni po wyzwoleniu ojca. Gdy zmarły nie pozostawił takich synów i był amund, to puściznę po nim obejmował skarb królewski21, jeśli zaś nie był amund, to dziedziczył po nim patron. W porządku spadkobrania patron zajmował wówczas pozycję tuż po legalnie (czyli wolno) urodzonych synach, a więc rzeczywiście taką jak brat. Ale w drugim pokoleniu wyzwoleniec mógł już mieć wolno urodzonych braci, bratanków i siostrzeńców, a także męskich krewnych od strony swojej wolnej matki: wujów i wujecznych braci. W trzecim pokoleniu pojawiali się ponadto stryjowie i bracia stryjeczni. Wszyscy oni zgodnie z prawem Longobardów byli uprawnieni do dziedziczenia według bliższości pokrewieństwa. Dopiero po nich znajdował się w łańcuchu dziedziczenia patron--wyzwoliciel lub jego następca, już nie „jak gdyby brat", lecz „jak inny krewny zmarłego, wolny Longobard". Miejsce patrona w tym łańcuchu było coraz dalsze w miarę rozrastania się, z pokolenia na pokolenie, wspólnoty krew- 20 LSax, cap. 62, s. 32. Jak się zdaje, karoliński kodyfikator zapisał tę starą zwyczajową nor mę głównie po to, by uczynić od niej wyjątek dla darowizn na rzecz Kościoła i króla. Poza tym czeladź (mancipia) zdaje się tu reprezentować ogólne pojęcie mienia ruchomego, które, w prze ciwieństwie do dziedziczonej ziemi, wolno było nadawać i sprzedawać bez oglądania się na pra wo bliższości potencjalnych spadkobierców. 21 Liutprandi Leges, cap. 77, s. 166: „Si duo fratres, aut si pater et filius thingati (tj. wyzwo leni) fuerint, si unus ex ipsis sine filiis, filiabus mortuus fuerit, curtis regia ei succedat". Ozna cza to ni mniej ni więcej, że wyzwoleniec, jeśli zmarł nie pozostawiając innych synów poza ty mi, których wyzwolono razem z nim (tj. urodzonymi w niewoli), uważany był za zmarłego bez potomnie. Z tego, że puściznę po nim zagarniał skarb królewski, a nie patron, wynika, że był to wyzwoleniec amund. Zaskakująca norma, zgodnie z którą nie dziedziczyli po sobie wyzwoleni z niewoli bracia, ojciec lub syn opierała się na ogólnej zasadzie wspólnej wszystkim prawom barbarzyńskim: niewolny nie miał prawnie uznanej rodziny, przeto więzi krewniacze sprzed wyzwolenia nie miały skutków prawnych (zob. A. Pieniądz-Skrzypczak, Konkubinat i pozycja społeczna jiliorum naturalium w społeczeństwie longobardzkiej Italii VII i VIII w., „Przegląd Hi storyczny" 91, 2000, z. 2 (w druku). Zapisując tę normę w edykcie, Liutprand powołał się na stary zwyczaj przekazywany w ustnej tradycji prawnej (antiąua cawarfida). 307 Karol Modzelewski niaczej wyzwoleńca. Prawo patrona jako ostatniego z potencjalnych dziedziców, obejmującego schedę dopiero w braku legalnych spadkobierców-krew-nych, wydają się odpowiednikiem uprawnień skarbu królewskiego do puścizny spadkowej po rodowitych wolnych i wyzwoleńcach amund. Odpo-wiedność ta znalazła zresztą wyraz w sformułowaniu rozdziału 224/1 Edyk-tu Rotariego: Et si sine heredes legitimus ipse, ąui amundfactus est, mortuus Juerit, curtis regia Uli succidat, nam non patronus aut heredes patroni. Sytuacja longobardzkiego wyzwoleńca fulcfree non amund pokrywa się co do joty z sytuacją takiego frilinga, który - według rozdziału 64 Prawa Sasów -sub tutela nobilis cuiuslibet erat. Ani w jednym, ani w drugim wypadku nie chodziło o lita (aldia), lecz o człowieka wolnego, chociaż pozostającego pod czyimś mundem. Zarówno longobardzki wyzwoleniec fulcfree non amund, jak i saski liber homo sub tutela nobilis dysponowali pełnią uprawnień właścicielskich do swojego majątku. Oznaczało to całkowitą swobodę rozporządzania mieniem ruchomym, a także swobodę alienacji ziemi, ograniczoną jedynie prawem bliższości potencjalnych spadkobierców. Do ich grona zaliczał się w obu wypadkach patron (tutor), który w porządku dziedziczenia następował po krewnych zmarłego. W tej kolejności przysługiwało patronowi również prawo pierwokupu, jeżeli człowiek pozostający pod jego mundem zdecydował się sprzedać swoją dziedzinę: sprzedający musiał ją wedle rozdziału 64 Prawa Sasów zaproponować najpierw proximo suo, a dopiero potem tutorowi lub tymczasowemu zarządcy majątku tutora22. Liczba pojedyncza - proximo suo nie powinna nas zmylić; chodziło tu o stopień pokrewieństwa, nie o liczbę osób. Liber homo mógł mieć przecież kilku braci, a także kilku krewnych bocznych {proximi, propinaui) tego samego stopnia i żaden z nich nie mógł być pominięty. Tutor był ostatnim z uprawnionych do pierwokupu; jeżeli i on nie zechciał nabyć oferowanej dziedziny, wolno ją było sprzedać komukolwiek. Nie ulega zatem wątpliwości, że saski liber homo sub tutela nobilis był wy-zwoleńcem tej samej kategorii, co longobardzki/uic/ree non amund. Zwracano już uwagę, że z brzmienia rozdziału 64 Legis Saxonum wcale nie wynika, iżby wszyscy liberi pozostawali pod mundem edelingów23. Ale i nie wszyscy wyzwoleńcy związani byli mundem ze swymi dawnymi panami. Wolna od mundu była najwyższa kategoria longobardzkich wyzwoleńców [fulcfree et amund}. Kategoria taka istniała również u nadreńskich Franków; stanowili 22 Przychylam się do wykładni zwrotu „qui iam exilium missus est" przedstawionej przez Martina Lintzla, Zur altsachsischen Rechtsgeschichte [w:] tenże, Ausgewahlte Schriften", t. I, Berlin 1961, s. 432: na wygnaniu - czasowym, bo z zachowaniem praw do majątku - nie jest tu „liber homo", lecz jego „tutor nobilis". Dlatego, jeżeli naturalni krewni nie skorzystają z pra wa pierwokupu, „liber homo" ma oferować swoją dziedzinę do nabycia tutorowi albo „temu, komu król powierzył pieczę nad tym majątkiem"; alternatywne sformułowanie wskazuje, że drugi występuje jako ewentualny nabywca w zastępstwie pierwszego, że zatem zarządza on ma jątkiem nieobecnego tutora, a nie dziedziną, którą chce sprzedać „liber homo". 23 M. Lintzel, Die Stande der deutschen Volksrechte; hauptsachlich der Lex Saxonum [w:] te goż, Ausgewahlte Schriften, 1.1, s. 360; F. Philipppi, Die Umwandlung der Verhaltnisse Sachsens durchdiefrankischeEmberung. HZ 129, 1924, s. 206. 308 Liber homo sub tutela nobilis ją ci, których wyzwolono rzucając denar w obecności króla i wystawiając pisemny dokument Lex Ribuaria stwierdza, że taki wyzwoleniec ma być wolny „tak jak pozostali Frankowie Ripuarscy" (sicut reliąui Ribuarii liber perma-niat)24. Nie ma powodu wątpić, że również u Sasów istnieli wyzwoleńcy nie podlegający niczyjemu mundowi, którzy pod względem prawnym nie różnili się niczym od ogółu frilingów. Nie ma też powodu wątpić, że trzon saskich frilingów stanowili ludzie wolni z dziada pradziada, a nie wyzwoleńcy. Istotne informacje dotyczące saskich frilingów przynosi relacja świetnie poinformowanego Nitharda o powstaniu Stellinga. Według kronikarza ludowy bunt wybuchł w 842 r. pod wpływem podburzającej akcji emisariuszy Lotara, który - szukając rozpaczliwie sprzymierzeńców przeciwko Ludwikowi - in Saxoniam misitfrilingis lazzibusąue, quo rum infinita multitudo est, promittens, si secum sentirent, ut legem, quam antecessores sui tempore quo idolorum cultores erant habuerant, eandem Mis deinceps habendam con-cederet. Qua supra modum cupidi, nomen novum sibi, id est Stellinga, impo-suerunt et, in unum conglobati, dominis e regno poene pulsis, morę antiąuo quo. quisque uolebat legę uiuebat25. Edelingowie, wspomniani przez Nitharda w poprzednim akapicie jako najwyższa warstwa społeczeństwa saskiego, nie pojawiają się w opisie powstania. Zostali oni zapewne wraz z zainstalowanymi w podbitym kraju Frankami objęci wspólną nazwą domini. Mowa bez wątpienia o „panach" jako posiadaczach dużych majątków ziemskich, ale z relacji Nitharda nie wynika bynajmniej, że każdy friling podlegał władztwu gruntowemu jakiegoś edelinga. Swojego pana miał z natury rzeczy każdy lit, spośród frilingów natomiast „pod panem gruntowym" siedzieli jedynie ci, którzy popadli w ruinę, utracili własną ziemię i osiedli na cudzej. Kolektywistyczne struktury społeczeństwa plemiennego, głęboko zakorzenione w kulcie pogańskim, dość skutecznie zabezpieczały materialną i prawną pozycję wolnych współplemieńców. Frankijski podbój zniszczył instytucje kultu pogańskiego i polityczną organizację saskich plemion. Pozbawiony tej osłony, tradycyjny ład społeczny rozpadał się pod naciskiem zdobywców i ich Kościoła. Trudno przypuszczać, by w ciągu 40 lat większość wolnych Sasów została wyzuta z własności czy tym bardziej z wolności; zapewne jednak znacznie wzrosła liczba frilingów bez ziemi, osiedlających się w majątkach Kościoła i arystokracji. Co gorsza, przywileje immunitetowe karolińskich władców poddawały wolnych osadników jurysdykcji patrymo-nialnej, pozbawiając ich dostępu do publicznego sądownictwa26. Zjawiska te 24 LRib, tlt. 57, s. 168. 25 Nithard, lib. IV, cap. 2, s. 122; Annales Bertiniani (wyd. F. Grat, J. Vieillard, S. Clemencet), Paris 1964, s. 38n podają nieco inną wersję: bunt miał zacząć się już w 841 r. i to sami Stellin- gowie, „ąuorum multiplicior numerus in eorum gente habetur", zwrócili się do Lotara, ten zaś przyznał im prawo wyboru między ich obecną kondycją a „zwyczajem dawnych Sasów" „obtio- nem cuiuscumąue legis vel antiąuorum Saxonum consuetudinis, utrum earum mallent, con- cesserit". 26 E.J. Goldberg, Popular Reuolt, Dynastie Politics and Aristocratic Factionnalism in the Ear- ly Middle Ages; the Saxon Stellinga Reconsidered, „Speculum. A Journal of Medieval Studies" 70, 1995, nr 3, s. 479 i zwłaszcza s. 491; E. Miiller-Mertens, Der Stellingaaufstand; setne Trager und die Frage derpolitischen Macht, „Zeitschrift fur Geschichtswissenschaft" 20, 1972. s. 834. 309 Karol Modzelewskl musiały przybrać znaczne rozmiary, skoro poczucie zagrożenia degradacją społeczną pchnęło frilingów do wspólnego z litami buntu. Powstaniu 841/842 r. sprzyjała oczywiście wojna między wnukami Karola Wielkiego: ale to, że frilingowie i litowie stanęli razem przeciw edelin-gom było rezultatem przemian ustrojowych niosących dość raptowne obniżenie pozycji wolnego pospólstwa. Źródła przedstawiają Stellinga jako rewoltę przeciwko nowemu ładowi, zmierzającą do przywrócenia stosunków sprzed frankijskiego podboju i chrystianizacji. Według Nitharda powstańcy chcieli odzyskać „prawo, które mieli ich przodkowie w czasach pogańskich" (legem, ąuam antecessores sui tempore, quo idolorum cultores erant, habue-rant); według Annales Bertiniani domagali się oni możliwości wyboru między pisanymi prawami karolińskimi a „zwyczajem dawnych Sasów" [optio-nem cuiuscumąue legis vel antiąuorum Saxonum consuetudinis)27. Zgodne świadectwo obu źródeł wskazuje na ustrojową zmianę świeżej daty, nie pozwala zatem spowodowanego tą zmianą zbliżenia sytuacji frilingów i litów oraz upodobnienia ich stosunku do edelingów odnieść do poprzedniej epoki. Nie uległy natomiast większej zmianie proporcje liczbowe edelingów, frilingów i litów. Domini, czyli rodzimi edelingowie wraz z osiadłymi w podbitym kraju Frankami, stanowić musieli mniejszość, i to niezbyt znaczną, skoro w latach 841-842 powstańcy wypędzili ich niemal całkowicie z kraju (dominis e regno pene pulsis). Źródła podkreślają natomiast siłę liczebną warstw zbuntowanych, ąuorum multipUcior numerus in eorum gente habetur (Annales Bertiniani). Według Nitharda frilingowie i litowie stanowili razem „nieskończone mnóstwo" [frilingi lazziąue, ąuorum injinita multitudo est). Kto przeważał w tym „niezliczonym mnóstwie"? Przytoczony tekst Nitharda nie daje co do tego wskazówki. Wiadomo jednak, skąd brali się litowie. Rozdział 224/W Edyktu Rotariego mówi o kreowaniu aldiów z niewol-nych przez akt połowicznego wyzwolenia. Tenże edykt w cap. 208 posługiwał się zamiennie, na oznaczenie tego samego pojęcia, terminami aldia i li-berta28. W połowie IX w. Rudolf z Fuldy tak oto przedstawił strukturę społeczną ludu Sasów: Quattuor igitur differentiis gens Ula consistit, nobilium scilicet et liberorum, libertorum atąue seruorum. Nie ulega wątpliwości, że no-biles oznaczają tu edelingów, liberi - frilingów, a liberti - litów29. Także etymologia wyrazów leti, liti, lazzi pozwala widzieć w nich germańską nazwę wyzwoleńców30. Proweniencja litów z połowicznie wyzwolonych niewolników wydaje się zatem regułą, od której zdarzały się niezbyt liczne wyjątki31. Przypuszczenie, że ludność plemiennej Saksonii składała się w lwiej części z aktualnych i byłych niewolników oraz ich potomków zdaje się wykra- 27 Nithard, lib. IV. Cap. 2, s. 122; Annales Bertiniani..., s. 38n. 28 Rothari, cap. 224/IV, s. 64 i cap 208, s. 60: „Si quis rapuerlt aldiam alienam, con- ponat solidos ąuatragenta, medietatem regi et medietatem cuifuerit liberta". Por. tam że, cap. 205 i 206. 29 Translatio sancti Alexandri (wyd. G H. Pertz), MGH Scriptores II, cap. 1, s. 675; por. EJ. Goldberg, PopularRevolt..., s. 482n. 30 L. Bloomfield, Salic litus [w:] Studies in Honor ofHermann Collitz, Baltimore Maryland 1930, s. 83-94. 31 LFris, tit XI, s. 52 (dobrowolnie oddanie się „in servttium llti"). 310 Liber homo sub tutela nobilis czać poza granicę oddzielającą wyobraźnię historyczną od swobodnego fantazjowania. Jeśli nie chcemy zapuścić się do krainy fantazji, wypada przyjąć, że słowa infinita muliitudo w relacji Nitharda odnosiły się przede wszystkim do frilingów32. W ich masie sub tutela nobiliorum pozostawali nieliczni; wyzwoleńcy fulcfree non amund, by użyć odpowiedniego określenia z Edyktu Rotariego. Stanowili oni margines wolnego pospólstwa, grupę 0 najsłabszej wśród frilingów pozycji społeczno-prawnej. Sytuacja przedsta wiona w rozdziale 64 Prawa Sasów nie może być uznana za model stosun ków między frilingami a edelingami; znamion nierównoprawnego związku wyzwoleńców sub tutela nobiliorum z ich byłymi panami nie sposób odnosić do ogółu pospolitych wolnych. Można natomiast przyjąć, że żaden rodowity friling nie miał mniejszych praw rzeczowych i osobowych niż wyzwoleniec fulcfree pozostający pod mundem swego patrona. Każdy friling korzystał zatem z pełni praw właścicielskich do mienia ruchomego i do ziemi - czy to dziedziczonej, czy nabytej, czy też osobiście zajętej pod uprawę jako bifang {comprehensio, captura)33 na terenie macierzystej wspólnoty sąsiedzkiej. W przeciwieństwie do wyzwoleńca sub tutela, friling z dziada pradziada, gdy chciał sprzedać swoją dziedzinę, musiał respektować prawo pierwokupu swoich naturalnych krewnych i nikogo poza tym; prawo bliższości krępowało go więc tylko w takim stopniu jak każdego edelinga. Miał on bezsprzecznie status wojownika, uczestniczył w wiecach i pospolitym ruszeniu, a ewentualne nawiązanie z kimś możniejszym więzi drużynniczej zależało wyłącznie od jego swobodnej decyzji. Kondycja społeczno-prawna frilingów nie implikowała w każdym razie ani gruntowej, ani osobistej zależności od edelingów. Niezależnej pozycji pospolitych wolnych, zagrożonych w zmieniających się warunkach ustrojowych pauperyzacją i samowolą możnych, broniło w imię starego zwyczaju i w interesie władzy monarszej Prawo Bawarów: Ut nullus liber Baiuuarius alodem aut uitam sine capitali crimineperdat (...]; Ut nullum liberum sine mortali crimine liceat inseruire nec de hereditate sua expellere [...] Quamvis pauper sit, tamen libertatem suam non perdat, nec he-reditatem suam...M. Tradycyjny sposób pojmowania podziału na plemienną arystokrację 1 wolne pospólstwo znalazł wyraz w redakcji Prawa Turyngów, spisanego równocześnie z Prawem Sasów, w 802 r. Arystokracja była u Turyngów chroniona trzykrotnie wyższymi wergeldami i nawiązkami niż reszta wol nych współplemieńców. Kary za zabójstwa, zranienia i zniewagi zapisano zatem osobno dla każdej kategorii społecznej; Si quis adalingum occiderit...; Qui liberum occiderit... itd. Jedynie przestępstwo sprzedaży człowieka w nie wolę zapisano razem dla adalingów i zwykłych wolnych, ponieważ karano je 32 Zob. A.I. Nieusychin, Wbzniknowienye zawisimogo krestjanstwa w zapadnoj Jewropie VI- VIII w., Moskwa 1956, s. 223. 33 Zob. K.H. Ganahl, Die Mark in den alteren St. Galler Urkunden, ZRG GA 60, 1940, s. 197- 251 i 61, 1941, s. 21-70; H.T. Hoederath, Hufe, Manse und Mark in den Cuellen des Grossgrund- herrschąft Werden amAusgang derKarolingerzeit, ZRG GA 68, 1951, s. 211-233. 34 Lex Bauwariorum [w:] Die Gesetze des Karolingerreiches (wyd. K.A. Eckhardt), t. II, Wei mar 1934, tit. 2/1, s. 90 i Ut. 7/4, s. 116. 311 Karol Modzelewskl jak zabójstwo - wergeldem. W tym przypadku obie kategorie społeczne ob jęto wspólną nazwą: ąui ho minę m liberum infra patriam vendideńt, so- lvat eum quasi occisum35. Zauważmy, że termin liber homo nie jest tu syno nimem frilinga. W rozumieniu kodyfikatorów zwyczajowego prawa Turyn- gów termin libeń homines mógł oznaczać pojęcie nadrzędne, w którym mie ścili się zarówno adalingowie, jak i pospolici wolni. I jedni, i drudzy byli przecież tak samo wolnymi ludźmi, a różnice ich pozycji społecznej opiera ły się na innych wyznacznikach. Wobec swych wolnych współplemieńców edelingowie byli elitą; sprawowali od pokoleń uświęcony tradycją monopol przywództwa w politycznych i wojskowych strukturach organizacji plemien nej, wyróżniali się przeto charyzmą, wyższym wergeldem36, standardem uzbrojenia i zamożnością. Z pewnościach mieli w swych dobrach niewolni ków, litów, a także pewną liczbę wolnych dzierżawców. Dla ogółu frilingów nie byli jednak edelingowie panami. , ; . 35L7Ur, cap. 37, s. 63. 36 Lex Baiiwariorum..., tit 3, tamże s. 100, pozwala uchwycić początek wyodrębniania się prawno-statusowego rodów arystokratycznych spośród ogółu wolnych: „De genelogia qui voca-tur Hosi Draozza Fagana Hahilinga Anniona. Isti sunt quasi primi post Agilolfingos qui sunt de genere ducali; illis enim duplam honorem concedamus et sic duplam conpositionem acci-piant". Motywem wyróżnienia jest jak widać, pozycja polityczna wymienionych rodów. 312 Kazimierz Pacuski Prusowie ze Słubic w XIV-XV w. Ród heraldyczny Prusów na Mazowszu doby późnego średniowiecza wyróżnia się czytelnie w źródłach. Jego przedstawiciele w znaczącym odsetku nosili imiona charakterystyczne i swoiste, dziedziczone po przodkach, co świadczy o trwałości tradycji rodzinnej. Już w 1345 r. rycerstwo tegoż rodu uzyskało od władzy książęcej dzielnicy czersko-warszawskiej przywilej potwierdzający posiadanie - z nadania książęcego - grupowego prawa nieod-powiednego, zwalniającego jego posiadaczy od sądownictwa urzędników książęcych (wojewody, kasztelanów i sędziów) i przyznającego uprawnienie do odpowiadania bezpośrednio przed sądem książęcym1. Przywilej ten był następnie oblatowany w księgach sądowych różnych ziem Mazowsza przez coraz liczniejszych potomków, zagospodarowujących nowe tereny i zabiegających o uznawanie przez nowe struktury władzy książęcej posiadanych uprawnień. Monografię tegoż rodu, który podzielił się na trzy gałęzie, opracowała Ja dwiga Chwalibińska; zestawiła znaczną część materiału źródłowego, rozpo znała wiele rodzin, dlatego też opracowanie owo - pomimo mankamentów - zachowuje swoją wartość2. Dla poszczególnych ośrodków (gniazd) rodowych zasób wykorzystywanych danych można jednak poszerzyć znacznie, doko nując nowych ustaleń. W szczególności wydaje się przydatna metoda retro- gresji od danych późniejszego czasu, oświetlających pełniej stan posiada nia, tak istotny dla analizy skąpych źródeł epoki. r ' KDKMaz nr 66; NKDMaz 2 nr 266. Na uwagę zasługuje jeszcze otrzymane prawo lowu bobrów w dobrach obdarowanych, charakterystyczne dla dóbr możnowładczych i większej własności kościelnej. Zapewniało ono czerpanie dodatkowych dochodów z żeremi bobrowych działających na ciekach przepływających przez te włości; dochody te inaczej trafiałyby do skarbu książęcego. 2 J. Chwalibińska, Ród Prusów w wiekach średnich, „Roczniki Towarzystwa Naukowego w Toruniu" 52, 1948, z. 2. 313 Kazimierz Pacuski W ziemi gostynińskiej, której dziejom w średniowieczu poświęciłem nieco uwagi3, rycerstwo z rodu Prusów (z przymieszkami z innych rodów heraldycznych) zamieszkiwało zwartą grupę osad w parafii Jamno o nazwach: Słubice (początkowo Słubica), Studzieniec, Grabowiec, Wola. W XVI w. było tu 7 osad liczących łącznie ponad 20 włók osiadłych (kmiecych), od których płacono pobór, a także podobna zapewne liczba folwarków licznej szlachty cząstkowej o areale trudnym do określenia, zapewniającym jednak utrzymanie mieszkańcom ich dworów; ponadto w Studzieńcu były działy szlachty zagrodowej, uprawiającej ziemię wyłącznie własnymi rękoma4. Wyszli stąd Słubiccy i Studzieńscy (Studzińscy) herbu Prus I (Słubica), co jest istotne dla dalszych rozważań5. Słubice stały się dopiero w XIX w. ośrodkiem oddzielnej parafii; były tu wówczas trzy duże kompleksy majątkowe, które wchłonęły wcześniejszą rozdrobnioną własność. Szacować je trzeba łącznie na blisko 270 włók obszaru6, przy czym aż do XIX w. zachowały się tu obszerne lasy, widoczne dobrze na najstarszych mapach szczegółowych owego terenu7. Licząc się z kontynuacją stanu posiadania znanego nam z rejestrów poborowych XVI w., dostrzegalnego w łącznym zasięgu owych dóbr, dochodzimy do konstatacji, że przed XVI w. mogła to być włość rycerska o znacznym obszarze (wielkość rzędu 270 włók), jedna z największych w ziemi gostynińskiej, ale bardzo lesista, stopniowo zagospodarowywana rolniczo, tak jak sąsiednie tereny większej własności ziemskiej: książęcej, kościelnej i możnowładczej. Lasy owej włości musiały początkowo stanowić część kompleksu leśnego sięgającego od zasiedlonej doliny dolnej Bzury aż po rejon Brześcia i Włocławka na Kujawach brzeskich, na południe od koryta środkowej Wisły i starego osadnictwa lewego brzegu rzeki; w mazowieckiej części owego kompleksu leśnego zachowały się jeszcze w dobie nowożytnej Puszcze Gostynińska (Gostyńska) i Młodzieska8. Początkowych dziejów owej włości źródła nie oświetlają, zachowały się bowiem jedynie fragmentarycznie. Nazwa włości pojawia się w 1363 r. jako 3 K. Pacuski, Ziemia gostynińska od XU w. do 1462 r. na tle dziejów Mazowsza płockiego i rawskiego [w:] Dzieje Gostynina i ziemi gostynińskiej (red. M. Chudzyński), Warszawa 1990, s. 67-165. 4 Atlas historyczny Polski; Mazowsze w drugiej połowie XVI w. [dalej cyt.: AHP], Mazowsze, cz. I: Mapa (w skali 1: 250 000), cz. II: Komentarz, indeksy (red. W. Pałucki,) Warszawa 1973; Źródła Dziejowe t XVI D, Mazowsze (wyd. A.Pawiński), s. 199, 200, 209; kartoteka atlasowa zie mi gostynińskiej w zbiorach Pracowni Atlasu Instytutu Historii PAN. 5 Paprocki, s. 527-528; Niesiecki VII, s. 522; VIII, s. 410, 555; S. Górzyński, J. Kochanow ski, Herby szlachty polskiej. Warszawa 1990, s. 128-129. Inaczej J. Szymański, Herbarz średnio wiecznego rycerstwa polskiego, Warszawa 1993, s. 240-241 identyfikując nietrafnie nazwę he raldyczną Słubica z Prusem II (Wilcze Kosy). 6 SGKP X, s. 836 (Słubice); XI. s. 508 (Studzieniec); XIII, s. 848 (Wólka Wysoka). W szacun ku zestawiono obszar wsi i folwarków łącznie z lasami. 7 Zdjęcie terenowe pruskie Gilly-Crona z 1803 r. w skali ok. 1:150 000 (redukcje nr 39, 40) w zbiorach Pracowni Atlasu IH PAN oraz Mapy Textora i Kwatermistrzostwa. Lasy z Mapy Kwa termistrzostwa opracowywanej w tej części w latach dwudziestych XIX w. zostały przedstawio ne na mapie Mazowsza XVI w. AHP, Mazowsze, mapa. 8 Lwstracje dóbr królewskich woj. rawskiego 1564 i 1570 r. (wyd. Z. Kędzierska), Warszawa 1959; AHP, Mazotosze, mapa; Z. Guldon, Rozmieszczenie własności ziemskiej na Kujawach w 11 połowie XVI w., Toruń 1964 (mapy) oraz mapy cytowane wyżej, przyp. 4 17. 314 Prusowie ze Słubic w XIV-XV w. Słubica, tj. w formie liczby pojedynczej. Mianowicie 9 stycznia 1363 r. w Płocku odbyło się posiedzenie sądowe z udziałem sędziego i podsędka ziemi płockiej, któremu przewodniczył jednak ówczesny wojewoda i zarazem starosta płocki, Dadzbog z rodu Junoszów, a wśród asesorów znaleźli się inni czołowi dygnitarze Mazowsza płockiego9, wchodzącego wraz z ziemią zakroczymską i ziemią wiską na prawym brzegu Narwi w skład Korony w wyniku porozumienia króla Kazimierza Wielkiego z książętami mazowieckimi, Siemowitem III i Kazimierzem Trojdenowicami. Był to zatem sąd drugiej instancji dla księstwa płockiego jako terytorium koronnego, działający z ramienia króla w stolicy księstwa, który miał za zadanie rozstrzygnąć sprawę uprawnień rycerskich posiadaczy Łowczewa (dziś Łuszczew), położonego według danych późniejszych na granicy ziem ciechanowskiej i za-kroczymskiej; wówczas musiała ta osada wchodzić w skład ziemi zakro-czymskiej10. Pozwani przedstawili pięciu przedstawicieli rodu Prusów, których świadectwo sąd przyjął za miarodajne i na tym oparł swe orzeczenie. Zastanawia skład owego gremium świadków. Tylko jeden reprezentuje ziemię płocką, znaną sądowi dobrze, trzech reprezentuje ówczesną dzielnicę oprawną wyszogrodzką księżnej Elżbiety, stanowiącą wydzieloną jej dożywotnio część księstwa płockiego, natomiast jeden pochodzi z innej części Mazowsza, co prawda wchodzącej wcześniej w skład dzielnicy płockiej". Wszyscy świadkowie musieli należeć do rycerstwa mającego swoich poddanych, zdolnego do stawania na wyprawę wojenną konno i z kopią w ręku, któremu w pierwszych zachowanych księgach ziemskich i w metryce książęcej przysługiwał tytuł dominus w odróżnieniu od drobnego rycerstwa zdolnego do służby wojskowej w znacznie skromniejszym wymiarze. Zapewne takimi byli pozwani Prusowie z Łowczewa, którzy starali się jednak utrzymać swe uprawnienia sądowe odziedziczone po przodkach, odwołując się do starszyzny rodowej w księstwie płockim12. W tej sytuacji trzeba przypisać szczególne znaczenie faktowi, że Falisław ze Słubicy został wy- 9 KDKMaz nr 83. 10 AHP, Mazowsze, mapa oraz indeks; kartoteka słownika historyczno-geograficznego Ma zowsza do r. 1526, opracowana przez Adama Wolffa w Pracowni Atlasu IH PAN. Inne mazowiec kie Łowczewo (dziś Łuszczew) w ziemi sochaczewskiej należało do Kościeszów; Chwalibińska nietrafnie zaliczyła ich do rodu Prusów, por. Ród Prusów..., s. 39. " Świadkami byli: 1. Falisław ze Słubicy (z. gostynińska, wówczas w księstwie Siemowita III Trojdenowica); 2. Abraham z Gałek (z. wysz.); 3. Krczon (tj. Krystyn) z Nakwasina (z. wysz.); 4. Piotr z Miszewa (z. płocka); 5. Piotr z Żochowa (ówczesna z. płońska w kasztelanii wyszogrodz-kiej). 12 Prusowie z Łowczewa: Stanisław i Miłosław Napierkowice z bratankami Pawłem, Jakubem, Świętosławem i Adamem nie są bliżej znani; Chwalibińska nietrafnie identyfikuje owego Stanisława ze Stanisławem, podkomorzym warszawskim, synem cześnika Macieja zwanego Piórko (?). którzy byli przodkami Rogalów z Milanowa (dziś Wilanów) w ziemi warszawskiej (Ród Prusów..., s. 38). Prusowie owi mogli posiadać Łowczewo nad Soną w ówczesnej ziemi zakro-czymskiej, czy też jego część, niezbyt długo, nie są tu bowiem później znani. Z Łowczewa pisał się w 1383 r. Falisław z rodu Dąbrowów, odbiorca przywileju Janusza I na swoje dobra, mieścił się tu zatem jego dwór. W 1426 r. Łowczewo z przyległościami pozostawało w posiadaniu (przejściowym) Ścibora z Sąchocina z rodu Rogalów. marszałka dworu Janusza I; Ścibor sprzedał ową posiadłość za znaczną kwotę 400 kop groszy praskich Nadmirowi ze Smolechowa z rodu Dąbrowów (AGAD, Pomniki Prawa, t. V, nr 341); tenże otrzymał od Janusza I stosowny przywilej na Łowczewo i Wolę Łowczewską. 315 Prusowie ze Słublc w XIV-XV w. Słubica, tj. w formie liczby pojedynczej. Mianowicie 9 stycznia 1363 r. w Płocku odbyło się posiedzenie sądowe z udziałem sędziego i podsędka ziemi płockiej, któremu przewodniczył jednak ówczesny wojewoda i zarazem starosta płocki, Dadzbog z rodu Junoszów, a wśród asesorów znaleźli się inni czołowi dygnitarze Mazowsza płockiego9, wchodzącego wraz z ziemią zakroczymską i ziemią wiską na prawym brzegu Narwi w skład Korony w wyniku porozumienia króla Kazimierza Wielkiego z książętami mazowieckimi, Siemowitem III i Kazimierzem Trojdenowicami. Był to zatem sąd drugiej instancji dla księstwa płockiego jako terytorium koronnego, działający z ramienia króla w stolicy księstwa, który miał za zadanie rozstrzygnąć sprawę uprawnień rycerskich posiadaczy Łowczewa (dziś Łuszczew), położonego według danych późniejszych na granicy ziem ciechanowskiej i za-kroczymskiej; wówczas musiała ta osada wchodzić w skład ziemi zakro-czymskiej10. Pozwani przedstawili pięciu przedstawicieli rodu Prusów, których świadectwo sąd przyjął za miarodajne i na tym oparł swe orzeczenie. Zastanawia skład owego gremium świadków. Tylko jeden reprezentuje ziemię płocką, znaną sądowi dobrze, trzech reprezentuje ówczesną dzielnicę oprawną wyszogrodzką księżnej Elżbiety, stanowiącą wydzieloną jej dożywotnio część księstwa płockiego, natomiast jeden pochodzi z innej części Mazowsza, co prawda wchodzącej wcześniej w skład dzielnicy płockiej11. Wszyscy świadkowie musieli należeć do rycerstwa mającego swoich poddanych, zdolnego do stawania na wyprawę wojenną konno i z kopią w ręku, któremu w pierwszych zachowanych księgach ziemskich i w metryce książęcej przysługiwał tytuł dominus w odróżnieniu od drobnego rycerstwa zdolnego do służby wojskowej w znacznie skromniejszym wymiarze. Zapewne takimi byli pozwani Prusowie z Łowczewa, którzy starali się jednak utrzymać swe uprawnienia sądowe odziedziczone po przodkach, odwołując się do starszyzny rodowej w księstwie płockim12. W tej sytuacji trzeba przypisać szczególne znaczenie faktowi, że Falisław ze Słubicy został wy- t 9 KDKMaz nr 83. 10 AHP, Mazowsze, mapa oraz indeks: kartoteka słownika historyczno-geograficznego Ma zowsza do r. 1526, opracowana przez Adama Wolffa w Pracowni Atlasu IH PAN. Inne mazowiec kie Łowczewo (dziś Łuszczew) w ziemi sochaczewskiej należało do Kościeszów; Chwalibińska nietrafnie zaliczyła ich do rodu Prusów, por. Ród Prusów..., s. 39. " Świadkami byli: 1. Falisław ze Słubicy (z. gostynińska, wówczas w księstwie Siemowita III Trojdenowica); 2. Abraham z Gałek (z. wysz.); 3. Krczon (tj. Krystyn) z Nakwasina (z. wysz.); 4. Piotr z Miszewa (z. płocka); 5. Piotr z Żochowa (ówczesna z. płońska w kasztelanii wyszogrodz-kiej). 12 Prusowie z Łowczewa: Stanisław i Miłosław Napierkowice z bratankami Pawłem, Jakubem, Świętosławem i Adamem nie są bliżej znani: Chwalibińska nietrafnie identyfikuje owego Stanisława ze Stanisławem, podkomorzym warszawskim, synem cześnika Macieja zwanego Piórko (?), którzy byli przodkami Rogalów z Milanowa (dziś Wilanów) w ziemi warszawskiej (Ród Prusów..., s. 38). Prusowie owi mogli posiadać Łowczewo nad Soną w ówczesnej ziemi zakro-czymskiej, czy też jego część, niezbyt długo, nie są tu bowiem później znani. Z Łowczewa pisał się w 1383 r. Falisław z rodu Dąbrowów, odbiorca przywileju Janusza I na swoje dobra, mieścił się tu zatem jego dwór. W 1426 r. Łowczewo z przyległościami pozostawało w posiadaniu (przejściowym) Ścibora z Sąchocina z rodu Rogalów, marszałka dworu Janusza I; Ścibor sprzedał ową posiadłość za znaczną kwotę 400 kop groszy praskich Nadmirowi ze Smolechowa z rodu Dąbrowów (AGAD. Pomniki Prawa, t. V, nr 341); tenże otrzymał od Janusza I stosowny przywilej na Łowczewo i Wolę Łowczewską. 315 Kazimierz Pacuski mieniony już na pierwszym miejscu owego grona świadków, czyli faktycz nej starszyzny rodowej Prusów dawnego księstwa płockiego czasów Wańka i jego syna Bolesława, kiedy ziemia gostynińska wchodziła jeszcze w skład książęcej dzielnicy ze stolicą w Płocku. Obserwacja ta łączy się dobrze z konstatacją, że włość słubicka zapewne przekraczała wielkością wszyst kie pozostałe ośrodki starszyzny rodowej Prusów księstwa płockiego łącz nie (Gałki, Nakwasin, Miszewo Prusów i Żochowo)13, a ponadto, że w skła dzie tej starszyzny zabrakło Prusów z Blichowa w ziemi płockiej, którzy wi docznie byli już notowani niżej od Prusów z Miszewa w szeregach rycer stwa ziemi płockiej. ..; Falisław musiał być posiadaczem jeśli nie całości, to przynajmniej znacznej części owej obszernej włości. Poświadczonym synem Falisława był Maciej, posiadacz wójtostwa w graniczącej z ową włością wsi parafialnej Jamno, należącej do biskupów poznańskich. Była to wieś duża, na co wskazują dane późniejsze, zatem wójtostwo mogło przynosić dochody dość znaczne. Maciej znalazł się jednak w konflikcie z ówczesnym biskupem poznańskim, Mikołajem z Kórnika z rodu Łodziów, został oskarżony o zabór wójtostwa i musiał z niego ustąpić w 1381 r.14 Ze Słubicy powinien także pochodzić Michał, podsędek gostyniński, znany z lat 1389-1404, zarazem starosta płocki z ramienia Siemowita IV co najmniej w latach 1403-1404, który mógł rozpocząć działalność na tym urzędzie już parę lat wcześniej15. Był on notowany w źródłach bez informacji o miejscowości, skąd się pisał, tj. bez lokalizacji ośrodka jego dóbr. Jako długoletni podsędek gostyniński musiał dosyć regularnie dojeżdżać na posiedzenia sądowe w Gostyninie i zapewne w Gąbinie, musiał też znać miejscowe stosunki, powiązania ludzi, zakres uprawnień i przywilejów lokalnych możnych, zwłaszcza z książęcego aparatu władzy; powinien zatem mieszkać w ziemi gostynińskiej i dysponować tu dobrami. Michał stał się osobą znaną nie tylko na Mazowszu; 28 lutego 1401 r. w wywodzie szlachectwa w ziemi sieradzkiej na obszarze Korony reprezentował on ród Prusów, występując de clenodio suo uidelicet Prussi vel Slubicza16. Z tego zapisu można wnosić o jego związku z omawianą włością, chociaż zarazem jest to świadectwo, że nazwa Słubica nabierała już cech nazwy heraldycznej. Michał w odniesieniu do innych, uboższych członków rodu Prusów kontynuował tedy rolę Falisława, poświadczoną dokumentem z 1363 r. Mógł być jego drugim synem albo dalszym krewnym. 13 W XIX w. Gaiki miały niespełna 50 włók obszaru (SGKP II, s. 480), Nakwasin - ok. 33 włóki (tamże, VI, s. 888-889), Miszewko-Stefany i Miszewko Strzałkowskie, które wyrosły z Mi szewa Pruthenorum - ok. 65 włók (tamże, VI, s. 505), Żochowo wraz z Żochówkiem - przynaj mniej 21 włók obszaru (tamże, XIV, s. 813). Dane o tych osadach do 1526 r. zestawiają opubli kowane zeszyty Słownika historycznogeogrąficznego ziemi wyszogrodzkięj i woj. płockiego. 14 KDWlp 3 nr 1784, 1785. Biskup wypłacił wówczas odszkodowanie w wysokości 73 grzy wien toruńskich. Wójtostwo w Jamnie miało w 1579 r. co najmniej 2,5 włók, por. Źródła dziejo we..., s. 199n. 15 Nieco danych o Michale zestawia A. Supruniuk, Otoczenie księcia mazowieckiego Siemo wita IV (1374-1426); studium o elicie politycznej Mazowsza na przełomie XIV i XV wieku. Warsza wa 1998, s. 203. 16 K. Potkańskl, Zapiski herbowe z dawnych ksiąg ziemskich, Kraków 1885, nr 14. 316 Prusowie ze Słubic w XTV-XV w. Już na początku XV w. we włości słubickiej było przynajmniej kilka działów, które mogły tworzyć odrębne przestrzennie osady zamieszkałe przez spokrewnione rycerstwo używające przydomka Słubica. Z tym trzeba łączyć trwałą przemianę nazwy miejscowej w brzmieniu liczby pojedynczej, Słubica, na liczbę mnogą, Słubice. W XVI w. znamy już oddzielne miejscowości o nazwie dwuczłonowej: Słubice-Majno, Słubice-Przedbory, które kontynuowały starsze tradycje. Co można powiedzieć o owym rycerstwie w XV w.? W 1405 r. wystąpił Jawstaczy, tj. Awstacy (Eustachy) ze Słubic w konflikcie o Zaborowo na Zawkrzu, na Mazowszu płockim z Pomianami z Sosnko-wa w ziemi wyszogrodzkiej, lecz przegrał sprawę17. W 1407 r. w Łęczycy, na terenie Korony, zaświadczyli szlachectwo współklejnotników Windyka (charakterystyczne imię pruskie) i Jakusz ze Słubic18. WI połowie XV w. działał tu także Giedejt (charakterystyczne imię pruskie), bowiem w 1450 r. jest znany jego syn, Przedbor ze Słubic, notariusz publiczny19; zapewne od tego Przedbora pochodzą poświadczone później Słubice-Przedbory. Ze Słubicy pisał się także Więcław działający w ziemi bełskiej przy boku młodego księcia bełskiego, Kazimierza. Do jego otoczenia trafił zapewne nie później niż w 1434 r., kiedy to Kazimierz objął samodzielne rządy owej ruskiej dzielnicy książęcej, związanej z losami Mazowsza zachodniego od 1388 r. Więcław został kuchmistrzem książęcym, z tym urzędem występuje w 1436 r.20 Następnie objął urząd starosty bełskiego, miał widać kwalifikacje sprawnego administratora dóbr książęcych. Urząd ten sprawował do śmierci księcia Kazimierza w 1442 r., a także w pierwszych latach rządów w ziemi bełskiej księcia Władysława I, do 25 stycznia 1444 r.21 Pisał się z Te-chlewa (późniejszy Tehlów) pod Bełzem, zatem ta lesista włość stała się tamże jego rezydencją22. Więcław pozostawał związany z ziemią bełską. 27 grudnia 1446 r., w Bełzie, w obecności Władysława I uzyskał od swego brata Pawła, piszącego się ze Słubic, jego dział we włości słubickiej23. Z ramienia Władysława I został książęcym starostą w Busku na ziemi bełskiej po 1450 r., sprawował ten urząd w październiku 1453 r.24 5 maja 1456 r. wystąpił w Płocku jako jeden ze świadków działań władzy książęcej (faktycznie władzy regencyjnej, działającej w imieniu małoletnich Siemowita VI i Władysława II), jednak bez odnotowanego urzędu; przebywał tedy wówczas na Ma- 17 Zob. F. Pohorecki, Catalogus diplomatum BibliotecaeInstitutl Ossoliniani..., Leopoli 1937, nr 72. 18 W. Semkowlcz. Wywody szlachectwa w Polsce XIV- XVII w, Lwów 1913, nr 8. 19 A. Gąsiorowski, Notariusze publiczni w Wielkopolsce u schyłku wieków średnich, Poznań 1993, nr 582. 20 ZDMlp 2 nr 492. 21 Urzędnicy województwa bełskiego i ziemi chełmskiej XIV-XVII w: spisy (opr. H. Gmiterek, R. Szczygieł), Kórnik 1992, nr 303. 22 Wskazują na to zapisy w mazowieckiej metryce książęcej, które udało się zidentyfiko wać z ową nazwą: „Wenczeslao de Thechlewo" [ 1446], AGAD, Metryka Koronna (dalej cyt.: MK] 335, k. 28v oraz „Venceslao Tehleuesky de Slubicze" (1456, MK 337. k. 66v). Zob. zwłaszcza mapy z XVIII-XIX w. oraz SGKP XII, s. 276 (odsyłacz), 277. Włość ta miała ok. 90 włók obsza ru. 23 MK 335, k. 28v. Więcław zobowiązał się wtedy do dożywotniego utrzymywania brata. 24 K. Sochaniewicz, A. Wolff, Urzędnicy województwa bełskiego do polowy XVI w., „Miesięcz nik Heraldyczny" 1931, s. 19; Urzędnicy województwa bełskiego i ziemi chełmskiej..., nr 608. 317 Kazimierz Pacuski zowszu25. Swą działalność w ziemi bełskiej na urzędzie starosty buskiego zakończył przed jesienią 1457 r., kiedy pojawił się jego następca26. Jeszcze większą karierę zrobił wywodzący się stąd Mikołaj Słubica, który związał się z aparatem władzy Władysława I płockiego i dzięki temu wszedł do elity możnowładczej ziemi wiskiej. Od 1451 r. jest on znany jako książęcy starosta wiski, został nim zapewne na przełomie sierpnia i września 1450 r.27 Zarazem w 1454 r. otrzymał on od księcia duże i cenne wójtostwo w nowo zakładanym miasteczku książęcym, Radziłowie, w tejże ziemi; był także wójtem w książęcej wsi Bronowie koło Wizny28. Jako starosta działał jeszcze w 1456 r., już po śmierci swego książęcego protektora29. Po 1468 r. został on kolejnym sędzią wiskim; na tym urzędzie działał do 1472 r., zmarł zapewne w 1473 r.30 Dzięki korzystnemu ożenkowi z Dorotą, córką Piotra Szor-ca z rodu Morów, długoletniego sędziego wiskiego, objął dobra Olszyny w ziemi wiskiej i stał się protoplastą Słubiców z Olszyn31. Prusowie ze Słubic podejmowali także próby kariery w administracji dóbr biskupich. Poświadczony został Jakub ze Słubic, w latach 1489-1492 starosta wyszkowski biskupa płockiego i zarazem wieloletniego kanclerza książęcego, Piotra z Chodkowa w ziemi wyszogrodzkiej32. Jakub był już wprawdzie poddanym królewskim, bowiem ziemia gostynińska została in-korporowana do Korony w 1462 r., ale widać liczyły się przede wszystkim jego umiejętności gospodarowania. Ze Studzieńca, dla którego niemal brak danych, pisał się Jan Słubica, zarazem wójt w pobliskiej książęcej wsi Topolno pod Gąbinem. Był on synem Jakusza, w 1449 r. spłacił matkę Katarzynę i brata Andrzeja z praw do działu w Studzieńcu i wójtostwa w Topolnie33. W 1456 r. nie był on już wójtem w Topolnie; zeznał wówczas dług 20 kop groszy pospolitych otrzymanych od księcia Siemowita (zapewne Siemowita V rawskiego, zm. 1442 r.) u młodych książąt płockich34. Także wieś Wola istniała już w XV w. W 1459 r. Michał piszący się ze Słubic sprzedał swój dział w Słubicach oraz Woli Maciejowi z Załęża za 60 kop groszy35; kwota ta odpowiada wartością działowi szlachty cząstkowej o kilku włókach osiadłych. Zachowana dokumentacja źródłowa dla włości słubickiej aż do końca XV w. jest skąpa, bowiem brak w niej zapisów z ksiąg ziemskich gostyniń-skich, które przepadły dawno, tak cennych dla innych obszarów średnio- 25MK337, k. 66v. ... .• . ^Słownik historyczno-geogrąficzny Mazowsza w średniowieczu (opr. A. Wolff) [dalej cyt: SHGM], kartoteka, z. gostynińska; Urzędnicy województwa bełskiego i ziemi chełmskiej..., nr 609. 27 Został odnotowany 23 VI 1451 r., MK 335, k. 42. Starosta obejmował swój urząd zazwy czaj około św. Augustyna (28 VIII). ?..--?)? . 28 Kartoteka SHGM. z. wiska. 29 AGAD, dok. papierowy nr 1986 (26 V 1456). ' 30 Ustalenia na podstawie przygotowywanego spisu urzędników Mazowsza. 31 Kapica, nr 500; J. Chwalibińska, Ród Prusów..., s. 33. 32 Archiwum Diecezjalne Płockie, Episcopalia, t X, s. 677n. 33 MK 337, k. 74v. 34 KDKMaz nr 206 (z pomyłką w dacie rocznej). 35 MK 337, k. 40v. 318 Prusowie ze Słubic w XIV-XV w. wiecznego Mazowsza. Już jednak na podstawie analizy danych tu przedstawionych trzeba dojść do wniosku, że włość słubicka w XIV w. była czołowym gniazdem rodu Prusów na Mazowszu i dlatego jej nazwa awansowała do roli dodatkowej nazwy heraldycznej dla odgałęzienia zwanego Prusem I, skupiającego dużą część rodzin rodu Prusów. Widać tu wyraźną analogię do roli Gozdowa w ziemi płockiej jako czołowego ośrodka rodu, dla którego utrwaliła się następnie nazwa heraldyczna Gozdawa jako przekształcenie nazwy miejscowości - synonimu owego rodu36. Początkiem włości słubickiej musiało być książęce nadanie owej Słubicy wraz z przyległymi, obszernymi lasami, nadającymi się do zagospodarowania rolniczego. Można przyjąć, że została ona wydzielona z książęcych dóbr wokół Gąbina dla osadzenia grupy rycerstwa pruskiego lub jaćwieskiego, wchodzącego trwale w służbę książąt mazowieckich wraz z rodzinami i poddanymi. Zapewne towarzyszyły im mniejsze obszarowo nadania w kasztela-nii płockiej (Miszewo Pruthenorum na terenie dużego lasu książęcego, zwanego Miszewo we wschodniej części owej kasztelami)37 oraz kasztelami wy-szogrodzkiej (Gałki, Nakwasin, Żochowo), ograniczając się do osad starszyzny rodu Prusów na Mazowszu płockim, poświadczonych omawianym dokumentem z 1363 r. Datować to należałoby na stulecie XIII, na okres od schyłku rządów Konrada I (zm. 1247 r.) po rządy Bolesława II płockiego, jego wnuka. Prusowie uczestniczyli już w działaniach zbrojnych podejmowanych przez Konrada I, walczącego o władzę nad Krakowem i związanymi z tym uprawnieniami po tragicznym zgonie jego starszego brata, Leszka Białego; wówczas musiały zadzierzgnąć się bliższe kontakty i powiązania nobilów pruskich z władzą książęcą i możnowładztwem Mazowsza, współdecydującym o kierunku polityki książęcej38. Na przebieg wydarzeń musiała też wywierać wpływ polityka władz krzyżackich na podbijanych kolejno ziemiach pruskich. Krwawe represje oraz pustoszenie terytoriów stawiających opór budziły wolę dalszego oporu i skłaniały niemałą część możnowładztwa pruskiego do opuszczenia dotychczasowych siedzib i związania swego dalszego bytu z ościennymi władztwami politycznymi. Sytuacja zaogniła się w II połowie XIII w., zwłaszcza od 1260 r., toteż właśnie wtedy trzeba liczyć się z bardziej masowym odpływem możnych z tych ziem tropem nawiązanych wcześniej kontaktów39. Okres rządów Siemowita I Konradowica na Mazowszu południowym ze stolicą w Czersku, odziedziczonym po ojcu w 1247 r., oraz na Mazowszu północnym ze stolicą w Płocku, odziedziczonym po starszym bracie, Bolesławie I, w 1248 r., nie sprzyjał jednak wspieraniu przybyszów zza północnej rubieży Mazowsza. Siemowit angażował się w politykę podboju Jaćwieży 36 O tym K. Pacuski, O rodzie Gozdawów na Mazowszu w XIV-XV w. i jego tradycjach [w:] Kultura średniowieczna i staropolska; studia ofiarowane Aleksandrowi Gieysztorowi w pięćdzie sięciolecie pracy naukowej. Warszawa 1991, s. 655-665. 37 K. Pacuski, Osadnictwo Mazowsza płockiego między Wisłą, Jasienicą iMołtawą, wXII-XIV w., w świetle źródeł pisanych [w:] Archeologia Mazowsza i Podlasia. Studia i materiały, 1.1: Osa dnictwo pradziejowe i wczesnośredniowieczne w dorzeczu Słupianki pod Płockiem (red. A. Du- Unicz), Warszawa 1998, s. 162. 38 Sprawę tę oświetla przekaz Kroniki Wielkopolskiej, s. 556-557. 39 M. Biskup, G. Labuda, Dzieje Zakonu Krzyżackiego w Prusach, Gdańsk 1986. 319 Kazimierz Pacuski wspólnie ze swoim teściem, Danielem halickim, współpracował też z zakonnym władztwem krzyżackim przeciwko Litwinom, czego konsekwencją stały się potężne najazdy litewskie na Mazowsze 1262 i 1263 r., w trakcie których Siemowit utracił życie w zdobytym przez Litwinów Jazowie, jego starszy syn Konrad trafił do niewoli, a czołowe ośrodki władzy z Czerskiem i Płockiem włącznie zostały spustoszone40. Najazdy te musiały mocno przerzedzić szeregi rycerstwa mazowieckiego, w tym także rycerstwa konnego, dysponującego dobrym uzbrojeniem i kwalifikacjami militarnymi dla szybkich działań manewrowych, tak niezbędnymi dla sprostania niespodziewanym najazdom. Polityka władzy książęcej, reprezentowanej przez księżnę Perejasławę, wdowę po Siemowicie, musiała wówczas zmierzać do zapewnienia stabilizacji politycznej, odbudowy zniszczonych grodów oraz umocnienia potencjału militarnego, a zarazem do rozładowania konfliktu z władztwem litewskim, przy współpracy z książętami ruskimi, jej krewnymi41. Polityka ta, wspierana z pewnością przez dotychczasowych dygnitarzy księstwa, wywodzących się z dawnych współpracowników Konrada I i Sie-mowita I, musiała wówczas zabiegać o powrót Mazowszan pojmanych w niewolę i przyciągnięcie nowych osadników, nowych grup rycerstwa, odbudowę potencjału militarnego sprzed doby kryzysu. W tej polityce lat sześćdziesiątych XIII w., kontynuowanej zapewne i później, musiało się mieścić także inicjowanie i popieranie osiedlania się na Mazowszu grup rycerstwa z ościennych ziem pruskich i jaćwieskich, bez wchodzenia jednak w otwarty konflikt z władztwem krzyżackim. Rycerstwo to musiało przyjmować chrzest, o ile nie zostało ochrzczone już wcześniej, składać przysięgę wierności władzy książęcej, uzyskiwało jednak w zamian nadania dóbr ziemskich umożliwiających pełnienie służby rycerskiej. Pozostaje otwarte pytanie, dlaczego władza książęca zdecydowała się oddać nowym poddanym właśnie włość słubicką, tak znaczny obszar nadania? Zauważmy, że w XIII w. owych przybyszów starano się ulokować w centrum dzielnicy, niezbyt daleko od czołowych ośrodków władzy książęcej, a przy tym daleko od pogranicza z władztwem krzyżackim i zwłaszcza z władztwem litewskim, które mogło się jawić im jako inne atrakcyjne miejsce stałego pobytu42. W stosunku do innych nadań włość słubicką była jednak dużo rozległej sza, chociaż przypuszczalnie znacznie słabiej zagospodarowana. Jej ważną zaletą było położenie na południe od bariery środkowej Wisły, chroniącej ją od najazdów łupieżczych na Mazowsze północne; tym samym było to położenie uprzywilejowane w stosunku do nadań na Mazowszu płockim. Przemawia to za sądem, że nadanie Słubicy mogło wyprzedzać inne nadania książęce na rzecz nobilów pruskich i początkowo służyć większej grupie przybyszów zza północnych rubieży, wchodzącej w służbę książąt mazowieckich w sposób zorganizowany, pod jednoznacznym przywódz- 40 A. Gieysztor, Działania wojenne Litwy w roku 1262 i zdobycie Jazdowa [w.] Studia Histo ryczne Stanisławowi Herbstowi na sześćdziesięciolecie urodzin: „Zeszyty Naukowe Wojskowej Akademii Politycznej. Seria historyczna" 15 (48), 1967, s. 5-14. 41 O tym K. Pacuski, Ziemia gostyninska .... s. 97nn. 42 Resztki Pogezanów, których kraina została spustoszona i wyludniona przez Krzyżaków w 1274 r., znalazły schronienie na Litwie. O tym Kronika Piotra z Dusbwga, lib. III, cap. 171. 320 Prusowie ze Słubic w XIV-XV w. twem. Autorytet przywódczy związany z pozycją Falisława w obrębie starszyzny rodu Prusów na Mazowszu zachodnim w dokumencie z 1363 r. powinien tedy wypływać z pozycji jego przodka, który otrzymał owo nadanie w XIII w. Dla władzy książęcej mógł on być cennym ekspertem i współpracownikiem w zakresie osiedlania kolejnych grup czy też rodzin nobilów pruskich na Mazowszu, jak pouczają analogie znane skądinąd. Umacniałoby to jego pozycję w kształtującej się nowej wspólnocie, w której znaleźli się nie tylko możni, ale także otaczająca ich klientela. Panowie na Słubicy stali się tedy wcześnie reprezentantami wspólnoty rycerstwa Prusów w mazowieckim możnowładztwie. Ich siedziba stała się czytelnym symbolem jedności dla znacznej części owego rodu tak na Mazowszu, zwłaszcza zachodnim, jak też pozajego granicami. Towarzyszyło temu upowszechnienie się graficznego znaku heraldycznego, symbolizującego ową wspólnotę, odwołującego się do postaci krzyża, symbolu wiary chrześcijańskiej. Znak nazywany „Półtora Krzyża" pozostał wspólnym elementem trzech przedstawień heraldycznych rodu Prusów43, był zatem ważnym składnikiem ich tradycji rodowej XIV w., akcentującej - jak można sądzić - przynależność do świata pojęć chrześcijańskich, nawiązującej do przełomowego faktu przyjęcia chrztu przez ich przodków i zarazem przeciwstawiającej się zarzutom o kontynuowanie tradycji świata pogańskiego, które mogły odwoływać się do wyrazistego faktu dziedziczenia starych imion pruskich. 43 Znany od przełomu XIV/XV w., zapewne wszedł w użycie kilkadziesiąt lat wcześniej. Por. S. Górzyński, J. Kochanowski, Herby..., s. 128-130; J. Szymański, Herbarz..., s. 238-242. 321 Jan M. PtskorsJd Adolph Friedrich Riedel o germanizacji Brandenburgii. Przyczynek do kwestii procesów asymilacyjnych na pograniczu słowiańsko-niemieckim Wśród tych pól działalności naukowej, którym Stanisław Trawkowski zawsze poświęcał bardzo dużo uwagi, niechybnie musi się znaleźć historia przemian cywilizacyjnych w średniowiecznej Europie środkowowschodniej, w tym i kwestia procesów asymilacyjnych na pograniczu słowiańsko-niemieckim. W artykule na temat społecznej i gospodarczej transformacji Polski w XII i XIII w. Jubilat zauważył trafnie, że dawne teorie na temat wytępienia Słowian między Łabą a Odrą w toku tzw. niemieckiej kolonizacji wschodniej w średniowieczu okazały się mitem. W świetle współczesnej nauki historycznej - pisał on dalej - nie ulega już właściwie wątpliwości, że Słowianie połabscy - podobnie jak mieszkańcy Śląska czy Pomorza Zachodniego - nie tylko nie wyginęli, lecz wręcz wzięli czynny udział w procesie transfor macji gospodarczej i ustrojowej, aczkolwiek w konkurencji ekonomicznej z przybyszami z Niemiec ludność rodzima Połabszczyzny znalazła się na gorszej pozycji1. Pogląd powyższy, który dzisiaj zdaje się nieomal oczywisty, stanowiąc - jeśli pominąć opinie skrajne2 - communis opinio eruditorum, i to właści- 1 S. Trawkowski, Przemiany społeczne i gospodarcze w XII i XIII wieku [w:] Polska dzielnico wa i zjednoczona; państwo - społeczeństwo - kultura (red. A. Gieysztor), Warszawa 1972. s. 109. 2 Myślę tu głównie o kierunku utożsamianym przede wszystkim z nazwiskiem Walthera Stellera, którego śladem poszli następnie F. Wolff. L. Greil, E. Lóser i, ostatnio, E. Linnenkohl. Negują oni samo istnienie Słowiańszczyzny połabskiej stwierdzając, że jest ona wymysłem fał szerzy i mało krytycznych badaczy. Nie trzeba właściwie dodawać, iż takie postawienie sprawy ma najczęściej na celu uzasadnienie niemieckich roszczeń do ziem utraconych na wschodzie. Bardzo ostro skrytykował ten kierunek Wolfgang H. Fritze: wpierw w artykule recenzyjnym z 1961 r. (Slawomanie oder Germanomanie? Bemerkungen zu W. Stellers neuer Lehre von der dlteren Bevólkerungsgeschichte Ostdeutschlands [w:] tegoż, Frilhzeit zwischen Ostsee 323 Jan M. Piskorski wie bez względu na ich narodowość lub zapatrywania polityczne oraz społeczne, bardzo długo nie mógł trafić do przekonania szerszego grona uczonych. Wprawdzie, podobnie jak inne koncepcje na temat germanizacji Słowian połabskich, a także zachodnich Pomorzan i Ślązaków, sięga on co najmniej XVI w., okresu humanizmu i reformacji, kiedy wzrosło zainteresowanie przeszłością i w ogóle dostrzeżono problematykę etniczno-naro-dową, lecz na jego bardziej powszechną akceptację trzeba było czekać kilka stuleci3. Jeszcze bowiem na przełomie XIX i XX w. nauka wahała się pomiędzy zdobywającą coraz większe uznanie teorią asymilacyjną, powiązaną z zasady - ale nie zawsze" - z przekonaniem o przewadze kultury niemieckiej, a pozostałymi koncepcjami, tj. teorią o - już to celowym, już to niezamierzonym - wytępieniu lub wypędzeniu Słowian połabskich w toku wojen X-XII w. i podczas tzw. kolonizacji wschodniej oraz teorią tzw. pra-germańską, wedle której Germanie nigdy nie opuścili ziem na wschód od Łaby. Koncepcja o fizycznym wyniszczeniu Słowian, względnie o ich wygnaniu, zrobiła karierę zwłaszcza, w odniesieniu do wschodniego Holsztynu i zachodniej Meklemburgii, podbijanych w połowie XII w. przez Henryka Lwa, a także względem ziem nad Hawelą i Sprewą, którymi w tym samym mniej więcej czasie zawładnął Albrecht Niedźwiedź5. Przekonanie to, któremu bodaj najpełniejszy wyraz nadał Heinrich Ernst w latach siedemdziesiątych und Donom ousgewahlte Beitrage zum geschichtlichen Werden im óstiichen Mitteleuropa vom 6. bis zum 13. Jahrhundert, Berlin 1982, s. 31-46, głównie s. 43), gdzie określił prace Stellera jako .typowy produkt pseudonauki narodowosocjalistycznej". a następnie w komentarzu z 1982 r. (tamże, s. 429), gdzie skonstatował rozwój w Niemczech i Austrii „fali literatury neonazistowskiej". Por. też J.M. Piskorski, Teorie wyjaśniające zanik Słowian w Brandenburgii i krajach sąsiednich; próba klasyfikacji typologicznej dotychczasowych poglądów historiografii |w:] Dzieje Brandenburgii i Prus w historiografii (red. B. Wachowiak), Warszawa 1989, s. 185-196, zwłaszcza s. 192n. oraz tenże, recenzja pracy E. Linnenkohla, „Roczniki Historyczne" 60, 1994, s. 236nn. 3 Zob. J. Sziborsky, Die Germanisierung der Mark Brandenburg in der markischen Ge- schichtsschreibung des 16. Jahrhunderts unter dem Einjlufi von Humanismus und Reformation, Gie_Ben 1969 oraz G. Menz, Die Entwicklung der Anschauung von der Germanisierung Schle- siens in der schtesischen Geschichtsschreibung bis aufStenzel, Phil. Diss. Breslau, Stettin 1910, a także W. Ohnesorge. Ausbreitung und Ende der Slawen zwischen Nieder-Elbe und Oder; ein Bei- trag zur Geschichte der Wendenkriege, zur Charakteristik Helmolds sowie zur historischen Topo- graphie und Namenkunde Nordalbingiens, „Zeitschrift des Vereins fur Liibeckische Geschich te und Altertumskunde" 12, 1910,z. 2, s. 113-336i 13, 1911,z. 1, s. 1-180; J.U. Folkers,ZurFra- ge nach Ausdehnung und Verbleib der slawischen Bevólkerung von Holstein und Lauenburg, „Zeit schrift der Gesellschaft fur schleswig-holsteinische Geschichte" 58, 1929, s. 339nn; H. Aubin, Zur Erforschung der deutschen Ostbewegung, „Deutsches Archiv fur Landes- und Volksfor- schung" 1, 1937, s. 37n.; W. Vogel, Der Verbleib der wendischen Beuólkerung in der Mark Bran denburg, Berlin 1960. 4 B. Guttmann, Die Germanisierung der Slawen in der Mark, „Forschungen zur brandenbur- gischen und preuSischen Geschichte" 9, 1897, s. 395n., 401 nn., twierdził mianowicie, że kul tura niemiecka, przede wszystkim zaś kultura zamieszkujących pogranicze słowiańsko-nie- mieckie Sasów, była długo równie niedojrzała jak słowiańska i to między innymi zadecydowało o szybkich postępach w asymilacji Słowian. 5 Zob. ogólnie J.M. Piskorski, Kolonizacja wiejska Pomorza Zachodniego w XIII i w począt kach XIV wieku na tle procesów osadniczych w średniowiecznej Europie, Poznań 1990, s. 83nn. 324 Riedel o germanizacji Brandenburgii i osiemdziesiątych XIX w.6, bazowało na Kronice Słowian Helmolda, jednym z nielicznych źródeł narracyjnych, jakie w ogóle dostrzegły głębokie przemiany polityczne, gospodarcze i etniczne na północnym Połabiu w XII w. Proboszcz z Bozowa, któremu tamte wydarzenia znane były bądź to z autopsji, bądź to z relacji współczesnych, pisał jednoznacznie o „starciu i wypędzeniu" Słowian. Ich miejsce mieli zająć koloniści z Flandrii, Holandii, Fry-zji, Saksonii, Nadrenii7. Z roku na rok systematyczniejsze badania historyczne wsparte wydawaniem coraz liczniejszych źródeł średniowiecznych, z których jasno wynikało, że Słowianie przetrwali i podbój Połabia, i kolonizację XII-XIII w., spowodowały stopniowy odwrót od teorii o wyniszczeniu Słowian w tej postaci, jaką nadał jej Heinrich Ernst w pewnym sensie jej epigon wśród poważniejszych badaczy. Nie znaczy to rzecz jasna, że nie można jej odnaleźć w pracach historyków lokalnych, zwłaszcza - co zrozumiałe - brandenburskich i holsztyńsko-meklemburskich8. Nadal zdarzała się ona zresztą nawet w dziejach klasyków historiografii, jak choćby u Karla Lamprechta9. Z zasady jednak przyjmowała ona wtedy nieco inny kształt, łącząc elementy koncepcji o wytępieniu, wygnaniu i ucisku Słowian z teorią o ich ostatecznej germanizacji w wyniku wyższości kulturalnej (lub/i rasowej) kolonistów. Z kolei teoria pragermańska, zwana też niekiedy koncepcją resztek germańskich, zawdzięczała swój ostateczny kształt przede wszystkim historykom Pomorza Zachodniego i Rugii, głównie braciom Carlowi F. oraz Carlowi G. Fabricius'om. Jako wydawcy źródeł średniowiecznych i znawcy dziejów 6 H. Ernst, Die Colonisation [!] Mecklenbwgs im 12. und 13. Jahrhundert [w:] Beitrage zur Ge- schichte Mecklenburgs, uornehmllch im 13. und 14. Jahrhundert (red. Fr. Schirrmacher), t. II, Ro- stock 1875; tenże, Die Colonisation von Ostdeutschland; „Schulprogramm Langenberg", 1888. Zdaniem Ernsta, Henryk Lew i Albrecht Niedźwiedź tworzyli państwa „czysto niemieckie", wo bec czego „leniwi i gnuśni" Słowianie nie mieli w nich racji bytu i musieli zostać wygnani. Niemcy, przepojeni „nienawiścią rasową" wobec Słowian, ruszyli na Wschód, szukając tam „przestrzeni życiowej". Jasno określony cel, jaki sobie postawili, z góry wykluczał ich bardziej humanitarne postępowanie wobec słabszej rasy podbitej. W podsumowaniu Ernst doszedł do wniosku, że nie powinno się w ogóle mówić o germanizacji Meklemburgii czy Brandenburgii, albowiem „tylko kraj pozostał ten sam". Zamieszkują go jednak zupełnie inni ludzie. W. Ohne- sorge {Ąusbreitung..., cz. 1, s. 240, przyp. 145) wskazał, że w jednej z późniejszych prac H. Ernst wycofał się częściowo ze swych dogmatycznych twierdzeń, zwłaszcza względem asymilacji sło wiańskiego rycerstwa, generalnie pozostając atoli przy swoim. Niestety „Schulprogramm Lan genberg" z 1894 r. okazał się dla mnie nieosiągalny nawet w bibliotekach Meklemburgii, wobec czego nie mogłem sprawdzić powyższej wiadomości. 7 Helmold von Bosau. Slawenchronik (wyd. H. Stoob), Berlin 1963, lib. I, c. 57, 84. 88, 89, 92, 110. Wiarygodność Helmolda, przede wszystkim w odniesieniu do Brandenburgii, była kwestionowana już od XIX w. Pod tym względem najpełniejszej jego krytyki dokonał bez wąt pienia Ohnesorge {Ąusbreitung...). Współcześni badacze nie negująjuż takjednoznacznie infor macji kronikarza, co oczywiście nie znaczy, aby wierzyć każdemu jego słowu, zwłaszcza wyrwa nemu z kontekstu. Dosłowne czytanie ówczesnych kronik prowadziłoby do wniosków zupełnie absurdalnych. Na przykład kronika Galia Anonima stanowiłaby dowód na wyniszczenie Pomo- rzan przez Bolesława Krzywoustego. Por. J. M. Piskorski, Kolonizacja..., s. 87, gdzie też dalsza literatura przedmiotu. * Zob. np. H. Krabbo, Albrecht der Bar, „Forschungen zur brandenburgischen und preuSischen Geschichte" 19, 1906, s. 371nn, głównie s. 384n. 9 Deutsche Geschichte, Freiburg/Br. 19063, s. 360, 378, 383n, 422. ..:??? 325 Jan M. Piskorski południowego wybrzeża Bałtyku spostrzegli oni, że o wyniszczeniu Słowian wschodniomeklemburskich i pomorskich nie może być mowy. Nie potrafiąc wytłumaczyć, w jaki sposób doszło do ich zgermanizowania, odpowiedzieli, iż „cała owa Słowiańszczyzna połabska należy do licznych bajek, które są rozpuszczane przez nasze książki historyczne". Wprawdzie nieliczni słowiańscy najeźdźcy istotnie mieli podporządkować sobie germańską ludność ziem na wschód od Łaby, ale - niczym Germanie na terenie Imperium Romanitm - szybko rozpłynęli się w wyższej kulturze tubylców10. Jeszcze w pierwszej połowie XIX w. teorię pragermańską zaakceptował, choć nie do końca konsekwentnie, Ludwig Giesebrecht". Jednak najbardziej gorącego zwolennika znalazła ona w C. Płatnerze, który w kilku pracach z lat 1877-1880 doszedł do wniosku, iż koncepcja ta winna obowiązywać nie tylko względem Pomorza, Meklemburgii czy Brandenburgii, ale całego Połabia, Śląska, Czech i Moraw, słowem wszystkich ziem na wschód od Łaby i Sali12. Mimo rzeczowej i - zdawałoby się - druzgocącej krytyki, z jaką spotkała się hipoteza Platnera, głównie w erudycyjnych pracach Georga Wendta13, moment jej prawdziwego rozkwitu miał dopiero nadejść, tyle że tym razem przede wszystkim, acz nadal nie jedynie14, w odniesieniu do Czech i Moraw. W nawiązaniu do starszych badań wystąpił z nią najpierw, jeszcze w latach sześćdziesiątych XIX w., „der teutoneske Patriot" i „Czechenhasser", W.Z. Ressel, zdaniem którego Czesi, inaczej niż myślą, w ogóle nie są Słowianami, lecz słowiańsko-germańską mieszanką (Mischuolk), powstałą po wę- 10 C.F. Fabricius, Dos Jruhere Skwenthum der zu Deutschland gehórigen OstseeLander, „Jahrbticher des Vereins fur mecklenburgische Geschichte und Alterthumskunde" 6, 1841, s. 1-50, głównie s. 2n. 11 L. Giesebrecht Wendische Geschichten aus denJahren 780-1182, Berlin 1843, t. I, głów nie s. 37. Warto wskazać może, że sporządzona przez G. Labudę, w jego cennej i ciągle nieza stąpionej rozprawie pt. Słowianie w historiografii niemieckiej XIX wieku, „Przegląd Zachodni" 24, 1968, nr 3, s. 22n. (artykuł ten przedrukowany potem też w G. Labuda, Polsko-niemieckie rozmowy o przeszłości, Poznań 1996, odnośny fragment s. 130) lista uczonych niemieckich do by romantyzmu, których cechować miała życzliwość wobec Słowian (znalazł się na niej i C.G. Fabricius i L. Giesebrecht), jest zestawem raczej dość przypadkowym, szczególnie w kontekście kolejnego zdania, iż już niebawem pojawić się mieli w Niemczech badacze propagujący tezę 0 napływie Słowian na ziemie między Łabą a Odrą dopiero w okresie wędrówek ludów. Oba wiam się, że pod teorią o autochtoniźmie Słowian na Połabiu, sięgającym głębiej niż V/VI w., nie podpisałby się żaden z przytoczonych przez Labudę historyków. 12 Podstawowe znaczenie ma tutaj praca z 1877 r. pt Uber die Spwen deutscher Bevólkerung zur Zeit der skwischen Herrschąft in den óstlich der Sanie gełegenen Landem, „Forschungen zur deutschen Geschichte" 17, 1877, s. 409-520. 13 G. Wendt Die Nationalitat der Beuólkerung der deutschen Ostmarken vor dem Beginn der Germanisierung, Diss. Góttingen 1878; tenże, Die Germanisierung der Lander óstlich der Elbę, Beilage zum Programm der kóniglichen Ritter-Akademie zu Liegnitz CLXXVII, Liegnitz 1884. Z totalną krytyką spotkał się Platner również u wszystkich wybitniejszych badaczy pomorskich 1 meklemburskich oraz wielu śląskich, że wspomnę choćby o W. von Sommerfeldzie, H. Witte czy A. Meitzenie. 14 Tak przede wszystkim R. Holtzmann, Die Herkunft der Deutschen in Bóhmen und Mahren [w:] Der ostdeutsche Volksboden; Aufsatze zu den Fragen des Ostens (red. W. Volz), Breslau 1926, wyd. 2, s. 50n, ale i wcześniej W.Z. Ressel, Bemerkungen uber die allmdlige Gestaltung der Bevólkerungsverhaltnisse Bóhmens in nationaler Beziehung, „Mittheilungen des Vereins fur Geschichte der Deutschen in Bóhmen" 3, 1865, z. 3, s. 75, rozciągał swą koncepcję przy najmniej na Dolny Śląsk. 326 Riedel o germanizacji Brandenburgii drówkach ludów15. W 1912 r. w zmodyfikowanej postaci zaprezentował teorię pragermańską wybitny badacz średniowiecza czeskiego, Bertold Bretholz, wywołując prawdziwą burzę naukową, której skalę zrozumieć można jedynie w kontekście wydarzeń politycznych w naszej części Europy w pierwszych dziesięcioleciach XX w. Bretholz nie kwestionował oczywiście słowiańskiego charakteru Czechów, którzy napłynęli w trakcie wędrówek ludów i zdominowali Czechy i Morawy. Zanegował atoli niemal powszechnie już wówczas, przynajmniej od czasów Frantiśka Palackiego, przyjętą tezę o przybyciu Niemców nad Wełtawę i Morawę w toku średniowiecznej kolonizacji. Jego zdaniem zamieszkiwali oni tutaj od pradziejów i nawet po pojawieniu się Słowian nie wywędrowali, ani też nie ulegli slawizacji, ponieważ obydwa ludy żyły w separacji16. Wspomniano już, że współcześnie absolutną przewagę zdobył pogląd o asymilacji Słowian17, który nota bene przyjmuje bardzo różne formy, zależnie od opinii na temat konkretnych przyczyn ich germanizacji18. Przyjmuje się, że rolę nie do przecenienia w utrwaleniu teorii o przetrwaniu Słowian 15 W.Z. Ressel, Bemerkungen..., s. 69-82. Cytowane epitety wyszły spod pióra G. Wendta, Die Nationalitdt..., s. 22. 16 B. Bretholz, Geschichte Bóhmens und Mahrens bis zum Aussterben der Pfemysliden (1306), Miinchen-Leipzig 1912, s. 303-550, potem w jeszcze bardziej rozwiniętej formie w ra mach jego Geschichte Bóhmens und Mahrens, Reichenberg 1921,1.1, s. lOOnn. Spośród współ czesnych głosów polemicznych warto wspomnieć: A. Zycha, Eine neue Theorie uber die Herkunft der Deutschen in Bóhmen, „Mitteilungen des Vereins fur Geschichte der Deutschen in Bóhmen" 53, 1915, s. 1-23; W. Wostry, Das Kolonisationsproblem; eine Uberprufung der Theo- rien iiber die Herkunft der Deutschen in Bóhmen, „Mitteilungen des Vereins fur Geschichte der Deutschen in Bóhmen" 60, 1922, s. 20nn; E. Gierach, Die Bretholzsche Theorie im Lichte der Sprachforschung [w:] Der ostdeutsche Volksboden..., s. 144nn. Odnośnie pewnych aspektów te orii resztek germańskich w Czechach zob. też G. Wendt, Die Nationalitat..., głównie s. 21 nn oraz J.U. Folkers, ZurFrage..., s. 341 nn. Z literatury najnowszej por. Z. Stoklasova, Bertold Bretholz und seine Autikolonisationstheorie [w:] Die bóhmischen Ldnder in der deutschen Geschichtsschreibung seit demJahre 1848, cz. 2, Usti n.L. 1997, s. 29 nn; J. Żemlićka, Pfemysl Otakar I; panounik, stdt a ćeskd spolećnost na prahu urcholneho feudalismu, Praha 1990, s. 133n oraz D. Leśniewska, Zur Beurteilung der „deutschen Kolonisation"; eine Skizze zur bóhmi schen Geschichtsschreibung [w:j Struktur und Wandel im Fruh- und Hochmittelalter; eine Be- standsaufnahme aktueller Forschungen zur Germania Skwica (red. Ch. Lubke), Stuttgart 1998, s. 34 i przede wszystkim obszerne studium J. Żemlićki, Die Deutschen und die deutschrecht- liche Kolonisation Bóhmens und Mahrens [w:] The Medieual East Colonization in the Historiography (red. J.M. Piskorski), Colorado University Press at Boulder, która ukaże się w 2001 r. Nie wiem, dlaczego W.H. Fritze (Fruhzeit..., s. 429) skonstatował w swoim komenta rzu z 1982 r., że po krytyce Wendta teoria pragermańską przetrwała w historiografii niemiec kiej jedynie w pracach outsiderów. W żaden sposób nie można uznać za takiego znakomitego Alfonsa Dopscha {Die historische Stellung der Deutschen in Bóhmen und Mdhren [w:] Der ost deutsche Volksboden..., s. 27nn), który jeszcze w 1926 r. całkowicie akceptował hipotezę Bre- tholza. Błędne jest także stwierdzenie Fritzego, iż przeciw niej oponował Robert Holtzmann (Die Herkunft..., s. 40nn). Wręcz odwrotnie, historyk z Halle nie tylko w pełni poparł Bretholza, ale rozszerzył jego koncepcję na inne kraje na wschód od Łaby, przede wszystkim na Śląsk, lecz częściowo również na Brandenburgię, Holsztyn itp. 17 Por. np. K. Tymieniecki, Niemcy w Polsce, „Roczniki Historyczne" 12, 1936, s. 206, 257 i przyp. 3; J. Widajewicz, Niemcy wobec Słowian połabskich, Poznań 1946, zwłaszcza s. 37nn oraz H.K. Schulze, Die Besiedlung der Mark Brandenburg im hohen und spdten Mittelalter, „Jahrbuch fur die Geschichte Mittel- und Ostdeutschlands" 28, 1979, s. 42nn, głównie s. 124. 18 Por. schemat w J.M. Piskorski, Teorie..., s. 194. 327 Jan M. Plskorskl połabskich, głównie w Brandenburgii, odegrał Bernhard Guttmann19. Warto jednak zwrócić uwagę, że miał on do kogo nawiązać, by wspomnieć choćby Gustava A.H. Stenzla20 oraz - na lokalnym gruncie brandenburskim - Leopolda von Ledebura21 i przede wszystkim Adolpha Friedricha Riedla, którego uznać trzeba za prawdziwego pioniera teorii asymilacyjnej w odniesieniu do ziem nad Hawelą i Sprewą. Riedel, z całą pewnością jeden z najwybitniejszych znawców historii Brandenburgii, pozostający pod urokiem herderowskiej wizji Słowian miłujących pokój, debiutował na polu badań historycznych w latach 1831-1832. Ogłoszona przezeń wówczas dwutomowa monografia dziejów marchii w XIII w. została nagrodzona w konkursie Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Berlińskiego22. Późniejszy wydawca kodeksu dyplomatycznego Brandenburgii był bez reszty przekonany, że ogromna większość Słowian przetrwała okres kolonizacji i nie została w swej masie ani wytępiona, ani wypędzona23. W połowie XIII w. Brandenburczycy mieli stanowić „mieszankę Słowian, Sasów i Nadreńczyków"24. Według Riedla, Brandenburgia rozrastała się tak przy pomocy metod pokojowych, jak i w wyniku wojen. Siłą zdobył Albrecht Niedźwiedź przede wszystkim księstwo hawelańskie z Brenną/Brandenburgiem. Wszakże i na tym terenie miał on początkowo zaufanie do Słowian, skoro przekazał im pieczę na stołecznym grodem. Dopiero po epizodzie z Jaksą „niewierni Słowianie w Brandenburgu i w części kraju hawelańskiego [...] zostali bez wątpienia ukarani przez margrabiego Albrechta wypędzeniem ze swoich posiadłości". Tylko zatem do tego niewielkiego terytorium i może jeszcze, po części, do Suchej (Zauche) odnieść można informacje Helmolda o wygnaniu Słowian, których rzekomo zastąpili koloniści z zachodu25. Ich sprowadzenie tłumaczył Riedel zresztą nie tyle wypędzeniem Słowian, ile raczej słabością zaludnienia Brandenburgii w okresie sprzed kolonizacji26. • ? •; 19 B. Guttmann, Die Germanisierung...; Por. J. Sziborsky, Die Germanisierung..., s. 187; W. Vogel, Der Verbleib..., s. 8 ipassim. 20 W wypadku Stenzla należy jednak dość wyraźnie rozróżniać jego wcześniejsze prace, w sumie bardziej życzliwe Słowianom, od twórczości późniejszej, szczególnie tej z lat po Wio śnie Ludów. Por. np. jego Geschichte des prew3ischen Staats, t. I, Hamburg 1830, z późniejszą Geschichte Schlesiens, Breslau 1853. Jedynie w wypadku pierwszej z tych prac, i to także z licz nymi zastrzeżeniami, zgodzić się można z uwagą G. Labudy [Słowianie..., s. 29), iż poglądy Stenzla i Riedla szły w identycznym kierunku. Względem Stenzla por. ponadto G. Labuda, Dzie je Prus jako zagadnienie historiogrąficzne, „Przegląd Zachodni" 23, 1971, nr 1, s. 2n. Ta ostat nia praca także w zbiorze wspomnianym w przyp. 11. 21 Uber des Bischof Boguphal n. von Posen KenntniJS der nordwestlichen Skwenlander, „Markische Forschungen" 2, 1843, s. 120nn., głównie s. 122n. 22 A.F. Riedel, Die Mark Brandenburg im Jahre 1250 oder historische Beschreibung der Bran- denburgischen Lande und ihrer politischen und kirchlichen Verhaltnisse um diese Zeit, Berlin 1831-1832, t. I-II. Por. też F. Holtze, Adolph Friedrich Riedel, „Zeitschrift fur preuSische Ge schichte und Landeskunde" 9, 1872, s. 629nn.; Z. Wielgosz, Nowa Marchia w historiografii nie mieckiej i polskiej, Poznań 1980, s. 56. 23 A.F. Riedel, Die Mark..., Ł II, s. 14, 16, 20n, 23nn, 32n ipassim. 24 Tamże, s. 3nn. 25 Tamże, s. 16-21, cytat ze s. 19. 26 Tamże, s. 23. 328 Riedel o germanizacji Brandenburgii Sprzeciwiał się Riedel również opinii, jakoby Słowianie wskutek kolonizacji XII i XIII w. popadli w stan niemal powszechnego niewolnictwa. Wskazywał, że źródła nie wspominają o jakichś ograniczeniach ich wolności osobistej27. Podobnie nie słychać, aby uiszczali oni specjalne daniny tylko z tego tytułu, że byli Słowianami. Dokładnie takie same ciężary mieli ponosić wszyscy „bez względu na narodowość"28. Nawet osep, wywodzący się z ustroju słowiańskiego, składali nie tylko „wieśniacy słowiańskiego pochodzenia"29. Faktem jest co prawda, dodawał Riedel, że Sasom ciężko się było pozbyć „wrogości narodowej wobec wszystkiego, co słowiańskie" {National-feindschąft gegen alles Wendische)30, ale samo w sobie nie wpływało to - jego zdaniem - na zmianę położenia rodzimej ludności Połabia. Wiązać się to miało co najwyżej z wyłączeniem Słowian z niektórych przywilejów oraz stowarzyszeń [Genossenschaften) zakładanych przez Sasów, jak na przykład cechów rzemieślniczych. Istniały też jednak gildie i inne związki słowiańskie, do których dostępu nie mieli przybysze. Generalnie zatem Słowianie w Brandenburgii żyli chyba z zasady w separacji od Sasów, ale na podobnych prawach31. Dotyczyło to również rycerstwa. „Możni słowiańscy [...] pozostali w posiadaniu wielkich dóbr lennych i należeli do najznakomitszych wasali i doradców margrabiów" - konstatował Riedel32, aczkolwiek, gdy przeszedł do konkretów, przyznać musiał, że źródła w tej dziedzinie zachowują znamienne milczenie33 i jedynie panowie von Friesack są z całą pewnością słowiańskiego pochodzenia34. Inaczej niż większość badaczy XIX w., Adolph Riedel nie uważał także, aby wsie na prawie niemieckim musiały być zamieszkiwane tylko przez Niemców. Sądził, że przekształcenie wsi słowiańskiej w niemiecką dokonywało się w ten sposób, że pierwsza z nich otrzymywała niemieckiego sołtysa, który sprowadzał dodatkowych osadników, po czym całej osadzie nadawano nowe prawo35. Podobnie miasta brandenburskie, prawdopodobnie za wyjątkiem samego Brandenburga, „zamieszkiwali w równym stopniu Słowianie, jak Sasi", co przyczynić się miało do powolnego wyrównywania różnic pomiędzy nimi. Nic nie stało zatem na przeszkodzie przenikaniu Słowian nawet do najwyższych warstw społeczności miejskiej, w tym i do jej władz36. 27 Tamże, s. 17, ale też 24, 27n, 30, 34. 28 Tamże, s. 24 oraz 27. 29 Tamże, s. 25nn. 30 Tamże, s. 30. '. 31 Tamże, s. 30n (i przyp. 2), 34. 32 Tamże, s. 18. 33 Tamże, s. 9, 36nn. Dodajmy, że jest to jeden z najbardziej skomplikowanych i do dziś nie rozwiązanych problemów w historii średniowiecznej Brandenburgii. Por. H.K. Schulze, Die Be- siedlung..., s. 91 nn; W.H. Fritze; Germania Skwica; Zielsetzung undArbeitsprogramm einer inter- disziplindrenArbeitsgruppe [w:] Germania Slauica (red. W.H. Fritze), Berlin 1980,1.1, s. 29. Zob. też ogólnie B. Zientara, Jak powstała Brandenburgia? Kilka uwag w związku z pracą Hansa K. Schulzego, „Zapiski Historyczne" 47, 1982, s. 633nn. 34 A. F. Riedel, Die Mark..., 1.1, s. 368nn; t. II. s. 9n, 18, 36nn. .i . ;? 35 Tamże, t. II, s. 23, 197. „,,.. 36Tamże, s. 35n. . . ... ,- - r< , ?/ ? 329 Jan M. Plskorskl Nie zgodził się wreszcie Riedel z koncepcjami głoszącymi, że brandenburskie chyże (Kietze), zamieszkiwane wyłącznie przez Słowian, są tworem kolonialnym i powstały wskutek przymusowego przesiedlenia autochtonów. Jego zdaniem, do czego w sto lat później nawiązał Herbert Ludat37, były to specyficznie brandenburskie osiedla rybackie sprzed podboju askań-skiego, co potwierdza ich istnienie nawet na takich terenach, gdzie o wysiedleniach, względnie przymusowych przesiedleniach Słowian nie może być mowy. U genezy chyży leżeć miało szczególne jakoby u Słowian, zapewne głównie brandenburskich, zamiłowanie do ryb, co spowodowało, że wielu z nich przestało się w ogóle zajmować rolnictwem, znajdując intratne zajęcie w rybołówstwie38. Z perspektywy przełomu XX i XXI w. wiele sformułowań Adolpha Friedri-cha Riedla wydaje się dość naiwnych, inne zostały przez naukę odrzucone, lecz nie ulega wątpliwości, że większość z nich była trafna i na trwałe wzbogaciła naszą wiedzę na temat współżycia Słowian i Niemców w okresie średniowiecznej kolonizacji. Zupełnie inny los spotkał niemal wszystkie opinie jego gwałtownego polemisty, Heinricha Ernsta, któremu poglądy naszego Brandenburczyka najzwyczajniej nie mieściły się w głowie, już choćby z tej racji - co specjalnie podkreślał - że były one tak odmienne od ówczesnej communis opinio39. Ukazanie się prac Riedla i Ernsta dzieliło kilkadziesiąt znaczących lat w trakcie których z badań nad współżyciem słowiańsko-niemieckim w średniowieczu zrobiła się kwestia w najwyższym stopniu polityczna: chodziło o uzasadnienie historycznych praw do ziem posiadanych albo pożądanych40. Zniknął spokój z gabinetów uczonych, którzy wykonywali ważne zadania narodowe. Dzisiaj odchodzimy - na szczęście - od ścisłych związków historiografii i polityki, a czas sprzyja krytycznemu przemyśleniu stanu badań. Nim atoli zaproponujemy nowe rozwiązania, warto przyjrzeć się tym nieco starszym, z epoki, w której nacjonalizm nie odgrywał jeszcze tak wielkiej roli. Po co bowiem wyważać otwarte drzwi, skoro można bez tego znaleźć świetne punkty odniesienia, choć - rzecz jasna - wymagają one pogłębionej krytyki naukowej, bazującej na poszerzonym zasobie źródłowym, jak i bodaj przede wszystkim uwzględniającej postęp metodyczny i metodologiczny w naukach historycznych. 37 H. Ludat, Die ostdeutschen Kietze, Bernburg 1936 i wydanie fototypiczne z posłowlem au tora. Hildesheim 1984. Całą dyskusję na ten temat referuje J.M. Plskorski, Brandenburskie Kietze (chyże) - instytucja pochodzenia słowiańskiego czy „produkt" władzy askańskiej, „Prze gląd Historyczny" 79, 1988, s. 301 nn. 38 A. F. Riedel. Die Mark..., t. II, s. 32nn. 39 H. Ernst, Die Colonisation von Ostdeutschland..., s. 3, 15nn ipassim. 40 Por. B. Zientara, Konflikty narodowościowe na pograniczu niemiecko-słowianskim w Xm- XIV wieku i ich zasięg społeczny, „Przegląd Historyczny" 59, 1968, s. 197nn. 330 >i-.iiv U '." Henryk Samsonowicz Wytwórczość rzemieślnicza małych miast Polski XV w. W 1469 roku Kazimierz Jagiellończyk w swym przywileju wydanym dla opactwa w Sulejowie stwierdzał, że pro melioratione ciuitatis zezwala mu na założenie w Mogielnicy cechów rzemieślniczych wszystkich rzemiosł (om-nium artjiciorum), mianowicie: piwowarów, karczmarzy, łagiewników, piekarzy, tkaczy, kupców, kowali, kuśnierzy, rzeźników, stolarzy, szewców, krawców, sukienników i innych rzemiosł cu.iuscu.nque operis aut artis exquisitio-nis humanae existant quae in maioribus et in signoribus cwitatibus solitae sunt servari et teneri1. Pogląd tak wyrażony, iż w mieście winny znajdować się cechy, nie był odosobniony w piętnastowiecznej Polsce. W 1409 r. Władysław Jagiełło nadając prawa Wschowie2 zobowiązywał, by je przestrzegali mechanicorum artijices et magistri. W Kaliszu, Gostyniu, Środzie, Czudcu, Dębowcu, Stryju3 zwracana była uwaga na rolę rzemiosł w mieście, aby -jak w przywileju dla Kościana z 1409 r. - civitatis [...] condicionemfacere me-liorem4. Niekiedy - jak w Pułtusku5 i w Ciechanowie6 - zezwalano na powołanie jednego, wspólnego cechu, obejmującego kilkanaście rzemiosł. W Ciechanowie Janusz II przewidywał utworzenie organizacji łączącej kowali, ślusarzy, kołodziejów, nożowników, płatnerzy, kuszników, złotników, siodłarzy, stelmachów, pasamoników, mieczników, miedziowników, wytwórców witraży, iglarzy, murarzy, konwisarzy, malarzy, brukarzy i „innych, co pracują w żelazie i węglu". Było więc przynajmniej 19 zawodów, być może nie zawsze rzeczywiście istniejących, lecz ogarniających całą sferę produkcji przemy- 1AGAD, Dokumenty miast [dalej cyt.: DM] nr 3585. • ' 2 KDWlp 5 nr 144. 3 KDWfp 5 nr 560, 646, 651, 696; ZDMlp 7 nr 1975, 2015, 2088. ? . : 4 KDWlp 7 nr 644, 656. ?,..,.. , ? : :; 5 KDKMaz nr 231 (1462 r.). ? .. ... 6 Zbiór dokumentów i listów miasta Płocka 1 (wyd. S.M. Szacherska), Warszawa 1975, nr 234, 1486 r. 331 Henryk Samsonowicz słowej, czy - ściślej - pozarolniczej. W tymże Ciechanowie bowiem istniało też bractwo oraczy, w Pułtusku i w Mogielnicy - bractwa karczmarzy i kupców7. Można mieć wątpliwości, czy poglądy o korzystnej roli organizacji zawodowych podzielali właściciele wsi. Szlachta - jak to wynika ze statutu piotrkowskiego z 1496 r.8 - domagała się likwidacji cechów. Wydaje się jednak, że postulat ten dotyczył raczej organizacji, na działalność których właściciele ziemscy nie mieli wpływu. Posiadacze miast - król, duchowni, rycerze - zainteresowani byli istnieniem wspólnot rzemieślniczych, gdyż dawały im nie tylko materialne korzyści, lecz ułatwiały też kontrolę nad poczynaniami mieszczan9. Nie budzi wątpliwości istnienie rozbudowanych organizacji rzemieślniczych w dużych miastach. W Krakowie, Gdańsku, Toruniu, Poznaniu cechy i bractwa skupiały licznych, acz na pewno nie wszystkich rzemieślników10. Warto jednak postawić pytanie, w jakim stopniu miasta małe, stanowiące o modelu urbanizacji w Polsce, były ośrodkami produkcji pozarolniczej? Odpowiedź na nie utrudniona jest charakterem posiadanych przez nas wiadomości, które w większej mierze dotyczą porządku postulowanego niż rzeczywistego stanu rzeczy. Dokumenty lokacyjne, przywileje, zezwolenia oparte były na formularzach kancelaryjnych, często nie mających związku z realiami lub stanowiących jedynie pożądane postulaty". Najpewniejsze źródła - księgi miejskie - nie zachowały się zbyt obficie. Natomiast źródła aktowe, zawierające informacje o projektowanych lub działających cechach rzemieślniczych nie zawsze są na równi instruktywne: odmienną wartość stanowią ogólne (i ogólnikowe) plany dotyczące możliwości zorganizowania danego rzemiosła, odmienną - zezwolenia udzielane radzie miejskiej na budowę sukiennic, albo też zatwierdzenia transakcji odnoszących się do istniejących już obiektów12. Jednak biorąc pod uwagę różne rodzaje dyplomów związanych z miastami i miasteczkami Korony (bez Prus Królewskich) zebrane z nich informacje13 dotyczyły następujących rzemiosł szeregowanych liczebnością wzmia- 7 S. Pazyra, Geneza i rozwój miast mazowieckich. Warszawa 1989, s. 357. 8 Volumina Legum I, s. 535. 9 H. Samsonowicz, Cechy rzemieślnicze w średniowiecznej Polsce; mity i rzeczywistość, „Przegląd Historyczny" 75, z. 3, s. 556nn. 10 Por. M. Bogucka, Gdańskjako ośrodek produkcyjny w XW-XVII w., Warszawa 1962, s. 289; J. Wyrozumski, Dzieje Krakowa w średniowieczu; Kraków do schyłku wieków średnich, Kraków 1992, s. 331nn.; Dzieje Poznania do 1793 r. (red. J. Topolski), Warszawa 1988, s. 271. 11 S. Kuraś, Przywileje prawa niemieckiego miast i wsi małopolskich XTV-XV wieku, Wrocław 1971, passim. 12 Jak w Sandomierzu, Częstochowie, KDMłp 4 nr 1046, 1212; w Bieczu, ZDMłp 7 nr 1911. Podobnie w miastach dużych, np. w Poznaniu, zob. Przywileje miasta Poznania (wyd. W. Mai- sel), Poznań 1994, nr 23. 13 W oparciu o dane jak w przypisach 1-6 i 12 oraz AGAD Księgi miast: Ciężkowic, Lancko- rony, Łodzi, Olkusza, Radziejowa, Sieradza, Szadka, Ujazdu, Warty, DM, Księgi radzieckie Lubli na, AP w Lublinie, nr 144, 145, oraz księgi ławnicze, tamże nr 1, 2; Wydawnictwa: Księga ław nicza [Przemyśla] (wyd. J. Smółka, Z. Tymińska), Przemyśl 1936; Księga ławnicza miasta Płoc ka 1489-1517 (wyd. D. Poppe), Warszawa 1995; Księga radziecka miasta Starej Warszawy (wyd. A. Wolff), Wrocław 1963; Księga ławnicza miasta Nowej Warszawy (wyd. A. Wolff), Wrocław 1960; Acta Scabinalia Casimiriensia 1407-1427 (wyd. B. Wyrozumska), Kraków 1996; Najdaw niejsza księga sadowa miasta Biecza (wyd. B. Ulanowski), Kraków 1897. 332 Wytwórczość rzemieślnicza małych miast nek: rzeźnicy - 75 , szewcy - 46, piekarze - 35, krawcy - 26, piwowarzy -25, sukiennicy - 25, kuśnierze - 18, postrzygacze - 10, kowale - 10, cieśle - 5, kołodzieje - 4, siodlarze - 4, nożownicy - 4, miedziownicy - 4, pozosta li - 9. W liczbach względnych, bardziej miarodajnych, plany dotyczące zakła dania warsztatów rzemieślniczych dotyczyły głównie rzeźników (stanowiło to 25% wszystkich informacji), następnie szewców (ponad 15%) i piekarzy (blisko 12%). Innymi słowy, co drugi rzemieślnik miał specjalizować się w tych trzech profesjach. Liczne wzmianki świadczą, że w miastach rzeczy wiście funkcjonowało jednocześnie wielu rzeźników; w Kościanie macella carnium znajdowała się inter alia macella civium14. W Słupcy wzmiankowana jest jatka, która mieściła się na szóstym miejscu in ordine macellorum car nium in manu dextra15 (a więc niejako na „ulicy rzeźniczej"), w Śremie pro jekt przewidywał budowę jatki ad latitudinem et longitudinem aliis macellis in civitatew. W Łowiczu jatki były tak liczne, że uprawniało to rzeźników do zorganizowania własnego cechu17, w Rogoźnie zaś przewidziano istnienie 16 kramów rzeźniczych18. Wzmianki o rzemieślnikach w księgach miejskich przynoszą zbliżony obraz. W Płocku najczęściej wymieniano krawców - ok. 12% informacji tyczących rzemiosła; następni liczebnie są kuśnierze, kowale, szewcy i cieśle - po 9% informacji; pasamonicy i tkacze - po 8%; siodlarze - po 7 %. Rzecz ciekawa - w księdze miejskiej Płocka rzeźnicy w grupie rzemieślników sta nowią zaledwie 1%. W Kazimierzu krakowskim najczęściej w księgach miej skich występują tkacze (13% wzmianek), szewcy (12%), krawcy (10%), piwo warzy (9%), rzeźnicy (8%), piekarze (6%), różni specjaliści w ślusarstwie oraz cieśle po 5%, kowale i kuśnierze po 4%. W Olkuszu19 w liczebności wzmia nek w księdze miejskiej XV w., przodują szewcy (25% wzmianek), następni są piwowarzy (15%), rzeźnicy i kuśnierze - po 7%, kowale - 5%, piekarze - niespełna 3%. W Przemyślu szewcy stanowili 12% występujących rzemieśl ników, krawcy i piwowarzy - 10%, sukiennicy i kuśnierze - po 8%, rzeźnicy i kowale - po 7%. Powyższe dane mogą budzić pewne wątpliwości. W oparciu o wizytacje, a więc o najbardziej miarodajne w tym względzie źródła, można dojść do wniosku, że produkcja piwa odgrywała dużo większą rolę niż wynikałoby to z powyższych zestawień. W Łowiczu istniała cała circulus seu Nova Ciuitas ex quo bona ceruisia braxatur; braxatores et propinantes ceruisium hoc anno sunt numero 2020. W Olkuszu, podobnie jak w Bochni i Wieliczce, szczególne znaczenie mieli montani alias górnicy, gwarkowie21, natomiast w Sandomie- 14KDWlp 9 nr 1228. _...,.. ,.,„._., %., ...,.„, ,..-.: 15 Tamże, nr 1463. s- , *>s ?•-?? ? •?••??• 16 Tamże, nr 1590. 17 Visitationes bonorum archiepiscopatus necnon capituli Gnesnensis saec. XVI (wyd. B. Ula- nowski), Cracoviae 1920, s. 8. ">KDWlp 9 nr 1222. 19 AGAD, Księgi miasto Olkusza 1. 20 Visitationes..., s. 6-7. 21 D. Molenda, Górnictwo kruszcowe na terenie złóż śląsko-krakowskich do pot. XVI w., Wro cław 1963, s. 94, 138; A. Keckowa, Instytucja stolników w żupach krakowskich, „Studia z dzie jów górnictwa i hutnictwa" 6, 1963, s. 175nn. 333 Henryk Samsonowicz rzu, Płocku, Lublinie, Nowym Samborze, Uniejowie ważną rolę odgrywali producenci wina. Jednak specjalności takie jak górnicze winiarskie stanowiły specyfikę regionalną i nie mogły być zjawiskiem powszechnym. O znaczeniu poszczególnych rzemiosł w XV w. może świadczyć istnienie organizacji cechowych. Prowizoryczne dane zestawia poniższa tabela, obrazująca sytuację z końca XV stulecia: Cech rzemieślniczy Miasta, w których występują Łączna liczba cechów Cieśle Garncarze Kowale Krawcy Kuśnierze Murarze Nożownicy Piekarze Piwowarzy Rzeźnicy Szewcy Tkacze Środa ; ^ Łowicz, Płock Łowicz, Płock, Gostyń, Warta, Ciężkowice Łowicz, Płock, Środa, Wschowa, Kalisz, Śrem, Gostyń, Gniezno, Pyzdry Łowicz, Płock, Radom, Sandomierz, Kalisz, Ciechanów, Gniezno, Pyzdry, Gębice Środa, Płock, Wieluń •< -r Płock, Kalisz, Śrem, Sandomierz Słupca, Kalisz, Płock, Gniezno, Pyzdry Łowicz, Płock, Kazimierz, Wieluń, Kamieniec, Pyzdry, Piątek, Wschowa, Kalisz, Śrem, Gorlice, Gostyń, Gniezno, Radom, Sandomien Łowicz, Płock, Wieluń, Włocławek, Środa, Wschowa, Ostrołęka, Gniezno, Kalisz, Sochaczew, Grójec, Śrem, Płońsk, Gorlice, Gostyń, Pyzdry, Warta, Sandomierz Wschowa, Kalisz, Śrem, Płock, Gostyń, Stawiszyn, Sochaczew, Radom, Sandomierz 1 2 5 9 9 1 2 4 5 15 18 9 Wykaz ten nie obejmuje wszystkich organizacji rzemieślniczych w małych miastach; wiadomo też, że istniały cechy łączne, a także bractwa rzemieślników (artijicum) w Dębicy, Skrzynnie, Lwówku, Pułtusku22. Zestawienie to również nie obejmuje wszystkich miast, mimo to wydaje się pouczające. Wynika z niego bowiem istnienie trzech grup zawodów wyróżniających się liczebnością zakładanych cechów. Najliczniejsze były cechy szewców i rzeźników, które zaliczyć można do grupy pierwszej, do drugiej należałoby włączyć tkaczy, kuśnierzy i krawców, do trzeciej - piekarzy i piwowarów. Zapewne można wytłumaczyć - przynajmniej częściowo - ten stan rzeczy. Szewcy zajmowali się nie tylko szyciem butów, lecz także sporządzaniem innych wyrobów ze skóry23. Należeli zatem do zawodu, który w średniowieczu kojarzył się z produkcją rzemieślniczą. Można by powiedzieć, że w znaczącym stopniu termin homofaber mógł być zastąpiony określe- 22 KDMłp 4 nr 1181; KDWlp 5 nr 680; ZDMłp 7 nr 1879; 8 nr 2415; Zbiór dokumentów i li stów..., s. 131. 23 A. Samsonowicz, Wytwórczość skórzana w Polsce wczesnofeudalnej, Wrocław 1982, s. 121. 334 Wytwórczość rzemieślnicza małych miast niem homo sutor. Oczywiście, obok skórnictwa, charakterystycznym zawodem rzemieślnika, wytwórcy produktów przemysłowych było także tkactwo. W źródłach często jednak pannicidum oznaczało również miejsce sprzedaży sukna. Wynika to wyraźnie z treści nadań zezwalających na handel przywożonym suknem, niezależnie od wyrabianego na miejscu (jak w Rogoźnie)24. Handel był uprawiany przez wielu specjalistów, co wynika też ze stosowanego nazewnictwa siedlisk rzemieślniczych. Stosowane są bowiem przynajmniej cztery określenia dla miejsc zajmowanych przez rzemieślników: ca-mera, banca, macella, mensa. Z nich jedynie macella (jatka) jest terminem na ogół wiążącym się z działalnością rzeźnika25. W tym przypadku najprawdopodobniej nie chodziło o określenie miejsca produkcji wędlin, lecz warsztatu, w który dokonywany był ubój bydła i świń oraz przerób uzyskanego mięsa26. W określeniu banca domyślać się można łacińskiego odpowiednika dla polskiej „ławy", może straganu, na który wykładano gotowe wyroby do sprzedaży. Camera i mensa zapewne oznaczały kramy, często -jak to widać w miniaturach kodeksu Behema - połączone z warsztatami. W przywileju dla Nowego Sambora27 jest mowa o cameras in quo. sal uendetur ac cameras in ąuibus panni nobiles per ciues incidentur. W Chełmie28 istniały camerae pannicidarum obok camerae institorum odróżnione od kramów określonych terminami banca, mensa i macella. W Koprzywnicy pannicidarii zajmowali się handlem, oznaczali kupców sukienniczych29. W Jędrzejowie ci, którzy mieli pannos redendi, oznaczali postrzygaczy i krawców30, natomiast w Rogoźnie pannicides handlowali na pewno własnymi wyrobami tekstylnymi31. Import sukien na wielką skalę, w różnych gatunkach (na polskim rynku występowało ich ponad 50) zapewne ograniczał rozmiary produkcji rodzimej na własne potrzeby lokalnych społeczności. Ale też wiemy, że wyroby sukiennicze niektórych miast, jak np. Łomży, Mogielnicy, Sieradza, Wschowy, Brzezin, były eksportowane niekiedy daleko na zachód32. Jak można wytłumaczyć dużą liczebność rzeźników w miastach? Zapewne tym, że mięso, obok przetworów mącznych, stanowiło podstawę pożywienia. Jeśli jednak w Rogoźnie, liczącym zapewne nie więcej niż 200-300 mieszkańców, przewidziano w lokacji działalność 17 jatek, oznaczać to może tylko potrzebę zaopatrywania jednocześnie przybyszów spoza miasta. W Ostrówku pod Poznaniem, osadzie jeszcze mniejszej, wójt miał zagwarantowane przy lokacji posiadanie 18 jatek33. Zapewne na główny zbyt rzeźnicy 24 KDWlp 9 nr 1128, por. też tekst dotyczący budowy sukiennic w Poznaniu, Przywileje mia sta..., nr 23. 25 Acz bywało - jak w Jastrzębiu - że musiała tam być „macella carnium, sutorum, pisto- rum.pannicidarum" KDWlp 4 nr 1249. 261. Cieśla, Taberna wczesnośredniowieczna na ziemiach polskich [w:] Studia wczesnośredniowieczne IV, 1959, s. 159-226, gdzie też literatura, oraz s. 216. 27 ZDMlp 7 nr 1879. ?•??-...,.- 28ZDAflp8nr2547. 29KDMlp 4 nr 1256. • : ?•;: n' ? .'*M; > , 30 Tamże, nr 1348. 31 KDWlp 9 nr 1128. 32 A. Mączak, Sukiennictwo wielkopolskie XW-XVU w.. Warszawa 1955, s. 189n. 33 KDWlp 9 nr 1391. 335 Henryk Samsonowtcz tamtejsi mogli liczyć w Poznaniu, albo też u osób przybywających do stolicy Wielkopolski. Wydaje się, że istnienie licznych jatek mięsnych i - mniej licznych - kramów chlebowych może ukazywać bieg szlaków, którymi w XV w. przemieszczali się kupcy, pielgrzymi, posłańcy. Może wskazywać na to także sieć karczem rozsianych po wsiach i miastach; stanowiły one jednocześnie miejsca produkcji piwa. W położonych na uboczu małych miasteczkach najpewniej nie przewidywano w ogóle zakładania warsztatów rzemieślniczych34. Powstaje natomiast pytanie, dlaczego występowało tak stosunkowo mało kowali? Rozwinięte rzemiosło metalowe koncentrowało się w dużych miastach, zaś w małych potrzebniejsi byli cieśle i kołodzieje niż kowale. Być może w grę wchodziły też koszty inwestycji niezbędnych dla kuźni. Sfinansowanie warsztatu szewskiego czy rzeźniczego było łatwe, podczas gdy utrzymanie kuźni kosztowało znacznie więcej. Wbrew wielu opiniom należy sądzić, że w małych miastach rzemieślnicy należeli do elit rządzących. W Kazimierzu piwowar byl burmistrzem, był nim także sukiennik, a czterej inni należeli do ławy. Jej członkami w XV w. byli też: piekarz, 2 szewców, bednarz, krawiec, 2 rzeźników35. W Gostyniu burmistrzem był tkacz, zaś w sześcioosobowej ławie zasiadało dwóch szewców, rzeźnik i krawiec36. W Kaliszu do sześcioosobowej rady wchodzili: krawiec i miedziownik (w 1426 r.), a 7 lat później - siodlarz, piwowar i kuśnierz, natomiast w siedmioosobowej ławie zasiadał postrzygacz, łucznik, ślusarz i słodownik37. W Obornikach rzemieślnicy stanowili w ławie większość, podobnie jak w Gostyniu38. Reasumując powyższe uwagi można sądzić, że w małych miastach w działalności rzemieślniczej najliczniej reprezentowana była wytwórczość skórzana. Rzemieślnicy zajmowali wysokie miejsce w hierarchii władzy i prestriżu. Całe zaś rzemiosło ułatwiało wymianę towarów na obszarze Polski, tworząc konieczne ogniwo wielkiego handlu, odgrywającego w XV w. coraz większą rolę w gospodarce środkowej Europy. 34 Tak przy lokacji małego miasteczka („oppidum forense") Królowo koło Przeworska, ZDMlp 6 nr 1622. 35Acta Scabinalia..., s. 57 (1409 r.); 87 (1410 r.); 108 (1411 r.); 155 (1414 r.); 304 (1422 r.); 378 (1425 r). 36 KDWlp 5 nr 651; 9 nr 196, 1340; por. 5 nr 549, 560. 37KDWIp5nr619. 38 Tamże, nr 619, 646. 336 ,2*H- f Hanna Zaremska .-. , . t« '.' " .;"? . "• : , <\k''. Rzecz skradziona w żydowskim zastawie _ - • ? &adzież i rozbój należą do tych naruszeń, które prawo średniowieczne traktowało ze szczególną surowością. Choć kradzież uchodziła za przestępstwo skargowo-prywatne, to organy wymiaru sprawiedliwości w sprawach jej dotyczących zaczęły interweniować stosunkowo wcześnie. Już trzynastowieczne świadectwa z terenu Polski potwierdzają istnienie praktyki ścigania zawodowych złodziei z urzędu1. Bano się ich i organizowano się do walki przeciwko nim. Akt zawiązanej w 1304 r. konfederacji miast wielkopolskich przewidywał współpracę w ściganiu złodziei2. Zwolnienie chłopów od obowiązku pogoni za złodziejem, od tak zwanego „brania szlaku na krzyk", przynosi dopiero schyłek XV wieku. Uczestnicy pościgu mieli prawo „trzęsienia wsi", czyli przeszukiwania domów i - w zasadzie - samosądu, bowiem zabicie złodzieja w takich okolicznościach nie było karane. Statuty kazimierzowskie3 kategoryzowały kradzieże w zależności od wartości zabranego przedmiotu, za kradzież małą uznawały grabież bydła, trzody, drobnych przedmiotów, za dużą zaś koni i świerzop (młodych klaczy). Ustawodawstwo to naj surowiej traktowało kradzieże dokonywane nocą, na królewskim szlaku lub w szlacheckim dworze oraz te, których przedmiotem było zboże zabrane z pola lub konie wzięte ze stada. Ciężkie represje, do kary śmierci włącznie, spadać miały na zawodowych złodziei. Ostrzej traktowało winnych kradzieży obowiązujące w miastach średniowiecznej Polski prawo niemieckie4. Znało ono różne rodzaje kar dla złodziei, od kary „na skórze i włosach" po karę śmierci, która czekać miała tego, kto 1 S. Borowskl, Ściganie przestępstw z urzędu w średniowiecznym prawie polskim. Warszawa 1933. 2 KDWlp 2 nr 777; por. R. Gródecki, Konfederacje w Polsce piastowskiej, „Sprawozdania Pol skiej Akademii Umiejętności" 41, 1936, nr 3, s. 87n. .i 3 M. Handelsman, Prawo karne w statutach Kazimierza Wielkiego, Warszawa 1909. s. 74-81. 4 Por. W. Maisel, Poznańskie prawo karne do końca XVI wieku, Poznań 1963. 337 Hanna Zaremska kradł nocą i tego, kto zagrabił przedmioty o dużej wartości. Do kradzieży prawo niemieckie zaliczało również posiadanie przedmiotów pochodzących z rabunku. Bartłomiej Groicki, autor dzieła o sądach i prawie magdeburskim w Królestwie Polskim, pisał: „Miedzy złoczyństwo też poczytają, kiedy kto rzecz kradzioną ma w swoim schowaniu, do którego sam nosi klucz, wyjąwszy by rzecz kradziona tak mała była, iżeby oknem mogła być wrzucona", szesnastowieczny prawnik dodaje jednak „iż nie każdy to złodziej, u kogo rzecz kradzioną najdą... ma za sobą taki wiele obron wedle prawa"5. Uwaga ta wskazuje na dostrzeganie związku, jaki zachodzi między poziomem przestępczości skierowanej przeciwko własności, a możliwościami pozbywania się przez złodziei nieuczciwie zdobytych łupów. Istnienie paserów istotne było oczywiście przede wszystkim dla profesjonalnych „kradziejów". „Niedzielni" złodziej aszkowie zabierali na ogół przedmioty drobne czy niewielkie sumy pieniędzy, pozbycie się których nie nastręczało nadmiernego kłopotu. Paserzy - obok meliniarzy - stanowią w średniowieczu, podobnie jak i w innych epokach, ważny czynnik istnienia i stabilizacji świata przestępczego6. Badania Marcina Kamlera nad przestępczością w Polsce wskazują na niezwykle wysoki - 65%, a w grupie mężczyzn nawet 90%, udział Żydów wśród paserów działających w miastach polskich w okresie między II połową XVI a II połową XVII stulecia. Przyczyny tego zjawiska upatruje Kamler w miejskim charakterze osadnictwa żydowskiego, w tym, że paserska aktywność dobrze wpisywała się w uprawiany przez Żydów, jako aktywność dominująca, drobny handel, wreszcie w okoliczności, że praktykowanie przez nich paserstwa (poza handlem przedmiotami kościelnymi) nie było zagrożone ani sankcjami karnymi, spod których byli, w przypadku handlu kradzionym mieniem świeckim, wyłączeni, ani też utratą wydanych pieniędzy. Przedstawione przez Kamlera wyjaśnienie znaczącej roli Żydów w procederze paserskim zachowuje swoją wartość także dla okresu średniowiecznego. Miejski charakter osadnictwa żydowskiego i drobna działalność handlowa, do której z pewnością należy dorzucić działalność kredytową (i to lokując ją na pierwszym miejscu) - udzielanie pożyczek pod zastaw ruchomy - z pewnością odegrały pierwszoplanową rolę w genezie zjawiska. Badania nad kredytową działalnością Żydów w średniowiecznej Polsce, mimo docenienia wagi problemu, są bardzo słabo zaawansowane7. Prace Marka Urbańskiego i Adama Rutkowskiego przyniosły parę istotnych wniosków, dotyczą jednak tylko ziem ruskich (i to z wyłączeniem kredytu miejskiego) oraz Warszawy. Nadto, problematyka żydowska odgrywa w tych badaniach rolę 5 B. Groicki, Porządek sądów i spraw miejskich prawa magdebwskiego w Koronie Polskiej, Warszawa 1953, s. 83. 6 M. Kamler, Świat przestępczy w Polsce XVI i XVU stulecia. Warszawa 1991, s. 91-95. 71. Schipper, Studia nad stosunkami gospodarczymi Żydów w Polsce podczas średniowiecza, Lwów 1911; E. Ringelblum, Dzieje Żydów w Warszawie, cz. I, Od czasów najdawniejszych do ostatniego wygnania w 1527 r., Warszawa 1932; A. Rutkowski, Kredyt żydowski na rynku lokalnym Warszawy w pierwszej połowie XV wieku, „Przegląd Historyczny" 70, 1979, z. 2, s. 267-283; M. Urbański, Stosunki kredytowe w Polsce południowo-wschodniej (województwo ruskie); w. XV oraz początek XVI., Biblioteka Instytutu Historii UW, P. dr. 220. 338 Rzecz skradziona w żydowskim zastawie drugorzędną. Urbański stwierdza „zadziwiająco niską rolę Żydów w operacjach kredytowych", które na ziemiach ruskich są zjawiskiem przede wszystkim wewnątrzszlacheckim. Wyjątek stanowi, zdominowana przez Żydów i Ormian, praktyka udzielania kredytu pod zastaw ruchomości. Pożyczki pod zastaw rzeczowy stanowią 29% ogólnej liczby pożyczek zaciągniętych u Żydów warszawskich w latach 1421-1466. Spośród 32 Żydów, 14 uprawiało wyłącznie lub prawie wyłącznie ten typ działalności kredytowej. Wszyscy ich dłużnicy byli chrześcijanami, 75% z nich to mieszkańcy Warszawy. W ogólnym wizerunku populacji wierzycieli dominowała natomiast szlachta. Trzeci z argumentów wysuniętych przez Marcina Kamlera, mianowicie sprzyjająca uprawianiu paserstwa sytuacja prawna Żydów, zasługuje na szczególną uwagę. Mamy bowiem do czynienia z supozycją o kryminogennym charakterze normy prawnej, co samo w sobie jest ciekawe i warte bliższego oglądu. Podkreślmy, że chodzi o proceder związany z naruszeniem prawa własności, bardzo mocno strzeżonym przez średniowieczne legislacje. Tezę swą autor popiera wypowiedziami zawartymi w antyżydowskim piśmiennictwie polskim doby nowożytnej8. Oskarżenia o dokonywanie przez Żydów kradzieży są w nim stale obecne. Można je odnaleźć również w dziełach średniowiecznych. Ataki te skierowane są przeciw tolerancji wobec lichwy żydowskiej, brak jest natomiast śladów upatrywania związku między prawnym uprzywilejowaniem Żydów w kwestii skradzionych zastawów i zjawiskiem paserstwa. Najwyraźniej rzecz traktowano jako część składową szerszego zjawiska, jakim było żydowskie lichwiarstwo. Praca Kamlera oparta jest na źródłach, wśród których nie ma rejestrów sądownictwa żydowskiego. Osłabia to, jak zauważa sam autor, wnioski odnoszące się do bezkarności żydowskiego paserstwa. Stosowania relegacji czy kary śmierci wobec Żydów autor nie odnotowuje, ale też analizowane przez niego miejskie księgi kryminalne nie są właściwym do badania problemu zespołem źródłowym. Przedstawione wyżej obliczenia oparte są na zeznaniach złapanych złoczyńców, ocena ich wiarygodności nie jest możliwa. Sytuacja dla okresu średniowiecznego, wobec niemal zupełnego braku karnej dokumentacji sądowej, jest jeszcze gorsza. Natomiast dla epoki tej dysponujemy źródłami, które pozwalają przyjrzeć się historii formowania polskiego ustawodawstwa odnoszącego się do kwestii udzielania przez Żydów pożyczek pod zastaw przedmiotów pochodzących z kradzieży. Pierwszy nadany Żydom zamieszkującym ziemie średniowiecznej Polski statut9 wydany w 1264 r. przez księcia Wielkopolski, Bolesława Pobożnego, 8 Por. K. Bartoszewlcz, Antysemityzm w literaturze polskiej XV-XVI w., Kraków 1914; J. Taz- bir. Żydzi w opinii staropolskiej [w:] tegoż, Świat panów Pasków, Łódź 1986. s. 213-241. 9 O statutach wydanych przez średniowiecznych władców polskich i ich edycjach por. S. Ku- trzeba. Historia źródeł dawnego prawa polskiego, t. II, Lwów-Warszawa-Kraków 1926, s. 309n. Polskie tłumaczenie statutu Bolesława Pobożnego: Wybór źródeł do historii Polski średniowiecz nej (do połowy XV wieku), t. II, (opr. G. Labuda, B. Miśkiewicz), Poznań 1967, s. 105-108. Histo rię badań nad genezą tego przywileju przedstawia J. Goldberg, Jewish Communities in Poland- Lithuania in the Sbcteenth to Eighteenth Centuries, Jerusalem 1985, s. 2-6. Pochodzenie po szczególnych artykułów tego statutu omawiają: L. Gumplowicz. Prawodawstwo polskie wzglę dem Żydów, Kraków 1867, s. 121-135; F. Bloch, Die Generalprivilegien der polnlschen Juden- schąft, „Zeitschrift der historischen Gesellschaft fur die Provinz Posen" 6, 1891, s. 69-72; 339 Hanna Zaremska gwarantował szerokie swobody uprawiania działalności kredytowej i określał zasady normujące tę działalność. Odnoszące się do niej postanowienia tego przywileju, w podstawowym swym zrębie, wzorowane są na wcześniejszych dyplomach władców Austrii, Węgier i Czech. Dotyczy to także jednego z dwóch zawartych w statucie artykułów omawiających ograniczenia swobody zastawiania ruchomości. Artykuł 5 postanawiał: „Żyd będzie mógł tytułem zastawu przyjąć wszystko, co mu dadzą, jakkolwiek to się będzie nazywać, z wyjątkiem szat krwią zbroczonych i zmoczonych, a także liturgicznych, których Żyd żadną miarą nie będzie mógł odbierać". Oryginalny natomiast jest artykuł 33, który głosi: „Zarządzamy, aby Żydzi jawnie i przy dziennym świetle brali z zastaw jakiekolwiek konie, w ogóle wszystkie. Jeśliby zaś jakiś chrześcijanin znalazł u Żyda konia skradzionego, Żyd będzie mógł uniewinnić się własną przysięgą, mówiąc, że tego konia jawnie i za dnia wziął w zastaw za wypłacone pieniądze, a nie mniemał, że został skradziony". Z tym ostatnim przepisem idzie w parze, zbieżny w wymowie i powtórzony za obcymi przywilejami, artykuł 6, który również dotyczy zastawu, co do którego istnieje podejrzenie, że pochodzi z kradzieży. Ten punkt statutu brzmi: „jeśliby chrześcijanin obwiniał Żyda, że zastaw pozostający w ręku Żyda skradziono mu lub gwałtem porwano, Żyd winien w sprawie tego zastawu złożyć przysięgę, że, gdy go brał, nie wiedział, iż ukradli go lub porwali; łącznie ze swą przysięgą wykaże, za jaką cenę wziął ten zastaw i gdy w ten sposób uniewinni się, chrześcijanin ma zapłacić mu kapitał i procenty, które tymczasem narosły". Wszystkie te postanowienia, wyjąwszy, i to nie do końca, normę dotyczącą zastawu res sacrae, omawiają sytuacje, co do których może istnieć supozycja, że zastawca dokonał kradzieży, a przyjmujący od niego zastaw Żyd tym samym stawał się paserem. Omawiane przepisy w niemal niezmienionej formie trafiają do kolejnych, wydanych przez władców polskich statutów dla Żydów10. Powtarza je dyplom Kazimierza Wielkiego z 1334 r., a także dokument tego władcy z 1367 r. Ten ostatni, wprowadzając na końcu artykuł o braniu w zastaw koni, obok wymogu dokonania transakcji w biały dzień, postanawia, że ma się ona odbyć de scitujudicis vel widni. Uznany przez badaczy za falsyfikat", nie datowany statut Kazimierza Wielkiego, zatwierdzony przez Kazimierza Jagiellończyka w 1453 r., pozostawia w mocy przepis o zastawach pochodzących z kradzieży. Sprawie tej dodatkowo poświęca jeszcze jeden, nowy artykuł: opisując warunki, w jakich należy brać zastaw z koni, dodaje, że ma się to odbywać super evidens testimonium12. Statut ten koryguje nieco redakcję przepisu I. Schipper, Studia .... s. 45-51; R Gródecki, Dzieje Żydów w Polsce do końca XIV w. [w:] tegoż, Polska piastowska (wyd. J. Wyrozumskl), Warszawa 1969, s. 641-643, 652-677; J. Sieradzki, Bolesława Pobożnego statut kaliski z r. 1264 [w:] Osiemnaście wieków Kalisza; studia i materiały Kalisza i regionu kaliskiego (red. A. Gleysztor, K. Dąbrowski), t. I, Poznań 1960, s. 131-143. 10 O przywilejach nadanych Żydom przez Kazimierza Wielkiego i Kazimierza Jagiellończyka por. zwłaszcza: R. Hubę, Przywilej żydowski Bolesława Pobożnego i jego potwierdzenia, „Biblioteka Warszawska" 1, 1880, St. Kutrzeba, Historia źródeł.... s. 309. "Tamże, s. 311. 12 L. Gumplowicz, Prawodawstwo .... s. 161-176 (według tekstu zamieszczonego w zwodach przywilejów żydowskich z lat 1676, 1733, 1765); B. Ulanowski, Najdawniejszy układ systematyczny prawa polskiego z XVwieku: Archiwum Komisyi Prawniczej V, Kraków 1897, s. 99-112. 340 Rzecz skradziona w żydowskim zastawie o res sacra zastrzegając, że od zakazu ich przyjmowania dozwolone jest od stępstwo w sytuacji, gdy przedmiot zastawu przekazany zostaje innemu du chownemu (dempto, quod alicui presbitero daret ad servandum, quia solus seware non potest). : Pierwsza świecka legislacja dotycząca Żydów osiadłych na ziemiach średniowiecznej Polski wyprzedza o trzy lata pojawienie się „problemu żydowskiego" w polskim ustawodawstwie synodalnym13. Nie jest to, uwzględniwszy status prawny ludności żydowskiej w ówczesnej monarchii, okoliczność dziwna. Stosunków chrześcijańsko-żydowskich dotyczyły cztery artykuły dekretów zwołanego dla całej metropolii gnieźnieńskiej przez legata papieskiego, Gwidona, synodu wrocławskiego (1267 r.). Odnoszące się do Żydów postanowienia synodu powtarzają, z grubsza rzecz biorąc, dekrety soborów laterańskiego III z 1179 r. i laterańskiego IV z 1215 r. oraz innych prowincjonalnych synodów zachodnioeuropejskich. Jest prawdopodobne, że postanowienia wrocławskie były reakcją na przywilej Bolesława, za czym przemawia zbieżność czasowa wydania obu legislacji, a także posiadana przez Gwidona, który odwiedził także inne części Polski, (m.in. Racibórz i Kraków), znajomość lokalnych, powstałych w związku z napływem ludności żydowskiej realiów. Dekrety wrocławskie lichwą zajmują się jedynie marginalnie, zakazując Żydom (art.10) jej nieumiarkowanych form. Sprawę Żydów podjął dwanaście lat później synod w Budzie obradujący pod przewodnictwem legata Filipa, biskupa Fermo. Brali w nim udział duchowni polscy, nadto uchwalone w Budzie ustawy obowiązywać miały we wszystkich ziemiach le-gacji Filipa. Między innymi zakazują one duchownym sprzedawania lub puszczania w dzierżawę Żydom dochodów probostw i kościołów. Winowajcom grozić miała kara zawieszenia w czynnościach na trzy miesiące, a w razie nieusunięcia żydowskich dzierżawców w tym czasie, klątwa. Postanowienia obu synodów legackich, nawet jeżeli powzięte zostały pod presją zjawisk związanych z szerokim w XIII w. napływem do Europy Środkowej, w tym i do Polski, ludności żydowskiej, stanowią jednak przede wszystkim mutację ustawodawstwa powszechnego. Inaczej rzecz się przedstawia w przypadku decyzji powziętych na synodzie prowincji gnieźnieńskiej, obradującym pod przewodnictwem arcybiskupa Jakuba Świnki, w Łęczycy, w 1285 r. Przyjęte tu, odnoszące się do Żydów, dekrety - pisał o tym Roman Gródecki14 - wyraźnie były próbą przeciwstawienia się normom zawartym w przywileju Bolesława Pobożnego. Rzecz dotyczy dwóch z omówionych wyżej artykułów statutu z 1264 r.: zajmującego się kwestią zastawów pochodzących z kradzieży oraz dotyczącego praktyki oddawania pod zastaw res sacra. W statutach tych czytamy: cum iudei meliores conditionis esse non debe-ant Christianis, Christiani resfurtiuas, quamvis emptas, vero domino absaue solutione precii cogantw ad restitutionem earum, statuimus, ut iudei apud quos resfurtive inventefuerint, absaue solutione precii cogantw ad restitutio- 13 Ustawodawstwo to pod tym kątem omawia podając bibliografię: J. Drabina, Kościół wobec Żydów na średniowiecznym Śląsku, „Sobótka" 44, 1989, z. 1, s. 14-33. 14 R Gródecki, Dzieje Żydów .... s. 674-676. 341 Hanna Zaremska nem ipsarwn rerum. Si ąui vero in hac abusionefuerint, ut res apud eos reper-tas nisi data pecunia restituant aut manutenuerint aut eciam dęfensauerint, per censuram ecclesiasticantur15. Zwróćmy uwagę, że w przeciwieństwie do Bolesława, autorzy postanowienia nie mówią o zastawianiu skradzionych przedmiotów, lecz o ich kupnie. Jest to całkowicie zrozumiałe. Było rzeczą niemożliwą, by zgromadzeni na synodzie prałaci występowali w obronie chrześcijan zajmujących się zabronionym przez kanony powszechne lichwiarskim procederem. Chodzi więc o zrównanie praw nabywców, a nie lichwiarzy. Z postanowienia wynika pośrednio, że w Polsce, tak jak i w innych krajach, chrześcijanin, który nieświadomie nabył rzecz skradzioną, gdy mu to udowodniono, zobowiązany był ją oddać, tracąc otrzymane ze sprzedaży pieniądze. Przypomnijmy, że zgodnie z normą przywileju Bolesława, o którym statut synodu łęczyckiego nie wspomina wprost, Żyd w podobnej sytuacji, po oczyszczeniu się przysięgą, dowodząc, że rzecz wziął bonajide, jeśli właściciel się o nią upomina, otrzymać ma cenę, za jaką wziął zastaw i narosły procent. Nadto - czytamy w dekrecie łęczyckim - temu, kto użyczałby w takiej sprawie Żydom pomocy i broniłby ich, grozi obłożenie ekskomuniką. Drugi z interesujących nas artykułów statutu łęczyckiego liberalizuje normę bolesławowego przywileju. Odpowiedni akapit legislacji synodalnej brzmi: Statuimus, ut nullus apud iudeos res sacras vel libros deponere presu-mat vel ąuomodo obligare, nisi in gravi necessitate, de licencia prelatorum. Tym razem chodzi wyraźnie o zakaz zastawiania rzeczy kościelnych. Choć w zasadzie przepis pozostaje w mocy, to jednak liberalizuje się go, udzielając zgody na oddanie w ręce lichwiarza res sacra, o ile zajdzie paląca potrzeba i po wcześniejszej zgodzie biskupa. Warto podkreślić, że średniowieczne piśmiennictwo kościelne podejmujące tę kwestię brało pod uwagę również szerszy aspekt problemu, mianowicie groźbę skalania res sacra w wyniku oddania ich w żydowskie ręce. Nie oznacza to oczywiście, że zastawianie przedmiotów kościelnych u chrześcijan było dozwolone. Istnienie napięcia między udzielającą Żydom prawnej ochrony i czerpiącą z ich działalności kredytowej zyski finansowe władzą świecką a przedstawicielami Kościoła, który w tym właśnie stuleciu bardzo radykalnie zmienia swoją postawę wobec judaizmu, nie dziwi. Statut łęczycki był przede wszystkim reakcją na sytuację miejscową, dla której ton legislacji Bolesława Pobożnego był decydujący. Ów wywołany regulacjami władców klimat konfliktu między panującym a Kościołem wyczuwalny jest dobrze na Śląsku będącym terenem silnego osadnictwa żydowskiego. Znajdujący się w długotrwałym sporze z Henrykiem IV Prawym biskup wrocławski, Tomasz II, uczestnik synodu w Łęczycy w 1285 r., wprawdzie nie wprowadził do swych statutów synodalnych z lat 1279 i 1290 żadnych postanowień antyżydowskich, ale jego postawa wobec sprzyjającej Żydom działalności księcia nie budzi wątpliwości. W liście wysłanym z Raciborza 2 lutego 1287 r. do prokuratora biskupiego w Rzymie pisał o Henryku: deterior est conditio clericorum obedien-tium in terra prefati ducis ąuam eciam Judeorum; Judei enim libere in terra ipsius vivunt et negocia exercent sed clericus ob metum mortis, ąuod ęjus ter- lsKDWlp 1 nr 551. 342 Rzecz skradziona w żydowskim zastawie ram intret non audet cogitare16. Tekst ten uprawdopodabnia pogląd o żywej reakcji, jaką w środowisku kościelnym wzbudziły książęce legislacje dotyczące Żydów, bowiem to właśnie Henryk IV Prawy pierwszy zatwierdził dyplom Bolesława jako obowiązujący na Śląsku. Czternastowieczne i piętnastowieczne statuty kościelne do kwestii zastawów pochodzących z kradzieży nie powracają. Zajmują się natomiast problemem lichwy chrześcijańskiej17. Kwestię tę jako pierwsze poruszają statuty diecezji krakowskiej z czasów biskupa Nankera, otwierając długą listę statutów prowincjonalnych i diecezjalnych. Poza ogólnikowymi sformułowaniami, nawet te z nich, które relacjom żydowsko-chrześcijańskim poświęcają nieco miejsca, o lichwie i kredytowej działalności Żydów mówią jedynie mimochodem. Również ustawodawstwo polskie18 sprawą lichwy żydowskiej zajmuje się w sposób ograniczony. Statuty kazimierzowskie w zwodzie małopolskim określają wysokość dozwolonego procentu i zakazują Żydom pożyczek na listy zastawne, co w nieco zmienionej formie powtarza statut wiślicki, dodając postanowienie o procentach zaległych za czas dłuższy niż dwa lata. Więcej miejsca sprawie poświęca prawo niemieckie19. Normę, według której Żyd, który wziął w zastaw przedmiot skradziony, mógł - złożywszy przysięgę - żądać od właściciela zwrotu sumy, jaką zapłacił złodziejowi, formułuje już wydany w 1090 r. przywilej Henryka IV dla gmin żydowskich Wormacji i Spiry. Według Zwierciadła saskiego. Żydowi zakazane pod karą przewidzianą za kradzież było kupowanie i branie w zastaw kościelnych kielichów, książek i ornatów. W przypadku oskarżenia o posiadanie zastawu pochodzącego z kradzieży, prawo do żądania zwrotu zapłaconych za niego pieniędzy przysługuje Żydowi jedynie wtedy, gdy transakcja została zawarta w biały dzień i nie za zamkniętymi drzwiami. Przypomnijmy, że podobny wymóg publiczności kontraktu sformułowany został w mówiącym o kupnie skradzionych koni punkcie przywileju Bolesława Pobożnego. Zgodnie z prawem niemieckim, Żyd, by uzyskać zwrot pieniędzy, ma nadto udowodnić zgodność transakcji z prawem, w tym swą nieświadomość, co do pochodzenia zastawu z kradzieży. Przeprowadzenie takiego dowodu odbywało się poprzez złożenie dotyczącej okoliczności transakcji oraz wysokości zapłaconej sumy przysięgi osobiście i przez dwóch dodatkowych świadków. Jeżeli nabywca podejrzanego zastawu warunku tego nie dopełni, traci prawo do rekompensaty. Zgodnie z normalnie przyjętą przez prawo niemieckie procedurą, osoba, u której znaleziono skradziony przedmiot musiała, aby uniknąć zarzutu kradzieży, udowodnić legalne wejście w jego posiadanie. Jeżeli potrafiła wskazać poprzedniego właściciela zakwestionowanej rzeczy, to zastępował on ją w roli oskarżonego. 16 G.A. Stenzel. Urkunden zur Geschichte des Bistums Breslau im Mittelalter, Breslau 1845, s. 195; por. J. Drabina, Kościół.... s. 19. 17 Z. Pazdro, Lichwa w świetle ustawodawstwa synodalnego polskiego w wiekach średnich, .Przegląd Historyczny" 15, 1901. s. 449-503; S. Suwała, Pojęcie i rodzaje lichwy w prawodaw stwie kościelnym w Polsce przedrozbiorowej, „Studia Sandomierskie. Filozofia - Teologia - Hi storia" 5, 1985-1989, s. 109-131. __.._,. , "L.Gumplowicz, Prawodawstwo ...,s. 174n. ? '? '. 19 G. Kisch, The Jews in Medienal Germany; a Study ofTheir Legał and Social Status, Chicago, 1949, s. 210-217. 343 Hanna Zaremska Logicznie rzecz biorąc mogło to powodować kolejną, podobną do opisanej procedurę, która działała tak długo, aż na końcu „łańcucha" znalazł się taki posiadacz kwestionowanego przedmiotu, który nie będzie w stanie udowodnić zgodnego z prawem jego nabycia i zostanie w związku z tym uznany za złodzieja. Takiemu procedowaniu zapobiegał jednak przepis, zgodnie z którym Żyd nie mógł być chrześcijańskim gwarantem, chyba że zgadzał się przystąpić sam do obrony zajmując miejsce chrześcijanina. W rezultacie każdy, kto kupował od Żyda musiał być świadomy, że dokonuje transakcji na własne ryzyko i nie miał co liczyć na to, że sprzedawca będzie za nim świadczył. Prawo niemieckie z całą siłą potępiało kupowanie lub branie w zastaw przedmiotów pochodzących z kradzieży, co zagrożone było utratą praw żydowskich i wszelkich przywilejów udzielonych Żydom przez władców20. Zakaz nabywania i przyjmowania w zastaw przedmiotów pochodzących z kradzieży oraz res sacra formułowali również rabini i żydowskie synody21. W obu - wyłożonych w przywilejach żydowskich i prawie niemieckim -konstrukcjach uzyskanie zwrotu wartości oddanego właścicielowi przedmiotu nie było bezwarunkowe. Wymogiem pierwszym była jawność transakcji. Norma niemiecka mówi o obowiązku dokonania jej za dnia i przy otwartych drzwiach, statuty z lat 1367 i 1453 powtarzają pierwszy z tych warunków i dodają, że rzecz ma dokonać się za wiedzą „sędziów lub sąsiadów", sub evidens testimonium. Wydaje się, że pierwotnie Żydzi nie mogli przyjmować w zastaw rzeczy, dopóki jej nie obejrzał starszy żydowski. Przepis ten znosiła ustawa sejmu krakowskiego z 1532 r., tłumacząc innowacje tym, że ludzie potrzebujący zwykle starają się ukryć ze swą potrzebą. Ta sama legislacja postanawiała, że rzecz zastawiona, jak i dzień zastawu, mają być wpisane do ksiąg żydowskich22. Nadto, zgodnie z literą statutów żydowskich, wymagane było ze strony Żyda iuramentum Iudeorum23 - przysięga stwierdzająca bonamjidem i określająca wysokość sumy pieniędzy zapłaconej za skradziony przedmiot. Warunku tego nie należy lekceważyć. Traktowanie go jako czystej formalności jest błędem, którego popełnianie grozi niezrozumieniem podstaw średniowiecznego dochodzenia prawdy i roli, jaką w nim odgrywało iuramentum, na obszarze naszej części kontynentu po czasy nowożytne główny środek dowodzenia, traktowany nadto z największą powagą, bowiem kłamliwie złożona przysięga, w trakcie której składający przywoływał Boga na świadka swych słów i manifestował świadomość grożących mu doczesnych i pośmiertnych kar za zeznanie rozmijające się z prawdą, budziła lęk. Rozpowszechnienie praktyki przyjmowania przez Żydów w zastaw res Jurtwe ablatae, świadomie bądź bez świadomości, na ogół z niewielkim ryzykiem, nie budzi wątpliwości. Problem, w związku już nie z normą, ale 20 Tamże, s. 102 - za kompilacją z lat 1357-1387 : Meissner Rechtbuch III, 17, 4. 21 Tamże, s. 212. 22 Volumina Legum I, s. 506; por. P. Dąbkowski, Prawo Polskie Prywatne, 11, Lwów 1911, s. 151n. 23 Por. mój arytykuł: Iuramentu Iudeorwn; przysięga żydowska w średniowiecznej Polsce w księdze ku czci prof. Edwarda Potkowsklego {w druku). 344 Rzecz skradziona w żydowskim zastawie z praktyką staje w memoriale, który w 1369 r. mieszczanie krakowscy przedłożyli Kazimierzowi Wielkiemu24. Pisali w nim, że w mieście namnożyło się złodziei, którzy z ukradzionymi rzeczami uciekają do domów żydowskich i tam znajdują schronienie. Poszkodowani, jeśli chcą odzyskać swą własność, muszą za nią Żydom płacić dwakroć i trzykroć więcej, niż jest warta. Memoriał podkreśla, że chodzi o jawne kradzieże, co wyklucza „dobrą wolę" (bonamfidem) przyjmującego pochodzący z kradzieży zastaw. Dla zobrazowania niebezpieczeństw wynikających z tego procederu, protest poparto konkretnymi przykładami. Pierwszy dotyczy pojmania przez sąd miejski w domu żydowskim jednego z publicznie znanych złodziei, którego następnie osądzono i powieszono. Drugi przykład jest następujący: Wójt miejski w pościgu za złodziejem wpadł do domu pewnego Żyda, gdzie w imieniu sądu zażądał wydania zbiega. Żyd zaręczył, że w jego mieszkaniu nie ma żadnego złodzieja, otworzył izby wójtowi i pozwolił na przetrząśnięcie domu. Uciekiniera znaleziono zamkniętego w skrzyni i następnie powieszono. Krakowskie księgi miejskie i rejestry sądu grodzkiego, potwierdzając istnienie problemu również w następnym stuleciu, z pewnością nie oddają jednak rozmiaru zjawiska. Nadto nie pozwalają ocenić, jak mu przeciwdziałano, bowiem - jak wspomniano - i dla tej epoki nie mamy nie tylko dokumentacji sądów żydowskiego i kahalnego, ale również miejskich ksiąg złoczyńców. Nasze dane pochodzą wyłącznie z krakowskich i kazimierskich rejestrów radzieckich i wójtowskich25. Przed radą kazimierską w październiku 1430 r. stanął Zyndram z Kazimierza i zeznał pod przysięgą w sprawie uszkodzonego kielicha, który Żydzi pokazali podnosząc do góry i który oddany został tym wieśniakom, którzy dokładnie go opisali - dbcerunt precise omnia signa eius. W sprawie kielicha Zyndram złożył przysięgę, która zapobiegła jakimkolwiek roszczeniom (fideiussit pro eodem calice impeticione et ąuolibet impedimen-to). Zanotowana również w kazimierskim rejestrze wójtowskim nota z 1458 r. jest bogatsza: Grzegorz Fox wystąpił z oskarżeniem przeciwko Żydowi, u którego znalazł skórę ukradzionej mu krowy. Żyd odpowiedział, że skórę lub krowę kupił w sobotę i następnego dnia zapłacił za nią w obecności woźnego Grischa. Wójt przekazał rzecz ad iuratos, by stwierdzili, czy Żyd ma przedstawić poręczyciela i czy znany jest woźnemu. Żyd zgodził się stanąć przed sądem. Wreszcie trzecia sprawa, tym razem rozpatrywana przez sąd wójtowski Krakowa w 1481 r. Barbara znalazła skradziony jej w łaźni płaszcz u Katarzyny. Katarzyna oświadczyła, że w obecności syna Lipcziney nabyła go u Żyda i że gotowa jest owego świadka transakcji przyprowadzić do sądu. Mathias, syn Izraela, Iudeus perfidus, stanął przed wójtem i zeznał, że płaszcz ów został u niego zastawiony za cztery grosze i że sprzedał go za pięć groszy Katarzynie. Wójt uznał, że spór ma szansę na polubowne załatwienie. Na wypadek, gdyby jednak tak się nie stało, wyznaczył następny termin. 24 Najstarsze księgi i rachunki miasta Krakowa od r. 1300 do 1400 (wyd. F. Piekosiński, J. Szujski), Kraków 1878, cz. II, s. 23-25. 25 Żydzi w średniowiecznym Krakowie; wypisy źródłowe z ksiąg miejskich krakowskich (opr. B. Wyrozumska), Kraków 1995, nr 297 (1430 r.); 462 (1458 r.); 604 (1481 r.). 345 Hanna Zaremska Sprawy o zastawy trafiają też do sądów grodzkich26. W nich również oskarżenie uruchamiało procedurę opartą na przysiędze żydowskiej. Artykuł 29 statutu Bolesława Pobożnego głosił: „jeśli jakikolwiek chrześcijanin przemocą odbierze swój zastaw od Żyda lub dopuści się gwałtu w jego domu, winien być surowo ukarany jako niszczyciel książęcego skarbu". Status monarszych servi camerae bardzo komplikował działania miejskiego wymiaru sprawiedliwości wobec Żydów. Władca strzegł mienia swych podatników i udzielał im wsparcia. Wkraczanie do żydowskich domów obwarowane było ograniczeniami. Statut z 1453 r. rozszerza cytowany wyżej artykuł przywileju kaliskiego i postanawia, że chrześcijaninowi zakazane jest wchodzenie do domu żydowskiego w celu odebrania zastawu, jeżeli wcześniej na progu nie położy grzywny złota, a Żyd owej grzywny nie podniesie. Kto, nie dbając o postanowienie statutu, tak nie uczyni, ma być sądzony jako predo et raptor27. Bartłomiej Groicki w rozdziale swego dzieła o prawie magdeburskim miast Korony Polskiej zatytułowanym O zastawach i o przedanych rzeczach kradzionych żydowi pisał: „Żydowie rzeczy kradzione, ale nie kościelne, mogą kupować i pieniędzy swych za nie danych nie tracą, a to dla tego, aby rzeczy kradzione mogły być łatwiej nalezione"28. Podkreślona przez autora utylitarna intencja zacytowanej normy wymaga uwagi. Stały kontakt zajmujących się powiązaniami kredytowymi Żydów ze środowiskiem przestępczym i fakt, że w domach „dzielnicy żydowskiej" stale znajdowały się zastawy chrześcijańskie, w tym i te, które pochodziły z kradzieży, musiał budzić niepokój kahału. Poszkodowani z pewnością żyli w przekonaniu, że prędzej czy później zabrane im mienie trafi do żydowskich skarbców czy składów. Sądzić można, że to właśnie ten stan rzeczy leży u genezy pojawienia się, jak się zdaje, nieznanej gdzie indziej praktyki, której celem było uchronienie domów żydowskich przed grabieżą oraz usprawnienie odzyskiwania zastawów pochodzących z kradzieży. W statucie zatwierdzonym, i następnie odwołanym, przez Kazimierza Ja-giellończyka w 1453 r. znajduje się następujący artykuł: „Gdyby chrześcijaninowi skradziono jakiś zastaw i zastawiono go między Żydami, winien zwrócić się do starszego ich szkoły (senior scholae ipsorum) i senior szkoły pod anatemą ma pytać ich (Żydów) o ten zastaw i sługa szkoły (servitor scholae) czynić ma to za wiedzą starszych żydowskich. Jeżeli któryś Żyd tego ukradzionego zastawu wypierał się przed starszym szkoły i starszym żydowskim (superiores) i potem u niego (fant) zostałby znaleziony, to ów Żyd straci całe pieniądze dane za ten zastaw i zapłacić ma wojewodzie trzy grzywny"29. Przydatność dokumentu z 1453 r. dla badań nad sytuacją prawną Żydów w XV wieku nie budzi wątpliwości. Akt ten po części przytacza normy sformułowane z dawniejszych statutach, po części wprowadza korzystne dla Żydów zmiany dotyczące zasad prowadzonej przez nich działalności kredyto- 26 Por. wyżej: przyp. 23. 27 B. Ulanowskl, Najdawniejszy układ.... art XXVIII, XXIX. 28 B. Groicki, Porządek sądów .... s. 61. 29 B. Ulanowski, Najdawniejszy układ .... art. XXVII. 346 Rzecz skradziona w żydowskim zastawie wej, co jest podstawą opinii uznających go za fałszywy, zawiera jednak również korektury uaktualniające niektóre przepisy. Nadto należy pamiętać, że statut ten, jakkolwiek odwołany przez Kazimierza Jagiellończyka, był wcześniej przez niego zaaprobowany i że potwierdził go Zygmunt I, a po nim kolejni królowie. Interesujący nas tu artykuł należy traktować poważnie, ponieważ opisana w nim norma stosowana była w praktyce, co potwierdzają źródła zarówno z I, jak i z II połowy XV w. Zacytowany artykuł statutu z 1453 r. przewiduje w przypadku, gdy chrześcijanin wiedząc, że skradziony mu przedmiot został zastawiony u Żyda, wszczęcie określonych kroków, które mają na celu zlokalizowanie utraconego mienia na terenie dzielnicy żydowskiej. Przywilej jako pierwszy ze statutów żydowskich mówi o starszyźnie gminnej. O starszych określanych jako superiores wspominają trzy artykuły. Pierwszy postanawia, że spory między Żydami mają być rozstrzygane jedynie przez ich seniorów, z wyjątkiem sytuacji, gdy okażą się oni w dochodzeniu prawdy bezsilni, wtedy rzecz ma zostać przekazana do sądu wojewo-dzińskiego. Drugi z artykułów określa karę, jaką mają płacić Żydzi nieposłuszni woli swych starszych. Ze sformułowania użytego w dokumencie wynika, że prawo do ekskomuniki przysługiwało rabinowi, ale wszczęcie procedury wymagało akceptacji starszyzny. Inaczej mówiąc, klątwą szafował kahał, mógł ją rzucić tylko rabin i jedynie wyrok z jego aprobatą mógł ogłosić szkolnik. Takie określenie prawa do rzucania klątwy pojawia się wyraźnie w dokumentacji szesnastowiecznej. Oświetla ona sytuację odmienną od piętnasto-wiecznej, ale, jak się zdaje, w kwestii prerogatyw rabinackich odnoszących się do klątwy, stanowi kontynuację praktyki wcześniejszej. Wydane przez Aleksandra dla Litwy i Zygmunta I dla Korony dekrety dotyczą podjętej przez obu władców reformy zasad ściągania podatków od ludności żydowskiej30. Zadanie to powierzone miało być powoływanym przez monarchę seniorom żydowskim o szerszych niż lokalne kompetencjach. Dla zwiększenia skuteczności ich działań przewidziano korzystanie z klątwy, którą rabini grozić mieli nieuczciwym podatnikom. Praktyka odwoływania się do klątwy żydowskiej jako instrumentu ułatwiającego poszukiwanie skradzionych przedmiotów, które trafiły do rąk żydowskich lichwiarzy, wyprzedza opisane wyżej, późniejsze inicjatywy monarsze. Zrozumienie jej wymaga dodatkowych wyjaśnień. Pierwsze dotyczyć powinno samej instytucji klątwy, drugie stosunku do niej prawa polskiego i niemieckiego. Znaczenie wywodzącej się z antycznego banu synagogalnego średniowiecznej klątwy31 dla wewnętrznego życia gmin żydowskich powstałych na terenie diaspory trudno jest przecenić. Była filarem ich organizacji. Siła ka-hałów, autorytet ich organów duchownych, wszystko opierało się na klątwie. Była głównym środkiem karnym w stosunku do opornych, jedyną prawdzi- 30 I. Lewin, Klątwa żydowska na Litwie w XVII i XVIII wieku, Lwów 1932, s. 10-17; M. Horn, Jewish Iurisdiction's Dependence on royal Power in Poland and Lithuania up to 1548. „Acta Po- loniae Historica" 76, 1997, s. 5-18. . ? .- 31 L. Flnkelstein, Self-Goverment in the Middle Ages, New York 1924, s. 6-17. 347 Hanna Zaremska wie skuteczną bronią w ręku tych czynników, które wywierały jakikolwiek wpływ na kształtowanie się warunków życia wśród Żydów, sposobem umacniania umów, równorzędnym z przysięgą dowodem w przewodzie sądowym, wreszcie środkiem egzekucyjnym. Znaczenie ekskomuniki żydowskiej dla wewnętrznego życia kahałów polskich w okresie nowożytnym, dzięki pracy Izaaka Lewina jest nam dobrze znane. O stosowaniu jej w średniowieczu nie wiemy niemal nic. Wynika to z braku źródeł żydowskich. Spośród odnoszących się do ludności żydowskiej regulacji chrześcijańskich wspomina o niej, oprócz statutu z 1453 r., jedynie wydany w 1469 r. dokument księcia Konrada dla gminy warszawskiej32. Prawo polskie, widać to już w dokumencie Bolesława, aprobowało niektóre normy prawa talmudycznego. Korzystało z przysięgi żydowskiej, odwoływało się także do potężnego narzędzia, jakim była klątwa. Pośrednim dowodem respektowania przez sądownictwo królewskie wyroków sądów ka-halnych jest fakt, że podlegały one apelacji wojewodzińskiej, a w dalszym toku postępowania - królewskiej. Śladem tego są dwie przeanalizowane przeze mnie w oddzielnym artykule sprawy, opisane w księgach grodzkich krakowskich33. Również sądy prawa niemieckiego respektowały wyroki autonomicznego, wewnątrzkahalnego wymiaru sprawiedliwości, w tym decyzje o ekskomunice. Ilustruje to czternastowieczny ortyl magdeburski34 dotyczący sprawy Mojżesza z Brzega, starającego się o uzyskanie od rady wrocławskiej glejtu, który uwalniałby go na czas podróży od pretensji z tytułu zadłużeń, jakie miał we Wrocławiu. Odmówiono mu wydania dokumentu salvus conductus: nisi priusfuerit absolutus a bannojudaica, quo dicitur esse inno-datus. Wynika z tego, że pozostawanie pod żydowską klątwą było uznane za równoznaczne z obłożeniem proskrypcją. Wróćmy do artykułu statutu z 1453 r. Dysponujemy, jak wspomniano, dwiema wyjętymi z aktów sądownictwa ziemskiego notami poświadczającymi praktykę stosowania ekskomuniki żydowskiej w przypadku zastawów pochodzących z kradzieży. Pochodzący z lat czterdziestych XV w. wpis odnotowany w księdze ziemskiej kaliskiej brzmi następująco: Venientes Paltho, Caanan et Cauy-an Judei de Kalis et recognouerunt infactis et dictis, ąuia nobilis Derslaus de Czechel non recepit aput eosdemjudeos pecuniam super sigillam domini iudicis. Et eciam prefati Judei recognouerunt, ąuod omnes alii judei eciam coram eis recognouerunt sub pena excominicationis eorum, ąuod eciam aput eos non recepit pecunias super sigillam domini iudicis. Et super hoc iudicatum sol-uit35. 32 E. Rlngelblum, Dzieje Żydów .... s.141. 33 Por. mój artykuł: Le Juifau tribunal Cracooie, XVe siecle [w:] The Mcm ofMany Deuices; Who Wandered Fuli many Ways. Festschrift in Honor ofJanos M. Bak, Budapest 1999, s 105- 114. 34 Cyt. za: T. Goerlitz, Die Haftung des Burgers und Einwohnersjur Schulden der Stadt und ihrer Bewohner nach magdeburger Recht, „Zeitschrift der Savigny-Stlftung fur Rechtfieschlch- te" 56, 1936, s.159. 35 AP w Poznaniu, z. 5, k.l 17 v. O Żydach kaliskich por. T. Jurek, Żydzi w późnośredniowiecz nym Kaliszu, „Rocznik Kaliski" 24, 1992/1993, s. 29-53. W odnalezieniu tej noty pomógł mi Pan doc. Tomasz Jurek, za co serdecznie Mu dziękuję. 348 Rzecz skradziona w żydowskim zastawie Sens noty nie do końca jest jasny. Możliwości są dwie. Oskarżonym był Dziersław i on też został oczyszczony z zarzutu sprzedania sędziowskiego tłoka pieczętnego Żydom, którzy pod klątwą zeznali, że nie zapłacili mu żadnych pieniędzy za sigillum. Może być jednak, że to Żydom postawiono zarzut o paserstwo i to oni oczyszczają się przysięgając pod groźba klątwy, że zastawu nie wzięli. W tym wypadku Dziersław płaci nie pamiętne, ale grzywnę na rzecz sędziego. W obu wypadkach zastosowana w sprawie między chrześcijaninem a Żydami żydowska klątwa inkwizycyjna służy zanegowaniu faktu oddania w zastaw lub wzięcia w zastaw przedmiotu pochodzącego z kradzieży. Drugie poświadczenie pochodzi z 1483 r. Po tym, jak klątwa została rzucona na Żydów (excomunicatio data super Iudeos) zamieszkujących na przedmieściu Lwowa, jeden z nich, lilia, zeznał w obecności szkolnika, że po śmierci niejakiej Maryany, z jej domu zabrana została przez Żydówkę Chan-nę zastawiona u Maryany tunika. Z domu zmarłej lichwiarki Channa wzięła nadto cały szereg innych wymienionych przez lilię zastawów. W oparciu o zeznanie lilii, Schloma i Schayn, Żydzi z Łucka, złożyli memoriale, tj. pamiętne, czy trzesne, a więc opłatę na rzecz sędziego, składaną przez stronę wygrywającą. Sprawa zatem, inaczej niż poprzednio, toczyła się między samymi Żydami36. Problem prawa Żydów do zwrotu pieniędzy za nabyte przez nich przedmioty pochodzące z kradzieży ma sporą literaturę, często nie wolną od emocji, jakie cechują piśmiennictwo związane z kwestią żydowską. W tej toczonej już przez badaczy dziewiętnastowiecznych debacie37 nierzadko brakło zdrowego rozsądku. Skutków nie należy mieszać z przyczynami, nie wolno jednak również nie dostrzegać ich wzajemnego związku. Przepis o rekompensacie za res furtwe ablatae - choć kryminogenny - pozostawał w mocy. Przyczyny tego stanu rzeczy należy upatrywać w postawie władzy monarszej, która, czerpiąc finansowe profity z żydowskiej lichwy, chroniła ją i tworzyła sprzyjające dla niej warunki. Życie ekonomiczne i potrzeba społeczna z polityką tą szły w parze. Odmienności statusu prawnego wyznawców obu religii, a także fakt, że tworzyli oni społeczności żyjące w daleko idącej separacji sprzyjał żydowskiemu paserstwu. W cytowanej powyżej ustawie sejmu krakowskiego z 1532 r. czytamy: „ludzie potrzebujący zwykle starają się ukryć swe potrzeby". W samej rzeczy, żydowski kantor był dla złodzieja pewniejszą kryjówką. Zarówno norma, jak i praktyka dotycząca skradzionych i oddanych w zastaw rzeczy stanowi element szerszego zjawiska, jakim jest średniowieczna lichwa. Postrzegana ona była w kategoriach kradzieży i naruszeń związanych z prawem własności, jednak gdy uprawianie jej prowadziło do kontaktu ze środowiskiem przestępczym, owa dezaprobata nie wymagała zawiłych konstrukcji teologicznych czy prawnych. Chrześcijanin świadomie biorąc podejrzany zastaw od swego współwyznawcy ryzykował nie tylko to, że właściciel pozbawi go i zastawu, i wyłożonych zań pieniędzy, ryzykował też swą dobrą opinię. Pochodzące z kradzieży łupy brali i chrześcijanie, nie brak na mAGZ 15 nr 1647. 37 G. Kisch, TheJews .... s. 211n. 349 Hanna Zaremska to dowodów. Na ogól czynili tak ludzie żyjący na marginesie prawa, właściciele melin i podejrzanych gospod. Nie ma powodu, by sądzić, że Żydzi wchodząc w kontakt ze światem przestępczym nie narażali się na potępienie współwyznawców i władz kahalnych. Złodzieja czyni okazja - nie każda i nie każdego. 350 c ?*?? Wykaz skrótów AGAD AGZ AP BJ BN BUWr Boniecki CDSil CP Długosz, Annales Długosz, Dzieje Długosz, Historiae Długosz, Liber Długosz, Roczniki DMaz ' / Gali Anonim, Cronica Gali Anonim, Kronika IMT Kadłubek, Chronica Kapica KDKKr - Archiwum Główne Akt Dawnych. - Akta grodzkie i ziemskie z czasów Rzeczypospolitej Polskiej; z archi wum tzw. Bernardyńskiego we Lwowie (wyd. O. Pietruski, X. Liske, A. Prochaska), t. 1-19, Lwów 1870-1906. - Archiwum Państwowe. - Biblioteka Jagiellońska w Krakowie. - Biblioteka Narodowa w Warszawie. - Biblioteka Uniwersytecka we Wrocławiu. - A. Boniecki, Herbarz polski, cz. I: wiadomości historyczno-genealogicz- ne o rodach szlacheckich, t. I-XVI, Warszawa 1899-1913; t. XVII, War szawa 1987. - Codex diplomaticus Silesiae, t. 1-36, Breslau 1857-1933. - Concilia Pololoniae. Źródła i studia historyczne (wyd. J. Sawicki), L 1-10, Kraków 1945-1963. - Joannis Dlugossi Annales seu cronicae incliti regni Poloniae, libri IX, Varsaviae 1978. - Dziejów Polskich ksiąg dwanaście (tłum. K. Mecherzyński) [w:] Opera omnia, t. IV-VI, Kraków 1868-1870. - Joannis Dlugossi... Historiae Polonicae, libri XII [w:] Joannis Dlugossi Longini Canonici Cracouiensis Opera omnia, t. X-XTV, Cracoviae 1873- 1879. - {Jana Długosza] Liber beneficiorum dioecesis Cracouiensis, t. I-III (wyd. A. Przeździecki) [w:| Opera omnia, t. VII-IX, Cracoviae 1863-1864. - /Jana Długosza) Roczniki czyli Kroniki sławnego Królestwa Polskiego (red. J. Dąbrowski, K. Pieradzka, J. Garbacik), Ks. 1-11. Warszawa 1961-1982. - Dzieje Mazowsza do 1526 r. (red. A. Gieysztor, H. Samsonowicz), War szawa 1994. - Galii Anonymi Cronica et gęsta ducum sive principum Polonorum (wyd. K. Maleczyński) [w:| MPH s.n., t. II, Kraków 1952. - Anonim tzw. Gali, Kronika Polska (tłum. R. Gródecki), Wrocław 1965. - Iura Masouiae terrestria (wyd. J. Sawicki) cz. 1-3, Warszawa 1972-1974. - Magistri Vincentii dicti Kadłubek. Chronica Polonorum [w:] MPH s.n., t. XI, Warszawa 1994. - Herbarz Ignacego Kapicy Milewskiego (dopełnienie Niesieckiego), Kra ków 1870 ? Kodeks dyplomatyczny katedry krakowskiej ś. Wacława (wyd. F. Piekosiński), cz. 1-2, Kraków 1874-1883. 351 polska akademia