The X Files Noc prawdy Krzyk. Przerażający krzyk Scully i huk opadającego w ciemność jej bezwładnego ciała... Mulder obudził się w środku nocy zlany potem. Wiedział, że nie jest to odpowiedni moment, ale Scully była jedyną osobą która kiedykolwiek zechciała mu zaufać. Była jego przyjaciółką, a może i czymś więcej... Nie zamierzał w każdym razie jej stracić. Nie w taki sposób, kiedy może jej jeszcze pomóc. Szybko założył spodnie i koszulę. Chwycił swój pistolet, ot tak, na wszelki wypadek. Już nie raz doświadczał podobnych "zbiegów okoliczności". Wybiegł na ulicę, wsiadł do swojego samochodu i ruszył w stronę domu Scully. -Scully, jesteś tam?!?- Mulder dobijał się do drzwi. Rudowłosa Scully, owinięta w granatowy szlafrok, otworzyła mu. -No tak, mogłam się spodziewać. Tylko ty możesz się tak dobijać o drugiej w nocy.-mruknęła z przekąsem na widok partnera. -Scully, to wcale nie takie śmieszne. Śniło mi się że cię zastrzelili!!!- Wielkie, zielone oczy Scully zrobiły się jeszcze większe. Oboje stali przez chwilę nic nie mówiąc. -Mogę wejść? Trochę tu zimno... Otworzyła drzwi na całą szerokość, po czym zatrzasnęła je za partnerem. -Mnie? Zastrzelili? Już raz mnie porwano, teraz twoja kolej!- powiedziała z wyrzutem. -To nie takie proste -Mulder usadowił się wygodnie w fotelu. - Nie zostawię cię teraz samej. W każdej chwili możesz potrzebować pomocy. Scully była zdziwiona. Mulder nigdy się tak nie zachowywał, ale teraz Scully dostrzegła w nim coś ludzkiego co nie przypominało jej o nieziemskich zamiłowaniach partnera, a mianowicie troskę. Troskę taką, jaką zachowuje się dla szczególnie bliskiej osoby... Mulder kontynuował: -Nie wiem kto, ale było to w nocy. Słyszałem twój krzyk, a potem tylko hałas z jakim twoje ciało upadało w ciemność. Przeraziłem się nie na żarty. Wiesz, że kilka razy miewałem wizje... Scully uśmiechnęła się na wspomnienie opowieści o snach z Samanthą, siostrą Muldera. Mulder wierzył, że był świadkiem porwania siostry przez UFO. Potem kilkakrotnie śniła mu się i pomagała rozwikłać jakąś omotaną sprawę z Archiwum X. Scully do teraz nie mogła uwierzyć że zgodziła się pracować z Mulderem. Jego dziwaczne teorie nie raz przyprawiały ją o atak śmiechu, ale w miarę pracy poznała partnera i teraz ufała mu bezgranicznie. Jeśli jeszcze czasami nie mogła lub nie chciała mu uwierzyć, szybko przekonywała się że Mulder jednak ma rację. A teraz siedział przed nią i opowiadał swój kolejny sen. Tym razem dotyczył on jej... -... i dlatego nie zostawię cię samej. Nie masz chyba nic przeciwko temu bym przenocował na kanapie? - nie czekając na odpowiedź ruszył w kierunku niewygodnego mebla.- To dobrze. Będę czuwał, możesz spać spokojnie. Nie wiedziała dlaczego, ale dzięki słowom Muldera poczuła się bezpieczna. Wróciła do łóżka. Zamknęła oczy, jednak wcześniejsze zdanie wypowiedziane przez Muldera nie dawało jej spać. Później słyszała, jak kolega krząta się po domu. W pewnym momencie partner stanął w drzwiach koło sypialni. W ciemnościach nie mogła widzieć co robi, tak samo jak on, ale czuła na sobie jego wzrok. "Pewnie naprawdę martwi się o mnie..." pomyślała, choć sama nie wierzyła tym słowom. Nie tak martwi się o zwykłego kolegę... Nazajutrz spostrzegła, że nie słychać Muldera. Po krótkim obchodzie mieszkania stwierdziła, że musiał pojechać do domu. Na stole w kuchni leżała jednak karteczka: " Przysnęłaś. Ktoś chciał się włamać. Śledzę. Nie martw się - Mulder." Scully uśmiechnęła się w duchu. "No tak, cały Mulder!" pomyślała. Ubrała się i w odpowiedzi napisała swoją kartkę: "Jestem w biurze. Szybko! Scully." Wiedziała, że jeśli partner wróci, uda się natychmiast do biura. Sama schowała broń do kabury i przypięła identyfikator FBI leżący na szafce. Wskoczyła do swojego Land Rover'a i pomknęła setką do Kwatery FBI. Usiadła przy biurku Muldera i odwróciła się tyłem do drzwi. Dotyk każdej rzeczy należącej do niego przyprawiał ją o dreszcz. I bynajmniej nie był to dreszcz przerażenia... Z zamyślenia wyrwał ją szczęk zamka. Do biura wpadł Mulder. -Cholera!- zaklął i rzucił kluczyki od swojego wozu na biurko. -Cześć! Co się stało? - zapytała. -Już miałem tego faceta, który chciał się włamać, ale drogę zajechał mi wóz MacDonald'sa. No i zgubiłem go. Przykro mi... -Ależ Mulder, przecież to nie twoja wina, to nie... - zanim zdołała dokończyć, partner przerwał jej. -Scully, mam ważną wiadomość. Nie chciałbym cię martwić, ale ten gość zostawił to w drzwiach... Podał jej czarno-biały kartonik wielkości karty do pokera. Na czarnej stronie widniał rysunek trupiej czaszki, a na białej grubymi literami wydrukowany był napis: "UWAŻAJ! Zło czyha wszędzie...Strzeż się śmierci..." Oczy Scully rozszerzyły się. Mulder zauważył, jak po jej policzku ścieka łza. Nic dziwnego, niedawno straciła siostrę i ojca. Mulder objął ją i przytulił. W silnych objęciach kolegi poczuła się pewniej, nie wiedziała tylko dlaczego drży... Nowiutka, błękitna koszula Muldera przemokła od jej łez. -Spokojnie, nic ci nie będzie! Nie pozwolę cię skrzywdzić! Kto dotknie ciebie, będzie miał do czynienia ze mną!!!- pocieszał ją. Sam wiedział najlepiej co to znaczy stracić bliską osobę. A do tego wszystkiego ta kartka... Po pewnym czasie Scully uspokoiła się i pojechała do domu. Usadowiła się w swoim ulubionym fotelu i rozmyślała. Nie spodziewała się, że i dziś odwiedzi ją Mulder. Ale właśnie usłyszała dzwonek i była pewna że to on. Miała rację. Do jej mieszkania wparował Mulder ze śpiworem pod pachą. -Jeśli nie pozwolisz mi zostać to będę spał przed drzwiami!- oświadczył z uśmiechem. Scully odwzajemniła uśmiech. -Posłuchaj, Mulder. Nie musisz... Chciała dokończyć ale Mulder położył palec na jej ustach. -Nie muszę ale chcę.- odpowiedział, patrząc jej prosto w oczy.- Nie mogę cię stracić, rozumiesz? Nie pozwolę na to! Scully czuła jak wali jej serce. Mulder był jedynym człowiekiem przy którym nie mogła opanować uczuć. Odkąd się poznali, uczucia Scully rosły. Na początku był to wewnętrzny niepokój i sympatia, ale to szybko się zmieniło. -Boję się... - zdołała wymamrotać poprzez jego palec. Mulder przytulił ją, a ona znowu czuła że drży. -Głuptasie - głaskał jej lśniące, rude włosy- właśnie po to tu jestem. Trzymając Scully w objęciach Mulder zastanawiał się kiedy jej to powie. Przez ostatni czas upewnił się w uczuciach. Podczas wczorajszego dnia zrozumiał, że nie przeżyłby utraty Scully. Zresztą jak każdy człowiek nie przeżyłby straty ukochanej osoby... Scully zasnęła na fotelu w objęciach Muldera. Partner ostrożnie przeniósł ją na łóżko i otulił kołdrą. -Nie pozwolę...- powiedział cichutko. Chwilę wpatrywał się w jej niewinną twarz, aż wreszcie zdecydował się. Zbliżył usta do jej policzka i delikatnie ją pocałował. Słyszał jak oddycha, miał tylko nadzieję że nie obudzi się. Nie był jeszcze gotowy na zderzenie z prawdą. A co będzie, jeśli Scully nie czuje tego co on? Nie chciał nawet o tym myśleć. Pogłaskał ją leciutko po twarzy i wyszeptał: -Kocham cię... Rankiem, około szóstej, zbudził go śpiew ptaków. Wstał i cicho zwinął śpiwór aby nie obudzić Scully. Na palcach podszedł do drzwi sypialni i lekko je uchylił. Spała. Mulder usadowił się na krześle koło biurka i przyglądał się śpiącej Scully. W promieniach czerwcowego słońca wyglądała prześlicznie. Zbliżała się dziewiąta kiedy partnerka ziewnęła i podniosła się z łóżka. -Jak się masz?- usłyszała powitanie Muldera. -Dziękuję, w porządku. A ty? Dobrze spałeś? -Tak. Jeśli chcesz, poleż jeszcze. Dzisiaj nie idziemy do biura. Wczoraj dzwoniłem do Skinnera, dał nam wolne. -Widzę, że pomyślałeś o wszystkim.- Scully uśmiechnęła się.-Dziękuję.- dodała ciszej. Wstała i ubrała szlafrok. Podeszła do Muldera i uścisnęła jego dłoń. -Do zobaczenia za moment, agencie Mulder!- zaśmiała się i pobiegła do łazienki. Chciała jakoś rozładować sytuację. Tymczasem Mulder myślał, jak wyzna tę sprawę Scully. Bał się, że ona nie odwzajemnia jego uczuć. Sam zniósłby wszystko, nie chciał by Scully cierpiała... Oczy Scully przepełnione były ciekawością i zarazem strachem. Kiedy wyszła z łazienki, poprosił aby usiadła na łóżku. Sam usadowił się na pamiętnym krześle. Scully nie wiedziała co chce przekazać jej kolega. Miała cichą nadzieję, że nie jest to związane z jego snem. Postanowiła, iż po wyjaśnieniach partnera przyzna się do swoich uczuć wobec niego. Mulder, patrząc w jej piękne, zielone oczy, zaczął niepewnie: - Słuchaj, bo jest taka sprawa. W końcu szukam prawdy, a ty razem ze mną. W takim wypadku nie mogę okłamywać siebie, a przede wszystkim ciebie. No więc... nawet jeśli nie czujesz tego co ja... to proszę, zrozum mnie... od czterech lat chciałem ci to powiedzieć. Scully, ja... Ja cię kocham !!!-odwrócił wzrok aby nie czuć poniżenia. Myślał, że Scully wyśmieje go, ale przeliczył się. Ona poderwała się zaskoczona: -Mulder, jeśli to prawda, to... to nie masz się czego bać, bo... - zawahała się. - ...bo ja też cię kocham!- wyrzuciła z siebie jednym tchem. Mulder wolno obrócił głowę w jej stronę. Jego oczy napotkały wzrok Scully. Stali w bezruchu przez jakiś czas, aż wreszcie Mulder poruszył się. Podszedł do niej i pogładził włosy. Scully objęła go rękami i oparła głowę na jego ramieniu. Mulder uchwycił delikatnie w dłonie jej głowę. Ich usta znalazły się niebezpiecznie blisko. -Cieszę się...- szepnął Mulder, a Scully poczuła jego ciepły oddech. Zamknęła oczy i dała się ponieść uczuciom. Ich wargi zetknęły się w delikatnym pocałunku. Oboje nie musieli obawiać się przyszłości. Z wyjątkiem jednej sprawy... Po południu razem udali się do biura. Skinner, ich przełożony, zdziwił się, ale Scully nie chciała dłużej czekać. Oddali kartę do analizy. Sami zagłębili się w rozmowie na temat: "Kto i po co?". Podczas wczorajszego dnia nic się nie wydarzyło. Nikt ich nie śledził, nie strzelał ani nie próbował się włamać. Analiza karty nic nie wykazała. Zwątpieni wrócili do domu Scully. Była siódma kiedy zadzwonił telefon. Mulder posłał Scully zdziwione spojrzenie, a ona wstała i podniosła słuchawkę. -Dana Scully ?- zapytał gruby głos. -Tak, słucham? -Tu NASA. Dostała pani ostrzeżenie? -Jakie ostrzeżenie? -Mój człowiek miał przekazać pani czarno-białą kartę. Zrobił to? Scully zaczynała rozumieć. -Tak, chyba tak. -To dobrze. Pani ojciec...mój przyjaciel zginął nieoczekiwanie. Byłem przy tym i... i on powiedział: "Ostrzeżcie moją jedyną córkę!". Nie chciałem bezpośrednio, no więc posłałem człowieka. Chyba wykonał zdanie. Mam nadzieję że będzie pani ostrożna...tak przynajmniej chciałby William. Proszę się strzec, zło czyha wszędzie...Do widzenia. -Ale...- Scully chciała o coś zapytać, ale mężczyzna odłożył słuchawkę. Oszołomiona usiadła na łóżku obok Muldera. Ten oczekiwał wyjaśnienia. -To NASA. To oni wysłali tego faceta, co rzekomo chciał się włamać. Chcieli dopełnić ostatnią prośbę mego ojca. Myślę, że im się to udało. -No, nie mamy się o co martwić. Tym razem myliłem się co do snu.- Mulder patrzył jej w oczy.- Myślisz, że możemy zająć się teraz ważniejszymi sprawami?... Pogłaskał ją po policzku. Scully zatrzymała jego dłoń. -Myślę, że tak...- wyszeptała. -Kocham cię... -Ja też cię kocham... - wymamrotał Mulder. Ich usta zetknęły się w namiętnym pocałunku, na który czekali długie cztery lata. Ta noc, przepełniona prawdą o przeszłości, teraźniejszości i o tym co dopiero nadejdzie, stała się najszczęśliwszą nocą w ich życiu. Chociaż kto wie, może i ostatnią...