Jean Webster Och, słyszę to tak dokładnie, jakbym była przy tym obecna. Podczas mej ostatniej wizyty w waszym uroczym domu odbyłam z Jervisem bardzo podniosłą rozmowę, dotyczącą: 1. małżeństwa, 2. niestałości zasad u polityków, 3. lekkomyślnego i bezużytecznego życia, jakie wiodą kobiety z towarzystwa. Powiedz, proszę, Twemu małżonkowi moraliście, że wzięłam sobie jego słowa mocno do serca i że po powrocie do Worcesteru jedno popołudnie w tygodniu poświęcam na czytanie poezji pensjonariuszkom zakładu dla kobiet alkoholiczek. Moje życie wcale nie jest więc tak bezużyteczne, jakby się to mogło wydawać. Chcę Cię także zapewnić, że polityk wcale nie jest bardzo niebezpieczny i że, jakkolwiek na to patrzeć, jest sympatycznym politykiem, chociaż jego poglądy na podatki i związki zawodowe niezupełnie zgadzają się z poglądami Jervisa. Twoje pragnienie poświęcenia mego życia dobru publicznemu jest wzruszające, ale powinnaś spróbować spojrzeć na tę kwestię z punktu widzenia zakładu. Czy nie masz litości dla tych biednych, bezbronnych, osieroconych dzieciaków? Ja jeszcze ją mam i dlatego z całym szacunkiem odrzucam stanowisko, które mi proponujesz. Z radością jednak przyjmuję zaproszenie do odwiedzenia Was w Nowym Jorku. Aczkolwiek muszę przyznać, że nie jestem zbytnio zachwycona listą rozrywek, które dla mnie zaplanowałaś. Bardzo proszę, wymień nowojorski sierociniec i dom dla podrzutków na jakiś teatr, operę i kolację w restauracji. Mam dwie nowe suknie wieczorowe i niebiesko-złoty płaszcz z białym futrzanym kołnierzem. Biegnę je zapakować; telegrafuj zaś, jeśli nie chcesz mnie widzieć dla mnie samej, lecz tylko jako następczynię pani Lippett. Twoja, jak zawsze, lekkomyślna, bez zamiaru zmienienia się Sallie McBride PS Twoje zaproszenie jest wyjątkowo na czasie. Czarujący, młody polityk, nazwiskiem Gordon Hallock, ma być w przyszłym tygodniu w Nowym Jorku. Jestem pewna, że polubisz go, gdy poznacie się bliżej. PS 2. Sallie na popołudniowym spacerze — jak by to chciała widzieć Aga: L0 Słodkich chłopaczków dtiewczynek O n Pytam raz jeszcze, czy oboje oszaleliście? Dom Wychowawczy im. Johna Griera, 11 lutego Kochana Ago! Przyjechaliśmy wczoraj o jedenastej wieczorem w zamieci śnieżnej — Singapur, Jane i ja. Wygląda na to, że nie jest rzeczą zwykłą, żeby zarządzająca sierocińcem przywoziła ze sobą pannę służącą i psa rasy chow-chow. Dozorca nocny i gospodyni, którzy czekali na mój przyjazd, wpadli w okropny popłoch. Nigdy nie widzieli niczego takiego jak Sing i myśleli, że wprowadzam wilka w owcze stado. Zapewniłam ich o jego czysto psim rodowodzie i dozorca na tyle ochłonął, że po dokładnym przyjrzeniu się czarnemu językowi włosów i śmieszny kształt nosa są najwidoczniej zupełnie nowymi atrybutami postaci zarządzającej. Współpracownicy również nie ukrywali, że uważają mnie za zbyt młodą i zbyt niedoświadczoną, bym mogła zdobyć odpowiedni autorytet. Jak na razie nie widziałam tego, tak chwalonego przez Jervisa, szkockiego lekarza, ale zapewniam Was, że będzie się musiał bardzo starać, by wynagrodzić mi wrażenie, jakie wywarł na mnie zespół wychowawczy, a szczególnie przedszkolanka. Panna Snaith i ja starłyśmy się od razu z powodu świeżego powietrza. Mam zamiar pozbyć się wszechobecnego tu okropnego zapachu, nawet jeśli zmienię każdego dzieciaka w lodową figurkę. Dziś mamy słoneczne śnieżne popołudnie, poleciłam więc zamknąć tę kazamatę, zwaną pokojem zabaw, i wyprowadzić dzieci na dwór. „Ona nas wygania na dwór!" — usłyszałam, jak mruczał z niezadowoleniem mały smyk, wciskając się z trudem w palto, za małe na niego przynajmniej o dwa numery. Dzieciaki po prostu sterczały na podwórzu; wtulone w ubrania czekały cierpliwie, aby pozwolono im wrócić do domu. Żadnej bieganiny, okrzyków czy rzucania się śniegiem. Pomyśl tylko! Te dzieci nie umieją się bawić! Jeszcze później. Już rozpoczęłam przyjemne zadanie wydawania Twoich pieniędzy. Dziś po południu kupiłam jedenaście termoforów (wszystkie, jakie były w wiejskim sklepiku), jak również wełniane koce i pikowane kołdry. Teraz okna w sypialni najmłodszych są szeroko otwarte. Biedne małe pędraki będą cieszyć się nowym przeżyciem — oddychaniem w nocy świeżym powietrzem. Jest jeszcze milion spraw, które mnie dręczą, ale dochodzi wpół do jedenastej i Jane twierdzi, że muszę iść do łóżka. Twoja zastępczyni Sallie MeBride PS Nim , się położyłam, podreptałam po korytarzu, żeby się upewnić, czy wszystko jest w porządku. I jak myślisz, co wyśledziłam? Pannę Snaith, cichutko zamykającą okna w sypialni maleństw! Jak tylko znajdę dla niej odpowiednie zajęcie w domu starców, natychmiast zwolnię tę kobietę. Jane wyjmuje mi pióro z ręki. Dobranoc. Dom Wychowawczy im. Johna Griera 20 lutego Kochana Ago! Dzisiaj po południu pojawił się dr Robin MacRae, by poznać nową zarządzającą. Proszę Cię, zaproś go na kolację, gdy będzie w Nowym Jorku, i zobacz sama, co narobił Twój małżonek. Jervis mocno przeinaczył fakty, gdy dał mi do zrozumienia, że główną korzyścią, wynikającą z mego stanowiska, będą codzienne kontakty z mężczyzną o ogładzie, błyskotliwości, wiedzy i wdzięku dr. Mac-Rae'a. Dr MacRae jest wysoki, szczupły, ma jasne włosy i zimne szare oczy. W ciągu godziny spędzonej w moim towarzystwie (a byłam bardzo ożywiona) nawet cień uśmiechu nie rozjaśnił mu mocno ściśniętych warg. Czy cień może rozjaśniać? Może nie, ale tak czy inaczej, co jest z tym człowiekiem? Popełnił jakąś ponurą zbrodnię czy też jego małomówność należy złożyć na karb szkockiego pochodzenia? Jest równie towarzyski jak granitowy grobowiec! Nawiasem mówiąc, nasz doktor lubi mnie tak samo, jak ja jego. Myśli, że jestem frywolna i niekonsekwentna i że zupełnie się nie nadaję na to stanowisko. Jestem pewna, że Jervis już otrzymał od niego list, w którym domaga się mego zwolnienia! W toku konwersacji nie znaleźliśmy żadnego wspólnego języka. On szeroko i filozoficznie rozwodził się na temat złych stron zinstytucjonalizowanej opieki nad osieroconymi dziećmi, podczas gdy ja, z właściwą sobie lekkością, krytykowałam brzydki typ fryzury rozpowszechniony wśród naszych dziewczynek. Aby dowieść swej racji, zawołałam Sadie Kate, sierotkę do moich specjalnych poleceń. Jej włosy są bardzo mocno ściągnięte do tyłu i splecione w dwa małe, sterczące jak druty, mysie ogonki. I dlatego uszy sierotek wyglądają okropnie. Ale dr Robin MacRae ani trochę nie interesuje się tym, czy uszy wyglądają ładnie, czy też nie. Troszczy się tylko o żołądki. Poróżniliśmy się także w opiniach na temat czerwonych halek. Ja zupełnie nie rozumiem, jak dziewczynka może zachować poczucie godności, gdy jest ubrana w czerwoną flanelową halkę, wystającą na cal spod płóciennej sukienki w niebieską kratkę. On zaś uważa, że czerwone haiki są wesołe, ciepłe i higieniczne. Przewiduję, że panowanie nowej zarządzającej będzie brzemienne wojnami. 10 11 ¦¦¦¦¦¦ t w p a a a a O a a ar ff a a a o- o o Co się tyczy naszego doktora, to tylko za jedno można być wdzięcznym losowi: jest on tu tak samo nowy jak ja, i nie może się powoływać na tradycje zakładu. Nie wierzę też, bym mogła pracować ze starym doktorem, który, jak sądzę po efektach działań, jakie zostawił po sobie, tyle samo wiedział o niemowlętach, co weterynarz. Jeśli chodzi o kwestie zakładowej etykiety, to cały personel postanowił zająć się moją edukacją. Nawet kucharka dziś rano powiedziała mi stanowczo, że w Domu Wychowawczym im. Johna Griera w środy na kolację jada się papkę kukurydzianą. Czy szukacie nowej zarządzającej? Zostanę tu do jej przyjazdu, ale proszę cię, znajdź ją szybko. Twoja zupełnie zdecydowana Sallie McBride Biuro zarządzającej Dom Wychowawczy im. Johna Griera 21 lutego Drogi Gordonie! Czy jesteś' bardzo dotknięty tym, że nie posłuchałam Twojej rady? Czy nie wiesz jednak, że osoba rudowłosa, irlandzkiego pochodzenia, z dodatkiem krwi szkockiej nie może być do niczego zmuszana, lecz tylko ostrożnie i delikatnie namawiana? Gdybyś nie był tak natarczywy i uparty, usłuchałabym Cię i byłabym ocalona. A tak — stało się; muszę jednak szczerze wyznać, że ostatnie pięć dni spędziłam żałując naszej kłótni. Miałeś rację, a ja się myliłam i, jak widzisz, uczciwie się do tego przyznaję. Jeśli w ogóle wydostanę się z tych kłopotów, to w przyszłości będę posłuszna (prawie zawsze) Twym decyzjom. Czy jakakolwiek kobieta mogłaby zademonstrować taki całkowity odwrót od swych pozycji? Romantyczny blask, jakim Agata otoczyła ten sierociniec, istnieje tylko w jej poetyckiej wyobraźni. To jest okropne miejsce. Słowa nie mogą wyrazić, jak jest odrażające i cuchnące. Długie korytarze, gołe ściany, mali pensjonariusze w niebieskich mundurkach, z twarzami koloru ciasta, w najmniejszym stopniu nie przypominający {\ Dom 5| ZO 01 Ol Tan a t a 117 na n WŁ7ac f Q Rude Ach smutku, mój w Tdłf wie/l(» jest mój Ze ^ciytym Uciekłabym 12 ludzkich dzieci. I ten straszny zapach instytucji opiekuńczej! Mieszanina mokrej podłogi, nie wietrzonych pomieszczeń i jedzenia na sto osób, ciągle parującego w kuchni. Nie tylko sierociniec musi zostać odmieniony. To samo powinno się stać z każdym dzieckiem. I to jest praca dla Herkulesa, a nie dla takiej egoistycznej, wykwintnej i leniwej osoby jak Sallie McBride. Złożę rezygnację w tej samej chwili, kiedy Agata znajdzie odpowiednią następczynię. Jednak obawiam się, że nie nastąpi to natychmiast. Wyjechała na Południe i pozostawiła mnie tutaj ze związanymi rękami. Ja zaś oczywiście, po tym jak złożyłam obietnicę, po prostu nie mogę opuścić sierocińca. Tymczasem jednak zapewniam Cię, że bardzo tęsknię za domem. Napisz do mnie wesoły list i przyślij mi kwiat, aby ubarwił mój prywatny salonik. Otrzymałam go w spadku po pani Lippett już umeblowany. Ściany pokryte są tapetą w kolorze brązowym i czerwonym; meble obite szaroniebieskim pluszem, z wyjątkiem stołu, który jest złocony. W dywanie dominuje zieleń. Jeśli przyślesz mi jakieś różowe pąki róż, to gama kolorów będzie pełna. Wiem, że byłam niemiła tamtego wieczoru, ale teraz jesteś pomszczony. Twoja pełna skruchy Sallie McBride. PS Nie musisz być taki opryskliwy pod adresem szkockiego doktora. Ten człowiek jest wszystkim, co zawiera w sobie słowo „szkocki". Nie znoszę go, a on nie znosi mnie. Och, ileż będziemy mieli radości pracując razem! 29 lutego Mój drogi Gordonie! Kosztowna wiadomość od Ciebie jest już tutaj. Wiem, że masz mnóstwo pieniędzy, ale to nie powód, by trwonić je tak lekkomyślnie. Kiedy czujesz, że rozpiera Cię pragnienie rozmowy ze mną i że tylko telegram złożony ze stu słów pozwoli uniknąć Ci eksplozji, to przynajmniej wyślij go nocą, korzystając z taryfy ulgowej. Moje sieroty chętnie wykorzystają te pieniądze, jeśli sam ich nie potrzebujesz. I, mój drogi panie, staraj się kierować zdrowym rozsądkiem. Oczywiście, że nie mogę pozbyć się posady w sierocińcu w taki sposób, jak sugerujesz. Nie byłoby to w porządku wobec Agaty i Jervisa. Wybacz mi tę uwagę, ale oni są moimi przyjaciółmi dłużej niż Ty i nie mam zamiaru ich tak brzydko zawieść. Przyjechałam tu w nastroju, powiedzmy: przygody, i muszę przejść przez to do końca. Nie życzyłbyś sobie na pewno, żebym się zachowała niespor-towo. To jednak nie znaczy, że wydaję na siebie wyrok dożywocia. Mam zamiar złożyć rezygnację, jak tylko nadarzy się odpowiednia sposobność. Ale tak naprawdę to powinnam być wdzięczna Pendle-tonom, że zechcieli na tyle mi zaufać, by oddać w moje ręce takie odpowiedzialne stanowisko. I chociaż Ty, mój drogi panie, tego nie podejrzewasz, to mam spore zdolności organizacyjne i więcej zdrowego rozsądku, niż się wydaje. Jeśli zdecyduję się włożyć całą mą duszę w to przedsięwzięcie, to będę najlepszą zarządzającą, jaką te sto jedenaście sierot kiedykolwiek miało. Myślisz, że to żart? Nie, to święta prawda. Agata i Jervis wiedzieli o tym i dlatego właśnie poprosili mnie, żebym tu przyjechała. Widzisz więc, że skoro tak bardzo mi zaufali, to nie mogę rzucić im wszystkiego pod nogi tak bezceremonialnie, jak Ty to proponujesz. Jak długo tu będę, mam zamiar robić tyle, ile tylko zdoła zrobić jedna osoba w ciągu każdych dwudziestu czterech godzin. Chcę oddać ten zakład w ręce mego następcy w lepszym stanie, niż go zastałam. Tymczasem proszę Cię, nie umywaj ode mnie rąk w przekonaniu, że jestem zbyt' zajęta, żeby tęsknić za domem, bo tak nie jest.' Każdego ranka budzę się, wpatruję w tępym osłupieniu w tapety pani Lippett i mam uczucie, że śnię jakiś zły sen i że naprawdę to wcale mnie tu nie ma. O czym, u licha, myślałam, że odwróciłam się od mego pogodnego domu i rozrywek, które mi się należą? Często też zgadzam się z Twoją opinią co do stanu mego umysłu. Ale dlaczego, jeśli wolno spytać, musisz robić tyle szumu? I tak byś mnie często nie widywał. Worcester jest równie daleko od Waszyngtonu, jak Dom im. Johna Griera. Dodam jeszcze, dla uspokojenia Twego ojca, że chociaż w sąsiedztwie sierocińca nie ma ani jednego mężczyzny, któremu podobają się rude włosy, to w Worcesterze jest ich kilku. Tak więc, o najkłopotliwszy z mężczyzn, czuj się uspokojony. Nie przyjechałam tu wyłącznie dlatego, by Ci zrobić na złość. Chciałam jakiegoś urozmaicenia w życiu i — o tak, tak! — mam go w nadmiarze! 14 15 Proszę, pisz do mnie często i podnoś mnie na duchu. Twoja w szatach pokutnych Sallie Dom im. Johna Griera 24 lutego Kochana Ago! Wytłumacz Jervisowi, że nie należę do osób pośpiesznie osądzających ludzi. Mam charakter łagodny, pełen ufności i pogody ducha — lubię wszystkich dokoła, no, prawie wszystkich. Ale nie można lubić kogoś w rodzaju tego szkockiego doktora. On się nigdy nie uśmiecha. Wczoraj po południu złożył mi znowu wizytę. Poprosiłam go, aby zajął miejsce w jednym z szarobłękitnych foteli pani Lippett, a sama usiadłam naprzeciw niego, ciesząc się harmonią barw. Dr MacRae miał na sobie garnitur z samodziału w kolorze musztardowym z odrobiną zieleni i błyskiem żółci w fakturze. Zadaniem tej mieszanki było zapewne ożywienie posępności szkockich wrzosowisk. Obrazu dopełniały bordowe skarpetki i czerwony krawat ze szpilką ozdobioną ametystem. Najwyraźniej Twój wzorzec wszelkich cnót nie będzie wielką pomocą w rozwijaniu wrażliwości estetycznej w tym zakładzie. W ciągu piętnastu minut wizyty dokładnie określił wszystkie zmiany, które życzyłby sobie tu ujrzeć. On — rozumiesz to! A jakie, jeśli wolno spytać, są obowiązki zarządzającej? Czy jest wyłącznie popychadłem, wykonującym polecenia wydawane przez dochodzącego lekarza? McBride i MacRae rzucili sobie rękawice! Pozostaję oburzona Sallie Dom im. Johna Griera Poniedziałek Szanowny doktorze MacRae! Wysyłam ten liścik przez Sadie Kate, ponieważ osiągnięcie Pana przez telefon jest niemożliwe. Czy osoba, która nazywa siebie panią McGur-r-rk i odkłada słuchawkę w środku zdania, jest Pańską gospodynią? Jeśli ona często odbiera telefony, to nie wiem, jak znoszą to Pańscy pacjenci. Ponieważ nie przyszedł Pan dziś rano (jak to uzgodniliśmy), a malarze przyszli, to pozwoliłam sobie wybrać przyjemny żółtawy kolor do wymalowania ścian w Pańskim nowym gabinecie. Jestem przekonana, że w żółtym kolorze nie ma nic niehigienicznego. Gdyby dziś po poiudniu mógł Pan uszczknąć chwilę swego czasu, to proszę uprzejmie pojechać do dr. Brice'a na Water Street i rzucić okiem na fotel dentystyczny i inne przynależności, które można nabyć za pół ceny. Jeśli wszystkie te przyjemne urządzenia, związane z jego profesją, byłyby tutaj — to znaczy w jednym rogu Pańskiego gabinetu — to doktor Brice mógłby wyleczyć swych stu jedenastu nowych pacjentów szybciej niż teraz, gdy wozimy każdego z nich na Water Street. Nie sądzi Pan, że jest to bardzo sensowna myśl? Przyszła mi do głowy w środku nocy, ale ponieważ nigdy dotąd nie zdarzyło mi się kupować fotela dentystycznego, to będę wdzięczna za fachową radę. Pańska oddana S. McBride. Dom im. Johna Griera 1 marca Kochana Ago! Przestań przysyłać mi telegramy! Oczywiście rozumiem, że chcesz wiedzieć o wszystkim, co się tu dzieje. Wysłałabym Ci dokładne sprawozdanie, ale naprawdę nie mam ani minuty wolnego czasu. Wieczorem jestem tak zmęczona, że gdyby nie surowa dyscyplina, której przestrzega Jane, to kładłabym się spać w ubraniu. 17 Później, kiedy już wejdziemy w określoną rutynę i będę pewna, że moi pomocnicy właściwie wykonują swoje prace, stanę się najbardziej regularnym na świecie korespondentem. To już chyba pięć dni minęło od mego ostatniego listu? A ile się zdarzyło w ciągu tych pięciu dni! Ten MacRae i ja nakreśliliśmy plan kampanii wyciągnięcia Domu z dotychczasowego zastoju. Lubię doktora coraz mniej, ale trzeba było ogłosić rodzaj zawieszenia broni, żeby móc pracować. T przyznaję, że ten człowiek pracuje. Zawsze myślałam, że mam spore zapasy energii, ale gdy zaczyna się wprowadzać jakieś ulepszenie, tracę oddech, starając się za nim nadążyć. Jest tak uparty, wytrwały i nieustępliwy, jak tylko Szkot potrafi, ale rozumie dzieciaki. To znaczy, rozumie fizjologiczne aspekty. Nie ma jednak wobec nich więcej uczuć niż wobec żab, na których w laboratorium robiłby doświadczenia. Czy pamiętasz może, jak któregoś wieczoru Jervis wygłaszał godzinną pochwałę humanitarnych ideałów naszego doktora? Cest a rire!* Ten człowiek traktuje Dom im. Johna Griera jak swoje prywatne laboratorium, w którym może przeprowadzać eksperymenty naukowe bez sprzeciwów ze strony kochających rodziców. Wcale nie byłabym zdziwiona, gdybym któregoś dnia zastała go przy wlewaniu zarazków szkarlatyny do owsianki maluchów, w celu sprawdzenia jakiejś nowej szczepionki. Spośród personelu Domu tylko dwie osoby wydają mi się naprawdę na swoich miejscach. Są to nauczycielka stopnia podstawowego i palacz. Powinnaś zobaczyć, jak dzieci biegną na spotkanie panny Matthews i domagają się pieszczot. Wobec innych nauczycieli są powściągliwe i grzeczne. Gdyby mnie tak właśnie traktowały, czułabym się szalenie niezręcznie. Jak tylko się trochę pozbieram i będę dokładnie wiedziała, czego potrzebujemy, to dokonam wielu zwolnień. Powinnam zacząć od panny Snaith, ale odkryłam, że jest ona bratanicą jednego z naszych najbardziej szczodrych opiekunów i w związku z tym nie można jej ruszyć. Jest to roztargnione, bezwolne stworzenie, które mówi przez nos i oddycha ustami. Nie potrafi powiedzieć niczego określonego. Wszystkie zdania kończy jakimś bełkotliwym pomrukiem. Ile razy widzę tę kobietę, mam niepohamowane pragnienie złapania jej za ramiona i potrząśnięcia, aby wreszcie się ocknęła. I to właśnie panna Snaith sprawuje opiekę nad siedemnastoma Cest a rire — To śmieszne! (franc.) berbeciami w wieku od dwóch lat do pięciu! Cóż, jeśli nawet nie uda mi się jej zwolnić, to doprowadzę do tego, by była komuś podporządkowana, nie zdając sobie z tego sprawy. Doktor znalazł mi sympatyczną dziewczynę, która mieszka o dwie mile stąd i przychodzi codziennie, żeby zajmować się przedszkolem. Ma duże, łagodne, brązowe oczy jak krowa i macierzyńskie maniery (ma dziewiętnaście lat). Dzieciaki ją kochają. Opiekę nad najmłodszymi powierzyłam wesołej, przyjaznej kobiecie w średnim wieku, która wychowała piątkę własnych i umie się z nimi obchodzić. Ją też wynalazł nasz doktor. Jak widzisz, jest użyteczny. Formalnie jest ona podwładną panny Snaith, ale po dyktatorsku uzurpuje sobie całą władzę. Teraz mogę spać spokojnie i nie obawiać się, że maluchy są nieporadnie mordowane. Widzisz więc, że reformy już się rozpoczęły. Podczas gdy poświęcam całe zasoby swojej inteligencji na zrozumienie i poparcie naukowych przewrotów dokonywanych przez doktora, to emocjonalnie jest mi to obojętne. Zasadniczy problem, który niezmiennie kotłuje mi się w głowie, brzmi: jak wprowadzić wystarczającą ilość miłości, czułości i słońca w te małe bezbarwne życia? Nie jestem bowiem pewna, czy cała nauka doktora zdoła tego dokonać. Jedną z naszych najważniejszych potrzeb jest doprowadzenie do porządku dokumentacji Domu. Dotychczas była prowadzona skandalicznie. Pani Lippett miała jedną wielką czarną księgę, w której zapisywała na chybił trafił różne fakty i informacje, dotyczące rodziny dzieci, ich zachowania i zdrowia. Ale często całymi tygodniami nie wpisywała niczego. Jeżeli więc jakaś rodzina zechce adoptować dziecko, to w połowie przypadków nie będziemy mogli powiedzieć nawet, skąd je mamy. Dziecino droga, a ty skąd przybywasz? Z nieba otwartego wprost na ziemię spływam. To właśnie dokładny opis ich przybycia. Jest nam potrzebny pracownik terenowy, który jeździłby po okolicy i zbierał dane dotyczące dziedziczności wśród naszych wychowanków. Byłaby to sprawa prosta, ponieważ większość z nich ma żyjących krewnych. Jak sądzisz, czy Janet Ware nadawałaby się do tej pracy? Pamiętasz chyba, jakim była lwem na zajęciach z ekonomii. Po prostu pławiła się we wszystkich tych tablicach, wykresach i zestawieniach. 19 18 Pragnę Cię również poinformować, że Dom im. Johna Griera przechodzi bardzo dokładne badania lekarskie. Ponurą prawdą jest też i to, że spośród dwudziestu ośmiu dotąd przebadanych biednych, małych szczurków, tylko pięcioro odpowiada wymaganym normom. I ta piątka przebywa tutaj od niedawna. Czy pamiętasz paskudny zielony pokój recepcyjny na parterze? Usunęłam z niego tyle zieloności, ile się dało, i urządziłam gabinet przyjęć dla doktora. Są tam wagi i lekarstwa, a szczególnego szacunku przydaje mu fotel dentystyczny wraz z jedną z tych uroczych maszyn do wiercenia w zębach. Kupiłam to wszystko z drugiej ręki, od doktora Brice'a, który dla swoich pacjentów nabył nowe urządzenie — biała emalia i lśniący nikiel. Maszyna do borowania została uznana za diabelskie narzędzie, ja zaś za potwora z piekła rodem, bo ją zainstalowałam. Ale każda mała ofiara, która wychodzi stamtąd z plombą w zębie, ma prawo przez tydzień przychodzić do mojego pokoju i dostaje po dwa kawałki czekolady. Choć nasze dzieci nie są jakoś demonstracyjnie odważne, to, jak zauważyliśmy, są wojownicze. Mały Tammas Kehoe niemal odgryzł doktorowi palec, uprzednio przewróciwszy stolik pełen instrumentów. Bycie dentystą w Domu im. Johna Griera wymaga zarówno zawodowej sprawności,jak i siły fizycznej. Przerwałam tu, aby oprowadzić po zakładzie pewną damę z dobroczynności. Zadała mi pięćdziesiąt pytań nie na temat, zajęła godzinę i ostatecznie, otarłszy łzę, zostawiła dolara dla moich „biednych małych podopiecznych". Jak dotąd moi biedni mali podopieczni nie entuzjazmują się tymi wszystkimi zmianami. Nie zależy im zbytnio na podmuchach świeżego powietrza w sypialniach ani na potokach wody. Na razie zarządziłam dwie kąpiele tygodniowo, ale jak tylko zbierzemy odpowiednią liczbę wanien i zainstalujemy dodatkowe krany, będą się kąpać siedem razy w tygodniu. Rozpoczęłam wreszcie jedną z najbardziej spornych reform. Kwota przeznaczona na dzienne utrzymanie została powiększona. Zmianę tę zganiła kucharka jako dodatkowy kłopot, reszta personelu zaś jako niemoralny wzrost wydatków. OSZCZĘDNOŚĆ pisana dużymi literami była w tym zakładzie główną zasadą przez tyle lat, że stała się religią. Dwadzieścia razy dziennie zapewniam moich ostrożnych współpracowników, że dzięki szc zodrości nasze- go prezesa fundusz Domu został podwojony i że oprócz pieniędzy pani Pendleton mam jeszcze znaczne sumy na takie niezbędne wydatki, jak na przykład lody. Ale oni po prostu nie mogą się pozbyć przekonania, że karmienie dzieci, to wręcz złośliwa ekstrawagancja. SIEDEM KĄPIELI TYGODNIOWO!! okrucieństwo ze Oboje z doktorem uważnie przestudiowaliśmy dawne jadłospisy i z wysiłkiem staramy sobie wyobrazić umysł, który je wymyślił. Oto jeden z często powtarzających się obiadów: Gotowane ziemniaki Gotowany ryż Blamanż (galaretka z żelatyny, mąki i mleka). . Dziwię się, że te dzieci ciągle są dziećmi, a nie stu jedenastoma małymi grudkami krochmalu. 20 21 Jak się ogląda ten zakład, ma się ochotę sparafrazować Roberta Browninga: Być może jest gdzieś niebo i piekło gdzieś tuż, tuż, Tymczasem jest Dom Johna Griera _ no> cóż. S. McBride. D.W. im. Johna Griera Sobota Kochana Ago! Wczoraj znowu stoczyłam bitwę z dokto>rem MacRae z bardzo trywialnego powodu (ja miałam rację) i od tej pory mam dla niego specjalne pieszczotliwe przezwisko. Dziś raiio przywitałam doktora mówiąc: „Dzień dobry, Wrogu!", co go niezwykle poważnie zaniepokoiło. Oświadczył, że nie lubi być traktowany jak wróg. A poza tym wcale nie jest wobec mnie antagonistyCZI1ie nastawiony, o ile oczywiście będę postępować zgodnie z jego życzeniami! Mamy dwoje nowych dzieci -- Izydora Gutschneidera i Maksa Yoga — które otrzymaliśmy od Kobiecego Towarzystwa Opieki baptystów. Jak ci się wydaje, skąd te dzieciaki wzięły takie wyznanie? Nie chciałam ich przyjąć, ale te biedne damy miały dar przekonywania; będą także płacić królewską sumę czterech dolarów pięćdziesięciu centów tygodniowo na "każde z tych dzieci. W ten sposób jest ich sto trzynaścioro i zrobiło się ciasno. Mam pół tuzina maluchów do oddania. Znajdź mi jakieś zacne rodziny, które chcą kogoś adoptować. Wiesz, to bardzo kłopotliwe, jeśli się nie pamięta dokładnie, jak dużą ma się rodzinę, a stan mojej bez przerwy się zmienia, zupełnie jak akcje na giełdzie. Powinnam dążyć do utrzymania stałej średniej. Kiedy kobieta ma więcej niż setkę dzieci, nie może poświęcać im tyle indywidualnej uwagi, ile potrzebują. Niedziela. Ten list leży od dwóch dni na moim biurku i nie mogę znaleźć wolnej chwili, żeby przykleić na nim znaczek. Teraz jednak mam przed sobą cały wieczór do dyspozycji, więc dodam doń stronicę lub dwie, zanim wyślę go w miłą podróż na Florydę. Nareszcie zaczęłam rozróżniać poszczególne twarze w tym tłumie dzieci. Na początku wydawało mi się, że nigdy się tego nie nauczę. Wyglądały tak beznadziejnie szablonowo w tych niewypowiedzianie brzydkich mundurkach. Tylko proszę, nie pisz mi w następnym liście, że chcesz, by dzieci miały natychmiast nowe ubrania. Wiem, że tego chcesz, mówiłaś mi o tym pięć razy. Za mniej więcej miesiąc będę w stanie zająć się tą sprawą, teraz jednak ich wnętrza są ważniejsze, niż ich wygląd. Nie ma żadnej wątpliwości co do tego, że sieroty en masse nie robią na mnie wrażenia. Zaczynam się bać, że ten przesławny instynkt macierzyński, o którym tyle się słyszy, w moim charakterze jest nieobecny. Dzieci jako dzieci są brudnymi, zaślinionymi, małymi stworzonkami, których nosy wymagają ciągłego obcierania. Od czasu do czasu znajduje się jakaś mała, niegrzeczna i psotna istotka, która budzi przebłysk ogólnego zainteresowania, ale w ogromnej większości jest to tylko zamazana kompozycja białych twarzy i niebieskiej kraciastej bawełny. Z jednym wyjątkiem. Z tego tłumu już pierwszego dnia wynurzyła się Sadie Kate Kilcoyne i zdecydowanie pozostaje na czołowej pozycji. Jest moją dziewczynką do specjalnych poruczeń i dostarcza mi dziennej porcji rozrywki. Ani jedna psota, która miała miejsce w tym zakładzie w ostatnich ośmiu latach, nie wykluła się poza jej niezwykłym mózgiem. Z tą młodą osobą wiąże się, przynajmniej w mojej opinii, zupełnie nieprawdopodobna historia, chociaż w kręgach podrzutków nie należy ona do oryginalnych. Otóż Sadie Kate znaleziono jedenaście lat temu na 22 23 najniższym stopniu wejścia do domu przy Trzydziestej Dziewiątej ulicy, śpiącą w kartonowym pudełku z nalepką „Altman i Spółka". Na wieczku pudełka ktoś starannie napisał: „Sadie Kate Kilcoyne. Wiek — pięć tygodni. Bądźcie dla niej dobrzy". Policjant, który ją znalazł, zaniósł pudełko do zakładu Belle-vue, gdzie podrzutki są przypisywane w kolejności pojawiania się do religii katolickiej, protestanckiej, katolickiej, protestanckiej itd., z absolutnie doskonałą bezstronnością. Nasza Sadie Kate, pomimo nazwiska i niebieskich irlandzkich oczu, została przypisana do protestantyzmu. Ale rosła coraz bardziej irlandzka i irlandzka. Chociaż zgodnie z tym, jak została ochrzczona, protestuje głośno przeciwko wszystkim szczegółom życia. Jej dwa cienkie czarne warkoczyki sterczą w różnych kierunkach. Mała małpia twarzyczka zawsze jest wykrzywiona psotnym uśmiechem. Jest ruchliwa jak terier i ciągle trzeba jej dawać jakieś zajęcie. Spis jej przewinień zajmuje wiele stronic w Księdze Dobrych i Złych ] Uczynków. Ostatni wpis głosi: „Za namówienie Maggie Geer do włożenia sobie klamki do ust — kara: popołudnie w łóżku i suchary na kolację". Wygląda na to, że natura wyposażyła Maggie Geer w usta o niezwykłej rozciągliwości. Klamkę włożyć się udało, ale wyjąć było trudniej. Wezwano doktora, który sprytnie rozwiązał problem przy użyciu łyżki do butów, posmarowanej masłem. Od tej pory nazywa ją ,,brudnoustą Meg". Rozumiesz teraz, dlaczego w ciągłym niepokoju obmyślam, czym zapełnić każdą szczelinę egzystencji Sadie Kate. Istnieje milion spraw, o których powinnam porozmawiać z prezesem Komitetu Opiekuńczego. I uważam, że to bardzo brzydko z Twojej i Jego strony, że złożywszy na me barki swój sierociniec, sami zbiegliście wypoczywać na Południe. Waszą więc będzie winą, jeśli narobię tu bałaganu. Podczas gdy Wy podróżujecie w prywatnych wagonach i spacerujecie przy świetle księżyca po otoczonych palmami plażach, pomyślcie, proszę, o mnie — w mokrym marcu, ze stu trzynastoma sierotami na głowie, które właściwie są Wasze, i bądźcie mi wdzięczni. Pozostaję (na czas ograniczony) S. McBride (Zarząd-ca Domem irr. Johna Griera) 24 Drogi Wrogu! Posyłam w załączeniu (w oddzielnym opakowaniu) Sammy'ego Spiera, który się zawieruszył podczas Pańskiej rannej wizyty. Panna Snaith wydobyła go na światło dzienne dopiero po Pana odejściu. Proszę obejrzeć jego kciuk. Nigdy nie widziałam zastrzału, ale taką właśnie diagnozę postawiłam. Z poważaniem S. McBride (Zarz-ca Domem im. Johna Griera) 6 marca Kochana Ago! Nie wiem jeszcze, czy dzieci pokochają mnie czy nie, ale na pewno już kochają mojego psa. Żadne stworzenie, które przekroczyło bramy tego domu, nie cieszyło się popularnością taką jak Singapur. Każdego popołudnia trzej chłopcy, którzy bardzo dobrze się zachowywali, mogą go czesać i szczotkować, a trzej inni grzeczni chłopcy mogą go karmić. Ale napięcie dosięga kulminacji każdego sobotniego ranka, gdy trzej wyjątkowo grzeczni chłopcy mogą go wykąpać w gorącej wodzie z mydłem przeciwko pchłom. Przywilej usługiwania Singowi będzie jedyną zachętą, potrzebną mi do utrzymania dyscypliny. Czy jednak nie jest to smutne i nienaturalne, że te dzieciaki, mieszkając na wsi, nigdy nie miały własnych zwierzątek? Zwłaszcza ze to one właśnie tak bardzo potrzebują czegoś do kochania. Mam zamiar w ten czy inny sposób umożliwić im posiadanie zwierzęcych przyjaciół, nawet jeśli miałabym wydać na tę menażerię cały nasz nowy fundusz. Czy nie mogłabyś przywieźć z Florydy jakiegoś malutkiego aligatorka i pelikana? Wszystko, co żywe, przyjmiemy z wdzięcznością. Zgodnie z programem dziś powinien odbyć się mój pierwszy zien Opiekunów. Jestem szczerze wdzięczna Jervisowi za zorganizowanie'roboczego spotkania w Nowym Jorku, gdyż na razie nie jesteśmy gotowi do parady w pełnej gali. Jednak żywimy nadzieję, ze w pierwszą środę kwietnia będziemy mieć coś konkretnego do 25 pokazania. Jeżeli wszystkie pomysły doktora i kilka moich zmaterializują się, to nasi Opiekunowie szeroko otworzą oczy, gdy się im pokażemy. Właśnie zrobiłam jadłospis na cały przyszły tydzień i wywiesiłam ;k> w kuchni, w zasięgu wzroku zasmuconej kucharki. Urozmaice- ie, różnorodność to słowa dotychczas nie znane w słowniku Domu im. Johna Griera. Nawet nie mogłabyś sobie wyobrazić wszystkich tych cudownych niespodzianek, które będziemy tu mieli: chleb razowy, chleb kukurydziany, bułeczki grahamki, leguminę z ryżu z mnóstwem rodzynek, gęste zupy jarzynowe, makaron na vvzór włoski, ciasteczka kukurydziane z melasą, jabłka w cieście, pierniki — och, lista nie ma końca! Gdy nasze najstarsze dziewczynki będą brały udział w przygotowywaniu tych smakołyków, to w przyszłości niemal na pewno uda im się utrzymać przy sobie ¦woich mężów. No i popatrz! Opowiadam o głupstwach, zamiast Ci przekazai. prawdziwie ważną wiadomość. Mamy nową współpracownicę, prawdziwy klejnot. Czy pamiętasz Betsy Kindred ze starszego kursu? Prowadziła klub i przewodniczyła w kółku dramatycznym. Pamiętam ją z tamtego czasu doskonale — zawsze miała piękne stroje. 1 czy możesz sobie wyobrazić? Otóż Betty mieszka dwanaście mil stąd. Spotkałam ją zupełnie przypadkiem wczoraj rano, gdy jechała samochodem przez wioskę, a ściślej mówiąc, gdy udało się jej nie przejechać mnie. Nigay jj zedtem z nią nie rozmawiałam, lecz mimo to przywitałyśmy się jak stare przyjaciółki. Posiadanie takich rzucających się w oczy włosów ma swoje dobre strony, rozpoznała mnie bowiem natychmiast. Wskoczyłam na błotnik jej samochodu i powiedziałam: — Słuchaj, Betsy Kindred! Musisz pojechać ze mną do zakładu wychowawczego i pomóc skatalogować moje sieroty. Tak ją to zaskoczyło, że przyjechała. Będzie u nas pracować cztery lub pięć dni w tygodniu jako tymczasowa sekretarka, ale muszę się postarać, żeby została na stałe. Jest najbardziej użyteczną osobą, jaką kiedykolwiek widziałam. Liczę na to, że sieroty tak wejdą jej w krew, że nie będzie mogła z nich zrezygnować. Sądzę, że ' zostałaby z nami, gdybyśmy dali jej odpowiednio wysoką pensję. Lubi być niezależna od swojej rodziny, jak zresztą my wszystkie w tych zdegenerowanych czasach. Z coraz większym pragnieniem katalogowania ludzi, pojawiła się chęć zrobienia tego samego z doktorem. Jeśli Jervis słyszał jakieś plotki na jego temat, to napisz mi, bardzo Cię proszę. Im gorsze, tym lepiej. Był tu wczoraj, żeby przeciąć zastrzał na kciuku Sam-my'ego Spiera, a potem wkroczył do mego szaroniebieskiego salonu, by mnie poinstruować w kwestii zmieniania opatrunków. Obowiązków zarządzającej nie sposób ogarnąć umysłem. Ponieważ była pora podwieczorku, więc zaproponowałam mu obojętnym tonem, by został. I wyobraź sobie, że przyjął zaprószcie ia! Oczywiście nie dla przyjemności przebywania w moim towarzystwie, skądże znowu! Ale dlatego, że w tej właśnie chwili pojawiła się Jane z talerzem grzanek. Wyglądało na to, że nie jadł lunchu, a do kolacji było jeszcze daleko. Między grzankami (a zjadł wszystkie) uważał za stosowne wypytywać mnie na okoliczność mego przygotowania do zajmowanego stanowiska zarządzającej. Czy studiowałam w college'u biologię? Co umiem z chemii? Co wiem o socjologii? Czy widziałam wzorcowy dom sierot w Has- tings? Podczas całego tego śledztwa zachowywałam się uprzejmie i otwarcie. A potem pozwoliłam sobie na jedno, dwa pytania: Jaki rodzaj wychowania w młodości pozwolił wyprodukować taki wzorzec logiki, dokładności, godności i zdrowego rozsądku, który siedzi tu oto przede mną? Przez uparte dociekanie wydobyłam kilka zapomnianych faktów, lecz wszystkie okazały się zupełnie bez zarzutu. Obserwując jego skrytość można by pomyśleć, że w rodzi- 27 26 nie wykonano wyrok śmierci przez powieszenie. MacRae pere* urodził się w Szkocji i przybył do Stanów, by objąć stanowisko w klinice Johna Hopkinsa. Syn Robin został wysłany z powrotem do Edynburga na studia medyczne. Jego babka była z domu M'Lahlan ze Strathlachanu (wydaje mi się, że brzmi to bardzo godnie), wakacje spędzał więc w górach, polując na jelenie. Tyle udało mi się dowiedzieć. Tylko tyle i niczego więcej. Błagam, opowiedz mi jakieś ploteczki o moim wrogu. Najchętniej usłyszałabym coś skandalicznego. Dlaczego, jeśli jest człowiekiem tak energicznym i wykształconym, zagrzebał się w tej okolicy? Można by sądzić, że dobrze zapowiadający się lekarz z ambicjami naukowymi chciałby mieć pod jednym bokiem szpital, a pod drugim kostnicę. Czy naprawdę jesteś pewna, że nie popełnił jakiejś zbrodni i że nie ukrywa się przed prawem? Wygląda na to, że zapisałam mnóstwo papieru, ale powiedziałam Ci niewiele. Vive la bagatelle!** Twoja, jak zawsze, Sallie PS Odetchnęłam w jednej kwestii. Dr MacRae nie kupuje sobie sam swoich ubrań. Wszystkie takie mało znaczące błahostki pozostawia swej gosposi, pani Maggie McGurk. Raz jeszcze, tym razem nieodwracalnie, do widzenia! Dom im. Johna Griera Środa Drogi Gordonie! Róże i list od Ciebie cieszyły mnie przez całe przedpołudnie. A trzeba powiedzieć, że jest to pierwszy wypadek przypływu pogodnego nastroju od czternastego lutego, kiedy to pożegnałam się z Worcesterem. Słowa nie mogą wyrazić tego, jak przygniatająco monotonna jest * pere — ojciec (franc.) ** Vive la bagatelle! — Niech żyją głupstwa, (drobiazgi)! (franc.) codzienna rutyna życia w takim zakładzie. Jedynym promykiem słońca w całej tej nudnej historii jest fakt, że Betsy Kindred spędza z nami cztery dni w tygodniu. Betsy i ja byłyśmy razem w college'u i od czasu do czasu znajdujemy jakąś okazję, żeby się pośmiać. Wczoraj, gdy jadłyśmy podwieczorek w moim przerażającym salonie, nagle postanowiłyśmy zbuntować się przeciwko tej nikomu niepotrzebnej szpetocie. Przywołałyśmy sześć silnych i agresywnych sierot, przyniosłyśmy drabinę, wiadro gorącej wody i w ciągu dwóch godzin na ścianach nie pozostało ani strzępu z tapet pani Lippett. Nie wyobrażasz sobie, jaką frajdą jest zdzieranie tapety ze ścian. W tej chwili dwóch tapeciarey jest' zajętych oklejaniem ścian najlepszymi tapetami, jakie były w naszym wiejskim sklepie, a tapi-cer-Niemiec mierzy moje fotele, aby uszyć kretonowe pokrowce, które dokładnie zakryją każdy cal pluszowych obić. Proszę Cię, nie denerwuj się. To wcale nie znaczy, że mam zamiar spędzić całe życie w tym zakładzie. To tylko znaczy, że przygotowuję przyjazne powitanie dla mej następczyni. Nie miałam śmiałości powiedzieć Agacie, jak to wszystko wydaje mi się przygnębiające, bo nie chcę psuć im pobytu na Florydzie. Ale kiedy powróci do Nowego Jorku, to moja oficjalna rezygnacja będzie leże- na progr jej domu. 28 Chciałam napisać długi list jako wyraz wdzięczności za siedem stronic od Ciebie, ale dwójka moich drogich, małych podopiecznych zacięcie bije się pod oknem. Biegnę, aby ich rozdzielić. Twoja jak zawsze S. McBride Dom im. Johna Griera Droga moja Agato! Zrobiłam Domowi im. Johna Griera mały prezent — przemeblowałam prywatny salonik zarządzającej. Już pierwszego wieczoru spędzonego tutaj pojęłam, że ani ja, ani żaden przyszły mieszkaniec nie mógłby czuć się szczęśliwy w jadowicie niebieskim pluszu pai Lippett. Jak widzisz, mam zamiar przekonać moją następczynię, że warto tu zostać. Betsy Kindred asystowała przy procesie rehabilitacji tej komnaty tortur i wspólnym wysiłkiem stworzyłyśmy tu symfonię w przyga-szonym błękicie i złocie. Naprawdę, jest to jeden z najładniejszych pokoi, jakie widziałam. Jego wygląd będzie środkiem artystycznego wychowania każdej sieroty. Nowe tapety na ścianach, nowe dywany na podłodze (mój własny cenny pers przybył ekspresowo z Wor-cesteru, wysłany przez protestującą rodzinę). Pojawiły się nawet krótkie firanki na trzech oknach, odkrywając rozległy i uroczy widok, dotychczas starannie ukrywany przez nottinghamskie koronki. Nowy duży stół, kilka lamp, książki, obrazy itd. A do tego prawdziwy otwarty kominek. Pani Lippett zamknęła palenisko, bo dostawało się przez nie powietrze. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego, ile znaczy takie wysmakowane wnętrze dla spokoju duszy. Wczoraj wieczorem siedziałam przyglądając się, jak w kominku wysokie płomienie odbijają się na nowo-starej kracie kominkowej i niemal mruczałam z zadowolenia. A zapewniam cię, że był to pierwszy pomruk radości, jaki wydał ten kot od chwili wejścia w bramy Domu Wychowawczego im. Johna Griera. Jednakże przemeblowanie salonu zarządzającej nie jest najważ- 30 niejszą z naszych potrzeb. Prywatne apartamenty dzieciaków wymagają tak zasadniczych zmian, że nie wiem, od czego zacząć. Ten ciemny, wychodzący na północ pokój zabaw jest po prostu skandalem. Nie mniejszym zresztą, niż przeokropna jadalnia, pozbawione wentylacji sypialnie czy umywalnie bez wanien. Jak myślisz, gdyby zakład bardzo oszczędzał, to moglibyśmy sobie kiedyś pozwolić na spalenie starego budynku i wybudowanie zamiast niego wentylowanych, nowoczesnych pawilonów mieszkalnych? Nie mogę myśleć o zakładzie w Hastings, żeby nie czuć zawiści. W każdym razie, gdy wrócicie do Nowego Jorku i będziecit gotowi, by się konsultować z architektem w sprawie przebudowy, proszę, zwróćcie się i do mnie po sugestie. Pośród różnych drobiazgów chcę mieć werandę o powierzchni stu stóp, biegnącą na zewnątrz sypialni. Widzisz, badania wykazały, że prawie połowa naszych dzieci cierpi na anemię; wiele z nich miało przodków gruźlików, a jeszcze więcej alkoholików. Ich pierwszą potrzebą jest nie tyle edukacja, co tlen. A jeśli potrzebują go te chorowite, to czemu nie miałby być dobry i dla zdrowych? Chciałabym, żeby każde dziecko zimą czy latem mogło spać na świeżym powietrzu. Wiem jednak, że jeśli rzucę taką bombę w Komitet Opiekuńczy, to całe to ciało wybuchnie. Mówiąc o opiekunach. Właśnie spotkałam się z wielmożnym Cyrusem Wykoffem i jestem głęboko przekonana, że nie lubię go jeszcze bardziej niż doktora Robina MacRae, przedszkolanki albo kucharki. Wydaje się, że mam jakiś talent do wynajdywania sobie wrogów! Pan Wykoff zjawił się w ostatnią środę, aby obejrzeć nową narządzającą. Zagłębiwszy swe ciało w moim najwygodniejszym fotelu, zdecydował się spędzić w nim dzień. Pytał o interesy mego ojca, o to, czy jest zamożny, czy też nie. Powiedziałam mu, że ojciec produkuje odzież roboczą i że nawet w naszych ciężkich czasach popyt na te rzeczy jest zupełnie dobry. Wydawało się, że mu ulżyło. Wyraźnie pochwalał utylitarne aspekty produkcji kombinezonów. Bardzo się obawiał, czy nie pochodzę z rodziny pastora, profesora lub też pisarza, to znaczy stamtąd, gdzie dużo się mówi o szczytnych ideałach, a mało jest zdrowego rozsądku. Cyrus zaś wierzy w zdrowy rozsądek. 31 biała i. Ka.miie.IKa. kamasze co wytworny 1 jaiue mam pi/.ygoLowau>c uo iegu stanowiska: i o, jaK sanu, .viesz, jest nieco kłopotliwe pytanie. Ale ja nie dałam się pognębić. Oznajmiłam, że skończyłam college, wspomniałam o paru odczytach w Szkole dla Filantropów i krótki pobyt na farmie college'u (nie powiedziałam mu jednak, że jedyną rzeczą, którą tam zrobiłam, było pomalowanie tylnego hallu i schodów). Później jeszcze dorzuciłam pracę społeczną wśród pracowników ojca i kilka wizyt w zakładzie dla alkoholiczek. Skwitował to jedynie głośnym chrząknięciem. Dodałam więc, że ostatnio studiowałam problem opieki nad opuszczonymi dziećmi i mimochodem wspomniałam siedemnaście zakładów, które zwiedziłam. Znowu chrząknął i powiedział, że nie przywiązuje większej wagi do tej nowo wymyślonej naukowej dobroczynności. W tym momencie weszła Jane z pudłem róż z kwiaciarni. To rycerski Gc rdon Hallock przysyła mi róże dwa razy w tygodniu, by rozjaśnić surowy tryb życia w zakładzie. Nasz opiekun poirytowany rozpoczął śledztwo. Zażyczył sobie wiedzieć, skąd mam te kwiaty, i najwyraźniej odetchnął z ulgą, gdy dowiedział się, że nie kupiłam ich za pieniądze z budżetu Domu im. Johna Griera. Ale zaraz zapragnął dowiedzieć się, kim jest Jane. Przewidziałam to pytanie i śmiało oświadczyłam: — Moją służącą. — Pani czym? — warknął i poczerwieniał na twarzy. — Moją służącą. — A co ona tu robi? Spokojnie zaczęłam szczegółowe wyjaśnienia: — Naprawia moje ubrania, czyści obuwie, utrzymuje porządek w szufladach, myje mi włosy. Myślałam, że naprawdę się zakrztusi, więc litościwie dodałam, że pensję dostaje z moich własnych pieniędzy, a Domowi płacę pięć dolarów i pięćdziesiąt centów tygodniowo za jej utrzymanie. Dodałam też, że choć jest duża, to wcale nie jada wiele. Zauważył, że do wszystkich takich posług mogłabym wykorzystać jedną z sierot. Wyjaśniłam mu wtedy (ciągle bardzo uprzejmie, ale ze wzrastającym zniecierpliwieniem), że Jane jest ze mną od wielu lat i jest właściwie niezastąpiona. Wreszcie sobie poszedł, ale na koniec powiedział mi, że jeśli chodzi o niego, to nigdy nie widział, żeby pani Lippett robiła jakieś błędy. Była rozsądną kobietą, chrześcijanką, bez żadnych tam nowoczesnych idei i umiała solidnie pracować. Wyraził też nadzieję, że będę na tyle mądra, by wzorować się na jej przykładzie! 1 co, moja droga Ago, o tym myślisz? Doktor wstąpił kilka minut później, więc i powtórzyłam mu ze szczegółami konwersację z wielmożnym Cyrusem. Po raz pierwszy w historii naszej znajomości doktor i ja byliśmy ze sobą zgodni. — Rzeczywiście, pani Lippett! — mruknął. — Gadatliwy stary głupiec! Oby dobry Bóg dał mu odrobinę rozumu! Kiedy nasz doktor trochę się podnieci, to zaczyna mówić ze szkockim akcentem. Ostatnio więc nazywam go (oczywiście za plecami) imieniem Sandy. Sadie Kate siedzi na podłodze i podczas gdy ja piszę, rozplątuje nici do cerowania, starannie je zwijając. Robi to dla Jane, która wykazuje coraz większe przywiązanie do tego małego diablęcia. — Piszę do twej cioci Agaty — zwracam się do niej. — Co chciałabyś jej powiedzieć? — Nigdy nie słyszałam o żadnej cioci Agacie. ¦-- To jest ciocia każdej grzecznej dziewczynki w tej szkole. 33 — Powiedz jej, żeby przyjechała w gości i przywiozła mi cukierków — odpowiada Sadie Kate. Ja się do tego dołączam. Serdeczności dła prezesa. Sallie 13 marca WPani Agata Abbott Pendłeton. Szanowna Pani. Cztery łisty pani, dwa telegramy i trzy czeki otrzymaliśmy. Zalecenia będą wykonane tak prędko, jak tylko się to uda przepracowanej zarządzającej. Kwestię jadalni złożyłam w ręce Betsy Kindred. Sto dolarów pozwoli jej dokonać zmian w tym posępnym pomieszczeniu. Betsy doceniła zaufanie, wybrała pięć sympatycznych sierot do pomocy przy załatwianiu szczegółów i zamknęła za sobą drzwi. Przez trzy dni dzieci jadały w klasach przy pulpitach. Ja zaś nie miałam zupełnie pojęcia, co wyczynia Betsy, ale ponieważ ma ona więcej dobrego smaku ode mnie, postanowiłam się nie wtrącać. To taka niebiańska ulga, gdy można złożyć coś na cudze barki i mieć pewność, że wszystko zostanie zrobione! Przy całym szacunku dla wieku i doświadczenia personelu, który tutaj zastałam, nie mogę powiedzieć, by był on szczególnie przychylny nowym ideom. Generalnie wszyscy wyznają zasadę: Dom im. Johna Griera powinien funkcjonować dziś tak, jak to zaplanowano przy jego założeniu w roku 1875. Nawiasem mówiąc, moja droga Ago, Twój pomysł urządzenia prywatnej jadalni dla zarządzającej, który początkowo, będąc istotą towarzyską, odrzuciłam, okazał się moim zbawieniem. Gdy jestem śmiertelnie zmęczona — jadam sama, lecz gdy jestem w dobrej formie, to zapraszam któregoś z pracowników do wspólnego posiłku. I właśnie w tej atmosferze wytwornej intymności, panującej przy stole, uzyskuję we współpracy najlepsze efekty. Kiedy rodzi się potrzeba, by zasiać w duszy panny Snaith ziarno myśli o potrzebie świeżego powietrza, zapraszam ją na kolację 34 i taktownie podsuwam po trochu kwestię tlenu, podczas gdy ona zajada klops z cielęciny. Klops z cielęciny jest daniem, które nasza kucharka uważa za fundamentalne na proszonej kolacji. Wkrótce mam zamiar stawić czoła sprawie pożywnych posiłków dla personelu kierowniczego. Tymczasem jednak jest tyle rzeczy ważniejszych niż nasze własne wygody, że na razie musimy godzić się z klopsem. , Za drzwiami dał się słyszeć straszliwy hałas. Okazuje się, że jeden z naszych cherubinków skopał drugiego cberubinka po schodach w dół. Ja jednak piszę spokojnie dalej. Jeśli mam spędzać życie wśród sierot, to muszę hodować w sobie pogodną obojętność. Czy otrzymałaś zawiadomienie o ślubie Leonory Fenton? Wychodzi za mąż za misjonarza lekarza i wyjeżdża z nim do Syjamu! Czy słyszałaś kiedyś coś podobnie absurdalnego!? Leonora prowadząca dom misjonarza! Czy będzie zabawiała pogan tańcem brzucha? Cóż, nie jest to chyba bardziej absurdalne niż mój sierociniec, Ty jako konserwatywna nowojorska matrona lub Marta Keene jako gwiazda życia towarzyskiego w Paryżu. Jak myślisz, czy ona chodzi na bale w ambasadzie w stroju do konnej jazdy? I co, u licha, robi z włosami? Nie mogły jej przecież tak prędko odrosnąć, więc chyba musi nosić perukę. Czy nasz rocznik nie obfituje w zaskakujące i zbawne niespodzianki? Przywieziono pocztę. Wybacz, że zacznę teraz czytać miły, gruby list z Waszyngtonu. Nie był wcale miły. Na odwrót — był impertynencki. Gordon ciągle myśli, że cała ta historia o S. McB i stu trzynastu sierotach jest świetnym żartem. Ale nie myślałby tak, gdyby sam spróbował tego chleba przez kilka dni. Pisze, że ma zamiar wpaść tu przy okazji następnej wyprawy na Północ i popatrzeć na moje wysiłki. Co by się stało, gdybym zostawiła go na moim miejscu, a sama wyskoczyła do Nowego Jorku na jakieś zakupy? Wszystkie nasze prześcieradła są przetarte, mamy też zaledwie dwieście jedenaście koców na cały zakład. Singapur, radość mego serca i domu, śle wyrazy szacunku i sympatii. Ja także S. McB 35 Dom im. Johna Griera Piątek Najdroższa Ago! po\vinnaś zobaczyć, co z jadalni uczyniło Twoje sto dolarów i Betsy Kindred! jest to zachwycający sen w kolorze żółtym. Ponieważ jadalnia WyC^odzi na północ, Betsy pomyślała, że to ją rozjaśni. Tak się też stało- Ściany w kolorze ciemnożółtym są starannie wygładzone, zaś biegnie szlak z rzędem skaczących białych królików. g ¦\\rszystkie elementy drewniane, ze stołami i ławkami włącznie, są żółtopomarańczowe. Zamiast obrusów, na które sobie nie możemy pozW°nć, mamy lniane bieżniki z wymalowanymi szablonem za-iączkarm- Są też żółte wazony, w tej chwili wypełnione wierzbowymi bazia1™' ale już czekamy na pierwiosnki, mniszki i jaskry. Man y tez nowe talerze — białe z żółtymi żonkilami (sądzimy, że są to zonkile), choć mogą to być i róże. Jak wiesz, nie ma tu specjalisty botaniką. No i najważniejszy akcent: mamy serwetki — pierwsze w zyciu. Dzieci początkowo myślały, że to są chusteczki i z zachwytem wycierały w nie nosy. Ąby uczcić otwarcie nowej jadalni, mieliśmy na deser lody i ciasto. Widok dzieci, które nie są przygnębione i apatyczne, jest tak3 przyjemnością, że daję nagrody za aktywność i ożywienie wsZystkim, z wyjątkiem Sadie Kate. Ta siedziała przy stole, stukane nożem i widelcem, i śpiewała „Witajcie w złocistych niebio- sacP • pamiętasz ten pouczający napis nad drzwiami jadalni: „Pan się 0 niis zatroszczy!"? Zamalowaliśmy go dokładnie i na tym miejscu też są namalowane króliki. Takie przekonanie można jeszcze od biedy wpajać normalnym dzieciom, które mają rodziny i dach nad gjową, ale osoby, których jedynym schronieniem w chwili rozpaczy będzie ławka w parku, muszą przyswoić sobie inną, bardziej wojo-wl1jczą niż ta, dewizę. „Pan dał ci dwie ręce, rozum i cały świat dokoła. Spożytkuj więc to dobrze, a będziesz miał chleb. Nie korzystasz z tego, będziesz w biedzie" — oto jest nasza dewiza i to te2 z zastrzeżeniami. W procesie porządkowania, jaki się tu dokonywał, pozbyłam się jedenaściorga dzieci. Poczciwa Stanowa Organizacji Dobroczynna p0mogła mi z trzema dziewczynkami, które dostały się do porząd- 36 jadalnię \ nych domów, jedna zaś ma szansę pełnej adopcji, jeśli spodoba się rodzinie. A tak się chyba stanie, już ja się o to postarałam. Dziewczynka była wzorcowym dzieckiem sierocińca: grzeczna i posłuszna, z kędzierzawymi włosami, przylepna. Dokładnie taka dziewczynka, jakiej potrzeba każdej rodzinie. Kiedy jakaś starająca się o adopcję para wybiera sobie córkę, to serce podjeżdża mi do gardła, tak, jakbym brała udział w nieprzewidzianych uczynkach Losu. Banalne drobiazgi mogą naruszyć kruchą równowagę! Dziecko się uśmiecha i zdobywa na całe życie kochający dom. Dziecko kicha — i wszystko przechodzi obok niego. Trzech spośród naszych najstarszych chłopców pojechało pracować na farmy. Jeden z nich nawet na Zachód, na prawdziwe RANCHO! Chodzą słuchy, że zostanie kowbojem; będzie walczył z Indianami i polował na niedźwiedzie grizzly, choć ja jestem przekonana, że w rzeczywistości zajmie się sielankową pracą przy zbieraniu owsa! Chłopak wyjechał jak bohater romansu, odprowadzany tęsknymi spojrzeniami dwudziestu pięciu żądnych przygód kolegów, którzy z ciężkim westchnieniem musieli powrócić do bezpiecznej monotonii życia w D.W.J.G. Pięcioro innych dzieci zostało odesłanych do odpowiednich dla nich zakładów specjalnych. Jedno jest głuche, jedno cierpi na epilepsję, a u pozostałych trojga stwierdzono niedorozwój umysłowy. Żadne z nich nie powinno być tu przyjęte. To jest zakład 38 wychowawczy i nauczający, nie możemy więc marnować naszych środków na opiekę nad dziećmi z defektami. Sierociniec, dom sierot — to już jest przestarzałe. Ja mam zamiar przekształcić go w szkołę z internatem, gdzie dzieci, których rodzice nie byli w stanie się o nie troszczyć, będą się rozwijać fizycznie, moralnie i umysłowo. „Sieroty" to tylko ogólne określenie dzieci, z których zresztą bardzo wiele wcale nie jest sierotami. Mają na przykład jednp z rodziców, uparte i złośliwe, które nie chce się zrzec swoich praw. Z tego względu nie mogę zgłosić dziecka do adopcji. Innym zaś lepiej będzie w dobrych rodzinach zastępczych niż w najlepszym zakładzie. Dlatego też przysposabiam je do adopcji tak szybko, jak jest to możliwe, i szukam chętnych rodzin. Ty w czasie swoich podróży pewno spotykasz dużo dobrych rodzin. Czy nie mogłabyś nakłonić ich do adoptowania dzieci? Przede wszystkim chłopców. Mamy strasznie dużo chłopców i nikt ich nie chce. A tyle się mówi o antyfeminizmie! To nic w porównaniu z antymaskulinizmem, istniejącym w duszach i umysłach adoptujących rodziców. Mogę znaleźć rodziny dla tysiąca małych dziewczynek o blond włosach, z dołeczkami na policzkach, ale dobry, żywy chłopiec w wieku od dziewięciu do trzynastu lat — to towar bez nabywcy." Mam wrażenie, iż panuje ogólne przekonanie, że oni tylko brudzą podłogi i niszczą mahoniowe meble. Jak myślisz, czy męskie kluby nie powinny adoptować chłopców jako rodzaj maskotek? Chłopiec mógłby mieszkać u jakiejś miłej szacownej rodziny, a członkowie klubu kolejno zabieraliby go w sobotnie popołudnia do siebie. Mogliby z nim chodzić na mecze, do cyrku, a gdyby mieli dosyć, odprowadzaliby do domu — po prostu wypożyczaliby go, tak jak to się robi z książką z biblioteki. Poza tym byłby to bardzo cenny trening dla kawalerów. Ludzie zawsze rozprawiają o potrzebie przygotowywania dziewcząt do macierzyństwa. Dlaczego więc nie zorganizować takiego przygotowawczego kursu do ojcostwa i przedłożyć najlepszym męskim klubom, by się tym zajęły? Czy zechciałabyś skłonić Jervisa, aby przeprowadził w tej kwestii agitację w różnych swoich klubach? Ja zaś zmuszę Gordona, żeby rozpoczął akcję w Waszyngtonie. Obaj należą do tylu klubów, że powinniśmy urządzić przynajmniej z tuzin chłopców. Pozostaję niezmiennie tkwiąca w kłopotach matka stu trzynaściorga S. McB. 39 Dom im. Johna Griera 18 marca Kochana Agato! Miałam przyjemny odpoczynek od stu trzynastu macierzyńskich problemów. Wczoraj ni mniej, ni więcej tylko Gordon Hallock pojawił się w naszej sielskiej okolicy, w drodze powrotnej do Waszyngtonu, by tam wziąć na swe barki troski o kraj i naród. W każdym razie powiedział, że było mu to po drodze, ale na mapie w pokoju szkolnym zobaczyłam, że zboczył przynajmniej o sto mil. O Boże, jakże cieszyłam się z jego przyjazdu! Był pierwszym fragmentem świata zewnętrznego, jaki zobaczyłam od chwili mego zamknięcia się w tym zakładzie. I o tylu zabawnych sprawach mi opowiedział! Zna od podszewki wszystkie historie, o których się czyta w gazetach. Na ile mogę się zorientować, jest on osią, dokoła której obraca się życie towarzyskie Waszyngtonu. Zawsze byłam pewna, że polityka to jego przeznaczenie. Jest człowiekiem do niej stworzonym. Co do tego nie może być wątpliwości. Nie wyobrażasz sobie, jak podniesiona na duchu i podniecona się czuję. Zupełnie, jakbym wróciła do swego środowiska po okresie towarzyskiego ostracyzmu. Muszę wyznać, że bardzo mi brakuje kogoś, kto mówi tym samym językiem — trochę nonsensownym, ale zabawnym. Betsy wyjeżdża do domu na weekend, a doktor jest wprawdzie dosyć rozmowny, ale, dobry Boże! — taki strasznie logiczny! Gordon w jakiś sposób zastępuje mi ten świat, do którego należę: świat klubów, jazdy samochodem, dancingów, sportu i układnych manier. Biedny to, śmieszny i głupiutki świat, bez wątpienia, ale mój własny. I bardzo mi go brakuje. Ta koncepcja służby dla społeczeństwa jest teoretycznie godna uznania, interesująca i przekonywająca, ale śmiertelnie nudna w szczegółach praktycznych. Obawiam się, że nie zostałam stworzona do tego, żeby nawracać grzeszników i prostować skrzywionych. Próbowałam oprowadzić Gordona po zakładzie i rozbudzić w nim zainteresowanie najmłodszymi, ale on nie chciał na nich nawet spojrzeć. Sądzi, że przyjechałam tu, żeby mu zrobić na złość, co, w rzeczy samej, jest prawdą. Twój syreni śpiew nigdy nie ściągnąłby mnie z drogi lekkomyślnych rozrywek, gdyby Gordon nie był tak nieprzyjemnie rozbawiony na myśl o mnie w roli 40 zarządzającej sierocińcem. Przyjechałam tu, by mu pokazać, że potrafię to robić. A teraz, kiedy mogę mu to zademonstrować, ta bestia nie chce tego widzieć! Zaprosiłam go na kolację, ostrzegając jednocześnie przed klopsem cielęcym. Ale podziękował i odmówił dodając, że to mnie się przyda jakaś odmiana. Tak więc pojechaliśmy do gospody w Brant-wood i zamówiliśmy homara z wody. Już zupełnie zapomniałam, że te stworzenia są jadalne. Dziś o siódmej rano obudził mnie wściekły dzwonek telefonu. Dzwonił ze stacji Gordon, który udawał się w dalszą podróż. Był bardzo skruszony i przepraszał gorąco za to, że odmówił obejrzenia moich dzieci. Powiedział, że nie dlatego, iżby nie lubił sierot, ale dlatego, że nie podoba mu się ich bezpośrednie sąsiedztwo ze mną. Aby udowodnić swoje dobre intencje, przyśle nam worek orzeszków ziemnych. Czuję się tak świeża i odnowiona po tym małym wypadzie, jakbym miała prawdziwe wakacje. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że godzina czy dwie interesującej rozmowy są dla mnie lepszym środkiem tonizującym, niż kwarta żelaza i tabletki wzmacniające. Jest mi Pani winna dwa listy, Madame. Przyślij je tout de suitę* albo odłożę swoje pióro na zawsze. Twoja, jak zawsze, S. McB Wtorek, godz. 5 pop. Moj drogi Wrogu! Powiedziano mi, że dziś po południu, podczas mojej nieobecności, złożył nam Pan wizytę i zrobił awanturę. Twierdzi Pan, że dzieci z grupy panny Snaith nie otrzymują tej ilości tranu, jaka im się 'lależy. Przykro mi, że Pańskie zalecenia nie zostały wypełnione, ale musi ?av\ zrozumieć, jak trudną rzeczą jest wprowadzenie tej paskudnie pachnącej cieczy do wnętrza wyrywającego się z rąk dziecka. A biedna panna Snaith jest osobą mocno przepracowaną. Ma pod * tout de suitę — natychmiast (franci 41 swoją opieką o dziesięcioro dzieci więcej, niż jest sprawiedliwym udziałem każdej samotnej kobiety. Dlatego też dopóki nie znajdziemy jej drugiej pomocnicy, nie będzie miała wiele czasu na te wszystkie Wymyślne szczegóły, których Pan wymaga. Poza tym, mój drogi Wrogu, jest bardzo wrażliwa na obelgi. Kiedy czuje się Pan usposobiony do kłótni, to wolałabym, żeby Pan tę wojowniczość wyładował na mnie. Mnie to nie przeszkadza, wprost przeciwnie. Ale ta biedna kobieta oddaliła się do swego pokoju w stanie histerii, pozostawiając dziesięcioro maluchów na łasce Opatrzności, zamiast ułożyć je jak należy do snu. Jeśli ma Pan jakieś pigułki, które by uspokoiły jej nerwy, tó proszę to przysłać przez Sadie Kate. Z poważaniem S. McBride Środa rano Szanowny doktorze MacRae! Absolutnie nie zachowuję się nierozumnie. Po prostu proszę, aby z każdą skargą przychodził Pan do mnie, a nie niepokoił personelu w tak gwałtowny sposób, jak uczynił to Pan wczoraj. Dokładam starań, by wypełniono wszystkie Pańskie polecenia — natury medycznej — z wielką skrupulatnością. W tym ostatnim wypadku zdaje się, że mamy do czynienia z pewnym zaniedbaniem. Nie wiem, co się stało z czternastoma nie zużytymi butelkami tranu, z powodu których podniósł Pan taką wrzawę, ale obiecuję sprawę wyjaśnić. Nie mogę też, z różnych przyczyn, kazać pannie Snaith bezzwłocznie zapakować się i wyjechać, jak Pan tego żąda. Być może jest ona pod różnymi względami nieodpowiednia, ale jest dobra dla dzieci. Na razie więc musi pozostać. Z poważaniem S. McBride Drogi Wrogu! Soyez tranąuille*. Już wydałam rozkazy i w przyszłości dzieci otrzymają tyle tranu, ile im się należy. Silny mężczyzna postawił na swoim. S. McB. 22 marca Kochana Agato! Życie w zakładzie jakby się trochę ożywiło w ostatnich dniach — odkąd trwa Wielka Wojna Tranowa. Pierwsza potyczka miała miejsce we wtorek i, niestety, nie byłam jej świadkiem, bo z czwórką dzieci robiłam zakupy w wiejskim sklepie. Kiedy wróciłam, zastałam sierociniec dygocący w histerii. Nasz wybuchowy doktor złożył wizytę. Sandy ma w życiu dwie namiętności: jedną jest tran, a drugą szpinak. Żadna z nich nie cieszy się popularnością wśród najmłodszych. Tran dla wszystkich anemicznych dzieci — to zalecenie wraz ze szczegółową instrukcją podawania przekazał pannie Snaith. Wczoraj, zgodnie ze swą podejrzliwą szkocką naturą, zaczął węszyć dokoła, aby wyjaśnić, dlaczego biedne, małe szczurki nie przybierają na wadze tak szybko, jak powinny. I dokopał się strasznej prawdy. Od całych trzech tygodni nie otrzymują ani kropli tranu! W tym momencie doktor eksplodował i zaczęło się: galimatias, podniecenie i histeria. Betsy mówi, że musiała wysłać Sadie Kate do pralni, z naprędce wymyślonym poleceniem, ponieważ jego język stawał się zgoła nieodpowiedni dla sierocych uszu. Kiedy wróciłam do domu, już go nie było, a panna Snaith oddaliła się do siebie spływając łzami, miejsce zaś pobytu czternastu butelek tranu ciągle pozostawało tajemnicą. Na domiar wszystkiego doktor oskarżył ją głośno, że sama ten tran wypiła. Wyobraź sobie pannę Snaith, która wygląda * Soyez tranąuille — Bądź spokojny (franc.) 42 43 tak niewinnie, bezwolnie i bezradnie, kradnącą tran biednym małym sierotkom i popijającą go na osobności! Panna Snaith broniła się histerycznymi zapewnieniami, że kocha dzieci i spełniła swój obowiązek najlepiej, jak umiała. Sama nie uznaje podawania lekarstw najmłodszym, myśli bowiem, że szkodzą ich biednym, małym żołądkom. Możesz sobie wyobrazić reakcję Sandy'ego! Ojej, jej, pomyśleć tylko, co ja straciłam! Tak więc burza szalała przez trzy dni i Sadie Kate uchodziła sobie nogi, nosząc w tę i z powrotem listy i polecenia. Przez telefon porozumiewam się z nim tylko w wyjątkowych sytuacjach, gdyż ma strasznie wścibską gospodynię, starą jędzę, która podsłuchuje z aparatu na parterze. A tym razem nie chciałam wywlekać na światło dzienne skandalicznych sekretów Domu im. Johna Griera. Doktor zażądał natychmiastowego zwolnienia panny Snaith, ja zaś odmówiłam. Oczywiście, jest ona nierozgarniętą, mało sprawną, starszawą osobą, ale kocha dzieci i przy odpowiednim doglądzie jest użyteczna. Poza tym, mając na uwadze koneksje rodzinne p; nny Snaith, nie 44 mogłam odprawić jej w niesławie jak kucharkę pijaczkę. Mam nadzieję z biegiem czasu pozbyć się jej za pomocą delikatnych sugestii. Może mi się uda ją przekonać, że jej zdrowie wymaga łagodnego klimatu Kalifornii. A poza tym bez względu na to, czego sobie życzy doktor, jego maniery są tak dyktatorskie, że z czystego poczucia własnej godności chce się stanąć po stronie przeciwnej. Kiedy on stwierdza, że ziemia jest okrągła, natychmiast oświadczam, że ma kształt trójkąta. I na koniec, po trzech przyjemnie podniecających dniach cała sprawa się uciszyła. Zostały wymuszone przeprosiny (wprawdzie bardzo wątłe) wobec biednej starszej pani, ona zaś wyspowiadała się szczegółowo i złożyła obietnicę odpowiedniego postępowania w przyszłości. Wygląda na to, że nie była w stanie zmuszać biedactw do picia tego paskudztwa, ale, ze zrozumiałych powodów, nie mogła się sprzeciwiać doktorowi MacRae. Dlatego więc schowała wszystkie czternaście butelek w najciemniejszym kącie piwnicy. W jaki sposób miała zamiar się pozbyć swego łupu — nie mam pojęcia. Czy można zastawiać tran w lombardzie? Później. Negocjacje pokojowe zakończyły się dziś po południu i Sandy opuścił nas z godnością, gdy zapowiedziano przybycie Wielmożnego Cyrusa Wykoffa. Dwóch wrogów w ciągu jednej godziny to naprawdę nie do zniesienia. Nasza nowa jadalnia wywarła wielkie wrażenie na Wielm. Cy, zwłaszcza gdy usłyszał, że Betsy wymalowała wszystkie króliczki swymi białymi jak lilie rączkami. Malowanie królików na ścianach uważa za właściwe zajęcie dla kobiety, ale kierownicze stanowisko w rodzaju mojego uznaje za pewną przesadę. Jest też zdania, że byłoby znacznie rozważniej, gdyby pan Pendleton nie zostawił mi wolnej ręki w rozporządzaniu jego pieniędzmi. Podczas, gdy kontemplowaliśmy wykonane przez Betsy malowidła ścienne, z okolic spiżarni doszedł nas okropny huk i znaleźliśmy Gladiolę Murphy płaczącą pośród szczątków pięciu żółtych talerzy. Przysłuchiwanie się tym hałasom jest dostatecznym wstrząsem dla moich nerwów, kiedy jestem sama, tym bardziej wstrząsa to mną w czasie wizyty wyjątkowo niesympatycznego Opiekuna. Będę starała się ze wszystkich sił dbać o te żółte talerze, ale jeśli chcesz zastać swój prezent w całej jego niewyszczerbionej krasie, to 45 radzę Ci pospieszyć na Północ i złożyć wizytę w Domu im. Johna Griera bez zwłoki. Twoja, jak zawsze, Sallie 26 Moja droga Ago! Właśnie odbyłam rozmowę z kobietą, która chce wziąć dziecko do domu, by zrobić niespodziankę mężowi. Z wielkim trudem przekonałam ją, że skoro mąż ma łożyć na utrzymanie dziecka, to byłoby lepiej, żeby się z nim porozumiała w sprawie adopcji. Kobieta argumentowała z uporem, że to nie jego sprawa, skoro wszystkie uciążliwe obowiązki, jak pranie, przebieranie i w ogóle zajmowanie się dzieckiem, spadną na nią. Naprawdę zaczyna mi się robić żal mężczyzn. Niektórzy z nich mają bardzo niewiele praw. Podejrzewam, że nawet nasz wojowniczy doktor jest ofiarą domowej tyranii i to w dodatku ze strony swej gospodyni. To wprost skandal, jak ta Maggie McGurk zaniedbuje tego biednego człowieka. Musiałam go oddać pod opiekę mojej sieroty. Sadie Kate, z wyrazem niezwykłego przejęcia na twarzy, siedzi teraz na podłodze przy kominku i przyszywa guziki do płaszcza doktora, podczas gdy on jest na górze u najmłodszych. Nie uwierzysz, ale między mną i Sandym rośnie wyraźna zażyłość, utrzymana w cierpkim szkockim stylu. Weszło mu w nawyk, że w drodze powrotrtej do domu, po odbyciu wizyt, około czwartej po południu, zatrzymuje się przed naszymi drzwiami i robi przegląd domu, aby się upewnić, że nie pojawiły się przypadki cholery, dzieciobójstwa czy czegoś zaraźliwego, a potem, około wpół do piątej, pojawia się na progu mojego gabinetu, aby omówić wspólne problemy. Czy przychodzi odwiedzać mnie? Och, oczywiście że nie! Przychodzi, żeby zjeść grzanki z marmoladą i wypić herbatę.. Ten człowiek wygląda, jakby zawsze był głodny. Gospodyni wyraźnie go nie dokarmia. Jak tylko zdobędę nad nim większą przewagę, namówię go do buntu. Tymczasem jednak jest wdzięczny za coś do jedzenia i zabsawny 46 w wysiłkach wykazania się towarzyskim obyciem. Na początku trzymał w jednej ręce filiżankę, w drugiej talerz z grzankami i rozglądał się za trzecią ręką, którą mógłby je zjeść. Teraz już rozwiązał ten problem. Siada, zwraca czubki butów ku sobie, ściska kolana, a potem składa serwetkę w rodzaj długiego wąskiego klina, którym zatyka szczelinę między udami, tworząc w ten sposób pseudopodołek. Później siedzi z napiętymi mięśniami, dopóki nie wypije herbaty. Przypuszczam, że powinnam postawić tam jakiś stolik, ale widok Sandy'ego w takiej pozie jest promykiem radości, z którego nie mogę zrezygnować. Poczta przybyła i została przejrzana. Podziękuj serdecznie Jen/isowi w moim imieniu za trzy aligatory pośród bagien. Wykazuje wyjątkowy smak artystyczny w doborze widokówek. Twój siedmiostronicowy, bogato ilustrowany list z Miami przybył w tym samym czasie. Od razu odróżniłam Jervisa od palmy, nawet bez czytania podpisu, ponieważ palma jest zdecydowanie bardziej owłosiona. Otrzymałam też gładki, jak chleb z masłem, list od miłego młodego człowieka z Waszyngtonu, a także książkę i bombonierkę. Worek z orzeszkami ziemnymi dla dzieciaków wysłał ekspresem. Czy spotkałaś się kiedyś z takim nadskakiwaniem? Jimmie uszczęśliwił mnie wiadomością, że zjawi się z wizytą, jak tylko ojciec zwolni go na trochę z fabryki. Ten biedak tak nie znosi fabryki! Nie żeby był leniwy; on po prostu nie interesuje się odzieżą roboczą i kombinezonami. Ojciec jednak nie może zrozumieć takiego braku dobrego gustu. Kiedy zbudował fabrykę, to naturalnie rozwinął w sobie pasję do kombinezonów, którą powinien był odziedziczyć najstarszy syn. Jestem ogromnie zadowolona, że udało mi się urodzić córką. Nikt mi nie każe lubić kombinezonów i mogę swobodnie wybierać dowolny rodzaj kariery. Wracając do poczty. Przyszło ogłoszenie od właściciela hurtowni towarów spożywczych anonsujące, że posiada on wyjątkowo ekonomiczne gatunki owsianki, ryżu, mąki, śliwek i suszonych jabłek i że pakuje je specjalnie dla więzień i instytucji charytatywnych. Brzmi to szalenie apetycznie, prawda? Przyszły także dwa listy od dwóch farmerów; każdy z nich chciałby dostać krzepkiego czernastoletniego chłopca, który nie boi się pracy. Oni zaś przyjmą go w dobrym domu. Te „dobre domy" 47 pojawiają się z dużą częstotliwością, jak tylko przybliża się pora wiosennych prac w polu. Kiedy w zeszłym tygodniu prowadziliśmy wywiad na temat jednego z farmerów, to wiejski pastor na nasze rutynowe pytanie „Czy ma jakąś własność?" odparł bardzo ostrożnie: „Sądzę, że musi posiadać korkociąg". Z trudem zaufałabyś wielu z tych domów, które obejrzeliśmy. Znaleźliśmy zamożną wiejską rodzinę, która mieszkała w trzech ciasnych pokojach, aby reszta solidnego domu się nie brudziła. Czternastoletnia dziewczynka, którą chcieli zaadoptować, żeb> mieć tanią służącą, miała spać w malutkim pokoiku wraz z trojgiem ich własnych dzieci. Ich kuchnio-jadalnio-salonik był bardziej zagracony i duszny, niż jakiekolwiek widziane przeze mnie miejskie mieszkanie. A do tego temperatura plus dwadzieścia pięć stopni. Właściwie trudno powiedzieć, że oni tam mieszkali, raczej że się gotowali. Możesz być pewna, że tacy ludzie nigdy nie dostaną żadnej z naszych dziewczynek! , W każdym razie ja jestem bardzo wybredna, jeśli dotyczy to domów i odrzucam trzy czwarte przysyłanych ofert. Później. Gordon dał moim dzieciom honorowe zadośćuczynienie. Jego worek z orzeszkami ziemnymi już tu jest i ma trzy stopy wysokości. Czy pamiętasz ten deser z orzeszków i cukru klonowego, który dawano nam w college'u? Kręciłyśmy na niego nosem, ale jadłyśmy. Teraz wprowadzam go tutaj i zapewniam Cię, że nikt nosem nie kręci. To przyjemność karmić dzieci, które przeżyły epokę pani Lippett. Są praktycznie wdzięczne za każdy najmniejszy dar. Nie możesz się skarżyć, że ten list jest zbyt krótki. Twoja, ze skurczem w palcach. S. McB. Dom im. Johna Griera przez cały dzień w piątek Droga Ago! Może cię zainteresuje, że zetknęłam się z jeszcze' jednym wrogiem — gospodynią doktora "o/nawiałam z tą osobą'kilka razy przez telefon i zauważyłam, że jej głos nie wyróżniał się miękkim niskim brzmieniem, które cechuje mdzr uprzejmych. Teraz udało mi się ją zobaczyć. Dziś rano, gdy wracałam^ wsi, nadłożyłam trochę drogi i przeszłam obok domu naszego doktora. Sandy jest najwyraźniej ukształtowany przez dom — oliwkowozielony, z pochyłym dachem i zaciągniętymi zasłonami. Można by pomyśleć, że odbywa się tam pogrzeb. Wcale się nie dziwię, że powaby życia jakoś umknęły temu 49 biedakowi. Po obejrzeniu domu z zewnątrz, zapałałam chęcią przekonania się, czy i wnętrze jest podobne. Ponieważ rano kichnęłam pięć razy, zdecydowałam, że mam prawo zgłosić się po poradę lekarską. Wprawdzie jest on lekarzem dziecięcym, ale katar można mieć w każdym wieku. Tak więc odważnie weszłam po stopniach i nacisnęłam dzwonek. Niech to licho! Jakież to dźwięki wdzierają się w me marzenia? To głos Wielm. Cy, jako żywo, zbliża się po schodach. Muszę napisać listy i nie mam ochoty dręczyć się jego ględzeniem, tak więc wysyłam do drzwi Jane, by, spojrzawszy mu śmiało w oczy, stanowczo oświadczyła, że nie ma mnie w domu. Tańczmy dalej, nie ukrywajmy naszej radości. Poszedł sobie! Tych pięć gwiazdek wyobraża osiem męczących minut, jakie spędziłam w ciemnościach mojej szafy. Wielm. Cy przyjął wiadomość od Jane z uprzejmym stwierdzeniem, że usiądzie i poczeka. Co też uczynił. Ale czy Jane pozostawi mnie w tej dusznej szafie? Nie! Zwabiła go do pokoju najmłodszych, by pokazać, jaką straszną rzecz znowu zrobiła Sadie Kate. Wielm. Cy uwielbia oglądać straszne rzeczy, zwłaszcza zrobione przez Sadie Kate. Nie wiem, jaki to skandal Jane ma zamiar ujawnić, ale to nie ma znaczenia. Najważniejsze, że sobie poszedł. O czym to ja mówiłam? Ach tak, więc nacisnęłam dzwonek u drzwi domu doktora. Otworzyła mi duża, krzepka osoba z rękawami zawiniętymi po łokcie. Wyglądała bardzo stanowczo, miała jastrzębi nos i zimne, szare oczy. — O co chodzi? — powiedziała tonem, który przeznacza się dla wędrownych sprzedawców odkurzaczy. — Dzień dobry — uśmiechnęłam się przyjaźnie i weszłam do wnętrza. — Czy mam przyjemność z panią McGurk? — Tak jest — odparła. — A pani to chyba ta nowa kobieta z przytułku? — Właśnie tak — powiedziałam. — Czy on jest w domu? — Nie ma go — odrzekła. — Ale to są godziny przyjęć. — Nie przestrzega dokładnie godzin. . - A powinien — stwierdziłam stanowczo. — Proszę uprzejmie powiedzieć mu, że była tu panna McBride, i poprosić, żeby zajrzał do Domu im. Johna Griera dziś po południu. — Hmm — mruknęła pani McGurk i zatrzasnęła drzwi tak szybko, że przycięła mi kawałek spódnicy. Kiedy po południu opowiedziałam o tym doktorowi, wzruszył ramionami i zauważył, że to jest uprzejme zachowanie Maggie. — Ale dlaczego pan trzyma ją u siebie? — spytałam. — A gdzie mógłbym znaleźć kogoś lepszego? — odparł. — Praca u samotnego mężczyzny, który wraca do domu nieregularnie, o różnych porach dnia i nocy, nie jest żadną synekurą. Pani McGurk nie wnosi żadnej radości, ale potrafi podać gorący posiłek o dziewiątej wieczorem. Mimo wszystko mogę się założyć, że te gorące posiłki nie są ani smaczne, ani dobrze podane. To jest niesprawna,, leniwa, stara jędza i dobrze wiem, dlaczego mnie nie lubi. Wyobraża sobie, że chcę jej ukraść doktora i wygryźć ją z wygodnej posady. Trzeba przyznać, że brzmi to jak dobry żart. Nie mam jednak zamiaru wyprowadzać jej z błędu, niech się staruszka trochę pomartwi. Może zacznie mu przyrządzać lepsze obiady i trochę go utuczy. Jestem przekonana, że tłuści mężczyźni mają łagodne usposobienie. 50 >o C N 1-1 1 *<& ,(T> O Do L3 tn- O. "-1- p O |8 ff B. O 3 O- 3 t O S - c- q o, a -s o c S-.^ « 3- <5> ^ Ł n o- 2 3 ^ N C- N. 3¦ ¦*• g. o ff i <-¦ 2- & L. o- -• 2 o- 0--0 ^ o o eg l (S ' rg,. 5" n r- o "o & 3 p. i 2- ta tl c= q li N O g" S-& « 3- o • P S f i 1 i o p o o 3 -3 5 3 R-, 2 s N O 3' % 1 lei lii P cn P a e N N P k- fi* 2 ¦=¦¦ g. o P* P "tS" P o 5*8 - li 14 i! 1/1 ¦|/i N |! p ? p p ją.5 i IŁ ^ P «" a. uwagi i gwałtownie zamieszał herbatę w filiżance. Wtedy zapytałam, czy życzy sobie jeszcze jedną kostkę cukru, wrzuciłam mu ją i pozwoliłam mieszać dalej. Jedyny sposób na opiekunów to silna i pewna ręka. Trzeba, żeby wiedzieli, gdzie jest ich miejsce. Och, moja droga! Ta plama na rogu to ślad po czarnym języku Singa. Starał się posłać Ci czułego całusa. Biedny Singapur, myśli, że jest pieskiem pokojowym. Czy to nie tragedia, gdy ludzie się mylą co do swego powołania? Ja sama nie zawsze uważam, że przyszłam na świat, by zostać zarządzającą w sierocińcu. Twoja do grobu S. McB. Biuro Zarządzającej Dom im. Johna Griera 4 kwietnia Państwo Pendletonowie Palm Beach, Floryda. Szanowna Pani, Szanowny Panie. Przeżyłam swój pierwszy dzień wizytacyjny i wygłosiłam do Opiekunów piękne przemówienie. Wszyscy orzekli, że było piękne — nawet moi wrogowie. Niedawna wizyta pana Gordona Hallocka była bardzo na czasie, dowiedziałam się bowiem od niego o paru sposobach na zwrócenie uwagi słuchaczy. „Trzeba być dowcipnym". A więc opowiedziałam o Sadie Kate i paru innych cherubinkach, których nie znacie. „Trzeba być konkretnym i orientować się w poziomie inteligencji audytorium". Przyglądałam się Wielm. Cy i nie powiedziałam nic, czego on nie mógłby zrozumieć. „Trzeba schlebiać słuchaczom". Subtelnie zwracałam uwagę, że wszystkie nasze reformy są wynikiem mądrości i inicjatywy naszych niezrównanych Opiekunów. „Trzeba wprowadzić nutę moralizatorską i doprawić to patosem1". Rozwodziłam się nad skutkami braku rodziców u tych podopiecznych społeczeństwa. I dało to rezultaty — mój Wróg otarł łzę! A później nakarmiłam ich czekoladą z bitą śmietaną, lemoniadą, kanapkami z tatarem i wysłałam do domów ożywionych i rozgadanych, ale bez apetytu na kolację. Zatrzymałam się tak długo na opisie naszego triumfu, aby wprowadzić Was w pogodny nastrój, zanim opowiem o straszliwej katastrofie, która mogła doprowadzić do ruiny to szczęśliwe wydarzenie. Teraz nastąpi historii mej część straszliwa. Czuję, jak twarz moja bladością się okrywa, Bo nawet z tą godziną, Choć zapach skunksa już. przeminął, Gdy wspomnieć go się ośmielam, strach mnie porywa. Chyba nigdy nie słyszeliście o naszym małym Tammasie Kehoe? Nie opisywałam Tammasa dlatego, że wymaga on bardzo dużo atramentu i słów. To niezwykle żywy chłopaczek, idący w ślady swego taty — myśliwego w starym stylu. Brzmi to jak ballada z Zachodu, ale nią nie jest, zapewniam was. Nijak nie możemy oduczyć Tammasa odziedziczonych instynktów drapieżnika. Strzela więc z łuku do kurcząt, zarzuca lasso na świnie i urządza rodeo z krowami. Jednym słowem — jest szalenie destruktywny! Ale ukoronowanie jego niegodnych postępków nastąpiło na godzinę przed spotkaniem z Opiekunami, kiedy tak bardzo zależało nam, abyśmy wyglądali czysto, słodko i pociągająco. Okazuje się, że ukradł pułapkę na szczury i zastawił ją w drewutni, a wczoraj rano dopisało mu szczęście, bo w pułapkę złapał się tłusty, duży skunks śmierdziel. Pierwszy doniósł o tym odkryciu Singapur. Wrócił do domu i tarzał się po dywanie gwałtownie i z wyraźnym obrzydzeniem. Podczas gdy nasza uwaga zwrócona była na Singa, Tammas w ciszy drewutni zajął się obdzieraniem swej ofiary ze skóry. Przypiął sobie zdjęte futerko pod kurtkę i w ten perfidny sposób przeszedł z nim przez cały budynek, a potem ukrył łup pod swoim łóżkiem, myśląc, że nikt go tam nie znajdzie. Następnie powrócił, tak jak miał to zalecone, do piwnicy, pomagać przy mrożeniu lodów przeznaczonych dla gości. Zauważyliście zapewne, że lodów w jadłospisie nie w-ymieniłam. 54 55 W krótkim czasie, jaki nam pozostał do zebrania, podjęliśmy wszystkie możliwe środki zaradcze. Noah (nasz Murzyn palacz) rozpalił ogniska dymne wokół domu. Kucharka obniosła po całym budynku szufelkę palącej się kawy. Betsy skropiła korytarze amoniakiem. Panna Snaith wytwornie pryskała na dywany wodę fiołkową. Ja posłałam po doktora, który sporządził gigantyczną ilość roztworu chlorku wapnia. Lecz ciągle nad i pod tymi rozmaitymi zapachami duch ofiary Tammasa wołał o pomstę i cuchnął. Pierwszą sprawą, jaka wypłynęła na spotkaniu, było pytanie, czy mamy wykopać dziurę i zakopać w niej nie tylko Tammasa, lecz cały główny budynek. Z jaką niezwykłą delikatnością przedstawiłam całe to gorszące zajście, zrozumiecie wtedy, gdy wam powiem, że Wielm. Cy poszedł do domu, podśmiewając się z zabawnej historyjki, zamiast narzekać na to, że nowa zarządzająca nie potrafi utrzymać chłopców w karbach. Wszyscy musimy poddać się zrządzeniom losu! Wasza S. McBride. Dom im. Johna Griera Piątek, jak również sobota Kochana Ago! Singapur ciągle mieszka w wozowni i codziennie jest kąpany przez Tammasa Kehoe w wodzie z karbolem. Mam nadzieję, że kiedyś, w dalekiej przyszłości, mój ukochany pieszczoch będzie nadawał się do zamieszkania z nami. Na pewno sprawi Ci przyjemność wiadomość, że wprowadziłam nową metodę pozbywania się Twoich pieniędzy. Odtąd będziemy kupować część obuwia, towarów bławatnych i kosmetyczno-droge-ryjnych w naszych miejscowych sklepach. Wprawdzie nie po tak niskich cenach, jakie są w hurtowniach, ale jednak z rabatem, edukacyjny zaś aspekt sprawy wart jest tej różnicy cen. Przyczyna jest następująca: odkryłam, że połowa moich dzieci nie wie niczego o pieniądzach lub o ich sile nabywczej. Myślą, biedactwa, że buty, owsianka, czerwone halki z flaneli, duszona baranina i kretonowe sukienki po prostu sfruwają z błękitnego nieba. ? W ubiegłym tygodniu wypadł mi z portmonetki banknot dolarowy. Podniósł go ośmioletni smyk i zapytał, czy może sobie zatrzymać ten obrazek z ptakiem. To dziecko nigdy w życiu nie widziało banknotu! Zaczęłam dochodzenie i wykryłam, że dziesiątki dzieci, przebywających w tym zakładzie, nigdy niczego nie kupowały, a nawet nie widziały nikogo kupującego. A my planujemy wypuścić je po ukończeniu szesnastu lat w świat rządzony przez pieniądz, silą dolarów i centów! Wielkie nieba! Pomyśl tylko o tym! Przecież nie będą prowadzić zawsze życia w zaciszu, pod czyjąś opieką. Powinny wiedzieć, w jaki sposób wycisnąć jak najwięcej z każdego grosza, który zdołają zapracować. Problem ten nie dawał mi spokoju przez całą noc, a rano poszłam do wsi. Odbyłam naradę ze wszystkimi siedmioma sklepikarzami. Czterech miało olej w głowie i zadeklarowało pomoc, dwóch miało wątpliwości, jeden był zdecydowanie głupi. Zaczęłam od tych czterech — towary bławatne, artykuły spożywcze, obuwie i materiały piśmienne. W zamian za zwiększenie zamówień z naszej strony oni sami i ich sprzedawcy zgodzili się pouczać nasze dzieci, które będą chodziły do sklepów, oglądały towary i robiły swoje własne zakupy, płacąc prawdziwymi pieniędzmi. Na przykład: Jane potrzebuje szpulki niebieskich nici do cerowania i metr gumki. A więc dwie dziewczynki z powierzoną im srebrną dwudziestopięciocentową monetą drepcą do pana Meekera. Dobierają starannie kolor nici, uważnie patrzą, jak sprzedawca odmierza gumkę, aby upewnić się, że jej umyślnie nie naciąga. Potem przynoszą sześć centów reszty, otrzymują moje podziękowanie i pochwałę i wreszcie odchodzą z miłym uczuciem, że coś osiągnęły. Czy to nie smutne? Zwyczajne dzieci dzicsięcio- lub dwunastoletnie automatycznie wiedzą o tylu różnych rzeczach, o których nasze hodowane w inkubatorze kurczęta nawet nie śniły. Ale już mam różne plany w zanadrzu. Dajcie mi tylko czas, a zobaczycie. Któregoś dnia zacznę stąd wypuszczać zupełnie normalną młodzież. Później. Mam przed sobą wolny wieczór, więc postanowiłam jeszcze trochę z Tobą poplotkować. Czy pamiętasz te orzeszki ziemne, które przysłał Gordon Hal-lock? Byłam mu tak wdzięczna i tak uprzejma, dziękując za nie, że 56 57 to skłoniło go do nowego wysiłku. Najwidoczniej udał się do sklepu z zabawkami i oddał się w ręce jakiegoś przedsiębiorczego sprzedawcy. Wczoraj dwaj krzepcy doręczyciele złożyli w naszym frontowym hallu skrzynię kosztownych puszystych zwierzaków, wykonanych dla dzieci ludzi bogatych. Nie są to dokładnie te zabawki, które bym kupiła, gdybym to ja wydawała tyle pieniędzy, ale moje maluchy uznały je za bardzo przytulne. Kładą się teraz spać z lwami, słoniami, żyrafami i niedźwiedziami. Nie wiem, jaki to będzie miało skutek psychologiczny. Czy myślisz, że gdy wyrosną, to zechcą występować w cyrku? O mój Boże, idzie tu panna Snaith z wizytą towarzyską. Do widzenia S. PS Syn marnotrawny powrócił. Zasyła wyrazy uszanowania i trzy machnięcia ogonem. Dom im. Johna Griera 7 kwietnia Moja droga Ago! Właśnie przeczytałam rozprawę na temat kształtowania zręczności manualnych u dziewcząt i drugą, o właściwej diecie w zakładach dla dzieci — odpowiednia ilość i proporcje protein, tłuszczów, węglowodanów itd. W dzisiejszych czasach panowania naukowej filantropii, gdzie każdy problem ma wzór i tablicę, można kierować zakładem za pomocą wykresu. Nie wiem, jak pani Lippett zdołała zrobić tyle błędów, zakładając oczywiście, że umiała czytać. Jest jednak pewna bardzo ważna dziedzina pracy w instytucji charytatywnej, którą się nie zajmowano i do której ja sama zbieram materiały. Pewnego dnia ogłoszę rozprawę pt. „Zarządzanie i kontrolowanie Opiekunów". Muszę Ci opowiedzieć dowcip o moim Wrogu — nie o Wielm. Cy, ale o moim pierwszym wrogu. Postawił przed sobą zadanie rozszerzenia pola swoich działań. Mówi bardzo poważnie (wszystko, co robi, jest poważne; jak dotąd nigdy się nie uśmiechnął), że przygląda mi się od chwili mego przyjazdu i chociaż jestem lekkomyślna, frywolna (sic!) i brak mi fachowej wiedzy, to nie sądzi, bym była naprawdę tak powierzchowna i pusta, jak się na pierwszy rzut oka wydawało. Posiadam prawie męską zdolność chwytania w lot istoty sprawy i przedstawiania kwestii bez zbędnych słów. Czy mężczyźni nie są zabawni? Jeśli mają zamiar wyjątkowo cię skomplementować, to naiwnie mówią, że masz męski umysł. W każdym razie jest jeden komplement, którego ja mu nigdy nie powiem. Nie mogę szczerze i uczciwie powiedzieć mężczyźnie, że ma niemal kobiecą bystrość percepcji. A więc Sandy, chociaż jasno widzi moje niedostatki, to jednak myśli, że można je naprawić. Jest też zdecydowany wziąć w ręce moją edukację od tego miejsca, w którym skończył to robić college. T tak, osoba na moim stanowisku powinna być gruntownie oczytana w psychologii, fizjologii, biologii, socjologii i eugenice. Powinna wiedzieć o dziedzicznych skutkach alkoholizmu, chorób umysłowych i niedorozwoju; powinna umieć zastosować test Bineta i rozumieć system nerwowy żaby. W celu osiągnięcia wyżej wymienionego oddał do mojej dyspozycji swoją własną naukową bibliotekę, składającą się z czterech tysięcy tomów. Nie tylko przynosi mi te 59 książki, które chce, bym przeczytała, lecz również zadaje pytania, żeby sprawdzić, czy czegoś nie opuściłam. Ostatni tydzień poświęciliśmy życiu i sprawom rodziny Jukesów. Margaret, matka kryminalistów, sześć pokoleń wstecz ustanowiła płodną linię. Jej potomstwo, znajdujące się głównie w więzieniach, liczy sobie około tysiąca dwustu osób. Morał: bacz na dzieci obciążone dziedzicznie tak starannie, aby nie miały okazji stać się Jukesami. A teraz, jak tylko kończymy herbatę, wyciągamy naszą Księgę Rodzaju i schylamy się nad jej stronicami, szukając z obawą rodziców alkoholików. To bardzo pogodna zabawa, pozwalająca na miłe spędzenie godziny zmierzchu po dniu wypełnionym pracą. Quelłe vie!* Wracaj szybko do domu i zabierz mnie stąd. Tracę wzrok, wypatrując Cię w oddali. Sallie D.W.J.G. Czwartek rano. Droga rodzino Pendletonów! Otrzymałam Wasz list i chwytam pióro, by Was powstrzymać. Nie chcę zostać zwolniona. Wycofuję wszystko. Zmieniłam zdanie. Osoba, którą macie zamiar tu przysłać, wydaje się być bliźniaczą siostrą panny Snaith. Jak możecie żądać, bym oddała moje kochane dzieci dobrotliwej, ale nierozgarniętej damie w średnim wieku i to jeszcze pozbawionej podbródka? Na samą myśl o tym me matczyne serce ściska przerażenie. Wyobrażacie sobie, że taka osoba może wykonywać tę pracę tymczasowo? Nie! Dyrektor instytucji takiej jak ta powimer być młody, krzepki i energiczny, stanowczy, sprawny, rudov:łosy i łagodnego usposobienia — tak jak ja. Oczywiście, że byłam zdegustowana. Każdy na moim miejscu byłby, widząc wszystko w takim opłakanym stanie, ale to było to, co Wy, socjaliści, nazywacie Quelle vie! — Co za życie! (franc.) 60 świętym oburzeniem. I może myślicie, że mam zamiar porzucić wszystkie te piękne reformy, które z takim trudem i wysiłkiem rozpoczęłam? Nie i nie! Nie ruszę się z miejsca, dopóki nie znajdziecie zarządzającej lepszej od Sallie McBride. To naturalnie nie znaczy, że skazuję się na stały pobyt tutaj. Tylko tymczasowo, dopóki wszystko nie stanie na nogi. Podczas gdy trwa okres wietrzenia, kąpieli, przebudowy, jestem głęboko przekonana, że jestem najwłaściwszą osobą, na jaką mogliście trafić. Kocham planowanie ulepszeń i rządzenie ludźmi. To jest strasznie nieporządny list, ale piszę go w niezwykłym pośpiechu, by zdążył do Was, zanim ostatecznie zaangażujecie tę przyjemną, rozkojarzoną osobę w średnim wieku, bez podbródka. Proszę Was, łaskawa Pani i łaskawy Panie, nie pozbawiajcie mnie pracy! Pozwólcie mi tu pozostać kilka miesięcy dłużej. Dajcie mi tylko szansę dowieść, do czego jestem zdolna, a obiecuję Wam, że nigdy tego nie pożałujecie. S. McB. D.W.J.G. Czwartek wieczorem Kochana Ago! Ułożyłam poemat 1 to jest prawda! pieśń zwycięstwa: Nasz Robin MacRae Uśmiechnął się dziś. S. McB. Dom im. Johna Griera 13 kwietnia Kochana Ago! Miło mi, że Tobie było miło dowiedzieć się, że zostanę tutaj. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, ale naprawdę w jakiś sposób przywiązałam się do tych sierot. Czuję się okropnie rozczarowana tym, że interesy Jervisa zatrzymają Was na Południu znacznie dłużej. Umieram z chęci porozmawiania, bo to taki straszny i męczący kłopot pisanie wszystkiego, co się chce powiedzieć. Naturalnie, że jestem zadowolona, iż będziemy przebudowywać główny budynek. Sądzę, że Twoje pomysły są dobre, ale i ja mam kilka dodatkowych niezłych idei. Pewnie że będzie dobrze mieć salę gimnastyczną i werandę do spania, ale jednak moja dusza rwie się do pawilonów. Im dokładniej przypatruję się mechanizmom funkcjonowania sierocińca, tym bardziej jestem przekonana, że jedynym typem zakładu, który może rywalizować z prawdziwą rodziną, jest zakład o systemie pawilonów. Jak długo rodzina jest podstawową komórką społeczną, dzieci powinny jak najwcześniej być przysposabiane do życia rodzinnego. Problem, który spędza mi teraz sen z powiek, brzmi: Co zrobić z dziećmi, kiedy się będziemy przebudowywać? Bardzo niewygodnie jest mieszkać w domu i budować go jednocześnie. A co by było, gdybym wypożyczyła namiot cyrkowy i rozbiła go na trawniku? Poza tym, gdy rozpoczniemy przebudowę, chciałabym mieć kilka pokoi gościnnych, w których mogłyby mieszkać nasze dzieci, gdyby nie pracowały lub były chore. Wielką tajemnicą trwałości naszego wpływu na ich życie będzie uważna troska o nie po tym, gdy nas opuszczą. Jak straszliwie samotnie musi się czuć człowiek, który gdzieś tam za sobą nie ma rodziny! Przy tych tuzinach moich ciotek, wujów, matek, ojców, kuzynów, braci i sióstr nawet sobie tego nie potrafię wyobrazić. Byłabym przerażona i drżąca, gdybym nie miała wielu miejsc do ukrycia się. Tak więc w ten czy inny sposób Dom Wychowawczy im. Johna Griera musi zaspokoić i tę potrzebę ,woich zagubionych podopiecznych. Dlatego też, moi drodzy, przyślijcie mi, proszę, pół tuzina pokoi gościnnych. Do widzenia i cieszę się, że nie przyjęliście tamtej kobiety. Sama sugestia, że ktoś inny miałby zabrać mi wszystkie te piękne refor- SSMM może być dobrze zrobione, ś nie na razie Sallie McBride Dom im. Johna Griera Niedziela Drogi Gordonie! Wiem, że dawno do Ciebie nie pisałam i że masz prawo narzekać, ale naprawdę nie wyobrażasz sobie, jak bardzo zaabsorbowaną osobą jest zarządzająca sierocińcem. Do tego cała moja pisarska energia uchodzi na listy do Agaty Pendleton. Jeśli mijają trzy dni bez listu ode mnie, ona śle telegramy z pytaniami, czy zakład nie spłonął. Podczas gdy Ty, mój miły Panie, jeśli nie otrzymujesz listu, to po prostu wysyłasz nam jakiś prezent, by przypomnieć o swoim istnieniu. Widzisz więc, że jeśli Cię trochę zaniedbujemy, to z korzyścią dla siebie. Będziesz zapewne strapiony, gdy Ci powiem, że obiecałam tu pozostać. Znaleźli w końcu kobietę na moje miejsce, ale nie była to osoba właściwa i mogłaby pracować tu tylko czasowo. Muszę też Ci szczerze powiedzieć, mój drogi Gordonie, że gdy stanęłam w obliczu pożegnania się z całą tą burzliwą działalnością i dalekosiężnymi planami, Worcester zaczął wyglądać raczej bezbarwnie. Nie mogłam znieść myśli o rozstaniu z zakładem, dopóki nie będę pewna, że zamiast niego otrzymam życie równie pełne aktywności i niespodzianek. Wiem, jakie mi przedłożysz rozwiązanie, ale, proszę Cię, nie rób tego właśnie teraz. Mówiłam Ci już przedtem, że muszę mieć jeszcze kilka miesięcy do zastanowienia się przed podjęciem decyzji. Tymczasem zaś cieszy mnie świadomość, że jestem potrzebna światu. W pracy z dziećmi jest coś twórczego i optymistycznego, to znaczy z mego punktu widzenia, a nie z punktu widzenia naszego szkockiego doktora. Nigdy nie widziałam kogoś podobnego. Jest zawsze pełen pesymizmu, posępny i przygnębiony. Chyba lepiej nie wiedzieć zbyt wiele o chorobach umysłowych, nałogowym pijaństwie i wszystkich innych problemach dziedziczności. Moja ignorancja 63 62 iviysi o wszysLKicn iycii maiycu lsioiacn i ich rozwoju niezmiennie wprawia mnie w podniecenie. W naszym dziecięcym ogrodzie jest tyle możliwości dla rozwoju każdego gatunku kwiatów. Zostały one posadzone raczej bezładnie, to pewne, i będzie wśród nich wiele chwastów, ale jest nadzieja i na rzadkie i piękne okazy. Czy nie robię się sentymentalna? To chyba z powodu głodu — właśnie słyszę gong obiadowy. Dziś będziemy mieli smakowity obiad: wołowinę z marchewką w śmietanie i zielonym groszkiem, a na deser ciasto z rabarbarem. Czy nie masz ochoty na zjedzenie ze mną obiadu? Bardzo bym chciała Cię zaprosić. Bardzo serdecznie Twoja S. McB. PS Powinieneś zobaczyć tę liczbę biednych bezdomnych kotów, które dzieci chcą przygarnąć. Było ich cztery, gdy przyjechałam, i od tej pory wszystkie miały kocięta. Nie posiadamy dokładnych danych, ale sądzę, że jest ich w zakładzie dziewiętnaście. Chude t pooldye drewutni Chciałabyś złożyć kolejny mały datek dla D.W.J.G. (z pozostało-; ści Twego kieszonkowego za ubiegły miesiąc)? Bene!* Bądź więc i łaskawa i zamieść poniższy tekst w popularnych gazetach naszej i metropolii: Uwaga! Do Rodziców Zamierzających Porzucić Swoje Dzieci: ; Prosimy, róbcie to, zanim skończą trzy lata. i Nie znam żadnego innego postępku ze strony rodziców porzucających dzieci, który pomógłby nam skuteczniej. Ma to związek z tym, że wyrywanie zła z korzeniami, zanim posieje się ziarno dobra, jest bardzo powolną i zniechęcającą pracą. Mamy tu jedno dziecko, które mnie prawie znokautowało, ale ja nie chcę uznać się za pokonaną przez pięciolatka. Chłopiec jest albo w stanie głębokiego zasępienia i wtedy nie odzywa się ani słowem, albo w stanie gwałtownego podniecenia, a wtedy demoluje wszystko dokoła. Przebywał tu zaledwie trzy miesiące i w tym czasie zniszczył prawie wszystkie znajdujące się w zakładzie ozdobne 'drobiazgi, starocie itd.co, dodam, nie było żadną stratą dla sztuki. Mniej więcej miesiąc przed moim przyjazdem ściągnął obrus ze stołu personelu, gdy dyżurna dziewczynka uderzała w gong przed obiadem. Zupa już była podana. Możesz sobie wyobrazić skutek? Pani Lippett omal nie zabiła dzieciaka przy tej okazji, ale to nie pomniejszyło jego temperamentu, który otrzymałam w stanie nienaruszonym. Jego matka była Włoszką, ojciec zaś Irlandczykiem. Mały ma rude włosy i piegi, rodem wprost z hrabstwa Cork, i najpiękniejsze brązowe oczy, jakie kiedykolwiek przybyły z Neapolu. Po tym jak ojca zadźgano nożem w bójce, a matka zmarła z przepicia, ten biedny malec przez jakiś przypadek trafił do nas, bo podejrzewam, że należy do wspólnoty katolickiej. Jeśli chodzi o jego maniery, zachowanie — och, Boże, lepiej nie mówić! Są takie, jak należy ¦ oczekiwać. Kopie, gryzie i przeklina. Nazwałam go Punch**. * Bene — dobrze (tac.) ** Punch — postać z jarmarcznego teatru marionetek. Tworzy parę małżeńską iłuk.c. ranna aiuuui gu na kizcmu za inną i zusiawna, zcuy się uspokoił, podczas gdy ja kontynuowałam pisanie. I nagle poderwał mnie okropny trzask. Malec zepchnął z parapetu okiennego wielką zieloną żardynierę i rozbił ją na setki kawałków. Poderwałam się tak gwałtownie, że zrzuciłam na podłogę kałamarz. Kiedy Punch zobaczył tę drugą katastrofę, przestał wrzeszczeć ze złością, odchylił głowę do tyłu i wybuchnął śmiechem. To dziecko jest diaboliczne. Postanowiłam wypróbować na nim nową metodę wychowawczą, gdyż wiem, że nie zetknął się z nią w całym swym krótkim i smutnym życiu. Chcę zobaczyć, jaki skutek będą miały pochwała, zachęta i miłość. Tak więc zamiast zganić go za rozbitą żardynierę, uznałam, że był to nieszczęśliwy wypadek. Pocałowałam go i powiedziałam, żeby mu nie było przykro i że wcale się nie gniewam. Tak go to zaszokowało, że się uspokoił. Wstrzymał oddech i wpatrywał się nieruchomo, podczas gdy ja wycierałam równocześnie jego łzy i rozlany atrament. To dziecko jest w tej chwili największym problemem Domu. Wymaga najcierpliwszej, indywidualnej i pełnej miłości opieki, najlepiej właściwego ojca i matki, podobnie sióstr, braci i babci. Ale nie mogę go oddać żadnej przyzwoitej rodzinie, dopóki nie zmieni się jego język i skłonność do niszczenia przedmiotów. Odseparowałam go od reszty dzieci i trzymałam przez cały ranek w swoim pokoju. Jane pochowała na bezpieczną wysokość wszystkie narażone na zniszczenie kruche przedmioty i ornamenty. Na szczęście on lubi rysować, więc siedział przez dwie godziny na dywanie, zajęty kolorowymi ołówkami. Był tak zdziwiony, gdy okazałam zainteresowanie czerwono-zielonym okrętem z żółtą flagą powiewającą na maszcie, że stał się wręcz gadatliwy. Do tej pory nie mogłam wyciągnąć zeń słowa. Po południu wstąpił dr MacRae i też podziwiał okręt, a Punch pęczniał twórczą dumą. Później, w nagrodę za to, że jest grzecznym chłopczykiem, doktor zabrał go do samochodu i pojechał z wizytą do mieszkającego we wsi pacjenta. Punch powrócił do domowych pieleszy o piątej, przywieziony przez nieco smutniejszego, ale i mądrzejszego doktora. W spokojnej wiejskiej posiadłości Punch rzucał kamieniami w kurczęta, stłukł szkło w inspektach i kręcił angorskim kotem, trzymając go za ogon. I wreszc:e, gdy łagodna, 66 stara dama starała się go nakłonić, aby był dobry dla kociaka, kazał jej iść do diabła. Nie chcę sobie nawet wyobrażać, co niektóre z tych dzieci widziały i czego doświadczyły. Potrzebne będą lata pogody, szczęścia i miłości, by usunąć te ponure wspomnienia, jakie nagromadziły w zakamarkach swoich umysłów. A do tego jest ich tak dużo, a nas tak mało, że nie możemy wszystkich tych dzieci przytulić i uścisnąć. Nie mamy po prostu wystarczająco dużo ramion, by je obejmować, i kolan, by je na nich sadzać. Mais parlons d'autres choses!* Te wszystkie okropne kwestie dziedziczności i wpływu otoczenia, które doktor nieustannie roztrząsa, i mnie wchodzą w krew, a jest to zły nawyk. Jeśli bowiem ktoś chce być pożyteczny w miejscu takim jak to, powinien widzieć dokoła siebie tylko dobro. Optymizm jest jedynym właściwym strojem dla pracownika społecznego. „Oto wybiła północ na zamkowym zegarze" — wiesz, skąd pochodzi to piękne poetyckie zdanie? Poemat „Christabel", który * Mais parlons cTautres choses — Ale pomówmy o czymś innym (franc.) 67 gu, ćiic ja mc nie lozuimaiam — ou cnwui wejścia do audytorium aż do wyjścia. Jednakże uwaga, którą rozpoczęłam ten akapit, jest prawdziwa. Oto już północ na zegarze stojącym na kominku. Tak więc życzę Ci przyjemnych snów. Addio!* Sallie Wtorek Drogi Wrogu! Zbadał Pan cały dom, a potem przemknął koło mego gabinetu z nosem do góry, podczas gdy ja hołubiłam jako gałązkę oliwną herbatę wraz z półmiskiem szkockich owsianych ciasteczek, zamówionych specjalnie dla Pana. Jeśli naprawdę czuje się Pan urażony, to przeczytam tę książkę o rodzinie Kallikaków, ale muszę powiedzieć, że zapracowuję się przez Pana na śmierć. Obowiązki zarządzającej wyczerpują prawie całą moją energię, dlatego tak się męczę, przyswajając sobie ten uniwersytecki kurs wiedzy, który Pan mi wykłada. Pamięta Pan, jak był Pan oburzony pewnego dnia w ubiegłym tygodniu, kiedy wyznałam, że siedziałam poprzedniego wieczoru do pierwszej w nocy? Otóż, mój dobry człowieku, jeśli mam nadążać z lekturą tych rozmaitych dzieł, których znajomości Pan wymaga, to do pierwszej w nocy powinnam wysiadywać codziennie. Ale jednak proszę to przynieść. Zazwyczaj udaje mi się wygospodarować pół godziny odpoczynku po obiedzie, więc chociaż chciałam rzucić okiem na ostatnią powieść Wellsa, to zamiast tego będę się rozrywać pańską niedorozwiniętą rodziną. Ostatnio życie biegnie mi tylko pod górę. Pozostaję z poważaniem S. McB. Addio — żegnaj (wtosk "> 68 Drogi Gordonie! Dziękuję Ci za tulipany, jak również za konwalie. Znakomicie pasują do moich błękitnych perskich wazonów. Czy słyszałeś kiedyś o Kallikakach? Znajdź tę książkę i poczytaj 0 nich. Są dwie linie tej rodziny w stanie New Jersey. Tak myślę, choć ich prawdziwe nazwisko i pochodzenie pozostają zręcznie ukryte. W każdym razie — i to jest prawda — sześć pokoleń wstecz młody dżentelmen, nazywany dla wygody Martinem Kallikakiem, upił się pewnej nocy i na krótko związał z niedorozwiniętą służącą z baru. W ten sposób założył podwaliny długiej linii niedorozwiniętych Kallikaków — pijaków, nałogowych graczy, koniokradów, prostytutek — jednym słowem: plagi New Jersey i przyległych stanów. ; Później Martin wrócił na prostą drogę, ożenił się z normalną , kobietą i dał początek drugiej linii, przyzwoitych już Kallikaków — sędziów, lekarzy, farmerów, profesorów, polityków — chlubie Skraju. Te dwie linie istnieją do dziś i kwitną obok siebie. Widzisz więc, jakie to byłoby błogosławieństwo dla stanu New Jersey, gdyby w dzieciństwie coś drastycznego przydarzyło się tej słabej na umyśle dziewczynie z baru? Jak z tego wynika, niedorozwój umysłu jest cechą dziedziczną 1 nauka nie potrafi tego pokonać. Nie odkryto żadnego sposobu na to, by wprowadzić rozum do głowy dziecka, które się bez niego urodziło. A potem spotyka się trzydziestoletnie ciało o umyśle dziewięciolatka i taki osobnik jest narzędziem w ręku każdego 1 kryminalisty, jakiego spotka na swej drodze. Nasze więzienia są zapełnione w jednej trzeciej niedorozwiniętymi skazańcami. Społeczeństwo powinno umieszczać ich na specjalnych farmach, gdzie mogliby zarabiać na swoje utrzymanie, wykonując spokojne manualne prace, i nie mieć dzieci. W ten sposób za życia jednego pokolenia, lub coś koło tego, moglibyśmy się od nich uwolnić. Czy wiedziałeś o tym wszystkim? A to jest niezbędna informacja dla polityka. Weź tę książkę i przeczytaj, proszę. Posłałabym ci moją, ale nie mogę, bo jest pożyczona. To są również informacje bardzo ważne dla mnie. Jest tu jedenaścioro dzieciaków, które trochę podejrzewam o niedorozwój 69 dziecka jedną czy dwie podsta"wow*e myśli i teTaz Wreszcie wiem; w czym tkwi sęk. Jej głowa jest napełniona rodzajem miękkiej, serowatej substancji, zamiast mózgu. Przybyłam tutaj, aby zajmować się takimi drobnymi szczegółami, jak świeże powietrze, jedzenie, ubranie, zabawy, a zamiast tego, widzisz, z jakimi problemami się spotykam. Wybacz cały ten podniosły i emocjonalny wywód, ale dopiero co zetknęłam się z zagadnieniem niedorozwoju umysłowego — jest on jednocześnie przerażający i interesujący. Twoim zadaniem, jako tworzącego prawa, jest opracowanie takich przepisów, które problem ten usuną na zawsze. Proszę Cię, zajmij się tym natychmiast. Spełnij prośbę S. McBride (zarządz-ca D.W.J.G.) Piątek Szanowny Uczony Mężu! Nie przyszedł Pan dzisiaj. Proszę jednak nie ominąć nas jutro. Skończyłam z rodziną Kallikaków i łaknę rozmowy. Nie sądzi Pan, że powinniśmy poprosić psychologa o zbadanie dzieci? Jesteśmy to winni ich przyszłym rodzicom, których przecież nie możemy obarczyć słabym na umyśle potomkiem. Wie Pan co, kusi mnie, by poprosić Pana o przepisanie Loretcie Higgins arszeniku na zaziębienie. Zdiagnozowałam jej przypadek: jest niewątpliwym kallikakiem. Czy mamy prawo pozwolić jej dorosnąć i założyć ród, składający się z trzystu siedemdziesięciu ośmiu niedorozwiniętych osób, którymi będzie się musiało opiekować społeczeństwo? Och, och, och! Ze wstrętem myślę o otruciu tego dziecka, ale cóż mogę zrobić? S. McB. interesują ^ię muzie meuorozwiiiieci i szorujc cię mysi, ze interesują mnie? Cóż, jestem równie zaszokowana brakiem zainteresowania tym problemem z Twojej strony. Jeżeli żadne sprawy tego rodzaju cię nie obchodzą, a jest ich, niestety, na tym świecie dużo, to czy możesz ustalać mądre prawa? Nie możesz. Jednakże, na Twoją prośbę, będę mówić o mniej ponurych sprawach. Właśnie kupiłam pięćdziesiąt jardów niebieskiej, różowej, zielonej i żółtej wstążki do włosów jako wielkanocny prezent dla moich pięćdziesięciu córeczek. Myślę również o wysłaniu wielkanocnego podarunku Tobie. Jak byś się zapatrywał na uroczego puszystego kociaka? Mogę ofiarować każdy z wzorów z mego rysunku. Numer 3 jest we wszystkich kolorach — szarym, czarnym i żółtawym. Jeśli zawiadomisz mnie, którego chciałbyś mieć, wyprawię go natychmiast przesyłką ekspresową. pa.siac.ty Napisałabym dłuższy i poważniejszy list, ale nadeszła pora podwieczorku i widzę, że zbliża się gość. Addio! Sallie PS Czy nie znasz kogoś, kto chciałby zaadoptować przeuroczego dzidziusia płci męskiej z siedemnastoma nowiutkimi zębami? 71 Za grosz, za dwa grosze, gorące bułeczki wielkopostne! Otrzymaliśmy w prezencie na Wielki Piątek dziesięć tuzinów bułeczek z rodzynkami od pani De Peyster Lambert, którą spotkałam na herbatce kiłka dni temu. (Kto powiedział, że herbatki są głupią stratą czasu?) Wypytywała o moje drogie, malutkie, „opuszczone owieczki" i powiedziała, że wykonuję szlachetną pracę, więc powinnam zostać nagrodzona. Zobaczyłam wtedy w jej oczach bułeczki z rodzynkami, usiadłam obok i przemawiałam przez pół godziny. Teraz muszę się wybrać do niej, podziękować osobiście i opowiedzieć ze szczegółami, jak bardzo te bułeczki zostały docenione przez moje drogie, małe „opuszczone owieczki", pomijając tylko to, jak mój drogi, mały Punch rzucił bułeczką w pannę Snaith tak zręcznie, że zalepił jej oko. Myślę, że przy odpowiedniej zachęcie pani De Peyster Lambert może się stać bardzo chętnym dawcą prezentów. Och, zdecydowanie staję się okropną żebraczką! Moja rodzina nie ma odwagi mnie odwiedzać, bo domagam się od nich bakszy-szów i to bez żądnego zakłopotania. Zagroziłam ojcu, że wykreślę go z listy swoich gości, jeżeli natychmiast nie przyśle sześćdziesięciu pięciu par kombinezonów dla moich przyszłych ogrodników. Dziś rano nadeszło zawiadomienie z poczty bagażowej, że mam odebrać dwie skrzynie, wysłane przez J.L. McBride Co. z Worcesteru. Widzę więc, że ojciec chce nadal podtrzymywać znajomość ze mną. Jimmie na razie niczego nam nie przysłał, choć otrzymuje dobrą pensję. Często piszę do niego smutne listy z wyliczaniem naszych potrzeb. Za to Gordon Hallock już się nauczył, jak trafiać do serca matki. Byłam tak miła i wdzięczna za orzeszki i menażerię, że teraz przysyła nam prezenty co kilka dni. Ja zaś spędzam cały wolny czas na układaniu listów z podziękowaniami, starając się, by nie były jednakowe. W ubiegłym tygodniu dostaliśmy tuzin dużych czerwonych piłek. Pokój maluchów jest nimi zapełniony — trzeba je odrzucać na boki, żeby przejść. A wczoraj przybyło pół korca gumowych żabek, rybek i kaczek do zabawy w kąpieli. O, najlepsza z Opiekunek, przyślij nam wanny, w których mogłyby pływać. Pozostaję ta, co zawsze S. McBride 72 iviuja Wiosna musi się już zbliżać, bo ptaki przylatują z południa. Czy nie czas: byś poszła za ich przykładem? Notatka z kroniki towarzyskiej: „Pan i Pani First Robin wrócili z podróży na Florydę. Należy oczekiwać, że Pan i Pani Jervis Pendleton również wkrótce przybędą". Nawet tutaj, w naszym nudnym hrabstwie Dutchess, wiaterek pachnie zielenią; chce się wyjść z domu i wędrować po wzgórzach albo uklęknąć i grzebać w ziemi. Czy to nie zabawne, jakie farmerskie instynkty może obudzić wiosna w najbardziej nawet miejskiej duszy? Dzisiejszy ranek spędziłam na robieniu planu małych ogródków dla każdego dziecka. Wielkie kartoflisko już jest skazane. To jedyne miejsce możliwe do przerobienia na sześćdziesiąt dwa ogródki. Jest dostatecznie blisko, aby go doglądać z okien od strony północnej. Nie ma też obawy, aby ta działalność ogrodnicza zaszkodziła naszemu niezwykle malowniczemu trawnikowi. Ziemia tam jest dobra, będą więc dzieciaki miały szansę sukcesu. Nie chciałabym, żeby harowały całe lato, a potem nic im nie wyrosło. Aby rozbudzić inicjatywę, ogłoszę, że zakład kupi od nich 73 pićtgiic w uz.ictiatn wutię w mcuic i linujtuywc. Są to dwie cechy, których im bardzo brakuje (z wyjątkiem Sadie Kate i kilkorga innych niesfornych). Dzieci, którym starcza animuszu, żeby być niegrzecznymi, uważam za rokujące nadzieję. To te, które są dobre z braku chęci, z inercji, budzą niepokój. Ostatnich kilka dni spędziłam głównie na wypędzaniu złego ducha z Puncha. Zadanie bardzo ciekawe, gdybym mogła poświęcić na nie cały swój czas. Ale gdy ma się sto siedem innych majych diabełków do wypędzenia, to uwaga boleśnie się rozprasza. Najgorsze w moim obecnym życiu jest to, że cokolwiek robię, to coś, co powinno być zrobione, i tak zostaje nie zrobione i ciągnie mnie wstecz. Nie ulega wątpliwości, że osobisty zły duch Puncha wymaga całej uwagi jednej osoby — a jeszcze lepiej dwóch osób, aby mogły odpoczywać na zmianę. Sadie Kate właśnie przybiegła z pokoju najmłodszych z wieścią, że szkarłatna złota rybka (dar Gordona) została połknięta przez jedno z naszych dzieci. Łaski! Ileż okropności może się wydarzyć w sierocińcu! Dziewiąta wieczorem Dzieci są już w łóżeczkach, a mnie przyszła do głowy następująca myśl: Czy nie byłoby cudownie^ gdyby mechanizm hibernacji działał również wśród młodych rodzaju ludzkiego? Wtedy prowadzenie takiego domu wychowawczego byłoby prawdziwą przyjemnością. Można by utulić do snu urocze maleństwa pierwszego października i trzymać je w łóżeczkach aż do dwudziestego drugiego kwietnia. Twoja, jak zawsze, Sallie uut limit, nit iiiugiciiii gu /.a uiitnic i 24 kwietnia Szanowny Pan Jervis Pendleton. To jest dodatek do telegramu, który Ci wysłałam dziesięć minut temu. Pięćdziesiąt słów nie wystarczyło, aby wyrazić moje uczucia, dlatego dodaję tysiąc. 74 z głowy. On życzy sobie, aby go o tym zawiadomił prezes Komitetu Opiekuńczego. Ma to być napisane na maszynie i na firmowym papierze. Tak więc, drogi prezesie Komitetu, bądź uprzejmy dostarczyć to wszystko jak najrychlej. Tu zaś przedstawiam historię wydarzeń. W czasie, kiedy tu przybyłam, panowała zima i działalność gospodarska na farmie nie była aktywna, toteż nie zwracałam szczególnej uwagi na Roberta Sterry'ego, z wyjątkiem tego, że dwukrotnie wypomniałam mu, iż chlewy wymagają wyczyszczenia. Dzisiaj jednak posłałam po niego, by się tu zjawił, chcę bowiem skonsultować się w sprawie wiosennych prac, sadzenia roślin itd. Sterry przybył, tak jak poleciłam, usiadł wygodnie w moim biurze, nie zdejmując z głowy kapelusza. Taktownie dałam mu do zrozumienia, żeby go zdjął. Uwaga była absolutnie konieczna, ponieważ chłopcy wchodzili i wychodzili posyłani w różnych sprawach, a „czapki z głów w domu" to nasza pierwsza zasada w kodeksie męskich dobrych manier. Sterry spełnił moją prośbę i zesztywniał w oczekiwaniu na kolejne żądania. Ja zaś kontynuowałam uwagi na temat podstawowy, mianowicie mówiłam o tym, że jedzenie w Domu im. Johna Griera w roku przyszłym nie może składać się wyłącznie z ziemniaków. Na to nasz farmer chrząknął podobnie, jak robi to Wielm. Cyrus Wykoff, tyle że było to chrząknięcie mniej subtelne i dżentelmeńskie niż to, na które pozwala sobie Opiekun. Ja zaś wymieniłam kukurydzę, fasolę, groszek, pomidory, buraki, marchew i rzepę jako pożądane zastępstwo niezmiennego kartofla. Sterry zauważył wtedy, że skoro ziemniaki i kapusta były dobre dla niego, to sądził, iż są również dobre dla dzieci z zakładu dobroczynnego. Spokojnie wyjaśniłam, że dwuakrowe kartoflisko ma zostać zaorane, nawiezione i podzielone na sześćdziesiąt indywidualnych działek i że chłopcy będą pomagać przy tej pracy. W tym miejscu Sterry eksplodował. Dwuakrowe pole jest najuro-dzajniejszym kawałkiem ziemi w całej posiadłości. Podejrzewał, że mam zamiar zamienić go w zabawowy ogródek dla dzieci, które wszystko zniszczą, i że szybko usłyszę coś od Komitetu Opiekunów. 75 — Nie ma pan w tej sprawie nic do powiedzenia — odpowiedziałam mu uprzejmie. — Zdecydowałam, że to pole jest najbardziej odpowiednim miejscem na dziecięce ¦ ogródki, więc i pan, i kartofle musicie się z niego usunąć.'— Na to on wstał i wybuchnął burzą świętego gniewu mówiąc, że niech go licho porwie, jeśli pozwoli tym przeklętym miejskim dzieciarom wsadzać nos do swojej pracy. Wyjaśniłam mu, bardzo spokojnie jak na osobę rudowłosą z domieszką krwi irlandzkiej, że zakład ma służyć przede wszystkim tym dzieciom. Tej filozofii on jednak nie pojął, chociaż mój dziwaczny, miejski sposób mówienia trochę ostudził jego podniecenie. Dodałam również, że to, czego wymagam od farmera, to cierpliwość i umiejętność przyuczania chłopców Ho ogrodnictwa RZODKIEWKI wpływ na dzieci pochodzące z miejskich ulic. Sterry, chodząc po pokoju jak zamknięty w klatce świstak, wygłosił tyradę o śmiesznych pomysłach rodem ze szkółki niedzielnej i dokonawszy niepojętego dla mnie przeskoku myślowego przeszedł do ogólnej oceny ruchu sufrażystek. Zdołałam zrozumieć, że ich działalność nie znajduje uznania w jego oczach. Pozwoliłam mu się wygadać, aż się uspokoił, a potem wręczyłam czek na jego pensję i powiedziałam, żeby opuścił dom, w którym mieszka, do godziny dwunastej w przyszłą środę. Sterry powiedział, że prędzej szlag go trafi, nim to zrobi. (Wybacz te wszystkie niegrzeczne słowa, ale on ma ograniczony słownik). Że został wynajęty do tej pracy przez prezesa Komitetu Opiekuńczego i że nie ruszy się z domu, dopóki tenże prezes nie każe mu tego zrobić. Myślę, że biedny Sterry nie zdaje sobie sprawy, iż tron został zajęty przez nowego prezesa. Alors*, oto cała historia. Nie grożę, ale albo Sterry, albo McBri-de — niech Pan wybiera, szanowny Panie. Mam też zamiar napisać do dyrektora College'u Rolniczego, stanu Massachusetts w Armherst z prośbą o zarekomendowanie zacnego i praktycznego człowieka, najlepiej z miłą, pogodną i energiczną żoną, który wziąłby pod swoją opiekę naszą skromną posiadłość wielkości siedemnastu akrów i który nadawałby się do sprawowania opieki nad chłopcami. Jeśli uda się doprowadzić rolniczą część naszego zakładu do sprawnego działania, to powinna ona zapewnić nam na stół nie tylko fasolę i cebulę, lecz również wykształcenie umysłów i pracę dla rąk. Pozostaję zawsze z szacunkiem Pańska S. McBride (Zarządzająca Domem Wychowawczym im. Johna Griera) PS Sądzę, że Sterry prawdopodobnie zjawi się tu wieczorem i zacznie rzucać kamieniami w okna. Czy mam je ubezpieczyć? alors — a więc (franc.) 77 Znikł Pań tale szybko dziś po południu, że nieTmiaTam ólcazji Panu podziękować, ale echa tego wydarzenia dotarły aż do mego gabinetu. Widziałam również ślady. Co, u licha, zrobił Pan z biednym Sterrym? Widząc to zdecydowane pochylenie Pańskich ramion, gdy zmierzał Pan w stronę wozowni, doznałam nagle wyrzutów sumienia. Nie chciałam, by go mordowano, chodziło o to, by mu przemówić do rozumu. Obawiam się, że był Pan trochę za gwałtowny. Cokolwiek jednak się stało, Pańska technika okazała się skuteczna. Wieść niesie, że Sterry telefonował po wóz meblowy, a pani Sterry klęczy na kolanach w saloniku, zrywając wykładzinę z podłogi. Za tę pomoc składam wielkie dzięki. Sallie McBride 26 kwietnia Drogi Jervisie! Twój mocny w słowach telegram, jak się okazało, nie był potrzebny. Dr MacRae, który ma się czym pochwalić, jeśli chodzi o pięści, załatwił całą sprawę z przepiękną bezpośredniością. Kipiałam złością tak bardzo, że natychmiast po napisaniu do Ciebie, zadzwoniłam do doktora i raz jeszcze opowiedziałam całą tę historię. Nasz Sandy, jakiekolwiek są jego słabe strony (a ma takowe), posiada niezwykle duże zasoby zdrowego rozsądku. Wie, jak pożyteczne będą te indywidualne ogródki i jak gorzej niż nieużyteczny był Sterry. Powiedział więc: „Autorytet zarządzającej nie może zostać poderwany". (Trzeba przyznać, że brzmi to w jego ustach niezwykle pięknie). To były jednak jego słowa. Po czym odłożył słuchawkę, wyprowadził samochód i pomknął tutaj z niedozwoloną szybkością. Pomaszerował wprost do Sterry'ego, popychany wspaniałą szkocką furią i zwolnił go z taką siłą i precyzją, że okna wozowni rozpadły się na tysiące kawałków. Dziś od rana, gdy o godzinie jedenastej wóz meblowy z dobytkiem Sterrych odjechał sprzed bramy, słodki spokój zapanował Agacie, że jest mi winna list i że nie otrzyma ode mnie ani słowa, dopóki nie odpisze. Pańska pokorna sługa S. McBride Kochana Agato! We wczorajszym liście do Jervisa „zapomniałam" (słowo Pun-cha) przekazać nasze podziękowania za trzy cynowe wanny. Ta niebieska z makami na jednym boku wprowadza do pokoju najmłodszych szczególnie wesoły nastrój. Uwielbiam duże prezenty dla maluchów, bo nie mogą ich połknąć. Będzie ci na pewno przyjemnie usłyszeć, że szkolenie manualne rozwija się pomyślnie. W dawnym pokoju szkolnym pierwszaków ustawiono stoły ciesielskie i dopóki trwa rozbudowa budynku szkolnego, pierwsza klasa ma zajęcia na frontowym ganku, zgodnie z rozsądną propozycją panny Matthews. Odbywają się również lekcje szycia dla dziewcząt. Młodsze, które szyją w ręku, siedzą na ustawionych w krąg ławkach pod dużym bukiem. Starsze zaś, po kolei, uczą się szyć na trzech maszynach. Jak tylko nabiorą trochę więcej wprawy, to rozpoczniemy cudowne dzieło ubierania zakładu. Wiem, że uważasz, iż robię wszystko zbyt powoli, ale to przygotowanie stu osiemdziesięciu nowych strojów wcale nie jest łatwym zadaniem. Poza tym dziewczynki znacznie bardziej to docenią, jeśli same je będą szyły. Mogę również zawiadomić, że nasz system higieny wzniósł się na wyższy poziom. Dr MacRae wprowadził ranne i wieczorne ćwiczenia gimnastyczne i szklankę mleka oraz zabawę w przeciągankę w połowie zajęć szkolnych. Zorganizował lekcje z fizjologii i podzielił dzieci na małe grupy, aby mogły przychodzić do niego do domu, gdzie ma rozkładany model człowieka. Wszystkie dzieciaki teraz wypowiadają naukowe prawdy o swoim systemie trawiennym z taką biegłością, jak przedszkolne wierszyki. Stajemy się nie do poznania inteligentni. Nigdy byś nie pomyślała, że jesteśmy siero- 78 79 Godzina druga po południu Och, Ago! Co za przekleństwo! Czy pamiętasz, jak kilka tygodni temu pisałam Ci o urządzeniu małej dziewczynki w sympatycznym domu i o nadziei na jej adopcję? Była to zacna chrześcijańska rodzina zamieszkała w przyjemnej wiejskiej miejscowości. Zastępczy ojciec jest diakonem w kościele. Hattie to miłe, posłuszne stworzonko i wszystko wskazywało na to, że dopasowaliśmy ich do siebie bardzo dobrze. Moja droga, dziecko zwrócono nam dzisiaj rano z oskarżeniem o kradzież. Na tym jednak nie koniec skandalu: powiedziano, że ukradła naczynie komunijne z kościoła. Spośród szlochów dziewczynki i oskarżeń diakona oraz jego żony w ciągu pół godziny zdołałam wyłowić prawdę. Otóż kościół, do którego należą, jest bardzo nowoczesny i dba o higienę jak nasz doktor. Wprowadzono więc indywidualne naczyńka do przyjmowania komunii. Biedna mała Hattie nigdy w życiu nie słyszała 0 komunii, a dokładniej, nie była zbytnio przyzwyczajona do kościoła, bo zajęcia w szkółce niedzielnej w zupełności zaspokajały jej potrzeby religijne. Ale w swoim nowym domu uczęszczała i tu, 1 tam. Pewnego dnia, ku jej przyjemnemu zdziwieniu, w kościele podano napoje, ale ją pominięto. Jednakże nie zwróciła na to uwagi, bo była do tego przyzwyczajona. Gdy jednak wracała do domu, zobaczyła pozostawione niedbale na ławce małe srebrne naczyńko. Przypuszczając, że jest to upominek, który można sobie wziąć, jeśli się ma ochotę, włożyła je do kieszeni. Przedmiot ten wypłynął na światło dzienne dwa dni później jako najbardziej ceniona ozdoba jej domu dla lalek. Okazuje się, że Hattie dawno temu w oknie sklepu z zabawkami widziała zastawę dla lalek i od tej pory marzyła o posiadaniu takiego serwisu. Naczyńko komunijne nie było zupełnie tym samym, ale nadawało się do tej roli. Gdyby ta rodzina była odrobinę mniej religijna i trochę bardziej rozumna, to po prostu zwróciłaby naczynie i zaprowadziła Hattie do najbliższego sklepu z zabawkami, by kupić jej parę talerzy i kubków dla lalek. Ale zamiast tego oni wsadzili dziecko i jego rzeczy do pierwszego pociągu, na jaki zdążyli, i wepchnęli przez nasze drzwi frontowe, głośno ogłaszając, że jest złodziejką. 80 ż kazalnicy. Wypożyczyłam sobie parę"jędrnych wyrażeń ze słownika Sandy'ego i odprawiłam ich do domu mocno upokorzonych. Jeśli chodzi o biedną, małą Hattie, to jest znowu z nami, po wyjeździe z tylu pięknymi nadziejami. Odesłanie dziecka do zakładu w niełasce ma bardzo zły skutek psychologiczny i moralny, zwłaszcza że Hattie nie miała świadomości popełnienia złego uczynku. Teraz na pewno uważa, że świat jest pełen nieznanych pułapek i będzie się obawiać uczynienia każdego kroku. Muszę skierować całą energię na wynalezienie dla niej nowych rodziców i to nie tak starych, z określonymi nawykami, którzy zupełnie zapomnieli o własnym dzieciństwie. Niedziela Zapomniałam Ci powiedzieć, że jest już tutaj nasz nowy farmer. Nazywa się Turnfelt, a jego żona to cudo: blond włosy i dołki w policzkach. Gdyby była sierotą, znalazłabym dla niej rodzinę w ciągu minuty. Nie możemy dać jej się zmarnować. Mam piękny plan zrobienia dobudówki do domu farmera i zorganizowania tam pod opieką jego żony czegoś w rodzaju wylęgarni, w której będzie się umieszczać nasze nowe kurczęta, aby upewnić się, czy nie mają jakichś zarazków, i żeby oduczyć je, na ile się da, przeklinania, zanim wpuścimy je między nasze kurczęta doskonałe. I miejsca, w Kiorym można oy umieszczać przypadła wymagające indywidualnej uwagi. Niektóre z naszych dzieci odziedziczyły nerwice i dla nich okres zupełnego spokoju jest bardzo wskazany. Czy moje słownictwo nie jest naukowe i profesjonalne? Codzienny kontakt z dr. Robinem MacRae jest wyjątkowo kształcący. Powinnaś zobaczyć teraz nasze świnie. Odkąd zjawił się Turnfelt, zrobiły się czyste i różowe, wręcz nienaturalne. Do tego stopnia, że same się nie rozpoznają, gdy przechodzą obok siebie. Równie nierozpoznawalne jest nasze pole kartoflane. Za pomocą sznurka i kołków zostało podzielone na kawałki jak szachownica — każde dziecko zgłosiło prawo do jednej działki. Ostatnio czytamy tylko katalogi nasienne. Noah wrócił właśnie z wyprawy do wsi po niedzielne gazety, którymi zabawia się w wolnym czasie. Noah jest bardzo kulturalną osobą. Nie tylko doskonale czyta, lecz również nosi okulary w szyl-kretowej oprawie, kiedy to robi. Przyniósł mi również z poczty list od Ciebie, napisany w piątek wieczorem. Z przykrością dowiaduję się, że nie podoba Ci się „Gósta Berling", jak zresztą i Jervisowi. Jedyny komentarz, jaki mogę na ten temat zrobić, brzmi: „Ach, jakiż okropny brak literackiego smaku wykazuje ta rodzina Pendle-tonów!" Dr MacRae gości u siebie jakiegoś doktora, bardzo melancholijnego dżentelmena, który jest dyrektorem prywatnego zakładu dla nerwowo chorych i myśli, że w życiu nie ma niczego dobrego. Przypuszczam, że ten pesymistyczny pogląd jest naturalnym skutkiem spożywania trzech posiłków dziennie przy stole melancholi-ków. Chodzi po świecie wzdłuż i wszerz, szukając oznak degeneracji, i wszędzie je znajduje. Spodziewam się, że po godzinnej konwersacji zechciałby mi zajrzeć w gardło, żeby sprawdzić, czy nie mam rozszczepu podniebienia. Upodobania Sandy'ego w doborze przyjaciół przypominają jego upodobania literackie. Dobry Boże! Co za list! Do widzenia Sallie Co za zdumiewające nagromadzenie wydarzeń! D.W.J.G. stoi z zapartym tchem. Zupełnie przypadkiem znalazłam rozwiązanie problemu, co zrobić z dziećmi, podczas gdy wszędzie pracują cieśle i murarze. A właściwie rozwiązał mi go mój bezcenny brat. Tego popołudnia poszłam do szafy z bielizną pościelową i dokonałam niemiłego odkrycia, że prześcieradeł i powłoczek wystarczy nam tylko, by zmieniać je dzieciom raz na dwa tygodnie. Co się zresztą okazało być panującą tu zasadą. Podczas gdy znajdowałam się w samym centrum swoich gospodarskich spraw z pękiem kluczy u pasa, niczym kasztelanka średniowiecznego zamku, kto się pojawił, jak nie mój braciszek Jimmy? W ogromnym zabieganiu cmoknęłam go z roztargnieniem w nos i posłałam, żeby sobie obejrzał wszystko dokoła, dając go pod opiekę dwóch najstarszych smyków. Razem zebrali szóstkę przyjaciół i zorganizowali partię baseballu. Jimmie powrócił do domu pokonany, ale pełen entuzjazmu, gotowy przedłużyć swą wizytę na cały weekend, chociaż po obiedzie, który mu podałam, zdecydował, że posiłki będzie w przyszłości jadał w hotelu. Gdy siedzieliśmy przy kominku pijąc kawę, zwierzyłam mu się ze swego niepokoju o kurczęta, z którymi nie wiem, co zrobić, kiedy nowy dom jest w budowie. Ale znasz Jimmiego. W ciągu pół minuty miał gotowy cały plan. — Zbuduj w górze za drewutnią, na małym placyku obóz, jaki był w Adirondack. Możesz postawić trzy otwarte szałasy, w każdym po osiem posłań. Umieścisz tam dwudziestu czterech chłopców na całe lato. Będzie cię to kosztować grosze. — Tak — zaprotestowałam — ale będzie mnie to kosztować więcej niż grosz, gdy wynajmę kogoś do opieki nad nimi. — To zupełnie proste — odparł Jimmie z wyższością. — Znajdę ci jakiegoś chłopaka z college'u, który chętnie przyjedzie tu w czasie wakacji w zamian za utrzymanie i jakieś skromne wynagrodzenie. Będziesz tylko musiała podawać bardziej solidne posiłki niż ten, który jadłem dzisiaj. Dr MacRae wstąpił około dziewiątej, po wizycie w infirmerii. Mamy trzy przypadki kokluszu, ale już odizolowane i nowych na razie nie widać. Jak się zdarzyły te trzy, pozostanie tajemnicą. Wygląda na to, że koklusz do sierocińca przyniósł jakiś ptaszek. 83 at jjidii. Ł-iCLi 11111 uiiiiai w iwvzj\_/i , wuny L^y i \Ji3lciliii g, w uz,uł. Nic nie mogło ich zadowolić, jak tylko telefon do stolarza o godzinie dziesiątej. Stolarz i drewno zostali zamówieni na ósmą rano. Ostatecznie pozbyłam się ich o wpół do jedenastej, ciągle rozprawiających o wspornikach i wiązaniach, o spadzistym dachu i odprowadzaniu wody. Podniecenie wywołane przez Jimmiego, kawa i wszystkie te plany budowlane, skłoniły mnie, aby usiąść i natychmiast napisać list do Ciebie. Ale, jeśli pozwolisz, to dalsze szczegóły odłożę do następnego razu. Zawsze twoja Sallie Niedziela Drogi Wrogu! Czy przyjdzie Pan do nas na kolację dziś o siódmej wieczorem? To jest prawdziwa proszona kolacja; będziemy mieć lody. Mój brat wyszukał obiecującego młodego człowieka, który mógłby objąć opiekę nad chłopcami. Może zna go Pan — to Pan Witherspoon z banku. Chciałabym wprowadzać go w sprawy zakładu stopniowo, dlatego proszę, żeby Pan nie wspominał o chorobach umysłowych, epilepsji i alkoholizmie, ani nie poruszał żadnego z innych ulubionych Pańskich tematów. Jest to młody, wesoły człowiek z towarzystwa, przyzwyczajony do jedzenia różnych wyszukanych potraw. Czy sądzi Pan, że będzie szczęśliwy w Domu im. Johna Griera? Pańska, w widocznym pośpiechu, Sallie McBride Jimmie wrócił w piątek o ósmej rano, a kwadrans później zjawił się doktor. Od tej chwili oni obaj, cieśla, nasz nowy farmer, Noah i dwa konie wraz z ośmioma największymi chłopcami pracują bez wytchnienia. Nigdy chyba żadne budowlane przedsięwzięcie nie odbywało się z taką szybkością. Chciałbym mieć z tuzin takich Jimmich tu na miejscu; choć muszę zauważyć, że mój braciszek pracuje szybciej wtedy, gdy silnie zagrzewa go pierwsza fala entuzjazmu. Nie nadawałby się jednak zupełnie do starannego cyzelowania średniowiecznej katedry. W sobotę rano pojawił się rozpłomieniony nowym pomysłem. Poprzedniego wieczoru spotkał w hotelu przyjaciela, który jest członkiem jego klubu myśliwskiego w Kanadzie i pracuje jako kasjer w naszym Pierwszym (i jedynym) Oddziale Banku Narodowego. — To bardzo fajny facet — powiedział Jimmie — i dokładnie ten człowiek, który mógłby obozować z dzieciakami i nadać im trochę ogłady. Zgodzi się tu przyjść za utrzymanie i czterdzieści dolarów miesięcznie, bo jest zaręczony z dziewczyną z Detroit i chciałby trochę zaoszczędzić. Powiedziałem mu, że jedzenie jest paskudne, ale że jeśli dość mocno naciśnie, to prawdopodobnie zmienisz kucharkę. — Jak on się nazywa? — spytałam z ostrożnym zainteresowaniem. — Nazwisko ma, że buzi dać: Percy de Forest Witherspoon. Niemal wpadłam w histerię. Wyobraź sobie Percy'ego de Forest Witherspoona jako opiekuna tych dwudziestu czterech małych dzikusów! Ale wiesz, jaki jest Jimmie, gdy „ma pomysł". Już zaprosił pana Witherspoona do mnie na kolację w sobotę wieczorem i zamówił w wiejskim sklepie ostrygi i lody, żeby jakoś „przyozdobić" mój klops cielęcy. Wszystko to się skończyło wydaniem przeze mnie proszonej kolacji z udziałem panny Matthews, Betsy i doktora. O mały włos byłabym zaprosiła Wielm. Cy i pannę Snaith. Odkąd znam tych dwoje, to mam wrażenie, że powinna istnieć między nimi romantyczna więź. Nigdy nie spotkałam dwojga ludzi bardziej dla siebie odpowiednich. On jest wdowcem z pięciorgiem 85 nas. A ja pozbyłabym się obojga za jednym zamachem. Muszę 0 tym pomyśleć jako o jednym z przyszłych ulepszeń. I tak odbyła się ta kolacja. W miarę upływu czasu rósł mój niepokój. Nie z niepewności czy Percy nadaje się do nas, ale czy my nadajemy się dla niego. Gdybym przeszukała cały świat, to nigdzie nie znalazłabym młodego człowieka z większymi predyspozycjami do pozyskiwania sobie chłopców. Już patrząc na niego wie się, że wszystko potrafi, w każdym razie to wszystko, co wymaga siły 1 temperamentu. Podejrzewam, że nieco mniejsze są jego możliwości literackie i artystyczne, ale jeździ konno, strzela, gra w golfa i piłkę nożną, żegluje. Lubi spać pod gołym niebem i lubi dzieci. Zawsze chciał poznać jakieś sieroty, bo, jak mówi, często czytał 0 nich w książkach, ale nigdy nie spotkał osobiście. Percy wydaje się być zbyt dobry, żeby był prawdziwy. Zanim odeszli, Jimmie i doktor wyszukali latarnię i tak, jak byli, w strojach wieczorowych, zaprowadzili pana Witherspoona na przełaj przez kartoflisko na miejsce jego przyszłego zamieszkania. Ach, jakaż to była niedziela! Musiałam kategorycznie zabronić im zabawiania się stolarką. Ci mężczyźni gotowi byli pracować cały dzień, zupełnie nie biorąc pod uwagę szkody, jaką mogą w ten sposób uczynić moralności stu czterech małych duszyczek. Ograniczyli się więc do tego, że stali z młotkami w rękach, przyglądając się szałasom i rozmyślając, gdzie jutro rano wbiją pierwszy gwóźdź. Im dokładniej obserwuję mężczyzn, tym bardziej upewniam się, że są tylko chłopcami, którzy zbytnio wyrośli, aby wymierzać im klapsy. Bardzo się martwię, czym i jak mam karmić pana Witherspoona. Wygląda tak, jakby dopisywał mu ogromny apetyt, ale również tak, jakby nie umiał przełknąć kolacji bez przebrania się w wieczorowy strój. Wysłałam Betsy do domu po kufer pełen wieczorowych sukien, abyśmy mogły wyglądać odpowiednio do naszej pozycji społecznej. Jedna rzecz jest bardzo wygodna: lunch jada w hotelu, a słyszałam, że podają tam bardzo obfite posiłki. Powiedz Jervisowi, że bardzo żałuję, iż nie było go razem z nami 1 że nie wbił swojego gwoździa w szałas. Zbliża się Wielm. Cy. Nieba, miejcie nas w swej opiece! Twoja, zawsze w kłopotach, S. McB. 86 Kochana Ago! Budowa obozu zakończona, mój energiczny brat wyjechał, a dwudziestu czterech chłopców spędziło dwie pokrzepiające noce w otwartych szałasach. Trzy pokryte korą szałasy tworzą miły sielski akcent w pejzażu. Są podobne do tych, z których korzystaliśmy w górach w Adirondack — zamknięte z trzech stron ścianami z otwartym frontem. Jeden jest większy od pozostałych, bo mieści się w nim prywatny kącik pana Percy'ego Witherspoona. W przyległym szałasie, stojącym nieco z tyłu, są bardzo przyzwoite urządzenia sanitarne, składające się z kranu i trzech konewek. Każdy szałas ma swego kąpielowego, który staje na stołku i polewa po kolei dygocących chłopców wodą z konewki. Ponieważ opiekunowie nie zechcieli dać nam wystarczającej liczby wanienek, musimy polegać na własnej pomysłowości. Trzy szałasy zorganizowały się jako trzy indiańskie plemiona; każde ma swego wodza, który odpowiada za jego zachowanie. Pan Witherspoon jest wielkim wodzem wszystkich plemion, a dr Mac-Rae — szamanem. We wtorek wieczorem odbyły się odpowiednie ceremonie plemienne i chociaż uprzejmie mnie na nie zaproszono, to odmówiłam udziału, uznając, że są to czysto męskie sprawy. Posłałam jednak napoje orzeźwiające, co spotkało się z gorącym przyjęciem. Obie z Betsy podeszłyśmy wieczorem na skraj boiska baseballowego i dostrzegłyśmy kątem oka część tych orgii. Wojownicy siedzieli po turecku dokoła wielkiego ogniska, każdy owinięty w koc z posłania, z fantazyjną opaską z piór na głowie. (Nasze kury mają wyraźnie przetrzebione ogony, ale nie będę zadawać niemiłych pytań). Doktor w kocu Indian Navajo na ramionach wykonywał taniec wojenny, podczas gdy Jimmie i pan Witherspoon uderzali w bębny — dwa miedziane garnki mają teraz trwale wygięte dna. Zabawny ten Sandy! To był pierwszy przebłysk młodzieńczości, jaki u niego zobaczyłam. Po dziesiątej, kiedy wojownicy zostali bezpiecznie ułożeni do snu, trzej panowie przyszli do mego gabinetu i padli w wygodne fotele. Ale te pozy mnie nie zwiodły. Wymyślili wszystkie te zabawy dla jwej własnej przyjemności. Jak na razie pan Percy Witherspoon wygląda na całkowicie 87 czne ożywienie w uoiyei.'ezas iaK opanowanym towarzystwie, żyłam starań, żeby trochę urozmaicić jadłospis: on akceptuje wszystko, co się przed nim stawia, z apetytem, nie zważając na brak takich drobiazgów, jak ostrygi, przepiórki czy raki. Nie miałam ani skrawka miejsca, które mogłabym przeznaczyć na jakiś gabinet dla tego młodego człowieka, ale on sam rozwiązał trudności proponując, że urządzi się w nowym pokoju lekarskim. Tak więc spędza spokojnie swe wieczory z książką i fajką wygodnie usadowiony w fotelu dentystycznym. Niewielu jest zapewne mężczyzn z towarzystwa, którzy by godzili się spędzać wieczory tak niewinnie. Ta dziewczyna w Detroit to ma szczęście! Ratunku! Właśnie zajechał samochód pełen ludzi, którzy chcą obejrzeć zakład, a Betsy, pełniącej zazwyczaj honory domu, właśnie nie ma. Pędzę. Addio! Sallie Tysiące podziękowań S. McB. Piątek Drogi Wrogu! Słyszę, że ominęła mnie dziś wizyta, ale Jańe przekazała mi Pańskie posłanie wraz z „Genetyczną filozofią kształcenia". Powiedziała, że za kilka dni przyjdzie Pan, aby poznać moją opinię o tej książce. Czy będzie to egzamin ustny, czy pisemny? Czy nie przyszło Panu do głowy, że cała ta działalność edukacyjna jest bardzo jednostronna? Często nawiedza mnie myśl, że stan umysłu dr. Robina MacRae bardzo by skorzystał na dokonaniu niewielkich nawet poprawek. Obiecuję, że przeczytam tę książkę, ale w zamian Pan przeczyta jedną moją. W związku z czym posyłam panu „Dialogi Dolly z piłką krykietową". O opinię o niej zapytam za dzień lub dwa. To bardzo wyczerpujące zajęcie robić ze Szkota prezbiterianina osobę frywolną, ale wytrwałość ponoć czyni cuda. S. McB. 13 maja Moja droga, droga Agato! Mówi się o powodziach w Ohio! A my tutaj, w okręgu Dutchess, przypominamy mokre gąbki. Deszcz pada przez pięć dni — i wszystko w zakładzie idzie na opak. Maleństwa miały krup, więc siedzieliśmy przy nich przez dwie noce. Kucharka wymówiła, a w jakiejś szparze leży zdechły szczur. Wszystkie trzy szałasy przeciekły i wczesnym świtem, po pierwszym oberwaniu chmury, dwudziestu czterech małych skulonych Indian 89 są muiuyim i ineiiinc pauiniąuyim Rucami, Kiore parują, ale nie schną. Pan Percy de Forest Witherspoon wrócił do hotelu, żeby tam poczekać, aż słońce znowu wyjdzie. Po przymusowym przebywaniu przez cztery dni w zamknięciu bez żadnych ćwiczeń i gier ruchowych niegrzeczność naszych dzieci ujawnia się czerwonymi plamami, jak przy odrze. Betsy i ja przypomniałyśmy sobie wszystkie możliwe formy aktywnych i nieszkodliwych zajęć, które mogłyby się odbywać w tak zagęszczonym pomieszczeniu jak nasze. Są to: ciuciubabka, wojna na poduszki, zabawa w .chowanego; gimnastyka w jadalni, rzuty piłką w pokoju szkolnym. (Wybiliśmy dwie szyby). Chłopcy skakali w hallu żabką i tynk poleciał w całym budynku. Sprzątaliśmy energicznie i gwałtownie. Wymyliśmy wszystkie drewniane elementy, podłogi zostały przetarte do połysku, ale pomimo wszystkich tych wysiłków pozostało w nas jeszcze bardzo dużo energii i doszliśmy do tego punktu napięcia nerwów, gdy mamy ochotę rozdawać kuksańce naokoło. Sadie Kate zachowywała się jak mały czort. Czy istnieją czorty żeńskie? Jeśli nie, to Sadie Kate dała początek gatunkowi. Dzisiaj po południu Loretta Higgins miała — cóż, nie wiem, czy był to rodzaj ataku, czy tylko wybuch złego humoru. Leżała na podłodze i ryczała przez całą godzinę, kiedy zaś ktoś się zbliżał do niej, machała rękami jak wiatrak, kopała i gryzła. Gdy przyszedł doktor, była już mocno zmęczona. Podniósł ją wyczerpaną i oklapniętą, zaniósł do łóżeczka w infirmerii. Później, gdy usnęła, przyszedł do mego gabinetu i poprosił o pokazanie mu archiwów. Loretta ma trzynaście lat. W ciągu trzech lat pobytu w zakładzie miała pięć takich załamań i była za nie surowo karana. Jej dokumentacja rodzinna jest prosta: „Matka zmarła na dementia alcoholicae w Zakładzie w Bloomingdale. Ojciec nieznany". Doktor długo i uważnie studiował tę stronicę, potrząsając głową. — Czy przy takim dziedzicznym obciążeniu należy dziecko karać za to, że ma uszkodzony system nerwowy? — Oczywiście, że nie — odparłam stanowczo. — Spróbujemy naprawić jej system nerwowy. — Jeśli nam się uda. — Będziemy karmić ją tranem i słońcem, znajdziemy jej dobrą rodzinę zastępczą, która zlituje się nad tą biedną małą... usiaun i uuuiuuMtin, it wiuay i uszy. Żadna zastępcza matka na świecie nie pokocha dziecka, które wygląda tak jak ona. — Dlaczego to, och, dlaczego — jęknęłam — dobry Pan nie posyła nam sierot o niebieskich oczach, kędzierzawych włosach i łagodnych charakterach? Mogłabym znaleźć miejsca dla milionów takich, ale nikt nie zechce Loretty. — Obawiam się, że dobry Pan nie przyczynia się, by na świat przychodziły takie Loretty. To diabeł dba o to. Biedny Sandy! Strasznie pesymistycznie widzi przyszłość. Ale nie należy się dziwić zważywszy, jakie pozbawione radości życie prowadzi. Dzisiaj wyglądał, jakby to jego własny system nerwowy uległ załamaniu. Wędrował w deszczu od piątej rano, gdy wezwano go do chorego dziecka. Zmusiłam go, żeby usiadł i napił się herbaty, a potem prowadziliśmy miłą, pogodną rozmowę o pijaństwie, debilizmie, epilepsji i pomieszaniu zmysłów. Sandy nie znosi rodziców alkoholików, ale strasznie przeżywa problem rodziców chorych umysłowo. Tak zupełnie prywatnie, to nie wierzę w historie o dziedzicznym obciążeniu. Należy po prostu zabierać dzieci chorym rodzinom, zanim zdołają otworzyć oczy. Mamy tu najpogodniejsze chyba dziecko na świecie — chłopca, którego ciocia Ruth i wuj Silas zmarli jako obłąkani, a on jest łagodny i niewzruszony jak krowa. Do widzenia, moja droga. Przepraszam, że list nie jest trochę bardziej radosny, choć w tej chwili nic niemiłego się nie dzieje. Jest już jedenasta, wysunęłam więc głowę na korytarz. Wszędzie panuje cisza, stukają tylko dwie okiennice i woda głośno spływa rynnami. Obiecałam Jane, że położę się do łóżka o dziesiątej. Dobranoc i niech wam obojgu radość towarzyszy! Sallie. PS Pośród wszystkich moich kłopotów jest jedna rzecz, za którą jestem wdzięczna losowi: Wielm. Cy padł ofiarą ataku ostrej grypy. W wybuchu wdzięczności posłałam mu bukiecik fiołków. PS 2. Mamy epidemię zaraźliwego zapalenia spojówek. 90 "Dzień dobry, drSfa Itioja Agato! "*' Trzy słoneczne dni i Dom im. Johna Griera uśmiecha się. Wszystkie moje kłopoty są w trakcie załatwiania. Te paskudne koce nareszcie wyschły i obóz indiański znowu nadaje się do zamieszkania. Teraz szałasy mają drewniane podłogi, a dachy są pokryte papą. (Pan Witherspoon nazywa je kurnikami). Kopiemy dół i wyłożymy go kamieniami, aby spływała tam woda ze wzniesienia, gdy znowu oberwie się chmura. Indianie wrócili do życia w dzikości, a ich wódz znowu zajął swe stanowisko. Doktor i ja zwracamy wielką uwagę na nerwy Loretty Higgins. Sądzimy, że ten koszarowy tryb życia, pełen ruchu i hałasu, jest dla niej nadmiernie pobudzający, więc uznałam, że najlepiej będzie umieścić ją w jakiejś rodzinie, gdzie poświęcą jej więcej uwagi. Doktor ze zwykłą sobie przedsiębiorczością wyszukał taką rodzinę. To jego sąsiedzi, bardzo mili ludzie. Właśnie od nich wróciłam. Mąż jest majstrem w odlewni żelaza, a żona zacną duszą, która cała się trzęsie, kiedy się śmieje. Mieszkają przede wszystkim w kuchni, aby utrzymać salonik w nieskazitelnym porządku, ale ta kuchnia jest tak przyjemna, że chętnie bym w niej sama zamieszkała. Na oknach stoją (doniczki z begoniami, piękny mruczący kot w prążki śpi na plecionym z gałganków dywaniku przed piecem. Ona piecze coś co sobota — kruche ciastka, pierniki, pączki. Zaplanowałam sobie, że będę odwiedzać Lorettę raz na tydzień, w sobotę o jedenastej rano. Widocznie zrobiłam tak samo dobre wrażenie na pani Wilson, jak ona na mnie. Po moim odejściu zwierzyła się doktorowi, że polubiła mnie, bo jestem tak zwyczajna jak ona. Loretta zacznie się uczyć prac domowych i będzie miała własny ogródek; będzie też dużo przebywać na słońcu i świeżym powietrzu. Ma chodzić wcześnie spać i otrzymywać pożywne jedzenie, mają ją też lubić i starać się, żeby była zadowolona. A wszystko to za trzy dolary tygodniowo! Dlaczego by nie znaleźć stu takich rodzin i nie oddać im wszystkich naszych dzieci? Wtedy ten budynek można by przeznaczyć na zakład dla upośledzonych umysłowo. A ja, która nic nie wiem o upośledzeniach umysłowych, mogłabym z czystym sumieniem podać się do dymisji, wrócić do domu i żyć długo i szczęśliwie. 92 tak zainteresowana, że ani nie mówię, ani me marżę ó niczym innym. Oboje z Jervisem zniszczyliście wszystkie moje życiowe plany. Przypuśćmy, że się zwolnię, wyjdę za mąż i będę mieć rodzinę. Jak to jest na ogół dziś z rodzinami, mogę spodziewać się najwyżej pięciorga, sześciorga dzieci i wszystkie z tymi samymi cechami dziedzicznymi. Mój Boże! Taka rodzina wydaje mi się zupełnie nieciekawa i monotonna. Jak widać, mogę istnieć tylko w zakładzie. Wasza, z naganą w głosie, Sallie McBride PS Mamy tu dziecko, którego ojciec został zlinczowany. Czy to nie pikantny szczegół w biografii? Wtorek Najdroższa Agato! Co mamy robić? Mamie Prout nie lubi suszonych śliwek. Ta niechęć do taniej i zdrowej potrawy jest niczym innym jak wymysłem i nie powinna być zalecana mieszkańcom dobrze prowadzonego zakładu wychowawczego. Trzeba zmusić Mamie, żeby polubiła suszone śliwki. Tak mówi nauczycielka starszej klasy, która spędza z nami przedpołudnia i dba o moralność podopiecznych. Dziś około pierwszej w południe wprowadziła do mego biura Mamie obwinioną o odmowę, kategoryczną odmowę, otwarcia ust i włożenia w nie śliwki. Dziecko zostało posadzone na stołeczku w oczekiwaniu kary, którą miałam wyznaczyć. Cóż, jak sama wiesz, nie lubię bananów i byłabym ogromnie niezadowolona, gdyby mnie zmuszono do zjedzenia ich. Tym samym więc, dlaczego miałabym zmuszać Mamie Prout do jedzenia śliwek? Podczas gdy zastanawiałam się nad tym, jak podtrzymać autorytet panny Keller i jednocześnie zostawić jakąś furtkę dla Mamie, zawołano mnie do telefonu. 93 Portret postusznecfo dziecka. Telefon był od pewnej zacnej damy, która chciała mnie zawieźć na spotkanie komitetu. Nie wspominałam Ci dotąd, ale staram się wzbudzić zainteresowanie zakładem w okolicy. Bogaci ludzie, którzy mają w naszym sąsiedztwie letnie posiadłości, zaczynają wyjeżdżać z miasta, a ja układam plany, jakby pochwycić ich w swe sieci, zanim zostaną pochłonięci przez nadmiar przyjęć i turniejów tenisowych. Dotychczas zakład nie miał z nich najmniejszego pożytku, myślę więc, że najwyższy czas, aby zauważyli naszą tu obecność. Powróciwszy w porze podwieczorku, zostałam zatrzymana w hallu przez dr. MacRae, który zażądał jakichś danych statystycznych z mego biura. Otworzyłam więc drzwi, a tam siedziała Mamie Prout — dokładnie w tym samym miejscu, w którym zostawiłam ją cztery godziny wcześniej. — Mamie, kochanie — krzyknęłam w przerażeniu. —: Siedziałaś tu cały czas? — Tak, proszę pani — powiedziała Mamie. — Kazała mi pani czekać, aż pani wróci. na ręce i zaniósł do mego gabinetu, głaszcząc ją i starając się, żeby znowu się uśmiechała. Jane przyniosła stolik do szycia, rozstawiła go przed kominkiem i podczas kiedy my z doktorem piliśmy herbatę, Mamie jadła kolację. Przypuszczam, że zgodnie z teorią jakiegoś pedagoga, teraz, gdy dziecko było zmęczone i głodne, nastąpił psychologiczny moment przełamania niechęci do suszonych śliwek. Ale będzie Ci zapewne miło usłyszeć, że niczego takiego nie zrobiłam i że doktor podtrzymał po raz pierwszy moje zgoła nienaukowe postępowanie. Mamie zjadła najwspanialszą kolację swego życia, przyprawioną dżemem truskawkowym z moich prywatnych zapasów i miętówkami z kieszeni Sandy'ego. Oddaliśmy ją jej rówieśnikom szczęśliwą i rozpogodzoną, ale ciągle jeszcze we władzy godnej pożałowania niechęci do suszonych śliwek. Czy widziałaś coś bardziej przerażającego niż to miażdżące duszę bezmyślne posłuszeństwo, którego pani Lippett wymagała tak stanowczo? To jest właśnie stosunek do życia, jaki wyrabia w dzieciach sierociniec i ja jakimś sposobem muszę go przełamać. Inicjatywa, odpowiedzialność, ciekawość, pomysłowość, chęć walki! Chciałabym, żeby doktor miał szczepionkę z tymi wszystkimi tak pożytecznymi cnotami. Wtedy wprowadzilibyśmy ją do krwiobiegu naszych sierot. Później Pragnę, żebyś była z powrotem w Nowym Jorku. Wyznaczyłam Cię na agenta prasowego tej instytucji, bo natychmiast potrzebujemy twych umiejętności tworzenia barwnej prozy. Mamy siedem bobasów, które płaczą o adopcję. Twoją zaś sprawą jest ich zareklamowanie. Mała Gertruda ma zeza, ale jest miła, czuła i wdzięczna za okazywane jej uczucia. Czy mogłabyś opisać ją tak zachęcająco, aby jakaś rodzina wyraziła chęć adopcji, nawet jeśli nie jest ludna? Oczy można zoperować, kiedy będzie starsza, gdyby natomiast miała złośliwe usposobienie, żaden chirurg nic by nie pomógł. To dziecko wie, że czegoś mu brakuje, choć nie widziała nigdy swoich rodziców. Wyciąga przyjaźnię rączki do każdego, kto przechodzi 94 95 nym wydaniu opublikowała artykuł o naszych dzieciach? Posłałabym kilka fotografii. Pewnie pamiętasz, ile odpowiedzi przyszło do tych ludzi z Sea Breeze po ukazaniu się zdjęcia „uśmiechniętego Joego"? Z powodzeniem mogę dostarczyć równie dobre portrety: Śmiejącej się Lou, Gaworzącej Gertrudy i Skaczącego Karolka. Ty zaś dodasz do nich trochę literatury. Postaraj się znaleźć ludzi odważnych i nie mających obaw przed dziedzicznością. Coraz bardziej irytuje mnie, że wszyscy pragną adoptować wyłącznie dzieci pochodzące z pierwszych rodzin stanu Wirginia. Twoja, jak zawsze, Sallie Piątek Moja droga, droga Ago! Co za zmiany! Zwolniłam kucharkę i gospodynię; nauczycielce klas podstawowych dałam w delikatnej formie do zrozumienia, że po wakacjach może już nie wracać. Uch, uch! Żebym tak samo mogła zwolnić Wielmożnego Cy! Ale muszę Ci opowiedzieć, co się wydarzyło dziś rano. Nasz Opiekun, który był niebezpiecznie chory, jest już niebezpiecznie zdrowy i wstąpił, by złożyć nam sąsiedzką wizytę. Punch siedział w moim pokoju na podłodze, zajmując się grzecznie układaniem klocków. Odłączam go od reszty przedszkolaków i wypróbowuję na nim metodę Montessoriego: dywan do dyspozycji i żadnych nerwowych wstrząsów. Pochlebiam sobie, że metoda ta daje wyniki — ostatnio jego słownik stał się niemal pruderyjnie czysty. Po półgodzinnej rozmowie o niczym Wielm. Cy wstał, aby wyjść. Gdy drzwi się za nim zamknęły (jestem szczerze wdzięczna, że dzieciak na to poczekał), Punch podniósł na mnie swe wymowne brązowe oczy i rzekł z ufnym uśmiechem: — Rany! Ale on ma diabelską gębę! 96 S. McBride (zarz-cą D.W.J.G.) Drodzy Pendletonowie! Nie wiedziałam, że takie z Was ślimaki. Wreszcie dotarliście do Waszyngtonu, a ja już od dłuższego czasu mam spakowaną walizkę i jestem gotowa spędzić odświeżający weekend chez vous*. Spieszcie się! Trwałam w tej ochronkowej atmosferze tak długo, jak to było możliwe. Zakrztuszę się i umrę, jeśli nie zmienię otoczenia. Wasza na granicy uduszenia się S. McB. PS Wyślijcie kartkę do Gordona Hallocka z wiadomością, że jesteście tam. Będzie szczęśliwy, oddając siebie i Kapitol do waszej dyspozycji. Wiem, że Jervis go nie lubi, ale Jervis powinien zwalczać swoje uprzedzenia wobec polityków. Kto wie, może i ja zajmę się któregoś dnia polityką? Moja droga Ago! Otrzymujemy zdumiewające prezenty od naszych przyjaciół i dobroczyńców. Posłuchaj tylko. W ubiegłym tygodniu M. Wilton J. Leverett (cytuję według wizytówki) wjechał na potłuczoną butelkę tuż koło naszej bramy, więc przyszedł zobaczyć zakład, podczas gdy kierowca zmieniał oponę. Oprowadzała go Betsy. Ze zrozumieniem odnosił się do wszystkiego, co widział, szczególnie zainteresował się szałasami chłopców. To są eksponaty, które bardzo przemawiają do mężczyzn. Skończyło się na tym, że zdjął marynarkę i grał w baseball z obydwoma indiańskimi plemionami. Po półtorej chez vous — u was (jranc.) w ijlll tpiz.uuz.lt; ---- az. UU UZlSlCJSZ,CgU przedpołudnia, gdy wóz pocztowy zatrzymał się przed D.W.J.G. z prezentem od zakładów chemicznych Wiltona J. Leveretta. Była to beczka, no, w każdym razie solidnych wymiarów bańka — pełna zielonego mydła w płynie! Czy pisałam Ci, że nasiona do naszego ogrodu przyszły aż z Waszyngtonu? Miły podarek od Gordona Hallocka i rządu USA. Jako przykład tego, czego nie osiągnęła poprzednia władza, może. służyć Martin Schladerwitz, który spędził na tej pseudofarmie trzy lata i nie potrafił zrobić nic innego, jak wykopać mogiłę na dwie stopy głęboką i pochować w niej swoje nasiona sałaty! Nie wyobrażasz sobie nawet, w ilu dziedzinach musimy dokonać zmian i postępu. Choć właściwie to Ty chyba masz wyobrażenie. Powoli otwierają mi się oczy na wiele spraw i to, co na początku wydawało się po prostu zabawne, teraz... Och, to takie smutne. Każda zabawna rzecz, z którą się stykam, kryje w sobie jakiś mały dramat. Obecnie zwracamy baczną uwagę na nasze maniery. Nie na maniery w stylu ochronkowo-sierocińcowym, ale maniery w stylu szkoły tańców. W naszym stosunku do życia i świata nie ma i nie będzie nic z postawy Uriaha Heepa. Młodsze dziewczynki dygają wczoraj giowe saaie ivaie w talerz z zupą KU radości obecnycn, z wyjątkiem samej Sadie, która jest bardzo niezależną młodą panną i nie zwraca uwagi na te bezużyteczne męskie zabiegi). Początkowo chłopcy skłonni byli do kpin, ale obserwując uprzejmość swego idola, Percy'ego de Forest Witherspoona, szybko osiągnęli poziom prawdziwych małych dżentelmenów. Punch złożył mi dziś rano wizytę. Przez ostatnie pół godziny, gdy pracowicie pisałam do Ciebie, siedział na parapecie okna cicho i niedestrukcyjnie,zajęty kolorowymi kredkami. Betsy, en passant*, cmoknęła go w czubek nosa. — Noo! — powiedział Punch, oblewając się rumieńcem, i wytarł ślad pieszczoty z demonstracyjną męską pbojętnością. Ale zauważyłam, że podjął swą pracę nad czerwono-zielonym pejzażem ze wzmożoną gorliwością i próbami pogwizdywania. Miejmy nadzieję na ujarzmienie temperamentu tego młodzieńca! Wtorek Doktor jest dziś skłonny do narzekań. Zjawił się w porze obiadowej, poszedł więc z dziećmi i spróbował jedzenia. A tu, o nieba! ziemniaki były przypalone! I co za piekło rozpętał z tego powodu! Ziemniaki przypaliły się pierwszy raz. Zdarza się to, jak wiesz, w najlepszych domach. Sądząc jednak z wypowiedzi San-dy'ego, można by pomyśleć, że kucharka zrobiła to umyślnie, zgodnie z moim zaleceniem. Jak już mówiłam Ci wiele razy, zupełnie dobrze mogłabym się obchodzić bez Sandy'ego. Środa Jako że wczoraj mieliśmy piękny słoneczny dzień, obie z Betsy machnęłyśmy ręką na nasze obowiązki i pojechałyśmy do domu jej bardzo światowych przyjaciół, gdzie podano herbatę w ogrodzie w stylu włoskim. Punch i Sadie Kate byli tak grzeczni przez cały dzień, że w ostatniej chwili przed wyjazdem zadzwoniłyśmy, pytając o pozwolenie przywiezienia ich ze sobą. * en passant — przechodząc, mimochodem (franc)' 99 /\ie wyoor runcna i aauie jvaie OKazai się pomyiicą. rowinnysmy były zabrać Mamie Prout, która już zademonstrowała swą zdolność siedzenia w spokoju. Oszczędzę Ci szczegółów naszej wizyty, która osiągnęła kulminację w chwili, gdy Punch zaczął łowić złote rybki w basenie kąpielowym. Nasz gospodarz wyciągnął go za nogę i dziecię wróciło do zakładu opatulone w różowy szlafrok kąpielowy swego wybawcy. Basen kąpielowy A co myślisz o tym? Dr Robin MacRae, spokornialy z racji tego, że wczoraj był tak niemiły, zaprosił mnie i Betsy na kolację do swego oliwkowozielonego domu na przyszłą niedzielę wieczór, na godzinę siódmą, żeby starczyło czasu na obejrzenie pod mikroskopem jakichś fascynujących próbek. Złożą się na to, jak przypuszczam, bakteryjne kultury szkarlatyny, naskórek alkoholików i gruczoły ludzi dotkniętych gruźlicą. Obowiązki towarzyskie nudzą go straszliwie, ale zdaje sobie sprawę z tego, że jeśli chce mieć wolną 100 Przeczytałam w tej chOTli^ały^t^^uśzę^stwie^dzic^źe skaczę w nim z tematu na temat. Lecz jeśli nawet nie zawiera on jakichś ważnych wiadomości, to, wierz mi, napisanie go zajęło mi cały wolny czas, jakim rozporządzałam przez ostatnie trzy dni. Pozostaję i dalej tak bardzo zajęta Sallie McBride PS Dziś rano zjawiła się dobra kobieta i powiedziała, że chciałaby wziąć jedno dziecko na lato — jakieś chorowite, słabe, najbardziej potrzebujące opieki. Niedawno straciła męża i chciałaby zająć się czymś trudnym. Czy nie jest to wzruszające? Sobota po południu. Drodzy Ago i Jervisie! Braciszek Jimmie, nakłoniony wszystkimi moimi żebraczymi lis-' tami, nareszcie przysłał nam prezent. Wybrał go według własnego gustu. Mamy małpkę! Nazywa się Java. Dzieci przestały słyszeć dźwięk szkolnego dzwonka. W dniu, kiedy przybyło to stworzenie, cały zakład ustawił się w kolejce, aby potrząsnąć mu łapkę na powitanie. Wszystko to utarło nosa Singo-wi; teraz muszę płacić za wykąpanie go. Sadie Kate wyraźnie zamienia się w moją prywatną sekretarkę. Poleciłam jej pisać w imieniu zakładu listy z podziękowaniami i jej styl literacki robi furorę wśród naszych dobroczyńców. Sadie niezmiennie prosi o następny prezent. Dotąd byłam przekonana, że ród Kilcoyne'ów wywodzi się z głuszy zachodniej Irlandii, ale teraz zaczynam podejrzewać, że jego korzenie znajdowały się w pobliżu Blarney Castle*. Zresztą, przekonasz się sama, czytając załączoną kopię listu do Jimmiego, jakież przekonywające pióro posiada ta * Zamek w Irlandii w okolicy Cork. Był tam kamień, który podobno każdemu, kto go pocałował, dawał umiejętność przekonywającego i przymilnego przemawia- nia. 101 Drogi panie Jimie: Dziękujemy panu bardzo za tę piękną małpkę coś nam dał. Nazwaliśmy ją java bo to jest taka ciepła wyspa na oceanie gdzie ona się urodziła w gniazdku jak ptaki tylko większym doktor nam to powiedział. Pierwszego dnia jak tu przyszła każdy chłopiec i dziewczynka ściskali jej rękę i mówili dzień dobry java jej ręka jest taka śmieszna bo prawie jej nie ma. Bałam się ją dotknąć ale teraz pozwalam jej siedzieć mi na ramieniu i obejmować za szyję jeśli ona tego chce. Wydaje śmieszne dźwięki jakby przeklinała i nie lubi jak się ją ciongnie za ogon. Strasznie ją kochamy i kochamy pana też. Jak znowu pan przyśle prezent to prosimy żeby to był słoń. Teraz już chyba skończę. Pańska oddana Sadie Kate Kilcoyne Percy de Forest Witherspoon ciągle jest wierny swojej świcie, ale z obawy, że się zbytnio zmęczy, nakłaniam go do częstych urlopów. Percy nie tylko sam pozostał wierny, ale przyprowadził nowych ochotników. Ma rozległe kontakty towarzyskie w sąsiedztwie i w ubiegłą sobotę przedstawił nam dwóch swoich przyjaciół, sympatycznych młodych ludzi, którzy siadają przy obozowym ognisku i opowiadają myśliwskie historie. Jeden z nich dopiero co wrócił z podróży dookoła świata i opowiedział mrożącą krew w żyłach historyjkę o łowcach głów z Sarawaku. To taki wąski różowy pasek na czubku wyspy Borneo. Moi mali wojownicy dyszą pragnieniem dorośnięcia i udania się do Sarawaku, by wstąpić na ścieżkę wojenną przeciwko łowcom głów. Każda znajdująca się w zakładzie encyklopedia została przejrzana i nie ma tu ani jednego chłopca, który nie mógłby Ci dokładnie javiviini, pwiwwau na j i Niemczech. Nie są to wprawdzie kraje tak szykowne jak Sarawak, ale dużo przydatniejsze dla ogólnej ogłady. Mamy nową kucharkę — czwartą od początku mego panowania. Nie zawracałam Ci głowy moimi kłopotami w tej dziedzinie, ponieważ instytucje opiekuńcze podlegają im tak samo, jak zwykłe rodziny. Pochodzi z P'łdni'w'j Kaliny. A odkąd się pojawiła, zaczęliśmy „jeść i miód pić". Na imię ma, no zgadnij jak? Sallie — tak właśnie! Zaproponowałam jej, żeby je zmieniła, na co odparła, połykając część dźwięków: — Oczywiście, panienko, ale ja to imię Sallie mam dłużej niż pani i nie mogłabym przywyknąć, gdyby mówiono do mnie „Mol-lie". Wygląda na to, że już zostanę Sallie. Tak się też stało. W każdym razie nie ma obawy, aby pomylono skierowane do nas listy, ponieważ nie ma ona tak plebejskiego nazwiska jak McBride, lecz Johnston-Washington pisane z łącznikiem. Niedziela Naszą ostatnią ulubioną zabawą jest wymyślanie pieszczotliwych imion dla Sandy'ego. Jego ciągła powaga kusi do prześmiewek i przedrzeźniania. Ostatnio stworzyliśmy ich nową porcję. Określenie „Pan na Cockpenie" wymyślił Percy. Lord 0'Cockpen to pan potężny i wspaniały, Umysł jego roztrząsa wciąż państwowe sprawy. Panna Snaith mówi o nim z niesmakiem: „ten człowiek", a Betsy określa go (pod jego nieobecność) jako „doktora Dorszową Wątrobę". Moje ostatnie ulubione przezwisko to „Macphairson Clon Glocketty Angus McClan". Jednakże w aspekcie uczuć poetyckich wszystkich nas pobiła na głowę Sadie Kate, która nazywa go „Pan Któregoś Dnia Wkrótce". Nie wierzę, by nasz doktor stał się bohaterem poezji częściej niż raz w życiu, ale każde dziecko w tym zakładzie umie na pamięć taki wierszyk: 102 103 Bo miętówka zmieni smak jego wspaniale. To na dzisiejszy wieczór jesteśmy obie z Betsy zaproszone do doktora na kolację i muszę wyznać, że z zaciekawieniem oczekuję na lustrację wnętrza jego posępnej rezydencji. Doktor nigdy nie mówi o sobie, o swojej przeszłości ani o nikim bliskim. Wydaje się być samotną figurą, stojącą na postumencie z napisem NAUKI ŚCISŁE, pozbawioną odrobiny zwyczajnych uczuć, ludzkich słabostek i czułości. Nic, poza wybuchowym temperamentem. I mnie, i Betsy zżera ciekawość, aby się dowiedzieć czegoś o jego przeszłości. Na razie jednak musimy się zadowolić wejściem do wnętrza jego domu, a tam nasz zmysł detektywistyczny już zbuduje jakąś historię. Jak długo na straży stała groźna McGurk, nie liczyłyśmy nawet na to, ale teraz — ho! ho! Drzwi się otwarły z własnej woli. Ciąg dalszy nastąpi S. McB. Poniedziałek Droga Ago! Byliśmy na kolacji u doktora wczoraj wieczorem — Betsy, pan Witherspoon i ja. Jak się okazało, było to zupełnie miłe wydarzenie, choć muszę przyznać, że zaczęło się niezbyt obiecująco. Dom doktora wewnątrz jest taki, jak zapowiada to jego wygląd zewnętrzny. Nigdy w życiu nie widziałam czegoś takiego jak tamta jadalnia. Ściany, dywany i lambrekiny na oknach są ciemnozielone. Kominek z czarnego marmuru ukazywał kilka tlących się kawałków węgla. Meble też są czarne. Jako ozdoby służą dwa sztychy w lśniących czarnych ramach: „Władca Doliny" i „Rogacz nad zatoką". Staraliśmy się być weseli i błyskotliwi, ale i tak przypominało to spożywanie kolacji w rodzinnym grobowcu. Pani McGurk w czarnej alpakowej sukni i czarnym jedwabnym fartuchu stąpała dokoła stołu, podając zimne, ciężkie potrawy tak stanowczo, że dźwięczały srebra w szufladach kredensu. Nos trzymała wysol o, a usta miała 104 ponownych źaprosin! Sandy trochę zdaje sobie sprawę, że z jego domem coś jest nie tak i aby go nieco ubarwić z okazji pobytu gości, kupił kwiaty. Tuzin przepięknych różowych róż oraz czerwonych i żółtych tulipanów. Ta McGurk wcisnęła je wszystkie razem tak ciasno, jak się dało, w zielonkawoniebieską żardinierę i postawiła to na środku stołu. Rzecz była tak ogromna, jak kosz na ziemniaki. Betsy i ja niemal zapomniałyśmy o dobrych manierach, gdy zobaczyłyśmy tę ozdobę. Ale doktor był tak dziecinnie zadowolony, iż udało mu się rozjaśnić posępną jadalnię, że pohamowałyśmy swe rozbawienie i skomplementowałyśmy go gorąco za doskonały dobór kolorów. Gdy kolacja się skończyła, z ulgą pospieszyliśmy do jego własnej części domu, do której McGurkowskie wpływy nie przenikają. Żadna sprzątaczka nigdy nie wchodzi do jego gabinetu, biblioteki czy laboratorium. Wyjątkiem jest Llewelyn, niski, szczupły, krzy-wonogi Walijczyk, który w sposób niepowtarzalny łączy umiejętności pokojówki i szofera. Biblioteka, choć nie najbardziej przyjemna, nie jest taka zła — książki dokoła, od góry do dołu, w wysokich stertach na podłodze, stole, kominku. Pół tuzina przepastnych skórzanych foteli, dywan i drugi kominek z czarnego marmuru, tym razem jednak z wesoło strzelającymi płomieniami. Jako ozdobne drobiazgi służą mu wypchany pelikan i żuraw z żabą w dziobie, a także szop pracz siedzący na kłodzie i werniksowana ryba tarpan. W powietrzu unosi się lekki zapach jodoformu. Doktor sam przyrządził kawę we francuskiej maszynce i spokojnie usunęliśmy gosposię z naszej świadomości. Naprawdę bardzo się starał być dobrym gospodarzem i muszę Ci powiedzieć, że słowo „obłęd" nie zostało wspomniane ani razu. Wydaje mi się, że Sandy w chwilach odpoczynku jest zamiłowanym wędkarzem. Obaj z Per-cym zaczęli wymieniać anegdoty i opowieści o łososiach i pstrągach, a w końcu doktor wyjął nawet pudełko z przynętami i rycersko obdarował Betsy i mnie „srebrnym doktorem" i „Jackiem Scottem", z których można zrobić szpilki do kapeluszy. Później rozmowa przeniosła się na sporty uprawiane na szkockich łąkach. Sandy opowiedział nam, jak raz zabłądził i spędził noc na wrzosowisku. Nie ma wątpliwości co do tego, że serce Sandy'ego należy do gór i Szkocji. popełnił żadnej zbrodni. Teraz raczej skłaniamy się ku przekonaniu, że nie powiodło mu się w miłości. To naprawdę okropne robić sobie takie żarty z biednego San-dy'ego, gdyż, pomimo swego posępnego usposobienia, jest postacią wzbudzającą współczucie. Pomyśl o jego powrocie do domu po dniu ciężkiej pracy i samotnej kolacji w tej ponurej jadalni! Czy sądzisz, że mógłby się trochę rozchmurzyć, gdybym posłała zespół moich artystów, aby namalowali mu wokół pokoju fresk ze skaczącymi królikami? Kochająca, jak zawsze, Sallie Droga Ago! Czy nigdy już nie wrócisz do Nowego Jorku? Śpiesz się, proszę! Potrzebny mi jest nowy kapelusz i pragnę kupić go na Piątej Alei, a nie na naszej Water Street. Pani Grubby, nasza najlepsza mody-stka, nie uznaje niewolniczego naśladownictwa paryskiej mody; ona tworzy swoje własne kreacje. Jednak trzy lata temu, odstąpiwszy od tej zasady, wyprawiła się do sklepów Nowego Jorku i do dziś tworzy modele w oparciu o tamte wrażenia. Poza tym, oprócz kapelusza dla siebie, muszę kupić sto trzynaście kapeluszy dla moich dzieci, że nie wspomnę o bucikach, pumpach, koszulach, pończochach, podwiązkach i wstążkach do włosów. To nie lada zadanie przyzwoicie ubierać rodzinę taką jak moja. Czy otrzymałaś ten dlugaśny list, który napisałam w zeszłym tygodniu? Nie raczyłaś o nim wspomnieć w swoim liście z czwartku, a on liczył siedemnaście stron i pisałam go przez wiele dni. Oddana ci S. McBride PS Dlaczego nie przysłałaś mi jakichś nowinek o Gordonie? Czy go widziałaś i czy mnie wspominał? A może ugania się za jakąś z tych ładniutkich dziewcząt z Południa, których tyle w Waszyngtonie? Wiesz dobrze, co chciałabym usłyszeć. Dlaczego więc jesteś tak paskudnie niekomunikatywna? 106 Droga Ago! Dwie minuty temu przekazano mi przez telefon Twój telegram. Tak, dziękuję Ci. Z radością przybędę w czwartek po południu pociągiem o 17.49. Nie zapraszaj nikogo na ten wieczór, bardzo Cię proszę, ponieważ mam zamiar siedzieć do północy i plotkować na temat Johna Griera z Tobą i prezesem. Piątek, sobotę i poniedziałek przeznaczę na zakupy. Oczywiście, masz rację mówiąc, że mam więcej ubrań, niż potrzebuje ich więźniarka, ale gdy przychodzi wiosna, muszę mieć nowe upierzenie. Tak naprawdę to noszę każdego wieczoru inną suknię, żeby wszystkie były używane. No, może niezupełnie dlatego, ale po to, żeby przekonać samą siebie, że jestem ciągle zwykłą dziewczyną, chociaż prowadzę to niezwykłe życie, w które Ty mnie wepchnęłaś. Wielm. Cy zastał mnie wczoraj odzianą w suknię z krepy koloru morskiej wody (dzieło Jane, ale wygląda jak z Paryża). Był zdziwiony, gdy dowiedział się, że nie idę na bal. Zaprosiłam go, żeby zjadł ze mną obiad, a on przyjął zaproszenie! Spędziliśmy czas w zupełnej zgodzie. Przy obiedzie zrobił się wręcz wylewny. Najwyraźniej jedzenie mu służy. Jeśli w Nowym Jorku wystawiają coś Bernarda Shawa, to chętnie spędziłabym parę godzin sobotniego dnia na przedpołudniowym spektaklu. Dialogi G.B.S. będą ożywczym kontrastem do przemówień Wielm. Cy. A teraz nie ma potrzeby pisać dłużej; poczekam na rozmowę. Addio! Sallie PS Ojej! Właśnie gdy zaczęłam dostrzegać przebłyski sympaty-czności w Sandym, on znowu miał wyskok i był okropny. Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności zdarzyło się w zakładzie pięć przypadków odry i on całym swym zachowaniem sugeruje, że panna Snaith i ja zaraziłyśmy dzieci celowo, aby sprawić mu kłopot. Są dni, kiedy z największą chęcią przyjęłabym rezygnację od naszego doktora. Drogi Wrogu! .......<•.---«»»-'—.-,—..™.t., -t~. - - ^ Pański krótki i wyniosły liścik z dnia wczorajszego otrzymałam. Nigdy dotąd nie spotkałam kogoś, czyje słowo pisane tak dokładnie przypominałoby jego sposób mówienia. I będzie Pan mocno zobowiązany, jeśli przestanę używać wobec Pana tego absurdalnego zwrotu „Wróg"? Przestanę to robić, jak tylko Pan zaniecha swego absurdalnego zwyczaju wpadania, znieważania i wymyślania wszystkim z byle powodu. Wyjeżdżam jutro po południu i spędzę w Nowym Jorku cztery dni. Pańska z poważaniem S. McBride Mój drogi Wrogu! Chez Pendletonów Nowy Jork Mam nadzieję, że ów list zastanie Pana w pogodniejszym stanie ducha niż ten, w którym widziałam Pana ostatnio. Z całą stanowczością powtarzam, że dwa nowe przypadki odry nie są rezultatem niedbalstwa zarządzającej naszym zakładem, lecz raczej wynikiem nieudanej „anatomii" naszego staromodnego budynku, która nie pozwala na dobrą izolację dzieci zarażonych. Ponieważ nie zniżył się Pan do odwiedzenia nas wczoraj rano, przed moim wyjazdem, nie mogłam przedłożyć żadnych swoich uwag. Czynię to teraz prosząc, aby zwrócił Pan swe krytyczne spojrzenie na Mamie Prout. Jest cała obsypana małymi czerwonymi plamkami, które mogą być odrą, choć mam nadzieję, że tak nie jest. Mamie bardzo często miewa wysypkę. Wracam do życia więziennego w przyszły poniedziałek o szóstej. Pańska oddana S. McBride PS Ufam, że wybaczy mi Pan tę wzmiankę, ale nie jest Pan lekarzem tego rodzaju, który admiruję. Lubię, żeby doktorzy byli pyzaci, okrąglutcy i uśmiechnięci. 108 Droga Ago! Jesteście rodziną, której nie powinna odwiedzać młoda wrażliwa dziewczyna. Jak możecie oczekiwać, żebym wróciła i spokojnie włączyła się w życie zakładu po tym, gdy byłam świadkiem takiego obrazu szczęścia i zgody rodzinnej, jakie przedstawia sobą domostwo Pendletonów? Całą drogę powrotną, zamiast zająć się dwiema powieściami, czterema tygodnikami i jednym pudełkiem czekoladek, w które Twój małżonek tak przewidująco mnie zaopatrzył, spędziłam dokonując w myślach przeglądu znanych mi młodych mężczyzn. Chciałam się przekonać, czy nie znajdzie się wśród nich ktoś równie miły jak Jervis. I znalazł się! (Nawet trochę milszy, jak sądzę). Od dziś jest on oznaczony jako ofiara. Niechętnie zrezygnuję z pracy w zakładzie, zwłaszcza po włożeniu w nią tylu wysiłków, ale dopóki nie wyrazicie chęci przeniesienia go do stolicy, nie widzę żadnej innej możliwości. Pociąg strasznie się spóźnił. Staliśmy w polu i dymiliśmy na wszystkie strony, podczas gdy dwa pociągi osobowe i jeden towarowy przemknęły obok nas. Sądzę, że coś się połamało i musieli lutować lokomotywę. Konduktor był bardzo grzeczny, ale nie udzielał żadnych wyjaśnień. Dochodziła już siódma trzydzieści, gdy jako jedyna pasażerka wysiadłam na naszej malutkiej stacyjce w zupełnej ciemności i ulewnym deszczu. Byłam bez parasolki, a na głowie miałam bezcenny nowy kapelusz. Nie było ani Turnfelta, ani nawet dyżurnej stacyjnej bryczki. Prawdę mówiąc, nie przetelegrafowałam dokładnej godziny przyjazdu, ale mimo to czułam się trochę opuszczona. Podświadomie chyba oczekiwałam, że wszystkie sto trzynaścioro dzieci będzie stało wzdłuż peronu, rzucając kwiaty i śpiewając pieśni powitalne. Właśnie kiedy mówiłam zawiadowcy stacji, że dopilnuję telegrafu, gdy on pobiegnie za róg do baru zatelefonować po jakiś pojazd, dwa oślepiające reflektory skierowały się wprost na mnie, zatrzymując się w odległości kilku cali. Usłyszałam głos Sandy'ego z wyraźnym szkockim akcentem: — No, no, panno Sallie McBride. Sądzę, że już najwyższy czas, 109 Ten biedak przyjeżdżał na stację trzy razy, w nadziei że wreszcie mój pociąg się pojawi. Teraz wpakował mnie, mój nowy kapelusz, torby, książki i czekoladki pod nieprzemakalny daszek wozu i ruszyliśmy. Poczułam się, jakbym wreszcie naprawdę wróciła do domu i zasmuciła mnie myśl, że mogłabym go kiedyś opuścić. Bo widzisz, rozumowo to już podałam się do dymisji, spakowałam i odjechałam. Sama myśl o tym, że nie jest to miejsce na resztę życia, budzi uczucie niepokoju i niepewności. To właśnie dlatego „małżeństwa na próbę" nie mają żadnych szans powodzenia. Trzeba mieć poczucie, że związałaś się z czymś nieodwracalnie i na zawsze, aby wziąć się w garść i całą swą energię skierować na osiągnięcie sukcesu. Zdumiewające, ile różnych rzeczy może się wydarzyć w ciągu czterech dni. Sandy nie mógł nadążyć z opowiadaniem mi wszystkiego, co chciałam usłyszeć. Między innymi dowiedziałam się, że Sadie Kate spędziła dwa dni w izbie chorych. Jej niedyspozycja była wynikiem, według diagnozy doktora, spałaszowania połowy słoja dżemu agrestowego i Bóg wie ilu świeżych pączków. Podczas mojej nieobecności polecono Sadie mycie naczyń w spiżarni. Widok takiej ilości znajdujących się tam egzotycznych smakołyków był zbyt wielką pokusą dla jej kruchej cnoty powściągliwości. Poza tym nasza murzyńska kucharka, Sallie, i nasz murzyński człowiek do wszystkiego, Noah, rozpoczęli wyniszczającą wojnę. Pierwotną przyczyną waśni była sprawa podpałki w piecu, wzmocniona wiadrem gorącej wody, którą Sallie chlusnęła przez okno z niespotykaną u kobiety precyzją celu. Widzisz sama, jaką wyjątkową osobowością musi wykazywać się zarządzająca sierocińcem, aby łączyć w sobie kwalifikacje niańki i policjanta. Doktor doszedł zaledwie do połowy opowieści, gdy dojechaliśmy do domu. Ponieważ nie jadł kolacji z powodu trzykrotnego wyjeżdżania na stację, uprosiłam go, żeby skorzystał z gościnności Domu im. Johna Griera. Dodałam, że zaproszę Betsy i pana Wither-spoona, żebyśmy mogli odbyć posiedzenie i zająć się zaniedbanymi sprawami zakładu. Sandy przyjął zaproszenie z pochlebną dla mnie szybkością. Wyraźnie lubi jadać poza swoim rodzinnym grobowcem. Ale okazało się, że Betsy pojechała do domu przywitać goszczącą tam 110 1 SKOnczyio się więc, ze jeansmy pospiesznie zaimpiowizuwaną kolację tete-a-tete*. Było już około ósmej, a normalnie jadamy 0 szóstej trzydzieści. Kolacja, choć zaimprowizowana, na pewno była lepsza od tego, co mu podaje pani McGurk. Sallie, chcąc mi zwrócić uwagę na swą wartość, pokazała klasę. Po kolacji piliśmy kawę przy kominku w mojej wygodnej niebieskiej bibliotece, podczas gdy na dworze szalał wiatr i łomotał okiennicami. Spędziliśmy niezwykle serdeczny i intymny w nastroju wieczór. Po raz pierwszy, odkąd się znamy, odkryłam w tym człowieku jakiś nowy ton. Jest w nim coś naprawdę pociągającego, gdy się go pozna bliżej. Ale proces poznawania wymaga czasu i taktu. Nie jest też łatwo go zrozumieć. Nigdy nie spotkałam osoby tak trudnej do rozgryzienia, niechętnej wyjaśnianiu czegokolwiek. Gdy z nim rozmawiam, zawsze odnoszę wrażenie, że za tą wąską linią ust 1 półprzymkniętymi powiekami buszują płomienie. Czy naprawdę jesteś pewna, że nie popełnił żadnej zbrodni? On sprawia takie urocze wrażenie, że jednak to zrobił. I muszę Ci powiedzieć, że umie, kiedy sobie na to pozwoli, mówić bardzo ciekawie. Ma w małym palcu całą szkocką literaturę. A do tego, popijając którąś z rzędu filiżankę kawy (stanowczo, jak na rozsądnego lekarza, pije za dużo kawy) wtrącił spokojnie, że jego rodzina znała blisko rodzinę R.L.S.** i bywała w domu przy Heriot Row 17! Przez resztę wieczoru wytrwale usługiwałam mu w nastroju, który najlepiej oddaje ten dwuwiersz: Czy samego Shelleya dnia pewnego spotkałeś? Czy przystanął na chwilę, by z tobą porozmawiać? Kiedy rozpoczynałam ten list, nie miałam zamiaru zapełniać go świeżo odkrytymi wdziękami Robina MacRae. Robię to tylko w formie usprawiedliwienia. Był tak miły i przyjazny tego wieczoru, \ że dziś prześladują mnie wyrzuty sumienia na myśl o tym, jak : bezlitośnie wyśmiewałam go przed Tobą i Jervisem. Wcale nie : * tete-a-tete — we dwoje (franc) ; ** R.L.S. — Robert Louis Stevenson (1850-94), jeden z najbardziej znanych j angielskich powieściopisarzy; autor „Wyspy Skarbów" (1883), „Dr Jekylla i Mr I Hyde'a "(1886), „Pana na Ballantrae" (1889) i in. się z nim porozumieć. Punch właśnie złożył mi wizytę i w jej trakcie zgubił trzy małe ropuszki, długie na cal. Jedną z nich Sadie Kate odnalazła pod regałem, ale dwie inne gdzieś poskakały. Bardzo się boję, że mogły znaleźć sobie schronienie w moim łóżku! Tak bym chciała, żeby myszy, zaskrońce, ropuchy i glisty nie były tak poręczne do noszenia. Nigdy nie wiadomo, co się dzieje w kieszeni najzupełniej grzecznego (z wyglądu) dziecka. Wizyta w domu Pendletonów była piękna. Nie zapominajcie, że obiecaliście wkrótce ją odwzajemnić. Zawsze wasza Sallie PS Zostawiłam pod łóżkiem parę niebieskich rannych pantofli. Czy mogłabyś polecić Mary, żeby je zapakowała i odesłała do mnie? Patrz jej tylko na ręce, gdy będzie pisała adres. Na karcie na stole napisała moje nazwisko „Macbird". Wtorek Drogi Wrogu! Jak to Panu powiedziałam, w biurze zatrudnienia, w Nowym Jorku zostawiłam zamówienie na kwalifikowaną nianię. „Poszukiwana: niania z obszernym podołkiem, zdolnym pomieścić siedemnaścioro niemowląt równocześnie". Przybyła dziś po południu i oto rysunek przedstawiający tę wspaniałą kobiecą postać! 112 Nie moglibyśmy utrzymać bobasa na jej podołku bez przypięcia go agrafkami. Proszę dać Sadie Kate ten periodyk. Przeczytam go dziś wieczorem i zwrócę jutro. Czy była kiedyś bardziej posłuszna i pilna uczennica niż S. McBride? Czwartek Moja droga Ago! Ostatnie trzy dni spędziłam pracowicie, wprowadzając w czyn wszystkie te innowacje, które zaplanowaliśmy w Nowym Jorku. Twoje słowo jest prawem. Wspólne pudło z ciasteczkami już stoi. Oprócz tego zamówiłam osiemdziesiąt pudełek na zabawki. To doskonały pomysł, aby każde dziecko miało własną skrzyneczkę, w której mogłoby przechowywać różne swoje skarby. Posiadanie 113 jjuwuuuw nit wpauiam na taivi [jvjiiij/m. uituna i y masz. wewnętrzną wiedzę o pragnieniach kryjących się w ich malutkich sercach, jakiej ja nigdy nie posiądę, przy całym współczuciu, jakie dla nich żywię. Robimy, co w naszej mocy, aby nie wprowadzać w zakładzie za dużo niewygodnych przepisów. Ale w sprawie skrzynek na zabawki jest jeden punkt, od którego nie odstąpię. Dzieciom nie będzie wolno trzymać w nich myszy, ropuch ani glist. Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że można będzie podwyższyć pensję dla Betsy i że możemy ją zatrudnić na stałe. Ale Wielm. Cy potępia ten krok. Rozpytywał o nią i dowiedział się, że rodzina Betsy jest dobrze sytuowana i może się obejść bez jej pensji. — Pan przecież nie udziela porad prawnych darmo — powiedziałam do niego. — Dlaczego więc ona miałaby za darmo udzielać swych kwalifikowanych usług? — To jest działalność filantropijna. — A więc praca, którą się wykonuje dla własnego dobra, powinna być opłacana, wykonywana zaś dla dobra publicznego, nie? — Ech, głupstwa — odparł. — Ona jest kobietą i powinna ją utrzymywać rodzina. To otwarło możliwości takiego sporu, w który z Wielm. Cy wchodzić nie chciałam. Spytałam go więc, co jego zdaniem byłoby lepiej mieć na zboczu od strony bramy: prawdziwy trawnik czy łąkę. Strasznie lubi, żeby go prosić o radę, więc rozpieszczam go, ile mogę, w sprawach mało ważnych. Bo widzisz, idę za mądrą maksymą Sandy'ego: „Opiekunowie są jak struny skrzypiec — powinni być mocno przykręceni. Zabawiaj człowieka, ale rób swoje". Och, ileż taktu uczy mnie ten zakład! Powinnam być doskonałym materiałem na żonę dla polityka. Czwartek wieczorem Zapewne zainteresuje Cię wiadomość, że czasowo umieściłam Puncha u dwu uroczych starych panien, które od bardzo dawna stały na progu decyzji adoptowania dziecka. Wreszcie zjawiły się w ubiegłym tygodniu i powiedziały, że chciałyby wypróbować jedno przez miesiąc, żeby zobaczyć, jak to jest. Pragnęły, naturalnie, ślicznej ozdóbki ubranej na biało i różowo 114 ' „Mayfiowera" na chlubę społeczeństwa, ale prawdziwym'osiągnie-" ciem byłoby wychowanie syna włoskiego kataryniarza i irlandzkiej praczki. I zaofiarowałam im Puncha. To jego neapolitańskie dziedzictwo może, wyrażając się podniośle, stać się wspaniałym kwiatem, jeśli właściwemu otoczeniu uda się zniszczyć wszystkie istniejące w nim chwasty. Przedstawiłam im to jako sportową propozycję i przyjęły wyzwanie. Zgodziły się wziąć go na miesiąc i skoncentrować na jego wychowaniu zapasy sił zbieranych przez lata. Być może w końcu będzie się nadawał do zaadoptowania przez jakąś dobrą i moralną rodzinę. Obie mają poczucie humoru i wspaniałe charaktery. Inaczej nigdy bym im tego nie zaproponowała. Naprawdę wierzę, że jest to jedyna droga poskromienia naszego rozrabiaki. Dostarczą mu pieszczot, czułości i uwagi, których nie doświadczył w całym swym krótkim i pełnym krzywd życiu. Obie panie mieszkają w zachwycającym starym domu z pięknym ogrodem, umeblowanym sprzętami pochodzącymi z całego świata. Wydaje się być świętokradztwem puścić wolno to destrukcyjne dziecko między wszystkie ich skarby. Ale od ponad miesiąca nie zniszczył u nas niczego. Wierzę więc, że włoska cząstka jego duszy zareaguje odpowiednio na całe to piękno. Ostrzegłam obie panie, żeby nie wzdragały się, słysząc jakieś nieprzyzwoite słowa spływające z jego ślicznych dziecinnych usteczek. Odjechał wczoraj wieczorem eleganckim samochodem i może nawet byłam rada, żegnając się z naszym, cieszącym się złą sławą młodzieńcem! Zabierał dokładnie połowę całej mojej energii. Piątek Wisiorek przybył dzisiaj. Serdeczne dzięki! Naprawdę, nie musiałaś mi dawać drugiego. Gospodyni nie ponosi odpowiedzialności za wszystkie rzeczy, które goście gubią w jej domu. Jest za ładny do * „Mayflower" — żaglowiec, który w 1620 r. przywiózł z Anglii do Massachu-setts 120 „pielgrzymów", pierwszych kolonistów. Pochodzenie od pasażerów gale-onu stanowi rodzaj amerykańskiego znaku szlachectwa. 115 dobfże widoczny." Muszę Ci powiedzieć, że Percy wkłada w zakład wiele twórczej inicjatywy. Zorganizował Bank im. Johna Griera i opracował wszystkie szczegóły z profesjonalną dokładnością i powagą, co czyni je zupełnie niezrozumiałymi dla mego antymatematycznego umysłu. Wszystkie starsze dzieci posiadają odpowiednio zadrukowane książeczki czekowe i będą otrzymywały pięć dolarów tygodniowo za wykonywane prace i chodzenie do szkoły. Mają z tego Płacić zakładowi (czekiem) za swe utrzymanie i ubranie, co pochłonie c;iłe pięć dolarów. Wygląda to na błędne koło, ale jednak ma niewątpliwe zalety edukacyjne. Dzieci nauczą się rozumieć wartość pieniędzy, zanim wrzucimy je w ramiona tego chciwego i okrutnego świata. Te z nich, które będą bardzo pilnie się uczyć lub pracować, otrzymają wynagrodzenie ekstra. Głowa mi pęka na myśl o księgowości, ale Percy macha ręką i mówi, że to absolutny drobiazg. Wszystko to zostanie zrobione przez naszych najlepszych matematyków, którzy dzięki temu staną się osobami szczególnie godnymi zaufania Gdyby Jervis słyszał o jakichś posadach dla urzędników bankowych, daj mi znać. Będę dysponowała dobrze wyszkolonymi kandydatami na stanowiska prezesa, księgowego i kasjera, gotowymi pójść do pracy w przyszłym roku o tej porze. Soboto Nasz doktor nie lubi, jak się go nazywa „Wrogiem". Rani to jego uczucia, godność własną lub coś w tym rodzaju, ale ponieważ ja tr\vam w uporze, pomimo jego sprzeciwów, ^ Jdal cios, używając Przezwiska wobec mojej osoby. Nazywa mnie „Panna Sally Lunn" i pęcznieje z dumy z powodu osiągnięcia takich wyżyn wyobraźni. Oboje wymyśliliśmy sobie taką zabawę: on mówi z akcentem szkockim, rozciągając spółgłoski podwajając „r", ja zaś odpowiadam ^ irlandzkim, mnożąc „i" i chrypiąc przy wszystkich „r": Możesz powiedzieć, że nie jest to żaden szczyt dowcipu, ale zapewniam Cię, że dla osoby tak dostojnej jak Sandy, jest to wręcz rozpusta. Odkąd wróciłam, pozostaje w n; ^biańskim humorze: ani jednej sprzeczki. Zaczynam przypuszczać, że można by zreformować g0 tak jak Puncha. 116 zawsze iwoja Sallie PS Nie jestem zachwycona chwalonym przez Ciebie przepisem na tonik do włosów. Albo aptekarz źle go przyrządził, albo Jane stosuje go niewłaściwie. W każdym razie dziś rano nie mogłam się odkleić od poduszki. Drogi Gordonie! Dom Wychowawczy im. Johna Griera Sobota Twój czwartkowy list już otrzymałam i uważam go za niezwykle głupi. Oczywiście, że nie chcę się Ciebie pozbyć w łatwy sposób; to nie w moim stylu. Jeśli zechcę to zrobić, odbędzie się to nagle i ze strasznym hałasem. Ale mówiąc poważnie, naprawdę nie zdawałam sobie sprawy, że nie pisałam trzy tygodnie. Wybacz mi, proszę! Ja, mój drogi panie, też muszę Cię postawić na dywanik. Byłeś w ubiegłym tygodniu w Nowym Jorku i nie raczyłeś się z nami spotkać. Sądziłeś, że się nie dowiemy, ale tak się nie stało i czujemy się dotknięci. Czy chciałbyś wiedzieć, jak wygląda mój dzień? Napisałam miesięczne sprawozdanie na spotkanie z Opiekunami. Sprawdziłam rachunki. Podejmowałam lunchem pracownika ze Stanowej Organizacji Dobroczynności. Przejrzałam jadłospisy dla dzieci na najbliższe dziesięć dni. Odwiedziłam naszą małą niedorozwiniętą Lorettę Higgins (daruj ten zwrot; wiem, że nie lubisz, jak wspominam niedorozwiniętych), która mieszka u sympatycznej, dobrej rodziny i uczy się prac domowych. Wróciłam na podwieczorek i na konferencję z doktorem w sprawie wysłania dziecka z gruźlicą do sanatorium. Przeczytałam artykuł przeciwstawiający domy sierot typu pawilonowego domom typu zbiorowego. (My chcemy pawilonów! Mógłbyś nam przysłać parę jako prezent gwiazdkowy). No i teraz jest godzina dziewiąta, w stanie półsennym zaczynam list do Ciebie. Czy znasz dużo dziewcząt z towarzystwa, które mogłyby się pochwalić takim pożytecznym dniem jak ten? 117 p^Luia imjgiauy guiuwac uia anioiow, miała okropny, ale to okropny charakter i terroryzowała biednego Noaha, naszego superdoskonałego palacza, do tego stopnia, że zastanawiał się, czy nie złożyć wymówienia. Nie mogliśmy zrezygnować z Noaha. Jest bardziej potrzebny zakładowi niż jego zarządzająca. Tak więc nie mamy już Sallie Johnston-Washington. Gdy spytałam nową kucharkę o nazwisko, odpowiedziała: „Nazywam się Suzanna Estella, ale moje przyjaciele wołają mnie Pet". Pet ugotowała dziś kolację i muszę stwierdzić, że nie ma delikatnej ręki Sallie. Strasznie żałuję, że nie odwiedziłeś nas, gdy tu była. Zabrałbyś ze sobą niezwykle wysokie wyobrażenie o moich talentach do prowadzenia domu. W tamtym momencie ogarnęła mnie senność, dopisuję więc dwa dni później. Biedny, zaniedbany Gordonie! Przyszło mi właśnie na myśl, że nie otrzymałeś dotąd podziękowania za glinę do modelowania, którą przysłałeś dwa tygodnie temu. Był to tak niezwykle inteligentny prezent, że powinnam wysłać Ci słowa uznania telegraficznie. Gdy otworzyłam pudełko i zobaczyłam całą tę przyjemną miękką papkę, to usiadłam i z miejsca ulepiłam figurkę Singapura. Dzieci to uwielbiają, a poza tym rozbudzamy w nich w ten sposób zainteresowanie rękodziełem. Po długim i starannym studiowaniu historii Ameryki, zdecydowałam ostatecznie, że nie ma nic bardziej cennego dla przyszłego prezydenta, jak wczesne, obowiązkowe i nieuchronne wdrażanie do wykonywania drobnych prac domowych. Stąd też codzienną pracę całego zakładu podzieliłam na sto odcinków i dzieci, w tygodniowej rotacji, przechodzą przez ciąg dotąd nie znanych sobie czynności. Oczywiście, że robią wszystko źle, bo jak się tylko nauczą, jak to robić, to już odchodzą od czegoś nowego. Byłoby nieskończenie łatwiej dla nas pozostać przy niemoralnym systemie pani Lippett, polegającym na skazaniu każdego dziecka na wykonywanie tej samej czynności przez całe życie. Jednakże, gdy taka pokusa mnie nawiedza, przypominam sobie smutny widok Florence Henty, która przez siedem lat polerowała mosiężne klamki w całym zakładzie i natychmiast wracam do swego pomysłu. Ilekroć myślę o pani Lippett, wpadam w gniew. Reprezentowała punkt widzenia niektórych polityków -— żadnego 118 Środa Jak myślisz, jaką nową dziedzinę wiedzy wprowadziłam do sierocińca? Właściwe zachowanie przy stole! Nigdy nie sądziłam, że tyle kłopotów może sprawiać uczenie dzieci właściwego sposobu jedzenia i picia. Ich ulubiona metoda polega na włożeniu ust do kubków i chłeptaniu mleka tak, jak robią to kocięta. Dobre maniery nie są tylko snobistycznym wymysłem, jak, zdaje się, wierzono za rządów pani Lippett. One oznaczają samodyscyplinę i szacunek dla innych, a więc moje dzieci muszą się ich nauczyć. Ta kobieta nigdy nie pozwalała im rozmawiać przy posiłkach i teraz ja przeżywam okropne chwile, starając się skłonić je do jakiejś konwersacji głośniejszej niż wystraszony szept. Dlatego więc wprowadziłam zwyczaj, że cały personel, ze mną włącznie, siedzi z nimi przy stole i kieruje rozmową na przyjemne i pouczające tematy. Wprowadziłam też malutki, wyłącznie treningowy stolik, przy którym kochane maleństwa kolejno odbywają tydzień nauki. Nasza kształcąca rozmowa przy stole przebiega mniej więcej w taki sposób: „Tak, Tomku, Napoleon Bonaparte był wielkim człowiekiem — łokcie ze stołu. Posiadał ogromną siłę koncentracji umysłu na tym, do czego dążył, i to jest właśnie droga do osiągania... Susan, nie chwytaj, tylko grzecznie poproś o chleb i Carrie ci go poda... Był też jednak przykładem tego, jak egoizm i myślenie tylko o własnych sprawach bez zwracania uwagi na dobro innych doprowadzają do klęski... Tom! Zamknij usta, gdy przeżuwasz... i po bitwie pod Waterloo... zostaw w spokoju ciastka, Sadie Kate... jego upadek był tym większy, że... Sadie Kate, możesz odejść od stołu. Nie ma znaczenia, co on zrobił. W żadnych okolicznościach dama nie bije dżentelmena po twarzy". Minęły znowu dwa dni i ów list staje się takim samym tasiemcem, jak ten, który pisałam do Agi. Ale przynajmniej, mój drogi, nie będziesz się mógł skarżyć, że w tym tygodniu nie myślałam o Tobie! Wiem, że nie znosisz, gdy opowiadam o sierocińcu, ale nic na to nie poradzę — to jest jedyne, o czym mam coś do powiedzenia. Nie mam wolnych pięciu minut w ciągu dnia na przeczytanie 119 Drogi Wrogu! Pozostaję tymczasem S. McBride (Zarządzająca D.W.J.G.) Czwartek „Czas jest tylko strumieniem, w którym chcę coś złowić". Czy nie brzmi to bardzo filozoficznie, z dystansem, jak słowa Pana wszechświata? Pochodzi to z prozy Thoreau, którego obecnie pilnie czytam. Jak Pan widzi, zbuntowałam się przeciwko polecanej przez pana literaturze i wzięłam się znowu za swoją. Ostatnie dwa wieczory poświęciłam na „Walden", książkę niezwykle odległą od problematyki opieki nad opuszczonymi dziećmi. Czy czytał Pan kiedyś starego Henry'ego Davida Thoreau? Powinien Pan koniecznie; myślę, że znalazłby Pan w nim bratnią duszę. Proszę tylko posłuchać: „Towarzystwo jest zazwyczaj nic niewarte. Spotykamy się na krótko, nie mając czasu przekazać jedni drugim jakichś nowych wartości. Byłoby lepiej, gdyby na jedną milę kwadratową przypadało jedno miejsce zamieszkania, tak jak tam, gdzie ja mieszkam". Musiał być przyjemnym, wylewnym, pełnym dobrosąsiedzkich uczuć człowiekiem! Z różnych względów przypomina mi Sandy'ego. Chcę też powiedzieć, że odwiedziła nas urzędniczka od spraw rodzin zastępczych. Ma możliwości ulokowania czworga dzieci, między nimi Thomasa Kehoe. Co Pan o tym sądzi? Czy powinniśmy podjąć to ryzyko? Ma dla niego upatrzone miejsce na farmie w stanie Connecticut, gdzie będzie ciężko pracował na swoje utrzymanie i mieszkał w rodzinie farmera. Wygląda to zachęcająco, zresztą tutaj nie możemy go trzymać bez końca. Kiedyś i tak będziemy musieli wyprawić go w świat pełen whisky. Przykro mi, że odrywam Pana od podniecającej pracy o dementia precox, ale byłabym bardzo zobowiązana, gdyby zechciał Pan wpaść do nas około ósmej na spotkanie z tą urzędniczką. Zawsze ta sama S. McBride 120 muju Betsy posłużyła się ogromnie niecną sztuczką wobec pary zdecydowanych na adopcję rodziców. Podróżowali z Ohio na wschód swoim samochodem w dwóch celach: zwiedzenia kraju i wybrania córeczki do adopcji. Są, jak się okazało, szanowanymi i znanymi obywatelami miasta, którego nazwa w tej chwili wypadła mi z pamięci, ale miasto jest nie byle jakie. Ma gazownię i elektrownię i pan Ważny Obywatel posiada udziały w obu tych zakładach. Jednym poruszeniem ręki może pogrążyć miasto w ciemnościach. Na szczęście jednak jest poczciwym człowiekiem i nie zrobi niczego takiego, nawet jeśli nie wybiorą go powtórnie na stanowisko burmistrza. Mieszka w domu z cegły, pokrytym dachówką, który ma dwie wieżyczki. Jest też ogród, a w nim jeleń, fontanna i dużo cienistych drzew. (Nosi ze sobą fotografie tego wszystkiego). Oboje są dobrotliwymi, szczodrymi, serdecznymi, uśmiechniętymi i pulchnymi ludźmi. Widzisz więc, jacy to mogliby być znakomici rodzice. My ze swej strony mieliśmy córeczkę ich marzeń. Tyle tylko, że ponieważ przyjechali bez uprzedzenia, była ona ubrana we flanelową nocną koszulkę i miała brudną buzię. Obejrzeli Karolinkę dokładnie, ale nie zrobiła na nich dobrego wrażenia. Podziękowali nam uprzejmie i powiedzieli, że będą ją mieć na uwadze, zanim się jednak zdecydują, chcieliby jeszcze odwiedzić sierociniec nowojorski. Zrozumiałyśmy, że gdy zobaczą tamten pokazowy zespół dzieci, to nasza biedna, mała Karolinka nie będzie miała żadnej szansy. I wtedy Betsy postanowiła zażegnać niebezpieczeństwo. Serdecznie zaprosiła ich na podwieczorek do swego rodzinnego domu w nadziei, że obejrzą jedną z naszych małych podopiecznych, która gości u jej siostrzenicy. Pan i Pani Ważny Obywatel nie znają wielu ludzi na wschodzie i nie są zbyt często zapraszani. Byli więc szczerze uradowani myślą o towarzyskim spotkaniu. W chwili, gdy odjechali do hotelu na lunch, Betsy wyprowadziła swój samochód i zawiozła małą Karolinę do siebie. Tam ubrała ją w najlepszą sukienkę swej siostrzeniczki, dopożyczyła kapelusz z irlandzkiej koronki, jakieś różowe skarpetki i białe buciki, a potem usadowiła ją malowniczo na zielonym trawniku pod rozłożystym bukiem. Niania w białym fartuchu (również wypożyczona od siostrzenicy) 121 i /.auu w v muusu. w iii Pan do domu w stanie straszliwego przygnębienia, przekonany, że ludzkość schodzi na psy, na mnie zaś spadnie ciężar doprowadzenia Pana do przyzwoitej pogody ducha. Proszę zostawić tych biednych szaleńców ich przeznaczeniu i wrócić do D.W.J.G., który Pana potrzebuje. Naj szczerzej oddana przyjaciółka i sługa S. McB. 132 6 lipca Kochana Ago! Doktor jest ciągle nieobecny. Żadnych wiadomości; po prostu rozpłynął się w przestrzeni. Nie wiem nawet, czy w ogóle wróci, ale jakoś szczęśliwie dajemy sobie radę bez niego. Jadłam wczoraj lunch u tych dwu miłych dam, które przygarnęły do swych serc Puncha. Młody człowiek czuje się tam jak w domu. Wziął mnie za rękę i oprowadzał po ogrodzie, później zaś podarował kwiatek. Przy lunchu angielski kamerdyner posadził go na krześle i zawiązał mu serwetkę w tak dostojny sposób, jakby usługiwał księciu krwi. Kamerdyner niedawno przybył tu z domu hrabiego Durham, Punch zaś z sutereny przy Houston Street. Był to bardzo podnoszący na duchu widok. Moje gospodynie zabawiały mnie później wyjątkami z rozmów przy stole, jakie się odbywały.przez ostatnie dwa tygodnie. (Dziwię się, że kamerdyner nie złożył wymówienia, wygląda bowiem na godnego szacurfku człowieka). Jeśli nawet nic z tego nie wyniknie, to Punch przynajmniej dostarczy im zabawnych historyjek na resztę życia. Jedna z nich nawet myśli o napisaniu książki. — W każdym razie — oświadczyła ocierając łzy śmiechu z oczu — żyłyśmy całą pełnią! Wielm. Cy wstąpił wczoraj wieczorem o wpół do siódmej i zastał mnie w sukni wieczorowej, wychodzącą na proszoną kolację do pani Livermore. Łagodnie zauważył, że pani Lippett nie aspirowała do bywania w towarzystwie i całą swoją energię wkładała w pracę. Sama wiesz, że nie jestem mściwa, ale nigdy nie mogę spojrzeć na tego człowieka, aby nie życzyć mu, żeby się znalazł na dnie stawu dla kaczek z jakimś dobrze przymocowanym kamieniem. W innym razie na pewno wyskoczyłby i popłynął. Singapur pozdrawia Cię z szacunkiem i jest bardzo zadowolony, że nie możesz zobaczyć, jak teraz wygląda. Straszna katastrofa przydarzyła się jego urodzie. Jakieś złe dziecko — i wcale nie myślę, 133 juuic rvtue ma uaruzo zręczne ręce, ale jeszcze bardziej zręczne alibi! W czasie gdy prawdopodobnie odbywało się strzyżenie, siedziała na stołeczku w kącie z twarzą zwróconą do ściany. Może to potwierdzić dwadzieścioro ośmioro dzieci. Niemniej jednak stało się jej obowiązkiem smarować co dzień te wystrzyżone miejsca Twoim tonikiem do włosów. Pozostaję Twoja jak zawsze Sallie PS To jest ostatni portret Wielm. Cy, wykonany wprost z modelu. Ten człowiek bywa fascynującym mówcą; potrafi gestykulować nawet nosem. Czwartek wieczorem D'roga Ago! Sandy wrócił po dziesięciodniowej nieobecności — bez wyjaśnień — i pogrążony w głębokiej chandrze. Odrzuca nasze przyjazne próby rozweselenia go i nie chce mieć do czynienia z nikim, poza małą Allegra. Zabrał ją dziś do siebie na kolację i odprowadził dopiero 134 coraz bardziej zagadkowy".""......... Percy natomiast jest otwartym, rozumnym i ufnym młodym człowiekiem. Jadł dziś ze mną kolację (szalenie dba o wszelkie drobiazgi w takich wypadkach) i cała nasza konwersacja obracała się wokół dziewczyny z Detroit. Jest samotny i lubi o niej rozmawiać, a jakie piękne rzeczy mówi! Mam nadzieję, że panna z Detroit zasługuje na te uczucia, choć żywię niejakie wątpliwości. Z kieszeni kamizelki wyciągnął portfel i, z czcią odwiHąwszy dwie warstwy bibułki, pokazał mi fotografię tej smarkuli — same oczy, kolczyki i nastroszone włosy. Robiłam, co mogłam, żeby wyglądać n? zachwyconą, ale serce ścisnęło mi się z litości i żalu o przyszłość tego biednego chłopca. Czy nie jest to zabawne, jak często najlepsi z mężczyzn wybierają sobie najgorsze żony, a najlepsze kobiety najgorszych mężów? Własna dobroć, jak mi się zdaje, czyni ich ślepymi i ufnymi. Wiesz, jednym z najciekawszych zajęć jest chyba studiowanie ludzkich charakterów. Jestem przekonana, że przeznaczone mi było zostać pisarką. Ludzie mnie fascynują, ciekawią, dopóki ich dokładnie nie poznam. Percy i doktor stanowią niezwykle interesujący kontrast. Zawsze się wie, co w danej chwili myśli ten miły młody człowiek. Jest jak jednosylabowe słowo napisane wielką czcionką. Za to doktor! Jeśli chodzi o jego czytelność, to mógłby równie dobrze być napisany po chińsku. Słyszałaś o ludziach, mających podwójną naturę. Otóż Sandy ma naturę potrójną. Zazwyczaj jest człowiekiem nauki, twardym jak granit, ale od czasu do czasu podejrzewam, że pod tą swą oficjalną zbroją jest człowiekiem uczuciowym. Przez wiele dni pod rząd będzie cierpliwy, pomocny i życzliwy, i wtedy zaczynam go lubić. Aż nagle, bez żadnego ostrzeżenia, wyłania się z jego wnętrza niepohamowany dziki człowiek... I, dobry Boże, to stworzenie jest nie do zniesienia. Zawsze podejrzewam, że kiedyś w przeszłości został boleśnie zraniony i że dotąd ciągle rozpamiętuje to wydarzenie. Gdy rozmawia z tobą, to cały czas masz nieprzyjemne uczucie, że jego myśli są daleko stąd. Być może jest to tylko moja romantyczna interpretacja niezwykle złego charakteru, nie wiem. W każdym razie bardzo trudno go rozszyfrować. Czekaliśmy cały tydzień na wietrzne popołudnie i oto jest. Moje dzieci mają swój „dzień1 latawca", zwyczaj przyjęty z Japonii. U7?Ł «"**»?"") ' puszczają tam zrobione własnoręcznie latawce Wee wysiłku włożyłam w nakłonienie starego skrzypiącego dżentelmena, do którego należy posiadłość, aby pozwoEł nim bawic sie na łące. Powiedział, że nie luhi siłrnt I że ie"li raz Im żukami. Ale po półgodzinie mojej perswazji pozwolił nam, acz niechętnie, wejść na dwie godziny na owcze pastwisko. Pod warunkiem że nie postawimy nogi na krowim pastwisku za ścieżką i oddalimy się do domu, jak tylko minie wyznaczony czas. Pan Knowltop wysłał ogrodnika, szofera i dwóch stajennych, aby strzegli granic posiadłości, gdy odbywa się puszczanie latawców. Dzieci jeszcze się tym zajmują i przeżywają wspaniałą przygodę, biegając po omiatanym wiatrem pagórku i plącząc się w sznurkach. Kiedy zdyszane wrócą do domu, zastaną niespodziankę w postaci pierniczków i lemoniady. Te biedne dzieciaki ze starymi twarzami! Jakież to trudne zadanie uczynić ich młodymi, ale wierzę, że mi się to uda. Przy czym robienie czegoś dla dobra innych jest naprawdę przyjemne i wesołe. Jeśli nie będę się bardzo opierać, to osiągniesz swój cel przekształcenia mnie w osobę pożyteczną. Towarzyskie rozrywki Worcesteru wydają mi się niezwykle skromne i spokojne w porównaniu ze wzrastającym zainteresowaniem stu trzynastoma żywymi, ciepłymi, ruchliwymi sierotami. Twoja kochająca Sallie PS Żeby być dokładną, to dzieci jest sto siedmioro. Przynajmniej "yle ich miałam dziś po południu. Droga Ago! Mamy dziś niedzielę, dzień jest piękny, wszystko kwitnie i wieje ciepły wiatr. Usiadłam więc przy oknie z otwartą „Higieną systemu nerwowego" (ostatni wkład Sandy'ego w mój rozwój umysłowy) na kolanach i oczami wbitymi w przestrzeń. — Dzięki Bogu — pomyślałam — że zakład został usytuowany tak, iż przynajmniej można spoglądać w dal ponad tą żelazną ścianą, która nas otacza. Czułam się bardzo zamknięta, spięta w sobie, niemal jakbym też była jedną z' sierotek, zdecydowałam więc, że mój system nerwowy domaga się świeżego powietrza, spaceru i przygody. Wprost przede 137 p.agnyian' \juuąz.y^ mą im szczyt pagórka i zobaczyć, co się za nim kryje. Biedna Ago! Przypuszczam, że te same pragnienia nawiedzały Twoje dzieciństwo. Jeśli jakieś z moich kurcząt stanie kiedyś przy oknie, spojrzy ponad doliną na wzgórza i spyta: „Co jest za nimi?", to natychmiast zadzwonię po samochód. Ale dzisiaj wszystkie moje kurczęta były nabożnie zajęte swymi duszyczkami, zostałam więc samotnym wędrowcem. Zmieniłam niedzielną jedwabną suknię na płócienną, planując jednocześnie sposób dostania się na szczyt wzgórza. Wreszcie podeszłam do telefonu i śmiało poprosiłam o numer pięćset pięć. — Dzień dobry, pani McGurk — powiedziałam słodko. — Czy mogę mówić z doktorem MacRae? — Proszę zaczekać — odparła krótko. — Witam, doktorze — zwróciłam się do niego. — Czy nie ma pan przypadkiem jakiegoś umierającego pacjenta na szczycie wzgórza? — Dzięki Bogu, nie mam. — To szkoda — rzekłam rozczarowana. — A co pan robi przez cały dzień? — Czytam „O pochodzeniu gatunków". — Niech pan to zamknie, to nie jest lektura na niedzielę. I niech mi pan powie, czy ma pan samochód gotowy do drogi? — Jest do pani dyspozycji. Czy chce pani, żebym wziął jakieś sieroty na przejażdżkę? — Tylko jedną, która cierpi na rozstrój nerwowy. Opętała ją myśl, że musi się dostać na szczyt wzgórza. — Mój samochód doskonale się wspina. W ciągu piętnastu minut... — Chwileczkę — wtrąciłam. — Niech pan weźmie ze sobą patelnię przyzwoitej wielkości, bo w naszej kuchni wszystkie są jak koła od wozu. I proszę zapytać panią McGurk, czy może pan nie przyjść na kolację. Zapakowałam do koszyka słoik z plasterkami bekonu, kilka jaj, bułki i ciasteczka oraz gorącą kawę w termosie i czekałam na schodach, gdy Sandy przybył z samochodem i patelnią. Była to naprawdę piękna przygoda. On cieszył się tą ucieczką dokładnie tak samo, jak ja. Nie pozwoliłam mu ani razu wspomnieć chorób umysłowych. Skłoniłam go, żeby patrzył na rozległe łąki 138 dźwięk dzwoneczków T plusk rzeki. I jak rozmawialiśmy' że soDą! Och, o milionie spraw bardzo odległych od zakładu. Zmusiłam go, żeby przestał być uczonym i udawał, że jest chłopcem. Z trudem w to uwierzysz, ale udało mu się — mniej lub więcej. Zrobił jeden czy dwa prawdziwe chłopięce psikusy. Sandy jeszcze nie doszedł do czterdziestki, więc jest za wcześnie, aby był dorosły. Obozowaliśmy na szerokim stromym zboczu pagórka. Zebraliśmy trochę wyrzuconego na brzeg rzeki drewna, rozpaliliśmy ognisko i przygotowaliśmy wspaniałą kolację — z opalonymi drzazgami w jajecznicy, ale zdrową, bo z dodatkiem węgla. Później, kiedy Sandy wypalił fajkę i „słońce zaczęło osiadać jak zwykle na zachodzie", spakowaliśmy się i wyruszyliśmy do domu. Powiedział mi, że było to najprzyjemniejsze popołudnie, jakie spędził od lat, i wierzę temu biednemu, opętanemu nauką człowiekowi. Jego oliwkowozielony dom jest niewygodny i posępny, więc nie dziwię się, że topi swoje troski w książkach. Jak tylko uda mi się znaleźć sympatyczną i pogodną gosposię, to zacznę coś robić, żeby uwolnić go od Maggie McGurk. Choć przewiduję, że będzie ją jeszcze trudniej zmusić do podniesienia kotwicy niż Sterry'ego. Proszę jednak, żebyś nie wyciągała niewłaściwego wniosku, jakobym zaczynała być zainteresowana naszym kapryśnym doktorem. Tylko to, że prowadzi on takie niewygodne życie, sprawia, iż czasem chciałabym pogłaskać go po głowie i pocieszyć. Świat jest pełen słońca i trochę złotych promieni należy się również i jemu. Tak samo myślę, gdy chcę dodać otuchy moim stu siedmiu sierotom. Tyle samo i nie więcej. Jestem pewna, że miałam dla Ciebie jakieś ciekawe nowiny, ale wszystko uleciało mi z głowy. Powiew świeżego powietrza przyprawił mnie o senność. Jest już wpół do dziesiątej, więc mówię Ci dobranoc. S. PS Gordon Hallock odpłynął w siną dal. Żadnego listu od trzech tygodni, żadnych cukierków, wypchanych zwierzątek czy jakichkolwiek upominków. Co, u licha, mogło się z nim stać, jak Ci się zdaje? 139 a /\go! "'* Słuchaj dobrych wieści! Dziś upływa trzydziesty pierwszy dzień nieobecności Puncha. Zatelefonowałam więc, zgodnie z umową, do opiekunek chłopca, aby ustalić porę jego powrotu. I spotkałam się z pełną oburzenia odmową. Oddać ich słodki, malutki wulkan wtedy, gdy zaczęły ćwiczyć go, żeby nie ział ogniem? Są oburzone, że w ogóle mogłam zrobić taką propozycję. Zresztą Punch przyjął zaproszenie do spędzenia z nimi lata. Szycie sukienek idzie pełną parą. Powinnaś posłuchać stukotu maszyn i mielenia języków w naszej pracowni. Najbardziej osowiałe, apatyczne i pozbawione życia sieroty wyraźnie poweselały i nabrały zainteresowania otoczeniem, gdy usłyszały, że wejdą w posiadanie trzech najzupełniej prywatnych sukienek. Każdej w innym kolorze, wybranym przez właścicielkę. Powinnaś też zobaczyć, jak to rozwinęło ich talenty krawieckie. Nawet dziesięciolatki rozkwitają w uzdolnione szwaczki. Pragnęłabym bardzo znaleźć równie skuteczny sposób na rozwinięcie ich umiejętności kucharskich. Ale nasza kuchnia jest wyjątkowo nieinspirująca. Wiesz dobrze sama, jak dławi wszelki entuzjazm myśl o jednorazowym obraniu kilkudziesięciu kilogramów ziemniaków. Wydaje mi się, że słyszałaś, jak wspominałam, iż powinnam podzielić moje dzieciaczki na dziesięć sympatycznych „rodzin" z dobrą zastępczą mamą na czele każdej. Gdybyśmy mieli dziesięć malowniczych pawiloników na ten cel, z kwiatami na rabatkach od frontu, z królikami, kociętami, psiakami i kurczętami na podwórku, to bylibyśmy niezwykle reprezentacyjnym zakładem i nie wstydzilibyśmy się podczas wizyt różnych ekspertów od dobroczynności. Czwartek Rozpoczęłam ten list przed trzema dniami. Przerwałam go, bo musiałam porozmawiać z potencjalnym filantropem (pięćdziesiąt biletów do cyrku) i od tej pory nie wzięłam pióra do ręki. Betsy od trzech dni przebywa w Filadelfii; jest druhną na ślubie jakiejś nieszczęsnej kuzynki. Mam nadzieję, że nikt więcej z jej rodziny nie wybiera się za mąż, bo jest to szalenie kłopotliwe dla D.W.J.G. 140 profesjonalny, aie oa czasu uo czasu, guy ja^a jj V w kręgu naszych zainteresowań, lubimy załatwiać wszystko dokładnie. Zazwyczaj w takich sprawach ¦ współpracujemy ze Stanową Organizacją Dobroczynną. Oni mają wielu wyszkolonych pracowników, jeżdżących po całym stanie i pozostających w kontaktach zarówno z rodzinami, które wyrażają chęć wzięcia dziecka, jak i z sierocińcami. Skoro chcą za nas wykonywać tę pracę, to nie ma sensu tracić pieniędzy na domokrążną „sprzedaż" naszych podopiecznych. Bardzo chciałabym znaleźć miejsca dla największej liczby dzieci, bo głęboko wierzę, że prywatny dom, rodzina, to najlepsza rzecz, jaka może je spotkać. Co nie znaczy, że dajemy dzieci, komu popadnie. Wręcz odwrotnie — jesteśmy szalenie wymagający. Nie szukam bogatych przybranych rodziców, ale chciałabym, aby byli dobrzy, kochający i inteligentni. Tym razem wydaje mi się, że Betsy złowiła rodzinę skarb. Dziecka jeszcze nie wysłaliśmy ani też nie zostały załatwione formalności i zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że w ostatniej chwili coś nie wypali. Spytaj Jervisa, czy słyszał kiedyś o J.F. Bretlandzie z Filadelfii. Wygląda na to, że porusza się on w kręgach finansjery. Po raz pierwszy dowiedziałam się o nim z listu zaadresowanego: „Żarz. Domem Wych. im. Johna Griera. Szanowny Panie!..." Był to krótki, rzeczowy list stwierdzający, że jego żona pragnie adoptować dziewczynkę o ładnej powierzchowności i dobrym zdrowiu, w wieku dwóch-trzech lat. Dziecko musi być sierotą z amerykańskiej rodziny, bez żadnych dziedzicznych obciążeń i bez krewnych. Czy mogę je dostarczyć zgodnie z zamówieniem? Z szacunkiem, szczerze oddany J.F. Bretland. Czy słyszałaś coś podobnego? Można by pomyśleć, że otwiera sobie rachunek w grupie maluchów i załącza zamówienie zgodnie z naszym katalogiem nasion. Zaczęliśmy rutynowe zbieranie informacji włącznie z wysłaniem formularza-ankiety do duchownego w Germantown, gdzie rezyduje J.F. Bretland. Są tam między innymi takie punkty: — Czy jest właścicielem jakiejś posiadłości? — Czy płaci rachunki? — Czy jest dobry dla zwierząt? — Czy uczęszcza do kościoła? 141 ._, _______j uci uutnuwiicgu z poczuciem nurrroftl. "^B Zamiast bowiem skrupulatnie odpowiedzieć na szczegółowe pyta- a nia, napisał na ukos na formularzu: „Chciałbym, żeby oni mnie ¦ zaadoptowali!" Wyglądało to obiecująco, dlatego B. Kindred tak chętnie pomknęła do Germantown, jak tylko zakończyły się uroczystości ślubne. Betsy rozwinęła w sobie fenomenalny instynkt detektywistyczny. Podczas jednej wizyty towarzyskiej potrafi ze stołów i krzeseł wydusić moralną historię całej rodziny. Wróciła z Germantown kipiąc entuzjazmem i szczegółami o życiu rodziny J.F.B. Pan J.F. Bretland jest bogatym i wpływowym obywatelem, szczerze i serdecznie kochanym przez przyjaciół i głęboko znienawidzonym przez wrogów (zwolnieni pracownicy, którzy nie wahają się mówić, że to jest twa-a-rdy człowiek). Jest trochę chwiejny, jeśli mowa o uczęszczaniu do kościoła, ale jego żona chodzi tam regularnie, on zaś daje pieniądze. Żona jest czarującą, szlachetną i kulturalną kobietą z dobrego domu. Niedawno wróciła z sanatorium po roku leczenia załamania aerwowego. Lekarz domowy Bretlandów twierdzi, że potrzebny jej jest jakiś ważny cel w życiu i zaleca adopcję dziecka. Ona zawsze tego pragnęła, ale jej twa-a-rdy mąż uparcie odmawiał. W końcu jednak, jak to zwykle bywa, cierpliwa i wytrwała żona zatriumfowała i twardy mąż musiał dać za wygraną. Odłożywszy na stronę naturalną chęć posiadania chłopca, napisał, jak cytowałam wyżej, konwencjonalne zamówienie na niebieskooką dziewczynkę. Pani Bretland w nieugiętym zamiarze adpocji dziecka od lat czytała specjalistyczną literaturę, tak że teraz nie istnieją szczegóły dotyczące diety maleństwa, o których by nie wiedziała. Przygotowała słoneczny pokój dziecinny z wychodzącą na południowy zachód wnęką. Jest też szafa pełna ukradkiem zgromadzonych lalek. Sama zrobiła dla nich wszystkich ubranka — pokazywała je Betsy z wielką dumą. W tej sytuacji oczywista staje się konieczność posiadania dziewczynki. Pani Bretland słyszała również o kwalifikowanej angielskiej niani, którą chciała już przyjąć, ale zastanawia się, czy nie lepiej byłoby zacząć od niani Francuzki, aby dziecko zaczęło się uczyć języka, zanim ukształtują mu się struny głosowe. Jej ciekawość opinię na ten temat ma tseisyr posłałaby je do college'u? Wszystko to nawet mogłoby śmieszyć, gdyby nie było takie smutne. Nie umiem pozbyć się myśli o tej biednej samotnej kobiecie, szyjącej ubranka dla lalek nieznanej dziewczynki, podczas gdy nie wie, czy będzie ją miała. Przed laty straciła dwoje własnych dzieci, którymi nigdy się nie nacieszyła, bo rodziły się nieżywe. Widzisz więc, jaki to będzie dobry dom. Tyle miłości czeka tam na tego dzieciaka i jest to ważniejsze niż bogactwo, które jest tam również. Teraz pozostaje problem znalezienia dziecka, co nie jest łatwe. J.F. Bretland jest okropnie jednoznaczny w swych wymogach. Mam chłopca w sam raz dla nich, ale przy tej szafie z lalkami nie mogę go zaproponować. Mała Florence nie nadaje się, bo żyje jedno z jej rodziców. Jest duży wybór cudzoziemców o brązowych oczach, ale oni także nie wchodzą w rachubę. Pani Bretland jest blondynką i córeczka musi być do niej podobna. Mam kilka uroczych maleństw z nieokreślonymi koneksjami, ale Bretlandowie życzą sobie sześciu generacji przodków uczęszczających do kościoła z gubernatorem kolonii gdzieś na początku. Mam też śliczną, małą, kędzierzawą dziewczynkę (a kędziorki trafiają się coraz rzadziej i rzadziej...), ale jest nieślubnym dzieckiem. To zaś w oczach przyszłych rodziców stanowi barierę nie do przebycia, choć, jeśli chodzi o ścisłość, nie robi żadnej różnicy dziecku. Tak czy inaczej i ona się nie nadaje, bo Bretlandowie stanowczo żądają aktu ślubu. Pozostaje mi więc z tych stu siedmiu tylko jedno dziecko, które można będzie im zaproponować. Ojciec i matka naszej małej Sophie zginęli w katastrofie kolejowej, a jej udało się uniknąć ich losu tylko dlatego, że zostawiono ją w szpitalu z powodu wycięcia wrzodu w gardle. Sophie pochodzi z dobrej, poczciwej, amerykańskiej rodziny, nienagannej i nieciekawej pod każdym względem. Jest bezbarwnym, piskliwym stworzeniem. Doktor wlewał w nią litry tranu i karmił szpinakiem, ale mimo tego nie nabrała wigoru. Indywidualna opieka, troskliwość i miłość mogą uczynić cuda z dzieckiem z zakładu opiekuńczego i mała może rozkwitnąć w coś pięknego i niezwykłego w kilka miesięcy po przesadzeniu. Dlatego też wczoraj napisałam i wysłałam do J.F. Bretlanda płomienny opis 142 143 y telegram oa J.h.B. Nie zgadza się kupo- wać sobie córki w ciemno. Przyjedzie tu i obejrzy dziecko osobiście w przyszłą środę o godzinie trzeciej. Och, Boże! A co będzie, jeśli mu się nie spodoba? Teraz wszyscy dokładamy wysiłków, aby wydobyć i podkreślić urodę dziecka, jak u psiaka przygotowywanego na wystawę. Czy uważasz, że będzie to mocno niemoralne, jeśli troszeczkę uróżuję jej policzki? Jest zbyt młoda, żeby się do tego przyzwyczaić. Wielkie nieba! Cóż za list! Milion stronic zapisanych bez odpoczynku. Widzisz teraz, co zajmuje moje serce. Jestem tak podniecona urządzeniem życia Sophie, jakby była moją własną, ukochaną córką. Wyrazy szacunku i pozdrowienia dla prezesa Sal. McB. Drogi Gordonie! To był nieprzyjemny, paskudny, niski postępek z Twojej strony. Nie napisałeś do mnie w ciągu czterech tygodni ani jednej linijki tylko dlatego, że w okresie wyjątkowego napięcia ja nie pisałam do Ciebie przez trzy tygodnie. Już naprawdę zaczęłam się o Ciebie martwić; przypuszczałam, że może wpadłeś do Potomaku. Moje kurczątka bardzo za Tobą tęsknią; kochają swego wujcia Gordona. Pamiętaj, proszę, że obiecałeś przysłać im osiołka. Pamiętaj również o tym, że jestem osobą bardziej zajętą niż Ty. Prowadzić Dom im. Johna Griera jest znacznie trudniej niż Izbę Reprezentantów. Poza tym masz więcej kompetentnych ludzi do pomocy. To nie jest list, to jest pełen oburzenia protest. Napiszę list jutro albo pojutrze. S. PS Po powtórnym przeczytaniu Twego listu nieco złagodniałam, ale nie myśl, że wierzę w Twoje słodkie słówka. Wiem, że schlebiasz mi tylko wtedy, kiedy wiesz, że to prawda. 144 Rocnana Ago; Mam Ci do opowiedzenia długą historię. Pamiętaj, że mowa o środzie. Tak więc o wpół do trzeciej nasza mała Sophie została wykąpana, uczesana, ubrana bardzo schludnie i oddana pod opiekę godnej zaufania sieroty z przykazaniem, aby utrzymać ją w czystości. Dokładnie, co do minuty, o trzeciej trzydzieści (nigdy nie widziałam człowieka tak kłopotliwie rzeczowego jak J.F. Bretland) drogi zagraniczny samochód zatrzymał się u schodów naszego imponującego zamku. Postać o kwadratowych ramionach i kwadratowej szczęce, z krótko przyciętym wąsem i ruchami wskazującymi na ogromny pośpiech, zjawiła się trzy minuty później na progu mego gabinetu. Przywitał się nazywając mnie „panną McKosh", co delikatnie poprawiłam, a on zmienił na „pannę McKim'\ Wskazałam mu najwygodniej szy fotel i zapytałam, czy nie zechciałby się czymś orzeźwić po podróży. Przyjął szklankę wody (szanuję umiarkowanych rodziców) i wyraził niecierpliwe życzenie załatwienia interesu możliwie szybko. Zadzwoniłam więc i poprosiłam, żeby przyprowadzono Sophie. — Chwileczkę, panno McGee — zwrócił się do mnie. — Wolałbym raczej zobaczyć małą w jej zwykłym otoczeniu. Pójdę z panią do pokoju zabaw, zagrody czy gdzie tam trzymacie s-woje maluchy. Poprowadziłam go więc do sali najmłodszych, gdzie trzynaścioro lub czternaścioro berbeci w perkalowych majteczkach kotłowało się na leżących na podłodze materacach. Sophie, jedyna w blasku dziewczęcego stroju, siedziała otoczona niebieskimi perkalowymi ramionami starszej i bardzo znudzonej sieroty. Kręciła się, starając zejść z kolan, i swój damski strój miała mocno okręcony wokół szyi. Wzięłam ją na ręce, wygładziłam ubranie, wytarłafn nos i poprosiłam, żeby spojrzała na tego pana. Cała przyszłość dziecka zależała od pięciu minut pogodnego nastroju, ale zamiast słonecznego uśmiechu rozległ sie płacz! Pan Bretland ostrożnie uścisnął jej rączkę i zacmokał tak jak na psiaka. Sophie zupełnie go zignorowała, odwróciła się plecami i wtuliła buzię w moją szyję. On wzruszył ramionanfii i powiedział, 145 ao wyjścia: A wtedy, kto przydreptał mu wprost pod nogi? Oczywiście, mały promyk słońca, Allegra! Dokładnie przed nim potknęła się, pomachała rączkami jak wiatrak i klapnęła na podłogę. Pan Bretland zręcznie odskoczył na bok, żeby na nią nie nadepnąć, a potem podniósł i postawił. Mała objęła rączkami jedną jego nogę i zadzierając głowę spojrzała na niego, śmiejąc się głośno. — Tatusiu, rzuć dzidzię górę! Pan Bretland jest pierwszym, oprócz doktora, mężczyzną, którego zobaczyła od tygodni i najwidoczniej czymś jej przypomniał ojca. J.F. Bretland podniósł ją i podrzucił tak zręcznie, jakby robił to każdego dnia, ona zaś entuzjastycznie wyrażała radość okrzykami i piskiem. Gdy zaś chciał ją postawić na ziemi, chwyciła go za ucho i nos i zaczęła bębnić nóżkami w żołądek. Nikt nie mógłby oskarżyć Allegry o brak witalności! J.F. uwolnił się od jej pieszczot z potarganymi włosami, ale i ze zdecydowanie wysuniętą szczęką. Postawił małą na podłodze, trzymając jednak w dłoni jej malutką piąstkę. — To jest dzieciak dla mnie — oświadczył. — Nie sądzę, żebym musiał rozglądać się dłużej. Wyjaśniłam mu, że nie możemy rozłączyć Allegry z braćmi, ale im dłużej się sprzeciwiałam, tym bardziej zaciskały mu się szczęki. Wróciliśmy do gabinetu i dyskutowaliśmy jeszcze przez pół godziny. Podobało mu się jej pochodzenie, jej wygląd, jej temperament. Po prostu podobała mu się ona. Jeśli już miał mieć jakąś córkę na głowie, to chciał, żeby było to dziecko z ikrą. I niech go powieszą, jeśli weźmie tamto chlipiące stworzenie. Jeśli oddam mu Allegrę, to wychowa ją jak swoje własne dziecko i dopilnuje, żeby miała zabezpieczenie finansowe na całe życie. Czy mam prawo pozbawić ją tego dla jakichś sentymentalnych bredni? Ta rodzina i tak jest już rozbita i najlepsze, co można zrobić, to zabezpieczyć ich indywidualnie. — Niech pan weźmie całą trójkę — zaproponowałam bezczelnie. Nie, to nie wchodzi w rachubę, bo jego żona jest chorowita i jedno dziecko, to wszystko, na co starczy jej sił. Cóż, znalazłam się w szalenie kłopotliwej sytuacji. Była to wspaniała szansa dlą małej, ale jednocześnie odłączenie jej od 146 jednocześnie wszystko, aby żgrWacr wszeiKie więzy z p małej. Ona zaś jest w takim wieku, że równie szybko zapomni braci, jak zapomniała ojca. A potem pomyślałam o Tobie, Ago. O tym, ile goryczy przyniosło Ci to, że zawsze, kiedy jakaś rodzina chciała Cię adoptować, zakład się temu sprzeciwiał. Często mówiłaś, że mogłaś mieć dom, tak jak inne dzieci, ale że pani Lippett Cię go pozbawiła. Czy ja nie robiłam tego samego wobec małej Allegry? Z chłopcami sprawy będą wyglądać inaczej. Mogą otrzymać wykształcenie i pracować na swoje utrzymanie. Ale dla dziewczynki dom taki jak ten może oznaczać wszystko. Odkąd Allegra do nas przyszła, widziałam w niej drugą małą Agę. Ma rozwinięty umysł i charakter. Musimy więc stworzyć jej jakieś możliwości. Ona także zasługuje na swoją część istniejącego na świecie piękna i dobra. W takiej mierze, w jakiej natura pozwoli jej je docenić i zrozumieć. A czy jakiś zakład może jej to dać? Stałam i myślałam, podczas gdy pan Bretland niecierpliwie przemierzał gabinet wzdłuż i wszerz. — Niech pani zawoła tu tych chłopców i pozwoli mi z nimi porozmawiać — nalegał. — Jeśli mają w sobie choć odrobinę wielkoduszności, to pozwolą jej odejść. Posłałam po malców, ale serce miałam ciężkie jak kawał ołowiu. Obaj wciąż tęsknili za ojcem i odbieranie im również ukochanej siostrzyczki wydawało się bezlitosne. Przyszli trzymając się za ręce, krzepcy, ładni, i stanęli poważnie na baczność, wbijając wielkie, zdziwione oczy w nieznanego mężczyznę. — Podejdźcie bliżej, chłopcy. Chcę z wami porozmawiać. — Pan Bretland wziął obu za ręce i mówił dalej: — W domu, w którym mieszkam, nie mamy dziecka. Dlatego oboje z żoną zdecydowaliśmy, że przyjadę tutaj, gdzie jest tyle dzieci bez ojców i matek, i wezmę jedno z nich, aby było nasze. Mała będzie mieszkać w pięknym domu, będzie mieć dużo zabawek i będzie zawsze szczęśliwa. Znacznie bardziej szczęśliwa, niż gdyby została tutaj. Wiem, że ucieszycie się, kiedy usłyszycie, że wybrałem waszą siostrzyczkę. — Czy my już nigdy jej nie zobaczymy? — spytał Clifford. — O tak, od czasu do czasu. Clifford spojrzał na mnie, na pana Bretlanda i dwie wielkie łzy 147 — Niech mu jej pani nie oddaje! Proszę! Proszę! Niech mu pani każe odejść! — Niech pan weźmie ich wszystkich! — poprosiłam. Ale to był twardy człowiek. — Nie przyjechałem po cały zakład — odparł krótko. Teraz już również płakał Don. I na to wszystko wkroczył nie kto inny, tylko dr MacRae z Allegra na rękach! Przedstawiłam ich sobie i wyjaśniłam sytuację. Pan Bretland sięgnął po dziecko, ale Sandy trzymał je mocno. — To absolutnie niemożliwe — powiedział stanowczo — Panna McBride wyjaśni panu, że jedną z zasad tego zakładu jest to że nigdy nie rozdziela się rodziny. — Panna McBride już się zdecydowała — powiedział J.F.B. sztywno. — Dokładnie omówiliśmy tę kwestię. — Chyba się pani myli — rzekł Sandy, zwracając się do mnie i szkocki akcent silniej zabrzmiał w jego głosie. — Przecież nie ma pani zamiaru zrobić czegoś tak okrutnego? Tak oto znowu stanęłam w obliczu podjęcia salomonowej decyzji patrząc na dwóch najbardziej upartych ludzi, jakich Bóg kiedykolwiek stworzył, wydzierających sobie biedną, małą Allegrę. Wyprawiłam rodzeństwo z powrotem do pokoju dziecinnego i włączyłam się do zwady. Sprzeczaliśmy się głośno i gorąco, dopóki J.F.B. nie wypowiedział pytania, które mnie samą dręczyło przez ostatnie pięć miesięcy: „Kto rządzi tym sierocińcem- dyrektorka czy dochodzący lekarz?" Byłam wściekła na doktora za to, że postawił mnie w takiej sytuacji, ale nie mogłam się z nim kłócić przy obcych. Tak więc w końcu powiedziałam panu Bretlandowi stanowczo i jednoznacznie, że me ma mowy o adopcji Allegry i czy nie zastanowiłby się jeszcze raz nad Sophie? Ani mu się śni zastanawiać nad Sophie. Allegra albo nikt Wyraził tez nadzieję, że rozumiem, iż przez swą słabość pozwoliłam zrujnować przyszłość dziecka. I wypuściwszy tę ostatnią strzałę skierował się do drzwi mówiąc: „Panno MacRae, doktorze McBride — żegnam państwa". Wykonał dwa sztywne ruchy głową i wyszedł. Gdy tylko drzwi zamknęły się za nim, Sandy i ja rozpoczęliśmy potyczkę od nowa. On stwierdził, że każdy, kto uważa się za 148 mógł rozważać możliwość roZDicia TaKiej rouziny. ja zas osKarzy-łam go, że chce zatrzymać Allegrę z czysto egoistycznych pobudek, że przywiązał się do niej i nie chce jej utracić. (W głębi duszy wierzę, że jest to prawda). Och, rozegraliśmy wielką bitwę i wreszcie on zabrał się i odszedł, prześcigając J.F.B. sztywnością i chłodną uprzejmością. Spór z obu panami pozbawił mnie sił..Czułam się, jakbym została przekręcona przez wyżymaczkę. A gdy wróciła Betsy, dołożyła mi jeszcze od siebie za to, że lekkomyślnie wyrzekłam się najlepszej rodziny, jaką nam się dotychczas zdarzyło znaleźć. Tak oto wygląda finał naszych całotygodniowych zabiegów. Sophie i Allegra zostaną, jak z tego widać, dziećmi z sierocińca. Ojej, jej! Proszę Cię, zabierz stąd Sandy'ego i zamiast niego przyślij Niemca, Francuza, Chińczyka nawet, ale nie Szkota. Twoja zamęczona Sallie PS Śmiem twierdzić, że i Sandy spędza pracowity wieczór pisząc, abym to ja została zwolniona z posady. Nie będę protestować, jeśli to zrobisz. Zmęczyłam się tym zakładem. Drogi Gordonie! Jesteś człowiekiem podstępnym, małostkowym, opryskliwym, kłótliwym i przewrotnym. Dobry człowieku, a dlaczego to nie mogłabym sobie pozwolić na szkockie skłonności? Mając w nazwisku Mac? Oczywiście John Grier będzie uszczęśliwiony, mogąc powitać Cię w swych progach w przyszły czwartek, nie tylko z powodu osiołka, ale również ze względu na twą słodką i słoneczną osobę. Miałam w planie napisanie do Ciebie listu długiego na milę, aby zażegnać nasze ostatnie nieporozumienia, ale czy warto teraz? Zobaczę Cię jutro o wczesnym poranku — jakże miły będzie to widok dla mych smutnych oczu! I nie irytuj się, chłopcze, dziwnym mym językiem. Przodkowie moi z gór Szkocji pochodzą. McBride w uomu im. jonna unera Wszystko wzupełnym porządku, jeśli nie liczyć złamanego zęba, skręconego nadgarstka, paskudnie skaleczonego kolana i jednego przypadku zapalenia spojówek. Obie z Betsy jesteśmy uprzejme, ale chłodne wobec doktora. Niepokojące i irytujące jest jednak to, że on też jest raczej oziębły i wyraźnie przekonany, że spadek temperatury uczuć występuje tylko z jego strony. Wykonuje obowiązki w sposób bezosobowy i ściśle naukowy; jest uprzejmy, ale zachowuje dystans. Jednak nie maniery doktora są w tej chwili naszym największym kłopotem. Wkrótce ma nam złożyć wizytę osoba znacznie bardziej fascynująca niż Sandy. Izba Reprezentantów znowu wypoczywa po ciężkim wysiłku i Gordon ma wakacje, z których dwa dni chce spędzić w Brantwood Inn. Rude wr< SMC B W Politykę bo o r do o Bardzo się cieszę, że masz już dość przebywania nad morzem i rozważasz możliwość spędzenia reszty lata w naszym sąsiedztwie. W odległości kilku mil od D.W.J.G. jest kilka ładnych posiadłości. A i dla Jervisa byłoby pewnie miłą odmianą przyjeżdżanie do domu tylko na weekendy. 150 istniejące zasoby. W tej chwili nic więcej nie mogę dodać w kwestii pożycia małżeńskiego, gdyż odświeżałam swą wiedzę o doktrynie Monroe'a i kilku innych politycznych tematach. Z niecierpliwością oczekuję sierpnia i trzech miesięcy przebywania z Tobą. Jak zawsze Sallie Drogi Wrogu! To, że zapraszam Pana na kolację po tym wulkanicznym wybuchu w ubiegłym tygodniu, świadczy, jak łagodną mam naturę. Proszę przyjść, zapraszam. Pamięta Pan naszego filantropijnego przyjaciela, pana Hallocka, który przysłał nam orzeszki ziemne, złote rybki i inne niestrawne drobiazgi? Otóż będzie on dziś u nas i może Pan skorzystać z okazji, aby skierować strumień jego dobroczynności w bardziej higieniczny kanał. Jemy kolację o siódmej. Pańska, jak zawsze, S. McBride Drogi Wrogu! Powinien Pan żyć w czasach, kiedy każdy człowiek zamieszkiwał w oddzielnej jaskini na oddzielnej górze. . S. McBride Piątek, godz. 6.30 Droga Ago! Gordon jest tutaj i jeśli chodzi o jego stosunek do sierocińca, to uległ on całkowitej przemianie. Odkrył starą jak świat prawdę, ze do serca matki trafia się przez chwalenie jej dzieci, stąd tez nie robi 151 ma zeza? , zwrócfam w pew- Pani M@ nego zainteresowania się mężczyzną. Podejrzewa, że ja chcę się wydać za każdego wolnego człowieka, jakiego spotykam. Początkowo sądziła, że chcę złapać jej doktora, ale teraz, kiedy widziała Gordona, uważa mnie za potwora, bigamistkę, która chce mieć ich obu. Do widzenia, zbliżają się jacyś goście. godz. 11.30 wieczorem Wydałam dziś kolację na cześć Gordona. Gośćmi byli Betsy, pani Livermore i pan Witherspoon. Uprzejmie włączyłam również doktora, ale on krótko, acz grzecznie odmówił, wyjaśniwszy, że nie jest w nastroju do towarzystwa. Nasz Sandy nie pozwala, aby grzeczność wtrącała się do prawdy! Nie ma żadnej wątpliwości, że Gordon jest wyjątkowo dobrze prezentującym się mężczyzną. Jest tak przystojny, miły w obejściu, uprzejmy i dowcipny, maniery ma tak nieskazitelne, że na pewno byłby cudownie dekoracyjnym mężem! Ale z mężem, jak przypuszczam, przede wszystkim się żyje, a nie tylko pokazuje go na kolacjach i herbatkach. Dziś wieczorem był szczególnie miły. Betsy i pani Livermore niemal się w nim zakochały, ja też — troszeczkę. Zabawiał nas przemówieniem na temat sytuacji Javy, utrzymanym w najlepszym stylu jego publicznych wystąpień. Mieliśmy strasznie dużo kłopotów ze znalezieniem miejsca do spania dla tej małpki i Gordon dowiódł z niewzruszoną logiką, że skoro podarował ją Jimmie, a Jimmie jest przyjacielem Percy'ego, to powinna spać z Percym. Gordon jest urodzonym mówcą i obecność słuchaczy działa na niego jak szampan. Może dyskutować z takim samym emocjonalnym zaangażowaniem na temat małpki, jak i na temat największego narodowego bohatera, jaki kiedykolwiek wykrwawiał się dla swego kraju. Czułam napływające do oczu łzy, kiedy opisywał samotność Javy, spędzającej noc w piwnicy, mieszczącej piec do centralnego ogrzewania, i wspominał igraszki jej braci w dalekiej tropikalnej dżungli. Człowiek, który umie tak przemawiać, ma przed sobą przyszłość. Nie wątpię, że w ciągu najbliższych dwudziestu lat będę głosowała na niego w wyborach prezydenckich. 153 \ uciruzo moje maleństwa, to jednak doznaję przyjemności, mogąc się od nich oddalić na jakiś czas. Goście opuścili mnie o dziesiątej, więc teraz jest już chyba północ. (Zegarek znowu stanął, Jane zapomina go nakręcać regularnie w każdy piątek). Ale tak czy inaczej, jest późno i jako kobieta mam obowiązek skorzystać z ważnego dla urody snu, zwłaszcza że jest w pobliżu odpowiedni kandydat do mej ręki. Na tym dzisiaj zakończę. Dobranoc. Sobota Gordon spędził ranek, zabawiając mój sierociniec i planując, jakie to rozmaite inteligentne prezenty mógłby przysłać później. Sądzi, że trzy starannie pomalowane słupy totemiczne przydałyby malowniczości naszemu obozowi indiańskiemu. Ma również zamiar przysłać w prezencie dla maluchów trzy tuziny różowych ubranek--pajacyków. Różowy jest kolorem dobrze widzianym przez zarządzającą tym sierocińcem, którą śmiertelnie zmęczył kolor niebieski! Nasz szczodry przyjaciel zabawia się również myślą o parze osioł-ków z siodłami i małej dwukołowej czerwonej bryczce. Czy nie jest to miłe, że ojciec Gordona tak go dobrze zabezpieczył materialnie i że on sam jest tak filantropijnie nastawionym młodym człowiekiem? W tej chwili je z Percym lunch w hotelu i, mam nadzieję, wchłania nowe idee z dziedziny filantropii. Być może myślisz, że nie ucieszyła mnie ta przerwa w monotonii zinstytucjonalizowanego życia! Możesz mówić, co Ci się podoba, moja droga pani Pendleton, o tym, jak doskonale daję sobie radę z prowadzeniem Twego sierocińca, ale jednak dla mnie nie jest rzeczą naturalną pozostawanie w takiej statyczności. Bardzo często potrzebuję zmian. To właśnie dlatego Gordon ze swoim pieniącym się optymizmem i chłopięcym humorem jest tak pobudzający, szczególnie w porównaniu z doktorem, którego czasem mam zdecydowanie dość. Niedziela rano Muszę ci opowiedzieć o finale wizyty Gordona. Miał zamiar wyjechać o czwartej po południu, ale, jak na złość, poprosiłam, żeby został do pociągu odchodzącego o dziewiątej trzydzieści 154 i zatrzymaliśmy się w uroczej, małej, przydrożnej gospodzie. Tam zjedliśmy smaczną kolację; Sing napchał się do tego stopnia, że jest ociężały do tej pory. Spacer był bardzo przyjemny, więc cieszyłam się ze zmiany, jaką wprowadzał w moje monotonne życie. Pamięć o nim na pewno podtrzymywałaby mnie długo w dobrym nastroju, gdyby później nie wydarzyło się coś niemiłego. Było takie piękne, słoneczne i beztroskie popołudnie, dlatego bardzo żałuję, że musiałam je popsuć. Wróciliśmy zupełnie nieromantycznie trolejbusem i dotarliśmy do D.W.J.G. przed dziewiątą, akurat w porę, żeby zawieźć Gordona na stację do pociągu. Dlatego już nie zapraszałam go do środka, ale na ganku uprzejmie życzyłam mu szczęśliwej podróży. Z boku drogi wjazdowej, w cieniu domu, stał samochód. Rozpoznałam go i sądziłam, że doktor jest wewnątrz z panem Witherspo-onem. (Często spędzają razem wieczory w laboratorium). Gordon, popychany jakimś niezdrowym instynktem, wybrał właśnie moment rozstania, aby poprosić mnie o złożenie rezygnacji z kierowania sierocińcem, w zamian zaś oferował zajęcie związane z kierowaniem jego własnym domem. Czy zdarzyło Ci się kiedyś coś podobnego? Miał do dyspozycji całe popołudnie, całe mile kwadratowe bezludnych łąk, gdzie można było omawiać tę kwestię, ale postanowił zrobić to właśnie na progu domu! Nie wiem, co mu odpowiedziałam. Próbowałam obrócić to w żart i wyprawić go pośpiesznie do pociągu. Ale nie pozwolił zbyć się tak łatwo. Oparł się o słup ganku i domagał się, żebyśmy sprawę dokładnie wyjaśnili. Wiedział też, że spóźnia się na pociąg i że wszystkie okna w sierocińcu są otwarte. Mężczyzna nigdy nie zwraca najmniejszej uwagi na to, że ktoś może podsłuchiwać; to kobiety zawsze myślą o konwenansach. W nerwowym podnieceniu oraz chęci jak najszybszego pozbycia się go, byłam zapewne i zniecierpliwiona, i nietaktowna. On zaś zaczął się irytować i wtedy, przez nieszczęśliwy jakiś przypadek, zobaczył samochód. Rozpoznał go i, będąc w złym humorze, zaczął robić dowcipy na temat doktora. Mówił o nim „stary wytrzeszcz--oko" i „ofiara losu" i wiele innych niegrzecznych, okropnych rzeczy. . Zapewniałam go z przekonywającą szczerością, że doktor nic 155 w luj ciiwin najcnętntej zapadłabym się pod ziemię! Widać było, że jest zagniewany, do czego zresztą miał prawo po tym wszystkim, co o sobie usłyszał ale zachowywał się chłodno i z opanowaniem. Gordon zaś był rozgorączkowany i rozpierało go uczucie wyimaginowanej krzywdy. Ja z kolei byłam przerażona tym absolutnie bezmyślnym i nieprzyjemnym galimatiasem, który nieoczekiwanie zrobił się z niczego. Sandy usprawiedliwił się przede mną z nienaganną grzecznością za to, że niechcący podsłuchał naszą rozmowę, a później odwrócił się do Gordona i sztywno zaprosił go do samochodu, aby pojechać na stację. Prosiłam więc Gordona, żeby nie jechał; nie chciałam być powodem żadnej głupiej kłótni między nimi. Ale oni nie zwrócili na mnie najmniejszej uwagi, wsiedli do samochodu i odjechali, zostawiając mnie pokornie stojącą na wycieraczce. Weszłam do domu i położyłam się do łóżka. Długo leżałam i nie mogłam zasnąć, spodziewając się usłyszeć — nie wiem, może jakąś eksplozję. Teraz jest już jedenasta i doktor się nie pojawił. Nie mam pojęcia, jak, u licha, mam się jutro zachować przy spotkaniu z nim. Chyba się schowam do szafy z ubraniami. Czy słyszałaś kiedy o czymś tak niepotrzebnym i głupim, jak cała ta sytuacja? Przypuszczam, że jestem w tej chwili pokłócona z Gor-donem, przy czym nie wiem właściwie o co, a jednocześnie moje stosunki z doktorem będą szalenie niezręczne. Mówiłam na jego temat brzydkie rzeczy. Znasz ten mój głupi sposób wyrażania się, przy czym są to rzeczy, o których w najmniejszym stopniu nie myślę poważnie. Pragnęłabym, żeby to był wczorajszy dzień. Wyprawiłabym Gordona pociągiem o czwartej. Sallie Niedziela po południu Szanowny doktorze MacRae! Wczoraj wieczorem zdarzyła się rzecz nieprzyjemna i głupia. Sądzę jednak, że zdążył Pan poznać mnie na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nigdy nie myślę tych wszystkich głupstw, które mówię. 156 bardzo niewdzięczną, jeśli pamiętać o pomocy w wykonywaniu tej nie znanej mi pracy, której mi Pan nie szczędził, i o cierpliwości, którą Pan (od czasu do czasu) okazywał. Doceniam fakt, że nie zdołałabym kierować sierocińcem samodzielnie bez Pańskiej obecności w tle i chociaż czasami, co musi Pan sam przyznać, bywał Pan bardzo niecierpliwy, nieznośny i uciążliwy, to przecież nigdy nie miałam Mu tego za złe. Naprawdę nie myślałam tego wszystkiego, co powiedziałam wczoraj wieczorem. Proszę mi wybaczyć, że byłam niegrzeczna. Bardzo nie chciałabym stracić Pańskiej przyjaźni. Bo przecież jesteśmy przyjaciółmi, prawda? Myślę o tym z przyjemnością. S. McB. Droga Ago! Nie wiem, czy zdołałam pogodzić się z naszym doktorem, czy nie. Posłałam mu uprzejmy liścik z przeprosinami, który przyjął głębokim milczeniem. Nie zbliżył się do nas aż do dzisiejszego popołudnia i nawet drgnieniem powieki nie wspomniał o tym nieprzyjemnym zdarzeniu. Mówiliśmy wyłącznie o maści ichtiolowej, która ma usunąć egzemę z główki dziecka. Później, Sadie Kate obecna przy naszej rozmowie, skierowała ją na koty. Okazało się, że maltański kot doktora ma czwórkę kociąt i Sadie Kate nie uciszyła się, dopóki nie obiecano jej, że będzie mogła je zobaczyć. Zanim się obejrzałam, już uzgodniłam, że przyjdę z nią do tych nieszczęsnych kotów jutro o czwartej po południu. Po czym doktor odszedł, ukłoniwszy się chłodno, acz uprzejmie. Na tym sprawa się zakończyła. Otrzymałam Twój niedzielny list i ucieszyła mnie wieść, że już wynajęliście dom. To będzie cudownie mieć Cię za sąsiadkę przez tyle czasu. Wszystkie nasze ulepszenia powinny iść sprawniej z prezesem Komitetu pod bokiem. Wygląda na to, że zjawisz się tutaj dopiero na początku sierpnia. A czy jesteś pewna, że miejskie powietrze teraz Ci służy? Nigdy nie widziałam tak przywiązanej żony. Wyrazy szacunku dla prezesa S. McB. 157 Kochana Ago! Proszę, posłuchaj tylko! O czwartej zaprowadziłam Sadie Kate do domu doktora, żeby obejrzeć koty. Ale Freddy Howland dwadzieścia minut wcześniej spadł ze schodów, tak więc doktor był u Howlandów, zajęty obojczykiem Freddy'ego. Zostawił dla nas wiadomość, żebyśmy usiadły i poczekały, gdyż niebawem wróci. Pani McGurk wprowadziła nas do biblioteki i żeby nie pozostawić nas samych, przyszła tam również pod pozorem czyszczenia mosiężnych okuć. Nie mam pojęcia, o co nas podejrzewała! Może miałybyśmy uciec z wypchanym pelikanem? Zajęłam się czytaniem artykułu o Chinach w „Century", a Sadie Kate swobodnie wędrowała po pokoju, oglądając wszystko dokoła jak mały, ciekawy terier. Zaczęła od wypchanego flaminga i zapragnęła się dowiedzieć, dlaczego jest taki duży i taki czerwony, a także, czy jadł tylko żaby i czy druga noga go boli. Sadie wyrzuca z siebie pytania z regularnością i stałością zegara nakręcanego raz na osiem dni. Zagłębiłam się w artykule i pozostawiłam Sadie pani McGurk. W końcu, gdy już obeszła cały pokój dokoła, doszła do fotografii małej dziewczynki w skórzanej ramce, zajmującej centralne miejsce na biurku doktora. Przedstawiała ona dziecko o dziwnej urodzie elfa czy rusałki. Fotografia ta mogłaby przedstawiać o pięć lat starszą Allegrę. Zauważyłam ją już wtedy, gdy byliśmy u doktora na kolacji i miałam zamiar spytać, którą z jego pacjentek przedstawia. Na szczęście tego nie zrobiłam! — Kto to jest? — usiłowała dowiedzieć się Sadie Kate. — To jest córeczka naszego doktora. — A gdzie ona jest? — O, ona jest daleko, u swojej babci. — A skąd on ją wziął? — Dała mu ją jego żona. Wynurzyłam się z lektury z szybkością błyskawicy. — Jego żona?! — krzyknęłam. W tej samej chwili ogarnęła mnie złość n;i samą siebie za to, że się odezwałam, ale zostałam kompletnie zaskoczona. Pani McGurk wyprostowała się i zrobiła natychmiast niezwykle rozmowna. 158 ne, musiaf ją więc oddać do zaKłaau. rrawic pi/.ypiuui iu ty Nigdy nie widziałam piękniejszej kobiety niż ona. Chyba przez rok wcale się nie uśmiechał. To dziwne, że nigdy pani nic nie powiedział, tak się przecież przyjaźnicie! — Cóż, pewnie nie jest to temat, który chętnie porusza — odparłam sucho i spytałam ją, jakiego płynu używa do czyszczenia mosiądzu. Poszłyśmy z Sadie Kate do garażu i same odszukałyśmy kocięta. Szczęśliwie udało nam się odejść przed powrotem doktora. Powiedz mi jednak, co to może znaczyć? Czy Jervis nie wiedział, że on jest żonaty? To najdziwniejsza historia, jaką słyszałam. Wydaje mi się, że Sandy mógł, co zresztą sugeruje McGurk, jakoś mi powiedzieć, że ma żonę w domu dla nerwowo chorych. Pewnie, że musiała to być okropna tragedia i że trudno mu do tego wracać. Teraz dopiero widzę, dlaczego on jest tak chorobliwie zainteresowany problemem dziedziczności — pewnie boi się o tę małą. Kiedy myślę o wszystkich żartach, które robiłam na ten temat, jestem wstrząśnięta! Jak bardzo musiałam go ranić. Jestem zła na siebie i zła na niego. Wydaje mi się, że nie chciałabym go nigdy więcej widzieć. Wielkie nieba! Czy teraz wiesz, w jakie sytuacje bez wyjścia potrafimy się sami wpakować? Twoja Sallie PS Tom McCoomb wepchnął Mamie Prout do skrzyni z zaprawą murarską, której używają robotnicy. Mamie jest podgotowana. Posłałam po doktora. 24 lipca Szanowna Pani! Muszę donieść o szokującym skandalu, dotyczącym zarządzającej Domem Wychowawczym im. Johna Griera. Nie pozwól, aby się to dostało do gazet, bardzo proszę. Mogę sobie wyobrazić pikantne r............. „,^Łmmai uz,is i ano w sioncu pfzy otwartym"okrnei czytając uroczą książkę przedstawiającą teorię Froebla na temat kultury dziecka — nigdy nie należy tracić panowania nad sobą, zawsze przemawiać do maleństw łagodnie. Choć mogą się one wydawać złe, to w rzeczywistości takie nie są. Raczej mogą mieć złe samopoczucie albo brakuje im ciekawych zajęć. Nigdy nie wolno karcić, należy tylko skierować ich uwagę na coś innego. W czasie tej lektury przepełniało mnie ciepłe, podniosłe uczucie do wszystkich otaczających mnie młodych istot, gdy nagle uwagę moją zwróciła grupa małych chłopców, znajdujących się pod oknem. — Oj, Johnie, nie rób tego, nie! — Puść ją! — Zabij ją, prędko! I nad tymi wszystkimi protestami wzniósł się przeraźliwy pisk zwierzęcia, które cierpi. Rzuciłam Froebla, pospiesznie zbiegłam na dól tylnymi drzwiami i wypadłam wprost na nich. Zobaczywszy mnie rozbiegli się na lewo i prawo, pozostawiając Johnniego Cobdena zajętego torturowaniem myszy. Oszczędzę Ci ponurych szczegółów. Zawołałam jednego z chłopców i poleciłam mu szybko utopić to stworzenie. Johna zaś chwyciłam za kołnierz i pociągnęłam — wijącego się i kopiącego — w stronę drzwi kuchennych. To duży, rozrośnięty trzynastolatek i walczył jak tygrysiątko, chwytając się futryn i klamek, gdy przechodziliśmy do wnętrza. W zwykłych okolicznościach wątpię, czy dałabym sobie z nim radę, ale ta jedna szesnasta irlandzkiej krwi wzięła teraz górę i byłam rozwścieczona. Wpadliśmy do kuchni, gdzie pośpiesznie rozejrzałam się za jakimś narzędziem do wymierzenia kary. Pierwszą rzeczą, na której zatrzymałam wzrok, była metalowa łopatka do przewracania naleśników. Chwyciłam ją i zaczęłam okładać dzieciaka z całej siły, dopóki nie zmienił się z wojowniczego małego brutala, którym był cztery minuty wcześniej, w chlipiącą, skuloną ze strachu i żebrzącą o łaskę istotę. Ale kto nagle wdarł się w środek tej zawieruchy? Oczywiście, doktor MacRae! Na twarzy miał wyraz osłupienia. Podszedł do nas, wyjął mi z ręki łopatkę i postawił chłopaka na nogi. Johnnie schował się za niego i wczepił kurczowo! Ja byłam tak rozgniewana, że zupełnie nie mogłam mówić i chyba dlatego tylko nie rozpłakałam się. 160 się ode mnie z daleka i wyraźnie utykał. Zostawiliśmy go w gabinecie i weszliśmy do biblioteki, zamykając za sobą drzwi. — Co, na miłość boską, ten chłopak zrobił? — spytał doktor. I wtedy ja po prostu położyłam głowę na stole i zaczęłam płakać! Byłam całkowicie wyczerpana psychicznie i fizycznie. Aby łopatka do naleśników dała oczekiwany efekt, musiałam użyć całej posiadanej siły. Wyszlochałam wszystkie ponure szczegóły, a on powiedział, żebym już o tym nie myślała — mysz i tak była martwa. Potem podał mi trochę wody i powiedział, że mam płakać, dopóki się nie zmęczę, bo to mi dobrze zrobi. Nie jestem pewna, czy również nie pogładził mnie po głowie! W każdym razie zachowywał się niezwykle profesjonalnie. Widziałam dziesiątki razy, jak stosował te same metody, uspokajając rozhisteryzowane sieroty. A dziś była to nasza pierwsza od tygodnia rozmowa, która wyszła poza formalne „dzień dobry". Gdy doszłam do siebie na tyle, że mogłam już siedzieć i śmiać się, ocierając co jakiś czas oczy chusteczką, zaczęliśmy omawiać sprawę Johnniego. Chłopiec ma pewne dziedziczne obciążenia i może być, zdaniem Sandy'ego, lekko niedorozwinięty. Musimy więc traktować ten przypadek jak każdą inną chorobę. Nawet normalni chłopcy bywają okrutni; zasady moralne trzynastoletniego dziecka jeszcze nie są w pełni ukształtowane. Potem zaproponował, żebym obmyła oczy ciepłą wodą i zaczęła myśleć normalnie. Co też zrobiłam. Zatem zawołaliśmy Johnniego. Stał — tak sobie życzył — podczas całej rozmowy. Doktor mówił do niego — och, jakże rozsądnie i po ludzku! John bronił się twierdząc, że mysz jest szkodnikiem i powinna zostać zabita. Doktor odpowiedział, że dobro rasy ludzkiej wymaga poświęcenia wielu zwierząt, ale nie jest to zemsta i że ofiara ta musi się odbywać tak, aby zwierzęta jak najmniej cierpiały. Wyjaśnił budowę systemu nerwowego myszy i to, że biedne, małe stworzenie nie ma jak się bronić. Dlaczego bezmyślne i okrutne męczenie jest tchórzostwem. Powiedział Johnowi, aby postarał się wyobrazić sobie, jak pewne sprawy wyglądają z punktu widzenia innej osoby, nawet jeśli tą „osobą" miałaby być tylko mysz. Potem podszedł do szafy z książkami, wyjął tomik Burnsa i opowiedział chłopcu, jakim był on wielkim poetą i jak bardzo go kochają wszyscy Szkoci. 161 rzonicu", który" pfiłeczytał w cafośd i objaśnił chłopcu tak, jak tylko Szkot mógł to zrobić. Johnnie oddalił się skruszony, Sandy zaś swoje zawodowe zainteresowanie skierował na mnie. Stwierdził, że jestem przemęczona i potrzebna mi jest jakaś odmiana. Dlaczego więc nie miałabym pojechać na tydzień do Adirondacks? On wraz z Betsy i panem Witherspoonem stworzą komitet, który będzie kierować sierocińcem. Wiesz, że to było właśnie to, co pragnęłam zrobić! Potrzeba mi nowych myśli i pachnącego sosnami powietrza. Rodzina w ubiegłym tygodniu otworzyła sezon w naszym domku i uważa mnie za wyrodną córkę, bo nie chcę do nich dołączyć. Oni nie chcą zrozumieć, że jeśli się przyjęło taką jak ta posadę, to nie można jej spokojnie odłożyć na bok, kiedy ma się na to ochotę. Ale naturalnie na kilka dni urlopu mogę sobie pozwolić. Zakład jest jak dokładnie nakręcony mechanizm zegarowy i będzie sprawnie pracować aż do chwili, gdy od najbliższego poniedziałku za tydzień wrócę pociągiem o godzinie czwartej po południu. Później zaś spokojnie będę czekać na Twój przyjazd, bez żadnych kapryśnych myśli w głowie. Tymczasem zaś „panicz John" pozostaje w szczęśliwie skruszonym stanie ciała i ducha. Podejrzewam jednak, że moralizatorski wykład Sandy'ego miał taką siłę przekonywania, ponieważ poprzedziła go moja łopatka do naleśników! Jedno wiem na pewno: Zuzanna Estella jest przestraszona, ilekroć wchodzę do kuchni. Gdy dziś rano, wspominając przesoloną zupę z wczorajszego obiadu, przypadkiem wzięłam do ręki tłuczek do kartofli, uciekła i schowała się za drzwiami drewutni. Jutro o dziewiątej wyprawiam się w podróż, wysławszy uprzednio pięć telegramów. Ach, nie możesz sobie wyobrazić, jak czekam na to, aby znowu stać się wesołą, wolną istotą, która będzie pływać łódką po jeziorze, wędrować po lesie i tańczyć w klubie. Myśląc 0 tym wczoraj wieczorem wpadłam w rodzaj upojenia. Naprawdę nie zdawałam sobie sprawy, jak śmiertelnie mnie zmęczył zakład 1 całe otoczenie. — Jednego pani potrzebuje — orzekł Sandy — wyjechać na trochę i poszaleć. Ta diagnoza jest zdecydowanie opatrznościowa. Nie mogę my- 162 Jak zawsze ta sama Sallie PS Jimmie i Gordon też się tam wybierają. Jakbym chciała, żebyś się do nas przyłączyła! Mąż jest jednak czasami szalenie nieporęczny. Obozowisko McBride'ów 29 lipca Droga Ago! Piszę, aby Cię zawiadomić, że góry są wyższe niż zwykle, lasy bardziej zielone, a jezioro intensywniej niebieskie. W tym roku ludzie zjeżdżają tu później niż zazwyczaj. Obozowisko Harrimanów jest jedynym otwartym obok naszego po tej stronie jeziora. W związku z tym klub dysponuje skromną liczbą tańczących panów. Mamy jednak gościa, grzecznego, młodego polityka, który lubi tańczyć. Tak więc ja nie cierpię niewygód z powodu ogólnego braku tego towaru. Zarówno sprawy państwowe, jak i sprawy wychowania sierot zostały odsunięte na drugi plan, podczas gdy my wiosłujemy po jeziorze między uroczymi kępami nenufarów. Z niejaką obawą czekam godziny siódmej pięćdziesiąt sześć w nadchodzący poniedziałek, gdy odwrócę się od gór i udam w powrotną drogę. Najgorszą rzeczą w wakacjach jest to, że w momencie ich rozpoczęcia twoje szczęście zasnuwa smutna myśl o ich zakończeniu. Słyszę z werandy głos, który domaga się pojawienia Sallie. Addio! S. 3 sierpnia Droga Ago! Już jestem znowu w D.W. im. Johna Griera i wzięłam na ramiona ciężar odpowiedzialności za młode pokolenie. Cóż ujrzały moje oczy, gdy stanęłam na ziemi sierocińca? Johna Cobdena, pamiętnego za sprawą łopatki do przewracania naleśników, z pla- miaSowaTjohnmego yrmem 7^ iuhmy zatrzy™ł robotników kopią- Scie latem kon P "^ d°m farmera ' SUrOWo ich z§ani^a stk Lo IZ 2 ' WC1^gająCych wóz z ziem'a "a pagórek! I wszy- FeS t, w ? ' °prOCZ mme> nie uwaza za zabawne, to nie będ^o tevrWin''are S°tW&Ż maSZ P^1^ za cztery dni, koniec tL w^ ^^ Jednak Jeden smakowity kąsek chowam na i wart^P ^ °ddeCh' b° prZeŻyj'esz wstrza^ ™ Tam Ł^""^ % ^^ S&die Kate! Jane obcina zamiast nosie dwa mocno splecione warkoczyki jak tu nasza mała wieśniaczka będzie w przyszłości wyglądać tak: teraz ktoś zechce ją zaadoptować. Tyle że Kate to niezależne i mężne stworzenie; jest tak doskonale wyposażona przez naturę, aby dbać o siebie, że ewentualnych chętnych do adopcji rodziców muszę zachować dla bezradnych sierot. Powinnaś też zobaczyć nasze nowe ubrania! Nie mogę się doczekać, by Ci zademonstrować tę kolekcję różanych pączków. Powinnaś też była widzieć, jak rozbłysły te niebiesko-perkalikowe oczy, gdy każda z dziewczynek dostała po trzy nowe sukienki — każdą w innym kolorze, i do tego jako całkowicie prywatną własność. Nawet nazwiska właścicielek są wyszyte pod kołnierzykami. System pani Lippett polegający na tym, że co tydzień dziecko wyciągało z prania jakiś przypadkowy strój, uważam za zniewagę natury kobiecej. Sadie Kate wrzeszczy jak zarzynane prosię. Muszę pójść i zobaczyć, czy Jane przez pomyłkę nie obcięła jej ucha. Nie zrobiła tego. Niezwykle czujne uszy Sadie są nienaruszone. Wrzeszczy zaś dla zasady, tak jak się to robi na fotelu u dentysty wierząc, że za chwilę będzie bardzo bolało. A teraz już mi nic nie pozostało do dodania, z wyjątkiem owej nowiny. Mam nadzieję, że będziesz jej rada. Jestem zaręczona i wychodzę za mąż. Kochająca was oboje S. McB. Kochana Ago! Dom Wychowawczy im. Johna Griera 15 listopada Obie z Betsy dopiero co wróciłyśmy z przejażdżki naszym nowym samochodem. Jest to na pewno coś, co zwiększa przyjemność życia zinstytucjonalizowanego. Samochód z własnej woli skręcił w Long Ridge Road i zatrzymał się przed bramą Shadywell. Brama była zamknięta, okiennice również; cała posiadłość wyglądała na smutną, opuszczoną i przemoczoną deszczem. Otaczał ją nastrój zagłady jak dom Usherów* i w najmniejszym stopniu nie przypominała * „Zagłada Domu Usherów" — tytuł opowiadania Edgara Allana Poego (1809-1849). 165 ¦łc MniuKiem i niecnęcią myślę, ze nasze' wspólne Tato" już się zakończyło. Mam wrażenie, jakby jakiś fragment mego życia zamknął się za mną, a nieznana przyszłość zbliżała wielkimi krokami. Jestem pewna, że chciałabym odłożyć ślub na dalsze sześć miesięcy, ale boję się, że biedny Gordon będzie robił okropne sceny. Nie myśl, że obleciał mnie strach, bo tak nie jest. Chodzi tylko o to, że potrzeba mi więcej czasu do przemyślenia wszystkiego, a marzec staje się z każdym dniem bliższy. Wiem doskonale, że robię rzecz najrozum-niejszą w świecie. Każdy, czy to kobieta, czy mężczyzna, lepiej się czuje, gdy jest odpowiednio i udanie połączony węzłem małżeńskim, ale... Cóż, ja strasznie nie lubię wstrząsów, a to się zapowiada na wstrząs, jakiego świat nie widział. Czasami, gdy skończy się dzień pracy i jestem zmęczona, nie czuję w sobie siły, aby stawić temu czoła. A teraz, kiedy kupiliście Shadywell i będziecie tu przyjeżdżać każdego lata, myślę o wyjeździe z wielką niechęcią. W przyszłym roku, gdy odjadę daleko stąd, będzie mnie pożerać tęsknota na myśl o wesołych, pełnych różnych zajęć dniach w Domu im. Johna Griera, o Tobie, o Betsy i Percym, i o naszym utyskującym Szkocie, i o tym, że pracujecie spokojnie beze mnie. Czy coś w ogóle może wynagrodzić matce stratę stu siedmiorga dzieci? Mam nadzieję, że Aga-juniorka dobrze zniosła podróż do miasta. Wysyłam mały prezencik, zrobiony w części przeze mnie, głównie zaś przez Jane. Musisz jednak wiedzieć, że dwa rzędy zostały zrobione przez doktora. Głębię natury Sandy'ego odkrywa się niezmiernie powoli. Po dziesięciu miesiącach znajomości dowiedziałam się, że umie robić na drutach. Umiejętność tę przyswoił sobie jako chłopiec od starego pasterza na szkockim wrzosowisku. Wstąpił trzy dni temu i został na podwieczorku; był niemal w dawnym przyjacielskim nastroju. Ale teraz znowu stał się tym człowiekiem z granitu, którego widzieliśmy całe lato. Zrezygnowałam już z zamiaru zmienienia go. Przypuszczam jednak, że od każdego, kto ma żonę w domu dla nerwowo chorych, można oczekiwać takiego zachowania. Chciałabym, żeby choć raz coś o tym powiedział. To musi być straszne, mieć taki cień nieustannie obecny w myślach i trzymać go w tajemnicy. Wiem, że ten list nie zawiera ani jednego słowa z tych nowin, które chciałabyś usłyszeć. Ale jest paskudny zmierzch wilgotnego 166 wiadomo, że Gordori" sarn zdoła dostarczyć tylu hufffórów, ile potrzeba całej rodzinie! Nie wiem, czym się to skończy, jeśli nie uda mi się zachować mojej rozumnie solidnej i pogodnej natury. Czy rzeczywiście zdecydowałaś się pojechać z Jervisem na południe? Doceniam twoje uczucie (do pewnego stopnia) niechęci do rozstawania się z mężem, ale wydaje mi się zbyt ryzykowną rzeczą zabierać w tropiki takie małe dziecko. Dzieci bawią się na dolnym korytarzu w ciuciubabkę. Chyba pójdę i pohasam trochę z nimi; może mi to poprawi nastrój, zanim znowu wezmę się za pióro. A bientót!* Sallie PS Listopadowe noce są dosyć chłodne, więc przygotowujemy przeprowadzkę obozu. Nasi Indianie są obecnie bardzo rozpieszczonymi dzikusami — mają podwójny przydział koców i termofo-ry. Przykro mi, że szałasy zostaną rozebrane, dobrze nam przecież służyły. Chłopcy po powrocie do domu będą zahartowani jak (•/kanadyjscy traperzy. 20 listopada Droga Ago! Twoja macierzyńska troska jest wzruszająca, ale ja nie mówiłam serio. Oczywiście, że jest najzupełniej bezpieczne zabranie Agi-juniorki do umiarkowanie tropikalnych krain omywanych wodami Morza Karaibskiego. Na pewno będzie się świetnie czuła, dopóki nie zawieziesz jej na sam równik. Wasza willa, ocieniona palmami i owiewana morską bryzą, z lodówką w kuchni i angielskim lekarzem w pobliżu, wydaje się być stworzona do hodowania dzieci. Moje obiekcje były wynikiem egoistycznej myśli o tym, że D.W.J.G. i ja poczujemy się tej zimy osamotnieni. Myślę też, że jest rzeczą naprawdę zachwycającą posiadanie męża, który angażuje się w ta- *' A bientót — wkrótce, do rychłego zobaczenia, usłyszenia (franc.) 167 ____,.*., ^uy vjuiuuii iez luDił życie w egzotycznych krajach. Taka romantyczna przyszłość bardzo by mnie podnieciła. Bo Waszyngton, w porównaniu z Hondurasem, Nikaraguą i Wyspami Karaibskimi wydaje się straszliwie prozaiczny i banalny. Zjawię się, aby wam pomachać na pożegnanie. Addio! Sallie 24 listopada Drogi Gordonie! Aga powróciła do Nowego Jorku i w przyszłym tygodniu odpływa na Jamajkę, gdzie będzie ich dom, podczas gdy Jervis pożegluje po pobliskich wodach, zajmując się wszystkimi swoimi przedsięwzięciami. Czy Ty nie mógłbyś się zaangażować w podróżowanie po morzach południowych? Myślę, że byłoby mi znacznie łatwiej pozostawić sierociniec, gdybyś mógł mi zamiast niego zaofiarować coś romantycznego i awanturniczego. I pomyśl też, jak pięknie wyglądałbyś w białych płóciennych garniturach! Jestem przekonana, że mogłabym być zakochana w mężczyźnie ustawicznie, gdyby zawsze ubierał się na biało. Nie masz pojęcia, jak bardzo brakuje mi Agi. Jej nieobecność spowodowała straszliwą dziurę w moich popołudniach. Czy nie mógłbyś wkrótce przyjechać na weekend? Myślę, że Twój widok podniósłby mnie na duchu, zwłaszcza że ostatnio jestem w smętnym nastroju. Czy wiesz, mój drogi Gordonie, że znacznie bardziej Cię lubię, kiedy jesteś przy mnie, niż wtedy, gdy myślę o Tobie z oddali. Jestem przekonana, że masz w sobie jakąś siłę hipnotyczną. Od czasu do czasu, kiedy pozostajesz z dala ode mnie przez dłuższy czas, ten urok słabnie, ale gdy znów Cię spotykam — wraca natychmiast. Teraz rozstanie trwa już bardzo długo, więc, proszę Cię, przyjedź i zaczaruj mnie od nowa! S. 168 Kocnana Ago: Czy pamiętasz jak w college'u, kiedy obie planowałyśmy najlepszy wariant swojej przyszłości, zawsze zwracałyśmy się wtedy ku południu? I pomyśleć, że teraz to się urzeczywistniło, jesteś tam i żeglujesz wokół tych wszystkich tropikalnych wysp! Czy przeżyłaś większe podniecenie (nie biorąc pod uwagę jednego czy dwu przypadków, związanych z osobą Jervisa), niż to, gdy wczesnym rankiem wyszłaś na pokład i zobaczyłaś, że stoicie zakotwiczeni w Zatoce Kingston i że morze jest tak błękitne, palmy tak zielone i plaże tak białe? Pamiętam, jak to było, kiedy ja pierwszy raz przebudziłam się w tej zatoce. Czułam się jak bohaterka wielkiej opery, otoczona nieprawdopodobnie pięknymi dekoracjami. Nic podczas moich czierech podróży do Europy nie zrobiło na mnie takiego wrażenia, jak właśnie przedziwne widoki, zapachy i smaki tamtych trzech upalnych tygodni sprzed siedmiu lat. I dotąd niezmiennie pragnę pojechać tam znowu. Kiedy o tym myślę, z trudem zmuszam się do połykania naszych nieciekawych posiłków. Chciałabym jadać potrawy z dodatkiem curry, jakieś mango i tamalesy. Czy to nie śmieszne? Można pomyśleć, że mam w sobie kroplę krwi hiszpańskiej lub kreolskiej, a przecież nie jestem niczym innym jak chłodną mieszaniną krwi angielskiej, irlandzkiej i szkockiej. Może właśnie dlatego tak wyraźnie słyszę zew południa. „Palma o sośnie marzy, o palmie marzy sosna". Po pożegnaniu z Wami wróciłam do Nowego Jorku ze strasznym pragnieniem wędrowania, trawiącym moje wnętrze. Ja też chciałam wyruszyć w podróż w nowym błękitnym kapeluszu na głowie, w nowym błękitnym kostiumie, z pękiem fiołków w dłoni. Przez pięć minut myślałam, że mogłabym spokojnie pożegnać na zawsze biednego Gordona w zamian za swobodę wędrowania po szerokim świecie. Przypuszczam, że uznasz, iż Gordon i szeroki świat nie są całkowicie nie do pogodzenia, ale ja jakoś nie mogę zrozumieć Twego poglądu na mężów. Ja widzę małżeństwo tak, jak je chyba widzi mężczyzna: jako dobrą, rozumną, sprawnie funkcjonującą instytucję, która jednak strasznie ogranicza wolność jednostki. No, bo jak się zawarło małżeństwo na zawsze, to życie utraciło smak 169 na piawua orzmi, ze jeden fhężczyzria wydaje się mi nie wystarczać. Lubię różnorodność przeżyć, którą otrzymuje się tylko od różnych mężczyzn. Obawiam się, że zbyt wiele flirtowałam w młodości i dlatego tak mi teraz trudno się ustatkować. Ale i moje pióro ma tendencje wędrownicze. Wracając do rzeczy: pożegnałam Was i wsiadłam na prom ze strasznym uczuciem pustki. Po tych trzech wspólnych miesiącach zapełnionych intymnymi rozmowami i ploteczkami, opowiadanie Ci teraz o moich kłopotach, ze świadomością, że dotrze ono do Ciebie nie wiadomo kiedy, jest strasznym przedsięwzięciem. Mój prom prześlizgnął się pod nosem waszego parowca, tak że widziałam Ciebie i Jervisa opartych o burtę. Machałam gwałtownie rękami, ale nawet nie drgnęliście. Wasze spojrzenia były wlepione z wyrazem głębokiej tęsknoty w szczyt Woolworth Building. W Nowym Jorku wybrałam się do domu towarowego, aby nabyć parę drobiazgów. Wchodząc zobaczyłam w drzwiach obrotowych ni mniej, ni więcej, tylko Helenę Brooks! Miałyśmy straszny kłopot ze spotkaniem się, gdyż ja próbowałam wejść, a ona wyjść. Już myślałam, że będziemy się tak obracać w nieskończoność. W końcu jednak obie zdołałyśmy się wydostać i uścisnęłyśmy sobie ręce. Helena pomogła mi wybrać piętnaście tuzinów pończoch, pięćdziesiąt czapek i swetrów oraz dwieście par ciepłej bielizny. Później zaś szłyśmy plotkując aż do Pięćdziesiątej Drugiej ulicy, gdzie zjadłyśmy lunch w Kobiecym Klubie Uniwersyteckim. Zawsze lubiłam Helenę. Ona nie rzuca się w oczy, jest zrównoważona i odpowiedzialna. Nigdy nie zapomnę, jak wzięła w swoje ręce grupę pantomimiczną seniorek i doprowadziła ją do porządku po całym tym bałaganie wprowadzonym przez Mildred. Czy nie nadawałaby się na moje miejsce tutaj? Na myśl o następczyni serce moje napełnia się zazdrością, ale chyba muszę spojrzeć prawdzie w oczy. — Kiedy ostatnio widziałaś Agę Abbott? — to pierwsze, o co zapytała Helena. — Przed piętnastoma minutami — odpowiedziałam. — Właśnie odpłynęła na hiszpańskie morza z mężem i córeczką, nianią i pokojówką, lokajem i psem. — Ma dobrego męża? — Trudno wyobrazić sobie lepszego. — I ciągle go kocha? 170 {jp wszysiKie ie pioiKi, Które Marta Reefie opowiadała nam latem. Dlatego pośpiesznie skierowałam rozmowę na całkowicie bezpieczny temat sierot. Ale później sama opowiedziała mi całą historię. Mówiła w sposób bezosobowy, z dystansem, tak jakby analizowała postawy bohaterów z jakiejś powieści. Mieszka teraz w mieście sama, rzadko się z kimś widuje i wydaje się być w złym nastroju, ale rozmawia chętnie. Wygląda na to, że biedna Helena narobiła w swoim życiu niezłego galimatiasu. Nie znam nikogo, komu udałoby się przeżyć tak wiele w tak krótkim czasie. Od ukończenia studiów zdążyła wyjść za mąż, utracić dziecko, rozwieść się z mężem, pokłócić z rodziną i przenieść do Nowego Jorku, aby zarabiać na utrzymanie. Jest lektorką w jednym z tamtejszych wydawnictw. Ze zwykłego punktu widzenia nie było żadnej przyczyny do rozwodu, ale małżeństwo po prostu nie funkcjonowało i już. Nie byli przyjaciółmi. Gdyby on był kobietą, Helena nie poświęciłaby mu nawet pół godziny na rozmowę. Gdyby zaś ona była mężczyzną, to on powiedziałby: „Miło mi było poznać pana, jak się pan miewa?" i odszedłby. A jednak byli małżeństwem. Czy to nie straszne, że sprawy seksu tak bardzo mogą ludzi zaślepiać? Helena została wychowana w myśl zasady, że jedynym odpowiednim zajęciem dla kobiety jest prowadzenie domu. Kiedy ukończyła college, pragnęła zostać panią domu i wtedy akurat trafił się Henry. Jej rodzina obejrzała go dokładnie, znajdując, że jest pod każdym względem doskonały — dobra rodzina, dobre zasady, dobra pozycja majątkowa, dobry wygląd. Helena była w nim zakochana. Odbyło się wielkie przyjęcie weselne, a ona otrzymała mnóstwo nowych strojów i tuziny haftowanych ręczników. Wszystko wyglądało jak należy. Ale jak tylko oboje zaczęli się bliżej poznawać, okazało się, że nie lubią tych samych książek, tych samych żartów, ludzi i rozrywek. On był ogromnie towarzyski, wesoły i ekspansywny, a ona nie. Początkowo nudzili się, a potem zaczęli sobie działać na nerwy. Jej zamiłowanie do porządku niecierpliwiło go, a ją doprowadzało do szału jego bałaganiarstwo. Mogła spędzić cały dzień, porządkując szuflady w szafach, komodach i biurku, a on w ciągu pięciu minut wprowadzał kompletny chaos. Swoje rzeczy zostawiał, gdzie popadło, aby ona je zbierała. Mokre ręczniki walały się w łazience 171 ^~ «^oŁ.c uu punMu, w Muiym juz nie mogła śmiać się z jego żartów. Przypuszczam, że ludzie starej daty, ortodoksyjnie myślący, uznają, iż rozpad małżeństwa z powodów tak niewinnych jest rzeczą straszną i niedopuszczalną. I mnie się tak wydawało w pierwszej chwili, ale kiedy Helena podawała szczegół za szczegółem, każdy sam w sobie szalenie trywialny, ale wszystkie składające się na nieznośny ciężar, zgodziłam się z nią, źe podtrzymywanie tego związku byłoby straszne. To nie było w istocie swej małżeństwo, to była pomyłka. Tak więc pewnego ranka, gdy przy śniadaniu wynikła kwestia, co powinni robić w czasie zbliżającego się lata, ona powiedziała zupełnie obojętnie, że ma zamiar pojechać do któregoś z zachodnich stanów, w którym będzie mogła szybko otrzymać rozwód na podstawie jakiegoś przyzwoitego powodu. Po raz pierwszy od miesięcy mąż zgodził się z nią od razu. Możesz sobie wyobrazić, jak oburzona była jej wiktoriańska rodzina. Siedem pokoleń, w czasie swego pobytu na amerykańskiej ziemi, nigdy nie odnotowało czegoś takiego w familijnej Biblii. Uznano, że wszystko to jest wynikiem jej studiów w college'u i zgody na czytanie takich strasznie nowoczesnych pisarzy jak Ellen Key* i Bernard Shaw**. — Gdyby on się upijał i szarpał mnie za włosy — mówiła Helena — to wszystko byłoby zupełnie uzasadnione, ponieważ jednak nie rzucaliśmy w siebie przedmiotami, to nikt nie widzi powodu do rozwodu. Najsmutniejsze w całej tej historii jest to, że oboje — Helena i Henry — mogli na pewno uszczęśliwić innych partnerów. Do siebie jednak zwyczajnie nie pasowali, a kiedy dwoje ludzi do siebie nie pasuje, to żadna ceremonia świata nie może zapewnić trwałości takiego związku. Key Ellen (1869-1926) — szwedzka feministka i pisarka. Shaw George Bernard (1856-1950) angielski dramatopisarz. lVllillUlll idllllai nji)iu.yv choć napisałam chyba dwa tomy. Właśnie przeżyliśmy jedną z tych przykrych, oszukańczych nocy — zimną, z przymrozkiem, kiedy się idzie do łóżka, a ciepłą i wilgotną, kiedy się budzisz w ciemności, stłamszona górą koców. Gdy zdjęłam już z siebie dodatkowe koce, poprawiłam poduszkę i ułożyłam się wygodnie, to pomyślałam o tych czternastu opatulonych maleństwach w pełnym świeżego powietrza pokoju sypialnym. Ich tak zwana nocna niania śpi przez całą noc jak zabita. (Jej nazwisko jest następne na liście osób do zwolnienia). Wstałam więc i wyprawiłam się pozdejmować z dzieci zbędne okrycia. Kiedy zaś skończyłam z tym zajęciem, byłam dokładnie rozbudzona. Nieczęsto spędzam nuit blanche*, ale kiedy,to mi się zdarza, zazwyczaj zajmuję się rozwiązywaniem problemów na miarę światową. Czy to nie zabawne, jak wyostrzony staje się umysł, gdy się leży bezsennie w mroku nocy? Zaczęłam myśleć o Helenie Brooks i zaplanowałam całe jej życie od nowa. Nie wiem właściwie, dlaczego ta smutna historia wywarła na mnie takie wrażenie, tym bardziej że dla zaręczonej panny jest to temat niezmiernie zniechęcający. Cały czas mówię sobie: a jeśli Gordon i ja, gdy poznamy się bliżej, zmienimy o sobie zdanie? Strach ściska mi wtedy serce do bólu. Ale przecież wychodzę za niego nie z jakichś innych powodów, tylko z miłości. Nie jestem specjalnie ambitna. Ani jego pozycja, ani jego pieniądze nie kusiły mnie w najmniejszej mierze. Na pewno też nie robię tego, aby zdobyć umiłowane zajęcie (prowadzenie domu), gdyż właśnie z powodu małżeństwa muszę zrezygnować z pracy, którą kocham. A ja naprawdę kocham tę pracę. Cały czas obmyślam i planuję przyszłość dzieciaków z uczuciem, że biorę udział w tworzeniu narodu. Cokolwiek zdarzy się ze mną w przyszłym moim życiu, to na pewno to ogromne doświadczenie wzbogaci mnie wewnętrznie i doda sił. A to jest ogromne doświadczenie, ta bliskość ludzkich spraw, którą daje właśnie zakład opiekuńczy. Codziennie uczę się tylu nowych rzeczy, że gdy przychodzi sobota, spoglądam na Sallie z ubiegłego tygodnia i zdumiewam się jej ignorancją. Wiesz, zaczyna się we mnie rozwijać zabawna cecha starości — * nuit blanche — biała noc, noc bezsenna (franc.) 173 a 3 c 3 3. S- ~ o O 3 CL L O 3 B p' L 3 ,ĆD n3 N O p o h:,2 N CD B. N P 3 (To-: CD 3* *• B S- 3 n- p i-1 CD Go *-. " 3 3 »< o o <— D L o -; 5 3" IN 5. p o L* u Cl 3 o ,S 3 2 8 p n cr o p N "1 . CD CL 0Q N 2: ° O GO ćd 3- 9^3:^ D 3 > 00 O o. B. o 3* 3 O CD .CD 3 3 p o O -i P cl -¦ O o Cr N CD N P Xi O 3. ,p O o c < o 3" O P O 3 GO 3 ~ n' M g Sio 8 S 8-2-3.s:g-i C "^ p P o 3 3. cd' 5 O 2 O GO S'S-3 n ST i 3 j- O ' p "< go Cl n p a * C P — p P ćn N 3 cd' p .r? gL N N- P i----> fsj. ^3 fCD 3 4ż T3 O O 3 P GO 3 3 CL . N 3 3 1 3.,cd' L.3-0 p • 3 CL n PN 3 =. ^ r> 3 n § ff 1 P GO L co — .» ¦ CD •3.3 ¦ o p 3 n N ¦ P O B§ c' ' 3 .P *-¦ GO O N P 3 ^ c* 3. fcr: CD' 2' ĆT o ¦^'a. 3- ' «4 3 p >—- GO P 1 N ni fo o N P 3 o g N U GÓ H ^~ P " v< 3O> o 0q cl er o CD • ¦a ^p oq II oo Cj O rCD v3L Ł-t 3 p C 3 O ¦?& • 3 O "¦ GO /-. ~ 3 S5. ° «' n |.«| i-, p N P N cd' n p 3" O C5 i" ĆD O c/n ^3 ^ (Ś-- ° ° 3 *° n<2. §- N- CD i , •-! C/D II o a- ¦$¦ CD P go 3 p. N Cl 3" b- 5- 3* O- N w CTQ 9*. 3. co. r-t-. n S, GO t3 1 .CD 3 P CL 00 N -3' p •o ¦ p r> n- o P CD fg P 3 3 ¦a 3 GO GO o ^ ' p" 3' » o" o I- '-• o n d ?r ;S 5"g S-2^« 2. ;-^ E^ s: 8- r g. c P k, S' N 3 CD ¦ 3 P N O 22 O (N I? p 0Q CD Q —t. CD O p" ~~~ _ P St^ ™" S&l NĆD'g ^'^ p xi •3" 3 C/l CD "• 3" P N N N ^ CL 0Q rP CD "^ 3 2 L < o . o N B, ^ ». 3 si' N p ^-CD N CD _.. C N < 3 *-< >< CD n s c 3 ° TT, 3- O 3 3 .hls cd Xi ćó' - ^ go CD rf O N O GO ,p GO_ |_. .CD -i -§ ^ O ca C/] *-+- p 1 ^3 3" 3. ^c? — ¦ O -'5- 0Q P CL0Q ^ o GO ^> ćo' CL 2 O 3 3. §'.3' o 3" P N 3 L 3 P;3 o 8- 73 N c E. II ° 3 9.8 9.1 .-y pi. ci p a Z a; ^ 2 n o cd o ?. p' « qa. =.¦ CD k^ li^ 3 § ^3-o^^ 3 P O N 3 g p -. p ^ CD ( S CD ,-f i I p CD _ cl 3 3 CD • p GO O , b' GO p S xi r o B o N i 3" P ~ O N _go CO GO ¦o N .O . __. P St M G.&% o S 2 g--. P CD ^ 3 Cl o ' " N la 5' 3. 2- 8' CD 00 O CL P cr b ><: p ii CD '------- 3 ¦ cr < 3§ S- N 3 - K p cd JŁ >-*¦ r~\ go ° ero ^ O cr o ° n p" 9. o p lii ii B CD Cl O — Cl Cl 2. ?«r o 3. 3* CD CD JT GO O os-^s:! 0Q . 2 o Cl CD q 3 o *** ^ CL p O C/l N O N o 5* . P N s. -. cl 3 CD P N B p^D.2 3 O 5T -*. c n- 2-1- GO CD O O GO N C 8 bS. 3. „ P CD CD - G n P N ~S- K cr &•¦« S- 8* O-.Ćd' I więc, jakie" maniery musieli zademonstrować nasi chłopcy. Nie chciałabym się przechwalać, ale nikt by nigdy nie zadał takiego pytania dotyczącego siedmiu wychowanków pani Lippett. Po krótkiej obserwacji ich zachowania przy stole raczej można byłoby oczekiwać pytania: „Czy jadą do domu poprawczego?" Grupka naszych wędrowców przybyła około dziesiątej gorączkowo wymieniając jeden przez drugiego dane statystyczne i informacje dotyczące przesuwania się maszyn sprzężonych i wodoszczelnych przegród przednich, ryb pił, drapaczy chmur i rajskich ptaków. Myślałam, że nigdy nie uda mi się posłać ich do łóżek. Ale dzień mieli cudowny! Chciałabym móc częściej robić takie wyłomy w rutynie ich życia w zakładzie. To poszerza pole widzenia rzeczywistości i czyni ich bardziej podobnymi do zwykłych dzieci. Czy nie był to ładny gest ze strony Sandy'ego? Ale powinnaś widzieć zachowanie tego człowieka, kiedy usiłowałam mu podziękować. Machnięciem ręki przerwał mi w środku zdania i z niechęcią w głosie spytał pannę Snaith, czy nie mogłaby oszczędniej gospodarować karbolem. Cały dom cuchnie jak szpital. Muszę Ci też donieść, że Punch jest znowu z nami, ale całkowicie odmieniony, jeśli chodzi o zachowanie. Rozglądam się za rodziną, która chciałaby go zaadoptować. Miałam nadzieję, że te dwie inteligentne stare panny zechcą go zatrzymać u siebie, ale one pragną podróżować i wiedzą, że Punch bardzo ograniczałby ich swobodę. Załączam rysunek wykonany przez niego kolorowymi kredkami, przedstawiający Twój parowiec. Pewne wątpliwości budzi tylko kierunek w którym statek płynie. Wygląda, jakby mógł poruszać się tyłem i zakończyć drogę w Brooklynie. Z powodu zgubienia się mego niebieskiego ołówka, nasza flaga musiała pożyczyć sobie barw u włoskiej. Te trzy postacie na mostku to Ty, Jervis i mała. Z przykrością zauważam, że trzymasz swą córkę za kark, zupełnie jakby była kociakiem. W pokoju dziecinnym D.W.J.G. w ten sposób maleństw .ę nie nosi. Proszę też, żebyś zwróciła uwagę na to, iż artysta oddał Jervisowi pełną sprawiedliwość, jeśli chodzi o nogi. Gdy spytałam Puncha, co się stało z kapitanem, odpowiedział, że jest w środku i dokłada węgla do ognia. Na Punchu zrobiła wielkie wrażenie wiadomość przekazana przez chłopców, że Twój parowiec spala 176 ta> Powedziahn, mu, że pisze do Ciebie i „a.ych- Twoja Sallie miast odpowiedział. • Oboje zasyłamy ucałowania I Dom im. Johna Griera Sobota Drogi Wrogu! odczuwam. czuwam. . . Conj,,o l.j w Pan przecież A właściwie, co się z Panem dzieje, Sandy? Juz był ran p 177 mnie. Od samego początku przeżyliśmy serię nieporozumień i głupich sytuacji, ale po każdej udawało się nam osiągać solidne podstawy wzajemnego zrozumienia do tego stopnia, iż sądziłam, że nasza przyjaźń opiera się na mocnym fundamencie, zdolnym wytrzymać każdy wstrząs. A później był ten niefortunny czerwcowy wieczór, kiedy podsłuchał Pan moje głupie i niegrzeczne słowa, których zresztą w najmniejszym stopniu nie traktowałam serio. I od tej pory zaczął Pan zachowywać dystans. Proszę mi wierzyć, że czułam się wtedy okropnie i bardzo chciałam Pana przeprosić, ale Pańskie zachowanie nie wskazywało na chęć pojednania. Nie chodzi o to, że mam coś na swoje usprawiedliwienie lub chcę coś wyjaśniać. Wie Pan przecież, jaka jestem czasami lekkomyślna i głupia, ale musi Pan też zdać sobie sprawę z tego, że chociaż jestem lekkomyślna, głupia i w dodatku prozaiczna, to jednak w środku jest we mnie coś solidnego, i że powinien mi Pan wybaczyć tę gorszą część mojej natury. Pendletonowie wiedzą o tym od dawna, inaczej nie przysłaliby mnie tutaj. Ze wszystkich sił starałam się wykonywać.uczciwie tę pracę. W części dlatego, że pragnęłam potwierdzić słuszność ich decyzji, w części zaś dlatego, że naprawdę chciałabym dać tym biednym dzieciakom ich porcję szczęścia, ale przede wszystkim dlatego, że chciałam udowodnić Panu, iż jego pierwsza uwłaczająca opinia o mnie jest pozbawiona podstaw. Czy nie mógłby Pan wymazać ze swej pamięci tych niefortunnych piętnastu minut i pamiętać zamiast tego piętnaście godzin, które spędziłam czytając „Rodzinę Kallikaków"? Chciałabym, abyśmy znowu byli przyjaciółmi. Sallie McBride Szanowny Doktorze MacRae! Otrzymałam Pańską wizytówkę z jedenastoma słowami umieszczonymi na odwrocie w odpowiedzi na mój list. Nie miałam zamiaru niepokoić Pana swoimi nadziejami. Co Pan myśli i jak się Pan zachowuje to sprawy dla mnie najzupełniej obojętne. Niech Pan sobie będzie tak nieuprzejmy, jak się Panu podoba. S. McB. 14 grudnia Droga Ago! Proszę, posypuj swoje listy znaczkami z zewnątrz i wewnątrz. Mam w rodzinie trzydziestu filatelistów. Odkąd udałaś się w podróż, każdego dnia w porze pojawiania się listonosza grupka niecierpliwych zbiera się przy furtce i czeka, aby pochwycić listy z zagranicy. Nim dojdą one do moich rąk, są prawie w strzępach, dzięki uporowi rywalizujących ze sobą kolekcjonerów. Powiedz Jervisowi, żeby przysłał nam jeszcze kilka tych purpurowych drzew sosnowych z Hondurasu, a także parę zielonych papug z Gwatemali. Przydałby mi się nawet tuzin! Czy to nie cudowne, że te apatyczne maleństwa są tak pełne entuzjazmu? Moje dzieci powoli będą prawie takie same, jak normalne dzieci. Wczoraj wieczorem w sypialni rozpoczęły z własnej inicjatywy wojnę na poduszki i chociaż było to bardzo niebezpieczne dla naszych skromnych zapasów bielizny, stałam tam i promieniałam z radości, a nawet rzuciłam poduszką raz i drugi. Ostatniej soboty dwaj bardzo mili przyjaciele Percy'ego spędzili całe popołudnie bawiąc się z chłopcami. Przywieźli ze sobą trzy strzelby, każdy z nich stanął na czele jednego obozu indiańskiego i popołudnie zeszło na konkursie strzelania do butelek. Była też nagroda dla zwycięskiego obozu. Przywieźli ją ze sobą — okropna głowa Indianina namalowana na skórze. W strasznie złym guście, ale ponieważ mężczyźni uznali, że jest piękna, ja również ją podziwiałam z całym zapałem, na jaki udało mi się zdobyć. 179 Kiedy skończyli, rozgrzałam ich gorącą czekoladą z ciasteczkami. Jestem szczerze przekonana, że wszyscy dorośli mężczyźni bawili się równie dobrze jak moi chłopcy, a już na pewno lepiej niż ja. Nic nie mogę na to poradzić, że cały czas, gdy odbywały się zawody, dręczył mnie czysto kobiecy niepokój, że ktoś może kogoś postrzelić. Wiem oczywiście, że nie zdołam przywiązać dwudziestu czterech Indian do swej spódnicy, wiem też, że nie mogłabym nigdzie znaleźć trzech lepszych mężczyzn, którzy chcieliby się nimi zainteresować. Pomyśleć tylko o całej tej energicznej, żywej, dobrowolnej pomo- 180 jej odnalezieniem rwy korzystaniem. ¦ '••••-¦• Bardzo mi potrzeba ośmiu miłych, rozsądnych, młodych kobiet, które mogłyby tu przychodzić raz w tygodniu wieczorem, siedzieć przy kominku i opowiadać dzieciakom różne historie, podczas gdy te łuskałyby i gryzły kukurydzę. Tak bym chciała dać moim maluchom trochę indywidualnej opieki, pieszczot i zainteresowania. Widzisz Ago, ja cały czas pamiętam o Twoim dzieciństwie i bardzo staram się wypełnić wszystkie luki. Spotkanie z Opiekunami w zeszłym tygodniu przebiegło znako micie. Nowe panie są bardzo pomocne, a z mężczyzn zjawili si_ tylko sami sympatyczni. Z radością zawiadamiam Cię, że Wielm. Cy Wykoff gości u swej zamężnej córki w Scranton. Życzyłabym sobie, żeby zaprosiła ojca do siebie na stałe. Środa Jestem rozzłoszczona na doktora jak dziecko i właściwie bez jakiegoś określonego powodu. On zachowuje się ciągle tak samo — obojętnie, nie zwracając najmniejszej uwagi na nic i na nikogo. Przełknęłam więcej przejawów lekceważenia przez te kilka miesięcy, niż przez całe dotychczasowe życie, i zauważyłam, że rozkwita we mnie niezwykła mściwość. Cały wolny czas spędzam na obmyślaniu takich sytuacji, kiedy byłby straszliwie zraniony lub skrzywdzony i potrzebował mojej pomocy, ja zaś wtedy z demonstracyjną obojętnością wzruszyłabym ramionami i odwróciła się od niego. Zmieniam się w osobę całkowicie różną od tego uroczego, promiennego, młodego stworzenia, które kiedyś znałaś. Wieczorem Czy wiesz, że jestem autorytetem w sprawach opieki nad opuszczonymi dziećmi? Jutro wraz z innymi autorytetami oficjalnie zwiedzam Sierociniec Hebrajskiego Towarzystwa Opiekuńczo-Wychowawczego w Pleasantville (wszystko to jest nazwą). To strasznie niewygodna i okrężna podróż, na którą złoży się pobudka o świcie, jazda dwoma pociągami i samochodem. Ale jeśli mam być autorytetem, muszę się starać podtrzymać tę reputację. Jestem bardzo ciekawa, jak wyglądają i pracują inne zakłady, i chciałabym przejąć 181 j ł j..uiiiviup wiu^cma aruuieKiury. Stwierdzam teraz, po głębszym zastanowieniu, że postąpiliśmy słusznie, odkładając poważną rozbudowę i przebudowę do przyszłego lata. Pewnie, że byłam rozczarowana, bo to znaczyło, iż nie będę w centrum wydarzeń. Ale chyba przyjmiesz moje rady, nawet jeśli już nie będę oficjalnie dyrektorką zakładu? To, co zrobiliśmy w dwóch budynkach, jest bardzo obiecujące. Nowa pralnia pracuje coraz lepiej i uwolniła nas od tego specyficznego zapaszku, który tak często czuje się w zakładach. Domek farmera będzie gotów do zamieszkania już w przyszłym tygodniu. Brakuje tam tylko paru klamek u drzwi i jeszcze jednej warstwy farby. Ale nie wszystko jest w idealnym porządku, niestety. Pani Turn-felt, mimo pulchnej figurki i promiennego uśmiechu, nie lubi, żeby dzieci kręciły się jej pod nogami. Działają jej na nerwy. Jeśli zaś chodzi o samego Turnfelta, to choć jest pracowity, metodyczny i doskonale zna się na ogrodnictwie, jego umysłowość nie jest taka, na jaką liczyłam. Od kiedy przybył, pozwoliłam mu korzystać z biblioteki. Zaczął od regału najbliżej drzwi, który zawiera trzydzieści siedem tomów Pansy'ego. Wreszcie, gdy stracił cztery miesiące na Pansy'ego, zaproponowałam mu zmianę i posłałam go do domu z „Huekleberry Finnem". Ale zwrócił go po kilku dniach, przecząco kręcąc głową. Powiedział, że po lekturze Pansy'ego wszystko wydaje się bardzo nudne. Obawiam się, że należy rozejrzeć się za jakimiś bardziej nowoczesnymi utworami. Ale i tak w porównaniu ze Sterrym Turnfelt to wprost uczony! Mówiąc o Sterrym. Złożył nam wizytę towarzyską kilka dni temu i był bardzo skruszony. Wygląda na to, że ten „bogaty gość z miasta", którego posiadłością się zajmuje, już nie potrzebuje jego usług i Sterry uprzejmie zgodził się powrócić do nas i pozwolić dzieciom na ogródki, jeśli mają na to ochotę. Grzecznie, ale stanowczo odrzuciłam jego ofertę. Piątek Wróciłam wczoraj z Pleasantville z sercem przepełnionym zawiścią. Panie Prezesie, pros/ę o pokryte szarym stiukiem pawilony z mitologicznymi postaciami na frontowej fasadzie. Mają tam około siedmiuset dzieci, wszystkie starsze. Oczywiście, żt jest to 182 jącego'"lalka ciekawych pomysłów. Podzielę swoje Kurczątka na starsze i młodsze siostry i braci. Każde starsze będzie miało jedno młodsze do kochania, opiekowania się i bronienia. Starsza siostra Sadie Kate będzie dbała o to, żeby młodsza siostrzyczka Gladiola zawsze była starannie uczesana, miała podciągnięte pończochy i odrobione lekcje, jak również o to, żeby dostało jej się trochę pieszczot i przydział cukierków. Będzie to zapewne bardzo przyjemnie dla Gladioli i ogromnie wychowawcze dla Sadie Kate. Mam również zamiar stworzyć wśród starszych dzieci ograniczoną formę samorządu, tak jak miałyśmy to w college'u. To pomoże im w dopasowaniu się do życia i kierowania sobą, kiedy nas opuszczą. Chociaż wypychanie dzieci w świat w wieku lat szesnastu wydaje mi się wprost bezlitosne! Pięcioro moich jest gotowych do wypchnięcia, ale jakoś nie mogę się na to zdobyć. Pamiętam siebie, nieodpowiedzialną i głupiutką, i zastanawiam się, co by się stało, gdybym musiała pójść do pracy w wieku lat szesnastu! Muszę już kończyć, gdyż mam do napisania zajmujący list do mego polityka w Waszyngtonie, a jest to zadanie trudne. Co z tego, co mam do powiedzenia, może zainteresować polityka? Nie potrafię nic innego, jak tylko paplać o dzieciach, a on nie zauważyłby nawet, gdyby wszystkie dzieci zniknęły z powierzchni ziemi. Och, chyba jednak by zauważył! Obawiam się, że rzucam na niego oszczerstwa. Dzieci, a w każdym razie dzieci płci męskiej, wyrastają na wyborców. Do widzenia Sallie Najdroższa Ago! Jeśli oczekujesz ode mnie pogodnego listu, to go nie czytaj. Życie człowieka to droga, którą omiatają różne wiatry. Mgła, śnieg, deszcz, chlapa, mżawka, zimno — co za pogoda, co za pogoda! A ty na pięknej Jamajce wśród słońca- i kwiatów pomarańczy! Mamy koklusz i kaszel słychać z odległości dwóch mil, już wtedy gdy się wysiada na stacji z pociągu. Nie wiemy, skąd się wziął — to jedna z przyjemności, w jakie obfituje życie zakładu. Kucharka 183 ^ mą Z.1111M piwiuicii w piucu Kucnennym. Kury pozamarzały. Są tu hydraulicy, zerwali w kuchni całą podłogę. Jeden z naszych koni ma chory staw pęcinowy. I aby nas zupełnie pogrążyć, wesoły i przedsiębiorczy Percy jest na samym dennym dnie rozpaczy. Przez trzy dni nie byliśmy pewni, czy uda nam się powstrzymać go od samobójstwa. Ta dziewczyna z Detroit — zawsze wiedziałam, że to pozbawiona serca flirciara — nie trudząc się nawet, żeby odesłać mu pierścionek i coś wyjaśnić, wzięła i wyszła za mąż za człowieka z kilkoma samochodami i jachtem. Oczywiście, że jest to najlepsza rzecz, jaka się Percy'emu mogła przydarzyć, ale minie bardzo wiele czasu, zanim on sobie to uświadomi. Dwudziestu czterech Indian jest już z powrotem w domu. Żałowałam, że muszę ich stamtąd zabrać, ale szałasy nie są przystosowane do mieszkania w zimie. Urządziłam ich całkiem wygodnie dzięki obszernej metalowej werandzie, otaczającej nowe wyjście przeciwpożarowe. Jervis miał doskonały pomysł, że kazał ją oszklić. „Pokój słoneczny" dla najmłodszych jest znakomitym dodatkiem do sypialni. Berbecie wprost rozkwitają w oczach pod wpływem dodatkowego powietrza i słońca. Wraz z powrotem Indian do życia cywilizowanego skończyły się zajęcia Percy'ego, który miał zamiar przenieść się do hotelu. Ale nie chciał tego zrobić. Mówi, że przyzwyczaił się do sierot i że byłoby mu trudno żyć, nie widząc ich wokół siebie. Myślę, że tak naprawdę czuje się nieszczęśliwy w związku z zerwaniem zaręczyn i boi się być sam, więc potrzebuje jakiegoś dodatkowego zajęcia po godzinach pracy w banku. Bóg jeden wie, jak cieszymy się, że zostaje. Świetnie sobie radzi z chłopcami, a oni przecież potrzebują męskiej ręki. Ale gdzie mam umieścić nieszczęśnika? Jak sama widziałaś, ten obszerny pałac wcale nie posiada nadmiaru pokoi gościnnych. Ostatecznie rozlokował się w gabinecie doktora, a lekarstwa znalazły się w szafie w dalszym hallu. Obaj z doktorem załatwili to między sobą i jeśli godzą się na wspólne niewygody, to ja nie będę się wtrącać. Wielkie nieba! Właśnie spojrzałam na kalendarz i widzę, że dziś jest osiemnasty, czyli Boże Narodzenie za tydzień. W jaki sposób mamy w ciągu tygodnia zakończyć wszystkie nasze przedsięwzięcia? Kurczęta przygotowują prezenty i chyba z tysiąc sekretów wyszeptano już w moje uszy. Ostatniej nocy spadł śnieg. Chłopcy spędzili ranek w lesie, 184 co zrobimy W tym tygoaniu z praniem, miciwiuj umiim Ł.^«vli.__ choinkę w tajemnicy, ale pięćdziesięcioro dzieci pobiegło do wozowni, żeby zerknąć na nią przez okno i obawiam się, że nowina rozeszła się wśród pozostałych pięćdziesięciorga. Pod naciskiem z Twej strony gorliwie opowiadamy legendę o Świętym Mikołaju, ale nie spotyka się ona z wiarą. — Dlaczego nie przychodził do nas do tej pory? — sceptycznie spytała Sadie Kate. Tym razem jednak Święty Mikołaj przyjdzie-na pewno. Zwróciłam się do doktora, wyłącznie z grzeczności, aby odegrał tę rolę przy choince i będąc z góry pewna jego odmowy, wcześniej zaangażowałam do tego Percy'ego. Ale Szkoci są nieobliczalni. Sandy przyjął propozycję z niespotykaną uprzejmością i musiałam Per-cy'ego odangażować! Wtorek Czy to nie zabawne, w jaki sposób niektórzy niekonsekwentni ludzie wyrzucają z siebie wszystko, cokolwiek kłębi się w danej chwili w ich umysłach? Zdają się też nie mieć żadnych ograniczeń co do tematu rozmowy. Mówię to a propos odwiedzin, jakie miałam dzisiaj. Przybyła kobieta, żeby zostawić u nas dziecko swojej siostry — siostra jest w sanatorium dla gruźlików. Mamy trzymać dziecko tutaj, dopóki matka nie wyzdrowieje, chociaż obawiam się, na podstawie tego, co słyszałam, że to się nigdy nie stanie. W każdym razie wszystkie formalności zostały dopełnione i kobieta powinna tylko przekazać dziewczynkę i odejść. Ale ponieważ do pociągu miała kilka godzin, więc wyraziła życzenie rozejrzenia się dokoła. Pokazałam jej pomieszczenie dla przedszkolaków i łóżeczko dla małej Lily, naszą żółtą jadalnię z króliczym freskiem, aby mogła przekazać biednej matce jak najwięcej optymistycznych szczegółów. Po tym wszystkim, ponieważ wyglądała na zmęczoną, zaprosiłam ją do mojego saloniku na filiżankę herbaty. Doktor MacRae akurat był pod ręką, i do tego głodny (teraz rzadko mu się to zdarza; zgadza się wypić herbatę z pracownikami zakładu mniej więcej dwa razy na miesiąc), więc przyszedł również. Kobieta chyba uważała, że ciężar bawienia towarzystwa spoczy- 185 ,~ ui..^iŁ^in^, muii< /.uiu gumę jaK. krowa — tak opisała nam tę kusicielkę), tracił na nią wszystkie pieniądze i nie wracał do domu, chyba że był pijany. Wtedy rozbijał meble. Zniszczył w ten sposób sztalugi x umieszczonym na nich portretem jej matki, który miała jeszcze od czasów panieńskich. Rzucił go na ziemię dla samej przyjemności usłyszenia trzasku. W końcu ona była już zbyt zmęczona, żeby dalej żyć, więc wypiła butelkę nalewki pokrzywowej; bo ktoś jej powiedział, że użyta w nadmiernej dawce działa jak trucizna. Ale to jej nie zabiło, miała tylko kłopoty z żołądkiem. A kiedy on wrócił, to powiedział, że ją udusi, jeśli jeszcze kiedyś zrobi coś takiego. Domyśliła się więc, że nie jest mu obojętna. I to wszystko z całkowitym spokojem, mieszając herbatę. Starałam się coś powiedzieć, ale była to taka sytuacja towarzyska, której nie umiałam sprostać. Sandy jednak okazał się na poziomie godnym dżentelmena. Przemawiał do niej pięknie i rozumnie, tak że opuściła nas w podniosłym nastroju. Nasz Sandy, kiedy się postara, może być wyjątkowo sympatyczny, szczególnie dla ludzi, którzy nie są z nim jakoś związani. Sądzę, że jest to kwestia etykiety zawodowej — do pracy lekarza należy leczenie zarówno ciała, jak i duszy. Okazuje się przy tym, że potrzebuje tego większość dusz. Mój gość uświadomił mi, że i mnie jest to potrzebne. Od tego czasu zastanawiam się, co bym zrobiła, gdyby mąż opuścił mnie dla dziewczyny żującej gumę i gdyby po powrocie do domu tłukł meble i inne drobiazgi. Przypuszczam, mając na uwadze sztuki teatralne grane w tym sezonie, że jest to rzecz, która się może przydarzyć każdemu, zwłaszcza w najlepszym towarzystwie Powinnaś być wdzięczna losowi, że masz Jervisa. W mężczyźnie takim jak on jest coś niezmiernie pewnego. Im dłużej żyję, tym bardziej jestem przekonana, że liczy się przede wszystkim charakter. Ale jak, u licha, można to przewidzieć? Mężczyźni są takimi znakomitymi mówcami! Żegnajcie; wesołych świąt życzy Jervisowi i obu Agatom S. McB. PS Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz odpowiadać na moje listy trochę prędzej. 186 Droga Ago! Sadie Kate spędziła tydzień na układaniu świątecznego listu do Ciebie, tak że ja nie mam nic do dodania. Bawiliśmy się wspaniale! Oprócz wszystkich prezentów, zabaw i smacznych rzeczy do jedzenia, mieliśmy jeszcze saneczkowanie, ślizgawkę i robienie cukierków. Nie mam pojęcia, czy te rozpieszczone sierotki będą w ogóle zdolne stać się znowu zwyczajnymi dziećmi. Serdeczne dzięki za sześć prezentów. Podobają mi się wszystkie, zwłaszcza jednak fotografia Agi młodszej; ząb dodaje jej uśmiechowi uroku. Na pewno ucieszy Cię wiadomość, że umieściłam Hattie Heaphy w ogromnie zacnej rodzinie pastora. Nawet mu powieka nie drgnęła, kiedy opowiedziałam historię komunijnego naczyńka. Podarowali ją sobie na Boże Narodzenie i poszła z nimi radośnie, trzymając się ręki nowego ojca! Nie będę pisać nic więcej, gdyż pięćdziesięcioro dzieci pisze do Ciebie listy z podziękowaniami. Biedna ciocia Aga zostanie przygnieciona stertą kopert, gdy parowiec przywiezie pocztę w tym tygodniu. Pozdrowienia dla Pendletonów S. McB. PS Singapur śle pozdrowienia dla Togo i żałuje, że nie może go ugryźć w ucho. Dom im. Johna Griera 30 grudnia Och, mój drogi Gordonie, czytam strasznie denerwującą książkę! Próbowałam przedwczoraj mówić po francusku i nie bardzo mi się to udawało. Zdecydowałam więc, że powinnam coś z tym zrobić, jeśli nie chcę zupełnie zapomnieć tego języka. Szkocki doktor bezlitośnie zarzucił moją edukację, tak że mam trochę czasu do dyspozycji. Jakimś nieszczęśliwym przypadkiem zaczęłam od „Nu- 187 arogi uoruome i sKrzęmie Kształtuj swój cnaraltter na inny niż Numy. Jest to historia niepokojąco fascynującego polityka (zupełnie jak ty), kochanego przez wszystkich, którzy go znają (też jak ty). Ma on wielki dar przekonywania i wygłasza wspaniałe przemówienia (jak ty). Jest uwielbiany przez wszystkich i wszyscy mówią jego żonie: „Ach, jakież szczęśliwe życie wiedzie pani, będąc tak blisko tego wspaniałego człowieka!" Ale on wcale nie był taki wspaniały, kiedy wracał do domu, do niej, chyba że byli goście i oczekiwał aplauzu. Popijał z każdym przypadkowym znajomym, bywał wtedy wesoły, gadatliwy i wybuchowy, a potem wracał zgaszony, posępny i kapryśny. Główna myśl tej książki to „joie de rue, douleur de maison"*. Czytałam to do północy i naprawdę nie mogłam potem usnąć, taka byłam wystraszona. Wiem, że będziesz zły, ale bez żadnej przesady, mój drogi Gordonie, w tym wszystkim jest zbyt wiele prawdy, abym się mogła dobrze bawić. Nie chciałabym wracać do tej nieszczęsnej sprawy z dwudziestego sierpnia, bo powiedzieliśmy chyba wszystko na ten temat, ale sam wiesz doskonale, że trzeba Cię trochę pilnować. A mnie się ta myśl nie podoba. Chcę żywić pełne zaufanie do mężczyzny, za którego wyjdę za mąż, i mieć poczucie stabilności. Nie mogłabym żyć, oczekując w niepokoju na jego powrót do domu. Przeczytaj „Numę" sam, a poznasz punkt widzenia kobiety. Nie jestem ani cierpliwa, ani skłonna do uszlachetniającego cierpienia. Raczej boję się tego, co byłabym zdolna zrobić, gdybym została sprowokowana. Na to bym robiła coś, jak należy, muszę włożyć serce, a chciałabym, żeby nasze małżeństwo dobrr7e funkcjonowało. Wybacz mi, że wszystko to napisałam. Naprawdę nie myślę, że Ty będziesz „radością ulicy i smutkiem domu". To po prostu dlatego, że nie spałam ostatniej nocy i czuję pustkę w głowie. Niech nadchodzący rok przyniesie pomyślność, szczęście i spokój dla nas obojga! Jak zawsze S. joie de rue, douleur de maison — radość ulicy, smutek domu (franc.) 188 Droga Ago! Zdarzyło się coś strasznego i dziwnego, a właściwie to nawet nie jestem pewna, czy to było naprawdę, czy też mi się przyśniło. Opowiem Ci o wszystkim od początku i chyba będzie lepiej, jeśli spalisz ten list, bo nie jest on przeznaczony dla oczu Jervisa. Pamiętasz pewnie o sprawie Thomasa Kehoe, którego umieściliśmy przy rodzinie w lipcu? Pochodzi on z rodziny alkoholików (z obu stron) i jako dziecko zdaje się był karmiony piwem, zamiast mlekiem. Przybył do D.J.G. w wieku dziewięciu lat i dwukrotnie, zgodnie z zapisami w naszej Księdze Rodzaju, udało mu się upić. Raz piwem ukradzionym jakimś robotnikom i raz (tak zupełnie) kuchenną brandy. Rozumiesz więc, z jakimi obawami oddawaliśmy go z zakładu. Oczywiście, ostrzegliśmy tę rodzinę (ciężko pracujący, bardzo zrównoważeni farmerzy) i mieliśmy nadzieję, że wszystko ułoży się dobrze. Wczoraj otrzymaliśmy od nich telegram z zawiadomieniem, że nie mogą go dłużej trzymać. I że proszą, abyśmy wyszli po niego do pociągu o szóstej po południu. Turnfelt był na stacji, ale chłopca ani śladu. Wysiałam telegram z wiadomością, że nie przyjechał i prośbą o wyjaśnienia. Siedziałam wieczorem dłużej niż zwykle, gdyż przed powitaniem Nowego Roku robiłam porządki w biurku oraz we własnych myślach. Około dwunastej uświadomiłam sobie, że jest bardzo późno i jestem okropnie zmęczona. Zaczęłam już przygotowywać się do snu, gdy usłyszałam łomotanie do drzwi wejściowych. Wychyliłam się z okna i spytałam, kto tam jest. — Tommy Kehoe — odpowiedział drżący głos. Zeszłam na dół i otworzyłam drzwi, a wtedy ten chłopiec, ledwo szesnastoletni, wtoczył się do środka kompletnie pijany. Dzięki Bogu, że Percy był w pobliżu, a nie w obozie indiańskim. Obudziłam go i oboje doprowadziliśmy Thomasa do pokoju recepcyjnego, jedynego przyzwoicie odizolowanego pomieszczenia w całym budynku. Potem zatelefonowałam po doktora, który, obawiam się, miał ża sobą długi dzień pracy. Przyszedł jednak i wszyscy spędziliśmy bardzo przykrą noc. Okazało się, że chłopak wraz ze swym bagażem zabrał butelkę jakiegoś płynu do nacierania, należącego do jego pracodawcy. Mazidło było zrobione w połowie z alkoholu, 189 ..... oyi w iaKim sianie, ze naprawdę obawiaTarri się, czy go z tego wyciągniemy, i prawdę mówiąc, miałam nadzieję, że nie. Gdybym to ja była lekarzem, tobym pozwalała takim przypadkom wymykać się z rąk dla dobra społeczeństwa. Ale powinnaś zobaczyć Sah-dy'ego w akcji! Ten jego straszliwy instynkt ratowania życia działał jak oszalały i Sandy walczył z całą energią, na jaką go było stać. Zrobiłam mocnej czarnej kawy i pomagałam, jak mogłam, ale szczegóły były raczej nieprzyjemne, więc zostawiłam mężczyzn samych i wróciłam do swego pokoju. Nie próbowałam jednak kłaść się spać, obawiając się, że jeszcze będą mnie potrzebować. Około czwartej Sandy przyszedł do biblioteki z wiadomością, że chłopiec usnął i że Percy wstawił rozkładane łóżko do jego pokoju, gdzie spędzi resztę nocy. Biedny Sandy był szary jak popiół i straszliwie wykończony. Kiedy patrzyłam na niego, myślałam o desperacji, z jaką ratował innych, nigdy nie troszcząc się o siebie, i o tym jego przygnębiającym domu, i o tej okropnej tragedii w jego przeszłości. Wszystkie moje urazy, które tak pieczołowicie pielęgnowałam, zniknęły i ogarnęła mnie fala głębokiego współczucia. Wyciągnęłam do niego rękę, on wyciągnął rękę do mnie. I nagle, no, po prostu nie wiem jak, coś się zdarzyło. W jednej chwili znaleźliśmy się w swoich ramionach. Potem Sandy uwolnił moje ręce i posadził mnie w fotelu. — Mój Boże, Sallie, czy myślisz, że jestem z żelaza? — powiedział i wyszedł. Ja usnęłam w tym fotelu, a kiedy się obudziłam, słońce świeciło mi w oczy i Jane stała patrząc na mnie w niemej konsternacji. Dziś o jedenastej przyszedł, spojrzał na mnie chłodno nawet nie mrugnąwszy powieką i powiedział, że Thomas ma dostawać dużo gorącego mleka co dwie godziny i że należy bacznie się przyglądać plamom w gardle Maggie Peters. Tak więc jesteśmy znowu na dawnych pozycjach i nie mam pewności, czy tamta chwila w nocy przypadkiem mi się nie przyśniła! Ale to byłaby pikantna sytuacja, gdybyśmy oboje z Sandym odkryli, że zaczynamy żywić do siebie głębsze uczucia, prawda? On z żoną w domu dla nerwowo chorych, a ja z obrażonym narzeczonym w Waszyngtonie. Nie wiem, czy nie byłoby rozumniej z moje 190 rasach, jaY na szanującą się zafC6ibńĘ pmnęprzystało. S. 3 stycznia Drogi Gordonie! Masz prawo być zaniepokojony. Wiem, że nie jestem dobra w pisaniu listów miłosnych. Wystarczy, żebym spojrzała na opublikowaną korespondencję Elisabeth Barrett i Roberta Browninga*, by zdać sobie sprawę, że temperatura mego stylu pozostawia wiele io życzenia. Ale Ty wiesz, wiedziałeś o tym od dawna, że nie jestem zbyt wylewna. Przypuszczam, że mogłabym napisać dużo takich zdań, jak „Zawsze jesteś obecny w moich myślach", „Mój drogi, żyję tylko wtedy, gdy jesteś przy mnie" itd. Ale to nie byłaby szczera prawda, bo nie zawsze jesteś w moich myślach i jestem najzupełniej żywa bez względu na to czy jesteś przy mnie, czy też nie. Muszę po prostu być naturalna. Na pewno chciałbyś, żebym udawała większy smutek, niż odczuwam w istocie. Ale bardzo lubię Cię widzieć, wiesz o tym doskonale, i jestem rozczarowana, jeśli nie przyjeżdżasz. W pełni doceniam wszystkie Twoje walory, ale, mój drogi chłopcze, ja nie mogę i nie potrafię być sentymentalna na papierze. Zawsze myślę o hotelowych pokojówkach, które czytają niedbale pozostawione na biurku listy. Nie musisz zaprzeczać i mówić, że nosisz je na sercu, wiem przecież, że tak nie jest. Wybacz mi, jeśli mój ostatni list zranił Twe uczucia. Odkąd przybyłam tutaj, jestem szczególnie przeczulona na punkcie picia. Ty też byś zresztą był, gdybyś widział to, co ja widzę. Kilkoro moich dzieci to smutny rezultat związku rodziców alkoholików. One nie będą nigdy miały równych szans w życiu. Nie można patrzeć na miejsce takie jak to i być wolnym od różnych ponurych myśli. * Barrett Elisabeth (1806-61) poetka angielska, żona Roberta Browninga (1812-89) również poety. Korespondencja zawiera analizy stanów duszy, przeżycia mistyczne; uczucia stanowią inspirację poetycką. 191 znie, a później ciągie się o tym mówi. WićSź, Uordome, ja naprawdę nie wiem, co znaczy słowo „wybaczać". Nie może ono zawierać znaczenia „zapomnieć", bo jest to proces psychologiczny, a nie rezultat aktu woli. Zapewne każdy ma kolekcję wspomnień, których pozbyłby się z radością, ale jakoś tak się dzieje, że to właśnie one są najtrwalsze. Jeśli „wybaczać" znaczy obiecać, że nigdy więcej nie będzie się o tym mówić, to na pewno to potrafię. Ale nie zawsze duszenie w sobie niemiłych wspomnień jest najlepszym wyjściem. Narastają one bowiem i przenikają cię całego jak trucizna. Wybacz, naprawdę nie miałam zamiaru mówić tego wszystkiego. Staram się być pogodna, beztroska (a nawet bezmyślna) — ta Sallie, którą lubisz najbardziej. Ale w ciągu ostatniego roku zetknęłam się z prawdziwą rzeczywistością i obawiam się, że stałam się inną osobą od tej dziewczyny, którą pokochałeś. Jestem tego teraz najzupełniej pewna, nie jestem więc osobą, która może się tylko śmiać. Wiem, że jest to paskudnie ponury list, taki sam chyba jak ostatni, a może nawet gorszy, ale gdybyś wiedział, co ja ostatnio przeszłam! Chłopiec, szesnastolatek ze strasznym dziedzicznym obciążeniem, niemal się zatruł na śmierć wstrętną miksturą złożoną z alkoholu i soku z wirginijskiego oczaru. Walczyliśmy o niego przez trzy dni i dopiero teraz jesteśmy pewni, że wyzdrowieje i będzie mógł to zrobić znowu. „Świat jest dobry, tylko ludzie na nim żyjący są chorzy". Przepraszam za to szkockie przysłowie — tak mi się wymknęło. Przepraszam za wszystko. Sallie 11 stycznia Droga Ago! Mam nadzieję, że dwa moje kablogramy nie spowodowały zbyt wielkiego szoku. Miałam zamiar pozwolić, aby nowina dotarła do Ciebie w liście, z większą liczbą szczegółów, ale obawiałam się, że możesz usłyszeć o tym jakąś inną drogą. Cala sprawa jest dosyć 192 uuiuu mysi, ze mugiuuy uy<~ ^hcu^łiu^ gvji^vj, uu pi^^iti w lym uuiuu pułapce znajdowała się ponad setka śpiących dzieci. Uratowaliśmy je, wyprowadzając głównymi schodami, ale chyba zacznę opowiadać o wszystkim od początku. Przez cały piątek padał deszcz, dzięki za to łaskawej Opatrzności, i dachy były mokre na wylot. Pod wieczór zaczęło podmarzać, a deszcz zamienił się w śnieg z deszczem. O dziesiątej, kiedy kładłam się do łóżka, huczał sztormowy wiatr z północnego zachodu i wszystko, co było w budynku ruchomego, stukało i trzaskało. Około drugiej nagle się przebudziłam, bo coś świeciło mi w oczy. Wyskoczyłam z łóżka i podbiegłam do okna. Wozownia była morzem ognia, a pęki iskier spadały na wschodnie skrzydło domu. Wpadłam do łazienki i wychyliłam się z okna. Zobaczyłam, że dach nad sypialnią najmłodszych już płonie w kilku miejscach. Moja droga, serke zatrzymało się we mnie chyba na całą minutę. Pomyślałam o siedemnastu maleństwach pod tym dachem i z trudem odetchnęłam. Ostatecznie, zebrawszy siły, pobiegłam do hallu, chwytając po drodze płaszcz. Waliłam do drzwi Betsy, panny Matthews i panny Snaith, gdy po schodach zbiegł pan Witherspoon, którego również obudził blask pożaru. — Niech pan sprowadza dzieci do jadalni, najpierw najmłodsze — wykrzyknęłam. — Ja włączę alarm. Popędził na drugie piętro, podczas gdy ja pobiegłam do telefonu i, o Boże, myślałam, że centrala nigdy się nie odezwie. Dziewczyna zdrowo spała. — Płonie Dom im. Johna Griera! Niech pani włączy urządzenie alarmowe i obudzi wioskę. Proszę o numer pięćset pięć — powiedziałam. W ciągu sekundy odezwał się doktor. Jakże ucieszył mnie dźwięk jego spokojnego, opanowanego głosu! — Palimy się — krzyknęłam. — Niech pan zaraz przyjedzie i sprowadzi wszystkich mężczyzn, jakich się da! — Będę w ciągu piętnastu minut. Nalejcie wody do wanien i zamoczcie koce. — Odwiesił słuchawkę. Popędziłam z powrotem do hallu. Betsy już waliła w dzwon pożarowy, a Percy wyprowadzał Indian z sypialni B i C. Pierwszą naszą myślą było nie gaszenie pożaru, ale wyprowadze- 193 w moje poKoje Sypialnia Schody poiarowe nie dzieci w bezpieczne miejsce. Zaczęliśmy od sypialni G i szliśmy od łóżeczka do łóżeczka wyjmując dzieci, zawijając w koc, podając Indianom, którzy znosili je po schodach. Sypialnie G i F były już pełne dymu, a dzieci spały tak mocno, że nie mogliśmy ich do-budzić i zmusić do wstania. W ciągu następnej godziny wiele razy dziękowałam Opatrzności i Percy^emu Witherspoonowi za te hałaśliwe próby alarmów pożarowych, które znosiliśmy co tydzień. Dwudziestu czterech najstarszych chłopców pod jego kierownictwem ani na sekundę nie straciło głowy. Natychmiast podzielili się na plemiona i zajęli swoje stanowiska jak żołnierze. Dwa z nich pomogły opróżnić sypialnie i utrzymać przestraszone dzieci w porządku. Jedno plemię operowało wężem przeciwpożarowym połączonym ze zbiornikiem wody, dopóki nie nadjechała straż. Reszta później zajęła się ratowaniem. 194 uratowane w ten sposób wszystkie zapasowe ubrania;"oprócz tych, które dzieci miały na sobie w dzień, oraz większość rzeczy personelu. Ale ubrania, bielizna, pościel należące do sypialń G i F spłonęły. Pomieszczenia były zbyt wypełnione dymem, aby można było ryzykować wejście, po tym jak wyprowadziliśmy ostatnie dziecko. Kiedy przyjechał doktor wraz z Luellenem i dwoma innymi sąsiadami, których zabrał po drodze, my wyprowadzaliśmy ostatnią sypialnię do kuchni — miejsca położonego najdalej od pożaru. Biedactwa były prawie wszystkie bose i owinięte w koce. Mówiliśmy im, gdy je budziliśmy, żeby brały ubranie, ale ze strachu myślały tylko o wyjściu. Tymczasem oba halle były już pełne dymu, więc oddychaliśmy z trudem. Wyglądało na to, że spłonie cały budynek, chociaż wiatr wiał od zachodniego skrzydła. Inny samochód, pełen pracowników z Knowltop, przybył prawie natychmiast i wszyscy przystąpili do walki z ogniem. Właściwa straż przyjechała dopiero w dziesięć minut później. Ale oni mają tylko konny zaprzęg, trzy mile do przejechania i bardzo złą drogę. Była to naprawdę straszna noc, zimna i mokra, a wiatr wiał z taką siłą, że z trudem trzymaliśmy się na nogach. Mężczyźni wdrapali się na dach i pracowali bez obuwia, tak było ślisko. Gasili iskry mokrymi kocami, rąbali, lali wodą — zachowywali się jak bohaterowie. Tymczasem doktor zajął się dziećmi. Pierwszą myślą było znaleźć dla nich bezpieczne schronienie, bo jeśli spłonie cały budynek, to nie możemy ich wyprowadzić na dwór przy tej okropnej pogodzie, rozebranych i tylko otulonych kocami. Tymczasem nadjechały jeszcze inne samochody pełne mężczyzn, więc zajęliśmy je. Na szczęście dom w Knowltop został otwarty na weekend z okazji przyjęcia urodzinowego starszego pana. On sam był jednym z pierwszych, którzy przybyli z pomocą, i oddał swoją posiadłość do naszej dyspozycji. Było to najbliższe schronienie, więc przyjęliśmy je natychmiast. Wpakowaliśmy dwadzieścioro najmłodszych berbeci do samochodów i wyprawiliśmy je tam. Goście, którzy ubierali się w pośpiechu, aby przybyć do pożaru, przyjęli dzieci i poukładali je do swoich łóżek. W ten sposób zapełniły się wszystkie pomieszczenia w domu, ale pan Reimer (to właściwe nazwisko pana „Knowltopa") niedawno wybudował no- 195 Po tym jak najmłodsi zostali rozlokowani w domu, bardzo uczynni goście pana Reinera wzięli się do pracy i przygotowali stodołę na przyjęcie starszych dzieci. Pokryli podłogę sianem, rozpostarli na niej koce i plandeki z samochodów, a na tym rzędami ułożyli dzieci — jak małe cielątka. Panna Matthews i niania zajęły się nimi, rozdając gorące mleko. W ciągu pół godziny wszyscy spali równie spokojnie, jak we własnych łóżkach. A tymczasem my w domu przeżywaliśmy nie lada dramaty. Pierwszym pytaniem doktora zaraz po przyjeździe było: — Czy policzyła pani dzieci? Wie pani, że wszystkie są tutaj? — Sprawdziliśmy, czy każda sypialnia była pusta, gdy wychodziliśmy — odparłam. Widzisz, w tym całym zamieszaniu nie można ich było policzyć. W sypialniach około dwudziestu chłopców wraz z Percym Wither-spoonem ciągle jeszcze ratowało ubrania i meble; starsze dziewczynki przeglądały kosze butów, starając się dopasować coś dla młodszych, które plątały się pod nogami popłakując. Kiedy załadowaliśmy i wyprawiliśmy około siedmiu samochodów z dziećmi, doktor nagle zawołał: — A gdzie jest Allegra? Zapadło przerażające milczenie. Nikt jej nie widział. I wtedy panna Snaith wstała i wrzasnęła. Betsy chwyciła ją za ramiona i potrząsnęła, aby ją uspokoić. Otóż okazało się, że panna Snaith sądziła, iż Allegra jest przeziębiona. Aby więc uchronić ją od zimna, przeniosła jej łóżeczko z sypialni do pokoju gospodarczego i potem o tym zapomniała. Wiesz dobrze, moja droga, gdzie znajduje się ten pokój! Wszyscy patrzyliśmy na siebie z pobielałymi twarzami. W tym czasie całe wschodnie skrzydło było zniszczone i schody na drugie piętro płonęły. Nie było żadnej szansy na to, aby dziecko jeszcze żyło. Pierwszy wybiegł doktor. Chwycił mokry koc ze sterty leżących na podłodze w hallu i popędził do schodów. Krzyczeliśmy za nim aby zawrócił, bo wyglądało to na samobójstwo. Ale on nie słuchał i zniknął w dymie. Wypadłam na dwór i zaczęłam wołać do strażaków na dachu. Okno w składziku było zbyt małe, aby mężczyzna mógł przez nie wyjść, a oni go nie otworzyli w obawie przed ruchem powietrza. Nie potrafię opisać, co się działo w ciągu następnych strasznych 196 po nich. Już Właściwie uznansmy go za straconego, Kieuy uuni zebrany na trawniku przed domem wydał głośny okrzyk: pojawił się na chwilę przy jednym z wystających z dachu pionowych okienek strychu i zawołał do strażaków, żeby przystawili drabinę. Potem zniknął, a nam wydawało się, że nigdy tej drabiny nie postawią, ale wreszcie to zrobili. Weszło po niej dwóch mężczyzn. Otwarcie okna spowodowało przeciąg i kłąb dymu prawie ich zadusił. Minęła wieczność, kiedy doktor pojawił się znowu z białym zawiniątkiem w ramionach. Podał je mężczyznom, sam zaś zatoczył się do tyłu i zniknął z oczu. Nie wiem, co się stało w ciągu następnych dwóch minut, odwróciłam się bowiem i zacisnęłam powieki. Jakimś sposobem jednak udało się im go stamtąd wydostać i sprowadzić w pół drogi po drabinie, bo potem już sam się ześlizgnął. Widzisz, od dymu stracił przytomność, a drabina była oblodzona i chybotliwa. W każdym razie, kiedy znowu spojrzałam w tamtą stronę, leżał na ziemi, a wszyscy biegali dokoła. Ktoś krzyczał, żeby dać mu świeżego powietrza. Myśleli, że już nie żyje, ale doktor Matcalf ze wsi zbadał go i powiedział, że ma złamaną nogę i dwa żebra, ale poza tym jest cały. Ciągle jeszcze był nieprzytomny, kiedy na dwu materacach wyrzuconych z sypialni położono go na wóz, którym przywieziono drabiny, i wyprawiono do domu. My robiliśmy wszystko, co w tej chwili robić należało, tak jakby nic się nie wydarzyło. Najdziwniejszą rzeczą w takich dramatycznych sytuacjach jest to, że tyle jest do zrobienia i nie ma chwili czasu na myślenie. Wszystkie refleksje o tym, co ważne i ważniejsze, pojawiają się później. Doktor bez wahania zaryzykował własne życie, aby uratować Allegrę. Był to najodważniejszy postępek, jaki kiedykolwiek widziałam, a przecież zajął on tylko piętnaście minut całej tej straszliwej nocy. Wtedy był to tylko mały incydent. I Allegra została uratowana. Wynurzyła się z koca potargana, z wyrazem przyjemnego zdziwienia z powodu nowej zabawy w chowanego. Uśmiechała się! Uratowanie tego dziecka graniczyło z cudem. Pożar zaczął się w odległości trzech stóp od ściany, przy której spała, ale dzięki kierunkowi wiatru rozprzestrzeniał się w przeciwną stronę. Gdyby panna Snaith bardziej była przekonana do świeżego powietrza i zostawiła otwarte okno, płomień by się tam dostał. Ale, na szczęście, panna Snaith w świeże powietrze nie wierzy, i to się nie 197 II! naszycn sirai, czuję się szczęśliwa, myśląc 0 tych dwóch strasznych tragediach, których uniknęliśmy. Przez siedem minut, gdy doktor był zamknięty na płonącym drugim piętrze, przeżyłam mękę w przekonaniu, że oboje zginęli. Teraz jeszcze budzę się w nocy i drżę ze strachu. Ale spróbuję dopowiedzieć Ci resztę. Strażacy i ochotnicy, zwłaszcza szofer i stajenny z Knowltop, pracowali całą noc jak szaleni. Nasza najnowsza kucharka-Murzynka, która jest na swój sposób bohaterką, rozpaliła ogień w pralni i przygotowała nam cały kocioł kawy. Był to jej własny pomysł. Nie uczestniczący w walce z pożarem rozdawali kawę strażakom, którzy wymieniali się po kilku minutach odpoczynku, a kawa pomagała. Resztę dzieci umieściliśmy w różnych gościnnych domach, oprócz starszych chłopców, którzy pracowali całą noc na równi z dorosłymi. Niezwykle krzepiący był widok, jak wszyscy z okolicy ruszyli nam na pomoc. Ludzie, którzy dotąd nawet chyba nie wiedzieli o istnieniu sierocińca, pojawili się w środku nocy i oddawali swoje domy do naszej dyspozycji. Zabierali dzieci, kąpali je 1 karmili, a potem układali do łóżek. Jak dotąd, na ile się orientuję, żadne z moich stu siedmiu kurcząt nie odczuwa skutków biegania na bosaka po mokrej podłodze, nawet te z kokluszem. Był już późny świt, kiedy pożar został opanowany na tyle, byśmy wiedzieli, co zdołaliśmy uratować. Zawiadamiam więc, że moje skrzydło jest nienaruszone, choć trochę okopcone; główny korytarz jest prawie zupełnie w porządku aż do klatki schodowej. Dalej już wszystko jest osmalone i przemoczone. Wschodnie skrzydło przedstawia się jako sczerniała, pozbawiona dachu ruina. Tak znienawidzony przez Ciebie oddział F, droga Ago, przestał istnieć. Pragnęłabym, aby, tak jak zniknął z oblicza ziemi, zniknął i z twojej pamięci. Zarówno duchem, jak i ciałem stary Dom Johna Griera przestał istnieć. Muszę powiedzieć Ci coś dziwnego. Nigdy w życiu nie widziałam tylu śmiesznych rzeczy i sytuacji, jak właśnie tej nocy. Kiedy wszyscy byli w maksymalnym negliżu, większość mężczyzn w piżamach i narzuconych na nie płaszczach i oczywiście wszyscy bez kołnierzyków, to Wielm. Cyrus Wykoff zjawił się wystrojony jak na popołudniową herbatkę. Miał nawet szpilkę z perłą w krawacie i kamasze z getrami! Ale okazał się naprawdę pomocny. Oddał nam 198 ęriam pod nogami przez caią noc......." Nie będę już opisywać innych szczegółów, bo nigdy nie żyłam w takim pośpiechu i zamęcie. Chcę Cię tylko zapewnić, że nie ma najmniejszego powodu, abyś skracała swoją podróż. Pięcioro Opiekunów było tu wczesnym rankiem w sobotę i wszyscy pracujemy jak wariaci, aby doprowadzić sprawy do jakiegoś porządku. Nasz sierociniec jest w tej chwili rozrzucony po całej okolicy, ale niech Cię to nie niepokoi. Wiemy dokładnie, gdzie są wszystkie dzieci. Żadnego z nich nie zgubiliśmy. Nie sądziłam, że zupełnie obcy ludzie mogą okazać się tak dobrzy i życzliwi. Moja opinia o rodzaju ludzkim wyraźnie się poprawiła. Jeszcze nie widziałam doktora. Telegrafowano do Nowego Jorku po chirurga, który złożył mu nogę. Złamanie było bardzo poważne i długo będzie się zrastać. Nie sądzę jednak, aby odniósł jakieś obrażenia wewnętrzne, chociaż jest okropnie potłuczony. Jak tylko otrzymamy pozwolenie na odwiedzanie go, to prześlę Ci więcej szczegółów. A teraz naprawdę muszę kończyć, jeśli list ma zdążyć na jutrzejszy parowiec. Do widzenia. Nie martw się. Jest mnóstwo przyjemnych rzeczy, które opiszę Ci jutro. Sallie Dobry Boże! Nadjeżdża samochód z J.F. Bretlandem! Dom Wychowawczy im. Johna Griera 14 stycznia Kochana Ago! Posłuchaj tylko! J.F. Bretland przeczytał o naszym pożarze w nowojorskiej gazecie (muszę powiedzieć, że prasa w metropolii przekazała wszystkie szczegóły) i przybył tutaj gnany wielkim niepokojem. Pierwsze jego pytanie po przekroczeniu naszych okopconych progów brzmiało: -- Czy Allegrze nic się nie stało? — Nie, nie — odpowiedziałam. 199 do domu. Chc^ również wziąć chłopców— dodał pośpiesznie,' zanim mogłam się odezwać. — Oboje z żoną omówiliśmy to dokładnie i doszliśmy do wniosku, że jeśli zakładamy pokój dziecinny, to może on tak samo dobrze służyć trojgu, jak jednemu. Zaprowadziłam go do mojej biblioteki, gdzie po pożarze zainstalowałam naszą małą rodzinę, i dziesięć minut później, kiedy zawołano mnie na dół na naradę z Opiekunami, zostawiłam J.F. Bretlan-da z nową córką na kolanach i synami, uwieszonymi na każdym ramieniu. Prawdziwy obraz najdumniejszego ojca w całych Stanach Zjednoczonych. Jak więc widzisz, pożar załatwił jedno: ta trójka dzieci jest urządzona na całe życie. To prawie wyrównuje wszystkie straty- Nie pamiętam wszakże, czy mówiłam Ci, jak zaczął się pożar. Tylu rzeczy Ci jeszcze nie powiedziałam, że na samą myśl o ich opisaniu boli mnie ręka. Dowiedzieliśmy się, że Sterry był podczas weekendu naszym gościem. Po pijackim wieczorze spędzonym w oberży, wrócił do wozowni, wszedł tam przez okno, zapalił świeczkę, ułożył się wygodnie i zasnął. Musiał zapomnieć zgasić świecę, bo wybuchł pożar, a Sterry ledwo uszedł z życiem. Jest teraz w miejskim szpitalu, cały obandażowany i boleśnie żałuje swego udziału w naszych kłopotach. Z zadowoleniem dowiedziałam się, że nasze ubezpieczenie było bardzo przyzwoite, a zatem straty pieniężne nie będą tak wielkie, jak sądziłam. A jeśli chodzi o inne straty, to nie ma żadnych! Właściwie nic poza zyskiem, na ile mogę to ocenić; oczywiście, jeśli pominiemy naszego biednego rozbitego, poobijanego doktora. Wszyscy byli wspaniali; nie przypuszczałam, że w ludziach jest tyle dobroci i życzliwości. Czy mówiłam kiedyś coś przeciwko Opiekunom? Odwołuję wszystko! Czworo z nich przybyło z Nowego Jorku już nazajutrz rano po pożarze. Także wszyscy miejscowi byli bardzo dobrzy. Nawet Wielm. Cy tak zajął się kształtowaniem moralności przebywających u niego w domu pięciu sierot, że nie miał czasu sprawiać nam żadnych kłopotów. Pożar wydarzył się w sobotę nad ranem, a w niedzielę duchowni w okolicznych kościołach zwrócili się do wszystkich chętnych, aby przyjęli do swych domów jedno lub dwoje dzieci z zakładu — jako 200 uyia u dzieci zostały rozdzielone. A pomyśl, co to oznacza w perspektywie przyszłości: każda z tych rodzin będzie w osobisty sposób zainteresowana zakładem. Warto również się zastanowić, co to znaczy dla dzieci. Zobaczą, jak żyje się w normalnej rodzinie, a wiele z nich po raz pierwszy przekroczy próg prywatnego domu* Jeśli chodzi o bardziej konkretne i trwałe plany na przeżycie zimy, to wyglądają następująco: Klub golfowy ma swój dom dla chłopców podających piłki. Domu tego zimą się nie używa, oddali go więc nam. Przylega on do terenów sierocińca, więc przysposobimy go dla czternaściorga dzieci z panną Matthews jako opiekunką. Jadalnia i kuchnia są nie uszkodzone, więc dzieci będą tu przychodzić na posiłki i lekcje, a wracać do domu na noc. Półmilowy spacer dobrze im zrobi. Nazwaliśmy ten dom „Pawilonem na polu golfowym". Jest też ta miła pani Wilson, sąsiadka doktora, która tyle zrobiła dla naszej Loretty. Zgodziła się wziąć jeszcze pięcioro z opłatą czterech dolarów tygodniowo za każde. Oddaję jej najbardziej obiecujące starsze dziewczynki, które ujawniły zainteresowania gospodarstwem domowym i będą mogły się tu nauczyć gotować na rozumnie małą skalę. Pani Wilson i jej mąż są wspaniałą parą, oszczędni i zaradni, prości i kochający. Myślę, że ich przykład będzie dla dziewczynek pożyteczny. Coś w rodzaju lekcji z przedmiotu „dobra żona". Opowiadałam ci o mieszkańcach Knowltop, posiadłości po naszej wschodniej stronie. W noc pożaru wzięli do siebie czterdzieścioro siedmioro dzieci, a wszyscy goście stali się z konieczności opiekunami i nianiami. Na drugi dzień zabraliśmy stamtąd trzydzieści sześć sierot, ale jedenaście pozostało. Czy to ja kiedyś nazwałam pana Knowltopa skrzypiącym starym gburem? Odwołuję to i proszę o wybaczenie. Jest słodką owieczką. Teraz, gdy znaleźliśmy się w potrzebie, co, jak ci się wydaje, zrobił ten szlachetny człowiek? Urządzjł dla naszych najmłodszych pusty dom, stojący na jego terenie, sam zaangażował dla nich kwalifikowaną angielską pielęgniarkę i zaopatruje je w znakomite mleko ze swojej wzorcowej obory. Mówi, że od łat zastanawiał się, co robić z tym mlekiem. Nie może sobie pozwolić, aby je sprzedawać, bo traci cztery centy na 201 w nim uwa uui i itiaz, iiiuwu z,usuui wyiz,UL;ciii nit wics. um mc nadają się do opieki nad dziećmi, ja zaś potrzebuję tego pomieszczenia. Trzy czy cztery z tych dziewcząt powróciły z rodzin zastępczych, które nie mogły sobie z nimi poradzić; wymagają szczególnie efektywnej opieki i doglądu. Jak więc myślisz, co zrobiłam? Zatelefonowałam do Heleny Brooks, aby rzuciła w kąt wydawców i rękopisy, a zamiast tego zaopiekowała się moimi dziewczynkami. Jestem pewna, że będzie to robić doskonale. Wstępnie wyraziła zgodę. Biedna Helena, zdaje się, że ma dosyć wszelkich wiążących kontraktów i chce, aby wszystko w życiu było na próbę. Coś szczególnie miłego trafiło się starszym chłopcom. Otrzymaliśmy dar wdzięczności od J.F. Bretlanda. Poszedł porozmawiać z doktorem i podziękować mu za Allegrę. Rozmawiali długo o potrzebach naszego domu i J.F. Bretland zostawił mi później czek na trzy tysiące dolarów, żeby za to porządnie rozbudować indiański obóz. Obaj z Percym i miejscowym architektem zrobili plan i w ciągu dwóch tygodni — mam nadzieję — plemiona wprowadzą się do zimowych kwater. Jakie znaczenie ma dla moich stu siedmiorga dzieci to, że spalił się dom, jeżeli żyją na tak życzliwym świecie? Piątek Sądzę, że dziwi Cię, dlaczego nie dostarczam Ci jakichś szczegółów o stanie zdrowia doktora. Nie mam informacji z pierwszej ręki, ponieważ on nie chce mnie przyjąć. Jakkolwiek widział wszystkich, oprócz mnie — Betsy, Allegrę, panią Livermore, pana Bretlanda, Percy'ego, kilku Opiekunów. Twierdzą oni, że wygląda tak dobrze, jak można tego oczekiwać przy dwóch złamanych żebrach i kości piszczelowej. Tak bowiem brzmi, jak mi się zdaje, właściwa nazwa tej kości w nodze, którą sobie złamał. Doktor nie lubi, żeby robiono dokoła niego wiele szumu i nie pozuje z wdziękiem na bohatera. Ja sama, jako wdzięczna dyrektorka tego zakładu, przychodziłam do jego domu kilkakrotnie przy różnych okazjach, aby złożyć oficjalne podziękowania, ale niezmiennie spotykałam się na progu z wiadomością, że śpi i nie należy mu przeszkadzać. Pierwsze dwa razy uwierzyłam pani McGurk, ale później... Cóż, za dobrze znam naszego doktora! Tak więc, gdy przyszła pora, aby nasza 202 • me mam zupemie pojęcia, co się azieje z tym człowiekiem. W ostatnim tygodniu był względnie przyjazny, ale teraz, jeśli chcę się od niego czegoś dowiedzieć, to muszę wysyłać Percy'ego. Myślę, że mógłby zobaczyć się ze mną jako z zarządzającą zakładem, nawet jeśli nie pragnie, aby znajomość nasza miała jakieś osobiste zabarwienie. Nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że nasz Sandy jest Szkotem! Później Zapłacę fortunę za znaczki na ten list, żeby dotarł na Jamajkę, ale chcę, żebyś znała wszystkie nowiny. A muszę stwierdzić, że tyle podniecających rzeczy, co teraz, nie zdarzyło się tu od 1876 roku, to jest od chwili założenia zakładu. Pożar był takim szokiem, że pozostaniemy pod jego wpływem jeszcze przez długie lata. Jestem przekonana, że każdy taki zakład powinien być spalany do fundamentów co dwadzieścia pięć lat, aby można się pozbyć przestarzałego wyposażenia i przestarzałych poglądów. Jestem niezwykle zadowolona, że minionego lata nie wydaliśmy pieniędzy Jervisa, bo byłoby to tragiczne, gdyby teraz spłonęły. Nie żal mi jednak zbytnio Johna Griera, ponieważ zrobił swój majątek na lekarstwie, które, jak słyszałam, zawierało opium. Jeśli chodzi o resztki budynków ocalałe od ognia, to zabiliśmy je deskami, pokryliśmy papą i mieszkamy względnie wygodnie w naszej części domu. Jest tu sporo miejsca dla personelu, jadalnia dzieci i kuchnia, a bardziej dokładne plany zostaną zrobione później. Czy zdajesz sobie sprawę, co się nam przydarzyło? Dobry Bóg wysłuchał mej modlitwy i Dom Wychowawczy im. Johna Griera jest zakładem typu pawilonowego! A ja jestem najbardziej zajętą osobą na północ od równika. S. McBride 203 Drogi Gordonie! Proszę, proszę zachowaj się, jak należy, i nie utrudniaj i tak już trudnej sytuacji. Nie ma absolutnie mowy, żebym opuściła sierociniec w tej chwili. Powinieneś zrozumieć, że nie mogę porzucić dzieci właśnie wtedy, kiedy tak bardzo mnie potrzebują. Nie jestem również gotowa porzucić tej wstrętnej filantropii (Widzisz, jak wygląda Twój sposób mówienia na piśmie?). Nie masz powodów do niepokoju. Nie jestem przepracowana. Wszystko to mi się bardzo podoba, nigdy w życiu nie byłam tak zajęta i tak szczęśliwa. Gazety opisały pożar jako znacznie bardziej przerażający, niż był w rzeczywistości. Mój wizerunek, gdy skaczę z dachu z dzieckiem pod każdą pachą, był zdecydowanie przesadzony. Jedno czy dwoje dzieci mają chore gardła i nasz biedny doktor leży w gipsie, ale wszyscy jesteśmy żywi, dzięki Bogu! Pójdziemy dalej przez życie bez jakichś trwałych uszkodzeń i blizn. Nie mogę pisać zbyt szczegółowo, bo jestem strasznie zabiegana. I proszę Cię, nie przyjeżdżaj! Później, kiedy wszystko powróci do normy, będziemy musieli porozmawiać o nas obojgu, ale najpierw chciałabym mieć czas, żeby o wszystkim pomyśleć. S. 1 21 stycznia Droga Ago! Helena Brooks zajęła się tymi czternastoma dziewczynkami po mistrzowsku. Jest to praca bardzo trudna, ale jej się spodobała. Myślę, że będzie z niej wartościowy dodatek do naszego personelu. Zapomniałam napisać Ci o Punchu. Kiedy wydarzył się pożar, obie te miłe kobiety, które miały go u siebie przez całe lato, szykowały się, żeby zdążyć na pociąg do Kalifornii. Chwyciły go więc po prostu pod pachę razem z bagażami i odjechały. Tak więc Punch spędzi zimę w Pasadenie i mam przeczucie, że zostanie z nimi na dobre. Czy możesz się dziwić, że znajduję się w nastroju podniecenia, gdy słyszysz o tych wszystkich wydarzeniach? 204 wieczór, ponieważ uważa mnie za osobę, która rozumie jego kłopoty. Dlaczego to ja mam rozumieć kłopoty swego otoczenia? To strasznie męczące zajęcie wylewać współczucie z pustego serca. Ten biedny chłopak jest teraz bardzo przygnębiony, ale podejrzewam, że przy pomocy Betsy jakoś się z tego wykaraska. Jest właśnie na progu zakochania się w Betsy, choć sam jeszcze tego nie wie. Przechodzi takie stadium, że te kłopoty sprawiają mu nawet pewną przyjemność; uważa się za bohatera tragicznego, mężczyznę, który cierpiał. Ale też, zwróciłam na to uwagę, że ilekroć Betsy jest obok, to proponuje jej ochoczo pomoc, niezależnie od tego co robi. Gordon dziś zatelefonował, że przyjeżdża jutro. Boję się tej rozmowy, bo wiem, iż się posprzeczamy. Następnego dnia po pożarze napisał do mnie i prosił, żebym rzuciła w kąt sierociniec i natychmiast wyszła za niego, a teraz przyjeżdża, by o tym podyskutować. Nie mogę skłonić go do zrozumienia faktu, że posada, która jest związana ze szczęściem stu siedmiorga dzieci, nie może zostać „rzucona w kąt" z taką czarującą beztroską. Starałam się, jak mogłam, żeby trzymać go z daleka, ale on, jak reszta jego płci, jest uparty. O Boże, nie wiem, co mnie oczekuje! Chciałabym zajrzeć w przyszłość i zobaczyć, co będzie za rok o tej porze. Doktor jeszcze jest w gipsie, ale słyszę, że jego stan się poprawia, chociaż podobno narzeka. Już może po trochu siedzieć każdego dnia i przyjmuje gości według starannie ułożonej listy. Pani McGurk dokonuje selekcji przy drzwiach i wyprawia tych, którzy jej się nie podobają. Do widzenia. Napisałabym więcej, ale jestem tak śpiąca, że „oczy się na mnie zamykają" (to wyrażenie należy do Sadie Kate). Muszę się położyć i trochę pospać, żeby jutro móc stawić czoła nowym stu siedmiu kłopotom. Czułości dla Pendletonów S. McB. 205 Ten list nie ma nic wspólnego z Domem Wychowawczym im. Johna Griera. Jest wyłącznie od Sallie McBride. Czy pamiętasz, jak na drugim roku czytałyśmy listy Huxleya? Ta książka zawierała zdanie, które utkwiło mi w pamięci. „W życiu każdego człowieka jest zawsze jakiś przylądek Horn, który albo się szczęśliwie ominie, albo się na nim rozbije". To szalenie prawdziwe, chodzi tylko o to, że nie zawsze uda się rozpoznać swój przylądek Horn. Żeglowanie często odbywa się we mgle i zanim się spostrze-żesz, już jesteś rozbitkiem. Ostatnio coraz dokładniej uświadamiałam sobie, że dotarłam do przylądka Horn mego życia. Zaręczyłam się z Gordonem z uczciwością i nadzieją, ale stopniowo zaczęłam wątpić; czy wyniknie z tego coś dobrego. Ta dziewczyna, którą on kocha, nie jest tą, którą ja chcę być. To jest ta ja, którą starałam się przestać być przez cały ostatni rok. Nawet nie jestem pewna, czy ona naprawdę istnieje, może Gordon ją tylko wymyślił. Tak czy inaczej, teraz dziewczyna ta już nie istnieje i jedyną przyzwoitą rzeczą w stosunku do niego i do mnie, jaką można zrobić, jest skończyć całą sprawę. Nie mamy żadnych wspólnych zainteresowań, nawet już nie jesteśmy przyjaciółmi. On tego nie pojmuje, uważa, że ja coś wymyśliłam, że wystarczy, abym bardziej zainteresowała się jego życiem, a wszystko skończy się szczęśliwie. Oczywiście, interesuję się nim, kiedy jest ze mną. Mówię o rzeczach, o których on chce mówić, ale on nie wie, że istnieje duża część mojej osobowości, większa jej część, która po prostu nie spotyka się z nim w żadnym punkcie. Przy nim nie jestem zupełnie sobą i jeśli mielibyśmy żyć razem, być ze sobą codziennie, to musiałabym udawać przez całe życie. On chce, żebym patrzyła na niego i uśmiechała się, kiedy on się uśmiecha, marszczyła brwi, kiedy on je marszczy. Nie może zrozumieć, że jestem tak samo indywidualnością jak i on. Mam pewne talenty towarzyskie. Umiem się ubrać, dobrze się prezentuję, byłabym idealną panią domu dla polityka — właśnie dlatego mnie lubi. W każdym razie zobaczyłam ze straszliwą dokładnością, że jeśli przy tym wytrwam, to za kilka lat będę w tej sytuacji, w której jest teraz Helena Brooks. Ona jest dla mnie w tej chwili daleko lepszym 20.6 1 z Jervisefn, ^est groźny aia społeczeństwa, jesienie iai_y spokojni i zaprzyjaźnieni, że skłaniacie bezbronną obserwatorkę, aby rzuciła się przed siebie i chwyciła pierwszego napotkanego mężczyznę, a to zawsze jest niewłaściwy mężczyzna. Tak czy inaczej pokłóciliśmy się z Gordonem zdecydowanie i ostatecznie. Ja osobiście wolałabym, żeby wszystko skończyło się bez kłótni, ale biorąc pod uwagę jego temperament, a i mój również, muszę stwierdzić, że eksplozja była „poważna. Przyjechał wczoraj po południu, choć pisałam mu, żeby tego nie robił i poszliśmy się przejść po Knowltop. Przez trzy i pół godziny chodziliśmy tam i z powrotem po łące i dyskutowaliśmy o sobie, sięgając do najgłębszych pokładów naszych jaźni. Nikt nie może powiedzieć, że zerwaliśmy z powodu jakiegoś błahego nieporozumienia lub wzajemnego niezrozumienia! Skończyło się bezpowrotnym odejściem Gordona. Kiedy stałam tam i patrzyłam, jak znika mi z oczu za pagórkiem, to nagle uświadomiłam sobie, że jestem wolna, samotna i jestem panią samej siebie. Ago! Ogarnęło mnie uczucie radosnej ulgi i poczucia wolności. Nie potrafię tego wyrazić, zresztą wątpię, czy osoba szczęśliwa w małżeństwie zdoła zrozumieć, jak cudownie i pięknie samot-n a się czułam. Chciałam wyciągnąć ramiona i uścisnąć cały świat, który nagle należał do mnie. Och, jaka to ulga, że wszystko mam już za sobą! Odkryłam prawdę w noc pożaru, kiedy widziałam, jak płonie stary Dom Johna Griera. Zrozumiałam też, że nowy powstanie na tym miejscu, ale że ja już nie będę miała z tym nic wspólnego. Straszliwa zazdrość ścisnęła mi serce. Nie mogłam z tego zrezygnować i w ciągu tych okropnych chwil, kiedy myślałam, że straciliśmy doktora, uświadomiłam sobie, ile znaczy jego życie i że jest dla mnie dużo ważniejszy od Gordona. I wtedy już wiedziałam, że nie będę go mogła opuścić — muszę zostać i realizować wszystkie nasze wspólne plany. Wygląda na to, że to, co mówię, to tylko jakiś słowny galimatias. Zresztą sama jestem pełna emocjonalnego zamętu. Chcę mówić, mówić i mówić, aby doprowadzić się do porządku. Wtedy jednak stałam samotnie w zimowym zmierzchu i wdychałam głęboko czyste, chłodne powietrze. Czułam się cudownie, wspaniale, jakbym była naelektryzowana wolnością. Potem pobiegłam, podskakując i ślizgając się po zboczu wzgórza, przez pastwisko w stronę naszego 207 I domu,"CIĘgnąc za"Sobą Wsmutku podcięte skrzydła. Ani razu też nie pomyślałam o biednym Gordonie, który niósł w stronę stacji kolejowej złamane, posiniaczone i zdradzone serce. Gdy weszłam do domu, przywitał mnie radosny tupot dzieci udających się na kolację. Wszystkie one nagle stały się moje, a ostatnio, gdy moje odejście było coraz bardziej nieuniknione, oddalały się ode mnie. zmieniając się w małych nieznajomych. Chwyciłam troje najbliżej stojących i mocno uścisnęłam. Nagle odnalazłam nowy sens życia, poczułam się, jakby mnie uwolniono z więzienia. Czułam... och, lepiej przestanę, chcę tylko, żebyś znała prawdę. Nie pokazuj tego listu Jervisowi, ale powiedz mu, co w nim jest, w sposób przyzwoicie powściągliwy i zasmucony. Już północ i spróbuję wreszcie zasnąć. To cudowne, gdy nie musi się wyjść za mąż za kogoś, kogo się nie chce za męża. Cieszę się, że te dzieci mają tyle potrzeb. Cieszę się, że mamy Helenę Brooks i, tak, to prawda, cieszę się z pożaru i ze wszystkiego, co pomogło mi spojrzeć prawdzie w oczy. W mojej rodzinie nigdy nie było rozwodu i oni by tego nie znieśli. Wiem, że jestem strasznie egoistyczna i samolubna, powinnam przecież myśleć o złamanym sercu biednego Gordona. Ale gdybym udawała smutek, to byłaby to tylko ładna poza. On znajdzie sobie kogoś innego z takimi samymi jak moje, rzucającymi się w oczy włosami, kogoś, kto będzie równie dobrą panią domu i nie będzie sobie zawracać głowy żadnymi przeklętymi nowoczesnymi ideami o służbie społecznej i misji kobiety, i całą resztą takich samych bzdur, którymi fascynuje się współczesne pokolenie. (Parafrazuję i łagodzę zrozpaczone wypowiedzi naszego młodego człowieka). Do widzenia, moi drodzy. Jakżebym chciała stać razem z Wami na plaży i spoglądać na niebieskie, niebieskie niebo! Pozdrawiam hiszpańskie morze! Addio! Sallie iviaLi\at: Zastanawiam się, czy temu liścikowi uda się zastać Pana nie we śnie? Być może nie wie Pan o tym, ale byłam u Pana cztery razy, aby złożyć podziękowanie i wyrazy współczucia tak wytwornie, jak tylko potrafię. Jestem wzruszona wieściami, że pani McGurk jest Dochtor i nie zajęta wyłącznie przyjmowaniem kwiatów, galaretek, kurcząt i rosołów przynoszonych niewdzięcznemu bohaterowi w gipsowej zbroi przez wielbiące pana damy z naszej parafii. Wiem, uważa Pan czapkę z samodziału za znacznie wygodniejszą od aureoli, ale myślę też, że mógłby Pan spojrzeć na mnie inaczej niż na owe rozhistery-zowane panie. Byliśmy przecież kiedyś przyjaciółmi (od czasu do czasu) i choć w naszych dawnych stosunkach są jeden czy dwa szczegóły, o których lepiej byłoby nie pamiętać, to nie sądzę, żeby zepsuły one między nami wszystko. Czy nie możemy okazać się rozsądni i stanowczo je wykreślić? Pożar przyniósł nam ze strony sąsiadów tyle nieoczekiwanej życzliwości i pomocy, chciałabym więc, aby i Pan mógł ich nam trochę ofiarować. Widzisz, Sandy, znam Cię bardzo dobrze. Może Pan przed światem udawać, że jest opryskliwy, zrzędliwy, niewdzięczny, uczony i nieludzki, i SZKOCKI, ale ja się nie dam na to nabrać. Moje świeżo wyszkolone oko psychologa przypatrywało się Panu przez dziesięć miesięcy; zaaplikowałam Panu test Bineta. Jest Pan w rzeczywistości dobry i współczujący, mądry i wielki i umie 209 amputując ostatnie pięć miesięcy. Czy pamięta Pan to niedzielne popołudnie, kiedy uciekliśmy w świat? I jak nam było dobrze? A więc teraz mamy akurat dzień po tej niedzieli. Sallie McBride PS Jeśli łaskawie zgodzę się znowu Pana odwiedzić, to proszę, niech się Pan uprzejmie zgodzi mnie przyjąć, ponieważ — zapewniam Pana, że więcej próbować nie będę! Zapewniam również, że nie będę lać łez na Pańską kołdrę ani starać się całować Pańskiej ręki; jak słyszałam, robiła to jedna z Pańskich wielbicielek. Dom im. Johna Griera Czwartek Drogi Wrogu! Widzisz, żywię do Ciebie w tej chwili przyjazne uczucia. Kiedy nazywam cię „MacRae", to Cię nie lubię, a kiedy mówię „Wrogu" to odwrotnie. Sadie Kate przyniosła mi Twój liścik (refleksja po niewczasie). I muszę przyznać, że jak na leworęczne pismo, jest to bardzo udany produkt. W pierwszej chwili myślałam, że to od Puncha. Możesz mnie oczekiwać jutro o czwartej i pamiętaj, żebyś nie spał! Cieszę się, że myślisz, iż jesteśmy przyjaciółmi. Ja czuję się tak, jakbym otrzymała z powrotem coś bardzo cennego, co lekkomyślnie zgubiłam. S. McB. PS Java zaziębiła się tej nocy, gdy był pożar, i bolą ją zęby. Siedzi i trzyma łapę na policzku — zupełnie jak małe dziecko. 210 Kochana Ago! Tamte dziesięć stronic, które wysłałam Ci w ubiegłym tygodniu musiało być okropnie chaotyczne i niezrozumiałe. Czy uszanowałaś mą prośbę i zniszczyłaś ten list? Nie chciałabym, żeby się pojawił w tomie „Listów zebranych". Wiem, że stan mego umysłu jest godny pożałowania, szokujący, skandaliczny, ale człowiek nic nie może poradzić na to, co czuje. Zazwyczaj uważa się, że być zaręczonym to przyjemne uczucie, ale nie wytrzymuje to najmniejszego porównania z cudownym, radosnym, swobodnym, niepohamowanym uczuciem niebycia już zaręczonym! W ciągu ostatnich miesięcy żyłam w poczuciu wielkiej niestabilności, teraz wreszcie się uspokoiłam. Zapewne nigdy nikt nie oczekiwał staropanieiistwa z taką ulgą jak ja. Coraz bardziej skłaniam się ku przekonaniu, że nasz pożar był dziełem Opatrzności. Został nam zesłany przez niebiosa, aby oczyścić drogę dla nowego Domu Wychowawczego im. Johna Griera. Już jesteśmy po uszy pogrążeni w planach budowy pawilonów. Ja się opowiadam za szarymi stiukowymi domkami, Betsy skłania się ku cegle, a Percy chce je widzieć w części drewniane. Nie wiem, co by wolał nasz biedny doktor. Oliwkowa zieleń i mansardowy dach wydają się być w jego guście. Mając do dyspozycji dziesięć różnych kuchni, nasze dzieci nie mogą nie nauczyć się gotować! Już się rozglądam za dziesięcioma zastępczymi matkami, aby postawić je na czele każdego pawilonu. Właściwie to będę szukać jedenastu, żeby jedną przeznaczyć dla Sandy'ego. On tak samo jest złakniony macierzyńskiej troski, jak każde z moich kurcząt. To musi być straszliwie przygnębiające wracać do domu codziennie wieczorem i dostawać się w ręce pani McGur-r-rk. Jak ja nie lubię tej kobiety! Cztery razy z zadowoleniem i uporem mówiła mi, że „dochtor szpi i nie chcze, żeby mu przeszkadzano". Jeszcze go dotąd nie widziałam i szykuję się skończyć z uprzejmościami. Chociaż wstrzymuję się z osądami do jutra, do godziny czwartej, kiedy to mam mu złożyć krótką, półgodzinną wizytę. Sam wyznaczył to spotkanie i jeśli ona znowu mi powie, że „szpi", to dam jej kuksańca, przewrócę i, stawiając twardo stopę na jej 211 ką. Bardzo jestem ciekawa, jak wygląda w Diarym czepku i tartu-chu. Właśnie dostarczono pocztę, a w niej list od pani Bretland, mówiący o tym, jak bardzo są szczęśliwi, że mają dzieci. Załączyła ich pierwszą wspólną fotografię — wszyscy wciśnięci do bryczki, Clifford dumnie trzyma lejce, a stajenny uzdę przy głowie konika pony. Czyżby to była trójka wychowanków Domu im. Johna Griera? Z radością myślę o ich przyszłości, ale jest mi też trochę smutno, gdy wspominam ich biednego ojca, który dla nich zapracował się na śmierć, a one go przecież zapomną. Bretlandowie zrobią, co w ich mocy, aby tak się stało. Są zazdrośni o wszelkie obce wpływy i chcą, by dzieci były tylko ich. Najlepsze jest chyba naturalne rozwiązanie problemu — każda rodzina produkuje swoje dzieci i wychowuje je. Piątek Widziałam dzisiaj doktora. Przedstawia sobą wzruszający i smutny widok, składający się głównie z bandaży. Tak czy inaczej, udało nam się wyjaśnić nieporozumienia i pogodzić się. Czy to nie okropne, że dwie ludzkie istoty wyposażone w dar mowy, nie potrafią przekazać jedna drugiej nic z tych procesów psychologicznych, które się w nich dokonują? Od samego początku nie rozumiałam jego zachowania i stanu duszy, a on nawet teraz jeszcze mnie nie rozumie. Ta posępna powściągliwość, którą my, ludzie Północy, z takim wysiłkiem staramy się zachować! Nie wiem, czy jednak wybuchowa południowa metoda zaworów bezpieczeństwa nie jest lepsza. Ago, stała się rzecz okropna! Czy pamiętasz, że w ubiegłym roku, kiedy on wyjeżdżał do tego domu dla nerwowo chorych i pozostawał tam przez dziesięć dni, ja narobiłam wokół tego tyle głupiego zamieszania? Otóż, moja droga, jakie niemożliwe rzeczy zawsze wyczyniam! Pojechał tam na pogrzeb swojej żony. Umarła w tym zakładzie. Pani McGurk wiedziała o tym i mogła wtedy dodać to do reszty swoich nowin, ale tego nie zrobiła. Opowiedział mi o niej z wielką łagodnością i smutkiem. Ten biedny człowiek przez całe lata żył w okropnym napięciu i przypuszczam, że jej śmierć jest błogosławioną ulgą. Wyznał, że już 212 1 zrezygnował z praktyki w mieście i przyjechał na wieś. Ale wkrótce po urodzeniu córeczki ona się załamała i musiał ją „odesłać do zakładu", jak mówiła pani McGurk. Dziecko ma teraz sześć lat, jest śliczne i słodkie, ale sądząc z tego, co mówił, nienormalne. Jest przy niej zawsze pielęgniarka. Pomyśl tylko o tej tragedii ciążącej nad naszym biednym, cierpliwym, dobrym doktorem. Bo jest cierpliwy, pomimo że jest najbardziej niecierpliwym człowiekiem na świecie! Dziękuję Jervisowi za list. Jest bardzo dobrym człowiekiem i cieszę się, że ma to, na co zasługuje. Ile będzie radości, gdy znowu wrócicie do Shadywell i będziemy snuć plany dla nowego D.W.J.G. Odnoszę wrażenie, że ostatni rok spędziłam ucząc się, a teraz jestem gotowa zaczynać pracę. Zrobimy z tego najwspanialszy sierociniec, jaki kiedykolwiek istniał. Jestem tak niezwykle szczęśliwa, mając takie perspektywy, że rozpoczynam ranek radosnym skokiem z łóżka. Chodzę wokół swoich prac, śpiewając w duchu. Dom im. Johna Griera zasyła podziękowania dwojgu swoich najlepszych przyjaciół! Addio! Sallie Dom im. Johna Griera Sobota, wpół do siódmej rano Mój najdroższy Wrogu! „Pewnego dnia coś miłego nam się przydarzy". Czy nie byłeś zdziwiony, gdy obudziłeś się dziś rano i przypomniałeś sobie, co się stało? Ja byłam! Przez dwie minuty myślałam, czemu jestem taka szczęśliwa. Jeszcze się nie rozwidniło, ale ja już nie śpię, jestem podniecona i piszę do Ciebie. Wyślę ten liścik przez pierwszą sierotę, która się pojawi, i dostaniesz go na tacy ze śniadaniem, razem z owsianką. Ja zaś pójdę w jego ślady o godzinie czwartej po południu. Czy sądzisz, że pani McGurk zgodzi się dopuścić do takiego skandalu, 213 bym pozostała przez dwie godziny i to bez żadnej sieroty jako przyzwoitki? To było powiedziane w dobrej wierze, Sandy, że nie będę próbowała całować Cię w rękę i że nie będę lać łez na Twoją kołdrę. Ale obawiam się, że zrobiłam jedno i drugie, albo i gorzej! Naprawdę nie podejrzewałam, że jesteś mi tak drogi, dopóki nie stanęłam w progu i nie zobaczyłam Cię opartego o poduszki, spowitego w bandaże i ostrzyżonego. Wyglądasz — pożal się Boże! Jeśli jednak kocham Cię teraz, kiedy jedna trzecia twej osoby to gips i opatrunki chirurgiczne, to możesz sobie wyobrazić, jak będę Cię kochać, kiedy cały będziesz tylko sobą! Mój drogi, drogi Robinie, jakimże jesteś głuptasem. Czy mogłam przypuszczać w ciągu tych długich miesięcy, że zależy Ci na mnie, jeżeli zachowywałeś się tak okropnie po SZKOCKU? Zachowanie takie jak Twoje trudno było uznać za wyraz afektu. Szkoda, że nie dałeś mi choć najmniejszego znaku, jaka jest prawda, bo może to zaoszczędziłoby nam obojgu wielu przykrych chwil. Ale nie spoglądajmy za siebie; patrzmy przed siebie i bądźmy wdzięczni. Dwie najlepsze rzeczy w życiu będą nasze: przyjacielskie małżeństwo i praca, którą kochamy. Wczoraj, gdy Cię opuściłam, wracałam do zakładu jak zaczarowana. Chciałam być sama i myśleć, ale zamiast samotności miałam na kolacji Betsy, Percy'ego i panią Livermore, a potem musiałam pójść i porozmawiać z dziećmi. Piątkowy wieczór to wieczór towarzyski. Dzieciaki mają mnóstwo płyt gramofonowych, otrzymanych od pani Livermore. Musiałam tam grzecznie siedzieć z nimi i słuchać 214 sierotę i ukryłam głowę na jej ramieniu, żeby nie widziano moich łez. Johnie, mój Johnie miły, mój Johnie Anderson! Wspomnij te dni szczęśliwe, kiedy na szczyty gór Żwawośmy razem wchodzili, mój Johnie Anderson. Ileż to chwil minęło wysoko pośród chmur! Teraz zaś w dół schodzimy, mój Johnie Anderson, Więc chodźmy znów ręka w rękę, tak jak przez wszystkie dnie, Drżącym staruszków krokiem, mój Johnie Anderson. Aby u stóp wielkiej góry w cichym pogrążyć się śnie. Zastanawiam się, czy gdy będziemy starzy, zgarbieni i drżący, spojrzymy w przeszłość bez żalu? To piękne patrzeć przed siebie, prawda? Życie pełne pracy, zabawy, codziennych przygód przy boku kogoś, kogo się kocha. Już teraz nie boję się przyszłości, nie boję się starzeć wraz z Tobą, Sandy. „Czas jest tylko strumieniem, w którym chodzę coś łowić". Powodem, dla którego pokochałam sieroty, było to, że one mnie potrzebowały. To jest też powodem, w każdym razie jednym z powodów, dla którego pokochałam Ciebie. Jesteś bardzo smutną postacią, mój drogi, a skoro nie pozwalasz, aby Cię wygodnie urządzić, zostaniesz do tego zmuszony. Zbudujemy sobie dom na zboczu wzgórza, zaraz za zakładem. Co myślisz o żółtej willi we włoskim stylu? A może wolisz różową? W każdym razie na pewno nie będzie zielona i nie będzie mieć mansardowego dachu. Będzie tam duży, wesoły salon z kominkiem, z pięknym widokiem za oknami i żadnej McGURK. Biedna staruszka! Ale będzie wściekła, gdy się dowie! Na pewno ugotuje ci okropną kolację. Ale nie powiemy jej o tym jeszcze przez długi, długi czas, zresztą nikomu innemu również. To byłoby skandalizu-jące wydarzenie — zaraz po moich zerwanych zaręczynach... Pisałam wczoraj wieczorem do Agi i z bezprecedensową powściągliwością nie zrobiłam nawet najmniejszej aluzji. Ja też staję się Szkotką! Możliwe, że mówiąc o tym, jak bardzo mi na Tobie zależy, nie powiedziałam Ci całej prawdy. Ta myśl zrodziła się we mnie tej nocy, gdy palił się sierociniec. Kiedy Ty znajdowałeś się pod 215 kę. zadawało mi się, ze jesn oaejaziesz, 10 nie zuoiam mguy sooie wybaczyć tego, że pozwoliłam najlepszemu przyjacielowi, jaki pojawił się w moim życiu, odejść z ciężarem nieporozumienia. Nie mogłam się też doczekać, kiedy pozwolą mi Cię zobaczyć i będę mogła powiedzieć Ci to wszystko, co tak długo — przez pięć miesięcy! — tłamsiłam w sobie. A potem — wiesz, że dałeś polecenie, aby mnie trzymać z dala, co zraniło mnie bardzo boleśnie. Skąd mogłam podejrzewać, że to ja byłam tą osobą, którą chciałeś widzieć najbardziej? I że powstrzymywało cię tylko to Twoje szkockie poczucie moralności. Jesteś bardzo dobrym aktorem, Sandy. Ale, mój miły, jeśli kiedyś w naszym wspólnym życiu znowu zawiśnie nad nami najmniejszy cień niezrozumienia, obiecajmy nie dusić tego w sobie, ale rozmawiać i wyjaśniać. Wczoraj wieczorem, kiedy już wszyscy wyszli — wcześnie, muszę powiedzieć — poszłam na górę i skończyłam list do Agi, a potem spojrzałam na telefon i walczyłam z pokusą. Chciałam wywołać numer pięćset pięć i powiedzieć Ci: dobranoc. Ale nie miałam śmiałości. Ciągle jeszcze bywam zupełnie przyzwoicie zakłopotana! A więc jako że nie mogłam z Tobą porozmawiać, zrobiłam to, co mogłam najlepszego: wyjęłam tomik Burnsa i czytałam go przez godzinę. Wreszcie zasnęłam, a wszystkie te szkockie pieśni miłosne kłębiły mi się w głowie i oto teraz, o poranku, piszę je do Ciebie. Do widzenia, Robinie — chłopcze, kocham Cię mocno. Sallie 216 ZAPROSZENIE DO „GRAFU" Jeżeli jeszcze nie znalazłeś się na liście tysięcy czytelników regularnie nabywających nasze książki, przyślij nam informację, swoje nazwisko i adres. Natychmiast prześlemy Ci Informator „Grafu", w którym znajdziesz listę wydanych przez nas książek i zapowiedź nowości. Pamiętaj, „Graf jest wydawcą wielu bestsellerów. Ty masz szansę przeczytać je pierwszy! Napisz do nas! Oficyna Wydawniczy „Graf Biuro handlowe: ul. Władysława IV 14 80-547 Gdańsk — m™.™ d^ tel. 43-93-48 mbp Zabrze fax 439 358 nr inw.: K1 - 17341 F 1 IIIp/P guaf Powieść amt rykańskiej autork.. Jane Webster Tajemniczy. opiekun mają dzieci na całym świc ie. D-.jga jej część Kochar.y Wrogu ukazuje siiL ^ Polsce po raz pierwszy. Agata A -oot, po niespodziewanej odmianie losu, psj anawia z Domu Wychowawczego im. Jobi. Griera stworzyć wzorowa prowadzona plr-cówkę. Ma-nawia swą przyjaciółkę z co1!ea"e'u, Sally McBride, do objęcia stano-wisl a zarządzającej sierocińce^.'. Z listów pisanych przez SaLy do A^aty i i:ir-vah osób dowiadLjemy się, co czuje rnłocia ciani zosta-j;;c matką ponad setki dzieciaków. f r